Tłum. Nelly Tłum. Nelly Prolog Od dnia, kiedy pierwsza pojawiła się w centrum miasta, pobita, torturowana i napiętnowana, wiedźmy były częścią Hrabstw...
21 downloads
37 Views
1MB Size
Tłum. Nelly
Prolog Od dnia, kiedy pierwsza pojawiła się w centrum miasta, pobita, torturowana i napiętnowana, wiedźmy były częścią Hrabstwa Smithville. Pierwsza uciekła swoim porywaczom, religijnym fanatykom zdeterminowanym by poznać imiona kobiet z jej sabatu. Starsi tego miasta wysłali najsilniejszych mężczyzn by ją odnaleźli, tropiąc ją prosto do Smithville. Znaleźli również kobietę… i siedemset funtowego1 tygrysa ostrożnie obwąchującego ją. Zaczęli się cofać, modląc się aby bestia ich nie zauważyła. Nie zrobił tego, ponieważ był zbyt skoncentrowany na zemdlonym, ładnym, małym obiekcie, leżącym na środku ulicy. Ale duma lwów zauważyła mężczyzn. Tak samo klan hien. A potem były wilki… Żaden z nich nie lubił obcych na ich terytorium. A pełni-ludzi nawet jeszcze mniej. Chociaż wiedźma była pierwszą, nie była ostatnią, która przybyła do Smithville. Kiedy każdy sabat był już za stary lub za słaby aby kontynuować ochranianie miasta przed złem spoza jego granic, kolejny wkraczał i zajmował miejsce starego sabatu. Większość ochoczo przychodziło, moc, którą uwielbiali dawał im mapę do miejsca gdzie mogły czuć się wolne i chronione. Pojawiały się jednego dnia, zmieszane i zagubione, zastanawiając się jak się tam dostały i czując, że nie chcą odchodzić. Nigdy tak nie zrobiły. Większość nigdy nie zadała sobie trudu by spróbować. Każdy sabat był unikalny, ich szczególna siła potrzebna w tym szczególnym punkcie w czasie. Ale były również bardzo podobne. Dobre, proste kobiety, które pragnęły bezpiecznego miejsca by czcić swoich bogów i wychowywać swoje dzieci. Mogły śpiewać radośnie i tańczyć nago podczas pełni księżyca. Wszystko było proste, piękne i bardzo “Jesteśmy jednym światem, kochamy wszystkich, chronimy Matkę Ziemię”. A prawie przez czterysta lat, nic z tego się nie zmieniło. Aż do teraz. Aż do dnia kiedy Sabat Najciemniejszej Nocy przybył do miasta i zmienił absolutnie wszystko.
1
Funt ok. 0,45 kg (w przybliżeniu). Czyli uroczy tygrysek ważył ok. 317 kg… ;)
Tłum. Nelly
Tłum. Nelly
Tłum. Nelly
Rozdział 1 Jeżeli była jedna rzecz, którą Tully Smith, Alfa Watahy Smithów w Hrabstwie Smithville i burmistrz Smithville2, mógł powiedzieć o Jamie Meacham, to, to, że kochał sposób w jaki robiła wejście. Pomyśleć, że zwykł uznawać te spotkania starszyzny za cholernie nudne. W większości, ponieważ było dużo gadania, dużo narzekania i mnóstwo mniej-niż-subtelnego grożenia, ale nigdy żadnego działania. I wtedy, dziesięć miesięcy temu, nowy sabat przejął władzę od starego. Nazywały siebie Sabatem Najciemniejszej Nocy. Wszystkie z nich były z północy lub, jak to jego przyrodni brat Kyle Treharne nazywał, z „Terytorium Jankesów”. Jamie, ubrana w swoje znoszone jeansy, dziesięcioletni T-shirt i pięcioletnich adidasach, weszła do pokoju tym samym sposobem jak każdym razem, otwierając kopnięciem podwójne drzwi salki muzycznej gimnazjum i weszła zamaszystym krokiem. Wydawała się tak kroczyć wszędzie. Była wysoka jak na w pełni-człowieka. Około pięciu stop i jedenastu cali3 lub więcej. Ale perfekcyjna budowa z silnym ciałem, wąski i znakomicie proporcjonalny tyłek, i piersi, które były definitywnie większe niż do trzymania w dłoni, nawet dla niego. Nawet z tym wszystkim do zabawiania go, nie mógł odwrócić wzroku od tych oczu. Gdyby nie wiedział, że jest w pełni człowiekiem, przysiągłby, że była jedną z nich. Nie miałoby znaczenia, jaką rasą. To były jej oczy. Miała oczy drapieżnika, i założyłby się, że duszę również. - Dzień dobry, wszystkim – powiedziała radośnie, jej uśmiech był szeroki. – Ja się wszyscy mają w ten piękny dzień? Tully musiał pochylić głowę, pocierając nos aby powstrzymać śmiech. Mógł usłyszeć jak jego ojczym, Jack Treharne, warczy naprzeciwko niego, zirytowany wstrętnie radosną wesołością Jamie. Za Jamie weszła reszta jej sabatu. Jako funkcjonująca jednostka, były niezłe, chociaż wydawały się mieć więcej konfliktów wewnętrznych wśród pięciu w pełni ludzkich kobiet, niż miał liczący prawie pięćdziesięciu pięciu członków lokalny klan hien Martoni. Ale 2
W org. Smithville township, a township to miasto w USA: miasto posiadające niektóre z praw rządu stanowego. 3 Ok. 180 cm… jestem ciekawa ile ma Tully *.*
Tłum. Nelly
każdy członek sabatu był tak różny, zdumiewało go, że w ogóle połączyły siły. Była słodka Emma, którą Kyle zaklepał4 jako swoją, zanim reszta z nich w ogóle dostała szansę bliższego przyjrzenia się jej. Oczywiście, była tak czarującym słodkim maleństwem, że Tully nie mógł winić swojego brata. Definitywnie spróbowałby gdyby to był każdy inny, ale nie Kyle, który węszył dookoła niej. Potem była ‘zawsze przyjazna, cholernie blisko kochająca wszystkich, nie mogąca nacieszyć się ludźmi, chcąca aby wszyscy byli szczęśliwi i to okazywali!’5 Seneca. Jakimś sposobem trafiła pomiędzy niedźwiedzie, co jedynie potwierdziło, że była kochana aż do palców u stóp, ponieważ te łatwe do zaskoczenia, przerośnięte bękarty nikogo nie lubiły oprócz siebie i świeżego łososia. Kolejna, którą był najmniej zainteresowany, była Kendall, również znana jako Kenny. Była prawdziwą Jankeską. Ani trochę przyjazna, podejrzliwa, paranoidalna, i prawie bezczelnie szczera. Rzadko widywali ją podczas dnia, a kiedy wychodziła po tym jak słońce zaszło, zwykle kierowała się na krańce miasta, gdzie jakieś dzikie psy otworzyły sklep z komiksami i grami. Ta, którą Tully uważał za o wiele bardziej interesującą, była ekstremalnie posągowa Mackenzie. Mac była około jego wzrostu, chłodne sześć stóp i trzy cali6, i była strażakiem. To zabrało jej czas aby zdobyć sympatię lokalnych, ale znalazła właściwą drogę tylko przez nie bycie jej kuzynką. Przez nie bycie Jamie Meacham. Jako głowa Sabatu Najciemniejszej Nocy, Jamie była tylko olśniewającymi kłopotami zwiniętymi w brązowym cukrze i rozpylonymi w arszeniku7. Taa. Jamie była tą, którą uważał za najbardziej interesującą. Dlaczego? Ponieważ, gdyby nie wiedział lepiej, przysiągłby, że miała wszystkich gdzieś. Dumnie szła przez życie, kusząc los i jakiekolwiek moce ona czy ktokolwiek inny czcił. Wydobywała najgorsze z drapieżników dookoła niej, nalegając na nazywanie jego młodszej siostry “Szczerbi8” z powodu stanu kłów Katie, kiedy jest w zmienionej formie, i przechowuje broń na nią 4
Było, że capnął ją jako swoją.. ale to nie brzmi jakoś po ludzku, a przynajmniej tak mi się wydaje xD To chyba siostra Blayne.. :D Zresztą następne zdanie, potwierdza mą hipotezę.. :D 6 Mam odpowiedź na swoje przemyślenia ;) To jest ok. 192 cm 7 Substancja trująca, to chyba najważniejsze.. ;) 8 W org. Snaggle, co jest zdrobnieniem w j. angielskim od snaggletooth, czyli szczerbola. 5
Tłum. Nelly
przez cały czas – ostatnio jak sprawdzał był to automat kalibru .380 – ale znana była z podróżowania z karabinem w nocy. Oba były nielegalne w obrębie Hrabstwa Smithville. Przypomnij jej choć o tym, a ona tylko się roześmieje. Bear McMahon, grizzly i szeryf Smithville, pewnego dnia najlepiej to przedstawił, powiedziawszy: - Kiedy ta kobieta jest cicha, zaczynam się martwić. Tully obserwował kiedy podeszła do dużego stołu, którego używali do swoich spotkań, obeszła go do małej sceny za nimi, odwróciła się i podciągnęła się na nią. Kiedy już usiadła, skrzyżowała swoje długie nogi i przypatrzyła się wszystkim. Uśmiechnęła się. A wszyscy, oprócz niego, odchylili się od tego uśmiechu. Spojrzała na Jacka, który nakazał to spotkanie. Był drugi w kolejności, obok mamy Bear’a, Gwen, i własnej matki, która podobno narzekała, że „on wyszedł ze mnie warcząc na lekarza, który go uderzył”. A to był warczący kot, od którego Jamie odwróciła się, kiedy Jack otworzył usta by przemówić, skupiając te piękne, ciemne oczy na sposób Tullego, i powiedziała, gładko jak jedwab – Tully Smith. Wzywałeś? Dlaczego nalegasz na robienie rzeczy, które robisz? To było pytanie, które jej matka zwykła stale jej zadawać, kiedy jeszcze rozmawiały. Ale Jamie Meacham, dawny Oficer Śledczy Hrabstwa Nassau9 i Najwyższa Kapłanka Sabatu Najciemniejszej Nocy, nigdy nie miała odpowiedzi na to pytanie. Wszystko co wiedziała to, to, że nigdy nie malowała wewnątrz linii, nie lubiła granic, i nienawidziła zasad i przepisów, oprócz tych najbardziej podstawowych. Coś lub ktoś, kto umyślnie postanowił skrzywdzić innych był zły. Gwałciciele, mordercy, złodzieje, wszystkich dopadała i widziała ich winnymi bez chwili niepokoju. To było to, co sprawiało, że bycie gliną było takie łatwe dla niej. Ale kiedy dochodziło do bardziej metafizycznych spraw, kiedy chodziło o moc i do uzyskiwania jej…cóż, Jamie była trochę bardziej elastyczna. I wydawało się, że wszyscy w mieście to zrozumieli. 9
Hrabstwo w stanie Nowy Jork.
Tłum. Nelly
Wiedziała, że wywoływała u nich nerwowość. Wiedziała, że jej nie lubią. Wiedziała, że jeżeli kilu z nich miałoby szansę by ją dopaść i wyrwać jej wnętrzności, zrobili by to w jedno uderzenie serca. Dla wielu ludzi, ten rodzaj uświadomienia sobie zagrożenia w jakim się było, zmartwiłby ich, ale Jamie wiedziała, że były gorsze rzeczy we wszechświecie niż drapieżniki chcące się nią pożywić. Była w piekle i została z powrotem wyrzucona, ponieważ, według samego Szatana: - Ty po prostu nie wiesz jak się zachowywać, prawda? Walczyła przeciwko najczystszemu złu i raz miała pyskówkę z Archaniołem Gabrielem w środku koncertu Billy’ego Joel’a na Jones Beach dopóki uskrzydlony, marudzący garnek nie uciekł we łzach. Więc mierzenie się z jakimiś hienami, lwami i tygrysami, które chciały by była martwa? Niewielka sprawa, jak dla niej. Jednak spośród wszystkich mieszkańców Smithville, wszystkich drapieżników, mieszczuchów, czy inni, jedynym, który zdawał się nigdy nie być przez nią niepokojony był Burmistrz Smithville, Tully Smith. Kiedy pierwszy raz go spotkała, pomyślała, że jest strasznie młody jak na burmistrza czegokolwiek, oprócz bractwa, zwłaszcza z tym głupim złotym kolczykiem , który nosił, jakby był nadal uwięziony w 1985 roku. W rzeczywistości, zauważyła, że rola burmistrza nie była niczym więcej niż pionkiem dla miejscowych z gotową kasą. Ponieważ naprawdę, z czym mogło wiązać się zarządzanie jakąś małą czarną dziurą10, o której istnieniu nie wiedziała większość Amerykanów? To nie było tak, że Burmistrz Smitheville mógł ewentualnie wprowadzić się w wyższe rejony polityki. Ostatnią rzeczą jaką chciał jakikolwiek miejscowy były kamery kręcące materiał specjalny o rodzinnym mieście dla CNN o kandydacie na gubernatora czy senatora. Ci ludzie traktowali swoją prywatność bardzo poważnie, a ona nie miała żadnych wątpliwości, że sprawiali by było to jasne dla każdego, kto podejmował się stanowiska burmistrza, którego postęp rządowy w tym miejscu zatrzymał się. Więc, czego mógł pewien niezwykle atrakcyjny, swego rodzaju czarujący, trzydziesto-coś letni zmienny wilk chcieć będąc burmistrzem? Potem, po paru miesiącach obserwowania jak Tully Smith prowadza swój wolno poruszający się – ale nadzwyczaj świetny
10
W org. nowhere town
Tłum. Nelly
– tyłek po mieście, to nagle ją uderzyło… on był szczęśliwy z tym co miał. Co, będąc szczerą, Jamie stwierdziła, że było poniekąd fascynujące. Jak ktokolwiek mógł być zadowolony z tym co miał? Jak mógł nie chcieć więcej od swojego życia? Nawet nie bliski do wieku trzydziestu pięciu lat i był szczęśliwy żyjąc w małym miasteczku, wędrując dookoła cały dzień na dwóch nogach i całą nocą na czterech? Nie pojmowała tego, ale ponownie, nie musiała. Jego życie było jego własnym a Jamie nie angażowała się w życie innych ludzi. Miała wystarczająco problemów zarządzając tym, które sama miała. A chociaż właściwie nie rozumiała Tully’ego Smitha, stwierdziła, że był interesujący. Jak teraz. Zamiast odbić to spotkanie do swojego ojczyma, Jacka, Tully zrelaksował się na swoim krześle, jedno ramie przerzucił nad oparciem, uśmiechnął się do niej i powiedział: - Oj, piękna. Wzywam cię każdej nocy, ale nigdy się nie zjawiasz. - A ja myślałam, że ty po prostu mi śpiewasz serenady. Uśmiechnęli się do siebie, Tully miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, kiedy dłoń Jack’a Treharne’a uderzyła w stół. Wszyscy inni podskoczyli, wyłączając Tully’ego, który bardziej niż prawdopodobnie przywykł do dramatu po byciu wychowywanym przez tego mężczyznę, a Jamie, która miała bardzo mało spłoszoną reakcję. Stała nieruchomo przez chwilę, pozwalając napięciu się zmniejszyć11 trochę zanim przeniosła jedynie swój wzrok na Treharne’a. - Jakiś problem…Jack? Jego oko drgnęło, zirytowany, że Jamie nalegała na nazywanie go jego pierwszym imieniem zamiast ‘Panem Treharnem’ - Jesteście spóźnione…znowu. - Prawda. Ale prowadzimy hotel. Miałyśmy całe Stado do wymeldowania zanim mogłyśmy skierować się tutaj. Ale to nie dlatego domagałeś się nas zobaczyć. - Zostałaś widziana w lesie, ponownie. W nocy. - Nie zdawałam sobie sprawy, że była godzina policyjna. 11
Dobra, w org. ratchet up – pewien słownik tłumaczy to jako zmniejszać LUB zwiększać coś, z kolei translator tłumaczy to jako zaostrzać.
Tłum. Nelly
- Nie było. Ale nie włóczyłaś się tam. Odprawiałaś jakiś rytuał. - Jestem wiedźmą. To jest to, co robię. - Bez swojego sabatu? Jamie mogła poczuć oczy kuzynki na sobie, i wiedziała, że słyszała o tym wcześniej od Mac. Kiedy Jamie zgodziła się zakończyć życie, które miała w Nowym Jorku i sprowadzić swój sabat do Smithville, tak naprawdę nie myślała o dynamice życia w małym miasteczku w porównaniu do podmiejskiego życia. Odkąd miała swój pierwszy athame, piękny, rytualny nóż dany jej przez jej pierwszego mentor, Jamie odprawiała własne rytuały i zaklęcia. A odkąd robiła to w prywatności jej piwnicy lub podwórka, i nigdy nie przyjaźniła się ze swoimi sąsiadami z Long Island, jej sabat nigdy nie wiedział więcej niż wcześniej. Coś co doceniała, odkąd praca jaką wykonywała ze swoim sabatem dawała jej więcej satysfakcji, ale było coś w mocy otrzymanej na własność, która zmusiła ją do szukania coraz więcej z tego. Chociaż, ostatecznie to nie był niczyj interes, co on robiła samodzielnie. Niestety, ci ze Smiethville zdawali się nie odczuwać tego w ten sam sposób, nie ważne co robiła. Za każdym razem gdy się odwracała byli w jej interesie. Ci ludzie wiedzieli kiedy dostała paczki od swojego ojca, kiedy uaktywniała się jej alergia, kiedy ona i Mac się kłóciły. I nie tylko o tym wiedzieli, ale wtrącali się w to. Posiadanie miejscowych przychodzących do niej i wręczających jej ich ulubione leki alergiczne było, mówiąc delikatnie, odpychające. Posiadanie ich chcichotających o ‘ty i twoja kuzynka’ jakby znali ją o Mac cholernie dobrze, wkurzało ją. A uświadomienie sobie, że za każdym razem jak szła do lasu aby zająć się małymi sprawami osobistymi z bogami, oni zwracali na to uwagę Starszyźnie, sprawiło, że poczuła się jakby żyła w miasteczku wypełnionym nie drapieżnikami, a szczurami. Dużymi, stale-w-jejintersie, nigdy-nie-wiedzącymi-kiedy-się-zamknąć szczurami! - Kiedy tu przyjechałam, zostało mi powiedziane, że zostaniemy zostawione w spokoju by czcić w sposób jaki wybierzemy. - To nie to co czcicie jest problemem. To ty.
Tłum. Nelly
- Powinieneś był pomyśle o tym zanim nas zaangażowałeś. - A ty powinnaś mieć jakiś wzgląd na tych, którzy urodzili się i wychowali w tym mieście. Już zatrułaś jedno z naszych jezior. - To był wypadek i już je wyczyściłam. - Mam na myśli, jak niby mamy rozprawić się z czystym złem w jednym z naszych jezior? Czy rzekomo nie miałaś być po to by trzymać zło z dala? - Powiedziała, że je wyczyściłam. A wy musicie dać temu spokój. - Co z tym, kiedy podpaliłaś las? Znowu tu jesteśmy? – Ugasiłam ogień. - Co z drzewami, które zostały zniszczone? - Odrosną. Treharne potrząsnął głową. – Troszczysz się o cokolwiek innego oprócz siebie? Skończyła z tą konwersacją, Jamie odepchnęła się od sceny i okrążyła stół. – Wszyscy przedstawiliście perfekcyjnie jasno, że mnie nie lubicie i nie chcecie mnie jako część waszego społeczeństwa. Ale nawet wiedząc o tym, mój sabat harował by chronić to miasteczko. Jeżeli to wciąż za mało dla was, wykupcie nas z hotelu i wyślijcie we własną drogę. Ale nie myślcie, nawet przez minutę, że możecie powiedzieć mi jak żyć jako wiedźma. Jamie skierowała się do drzwi, jej sabat krok za nią, kiedy Treharne powiedział – Wiesz, panienko, to bardzo trudne być częścią czegoś, co uważasz za gorsze od siebie. - Nigdy nie powiedziałam, że jestem lepsza od was – odpaliła kiedy otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. – Ale znowu, nie udowodniliście dokładnie, że też nie jestem lepsza. Tully obserwował jak ta seksowna czarownica otwiera drzwi z rozmachem niczym więcej niż podniesieniem palca wskazującego. Po tym jak szybko wyszła, jej sabat zaraz za nią, Tully westchnął i powiedział – Naprawdę ją lubię. Właśnie wtedy jego przybrany tatuś rzucił w niego zeszytem, uderzając go w twarz. – Jesteś największym idiotą! Śmiejąc się, Tully umieścił notatnik z powrotem na stole. –Co ja zrobiłem?
Tłum. Nelly
- To, to czego nie robisz, chłopcze! Nie troszczysz się o to, kim powinieneś być! - Jestem burmistrzem, nie Starszym. A ostatnio słyszałem, że kwestia sabatu przypada zarządowi Starszyzny. - Cóż, nie jesteś bystry. - Nie jestem głupi. - W takim razie, będziesz ją obserwował. Tully mrugnął na swojego tatusia zanim oboje odwrócili sie do Miss Gwen, która była szeryfem miasta przez więcej niż dwadzieścia pięć lat zanim stała się Starszą. - Pardon? – zapytał, pewny, że musiał źle ją usłyszeć. - Nie ‘pardonuj’ mi, Tully Ray Smith. – powiedziała spokojnie maciora. – Chodzisz po tym mieście, jakbyś nie miał niczego oprócz wolnego czasu. - Trzeba ci wiedzieć, że pracuję. Wiesz, że nie wierzę w siedzenie za cholernym biurkiem przez cały dzień podpisując papiery. W celu zrozumienia czego to miasto potrzebuje, wychodzę na zewnątrz i patrzę. - Dokładnie moja kwestia. Więc pójdziesz popatrzeć i dowiesz się co ona robi. A potem położysz temu kres. - Ja? Co sprawia, że myślisz, że ona posłucha mnie bardziej niż was wszystkich? - Ponieważ wszyscy wiemy, że znajdziesz sposób by ją uciszyć. To jest to, w czym jesteś dobry. I to jest to, co zrobisz. Miss Gwen walnęła swoim młotkiem w stół. – Spotkanie odroczone. Nikt się nie odezwał dopóki nie były na cichej ulicy Kardynała Lane’a. Wtedy Mac chwyciła koszulkę Jamie i pociągnęła ją w tył. - Sprawiasz, że są zdenerwowani. - Sprawiam, że wszyscy są zdenerwowani. Mac uwolniła jej koszulkę. – Nie musisz wyglądać na tak dumną z tego powodu. Jamie spojrzała na swoją znacznie wyższą kuzynkę. Oprócz ich dwóch będącymi czarnymi w mieście, w przeważającym stopniu, białych, było tylko kilka wskaźników, że Jamie i Mac były kuzynkami ze strony ich matek12. 12
Dziwne zdanie… w org. było, że są first cousins, czyli były pierwszym dzieckiem.. są jakby najstarszym kuzynostwem…
Tłum. Nelly
- Nie dumna, kochanie. Po prostu pogodzona. Nic co zrobię nie sprawi, że ci ludzie poczują się ze mną lepiej. - Mogłabyś zaprzestać włóczenia się po lesie w środku nocy. - Miałam robotę do zrobienia. - Jaką robotę? Może również im powiedzieć teraz. – Zostałam wezwana do bycia czempionem. - Przez kogo? Kiedy Jamie jedynie na nią patrzyła, Mac wyrzuciła w powietrze swoje dłonie i odeszła kiedy inni tylko wyglądali na zmartwionych. - Co jest z tobą i Celtyckimi bogami, tak przy okazji? – zapytała Kenny. – To nie jest tak, że oni są jakoś bardzo przyjacielscy. - Ona wezwała, ja odpowiedziałam. - Ona zawsze cię lubiła. – powiedziała słodko Sen. - Bogowie wiedzą, dlaczego. - wymamrotała Mac. - Mac, wiesz jakie są wymogi by zostać czempionem. Więc nie jestem pewna po co takie nastawienie do tego. - Ponieważ, sprawiasz, że są zdenerwowani. - Więc co? Emma zmarszczyła brwi, jej ramiona skrzyżowały sie na klatce. – W ogóle o nich nie dbasz? - Nie nie dbam o nich. – Wszystkie patrzyły a ona dodała. – To jest rzeczywiście całkiem dobre dla mnie. Mac podeszła do niej. – Pewnego dnia, posuniesz się za daleko. - Zawsze posuwam się za daleko. – Jamie powiedziała prostu zanim sie odwróciła i odeszła. – Pomyślałabyś, że jesteś już do tego przyzwyczajona. Tully usiał na głazie, na szczycie Barrett Hill. Wciąż był w ludzkiej formie odkąd skierował się w tą stronę prosto ze swojego ostatniego spotkania. Zdumiewało go jak jedno proste, doroczne wydarzenie wywoływało tyle problemów. Wiosenne Tańce Burmistrza13. Całe miasto było zaproszone i zwykle przychodziło. Każdego roku było organizowane w Kryształowym
13
The Mayor’s Spring Dance.
Tłum. Nelly
Pałacu, gdzie brało miejsce większość dużych imprez dla bogatszych mieszkańców. Tully prawdopodobnie bardziej by się tym cieszył, gdyby nie był za to odpowiedzialny, ale był. Co oznaczało wiele spotkań ze Starszymi, Stowarzyszeniem Urzędu Burmistrza, i sprzedającymi. Nu-dne. Normalnie, po szczególnie długim spotkaniu – a Pan go kocha, ale ostatnie spotkanie było długie – skierowałby się do domu. Ale tym razem, odnalazł się idącym spokojnie na to wzgórze, które miało wspaniały widok na chatkę Jamie Meacham. Wzięła jedną z chatek na posiadłości kurortu. Nie winił jej, wszystkie były ładne, ale również traciła pieniądze nie wynajmując go. Ale znowu, z tego co się nauczył przez ostatnie kilka miesięcy o Jamie, pieniądze nie były dla niej wielkim problemem. Nie tak jak były dla większości ludzi. Nie. Ona chciała czegoś innego. Chciała mocy. To go martwiło. Moc czasami psuła najlepszych ludzi a Jamie już wystartowała z błędnej podstawy. Jak wiele naprawdę jest potrzebne by wysłać ją w głąb wąwozu. Zobaczył ją zatrzymującą się w garażu obok jej chatki I wysiadającą ze swojego SUV’a. Niosła małą torebkę z Chandler’s Grocery14, kierowała się w kierunku budynku. Ale zatrzymała się zanim dotarła do pierwszego schodka werandy, i odwróciła się. Jej oczy przeskanowały posiadłość a Tully zastanawiał się, czy wiedziała, że ją obserwował. Jak dotąd nie spojrzała w jego kierunku. Odłożyła swój mały plecak i torbę ze sklepu spożywczego na werandę i podniosła dłonie, wewnętrzną stroną do góry. Uniosła je nad swoją głowę, jej oczy zamknęły się, jej usta poruszały się. Wiedział, że intonowała, ale nie mógł zrozumieć słów. Kiedy ona stała tam, z uniesionymi dłońmi, energia z ziemi wpełzła na jej nogi, jej tułów, pierś. Wirowała dookoła niej jak wąż, w końcu wślizgując się w jej złączone dłonie. Zamknęła dłonie w ciasne pięści, podnosząc je wyżej i krzycząc coś, czego nie zrozumiał. Wzbudził się wiatr i opuściła ramiona. Błyskawica wystrzeliła z jej wewnętrznych części dłoni i popędziła dookoła całej przestrzeni domu w dużym okręgu, rozpraszając sie gdy znów ją dosięgła.
14
Market
Tłum. Nelly
Tully nie wiedział, co dokładnie zrobiła albo dlaczego, ale wiedział, ze to ją wykończyło. Oparła się o poręcz werandy na długą chwilę, jej oddech był szybki. Potem powoli pokonała swoją drogę po schodach, podniosła swoja torbę i plecak. Otworzyła frontowe drzwi, a zanim je zamknęła, usłyszał – Cześć kochanie, wróciłam. Nie wiedział dlaczego jego oczy zwęziły się lub dlaczego chciał iść na dół i zażądać odpowiedzi na pytanie kto, do cholery, z nią mieszka w domu, ale nie martwiłby się dlaczego. Bardziej martwił się o to co robiła. Jeżeli była jedna sprawa, którą brał poważnie, było to ochranianie jego miasta i jego ludzi. To było wszystko o cokolwiek kiedykolwiek dbał. Decydując się przyjść później po jakimś polowaniu, Tully ześlizgnął się z głazu i skierował się do domu. Był w połowie drogi, kiedy zadzwonił jego telefon. - Tak? - Chłopcze. Uśmiechnął się. – Cześć, Wujku Bub. – Bubba Ray Smith z Watahy Smithtown w Tennessee. Kochał swojego wujka – chociaż właściwie byli kuzynami – i zawsze będzie. – Co się dzieje? Kiedy jego wujek nie odpowiedział mu natychmiast, Tully zatrzymał się. – O co chodzi? - Miałem telefon od twojego wujka Darryla…Buck kieruje się do Smithville. Szczęka Tully’ego zacisnęła się a jego kły wysunęły się z dziąseł. - W porządku. – powiedział ostrożnie. – Zajmę się tym. - Potrzebujesz mnie, dzwonisz. Ale nie rób niczego, dopóki nie będziesz wiedział, że musisz. - Masz na myśli, że dopóki możesz się kłócić, mam prawo do reszty rodziny. - Mów co chcesz, Tully Ray, ale to jest jak sprawy są załatwiane. A najważniejsze, Buck Smith jest krwią…I twoim tatusiem. - Nie, Wujku Bub. Ostatnią rzeczą jaką jest ten mężczyzna, to moim ojcem. Zakończył połączenie i odczekał chwilę zanim szybko wybrał kolejny numer. Kiedy usłyszał narzekający głos mówiący – Tu Bear – Tully zamknął oczy i odpowiedział. Tłum. Nelly
- Buck Smith kieruje się w tą stronę. Upewnij się, że wszyscy są gotowi.
Tłum. Nelly
Rozdział 2 Pół nocy martwiąc się swoim ojcem, Tully w końcu zdecydował się uporać się z jedną rzeczą, z którą właściwie mógł się uporać w tym momencie… Jamie. Dobra. Może nie mógł się z nią uporać, ale była definitywnie mogła go rozproszyć by nie myślał o tym co Buck Smith mógł robić, i dlaczego przyjeżdżał z powrotem do miasta, do którego miał nigdy nie wracać. Chociaż Tully nie znał żadnego człowieka, który nie miałby problemów z jego ojcem, znał go bardziej niż większość. Po tych wszystkich latach ten mężczyzna wciąż wydobywał z Tully’ego wściekłość i strach. Wściekłość ponieważ ten bękart szarpał jego ostatnimi nerwami, a strach ponieważ Tully martwił się, że pewnego dnia będzie musiał zabić własnego krewnego. To była ostatnia rzecz, jaką kiedykolwiek chciał zrobić, ale było coś w Buck’u co nigdy się nie zatrzymywało. Nacierał i nacierał. I dopóki coś się nie zmieni w jego ojcu, Tully wątpił czy cokolwiek z tego będzie inne. Ale zrobił co mógł. Bear i jego zastępcy zostali powiadomieni. Tully ostrzegł swojego tatę, więc mógł znaleźć najlepszy sposób aby powiedzieć o tym mamie Tully’ego, a całe miasto było gotowe w przypadku jakby nadeszły jakiekolwiek ataki. Nie mógł zrobić nic innego niż siedzieć bezczynnie i bezużytecznie się martwić. Wiedząc, że postanowił wyśledzić Jamie. Ją również znalazł. Jedzącą śniadanie w Smithville Diner15. Biorąc pod uwagę, że kurort miał menu śniadaniowe, byłaby w stanie dostać swój poranny posiłek tam za darmo. Ale mógł się założyć o pieniądze, że miała kolejną kłótnię z kuzynką. Plotka głosiła, że sabat zatrzymał ją na Kardynała by z nią porozmawiać po spotkaniu Starszyzny. Nikt nie wiedział co zostało powiedziane, ale Jamie odjechała sama. Jeżeli jej własny sabat nie może się z nią dogadać, zatem Tully nie miał pomysłu jak reszta z nich ma to zrobić, chociaż on mógł. Definitywnie byłą kobietą, która nikomu nie pozwalała się do siebie za bardzo zbliżyć. Oczywiście, cały sabat był taki, jak wtedy gdy 15
Tania Restauracja Smithville. Sądzę, że będzie to nazwa restauracji (więc tego nie tłumaczę), ale jak widzicie po angielsku brzmi lepiej… :D
Tłum. Nelly
pierwszy raz przyjechały. Nawet Emma. Ale w końcu, zaczęły odszukiwać własną drogę, własnych przyjaciół. Jakkolwiek, nie Jamie. To było dziwne, ponieważ była bardzo przyjazna. Uśmiechała się, gawędziła, ale zdecydowanie były bariery. Nie chciała by ktokolwiek zbliżył się do niej za blisko i wszyscy o tym wiedzieli. Więc, robiąc coś, czego nie zrobił nigdy wcześniej podczas tych dziesięciu miesięcy, kiedy tu była, Tully usiadł przy stole z Jamie. Zerknęła na niego znad książki, którą czytała, mrugnęła na niego, i wróciła do czytania. Musiał mocno walczyć by się nie uśmiechnąć. Co mógł powiedzieć? Podziwiał jej powściągliwość by nawet nie spróbować i dowiedzieć się dlaczego siedział z nią. - Dzień dobry, Panno Jamie. - Cześć. - Jak się miewasz? Jej oczy uniosły się znad książki i skupiły sie na nim. Po chwili, odepchnęła książkę i odprężyła się na krześle. – Dobrze. Chciałbyś dołączyć do mnie przy śniadaniu? - Wszak, to jest bardzo miło z twojej strony. Myślę, że właśnie to zrobię. – Skinął na kelnerkę i podeszła do nich. – Wasz specjał poranny, kochanie. Przyjemnego dla południowca16. - Kawa? - Poproszę. I sok. Uśmiechnęła się. – Masz to, Tully. Kelnerka odeszła a Tully skoncentrował się z powrotem na Jamie. Wciąż go obserwowała, uśmiechając się. Opierając swoje ramiona na stole, zapytał – Więc co czytasz? Fikcja czy literatura faktu? - Fakt. Historia. - O? Jej uśmiech stał sie szeroki. - Donner Party17. - To są ludzie, którzy… - Zjadali się nawzajem. Taa. - To jest to co czytasz, kiedy masz zamiar zjeść śniadanie? 16
W org. grits.. musiałam trochę poszperać, ale nadal nie wiem czy chodzi o to.. więc byłabym wdzięczna za każdą poradę ;) 17 Nie znalazłam polskiego tłumaczenia, ale była to, w skrócie, wycieczka nowym (ledwo testowanym) pociągiem przez góry Sierra Nevada w Ameryce. Planowany objazd zajął o wiele więcej niż się spodziewano. Aby przeżyć, ludzie zaczęli zjadać się nawzajem, czyli kanibalistyczna wycieczka…
Tłum. Nelly
Wzruszyła ramionami. – Przywykłam do oglądania zdjęć scen zbrodni nad kanapką z pastrami18 w zajeździe poza domem. Nie przeszkadza mi to. - W takim razie, w porządku. Powróciła kelnerka i postawiła kubek obok Tully’ego i nalała mu filiżankę kawy, zanim zostawiła karafkę. - Co jeszcze robisz, kiedy nie pracujesz? – zapytał grzecznie. - Oglądam telewizję. Tully napił się kawy po tym jak w nią dmuchał. – Ja nawet nie mam telewizji. Nie widzę w tym celu. – Odłożył swoją kawę i po raz pierwszy odkąd ją spotkał, zobaczył zmieszanie i przerażenie na jej twarzy. - Co się stało? - Nie masz telewizji? Jak żyjesz bez telewizji? Jak żyję? – Bez trudu. To nigdy nie było dla mnie koniecznością. Jamie potrząsnęła głową, jej twarz oddawała jej zniesmaczenie jego stwierdzeniem, bez jej słów. Tully roześmiał się. – Ze wszystkich rzeczy, które dzieją się w tym mieście, ta jest tą, która cię martwi? - Ta. Tak właśnie jest. To szalona rozmowa. Kelnerka umieściła tacę jedzenia przez Jamie. Natychmiast sięgnęła po ostry sos i całkowicie polała nim swoje jajka sadzone. - Wiesz, nie mogę nie zauważyć, że mogłaś mieć takie samo śniadanie w swoich hotelu. - Ta, ale wtedy skończyłabym raczej kłócąc się z Mac niż jedząc, a ja naprawdę chcę zjeść. - Dobrze się wpasowała. – Napomknął gdy kelnerka położyła przed nim jego jedzenie. Specjał był na półmisku i mógł z łatwością nakarmić dwoje lub troje w pełni ludzi. Ale on nie był w pełni człowiekiem, a łoś, którego wczoraj złowił, już mu nie wystarczał. – Widzę, że trenuje dziewczęta do ligii w softballu w tym sezonie. - Yep.
18
W Nowym Jorku pastrami (mocno przyprawiona wędzona szynka wołowa) jest serwowana na gorąco na chlebie żytnim.
Tłum. Nelly
- Seneca stała się asystentem trenera juniorów i reprezentantką drużyny cheerleaderek, a Emma uczy o podatkach i rachunkowości w centrum seniorów19. Jamie podniosła głowę, kawałek tosta trzymała w dłoni. – Mhm. - I nawet Kenny ofiarowała swój czas w bibliotece by pomagać aktualizować systemy komputerowe i pomagać dzieciom uczyć się podstawowej komputerologii. - Twoja opinia? - Przypuszczam, że jedynie zauważam, że tak naprawdę nie angażujesz się w miasto. - Naprawdę? - Nie, że musisz, oczywiście. Po prostu mówię, że czasami to robi dobrze ciału by wiedzieć, że pomagasz innym, będziesz się czuła tutaj bardziej komfortowo. Podniosła swój palce wskazujący. - Zatrzymaj tą myśl. – Wtedy odchyliła się na swoim krześle, jej ramie sięgało do stołu mężczyzn za nią. Tak szybko jak się poruszyła w ich kierunku, szarpnęli się z dala od niej. Byli gepardami, zwykłymi rzucać się do ucieczki przed znudzonymi lwami i warczały na niedźwiedzie, więc poruszali się bardzo szybko. Zwłaszcza teraz. Jamie wskazała palcem. – Mielibyście coś przeciwko, jeżeli pożyczyłabym ketchup? Starszy samiec, obserwował ją obserwował ją, jak się zbliżała, przez cały czas, chwycił ketchup ze stołu i ostrożnie podał go jej. Kiedy owinęła dłoń dookoła szyjki butelki, zabrał szybko swoją dłoń. Wszyscy czekali dopóki się nie odwróciła zanim usiedli z powrotem na swoich miejscach i wrócili do swojej konwersacji jakby nic się nie stało. - Więc, co mówiłeś o mnie czującej się tutaj bardziej komfortowo? – zapytała, gdy wycisnęła ketchup na swoje placki ziemniaczane. Tully potrząsnął głową i wrócił do swojego posiłku. – Nic. Jamie szła w dół Głównej Ulicy, pod jej ramieniem była włożona książka, która właściwie była ostatnią powieścią Stephena 19
Miejsce gdzie seniorzy mogą spełnić swoje społeczne, emocjonalne, psychiczne, intelektualne potrzeby… może takie domy kultury,, ;)
Tłum. Nelly
Kinga, ale trzymała się nikłej nadziei, że jej kłamstwo sprawi, że Smith odejdzie – nie odszedł. Co, dokładnie, ten pies kombinował? Przez dobre czterdzieści minut, obserwowała jak pochłonął dwie tace specjału lokalu i ciągle mówił o… nawet nie wiedziała. Ludziach w mieście. Historii miasta. Nie miała pojęcia dlaczego mówił jej to wszystko ani jej to nie obchodziło. Cieszyła się, nie znając interesów tych ludzi, szkoda, że nie wydawali się czuć w ten sam sposób. Ale miała nadzieję dawać przykład. Czy starał się sprawić by poczuła coś specyficznego? Co myślał, że to zmieni? Czy to sprawi, że będą mniej nerwowi jeżeli byłaby jak Mac, pomagając ich smarkaczom z podkręcaniem piłki i gawędząc z ich mamami po treningu? Ta myśl sprawiła, że Jamie zadrżała z zniesmaczenia. Brzydziła się dzieci. Brzydziła sie ich kiedy była dzieckiem, i to uczucie nie zmieniło się przez trzydzieści dwa lata. Zbliżała się do swojego SUV’a kiedy weszła prosto w kogoś. Natychmiast złapała osobę zanim mogły uderzyć w ziemię, ale straciły kontrolę nad ich torbami ze sklepu spożywczego, jabłka potoczyły się po nawierzchni jezdni. - Przepraszam – Jamie natychmiast przeprosiła. – Nie uważałam. - To nic wielkiego, kochanie. Nie martw się. Jamie upewniła się, że kobieta, którą miała w swoich dłoniach, nie upadnie zanim ją wypuściła. – Jest pani pewna, że wszystko w porządku? Millie MacClancy uśmiechnęła się do niej. – Nic mi nie jest, moja droga. W porządku. Jesteś taka mała, ledwo to poczułam. Dobra. To było coś, co uwielbiała w tym małym mieście. Tutaj, Seneca i Emma były hobbitami, Kenny była nazywana ‘tą niską’, Jamie była postrzegana jako ‘filigranowa’ a Mac była po prostu przeciętna. Zdecydowanie było to najlepsze uczucie, zwłaszcza dla kuzynek, które były nazywane ‘grubokościstymi’ wystarczająco razy przez ich krewnych z prowincji aby pozwolono im jedynie uczestniczyć w rodzinnych spotkaniach, jeżeli przestrzegały pewnych zasad. Największa z nich: ‘Żadnego bicia’ Millie zaczęła kucać aby odzyskać swoje torby a Jamie złapała ponownie jej ramiona. – Ani się waż. Twój syn nigdy nie da mi z tym spokoju. Tłum. Nelly
Jedynie na wzmiankę o Tully’m starsza kobieta się uśmiechnęła. – Ten chłopak. Co teraz kombinuje? - Chciałabym wiedzieć. – Jamie zaśmiała się lekko zanim kucnęła I zaczęła zbierać owoce i warzywa, które wyleciały z toreb. - Więc, jak idą twoje sprawy, kochanie? – zapytała Pani Millie. - Dobrze. – Jamie wrzuciła ostatnie jabłka i ziemniaki do brązowej, papierowej torby - Hotel ma się dobrze? - Tak. Jesteśmy naprawdę zapracowane. – Jamie wstała z torbami w ramionach. – Musiałyśmy zatrudnić kilku nowych pracowników. - Dobrze. Miło mi to słyszeć. Millie sięgnęła po torby, ale Jamie ich nie oddała. – Nie. Wezmę je do pani samochodu. – Jamie zmarszczyła brwi. – Pani Millie? Wszystko w porządku? – Starsza kobieta miała jakieś napięcie na twarzy, którego Jamie nigdy wcześniej nie widziała. – Potrzebuje pani podwózki? - Nie, nie. Jedynie kilka w głowie. Nie ma o co się martwić. Zakupy pomogły. – Ruszyła w dół ulicy. – Mój samochód jest tam. - Jesteś pewna, że nie ma niczego w czym mogłabym ci pomóc? - Nie, kochanie. Ale dziękuję, że pytasz. Razem, skierowały się w dół ulicy. – Nie rozumiem, Pani Millie. Tutaj ma pani ładny samochód, ale mimo wszystko pani syn… Millie roześmiała się. – Co mogę powiedzieć? Lubi chodzić. Mam wrażenie, że dowiaduje się więcej, o tym co dzieje się w mieście, kiedy chodzi na dwóch lub raczej na czterech nogach, niż gdy jeździ samochodem. Jamie nie wiedziała jak dużo mógł się dowiedzieć przez powolne spacerowanie po mieście, ale nie będzie sie kłócić z Millie. Było coś w starszej kobiecie, że nie była taka jak reszta. Coś naprawdę słodkiego i po prostu…niewinnego. Nawet w jej późnej pięćdziesiątce, Jamie mogła dobrze sobie wyobrazić, co wpadło w oko wiecznie zrzędliwego Jack’a, ale Jamie wciąż nie mogła uwierzyć, że Tully Smith był jej synem. Wolno-ruszający-się, nie-zawsze-
Tłum. Nelly
najbardziej-rozgarnięty, badający-każdą-kobietę-jakby-już-lub-miałją-wypieprzyć Tully. Rozmowa o upadaniu daleko od drzewa. Ponownie, więcej niż raz słyszała jak przyjaciele rodziny jej rodziców wypowiadali się na temat Jamie. – Ona może wyglądać jak ty, Mary. Ale poza tym… Jamie czekała aż Millie otworzy swój bagażnik i wtedy włożyła torby ze sklepy spożywczego do środka. Zamknęła z trzaskiem bagażnik i, jak zwykle to robiła, potrząsnęła głową na samochód jakim jeździła matka Tully’ego. - Coś nie tak? - Wcale, nie. – Jamie westchnęła z tęsknotą. – Jakkolwiek, znam ludzi, którzy zabili by za ten samochód. Ładna, brązowe oczy Millie otworzyły się szeroko. – Naprawdę? – Nachyliła się i wyszeptała – Domyślam się, ża jako inspektor policji, znałabyś takich ludzi. - Były inspektor policji, ale tak. – Wpatrzyła się w pojazd. – Po prostu nie widzisz dużo Camaro z sześćdziesiątego szóstego roku20, w takim stanie. - Naprawdę? – Millie zapytała ponownie, ledwo spoglądając na samochód. – Staram się i dbam o niego. Cytując mojego tatę: „ Musisz być gotowa, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdą Celnicy. Jamie powoli przytaknęła. – Rozumiem…a Celnicy są dla pani dużym problem, pani Millie? - Już nie. – Mrugnęła okiem i obeszła samochód do miejsca kierowcy. Właśnie odblokowała drzwi, kiedy Katie podeszła do nich, jej wzrok przeskakiwał w tą i z powrotem pomiędzy Millie i Jamie pod jej denerwująco za dużą czapką Departamentu Szeryfa. Jamie pomyślałaby, że mogą pozwolić sobie na czapkę, która pasuje do głowy biednej dziewczyny. Bogowie wiedzieli, to nie było tak, że ona miała małą głowę. - Wszystko w porządku, Mamo? –zapytała Katie, oczy zmrużyła na Jamie w oczywistym oskarżeniu. O rany, dałaś
20
Grafika Google ;) https://www.google.pl/search?hl=pl&client=firefoxa&hs=Pz1&rls=org.mozilla:pl:official&channel=fflb&q=%E2%80%9866+Camaros&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.r_qf.& bvm=bv.1355534169,d.Yms&bpcl=40096503&biw=1252&bih=585&um=1&ie=UTF8&tbm=isch&source=og&sa=N&tab=wi&ei=L5_hUJGHIIrUtAarmoDoCg
Tłum. Nelly
dziewczynie nieznaczną ksywkę a ona była totalną idiotką po tym, na wieki. - Oczywiście. – Millie powiedziała. – Czemu? - Tylko sprawdzam. – Katie wymusiła uśmiech. – Jamie. - Szczerbi. – Jamie zobaczyła błysk kłów zanim wróciła do uśmiechu i pomachała do Millie. – Do widzenia, Pani Millie. - Do widzenia, kochaniutka. Jamie skierowała się z powrotem w górę ulicy, ale roześmiała się kiedy usłyszałam Millie mówiącą do Katie – Przestań warczeć, szczeniaczku21. Jestem pewna, że miała na myśli uroczo Szczerbi. Tully siedział w kuchni swoich rodziców, jedząc resztki tarty limonkowej22, które ktoś ukrył głęboko w spiżarni, pod masą papierowych toreb i za paroma pojemnikami Coors’ów23, kiedy jego tata wszedł. - To było moje – zawarczał kot zanim w ogóle przeszedł przez drzwi. - Naprawdę? – Tully nadal jadł. – Nie sądzę, że widziałem na tym twoje imię. Dłoń Jack’a uderzyła w tył głowy Tully’ego i Tully skrzywił się. – Wiesz, pazury są niepotrzebne, Tato. Zanim Jack mógł go ponownie zaatakować, Millie weszła wraz z Katie. - Co się dzieje? – zapytała jego mama. - Tata, zaczął. Kot sapnął zanim wziął jedną z toreb, którą trzymała Millie. – Rusz dupę i pomóż, chłopcze – warknął. - Jem. Katie szybko chwyciła torbę. – Mam ją. - On zjadł moje ciasto. – Jack oskarżył, zanim zaniósł torbę do spiżarni.
