Pupil biskupów łowickich i prymasa, szanowany przez wiernych
KSIĄDZ KANONIK KOCHA DZIECI Â Str. 3
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 15 (632) 19 KWIETNIA 2012 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Maskuje się znakomicie: rubaszny sposób bycia, ujmująca powierzchowność, nawet… nazwisko – wszystko jest kamuflażem. Drżyjcie klerykałowie, pedofile w sutannach, polityczni oszuści, fanatycy rozmaitej maści – Kuba Wątły nadchodzi!
 Str. 12-13
Z R E I IM KAZ YŃSKI CZ NIK Z S Y Ł ZEN RĘ C Ę M IA6 W E I ZA NÂ Str. 14-1
 Str. 6
 Str. 3
ISSN 1509-460X
 Str. 9
2
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Komuś, kto pyta, do czego potrzebny był (i jest) Jonaszowi mandat poselski, odpowiadamy: już wkrótce Sejm będzie głosował projekt ustawy likwidującej dotacje dla partii politycznych i tworzącej w to miejsce dobrowolny jednoprocentowy odpis podatkowy. To dokładna kalka pomysłu Jonasza opisana na łamach „FiM” 4 lata temu. A przecież to dopiero początek kadencji parlamentu. Nie wszystkie pomysły Ruchu Palikota są do końca przemyślane. Oto poseł Maciej Mroczek chce, aby w Polsce każdy rowerzysta musiał obowiązkowo dokonać przeglądu technicznego swojego bicykla. 15 milionów rowerów razy, powiedzmy, 30 złotych daje… Zawsze uważaliśmy, że za stan techniczny rowerów powinni odpowiadać ich użytkownicy, którzy powinni też mieć – tak jak w innych krajach – wykupione OC. Może więc poseł Mroczek nieco zweryfikuje projekt swojej ustawy? Zostali zdradzeni o świcie – oświadczył 10 kwietnia Jarosław Kaczyński w przemówieniu do ludu, mając wiadomo kogo na myśli. Prezes PiS kolejny już raz cytuje (niedokładnie) ten sam wers ze słynnego wiersza Herberta. Ciekawe, czy kiedykolwiek przeczytał dwie następne linijki. Stoi tam tak: „Strzeż się jednak dumy niepotrzebnej, oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz!”. Zbigniew Ziobro zapowiedział, że 5 czerwca dojdzie w Brukseli do kolejnego tzw. wysłuchania, za przeproszeniem, publicznego (niedawne dotyczyło Smoleńska). Tym razem chodzi o to, że w Polsce Rydzykowi coś się łamie. Konkretnie wolność słowa mu się łamie. Wobec czego dyrektor Radia Maryja i Telewizji Trwam cały jest załamany. Bzdura. Likwidacja Funduszu Kościelnego nie jest żadnym zamachem na Kościół. Przecież ta sprawa jest dyskutowana od lat i Kościół nie powinien stać za Funduszem murem. No i kto to powiedział? Palikot? A właśnie, że Pieronek. Nawet Biskupi (niektórzy!) przemawiają czasem ludzkim głosem… I to nie w Wigilię, tylko w Wielkanoc. Mamy dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra to taka, że poseł Macierewicz ma do zapłacenia 1400 złotych i 29 karnych punktów do skasowania podczas powtórnego egzaminu na prawo jazdy za trzykrotne karygodne złamanie przepisów drogowych (w tym za pirackie przekroczenie prędkości). Wiadomość zła jest taka, że Macierewicz nie zapłaci nawet grosza ani nie zabiorą mu prawka, bo oświadczył, że drogówka może go pocałować w… immunitet! Do kanonizacji Jana Pawła II potrzeba już tylko znaku z nieba – powiedział Radiu Watykan ksiądz Oder, postulator procesu wyświęcającego. Dodał też, że już nie jest konieczne jakiekolwiek badanie życiorysu kandydata na ołtarze… Naszym zdaniem, wobec samonakręcającego się skandalu pedofilskiego i oskarżeń JPII o ukrywanie przestępców, taka właśnie dyspensa w weryfikacji CV przyszłego świętego powinna być za znak niebios uznana. Władze Łodzi ogłosiły „Konkurs na edukację seksualną w łódzkich szkołach”. W szranki stanęło kilka instytucji świeckich specjalizujących się w kursach pedagogicznych. I jedna kościelna – o nazwie Centrum Służby Rodzinie, założona przez abp. Władysława Ziółka. Jak myślicie, kto wygrał? Dobra… Nie myślcie, bo władze Łodzi też nie myślały. Teraz zastanawiają się, jak sprawę odkręcić, tymczasem Ziółek szuka pedagogów, którzy opowiedzą dzieciom o grzesznej prezerwatywie i skutkującej piekłem masturbacji. Miała być spektakularnym sukcesem, a zakończyła się wielkim fiaskiem – tzw. „noc konfesjonałów”. Polacy grzesznicy pozostali w wielkoczwartkową noc w domach. I to tam woleli mówić szeptem. Lecz nie do ucha spowiednika, lecz partnera. I nie mea culpa, tylko „uważaj, żeby nie było dzieci”. Wszystkie obrazy na ołtarzu były zasłonięte, krzyż Pana Jezusa obrócono do góry nogami, na tabernakulum wisiała gwiazda pięcioramienna, na ofiarę zbiorowego gwałtu przeznaczono 6-letnią dziewczynkę – tak w kazaniu, które w internecie robi zawrotną karierę, ksiądz Natanek opisuje czarną mszę intronizującą szatana. Makabryczna celebra odbyła się w roku 1964 w… podziemiach Bazyliki św. Piotra podczas Soboru Watykańskiego II. Nie wiemy, co Natanek bierze. Ale jak nic powinien zmienić dilera. Wojciech Jagielski odchodzi z „Gazety Wyborczej”, bo znużyło go „dziennikarzenie” – tak oświadczył i dodał: „Sprzedawaliśmy głupotę na masową skalę i teraz mamy odbiorców wychowanych na tej głupocie”. Jagielski reprezentował ponoć „wolne dziennikarstwo”. Chyba bardzo wolne, bo na dostrzeżenie dwulicowości „GW” potrzeba mu było aż 21 lat pracy w redakcji przy ul. Czerskiej. Wprowadzenia „drugiej komunii świętej” w całym kraju (do tej pory w diecezji płockiej) chce polski Kościół katolicki. Chodzi o „odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych” – oświadczyli biskupi. Czyli tego, co przyrzekło niemowlę? Raczej nie, więc pewnie chodzi o odnowienie plebanii i biskupich pałaców z kolejnego „co łaska” rodziców powtórnych komunistów.
Dzielenie biedy M
oje poprzednie dwa komentarze, których przewodnim tematem były emerytury, spotkały się z żywym odzewem z Waszej strony. Wszyscy mamy świadomość, że w reformie – jakakolwiek by była – nie może chodzić wyłącznie o podniesienie wieku emerytalnego. Czytelnicy „FiM” rozumieją, że wysokość kapitału, jakim dysponuje ZUS i OFE, stanowi w dużym stopniu emanację stanu całej gospodarki. Nie wystarczy zatem – jak tego chce rząd Tuska – zarządzać tym, co jest. Jest wprawdzie niemało, tyle że zbyt wiele wyrzuca się w błoto (głównie w „czarną dziurę”), czyli marnotrawi. Trzeba jednak robić wszystko, by pomnożyć całą masę wpływów do budżetu państwa. Kluczem do sukcesu jest jak najmniejsze bezrobocie oraz wysokie pensje. Większa ilość wysokich składek emerytalnych zagwarantuje nam godziwe świadczenia na jesieni życia. Przedsiębiorcy będą chętnie podpisywali z pracownikami umowy o pracę, jeśli otrzymają ulgę w podatkach za każdego zatrudnionego. To stary i sprawdzony system, który szybko powoduje przestawienie całej gospodarki z pozycji zachowawczej na ekspansywną – więcej zatrudnionych to większe ulgi i więcej środków na inwestycje. Takie boomy, zwłaszcza w okresach światowej koniunktury, przeżywają wszystkie kraje o zdrowej gospodarce rynkowej, gdzie preferuje się tych, którzy tworzą nowe miejsca pracy. Wówczas rynek nie nastarcza wprost z podażą siły roboczej i konieczne są desanty, na przykład Turków czy Jugosłowian do Niemiec, które zostały odbudowane i rozkwitły w ciągu kilkunastu lat. Ktoś zapyta: jak uzupełnić dziury w budżecie, które powstaną po zastosowaniu ulg dla inwestorów? Otóż w przypadku Polski i jej ogromnego deficytu koniecznie należy wdrożyć wielki oszczędnościowy program Ruchu Palikota. W zależności od tego, jak daleko się w nim posuniemy, możemy zaoszczędzić od 10 do 60 miliardów rocznie. Przy tej wyższej stawce starczyłoby jeszcze pieniędzy na fundusz nieoprocentowanych kredytów dla nowych firm. Z całą pewnością jak najszybciej należy zlikwidować IPN, Senat, zlikwidować powiaty, przenosząc ich kompetencje na gminy i urzędy wojewódzkie; wyprowadzić wojska z Afganistanu i religię ze szkoły. Opodatkowanie Kościoła przyniosłoby kilkanaście miliardów rocznie. Gdyby tak cofnąć czas i ponad 60 mld zł, które ukradła dla Kościoła Komisja Majątkowa, przeznaczyć na ulgi prorozwojowe i inwestycje, bylibyśmy już teraz tygrysem Europy! Kraj, który ma tak wiele garbów, nie może sprostać wyzwaniom współczesności. Choćbyśmy wszyscy pracowali do 75 lat i więcej, nigdy nie wydźwigniemy się z cywilizacyjnych opóźnień w rozwoju, hodując na swym żywym organizmie tak wielkiego, prastarego, czarnego pasożyta. Do tych patologii dochodzi jeszcze przedziwnie zachowawcza polityka obecnego rządu, polegająca na dzieleniu biedy zamiast inwestowaniu w pracę i rozwój. Zresztą nie tylko rząd tak postępuje. Widać to wyraźnie w poczynaniach samorządów lokalnych, zwłaszcza tych zdominowanych przez Platformę Obywatelską. Na przykład w Łodzi prezydent Zdanowska przy wsparciu swoich radnych zamierza przez kilkanaście lat drenować lichutki budżet miasta na potrzeby ogromnej budowy dwóch wielkich stadionów (taki Mediolan ma jeden stadion dla dwóch światowych drużyn) oraz Nowego Centrum Łodzi. To ostatnie ma być perłą architektury
(na częściowo sprzeczne ze sobą projekty wydano już kilkanaście mln zł) i składać się z galerii, wystaw i sklepów dla milionerów. Po prostu siwy dym i błysk w oczach. To nic, że cała reszta miasta wygląda i wyglądać będzie (dzięki tym planom) jak dopiero wyzwolona przez Armię Czerwoną. To nie wstyd, że z okien jedynego 5-gwiazdkowego hotelu w mieście goście podziwiają pofabryczne slumsy. Może nie być kasy na pomoc społeczną, prace interwencyjne, łatanie dziur, odnowę kamienic czy wysianie trawy na „trawnikach” ugorach. Dwie miejskie wizytówki – Manufaktura i błysk Nowego Centrum – mają przysłonić całą resztę, czyli jeden wielki syf. Wcześniej prezydent Kropiwnicki zadłużał budżet, żeby wybudować na tym syfie kilkanaście pomników, megafontannę i spełniać życzenia kleru. Prości ludzie ze swoimi prostymi potrzebami są w obecnej Polsce – w której rządzą ludzie dawnej „Solidarności” – na ostatnim miejscu. Dlaczego? Bo biedaków jest za dużo! Władza konstatuje, że nie opłaca się jej wywalać na nich ciężkich milionów, które przecież i tak rozpłyną się w morzu biedy i oczekiwań. Nikt nawet nie pokusi się, aby policzyć, jak na przykład wyższe świadczenia socjalne przekładają się na większą produkcję i obroty w handlu. A przekładają się, bo ludzie biedni natychmiast pieniądze wydają, nakręcając koniunkturę, i to głównie lokalną. Tyle że tej ostatniej na zewnątrz nie widać, w odróżnieniu od fontanny, pomnika czy choćby monumentalnej, wypasionej siedziby IPN w Łodzi, którą można by łatwo zamienić na klinikę medyczną lub zespół żłobków i przedszkoli. Póki co priorytety są jednak u nas inne. Polską biedę i niedostatki widać coraz bardziej jaskrawo na ulicach naszych miast. Postęp ogólnej niedoli Polaków jest zastraszający. I nie chodzi tylko o brak pieniędzy i mieszkań, ale też o braki w wykształceniu, opłakany stan zdrowia, absurdy prawne, niepewność jutra… Podczas spotkań poselskich na ulicach Łodzi i okolicznych miasteczek miałem okazję zobaczyć to, czego nie widać z okien Sejmu czy redakcji „FiM”. Zachęcamy podczas nich ludzi do zapisywania na drewnianych tablicach swoich pomysłów i postulatów – tego, co chcieliby w swoim kraju zmienić, co im się nie podoba. Uwierzcie mi, że tablice – które będą analizowane przez szefostwo Ruchu Palikota – zapełniają się w okamgnieniu. Przypadkowi przechodnie (na zdjęciu), zaskoczeni taką formą kontaktu z posłem i równie nagłą możliwością wyżalenia się na cały świat, często się otwierają i odreagowują stresy. Trzeba usłyszeć, co wtedy mówią. No, może nie będę cytował… Wspomnę tylko, że najczęściej powtarzają dwa postulaty: opodatkować kler i zlikwidować powszechność umów śmieciowych. – Co nas obchodzi emerytura po 60, 70 czy nawet 80 latach życia, skoro my na nią nie zapracujemy, bo od lat nikt nie chce nas zatrudniać na umowę o pracę! – krzyczą nam w twarz rozgoryczeni ludzie. Poziom frustracji w narodzie naprawdę sięga zenitu i tylko patrzeć, jak miliony tych nieszczęśników wyjdą na ulice. Ale wtedy już żaden polityk nie będzie miał odwagi przy nich stanąć. Zastanawiam się, czy właśnie o to chodziło „Solidarności” w roku 1980 i 1989? Czy to jest to „odnowione oblicze TEJ ZIEMI”, o które modlił się Jan Paweł II? W końcu to jego fani i wyznawcy wciąż rządzą naszym krajem. JONASZ
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r. W najgłębszej tajemnicy wtrącono do kryminału pupila biskupów łowickich. Za seks z dziećmi. Ksiądz kanonik Sławomir S. (48 l.), proboszcz parafii św. Maksymiliana Marii Kolbego w Sz. (diecezja łowicka), spędził święta wielkanocne w areszcie. Trafił za kratki 4 kwietnia na mocy postanowienia Sądu Rejonowego w Rawie Mazowieckiej, zgodnie z wnioskiem tamtejszej prokuratury. Odpowiedź na pytanie „za co” wydaje się – w przypadku kapłana Kościoła katolickiego – oczywista: tak, chodzi o pedofilię. Kanonik usłyszał w prokuraturze zarzuty z art. 200 par. 1 k.k. („Kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej (…), podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12”). Poszedł w zaparte. Orzekając trzymiesięczny areszt, sąd uznał, że istnieje zbyt wysokie prawdopodobieństwo, iż po zastosowaniu wolnościowego środka zapobiegawczego będzie mataczył w śledztwie i siłą swoich wpływów zastraszał świadków. Dodajmy, że wszystko odbywało się z zachowaniem najściślejszej tajemnicy; nigdzie nie opublikowano żadnego komunikatu, nawet najbardziej enigmatycznego. Zarzuty postawione księdzu S. obejmują lata 2005–2009. Ustaliliśmy, że miał w tym okresie kontakty seksualne co najmniej z trzema chłopcami, a sprawa jest „rozwojowa”. Gdzie łowił swoje ofiary? Wśród ministrantów czy może na
W
GORĄCE TEMATY
3
Wielka noc pedofila
lekcjach religii? Za czułe słówka i obietnicę zbawienia czy za pieniądze? Znamy częściowe odpowiedzi na dwa pierwsze pytania. Powstrzymujemy się od ich ujawnienia, ale tylko z obawy, że nadmiar szczegółów może doprowadzić do identyfikacji dzieci, co w klimacie wiejskim byłoby dla nich zabójcze. Duszną atmosferę w tej konkretnej wsi opisuje gazeta „Gość Niedzielny”: „Parafian cechuje szczególna pobożność maryjna. W każdą sobotę modlą się do Matki Bożej
atykańscy hierarchowie doskonale wiedzą, kto stoi za tajemniczym zniknięciem Emanueli Orlandi – ogłosiła kilka dni temu włoska policja. Te sensacyjne doniesienia są efektem śledztwa, które w sprawie porwania nastolatki wznowiono w 2009 roku. Przypomnijmy: 22 czerwca 1983 roku w Rzymie o godz. 19.20 zniknęła bez śladu 15letnia Emanuela Orlandi, obywatelka Watykanu, córka Ercolego Orlandiego, pracownika Prefektury Domu Papieskiego, człowieka, który miał dostęp m.in. do supertajnych danych na temat mafijnych transakcji finansowych Banku Watykańskiego. I ten właśnie fakt miał bez wątpienia bezpośredni wpływ na porwanie jego córki. Chodziło o szantaż? O naciski? O zastraszenie? Takie i inne spekulacje mnożą się w mediach od 30 lat. Dziś powraca najbardziej prawdopodobna hipoteza, że włoski gang Banda della Magliana, słynący m.in. z wielu morderstw i... prowadzenia finansowych interesów z Watykanem, porwał nastoletnią córkę urzędnika, który wiedział o przelewach, jakie szajka robi na swoje konta za Spiżową Bramą. Jej boss, Enrico De Pedis, został zabity w mafijnych porachunkach w 1990 roku, a jego ciało z najwyższymi honorami spoczęło w grobowcu rzymskiej bazyliki świętego Apolinarego, gdzie pochówek przysługuje jedynie kardynałom i biskupom. Według włoskiej prasy Banda Magliana zapłaciła za to Watykanowi pół miliarda lirów
z Medjugorie, Królowej Pokoju, w intencji ofiarodawców świątyni. Poza tym szczególnym kultem otaczają Matkę Bożą Fatimską. Także wielu z parafian w każdą środę przychodzi do kościoła, by modlić się wspólnie Nowenną przed obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy”. Parafia w Sz. obejmuje duszpasterską jurysdykcją osiem wsi. W diecezji zaliczana jest do „tłustych” (zaledwie tysiąc dusz, ale zdecydowaną większość stanowią zamożni sadownicy), więc posada proboszcza
nie mogła się dostać w przypadkowe ręce. Gdy w 2001 roku ksiądz S. otrzymał tę placówkę (miał wówczas 37 lat, z czego zaledwie dziesięć w zawodzie), uchodził za pupila biskupów łowickich. Był bardzo pomysłowy. Już dwa lata później załatwił sobie u franciszkanów w Niepokalanowie kawałek habitu i kilka włosów z brody świętego Maksymiliana. Posiadając takie relikwie, bez trudu uzyskał w kurii dekret o podniesieniu świątyni do rangi sanktuarium, a dla siebie – tytuł kustosza. Obstawił okolicę pomnikami (Jana Pawła II, kard. Stefana Wyszyńskiego, św. Krzysztofa) i rozpoczął budowę kalwarii… Pieniądze zbierał jak jego sadownicy jabłka. Sympatyzujący z „FiM” duchowny z diecezji łowickiej mówi:
Watykan z zimną krwią
(ok. 250 tys. euro). „La Repubblica” zacytowała nawet jednego z kościelnych dostojników, który oznajmił, że „panu De Pedisowi należy się prestiżowe miejsce spoczynku”. ~ ~ ~ Przed paroma dniami Sabina Minardi, kochanka De Pedisa, ponownie zeznała (tym razem pod przysięgą), że w 1983 roku ówczesny szef watykańskiego banku, arcybiskup Paul Marcinkus, spotkał się niedaleko Rzymu w miejscowości Torvajanica z porwaną
Emanuelą Orlandi, a o tej tajemniczej wizycie wiedzą wyłącznie wysocy watykańscy hierarchowie. Według włoskiej prasy policja ustaliła, że Minardi mówi prawdę. Kochanka gangstera powiedziała, że do spotkania doszło 22 czerwca, czyli w dzień porwania Orlandi. Minardi nie zdradziła, co było przedmiotem wizyty, ale w poprzednich zeznaniach przyznała, że nastoletnią Watykankę porwano wyłącznie na zlecenie abp. Marcinkusa. Kościelni dostojnicy bardzo mocno
– Księża są wkurzeni do białości. Po każdym takim przypadku gdziekolwiek człowiek się ruszy, to patrzą na niego jak na pedofila i potrzeba kilku lat, żeby odbudować wizerunek. Dużo winy jest po stronie biskupów, bo nikt mi nie wmówi, że zupełnie nic wcześniej nie wiedzieli. Tym bardziej że krążyły słuchy o jego upodobaniach pedofilskich. Księdza S. odwiedzał w parafii kardynał Józef Glemp, gdy był jeszcze prymasem; często bywał tam również nasz ordynariusz – biskup Andrzej Dziuba… I nigdy nie wyjeżdżali z pustymi rękami. Umiał się dzielić, więc przymykali oko – ocenia nasz rozmówca. ANNA TARCZYŃSKA PS Do sprawy wkrótce wrócimy
skrytykowali wówczas doniesienia Minardi. Hierarchowie uznali, że dobre imię zmarłego w 2006 roku Marcinkusa jest wręcz bezczeszczone. Dla rodziny Emanueli Orlandi najnowsze, potwierdzone przez policję, relacje przyjaciółki De Pedisa są wielką nadzieją. Od wielu lat bowiem krewni dziewczynki bezskutecznie starają się wyjaśnić makabryczną tajemnicę. Pietro, brat Emanueli, powiedział mediom, że nie ma najmniejszych wątpliwości, że za Spiżową Bramą wciąż żyją osoby, które wiedzą, co tak naprawdę wydarzyło się w 1983 roku. Rodzina Orlandi napisała do kościelnej wierchuszki kilkadziesiąt błagalnych listów. Petycje z prośbą o ujawnienie prawdy oraz apele o ponowne i skrupulatne zbadanie sprawy wysłali nawet do Benedykta XVI. Oczywiście bez odzewu. Wspomniany wcześniej brat porwanej Emanueli, rozgoryczony biernością Kościoła, zorganizował niedawno protest na placu św. Piotra, w czasie gdy papież odmawiał publicznie modlitwę Anioł Pański. Ani papież, ani jego rzecznicy nawet nie skomentowali słusznych działań Pietra Orlandiego. Również próżno czekać na komentarz tzw. Stolicy Apostolskiej à propos najnowszych doniesień, bowiem hierarchia nie ma zamiaru wypowiadać się na ten temat. Pietro Orlandi ogłosił we włoskiej prasie, że „oczekuje odpowiedzi z Watykanu, bo to milczenie staje się już nie wielo-, ale jednoznaczne!”. ŁUKASZ LIPIŃSKI Na podst. „La Repubblica” i „Il Messaggero”
4
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Równia pochyła Panowie matkują, panie pracują, a coraz więcej psychologów twierdzi: we współczesnym świecie najlepiej poradzą sobie osobniki w takim samym stopniu męskie, co i kobiece. Przybywa zwolenników androgynii, czyli psychicznego obojnactwa. Chodzi o to, żeby każdy czerpał z obu wzorców – męskiego i kobiecego – w zależności od tego, jak mu wygodnie. Dzięki temu przestaniemy być niewolnikami stereotypów („jestem facetem, więc nie wypada mi okazywać uczuć”, „jestem kobietą, nie powinnam radzić sobie z młotkiem i śrubokrętem” itp.). Staniemy się elastyczni i życiowo zaradni. Badania nad androgynią zaczęły się w latach 70. ubiegłego wieku. Sandra Bem, amerykańska psycholog, stworzyła „Listę określeń związanych z rolami płciowymi”. W sumie 60 cech: jedna trzecia uważanych za męskie (m.in. dominacja, niezależność, nastawienie na sukces); jedna trzecia kobiecych (wrażliwość, delikatność itp.) oraz neutralne (pracowitość, szczerość...). Bem podzieliła swoich pacjentów na kobiece kobiety, męskich mężczyzn, typy androgyniczne i seksualnie nieokreślonych (mało ukształtowane cechy zarówno jednej, jak i drugiej płci). Okazało się, że najlepiej radzą sobie androgyni – ci,
którzy mieli wysokie wyniki na obu skalach: kobiecości i męskości. Zachowanie osób „typowych” można było przewidzieć. Reagowali stereotypowo. Jeśli postąpili inaczej, źle się czuli. Co ciekawe, wysoki poziom tzw. kobiecości wiązał się u nich najczęściej z niską samooceną i emocjonalnym rozchwianiem. Równie neurotyczni byli „męscy” mężczyźni. Rok temu podobne badania przeprowadziła psycholog Dominika Ochnik. Liczba kobiecych kobiet – tylko 34 proc. Za to aż 56 proc. panów przyznało się do walorów tzw. kobiecych, co pokazuje, że wzorzec męskości zmienił się nawet w patriarchalnej Polsce. Zrównywanie płci (zdaniem wielu nieuchronne) to proces długotrwały i dla niektórych… bolesny. Dla przykładu: nikt już głośno nie powie, że żonie NIE WYPADA zarabiać więcej niż jej małżonek, dopóki jego samego to „nieszczęście” nie spotka. To problem i dla niej, i dla niego. Na dodatek międzynarodowy. Na nowoczesnym (zdawałoby się) Zachodzie jest tak samo. Kiedyś kobiece zarobki co najwyżej skromnie uzupełniały domowy budżet. Teraz większość rodzin ma podwójny dochód.
Przybywa też kobiet, które zarabianie na dom – z różnych przyczyn – wzięły na siebie. Brytyjka Suzanne Doyle-Morris napisała pierwszą książkę na ten temat – „Kobiety utrzymujące rodziny”. Bohaterki robią karierę, awansują, zarabiają, ale… są równie sfrustrowane co niepracujące kury domowe. O teoretycznej (męskiej) głowie rodziny nie wspominając. Jedną z pań tak już docenili, że ma szansę wyjechać za granicę, ale nie chce skazywać rodziny na przeprowadzkę. Drugiej kolejny raz podnieśli pensję, ale nie przyznała się mężowi, bo pewnie już nigdy by mu nie stanął. Inna nocami sprząta i gotuje, żeby wynagrodzić rodzinie swoje zawodowe sukcesy. Wszystkie do perfekcji opanowały techniki kamuflażu. Na przykład w restauracji mąż płaci kartą kredytową, którą później one spłacają. Doyle-Morris opisała przypadłość swojej płci, która nie potrafi cieszyć się z sukcesów, przykładnie skomentowała, oddała moralitet do drukarni, po czym… dowiedziała się, że jej męża wyrzucili z roboty, podobnie jak niektórych małżonków jej bohaterek. I co? Wzięła i się załamała. JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki Spore długi w lokalnej agencji towarzyskiej miał 26-latek mieszkający w Szczyrku (czy tam dają na krechę?). Żeby się jakoś w domu rozkoszy rozliczyć, regularnie okradał mieszkających w tamtejszym pensjonacie rumuńskich robotników, kiedy ci spali po pracy. W końcu wpadł, ale ze zrabowanych 3500 zł udało się odzyskać ledwie 50. Reszta poszła na spłatę „kredytu”.
NAJCIEMNIEJ „POD LATARNIĄ”
Artur P., listonosz z Zielonej Góry, jak zwykle rano przyszedł do pracy. Zapakował do torby kartki świąteczne oraz 33 tysiące złotych na renty i emerytury. Niestety – zamiast w rewir – udał się do lokalnego kasyna, gdzie przegrał część pieniędzy. W poszukiwaniu dobrej passy ruszył do kasyna w Berlinie. I tam mu nie poszło. Z roboty wyleciał, a za przepuszczenie emeryckich pieniędzy grozi mu pięć lat.
VA BANQUE
Pewien 47-letni mieszkaniec Golubia-Dobrzynia – być może zainspirowany krążącymi po osiedlach procesjami – w Wielki Piątek też ruszył. Zamiast krzyża wziął jednak na barki wyrwany wcześniej znak drogowy informujący o strefie płatnego parkowania. Ta procesja doprowadziła go do aresztu.
