PALIKOT: TUSK POLUJE NA KOBIETY Â Str. 26
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 6 (675) 14 LUTEGO 2013 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Posłanka Anna Grodzka ma pomysł na sprawiedliwą Polskę oraz na nową lewicę. Proponuje zakończenie polityki cięć i wyprzedaży majątku narodowego. Chce wspierać polskie inwestycje, krajowy biznes i… rodziny, zapewniając im pracę, płacę oraz godne życie.
Â
 Str. 8, 25
9 Â Str. 2,
Str .1 1
 Str. 3
ISSN 1509-460X
 Str. 3
2
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Według kilku ostatnio przeprowadzonych sondaży lewica (SLD i Ruch Palikota) po raz pierwszy od lat zdobywa łącznie do 25 proc. głosów (niewiele mniej niż PiS lub PO). Partie te mogłyby więc stworzyć większościową koalicję. Jest nadzieja na koniec 8-letniej prawicowo-klerykalnej hegemonii w Polsce.
Odzyskać szkołę
W ostatniej połowie roku w Polsce znikało miesięcznie minimum 64 tys. miejsc pracy. Minister Władysław Kosiniak-Kamysz uważa, że bezrobocie kształtuje się na „stabilnym poziomie”. Tak, lawina czy tsunami też osiągają chwilami stabilny poziom. Ruch Palikota – w odpowiedzi na ciągłe blokowanie kandydatury Romana Kotlińskiego – poprosił o pomoc prof. Jana Hartmana i prof. Magdalenę Środę w opracowaniu projektu nowej Komisji Etyki Poselskiej, która byłaby skuteczniejsza od obecnej, kompletnie upolitycznionej. Profesor Hartman chciałby włączyć do komisji osoby spoza Sejmu. Doradzamy psychiatrę dla posłanki Pawłowicz. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu zajmie się już drugą skargą osoby pokrzywdzonej w śledztwie w sprawie tajnych więzień CIA w Polsce. Saudyjczyk Abu Zaida, domniemany „nr 3 w Al-Kaidzie”, twierdzi, że był w naszym kraju torturowany. Śledczy badający sprawę mają m.in. ustalić, czy ktoś z polskich władz nie przekroczył uprawnień, godząc się na tortury. „FiM” już lata temu (38/2010) sprawdziły, że więzienia i tortury w Polsce były na 100 procent. Władysław Serafin, były poseł PSL, mknął z prędkością 111 km/godz. po terenie zabudowanym i bez prawa jazdy. Drogówka odstąpiła od ukarania go mandatem, bo wymachiwał legitymacją z unijnymi pieczęciami. Prezes PSL-u zapowiada usunięcie polityka z partii, ale to nie rusza bohatera licznych afer – m.in. taśmowej. Serafin beztrosko ripostuje, że inni posłowie PSL mają większe grzeszki na sumieniu, i zapowiada, że może je ujawnić. Nie wątpimy w świństwa klęcznikowych „lewarów” ani na moment. Tygodnik „Nie” podał, że Jacek Kurski, polityk rydzykowej partii Solidarna Polska, żyje od lat w związku ze swoją asystentką, czyli kochanką. Ten sam Kurski atakował bez pardonu ustawy o związkach partnerskich i cieszył się z ich odrzucenia przez Sejm. Twierdzi też publicznie, że „zawsze kieruje się chrześcijańskimi zasadami”. Sprecyzujmy – obłuda to nie jest zasada chrześcijańska; to jest zasada wybitnie katolicka. Ruch Narodowy założył ponoć sekcję dla gejów i lesbijek. Na Facebooku w ciągu kilku godzin dołączyło do niej ponad tysiąc osób, zwabionych wizją umięśnionych chłopców i dziewcząt w obcisłych koszulkach. Internetowi hejterzy grożą tym ludziom wielkim łomotem. Sekcja LGBT liczy na to, że jeśli dostanie, to przynajmniej wielkimi pałkami… W miejscowości O. pod Koszalinem pijany ksiądz wjechał samochodem do rowu. Potem uciekł, a policja poinformowana przez świadków zatrzymała go na plebanii. Takie informacje publikujemy co tydzień, ale ta różni się od pozostałych. Ten sam ksiądz 2 miesiące temu spowodował wypadek i odpowiada za śmierć dwóch ministrantów, których wiózł samochodem. Ponoć był wtedy trzeźwy. Ponoć… Mija 10 lat od wygłoszenia na forum ONZ słynnego kłamstwa irackiego – mowy sekretarza stanu USA Colina Powella, w której oskarżył on Saddama Husajna o posiadanie broni masowego rażenia i wspieranie terroryzmu. Obydwa zarzuty były sfabrykowane, wsparte zmanipulowanymi zdjęciami. Skutkiem była wojna, która pochłonęła setki tysięcy ludzi, kosztowała bilion dolarów i zdestabilizowała (aż do tej pory) rynek ropy naftowej. Za to gigantyczne śmiercionośne oszustwo nikt nigdy nie poniósł żadnej kary. Europol ujawnił „wielką ustawkę”. Jego zdaniem mogło dojść do ustawienia wyników nawet 680 meczów piłki nożnej, m.in. w eliminacjach mistrzostw świata i Europy oraz w Lidze Mistrzów. Śledztwo prowadzone jest w 15 krajach na całym świecie – w proceder zamieszanych jest co najmniej 425 osób. Zyski z tych przekrętów czerpały azjatyckie kartele. Ale największą sensacją jest fakt, że w aferze nie brały (prawdopodobnie) udziału polskie drużyny, „fryzjerzy” i działacze PZPN!!! Pół miliarda dolarów kosztowało przemysłowych lobbystów manipulowanie badaniami naukowymi i mediami, aby przekonać świat, że globalne ocieplenie to fikcja. Rodzina Kochów, amerykańskich miliarderów zarabiających na ropie, sama wydała na ten cel 48 mln dol. To ta sama familia, która sponsoruje radykalnie prawicową Partię Herbacianą – prawe skrzydło Republikanów. Jak widać, fundamentalizm religijny i radykalizm kwitną podlewane nie tyle polityczną wiarą, co dolarami. Pod pręgierzem opinii publicznej w Arabii Saudyjskiej znalazł się islamski kaznodzieja skazany za gwałty na swojej pięcioletniej córce, która w ciężkim stanie długo przebywała w szpitalu. Za swoje czyny dostał tylko kilka miesięcy więzienia i karę grzywny. To skierowało z kolei złość ludności przeciwko sądom. Czyżby antypedofilska rewolta przeszła ze środowisk katolickich na islamskie? Na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo aresztowano kolumbijskiego księdza katolickiego przemycającego narkotyki. W żołądku miał ponad 1,5 kg; kolejne 200 g znaleziono w jego bagażu. W parafii widać się nie przelewa.
W
wielu Waszych reakcjach na mój ostatni komentarz pobrzmiewały nuty pesymizmu spotęgowane przegranym głosowaniem nad prawami związków partnerskich. Niektórzy twierdzą, że jesteśmy skazani na życie w chorym państwie klerykalnym, że nic nie może tego zmienić, przynajmniej w ciągu najbliższych 20–30 lat. Były też głosy, że związki partnerskie to temat zastępczy w sytuacji znaczącego spowolnienia gospodarczego i rosnącego bezrobocia. Nie mogę się z tym zgodzić, bo konsekwentne odrzucanie postulatów ludzi żyjących w takich związkach pogłębia ich brak zaufania do państwa. A to już wprost przekłada się (fatalnie!) na gospodarkę. Państwo dyskryminuje 4–5 mln ludzi, zniechęcając do uczciwości wobec własnych struktur, prawa i współobywateli. Stąd tak olbrzymi rozmiar szarej strefy w III RP, ukrywanie dochodów, złodziejskie afery itd. Kolejne rządy w ten sposób pozbawiają Polskę szans na stabilny rozwój. Oczywiście takich destruktywnych czynników jest dużo więcej – na przykład ZUS i OFE czy wyprowadzanie miliardów złotych do watykańskich interesów. À propos... Z części Waszych listów można wyczytać zawód, że choć ponad rok upłynął od wejścia antyklerykałów do Sejmu, nie widać tego efektów. I że posłowie Ruchu Palikota czy SLD próbują zwalać na obywateli przeprowadzenie zmian. Trochę w tym prawdy, gdyż od samej obecności antyklerykałów w Sejmie Polska nie stanie się świecka. Przeciwnika najlepiej wziąć na dwa fronty. Teraz pora na rewolucję społeczną. Nie chodzi o palenie plebanii i niszczenie obrazów, ale o zakładanie organizacji społecznych i odzyskiwanie państwa oddolnie, kawałek po kawałku. Tylko w taki sposób Polska może szybko stać się normalnym i zasobnym krajem. Zacznijmy od przedszkoli i szkół, od edukacji. Sklerykalizowana edukacja tresuje zarówno rodziców, jak i uczniów, wciskając im, że: ksiądz jest ważniejszy od zwykłego nauczyciela; wartości definiuje Kościół; historia i przyszłe zbawienie (?) są ważniejsze niż dzień dzisiejszy; władza państwowa nie jest suwerenna; interes Kościoła jest najważniejszy; surowe prawo jest dla maluczkich; tolerancja i szacunek dla innych poglądów nie są ważne; pojęcie odpowiedzialności nie istnieje, bo spowiedź może zmazać wszystkie grzechy; praca w grupie nie ma sensu – liczy się wyłącznie osobisty sukces; szkoła ma dać papier, a nie realne umiejętności itp. Zatęchła, klerykalna polska edukacja, w której religia katolicka urasta do miana nauki porównywalnej z matematyką, fizyką czy prawami przyrody – zaczynając od przedszkoli i na wyższych uczelniach kończąc – odbiera Polakom zdrowy rozsądek i poczucie godności. Jak nie jesteś przykładnym katolikiem, to nie masz praw i nie powinieneś się wychylać. Większość (choćby mityczna) zawsze ma rację – tak wygląda przekaz polskich szkół. Dużą część energii młodzież marnuje na zakuwanie milionów informacji niepotrzebnych w życiu i przyszłej pracy oraz na celebrowanie bogoojczyźnianego pseudopatriotyzmu i „naukę” papieskich bajek. Efekt? Szkoły wypuszczają ludzi pozbawionych niezbędnych kompetencji, praktyki zawodu. Przedsiębiorcy boją się zatrudniać takich absolwentów, bo koszty ich przygotowania do pracy przewyższają wielokrotnie sumy, które mogą oni zarobić dla firmy. A przecież mogą też w każdej chwili się zwolnić i wyjechać, na przykład do Anglii. Brak pracy, pieniędzy i perspektyw rodzi frustrację. A tę próbuje zagospodarować rodzący się Ruch Narodowy i PiS. Ale to droga donikąd. W ich wizji Polska jest państwem jednolitym religijnie, w którym władza narzuca swoje zdanie wszystkim, a pojedynczy człowiek jest tylko trybikiem w maszynie. Państwem, w którym Kościół papieski jest przyssany do publicznych budżetów i legitymizuje świecką władzę; państwem, które się izoluje na arenie międzynarodowej.
Czy jest szansa na wyjście z tej pułapki? Tak. Na początek musimy odzyskać szkołę. Z bólem serca należy stwierdzić, że na tym polu konserwatyści górują nad środowiskami laickimi. Racjonaliści oddali tutaj pole, a milczący nie mają racji. Należy więc wreszcie wykorzystać dostępne prawem narzędzia. Zgodnie z ustawą o systemie oświaty reprezentacja rodziców (rada rodziców) i uczniów (samorząd szkolny) ma sporo kompetencji przy bieżącym zarządzaniu placówką oraz kształtowaniu jej programu. Na uczelniach znaczące kompetencje mają rady samorządu studenckiego. Niech wreszcie głos ich członków – racjonalistów – będzie tam słyszalny! Dyrektorzy szkół oraz lokalni włodarze muszą zobaczyć, że słudzy proboszcza nie są jedynymi aktywnymi rodzicami i uczniami. Rada rodziców może się na początek domagać przestrzegania prawa w zakresie zapisów na katechezę. Od 13 lat na początku roku szkolnego nasze redakcyjne telefony urywają się od próśb o pomoc w sprawie automatycznych zapisów dzieci na tę „naukę”. A od 22 lat prawo jest tutaj jednoznaczne – o lekcje religii muszą poprosić zainteresowani rodzice, a ci niezainteresowani nie powinni się z niczego tłumaczyć. Niestety, prawo swoje, a dyrektorzy swoje. Ale rada rodziców może ich zdyscyplinować. Rodzice i młodzież mogą także zainicjować akcję zdejmowania krzyży w szkołach publicznych, jak to zrobili uczniowie szkół średnich we Wrocławiu i w Łodzi. W poniedziałek 4 lutego uczestniczyłem w konferencji nt. łódzkej szkoły, gdzie całą taką akcję zaczął jeden odważny chłopak. Ale miał on wsparcie ze strony swoich rodziców. Ich aktywność ośmieliła nauczycieli racjonalistów. Tak rodzą się konkretne zmiany! Mamy też inne narzędzie wpływania na system edukacji. Otóż możemy starać się o przejęcie placówki publicznej. Samorządy coraz chętniej zlecają prowadzenie szkół różnym organizacjom, głównie katolickim, bo te najchętniej wyciągają po nie ręce. Taka placówka nadal jest dla uczniów bezpłatna, a utrzymuje się z samorządowej dotacji. Gmina traci jednak nad nią kontrolę. Nie powołuje dyrektora, nie ma wglądu w bieżące zarządzanie ani też wpływu, kto w niej uczy. I tak z dnia na dzień formalnie świeckie szkoły stają się publicznymi szkołami wyznaniowymi pod zarządem proboszczów. Jest ich już w Polsce ponad 150. Na nauczycieli zostaje tam nałożony obowiązek przestrzegania m.in. zasad katolickiego nauczania o rodzinie, katolickiej moralności, życia płciowego bez antykoncepcji, potępienia związków jednopłciowych, in vitro itp. Racjonaliści – choć też mogą – nie wykorzystują podobnej szansy. A wystarczy tylko skrzyknąć kilku rodziców i zarejestrować stowarzyszenie lub fundację. Mogą one prowadzić szkoły rozsiane po całym kraju, a prawo pozwala na oparcie takich placówek na laickich programach nauczania. Przed wojną i tuż po niej szkoły bez katechezy należały do najlepszych. Oparły się bowiem na idei Janusza Korczaka. Idei, na której zbudowała swój sukces edukacja skandynawska. Traktuje ona dziecko jako partnera, jako osobę mającą własne przekonania, której należy pomóc w argumentowaniu swoich racji i zrozumieniu świata. Korczak uczył odpowiedzialności i pracy w grupie. Wiem, większość z nas jest zabiegana w trosce o byt. Ale czyż nasze dzieci nie są najważniejsze? Czy oszołomy nadal mają im urządzać chory świat? Zacznijmy od odzyskania choćby jednej takiej szkoły, która da przykład innym. Redakcja „FiM” czeka na odważnych Rodziców i Dzieciaków. Będziemy Was wspierać na wszelkie sposoby. JONASZ
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
P
rokuratura Rejonowa w Kętrzynie umorzyła śledztwo w sprawie, czyli bez przedstawienia komukolwiek zarzutów, „dopuszczenia się w okresie od 2010 r. do 20 kwietnia 2012 roku innych czynności seksualnych wobec 12 małoletnich dziewczynek poniżej 15 lat” (ściślej rzecz ujmując, w wieku z przedziału 11–15 lat) przez księdza Jarosława M., proboszcza parafii w G. (diec. warmińska). Jolanta Rzepko, zastępca prokuratora rejonowego, napisała w uzasadnieniu: „Stwierdzić należy, że zachowanie księdza polegające na zaproponowaniu skorzystania w jego obecności z prysznica czy zdjęcia majtek w sytuacji, gdy dziewczynki miały na sobie spódniczki, było nieetyczne, niestosowne i przekraczające przyjęte normy moralne, jednakże nie wyczerpało znamion czynu zabronionego przewidzianego w art. 200 par. 1 kk” („Kto obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 lub dopuszcza się wobec takiej osoby innej czynności seksualnej (...), podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12” – dop. red.). – Z ustaleń śledztwa wynika, że zachowanie księdza wobec pokrzywdzonych polegało na proponowaniu przebrania się w jego obecności w związku z kąpielą w morzu lub skorzystania z prysznica na plebanii, dotykaniu podczas nauki pływania oraz wycierania ręcznikiem po kąpieli. Dokonując oceny zebranego materiału dowodowego, w tym wymienionych zachowań księdza, prokurator uznał, że nie zostały wyczerpane znamiona „innych czynności seksualnych”. Umorzenie dotyczy również czynów tej samej natury popełnionych w miejscowości B. w okresie od 1997 do 1999 roku (ks. Jarosław M. był tam proboszczem, zanim przeniesiono go do G. – dop. red.). Decyzja jest
W
GORĄCE TEMATY
prawomocna, bo nikt nie złożył zażalenia – wyjaśnia „FiM” Mieczysław Orzechowski, rzecznik prasowy nadrzędnej nad kętrzyńską Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. Przesłuchano 31 świadków, w tym – przed obliczem sądu z udziałem biegłego psychologa – 12 pokrzywdzonych dziewczynek, które nie przekroczyły jeszcze 15 roku życia. Biegły uznał ich relacje za spójne, konsekwentne i wiarygodne, czego nie kwestionował nawet ks. Jarosław M.
najbliżej i »pomagał« w przebieraniu dotykając miejsc intymnych”; ~ „Zdjęłam legginsy i założyłam tę spódniczkę, a on mi każe jeszcze majtki zdejmować. Ja mówię: – Nie, bo się wstydzę. A on, że nie mam czego: – Mnie się wstydzisz?! Przecież jestem księdzem. Koleżankę kładł sobie na kolanach” – opowiedziała w sądzie uczestniczka wycieczki do Stoczka, której kapłan proponował po powrocie dodatkową atrakcję w postaci kąpieli na plebanii;
~ „Z lekcji religii, indywidualnie, brał dziewczyny na plebanię celem omówienia testów »na odwagę« przeprowadzanych wśród wybranych kandydatek do chóru. Badał, jak zachowają się w upalny dzień, przechodząc obok jeziora i nie mając ze sobą stroju kąpielowego. Dziewczyny przychodziły z płaczem, były zszokowane” – to wersja byłej katechetki ze szkoły podstawowej w B., która bezskutecznie alarmowała kurię biskupią.
Niemoralne (pro)pozycje Jest znakomita wiadomość dla księży ze skłonnościami do dzieci: zalegalizowano umiejętne dotykanie, ściąganie majtek bez natarczywego gmerania w miejscach intymnych i kąpiele na plebanii. Z zeznań wyłoniły się takie oto obrazki obyczajowe: ~ „Nie wstydźcie się przy mnie przebierać, ja znam te damskie części ciała – mówił ksiądz… Gdy już byłyśmy bez majtek, uczył nas kłaść się na wodzie i pływać, ale podczas tego też tam właśnie nas dotykał. On nas zakopywał w piasku i za każdym razem też tak było. Też tak dotykał w okolicach biustu i dolnych części intymnych”; ~ „Zabrał dzieci własnym samochodem do sanktuarium w Stoczku. Po zakończeniu zwiedzania zaproponował, żeby podjechać jeszcze nad jezioro. Stanęli w jakimś odludnym miejscu. Miał przygotowane minispódniczki kąpielowe i majtki. Woził te ciuszki w bagażniku. Wzywał każdą indywidualnie do auta, usiadł rozkładając nogi, tak aby mieć dziewczynkę jak
sierpniu 2012 r. zmarł nagle rektor Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu i członek Rady Naukowej Konferencji Episkopatu Polski, niemal pewny kandydat do sakry biskupiej. O spadek po nim ubiegają się trzy matki osieroconych dzieci... Ksiądz prof. dr hab. Waldemar Irek miał 55 lat, a zakończył życie w swoim prywatnym domu w rodzinnej Oławie, gdzie odpoczywał po podróży służbowej do Watykanu. Przyczyną zgonu był atak serca. Choć w testamencie kategorycznie prosił o „skromną mszę św. bez kazania i skromny, bez rozgłosu, pogrzeb w godzinach rannych”, centrala archidiecezji wrocławskiej zrobiła po swojemu – zarządziła w Oławie policyjną blokadę centrum miasta w godzinach szczytu, aby umożliwić swobodny przemarsz konduktu żałobnego z tabunem biskupów i księży na czele oraz co najmniej setką świeckich oficjeli w tle, do tego asystę kompanii honorowej i występ wojskowej orkiestry reprezentacyjnej, a na zakończenie – strzelaninę w postaci salwy karabinowej. „Nie możemy zrealizować Twojej prośby, bo jesteśmy tutaj z darem modlitwy płynącym z potrzeby serca” – tak w swojej homilii tłumaczył zignorowanie woli zmarłego jego przyjaciel ks. Edward Szajda. Los sprawił im wszystkim przykrą niespodziankę...
~ „Przed wyjazdem na kolonie Caritasu oglądałyśmy z koleżanką u księdza na komputerze zdjęcia z innych kolonii. Gdy przeszliśmy do zdjęć z prysznicem, poprosił, żebym poszła z nim do łazienki. Ksiądz pokazywał mi, jaka będzie odległość między wieszaczkami a prysznicami na tej kolonii. Powiedział, żebym się na próbę rozebrała, bo jeżeli nie będę się wstydzić na kolonii, to i tutaj przy księdzu nie muszę się wstydzić”;
Ksiądz rektor Irek był człowiekiem bardzo zamożnym, więc kuria metropolitalna natychmiast położyła łapę na jego majątku, którego składnikiem jest okazały dom w Oławie. – Nawet pamiątkowych zdjęć nie pozwolili stamtąd zabrać, nie mówiąc już o biżuterii, obrazach czy książkach. Pani Małgorzata U(...),
Prokuratura nie powołała do sprawy biegłego seksuologa, zadowalając się doręczonym przez ks. Jarosława M. zaświadczeniem, że ma „właściwie ukształtowane poczucie tożsamości w roli męskiej” i nie wykazuje „skłonności ani fantazji pedofilskich”. Papier podpisała mgr Ewa Maciocha, seksuolog kliniczny z Warszawy, członek władz Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich, która chlubi się m.in. usługami dla Zgromadzenia
Ksiądz Jarosław M.
panie i ich dzieci będące, zdaniem matek, potomstwem księdza profesora. Kobiety sprawiają wrażenie odpowiedzialnych za słowo, więc chyba coś jest na rzeczy. Tak czy siak ekshumacja w celu pobrania materiału do badań genetycznych wydaje się nieunikniona – zauważa pracownica sądu w Oławie.