21
W org. jest pup, ale jakoś to brzmi lepiej, niż jakby dać szczeniaku.. mamuśka jest taka słodka, że nie wyobrażam sobie, żeby tak mówiła do Katie.. ;) Już bardziej Jackie.. Jak ktoś ma inne zdanie to pisać, zmienię :] 22 Czysta improwizacja.. xD to jest klasyczny deser amerykański zrobiony z soku, z limonek (key lime, jakiś gatunek limonki..), żółtek jajka, słodzonego mleka skondensowanego i ze spodem z kruchego ciasta.. Tutaj przepis: http://www.mojewypieki.com/przepis/key-lime-pie :) 23 Oberwie mu się xD ktoś się tak postarał… Coors to piwo.
Tłum. Nelly
- Dlaczego tak go torturujesz? – Millie wyszeptała do Tully’ego. - Ponieważ mogę, a on tylko palnie mnie ponownie w głowę, prawda? - Tak. – okrążyła ramionami jego barki o go pocałowała w czubek głowy. – Jak mija ci poranek, jak do tej pory? - Dobrze. – Potarł jej ramie. – I, Mamo… - Nie chcę żebyś martwił się o swojego ojca, szczeniaczku. - Nie pozwolę mu tu przyjść i zacząć cokolwiek. Nie pozwolę mu cię zranić. - Szzz, szczeniaczku. – Rozluźniła swoje dłonie na jego barkach. – To mała sprawa. - Niezbyt. - Nie pozwól Buck’owi Smith’owi zrobić tego tobie. Wszystko czym musisz pamiętać to, to, że jesteś moim synem. Zrozumiano? - Tak, mamo. - Dobrze. – Ponownie go pocałowała zanim odeszła kiedy on napełnił kolejną szklankę mlekiem. - Więc, widziałam tą słodką Jamie Meacham w mieście jedynie chwile temu. - Słodka, gówno prawda. - Nie wiem, co masz przeciwko niej, Jackie. - Ona jest córką Szatana. I kiedy dostaniemy sprawozdanie o niej, Beznadziejny? Tully nie odpowiedział dopóki rolka folii nie uderzyła go w tył głowy. – Ow! - Zadałem ci pytanie, chłopcze. - Pracuję nad tym. Millie nachyliła sie nad jej lada kuchenną. – Jakie sprawozdanie? - Tata chce żebym śledził Jamie. - Ale po co? - Sądzi, że ona coś kombinuje. - Jestem pewna, że tak – Millie bez trudu się zgodziła. – Ale to nie znaczy, że nie jest w najlepszym interesie miasta. - Wątpię – wyburczał Jack.
Tłum. Nelly
- Miałem z nią dzisiaj śniadanie – przyznał Tully. – Spędziła cały czas czytając książkę i ignorując mój wdzięk. - Musi mieć lepszy gust niż to – powiedziała Millie, zdobywając uśmiech od swojego syna. - Jeżeli zamierzam zdobyć jakiekolwiek informacje od nej, zgaduję, że będę musiał za nią podążać. - To jedna opcja – powiedziała Millie. – Albo, możesz spróbować być życzliwy. - Dlaczego miałby to robić? – Jack wyszedł ze spiżarni i wpatrzył się w nią. – Nie zamierzasz zrobić mi czegoś do jedzenia? - Dopiero co cię nakarmiłam. - To było godziny temu! Potrząsając swoją głową, zignorowała swojego męża i stanęła obok swojego syna. - Więc? – naciskała. - Nie rozumiem słowa którego użyłaś. Uch…żyyyyy… - Życzliwy – powiedziała gdy ciągnęła za jego włosy i śmiała się. – Nie tak jak wy, ja naprawdę z nią rozmawiałam. Była bardzo miła. - Nazwała mnie Szczerbi – powiedziała Katie. Tully odwrócił wzrok a jego tata szybko podszedł do lodówki i wyjął produkty na kanapkę i ukrył swój śmiech w tym samym czasie. - Ona jedynie cię droczy, Katie. - To nie brzmi dla mnie jak droczenie się. - Po prostu tego spróbuj, szczeniaczku – Millie ponownie przytuliła Tully’ego. – Jeżeli chcesz się z nim dogadać… po prostu bądź miły. Tully wzruszył ramionami gdy skończył resztki mleka. – Zgaduję, że to jest warte strzału. Oczy Jamie załzawiły się i podniosła swoją dłoń. – Przykro mi. Jeżeli mogłaby pani tylko…Ja… - Potrząsając głową, odeszła od recepcji, przez jadalnie, do tylnie kuchni, gdzie znalazła swój sabat. - Ktoś musi zając recepcję – ogłosiła całemu pokojowi. Mac nawet nie podniosła wzroku z nad jej przypisów do wieczornego menu. Przejęła restaurację Smithville Arms bez żadnego przedyskutowania tego z resztą z nich. Nie, że to naprawdę dręczyło Jamie, ale nie lubiła gdy ktokolwiek był zarozumiały. Tłum. Nelly
- Myślałam, że ty zajmujesz recepcję. - Hipisowski alarm. Jej kuzynka roześmiała się. – Co noszą? Wodę różaną czy jakieś mętne kadzidło? - Olejek z paczuły. - Ohhh! – jej siostry z sabatu powiedział jednogłośnie. - Nie pocałunek śmierci – Kenny zażartowała gdy pracowała stale na swpom ekstemalnie cienkim, ekstremalnie maleńkim laptopie. - Wiesz, że nie mogę znieść tego zapachu. Po prostu wiesz, że jest w tych całych pierdołach o matce ziemi z tymi jej butami z konopi i za-długimi-jak-na-jej-wiek włosami. - Jesteś dzisiaj w znakomitej formie. - Po prostu mówię. Fu. – Posłała Senece błagający uśmiech. – Proszę? - W porządku, w porządku. – Seneca podeszła do drzwi wahadłowych, wzięła kilka głębokich wdechów, potem zdawała się wstrzymać ostatni. – Jestem za – powiedziała zanim wyszła z pokoju. - Czy ona naprawdę zamierza wstrzymać oddech? – zapytała Mac. - Może powinnam jej była powiedzieć, że hipiska melduje całą grupę ludzi. - Nie kłopocz jej tymi małymi szczegółami – zasugerowała Kenny, prawdopodobnie mając nadzieję znaleźć biedną Sen zemdloną z braku tlenu. - Ktoś kogo znamy? – Mac podała jej menu do kucharza za nie odpowiedzialnego24. - Nie sądzę. – Jamie podeszła do tylnich drzwi. Były zawsze otwarte podczas dnia, nawet w zimę, ponieważ w kuchni byłoby zbyt gorąco przez piekarniki. – Imię jakie mi podała to Wanda Pykes. Po tym nie mogłam wytrzymać by usłyszeć więcej. Zbyt cuchnąca. Poza tym, który sabat zaryzykowałby przyjeżdżając tutaj? Jamie wyszła na tylni ganek i wpatrywała się. Nadal zawsze ją to zdumiewało. Czyste piękno tego miejsca. - Wychodzimy dzisiaj razem z Kyle’m i Emmą. Chcesz iść? 24
Kucharz odpowiedzialny za produkcję – sous-chef.
Tłum. Nelly
Potrząsnęła głową na pytanie Mac. – Nie mogę. Mam dzisiaj spotkanie. - Coś jeszcze by wkurzyć tutejszą ludność? – Mac usiadła na balustradzie, jej nogi znajdowały się po obu stronach drewna. – Co innego się z tobą dzieje? - Nic. Dlaczego? - Będąc szczerą wyglądasz na… zmęczoną. - Dziękuję. - Jesteś pewna, że bycie wezwaną na czepiona jest tego warte? - Nie jest. Ale jest warte mocy, jaką mi daje. Mac wzięła wdech, wypuściła go. Robiła to tylko wtedy, kiedy była w pobliżu Jamie i starała się nie zdenerwować. – Nie rozumiem, dlaczego potrzebujesz więcej niż masz. - Ja wiem. Dlatego prowadzenie tej konwersacji, jeszcze raz, jest bezsensowne. - Nie możesz się po prostu cieszyć tym miejscem? Nie wiem, czego chcesz więcej. - To jest uczucie, które masz, kiedy niewykorzystana moc przepływa przez ciebie po raz pierwszy. Kiedy wiesz, w tym momencie, że możesz zrobić cokolwiek. - Ale jak długo zanim będzie za dużo? - Nigdy nie jest za dużo. - Gówno prawda. Obie wiemy, co się dzieje temu, kto przekroczy się linię, Jamie. - To nie będę ja. - Co jeżeli nie masz żadnego wyboru? - Nic i nikt nie może lub nie sprawi, że przekroczę tą linę. Nie teraz, nigdy. I powinnaś to wiedzieć. Mac ześlizgnęła się z balustrady i skierowała się do kuchni. – Ta, racja – rzuciła przez ramię. – Powinnam to wiedzieć.
Tłum. Nelly
Rozdział 3 Była prawie jedenasta kiedy opuściła swój dom. Nosiła prostą halkę sukienki, bez butów czy kurtki, nawet mimo tego, że było trochę chłodno będąc, tak jak oni, tak blisko oceanu. Jej włosy były mokre, pachnąc jakby właśnie je umyła – kręcone włosy rozciągnięte na jej plecach. Przez większość dni nosiła je związane w kitkę, ale nie dzisiejszego wieczora. Jedyną rzecz, jaką ze sobą niosła, była bardzo mała torba, Tully nie zaryzykował zgadywania co może być w środku, i skórzana kabura na ramię z .380, którą nie siliła się założyć poprawnie, ale zamiast tego wisiała jej na barku jak torebka. Jamie maszerowała przez las a Tully cicho szedł za nią. Pokonała drogę do polany, których lubiła używać do swego rodzaju rzeczy, po których “przypadkowo” spaliła ostatnią. Został w lesie, przesuwając się w górę małego wzgórza, skąd miał doskonały widok na to co robiła. Odłożyła pistolet w kaburze na ziemię. Z torbą wciąż ściskaną w dłoni, zrobiła kilka kroków z dala od swojej broni i uklękła na trawie. Odpięła torbę i wyciągnęła szklaną butelkę, która wyglądała na wypełnioną wodą, i nóż ze zdobioną klejnotami rączką. Obie rzeczy umieściła obok siebie i odrzuciła torbę obok pistoletu. Nadal spoczywając na kolanach, zamknęła oczy i wzięła, i wypuściła kilka oddechów. Robiła to co najmniej pięć minut przed sięgnięciem w dół i chwyceniem brzegu swojej sukienki. Podniosła cienki materia do góry i zdjęła ze swojego ciała, a Tully wypuścił miękkie warknięcie. Psiakrew, ale była zachwycająca. Prawdziwie seksowna, większa niż to co społeczeństwo pochwalało, ale akurat dla niego: szybka, złośliwa, i cholernie namiętny seks. A przynajmniej tak zgadywał. Potrząsnął głową, zmuszając się do skupienia na tym co kombinowała, zamiast zastanawiania się jak dobrze smakowała jej cipka. Nie miał na to czasu. Prawda? Prawda? Wyciągnęła zatyczkę szklanej butelki i ostrożnie rozlała zawartość dookoła siebie, w dużym kole. Gdy to robiła, łagodnie intonowała. Uszy jego wilka wyłapały słowa, ale nie mógł ich zrozumieć. Nie były po angielsku lub w jakimkolwiek inny języku, Tłum. Nelly
który znał. Kiedy opróżniła butelkę, umieściła ją obok siebie i podniosła ostrze. To była fantazyjnie wyglądająca rzecz, a ona używała go za każdym razem kiedy pracowała sama. Kiedy pracowała razem ze swoją kuzynką, miała inny. Chwytając rękojeść ostrza w obie dłonie, podniosła swoje ramiona wysoko nad głowę. Jej intonowanie stało się głośniejsze, koniecznie z tym wiatrem nagle wzburzonym dookoła niej. Nie mógł poczuć go wokół siebie, ale zdecydowanie był przy niej, jej długie włosy powiewały wokół niej. A podczas gdy wiał wiatr, wybuchły płomienie wokół miejsca gdzie rozlała płyn, otaczając ją pierścieniem ognia. Martwił się o kolejny pożar lasu, ale po początkowym wzbiciu się, płonienie szybko zmalały a potem zgasły. Teraz mógł wyraźnie widzieć, że była w kole od śladów pożaru, otaczających ją na ziemi. Teraz wykrzykiwała słowa, wzywając tych, których czciła. Opuściła odrobinę ramiona, zanim trzasnęła ostrzem w ziemię, a potem… Panie. I wtedy zniknęła. - Nie wskoczę w sam środek tego – powiedziała ponownie swoim miękkim, irlandzkim akcentem. – Ostrzegałam cię, aby go nie denerwować. Zrobiłaś to. Teraz będziesz musiała zmierzyć się z konsekwencjami. - Próbowałam wszystkiego. - Nie – potrząsnęła swoją głową. – Nie wszystkiego. Jamie zamknęła na krótko swoje oczy. – Czy ty mówisz mi aby… - Nie ma powrotu, kiedy ruszyłaś tą ścieżką. Tylko to pamiętaj. Jamie naprawdę o tym pamiętała. – To jest to co on chce bym ja zrobiła, prawda? - Oczywiście. Bawi go, obserwowanie jak skręcasz się w stryczku własnej roboty. Jamie wyrzuciła w górę dłonie. – Albo możesz mi pomóc. - Nie wejdę pomiędzy ciebie i niego. Ty to zaczęłaś, ty to możesz skończyć. Lub… to wykończy ciebie. - Dziękuję. To bardzo miło. - Próbuję. – Szturchnęła Jamie ramieniem. – Jesteś na nogach. - Nie mogę robić czegoś innego niż to? Tłum. Nelly
- Chcesz zasługiwać na tytuł mojego czempiona czy nie? – Jamie chciała tego tytułu – i mocy, która przychodziła wraz z nim – ale to…to…przedstawienie zużywało jej ostatnie nerwy. - Dobra. – Jamie wstała, wpatrując się przed siebie w srebrny i czarny korytarz Ciemnej Matki, jedynie bogini wybiera wojowników i magów, którym kiedykolwiek zezwoliła przekroczyć to wejście. Tak szybko jak stopy Jamie dotknęły mora murowej podłogi, jej nagie ciało zostało owinięte strojem z tych, które sama by sobie dopasowała. Na dzisiejszy wieczór, była to skóra i kolczuga Celtyckich bogów. Była trenowana przez Boudkię, Królową Iceanów25, siebie i nosiła dwa miecze przymocowane do jej pleców. Mogła ich używać tak jak używała swojej .380 – co najmniej tutaj mogła, w tej metafizycznej płaszczyźnie istnienia. W domu, wykazywała tendencję do uderzania siebie w głowę tymi długimi tubami, które miały w głównym biurze hotelu. Jamie wyłamała palce i obserwowała gdy wrogi czempion kłania się przed boginią. – Coś o czym powinnam wiedzieć o tym? – zapytała boginię obok siebie. - On walczy z ogniem. Jamie stanęła twarzą do niej. – Huh? - On walczy z ogniem. – Morrigan, Celtycka bogini wojny, podniosła brew. – To nie będzie dla ciebie problem, prawda? - Znowu z ogniem – wymamrotała Jamie do siebie kiedy skierowała się ku sidłom walki. – Mam dość ognia. Tully zastanawiał się jak długo będzie musiał tam siedzieć. On nie był do siedzenia, kiedy mógł się poruszać. A chociaż było to jedynie pięć minut czy coś koło tego, już stawał się niespokojny. Wtedy, ziemia pod jego stopami poruszyła się, jakby mocne szarpnięcie, i koło powstało się na środku polany, która była pusta, teraz miała Jamie Meacham po raz kolejny raz. Była naga i na czworakach, jej ciało pokryte było siniakami i cięciami, i wykasływała…uh…ogień. Wiecie… nie każdego dnia widzicie kobietę wykasłującą ogień.
25
http://pl.wikipedia.org/wiki/Boudika
Tłum. Nelly
Przerażony, że obserwuje jak umiera, Tully zerwał się w dół wzgórza, na którym był, kierując się do niej. Musiała go wyczuć, ponieważ sięgnęła poza koło, i podniosła .380, którą miała ze sobą. Szarpnęła ją, więc kabura odleciała, i wycelowała ją prosto w niego. Ślizgiem się zatrzymał, jego oczy zamknęły się na tej broni. Każdy inny człowiek, a nie martwiłby się zbytnio. Ale ona…? Nadal kaszlała, ale już nie dużymi kulami ognia, zamiast tego jedynie obłoczki czarnego dymu. Powoli usiadł na pośladkach, dając jej znać, że nie miała się czego obawiać z jego strony. A przynajmniej nie w tym momencie. Czekała jedno uderzenie, potem dwa, aż w końcu zaczęła opuszczać niżej swoje ramie. Ale ryk z otaczającego ich lasu, zmusił ją do ponownego podniesienia broni, ale celując z dala od niego. Wtedy zobaczyli pierwszego. Wznosił się nad nimi, krzycząc w grozie całą drogę. Jamie odruchowo opadła w tył, pistolet nadal podniesiony, chociaż wiedział, że nie zrobi jej to nic cholernie dobrego. Wystrzelił w górę i zanurkował do niej, zmieniając się z wilka w człowieka, niczym więcej niż myślą, i wylądował na niej, przetaczając ich oboje z drogi. Pierwszy uderzył w przestrzeń, gdzie Jamie przed chwilą klęczała, zanim odbiła się daleko. Wtedy nadszedł kolejny, i następny. Tully szybko się podniósł na swoich kolanach i chwycił dłoń Jamie. Ale zanim mógł ją wyciągnąć z zasięgu, nadeszło przedzierając się przez drzewa, biegnąc prosto na nich, na czworakach. Wściekłość sprawiła, że miał pianę na ustach, strach sprawił, że był kompletnie bezrozumny. - Cholera. – wymamrotał Tully, zanim szarpnął Jamie na jej nogi i przerzucił ją sobie przez ramię jednym ruchem. Nie była w stanie tego wyprzedzić, więc nie miał dużego wyboru. Wystartował do lasu, wiedząc, że podążało zaraz za nim. Zdesperowany, wydał krótki zew i dalej się poruszał. Doganiało go, zbliżając się. Ryzykując, podskoczył na głaz i przeskoczył na wyższy, obok wcześniejszego. Odwrócił się właśnie gdy Bear McMahon przedarł się przez ciemność i ruszył w pogoń za outsiderem. Kolejny grizzly. Niedźwiedź ryknął, podnosząc się na tylnich nogach gdy Bear zrobił to samo. Uderzyli w siebie, szczęki szeroko otwarte, próbując chwycić głowę lub szyję drugiego. Wtedy Tully wpadł na swoją Watahę, ścigającą outsidera – Tłum. Nelly
jakiegoś jankeskiego biznesmena z Delaware, jeżeli dobrze pamiętał – i odciągnęła niedźwiedzia z dala od Bear’a i, bardziej ważne, od Tully’ego. Outsider złapał kilka wilków, które podeszły zbyt blisko, odrzucając je, ale było o wiele więcej wilków niż jego, a Bear też nie dawał mu spokoju. Nagle wydawał się, że skończył z walką, gwałtownie odwracając się i szarżując tą samą drogą, którą przybył. Wataha Tully’ego i Bear podążyły za niedźwiedziem, kiedy jedna mała hybryda do niego podeszła. Miała pysk swojego kociego taty i uszy psiej mamy…i miała to cholerne krzywe uzębienie. Przykłusowała do głazu, na którym stał Tully, i zmieniła się w jego piękną, młodszą siostrę – na szczęście bez tych krzywych zębów. Te aparaty ortodontyczne działały tylko na jej ludzkiej formie, jeżeli nie na tej zmienionej. Katie uśmiechnęła się do niego. – Tully, wszystko w porządku? - Bywało lepiej – wypuścił oddech. – Hieny musiały spłoszyć tego niedźwiedzia. Rzucił nimi we mnie jak krążkami hokejowymi. - Cieszę się, że byliśmy w pobliżu żeby usłyszeć twój zew, ale uh…. – przegryzła swoje usta, i wiedział, że starała się nie roześmiać. - Ale uh, co? - Cóż, masz tam ładny tyłek, starszy bracie. – Co wydawało się dziwną rzeczą do powiedzenia przez jego siostrę, kiedy byli nadzy. Był pewien protokół zmiennokształtnych pomiędzy rodzeństwem i krewnymi by uniknąć niezręcznych momentów, właśnie takich jak ten. Ale potem się roześmiała i dodała – Planujesz się nim opiekować? - Czy zamierzam… - wzdrygnął się i spojrzał na tyłek spoczywający na jego ramieniu. Coś mu mówiło, że to nie pójdzie dobrze, ale musiał przyznać swojej młodszej siostrze rację – to był cholernie wspaniały tyłek, który tam miał. - To ja może zostawię cię samego z twoim tyłkiem a my upewnimy się, że ten niedźwiedź turysta wróci z powrotem na niedźwiedzią stronę rzeki żeby mógł zdobyć trochę świeżych łososi. – Puściła mu oczko, zmieniła się i odeszła, zostawiając Tully’ego samego z jedną, prawdopodobnie, bardzo zirytowaną wiedźmą.
Tłum. Nelly
Jako dawna glina, było kilka upokorzeń, które Jamie była zmuszona znieść. Tracąc kontrolę nad sprawcą przestępstwa przed innymi glinami, mając oszalałego gościa na metamfetaminie szczującego ją swoim pit bullem, i człowieka, z którym się umawiała aresztowanego za sprzeniewierzanie opłat podczas rodzinnego obiadu z jej matką. To, w każdym razie, był nowy rodzaj upokorzenia i nie szczególnie się nim cieszyła. Nic nie powiedziała dopóki Tully nie opuścił ją bezpiecznie na jej nogi. Patrzył w dół na nią przez kilka długich momentów zanim w końcu zapytał. – Wszystko w porządku? Właśnie wtedy, złapała go za ten cholerny, złoty koczyk-koło, na którego noszenie nalegał, nawet gdy był wilkiem, i przekręciła aż był prawie na swoich kolanach, ponownie. – Kiedy wszyscy o tym gadają – a bogowie wiedzieli, że wszyscy będą o tym rozmawiać – tylko pamiętaj, że jestem tak lekka jak piórko, a ja będę pamiętać, że jesteś bardzo odważny i dobrze wyposażonym wilkiem, który chronił mnie. To jest historia, Marmaduke26, i lepiej tego nie zmieniaj albo na wszystko co tobie drogie, zamienię twoje życie w jeden straszny koszmar po drugim. Zrozumiałeś mnie? Nawet z nią niebezpiecznie bliską do wydarcia tego kolczyka prosto od jego głowy, facet wciąż zdołał się do niej szeroko uśmiechnąć. – Myślę, że wszystko zrozumiałem. - Dobrze. – Uwolniła go i ostrożnie pokonała swoją drogę do mniejszego głazu a potem zeskoczyła na ziemię. - Czy zamierzasz mi w końcu powiedzieć, co tam robiłaś? – głos Tully’ego zapytał z nad niej. - Nie. – Jamie odpowiedziała bez stresu kiedy odwróciła się i znalazła tego cholernego wilka zaraz za sobą. Instynktownie podniosła swoją broń, na której, była dumna mogąc to powiedzieć, nadal miała ciasny chwyt, ale złapał jej dłoń i trzymał ją. Mogła poczuć siłę w tej dłoni, wiedziała, że mógł złamać jej palce jeżeli by chciał, ale nie chciał. Natomiast powiedział. – Nie celuj tym pistoletem we mnie ponownie, piękna. Nie lubię tego. - W takim razie nie powinieneś był za mną podążać. 26
Chyba już kiedyś do tego dawałam przypis.. ale jeszcze raz nie zaszkodzi.. ;) http://www.filmweb.pl/film/Marmaduke+-+pies+na+fali-2010-504364 To ten ogromnaśny piesek.. ;)
Tłum. Nelly
- Gdyby nie ja, byłabyś zbombardowana tymi wszystkimi hienami, Jamie zatrzymała się na chwilę aby pomyśleć nad tym. – Tamte były latającymi hienami. Widziałam, były prawda? - Z małą pomocą od niedźwiedzia spoza miasta…taa. - To coś, czego nie widuje się zwyczajnie na co dzień. – wymamrotała, potem potrząsnęła głową. – Nieważne. Muszę wrócić do domu. – Była zmęczona, naprawdę wyczerpana, i szybko traciła energię. Potrzebowała posiłek wypełniony węglowodanami i potrzebowała tego w ciągu dziesięciu minut. Ale kiedy spróbowała oswobodzić swoją dłoń z jego uścisku, Tully trzymał ciasno. Wciąż jej nie raniąc, ale również nie dając nawet cala. Po kilku próbach, Jamie przestała i zapytała – Dlaczego mnie nie puszczasz? - Ponieważ musisz uświadomić sobie, że dopóki ludzie nie zaczną ci ufać, ktoś zawsze będzie by cię obserwować. - To nie jest mój problem, Tully. Wy ludzie mnie tu sprowadziliście by dostarczyć umiejętności, których wam brakło. Nigdy nie powiedziała, że zmienię, to kim byłam by nikogo nie denerwować. To nie jest mój interes ani problem. Jego kciuk otarł się o jej dłoń. – Wciąż tego nie widzisz, prawda? - Nie widzę czego? - Nie jesteśmy ‘wy ludzie’, jesteśmy twoimi ludźmi. Jamie nie kupowała tego nawet przez sekundę. – Z tego co rozumiem od mojej kuzynki z Alabamy, jeżeli nie jesteś urodzony na Południu, zawsze jesteś outsiderem i Jankesem. Więc nie grajmy w tą grę. - Ale coś mi mówi, piękna, że nie myślisz, że gdziekolwiek przynależysz. - Idę do domu. – powiedziała zamiast odpowiedzenia na to zaskakująco trafne stwierdzenie. - Dlaczego? – zapytał miękko. – Ponieważ nie podoba ci się, to gdzie zmierza ta konwersacja? Czy dlatego, że wyglądam tak cholernie dobrze nago, że nie możesz utrzymać tych pięknych, brązowych oczu z dala ode mnie? - Tak zabawny, jak postrzegam twój fantastyczny świat, muszę iść so domu, ponieważ zaraz… I to była ostatnia rzecz jaką pamiętała.
Tłum. Nelly
Jamie upadła jak worek ziemniaków a Tully ledwo ją złapał na czas, jego ramiona owinęły się wokół niej i podniosły ją zanim jej głowa uderzyła w ziemię. - Co ty jej zrobiłeś? Tully spojrzał gniewnie na Kyle’a nad ramieniem, zapach przerośniętego kota dachowego ostrzegł go o jego obecności pięć minut temu. – Nic nie zrobiłem. Po prostu upadła. Kyle przyspieszył obok niego. – Możemy wziąć Jamie do mojego domu. Emma się nią zajmie. - Nie. Sam ją wezmę do domu. Kyle studiował go przez długą chwilę. – Nie jestem pewny, czy mogę się na to zgodzić. - Dlaczego? Co myślisz, że jej zrobię? - To nie o ciebie się martwię, psowaty. Tully nie mógł nic poradzić na to, że się uśmiechnął. – Awww, Kyle. Czy to oznacza, że się o mnie troszczysz? – Cofnął się z Jamie nadal e jego ramionach. – Cóż, nie ma żadnego powodu by na mnie syczeć, kocie!
Tłum. Nelly
Rozdział 4 Jamie obudziła się na swojej kanapie, kołdra owinięta wokół niej. Wszystkie światła były włączone a ogień buchał płomieniami w jej kominku. Otwarta butelka wody spoczywała na stoliku do kawy przed kanapą, wraz z miską wypełnioną winogronami, które kupiła tego popołudnia na targu. Używając siły jaka jej pozostała, podnosiła się aż miała plecy oparte o podłokietnik. Najpierw chwyciła wodę i wypiła połowę, jej gardło było ogorzałe od płomieni, które była zmuszona zjeść zanim zrozumiała słabość jej przeciwnika i wygrała turniej. Po nawodnieniu się, umieściła miskę winogron na swoich kolanach i zabrała się za pałaszowanie ich. Była taka szczęśliwa, że poszła po bezpestkowe kiedy zrobiła zakupy, ponieważ nigdy nie była dużą fanką plucia, dopóki nie walczyła z kuzynką. Kiedy zbliżała się do ostatnich kilku winogron i zastanawiała się co innego jeszcze do zjedzenia ma w lodówce lub zamrażalce, usłyszała głośny huk gdzieś na tyłach domu, a po nim obszerne przeklinanie. Zaczęła wstawać, kiedy Rico wleciała do pokoju, śledzona przez Tully’ego Smith’a próbującego ją złapać. - Chodź tu, mały draniu! – Zrobił dziki zamach po 27 białozora a ptak poszybował wyżej do krokwi. Jednym z powodów, dlaczego Jamie wybrała tą chatkę na jej nowy dom były wyśmienicie ekstrawagancko wysokie sufity. - Nie myśl, że uciekanie wyżej mnie zatrzyma – warknął Tully. Założył ubrania – tragicznie – i zastanawiała się jak długo była nieobecna, że Tully poszedł do swojego mieszkania i wrócił z powrotem bez jej wiedzy. Wtedy, na końcu stołu na przeciwnym końcu jej dzielonej kanapy, zauważyła nie tylko jej broń, ale sukienkę i tornister, który wzięła ze sobą kiedy wyszła na polanę. Chryste, tak czy tak, która była godzina? Ponieważ, jeżeli była jedna rzecz, którą wiedziała o tym mężczyźnie, to było to, to, że nie miał samochodu aby szybko się przemieszczać. Za każdym razem gdy go widziała, albo chodził na dwóch nogach albo na czterech, ale 27
Białozór (sokół norweski) - http://pl.wikipedia.org/wiki/Bia%C5%82oz%C3%B3r Fajny ptaszek.. ;)
Tłum. Nelly
zawsze chodził powoli. Jeżeli nie chodził, ktoś inny prowadził. Ale musiała przyznać… całe to chodzenie, czyniło dla niego cuda. Miał coś, co mogło być jedynie nazwane zdumiewającym ciałem. Rodzaju, które wydawali się mieć modele na tych gigantycznych bilbordach na Times Square, ale kiedy Jamie rzeczywiście zobaczyła ich osobiście – zwykle podczas nalotów narkotykowych – byli zbyt chudzi i wąscy. Ale nie Tully Smith. On był definitywnie mężczyzną, który mógł poradzić sobie z jej fizycznością, co było miłą zmianą. - Co robisz? – zapytała w końcu, kiedy zobaczyła wilka zginającego się na swoich kolanach żeby mógł skoczyć w bok do ptaka. Mimo tego, co potrafili zrobić zmienni – i wytrzymać – fizycznie, zadziwiało Jamie, wiedziała również, że nigdy nie sięgnąłby ptaka. Ponownie, psy mogły być czasami głupie. Tully wypuścił powoli oddech zanim powoli odwrócił się do niej twarzą. – Próbuję zrobić ci potrawkę. Jamie parsknęła, krzywiąc się lekko kiedy to sprawiło, że jej ogorzałe gardło i jama nosowa płonęły. – Możesz chcieć przyczepić się do łatwiejszych ptaków do złapania niż sokoły. - Myślałem, że to jastrząb. - Nie. Bałozór. - Co? - B-ia-ł-o-z-ó-r – powiedziała wolno żeby mógł zrozumieć wymowę. – Ptak drapieżny. Opiekuję się nim. - Jako swoje zwierzątko domowe masz ptaka drapieżnego? - Ja sobie niczego nie wzięłam. Pewnego dnia otworzyłam swoje frontowe drzwi i tam była. Nazwałam ją Rico, po Racketeer Influenced and Corrupt Organizations Act28. - Ponieważ Tweety29 był zbyt oczywisty? – Podszedł do niej a Rico zleciała z krokwi i wylądowała dokładnie na jego głowie. Wilk zatrzymał się i wypuścił bardzo długie i sfrustrowane westchnienie. – To jest na mojej głowie. - Tak, ona jest na twojej głowie. 28
Racketeer Influenced and Corrupt Organizations Act (w skrócie RICO lub RICO Act) – amerykańskie prawo przeznaczone do zwalczania przestępczości zorganizowanej poprzez wysokie sankcje i klauzuli konfiskaty. 29
Nie wydaje mi się, że muszę tłumaczyć, ale dla niewtajemniczonych.. ;) http://pl.wikipedia.org/wiki/Kanarek_Tweety teraz poważnie zastanawiam się nad wstawieniem zamiast Tweety, Ptasiek.. :D
Tłum. Nelly
- Dlaczego to jest na mojej głowie? - Może dlatego, że ciągle nazywasz ją ‘to’, kiedy ona jest ‘nią’. - Jej szpony wbijają się w moją czaszkę. - Ona po prostu stara się chronić mnie przed takimi jak ty. Ona jest moim znajomym, więc to jest jej robota. - Myślałem, że powiedziałaś, że jest sokołem. Nie w nastroju by udzielić pełnego wyjaśnienia magicznego połączenia pomiędzy pewnym zwierzęciem i czarownicą, Jamie podniosła ramię a Rico przybyła do niej natychmiast. Wylądowała na jej przedramieniu, szpony delikatnie trzymały się jej skóry. Jamie uśmiechnęła się do majestatycznego ptaka, który ją wybrał. – Czyż nie jest piękna? - Oh, nie wiem. Sądzę, że widzę o wiele ładniejsze rzeczy właśnie w tym pokoju. Jamie spojrzała w górę, by znaleźć wilka gapiącego się na jej klatkę piersiową, wyeksponowaną, ponieważ kołdra była wokół jej talii a nie nosiła nic więcej. Zaskakująco zawstydzona, ponieważ, cytując Mac: “Jamie jest całkowicie naga kiedy tylko zdoła”, zaczęła sięgać po kołdrę kiedy Rico rozłożyła swoje skrzydła, zakrywając Jamie. Tully spojrzał gniewnie na ptaka. – Zabawo-psuja30. Tully usłyszał włączony minutnik i poszedł do kuchni aby wrzucić makaron, który zrobił, do durszlaka. Nie wybrał niczego wymyślnego tego wieczoru, bardziej zatroskany tym by nakarmić Jamie niż raczej olśnić ją swoimi umiejętnościami kucharskimi. Wrzucił zdrową porcję spaghetti do miski i polał je sosem z butelki. Potem chwycił widelec, starty ser z lodówki i jakieś papierowe ręczniki. Zabrał je do pokoju dziennego i znalazł Jamie siedzącą, kołdra opleciona dookoła niej, od klatki piersiowej po stopy. Szkoda, ponieważ cieszył się gapieniem na jej piękne ciało w całym tym świetle. Jak na w pełni człowieka jej ciało było silne i podziurkowane bliznami. Żadnych śladów po kłach, jak u większości kobiet w Smithville, które otrzymały je po tym jak sięgnęły okresu 30
Spoilsport – osoba psująca zabawę.. jest na to polski odpowiedni w jednym słowie? :D przepraszam, ale nie mogę w tej chwili znaleźć odpowiednika ;) jak ktoś ma pomysł to pisać ;)
Tłum. Nelly
dojrzewania, ale blizny po cięciach nożem, dziurach od pocisku – przynajmniej dwie – i blizna, wszerz górnej części jej klatki, która prawdopodobnie potrzebowała więcej szwów niż był w nastroju liczyć. A mimo to, nie ukrywała tych blizn przed nim czy kimkolwiek innym. Nie, że biegała dookoła i pokazywała je żeby każda mógł ochać i achać nad jej cierpieniem Jak piękny brązowy kolor jej skóry i te dołeczki w policzkach, blizny były po prostu częścią niej, którą akceptowała i nie kwestionowała. - Proszę. – Położył makaron przed nią. – Jedz. - Dziękuję. – Zanurzyła się w posiłku a Tully wrócił do kuchni aby przynieść jej więcej wody i trochę świeżego chleba, który leżał na jej ladzie. Wziął to wszystko do niej i położył na stoliku do kawy. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? Zajęta jedzeniem, Jamie jedynie zdołała potrząsnąć głową. Więc Tully padł na przeciwną stronę dużej dzielonej kanapy, podniósł pilot i włączył telewizję zanim położył swoje stopy na jej stoliku do kawy i zrelaksował się. Po pięciu minutach próbowania znaleźć coś przyzwoitego do oglądania, usłyszał delikatne odchrząknięcie. Rzucił okiem na Damie i spostrzegł, że mu się przygląda. - Wygodnie? – zapytała. Tully uśmiechnął się szeroko. – Niezwykle wygodnie! Dziękuję uprzejmie. Jak mogło mu nie być, z piękną kobietą owiniętą jedynie kołdrą w odległości macania, duży ekran telewizyjny dla jego przyjemności oglądania – udowadniając, że nie potrzebował własnej telewizji kiedy miał przyjaciół, którzy już ją mieli – i kanapą, którą jego tyłek od razu polubił? Czego więcej mógł potrzebować? Oczywiście, kiedy ten wielki bryzg ptasiego gówna uderzył go dokładnie w po środku głowy, zdał sobie sprawę, że mógł użyć dobrego karabinu wraz z celownikiem. Czy to mogła być rzecz, do której Jamie mówiła “Kochanie, jestem w domu” tamtego dnia? Ponieważ, Panie broń, ta kobieta powinna zrobić coś normalnego. Śmiejąc się tak mocno, że opadła na kanapę, Jamie nie dała rady powiedzieć nic innego niż: - Mój Boże! Ona cię nienawidzi! Ta, wyczuwał to. I skłamałby, gdyby powiedział, że to uczucie nie jest odwzajemnione. Tłum. Nelly
Jamie obserwowała jak Tully wychodził z łazienki ze świeżo umytymi włosami. Spojrzał gniewnie na ptaka, kiedy minął regał, na którym siedziała. - Pachnę jak cholerny miód – narzekał na jej szampon i odżywkę. – Każdy niedźwiedź w trzech hrabstwach będzie za mną chodzić po mieście. - Lubię wszystkie naturalne produkty do pielęgnacji włosów. Żadnych siarczanów czy sylikonów jak dla mnie. – Kiedy gniewnie spojrzał na nią jak wcześniej spojrzał na Rico, Jamie mogła jedynie się roześmiać. Tully wytarł z grubsza do sucha swoje włosy przed padnięciem na kanapę i użycia jej ulubionego grzebienia do odsunięcia lśniących, brązowych kosmyków ze swojej twarzy. Cały czas ją obserwował. - Co? – zapytała w końcu. - Musisz mi powiedzieć, co się dzieje. Nie całkiem pewna o co pytał Tully, Jamie odpowiedziała jedynie – Nic. Dlaczego pytasz? Odrzucając jej grzebień, oparł swoje łokcie na kolanach, pochylił sie do przodu, splótł razem dłonie i powiedział – Są tylko dwa sposoby w jaki możemy to zrobić, piękna. Albo powiesz mi co się stało wieczorem i powiedz mi to właśnie teraz. Albo zabierasz swoje gówno i odchodzisz. Ty i twój sabat…włączając Emmę. Panika zelżała kiedy zrozumiała, że pytał o kilka godzin temu raczej niż o to co powoli budowało się przez ostatnie kilka tygodni. - Kyle nigdy nie pozwoli się temu wydarzyć – powiedziała ufnie. - Masz rację. Nie pozwoli. Ale Kyle nie prowadzi tego miasta. Ze wszystkich tygrysów, lwów i cholernych niedźwiedzi, jedynie wilki Smith prowadziły Hrabstwo Smithville. I jedynie wilki Smith będą to robić. Nie mówię, że Kyle nie pójdzie gdziekolwiek uda się mała Emma. Zrobi to. Ale oboje wiemy, że nie będzie szczęśliwy gdziekolwiek indziej, niż tutaj - Ale i tak zmierzasz nas wypędzić? - Będę bronić swojego miasta. To jest to, co robię. To jest to, co zawsze będę robić. A właśnie teraz, piękna, jesteś jedynie kłopotami. Więc dopóki nie zaczniesz mówić, i dopóki nie uwierzę w każde słowo wychodzące z twoich ust, chcę żebyś zniknęła przed Tłum. Nelly
wchodem słońca. – Kiedy otworzyła usta by odpowiedzieć, dodał – I przestań próbować mnie przetestować, to jedynie mnie wkurza, a oboje wiemy, że zrobię to co powiedziałem, że zrobię. - Oboje to wiemy, tak? - Jestem Smith’em, piękna. Nie ma niczego, czego bym nie zrobił. Zmęczona, ale już nie wycieńczona, Jamie odchyliła się na kanapie i obserwowała mężczyznę siedzącego naprzeciwko niej. – Poszukuję mocy. Czystej. Nienapoczętej. - Myślałem, że znalazłaś to tutaj. - Znalazłam. Ale to jest swego rodzaju, jak posiadanie wspólnego konta. Za każdym razem jak wyciągam stamtąd moc, mój sabat o tym wie. - A one zadają pytania. - Yep. - Więc to, to co było wieczorem? Poszukiwanie większej mocy? - Tak jakby. Staram się stać czempionem jednej z moich bogini. To jest ciężka, brudna robota, i często wymaga ode mnie wali z greckimi wielkoludami, którzy lubią używać ognia jako broni. - Brzmi jak wiele ryzyka jak na Jankeskę ze Staten 31 Island . Spojrzała na niego gniewnie przez szparki, kiedy jej oczy zmrużyły się. – Jestem z Long Island, Marmaduke. Jest różnica. - A to nadal brzmi jak wiele ryzyka. - Jest. Ale stanie się czempionem boga zwiększa twoją moc dziesięciokrotnie. Więc to jest warte ryzyka. - Nie rozumiem cię. - Czego nie rozumiesz? - Już masz tyle mocy. Wszyscy w mieście to wiedzą, możemy to wyczuć. Ale to jest naturalne. Część ciebie, jak wilk jest częścią mnie. Nie rozumiem, dlaczego miałabyś chcieć to zwiększyć. Zirytowana jego stwierdzeniem – chociaż nie wiedziała dlaczego – Jamie odbiła piłeczkę. – A ja nie rozumiem jak możesz być szczęśliwy wędrując po tym mieście każdego dnia. Nie nudzisz się? - Nope. Tutaj zawsze dzieje się coś ciekawego. 31
Jeden z pięciu okręgów Nowego Jorku, oraz hrabstwo, w stanie Nowy Jork, o nazwie Richmond. Hrabstwo mieści się na wyspie o tej samej nazwie. Więcej info: http://pl.wikipedia.org/wiki/Staten_Island
Tłum. Nelly
- Jestem tu dziesięć miesięcy i nie widziałam nic tak interesującego. To jest ładne, małe miasteczko, nie zrozum mnie źle. Ale… - Ale co? Dalej, powiedz to. - Nie pragniesz więcej? - Nie. - Więc jesteś chętny by się osiedlić? - Przypuszczam, że mamy odmienne opinię na temat osiedlania się, piękna. Podniosła swoje dłonie, wnętrzem do góry. Nie chciała sie kłócić odkąd ten mężczyzna uratował ją od latających hien. – Hej, wiesz co? Jak kto lubi. Jeżeli jesteś tu szczęśliwy to, to jest wszystko co się liczy. - Możesz wymyśleć cokolwiek lepszego od bycia szczęśliwym tam gdzie jesteś? - Ta. – Jamie uśmiechnęła się. – Moc. Panie. Jak pies z kością. - Nie ma niczego innego czego pragniesz? Nic innego, co sprawiłoby, że byłabyś szczęśliwa? – I, jak Pan da, zadowolona. - Próbowałam kariery. Wiesz, przesuwanie się w górę drabiny Wydziału, ale…eh. Pieniądze mogą zrobić aż tyle, chociaż zawsze miło je mieć. - A co z mężczyzną? - Odpowiedź na wszystkie pytania kobiet? Uśmiechnął sie szeroko. – Na niektóre. - Spróbowałam małżeństwa i było nadzwyczaj niesatysfakcjonujące. Tully poczuł jak jego ciało tężeje. – Byłaś mężatką? - Nie wiedziałeś? - Nie. - Ta. Siedem lat z mojego życia, do których nigdy nie wrócę. - Co się stało? - Nic. - Musiał coś się stać. Chyba, że nadal jesteś mężatką. - Oh, nie, nie, nie – powiedziała cicho – nie jestem już mężatką. - Więc co to było. Tłum. Nelly
- Jak powiedziałam. Nic. To było problemem. Kiedy się pokłóciliśmy, nic nie czułam. Kiedy krzyczał na mnie z jakiegoś śmiesznego powodu, nic nie czułam. Kiedy groził mi, że wyda mnie Wydziałowi, jako wiedźmę i świra, nadal nic. A kiedy znalazłam go, pieprzącego moją pseudo-przyjaciółkę w moim łózku…więcej niż nic. W rzeczywistości, współczułam mu, ponieważ Bóg wiedział, że robił to wszystko dla mnie. A ja nic nie czułam. - Nigdy go nie kochałaś. - Nie – powiedziała, kręcąc głową. – Naprawę nigdy. - Więc, dlaczego32… - Przeszłam przez naprawdę dziwną fazę, w której chciałam być normalna. Małżeństwo jest uważane za normalne. Moi rodzice byli szczęśliwi. Ludzie, którzy udawałam, że są moimi przyjaciółmi, byli szczęśliwi. Ja byłam szczęśliwa. Wszyscy byli szczęśliwi…oprócz mojego sabatu. One nie były szczęśliwe. - Wiedziały, że to było złe dla ciebie. - Taa. Wiedziały. I próbowały mi to powiedzieć. Zgaduję, że powinnam była posłuchać. Chociaż ciekawy, dlaczego ktokolwiek miał być z kimś, o kogo się nie troszczył, przez siedem długich lat, Tully zdecydował przyczepić się do ich bieżącego tematu konwersacji. - Więc, zdobyłaś całą tą moc – powiedział. – Wybrałaś to jak tartę limonkową mojej mamy na kościelnym spotkaniu. Potem co? Co masz zamiar zrobić z całą mocą kiedy już ją zdobędziesz? - Użyć jej. - Do czego? Zniszczenia świata? Stania się wszechmocną cesarzową wszechświata? - Nie – powiedziała z prostym rozciągnięciem ramion, które powiedziało mu, że nie kłamała. – Nie chcę niczego z tego. - Cóż, to jest ta kwesta w mocy, piękna. Kiedy już ją masz, musisz ją do czegoś użyć. Uśmiechnęła się, pokazując wszystkie te perfekcyjne równe ‘mój tata jest ortodontą’ zęby. – I jestem pewna, że to zrobię. Jamie nie miała pojęcia kiedy usnęła, ale wiedziała, kiedy Tully wziął ją do łóżka. Z łatwością podniósł ją z kanapy i przeszedł przez 32
Nad tym samym się zastanawiałam…
Tłum. Nelly
ciemny dom do tylnej sypialni. Ściągnął kołdrę przed zakryciem jej prześcieradłem i kołdrą. - Wychodzisz? – usłyszała jak sama pyta. - Za chwilę. - Okej. – Przekręciła się w drugą stronę i wsunęła dłonie pod swój policzek. Usta otarły się o jej czoło a potem zniknęły. Nie wydał żadnego dźwięku, ale wciąż wiedziała, że opuścił pokój a potem dom ze swoją niesamowitą energią, która przybyła razem z nim. A ze zniknięciem jego energii, ich powróciła. Mogła usłyszeć ich drapanie na ścianach, drzwiach, oknach, próbujących dostać się do środka. Zawsze próbujących dostać się do środka. To stawało się gorsze każdej nocy. Na początku, proste zaklęcie mogło je odesłać, ale teraz musiała użyć więcej niż to. Nawet gorzej, zbliżało się to do punktu gdzie musiała uporać się z tym na stałe. Jedno proste zaklęcie już dłużej nie ukrywało jej od księżyca do księżyca, czy nawet z dnia na dzień. Oczywiście, mieli pomoc, prawda? Mieli tego, kto ich przysłał. Chwyciła kolejną poduszkę i położyła ją sobie na głowę, w nadziei, że to zablokuje dźwięki podczas gdy Rico osiadła na jej zagłówku, strzegąc przez noc. Chociaż tyle mogła zrobić jej znajoma. Kiedy przedostaną się przez bariery, które stworzyła, Jamie wątpiła czy ktokolwiek będzie w stanie ją ochronić.
