James Patterson Maximum Ride 4 – The Final Warning Rozdział 38 Dobra, zamierzam teraz wprowadzić teorię w życie i może to jest ściema, ale wydaje mi s...
5 downloads
18 Views
126KB Size
James Patterson Maximum Ride 4 – The Final Warning
Rozdział 11 - YO, MAX. Kieł. Głos Kła. Zamrugałam i usiadłam szybko, chwytając pościel. - Co? - sapnęłam. – Co, co… - Zróbmy trochę korkociągów. – Kieł skinął na zewnątrz. Rozejrzałam się. Dziewczyny spały w tym pokoju, chłopcy w drugim. Na zewnątrz, noc była głęboka, ale rozświetlona światłem księżyca. - Dlaczego? – wyszeptałam. Uśmiechnął się niespodziewanie, a moje serce trochę się ścisnęło. - Bo możemy. Niestety, zwykle nie potrzebuję lepszego powodu do tego. Kieł wyszedł przez drzwi motelu i uciekł w noc, a ja szybko założyłam dżinsy i kurtkę. Następnie podążyłam za nim, pognałam w kierunku ciemnej części parkingu, wystrzeliłam się w powietrze. Moje skrzydła wysunęły się, pełne i mocne, przez duże otwory w mojej kurtce. Spadałam kilka stop dopóki moje pióra nie zabrały powietrza jak żagle, a potem mocno wzrosłam nad dachami cichej dzielnicy DC. Uśmiechnęłam się, gdy przecinałam nocne niebo, Kieł tysiące stóp nade mną, ledwie zarysowany przez
księżyc. W sekundę dotarłam do niego, pełna radość pochodząca z wolnego latania, latania dla przyjemności. Zamiast ucieczki, na przykład. Obracaliśmy się w chłodnym powietrzu, nie mówiąc, pozostawiając miasto daleko z tyłu. Wkrótce znaleźliśmy się w pobliżu oceanu, w pobliżu Chesapeake Bay. Spadając niżej w szerokich kręgach, ujrzeliśmy mały nieużywany dok wystające z wody. Z niewypowiedzianą zgodą rozpędziliśmy się w dół, w końcu lądując na doku. Ledwie oddychając ciężko, usiedliśmy na skraju doku, pozostawiając nasze skrzydła rozpostarte, aby się ochłodziły. Nie było miejsca, jedno ze skrzydeł Kła przykryło jedno z moich. - To jest ładne. – Moje stopy wymachiwały przynajmniej jard nad wodą. - Tak. Spokojne. - Kieł patrzył na wszystko z wyjątkiem mnie. - Jesteśmy z powrotem na torach? Spojrzałam na niego. - Co masz na myśli? Jakich torach? - Ty i ja. My… zerwaliśmy. Oh, to. Patrzałam na wodę, zakłopotana. - Nie chcę rozdzielać się ponownie – powiedział. - Nie, ja też nie chcę. - Max… Jego twarz była nieczytelna w świetle księżyca. Poczułam lekkie, pierzaste ciepło jego skrzydła leżącego na moim. Co on chce ode mnie? Dlaczego nie mógł po prostu pozwolić rzeczom być? - Czego chcesz ode mnie? – powiedział. - Czego ja….Co masz na myśli? Chcę zwykłych rzeczy, jak zawsze. Nienawidziłam konwersacji takich jak ta, nienawidziłam rozmawiać o moich uczuciach chyba, że byłam, na przykład, wściekła. Wtedy słowa przychodziły łatwo. Ale te bzdurne serca i kwiatki? Uhh. Jego oczy spotkały moje. - Spójrz, nie podobało ci się to, gdy zobaczyłaś mnie z tą dziewczyną w szkole, w Wirginii. Prawda. Widząc Kła całującego Rudy Cud czułam mdłości w moich wnętrznościach. Pozostałam milcząca, pamiętając. - I nie byłem zachwycony tobą i Samem, możliwym zdrajcą, również w Wirginii. - Tak, właściwie Wirginia była do dupy – zgodziłam się. - Dobrze, dlaczego? Dlaczego przeszkadzało nam oglądanie nas z innymi ludźmi? O Boże, dokąd on z tym zmierza? Gdybym miała więcej niż siostrzane uczucia do Kła, ledwo mogłabym je do siebie dopuścić, a tym bardziej jego. - Bo jesteśmy płytcy i samolubni? – spróbowałam, mając nadzieję że odpuści.