KRZYŻ NA DROGĘ
Były pracownik ochrony chciał sprawdzić czujność swych kolegów po fachu – tak przynajmniej 27-letni mieszkaniec powiatu stalowowolskiego tłumaczył fakt, że usiłował ukraść z lokalnego sklepu telefon komórkowy wart 400 złotych. Koledzy okazali się zbyt czujni. Opracowała WZ
EGZAMIN
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Grożenie Kaczyńskiemu i Ziobrze Trybunałem Stanu jest działaniem nieprzemyślanym. (Jarosław Gowin, PO)
Ataki na wspólnotę Kościoła w naszej wolnej ojczyźnie są bardziej przebiegłe i przewrotne niż w czasach komunizmu. (kard. Stanisław Dziwisz)
Nie ekskomunikujemy, bo musielibyśmy zbyt wielu ekskomunikować. (abp Józef Michalik)
W
najbliższych tygodniach Ruch Palikota stanie przed egzaminem najtrudniejszym w swojej dotychczasowej historii. Niestety, obawiam się, że może go oblać. Burza, jaka rozpętała się wokół reformy emerytalnej premiera Tuska, wstrząsa całą polską sceną polityczną. Nikt nie może jej zlekceważyć, nie zająć wobec niej jasnego stanowiska lub udawać, że to go nie dotyczy. Kwestie emerytalne są zbyt poważne, aby mogły być potraktowane po łebkach, a każda perspektywa przyjęta w najbliższych tygodniach przez parlament wpłynie na życie wszystkich Polaków. Tymczasem Ruch Palikota zdaje się nie doceniać wagi sytuacji ani siły negatywnych nastrojów społecznych, jakie rząd swoją radosną i nieprzemyślaną twórczością sprowokował. Pomysły emerytalnych reform osłonowych zaproponowane przez RP, wszystkie razem i każda z osobna, są słuszne, ale zdecydowanie niewystarczające. Tym bardziej że Janusz Palikot zapewnia, iż reformę Tuska poprze, a w najgorszym wypadku wstrzyma się do głosu. Obawiam się, że przywódca swojej partii naprawdę nie rozumie powagi sytuacji. Jego ubiegłoroczne głośno wyrażane poparcie dla utrzymywania wysokich składek dla OFE także wydaje się o tym świadczyć. Mam wrażenie, że doradcy Janusza Palikota wywodzący się z kręgu czasopisma „Liberte” i hołdujący nieco dziecinnej i dawno przebrzmiałej formie liberalizmu, a właściwie fundamentalizmu rynkowego, nie mają dobrych pomysłów w kwestiach emerytalnych. I w wielu
innych sprawach gospodarczo-społecznych także. Tego rodzaju liberalizm rozpala wyobraźnię dwudziestolatków skupionych wokół Korwin-Mikkego albo chłopców podziwiających Leszka Balcerowicza, ale nie będzie z niego żadnego paliwa dla poważnego ruchu społecznego w XXI wieku. Nie będzie z tej mąki chleba równości, o której tak pięknie pisał Janusz Palikot na łamach „FiM” (9/2012). Tusk z powodu swojej narastającej arogancji (ot, los wszystkich sprawujących nadmierną władzę) wpakował się na emerytalną minę, a Ruch Palikota biegnie, aby zająć przy nim miejsce przed detonacją. Obawiam się, że duża część wyborców Ruchu nigdy nie zapomni mu tej emerytalnej niekompetencji, nawet jeśli antyklerykalna zawierucha Palikota już przesuwa powoli polski zegar polityczny na bardziej świeckie pozycje. Wśród części wyborców przychylnych RP i tak już od pewnego czasu narasta zniecierpliwienie. Część osób zaczyna nużyć i zniesmaczać aktywność publiczna prowadzona przy użyciu wyzwisk („cham”, „ciota”) i pomówień. Wiadomo, że chodzi o przykucie uwagi mediów, ale czy naprawdę konieczne jest sprowadzanie marnego poziomu polskiej debaty publicznej do poziomu rynsztoka? Miało pachnieć Gombrowiczem, a słychać słowa jak z późnego Niesiołowskiego. Reforma emerytalna jest w Polsce niezbędna, ale nie ta szmaciana Tuskowa, którą łatać chce Ruch Palikota. Lepiej obalić tę reformę i zaproponować coś własnego, sensownego i przemyślanego, co wyprowadzi Polaków z emerytalnego pata. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Palikotom pod rozwagę
Uchylenie przepisu o ochronie uczuć religijnych doprowadzi do załamania ładu społecznego, doprowadzi do wojen religijnych w tym kraju. (poseł Jerzy Kozdroń, PO)
Wara od mojej wiary! (Romuald Ajchler, SLD, do posłów Ruchu Palikota postulujących zniesienie ochrony uczuć religijnych)
Jestem zbulwersowany książką księdza Isakowicza-Zaleskiego i Tomasza Terlikowskiego. Zachęcam wszystkich do modlitwy w ich intencji. Dziwię się, że wydawnictwo „Fronda” wydało taką książkę. (ks. Ireneusz Skubiś, redaktor naczelny „Niedzieli”, o książce „Chodzi mi tylko o prawdę”)
Czy dzieci i młodzież, które poddano lekcjom religii, są bardziej światłymi obywatelami? Moje doświadczenie uniwersyteckie uczy, że zupełnie nie. Czy wyrastają na obywateli bardziej moralnych? Na pewno nie! (prof. Marcin Król, filozof i historyk idei)
Bez szemrania niemal wszystkie małe dzieci w przedszkolu są zapisywane na religię. Nie waham się nazwać tej formy nieformalnego przewrotnego przymusu religijnego podłością. (prof. Jan Hartman, filozof)
Amerykańska administracja użyła swoich przyjaciół, czyli was, Polaków, by zrobić swoją brudną robotę (…). Donald Rumsfeld, były minister obrony USA, który zlecał tortury, to nieszczęśliwy człowiek. Nie ma żadnych dowodów na to, że tortury dostarczyły jakiejkolwiek informacji, która pomogła zapobiec atakom. (Philippe Sands, profesor prawa międzynarodowego z Londynu, o więzieniach CIA)
Powinniśmy zalegalizować pączkowanie Zaduszek i ogłosić, że 10 kwietnia będzie odtąd Świętem Zmarłych Gwałtowną Śmiercią. Zmarłych Śmiercią Naturalną nadal będziemy obchodzić 1 listopada. A 5 sierpnia, dokładnie pomiędzy jednym świętem a drugim, będziemy obchodzić Święto Zmarłych w Niewyjaśnionych Okolicznościach. (Tomasz Piątek – pisarz, felietonista „Krytyki Politycznej”) Wybrali: AC, ASz
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
NA KLĘCZKACH
MOLESTOWANIE ŚMIERCIĄ W Wielki Piątek w całej Polsce katolickie kościoły urządzają tzw. Groby Pańskie. Co roku kościelni „artyści” prześcigają się w pomysłach na pokazanie śmierci Jezusa. W płockim kościele pw. św. Maksymiliana Kolbego przy grobie znalazło się przekreślone logo TVN i „Gazety Wyborczej”, a w warszawskim kościele Nawiedzenia NMP grobem była rakieta kosmiczna, obok której leżał szkielet... W innej stołecznej świątyni powieszono obraz przedstawiający katastrofę smoleńską. Nad nim widnieją m.in. przerażeni ludzie z wyrwanymi sercami. W Dąbrowie Górniczej pokazano wypadek samochodowy i jego ofiarę – Jezusa zapakowanego w czarny worek. Czy to wszystko efekt wdychania kadzidła? A może emanacja tęsknoty kleru za ich najbardziej dochodowym interesem? ASz
POMSTA DO NIEBA? Skarga Fundacji Lux Veritatis na bezczynność Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji została odrzucona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie. Chodzi o skargę na działania Rady w postępowaniu o przyznanie Telewizji Trwam miejsca na multipleksie. Co teraz zrobi Rydzyk? MaK
TO WSZYSTKO ONI! Czy wiecie, kto jest winny pedofilii wśród kleru? „Chodzący po naszych ulicach promotorzy wynaturzeń ludzkiej seksualności” – tako rzecze Józef Michalik, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Przekładając to na normalny język, chodzi zapewne o gejów i lesbijki, którzy domagają się swoich praw. To oni, według Michalika, „zgorszyli” polskich księży, którzy następnie stali się zboczeńcami. Zdaniem szefa episkopatu „duchowni są grupą, która popełniła najmniej przestępstw pedofilskich”. Doprawdy? Według kościelnych (!) danych ok. 10 proc. duchownych rzymskokatolickich w USA to pedofile. Czy abp Michalik zna jakąś grupę zawodową z gorszą statystyką, nie licząc może pracowników pralni więziennej na oddziale dla skazanych za pedofilię? MaK
CUD WSZECHPOLSKI Prokuratura w Warszawie umorzyła śledztwo w sprawie wyprowadzenia 2 mln zł z kont Ligi Polskich Rodzin. Pieniądze ukradziono, fałszując podpisy Romana Giertycha, ale nie udało się ustalić, kto tego dokonał. Przesłuchiwani dawni członkowie LPR nie byli skłonni do wskazania winnych. MaK
Po opanowaniu znacznej części Kościoła katolickiego w Polsce przez PiS niektórzy posłowie tej partii postanowili uderzyć na Rzym. Posłowie Artur Górski (ten od ratowania białej rasy) i Stanisław Pięta (ten od uprawiania polityki pistoletem) podpisali list do Benedykta XVI, domagając się w nim… rewizji nauczania Soboru Watykańskiego II. Wśród sygnatariuszy pisma antysoborowego są jeszcze m.in. były poseł Artur Zawisza (Prawica Rzeczypospolitej), reżyser Grzegorz Braun (lustrator abp. Życińskiego) oraz publicysta antysemicki i monarchista Stanisław Michalkiewicz („Nasz Dziennik”). Idealna ekipa do naprawiania Kościoła. MaK
SZOK DARMOZJADA
ZADYMA W TEOLOGII
W bazylice kieleckiej podczas wielkoczwartkowej mszy dla księży odnawiających przyrzeczenia święceń kapłańskich bp Kazimierz Ryczan zwrócił w swoim kazaniu uwagę na dzisiejsze ciężkie czasy, kiedy żyje tyle „przefarbowanych katolików i przefarbowanych patriotów”. „Trudniejsze stało się posłannictwo kapłana, bo nie wiadomo, kto rzuci kamieniem” – powiedział Ryczan i podkreślił, że obraźliwe słowa wobec kapłanów, np. „pasibrzuchy i darmozjady”, „padają bezkarnie nawet z sejmowej mównicy”. Sądzimy, że skoro takie słowa padają zewsząd, to byłoby dziwne, gdyby w końcu nie padły także w Sejmie. ASz
Na wydziale teologicznym Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego doszło do ostrego sporu pomiędzy duchownymi wykładowcami. Ksiądz prof. Cyprian Rogowski zarzuca swojemu koledze – ks. dr. hab. Piotrowi Duksie – m.in. sfałszowanie recenzji w pracy naukowej. Skierował w tej sprawie wniosek o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Pomówiony odpiera zarzuty, powołując się na ekspertyzy biegłych sądowych. I tak się panowie bawią, pobierając pensje z budżetu państwa, bo obaj pracują na świeckiej uczelni. MaK
PIS RZĄDZI KOŚCIOŁEM
Jarosław Kaczyński jest rozżalony. Zdrajcy z Solidarnej Polski „nieuczciwie chcą się podpiąć pod sprawę smoleńską. Widzą, że Smoleńsk się nakręca, i chcą wskoczyć na tego konia”. To wzruszająca szczerość Jarosława, który jest zazdrosny o prawo do tak pięknie „nakręconej” przez jego ludzi trumny brata – pocisku w walce o władzę. MaK
KACZYŃSCY WYCHOWUJĄ Odkąd publiczna Szkoła Podstawowa w Podsarniu została ochrzczona imieniem Marii i Lecha Kaczyńskich, zyskała również nowy program wychowawczy. „Uczniowie, nauczyciele i dyrektor oraz rodzice i pozostali pracownicy szkoły są osobami wolnymi” – zastrzega na wstępie dyrekcja placówki. Dalej czytamy, że treść i istotę wysiłków wychowawczych szkoły im. M. i L. Kaczyńskich stanowią „wartości moralne wynikające z dekalogu jako uniwersalne i nadrzędne w stosunku do innych wartości”. Rozwój moralny uczniów ma się realizować poprzez „myślenie wartościujące” oraz „świadome posłuszeństwo, otwartość i ufność”, a rozwój duchowy – poprzez poznanie zasad wiary i rozwój kontaktu z Bogiem. W tym celu nauczyciele nie stosują „terroru” jako metody wychowawczej, ale zobowiązani są do „dostarczenia uczniom wzorów do naśladowania”. Za to zadaniem ucznia jest dążenie do „jasnego i pewnego światopoglądu”. Stąd zapewne programowo w szkole zakazane jest „bezpośrednie podważanie
ALLELUJA DLA MORDERCY Podhalański oddział faszyzującej organizacji Obóz Narodowo-Radykalny (współorganizują 11 listopada doroczny Marsz Niepodległości w Warszawie) przesłał życzenia świąteczne dla swojego ziomka, Janusza Walusia w RPA. Waluś jest w Południowej Afryce najsłynniejszym Polakiem, a odsiaduje dożywocie za zabójstwo Chrisa Haniego, jednego z liderów społeczności murzyńskiej. Zabójstwo miało storpedować proces pokojowy w RPA w latach 90. „Patrioci” z ONR życzą „więźniowi sumienia, bojownikowi” Walusiowi, co następuje: „Niech Chrystus Zmartwychwstały napełni Pańskie serce, Panie Januszu, łaską, radością i nadzieją. Niech Pan czerpie siłę z tych świąt do dalszej walki w obronie słusznych wartości”. MaK
SPÓR O POCISK
CZYJ JEST KOŚCIÓŁ? „Kościół nie jest własnością jego pasterzy” – zażartował w Wielkanoc kardynał Stanisław Dziwisz. Wdowa po JPII dobrze wie, że jest ich własnością, i to najdosłowniej. Każda własność kościelna może być spieniężona przez biskupa, a on nie musi pytać o zdanie wiernych, ani rozliczać się przed kimkolwiek z uzyskanych w ten sposób pieniędzy. MaK
autorytetu lub opinii”; zaleca się „unikanie wyrażania opinii negatywnej o ludziach”. Uczeń staje się „sprawcą zła” również w przypadku stosowania makijażu lub braku obuwia szkolnego i za wyrządzone „zło” podlega szkolnej karze, która może ulec złagodzeniu wyłącznie w uznaniu „szczególnych zasług” delikwenta. Czyżby taki sam regulamin obowiązywał w Pałacu Prezydenckim za czasów L.K.? AK
GKS – wielce tą elokwencją poruszeni – przypomnieli kilka wywiadów, jakich pan Kogut udzielił m.in. Telewizji Trwam: „Jako katolik mam przykazanie miłości. Nie zionę do nikogo nienawiścią (…). Nie chcę nikogo obrazić, bo dla mnie człowiek to jest świętość. To jest podmiot, to nie jest rzecz (…). Polak do Polaka nie może zionąć nienawiścią” – spowiadał się przed księdzem redaktorem. ASz
PISOWSKI HIPOKRYTA Na ostatnim meczu piłkarskim między Kolejarzem Stróże a GKS Katowice pojawił się Stanisław Kogut – wielokrotnie przez nas opisywany senator PiS. Polityk, który znany jest z zamiłowania do katolickiej etyki, postanowił wpłynąć na zachowanie sędziego meczu: „Ty dziadygo (…). Szmaciarzu (…). Ty kretynie, do budy wejdź. Gówno się na piłce znasz. Sędzia, ty matole z Warszawy, palant” – mówił do arbitra senator Kogut. Kibice
5
ALL JAJA INCLUSIVE! W hotelu Masuria koło Olsztyna zorganizowano dla gości uczestniczących w świątecznym pobycie święcenie pokarmów w Wielką Sobotę. Poświęcony wypoczynek kosztował 927 zł od osoby. MaK
KOŚCIÓŁ W NAMIOCIE Niektórzy widzą już oczami wyobraźni Kościół katolicki schodzący do katakumb. Tymczasem w okolicach Goleniowa rozgościł się w namiocie. W miejscowości Czarna Łąka z namaszczeniem miejscowego arcybiskupa otwarto ośrodek religijny w dużym namiocie. Inicjatywa budzi kontrowersje, bo nie wszyscy chcą się modlić w czymś, co przypomina miejsce sprzedaży piwa. Tak czy inaczej, namiot to (niestety) tylko początek, bo docelowo ma tam stanąć obiekt murowany. MaK
HUMANIZM DRAMATEM Benedykt XVI wykorzystał okres świąteczny do zaatakowania opozycyjnych księży katolickich z Austrii, którzy wzywają do nieposłuszeństwa Watykanowi. Akcję duchownych sprzeciwiających się papieskim nadużyciom i antyhumanistycznym prawom (np. niewyświęcaniu kobiet) nazwał „dramatem”. Jak więc nazwać zachowanie Watykanu? Groteską? Tragedią? MaK
ODSIECZ Z WATYKANU Coraz bardziej izolowany na arenie międzynarodowej prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko dostał wsparcie z Watykanu. Nuncjusz apostolski w Mińsku potępił sankcje dyplomatyczne nałożone na Białoruś i w tym duchu chętnie wypowiada się dla tamtejszych mediów. Za tę przysługę księża obcokrajowcy dostali nieoczekiwanie i hurtem przedłużenie ważności wiz białoruskich. Stary numer purpuratów. MaK
6
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
POLSKA PARAFIALNA
Wartości na śmietniku Podczas spotkania z księżmi w Bressanone papież zauważył z ubolewaniem, że w przeszłości Kościół nie doceniał znaczenia ochrony środowiska. A przecież Bóg – pouczał Benedykt – powierzył człowiekowi odpowiedzialność za stworzenie. Przy innej okazji przywódca Watykanu mówił, że degradacja środowiska i katastrofy naturalne wzywają nas pilnie do szacunku należnego przyrodzie i ustanowienia właściwych relacji ze środowiskiem. Tyle teoria. A jak jest, kiedy ksiądz staje nie przed problemem hipotetycznym, ale naprzeciw jakże realnej sterty śmieci, z którą trzeba się uporać? No, wówczas o odpowiedzialności za stworzenie jakby zapomina. ~ Cmentarz komunalny w Lipinkach Łużyckich. Zawiaduje nim ksiądz proboszcz Andrzej Tomkowski. On też, jak przekonuje sekretarz gminy Krystyna Gromnicka, jest odpowiedzialny za wywóz cmentarnych śmieci. Z obowiązku nie wywiązywał się gorliwie, bo ludzie regularnie narzekali na piętrzące się wieńce, wypalone znicze, zwiędłe kwiaty i tym podobny cmentarny asortyment. W końcu dobrodziej miał już dość narzekań i postanowił hałdę śmieci z cmentarza usunąć. W połowie marca br. jeden z okolicznych mieszkańców nakrył pracowników księdza Andrzeja, jak
O konieczności ochrony środowiska naturalnego księża trąbią z ambon jak kraj długi i szeroki. Niejednokrotnie pochylał się nad problemem sam Benedykt XVI... śmieci wywozili traktorem… Na nielegalne wysypisko znajdujące się w centrum sąsiedniej wsi. ~ Staw niedaleko Chełma. Tutejszy proboszcz parafii NMP Królowej Polski wino mszalne zamawiał w Krakowie. Dowiedzieli się o tym okoliczni mieszkańcy, kiedy w lesie znaleźli worki na śmieci pełne pustych butelek, zresztą nie tylko po mszalnym, ale również po wyskokowych. Sprawą zajęła się policja, a w końcu – Temida. Ludzie nie kryli zgorszenia, kiedy się okazało, że sąd we Włodawie duchownego uniewinnił. ~ W Stalowej Woli paliło się tak intensywnie, że mieszkańcy postawili na nogi straż pożarną. Ta z niemałym trudem zlokalizowała nielegalne ognisko. Okazało się, że na parafialnym podwórku proboszcz puszcza z dymem różnego rodzaju śmieci. Mocno był przy tym oburzony, kiedy mu strażacy ognisko zgasili. ~ Sosnowiec, parafia św. Joachima. Ksiądz proboszcz Stanisław
Sytuacja w jeleniogórskiej oświacie niewiele różni się od ogólnokrajowej. Niewiele, a jednak… Tu świeckie szkoły władza zamyka, ale daje zgodę na otwieranie katolickich. Z zamówionego przez prezydenta Jeleniej Góry raportu o stanie oświaty wynika jasno, że uczniów będzie coraz mniej. Podczas gdy w 2005 roku kształciło się ich około 15 tysięcy, w 2018 roku będzie ich ledwie 9 tysięcy. W tej sytuacji mnożenie placówek to strzał w kolano. A jednak zgodę władz miasta na otworzenie katolickiej szkoły podstawowej oraz katolickiego gimnazjum (obydwie szkoły będą publiczne) dostało Karkonoskie Stowarzyszenie Edukacyjne u Erazma i Pankracego. – Już wcześniej planowali otworzyć te szkoły. Najpierw chcieli w tym celu przejąć budynek byłego technikum weterynaryjnego, a później – Zespołu Szkół Handlowych. Bez skutku, bo przeciwko takim rozwiązaniom protestowali mieszkańcy – mówi Bogdan Łabenda z Jeleniej Góry. Brak zgody społeczeństwa nie ostudził zapału księdza Marka Majewskiego, wiceprezesa stowarzyszenia, a przy okazji sekretarza Stefana Cichego – biskupa legnickiego. Szkoła, a konkretnie gimnazjum, będzie
Kocot (przy okazji zarządca pobliskiego cmentarza) postanowił wykorzystać spory teren położony za świątynią na stacje drogi krzyżowej (fot. powyżej). A że obszar trzeba było wyrównać, piekł Do podwyższenia terenu ksiądz wykorzystał cmentarne śmieci ksiądz proboszcz dwie pieczenie na jednym ogniu. – Zwozili tutaj regularnie cmentarne śmieW rzeczywistości wszystkie stacje droci. Nie tylko porozbijane nagrobki, gi krzyżowej, a także pomnik papieale również kwiaty, znicze, wieńża Jana Pawła II, są usytuowane ce… I to wszystko było palone – móna cmentarnych śmieciach. wią mieszkańcy okolicznych domów. – Teraz już nic tam nie widać, Proboszcz zarzuty odpiera, twierbo wszystko jest przysypane ziemią dząc, że palił, owszem, ale liście. Lo– twierdzą zgodnie owi ludzie. kalna straż miejska księdzu wierzy, Co na to urzędnicy? – WIOŚ bo ten przedstawił aktualny kwitek w Katowicach zwrócił się z prośbą na wywóz nieczystości stałych. Zreszo podanie informacji, czy do Urzętą, jak się okazuje, na słowo wierzyć du Miasta w Sosnowcu wpłynęła inmusi, bo w parafialnej ziemi strażterwencja związana z nielegalnym nicy grzebać i tak nie mogą. wysypiskiem śmieci oraz ewentualnie jakie kroki w jej sprawie zostaÓw papier – jak twierdzą byli prały podjęte. W przypadku stwierdzecownicy księdza proboszcza, którzy nia nieprawidłowości Inspektorat za utylizację cmentarnego dobra odpowiadali – to tylko przykrywka. wnosi o ustalenie posiadacza odpadów
ulokowana w budynku dawnego Kolegium Jezuickiego. Ksiądz Majewski informuje, że z uwagi na wysokie nakłady organizacyjne, a przede wszystkim finansowe, szkoła wystartuje w pomieszczeniach zastępczych, ściślej – na plebanii parafii Matki Bożej Miłosierdzia. Salę gimnastyczną oraz pracownię komputerową załatwił ksiądz Marek w pobliskiej podstawówce nr 3.
nazywać ta placówka) nastąpi już w roku szkolnym 2012/2013. Nabór ruszył, o czym informowali księża podczas niedzielnych ogłoszeń duszpasterskich. Okazuje się, że na katolicką podstawówkę miejsca na plebanii jednak zabraknie. Nie wystarczy go również w budynku jezuickiego kolegium, toteż z oświatową inauguracją stowarzyszenie czeka do czasu, aż znajdzie odpowiednie lokum.
Krucjata edukacyjna – Szkoła będzie miała charakter publiczny. Oznacza to, że rodzice nie będą płacić czesnego za uczęszczające do niej dzieci. Utrzymywana będzie z państwowej oświatowej subwencji – podkreśla Paweł Domagała, naczelnik Wydziału Oświaty Urzędu Miasta w Jeleniej Górze. – Zależy nam na katolickim wychowaniu dzieci i młodzieży oraz na nowej jakości edukacji. Wiemy, że jest taka potrzeba, i chcemy jej wyjść naprzeciw – mówi z kolei Mariusz Gierus, członek zarządu stowarzyszenia. Start Publicznego Katolickiego Gimnazjum u św. Pankracego (bo tak oficjalnie będzie się
– Władze miasta na razie udają, że nie są zainteresowane pomocą w jego poszukiwaniu, ale przecież po dokonaniu roszad w świeckiej oświacie zostanie kilka pustych budynków idealnie nadających się na szkołę – mówi z ironią jeden z nauczycieli likwidowanej szkoły. Determinacji księdza oraz jego współpracowników trudno się dziwić. W końcu każda kuźnia kadr i indoktrynacja, do tego finansowana z publicznych pieniędzy, jest obecnie dla kleru na wagę złota. Dziwi natomiast fakt, że zgodę na otwarcie placówek dały władze miasta. Te same władze,
– informuje Małgorzata Zielonka, rzeczniczka prasowa WIOŚ. ~ Ekologia ekologią, ale palenie śmieci to najszybszy i najtańszy sposób, żeby się ich pozbyć. Korzystają z tej drogi m.in. proboszcz z Lisewa, proboszcz z Jarczowa, a także proboszcz z Łomny. Jedni robią to pod osłoną nocy, inni – za dnia. Wszyscy zazwyczaj tłumaczą, że o paleniu nic nie wiedzą, a śmierdzący dym unoszący się nad nekropoliami to nic innego, jak efekt nieostrożności ludzi, którzy na sterty śmieci rzucają palące się znicze. ~ Sosnowiec, parafia Chrystusa Króla. Jeden kontener ustawiony przy murze i zdecydowanie za rzadko opróżniany sprawy śmieci nijak nie rozwiązywał. Kiedy więc zaczęły się walać po całym cmentarzu, a w jego najnowszej części wręcz rosły w sterty, proboszcz wymyślił, jak się problemu pozbyć… No i od tego czasu śmieci na cmentarzu było coraz mniej, za to stare wiązanki, słoiki, zwiędłe kwiaty, plastikowe butelki i wkłady do zniczy zaczęły pływać razem z kaczkami w lokalnym stawie. Duchowny, którego starała się zdyscyplinować straż miejska, uznał, że śmieci nie pochodzą z cmentarza. A że nikt go za rękę nie złapał, zaś on sam lada dzień miał odejść na emeryturę, sprawę zamknięto. Nie zaśmiecaj swojego sumienia – tak swego czasu przekonywał ksiądz w reklamie społecznej, za którą zapłaciło Ministerstwo Środowiska. No ale ten ksiądz był podstawiony. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
które będą kościelnemu podmiotowi wypłacać subwencję oświatową. Te same władze, które z uwagi na konieczne cięcia oraz niż demograficzny utrudniający nabór uczniów do szkół zdecydowały m.in. o wygaszeniu gimnazjum nr 2, likwidacji Miejskiego Domu Kultury, zamknięciu przedszkola w Jagniątkowie, a także połączeniu Zespołu Szkół Przyrodniczo-Żywieniowych w Sobieszowie z inną szkołą zawodową. Władze miasta chcą na tych roszadach zyskać około 1,7 mln zł rocznie (budżet oświaty to ok. 123 mln). Gdzie sens i logika? O to spytaliśmy prezydenta miasta Marcina Zawiłę. Nie odpowiedział. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Szkołę katolicką mają już w Kutnie. Ostatnio bardzo o niej głośno. A to za sprawą dyrektorki LO, która – według części uczniów, rodziców i podwładnych – stosuje nader wyszukane metody wychowawcze, które rodzice określają jako psychiczne znęcanie się nad uczniami. Organ prowadzący szkołę – Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich – sprawy komentować nie chce. Podobnie jak dyrektor placówki…
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r. Fundacja Świętego Barnaby – to brzmi tak kojąco, że nasze szczodre państwo nie skąpi jej milionów, wspierając pośrednio sektę katolicką niebezpieczną dla zdrowia psychicznego obywateli… Egzorcysta archidiecezji częstochowskiej ks. dr Włodzimierz Cyran jest niepodzielnym władcą dusz („należne jest mu synowskie posłuszeństwo i miłość”) około 1500 członków oraz kandydatów Katolickiej Wspólnoty Przymierza Rodzin „Mamre” („FiM” 14/2012). Tak powiada statut organizacji, która wymaga od ludzi w niej zrzeszonych bezwzględnego podporządkowania księdzu moderatorowi, a ten „prowadzi ich bezpiecznie pośród prześladowań i złożonych sytuacji życiowych”. Fakt ów oznacza m.in. konieczność akceptowania jego poglądów – na przykład takich (cyt.): ~ Walki Wschodu i oparte na nich ćwiczenia gimnastyczne mają na celu uzależnienie człowieka od złych mocy. Są przyczyną duchowych zniewoleń i praktykami jednoznacznie bałwochwalczymi; ~ Jakiekolwiek propagowanie pornografii (nawet poprzez sprzedaż w kiosku) jest często związane z uprawianiem satanizmu; ~ Nadmierne zainteresowanie innymi religiami, przejawiające się w studiowaniu ich ksiąg (np. Koranu), prowadzi do zniewolenia i satanizmu; ~ Ekumenizm jest szkodliwy, bo „wspólne działanie z innowiercami czy ludźmi nieuznającymi w pełni nauki i dyscypliny katolickiej jest niemożliwe, bo wprowadza zamieszanie, zaciemnia prawdę i rodzi spory”; ~ Upodobanie do ostrej muzyki (techno, metal) grozi ciężką chorobą. Nie trzeba nawet słuchać, bo demonowi wystarcza samo włączenie odbiornika w czasie nadawania takiej muzyki, co oznacza przyzwolenie na owładnięcie odbiorcą. Tak twierdzi ks. Cyran (potrafi wypatrzeć diabła niemal w każdej dziedzinie życia), wspomagany przez grupę wyznaczonych przez siebie „proroków”, którzy podczas wewnętrznych szkoleń posługują się w razie potrzeby glosolaliami (bełkot nietworzący zdań i niemający na ogół sensu w żadnym znanym języku – moderator tłumaczy go widzom na polski), oraz świeckich „ewangelizatorów stanowiących wraz z moderatorem trzon Wspólnoty”. ~ ~ ~ „Mamre” zapewnia, że poświęca dużo uwagi dobroczynności. Jest w tym wszakże pewien niuans, bowiem jakakolwiek „działalność charytatywna jest ściśle związana z misją ewangelizacji” (czytaj: łowienia zwolenników), zaś zajmujące się nią osoby mogą dysponować środkami materialnymi „pod ścisłą kontrolą kapłana, który winien też trzymać kasę”. Tak powiada regulamin funkcjonowania organizacji. – Nawet działalność charytatywna może służyć różnym celom. Na przykład pozyskiwaniu nowych
członków. Jak ktoś ze wspólnoty pomoże biednemu czy bezdomnemu, to komu on najszybciej zaufa, jak nie ludziom, którzy mu pomogli przeżyć zimę, nakarmili go, a czasem nawet pomogli znaleźć pracę? A jak już ją znajdzie i zacznie zarabiać, to zacznie jeździć na msze „charyzmatyczne”, zacznie sam głosić i wpłacać jakieś pieniądze na – jak mu się wydaje – słuszny cel, czyli na pomoc innym albo na budowę
POLSKA PARAFIALNA
Jak sprawy wyglądają po pięciu miesiącach od inauguracji? Odwiedziliśmy Poczesną trzykrotnie, w tym raz późnym wieczorem, żeby przekonać się, czy martwa cisza i zero aktywności za dnia jest przypadkiem, czy może raczej regułą. Okazało się, że regułą. Światło tylko w jednym oknie, cisza, spokój, żadnych oznak aktywnej pracy z bezdomnymi. Wysłaliśmy wreszcie do św. Barnaby zaprzyjaźnionego z „FiM” dobroczyńcę, który wręcz nałogowo Tętniący... głuchą ciszą ośrodek w Poczesnej pomaga ludziom z ulicy. – Dobijałem się przez kwadrans, aż wreszcie otworzył jakiś młody człowiek. Był bardzo zdziwiony, ale zaprowadził mnie do czegoś na kształt biura. Kanapa, włączony laptop, kilka książek... Wytłumaczyłem mu, że znam dwóch bezdomnych, którymi warto zająć się profesjonalnie, bo stracili dach nad głową nie z nałotego przedsięwzięcia ma trwać do koń– Wysokość wpływów z odpisów 1 gów bądź lenistwa, lecz na skutek ca lipca 2014 r. proc. jest szokująco wysoka, skoro rozbicia rodziny. Pytam, czy mogą zebrali połowę tego, co np. Caritas „Będziemy prowadzić Stacjonarich przyjąć. Stwierdził, że na razie Polska (2,1 mln zł – dop. red.), któny Ośrodek Reintegracji Społecznej, nie ma szans, trwa remont, są w trakrego „marki” nie ma co porównywać w którym podopieczni wyszukani przez cie rozruchu... Ale żeby się kontakz „Mamre”, że o jej „córce” nie wspostreetworkerów dobrowolnie i świadotować, bo może w przyszłości będą mnę. Nie oszukujmy się: choć formie podejmą reintegrację społeczną wolne miejsca. Podał numer telefomalnie odpisy były na Barnabę, to i zawodową” – obwieściła na łamach nu, ten widniejący na zewnętrznym przecież akcję reklamową prowadzilokalnej prasy kierownik projektu szyldzie. Zaobserwowałem w budynła „Mamre”. W przypadku odpisów Żaneta Pacud (zbieżność z nazwiku jeszcze dwóch mężczyzn. Ci akuliczby nie kłamią i świadczą o tym, skiem Radosława ze ścisłego dowódzrat faktycznie wyglądali na biedaków. że albo wspólnota skupia milionetwa „Mamre” nieprzypadkowa). Coś dłubali, szykowali sobie posiłek. rów, albo ma gigantyczną rzeszę zdyOśrodek (nazwany Domem ŚwięJeden z nich zdążył mi bąknąć, że scyplinowanych (też niebiednych) tego Barnaby) usytuowano w budyntamten gość jest nadzorcą, a oni prasympatyków – komentuje urzędnik ku (wyremontowanym za prawie 100 cują przy remoncie za jedzenie i spaz częstochowskiej skarbówki. tys. zł i nie są to ostatnie pieniądze) nie – relacjonuje biznesmen. Gwoli ścisłości dodajmy, że dawnej plebanii parafii św. Jana Po upewnieniu się, w 2010 roku Fundacja: że ks. Cyran otrzymał ~ nabyła posiadłość prośbę „FiM” o komeno powierzchni 3,7 ha we tarz do jego biznesów, wsi Zbory, powiat kłobucrozmawiamy z młodą ki (w ten sposób baza kobietą w sekretariacie „Mamre” powiększyła się „Mamre”: do trzech nieruchomości); ~ bezpośrednie daro– Ksiądz powiedział wizny zamknęły się kwonam, że nie odpowie tą 83 tys. zł; na żadne wasze pytanie, bo nie udziela wywiadu ~ działalność gospodla takich gazet. I proszę darczą ograniczała do się na mnie w żaden „sprzedaży detalicznej ksiąsposób nie powoływać, żek”, dostarczając zaledbo nie otrzymaliście auwie 17,5 tys. zł zysku netWielkie otwarcie: w środku abp Nowak, toryzacji na moją wypoto (w 2009 r. – 44 tys. zł). z lewej ks. Cyran, z prawej ks. Pasztelaniec wiedź i nie wolno jej niFundacja otrzymuje gdzie umieszczać – kletakże dotacje ze środków Chrzciciela we wsi Poczesna koło pie wyuczoną formułkę, odmawiając publicznych. Dotychczas były to zaCzęstochowy. Uroczyste otwarcie przedstawienia się choćby z imienia. zwyczaj banalne – jak na jej przychoz udziałem metropolity abp. Stanidy – kilkunastotysięczne wypłaty Kilka chwil później nasz dziensława Nowaka, któremu towarzyz Urzędu Miasta Częstochowy. nikarz rozmawia z równie „anoniszyli ks. Cyran i jego zastępca ks. „W ramach realizowanej przez Funmową” niewiastą z Fundacji ŚwięGrzegorz Pasztelaniec oraz grupa dację działalności z zakresu pomocy tego Barnaby: najważniejszych działaczy „Mamre”, społecznej rozpoczęto monitoring i wy– Już mieliśmy sygnał od koleodbyła się 15 listopada 2011 r. wiady środowiskowe przez Zarząd żanki z dołu u nas i wszystko wie„Zakwaterujemy tu 18 osób. Mai wolontariuszy. Faktycznie działania my. Nie rozumiem, po co pan teraz my świadomość, że miejsc jest niete stanowiły kontynuację wcześniejszej dzwoni do fundacji. Z jakiej racji funwiele, więc będziemy starali się aktywności indywidualnej tychże osób” dacja miałaby pomóc w jakimś kono kolejne budynki. Oczywistym wa– czytamy w rozliczeniu wydatków. takcie z księdzem? Jeśli ktoś coś zarunkiem przyjęcia jest wyzbycie się łożył, to wcale nie znaczy, że ma caOd niedawna gra idzie już o miuzależnień i podporządkowanie rytły czas kontakt z tym czymś. Można liony. Oto z dniem 1 sierpnia 2011 r. mowi dnia w Ośrodku. Członkowie przecież pomóc założyć jakieś DzieFundacja rozpoczęła realizację projekgrupy wzajemnie się kontrolują w wyło i na tym koniec. Nie mamy żadtu „Streetworking – nowa jakość prapełnianiu zobowiązań, bo to część nych możliwości skontaktowania cy z osobami bezdomnymi”, na któterapii” – tłumaczyła przedstawicielz księdzem. ry nasi rodzimi urzędnicy przyznali ka Fundacji. ANNA TARCZYŃSKA jej prawie 2,5 mln zł. Realizacja
Diabeł tkwi w szczegółach ośrodka mamrockiego. I tak się rozwija wspólnota i buduje nowe bazy – tłumaczy były kandydat do „Mamre”, który pod koniec trzyletniej próby przejrzał na oczy. Żeby nadać „działalności charytatywnej” rozmachu, w 2008 roku „Mamre” powołała do życia Fundację Świętego Barnaby (z siedzibą w Częstochowie i od razu także oddziałem zamiejscowym w Troninach, gm. Lipie). Założycielem był ks. Cyran (przyjął tytuł Prezydenta Zgromadzenia Fundatorów), a także jego krewna Olimpia Cyran oraz dwóch działaczy wspólnoty: członek jej zarządu Radosław Pacud (radca prawny) i Marek Kluszczyński (lekarz). Ludzie, którzy rządzą fundacją, poglądy też mają niebanalne: ~ W Polsce sędzia jest tylko ustami ustawy. Musi nieraz orzekać zgodnie z prawem, ale wbrew własnemu sumieniu. Wiem, że dla sędziów to poważna trudność w radykalnym pójściu za Chrystusem – twierdzi Pacud w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego”; ~ Gdy przychodzi do mnie pacjentka i prosi o przepisanie środka antykoncepcyjnego, mówię: nie mogę go pani przepisać, bo staram się żyć zgodnie z nauką Kościoła. Jeśli chce pani się dowiedzieć, co Kościół mówi na ten temat, chętnie opowiem. Jeśli nie, musi pani poszukać innego lekarza – ujawnia tej samej gazecie Ireneusz Orman, ginekolog z Zawiercia i do niedawna członek rady nadzorczej „Barnaby”. Fundacja dysponowała na starcie kwotą 40 tys. zł, z czego połowę przeznaczyła na bliżej wówczas nieokreśloną działalność gospodarczą. Gdy w październiku 2008 r. uzyskała status organizacji pożytku publicznego, pieniądze (zwłaszcza z 1-procentowych odpisów podatkowych) zaczęły wpływać do niej szeroką rzeką. Przykładowo: w pierwszym pełnym roku działalności z odpisów 1 proc. podatku na rzecz OPP wpłynęło 1 mln 391 tys. 706,90 zł, zaś w 2010 r. – prawie 1,1 mln zł.
7
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
POLSKA (NIE)PARAFIALNA
Kościół na chama Kurii w Łowiczu zamarzył się kościół na osiedlu Górki. Żeby cel zrealizować, ks. prałat Wiesław Wronka, wikariusz generalny diecezji, napisał do burmistrza miasta Krzysztofa Kalińskiego prośbę o grunt. Grunt niezwykle atrakcyjny, bo położony blisko drogi wojewódzkiej Łowicz–Łęczyca i wart około miliona złotych. Przedstawiciel kurii tłumaczył, że miałyby na nim stanąć nie tylko kościół i ośrodek duszpasterski ze świetlicą, ale także kościelne przedszkole, kościelna poradnia małżeńska oraz kościelna stacja opiekuńczo-wychowawcza. „Budowa kościoła jest na pewno w dalszej perspektywie. Na początku chcielibyśmy pobudować kaplicę i coś jeszcze. Ja myślę o świetlicy dziennego pobytu dzieci” – wyjawił na łamach lokalnej prasy ks. Marek Kania, oddelegowany przez biskupa jako odpowiedzialny za inwestycję. Ksiądz Kania – jak się okazało – do swojego zadania podszedł nader gorliwie, bo zanim jeszcze władze miasta podjęły decyzję, czy grunt kurii podarują (tzn. sprzedadzą zwyczajowo za 1 proc. wartości), miał już gotowy wstępny projekt zarówno kościoła, jak i kaplicy. Okazało się jednak, że ów projekt może sobie ksiądz Marek zawiesić na kołku, bowiem niespodziewanie okoniem stanęli mieszkańcy osiedla. A to dlatego, że ich zdaniem każdy, kto chce, ma najwyżej 10 minut drogi do najbliższego kościoła. I to na piechotę. Zaproponowali więc, aby w sprawie budowy świątyni zorganizować… referendum. – Planuje się budowę kościoła, ale nikt nie pyta, czy chcemy kościół, a my przecież mamy już swoją parafię – argumentowali. Świeckie przedszkole, świetlica środowiskowa z zapleczem sportowym, sala fitness, kawiarnia – pomysłów na to, jak zagospodarować plac, pojawiło się mnóstwo. Władza lokalna w głos ludu się wsłuchała i zanim zdecydowała, co z kościelną ofertą uczyni, zorganizowano konsultacje społeczne. Trwały tydzień, wzięło w nich udział niemal 600 osób. Na pytanie: „Czy jesteś za zmianą w planie przestrzennym zagospodarowania miasta w obrębie ewidencyjnym Górki, polegającym na zmianie przeznaczenia terenów w obszarze przy ul. Miodowej i Łęczyckiej z terenów zabudowy usługowej kultu religijnego na cele zabudowy usługowej i innej użyteczności publicznej?” pozytywnie odpowiedziało 70 proc. uczestników. Wyszło więc czarno na białym, że ludzie kościoła nie chcą, ergo – z pewnością nie sfinansują jego budowy. Teraz ruch należy do radnych, jako że tylko oni mogą stosowne zmiany w planie zagospodarowania dokonać.