Rodzina na swoim siostrzenica księdza, która – jak się dotychczas wydawało – była najbliższym członkiem jego rodziny, wniosła do sądu powództwo o spadek. Bomba wybuchła kilka tygodni później, gdy po schedę zgłosiła się także pewna oławianka, wskazując swojego nieletniego syna Jakuba jako jedynego prawowitego spadkobiercę. Kobieta twierdzi, że ks. Irek jest jego ojcem. Ma mocne argumenty w postaci dokumentów i przekazów pieniężnych świadczących o sumiennym wywiązywaniu się z obowiązku alimentacyjnego, a także SMS-ów wskazujących na zainteresowanie taty rozwojem dziecka... O tej historii napomknęły lokalne media, ale nie informowały, bo jeszcze nie wiedzą, że do podziału majątku są ponadto dwie inne
Ksiądz Irek ma w swoim życiorysie m.in. krótką karierę wojskową zakończoną w randze majora (w latach 1991–1994 był kapelanem garnizonu wrocławskiego i pierwszym dziekanem całego Śląskiego Okręgu Wojskowego) oraz probostwo parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Oławie (1995–2007). – W armii dochował się podobno jakiegoś potomstwa i właśnie dlatego musiał odejść do cywila. Z wieku tego najmłodszego dzieciątka wynika, że zostało poczęte w okresie „oławskim”. Podczas mszy żałobnej odczytano fragment testamentu ks. Irka napisanego w 1997 r. Wspominając najbliższych, dokonał w nim wyraźnego rozdzielenia na „rodzinę z ukochaną mamą i siostrzenicą” oraz tych,
3
Księży Marianów i pracą dydaktyczną w seminarium duchownym. – Jest to opinia zupełnie prywatna. Została przedłożona przez księdza na potrzeby postępowania. Prokurator co prawda powołuje się w uzasadnieniu na jej treść, ale nie może ona stanowić dowodu. Mogła mieć charakter pomocniczy, bez żadnego wpływu na rozstrzygnięcie – tłumaczy koleżankę prokurator Orzechowski. Żadnego wpływu nie mogła też mieć, niestety, zawartość komputera ks. Jarosława, bowiem dwa dni po złożeniu przez dyrektorkę szkoły w G., zawiadomienia o podejrzeniu przestępstwa (por. „Garderobiany” – „FiM” 20/2012), proboszcz wszystko w nim wykasował i zainstalował nowy system operacyjny. „Biegły stwierdził, że po tej operacji były nanoszone na twardy dysk kolejne zapisy i odtworzenie poprzednich jest praktycznie niemożliwe” – orzekła kętrzyńska prokuratura. – Niemożliwe? Gówno prawda! – wyraził się o tym twierdzeniu informatyk z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. – Ksiądz dopuścił się namawiania dzieci do rozbierania na plebanii w celu instruktażu prysznicowego, przebierania dziewczynek w kuse stroje (również osobistego w dwuznacznych pozycjach), skłonienia ich do zdjęcia spod tych strojów majteczek i z takimi półnagimi dziećmi plażowania, kąpania się, nauki pływania, wycierania ręcznikiem, zasypywania piaskiem i oklepywania podczas tego zasypywania, a także fotografowania. To są fakty. I jeśli takie czyny nie są przestępstwem, to umorzenie śledztwa daje przyzwolenie innym na podobne zachowania – zauważa dyrektorka. MARCIN KOS PS Większość danych została utajniona z uwagi na umorzenie sprawy
z którymi był „związany więzami krwi”. Cytuję, bo mam nagranie. Wówczas jakoś mi to umknęło, ale dzisiaj rozumiem, co chciał w ten sposób przekazać i dlaczego użył liczby mnogiej. No bo z kim, oprócz oficjalnej rodziny, mogły go łączyć więzy krwi? – pyta retorycznie były współpracownik rektora PWT. Równoległe sprawy o ustalenie ojcostwa i majątek pozostają na etapie proceduralnych przepychanek, bo nie chce się nimi zajmować żaden z właściwych terytorialnie sądów rejonowych (ani Wrocław-Fabryczna jako ostatnie miejsce zameldowania zmarłego, ani Oława, ze względu na lokalizację dóbr). Papiery wędrują z miasta do miasta i dopiero 23 stycznia sąd we Wrocławiu ustanowił na niejawnym posiedzeniu kuratora spadkowego, który ma reprezentować zmarłego kapłana, po czym znowu odesłał akta za miedzę. – Czuje klimat, żeby pójść biskupom na rękę i blokować sprawę jak najdłużej, aż przycichnie – twierdzi urzędniczka sądowa. Podczas pogrzebu księdza Irka prorektor PWT ks. prof. Andrzej Tomko (od października 2012 r. rektor uczelni) nazwał swojego zmarłego szefa „osobą wielopostaciową”. Najbardziej ludzka z tych „postaci” przyprawia teraz Kościół o ostry ból głowy... ANNA TARCZYŃSKA
4
POLKA POTRAFI
Jałowe trendy Posłanka Pawłowicz, jeśli pomyśli przytomnie (chyba niemożliwe), odkryje, że „jałowo” zrobiło się nie przez homoseksualistów, ale takich jak ona – tzw. singli. Coraz więcej Polaków – także młodych – żyje solo i wiadomo, że będzie ich przybywać. Wynika to z mody i większego przyzwolenia społecznego. Ludzie mają odwagę żyć tak, jak chcą. A jeśli decydują się na ślub, to częściej całkiem przytomnie – nie z powodu finansowego musu czy dziecka w drodze. Te trendy widoczniejsze są na Zachodzie, ale do nas też przyjdą – w całej swej „bezbożnej” krasie. Stephanie Coontz wykłada historię społeczną w Waszyngtonie. I zajmuje się ożenkami – sprawdza, co zmienia się z roku na rok i dlaczego coraz mniej osób ma na nie ochotę. Napisała książkę „Małżeństwo, historia: od posłuszeństwa do intymności lub jak miłość zwyciężyła małżeństwo”. Analizowała, jak sprawy ewoluowały z epoki na epokę. Kiedy jeszcze kobiety same nie mogły się utrzymać. Gdy Kościół miał więcej do powiedzenia. Słusznie zauważyła, że
N
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
śluby przechodzą kryzys, jakiego jeszcze nie było. Widać to po rozwodach. Wcale nie chodzi o częstotliwość. Po prostu – kiedyś skazywały na ostracyzm. Dziś coraz częściej są okazją do świętowania. Takie balangi rozwodowe na przykład, o których naszym babkom się nie śniło. Z tortami specjalnymi. Zamawia się kremowe ciasto dla świeżo upieczonej uwolnionej, na którym czekoladowa panna młoda targa za nogę czekoladowego pana młodego. Targa w stronę kontenerów ze śmieciami. No i wszystko dopowiadający lukrowany napis: „Wyrzuć śmieci!”. Rozwodowy biznes kwitnie u Niemców, gdzie już 2 na 3 małżeństwa czeka przedwczesny the end. Tam nie tylko pieką wspomniane torty, ale pojawiła się też nowa fucha – fotograf specjalizujący się w rozwodowych zdjęciach. To ktoś, kto po części pełni też rolę terapeuty. Popularne rozwodowe ujęcia to zemsta na ślubnej sukience. Panie pozują w czasie jej rozrywania, opluwania,
aukowcy związani z PiS wzięli się do porządkowania przyrody. Orzekają, co jest normą, a co nie. Wyjdzie na to, że najbardziej normalny jest pewnie kościelny celibat… Ostatnio część środowiska naukowego w Polsce pojedynkowała się za pomocą listów otwartych. Najpierw powstał list potępiający ekscesy dr hab. Krystyny Pawłowicz, posłanki PiS. Wielu naukowców z całego kraju odcięło się zarówno od jej wulgarnego stylu, jak i używanych argumentów, które nie mają nic wspólnego z wiedzą naukową. Także od wyjątkowo chamskiej napaści na Annę Grodzką. Nie minęły dwa dni od publikacji tego pisma, a pojawił się list konkurencyjny – pismo sformułowane przez naukowców z mało znanego Akademickiego Klubu imienia Lecha Kaczyńskiego. Grono spore, bo prawie 300-osobowe, na ogół ze szkół wyższych Poznania, napisało dziwne przesłanie na zasadzie „bijecie naszych, to my bijemy waszych”. Pracownicy naukowi spod sztandaru Kaczyńskiego nie tylko bronią Pawłowicz, ale oczywiście atakują homoseksualizm. Bo w polską prawicowość wpisane jest atakowanie homoseksualistów. Sam nie wiem, czy prawicowcy w naszym kraju wiedzieliby, co ze sobą począć, gdyby istniał wyłącznie heteroseksualizm. Straciliby nie tylko tożsamość, której podstawowym składnikiem jest homofobia, ale i umarliby z nudów. To trochę tak jak w przypadku fundamentalistów religijnych: gdyby przyszło im przestać nienawidzić „wrogów wiary”, chyba nie wiedzieliby, co zrobić z własną pobożnością.
obrzucania błotem (dosłownie), a potem jest im lepiej. Do kryzysu małżeństwa – podsumowała Coontz – najbardziej przyczyniła się emancypacja kobiet. Teraz już same na siebie zarobią, więc pielęgnowany przez wieki powód ożenku odpada. Jeśli nie chcą rodzić dzieci, nikt im za to głowy nie urwie. Jeśli chcą, ale bez stałego „tatusia”, też mogą coś wymyślić. Także partnerskie związki homoseksualne przyczyniły się do tego, że heteroseksualiści nabrali większej odwagi. Nie trzymają się związkowych szablonów. Takich jak ślub właśnie. Wspomnianą „jałowość” widać nawet w krajach, gdzie praktyki religijne i tradycja mają większe znaczenie niż u nas. Na przykład w Indiach. Kiedy tamtejsze panie zaczęły zarabiać, rzadsze stały się tradycyjne swaty aranżowane przez rodziców. Zarabianie daje wolność i możliwość wyboru, co – jak od dawna wiedzą dziewczyny z Zachodu – czasem prowadzi do niekomfortowej sytuacji pt. „sama nie wiem, czego chcę”… Można też przedobrzyć – jeśli komuś nie zależy na dożywotnim singlowaniu – i zostać na tzw. lodzie. W „The Times of India” pożaliła się – ku przestrodze wyzwolonych rodaczek – 25-letnia Radhika, której trafili się nowocześni rodzice. Dziewczyna studiowała, pracowała i sama sobie szukała męża. Kiedy skończyła ćwierć wieku, zorientowała się, że jej koleżanki są już sparowane. Ewentualnie mają przyszykowanych kandydatów do ślubowania – dzięki swoim nietolerancyjnym i nienowoczesnym rodzicom. JUSTYNA CIEŚLAK
W każdym razie „kaczouczeni” orzekają zgodnie, że homoseksualizm jest „anomalią”, która, gdyby się rozpowszechniła, doprowadziłaby do zagłady ludzkości. Potępiają także „uznanie homoseksualizmu za normę zachowań”. Bardzo też żałują, że skłonność tę skreślono w listy chorób psychicznych. Do tej sprawy i tematyki zapewne będziemy wracać w „FiM”, ale zaintrygowało mnie, że ludzie spod sztandaru Kaczyńskiego sami tworzą sobie wrogów, których potem zwalczają. Otóż nikt nigdy, o ile wiem, nie uznał homoseksualności za jakąś „normę” i nikt nie ma zamiaru jej „rozpowszechniać”. Homoseksualizm uważa się po prostu za jeden z przejawów różnorodności seksualnej, i to nie tylko ludzkiej. W ogóle używanie przez naukowców takich pojęć jak „norma” i „anormalność” w przypadku opisu tego rodzaju zjawisk przyrodniczych jest raczej mało naukowe. Bo czy ludzie leworęczni są „anormalni” dlatego, że są w mniejszości? I jeśli w niektórych społecznościach ludzkich biseksualizm był praktykowany przez większość, to znaczy, że te narody, grupy i plemiona były „nienormalne”? Charakterystyczne jest to, że „kaczouczeni” najwyraźniej bardzo są zasmuceni tym, że gejów nie wysyła się już w „psychuszki”. Fakt, takie smutne czasy nastały! Czarownic się już nie pali, heretyków nie wiesza. Lewactwo i inne robactwo głowy podnosi. Jak to dobrze, że choć Klub Akademicki im. Kaczyńskiego istnieje, to mają jeszcze do kogo normalnego gębę otworzyć. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Kaczouczeni
Prowincjałki Z czwartego piętra bloku w Hrubieszowie wyleciał telewizor. I nie był to wcale efekt karczemnej rodzinnej awantury, ale niezadowolenia krzepkiego 71-latka z jakości obrazu. Spadający odbiornik uszkodził zaparkowane pod blokiem auto.
„WYREGULOWAŁ”
Partnerki wyszukiwał przez internet, po czym rozkochiwał je w sobie i bez trudu przekonywał o swojej ciężkiej chorobie, na której leczenie składały mu sowite datki. W ten sposób 32-latek z powiatu oławskiego całkiem nieźle żył przez kilka miesięcy. W końcu panie się pokapowały i zgłosiły sprawę na policję. Amant zdrowy jak rydz pójdzie do więzienia.
WZIĘTE NA LITOŚĆ
Do sądu trafiła sprawa powiększenia biustu pewnej 20-latki z Łowicza. Wszystko przez to, że rozstała się ze swoim dotychczasowym chłopakiem, a ten zażądał, by oddała mu co do grosza za prezenty i za zabieg. Wyszło tego 18 tys. zł. Sąd nie podzielił wniosku amanta, który nie dość, że nie ma pociechy z nowego biustu oblubienicy, to jeszcze musi spłacać co miesiąc po 600 zł kredytu, jaki na ten cel zaciągnął.
CYCKI NA WOKANDZIE
Do sieradzkiej komendy policji przyszło dwóch panów z pokaźnymi bagażami. Podeszli do dyżurnego i błagali, aby zamknął ich za kratami, bo mają już dosyć życia w ukryciu. Obydwaj, jak się okazało, byli poszukiwani listem gończym.
ŚCIGANI
Ktoś ukradł torebkę i dziennik lekcyjny nauczycielce z Tomaszowa Mazowieckiego. Złodziej zażądał 50 zł okupu. Przerażona kobieta sprawę zgłosiła policji, która „porywacza” rychło namierzyła. Opracowała WZ
NAPAD STULECIA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Ciekawe, czy pani Pawłowicz badała swoje geny. Ona nie ma dzieci. A często bywa tak, że kobieta dowiaduje się, że urodziła się chłopcem wtedy, gdy robi sobie badania z powodu bezpłodności. Zjawisko takie nazywamy zespołem niewrażliwości na androgeny albo zjawiskiem feminizujących jąder. (posłanka Anna Grodzka, RP)
Słyszałem, co o posłance Annie Grodzkiej mówiła jej koleżanka z Wiejskiej Krystyna Pawłowicz. To czyste chamstwo. (Szymon Hołownia, dziennikarz katolicki)
Ruch Palikota to wyjątkowo szkodliwa zbieranina, a Anna Grodzka to osobnik, który nie ma żadnych kompetencji. (poseł Stanisław Pięta, PiS)
Redaktor Terlikowski i posłanka Pawłowicz wyglądają tak, jakby zakładali jakiś nowy Kościół, na pewno nie Chrystusowy. Wspólnie układają jakieś nowe „błogosławieństwa”: krzycz, pogardzaj, nienawidź, nienawiść okazuj. (prof. Magdalena Środa, etyk)
Nie umiem posługiwać się komputerem, nie umiem wysłać SMS-a, nie mam prawa jazdy, nie umiem pływać, konto założyłam parę lat temu, gdy nie chciano mi już wypłacać honorariów w gotówce. (posłanka Krystyna Pawłowicz, PiS)
Ja bym chciał, aby nie było w Polsce homoseksualistów. (poseł Stefan Niesiołowski, PO)
Oby nigdy nie doszło do instytucjonalizacji związków partnerskich, bo inaczej doczekamy się ataku szarańczy. (ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”)
To jakaś schizofrenia. Z jednej strony chcą wypełniać misję ewangelizacyjną, z drugiej – obrzucają ludzi błotem, rzucają kalumnie, wyzywają mnie od „mendy” i „sodomity”. A czy geotermia, kopanie dziur w ziemi ma coś wspólnego ze zbawieniem ludzi? (Roman Giertych o Radiu Maryja)
Jeśli ktoś nie lubi ludzi, to niech się nie chowa za Pana Boga. Żaden Bóg nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Ja Panu Bogu bardzo współczuję z powodu takich wyznawców. (Stanisław Tym, artysta) Wybrali: AC, PAS, PPr
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
NA KLĘCZKACH
SUPERMANIPULACJE „Super Express” dowodzi, że Polacy są przeciw „małżeństwom homoseksualnym” – akceptuje je zaledwie 27 proc. ludności. I zaznaczył to wielkimi literami. Obok – już małymi literami – napisał, że 55 proc. respondentów jest za przyjęciem związków partnerskich. Problem w tym, że obecna debata nie toczy się na temat żadnych małżeństw, ale związków partnerskich, i to głównie heteroseksualnych. To się nazywa urabianie opinii społecznej! W innym tekście, w tym samym „Super Expressie”, dowodzi się, że „tylko” 31 proc. Polaków chce, aby Anna Grodzka była wicemarszałkiem Sejmu. Może to i prawda, ale problem w tym, że to nie jest „tylko”. To trzykrotnie więcej niż Ruch Palikota dostał w wyborach oraz zapewne o wiele więcej niż otrzymałby niejeden polityk PO lub PiS. MaK
NOWA KOALICJA W ubiegłym tygodniu w Warszawie odbył się zjazd działaczy Ruchu Palikota, na którym władze partii podjęły decyzję o współpracy z Socjaldemokracją Polską. „Podjęliśmy uchwałę, która oznacza, że środowiska Ruchu Palikota i SdPl nawiążą ze sobą współpracę polityczną i merytoryczną, także w najbliższych wyborach do europarlamentu i wyborach samorządowych” – powiedział Janusz Palikot. Cieszy fakt, że RP robi wszystko, aby zjednoczyć lewicę i razem ruszyć do zbliżających się wyborów. ASz
WALKA GO NAKRĘCA Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu prawicowemu tygodnikowi „W Sieci”, w którym zdradza, że pogłoski o jego odejściu z polityki można wsadzić między bajki. Część komentatorów wróżyła, że po śmierci matki Jarosław zrezygnuje. Mylili się. „Będę z całych sił próbować w Polsce coś zmienić, by naprawić to, co złe. Nie ma mowy o żadnym moim wycofaniu się z polityki, nawet, jak to rozpowszechniano, na kilka miesięcy. Odwrotnie – będzie ofensywa” – mówił Kaczyński. Już raz, po śmierci brata, Jarosław omal nie został prezydentem. Czy śmierć matki również będzie elementem kampanii politycznej? ASz
Kłopotowski na oficjalnym portalu SDP naśmiewa się wulgarnie z posłanki Anny Grodzkiej. Stowarzyszenie już dawno powinno zmienić nazwę z „Dziennikarzy Polskich” na „PiS-owskich”. I adekwatne, i skrót zostanie ten sam. ASz
LEXUSOWY RYDZYK
Ksiądz Tadeusz Rydzyk zeznawał przed sądem w procesie swojej oddanej wielbicielki, Anny Sobeckiej. Posłanka PiS nielegalnie zapłaciła za Rydzyka grzywnę. Dyrektor Radia Maryja dowodził przed sądem, że jest biedaczyną pozbawionym pieniędzy i pracującym za darmo. Gdy chce kupić buty, musi ponoć prosić o zgodę przełożonego. Po tych słowach wyszedł z budynku, wsiadł do luksusowej limuzyny marki Lexus i odjechał… MaK
ANTEK TERMINATOR Antoni Macierewicz został Człowiekiem Roku klubów „Gazety Polskiej” za rok 2012, choć przypisywane mu zasługi dotyczą całego jego żywota. Ponoć już mały Antek odmówił w szkole potępienia „Orędzia biskupów polskich do biskupów niemieckich”; gdy był harcerzem cechował go – według „GP” – „zdecydowany antykomunizm”, potem „wymyślił KOR” i „zlikwidował WSI”. Co prawda byli agenci tych służb wciąż ciągają go po sądach, ale dzielny Antoni „wygrywa niemal wszystkie procesy”. Jak widać, nagrodę klubów „GP” przyznaje się za dziecięce przygody i zmyślone zasługi, bowiem w „wymyślaniu” KOR-u uczestniczyli także m.in. Jacek Kuroń i Józef Lipski, a po likwidacji WSI państwo wypłaciło już około milion złotych odszkodowań pokrzywdzonym przez raport Macierewicza. ASz
SDPiS Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, od lat opanowane przez klerykałów, jeszcze raz pokazało, po czyjej stronie pióra stoi. Najpierw przewodniczący SDP prowadził konferencje PiS-u, potem Stowarzyszenie przyznało Nagrodę Wolności Słowa skrajnie prawicowej dziennikarce „Gazety Polskiej” Joannie Lichockiej, teraz dziennikarz Krzysztof
WRZODAK NA PiS-ie Zygmunt Wrzodak, były poseł LPR, zaatakował bez pardonu Martę Kaczyńską na portalu Nowy Ekran, popularnym wśród narodowców. Zarzucił jej niemoralne prowadzenie się i fakt, że porzuciła katolickiego męża na rzecz syna komunistów. Do wyborów jeszcze daleko, ale już widać, że pojedynek
o prawicowe dusze między zwykłym PiS-em i narodowym arcy-PiS-em będzie zacięty. MaK
SIOSTRZYCZKI (NIE)MIŁOSIERNE Krakowskie osiedle przy ulicy Marglowej zlokalizowane jest na terenie, który siostry norbertanki otrzymały na mocy postanowienia niesławnej Komisji Majątkowej jako rekompensatę za straty poniesione w czasach PRL. W zeszłym roku postanowiły sprzedać całe osiedle wraz z mieszkańcami za kwotę 4,5 mln zł. Szum, jaki powstał wokół tej bulwersującej historii, sprawił jednak, że siostry wycofały się z pomysłu („FiM” 50/2012). A mimo wszystko… do niego wracają: oferta sprzedaży znów pojawiła się w internecie. Mieszkańcy boją się teraz, że domy zajmie deweloper, podniesie czynsz, a może nawet wyrzuci lokatorów. MZ
STRESOWE WYCHOWANIE Wojciech Cejrowski, fan Matki Boskiej z Gwadelupy, udzielił wywiadu magazynowi „Viva”, wypowiadając się m.in. na temat wychowania dzieci. „Nie ma możliwości wychowania niesfornego chłopca na porządnego kawalera bez kar cielesnych (…). Ci debile, którzy zakazują rodzicom stosowania środków adekwatnych do sytuacji, muszą zostać obaleni razem z ich wymysłami i razem z Unią Europejską” – mówił bosy podróżnik. Gorliwi katolicy mają dziwny syndrom wypowiadania się w sprawach, o których nie mają pojęcia. Jak samotna posłanka Pawłowicz o związkach partnerskich czy bezdzietny Cejrowski o wychowaniu dzieci. ASz
ZA POKUTĘ 70 TYS. Telewizja Superstacja dostała od KRRiT aż 70 tys. zł kary za nadanie w ramach programu „Krzywe zwierciadło” audycji na temat kościelnej plagi pedofilii. Powodem nałożenia kary było rozpowszechnianie rzekomo „treści wulgarnych i naruszających dobre obyczaje”. Media katolickie sugerują, że rozumu nadawcę mogłaby nauczyć „gilotyna”. Rzeczywiście pedofilia kleru jest wulgarna, ale to chyba nie Superstacja powinna być za to ukarana. MaK
GEJE NA STOS? Prokuratura bada tajemniczy pożar, który strawił zabytkową kamienicę na stołecznej Pradze. W gmachu mieścił się popularny klub nocny oraz pracownie wielu artystów, m.in. Karola Radziszewskiego,
sławnego działacza środowisk LGBT. Wcześniej dwa razy spłonęła warszawska instalacja wielkiej tęczy, symbolu nadziei oraz… homoseksualistów. Nieznani sprawcy wielokrotnie atakowali feministyczno-lesbijski Klub UFA. Wszystkie te zamachy sprawiają wrażenie zorganizowanego działania, wymierzonego w gejów i lesbijki. MZB
KURIA INWESTUJE Kuria katowicka, instytucja zamieszana w aferę Komisji Majątkowej (jednym z oskarżonych jest jej ekonom Mirosław P.), inwestuje w Krakowie w hotel. Mieszkańcy okolicy są zaniepokojeni faktem, że spory budynek powstanie tuż za ich oknami; trwają protesty. MaK
ZAWARTOŚĆ BOGA W Dusznikach w Wielkopolsce wybuchł skandal, po tym jak ksiądz odmówił pochówku jednemu z parafian. Zdaniem duchownego zmarły „nie miał Boga w sercu”. Nie wiadomo, czym duchowni mierzą zawartość Boga w sercu, ale coś nam może o tym powiedzieć fakt, że rodzina zmarłego krytykowała kontrowersyjne życie prywatne proboszcza. MaK
5
„Gazeta Wyborcza” donosi, że freski wzbudzały już kiedyś zgorszenie. Zbulwersowani byli nimi działacze PZPR… MaK
MODLITWA PRZED HIGIENĄ Publiczne szkoły są poligonem katolickiej indoktrynacji. Zjawisko to widać na przykład w Szkole Podstawowej nr 51 w Lublinie, gdzie wiszą „Zasady kulturalnego spożywania posiłków”. Punkt pierwszy, zapisany większą czcionką niż pozostałe, brzmi: „Pamiętam o modlitwie przed i po jedzeniu”. Dopiero dalej znalazło się na przykład mycie rąk. Zasady na stołówce to nie wszystko. Prawdopodobnie po to, by dzieci nie zapomniały treści modlitw, wiszą one również na ścianach: na jednej dużej planszy wielkimi literami zapisano treść modlitwy przed jedzeniem, tuż obok – po jedzeniu. Publiczna szkoła nosi wprawdzie imię Jana Pawła II, ale to nie rozgrzesza w niczym dyrekcji. O skandalu mówią posłowie Ruchu Palikota – Janusz Palikot oraz Michał Kabaciński. Podobnie uważa Celina Stasiak, szefowa lubelskiego Związku Nauczycielstwa Polskiego. PPr
MIŁOŚĆ FRANCUSKA FRESKI NA CZASIE W Chojnowie na Dolnym Śląsku władze kościelne dążą do uzyskania zgody na usunięcie „socrealistycznych” fresków powstałych w latach 60., przedstawiających osiągnięcia naukowe ludzkości i motywy religijne. Ówczesny proboszcz kazał je wykonać na chwałę PRL (może je dziś zamienić na podobizny dobrodziejów Tuska i Komorowskiego?), a teraz okazały się niesłuszne... Jest na nich m.in. Jurij Gagarin. Konserwator zabytków znajduje w nich jednak interesujące świadectwo pewnej epoki.