Tłum. Nelly
Rozdział 5 Jamie była w środku ziewania, kiedy usłyszała pukanie do drzwi jej biura. Kiedy Tully wyszedł, nie zaznała żadnego snu i resztę nocy spędziła oglądając kiepską telewizję aż do świtu, kiedy musiała dostać się do pracy i błyskawicznie zdobyć jakieś ciasto na spotkanie Córek Konfederackich Niedźwiedzi. Nawet gorzej, je kuzynka była irytującą jałówką, ponieważ tego ranka dotarła do pracy później. Jeżeli Jamie nie wiedziałaby lepiej, przysięgłaby, że Mac starała się wywołać z nią kłótnię. Lub może po prostu była zwykłą, wścibską sobą. Czymkolwiek było jej awarią, Jamie unikała swojej kuzynki przez chowanie się w swoim biurze. Mając nadzieję, że jej kuzynka nie wróciła by jej naciskać, Jamie przetarła swoje zmęczone oczy i powiedziała –Wejść. Emma wetknęła głowę do środka. – Hej. - Hej. Co tam? – Kiedy Emma zawahała się, Jamie wskazała by weszła. – Co się dzieje? Emma zamknęła drzwi i usiadła na skórzanym, biurowym krześle naprzeciwko niej. – Zamierzałam cię o to zapytać. - Nic. - Jamie. – Emma wydała z siebie rozdrażniony śmiech. – Spójrz na siebie. - Hej. Plułam wczorajszej nocy ogniem. Zasługuję na taki zmęczony wygląd. - Nie myślisz, że to czujemy? Każdej nocy? Ich przychodzących po ciebie? I nie mówię o tym, co robisz by stać się czempionem Morrigan. Jamie zrelaksowała się w krześle. Oczywiście, że jej sabat to czuł. Wkrótce, będą w stanie również to usłyszeć. Żądania wejścia stają się głośniejsze, bardziej rozzłoszczone, bardziej zdesperowane. – Daj temu spokój, Em. - Pozwól nam sobie pomóc. - Nie ma w czym pomagać. - Kłamiesz! Emma skrzywiła się na głos przechodzący przez drzwi. – Dasz mi się tym zająć? Mac pchnięciem otworzyła drzwi. – Nie zajmujesz się tym Tłum. Nelly
właściwie. Wyczerpana, wycieńczona i zwyczajnie brutalna, Jamie ostrzegła swoją kuzynkę. – Musisz odstąpić, Mac, i musisz zrobić to teraz. Jej kuzynka prychnęła. – Nie. Koło wczesnego popołudnia, Tully przeszedł się do Smithville Amrs by skontrolować Jamie. Prawda, nie była jego odpowiedzialnością, ale poczuł więź z nią po tak długim rozmawianiu wcześniejszej nocy. Była słodką istotą, nawt jeżeli trochę mylną. Mylną, ponieważ nie mógł zrozumieć, dlaczego nie mogła ujrzeć piękna tego miejsca. Smithville nie było dla niego po prostu jakimś miastem. Wiedział, że niebyło żadnego innego miejsca na świecie, gdzie mógłby pojechać i być tak szczęśliwym i, co ważniejsze, zadowolony jak był tutaj. Jeżeli tylko wysiliłaby się otworzyć swoje oczy i zobaczyć co zostało jej dane, wiedział, że znalazłaby tutaj swoje miejsce. Znalazłaby coś lepszego niż gromadzenie mocy. I, jak zawsze, jego matka miała rację. Próbowanie narzucenia czegokolwiek Jamie czy nawet próbowanie przekonania jej, nie zadziała. Była zbyt bystra aby kupić jego działania. Więc bycie jej przyjacielem będzie musiało być sposobem, który zadziała, a nie mógł powiedzieć, że miał coś przeciwko. Lubił ją. Chociaż nienawidził jej ptaka. Tully wszedł na wielkie schody ganku hotelu i otworzył drzwi z siatką, zatrzymując się zaraz w wejściu. Obserwował Emmę i Senecę, ich ramiona oplecione wokół talii Jamie, próbujące odciągnąć ją. Naprzeciwko nich była biedna Kenny, jej ramiona były wokół talii Mac, próbująca przytrzymać Mac. Kuzynki miały znaczny uścisk na włosach drugiej i nie wydawały się w nastroju by pozwolić odejść drugiej, podczas gdy wykrzykiwały sprośności, cieszył się, że jego mamy nie było w pobliżu by to usłyszeć, ponieważ odpowiednio szybko by sobie z tym poradziła. Decydując, że Jamie wydawała się w zasadzie być w porządku i zdając sobie sprawę, że może porozmawiać z nią później, kiedy wyczyści te siniaki, które zrobi jej kuzynka, Tully odwrócił się, zszedł ze schodów, i wrócił na drogę. W każdym razie, znowu musiał pojednać jedną z Dum z jednym z Klanów. Przeszedł około pół mili, kiedy zatrzymał się i podniósł głowę, Tłum. Nelly
jego nozdrza rozszerzyły kiedy zwęszył zapach. Kiedy w końcu uczepił się go, kiedy w końcu go sobie przypomniał, odwrócił się, i zagapił się na obserwującego go wilka. Napinając się, Tully powiedział pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy. – A przez cały ten czas, naprawdę miałem nadzieję, że jesteś martwy. Jamie nareszcie miała Mac na jej plecach i właśnie miała zacząć pluć jej w twarz kiedy silna dłoń chwyciła jej ramie i odciągnęła ją. Spojrzała w górę, oczekując zobaczyć Kyle’a lub Bear’a – oni naprawdę nienawidzili, kiedy wiedźmy walczyły – ale zamiast nich, zobaczyła Tully’ego. - Muszę z tobą porozmawiać. – wywarczał i poderwał ją na nogi. - Hej. – powiedziała Emma, skacząc do przodu a potem cofnęła się szybko z resztą sabatu, kiedy Tully szczeknął i klapnął zębami na nie wszystkie. Poza byciem tak jakby obrzydzoną jej przestraszonym sabatem, Jamie była również zszokowana Tully’m. Nigdy nie krzyknął na Emmę. Czy, jak w tym przypadku, szczeknął na nią. Traktował ją jakby była przędzą szklaną. ‘Słodka, mała Emma’, jak ją zawsze nazywał, co, aż do tego momentu, nigdy wcześniej nie martwiło Jamie. Chociaż dlaczego tak, przemykało jej przez myśl kiedy przeciągnął ją przez jadalnię, przez kuchnię i na zewnątrz, na werandę, nie miała pojęcia. - Dlaczego Buck Smith jest tutaj? – zażądał, kiedy byli na trawniku za hotelem. Jamie gapiła się na niego. – Kto? Fascynującym było oglądanie sposobu, w jaki całkowicie zmieniła się ekspresja jego twarzy. Nigdy nie widziała żeby tak wyglądał. Na tak złego. Nie myślała, że kiedykolwiek zobaczy go urażonego, a tym bardziej niebezpiecznego dla środowiska. Nawet kiedy podpaliła las i zatruła jezioro, nie pokazał takiej złości. I, chłopie, on wyglądał na naprawdę złego. - Miałaś chronić to miasto – powiedział. - Prawda. I to robię…kiedy jestem świadoma problemu. - Jak możesz nie być świadoma? On zostaje w twoim Tłum. Nelly
cholernym hotelu! Whoa. Krzyczał a nią. Normalnie, związałaby jego usta zaklęciem Złej passy, które trzymała właśnie na takiego rodzaju sytuacje, ale to był Tully a to nie było dla niego normalne zachowanie. Coś więcej niż proste bycie ciulem było w grze a, po ostatniej nocy, czuła się w pewien sposób mu dłużna by dowiedzieć się co… zanim zwiąże jego usta. - Tully, nie wiem kim jest Buck Smith. Znaczy, przypuszczam, że jest rodziną… Przez ułamek sekundy, wyglądał jakby mógł ją uderzyć. Lub, bardziej psim zwrotem, rozszarpie ją. Ale zamiast tego puścił ją i zaczął chodzić. - Mama postrada zmysły kiedy dowie się, że on właściwie już tu jest. Wszyscy myśleliśmy, że był w drodze, nie tutaj. - Nie… - A Tata… Panie. - Tully? - Muszę powiadomić Watahę. Muszę powiadomić wszystkich. On tu jest. Coraz bardziej sfrustrowana, ale nie chcąca tego pokazać, Jamie delikatnie położyła dłoń na ramieniu Tully’ego, ale odwrócił się do niej tak szybko, że cofając sie potknęła się, stopy poplątały się i upadła prosto na swój tyłek. Tully gapił się w dół na nią z takim przerażeniem, że gdyby nie wiedziała lepiej, pomyślałaby, że sam cisnął ją na ziemię. W rzeczywistości, wiedziała, że wierzył, że tak właśnie zrobił. - Oh, mój Boże. Jamie. – Sięgnął po nią. – Tak mi przykro. – Złapała jego dłoń i zamiast pozwolenia by ją podciągnął, ciągnęła go aż kucnął przed nią. – Jamie, tak mi przykro. – Wstała na swoich kolanach i położyła swoją dłoń na jego policzku. Oczy Tully’ego zamknęły się, jego brwi zmarszczyły się w nadzwyczajnym grymasie bólu. Kimkolwiek był Buck Smith, mógł zajść pod skórę Tully’emu, jak nikt inny. Jamie oplotła ramionami barki Tully’ego i przyciągnęła go blisko aż jego głowa spoczęła przy jej szyi. Spojrzała w górę by ujrzeć swoją kuzynkę stojącą na werandzie, obserwując ją, jej twarz przepełniona była niepokojem. Jamie przechyliła głowę i, po krótkim skinieniu, Mac wróciła do środka. Tłum. Nelly
- Może się przejdziemy? – zaproponowała miękko Jamie. – Wtedy coś wykombinujemy. Tylko jego ojciec mógł go do tego doprowadzić. Pełen wściekłości i niekontrolowane napadów złości… jaki ojciec, taki syn. Nie. Nie. Nie był taki jak Buck Smith. Nigdy nie będzie taki jak Buck Smith. Nie jeżeli mógł temu zapobiec. I zapobiegnie temu nawet jeżeli zajmie to każdą uncję siły woli, jaką posiadał. Ale nie było żadnego zaprzeczania, że rzeczą, która go rozpędzała, która mogła i wyciągała najgorsze z Tully’ego Smitha, był jego ojciec. Nie jego tatuś. Jack Treharne tymi całym jego warczeniem, kłapaniem i kocimi sposobami, zasłużył na ten konkretny tytuł, ale on na niego zasłużył i utrzymywał go z dumą. Buck Smith nie zasłużył na nic od swojego syna, oprócz nieufności i paranoi Tully’ego. - Buck Smith jest moim ojcem – wyjaśnił kobiecie idącej obok niego. - Myślałam, że twój ojciec był martwy. - Nie. Powiedziałem, że mam nadzieję, że jest martwy. - Rozumiem. - Powiedział, że zatrzymuje się w twoim hotelu. - Zgaduję, że tak, ale powodem, dlaczego nie przyszło mi do głowy by powiedzieć cokolwiek, było to, że sam się nie zameldował. Jeżeli myślę o właściwej Watasze, to kobieta ich zameldowała. Wanda coś. - Pykes. Słyszałem, że spiknął się z człowiekiem kilka miesięcy temu. Chociaż nie mogę uwierzyć, że ją tu przywiózł. - Dlaczego? - Z tego co słyszałem, nie oznaczył jej jako swojej. Bardziej prawdopodobne, że zaufamy w pełni-człowiekowi związanemu z jednym z nas, niż temu, który nie ma żadnych powiązań. Jeden dobra kłótnia, a będzie biegać dookoła, mówiąc światu o zmiennych. - Zajmę się tym, jeżeli stanie się problemem. Opowiedz mi o Buck’u. Tully skrzywił się. Wolałby nie, ale po krzyczeniu na Jamie i przewróceniu jej na jej tyłek bez żadnego innego powodu, niż bycie cholernym idiotą, ostatnim co mógł zrobić było powiedzenie jej o wszystkim Tłum. Nelly
- Moja bezpośrednia rodzina pochodzi z Alabamy. MacClany’owie są ludźmi mojej mamy i są częścią Smithów z Alabamy. Mój ojciec został wyrzucony z miasta kiedy miał szesnaście lat, ale wrócił cztery lata później, kiedy jego dziadek zmarł. Moja mama miała wtedy zaledwie piętnaście lat a on trzymał się jej jak rzep psa33. Cos źle poszło, znowu, pomiędzy moim ojcem a jego, i Buck został wyrzucony…ponownie. Tylko, że tym razem zabrał ze sobą moją mamę, ponieważ była już ze mną w ciąży. Kiedy miała rodzić, przybyli do Smithville. Urodziłem się tutaj jakiś tydzień po ich przyjeździe. Wtedy znowu się zaczęło. Mój ojciec sprzeciwiający się swojemu wujkowi i kuzynom, próbując przejąć kontrolę w Watasze i, w końcu, w mieście. Znowu go wypędzili, ale tym razem Mama nie pojechała z nim. - Dlaczego? - Było wiele powodów jakie by ci podała. Miała mnie. Chciała dać mi coś stabilnego. Była zmęczona jeżdżeniem wszędzie. I było wiele powodów, jakie mieli wszyscy inni w mieście: że Buck pieprzył cokolwiek się ruszało, nawet kiedy była ze mną w ciąży, że prawie po dwóch latach bycia razem musiał jeszcze ją oznaczyć jako swoją; że był wobec niej oziębły, wulgarny. I jestem pewny, że to wszystko było prawdą. Właściwie, wiem, że tak jest. Ale to co wykombinowałem, co wiem, że jest powodem dlaczego moja mama została to, to, ze nigdy nie myślała, że on wyjedzie. Nie bez nas. Myślała, że kochał ją wystarczająco by wyciszyć się i poczekać aż naprawdę będzie gotowy do przejęcia. W tamtym momencie, nie sądzę, że w ogóle jej przeszło przez myśl, że ją zostawi. I potem, myślę, że nie przeszło jej przez myśl, że nie wróci. - Nie wiem, co jest gorsze. – Jamie rozmyślała cicho. – Bycie tak pewnym siły miłości, że jesteś chętny narazić własne serce, czy doświadczenie, że miłość jest tylko okrutnym dowcipem bogów i nie narażanie już niczego. - Powiedziałbym, że to ostatnie. - Nawet po tym, co przeszła twoja mama? - Ta. Nie powiem, że to było dla niej łatwe. Nie było. Przez sześć długich lat czekała na niego. Czekała, kiedy ja wyrosłem na najbardziej przerażające dziecko zła po tej stronie linii Mason33
Było like tic on a dog.. ale wychodziło mi, że jak tik na psie…
Tłum. Nelly
Dixon34. Jamie roześmiała się. – Tak źle, hę? - Ta. Tak źle. Tak źle, że Miss Addie i jej sabat grzecznie zasugerowały, że Buck używał projekcji astralnej35 aby odwiedzić mnie w nocy w próbie zmienienia mnie. - Musiało się poprawić. - Nie powiedziałbym, że się poprawiło, ale nic nie trwa wiecznie. A to był zimny, ponury dzień kiedy moja mama musiała przyjść do szkoły by spotkać się z moją nauczycielką z drugiej klasy, ponieważ był trop, że próbowałem utopić innego ucznia w łazience. - Trop? - Nie widziałem żadnych mocnych dowodów innych niż słowo tego małego drania i faktu, że był kompletnie przemoczony od głowy do ramion. Jamie roześmiała się a Tully wraz z nią. Szokujące uczucie, ponieważ jakakolwiek wzmianka o jego ojcu zwykle wprawiała go w jedno z jego rzadkich przygnębień na wiele dni za jednym razem. Ale ona go uspokajała, łagodząc go tylko przez bycie sobą, przez bycie jego przyjaciółką. – Nadal twierdzę, że błędnie odczytali sytuację – kontynuował. – W każdym razie, moja mama została wezwana i musiała opuścić swoją pracę by przyjechać do szkoły. A kiedy czekała, spotkała Tatę. - Miłość od pierwszego wejrzenia? - Tak mówią. Nadal mówię, że stary skurczybyk skorzystał z jej czystej niewinności. – Jamie prychnęła ale udławiła się tym kiedy Tully żartobliwie piorunował ja wzrokiem. – W każdym razie – kontynuował – Mama i Tata spotkali się, i ignorując śmiertelne upokorzenie jakie wywołali u mnie i Kyle’a, zdecydowali się wziąć ślub. Nie musieli, ostatecznie to jest miasto zmiennych, i jeżeli jest jedna rzecz, o którą bardzo niewielu z nas dba w ten czy inny sposób, to jest nią ślub. Poniekąd rozumiem, dlaczego to zrobili, bycie innymi 34
Linia Mason-Dixon - linia demarkacyjna wyznaczona w Stanach Zjednoczonych w latach 1763–1767 przez Charlesa Masona i Jeremiah Dixona w celu rozwiązania sporu o przebieg granicy pomiędzy czterema koloniami: Pensylwanią, Wirginią (obecnie Zachodnią), Delaware i Maryland. Odegrała ona ważną rolę w amerykańskiej historii, kulturze i prawie. Linia Masona-Dixona jest historyczną granicą kulturową między Północą a Południem Stanów Zjednoczonych. 35
http://www.tajemnicewszechswiata.za.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=104:projekcjaastralna&catid=39:sny-oobe-ld&Itemid=94
Tłum. Nelly
gatunkami i wszystko. Chcieli pokazać wszystkim, jak poważnie o sobie myśleli, plus chcieli się upewnić, że ich dzieci dorosną, czując, że są rodziną. - Ale to co się działo, dotarło do Buck’a, i jeżeli jest jedna rzecz, którą ten facet nienawidzi, to są nią koty. Więc ignorując fakt, że nie było go przez więcej niż sześć lat, zakradł się do miasta z Watahą, którą stworzył z wyrzuconych Smithów i wilków bez swojego miejsca, które znalazł po drodze. Plan był prosty: porwać mnie, porwać moją mamę. Może by zadziałał, ale Buck musiał zapomnieć o tym, jak lojalni są Smith’ci w stosunku do swoich szczeniąt i kobiet, które je wychowały. Chociaż żadne z nich nie wariowało na pomysł wilka parującego się, a jeszcze mniej biorącego ślub, z kotem, wciąż wiedzieli jak bardzo Mama kochała Tatę i, co ważniejsze, jak źle Buck ją traktował. Wiedzieli również jakim draniem był. Większość Smithów już tu była na ślub kiedy mój ojciec wszedł na terytorium. Najpierw znalazł mnie. Powiedział mi, że byłem jego synem i, że przybył by zabrać mnie ze sobą do domu. – Zatrzymali się przy wielkim głazie i Jamie oparła się o niego, obserwując Tully’ego uważnie. - Wiesz – Tully zrelaksował się przy dębie, skrzyżował ramiona na piersi. – to jest jedna z tych rzeczy, na którą każde ośmioletnie dziecko czeka, kiedy dorasta bez ojca. Na swojego tatusia, który po niego wróci. Marzy o tym, życzy sobie tego, modli się o to. I oto był, stojąc przede mną. Wiedziałem, że nie kłamie. Wiedziałem, że był moim ojcem. - Co zrobiłeś? Wzruszył ramionami, nawet teraz nie będąc pewnym, że rozumiał co zrobił tamtego dnia. – Zawołałem Jack’a. Zawołałem mojego tatę a on przybył, biegnąc. Nie siedem lat później, ale właśnie wtedy. Wataha Smithów wraz z nim. Nigdy nie wiedziałem tyle krwi jak widziałem tamtego dnia. Mama została ranna, walcząc przy boku Taty. Kiedy było już po wszystkim, nikt nie był martwy, ale Wataha Buck’a najbardziej ucierpiała, kulejąc wracali tam skąd przyszli. Ale wiedziałem, że od tego dnia, kiedy Jack zaniósł mnie z powrotem do miasta a ja zobaczyłem starego Buck’a obserwującego nas zza drzew zanim się wycofał, że jestem jego wrogiem. Że u niego przekroczyłem granicę, czego nigdy mi nie wybaczy.
Tłum. Nelly
To brzmiało jak jakaś stara bajka, którą jej pradziadek – o którym cała rodzina mówiła jako o ‘Dużym Tacie’ chociaż facet miał nie więcej niż pięćdziesiąt dwa lat – opowiedziałby jej podczas jednego z rodzinnych spotkań kiedy jej matka i ciotka jechałyby na nie przez dwa dni z Long Island do Alabamy z dwoma kłócącymi się smarkaczami na tylnich siedzeniach. Jedyną różnicą było to, że ludzie w opowieściach Dużego Taty byli w pełni ludźmi a Tully nie kończył każdego zdania słowami: „Ponieważ wiesz, jakie te wsioki z Południa są”. Zachwyciło ją to nawet gdy jej umysł pracował dalej nad problemem. - Myślisz, że jest tu dla zemsty? – zapytała, ale Tully jedynie potrząsnął głową. - Buck Smith nigdy nie jest tak prosty. - Czegoś chce. - Chce tego. – Spojrzał dookoła na drzewa i w górę na piękne, niebieskie niebo. – Chce tego terytorium. Smithville jest pierwszym terytorium naszego rodzaju a wilkiem, który zarządzał nim przede mną był mój Wujek, Tyrus Ray. – Tyrus? – Sześć i siedem dziesiątych stopy, i trzysta osiemdziesiąt pięć funtów niebezpiecznie niestabilnego wilka, ale mógł być dużym, starym misiem pluszowym kiedy naszedł go nastrój. Zmarł niespodziewanie pięć lat temu i jeden z jego synów, Johnny Ray, przejął władzę, ale to nie poszło dobrze. Był arogancki i gniewny i pewnego dnia po prostu zadziałał mi na nerwy i ja… - Nogi z dupy mu powyrywałeś? – wcisnęła się kiedy wydawał się szukać odpowiedniego sformułowania. - Preferuję ‘nauczyłem go rozumu’. Ale obojętne. Wynikiem tego było to, że kiedy wstałem następnego dnia byłem Męskim Alfą i burmistrzem. - Tak zostałeś burmistrzem? - Nie. Zostałem wybrany na burmistrza Smithville, ale Johnny Ray zadziałał mi na nerwy na moim przyjęciu inauguracyjnym. Brzmi dobrze. Odwracając wzrok, Tully wymamrotał. – Powiem Tacie, że Buck wrócił. - Potem co? Tłum. Nelly
- Nie wiem. – jego wzrok przeniósł się na nią. – Co sie stało kiedy się zameldowali? - Nic. Z wyjątkiem tego, że musiałam odejść i pozwolić Sen zająć się zameldowaniem. - Dlaczego? - Wanda…ona pachniała tym – Jamie zadrżała – olejkiem z paczuli. - Panie, kobieto, co ty masz do tej rzeczy? - Nienawidzę tego! To mój kryptonit! Jak kobiety takie jak Wanda. - Kobiety jak Wanda? - Ta. Te pseudo hipisowskie, kobiety Nowej Ery36, które zawsze chciałam dźgnąć w twarz. Prawda jest taka, że jeżeli nie spotkałabym mojego sabatu w gimnazjum37, byłabym samotnym praktykiem. Mac również. Przysięgam, że nic nie działa mi na nerwy szybciej niż te czczące Artemidę, pachnące paczulą, potrzebującecholernego-strzyżenia, ogól-pachy-raz-na-jakiś-czas, stale-jeżdżącebusem38, nalegające-na-nazywanie-mnie-siostrą wrzody na dupie. Tully gapił się na nią. – Ale nie, że masz jakiekolwiek mocne zdanie na ten temat czy coś. - Może trochę. Ale to przez te typy, przez które mój sabat ma zakaz wstępu na Green Man Festival39. - I jestem pewny, że to nie miało żadnego związku z tym co prawdopodobnie kombinowałaś w tamtym momencie. - Może trochę, - potrząsnęła głową – ale nadal twierdzę, że zachowywały się irracjonalnie. Mam na myśli to, że wszystkie są takie zajęte mówiąc, że ściągają księżyc, ale kompletnie wariują, gdy ktoś rzeczywiście to robi. Tully mrugnął. – Ściągnęłaś księżyc z jego orbity? Prychnęła. – Oczywiście, że nie. - Oh. - Po prostu przysunęłam Ziemię trochę bliżej do niego. Ramiona Tully’ego opadły do jego boków. – Co zrobiłaś? - Nie histeryzuj. Cofnęłam to. 36
http://pl.wikipedia.org/wiki/New_Age Powiedzmy.. :D to jest szkoła dla dzieci w wieku 12-15 lat. 38 Nie wiem jak te busy się nazywają Ale w org. było love bus. http://img20.imageshack.us/img20/3532/tumblrlvuzhksr9j1r18v4u.jpg 39 Niezależny festiwal muzyczny - http://en.wikipedia.org/wiki/Green_Man_Festival 37
Tłum. Nelly
Tully nie myślał, że to byłoby możliwe. Nie myślał, że ktokolwiek był w stanie to zrobić. Ale Jamie Meacham poradziła sobie z niemożliwym. Sprawiła, że myślał o czymś innym niż o swoim ojcu. - Jesteś szalona. – zarzucił jej, co było czymś, czym nie rzucał lekko, biorąc pod uwagę historię jego własnej rodziny. - Nie szalona. Po prostu lekko się popisuję. Tak się zmęczyłam ich gadaniem, gadaniem, gadaniem i nic nie robieniem. Nie gadaj o ściągnięciu księżyca. Zrób to, cholera. Jeżeli to nie zadziała, przybliż Ziemię. Żadnej operacji mózgu, ludzie. - Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że wytrącanie jakiejkolwiek planet z jej orbity może spowodować ogromne implikacje w skali globalnej? - Nigdy nie byłam zainteresowana nauką. – powiedziała lekceważąco. - Oh. Cóż, w takim razie… - Poza tym, wszystko cofnęłam i powstrzymała większość tsunami, tornad i erupcji wulkanów zanim straciłam przytomność. Panie, teraz go rozśmieszyła. Śmiał się tak mocno, że nie mógł się nawet wyprostować. Nie myślał, że to możliwe. Nie, dopóki jego ojciec by nie wyjechał a wszystko byłoby w porządku, w mieście, które kochał. Ale w jakiś sposób jedna w pełni ludzka czarownica zdołała uczynić niemożliwe, ponownie. - Ta, pewnie, śmiej się. Ale pozwól mi sobie powiedzieć, wszystkie te pseudo hipisowskie czarownice z tą filozofią ‘miłość rozwiązuje wszystko’, w swojej istocie są—totalnie stalinowskie. A dziesięć minut później, kiedy Starsi w końcu ich wyśledzili, wyjątkowo zainteresowani tym co usłyszeli od miastowej wytwórni plotek i chcąc kilka odpowiedzi od Tully’ego i Jamie na temat tego, co planują – wydawali się być naprawdę zatroskani kiedy znaleźli śmiejącego się Tully’ego, który turlał się na plecach i Jamie opryskliwie odpowiadającą mu: - To nie jest śmieszne! One są dla mnie naprawdę złośliwe!
Tłum. Nelly
Rozdział 6 - Powiedz mi jeszcze raz – Jamie wymamrotała blisko jego ucha, jej wzrok badał salę posiedzeń Gmachu Hrabstwa, z jej meblami z wiśniowego drewna i stół komisyjny – dlaczego Starsi nalegają na spotkania w podstawówce, kiedy są sale posiedzeń takie jak ta? - Ponieważ, jeżeli używaliby jej zbyt często, nie lśniła by wciąż i nie wyglądałaby nadal tak ładnie – odszepnął. – Heh. Oboje zachichotali, ich oczy na krótko się spotkały, a Tully nie potrafił wytłumaczyć co zaszło pomiędzy nimi, ale poczuł to tak pewnie jakby dotknęła go swoją dłonią. - Skończyliście? – warknął Jack Treharne. Oczywiście, on wywarkiwał większość rzeczy, ale dopóki to wszystko się nie uspokoi, dopóki jego partnerka i miasto, które kochał, nie będą bezpieczne od Buck’a Smith’a, ten facet będzie cholernie nieznośny. Ale Tully nie miał nic przeciwko, ponieważ obaj czuli się w ten sam sposób w stosunku do miasta i jego mamy. – Ponieważ, ten drański wilk jest problemem, który należy rozwiązać. - Rozumiem to – Jamie powiedziała mu spokojnie – ale nie jestem pewna co oczekujecie, że zrobimy. Jack odepchnął sie od ściany, o którą się opierał, i podszedł do Jamie. – Dlaczego, do cholery, nie? Jaki jest cel twojej obecności tutaj, jeżeli nie możesz zrobić tego co ci powiemy? - Nie pracuję dla ciebie Jack. Jestem bardziej jak… ochrona o nieograniczonym zasięgu. - Możecie ustawić te okręgi czy jakkolwiek je nazywacie? - One już są na miejscu. – Wtrąciła się Mac z jej miejsca, na drugim końcu pokoju. – I odnawiamy je każdej pełni księżyca, ale nadal nie pomogą z waszym konkretnym problemem. - Dlaczego nie? - Ponieważ granice, które stworzyłyśmy trzymają z dala w pełni ludzi a czyste zło na zewnątrz. – Jamie wzruszyła ramionami. – Nie będę trzymać z dala zwierząt i to mniej więcej wlicza was. - Wciąż jesteśmy ludźmi. W większości. - Prawda. Ale zmienni są chronieni przez tych samych bogów, którzy upoważnili nas do stworzenia tych granic. To wlicza Buck’a Smith’a. Tłum. Nelly
- Więc nie ma nic, co mogłybyście zrobić? - Tego nie powiedziałam. Możemy zrobić wiele rzeczy. Niektóre z nich zostawią tylko zwęglone szczątki i czułe wspomnienia. Ale jeżeli nie zrobił nic by wywołać taki atak ze strony mojej i mojego sabatu, jedynie narażam nasze moce. – A Tully wiedział, że nigdy by tego nie zrobiła. - Co jest tym, co ci mówiłem, Tatusiu. – Tully przypomniał mu. - Chcesz go tu, prawda? – I jeśli to brzmiało jakby Jack oskarżał Tully’ego…tak. – Żebyś mógł pleść swoje bzdury jakbyś był na cholernej sesji terapeutycznej. - Stary, przychodzą mi do głowy tysiące tortur jakie bym zniósł raczej niż radzenie sobie z Buck’iem Smith’em, ale to nie zmienia faktu, że nie możemy go powstrzymać od przyjeżdżania tu ze swoją Watahą na wakacje. – Co było tym, co powiedziała Wanda Pykes Senece przy zameldowywaniu się, ale Tully nie byłby na tyle głupi by w to uwierzyć. - A jeżeli zdecydują sie zostać? – zapytała Gwen McMahon. - Na to nie pozwolę – Tully powiedział zwyczajnie. - A jak zamierzasz go powstrzymać? – zażądał Jack. A Tully odpowiedział swojemu tacie w jedyny sposób, w jaki wiedział jak. – Jakimkolwiek sposobem muszę. - Mogę z nim porozmawiać. – Jamie zaoferowała i zdumiało ją jak cichy stał się cały pokój. Tak cichy, że mogła usłyszeć wrony i sójki za oknem walczące wściekle o obszar drzewa. - Porozmawiać z nim o czym, dokładnie? – Co obraziło Jamie to, to, że pytanie wyszło od jej własnej, cholernej kuzynki. Gdzie była lojalność? - Kochanie, byłam gliną przez lata. Wiem, jak to robić. Pójdę i sprawdzę go, pogadam z nim, zrozumiem, co kombinuje. Mac stała teraz obok niej, jej ramiona skrzyżował się na jej nieistniejących cyckach. – Albo rozpoczniesz drakę. Znieważona, ponieważ jej lojalność do Tully’ego wzrosła dynamicznie w mniej niż dwadzieścia cztery godziny i nigdy by go nie naraziła, Jamie powiedziała ostro. – Nie rozpocznę draki. - Nie wiesz jak nie rozpocząć draki.
Tłum. Nelly
Jamie odwróciła się więc stała twarzą w twarz ze swoją kuzynką. – A być może ty musisz ze mnie zejść, kuz. - A być może ty musisz mnie do tego zmusić. Jamie podniosła dłoń. Nie by uderzyć kuzynkę ale by wyrzucić ją z pokoju jednym dobrze przygotowanym zaklęciem, kiedy Tully sięgnął i chwycił stanowczo jej palce swoimi, i przyciągnął ją do swojego boku. - Bardzo chciałbym byś porozmawiała z Buckiem. - To teraz, rozumiem – narzekała Jamie – to brzmi jak sarkazm. - To nie jest sarkazm – powiedział Jack, obserwując swojego pasierba. – Ten idiota naprawdę chce żebyś to zrobiła. - Cenię jej opinię, Tatusiu. - Jak powiedziałem – wymamrotał starszy mężczyzna, odwracając się. – Idiota. Tully złapał się na podwózkę z Kyle’m z powrotem do hotelu a Bear spotkał ich przed nim. Wiedźmy wysiadały z SUV’a Jamie kiedy Tully zapytał Bear’a. – Gdzie oni są? Grizzly, zdolny by złapać zapach z dwudziestu mil, podniósł głowę. Wciągnął powietrze. Raz. Dwa razy. Po trzecim razie, kiwnął głową na zachodnią część kurortu. – Kort do racquetball’a40. Tully i Kyle wpatrywali się w Bear’a. Buck grający w racquetball? - Poważnie? – w końcu zapytał Kyle. - Ta. Poważnie. - Okej. – Tully odwrócił się na czas by zobaczyć Jamie odchodzącą w tamtym kierunku. W kilka długich kroków był przy jej boku. – Jesteś tego pewna? - Myślałam, że ufasz mojemu osądowi. - Powiedziałem, że ufam twojej opinii. I również nie mówimy tutaj o tym. - Cóż, będziesz musiał mi zaufać, Marmaduke. - Sprawiasz, że to nie możliwe, kiedy mnie tak nazywasz. Uśmiechnęła się do niego szeroko i mrugnęła gdy brnęła dalej. Tully dotrzymywał jej kroku kiedy poczuł, że ktoś chwycił go od tyłu i pociągnął go w tył. Odwrócił się i stanął oko w oko z Mac. – 40
Co prawda, Wikipedia podaje, że w racquetball’a gra się na korcie do squash’a.. ale w tekście jest tak. http://pl.wikipedia.org/wiki/Racquetball
Tłum. Nelly
Dlaczego chcesz mnie zranić? – zapytała. - Nie wiedziałem, że to robiłem, kochanie. - To nie może pójść dobrze. - Tego nie wiesz. - Znam moją kuzynkę. - Była dobrą gliną? - Była doskonałą gliną. Jedną z najlepszych. - Więc o co się martwić? - Tu nie chodzi o pomaganie obcym. - Nie? - Oczywiście, że nie. Robi to dla was ludzie, co może jedynie zwiastować katastrofę. - Naprawdę? Ponieważ nie wydaje się, że twoja kuzyna była zbyt miła dla wszystkich wokół. - Właściwie jest w najprzyjaźniejszym nastroju, w jakim ją kiedykolwiek widziałam. Tully mrugnął parę razy zanim zapytał ponownie. –Naprawdę? - Tak. Naprawdę. Wzruszył ramionami. – Zatem w porządku. Wypuszczając raczej nazbyt dramatyczne westchnienie, Mac przepchnęła się obok niego. Tully podążył i szybko dogonili resztę, sekundy przed tym jak doszli do kortów. Buck’a nigdzie nie było widać, ale byli jego synowie. Buck miał co najmniej trzech synów – których wszyscy byli świadomi – i wszyscy nie byli warci cholery. Oczywiście, tak samo czuli w stosunku do Tully’ego. Nie zaskakująco, nie znaleźli chłopców Buck’a na korcie, ale na strzelnicy zaraz obok niego. Myśl o jego idiotycznym braci przyrodnim, Lutherze, bawiącym się łukiem i strzałą jedynie głęboko zaniepokoiła Tully’ego. Jamie podeszła do Luthera, uśmiechnęła się. – Czy Buck jest w pobliżu? - Nope. – Luther już miał swój łuk naciągnięty, strzałę wpasowaną. - Wiesz, kiedy wróci? - Nope.
Tłum. Nelly
Tully przewrócił oczami. Dzięki Panu za jego mamę, ponieważ oczywistym jest, że jego zdolność do myślenia, rozumowania i komunikowani wyraźnie pochodziły od niej. - Jest ktoś inny z kim mogłabym porozmawiać? – zapytała Jamie. – Ponieważ ty nie zaspokajasz moich potrzeb. Tully usłyszał stłumiony śmiech i był zszokowany zdając sobie sprawę, że pochodził od Bear’a. Ten facet nie śmiał się dużo. To nie leżało w jego naturze. Luther przyjrzał sie bliżej Jamie, potem jego zarozumiały, durny wzrok zbadał resztę z nich. Był tam tylko Luther i dwa inni przyrodni bracia Tully’ego, więc może nie był na nastroju by walczyć, ponieważ grzecznie jej powiedział. – Tata będzie z powrotem za godzinę. Wtedy możesz z nim porozmawiać. - Świetnie. – Jamie odwróciła się by odejść kiedy Luther nagle podniósł łuk. Nie na nią, nawet nie na tarczę, ale prosto do gory. Tully usłyszał ten znaczący krzyk i szybko powiedział. – Luther. Nie. Ten durny, bezdomny pies spojrzał dokładnie na niego – uśmiech na jego twarzy, który wyglądał tak bardzo jak Buck’a – i wypuścił strzałę. Tully wzdrygnął się kiedy usłyszał jak strzała uderza w cel, kolejny krzyk rozbrzmiał gdy upadł na ziemię. Jamie zatrzymała się w miejscu i odwróciła się, jej oczy zamknęły się na dużym ptaku nie więcej niż pięć stóp od Luthera. Kiedy jedynie tam stała, wpatrując się, Tully przypuszczał, że była w szoku. Aż się ruszyła. Nie. Nie ruszyła za Lutherem, chociaż Tully bardzo chciałby to zobaczyć. Zamiast tego Jamie pogoniła za Senecą – która ruszyła za Lutherem. Jamie sięgnęła po swoją przyjaciółkę, ale mała wiedźma wywinęła się z ramion Jamie i podbiegła prosto do Luthera. Nic nie powiedziała, ale uderzyła go. Dokładnie w podbródek ponieważ nie mogła dosięgnąć jego twarzy. Luther warknął, jego dłonie owinęły się wokół gardła Sen, podnosząc ją z ziemi. Mac, Kenny, i Emma przysunęły się do siebie a Mac podniosła swoje dłonie, płomienie i błyskawice tańczyły na jej koniuszkach palców. Ale zanim mogła cokolwiek uwolnić, zanim mogła zetrzeć Luthera z miejsca, w którym stał, Jamie wykonała swój ruch. Ale nie był tym, czego Tully się spodziewał. Tłum. Nelly
Ponieważ, naprawdę nie spodziewał się, że przyłoży swoją .380 do potylicy Luthera. Odbezpieczony, jej palec stanowczo na spuście. - Wszyscy się teraz uspokoimy – powiedziała łagodnie, jej pistolet był przy głowie Luthera, ale jej oczy były na jej sabacie. – Wszyscy weźmiemy głęboki wdech i się uspokoimy. Palce Mac zwinęły się w pięści a płomienie i błyskawice znikły z jej dłoni. - Teraz odłożysz moją przyjaciółkę – powiedziała do Luthera. Tak zrobił, natychmiast uwalniając Senecę. Potknęła się lekko kiedy jej stopy uderzyły w ziemię, ale szybko odwróciła się do sokoła Jamie, klękając przy nim. Luther był cholernym strzelcem, Tully przyznał mu to. Strzała przeszła dokładnie przez tego ptaka. Utrzymując jego głos płaski i kontrolowany, Tully powiedział do Luthera. – Cele są naprawdę konkretne w Smithville, Lutherze Ray’u. Strzały nie są przeznaczone do używania na czymkolwiek innym niż na środku tarczy, który jest po drugiej stronie tego terenu. Chcesz polować, zmieniasz się i robisz to właściwie. - Tylko chciałem przetestować swoje umiejętności, starszy bracie – powiedział Luther, bardziej niż mniej kpiąc z jego słów. – Nic w tym osobistego. - Dobrze – cichy, wypełniony łzami głos powiedział i Seneca spojrzała na Luthera. – I to również nie jest nic osobistego. Drobna kobieta cofnęła ramiona potem pchnęła je do przodu, ryk dorównujący jakiejkolwiek lwicy ryczącej z płuc, i ciało Luthera poszło w powietrze, rzucone w tył i na betonową ścianę jednej z przechowalni. Pozostali dwaj idioci postąpili w kierunku Senecki i Jamie nacelowała swoją bronią w najbliższego. – Nawet nie… ostrzegła po prostu. Nie ważyli się, zatrzymując się w miejscu, ich oczy były na jej pistolecie. Seneca warcząc jak większość rozkosznych kociaków, wstała i posuwała się w kierunku Luthera. Bez odwracania wzroku od krewnych Tully’ego, Jamie szczeknęła. – Kenny. - Mam ją. – Ciemnowłosa kobieta złapała Senecę przez owinięcie jej ramion wokół talii wiedźmy i podniesienie jej z ziemi. Kenny zaniosła zwoją przyjaciółkę z powrotem do hotelu, Seneca przeklinała przez całą drogę. Tłum. Nelly
Jamie przelotnie zerknęła na Tully’ego i wskazała nap taka leżącego na ziemi. – Tully? Kucnął i spojrzał na niego. Byłby pierwszym do stwierdzenia, że nic nie wie o ptakach oprócz tego, które smakują dobrze z sosem barbeque, i które smakują lepiej z cytryna i masłem, ale wiedział kiedy coś było żywe a kiedy było martwe. - Nadal oddycha, ale musimy szybko dostarczyć ja do weterynarza. Jamie przytaknęła spoglądając na Bear’a. - Idźcie – powiedział grizzly. – Zajmę się sprawami tutaj. - Potrzebujesz mojej broni? I Tully nawet nie musiał patrzeć by wiedzieć, że Bear się uśmiechał. - Kochanie…to jest ostatnia rzecz jakiej potrzebuję.
Tłum. Nelly
Rozdział 7 - Nie poszło tak dobrze, jak miałem nadzieję – powiedział w końcu Tully po godzinie siedzenia w ciszy, w poczekalni Kliniki Weterynaryjnej Colton City, jakieś czterdzieści pięć minut, czy coś koło tego, drogi od Smithville. Wydawał się być zaskoczony tym, że ptak przeżył, ale Jamie nie była. - Przepraszam za to – powiedziała. - Przepraszasz za co? Nie zrobiłyście niczego złego. To oni. - To nie jest tak, że oni wiedzieli czy nawet mogli pojąć relację jaką mam z Rico. Tak naprawdę nie możesz ich winić. Myśleli, że jedynie strzelali do ptaka. - Dokładnie. To jest problem. Mamy wspólny związek z ptakami. Najbardziej z wronami, ale są naprawdę lojalne wobec siebie. Jeżeli zaczniemy je zestrzeliwać z nieba, zaatakują nas w mgnieniu oka. - Nie zauważyłam. - Twój ptak obsrał mi głowę a żyje by o tym skrzeczeć. To nie była wskazówka? - A widzisz? Myślałam, że puściłeś to płazem, ponieważ tak bardzo mnie lubisz. Pochylił się do przodu aż jego ramie dociskało się do jej. – Zesrała mi się na głowę. Śmiejąc się po raz pierwszy od jakiegoś czasu, Jamie przytaknęła. – Rozumiem. Jestem pewna. - Zatem w porządku. Weterynarz wyszedł z tyłu, uśmiechając sie do nich. – Cóż, ku mojemu zaskoczeniu, wygląda na to, że twój ptak da radę. Jamie szerzej otworzyła swoje oczy i otworzyła lekko usta by dać wrażenie, ż eta informacja ją naprawdę zszokowała. – Jest pan pewien? - Jestem! – powiedział weterynarz. – Teraz, będzie potrzebowała mnóstwo opieki przez następne kilka dni. - Oczywiście. - I naprawdę muszę sprawdzić, ale, czy masz licencję sokolnika? Tłum. Nelly
Jamie nawet nie wiedziała, że coś takiego było. – Cóż – zdecydowała się powiedzieć przynajmniej częściową prawdę. – pojawiła się pewnego dnia i naprawdę nie odeszła. Nie wiedziałam, że potrzebuję licencji. - Właściwie, jedno z was powinno ją mieć. Ale nie będę robić z tego wielkiej sprawy. To jest tylko coś o czym musicie pomyśleć jeżeli weźmiecie ją do innego weterynarza Mogą zadać o wiele więcej pytań. - Nie ma problemu. - Okej. – Weterynarz uśmiechnął się. – Będzie dla was gotowa za chwilkę i damy wam leki, które będą potrzebne by się nią zająć. - Świetnie! Dziękuję! – Kiedy weterynarz wyszedł z poczekalni, Jamie pozwoliła by ten bolesny, sztuczny uśmiech opadł. – Nie mogę uwierzyć, że będę musiała wydać tyle pieniędzy na cholerstwo, którego ten ptak nawet nie potrzebuje. - A dlaczego ich nie potrzebuje? - Seneca. Ona jest naszym osiadłym uzdrowicielem. Ledwie strzała uderzyła Rico, uwolniła zaklęcie by ją uleczyć. Co również wyjaśnia dlaczego zaatakowała… jak on ma na imię? - Luther. - Ta. Luther. Istnieją efekty uboczne, kiedy używasz tej całej magii, tak szybko, bez przygotowania. Dla niej jest nim wściekłość. – Jamie potrząsnęła głową. – Potrzebuję licencji sokolnika. Czy oni żartują? Tully roześmiał się, ale ucichł gdy Jamie usłyszała jak zadzwonił dzwonek, kiedy drzwi otworzyły się i w niego uderzyły. Podniosła wzrok i obserwowała dużego, ciężkiego mężczyznę idącego przez pokój w ich kierunku. Zatrzymał się przed nimi i skinął głową Tully’emu zanim skoncentrował się na Jamie. - Panno Jamie – powiedział, wyciągając dłoń. – Nazywam się Buck Smith i chciałem przeprosić za to, co stało się wcześniej. Tully nie wiedział co robił jego ojciec, ale gdy obserwował jak Jamie wsuwa dłoń w jego, wszystko co chciał zrobić to wyłamać rękę starego wilka w barku. - Zajmę się swoimi chłopcami kiedy wrócę, ale chciałem by pani wiedziała od razu, że to co się wydarzyło nie było w porządku według mojej opinii. Tłum. Nelly
Nie było? Od kiedy? - Doceniam, że przybył pan tu osobiście by mi o tym powiedzieć – powiedziała Jamie. – To sprawia, że czuję się o wiele lepiej z tym wszystkim. Nie mogła tego kupować. - A ja doceniam, że dała mi pani dojść do głosu. Oczekuję również, że doda pani to, cokolwiek pani tu opłaciła, do mojego rachunku. - To nie jest konieczne. - Dla mnie jest. Proszę mi obiecać, że pani to zrobi. - W porządku. - Dziękuję. – Nadal trzymał jej dłoń, obserwując ją zanim ją wypuścił, skinął im i odszedł. Tully podążał zaraz za nim. Gdy zbliżyli się do starej ciężarówki, Tully zapytał. – Co ty, do cholery, kombinujesz, stary? Buck zatrzymał się i stanął twarzą do niego. – Nic nie kombinuję. I uważaj jak do mnie mówisz, chłopcze. Nie jestem tym kotem, z którym dorastałeś. Oto był. Oto Buck Smith. - Nie ogłupisz mnie nawet na sekundę. Buck uśmiechnął się. – Nie wiem, co masz na myśli…synu. Tully warknął kiedy Buck obszedł pikapa do strony kierowcy. Wszedł i zatrzasnął drzwi, jego ramie spoczywało na drzwiach z otwartym oknem. – Wiesz, myślałem, że może nadszedł czas by zapomnieć o przeszłości. - Co? - To sprawiłoby, że moja Wanda byłaby naprawdę szczęśliwa. Nie lubi tej całej dyskusji. - Czy ty w ogóle potrafisz przeliterować ‘dyskusja’? - Zabawne. Zawsze byłeś bardzo zabawny. – Buck odpalił ciężarówkę. – Wszystko, o co proszę, to o szansę. Szansę by sprawić by wszystko było w porządku. Pomyśl nad tym. Tully stał na parkingu, sam nie wiedział jak długo, po tym jak jego ojciec odjechał. Inni pacjenci wchodzili, psy warczały na niego i kłapały zębami lub kuliły się na smyczach, koty syczały na niego ze swoich klatek. Ogier, przywieziony na leczenie, na tyły gdzie brali zwierzęta gospodarcze, uciekł ze swojej przyczepy, zanim jego Tłum. Nelly
właścicielka mogła w ogóle wyjść ze swojej ciężarówki, i pobiegł w dół ulicy, pół personelu weterynaryjnego za nim. A przez cały czas Tully nie ruszył mięśniem dopóki Jamie nie wyszła na zewnątrz z zabandażowaną Rico w prowizorycznej skrzynce i torbą leków zwisającą z jej pięści. Zatrzymała się przy nim, obserwując go bez słowa. - Powiedział, że chce zapomnieć o przeszłości. Jamie wzruszyła ramionami. – Cóż… - Nie mów mi tego, co myślisz, że chcę usłyszeć, Jamie – wtrącił, zdesperowany by usłyszeć prawdę. Całkowitą prawdę. – Powiedz mi co czujesz. - Co czuję? – Wypuściła oddech. – Czuję, że mam ochotę na shake’a czekoladowego z McDonalda na końcu ulicy. Czuję, że Rico będzie wykorzystywać sympatię, tak długo jak się da. I czuję, że jeżeli twój ojciec miałby niewielką szansę, podciąłby ci gardło i zostawił wykrwawiającego nad jeziorem, które przypadkowo zatrułam. Ale na twoją korzyść jest to, że czegoś chce. I nie wykona ruchu dopóki tego nie dostanie. Ale jeżeli teraz go wrzucisz, to wróci jedynie później. Może w naprawdę złym momencie. Jestem wielką fanką raczej czekania by zobaczyć co ludzie zrobią niż po prostu reagowania. Tylko upewnij się, że jesteś na niego gotowy. W każdym razie…to moja opinia. – Pociągnęła go za koszulkę. – Chodź. Zdobądźmy tego shake’a. – Wtedy nagle, zaskoczyła go i, zgadywał, samą siebie, przez stanięcie na palcach i pocałowanie go w policzek. Jej brązowe oczy mrugnęły rozszerzone, potem wykrztusiła, starając się brzmieć swobodnie. – To za przybycie dzisiaj ze mną tutaj. I za wczorajszą noc. I po raz pierwszy odkąd jego ojciec odjechał, Tully nagle zobaczył wszystko wokół siebie w krystalicznej doskonałości. Niebiesko niebo nad nim, zakurzoną ziemię pod jego stopami, ogiera szarżującego z powrotem, po drugiej stronie ulicy, techników weterynaryjnych i właścicielkę wciąż próbujących go złapać i niesamowity tyłek wystający od strony pasażera SUV’a gdy Jamie umieściła skrzynkę z ptakiem wewnątrz samochodu. Po kilku minutach jego jawnie niegrzecznego patrzenia się pożądliwie, usłyszał jak Jamie wydaje zirytowane westchnienie i odwróciła się do niego twarzą. – Miałbyś coś przeciwko podania mi pomocnej dłoni, Tully?