Przewrócił oczami i wziął mnie za rękę. Jego ręka była twarda i zgrubiała, z mięśniami i starymi bliznami. Noc osadziła się wokół nas jak koc. Słyszałam wodę obmywającą dok. Byliśmy zupełnie sami. - Jesteś…. – zaczął, a ja czekałam, serce pulsowało mi w gardle. – Taka zbolała. doszedł do wniosku. - Co? – zapytałam, właśnie kiedy jego głowa opadła i jego usta dotknęły moich. Starałam się mówić, ale jedna z rąk trzymała tył mojej głowy, a on trzymał swoje usta przyciśnięte do moich, całując mnie delikatnie, ale z determinacją Kła. Oh, jeju myślałam w roztargnieniu Jezu, to jest Kieł i ja i…. Kieł przechylił głowę by pocałować mnie głębiej, a ja poczułam całkowite zawroty głowy. Wtedy przypomniałam sobie, by oddychać przez nos, i mgła troszkę się rozpłynęła. Jakoś napieraliśmy na siebie, teraz ramiona Kła były wokół mnie, przesuwając się w dół po moich skrzydłach, jego ręce płasko na moich plecach. To było niesamowite. Kocham to. Kocham go. To była totalna katastrofa. Sapiąc, odsunęłam się. - Ja, uh… - Zaczęłam, oh, tak spójnie, a potem zerwałam się, prawie go uderzając, popędziłam w dół doku. Uciekłam, lecąc szybko, jak rakieta.
Rozdział 12 NO I MASZ. Przeglądałam każdy ostrzegający nagłówek z każdej gazety dla młodzieży. „ Odepchnęłaś go? Jak się do niego zbliżyć!”, „ Masz dość bycia chłopczycą? Jak uzyskać dostęp do swojej wewnętrznej jędzy!”, „ Nie jesteś gotowa na związek? Tutaj znajdziesz 10 sposobów na powiedzenie mu o tym!” Sądzę, że jedynym sposobem można byłoby powiedzieć, że wariuję przez prosty pocałunek, mknięciem w nocy, później nie mogąc zasnąć w łóżku aż do świtu, dręczona przez uczucia, których nie mogłam nawet rozpoznać. Nie wiem – wygląda to jak trop. Kiedy moja mama przyszła rano i poklepała moje ramię żeby mnie "obudzić", moje oczy były suche i piaszczyste. Miałam około dwudziestu minut snu. Bałam się spotkać z Kłem, zastanawiałam się, czy był wściekły, zraniony, czy coś. Potem mama powiedziała:
- Chcesz naleśniki? Obok jest IHOP*. I mój dzień właśnie tak się zaczął. Zeszłam z góry ponownie po naleśniki. Kieł był daleki, Iggy dotykał rzeczy i krzyczał, jaki był ich kolor, Kuks sprawiała, że metalowe rzeczy skakały w jej kierunku, jak na przykład zamek błyskawiczny na mojej bluzie z kapturem. Gazik i Angela zajmowali się sobą, co, spójrzmy prawdzie w oczy, jest wyzwaniem nawet w dobrym dniu. Total choć raz był przygaszony, skulony na motelowej kanapie, lizał plecy. A jednak nasza zabawa Washington DC nie była zakończona! Mama i Jeb przekonali nas, by podtrzymać nasze drugie zebranie, które wplątało nas w paradowanie przed specjalną kongresową komisją. Myślę, że to było jak Rozwiązanie Komitetu Niespodziewanych Mutantów. Tak czy inaczej. - Mamy kilka ciekawych nowości – powiedział siwowłosy mężczyzna. - Mamy już przyznane środki na utworzenie specjalnej szkoły dla was. Lokalizacja nie została jeszcze ustalona. Ani też nie została podjęta decyzja, czy zostaniecie połączeni z innymi dziećmi. - Wygłosił przesłanie, jakby właśnie powiedział nam, że wygraliśmy na loterii. - Aha – powiedziałam