Po czterech dniach debaty francuski parlament przyjął bardzo znaczącą przewagą głosów (249 do 97) pierwszy i ważki punkt ustawy o małżeństwach jednopłciowych, zwanych „ślubem dla każdego”. Ustawa o związkach małżeńskich będzie się teraz rozpoczynała słowami: „Małżeństwo może być zawarte przez dwie osoby różnej lub tej samej płci”. Po głosowaniu lewica urządziła owację na stojąco, krzycząc: „Równość, równość”. Gdy zamykaliśmy ten numer, małżeństwa jednopłciowe zostały także zaaprobowane przez brytyjską Izbę Gmin. AAŚ
6
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
POLSKA PARAFIALNA
mogła pożyczyć od kogokolwiek choćby i sto milionów, bo jest prywatną firmą, ale zakon obowiązywało ograniczenie. Wniosek? Gdyby teoretycznie przyjąć, że pieniądze wykazywane teraz przez o. Tadeusza jako pożyczka
Odtajniamy bilans jednego z przedsiębiorstw o. Rydzyka i kulisy udzielonej mu rzekomo kilkudziesięciomilionowej pożyczki... Dyskusje wokół dostępu TV Trwam do tzw. multipleksu naziemnej telewizji cyfrowej zdominował bezwstydny lobbing uprawiany w parlamencie przez polityków PiS i „ziobrystów” na rzecz dwóch szemranych biznesmenów z zakonu redemptorystów, którzy zarządzają prywatną Fundacją Lux Veritatis, która z kolei jest właścicielem rzeczonej stacji („Prowincja jest właścicielem Radia Maryja i tylko jego. Nie mamy nic wspólnego z Telewizją
czwarte sumy bilansowej Fundacji Lux Veritatis zajmują zobowiązania długoterminowe (pożyczka udzielona przez Warszawską Prowincję Redemptorystów na podstawie umowy z 25 lutego 2002 r. ze zwrotem środków do 28 grudnia 2019 r.). Fundacja na prowadzonej działalności operacyjnej od wielu lat nie wykazała zysku, więc inwestycja (multipleks – dop. red.) w całości musiałaby być finansowana z datków i darowizn, które nie posiadają udokumentowanego
Rydzykowna gra Trwam” – podkreślił we wrześniu 2009 r. ówczesny szef zakonu o. Ryszard Bożek). Debatę tę zdominowały także demonstracje uliczne organizowane przez Radio Maryja. Wszyscy grali do jednej bramki, ponieważ Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji miała związane ręce: fundacja opatrzyła klauzulą poufności dane finansowe załączone do wniosku o koncesję i taką też klauzulę musiało mieć uzasadnienie decyzji o odmowie podyktowanej enigmatycznym „niespełnieniem kryterium wiarygodności finansowej”. Jan Dworak, przewodniczący KRRiT, dwukrotnie (pismami z 17 lutego i 9 marca 2012 r.) zwracał się do o. Tadeusza Rydzyka i jego wspólnika o. Jana Króla o wyrażenie zgody na odtajnienie papierów, a co za tym idzie – motywów werdyktu, ale mnisi nawet nie raczyli odpowiedzieć. Dworak mógł więc ujawnić jedynie tyle, że według stanu na datę rozpatrywania wniosku o koncesję „trzy
K
potwierdzenia i nie stanowią pewnych źródeł finansowania, co w przypadku oceny projektów inwestycyjnych jest jednym z podstawowych kryteriów”. Dotarliśmy do szczegółowego bilansu dokonań Lux Veritatis. Zanim przejdziemy do liczb, zatrzymajmy się przy wspomnianej „pożyczce”. Jej wysokość to przekazane w kilku transzach 68 mln zł, a spłata ma się rozpocząć dopiero w 2015 r. Ewentualna spłata, bo „Prowincja Zgromadzenia Redemptorystów nie rości sobie pretensji do zwrotu pożyczki w terminie trwania koncesji na platformę cyfrową naziemną, co jest zgodne z brzmieniem umowy między Fundacją a Prowincją” – zapewnił Dworaka w lutym 2012 roku o. Janusz Sok, szef Rydzyka. Tego, jakim cudem w umowie sprzed 10 lat przewidziano multipleks (TV Trwam wystartowała dopiero w czerwcu 2003 r.), nie ujawnił. – Umowa była najprawdopodobniej pozorna, a jej celem było zalegalizowanie posiadanych przez
ryzys kryzysem, a kościelna karawana jedzie dalej. Bierze pieniądze i nieruchomości, bo dostaje je na tacy od władz. Na Śląsku pułki watykańskie trzymają się mocno. I tak na przykład radni z Rybnika zdecydowali się uregulować kwestię własności działki w dzielnicy Ligota. Pozyskali w ten sposób dla miasta kawałek ziemi, który na wolnym rynku mogliby sprzedać za circa 300 tys. zł. I sprzedali. Proboszczowi od św. Wawrzyńca za… całe 100 zł. „Proboszcz parafii wystąpił z wnioskiem o sprzedaż nieruchomości gminnej z przeznaczeniem pod poszerzenie cmentarza (parafialnego – dop. red.) za symboliczną kwotę 100 złotych” – zapisano w uzasadnieniu uchwały, która naturalnie została jednogłośnie podjęta. Za sprzedaż każdych paru metrów kwadratowych działki pod grób pleban zgarnie około 1000 zł (plus opłaty na wieki wieków). ~ ~ ~ We Włocławku koniec roku zamknęli na plusie miejscowi przedstawiciele Caritasu. Podczas burzliwych obrad i przy wielkim
o. Tadeusza pieniędzy ze sławetnego „ratowania” Stoczni Gdańskiej. Starał się wówczas o pierwszą koncesję na telewizję i musiał pokazać, że ma za co ją uruchomić. Warto zwrócić uwagę na datę. Dokument podpisano zaledwie po kilku dniach od objęcia funkcji prowincjała przez o. Zdzisława Klafkę. Jego poprzednik – o. Edward Nocuń – nigdy w życiu nie zgodziłby się na jakiekolwiek kombinacje, a już tym bardziej na astronomiczne pożyczki. Wysłali go później do Rzymu i przebywa tam do dzisiaj, żeby nie przeszkadzał. Zakon nie posiadał wówczas wolnych środków w takiej wysokości. Nocuń twierdzi, że on nie występował do Watykanu o zgodę, która przy zawieraniu jakichkolwiek transakcji przekraczających kwotę 500 tys. dolarów (od lutego 2007 r. próg podniesiono do 1 mln euro – dop. red.) jest bezwzględnie konieczna, a przecież Klafka nawet by nie zdążył napisać takiej prośby do Rzymu. Fundacja
poparciu PiS oraz SLD rada miejska zdecydowała, że podaruje im (to znaczy sprzeda za 1 proc. wartości) działkę wraz z budynkami o wartości rynkowej 700–800 tys. zł. Wszelkie propozycje dzierżawy czy sprzedaży na wolnym rynku odpadły w przedbiegach, bo Caritas zadeklarował, że nieruchomość wykorzysta w charakterze schroniska dla bezdomnych.
faktycznie nią były, to jest ona ponad wszelką wątpliwość nielegalna z punktu widzenia prawa kanonicznego – tłumaczy współpracownik centrali redemptorystów. Żeby uniknąć dekonspiracji, mnisi posuwali się do bardzo ryzykownych kłamstw: dysponujemy dokumentem z 13 listopada 2002 r., w którym o. Król zapewnił
~ ~ ~ W Bolesławcu jak co roku tutejszy urząd miasta ogłosił konkurs ofert na wspieranie realizacji zadań publicznych przez organizacje pozarządowe oraz inne podmioty uprawnione do prowadzenia działalności w sferze pożytku publicznego. Całą pulę przeznaczoną na kulturę (13,5 tys. zł) zgarnęła lokalna
się z radości proboszcz, bo udało mu się pozyskać do współpracy burmistrza Witolda Kowalczyka oraz wójta gminy Radzyń Wiesława Mazurka. Jaki jest efekt tej kooperacji? – Gruz z budynku zabytkowej plebanii jest bezpłatnie wywożony przez gminę, co obniża koszty remontu o 9620 zł. Miasto zaś wyraziło zgodę na bezpłatne zajęcie chodnika w związku z remontem, co obniża koszty o kolejne 10 tys. zł – wyjaśnia proboszcz. ~ ~ ~ Renowacja organów w kościele św. Mateusza w Pułtusku ma kosztować 2 mln zł. – Wiem już, że proboszcz zwrócił się do gminy o wsparcie finansowe. Szkoda, że tego pisma z prośbą radni nie otrzymali, przynajmniej drogą mailową. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć ludziom wychodzącym z kościoła. Pytali mnie, czy pan burmistrz chce tę pomoc finansową realizować tuż przed kolejnymi wyborami – ubolewa znacząco radny PSL Adam Prewęcki. Rada jeszcze decyzji nie podjęła. JULIA STACHURSKA
Manna samorządowa Radość rajców wyraził Krzysztof Grządziel (SLD): – To, co robi Caritas, jest na bardzo wysokim poziomie. Pozostaje nam mieć do tego tylko uznanie i wielki szacunek. Nie ma w Polsce przykładów, żeby Caritas coś przekręcił, a jego działania dają pozytywne rezultaty. Caritas daje szanse na to, że zagospodaruje hektar miasta, a to będzie bardzo duży pozytyw. Radzimy Grządzielowi od serca, żeby przemył oczy i zaczął czytać wolną prasę…
parafia na organizację Dni Kultury Chrześcijańskiej. Nikt inny w kolejce po pieniądze się nie ustawił, bo przedstawiciele organizacji stwierdzili, że w najgłębszym poważaniu mają grosze, które rokrocznie proponuje im się po tym, jak już solidną sumą zostanie obdarowana jakaś parafia. ~ ~ ~ W Radzyniu Podlaskim remontują starą plebanię przy kościele św. Trójcy. Nie posiada
sąd rejestrowy, iż na uruchomienie TV Trwam fundacja dostała 9 mln zł pożyczki, zaś współudziałowcem przedsięwzięcia jest... „podmiot zagraniczny”. W załączonej tabeli przedstawiamy kilka pozycji księgowych Lux Veritatis z lat 2005–2011. Według opinii ekspertów KRRiT (obejmuje tylko dane do 2010 r. włącznie) liczby świadczą o tym, że fundacja: ~ na tzw. działalności podstawowej (poz. 2) generowała wysokie straty kompensowane przychodami z darowizn i sponsoringu (poz. 3); ~ posiada aktywa trwałe obarczone wysokim zadłużeniem i nie wypracowała nadwyżek finansowych, które mogłaby przeznaczyć na nowe inwestycje; ~ opiera swoje istnienie na nieprzewidywalnej hojności darczyńców, co rodzi istotną trudność w szacowaniu przyszłej płynności finansowej. Ze swojej strony zauważmy, że po dyskwalifikacji wniosku o rozszerzenie koncesji na multipleks w 2011 r. wszystko, co konieczne, zaczęło nagle Lux Veritatis rosnąć, a chwiejne darowizny i dławiący dług spadały, bo gdy zachodzi twarda konieczność wykazania się majątkiem, Rydzyk z łatwością odnajdzie w skarpetkach miliony złotych... ANNA TARCZYŃSKA
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Brzuchy na cenzurowanym Premier Donald Tusk w swoim płomiennym exposé obiecywał rewolucję w sferze polityki prorodzinnej. „Proponujemy przedłużenie urlopu macierzyńskiego do roku (...). Mówimy tutaj o potrzebie opieki nad maluchem także po to, aby dziecko trochę większe, które ukończyło rok, mogło z dużo większą pewnością niż dzisiaj znaleźć miejsce w żłobku. Jestem przekonany, że to pozytywny program, w którym matka nie będzie musiała wybierać: albo urodzę dziecko, albo będę miała pracę, lub urodzę dziecko i stracę środki do życia, ewentualnie będę zmuszona podejmować nawet najbardziej dramatyczne decyzje, żeby ten dramatyczny dylemat zniknął. Chcemy, żeby dzieci rodziło się jak najwięcej i żeby jak najwięcej polskich matek czuło się bezpiecznie wtedy, kiedy matkami się stają” – deklarował. Ów rzekomo pozytywny program zaczął realizować tak: od początku 2013 r. becikowe przysługuje tylko tym rodzinom, w których dochód nie przekracza 1922 zł netto na osobę. Zniknie ulga podatkowa dla rodziców jedynaków, których roczny dochód przekroczy 112 tys. zł. Kolejna propozycja rządu, tym razem z założenia korzystna dla rodziców, to urlop płatny rodzicielski, który będzie można wziąć zaraz po macierzyńskim. Problem w tym, że nowe prawo ma wejść w życie 1 września 2013 r. Oznacza to, że zmiany będą dotyczyły tylko tych kobiet, które zaczęły urlop macierzyński po 17 marca 2013 roku, a w dniu, gdy ustawa wejdzie w życie, będą w ostatnim tygodniu urlopu macierzyńskiego. Co z pozostałymi, które rozpoczęły go wcześniej? Czemu mają być pokrzywdzone?
C
Rok 2013 został przez polski rząd ochrzczony Rokiem Rodziny. Ale nie wszyscy będą mieli szczęście skorzystać z jego dobrodziejstw. Rodzice skupieni wokół Stowarzyszenia Matek I Kwartału widzą to tak: – Nasze dzieci zostały pozbawione prawa do spędzenia z nami dłuższego czasu, a w konsekwencji – szansy na lepszy rozwój emocjonalny i intelektualny pod troskliwą, roczną opieką rodzicielską. Matki I kwartału zostały wykluczone z przywilejów, jakie miały mamy w 2012 r. (m.in. becikowe dla wszystkich), nie będą ich też obowiązywać żadne przywileje z 2013 r. (przedłużony do roku urlop macierzyński). Tym samym – mówią – część rodzin została wykluczona z jakichkolwiek przywilejów i programów prorodzinnych. Rodzice apelują więc do rządu, żeby nowe przepisy ustawy dotyczyły wszystkich dzieci urodzonych w 2013 r., aby wyrównać ich szanse rozwojowe, bo w przyszłości – przekonują – będą podlegać one w jednakowym czasie obowiązkowi szkolnemu.
zęsto chorujesz? Nie wiesz, jak się zdrowo odżywiać? Czujesz nieustanne zmęczenie, senność i osłabienie? Jeśli odpowiesz twierdząco choćby na jedno pytanie, koniecznie przeczytaj ten artykuł. Wystartowała I edycja programu „W 90 dni do EKO”, którego założeniem jest promocja ekologicznej żywności i zdrowego trybu życia. Projekt uczy, jak w 90 dni poprawić swoje zdrowie i samopoczucie. Sposobem na polepszenie naszych żywieniowych przyzwyczajeń ma być diet coaching – trening polegający na małych krokach, dzięki którym można na stałe zmienić swoje zachowania i pozytywnie wpłynąć na strategię i rozwój zdrowych dietetycznych nawyków. Uczestnicy programu poprzez codzienne zadania i wskazówki w łagodny, naturalny sposób przestawiają się na życie „eko”. Jak się okazuje, to wcale nie jest takie trudne. Wykonując proste ćwiczenia, każdy może zmienić nawyki sprzyjające niezdrowemu trybowi życia. Jedno z zadań polega na prowadzeniu dzienniczka. Wystarczy codziennie zapisywać w nim wszystko, co jemy (nawet kilka sztuk paluszków),
Stowarzyszenie protestuje przeciwko segregacji dzieci. Internet zalewają zdjęcia ciążowych brzuchów. Petycję (www.facebook.com/MatkiIKwartalu2013) podpisało już ponad 15 tys. osób. Rząd tłumaczy, że na spełnienie tych postulatów nie ma pieniędzy. Aby roczny urlop macierzyński mogli rozważać wszyscy rodzice dzieci urodzonych w 2013 r., potrzeba około 150 mln zł, a tych pieniędzy w budżecie nie ma. Jakoby. Tymczasem rodzice wyliczają, że tylko w ostatnim tygodniu państwo finansowo usatysfakcjonowało: ~ kler katolicki (94 mln zł na przywrócenie finansowania w ramach Funduszu Kościelnego); ~ zarząd dogorywającego LOT-u (400 mln zł); ~ Kancelarię Senatu (powiększenie budżetu o 23 mln zł); ~ rodziny ofiar katastrofy lotniczej w Smoleńsku (3 mln zł na budowę pomnika).