Tłum. Nelly
Nie zgodził się poruszyć, ponieważ nie wiedział co chciała z tą ręką. - Nie uspokoi się z powrotem. Myślę że może będziesz musiał ją trzymać. Ptak. Mówiła o ptaku. Co było dobrą rzeczą, bo jeżeli mówiłaby o czymś innym, nie opuściliby tego parking przez godziny a Colton City było prorodzinnym miastem. Ostatecznie nie było by to właściwe. To byłaby zabawa….ale niewłaściwa. Przynajmniej nie teraz.
Tłum. Nelly
Rozdział 8 Jamie zaparkowała swojego SUV’a i wysiadła. Już zostawiła Rico chodzącą po meblach w domu, udającą, że jest zbyt słaba by latać. Jamie była z powrotem w hotelu by sprawdzić swój sabat, zwłaszcza Sen. Weszła po schodach werandy i sięgała do drzwi, kiedy usłyszała. – Rozmawiałem ze swoimi chłopcami. Naprawdę im przykro z powodu tego co się stało. Zatrzymała się i powoli zwróciła twarzą do Buck’a Smitha. Siedział w jednym z foteli bujanych, które zaśmiecały miejsce dookoła ganku. Obserwował ją oczami, które miał również jego syn. Ale był bardziej zwalisty niż Tully, niebezpiecznie duży. Rodzaj faceta, z którym nigdy nie chciała być złapana sama w alejce. - To było tylko nieporozumienie. – Obdarowała go tym samym uśmiechem, który zwykła dawać sprawcom przestępstw, którzy, była pewna, że kogoś zabili, ale nie miała jeszcze dowodu by to potwierdzić. - Nie jesteście, jak inne sabaty. Podeszła do niego, ale niezbyt blisko. Po prostu byli tacy ludzie na świecie, do których nie zbliżała się zanadto. Buck Smith zdecydowanie był jednym z nich. – Można tak powiedzieć. - Wszystkie jesteście zdecydowanie ładniejsze. Te ze Środkowego Zachodu ostatnie kilka lat wyglądały jakby ich miejsce było pługiem. Śmiech Jamie był prawdziwy. - Więc ty i mój chłopak, razem? To wydawało się być dziwnym pytaniem wychodzącym od nietroszczącego się ojca. – Nie, tylko dobrzy przyjaciele. - Coś mi mówi, że nie masz zbyt wielu przyjaciół. - A mi coś mówi, że ty żadnych nie masz. Ale hej – powiedziała zanim mógł odpowiedzieć – to nie dlatego tu jesteś. Jesteś tu by zobaczyć syna. By naprawić to połączenie. To jest to co powiedziałeś Tully’emu, racja? - Ta. Racja. Obserwował ją a Jamie nie wzdrygnęła się, ani nie odwróciła wzroku. Nie wiedziała na co patrzy lub czego szuka, ale niech ją Tłum. Nelly
cholera, jeżeli wycofa się przed kimkolwiek. To było coś, czego nauczyła się jako glina. Pokaż jakąkolwiek słabość a kanalie zetrą cię na proch zanim weźmiesz kolejny oddech. - Tu jesteś. – Wanda pomachała ze ścieżki prowadzącej do hotelu. Kobieta nie zbliżyła się nawet na 10 stóp41 kiedy oczy Jamie zwilgotniały. Czy ta kobieta kąpie się w tym zapachu? Może Jamie nie cofnie się podczas gaszenia pożaru czy podczas stawiania czoła dawcy nasienia Tully’ego, ale niech ją cholera jeżeli zostanie w pobliżu tego zapachu. Do czasu gdy Wanda dotarła do werandy, Jamie wchodziła do hotelu, stanowczo zamykając za sobą drzwi. Kichnęła dwa razy a Emma uśmiechnęła się do niej szeroko z recepcji. - Wanda? – zapytała. - Z pewnością będziemy musieli odkazić jej pokój kiedy wyjadą. *** Tully zrelaksował się w półokrągłym boksie w jego ulubionym barze. Nie był najbardziej wymyślny w mieście, ale był najbardziej komfortowy, serwował jego ulubione piwo i najlepszą muzykę reggae na żywo na Wschodnim Wybrzeżu. Jak się okazało, kojące karaibskie dźwięki były właśnie tym czego właśnie teraz potrzebował. Musiał zostać ukojony. Musiał się zrelaksować. Co nie jest łatwe, kiedy czuł się spięty i zestresowany, ponieważ jego ojciec coś kombinował. Tully popijał swoje piwo, słuchał muzyki, i pozwolił umysłowi kręcić się aż Kyle usiadł po jego jednej stronie a Katie po drugiej. - Więc jak ten ptak? – Kyle zapytał zanim wyjął piwo z dłoni Tully’ego. - Prawdopodobnie bombarduje wiewiórki. Katie położyła głowę na ramieniu Tully’ego. – Myślę, że to takie słodkie, ty jadący z Jamie by zaopiekować się jej ptakiem42. - I, yep – wymamrotał Kyle. – wypowiedziane na głos brzmi bardzo głupio. 41
30 m Po polsku fajnie nam się to składa, ale z tego co widzę, to w ang 'bird’ oznacza panienkę, laskę (o dziewczynie) 42
Tłum. Nelly
Tully pocałował czubek głowy młodszej siostry. – Właściwie było tak zrobić. - Dlaczego? – zapytał Kyle, umieszczając teraz-pustą butelkę piwa z powrotem w dłoni Tully’ego. – To nie twoja wina. Wydaje mi się, że jeżeli ktokolwiek powinien z nią jechać, to powinien to być Luther. - Luther Ray Smith w tym samym samochodzie z Jamie Meacham. - Dlaczego nie? Ustawić kamerę w samochodzie na tą podróż i moglibyśmy sprzedać to gówno telewizji43. Bracia roześmiali się kiedy Katie pociągnęła za koszulkę Tully’ego z długim rękawem. – Co się dzieje pomiędzy tobą a Jamie? - Nic. - Jesteś pewien? Ponieważ jeżeli zamierzacie stać się poważni, ona będzie musiała przestać nazywać mnie Szczerbi. - Porozmawiam z nią o tym – Tully powiedział szybko i głośno aby zamaskować śmiech Kyle’a. *** Jamie weszła do baru i natychmiast się zatrzymała. – Bar reggae na Końcu Świata, w Północnej Karolinie – powiedziała do swojego sabatu. – To trochę przerażające. Sen przepchnęła się obok niej, ponownie cała uśmiechnięta i radosna. Jej wściekłość z tego popołudnia już została zapomniana. – Ominęłyście kilka zespołów! Powiedziałam ci żebyś przyszła ze mną wcześniej, ale nie. Nigdy nie słuchasz! – Weszła głębiej do baru i stół pełen wielkich mężczyzn zawołał jej imię. - Do zobaczenia później, ludzie! – Odbiegła i rzuciła się na największego tam faceta. - Niedźwiedzie – Mac powiedziała obok Jamie. - Polarne, będąc szczegółową – dodała Kenny. - Gdzie ja byłam kiedy to się stało? - Same zadawałyśmy sobie to pytanie wcześniej wiele razy. Jamie wypuściła oddech, po prostu zbyt zmęczona na tą konwersację. – Nie zaczynaj, Mac. 43
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pay-per-view
Tłum. Nelly
- Nie robię tego. Zadałaś pytanie, ja odpowiedziałam. - Czy to miłość? – zapytała się Jamie. - Jak na razie – powiedziała Emma, rozglądając się dookoła baru aż zobaczyła w tłumie Kyle’a i odeszła. - Mam nadzieję, że potrwa do następnej zimy. – Kenny westchnęła i obie kuzynki odwróciły się by na nią spojrzeć. - Chcesz żeby Sen była szczęśliwa i zakochana? – zapytała Jamie. - Do zimy. Mac wzruszyła ramionami. – Dlaczego? - Ponieważ… chcę tam być kiedy znajdzie swojego ukochanego niedźwiedzia polarnego rozłożonego na jednym z tych zamarzniętych sztucznych zbiorników z słoną wodą, cierpliwie czekającego na jedną z tych małych fok, które wrzucimy tam tylko po to by wypchnąć ich głowy żeby polary mogły wyciągnąć je z lodowato zimnej wody, rozerwać je i pożreć je jak Cienkie Miętowe Ciastka Skautki44. - Ona naprawdę doprowadza cię do szału, prawda? - Tak! Ponieważ nikt nie powinien być tak cholernie pewnym siebie i mieć to na myśli! – Wypuściła oddech, ponownie zrelaksowana. – I podsumowując, idę do domu. – Kiedy Jamie zmarszczyła brwi, dodała. – Grać. – Jakby to miało wyjaśnić wszystko a dla Jamie i Mac…wyjaśniło. - Zostajesz? – Jamie zapytała Mac. - Mogłabym się czegoś napić. - Taa. Ja też. – Jamie podała kluczyki od SUV’a Kenny. – Weź samochód, wrócimy pieszo. - Jesteś pewna? - Yep. Razem, Mac i Jamie, skierowały się do baru, ale Emma machała do nich. Kiedy zignorowały ją, wrzasnęła. – Hej! Jamie westchnęła gdy para zmieniła kurs. – Pamiętasz kiedy była tą boleśnie nieśmiałą i niepewną? - Upojne dni. - Teraz kiedy ma regularne bzykanko, jest ekstremalnie arogancka i wymagająca. 44
Niestety po polsku nic nie znalazłam, ale chodzi tu o ciasteczka sprzedawane przez amerykańskie skautki.. czasami pokazywane są na filmach bądź kreskówkach http://en.wikipedia.org/wiki/Girl_Scout_cookie
Tłum. Nelly
- Magiczny, koci penis – kuzynka wyszeptała jej do ucha, co zabrzmiało tak zabawnie dla Jamie, że wciąż śmiała się kiedy pojawiły się przy boksie. I kiedy Kyle powiedział – Cześć, wszystkim – śmiech tylko się pogorszył. - Co jest takie śmieszne? – zapytała się Emma. - Nie zwracajcie na nią uwagi – powiedziała Mac, popychając Jamie w stronę krzesła. - Czekaj – powiedziała Katie, wysuwając się z boksu. – Chcę tego miejsca. Mac wpatrywała się w krzesło. – Dlaczego? - Nie kłóć się. – Katie chwyciła ramię Jamie i wepchnęła ją do boksu. Jamie w końcu przestała się śmiać aż zobaczyła przy kim siedziała. Tully mrugnął do niej i podarował jej największy, najbardziej tandetny uśmiech – co sprawiło, że znowu się śmiała, tym razem Tully śmiał się razem z nią. - Co? – Emma zażądała. - Nie mogę uwierzyć, że naprawdę zamówiłaś Long Island 45 Iced Tea – Tully powiedział do Jamie gdy popijała swojego drinka. – To taki banał. Jamie sięgnęła i podniosła jego butelkę piwa. Trzymała ją z prezentowaną etykietką Coors i Tully wzruszył ramionami. – Jeżeli jest wystarczająco dobre dla NASCAR46… - Nawet nie wiem co to zdanie oznacza. - Jankesi. - Wieśniak47. Tully spojrzał na nią gniewnie. – Wiesz jak niewłaściwe jest nazywanie mnie w ten sposób? - Nie miałam na myśli… - Nawet nie mieszkam na wzgórzach. Przewracając oczami, Jamie podała mu jego piwo i zrelaksowała się w boksie. - Wyglądasz na zmęczoną – powiedział jej. - O rany, dzięki. 45
Long Island Iced Tea – koktajl alkoholowy przygotowywany z wódki, ginu, tequili i rumu z dodatkiem triple sec i soku cytrynowego, zmieszanych z colą - http://pl.wikipedia.org/wiki/Long_Island_Iced_Tea 46 NASCAR - Narodowa Organizacja Wyścigów Samochodów Seryjnych 47 Dokładnie to pogardliwe określenie kogoś mieszkającego w dalekich lasach czy górach, jak ktoś ma inny pomysł to pisać ;)
Tłum. Nelly
Oparł się o siedzenie tak, że ich barki się dotykały. – Nie miałem na myśli, że wyglądasz na zmęczoną i starą i, że to czas by umieścić cię w ładny domu starców. - Czy to uważasz za przemowę dopingującą? - Po prostu chodzi mi o to, że wyglądasz na wyczerpaną. Popiła swojego drinka. – Może jestem. Trochę. Nic, o co trzeba się martwić. *** Ale nie był pewny, czy jej wierzy. - Masz wystarczająco snu? - Poważnie pytasz mnie o moje nawyki senne kiedy słuchamy całkiem dobrego reggae, cieszymy się naszymi ulubionymi napojami alkoholowymi, a wokół mamy tylu ludzi, z których możemy się nabijać? - Tak. Robię to. Wiesz, lubię się tobą opiekować. Wycierać ci nos kiedy masz katar. Karmić cię kiedy jesteś głodna…poklepać cię byś odbiła kiedy jesteś zgazowana. - Nawet nie mam na to odpowiedzi. Jego telefon zadzwonił i kiedy wyciągał go ze swojej tylniej kieszeni, powiedział – Jeżeli mógłbym przeprosić na chwilkę, piękna. Dzwonią moi pełni uwielbienia wyborcy. - To twoja matka. Bez patrzenia na wizytówkę osoby dzwoniącej, Tully powiedział do telefonu – Mamusia? - Cześć, kochanie. Masz minutkę? - Taa, Mamo. Poczekaj. – Zakrył ustnik. – Przerażasz mnie. - Ciebie i wielu innych. Potrząsając głową, wrócił do swojego telefonu. – Co tam, Mamo? - Muszę z tobą o czymś porozmawiać. - To nie byłem ja – odpowiedział automatycznie. Tak jak robił przez ostatnie dwadzieścia pięć lat. – To był Kyle. On jest zły, wiesz? On jest kotem. - O czym ty mówisz?
Tłum. Nelly
- Zrzucam winę na mojego idiotycznego brata. To robię. – Tully uśmiechnął sie szeroko do kota, który wpatrywał się w niego gniewnie kiedy słodka, mała wiedźma usiadła na jego kolanach. - Po prostu zostaw swojego brata w spokoju, Tully Smith – roześmiała się. – A nic nie jest źle. Ale naprawdę chciałam porozmawiać z tobą zanim pogadam z twoim tatą. - Porozmawiać ze mną o czym? - O telefonie, który otrzymałam przed chwilą. Od twojego ojca. Cały humor go opuścił i zapytał się. – Czego chciał? - No już, szczeniaczku, zanim całkiem się zasmucisz, pozwól mi powiedzieć, że był bardzo miły. – Tully wiedział to na pewno. Wiedział, że jego mama była najmilszą kobietą na plancie. To Południowa piękność w niej. Jej czarująca słodycz sprawiła, że nie jedna drapieżna samica zastanawiała się, jak Millie MacClancy zdołała żyć w jednym domu z Tully’m, Kyle’m i Jackiem bez zabicia żadnego z nich. Ale to był jej sposób i, w większości, jej wrodzona dobroć wyciągała życzliwość z innych. Nawet z Jacka Treharne’a. Ale Jack sprawdził się przed Tully’m setki razy. A Buck nie. I Tully nie chciał tego starego bękarta kręcącego się wokół jej mamy, dopóki on tam był. - Jestem pewny, że był, Mamo, ale wciąż chcę wiedzieć, dlaczego do ciebie w ogóle dzwonił. - Chce obiadu. – Tully nie wiedział, że warczy dopóki nie zdał sobie sprawy, że wiedźmy przy stole gapiły się na niego. Mac i Emma wyglądały na gotowe by rzucić się do ucieczki. Jamie jedynie uśmiechnęła się złośliwie. – No już, uspokój się – jego matka kontynuowała. – Chce obiadu z nami wszystkimi. Z tobą, mną, Jackiem, Kyle’m, Katie, chłopcami Buck’a i Wandą. - Mamo, jestem teraz bardzo zajęty. Wiosenne Tańce Burmistrza zabierają wiele mojego czasu i… - Tully, wiem, że nie chcesz tego robić. Wiem i rozumiem to. Naprawdę. Ale…tylko…tylko chcę... Słysząc jej zmagania ze słowami, Tully poczuł jak jego serce łamie się trochę. – Nie chcesz by to wyglądało jakbyś próbowała wejść pomiędzy nas. Wypuściła wdzięczny oddech. – Tak. Dokładnie. Rozumiem, jeżeli nie chcesz się za bardzo zbliżyć do Buck’a. A na końcu to Tłum. Nelly
będzie twoja decyzja. Ale jeden obiad by upewnić się, że to jest to czego chcesz…? Każdemu innemu stanowczo by odmówił. Ktokolwiek inny, roześmiałby się i powiedziałby by poszli ganiać własny ogon. Ale to nie był po prostu ktokolwiek. To była jego mama. Kobieta, która zrobiła wszystko by go chronić. Kochała go bezwarunkowo i za to zasługiwała na cokolwiek by chciała. Zwłaszcza kiedy rzadko prosiła o cokolwiek, oprócz tego mocnego odkurzacza na ostatnie Boże Narodzenie i pół funta czekoladek na Walentynki, ponieważ, cytując ją: „Nie mogę zjeść całego funta czekoladek! Muszę uważać na moją dziewczęcą figurę”. Taa. Millie MacClancy Treharne zasługiwała na cokolwiek chciała, kiedykolwiek chciała. – Oczywiście, Mamo. To jedynie mała sprawa – powiedział, używając jedną z jej ulubionych fraz. – Zdecydowanie pójdę na obiad z Buckiem. A Kyle i Katie, również. Nie mogą się doczekać. Jego rodzeństwo spojrzało na niego gniewnie przez stół a on uśmiechnął sie i mrugnął. Usłyszał jak jego matka wypuszcza cichy i pełen ulgi oddech. – Dziękuję, szczeniaczku. - Dla ciebie wszystko, Mamo. Wiesz o tym. - I doceniam to. Ale teraz muszę przekonać twojego tatę by sie zgodził. - Jesteś z tym sama, kochanie. - Kiedy chodzi o Jacka Treharne, zwykle jestem. Powiedzieli sobie do widzenia i Tully zakończył połączenie. Ostrożnie włożył swój telefon z powrotem do tylnej kieszeni, odsunął swoje piwo i miskę chipsów ze swojej drogi, i uderzył głową w stół. Ból pomógł ale nie aż tak bardzo jak tego chciał. *** Jamie okrążyła ramieniem barki Tully’ego gdy zastanawiała się jak drewniany stół przeżył atak tak wybitnie twardej głowy. – Weź się w garść, mały… - Tully odwrócił swoją głowę żeby móc na nią gniewnie spojrzeć. – Okej. Złe słowo48. Jak z ‘głowa do góry’? 48
Wziąć się w garść – Buck up. A że mowa o Bucku, ojcu Tully’ego, to biedak ma złe skojarzenia
Tłum. Nelly
- Albo, mogę zabić go kiedy będzie spać i wszyscy możemy unikać tego obiadu. - Powinieneś był powiedzieć Mamie ‘nie’ – ostro zganiła Katie. - Potrafisz powiedzieć Mamie ‘nie’? – zapytał Kyle. Zrobiła zeza i niechętnie przyznała – Nie. - Powinniście zjeść ten obiad w hotelowej restauracji – zasugerowała Jamie. - Dlaczego? – zapytał Kyle. - Jeżeli spotkacie Bucka w hotelu, w którym już zostaje, możecie wyjść kiedy chcecie. Jeżeli dobrze idzie, możecie zostać I cieszyć się znośnym jedzeniem Mac. - Znośnym? – warknęła Mac. - Jeżeli idzie bardzo dobrze, możecie cieszyć się moimi doskonałymi deserami. - Z każdym dniem nienawidzę cię coraz bardziej – wymamrotała Mac. – Ale jeżeli idzie źle, możecie opuścić Bucka gdziekolwiek. On i jego syn już tam są. Nie musicie martwić się o to, kto kogo odwozi lub kto potrzebuje wskazówek jak dojechać do autostrady, bla, bla. Chcecie iść, idziecie. Tully wyprostował się, jego zbolały wyraz twarzy zniknął. – Wiesz…to naprawdę dobry pomysł. Wzięła łyk swojego drinka nim przyznała. – Co mogę powiedzieć? Miałam lata praktyki w wydostawaniu się ze złych, rodzinnych przyjęć. *** Tully odprowadził Jamie i Mac do domu, najpierw załatwiając dom Mac a potem skierowali się do lasu w pobliżu wybrzeża. Mniej niż milę przed jej domem, Jamie zatrzymała się. Kiedy Tully odwrócił się do niej twarzą, uśmiechnęła się, i z jakiegoś szalonego powodu, pomyślał, że zaraz go pocałuje. I naprawdę chciał by to zrobiła. Chciał by go pocałowała tak mocno, że właściwie mógł jej skosztować na swoich ustach. Ale zamiast tego, powiedziała – Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
Tłum. Nelly
- Mogę odprowadzić cię pod sam dom. - Tak jest w porządku. Podszedł bliżej. – Boisz się zabrać mnie do swojego domu, Jamie? Boisz się, że nie wyszedł bym aż do rana? - Sposób w jaki funkcjonuje to miasto? – Roześmiała się. – Wiem, że byś nie wyszedł. - Wow. Jesteś pewna siebie. - Nie pewna siebie. Po prostu wiem jak to działa w Shifterville49, w USA. Jedna noc prowadzi do następnej i do kolejnej aż jednego dnia spojrzę w górę i całe twoje bzdury będą w moim domu, a ty będziesz zastanawiać się gdzie jest twoje śniadanie. - Oh, no weź. - Widziałam jak ten taniec rozgrywał się raz a razem przez ostatnie dziesięć miesięcy, jakie tu jestem, z parami, które za milion lat nie wyobraziłabym sobie razem. Sorry, przystojny, ale to nie będę ja. Odsiedziałam swoje50, i swoje odrobiłam… - poklepała jego ramię. – Ale dzięki, że o mnie pomyślałeś. Odeszła od niego, i była kilku kroków dalej, kiedy zatrzymała się i spojrzała przez ramię na niego. – I nie idź za mną by upewnić się, że dotrę do domu. To jedynie przyprawia o gęsią skórkę. Nienawidził tego, że znała go tak dobrze. *** Przed przejściem ostatniego odcinka, który prowadził do jej domu, Jamie czekała. Chciała upewnić się, że Tully nie podążał za nią. Wiedziała, że zrobiłby to tylko po to by ją chronić i podczas gdy to doceniała, po prostu nie chciała mieć do czynienia z negatywnymi skutkami czegoś takiego. A bogowie wiedzieli, że byłyby wszystkie rodzaje skutków. Pewna, że wilk skierował się do domu, Jamie wzięła wdech i podniosła dłonie. Trzymała je wewnętrzną stroną do góry, palce rozczapierzone. Zaczęła intonować gdy powoli przesunęła sie ostatni kawałek do swojego domu. Do czasu gdy była pięćdziesiąt lub 49
Myślę, że Jamie może chodzić ogólnie o miasteczka zmiennych Do time – czyli zwrot używany gdy ktoś np. odsiedział swoje w więzieniu LUB gdy spędził jakiś okres czasu robiąc coś dla niego nieprzyjemnego. Pay dues (przetłumaczyłam jako odrobić swoje) – używany kiedy ktoś ciężką pracą lub cierpieniem zarobił na swoje prawa. 50
Tłum. Nelly
sześćdziesiąt stop od domu, wszystkie odwróciły się w jej stronę. Moc jaką zebrała pomiędzy swoimi dłońmi, błysnęła mocno i jasno, a ona ją uwolniła. Wyleciała z jej dłoni i popędziła dookoła dranicy jej domu. Kiedy to było zrobione, wszystko było cicho, ale wiedziała, że wrócą. Wiedziała, że nie będzie miała dzisiaj żadnego odpoczynku, jak miała go bardzo mało w ostatnich kilku tygodniach. Wypuszczając wyczerpane westchnięcie, weszła do domu. Rico przywitała ją w drzwiach, białozór był sobą jak dawniej. - Cześć, kochanie. Jestem w domu. Ptak zaskrzeczał na nią i Jamie odwróciła się na czas by zobaczyć, że zaklęcie, którego użyła – jedno z najpotężniejszych – działało jedynie na tyle długo by dostała się z drogi do domu. To co odesłała nie tylko wróciło, ale było ich teraz więcej. Jeden ruszył na nią, szarżując po schodach werandy. Jamie weszła do środka i zatrzasnęła drzwi, pieczętując je jednym słowem. Ale teraz waliły w ściany. W drzwi i okna. Chcieli wejść, i nie zatrzymają się póki nie dostaną się do środka. Przełykając szybko panikę, Jamie cofnęła sie do swojego domu i rozejrzała się dookoła. Wciąż była bezpieczna w środku mimo, że z tym całym harmidrem nigdy nie zaśnie. Ale jeżeli nie mogła spać, mogła przeprowadzić badanie. Podeszła do półki na książki, gdzie trzymała swój Grimoire51 i książki z zaklęciami. Ściągnęła swoją kurtkę kiedy jej wzrok śledził tytuły. Jedna książka wystawała z reszty, ale zignorowała ją. Wiedziała co by jej powiedziała by zrobiż żeby zatrzymać atak odgrywający się przed jej domem. To by również zadziałało. Zatrzymałoby to raz na dobre. Ale złożyła obietnicę kuzynce. Cholera, złożyła sobie obietnicę. Nie złamie teraz tej przysięgi. Chociaż, wciąż zdesperowana, chwyciła inne książki, ich garść i poszła do salonu. Włączyła głośno telewizor i ruszyła do pracy, robiąc co tylko mogła by zablokować to co działo się zaraz przed jej domem.
51
Księga wiedzy magicznej - http://pl.wikipedia.org/wiki/Grimoire
Tłum. Nelly
Rozdział 9 Przez następne dwa dni, Tully spędzał trochę czasu pomiędzy domem Mamy a hotelem. Nie mógł uwierzyć, że spędzał więcej czasu na organizowaniu głupiego obiadu niż na przygotowywaniu Wiosennych Tańców Burmistrza, co już się zbliżało. Chociaż, miał szansę spędzać więcej czasu z Jamie. Niestety, to sprawiło, że zorientował się, że miał rację. Coś ukrywała. A cokolwiek ukrywała, wykańczało ją. Te wielkie poczucie humoru i naturalne seksapil, który go rozpraszał w większość dni, praktycznie zniknęły. Ich dyskusje na temat obiadu były przystępne i poważne, ale nic w Jamie nie było przystępne i poważne. To dlatego zawsze byli w dobrych stosunkach – ponieważ on był taki sam. Nawet kiedy przekornie wspominał o niej, jako o swojej randce na tańce – czy żartował, czy nie, nadal nie wiedział – Jamie nie zareagowała w żaden sposób w jaki by oczekiwał. Zamiast całkowitego olania go lub, nawet lepiej, droczenia się w zamian, co było tym co normalnie by zrobiła, ona – w bardzo poważny sposób – grzecznie powiedziała: “Nie, dziękuję”. Nie, dziękuję? Kim była ta nudna kobieta? Nie żmija o ciętym języku, o której fantazjował więcej niż raz, to było pewne. A on chciał swoją żmiję z powrotem. Natychmiast! Wystarczająco dużo działo się z jego ojcem, więc ostatnią rzeczą jaką potrzebował była Jamie zachowująca się jakby ktoś ją przejął i próbował nadal być nią. Zatrzymał się pośrodku drogi gruntowej, która prowadziła go z powrotem do jego domu. Normalnie, poszedłby do domu, zmienił się i zwołał swoją Watahę na polowanie. Ale nie. Musiał iść zobaczyć Jamie. Spojrzał na niebo. Słońce nadal było w górze, więc poczeka aż się ściemni. Nie ma sensu niepotrzebnie ją denerwować, ponieważ to absolutnie nie była żadna przyjemność. *** Jamie użyła własnej krwi by wzmocnić ochronę wokół swojego domu. Po tym, przesunęła meble w swoim salonie pod ścianę i przygotowała miejsce sakralne na podłodze z twardego drewna.
Tłum. Nelly
Kolejny powód, dla którego wybrała ten dom – ogromniasta przestrzeń w salonie. Doskonała dla tego rodzaju rzeczy. Koło zrobione z soli morskiej zajmowała większość parkietu a olbrzymi pentagram narysowany w jego środku, tworzył coś, co lubiła nazywać swoją ‘bezpieczną strefą’. Zostawiła małe okno w łazience otwarte, tak żeby Rico mogła wejść i wyjść, jeżeliby chciała lub, jeżeli sprawy pójdą przerażająco źle, naprawdę będzie musiała. Po wznieceniu ognia w palenisku, Jamie zjadła posiłek bogaty w protein I węglowodany, wzięła prysznic i nałożyła na swoje nagie ciało swoją ulubioną koszulkę hokejową drużyny NY Islanders. Do czasu jak usiadła w środku pentagramu, słońce zachodziło. Oczyściła swój umysł i skoncentrowała się na energii i mocy w swoim ciele, Jamie wezwała siły, które mogły ją chronić. Poczuła te siły podążające do niej, ruszające z lądu, morza, powietrza i ognia, z tego i z poza tego miejsca. Nie wezwałaby mocy, które nie mogłyby zostać powstrzymane. Ale gdy te, które wezwała zbliżyły się a ciemność osiadła, potężna energia wdarła się do jej domu, odsyłając te ochronne siły machnięciem dłoni i zostawiając Jamie raz jeszcze aby walczyła o siebie. Frontowe drzwi zostały otwarte i bez ruszania się ze swojego miejsca z podłogi, Jamie ponownie je zatrzasnęła. Poczuła dłonie ją dotykające i rozłożyła swoje ramiona, z krótkim lecz potężnym zaklęciem na ustach. Energia wokół niej rozproszyła się, ale uderzanie zaczęło się ponownie. Mocne, powtarzające się walenie o ściany, okna i drzwi. Zakryła uszy, próbując zblokować dźwięki, drzwi frontowe ponownie zostały otworzone. Zamknęła je machnięciem palca środkowego i wskazującego w powietrzu. Potem uderzanie zaczęło się znowu. Dopiero się zaczęło, ale ona już zastanawiała się jak dużo jeszcze może znieść. *** Tully wiedział tak szybko jak się pojawił na terytorium Jamie. Jak każdego dobrego drapieżnika, jej znakowania były przejrzyste i zwięzłe, nawet jeżeli były raczej magiczne niż coś wydalonego z jej gruczołów. Ale tak szybko jak wszedł na jej posiadłość, wiedział, że Tłum. Nelly
coś było nie tak. Kiedy mógł zobaczyć jej dom, zatrzymał się na chwilę i gapił się. Potem potruchtał bliżej. Była ich jedna, długa kolejka, większość mężczyzn, kilka kobiet. Podszedł bliżej do jednego na samym końcu. Powąchał go. Mógł poczuć zapach energii. Trochę jak żywa elektryczność. Mężczyzna spojrzał w dół na niego. - Spieprzaj – uciął. – Sio. Sio? Bez ostrzeżenia, Tully spróbował go ugryźć. Jego szczęki przeszły prosto przez nogę mężczyzny, brzegi wyglądały na delikatne i lśniące zanim ponownie się zamknęły. Mężczyzna roześmiał się. – Głupi pies. Warcząc na obelgę, Tully przeszedł bezpośrednio przez kolejkę, w kierunku domu Jamie. Jak to zrobił, istoty krzyknęły na niego i spróbowały go pacnąć, i chociaż, z tego co mógł powiedzieć, sprawił, że się zdenerwowali, nie mogli go dotknąć. Nawet jeżeli próbowali. Gdy przeszedł na początek kolejki, zobaczył mężczyznę otwierającego frontowe drzwi Jamie, eteryczne mięśnie nabrzmiały gdy krzyknął jakby podnosił ciągle tysięczno funtowy52 ciężarek. Ale tak szybko jak drzwi się otworzyły, zatrzasnęły się ponownie, odrzucając mężczyznę w tył aż uderzył w drzewo i zniknął w eksplozji iskier. Yep. To był zdecydowanie ciekawy widok. To tak jakby sprawiło, że ta cała sprawa z latającymi hienami stała się trochę mniej…szokująca. Kolejny mężczyzna kierował się w gore schodów, ale Tully przeszedł dokładnie przez niego – zasługując tym samym na wywarczone „Zapchlone diabelstwo!” – i w górę, na werandę. Skrobnął w drzwi kilka razy, popchnął je nosem, aż w końcu złapał ustami klamkę obrócił kiedy szedł naprzód. Drzwi nie były zamknięte na zamek i łatwo się dla niego otworzyły. Wszedł do środka a kiedy zobaczył kobietę próbującą wbiec do środka za nim, kopnął drzwi tylnimi łapami i je zamknął. Już w środku, Tully wszedł do salonu. Było tam ogromne koło na podłodze a w jego środku wielka gwiazda. Usiadł poza kołem i przyjrzał się bliżej Jamie. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami w środku gwiazdy, jej głowa była opuszczona, jej twarz była 52
453 kg
Tłum. Nelly
wynędzniała i zmęczona. Jak długo, dokładnie, spodziewała się walczyć z tymi na zewnątrz? Całą noc? Nie był pewien czy przetrwa kolejne pięć minut, tym bardziej resztę nocy. Podnosząc łapę, ostrożnie przycisnął ją do energii otaczającej Jamie. Nie mógł zobaczyć mocy, ale wiedział, że tam była. Mógł ją poczuć. Jego łapa, jednak, z łatwością prześlizgnęła się, nie powodując żadnych zakłóceń w tym, co stworzyła. Usatysfakcjonowany, podszedł do niej. Był tylko stopę czy dwie od niej kiedy spojrzała w górę, jej oczy były cholernie wytrzeszczone. Przekrzywił swoją głowę na bok i roześmiała sie słabo. – Ten cholerny kolczyk. Tully podszedł bliżej, trącił nosem jej policzek, i rozluźnił się przy niej. Do czasu jak usadowił się za nią, przemienił się z powrotem w człowieka. *** Mocne nogi otoczyły jej a muskularne ramiona oparły się na jej podniesionych kolanach. Wszedł do jej koła i zmienił się w człowieka. Nie miała pojęcia dlaczego. Chwycił kielich mszalny, który wzięła ze sobą do swojego koła i przystawił go do jej ust. – Wypij, piękna. Zrobiła to. Była tak zajęta chronieniem swojego terytorium, że zapomniała o piciu. - Lepiej? Przytaknęła. – Nie powinieneś tu być – powiedziała mu. - Dlaczego nie? - Ponieważ, kiedy oni się tu dostaną, nie będzie nic, co mógłbyś zrobić, a ja nie chcę być widział co następnie się stanie. - Jesteś taka pewna, że się tu dostaną? - Która jest? Dziesiąta? Może jedenasta? Nie wytrzymam do wschodu słońca jak tak dalej pójdzie. Westchnął. Zarozumiale i ciężko. – Musi być coś, co możesz zrobić, ponieważ ja nie wychodzę. - Dlaczego? - Ponieważ, nie ma jeszcze nawet ósmej, kochanie. Więc musimy znaleźć jakieś rozwiązanie. Jeżeli Jamie byłaby krzykaczem, to by krzyczała. Krzyczałaby Tłum. Nelly
bez wstydu. Nawet nie jest ósma. Cholera. - Co dokładnie się dzieje? – Zapytał przy jej uchu. – I żadnych więcej bzdur. Szczerze. Nie widząc sensu w odmawianiu mu całej prawdy, Jamie pomyślała przez moment, starając się znaleźć najlepszy sposób w jaki mogłaby mu to wyjaśnić. – Czy kiedykolwiek znałeś gościa w szkole średniej, który dostał kosza od jakiejś dziewczyny, którą lubił? No wiesz, próbował się z nią umówić a ona stanowczo mu odmówiła. - Ta. Pewnie. - I może ten koleś, ponieważ był tak zdenerwowany i chciał się zemścić, napisał na ścianie w łazience chłopców: “Jenny świetnie robi loda” a potem podał jej numer. I przez tydzień, Jenny dostaje masę telefonów, na numer jej rodziców, z zapytaniem czy spotkają się na seks? Tully zmarszczył brwi. – Ta. - Cóż, to jest poniekąd sytuacja w jakiej jestem. - Nie jestem pewien, czy rozumiem. Omówiłaś komuś? - Nie odmówiłam mu. Jedynie sprzeczałam się z nim o pewną kwestię. - A kim? - Aengus. Jest celtyckim bogiem miłości i młodości. - I sprzeczałaś się z bogiem? - Tylko trochę. - O co? - O to, że miłość jest niczym więcej niż psychotyczną reakcją na naprawdę dobry seks. - Kłócisz się tylko by się kłócić, prawda? Wzruszyła ramionami. – Czasami. - I ci… ludzie na zewnątrz, którzy próbują dostać się do ciebie, chcą…uh… - Pieprzyć mnie? Może niektórzy z nich. Ale to co naprawdę chcą, to moja moc. – A to co Aengus chciał od Jamie, to zobaczyć ją ukaraną za to, że ośmieliła się go kwestionować. Nie mógł sam jej dotknąć. Nie kiedy Morrigan ją chroni, więc jedynie wydał informację każdemu czarodziejowi, wiedźmie i szamanowi w promieniu trzydziestu miliardów. Jak umieszczenie tarczy na jej plecach, dla każdego poszukiwacza mocy, by się na nim skoncentrować i ścigać. – Aengus chce mnie popchnąć. Zmusić mnie Tłum. Nelly
do przekroczenia linii, która mnie zniszczy - Więc co zamierzasz zrobić? - Będąc szczerą, Tully… nie mam cholernego pojęcia. *** Poważnie. Kto inny wdaje się w kłótnię z bogiem miłości? Większość kobiet marzy o znalezieniu jednego, próbują zamienić swoich małżonków i chłopaków w jednego, lub piszą fikcyjne opowieści o spotkaniu, uwiedzeniu i życiu długo i szczęśliwie z jednym. Ale nie Jamie Meacham. Nope. Ona zaczyna się z nimi kłócić... bo tak. A Tully nie sądził, że mógłby ją mieć w inny sposób. Jak nic innego, była cholernie zajmująca. - Więc oprócz tego… jesteś w niezłym bagnie53. - Mniej więcej. - Twój sabat nie może pomóc? - Nie bez Aengusa później ich ścigających. – Czy zdawała sobie sprawę z tego, że oparła się o niego? Czy miała w ogóle jakieś pojęcie jak dobrze ją czuć? - Aengus chce żeby przeszła przez to wszystko sama. Bez żadnej pomocy od nich i bez pomocy od ciebie. Tully wzruszył ramionami, mocno się starając by wyglądać niewinnie. – Ale…on nawet mnie nie zna. *** Jak temu mężczyźnie udawało się ją zirytować i uspokoić w jednym momencie, nie miała pojęcia. Wiedziała tylko, że cieszyła się, że był tam z nią, i w tym samym momencie chciałaby by wyszedł. Wolałaby żeby go tam nie było, kiedy to wszystko poszło do diabła. Miała wystarczającą widownie, dzięki. - Obydwoje wiemy, że nie zostawię cię żebyś zmierzyła się z tymi rzeczami sama, piękna. Równie dobrze możesz to przyznać. - Nie możesz zostać, Tully. - Dlaczego nie? 53
Zmieniłam, było :jesteś w stercie problemów’.
Tłum. Nelly
- Ponieważ, kiedy dostaną się do środka… - To brzmi jakbyś już się poddała. - Może tak zrobiłam – westchnęła. - Cóż, nie. No chodź, piękna. Ten twój przebiegły umysł musiał coś opuścić. Coś co możemy wykorzystać. - Ta. Jasne. Ofiary – wypluła. – Krwawy podarunek dla Aengusa z niewinnej ofiary. Niektóre zwierzęta są dobre, ludzie są nawet lepsi. – Potarła oczy knykciami. – Ale ja tego nie robię. – Ponieważ wiedziała, że to było to czego Aengus pragnął. Nie dałaby mu tego. Nie podałaby mu swojej duszy tylko by ochronić ciało. - Cóż, ja również nie chcę byś to robiła. Walenie ponownie się zaczęło i zakrył swoje uszy, niepewna czy Tully był w stanie coś usłyszeć. Z tego co wiedział, była jedynie psychotykiem przechodzącym ‘epizod’. - Ale musi być coś, Jamie. Cokolwiek – naciskał, potrząsając ją lekko, mocno starając się jej pomóc, ale była tak bardzo zmęczona i to walnie… Jamie usłyszała charakterystyczny krzyk Rico i spojrzała w górę by zobaczyć jak lata w kółko nad ich głowami. - Co ten ptak trzyma? Zanim Jamie mogła odpowiedzieć, schyliła się kiedy Rico zrzuciła grubą książkę na głowę Tully’ego. - Auć! Cholerny ptak! Wzdrygnęła się nawet kiedy próbowała się nie roześmiać. – Przykro mi. – Rico naprawdę go nienawidziła, a Jamie nie miała pojęcia dlaczego. Jedną ręką pocierając miejsce, gdzie książka uderzyła go, Tully sięgnął drugą po tom. Jamie spojrzała na książkę, zobaczyła tytuł i, czując nagłą falę energii, rzuciła się szaleńczo po nią. Tully złapał ją, jego ramie ciasno wokół jej talii, i trzymał książkę poza jej zasięgiem tą długą ręką. - Coś nie tak? – zapytał, przyglądając się jej bacznie. - Nic. Po prostu daj mi tą książkę. - Dlaczego? - Ponieważ mówię ci, żebyś dał mi książkę. Nie zaskakująco, nie zrobił tego. Musiał być największą psią sprzecznością z jaką kiedykolwiek się zadawała. Nie przyjmował dobrze rozkazów. Zamiast tego obrócił książkę i spojrzał na okładkę. Tłum. Nelly
- Magia Seksu – przeczytał na głos. – No, piękna – i nie musiała na niego patrzeć by wiedzieć, że ten głupi dureń uśmiecha się od ucha do ucha – wiesz, że jestem chętny by zrobić cokolwiek by pomóc ci z tego wyjść. Tyle razy ile to potrzebne. Tully mógłby przyznać, że ten głupi ptak zaczynał na mu się coraz bardziej podobać. I nie martwiłby się zbytnio tym, czy potrafi czytać, czy nie, ponieważ, cholera, zgarnęła tą książkę z obszernej biblioteki Jamie. Trzymał w górze książkę i zapytał Jamie szczerze. – To może zadziałaś czy nie? - Ta – powiedziała z westchnieniem. – Ta, to może zadziałać. - W takim razie, dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej? - Potrzebuję partnera. - Cóż, to już mam załatwione. Co jeszcze? - Tully… - Co jeszcze? - Bogowie to naturalni podglądacze, ale nie jest łatwo ich usatysfakcjonować. Będziemy musieli być… - odchrząknęła – zajmujący. - Nic, o co trzeba się martwić. Każdego mogę zająć. Spojrzała na niego ponad swoim ramieniem, jedna brew w górze. – Martwiłam się o sprawienie, że ty będziesz zajęty. - Nie musisz mi rzucać rękawicy by zachęcić mnie do wspólnej gry. Jamie roześmiała się, ale potrząsnęła głową. – To bardzo słodka oferta, Tully, ale nadal mam zamiar powiedzieć ‘nie’. - Dlaczego? - Ponieważ to wciąż jest magia, Tully. A ty jesteś miłym chrześcijaninem… wilkołakiem. - Rety. Dzięki. - Nie mogę cię w to mieszać – kontynuowała, - Nie wmieszam cię w to. - Wydaje się, że nie masz dużego wyboru, ponieważ ja nie zamierzam cię zostawić samą byś zajęła się tym czymś co jest za drzwiami. – Nienawidził tego, że musiał o to spytać, ale i tak to zrobił. – Jeżeli jest ktoś inny w mieście, kim jesteś bardziej zainteresowana i
Tłum. Nelly
jeżeli nie są sparowani, mogę do nich zadzwonić i sprawdzić, czy – auuu! Jamie podskoczyła. – Jeszcze nic nie powiedziałam! - To nie ty. To ten cholerny ptak. Cholera, prawie wyrwał mi włosy z głowy. – Spojrzał gniewnie w górę na zwinnego skurczybyka, teraz patrzącego na niego ze złością, ze szczytu biblioteczki Jamie. – W każdym razie, jaki ona ma problem? Jamie zamknęła na krótko oczy, wiedząc dokładnie co się działo. Kiedy przemówiła, to było to do Rico. – Zapomnij o tym. Pióra ptaka nastroszyły się i Tully powiedział. – Może nie powinnaś jej denerwować. Chcę aby moje oczy zostały w mojej głowie, dziękuje bardzo. Poza tym – dodał, pochylając się bliżej – lubię to jak pracuje jej umysł. Ona wie, że to jest właściwa rzecz do zrobienia. I ty też to wiesz. - Posłuchaj, większość magii seksu dotyczy par, które były ze sobą jakiś czas. – Cholera, czy to był najlepszy argument jaki mogła wymyśleć? I naprawdę by pomogło gdyby odsunął swoje usta od koniuszka jej ucha, uczucie sprawiało, że chciała się kręcić. - Czy to jest konieczna? - Nie. Ale pary, które nie są tak dobrze zapoznane robią testy. Wiesz? By upewnić się, że… - Ta. Wiem. Cóż, jesteś przeciwna prezerwatywom? - Nie codziennie, ale lateks w moim kręgu mocy? Dlaczego nie sprowadzisz jeszcze jakiegoś kwaśnego deszczu? Tully nie odpowiedział i przez krótki, zaskakująco smutny moment, pomyślała, że wygrała walkę. Aż powiedział. – Słuchaj, ufasz swojemu ptakowi czy nie? Powoli, Jamie odwróciła swoją głowę by spojrzeć na Tully’ego i zapytać. – Czy ty właśnie wypowiedziałeś to pytanie na głos? - Tak. I cieszę się tym tak bardzo, że pytam ponownie. Ufasz swojemu ptakowi? Jamie podniosła swoje dłonie i pozwoliła im opaść. Była kompletnie pozbawiona walki w tej kwestii. To wszystko stało się zbyt dziwne – i jej sutki były twarde. – Tak, Tully. Ja… ufam swojemu ptakowi. - Czy myślisz, że zrobiłaby cokolwiek by cię skrzywdzić? Że naraziłaby cię na niebezpieczeństwo?