Fot. Alicja Szczypta
8
Polscy katolicy zwariowali. Zamiast kolejnych „domów bożych” chcieliby mieć przedszkola, place zabaw albo po prostu święty spokój. Piotrków Trybunalski Tu kościołów jest już dziesięć. Będzie kolejny. Władze kościelne fundują bowiem owieczkom atrakcję w postaci ośrodka duszpastersko-edukacyjnego i centrum upowszechniającego osobę i nauki Jana Pawła II. Ma być rzecz jasna także kościół jego imienia. Wszystko – jak tłumaczą przedstawiciele kurii – jako duchowe uzupełnienie rozbudowującego się osiedla. Księdzu dziekanowi Zbigniewowi Traczowi marzy się (dosłownie), że ośrodek będzie budować – w oparciu o nauki papieża Polaka – kręgosłupy moralne młodych. W niczym jednak ów wabik nie pomaga, bo mieszkańcy, zamiast skakać z radości z powodu takiego wyróżnienia, głośno przeciw planom kurii protestują, uznając, że czego jak czego, ale kolejnego kościoła, który będzie świecił pustkami, w mieście nie potrzebują. Mimo wszystko tutaj klerowi poszło znacznie lepiej niż ich łowickim kolegom. Radni zdecydowali, aby bez przetargu działkę o powierzchni 0,39 ha kurii sprzedać. Jednak – co nad Wisłą jest sprawą precedensową! – na żadną bonifikatę zgody nie wyrazili. Na teren pod pierwszą w mieście świątynię JPII archidiecezja musiała wysupłać 725 tys. zł. Kto teraz sfinansuje resztę? Kutno Wieść o tym, że będzie kolejny kościół, spadła na mieszkańców nieoczekiwanie. Plany budowy – zapewne w obawie przed protestami – trzymane były w ścisłej tajemnicy. Nawet wówczas, gdy zupa się wylała, a teren pod kościół został ogrodzony, lokalna władza kościelna sprawy komentować nie chciała, co tym bardziej wkurzało ludzi. Do dziś wiadomo tylko tyle, że siódmy rzymskokatolicki kościół w niespełna 50-tysięcznym mieście ma budować przebogate Centrum Integracji Społecznej Caritas Diecezji Łowickiej, zaś
opiekę nad projektem sprawuje ks. Rafał Wiśniewski z parafii św. Wawrzyńca. Mamy nadzieję, że darczyńcy Caritasu wiedzą, na co dają swój 1 procent podatku… Andrychów Idea budowy nowego kościoła (trzeci w mieście) umarła śmiercią naturalną z powodu braku funduszy. Na zaanektowanej pod świątynię działce stanął jedynie krzyż oraz figurka Maryi. I chwatit. Gdańsk Przepychanki między biskupem a mieszkańcami i władzami miasta trwają kolejny rok. Zaczęło się od tego, że znany z tandetnego gustu biskup Sławoj Leszek Głódź wymyślił sobie, że będzie w Gdańsku stawiał mauzoleum JPII. Dokładnie – świątynię, najlepiej w stylu barokowym. Mieszkańcy protestowali długo, głośno, ale – niestety – nie do końca skutecznie. Udało im się ugrać tyle, że zmieniła się lokalizacja. W zamian za odstąpienie od budowy kościoła na osiedlu miasto przekazało kurii z 99-procentową bonifikatą oddalony kilka kilometrów dalej teren wyceniany na wolnym rynku na około
2,8 mln zł. Poza tym zamiast 20-metrowego kolosa postawią im sakralny obiekt niższy o 6 metrów. Jaki – nie wiadomo, bo w tej właśnie sprawie nie mogą się za nic dogadać gdańscy radni z gdańskim metropolitą. Konkurs na projekt ogłosiło co prawda miasto, ale biskup nie zamierza dopuścić, aby zrealizowano koncept, którego osobiście nie przyklepie. Radni odbijają piłeczkę i twierdzą, że skoro biskup nie może się zdecydować na wzór, oni nie będą ślęczeli nad zmianami w planie zagospodarowania terenu. Losy budowli, która miała jakoby stanowić świadectwo wiary mieszkańców Pomorza, są więc niewiadome. Jak na razie wokół tej idei skutecznie udaje się tylko jedno – protesty i spory. Obecnie o to, który projekt jest lepszy, kłócą się architekci. Szczecin Już pięćdziesiąty w mieście kościół (tym razem pw. bł. Jana Pawła II) ma powstać na Warszewie. Lokalni duchowni z parafii św. Antoniego rozpoczęli dyplomatycznie – od zbierania podpisów pod petycją do władz miasta. Podczas kolędy. Tłumaczyli, że chcieli się zorientować, jakie mają
poparcie społeczne. Wyszło oczywiście, że do idei mieszkańcy osiedla są nastawieni hurraoptymistycznie. I nic dziwnego, bo przecież któż, stając oko w oko z księdzem, podpisu odmówi… Z ową listą polecieli więc sutannowi do ratusza, gdzie zażyczyli sobie pod budowę działkę o powierzchni ponad 6 tys. mkw. (na wolnym rynku jest warta co najmniej 2 mln zł) za 1 proc. wartości. Przeciwko takiemu rozwiązaniu protestują lokalni działacze Ruchu Palikota. Oni też zbierają podpisy pod petycją do władz miasta. Chodzi o to, aby kuria – jeśli już chce budować kościół – kupiła teren pod inwestycję na zasadach komercyjnych. Radni jeszcze decyzji nie podjęli. A śmiałości nie mają pewnie dlatego, że nie tak dawno, bo w 2010 roku, mimo sprzeciwu szczecinian zdecydowali się podarować tej samej parafii (notabene proboszczował jej kiedyś, a obecnie rezyduje brat prezydenta miasta – ks. Andrzej Krzystek) prestiżową działkę o powierzchni ponad 2 tys. mkw. za… 2,3 tys. zł (jej wartość szacowano wówczas na blisko milion). Postawiono na niej plebanię. Wrocław Tutaj biskup zamarzył sobie kościół i dostał od radnych prezent w postaci planu zagospodarowania uwzględniającego przybytek wysoki do 30 metrów. Od kilku lat skutecznie budowę kościoła blokują mieszkańcy i użytkownicy ogródków działkowych. Robią to nie tylko dlatego, że zwyczajnie kościoła pod oknami nie chcą, ale również dlatego, że w najbliższym sąsiedztwie są już dwa ogromne i wiecznie puste, zaś w promieniu dwóch kilometrów – osiem. Zdaje się, że biskup w końcu skapitulował, bo oświadczył publicznie, że kościół wbrew woli ludu nie powstanie. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
W
ejście do gry politycznej Ruchu Palikota zrobiło na polskiej scenie trochę zamieszania. Nie chodzi tylko o wejście do polityki nowej partii i nowych ludzi – kwestia dotyczy także idei. Ruch usytuował się po lewej stronie sali obrad, co ma znaczenie symboliczne. Jedni odbierali mu prawo do określania się mianem lewicy, inni twierdzili, że to jest właśnie „prawdziwa lewica”, a jeszcze inni, że to ugrupowanie liberalne. W tym kontekście pojawiło się na dodatek pojęcie socjalliberalizmu, w Polsce szerszym kręgom niemal nieznane. Oczywiście na tych łamach nie mam zamiaru rozstrzygać owego sporu, tym bardziej że sami zainteresowani, czyli Rucha Palikota, wypowiedzieli na ten temat sporo stwierdzeń nie do końca spójnych, a z całą pewnością nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Sam ruch jest zresztą, jak sama nazwa „ruch” wskazuje, bytem politycznie ewoluującym, nie do końca jeszcze określonym i ustabilizowanym. Celem tego tekstu jest natomiast przypomnienie znaczenia i pochodzenia pewnych pojęć, aby lepiej zrozumieć, „co jest czym czego”.
Zasługi liberalizmu Kiedy jeszcze na świecie nie było lewicy w obecnym tego słowa znaczeniu, bojownikami o postęp społeczny byli właściwie wyłącznie liberałowie. Nazwa ruchu wywodzi się od słowa libertas, czyli wolność, a więc liberałowie to bojownicy o wolność. Skojarzenie z „liberté!”, czyli z hasłem drogim oświeceniu, a później z Rewolucją Francuską, jest jak najbardziej na miejscu. Oświecenie bowiem, nawet jeśli zapoczątkowane częściowo także wśród królów i arystokratów (m.in. poprzez masonerię), miało w sobie potencjał wywracający do góry nogami dawny, hierarchiczny porządek świata związany z feudalizmem. Celem praojców liberalizmu było wyzwolenie ludzi spod tyranii monarchów i Kościoła. Chodziło o podstawową równość wobec prawa, sprawiedliwe traktowanie, zniesienie niewolnictwa, demokrację i trójpodział władzy oraz wolność sumienia i wyznania. To wszystko wydaje się dzisiaj oczywiste, ale istnieje tylko dlatego, że było przez pokolenia krok po kroku zdobywane na barykadach i w parlamentach głównie przez ludzi uważających się za liberałów. Praojcem liberalizmu był Brytyjczyk John Locke (XVII/XVIII wiek), współtwórca nowoczesnej demokracji, a myślicielem, który w pełni rozwinął liberalizm polityczny i kulturowy, stał się jego słynny rodak John Stuart Mill, XIX-wieczny obrońca praw kobiet i wolnomyśliciel. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo świat, w którym żyjemy, jest ukształtowany przez liberałów. Wolność słowa i zgromadzeń, wolność działalności gospodarczej, wolne wybory,
U NAS I GDZIE INDZIEJ
Euge ` ne Delacroix – Wolność prowadząca lud
Między wolnością a sprawiedliwością Na polskiej scenie politycznej zrobiło się zamieszanie wokół tego, co to jest lewica, liberalizm i socjalliberalizm. Czy ktoś jeszcze te pojęcia rozróżnia? parlamentaryzm, jaki znamy, także wolność prasy i sądownictwo szanujące prawo do obrony i humanitarnych kar – to wszystko są liberalne wynalazki. W Polsce stale o tym przypomina Jan Hartman, znany liberalny i antyklerykalny filozof.
Wolność i jej iluzje Ale liberalizm, jak wszystko na świecie, miał swoje ograniczenia i bezdroża. Wielu późniejszych krytyków rychło zauważyło, że obiecana przez liberałów wolność ma charakter dosyć ograniczony, bo elitarny. Cóż po wszystkich pięknych wolnościach, skoro nie ma się czego włożyć do garnka? Byli i tacy, którzy mówili, że dziecko liberalizmu – wolnorynkowy kapitalizm – bywa gorszy i bardziej nieludzki niż system niewolniczy i feudalny razem wzięte. Bo panowie chłopów i niewolników na ogół troszczyli się do pewnego stopnia o swoich poddanych jako o część dobytku, podczas gdy kapitaliści traktowali robotników jak narzędzia, które można zatrudnić lub zwolnić i zapłacić im tyle, ile wymaga „wolny rynek”, czyli często mniej niż kosztuje zaspokojenie podstawowych potrzeb. Atakowano więc liberalizm za niszczenie więzi międzyludzkich, które istniały w starym ustroju, i zastąpienie ich mentalnością kupiecką – chciwą i bezwzględną.
Nie jest też bez znaczenia fakt, że liberalizm stał się ideologią zaledwie części warstwy mieszczańskiej i nie przebił się na ogół do szerszych grup społecznych.
Liberalizm reformowany Wielu liberałów było świadomych pewnych mankamentów własnej ideologii. Nie kto inny jak sam Mill przestrzegał m.in. przed monopolami, czyli zniewoleniem wolnego rynku i rządu przez potężne korporacje, które mogą sprawić, że liberalne instytucje zamienią się we własne karykatury służące garstce wpływowych, chciwych i bezwzględnych ludzi. Pod jego wpływem w wielu krajach już w XIX wieku wprowadzono prawa antymonopolowe, ograniczające wolność gospodarczą w taki sposób, aby ją… uratować, tzn. uchronić przed nadmierną koncentracją kapitału. Liberałowie socjalni pojęli także, że nie ma sensu mówienie o wolności, jeśli wszystkim, bez względu na majątek, nie zapewni się dostępu do wykształcenia, kultury i służby zdrowia. Tak powstało myślenie socjalliberalne, w mniejszym lub większym stopniu obecnie wśród europejskich partii radykalnych i liberalnych. W Polsce najbardziej znaną myślicielką i publicystką socjalliberalną jest prof. Magdalena Środa.
Więcej sprawiedliwości Gdy liberalizm okrzepł i zdobywał powoli Europę, coraz więcej osób zaangażowanych społecznie rozumiało, że jako ideologia traci on swój wyzwolicielski potencjał i rozbija się o własne sprzeczności. Tak właśnie powstała myśl socjalistyczna, która chciała dać szanse rozwoju tym
wszystkim warstwom społecznym, które liberalizm – choć nie w zamyśle, tylko w rzeczywistości – pozbawiał szans na rozwój. Socjalizm, zwany także myślą lewicową, dostrzegał rolę społeczności, natomiast liberalizm bardziej doceniał potencjał jednostek. Socjaliści zauważyli, że liberalna obietnica wyzwolenia jednostek może dotyczyć tak naprawdę jedynie bardziej utalentowanych, przebojowych, a czasem także bezwzględnych jednostek. Bo to one są promowane przez tzw. wolny rynek. A co z całą resztą? Socjaliści rychło podzielili się na dwa nurty. Jedni akceptowali państwo jako narzędzie reform i podporę systemu (m.in. socjaldemokraci, później także komuniści), a drudzy (anarchiści) w strukturach państwa widzieli jedno z najważniejszych zagrożeń dla jednostki i wolnych stowarzyszeń. Jedni i drudzy podejrzliwie patrzyli na prywatną własność środków produkcji, widząc w niej efekt wyzysku i grabieży. Zwykle też w mniejszym lub większym stopniu kwestionowali zasady tzw. wolnego rynku.
Sukcesy i porażki Lewica stworzyła masowe partie i razem ze związkami zawodowymi zdobyła serca znacznej części ludu i inteligencji. Już od początku XX wieku tu i ówdzie zaczęła sięgać po władzę, kompletnie zmieniając scenę polityczną, mentalność społeczną i kulturę. Tam, gdzie kontrolę zdobyła na dłużej (Skandynawia), zorganizowała nowy typ państwa i społeczeństwa, tworząc tzw. państwo dobrobytu, czyli po raz pierwszy w historii likwidując w sposób trwały powszechną biedę, która wydawała się „stanem naturalnym” większości społeczeństwa. Tam
9
gdzie na ogół nie rządziła, ale miała wielki wpływ na społeczeństwo, przez samą swoją siłę pomogła po II wojnie światowej stworzyć podobny typ państwa co w Skandynawii, tyle że zrobiony na ogół rękami centroprawicy, często nawet chadecji. Porażką zakończył się natomiast lewicowy eksperyment zapoczątkowany w Rosji, czyli kraju bardzo zacofanym i wyniszczonym przez wojny. Stworzono tam rodzaj kapitalizmu państwowego, który zamiast dobrobytu przyniósł wyzysk i rządy dyktatury. Ten sam system przeszczepiony do krajów nieco lepiej rozwiniętych i zarządzanych (Czechosłowacja) sprawdził się lepiej pod względem gospodarczym, ale nie potrafił zagwarantować wielu wolności osobistych. W końcu upadł, osłabiając przy okazji zdobycze socjalne na Zachodzie, które były możliwe także dlatego, że tamtejsze warstwy uprzywilejowane godziły się, m.in. ze strachu przed ZSRR i komunistami, na ustępstwa wobec własnych społeczeństw.
Zamiast podsumowania Jak już wspomnieliśmy, liberalizm był i pozostał na ogół nurtem dosyć elitarnym. Partie liberalne zwykle nie zdobywają więcej niż kilkanaście procent głosów, pozostając, tak jak w Niemczech, tzw. języczkiem u wagi i współrządząc na ogół z prawicą (także w Danii i Szwecji). Musimy jednak pamiętać, że zachodni liberałowie są często mentalnie na lewo od naszych lewicowców, bo u nas cała scena polityczna jest nienaturalnie przechylona na prawo. Nie są natomiast łatwe do wyjaśnienia związki, jakie łączą liberałów z neoliberalizmem, czyli fundamentalizmem wolnorynkowym. Wiele partii liberalnych, w tym liczne w Europie Wschodniej (np. uchodząca za liberalną Unia Wolności w Polsce), poparło tę szkodliwą społecznie ideologię. Lewica natomiast nie tylko w Polsce przeżywa kryzys tożsamości. Przez ostatnie 2–3 dziesięciolecia próbowała iść na kompromis ze święcącym triumfy w świecie fundamentalizmem rynkowym, aż straciła w końcu swój reformatorski, prospołeczny powab. W dobie kryzysu, gdy neoliberalizm się skompromitował, lewica nie umie odbudować swojej pozycji. Jest politycznie słaba, choć świat kultury i opinia społeczna przechyliły się ostatnio na lewo. Ma jednak pewne sukcesy – rządzi lub współrządzi od niedawna w Danii, Belgii, Irlandii i Chorwacji. Jakkolwiek oceniać liberalizm i lewicowość, obydwa te nurty mają wspólną płaszczyznę działania – są to wolności osobiste, takie jak prawa kobiet i rozmaitych mniejszości, przywiązanie do świeckości państwa oraz obrona demokracji przed autorytaryzmem i nacjonalizmem. MAREK KRAK
10
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
POD PARAGRAFEM
Wpadnij sobie… Volvo wypuściło na rynek samochód wyposażony w dodatkową poduszkę powietrzną. Jeszcze jedną? I co z tego? – zapytacie. To z tego, że jest to poduszka dla… pieszego.
Nowe autko model V40 ma bardzo dużą, poprzecznie zamontowaną poduszkę powietrzną, ukrytą na zewnątrz w przedniej maskownicy. Ustrojstwo połączone jest ze specjalnym systemem „Pedestrian Detection” (połączenie radaru, systemu kamer i komputera), który śledzi tor jazdy pod kątem tego, czy nie znajduje się na nim człowiek. Jeśli dostrzeże intruza, to zwraca uwagę kierowcy głośnym alarmem, a w razie braku reakcji z jego strony powoduje, że hamulce włączają się automatycznie. Jednak i to może nie wystarczyć, więc w momencie dotknięcia pieszego przez jeden ze specjalnych czujników uruchomiona zostaje (w ciągu trzech milisekund) poduszka powietrzna. Policzono, że szanse nieszczęśnika na przeżycie wzrastają w tym momencie o 35 procent. Zatem jeśli macie zamiar wpaść pod samochód, to zwróćcie koniecznie uwagę na jego markę. Lepiej niech to będzie volvo V40.
Słychać tykanie W wielu filmach symptomem zbliżającego się, nieuchronnego nieszczęścia jest tykanie bomby. A czy współczesne bomby już nie tykają? Otóż w pewnym sensie tykają. National Nuclear Security Administration to instytucja zajmująca się ochroną wszystkich amerykańskich militarnych zasobów atomowych. Prościej mówiąc, to oni właśnie mają słynny czerwony guzik i kody startowe rakiet z jądrowymi głowicami. No i w tym momencie należy zacząć się bać, bo szef NNSA Thomas D’Agostino wygadał się, że próby złamania zabezpieczeń jego firmy, złamania kodów i infiltracji wewnętrznej sieci komputerowej mają miejsce – UWAGA! – 10 milionów razy na dobę. Do systemu dla zabawy i satysfakcji próbują się dostać głównie hakerzy amatorzy, ale dzień w dzień odnotowuje się też cyberataki, za którymi stoją rządy różnych krajów, np. arabskich i Korei Północnej. Większość ataków załamuje się na drugim lub trzecim pierścieniu zabezpieczeń, niektóre dochodzą do piątego, ale 1 procent odbija się od „ósemki”. Pierścieni jest 10. Zabawa trwa!
Polak potrafi Spam. Któż nie zna tych niechcianych, natrętnych informacji, reklam i ogłoszeń atakujących dzień w dzień naszą pocztę. A jednak mamy w tej dziedzinie czym się pochwalić. Polska jest na „zaszczytnym” 9 miejscu wśród krajów rozsyłających po świecie największą liczbę spamów. To znad Wisły idzie w świat blisko 3 procent całego internetowego śmiecia. Wyprzedzamy i na głowę bijemy takie komputerowe potęgi jak USA, Chiny, Francję, Włochy, Niemcy, a nawet Japonię.
Pralka w kieszeni Nic prostego już nie da się wynaleźć, opatentować i zarobić na tym kokosów? Nieprawda. Nazywa się The Scrubba i została wynaleziona przez alpinistę Ashleya Newlanda. To kieszonkowa pralka, która po złożeniu nie jest większa od puszki coca-coli. W plastikowym pojemniku mieści się garść silnego detergentu i superwytrzymały worek foliowy, zapinany na szczelny zamek błyskawiczny. Porcję ciuchów wrzucamy do tego wora, dolewany 2 litry wody i ugniatamy. Pranie można nawet „odwirować”, kręcąc specjalnymi zaworami przy worku. Całość jest turystycznym hitem ostatnich miesięcy i sprzedaje się jak ciepłe bułki. Za marne 5 dolarów sztuka. Technowinki wybrał MarS
Porady prawne Problemy spadkowe Po śmierci mojej mamy ojciec sporządził u notariusza testament, w którym do spadku powołał mnie i mojego brata. Brat ożenił się i wyjechał na drugi kraniec Polski. Niedawno ojciec sporządził nowy testament, w którym jestem jedynym spadkobiercą, a brat został wydziedziczony. Czy odwołanie testamentu powoduje utratę jego skuteczności i czy jest to uzależnione od tego, czy był to testament notarialny, czy zwykły? Czy przy wydziedziczeniu brata należy się zachowek jego ewentualnym dzieciom i w jakim wymiarze? Rozrządzić swoim majątkiem na wypadek śmierci można tylko raz. Z tego powodu w przypadku pozostawienia po sobie kilku oświadczeń ostatniej woli przepisy prawne rozstrzygają o tym, które z nich jest oświadczeniem ważnym. Dlatego też ważnym elementem pisemnych oświadczeń woli jest wskazanie daty ich sporządzenia. Zasadą bowiem jest, że testament sporządzony później powoduje nieważność testamentu sporządzonego wcześniej – oczywiście jeśli ich treść nie daje się ze sobą pogodzić. W treści nowego testamentu można też wprost stwierdzić, że odwołuje się poprzedni testament w całości. Sporządzenie przez Pana tatę kolejnego testamentu unieważniło testament sporządzony wcześniej – pierwszy z nich jest traktowany, jakby go nigdy nie było, więc nie wywołuje żadnych skutków prawnych i jest nieskuteczny. Bez znaczenia pozostaje przy tym okoliczność, czy był to testament notarialny, czy sporządzony w zwykłej formie pisemnej, czyli holograficzny. Żaden z tych testamentów nie ma prawnej wyższości nad drugim – zatem testament notarialny można skutecznie odwołać zwykłym testamentem pisemnym. Odpowiadając na drugie pytanie, należy zwrócić uwagę na art. 1011 Kodeksu cywilnego, który stanowi, że zstępni wydziedziczonego zstępnego są uprawnieni do zachowku, chociażby przeżył on spadkodawcę. Oznacza to tyle, że w sytuacji, gdy Pański ojciec wydziedziczył (a więc pozbawił prawa do zachowku) w testamencie Pańskiego brata, prawo do zachowku przechodzi automatycznie na dzieci brata, i to nawet wtedy, gdy brat ten jeszcze żyje. Wymiar zachowku, bez względu na liczbę dzieci, wynosi tyle, ile przysługiwałby bratu, czyli – zgodnie z treścią art. 991 k.c. – połowę udziału, który przypadałby mu przy dziedziczeniu ustawowym, a w sytuacji gdyby brat był trwale niezdolny do pracy – 2/3 udziału spadkowego (teoretycznie dotyczyłoby to także sytuacji, gdyby brat był osobą małoletnią).
Umowa przez telefon
Dodatkowe obowiązki
Zadzwoniła do mnie Pani, oferując zawarcie umowy ubezpieczenia. Miał to być dodatek do usług operatora komórkowego. Zgodziłem się. Z mojego rachunku zaczęto w efekcie pobierać wyższe opłaty, bo do rachunku telefonicznego dochodzi koszt tego ubezpieczenia. Po przeanalizowaniu sytuacji chciałbym jednak zrezygnować z tej usługi. W jaki sposób mogę to zrobić? Nie mam nawet żadnych dokumentów potwierdzających, że zawarłem jakąś umowę. Umowa zawierana przez telefon jest jedną z form umów zawieranych na odległość. Umowy takie uregulowane są w ustawie o ochronie niektórych praw konsumentów oraz o odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny. Zgodnie z treścią art. 7 ww. ustawy konsument, który zawarł taką umowę, może od niej odstąpić i to bez podania przyczyn swojej decyzji. Ma na to 10 dni od momentu zawarcia umowy lub przesłania zamówionej rzeczy. Należy jednak pamiętać, że najważniejsze informacje dotyczące umowy powinny zostać przez przedsiębiorcę potwierdzone na piśmie. Jeśli klient takiego potwierdzenia nie otrzyma, ma prawo odstąpić od umowy w ciągu 3 miesięcy. Jeżeli jednak w ciągu tych 3 miesięcy przysłane zostanie takie pisemne potwierdzenie, termin automatycznie skraca się do 10 dni od momentu jego otrzymania. Odstąpienie następuje przez złożenie stosowanego oświadczenia na piśmie. I tu trzeba pamiętać, że w sytuacji, gdy strony nie umówiły się inaczej, prawo odstąpienia od umowy zawartej na odległość nie przysługuje konsumentowi w wypadkach: 1) świadczenia usług rozpoczętego za zgodą konsumenta przed upływem terminu, o którym mowa w art. 7 ust. 1; 2) dotyczących nagrań audialnych i wizualnych oraz zapisanych na informatycznych nośnikach danych po usunięciu przez konsumenta ich oryginalnego opakowania; 3) umów dotyczących świadczeń, za które cena lub wynagrodzenie zależy wyłącznie od ruchu cen na rynku finansowym; 4) świadczeń o właściwościach określonych przez konsumenta w złożonym przez niego zamówieniu lub ściśle związanych z jego osobą; 5) świadczeń, które z uwagi na ich charakter nie mogą zostać zwrócone lub których przedmiot ulega szybkiemu zepsuciu; 6) dostarczania prasy; 7) usług w zakresie gier hazardowych. W momencie odstąpienia umowa uważana jest za niezawartą, a konsument jest zwolniony z wszelkich zobowiązań.
Pracuję w pewnej prywatnej firmie. Mój szef często wymaga ode mnie, żebym wykonywał dla niego jakieś dodatkowe zadania, całkowicie niezwiązane z moim stanowiskiem, a czasami wręcz niezwiązane z działalnością samej firmy (np. przywiezienie dziecka z zajęć pozaszkolnych). Początkowo tolerowałem te polecenia, jednakże nie czuję się z tym dobrze. Czy mogę się sprzeciwić takim poleceniom i czy nie grozi mi za to jakaś sankcja, włącznie ze zwolnieniem? Zakres obowiązków pracownika ustalany jest w umowie o pracę. Oczywiście nie sposób w niej wymienić wszystkich zadań, jakie mają ciążyć na zatrudnionym. Z tego powodu zakres zadań jest zazwyczaj uszczegółowiony w dokumencie określanym „zakresem obowiązków”. Rodzaj wymienionych tam obowiązków nie może oczywiście odbiegać od rodzaju wykonywanej pracy i stanowiska, na którym pracownik został zatrudniony. Pracodawcy często zawierają w takim dokumencie punkt, który obliguje pracownika do wykonywania „wszelkich innych poleceń pracodawcy”. Wszelkie niedookreślone sformułowania należy interpretować na korzyść pracownika. Zatem pracodawca nie może wymagać od swego podwładnego realizacji zadań, które nie są związane z jego typowymi obowiązkami wynikającymi z zatrudnienia. Wynika to również z treści art. 100 Kodeksu pracy. W par. 1 tego przepisu mówi się o tym, że pracownik obowiązany jest wykonywać pracę sumiennie i starannie oraz stosować się do poleceń przełożonych, które dotyczą pracy, jeżeli nie są one sprzeczne z przepisami prawa lub umowy o pracę. Z odmową wykonania polecenia niespełniającego tego kryterium nie mogą się wiązać żadne negatywne konsekwencje. W przypadku wątpliwości co do charakteru polecenia warto poprosić pracodawcę o wydanie polecenia na piśmie. W przypadku wypowiedzenia umowy o pracę lub rozwiązania umowy bez wypowiedzenia przysługuje pracownikowi skarga do sądu. Pracodawca będzie musiał dowieść przed sądem, że rozwiązanie nastąpiło z uzasadnionych przyczyn. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
POD PARAGRAFEM
Z
daniem socjologów politycy, urzędnicy, policjanci i prokuratorzy nie potrafią się wyrwać spod ograniczeń, jakie narzucają im liczne społeczne stereotypy dotyczące gwałtów. Margaret Lazarus, profesor psychologii społecznej (USA), w opracowaniu dotyczącym tego tematu wyjaśnia, że stereotypy tworzą specyficzną „kulturę gwałtu”. Przemoc stanowi tu jeden z normalnych elementów życia społecznego, a wykorzystują to także popularne gry komputerowe, filmy, kampanie reklamowe i polityczne. Z „kulturą gwałtu” wiąże się także podwójna społeczna moralność. Z badań psycholog Agnieszki Czapczyńskiej (Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia) wynika, że większość z nas traktuje gwałt jako czyn „szczególnie naganny”, a jednocześnie przymyka oczy na „liczne (…) akty naruszania przestrzeni intymnej kobiet (wulgarne grafiki, animacje komputerowe), w tym na gwałty w małżeństwie”. Specjaliści od psychologii społecznej takie postawy tłumaczą ugruntowaną w katolicyzmie rolą kobiety w małżeństwie i jej obowiązkami wobec męża – pana i właściciela. Ten ma prawo egzekwować swoje prawa – w tym współżycie seksualne – nie tylko biciem, ale także szantażem psychicznym (odebranie dzieci) lub ekonomicznym (pozbawienie środków finansowych). Sprawcy tych napaści są zazwyczaj bezkarni. Ich ofiary boją się o tym mówić. Z badań Fundacji Feminoteka wynika też, że znaczna część pracowników ośrodków pomocy społecznej nadal wierzy w kłamstwo, że małżeński gwałt niesie za sobą mniejsze obciążenia psychiczne niż ten dokonany przez obcego mężczyznę. Nauka już dawno temu zaprzeczyła.
Mit kusicielki Do szczególnie groźnych mitów dotyczących gwałtów eksperci zaliczają sytuacje, kiedy ofiarę traktuje się jako osobę, która sama jest sobie winna. Zdaniem kulturoznawców jego siła wynika z zakorzenienia w świadomości społecznej biblijnej opowieści o kuszeniu Adama przez Ewę. Jej przekaz jest prosty: to kobieta uwiodła mężczyznę i skłoniła go do „grzechu”. Sprawcy napaści na tle seksualnym zazwyczaj usprawiedliwiają swoje działanie tym, że ofiara była wyzywająco ubrana lub siedziała sama przy barze, że zachowywała się prowokująco i w ten sposób wywołała tak silne pobudzenie sprawcy, że nie mógł opanować irracjonalnej żądzy. Zdaniem polskiej seksuolożki Alicji Długołęckiej popularność tej tezy bierze się z siły opowieści o „kobietach madonnach” i „kobietach ladacznicach”. Te pierwsze nie dają się nawet dotknąć, a te drugie są „łatwe” i właściwie same się o to
Gwałt na sprawiedliwości Niskie kary dla sprawców, procedura śledztw i procesów sądowych upokarzająca dla ofiar, fikcja pomocy ze strony urzędów – z tym wszystkim muszą się w Polsce zmierzyć ofiary zgwałceń. proszą”. Wzmacnia je przekonanie, że „kobieta nie ma prawa do wytyczania bliskości relacji”, a randka to wymiana usług: mężczyzna zaprasza i płaci, a kobieta oferuje seks. O sile tego stereotypu mogą świadczyć badania studentów Uniwersytetu Kalifornijskiego. W 2008 roku ponad połowa przepytanych przez profesor socjologii Andree Parrot nie widziała nic niewłaściwego w użyciu przemocy, jeśli dziewczyna wcześniej zgodziła się na seks, a potem zmieniła zdanie. Dla 40 procent studentów było oczywiste, że chłopak, który wydał na randce dużo pieniędzy, ma prawo wymusić zbliżenie. Być może jest to grupa, która traktuje gwałt jako „normalną formę aktywności seksualnej”. Według Czapczyńskiej to przekonanie wzmacniają media, które pokazują „intymność w sposób przesycony przemocą wobec kobiet”. W opinii społecznej powstaje więc kłamliwy obraz – „gwałt sprawia ofierze przyjemność i podnieca ją erotycznie”…
Upokorzone Z dowolnego podręcznika psychologii społecznej możemy się dowiedzieć, że jego ofiary dotyka jeden z najsilniejszych zespołów stresu pourazowego. Trauma napaści seksualnej może się za nimi ciągnąć latami. Z opracowania Gillianda Burla i Jamesa Richarda, amerykańskich profesorów psychologii,
wynika, że na początku ofiara pod wpływem stereotypów społecznych uznaje, że sama jest sobie winna. Badane mówiły o tym tak: „Powinnam to przewidzieć”, „Zachowałam się jak naiwna idiotka”… To przekonanie często wzmacniają najbliżsi oraz policjanci badający sprawę, pogłębiając uraz psychiczny. Ofiary zaczynają w efekcie unikać kontaktu z innymi ludźmi. Spokój zapewnia im alkohol i inne używki, które pomagają wymazać z pamięci natarczywe, nawracające wspomnienia związane z gwałtem. Jedna z ofiar, która trafiła do stołecznej placówki Niebieskiej Linii, mówiła o tym tak: „Byłam zgwałcona dwukrotnie. Raz, jak miałam 15 lat – przez mojego brata ciotecznego, drugi raz, jak miałam 19 lat – przez chłopaków, gdy wracałam od przyjaciółki (…). Do tej pory pamiętam te sceny. Gdy chcieliśmy się kochać z moim mężem, widziałam ich twarze. Moja pamięć odtwarza te koszmarne sceny, czuję zapach ich potu, słyszę własne krzyki”. Ofiarom przytrafiają się także tak zwane epizody flashback, czyli nagłe uczucie, że napaść ma znowu miejsce. Obejmują one wszystkie rodzaje halucynacji i omamów powodujących oderwanie od rzeczywistości. Wywołać je mogą najróżniejsze rzeczy. Towarzyszą im ataki paniki i ciągłe wynajdywanie zagrożeń. Ofiary tracą przy tym zainteresowanie ważnymi sprawami – szkołą, pracą zawodową. Opanowuje je emocjonalny
dystans wobec innych ludzi oraz poczucie braku perspektyw. Jedna z internautek pisała: „Czuję się, jakby ktoś wyłączył (...) akumulator. Nie chce mi się nic – ubrać, pomalować, uczyć. Gdybym mogła, tobym leżała i patrzyła w sufit. W końcu wszelka praca nie ma sensu…”. Zgwałcona matka małego dziecka opowiada, że po napaści wszystko się dla niej skończyło. „Nie mam nadziei na nic dobrego w moim życiu. Jem, śpię, opiekuję się moim dzieckiem, ale nic nie czuję. Jakbym była w środku martwa. Nie czuję smutku ani radości. Jestem zupełnie pusta”. Czasem ofiary tłumią nawracające wspomnienia poprzez samookaleczenia. Cierpią także na anoreksję albo bulimię. Na szybką i profesjonalną bezpłatną pomoc psychologiczną nie mają szans, bo NFZ wykupuje bardzo skromną liczbę porad psychologicznych. W większości województw limit bezpłatnych sesji wyczerpał się… już w styczniu. I tak jest od lat. Komercyjne wizyty są drogie, a i tak do dobrych terapeutów trzeba się zapisywać z wielotygodniowym wyprzedzeniem.
