James Patterson Maximum Ride 4 – The Final Warning Rozdział 4 Czytasz blog Kła. Witaj! Jesteś gościem numer: 4792 Niezależnie od tego, co mówi powyższ...
5 downloads
13 Views
129KB Size
James Patterson Maximum Ride 4 – The Final Warning
Rozdział 24
- MAX! Miałam nadzieję, że nie będę nigdy przytulała mamę na zgodę. -Co się dzieje? – zapytałam ją. – Myślałam, że nie będę widzieć cię przez jakiś czas. - Ja też tak myślałam – powiedziała. – Ale Jeb i ja wystaraliśmy się o niezwykłą możliwość dla was, dzieciaki, i chcieliśmy zobaczyć czy jesteście tym zainteresowani. - Jak niezwykłą? – zapytał Kieł. - Cóż, rodzaj podróży naukowej – odparła moja mama. - Podróż naukowa gdzie pracowalibyście z naukowcami w dosyć odludnym miejscu. Myślimy, że to byłby rodzaj zabawy dla was, a do tego bylibyście przydatni dla naukowców, dodatkowo, to miejsce jest tak odległe że sądzimy że bylibyście bezpieczniejsi niż przez chwilę tam gdzieś. - Huh. - To był ciekawy pomysł. Zastanawiałam się jaki byłby nasz kolejny krok, no i masz, dostałam ofertę. Moja mama w rzeczywistości polecała to mi, i gdyby
ostatnio została zastąpiona przez zły klon (możliwe, ale mało prawdopodobne), to oznaczało, że był to prawdopodobnie dobry pomysł. - Gdzie jest to odludne miejsce? – Kieł zapytał. Mama uśmiechnęła się. - Chciałabym zachować to w sekrecie, dopóki nie będziecie prawie na miejscu. To pomoże wam zachować otwarty umysł. A teraz chciałabym przedstawić jednego z naukowców. – Zawołała gestem kobietę stojącą przy wejściu samolotu. Kobieta była parę cali niższa niż ja, z blond włosami w pojedynczym warkoczu spływającym w dół jej pleców. Choć jej twarz była poważna, jej oczy wędrowały wokół nas chciwie: dzieci ptaki, mutanckie świry, coś, czego nigdy wcześniej nie widziała. Zamrugała oczami, kiedy Iggy postawił Totala na ziemi i odniosłam wrażenie, że ona tak naprawdę nie wiedziała czego może się od nas spodziewać. Ale przecież większość ludzi tego nie wiedziała. - Jestem doktor Brigid Dwyer – powiedziała, podchodząc do przodu z wyciągniętą ręką. Wyglądała na strasznie młodą jak na lekarza. - Jestem Max. - Uścisnęłam jej dłoń, i przysięgam, patrzała na moją jakby to była wata cukrowa. Wtedy zdała sobie sprawę, że to tylko ręka, a radosne podniecenie trochę wyblakło z jej oczu. – O co chodzi z tą wycieczką naukową? Skinęła w kierunku samolotu. - Wyjaśnię jak tylko znajdziemy się na pokładzie. Mhmm. - A może wyjaśnisz zanim znajdziemy się na pokładzie? – zapytałam miło. Tak, mama poleciła to, ale to nie oznaczało, że skretyniałam. Ponieważ to było jej pierwsze spotkanie Max, dałam Dr. Dwyer parę momentów na otrząśnięcie się. - Albo wszyscy możemy się teraz rozdzielić – wyjaśniłam. - Doktor Martinez. – wskazała na moją mamę - poleciła Was do....misji ratunkowej. - Mów. - Otoczyłam ramionami klatkę piersiową, wiedząc, że stado uważnie skanuje obszar w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak zagrożenia. – Co - lub kogo – ocalamy? - Świat?
Rozdział 25
Nie wiem, jak wielu z was było w prywatnych odrzutowcach, ale kurczę, one są urocze. - To jest dziecięcy samolot – szepnęła Angela gdy weszliśmy na pokład o wnętrzu domku dla lalek. – To wyrośnie pewnego dnia na siedem czterdzieści siedem. Był mały, ale bardzo bujny, wszystko udekorowane, podobny do innego prywatnego odrzutowca, w którym niedawno byliśmy. Duży płaski telewizor, wygodne kanapy i fotele, gruba wykładzina dywanowa pod naszymi stopami, małe zasłony na małych oknach. Znacznie milszy niż większość miejsc, w jakich się zatrzymaliśmy. Mama została na ziemi, i ciężko było — znowu — powiedzieć jej dowidzenia. Kieł wrócił ze sprawdzania kuchni pokładowej i skinął do mnie: wszystko tam porządku. Gazik i Iggy przeszli do przodu do kokpitu, i przytrzymali drzwi by pokazać mi zaskoczonego pilota, drugiego pilota i nawigatora. Żaden z nich nie wysyłał natychmiastowych wibracji typu "jestem zły". Total biegał wkoło obwąchując wszystko, i nazwij mnie szaloną, ale to w rzeczywistości sprawiło, że poczułam się bezpieczniejsza. Jest ok., Max powiedział mój Głos. To jest częścią większego obrazu. Jesteś wykorzystywana, ale dla dobra tym razem. O, to sprawia wszystko interesującym. Pomyślałam sarkastycznie. Bycie wykorzystywanym dla dobra jest o wiele lepsze niż bycie wykorzystywanym dla zła. Słowa kluczowe to wciąż „bycie wykorzystywanym”. Głos milczał. - Proszę, usiądźcie i rozgośćcie się – odezwała się doktor Dwyer. Jakbyśmy mogli tego uniknąć. – Zapnijcie swoje pasy bezpieczeństwa, tylko na czas startu. Gdy tylko będziemy w powietrzu, możecie dostać przekąski. Stado i ja zapięliśmy się, tak jak zrobiła to doktor Dwyer. - Czyj to samolot? – zapytałam. Doktor Dwyer spojrzała w górę.
- Należy do Nino Pierpont – powiedziała, a moje brwi powędrowały w górę. Każdy wiedział, że jest najbogatszym człowiekiem na świecie, bogatszy niż jakikolwiek kraj, przedsiębiorstwo, albo rodzina gdziekolwiek. Więc albo byliśmy w dobrych rękach albo totalnie przykręceni. Tylko czas to pokaże. Miałam nadzieję, że mama wiedziała, w co nas pakuje. Total wskoczył na kanapę, a Angela przypięła go jego pasem bezpieczeństwa. Doktor Dwyer obserwowała to cicho, i zobaczyłam, jak jej oczy snuły się wokół jej dużej kurtki w nadziei, że skrzydło nagle wyskoczy. - Więc dokąd lecimy? – zapytałam. – Proszę, powiedz, że w jakieś ciepłe miejsce. Mam dość zimnej pogody, ta zima starczy mi do końca życia. - Ameryka Południowa –powiedziała doktor Dwyer, jej oczy nie napotkały moich.– Argentyna. - Lasy deszczowe? – zgadłam. Argentyna była ciepła, prawda? To była jedna z tych chwil, kiedy trochę nauki nie byłoby nie w porządku. Pojawiały się co jakiś czas. - Nie – powiedziała. - Weźmiemy stamtąd łódź. - Łódź? – Kieł zapytał. – Dokąd? - A może coś zjemy? - Doktor Dwyer odpięła swój pas bezpieczeństwa i wstała. Kieł i ja spojrzeliśmy na siebie, następnie kiwnęliśmy głową. Zgodziliśmy się: Być w pogotowiu.
Tłum.: Artemida89 oraz Tasia2902 Beta: Tasia2902