Tłum. Nelly
I, przez jedną krótką chwilę, poniekąd nienawidziła tego dużego, idiotycznego prostaka. Ponieważ znalazł doskonały kontrapunkt na jakikolwiek argument jaki mogłaby podać. Jej więź z Rico była ponad tą pomiędzy właścicielem i zwierzakiem. Ten sokół wybrał Jamie, prowadził ją, wspierał ją, i robił, co mógł by ją chronić w każdy magiczny sposób. Jamie wiedziała, głęboko w sobie, że Rico nigdy by jej nie skrzywdziła, nigdy nie naraziła by ją na sytuację, która by ucierpiała. A najwyraźniej, bazując na sposobie w jaki pióra Rico nadal się jeżyły, to było to, czego chciała dla Jamie. Wiedziała, że to był najbezpieczniejszy wybór jaki mogła zrobić w tym momencie. Prawdopodobnie jedyny wybór w tym momencie, który chroniłby jej duszę i… cóż… resztę jej. Drzwi frontowe otworzyły się i, z pokaźnym burknięciem, Jamie zatrzasnęła je ponownie machnięciem palców. Spojrzała z powrotem na niego i zauważył, że już nie wyglądała na słabą, tym mniej na wyczerpaną. Jeżeli kłócenie się z nim już pomagało, mógł jedynie sobie wyobrażać jak dobre może być ich pieprzenie. - Dobra – w końcu powiedziała ostro – po prostu miejmy to za.. auuu! – Jamie przykryła bok szyi swoimi palcami. - Panie, wszystko w porz.. auuu! Ból przeszył jego szyję i Tully spojrzał gniewnie na tego cholernego ptaka ponownie! W każdym razie, co ona sobie myślała? Otarł miejsce, które uszczypnęła swoim dziobem a jego palce odsunęły się umazane we krwi. – Twój ptak postradał cholerne zmysły! Sokół spadł przed nimi, poza pentagramem, ale wciąż wewnątrz koła. Wypluła kapkę krwi na podłogę – ich połączoną krew, zgadywał Tully – i używając swoich pazurów, Rico przeciągała linię krwi wokół pentagramu aż stworzyła kolejne koło. Kiedy skończyła, spojrzała na nich i zrobiła coś, co Tully mógł nazwać jedynie przytaknięciem. - Wiesz – Jamie powiedziała do ptaka – był o wiele mniej bolesny sposób by zrobić… Ptak wydał wysoki pisk zanim rozpostarł skrzydła i naleciała na nich pazurami. - Okej! Okej! – Jamie powiedziała kiedy te pazury za bardzo zbliżyły się do jej oczu, jej głowa skryła się przy klacie Tłum. Nelly
Tully’ego. – Nie krzycz na mnie! - To było bardziej skrzeczenie – zaobserwował Tully. - Zamknij się. - Nie ma powodu by być niegrzeczną. Ptak wrócił na swoją grzędę na regale i obserwował ich. - Więc to tyle? – zapytał. - Poza głównym wydarzeniem… mniej więcej. Sama stworzyła koło ochrony, więc ja nie muszę się tym martwić. Jak miło – spojrzała szyderczo na Rico. - Nie złość tego ptaka, kobieto. Ona jest chora psychicznie. I czy może stworzyć kontrole urodzeń? No wiesz, magicznie? - Co? - Lubię cię, Jamie, ale… - Biorę tabletki antykoncepcyjne, szefie. Okrążył ja dłońmi i klasnął dłońmi. – Więc zaczynajmy! - Po pierwsze, proszę pohamuj swój wielki entuzjazm. Sprawiasz, że jestem podenerwowana. - Przepraszam. - I po drugie, nie chcę słyszeć od ciebie żadnych żali kiedy nadejdzie ranek. - Żali? - Jęczenie. Narzekanie. Nie zachowuj się jakbym cie wykorzystała i nie przywiązuj się. Zrozumiano? - Będę mieć rogi? – zapytał. Jamie potarła skronie koniuszkami palców. – Co? - Kiedy skończymy… będę mieć rogi? – Całkowicie słuszne pytanie w jego mniemaniu. - Nie. - Czy będę żyć by przeżywać to w moich fantazjach? Czy mój umysł zostanie wyczyszczony, tak, że wszystko co zostanie to wyśmienita lecz bezużyteczna skorupa wcześniejszego mnie? Chodząca po mieście przez cały dzień.. śliniąc się? - Czym to się różni od tego co robisz teraz? Wdzięczny, że słyszy okrutne dokuczanie Jamie Meacham, chwycił jej talię by ją połaskotać, ale poprosiła. – Żadnego łaskotania! - I – kontynuował – czy nadal będę mieć wszystkie ważne kawałki i części? Zwłaszcza ten obecnie wciskający się w twoje plecy, ponieważ bardzo to lubię. Tłum. Nelly
- Tak, będziesz mieć wszystkie części i kawałki. – I wiedział, że chciała dodać „dupku“. - Więc sądzę, że jesteśmy gotowi by się poturlać. - To nie jest wycieczka samochodem, Tully. – I brzmiała dokładnie jak ganiąca matka. – To jest magia seksu. To znaczy, że wszystko co od ciebie potrzebuję to twardy fiut, przyzwoita ilość wytrzymałości i wystarczających umiejętności by sprawić, że dojdę przynajmniej raz. – Cóż… ta ostatnia część nie brzmiała zbyt matczyno. - Hmm… - powiedział w zamyśleniu, mocno starając się nie roześmiać. – Myślę, że mogę temu podołać. Jamie skoncentrowała się na przeciwległym krańcu pokoju i wypuściła oddech. – Świetnie.
Tłum. Nelly
Rozdział 10 Jamie nie wiedziała co się działo. Jak wszystko wymknęło się spod kontroli w tak krótkim czasie. A teraz wydawało się, że jest tylko jeden sposób by ją z tego wyciągnąć. Spojrzała na mężczyznę siedzącego za nią. Cóż, zdecydowanie mogło być gorzej. Przynajmniej był zachwycający i stalowa rura obecnie wciskająca się w jej plecy sugerowała, że mógł poradzić sobie z podstawami aktu. Będzie musiała przeprowadzić przedstawienie, oczywiście, ponieważ zabawianie bogów nie było łatwym zadaniem dla jakiegokolwiek śmiertelnika. Po przemierzaniu ziemi przez millenium po millennium, widzieli wszystko i widzieli to więcej niż raz. To nie było tak, że zawsze potrzebowali rozrywki jakości porno. Długoterminowe pary często otrzymywały błogosławieństwa od bogów, z powodu uczuć skrywających się za tym aktem, z powodu miłości jaką partnerzy się darzyli. Ponieważ żadnego z tego nie było tam w obecnej chwili, Jamie i Tully będą musieli posłużyć się umiejętnościami. Minęła przynajmniej dekada, może więcej, odkąd Jamie robiła ten rodzaj rzeczy, ale miała mały wybór w tej kwestii. Zwłaszcza, że nawet ptak teraz się w to wtrącił. Już czując, że trochę jej energii powróciło, Jamie zdecydowała ruszyć tą sprawę. Spróbowała usiąść tak żeby mogła być twarzą do Tully’ego ale ramię wokół jej talii trzymało ją w miejscu. Jego wolna ręka poruszyła się i koniuszki jego palców otarły się o jej policzek, szczękę. Chwycił jej podbródek i odwrócił jej twarz do siebie. Obserwował ją przez długą chwilę zanim jego głowa zniżyła się a jego usta dotknęły jej. To był słodki pocałunek, biorący Jamie z zaskoczenia. Ale to również sprawiło, że czuła się zakłopotana. Nie chciała zagmatwać sprawy. Mieli jeden cel i była zdeterminowana by doprowadzić to do końca tak szybko i efektownie jak to możliwe. Przeciągnęła swoim językiem po jego wargach a kiedy jego usta rozchyliły się, zanurkowała, śmiało głaszcząc wnętrze jego ust. Jęknął, a Jamie ponownie spróbowała podciągnąć się i odsunąć żeby mogła go popchnąć na plecy i przejąć kontrolę, ale ramię Tłum. Nelly
dookoła niej jedynie zacisnęło się bardziej. Walczył z nią i nie wiedziała, dlaczego. Zapytałaby go, gdyby ich pocałunek nie zmienił się ze słodkiego na naglący, język Tully’ego przepychał się obok jej i najeżdżał jej usta. Zaczął się ruszać, przechodząc na kolana i zabierając ją ze sobą. Jego wolna dłoń zjechała w dół jej klatki, na krótko zatrzymując się by pogłaskać jej piersi zanim kontynuował, przez jej brzuch i wślizgując się pomiędzy jej nogi. Jamie jęknęła gdy jego palce dotknęły ją. Złapała jego ramię ale nie próbowała go powstrzymać. To było bardzo przyjemne. Jeżeli starał się ją podniecić, to już była, ale poza tym nie wydawał się śpieszyć. Jeden z jego palców zanurzył się w niej, zaraz po nim kolejny. Jęknęła, jej biodra pchały w dół, na jego dłoń. Oderwał swoje usta od jej a jego ręka w okolicy jej talii wypuściła ją na wystarczająco długo, by przesunąć się do jej włosów. Chwycił pewnie i pociągnął jej głowę w tył. Ponownie ją pocałował, potem powiedział. – Pragnę zobaczyć jak dochodzisz. Chwyt na jej karku zacisnął się a jego wzrok powędrował w dół, po długości jej ciała. - Podciągnij swoją koszulkę trochę, piękna. Chcę zobaczyć wszystko. Stosując się do jego wskazówek, chwyciła brzeg koszulki i podciągnęła ją aż do spodu jej piersi. - Jesteś cholernie pociągająca, Jamie Meacham. – Może miałaby jakąś odpowiedź jeżeli nie byłaby tak zajęta dyszeniem, jej ciało kołysało się z każdym pchnięciem jego palców. Znowu szarpnął jej włosy i odchyliła się bardziej. – Podciągnij wyżej swoją koszulkę. Nad piersi. Ponownie, podążając za jego wskazówkami bez zastanawiania się dlaczego, zrobiła o co prosił. – Dziękuję – wymamrotał zanim jego ciepłe usta owinęły się wokół jej sutka i zaczęły ssać. Ze swoimi dłońmi trzymającymi jej koszulkę i jej ciałem odchylonym do tyłu w tak niewygodnej pozycji, Jamie zdała sobie sprawę, że nie mogła nic zrobić w tym momencie oprócz czucia tego, co jej robił. A, uch… to co jej robił było bardzo przyjemne. *** Tłum. Nelly
Nawet ze swoimi ustami na jej piersi, Tully nie mógł odwrócić wzroku od widoku jego dłoni wchodzącej i wychodzącej z cipki Jamie. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś tak gorącego i wilgotnego. Tak cholernie ciasnego. Sposób w jaki z ściskała jego palce doprowadzał go do kompletnego obłędu. Chciał sprawić, że dojedzie w ten sposób. Chciał być tam i obserwować jak zwija się na jego dłoni. Ale to nie był jeszcze odpowiedni czas. Potrzebowała więcej. Zanim się z niej wycofał, użył swojego kciuka by powoli głaskać jej łechtaczkę aż poczuł jak jej nogi zaczynają się trząść. To wtedy zatrzymał się. Wydała napięty jęk i poczuł jak zesztywniała w jego ramionach. Zanim mogła się odsunąć – coś, co próbowała zrobić odkąd podążyli tą drogą – podniósł jej koszulkę i zdjął ją, i wyrzucił ją poza koło. Potem rozłożył ją na podłodze zanim podniósł jej nogi i umieścił je na swoich ramionach. Zamiast zejścia w dół niej, podciągnął ją aż spoczywała na jego ramionach. Trącił nosem jej łechtaczkę, usłyszał jej łkanie i wiedział, że nadal była zbyt blisko. Obniżył usta i wsunał język w nią. Sapnęła, jej dłonie walnęły w drewnianą podłogę, jej plecy wygięły się gdy pieprzył jej cipkę ustami i językiem. Poruszyła biodrami i chwycił jej nogi mocniej, nie chcąc by się ruszała dopóki jej nie pozwoli. Lubił mieć ją w ten sposób – w potrzasku i mokrą, i na jego łasce. Lizał i szczypał aż drapała podłogę, wtedy zassał jej łechtaczkę w usta i tulił ją pomiędzy swoimi wargami aż jej ciało ponownie się napięło – i wtedy się zatrzymał. Jamie walnęła pięściami w podłogę. Dźwięk zdawał się wzmacniać, przetaczając się przez pokój i wylatując z domu. Pomyślał, że usłyszał krzyki z zewnątrz, ale nie był pewny i był zbyt zdesperowany, żeby się tym naprawdę przejąć. Wiedział, że kiedy zaczęli, robili to z jakiegoś powodu, niech to cholera jeżeli mógł pamiętać teraz co to było. W rzeczywistości, nie mógł myśleć o niczym, oprócz o kobiecie w jego ramionach. Tully położył jej nogi na podłodze i pochylił się nad nią, jego dłoń ujęła jej policzek. Spojrzał na nią intensywnie a ona potrząsnęła głową. – Nie, Tully. – Ale nie mógł się powstrzymać. I naprawdę nie chciał. Obniżył się na nią, rozciągając się. Nie leżał na niej, ale na boku, jego prawa noga byłą przyciśnięta pomiędzy jej udami, jego dłoń gładziła jej twarz. Tłum. Nelly
- Cholera, jesteś piękna. - To – przełknęła, wzięła oddech – to w niczym nie pomoże. - Pomoże w czym? – Wtedy ją całował, powoli i spokojnie, jakby miał cały czas na świecie. Próbowała się odwrócić, ale jego dłoń przy jej policzku trzymała ją dokładnie tam gdzie była a kolano przyciskające się do jej cipki, trzymało ją dokładnie na krawędzi. Całował ją dopóki odpowiedziała na jego pocałunek i wtedy poczuł się wystarczająco pewnym, by przesunąć dłoń z jej policzka i zjechać nią w dół jej ciała. Dokuczał jej sutkom, głaskał jej brzuch kiedy kontynuował całowanie jej ust. Zatracił się w jej pięknie, rozkoszował się wszystkim w niej. Kiedy wiedział, że potrzebował więcej, że nie mógł już dłużej czekać, ona miała swoje dłonie zakopane w jego włosach a jej biodra kołysały się w przód i w tył, jej cipka poruszała się na jego kolanie. Nie miał pojęcia jak długo to robili, po prostu ciesząc się sobą. Ale wiedział kiedy nadszedł czas by się ruszyć, przekręcił ja na brzuch, wsuwając ramię pod nią podniósł ją tak, że była na kolanach. Oparła się na dłoniach, ale chciał kontroli nad jej przyjemnością więc złapał jej dłonie i pociągnął jej ramiona w tył aż miał je na jej krzyżu. Chwycił oba nadgarstki w jedną dłoń kiedy wziął swojego penisa i poprowadził go do jej cipki. Tully nigdy nie był w kobiecie bez prezerwatywy, nawet jako nastolatek przeżywający swój pierwszy raz, a myśl, że miał to teraz zrobić i zrobić to z Jamie sprawiała, że był tak twardy, że było to bolesne. Ustawiając główkę penisa przy ustach jej cipki, naprał wystarczająco daleko, że mógł odsunąć swoją dłoń. Już załatwione, wyprostował się, jego wolna dłoń umiejscowiła się na jej plecach. Jej cipka zacisnęła się a Tully zrobił zeza na to odczucie. Wziął wdech, dał sobie chwilę, potem pchnął biodrami na przód, jego penis napędzał ją. Oboje sapnęli, Jamie jęczała po tym jak Tully zatrzymał się na długą chwilę wewnątrz niej. Jego głowa odchyliła się do tyłu, jego oddech wychodził z trudnością, musiał przyznać, nie wiedział, czy kiedykolwiek doświadczył czegoś bardziej zdumiewającego niż bycie w tej kobiecie. Ale znowu, może to po prostu gadał jego fiut, ponieważ był tak cholernie szczęśliwy.
Tłum. Nelly
Palce Jamie poruszyły się w jego uścisku i zrozumiał, że była bardziej niż gotowa. Tully zacisnął swój chwyt na jej nadgarstkach i złapał jej prawe ramię wolną dłonią, trzymając ją nieruchomo. Wycofał swoje biodra a potem mocno pchnął je naprzód. Jamie krzyknęła. I robiła to za każdy razem kiedy w nią pchał, za każdym razem kiedy ją brał. Kiedy brzmiało to jakby miała dojść, przestał pchać i zamiast tego powoli przyciskał biodra do niej. Po trzecim razie, wysapała. – Tully, no dalej. Proszę! Niezdolny by czekać dłużej, wypuścił jej ramię z uścisku i ściągnął swoją dłoń w dół, pomiędzy jej uda. Potarł palcami jej łechtaczkę a ciało Jamie natychmiast zaczęło się trząść. Uderzał w nią kiedy jego palce wyciągały od niej orgazm. Kiedy nadszedł, był potężny jak huragan, jej całe ciało zesztywniało zanim eksplodowała dookoła niego, jej cipka zaciskała się na jego fiucie jak silnie działające imadło. Krzyknął i, z jego palcami utrzymującymi orgazm Jamie, doszedł mocno w niej, jego palce podwinęły się, jego ciało drżało nad jej. Kiedy skończył, spadł na nią i, zakładając, że to był jego umysł płatający mu figle, tak szybko jak jego skóra dotknęła jej, światło eksplodowało wokół nich, wybuchając z ich złączonych ciał i przepłynęło przez pokój i wyskoczyło z domu. To była ostatnia rzecz jaką pamiętał, zanim wszystko stało się ciemne.
Tłum. Nelly
Rozdział 11 Jamie usłyszała walenie do drzwi, ale ulżyło jej kiedy zdała sobie sprawę, że była to tylko ludzka istota przy drzwiach a nie coś…innego. Lekko zdezorientowana – na przykład, dlaczego była naga w swoim salonie? – rozejrzała się dookoła, ale przez blask wpadający z zewnątrz przez okno niemożliwym dla jej porannego wzroku było przyswojenie jakichkolwiek szczegółów. Chociaż zdała sobie sprawę z jednej rzeczy – nie była sama. Spojrzała przez ramię i zobaczyła Tully’ego Smith’a śpiącego obok niej. Był odwrócony, ręce owinięte dookoła niego jakby było mu zimno. Ale znowu… jej było zimno. Nie wiedziała i naprawdę jej to nie obchodziło w tym momencie, ponieważ walenie znowu się zaczęło. - Tak, tak. Chwila. – Wstała i właśnie miała otworzyć koło, które stworzyła noc wcześniej… ale nie było go. Krew, sól, surowa moc. Wszystko zniknęło. To było dziwne. Przez większość czasu moc jej kół trwała przez dwadzieścia cztery godziny dopóki nie zostało przez kogoś naruszone. A rzeczy, których użyła by wizualnie stworzyć koło leżały aż je sprzątnęła. Obejrzała pokój i nie zobaczyła niczego, co sugerowałoby, że ci, którzy chcieli się dostać do środka dostali się. Nawet poświęciła chwilę by zajrzeć wewnątrz siebie i była całkiem pewna, że nie było tam nikogo innego. Wstała i podeszła do kanapy, chwytając koc. Owinęła go dookoła swojego nagiego ciała i podeszła do frontowych drzwi. A ponieważ jej ciało bolało, jakby wcześniejszego dnia przebiegła maraton, zrobiła to powoli. Pojawiając się przy drzwiach, odchrząknęła i otworzyła je. Spojrzała na olbrzymią klatkę piersiową zajmującą jej wejście i podniosła oczy na to co musiało być prawie siedmioma stopami zrzędliwego mężczyzny. - Cześć, Szeryfie. - Panno Jamie – powiedział tym niewiarygodnie niskim głosem i z pochyleniem głowy, jego palce dotykały krawędzi czapki bejsbolowej Departamentu Szeryfa. Musiała przyznać, że nie ważne
Tłum. Nelly
jak zrzędliwy się stawał, zawsze był cholernie uprzejmy. Doskonały dżentelmen z Południa. Dmuchnęła, co odrzuciło włosy przykrywające jej twarz z drogi. – Co mogę dla ciebie zrobić? - Wyjaśnij mi coś. - Jeżeli potrafię. - Dlaczego jest śnieg? I jest zimno? Jamie zmarszczyła brwi. – Przepraszam? - Śnieg, Panno Jamie. W środku maja. Jamie wzruszyła ramionami. – Niecodzienna burza? - Uwierzyłbym w to, tylko że – przesunął swoje ramie, tak że mogła to obejrzeć – nie sądzę, że kiedykolwiek widziałem tyle kwiatów kwitnących podczas niecodziennej burzy śnieżnej. Jamie przesunęła się do przodu w drzwiach i spojrzała na oba końce werandy, ponieważ Bear nie wydawał się być w nastroju by przesunąć się jej z drogi nie więcej niż już to zrobił. Teraz była całkowicie obudzona. Całkowicie obudzona i zszokowana. Zwłaszcza, że nie miała kwiatów w swoim ogrodzie. Nie była w nastroju spróbować, więc się nie siliła. Teraz miała cholerny ogród pokrywający front i boki jej domu, wzdłuż ścieżki i do lasu. - To jest w całym mieście – kontynuował zrzędliwy mężczyzna. – Kwiaty i śnieg blisko wszystkiego. Miałem nadzieję, że możesz mi to wytłumaczyć. - Uh…- Oh, cholera. Oh, cholera. Oh, cholera. - Co się dzieje? – ten głos powiedział zza niej i Jamie wzdrygnęła się, zastanawiając się dlaczego ten cholerny wilk nie mógł nie ruszać się z miejsca dopóki nie pozbędzie się McMahonia. Szeryf zmierzył wzrokiem Tully’ego, potem Jamie. Potem przyjrzał się Tully’emu, który byłby nagi gdyby nie miał jednego z jej koców wokół bioder. Potem przyjrzał się Jamie, która również byłaby naga gdyby nie koc, który nosiła. - Mam nadzieję, że nie jest to żaden rodzaj problemów, o który muszę się martwić, Panno Jamie – powiedział w końcu Bear. - Uh, nie. Śnieg stopnieje i, uh, kwiaty zawsze można usunąć. Lub zatrzymać, jeżeli ktoś by chciał. Powinny przynieść im lata radości. Burknął – nie, naprawdę, burknął – i odwrócił się od niej. Obserwowała jak schodził po schodach werandy a kiedy Tłum. Nelly
schodził niżej i niżej, zobaczyła co było za nim przez cały czas…jej sabat. Ich oczy poruszały się pomiędzy Tully’m i nią, nawet kiedy ich miny pozostały denerwująco puste. Wszystkie były ubrane w grube, zimowe ubrania i popijały kawę ze Starbucksa z tych papierowych kubków oprócz Kenny, która miała swój własny stalowy kubek turystyczny, odkąd miała coś, co można było jedynie nazwać poważnym uzależnieniem od zbyt drogich ziaren kawy z zagranicznych krajów. Bear, z przytaknięciem jej sabatowi, obszedł swojego nieludzko i nie-bardzo-posterunkowego SUV’a, wsiadł i odjechał. Tully wstąpił w drzwi obok niej. – W takim razie, zgaduję, że zadziałało, hę? - Tak się wydaje. - Dobrze. Wrócą - Wątpię w to. - W porządku. Odwrócili się w tym samym momencie i stanęli twarzą w twarz. - Jamie… - zaczął. - Dzięki – powiedziała miękko. Wtedy wypchnęła go na werandę, zamknęła i zablokowała drzwi i odeszła wziąć prysznic. *** Tully zatrzymał się poślizgiem na przednim ganku, kilka drzazg wbijało się w spód jego lewej stopy. Drzwi zatrzasnęły się za nim i odwrócił się akurat na czas by usłyszeć jak przekręcają się zamki. Jego usta otworzyły się, gapił się na zamknięte drzwi. Po prostu wyrzuciła go ze swojego domu. Żadnego śniadania, żadnego porannego pieprzenia, niczego! Bywał lepiej traktowany przez lwice w poranek po zbyt dużej ilości tequili i grillowaniu na Corocznym Pikniku Smithville na Czwartego Lipca. Nie tylko to – ale śnieg był na ziemi! Wyrzuciła go na śnieg! Tully ponownie spojrzał gniewnie na drzwi, debatując, czy chciał po prostu otworzyć zamki, czy wyważyć cholerne drzwi. Ale za nim mógł cokolwiek zrobić, Mac była obok niego, wyciągając własne klucze i otwierając drzwi. Weszła do środka, trzymając otwarte drzwi Tłum. Nelly
aby reszta sabatu mogła wejść. Wszystkie na niego spoglądały kiedy przechodziły obok niego, ale żadna, nawet mała Emma, nie powiedziała słowa. A kiedy Kenny, ostatnia, w końcu weszła do środka, Mac wpatrywała się w niego przez długą chwilę zanim potrząsnęła swoją głową i cicho zamknęła drzwi przed jego twarzą. Właśnie został odprawiony. Przez wiedźmy! Wyrzucony jak wczorajsze śmieci. I będąc całkiem szczerym, wcale nie lubił tego uczucia. Ale to nie było takie proste, prawda? To Jamie była osobą, która sprawiła, że się chmurzył, a szczycił się tym, że nie robi tego często, odkąd większość mężczyzn w jego rodzinie – tej prawdziwej i przez ślub – wydawała się urodzić będąc nachmurzonymi. To Arcykapłanka sprawiła, że chciał kopnięciem ponownie otworzyć drzwi, wyrzucić te wiedźmy przed zmiażdżeniem Jamie pod ścianą i pieprzeniem jej. Sprawianiem, że dojdzie aż nie wykrzyczy jego imienia, tak żeby wszyscy w mieście usłyszeli i wiedzieli… wiedzieli… Panie. I wiedzieli do kogo należy. Jedyna rzecz, jaką powiedziała, że nie chce by się zdarzyła. Jedyna rzecz, jaką powiedziała, że ją absolutnie nie interesuje. Nie chciała być “przywiązana”, takie było jej słowo. I powiedziała ten wyraz w taki sam sposób w jaki on mówił ”podatki” w kwietniu. Tully potrząsnął głową. Dobry Panie, co on wyprawiał? To była jedna noc. Jeden raz. Decydując, że ostatnią rzeczą jaką potrzebował był powrót do tego domu, Tully podniósł swoją stopę i wyciągnął drzazgi zanim zmienił się w wilka i oddalił się z terenu wiedźmy. *** Jamie wyszła spod prysznica. Wyszorowała z siebie każdy kawałek Tully’ego Smith’a, ale nadal mogła wszędzie go wyczuć. W środku i na zewnątrz. I nie podobało jej się to. Nie podobało jej się to, ponieważ kiedy już skończyła, to skończyła. Nawet z jej byłym mężem, nie siedziała bezczynnie wyczuwając go po tym jak zrobili rundkę czy dwie. Zapominała o nim tak szybko jak się odwróciła – i lubiła jak tak było. Właściwie uważała to za umiejętność, i doceniała ją jako taką. Więc gdzie była teraz jej umiejętność? Tłum. Nelly
Otulając się ręcznikiem, weszła do swojej sypialni i znalazła swój sabat wylegujący się na jej łóżku, podłodze i na skrzyni wiedźmy. Sen trzymała filiżankę kawy dla niej i Jamie z wdzięcznością ją wzięła. Wszystkie ją obserwowały jak popijała swoją kawę, a ona odwdzięczała się im tym samym. Nie wiedziała jak długo to trwało, ale Jamie w końcu powiedziała – Więc? Mac, siedząca na starej skrzyni wiedźmy, w której Jamie trzymała wszystkie swoje najbardziej używane rzeczy, podniosła swoją nogę aż obcas jej buta spoczywał na krawędzi skrzyni, jej ręka dookoła kolana. – Cóż… Muszę powiedzieć, że jesteśmy teraz z ciebie cholernie dumne. Jamie nie myślała że cokolwiek mogło ją zaskoczyć bardziej niż to jedno zdanie, zwłaszcza pochodzące od jej kuzynki. Ale nie oczekiwała zdania, które nadeszło potem. - Ponieważ postawiłam kasę na to, ze poświęcisz człowieka by wydostać się z tej sprawy z Aengusem. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że zadziałałabyś magią seksu. - Co za ulga, że nie musiałyśmy cię zabijać! – Sen powiedziała z szczęśliwym klaśnięciem dłoni. I wszystko, co Jamie mogła zrobić gdy patrzyła się na te rozpromienione twarze, to gapić się. *** Tully był rozciągnięty na wielkim głazie kiedy zobaczył swoich rodziców. Oboje byli ciepło ubrani w swoje zimowe ubrania a jego matka trzymała kurczowo bukiet kwiatów w jednej dłoni kiedy drugą trzymała dłoń jego tatusia. Śmiali się i gawędzili, zwyczajnie czerpiąc przyjemność z tego dnia tak jak reszta miasta. Gdy Tully się to skierował, widział swoich sąsiadów robiących bałwana, walczących na śnieżki, zjeżdżających na sankach ze wzgórza i dopadających łosia aż śnieg w niektórych głównych miejscach łowieckich był namoczony krwią. Jeżeli ktokolwiek był zaniepokojony faktem, że rozpętała się nagła śnieżyca połączona ze zrywem kwitnienia sezonowego i pozasezonowego, to wcale się to nie ukazało. Jego mama pierwsza go wypatrzyła, uśmiechając się szeroko i machając do niego gdy Jack wchodził jej na głowę. Tłum. Nelly
- Dobry, mój szczeniaczku. – Pocałowała jego czoło i podrapała jego szyję aż jego tylne nogi szarpnęły się na głazie, na którym był, zostawiając ślady. – Cudowny dzień, prawda? Tully szczeknął w odpowiedzi a ona ponownie go pocałowała. – Idę tam żeby zdobyć trochę tych niebieskich kwiatów. Są takie ładne! - Ostrożnie – pouczył ją zanim oparł się o głaz, ręce miał skrzyżowane na piersi. – To wszystko jest po prostu dziwne. Twoja mama to uwielbia, ale śnieg i te kwiaty…myślę, że to dziwne. Tully roześmiał się, dźwięk wyszedł jako delikatne szczekanie. - Nigdy nie lubiłem tych czarodziejskich rzeczy. Nie wydają się naturalne, jeżeli mnie o to spytasz. Ale zmienianie się z człowieka w czteronożną pumę… całkowicie naturalne. - Ale mają tu jakiś cel, więc nie będę się silił na narzekanie. Narzekasz kiedy oddychasz. - W każdym razie, kiedy zobaczyłem to gdy wstałem, zadzwoniłem do innych Starszych i Miss Gwen kazała Bear’owi się temu przyjrzeć. Poniekąd zaskoczeniem było usłyszeć, że byłeś u tej kobiety w domu. Nagi. Nigdy nie byłem fanem pieprzenia się w ubraniach. Jack wpatrywał się w niego. – Zamierzasz mi odpowiedzieć czy będziesz tak tam siedzieć wyglądając jak duży, głupi pies? Tully zmienił się. – Nie jestem pewien, co chcesz żebym powiedział. - Miałeś coś wspólnego z tym wszystkim? - Byłem tam by zaoferować pomocną… - Fiuta? - Miałem zamiar powiedzieć ‘dłoń’. - Jestem pewien, że oba słowa pasują. – Jack potrząsnął głową. – Nie wiem co sobie myślałeś. Angażując się z tą kobietą. - Nie jestem w nic zaangażowany, Tato. Wyrzuciła mnie po tym jak Bear wyszedł. - To cię zaskoczyło? - Trochę. - Ona jest zimną dziewczyną, nie ważne jak dużo sie uśmiecha. Masz szczęście, ze nie strzeliła ci w tył głowy kiedy z tobą skończyła. Tłum. Nelly
- Nie jest taka zła. - Założę się, że jesteś jedyną osobą, która myśli. - Nigdy jej nie lubiłeś. Wzruszył ramionami. – Nie muszę. Moją pracą nie jest lubienie innych. – Jack spojrzał na niego. – I jesteś głupcem jeśli myślisz, że będziesz tym, który ją złamie. - Kto mówi, że próbuję się ją złamać? - To jest jedyny sposób, w jaki możesz zatrzymać kogoś takiego jak ona. Ona jest jak dziki mustang, który tylko pozwala ci się zbliżyć do siebie żeby mogła cię kopnąć w głowę. - Dzięki. Sprawiłeś, że czuję się o wiele lepiej. - To też nie jest moja robota. - Chodź, Jackie! – zawołała Millie, jej policzki były jasnoczerwone od zimna. – Chodźmy do miasta i kupmy gorącą czekoladę zanim znowu się ociepli. – Zmarszczyła się na swojego syna. – O Boziu, Tully! Ubierz coś na siebie zanim zamarzniesz na śmierć! - Tak, mamo. Jack wyprostował się, obserwując mamę Tully’ego w sposób z jakim Tully nadal nie czuł się komfortowo. Kot mógłby przynajmniej ukryć ten rodzaj rzeczy przed jej jedynym synem! - Jesteś pewien tego obiadu z Buck’iem? – zapytał Jack. - Nie. Ale wszyscy tam będziemy. Upewnię, się, ze mama jest bezpieczna. - Ten mężczyzna jest tu z jakiegoś powodu, ale nie sądzę, że to twoja mama. Nie tym razem. - Mówi, że chce odbudować stosunki czy jakieś inne bzdury. - Wierzysz mu? - Powiedzmy po prostu, że jestem ostrożny. Jack przytaknął i podążył za mamą Tully’ego. – Jestem zadowolony, że coś robisz. - Dzięki za wsparcie, Tato. - Cokolwiek. ***
Tłum. Nelly
Jamie, wciśnięta w swoje jeansy, bluzę NY Knicks54, buty i w podszytej futrem kurtce z kapturem, stąpała ciężko przez pokryty śniegiem las, jej sabat za nią. - Nie wiedziałam, że weźmiesz to tak do siebie – Mac zawołała za nią. - Masz rację – odpowiedziała ostro. – Dlaczego powinnam brać do siebie to, że ci mi najbliżsi myślą, że jestem mordującym socjopatą? - Nie myślimy tak – powiedziała Emma. - To nie jest nic wielkiego – skłamała Jamie. – Właściwie to, to mi pozwala wyzwolić moje prawdziwe, mordercze skłonności. Myślę, że najpierw wyczyszczę miasto a potem zadziałam przeciwko całemu światu! - Jamie! – Mac chwyciła jej kurtkę i obróciła ją. – Możesz się zatrzymać? - Nie chce się zatrzymywać. Chcę iść. - Nie możemy po prostu porozmawiać? – błagała Sen. – Przez minutę. Proszę? - Co jest do powiedzenia? Mac wyrzuciła w powietrze dłonie. – Zrozum, nie zamierzałam powiedzieć… - Że moja własna kuzynka myśli, że zabiłabym tych z niewinną krwią? Ponieważ, to jest coś, co powiedziałaś. - Nie miałam… - I wiedziałaś! – oskarżyła. – Wiedziałaś, co robił Aengus. Ale byłaś taka zajęta testowaniem mnie… - Musiałam wiedzieć, co byś zrobiła. Jak daleko byś się posunęła. - Aaah! – Jamie krzyknęła, zaskakując wszystkie cztery kobiety gdy jej dłonie machały dookoła jakby ustrzec się przed jej sabatem. – Zejdźcie mi z oczu! Wszystkie! - Jamie… - Rico! – Sokół spadła pomiędzy Jamie i jej sabat. - Nie pozwól im mnie śledzić.
54
http://pl.wikipedia.org/wiki/New_York_Knicks - zespół koszykarski.
Tłum. Nelly
Rico podniosła swoje pazury i wleciała na cztery kobiety. Ignorując ich krzyki paniki, i odgłos uciekania, Jamie odwróciła się na piętach i odeszła, jej buty tupały na śniegu. Nie wiedziała, dlaczego była taka zła, ale no, no! No, no! Jak mogła tego nie widzieć? Jak mogła nie dostrzec tego, że jej sabat tak źle o niej myślał? Cóż, teraz wiedziała, prawda? I była szczęśliwa, że wiedziała. Ponieważ to otwierało dla niej drzwi, prawda? Nie musiała się już więcej o nie martwić. Nie musiała się już martwić o to, że je zawiedzie albo, że je narazi na niebezpieczeństwo, czy cokolwiek innego. Teraz wiedziała, że powinna była być pustelnikiem przez cały czas. One ja wstrzymywały! Cóż, nigdy więcej! Od teraz będzie wiedźmą za jaką ją miały. Będzie okrutna i lekkomyślna, i krwiożercza, i będzie niszczyć wszystko na swojej drodze! Nic jej nie powstrzyma! Absolutnie nic! A żeby to udowodnić… Jamie przestała iść, wypatrzyła młodego jelenia cicho przeżuwającego wysoką trawę wystająca ze śniegu. Zacna ofiara krwi. Najpierw weźmie jego duszę a potem weźmie krew. Przesunęła się bliżej a zwierzę nie uciekło. Dobrze. Głupie zwierzę skoro jej wierzyło, i co z tego? Była tak samo głupia by wierzyć swojemu sabatowi. Ale nie popełni tego błędu ponownie. Kiedy Jamie stała nad nim, podniosła swoje dłonie i cicho zawołała do mocy wewnątrz siebie. To będzie wszystko czego będzie potrzebować do zniszczenia jelenia. Moc wewnątrz niej i chęć by to zrobić. A ona miała chęć. Miała. Tylko patrzcie. Tak. Zrobi to. Właśnie teraz. W każdej chwili. Tylko patrzcie. Jeleń odszedł od trawy o podszedł do Jamie. Przycisnął się do jej nóg i czekał. Jej ramiona opadły i Jamie sięgnęła w dół, głaszcząc dłonią głowę jelenia. Wyciągając swoją szyję, polizał jej dłoń zanim odszedł od niej. - Jestem taka beznadziejna – wymamrotała, odwracając się by obserwować jak odchodzi a zamiast tego zobaczyła, że jest
Tłum. Nelly
chwytany z boku i ciskany na ziemię. - Nie! – wykrzyknęła. – Nie, nie, nie! Wilk zatrzymał się, jego pysk otoczył tył szyi jelenia, jego bursztynowe oczy były szerokie z zaskoczenia, a jego zwyczajny złoty kolczyk wisiał na koniuszku jego ucha. - Puść go – powiedziała a szerokie oczy Tully’ego zwęziły się. – Proszę. Dziwnym było słyszeć jak wilk wzdycha z czystej irytacji i wywraca oczami. Nie. To nie było dziwne…to było dziwaczne. Tully wypuścił jelenia a ten rzucił się do ucieczki, krew płynęła w dół jego szyi. Kiedy wiedziała, że jeleń uciekł, Jamie powiedziała – Dzięki – i znowu ruszyła. Ale odeszła jedynie kilka stóp kiedy zatrzymała się i stała tam. Nie miała pojęcia, gdzie wcześniej szła i nie miała pojęcia, gdzie chciała teraz iść. Z powrotem do Nowego Jorku? Oczywiście, nigdy nie będzie ją stać na ponowne kupno jej mieszkania czy jakąkolwiek inną nieruchomość w tym zbyt drogim stanie, a mieszkanie z jej rodzicami czy rodzeństwem, nawet tymczasowo, było odpowiednikiem krótkiego czasu jaki spędziła w piekle. Więc gdzie pójdzie? Co będzie robić? I wtedy to ją uderzyło… że po raz pierwszy w życiu Jamie czuła się samotna. Zawsze była sama, natura jej osobowości i wrodzonej mocy sprawiała, że była to niemal konieczność, więc była do tego całkiem przyzwyczajona. Ale nigdy nie była samotna. Mimo to stanie w środku miasta z ludźmi, z którymi nie była blisko, sabatem, który myślał o niej najgorzej, i z niczym do rozproszenia jej, jak książki czy telewizja, Jamie nie czuła nic tylko bolesną samotność. I nienawidziła tego. Zamrugała z zaskoczenia, kiedy poczuła jak zęby – tak na prawdę, kły – chwytają jej dłoń. Spojrzała w dół i ulżyło jej kiedy zobaczyła, że Tully nie zamierzał wyrwać jej ramienia. Zamiast tego pociągnął ją, co początkowo zignorowała. Ale Tully był jak ona i nie łatwo było go odwieść od czegoś, więc pociągnął jeszcze kilka razy aż zaczęła iść. - Czy istnieje jakiś powód dla którego nie zmienisz się w człowieka? Zrobiłeś się nieśmiały? – Warknął, w końcu uwalniając jej
Tłum. Nelly
dłoń kiedy wydawał się pewien, że pójdzie z nim, gdziekolwiek poprowadzi. Rozejrzała się dookoła na śnieg i nie mogła powstrzymać małego uśmiechu. – Martwisz się, że zimno sprawi, że będziesz dla mnie trochę mniej mężczyzną? Skubnął ją w nogę a potem pchnął swoje duże, wilcze ciało na jej biodro, rozśmieszając ją trochę.