Urzędnicy nie widzą problemu Czasem następstwem gwałtu jest ciąża. Na jej przerwanie zezwala obowiązująca w Polsce ustawa antyaborcyjna. Ów przepis bywa jednak nieużyteczny, bo funkcjonariusze państwowi (prokuratorzy, policjanci) opóźniają wydawanie stosownych zaświadczeń, powodując, że mija okres, w którym można bezpiecznie dokonać zabiegu. Ofiary skarżą się również na przedmiotowe traktowanie przez policjantów, prokuratorów i sędziów. W archiwum
11
Fundacji Feminoteka znaleźliśmy takie oto relacje napadniętych: „Pani sędzia traktowała mnie jak – za przeproszeniem – prostytutkę, była bardzo opryskliwa, próbowała wręcz wmówić mi, że sama tego chciałam, że na pewno byłam prowokacyjnie ubrana (…)”; „Funkcjonariusz sugerował niewnoszenie sprawy, argumentując, że ponieważ nie było żadnych świadków zdarzenia, policja nie ma podstawy do przyjęcia zgłoszenia oraz wszczęcia postępowania karnego”; „Przesłuchanie skończyło się o drugiej w nocy. Kiedy poprosiłam o odwiezienie do domu, wręczono mi wizytówkę korporacji taksówkarskiej”. Zdaniem psychologów traumę ofiar gwałtów zwiększają źle zredagowane i niespójne przepisy prawa. Nie wiadomo, dlaczego zmusza się ofiary do odrębnego opowiadania o napaści na różnych etapach postępowania (policja, prokuratura, sąd). Zdaniem ekspertów Feminoteki obowiązujące prawo przyczynia się do rezygnacji większości ofiar z informowania policji o gwałcie. Rocznie zdarza się 7000–20 000 napaści na tle seksualnym. Na zgłoszenie się na policję decyduje się 20–30 proc. poszkodowanych. Reszta milczy. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że wpływają na to także skandaliczne niskie kary, na jakie skazywani są seksualni oprawcy. W przypadku gwałtu zbiorowego przeciętny wyrok to 3 lata więzienia, choć Kodeks karny przewiduje za to przestępstwo karę do 12 lat pozbawienia wolności. Co ciekawe, już w 2009 roku Elżbieta Radziszewska – ówczesna pełnomocnik rządu ds. spraw równego traktowania – obiecała zmiany odpowiednich przepisów oraz znaczącą poprawę w zakresie pomocy psychologicznej dla ofiar gwałtu. Plan jak dotąd pozostał tylko planem. Jedną z przyczyn jest brak koordynacji i współpracy pomiędzy policją, prokuraturą, sądami, szpitalami oraz ośrodkami pomocy społecznej. Usprawiedliwieniem takiego postępowania ma być brak pieniędzy. Zdaniem ekspertów w wielu przypadkach wystarczy dobra wola szefów różnych instytucji. Działacze świeckich organizacji społecznych z konieczności próbują wyręczać państwo i nawet bez hojnych budżetowych dotacji prowadzą telefony zaufania dla ofiar, budują sieci poradni psychologicznych, szkolą policjantów i prokuratorów. Ginekolog Grzegorz Południewski z Towarzystwa Rozwoju Rodziny przygotował podręcznik dla lekarzy, do których trafiają ofiary gwałtów. Pracę medyków miał ułatwić specjalny pakiet zawierający między innymi probówki do pobrania wymazów, pojemniki na inne ślady oraz tabletkę antykoncepcji awaryjnej. Od 6 lat urzędnicy Ministerstwa Zdrowia zastanawiają się nad zakupem stu tysięcy takich pakietów za kwotę 10 milionów złotych. MiC
12
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
„FiM”: – Jeżeli nam, antyklerykałom z „FiM”, podczas Twojego autorskiego programu „Krzywe zwierciadło” często opadają szczęki, to co dopiero mówić o tak zwanym przeciętnym odbiorcy? Co mówić o księdzu plebanie czy o jego biskupie? Ci jak nic dostają dyspepsji. Na sam Twój widok. Nie przekraczasz cienkiej czerwonej linii? Kuba Wątły: – Jeśli nawet, to cały pic polega na tym, że ta linia nie jest wyznaczona przez interes Superstacji, tylko przez jakiś rodzaj dobrego smaku. Ona jest ruchoma, nie chcę jej całkiem przekraczać, bo pewne żarty przestają wtedy być śmieszne. Nawet stają się żałosne. Zabawa polega na tym, żeby czasem wystawić za tę linię jedną nogę. Całkowite przekraczanie tej granicy zazwyczaj mnie nie bawi. – A prezesa Twojej stacji bawi? Jak często dostajesz opiernicz? Jak często słyszysz: „Od jutra trzy kroki w tył!”? – Jako człowiek jestem niesterowalny. Nie można włożyć mi w tyłek wtyczki, na końcu której będzie manetka do sterowania moją osobą. Identycznie wygląda kwestia „Krzywego zwierciadła” i mojego w nim udziału. Z prezesem stacji mamy układ i obaj doskonale wiemy, gdzie jest owa cienka, czerwona linia, o której mówicie. Tutaj nie ma żadnego lizodupstwa z mojej strony. Prezes jakoś nie boi się wrzaskliwej reakcji mainstreamu, fali krytyki i chwała mu za to. Wspólnie wyznaczyliśmy sobie pewne granice. Dość płynne, co sprawia, że program jest taki, jaki jest, i otrzymuje coraz bardziej pozytywne opinie od odbiorców. Jest też taki, a nie inny, bo ja sam dobrze się w nim bawię. – Ciekawe, czy będziesz się dobrze bawił, jak „prawdziwi” Polacy znajdą sobie drugie Campo di Fiori – powiedzmy na warszawskim rynku Starego Miasta – i spalą Cię jak Giordana Bruna. – Ależ bardzo na to liczę! Miałoby to w końcu może jakiś społeczny wydźwięk. Bo na razie oczywistością jest, że setki tysięcy ludzi zgadzają się z moimi antyklerykalnymi poglądami, że podzielają je, ale póki co, niestety, niczego to nie zmienia. Przydałoby się wobec tego jakieś wbicie noża między żebra. – Ale to będą Twoje żebra! – Marzę sobie, że mogliby mnie dorwać na przykład kibole albo „Moher Corps”, od których dostałbym parę razy lagą, i wylądowałbym w stanie ciężkim w szpitalu. To naprawdę przydałoby się z promocyjnego dla sprawy antyklerykalizmu punktu widzenia. Jednak na razie widać, że nie ma na to większej nadziei, bo nasze społeczeństwo jest na tyle miłosierne, do tego stopnia wychowane w duchu chrześcijańskim, że przemocy nie stosuje – poza Jasną Górą i poza corocznymi pielgrzymkami Radia Maryja, gdzie w sposób fachowy bije się dziennikarzy.
Jakub Mocarny Kiedyś, po 10 kwietnia, nieopatrznie zatrzymałem się przed tym sławetnym krzyżem. Zostałem natychmiast rozpoznany i w ułamku sekundy otoczony. Ci ludzie oblegli mnie tak ściśle, że dotykali mojego ciała swoimi klatkami piersiowymi. Nie, nie było tam 20-letnich
ludzi w moim otoczeniu, którzy są prawdziwymi katolikami, a nie pieniaczami, łobuzami i nacjonalistami. Niewielu jest prawicowych polityków, którzy mają mój szacunek. Ma go Marek Jurek. Gdyby prawica w Polsce była zdrowa, to jedyną osobą, która powinna stać na jej
Senny koszmar arcybiskupa, Naczelny Lucyfer Kraju, gwiazda Superstacji i polskiego niezależnego dziennikarstwa… Panie i Panowie: Kuba Wątły! blondynek z biustem 4. Wtedy zdałem sobie sprawę, że gdybym został ugodzony nożem, to tłum rozbiegłby się, a rzecz cała zostałaby nazwana prowokacją, bo przecież sam się mogłem dźgnąć. I na pewno dźgnąłem. Ludzie, którzy mnie wówczas otoczyli, mieli w rękach krzyże, różańce, obrazki z wizerunkiem Matki Boskiej albo Lecha i Marii Kaczyńskich, a takich epitetów, jakie usłyszałem z ich ust pod swoim adresem, nie słyszałem nigdy. I przez to jakoś moralnie nie mogę połączyć tych ludzi z krzyżami i różańcami. Z łaskawym Bogiem, do którego się modlą. – Co krzyczeli? – „Ty skurwysynu, żebyś zdechł!” i inne takie przyjemne, wzniosłe modlitwy. Jak mam ich uważać za dobrych ludzi? Jak widzę katolików z krzyżami, to nawet chciałbym ich szanować, a tak naprawdę na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć
czele, byłby on. Facet, który jest stały i prawdziwy w swoich poglądach. Kompletnie różnych niż moje, ale przecież godnych szacunku. – Wróćmy do „Krzywego zwierciadła” – przyznaj się, na ile program jest improwizowany, a na ile idzie na żywioł… – Zaplanowane są tylko tematy. Wnioski pojawiają się na żywo, podczas trwania programu. Nikt niczego nie udaje, a rozmowy w studiu są całkowicie autentyczne. – No tak… Tylko że w słuchaweczce tkwiącej w uchu co chwila słyszysz podpowiedzi wydawcy, a na monitorze – polecenia szefa. – Nic podobnego. Jestem jednym z niewielu dziennikarzy, jeśli nie jedynym w tym kraju, który prowadzi program bez słuchawek i bez promptera. Sztandarowym przykładem, jaki przytaczam w tej sytuacji, są nagrody przyznawane dziennikarzom.
Nie wiem, czy zauważyliście, ale co roku taką telewizyjną nagrodę otrzymuje nie dziennikarz, tylko czytacz. Tak ich nazwijmy – CZYTACZE! Bo to nie są dziennikarze – to ludzie, którzy mają słuchawki w uszach i komputer przed sobą. Proponowałbym zmienić nazwę z „Dziennikarza Roku” na „Czytacza Roku”. Wtedy miałoby to jakiś większy sens. Gdyby jednak te nagrody były przyznawane zgodnie z ideą, która powinna być tu nadrzędna, to wy (dziennikarze „Faktów i Mitów”), ja, koledzy z „Nie” takie nagrody byśmy dostawali, bo to, co my robimy, to jest właśnie prawdziwe dziennikarstwo. Natomiast to, co robią media mainstreamowe, na przykład TVN 24, czyli najbardziej rozmodlona telewizja w Polsce, paradoksalnie bardziej rozmodlona niż Telewizja Trwam, dziennikarstwem nie jest. – Vide redaktor Kolenda-Zaleska? – Bez dwóch zdań. Od dawna pielęgnuję w sobie świadomość, że tylko dzięki tej pani jeszcze nie zacząłem ćpać i pić wódki, bo ta niewiasta najwyraźniej uważa, że jest sumieniem całego narodu, więc zapewne także i moim sumieniem. No więc ja jej za to serdecznie dziękuję. – Czy „Krzywe zwierciadło” specjalnie jest nadawane tuż po 20.00 – w paśmie „Kropki nad i”? Podobno coraz bardziej udanie, jeśli chodzi o tak zwaną oglądalność, konkuruje z Olejnik…
– Trzeba o to spytać prezesa, aczkolwiek Monika Olejnik nie jest dla mnie żadną konkurencją, bo od lat jest coraz bardziej nudna – jeśli w jej przypadku „coraz bardziej” jest w ogóle możliwe. Poziom jej „Kropki” jest dziś dużo niższy w odniesieniu do tego, co było jeszcze pięć lat temu, i oscyluje pomiędzy dnem a kolorowym szmatławcem. Kiedyś była o niebo lepsza. – Dlaczego media mainstreamu, w tym paradoksalnie Monika Olejnik, tak lubują się w rozliczaniu stanu wojennego? – Bo to jest modne i będzie modne, dopóki żyje Generał. Choć nawet jak przestanie oddychać, czego mu absolutnie nie życzę, to będzie kolejny powód, żeby organizować kretyńskie neonazistowskie wiece nad jego grobem, oszczać go, opluć… – …oblać farbą… – Tak. Polityczni gnoje są z tego znani. Gdybym ja był na ich miejscu i cokolwiek oblewał farbą, to bym się pod tym podpisał. Albo, gnojki, robicie to honorowo, trzymając wysoko swoje łyse głowy, albo to jest zwykłe zestrachane gówniarstwo. – Oni nigdy się nie podpisywali i nigdy nie podpiszą. – Wiecie dlaczego? Tutaj nie ma żadnych górnolotnych teorii. Tamta strona sceny politycznej nie jest po prostu wyedukowana nawet na elementarnym poziomie. Nie
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r. potrafi pisać. Potrafi za to malować po tych murach i nagrobkach. – Za to ta strona, która pisać jednak potrafi, trzęsie portkami ze strachu. – I właśnie to jest największa pretensja, jaką od dawna mam do lewicy. Przykładem są programy w telewizji publicznej. Jakkolwiek wysoki będzie stopień plucia prawicy na lewicę w telewizji za publiczne pieniądze, to nigdy nie pojawi się lewicowa produkcja, która chociaż w dziesięciu procentach będzie w stanie odpowiedzieć na to, co dzieje się po drugiej stronie. – Może to kwestia kultury, dobrego smaku? – Może… Wyznaję jednak jedną prostą zasadę: z draniem i z chamem się nie dyskutuje, ale z drugiej strony, kiedy ktoś wylewa na mnie wiadro pomyj, to jeżeli mu nie odpowiem, on wyleje drugie, bo moja reakcja jest dla niego przyzwoleniem. Jeśli oddam mu i w odwecie ja wyleję na niego kubeł fekaliów, to niczego tym nie osiągnę. Dla mnie oczywiste jest, że jeśli ktoś wylewa na mnie wiadro gówna, to ja muszę wylać na niego cysternę! – Czy wobec tego nie cierpisz, podobnie jak my, na tak zwany syndrom milczenia, syndrom niesłyszalności? Kiedyś doprowadzałeś do białej gorączki katolickie media, a kiedy zobaczyły, że łatwo z Tobą nie wygrają albo nawet nie wygrają w ogóle, to zamilkły i starają się kompletnie Ciebie nie zauważać. – To jest normalny proces. Z jednej strony niby nie zauważają, a z drugiej – ślą do rozlicznych organów ścigania donosy na mnie i mój program. Tych donosów jest bardzo dużo. Ale reakcja prokuratury to dowód na to, że mimo wszystko coś się w tym kraju zmienia. Prokuratorzy nie podejmują z urzędu prowadzenia spraw, uzasadniając ten krok nie tyle wolnością słowa, co prawem do wygłaszania własnych poglądów w niezależnych mediach funkcjonujących w państwie prawa. – Ci donosiciele twierdzą, że obrażasz ich uczucia. Konkretnie religijne. – Jest na przykład taki facet – lekarz. Dojechawszy do broczącej krwią ofiary wypadku, najpierw modli się za poszkodowanego, a dopiero później zaczyna go reanimować. Prowadzi nawet swoją stronę internetową. Bez przerwy do nas pisze albo dzwoni, a jak dzwoni, to płacze do słuchawki. A jak przestaje płakać, to pisze donosy do prokuratury. Jest po prostu genetycznym popaprańcem i osobą dla mnie niezastąpioną. Nie on jeden. Ale wciąż ich mało! Najśmieszniejsze jest to, że owo „obrażanie uczuć” dotyczy tego, że otwarcie mówię o księżach katolickich jako o pedofilach. A co? Nie są nimi? Myślę, że dziecko, widząc kogoś z białym prostokącikiem na szyi, musi
traktować go jako potencjalnego sprawcę aktu przemocy seksualnej w wersji najbardziej odrażającej, bo nakierowanej na bezbronną osobę, jaką jest dziecko. To jest rzecz bezdyskusyjna. Dopóki Kościół katolicki nie ujawni, jaka jest skala pedofilii w jego szeregach, a przecież nie zrobi tego nigdy, to reakcją obronną jest stwierdzenie, że każdy ksiądz jest jak najbardziej podejrzany. To zupełnie normalna reakcja. Dodatkowo ja – komentator – jeśli nie mam konkretnych danych na temat skali pedofilii, to wolę chuchać na zimne i ostrzegać rodziców, a za ich pośrednictwem dzieci, że każdy przedstawiciel Kościoła katolickiego z koloratką na szyi może być potencjalnym pedofilem. – Jednak opowiadasz o tych trudnych problemach, przywdziewając frygijską czapkę satyry. – Owszem. Mój program nie mógłby funkcjonować jako poważny i opiniotwórczy, ponieważ nie tak wygląda opiniotwórcze dziennikarstwo w Polsce. Ono… To „prawdziwe dziennikarstwo” musi być z definicji naznaczone piętnem krwi, zdrady narodowej, interesu narodowego, czyli jak najgorzej pojmowanego patriotyzmu, który jest niczym innym jak skrajnym nacjonalizmem w polskim wydaniu. Czasami przybiera wszelkie znamiona faszyzmu. – W ten sposób dla wszystkich myślących inaczej, czyli „źle”, słowo „patriotyzm” stało się podejrzane. – Owszem. Bo to słowo zostało zdefiniowane i zawłaszczone przez prawicowe ośrodki władzy. Ja na przykład jestem przez te ośrodki sytuowany na pozycji żydowskiego psiego ścierwa. Mam pełną świadomość, że dla nich jestem nie-Polakiem, ale jakoś specjalnie nie cierpię z tego powodu. Zresztą jeśli miałbym być takim kołtuńskim, kmiotowatym, a w pewnych sytuacjach wręcz śmieciowatym Polakiem jak ci, którzy takie poglądy głoszą, to wolę pozostać nie-Polakiem. – Co się zatem, nie-Polaku, jeszcze ciekawego w Polsce stanie? – Będzie coraz lepiej. Nie żartuję. Na razie musimy wziąć pod uwagę dwieście lat zaborów, I i II wojnę światową oraz 50 lat tego, co było. My naprawdę mamy przetrącony kręgosłup i dopiero zbieramy się jako państwowość, a to ostatnie 20 lat to jest nic. Każda państwowość, która się tworzy, patrząc chociażby na kraje byłej Jugosławii, przechodzi przez etap źle pojmowanego patriotyzmu, nacjonalizmu, a nawet szowinizmu. To wszystko musi się „uleżeć”, ta nieufność wobec otaczającego nas „wrogiego” świata. Myślę, że musimy to wytrzymywać przez kolejne 20 lat. Po tym czasie powinno być lepiej. Robiąc to, co robię, i patrząc na to, co wy robicie, chciałbym, aby ta przemiana trwała krócej, żeby to przewartościowanie odbyło się szybciej.
ZAMIAST SPOWIEDZI – Nic na to nie wskazuje. Byliśmy ostatnio na pielgrzymce Radia Maryja… – Patrząc na te pielgrzymki, na uczestniczących w nich niekiedy młodych ludzi, marzę, aby wokół tej nacjonalistyczno-faszyzującej ideologii robiło się coraz bardziej pusto. Wobec tego nie można przejść obojętnie przed tysiącami, które bronią Telewizji Trwam. Osobiście nie zgadzam się z lewicowymi politykami, którzy – cholera wie po co – stają murem za mediami Rydzyka.
– Jesteś wierzący? – Tak, jestem. Czuję się bezpieczny, wierząc w to, że poza tym fajnym i cudownym światem, który – niestety – bywa śmierdzący, jest ktoś wyżej, kto jest do tego wszystkiego zdystansowany. Nie potrafię tego nazwać. Dla jednych jest to Bóg, dla innych – opatrzność albo przeznaczenie. – Czyli strach przed przekroczeniem smugi cienia? – Kurczę… Coś tam po drugiej stronie musi być. Przecież i ja, i wy
– Mówią, że chodzi o szeroko rozumianą wolność. – Nieprawda! Jeśli jestem za wolnością, to niech sobie Telewizja Trwam sama radzi. Nie mam zamiaru w imię wolności ułatwiać Rydzykowi dostępu do multipleksu, występować irracjonalnie w obronie Trwam. Bo wolność oznacza równość, a nie uległość i serwilizm. – „Krzywe zwierciadło”, „Nie”, „Fakty i Mity”… Za nami pójdą inne media? – Nie sądzę. Myśl zdrowolewicowa, a taka jest, czy raczej powinna być, w każdym człowieku, jest naturalnym światopoglądem. Jednak mainstreamowe media pod wpływem niewiarygodnych i kłamliwych statystyk – typu 95 proc. katolików w Polsce – nie mogą być inne. Będą rozmodlone (choć niektóre dla fasonu starają się sprawić inne wrażenie), bo to się ich zdaniem opłaca. Bo ich widzowie wierzą w te łajdackie statystyki. To wszystko jest obliczone na kalkulatorze. Ale ja taki nie będę i wy tacy nie jesteście. Jestem antyklerykałem nie z tego powodu, że chwilowo jest on modny, czyli lukratywny. Jestem antyklerykałem, ponieważ wierzę, że antyklerykalizm jest jedną z dróg do znormalnienia procesu funkcjonowania tego państwa. I jest jedynym możliwym sposobem myślenia dla prawdziwie i zdrowo niepodległego państwa.
jesteśmy zbyt wartościowymi jednostkami, żeby zemrzeć zwyczajnie jak jakiś prawicowy ultrafaszystowski krzykacz (śmiech). To po nim może nic nie zostać, po nas musi. MUSI! – Czy w Polsce wybuchnie skandal pedofilski w Kościele? Czy raczej nie, bo polscy księża są porządni? – Polscy księża nie są, nigdy nie byli i nie będą porządni. Przykładem jest tzw. Kościół narodowy po II wojnie światowej. Kościół polski jest złą instytucją, zepsutą do szpiku kości. Są w jego strukturach księża uczciwi, zrównoważeni, którzy nie są pedofilami, jednak już przez sam fakt funkcjonowania w Kościele współodpowiadają za jego zło. Gdybym był osobą wierzącą w idee głoszone przez kościół instytucjonalny, to powiedziałbym, że Kościół katolicki jest ekspozyturą szatana na ziemi. Mówi się, że szatan ma zejść na ziemię, ale on już dawno na nią zszedł. Szatan, choć wolę nazwę „zinstytucjonalizowane zło”, to nic innego jak „Kościół katolicki” – jedna z najbardziej zepsutych instytucji cywilizowanego świata. – W Irlandii pojawił się jednak przyzwoity ksiądz, który z własnej woli poszedł na policję i opowiedział o przestępstwach seksualnych swoich kolegów. To był kamyczek, który poruszył lawinę. – W polskim zaściankowym Kościele nic podobnego nie nastąpi.
13
Tu argumentem może być jedynie presja. Nic się nie zmieni, jeśli nie zaczniemy wywierać zmasowanej i silnej presji na hipokrytów, zboczeńców i oszustów w sutannach. Jedynym argumentem w walce z Kościołem jest siła rozumiana jako przemyślane, merytoryczne i planowe odcięcie Kościoła katolickiego od struktur państwa. Jego przeciwnik musi być silny. – Czy Ty, czy my nie jesteśmy w tej batalii trochę za mali? – Nie jesteśmy! Pod warunkiem że będziemy robić to, co robimy, jeszcze lepiej. Niech „Fakty i Mity” czytają nie dziesiątki tysięcy, a miliony. Wtedy w końcu coś się zmieni. Na razie ludzie się boją. Przynajmniej połowa ludzi, którzy zaczepiają mnie na ulicy, natychmiast przybiera maskę tajemniczości, jakby robili coś nielegalnego. Nerwowo rozglądając się na boki, mówią szeptem. A jednak mówią: „Panie redaktorze, tak trzymać!”. – Zatem, Panie redaktorze… Tak trzymać! – Zatem, panowie redaktorzy… Tak trzymać! Rozmawiali: MAREK SZENBORN ARIEL KOWALCZYK REKLAMA
14
B
PIERWSZY POLSKI ATEISTA
iskup Załuski – naoczny świadek i kronikarz kaźni – był wielce ukontentowany: dokładnie takiej właśnie kary domagał się „w imieniu Najświętszego Kościoła Chrystusowego” dla „najohydniejszego zbrodniarza w dziejach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej”. Nie mniej zadowolony z wyroku musiał też być biskup poznański Jan Stanisław Witwicki, który najpierw ze łzami w oczach w imieniu Boga błagał więźnia, aby ten się przed nim wyspowiadał, a później – w imieniu tego samego Boga – całość spowiedzi przed sądem ujawnił. Kim był Kazimierz Łyszczyński? Jaką myśl niosło jego przesłanie, które dla polskiego Kościoła było bardziej niebezpieczne niż szwedzki potop? ~ ~ ~ Urodził się 4 marca 1634 roku w Łyszowicach w bogatej rodzinie ziemiańskiej. O jego życiu osobistym wiadomo niewiele. W roku 1666 ożenił się z Jadwigą Żelichowską, z którą miał córkę. Fakt ożenku był w życiu Łyszczyńskiego pierwszym skandalem na skalę ogólnopolską, bowiem ślub wziął bezpośrednio po zrzuceniu zakonnego habitu i wystąpieniu (po ośmiu latach) z zakonu jezuitów. Pierwsza część życia Łyszczyńskiego przypadła na okres licznych zawieruch wojennych, jakie nawiedzały ówczesną Rzeczpospolitą. W roku 1654 car Aleksy najechał Polskę i zajął Wielkie Księstwo Litewskie oraz Ukrainę. Rok później pod wodzą króla Karola X Gustawa do Polski wkroczyły wojska szwedzkie, zajmując niemal cały kraj, a dwa lata później Jerzy II Rakoczy, książę siedmiogrodzki, wyprowadził przeciwko Polsce wojska węgierskie. Piszemy o tym z tego ważnego powodu, że w archiwach państwowych Białorusi zachował się ciekawy dokument podpisany przez samego Jana II Sobieskiego. Król, mianując Łyszczyńskiego podsędkiem (sędzią) brzeskim, pisze, że to zaszczytne stanowisko składa w ręce osoby wielce zasłużonej dla ojczyzny. W piśmie czytamy m.in.: „Od młodych lat służył w wojsku koronnym w chorągwi Jana Sapiehy, a następnie w wojskach litewskich pod księciem podkanclerzym Wielkiego Księstwa Litewskiego Kazimierzem Sapiehą, biorąc udział w wojnie z najazdem moskiewskim, szwedzkim i węgierskim”. Co więcej, władca – jak się później miało okazać raczej „niełaskawy” – pisze, że Łyszczyński kilkakrotnie był ranny, a do tego dla wspomożenia zagrożonej niewolą Rzeczypospolitej nie szczędził własnych funduszy. Czyli był wielkim patriotą, o czym ojczyzna, niestety, zapomniała.
Męczennik „I nastał 10 marca roku Pańskiego 1689. Przyprowadzono Łyszczyńskiego na miejsce stracenia, po czym wyrwano mu język i obcięto usta, którymi on okrutnie występował przeciw Bogu. Następnie spalono jego rękę, która była narzędziem najpotworniejszego płodu, i na koniec on sam, potwór, został pochłonięty przez płomienie, które miały przebłagać Boga, jeżeli w ogóle za takie bezeceństwa można Boga przebłagać…”. Tak relacjonował śmierć wielkiego polskiego myśliciela i pierwszego ateisty biskup Andrzej Chryzostom Załuski. ~ ~ ~ Łyszczyński studiował filozofię w Krakowie (studia skończył w Kaliszu), a następnie teologię we Lwowie. Tę ostatnią uczelnię porzucił jednak dość szybko (samo w sobie było to ówcześnie źle widziane) i rzucił się w wir życia politycznego. Przez wiele lat był posłem na sejmy Rzeczypospolitej różnych szczebli, a nawet posłem elekcyjnym na sejm w Warszawie.
