~1~
Prolog Rhaegar spacerował od jednego końca swojej wypełnionej skarbami jaskini do drugiego, jego ogon machał w pra...
2 downloads
10 Views
2MB Size
~1~
Prolog Rhaegar spacerował od jednego końca swojej wypełnionej skarbami jaskini do drugiego, jego ogon machał w prawo i w lewo, gdy tak chodził. Nawet radosny chrzęst złotych monet pod jego pazurami nie skłaniał go do zwykłego wybuchu radości. - Czy to naprawdę tak wiele pragnąć partnera? – zapytał sterty kamieni szlachetnych i złota obok siebie. Nie był zaskoczony, że nie odpowiedziały. Chociaż był najstarszy ze swojego rodzaju, Rhaegar wciąż nie znalazł nikogo, z kim mógłby dzielić swoją jaskinię. Próbował. Nawet spędził lata na sypianiu z każdym nadającym się do tego smokiem w swoim wylęgu – z niektórymi z nich więcej niż raz, po to by być pewnym. I nic. Wieki nadchodziły i przechodziły, a on wciąż nie zbliżył się ani o krok, by znaleźć towarzysza. Może król Fae dotrzyma swojej obietnicy i pomoże znaleźć Rhaegar’owi jego partnera. Ale dotychczasowe doświadczenia z Fae nie nastawiły go optymistycznie do tego, że wywiążą się do końca z swojej umowy. Jednakże, Król Kylen miał uczciwe oczy i miłość zmiennego wilka. A przecież król Fae musiał doprowadzić sprawę do końca, jeśli nie chciał być postrzegany, jako kłamca, przez swojego partnera. Fae zawsze bardziej niepokoiły się swoją reputacją niż rzeczywistością. Rhaegar chciał takiego związku, jaki miał król z jego silnym wilkiem, partnera, który stanie u jego boku. Żaden ze smoków z gór nie dowiódł, że jest właściwym wyborem. Chociaż byli dobrzy do sporadycznych igraszek w jego skarbcu, nie byli jego kochankami na wieczność. Chciał, żeby ich wylęg miał jasnowidza, który go poprowadzi, ale ostatni umarł ponad dwieście lat temu, i tak naprawdę smoczyca nigdy nie była szczególnie pomocna. Nawet nie przewidziała swojej własnej śmierci. - Masz gościa, mój panie. – Głęboki dudniący głos przerwał izolację Rhaegara. Obrócił się gwałtownie, by znaleźć swojego następcę, Hartmuta, stojącego w wejściu jaskini Rhaegara w jego ludzkiej postaci. Hart był jego najstarszym ~2~
przyjacielem i pomocną prawą ręką. A w sprawach międzygatunkowych związków, Hart miał najlepsze rozeznanie. Fae mogły sobie myśleć, że ten świat jest ich, ale smoki tylko pozwalały im nim rządzić, ponieważ sami nie byli zbyt ambitną rasą. Dobra jaskinia z ogromnym skarbem całkowicie zadowalała smoki. Poza tym, gdyby nie mieli Fae, skąd braliby całe te swoje złoto? - Kto jest gościem? – Rhaegar zmusił się, by skupić swoją uwagę z powrotem na oświadczeniu Harta, udając zainteresowanie. Hart wykrzywił wargę, ukazując spiczasty kieł. - Król Fae. Przynajmniej zabrał ze sobą swojego partnera. Smoki, jako takie, nie lubiły fae za starożytną zdradę między tymi gatunkami. Długi łańcuch skorumpowanych królów fae też w niczym nie pomógł. Szczera uczciwość w oczach Farro uspokajała instynktowną nieufność Rhaegara do nowego Wysokiego Króla Fae. Rhaegar ukrywał pełną aprobatę dla królestwa, dopóki nie zaczął nim rządził Kylen na kolejne wieki. Ostatni król nie był taki zły zanim nie oszalał. - Dobrze, lubię Farro. Hart burknął. - A kto nie? Widziałem wczoraj w lesie jego szczeniaka. Jest cholernie zachwycający. Rozesłałem wiadomość, że skrzywdzenie niedorostka równa się automatycznemu wyrokowi śmierci. - Dobrze. – Każdy gatunek przemyśli swoje najście, skoro szczenię ma ochronę smoka. – Zatem idź i pozwól królowi fae wejść. Rhaegar zamknął oczy i skoncentrował się na zmianie od smoka do człowieka. Nieszczególnie lubił swoją ludzką postać. Słaba ochrona jego dwunożnego ciała była słabym porównaniem do jego ogromnej wagi. Jednak nie chciał, żeby król Fae czuł się niekomfortowo, bo pozostanie smokiem mogło być uważane, jako akt agresji. W tym momencie, Rhaegar potrzebował pomocy króla Kylena, jeśli chciał znaleźć partnera. Mógł mu się nie podobać pomysł posiadania partnera fae, ale skoro żaden ze smoków nie był jego partnerem, musiał rozszerzyć swoje poszukiwania. - Pozdrawiam cię, Rhaegarze. – Kylen zrobił dwa kroki do jaskini zanim niskim i pełnym gracji ruchem się ukłonił. Farro kiwnął głową, co było właściwym powitaniem jednego zmiennego do drugiego, gdyż nie byli w tej samej hierarchii. ~3~
- Pozdrawiam, króla fae i królewskiego partnera. Co was sprowadza w moje niskie progi? Farro prychnął. - Jeśli przez niskie masz na myśli oślepiająco bogate, to muszę się z tobą zgodzić. - Myślałem, że uzgodniliśmy, że to ja będę mówił – skarcił go Kylen czułym tonem. Farro skrzyżował ramiona na piersi. - Przepraszam, o potężny królu, proszę kontynuować. Rhaegar odrzucił głowę i zaczął się śmiać, a dźwięk ten rozbrzmiał echem po jaskini. - Miło znowu was widzieć. Jak mogę wam pomóc? Wątpił, żeby dwóch członków rodziny królewskiej przywlokło się w góry tylko dla towarzyskiej wizyty. - Bardziej, co my możemy zrobić dla ciebie – skorygował Kylen. – Urządzamy przyjęcie koronacyjne, by świętować połączenie dwóch królestw. A ponieważ większość Fae skupi się razem w jednym miejscu, pomyślałem, że to będzie dobry moment dla ciebie i paru twoich towarzyszy, żeby przyjść i sprawdzić czy nie znajdziecie swoich partnerów. - A co będziemy musieli zrobić w zamian? – Nic nie przychodziło za darmo. Pomimo ich umowy, to było niemal zbyt dobre, żeby mogło być prawdziwe. - Upewnić się, że nie zostanę zabity na moim własnym przyjęciu. – Kylen błysnął Rhaegarowi kpiącym uśmiechem. – Większość Fae jest po mojej stronie, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto pomyśli, że jego ulubiony Fae może to robić to lepiej. Potrzebuję przed nimi ochrony, dopóki nie rozeznam się, komu można ufać. Ludzie, którzy pilnowali moich tyłów, jako towarzysze żołnierze, mogą teraz równie prawdopodobnie wyciągnąć przeciwko mnie swoje miecze. Farro warknął cicho. - Jeśli ktoś spróbuje cię skrzywdzić, rozedrę im gardła. - To już mi nie pomoże, jeśli mnie zabiją, kochanie. A poza tym, nie narażę cię na niebezpieczeństwo. Nie możemy zostawić naszego syna bez ojców.
~4~
- A ty mi ufasz? – Rhaegar nie potrafił ukryć zaskoczenia w swoim głosie. Strzeżenie króla było dużą odpowiedzialnością i nikt, jak myślał, nie powierzyłby tego smokowi, którego ledwie znał. - Ty niczego nie zyskasz przez moją śmierć. Kylen nie dodał, że to Rhaegar miał wiele do stracenia, jeśli uda się próba zamachu na Kylena. Smoki mogły nie być tak szczęśliwe z następnym królem Fae. W przeszłości było kilka bitew, w których obie strony straciły wielu ludzi bez żadnego szczególnego powodu, poza tym, że król Fae chciał wojny. - Prawda. – Rhaegar się uśmiechnął. – Z przyjemnością przyjdę i pomogę. Pomyślał o kilku smokach, które z radością odwiedzą pałac Fae w poszukiwaniu swoich partnerów. Rhaegar nie był jedynym smokiem czekającym na znalezienie swojej drugiej połówki. Po tym jak Jego Wysokości wyszli, Rhaegar spędził resztę popołudnia na marzeniach o znalezieniu swojego partnera.
Tłumaczenie: panda68
~5~
Rozdział 1 Leif zanurkował przez pole, przechylając skrzydła w prawo, by złapać kolejny prąd powietrza. Bezczynnie wirował w ciasnej pętli, gdy badał grunt poniżej. Podążał za mutantami do drzewa, ale zniknęli pod gęstym listowiem. Szybując niżej, wylądował na gałęzi tak blisko mutantów jak się ośmielił. Obserwował Flena, przywódcę podmiejskich mutantów, od kilku dni. Nie wierzył, że nie zaczepi Sfory Moon. Chociaż ta mała grupa mutantów była zadowolona ze swoich nowych postaci, naruszali ustalony teren Sfory Moon. Leif podejrzewał, że wciąż wielbili Lorusa Korla, naukowca Fae, który ich stworzył, i popierali jego zapędy opanowania świata i postawienia się, jako ich władcy. Leif po prostu potrzebował żelaznego dowodu, który mógłby przedstawiać Silverowi, alfie Sfory Moon. Zmienny wilk nie zaatakuje mutantów bez dowodów, a było zbyt wiele mutantów, by być pewnym, która grupa zaatakowała budynek sfory. Leif podejrzewał, że Korl wciąż ukrywa się w Świecie Fae za jednym ze swoim czcicieli. Może powinien porozmawiać z Anthonym o otwarciu przejścia przez portal, by zapolować na naukowca. Sfora była winna mu przysługę. To mógł być czas jej odebrania. Korl był odpowiedzialny za rzeź gniazda Leifa. W swoich poszukiwaniach, by powiększyć swoje wojsko mutantów, Korl próbował sięgać do innych gatunków. Żaden z kruków nie ocalał. Wyjechał tylko na tydzień na ślub kumpla z wojska, a gdy wrócił znalazł całą swoją rodzinę zdziesiątkowaną. Leif znalazł ich połamane ciała gnijące na poboczu drogi, gdzie porzucili je ludzie Korla. Smród mutantów wsiąkł w ziemię i rozszarpał serce Leifa. Nawet nie uszanowali na tyle martwych kruków, by je pochować. Od tamtej pory, Leif skupił cały swój czas i energię na polowaniu na Korla i postanowieniu, że za to zapłaci. Dobre było to, że Leif odziedziczył wszystkie pieniądze z ubezpieczenia gniazda. To dało mu fundusze na ściganie ich zabójcy. - Musimy rozprawić się z Sforą Moon. – Niski głos Flena rozbrzmiał echem przez polankę, gdy zwrócił się do grupy dwudziestu mutantów. Maszerował w tę i z
~6~
powrotem, kiedy mówił, jego wydłużone kończyny kołysały się nienaturalnie z każdym krokiem. – Rozpadną się, jeśli zniszczymy ich przywódcę. Oni są tylko bandą szczeniąt goniących swoje ogony. Odrąbiemy jej głowę i poddadzą się naszej woli. Leif nastroszył swoje pióra. Zimny wiatr przemknął po jego małym ciele i szybko zabrał jego ciepło. Przez chwilę pozazdrościł wilkom ich puszystych futer, chociaż nigdy by wymienił chwili ciepła na umiejętność latania. - Jak zniszczymy Silvera? Ma swojego partnera, który go chroni – wtrącił się inny mutant, włamując się w smutne rozmyślania Leifa o zamarznięciu w nocnym powietrzu. Flen odgryzł się pytającemu. - Anthony nie jest tak silny. Historie o nim są przesadzone. Pomruk niezgody przemknął przez grupę. Mutanty nieufnie odnosiły się do półboga, który mógł rzucać piorunami. Leif ich nie winił. Anthony zamienił grupę z nich w stertę popiołu, gdy napadli na budynek Sfory Moon kilka miesięcy temu. Leif zastanawiał się, kogo Flen myślał, że przekona swoimi kłamstwami. Żaden z jego mutantów nie wyglądał na uspokojonego. Jednak po incydencie w domu sfory, mutanty trochę się wycofały. Ostatnio, więcej mutantów dołączyło do pierwotnej sfory i stali się bardziej niebezpieczni dla innych zmiennych na tym obszarze. Leif próbował ustalić ich liczebność w sforze. Mógł stwierdzić, że mutanty na polanie nie były całą grupą; nie było dość ciał tłoczących się wkoło. Inni musieli zostać w ich kryjówce. Leif musiał odnaleźć ich nową lokalizację. Przenieśli się z regionu magazynów do nowego tajemnego miejsca kilka tygodni temu. Lubił trzymać rękę na pulsie na działania mutantów w razie, gdyby ruszyli na Sforę Moon jeszcze raz. Leif strzegł swoich niewielu przyjaciół z gwałtowną opiekuńczością. Jeśli mutanty miały zamiar zaatakować, Leif chciał znać wszystkie szczegóły, by przekazać je Silverowi. Dare był na szczycie listy osób, za które Leif by zabił albo umarł. Głupie, że kruk chronił tygrysa, ale Dare był durną kicią, podczas gdy Leif miał duszę drapieżnika. Coś poruszyło się między drzewami i Leif przeskoczył z gałęzi na gałąź, by lepiej się przyjrzeć. Błysk metalu i głośny huk były dla niego jedynymi ostrzeżeniami zanim linia bólu przypiekła jego skrzydło. Kiedy mutanty zdobyły broń? Leif przeklął w duchu. Najwyraźniej nie był tak niewidocznym ptakiem jak myślał. Czas się przegrupować. - Cholerny szpieg! – ktoś krzyknął. – Myślę, że go trafiłem. ~7~
Cholera! Zeskakując z gałęzi, Leif odleciał. Ramię piekło, jakby przypalały go ognie piekielne. Szybował tak długo jak mógł, próbując oszczędzać swoje siły. Krew ściekała w dół jego skrzydła, spadając na ziemię poniżej. Leif złapał prądy powietrza, by zdjąć obciążenie ze swojej rany. W końcu, dostrzegł z góry swoje mieszkanie. Czerwony budynek przykucnięty przy narożniku bloku miejskiego, sterta starych cegieł złożonych razem niczym bezładny projekt artystyczny dzieciaka na haju. Kochał to miejsce, nawet jeśli nie było w najlepszej części miasta. Leif wolał oszczędzić swoje pieniądze na bardziej ważne rzeczy niż kwatera. I tak rzadko bywał w domu. Dostrzegając z góry swój balkon, Leif ustawił pod kątem swoje skrzydła, by kontrolować spiralne zejście. Ból przemykał po jego ciele z każdym machnięciem rannego skrzydła. Jego lądowaniu brakowało zwykłej gracji, gdy zachwiał się niezgrabnie na swojej żerdzi. Zacisnął pazury wokół poręczy, by zapobiec fatalnemu przewróceniu się na głowę. Po tym jak świat przestał się kręcić, Leif zeskoczył na cementową podłogę, a potem przecisnął się przez klapkę wyciętą w drzwiach. Będąc już w środku, zmienił się w swoją ludzką postać. Leif rozciągnął ramiona i westchnął. Mięśnie jego ramion zawsze spinały się po locie. Zbadał niewielki ślad na swoim ramieniu. Na szczęście, kula nie pozostała w jego skórze. Rana zasklepiła się przez zmianę Leifa, zostawiając wyleczoną bliznę z tyłu. Jeszcze kilka godzin i nie zostanie tam żaden ślad po ranie. Dobrze, że kula tylko go drasnęła. Gdyby utkwiła w jego ciele, musiałby zostać ptakiem, dopóki nie usunąłby kawałka metalu. Nie można było powiedzieć, gdzie kula zawędruje, jeśli zostałaby w ciele, podczas przemiany. Błędna kalkulacja mogła doprowadzić do tego, że szrapnel umiejscowiłby się w sercu Leifa. Otrząsnął się ze swojego niepokoju na tę wizję. Nie było sensu roztrząsać się nad czymś, co się nie zdarzyło. Ciche miauknięcie przyciągnęło jego uwagę do kulki futra obok rozkładanego fotela. - Nie przypuszczam, żebyś zrobił obiad? – zapytał małego kociaka. Spłaszczone uszy były odpowiedzią na jego pytanie i poparte cichym sykiem. - Tak myślałem. Nieprzydatny kot. Nie możesz mnie adoptować – dyskutował Leif. – Jestem ptakiem. Ptaki nie trzymają kotów, jako zwierzątka domowego. Pomimo swojej deklaracji, posłusznie podrapał rozdrażnionego kota za uszami. Maleńki silnik zwiększył obroty, dopóki palce Leifa nie zaczęły drgać od mruczenia ~8~
kociaka. Po kilku minutach głaskania miękkiego futerka, zostawił swojego futrzastego przyjaciela, by wziąć gorący prysznic. Mógł być wyleczony, ale krew wciąż pokrywała jego prawe ramię. Lepka substancja zaczęłaby szybko swędzić, gdyby pozwolił jej wyschnąć na swojej skórze. Leif westchnął, gdy gorąca woda polała się na niego. Przechylając głowę, zmoczył włosy i szybko umył. Jego umysł kręcił się wokół konsekwencji zbliżających się do Sfory Moon mutantów. Musi wysłać ostrzeżenie do Anthony'ego. Albo może zamiast tego zadzwoni do Dare’a. Anthony mógł być dobrym facetem, ale przerażał Leifa. Umiejętność partnera alfy do rzucania piorunów, z taką samą łatwością jak inni ludzie oddychali, sprawiała, że Leif unikał Anthony'ego, z wyjątkiem ekstremalnie nagłych wypadków. Leif pobieżnie wytarł swoje ciało ręcznikiem zanim skierował się do sypialni, by wciągnąć na siebie jakieś ubranie. Czarne podarte dżinsy i biała przetarta koszulka dla wygodnej nocy przed telewizorem. Gdy wrócił do salonu przywitało go rozkazujące miauknięcie. - Wciąż dopraszasz się swojego tuńczyka? Maleńka bestia wydała z siebie kolejne żądające szczebiotanie, dziwnie ptasie. - Nie myśl, że przedrzeźnianie mnie przyniesie ci jakieś względy. – Leif zgarnął marudną primadonnę w zgięcie swojego ramienia i znowu zaczął głaskać. – Ale ze mnie dupek – mruknął. Ktoś załomotał do jego drzwi i oderwał rozmyślania od tygrysio-prążkowanego stworzenia w jego ramionach. Jej jasne zielone oczy płonęły ciekawością, albo może to była złośliwość. Nigdy nie mógł tego stwierdzić u kotów. Kiedy tydzień temu Leif ocalił małego kociaka z kontenera na śmieci, myślał, że będzie ją miał tylko przez kilka dni. Wysiłki by zostawić małą bestię u któregoś sąsiada albo u jakieś przechodzącego nieznajomego, jak dotąd nie przyniosły pozytywnego rezultatu. Pukanie się powtórzyło. - Sądzę, że lepiej będzie jak pójdziemy zobaczyć, kto nas odwiedził. – Leif nadal trzymał kota. Gdy ją trzymał, wiedział gdzie jest. Ostatnią rzeczą, jaką potrzebował, to żeby wydostała się z jego mieszkania i zaczęła wałęsać się po korytarzach. Chociaż w budynku wolno było trzymać zwierzęta, to jednak nie powinny swobodnie się włóczyć. Jeśli będzie się to powtarzać, będzie musiał założyć tej przeklętej bestii obrożę.
~9~
Leif przyspieszył swój krok, gdy jego niespodziewany gość zaczął warczeć po drugiej stronie drzwi. Zerknąwszy przez wizjer, Leif uśmiechnął się na to, co odkrył. Szarpnięciem otworzył drzwi. - Dare! Co cię tu sprowadza? Dare wpatrywał się w ręce Leifa przez dłuższą chwilę. - Dlaczego ptak ma kota? Leif uśmiechnął się do Stevena nad ramieniem Dare’a. - Nie wiem. A dlaczego wilk ma tygrysa? Steven przeszedł obok Dare’a, pozwalając sobie wejść do mieszkania Leifa. - Ponieważ tygrys poturbował mnie, bym był uległy. Leif zauważył, że zmienny wilk odsunął się z zasięgu Dare’a zanim przemówił. Dare uśmiechnął się do Leifa. - To prawda. Cofnął się, by wpuścić zmiennego tygrysa do środka. - Co wy dwaj tu robicie? - Nie mogłem złapać cię przez telefon i się martwiłem. – Dare rozsiadł się wygodnie na kanapie Leifa, unikając rozdarcia na jej środku z łatwością stałego gościa. - A ja przyszedłem, żeby trzymać go z dala od kłopotów – dodał Steven. Leif prychnął. - Nie sądzę, żeby można było trzymać Dare’a z dala od kłopotów. Przykro mi, że się martwiłeś. Poleciałem szpiegować mutanty. - Chciałbym umieć latać – zadumał się Dare. Steven prychnął. - Nie ma sposobu, żeby Leif zaciągnął twój tygrysi tyłek w niebo. Leif wzruszył ramionami.
~ 10 ~
- Przykro mi, Dare. – Nie mógł zaprzeczyć faktom, nawet jeśli on przedstawiłby to bardziej dyplomatycznie. Dare przewrócił oczami. - Nie oczekiwałem tego od ciebie, tylko tak powiedziałem. Miałem na myśli to, kto nie chciałby latać? - Ja. – Steven podniósł rękę. – I nawet nie lubię samolotów. Sama myśl o lataniu przyprawia mnie o mdłości. Dowiedziałeś się czegoś? - Flen myśli, że przez załatwienie Silvera, pozbędzie się Sfory Moon. Próbuje przekonać innych, że Anthony nie jest tak dużym zagrożeniem – odparł Leif. - On jest idiotą – stwierdził Steven. – Ale może być niebezpiecznym idiotą. Dam znać Silverowi, żeby był szczególnie ostrożny. - Dzięki. – Obowiązek Leif został wypełniony. Zostali ostrzeżeni. – Ale i tak dlaczego tu jesteście? Chociaż Dar dość często go odwiedzał, to nie był jeden z tych jego zwykłych dni. Dare się uśmiechnął. - Przyszedłem sprawdzić, co z tobą, i przyniosłem zaproszenie od Anthony'ego. Leif zadrżał. Zmienne ptaki wolały unikać magii, która mogła wyeliminować je z powietrza. - Dlaczego mnie zaprasza? Ale co ważniejsze, jak będzie mógł się z tego wymigać? - Otwiera swój nowy hotel. Przesyła ci je, jako podziękowanie za całą twoją pomoc. – Dare wyciągnął kremową kopertę z kieszeni marynarki. Na wierzchu miała wytłoczone w złocie imię Leifa. Leif niechętnie przyjął kopertę. Po obejrzeniu zawiłych liter, złamał pieczęć i wyciągnął zaproszenie. Chwilę mu zabrało przejrzenie karty i znalezienie informacji, których potrzebował. - Oh, jak dobrze, wygląda na to, że jestem wolny tego dnia. – Pozwolił sarkazmowi zabarwić ton jego głosu. Steven prychnął z rozbawieniem.
~ 11 ~
To byłoby wstrząsające, gdyby nie był wolny. Leif nie miał dużego koła towarzyskiego. Spędzał cały swój czas na zwalczaniu i tropieniu mutantów, by zebrać informacje. Leif ożywił się na myśl, kto jeszcze może być obecny. Może Blake się pokaże. Leif słyszał, że mutant został z powrotem zmieniony w jego poprzednią postać. Anthony miał jakiś rodzaj strasznej de-mutującej mocy. Leif nie mógł się już doczekać, by zobaczyć jak wygląda nie-mutant Blake. Chociaż nawet, jako mutant, Blake przemawiał do Leifa. - Doskonale. – Steven wstał i trzepnął Leifa w plecy z niepotrzebną siłą. – Bardzo nie chciałbym wrócić do Anthony'ego i powiedzieć mu, że odmówiłeś przyjścia na jego przyjęcie. To może zranić jego uczucia. - A my byśmy tego nie chcieli. Jego partner mógłby wyrwać moje skrzydła – powiedział Leif, tylko częściowo żartując. Steven się uśmiechnął. - Silver mógłby to zrobić. Dare kopnął Stevena w nogę. - Nie wydajesz się być zadowolony. Steven wzruszył ramionami. - Wszyscy musimy nosić nasze krzyże. - Dzięki. - Leif przewrócił oczami na uśmieszek Stevena. Po ciężkim przeżyciu, jaką była ślepota Dare’a wywołana w magiczny sposób, miło było widzieć jak przyjaciel znowu się uśmiecha. Dare wstał i zawinął ramię wokół barków Leifa, by szybko go uścisnąć. Zmienny tygrys uwolnił go jak tylko Steven zaczął warczeć. - Nie mogę się doczekać ujrzenia cię na przyjęciu. Kociak zamruczał, gdy Dare schylił się i podrapał ją pod brodą. - Ahh, kocia więź – drażnił się Leif. - Ona jest zachwycająca. – Dare wydał z siebie dudniący, mruczący dźwięk z powrotem do kociaka. - Ona potrzebuje domu. – Leif błysnął przyjacielowi pełnym nadziei uśmiechem. ~ 12 ~
- Myślę, że jeden już ma. – Dare mrugnął do Leifa zanim odwrócił się do swojego partnera. – Idziemy, szczeniaku. - Szczeniaku? Jestem wilkiem, dziecino! – warknął Steven. Jeśli gorące spojrzenie, jakie przesłał Dare’owi było jakąś oznaką, będą mieli bardzo aktywną noc. Po tym jak Steven i Dare wyszli, Leif opadł na kanapę. Kociak mruczał tak głośno jak dziesięciokrotnie większy kot. - Jesteś głośną bestią. – Kociak liznął palec Leifa. – Myślisz sobie, że zamierzam cię zatrzymać, prawda? Zapomniałaś już, jak próbowałem oddać się tygrysowi? Kociak cicho miauknął z pogardą, jakby wyśmiewała się z jego próby wciśnięcia jej jego gościowi. Leif przechylił głowę do tyłu na oparcie kanapy. Kot masował jego nogę, a drobne ukłucia jej pazurów przebijały się przez jego spodnie. - Nie wygrasz miseczki mleka rozdrapując mnie na śmierć – skarcił ją Leif. – Jak myślisz, co powinienem włożyć na otwarcie? Mam nadzieję, że coś bez kociej sierści; nigdy bym sobie tego nie darował. Analizując w myślach swoją szafę, Leif zdał sobie sprawę, że najbardziej tragiczne w przyjęciach było to, że poprzedzały zakupy.
Tłumaczenie: panda
~ 13 ~
Rozdział 2 Blake podszedł do hotelowych schodów i podał ekstrawaganckie zaproszenie Jagerowi. Olśniewający uśmiech zmiennego wilka wysłał dreszcz podniecenia w dół kręgosłupa Blake'a. Ryder, partner tego pięknego mężczyzny i ogromny zmienny tygrys, warknął. - No co? Nie możesz mnie winić – Blake obronił swojego pociągu. Żaden gej ani nawet normalny facet nie mógł zaprzeczyć atrakcyjności Jagera. Niektórzy ludzie rodzili się z większą seksualną energią niż inni. Blake oszacował, że Jager miał jej cztery razy więcej niż normalna ilość. Ryder warknął. - Mogę cię nie winić, ale mam dość ludzi śliniących się na mojego mężczyznę. - W takim razie najlepiej zamknij go w pokój poza zasięgiem wzroku. – Nikt, kto zobaczył Jagera nie mógł oprzeć się jego urokowi. I nie tylko dlatego, że Jager pracował, jako model przy każdej okazji, ale był również autentycznie miłym facetem. - Jestem tutaj! – Jager pomachał ręką, by przypomnieć o swojej obecności. - Sprzeciwił się temu pomysłowi – poskarżył się Ryder, ignorując swojego partnera. – Gadał coś o odmowie bycia więźniem. Ple-ple, ple-ple. Blake się roześmiał i przesunął ręką w dół swojej marynarki od garnituru. Spędził miniony rok na byciu mutantem i wciąż miał trudności z uwierzeniem, że wrócił do swojego stanu z dnia narodzin. Blake wciąż budził się w nocy i dotykał swojej twarzy, przerażony, że został z powrotem zmieniony w mutanta, gdy spał. - Nie sądzisz, że to jest trochę robota lokaja? – Blake uniósł brwi na gniewne spojrzenie Rydera. Jager błysnął doskonałym uśmiechem. - Zmieniamy się. Poza tym, Ryder nie cierpi, kiedy rozmawiam z innymi ludźmi. – Zatrzepotał rzęsami na swojego partnera w przesadnie kokieteryjny sposób.