Tłum. Nelly
Rozdział 12 Jamie nie wiedziała jak długo szli, ale wiedziała, że robiła się zmęczona, co udowodniło, że był to czas by wrócić na bieżnię. Odkąd porzuciła swoją pracę w egzekwowaniu prawa a spędzała większości czasu na metafizycznych planach, gdzie jej umysł miał więcej kontroli niż jej ciało, nie utrzymywała wcale treningu swojej fizycznej siły. I po raz pierwszy… poczuła to. W końcu, dotarli do drogi gruntowej. Była ledwo dostatecznie szeroka dla samochodu i Jamie zgadywała, że była to droga, jaką Tully pokonywał każdego dnia ze swojego domu dokądkolwiek spacerował. Po dziesięciu miesiącach, zdała sobie sprawę, że nigdy nie widziała, gdzie mieszkał Tully. Wyobrażała sobie, że jego mieszkanie będzie wyglądało bardzo podobnie do Kyle’a, które było dużą, drewnianą chatą, którą Emma absolutnie uwielbiała. Była rustykalna, ale z całym niezbędnym wyposażeniem, jak działająca toaleta i elektryczność. Ale znowu, może Tully pragnął czegoś mniej stałego. Były dwie Watahy dzikich psów, które Smithville nazywały domem. Jedna Wataha żyła w ogromnej posiadłości w typie plantacji blisko krańca miasta, ale druga żyła w kamperach i przyczepach. Co dziesięć miesięcy, czy jakoś tak, pakowali się i odjeżdżali… na około dziesięć czy dwadzieścia mil, potem znowu osiadają. To było dziwne, ale by być szczerym… dzikie psy zawsze były dziwne. Słodkie, ale dziwne. Oczywiście, po sposobie w jaki Tully zawsze wydawał się wałęsać po mieście, mogła łatwo sobie wyobrazić Tully’ego mającego kampera jako swój… Jamie zatrzymała się kiedy wyszli z ostatniego zakrętu, jej wzrok podnosił się, jej usta szeroko otwarte. Tully nadal szedł, prosto do przeszklonych frontowych drzwi. Uderzył łapą w nierdzewną klamkę stalowych wrót. Drzwi otworzyły się i wszedł do środka. Ale Jamie nie poruszyła się. Nie mogła. Nie z jej wzrokiem wciąż przytwierdzonym do czegoś, co było przed nią. Trzy piętra szkła, metalu i drewna złączonych w coś, co musiało być najbardziej niesamowitym okazem architektury nowoczesnej, jaki kiedykolwiek widziała. Po kilku minutach, Tully wytknął swoją głowę przez drzwi. Tłum. Nelly
Kiedy zobaczył ją wciąż tam stojącą, wytruchtał z powrotem na zewnątrz i dookoła niej. Jego głowa pchnęła ją w tyłek, sprawiając, że Jamie pisnęła z zaskoczenia zanim nacisk, który trwał zmusił ją do pójścia w kierunku domu. Drzwi zamknęły się za nią i, teraz już jako człowiek, Tully obszedł ją. - Rozgość się, piękna. Wrócę za kilka minut. Zniknął na szczycie schodów a Jamie postanowiła podążyć przykładem Tully’ego i pospacerować dookoła. Wszystkie podłogi były zrobione z twardego drewna i w każdym pokoju były duże szklane okna. Kuchnia z twardym, lśniącym chromem i marmurowymi blatami sprawiała, że śliniła się podczas gdy ubikacja na pierwszym piętrze była tylko mniej niż wykwintna. Okej, będzie pierwszą do przyznania tego…dom Tully’ego był niesamowity. Nie po prostu porządny czy ładny, nawet wyszukany. Był ponad to. Ale, i to było dla niej najbardziej szokujące, wyglądał na zamieszkały. Jej pragnienie by rozciągnąć się na jego szokująco za dużej, jasnej kanapie niemal ją przytłoczyło i instynktownie wiedziała, że pozwoliłby jej położyć stopy na jego stoliku do kawy z hartowanym szkłem. Gdy skończyła już z pierwszym piętrem, weszła na drugie. Było tam kilka eleganckich sypialni, każda z własną łazienką, a na końcu korytarza było naprawdę duże biuro. Miało widok na ocean i Jamie mogła jedynie wypuścić powietrze na ten widok. Potrząsając głową, ruszyła i wtedy złapała w przelocie obramowane dokumenty, które Tully miał na ścianie. Podeszła i przyjrzała im się z bliska zanim szybko wyszła z pokoju, i weszła na trzecie piętro. Były tam tylko dwa pokoje. Jeden to sypialnia a drugi to łazienka. To do łazienki poszła, wchodząc i przechodząc całą długość pokoju by dostać sie do prysznica. To nie była krótka wycieczka. Szybko otworzyła szklane drzwi i utkwiła spojrzenie w Tully’m. Pokryty mydłem i uśmiechający, zapytał się. – Przyszłaś dołączyć, piękna? - Chodziłeś do Dartmouth? College?55 Mrugnął z zaskoczenia. – Tylko na licencjat. Cofnęła się o mały krok. – A potem Cornell56? 55 56
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dartmouth_College http://pl.wikipedia.org/wiki/Cornell_University
Tłum. Nelly
- Aby zdobyć magistra. - W… - W architekturze. – Jego uśmiech powrócił. – Jak się tego dowiedziałaś? Jamie zmierzyła wzrokiem wilka przed sobą. – Jesteś T. R. Smithem? Z T. R. Smith Design Group? Jego uśmiech stał się trochę nieśmiały i chciała uderzyć go w twarz. – Ta. To ja. Zszokowana i zniesmaczona, Jamie zatrzasnęła drzwi od prysznica na jego twarzy i wyszła jak burza. *** Tully nie miał pojęcia co się stało, ale niech go cholera jeżeli pozwoli jej wybiec po tym wszystkim. Już była na zewnątrz i szła tupiąc w dół jego gruntowej drogi, kiedy wybiegł przed nią. Z powrotem się zmienił, nie w nastroju by mieć do czynienia z zimnem. Jego futro było mokre i był cholernie niezadowolony z tego wszystkiego. Jamie przystanęła się kiedy zatrzymał się z poślizgiem przed nią, ale spróbowała go obejść. Warknął, odsłonił kły. Prychnęła i przewróciła oczami, co wydawało się być bardzo jankeską rzeczą. - Po prostu się rusz – rozkazała i ponownie spróbowała przejść obok niego. Pozostał przed nią a potem wytrzepał mokre futro. Jamie pisnęła, jej dłonie zakrywały jej twarz. – Przestań! Przestał, ale skorzystał z chwili by chwycić tył jej kurtki i pociągnąć ją na ziemię. Potem, z jego ciasnym chwytem, zaciągnął ją z powrotem do swojego domu. Kopała i krzyczała, i wiedział, że chciała go przekląć czy coś, ale wiedział również, że nie odważyłaby się z nim jako wilkiem i ponieważ jeszcze nie upuścił krwi. Widzicie? To tego próbował nauczyć tatę. Naprawdę dobrze było wiedzieć trochę o “tych czarodziejskich sprawach”, ponieważ nigdy nie wiesz, kiedy będziesz potrzebował informacji. Kiedy już miał ją z powrotem w domu, zdecydował, że był tylko jeden sposób by zatrzymać ją tam dopóki nie skończą rozmawiać. Musiał ją rozebrać. Co zrobił, zdzierając jej ubrania pazurami i kłami. Kiedy skończył, jej niegrzeczne przekleństwa wciąż rozbrzmiewały w Tłum. Nelly
jego głowie, usiadła na jego podłodze z podniesionymi kolanami i dłońmi płasko na ziemi. Podobało mu się, że nie zakrywała się, że nie próbowała i nie kryła swojego ciała przed nim. A jednak… Panie, gdyby wzrok mógł zabijać. Zmienił się kolejny raz i, na rękach i kolanach przed nią, zapytał – Czy teraz nie jest lepiej? Jej dłoń wystrzeliła do przodu i złapała za jego kolczyk, skręcając aż leżał płasko na plecach. – Zerwę tą rzecz! – warknęła. Złapał ją wokół talii, trzymając blisko jej ciało przy swoim i przeturlał ich. – Puść – rozkazał teraz, kiedy już leżała na plecach. - Za cholerę! Wiedział, że jeżeli poluźni chwyt by złapać jej dłonie, jedynie postąpiłaby zgodnie ze swoją obietnicą i wyrwała złoty kolczyk z jego głowy. Zdesperowany, złapał brzeg jej piersi swoimi ustami i uwolnił kły tak, że spoczywały zaraz przy jej skórze. Jamie sapnęła. – Nawet o tym nie myśl! Warknął. Porządny, pokaźny, wilczy warkot. Upewnił się przy tym by pokazać wszystkie te śliczne kły, które czyścił nitką dentystyczną dwa razy dziennie dla odpowiedniej higieny zębów. - Okej. Okej. – Otworzyła dłoń, wypuszczając jego ucho. - Dziękuję – powiedział zanim przycisnął usta do miejsca na jej piersi, gdzie wcześniej ją trzymał. - Nie sądzę. Uśmiechnął się i przesunął usta bliżej jej sutka. – Nie sądzisz.. że co? - Nie zrobimy tego ponownie. Tully pocałował koniuszek jej sutka. – Pewna jesteś? – zawirował swoim językiem dookoła niego, ciesząc się tym, jak złapała oddech. – Jestem wolny do późna tego popołudnia. - Nie obchodzi mnie czy jesteś wolny do końca te… - jej plecy wygięły się gdy wziął jej sutek w usta i zassał delikatnie. - Nie ma żadnego powodu – wyspała – dla którego mielibyśmy robić to ponownie. - Kto potrzebuje powodu – dmuchnął na mokry koniuszek – poza po prostu chceniem? - Ja… ja miała zły poranek. - Mój nie był znacznie lepszy. – Wycałował sobie drogę
Tłum. Nelly
przez jej klatkę do drugiej piersi. – Wyrzuciłaś mnie jak jakiegoś pięciodolarowego żigolaka. - Więc, masz coś do udowodnienia. - Nie. – Używając swoich ust pociągnął i pchnął jej sutek. – Mam coś do zdobycia. *** Musiała sie stamtąd wydostać. Musiała wydostać się z jego ramion i z tego znakomicie architektonicznego mokrego snu, który on nazywał swoim „domem” i odejść tak daleko od tego mężczyzny jak zdoła bez dawania poczucia, że ucieka. Mimo wszystko, posiadała swoją godność. Prawdą było, że Jamie nie miała żadnych złudzeń na temat tego, kim była i czego pragnęła. Jej sabat mógł jej nie znać, ale ona siebie znała. Dzierżenie takiej mocy jaką ona posiadała i nie znanie prawdziwej siebie było prostym przepisem na katastrofę. A na koniec, to co zrozumiała o sobie, to, że nie mogła związać się z tym mężczyzną. Nie mogła przywiązać się na stałe do tego miasta czy tego życia, nie kiedy poza tym było dla niej o wiele więcej. Czekając. Jednak nawet o tym wiedząc, nadal nie mogła zmusić się do ruszenia się z miejsca. Nie mogła dać sobie rady z wyciągnięciem swojego ciała spod niego i wymaszerowaniem w śnieg i z tego szalonego miasta na dobre. Mogła zacząć od nowa gdziekolwiek. Nie musiała wracać do Nowego Jorku. Cholera, tak samo jak nie musiała zostawać w Stanach. Źródła mocy były na całym świecie, czekające na nią by zaczęła z nich czerpać. Problemem było to, że wchłonięta moc nigdy nie była tak dobra. Tully przesunął się w niższe partie jej ciała tak, że mógł chwycić jej nogi. Odchylił je do tyłu, jej kolana przycisnęły się do jej klatki, a potem szeroko je rozchylił, jego silne dłonie przygwoździły jej ciało do ziemi. Jego usta przycisnęły się do niej, jego język wylizał wilgoć, która już spowodował ich przepychanką, podczas gdy jego palce wbiły się w jej uda. Jęcząc, Jamie uderzyła dłońmi o jego ramiona, próbując odepchnąć go, ale on nie poruszył się. Zamiast tego głębiej zanurzył język, głaszcząc wnętrze jej cipki aż zwijała się z rozkoszy. W tym Tłum. Nelly
momencie zaprzestała prób odepchnięcia go i chwyciła tył jego głowy, i wilgotne kosmyki jego włosów pomiędzy palce, kiedy przyciągnęła go bliżej. Tully zassał łechtaczkę Jamie w swoje usta i poczuł jak jej ciało niemal wystrzeliwuje z podłogi. Uśmiechając się szeroko, zadbał o ciasny kłębek nerwów swoimi ustami i pozwolił odgłosom jej szorstkich krzyków przemknąć przez niego. Do czasu gdy błagała go by przestał, był twardy jak stal i nie mógł myśleć o niczym innym niż o jego potrzebie by być w niej. Przeszedł w górę jej ciała, całując jej skórę podczas gdy to robił aż przycisnął swoje usta do jej i wsunął swój język pomiędzy jej wargi kiedy naparł swoim fiutem na jej cipkę. Wydała zduszony szloch, jej ciało trzęsło się kiedy wziął ją mocno. Jej dłonie podniosły się i bez myśli, wilk w nim instynktownie złapał jej nadgarstki i przyszpilił je do podłogi obok jej głowy. Ten jeden ruch wywołał więcej ciepłej wilgoci rozprzestrzeniającej się na jego fiucie, namaczając go. Jej reakcja zachęciła go i użył wagi swojego ciała by utrzymać ją w dole kiedy pchał w nią, biorąc, co niechętnie zaoferowała i oddając cokolwiek mogłaby potrzebować. Jego jądra napięły się, plecy zesztywniały, ale wiedział, że mógł dłużej poczekać. To jest, do momentu, w którym Jamie doszła. Odrzuciła głowę do tyłu, krzyknęła, a jej ramiona wciąż starały się wyszarpnąć z jego chwytu, jej nogi ciasno chwytały jego biodra, pięty wbijały się w jego tyłek. Wtedy już nie miał nadziei. Żadnej nadziei na kontrolę kiedy schował głowę w łuku jej szyi i wywarczał swój orgazm, jego fiut rozlewał jego spermę wewnątrz niej znowu i znowu aż nic nie zostało i padł na nią. Jego całe ciało drżało w sposób, w jaki robiło to po jego pierwszej pełnej przemianie, kiedy miał tylko trzynaście lat i nie wiedział co zrobić dalej. Oczywiście, teraz również nie wiedział co miał następnie zrobić.
Tłum. Nelly
Rozdział 13 Nie wiedziała, czego oczekiwała, ale bycie rozpieszczaną przez kogoś innego niż przez siebie samą zdecydowanie nie było tym. A jednak, została wniesiona dwie kondygnacje schodów do łazienki Tully’ego. Podczas gdy przemieszczali się, Jamie chłonęła światło wpadające do domu z zewnątrz. Nigdy nie była nigdzie, gdzie było tyle jasności pochodzącej jedynie z naturalnego światła. Nie wiedziała, że będzie jej się to tak bardzo podobać. Jej moc naładowała ją, sprawiła, że wcześniejszy dramat z jej sabatem wydawał się być tak dawno temu, że tak naprawdę się nie liczył. Już w łazience – kolejnym oślepiająco jasnym pokoju, zwłaszcza, że był z białymi, marmurowymi blatami, białymi, włoskimi płytkami podłogowymi i jasnymi, chromowymi urządzeniami – Tully wziął ją pod swój prysznic i umył ją. Dwa prysznice w ciągu jednego poranka i naprawdę było jej to wszystko jedno. Nic nie pozwolił jej zrobić a ona nie zapytała się go dlaczego, zamiast tego pozwoliła sobie zrelaksować się i cieszyć się tym. I mimo, że głaskał i pieścił jej ciało wystarczająco by sprawić, że po niego sięgnęła, wstrzymywał ją. - Zmusiłaś mnie, bym zrezygnował ze swojego jelenia – wymamrotał przy jej szyi kiedy jego pokryte mydłem dłonie ściągnęły ją z powrotem. - Musiałam. On był łatwą dla ciebie zdobyczą z mojego powodu. - W porządku. Ale to nie zmienia faktu, że jestem głodny. - Potrzebujesz tutaj więcej miejsc dostaw. - Dlaczego? – Jego usta otarły się o jej szczękę, jej policzek. – Mam tutaj stojącego kucharza. - Masz dziewczynę, która nauczyła się robić wspaniałe desery od swojej babci. To nie robi ze mnie kucharza. - Jeżeli mnie nakarmisz, sprawię, że to będzie warte twojej chwili. Ponieważ lubiła brzmienie tego – i również była cholernie głodna – zgodziła się. *** Tłum. Nelly
Na szczęście miał mnóstwo makaronu. Połączony z jakimś stekiem, olejem, czosnkiem i serem Romano57, i jedli przed południem. Siedzieli przy stole, który był wciśnięty w róg kuchni. Jeżeli Jamie spojrzała by w prawo, spojrzałaby na Tully’ego. Jeżeli spojrzałaby na lewo, mogłaby podziwiać wspaniały widok na Ocean Atlantycki. Szczerze, trudno było jej się zdecydować, na co bardziej chciała patrzeć. - Więc – powiedział Tully, jego wzrok był na jej twarzy, jego goła stopa ocierała się o jej nogę pod stołem – co ci nie pasuje w Dartmouth? - Nic. – Zapomniała o tym wszystkim, co było dziwne, ponieważ nigdy niczego nie zapominała. – Po prostu nie mogę uwierzyć, że poszedłeś do Dartmouth. - To, że jestem z Południa, piękna, nie czyni mnie głupim. - Wiem – odpowiedziała uczciwie. – Jesteś głupi, ponieważ poszedłeś do Dartmouth… ale skończyłeś będąc uwięzionym tutaj. Uwięziony? Tully nigdzie nie był uwięziony. To była jedna rzecz, z której się szczycił. - Co sprawia, że tak myślisz? - No weź. – Wzruszył ramionami a ona powiedziała. – Poszedłeś do Dartmouth, potem do Cornell. Masz magistra z architektury. Nic nie wiem na temat architektury, ale znam twoją firmę, ponieważ mój były desperacko pragnął by zaprojektowała i zbudowała jego dom – aż zrozumiał, że nie było nas na to stać, co mnie rozśmieszyło, a według mojej mamy, kompletnie wyjaśnia dlaczego jesteśmy teraz rozwiedzieni. – Potrząsnęła głową. – Zgaduję, że nie rozumiem, dlaczego rezygnujesz z tego wszystkiego by żyć tutaj. - Z niczego nie rezygnuję. Starannie wybieram zlecanie, które chcę, wykonuję je stąd, i nadal dostaję pieniądze za zlecenia, których nigdy nie dotykam, ale które realizuje moja firma. - Ta, ale… - Wszystko czego pragnę jest tutaj, Jamie. – I nie zdawał sobie sprawę, jak wielką miał rację dopóki nie spojrzał w te brązowe oczy. 57
http://samirka.blox.pl/2012/01/Ser-Romano.html
Tłum. Nelly
Wpatrywała się w niego jakby nagle zaczął mówić po niemiecku. – Jesteś poważny? - Przez większość czasu. Jamie rozejrzała się i nagle zaświeciło mu w głowie, to jaka niespodziewanie była niespokojna. Jakby myśl o pozostaniu w Smithville była najbardziej przerażającym pomysłem jaki kiedykolwiek słyszała. - Wiesz – powiedział ostrożnie, pchając to co zostało z jego pysznego jedzenia dookoła miski – pozostanie w Smithville, do czego się zobowiązałaś, jest częścią naszej umowy. Czy to ma się zmienić? - Nie. Ale czy podjęłabym tą samą decyzję gdybym miała opcje jakie ty posiadasz? Tego nie mogę ci powiedzieć. Tully puścił swój widelec i usiadł wygodnie na swoim krześle. – Nie chcę nawet myśleć o tym, że jesteś tutaj tylko dlatego, ponieważ jesteś tu zadomowiona. - Nie czuję się jakbym była zadomowiona. Ale nie mam pojęcia, co bym zrobiła jeśli miałabym inne opcje. - To całe “jeśli” cię załatwi. Jeśli moi rodzice byliby w pełni ludźmi, może zapracowywałbym się do przedwczesnej śmierci, popychając się do zrealizowania wszystkich tych rzeczy, które powiedziano mi, że muszę zrobić. Ale, dzięki Bogu, nie są w pełni ludźmi i ja również nie. Więc robię to, co mnie uszczęśliwia i nie martwię się o nic poza tym. I, niezaskakująco, mam niesamowite ciśnienie krwi. - Myślałam, że wróciłeś tutaj, ponieważ zmarł twój dziadek. - Nie dziadek. Dziadek wujeczny. Po prostu wszyscy nazywali go Dziadziusiem. I, owszem, wróciłem, ponieważ odszedł. Nie byłoby w porządku nie przyjechać na pogrzeb. - I wtedy zawładnąłeś. Tully zaśmiał się. – Boże, nie. Po prostu skończyłem zostając tu, ponieważ przypomniałem sobie co w tym kochałem. - Czyli? Wyjrzał przez kuchenne okna na plażę, która była nie więcej niż kilkaset stop dalej i wzruszył ramionami. – Wszystko. ***
Tłum. Nelly
Jamie nie mogła nic na to poradzić, ale trochę zazdrościła Tully’emu. Nie wydawał się tak śmiesznie szczęśliwy, że była przekonana, że jest na jakimś leczeniu, a jednak nie wydawał się poszukiwać więcej, co trwa wiecznie58. Ona ciągle poszukiwała, chociaż większość spoza jej sabatu o tym nie wiedziała. Dla świata, nawet jej byłego, Jamie była najbardziej zrelaksowaną, obojętną kobietą na planecie. Nie potrzebowała najnowszego, największego i najdroższego by być szczęśliwą. W tamtym momencie, to był największy problem pomiędzy nią a jej byłym. Jego całym celem było awansowanie i wyprowadzenie się. Pragnął większego domu, bardziej luksusowego auta, wszystko najlepsze. Jamie, jednak, była więcej niż szczęśliwa z tym co miała, jeżeli chodziło o rzeczy materialne. Jamie kupiłaby znane, solidne auto i trzymałaby je gdziekolwiek od 10 do 15 lat. Jej były wynająłby najatrakcyjniejsze auto i zmieniałby je co dwa lub trzy lata. Czy miłe było jeżdżenie stale w nowych samochodach? Pewnie, ale dla niej rezultatem było dostanie się z punktu A do punktu B tak szybko i niedrogo jak to było możliwe. A, mimo tego, podczas gdy jej były nazywał ją “tanią” przez ten bark pragnienia większej ilości rzeczy w jej życiu, Jamie była zajęta poszukiwaniem potężniejszej mocy. Ponieważ, kto potrzebował dużego ekranu telewizora, kiedy, z małą ilością praktyki, mogłeś lewitować nad ziemią? Kto potrzebował najnowszego, najatrakcyjniejszego samochodu kiedy mogłeś przenosić obiekty, od przesunięcia prostego spinacza do papieru przez biurko do przenoszenia domów twoich wrogów sto stóp dalej do rzeki? Odkąd pamiętała, jedyną rzeczą jakiej naprawdę pragnęła Jamie była moc. Tully sięgnął przez stół i ujął jej dłoń, kładąc płasko jej ramię. Przeciągnął swoimi palcami przez wewnętrzną stronę jej przedramienia, przesuwając się powoli w przód i w tył podczas gdy jego oczy wciąż pozostały na jej twarzy. Najprostszy gest a jednak…a jednak czuła jakby znowu był wewnątrz niej. Pociągnął ją a ona chętnie się temu poddała, jej ciało było na jego kolanach, jej ramiona wokół jego szyi, kiedy jego telefon zadzwonił. - Cholera. 58
Nie mogłam ładniej ułożyć tego zdania, wybaczcie :P
Tłum. Nelly
Trzymając ją w miejscu jednym ramieniem, sięgnął na ladę za sobą i chwycił telefon bezprzewodowy. – Halo? Obserwowała jak jego mina się zmienia, poczuła naprężenie jego ciała, i natychmiast wiedziała, że coś było nie tak. - Yep – powiedział. – Zaraz tam będziemy. Nie. Jamie jest ze mną. Zabiorę ją. Kiedy skończył rozmowę, zapytała. – Dlaczego po prostu nie użyłeś megafonu by ogłosić całemu wszechświatu, że się pieprzymy? - To małe miasteczko. Już wiedzą. – Podniósł ją ze swoich kolan i postawił ją na stopach. Poklepał jej tyłek i wstał. – Jest problem. - To zrozumiałam. - Musimy dostać się do… - To nie będzie proste – przerwała. – Ponieważ rozerwałeś moje ubrania. Miał przyzwoitość by zrobić grymas na twarzy i nawet by trochę się zaczerwienić. – Zrobiłem to, prawda? Jamie przytaknęła. Wziął jej dłoń i skierował się z powrotem do sypialni. – Coś znajdziemy. *** Chociaż Starsi byli w pełni poinformowani o tym co się działo, na coś takiego nie byli zapraszani. Bycie w stanie działać i zareagować bez martwienia się o pozwolenie było tak ważne. A jak na razie, to brzmiało tak jakby to była taka „sytuacja”. Kyle, jego ramiona były założone na jego klacie a jego nogi szeroko rozstawione, cicho wyjaśniał co wiedział. – Było tam trzydzieści, może czterdzieści więcej pojazdów. Głównie kampery. - Jak daleko od miasta? – zapytał Bear. - Nie więcej niż czterdzieści mil. Ale tak blisko Everettville, że żadne z nas nie natknęłoby się na to przez przypadek. - Dlaczego? – zapytała Jamie. Była ciepło ubrana w jeden z marynarskich swetrów59 Tully’ego, jego spodnie dresowe, które były żenująco za długie, i w jedną z jego skórzanych kurtek. Buty były jej i 59
Nie mam pojęcia jakie to :P Na zdjęciach są to albo zwykłe swetry, albo w paski, albo po prostu polar. Uznajmy, że to po prostu coś ciepłego
Tłum. Nelly
wyglądała tak seksownie w tych za dużych ciuchach, że miał problem ze skoncentrowaniem się na bardzo poważnej sytuacji. - Ponieważ, nie pojawiamy się w Everettville – powiedział Bear. - Dlaczego? - To nie jest dobry pomysł – powiedział jej Kyle. - Dlaczego? Bear warknął nieznacznie, ale Jamie jedynie wzruszyła ramionami i oświadczyła. – Jeżeli odpowiesz na moje pytanie, przestanę pytać się dlaczego Tully prychnął i teraz parzyli na niego kot i niedźwiedź. - Dlaczego patrzycie na mnie? - Nie możesz jej kontrolować? – powiedział ostro Kyle. Tully i Jamie spojrzeli na siebie i wybuchli śmiechem, pochylając się do siebie aż Tully gwałtownie przestał i powiedział. – Nie. Co jedynie sprawiło, że Jamie śmiała się mocniej. Oczy Kyle’a zmrużyły się a Jamie odchrząknęła, wytrzepała swoje ubrania i otarła łzy śmiechu ze swoich oczu. Potem powiedziała. – Więc dlaczego nie pojawiacie się w Everettville? - To jest obszar koni – warknął Kyle. – W porządku? - Ohhh. Masz na myśli centaury! Tully był zgięty w pół śmiejąc się mocno gdy wściekłość jego brata eksplodowała wokół nich. – Nie! Nie mam na myśli centaurów! - Czym, do cholery, są centaury? – wyburczał Bear, co jedynie mocniej go rozśmieszyło. - Oni są pół ludźmi, pół końmi – wyjaśniła Jamie słodko, tak słodko, że Tully wiedział, że strasznie leciała z Kyle’m w kulki. - Która połowa? – zapytał Bear. - Czy ty się zamkniesz? – krzyknął Kyle, ale kiedy grizzly powoli odwrócił swoją głowę by spojrzeć gniewnie na niego spod krawędzi swojej bejsbolowej czapki Departamentu Szeryfa, kot odchrząknął i dodał. – Szefie. Ocierając łzy z oczu, Tully wyjaśnił. – Prawie każdy w Everettville posiada farmę konną lub pracuje na jakiejś. Prawdopodobnie znajdziesz tam więcej koni niż samochodów. Jedno z nas zbliża się za bardzo do granic miasta i rozpętuje się piekło. Więc przestaliśmy tam chodzić. - Ale czy nie stanie się to samo jeżeli… Tłum. Nelly
- Jeżeli Wataha Buck’a Smith’a zatrzymała się tam? Jak najbardziej. – A bazując się na tym co powiedział im Kyle, dokładnie to się działo. Cała Wataha Bucka nie odpoczywała w Smithville Arms, jak się okazało. Zamiast tego, większość z nich spędzała czas na nieużywanym terytorium niedaleko Everettville. Ktokolwiek inny, mieszkańcy Smithville po prostu by mieli na nich oko. Ale jeżeli chodzi o Buck’a Smith’a… nic nie było tak jak się wydawało. - Różnicą jest to, że tego starego drania nie obchodzi co się dzieje z tymi końmi. Kyle oparł się o drzewo. – Są szanse, że zakradli się na farmy i gonili kilka koni dla jedzenia. - Albo z nudy – dodał Bear. - Co jedynie będzie jeszcze większymi problemami dla nas – powiedział Tully. – Ponieważ ci ludzie kochają swoje konie bardziej niż lubią siebie nawzajem, i większość z nich ma pieniądze niezbędne do zaangażowania rządu by się temu przyjrzał. - A ostatnią rzeczą jakiej potrzebujemy jest zaangażowany rząd. – Kyle zdjął swoją czapkę i podrapał się po głowie. – Zawsze robi się dość kłopotliwie kiedy tak się dzieje. - Teraz, prawdopodobnie obwinią wilka płowego60, który niedawno ponownie został wprowadzony do populacji, ale płowe są zdecydowanie mniejsze od nas. Około osiemdziesiąt funtów całkiem mokry, kiedy nawet moja mama waży dobre sto pięćdziesiąt kiedy się przemienia. - Czy Buck wie to wszystko o Everettville? Tully mógł jedynie zachichotać. – Uwierz mi…wie. Ten mężczyzna nie robi nic bez dokładnej wiedzy w co się pakuje. Postawił tam swoją Watahę z jakiegoś powodu. - Atak. - Zamorduje Tully’ego i kilku jego najsilniejszych kuzynów, i Buck przejmie kontrolę w mieście. – Kyle wcisnął czapkę z powrotem na swoją głowę. – I uwierz mi kiedy mówię, że inni Smithci nie będą tego tolerować. Nawet przez sekundę. - A to oznaczałoby wojnę domową wśród Smithów. Znając mojego ojca, ma nadzieję uporać się z tym wszystkim zanim wkroczą do akcji inne Watahy, ale myślę, że nie jest realistą na starość. 60
http://pl.wikipedia.org/wiki/Wilk_rudy
Tłum. Nelly
- Dlaczego? - To nie byłby pierwszy raz, jeżeli byłyby jakieś konflikty wewnętrzne u Smithów, piękna. Raz zrobiło się tak źle, że Wataha Van Holtz wkroczyła do akcji… - I wtedy wymknęło się to spod kontroli. Tully przytaknął na słowa Kyle’a. – Straciliśmy połowę naszych członków, włączając szczeniaki. To samo było u Van Holtzów. - Oni nie są muskularni, ale są przebiegli. - Yep. Ale kiedy szczeniaki zaczęły wliczać się so strat… Tully wypuścił powoli oddech. – Wiedzieli, że wojna musiała się skończyć albo ryzykowaliśmy stratą terytoriów Smithów i Van Holtzów na Wschodnim i Zachodnim Wybrzeżu na rzecz Watahy Magnusa, która śliniła się by je dostać, kiedy opadnie pył. Więc została podjęta decyzja. - Jaka decyzja? - Że zostanie zawarty rozejm pomiędzy dwoma Watahami, żadne terytorium nie zostanie oddane, żadne zemsty za straconych członków watah. Wszystko co musieliśmy zrobić w tamtym momencie to zamordować naszych Alfa. I dokładnie to zrobili moi przodkowie. *** To przypomniało Jamie o wojnie nowojorskiej mafia, która wydarzyła się zanim przyszła na świat. Jedna „rodzina” przeciwko innej, z wieloma ciałami dookoła kiedy wszystko w końcu się uspokoiło. Wolałaby przez to nie przechodzić. Kilka uderzeń mafii jakie widziała przez lata mało dla niej znaczyły, ponieważ nie znała osobiście kanalii, które zostały zabite. Jeśli już, znała ich biznesowe transakcje, co zwykle zawierało narkotyki, hazard i nielegalny handel ludźmi, co było bardzo ładnym sposobem na powiedzenie „niewolnictwo”. Ale nikt kogo spotkała do tej pory nie był taki. Najgorszym co widziała była szalona walka pomiędzy Watahą Smithów i Dumą Sahary nad gnijącą padliną łosia. To się stało niedaleko jej domu i Jamie musiała pogłaśniać telewizor w próbach zagłuszenia hałasu. Następnego dnia gdy poszła do miasta…było tak jakby to się nigdy nie wydarzyło. Dlaczego? Ponieważ, w środku są głodnymi Tłum. Nelly
drapieżnikami poszukującymi jedzenia, nie zwyrodnialcami szukającymi szybkiej kasy. Wciąż, nie ważne jak bardzo chciała pomóc, tylko tyle mogła zrobić, biorąc pod uwagę ograniczenia jej sabatu. - Mój sabat nie może wejść w środek tego tak długo jak jesteście pokryci futrem kiedy rzucicie się na to. - Wiemy o tym. – Tully uśmiechnął się do niej i… wow. Jak niesprawiedliwe było to w stosunku do niej? – Ale mój ojciec usytuował się wśród wrogów w jakimś celu. Gra w tą grę w jakimś celu. Muszę wiedzieć w jakim. - Obiad z tobą, twoimi rodzicami i Buckiem jest dzisiaj, prawda? – Tully przytaknął. – Dobrze. Sabat i tak będzie tam by upewnić się, że wszystko idzie gładko. W takim razie, Sen spędzi z nim trochę czasu. - Sen? - Dar, który posiada. Może rozmawiać prawie z kimkolwiek i mieć dobre wyobrażenie tego, co ten ktoś kombinuje. To jest jeden z powodów, dlaczego uwielbia to tutaj. Wy rzadko robicie coś innego poza spaniem, jedzeniem, parowaniem się i jeszcze raz, spaniem. - Czy starasz się powiedzieć, że jesteśmy leniwi, piękna? Jamie prychnęła. – Nic nie staram się powiedzieć. Po prostu mówię.
Tłum. Nelly
Rozdział 14 To Seneca, ubrana w ciasną, sięgającą podłogi suknię, była tą, która spotkała ich w drzwiach hotelu i poprowadziła ich do dużego stołu na środku jadalni. Poniekąd oczarowało Tully’ego to jakże Seneca miała tak słodką, niemal anielską twarz, z tym gorącym, piekielnie seksownym ciałem. Właściwie, to nie wydawało się w porządku. Było jakby mylące. Impreza nie była duża. Tylko Tully, Kyle, Katie, Mama, Tata, Buck, Wanda i trzej synowie Buck’a. W porządku, przyjęcia nie było duże jak na Południowca. Seneca usadziła ich wszystkich, podała im karty menu i przedstawiła im dwie kelnerki, które miały się nimi zajmować tego wieczoru. Przez cały czas stała przy krześle Buck’a, jej dłonie spoczywały na jego oparciu aż przesunęła jedną na jego ramię, drugą oparła o biodro. Uśmiechała się i śmiała przez cały czas i, kiedy w końcu odeszła, miała największy uśmiech na swej twarzy. Powiedzenie, że to go trochę zdezorientowało byłoby poniekąd niedopowiedzeniem. Może mimo wszystko nie mieli czym się martwić jeżeli chodziło o Buck’a… *** Jamie spojrzała znad ganache61 z ciemnej czekolady, które mieszała, kiedy Sen przepchnęła się przez podwójne drzwi kuchenne. - Wszyscy są usadzeni – powiedziała radośnie przed wślizgnięciem się na stołek przy głównym stanowisku pracy i skubaniem sera i krakersów z tacy, którą wyłożyła dla niej Mac. - I? – Zapytała Emma, kiedy Sen nie powiedziała nic więcej. - Paczulowy alarm na randce Buck’a. Wiem jaka się stajesz, Jamie, i nie chce być rozpoczęła III Wojnę Światową kiedy wyczujesz tą rzecz.
61
Ganache to francuska nazwa na połączenie aksamitnej mieszanki czekolady i śmietany. Większość receptur przygotowuje się w podobny sposób. Podgrzewamy śmietanę, ma się prawie zagotować i zalewamy czekoladę.
Tłum. Nelly
- Hipisi i ich cholerny olejek paczulowy. – Jamie prychnęła żartobliwie. - Co z Buck’iem? – Emma warknęła bez żartowania. - Oh. – Sen studiowała sufit i skubała krakersa, ostrożnie obmyślając swoją odpowiedź. – Cóż, bazując na tym co widziałam, jest prawdziwy dupkiem i zabiłby każdego z nas jeżeli to dostarczyłoby mu tego, czego pragnie. – Milczała przez chwilę, uśmiechnęła się i przytaknęła, i powiedziała. - Yep! To widziałam, kiedy w niego spojrzałam. - Czy możesz wyglądać…radośniej? – zapytała Kenny. - Nie ma sensu w denerwowaniu się. Poza tym, Jamie da sobie z tym radę. - Ta – Jamie odparowała zwyczajnie. – Już mam związanego i gotowego do poświęcenia młodego prawiczka, więc jesteśmy gotowe do działania. - O mój Boże! – krzyknęła Mac. – Czy mogłabyś już dać temu spokój? - Nie! Nie dam temu spokoju, jałówko! Ze sprzętami kuchennymi wdłoni, kuzynki ruszyły na siebie, ale Emma wskoczyła pomiędzy nie. – Przestańcie! Obie! – Emma wskazała na Mac by wrócił na swoje stanowisko pracy a potem na Jamie. – Nie mamy na to czasu. - Osobiście – powiedziała Jamie kiedy ponownie zaczęła mieszać – myślę, że Buck opuści swoje miejsce kiedy podane zostanie jedno z przestylizowanych dań Mac. - Przestylizowanych? Ignorując wrzaskliwy głos swojej kuzynki . – Myślę, że poczeka do wczesnego ranka, około świtu, kiedy będzie wiedzieć, że prawie każdy w mieście śpi. - A wiesz to ponieważ…? - Ciągle będziesz używać w stosunku do mnie tego tonu, kuzynko, a ja ci pokaże dokładnie, co wiem. *** Tully, Jack i Kyle wstali kiedy Bear wszedł do restauracji ze swoją mamą. Niestety, Buck jedynie zmierzył ją wzrokiem,
Tłum. Nelly
uśmiechnął się złośliwie i powiedział. – No, cześć, Gwenie. Wciąż wyglądasz cholernie dobrze. Jeżeli Pani Gwen miała odpowiedź, nigdy nie dowiedzą się jak brzmiała, ponieważ musiała szybko złapać ramię swojego syna, uparcie twierdząc, że potrzebowała jego pomocy przy dojściu do stołu, do którego hostessa, nie Seneca, próbowała ich poprowadzić. Warcząc i trzymając mocno ramię swojej mamy, Bear podążył za hostess, ale zatrzymał się kiedy Mac została wyrzucona z kuchni. Wysoka kobieta wylądowała u jego stóp. Kyle pochylił się do Tully’ego i wyszeptał. – Jak myślisz, jak długo na to czekał? - Całe swoje życie? *** - Panno Mackenzie? – zapytał miękko Bear. - Cześć, Szeryfie. – Zignorowała dłoń, która do niej wyciągnął i stanęła własnych nogach. – Jeżeli mogłabym przeprosić. – Z powrotem wpadła do kuchni i wyleciała trzy sekundy później, tym razem prosto w ramiona Bear’a. Do tej pory, reszta z nich powróciła na swoje miejsca i była całkowicie zajęta aktywnością w i koło kuchni. - To suka – Mac wywarczała pod nosem. Odepchnęła się od Bear’a, chrupnęła szyją i wyłamała palce zanim pomaszerowała w kierunku drzwi wahadłowych. Była zaledwie kilka cali od nich kiedy drzwi otworzyły się z rozmachem, uderzając prosto w jej twarz, pchając ją z powrotem na Bear’a. W tym momencie, Bear spojrzał do tyłu na Tully’ego i Kyle’a jakby oni mogli w jakiś sposób powiedzieć mu, co ma robić. Mac była zajęta staraniem się by zatamować potok krwi, który płynął z jej nosa kiedy wyszła Jamie. Nie tak jak jej kuzynka, nie była wystrojona jak kucharz. Żadnego kucharskiego żakietu ani czapki. Swoją masę brązowych włosów miała w luźnym kucyku a bandanę miała zawiązaną wokół głowy, ale nic innego nie wskazywało na to, że była częścią personelu. Tylko luźne, niebieskie jeansy i czarny sweter z dekoltem w serek, który czynił cuda dla jej pięknej klatki piersiowej.
Tłum. Nelly
- Oh, kochanie – powiedziała słodko do swojej kuzynki. – To ty byłaś po drugiej stronie drzwi? Tak mi przykro! Proszę. Pozwól mi pomóc. – Przejęła Mac od Bear’a i ruszyła z nią do przodu, uderzając nią o ścianę obok drzwi. - Ojejciu! Mój błąd – Jamie szarpnęła ją do tyłu pochwyciwszy ją za szyję i pchnęła do przodu jeszcze raz. Tym razem poprawnie wycelowała i uderzyła nią w drzwi wahadłowe, ale zrobiła to tak mocno, że Tully był pewien, że Mac będzie odczuwać ból dniami. Biedni w pełni ludzie. Jak oni znosili ból, który ciągnął się dniami – czasami cały tydzień!- tych drobnych ran, nigdy się tego nie dowie. Po tym jak kuzynki zniknęły w kuchni, zza wahadłowych drzwi dochodziły krzyki, trzaski i coś, co brzmiało jak rzucanie metalowymi sprzętami kuchennymi, ale tylko Bear wydawał się być tym głęboko zmartwiony. Nadal tam stał, wyglądając na tak zdezorientowanego jak tylko grizzly czasami potrafił, kiedy wyszła Seneca. Podarowała mu ten wielki, oślepiający uśmiech i powiedziała. – Szeryfie! Co tu robisz tak stojąc? Grizzly wskazał na drzwi a Seneca zaśmiała się krótko gdy wzięła jego ramię i poprowadziła go do stołu, gdzie już siedziała jego matka. – Nie martw się o tą krew na ścianie i drzwiach. Nasz personel błyskawicznie to wyczyści. - Ale… - Po prostu ciesz się swoim posiłkiem i wieczorem poza domem ze swoją matką. Cześć, Pani Gwen. - Witaj, Seneco. - Polecam łososia! – powiedziała wesoło zanim popędziła personel by wyczyścił ścianę i drzwi. Kyle chwycił kromkę chleba z jednej z trzech tac na środku stołu. – Czy ona właśnie poleciła łososia niedźwiedziom? *** Obiad szedł lepiej niż Tully myślał, że będzie. Nie powiedziałby, że ktoś nie był przyjazny, ale wszyscy byli co najmniej uprzejmi. Ale znowu, granice konwersacyjne były dość bezpieczne. Jack gawędził z Millie; Kyle, Katie i Tully rozmawiali ze sobą; Wanda z Buck’iem, który burczał w odpowiedzi; a synowie Buck’a wpatrywali się w Tłum. Nelly
Katie, co oznaczało, że byli blisko dostania lania jeżeli tego nie skończą. Yep. Mogło być gorzej. Tully niemal kończył swój stek kiedy, śmiejąc się z czegoś co wymamrotał Kyle, usłyszał sprzeczanie pomiędzy Buck’iem a Wandą. Bardzo starał się by to zignorować – Bóg wiedział, że nie było jego biznesem to co robili jego ojciec i jego nieoznaczona kobieta – ale nie mógł kiedy jego ojciec odchylił się na krześle i powiedział. – Przenoszę swoją Watahę tutaj. To jest dobre miejsce dla nas na osiedlenie się. Tully kontynuował przeżuwanie kawałka steku, który miał w ustach, wpatrując się w swojego ojca kiedy to robił. Wiedział, że wszyscy czekali na jego odpowiedź, czekali by zobaczyć co zrobi. Zwłaszcza Buck. Wanda uśmiechnęła sie najbardziej wymuszonym uśmiechem jaki Tully widział od dłuższego czasu. – No, Buck, myślałam, że mówiliśmy o zaczekaniu… - Cisza. Nie krzyknął na nią, nie musiał. Ale przez sposób w jaki skrzywiła się Millie, Tully wiedział do czego prowadził ten ton jeżeli Wanda się nie wycofa. Zrobiła to, ale to była walka, jej dłonie zacisnęły się w pięści tam gdzie leżały na stole. Tully przełknął swoje jedzenie i powiedział zwyczajnie. – Nie. Jego ojciec uśmiechnął się, prawdopodobnie mając na to nadzieję, - Myślisz, ze możesz mnie powstrzymać? - Wiem, że może – Jack warknął z drugiego końca stołu. - Nie widziałem nic, co by mnie o tym poinformowało. Moja Wataha jest silniejsza i... - Zaraz za miastem. – Tully użył kromki bagietki by zebrać to co zostało po niesamowitym sosie, który Mac zrobiła do steku. – A przynajmniej byli. Dobrzy urzędnicy egzekwowania prawa byli wystarczająco mili by wysłać ich w drogę. Nie lubią jak jakaś banda włóczęg jest tak blisko ich cennych koni. – Tully wsunął kawałek chleba do ust i mrugnął do swojego ojca. – Reszta twojej Watahy również została wydalona z miasta. Przysięgam, niedźwiedzie uwielbiają zmuszać wilki do wyjazdu. To sprawia im niemal perwersyjną radość. - Zawsze bawisz się w to tak miło, prawda, chłopcze? Tłum. Nelly
- Nie musiałem robić się nieprzyjemny. A jeżeli wyjedziesz po tym wspaniałym, emocjonującym obiedzie, nie będę musiał. Ale to zależy od ciebie. Przynajmniej zrób to dla swojej kobiety. - Ona może znieść wszystko. Może być w pełni człowiekiem, ale nie jest słaba. – I oczy Buck’a prześlizgnęły się do Millie. – Nigdy nie mogłem znaleźć zastosowania dla słabej kobiety w moim życiu czy łóżku. Katie walnęła swoją pięścią w stół, przerywając cokolwiek Tully, Jack czy Kyle mieli powiedzieć. – Pilnuj języka, staruszku. Nagle pojawiła się Seneca, ślizgiem zatrzymując się przy ich stoliku i łącząc dłonie z klaśnięciem, jej uśmiech był zbyt szeroki i jasny. – Jak się mamy? Jesteśmy gotowi na deser? *** Jamie nigdy nie przyznałaby tego na głos, ale jej kuzynka miała cholernie dobry prawy sierpowy. I chociaż staranie się by podać deser Tully’emu i jego rodzinie byłoby z oboma oczyma otwartymi łatwiejsze, pokaże swój wewnętrzny upór i zignoruje opuchliznę na swoim lewym oku. Kiedy skończyła, Jamie chwyciła dwa talerze, Mac wzięła dwa a kelnerzy zajęli się resztą. Prześlizgnęły się przez drzwi wahadłowe i do dużego stołu na środku pokoju. Z tego co mogła powiedzieć , wszystko wydawało się iść dobrze – aż rzeczywiście wszystkich ujrzała. Wyglądali na…spiętych. Niebezpiecznie spiętych. To wyglądało tak jakby sprawy poszły o wiele szybciej niż się spodziewała. Czas to zakończyć. Poruszając się wokół stołu by pozostać z dala od paczulowego smrodu, który Wanda wprowadziła ze sobą – Jezu! Nienawidziła tego zapachu! – ostrożnie umieściła jej specjalnie przygotowany deser przed Jack’iem i Kyle’m podczas gdy obsługa i Mac zajęli się wszystkimi innymi. - Ładne oko – Tully powiedział do niej niemo poruszając ustami a ona wydała lekki, szyderczy śmiech, co go rozbawiło. Sen, zawsze ta z wdziękiem, złączyła dłonie klaśnięciem i powiedziała. – To jest ciasto Jamie, które nosi nazwę: Ścieżka Destrukcji z Gorzkiej Czekolady – co sprawiło, że Tully zachichotał, Tłum. Nelly
Buck Smith spojrzał na niego gniewnie z drugiej strony stołu – ale wszyscy nazywamy to w skrócie Czekoladową Bombą. Mamy nadzieję, że będzie wam smakować i chcieliśmy podziękować za przybycie. - To było kochane, złotko – Millie powiedziała gdy uśmiechnęła się do nich odważnie, choć trochę desperacko. Jamie uśmiechnął się szeroko i mrugnęła. – Ten deser jest zabójczy, Pani Millie, ale myślę, że się spodoba. – Potem Jamie z dużą siłą oparła swoje dłonie na ramionach Buck’a. – Ty też, Buck. Po prostu go pokochasz. – Odeszła za swoim sabatem. Ale Jamie zwalniała aż się zatrzymała, jej głowa kołysała się. To musi być to cholerne paczulowe gówno! Potem ból przedarł się przez jej umysł i wszystko wokół niej zaczęło niekontrolowanie się kręcić… *** Tully był chwile od osiągnięcia orgazmu przez ciasto Jamie – czy ona dodała tam coś innego oprócz czekolady i jakiś orzechów? Heroinę, może? Krak? Cholera! – kiedy zobaczył, że Jamie nagle zatrzymuje się chwiejnie. Potarła dłonią swoje czoło i powoli odwróciła się w stronę stołu. - Jamie? Potrząsnęła głową zanim zaczęła iść przed siebie. Jej sabat, który już miał przejść przez drzwi wahadłowe i skierować się z powrotem do kuchni, zatrzymał się i uważnie ją obserwował. Nawet mała Seneca wydawała się skoncentrowana. - Czy wszystko w porządku, kochanie? – jego mama zapytała. – Potrzebujesz szklanki wody czy czegoś? Jamie potrząsnęła głową ponownie i powiedziała. – Nie, proszę pani. Po prostu… - Mrugała mocno jakby starała się skoncentrować oczy. – Po prostu… Teraz stała przy stole a, po momencie, spojrzała na Tully’ego. - Piękna? – zapytał. – Coś nie w porządku? - Przepraszam – powiedziała. – Tak bardzo, bardzo przepraszam. I zanim mógł zapytać jej za co mogła przepraszać, chwyciła Wandę za tył głowy, włosy okręcone wokół jej palców, i zrzuciła kobietę z krzesła i przez pokój. Bear odsunął swoją mamę z drogi i Tłum. Nelly
podsunął ją do stołu Tully’ego, gdzie teraz stali wszyscy, obserwując jak Jamie zgarnia nóż z jednego ze stołów i podkrada się do Wandy. Ale jej sabat odciął ją, Mac złapała ją wokół talii. - Jamie, nie. - Ona nie pachnie tak źle! – spierała się Seneca. Ale to Emma była tą, która posiadała uwagę Tully’ego. Obserwowała uważnie Wandę gdy kobieta powoli podniosła się na własne nogi. Nie był pewny, co zobaczyła, co ją naprowadziło na trop, ale Emma pisnęła. – Jamie! Jamie odsunęła swoją kuzynkę na bok, podnosząc swoją dłoń i blokując moc, która nagle wypłynęła od Wandy w wielkiej fali. - Wyjdźcie! – Jamie krzyknęła na nich ponad natłokiem dźwięków, ale nie poruszali się wystarczająco szybko i Tully obserwował jak Jamie była odepchnięta kilka stóp w tył. Warcząc, Jamie pchnęła i moc naparła z powrotem na Wandę. Druga kobieta potknęła się, warknęła i poleciała na Jamie. I miał na myśli dosłownie. Poleciała. *** Wanda walnęła w Jamie, dłonie ciasno wokół jej gardła i ten śmierdzący zapach zatykający delikatne zmysły Jamie. Nie będzie tego tolerować! Ale nie miała szansy do zrobienia czegokolwiek gdy siła i moc Wandy wepchnęła Jamie z powrotem do kuchni, i na zewnątrz przez tylnie drzwi, z Wandą wciąż trzymającą się jej ciasno. Już na zewnątrz, Wanda wzbiła je w powietrze aż plecy Jamie zderzyły się z drzewem. Powietrze otaczające je utrzymało parę w górze, i Jamie wiedziała, że bogini Wandy wpoiła wiedźmie dużą mocą chociaż Jamie zastanawiała się, co Wanda musiała poświęcić by ją zdobyć. Wiedźma zanuciła na nią a Jamie mogła jedynie się uśmiechnąć. – Będziesz musiała postarać się bardziej, hipisko – zadrwiła, rozluźniając swój desperacki uścisk na dłoni, którą Wanda oplotła wokół jej gardła i zanurzyła głęboko swoje kciuki w oczy Wandy, zmuszając ją by się wycofała. Kiedy już Wanda była całkowicie wygięta w tył, hipiska krzyczała z bólu w swoich oczach, Jamie wyrwała moc z Wandy, i
Tłum. Nelly
sprawiła, że była jej. Potem uderzyła śmierdzącym tyłkiem Wandy w ziemię. Wszyscy wybiegli tylnymi drzwiami na czas by zobaczyć jak Jamie i Wanda wlatują na szczyt jednego ze starszych drzew. Pojawił się szelest i krzyczenie, ale, by być szczerym, Tully był zbyt zdezorientowany by wiedzieć kto krzyczał lub dlaczego. Zostawcie to Buckowi. Przyszedł tu by przetestować nowy sabat. By zobaczyć, czy są tak silne jak te przed nimi. Jeżeli nie byłby, planował spróbować i wypchnąć swojego najstarszego syna. Jakby Tully kiedykolwiek miał pozwolić by to się wydarzyło. Mógł być inny od reszty Smithów, był zdecydowanie milszy od większości z nich, ale to nie sprawiało, że był słaby. Nie ważne co myślał Buck Smith. Tully usłyszał ryk dochodzący z drzewa, na którym rozbiły się Jamie i Wanda, ciemne światło eksplodowało wokół liści. Wiedział, że to „ciemne światło” nie miało właściwie sensu, ale nie było dla niego żadnego innego sposobu w jaki mógł to opisać. Ale jeżeli mógłby tego użyć i zrobić z tego jeden ze swoich projektów domów… był całkiem pewny, że tylko ktoś z naprawdę czarnym humorem mógłby tam mieszkać. Ciało zleciało z drzewa i walnęło w ziemię poniżej, brud i ziemia podniosły się kiedy osiedliło się w szczelinie. Tully postąpił na przód, pragnąc wiedzieć, czy to była Jamie, ale Jack złapał jego ramię, wstrzymując go. - Nie pakuj się w sam środek tego, synu. A zanim mógł zacząć się kłócić, zanim mógł powiedzieć tacie, że nie mógł zostawić jej samą, Jamie wylądowała obok terazporuszającego-się ciała. Wylądowała ze zwinnością kota, strzykając szyją i barkami jak bokser. Przez moment zastanawiał się dlaczego, dopóki nie złapała Wandy za przód jej swetra, podnosząc ją, i uderzyła ją w twarz drugą ręką. Zrobiła to trzy razy. Krótkie, mocne i szybkie proste uderzenia. - Powiesz mi gdzie jest twój sabat, hipisko. – A jej głos był tak spokojny, że Tully mógł jedynie myśleć o śmierci. – Ponieważ obie wiemy, że nie przyjechałaś tutaj sama. Sama nie ukryłaś kim jesteś. Nie przede mną. Kiedy mówiła, własny sabat Jamie przesunął się za nią i okrążył ją. Mac stała najbliżej. Ich miny były surowe, ich oczy zimne. Tłum. Nelly
Nawet słodka Seneca i mała Emma. Wydawało się, że wszystkie były tak terytorialne jak każdy inny drapieżnik, jakiego znał. Jamie ponownie cofnęła swoją pięść. – Powiesz mi. Kiedy skończę, powiesz mi wszystko. Ale nie miała szansy by dokończyć cios gdy poważny głos Buck’a przerwał jej i powiedział. – Puść ją. Wszyscy spojrzeli w górę w tym samym momencie, i jeżeli Bear nie złapałby Tully’ego a Kyle ich taty, w tym właśnie momencie rozpętałoby się piekło. Buck trzymał Millie za gardło. Oboje wciąż byli ludźmi ale jego pazury były zaraz przy jej żyle szyjnej. I w tych oczach nie było nic, co mówiło, że zawaha się ją zabić podczas gdy oni wszyscy obserwowali. Za nim stali jego synowie, gotowi by go wesprzeć, jak zwykle. Gotowi by cieszyć się czymkolwiek, co ich ojciec zrobi mamie Tully’ego. Jamie, wciąż kucająca, okręciła Wandę tak, że jej plecy były zwrócone do jej frontu a ramię Jamie było wokół szyi kobiety. Zwarła spojrzenia z Buck’iem, a Tully zastanawiał się co zobaczył stary drań, ponieważ obserwował ją naprawdę dziwnie. - Pozwolisz Pani Millie odejść – powiedziała Jamie, łagodnie. – Dasz jej odejść, teraz. Buck nic nie powiedział, po prostu nadal ją obserwował. Czekając. - Myślisz, że jej nie zabiję? – zapytała Jamie. – Poniekąd masz rację. Może jej nie zabiję ponieważ nie muszę. Podniosła swoje ramię a jej kuzynka otarła dłonią dłoń Jamie. Esencja, jak czyste kryształy, przeszła pomiędzy nimi i Jamie zgięła swoje palce zanim umieściła dłoń przy brzuchu Wandy. - Więc, pytanie, które musisz sobie zadać, Buck, to…co ja zrobię? – Wtedy Jamie wcisnęła dłoń w kobietę, jej palce wchodziły przez bawełnę i skórę, i tkankę aż ręka była zanurzona po sam nadgarstek. Wanda krzyknęła. Tak jak nigdy wcześniej nie słyszał żadnej innej istoty krzyczącej. – Ponieważ widzisz – kontynuowała – mogę spędzić cały dzień raniąc ją. – Okręciła swoją dłoń wewnątrz Wandy. – Mogę ranić ją raz po razie, i nie będzie mnie to obchodzić. – Dłoń wewnątrz Wandy poruszyła się w górę kiedy druga ręka Jamie trzymała wiedźmę w miejscu. – A kiedy dosięgnę jej serca, ścisnę je – Tłum. Nelly
Jamie ponownie szarpnęła w górę swoją dłoń – i będę ściskać póki nie wybuchnie w mojej dłoni jak dojrzały pomidor. Wanda wie, że to zrobię. Wanda zna moją reputację. Wie, że zniszczę jej serce, i że przywłaszczę sobie jej duszę. Będę trzymała ją na smyczy…jak szczeniaczka. Teraz możesz myśleć ‘więc?’ I to jest całkowicie prawidłowe. Mam na myśli, nie mam pojęcia, jak tolerowałeś ten smród tak długo. – Cofnęła swoje ramię i pchnęła z powrotem w przód, a krzyk Wandy rozszedł się echem pomiędzy drzewami i nocne niebo. – Ale wtedy wszyscy by wiedzieli, prawda? Będą wiedzieli, że byłeś zbyt słaby by obronić swoją kobietę. Że pozwoliłeś innemu w pełni człowiekowi torturować i zabić ją, i nie było nic co mogłeś zrobić. Więc pozwól odejść Millie. Puść ją zanim naprawdę się wkurzę. Tully obserwował uważnie Buck’a, obserwował, co następnie zrobi. Jeżeli stary drań zrobi cokolwiek jego mamie, będzie to ostatnia rzecz jaką kiedykolwiek zrobi. Jamie wciąż wpatrywała sie w oczy Buck’a, jej wzrok nie opuścił go. Kiedy nie uwolnił Millie, Jamie szarpnęła ramieniem w górę jeszcze jeden raz, krzyk Wandy był tak przepełniony bólem jak ten pierwszy, i tak po prostu, Buck odepchnął Millie. Mama Tully’ego odsunęła się gwałtownie od niego, jej dłoń masowała gardło. Potem okręciła się na pięcie i uderzyła Buck’a w szczękę, odrzucając jego twarz na bok. Kiedy odwrócił się z powrotem, ślady jej pazurów przebiegały przez jego policzek a krew spływała po jego szyi. Seneca postąpiła do przodu i wyciągnęła swoją dłoń. Millie przyjęła ją, pozwalając wiedźmie poprowadzić się z powrotem do Jack’a, chwytając się go mocno kiedy jego ramiona oplotły ją. Buck zrobił krok w przód a Jamie powiedziała. – No, no. Nie skończyliśmy. Nadal musi odpowiedzieć na moje pytanie. Prawda, Wando? – Wanda przytaknęła desperacko mimo tego, że jej oczy błagały Buck’a by coś zrobił – cokolwiek – by jej pomóc. – Gdzie jest twój sabat? Powiedz mi albo twój ból jest dopiero początkiem. - Za.. za miastem, około dziesięć mil – wydyszała. – Na Perkins Road. - Emma. Kenny. Idźcie. Kyle, Katie, idźcie z nimi. Tłum. Nelly
Wyciągając powoli rękę z wnętrzności Wandy, uśmiechając się do Buck’a gdy Wanda sapała i skręcała się, i starała się nie krzyczeć z potwornego bólu, Jamie wstała zabierając Wandę ze sobą. Inni zniknęli kiedy w pełni się wyprostowała. Ale nie wypuściła od razu Wandy. - Skończyłyśmy, kuzynko? – zapytała Mac. - Nie. Nie skończyłyśmy. Jamie wyciągnęła dłoń a Mac sięgnęła pod kitel kucharski, wyciągnęła ośmiocalowy nóż kuchenny z miejsca gdzie wcisnęła go pomiędzy gruby skórzany pas, który miała przepasany w swoich jeansach. Położyła go na dłoni Jamie, jej oczy nigdy nie opuściły Buck’a gdy to robiła. Kuzynki mogły walczyć jak dwa pit bulle skute na złomowisku, ale kiedy miały wspólnego wroga przed sobą… Dłoń Jamie zamknęła się na rączce noża i przerzuciła go tak, że teraz trzymała go ostrzem w dół. Wtedy przeciągnęła nim przez obojczyk Wandy. Wanda krzyknęła ponownie, jej ramiona sięgnęły po Buck’a. - Teraz mam twoją krew – Jamie powiedziała do Wandy chociaż wciąż wpatrywała się w Buck’a. I ze swoją dłonią wciąż trzymającą włosy Wandy, podniosła swoją nogę i kopnęła kobietę w jego stronę. Wanda wylądowała w ramionach Buck’a a Jamie podniosła swoją pięść, była pełna kosmyków, które oplatały mocno jej palce. – I twoje włosy. – Jej głowa przechyliła się na bok. – Obie wiemy, co mogę z tym zrobić, hipisko. Jeżeli mnie okłamałaś, albo spróbujesz czegokolwiek… Pozwoliła groźbie zawisnąć pomiędzy nimi gdy uśmiechnęła się szeroko i odwróciła się od Buck’a i reszty, Mac szła chwilę tyłem zanim poszła za nią, Seneca podążyła za nimi. - Dziękuję wam bardzo za waszą obecność w Smithville Arms – powiedziała Jamie kiedy wchodziła po schodach, brzmiąc bardziej jak reklama linii lotniczych niż jak śmiertelna wiedźma, którą była. – Mam nadzieję, że uroczo spędziliście czas, i że następnym razem będziecie o nas pamiętać podczas planowania podróży biznesowej, rodzinnych wakacji lub zwykłego szybkiego wypadu z przyjaciółmi na weekend. Potem była z powrotem w kuchni, rozwalone drzwi z siatką z trudnością zatrzasnęły się za nią. Tłum. Nelly
Tully spojrzał do tyłu na swojego ojca, ale starszy mężczyzna, jego synowie i jego podstępna partnerka już zniknęli. - Wróci – powiedziała jego mama z bezpiecznych ramion jego taty. – Wiesz, że wróci, szczeniaczku. - Wiem, Mamo – Uśmiechnął się do niej i pocałował jej czoło zanim spotkał się spojrzeniem ze swoim tatą. – Ale to drobna sprawa.