obok wspomnianej wcześniej filozofii studiował także retorykę, logikę, fizykę i modną wówczas metafizykę, a nawet astronomię. Niewykluczone, że w owym okresie był jednym z najbardziej wykształconych – jeśli nie najbardziej wykształconym – przedstawicielem epoki. I krzewicielem myśli Giordana Bruna, którego dzieła czytał. Najprawdopodobniej całe przesłanie życia Łyszczyńskiego
Z naszego punktu widzenia dużo ciekawsza była działalność naukowa Kazimierza Łyszczyńskiego, który
można sprowadzić do pewnego cytatu, w którym polski ateista mówi o „gaszeniu światła rozumu religią”
i która to wypowiedź nawiązuje do słynnej dysputy, jaka w roku 1583 rozegrała się w Oksfordzie pomiędzy Brunem a angielskimi teologami. Można zatem uznać, że to właśnie Giordano Bruno był „ojcem chrzestnym” filozofii Łyszczyńskiego, jednak bezpośrednim mentorem kształtującym umysł filozofa ateisty był Jan Morawski – katolicki teolog, który wskazywał potrzebę odróżniania bytów nierealnych od realnych, rodzących się tylko w ludzkich mózgach, mętnych i chimerycznych. Wprawdzie Morawskiemu chodziło tylko o to, że bytem chimerycznym jest każdy inny bóg, tylko nie chrześcijański, nawet nie katolicki, ale Łyszczyńskiemu takie porównanie Boga z chimerą trafiło do przekonania do tego stopnia, że rozciągnął je na wszystkie możliwe bóstwa – w tym także, a może przede wszystkim, na trójosobowe bóstwo chrześcijańskie. W siedemnastowiecznej Polsce takie myślenie było najcięższą zbrodnią. I tak naprawdę 400 lat później niewiele w tej materii się zmieniło. ~ ~ ~ Nasz bohater w swych rozważaniach nie zajmował się jednak tylko badaniem pojęć w przestrzeni ontologicznej, ale przyglądał się im w aspektach politologicznych i socjologicznych. Według Łyszczyńskiego „religia jest narzędziem do utrzymywania w ryzach ciemnych mas społecznych i w posłuszeństwie otumanionego ludu (…)”. Teologów nazywał on „rzemieślnikami słów próżnych, wykrętnymi wężami, zwodzicielami, obrońcami głupoty i podstępów przodków, którzy sami co prawda nie wierzą w Boga, ale wiarę tę wpajają innym (…)”. A jednak Łyszczyński nie miał złudzeń, że „otumaniony lud” wcale nie chce, aby „odbierano” mu wiarę w Boga. Zdaniem filozofa religia w jej prymitywnej i ludycznej formie była dla gawiedzi jedyną ostoją ułomnej, ale jednak sprawiedliwości. Świat podzielony na dobrych (chrześcijan) i złych (wszystkich innych) był prosty, zrozumiały, sprawiedliwy, a przez to akceptowalny. Co więcej – siedemnastowieczny antyklerykał nie miał złudzeń, że noszona na sztandarach tzw. złota wolność szlachecka nie oznacza przyzwolenia na publiczne głoszenie haseł ateistycznych. Mało tego, już sama krytyka stosunków społecznych zachodzących pomiędzy panującymi
a poddanymi (głównie najniższymi warstwami społecznymi), nazywana „uciemiężeniem”, mogła oddać go w ręce kata. Przeto swoich, spisywanych po łacinie dzieł nie adresował Kazimierz Łyszczyński do ludu, ale do jego elit: niewielkiej części wykształconej szlachty, do bogacącego się mieszczaństwa oraz do bardziej światłych duchownych. ~ ~ ~ Największym (najprawdopodobniej nie jedynym) dziełem życia polskiego ateisty był słynny filozoficzny traktat „De non existentia Dei” (O nieistnieniu Boga), nad którym prace rozpoczął w roku 1674. Ze spalonego na stosie (wraz z autorem) dzieła zachowało się pięć fragmentów cytowanych dosłownie w mowie oskarżycielskiej przed ogłoszeniem wyroku. O innych poglądach Łyszczyńskiego możemy dowiedzieć się z jego listów, z relacji innych osób i z dokumentów sądowych. Istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że na swojego odkrywcę czekają oryginalne dzieła Łyszczyńskiego (także całość „De non existentia Dei”) przechowywane, lecz nie skatalogowane, w archiwach Florencji, Ratyzbony, Bolonii, Padwy, Londynu, Berlina, Kijowa, Rzymu i kilku innych miejscach w Europie. Z liczącego 256 kart traktatu „O nieistnieniu Boga” zachowało się pięć fragmentów: I – Zaklinamy was, o teologowie, na waszego Boga, czy w ten sposób nie gasicie Światła Rozumu, czy nie usuwacie słońca ze świata, czy nie ściągacie z nieba Boga waszego, gdy przypisujecie Bogu rzeczy niemożliwe, atrybuty i określenia przeczące sobie. II – Człowiek jest twórcą Boga, a Bóg jest tworem i dziełem człowieka. Tak więc to ludzie są twórcami i stwórcami Boga, a Bóg nie jest bytem rzeczywistym, lecz bytem istniejącym tyko w umyśle, a przy tym bytem chimerycznym, bo Bóg i chimera są tym samym. III – Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, chociaż Boga nie ma. Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nielękających się, w tym celu, żeby się ich lękano. Wiara zwana boską jest wymysłem ludzkim. Doktryna bądź to logiczna, bądź filozoficzna, która się pyszni tym, że uczy prawdy o Bogu, jest fałszywa, a przeciwnie, ta, którą potępiono jako fałszywą, jest najprawdziwsza. IV – Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
za niewiarę w Boga na swoje uciemiężenie; tego samego uciemiężenia broni jednak lud w taki sposób, że gdyby mędrcy chcieli prawdą wyzwolić lud z tego uciemiężenia, zostaliby zdławieni przez sam lud. V – Jednakże nie doświadczamy ani w nas, ani w nikim innym takiego nakazu rozumu, który by nas upewniał o prawdzie objawienia bożego: Jeżeli bowiem znajdowałby się w nas, to wszyscy musieliby je uznać i nie mieliby wątpliwości, i nie sprzeciwialiby się Pismu Mojżesza ani Ewangelii – co jest fałszem, i nie byłoby różnych sekt ani ich zwolenników w rodzaju Mahometa itd. Lecz nakaz taki nie jest znany i nie tylko pojawiają się wątpliwości, ale nawet są tacy, co zaprzeczają objawieniu, i to nie głupcy, ale ludzie mądrzy, którzy prawidłowym rozumowaniem dowodzą czegoś wręcz przeciwnego, tego właśnie, czego i ja dowodzę. A więc Bóg nie istnieje. Profesor Andrzej Rusław Nowicki – niedawno zmarły filozof, historyk ateizmu oraz badacz życia i myśli naszego bohatera – na podstawie cytowanych fragmentów „De non existentia Dei” oraz innych zachowanych dokumentów) strukturę filozofii Kazimierza Łyszczyńskiego przedstawia w sposób następujący: 1. Ontologia – centralną kategorią jest Natura istniejąca wiecznie; wszystkie zjawiska mają charakter naturalny, dadzą się wyjaśnić „działaniami Natury” i „prawidłowym następstwem zjawisk”; na żadne cuda i zjawiska nadnaturalnie nie ma tu miejsca. 2. Filozofia języka – swój wyraz znajduje w myśli Łyszczyńskiego, że nie wszystkim nazwom odpowiadają istniejące realnie byty, a więc, że niektóre nazwy mają charakter „chimeryczny”, tzn. nie odpowiadają im żadne realne byty, ponieważ istnienie takich bytów jest niemożliwe; można je sobie tylko pomyśleć. 3. Antropologia filozoficzna – Łyszczyński ujmuje człowieka jako „twórcę”. Wydaje się, że był jednym z pierwszych myślicieli polskich posługujących się takimi pojęciami jak homo creator i homines creatores. Człowiek, według tej antropologii, nie jest stworzony przez Boga, ale przeciwnie, to Bóg został stworzony przez umysł ludzki. 4. Aksjologia – najważniejszymi wartościami negatywnymi są „uciemiężenie” i „kłamstwo”, będące narzędziem uciemiężenia, a najważniejszymi wartościami pozytywnymi – „prawda” i „wyzwolenie z uciemiężenia”. 5. Ateistyczna krytyka religii – poprzez negację istnienia Boga, diabła,
cudów, opatrzności, nakazów i zakazów religijnych oraz demaskowanie społecznej funkcji religii. (…) z tej myśli – choć cokolwiek utopijnej nawet w dzisiejszych czasach – wyłania się obraz świata jakże bliskiego naszemu, racjonalistycznemu postrzeganiu rzeczywistości. Przekonanie siedemnastowiecznego ateisty, że wykształcony, inteligentny człowiek może wierzyć w byty tak iluzoryczne jak Bóg (czy bogowie), jest i dla wielu z nas, i dla Łyszczyńskiego podobnie nie do przyjęcia jak wiara w jednorożca, w syreny czy w skrzaty. Do czego w takim razie służy Bóg? Do podporządkowywania jednym drugich. Aby łatwiej uwieść tłumy wyznawców swoich Bogów wymyślili, a nawet spreparowali Pismo Święte i Jezus, i Mahomet. Tak twierdzi nasz bohater, a to – przyznacie – nawet współcześnie brzmi jak herezja czy tak zwana „obraza uczuć religijnych”. ~ ~ ~ Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że swoje idee chował Łyszczyński wraz z zapisanymi po łacinie kartami traktatów do szuflady. Wręcz przeciwnie, narażał się kościelnej hierarchii na każdym kroku. Także poprzez realne działanie. Oto w roku 1682 nasz podsędek rozstrzygnął sprawę przeciwko zakonowi jezuitów. Uznał, że zakonnicy bezprawnie zagarnęli własność należącą do pewnego mieszczanina, i nakazał jej natychmiastowy zwrot poszkodowanemu oraz wypłacenie mu wysokiej grzywny za grabież. Szkoda, że współczesne polskie sądy nie borą pod uwagę orzecznictwa Łyszczyńskiego i nie są choć w niewielkim stopniu tak odważne. ~ ~ ~ Po sprawie brzeskiej hierarchia zaczęła baczniej przyglądać się niepokornemu filozofowi, a skończyło się to przyglądanie ekskomuniką za to, że wydał on córkę za mąż za bliskiego krewnego. W odpowiedzi biskup otrzymał hardy list, w którym przeczytał m.in., że żadne kościelne zakazy, nakazy i ekskomuniki Łyszczyńskiego nie interesują, bo małżeństwo jest sprawą świecką! I niech się hierarcha odczepi. Tego już było biskupom za dużo, więc poczekali na pretekst, aby ostatecznie rozprawić się z polskim Giordanem Brunem. I pretekst się znalazł. Miał otóż Łyszczyński znajomego – niejakiego Jana Brzostkę – któremu
pożyczył bajońską wówczas sumę 100 tysięcy fortun. Pomimo kilku kolejnych terminów spłaty dłużnik ani myślał o oddaniu pieniędzy. W końcu,
Łyszczyskiego, niech świadczy fakt, że papież wysłał do Warszawy swojego specjalnego wysłannika, Giacoma Cantelma, który postulował,
„Portret pamięciowy” Łyszczyńskiego sporządzony przez naszego rysownika na podstawie szczątkowych, źródłowych doniesień o jego wyglądzie, rozproszonych w różnych dokumentach.
gdy wierzyciel zagroził sądem, Brzostka wykradł rękopis traktatu „O nieistnieniu Boga” i załączył go do donosu, w którym informował władze kościelne oraz wojewodę wileńskiego Kazimierza Jana Sapiehę o heretyckiej, bluźnierczej działalności sąsiada. I zażądał bożej sprawiedliwości. Sapieha nakazał aresztowanie „przestępcy” i przekazał sprawę sądowi kościelnemu. Ostatecznie (z nakazu Sejmu) proces Łyszczyńskiego odbył się jednak w Warszawie przed cywilnym trybunałem złożonym z parlamentarzystów. Pozornie cywilnym, bo na przykład biskup Mikołaj Popławski – senator Rzeczypospolitej – występował tu w podwójnej roli. (Wcześniej zresztą ten sam Popławski skazał Łyszczyńskiego na śmierć na stosie, wyroku jednak oficjalnie nie uznano). ~ ~ ~ Jak ważny i precedensowy dla całej kościelnej Europy był proces
aby wziąć więźnia na tortury… „Bo przecież nie mógł działać sam, a Bogu trzeba wydać wszystkich sprawców haniebnych tych postępków (…)”. Oprócz wspomnianego Popławskiego w sędziowskim składzie było jeszcze czterech innych biskupów (a co najmniej 7 innych żądało kary śmierci) i to oni praktycznie zdominowali sądowy przewód. „Polonia non parit monstra” (Polska nie rodzi potworów) – krzyczał biskup Załuski i postulował, aby Łyszczyńskiego spalić na stosie. I to „nie jeden raz, ale tysiąc razy, gdyby tylko miał tyle dusz (…), i aby pokazać Bogu, że potworów: ateizmu u nas nie ma i nie będzie (…)”. Tu i ówdzie rozlegały się jednak nieliczne głosy w obronie Łyszczyńskiego. Dlaczego nieliczne? Dobrą na to odpowiedzią jest przypadek Ludwika Konstantego Pocieja – ucznia i najprawdopodobniej przyjaciela Łyszczyńskiego. Pociej stanął
15
na czele kilku radykałów broniących oskarżonego ateisty – a może raczej swojej złotej wolności szlacheckiej. Ich grupa odważyła się wznosić w Sejmie okrzyki, że wszystkich biskupów i kardynałów należy odesłać do Rzymu, bo są ciemiężycielami i zdrajcami Polski. Te nadzwyczajnie odważne nawet jak na dzisiejsze standardy postulaty (jakże jednak nadal słuszne) zamilkły, gdy Pociej otrzymał anonim (napisany najprawdopodobniej na polecenie biskupa Załuskiego), że następnym sądzonym za bluźnierstwa będzie on sam. ~ ~ ~ Jest 15 lutego 1689 roku. Głos zabiera Szymon Kurowicz Zawistowski – instygator (taki dzisiejszy prokurator generalny) Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jego oskarżycielska mowa zachowała się niemal w całości i (pomimo trudnej dziś w zrozumieniu archaicznej polszczyzny) jest ciekawym przyczynkiem do dziejów prawniczego łajdactwa. Oto co mówił Zawistowski: „Przed (…) monarchą polskim, szczęśliwie nam, a daj Boże jak najdłużej, panującym, w tych szrankach stawając, różne i prawa, i uczynków, i cywilne, i najkryminalniejsze, których strach wspomnieć, bo potopem krwi obywatelskiej okupione być musiały, ze stanowiska mojego odbywałem sprawy (…). Teraźniejsza bogoprzeczna Atheistica, nigdy przedtem na świecie polskim, a bodaj potem niesłychana, stworzenia ze Stwórcą, w głowie mojej i ktokolwiek człowiekiem się mieni pomieścić się nie może, gdyż takiego potwora wzmianki nigdzie poszlakować ani się doczytać mogę, prócz o jednym u Gramunda atheiście Włochu Lucilius Vaninus nazwanym, w parlamencie tolozańskim 1618 r. osądzanym i strasznie ukaranym. A zatem jako w trudnej przeciw wyraźnemu prawu Boskiemu, przeciw samemu Panu Bogu sprawie, nie znajdując żadnej w krajowych ustaw księdze ani w statucie koronnym, ani Wielkiego Księstwa Litewskiego, przeciwko tak potwornemu ateisty twierdzeniu, że po ludzku rzekę, Boga obrony, czynię rekurs do prawa Bożego i chrześcijańskiej teologii (…). Cóż tedy, może być jawniejszego i jaśniejszego nad to, że jest Bóg – pierwotny początek i samego Stwórca człowieka. A przecie znalazł się taki badacz majestatu, żal się Boże! W państwach Waszej Królewskiej Mości, a jeszcze w Wielkim Księstwie Litewskim, które od węgielnego kamienia wzięcia wiary świętej katolickiej żadnego dotąd ze krwi szlacheckiej,
 Ciąg dalszy na str. 16
16
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
PIERWSZY POLSKI ATEISTA
 Ciąg dalszy ze str. 15 oprócz wędrownych z zamorza dogmatystów i pseudomagistrów, stolicy Piotrowej, a pogotowiu Panu Bogu przeciwnego nie miało! Pierwszy to, a bodaj ostatni na świecie polskim herezjarcha, który nie już myślą, bo przed sądem sumienia, gdzie idzie o urazę Boską, nawet myśl karać by potrzeba, nie słowem, luboć i słowo o Bogu wyrzec jest niebezpieczna, ale, co najboleśniejsza, bezecnym pismem; wyszukaną słów uszczypliwością z różnych autorów i zamorskich ateistów, pozszywanym, nie prostym lub przypadkowym twierdzeniem, ale zasiadłszy u pulpitu swojego, jako na katedrze zarazy przez dowody dialektyczne, wnioski, następstwa i wypadki, kładąc wprzód większe, z większego mniejsze, z mniejszego wnioski, na to się silił i rozum swój jako w alembiku dystylował, aby dowodnie i do przekonania światu pokazał, czego pomyśleć i wspomnieć wzdraga się umysł, a pogotowiu [a nawet] wymówić usta chrześcijańskie i pogańskie drętwieją. Przecież stojący wśród zdumienia trwogi przed majestatem Boskim i namiestnikiem jego, Panem Miłościwym, nie moimi usty, ale ateisty zaraźliwą tchnąc parą, nie jako człowiek, ale jako potwór: a więc nie ma Boga – ergo non est Deus! Nie masz Pana ani na ziemi, ani na niebie? Straszna rzecz, Miłościwy Królu (...). Skarżę się tedy, Najjaśniejszy Miłościwy Królu, na ateistę, którego nazwiska ludzkiego niegodne zbrodnie, nie wyjawiać by, ale zamilczeć należało. Nie chciałem imienia dla żalu wspomnieć i aby późna potomność nie wiedziała, że się znalazł w Ojczyźnie naszej taki, który samemu Panu Bogu nie przepuścił! Ale choćbym zamilczał okropną zbrodnię, nieme twory by ją wydały, a z przepisu prawa wykroczenie dla ukarania odkryć potrzeba. Przeprowadzam tedy przed Majestat Waszej Królewskiej Mości nieprzyjaciela Bożego, straszne dziwowisko i monstrum nigdy przedtem nie widziane, pana Kazimierza Łyszczyńskiego, podsędka brzeskiego, że śmiał na 265 kartach nie tylko Pana Boga ze strasznego i niedostępnego majestatu zepchnąwszy Chimeram, non ens vel Fatum (chimerę, jedno nieistniejące, traf ślepy) zasadzić i Naturae naturatae regimen et ordinem (Przyrodzie panowanie i rząd) nieba i ziemi przypisać, samego zaś Pana Boga urojeniem, potworą, czczą świętością, tworem ludzkim, wymarzoną a bytu nie mającą istotą – Chimerą (…). Przywiodły go do tego pogańskie zaciekania, czytanie ksiąg od Kościoła Bożego zakazanych, przez różnych ateistów z piekielnej drukarni, konceptem samego Lucyfera, za morzem gdzieś wydanych, w których się tego doczytał (…).
Niebo uczynił pustkami. Boskie miejsce zasadził chimerami, dusze ludzkie rozumne i nieśmiertelne porównał z bydlętami, świata całego rządy od samego Pana Boga na tyle rodzajów, królestw i monarchii rozporządzone zgmatwał, pomieszał, chcąc mieć świat bez władcy, miasta bez zwierzchności, ludy bez wodza, kościół bez kapłana, urzędy bez sędziego (…). Pełen tych i tym podobnych bluźnierstw całe popisał ręką swą wolumina; z których piętnaście tylko seksternów żałobliwemu panu stolnikowi bracławskiemu dostało się, większa tego część, z księgami gorzej niż czarnoksięskimi, przy obżałowanym dotąd zostają, z których kogo ten jadowity mistrz uczył i których szkodliwej swojej nauki miał zwolenników (sequaces), sądownie odkryć powinien (…). Za tę więc tak szkaradną przeciw Bogu samemu popełnioną bezecną zbrodnię dopraszają się i urodzony instygator i donosiciel: aby najsroższe kary na winowajcę rozciągnąć i bez najmniejszego pobłażania wykonać (…). O wściekła i zajadła na Boga zawziętości, jużeś sobie aż nadto pozwoliła, miarę złości twej przebrała, kiedy ile kart, tyle ładunków, ile atramentu, tyle prochu, ile periodów, tyle kul, jednym słowem, ile wyrazów, tyle obelg na Boga wystrzeliła! A zatem nie mnie by na tym miejscu, ale Michałowi świętemu stanąć należało, a zawinąwszy się obosiecznym mieczem koło głowy ateisty, zawołać: Kto jak Bóg! Ażeby natychmiast i po ateuszu i po sprawie było”. ~ ~ ~ Aby „po ateuszu i po sprawie było”, jak najszybciej wezwano świadków. Między innymi donosiciela Brzostkę, który potwierdził, iż donos spisany został jego ręką i w całej rozciągłości jest prawdziwy. Co więcej, opowiedział o tym, że „oskarżony sprowadził na drogę niewiary całe zastępy ludzi, którzy teraz stali się wrogami Boga i przecie najświętszemu spiskują”. W sumie podczas procesu Łyszczyńskiego głos zabierało co najmniej 30 świadków oskarżenia i nieliczni obrony (m.in. wspomniany Pociej, który wpadł na wstrętny i ratujący własną skórę pomysł, by przekonać sędziów, że Łyszczyński występował jedynie przeciwko Bogu innowierców, a nie przeciw katolickiemu). Głos zabrał też sam kardynał Michał Stefan Radziejowski, arcybiskup gnieźnieński, który oświadczył, że sąd nie ma się nad czym zastanawiać, bo wina Łyszczyńskiego jest aż nazbyt oczywista, i należy spalić go na stosie w miejscu dostępnym dla jak największej liczby widzów. Żądał też, „aby w miejscu kaźni wystawić pomnik (?!), który po wsze czasy przestrzegać będzie przed herezją i bluźnierstwem”.
W marcu 1689 roku Wielki Sąd Koronny (nawet po 400 latach można się pokusić o podważenie legalności wyroku tej instytucji) wydał wyrok. Dość krótki: „Dekret przeciwko ateiście Łyszczyńskiemu. Święty Królewski Majestat z senatorami i członkami Rady Koronnej i Wielkiego Księstwa Litewskiego zasiadającymi u jego boku, tudzież z posłami ziemskimi z narodów do sądów Jego Królewskiego Majestatu przydanymi, zważywszy, że Łyszczyński, oskarżany przez donosiciela, urodzonego Brzostkę, stolnika bracławskiego, wraz ze świadkami równymi mu urodzeniem przed delegowanymi z izby senatorów i przed sędzią ziemskim warszawskim o tak okropną zbrodnię, o bezecny ateizm przeciwko istnieniu Boskiego Majestatu i Trójcy Przenajświętszej, tudzież przeciwko najbłogosławieńszej Bogarodzicy Pannie Marii, obwinia się własną ręką w dogmacie na świat wydanym, raczył uznać, iż tenże obwiniony zasłużył na kary cięższe od kryminalnych, i zawyrokował co następuje: Naprzód, pisma ateistyczne tego oskarżonego, trzymane przez niego w prawej ręce na rusztowaniu wystawionym na warszawskim Rynku Starego Miasta, zostaną spalone przez kata, sam zaś Łyszczyński, wywieziony poza Warszawę, tam na gorejącym stosie żywcem spalony i w proch obrócony będzie”. W wyroku zamieszczono jeszcze i takie haniebne zapisy:
„Dobra skazanego mają zostać podzielone po połowie pomiędzy donosiciela i skarb państwa (…). Donosicielowi, urodzonemu Brzostce, stolnikowi bracławskiemu, zapewnia się wszelkie bezpieczeństwo na osobie, rzeczach, wszelkich dobrach ruchomych i nieruchomych (…)”. ~ ~ ~ O wyroku polskiego sądu rozpisywały się ówczesne europejskie gazety na pierwszych stronach. Na przykład paryska „Gazette” w rubryce De Varsovie (z Warszawy) relacjonuje proces Łyszczyńskiego, jak na tamte czasy dosłownie na bieżąco, i w numerze z początku kwietnia donosi: „Dnia 28 ubiegłego miesiąca szlachcic, któremu udowodniono, że był ateistą, został przyprowadzony do Senatu, gdzie usłyszał odczytany wyrok skazujący go na własnoręczne spalenie własnych pism, po czym miał zostać spalony żywcem (…). Egzekucja miała nastąpić dnia 29 (marca), jednakże z powodu bardzo gwałtownej wichury, która mogła wywołać pożar w mieście – gdzie domy są w większości drewniane – trzeba było odłożyć ją do dnia następnego”. ~ ~ ~ Ale śmiertelne widowisko rozpoczęło się tak naprawdę już 10 marca. Skutego Łyszczyńskiego wprowadzono na obitą czerwonym suknem scenę, ustawioną specjalnie do tego celu na warszawskim rynku, i rozkazano uklęknąć. Następnie
podsądny był biczowany przez samego biskupa i pytany, czy na powrót wierzy w Boga jedynego i Przenajświętszą Panienkę. Spektakl oglądało podobno ponad 20 tys. osób. Kilka dni później Kazimierz Łyszczyński w tym samym miejscu miał osobiście spalić na stosie swoje wszystkie dzieła. Dwa tygodnie później wykonano wyrok na ich autorze. Najpierw kat rozżarzonymi szczypcami wyrwał skazańcowi „bluźnierczy język”, później szablą odciął mu dolną i górną wargę, czyli usta, które herezje wypowiadały. Następnie na wolnym ogniu przez blisko godzinę palono mu prawą rękę, którą antykościelne bezeceństwa pisał. Jeszcze później… I tu następują rozbieżności w kronikarskich relacjach. Według jednych kat „litościwie” odciął toporem głowę nieprzytomnemu już z bólu skazańcowi, a według innych (np. zgodnie z opisem biskupa Załuskiego) Łyszczyński płonął na stosie żywcem. Po egzekucji prochy skazańca starannie zebrano i rozrzucono (według innych – wystrzelono z armaty) za miastem. Tak aby żaden materialny ślad po bezbożniku, heretyku i pierwszym polskim ateiście nie pozostał. I w jakimś sensie to się kościelnym oprawcom udało. Świat do dziś pamięta o egzekucji Giordana Bruna w płomieniach na rzymskim placu Campo di Fiori, buduje temu wielkiemu filozofowi pomniki, nazywa jego imieniem uniwersytety, poświęca mu wiersze i filozoficzne traktaty. A Kazimierz Łyszczyński nie ma w Polsce nawet symbolicznego grobu. A przecież mógłby mieć. Nawet wiadomo, co trzeba by na nim napisać. Żadne tam wymyślne, patetyczne inskrypcje, tylko słowa, o których umieszczenie na nagrobku wielki polski humanista, filozof i ateista sam poprosił. Uczynił to w liście do… Tommasa Talentiego – wielkiego księcia Toskanii. Owo wzruszające epitafium zaprojektowane przez Łyszczyńskiego dla samego siebie odnajdujemy w archiwum akt dawnych we Florencji. Brzmi ono tak: Słuchaj przechodniu! Nie omijaj tych kamieni, Nie wybieraj innej drogi, Nie skaleczysz się o nie, Chyba że skaleczy Cię prawda. Ucz się prawdy od kamieni, Ponieważ ludzie, nawet ci, którzy znają prawdę, Uczą, że jest ona fałszem. Doktryna mędrców jest bowiem Dyktowanym przez rozsądek kłamstwem. MAREK SZENBORN ARIEL KOWALCZYK Bibliografia: A. Nowicki, Pięć fragmentów z dzieła „De non existentia dei” Kazimierza Łyszczyńskiego. Studia nad Łyszczyńskim, Zeszyty Filozoficzne, 1963; I. Barni i A. Krzyżanowski, Męczennicy myśli, Warszawa 1883 (i inne).
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
B
iskupi amerykańscy jak jeden mąż prowadzą od dwu miesięcy wyjątkowo intensywną kampanię propagandową wymierzoną w prezydenta Obamę. Celem jest niedopuszczenie do tego, by ubezpieczenie zdrowotne kobiet zatrudnionych w katolickich instytucjach zapewniało im bezpłatne środki antykoncepcyjne.
Złodzieje dzieci W
Pryncypia hierarchów Akcja ma charakter stricte polityczny – hierarchowie prowadzą ją w sojuszu z politykami republikańskimi. Właśnie wezwali wiernych do „dnia modłów, abstynencji seksualnej i postu” 30 marca w intencji wykolejenia reformy ubezpieczeń zdrowotnych. Biskupi powołują się na naukę Kościoła, na konieczność ochrony życia od naturalnego poczęcia do naturalnego zgonu. Na kampanię nałożyło się dramatyczne wydarzenie, którym od tygodnia żyje cała Ameryka. Osobnik, który ochotniczo strzegł osiedla pod Orlando na Florydzie przed złodziejami, absolutnie bez żadnego powodu zastrzelił 17-letniego chłopaka wracającego ze sklepu do mieszkania. Z motywów rasowych: zabójca jest biały, ofiara była czarna. Chłopak nie miał żadnej broni. Morderca szedł za nim, dzwoniąc jednocześnie na policję i meldując, że tropi podejrzanie wyglądającego Murzyna. Powiedziano mu, by zaprzestał pościgu, bo policja zaraz przyjedzie wyjaśnić sytuację. Nie posłuchał. Za chwilę padł strzał. Zabójca – uzbrojony i o kilkadziesiąt kilogramów cięższy – oświadczył, że obawiał się o swe bezpieczeństwo i strzelał w obronie własnej. Policjanci przyjęli tę wersję za dobrą
W
17
monetę i puścili go wolno. Morderca powołał się na istniejące na Florydzie od 2005 roku prawo „Nie musisz się cofać”, zezwalające na użycie broni w poczuciu zagrożenia. Poczucie owo może być subiektywne, nie wymaga się próby wycofania czy ucieczki. Wystarczy nacisnąć spust. Było ono używane jako usprawiedliwienie 130 razy. 74 razy strzelający nie ponieśli żadnych konsekwencji. Szefowie policji, prokuratorzy i niektórzy politycy Partii Demokratycznej zgłaszali obiekcje; zostały one zignorowane. W efekcie nastąpił drastyczny wzrost nieuzasadnionych zabójstw. Zbrodnia wywołała oburzenie okolicznych mieszkańców, zwłaszcza pochodzenia afrykańskiego. Kiedy wiadomość o tym, co się zdarzyło w Sanford, poszła w świat, oburzenie gwałtownie się zwielokrotniło. Demonstracje protestacyjne z udziałem wielu tysięcy ludzi organizowane są na terenie całego kraju. Ponieważ lokalna policja wciąż twierdziła, że nie ma dostatecznych powodów do aresztowania, wkroczyło FBI i federalny Departament Sprawiedliwości, zarządzając dochodzenie. Na temat brutalnej i bezsensownej zbrodni – nie pierwszej usprawiedliwionej wspomnianym prawem
Kanadzie działa Komisja Prawdy i Pojednania, która bada losy 150 tys. dzieci Eskimosów. Były one porywane rodzicom i umieszczane w specjalnych szkołach z internatami, które na zlecenie władz kanadyjskich prowadził Kościół. Mottem poczynań było zamierzenie „zabicia w dziecku Eskimosa i uczynienie z niego chrześcijanina”. W szkołach, które dopiero niedawno zawiesiły działalność, miały miejsce mrożące krew w żyłach akty przemocy i brutalności. Właśnie odbyło się spotkanie członków komisji z 250 ofiarami, które spędziły lata w szkole koncentracyjnej Kuper Island. „To nigdy nie była dla mnie szkoła. To było więzienie – mówi 64-letni Louis Lucas. – W tych internatach nas gwałcono. Zakonnicy byli seksualnymi terrorystami. To mam do powiedzenia Kanadzie. Przekonywanie, że władze o niczym nie widziały, jest gówno warte”. Lucas oskarża rząd federalny i Kościół katolicki. Raymond Charlie opowiada, jak zakonnik zabrał jego i jego młodszego brata do swego pokoju. „Próbował z nim robić te zboczone świństwa, ale brat był za młody, nie był nawet nastolatkiem. Nie wiedział, co z nim robią, wyskoczył przez okno. Nie zabił się, bo spadł na dach. Godziny czekał, aby ktoś go stamtąd ściągnął”. Bracia Charlie byli potem gwałceni przez innego księdza. Nigdy o tym nie mówili – dopiero
– biskupi katoliccy nie mają kompletnie nic do powiedzenia. Od dwu miesięcy nieustannie oburzają się nad losem plemników, które mogą nie zostać dopuszczone do jaja przez zastosowanie antykoncepcji. Bezkarne zabójstwo młodego chłopaka nie budzi w hierarchach żadnych zastrzeżeń natury moralnej. Kościół katolicki w USA, który bardzo aktywnie popiera konserwatywne postulaty polityczne (np. sprzeciw wobec przerywania ciąży czy związki gejowskie), nie wykazuje nawet części takiego zaangażowania, jeśli chodzi o potępienie epidemii zabójstw z użyciem ogólnodostępnej broni palnej. Biskupi USA nie wyrażają też żadnego sprzeciwu wobec toczonych przez ich kraj wojen, pociągających za sobą setki tysięcy ofiar. Nie uznali za stosowne wypowiedzieć krytycznej opinii na temat szeroko rozpowszechnionej praktyki uznawania rasy (czarnej) za czynnik usprawiedliwiający podejrzenia i uzasadniający podejmowanie akcji, które nie zostałyby podjęte wobec białego. Biskupów absorbuje bez reszty los zygot, uniemożliwienie kobietom decydowania o swej płodności i niedopuszczenie, by homoseksualiści żyli w partnerskich związkach. TN
3 dekady później. „Kanada powinna się wstydzić. Także Kościół – za swój bezduszny stosunek wobec tych, którzy to przeżyli”. Jenny Martin opowiada: „Zostałam wykradziona z domu i byłam więziona w Kuper Island od 1958 do 1964 roku. Nie mam umiejętności rodzicielskich, nie potrafię się porozumiewać z ludźmi. Brak mi pewności siebie i zdolności kulturowych. Całe moje życie zostało zrabowane. Nienawidzę Boga”. Elmer James opowiada, jak został porwany z domu „przez dwóch ludzi ubranych na czarno”; miał wtedy 6 lat. Przemoc, jakiej się na nim dopuszczali zakonnicy i zakonnice, sprawiła, że czuł się śmieciem. Uczestnicy spotkania opowiadają o życiu w poczuciu wstydu, mówią o alkoholizmie, o samobójczych myślach. Komisja stara się opowiedzieć obywatelom historię internatów i doprowadzić do pojednania ofiar z oprawcami. „Stopień naszej ignorancji jako narodu był ogromny” – przyznaje komisarz Wilson, lider komisji. O szkołach koncentracyjnych dla Eskimosów i działalności Komisji Prawdy i Pojednania dużo się pisze i mówi w kanadyjskich mediach. W oczy rzuca się to, że tylko sporadycznie wymienia się Kościół i jego personel jako winnych – obok rządu federalnego – tych niewiarygodnych okrucieństw, jaskrawo gwałcących prawo. PZ
Hiszpanii stanęła przed sądem pierwsza zakonnica zamieszana w wielką aferę handlu dziećmi.
Od 2 lat media i prokuratura na Półwyspie Iberyjskim odkrywają kolejne rozdziały dramatu, w który zamieszany był Kościół i frankistowska prawica. Chodzi o porywanie dzieci i oddawanie ich do zamożnych katolickich rodzin. Zaczęło się od wojny domowej, po której porywano dzieci zamordowanych lub skazanych na więzienie republikanów. Proceder trwał przez cały czas dyktatury, a nawet później – aż do lat 80. (sic!). Dzieci zabierano samotnym
matkom przemocą lub podstępem, najczęściej tuż po porodzie. Mówiono czasem, że dziecko zmarło podczas narodzin i zostało natychmiast pochowane. Obecnie prokuratura dokonuje ekshumacji i znajduje czasem puste trumienki rzekomo zmarłych dzieci. Ogromną rolę w handlu dziećmi odegrały zakonnice pracujące w szpitalach i domach opieki. Pierwsza z nich, 80-letnia Maria Gomez Valbuena, stanęła właśnie przed sądem w Madrycie. MaK
Tajemnice wiary B
ez rozstrzygnięcia zakończył się proces stulecia w Izraelu. Dotyczył kwestii ważnych dla ludzi wierzących.
Sąd uznał, że prokuratura nie potrafiła udowodnić przestępstwa antykwariuszowi Odedowi Golanowi oraz naukowcowi Robertowi Deutschowi, oskarżonym o sfabrykowanie szczególnie ważnych odkryć archeologicznych ostatnich lat. Chodzi o rzekomy pojemnik na kości Jakuba, brata Jezusa (tego Jezusa), oraz rzekomy dokument sprzed 3 tys. lat, zwany Tabliczką Joasza. Pierwszy zabytek miał być dowodem na prawdziwość Nowego Testamentu, drugi zaś – najstarszym dowodem istnienia świątyni Salomona i starożytnych królów
izraelskich. Obydwa odkrycia sprzed 10 lat wywołały zrozumiały entuzjazm w środowiskach religijnych, ale także zaniepokojenie policji i uczonych. Zabytki pojawiły się bowiem na rynku antykwarycznym w niejasnych okolicznościach. Trzeba jednak przyznać, że jeśli nawet są sfabrykowane, to po mistrzowsku. Wielu naukowców nie potrafi ich jednoznacznie ocenić. Sąd nie uznał wprawdzie odkryć za jednoznacznie autentyczne, ale zarzucił prokuraturze nieudolność i uwolnił obydwu oskarżonych od zarzutów. MaK
Pedofil czy gapa? A
merykański ksiądz sprzedał swoją konsolę i... wpadł za przeglądanie pornografii dziecięcej.
Kościół ukradł życie
Rudolph Carl Bullman to proboszcz maleńkiej katolickiej parafii w niespełna dwudziestotysięcznym miasteczku w hrabstwie Flathead w stanie Montana. Wierni są w szoku po aresztowaniu księdza. Na jesieni zeszłego roku Bullman sprzedał swoją konsolę Nintendo DS. Kupiła ją kobieta, która zaskoczona stwierdziła, że na dysku znajdują się zdjęcia golutkich
chłopców. Oczywiście o całej sprawie poinformowała policję. Podczas przesłuchania ksiądz przyznał się do przeglądania zdjęć pornograficznych, jednak wyłącznie „dorosłych mężczyzn”. W połowie grudnia 2011 roku Bullman został zawieszony w obowiązkach proboszcza parafii. Wkrótce usłyszy formalne zarzuty. RK
18
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Miller – bezpiecznik Busha Zaczęło się od kłamstwa. Kłamstwa, które trwa do dziś. Wszyscy pamiętamy złotouste zapewnienia premiera Leszka Millera, że iracki reżim dysponuje bronią masowego rażenia. Tym, którzy mają krótką pamięć, przypomnę słowa byłego premiera: „Reżim iracki i jego broń masowego rażenia stanowią wyraźne zagrożenie dla bezpieczeństwa światowego. Wysłaliśmy tym samym wyraźne, zdecydowane i jednogłośne przesłanie, że uwolnimy świat od groźby, jaką stanowi broń masowego rażenia będąca w posiadaniu Saddama Husajna. Kombinacja broni masowego rażenia i terroryzmu stanowi zagrożenie o nieobliczalnych konsekwencjach” [za „Gazetą Wyborczą” z 30 stycznia 2003 r.]. No cóż, ani dowodów na istnienie tej broni, ani faktycznie jej samej nigdy nie było. „Uwalnianie” Iraku trwa do dziś i kosztowało życie nawet milion ludzi, a stabilizacji jak nie było, tak nie ma. Leszek Miller powołuje się w swojej obronie na ONZ. Jednak atak na Irak był pogwałceniem prawa międzynarodowego. Kłamie, bo złamano wówczas artykuły Karty Narodów Zjednoczonych (w tym art. 2 mówiący o tym, że wszyscy członkowie ONZ zobowiązują się do rozstrzygania kwestii spornych na drodze pokojowej oraz do respektowania integralności terytorialnej
i politycznej niezawisłości wszystkich krajów, zgodnie z prawem Narodów Zjednoczonych) oraz Kartę Trybunałów Norymberskich. Co istotne, Kofi Annan – ówczesny sekretarz generalny ONZ – uznał atak na Irak za nielegalny. Przypomnę także, że w swojej niedawnej biografii były amerykański prezydent przyznał, że po prostu kłamał w sprawie broni masowego rażenia.
