James Patterson Maximum Ride 4 – The Final Warning Rozdział 2 NIE MA ODPOCZYNKU dla grzeszników. Ale wiesz o tym. Jak tylko uroczystość pogrzebowa się...
6 downloads
15 Views
152KB Size
James Patterson Maximum Ride 4 – The Final Warning
Rozdział 2 NIE MA ODPOCZYNKU dla grzeszników. Ale wiesz o tym. Jak tylko uroczystość pogrzebowa się skończyła i Ari został pochowany, Jeb powiedział: - Musimy iść. - Jego twarz była blada i smutna. - Dr Martinez i ja mówiliśmy ci o tej podróży do Waszyngtonu. Uważamy, że sprawą kluczową jest, abyście uczestniczyli w tym spotkaniu. Westchnął, nie patrząc na grób Ariego. - Jeszcze raz, dlaczego to jest takie ważne? – spytałam, starając się odwrócić uwagę od smutku. Nie takie proste. – Powiedziałeś coś na temat rządu, blablabla? Jeb zaczął wynurzać się z lasu. Ze mną na czele i Kłem strzegącym tyły, poszliśmy za nim ostrożnie. - Po wszystkim, co się wydarzyło w Niemczech – powiedział Jeb – Skontaktowaliśmy się z kilkoma bardzo ważnymi, wyżej postawionymi ludźmi w rządzie. Ludźmi, którzy rozumieją, którzy są po naszej stronie. Miałam ochotę zapytać: „ Co to znaczy ‘po naszej stronie’, kemosabe?”. Ale nie zrobiłam tego. - Oni chcą się spotkać z Tobą. – ciągnął dalej. - Szczerze mówiąc, to byliby ważni i cenni sojusznicy, którzy faktycznie mogliby zaoferować ochronę i zasoby. Ale są bardzo praktyczni, muszą zobaczyć cudowne dzieci na własne oczy. – Odwrócił się i obdarował nas smutnym uśmiechem. - Jeśli poprzez „cudowne dzieci” masz na myśli niewinne dzieci z probówki, których DNA zostało siłą rozplątane i połączone z dwoma procentami ptasiego genu, taa, myślę że to byłoby o nas. – powiedziałam. – Bo to cud, że nie jesteśmy kompletnymi świrami w pracy i mutancką klęską żywiołową. Jeb skrzywił się i krótko skinął głową, akceptując swoją rolę w naszym krótkim, trudnym życiu. - Cóż, jak już mówiłem, oni chcą cię widzieć. I twoja mama – Dr. Martinez – i ja, naprawdę zalecamy ci iść.
Doszliśmy do skraju lasu, a tam znajdowało się małe lądowisko, wyskrobane w środku lasu jak rana. Elegancki, prywatny odrzutowiec czekał tam, dwóch uzbrojonych agentów Secret Service stało na schodach wejściowych. Zatrzymałam się dziesięć jardów od odrzutowca, robiąc krótkie rozpoznanie. Siła przyzwyczajenia. Nikt nie zaczął do nas strzelać. Żadnych hord Erasers albo Latających Chłopców wyłaniających się z lasów. - Nie wiem. – powiedziałam, patrząc na odrzutowiec. – Czuję się dziwnie tym, że nikt nie zarzuca mi czarnego kaptura na głowę. Kieł parsknął obok mnie. Jeb szedł na przedzie, ale teraz się odwrócił. - Max, rozmawialiśmy o tym. Ten samolot naprawdę przeniesie was do Waszyngtonu szybciej niż sami byście polecieli. Jesteśmy młodymi pilotami? zapytacie. Dlaczego nie. Jeżeli jest kilku nowych czytelników, zapraszamy! Ten mutant, o którym wspominałam? Jesteśmy w 98 procentach ludźmi, a w dwóch procentach ptakami. Mamy skrzydła; latamy. Czytaj dalej. Już wkrótce dostaniesz wszystko. - Taa – powiedziałam, ciągle odczuwając wątpliwości. Generalnie chciałam obrócić się, biec i rzucić się w powietrze. Ten słodki pęd wolności, uczucie moich silnych skrzydeł unoszących mnie z dala od ziemi…. Zamiast tego, Jeb chciał mnie zapakować do tego małego odrzutowca, jak sardynkę. Ponurą, opierzoną sardynkę. - Max – powiedział Jeb bardziej miękko i automatycznie stanęłam na baczność. – Nie ufasz mi? Sześć par oczu stada zwróciło się do niego. Siedem, jeśli liczyć Totala. Psychicznie przejrzałam możliwe odpowiedzi: 1. Sardoniczny śmiech ( zawsze dobre ). 2. Wywrócić oczami i prychnąć w niewierze. 3. Sarkastyczne „ Chyba żartujesz”. Każda z tych odpowiedzi wydawała się być w porządku. Ale ostatnio trochę wydoroślałam. Mały zawód miłosny, trochę walki na śmierć i życie, dowiedzenie się, kim byli moi prawdziwi rodzice – to wszystko w wieku dziewczyny. Więc spojrzałam na Jeba i powiedziałam: - Nie. Ale ufam mojej mamie, a ona widocznie ufa Tobie. Więc, trochę metalowa puszka z tego odrzutowca. Szłam w kierunku samolotu, widząc w spojrzeniu Jeba ból i żal. Czy kiedykolwiek będę w stanie wybaczyć mu wszystko, co haniebnie uczynił mnie, stadu? Miał swoje powody: myślał, że pomaga, że to dla większego dobra, myślał, że to pomoże mi w wykonaniu mojej misji. Cóż, la-di-dah dla niego. Nie wybaczam tak łatwo. I nigdy, przenigdy nie zapominam.