~ 14 ~
- Tak, nie cierpię. – Ogromny zmienny tygrys skrzyżował ramiona na swojej piersi i spiorunował wzrokiem zmiennego wilka. – Skończyłeś być Panem Osobowość? - Nie. Mam jeszcze dziesięć minut zanim Ben przejmie obowiązki. Ryder potrząsnął głową. - Myślisz, że partnerzy Bena pozwolą mu stać tutaj samemu? - Nie. Myślę, że jego partnerzy prawdopodobnie będą nad nim wisieć tak jak mój, ale to nadal jest jego kolej. Ja mam palny. – Seksowny uśmiech, jaki posłał Ryderowi, wskazywał na to, co planował robić, jak tylko skończy swoje obowiązki przy drzwiach. Blake potrząsnął na nich głową i wszedł do hotelu. Może któregoś dnia będzie miał dość szczęścia, by mieć psychotycznego partnera wiszącego nad nim, albo co bardziej prawdopodobne, to on będzie nad nim wisiał. Wolał być dominującym partnerem, nawet gdy brakowało mu takiej agresji jak u niektórych innych zmiennych, którzy go otaczali. Tłum się rozstąpił i Anthony Carrow ruszył do przodu, a jego partner, Silver, deptał mu po piętach. - Dobry wieczór. – Szary garnitur Anthony'ego pieścił jego ciało w wiernych liniach, ukazując opływową sylwetkę pół-boga. Nieważne, co założył, Anthony był zachwycającym mężczyzną. W ogóle zmienni w Sforze Moon wykazywali duży odsetek oszałamiających mężczyzn, obojętnie czy byli sparowani czy nie. - Cieszę się, że cię widzę, Anthony. Dzięki za zaproszenie. – Blake uścisnął dłonie obu mężczyznom zanim cofnął się na pełną szacunku odległość. Stanie zbyt blisko Anthony'ego mogło mieć surowe konsekwencje, gdyby Silver obraził się z tego powodu. - To najmniej, co mogliśmy zrobić. Bardzo nam pomogłeś w walce przeciw mutantom. Proszę, poczęstuj się darmowym jedzeniem. – Anthony wskazał w stronę długiego baru, na którym stały półmiski z przystawkami na jeden kęs przykrywające każdy cal błyszczącej powierzchni. – I możesz zamówić sobie bezpłatnego drinka przy barze. - Dzięki. – Blake nie wspomniał, że nigdy nie pił. Jego ojciec był grubiańskim pijakiem. Dużo czasu zajmowało zmiennemu, by poczuł efekty alkoholu, a jego ojciec konsekwentnie dążył do bycia alkoholikiem. W końcu, nawet zmienny może umrzeć, gdy jedzie autostradą i stacza się samochodem ze wzgórza. Jedyną emocją Blake'a na ~ 15 ~
wiadomość o śmierci ojca była przytłaczająca ulga, że jego tata nie zabrał nikogo innego ze sobą. Blake chwycił butelkę wody z fantazyjnego srebrnego wiaderka stojącego na końcu baru. Znajomy głos wprawił jego serce w szybsze bicie. Okręcił się na pięcie. Leif stał kilka kroków dalej i rozmawiał z Darem. Zmienny kruk miał na sobie ciemnoniebieski garnitur, który był doskonale uszyty i podkreślał szczupłą, umięśnioną budowę Leifa. Gdy Leif pomagał mu z Inno, Blake ledwie był zdolny sklecić razem słowa, by powiedzieć Leifowi, czego potrzebował. Podczas gdy Blake cieszył się urokiem Jagera z niemal beznamiętnym uznaniem, jego pociąg do Leifa był taki, jakby porównać ogień świeczki do słońca. Chciał wygrzewać się w obecności Leifa, najlepiej nago. Jego kutas twardniał im dłużej obserwował zmiennego kruka. Leif machał rękami, gdy mówił, jego twarz była ożywiona. Czuły wyraz twarzy Dare’a, gdy patrzył na swojego przyjaciela, wysłał lodowate strzały zazdrości przez Blake'a. Zacisnął swoją pięść, gniotąc butelkę z wodą i rozpryskując zimny płyn na swojej marynarce. Przeklinając, odstawił butelkę – głupio z jego strony, że tak ślinił się nad czymś nieosiągalnym. Blake wziął szybki wdech, a potem wypuścił powietrze ze swoich płuc. Tuż przed nim stał jedyny powód, dla którego pokazał się na przyjęciu. Blake pozbył się swoich nerwów. Nie przeżył przemiany w mutanta i z powrotem jeszcze raz bez uświadomienia sobie kruchości życia. Ignorując swojego wewnętrznego cynika, który szeptał, że Leif nigdy nie chciałby takiego idioty jak Blake, zbliżył się do zmiennego kruka. Blake zrobił krok w przód. - Cześć, Leif. - Blake? – Leif zamarł, jego usta opadły. – Wow! Świetnie wyglądasz. Słyszałem, że Anthony zmienił cię z powrotem. Leif nie widział Blake'a od czasu jego powrotu do jego ludzkiej postaci. Ku zaskoczeniu Blake'a, Leif zbliżył się i go uścisnął. Wstrząśnięty, pospieszył odwzajemnić uścisk. Gdy Leif się cofnął, wewnętrzny wilk Blake'a warknął. Pozwolenie na odsunięcie się Leifa było sprzeczne z jego instynktami. Trzymanie Leifa w swoich ramionach, by chronić swojego kruchego kruka, to było właściwe. Fakt, że Leif był tak samo wysoki jak Blake i nie miał delikatnych kości w swoim ciele, nie wydawało się mieć dla niego żadnego znaczenia.
~ 16 ~
- Wiem, że wyglądam trochę inaczej, kiedy prosiłem cię ostatnim razem, byś uważał na Inno. – Blake uśmiechnął się na podziw w oczach Leifa. - Nie bierz mi tego za złe, ale znacznie bardziej podobasz mi się teraz – przyznał Leif. Policzki Blake'a zapaliły się na ten komplement. Jego mutacja pozbawiła go jakiejkolwiek próżności, jaką mógł wcześniej zachować w kwestii swojego wyglądu. Pełne uznania spojrzenie Leifa wywołało jeszcze szybsze bicie serca Blake'a w jego piersi. Gdyby się utrzymało, dostałby ataku serca i upadł u stóp Leifa. Nie całkiem na taki końcowy wynik miał nadzieję. - Hej, Blake – przywitał go Dare. Steven burknął swoje cześć. Blake uśmiechnął się do sparowanej parę. Nie rozumiał jak taki beztroski tygrys mógł związać się z tym gburowatym zmiennym wilkiem, ale nie było żadnych wątpliwości, co do oddania widocznego w oczach Stevena, gdy za każdym razem patrzył na Dare’a. Słyszał plotki, że Steven nie był tak nieustępliwy zanim nie sparował się Darem, ale nie znał wersji przed-Darem Stevena, więc nie miał porównania. - Jak macie się dziś wieczorem? - Dobrze. A teraz zamierzamy iść zatańczyć. – Dare pomachał na do widzenia, złapał dłoń swojego partnera i zniknął w tłumie. Blake zauważył niewielką przestrzeń do tańczenia w kącie, zaskoczony, że przegapił ją wcześniej, ale Leif zawsze mieszał w jego umyśle. - Dziwna z nich para. - Są doskonali dla siebie nawzajem. Każdy potrzebuje równowagi. – Leif otrząsnął się z rozmyślań nad swoimi przyjaciółmi i zwrócił ponownie do Blake’a. – Chcę znaleźć kogoś takiego, któregoś dnia. Smutny ton Leifa skręcił wewnętrznie Blake’a. Gdyby pragnienia były końmi, Blake miałby całe stado powstałe tylko z pragnień, w których obsadzony był Leif. Niezdarność roztrzaskała kontrolę Blake'a.
~ 17 ~
- J-ja pójdę wziąć coś do jedzenia. – Wskazał w stronę tac ustawionych na barze. Normalnie pewny siebie, gdy miał do czynienia z innymi, Blake nie wiedział, co było takiego w szczupłym zmiennym kruku, że skręcał się w środku. - Chcesz towarzystwa? – Ciemne oczy Leifa płonęły zainteresowaniem, gdy przyglądał się błyszczącym półmiskom. - Oczywiście. Blake otarł swoje dłonie, wilgotne z nerwów, o swoje spodnie zanim złapał talerz i wręczył Leifowi. Chwycił drugi dla siebie. Kątem oka patrzył jak Leif kładzie imponującą ilość befsztyka na swój talerz. - Myślałem, że ptaki mają maleńki apetyt – drażnił się Blake. - Jestem padlinożercą. Jem wszystko. - Lubię facetów, którzy nie są wybredni. Leif strzelił spojrzeniem do Blake'a. - Flirtujesz ze mną? - Wiesz, co mówią, Jeśli musisz pytać, widocznie robię to źle. – Starał się mówić lekkim tonem, ale rozpaczliwie potrzebował Leifa błagającego, proszącego i nagiego w swoim łóżku. Ten obraz, który śmignął przez jego umysł, wcale nie pomógł jego erekcji w zmniejszeniu się. Był na pół twardy odkąd dostrzegł Leifa. Rozmowa z nim dokończyła ten proces. - Może potrzebujesz tylko trochę praktyki – zaproponował Leif. Zaniósł swój talerz i piwo do wolnego stolika i usiadł. Blake podążył za nim i usadowił się na przeciwnym miejscu. - Więc ile czasu mi zajmie namówienie cię na randkę ze mną? To nie było podobne do niego być tak wytrwałym. Ale wraz ze zniknięciem mutacji, wiedział, że ma szansę, jeśli tylko zwróci uwagę Leifa. Przedtem, gdy był zmieniony w potwora, nie ośmielił się zbliżyć do cudownego zmiennego kruka. Jego wewnętrzny wilk warknął na jego nieudolność. Bestia chciała Leifa nagiego i pod nimi. - Słuchaj, to nic osobistego, Blake, ale ja nie chodzę na randki. – Leif wzruszył ramionami, jakby wyrzucał całą sprawę ze swojego umysłu.
~ 18 ~
Serce Blake'a zapadło się w jego piersi. - A co z pieprzeniem? Pieprzysz się? Leif udławił się wrzuconą do ust oliwką. Blake uśmiechnął się na jego reakcję. - Tak, pieprzę się. - Doskonale. – Blake przesunął swoją stopą wzdłuż nogi Leifa. Mógł pogodzić się z samym seksem. To ich połączy dopóki nie będzie mógł na zawsze przenieść Leifa do swojego łóżka. Wilk Blake'a radośnie warknął na ten plan. Będą mieli Leifa, jako ich partnera. Rozpalone spojrzenie brązowych oczu Leifa zwiększyło jego ego. Może jednak miał szansę. - Muszę cię zapytać, czy kiedykolwiek eksperymentowałeś na krukach? – Smutek w oczach Leif chwycił Blake'a za serce. - Nie. Eksperymentowałem tylko na wilkach i to było dostatecznie złe. Nie mogę zmienić przeszłości. – Tak było uczciwie, tylko że jego czyny mogły okraść go z jedynego mężczyzny, jakiego pragnął. Los był pieprzoną suką. Leif rozluźnił się i posłał mu niepewny uśmiech. - Wierzę ci. - Dzięki. – Blake martwił się, że Leif mu nie uwierzy, ale cokolwiek Korl zrobił z krukami, zrobił to bez wiedzy Blake'a. Nigdy nie był bardziej szczęśliwy z niewiedzy tego, co stało się w jego życiu. Anthony zbliżył się wraz z Silverem do jego boku. - Przepraszam, że przeszkadzam. - Nie ma problemu – zapewnił Leif półboga. Blake kiwnął głową na zgodę. Nawet gdyby Anthony im przerwał, Blake nie miałby odwagi powiedzieć tego na własnym przyjęciu Anthony'ego. - Leif, powiedziałeś Dare’owi, że mutanty mają zamiar ścigać Silvera. Wiesz jak? – zapytał Anthony. Leif potrząsnął głową.
~ 19 ~
- Nie. Przykro mi. Postrzelili mnie zanim mogłem dowiedzieć się czegoś jeszcze. - Postrzelili cię! Zostałeś postrzelony? – Ręka Blake'a, która trzymała widelec, zaczęła się trząść. Opuścił ją. – Musisz być bardziej ostrożny. Mógł stracić Leifa zanim by się związali. Jego wilk warknął. Jakiś dźwięk musiał wydostać się z jego ust, ponieważ wszyscy trzej mężczyźni przyglądali mu się z ciekawością. - Nic mi nie jest. Czego potrzebujesz, Anthony? – Leif odwrócił uwagę od swojego postrzelenia, ale Blake nie zapomniał. - Miałem nadzieję, że może pomożesz mi z problemem, Leif. Kylen ma napływ mutantów w Świecie Fae i myśli, że Korl wciąż zbiera ich z powrotem, by opanować Królestwo. Potrzebuje kogoś nieznanego, by się rozejrzał. - Masz na myśli szpiegować dla niego? - Tak. Zostaniesz dobrze wynagrodzony za twój czas, a jeśli stanie się zbyt niebezpiecznie, możesz odejść wedle woli. Kylen nie będzie spróbował cię zatrzymywać – obiecał Anthony. – Jest zbyt zajęty przygotowaniami do koronacji i łączeniem dwóch królestw, by rozglądać się jeszcze za tym naukowcem. Może użyć jakiejś pomocy z bezstronnego źródła. Nie wie, czy strażnicy jasnych Fae są wystarczająco zdecydowani, czy stanąć po jego stronie czy nie. - Zrozumiałe. Pewnie, zrobię to. I tak chciałem pójść i ponownie rozejrzeć się za Korlem. Miałem zamiar cię poprosić czy możesz dać mi dostęp do portalu. Anthony się uśmiechnął. - Doskonale. Blake’owi nie podobał się ten scenariusz. Mógł wyobrazić sobie, że Leif zostaje tam by pomóc Królowi Fae na nieokreśloną ilość czasu. Kylen mógł nie próbować zmuszać go do zostania, ale Leif będzie chciał pomóc przyjacielowi. - Pójdę z tobą. – Blake wyrzucił słowa, niezdolny do skrywania pragnienia chronienia Leifa. Nie miał zamiaru pozwolić zmiennemu krukowi na podróż przez portal bez niego. - Dlaczego? – Leif przechylił głowę, w całkowicie ptasim ruchu.
~ 20 ~
- Ponieważ to właśnie robią przyjaciele. Chronią nawzajem swoje tyły. – Blake nikomu innemu by nie zaufał w upewnieniu się, że zmienny kruk jest bezpieczny. - Co może być dobrym pomysłem – wtrącił Silver. – Tak jak powiedział Anthony, nie wiemy jak wiele Fae w królestwie Kylena pomaga naukowcowi. Jeśli będziesz mógł namierzyć wichrzycieli, to będzie bardzo przydatne dla Kylena. Obaj czulibyśmy się lepiej, gdybyś miał kogoś, kto by cię chronił. - Myślałem, że Gabe i bliźniacy się tam przenieśli? – Blake słyszał plotki na temat zmiennych wilków, które zostały zwerbowane do życia w królestwie Fae, by dotrzymać towarzystwa synowi Kylena i Farro. Anthony kiwnął głową. - No tak, ale Kylen nadal jest przewyższony liczebnie przez nieznane czynniki. – Kręcił pierścieniem na swojej ręce. Diament odbił niewyraźne światło z oślepiającym blaskiem. – Nie wspominając o tym, że w górach jest tam jeszcze najwyraźniej grupa smoków, które zawarły z Kylenem pakt w sprawie dostarczania partnerów. Kylen ma teraz mnóstwo spraw na swojej głowie. Powinniśmy zrobić, co tylko możemy, żeby mu pomóc. Wszyscy wiedzieli jak ważne są dobre dyplomatyczne stosunki z Fae w obu królestwach. Anthony nie musiał tego wyjaśniać. Dyplomatyczne umiejętności Kylena mogły wprowadzić różnicę między harmonią, a powszechną wojną między Fae. - Smoki? – Tęskny wyraz na twarzy Leifa dźgnął Blake’a w serce. – Zawsze chciałem spotkać smoka. Blake nigdy wcześniej nie odczuwał potrzeby zabić smoka, ale w tej chwili, przymus chwycenia za miecz wywołał zaciśnięcie jego ręki wokół nieistniejącego uchwytu. Nie podobała mu się fascynacja na twarzy Leifa. Smoki swoją drogą były bardziej wspaniałe od wilków; będzie musiał trzymać Leifa z dala od ich dróg. Nie miał zamiaru odpuścić swojego zatwierdzenia i oddać swojego pięknego Leifa jakiemuś dymiącemu zmiennemu smokowi. Anthony potrząsnął głową. - Wolałbym, żebyś trzymał się z daleka od smoków i tylko sprawdził, co kombinują. Nie wiemy na pewno czy tylko szukają partnerów; to tylko jest umowa Kylena z nimi. Wydaje się, że one również kontrolują populację trolli w zamian za pomoc Kylena w znalezieniu im partnerów.
~ 21 ~
- Bardzo muszą pragnąć partnerów skoro zgodzili się na tak wiele warunków – powiedział Leif z zamyślonym wyrazem na twarzy. - A co, jeśli żaden z Fae nie jest partnerem smoka? – wtrącił się Blake. Jeśli żaden z Fae nie sparuje się ze smokami, czy zniszczą Fae czy też pozwolą, by zrobiły to trolle? Blake wątpił, żeby Anthony pozwolił na to, by ktokolwiek skrzywdził jego przyjaciół. - Jestem pewny, że z takiej ilości Fae, co najmniej kilku z nich powinno pasować. Jeśli nie, zajmiemy się tym, kiedy to się stanie. Nie ma sensu tworzyć problemu. – Anthony poklepał Leifa po ramieniu. – Doceniam twoją pomoc. - Nie ma sprawy. Wiesz, że zawsze jestem zadowolony, gdy mogę pomóc z problemem mutantów. To oni są powodem tego, że jestem bez rodziny. – Kąciki ust Leifa opadły w dół. Blake przemógł pragnienie, by przytulić mocno Leifa. Nie miał wątpliwości, że niezależny zmienny kruk nie chciałby być rozpieszczany. Leif nie lubił żadnych insynuacji o tym, że nie może sam sobie z czymś poradzić. - Przyjdźcie jutro w nocy do klubu i otworzę portal. – Inny członek sfory przyciągnął uwagę Anthony'ego. Kiwnął głową do Leifa, a potem oddalił się by wmieszać się w swoich gości. Silver podążył za nim, stwarzając bańkę ochrony wokół swojego partnera. Blake chciał chronić Leifa w podobny sposób, ale nie miał prawa, jeszcze nie – może któregoś dnia, ale najchętniej jeszcze zanim obaj staną się zbyt starzy, by cieszyć się korzyściami z trzaskającej seksualnej energii między nimi. Leif stuknął widelcem o talerz Blake'a by przyciągnąć jego uwagę. - Przepraszam. Jak sądzę, najpierw powinienem cię zapytać czy chcesz, żebym z tobą poszedł. – Blake zmarszczył brwi. Nawet nie przyszło mu do głowy, że Leif może nie chcieć towarzystwa. W jego bogaty wymyślonym świecie, Leif zawsze pragnął Blake’a przy swoim boku. Może powinien od czasu do czasu sprawdzić to z rzeczywistością. Leif potrząsnął głową. - Nie, w porządku. Po prostu zastanawiałem się, dlaczego chciałeś pójść. Blake nie mógł wyznać prawdy. Bo sprawiłby wrażenie jakiegoś szalonego maniaka.
~ 22 ~
- Chciałem pomóc. Nie zrobiłem zbyt wiele od czasu mojej cofniętej zmiany. Jak do tej pory, nikt nie jest zainteresowany zatrudnieniem naukowca z dużymi ziejącymi dziurami w jego życiorysie. Nie wiem, co ze sobą począć w tej chwili. Dopóki nie spróbuję ułożyć sobie życia, pomyślałem, że mogę chociaż pomóc. Tak, to nie brzmiało zbyt nachalnie. Szczerze, wszystko, co pomoże mu spędzić więcej czasu z Leifem, będzie dobrym pomysłem. Uśmiech Leifa rozgrzał Blake'a aż do stóp. - Będę zadowolony z towarzystwa. Tak naprawdę nie znam Fae bardzo dobrze. Nie wspomniał też, że jego stosunki z Blakiem również nie były zbyt bliskie. Jeśli Leif planował pominąć ten mały fakt, Blake nie zamierzał nic mówić. Zrobi o wiele więcej niż pobije kilku Fae albo zdejmie smoka, by zostać u boku Leifa. - Ja też, jeśli jednak Korl jest na ich terenie, jestem jednym z niewielu nie-fae, który może go rozpoznać. – Był także jednym z niewielu, który znał formuły naukowca. Leif sięgnął przez stół i przesunął palcem po prawej ręce Blake'a. - Myślę, że jesteś bardzo dzielny. Zawsze to w tobie podziwiałem. Kiedy inni stali się podli i złośliwi, ty próbowałeś pomóc. - Nie dość zrobiłem. – Blake spędził miesiące rozczulając się sam nad sobą w swojej własnej rozpaczy zanim otrząsnął się z żalu nad swoją mutacją i spróbował pomóc zmiennym przeciwko naukowcowi. Leif uścisnął rękę Blake'a. - W końcu, pomogłeś obalić Korla i wciąż pomagasz, chociaż zostałeś z powrotem przemieniony. A mogłeś odejść i zacząć nowe życie, zostawić to wszystko za sobą, ale tego nie zrobiłeś. Otworzył swoje usta, by spierać się o to, ale nie mógł. Nic nie trzymało go w tym mieście oprócz ciemnookiego zmiennego z odwagą lwa pod błyszczącymi piórami. - Myślałem o wyjeździe już kilka razy, ale nigdzie nie pójdę, dopóki ofiarom Korla nie oddamy sprawiedliwości. Na każdego mutanta, który jest zadowolony ze zmiany, przypada pięciu albo więcej uwięzionych w tej postaci i szukających drogi wyjścia. To dla nich trwam.
~ 23 ~
Leif pochylił się do przodu, jego ciemne oczy błyszczały w przyćmionych hotelowych światłach. - Uważam twoje poświęcenie za godne podziwu. Pogłaskał palce Blake'a, mieszając jego myśli. - Dz-dziękuję. – Blake się zarumienił. Gdzie zniknęła jego pewność siebie? Nigdy nie był podrywaczem, był zbyt zagłębiony w swojej nauce by randkować, ale był bardziej pewnym siebie mężczyzną zanim Korl go odmienił. Nie był materiałem na alfę, ale z pewnością nie był też pokazującym-swój-brzuch omegą. Ciemne oczy Leifa błyszczały, ich brązowy kolor pociemniał niemal do czerni. Blake mógł zobaczyć kruka Leifa, który mu się przyglądał, jakby oceniał jego wartość. Jego wilk warknął w pozdrowieniu. Czasami posiadanie wewnętrznej bestii utrudniało wzajemne stosunki. Blake zawsze w przeszłości brał zmienne wilki na swoich kochanków. Sprawy były łatwiejsze, gdy faceci, z którymi się umawiał, dzielili te same dziwne dziwactwa. Bo trudno by było wytłumaczyć człowiekowi nagłe pragnienie Blake'a do zawycia do księżyca. Jednak, ptasie pochylenie głowy Leifa, jego jasny, dociekliwy umysł i wrodzona siła woli emanujące z Leifa okazały się być nieodparte dla Blake’a. Oblizał swoje wargi i zastanawiał się jak będzie smakował Leif. U zmiennych wilków odrobina dzikości przyprawiała ich wargi. Więc jak smakowałby zmienny kruk – jego zmienny kruk. - Zanim zostałeś z powrotem zmieniony, uważałem cię za pociągającego. Teraz, kiedy wróciłeś do normalnej postaci, uważam, że jesteś nieodparty. – Zapach podniecenia Leifa napłynął przez stół. Blake szybko złapał kontrolę nad swoim wilkiem. Jego bestia nalegała, by rzucił się przez stół i wziął to, co oferował zapach Leifa. Lokalizacja i tłum kręcący się obok nie miały wpływu na głód wilka. Jego istota chciała Leifa teraz. - Możemy stąd wyjść? – Przyszedł tu, po to czego chciał. Zaakceptował zaproszenie Anthony'ego tylko z powodu szansy ponownego zobaczenia Leifa. Nie mógł wyrzucić zmiennego kruka ze swoich myśli. Po swojej przemianie, Blake chciał zadzwonić do Leifa, ale nie wiedział, co powiedzieć. Hej, znowu jestem facetem. Chcesz iść na randkę?, nie wydawało się być dobrym początkiem do konwersacji. Leif się uśmiechnął. - Z rozkoszą.
~ 24 ~
Jak szczeniak, któremu zaoferowano przyjemność, kutas Blake'a stwardniał, spragniony uwagi. Oparł się przymusowi zawycia. Nie wszyscy na tym przyjęciu byli nadprzyrodzeni. Było kilku, niemających o niczym pojęcia, ludzi w tym tłumie, niektórzy z nich współpracowali z Anthonym. Blake zlizał drobinę sosu ze swojego palca. Spojrzenie Leifa podążyło za ruchem języka Blake'a. - Skoro mamy spotkać się jutro z Anthonym, powinniśmy chyba pójść do ciebie i spakować ci torbę, a potem możesz u mnie spędzić noc. Chyba, że wolałbyś zostać u siebie. Chyba dobrze zakładam. – Leif się zarumienił. - Nie. Z przyjemnością zostanę u ciebie. – Zadowoliłby się szybkim, pośpiesznym pieprzeniem w alejce, które nastąpiłoby jutro po spotkaniu z Leifem przy budynku sfory. Pomysł kotłowania się przez godziny w wygodnym łóżku był o niebo lepszy niż szybkie rżnięcie przy ścianie. Leif wstał i wyciągnął swoją rękę. Blake rzucił serwetkę na stół, a potem splótł swoje palce z Leifa. Iskra podniecenia trzasnęła przez jego skórę. Palce Leifa miały stwardnienia na końcówkach. Blake potarł palec wskazujący Leifa swoim kciukiem. - Gitara? Leif kiwnął głową. - Tak. Grałem przez kilka lat. Pochylając się, powąchał zmiennego kruka. Wewnętrzny wilk Blake'a by się zbuntował, gdyby mężczyzna nie odwołał się do jego zmysłu węchu. Partner? Jego wewnętrzny wilk zmusił Blake'a, żeby powąchał jeszcze raz. Mutacja zwiększyła zdolności powonienia Blake'a, a Leif pachniał bosko. Chociaż bardzo pragnął Leifa, nie był pewien czy byli partnerami czy nie. Nigdy nie pragnął nikogo tak jak Leifa, ale to niekoniecznie znaczyło coś więcej niż żądzę. Jego połączenie z jego wilkiem wciąż było trochę rozdzielone. Obaj pragnęli Leifa, ale nie byli pewni jego przyszłego miejsca w ich życiu. Blake chętnie podążył za Leifem na zewnątrz hotelu. Nie mógł wyczuć niczego innego wokół siebie oprócz zmiennego kruka. Leif zatrzymał się przed czerwoną korwetą.
~ 25 ~
- Naprawdę? To jest twój samochód. - A ty czym jeździsz? - SUV-em. - Przyjechałeś nim? Blake potrząsnął głową. - Przyszedłem pieszo. – Hotel był tylko kilka przecznic od jego mieszkania. Szaleni naukowcy mogli nie być najlepszymi pracodawcami, ale Blake miał dostęp do starego konta bankowego Korla i hojnie z niego korzystał. Planował też je wykorzystać do pomocy mutantom, którzy się odmienili i mieli kłopoty w ponownym dostosowaniu się do społeczeństwa. Jak do tej pory, nikt nie potrzebował jego pomocy. Bo albo zostali zabici, albo chcieli pozostać mutantami, albo zaopiekowała się nimi Sfora Moon. Blake trzymał pieniądze bezpieczne, żyjąc tylko z najmniejszej możliwej kwoty. - Dobra, wskakuj. Zapach skóry prawie przytłoczył pyszny zapach Leifa, ale nie całkiem. Noga Leifa znalazła się kusząco blisko. - Mogę wyczuć twoje podniecenie – stwierdził Leif, gdy włączyli się w ruch uliczny. - Przepraszam. – Blake się zarumienił. – Nic nie mogę na to poradzić. Jesteś wspaniały. - Nie powiedziałem, że jest w tym coś złego. Powiedziałem tylko, że mogę cię wyczuć. Mam nadzieję, że masz wygodne, duże łóżko u siebie. Blake przełknął jęk. Odchrząknął i podniósł coś ze swoich spodni. Skąd maił na sobie koci włos? - Myślałem, że wrócimy jeszcze do ciebie dziś wieczorem? Czyżby błędnie zinterpretował komentarz Leifa? Myślał, że zmienny kruk wyraził się bardzo jasno. - I pojedziemy. Tylko nie wiem czy wytrzymam, dopóki się tam nie dostaniemy. – Seksowny uśmiech Leifa zmusił Blake'a do zaciśnięcia pięści, by oprzeć się potrzebie złapania kierowcy.
~ 26 ~
Nastrój powrócił i Blake się uśmiechnął. - Mam nawet czyste prześcieradła. - Doskonale. Nie cierpię leżeć w spermie innego faceta. Blake wybuchnął śmiechem. - W takim razie nie ma problemu. Uśmiechając się, Blake obserwował przelatujące budynki. Wskazał Leifowi podziemny parking i podał swoją kartę magnetyczną, by wjechać do środka. Leif szybko poradził sobie z drzwiami zabezpieczającymi, a potem zajechał na miejsce oznaczone napisem Gość. - Myślę, że powinniśmy coś wyjaśnić zanim wejdziemy do środka. – Ciemne oczy Leifa wpatrzyły się w Blake'a. - Co? – Z pewnością, nawet nieprzewidywalny zmienny kruk nie mógł zmienić swojego zdania w ciągu minionych kilku sekund. - To. – Leif chwycił twarz Blake'a między swoje silne dłonie i przyciągnął Blake'a do siebie aż ich usta się dotknęły. - Mmm. – Blake nie mógł powstrzymać tego dźwięku przed wyśliźnięciem się z jego warg. Leif splótł swój język z Blake'a, dzieląc się swoim fantastycznym smakiem. Nie wiedział, co Leif zjadł na przyjęciu, ale Blake chciał, żeby zjadł tego kolejny tuzin, by mógł zlizać ten smak z ust Leifa. Blake złapał ramiona Leifa, przytrzymując go w miejscu, gdy Blake przejął kontrolę. Nie mógł się nasycić. Leif pchnął, odtrącając Blake'a. - Co? – Blake dyszał, by złapać więcej tlenu do swoich płuc i oczyścić głowę. Może mając więcej powietrza, będzie mógł przetworzyć myśli. Przeciągnął po kancie spodni Leifa aż do krocza, drapiąc jedwabisty materiał i pocierając ciało twardniejące pod jego dotykiem. - Przestań. – Leif złapał nadgarstek Blake'a. – Musisz przestać. - Co się stało? – Blake odsunął się od Leifa, zmartwiony, że zbyt mocno naciskał. Jeśli Leif odwoła wieczór, jego kutas może eksplodować. Blake’owi zostało trochę kontroli i balansował na ostrej krawędzi całkowitego odrzucenia.
