James Patterson Maximum Ride 4 – The Final Warning Rozdział 1 Kolejna część wielkiego obrazu W INNYM LESIE. Nie powiem gdzie. Dobra, nie trzeba być ge...
9 downloads
15 Views
120KB Size
James Patterson Maximum Ride 4 – The Final Warning
Rozdział 8
TEGO WIECZORU POSTANOWILIŚMY zamówić pizzę jak normalni ludzie. Mama miała menu z miejscowego lokalu i każdy z nas dzieciaków, mógł zamówić własną, dużą pizzę. Nigdy nie przywyknę do tego, że mam wystarczająco dużo jedzenia niż na dzień lub dwa. To nie potrwa długo, więc postanowiłam się tym cieszyć dopóki mogłam. - Więc, ta cała kontrola rządu na mnie nie działa – powiedziałam, gdy czekaliśmy na pojawienie się dostawcy. Moja mama spojrzała na mnie. - Będę czuć się lepiej, jeśli byłabyś w jakiś sposób chroniona – powiedziała. Widzicie? Takiego rodzaju jest mamą. Nie rozkazuje mi czegoś wykonać, nie próbuje mnie przygnieść. Tak długo, jak nie kładę skarpetek gdzie popadnie, jestem złota. - Ich ochrona nigdy nie przetrwa.- powiedział Gazik. – Zmieni się w coś jeszcze. Jak pułapka albo koszmar czy eksperyment. Czy pamiętałem, żeby zamówić z dodatkowym ananasem? Reszta stada skinęła głową. - Nie chcę chodzić do szkoły – powiedziała Kuks, odciągając swoją uwagę od telewizji.- Chyba że jest jak szkoła mody lub szkoła muzyczna, np. jak być gwiazdą rocka. Ale lekcje matematyki, na co dzień? I ortografii? Ble. - Nie sądzę, żeby ci ludzie naprawdę wiedzieli, czego chcą. - powiedziała Angela w zamyśleniu. - Czy pamiętaliśmy, aby wziąć pieczywo czosnkowe? - zapytał Total, a my wszyscy ponownie skinęliśmy głowami.
- Ale nie wychwyciłaś całkowitego zła? - zapytałam Angelę. Mając sześcioletniego czytelnika w myślach przydaje się. - Nie – powiedziała Angela, głaszcząc plecy Totala. - Czuję tajemnice i zamieszanie. Ale żadnych rzeczy jak szalonych naukowców. - Coś nowego i innego - powiedział Iggy. - Ktoś chce lemoniadę? – zapytał Jeb, wyciągając kartonik. - Ja. - Gazik podał mu kubek, a Iggy powiedział: - Nie, niebieski jest mój. Gazik podsunął mu jego niebieski kubek, a następnie spojrzał w górę jak wszyscy, zdając sobie sprawę, że nikt nie wspomniał o kolorze kubka. Iggy wziął kubek i pił, wydając się nie zauważyć niczego dziwnego. - Który niebieski kubek, Ig?- spytałam mimochodem. - Jasny czy ciemny? - Jasny – powiedział. Wszyscy milczeliśmy, a następnie Iggy zmarszczył brwi. - Hę. Czy powiedzieliście mi, jakie kolory miały kubki? - Nie - powiedziałam cicho. Wpatrywał się w stół, a potem potrząsnął głową. - Nadal jestem… ja wciąż nie widzę. Żadnych wizji. Nic. - Wyciągnął rękę, przesuwając ją powoli, aż poczuł swój kubek. - Ale ten kubek jest niebieski. Gazik pchnął inny. - A jaki jest ten? Iggy dotknął go, a potem zamknął dłonie wokół niego. - Żółty? - Tak - powiedział Kieł. - A co z tym? - Włożył w rękę Iggi’ego menu pizzy. Jakiego koloru to jest? - Zielone? - Iggy zapytał. - Czuję to, jako zielone. Nikt nic nie mówił przez chwilę trawiąc te nowe informacje. Pamiętam, co Jeb powiedział o tym, jak możemy mutować się we własnym zakresie, bez planowania. Kuks wydawała się myśleć to samo. Nieśmiało wyciągnęła rękę a gdy dzieliło ją kilka centymetrów od jej widelca, ten poleciał w jej kierunku - Znowu bawiliście się w toksycznych odpadach? – zapytał poważnie Kieł, kładąc ręce na biodrach. Kuks zachichotała. - Nie. - Zostaliście ugryzieni przez radioaktywnego pająka? – Kieł drążył dalej. - Uderzył was piorun? Wypiliście serum super-żołnierza? - Nie, nie, nie- powiedział Iggy. Zaczął sięgać po rzeczy wokół stołu, a jego ręka wylądowała na Totalu. - Jesteś czarny.