Tłum. Nelly
Rozdział 15 Jamie siedziała na swojej kanapie ze stopami na ławie, Rico spała na regale z jej wszystkimi encyklopediami, dobry odcinek Prawa i Porządku62: Jednostka od Ofiar Specjalnych leciał w jej telewizorze, a porządna, duża miska makarony była by pomóc przy jej nastroju. Jak nic innego, to była cicha noc. Nie było niczego, co czekało na nią gdy wróciła do domu. Żadnych krzyków, huków czy trzaskających drzwi. I to wszystko przez Tully’ego. Tully. Zastanawiała się jak daleko i jak szybko ten wilk będzie uciekać, teraz kiedy wie, jak daleko ona się posunie. Powinna czuć się winna. Powinna coś czuć. Lecz z wyjątkiem delikatnego rozdrażnienia z powodu tego, że musi wziąć prysznic, umyć włosy i zrobić masę prania by pozbyć się tego cholernego paczulowego smrodu, nic innego nie czuła. To dlatego była w złym humorze, ponieważ nie czuła żadnych wyrzutów sumienia z powodu tego co zrobiła a wiedziała, że powinna. A nie powinna? Ale o to wszystko będzie martwić się jutro. Nie dzisiaj. Dzisiaj zje swój przepyszny makaron, obejrzy jeden ze swoich ulubionych programów, i zrelaksuje się… Jamie usiadła prosto kiedy usłyszała jak jej frontowe drzwi otwierają się zamykają. Jej zamknięte na zamek frontowe drzwi. Po kilku chwilach, wilk wszedł do jej salonu. Wiedziała, że to Tully po kolczyku, ale miała przeczucie, że wiedziałaby, że to Tully nawet bez tej ozdoby. Wwędrował do salonu, jego gęsty ogon drgał za nim, i podszedł od razu do kanapy i wszedł na nią. Przysunął się bliżej do niej, podnosząc się przy jej boku. I wtedy przemienił się. Nie wiedziała, dlaczego tam był. Podczas gdy ona stała w hotelowej kuchni, pakując krew i włosy Wandy do przyszłego użytku – tylko jeżeli będzie to konieczne, oczywiście – ich zmienni goście weszli i zaraz wyszli przez wahadłowe drzwi bez powiedzenia choćby słowa do niej czy do Mac. Ona i jej kuzynka wymieniły szybkie spojrzenia, obie myślały o tym samym. Jak długo zanim poproszą je by się wyniosły? Ale żadna tego nie powiedziała. Po co się martwić? 62
http://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_i_porz%C4%85dek
Tłum. Nelly
Ale oto był Tully, mierzący wzrokiem jej makaron w najbardziej terytorialny sposób. – Mogę ci w czymś pomóc? – zapytała. - Wyczuwam jedzenie. – Pochylił się nad jej miską z podsmażanym makaronem63. – Cholera, dobrze pachnie. - Przykro mi. Zrobiłam wystarczająco jedynie na jedną porcję. - Nie ma problemu. – Wyjął widelec z jej dłoni a talerz zdjął z jej kolan. – Możemy się podzielić. – I wtedy zaczął jeść. - Czy nie powinieneś być na zewnątrz ze swoją Watahą…zabijając coś? - Sami mogą polować – powiedział przy jedzeniu. – Lub po prostu pójść do McDonalda. Nie potrzebujemy Świerzego jelenia każdego wieczoru. - Rozumiem. Po chwili, która powinna trwać o wiele dłużej, widelec, który trzymał drasnął o spód jej miski, i te oczy dziwnego koloru zerknęły\ na nią przez długie rzęsy. – Zjadłem twój makaron. - Ta. Zrobiłeś to. - Jesteś pewna, że nie ma więcej. - Prosisz dla siebie czy dla mnie? - Dla obojga. Jestem nadal głodny. - Źle dla ciebie. To było wszystko. Umieścił miskę na ławie i usiadł obok Jamie. – Buck odszedł. - Na razie. Wróci. Kątem oka zobaczyła jak się uśmiecha. – Wiemy. - Wróci z twojego powodu. – Chciała żeby wiedział jak złe to było. Potrzebowała by to zrozumiał. Myśl o tym, że coś mu się przytrafia... - I twojego – powiedział zwyczajnie. – Przypuszczam, że obojga nas teraz nienawidzi. Wzięła wdech, wypuściła go powoli. – Powinnam była załatwić sprawy inaczej? Potrząsnął głową. – Nie. Musieliśmy dowiedzieć się jak daleko mógłby się posunąć. Teraz wiemy. - I wiesz jak daleko ja się posunę. - Czy to rzekomo ma mnie martwić? 63
http://allrecipes.pl/przepisy/saute.aspx?page=1 – sauté to sposób przyrządzania dań. Z ang. to podsmażanie.
Tłum. Nelly
- A martwi? - Ochroniłaś moją mamę, moje miasto i swój sabat. To wszystko czego pragnę. Nagle odsunął się od niej i wstał. Chociaż, nie wyszedł. Wyciągnął swoją dłoń. – Jestem zmęczony, piękna. Prześpijmy się. Przedyskutować moralne szczegóły molestowania kiszek możemy jutro. Nie dzisiaj. Jamie przyjęła jego dłoń i pozwoliła mu poprowadzić się do swojej sypialni. Wczołgał się pod nakrycia i przytulił ją, oplatając ją swoimi ramionami, wciskając swoją zgiętą nogę pomiędzy jej uda, i układając jej głowę na swojej piersi. Zasnęła chwile później, rozumiejąc, że wszystko się zmieniło… dla niej. *** Tully wyślizgnął się z łóżka zanim Jamie wstała, poszedł do domu, wziął prysznic a potem skierował się do domu rodziców. Jego mama była poza domem, poszła na zakupy bladym świtem ale jego tata był na miejscu. - Co jest z tobą nie tak? – zapytał Jack. - Kocham ją. Jack westchnął, przewrócił oczami. – Wiedziałem. Tuż po tym jak wepchnęła ramię w tą kobietę i skręciła jej organy jakby ściskała melony by zobaczyć, że są dojrzałe, wiedziałem, że ją zatrzymasz. Ponieważ, daj Boże, powinieneś znaleźć sobie miłą dziewczynę, jak twoja mama. - Mama ją lubi. - Ponieważ twoja mama jest miła. Znalazła by powód by lubić kogokolwiek. - Jamie mówi, że nie chce być przywiązana. Że nie chce przechodzić przez to jeszcze raz. Zobaczył jak Jack się uśmiecha. – Twoja mama wygłosiła mi tą samą przemowę w wieczór, którego się z nią umówiłem. - I zdobyłeś ją, pomimo moich gorliwych starań by upewnić się, że to ci się nie uda. - Też byłeś takim małym skurczybykiem – wymamrotał Jack, potrząsając głową, ale Tully wiedział, że to był komplement.
Tłum. Nelly
- Więc powiedz mi co robić, Tato. Powiedz mi jak mogę zdobyć Jamie i ją zatrzymać? - Cóż… Pan wie, że nie masz mojego uroku. - Czy twojego niepokojącego kociego wzroku. Jego tata lekko prychnął i błysnął kłami zanim zakończył słowami. – Ale pomogę ci. Ponieważ każda wystarczająco szalona i wystarczająco silna kobieta by stanąć przeciwko Buck’owi Smithowi i żyć by o tym opowiadać, zdecydowanie jest idealną partią.
Tłum. Nelly
Rozdział 16 Została przechwycona z ulicy i zaciągnięta do lokalnego salonu, którego nigdy nie używała, ponieważ wiedziała, że nigdy nie poradziliby sobie z jej czy jej kuzynki włosami. A tam, czekając na nią był jej sabat, Katie, Pani Millie i maciora, która ją złapała, Pani Gwen. - Czy ty naprawdę możesz być taka głupia? – Pani Gwen warknęła na nią. Urocza kobieta dopóki jej nie przestraszysz lub nie będziesz wydawać irytujących dźwięków. - To możliwe, ponieważ nie mam pojęcia o czym pani mówi. To wtedy Katie nagle rzuciła się na nią a Pani Millie musiała uderzyć ją w plecy. – Urocza dziewczyno – Millie powiedziała do Jamie – rozumiemy, że jesteś lekko… zdezorientowana. - Jestem? - To w porządku. Gwenie i ja już to przeszłyśmy. Emma również. Teraz twoja kolej. Potrzebując pomocy, spojrzała na swój sabat – który był tak zajęty podśmiewaniem się z niej, że okazały się nie być żadną pomocą dla niej. - Może mogłabyś mi jasno powiedzieć mi, o czym mówicie. - Jeżeli ci powiemy – wyjaśniała Pani Millie, rozdrażniona – to będzie tak jakbyśmy powiedziały ci co robić. Nie będziemy wiedzieć, czy to jest to czego pragniesz. Biorąc wdech, Jamie powiedziała. – Ale jeżeli nie jestem pewna o co mnie pytacie… - Co jest z tobą nie tak? – zażądała Katie zza Millie. Jamie wpatrywała się w siostrę Tully’ego przez moment później powiedziała. – Szczerbi. - Oh! – Katie przepchnęła się obok swojej matki. – Daj mi ją tylko trochę obić, Mamo. Wtedy to do niej dotrze! Pani Gwen złapała Katie za jej kucyk i szarpnęła do tyłu. – Bicie jej nie pomoże jeżeli jest tak głupia. Wtedy wszyscy się w nią wpatrywali, czekając. A ona wciąż nie wiedziała o czy oni gadali. Jamie będzie pierwszą do przyznania tego. Tłum. Nelly
Nie pojmowała kobiecej gadki. Filmy z gronem damulek siedzących bezczynnie, rozmawiających o życiu i mężczyznach, nie miały dla niej sensu i kończyła przewracając oczami lub śpiąc aż do napisów końcowych. Bardzo pewne, że jakaś inna kobieta może wiedziałaby o co im wszystkim chodziło, ale Jamie nie była jakąś inną kobietą. Już miała zwyczajnie odejść kiedy zobaczyła przez szerokie sklepowe okno przechodzącego obok Bear’a. Otworzyła drzwi, chwyciła jego ogromniaste przedramię i wciągnęła go do środka. Okej. Więc skłamała jeżeli chodzi o tą część. Próbowała go wciągnąć do sklepu. A skończyła odchylając się tak bardzo do tyłu, że wyglądało to jakby była w środku huraganu. Bear też jedynie się w nią wpatrywał. To permanentne zmarszczenie brwi wryło się w jego twarz i w jakiś sposób stało się jeszcze bardziej zmarszczone. - Co robisz? - Potrzebuję twojej pomocy. Wewnątrz. – Więc zaczął wchodzić do środka i wtedy chwycił ją zanim mogła uderzyć w podłogę. Kiedy już postawił ją na nogach, odsunęła włosy ze swojej twarzy i powiedziała. – One na mnie krzyczą a ja nie wiem dlaczego. Nie powiedzą mi. Nie wiem dlaczego. Zaczynam panikować…ale wiem, że to przez nie. Bear rozejrzał się po salonie, jego oczy przelotnie zwlekały na Mac o dwie sekundy dłużej niż na wszystkich innych zanim powróciły do Jamie i powiedział. – Prawdopodobnie chodzi o Tully’ego. - Co z nim? – zapytała z pełną szczerością a Katie znowu się na nią rzuciła. Tym razem Bear zatrzymał psychotyczną hybrydę, wewnętrzna część jego dłoni przyciśnięta była do jej czoła kiedy zamachnęła się na Jamie dziko. Gdyby Jamie nie była centrum ataku szalonej przybłędy, cała sprawa wydałaby się jej dość cholernie zabawna. – Co teraz powiedziałam? Bear westchnął. – Wszystkie sprawiacie, że to jest takie skomplikowane – wymamrotał do wszystkich zanim zwrócił się do Jamie. – Co czujesz do Tully’ego? - Tully’ego? - Ta. Tully’ego. Psowatego, który spał w twoim domu każdej nocy zeszłego tygodnia. - To nie wasz interes. – Jamie spojrzała z pogardą. - O ile nie chcesz żebym spuścił tą tutaj ze smyczy – Tłum. Nelly
wskazał ruchem swej dużej, grizzly głowy na Katie – odpowiesz na moje pytanie. - Dobra. Kocham go. W porządku? - A potem poczuła się źle kiedy Pani Millie i Pani Gwen wyglądały na tak szczęśliwe, że szybko dodała: - Ale nie sądzę, że on odwzajemnia to uczucie. Tym razem Bear musiał chwycić Katie wokół talii i zabrać ją na drugi koniec pokoju. - Boże, ty jesteś głupia! – warknęła Katie. – Najgłupsza jankeska po tej stronie Mason-Dixon! - Katie, proszę! - Miss Millie warknęła zanim skoncentrowała się z powrotem na Jamie. – Teraz, kochanie, co sprawia, że myślisz, że Tully nie jest zainteresowany? Czy Jamie naprawdę miała powiedzieć matce tego mężczyzny, że nie pieprzył jej więcej niż tydzień? Że traktował ją jak dobrą przyjaciółkę od czasu starcia z Buck’iem? Myślała, że może zobaczenie jak torturowała inną kobietę zlikwidowało jakiekolwiek seksualne uczucia jakie Tully miał w stosunku do niej, ale uratowanie jego matki sprawiło, że miał poczucie lojalności. Zauważyła, że odchodził z jej życia a ponieważ nalegała na brak jakiegokolwiek przywiązania, nie sądziła, że dobrze byłoby się kłócić. Chociaż Jamie była całkiem pewna, że powiedzenie czegokolwiek z tego matce Tully’ego mogłoby być uważane za niestosowane. A aby umocnić to uczucie, Kenny pochyliła się do przody i powiedziała. – Niezręczny moment, Scena pierwsza, Podejście pierwsze. Akcja! – Jamie spojrzała na maniaczkę i obserwowała jak wskakuje za Mac. Po odchrząknięciu. – Proszę posłuchać, Pani Millie, doceniam… Miss Gwen poklepała ramię Millie. – Zakładam, że przestał ją pieprzyć. Bear wyprostował się nagle, jego głowa niemal uderzyła w salonowy sufit. – Mamo! - Cichutko, Bear – zbeształa Gwen. – Czy to to, kochanie? Czy daje ci ‘przestrzeń’? – I zrobiła w powietrzu cudzysłów. Przerażona tym, gdzie ta rozmowa ich doprowadziła, Jamie powiedziała. – Tak naprawdę nie prosiłam… - Założę się, że wziął to od Jack’a. – Pani Gwen zaświergotała do Millie.
Tłum. Nelly
Millie przewróciła oczami. – Panie, powiedz mi, że ten chłopak nie bierze rad w sprawie miłości od tego człowieka. Nie zrozum mnie źle – powiedziała do Jamie – kocham Jack’a bardziej niż sądziłam, że to możliwe, ale nie byłam gotowa by mieć kolejnego samca w swoim życiu po tym jak w końcu wyrzuciłam z niego Buck’a. - A na zrozumienie tego samemu Jack, na szczęście, miał wystarczająco dużo rozumu. - Podstępne koty – zażartowała Millie i dwie kobiety zachichotały jak uczennice. – A teraz, najdroższe dziecko, zrobisz tak. Pójdziesz do mieszkania Tully’ego i zrobisz mu obiad. Coś obfitego, coś co da mu poczucie sytości. Udawaj, że musicie o czymś porozmawiać, a on pomyśli, że to jest jego chwila by wyciągnąć wszystko na światło dzienne, czego, zaufaj mi, nie chcesz. Za dużo gadania tylko niszczy związek. - Czyż to nie jest prawda – wymamrotała Gwen, brzmiąc bardzo jak jej syn. - I wtedy, kiedy jest cały zrelaksowany i nieskrępowany po jedzeniu, zaatakujesz! I będziesz go wypierzysz go tak jakby jutra nie było!64 - Mamo! – szczeknęła Katie, jej dłonie zakrywały usta, już nie było w niej walki. Bear ściągnął czapkę, przeczesał dłonią swoje włosy, a jego duże brązowe oczy przebiegły po pokoju w poszukiwaniu wyjść ewakuacyjnych. Sabat Jamie roześmiał się. Najwyraźniej mieli ubaw po pachy. - Cichutko, Katie. – Pani Millie chwyciła prawą rękę Jamie a Pani Gwen lewą, zaciągnęły ją do frontowych drzwi, dzwonek nad nimi zadzwonił kiedy je otworzyły. – Idź dalej, zdobądź to, co potrzebujesz i bądź u niego około szóstej. Zwykle wtedy wraca do domu z pracy. I zrób tak jak ci teraz powiem. Pieprz go. - Pieprz – dodała Pani Gwen – jak jeszcze nigdy nie pieprzyłaś mężczyzny. Mocno. Naprawdę mocno. - Uh… - Idź już. Nie każ mojemu chłopcu czekać. Życie jest zbyt krótkie. Potem zamknęły jej drzwi przed twarzą.
64
Wybaczcie, ale to jest mój wymysł. W oryginale jest inaczej, ale myślę, że to oddaje sens
Tłum. Nelly
*** Tully dał jej mnóstwo przestrzeni przez ostatnie kilka dni. Cóż, tak dużo przestrzeni jak był chętny pozwolić. Każdego ranka Tully spacerował do hotelu by zjeść śniadanie z Jamie i jej sabatem. Mac zwykle robiła gorącej jedzenie a Jamie zazwyczaj robiła ciasta. Kyle i Katie też na ogół tam byli, i to pomagało powstrzymać Tully’ego przed chwyceniem Jamie i odejściem z nią. Po śniadaniu Tully odchodził i załatwiał jakieś sprawy lub spacerował po mieście by zobaczyć czy jest cokolwiek co wymaga roboty. Kiedy zachodziło słońce, polował trochę ze swoją Watahą i może z Kyle’m, zanim kierował się do Jamie na późną kolację. Zostawał każdej nocy, ale nie uprawiali seksu. Nie dopóki ona nie zmierzy się z prawdą o nich. Nie dopóki nie zrozumie, że jest w nim zakochana tak bardzo jak on był zakochany w niej. Wiedział, że to doprowadzało ją do szaleństwa, i żeby być szczerym, jego fiut nienawidził go w tym momencie. Nie, że go winił. Jego potrzeba by być w Jamie rozrywała go od środka. Ale Tully opierał się, ponieważ wiedział, że musiał i ponieważ jego tata tak mu powiedział. – Jeżeli chcesz ją zatrzymać, musisz trochę odpuścić. – I Tully rozumiał tą logikę. Wiedział, że gdyby wziął ją tej nocy po tym jak Buck uciekł, odrzuciłaby to wszystko jako “poryw chwili”. A to nie było to. Co się wydarzyło pomiędzy Jamie a jego ojcem mogło otworzyć Tully’emu oczy, ale tylko to. Jednak, Jamie była tak uparta jak Tully. Nie chciała zaakceptować faktu, jakim było to, że była w nim szalenie zakochana a on nie chciał zrezygnować z ich potrzeb, dlatego że ona nie chciała przyjąć do wiadomości faktu, że jest w nim szalenie zakochana. Czy ona w ogóle pojmowała jak teraz wszystko było inne? Nie tylko pomiędzy nimi, ale pomiędzy Jamie a miastem? A było inne z jednego prostego powodu. Ponieważ stanęła nos w nos w Buck’iem Smithem by chronić Millie. To było coś, czego jego sąsiedzi nigdy nie zapomną. To było zabawne, w dni, w którym spotkał Jamie, wiedział, że jej jedynym zmartwieniem w tamtym momencie była obrona siebie i swojego sabatu. Chociaż, dziesięć miesięcy później całe miasto Smithville zrobiło coś co jedynie prawdziwi Południowcy dawali radę zrobić, kiedy mieli to samo zdanie… utorowali sobie drogę do Tłum. Nelly
zimnego, wiedźmiego serca Jamie i zrobiła z niego dom. Teraz będzie ochraniać każdego z Smithville w sposób w jaki chroni swój sabat. Czy ona w ogóle zauważyła, że już była :przywiązana” i nie tylko do niego? Prawdopodobnie nie. Jak na mądrą dziewczynę, mogła być poniekąd głupia czasami kiedy sprawy były naprawdę oczywiste. Jej sabat też to podłapał. Sposób w jaki mężczyźni przechylają swoje kapelusze dla nich czy uśmiechną się podczas otwierania drzwi. Sposób w jaki damy zaczęły plotkować z nimi w kawiarni czy wyjaśniać ich „tajny przepis Dumy” na flaki wieprzowe. Wiedziały, że coś istotnego uległo zmianie, ale Jamie nadal była ciemna. Taka ładna, ale głupia jak sześcionożna pirania kiedy chodzi o jej własne uczucia. Ale Tully był zdeterminowany by przekonać ją do zrozumienia tego. To nie jest dla niego trudne, kiedy już postanowił. Kiedy już wiedział, że ją kocha. Ale Panie… kilka kolejnych dni tego i coś się pęknie. On już zwyczajnie nie był wystarczająco silny by odmówić jej małemu, pochłaniającemu duszę urokowi. Porozmawia z nią tego wieczora. Musiał. Zanim jego fiut znajdzie sposób by go udusić. Kiedy jego dom był w zasięgu wzroku, Tully zatrzymał się gdy zadzwonił jego telefon. - Tully. – Odebrał. - Chłopcze. Tully uśmiechnął się. – Hej, Wujku Bub. Czego potrzebujesz? - Niczego nie potrzebuję, ale ty musisz mieć oczy otwarte. Mówi się, że Buck z powrotem kieruje się do Smithville wraz ze swoją Watahą. - To głupi ruch. Miasto jest na niego przyszykowane. - Dobrze. – Bubba wziął wdech po czym powiedział. – I żeby to było dla ciebie jasne, chłopcze. Żeby nie było później żadnych nieporozumień. Jeżeli wróci tam z powrotem, jeżeli wejdzie na terytorium Smithów… nie wahaj się tego zakończyć, jeżeli do tego dojdzie. Rozumiesz mnie? Tully zamknął oczy, ale odpowiedział. – Tak, sir. - Żadnych więcej gier, i żadnej winy. Reszta rodziny już się na to zgodziła, i rozumie. To nie jest tak, że zostawił ci wielki wybór i czasami musi zostać to zrobione. Zrozumiano? - Tak, sir. Tłum. Nelly
Rozmowa skończyła się tak raptownie jak się rozpoczęła a Tully poszedł do swojego domu. Tak szybko jak przestąpił próg, wiedział, że tam była. Poszedł prosto do kuchni – ponieważ mógł wyczuć gotowanie posiłku – i zastał ją siedzącą na stole kuchennym, czytała magazyn i jadła pocięte kawałki jabłka. Stał w drzwiach przez chwilę, zastanawiając się jak długo jeszcze będzie musiał czekać zanim będzie mógł wracać do domu, do tego widoku każdego dnia, i powiedział. – Ładnie pachnie. Uśmiechnęła się szeroko bez spoglądania znad magazynu. – Gulasz wołowy. O wiele lepszy niż Mac, chociaż wciąż wypiera ten temat. - Wy dwie… jesteście jak koty w worku. - Niektórzy tak mówią. – Odłożyła magazyn i podniosła swój wzrok na niego. – Idziesz dzisiaj na polowanie? - Nieustalone. A co? - Pomyślałam, że może powinniśmy… porozmawiać. I wtedy ponownie zadzwonił jego telefon. – Cholera! – Odebrał. – Ta? - Tu Kyle… Buck wrócił. *** Tylko po wyglądzie twarzy Tully’ego , Jamie wiedziała, że to Buck. Wiedziała, że wrócił by skonfrontować się ze swoim synem. Nie rozumiała tego i nie będzie próbować. Ojcowie i synowie mieli swój własny język i nie była jedną z tych kobiet, które czuły potrzebę zrozumienia tego czy przeanalizowania. Poważnie, czy ona nie miała dość do roboty? - Yep. – Tully rozłączył się i spojrzał na nią. - W porządku – powiedziała. Jeżeli była jedna rzecz jaką zawsze rozumiała, to była to potrzeba zajęcia się nagłym wypadkiem. Nie mogłeś być w policji, czy jakiejkolwiek innej pracy kryzysowego typu, i tego nie rozumieć. – Jedzenie i tak nie jest jeszcze gotowe. Gulasz zajmuje chwilę, więc będzie gotowy kiedy wrócisz. - Chcę porozmawiać. - Porozmawiamy. – Była mu to winna. – Kiedy wrócisz.
Tłum. Nelly
Tully przytaknął i zdjął swoje ubrania. – Nic ci nie będzie jeżeli zostaniesz tu sama? – zapytał. Uśmiechnęła się szeroko. – Pójdziesz już? Odwrócił się by wyjść ale wtedy, tak samo szybko, odwrócił się. Jego dłonie wślizgnęły się za jej szyję i złapał ją mocno. Pocałunek nie był przyjacielski. Był daleki od tego. Ale to sprawiło, że to co powiedziała jej jego matka stało się prawdziwsze. Jamie odwzajemniła jego pocałunek, upewniając się, że jej usta i język jasno dadzą znać, że kiedy wróci w nocy, całe to gówno się skończy. Nie wiedziała, jak długo się całowali, ale kiedy w końcu odsunął się, oboje sapali i wiedziała, że będzie odliczać sekundy do jego powrotu. Oblizał swoje usta. – Jabłko. Jamie uśmiechnęła się, obserwując jak zmienia się z człowieka w wilka niemal szybciej niż jej oko mgło zarejestrować. Polizał jej bosą stopę i skierował się do frontowych drzwi. - Tully. Tully zatrzymał w drzwiach wejściowych, spoglądał przez ramię kiedy Jamie wyszła zza rogu. Kucnęła przed nim i pocierała swoje dłonie prawie przez minutę. Kiedy przestała, przejechała swoimi dłońmi przez jego pysk, głowę i w dół grzbietu. Przeciągnęła swoimi dłońmi po całym jego ciele aż pchał się na nią, przyciskając swoje duże, wilcze ciało do niej. Czuł energię, którą roztarła na jego futrze. Była dobra, ale znaczyła więcej, ponieważ była od niej. Od jego Jamie. - Na szczęście… i do ochrony – powiedziała kiedy przestała. – Moi bogowie będą czuwać nad tobą tej nocy. – Pocałowała jego czoło i trwała podczas gdy Tully przycisnął się do jej biodra, podniósł głowę i trącił nosem jej pierś zanim przeszedł przez drzwi i odszedł by zmierzyć się ze swoim ojcem, po raz ostatni.
Tłum. Nelly
Rozdział 17 Większość miasta przybyła. Ci, którzy nie pojawili się byli w większości niedźwiedzimi matkami65 – włączając grizzly, polary i niedźwiedzie czarne – które zostały by pilnować szczeniaków, młodych i starszych zmiennych. Nawet jeżeli miasto zawiedzie na tej grani, nie było wątpliwości, że matki nigdy nie pozwoliłyby by coś się stało miastowym dzieciom. Ich siła i moc może być pominięta w walce, ale posiadanie matek do ochrony potomstwa zawsze będzie warte tej straty. Kyle stał po jednej stronie Tully’ego, Jack po drugiej. Katie obok Jacka, a Bear zaraz za nimi. Grizzly stał na swoich tylnich łapach, wąchając powietrze, a potem zszedł na ziemię z dudniącym odgłosem, ziemia pod ich stopami zatrzęsła się. Widział ich. Tully to wiedział, ponieważ Bear przepchnął się przez nich i poczłapał w dół zbocza ku polanie. W pół drogi zerwał się do biegu, reszta miasta zaraz za nim. Właśnie dotarł na polanę kiedy Wataha Buck’a wyskoczyła z lasu. Obnażając swoje kły, już czując zdobycz, Tully zaatakował i ruszył do roboty. *** Jamie wyłączyła gaz pod gulaszem i zabezpieczyła pokrywkę. Tully’ego nie była chwilę a ona bardzo starała się o niego nie martwić. Ciągle mówiła sobie, że nie mogła narażać swojej duszy i mocy by pobiec mu na ratunek. Zwłaszcza, kiedy nie wiedziała, czy potrzebował ratunku. Więc to było to, hm? Tak to jest być zakochanym? Panika, nudności, i najdrobniejsze poczucie nieuchronności. Fajnie. Byłaby w lepszej kondycji jako wyczerpana glina w Południowym Bronxie. Usłyszała jak boczne drzwi się otwierają i wypuściła oddech, który nie wiedziała, że wstrzymywała. - Idealne wyczucie czasu – powiedziała, jeszcze niegotowa by pokazać my, jak się o niego bała. – Właśnie skończyłam gotować gulasz. – Odwróciła się od kuchenki i miała jedynie sekundę by zarejestrować futro rzucające się na nią. Coś co musiało być 250 65
Bear sow. Przy czym sow to maciora, bear to niedźwiedź.