oraz notować godzinę spożycia każdego posiłku. Trzeba napisać, gdzie jemy i w jakim towarzystwie, oraz zaobserwować i zanotować emocje towarzyszące jedzeniu – jak się czujemy przed i po posiłku. Ta swoista kartka z kalendarza umożliwi nabranie dystansu do naszego codziennego menu. Sumienne zapiski pokażą nasz prawdziwy jadłospis. Wystarczy przyjrzeć mu się uważnie i zdecydować, co
– Donald Tusk i jego współpracownicy z PO i PSL bezustannie karmią nas propagandą o zielonej wyspie, rzekomej polityce prorodzinnej, niekorzystnych demograficznych zmianach, które trzeba jak najszybciej odwrócić. Mówią o konieczności inwestowania w najmłodsze pokolenie, jednak gdy przyjdzie do konkretnych decyzji, widać tylko cięcia socjalne i kolejne obciążenia dla podatników. W dodatku państwo polskie nie spełnia swojej funkcji, jeżeli chodzi o żłobki i przedszkola – tylko szczęściarze mogą liczyć na miejsca, a zwykły obywatel zmuszony jest albo do zatrudniania niań, albo oddawania dzieci do płatnych żłobków i przedszkoli, gdzie narażone są na przykład na kneblowanie, jak ostatnio we Wrocławiu, albo do rezygnacji z wynagrodzenia (bezpłatny urlop wychowawczy lub zwolnienie się z pracy). Taka jest polska rzeczywistość pod rządami PO-PSL. Może rząd przynajmniej zagwarantuje dyskryminowanym matkom I kwartału 2013 bezpłatne miejsca w żłobkach? – zastanawia się Artur Olejnik, „ojciec I kwartału”. ~ ~ ~ Są i tacy, którzy twierdzą, że głównym motywem matek walczących o równe prawa dzieci z rocznika 2013 są pieniądze. W tej teorii kobiety nazywa się biznesmatkami. Niektórzy ekonomiści wytaczają działo, które pokazuje przebiegłą bizneswoman. Otóż taka kobieta na miesiąc przed rozwiązaniem ciąży rejestruje swoją firmę i wpłaca najwyższą składkę ZUS (2,8 tys. zł). Robi to po to, aby z chwilą przejścia na zasiłek macierzyński dostawać świadczenie w wysokości około 6 tys. zł
smak białego zanika już przy trzecim, czwartym razie. Może dlatego jemy białe pieczywo tak szybko, bo dalsze gryzienie nie przynosi przyjemności?” – tłumaczą trenerzy żywieniowi. Człowiek ma około 5 litrów krwi. Krwinka czerwona żyje średnio 120 dni, ale już po 90 dobach można zauważyć symptomy odnowy krwi i zmiany jej jakości. Dlatego akcja jest obliczona właśnie na 90 dni. W miarę jak stare
Jedz EKO nie powinno się w nim znaleźć, co wymaga korekty, a co nie, oraz dostrzec to, z czego jesteśmy zadowoleni. Wnioski pozwolą na wykluczenie tych zdecydowanie negatywnych nawyków żywieniowych. Inne zadanie radzi, aby policzyć, ile razy gryziemy każdy kęs jedzenia. „Jeśli masz w domu kromkę chleba białego i razowego, zjedz każdą z nich, wykonując jak najwięcej gryzów. Smak ciemnego chleba intensyfikuje się w trakcie gryzienia, podczas gdy
komórki są zastępowane powstałymi z nowego materiału, nasze samopoczucie stopniowo się poprawia. Każda komórka krwi jest nosicielem pokarmu i każda musi zostać właściwie odżywiona, aby przez 24 godziny mogła kontynuować swoje zadanie i okrążyć w tym czasie organizm od cebulek włosów po palce u nóg. Tylko jedząc i pijąc naturalne, życiodajne pokarmy
7
miesięcznie (jeśli ubezpieczenie chorobowe było opłacane krócej niż przez rok, podstawą do wyliczenia zasiłku jest ten krótszy okres, ale nie mniej niż miesiąc). Należy jednak podkreślić, że kobiety postępujące w taki sposób nie łamią prawa, tylko korzystają z nieporadności ustawodawcy. ~ ~ ~ – Nie będzie zmiany terminu wprowadzenia dłuższych urlopów macierzyńskich – zapowiada tymczasem Donald Tusk. Jak propozycję rządu oceniają same matki? Katarzyna Kwiatkowska: – Nie jestem pasożytem, lecz kobietą, która przed urodzeniem dzieci uczciwie pracowała 9 lat, często na 2 etatach. Uważam, że zapracowałam sobie na możliwość przebywania z dzieckiem przez rok – to nie żadna jałmużna, lecz pieniądze z opłacanych wcześniej przeze mnie składek i podatków! Przynajmniej powinnam mieć wybór – nie muszę docelowo z niego skorzystać. Skoro moje dziecko ma być w każdym aspekcie traktowane jak rówieśnicy z roku 2013, to nie widzę ŻADNEGO racjonalnego uzasadnienia, aby w przypadku wprowadzania zmian w tak istotnych przepisach postępować inaczej i spychać na swoisty margines dzieci urodzone w pierwszych 10 tygodniach roku. Szukanie w tym obszarze oszczędności jest według mnie po prostu niegodziwe. Justyna Staleńczyk: – Dlaczego kilka dni/tygodni ma powodować tak ogromną różnicę w traktowaniu naszych dzieci? Anna Anuszkiewicz: – Matki I kwartału załapią się na wyższy VAT od ubranek, brak ulgi przy rozliczeniu rocznym i brak becikowego. Przecież to jawna dyskryminacja, ale o tym pewnie rządzący „niechcący” nie pomyśleli. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. Ida Fotografuje
i napoje, możemy właściwie i kompletnie odżywić nasze komórki. Całą akcję wspierają największe ekologiczne firmy i stowarzyszenia, takie jak: „ORGANIC Farma Zdrowia” – lider i promotor ekologicznego stylu życia, ekspert ds. polskiego rynku na największych targach żywności ekologicznej na świecie (BioFach 2012); „Dolina Ekologicznej Żywności” – pierwszy w kraju klaster zrzeszający podmioty działające na rzecz promowania i rozwoju żywności ekologicznej; Fundacja „Wiemy Co Jemy”; „Polski Klub Ekologiczny” oraz „Forum Rolnictwa Ekologicznego”. Aby wziąć udział w programie, wystarczy zarejestrować się na stronie www.90dnidoeko.pl i codziennie wykonywać przydzielone przez organizatorów jedno zadanie. Najlepsze wyniki są nagradzane specjalnymi nagrodami. „W 90 dni do EKO” to niezależny ogólnopolski program promocji zdrowego życia, które w naszym kraju wciąż jest kompletnie lekceważone. „Fakty i Mity” patronują tej akcji, bowiem od lat systematycznie wspieramy ekologię i związane z nią inicjatywy. ŁUKASZ LIPIŃSKI
8
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Grodzka trans-fformuje Polskę Anna Grodzka udzieliła „Faktom i Mitom” wywiadu tego samego popołudnia, w którym Klub Poselski RP zarekomendował ją na wicemarszałka. Opowiada o politycznych cudach, pomyśle na gospodarkę oraz o tym, jak debata o związkach partnerskich zmienia Polskę. – Ruch Palikota postawił na Panią. Wydarzyło się to tydzień po awanturze o związki partnerskie, podczas której padały przykre dla Pani epitety. Anna Grodzka triumfuje? – Na razie jestem oszołomiona i wystraszona sytuacją, ale zakładam, że wszystko sobie poukładam. Zresztą na razie wicemarszałkinią wciąż jest Wanda Nowicka. Wszystko może się skończyć na kandydaturze… – Ale nie musi. Przygotowuje Pani plan działania? – Mam bardzo precyzyjne plany, zamierzam kontynuować dotychczasową działalność oraz pełnić funkcję wicemarszałka. Będę wykonywać zadania klubowe, polegające na udziale w ustalaniu programu pracy Sejmu, Konwencie Seniorów i prezydium Sejmu oraz prowadzić obrady. Mam nadzieję, że nie przekroczy to moich możliwości. – Czy jesteśmy świadkami rewolucji obyczajowej w Polsce? Ruch Palikota zgłosił kandydaturę transseksualnej posłanki na wicemarszałka, trwa burza spowodowana utrąceniem projektów ustaw o związkach partnerskich. PO się podzieliła... – Debata o związkach partnerskich mogła i powinna odbyć się w Sejmie. Ta instytucja nie jest po to, żeby odrzucać projekty, które się do niej składa, tylko po to, aby nad nimi debatować. Odrzucenie tych projektów wywołało ostrą dyskusję. Ona już przełamała lody, które skuwały duszę naszego społeczeństwa. Dzięki temu wygraliśmy bitwę o społeczną akceptację związków partnerskich, a z posłami społeczeństwo już sobie poradzi. – Krystyna Pawłowicz opowiadająca o jałowych związkach została obiektem bezlitosnych kpin. – Bardzo jej współczuję, bo swoimi wypowiedziami się nie popisała. Sejm okazał się bardziej konserwatywny niż ludzie. To znak, że czas na zmianę władzy i parlamentu oraz na wybory, które wreszcie pokażą Polskę w innym świetle, na przykład z perspektywy Europy. – Debata o związkach dowiodła, że posłowie są oderwani od rzeczywistości. Niestety, nie tylko na polu wartości. Tej zimy kolejne 200 tys. osób straci pracę. Deputowani trąbiący o ochronie rodziny nie robią nic, aby zapewnić bezrobotnym pracę.
– Dopóki ten rząd będzie u władzy, rozbieżności między biednymi a bogatymi będą narastać. Polityka cięć jest zabójcza dla Polski i całego świata. Następuje globalne otrzeźwienie, lewica przejmuje władzę, na przykład we Francji. W naszym kraju panują neoliberalne poglądy na gospodarkę, które prowadzą do krachu. Proszę posłuchać ekonomistów z Portugalii, Hiszpanii, Francji, którzy widzą konsekwencje polityki oszczędności. W tych krajach kryzys zwalczany jest w myśl zaleceń tzw. Trójki, czyli przedstawicieli Unii Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, zalecającej drastyczne oszczędności. Tymczasem należy zmienić sposób gospodarowania. Strumień pieniędzy powinien trafiać do społeczeństwa, podnosząc poziom życia, płacę minimalną oraz utrzymując emerytury. Chodzi o to, by stymulować popyt, a co za tym idzie – rozwój gospodarczy. Polityka neoliberalizmu przynosi odwrotne skutki. Cięcia i zamrożenie płac przy jednoczesnych podwyżkach prowadzą do wyhamowania gospodarki, co nie wyciągnie świata z kryzysu; no, chyba że sięgniemy po metody, które doprowadziły do krachu, czyli stworzymy kolejną bańkę spekulacyjną. – Nawet MFW przyznał, że cięcia duszą wzrost. USA i Niemcy ponownie otwierają u siebie te fabryki, które do niedawna funkcjonowały w Azji. Zjawisko to widać w Polsce – Fiat wstrzymał produkcję Pandy w Tychach i przeniósł ją do Włoch. Prawie 1,5 tys. osób wyleci na bruk. – Poszczególne kraje europejskie dawno już pojęły, na czym polega problem kryzysu, i zrozumiały jego przyczyny. Niestety, polityka uprawiana w naszym kraju nie wyciągnie nas z biedy. Ruch Palikota na swym ubiegłorocznym kongresie proponował wzmożenie inwestycji państwowych i wspieranie drobnej przedsiębiorczości. Dominująca filozofia gospodarcza sprawia, że wielu politykom takie postępowanie nie mieści się w głowie. Wmawia się nam, że tylko oszczędności wyciągną nas z biedy. Przez wiele lat prowadziłam własną działalność gospodarczą – przez te lata bywałam stosunkowo zamożna, ale też poznałam smak biedy.
Zawsze, kiedy miałam kłopoty, wychodziłam z biedy, zabierając się do roboty, podejmując rozmaite inicjatywy, które okazywały się udane – inwestując. W 1996 r. moje przedsiębiorstwo przeżywało kryzys. W tym czasie księgowy doradzał mi ścinanie kosztów, zwalnianie ludzi, zmiany umowy o pracę na „śmieciówki” itd. Postąpiłam inaczej. Zmobilizowałam zespół, zmotywowałam do ciężkiej pracy – zainwestowałam w ludzi. Dzięki takiemu postępowaniu firma przetrwała kryzys. Dziś w rządzie mamy mentalność prostego „księgusa”, podczas gdy powinniśmy umieć myśleć tak, jak menadżerowie obdarzeni duszą wrażliwego humanisty. – W 2009 r. uniknęliśmy kryzysu m.in. dzięki inwestycjom unijnym. Te pieniądze się kończą, musimy też liczyć się z okrojeniem brukselskich funduszy na lata 2014–2020. Komisja Europejska zamroziła fundusze na budowę dróg. Co nasz parlament chce zaproponować budowlańcom? – Niestety, polski parlament nie ma im nic do zaproponowania, ponieważ nadal rządzi w nim opcja, która nie może sobie poradzić z tym problemem. Wszystkich nas czeka poważny kryzys; gorszy niż możemy sobie wyobrazić. To konsekwencja faktu, że ludzie nieustannie głosują przeciw swoim własnym interesom. Tylko radykalna zmiana podejścia do ekonomii sprawi, że uda nam się wyjść z problemów. Większość ekonomistów idzie jednym nurtem. Duch Leszka Balcerowicza nie zginął i cały czas „krąży” nad głównymi polskimi uczelniami
ekonomicznymi oraz dominuje nad polską polityką. – RP ma za mało posłów na przegłosowanie wotum nieufności czy wymuszenie zmian w rządzie. Wybory odbyły się półtora roku temu. Czy lewica – RP oraz SLD – nie powinna się dogadać z partią szermującą lewicowymi hasłami, czyli… PiS-em? PO zostałaby wyautowana z dnia na dzień. Była już medialna przymiarka do koalicji PiS-SLD. Chleb jest ważniejszy od światopoglądu. – Sądzę, że takiej woli nie będzie przede wszystkim ze strony PiS-u. Zawarcie kompromisu byłoby bardzo trudne, bo światopogląd jest niezmiernie istotny. Co więcej, partia Jarosława Kaczyńskiego miała już okazję rządzić. Przez ten czas ich ekonomiczne i socjalne hasła jakoś nie znajdowały odzwierciedlenia w faktycznych działaniach politycznych. Podobnie wyglądała sytuacja za rządów SLD. Niestety, polityka, którą prowadzili w czasie, gdy mieli pełnię władzy, nie była lewicowa pod żadnym względem. Dla mnie lewica to określony sposób myślenia o ekonomii (mówiłam o tym przed chwilą) plus wrażliwość społeczna. Rząd ogranicza się do rozkręcania biznesu międzynarodowym kapitalistom, a nie własnej inicjatywie gospodarczej. Warto też pamiętać o umacnianiu, a nie wykorzystywaniu społeczeństwa. Czyli społeczna gospodarka rynkowa, państwo niezależne od kwestii wiary i wolności osobiste. Czy w Polsce mieliśmy taką prawdziwie lewicową formację polityczną? Wydaje mi się, że jeszcze nie. Ale trzeba ją stworzyć.
To będzie nowa lewica – nowoczesne państwo. – Ta lewica, która rządziła, była konserwatywna i seksistowska. Wystarczy przypomnieć wypowiedzi premiera Leszka Millera o „brzydkich kobietach odstraszających wyborców”, jego wizytę u prałata Jankowskiego czy domniemane torturowanie na Mazurach więźniów CIA za jego rządów. Albo posła Tadeusza Iwińskiego obmacującego tłumaczkę. – Tak, ta rządząca część była w znacznej mierze seksistowska i obłudna. Pamiętamy rządy Leszka Milera. Ile tam było lewicowości? Obserwuję lewicę europejską – takiej jest w naszej polityce co kot napłakał. W europarlamencie spotkałam wielu przedstawicieli lewicy francuskiej i niemieckiej, którzy mówili językiem podobnym do tego, jaki proponuję. Myślę, że powinniśmy iść w podobnym kierunku. – Pracuje Pani w komisji kultury i środków przekazu. Czy ma ona plan ratowania kultury polskiej, począwszy od telewizji publicznej? – Nie ma. Czekamy na projekt rządowy. I tego obawiam się najbardziej. – TVP prawie zrezygnowała z własnej produkcji – kupuje licencje na programy. Co będzie, gdy w dniu przejścia na platformę cyfrową przestanie nadawać, bo zmienią się warunki wykorzystywania licencji, a zabraknie pieniędzy na nowe kontrakty? – Nie będzie czego grać. Czy pani bardzo będzie płakać?
 Ciąg dalszy na str. 25
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
D
amian Raczkowski będzie w tym roku zdawał maturę. Przed przystąpieniem do egzaminu dojrzałości postanowił sprawić, aby jego szkoła, jak na publiczną placówkę przystało, stała się w pełni świecka. Nastolatek złożył na ręce dyrektorki szkoły Janiny Szeszko petycję z prośbą o usunięcie symboli religijnych ze ścian sal lekcyjnych. Mimo że od dawna jest członkiem „Młodzieżówki” Ruchu Palikota i aktywnie wspiera działania partii w swoim regionie, to nie on był pomysłodawcą napisania petycji. Kilkoro uczniów z Zespołu Szkół nr 4 w Łodzi, do którego uczęszcza Damian, poprosiło go o pomoc w rozwiązaniu problemu symboli religijnych, które wiszą w każdej sali i łamią ich prawo do wolności wyznania. Petycję – zaczynającą się od słów: „My, uczniowie Zespołu Szkół nr 4 w Łodzi, zwracamy się z uprzejmą prośbą o usunięcie symboli religijnych (…) naruszających wolność sumienia gwarantowaną przez Europejską Konwencję Praw Człowieka” – podpisało imieniem i nazwiskiem ponad 50 licealistów. Wniosek jeszcze nie został rozpatrzony, a już piętrzą się problemy. Nagonka w mediach i oskarżanie maturzystów o „walkę z krzyżem” zmusiło część z nich do wycofania swego poparcia. 19-letni Damian stał się w oczach prawdziwych katolików „gówniarzem ślepo zapatrzonym w Palikota”, a jego co bardziej prawicowi rówieśnicy zaczęli mu grozić, że naraża się „wyłącznie na solidny wpie***”.
M
POLSKA PARAFIALNA
Krzyż powinien być wyłącznie atrybutem sali katechetycznej, podobnie jak model szkieletu człowieka jest związany z klasą do biologii – mówi 19-letni licealista z Łodzi.
Egzamin ze świeckości Licealista przyznał, że wielu nauczycieli wyraźnie nie popiera jego inicjatywy. Chłopak nie obawia się jednak konsekwencji. Uważa, że nikt nie jest w stanie mu zaszkodzić, bo do matury wystarczy się dobrze przygotować i nawet najbardziej katoliccy nauczyciele nic mu nie zrobią. Dyrektorka wolałaby, żeby krzyże zostały w salach, bo ich zdjęcie może spowodować, że pojawi się kolejna petycja, ale tym razem z prośbą o ponowne powieszenie krucyfiksów. „Fakty i Mity” deklarują pełne wsparcie dla działań 19-letniego Damiana, a wszelkie przejawy dyskryminacji lub próby negatywnego wpłynięcia na jego oceny lub wyniki maturalne natychmiast zgłosimy do kuratorium oświaty. Sprawę będziemy pilotować.
uzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach ma zagmatwany status organizacyjno-prawny, ale za to proste zasady funkcjonowania: za wszystko płaci państwo, placówką rządzi i konsumuje frukta kard. Stanisław Dziwisz. Przed trzema miesiącami opisaliśmy to muzeum dziwoląg utworzone w maju 2010 r. przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (sprawuje nadzór ogólny nad działalnością placówki), Województwo Małopolskie (organ rejestrowy i nadzór szczegółowy), Gminę Wadowice oraz Archidiecezję Krakowską. Zainteresowaliśmy się nim po nagłym zwolnieniu z powodu „utraty zaufania” dotychczasowego dyrektora placówki, ks. Pawła Danki, szeregowego kapłana diecezji bielsko-żywieckiej, którego przed objęciem posady w Wadowicach znano jedynie z organizacji wystaw i pielgrzymek oraz drobnych biznesów w diecezjalnej spółce Wydawnictwo i Studio Filmowe „Anima Media” w Bielsku-Białej (był jej założycielem i prezesem). Jego miejsce zajął człowiek najwyższego zaufania – ks. prałat Dariusz Raś, były osobisty sekretarz kard. Dziwisza, od roku proboszcz Bazyliki Mariackiej w Krakowie. Prywatnie to brat posła Ireneusza Rasia, lidera PO w Małopolsce. Po zbadaniu sprawy stwierdziliśmy, że do muzeum (obecnie w trakcie radykalnej przebudowy) płynie coraz szersza rzeka pieniędzy, zaś faktyczna przyczyna roszady na stanowisku dyrektora podyktowana była chęcią „pozyskiwania funduszy”, ale w taki sposób, aby je „łowić”, nie ruszając tyłka
~ ~ ~ „Fakty i Mity”: – Zdjęcie krzyży nie było twoim pomysłem. Kto na to wpadł? Damian Raczkowski: – Faktycznie nie ja byłem inicjatorem tej akcji. Przyszło do mnie kilku znajomych ze szkoły i poprosiło o pomoc w tej sprawie. – Długo cię namawiali? – Nie! Prawdę mówiąc, chciałem taką akcję przeprowadzić o wiele wcześniej, ale uznałem, że w pojedynkę to nie ma sensu. Gdy tylko koledzy poprosili o pomoc, natychmiast skontaktowałem się z prawnikami oraz posłem Romanem Kotlińskim, który od początku bardzo mnie wspierał. Swoją drogą sporo osób wie, że działam w Ruchu Palikota. Walczyłem już o wprowadzenie zajęć etyki w moim liceum. – Z jakim skutkiem?
z rezydencji kardynała (por. „Muzeum osobliwości” – „FiM” 44/2012). Dla ilustracji: decyzją ministra kultury z 20 lipca 2010 r. placówka dostała na dobry początek okrągły milion złotych. W latach kolejnych z kasy publicznej przyznawano: 2011 r. – 6 mln zł na remont plus 1,2 mln zł na wystawę w Watykanie, 2012 r. – 14,5 mln zł! Na rok 2013 r. muzeum ma na razie zagwarantowane 607 tys. zł. Planowany łączny koszt modernizacji (jednej kamienicy!!!) to 25 mln zł.
– Pozytywnym, choć sprawy nie potoczyły się tak, jak chciałem. Chętnych nie brakowało. Na pierwsze zajęcia zgłosiło się ponad 30 osób, ale gdy okazało się, że etyka będzie odbywać się w ramach lekcji dodatkowych, wieczorem, to część osób zrezygnowała. Gdyby etyka były zamiennikiem katechezy, to ta pierwsza byłaby znacznie popularniejsza. Wracając do działań w partii… – Właśnie! – Wcale nie kryję swojej przynależności i zaangażowania w Ruchu Palikota. Staram się zawsze wszystkim powtarzać, że jeśli mają jakiś problem, to razem możemy spróbować go rozwiązać. – Dlaczego chcecie, aby krzyże zniknęły z sal lekcyjnych? – Nie wszyscy w moim liceum to katolicy. Na zajęcia równolegle chodzą
Oto charakterystyczne fragmenty dokumentu: „1. Producentem kalendarza we współpracy z Domem Rodzinnym oraz Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach jest Wydawnictwo i Studio Filmowe »Anima Media«; 2. Dochód ze sprzedaży kalendarza-cegiełki zostanie przeznaczony na cele statutowe Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach; 3. Darczyńca zobowiązuje się do przekazania na rzecz Domu Rodzinnego, który posiada kościelną osobowość prawną, darowiznę w wysokości 20
Dom publiczny Ksiądz Raś przejął dowodzenie niemal z marszu – już od czterech lat sprawował w muzeum funkcję pełnomocnika kard. Dziwisza i trzymał rękę na pulsie wszystkich interesów związanych z przebudową placówki, która do 2010 r. była jednym z wydziałów kurii. Sponsorom pewną trudność sprawiało rozróżnienie „starego” muzeum (nosiło wówczas nazwę Dom Rodzinny) od „nowego”, które posiada odrębną osobowość prawną. Przykładowo: mamy przed sobą umowę darowizny pomiędzy znanym koncernem budowlanym a ks. Rasiem występującym w charakterze „pełnomocnika” Domu Rodzinnego. Przedmiotem jest „określenie zasad wsparcia” przez koncern projektu produkcji i sprzedaży kalendarza-cegiełki na 2011 r. ze zdjęciami Wojtyły.