- Wolę psiego Amerykanina. - powiedział Total. - Kiedy przyniosą to ciasto? Umieram z głodu. - Co ze mną? - zapytała Kuks, kładąc rękę Iggi’ego na swojej twarzy. Uśmiechnął się. - Jesteś jakby czekoladową kawą z mlekiem - powiedział z podziwem. - Jak mokka - powiedział Gazik. No więc tak. Iggy miał nową, niespodziewaną umiejętnośc, jak Kuks. Wszyscy będziemy je rozwijać? Na pewno nic więcej nie może się zdarzyć Angeli – była trochę za dużo załadowana dla niedźwiedzia pod względem szczególnych mocy. Reszta z nas będzie musiała poczekać i zobaczyć. Wtedy zadzwonił dzwonek u drzwi, a my wszyscy podskoczyliśmy. Kolacja!
Rozdział 9 STADO STANĘŁO poza zasięgem wzroku drzwi, podczas gdy Jeb na to odpowiedział. Niski facet w czerwonej koszuli, stał tam trzymając duży stos pudełek pizzy. Jeb zapłacił mu a facet przekazał pizzę i pospieszył z powrotem do swojego samochodu. Mama wzięła pudełka, a Jeb zatrzasnął i zamknął drzwi na klucz. Stado wyszło z ukrycia, jak gdybyśmy byli manczkin i dobra czarownica Glinda właśnie się pojawiła. - Tak, tak, tak – odetchnęła Kuks, niemal skacząc w górę i w dół. Niesamowity zapach pizzy wypełnił pokój. Mama postawiła pudełka na stole i otworzyła jedno. - Kto zamawiał z dodatkowym pepperoni i grzybami? - Ja, ja! – powiedziałam, czując jak mi burczy w brzuchu. Mama sięgnęła do pudełka, a Gazik chwycił ją za ramię i powiedział: - Czekaj! - Uciekaj od tej pizzy! – rozkazałam Gazikowi, podchodząc bliżej. – Twoja jest prawdopodobnie następna. - Nie – powiedział Gazik ze zbolałą miną. – Patrz! – Wskazał w stronę wnętrza pudełka i kiedy przyjrzałam się uważniej, mogłam dostrzec maluteńki kawałek drutu wystający spod grubego sycylijskiego ciasta. - Kryć się! – krzyknęłam, a następnie wszyscy zanurkowaliśmy. Wszystko rozbłysło błyskotliwą bielą, a potem olbrzymie boom!, praktycznie przebiło moje bębenki uszne. Leżałam na podłodze z tyłu kanapy, a Kieł był za
mną, jego ramiona wokół mnie, jedna ręka przykrywała moją twarz. Było trochę trzasków, a potem dziwna po wybuchowa cisza, która brzmiała o wiele głośniej niż normalna. Niewielkie, trzepoczące dźwięki powiedziały mi, że kawałki rzeczy spływały na ziemię. - W porządku? – powiedział Kieł, ale moje uszy zostały wysadzone i stłumione, i brzmiało to tak, jakby mówił przez poduszkę. Skinęłam głową i wygramoliłam się. - Raport! – powiedziałam, następnie natychmiast zakrztusiłam się gryzącym pyłem, który wypełniał powietrze. Zaczęłam ciężko kaszleć, łzy spływały po moich policzkach i za każdym razem, kiedy brałam oddech bardziej zasysałam się kurzem i więcej kaszlałam. - Ze mną w porządku. – powiedziała Kuks, wypełzając z przedpokoju, gdzie zanurkowała. - Ze mną w porządku. – powiedział Iggy, myśląc, że nie mogłam go dojrzeć. Następnie stos kurzu i szczątków przeniosło się na podłogę a on wstał, wyglądając jakby był kłaczkiem. Jak choinka. - Tutaj w porządku. – powiedział Gazik i też zaczął kaszleć. - Co to było? – zapytała mama, zszokowana. - Wszyscy cali? – zapytał Jeb, strzepując rzeczy z ramion. O dziwo, wszyscy byliśmy cali, z wyjątkiem drobnych zadrapań, skaleczeń i stłuczeń. Total wyglądał jakby został posypany bułką tartą i przygotowany był do smażenia. Jeśli Gazik nie zauważyłby tego drutu, wszyscy bylibyśmy podobni do pizzy: płascy i niechlujni. - Ale co to było? – zapytała znowu mama. Wyglądała na kompletnie wkurzoną i klepała każdego na złamanie kości. - Wóz powitalny? – powiedziałam, już zbierając nasze mizerne rzeczy. – Ok, wszyscy. Zmywajmy się zanim gliny się pokażą.