~ 27 ~
- Nie zamierzam uprawiać seksu w korwecie. Jestem giętki, ale obaj jesteśmy zbyt wysocy, by było to komfortowe dla któregokolwiek z nas. Natychmiast, umysł Blake'a rozbłysł różnymi pozycjami, w jakich ten giętki mężczyzna mógł się znaleźć. Odchrząknął kilka razy zanim odpowiedział. - Nie ma sprawy. Przenieśmy się z tym do mnie. Mieszkanie Blake'a mogło nie być eleganckie, ale utrzymywał je stosunkowo czyste, a jego łóżko dobrze się spisywało. Opuścili samochód. Leif natychmiast obszedł pojazd, by wziąć rękę Blake'a. - Nie mogę się już doczekać, by zobaczyć jak mieszkasz. - Dlaczego? – Blake nie miał pojęcia, że Leif poświęcił mu więcej uwagi niż myślał. Gdyby wiedział to wcześniej, może zrobiłby prędzej jakiś ruch. Nie wtedy, gdy był mutantem, ale przynajmniej w przeciągu kilku ostatnich tygodni. Zamiast tego, spędził swój czas na usychaniu z tęsknoty za przystojnym zmiennym krukiem. Zostawili samochód i skierowali się do windy. Z przyzwyczajenia, rozglądał się po garażu, gdy szedł. Spojrzenie kątem oka powiedziało mu, że Leif robił to samo. - Nie lubię garaży. Nie możesz zobaczyć nieba – wyjaśnił Leif, gdy spostrzegł, że Blake go obserwuje. Mimo wszystko to miejsce przypominało Blake'owi trochę budynek, w którym mieszkał, gdy pracował dla Korla, więc nie mógł winić Leifa za jego niepokój. Garaże były doskonałym miejsce do zorganizowania zasadzki. Blake nie wypuścił kolejnego oddechu, dopóki nie weszli do windy i nie nacisnął guzika na swoje piętro. - Prawdopodobnie po prostu mamy jakąś obsesję, co akurat jest dobrą cechą, jeśli polujemy na Korla. I pewnie tak łatwo się nie podda. Napuści na nas swoje mutanty, zwłaszcza w świecie Fae. Musi wiedzieć, że król jest zajęty i nie ma wsparcia, by na niego polować. Niektóre Fae ukrywają Korla. Musimy ich wytropić i poinformować o błędach w ich zachowaniu. Korl musi być złapany. Nie mógł wystarczająco określić jak bardzo chciał, żeby naukowca spotkała przedwczesna śmierć. Korl zniszczył tak wiele żyć, że musi mieć tak złą karmę, iż samoistnie powinien stanąć w ogniu. Ale zbyt źli dranie nie zawsze dostawali to, co było im przeznaczone. ~ 28 ~
- Dostaniemy go. – Ton Leifa nie zostawiał żadnych wątpliwości. Zmienny kruk już podjął decyzję. Uda im się. Blake chciał, żeby sprawy zawsze układały się tak dobrze dla niego, by miał taką samą pewność. Leif chwycił lewą rękę Blake'a swoją prawą, złączając ich palce razem. Szczęście przepłynęło przez Blake'a. Kiedy ostatnio był taki radosny? Przeszukał swój umysł, ale nie mógł sobie przypomnieć. Leif posłał mu mały uśmiech. Blake patrzył na ich odbicia w szybie windy, kiedy piętra szybko przemykały wskazywane przez powiększające się zielone cyfrowy. Różnili się tylko kilkoma centymetrami wzrostu, ale Leif miał szczuplejszą budowę i ramiona lotnika. Oczy Leifa paliły się pożądaniem, a krąg złota błyszczał w jego źrenicach. Blake oblizał swoje wargi, zachwycony, że oczy Leifa śledzą ten ruch. Zadowolony wiedzą, że wciąż ma uwagę zmiennego kruka. - Jest tak cholernie wspaniale – wyszeptał Blake, nie śmiąc wierzyć w swoje szczęście. - Myślałem o tym samym – odparł Leif. Blake się uśmiechnął. - Zamierzam wkrótce cię pocałować – dodał Leif, jego niski głos przypominał warczenie. - Dlaczego nie teraz? – Nikogo innego nie było w windzie. Leif ścisnął palce Blake'a. - Bo jeśli cię teraz pocałuję, skończę pieprząc cię na podłodze windy, a nie sądzę, żebym chciał by nagrano mój owłosiony tyłek na jakiejkolwiek kamerze, jaką tu zainstalowali. Blake się roześmiał. - Zrozumiałem. Winda się zatrzymała zanim Blake mógł poddać się swojemu pragnieniu, by przycisnąć Leifa do ściany windy i znowu go posmakować. Drzwi się rozsunęły. Zapach mutantów wypełnił powietrze ich smrodem. Blake dostał mdłości. - Cholera, ale śmierdzą.
~ 29 ~
- Kto? – Leif rozejrzał się wkoło swoimi bystrymi oczami, jakby szukał tego, co martwi Blake’a. - Mutanty. Nie czujesz ich? Leif potrząsnął głową. - Mój zmysł węchu nie jest tak dobry jak twój. - Trop prowadzi do moich drzwi. – Blake zamarł przed swoim mieszkaniem. Drzwi wydawały się być nienaruszone, ale zapach powiedział mu, że nie byli sami. – W środku są mutanty. - Możesz powiedzieć ilu? Blake ponownie pociągnął nosem, ostrożnie, żeby nie zakasłać na smród i nie ostrzec innych o ich obecności. - Czterech, jak sądzę. - Możemy ich zdjąć – zapewnił go Leif. Pewność siebie emanowała od towarzysza Blake'a, jakby samą swoją wolą Leif mógł przekonać mutanty do wyjścia. - Najpierw zobaczymy, czego chcą. – Nie najechali domu Blake'a bez wyraźnej przyczyny. Jeśli przyszli tu, by mu grozić, musiał poznać tę groźbę, żeby mógł odpowiedzieć jedną ze swoich. Mógł planować wyjazd z miasta, ale nie miał zamiaru dawać im satysfakcji, by myśleli, że byli za to odpowiedzialni. Nie chciał zdobyć reputacja wilka, którego łatwo przestraszyć. Z drugiej strony, jeśli przyszli do niego po pomoc, nie może ich odprawić. Leif puścił rękę Blake'a, by uwolnić go dla nieuniknionej walki, ale Blake poczuł brak kontaktu jak tylko Leif go puścił. Chociaż zamknął drzwi na klucz, kiedy wychodził, gałka obróciła się z łatwością w jego ręce. Chociaż raz, Blake pragnął mieć ze sobą broń. - Zostań z tyłu. Sprawdzę to – szepnął Leif. Wyszedł do przodu przed Blakiem, jakby chciał pierwszy wejść do środka. Blake złapał tył marynarki Leifa. - Co ty robisz? - Chronię cię.
~ 30 ~
- Nie sądzę. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś został zaatakowany u mnie w domu. – Blake szarpnął Leifa z powrotem za siebie, rozwścieczony, że zmienny kruk chciał postawić się w niebezpieczeństwie. Wewnętrzny wilk Blake'a warknął z niezadowoleniem. Żaden z nich nie chciał, żeby ich kruk znalazł się w niebezpieczeństwie. - Mam nadzieję, że wiesz, że takie nastawienie nie przysłuży ci się do pieprzenia. – Leif przepchnął się do przodu aż stanął przy Blake'u. Blake się zaśmiał. - To ja dam się przelecieć. – Teraz, kiedy Leif wyraził swoje zainteresowanie, Blake był przekonany, że będą uprawiać seks i to niedługo. Tylko najpierw muszą się zająć kwestią małej inwazji mutantów. Blake niepewnie popchnął drzwi. - Jeśli nie jesteś najbardziej niechlujną osobą na planecie, to zgaduję, że zostałeś okradziony – powiedział Leif, podchodząc do boku Blake'a. Wszedł, wąchając ostrożnie, ale nie było śladu nikogo innego. Mutanty musiały niedawno wyjść. Ich zapach nie byłby tak mocny nawet godzinę później. Coś przyciągnęło jego uwagę. - Czujesz to? Leif potrząsnął głową. - Co? - Mutanty. Dwie grupy. Najpierw przyszły trzy, a następnie cztery inne. - Tak, jakby była tutaj wielka kolejka mutantów. – Leif uniósł brew na bałagan wokół niego. – No cóż, druga grupa nie posprzątała po swoich kolegach. - Nie, nie posprzątali – zgodził się Blake. Jego serce opadło na widok bałaganu. Nic tutaj nie kosztowało zbyt wiele, ale należało do Blake’a. Wszystkie poduszki z kanapy i krzeseł były porozdzierane. Ze śladów wynikało, że mutanty użyły swoich pazurów. Talerze były porozbijane na podłodze, chodniki pocięte, a potem rzucone na stertę z boku pokoju, jakby intruzi szukali ukrytych miejsc. Najwyraźniej, nie byli zbyt bystrzy, ponieważ było zero szans, by Blake mógł ukryć coś w deskach podłogowych, ponieważ mieszkał na dziesiątym piętrze, a ściany nie były super grube.
~ 31 ~
- Nie sądzę, żeby znaleźli to, czego szukali – stwierdził Leif. - Dlaczego tak mówisz? - Przez to. – Leif wskazał ścianę. Blake przyłączył się do Leifa, by zobaczyć napis na ścianie. Wyglądało to tak, jakby użyli czarnego markera, by przekazać ich wiadomość. Wrócimy! - Hm, myślisz, że przynajmniej się podpisali – poskarżył się Blake. – To znaczy, czy nie powinni zostawić wizytówki? - To nie jest śmieszne. Jak myślisz, dlaczego oni w ogóle tu przyszli? - By zdobyć formułę na mutanta. – Blake nawet się nie zastanawiał, dlaczego ktoś go przeszukał. Na szczęście, zostawił swój komputer zamknięty w skrytce w swoim bagażniku. Wszystkie jego pliki byli zabezpieczone na zdalnym serwerze, więc nawet gdyby znaleźli jego laptop, nie zdobyliby jego informacji. Blake nie był idiotą. Wiedział, że może zostać zhakowany, ale sprawił, że będą musieli nad tym popracować. - Czy nie mogą po prostu dostać jej od Korla? I dlaczego oni ją chcą? Blake ścisnął ramię Leifa. - Bo chcą stworzyć więcej mutantów, a ponieważ Korl jest w ukryciu i jego laboratorium jest zniszczone, prawdopodobnie nie mają dostępu do formuły. Wątpię, żeby którykolwiek z nich mógł sam stworzyć portal, a nie widzę tego, by Anthony był chętny im pomóc. Jedynym sposobem na powiększenie ich liczby, wystarczająco dużej, by naprawdę przejąć innych zmiennych, jest stworzenie więcej z nich. - Dlaczego oni myślą, że masz formułę? Blake pocałował Leifa w czoło. - Ponieważ byłem odpowiedzialny za próby. Byłem prawą ręką Korla. Zanim wrócił mój zdrowy rozsądek, pomogłem mu zmienić mnóstwo mutantów. Jeśli ktokolwiek miałby mieć takie informacje, to ja. Mutanty mogą nie być geniuszami, ale idiotami też nie są. Rzeczy, które robił dla szalonego naukowca Fae, wciąż miały moc, by wywołać mdłości w jego żołądku i wyrywać go w nocy ze snu.
~ 32 ~
- Ale ty nie masz formuły. Gdybyś ją tu miał, nie zniszczyliby twojego mieszkania. Po prostu by ją wzięli i wyszli. - Mam ją tutaj. – Blake postukał się w głowę. – Zrobiłem tak wiele porcji, że mam ją wyuczoną na pamięć. Nikt inny nie potrzebował wiedzieć, że Blake miał to również zapisane. Próbował odwrócić efekty mikstury. Dużo energii zabrało Anthony'emu, by odwrócić mutanta, a Blake żywił nadzieję, że stworzy zastrzyk dla tych, którzy nie mają dostępu do magicznego półbożka. Leif zbadał szczątki salonu Blake'a. - Przypuszczam, że ci faceci wciąż będą tu przychodzić, dopóki nie dasz im tego, czego chcą. Powinieneś powiadomić Silvera, że jesteś w niebezpieczeństwie. Może udzielić ci azylu. - Nie jestem oficjalnym członkiem Sfory Moon. – Blake nawet nie próbował ukryć nadziei w swoim głosie. Dużo czasu już minęło, odkąd śmiał pragnąć, żeby przyjęła go jakaś sfora. Łatwiej było zostać mutantem i dołączyć do innych, ale sumienie Blake'a nie pozwoliłoby mu iść tą prostą drogą. Zamiast tego, prowadził kampanię ratowania mutantów od samych siebie i niewinnych wilków przed mutacją. - Idziesz ze mną, by oddać Anthony’emu i Silverowi przysługę. To podnosi twój status samo z siebie. - Nie jesteś członkiem sfory. – Blake czuł, że trzeba to zaznaczyć. Leif się roześmiał. - Jestem krukiem. Nie potrzebujemy sfor. Jestem sam już od dłuższego czasu. - W takim razie stado. Przeniesiesz się i dołączysz do innego? – Miał nadzieję, że ukrył swój niepokój na ten pomysł, ale po czułym sposobie, w jaki Leif przykrył dłońmi jego twarz, stwierdził, że jednak nie. - Nie ma już zbyt dużo zmiennych kruków w okolicy. Lepiej mi samemu. Do stada nie jest tak łatwo się przyłączyć, podobnie jak do sfory. Jeśli nie urodziłeś się w danym stadzie, inne kruki nie są wcale tak skłonne do zaakceptowania ciebie. Nigdzie się nie wybieram. - Dobrze. – Blake wypuścił oddech, który powstrzymywał. – Cieszę się.
~ 33 ~
- Musimy stąd spadać. Nie wiemy, kiedy planują tu wrócić. – Leif delikatnie popchnął go w stronę holu. – Idź spakować torbę. I tak przecież zamierzałeś spędzić noc u mnie. Sądzę, że z pewnością powinniśmy zrobić to teraz. Możemy wezwać wampiry, żeby tu posprzątały. Prowadzą niesamowite usługi sprzątające. - Naprawdę? Wampiry? Leif wzruszył ramionami. - Tak słyszałem. Mogę zadzwonić do Anthony'ego, jeśli chcesz. - Dzięki. - Nie ma problemu. Blake przeczesał ręką włosy Leifa. Przytrzymując tył jego czaszki, unieruchomił Leifa, podczas gdy smakował usta szczupłego zmiennego w zmysłowym pocałunku. Warknął przy ustach Leifa zanim się odsunął. - Smakujesz fantastycznie. - To muszą być moje nowe pastylki miętowe. Blake się roześmiał. Nie sądził, że zdobędzie się na rozbawienie pośrodku masakry w swoim salonie, ale poczucie humoru Leifa wywołało u niego uśmiech. Niechętnie puścił zmiennego kruka, chociaż jego wewnętrzny wilk warknął na rozdzielenie. - Widocznie tak. Chociaż może chcesz ponownie rozważyć umawianie się ze mną. Nie chciałbym sprowadzić na ciebie kłopotów. Jeśli mutanty podążają za mną, mogę nie być najbezpieczniejszym wilkiem, wokół którego należałoby się kręcić. Jego żołądek ścisnął się na myśl o kimkolwiek, kto skrzywdziłby tego zachwycającego zmiennego kruka. - Zostałem stworzony do kłopotów. – Leif zwęził swoje oczy. – Nawet nie myśl o porzuceniu mnie. Idź się spakować, albo ja cię spakuję i zapomnę o zabraniu jakiejkolwiek bielizny. - Ooo, jaki z ciebie niegrzeczny chłopiec. – Blake skierował się do swojej sypialni. Jego materac leżał przechylony na bok, wylewając wszystkie swoje wnętrzności na dywan. – Biedny materac.
~ 34 ~
Blake próbował odepchnąć gniew, ale nie mógł walczyć z poczuciem naruszenia prywatności przebiegającym przez niego na widok swoich zniszczonych mebli. Złapał torbę z szafy. Wyglądało na to, że szafie oszczędzono zniszczenia. Leif dołączył do niego parę minut później, ogarniając widok smutnymi oczami. - Wszystko w porządku? - Tak, nic mi nie będzie. Myślę, że możemy poczekać aż dojedziemy do ciebie, by uprawiać seks. – Blake machnął ręką w stronę chaosu, ale nie mógł zebrać się w sobie, by kontynuować. Leif przycisnął się do Blake'a i pocałował go delikatnie w czoło. - Zmusimy ich, żeby zapłacili za swoje zniszczenia. Blake złapał biodra Leifa i przytrzymał go w miejscu. Ich usta się spotkały, języki splątały, a potem się odsunęły. Ich wargi się rozdzieliły tylko po to, by spotkać się jeszcze raz. Oddech Blake'a zamienił się w krótkie sapnięcie, gdy próbował zassać tlen i jednocześnie nadal całować Leifa. - Potrzebuję więcej. - Więcej czego? – zapytał Leif między pocałunkami. - Więcej ciebie. – Blake zsunął marynarkę Leifa z jego ramion. Jego wilk zaczynał się niecierpliwić. Mocnym szarpnięciem, rozerwał koszulę Leifa. – Potrzebuję całego ciebie. Zapłonęła w nim potrzeba. Tornado, powódź czy obojętnie jaka cyklonowa siła natury była niczym w porównaniu do pożądania Blake'a do Leifa. To, co zaczęło się, jako strużka pragnienia, zapłonęło niczym ognisko obsesji. - Weź mnie! – nakazał Leif. Blake rozejrzał się po swojej sypialni, próbując stłumić żądzę, by skupić się na swoim otoczeniu. Jęknął z frustracji. - Nie tutaj. Zabierzmy moje ciuchy i jedźmy do ciebie. Odmówił wzięcia Leifa na szczątkach swojego życia. Leif zasługiwał na coś lepszego. Gdyby mógł zorganizować światło księżyca i róże, zrobiłby to.
~ 35 ~
- Szkoda, że ta błyskotliwa myśl nie naszła cię zanim podarłeś moją koszulę. - Leif wskazał na skrawki materiału zwisające z jego ramion. Blake złapał czystą koszulę, którą mutanty wyrzuciły z jego szuflady. - Proszę, możesz pożyczyć tę. Leif szybko przebrał swoją koszulę, a potem narzucił na nią swoją lekko pogniecioną marynarkę. Szersze ramiona Blake'a sprawiły, że koszula zwisała niżej na zmiennym kruku. Blake zacisnął pięści, by oprzeć się pragnieniu rozdarcia ubrania, które ukryło Leifa przed jego wzrokiem. - Dzięki. – Leif poczerwieniał na tyle, że dodał odcień koloru do swojej skóry. - Cholera, jesteś zachwycający – warknął Blake. - Jestem twardym wojownikiem. Nie jestem zachwycający. Blake udawał, że się nad tym zastanawia. - Masz rację. Jesteś seksowny jak diabli. - Dziękuję. Ale ładny tyłek też mam. - Oh zauważyłem. – Blake się uśmiechnął. – Nie omieszkam później lepiej się mu przyjrzeć. - Nie ma sprawy. – Szelmowski uśmiech Leifa sprawił, że Blake ponownie rozważył swój pomysł z czekaniem. – Nie zatrzymuj się teraz. Bierz swoje rzeczy. Załoga sprzątająca będzie tu za godzinę. Powiedziałem im, że zostawisz otwarte drzwi. - Tak, możemy tak zrobić. Już nie mam niczego, co można by zniszczyć. – Blake obrócił się i zaczął wrzucać rzeczy do torby. Nie mógł wystarczająco się skoncentrować, by zwracać uwagę na to, co pakował. Miał nadzieję, że ma dość ubrań, by stworzyć kilka strojów; w innym wypadku, może paradować nago w Świecie Fae. Sięgnął do szafy i otworzył niewidoczną skrytkę. Jego miecze wciąż były tam głęboko ukryte. Mutanty, które przeszukały jego dom, nie pomyślały o sprawdzaniu za ubraniami, i za to niedopatrzenie był wdzięczny. Blake wepchnął je do swojej torby. Na szczęście, były na tyle długie, że oba się zmieściły; tłumaczenie policji, dlaczego chodzi z krótkimi mieczami, nie byłoby zabawne. Gliny miały skłonności do zadawania wszystkich rodzajów niewygodnych pytań, a ponieważ większości z nich nie wiedziała o zmiennych, odpowiadanie stałoby się chwilami trudne.
~ 36 ~
- Chodźmy. – Leif nagle się odwrócił i opuścił pokój. Blake zamknął torbę, a potem chwycił za rączki i pospieszył za zmiennym krukiem. - Coś nie tak? – Leif był trochę posępny. Czy tak zachowywały się zmienne kruki? Blake nie wiedział. - Nie. Po prostu musimy wyjść. – Niecierpliwość Leifa zaczęła przenosić się na Blake'a. Rzucił wkoło kolejne spojrzenie, ale nie zobaczył nikogo, kto by im się przyglądał. Pociągnął głęboko nosem, jeśli jednak jakiekolwiek mutanty byłyby obok, to musiałyby się bardzo dobrze ukryć skoro nie mógł ich wyczuć. - Wyczuwasz coś? – zapytał Blake, nie mogąc wyczuć nic samemu. Leif kiwnął głową. - Mam trochę zdolności parapsychologicznych, nie na tyle by były pomocne, ale czasami mam takie przeczucia. I teraz mam jedno. Chodźmy. Łapiąc rękę Blake'a, Leif zaczął iść szybko do drzwi. Blake spieszył się, by nadążyć. - Dojdę. - Jeszcze nie, ale to zrobisz. – Zalotne słowa Leifa nie miały swojego odzwierciedlenia w jego tonie ani sprawnych ruchach, jakimi zagonił Blake’a z powrotem do windy. Utrzymywał swoje czujne zachowanie, dopóki nie znaleźli się wewnątrz samochodu. - Wszystko dobrze? Leif odetchnął z ulgą, kiedy uruchomił samochód. - Przypuszczam, że przesadnie zareagowałem. Jego wstydliwy uśmiech tylko podniósł pożądanie Blake'a dla niego. Ujechali tylko kilka metrów zanim na ich drodze pojawiło się kilka mutantów, blokując im drogę ucieczki. - Nie rozpoznaję tej grupy. – Blake patrzył na maszerujące w ich stronę mutanty, próbując ocenić ich potencjał zagrożenia. - Myślisz, że oni są nowi?
~ 37 ~
- Mam nadzieję, że nie. – Im dłużej przypatrywał się tej grupie, tym pewniej Blake mógł powiedzieć, że to nieznajomi. Jego żołądek się ścisnął. – Jeśli to są nowe mutanty, w takim razie Korl nie potrzebuje mojej formuły. - To dlaczego zdemolowali twoje mieszkanie? - Nie wiem. – Blake zmarszczył brwi. Nic nie miało sensu. Leif zawrócił samochód. Nie odzywając się do Blake'a, otworzył swoje drzwi od samochodu i wyśliznął się na zewnątrz. - Czekaj. – Blake podążył za Leifem. Nie wiedział czy wilk może zdjąć mutanta, ale nie mógł pozwolić, żeby Leif walczył z nimi sam. Blake podszedł i stanął ramię przy ramieniu z Leifem, stając przodem do mutantów, gdy szli do przodu. - Ty jesteś Blake? – Wysoki mutant wyszedł z tłumu. - Tak. – Blake napiął swoje palce, gotowy do zmiany, jeśli będzie to konieczne. - Słyszeliśmy, że byłeś jednym z nas. – Słowa wyszły stłumione przez dodatkowe zęby wypełniające pysk stworzenia. - Kiedyś. - Jak zmieniłeś się z powrotem? - Anthony mnie przemienił, kiedy zrobiłem mu przysługę. - Myślisz, że nas też by zmienił? Blake wzruszył ramionami. - Idźcie go zapytać. - Nie chcemy, żeby nas od razu zabił. Niektórzy z nas zostali zabici piorunem. Jego piorunem. – Mutanty skupiły się razem, jakby spodziewając się, że lada chwila zostaną zaatakowani przez elektryczne pioruny. - Zaatakowali jego dom. Dostali to, na co zasłużyli. – Blake słyszał o mutantach atakujących dom sfory. Anthony spalił ich istnienia jak komary złapane w muchołapkę. - Pójdziesz z nami? Jeśli tam będziesz, może nie zabije nas od razu. Przemówił Leif. ~ 38 ~
- On nie odmieni was wszystkich od razu. Widziałem wcześniej jak to zrobił. To zabiera dużo energii. Blake kiwnął głową na potwierdzenie. - Zwłaszcza, jeżeli jesteś mutantem już od jakiegoś czasu. Chociaż nie rozpoznał przemienionych zmiennych przed sobą, to nie oznaczało, że byli nowi. Korl miał kilka lokalizacji, gdzie przeprowadzał swoje badania. Blake mógł pomóc przemienić wielu z nich, ale nie przebywał w laboratorium dwadzieścia cztery godziny na dobę i całkiem dużo mutantów mogło zostać stworzonych bez jego pomocy. - Możemy poczekać – powiedział przywódca. – Jeśli pozwoli nam zamieszkać blisko swojej posiadłości, możemy poczekać, dopóki nie będzie gotowy. Nie chcemy zostać zabici przez innych, ponieważ jesteśmy tutaj bez pozwolenia. - Dlaczego włamaliście się do mieszkania Blake'a i zniszczyliście jego rzeczy? – zapytał Leif. Mutanty wymieniły między sobą spojrzenia zanim zwróciły uwagę na Blake’a. - Nie włamaliśmy się do twojego mieszkania. Wystraszyliśmy innych. Czegoś szukali. Przykro mi, że przyszliśmy za późno, by ich powstrzymać. Uciekli, kiedy nas zobaczyli. Nie pachnieli oszustwem. Blake przejrzał pyski czterech mutantów. Na ich twarzach widoczny był strach, a niepokój wypływał z nich tak, jakby czekali na skopanie. - Ile mutantów wałęsa się wokół twojego mieszkania, tak a propos? – Leif spiorunował wzrokiem Blake'a, jakby to on osobiście był odpowiedzialny za inwazję mutantów. - Nie wiem. – Obrócił się, by zwrócić się do mutantów. – Mamy rozmawiać z Anthonym jutro. Jeśli chcesz, możemy wtedy pogadać z nim o waszej sytuacji. - Dziękuję. – Dowodzący mutant wpatrywał się w Blake'a przez długą chwilę. – Będziemy wdzięczni z każdej pomocy, jaką nam zaoferujesz. - Jak się nazywasz? – zapytał Blake. - Devis. Blake rzucił mu klucze od swojego mieszkania.
~ 39 ~
- To nie dużo, ale nie ma tam prawie nic, co moglibyście jeszcze zniszczyć. – Posłał mutantowi krzywy uśmiech. – Przyjadą tu niedługo wampiry, by posprzątać, więc poczekajcie aż nie skończą zanim się wprowadzicie. Mutant patrzył na klucze w swoich rękach. - Ufasz mi na tyle, żeby dać mi swoje klucze? - Już jest tam demolka. Jednak lodówka powinna być dobrze zaopatrzona. Z jakiegoś powodu zostawili ją w spokoju. – Najwyraźniej mutanty, które włamały się do jego domu nie słyszały o ludziach ukrywających rzeczy w zamrażarce. - Gdzie się zatrzymaliście? – zapytał Leif. - W tym opuszczonym budynku na Forty-Second Street. – Devis wzruszył ramionami, nie wyjaśniając dlaczego żyli w ten sposób. Blake zmarszczył brwi. To była niebezpieczna część miasta; nawet ćpuny jej unikały. - Wyjeżdżam przynajmniej na kilka dni. Zostańcie tam, żebyśmy wiedzieli, gdzie was znaleźć, gdy porozmawiamy z Anthonym. - Okej. – Mutanty zawahały się na moment, a potem zaczęły odchodzić. - Zadzwonię do was na mój telefon w mieszkaniu jak tylko porozmawiam z Anthonym. Devis się uśmiechnął. - Świetnie. To do zobaczenia. Zanim mógł powiedzieć coś jeszcze, mutanty uciekły. Ich stopy czyniły zadziwiająco mało hałasu. Było ich zbyt wielu na jedną małą sypialnię Blake'a, ale przy odrobinie szczęścia, nie zostaną tam zbyt długo. W porównaniu z tym, gdzie obecnie śpią, mieszkanie Blake'a było luksusowym miejscem.