tys. zł; 4. Dom Rodzinny zapewnia, iż logo darczyńcy zostanie umieszczone na ostatniej karcie kalendarza; 5. Dom Rodzinny zapewni także możliwość zakupienia przez darczyńcę 100 szt. kalendarzy w cenie 29 zł brutto”. Innymi słowy, wpłata szła do istniejącego już tylko we wspomnieniach muzeum „kościelnego”, zaś ks. Danek miał u siebie w Bielsku-Białej kalendarz wyprodukować i część sprzedać, a to, co mu na czysto zostanie, przeznaczyć na „państwowe”. Podobnych umów z bogatymi instytucjami podpisano dziesięć, bo tyle znaków firmowych widnieje na okładce kalendarza. Łatwo policzyć, że tylko na tej jednej operacji reklamowej „kurialny” Dom Rodzinny (czyt. kuria) zarobił, nie ruszając palcem w bucie, co najmniej 490 tys. zł (200 tys. zł
9
zarówno niewierzący, agnostycy, jak i osoby wyznające inną religię. Zapisywaliśmy się do szkoły publicznej, pluralistycznej placówki, gdzie powinno się to uszanować. Niestety, tak nie jest. Mało tego! Od osób popierających moje działania dostaję informacje, że w większości szkół krzyże są wieszane nad państwowym godłem albo są od niego dwa razy większe! Konstytucja RP i europejska konwencja, którą Polska podpisała, wskazują, że szkoła powinna być neutralna światopoglądowo. A przecież krzyż wskazuje dominację jednej religii. Gdy idę na lekcję języka polskiego, a w sali wisi krzyż, z którym nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego, to ewidentnie narusza to moje prawo do wolności wyznania. Krzyż kojarzy mi się bardziej z narzędziem zbrodni, krucjatami, inkwizycją, a nie nauką języka. – Media, i to wcale nie tylko katolickie, zarzucają ci walkę z krzyżem. – Jedni nazywają to walką z krzyżem, a inni walką o świeckie państwo. Ja z krzyżem nie walczę, staram się tylko, aby respektowano moje i kolegów prawa, co, niestety, w tym wypadku jest ciężkie do wyegzekwowania. – Wspomniałeś, że dostajesz groźby i wcale nie chodzi o oceny, ale o fizyczną przemoc. – Owszem, kilka osób z mojej szkoły, ci wspierający takie skrajne organizacje jak NOP i ONR, mówili, że należy mi się obicie gęby, ale nie mam zamiaru się ich bać. W końcu prawo stoi po mojej stronie. ARIEL KOWALCZYK
z „darowizn” i 290 tys. zł ze sprzedaży 1000 „cegiełek”). Tropem publikacji „FiM” poszła „Gazeta Krakowska”, która narobiła szumu, że „kalendarzowe” pieniądze nie wpłynęły na konto muzeum, bo po odliczeniu kosztów produkcji w kasie powinno być około 20 tys. zł. Nie było ich, a to w domyśle oznaczało, że ks. Danek je zdefraudował. Rzecz tym bardziej podejrzana, że w sierpniu 2011 r. odkupił od „Animy” za ponad 19 tys. zł przeterminowaną makulaturę z obrazkami Wojtyły, aby – jak tłumaczył dziennikarzowi – rozdawać ją przy sprzedaży biletów wstępu. Przed kilkoma dniami temat poruszył także „Newsweek” (przepisał niemal słowo w słowo obszerne fragmenty tekstu „Krakowskiej”), obwieszczając uroczyście, że wykrył aferę: „Muzeum stało się obiektem zainteresowania CBA i prokuratury”, bo „interesy księdza D. zaczęły się ze sobą niebezpiecznie zazębiać, splatać i przenikać”. Artykuł zilustrowano zdjęciem ks. Danka z charakterystyczną przepaską na oczach znamionującą podejrzanego. Prawda jest natomiast taka, że CBA w ogóle się tą historią nie interesuje, natomiast wadowicka prokuratura prowadzi rutynowe postępowanie sprawdzające – po zawiadomieniu o możliwości popełnienia przestępstwa złożonym przez usuniętego z zarządu „Animy” byłego prokurenta spółki. Do rozwikłania zagadek pochodzenia Dziwiszowych pieniędzy, w tym udzielanych przez świątobliwych mężów wielomilionowych zleceń w trybie wolnej ręki firmom z Kościołem związanym, zarówno CBA, jak i prokuratura są za krótkie... ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
POD PARAGRAFEM
Sumienni posłowie Nasi parlamentarni dobrze opłacani przedstawiciele, zwani posłami, lubią się powoływać na werdykt własnego sumienia, tak jakby miało ono w każdej sprawie ostatnie słowo. Tymczasem to jest zwykłe mydlenie oczu. Niemal we wszystkich kontrowersyjnych kwestiach zwanych także „światopoglądowymi” posłowie, zwłaszcza ci z prawej strony sali, uwielbiają przez wszystkie przypadki odmieniać słowo „sumienie”. Pomijam już podstawową kwestię filozoficznej natury: czym mianowicie sumienie jest i czy aby na pewno istnieje. Wszak rozmaite szkoły filozoficzne zgłaszają w tej kwestii poważne wątpliwości. Aby nie komplikować tego wywodu, przyjmijmy jednak na chwilę, że te kwestie nie budzą kontrowersji. Sumienie jako pojęcie jest zakorzenione głęboko nie tylko w naszej mentalności, ale i w języku. Przyjmijmy, że ono naprawdę istnieje jako rodzaj autonomicznego, wewnętrznego przekonania na temat tego, co jest dobre i co jest złe. O sumieniu i demokracji pisze w tym numerze (str. 25) profesor Jan Hartman, ale my zajmijmy się innymi aspektami sprawy. Jakie jest właściwie zadanie posłów i czy aby na pewno ich najważniejszym obowiązkiem jest działanie zgodne z sumieniem? Dla prawicowców to nie ulega wątpliwości (dalej wykażemy, że są w tym nieautentyczni), ale
P
Szlifowanie sumień na Jasnej Górze
co na ten temat mogą sądzić nieurobieni przez klerykalny konserwatyzm wyborcy? Prawdę mówiąc, mało mnie obchodzi, co mówi sumienie posła z mojego okręgu na dowolny temat. Nie po to go wynajmuję do reprezentowania mnie. Mnie interesuje to, czy postępuje zgodnie z prawem i podstawowymi zasadami demokracji (patrz artykuł prof. Hartmana) oraz czy realizuje swoje obietnice oraz najszerzej pojęte dobro obywateli. Głosowanie zgodne z konstytucją może być absolutnie sprzeczne z tym, co mówi posłowi sumienie. Ale mimo to uznam go za dobrego reprezentanta. Cała ta gadanina o sumieniu nie ma tu nic do rzeczy. To jest prywatna sprawa posła, która kompletnie nie powinna nas zajmować. Jeśli wynajmujemy kogoś do kopania rowów, to nic nas nie obchodzi, czy praca w rowie jest dla osoby wynajętej zgodna z jej sumieniem, czy nie. Ma robić to, na co się umówiliśmy, a narzekać na duchowy dyskomfort może sobie ewentualnie po cichu. Nawet gdyby na przykład religia najsurowiej zakazywała mu kopania
olska szykuje się do zażartej walki o fundusze z unijnego budżetu na lata 2014–2020. Najprawdopodobniej możemy zapomnieć o 300 mld zł obiecywanych przez premiera Donalda Tuska. Pieniądze z nowego budżetu zostaną rozdzielone na unijnym szczycie (7–8 lutego 2013 roku) w Brukseli. Zdaniem Janusza Lewandowskiego, komisarza ds. budżetu, nowe zestawienie dochodów i wydatków zostanie najprawdopodobniej okrojone o kilkadziesiąt miliardów euro, ale cięcia powinny ominąć kwestie dla Polski najważniejsze, tj. politykę rolną oraz spójności. Przez cały czas trwają intensywne negocjacje przywódców państw członkowskich, bo sytuacja gospodarcza w Europie staje się dramatyczna, a kolejka krajów pogrążonych w recesji nieustannie się wydłuża. Warto wspomnieć, że stoi w niej na przykład Wielka Brytania, która już od pięciu lat boryka się z recesją (choć sytuacja nieco się poprawiła dzięki zyskom wypracowanym podczas
rowów, nie jest to doprawdy nasz problem. Czytelnik może zastanawiać się nad tym, co powyższe uwagi mają wspólnego z ostatnią debatą na temat związków partnerskich. Otóż bardzo wiele! Prawicowi posłowie twierdzą często, że nie mogą głosować za takimi ustawami, a nawet nad nimi dyskutować, bo są one, po pierwsze – atakiem wymierzonym w rodzinę, a po drugie – wyrazem akceptacji dla homoseksualizmu. Cóż, jeśli ktoś uważa, że cudza rodzina – homo- czy heteroseksualna – jest zagrożeniem dla jego własnej rodziny, to sądzę, że powinien najkrótszą drogą pobiec do psychiatry, bo to przejaw kompletnej paranoi. To trochę tak jakby osoba niezamężna i bezdzietna stwierdziła, że nie życzy sobie w sąsiedztwie małżeństw z dziećmi, bo to stanowi zagrożenie dla jej stylu życia i wyznawanych wartości. Są to brednie i pretensje godne jedynie wzruszenia ramion. A przecież tego rodzaju stwierdzenia znalazły się w liście episkopatu do posłów i internetowej akcji Fundacji Mama i Tata. W tym
przypadku to nie jest oczywiście przejaw paranoi, ale sprytnej, pozbawionej skrupułów i oszukańczej strategii politycznej. Jeżeli chodzi o argument drugi, czyli sugestię, że osoba nieakceptująca wolnych związków czy też związków jednopłciowych nie może brać udziału w ustanowieniu legalizującego je prawa, to jest to stwierdzenie podszyte obłudą. Przecież w polskim prawodawstwie od dziesięcioleci istnieje na przykład przepis zezwalający na rozwody i kolejne małżeństwa. Dlaczego prawicowi posłowie go nie zniosą?! Przecież jego istnienie jest niezgodne z ich katolickim sumieniem! Idąc torem ich rozumowania, można powiedzieć, że ponoszą moralną odpowiedzialność za każdy grzech rozwodu i życia w związku cywilnym, dopóki takiego prawa nie zlikwidują. A jednak nikt z nich się do tego nie kwapi. Co się zatem dzieje z ich katolickimi sumieniami? Dochodzimy do sedna kwestii sumienia. Nie o sumienie tu chodzi, ale o dyrektywy episkopatu. Gdyby biskupi doszli do wniosku, że przyszedł czas na delegalizację
Szczyt ostatniej szansy lipcowych Igrzysk Olimpijskich w Londynie). To właśnie z tego powodu brytyjski kanclerz David Cameron zmusza Brukselę do radykalnych reform oraz cięć, m.in. w unijnej administracji, szantażując ją brytyjskim referendum na temat wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. Sytuację kryzysową rozładowuje niemiecka kanclerz Angela Merkel, mówiąc, że zarówno Bruksela, jak i Londyn „muszą być gotowe na kompromisy”. To nie jedyny gest pojednawczy niemieckiej kanclerz. Angela Merkel wysłuchała próśb KE, Europejskiego Banku Centralnego oraz partnerów ze strefy euro i zgodziła się na pomoc finansową dla Cypru. Unijni politycy wiedzą, że na tym szczycie muszą wypracować kompromis w sprawie budżetu, bo już od marca będą się zajmować
innymi kwestiami, np. unią bankową. Każde państwo członkowskie będzie więc musiało poskromić swe ambicje i zgodzić się na obcięte dotacje. Z czego zrezygnuje premier Donald Tusk? Wiele wskazuje na to, że może się zgodzić na mniejsze wpłaty przekazywane Polsce w ramach... polityki rolnej. Bo sam fakt, że Bruksela nie zmniejszy subwencji na rolnictwo, nie oznacza, że Polska dostanie tyle pieniędzy, ile by chciała dostać. Wszystko zależy od umiejętności negocjacyjnych Donalda Tuska. Patrząc jednak na jego ostatnie „osiągnięcia” w Sejmie, na przykład sromotną porażkę podczas głosowania na temat projektów ustawy o związkach partnerskich, możemy spodziewać się w zasadzie wszystkiego… MZB
rozwodów, cała prawica wrzeszczałaby, że nie wytrzyma bólu własnego sumienia, dopóki rozwodów nie zniesie. Tak jak w ostatnich latach nagle uwrażliwiła się na los zdeformowanych płodów, który jej nie interesował, dopóki nie odezwali się na ten temat biskupi. Podobnie było z in vitro. Nikt nie chciał go zabraniać, nikt nie słyszał płaczu zamrożonych embrionów, aż przyszedł znak z zarządu katolickich sumień. Takie są pokrętne losy poselskiej moralności. Nie trzeba być wyrafinowanym filozofem, aby pojąć, że to gigantyczna mistyfikacja. Ale jak sobie radzić z argumentem katolickiego czy też innego fundamentalistycznego posła (np. John Godson), który zaklina się, że nie może dopuścić do legalizacji związków partnerskich, bo mu sumienie nie pozwala. Trzeba wskazać na istotne nieporozumienie. Tym posłom nie chodzi w rzeczywistości o swoje sumienie – oni uważają, że ich obowiązkiem jest panowanie nad sumieniami cudzymi. Nawet z punktu widzenia teologii chrześcijańskiej to niesłychana arogancja i herezja. Bóg – nawet jeśli przyjąć, że istnieje – nie narzuca ludziom własnego prawa (pozwala żyć ludziom o różnych poglądach), więc na jakiej podstawie ci samozwańczy słudzy boży chcą narzucać swoje poglądy innym? Przecież nikt Godsonowi nie każe zawierać związku partnerskiego z Jarosławem Gowinem czy posłanką Krystyną Pawłowicz. Niech pozwoli ludziom żyć tak, jak chcą; tak, jak Bóg ludziom pozwala. To nie jest problem posła. Poza tym nikt nie każe prawicowym posłom wnosić inicjatyw legalizujących takie związki. Ani nawet głosować za nimi. Wystarczy, że nie będą przeszkadzać innym posłom w pracy. Niech wstrzymają się od głosu albo nie głosują lub nie przychodzą na głosowanie. Konstytucja każe władzom dbać o rodzinę. Więc niech o nią dba! Nie jest sprawą posłów to, jak dana rodzina wygląda i z kogo się składa. MAREK KRAK
Komisja Europejska, podejrzewając zmowę cenową, wstrzymała wypłatę funduszy na projekty drogowe zarządzane przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad do czasu wyjaśnienia nieprawidłowości i wzmocnienia systemu kontroli. Chodzi o niemal wszystkie projekty drogowe z programów „Infrastruktura i środowisko” oraz „Polska Wschodnia”. Łącznie Polska może stracić nawet 4 mld euro. KE podejrzewa zmowę cenową firm budujących odcinki dróg: Jeżewo–Białystok, Piotrków Trybunalski–Rawa Mazowiecka i Radymno–Korczowa. Oskarżono 11 osób, m.in. dyrektora GDDKiA; sprawa trafiła do sądu. Jeśli Polska przekonująco wyjaśni sytuację, pieniądze zostaną odblokowane do 15 marca. GDDKiA zapewnia, że nie wstrzyma inwestycji drogowych ani wypłat pieniędzy dla wykonawców.
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Wątpliwości ekspertów budziła także przeprowadzona w latach 1994–1998 upadłość stołecznych Zakładów Radiowych im. Marcina Kasprzaka, które dysponowały atrakcyjnymi działkami położonymi w centrum Warszawy. Miały za to bardzo niskie kapitały własne w proporcji do długów. I to właśnie posłużyło jako pretekst do wydania przez sąd postanowienia o upadłości. Skorzystała na tym grupa spekulantów, która za ułamek wartości przejęła atrakcyjne działki. Pracownicy chcieli wznowić produkcję, ale na przeszkodzie stanęło prawo, które nie przewiduje jak dotąd takiej możliwości. Byli pracownicy zasilili więc szeregi bezrobotnych, a państwo, czyli my, wypłaca im zasiłki.
Co roku polski system prawny surowo karze kilka tysięcy przedsiębiorców, którym powinęła się noga w biznesie. Tracą na tym wszyscy: biznesmeni, pracownicy, wierzyciele i samo państwo. Tak w praktyce wygląda stosowanie prawa upadłościowego i naprawczego. Po publikacji „Państwo jak kat” („FiM” 4/2013) odebraliśmy dziesiątki telefonów od przedsiębiorców potraktowanych podobnie jak Iwona Świetlik. Za niewielkie zobowiązania wobec ZUS, urzędów skarbowych lub kontrahentów (często bogatych, potężnych koncernów) stracili dorobek życia. Ich firmami zarządzają syndycy lub likwidatorzy, a większość wierzycieli na próżno czeka na swoje pieniądze.
Prawo pełne pułapek Urzędnicy resortu sprawiedliwości twierdzą, że w polskiej procedurze upadłościowej nie ma nieprawidłowości. Innego zdania są organizacje przedsiębiorców i zespół profesor Elżbiety Mączyńskiej ze Szkoły Głównej Handlowej. Pierwsze raporty w tej sprawie politycy otrzymali już w 1999 r. Jak dotąd jedyną ich reakcją było jeszcze większe zagmatwanie prawa. To szczególnie groźne w sytuacji recesji gospodarczej, bowiem do ogłoszenia przez sąd upadłości wystarczy teoretycznie niezapłacenie przez przedsiębiorcę w terminie jednej drobnej faktury. Państwo może także zarządzić likwidację firmy, która… regularnie uiszcza należności. Wystarczy, że zaciągnięte przez nią kredyty przekraczają wartość majątku. Za niezgłoszenie w terminie (czyli gdy zacznie się mieć problemy ze spłatą faktur) wniosku o własną upadłość grozi rok więzienia, grzywna sięgająca setek tysięcy złotych oraz wieloletni zakaz prowadzenia biznesu. W USA, Europie Zachodniej, Czechach, a nawet w Bułgarii jest inaczej. Tam tylko ewidentni oszuści podlegają surowym karom. Przedsiębiorcy, którzy nie z własnej winy wpadli w tarapaty, mogą liczyć na drugą szansę. Owe regulacje dotyczą zarówno jednoosobowych firm, jak i globalnych koncernów. Instytucja ta nosi nazwę sądowej ochrony przed wierzycielami. Państwo zarządza zawieszenie postępowań egzekucyjnych prowadzonych wobec przedsiębiorcy na określony czas (od roku do pięciu lat). W zamian jest on zobowiązany do przygotowania i przedłożenia wierzycielom realnego programu spłaty długów. Ci ostatni otrzymują decydujący głos w sprawie decyzji o sprzedaży majątku takiego przedsiębiorcy, podwyżkach płac jego pracowników, nowych inwestycjach, umowach eksportowych itd. Zwykle jednak idą na rękę dłużnikowi,
11
Kopanie leżącego żeby wyegzekwować od niego całą należność. W krajach tych – jak czytamy w pracy prof. Piotra Masiukiewicza z SGH – jest to operacja opłacalna zarówno dla dłużnika, jak i dla wierzycieli oraz państwa. Na całym świecie, łącznie z Polską, koszty likwidacji zadłużonej firmy często przekraczają sumę jej długów. Wlicza się do nich między innymi wydatki państwa na zasiłki dla zwolnionych pracowników, koszty ochrony majątku likwidowanych firm, rozerwanie więzi kooperacyjnych. To ostatnie zjawisko nazywa się efektem kuli śnieżnej. Upadek jednej firmy wywołuje kłopoty jej odbiorców i dostawców. Latem tego roku obserwowaliśmy to w Polsce w sektorze budownictwa drogowego. Kryzys kilku dużych wykonawców autostrad pociągnął za sobą upadek ponad kilku tysięcy drobnych podwykonawców oraz ich partnerów. Wpływy państwa z tytułu podatków znacząco spadły, wzrosły za to wydatki na zasiłki dla nowych bezrobotnych. Na świecie unika się takich sytuacji poprzez procedurę sądowej ochrony firm przed wierzycielami. W ciągu ostatnich 15 lat skorzystały z nich m.in. amerykańskie holdingi Kodak i General Motors, niemiecki koncern Porsche oraz polsko-francuski producent luksusowych alkoholi Grupa Belvedere. Na tzw. Zachodzie urzędy skarbowe godzą się na czasowe zawieszenie egzekucji zaległych i bieżących podatków. Działają także państwowe fundusze poręczeniowe, które udzielają gwarancji kredytowych firmom w kłopotach. Przedsiębiorstwa w kryzysie mogą także liczyć na bezpłatną pomoc ze strony prawników i analityków finansowych. W USA pracuje dla nich ponad 30-tysięczna rzesza doradców Instytutu Upadłości.
Dziwne upadłości Inaczej jest w Polsce. U nas przedsiębiorca próbujący ratować swoją firmę przed upadłością i wnoszący
o zgodę na zawarcie porozumienia traktowany jest jak potencjalny oszust. Sąd dokładnie bada okoliczności, w jakich firma wpadła w tarapaty, a biegli przeprowadzają kosztowne analizy; na ich opinię przedsiębiorcy muszą czekać nawet 2 lata. Zderzają się oni także z negatywną postawą ZUS i urzędników skarbowych wobec programów naprawczych. Jest to dość dziwne i krzywdzące, gdyż zdarza się, że przyczyną kryzysu firmy są działania… samego państwa. W latach 2007 i 2008 zmiana z dnia na dzień przez ZUS wykładni dotyczącej składek doprowadziła do upadłości ponad 30 tys. małych firm, których właściciele łączyli prowadzenie biznesu z pracą na rzecz większych przedsiębiorstw. Naliczono im wstecz bardzo wysokie składki oraz odsetki od nich. Ofiarą zmian w interpretacji podatku VAT padli m.in. mali i średni producenci owocowych cukierków z woj. mazowieckiego i kujawsko-pomorskiego. Przez lata płacili niższy VAT, a w 2007 r. okazało się, że nie mogą korzystać z obniżonych stawek i muszą zapłacić akcyzę. Wszystko naliczone na wiele lat wstecz! Taki sam los spotkał właścicieli stacji paliw oraz firm przewozowych w województwie łódzkim. Urzędnicy skarbowi w 2011 i 2012 r. naliczyli im milionowe kary za rzekome niezłożenie w terminie deklaracji akcyzowych. Rzecz w tym, że nie mieli takiego obowiązku. Innego zdania byli inspektorzy skarbowi, którzy naliczyli kary. Podobne kłopoty wynikające z nagłego wzrostu zobowiązań podatkowych mieli także wydawcy e-boków, eksporterzy mebli na Ukrainę oraz przedsiębiorcy wykorzystujący małe samochody dostawcze. Wszyscy prosili państwo o zgodę na rozłożenie naliczonych zobowiązań podatkowych na raty, a urzędnicy zazwyczaj odmawiali. Zgadzali się z nimi sędziowie wydziałów gospodarczych – podobno chodzi
o ochronę interesów wierzycieli. W rzeczywistości na masowych upadłościach korzystają wyłącznie syndycy i likwidatorzy. Przez lata mogą zarządzać majątkiem upadłego przedsiębiorcy i świetnie na tym zarabiać, podstawiając znajomków do licytacji lub zatrudniając swojaków na astronomiczne pensje.
Bankiet na bankrucie I tak likwidacja holdingu Art-B trwa od 1991 roku! Rok później zaczęło się i nigdy nie zakończyło postępowanie w sprawie pomorskiej grupy El-Gaz należącej do Janusza Leksztonia. Na przełomie XX i XXI w. syndyk wszedł do lubelskiej fabryki koreańskiego koncernu Daewoo. Wszedł i nie wyszedł dotąd, bo wciąż nieźle tam zarabia. Z badań doktor prawa Sylwii Morawskiej z SGH wynika, że syndykom udaje się zazwyczaj spłacić nie więcej niż 15–17 proc. zobowiązań upadłej firmy. Na Zachodzie w ramach układów wierzyciele odzyskują przeciętnie 65–80 proc. należności. Skąd taki słaby wynik Polaków? Jedną z przyczyn, które wymienia prof. Mączyńska z SGH, jest słaby nadzór nad przebiegiem likwidacji ze strony sędziów wydziałów gospodarczych. Otwiera to furtkę do wielu nadużyć. Ich ofiarą padli m.in. właściciele Centrum Leasingu i Finansów CLIF. W 2002 r. stołeczny sąd zarządził jego likwidację. W 2004 r. Sąd Najwyższy uznał, że nastąpiło to z „rażącym naruszeniem prawa, gdyż nie było żadnych (!) przesłanek do uznania CLIF-u za przedsiębiorstwo niewypłacalne”. W ciągu trzech tygodni Centrum przestało istnieć i pociągnęło na dno swoich klientów. Tym ostatnim syndyk z dnia na dzień zaczął naliczać bardzo wysokie, choć niczym nieuzasadnione raty za wyleasingowane samochody i maszyny. Nie byli w stanie ich opłacać i także upadli.