Również sprawa więzień CIA jest bardzo poważna z kilku powodów. Po pierwsze – chodzi o łamanie prawa, jakiego dopuściła się Polska. Po drugie i nie mniej ważne – o sprawę suwerenności państwa polskiego. Jak to w ogóle możliwe, że na polskim terytorium jakieś
mocarstwo torturuje ludzi, wcześniej bezprawnie ich tam zwożąc?! Po długim okresie zaprzeczania przez kolejne polskie rządy Tadeusz Iwiński, były sekretarz stanu ds. międzynarodowych w kancelarii premiera Leszka Millera, pod wpływem miażdżących faktów przyznał, że w Kiejkutach był ośrodek dla więźniów CIA. Według niego ludzi tych przetrzymywano w Polsce w ramach współpracy naszych z służb z CIA. „Sprawa dotyczy lądowania na lotnisku wojskowym w Szymanach odrzutowców wynajmowanych przez CIA” – powiedział IAR Iwiński. Złamano więc konstytucję, bo zarówno stosowanie tortur, jak i przetrzymywanie osób bez postawienia zarzutów jest sprzeczne z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej (art. 40 i 41), a na dodatek zlekceważono zasady Kodeksu karnego (art. 123 i 189) oraz międzynarodowe pakty prawne wiążące Polskę (Europejska konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności oraz Międzynarodowy pakt praw obywatelskich i politycznych). Leszek Miller nie musi się martwić – prawie cała klasa polityczna, która w tej sprawie już dawno straciła klasę, jest po jego stronie. Nadzieją jest jeszcze Ruch Palikota, który w tej sprawie, mam nadzieję, nie odpuści. Przemysław Prekiel
C
hciałbym podzielić się moimi przemyśleniami i wnioskami na temat urzędu pracy, w którym bywam mniej więcej raz na 4 miesiące w celu tak zwanego odhaczenia się jako osoba bezrobotna. W kolejce do okienka spotykam wielu ludzi przepełnionych nadzieją, że tym razem dostaną ofertę pracy czy chociażby stażu.
jedynie na podanie terminu kolejnej wizyty, bo od wielu już wizyt jedyne, co słyszę, to: „Nie mamy dla pana ofert. Następna wizyta...”. I tu pada jakaś data. To wszystko. Wychodząc przez te same szklane drzwi, nachodzi mnie ochota, aby upaść przed tym krzyżem na kolana i zacząć odmawiać jakieś modlitwy w intencji znalezienia pracy. Jeśli by mnie wyprowadziła policja
Krzyżujący urząd pracy Ta nadzieja jest widoczna na ich twarzach i słyszalna w ich słowach. Niestety, niektórzy liczą jedynie na urząd pracy. Ja staram się szukać pracy na własną rękę, ale w moim mieście jest o nią bardzo trudno. Gdy tak siedzę lub stoję w kolejce i słucham tych pełnych nadziei słów, kieruję wzrok na szklane drzwi, przez które wchodzi się na salę przyjęć. Nad nimi wisi krzyż. I gdy tak na niego patrzę, mam niemal pewność, że został tu powieszony w celu pokazania bezrobotnym, że za tymi drzwiami zostaną ukrzyżowane ich nadzieje i pragnienia. A kiedy już można wejść na salę, otwieram te szklane drzwi i mam ochotę krzyknąć na cały głos: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”! Skoro wywieszono krzyż, więc wypadałoby się odpowiednio zachować… W końcu zasiadam na miejscu bezrobotnego przy biurku urzędnika i czekam
lub inne służby, wówczas mógłbym ich oskarżyć o obrazę moich uczuć religijnych i może sąd potem przyznałby jakieś pieniądze dla mnie za moje obrażone uczucia – przecież w naszym kraju jest to bardzo modne. A tak poważnie, to rodzi się pytanie o sens istnienia takich urzędów i zatrudniania kilkunastu pań, które siedzą przy stanowiskach i przyjmują bezrobotnych (i tak nie mają dla nich żadnych ofert!). Czyżby chodziło jedynie o to, aby zatrudniać rodziny i znajomych jakiś lokalnych działaczy politycznych, aby mieli zatrudnienie na państwowych cieplutkich posadkach? Jedynym plusem istnienia tych urzędów jest ubezpieczenie zdrowotne dla bezrobotnego. Ale to za mało. Wszystkim bezrobotnym życzę dużo sił i wytrwałości w poszukiwaniach pracy. Na urzędy pracy raczej nie liczcie. Mentor, Bełchatów
Żyj szybko, umrzyj młodo W tym kraju bardziej się opłaca pracować na czarno, umrzeć szybko i nie wymagać niczego od państwa, które z roku na rok z powodu oszczędności uderza po kieszeniach biednych i średnio zamożnych. Można zaakceptować myśl, że gdzieś w Afryce, w dzikim kraju rządzonym przez wojsko, pakiet antykryzysowy chroni firmy i uderza w pracownika, który zmuszany jest pracować dłużej za mniej... Ale w środku Europy? W Polsce? Na szczęście ten pakiet został wyczerpany, ale czym zostanie zastąpiony? Reforma emerytalna. 67 lat dla wszystkich, bez żadnych wyjątków. Wyobraźmy sobie mężczyznę pracującego po reformie emerytalnej. Mężczyzna ten musi pracować do 67 roku życia, na emeryturze pobędzie średnio 2 lata i umrze. Czy nie lepiej w takim wypadku pracować na czarno? Czy nie lepiej chrzanić cały ten system? Człowiek przez kilkadziesiąt lat ciężko pracuje i na starość dostaje jałmużnę. I to wcale nie jest tak, że to my, młodzi, musimy na emerytów płacić. Oni już na siebie zapracowali i tak samo my zapracujemy. Tylko czy warto płacić składki przez kilkadziesiąt lat dla kilkuset złotych, których i tak większość nie zobaczy?
A kobieta, która urodzi trójkę dzieci? Górnik, pielęgniarka, nauczyciel, murarz? Jak tak dalej pójdzie, to ochroniarze będą ścigać złodziei na wózkach inwalidzkich, a starsi ludzie będą żebrać na ulicach (co mądrzejsi, i bogatsi zapłacą lekarzowi za zdiagnozowanie niezdolności do pracy). Ten kraj nie gwarantuje NICZEGO. Obywatelu, radź sobie sam, żyjesz w buszu! Zdaję sobie sprawę, że reforma jest potrzebna, ale wprowadzenie czegoś takiego jest zwyczajną kpiną. Przecież istnieje możliwość zabezpieczenia ludzi o gorszym zdrowiu (którym jeszcze ZUS nie chce dać renty) i wprowadzenia wcześniejszej częściowej emerytury (z możliwością pracy na pół etatu) dla osób już nie tak silnych i zdrowych jak wcześniej. Czy ktoś sobie wyobraża 67-letniego murarza na budowie? Niestety, reforma proponowana przez PO i Tuska jest nie do zaakceptowania i liczę tu, że Ruch Palikota nie poprze takiej wersji, lecz zaproponuje zmodyfikowaną, chroniącą słabszych i biedniejszych przed popadnięciem w kompletną nędzę. I to wszystko dzieje się w kraju, gdzie odbiera się renty niepełnosprawnym, a przyznaje alkoholikom. Aż dziw bierze, że PO nadal prowadzi w sondażach... Tomasz Wala, Opalenica
Nasza Czytelniczka, Pani Bożena, w muzeum figur woskowych w Amsterdamie
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
LISTY Zabity śmiechem No i doczekaliśmy się drugiej nieszczęsnej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Kaczyński, PiS i jego zwolennicy rozrzucili już wici na wojnę z Rosją, a Putinowi strach zajrzał w oczy. Z tego, co robią PiS-owcy, można wywnioskować, że im w ogóle nie zależy na prawdziwym wyjaśnieniu owej katastrofy, tylko na potwierdzeniu ich wersji o zamachu, bez względu na to, czy jest to logicznie możliwe, czy nie. Nawet gdyby powołano międzynarodową komisję, która wykluczyłaby wersję o zamachu, to Kaczyński i PiS także zanegowaliby jej wersję i powołali następną, aż trafią na ekspertów oszołomów, takich jak Macierewicz, którzy w końcu potwierdzą ich spiskową teorię o zamachu. Na świecie prezydenta Lecha Kaczyńskiego się nie bali, tylko się z niego śmiali, a takich nie zabija się w zamachu, tylko śmiechem – to jedno wyklucza wersję o zamachu. Przepraszam za te mocne słowa, ale szlag mnie trafia, jak robi się z niego bohatera i męczennika, mimo że na to nie zasługuje. Siły demokratyczne w naszym kraju powinny przeciwstawić się temu, co wyprawia PiS i jego zwolennicy, a media powinny ich ignorować, bo to staje się już niebezpieczne. Nie można dopuścić, żeby takie osoby kiedykolwiek doszły u nas do władzy, bo znowu obudzimy się na zgliszczach naszej historii. Lewica powinna się zjednoczyć, bo tylko taka przy słabnącej PO może przeciwstawić się ekspansji nacjonalistów z PiS-u. Lewica rywalizująca pomiędzy sobą nigdy nie spełni naszych oczekiwań. Józef Frąszczak
Pisowska hucpa Druga rocznica wypadku Tu-154 pod Smoleńskiem. Niemal wszystkie stacje telewizyjne pokazują w nieskończoność krzyże, znicze i wieńce. Polska została już nie tylko ukrzyżowana, ale także uwieńcowiona i uzniczowana. Marta Dubieniecka pojechała na Wawel, aby tam zaistnieć w świetle błysków fleszy i kamer telewizyjnych. Stryjek Jarosław pozostał w Warszawie, ażeby dopilnować zaplanowanej zadymy. W Krakowie p. Kurtyka miała przemówienie do kamer w otoczeniu swojej świty – fanów. Słuchając i oglądając to przedstawienie, nie można było zaobserwować ludzkiego bólu po stracie kogoś bliskiego. Na wszystkich twarzach widać jedynie gniew i zawziętość. W Polsce mamy demokrację. Wykoślawioną! Prezydent RP Bronisław Komorowski i premier rządu Donald Tusk są odpowiedzialni za tę niespotykaną, pisowską HUCPĘ. Wyrażają zgodę na anektowanie przestrzeni
publicznej przez rozhisteryzowaną, pałającą nienawiścią grupę, pociągającą za sobą sporą część ludności. Niebezpieczne są treści transparentów, przemówień oraz gesty ludzi uczestniczących w tym „cyrku”. Obrażany jest premier rządu oraz prezydent Rosji Władimir Putin (jest na to paragraf!). Prezydent
SZKIEŁKO I OKO szczególnie dzięki tak „wysokiej” inteligencji naszych elit. Wróćmy do tradycji i wyślijmy naszych ojców i dziadów przed kościół lub na ulicę, żeby żebrali na dalsze życie. Teraz stawia się społeczeństwo pod ścianą, bo jest niż demograficzny, bo państwo nie da rady finansowo, bo dziura budżetowa itp., itd.
W zamian za swoje podatki, które właśnie mam zapłacić, usłyszałam 2 kwietnia w telewizji rozmowę z ministrem sprawiedliwości Gowinem, który powiedział: „Od 20 lat państwo oparte jest na zasadzie podejrzliwości wobec obywateli”. Czy może to znaczy, że wszyscy jesteśmy oszustami, a nasze podatki państwo wykorzystuje do robienia z nas przestępców? Ja bardzo przepraszam, ale podejrzewanie nas wszystkich o oszustwa, o wszelkie niecne czyny to albo choroba psychiczna państwa i jego polityków, albo powszechne łamanie praw człowieka. Jak długo będzie istnieć państwo znienawidzone przez swoich obywateli, odwracających się do niego plecami? B-Cz-G
Fundusz złodziejski
i premier RP niweczą i zaprzepaszczają nienajlepsze już stosunki z naszym wschodnim sąsiadem. Wyrażana jest zgoda na państwową oprawę tego żenującego, politycznego cyrku, np.: poczty sztandarowe, kompanie honorowe WP, fanfary i flagi narodowe. Zezwolono nie tylko na postawienie krzyża przed Pałacem Prezydenckim, ale także na ułożenie (z tysięcy zniczy) krzyża o monstrualnych rozmiarach. W jakim kierunku zmierza polska demokracja??? Niejaka p. Merta w programie „Jeden na jeden” w TVN24 powiedziała, że Rosjanie zabili uczestników delegacji do Smoleńska, i TVN24 najspokojniej powiela i rozpowszechnia te brednie! Czego obawiają się Bronisław Komorowski i Donald Tusk, że pozwalają PiS-owi na tak wiele? Jeśli nie położy się kresu temu pisowsko-smoleńskiemu szaleństwu, to w Polsce nie będzie już nic ważniejszego niż katastrofa pod Smoleńskiem. Mir
Jak zaoszczędzić W związku z toczącą się dyskusją związaną z wiekiem emerytalnym mam propozycję dla rządu oraz zwolenników tejże reformy. Będzie taniej dla Polski wprowadzić 12-godzinny dzień pracy, obowiązkowe posiadanie pięciorga lub więcej dzieci, a nawet zlikwidowanie emerytury tym, którzy za długo żyją. Można jeszcze coś dodatkowo wymyślić;
Co zrobiły elity polityczne po 1990 roku, żeby nie doszło do takiej sytuacji? Czy ktoś myślał, co będzie za 20, 30 lat? Wątpię. Co było najważniejszym tematem w latach 90.? Aborcja, lustracja i konkordat. Tzw. reformy przeprowadzone w tym czasie nic dobrego obywatelom nie przyniosły, a już rządy AWS i ich „reformy” to szczyt wszystkiego. Często słyszało się, jak środowiska postsolidarnościowe tłumaczyły się z błędów: „My się dopiero uczymy rządzić”. Nie będę tego komentować. Teresa Nowak
Wiele teraz słychać biadolenia biskupów na temat funduszu kościelnego, utraconych majątków Krk na wschodzie, majątków „zagrabionych” przez polskie władze. Jednym słowem, aż chce się płakać nad niedolą ubogiego, niszczonego Kościoła. Ale mnie się nasuwa coś innego. Bywam czasami na Dolnym Śląsku i zauważyłem, że wiele kościołów, które przed wojną należały głównie do Kościoła luterańskiego, jest teraz własnością Krk. Najbardziej zdumiało mnie to, że jednym z takich kościołów jest Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego w Jeleniej Górze. Był to jeden z tzw. kościołów łaski. Ile takich kościołów Krk sobie przywłaszczył? O tym jakoś się nie mówi. Może Redakcja coś wie na ten temat? Może Krk otworzyłby coś w rodzaju funduszu złodziejskiego i corocznie wypłacałby innym Kościołom jakąś kwotę za użytkowanie nie swoich świątyń? Marek Surma
Kler to nie Kościół! Państwo nasz wróg Nie tylko ludzie wykluczeni budują własny świat bez państwa. Od jakiegoś czasu, rozmawiając z ludźmi, którzy pracują, więc teoretycznie nie są wykluczeni, widzę ich nieukrywaną nienawiść do państwa. Im też takie państwo nie jest potrzebne. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że płacimy wysokie podatki w stosunku do naszych zarobków. Osoby, które wypracowały emerytury w Polsce i pobierają je w krajach UE, wystawione są na pośmiewisko, pobierając 150–200 euro polskiej emerytury, zwłaszcza że większość z nich ma zawód i długi staż pracy. I muszą się tam przed każdym tłumaczyć, dlaczego Polska tak nisko ich wyceniła. W końcu można mieć dość tego tłumaczenia się z nieudolności własnego kraju.
Dlaczego popełnia się tak wielki błąd, mówiąc i pisząc o walce z Kościołem? Komu na tym zależy? Zgodnie z ewangelią Kościół to jest Bóg i ludzie głęboko wierzący. Jeśli jest jakaś walka, to z klerem, a nie z Kościołem. A kler przecież nie wierzy w Boga nadprzyrodzonego; gdyby wierzył, to nie robiłby tego, co robi. Te afery pedofilskie, homoseksualizm, kochanki, nieślubne dzieci, pazerność na pieniądze, zdzieranie pieniędzy od biednych ludzi... Ich bogiem jest wyłącznie mamona. Właśnie przez kler młodzi ludzie odchodzą od Kościoła. To kler niszczy Kościół. Nawet ateiści, którzy nie wierzą w Boga, nie robią takich rzeczy ze zwykłej przyzwoitości. Dlatego powinniśmy wszyscy – wierzący czy nie – zacząć walkę z klerem. Może zaczną w końcu
19
żyć jak Pan Bóg przykazał – a wtedy wrócimy do Kościoła. Nie twierdzę, że wszyscy księża są źli, na pewno jest także wielu z powołania. Dziennikarze, błagam was, przestańcie używać słów „walka z Kościołem”, a zacznijcie mówić o walce z klerem. Bóg zapłać! J.P., Wrocław
Brak syndromu Od kilku lat jestem na emeryturze. Wychowałam dwoje dzieci. Miałam też kilka aborcji. Nie czuję się spustoszona psychicznie, wręcz przeciwnie – po każdej aborcji czułam ulgę. Bardzo wcześnie wyszłam za mąż, i to nieszczęśliwie. Nie było mnie stać na kolejne dziecko. Przyrzekam – nie mam (i myślę, że miliony kobiet też nie mają) syndromu poaborcyjnego ani depresji, nie wpadłam w anoreksję, nie nadużywam alkoholu, nie palę, nie mam obniżonego poczucia własnej wartości. Nie jestem gorsza od innych. Ochota na seks też się nie zmieniła – bez zmian, umiarkowana. Kocham ludzi, zwłaszcza swoje dzieci i wnuki. Jestem pogodną, dowcipną, szczerą osobą. Chętnie pomagam innym. Oczywiście aborcja nie jest dobra, bo to ból i niebezpieczeństwo. Dlatego zabiegi powinny być wykonywane legalnie pod opieką fachowców, a nie w podziemiu. Urszula
Szkolny post Szanowna Redakcjo. Chciałem w paru słowach nawiązać do Waszego artykułu „Szkolna droga krzyżowa” („FiM” 13/2012). Pal sześć te wszystkie „drogi krzyżowe” po korytarzach publicznych szkół. Już się przyzwyczailiśmy, że aby utrzymać posadę, nauczyciele będą byle klechę w szkole po rękach lizać. Niech się mocują ze swoim sumieniem. Ale ostatnie zdania tego artykułu doprowadzają do szewskiej pasji. Jak można pozbawiać dzieci posiłku w imię jakiegoś idiotycznego postu?! Przecież z tych posiłków nie korzystają dzieci z wypasionych rodzin, co to przynoszą na drugie śniadanie 5 bułek obłożonych szynką. Z tych posiłków korzystają na ogół dzieci, które na co dzień nie dojadają. Tylko pseudokatolickie sumienie może im to zabrać. Ciekawy jestem, czy ci, którzy to wymyślili, też przez trzy dni nie jedli obiadu. I jeszcze strona prawna. Może się mylę, ale wydaje mi się, że szkoły są dotowane przez samorządy. I dożywianie uczniów wynika z uchwały rady (miasta, gminy, wsi?). A czy to ograniczenie posiłków dla dzieci odbyło się za stosowną uchwałą ww. organów? Bo jeżeli nie, to jest to przestępstwo. Antyrafal
20
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
L
ata 60. i 70. były w Stanach Zjednocznych okresem, w którym zrewolucjonizowano obowiązującą moralność – na przykład wprowadzono do sprzedaży pigułki antykoncepcyjne, zaakceptowano homoseksualistów, walczono z segregacją, a Norma McCorvey zwyciężyła przed Sądem Najwyższym, przyczyniając się do legalizacji aborcji. Także ruch „dzieci kwiatów” oraz powiązane z nim antywojenne protesty pokazały, że można już było myśleć o tym, co zaledwie kilka lat wcześniej było zupełnie nie do pomyślenia.
Moralna większość Coraz większa tolerancja oraz sukcesy ruchów walczących o prawa obywatelskie nie wszystkim się jednak podobały. W takim kraju jak USA, gdzie racjonalność na co dzień ściera się z religijnym fundamentalizmem, podczas rewolucji obyczajowej musiała pojawić się „moralna” kontrrewolucja i tak też się stało. W połowie lat 70. kształtów zaczął nabierać ruch „Moralnej większości”, na czele którego stał Jerry Falwell, przeciwnik rozdziału państwa i Kościoła. Zaczęło się od zorganizowanego poparcia inicjatywy na rzecz modlitwy w szkołach, by po zaledwie kilku latach charyzmatyczny pastor mógł się pochwalić przewodnictwem nad liczną organizacją, która posiadała bogatych sponsorów i mogła wywierać skuteczny nacisk na polityków. Była na tyle silna, że wielu uznaje, iż bez niej Ronald Reagan nie zostałby prezydentem. W szczytowym okresie Moral Majority miała 4 miliony członków i cieszyła się jeszcze liczniejszym gronem sympatyków. Dzięki temu mogła prowadzić skuteczne kampanie, których celem było przywrócenie „wartości” Stanom Zjednoczonym. Przy czym koncentrowała się przede wszystkim na czterech sferach – chodziło o: zakaz aborcji, zdelegalizowanie homoseksualizmu, poparcie dla tradycyjnego modelu rodziny oraz odbudowę „patriotycznego” nastawienia Amerykanów. Te cztery elementy ubrano w pięknie brzmiące formuły „pro-”. Moral Majority była zatem pro-life, pro-family, pro-defense i pro-Israel. Chwytliwe i proste hasła trafiały pod dachy amerykańskich domów i doskonale wpisywały się we wrażliwość licznego grona wyborców – zwłaszcza tych, którzy mieszkali w stanach tzw. biblijnego pasa. Stanowiły też sedno ideologii ruchu, wokół którego skoncentrowali się konserwatyści w latach 80.
Pro-life? W 1973 roku Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych wydał orzeczenie w sprawie Roe v. Wade, w którym antyaborcyjne prawo stanu Teksas uznano za niekonstytucyjne, co w praktyce doprowadziło do legalizacji
Manipulacja moralnością Jak zmobilizować wyborców? Najlepiej zastosować moralny szantaż i rozpętać ideologiczną wojnę, w której racjonalne argumenty schodzą na drugi plan lub stają się całkowicie nieprzydatne. Po mistrzowsku wykorzystał to wspierający Reagana Jerry Falwell – pastor łączący w sobie cechy księży Rydzyka i Natanka. przerywania ciąży w całym kraju. Gdy telewizyjny kaznodzieja Falwell zaczął tworzyć Moral Majority, bezbłędnie wyczuł nastroje i wykorzystał ten temat dla zmobilizowania swoich zwolenników. Aborcja stała się jednym z najważniejszych elementów jego politycznego programu. Przerwanie ciąży uznano za „morderstwo” i żądano całkowitej delegalizacji takich zabiegów – nawet w sytuacji, gdy zagrożone było życie matki. Nowa Prawica chciała, by Stany uznały prawa obywatelskie płodów od chwili poczęcia, co spowodowałoby zrównanie aborcji z odebraniem życia dziecku. Antyaborcyjną histerię rozpętano do tego stopnia, że doprowadziło to do zamachów bombowych na kliniki, w których dokonywano zabiegów, i do zabójstw lekarzy oraz pacjentek. Wszystko to w celu „obrony życia” (sic!). I choć w kręgach konserwatywnych polityków (a do takich można zaliczyć też pastora Falwella) na ogół nie wyrażano, przynajmniej oficjalnie, poparcia dla tego rodzaju metod, to także nie potępiano ich ze specjalną gorliwością. Raczej wykorzystywano ten konflikt, by zwiększyć mobilizację swoich zwolenników – przekonywano ich na przykład, że aby nie zgrzeszyli, muszą głosować na polityków sprzeciwiających się przerywaniu ciąży.
Ratujcie nasze dzieci Pod koniec lat 70. podobnie zapalną kwestią stały się prawa ludzi należących do mniejszości seksualnych – LGBT. Postępy tego ruchu, widoczne zwłaszcza w dużych miastach, na przykład takich jak Nowy Jork i San Francisco, niespecjalnie podobały się konserwatywnie nastawionym Amerykanom. Do tego
powinien te wojny popierać. Przy okazji do tej mocno militarystycznej definicji miłości do ojczyzny wpisano też bezwarunkowe wsparcie dla Izraela jako jednego z najważniejszych amerykańskich sojuszników. Temu wszystkiemu towarzyszyło również przekonanie, które powodowało, że Falwell był szczególnie groźnym przeciwnikiem dla wszystkich, którzy nie zgadzali się z neokonserwatywną wizją świata. Uważał on, że rozdział państwa i Kościoła to szatański wynalazek, a miejsce religii jest w... Waszyngtonie, bo tylko w ten sposób można prezentowaną przez niego chrześcijańską wizję świata wdrożyć w życie i zmusić do niej tych, którzy działają wbrew biblijnym naukom.
Światopogląd a gospodarka
Jerry Falwell
kolorowe parady, podczas których świętowano różnorodność ruchu, i epidemia AIDS w latach 80. ułatwiały konserwatystom podgrzewanie lęku przed tym, czego ich wyborcy nie rozumieli. „Falwell i jego koledzy z Nowej Prawicy rzadko pozwalali sobie na przemówienie, które nie zawierałoby jakiegoś mrocznego odwołania do rosnącej siły homoseksualistów, na ogół powiązanego z cytatem z Biblii, wskazującym, że zostało to przepowiedziane jako koniec świata – pisał Randy Shilts w „And the Band Played On”. Chętnie podkreślano, że homoseksualizm był „zakazany przez Biblię”. Specyficznie odniesiono się też do epidemii AIDS, którą wykorzystano w niezwykle cyniczny sposób. Sam Falwell mówił, że choroba jest karą bożą nie tylko dla gejów, ale też i dla tych, którzy... ich tolerują. Wokół sprawy tworzono wojenną atmosferę. „Jeżeli nie powstrzymamy homoseksualistów, to z czasem zarażą cały naród i Ameryka zostanie zniszczona – mówił wielebny Greg Dixon, działacz ruchu Falwella. Jednocześnie zaś sugerowano, że dla jej uratowania potrzebne są pieniądze, które najlepiej przelać na konta... Moral Majority. Podkreślano, że „my” walczymy z „nimi”, by „uratować” nasze dzieci. Wyrazem tej militarnej retoryki była na przykład zapoczątkowana w 1977 roku kampania Save our Children, której celem było wycofanie wprowadzonego w jednym z hrabstw na Florydzie prawa zakazującego dyskryminacji na podstawie orientacji seksualnej. To miało zresztą wracać i później. Karą za homoseksualizm – zdaniem Falwella – były bowiem zamachy z 11 września i huragan Katrina. Pastor
stwierdził, że atak na World Trade Center był wynikiem działań pogan, zwolenników aborcji, feministek, gejów i lesbijek, zwolenników praw obywatelskich i wszystkich tych, którzy chcą sekularyzować Amerykę. Ciekawostką jest tutaj to, że to właśnie Falwellowi przypisuje się też powiązanie Teletubisiów z ruchem LGBT. Prawdopodobnie to on jako pierwszy uznał publicznie, że Tinky Winky jest ikoną homoseksualizmu, która służy jako narzędzie do sprowadzenia dzieci na złą drogę.
Patriotyczna rodzina chodzi do Kościoła Z niechęcią do ruchu LGBT wiązało się też uwiebienie dla „tradycyjnej” rodziny (jakakolwiek by ona była), która miała być podstawą „zdrowego społeczeństwa”. Życie tej podstawowej komórki społecznej miało się skupiać we wspólnocie religijnej, gdzie było miejsce na spotkanie ludzi podobnych do siebie, ale też na polityczną indoktrynację. Żeby chronić ten wyobrażony i idealny model, Moral Majority opowiadała się za cenzurą, która miała uniemożliwić rozpropagowywanie wszelkich treści uznanych za szkodliwe. W tym – oczywiście – pornografii. Kluczowy dla budowy zdrowej tkanki społecznej miał być także specyficznie rozumiany patriotyzm. Ruch kształtował się w okresie, w którym doskonale pamiętano antywojenne demonstracje towarzyszące interwencji w Wietnamie. I wykorzystano fakt, że dzieliły one amerykańskie społeczeństwo, bo skoro sprzeciw wobec militarnych interwencji był wiązany z rzeczami tak złymi jak wolny seks, pigułka i LGBT, to oczywiste stawało się, że każdy dobry obywatel
Historia Falwella i tego, jak rozpętał światopoglądowy spór, jest ciekawa sama w sobie. Tym bardziej że umiejętne wykorzystanie „argumentów” tego rodzaju doprowadziło do spolaryzowania opinii publicznej i w efekcie dało Republikanom trzy kadencje rządów, w czasie których udało im się niemal niezauważenie przetransferować ogromne pieniądze z kieszeni zwykłych obywateli na bankowe konta właścicieli ogromnych korporacji. I to przy sporej radości religijnych ideologów. „Związki zawodowe powinny zacząć studiować Biblię, zamiast pytać o więcej pieniędzy. Gdy ludzie są w porządku z Bogiem, to są też lepszymi pracownikami” – mówił Falwell. Prawica wykorzystała spór światopoglądowy nie tylko do ideologizowania prawa (większość tych kwestii była na szczęście i tak skazana na porażkę), ale też do odwracania uwagi od innych spraw. „Zwykli” Amerykanie byli zbyt pochłonięci odbieraniem kobietom prawa do aborcji i „chronieniem” dzieci przed homoseksualistami, by zauważyć, że ich sytuacja materialna jest coraz gorsza. Nie dostrzegali też, że powodem tego pogorszenia są ci, którzy ponoć stoją po ich stronie we wspólnej walce o zaprowadzenie „bardziej moralnych porządków”. Ale cała ta historia jest ciekawa także dlatego, że jest to jedynie przykład zjawiska, które jest znacznie bardziej uniwersalne. Prawica lubi i często wykorzystuje sprawy światopoglądowe do rozgrzania konfliktu, w którym giną argumenty, a pozostają jedynie emocje. A w tym czasie przeprowadza reformy, które najmocniej dotykają tych, którzy myślą, że prawicowi politycy są po ich stronie. Tak przecież doszedł do władzy i rządził AWS. Tak było za czasów „patriotycznej” histerii PiS, gdy reformując podatki, mówiono o muzeach i powstaniach. Tak wreszcie zdarza się i dziś, gdy problemy gospodarcze chowa się za narodową dumą i koniecznością „pokazania się” (jakie to polskie!) przy okazji Euro 2012. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
OKIEM BIBLISTY
21
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Fałszywi prorocy i mesjasze (1) W Ewangelii św. Mateusza czytamy: „Baczcie, żeby was kto nie zwiódł. Albowiem wielu przyjdzie w imieniu moim, mówiąc: »Jam jest Chrystus«, i wielu zwiodą (...). I powstanie wielu fałszywych proroków, i zwiodą wielu (...). Gdyby wam wtedy kto powiedział: »Oto tu jest Chrystus albo tam«, nie wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść i wybranych” (24. 4–5, 11, 23–24). W związku z tym mam do pana pytanie: kim są fałszywi prorocy i fałszywi mesjasze? Po czym ich poznać? Aby odpowiedzieć na pytanie o fałszywych proroków, przede wszystkim należy wyjaśnić, czym jest proroctwo i kim byli biblijni prorocy. Otóż według Biblii proroctwo to nie tylko przepowiadanie czegoś na przyszłość, ale przede wszystkim oznajmianie tego, co Bóg objawił powołanym przez Niego prorokom. W Księdze Amosa czytamy: „Zaiste, nie czyni Wszechmogący Pan nic, jeżeli nie objawił swojego planu swoim sługom, prorokom” (3. 7). Prorok był więc pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, reprezentantem Najwyższego, kimś, kto otrzymane od Boga objawienie przekazywał innym. Przykładem tego może być chociażby Mojżesz i jego brat Aaron, który miał być jego prorokiem: „Brat twój Aaron będzie twoim prorokiem” (Wj 7. 1). „Ty będziesz mówił do niego i włożysz słowa w usta jego, a Ja będę z ustami twoimi i z ustami jego i pouczę was, co macie czynić. On będzie mówił za ciebie do ludu, on będzie ustami twoimi, a ty będziesz dla niego jakby Bogiem” (Wj 4. 15–16). W jaki sposób Bóg przemawiał do proroków? Biblia mówi o różnych sposobach (Hbr 1. 1). W jednym przypadku Bóg przemawiał do nich głosem podobnym do kogoś znajomego, jak to miało miejsce przy powołaniu Samuela, który miał wrażenie, że słyszy głos Heliego (1 Sm 3. 1–19, 21). Innym razem – we śnie (Rdz 20. 3–6; 28. 10–16; 37. 5–10; Dn 2. 1, 28–29; 7. 1). Jeszcze innym razem – przez aniołów (Rdz 19. 1–17; 22. 11–18; Lb 22. 22; Joz 5. 13), przez widzenia (Iz 6. 1–13; Jer 1. 11; 24. 1; Ez 1. 1; Dn 10. 5; Oz 12. 11 Am 7. 1, 4, 7), przez tajemnicze znaki (Dn 5. 5) oraz bezpośrednio, jak to miało miejsce na górze Horeb (Wj 20. 1–19). Szczególnym związkiem z Bogiem cieszył się wspomniany już Mojżesz. Świadczą o tym następujące teksty: „Jeżeli jest u was prorok Pana, to objawiam mu się w widzeniu, przemawiam do niego we śnie. Lecz nie tak jest ze sługą moim, Mojżeszem (…). Z ust do ust przemawiam
do niego, i jasno, a nie w zagadkach” (Lb 12. 6–8); „I rozmawiał Pan z Mojżeszem twarzą w twarz, tak jak człowiek rozmawia ze swoim przyjacielem” (Wj 33. 11); „I nie powstał już w Izraelu prorok taki jak Mojżesz, z którym by Pan obcował tak bezpośrednio, przez wszystkie znaki i cuda, dla których posłał go Pan, aby je czynił w ziemi egipskiej” (Pwt 34. 10–11). Według Nowego Testamentu Bóg „przemówił do nas [również] przez Syna” (Hbr 1. 2). On też został nazwany prorokiem, zgodnie ze słowami: „Proroka takiego jak ja jestem wzbudzi ci Pan, Bóg twój, spośród ciebie, spośród twoich braci. Jego słuchać będziecie (…). Włożę moje słowa w jego usta i będzie mówił do nich wszystko, co mu rozkażę. Jeśli więc kto nie usłucha moich słów, które on mówić będzie w moim imieniu, to Ja będę tego dochodził na nim” (Pwt 18. 15–19, por. Mt 13. 57; 21. 11; Łk 4. 24; J 4. 19; 9. 17). Biblijni prorocy, nazywani też „mężami Bożymi” (1 Krl 17. 24), byli więc Bożymi wybrańcami. Nie byli ochotnikami (często nawet wzbraniali się przyjąć owo powołanie ze względu na trudności związane z tym zadaniem), lecz mężami wybranymi i powołanymi (czasami prorokowały również kobiety) przez Boga (Wj 3.–4.; 1 Krl 19. 19–21; Jr 1. 4–7; Am 7. 14–15). Po drugie – charakteryzowali się tym, że przekazywali tylko to, co zostało im objawione, lub też to, co już było spisane w księgach prorockich (Ez 7. 10; Dn 9. 2). Ich przesłanie nie mogło więc kolidować z wcześniejszym objawieniem. Byli po prostu głosem przemawiającym w imieniu Boga. Przekazywali tylko to, co sami usłyszeli, a zwrócił na to uwagę Jeremiasz, mówiąc do swoim przeciwników słowami Boga: „Jeżeli uczestniczyli w mojej radzie, to niech zwiastują mojemu ludowi moje słowa”
(Jr 23. 22). Zawsze przemawiali też z natchnienia Bożego (2 P 1. 21). Czasami zdarzało się nawet, że byli do tego stopnia opanowani przez Ducha Bożego, że całkowicie zatracali kontakt z rzeczywistością (1 Sm 10. 6–13; 19. 18–24; Dn 10.). Po trzecie – biblijni prorocy zawsze wzywali lud do pokuty i wierności przykazaniom Bożym, a w przypadku nieposłuszeństwa ogłaszali ludowi sąd. Protestowali przeciwko złu i piętnowali wszelkie przejawy bałwochwalstwa, niesprawiedliwość społeczną oraz lekceważenie pozostałych norm etycznych (Ne 9. 29–30; Am 5.; Iz 5. 8–25; Jr 28. 8; Jon 3. 1–5). Poza tym prawdziwi prorocy sami musieli postępować nienagannie.