Tłumaczenie:panda
~ 40 ~
Rozdział 3 Jazda do mieszkania Leifa odbywała się w ciszy. Po tym jak minął przypływ energii seksualnej, Leif nie wiedział czy zostało im coś jeszcze. Niepokoje wokół mutantów kręciły się w umyśle Leifa. Skąd oni wszyscy przychodzili? Z początku myślał, że jest ich tylko garstka, ale ponieważ zjawiając się tutaj zaczynali czuć się nad wyraz dobrze, ewidentnie było ich dużo więcej niż początkowo pomyślał. Czy zniszczą Sforę Moon, czy też było więcej ich frakcji niż ktokolwiek podejrzewał? Aż zaswędzała go potrzeba wyśledzenia tego, ale nie dowie się niczego nowego dzisiejszego wieczoru. Zamiast tego, miał zachwycającego zmiennego wilka do zbadania… szczegółowo. Leif zatrzymał się na miejscu parkingowym przed swoim budynkiem. Wyłączył samochód i siedział przez chwilę zanim odwrócił się do Blake’a. Zmienny wilk się uśmiechnął, a Leif porzucił wszystkie swoje niepokoje. Dziś wieczorem nie będzie robił nic innego jak tylko cieszyć się Blake’m. Przez parę ostatnich lat, Leif przyzwyczaił się już do bycia sam, ale skrycie, w głębi swojego umysłu, tęsknił za partnerem. Napięte rysy twarzy Blake'a powstrzymały Leifa przed sięgnięciem po zmiennego wilka. - Wszystko w porządku? - Tak. – Blake posłał mu kolejny uśmiech zanim wyjrzał przez okno i rozejrzał się po parkingu. Po ich ostatniej zasadzce, Leif nie mógł winić Blake'a, że jest ostrożny dla ich otoczenia. Leif przyłożył rękę do brody Blake'a, zmuszając go do odwrócenia twarzy. - Hej, nic nie musimy robić, wiesz. Mam kanapę, na której możesz się przespać, jeśli chcesz. Żadnych nacisków. – Tyle, że jego jądra mogą zsinieć i odpaść. Ledwie oddychał, gdy czekał na odpowiedź Blake'a. - Wiem, że nie musimy nic robić, ale naprawdę chciałbym.
~ 41 ~
Słowa ledwie wyszły z ust Blake'a, a Leif już się poruszył. Złapał koszulę Blake'a i przyciągnął go bliżej. Żądza przepłynęła przez niego, głośniejsza niż ryk lwa. Jeden pocałunek łączył się z kolejnym, dopóki wszystko, co mógł zrobić, to czekać na jazdę, gdy budowała się między nimi namiętność. Leif oderwał swoje usta. Blake warknął. Krąg złota płonął w jego oczach, wychylił się wilk, by się zabawić. Leif zadrżał na ten widok. Skoro Blake stracił aż tyle kontroli, to musiał czuć taką samą więź jak Leif, gdy się dotknęli. - Chodźmy do mojego mieszkania. Mój samochód wciąż nie jest wystarczająco duży na mocne pieprzenie, jakie pragnę od ciebie dostać. – Myśl o Blake'u wbijającym się w niego, sprawiła, że Leif przygryzł swoją wargę, jednocześnie walcząc z pragnieniem nie spuszczenia się w swoje spodnie zanim nie wysiądzie z samochodu. Blake oddychał głęboko, a uwodzicielski uśmiech wykrzywiał jego wargi. - Podoba mi się brzmienie tego. Jeśli to stanie się nagminnym zdarzeniem, może zdecydujemy się kupić ci większy samochód. Leif przełknął wyraźnie. - Cholera, wiesz jak doprowadzić mnie do szaleństwa. Chodźmy zanim będę musiał umówić się z kręgarzem. Śmiech podążył za nim, gdy wysiadał z samochodu. Trzasnął za sobą drzwiami, prawie nie czekając aż Blake wyciągnie swoją torbę z bagażnika, zanim pociągnął go w stronę windy. Uszczypnięcie w tyłek wywołało okrzyk. Leif pacnął śmiejącego się zmiennego wilka zanim nacisnął guzik, by przywołać windę. - Przestań. Zapach Blake'a wypełnił jego nos, gdy zmienny wilk przechylił się przez ramię Leifa i wyszeptał do jego ucha. - Nie mogę. Jesteś zbyt zachwycający, by odpuścić. - Jeśli robisz jakieś duże złe wilcze analogie, śpisz na mojej kanapie. - Tak, kochany. – Ciało Blake'a drżało za nim od miękkiego śmiechu. - Zły wilk – powiedział Leif. Chociaż słyszał swoją czułość do Blake’a w swoim tonie. ~ 42 ~
Zachował ostrożny dystans między nimi, gdy weszli do windy. Leif wiedział, że jeśli nawet dotknąłby Blake’a małym palcem, miałby tego faceta przy ścianie windy. Leif oblizał swoje wargi, a Blake zajęczał. Przynajmniej przyciąganie było wzajemne. Byłoby okropnie, gdyby Leif był jedynym, który czuł pociąg między nimi. Nacisnął guzik szóstego piętra. Winda szybko ruszyła, a potem zatrzymała się z elektronicznym dzwonkiem. - Dzięki cholera – szepnął Blake. Leif powstrzymał się od śmiechu, kiedy Blake wysiadł za nim z windy. Przynajmniej nie był jedynym niecierpliwym. - To tu - sześćdziesiąt pięć – oznajmił Leif, wyciągając klucze z kieszeni. Podniecenie sprawiło, że się grzebał, gdy próbował otworzyć drzwi. Oczekiwanie trzęsło nim tak jak głodny wilk swoją ofiarą. - Daj mi je. – Blake wyrwał mu klucze, warcząc nisko. - Przepraszam. – Leif odsunął się na bok, uważając by nie nawiązać kontaktu wzrokowego i nie wyzwać wilka Blake'a. Nie chciał zepsuć tej nocy przez zostanie poturbowanym. Wewnętrzny kruk Leifa nastroszył swoje pióra, gotowy stawić opór, gdyby wilk wymknął się spod kontroli. Blake westchnął. Obracając się, przesunął kostkami palców, w których trzymał klucze, po lewym policzku Leifa. Jego oczy błyszczały złotem, ale powstrzymał warknięcie w swoim tonie. - Nie warczę na ciebie. Jestem zdenerwowany, ponieważ nie mam twojego tyłka nagiego i zgiętego przez kanapę. - Oh. – Leif zadrżał. Seksualna energia między nimi pobudziła go od policzka do palców u nóg. Uśmiech Blake'a nabrał większej wyrazistości, jakby wilk próbował dostać się do niego. To była najprawdopodobniej najbardziej erotyczna rzecz, jaką Leif kiedykolwiek widział. Partner? Kruk Leifa zakrakał swoją aprobatę dla ich kochanka. Blake machnął na Leifa, żeby wszedł pierwszy. Leif wkroczył do środka i pstryknął światło.
~ 43 ~
Ciche miauknięcie powitało to działanie. - Miło tu. – Blake zagrzmiał za nim. Leif rozejrzał się po swoim mieszkaniu. Niezbyt często sprowadzał mężczyzn do domu, ale potrzebował tu Blake'a. Jego ptak rozpoznał Blake'a, jako potencjalnego partnera w gnieździe i nalegał na to. Drugie miękkie miauknięcie przyciągnęło uwagę Blake'a. - Masz kota? Leif wzruszył ramionami. - Rozmawiałem z Darem o jej karmieniu, gdy mnie nie będzie. Nie chcę, żeby umarła z głodu. Straci chęć do grzebania w odpadkach. – Ostatnie słowa zostały powiedziane ostentacyjnie do puszystego kociaka. Tygrysio umaszczone stworzenie polizało swoją łapę z odpowiednim poczuciem pogardy, jakby czekając na Leifa, by się poddał i przyznał, że jest właścicielem kota. - Skąd ją masz? – Blake postawił swoją torbę uważając na maleńkiego kota. Leif ściągnął ją z oparcia kanapy i podrapał jej łepek. Nie cierpiała, gdy mierzwił jej dopiero co wylizane futro. Rozdrażnione zachowanie wywołało w nim chichot. - Uratowałem ją z kontenera na śmieci. Myślę, że ona mnie adoptowała. Nie mogę jej namówić, by poszła do domu z kimś innym. - Może inni ludzie są po prostu wystarczająco mądrzy, by poznać się na diabelskim nasieniu, gdy widzą takie. – Blake przyglądał się kociakowi, który ocierał się o Leifa. – Oznacza cię, żeby mój wilk zniechęcił się na jej zapach. - A zniechęci? Pozwolisz maleńkiemu kotu zatwierdzić to, co jest twoje? - A jesteś mój? – Pytanie Blake'a skończyło się cichym pomrukiem. - Na teraz. – Leif na razie nie zgadzał się na więcej. Byłby idiotą, gdyby obiecywał wieczność skoro tak naprawdę dobrze nie znał zmiennego wilka. Blake podszedł bliżej, dopóki jego gorąco nie ogrzało powietrza między nimi. - Sprawdźmy czy otrzymamy bardziej konkretną odpowiedź. Leif postawił kota na podłodze. Ledwie ją uwolnił, a Blake już przyciągnął go do swojego twardego ciała. Potrzeba zalała Leifa, pulsującym, skręcającym pożądaniem, ~ 44 ~
którego nigdy wcześniej nie doświadczył. Koniuszki jego palców zmieniły się w pazury. Leif się wyszarpnął. - Wszystko w porządku? – Blake zgarnął go z powrotem, dopóki ich ciała znowu się nie zetknęły razem. Podniósł swoje ręce i westchnął, gdy wróciły do normalnego stanu. - Taa, moje ręce nigdy wcześniej tego nie zrobiły. - Umawiałeś się z wieloma zmiennymi? Leif zmarszczył brwi, próbując znaleźć powiązanie między jego pół zmianą, a pytaniem Blake'a. - Zazwyczaj nie chodzę na randki. Nie daję szans ludziom, by nie odkryli, kim jestem, a inne zmienne nie chcą ptaka. Uprzedzenia między zmiennymi nadal miały się dobrze. Chociaż większe drapieżniki często parowały się z innymi, rzadko uważali ptaki za warte rozważenia. - Pytam tylko dlatego, że czasami seks między zmiennymi wyzwala naszą drugą połowę. Jeśli nie jesteś do tego przyzwyczajony, zrobimy to powoli. – Troska Blake'a i czułość w jego oczach rozgrzała Leifa aż do palców u jego nóg. Mogło się okazać, że nie byli partnerami, ale Blake nie zmieni tego w kolejne puste pieprzenie w alejce albo na zapleczu. Były mutant troszczył się o Leifa, jako przyjaciel, jeśli nic więcej. - Dzięki. - Zawsze. – Blake zawinął ramię wokół Leifa i przyciągnął go bliżej. To widocznie musiał być wilk Blake'a, który potrzebował stałego kontaktu. Zmienny wilk wydawał się nie lubić dystansu między nimi, albo może, po tym jak przez długi czas był mutantem, był głodny dotyku? Leif przebiegł ręką w górę i w dół kręgosłupa Blake'a, delektując się dotykiem każdego kręgu. Blake przesunął policzkiem po każdej stronie twarzy Leifa. - Co robisz? - Zastępuję oznaczenie tego cholernego kota. Mojemu wilkowi nie podoba się jej zapach.
~ 45 ~
- Hmm. Widzę, że mamy niewielki spór terytorialny. – Leif nie mógł powstrzymać rozbawienia w swoim głosie, nawet gdy Blake spiorunował go wzrokiem. - Czy kruki parują się na całe życie? – zapytał Blake. Leifowi zajęło chwilę zanim odpowiedział, rozmyślając nad interakcjami stada. - Naturalne kruki tak, a także zmienne z mojego gniazda. Moje stado wybierało swoich partnerów, chociaż słyszałem o innych gniazdach, które twierdziły, że mają przeznaczonych partnerów. Jednak nie wiem o żadnych męskich parowaniach. - W takim razie to dobrze, że nie jestem krukiem. A teraz sądzę, że ty i ja mamy randkę z tą kanapą. Leif się uśmiechnął. - A może przeniesiemy się do sypialni? Mniej szans na naciągnięcie sobie mięśni grzbietu. - Wy kruki jesteście trochę delikatni, prawda? - Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek ktoś powiedział mi coś takiego. - Prawdopodobnie dlatego, że to byli ludzie. – Blake ściągnął z siebie koszulę i rzucił na krzesło. - Oh. – Wszystkie myśli wyleciały z głowy Leifa. – Cholera, jesteś olbrzymi. Wiedział będąc owinięty ramionami Blake'a, że ma mocną muskulaturę, ale widok jego szerokich ramion wydobył z jego ludzkiej połowy kwilenie, a z jego połowy kruka puszenie się na urodę ich seksualnego partnera. - To jest taka rzecz, którą faceci lubią słyszeć. – Blake podniósł Leifa nad ziemię w strażackim chwycie i skierował się do korytarza. Nie zabrało mu zbyt dużo czasu znalezienie sypialni Leifa – to miejsce nie było bardzo duże. Blake upuścił go na materac, a całe powietrze uleciało z płuc Leifa. Zakasłał, by odzyskać trochę tlenu. Nie wziął go zbyt dużo, bo Blake już przesuwał swoim ciałem wzdłuż Leifa. Samo nagie ciało i mięśnie. Pyszności. Leif zachłannie rozłożył swoje palce na ciele Blake'a, próbując dotknąć go jak najwięcej. - Spokojnie, ptaszku. Mamy całą noc.
~ 46 ~
Blake upajał się zapachem Leifa przy jego szyi zanim otarł się o nią swoimi zębami. - Buty – wymamrotał Leif. Chociaż bardzo cieszył się naciskiem ciała Blake'a na swoje, odrobina obsesji w jego psychice nalegała, żeby nie było butów na łóżku. - Ahh, a więc wychodzi twoja ptasia natura. – Blake się uśmiechnął. – A co powiesz na to, żebyśmy zdjęli całą naszą odzież? Chcę, żeby było ci wygodnie. Leif kiwnął głową, więcej niż skłonny do przystania na ten plan. Doceniał to, że Blake poddawał się przypływowi, zamiast się z niego wyśmiewać. Blake wstał. Natychmiast Leif zatęsknił za ciepłym ciałem przyciskającym go do materaca. To zniknęło, gdy Blake zdjął swoje buty, a potem rozebrał się z reszty swoich ciuchów. - Oh. – Słowa go zawiodły. Zazwyczaj nie lubił mocno umięśnionych mężczyzn, ale zrobił wyjątek dla Blake'a. Mógł robić wszystkie rodzaje wyjątków dla przystojnego zmiennego wilka. - Jesteś za bardzo ubrany na tę randkę. – Blake ściągnął buty Leifa, a potem ostrożnie opuścił zamek błyskawiczny w jego spodniach. Leif jęknął. Jego fiut wyskoczył uwolniony z zamknięcia. - Bez bielizny? - Nie lubię być ograniczony. – Nie wspomniał o tym, że jego fiut ocierał się o zamek błyskawiczny jak tylko dostrzegł Blake'a. - Mmm, ja też nie chciałbym widzieć uwięzione to piękno. Bez ostrzeżenia, Blake opadł ustami na erekcję Leifa. Leif zawył, głośniej niż jakikolwiek wilk. Rozkosz. Blake kontynuował połykanie. Gorące usta zmiennego wilka konsumowały fiuta Leifa. - Już dochodzę – ostrzegł. Niski pomruk drgający w górę gardła Blake'a dokończył robotę. - Ja pieprzę. – Orgazm Leifa złapał go za jądra i wystrzelił w głąb gardła Blake'a. Zmienny wilk połykał spełnienie Leifa i nie puszczał, dopóki Leif nie był całkiem pewien, że Blake kompletnie osuszył jego ciało z całego płynu. Mógł umrzeć z powodu odwodnienia, ale co to był za sposób zejścia. ~ 47 ~
Blake otworzył usta, by pozwolić zaspokojonemu fiutpowi Leifa się wysunąć. - To była wspaniała przystawka. Teraz wróćmy na główny kurs. Blake przewrócił Leifa i ściągnął z niego marynarkę. Leif drgnął. Cholera, zmienny wilk ponownie wyzwolił wszystkie jego lotne instynkty. Zwierzę Blake'a mogło obezwładnić Leifa i niech to szlag, jeśli to nie sprawi, że stwardnieje jeszcze raz. - Spokojnie, dziecino, po prostu zdejmuję twoje ubranie. Ostrzegę cię zanim zrobię cokolwiek innego. Blake musiał odczytać język jego ciała. Bo skąd wiedziałby, że Leif był na krawędzi? Gorące wargi wytyczyły ścieżkę pocałunków wzdłuż kręgosłupa Leifa, zaczynając od jego karku, a kończąc na jego tyłku. Oddech Blake'a wysyłał iskry pożądania przez Leifa, dopóki nie zaczął się zastanawiać czy nie został spalony przez jeden z piorunów Anthony'ego. Jęknął. - Więcej. - Oh, mam dużo więcej dla ciebie – obiecał Blake. Blake rozdzielił pośladki Leifa swoimi dużymi dłońmi. Mokry język zbadał dziurkę Leifa, a całe jego ciało zadrżało od stresu powstrzymywania się. - Muszę dojść jeszcze raz – wysyczał. - Nie! – Warcząca odpowiedź Blake'a uspokoiła Leifa. Zakołysał się, jakby jego ciało już dłużej nie było pod jego kontrolą, tylko w mocy mężczyzny wiszącego nad nim. – Musisz się powstrzymać, dopóki nie będę w tobie. Chcę, żebyś zacisnął się wokół mnie, gdy wystrzelisz. Leif przygryzł swoją wargę, by powstrzymać kwilenie. Plan Blake'a brzmiał fantastycznie, ale powstrzymywanie się mogło go zabić. - Szzz, jest dobrze. Poczekaj na mnie. Leif obrócił głowę, by spojrzeć przez ramię. Blake się uśmiechnął. Otrzymał pocałunek w policzek, a następnie Blake otworzył szufladę stolika nocnego i wyciągnął nawilżacz. - Będziemy musieli odwiedzić tę szufladę później.
~ 48 ~
Wiedział, że rumieniec, który wystąpił na jego policzki, był niczym ogień, ale nie mógł temu zapobiec. Drgająca wtyczka, pierścień na penisa, zaciski na sutki i inne różnorodne zabawki były dobre, gdy był sam i nie potrzebował wychodzić. Teraz, z Blakiem, który miał go pieprzyć, jego kolekcja bardziej wprawiała w zakłopotanie niż ekscytowała. - Może. - Zdecydowanie. Leif nie zamierzał sprzeczać się dalej, nie wtedy, gdy Blake wepchnął śliski palec do jego dziurki z małym wstępem. Syknął. - Okej? – Blake pocałował bark Leifa. - Tak. Więcej. – Jego mózg mógł sformułować tylko jedno słowo na raz. Jeśli Blake chciał dłuższych zdań, musi wyjąć swoje palce z tyłka Leifa i przestać uderzać w te błogie, magiczne miejsce. - Nie mamy gdzie się spieszyć, prawda? – Niemal słyszał uśmiech w głosie Blake'a. Na szczęście, zmienny wilk wybrał ten moment, by wrócić z palcami do kanału Leifa, więc nie musiał rozedrzeć gardła Blake'a. - Nie znam cię zbyt dobrze, ale jeśli niedługo nie będę miał twojego dużego, grubego fiuta w moim tyłku, będę musiał znaleźć sobie kogoś bardziej skłonnego do wypieprzenia mnie. Cichy pomruk podążył za tym oświadczeniem. - Nie robiłbym tego, gdybym był tobą, mój partnerze. – Głos Blake'a obniżył się, co najmniej, o jedną oktawę, a dźwięk ten zadrżał wzdłuż kręgosłupa Leifa. Wiedział w tym momencie, że słodki wilk Blake’a zniknął i został drapieżnik skłonny do zabicia każdego, kto dotknie Leifa. - Partner? - Tak. – Głos Blake'a wibrował mocą jego bestii. – Ty, mój mały ptaszku, jesteś moim partnerem. Leif zacisnął zęby.
~ 49 ~
- Nie jestem mały, zarówno jako człowiek jak i ptak. – Mógł nie być orłem, ale też nie był strzyżykiem. - Nie miałem na myśli zniewagi, więc nie strosz swoich piórek. – Blake pogłaskał włosy Leifa, jakby próbował go uspokoić. - Przestańmy się sprzeczać i pieprz mnie. - W końcu się w czymś zgadzamy. – Blake zaaplikował więcej nawilżacza, zarówno na swoją erekcję jak i dziurkę Leifa, dwie części, które potrzebowały więcej nawilżenia, by łatwo się połączyły. Fiut Blake'a z pewnością był większy niż przeciętny, a Leif pieprzył się jedynie z wieloma przeciętnie wyposażonymi facetami. - Teraz! – nakazał Leif. Cholera, zmienny wilk robił to jak ślimak, a nie jak sprinter przy pełnej prędkości. - Cierpliwości. – Blake przerzucił Leifa z powrotem, więc teraz byli do siebie twarzą w twarz. Leif zerknął w bok. - Spójrz na mnie – zażądał Blake. - Ja… ja nigdy przedtem nie uprawiałem seksu w ten sposób. – Tak było łatwiej z ludźmi, patrzeć w bok albo za nich. Jeśli jego oczy albo ręce się zmieniły, człowiek by tego nie zauważył w ciemnym zakamarku alejki, stojąc przodem w innym kierunku. - To teraz będziesz. – Blake nie zostawił miejsca na skrzeczkę. Pchnął do środka i upewnił się, że Leif się dopasuje zanim wślizgnie się głębiej. – Jak cholernie ciasno. - Taaak – wysyczał Leif. – Jak dobrze. - Spokojnie, nie odpychaj się, pozwól mi nadać tempo – zamruczał do jego ucha Blake. Leif zamknął swoje kostki na plecach Blake'a, trzymając wysoko kolana i zaciskając się wokół penisa Blake'a. - Jak dobrze. - Ty bezczelny facecie. Chcesz prowadzić będąc pod spodem, jak widzę. – Blake wypowiedział te słowa przekornie, ale Leif widział drobne koraliki wilgoci błyszczące na jego czole, gdy walczył z zachowaniem kontroli.
~ 50 ~
- Lubię też prowadzić będąc na górze – oznajmił Leif. – Nie zawsze będę odbiorcą. - Dobrze. – Kły Blake'a się wysunęły i jego głos uderzył w nowy ton. Kontrola Blake'a się załamała i Leif przytrzymał się, kiedy Blake zaczął w niego pompować. Teraz, gdy Leif się odprężył, zmienny wilk dał mu wszystko, na co miał nadzieję. - Oh, tak. Cholera, tak. – Leif tracił mowę. Zamiast tego, podniósł biodra na spotkanie z pchnięciami Blake'a. Z każdym posuwistym ruchem, Blake uderzał w prostatę Leifa i wysyłał dreszcze w górę i w dół jego kręgosłupa. - Właśnie tak. Bierz mnie, śliczny ptaszku. Leif nie wiedział czy to był krok wyżej od małego ptaszka, ale przynajmniej Blake próbował. Użył swoich skrzyżowanych stóp by podnieść swoje biodra i nabić się na fiuta Blake'a. - O, cholera. – Oczy Blake'a uciekły do tyłu i doszedł. Sperma Blake'a wytrysnęła w jego ciało i wywołała jego własny orgazm. Po tym jak skończył ich moczyć swoim spełnieniem, Leif się odprężył, nagle czując się bezwładnym. - Jak dobrze. – Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz seks rozluźnił go tak całkowicie, że był gotowy do drzemki. - Cieszę się, że potwierdzasz. – Blake pocałował kącik jego ust. – Zaraz wrócę. Leif nie martwił się o powrót Blake'a czy próbę wykopania go z łóżka, ponieważ to było jego mieszkanie, i jeśli Blake naprawdę myślał, że byli partnerami, nigdzie nie pójdzie. Blake wrócił niosąc myjkę. Bez słowa, zmienny wilk wytarł Leifa, dopóki nie miał już na sobie ani odrobiny spermy. - Dzięki. – Zastanawiał się nad zmianą prześcieradła, ale to brzmiało na zbyt dużo pracy, a on ostatnio był zmęczony, bo nie sypiał zbyt dobrze. - Nie ma sprawy. – Blake zniknął jeszcze raz, by zająć się myjką. Gdy wrócił, położył się do łóżka i mocno przytulił Leifa. Kruki się nie przytulały, ale Leif zdecydował się nie wspominać o tym fakcie, gdy ciepło ciała Blake'a grzało go przed chłodem klimatyzacji. Może wspomni o tym jutro. ~ 51 ~
- Branoc, śliczny ptaszku. Leif westchnął, ale z zadowoleniem, nie irytacją. Może nawet przyzwyczai się do bycia nazywanym tym głupim przezwiskiem, jeśli to zagwarantuje mu bycie przytulanym. Po kilku minutach, ciało za nim się rozluźniło, a jego głęboki oddech powiedział Leifowi, że jego wilk zasnął. Co on, do cholery, zrobi z kochankiem zmiennym wilkiem? Ten facet nawet nie umiał latać.
Tłumaczenie: panda68
~ 52 ~
Rozdział 4 Następnego ranka, Blake i Leif wzięli prysznic, a potem szybko się ubrali. Leif powkładał kilka noży do różnych kieszeni, sprawiając, że Blake zapragnął się zabawić w rozbierz kruka, by dowiedzieć się, gdzie one wszystkie się podziały. Wczoraj wieczorem Leif wyglądał seksownie w swoim garniturze, ale teraz, ubrany w czarną skórę, wołał do wilka Blake'a, by go wziąć i oznaczyć na zawsze. Jego wewnętrzny wilk nie był wdzięczny za te małe uszczypnięcia, jakie dał Leifowi w nocy. Jego bestia chciała głęboko zatopić swoje zęby i upewnić się, że nikt już nigdy nie popełni błędu dotykając ich mężczyznę. Biorąc głęboki wdech, Blake schował swoją bestię. - Gotowy? Musieli wyjść, zanim Blake odrzuci swoje dobre chęci i przeleci Leifa, aż obaj będą musieli jeszcze raz zmienić swoje ubranie.
Thomas stał przed drzwiami do klubu, jego szacujące spojrzenie omiatało ulicę. - Hej, Thomas. – Pomachał Blake jak tylko opuścił samochód. - Blake. – Thomas kiwnął głową do zmiennego kruka. – Leif. - Hej, Thomas. Szukamy Anthony'ego – oznajmił Blake. - Jest w kuchni z Silverem. Idźcie od tyłu. – Thomas wskazał na drzwi do kuchni. Blake wziął Leifa za ramię i skierował się do kuchennych drzwi. Grube stalowe drzwi, założone parę miesięcy po inwazji mutantów, lśniły słabo w świetle ulicznych latarni. Leif podszedł i załomotał w metal. Chwilę później drzwi się otworzyły i na zewnątrz wyjrzał Henry. - Hej, chłopcy. Wchodźcie do środka. ~ 53 ~
Blake uśmiechnął się zadowoloną twarzą do Henry'ego. Szef kuchni zawsze wszystkich serdecznie witał. Jak tylko weszli otoczyło ich gorąco kuchni. Partner Henry'ego, Dakota, kiwnął głową na powitanie zanim z powrotem zwrócił swoją uwagę na jedzenie. Dakota nie mówił dużo. Żył przez większość swojego życia, jako wilk, a to nie pomogło mu rozwinąć jego umiejętność nawiązywania kontaktów. Leif poklepał Dakotę po plecach, a potem zajął miejsce obok niego przy stole. Anthony i Silver siedzieli po drugiej stronie, jedząc coś, co wyglądało jak szarlotka. - Dobry, panowie – odezwał się Anthony. - Dzień dobry. – Blake chciał rozpocząć rozmowę zanim mógłby zapomnieć o mutantach w swoim mieszkaniu. Łatwiej byłoby złapać swojego kruka i zniknąć w Świecie Fae. Niestety, nigdy nie miał zmysłu do łatwego załatwiania spraw. – Mam mały problem. Grupa mutantów pojawiła się w moim mieszkaniu. Chcą, żebyś ich odmienił. Powiedziałem im, że nie możesz zmienić więcej niż jednego w tym samym czasie, ale że porozmawiam z tobą. Blake miał nadzieję, że nie przesadził z obietnicami. A co, jeśli Anthony nie chciał już zmienić żadnego mutanta? Mogło tak być, bo przecież populacja mutantów nie traktowała Sfory Moon szczególnie dobrze. - I co na to powiedzieli? – Oczy Anthony'ego rozbłysły mocą. Blake wciągnął oddech, prawie gotowy szarpnąć się, gdyby magia Anthony'ego zdecydowała się wybuchnąć. Półbóg miał świetną kontrolę, ale Blake technicznie nie był członkiem Sfory Moon i nie wiedział czy ochrona Anthony'ego rozciąga się także na Blake'a czy też pozbawi go istnienia. - Że poczekają – odpowiedział, zadowolony, że jego głos zadrżał tylko trochę. Leif poklepał jego ramię w okazanym wsparciu. Najwyraźniej wiedział, jak bardzo Anthony go przeraża. Odkąd Anthony uderzył w niego swoją magią, by odwrócić mutację Blake'a, nieufnie odnosił się do młodszego mężczyzny. Każdy, posiadający tak wiele magicznej energii, byłby zbyt poważnym wrogiem. - Najpierw ja z nimi porozmawiam – odezwał się Silver. – Nie chcę ich na moim terenie, dopóki z nimi nie pogadam. Jeśli są szczerzy w swoim pragnieniu do zmiany, wtedy Anthony zdecyduje czy chce pomóc. Blake czekał na reakcję Anthony'ego. Silver mógł być przywódcą sfory, ale Anthony był jej sercem. Gdyby nie zechciał mutantów, nie staliby się częścią sfory. ~ 54 ~
Anthony kiwnął głową. - Daj mi znać, gdy to z nimi wyjaśnisz. Nie chcę, żeby ktokolwiek został mutantem wbrew swojej woli. Silver wstał i pocałował Anthony’ego w policzek. - Do zobaczenia później, moja miłości. Pójdę porozmawiać z nimi teraz. - Dzięki. – Anthony ugryzł kolejny kawałek placka. – A wy chcecie placka? - Placek na śniadanie? – zapytał Leif. Anthony wzruszył ramionami. - To dobry placek. Ale jestem pewien, że Henry może zrobić wam jajka, jeśli chcecie coś tradycyjnego. - Nie, brzmi świetnie. – Jeśli partner alfy je placek na śniadanie, kimże był on, żeby mącić? Poza tym, prawdopodobnie był tak pożywny jak babeczki, które czasami jadł. Blake usiadł przy stole i pociągnął Leifa za sobą. - Jakie są? - Mamy kokosowy, z czarnej borówki i jabłkowy – zaproponował Henry. – Inno był w nastroju do pieczenia. - Wezmę kokosowy – powiedział Blake. - A ja z borówką. – Leif uśmiechnął się do dużego szefa kuchni. Chwilę później, Henry postawił przed nimi talerze z deserem. - O, świetnie wygląda. - Inno jest fantastycznym piekarzem. Szkoda, że Mikel nie pozwala mu pracować więcej. Blake kiwnął głową. Wampir bacznie pilnował swojego zmiennego wilka, chroniąc go z niemal obsesyjnym przymusem. - Jak często pozwala Inno przychodzić piec? - Tylko raz albo dwa razy w miesiącu. Zwłaszcza od ataku mutantów. – Henry westchnął.