Rozdział 10 ROZSTALIŚMY SIĘ z mamą i Jebem, następnie spotkaliśmy się z nimi piętnaście minut później w niepozornym hotelu koło autostrady. Jechali, a my lecieliśmy nad nimi, rozglądając się czy są śledzeni. Nikogo nie widzieliśmy, i zgaduję, że ktokolwiek skonstruował tę bombę zakładał, że zadziała i wszyscy zostaniemy wyeliminowani. Jak dotąd nikt nie próbował nas wysadzić w powietrze, więc wszyscy byliśmy trochę roztrzęsieni. To było przypomnienie, że zagrożenie mogło pochodzić z dowolnego miejsca, od każdego.
Po umyciu się na tyle na ile było to możliwe, mama wynajęła pokój, a Jeb wynajął drugi obok. Czekaliśmy do momentu aż wybrzeże było całkowicie puste, następnie stado i Total wślizgnęło się. Może będziemy tu na chwilę bezpieczni. Tej nocy moja mama i ja zostałyśmy i rozmawiałyśmy, gdy wszyscy już poszli do łóżek. Skuliłam się na kanapie obok niej i próbowałam nie wyobrażać sobie, jakie mogło by być moje życie, gdybym mogła mówić do niej jak teraz, już zawsze. - Kto mógł to zrobić? – spytała, wciąż wyglądając na zdenerwowaną i zaniepokojoną. Wzruszyłam ramionami. - To może być każdy. Każdy z tych złych ludzi, każdy z tych dobrych ludzi, którzy tak naprawdę są złymi, każdy pracujący dla każdego z nich. Może gang rządowy nie chciał przyjąć do wiadomości odmowy. Potrząsnęła głową. - Wciąż czuję, że bez względu na to, jak apodyktyczni oni są, jak bardzo nie rozumieją sytuacji, są na poziomie. Nie sądzę, żeby to oni za tym stali. - Ufasz Jebowi? – zapytałam ją. - Ufam – powiedziała powoli. – Ale myślę też, że powinnaś zawsze trzymać się na baczność. Z każdym, przez cały czas. Skinęłam głową. - Nie wiem co po tym zrobimy. - Rządowa szkoła wciąż do ciebie nie przemawia? – uśmiechnęła się. - Nie. - Zawsze jesteś mile widziana w domu – powiedziała i wzięła moją dłoń. Pokręciłam głową. - Nie zrobiłabym ci tego – przynajmniej nie za często. Każdy, kto nam pomaga skończy odnosząc obrażenia. Jak dziś na przykład. - Nadal. Nigdy nie zapomnij, że masz schronienie. - Ok – powiedziałam z uśmiechem. – Chciałabym, żebyśmy mogły gdzieś częściej wychodzić, jak teraz. - Ja też. O tylu sprawach dotyczących ciebie chciałabym porozmawiać, tak dużo nie wiem. - Zawahała się. – Czy coś się dzieje między tobą a Kłem? Wytrzeszczyłam oczy i poczułam, że się rumienię. - Nie. Co masz na myśli? – powiedziałam nieprzekonywująco. Mama pogładziła moje włosy i próbowała nie wyglądać na zmartwioną. - Po prostu bądź ostrożna – powiedziała i pocałowała mnie w czoło. – Istnieją inne rodzaje bólu oprócz fizycznego. Och, jakbym tego nie wiedziała.
Tłum. : Artemida89 oraz Tasia2902 Beta: Tasia2902