Wzburzenie prawników i ekonomistów wywołała także upadłość Eko-Mysiadła – dużego gospodarstwa sadowniczego położonego w leśnej otulinie stolicy. Pracownicy trafili na kuroniówki, a majątek firmy rozszarpali finansiści. Wątpliwe wydały się też ekspertom upadłości spółek zależnych Huty Katowice, Huty Stalowa Wola oraz Stoczni Gdynia. Dysponowały one atrakcyjnymi gruntami i miały pełny portfel zamówień. Mimo to sąd zarządził ich likwidację. Międzynarodowy spór wywołała decyzja opolskiego sądu gospodarczego z 2004 r. o wejściu syndyka do brzeskiej Grupy Kama Foods. Ten potentat na rynku margaryny i olejów w 2004 r. nagle stracił płynność finansową. Z akt sądowych można wyciągnąć wniosek, że przyczyniły się do tego także działania urzędników skarbowych. Od 2010 roku prawnicy spierają się o powody upadłości malborskiej fabryki makaronów Malma. Wskutek niespójnych i wewnętrznie sprzecznych działań kredytujących ją banków w 2005 r. przedsiębiorstwo utraciło płynność finansową. Sąd ogłosił jednak jej upadłość dopiero w 2010 r. Przez ten czas przedsiębiorstwo działało w próżni prawnej i organizacyjnej. Prawnicy oraz ekonomiści już w ubiegłym roku przygotowali projekt niezbędnych zmian w prawie upadłościowym i naprawczym. Zakłada on uproszczenie postępowań układowych i naprawczych. Likwiduje przy tym możliwość ich bezzasadnego blokowania przez przedstawicieli ZUS i aparatu skarbowego. Nie spotkał się on jak dotąd z większym zainteresowaniem polityków PO-PSL. Być może powodem jest planowane ograniczenie samowoli syndyków i likwidatorów. Skończą im się wtedy takie interesy jak milionowe wynagrodzenia dla zarządców majątku upadłej stoczni w Szczecinie. MC
12
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
– Od jakiegoś czasu w Polsce wszystko występuje w podwójnej wersji: premierzy – „klasyczny” i „techniczny”, a nawet święta państwowe – rządowe i opozycyjne… Czy nie ma Pani wrażenia, że nasz kraj zmienia się w dom wariatów? – Takie wrażenie mam od dość dawna; w zasadzie przyzwyczaiłam się do tej sytuacji. Byłabym wręcz zaskoczona, gdyby było normalnie. Kieruję się w życiu następującym mottem: Jeśli czegoś nie mogę zmienić, to odpuszczam. Pamiętam też czasy, kiedy wszystko było pojedyncze: partia, pogląd… Teraz epoka się zmieniła, żyjemy w demokracji. Panuje system wielopartyjny, z tym że partie te myślą to samo: „Tylko my mamy rację”. Stąd biorą się te nieustanne pyskówki. W innych krajach politycy dochodzą do porozumienia w imię dobra wspólnego, u nas, niestety, nie są w stanie… Leszek Miller, przewodniczący SLD, powiedział niedawno, że jedyne, co mogło pogodzić polskich polityków, to pieniądze – nagrody wypłacone przez marszałek Ewę Kopacz wicemarszałkom Sejmu. Rozumiem, że Pieniądz Jest Najważniejszy, sama wolałabym mieć więcej gotówki, ale wypłacanie tych nagród w warunkach kryzysu, w sytuacji gdy trzeba wszędzie ciąć wydatki… Wicemarszałkowie Sejmu to nie jest grupa ludzi mało zarabiających. Te wypłaty pokazały, że są równi i równiejsi. – Nieustanne pyskówki sprawiły m.in., że posłowie PO, SLD oraz RP stworzyli trzy odrębne projekty ustaw o związkach partnerskich zamiast jednego – wspólnego. – Najgorsze jest to, że żaden z nich nie przeszedł! Żyjemy w XXI w., wokół pełno jest związków partnerskich, większość zresztą hetero-, a nie homoseksualnych, a nasi „wybrańcy” wyrzucili ich prawa do kosza. Bo zagrażają świętej rodzinie. Kobiecie i mężczyźnie połączonych i pobłogosławionych przed Bogiem w celu prokreacji. Ale w związkach partnerskich też rodzą się dzieci. I nierzadko mają się lepiej od tych ślubnych. Że wspomnę tylko o Madzi z Sosnowca (urodziła się w „klasycznej” rodzinie – dop. red.). A takich tragedii w związkach małżeńskich jest, niestety, coraz więcej. I na pewno nie przez istniejące związki partnerskie; dwu- czy nawet jednopłciowe. Ale przed debatą w Sejmie arcybiskup Józef Michalik powiedział, że wierzy w rozsądek posłów i że odrzucą wszystkie trzy projekty. I odrzucili. Dlatego m.in. popieram rozdział Kościoła od państwa, a co za tym idzie – część postulatów Ruchu Palikota. Słabo mi się robi, gdy słyszę gadki, że rodzina jest najważniejsza, a każde dziecko musi mieć mamusię i tatusia… Czy nie lepiej byłoby mieć dwóch tatusiów, takich jak Elton John oraz jego partner, Daniel Furnish, niż „klasyczną” rodzinę, w której ojciec rzuca dzieckiem o ścianę albo katuje mamusię?
Nie muszę się bać Pierwsza dama polskiej satyry na czarną godzinę trzyma… samobójstwo. Maria Czubaszek popiera Ruch Palikota, związki partnerskie, aborcję i eutanazję. W rozmowie z „FiM” wyznaje, że w porównaniu z III RP życie w PRL wcale nie było takie złe… – Pewnie lepiej. Ale Polacy chyba bardziej fascynują się zbiórką na nowe korony dla Matki Boskiej z Jarosławia niż losem bitych maluchów… – Kiedy usłyszałam o tej zbiórce, pomyślałam, że to kolejny dowód na to, że głupiejemy. Takie sytuacje po prostu nie mieszczą mi się w głowie. Człowiek wszystko zniesie prócz jajka, choć ja nie mogę znieść gazet ze słowem „cud” w tytule ani tekstów o matce wspomnianej Madzi. Gdyby ustawa antyaborcyjna była inna, to może Katarzyna W. usunęłaby ciążę. Nie uważam, że aborcja jest dobra, ale sądzę, że jest lepsza od zabójstwa. – Pani przyznała się, że dwukrotnie usunęła ciążę... – Wszystkich zszokowałam tym wyznaniem. Dziś, gdybym była młoda, też bym dokonała aborcji, bo nie nadaję się na matkę. Ani minister Jarosław Gowin, ani poseł Jacek Żalek, ani redaktor Tomasz Terlikowski nie będą nam mówić, kto ma rodzić, a kto nie. Czy my żyjemy w XVIII wieku?! Łagodniejsza ustawa antyaborcyjna nie zmusza do usuwania ciąży, ona daje wybór! Dzieci powinny być chciane i kochane! Gdybym z zasady nie była zawsze bezpartyjna (nawet w czasach PZPR), to zapisałabym się do Ruchu Palikota, bo to jedyna partia, która podnosi wszystkie te kwestie – eutanazji, aborcji, związków partnerskich, konieczności ograniczenia wpływów Kościoła w Polsce. – Po tym, jak przyznała się Pani do aborcji, prawicowi publicyści wylali na Panią falę pomyj… – Zaś ja się zdziwiłam, kiedy za tę wypowiedź dostałam nagrodę za odwagę – Okulary Równości 2012 – przyznawaną przez Fundację im. Izabeli Jarugi-Nowackiej. Byłam oczywiście zaszczycona, ale i zaskoczona. Odwagą jest powiedzieć, że zrobiło się to, co robi tysiące kobiet? Tylko boją się o tym nawet pisnąć? Ja jestem już stara i nie muszę się bać. I nie żałuję, że dawno temu
pozbyłam się niechcianej ciąży. A kiedy pomyślę, że mógł mi się trafić taki syn jak Wojciech Cejrowski czy Tomasz Terlikowski, jestem tym bardziej przekonana o słuszności swojej decyzji. Wspomniane przez panią pomyje spłynęły po mnie jak po kaczce. Zresztą po moim coming oucie oprócz Okularów Równości zyskałam wiele dowodów sympatii ze strony wielu obcych osób. Natomiast wkurzyłam się, gdy jeden ze znajomych zasugerował, że przyznałam się do aborcji, żeby podnieść sprzedaż książki „Każdy szczyt ma swój Czubaszek”. Ku memu zdziwieniu sprzedaje się rzeczywiście dobrze, ale o przerwaniu ciąży powiedziałam, zanim wydawnictwo zaproponowało nam (tzn. mnie i Arturowi Andrusowi) jej napisanie. – Czy te pomyje nie przeszkodziły Pani w pracy? Nie ograniczyły liczby zaproszeń do programów telewizyjnych albo na spotkania autorskie? – Nie sądzę. W każdym razie nic mi o tym nie wiadomo. Poza tym ze względu na wiek ja już i tak raczej kończę karierę zawodową, więc ani mi to nie pomoże, ani nie zaszkodzi. Mnie nawet palenie nie szkodzi. Dawno zauważyłam, że i palący, i niepalący, podobnie jak „poprawni” i kontrowersyjni, żyją tylko do śmierci. A ponieważ nie strach umrzeć, tylko strach umierać, na czarną godzinę odkładam sobie samobójstwo. Bo eutanazji w Polsce na pewno się nie doczekam, a nie chcę, żeby ktoś mi zmieniał pieluchy. Redaktor Terlikowski spytał niedawno panią Senyszyn, która chyba też jest za eutanazją, czy chciałaby być uśpiona jak pies. No więc ja, jeśli przyjdzie pora, chciałabym. A skoro już o psach… Tak naprawdę jest tylko jedna kwestia, obok której nie przejdę obojętnie: okrucieństwo wobec zwierząt. Zwierzaki są bezbronne i całkowicie uzależnione od nas. Kiedy dzieje im się krzywda, nie mogą się nawet wyżalić. Czy pomodlić się do swego Boga. Natomiast cierpią jak ludzie.
A moim zdaniem cierpienie nie uszlachetnia. Ani zwierząt, ani ludzi. Dlatego w przypadku moich ukochanych psów, kiedy były nieuleczalnie chore i zaczynały cierpieć, decydowałam się (z bólem) na ich uśpienie. I dlatego też popieram projekt ustawy Ruchu Palikota o Testamencie Życia, polegający na tym, że każdy będzie mógł zastrzec na przyszłość, na jakie zabiegi się godzi, a na jakie nie. Jeśli to przejdzie, z pewnością z tego skorzystam. – Jeśli przejdzie. Bo wielu Polaków sprzeciwia się zarówno wprowadzeniu Testamentu Życia, jak i eutanazji… Może wolą cierpieć. Czy jesteśmy narodem masochistów? – Podejrzewam, że tak. Mam paru znajomych lekarzy: psychiatrów i psychologów, którzy opowiedzieli mi o syndromie ofiary. Jeśli cierpiąca nań bita kobieta wyrwie się swemu oprawcy, zdarza się, że wkrótce potem trafia na podobnego brutala. Wydaje mi się, że Polacy mają ten syndrom, stąd te obchody rocznic, na przykład powstania styczniowego, które było potworną klęską… I my je mamy teraz upamiętniać przez cały rok?! (Rok 2013 jest decyzją Sejmu Rokiem Powstania Styczniowego – dop. red.). Z przerażeniem czytam o tym, że coraz więcej osób wygłasza hasła typu: „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie”; że są organizowane szkolenia młodych. Wiem, że tajne komplety były za okupacji, ale teraz??? Jestem zszokowana faktem, że ludzie tacy jak reżyser Grzegorz Braun opowiadają, iż Polska nie jest suwerenna, że trzeba wychodzić na barykady. Takie hasła mogą otumanić wielu młodych ludzi, a wydają mi się cynizmem i manipulacją. Jestem przerażona wiadomościami o tym, że młodzi ludzie z Narodowego Odrodzenia Polski skrzykują się na antyrządowe marsze, do walki o wolność. Zaczynam zazdrościć ludziom, którzy mają dzieci, bo mogą mieć nadzieję, że one
nie będą już świadkami obchodów miesięcznic katastrofy smoleńskiej i nie będą czekać na powrót wraku z Rosji. Tak im dopomóż Bóg. – Popiera Pani aborcję, eutanazję, Ruch Palikota. Wyznanie o poparciu dla feministek dopełniłoby całości. – I tu siurpryza. Nie jestem feministką! Popieram wiele ich dążeń, ale nie wszystkie. I wprawdzie z przyjemnością poprowadziłam z red. Agnieszką Kublik jeden z paneli na ostatnim Kongresie Kobiet, w dniu, w którym Kongres się zaczynał, ale w „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad ze mną (przeprowadzony zresztą przez red. Kublik), zatytułowany „Maria Czubaszek, kobieta, która nie lubi kobiet”. Idąc więc do Sali Kongresowej i widząc uczestniczki Kongresu z „Wyborczą” pod pachą, czułam lekki dyskomfort psychiczny. Ale panel chyba się udał. I nie żałuję, że przyjęłam zaproszenie. Szczerze mówiąc, ja niczego nie żałuję. – Nawet końca PRL-u? – Zaskoczę panią, ale też. A skąd w ogóle takie przypuszczenie? – Z książki „Każdy szczyt ma swój Czubaszek”. Wspomina Pani tamte czasy ciepło. – Bo miały swoje plusy. Wprawdzie nigdy nie byłam pieszczochem komuny, ale miałam fajną pracę w fajnym towarzystwie w radiowej Trójce, po pracy nie pędziło się do kolejnej pracy, tylko szło się do SPATiF-u… Nie zarabiało się kokosów, ale na jakieś danko i parę wódek starczało. I, co najważniejsze, był na to czas. Dlatego pamiętając o wszystkich minusach tamtych czasów (a było ich, niestety, mnóstwo), wiele spraw wspominam miło. Zresztą wtedy byłam młoda, znałam ten ustrój przez całe życie. Nie dziwiły mnie puste półki w sklepach, nie dostrzegałam absurdów. Kiedy doszło do przełomu, tak jak wielu ludzi w Polsce łudziłam się, że będzie lepiej, fajniej. Pod wieloma względami jest lepiej. I bardzo to doceniam. Ale trudno mi pluć na wszystko, co było przedtem. Obecnie trzeba być innym człowiekiem, bardziej przebojowym, rozpychać się łokciami. Nie wszyscy to potrafią, nie wszyscy odnajdują się w tej rzeczywistości. Za PRL panował snobizm na kulturę, państwo dotowało na przykład koncerty jazzowe. A dziś? Kultura jak proszek do prania. Musi na siebie zarabiać. Mój mąż Wojciech Karolak ma 760 zł emerytury, a ja – 1200 zł. Musimy dorabiać, ja nieustannie występuję w telewizji, piszę, jeżdżę po Polsce na spotkania autorskie. Karolak na grania. Zdaję sobie sprawę z faktu, że wielu ludziom żyje się o wiele gorzej niż nam. Ale to akurat żadne pocieszenie. Raczej wprost przeciwnie. Nic więc dziwnego, że nie wszyscy i nie zawsze potrafią tylko narzekać na stare, niedobre czasy… Rozmawiała MAŁGORZATA BORKOWSKA
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r. Nie stać cię na nowe mieszkanie, a kredyt hipoteczny przerasta twoje możliwości finansowe? Nie licz na pomoc polskiego państwa – ono pamięta tylko o najbogatszych. Nowy program „Mieszkanie dla Młodych” planowo ma wystartować w połowie tego roku, zastępując wygaszoną z końcem 2012 r. swoją poprzedniczkę – „Rodzinę na Swoim”. Ta zmiana mocno zachwieje fundamentami rynku mieszkaniowego, ale do kłopotów z zakupem własnego „M” zdążyliśmy się przyzwyczaić. Konserwatywni liberałowie od wieków opowiadają bajki o niewidzialnej ręce rynku rozwiązującej wszystkie problemy społeczne. Według nich wszelka ingerencja państwa w gospodarkę prowadzi do kryzysów. Jedynym zadaniem władzy przy takich założeniach jest wywiązywanie się z zawartych umów. Wszystko pod hasłami „taniego i małego państwa”. Do 1990 r. nie zdarzyło się jednak, żeby nawet najbardziej liberalny rząd rezygnował dobrowolnie z ingerencji w gospodarkę. Oznaczałoby to bowiem oddanie jej pod rządy monopoli i nieformalnych porozumień. Jedną z dziedzin od dawna poddanych kontroli i nadzorowi ze strony władzy było budownictwo. W Polsce uznano jednak, że to sytuacja ekonomicznie nieefektywna i że lepiej te sprawy zostawić prywatnym przedsiębiorcom. Skutek jest taki, że wydatki państwa na budownictwo spadły do poziomu poniżej 1 proc. budżetu. W tym samym czasie oprocentowanie kredytów sięgało kilku tysięcy proc. rocznie, więc tylko zamożni ludzie byli w stanie kupić własne „M”. Budowanie mieszkań na wynajem również przestało się opłacać. Takie inwestycje spłacają się wiele lat. Na całym świecie czynszówki buduje się, korzystając z taniego kredytu poręczanego przez państwo lub władzę lokalną. Polski rząd o tym zapomniał. Na efekty nie trzeba było długo czekać – branża budowlana pogrążyła się w głębokiej recesji. W latach 1991–1994 firmy stawiały maksymalnie 90 tys. mieszkań rocznie, mimo że wtedy (podobnie jak dzisiaj) ponad 3 miliony starych mieszkań nadawało się jedynie do wyburzenia. Były to lokale zimne, pozbawione centralnego ogrzewania, własnych toalet i łazienek. Ich remont był i jest za drogi. Wiedzą o tym najlepiej władze Łodzi, Krakowa, Białegostoku czy Lublina, gdzie podobnych ruder jest najwięcej. Sytuację próbowali ratować Grzegorz Kołodko i Barbara Blida, tworząc kasy mieszkaniowe oraz Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Te pierwsze zakładały rządowe premie i dopłaty do kredytów dla osób, które na własne mieszkanie chciały odkładać regularnie nawet bardzo skromne sumy, z kolei TBS-y miały za pieniądze państwa i samorządów budować w miarę tanie czynszówki. Niestety, nie zażegnało to problemów, bo późniejsze rządy
AWS-UW, czyli de facto rządy obecnych polityków PO i PiS, przedwcześnie zakończyły działanie kas mieszkaniowych. Ówczesny minister finansów Leszek Balcerowicz tłumaczył, że „państwa nie stać na nieefektywne sposoby wspierania budownictwa”. Warto zauważyć, że w tym samym czasie w Czechach i Słowacji kasy mieszkaniowe stały się podstawowym
PATRZYMY IM NA RĘCE
13
lub domu. Powstały dwa programy: „Rodzina na Swoim” (funkcjonował w latach 2006–2012, do końca 2011 roku mogły z niego skorzystać wyłącznie małżeństwa) oraz „Mieszkanie dla Młodych” (ma ruszyć latem tego roku). Zarówno „RnS”, jak i „MdM” łączy dość wąski krąg zamożnych beneficjentów. W przypadku „Rodziny” przez pierwsze 8 lat spłacania kredytu 50 proc. kwoty odsetek opłacało za kredytobiorcę państwo. Niemniej i ta opcja była zarezerwowana tylko dla tych, których zarobki spełniały często zawyżane wymagania kredytu hipotecznego. Choć nie
Pogoda
dla bogaczy sposobem na poprawę koniunktury gospodarczej w budownictwie. Skorzystali na tym polscy producenci materiałów budowlanych i wykończeniowych, sprzedając naszym sąsiadom cegły, okna, drzwi, tapety, wykładziny itd. Sytuacja u Czechów i Słowaków nie przekonała – niestety – ani premiera Jerzego Buzka, ani ministra Balcerowicza. Wspomniana koalicja zajęła się także TBS-ami, które z dnia na dzień zamieniły się w firmy wznoszące mieszkania raczej luksusowe i oczywiście drogie. Politycy prawicowi obniżyli także kwalifikacje wymagane od członków zarządów i rad nadzorczych Towarzystw. Po tej decyzji stały się one lokalnymi przechowalniami polityków. Posłowie SLD próbowali zniwelować konsekwencje tragicznych decyzji prawicy – niestety, zabrakło im determinacji. Projektu odbudowy kas mieszkaniowych nie zrealizowali, bo dali się zwieść wizjom przestawionym przez bankowców opowiadających o kredycie hipotecznym dla wszystkich chętnych. Okazało się, że ci chętni muszą być również… bogaci. Tym mniej zarabiającym (czyli większości) nie mogło pomóc ani państwo, ani samorządy, ani tym bardziej banki. Na plus lewicy należy dodać przyjęcie ustawy, na mocy której osoby remontujące mieszkania miały szansę na zwrot części podatku VAT za materiały budowlane. Przepisy były dość czytelnie zredagowane i łatwe w interpretacji. Mogli z nich skorzystać nawet ci, którzy z powodów finansowych rozkładali remonty na wiele lat. W 2005 r., po przejęciu władzy przez prawicę (początkowo PiS, a od 2007 r. PO), państwo zaczęło jeszcze bardziej wspierać zamożnych obywateli przy zakupie mieszkania
wszystkich było na to stać, z „RnS” skorzystało sporo osób, bowiem program dawał wiele możliwości w poszukiwaniu tanich mieszkań na rynku wtórnym. Niestety, „RnS” wygasł z końcem 2012 r., a rząd nie ma zamiaru go kontynuować. Alternatywą ma być program „Mieszkanie dla Młodych”, ale dziś wiemy już, że będą mogli z niego skorzystać tylko nieliczni. Kierowany jest do rodzin, singli oraz osób samotnie wychowujących dzieci. Osoba starająca się o dofinansowanie nie może przekroczyć 35 lat i nie może posiadać innego mieszkania lub domu. Lokal nie może przekraczać 75 mkw., przy czym dopłata będzie tylko do 50 mkw. dla rodzin i tylko do 30 mkw. dla singli. Cena za metr nie może być wyższa od wskaźnika 1,0 wartości odtworzeniowej metra w danym województwie. Bezdzietne rodziny otrzymają 10 proc. dopłaty, rodziny z co najmniej jednym dzieckiem dostaną dodatkowe 5 proc., a na kolejne 5 proc. mogą liczyć ci, którym w ciągu 5 lat od zakupu mieszkania urodzi się trzecie lub kolejne dziecko, jeśli rodzina już liczyła troje dzieci. Ale chyba najważniejszy warunek, który owi „Młodzi” będą musieli spełnić, to – zdaje się – bogaci rodzice. „MdM” zastępuje system dopłat kredytowych jednorazową premią (prawdopodobnie od 10 do 20 proc. wartości), ale wyłącznie na zakup nowych mieszkań. Czyli znów nie jest to oferta dla tych biedniejszych, gdyż różnice w cenach na rynku pierwotnym i wtórnym dochodzą nawet do poziomu 50 proc. za metr kwadratowy. „MdM” jest ewidentnie kierowany do bogatych mieszkańców wielkich miast, czyli… w znacznej części wyborców PO. Poza tym to również
wspaniały prezent dla deweloperów mających problem ze sprzedażą swoich drogich lokali. Planowany program nie zawiera żadnych sposobów ochrony nabywców mieszkań przed nieuczciwym zawyżaniem kosztów budowy bloków. Z badań Narodowego Banku Polskiego wynika, że ceny mieszkań oddawanych do użytku w ramach programu „Rodzina na Swoim” były zawyżone nawet o 30–35 proc. Program „Mieszkanie dla Młodych” jest jeszcze mniej odporny na takie nieuczciwe gierki. Zdaniem działaczy Kongresu Budownictwa (największe w Polsce zrzeszenie przedsiębiorców budowlanych, architektów, urbanistów, spółdzielców i ekspertów od prawa mieszkaniowego) główną przyczyną jest przeznaczenie rządowych dopłat wyłącznie na zakup lokali na rynku pierwotnym. Eksperci sugerują, że „kolejny raz rząd uległ lobbingowi deweloperów operujących w wielkich miastach”. Wiceminister transportu Piotr Styczeń (członek PiS) tłumaczył, że celem tego „ograniczenia jest stworzenie warunków do przenoszenia się rodzin do miejsc, gdzie jest praca”. Zapomniał tylko dodać, że realnie zwiększyć mobilność pracowników może przede wszystkim program budowy mieszkań na wynajem o niskich czynszach. Tego oczywiście ani dawny rząd PiS, ani obecny PO nie przygotował. Z analiz międzynarodowej firmy doradczej „Home Broker” wynika, że w Polsce w miastach powiatowych mających mniej niż 100 tys. mieszkańców buduje się bardzo mało domów wielorodzinnych. Według Kongresu Budownictwa oznacza to, „że młode rodziny w tych ośrodkach i na terenach wiejskich zostały w projekcie ustawy automatycznie pozbawione szans
na pomoc państwa w zdobyciu własnego dachu nad głową”. O silnym wpływie lobbystów zdaniem ekspertów rynku mieszkaniowego może świadczyć likwidacja rządowych dopłat do lokali kupowanych na rynku wtórnym. Ośrodki GUS i SGH podały, że kilkadziesiąt tysięcy kredytów w ramach programu „Rodzina na Swoim” zostało przeznaczonych na zakup używanych, tańszych mieszkań. Trzeba także pamiętać, że rząd nie zadbał o ciągłość wsparcia budownictwa mieszkaniowego, co jest istotnym elementem wpływającym na koniunkturę. Program „Rodzina na Swoim” wygasł, a nowy – „Mieszkanie dla Młodych” ma ruszyć dopiero w połowie tego roku. Przez 6 miesięcy rynek budownictwa mieszkaniowego został pozbawiony jakiegokolwiek rządowego wsparcia. Dodatkowym ciosem dla nabywców oraz drobnych przedsiębiorców zajmujących się budową i remontami lokali będzie wraz z uruchomieniem „MdM” likwidacja ulgi w podatku VAT na materiały budowlane dla indywidualnego budownictwa mieszkaniowego i na same remonty mieszkań, choć w wielu państwach UE takie ulgi nadal obowiązują. Polska wciąż znajduje się na końcu listy 27 państw Unii pod względem większości wskaźników statystycznych dotyczących sytuacji mieszkaniowej (powierzchnia przeciętnych mieszkań, ich wyposażenie w wodę bieżącą, ogrzewanie itd.). Ośrodki badania opinii społecznej od 1980 r. bez zmian raportują, że dla połowy badanych głównym problemem jest brak perspektyw na poprawę sytuacji mieszkaniowej. Zapowiadane „Mieszkanie dla Młodych” z pewnością tego nie zmieni. ARIEL KOWALCZYK MICHAŁ CHARZYŃSKI
14
U NAS I GDZIE INDZIEJ
Domy pasywne Najwyższe dopłaty trafią do stawiających domy pasywne. Zdaniem Witolda Maziarza, rzecznika Funduszu, dopłata do budowy takiego domu wzrośnie o połowę – do 50 tys. zł. Wzrosło także dofinansowanie do zakupu mieszkań w budynkach pasywnych – do 16 tys. zł, a w energooszczędnych – do 11 tys. zł brutto. Program ma być realizowany przez 6 lat – do 2018 r. Fundusz zamierza wesprzeć indywidualnych inwestorów kwotą 300 mln zł, dofinansowując budowę lub zakup 12 tys. domów i mieszkań o niskim zapotrzebowaniu na energię. Dotacja kierowana jest do osób fizycznych budujących dom jednorodzinny, ewentualnie kupujących dom lub mieszkanie. – To już kolejna oferta, którą Fundusz chce wspierać proekologiczne inwestycje osób fizycznych – mówił Witold Maziarz. – Dwie pozostałe to dopłaty do zakupu kolektorów słonecznych oraz przydomowych biologicznych oczyszczalni ścieków. Oferowane wsparcie finansowe będzie przeznaczone na częściową spłatę kapitału kredytu hipotecznego. Przekazanie pieniędzy będzie się odbywać bezgotówkowo – w formie dotacji wypłacanej bezpośrednio na konto kredytowe beneficjenta. Zakończenie realizacji przedsięwzięcia musi nastąpić w terminie do 3 lat od dnia podpisania umowy kredytu. W bankowych okienkach kredyt z dopłatą jest dostępny od pierwszego kwartału 2013 r.