~ 55 ~
Chociaż nie był częścią ataku, Blake poczuł ukłucie winy. Kiedyś był mutantem. Robił, co mógł, by ratować innych przed zostaniem przemienionym, ale to nie było dość. Blake był jednym z pierwszych, który został zmutowany; uważał każdego kolejnego mutanta za swoją osobistą porażkę. Pomimo znakomitości placka, dużo wysiłku zabrało mu przełknięcie go. - Hej. – Leif ścisnął ramię Blake'a. – Co się dzieje? - Nic. – Blake wzruszył ramionami. – Dobry placek. - Dobry – zgodził się Leif, patrząc na usta Blake'a. Wepchnął kolejny kawałek w swoje usta i z zadowoleniem zamruczał. Smak eksplodował na jego języku. - Daj mi znać, kiedy mam pobić Mikela, by uwolnił swojego piekarza. Henry się roześmiał. - Dobrze. Leif nie mógł powstrzymać uśmiechu, który rozciągał jego twarz. Jego ciało wciąż pulsowało po poprzedniej nocy, ale wspomnienia o Blake'u, przygniatającego go i pieprzącego go, wciąż przemykały w jego umyśle. Spróbował oczyścić swoje gardło i skupić na tym, co się działo, ale zapach Blake'a siedzącego tak blisko nakręcał jego zmysły. Po tym jak skończyli swoje placki, Anthony wstał. - Inni powinni już być gotowi. Zdecydowaliśmy się wysłać bliźniaki i Gabe’a z wami dla wsparcia. Leif kiwnął głową. Nie miał zamiaru odmawiać żadnej dodatkowej pomocy, jaką mogli dostać. Jeśli ktokolwiek mógł wytropić naukowca, będą to bliźniacy fae. Weszli do biura Silvera i znaleźli tam Viena, Viella i Gabe’a stojących obok dużego biurka. Bliźniacy otaczali swojego partnera i byli uzbrojeni aż po zęby w miecze i noże. Gabe wydawał się być nieuzbrojony, ale ponieważ pracował, jako architekt, prawdopodobnie nie miał za dużo do czynienia z bronią. Jego wilk będzie dostateczną bronią. Trio uśmiechnęło się do Leifa i Blake’a, kiedy weszli.
~ 56 ~
Leif potarł swój brzuch. Nerwy trzęsły nim niczym pioruny. Blake ścisnął ramię Leifa w uspokajającym dotyku. - Będzie dobrze. Fala kojącego spokoju pchnięta do niego przez Blake'a uspokoiła jeszcze Leifa. Po ich wspólnej nocy, związali się, chociaż nie tą oficjalną więzią partnerską, ale połączeniem kochanków. Gabe wyglądał na całkowicie zrelaksowanego, ale jego partnerzy byli gotowi do bitwy. Szanował gotowość bliźniaków. Zerknął na Blake'a i zobaczył, że zmienny wilk obserwuje trio z zainteresowaniem. - Czego się spodziewasz? – zapytał Leif. Miał złe przeczucie o tym, co mogą znaleźć po drugiej stronie, skoro Fae byli uzbrojeni do walki. - Farro nadział się na kilka agresywnych mutantów, gdy ostatnio tam wrócił. Są również włóczące się wkoło trolle. Król Kylen większość z nich ma w garści, ale nie może być wszędzie, zwłaszcza odkąd podwoiło się jego królestwo. W tej chwili jest jakiś niepokój w Świecie Fae i myślimy, że Korl jest tego przyczyną. Leif słyszał, że Kylen został ogłoszony jednym królem. Problem z mutantami prawdopodobnie nie był tak pilny jak upewnienie się, że cała populacja Fae się nie zbuntuje. - Zrobimy tyle, ile możemy. Zwłaszcza, jeśli to oznaczało, że Leif będzie mógł zabić naukowca. Jego cel, by zabić Korla, nie zmienił się od tego pierwszego razu, kiedy to zobaczył wyniki eksperymentów szalonego naukowca. Wspomnienia jego wybitego stada, wyrzuconego do rowu, wypełniały jego umysł. Inni mogli sobie omawiać jak złapać Korla i jakie informacje mogli wyciągnąć z jego eksperymentów. Leif miał tylko jeden cel. Zabić Korla. Blake za nim kiwnął głową. - Z przyjemnością pomożemy. Pragnienie zmiennego wilka, by być pomocnym, niemal promieniała z jego skóry. Psie rasy były bardziej związane chęcią zadowolenia przywódcy ich sfory niż kruki. Leif lubił Sforę Moon, ale nie udzieliłby im pomocy, gdyby nie potrzeba zabicia Korla.
~ 57 ~
Nie wspominając o tym, że mutanty mogły znowu zranić Dare’a. Leif nie mógł pozwolić, by jego przyjaciel został zraniony. - Wszyscy gotowi? – zapytał Anthony. Gdy w pokoju rozległo się głośne tak, Anthony podszedł do pustej ściany i zaczął szeptać jakieś słowa, których Leif nie mógł zrozumieć. Koło, które utworzyło się przed półbożkiem, płonęło perłowym światłem. Miękkie, wabiące nucenie zaszumiało w powietrzu, jakby wzywając ich do wejścia do środka. - Gotowe. Po prostu przejdźcie przez to. Gabe, jeśli ty i bliźniacy zdecydujecie się zostać, zrozumiem – powiedział Anthony. Uścisnął szybko Gabe’a, a potem trio zniknęło w portalu. Gdyby trio tam zostało, mogliby pomóc królowi utrzymać jego krytyków w ryzach. Większość królów umarło będąc zabitym przez swoich własnych ludzi niż przez coś innego. Połączenie dwóch królestw było ryzykownym przedsięwzięciem. To mogło połączyć ludzi, by żyli wspólnie w harmonii, ale równie dobrze połączyć ich razem, by obalić swojego przywódcę. Fae nie były znane ze swoich wygórowanych zamiłowań, ale zimne zabójstwo skutkowało tym samym, co impulsywny napad z nożem. - Gotowy? – Słowa Anthony'ego przywołały Leifa do rzeczywistości. - Teraz jest chyba nasza kolej. – Blake przyglądał się nieufnie portalowi. Leif splótł swoje palce z Blake'a. - Będzie dobrze. Tak naprawdę, nigdy wcześniej nie przechodził na drugą stronę. Cała jego wiedza opierała się na teorii, ale Anthony nie wysłałby ich przez coś, co mogłoby stanowić zagrożenie dla jego przyjaciół. Pewny, że da sobie radę po drugiej stronie, Leif pociągnął za sobą Blake'a przez portal. Wnętrzności Leifa skręciły się, gdy stanął na miękkiej, porosłej mchem ziemi. Mrugając szybko, chwilę zajęło mu przystosowanie się od zasnutego smogiem miasta do powietrza tak czystego, że praktycznie błyszczało. Wziął głęboki wdech. Jego wewnętrzny kruk z radością nastroszył pióra. Nagła tęsknota, by rozwinąć skrzydła na tym czystym niebie, zadrżała wewnątrz niego. Prawie się zmienił, gdy Blake przemówił. - Zostań, dziecino. Nie chciałbym cię stracić. – Blake zawinął rękę wokół prawego ramienia Leifa. ~ 58 ~
- Właśnie myślałem o krótkim locie. – Leif próbował wyglądać niewinnie, ale po domyślnym wyrazie twarzy Blake'a, nie przeciągał tego. - To upaja, prawda? – Gabe uśmiechnął się przyjaźnie. – Zawsze chcę zmienić się w wilka i biec przez las. – Gabe przechylił głowę, by wskazać na ogromny, otaczający ich, las. - Rozumiem, dlaczego to jest takie kuszące – zgodził się Leif. - Musimy mieć na niego oko. – Viell posłał swojemu partnerowi czułe spojrzenie. – Nie chcemy go stracić, gdy gania między drzewami. - Ja nie ganiam. – Gabe uniósł nos na swojego partnera. - To prawda, bracie. Gabe nie gania; jest dostojnym wilkiem. On figluje. – Vien się uśmiechnął. Fae pocałował Gabe’a w nos, a potem uskoczył przed żartobliwym kuksańcem. Leif potrząsnął głową na te trio. - Jak myślicie, gdzie najpierw powinniśmy się rozejrzeć? - Chodźmy tą brązową uklepaną drogą i odwiedźmy króla. – Vien uśmiechnął się do Leifa i wskazał na ścieżkę wijącą się przez las. – Anthony podrzucił nas jakieś półtora kilometra od zamku, w prostej linii lotu wrony. Leif zmarszczył brwi. - Jestem krukiem. - A one latają inaczej niż wrony? – zapytał Gabe. - Nie, po prostu robimy to z większą klasą. – Leif przeszedł dumnie obok śmiejącego się Fae. - Zaczekaj sekundę, kruku – powiedział Vien. Leif się obrócił. - Co? - Musimy pójść w drugą stronę. – Vien wskazał w przeciwnym kierunku do tego, w jakim szedł Leif. Wzdychając, Leif posłusznie ruszył inną drogą. Blake zachichotał za nim.
~ 59 ~
- Bądź cicho, wilku. Wciąż słyszał za sobą śmiechy, gdy pomaszerował ścieżką. Gabe przyspieszył, by iść obok niego. - Nie zwracaj uwagi na Viena. On po prostu lubi się drażnić. - Nic nie szkodzi. – Po prowadzeniu samotnego życia, Leif cieszył się myślą posiadania ludzi, którzy czuli się dobrze z pociąganiem go za pióra. Wydawało się, że jego życie się rozwija pozwalając na wpuszczenie do niego więcej przyjaciół. - To dobrze. – Gabe zamilkł na chwilę, dopóki Leif nie odczuł potrzeby pogadania. - Jak to jest mieć dwóch partnerów? Gabe wzruszył ramionami. - Czasami przytłaczająco. To znaczy, nie jesteśmy prawdziwą trójką, ponieważ oni nie uprawiają ze sobą seksu. - Naprawdę? Żadnego bliźniaczego seksu? - Nie. – Gabe zadrżał. – Wiem, że niektórzy ludzie myślą, że to jest gorące, ale my tego nie robimy. To znaczy, nie unikają się nawzajem, ale nie działają na siebie seksualnie, gdy jesteśmy w łóżku. - Nie mam zamiaru obmacywać owłosionej dupy Viena – zawołał wesoło za nimi Viell. Leif zdusił swój śmiech, gdy usłyszał głośnego klapsa. Zerknął ponad swoim ramieniem, by zobaczyć Viella masującego tył swojej głowy i Viena piorunującego wzrokiem brata. - Moja dupa jest doskonale gładka – oznajmił Vien. - To więcej informacji niż Leif potrzebuje – warknął Blake. - No nie wiem. Mogę być zainteresowany gładkością tyłka Viena – powiedział łagodnie Leif. Gabe błysnął kłami, to była pierwsza oznaka agresji, jaką Leif kiedykolwiek widział u tego zmiennego wilka. - Tylko żartowałem. – Leif uniósł ręce w obronie.
~ 60 ~
- Nie możesz kpić z partnerstwa. – Blake poklepał ramię Leifa czułym dotknięciem. - Przepraszam – przeprosił Leif. Jednak nadal myśl o dwóch partnerach wirowała w umyśle Leifa. Kruki zwykle miały gniazda i dochowywały wierności jednemu partnerowi na całe ich życie, ale widział możliwość posiadania więcej niż jednego kochanka. Odkąd stado Leifa zostało wyeliminowane, jego szanse na znalezienie innego zmiennego kruka na partnera były minimalne. - O czym myślisz? – Niski głos Blake'a wdarł się do pełnych niepokoju myśli Leifa. - Jak niewiele zmiennych kruków już zostało. – Nie było sensu ukrywać prawdy. - Szukasz innego stada? – Płaski głos Blake'a wywołał dzwonki ostrzegawcze w głowie Leifa. - Tylko myślałem o śmierci mojego. – Nagłe zanurzenie się Leifa w rozpaczy zagroziło jego przyjemności z cieszenia się pięknym dniem. - Hej. – Chwyt Blake'a na jego łokciu sprawił, że Leif się zatrzymał. – Już nie jesteś sam. Masz przyjaciół. Masz mnie. Leif mógł wyczytać w oczach Blake'a jak bardzo zmienny wilk chciał mu wystarczyć. Jego kruk wydał z siebie żałosne krakanie. Cholera, też chciał, żeby Blake mógł mu wystarczyć, ale czegoś brakowało. Może opowieści, które słyszał o przeznaczonych krukom partnerach, były właśnie tylko historiami. Ale to nie znaczyło, że nie mógł wybrać Blake'a by był jego. - Znajdziesz kogoś – zgodził się Gabe. – Prawdopodobnie wtedy, gdy nie będziesz szukał. Czy tak się nie mówi? Wiem, bo ja nie szukałem. Zmienny wilk zwolnił, by iść między swoimi partnerami. Oni natychmiast zwarli szeregi wokół niego. Leif ośmielił się zerknąć na Blake’a. Wyraz twarzy zmiennego wilka był niedostępny. - Wszystko w porządku? - Jesteśmy partnerami. Tak mówi mój wilk. Leif westchnął.
~ 61 ~
- Nie powiedziałem, że nie jesteśmy. Ja po prostu… – Jak mógł powiedzieć Blake'owi, że nie wystarcza? Nigdy celowo nie był okrutny, a oznajmienie zmiennemu wilkowi, że nie byli idealnymi partnerami, byłoby właśnie tym. - Po prostu co? – zapytał Blake. Leif otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy w powietrzu rozległ się głośny ryk. Prosto z lasu wypadł strumień istot. Leif nigdy nie widział niczego podobnego. - Trolle! – wykrzyknął Gabe. - O cholera. – Leif złapał swój miecz tak samo jak Gabe. Król zabronił używania pistoletów, więc nawet jeśli miałby swojego Glocka, nie mógłby go użyć. W przeciwieństwie do Blake'a i Gabe’a, wywoływał swojego kruka tylko wtedy, gdy potrzebował zrobić rozpoznanie. Jego bestia nie mogła zrobić nic więcej jak tylko wydziobać czyjeś oko. Jednak stado kruków mogło być śmiertelne. Pojedynczy ptak zazwyczaj kończył śmiercią. Kolejny ryk przyciągnął uwagę Leifa do nieba nad nim. Czerwony smok spadł z nieba i zmiażdżył trolla tuż przed Leifem. - Za mnie – wykrzyknął Blake. Leif nawet nie zamierzał kłócić się ze zmiennym wilkiem. Takie śmieszne żądanie nie zasługiwało na odpowiedź. Leif uchylił się od kolczastej pałki, którą troll zamachnął się nad jego głową. Rzucił jednym ze swoich noży w stworzenie, trafiając go w klatkę piersiową. Ze smokiem miażdżącym i podpalającym ludzi, trolle szybko stały się niczym więcej jak kupkami popiołu i zgniecionymi kawałkami kości i skóry. Po kolejnym omiatającym spojrzeniu, upewniającym, że żaden z trolli już nie wstanie, Leif wsunął swój miecz do pochwy i zbliżył się do wspaniałego smoka. Leif nisko się pokłonił. - Pozdrawiam cię, smoku, i dziękuję za twoją pomoc.
Tłumaczenie: panda68
~ 62 ~
Rozdział 5 Serce Rhaegara waliło mocno na pyszny zapach mężczyzny przed nim. Nigdy nie natknął się na nikogo, kto pachniał tak doskonale. Zanim zrozumiał, co się dzieje, już zmienił się do swojej ludzkiej postaci. Na szczęście jego łuski zmieniały się w odzież, bo inaczej stałby nagi przed zupełnie obcymi ludźmi. Poza tym, chciał zrobić wrażenie na zmiennym ptaku, a odsłanianie swojego nagiego ciała to mogło być trochę zbyt dużo jak na pierwsze spotkanie. - Pozdrawiam, śliczny ptaku. Dlaczego dzisiaj nas odwiedziłeś? Nie chciał wyglądać na paranoika, ale powinien chronić króla, a nie spodziewał się tej grupy. - Polujemy na naukowca Korla za jego przestępstwa przeciwko zmiennym. - Godna sprawa – stwierdził Rhaegar. Podszedł do zmiennego ptaka. Cichy pomruk sprawił, że zamarł, i obrócił się, by spojrzeć na towarzysza kruka. Wow! Tam, gdzie kruk miał szczupłą budowę ciała, wskazującą na mężczyznę, który latał, tam mocno umięśniony mężczyzna przy jego boku emanował siłą. - A kim ty jesteś, mój cudowny wilku? - Jestem jego partnerem – warknął zmienny wilk zza zaciśniętych zębów. Rhaegar się uśmiechnął. - Doskonale. To mogło zadziałać nawet lepiej niż miał nadzieję. Wiele smoków miało więcej niż jednego partnera. Tak było lepiej dla bezpieczeństwa, kiedy chroniono jaja, które mogli wysiadywać. Chociaż Rhaegar nigdy nie miał tego problemu, to nie oznaczało, że odwróci się od dwóch seksownych facetów, którzy zostali dopasowani przez los, by być jego. Musiał tylko ich wypieprzyć, by potwierdzić, że nimi byli.
~ 63 ~
Rhaegar odetchnął głęboko. Wilk pachniał odrobinę pieprznie, bo gniew pokrywał jego naturalny zapach. Kruk, jednak, miał zapach świeżych jagód i radości. - To przyjemność spotkać partnera tego wspaniałego kruka. Wilk warknął głębiej. - Oh, spokojnie, będę się nim dzielić. – Rhaegar nie mógł myśleć o niczym bardziej seksownym niż gonienie się po jego jaskini z dwoma cudownymi zmiennymi. Już się martwił, że utknie ze staroświeckimi Fae. Dwaj mężczyźni, którzy obaj dzielili swoje ciało ze zwierzęciem, będą mieli znacznie lepsze zrozumienie dla swojego smoczego partnera. - Pracujesz dla Króla? – zapytał nowy głos. Rhaegar się obrócił i zamrugał. Dwaj identyczni wojownicy Fae stali po obu bokach zachwycającego zmiennego wilka. - Ahh, kuzyni króla. Słyszałem o was. Nikt nie powiedział mu o niebezpiecznej stronie, jaką miała ta para, ani o tym, że byli bardziej dzicy niż którykolwiek z dworskich Fae, jakie napotkał do tej pory. Może odzwierciedlali naturę swojego partnera. Mógł wyglądać słodko, ale Rhaegar właśnie zobaczył jak zmienny wilk rozdziera gardło trolla, gdy ten podszedł zbyt blisko jego partnera. Nawet nie przemienił się całkowicie, tylko zmienił swoją rękę i skoczył do gardła. Rhaegar szanował takie zachowanie. Nie cierpiał, kiedy walczący starali się pokazać. Idź zabijaj, a potem wynoś się, to było to, czego został nauczony. Ktokolwiek uczył tego małego wilk najwidoczniej myślał tak samo. - Wybacz nam, że się nie przedstawiliśmy. Jestem Vien, to jest mój brat Viell i nasz partner Gabe. Ci mężczyźni przed tobą to Leif i Blake. - Leif i Blake. – Rhaegar obracał ich imiona w swoim umyśle. Były to raczej krótkie, nie całkiem smocze imiona, ale były dostatecznie dobre. Przecież zawsze mógł przemianować swoich partnerów. Miał wieki, by rozmyślać nad właściwymi imionami dla smoczego partnera. - Przyszedłeś sam? – Blake rozejrzał się wkoło, jakby oczekiwał, że inne smoki spadną z nieba.
~ 64 ~
- Byłem w drodze do złożenia wizyty królowi. Usłyszałem trolle i zboczyłem z drogi. Moi towarzysze polecieli dalej. - To było raczej niebezpieczne. – Leif zmarszczył brwi. – Co by było, gdyby cię otoczyli? - Trolle są jak szczury. Raczej uciekną niż będą walczyć ze smokiem. Jak myślisz, dlaczego uciekli? – Rhaegar nadął swoją pierś. Jego reputacja wojownika bardziej przerażała trolle niż jakakolwiek rzeczywista bitwa, w której mógłby walczyć. Blake przewrócił oczami. - No cóż, dzięki za pogonienie ich w naszym kierunku. Rhaegar zmarszczył brwi. - Nie powinno was tu być. Kierowałem je do rzeki. Trolle nie cierpią wody. - Naprawdę? Myślałem, że wszystkie te opowieści o trollach i mostach oznaczają, że to lubią – powiedział Leif. Rhaegar potrząsnął głową. - Ludzie wymyślili te historie, by szydzić z trolli zanim wygonili ich z waszego wymiaru. A teraz chodźcie, zaprowadzę was do Króla. - Nie musisz nas prowadzić – powiedział Blake. – Wiemy, gdzie mamy iść. Rhaegar zarzucił ramię na barki Leifa. - W takim razie pokażcie mi jak się tam dostać. Gubię drogę, gdy nie latam. - To zmień się z powrotem i odleć – odparł Blake, pokazując niepotrzebnie szereg zębów. - Spokojnie, wilku, nie zamierzam odebrać ci twojego ślicznego ptaszka. Chcę się dzielić. - Czy ten śliczny ptaszek ma prawo głosu? – zapytał Leif. - Nie – powiedzieli razem Rhaegar i Blake. Rhaegar się uśmiechnął. - Widzisz? Zgadzamy się w czymś.
~ 65 ~
Leif spróbował wywinąć się spod uścisku Rhaegara. Jednak smok zacieśnił swój chwyt. - Hej, nie uciekaj. Jak mam poznać cię lepiej, jeśli uciekasz? Zanurzył swój nos w szyi Leifa i zaciągnął się głęboko. Leif jęknął. - Co robisz? - Wchłaniam twój zapach. Teraz już nie możesz nigdzie się ukryć, gdzie nie mógłbym cię znaleźć. – Jak tylko smok zapamiętał zapach czyjejś osoby, mógł wytropić ją na całym świecie. - Tak, to trochę straszne – odparł Leif, ale już nie próbował usunąć ramienia Rhaegara. Rhaegar odniósł wrażenie, że stroszenie piór tego ślicznego ptaka szybko stanie się jego ulubioną rozrywką. - Co robisz dla króla? – zapytał Blake. Rhaegar uśmiechnął się do swojego współpartnera. Nie miał wątpliwości, że kiedy stanie się bliższy dla zmiennego wilka, ten mężczyzna okaże się być doskonały dla niego. Ostrożny wyraz twarzy tylko sprawiał, że Rhaegar chciał złapać Blake’a i przygnieść go do ziemi. - Pilnuję jego tyłów podczas jego koronacji. Nie ufa swoim własnym ludziom. - To ma sens. Musi ponownie ocenić, kto jest jego przyjacielem. Korl zatruł umysły całkiem wielu Fae. Musi zostać zatrzymany zanim zniszczy Królestwo – powiedział Blake. - Mówisz tak, jakbyś dobrze go znał. – Rhaegar zwęził swoje oczy na wilka. - Kiedyś byłem jednym z jego mutantów – przyznał Blake. Przebiegł ręką przez rozświetlone słońcem włosy. – Robiłem rzeczy, z których nie jestem dumny. Nawet, jeśli znajdę antidotum, to nie wymaże bólu mutacji. - Znajdziesz lekarstwo – zapewnił go Leif.
~ 66 ~
- Może, ale niektóre mutanty nie chcą zostać wyleczone, a jeśli znajdę antidotum, mogą uznać mnie za zagrożenie. Widziałeś, co zrobili, mając tylko podejrzenie, że mogę mieć formułę. - Stawiam, że zarobisz miliony na sprzedaży szczepionki – oznajmił Vien. - Oddałbym ją za darmo, jeśli to miałoby uratować innych przed doświadczeniem bycia mutantem. Nie masz pojęcia, jakie to okropne uczucie nie mieć kontroli nad własnym ciałem. – Blake zadrżał. Rhaegar doceniał ślad zaufania kruka do jego partnera. Partnerzy powinni nawzajem się wspierać. Jego smok mruknął z aprobatą. - Masz potężnego ducha w tak małym zwierzęciu. - Mogę być małym zwierzęciem, ale nie jestem nic mniejszy niż ty w postaci człowieka – zauważył Leif. - Prawda. Możesz jechać na moich plecach, gdy będziemy podróżować w naszym zwierzęcym wcieleniu. Doświadczanie mocy smoka nie jest czymś, co można przegapić – obiecał Rhaegar. Z radością będzie dzielił się swoją smoczą połową z tymi mężczyznami. - Zobaczymy. – Blake niczego nie obiecywał. Rhaegar szanował zagniewanego wilk i nie chciał namieszać w ich potencjalnym związku. Może kruk będzie rozjemcą. Każda trójka potrzebowała kogoś, kto był tym, który łagodził sprawy. Wątpił, by on albo wilk, chcieli podjąć się tej roboty. Stawiał, że to Gabe trzymał wojowniczo wyglądających braci w linii. - Oto zamek. – Głos Viella wdarł się do wewnętrznej zadumy Rhaegara. Gdy wspięli się na małe wzgórze, na horyzoncie pojawiły się iglice wież. - Jest piękny. - Tak, jest – zgodził się Viell. – To był nasz dom przez większość naszego życia. - Chcecie przyjąć ofertę Króla Kylena? – zapytał Gabe. - Decyzja należy do ciebie, kochanie – powiedział Viell. – Nie chcielibyśmy wyrywać cię z twojego domu. Chcemy, żebyś był szczęśliwy.
~ 67 ~
- Mogę być tutaj szczęśliwy. Mogę spędzać czas z Farro i pomóc przy Sammy’m. – Ton Gabe’a nie wskazywał na to, co czuje w sprawie pozostania. – Chociaż nie sądzę, żeby było tu dużo pracy dla architekta. - Nigdy nie wiadomo – powiedział Vien. – Królestwo też potrzebuje rzeczy, które trzeba budować. Możemy porozmawiać z Kylenem, jeśli jesteś zainteresowany. Rhaegar nie miał wątpliwości, że bliźniacy zastosują się do każdej odpowiedzi, jaką da im Gabe. Poznał to po ich twarzach, że uwielbiali swojego zmiennego partnera. On też, pewnego dnia, miał nadzieję znaleźć ten poziom oddania od swoich własnych partnerów. Gabe wzruszył ramionami. - Spytajcie mnie o to jeszcze raz za parę dni, kiedy spędzimy tu więcej czasu. Moje poprzednie wizyty odbywały się przy udziale tego szalonego króla. Chciałbym zobaczyć jak pójdzie, gdy to Kylen rządzi. - Zgoda – odparł Viell, podejmując rozmowę w miejscu, który zostawił jego brat. Grupa przebyła resztę drogi we względnej ciszy, zatrzymując się od czasu do czasu, by wskazać interesujący widok. Zatrzymali się przy posterunku strażników na zewnątrz pałacu. Fae na służbie rzuciły jedno spojrzenie na Blake'a i wykrzywiły swoje usta. - Widzę, że król wpuszcza teraz bandę psów. Rhaegar przemienił bez namysłu swoje palce w szpony i podniósł rękę do strażnika, by ją zobaczył. - Gdybym był tobą to bym przeprosił. Strażnik ostrożnie wpatrywał się w pazury Rhaegara. - Ty nie jesteś wilkiem. - Nie. Jestem smokiem, a jeśli nadal będziesz niegrzeczny dla moich przyjaciół, wypruję ci wnętrzności, a potem podpalę. Leif wstrząsnął się przy nim. Przez sekundę Rhaegar myślał, że zmienny kruk zadrżał ze strachu. Szybkie spojrzenie udowodniło, że Leif walczy z wybuchem śmiechu.