Tłum. Nelly
funtowym psowatym, uderzyło w nią, waląc nią z powrotem w blat, jej głowa zderzyła się z nierdzewną stalą. *** Tully oderwał czyjąś nogę i rzucił nią do Dale’a Sahary, doktora, który pogryzł ją zanim ruszył za kimś innym. Coś było nie tak. Tully zatrzymał się, strząsnął krew ze swoich oczu i przyjrzał się pobojowisku przed nim. Kyle wepchnął się w niego i wpatrywali się w siebie. Jego brat też to czuł. Coś było nie tak. Tully obserwował jednego ze swoich przyrodnich braci, który został ciśnięty przez polanę jednym machnięciem pazura Bear’a – i wtedy to do niego dotarło. Gdzie jest Buck? *** Jamie wiedziała, że straciła przytomność, ponieważ w jednej sekundzie patrzyła na kuchenkę z góry a teraz leżała na podłodze patrząc na nią z dołu. Jej głowa pulsowała, jej umysł był zdezorientowany. Twarz pojawiła się przed nią, patrząc w dół na nią. - Jesteś – powiedziała. – Martwiłem się, że uderzyłem cię zbyt mocno. Nie miałem takiego zamiaru. Osoba przyjrzała się jej. – Nic ci nie będzie. Dam ci poduszkę pod głowę. Ten mój falbaniasty chłopak prawdopodobnie ma pełno poduszek. Przeszedł nad nią i wyszedł z pokoju. Nie wiedząc co robi, wiedząc jedynie, że nie mogła tam leżeć. Jamie podciągnęła się na nogi. To nie było łatwe. Wszystko wokół niej się kręciło i nie mogła się skupić. Jakby to nie była jej głowa. Każde inne uszkodzenie mogła znieść. Złamana ręka, popękane żebra, rana po nożu na plecach, postrzał w szyję. Byłaby wdzięczna za każde z nich, tak długo jak by to jej od razu nie zabiło, ponieważ to pozwoliłoby jej umysłowi robić to co robił najlepiej. Wezwać moc, którą posiadała i żyć jej by kontrolować sytuację. Mogła się założyć, że sprawienie, iż była oszołomiona i zdezorientowana nie było pomysłem osoby, ale tej suki, uh…jego dziewczyny… coś na W. To ona prawdopodobnie Tłum. Nelly
powiedziała mu, żeby to zrobił. Teraz wszystko co Jamie mogła zrobić to wytoczyć się z domu, z dala od tej osoby. Jak on się nazywał? Nie miała pojęcia gdzie szła – chociaż tamto drzewo wyglądało dość znajomo – po prostu widziała, że musi się odejść. Ale chciała spać. Tak bardzo chciała spać. *** Luther uderzył go od tyłu a Tully zrzucił go. Nie miał czasu czy cierpliwości by walczyć z jednym z synów Buck’a. Chciał Buck’a. Luther ponownie wstał i znowu na niego ruszył. Tully uderzył go w pysk, ponownie odrzucając go do tyłu i rozejrzał się jeszcze raz. Coś jest nie tak. Czy Buck kiedykolwiek w swoim życiu ominął walkę? Zwłaszcza walkę, o którą sam się prosił? Tully usłyszał skowyt i spojrzał w dół na swoją młodszą siostrę. Obserwowała go uważnie, jej ciemnozłote oczy były zaniepokojone. Przechylił swoją głowę i wskazał na Luthera, który ponownie szarżował ku Tully’emu. Katie wzrok podążył za jego, potem przyjrzała się otoczeniu, jej kocie oczy zmrużyły się. Tully szczeknął i dał znak głową. Skinęła i wystartowała biegiem. Jeżeli Buck był w mieście, Katie go znajdzie. Była najlepszym tropicielem, jakiego mieli. Obserwował jak jego siostra biegła sprintem przez polanę aż do lasu po drugiej stronie. I wtedy został walnięty od tyłu, wszyscy trzej przyrodni bracia byli na nim. *** Zataczała się w lesie, jej oczy próbowały dać klarowniejszy obraz. Wszystko było rozmyte. Wszystko było nieostre. Ale i tak szła dalej. Nadal szła, pchała. Nie mogła się zatrzymać. Chociaż nawet ta jedna, nieznośna myśl nie powstrzymała ją przed wiedzą, że on jest zaraz za nią. Odwróciła się kiedy na nią skoczył, jej ciało instynktownie usunęło się z drogi więc poszybował obok niej. Zmienił się ze zwierzęcia w człowieka i odwrócił się by się z nią zmierzyć. - Zrozum – powiedział jej, poruszając się ku niej – staram Tłum. Nelly
się, żeby to było dla ciebie przyjemne. Ale jeżeli nadal będziesz uciekać, jeżeli będziesz za mną walczyć, po prostu wezmę to, co należy do mnie tak czy tak. I wierz mi, mała dziewczynko – upewnię się, że nie jest to dla ciebie przyjemne. Nie miała pojęcia o czym on mówił. Bolała ją głowa. Była śpiąca. A ptaki były za głośno. Czy one zawsze były takie głośne? Teraz był dokładnie przed nią. – Daj mi to czego chcę, mała dziewczynko, a dam ci cokolwiek potrzebujesz. Razem przejmiemy Watahy, potem przejmiemy wszystko. Oferta. Oferta mocy. Jego dłoń sięgnęła do niej, do jej policzka. Złapała jego palce w swoje i wykręciła jego ramię, podczas gdy jej stopa walnęła w podbicie jego. Krzyknął a ona odwróciła się tak, że jej plecy były przy jego klatce piersiowej. Podniosła swój lewy łokieć i walnęła nim w tył, zderzając się dokładnie z jego gardłem. Zachwiał się do tyłu a ona się odwróciła, uderzając go pięścią w twarz. Padł na kolana a ona odeszła. Spojrzała na swoje dłonie. Były zakrwawione. Kiedy to się stało? Czy ja krwawię? Powinnam być w szpitalu? Szła dalej. Część niej czuła, że powinna biec, ale nie wiedziała dlaczego. Więc szła dalej, ale szybko, przeciskając się przez zwisające części drzew i przechodząc obok wielkich dębów i sosen. Na pewno byłoby miło wiedzieć, gdzie szła. *** Tully i Kyle odpierali synów Buck’a, odpychając ich aż kilku innych członków Watahy Buck’a przybyło pomóc. Dla Tully’ego nie było dziwnym to, że zwalczał swój własny rodzaj – krewnych – z kotem przy boku. Kyle zawsze był dla niego bardziej bratem niż jakikolwiek syn Buck’a. Mogli się kłócić o ostatni kawałek placka z orzechami pekan, jaki ich mama robiła na każdy obiad Dziękczynny, ale ufał temu kotu. Kyle był rodziną. Zawsze będzie rodziną. Odrzucił Luthera – ta, znowu – ale powstrzymał się przed ruszeniem za nim, zamiast tego cofnął się i spojrzał w górę. Wrony niezawodnie narzekały na walkę. Wydawały każdy rodzaj hałasu. Kyle zmienił się, spojrzał w górę. – Co się dzieje, do cholery? Tully chciałby to wiedzieć. *** Tłum. Nelly
Jamie zatrzymała się, dziwnie wyglądający kot wpatrywał się w nią. Jej kły były dziwne. Ona była dziwna. A może to była jej głowa. Wszystko wokół niej pulsowało a jej ból głowy stawał się gorszy. Chociaż nawet z tym wszystkim co się działo, nie mogła powstrzymać się przed zmuszeniem kota, czy cokolwiek to było, do ucieczki. Wiedziała, że było w niebezpieczeństwie. - Sio – powiedziała. – Sio. Uciekaj. – Machnęła na zwierzę dłonią. –Uciekaj. Zabije cię. Uciekaj! Coś dużego i silnego uderzyło w nią od tyłu, ciskając ją na ziemię. Jamie wylądowała, jej dłonie podparły jej upadek. Ale on teraz był na niej, odwracając ją. - Możemy to zrobić w jakikolwiek sposób chcesz, mała dziewczynko. Nawet tak. Zamachnęła się pięścią, połączyła się z jego szczęką. Jego oczy błysnęły, zmieniając się z jednego gatunku w drugi. Wtedy oddał jej cios. Poczuła jak coś łamie się w jej twarzy, jej zęby nagle do siebie nie pasowały. Ból sprawił, że krzyczała, ale nie mogła otworzyć ust. - O wiele lepiej – wymamrotał. Usiadł na piętach, wpatrując się w nią. – To sprawi, że będziesz cicho dopóki nie skończymy. Dopóki nie wypieprzę cię i nie oznaczę jako swoją. – Poruszył własną szczęką, uśmiechnął się do niej lekko. – Nie ma mowy, że ten mój chłopak mógłby poradzić sobie z kobietą taką jak ty. – Uśmiechnął się. – Ale ja mogę. To wtedy ten dziwny, czarny kot zaatakował, uderzając w niego, oplatając swoje łapy dookoła jego głowy i szyi. Warcząc, odrzucił kota. Zmieniła pozycję66 i walnęła w drzewo. Ale z powrotem wstała i zmieniła się w człowieka. – Jamie, uciekaj! Jamie zmusiła się do przetoczenia i odpełznięcia. Obserwował ją. Właściwie mogła poczuć jak się uśmiecha gdy pokonywała wolno swój dystans. - A gdzie ty się wybierasz, kochanie? Oboje wiemy, że tyłek taki jak twój, potrzebuje kogoś w środku. ***
66
She flipped head over tail, Jak ktoś ma lepszy pomysł to zapraszam ;_;
Tłum. Nelly
Tully nie czekał do powrotu siostry. Wyruszył, ale im bardziej zbliżał się do miasta, tym głośniejsze stawały się te cholerne ptaki. Zatrzymał się i odwrócił, szybko uświadamiając sobie, że miał za sobą Kyle’a, Bear’a, Tatę i pół miasta. Spojrzał w tył na drogę, którą się kierował, ale teraz były tam kruki. Kręciły się jak tornado, widocznie blokując drogę. Zablokowały również południe i zachód, zostawiając jedynie wschód, który prowadził głębiej w las i ku oceanowi. Nie mając innego wyboru niż im zaufać, skierował się w tą stronę i miał nadzieję na najlepsze. *** Mogła słyszeć walkę toczącą się pomiędzy kotem a tym wilkiem. Mogła słyszeć, że kot dostawał po tyłku. Była mniejsza niż wilk i chociaż szybsza, on miał lata doświadczenia w walce. Jamie sięgnęła tego, czego chciała, jej dłonie oplotły duży konar, który tam leżał. Zamknęła oczy i wtedy stanęła na nogach. Boląca szczęka sprawiła, że niemal znowu pociemniało jej przed oczami, ale mocno z tym walczyła. Chciała potrząsnąć głową, ale ta myśl wywołała łzy, które ześlizgnęły się po jej policzkach i spadły na liście wokół niej. Odwróciła się i wróciła do kota i wilka. Czekała dopóki wilk nie przewrócił kota na plecy, wtedy Jamie podniosła konar drzewa nad swoją głowę. Właśnie zamachnęła się, wycelowała w głowę wilka, ale w połowie drogi do celu, konar się zatrzymał. Szarpnęła, ale nie poruszył się, wtedy został wyrwany z jej dłoni. Odwróciła się i zastała tam trzech kolejnych. Trzech takich jak ten, który ją złapał. Ten, który zabrał konar drzewa złapał ją za jej kark i trzymał ją. - Tato – powiedział – lepiej idźmy. Ich banda nagle zaczęła paplać i wystartowali. - Nie. – Trzymał kota, który teraz był już w ludzkiej postaci, przy ziemi kiedy ona desperacko próbowała się uwolnić. – Zakończę to tutaj. Kiedy ona zostanie naznaczona, nie będzie nic, co będą mogli z tym zrobić. Chwycił kota za szyję i wstał. – Trochę jej wybiłem walkę z głowy – powiedział, rzucając kotowatą do tego, który trzymał Jamie. – Użyj jej jak chcesz, podczas gdy ja zajmę się tą. Tłum. Nelly
Złapał Jamie za włosy i pociągnął ją. – Zróbmy to, kochanie. Pan wie, jak długo na ciebie czekałem. - Tato? Warcząc, Buck zatrzymał się i stanął twarzą do jednego z mężczyzn. Dwaj, którzy byli z nim, cofali się, ich oczy były szeroko otwarte, a on wypuścił kotowatą. Syknęła, jej plecy wygięły się. - Co jest, do cholery? - Tato? – powiedział ponownie. I wtedy zaczął krzyczeć. Krzyczał kiedy pochłonęły go płomienie. Upadł na ziemię, przetaczając się, próbując zgasić ogień. Cztery kobiety, które stały za tym w płomieniach, obserwowały w milczeniu. Ich oczy przesunęły się na Jamie. Jak tylko je zobaczyła, ból głowy się skończył, jej umysł przeczyścił się. Wiedziała, gdzie była, czym była i co Buck starał się jej zrobić. Spojrzała na Buck’a i wilk ją wypuścił, odsuwając się od niej. Ale było na to za późno. Za późno by po prostu odejść. Jamie podniosła dłonie, pstryknęła palcami i Buck zaczął się unosić. *** Tully właśnie minął drzewa, wkraczając na polanę, gdzie uratował Jamie przed latającymi hienami, kiedy coś wystrzeliło z drugiej strony. Zatrzymał się z poślizgiem, jego oczy rozszerzyły się kiedy Buck Smith zatrzymał się i upadł. Dwaj synowie Buck’a pojawili się po nim, biegnąc jakby sam diabeł ich gonił. Zatrzymali się przy Buck’u, wpatrując się w Tully’ego i innych. Z prawej i lewej Tully’ego, wyszła reszta Watahy Buck’a. To był dziwny zastój. Nikt nie poruszył się naprzód, nikt się nie cofał. Czuł, jakby wszyscy na coś czekali, ale nie wiedział na co. Tully zobaczył jak Jamie wyszła na polanę z pomocą kuzynki. Jej ramię było oplecione wokół szyi Mac, pokryta była ziemią i siniakami. Ale nawet z drugiego końca polany mógł zobaczyć, że okropnie cierpiała, a jej twarz wyglądała dziwnie. Spuchnięta… Potłuczona. Tully’emu było zimno, potem gorąco. Jego ciało zaczęło się trząść i wszystko jakby się zaczerwieniło. Wtedy z lasu wybiegła jego Tłum. Nelly
siostra, jej ludzkie ciało pokryte było świeżymi śladami po pazurach i kłach. Wskazała na Buck’a i wykrzyknęła. – To był on, Tully! Buck zrobił to Jamie! To był Buck! Jego ojciec podniósł się na swoje wilcze łapy i obserwował swojego pierworodnego. Warknął, wyzywając go. Ale nie musiał zawracać sobie tym głowy. To się teraz kończyło. Tully zaszarżował przez tą polanę na Buck’a, jego rodzina i sąsiedzi za nim, i wiedział, że nic nie powstrzyma go przed zabiciem tego starego drania. *** Jamie i jej sabat przeszły przez walkę toczącą się na polanie. Nikt się do nich nie zbliżył, i nikt nie próbował ich powstrzymać. Oparła się o swoją kuzynkę, ramię Mac silnie oplatało jej talię. Doszły do koła, które stworzyła kilka dni temu kiedy wszystko było tak proste a Mac pomogła jej klęknąć w jego środku. Sen uklęknęła naprzeciwko Jamie, jej oczy wypełnione były łzami. – Och, mój Boże, Jamie. Co on ci zrobił? Jamie chwyciła trzęsące się dłonie Sen i umieściła je na swojej spuchniętej twarzy, zwalczając pragnienie by wzdrygnąć się przez ból, który wywołał ten zwyczajny, delikatny dotyk. - To będzie bolało – ostrzegła Sen pomiędzy tym, co szybko stało się łkaniem. – To będzie naprawdę mocno bolało. Bardziej niż boli teraz. Jamie trzymała dłonie Sen na sobie i błagała ją oczami. Nie obchodził jej większy ból. Istniały gorsze rzeczy niż ból. Ale ten ból rozpraszał ją i nie pozwalał jej zrobić tego, co musiała uczynić. Musiała to zatrzymać. Przytakując, Sen zgodziła się. – Tylko się trzyma. Dobrze, Jamie? – Spojrzała na resztę sabatu. – Również będę was potrzebować. Dajcie mi co możecie, ale nie wszystko. Zrozumiano? Skinęły głowami i poruszyły się, ich dłonie były złączone. A poza kołem brutalna walka trwała dalej. Było tak, jakby były za szkłem. Chronione. I były, w jakiś sposób. Ich bogini chroniła je, Mroczna Matka, pozwalając im pracować. Sen zamknęła oczy i skoncentrowała całą swoją energię na Jamie, reszta robiła to samo. Podczas gdy one nad nią pracowały, Jamie spojrzała na toczącą się wokół nich walkę. Tłum. Nelly
Obserwowała jak Tully walczył ze swoim ojcem, atakując siebie nawzajem. Dwóch samców natarło na Tully’ego, przygważdżając go do ziemi, próbując zabrać z niego kawałek swoimi kłami i pazurami. A Buck skoncentrował się na niej. Zesztywniała, ale nie z powodu bólu, który przedzierał się przez nią, przez to co robiła jej Sen. Ale dlatego, że nie mogła zatrzymać działań Sen, żeby mogły walczyć z Buck’iem. Jeżeli zatrzyma teraz uleczanie, jej twarz zostanie spierdolona na zawsze. Trochę długi okres czasu do przeżycia nie mogąc otworzyć czy zamknąć szczęki. Buck też o tym wiedział. Mógł zobaczyć to w jej oczach, zrozumieć to, ponieważ nie odsunęła się od Sen. Mogła powiedzieć, że się uśmiecha, nawet kiedy wciąż był wilkiem. Obniżył swoje ciało i natarł bezpośrednio na nią. Jamie czekała, jej ciało naprężało się, ból stawał się silniejszy tak jak Sen ostrzegała. Był niemal przy nich, dzieliło ich jedynie kilka stóp, kiedy kupa piór zaskoczyła ją i Buck’a. Rico wyciągnęła pazury i rozdarła twarz Buck’a, starając się trafić oczy. Tully oderwał się od dwóch wilków powstrzymujących go, wbijając je w ziemię zanim ruszył do Buck’a, i brutalnie pociągnął go w dół. Kyle dołączył do niego, koncentrując się na biodrze i ogonie starego wilka. Jamie była za to wdzięczna, wdzięczna, że nie musiała odciągać swojego sabatu od tego co robiły. Wdzięczna nawet kiedy ból stał się bardzo, bardzo nie do zniesienia. *** Teraz już nic go nie powstrzyma. Nic nie powstrzyma go przed zabiciem tego jednego wilka, który na to zasłużył. Jeżeli Buck jedynie próbowałby zabić Tully’ego, próbowałby tylko stać się Alfą Watahy Smithville, Tully mógłby dać temu spokój. Byłby w stanie odejść i pozwoliłby ojcu odkuśtykać by mógł wylizać swoje rany i spróbować ponownie innego dnia. Jak Buck robił całe swoje życie. Ale Buck przekroczył granicę, której żaden szanujący się zmienny by nie przekroczył. Wymuszane parowanie to jedno. Kilka dekad temu były powszechnym zjawiskiem. Ale to nie to robił jego Tłum. Nelly
ojciec. Wiedział to, ponieważ znał Buck’a. Wiedział, co stary zrobiłby by uczynić wiedźmę swoją. Pozwoliłby walczyć swojej Watasze do śmierci w jego imieniu, podczas gdy walki użył by utrzymać swojego pierworodnego zajętym żeby mógł zgwałcić i oznaczyć kobietę Tully’ego. Znając ból jaki przechodziła Jamie, znając strach, jaki musiała czuć… Za samo to, stary zginie, a Tully będzie tym, który go zabije. Właśnie złapał swoimi szczękami gardło Buck’a, był chwile od rozerwania skóry, zerwania futra i przyjemną, grubą tętnicę kiedy usłyszał – Tully. Nie. Utrzymując chwyt, Tully spojrzał w górę i zobaczył Jamie stojącą przed nim. Jej twarz nie była już spuchnięta, jej siniaki i cięcia zniknęły. – Nie – powiedziała ponownie. Warcząc, głębiej zagłębił kły, wgryzł sie mocniej, zasmakował krwi. Jak ona mogła chcieć żeby przestał? Jak mogła chcieć pozwolić Buck’owi Smith’owi odejść po tym co zrobił i co starał się zrobić? - Pamiętaj, Tully. Istnieją pewne granice, których nie możesz przekroczyć. Ale kiedy już to zrobisz, nie ma powrotu. Zrób ten krok, a staniesz się nim. Za bardzo cię kocham by pozwolić, żeby to się stało. Wpatrywał się w nią. Mocno. Zobaczył prawdę jej słów w sposobie w jaki na niego patrzyła, w sposobie w jaki delikatnie się do niego uśmiechnęła. – Proszę, Tully. To było dziwne, sposób w jaki walka jakby cichła. Wszyscy się cofali i obserwowali… czekali. Z kiwnięciem głową w stronę Kyle’a, Tully i jego brat odstąpili od Buck’a. I, jak cała reszta, czekali. Jamie przyklęknęła obok poranionego ciała Buck’a. Pieściła jego futro a Kyle spojrzał na Tully’ego, prawdopodobnie zastanawiając się nad tym samym co on. Co ona robi? Jamie położyła jedną dłoń na boku Buck’a a drugą na podłożu, palce zagłębiły się w ziemi. Zamknęła oczy, jej brwi zjechały w dół w głębokiej koncentracji. Jej sabat stał za nią, Seneca teraz była trzymana przez Mac. Biedna istota wyglądała jakby zaraz miała zemdleć. Światło wyszło z ziemi, wirując wokół Jamie, nakrywając ją od palców u stóp po głowę. Sapała, dyszała. Odrzuciła głowę w tył tak Tłum. Nelly
jak często robiła podczas orgazmu. Powietrze trzasnęło wokół nich i błyskawica wystrzeliła z nieba. Oderwała się od Buck’a, jej ciało trzęsło się. Kenny i Emma złapały ją, trzymały ją kiedy Tully spojrzał na ojca. Nadal tam leżał, nieprzytomny, oprócz tego, że zmienił się z powrotem w człowieka. Nadal trzęsąc się, jakby było jej bardzo zimno, Jamie powiedziała przez szczękające zęby. – Lepiej w ten sposób, kochanie. To gorsze od śmierci. Obiecuję. Bez kolejnego słowa, sabat odwrócił się i odszedł, wszystkie opierały się na sobie by zyskać siłę i wsparcie. Wszyscy, lokalni i intruzi, obserwowali jak w pełni ludzie odchodzą. Wtedy, gdy już odeszły, skupili się na Buck’u. Nie wyglądał inaczej. Nie miał rogów ani szpiczastego ogona. Nadal oddychał, chociaż poryty był świeżymi ranami. Wiedzą, że wszyscy na niego czekają, Tully powoli podszedł bliżej. Pochylił się, próbując złapać mignięcie czegokolwiek… czegokolwiek co mogło zmienić się w starym draniu. Co udowodni, że Jamie zrobiła coś staremu wilkowi, który ją zaatakował. Ale im bardziej się przypatrywał, tym mniej widział. Aż jego oczy zwilżyły się a Tully odskoczył, kichając i kichając, próbując pozbyć się tego zapachu z nozdrzy. - Co? – zapytał Kyle, zmieniając się z powrotem w człowieka i obserwując go. – Co jest? Tully zmienił się, jak zrobili prawie wszyscy, i obserwował jak Buck zaczynał się wybudzać, jego głowa powoli podniosła się z ziemi. Niezdolny by się powstrzymać, Tully roześmiał się. Tylko lekko. – Gorsze niż śmierć – powtórzył. Kyle potrząsnął głową. – O czym ty mówisz? Tully wskazał na Buck’a. – Uczyniła go… uczyniła go w pełni człowiekiem. Jack obszedł Kyle’a, wpatrując się w Buck’a z czymś zbliżony do czystego przerażenia. – To niemożliwe. - Nie dla niej – powiedział Tully. – Nie tutaj. Buck spojrzał gniewnie na niego, ślad po pazurach Rico pokrywały jego twarz. – Mylisz się. Mylisz się. - Wiem, co czuję, staruszku. A czuję w pełni człowieka. Zmieniła cię w pełni człowieka. – I Jamie miała rację. Dla nich, dla Tłum. Nelly
zmiennych, nie ważne jakiej rasy, bycie w pełni człowiekiem jest gorsze niż śmierć. To była śmierć. Ale zwłaszcza dla kogoś takiego jak Buck. Dla kogoś, kogo całe życie było wypełnione siłą i mocą jaką dzierżył dzięki wilkowi wewnątrz siebie. Buck zamknął oczy i obserwowali jak walczył by zrobić coś co zawsze przychodziło z taką dla nich łatwością jak tylko wkraczali w okres dojrzewania. By zmienić się w wilka. Ale nic się nie wydarzyło. - To nie będzie trwało – powiedział zdesperowany Buck. - Pachnie jakby miało trwać – Jack uśmiechnął się szyderczo. - Ma cię, Buck – powiedział Tully, cofając się tak jak zrobili wszyscy, nawet jego synowie. Buck ich wychował, tak, że ich lojalność będzie zawsze należeć do najsilniejszego z Watahy. W pełni człowiek nigdy nie będzie najsilniejszy. Chyba, że był to ktoś taki jak Jamie… a Jamie była jego. - Ma cię – powiedział Tully ponownie, i tym razem się roześmiał. Jego Wataha również, jego rodzina, jego sąsiedzi. Wszyscy się roześmiali. I wiedział, że to było o wiele gorsze niż śmierć dla Buck’a. Tully odwrócił się plecami do Buck’a, coś co nigdy by nie zrobił dziesięć minut temu, i odszedł. - Nie odchodź ode mnie, chłopcze! Ale Tully odszedł, i roześmiał się gdy to zrobił. Ani razu nie spojrzał za siebie.
Tłum. Nelly
Rozdział 18 Emma spotkała Kyle’a i Tully’ego na zewnątrz domy Tully’ego. Jak tylko ich zobaczyła, powiedziała. – Nie mogę uwierzyć, że to twój dom! Kyle przestąpił z nogi na nogę i spojrzał gniewnie na nią. – Możesz się skupić? - Jest niesamowity! Dlaczego nie urządziłeś tu przyjęcia? Uśmiechając się szeroko, Tully ucałował jej policzek. – Dziękuję, kochanie. – Spojrzał na dom a potem z powrotem na Emmę. – Jak z nią? - Śpi. To co zrobiła… dużo od niej wymagało. - Będzie z nią w porządku? Emma uśmiechnęła się. – Oczywiście. Po prostu potrzebuje snu. Mac i Kenny wyszły na zewnątrz, Seneca była w ramionach Mac, chrapiąc w jej bark. – Tak jak ta. - Złamał szczękę Jamie – wyjaśniła Kenny, jej dłoń spoczywała na ramieniu Tully’ego, kiedy wzdrygnął się na jej słowa. Już to wiedział, ale nadal bolesnym było to usłyszeć. Bolesna była wiedza jak bardzo cierpiała Jamie. To po prostu nigdy nie przyszło mu do głowy, że jego ojciec posunąłby się tak daleko. Ale teraz wiedział. - Jest zagojona – kontynuowała Kenny. – Sen odwaliła świetną robotę. – Mrugnęła do niego i wyszeptała. – Ale nie mów jej, że tak powiedziałam. Nigdy nie usłyszę końca tego. - Upewnij się, że zje jak wstanie – objaśniła Mac kiedy Kyle wziął Sen z jej ramion. - Tak zrobię. - Znalazłam twój telefon i zapisałam w nim swój numer. Jakikolwiek problem, dzwonisz. W porządku? - Z pewnością. Dziękuję wam. Mac lekko walnęła jego ramię zanim odezwała się do Kyle’a. – Możesz zabrać nas z powrotem do lasu? - Po co? - Musimy posprzątać…uh – spojrzała na Tully’ego – spalone szczątki. Nic, o co trzeba się martwić. Skierowali się do jasnego, czerwonego Jeep’a Emmy a Kyle spojrzał do tyłu na Tully’ego zanim za nimi podążył, Seneca wciąż Tłum. Nelly
spoczywała w jego ramionach. – Jakie spalone szczątki? – Kyle zapytał Mac. – Co to w ogóle oznacza? - Poradzisz sobie? – Emma zapytała Tully’ego. - Wszystko będzie w porządku. Chciał Jamie przez cały czas, prawda, Em? - Nie sądzę. Przypuszczam – uśmiechnęła się do niego szeroko. – Tekst od Kyle’a. – Zachichotała zanim skończyła. – Przypuszczam, że myślał, że Wanda i jej sabat, Najjaśniejszy Brzask – przewróciła oczami z niesmaku na tę nazwę – będą w stanie z nami walczyć. Znaczy, one nie były złe. Ukryły swoją obecność i to kim była Wanda o wiele dłużej niż większość by potrafiła. Użycie paczuli było bardzo sprytne. Jamie nienawidzi tego gówna tak bardzo, zawsze była zbyt zajęta staraniem się uciec od Wandy niż raczej koncentrowaniem się na jej energii. Ale kiedy Wanda nie była wystarczająco silna by walczyć z Jamie jeden na jeden, myślę, że zainteresowanie Buck’a... przeniosło się. - Mniej więcej dobrze brzmi. Zawsze lubił silne kobiety, ale zawsze kończyło się na tym, że próbowały go zabić kiedy spał. Emma zachichotała i poklepała go po ramieniu. – Słuchaj, nie martw się o Jamie. Nic jej nie będzie. Po prostu upewnij się, że pośpi i zje, w jakiejkolwiek kolejności zechce. - W porządku. - I Tully – wzięła wdech – to co zrobiła Buck’owi… nie musicie się o to martwić. Nie może sobie od tak chodzić i rozrywać DNA ludzi. - Nie musisz mi tego wyjaśniać, kochanie. - Zgaduję, że nie chcę żeby wszyscy się jej bali, myśląc, że jeżeli się zdenerwuje na kogoś, kto źle jej wydał resztę czy wpadł na nią, to zrobi to. - Nie ma sprawy, kochanie. Upewnię się, że wszyscy rozumieją. - Dobrze. - A teraz zabierz tą śliczną twarzyczkę do domu i pozwól Kyle’owi narzekać na jego żałosne wytłumaczenie ran. - Obaj jesteście beznadziejni – droczyła się, stając na palcach i całując go w policzek.
Tłum. Nelly
Obserwował jak zeszła ze schodów i wsiadła na przednie siedzenie. Kiedy Jeep kierował się w dół drogi, Tully otworzył drzwi i wszedł do domu. Jamie była w jego łóżku, właśnie tam gdzie należała, i była nieprzytomna. Myślał by najpierw wziąć prysznic, ale musiał jej dotknąć, trzymać ją by upewnić się, że wszystko było z nią dobrze. Wślizgnął się obok niej a ona wydała cichy kwilący dźwięk przez sen. Uciszył ją i pogłaskał ją po włosach i ciele kiedy ułożył się za nią, otulając ją swoim ciałem. Złapała jego dłoń i trzymała ją pomiędzy swoimi, westchnęła raz i ponownie spała spokojnie. Tully ucałował jej czoło, podziękował jakiejkolwiek sile mocniejszej niż on, jaka mogła pomóc mu podczas tych kilku ostatnich godzin, i zasnął. Tully obudził się kiedy nie mógł ignorować słońca świecącego na jego twarz. Jego mama miała rację. Potrzebował jakichś cholernych żaluzji. Ruina estetyczna, moja dupa. Jamie była spokojnie owinięta wokół niego, ale nadal mocno spała. Upewniając się, że jej nie obudzi, wysunął się spod niej, jego ciało narzekało na utratę jej ciepła. Ale nie chciał żeby obudziła się przy brudnym i pokrytym krwią mężczyźnie. Zasługiwała na więcej niż to. Więc w milczeniu skierował się do łazienki żeby wziąć szybki prysznic z dodatkowymi planami by zrobić jej jakieś śniadanie zanim przeprowadzą małą dyskusję o ich wspólnej przyszłości. Tully był w środku mycia włosów i debatowania, czy mają być naleśniki, czy gofry67, czy oba, kiedy prysznica otworzyły się, uderzając w ścianę za nimi. Na ten dźwięk odwrócił się, gotowy na walkę dopóki nie zobaczył tam Jamie… wpatrującej się w niego. - Jamie? Jej wzrok ześlizgnął się w dół do jego stop, potem powoli wrócił do jego twarzy. Tully instynktownie zrobił krok w tył. – Jamie? Oblizała usta i weszła pod prysznic. Woda lała się na nią i użyła obu dłoni by odgarnąć włosy z twarzy. - Wszystko w porządku?
67
Od dzisiaj marzę o facecie, który będzie rano robić gofry *.*
Tłum. Nelly
- Uh-huh. – Otwarcie gapiła się na jego fiuta, cholerny wacek wznosił się bez konkretnych poleceń od niego. – Czuję się świetnie. - Czy…czy jesteś pewna. Bo nie wydajesz się być sobą. Podeszła bliżej a Tully zdał sobie sprawę, że był teraz cofnięty aż pod ścianę – a jego prysznic nie był mały. - Kiedy – ponownie oblizała usta, wypuściła długi, zdesperowany oddech – użyjesz tak dużo mocy jak ja to zrobiłam ostatniej nocy, pojawiają się…efekty uboczne. Pamiętasz? Rozmawialiśmy o efektach ubocznych. - Racja. Sen denerwuje się, a ty… - Robię sie napalona. - Napalona? Przycisnęła dłonie do ściany prysznica, tej za nim, i pochyliła się, biorąc długi wdech zanim jęknęła. – Ta. Zwykle sama się tym zajmuję moim wibratorem przez godzinę czy sześć. Przełknął. – Sześć? - Ale jest w domu a ty, oh, Boże, tak dobrze pachniesz. - Ale – przerwał, odchrząknął, ponieważ głos mu się łamał, i spróbował ponownie. – Ale powinniśmy porozmawiać. - Porozmawiać? – Spojrzała na niego groźnie. – Nie chcę rozmawiać. Chcę się pieprzyć. – Sięgnęła i otoczyła dłonią jego fiuta. Tully poczuł jak jego kolana słabną, więcej a całkowicie upadnie. Miękkimi palcami, Jamie powoli go głaskała. – Nie chcesz mnie pieprzyć, Tully? Tully przytaknął. – Uh-huh. - Bardzo? - Uh-huh. – Znowu przełknął, zrobił zeza kiedy desperacko próbował się skoncentrować. – Ale musimy porozmawiać. - O? Dysząc, powiedział: - O…uh…nas. - Co z nami? - Nie pamiętam. Uśmiechnęła się, najsłodszy uśmiech jaki kiedykolwiek widział. – W takim razie, porozmawiamy kiedy sobie przypomnisz. 68
68
W sumie, to nie wiedziałam, że thing można też tak tłumaczyć.. :D Ale chyba bardziej mi pasuje niż ‘rzecz’… :P Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.. ;)
Tłum. Nelly
- Ale – powiedział szybko, jego umysł próbował pracować pomimo tego, co jej natarczywa dłoń mu robiła – dużo przeszłaś zeszłej nocy. Powinienem się tobą opiekować, rozpieszczać się, pokazywać ci, że jestem wrażliwy czy cokolwiek. – O mój Boże! Czym jest to okręcanie dłoni, które wykonywała? 69 - Tully – zamruczała – chcę żebyś się mną opiekował i mnie rozpieszczał, i pokazywał mi, że jesteś czuły, i wszystkie inne bzdury jakiś ludzie potrzebują. I, ta, czasami też ich potrzebuję. Ale to, co teraz potrzebuję, to dobre, solidne, mocne – przycisnęła usta do jego klatki – pieprzenie. Myślisz, że możesz mi z tym pomóc? - Jesteś – Boże, to jest świetne – pewna? Jej język wirował na jego sutku podczas gdy jej kciuk okręcił się na główce jego fiuta. – Jestem pewna. – Spojrzała w górę na niego tymi ciemnymi, brązowymi oczami. – Jestem cholernie pewna. Wzruszył ramionami. – Cóż… w takim razie, w porządku. *** Mocno na niego naciskała, żądając czego chciała i potrzebowała od niego. Musiała wiedzieć, czy był w stanie poradzić sobie z tą jej stroną. To zdarzało się kiedykolwiek wzywała taki poziom mocy, użyła taką ilość energii. Z powodu tego, co zrobiła wcześniejszego dnia, potrzeba snu pojawiła się jako pierwsza. Innym razem, jej pierwszą potrzebą było jedzenie. A czasami wszystko czego potrzebowała było pieprzenie. Tym razem potrzebowała wszystkich trzech, ale jej ciało mówiło jej w jakiej kolejności. Najpierw sen, potem pieprzenie, jako trzecie jedzenie. Ale Jamie wiedziała, że to nie było takie łatwe. Jej zachłanne potrzeby po czarowaniu70wystraszyły więcej niż jednego mężczyznę. Wszyscy mężczyźni mówili, że chcą seks maszynę… aż właściwie jedną dostali. Wtedy nagle byli przytłoczeni, ona była zbyt wymagająca, i jak ktokolwiek może oczekiwać, że oni będą żyć w ten sposób? Jeżeli Tully nie mógłby tego udźwignąć, musiała wiedzieć. Czy zakończy to? Nie ma mowy. Kochała go. Ale musiałaby inaczej 69
Wiem, dziwnie brzmi. Ale znalazłam definicję, która odnosi się do robienia loda.. :/ Tłumaczyć? :D Kiedy dłoń kręci się w przeciwną stronę niż głowa :P 70 Jest słowo casting, co może oznaczać np. rzucanie albo odlewanie (czegoś), ale z kontekstu wychodzi, że chodzi o rzucanie zaklęcia.. Chyba, że ktoś ma lepsze pomysły? :)
Tłum. Nelly
zaplanować swój harmonogram, upewnić się, że zamrażalnik zawsze jest pełen posiłków łatwych do przygotowania, i że będzie miała miesięczną dostawę baterii do wszystkich swoich wibratorów. Nie popełni tych samych błędów, jakie zrobiła ze swoim byłym. Nie przy tym co czuła do Tully’ego. Kochała go tak mocno, że to bolało. I nie będzie ryzykować utraceniem tego, ponieważ być może nie będzie potrafił sobie z tym poradzić… Tully podniósł ją, i pchnął ją na ścianę. Z jednym mocnym pchnięciem był w niej. Jamie krzyczała kiedy w nią wchodził, przygważdżając ją do ściany siłą swojego ciała i mocą swojego fiuta. I był bezwzględny, jego usta odnalazły jej, jego język głaskał, jego dłonie trzymały mocno jej skórę. To było zbyt wiele. To nie było wystarczające. Nogi Jamie zacisnęły się na talii Tully’ego, jej pięty wbijały się w jego tyłek, jej ręce trzymały jego ramiona gdy orgazm rozerwał jej kręgosłup, wybuchając w niej. Tully podążył zaraz za nią, jego ciało trzęsło się kiedy doszedł w niej, jego usta dociśnięte były do jej szyi. Stali tam, jak długo nie wiedziała, trzymając się jedno drugiego. W końcu, Tully wyciągnął dłoń i zakręcił wodę. Wciąż ją trzymając, wciąż będąc głęboko w niej, wyszedł spod prysznica i wrócił do sypialni. Z każdym krokiem jaki robił, wspaniałe wrażenie, jakie sprawiał jego fiut w niej, rozchodziło się w niej, i wiedziała, że jeszcze nie skończyła. Wiedziała, że potrzebowała więcej. Co w tym było najpiękniejsze? Nie musiała mówić ani słowa. Tully zatrzymał się przy łóżku i obniżał ją na materac. Do czasu kiedy poczuła kołdrę przy swoim gołym tyłku, Tully ponownie był twardy i wjeżdżał w nią. Zmartwienia o znalezienie obejścia by uporać się z najbliższymi godzinami po rzuceniu zaklęcia wyleciały z jej głowy kiedy przyszło jej nagle do głowy, że nie będzie tego potrzebować. Nie z jej napalonym wilkiem. Był tak nienasycony jak ona, tak wymagający. Dawał tak dobrze jak dostawał. Nie mogła prosić o więcej, mieć nadzieję na więcej. Nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się na to objawienie, a Tully, nie wybijając się z rytmu, powiedział: - Spójrz na ten uśmiech. Powiedz mi, co musze zrobić, piękna, by utrzymać ten uśmiech na twojej twarzy każdego dnia. Jamie roześmiała się, przytulając się mocno do Tully’ego. – Cóż…hm… to działa. Tłum. Nelly
Przespali większość popołudnia, oboje doszczętnie wyczerpani. Ale kiedy Tully wstał, był sam i nie podobało mu się to. Zszedł na pierwsze piętro i kiedy usłyszał ocean, skierował się do kuchni. Jego przesuwane drzwi były otwarte, co wyjaśniało odgłosy oceanu, które usłyszał, ale ledwo spojrzał na nie przez całe to jedzenie pokrywające jego kuchenny stół. - Zeszłam tutaj – powiedziała Jamie – i tak to zastałam. - Oczywiście, ze tak. – Chwycił jeden z dużych, papierowych talerzy, które ktoś życzliwie wystawił i zaczął nakładać łyżką czyjś makaron z serem. – Dbamy tutaj o swoich. I wszyscy wiedzieli, że będziesz zbyt bardzo zmęczona by dla mnie gotować. Jamie oparła się o framugę przesuwanych, szklanych drzwi. Nosiła jedynie prześcieradło wokół swojego ciała a Pan wiedział, że nie potrzebowała niczego więcej. – Teraz dla ciebie gotuję? - Jeżeli mnie kochasz… Nie dokończył tego, pozwalając temu wisieć w powietrzu, oczekując jej natychmiastowej odpowiedzi. Kiedy jej nie otrzymał, opuścił swoje jedzenie na stół i podszedł do niej. – Kochasz mnie. Już to powiedziałaś. Odwróciła wzrok a Tully zrobił swoją najlepszą minę “basset hound”71. – Nie kochasz mnie? - To jest żałosna mina. Wysunął swoją dolną wargę tak daleko jak to było możliwe a Jamie roześmiała się mocno, przyciskając swoje ciało do jego. - Powiedz mi, że mnie kochasz, piękna. - Oczywiście, że cie kocham. Pocałował jej uśmiechające się usta i pociągnął ją do stołu kuchennego. Usiadł a ją posadził sobie na kolanach, sięgając za nią by chwycić swój talerz z jedzeniem. - Nie ma mowy, że uda nam się zjeść całe to jedzenie – powiedziała. - Mów za siebie, Jankesko. - Czy muszę teraz coś robić? Widelec był przygotowany przed jego ustami. – Przepraszam?
71
Rasa psa
Tłum. Nelly
- Mam na myśli… całe to jedzenie. Powinnam wysłać im pieniądze czy coś? Skosić im trawnik? Niańczyć ich dzieci? Tully odłożył z powrotem swoje jedzenie na stół, pewien, że w najbliższym czasie nie zje swojego posiłku. Przejechał swoimi dłońmi w dół jej ramion. – Posłuchaj, jedyną rzeczą jaką będziesz musiała zrobić to być może zrobić jakiś placek, kiedy czyjaś mama odejdzie. Czy upiec jakieś ciasto na czyjeś urodziny. A zrobisz to, ponieważ to miła rzecz i ponieważ wiesz, że kiedy czegoś potrzebujesz, zawsze będzie ktoś do pomocy. Tak to tu jest. Przyzwyczaisz sie do tego. - Czy będę musiała zacząć być mniej sarkastyczna? I szydercza? - Nikt nie oczekuje więcej niż możesz dać, piękna. Trzymaj się placków i ciast, nie rób sobie żartów z nieżyjących na ich pogrzebach, przestań strzelać w hieny na ich terytorium – a wszyscy wiemy, że to robiłaś – i będzie dobrze. Przytaknęła, potem powiedziała: - Ale jeżeli hieny są nielegalnie na mojej posiadłości… - Jamie. - Zgoda, dobra. - Dziękuję. – Pocałował jej bark i sięgnął po swój talerz, ale załapała jego nadgarstek. - Oh, nie, nie zrobisz tego. - Kobieto, jestem głodny! - Nie dostaniesz ani kawałka tego cholernego jedzenia dopóki tego nie powiedz. - W porządku. Jesteś lekka jak piórko. Jamie walnęła łokciem w jego klatę. - Auć! - Powiedz to. Śmiał się kiedy pocierał miejsce, w które go uderzyła swoim kurczęcym skrzydełkiem. – Kocham cię. - I? I? Uśmiechnął się. – I jesteś lekka jak piórko. Uśmiechnęła się szeroko. – Dziękuję. – Oplotła ramionami jego szyję. – Więc co teraz? – Kiedy zmarszczył brwi, dodała. – Po tym jak zjesz.
Tłum. Nelly
- Pośpimy jeszcze trochę? Albo rozegramy jeszcze jedną partyjkę macanych dłoni? - Chodzi mi o to, gdzie zmierzamy? - Oh, to jest proste. Kiedy będziesz w pracy, zacznę przenosić twoje rzeczy do mnie. Na początku nawet nie zauważysz, a jak już to zrobisz, wszystko już tu będzie. Każdej nocy będziesz bąkać o powrocie do swojego mieszkania, ale tego nie zrobisz. A potem, pewnego dnia, obudzisz się ze mną śpiącym obok ciebie, i zdasz sobie sprawę, że minęło trzydzieści lat i będziesz się zastanawiać jak stałaś się taką szczęściarą by mieć mnie w swoim życiu przez ten cały czas. - Więc miałam rację? Jedna noc i jesteśmy nieodwołalnie związani. - Ta. Ale miałaś dość szczęścia by dostać mnie. - Prawda. A ty miałeś dość szczęścia by dostać mnie. – Jej uśmiech powiększył się. – I Rico. – Właśnie wtedy ptak wleciał przez otwarte drzwi i wylądował na jego ramieniu, pazury drapieżcy wbijały się w skórę Tully’ego, jej mała dziobata głowa odwróciła się w jego stronę. - Świetnie – skłamał. – Ponieważ tak bardzo kocham twojego ptaka. Jamie podniosła jego talerz z jedzeniem i trzymała go żeby jej żebrząca, mała potrawka mogła zjeść jego makaron z serem. – A ja mogę zobaczyć tą miłość – roześmiała się.
Epilog Tully wyciągnął swój telefon z kieszeni swojej kurtki, Tłum. Nelly
odchodząc od małej grupki z którą rozmawiał i wyszedł na mały korytarz. - Halo? - Chłopcze. Tully musiał się uśmiechnąć, ale był wdzięczny, że Bubba Ray nie mógł tego zobaczyć. – Cześć, Wujku Bub. - W porządku z tobą? - Sprawdzasz mnie? - Zadałem ci pytanie, chłopcze. Tully zdusił śmiech. – Wszystko ze mną dobrze, sir. - Twoja, uh, Ciocia Janie martwiła się o ciebie, to wszystko. Tully musiał przyznać, że zdanie sobie sprawy z tego ja bardzo jego rodzina się troszczyła ogrzało jego silne serce. Minęło więcej niż trzy tygodnie od czasu, kiedy zostało znalezione ciało Buck’a Smith’a. Plotka głosiła, że dwójka jego synów – Luther zniknął – zaatakowała go. Nawet przechwalali się tym, próbując powstrzymać swoją Watahę przybłęd od zdezerterowania bez konkretnego powodu. Może w nadziei, że dołączą do jakiejś innej Watahy Smithów. Ale Tully znał prawdę, usłyszał od Kyle’a, który usłyszał to od jakiegoś kotowatego, mieszkającego na drzewie, spoza Alabamy. To kobiety były tymi, które zakończyły to za Buck’a Smith’a. Kilka od Reed’ów, parę Lewisów, i wiele Smithów. Wszystkie wilczyce. Kiedy usłyszały co Buck próbował zrobić Jamie, zaatakowały go jak gniew Boga. To była jedyna rzecz, jakiej zmienne kobiety nie znosiły, gdy robił mężczyzna, i jeżeli wilczyce nie zadbałyby o to same, inne rasy by to zrobiły. Co mogło sprowadzić się do wyszydzenia… a wilczyce nie lubiły być wyszydzane. Prawdopodobnie powinien czuć coś w sprawie śmierci tego mężczyzny, i czuł się jakby winny, że nic nie czuł, ale Buck Smith naważył piwa, które musiał wypić. Na końcu, wszystkim co się liczyło dla Tully’ego było to, że jego mama już nigdy ponownie nie będzie mieć dłoni tego faceta wokół swojego gardła a Jamie już nigdy nie będzie martwić sie o to, że wróci po nią. Ale znowu, miał przeczucie, że Jamie była lekko zawiedziona, że nie wróci. Miała całą masę „rzeczy” czekającą na niego. - Cóż, powiedz Cioci Janie, że ze mną wszystko w porządku. Tłum. Nelly
- Dobrze. Bardzo dobrze. Potrzebujesz czegokolwiek, dzwonisz. - Zrobię tak. Dobrej nocy. - Yep. – Wtedy rozmowa została zakończona tak nagle jak się zaczęła. Po wsunięciu telefonu z powrotem do kieszeni kurtki, Tully poprawił swoją muchę i skierował się z powrotem na Wiosenne Tańce Burmistrza. Było wspaniale, ale był boleśnie znudzony. Szczęśliwy, ale znudzony. Wyglądał przez duże, szklane drzwi i zobaczył odblask czerwonego jedwabiu prześlizgującego się obok. - Cześć, Tully. Długie ramię oplotło się wokół jego barków, a on uśmiechnął się. – Cześć, Mac. - Potrzebujesz, żebyśmy odwróciły uwagę tłumu, żebyś mógł się stąd wydostać? - Niee. Wygłosiłem swoją mowę, upewniłem się, że jedzenie i napoje są ample, i że wszyscy będą dobrze się bawić. - Więc idź. Czeka na ciebie na zewnątrz. - Dzięki, kochanie. – Obserwował Mac jeszcze przez chwilę. – Masz śliczną suknię. - Dzięki. - Myślę, że Bear’owi też się spodoba. Mac mrugnęła, wyglądając na naprawdę spanikowaną. – Uh…coo? - Mierzył ją wzrokiem cały wieczór. Może chce ją pożyczyć. Zaśmiała się z delikatną ulgą zanim go odepchnęła. – Idź. Albo doniosę na ciebie twojej mamie. - Zdrajca. Tully przeszedł przez tłum i przez drzwi, machając do swojej mamy zanim wyszedł. Jej uśmiech był szeroki kiedy odmachała mu i mrugnęła do niego, jej ramię było wokół jego taty talii, wyglądała na szczęśliwszą niż kiedykolwiek wcześniej. Wiedząc, że Millie była w dobrych rękach – nawet jeżeli były kocie – Tully wyślizgnął się na zewnątrz. Zobaczył Jamie opierającą się o drzewo, całkowicie niezainteresowaną bezramiączkową, modną suknią wartą pięć tysięcy dolarów, która została dla niej zrobiona na jego zamówienie. Jak on, wolałaby być w dżinsach i koszulce. Heh. Jak on, wolałaby być naga. Tłum. Nelly
Skierował się w jej stronę, ale zatrzymał się przy jednym z większych krzaków, które otaczały Kryształową Salę. - Co robisz? Jego brat wyszedł zza krzaków. – Nic. - Czy to prawda, Emma? Czy nic się tam nie dzieje? - Idź sobie. – Rozkazała Emma zza tych krzaków. - Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy? - Tully! – pisnęła. Kyle potrząsnął głową. – Jesteś takim bękartem. - Nie odkąd moja mama wyszła za twojego tatę. Zbliżył się do Jamie, podziwiając jak pięknie wyglądała w świetle księżyca. Ucałował jej policzek, jego palce prześledziły Celtycką Plecionkę na jej bicepsie, który znaleźli, budząc się pewnego dnia, na jej skórze. Dowód na to, że została potężną czempionką bogini. Nie miało to dla niego dużego znaczenia, ale Jamie bardzo się tym cieszyła. I była z tego powodu dość pewna siebie – ku wielkiej irytacji jej kuzynki. - Byłaś świetna dzisiaj – powiedział jej. – Kto mógł wiedzieć, że jesteś urodzoną żoną polityka? - Ugryź się w język. - Wolałbym żebyś ty to zrobiła. - Tylko tak mówisz, później byś mi oddał. – Wydymała wargi. - A ja jestem taka delikatna. - Heh. Obsługa podjechała autem Tully’ego a Jamie potrząsnęła głową. Zrobiła to samo, kiedy podjechał nim przed dom. - Nadal nie mogę uwierzyć, że masz samochód. - Oczywiście, że mam auto. Nie jesteśmy dzikusami. - Ale nigdy go nie używasz. Wzruszył ramionami. – Przed niczym nie uciekam. A wszystko czego chce jest w takiej odległości, że mogę się przejść. – Mrugnął do niej. – Nawet ty. - Ale to jest… Lamborghini… - Nie podoba ci się? - Żartujesz sobie? – Stali wpatrując się z auto aż Jamie zapytała. – Wolałbyś pójść do domu, co nie? Nie mógł jej okłamać, więc powiedział. – Ta.
Tłum. Nelly
Przewróciła oczami a Tully spojrzał na młodego grizzly, którego zatrudnił do opieki nad parkingiem. Miły, godny zaufania dzieciak. I syn Bear’a. - Kiedy skończysz już tutaj, Luke, myślisz, że możesz odstawić samochód z powrotem do mojego domu? Luke spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami. Jak jego ojciec, prawdopodobnie będzie późno dojrzewać. Prawie siedemnastolatek ale miał ledwo pięć stóp i siedem cali. To sprawiało, że był celem dla innych szczeniaków i szczeniaczków, ale dobrze to znosił i trzymał się swoich. Jeżeli był jakkolwiek jak jego ojciec, obudzi się pewnego dnia i będzie dwa razy taki jak jest teraz i będzie o wiele mniej tolerancyjny. - Czy… czy jesteś pewny, Wujku Tully? - Yep. I nie pozwól Kyle’owi spróbować i odwlec cię od tego. W ogóle mu nie pozwalam tym jeździć. - Okej. - Żadnych wgnieceń czy dowodów na to, ze były tam dziewczyny. – Pochylił się i wyszeptał. – Żadnych dowodów. Wiesz, co mam na myśli. - Oh, mój Boże – warknęła Jamie. – Proszę, czy możemy już iść? - Widzisz, jaka ona jest, Luke? Ciągle stara się mieć mnie na osobności. Jamie zaczęła odchodzić od niego, ale złapał jej dłoń. – Jeszcze nie. – Klęknął przed nią i zdjął jej szpilki. – Nie przejdziesz mili a zaczniesz jęczeć, że bolą cie stopy. - Nienawidzę tych butów. Tully trzymał buty za paski w lewej dłoni i złapał dłoń Jamie swoją prawą. Skierowali się do domu, nie śpiesząc się i ciesząc się wieczorem. Narzekała na to okropnie, ale Tully zauważył, że Jamie spacerowała coraz więcej ostatnimi czasy. To było też dla niej dobre. Sprawiało, że doceniała, co już miała i nie była już zajęta staraniem się by zdobyć coś czego nie miała. A im bardziej była ze wszystkim wokół siebie oswojona, tym mniej czuła tą niepohamowaną potrzebę by szukać coraz większej mocy. W jakiś sposób, bez mówienia o tym, Jamie odnalazła równowagę. To równowaga pomiędzy tym co miała a tym czego chciała. A śmieszną rzeczą było to, że…dzięki
Tłum. Nelly
odnalezieniu tej równowagi, pozwalała większej ilości mocy kwitnąć w niej, naturalnie. Nie był nawet pewny, czy ona zdawała sobie już z tego sprawę – mogła być w pewien sposób nierozgarnięta jeżeli chodzi o oczywistość. Piękna, czarująca i zabójcza – ale nierozgarnięta. Ale i tak ją kochał. Jamie sprawiła, że jego dni były jasne, a noce… niewiarygodne. - Rzucasz jakieś zaklęcia wkrótce, piękna? Jamie odrzuciła głowę i roześmiała się. – Pytasz mnie o to każdego wieczora. - Po prostu staram się być pomocny. - Oh. W porządku. - Jutro jest niedziela – przypomniał jej niepotrzebnie. – Przypuszczam, że sobie pośpimy. - Dużo przypuszczasz. Obliczyłam, że powinniśmy wstać o szóstej i zmierzyć się z dniem bladym świtem. Tully zatrzymał się, zmuszając Jamie by zatrzymała się razem z nim. - Powiedz, że żartujesz. - Nie powiedziałam, że właściwie musimy wyjść z łóżka czy ubrać się by zmierzyć się z dniem bladym świtem. – Jej dłoń wciąż trzymała jego, podeszła do niego blisko, przycisnęła to idealne, krągłe ciało do niego. – Wolałabym żebyśmy zostali tu gdzie jesteśmy. - O, to brzmi bardziej jak moja prędkość, piękna. – Pocałował jej podbródek, trącił nosem jej nos. – Nie za wolno, nie za szybko. - Spokojnym krokiem przegonić poranek?72 – westchnęła. - Możesz wyobrazić sobie coś lepszego? Złapała jego policzki delikatnymi palcami i miękko odpowiedziała: - Ten raz… nie. Nie mogę wyobrazić sobie niczego lepszego. KONIEC
72
;_; i potrzebuję pomocy… Just amble the morning awal? – tak brzmi kwestia J. Ktoś ma jakiś pomysł? Seriously, to mnie dręczy!
Tłum. Nelly