Pasywny, czyli jaki Idea domu pasywnego skupia się na poprawie parametrów elementów i systemów istniejących w każdym budynku. Słowo „pasywny” odnosi się do faktu, że energia wykorzystywana do ogrzewania budynku i wody powstaje w sposób pasywny, bez potrzeby wykorzystywania źródeł aktywnych. Energia niezbędna do ogrzania domu i wody jest pozyskiwana ze źródeł odnawialnych. Jej podstawowym źródłem jest promieniowanie słoneczne. Zewnętrzna bryła pokrywana jest około 30-centymetrową warstwą izolacji tradycyjnej, tj. wełny mineralnej, bądź styropianem. Grubość
Budujący mieszkanie lub dom mogą się starać w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej o znaczące dopłaty do kredytów. Pod warunkiem że ów dom lub mieszkanie będą energooszczędne. izolacji stropodachu to około 40 cm. Jeżeli chodzi o podstawę domu, winien stanąć na płycie fundamentowej ocieplonej 25–35-centymetrową warstwą klasycznej izolacji cieplnej (np. styropian), połączoną z izolacją ścian fundamentowych (min. 30 cm). Ponadto wykorzystuje się szczelne okna oraz wymuszony system wentylacji z odzyskiem ciepła ze specjalnymi wymiennikami ciepła. Miejsca połączeń poszczególnych elementów przegród zewnętrznych muszą być wykonane tak, aby nie tworzyły się nieszczelności ani mostki termiczne, które utrudniałyby utrzymanie ciepła. Zwiększenie zysków energetycznych i zapobieganie utracie ciepła jest możliwe dzięki zastosowaniu przegród zewnętrznych cechujących się niskim współczynnikiem przenikania ciepła. Przegrody zewnętrzne to, najkrócej mówiąc, nieprzepuszczalna dla powietrza powłoka, która
REKLAMA
Najnowsza, 12 książka Ryszarda Częstochowskiego „Młode i Stare” składa się z dwóch premierowych dramatów oraz poezji. Ryszard Częstochowski od roku 1994 jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w oddziale warszawskim. Publikował w najważniejszych periodykach kulturalnych kraju – od „Tygodnika Powszechnego”, przez „Więź”, „Literaturę”, „Odrę”, „Kartki”, „Nowy Nurt”, skończywszy na paryskiej „Kulturze”. W latach 1993–1997 był współtwórcą i redaktorem „Kwartalnika Artystycznego”. Zawodowo zajmuje się psychoterapią narkomanów, jest koordynatorem bydgoskiej Poradni MONAR-u, którą założył w 1985 roku na prośbę Marka Kotańskiego. Książka jest opatrzona posłowiem dr. Dariusza T. Lebiody. Wydana w kolorowej twardej okładce ze zdjęciami w środku, stron 130. Można ją zamawiać do sprzedaży wysyłkowej, pisząc na mail:
[email protected]
w sposób ciągły otacza ogrzewaną kubaturę budynku. Lokalizacja okien jest uzależniona od strony świata, na którą skierowana jest dana ściana. Największe okna montuje się po stronie południowej, tam też umiejscowione są pomieszczenia dzienne. Umożliwia to optymalne korzystanie ze światła słonecznego. Od strony północnej otwory okienne są mniejsze. Ta część domu jest z reguły przeznaczona na pomieszczenia użytkowe, takie jak kuchnia czy łazienka. Dodatkowo powłoka zewnętrzna bryły budynku nie przepuszcza powietrza. Dzięki temu straty energii cieplnej mogą zostać ograniczone aż o 75 do 90 proc. za sprawą zastosowania odpowiedniego systemu wentylacji nawiewno-wywiewnej i rekuperacji.
Europa oszczędza Eksperymenty z budynkami pasywnymi rozpoczęły się w Europie Zachodniej w połowie lat 90., a w 1998 r. ten rodzaj budownictwa został dofinansowany przez UE w ramach programu THERMIE. Technika ta korzysta z tradycyjnych materiałów budowlanych. W takich konstrukcjach zmniejszenie zapotrzebowania na ciepło jest na tyle duże, że nie stosuje się w nich tradycyjnego systemu grzewczego, a jedynie dogrzewanie powietrza wentylacyjnego. Dla zbilansowania zapotrzebowania na ciepło można
również wykorzystać promieniowanie słoneczne oraz zyski cieplne pochodzące ze źródeł wewnętrznych, takich jak urządzenia elektryczne i... mieszkańcy. Taki koncept budowania nie jest opatentowany, a domy pasywne można wznosić w różnych technologiach budowlanych. W dobrze zbudowanym domu pasywnym do ogrzania jednego metra kwadratowego przez cały sezon grzewczy potrzeba 15 kilowatogodzin, co odpowiada spaleniu 1,5 litra oleju opałowego, 1,7 metra sześciennego gazu ziemnego bądź też 2,3 kilograma węgla. W konwencjonalnych budynkach dla ogrzania metra kwadratowego zużywa się aż około 120 kWh. Takie wyliczenia działają na wyobraźnię. Obietnica nawet 85 proc. oszczędności na rachunkach w zamian za około 20-procentowy wzrost początkowych nakładów inwestycyjnych jest kusząca, zwłaszcza że dochodzą korzyści natury ekologicznej, polegające na zmniejszonym zużyciu gazu, węgla czy oleju. Do tej pory na terenie Unii powstało już kilkanaście tysięcy lokali wykonanych w technologii domu pasywnego. Niestety, większość takich konstrukcji to domy jednorodzinne. Zaledwie kilku inwestorów zdecydowało się wykorzystać tę technologię do postawienia większych obiektów, takich jak biurowce czy budynki użyteczności publicznej. W Polsce przykładem może być pasywna hala sportowa w Słomnikach (woj. małopolskie).
Jak to zrobić? W Niemczech koszty wybudowania domu pasywnego są 8–10 procent wyższe od ceny budowy domu standardowego. Dodatkowo funkcjonuje
tam poważne wsparcie dla budujących w tej technologii, czyli dotacje oraz ulgi podatkowe. W Polsce poza oferowaną przez Fundusz dotacją trzeba liczyć na własne siły i środki. W naszych realiach postawienie domu pasywnego przewyższy koszty tradycyjnego nawet o 40 proc. Aspekt finansowy to jednak nie wszystko. Aby wybudowany dom urzeczywistnił oczekiwania dotyczące oszczędności energii, musi spełnić szereg warunków już na etapie projektowania. Optymalnym miejscem budowy jest niezacieniona działka, od północy osłonięta naturalnymi wzniesieniami lub drzewami. Projekt powinien bazować na odpowiednim ustawieniu budynku, najlepiej na osi północ-południe, oraz adekwatnym zaprojektowaniu okien. Dla budowli pasywnych ważne są płaszczyzny i linie osadzenia okien i drzwi balkonowych. Okna muszą być wysokiej jakości i bardzo szczelne – z potrójną szybą oraz specjalną ramą, szczelnie zamontowaną w murze; wymagają też izolacji cieplnej dla wyeliminowania tzw. mostków termicznych. Do tego dochodzi wentylacja mechaniczna zapewniająca odzysk ciepła, montaż pompy cieplnej, gruntowych wymienników ciepła bądź instalacji solarnej. Te trudności nie zniechęcają amatorów ekobudownictwa. – Od początku przekonany byłem do koncepcji pasywnej, w odróżnieniu od reszty rodziny – mówi Johannes Wiecher, architekt, który pod Stuttgartem postawił pasywny domek. – Ani żona, ani dzieci nie chciały mieszkać w domu bez kominka, a tradycyjny, otwarty, jest – niestety – wykluczony. Musiałem zaprojektować niezależny dopływ powietrza do kominka zamkniętego. Teraz jesteśmy zadowoleni. Nawet nie z powodu potężnych oszczędności na ogrzewaniu. Przede wszystkim cieszy mnie izolacja akustyczna. Już nie przeszkadza sąsiad, który z rana lubi sobie uruchomić crossowy motor...
Czas fachowca Wymagana jest niebywała staranność i precyzja wykonania. Wszelkie błędy konstrukcyjne, niedokładności w kładzeniu cegły, izolacji cieplnej czy łączeniu ram okiennych stawiają pod znakiem zapytania sens inwestycji. Takie „niedoróbki” w budownictwie pasywnym mogą zaprzepaścić cały wysiłek. Okaże się, że zamiast korzystać z zakładanych 80-procentowych oszczędności energetycznych, zjechaliśmy do 50 lub 30 proc. dlatego, że na przykład niestarannie przeprowadzono tzw. „odcinanie” murów od fundamentów, a nasze nakłady zwrócą się nie po 10, a po 30 latach. Dlatego przy stawianiu tego typu budynków należy korzystać wyłącznie z usług firm wysokiej klasy. Trzeba jednak stwierdzić, że prawidłowo przeprowadzona inwestycja zapewni właścicielowi nie tylko symboliczne rachunki za energię. Zamieszka on w domu, który będzie trwały i zdrowy dla człowieka oraz środowiska. ANDRZEJ WAŃKOWICZ
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r. Jak odpowiadać na pretensje religijnej prawicy i jej coraz to nowe wersje kreacjonizmu? Najlepiej wymyślać równoległe teorie pseudonaukowe, niepozbawione jednak humoru i satyrycznego zacięcia. Pół wieku temu Arthur Wilder-Smith ogłosił, że to niemożliwe, by gruczoły mlekowe u wielorybów powstały przez przypadek. Ktoś musiał ich powstanie ukierunkować. Kto? Inteligentny stwórca sutków, czyli Bóg! Poglądy Wildera-Smitha można było uznać za nieszkodliwy folklor sytuujący go gdzieś na względnie postępowym skraju fundamentalistycznej prawicy, na której dominowała wiara w kreacjonizm. Postępowym, bo był to czas, gdy w tych środowiskach uważano powszechnie, że świat powstał zaledwie kilka tysięcy lat temu, ludzie żyli razem z dinozaurami i wszystko zostało stworzone w 6 dni. Poglądy Wildera-Smitha o wprawdzie ewolucyjnym, choć jednak stworzeniu gruczołów wielorybich były więc wśród religijnej prawicy na swój sposób „nowoczesne”. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Poglądy tradycyjnych kreacjonistów wyrzucono ze szkół publicznych w USA. Zmuszono ich do szukania takiej wersji ich poglądów, która byłaby strawna dla współczesnego społeczeństwa. Teorię inteligentnego stwórcy sutków zastąpiła teza o inteligentnym stwórcy wszystkiego, która stała się ideologicznym orężem w sporze toczonym z racjonalistami wierzącymi w teorię ewolucji. Teza o inteligentnym stwórcy dotarła z USA do innych krajów, m.in. do Polski, gdzie propagują ją niektórzy katoliccy duchowni wspierani przez „terlikowców”.
Genialny projekt? Teoria inteligentnego projektu głosi, że świat i żywe organizmy, które go zasiedlają, nie mogły powstać przez przypadek. Wskazują na to przesłanki, których rzekomo nie da się zakwestionować – na przykład to, że zwierzęta, w tym człowiek, są organizmami zbyt złożonymi, by powstały na drodze przypadkowych mutacji, a także to, że kierunek ich ewolucji wskazuje, iż stoi za nią inteligentny czynnik. To dwa argumenty, które zwolennicy teorii inteligentnego projektu nazwali „ukierunkowaną złożonością” oraz „nieredukowalną złożonością”. Specjalnie nazwano je tak dziwnie, by trudniej było zrozumieć, o co w nich chodzi. Jednak gdy wczytać się w ich argumentację, nietrudno ją rozszyfrować – chodzi o to, że kiedy czegoś nie potrafi wyjaśnić nauka, to nowi kreacjoniści mówią: „Aha! Widzicie. To na pewno Bóg!”. No bo kto inny?! A odpowiedzi na tak postawione pytanie nie ma, ponieważ... tego nie potrafi (jeszcze) wyjaśnić nauka. Robią tak nie tylko wtedy, gdy wyjaśnienia nie ma, ale także wówczas, kiedy dana sprawa jest skomplikowana
lub może być dowodem na istnienie inteligentnego projektanta. Przykładem jest DNA. „Złożoność informacji zawartych w genach przemawia za koniecznością pochodzenia ich od inteligentnego źródła” – pisał dominikanin Michał Chaberek w wydanej przez „Frondę” książce pt. „Kościół i ewolucja”. Nie wiadomo właściwie, dlaczego złożoność miałaby świadczyć, że „coś” stworzył ktoś obdarzony rozumem. Ale tak ponoć jest i nie podlega to dyskusji. Do tego – znów ponoć – da się odróżnić, czy coś jest dziełem
wiele systemów, to nazywamy to nieredukowalną złożonością, stanowiącą dowód na inteligentny projekt”. Te systemy to w tym wypadku mięśnie, nerwy itd. Wniosek? Skoro jest dzięcioł, to musi być też Bóg – stwórca dzięcioła. Istotne jest to, że tylko niektórzy zwolennicy tej teorii mówią głośno, że tym stwórcą ma być Bóg z Biblii. Inni wolą tego tematu nie poruszać lub puszczają do słuchaczy oko, podkreślając, że tym inteligentnym czynnikiem mogli być na przykład kosmici. Mrugają, ponieważ dla niemal wszystkich wyznawców tej
ewolucjonizmu darwinowskiego. W rzeczywistości IP – podobnie jak darwinizm – jest czymś więcej niż jedną z teorii naukowych” – pisał ksiądz Chaberek. Stąd akademicki język, który ma zapewnić chrześcijańskim fundamentalistom możliwość powrotu
Projekt mało inteligentny przypadku, czy projektem. Narzędzi dostarcza nauka, ale kreacjoniści korzystają z nich dość selektywnie.
Boski jak dzięcioł Jeżeli przełożyć to na język praktyki, to takim namacalnym dowodem istnienia „Boga – inteligentnego projektanta” – i błędów tkwiących w klasycznej teorii ewolucji ma być... dzięcioł, który nie miał prawa sam wyewoluować. Tak przynajmniej głosi strona polskiego Biblijnego Towarzystwa Kreacjonistycznego, na której zamieszczono tłumaczenie artykułu Thomasa Heinzego pt. „Kto zaprojektował dzięcioła?”. Pisze on, że niezwykły język dzięcioła nie mógł powstać na drodze kolejnych ślepych mutacji. Jest bowiem zbyt skomplikowany i jego ewolucja musiałaby trwać wiele pokoleń. Tymczasem zanim dzięcioł osiągnąłby pewien poziom rozwoju, jego komplikujący się język byłby w początkowych zmianach bezużyteczny. A zmiany ewolucyjne, które nie przynoszą korzyści, bardzo rzadko się replikują – dowodził Heinze. Zatem nosiciel genu „dzięciołowatości” miałby mniejsze szanse na pozostawienie potomstwa niż jego koledzy i musiałby wyginąć. Skoro tak się nie stało, to znaczy, że w DNA przodków dzięcioła ktoś zapisał informacje, że mają się one rozwinąć właśnie w ten gatunek ptaka. „Język dzięcioła musiał zaistnieć od razu, na bazie kompleksowego projektu – pisze Heinze. I dodaje: „Jeśli do prawidłowego funkcjonowania danej rzeczy musi zaistnieć równocześnie
teorii jasne jest, że chodzi o to, by inteligentnego projektu nie uznano za doktrynę religijną. Nawiązanie do kosmitów też nie jest przypadkowe i wynika z tego, że nie tylko chrześcijanie wierzą w inteligentny projekt. Raelianie, jedna z najbardziej znanych grup wierzących w UFO, mają własną wersję tej doktryny. Moc sprawczą przypisują obcym o nazwie Elohim.
Oręż ideologiczny Czy „argument dzięcioła” jest przekonujący? Owszem. Naukowy? Tak brzmi. Do tego jest zgrabny i nie sposób na niego odpowiedzieć, jeżeli akurat nie jest się ornitologiem (i do tego specjalistą od dzięciołów). I o to właśnie chodzi. Ważne jest bowiem nie to, by pogląd był prawdziwy, ale by dało się twierdzić, że taki właśnie jest. Fundamentaliści chcą ubrać kreacjonizm w bardziej strawną dla współczesnego społeczeństwa formę teorii naukowej. Konieczność odżegnywania się od wyśmianego kreacjonizmu wynika z tego, że „nauka inteligentnego projektu” została stworzona z myślą o ponownym zawłaszczaniu świeckich szkół i prawa, po tym jak w 1987 r. amerykański Sąd Najwyższy wyrokiem w sprawie Edwards versus Aguillard wyrzucił poglądy fundamentalistów z publicznych, szkolnych sal. Dlatego wiarę zastąpiła pseudonauka. „Częstym błędem w dyskusjach na temat inteligentnego projektu jest twierdzenie, że teoria ta jest nową, »zamaskowaną« wersją kreacjonizmu i że nie proponuje niczego poza krytyką
do publicznych placówek edukacyjnych i miejsce w medialnym głównym nurcie. Teoria inteligentnego projektu poza językiem ma też inne atuty. Za zaletę można uznać fakt, że nie da się jej sfalsyfikować. Jak bowiem dowieść, że język dzięcioła lub sutek wieloryba nie powstały na skutek działania inteligentnego projektanta?
Nie i basta! No właśnie – jak? Nie da się tego zrobić. Doskonałym przykładem jest tutaj wspomniany dzięcioł. Wielu ornitologów, słysząc te argumenty, łapie się za głowę i wskazuje, że język u tego ptaka – owszem – jest dziwny, ale nie aż tak dziwny. I zupełnie inny niż chcą zwolennicy inteligentnego projektu! Ta wpadka jednak niczego nie zmienia. Wszak pomyłka w detalu nie powoduje, że ktoś uznaje błąd w całości koncepcji. Jest to – zdaniem fundamentalistów – jedynie dowód na to, że niezbadane są boskie zamysły. Może Bóg rzeczywiście nie zaprojektował dzięcioła dokładnie tak, jak sobie to wymyślili, ale nie zmienia to faktu, że projekt… jest boskiego autorstwa. Można oczywiście także debatować, dowodząc słuszności teorii ewolucji, jednak i to zdaje się na nic. Wszak „inteligencjoniści” zaakceptowali ją niemal w całości. Jedyne, co zrobili, to dołożyli do niej boski pierwiastek. Gotowi są przyznać częściowo rację Darwinowi, ale podkreślają, że to nie natura, a istota boska wymyśliła ewolucję.
15
To teza, której nie można zbić rzeczowymi argumentami, ponieważ jest to dokładnie przypadek słynnego czajniczka Bertranda Russella. Brytyjski filozof – spotykając się z tezą o istnieniu Boga, której nie mógł racjonalnie sfalsyfikować – sprowadził wszystko do absurdu. Powiedział: Załóżmy, że wokół Słońca krąży niewielki czajniczek, którego nie widać z Ziemi. Ja wierzę, że tam jest. I jak udowodnicie mi, że czajniczka nie ma? Oczywiście nie da się tego robić, ponieważ nie za bardzo da się dowieść, że czegoś nie ma – stwierdził Russell. To stanowi doskonały przykład na to, że ciężar dowodu spoczywa na tym, kto twierdzi, że coś jest, a nie na sceptyku. Współczesnym „czajniczkiem” jest Latający Potwór Spaghetti, który jest najlepszą odpowiedzią na kreacjonizm. Pastafarianie mówią: Nie udowodnimy, że wasza teoria jest nieprawdziwa, ale wy nie udowodnicie, że nie ma naszego boga. Idąc tym tropem, wyznaczyli zresztą nawet nagrodę – 1 milion (inteligentnie stworzonych) dolarów dla tego, kto empirycznie udowodni, że Jezus nie był synem Potwora Spaghetti. Jak dotąd nikt się po nią nie zgłosił. Anglosasi znaleźli doskonałą metodę na dyskusję z kreacjonistami. Nie mogąc dowieść, że ci nie mają racji (bo jak dyskutować z argumentem „Tak jest i już!”?), wykorzystali ich logikę, by pokazać, jak wielkie są w niej luki. Wyznawcy Potwora mówią na przykład o stworzeniu nieinteligentnym i dokonanym po pijaku. Inaczej – chyba (?) – nie da się obalić tez współczesnych kreacjonistów. A na pewno nie da się tego zrobić sympatyczniej.