~ 68 ~
- Za mocno? – zapytał. - Trochę przesadziłeś – zgodził się Leif. Rhaegar wzruszył ramionami, a potem posłał strażnikowi gniewne spojrzenie swoimi zwężonymi oczami. Strażnik zbladł i odchrząknął. Rhaegar mógł wyczuć strach i panikę unoszącą się w powietrzu. Błysnął strażnikowi uśmiechem, upewniając się, że pokaże swoje wydłużone kły. - B-bardzo przepraszam, jeśli cię uraziłem, panie. Wciąż dostosowujemy się do różnych gatunków, którym wolno wchodzić i wychodzić w Królestwie. - W porządku. Nie możemy oczekiwać, że wasze idiotyczne uprzedzenia znikną przez jedną noc – oświadczył Blake. Rhaegar się roześmiał. - Mamy zobaczyć się z Królem – oświadczył Vien, wchodząc między nich, a strażnika. Przez chwilę, Rhaegar zastanawiał, czy strażnik nie stracił rozumu, kiedy natychmiast nie zszedł na bok. Gdyby Król usłyszał, że jego kuzyni zostali zablokowani przed wejściem do zamku, strażnik zostałby przydzielony do dużo mniej przyjemnych obowiązków. - Hej! – Radosny głos wbił się w impas. Farro przepchnął się między strażnikami i złapał Gabe’a w gorący uścisk. – Tęskniłem za tobą, kumplu. Gabe wydał sz siebie przesadne stęknięcie, gdy Farro go puścił. - Viell, Vien. – Farro kiwnął głową do bliźniąt zanim zwrócił się do nowych przyjaciół Rhaegara. – Leif i Blake. Nie spodziewałem się, że zobaczę was dwóch podróżujących razem. Anthony powiedział, że wysłał ludzi, ale czekał z powiedzeniem mi, że ma kogoś na oku. Wchodźcie do środka; Kylen właśnie kończy spotkanie. Jestem pewny, że ucieszy się widząc was wszystkich. Pozdrawiam cię, Rhaegar! Każdy skinął głową na pozdrowienie Farro. Dobrze też, że partner Króla nie przestawał mówić, kiedy prowadził ich przez bramy. Farro utrzymywał stały potok słów, gdy przepuszczał ich przez kolejne straże, dopóki nie doszli do wspaniałej jadalni. Kwiaty zwisały ze ścian, ich ciężki zapach wydobywał się z otwartych pąków. Rhaegar obserwował fascynację Leifa na łukową kopułę okrywającą dach. Szkło pozwalało, by poranne światło przesączało się do środka i rozjaśniało pokój. ~ 69 ~
- Co robisz? – zapytał Rhaegar, kiedy Leif nie odwracał uwagi od sufitu. Nie mógł się już doczekać, kiedy będą naprawdę sparowani; wtedy będzie zdolny czytać każdą myśl Leifa. - Myślałem o tym, że to byłby niesamowity pokój do latania. Farro się roześmiał. - Prawdopodobnie tak. Może po tym jak porozmawiasz z Kylenem, będziesz mógł odbyć krótki lot. - Dzięki. Zazwyczaj odbywam poranny lot, ale dzisiaj nie miałem czasu. – Rumieniec okrył policzki Leifa, co powiedziało Rhaegarowi, że jego partner był zajęty ze swoim wilczym przyjacielem. Niespodziewanie, nie poczuł iskry zazdrości, która przebiegłaby przez niego. To musiało być dlatego, że wilk już należał do kruka, a on zobaczył ich, jako wspólny pakiet. Jednak myśl o kimkolwiek innym dotykającym seksownego zmiennego ptaka sprawiała, że jego pazury były gotowe się ukazać. Kiedy wszedł Kylen energia w pokoju się zmieniła. Król Fae aż skwierczał od tłumionej mocy. Na doświadczone oko Rhaegara, król zdobył teraz więcej magicznej energii, gdy nadzorował dwa królestwa. Przywódcy pozyskiwali swoją magię z ich podmiotów. Szaleni przywódcy nie byli zdolny zaadaptować jej jak należy, i to stąd smoki zawsze wiedziały, kiedy władca nie był prawowitym królem. Kylen nosił swoją moc jak pelerynę energii. Dobrze mu służyło rządzenie. Pomimo niechęci Kylena do bycia królem, Rhaegar nigdy nie był tak pewny, że właściwy człowiek siedział na tronie. - Dzień dobry, panowie. – Kylen podał rękę wszystkim oprócz bliźniaków; oni zostali przytuleni, a Gabe dostał jeszcze przyjazny uśmiech, ale bez dodatkowego dotykania. – Może usiądziecie, a ja zarządzę, żeby przyniesiono jakieś jedzenie. - Już to zarządziłem, kochanie. – Farro usiadł obok Kylena, po prawej stronie Króla na pozycji faworyta. - Dzięki. Umieram z głodu. To spotkanie przedłużyło się o wiele bardziej niż powinno. Mój komitet doradczy bardzo lubi słuchać swojego własnego gadania. Myślę, że go rozwiążę i stworzę nowy od podstaw. Farro potrząsnął głową.
~ 70 ~
- Możesz zniszczyć wiele przymierzy. Któregoś dnia możesz potrzebować ich pomocy. Jeśli ich teraz wykluczysz, może ich tutaj nie być dla ciebie później. - Może nie. – Kylen wzruszył ramionami. – Ale jeśli teraz ich zabiję, ponieważ nie mogą powstrzymać swojego paplania, to zaszkodzi naszym stosunkom bardziej, nie sądzisz? Rhaegar się roześmiał. Król miał świeży punkt widzenia. Leif przemówił pierwszy. - Przyszliśmy tu by pomóc, Wasza Wysokość. Co możemy zrobić, żeby wykorzenić mutanty? - Nie mamy pewności, gdzie ukrywa się Korl. Z początku myślałem, że jest w jasnym królestwie, bo poprzedni król uważał, że tam się schronił, ale moi strażnicy nie znaleźli żadnych śladów, a jeśli nawet znaleźli to skłamali w tej sprawie. – Kylen splótł palce razem, gdy rozmyślał. - Myślisz, że to możliwe? – zapytał Leif. Kylen kiwnął głową. - Tak. Chociaż większość mnie popiera z powodu mojego statusu Jedynego Prawdziwego Króla z mieczem, jest wielu krytyków, którzy mają swoich faworytów, których woleliby posadzić na tronie. Mimo, że większość mojego życia spędziłem na dworze, to jednak byłem tylko strażnikiem. Wyniesienie mnie do rangi króla jest bezprecedensowe. - Dasz sobie radę – oznajmił Rhaegar. Nie wiedział, czy Kylen da radę czy nie, ale lubił tego mężczyznę i sądził, że potrzebuje trochę więcej zaufania. Ze smokami stojącymi za nim, powinien łatwiej radzić sobie ze sprawami. Niewielu Fae chciało przeciwstawić się smokom. Im więcej Kylen zgromadzi wsparcia, tym większe będą jego szanse na uniknięcie skrytobójstwa. Kylen westchnął. - Mam taką nadzieję. Niedawno zyskałem moją koronę, a już jestem zmęczony polityką. Mam nadzieję uniknąć zostania zabitym w najbliższym czasie. - Dobrze jest mieć cel. – Farro poklepał rękę swojego partnera. - Będziemy cię strzec. Moi przyjaciele już przybyli, prawda? – zapytał Rhaegar.
~ 71 ~
Przemówił Vien. - Myślałem, że smoki mają oczyścić góry z trolli i mutantów. Więc co tutaj robisz? - Zaprosiłem ich na moją koronację, jako część naszej umowy. Oni mają zapewnić ochronę podczas koronacji w zamian za dostępu do Fae, by poszukać sobie partnerów. - Uprawiasz sutenerstwo na swoich ludziach, by mieć ochroniarzy? – zapytał Viell. – Jak miło! Farro roześmiał się tak mocno, że musiał przytrzymać się stołu, by nie spaść. - To nie tak. – Kylen trącił ramię Farro. – Mamy wzajemnie korzystne relacje. - Nie będzie tak, jeśli smoki nie znajdą swoich partnerów. Nie sądzę, żeby pozostawali przyjaźni, jeśli żaden z Fae nie okaże się być ich partnerami – ostrzegł Farro. - Prawda. To jest trochę ryzykowne, ale jeśli to nie wypali, to nie dlatego, że nie próbowałem – powiedział Kylen. - Nie będziemy uważać cię za odpowiedzialnego. Nasi idealni partnerzy są wyznaczeni przez los, a nie Fae. Poza tym, podejrzewam, że ja już znalazłem moich. – Uśmiechnął się do zmiennych. Blake skrzyżował swoje ramiona. - To się jeszcze okaże. - Owszem. – Rhaegar nie miał wątpliwości, że ta para była jego partnerami. Mogą potrzebować trochę słodkich słówek i perswazji, ale będą jego. Smok nigdy nie oddaje swoich skarbów, a partnerzy byli największą nagrodą w życiu smoka. - Dość, panowie – interweniował Leif. – Może, gdy nawzajem lepiej się poznamy, będziemy mogli ustalić czy jesteśmy odpowiednimi partnerami czy nie. Rhaegar nie przegapił pełnego nadziei wyrazu w oczach Leifa. Ani też grymasu niezadowolenia Blake'a. Grupa siedziała w ciszy, gdy służący kładli półmiski z jedzeniem. Rhaegar patrzył jak Vien nakłada Gabe’owi na talerz zanim nałożył sobie. Viell dodał jeszcze więcej jedzenia do sterty Gabe’a. Rhaegar obserwował przez chwilę, zafascynowany chęcią zobaczenia czy zmienny wilk naprawdę może tak dużo skonsumować.
~ 72 ~
- Chcesz, żebym uszykował talerz dla ciebie? – Kylen zapytał Farro. - Nie. Po prostu uschnę przez twoje oczywiste zaniedbanie. – Farro zatrzepotał rzęsami na Kylena. Rhaegar prawie zadławił się swoim stekiem. Kylen potrząsnął głową na błazeństwa swojego partnera. - Blake, wiem, że widziałeś Korla osobiście i prawdopodobnie znasz jego zapach. Doceniam twoją pomoc w tej sprawie. - Oczywiście, to dlatego tu jesteśmy. Leif i ja chcemy doprowadzić to do końca. Chcesz go dostać żywego? – zapytał Blake. Jego oczy błyszczały zapałem. Rhaegar zdecydował, że gdyby Blake były smokiem w tej chwili plułby ogniem. - Rób, co musisz robić, by go zatrzymać. Chciałbym przestudiować jego badania, jeśli jednak nie będziesz mógł zatrzymać go w żaden inny sposób, nie będę miał ci za złe jego śmierci. Rozumiesz? – Intensywne spojrzenie Kylena mogło zniechęcić innego zmiennego, ale Blake wydawał się być niewzruszony. - Oczywiście, Wasza Wysokość. Z przyjemnością pomogę. – Blake zanucił cicho, gdy kładł kolejny stek na swój talerz. - Ja też mogę się rozejrzeć i zobaczyć czy mogę go znaleźć. – Rhaegarowi nie podobał się pomysł, by Leif i Blake weszli sami w możliwe niebezpieczeństwo. Mogli nie być sparowanymi partnerami, ale byli połączeni. Gdyby stracił swoich, już nigdy mógł nie spotykać innej pary, która tak dobrze by do niego pasowała. - Przydzielę wam dodatkowych żołnierzy, by wam pomogli. Jestem wdzięczny, że wy dwaj przybyliście tutaj, by użyczyć swojej pomocy. Jeśli jest coś, czego potrzebujecie, proszę nie bójcie się prosić. Rhaegar, wolałbym, żebyś tu został – zdecydował Kylen. - Bez obrazy, Wasza Wysokość, ale sądzę, że Leif i Blake są moimi partnerami. Wolałbym iść z nimi. Muszę chronić ich przed niebezpieczeństwem. Kylen zatrzymał swój widelec w połowie drogi do ust. - Obaj są twoi partnerami?
~ 73 ~
- Jestem tak pewny jak mogę być bez seksu. – Seks dla smoka był ostatecznym rozstrzygnięciem. Gdyby ich ugryzł podczas stosunku i utworzyłaby się więź duszy, wtedy będzie wiedział na pewno. - To brzmi jak wielka wymówka, by zaciągnąć nas do twojego łóżka. – Blake się skrzywił. A Leif się uśmiechnął. - Bo tak właśnie jest.
Tłumaczenie: panda68
~ 74 ~
Rozdział 6 Nie był w stanie przekonać swoich partnerów, by pozwolili mu zaciągnąć się do jego pokoju. Najwyraźniej, nie byli wystarczająco przekonani do tego, by pozwolić Rhaegarowi przeprowadzić ten mały seksualny eksperyment. Może mniej by się martwił, gdyby wiedział, że planowali pokręcić się w pobliżu przez, co najmniej, jeszcze parę tygodni. Teraz, kiedy ich znalazł, jego wewnętrzny smok był skłonny zaczekać z parowaniem. Tak długo jak żaden z nich nie stanie w bezpośrednim niebezpieczeństwie, smok Rhaegara godził się z bieżącym stanem ich stosunków. Rhaegar zbadał plac koronacyjny pod względem bezpieczeństwa. Niestety, mury zamku były otoczone przez skalisty teren, zostawiając wiele miejsc, gdzie mógł się ukryć zabójca. Potrzebowali kilku smoków, które krążyłyby nad głowami i miałyby oko na łuczników. Gdyby stracili króla Fae podczas jego pierwszego publicznego występu, nigdy już prawdopodobnie nie doszliby do pokojowego porozumienia. - To jest raj dla zabójców – mruknął Rhaegar. - Mam nadzieję, że przynajmniej zdobędziemy kilku partnerów od tego bólu głowy. – Hart rozejrzał się z niepokojem. Hart dołączył do Rhaegara, jak tylko ten odszedł od stołu króla Fae. Rhaegar nie przekazał jeszcze nowin swojemu przyjacielowi o Leifie i Blake’u. Dopóki nie byli sparowani, nie mógł twierdzić, że byli jego partnerami, nawet jeśli jego wewnętrzny smok warczał i wkurzał się. Gdyby ktoś jeszcze próbował ich uwodzić, Rhaegar zabiłby, nawet jeśli tylko by flirtował. - Masz dostęp do całej populacji Fae. Jeśli nie znajdziesz tu partnera, będziemy musieli zacząć sprawdzać inne królestwa. – Rhaegar nie bardzo chciał, żeby jego smoczy przyjaciele opuszczali ten świat, ale również nie chciał, by byli sami. Hart zamarł. - Znalazłeś kogoś, prawda? - Dlaczego tak mówisz?
~ 75 ~
- Ponieważ powiedziałeś ty, a nie my. Cholera. - Znalazłem dwóch prawdopodobnych partnerów. – Nie będzie mówił, że są czymś więcej - przynajmniej nie publicznie - dopóki się nie sparują. - Rhaegar, to fantastycznie. – Hart go przytulił. Niski, znaczący pomruk rozdzielił ich. Blake stał obok Leifa. Jego oczy zmieniły się całkowicie w złote, a palce Leifa były zamienione w pazury zamiast w ręce. Nigdy nie widział niczego bardziej seksownego w swoim życiu. - Odsuń się – szepnął do Harta. Hart odstąpił kilka kroków od Rhaegara. - Kto to jest? – zapytał Leif. Rhaegar mógł dostrzec ptaka zerkającego na niego, zimnego drapieżnika oceniającego jego wartość. Leif może i był nieco mniejszy niż Blake, ale Rhaegar nie sklasyfikowałby go, jako mniej niebezpiecznego. - To jest członek mojego gniazda, Hart. Pomaga mi z ochroną. - Założę się, że tak – warknął Blake. Rhaegar pozwolił swojemu smokowi podejść do powierzchni. Nie będzie czuł się winny, skoro nie zrobił nic złego. - Ponieważ jeszcze się nie znamy i nie jesteśmy prawdziwie sparowani, daruję twój brak zaufania. - Jakiś ty uprzejmy – uśmiechnął się kpiąco Blake. - Mam coś do zrobienia. – Hart odszedł pospiesznie, ale Rhaegar się nie odwrócił, by zobaczyć jak odchodzi. Nie chciał odwracać wzroku od dwóch mężczyzn, którzy tak go zafascynowali. Pragnienie, by dotknąć obu mężczyzn, wstrząsnęło nim mocno. Jego palce zadrżały. Wieki poszukiwań i w końcu znalazł to, czego szukał. Po ostrożnych spojrzeniach i sztywnym języku ciała poznał, że żaden z nich nie będzie łatwym obiektem do zabiegania o względy. ~ 76 ~
Leif podszedł do niego i przebiegł palcami przez włosy Rhaegara. - Nie spodobał mi się widok tego drugiego faceta dotykającego cię. - Przepraszam, przytulił mnie, ponieważ powiedziałem mu, że znalazłem kogoś. Pieszczące palce zacisnęły swój chwyt. - Ciebie. - Oh. – Zaskoczony wyraz twarzy Leifa niemal wywołał jego śmiech. – W takim razie w porządku. Głaskanie wróciło. Rhaegar odchylił się pod wpływem dotyku Leifa. - Smoki mruczą? – Blake uniósł brwi. - To jest bardziej warczenie. – Rhaegara zapiekły policzki. - Zarumienił się. To takie słodkie. – Leif się uśmiechnął. Rhaegar warknął. - Nie jestem słodki. - Rozkoszny. – Złotobrązowe oczy Blake'a skrzyły się, drocząc się. Przynajmniej już nie wyglądał na gotowego zamordować niewinnego smoka. - Pokażę ci, co jest rozkoszne. – Chwycił rękę Blake'a i przyciągnął go bliżej. – Mogę cię pocałować? W opowieściach, to mogło być seksowne, złapać kogoś i pocałować, ale w rzeczywistości, ludzie rzadko doceniali bycie poturbowanym przez nieznajomego, nawet przeznaczonego partnera. - Tak. – Blake się uśmiechnął. Zmienny kruk wsunął się między nich, umieszczając swoje ciało między Blakiem a Rhaegarem. - Nie, nie możesz. Rhaegar spiorunował wzrokiem ślicznego ptaka. - Dlaczego nie?
~ 77 ~
Leif przechylił głowę. - Nie podoba się to mojemu krukowi. Zmieszanie na twarzy Leifa sprawiło, że Rhaegar puścił Blake'a. - Ja nie próbuję ci go zabrać. Pragnę was obu. Zmienny kruk zawinął ramiona wokół siebie i cofnął się od nich. - Nie wiem, czego chcę. Mój kruk nie czuje więzi. To znaczy, czuję pociąg, ponieważ jesteś wspaniały, ale nie więzi parowania. – Leif odwrócił się do Blake'a. – A ty? Blake potrząsnął głową. - Tak jest ze smokami, że nie odczuwasz więzi, dopóki nie mamy seksu – wtrącił Rhaegar. - Dogodne. – Blake prychnął. – Jeśli nie odczuwasz więzi, dopóki nie jest po seksie, to dlaczego myślisz, że jesteśmy twoimi partnerami? - Nie powiedziałem, że nic nie czuję. Smoki mogą wyczuć potencjalnych partnerów, ale nie są pewni, dopóki nie odbędą stosunku. Nigdy wcześniej nie spotkałem nikogo, kto wyzwoliłby moje instynkty parowania tak jak wy dwaj. – Pragnął kilku mężczyzn i miał nadzieję, że są jego partnerami, ale teraz widział różnicę pomiędzy pragnieniem, a potrzebą. Leif się odwrócił. Zmienny kruk wziął twarz Blake'a między swoje dłonie. - Myślisz, że jesteśmy jego partnerami? Nie jestem nawet pewny czy ty i ja jesteśmy partnerami. - Jesteśmy. – Ton Blake'a nie pozostawiał żadnych wątpliwości. – Nie jestem pewny, co do niego, ale w stosunku do ciebie tak. Smoki są trudnym gatunkiem do parowania. Więź między partnerami nie staje się oczywista, dopóki nie uprawiają seksu. Jest przyciąganie, ale nie ma więzi. Rhaegar warknął. - Jestem tutaj. Możecie zadać mi każde pytanie, jakie macie. - Nie chcę, żebyś dotykał Leifa. – Blake wsunął swoje ciało między Leifa, a Rhaegara.
~ 78 ~
- W ten sposób będzie nam trudno zdecydować czy jesteśmy partnerami – powiedział Rhaegar. – Może pójdziemy w jakieś bardziej prywatne miejsce, by porozmawiać? – Skupił uwagę na zmiennym wilku. Blake wydawał się być alfą w tej parze, przynajmniej w tej chwili. - Pewnie, możemy to zrobić. – Leif owinął rękę wokół ramienia Blake'a, odpowiadając za nich obu. - Dobrze. Chodźcie za mną. – Rhaegar obrócił się i odszedł. Przepełniła go radość. Może w końcu znalazł swoich partnerów. Wszystkie znaki wskazywały, że ci dwaj mężczyźni są jego. Zaprowadził ich do małego ogrodu, który zauważył, gdy szedł spotkać się z Hartem. Rośliny wybuchały ze wszystkich ścian niczym zasłony z kwiatów. - Pięknie. – Nos zmiennego kruka drgnął. Leif obszedł wkoło ogród, badając swoje otoczenie. - Tak, jesteś. – Rhaegar obserwował Leifa przez chwilę zanim skierował swoją uwagę z powrotem na wilka. Założył ramiona na piersi i czekał. - Co sprawia, że myślisz iż Leif jest twój? – zapytał Blake. - Powiedziałem, że Leif jest nasz wspólny. Nie próbuję ci go zabrać. Blake wypuścił trochę powietrza. - Ledwie go wziąłem. Dopiero jesteśmy razem od wczoraj. - Wydaje się być trochę nerwowy. – Rhaegar obserwował przechadzającego się Leifa. - Cała jego rodzina została wymordowana. Właśnie mnie znalazł i prawdopodobnie martwi się, że mnie też straci. - Biedny ptak. – Serce Rhaegara ścisnęło się na wrażliwego zmiennego kruka. – Naprawdę jesteś skłonny dać nam szansę? Blake westchnął. - Po prostu nie chcę go skrzywdzić. Jest emocjonalnie kruchy. - Słyszę was. – Leif spiorunował ich wzrokiem. – Nie potrzebuję cackania się ze mną.
~ 79 ~
Zanim Rhaegar mógł coś powiedzieć, Leif podszedł do nich i rzucił się Rhaegarowi w ramiona. Instynktownie, złapał zmiennego kruka. Ledwie miał czas wchłonąć dotyk ciała Leifa przy swoim, gdy Leif go pocałował. Żadnym niepewnym dotykiem, tylko takim bez zahamowań, pozbawionym barier pocałunkiem. Rhaegar jęknął pod ustami Leifa, trzymając swoje ręce na plecach zmiennego. Leif smakował piżmem, gorącem i czystym męskim pożądaniem. Rhaegar chciał wytarzać się w jego esencji i wciągnąć go w płuca. Leif cofnął się, oblizując swoje wargi. - W porządku, Leif? – Blake przebiegł palcami przez włosy zmiennego, uspokajając go. - Tak. – Leif się uśmiechnął. – W porządku. - Nie napadłem na niego – warknął Rhaegar. – To on mnie pocałował. Blake obrócił Leifa do siebie. - O czym myślałeś? Leif wzruszył ramionami. - Może być. Dlaczego sam go nie całujesz i nie sprawdzisz? To jakbyś dotykał elektryczności. Rhaegar się roześmiał. - Lubię niebezpieczeństwo. – Blake się zbliżył. Rhaegar rozłożył swoje ramiona, wzdychając, gdy Blake w nie wszedł. - Myślałem, że mnie nie lubisz. - To nie jest kwestia lubienia cię. Po prostu nie wiem czy jesteśmy partnerami. – Pełen nadziei i ostrożny wyraz twarzy Blake'a, szarpnął sercem Rhaegara. - Więc nie masz nic przeciwko smokom? – Niektóre gatunki miały uprzedzenia wobec innych. - Nie. – Blake potrząsnął głową. – Nie mam nic przeciw smokom. - Czy wy dwaj moglibyście się już pocałować? – Zniecierpliwiony ton Leifa wywołał u Rhaegara uśmiech.
~ 80 ~
Blake uśmiechnął się do kruka. - Nie bądź taki niecierpliwy, śliczny. Oczekiwanie jest połową podniecenia. - Nie to mówiłeś mi wczoraj wieczorem. Rhaegar się zaśmiał. - Zwabiłeś tego ślicznego ptaszka do swojego łóżka? Obraz tych dwóch mężczyzn nagich i wijących się pod prześcieradłem sprawił, że fiut Rhaegara stwardniał. - Bo jest ślicznym ptaszkiem – zgodził się Blake. Rhaegar złapał Blake'a i go pocałował. Połączony smak obu jego partnerów wyrwał z niego głuchy jęk. Chwycił biodra Blake'a i przycisnął je do swoich. W przeciwieństwie do zmiennego kruka, teraz Rhaegar nie przejmował się ty, by być delikatnym. Pozwolił uwolnić się swojej żądzy. Pazury wysunęły się z koniuszków jego palców i przebiły przez spodnie Blake'a, przytrzymując zmiennego wilka w miejscu, podczas gdy Rhaegar spustoszył jego usta. Wśliznęli swoje języki do swoich ust, plącząc je, wycofując, a potem wpychali z powrotem po następne smakowanie. Mógł spędzić resztę swojego życia na smakowaniu tego fantastycznego smaku. Blake przygryzł dolną wargę Rhaegara. Rhaegar wysunął pazury z ubrania Blake'a, a potem się cofnął. - Zdałem test? - Rewelacyjnie – odparł Blake. - To dobrze. – Rhaegar spojrzał ponad ramieniem Blake'a. Leif obserwował ich z rozszerzonymi, podnieconymi oczami. - Sądzę, że to doskonały początek – powiedział Blake. – Będziemy tutaj przez jakiś czas. Nie mamy, do czego się spieszyć. Blake przysunął się bliżej Leifa. Kruk zawinął ramię wokół pleców Blake'a, wtulając się pod ramię Blake'a, bardziej szukając dotyku niż oparcia. Leif błysnął w stronę Rhaegara nieśmiałym uśmiechem. Nie mogli jaśniej pokazać, że są jednym pakietem.
~ 81 ~
Doskonale. - Nie mogę czekać. Może obaj dołączycie do mnie dziś wieczorem na kolację? - Podoba mi się to – przemówił Leif, zaskakując Rhaegara. Nie myślał, że zmienny kruk przejmie prowadzenie. Blake pocałował czoło Leifa. - Mnie też. - Świetnie! A teraz chodźmy zbadać dziedziniec i znaleźć wam dobre miejsca do oglądania koronacji. Jego partnerzy mogli nie być zainteresowani natychmiastową więzią, ale mógł zacząć od kolacji. - Rhaegar, mamy problem. – Hart z pośpiechem wszedł do ogrodu. - Jaki problem? – Chociaż Rhaegar się zaniepokoił, nic nie mogło się teraz stać, kiedy znalazł swoich partnerów. Głośny ryk zatrząsł ziemią. - Co to było? – zapytał Blake. - Smoki mutanty. – Hart zbladł. – Dwa. - O cholera – wyszeptał Blake. Wybiegł z ogrodu kierując się w stronę dźwięku. Zanim Rhaegar mógł go zatrzymać, zmienny kruk pognał za nim. Rhaegar warknął z frustracji. Leif i Blake powinni zostać tu, gdzie byli bezpieczni, zamiast pakować się w niebezpieczeństwo. Pospieszył za nimi. Dobiegając do dziedzińca, wydał z siebie swój własny głośny ryk. Dwa białe smoki otaczały jego partnerów. Ich długie, kościste pyski pluły śliną, gdy cięły i dźgały w zmiennych swoimi ostry jak brzytwa, ośmiocentymetrowymi pazurami. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, co się dzieje. Podczas gdy smoki próbowały zabić kruka, jednocześnie wydawały się próbować złapać Blake’a. - Musimy dostać go dla mistrza – Rhaegar usłyszał jak mówi jeden z nich. - On nigdzie nie pójdzie. – Rhaegar się zmienił. Strach i wściekłość napędziła jego zmianę z człowieka w smoka w ciągu kilku sekund. ~ 82 ~
Jego wizja rozpaliła się do czerwoności i z jego pyska buchnął płomień. Zanim odpowiednio zaangażował się w bitwę, mutanty odleciały. Rhaegar obserwował ich ucieczkę, z zaskoczeniem patrząc, że ich skrzydła były skarłowaciałe, niemające pełnych rozmiarów prawdziwego smoka. - Rhaegar, zmień się. – Blake zbliżył się, trzymając swoje ręce w uspokajającym geście. – Już odlecieli. - Ale mogli cię zabić. – Rhaegar grzebał łapą w ziemi, próbując oprzeć się pragnieniu pogoni za mutantami. Jak oni śmieli grozić jego mężczyznom! Buchnął ogniem na kamienie pod swoimi pazurami. - Zmiana! – zażądał apodyktyczny zmienny kruk. Rhaegar skoncentrował się na byciu mniejszym, coraz mniejszym… człowiekiem. Kurczył się i zmieniał, dopóki jego łuski nie zostały zawinięte ponownie w ubranie. - Twoje magiczne ubranie jest naprawdę fajne. – Leif się uśmiechnął, jego zwykła przystojna twarz stała się olśniewająco piękna. - Cieszę się, że ci się podoba. – Rhaegar pogłaskał włosy Leifa, ciesząc się podziwem na twarzy zmiennego kruka. - Jesteś wspaniałym smokiem. Rhaegar nadął pierś. - Dziękuję. - Widziałeś już te mutanty wcześniej? – Blake wciągnął Leifa w swoje bezpieczne ramiona, bez wątpienia stając się opiekuńczym po ataku. - Nie. Rzadko opuszczam moją górę. Król też nic o niech nie wspominał. Sądzę, że coś by powiedział, gdyby zobaczył wcześniej te smoki mutanty. - Musimy mu powiedzieć – oznajmił Leif. Splótł swoje palce z Blake'a i pociągnął zmiennego wilka za sobą. Rhaegar podążył za parą do salonu króla. Kylen i Farro siedzieli razem na pasujących do siebie tronach i rozmawiali z Fae, którego Rhaegar nie rozpoznał. - Wiedziałeś, że masz problem ze smoczymi mutantami? Próbowali zabrać Blake'a – powiedział Leif, udowadniając, że zauważył to samo, co Rhaegar.