Niestety, oprócz proroków prawdziwych byli i są również prorocy fałszywi. Jezus powiedział: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi!” (Mt 7. 15). Podobnie ap. Paweł ostrzegał starszych w Efezie: „Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą” (Dz 20. 29–30). W Biblii bardzo często fałszywych proroków nazywano wilkami. Dlaczego? Ponieważ jak „wilki drapieżne przelewali krew, niszczyli życie ludzkie, aby osiągnąć zysk” (Ez 22. 27, por. Sof 3. 3–4; J 10. 10). Najdobitniej chyba wyraził to prorok Jeremiasz: „Widziałem wprawdzie u proroków Samarii rzeczy gorszące: prorokowali w imieniu Baala i zwodzili mój lud, Izraela. Lecz u proroków Jeruzalemu widziałem zgrozę: cudzołożą i postępują kłamliwie,
i utwierdzają złoczyńców w tym, aby żaden nie odwrócił się od swojej złości; toteż wszyscy stali się dla mnie jak Sodoma, a jego mieszkańcy jak Gomora (…), gdyż od proroków Jeruzalemu wyszła bezbożność na cały kraj” (23. 13–15). Krótko mówiąc, fałszywi prorocy działali z premedytacją. Dla zmylenia przywdziewali też „odzienie owcze” na podobieństwo znanych proroków (por. 2 Krl 1. 8; Za 13. 4; Mt 3. 4), ale ich życie i tak było zaprzeczeniem ich rzekomego powołania. W rzeczywistości wywierali demoralizujący wpływ na innych (por. Jer 7. 8–11). To też tłumaczy, dlaczego Jezus powiedział: „Po ich owocach poznacie ich” (Mt 7. 15–16). Fałszywi prorocy postępują niegodziwie, czyli wydają złe owoce, przeciwne owocom Ducha (Ga 5. 22–23). Zatem również dziś można ich rozpoznać. Nietrudno przecież zorientować się, kto jakie wydaje owoce. Kto na przykład pasożytuje na społeczeństwie, kto naucza wyłącznie dla zysku i dla własnego prestiżu, a kto czyni to, jak Jan Chrzciciel, bezinteresownie. On również powiedział: „On [Chrystus] musi wzrastać, ja zaś stawać się mniejszym” (J 3. 30). Można ich zdemaskować nawet, gdy twierdzą, że przemawiają z Ducha, bo tam, gdzie panuje Duch Boży, tam też „słuszne żądania prawa” (Rz 8. 4) są respektowane. Tam zaś, gdzie łamie się Prawo Boże, tam nie Duch Boży, lecz duch kłamliwy dominuje (por. 2 Krl 18. 18–23; J 8. 44; Dz 16. 16–18). Oczywiście ci, którzy znajdują się pod wpływem takiego ducha, mogą wierzyć, że jest to Duch Boży, bo również odczuwają natchnienie, a nawet mogą mówić i czynić rzeczy niezwykłe (2 Krl 18. 22–23; Jer 23. 25–32; Ez 13. 1–3, 6–10; Mt 7. 21–23). Jednakże same „rzeczy cudowne” nie są jeszcze dowodem prawdziwie Bożego autorytetu i Jego natchnienia, bo – jak pisał Orygenes – „moc uzdrawiania nie jest sama w sobie ani dobra, ani zła”. Poza tym Pismo ostrzega nas przed „znakami i rzekomymi cudami” (2 Tes 2. 9, por. Mt 24. 24), które mają służyć jedynie zwiedzeniu, wmówieniu ludziom, że rzekome cuda i znaki, np. sakramentalne, pochodzą od Boga, podczas gdy w istocie nie mają one z Nim nic wspólnego (por. Ap 16. 13–14). Fałszywych proroków można też zdemaskować po ich niespełnionych przepowiedniach: „Jeżeli prorok [twierdzi], iż przemawia w Imię Boga,
a rzecz ta się nie stanie, i [pojmujesz, że] nigdy do niej nie dojdzie, wtedy jest to posłanie, którego nie wypowiedział Bóg. Prorok przemówił, umyślnie [chcąc cię oszukać]” (Pwt 18. 22 – „Tora”, Pardes Lauder, Księga Piąta, s. 212). Na ten sam aspekt umożliwiający odróżnić zwykłych oszustów od prawdziwych proroków zwrócił uwagę również Jeremiasz: „Prorocy, którzy byli od dawien dawna przede mną i przed tobą, zapowiadali dla wielu krajów i wielkich królestw wojnę, głód i zarazę. Natomiast prorok, który prorokuje o pokoju, zostaje uznany za proroka, którego prawdziwie posłał Bóg, dopiero gdy spełni się jego słowo” (27. 8–9). Za fałszywego proroka można też uznać każdego, kto – powołując się na Boga – nakłania innych do naruszania biblijnego Dekalogu, a szczególnie do praktyk bałwochwalczych (Lb 16. 1–5; Ez 22. 25–26). Za takiego należy go uznać nawet wtedy – jak już zostało to wyżej podkreślone – gdyby dokonywał rzekomych cudów. Czytamy bowiem: „Wszystko, co ja wam powiedziałem, starannie wypełniajcie. Nic do tego nie będziesz dodawał ani niczego od tego nie ujmiesz. Jeśliby powstał pośród ciebie prorok albo ten, kto ma sny, i zapowiedziałby ci znak albo cud, i potem nastąpiłby ten znak albo cud (…), i namawiałby cię: »Pójdźmy za innymi bogami« (…), to nie usłuchasz słów tego proroka ani tego, kto ma sny, gdyż to Pan, wasz Bóg, wystawia was na próbę” (Pwt 13. 1–4). Na pytanie: kim dziś są fałszywi prorocy, można więc odpowiedzieć, że są nimi wszyscy, którzy świadomie głoszą pokrętną ewangelię i inne zgubne nauki, sprzeczne z objawieniem Bożym zawartym w Piśmie Świętym (por. 2 Kor 11. 3–4; Ga 1. 6–9; 2 Tm 3. 15–17; 1 J 4. 1–3). Po drugie – są nimi również wszyscy przywódcy religijni, którzy próbują przyciągnąć innych ludzi do siebie zamiast do Boga, którzy ponadto „nawzajem od siebie przyjmują chwałę, a nie szukają chwały pochodzącej od Boga” (J 5. 44). Po trzecie – są to źli pasterze, którzy prowadzą rozwiązłe życie (np. pedofilia), którzy zamiast się troszczyć o „trzodę”, troszczą się o siebie samych (luksusowe limuzyny, domy parafialne itp.), o niegodziwy zysk (kupczenie rzekomymi dobrami duchowymi – por. Mt 10. 8), którzy „z chciwości wykorzystują” swoich wiernych (por. 2 P. 2. 1–3). Jak widać, nietrudno rozpoznać fałszywych proroków. Tym bardziej że mamy ich wokoło nas aż nadto. Wystarczy się po prostu dobrze rozejrzeć, a ich owoce same nam ich wskażą. Cdn. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
OKIEM SCEPTYKA
ATYMITOLOGIA NARODOWA (82)
Zagłada Bojkowszczyzny Bojkowie przez setki lat zamieszkiwali Bieszczady, ale i wobec nich zastosowano zasadę zbiorowej odpowiedzialności. Etniczną ludność Bieszczadów stanowili w 85 procentach Bojkowie – górale karpaccy rusińskiego i wołoskiego pochodzenia, których na próżno szukać dziś w Polsce. Bojkowie, ludność mówiąca gwarą z południowo-zachodniego zespołu dialektów języka ukraińskiego, zamieszkiwali wsie na terenie Karpat Wschodnich, od krańców zachodnich Bieszczadów (granicę stanowiło pasmo Wysokiego Działu – Wołosań, Chryszczata, Suliła), aż po odległą dolinę Bystrzycy Sołotwińskiej na zachodnich krańcach Gorganów. Na zachodzie graniczyli z Łemkami, a na wschodzie – z Hucułami. Północna granica Bojków nie przekraczała linii wysoczyzny Hoczew–Łobozew–Ustrzyki Dolne i stykała się z granicą kultury Dolinian. Z drugiej jednak strony w okresie międzywojennym nazwa Bojkowie była używana jako samookreślenie się aż w Tylawie Wołoskiej na północ od Sanoka. W przeciwieństwie do Łemków Bojkowie nie mieli wyraźnej tożsamości grupowej. Liczni badacze zwracali uwagę, że Bojkowie byli ludem wyjątkowo archaicznym, konserwatywnym i zabobonnym. Roman Reinfuss (1910–1998), etnograf, znawca polskiej sztuki ludowej i etnografii Karpat, opisując Bojków, określił ich zapóźnienie gospodarcze i kulturowe w stosunku do
N
Łemków na około 100 lat. Obie te ludności łączyła wiara (grekokatolicyzm, czasami prawosławie), ale wpływy zewnętrzne na Bojków (polskie i rumuńskie) były nieznaczne. XVIII-wieczny pamiętnikarz postrzegał Bojków jako ludzi posępnych, powolnych i długo się namyślających. Kontrowersje budzi nazwa „Bojko”, której najstarszy zapis pochodzi z 1607 r. Określenie to ma charakter przezwiskowy i według jednych oznacza ludzi nieufnych, zacofanych, powolnych w ruchach lub, jak chcą inni, hodowców wołów – bojków. W każdym razie nazwa ma wydźwięk pejoratywny i jest związana z „wołowatością”. Łemkowie używali wobec Bojków określenia „luchy”, czyli świnie, natomiast Polacy nazywali ich Rusinami, Rusnakami lub Górniakami. Oni sami nazywali siebie Hyrniakami lub Werhowyńcami, czyli ludźmi gór. Nazwę „bojko” jako synonim zacofanego i prymitywnego człowieka chętnie nadawano nielubianym sąsiadom. Archaiczne w stosunku do sąsiadów były również wierzenia opisywanej ludności. Wierzyli oni na przykład, że człowiek posiada dwie dusze: pogańską i chrześcijańską. Byli przekonani, że istnieją wampiry. Wśród Bojków występowały również płaczki pogrzebowe,
awyk życia poza okowami religii sprawia, że mniej doceniamy wolność, która jest naszym udzia łem. Dobrze jest czasem odświeżyć so bie tę miłą świadomość. Zanim zajmiemy się kwestiami poreligijnej wolności, czuję się zobowiązany do napisania małego postscriptum do mojego tekstu sprzed dwóch tygodni. Chodzi o felieton odnoszący się do kwestii presji otoczenia na nasze życie. Sądząc z reakcji Czytelników, niedostatecznie uwypukliłem to, na czym mi najbardziej zależało. Otóż zgadzam się z uwagami osób, które uważają, że nasi bliźni czasem żywo interesują się naszym życiem, niejednokrotnie nadmiernie i bez zachowania umiaru oraz taktu. Dotyczy to szczególnie życia w małych społecznościach, w których brak innych rozrywek, a czasem też nawyku do ciekawego zorganizowania sobie czasu popycha do wścibskiej ciekawości. Jednak nie zmienia to faktu, że nawet osoby przesadnie zainteresowane otoczeniem nie mają wielkich oczekiwań wobec stylu życia, jaki my prowadzimy. My, czyli przedmioty ich obserwacji. Będziemy budzić ich zainteresowanie
niewątpliwy relikt obyczajów pogańskich, a niemal w każdej wsi byli także tzw. zamawiacze, spośród których największym mirem cieszyli się zamawiacze pogody, zwani chmarnikami. Mogli oni odpędzać nawałnice lub przywoływać je, wznosić się w powietrze i przestawiać chmury. Jeszcze w połowie XX w. w większości chat bojkowskich nie było kominów (około 90 procent). Wynikało to między innymi z wiary, że w kominie mieszka diabeł. Ich prymitywne domy, tzw. kurne chaty, pokryte były strzechą, a dym uchodził przez otwór w ścianie. Wśród górali karpackich ludność bojkowska była grupą najbardziej jednolicie ukraińską. Po I wojnie światowej na Bojkowszczyźnie powstało wiele ośrodków ukrainofilskich, między innymi w bojkowskich Lutowiskach, gdzie stacjonował 500-osobowy batalion petlurowców. W okresie międzywojennym poza tzw. powstaniem leskim (21 czerwca – 9 lipca 1932 r.) nie dochodziło do buntów Bojków przeciwko organom władzy sanacyjnej ani do aktów terroru. Granica polsko-sowiecka wytyczona na konferencji w Jałcie nie opierała się na kryterium etnicznym. Na zachód od Bugu i Sanu mieszkało pół miliona Bojków, Łemków
niezależnie od tego, czy będziemy prowadzić styl życia zgodny z bardzo konserwatywnymi normami, czy z naszymi pragnieniami i osobistymi przekonaniami. Chodzi o to, aby nie popaść w pułapkę nadmiernego
i Ukraińców. Także wobec Bojków, winnych czy niewinnych, władze Polski ludowej zastosowały zasadę zbiorowej odpowiedzialności. Jako zwarta grupa etniczna Bojkowie przestali istnieć w wyniku masowych wysiedleń w latach 1944–1947. Resztki tej ludności usunięto w czasie tzw.
gorszące dla mojego katolickiego środowiska. Później ze zdziwieniem odkryłem, że moja decyzja wzbudziła więcej życzliwego zainteresowania, niż byłem sobie to w stanie wyobrazić.
ŻYCIE PO RELIGII
Wypuszczeni na wolność przywiązywania wagi do opinii otoczenia. Często to nasze własne lęki i wyobrażenia o opiniach innych paraliżują nas strachem, gdy tymczasem otoczenie skłonne jest nas z wielu rzeczy rozgrzeszyć lub przejść nad nimi do porządku dziennego. Wiem, że od tej reguły zdarzają się wyjątki, ale sądzę, że powinniśmy po prostu trzeźwo reagować na daną sytuację, bez nadmiernej lękliwości. Nie ma nic bardziej żałosnego jak zmarnowane życie ze strachu przed otoczeniem, które czasem nawet nie zwraca uwagi na nasze dylematy. Kiedy na przykład odchodziłem z Kościoła, to sądziłem, że jest to wyłącznie
Od tego stwierdzenia łatwo będzie przejść do podnoszącego na duchu listu, jaki właśnie otrzymałem. Nasz młody Czytelnik, do niedawna dosyć gorliwy katolik pochodzący z rodziny także katolickiej, dzieli się taką swoją radością: „Stwierdzam, że z każdym miesiącem upływającym od dnia rozstania się z katolicyzmem jestem coraz bardziej wolny (momentami już niemal całkowicie) od religijnego postrzegania świata przez pryzmat grzechu, tego, co Bogu może się podobać, a co nie. Bardzo się cieszę, że głównym wyznacznikiem, który pozwala mi podejmować decyzje i rozwiązywać problemy, jest empatia i wrażliwość
regulacji granic w 1951 r. Ludność ta, chętniej niż Łemkowie, godziła się na wywózkę do ZSRR. Nie da się jednak ukryć, że większość została siłą zmuszona do opuszczenia ojcowizny. Kiedy pod koniec lat 40. Moskwa doszła do wniosku, że kopalnie węgla kamiennego pod Sokalem są bardziej potrzebne ZSRR niż Polsce, by uniknąć złego wrażenia, zaproponowała nam „wymianę odcinków granicznych”. Ponieważ pierwotnie Lutowiska (przemianowane na Szewczenkowo), Czarna i Ustrzyki Dolne weszły w skład USRS, Moskwa zgodziła się na odstąpienie tych terenów Polsce w zamian za teren nadbużański wraz z lewobrzeżnym Sokalem, Krystynopolem, Bełzcem, Warężem i Uhnowem. Przedmiotem sporu stała się kopalnia ropy naftowej w Czarnej. Moskwa twierdziła, że odstępując ją Polsce, ponosi duże straty, i zażądała od nas dopłaty w złocie. Ponieważ strona polska nie zaakceptowała tego żądania, Związek Radziecki okroił przekazywany teren tak, że poza granicami Polski pozostała część linii kolejowej Przemyśl–Zagórz. Ostatecznie ustalono, że wymienione obszary będą mieć po 480 km kwadratowych. Nowa granica ustanowiona została w 1951 r. Każde z państw zobowiązane było wysiedlić z przekazywanego terenu tamtejszą ludność, natomiast pozostawić cały majątek trwały. W ten sposób pozbyto się ostatnich Bojków. Z terenów zwróconych Polsce wysiedlono około 8 tys. mieszkańców. ARTUR CECUŁA
na krzywdę drugiej istoty (człowieka lub zwierzęcia), a nie myśl, czy to, co zrobię, będzie zgodne z jakimiś przykazaniami, czy kwalifikuje się na grzech i czy będę się musiał z tego kiedyś wyspowiadać. Dopiero z dzisiejszej perspektywy widzę, że nawet te dobre zasady katolicyzmu motywowane są jakimś zupełnie chorym systemem wartości. Myślę, że doskonałą ideą, uczącą, jakie powinny być prawdziwe motywy działań każdego człowieka, jest humanizm”. Dobrze napisane i bardzo zachęcające! Do tego jeszcze dodam, że nasz Czytelnik z radością donosi, że w swoim nowym miejscu pracy odkrywa sporo osób o podobnych przekonaniach i systemie wartości. Dotąd był dość wyalienowany, a teraz czuje się częścią większej społeczności humanistycznych racjonalistów. Przyznam szczerze, że uwielbiam takie historie, z których mogę się dowiedzieć, że ktoś nie tylko przestał się bać bogów i zadręczać jakimiś absurdalnymi problemami, ale na dodatek rozwija się etycznie czy – jak mówią niektórzy – duchowo. Bo tak właśnie wyobrażam sobie humanizm – jako drogę do większej empatii i zrozumienia innych istot żywych. MAREK KRAK
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
W
ielu myślicieli przed i po Karolu Marksie (1818–1883) podważało boskie pochodzenie religii, redukując ją do wytworu ludzkiego umysłu. Różnice pomiędzy poszczególnymi krytykami religii polegały na tym, że inaczej odpowiadali na pytania: dlaczego i jak powstało coś takiego jak religia? By dać na to odpowiedź, Karol Marks starał się odkryć przyczyny jej powstania i funkcje, jakie spełnia. Oświeceniowa krytyka religii – przed Marksem – próbowała wyjaśnić zjawisko religii na dwa sposoby. Pierwszy: religia jest kłamliwą przykrywką interesów stanu kapłańskiego. Drugi: religia jest owocem
materialną i swe materialne stosunki wzajemne, zmieniają wraz z tą rzeczywistością również swoje myślenie i wytwory tegoż myślenia. Nie świadomość określa życie, lecz życie określa świadomość” 2. Marks posługiwał się swym materializmem jako narzędziem interpretowania przemian dziejowych. Przytoczę własną próbkę takiej interpretacji dotyczącej okresu historii, który bezpośrednio nas dotyczy: chodzi o upadek komunizmu, który niekoniecznie przeczy teorii Marksa, a nawet zdaje się ją potwierdzać. Gdy w 1968 roku intelektualiści, tacy jak Leszek Kołakowski czy Jacek Kuroń, protestowali przeciwko ograniczaniu wolności słowa,
KĄCIK FILOZOFICZNY braćmi. Poglądy takie były niebezpieczne dla feudalnego ładu opartego na poddaństwie chłopów (zatem na nierówności). Katarzy byli też pacyfistami, co było nie do pomyślenia dla rycerskich rodów dorabiających się fortun na wojaczce. Przykład średniowiecza dobrze ilustruje społeczno-ekonomiczny kontekst oraz praktyczne konsekwencje poglądów pozornie oderwanych od „doczesnej” rzeczywistości. Istotą marksowskiej krytyki religii nie jest to, że religia jest zawsze narzędziem ucisku. Krytyka ta ma raczej na celu pokazanie, że religia nie pochodzi od Boga, lecz jest wyrazem tego, co ziemskie, czyli klasowych interesów (zarówno tych uciskanych,
umartwiających się mnichów, a stała się dostępna dla każdego człowieka zajmującego się bardziej „przyziemnymi” sprawami. Zarazem podkreślano rolę powołania: każdy powinien podjąć zadanie, jakie Bóg powierzył mu na ziemi (co z kolei chroniło świeżo upieczoną burżuazję przez niezadowoleniem klasy pracującej). Protestantyzm – ideologia rosnącej w siłę burżuazji – był jej orężem wobec katolicyzmu, który z kolei sprzyjał feudalizmowi. Później służył też studzeniu ambicji klasy robotniczej 5. Nawiasem mówiąc, dostrzegam tu pewną zależność: idee, które na początku mają potencjał rewolucyjny, z czasem same degenerują się do roli narzędzi ucisku.
Ekonomia wiary „Nędza religijna jest jednocześnie wyrazem rzeczywistej nędzy i protestem przeciw nędzy rzeczywistej. Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu. Prawdziwe szczęście ludu wymaga zniesienia religii jako urojonego szczęścia ludu. Wymagać od kogoś porzucenia złudzeń co do jego sytuacji – to znaczy wymagać porzucenia sytuacji, która bez złudzeń obejść się nie może” (Karol Marks) zbłądzenia rozumu, wystarczy więc rozum oświecić, a religia zniknie. Wedle historyków idei 1 były to wyjaśnienia zbyt naiwne. Po pierwsze, kler może i często kłamie, ale jednak nie zawsze, a drugi argument też odpada, bo mimo niestrudzonych wysiłków edukacyjnych ku poprawie rozumu religia nie znikła. Kolejne, pooświeceniowe pokolenie krytyków religii (Marks, Nietzsche, Freud) starało się stworzyć taką krytykę religii, która sięgałaby głębiej, do samych jej korzeni niewrażliwych na racjonalną krytykę. Tego głębszego źródła religii Marks szuka w uwarunkowaniach społeczno-ekonomicznych. Jego zdaniem nie tylko religia, ale i filozofia, prawo, moralność to duchowa nadbudowa dorobiona do materialnej bazy. Wszelka „kultura duchowa” jest wyrazem stosunków społecznych, zaś kształt społeczeństwa jest wypadkową ścierania się interesów różnych grup, „walki klas”. Społeczeństwo ulega dynamicznym przemianom, ale nie na skutek „boskich zamysłów” czy działalności intelektualistów. Przemiany duchowe nie są motorem dziejów wręcz przeciwnie – są wyrazem tych przemian. „Moralność, religia, metafizyka i wszystkie inne rodzaje ideologii oraz odpowiadające im formy świadomości tracą już przeto pozory samodzielności (…). To tylko ludzie, rozwijając swoją produkcję
pozostawali w osamotnieniu. Ich wolnościowe idee nie znalazły szerszego oddźwięku. Społeczeństwo zbuntowało się masowo dopiero wtedy, gdy komunistyczna władza przestała zabezpieczać podstawowe potrzeby materialne, gdy zabrakło kiełbasy i papieru toaletowego. Dopiero wtedy pewne „wyższe” ideały, takie jak wolność, stały się – przy okazji – przedmiotem walki. Marks dopatrywał się konkretnych, materialnych przesłanek także w zjawiskach religijnych. Poglądy religijne bywały narzędziem usankcjonowania istniejącej władzy, narzędziem uprawomocnienia interesów klasy panującej w myśl słów Marksa: „Myśli klasy panującej są w każdej epoce myślami panującymi, tzn., że ta klasa, która jest w społeczeństwie panującą siłą materialną, stanowi zarazem jego panującą siłę duchową 3. W świetle tego poglądu można zbadać związki średniowiecznej monarchii i katolicyzmu. W tamtych czasach na przykład władza monarchy była niepodważalna, gdyż „pochodziła od Boga”. Obok oficjalnego Kościoła istniały liczne „herezje”, na przykład katarzy. „Błędy teologiczne”, o które ich oskarżano, były tylko odzwierciedleniem głębszych konfliktów – ich prawdziwym „grzechem” było to, że negowali własność prywatną oraz hierarchiczną władzę, uznając, iż wszyscy ludzie są równymi sobie
Karol Marks
jak i uciskających). Religia była nieraz duchowym narzędziem walki przeciw ekonomicznemu zniewoleniu. Dobrym przykładem są związki pomiędzy protestantyzmem a kapitalizmem, jakie śledził Max Weber, dla którego dzieło Marksa było ważną inspiracją. Weber powiada, że protestantyzm powstał w krajach, w których coraz większą rolę odgrywały handel i manufaktury. Rozwój tych gałęzi – korzystny dla mieszczaństwa – hamowany był przez feudalną szlachtę 4. Arystokratyczna pogarda dla pracy szła w parze z wizją świata kreowaną przez średniowieczny katolicyzm: doczesny świat jest tylko niewartym wysiłku przedsionkiem niebios. Natomiast protestantyzm – ze swą etyką pracy – zrezygnował z tego lekceważenia doczesnych wysiłków: ciężką pracą najlepiej chwali się Boga, a bogacenie się nie jest grzechem (jak uważano wcześniej). Ponadto sukces ekonomiczny świadczy o cnotach – takich jak wytrwałość, pracowitość uczciwość czy umiar. Zanegowano też autorytet kościelnej hierarchii, stawiając na indywidualny kontakt z Bogiem; moralna doskonałość przestała być zastrzeżona dla
Według Marksa religia spełnia dwojaką rolę: albo służy utrwaleniu istniejącego ustroju (interesom klasy panującej), albo jego obaleniu (interesom klasy uciskanej). Należy tu poczynić ważne zastrzeżenie – Marks nie miał na myśli tego, że wszelkie poglądy religijne są głoszone z obłudnych, interesownych pobudek. Najczęściej jest raczej tak, że ludzie całkiem szczerze głoszą pewne poglądy, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że służą one konkretnym, materialnym interesom. Jednak ludziom jedynie zdaje się, że w religii chodzi o Boga. To klasowe interesy sprawiają, że religia jest zjawiskiem tak trwałym, a boje toczone o sprawy religijne toczone są z taką zaciekłością. Ideologiczna funkcja religii, o której była mowa powyżej, jest powiązana z religią jako instytucją. Jednak religia to także wierni i ich wiara w Boga. To ten aspekt wiary Marks nazywa „opium ludu” – wiara służy uśmierzeniu ludzkich cierpień. Ludzie są tym bardziej religijni, tym bardziej wierzą we wszechmocnego ojca, im mniej mocy sami mają. Tym silniej pokładają nadzieję w niebie, im bardziej ziemia jest
23
dla nich piekłem. Swoją drogą klasie panującej jest to całkiem na rękę, bo jeśli ludzie wierzą, że będą szczęśliwi po śmierci, to będą mieli słabszą motywację, by buntować się tu, na ziemi. Jednak złudzenia te są niezbędne przede wszystkim klasie uciskanej, która sama wytwarza swoje opium, swój środek znieczulający. Ofiarom istniejącego stanu społeczno-ekonomicznego jest łatwiej znieść swój stan, gdy wierzą, że to, czego im brak, zostanie im kiedyś wynagrodzone. Wiedzą, że jest ciężko, ale trzeba z pokorą przyjąć „wolę Boga”. Wiara w Boga ma podwójny sens. Marks wyraża to tak: „Nędza religijna jest jednocześnie wyrazem rzeczywistej nędzy i protestem przeciw nędzy rzeczywistej” 6. Religia jest wyrazem nędzy. Człowiek czuje się zdany na łaskę niewidzialnego Boga, co odzwierciedla jego zdanie na łaskę (i niełaskę) „niewidzialnej ręki rynku”. Religia jest zarazem protestem „uciśnionego stworzenia”, ponieważ wiara w to, że ludzie są braćmi w Chrystusie, że powinni żyć w miłości i pokoju, a więc wizja idealnego świata, jest oskarżeniem wymierzonym w świat pełen niesprawiedliwości i rywalizacji. Jednak zdaniem Marksa religijne pocieszenie chce leczyć same objawy (cierpienie), nie sięgając do społeczno-ekonomicznych przyczyn tego cierpienia. Konieczna jest rewolucyjna przemiana społeczeństwa: zniesienie własności prywatnej rodzącej podziały klasowe, a w konsekwencji – wyzysk i rywalizację. Trzeba zmienić samą „sytuację, która bez złudzeń obejść się nie może”. Jeśli usunie się nędzę, religia obumrze samorzutnie, bowiem szczęśliwemu człowiekowi nie potrzeba iluzorycznego pocieszenia. Dlatego też krytykowanie religii, walka z nią czy jakiekolwiek „oświecanie ludu” nie będą ani potrzebne, ani konieczne. Wszak „filozofowie rozmaicie interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić” 7. Jak sądzę, istnieje pewne podobieństwo w myśli Marksa i w chrześcijaństwie – chęć zbawienia człowieka od nędzy, cierpień, agresji. Jednak istnieje i poważna różnica. W odróżnieniu od chrześcijaństwa Marks wierzył w to, że człowiek jest z natury dobry i że to, co religia obiecuje ludziom w niebie, może zostać zrealizowane na ziemi. PAWEŁ PARMA
[email protected] 1. Leszek Kołakowski, Główne nurty marksizmu, Warszawa 1989, wyd. 2, t. I. 2. K. Marks, Ideologia niemiecka, [w:] Marks, Engels, Dzieła [dalej jako: MED], t. 3, Warszawa 1961, s. 28. 3. Tamże, s. 50. 4. Np. przywileje szlacheckie przywiązywały chłopa do ziemi, co utrudniało napływ siły roboczej do miast. 5. Zob. Max Weber, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, Lublin 1994. 6. K. Marks, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp, [w:] MED, t. 1, Warszawa 1962, s. 458. 7. K. Marks, Tezy o Feuerbachu, [w:] MED, t. 3, wyd. cyt., s. 8.
24
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Woda zdrowia doda Wiadomo, że każdemu organizmowi jest potrzebna do życia. Jednak mało kto wie, że odpowiednio spożywana leczy sporo przewlekłych dolegliwości. Poznajmy zatem mechanizmy przemiany wody w zdrowie. Człowiek nie wielbłąd, pić musi – mówi popularne przysłowie. Ale czy wiemy, czym jest pragnienie i czemu służy woda w naszym organizmie? Jeśli nie, warto się tego dowiedzieć, aby nie doprowadzić do jej deficytu. Woda w organizmie spełnia szereg funkcji. Przede wszystkim jest rozpuszczalnikiem wszystkich substancji znajdujących się w naszym ustroju. Spełnia też funkcję transportową cennych substancji odżywczych i mikroelementów niezbędnych do życia oraz jest podstawą hydrolizy we wszystkich reakcjach przemiany materii w organizmie. Bez niej nie byłoby możliwe rozkładanie złożonych substancji na substraty, czyli podstawowe „cegiełki” wykorzystywane w skomplikowanych procesach biochemicznych. Śmiało można powiedzieć, że ta reakcja chemiczna leży u podstaw naszego odżywiania i rozwoju. Woda wytwarza również tzw. energię hydroelektryczną za pomocą osmotycznego ruchu przez membrany komórkowe. Energia ta kumuluje się w naszych tkankach. Woda tworzy substancję scalającą wnętrza naszych komórek i podobnie jak klej łączy twarde komponenty membrany komórkowej. Spełnia również niebagatelną rolę w pracy naszego mózgu, ponieważ substancje produkowane przez komórki mózgowe za pomocą „kanalików wodnych” są doprowadzane do końcówek nerwowych odpowiedzialnych za przekazywanie informacji. Te malutkie „kanaliki wodne” ulokowane są wzdłuż nerwów
i wyglądają jak mikroskopijne wodociągi. Kiedy organizm jest odwodniony, przechodzi w tryb awaryjny, aby szczuplejące zasoby tego życiodajnego płynu wykorzystać do podtrzymania podstawowych funkcji życiowych. Jest to ochrona przed bezpośrednim zagrożeniem życia. Za uruchomienie tego trybu awaryjnego odpowiedzialny jest specjalny system sterowany histaminą, który włącza i wyłącza odpowiednie mechanizmy obronne. Stymulują one zaopatrzenie w wodę, wyliczają jej zapotrzebowanie w obiegu lub wydobywają ją z innych źródeł. U osoby odwodnionej pojawia się silne pragnienie. Nie jest ono jedynym objawem odwodnienia. W miarę ubytku wody z organizmu dochodzi do pogorszenia koncentracji, uczucia znużenia i zmęczenia, zwiększenia podatności na stres, osłabienia i zmniejszenia sprawności mięśni, zaczerwienienia skóry, utraty apetytu, bólów głowy, zaburzeń oddychania, upośledzenia wydzielania śliny oraz wysychania błon śluzowych. Kiedy odwodnienie przewyższa 5 proc. masy ciała, wtedy dochodzi do silnych zaburzeń ogólnej wydolności psychofizycznej, natomiast utrata 20 proc. wody prowadzi do śmierci. Jeśli nawodnienie organizmu jest z jakichś powodów niemożliwe (np. brak dostępu do płynów, odczuwany stres), wtedy organizm uruchamia wspomniane powyżej mechanizmy obronne. Jeden z nich polega na zagęszczeniu i zmniejszeniu ilości wydalanego moczu z 1–1,5 l do 300–400 ml
w ciągu dobry. Niestety, konsekwencją tego stanu może być zatrucie organizmu wynikające z zalegania w organizmie dużej ilości toksyn, które powinny być wydalone z moczem. W przypadku odwodnienia organizmu proporcjonalnie zwiększa się w ustroju ilość neurotransmitera – histaminy – w celu racjonalnego zarządzania niewystarczającymi
Większość osób (zwłaszcza w podeszłym wieku) spożywa zdecydowanie zbyt mało płynów w ciągu dnia. Do nich w szczególności kieruję ten artykuł. Niedowiarkom też polecam spróbować poniżej opisaną metodę leczenia rodem z Dalekiego Wschodu. Może się okazać, że uśmieszek niedowierzania zniknie Wam z twarzy…
zasobami wody. Staje się to przyczyną zwiększonego odczuwania bólu. Udowodniono, że bóle niespowodowane infekcją lub urazami można traktować jako sygnały lokalnego odwodnienia. Także takie schorzenia jak astma, alergie oraz bóle przewlekłe można w niektórych przypadkach wytłumaczyć zwiększoną ilością histaminy i zależnych od niej neuroregulatorów, co jest wynikiem odwodnienia organizmu. Inne jednostki chorobowe spowodowane odwodnieniem to: nadciśnienie, cukrzyca typu 2, choroby układu pokarmowego i immunologicznego. Jeśli tylko istnieje podejrzenie odwodnienia, należy zwiększyć podaż wody. Najczęściej wystarczy zwiększyć picie wody do 30 ml na 1 kg wagi dziennie, a powyższe dolegliwości powinny ustąpić.