Rozdział 3 ODRZUTOWIEC NIE POSIADAŁ normalnych rzędów siedzeń. W środku wyglądało to bardziej jak pokój. Było tutaj więcej agentów Secret Service i, szczerze mówiąc, przyprawiali mnie o dreszcze – mimo że wiedziałam iż byli tymi samymi ludźmi, którzy czasem chronili prezydenta. Ale jest coś w prostym, czarnym garniturze, okularach przeciwsłonecznych i słuchawkach, co automatycznie przyprawia mnie o nerwowość. Połącz to z nieuniknionym dudnieniem serca i klaustrofobią, które pochodzą od zamknięcia w małej przestrzeni, więc byłam w zasadzie gotowa by rozerwać każdego na strzępy, kto by się do mnie odezwał. Z drugiej strony, jeśli coś niebezpiecznego by się stało podczas lotu, wiedziałam, że szóstka latających dzieci wyszłaby z tego bez szwanku. Zrobiłam szybki, 360 stopniowy rekonesans wnętrza samolotu. Angela i Total zwinęli się razem na małej kanapie, spali. Gazik i Kieł grali w pokera, używając żetonów zamiast groszy. Iggy rozwalił się na leżaku, słuchając iPoda, którego podarowała mu moja mama. - Jestem Kevin Okun, twój steward. Masz ochotę na sodę? – bardzo przystojny mężczyzna trzymający napoje, stanął koło mojego fotela. Nie zaszkodzi, jeśli to zrobię, Kevinie Okunie.
- Uh, colę dietetyczną? Jedną, która nie została jeszcze otwarta. – Nie bądź zbyt ostrożna. Wręczył mi zamkniętą puszkę i plastikowy kubek z lodem. Naprzeciwko mnie, Kuks usiadła skwapliwie. - Czy masz Barq’s? To piwo imbirowe. Piłam je w Nowym Orleanie i jest bajeczne. - Przykro mi – żadnego Barq’s. – powiedział Kevin Okun, nasz steward. - Ok. – powiedziała Kuks, rozczarowana. – A masz jakiegoś Jolta? - Cóż, to ma w sobie dużo kofeiny. – powiedział. Spojrzałam na Kuks. - Ta, bo po tym wszystkim, przez co przeszliśmy, martwimy się o twoje spożycie kofeiny. Wyszczerzyła zęby, jej gładka, ciemna twarz rozpogodziła się. Steward postawił drinka na malutkim stoliku pomiędzy mną a Kuks. - Dziękuję. – powiedziała Kuks. Steward skierował się z powrotem do kuchni, a Kuks sięgnęła po puszkę. Kiedy jej ręka znajdowała się jeszcze kilka cali od napoju, puszka przesunęła się prosto w stronę jej palców, chwyciła ją. Natychmiast spojrzałyśmy na siebie. - Samolot się przechylił. – powiedziała.
- Ta, oczywiście. – zgodziłam się. – Ale…tylko zobaczmy, tylko dla naszej własnej rozrywki, niech… Wzięłam od niej puszkę i postawiłam z powrotem na stoliku. Sięgnęłam po nią. Pozostała na miejscu. Kuks sięgnęła po nią. Przesunęła się do niej. Nasze oczy szeroko otwarte, patrzyłyśmy się na siebie. - Samolot znowu się przechylił. – powiedziała Kuks. - Hm. – powiedziałam. Wzięłam puszkę i ustawiłam ja po innej stronie. Puszka przesunęła się ku niej. - Jestem magnetyczna. – wyszeptała, na wpół przestraszona i przerażona. - Mam nadzieję, że nie zaczniesz się przyklejać do lodówki i takich tam. – powiedziałam z niedowierzaniem. Kieł klapnął obok mnie, a Gazik dołączył do nas wciskając się obok Kuks. - Co się dzieje? – spytał Kieł. - Jestem Magnetyczną Dziewczyną! – powiedziała Kuks, godząc się już z jej nowymi umiejętnościami. Z podniesionymi brwiami Kieł wziął do ręki metalowe pióro i przytrzymał go naprzeciw ramienia Kuks. Puścił je, a ten spadł na podłogę. Kuks zmarszczyła brwi. Potem sięgnęła po pióro, a to poleciało prosto w jej rękę z odległości kilku cali. Gazik wydał niski gwizd. - Jesteś czymś w rodzaju magnesu. Super! - Nie, to nie to. – powiedział cicho Kieł. – Potrafisz przyciągnąć metal – może tylko wtedy, gdy tego chcesz. Cóż. Reszta lotu minęła nam na zabawie z Kuks i jej nowo odkrytymi, dziwacznymi zdolnościami. Kiedy zbliżyliśmy się do DC, Jeb przyszedł dać nam dziesięć minut przygotowania. Jeden rzut oka na nasze twarze i jego oczy się zwęziły. - Co się dzieje? – To był taki sam ojcowski, poważny ton, którego użył lata temu, kiedy byliśmy tylko my i on w naszym sekretnym domu w górach Kolorado. Zrobił dokładnie taką samą minę jak tego dnia, kiedy znalazł żaby w toalecie. Pamiętam to tak wyraźnie, ale wydawało się trzy okresy życia temu. Zanim mogłam powiedzieć „ Nic”, Kuks wygadała się. - Mogę sprawić, że metal do mnie przychodzi! Jeb usiadł, a Kuks zademonstrowała. - Nie wiem, dlaczego potrafisz to robić. – powiedział powoli. – Z tego, co wiem nigdy nie było tego w programie. - Rozejrzał się na nas wszystkich. – Możliwe…. możliwe, że wy ludziska zaczęliście się mutować we własnym zakresie. Tłum.: Artemida89 Beta: Tasia2902