~ 83 ~
Kylen zmarszczył brwi. - Dlaczego mieliby cię chcieć? – zapytał Blake'a. Rhaegar zrobił krok do przodu, stając obok Blake'a po drugiej stronie Leifa. - Ponieważ wiem więcej o formule niż ktokolwiek inny oprócz Korla. Jednak dlaczego mnie chcą, skoro mają jego, tego nie wiem. – Blake wzruszył ramionami. - Jak wyglądają mutanty smoków? – zapytał młody głos. Syn Farro, Sammy, wyjrzał zza tronu Kylena. - Były całkowicie białe ze skarłowaciałymi skrzydłami – przemówił Rhaegar. – Trzymaj się od nich z daleka, są niebezpieczne. Ostatnią rzeczą, jaką potrzebowało Królestwo dla królewskiej pary, była strata ich jedynaka. - Ale ty też jesteś smokiem. I jesteś niebezpieczny? – zapytał Sammy. - Tak, ale nie dla ciebie. Sammy zachichotał i zniknął z powrotem za tron. Dorośli się roześmiali. - Będziemy musieli dać Blake'owi strażników. – Nie miał zamiaru stracić wilka, gdy właśnie go znalazł. - Mogę go pilnować – odparł Leif. - Przed smokami? – Rhaegar uniósł brew. – Nie mam wątpliwości, że jesteś nieustępliwym ptakiem, ale kruk nie ma szans przeciwko smokowi, nawet smokowi mutantowi. Leif otworzył usta, bez wątpienia chcąc się sprzeczać, ale ponownie je zamknął. - Nic mi nie będzie. Raczej nie jestem smokiem, ale jeśli będą próbowali mnie złapać albo zabić, prawdopodobnie będę mógł uciec. – Blake pogłaskał ramię Leifa, jakby próbując uspokoić swojego zmiennego kruka. - Będziesz miał wokół siebie straż przez cały czas. Upewnimy się, że to będą silni Fae, by mogli zabić smoki, jeśli znowu tu przylecą po ciebie – stwierdził Farro. - Ale jeśli mnie wezmą, może wtedy będziemy mogli dostać się do Korla – zaproponował Blake.
~ 84 ~
- Nie! – wykrzyknęły jednocześnie cztery głosy. - Okej, okej, to było tylko pomysł. – Blake podniósł ręce, dłońmi na zewnątrz. - Zły pomysł – psioczył Rhaegar. - Bardzo zły pomysł – zgodził się Leif. W końcu byli po tej samej stronie. Może mogliby zbudować związek na ich wspólnym celu utrzymania Blake'a bezpiecznym. Wymienili ponure spojrzenie. Dobrze, byli zgodni w tej kwestii.
Tłumaczenie: panda68
~ 85 ~
Rozdział 7 Po spędzeniu reszty popołudnia na sprawdzaniu zamku pod względem bezpieczeństwa z Blakiem i Rhaegarem, Leif wiedział, że jest w tarapatach. Już dłużej nie będzie miał Blake'a tylko dla siebie. Teraz był jeszcze Rhaegar. Podczas gdy Leif rozważał wielu partnerów, rzeczywistość mogła być o wiele bardziej trudna. Bilansując potrzeby jego i Blake'a z silnym alfą, jakim był smok, to mogło wywołać problemy. Smoki nie były znane ze swojej cierpliwości. Smoki mutanty były przykrą niespodzianką, ale tak naprawdę, to była tylko sprawa czasu, zanim Korl z powodzeniem stworzy następną zmutowaną rasę. Najważniejszym pytaniem było to, dlaczego mutanty chciały Blake'a, i jak mogli go chronić? - Dlaczego nie rozgościcie się wygodnie w moim pokoju? – zapytał Rhaegar. – Jest większy niż normalny, bo musi pomieścić mój rozmiar w przypadku gdybym się zmienił. Leif wiedział, czego Rhaegar oczekuje. Tylko nie wiedział, czy byli na to już gotowi. Może oczekiwał zbyt wiele od mężczyzny, który czekał wieki na swojego partnera. - Co myślisz, Blake? Blake przechylił głowę i posłał im zastanawiające spojrzenie. - Jeśli zamierzamy zostać partnerami, musimy poznać się lepiej. Wilki robią to przez dotyk. Myślę, że powinniśmy spać w jego pokoju. Rhaegar nawet nie próbował ukryć swojego zadowolenia. Duży smok chwycił Blake'a w ramiona i okręcił się z nim zanim z powrotem postawił go na nogi. Absolutna radość na twarzy Rhaegara sprawiła, że Leif się zgodził. - Bardzo dobrze.
~ 86 ~
Blake uśmiechnął się do niego promiennie. Leif wiedział, że zrobi wszystko, by utrzymać ten wyraz na twarzy jego zmiennego wilka. Blake za bardzo obwiniał się za wydarzenia z przeszłości. Ten poważny zmienny potrzebował więcej zabawy w swoim życiu. Pokój przydzielony Rhaegarowi był cztery razy większy niż mieszkanie Leifa. - Myślę, że to jest największe łóżko, jakie kiedykolwiek widziałem – oświadczył Blake, podziw błyszczał w jego złotych oczach. - Najlepsze do turlania się po nim z wami – drażnił się Rhaegar. - No cóż, już niedługo będziemy się po nim turlać – powiedział Leif. Nie wiedział czy jest gotowy zadawać się z hałaśliwym smokiem. - Co cię martwi, kruku? Naprawdę jesteś przeciwny smoczemu rodzajowi? – zapytał Rhaegar. - Co sprawia, że tak myślisz? – Leif nie chciał, by Rhaegar odniósł wrażenie, że nie jest chciany. - Prawdopodobnie dlatego, że jesteś bardziej kapryśny niż kot mający ogon w ognisku – odpowiedział za niego Blake. - Nie jestem. – Prawda była taka, że Rhaegar go przerażał. - Zrobiłem coś, co cię uraziło? – zapytał Rhaegar. Blake zdjął swoją koszulę i rzucił na podłogę. Najwyraźniej był już zmęczony czekaniem na następny ruch kogoś innego. - Podoba mi się to, dokąd to zmierza – stwierdził Rhaegar. Leif potrząsnął głową. - Chyba jestem głupi. Czuję pociąg do was obu. Jeśli myślisz, że jestem twoim przeznaczonym partnerem, chciałbym zgłębić nasze przyciąganie. - To jest determinacja – powiedział Rhaegar. Jego oczy płonęły aprobatą. Między jednym mrugnięciem, a drugim, zmienny smok pozbył się swojego ubrania. - To było szybkie. – Blake rozpromienił się z aprobatą.
~ 87 ~
Leif zdjął swoją koszulę. Podchodząc bliżej, opadł przed Blakiem na kolana. Jeśli miał to zrobić, zrobi to na swój sposób. Musiał być tym, który ma kontrolę, chociaż ten pierwszy raz. - Jeśli to sprawi, że poczujesz się bardziej komfortowo, Leif, możesz dowodzić – zaproponował Rhaegar. - Dobrze. – Leif nawet się nie obrócił, by stanąć naprzeciw zmiennego smoka. Tylko przez chwilę udawał, że Rhaegar nie stoi za nim. Jeśli skupi się na Blake'u, móże udawać, że znowu są sami. - Nie zrozum mnie źle, uwielbiam patrzeć na was dwóch. Ale nie chcę być pominięty – mruknął Rhaegar, jakby mógł czytać w umyśle Leifa. Rhaegar obszedł wkoło aż stanął za Blakiem. Zawijając ręce wokół ramion Blake'a, przytrzymał go nieruchomo i przyciągnął zmiennego wilka do swojego silnego ciała. Blake westchnął i odchylił głowę do tyłu, jakby próbując zwiększyć miejsca kontaktu między nimi. - Właśnie tak, mój przystojny wilku, przytul się do mnie, podczas gdy Leif zajmie się tobą – mruknął Rhaegar. Niezdolny do oparcia się pięknemu widokowi dwóch złączonych mężczyzn, Leif rozpiął spodnie Blake'a i zsunął w dół zamek błyskawiczny. Kutas Blake'a wyskoczył na jego spotkanie. Z bulwiastego czubka wyciekł lepki nektar, kusząc Leifa. - Ssij go – nakazał Rhaegar. Leif spojrzał w górę marszcząc brwi na zmiennego smoka. Nie musiał być nakłaniany do swojego obowiązku. Miał zamiar cieszyć się dotykaniem, lizaniem i pochłanianiem swojego zmiennego wilka. Blake musiał czytać w jego myślach. - On wie, co robić. Rhaegar się uśmiechnął, pokazujący szeroki zębiasty smoczy uśmiech. - To, że on tego nie potrzebuje, to nie oznacza, że ja nie cieszę się dyrygowaniem nim. Tak jest, kiedy ma się więcej niż jednego kochanka. Blake'a surowe, ale słodkie usposobienie, bardziej odpowiadało Leifowi niż apodyktyczny charakter Rhaegara.
~ 88 ~
- Zaufaj mi, przywykniesz do tego – obiecał Rhaegar. - Zobaczymy. – W tym momencie, Leif nie chciał z niczym się zgadzać. Wolałby zaczekać i zobaczyć jak będą oddziaływali na siebie. Jeśli Rhaegar będzie źle traktował Blake'a, wszystkie umowy zostaną zerwane. Zdecydowany ignorować Rhaegara w tej chwili, Leif połknął Blake’a. Natychmiast dał się ponieść przez smak swojego kochanka. Gdyby perfekcyjni partnerzy byli wybierani tylko przez sam czysty smak, w takim razie przeznaczenie zrobiło świetną robotę. - O cholera – jęknął Blake. Zatopił swoje długie palce we włosach Leifa, przytrzymując go, pieszcząc jego loki i masując jego czaszkę. Nawet podczas namiętności, Blake nie zapominał o komforcie Leifa. Leif miał w przeszłości kochanków, którzy zapominali o swojej ponadprzeciętnej sile albo po prostu nie przejmowali się, ale nigdy Blake. Zmienny wilk był zawsze uprzejmy. - Wygląda na to, że wiesz, co robisz, człowieku ptaku – droczył się Rhaegar. Leif podniósł swoje usta na tyle, żeby mógł przemówić. - Jeśli będziesz miał szczęście, może się dowiesz. Warczący śmiech Blake'a złagodził jego napięcie. Zdeterminowany pokazać swoją zręczność, Leif połknął Blake'a aż do podstawy. Blake zawył i trysnął nasieniem w dół gardła Leifa. Leif stanął na nogi i otarł usta wierzchem dłoni. - Jeśli naprawdę jesteśmy partnerami, kiedyś pokażę wam moje zdolności. Zamiast być urażonym, Rhaegar się roześmiał. - Nie mogę się doczekać tego dnia, mój śliczny ptaszku. Zanim Leif mógł powiedzieć coś jeszcze, w pałacu rozdzwoniły się dzwony. Nie te uroczyste dzwony nadchodzącej koronacji, ale dzwony niebezpieczeństwa alarmujące mieszkańców pałacu o intruzach. - Zastanawiam się czy to wróciły mutanty? – zapytał Blake, jego twarz była blada. Zmienny wilk szybko wciągnął swoje ubranie. Leif przez chwilę żałował, obserwując go, że to nagie ciało zostało zakryte zanim sam się ubrał.
~ 89 ~
Kiedy byli już ubrani, trzej mężczyźni wybiegli z pokoju, by znaleźć pałac w zamieszaniu. Żołnierze Fae krzyczeli i biegali wkoło, podczas gdy służący zderzali się z nimi w pośpiechu ucieczki. Warknięcia i ryki dochodziły z dolnej sali, ale jakby pochodziły z dużej odległości. Farro pospieszył korytarzem za nimi. - Mutanty atakują! Rozwalili frontową bramę. - Gdzie Sammy? – zapytał Leif. Strach o chłopca sprawił, że jego głos stał się ostry. - Bezpieczny – powiedział Farro bez podania szczegółów. Leif kiwnął głową. Nie było rozsądnie dyskutować o miejscu chłopca, kiedy byli tu wrogowie. Mutanty niezmiernie cieszyłyby się z posiadania doskonałego atutu, jakim byłby królewski syn w ich posiadaniu. Zanim Leif mógł zapytać o instrukcje, mutanty wparowały jak burza na korytarz i skierowały się w ich stronę. Te stworzenia nie były takie jak w ich świecie; były większe, bardziej wstrętne i wyglądały tak, jakby z przyjemnością rozerwały Leifa, kończyna po kończynie, dla czystej radości zabijania. Trzask energii powiadomił Leifa o zmianie Rhaegara. Szerokie ciało smoka ledwie mieściło się w korytarzu, ale Leifa nie obchodziło to, czy zacznie ich tratować, tak długo jak Rhaegar będzie chronił Blake'a. - Rhaegar, uważaj – wykrzyknął Farro. Szczególnie mądry mutant miał miecz do walki. Rhaegar wytrącił broń z ręki stworzenia, pozbawiając go przy okazji większości jego palców. Mutant krzyknął i uciekł szlochając. - Idź na dziedziniec, Rhaegar – powiedział Farro. – Stamtąd nas atakują. Smok posłusznie pobiegł korytarzem w stronę dźwięku walczących. Serce Leifa zabiło raptownie w jego piersi. Strach o swoich mężczyzn wywołał drżenie jego ręki, gdy wyciągał dwa noże ze swoich butów. Jeśli straci też swoich kochanków, nigdy sobie tego nie wybaczy. - Musimy mu pomóc – krzyknął Blake. - Nie możesz wmieszać się do walki; oni ciebie poszukują.
~ 90 ~
Blake wręczył mu jego miecz. - Dla obrony. Nie chcę, żebyś podchodził wystarczająco blisko, byś musiał użyć swoich noży. Serce Leifa zmiękło na troskę jego partnera. Odłożył noże i przyjął ostrze Blake'a. - A ty? Jeśli mi to dajesz, nie będziesz miał broni. - Ja jestem bronią – oświadczył Blake. Nie dając szansy Leifowi na sprzeczkę, Blake ściągnął ubranie i się zmienił. Wspaniały wilk stanął na miejscu Blake'a. Polizał rękę Leifa, a potem śmignął w stronę walczących. - Niech to szlag, Blake, nigdzie beze mnie nie pójdziesz. – Leif pobiegł za swoim wilkiem. Wycie innego wilka, wskazującego na Gabe’a, musiało być wydane już w wirze bitwy, bo Farro stał za nimi. Z tego, co Leif wiedział, były tylko trzy wilki, poza Sammy’em, w całym Królestwie Fae. W jednej chwili biegli korytarzem, w następnej byli w środku akcji. Miecze brzękały i śmigały, dzwonienie ich siły uderzenia było niemal ogłuszające. Leif obserwował scenę przez chwilę. Przerzuciwszy miecz Blake'a do lewej ręki, użył swojej prawej by wyciągnąć z buta nóż. Kiedy wilczy mutant rzucił się na Blake’a, Leif cisnął nożem, uśmiechając się, gdy ostrze wbiło się w szyję mutanta. Nie miał litości dla stworzenia atakującego jego mężczyznę. Rhaegar ryknął. Leif wyszedł z zasięgu, gdy skrzydła Rhaegara się rozwinęły. Wilki mutanty nie poradziły sobie tak dobrze. Rhaegar zadeptał czterech z nich, pozbawiając ich istnienia, zanim któryś z nich był zdolny zrobić coś więcej niż tylko warknąć. Blake zniknął w tłumie mutantów. Leif przerzucił miecz z powrotem do prawej ręki. Nie czuł się komfortowo z większą bronią, ale było ich tak wielu w wielu pełnych przemocy sytuacjach, że musiały przydać się każde umiejętności obronne. Przedzierał się stopniowo do miejsca, gdzie ostatnio widział Blake’a. Nie martwił się, że Rhaegar sam sobie nie poradzi. Smok już zabił wszystkie mutanty w swoim bezpośrednim otoczeniu. Leif wywalczał swoje przejście na daleki kraniec dziedzińca, tylko po to, by stwierdzić, że Blake zniknął. - Blake! – krzyknął. Rozglądając się wkoło za swoim kochankiem, nie zobaczył nawet włosa z ogona swojego kochanka. Leif obrócił się mając nadzieję, że przegapił Blake’a w tym chaosie. ~ 91 ~
Rhaegar ryknął tryumfalnie. Leif dostrzegł Blake'a walcząc obok Gabe’a i jego serce uspokoiło się do rozsądnego bicia. Ta sekunda, kiedy myślał, że stracił Blake'a była prawie nieznośna. Kylen i Farro z poślizgiem zatrzymali się przy nim. Gabe i jego partnerzy dołączyli do nich wkrótce potem. Blake przykłusował i usiadł przy nodze Leifa. - Dużo tych mutantów – powiedział Farro. – Nie wiedziałem, że mamy ich tak wielu w Świecie Fae. - Ich liczba stale rośnie, moja miłości – oznajmił Kylen. – Nie chciałem cię martwić. - Czułbym się mniej zmartwiony, gdybyś nie myślał, żeby trzymać z dala ode mnie takie sprawy – zrugał go Farro. Kylen wzruszył ramionami. - I w tym mamy odmienne zdania. Rhaegar spojrzał gniewnie na królewską parę. - Jak oni dostali się tak daleko do zamku? Muszą mieć tu jakąś wtyczkę. - Też tak podejrzewam – zgodził się Kylen. - Więc, co teraz robimy? – zapytał Rhaegar. – Koronacja jest jutro. Chcesz przez to przejść, czy raczej powinniśmy powstrzymać procedury? Bo przecież i tak nie mogą nie uznać cię za króla. - To nie jest całkiem prawda – wtrącił się Farro. – Mogą uznać go za niezdolnego do rządzenia. Jeśli nie może utrzymać mutantów pod kontrolą, mogą zażądać drugiego w linii, by przejął obowiązki. - Słyszałem, że to Gallien. Z pewnością nie będą chcieli, żeby nimi rządził – powiedział Vien. – Byłby okropnym władcą. - A to niby dlaczego? – zapytał Rhaegar. - Ponieważ to samolubny, spragniony władzy dupek i Fae miały już jednego takiego wcześniej – odparł Farro za nich wszystkich. Rhaegar warknął. - Ale i tak nie mogą zrzucić Kylena. Zawarł układ ze smokami. Nie zgodzimy się na innego władcę Fae. ~ 92 ~
- Może zechcesz przekazać tę opinię ludziom – powiedział Farro. – To powstrzyma krytyków przynajmniej na chwilę. - Martwisz się, że spróbują obalić Kylena? – zapytał Leif. Nie miał pojęcia, że ich pojawienie się odbędzie w środku politycznego niepokoju. Myślał, że monarchia Fae jest ustalona, jako że Kylen miał miecz. - Fae nudzą się po jakimś czasie – odezwał się ponownie Farro. – Myślę, że walczą przez większość czasu tylko po to, by dać sobie zajęcie. Leif musiał się zgodzić. Problem z długowiecznym gatunkiem był taki, że czasami zatracali te kawałki ich ludzkości i współczucia. To było jednym z powodów, dlaczego niektóre Fae nie miały żadnego problemu z mutantami. Nie widzieli moralnego problemu w zmienianiu zmiennokształtnych w mutanty. - Nic mi się nie stanie – powiedział Kylen. – Jesteś zbytnim pesymistą, moja miłości. Farro natychmiast zawinął Kylena w swoje ramiona i mocno go uścisnął. Królewska para tworzyła wspaniałą parę. Leif mógł niemal widzieć jak ich miłość błyszczy od ich dotyku. - Pomimo dzisiejszej bitwy, chciałbym, żebyście skupili się na waszej pierwotnej misji. – Kylen popatrzył od Leifa do Blake'a i z powrotem. – I mieć uważne oko na twojego wilczego partnera. Myślę, że te mutanty nie przybyły tu tylko, by mnie zaatakować. One również szukają Blake’a. Jeśli mamy pośród nas zdrajcę, to może być spowodowane tym, że związałem się ze zmiennym wilkiem. - To raczej hipokryzja, skoro to Fae były tymi, które je stworzyły. – Rhaegar się skrzywił. - Nigdy nie twierdziłem, że Fae są całkowicie rozsądne – oświadczył Kylen. - Prawda – zgodził się Leif. Jedynymi rozsądnie tolerancyjnymi Fae, które znał, to były te, których partnerami były wilki. - Wszyscy powinniśmy się przespać. Jutro będę potrzebował całej pomocy, jaką mogę dostać. Rhaegar, opracowałeś wszystkie szczegóły związane z bezpieczeństwem na jutro? - Mam taką nadzieję, ale będziemy musieli wzmocnić frontowe wejście po tym ataku. Nie jest tak bezpieczne jak sądziliśmy.
~ 93 ~
- Zrób to, co możesz. Jeśli znowu przyjdą, będziemy z nimi walczyć. Nie możemy już dłużej odkładać tej koronacji. – Ponury wygląd Kylena wyjawiał jak to było ważne dla jego przywództwa. – Jeśli mają powód do podważenia moich rządów i tak to zrobią. Większość jasnego dworu fae nie jest zadowolona, że połączyłem dwa królestwa. - Będą musieli po prostu się przyzwyczaić – powiedział Farro. Chwycił ramię Kylena w cichym wsparciu.
Tłumaczenie: panda68
~ 94 ~
Rozdział 8 Blake pokłusował za Rhaegarem i Leifem, zatrzymując swoją wilczą postać. Nie miał żadnych ubrań, a nie zamierzał chodzić z gołym tyłkiem przez korytarze. Fae nie czuli się tak komfortowo z nagością jak jego bracia wilki, a poza tym nie chciał wprawiać Leifa w zakłopotanie. Wątpił jednak, żeby była możliwość zakłopotania Rhaegara. Wylądowali w pokoju Rhaegara. Blake poczekał aż nie zostaną zamknięte drzwi, a potem się zmienił. Uznanie w oczach zmiennego smoka sprawiło, że stwardniał. Odwrócił się, by popatrzeć na Leifa. Zmienny kruk obserwował ich z ostrożnym wyrazem w swoich ciemnych oczach. - Hej. – Blake zawinął ramiona wokół Leifa. – Wszystko w porządku? Leif rzucił się na Blake'a i mocno przytrzymał. Krople wody spłynęły po szyi Blake'a. Odchylił się, by zobaczyć, jak łzy mkną w dół po twarzy Leifa, gdy cicho szlochał. - Śliczny ptaszku, co jest? - M-myślałem, że cię straciłem. – Słowa Leif zacinały się, ponieważ próbował zatrzymać łzy i mówić w tym samym czasie. – Zniknąłeś między mutantami, i kiedy tam doszedłem, ciebie już nie było. Myślałem, że cię straciłem. Leif się trząsł. Blake nigdy wcześniej nie widział zazwyczaj spokojnego zmiennego kruka tak zmartwionego. Wyraz kompletnej rozpaczy ściął go. - Szzz, nic mi nie jest. Widzisz mnie. Nie odniosłem obrażeń. Rhaegar podszedł, by stanąć po drugiej stronie Leifa, i pogłaskać plecy zmiennego kruka. - Nie pozwoliłbym na to, by został ranny. Cały czas miałem go na oku. Blake złapał Rhaegara w pasie i przyciągnął go bliżej. Leif potrzebował kontaktu z oboma swoimi partnerami. Mimo swoich początkowych wątpliwości, Blake wiedział,
~ 95 ~
że teraz obaj będą zapewniać Leifowi bezpieczeństwo. Samotny zmienny kruk szybko stałby się przekąską dla jakiegokolwiek mutanta. - Zabierzemy cię do łóżka i sprawimy, że poczujesz się lepiej. Możesz mnie obmacać i sam się upewnić, że nic mi nie jest – uspokajał Blake. Pocałował czoło Leifa. – Okej? - Tak, okej. Z uważnymi rękami i łagodnymi pocałunkami, Blake zdjął z Leifa koszulę. Rhaegar wycałował ścieżkę przez barki Leifa, podczas gdy Blake opadł na kolana. Pomógł Leifowi z jego butami. Leif położyć rękę na ramieniu Blake'a, by utrzymać równowagę, gdy Blake ściągnął jeden but, a potem drugi. Para noży zabrzęczała w środku butów. - Chcesz, żebym zostawił tam twoje noże, czy mam je schować w jakieś specjalne miejsce? - Zostaw je tam. W ten sposób, gdybym ich na gwałt potrzebował, będę wiedział, gdzie są. Blake kiwnął głową. Chciał, żeby okazały się zbędne, ale z mutantami najeżdżającymi zamek, musieli zostać w pogotowiu na nogach. - Nie przeszkadza ci, że Rhaegar zobaczy cię nagiego? – zapytał Blake. Nie rozebrałby Leifa, gdyby miał chwilę wahania. Leif obejrzał przez swoje ramię na zmiennego smoka. Rhaegar skorzystał z tego i pocałował Leifa. Tworzyli piękną parę. Jeśli coś przydarzy się Blake'owi, Rhaegar będzie zdolny zaopiekować się Leifem. Słodki, dzielny kruk nigdy już nie być smutny i samotny. Kiedy ich usta się rozdzieliły, Leif zwrócił swoją uwagę z powrotem na Blake'a. - Taa, zaczynaj. Rhaegar warknął, niskim uwodzicielskim głosem, który sprawił, że Blake niemal doszedł. Klękając u stóp Leifa, para nie mogła zobaczyć jak ten dźwięk Rhaegara mocno na niego wpłynął. - Mogę wyczuć zapach twojego pożądania, mój wilku. Przenieśmy się do łóżka. Rhaegar pomógł Blake'owi rozebrać Leifa z ubrań i odłożyć je na bok. Rhaegar przerzucił sobie Leifa przez ramię i rzucił na łóżko.
~ 96 ~
- Cholera, jesteś piękny. Blake stanął obok zmiennego smoka i podziwiał swoich partnerów. - On jest wspaniały. - No nie, czy wy dwaj zamierzacie tam tak stać i mnie podziwiać. Świetnie. – Leif zawinął rękę wokół swojej erekcji i pompował ją w powolnych, nęcących ruchach. - Nie dałem mu pozwolenia, żeby to robił, prawda? – Blake zapytał Rhaegara. - Nie. Nie możemy dopuścić, żeby doszedł bez nas. To jest po prostu niegrzeczne. - Zgadzam się. – Blake sięgnął do jego tylnej kieszeni i wyciągnął niewielki kawałek zwiniętej liny. – Moglibyśmy go związać. Cichy pisk sprawił, że obaj się uśmiechnęli. - Podoba ci się ten pomysł, co nie, śliczny ptaszku? – zamruczał Rhaegar. - Nie wiem, co masz na myśli. – Leif starał się wyglądać niewinnie. Ku zdumieniu Blake'a, mężczyzna niemal doszedł od masturbowania się, podczas prowadzenia ich rozmowy. – I skąd masz tę linę? Blake się uśmiechnął. - Strażnicy są bardzo uczynni. - Zwiąż go – nakazał Rhaegar. - Słuchaj, smoku, możesz sobie być królem pobliskich wzgórz, ale w tym związku wszyscy jesteśmy równi. – Blake nie chciał być przypisany do kategorii słabszego partnera. Mógł nie być smokiem, ale był silny na swój własny sposób. Rhaegar prychnął. Smuga dymu uleciała z jego lewego nozdrza. - Szanuję was, obojętnie czy któryś będzie na górze czy nie, ale muszę rządzić. Mój smok to drapieżna bestia. Nie pozwoli nikomu górować nade mną w sypialni. To nie oznacza, że nie szanuję was ani waszych decyzji. Jedno nie ma nic wspólnego z drugim. A teraz, czy dalej możemy uczynić Leifa bardzo szczęśliwym ptakiem? Blake kiwnął głową. - Tak, zróbmy to.
~ 97 ~
Nie musiał rządzić, a piękno dwóch partnerów wystarczało, by chciał pieprzyć Leifa, znaleźć się wewnątrz tego mężczyzny. Leif potrzebował czegoś słodkiego. Zamknięty w sobie kruk wpuszczał tylko do sypialni. Blake zostawił Rhaegara, by robił cokolwiek chce. On miał partnera do uspokojenia. Cokolwiek kruk sobie myślał, Blake wiedział, że byli partnerami. Nie był tego tak pewny w stosunku do smoka, ale domyślał się, że Rhaegar zadba sam o swoje sprawy. Blake zrobi wszystko, czego będzie chciał Leif. Wilki nie miały skłonności do dzielenia się swoimi partnerami, ale było dość przykładów trójek w Sforze Moon, więc Blake chciał dać temu szansę. Wspinając się po łóżku do Leifa, Blake wycałował ścieżkę w górę nogi zmiennego kruka i ugryzł prawy sutek Leifa. Nie mógł się oprzeć wystającemu różowemu szczytowi proszącego o uwagę. Leif zwinął się na łóżku. - Więcej. Blake pocałował szyję Leifa. - Gdy wrócimy do domu, załatwię takie zaciski na sutki i będę przyglądał się jak się wijesz. - Jesteście w domu. – Niski głos Rhaegara zagrzmiał przy jego skórze. – A raczej będziecie w domu, gdy wrócimy do mojej jaskini. Zatrzymuję was obu. Blake nie zamierzał się sprzeczać; mieli dużo spraw do ułożenia. Rhaegar położył się na łóżku po drugiej stronie Leifa. Zmienny smok przykrył policzek Leifa i odwrócił go, by spojrzał na Rhaegara. Blake przyglądał się przez kilka minut jak się całowali, pozwalając im mieć swoją własną chwilę. Zsunął się z powrotem w dół i zachwycał się penisem Leifa. Mokry czubek zwrócił jego uwagę. Rozdzielił szparkę Leifa swoim językiem. Leif drgnął pod tym dotykiem Blake'a. - Cokolwiek robisz, rób tego trochę więcej – nakazał Rhaegar. - Jesteś apodyktycznym smokiem – skomentował Leif, ale jego ton wskazywał, że nie ma nic przeciwko. - Jestem. – Cichy, seksowny pomruk wywołał jęk nawet u Blake’a. - Chcę cię pieprzyć, podczas gdy ty będziesz ssał jego. Zgadzasz się na to, mój śliczny ptaszku? ~ 98 ~
- Tak. Rhaegar zwrócił się do Blake'a. - Ty też się zgadzasz? - Tak. – Chociaż chciał pieprzyć Leifa, to wiedział, że zmienny smok musiał dowiedzieć się czy byli partnerami. - Chodź tutaj, słodki. – Rhaegar ściągnął Leifa i przerzucił. – Blake, chodź tu i oprzyj się o wezgłowie. Blake posłuchał. Władczy ton zmiennego smoka wysyłał dreszcze po jego skórze. Nigdy nie sądził, że spodoba mu się bycie rządzonym, ale może nie miał tak bardzo nic przeciwko temu, gdy obejmowało to seks. Usadowił się tak jak zażądał Rhaegar. - Cześć. – Leif przechylił głowę po pocałunek. Blake przyjął zaproszenie i przycisnął swoje wargi do Leifa. Połączony smak Rhaegara i Leifa prawie sprawił, że doszedł, i to bez jednego dotyku. - Mmm. Gdy Leif oderwał swoje usta, Blake podążył za nimi po więcej. - Myślałem, że chcesz obciąganie? – droczył się Leif. - Tak, racja. Sądzę, że nie wytrzymam zbyt długo. – Całe jego ciało pulsowało potrzebą. Oddech Leifa przy jego erekcji sprawił, że prawie doszedł. Blake nie zdawał sobie sprawy, że zamknął oczy, dopóki nie usłyszał poruszeń Rhaegara. Uniósł powieki, by zauważyć jak zmienny smok łapie butelkę ze stołu. - Nawilżanie – powiedział, gdy spostrzegł, że Blake go obserwuje. – Nie chcę zranić naszego chłopca. - Nie jestem chłopcem – warknął Leif, co dobrze wyszło jak na zmiennego ptaka, pomyślał Blake. - W porównaniu do mnie, jesteś młodzikiem, ale nie chcę się sprzeczać. Chcę zatwierdzić cię, jako mojego.