Zbyt mała podaż wody ma też znaczenie przy próbach pozbycia się zbędnego brzuszka. Nawet lekkie odwodnienie spowalnia przemianę materii o 3 proc.! Jeśli więc chcemy schudnąć, to w pierwszej kolejności trzeba odpowiednio nawodnić organizm. Niemieccy naukowcy dowiedli, że picie wody zwiększa tempo spalania kalorii. Już po dwóch szklankach wody tempo przemiany materii u osób poddanych badaniu było szybsze o prawie jedną trzecią i utrzymywało się na takim poziomie przez około pół godziny. Woda jest najtańszym lekiem. Wiedzą o tym Japończycy i wykorzystują ten fakt na co dzień. Otóż w Japonii bardzo popularne jest picie wody natychmiast po przebudzeniu. Ma ono być błogosławieństwem
Brokuły są jednym z najbardziej pożytecznych warzyw, ciągle w Polce niedocenianym. Jarzyna ta zawiera mnóstwo witamin (A, B, C, K) oraz kwas foliowy. Na dodatek jest prawdziwą bombą mikroelementów. Znajdują się w niej olbrzymie ilości żelaza, wapnia i potasu. Co więcej, dostarcza niezwykle istotny dla nas selen. Jednak składnikami, które szczególnie wyróżniają brokuły, są związki z grupy flawonoli – indole i sulforany. Wykazują one bowiem silne działanie antynowotworowe – zwłaszcza sulforan. Badania kliniczne potwierdziły, że regularne spożycie brokułów odgrywa istotną rolę w profilaktyce nowotworowej. Eksperymenty wykazały też,
że substancja ta pomaga nam w walce z bakterią Helicobacter pylori odpowiedzialną za większość przypadków choroby wrzodowej układu trawiennego. Już 2 miesiące diety obfitej w to warzywo znacząco redukuje ilość bakterii w naszym organizmie.
dla wszystkich cierpiących na ciężkie i chroniczne choroby. Sposób ten został przebadany przez tamtejszych naukowców. Wyniki są ponoć rewelacyjne i gwarantują pomoc w dużym odsetku przypadków. A mowa o bólach głowy, chorobach serca, artretyzmie, szybkim biciu serca, epilepsji, otyłości, astmie, bronchitis, chorobach nerek i układu moczowego, wymiotach, problemach z przewodem pokarmowym, biegunkach, zaparciach, cukrzycy, wszelkich chorobach oczu, uszów, nosa i gardła. Oto wspomniana metoda: Bezpośrednio po przebudzeniu wypijamy cztery szklanki wody o pokojowej temperaturze. Myjemy zęby i płuczemy jamę ustną, jednak powstrzymujemy się od posiłku przez następne 45 minut. Po tym czasie możemy zjeść normalne śniadanie. Po jedzeniu nie możemy przez dwie godziny niczego podjadać ani pić. Czekamy do nadejścia pory kolejnego posiłku. Osoby chore lub starsze, które nie są w stanie wypić jednorazowo 4 szklanek wody powinny zacząć od mniejszej ilości, jednak każdego dnia muszą starać się zwiększać porcję aż do zalecanych 4 szklanek jednorazowo. Leczenie wodą nie ma prawie żadnych skutków ubocznych. „Prawie” to częste odwiedzanie toalety (o ile można nazwać to skutkiem ubocznym). Powyższą kurację potraktować możemy na tyle poważnie, że stanie się ona naszym codziennym rytuałem. I jeszcze jedna cenna uwaga: Japończycy oraz Chińczycy nigdy nie piją podczas posiłków zimnych napojów. Nie są one wskazane, ponieważ zaburzają prawidłowe trawienie. Pokarmy źle się wchłaniają, bo zostaje upośledzona skuteczność trawienna enzymów. Tworzy się z nich twarda masa zalegająca i gnijąca w jelitach. Popijanie posiłków zimną wodą może powodować nawet nowotwory. Najlepiej według wschodnich mędrców zaraz po jedzeniu wypić gorącą herbatę. Można ją też zastąpić gorącą zupą. ZENON ABRACHAMOWICZ
Antynowotworowe działanie sulforanu wzmacnia selen. Brokuły to jedno z niewielu warzyw, które potrafi kumulować ten pierwiastek, pobierając go z gleby. Zapobiega także chorobie wieńcowej oraz zawałom serca. Przed spożyciem koniecznie trzeba je umyć pod zimną, bieżącą wodą. Najlepiej jeść brokuły na surowo – zachowują wtedy największą ilość swoich „skarbów”. Ciekawostką związaną z brokułami, a podkreślającą ich wartość, jest fakt, że to ulubione warzywo kulturystów – żelazny punkt codziennej diety sportowców słynących m.in. z dbałości o zdrowe i pożywne posiłki. ZA
Cenne „drzewko” Sulforan zawarty w brokułach powstrzymuje rozwój przewlekłej obturacyjnej choroby płuc. Jest też skuteczny w zapobieganiu i terapii nadciśnienia tętniczego, raka prostaty oraz mieszczącej się w oku plamki żółtej (odpowiadającej za widzenie barw oraz widzenie w nocy).
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
GŁASKANIE JEŻA
i słów) logiki poważne mam wątpliwości. Otóż Rosjanie zabili Polaków w Katyniu, bo chcieli się pozbyć potencjalnych wrogów systemu, który chcieli w przyszłości narzucić Polsce w wyniku planowanego
ale przyznacie, że bandyci z Katynia motyw mieli. Wprost przeciwnie niż Rosjanie w Smoleńsku. Jeżeli bowiem współczesnym Rosjanom rzeczywiście zależy na osłabieniu Polski (znów przywołajmy na chwilę hipotezę podnoszoną przez osobników macierewiczopodobnych), to powinni na głowie stawać, aby Lechowi Kaczyńskiemu włos z głowy nie spadł. Ani w Smoleńsku, ani w Gruzji, ani nigdzie indziej na całym bożym świecie. Nikt bowiem tak fatalnie
sąsiada wyalienowanego, osłabionego i oszukiwanego na każdym kroku, to raczej powinien kazać spadający w smoleńskiej mgle samolot łapać swoim sołdatom w siatkę na motyle, niż detonować na jego pokładzie jakąś bombę. Jeśli zatem Rosjanie jakiś interes mieli, to w tym tylko, aby utrzymać Kaczyńskiego przy życiu i władzy jak najdłużej. Najlepiej na następną kadencję. A jednak czasem logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy można odwrócić prostym pytaniem: a może
już wtedy podziału Europy. Albo pojałtańskiego, albo jeszcze tego, który wynikałby z traktatu Ribbentrop–Mołotow. Ergo, zamordowali, bo najprawdopodobniej bali się skutków pozostawienia przy życiu światłej, polskiej, patriotycznej inteligencji. Można się z takim widzeniem historii nie zgadzać, a oprawcami słusznie pogardzać,
na wizerunek Polski nie wpływał jak właśnie jej mlaskający prezydent. Nikt od lat tak skutecznie nas nie kompromitował, nie marginalizował w Europie, nie ośmieszał podczas najrozmaitszych unijnych szczytów jak mąż Pani Marii – skądinąd przemiłej lokatorki Pałacu. Jeżeli Putin naprawdę chciał widzieć swojego kaliningradzkiego
na tym, że w Smoleńsku 10 kwietnia spadł samolot, ktoś zrobił interes już 11 kwietnia? I doskonały biznes robi po dziś dzień? Przyjrzyjmy się chłodnym, statystycznym danym: tuż przed katastrofą PiS mógł „cieszyć się” gasnącym poparciem 18 proc. elektoratu, a tuż po „zamachu” to poparcie wzrosło do 31 proc. i do dziś utrzymuje się
Motyw Ani ci, którzy palą przed rosyjską ambasadą kukłę Putina, wieszają na szubienicy podobiznę „Tuska mordercy” oraz bronią krzyża, ani ci, którzy usiłują z jakichś powodów z „prawdziwymi” Polakami polemizować, nie zadają sobie jednego, podstawowego pytania. Pytania o motyw. Kwestia motywu jest o jeden moment starsza niż sama zbrodnia. Wszak Kain też z jakiegoś powodu – konkretnie z zazdrości – zaciukał Abla. Skądinąd ciekawa sprawa, jakoś mało poruszana przez teologów: na jasną cholerę jeden synalek Ewy zabił drugiego, skoro obaj nie wiedzieli, co to jest śmierć i jakie są jej skutki dla mordercy i ofiary? Ale ad rem. Twierdzenie (bo już nie hipoteza), że w Smoleńsku Rosjanie zamachnęli się na Lecha Kaczyńskiego – przyjęte przez środowiska około-Kaczyńskie związane z „Gazetą Polską” jako aksjomat – kupy się nie trzyma. W kontekście motywu właśnie. Czyli interesu. „My już się nie boimy (…), my wiemy, kto stoi za tą zbrodnią. Tak jak wiedzieliśmy przez dziesiątki lat, kto stał za zbrodnią katyńską” – powie podczas manifestacji Gosiewska, a Merta dołoży swoje już bez żadnych ogródek: „Nie mam wątpliwości, że to Rosjanie ich zabili”. Gdyby to nie były wdowy, można by je nazwać głupimi babami. A tak… Jeśli nawet możemy przyjąć, że powyższe słowa są zrozumiałym krzykiem rozpaczy owdowiałych kobiet, to – niestety – co do ich (kobiet
S
TRZECIA STRONA MEDALU
powiedź i pokutę jako najlepsze sposoby na wychowanie dzieci proponuje rodzicom pedagog Dariusz Zalewski, który od lat pod hasłem „edukacji klasycznej” usiłuje rozpropagować stworzoną przez siebie „pedagogię nadprzyrodzoną”. Podstawę teorii pedagogicznej Zalewskiego stanowi założenie, że ostatecznym celem wszelkich działań edukacyjnych jest… katolickie zbawienie. Stąd wysnuwa wniosek, że najskuteczniejsza metoda wychowawcza musi mieć charakter nadprzyrodzony. W praktyce oznacza to między innymi, że w centrum działań pedagogicznych rodziców powinna znaleźć się instytucja kościelnej spowiedzi, a wychowywanie dzieci ma się realizować w konfesjonale.
25
w okolicach stanów około 25-procentowych. Jeszcze lepiej widać prawdziwego beneficjenta katastrofy Tu-154 M, gdy przyjrzymy się notowaniom nieutulonego w żalu Jarosława K. Dżentelmen ów jeszcze 9 kwietnia 2010 roku miał 28 proc. społecznego zaufania (i tak za dużo!), a już 11 kwietnia – 45 procent. I odwrotnie: 9 kwietnia Jarosława bardzo nie lubiło 51 proc. Polaków, a 11 kwietnia – już tylko 24 procent. Czy ja coś sugeruję? Ależ skąd! Pokazuję jedynie, że idąc tropem spiskowej teorii dziejów wykładanej przez prof(ana) Antoniego Macierewicza, ktoś tu miał wyjątkowo czytelny (i – jak się okazało – skuteczny) motyw i interes, aby pozbyć się Lecha (bo przecież dla Antka 95 pozostałych osób się nie liczy). I nie był to Putin. 10 kwietnia 2012 roku, w drugą rocznicę smoleńskiej katastrofy smoleńskiej, Jarosław Kaczyński rozpoczął prezydencką kampanię wyborczą, stojąc na trumnie swojego brata. Jego „krzyk nad ludu mrowie” wpadał do rozdziawionych z zachwytu gąb słuchaczy i odbijał się zwielokrotnionym echem w pustce ich głów. Na jednym z powiewających przed prezesem transparentów rozwrzeszczały się litery: Tajny Unijny Sowiecki Kolaborant. W skrócie Tusk. I to jest Polska właśnie! Kilka lat temu Jarosław Kaczyński zacytował „Chorał” Kornela Ujejskiego, mówiąc: „Inni szatani byli tam czynni”. Ciekawe, czy prezes PiS równie dobrze zna kolejny fragment tego samego wiersza: O! Panie, Panie! Ze zgrozą świata Okropne dzieje przyniósł nam czas, Syn zabił matkę, brat zabił brata, Mnóstwo Kainów jest pośród nas. MAREK SZENBORN
Do konfesjonału marsz! Autorski przepis pedagoga Zalewskiego na tresowanie dzieciaka poprzez spowiedź liczy sobie pięć punktów. Po pierwsze – rodzice koniecznie przynajmniej raz w miesiącu muszą zaciągnąć dzieciaka do konfesjonału. Najlepiej czynić to przy okazji nabożeństwa pierwszych piątków i sobót. Żaden z katolickich rodziców nie może tego obowiązku zaniedbać, bo „zachęcenie do spowiedzi to jedna z najważniejszych czynności wychowawczych”. Po drugie
– dla dania dobrego przykładu tatuś i mamusia również powinni przystąpić do spowiedzi wraz ze swoim potomstwem. W myśl teorii Zalewskiego dzieci przejmują grzechy rodziców nie tylko w sposób „naturalny”, przez zwykłe naśladownictwo, ale i „nadprzyrodzony” – kiedy to grzechy matki lub ojca „blokują działanie łaski” na dziecko. A zatem „najlepszą pedagogiką jest stałe dążenie rodziców do uświęcania poprzez unikanie grzechu”.
Po trzecie – należy bacznie obserwować stopień zaangażowania dziecka w spowiedź. Czy aby na pewno nie „prześlizguje się powierzchownie przez sakrament”? Na wszelki wypadek trzeba dziatkom zasugerować, aby w trakcie spowiedzi uwzględniały konkretne grzechy. Pozostałe wskazania to czujna kontrola rodzicielska nad wykonaniem nałożonej przez spowiednika pokuty oraz znalezienie dla dzieciaka stałego spowiednika, który będzie udzielał mu konkretnych pouczeń. AK
ROZLICZ SIĘ NA STRONIE FUNDACJ I „FiM” Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2011 Nasza redakcja patronuje fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”. Fundacja ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także przewlekle chorym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”. NASZA FUNDACJA NIE MA ŻADNYCH KOSZTÓW WŁASNYCH. PRACUJĄ W NIEJ SPOŁECZNIE DZIENNIKARZE „FiM”. Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291, KRS: 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
26
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Pobożni Posmoleńska teoria likwidatorzy zniknięcia Madzi z Sosnowca Kościoła Coraz powszechniej słychać, że nikt tak nie zaszkodził Kościołowi jak bracia Kaczyńscy. Chyba jedynie Rydzyk może się z nimi równać. Chodzi oczywiście o Kościół rzymskokatolicki. Podział tej instytucji pod względem politycznym zaczął się już w latach 2005–2007, w okresie rządów PiS-u, LPR i Samoobrony. To wówczas – po raz pierwszy od początku lat 90. – Kościół tak jawnie wszedł do gry politycznej. Trzeba przyznać, że Jarosław Kaczyński inteligentnie wciągnął Krk, a w szczególności Rydzyka, do gry finansowo-politycznej. Uczynił go sojusznikiem, ale i zakładnikiem swoich ludzi. W kontrze do ich Kościoła toruńskiego powstał Kościół łagiewnicki, skupiony wokół Dziwisza. Przy czym więcej w tym było gry i propagandy Platformy niż realnego zaangażowania Kościoła, ale to już wystarczyło, aby ostatecznie pękły tamy kościelnej polityczności.
I tak już szeroko poszło, bo aż do katastrofy smoleńskiej i pochowania Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Wówczas można było najwyraźniej zobaczyć, jak kler stracił kontakt z rzeczywistością, zakładając, że nawet najbardziej ponury handel ujdzie mu na sucho. Jednak czara bezczelności się przelała i niespodziewanie wszystko się załamało. Wyniki ostatnich wyborów oraz obecna sytuacja polityczna wyraźnie pokazują, że społeczeństwo postanowiło zrzucić z siebie tego demona i pijawkę. Nigdy nie byłoby to możliwe, gdyby nie cynizm Jarosława Kaczyńskiego i Romana Giertycha. Obu tym politykom należy się uznanie za dzieło destrukcji politycznej pozycji Kościoła katolickiego. Wraz z Rydzykiem przygotowali ostateczne, historyczne przewartościowanie w Polsce. Tak to „duch dziejów” wybiera sobie zupełnie niespodziewanych – dialektycznych – sojuszników. JANUSZ PALIKOT
Spotkanie RACJI PL i Ruchu Palikota w Poznaniu Zapraszamy 22 kwietnia br. o godzinie 17.00 do Domu Studenckiego „JOWITA”. Odbędzie się tam pierwsze z cyklu comiesięcznych spotkań członków RACJI PL i Ruchu Palikota. Weźmie w nim udział Maciej Banaszak (poseł Ruchu), Ryszard Dąbrowski (przewodniczący RACJI PL) oraz Krzysztof Woźniakiewicz (przewodniczący Zarządu Woj. Wlkp. RACJI PL). Serdecznie zapraszamy członków obu partii oraz wszystkich byłych członków RACJI PL. Na zebraniu ci, którzy z różnych powodów zawiesili swoje członkostwo w partii, będą mogli ponownie zgłosić do niej akces. Krzysztof Woźniakiewicz przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego RACJI PL
Zapraszamy na spotkania w ramach akcji
„Wywołajmy rząd do tablicy”, organizowanej wspólnie przez Ruch Palikota i posła Romana Kotlińskiego. 16 kwietnia (poniedziałek) – Łódź, ul. Zielona 15 (sala konferencyjna), godz. 15.30 21 kwietnia (sobota) – Brzeziny, targ, godz. 10.30 21 kwietnia (sobota) – Koluszki, dworzec PKP, godz. 12
Od prawie trzech miesięcy Polska żyje sprawą małej Madzi z Sosnowca. Chorzy przestali się martwić nową, skandaliczną refundacją leków, a internauci – porozumieniem ACTA. Nawet rządowy projekt podwyższenia wieku emerytalnego do 67 lat zaledwie na chwilę odwrócił uwagę od rzekomo porwanego, a w rzeczywistości nieżyjącego niemowlęcia. Obłęd sosnowiecki jest porównywalny ze smoleńskim. A jeśli wziąć pod uwagę liczbę nieboszczyków, to per capita nawet większy. Znicze i zabawki przynoszone na miejsce ukrycia ciała, manifestacja pogrzebowa, liczne teorie dotyczące zgonu, nienawiść do potencjalnych sprawców i współczucie dla ofiary przekroczyły granice zdrowego rozsądku. Tylko czekać, a będzie wniosek o powołanie sejmowej komisji śledczej, publiczne wysłuchanie w Brukseli, pomnik i ulica w Sosnowcu. Aż dziw, że do tej pory nie było słychać okrzyków santa subito. Marta Kaczyńska, zazdrosna o popularność konkurencji, uważa, że „serial” o Madzi ma na celu przykrycie prawdy o Smoleńsku, ale na szczęście „przestaje już działać”. Chyba jednak niezupełnie, skoro Izabela Bartosz, redaktor naczelna „Gali”, napisała o matce dziewczynki książkę „Wybaczcie mi”. Tytuł fałszywy, jak cała sprawa. Bohaterka nie jest zainteresowana tym, by ktokolwiek jej wybaczał, bo to grozi zapomnieniem, a w konsekwencji zejściem ze sceny. Życie zaś bez kamer, fleszów, mikrofonów byłoby dla niej prawdziwą tragedią. Dlatego niezwykle sprytnie podgrzewa atmosferę i dozuje napięcie. Na samym początku, jeszcze jako zrozpaczona matka Polka, poruszyła
całą Polskę. Łkała do kamer, obiecywała porywaczowi pieniądze i bezkarność. Słynne, wypowiedziane przez łzy: „Oddajcie mi dzieciątko”, uczyniło z Katarzyny Waśniewskiej sosnowiecką madonnę. Czar prysł, kiedy okazało się, że mała Madzia nie została porwana, a Katarzyna – już tylko W. – jest podejrzana o nieumyślne spowodowanie śmierci swojej córki. Jednak nawet wtedy nie dała za wygraną. Przedłużała swoje pięć minut jak się dało. Nie cofała się przed niczym, byle tylko podsycić zainteresowanie. Dzielnie w tym pomagał detektyw (?) Rutkowski. Nowe życie bardzo Katarzynie W. przypadło do gustu. Ciągłe przeprowadzki, hotele, wycieczki, eleganckie ciuchy, kolorowe fryzury, pozorne ucieczki i nagłe pojawienia się, wyreżyserowane konferencje prasowe, egzaltowane, kiczowate listy do męża. Wszystko na sprzedaż i na zamówienie. Do wyboru: rozpacz, powaga, stupor. Dzięki temu nie schodzi z pierwszych stron gazet. Kiedy przez dwa dni nie jest obecna w mediach, zażywa dwie tabletki antydepresantów i informuje przez swoją matkę, że znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie: „Córka nałykała się prochów i potrzebuje pomocy”. Niestety, efektem znalezienia jej przez straż miejską jest jedynie obserwacja w szpitalu psychiatrycznym. W dodatku na oddziale zamkniętym. Bez dziennikarzy i fotoreporterów. Tyle trudu na nic. Kto żyw, łącznie z policją i prokuraturą, zastanawia się nad prawdziwą wersją sosnowieckich wydarzeń sprzed trzech miesięcy. Domysłów jest bez liku. Postanowiłam także popuścić wodze fantazji.
Dzień Ateisty w Poznaniu W sobotę 31.03.2012 r. na Starym Rynku w Poznaniu odbyła się manifestacja organizowana przez RACJĘ Polskiej Lewicy i Towarzystwo Kultury Świeckiej. Wzięło w niej udział ponad 300 osób – Czytelników „Faktów i Mitów”, członków oraz sympatyków RACJI Polskiej Lewicy, Towarzystwa Kultury Świeckiej i Ruchu Palikota, a także mieszkańców Poznania. Przybyli nawet przedstawiciele katolickiej młodzieży, którzy uzyskawszy imprimatur od towarzyszącej im zakonnicy, obrzucili nas wyzwiskami i obelgami w duchu chrześcijańskiej miłości bliźniego.
Przewodniczący RACJI Polskiej Lewicy Ryszard Dąbrowski zaprosił zebranych do udziału w manifestacji upamiętniającej śmierć Kazimierza Łyszczyńskiego, filozofa i ateisty, ofiary mordu z inspiracji Kościoła rzymskokatolickiego. Członkowie RACJI rozdawali ulotki oraz „Fakty i Mity”, palili znicze w dowód pamięci męczeńskiej śmierci pierwszego polskiego antyklerykała. Wydarzenie zarejestrowała kamera TV RACJA, która zainaugurowała w ten sposób swój pierwszy przekaz medialny. Hanna Okonek
Zainspirowana brukselskim wysłuchaniem w sprawie katastrofy prezydenckiego Tu-154, przekonana przez posła Macierewicza oraz smoleńskie bolesne wdowy i córki, że żadna bzdura nie jest dość bzdurna, by jej nie głosić, przedstawiam całkowicie absurdalną teorię zniknięcia Madzi z Sosnowca. Wszelkie podobieństwo do rzeczywistości jest niepodobieństwem. Ponieważ nie macierzyństwo, ale szpan i dostatnie życie są żywiołem Katarzyny W., postanowiła pozbyć się swojej córeczki, która – podobnie jak brak kasy – przeszkadzała w korzystaniu z uciech dnia codziennego i weekendowego. Nie chciała jej krzywdzić. Przeciwnie, postanowiła zapewnić małej lepsze życie, a przy okazji zarobić na własne przyjemności. Najlepszym dla wszystkich wyjściem wydawało się oddanie dziewczynki do adopcji. Bogatą rodzinę na Zachodzie wyszukał R., podający się za detektywa. Dziecko miało mieć wszystko, co tylko zamarzy, i miłość nowych, przybranych rodziców, a Katarzyna W. – dużą kasę i miłość męża, Bartłomieja. Wszystko szło dobrze. Madzia adaptowała się u adopcyjnych rodziców, a K. i B. cieszyli się odzyskanym szczęściem we dwoje. Niestety, kodeks karny i międzynarodowe konwencje zakazują handlu dziećmi. Trzeba było upozorować zniknięcie córki. R. za nieduże pieniądze nabył zwłoki półrocznego niemowlęcia i zaczęło się przedstawienie, które miało wyjaśnić zniknięcie nieletniej obywatelki Sosnowca. Spektakl trwa, a mała Madzia siedzi gdzieś na Lazurowym Wybrzeżu i zawija w sreberka. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
27
znalezione na demotywatory.pl
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) płytki w ziemi, 6) szczypczyki do kosmetyki, 9) i małe, i duże, chronią lampy przed kurzem, 10) prędka chętka, 11) myśli mrowie w głowie, 13) pas na parkiecie, 14) niejeden w nim utworek, 18) wyprawa Mikołaja z Nagłowic, 20) przyjęcie na czarno, 21) po każdej wizycie u tego dentysty coraz trudniej trzymać język za zębami, 23) tu się pasie krowy w Teksasie, 24) spokojnie rozrzucona po oceanie, 27) przyjmowała prababka od pradziadka, 28) niezwykła historia, 30) pierwszy z wielu, którzy panowali po Popielu, 31) skierowana na fale, 32) ponad kilometr w stajence, 34) Wielka nad Nidzicą, 37) nauka o urządzeniach, do których człowiek się nie dotyka, 40) nadmorski – na wydmach nie tylko polskich, 41) wyrodził się, 42) nabiera, 46) tu chodzą siedzący, 50) miotają bełtami, 51) na zagranicznych gości się złości, 53) dając do niego, zmuszasz do zastanowienia, 54) konik godzinami grający skrzydłami, 58) tu John i Billy gin i whisky pili, 60) niewielka rola, czyli kawałek pola, 61) pomaga sterować mięśniami, 62) chociaż jest bóstwem, to kocha rozpustę, 63) worek z wyspy, 64) nagość w ramach, 66) powinien umieć pisać, 69) trzeba mieć cynk, by zrobić ten stop, 70) fan Menuhina ochrzci tak syna, 71) innymi słowy – wyjątkowy, 72) urzędowy anioł stróż, 73) istne bóstwo z Izy, 74) twórca z samochodem. Pionowo: 1) już nie spadnie, bo jest na dnie, 2) dla trzody lub płynącej wody, 3) przepustka za granicę, 4) radży pani, 5) to tu Gioconda na ludzi spogląda, 6) git-kropka, 7) lubią nią juhasi pragnienie ugasić, 8) on ma 80 proc. wigoru, 10) stawia się, gdy zimno, 12) zbierają na tace, 13) mięso w sukience, 15) pilnuje na hali, by juhasi pracowali, 16) rzadka koza, 17) jezioro znane, z bakterii, 19) ryba z Elą, 20) buja majtkami, 22) sprzęt, z pola, 25) pani z kredytami, 26) wojownik w skorupie, 28) prymitywny człowiek, 29) waluta i bacik – na szyi krawacik, mieszka w Londynie albo Berlinie, 32) trzynastka bez jednej, 33) liryczna muza, 35) utrzymuje służących, 36) niejedna w snopie, 38) wielka belka, 39) w marcu szura do kocura, 42) cesarz z Czarnego Lądu, 43) na celowniku premiera IV RP i jego świty, 44) wyrostek, 45) mknie po śniegu, 46) zimowy nalot, 47) odgrywa rolę w oknie, 48) ciemny jak tabaka w rogu, 49) pod okiem górali na hali, 52) świątynia bazyliszka?, 53) mieszanka dla chorego Janka, 55) suknia w komisariacie, 56) do przykrycia w zimne noce, 57) co z weny wypływa?, 59) osady, w których mieszkają „osłokonie”, 61) nie dla maratończyka, 65) tajemniczy stwór z gór, 67) części z rogami, wybite przed wiekami, 68) siana przed ślubem, 69) tam w dawnych czasach leżała Kinszasa.
Mąż i żona Po hucznym weselu odbywającym się w hotelowej restauracji młoda para wynajęła sobie pokój hotelowy, żeby jak najszybciej doszło do „konsumpcji związku”. Zdenerwowany pan młody drżącymi rękami nie może trafić kluczem w dziurkę zamka. Ona stoi za nim i kręcąc głową, mruczy z ironią: – Noo, nieźle się zapowiada… ~ ~ ~ Żona do męża: – Kochanie, czy ty uważasz mnie za idiotkę? – Nie, ale mogę się mylić...
1
W
2
Y
25
R 10
K
17
13
K
R
O
A R
A
C I
4
34
K
A
40
M
21
16
A
O K A 58
S
A
M
A
Z
36
I
O
Y 5
I
E
O
Ł
A
44 2
M
U
T
O
F
O 54
O
P
59
O
19
A
J
65
Y H
7
T 73
I
U
N
Z
Z
A
D
E
12
Z
N
37
I
I
K
E
A
J 31
A
27
A
29
U
41
D
E
T
46
K
U
S
L 55
S
A
Y
R
P
Z
E
56
K
G
O
O
N
11
N
36
C 67
I
18
I
T
68
E
R
U U
R
A
E 63
A
S
A
T 71
U
T
Y
O
N
6
Y
22
Z
W
Z
A
A
E
24
E
A
N
S
T
R
K
23
O Ś
34
39
Y
15
S
T
P
A
N
I
K
N U
E
T
E
38
A
A
O T K 48
I
A
N
I
Y
A N
A
T
K
31
E R
R
Z
49
I
O
69
R
K
G
E 61
Y
L
E
W
A
N
S
L
Z 38
19
I
E
R
R
J
L
A
47
E
K
R 74
A
R
K
A
K
W
U
M
Z
I
12 8
A
C
1
O 18
J
M
32
K
E
53 57
Ł
P
A
R
I
Z
S
S
O
G
I
Ó
22
R
R 45
I
E
U
E
A
26
29
S
37
C
8
G
Y
33
J
K
10
T
A
N
K
B
A
A
R W
26
Ż
Ę
T
52
K
Y
T
Y
21
Y
K
72
Ł
R
A
D
50
L
D
O
28
11 17
K
S
R
7
Ą
N
M
66
M
E
A
E
14
T
20
L
60
N
35
E
27
R
U
16
25
C
32
R
S
Y
T
30
Ł
62
70
I
A
K
T
R
N
N
L
P
E
R Ł
O
28
I
C
W
A
K
K
43
P
Ż
N 15
6
L
A
B
24
S I
3
T
M
I K
Z
B
Z
O W
E
S 64
C
Ż S
T
5
R
A
14
R
I 42
S
4
P
S
Y
R
R
51
K
3 9
Y
T 33
35
R
13
E
E
B
P
I
30
Z
A
20
N
O
O
Ł
23
K
D E
A
L
9
I O
R
LitLitery ery z p l poponumerowanych numerowanych w pw raw ym dolndolnym ym rogurogu utwoutworzą rzą rozwirozwiązanie ązanie – małż-emałżeński ński dialog d z ópól prawym
mąż M ąż: -
M
A
S
S
Z
Y
B
S
Ą
11
13
Żżona ona: -
A
26
2
14
3
15
27
Z
O
4
16
28
5
K
17
C
6
I
18
J
29
H
O
N
U
M
E
K
I
E
Ś
7
19
A
30
31
8
20
32
T
9
21
33
Ę
10
22
34
N
A
E
K
?
I
N
N
11
R
23
24
35
12
25
36
37
E
38
?
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 13/2012: „Wybaczam panu”. Nagrody otrzymują: Aleksander Piotrowski z Kazimierza, Aleksander Pawlak z Katowic, Paweł Cichy z Legnicy. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł za drugi kwartał 2012 r., cena 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., cena 48 zł za czwarty kwartał 2012 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za drugi kwartał 2012 r., 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., 48 zł za czwarty kwartał 2012 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-0020-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Nr 15 (632) 13–19 IV 2012 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Signum temporis CUDA-WIANKI
A wszystko te piękne oczy...
Rys. Tomasz Kapuściński
Poznań, znak w pobliżu kościoła św. Krzyża
„Zwierciadła duszy” regularnie nas oszukują. Potrafią też nieźle narozrabiać. ~ Profesor Bruce Hood, angielski psycholog, przekonuje, że świat, który widzimy, jest stworzoną przez mózg iluzją. Żyjemy w „Matriksie”. Każdy w swoim własnym. Nie mamy kontaktu z rzeczywistością, bo wszystko podlega mózgowej interpretacji. „Jesteśmy ślepi przez cztery godziny każdego dnia – obliczył Hood. – Za każdym razem, gdy zwracamy wzrok w innym kierunku, nasz system wzrokowy zamyka się. Gdyby tak nie było, doznawalibyśmy choroby morskiej”. ~ Większość z nas doświadczyła efektu tzw. piwnych okularów. Po pijaku napotkany osobnik płci przeciwnej wydaje się bardziej atrakcyjny, niż wydałby się na trzeźwo. Pijackie złudzenia doprowadziły do wielu niechcianych ciąż i innych nieszczęść. W Szkocji przeprowadzono eksperyment z udziałem studentów, którym pokazywano zdjęcia modeli i modelek. Ci, których wcześniej poczęstowano dwoma piwami, średnio o 25 proc. lepiej oceniali urodę
zdjęciowych ludzi. Łatwo obliczyć, że po ośmiu browarach możemy mieć pewność, że spotkaliśmy miłość życia. Wszystko dlatego, że alkohol oddziałuje na jądro półleżące – obszar mózgu odpowiedzialny za to, jak recenzujemy innych. ~ Ludzie z depresją naprawdę widzą świat na szaro – twierdzą niemieccy naukowcy. Siatkówka chorych na smutek odbiera mniej sygnałów niż ta, której właścicielem jest urodzony optymista. Eksperymenty dowodzą, że cierpiący na depresję postrzegają rzeczywistość jak obraz z telewizora, w którym kontrast zmniejszono do zera, czyli szaro
i mgliście. Badacze chcą z postrzegania kontrastu uczynić skalę oceny zaawansowania choroby. ~ W latach 70. ubiegłego wieku rząd amerykański zainwestował ogromne pieniądze w projekt First Earth Battalion. Chodziło o wyszkolenie elitarnej jednostki żołnierzy obdarzonych zdolnościami paranormalnymi. Przeciwników mieli oni pokonywać siłą woli i wzrokiem. Zabijanie spojrzeniem ćwiczyli na Bogu ducha winnych... kozach. Stąd pomysł na scenariusz filmu „Człowiek, który gapił się na kozy”. ~ W szkołach uwodzenia uczą, jak patrzeć na nieznajomą kobietę, żeby nabrała ochoty. Trzeba najpierw spojrzeć na jej lewe oko, potem na prawe, na koniec na usta. I tak do skutku. Ta metoda wytwarza ponoć silne erotyczne napięcie. ~ O uwodzeniu wzrokiem wiedzą nawet w Arabii Saudyjskiej. Tamtejsza policja religijna ogłosiła, że w uzasadnionych przypadkach nawet okapturzonej kobiecie można dodatkowo przysłaniać oczy. Wystarczy, że małżonek uzna jej spojrzenie za zbyt seksowne i prowokujące. JC