ostrożnie. - Ciągle jest dla mnie niejasne, dlaczego dzieci nie mogą po prostu żyć gdzieś w spokoju, w ukryciu. – powiedziała moja mama. Idź dalej, mamo! - Cóż, widzi pani, pani Martinez… - zaczęła kobieta. - Doktor – powiedziała moja mama. – Doktor Martinez. -Ach tak, Doktor Martinez – powiedziała kobieta. - Podobnie jak w programie ochrony świadków – mama ciągnęła dalej. - Rząd wydaje miliony dolarów, tyle samo czasu i energii, ochraniając świadków, którymi często są sami przestępcy. Dlaczego nie możecie zrobić taki sam wysiłek, aby chronić niewinne dzieci? Kuks uścisnęła moją rękę. Każde z nas chciało mieć prawdziwych rodziców przez całe nasze życie i po kilku katastrofalnych, fałszywych alarmach, ja aktualnie znalazłam moich. A moja mama była najlepszą mamą na świecie, kiedykolwiek. Nawet kiedy myślałam, że zaszła trochę za daleko, nazywając nas „niewinnymi”. Być może nie wiedziała o sznureczku skradzionych samochodów lub o wandalizmie na pustych domach letniskowych. Ale to była dygresja. Starsza kobieta w garniturze marynarki wojennej pochyliła się do przodu. - Program ochrony świadków jest ograniczony i nie ma na celu stworzenia * - IHOP – Amerykańska sieć smażalni naleśników (na terenie USA i Kanady)
odpowiedniego środowiska dla dzieci. Dlatego myśleliśmy więcej o sytuacji szkoły z internatem, z odpowiednimi opiekunami i nauczycielami. – Uśmiechnęła się trochę chłodno. - To będzie najbardziej pożądana sytuacja, zapewniam was. - Nie jesteśmy przekonani, że zrozumiecie naturę tych dzieci - Powiedział Jeb, wypowiadając się po raz pierwszy. - Nie jesteśmy pewni, dlaczego uważacie się za najlepszego z sędziów, co byłoby najlepsze dla nich. - Nikt z nas nie był związany, jakkolwiek peryferycznie, z Itexem lub jej różnymi gałęziami badań - powiedziała ciemnowłosa kobieta. Wydawało mi się, że Jeb zaczerwienił się trochę na tym. - Ale my zrobiliśmy szczegółowe analizy sytuacji, dzieci i różnych systemów rehabilitacyjnych, które mogą mieć tutaj zastosowanie. Wielu z nas sami są rodzicami. - Ale nie jesteście ich rodzicami – powiedziała moja mama. - Z całym szacunkiem, dr Martinez, też pani nie jest, ani nie jest nim Jeb Batchelder - powiedział starszy mężczyzna w okularach. - Rozumiemy genetyczne komponenty, jak to zostało nam wyjaśnione. Ale faktem jest, że te dzieci w zasadzie dorastały bez jakiegokolwiek dorosłego, który mógł być w rzeczywistości nazywany rodzicem. Jeb ponownie się zaczerwienił, i zastanawiałam się, jak bardzo winny mógł się czuć, przez rozczarowanie stada. Mam nadzieję, że było tego wiele. Poczułam obok mnie, że mama się spięła, i nagle miałem dosyć. Max, nienawidzę tego. Możemy się stąd wydostać? Głos Angeli przeniknął do mojej głowy. Obróciłam się, by zobaczyć jej duże niebieskie oczy mnie błagały. Nad jej głową, oczy Kła napotkały moje, i ledwie dostrzegalnie skinęłam głową. Jak zwykle, on i ja byliśmy na tej samej stronie, nawet bez mówienia. Podniosłem rękę, biorąc każdego z zaskoczenia. Pomyślałbyś, że już to wykorzystali. - Muszę coś powiedzieć.
Tłum. : Artemida89 oraz Tasia2902 Beta: Tasia2902