~ 99 ~
Przez chwilę, Blake myślał, że Leif ma zamiar wszystko odwołać i powiedzieć apodyktycznemu smokowi, co dokładnie o nim myśli. Zamiast tego, Leif westchnął i ponownie zwrócił uwagę na Blake'a. - Nie chcę być ignorowany – warknął Rhaegar przy szyi Leifa. - Nie ignoruję cię. Powstrzymuje chęć uderzenia cię w twarz – powiedział spokojnie Leif. Rhaegar odrzucił do tyłu głowę i się zaśmiał. - Lubię, kiedy moi mężczyźni mają temperament. Cieszę się widząc, że obaj jesteście silni. Blake pogłaskał włosy Leifa, chętny do wprowadzenia ich wszystkich w właściwy nastrój. - Wszystko w porządku? - Tak. – Leif uśmiechnął się do niego. Blake odprężył się, gdy ten uśmiech dotarł do oczu zmiennego kruka. - Teraz cię przygotuję – ostrzegł Rhaegar. – Odpręż się i skoncentruj na zadowalaniu Blake’a. Zamiast rzucić ciętą ripostę, Leif się zastosował. Blake jęknął i westchnął, kiedy Leif poświęcił mu całą swoją uwagę. Gorąca jama ustna Leifa sprawiła, że Blake zacisnął palce na prześcieradle, próbując oprzeć się pragnieniu poruszania biodrami w tej ciepłej wilgoci. - Zabijasz mnie, partnerze. Oczy Leifa rozszerzyły się na tą czułość, ale Blake nie zamierzał tego odwoływać. - Widzę, że nawet wilk wie, iż należymy do siebie – powiedział Rhaegar zadowolonym tonem. Blake westchnął. - Chyba skończę jeszcze zanim w niego wejdziesz. - Nie martw się. Upewnię się, że Leif znajdzie swoją przyjemność.
~ 100 ~
Patrząc na staranne przygotowania zmiennego smoka i miękkie odgłosy przyjemności Leifa, napięcie rozpłynęło się w piersi Blake'a. Martwił się, że apodyktyczna strona Rhaegara sprawi, iż będzie mniej wrażliwy przygotowując Leifa. - Powiedziałem, że go nie zranię – warknął Rhaegar. - Tak, przepraszam. – Blake zaoferował pojednawczy uśmiech, ale nic więcej nie powiedział. Rhaegar nadal przygotowywał Leifa, dopóki nie poruszył się pod wpływem dotyku Rhaegara i nie połknął kutasa Blake'a. - O cholera. – Blake chwycił głowę Leifa, ostrożnie trzymając go w miejscu, ale nie wyrywając mu włosów z korzeniami. Poznał chwilę, gdy Rhaegar wszedł w Leifa. Zmienny ptak napiął się i nie odprężył, dopóki Rhaegar nie zaczął się w nim poruszać. - O tak, dziecino, bierz go. Bierz go całego – zachęcał Blake. Ręce Rhaegara przemieniły się w pazury, gdy raz za razem wbijał się w Leifa. - Lepiej, żeby to była jedyna rzecz, jaka się zmieni. Jeśli zaczniesz go pieprzysz w postaci smoka, przebiję cię mieczem – ostrzegł Blake. - Miło wiedzieć, że troszczysz się o niego – odparł Rhaegar. – Nawet, jeśli to nie jest konieczne. Troszczenie się o swojego partnera zawsze było konieczne. Co smoki wiedziały o bardziej kruchych istotach? Blake nie wiedział zbyt wiele o smokach, ale miał zamiar się dowiedzieć. - Zawsze będę się o niego troszczył. – Powiedział te słowa do Leifa, nie do Rhaegara. Leif podniósł głowę. - Zadbam o siebie w tej chwili sam. Rhaegar przykrył sobą plecy Leifa, wspierając większą część swojego ciężaru. - Pogadacie później. Zmienny smok zrobił coś takiego, co wywróciło oczy Leifa i wydarło ptasi wrzask.
~ 101 ~
- Oh, zrób to jeszcze raz – polecił Blake. - Tak – zgodził się Leif, wyginając plecy, by zachęcić Rhaegara. – Jeszcze raz. Łóżko trzęsło się od siły pieprzenia Rhaegara. Blake zawinął rękę wokół swojej erekcji i cieszył się żywym porno-widowiskiem. - Moje – warknął Leif. - Tylko trzymam go ciepłego dla ciebie. – Nie było mowy, żeby Leif mu obciągnął, gdy zmienny smok pieprzył go na materacu. – Podciągnij się. Leif spróbował posunąć się do przodu. Rhaegar ryknął i zacisnął ręce na biodrach Leifa. - Hej, on tylko chciał się przybliżyć, żeby się mną zająć. On nie ucieka. Oczy Rhaegara się zmieniły, ujawniając jego smocze instynkty. - Spokojnie. – Leif poklepał rękę Rhaegara. - Przepraszam. – Rhaegar podniósł Leifa, wciąż osadzonego na jego fiucie, przesunął ich bliżej, dopóki Blake i Leif nie znaleźli się twarzą w twarz, a potem postawił go z powrotem. – Proszę. Leif zadrżał. - D-dzięki. Blake się roześmiał. - Co robi siła miłości zmiennych. - Mhm – zgodził się Leif. Mocny pocałunek przestawił jego umysł z powrotem na właściwy tor myśli. Ciało Leifa trzęsło się za każdym razem jak Rhaegar wbijał się w niego. Blake zawinął rękę wokół ich obu erekcji i powoli zaczął pompować. Przedwytrysk zwilżył ich twarde penisy i dał mu dość nawilżenia, by przesuwać ręką w tę i z powrotem bez zdzierania skóry z ich kutasów. - Nie zamierzać skończyć – jęknął Leif. Jego powieki zadrżały i się zamknęły. - Otwór oczy, Leif. – Nie mógł śledzić stanu ducha kruka, jeśli nie widział wyrazu jego oczu.
~ 102 ~
Minęło kilka sekund zanim słowa dotarły do jego świadomości i kilka następnych zanim Leif to wykonał. - Tak dobrze. - Dojdź teraz. Leif wytrysnął swoje spełnienie na jego polecenie. Głośny ryk od Rhaegara wstrząsnął kręgosłupem Blake'a i wywołał jego orgazm. Blake przyjął na siebie ciężar Leifa, gdy ten opadł na niego. Rhaegar się wycofał i pogłaskał plecy Leifa. Ciche dudniące mruczenie wydobywało się ze zmiennego smoka. - Partner. Mój partner. – Rhaegar podpełzł w górę łóżka do nich i zawinął ramiona wokół Leifa. - Pójdę przynieść ręcznik. – Blake znalazł małą łazienkę przyłączoną do ich pokoju. Wrócił i zabrał Leifa od Rhaegar, wycierając go całego. Smok mruczał trochę, ale pozwolił na to. Jak tylko wszyscy byli czyści, bez potrzeby wzięcia prysznica, Blake wrócił. - Chodź do łóżka – zarządził Blake’owi Leif. Blake się uśmiechnął i rzucił się posłusznie na miejsce, które wskazał Leif. Leif przytulił się do niego, a Rhaegar przytulił się do pleców Leifa. Zaspokojony, Blake szybko zaczął zapadać w nieświadomość. Martwił go jedynie dręczący niepokój w głębi jego głowy. Dlaczego Rhaegar nie próbował zatwierdzić jego?
Tłumaczenie: panda68
~ 103 ~
Rozdział 9 Rhaegar obudził się nagle. Ból wbijający mu się w serce niczym nóż nie pochodził od niego. Mrugając, spróbował znaleźć jego źródło. Popatrzył na łóżko i stwierdził, że jego kochankowie zniknęli. - Partnerzy? - Hej – głos Leifa nadszedł od strony nóg łóżka. - Dlaczego jesteś ubrany? Zmienny kruk wciągał swoje buty. Rhaegar oderwał swój wzrok od rozpraszającej go koszulki. - Co się dzieje? - Blake zniknął. - Co to znaczy zniknął? - No cóż, nie ma go tutaj, nie ma też żadnego listu, więc zniknął. – Leif spiorunował go wzrokiem, jakby on był za to w jakiś sposób odpowiedzialny. - Dlaczego jesteś na mnie wściekły? Leif westchnął, odbierając sobie pewność siebie, jakby jego gniew był jedyną rzeczą trzymającą go razem. - Ponieważ się martwię, a ty tu jesteś. Zazwyczaj oczyszczam się z gniewu zanim zobaczę się z kimkolwiek innym. Rhaegar skoczył na nogi i wciągnął Leifa w swoje ramiona. - Jestem tu dla ciebie, partnerze. Chodźmy znaleźć naszego wilka. - Naszego? – Leif się odchylił, by spojrzeć Rhaegarowi w twarz. – Jeszcze go nie zatwierdziłeś.
~ 104 ~
- Nie. Ale mogę poczuć więź między wami. Będzie mój tak szybko jak go znajdziemy i go zatwierdzę. – Rhaegar mógł wyczuć więź partnerską przez kruka, słabą, ale była tam. Wskoczy na pełny efekt, jak tylko przyszpili Blake'a do łóżka i wypieprzy go na materacu. Smoki nie zachowywały się romantycznie; nawiązywali swoje więzi zębami i nasieniem, a potem niech ktoś ośmieli się dotknąć ich partnerów. - On też chce cię pieprzyć. Jest wilkiem. Dla niego, żeby naprawdę poczuć się związanym, potrzebuje się z tobą sparować. Smok Rhaegara warknął. - Uwierz mi, będziemy sparowani, ale najpierw, musimy znaleźć naszego mężczyznę. – Odsunął się i przemienił swoje łuski na odzież jedną myślą. – Chodźmy, znajdźmy naszego kapryśnego partnera. - Chciałbym robić to samo z moimi piórami. To niesamowity trick. Rhaegar zbadał aurę Leifa. - Nie masz zbyt dużo magicznej energii, ale mogę się założyć, że nauczysz się z odrobiną szkolenia. Kruki nigdy nie były tak potężne jak smoki, ale jego słodki kolega może podłapać kilka tricków. Będzie musiał współpracować z Blakem, by trzymać ich drażliwego partnera z dala od niebezpieczeństwa, ale nie miał wątpliwości, że będą chronić ich kochanka kruka przed zranieniem. - Poszedł w tę stronę. – Rhaegar poprowadził korytarzem. - Zorientowałem się – mruknął Leif. – Tu jest tylko jedna droga. Rhaegar się roześmiał. - Jesteś nerwowy przed swoją poranną kawą? - Nie, jestem nerwowy, gdy idę spać ciepły i przytulony, a budzę się bez jednego z moich partnerów. – Leif zamarł. – A niech to szlag. To prawda. Obaj jesteście moimi partnerami. Rhaegar oparł się chęci przewrócenia oczami. Złapał nadgarstek Leifa i pociągnął go korytarzem. Nie było sensu rozmawiania ze zmiennym krukiem, gdy miał kryzys partnerski. Podążał za zapachem Blake'a, dopóki nie doszli na wewnętrzny dziedziniec. Leif wciągnął powietrze. ~ 105 ~
- Co się stało? - Nie czujesz? Smoki mutanty. Były tu. - Nie słyszałem alarmu. – Leif zmarszczył brwi i rozejrzał się wkoło. W tym miejscu nie było nikogo innego. – Nie widzę nikogo, kto włączyłby alarm. - A co z strażnikami na krużgankach? – Nawet, jeśli nikogo nie było na ziemi, gdy przyszły mutanty, ktoś powinien zauważyć ich pojawienie się. Leif się zmienił. W jednej chwili, Rhaegar trzymał szczupły nadgarstek w swojej ręce; w następnej kruk załopotał skrzydłami. Rhaegar warknął. Wyskoczył w powietrze, jednocześnie się przemieniając. Szybko wyprzedził kruka. Ptak nie mógł prześcignąć smoka. Wylądowali na szczycie wieży strażniczej. Ludzie leżący na kamieniach nie ruszali się. Leif skoczył w dół, unikając rozpryśniętej na kamieniach krwi, a potem się zmienił. - Ich gardła są podcięte – zauważył Leif. – Zostali zamordowani, ale nie przez mutanty. Rhaegar zmienił się, lądując obok swojego partnera. - Musimy powiedzieć królowi. Może ich być więcej w pałacu. Obaj z powrotem się przemienili i polecieli do sali tronowej króla. Rhaegar zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami. Leif wylądował obok niego. Gdy się zmienił, Rhaegar dotknąć jego ramienia. Z niewielką mocą, pomógł Leifowi przekształcić jego pióra w odzież. Spiorunował wzrokiem wartowników, którzy patrzyli namiętnie na jego nagość. Obaj posłali Rhaegarowi rozczarowane spojrzenie. - To nie jest lokal ze striptizem – warknął Rhaegar. – Musimy widzieć się z królem. - Król Kylen jest na konferencji – odparł wyniosłym tonem strażnik stojący z prawej. Rhaegar pozwolił przemienić się swoim oczom w smocze. - A my właśnie znaleźli na wieży zamku zamordowanych jego strażników. Sądzę, że będzie chciał się z nami widzieć.
~ 106 ~
Strażnicy odsunęli się na bok i gwałtownie otworzyli drzwi, żeby mogli przejść. Rhaegar nie cieszył się ze swojego zwycięstwa. Nie żyli ludzie i nikt nie wiedział, kto był odpowiedzialny. Kylen siedział przy małym stoliku w kącie ze swoim partnerem. Jedli poranne śniadanie z Sammym podskakującym na swoim siedzeniu i paplającym do swoich rodziców. Wmaszerowali do środka i ukłonili się przed parą królewską. - Mogę zająć chwilę twojego czasu, Wasza Wysokość. – Rhaegar zerknął znacząco na Sammy’iego. - Sammy, może pójdziesz do ogrodu i nakarmisz rybki – odezwał się Kylen. - Tak, Papciu. – Sammy złapał kawałek bekonu, a potem zeskoczył ze swojego krzesła. Duży żołnierz Fae wyszedł za młodym księciem z pokoju. - Mamy problem. – Rhaegar przedstawił w skrócie to, czego się dowiedzieli. - Myślisz, że oni mają Blake’a? – zapytał Kylen. - Jesteśmy całkiem pewni. Zamierzam zebrać moje smoki i odzyskać naszego partnera. Sugeruję, żebyś odłożył swoją koronację. Skoro porywają ludźmi z twojego zamku i mordują twoich strażników, nie może być bezpiecznie – powiedział Rhaegar. - Chciałbym wysłać z wami kilku wojowników – oznajmił Kylen. - Nie. Przepraszam, Wasza Wysokość, ale nie wiem, którym z twoich ludzi można ufać. Poza tym, oni tylko nas spowolnią. Zamierzamy lecieć. Po tych słowach, Rhaegar obrócił się na pięcie, ciągnąc swojego cichego partnera za sobą. - Myślisz, że ja też cię spowolnię? – zapytał Leif. Rhaegar przyciągnął Leifa bliżej i zarzucił ramię wokół jego barków. - Nie. Ty pojedziesz na moim grzbiecie. Nie poszedłbym nigdzie bez ciebie.
Tłumaczenie: panda68
~ 107 ~
Rozdział 10 Blake obudził się nagle. Woda przesiąkła przez jego koszulę, budząc go dreszczem. - Więc jesteś – powiedział szorstki głos. Ton zazgrzytał w uszach Blake'a nieprzyjemnie je szarpiąc. Blake zaczął mrugać, by pozbyć się wody ze swoich oczu. Spróbował opuścić swoje ręce, ale coś je trzymało. Spojrzał w górę i zobaczył, że jest przywiązany do ściany przez parę metalowych kajdanek. - Nie martw się, nie zostawimy cię tu na długo. Korl chce cię widzieć. – Zimny głos wysłał dreszcz niepokoju przez Blake’a. – I nie próbuj uciekać. To są kajdanki na zmiennych; nie będziesz mógł się zmienić. Jego mówca wyszedł z cienia. Blake napiął się, próbując się nie wzdrygnąć. Rogi wystawały z ludzkiej głowy. Szyja mężczyzny była otoczona jakimś futrem, a stukot jego kroków sprawił, że Blake spojrzał w dół i zobaczył kopyta zamiast butów. - Gdzie jest Korl? – Próbował nie myśleć, jaki zlepek genów musiał zmieszać Korl, by otrzymać te stworzenie, stojące przed nim. - Czeka na ciebie w laboratorium. Nie lubi, kiedy jego twory obracają się przeciw niemu. – Mutant się uśmiechnął, ujawniając podwójny rząd ostrych zębów, chociaż nie takich jak u rekina. Co, do diabła, Korl zrobił? - Czego on ode mnie chce? – Blake nie mógł wymyśleć niczego, co Korl mógł od niego potrzebować. - Potrzebuje twojej pomocy. Blake prawie przegapił, co powiedział mutant, ponieważ jego fascynacja poruszającym się pyskiem istoty, rozproszyła go od słów. - Pomocy? Ode mnie? – Blake nie miał zamiaru pomagać Korlowi w czymkolwiek.
~ 108 ~
- Tak. Walenie w drzwi celi przeszkodziło mutantowi w powiedzeniu tego cokolwiek zamierzał. - Co? - On jest gotowy – odezwał się ochrypły głos. Ten brzmiał, jakby płukał gardło rozbitym szkłem na śniadanie. Blake nie walczył, kiedy mutant otworzył jego kajdany na ścianie. Zastąpiły je jednak na jego nadgarstkach mniejsze kajdanki z łańcuchem pomiędzy nimi. - Nie mogę pozwolić, żeby mój szczeniak uciekł. – Mutant roześmiał się radośnie, jakby powiedział fantastyczny żart. Tym razem nie mógł powstrzymać dreszczu. Wiedział, że jego ludzie przyjdą po niego, ale czy znajdą go zanim Korl zrobi coś, co nawet Anthony nie będzie mógł odwrócić? Mutant pociągnął Blake'a przez drzwi i obok drugiego mówiącego tak szybko, że Blake nie mógł złapać nic więcej jak tylko mignięcie niebieskich piór, zanim nie został wepchnięty w wąski korytarz. Otoczył go ciemny kamień. Byli w piwnicy albo w jaskini, albo gdzieś pod ziemią. Sporadyczne kapanie wody nie dawało mu żadnych domysłów. To mogła być podziemna rzeka, z tego, co przypuszczał. Potknął się kilka razy po drodze, ale prowadzący go mutant nie zwolnił ani nie okazał żadnych śladów troski, nawet gdyby Blake upadł na twarz i rozciął sobie głowę. W końcu, po kilkunastu skrętach, kiedy zaczynał czuć się jak szczur w labiryncie, korytarz przeszedł w dużą jaskinię. Stoły, klatki i rury wypełniały pomieszczenie. Jak do tej pory na nikogo się nie natknęli. To tutaj zaszył się Korl; nic dziwnego, że nie mogli go znaleźć. Urządził sobie tu podziemne legowisko. Blake zastanawiał się na czyjej byli ziemi. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zauważył małego smoczego mutanta kuśtykającego przez jaskinię, używającego swoich skrzydeł, jako podpory do pomocy. Aż bolało patrzenie na to jak się poruszał. - Dobrze się przyjrzyj, Blake. Nasz mistrz dobrze sobie radzi – powiedział mutant.
~ 109 ~
Blake musiał się powstrzymać, żeby się na niego nie rzucić. - Blake! Tu jesteś, chłopcze! – Korl podszedł z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie widział go dokładnie, dopóki się nie zbliżył i wtedy Blake mógł zobaczyć, że naukowiec zaczął przeprowadzać doświadczenia na sobie. Jego skóra miała niebieską barwę i coś, co wyglądało jak trzecie oko, wyrastające na środku jego czoła. - Korl. Coś ty zrobił? Trzecie oko zamrugało na Blake’a, rozpraszając go swoimi długimi rzęsami. - Rozwinąłem się. Teraz już nie trzymam się jedynie jednej formy mutantów. Używając wilków, jako podstawy genetycznej, mogę dodawać inne DNA do mieszanki. - Dlaczego? - Dlaczego co? – Korl wydawał się być autentycznie zaskoczony, albo może to był jego nowy wyraz twarzy. - Dlaczego to robisz innym istotom? - Dla władzy! Niedługo będę miał dość istot, by przejąć oba światy, ten fae i ludzki. – Korl popatrzył gniewnie na Blake'a. – Nie martw się. Naprawię cię i ponownie zrobię z ciebie potężną bestię. Pozwól tylko, że stworzę ci specjalną miksturę. Naukowiec okręcił się i odszedł kuśtykając. Nigdy przedtem nie kulał. Blake nie chciał wiedzieć, co kryje się pod jego odzieżą, a co spowodowało ten dziwny chód. - Mogę wyczuć zapach twojej paniki, wilku. Powinieneś się bać – szepnął mutant do jego ucha. – Czasami, gdy skończy, daje mi swoje eksperymenty. Już nie mogę się doczekać, kiedy skończy z tobą. Mutant liznął policzek Blake'a, zostawiając długi pas śliny na jego skórze. Blake przełknął wzrastającą żółć. Głośny ryk wstrząsnął kamieniami pod jego stopami. Dźwięk rozprzestrzeniającego się płomienia i krzyki rozbrzmiał echem wzdłuż kamiennego korytarza. - Blake! – Zmartwiony okrzyk zwalił głaz z serca Blake'a. - Tutaj! - Nie powinieneś tego robić, szczeniaku – powiedział mutant. Blake się uśmiechnął. ~ 110 ~
- Będziesz żałował, że mnie nie zabiłeś. Trzasnął stopą w racicę mutanta. Trzask kości pod jego piętą i krzyk mutanta były symfonią w jego uszach. Wbił łokieć w żołądek mutanta, a potem pobiegł w kierunku odgłosów krzyków zamiast w drugą stronę. Jego partnerzy pędzili do niego, Leif w ludzkiej postaci i Rhaegar, jako smok. Dym buchał z nozdrzy smoka, jakby ogień został powstrzymany, ale gotowy do użycia w każdej chwili. Rhaegar zmienił się w człowieka i wszedł do pomieszczenia niczym król wchodzący do swojego zamku. Jego oczy płonęły mocą. - Ooh, smok, mogę dostać twoje DNA? – zapytał Korl. Jego oczy były pełne szaleństwa. - To jest Korl – oznajmił Blake. Leif się uśmiechnął. - Doskonale, mam coś dla ciebie. – Błysk metalu przeszył powietrze i osadził się w gardle Korla. Naukowiec upadł na ziemię, krew polała się z jego rany. - Ładny strzał – pochwalił Blake. - A tak, owszem. Rhaegar wpatrzył się w zmiennego kruka. - Nie sądzę, żebyś kiedykolwiek był bardziej seksowny. Leif prychnął. - Dziwny z ciebie facet. - Ponieważ nie jestem człowiekiem; jestem smokiem – odpowiedział Rhaegar. Blake popatrzył na wszystkie te mutanty zamknięte w klatkach, skute łańcuchem czy chodzące wkoło i asystujące naukowcowi. - Co teraz robimy? Rhaegar wyciągnął rękę i rozerwał kajdany Blake'a. - Wygląda na to, że tym już musi zająć się król. Musi wyplenić zdrajców i zająć się tymi, którzy chcą być z powrotem przemienieni. ~ 111 ~
Mutant, który uwięził Blake’a się roześmiał. - Nigdy ich wszystkich nie znajdziecie. Oni są jak mgła. Więc pokryjemy ziemię. Leif sięgnął po kolejny nóż. Blake go powstrzymał. - Nie, ten jeden jest mój. Blake zmienił swoją prawą rękę w wilcze pazury. Z gładkim zamachem, rozciął gardło mutanta. - To było dziwnie satysfakcjonujące. - Obydwaj musicie znaleźć się natychmiast w moim łóżku – warknął Rhaegar. - Jest w tobie coś poważnie niezrównoważonego– oświadczył Blake potrząsając głową. Leif kiwnął. - Taa. Do jaskini weszła grupa mężczyzn. Wszyscy mieli taką samą moc, jaką miał w sobie Rhaegar. Rhaegar przechylił głowę na widok grupy. - Sprowadziłem wsparcie, na wszelki wypadek. - To słodkie. – Blake uśmiechnął się do grupy. Jego kochanek wezwał kawalerię. Rhaegar zrobił krok do przodu i przykrył dłońmi twarz Blake'a. - Nie mogłem zostawić mojego partnera. Blake zadrżał pod dotykiem zmiennego smoka. Pocałował go, ale nie tą mocną namiętnością, jakiej się spodziewał. Zamiast tego, Rhaegar otarł się o jego wargi w miękkim uścisku, jakby musiał zaznać smaku Blake'a i upewnić się, że jest bezpieczny. Cofnął się po kolejnym pocałunku. - Musisz być bezpieczny. Nie poradzę sobie z Leifem bez ciebie. - Hej! Blake odwrócił się, by zobaczyć, że Leif patrzy na nich gniewnie. Wyciągnął ramię i Leif rzucił się do niego. Leif zadrżał i przytrzymał się go mocno.
~ 112 ~
- Martwiłem się, że cię zabili zanim mogłem ci powiedzieć, że jesteśmy partnerami – wyszeptał. - Nie musisz mi tego mówić, moja miłości. Już to wiem. – Blake pocałował Leifa, mocno go ściskając. – Zobaczmy, co możemy zrobić, by pomóc. Blake nie wiedział czy może odwrócić miksturę, ale zrobi wszystko, co tylko może dla tych ewidentnie będących w kłopotach ludzi. To może zabrać trochę czasu, ale pomoże im. Wziął rękę Leifa w swoją własną i pozwolił Rhaegarowi ich poprowadzić. Zmienny smok nie pozwoli im ponownie wpakować się w kłopoty. - Po tym, zabieram cię z powrotem do pałacu i cię oznaczam – powiedział Leif. - Nie. Najpierw zajmiemy się zdradzieckimi Fae, pomożemy królowi przejść przez ceremonię, a potem zabiorę was do mojej jaskini. Blake nie wspomniał ani słowem, że chciałby wrócić do domu. Obaj wiedzieli, że dla zmiennego smoka nie było miejsca w ludzkim świecie. Nie mógłby się ukryć tak jak kruk albo wilk. - Wprowadzę się do ciebie, ale zabiorę mojego kota. - Masz kota? – zapytał Rhaegar. - Lepiej nie pytaj – poradził Blake. Rhaegar przełknął to, co miał zamiar powiedzieć. - W takim razie dobrze. Nie mogę się doczekać spotkania z twoim kotem. Blake poznał, że nie chciał tego, ale nie odezwał się słowem do swojego partnera. Jeśli Leif chciał swojego kota, żaden z nich się temu nie sprzeciwi. Do diabła, nawet gdyby chciał stada tych cholernych rzeczy, Blake wiedział, że sam by je przyniósł. Przynajmniej wreszcie miał jakieś zajęcie i dwóch zachwycających partnerów.
***
Bądź ostrożny. On nadchodzi! Anthony usiadł na łóżku, strach wywołał szybsze bicie jego serca. ~ 113 ~
- Wszystko w porządku, kochanie? - Um, tak. Po prostu zły sen. Silver wciągnął Anthony'ego z powrotem w swoje ramiona i przytulił go mocno. - Mam cię, nic ci się teraz nie stanie. Anthony chciał w to wierzyć, ale głos w jego śnie brzmiał podobnie do głosu jego dziadka… Zeusa. Zastanawiał się, kto nadchodzi i dlaczego tak nagle jego dziadek zdecydował się przemówić do niego we śnie zamiast po prostu wstąpić i uciąć sobie pogawędkę. Drżąc, Anthony przytulił się do swojego partnera. Nawet gorąco jego wilczego zmiennego partnera nie ogrzało jego wewnętrznego chłodu. Musi mieć to na oku. Nigdy nie było mądrze lekceważyć przestróg od boga.
Tłumaczenie: panda68
~ 114 ~