Inteligentna Polska? Wszystko to jest istotne, bo inteligentny projekt wkracza do Polski. Coraz głośniej mówią o nim nie tylko frondyści, ale także przedstawiciele tak zwanego Kościoła otwartego, na przykład ojciec Chaberek, dominikanin (ten zakon od lat stara się być postępową twarzą polskiego katolicyzmu). Na razie to folklor i margines, jednak całkiem możliwe, że niedługo złożoność ukierunkowana i nieredukowalna trafi na salony, a ktoś niezbyt mądry zażąda, by nauczać jej w szkołach. Na biologii oczywiście. Dlatego uprzedzając awanturę, warto przyjrzeć się temu, jak z pseudonauką fundamentalistów radzą sobie ludzie w krajach anglosaskich. Tym bardziej że w Polsce odbijanie piłeczki z pomocą teorii pijanego stworzenia może mieć ogromny potencjał. Może i mamy mniej dystansu i poczucia humoru od Anglosasów, ale też z dużą pewnością możemy mówić o otaczającej nas rzeczywistości, że nie mógł jej zaprojektować ani nikt inteligentny, ani nawet trzeźwy. Widać to przecież gołym okiem. KAROL BRZOSTOWSKI
16
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
ZE ŚWIATA
E.T., GO HOME! W Rosji nie będzie miejsca spotkań z kosmitami. Pozaziemskich wizyt nie życzy sobie prezydent Władimir Putin. O teren na budowę ambasady dla kosmitów starali się członkowie międzynarodowego ruchu realiańskiego, święcie przekonani, że mieszkańcy dalekich planet wkrótce nas odwiedzą. Trzeba tylko ich zaprosić i przygotować miejsce na wizytę. „Taka ambasada mogłaby pomóc Rosji stać się duchowym centrum Ziemi” – uważają przedstawiciele ruchu. Decyzja władz bardzo ich rozczarowała.
GŁĘBOKIE GARDŁO Za rok Brazylia organizuje piłkarskie mistrzostwa świata. Prostytutki nie mogą się doczekać. Pomaga im państwo.
Dniówka, wieczorówka właściwie, jest dwa razy większa od tej płaconej balonowym obserwatorom.
SZKOŁA KLOSZARDÓW Dużą popularnością cieszy się otwarta w Londynie szkoła dla bezdomnych. Zajęcia w college’u Recovery (ang. wyzdrowienie, powrót do normy) to pomysł organizacji charytatywnej St. Mungo’s. Bezdomni chodzą m.in. na warsztaty psychologiczne, gdzie uczą się, jak wzmocnić wiarę we własne siły. Nie brakuje zajęć praktycznych – jak znaleźć pracę, jak przeżyć za małe pieniądze, kurs pierwszej pomocy. Pomyślano nawet o powtórce z elementarnej wiedzy (literatura, historia, muzyka itp.), co jest o tyle przydatne, że wielu „studentów” swoją przygodę z włóczęgostwem rozpoczęło już jako nastolatki. W planach jest jeszcze zaangażowanie kursantów w wolontariat. To wszystko ma sprawić – przynajmniej tak wierzą pracownicy St. Mungo’s – że przynajmniej część bezdomnych nabierze sił i zechce zmienić swoje życie. Jak widać, są na świecie kraje, gdzie państwo myśli o szarych i ubogich obywatelach…
ŚMIECIOWE JEDZENIE
W Belo Horizonte (w tym mieście odbędzie się jeden z półfinałów) zorganizowano nawet kurs języka angielskiego dla kobiet lekkich obyczajów. Chodzi głównie o słownictwo związane z seksem – żeby dogadały się z klientem. Szkolenie rozpocznie się w marcu i potrwa pół roku. Na razie kompletowane są kursantki. Oprócz nauki języka dziewczyny będą jeszcze miały pogadanki z seksuologami i psychologami. Jeśli kurs przebiegnie sprawnie, w planach jest jeszcze nauka słówek hiszpańskich i… francuskich.
OBSERWATOR BALONÓW Gdzie pracują młodzi Japończycy, jeśli nie mogą znaleźć dobrej posady? Na tamtejszym rynku pojawiły się dwie „fascynujące” oferty dla zdesperowanych. Pierwsza robota – obserwator balonów reklamowych. Coraz więcej firm decyduje się na taką efektowną promocję. Balon z helem, odpowiednio przymocowany, fruwa sobie radośnie po japońskim niebie, a obserwator stoi i patrzy, czy dobrze go widać i czy jest odpowiednio napompowany. Dniówka w przeliczeniu – około 180 zł. Inna rzadka profesja to fałszywy gość weselny. Trzeba udawać gościa prawdziwego, być przy tym duszą towarzystwa i zabawiać tych prawdziwych.
W Austrii marnuje się około 105 tys. ton jedzenia rocznie. W tym kraju, tak jak w innych zachodnich państwach, przybywa freeganów. To ludzie sprzeciwiający się marnotrawstwu żywności, którzy sami odżywiają się tym, co znajdą na śmietnikach („FiM” 43/2012). Resztki często nie należą do najgorszego sortu. Zwłaszcza te znalezione w pobliżu supermarketów. Austriaccy freeganie doczekali się swojego programu telewizyjnego, a jego reżyser, David Gross, po raz pierwszy grzebał w kubłach rok temu. „Choć byłem przygotowany na duże ilości jedzenia, to, co zobaczyłem, odebrało mi mowę” – skomentował później. Stąd pomysł na reality show, w którym ludzie myślący tak jak on pokazują – z pomocą kucharzy – jak przygotować posiłek ze śmietnikowych resztek.
SPIRALA ZAWIŚCI Rośnie liczba użytkowników Facebooka – popularnego portalu społecznościowego. A co za tym idzie – przybywa młodych frustratów. Do takich wniosków doszli prof. Peter Buxmann z Technische Universität Darmstadt oraz dr Hanna Krasnova z Uniwersytetu Humboldta w Berlinie. Przyczyną frustracji ma być Facebook właśnie. Aż 1/3 badanych osób przed 35 rokiem życia przyznawała, że po opuszczeniu ulubionej strony „www” niemal każdorazowo odczuwa negatywne emocje – zazdrość, rozżalenie, rozczarowanie własnym życiem. Wszystko przez sukcesy znajomych. Najsilniejszą zawiść wywoływały zdjęcia z egzotycznych wakacji. Na drugim miejscu
– powodzenie w kontaktach osobistych. Dzięki Facebookowi łatwo sprawdzić na przykład, ile osób złożyło życzenia urodzinowe nam, a ile nielubianemu koledze z pracy. Kobiety tradycyjnie zazdroszczą urody innym paniom. Niemieccy psychologowie zauważyli, że gdyby przeanalizować przyczyny (internetowe i pozainternetowe) zawiści odczuwanej w ich narodzie, to Facebookiem można by wyjaśnić około 1/5 tego typu sytuacji. A ponieważ zazdrość nasila chęć ulepszania swojego profilu, co w rezultacie wywołuje zawiść pozostałych, eksperci posługują się sformułowaniem „spirala zawiści”.
WZIĘCI POD WŁOS Jezuicka szkoła w Kansas City znalazła sposób na walkę z narkotykami – strzyżenie. Co jakiś czas losowo wybrany uczeń będzie musiał poświęcić 60 swoich włosów – z głowy lub ciała. Próbki trafią do laboratorium i okaże się, czy delikwent w ciągu ostatnich 3 miesięcy miał do czynienia z kokainą, metamfetaminą, marihuaną czy nawet z pospolitym alkoholem. Uczeń przyłapany na kontakcie z używkami otrzyma konkretną pomoc od szkoły, czyli w praktyce – o wszystkim dowiedzą się rodzice, a on sam może trafić na terapię.
ładunkiem o mocy 50 tys. woltów. Wszystko dlatego, że policjanci pomylili jego białą laskę z… mieczem samurajskim. Funkcjonariusze dostali wcześniej informację, że w miasteczku widziano „uzbrojonego osobnika”. Zanim dobrze przyjrzeli się niewidomemu 63-latkowi, już go ubezwłasnowolnili. Farmer żąda odszkodowania za napaść, bezprawne uwięzienie i naruszenie praw człowieka.
KURACJA CZERWONĄ SKARPETĄ Seks to zdrowie. Także psychiczne – uznali właściciele domu opieki w Sussex. Swoim męskim kuracjuszom – niepełnosprawnym i upośledzonym – zamawiali prostytutki. Płacili sami zainteresowani. Obsługa odbywała się w pokoju specjalnie do tego celu wyszykowanym. Kiedy pomieszczenie było zajęte, na klamce wywieszano umowny znak – czerwoną skarpetę. W sprawie wszczęto dochodzenie. „Wiele osób upośledzonych umysłowo lub fizycznie nie ma ujścia dla seksualnych potrzeb. Często dochodziło do sytuacji, kiedy sfrustrowani mieszkańcy wyładowywali się na bogu ducha winnych pielęgniarkach, podszczypując je i macając” – tłumaczy się kierownictwo domu.
SEKSOWNA PENICYLINA KOZIA MISS W Arabii Saudyjskiej zorganizowano kolejne wybory najpiękniejszej kozy. Konkurs wzbudza ogromne emocje.
Zjeżdżają się najbogatsi i najbardziej znaczący obywatele. Każdy ze swoją kandydatką, przyozdobioną na tę okazję różnymi świecidełkami. W ostatecznej ocenie kozy liczy się jej gracja w poruszaniu, właściwe proporcje i naturalny wdzięk. Osobnym punktem programu jest konkurs na najpiękniejsze beczenie. Nad każdą „dziewczyną” pracuje wcześniej sztab solidnie opłacanych specjalistów – dietetyków, treserów, stylistów…
Powszechnie uważa się, że rewolucję seksualną w ubiegłym wieku zawdzięczamy pigułce antykoncepcyjnej. I w ogóle rozwijającej się i coraz skuteczniejszej antykoncepcji. Profesor Andrew Francis z Emory University sugeruje, że cielesne swawole zawdzięczamy raczej penicylinie, która zahamowała epidemię kiły. Syfilis to AIDS późnych lat 30. i wczesnych 40. – twierdzi Francis. Penicylinę wynaleziono w 1928 r., a po 1945 r. była już powszechnie dostępna. Kiła z choroby śmiertelnej stała się zwyczajną przypadłością – przykrą, ale łatwą do wyleczenia. Od 1947 do 1957 r. wskaźnik syfilisowych zgonów spadł o 75 proc. Żeby udowodnić swoją teorię, Francis przeanalizował dane agencji zdrowotnych od lat 30. do lat 70. ubiegłego wieku. Wziął pod uwagę ciąże nastolatek i pozamałżeńskie oraz częstotliwość występowania rzeżączki. Tych wszystkich „patologii” przybyło pod koniec lat 50., gdy tylko syfilis został opanowany.
KAC LECZY LASKA SAMURAJSKA Niewidomy Colin Farmer spacerował w rodzinnym Chorley. Nagle padł jak rażony piorunem. Mężczyzna był przekonany, że doznaje drugiego w swoim życiu wylewu. Wzrok stracił po tym pierwszym, kilka lat wcześniej. Ale – jak się okazało – tym razem nie był to wewnętrzny krwotok. Colin został potraktowany paralizatorem – postrzelono go
Jak leczyć alkoholików? Zafundować im gigantycznego kaca już w czasie picia. Do takich wniosków doszli naukowcy z Chile, którzy opracowali „szczepionkę na alkoholizm”. Po jej zaaplikowaniu nawet najskromniejsze spożycie procentów spowoduje natychmiastowego kaca, tyle że z objawami zwielokrotnionymi. I trwającego o wiele dłużej. Szczepionka ma
działać nawet przez rok i – w przeciwieństwie do popularnego, wszczepianego pod skórę esperalu – nie można jej w żaden sposób „wygrzebać”. Zastrzyk powoduje, że ten proces ciągnie się i kac jest straszny. Twórcy leku chcą, żeby u alkoholików wystąpił odruch Pawłowa, sprawiający, że wypicie najmniejszej ilości alkoholu kojarzyć się będzie z koszmarnym samopoczuciem.
ORGAZM W SKARPETACH Kobiety, którym ciepło w stopy, łatwiej szczytują – takiego wiekopomnego odkrycia dokonali holenderscy badacze.
Im grubsze skarpety, tym lepiej – dowodzą testy. Aż 80 proc. uczestniczek badań, które zadbały o taki przyodziewek, sięgnęło nieba podczas eksperymentalnego seksu. W grupie bezskarpetkowej – tylko 50 procent. Naukowcy stwierdzili, że w kobiecych stopach umiejscowione są ważne połączenia nerwowe, które dopomagają w czasie aktu cielesnego.
STAWIA I ODCHUDZA Niemieccy naukowcy odkryli, że viagra pomaga nie tylko na problemy z erekcją. Przy okazji zmniejsza też ryzyko przybrania na wadze. Tak przynajmniej było z myszami. Te karmione sildenafilem (składnik niebieskiej pigułki) nie tyły mimo wysokokalorycznej diety. I to wcale nie dlatego, że intensywnie harcowały z mysimi samicami, tylko dlatego, że viagra pobudzała przekształcanie się białej tkanki tłuszczowej w brunatną. Biały tłuszcz jest niezdrowy i odkłada się na brzuchu, natomiast brunatny służy do ogrzewania organizmu i łatwiej go spalić. Badania są jednak na etapie wstępnym, a myszy to nie ludzie. Uczeni z Bonn przestrzegają więc na razie przed pochopną dietą viagrową.
PREZENTUJ PIERŚ! Od noszenia karabinu niemieckim żołnierzom zaczęły rosnąć… piersi. Problem opisano w „German Medical Science”, a dotyczy aż 35 wojaków z reprezentacyjnego batalionu. To zjawisko nazywane jest jednostronną ginekomastią. Podczas musztry karabin regularnie obija się o lewą pierś. To prowadzi do rozrostu tkanki gruczołowej – pierś powiększa się; jest nabrzmiała i obolała. Musztra w armii powinna wyglądać inaczej – apelują tamtejsi lekarze. Opracowała JUSTYNA CIEŚLAK
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
17
Boże, błogosław faszyzm! Okrzyk taki jak w tytule przez dziesięciolecia musieli wznosić w swych sercach przywódcy Watykanu. Benito Mussolini, niczym dawni władcy Franków, dał bowiem papiestwu państwo, pieniądze i perspektywy. Potęga papiestwa i Kościoła rzymskokatolickiego została zbudowana na trzech megaoszustwach. Dwa z nich mają charakter teologiczny: twierdzi się, że Jezus mianował Piotra papieżem, czyli dyktatorem Kościoła, i sugeruje, że przywódcy Kościoła w Rzymie są jego następcami. Na obydwa twierdzenia nie ma żadnych dowodów, są natomiast poszlaki wskazujące na coś zgoła przeciwnego. Trzecia mistyfikacja dotyczy stworzenia przez Franków Państwa Kościelnego, bo jest skutkiem sfałszowania dokumentów w VIII wieku, czyli tak zwanej donacji Konstantyna. Ten ostatni miał rzekomo ofiarować papiestwu władzę nad całym zachodnim Kościołem i środek Italii. Tyle że sam o tym nie widział… Oszustwo „donacji” (spreparowanie dokumentu przez mnichów) udowodniono już w Renesansie, a w XIX wieku, po krótkiej wojnie włosko-papieskiej, ludność Państwa Kościelnego w referendum przyłączyła się do liberalnego Królestwa Włoch. Odtąd papiestwo żyło obrażone na Włochy – w upokorzeniu i finansowych problemach, pozbawione wpływów ze skonfiskowanych włoskich posiadłości. Aż nastał ateista i faszysta Mussolini, który odkrył,
W
że Kościół katolicki może służyć mu za jeden z podstawowych filarów dyktatury. I nie pomylił się! Papiestwo wzięło ślub z faszyzmem za pomocą traktatów laterańskich (1929 r.): Mussolini dał papieżowi Piusowi XI i jego następcom wydzielone z Rzymu państewko, czyli polityczną suwerenność, obietnicę jego utrzymywania oraz ogromną kwotę odszkodowania za utracone na rzecz Włoch mienie (4 miliardy ówczesnych lirów) i za likwidację poprzedniego państwa. Zniesiono też świeckość
Włoch, a katolicyzm uznano za religię państwową. W zamian w dokumentach papieskich faszyzm (ustrój korporacyjny) uznano za wzorcowy, a Kościół wspierał rząd i jego działania, w tym zagraniczne podboje. Poparcie było tak gorliwe, że nie zapomniano o tym, żeby pobłogosławić najazd na biedną i niczemu niewinną chrześcijańską Etiopię, wówczas zwaną Abisynią. Kościół – zagrożony dotąd przez rządy demokratyczne – niemal zupełnie zatracił się w ramionach swojego dobroczyńcy oraz jemu podobnych wodzów w całej Europie. Jednak Kościół jest już w takim wieku, że jakiekolwiek zauroczenie nie odbiera mu zupełnie rozumu. Pieniądze Mussoliniego zostały zainwestowane z zyskiem. Właśnie
brytyjski dziennik „The Guardian” wpadł na trop watykańskich inwestycji w Wielkiej Brytanii, Francji i Szwajcarii. Sprawa jest ogromnie zawikłana, a brak przejrzystości nie jest przypadkowy. Chodzi o to, aby nikt się nie połapał, że sieć spółek i spółeczek zawiadujących lukratywnymi posiadłościami w najdroższych dzielnicach Londynu jest w rzeczywistości w posiadaniu centrali watykańskiego Kościoła. Zdumiewające jest to, że dziennikarze „Guardiana” dopytujący się o własność firm byli zbywani milczeniem przez wszystkich – od menadżerów po nuncjusza w Wielkiej Brytanii. Okazało się, że ślady z Londynu prowadzą do Nowego Jorku, a stamtąd do Szwajcarii i Luksemburga. Zatem do krajów, które nie słyną ze szczególnej
Podpisanie traktatów laterańskich
ydłuża się lista kardynałów, którzy powinni siedzieć w więzieniach za swe przestępstwa. Chodzi o utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości, ochronę przestępców oraz o kłamstwa pod przysięgą. Pierwsze miejsce na tej liście zajmuje bostoński kardynał Bernard Law, który usiłował tuszować skandale na tle seksualnym, sprowokowane przez duchownych z jego diecezji. Kardynał musiał uciekać do Watykanu, gdzie synekurę zaoferował mu Jan Paweł II. Obecnie Lawowi wyrasta konkurent – kard. Roger Mahony, wieloletni (1985–2011) szef największej w USA archidiecezji Los Angeles (4 mln wiernych). Kardynał ten zdołał „wyślizgać się” z oskarżeń o molestowanie. Potem – zapewne wiedziony współczuciem – tuszował liczne afery na tle seksualnym. W 2007 r. zawarł sądową ugodę z ponad 500 nieletnimi ofiarami libido księży. Trzeba im było zapłacić 600 mln dol. odszkodowania. Sąd nakazał również odtajnienie kościelnych archiwów zawierających informacje o przestępcach. O niepodporządkowanie się tej części wyroku kardynał walczył jak wilk. W 2011 r., widząc, że przegrywa, uciekł na emeryturę. Hierarchowie archidiecezji jeszcze miesiąc temu walczyli, aby z ujawnianych akt wyeliminować nazwiska
członków kościelnego kierownictwa, usiłując chronić ich przed kompromitacją. Przegrali. 21 stycznia tego roku do adwokatów ofiar i prokuratury dotarło 10 tys. stron kościelnych dokumentów opisujących sprawki 14 księży.
organa ścigania o przestępstwie. Najlepiej by było, gdyby pedofile znaleźli psychiatrę, który jest jednocześnie adwokatem, bo wówczas nie musiałby informować władz, korzystając z przywileju poufności kontaktów adwokat–klient.
Kardynał do paki – Oni nie zamierzali troszczyć się o bezpieczeństwo dzieci. Chodziło im wyłącznie o ochronę Kościoła przed skandalem – konstatuje adwokat ofiar Irwin Zalkin z San Diego. Kardynał Mahony wraz z najbliższym współpracownikiem Thomasem Currym – biskupem pomocniczym diecezji Santa Barbara – konsekwentnie dokładali starań, by zataić prawdę o masowych przestępstwach seksualnych, a sprawcy nie ponieśli prawnych konsekwencji. Jeden z ujawnionych listów opisuje sprawę ks. Michaela Wempe’a, który molestował 12-latka. Curry doszedł do wniosku, że w tym i we wszystkich innych podobnych przypadkach należy uniemożliwić księżom korzystanie z usług terapeutów, bo są oni prawnie zobowiązani zawiadamiać
Odtajniono zbrodnie prałata Petera Garcii, który molestował co najmniej 20 chłopców; jednego z nich związał i zgwałcił. Mahony listownie zakazał mu powrotu do Kalifornii. „Proszę się nie rzucać w oczy. My tu zadbamy, by nikt nie usiłował wszczynać postępowania sądowego” – pisał. W aktach są szczegóły sprawy ks. Nicholasa Rivera, który przez dekady molestował dzieci imigrantów, uspokajając kierownictwo archidiecezji, że ofiary będą milczeć w obawie przed deportacją. Część ofiar szantażował tym, że jeśli nie ujawnią tajemnicy, zostaną relegowani z USA. Po publikacji pierwszej części dokumentów reszta zostanie wkrótce ujawniona, a dotyczy ona co najmniej 75 kolejnych pedofilów i liczy 30 tysięcy stron. Kardynał Mahony
przejrzystości finansowej, jeśli chodzi o pochodzenie lokowanych tam finansów i jednocześnie oferują dobre warunki dla zamożnych inwestorów. Luksemburg był jednym z pierwszych światowych rajów podatkowych na długo przez II wojną światową. Jedna z kościelnych firm nosi nazwę Grolux (końcówka wyrazu to początek nazwy wiadomego kraju) i przeniosła się z czasem na drugą stronę kanału La Manche, a jej szwajcarska siostra zwie się Proxima SA. Ta ostatnia była przedmiotem śledztwa wywiadów alianckich już podczas wojny, bo była podejrzewana o działanie na szkodę koalicji antyhitlerowskiej. Znane są również inwestycje Watykanu w interesy włoskiej mafii, co ma swoje tło w aferze Banku Ambrosiano, a nawet w III części głośnego filmu „Ojciec chrzestny”. Jesteście zapewne ciekawi, na jakie kwoty opiewa majątek, którym zawiadują ukryte, kościelne spółki. To 500 mln funtów, czyli jakieś 2,5 miliarda złotych, i to obecnie, w czasach kryzysu. Do czego to porównać? To mniej więcej tyle, ile wynosi roczny budżet miasta o wielkości Gdańska. Tyle tylko, że Watykan ma kilkuset mieszkańców, a Gdańsk – 460 tysięcy. Oczywiście fundusze, o których mowa, stanowią tylko cząstkę bogactwa Watykanu i całego Kościoła. Cząstkę niewielką, ale bardzo charakterystyczną – wstydliwie skrywany prezent po zaślubinach z krwawym dyktatorem. ADAM CIOCH
opublikował oświadczenie: – Przepraszałem za swe błędy i niedociągnięcia. Byłem naiwny, nie wiedziałem, jak szkodliwe było to, co miało miejsce. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero w 2007 r. – stwierdził. Dzień później podobne oświadczenie wystosował bp Curry. – To oburzające. Popełnili przestępstwa i teraz mówią, że jest im przykro. W dodatku przeprosiny Mahony’ego nie brzmią szczerze – komentował Zalkin. Prawie żaden z komentatorów, prawników ani ekspertów nie uznał tych przeprosin za szczere. Zapewnianie o „naiwności” nikogo nie wprowadzi w błąd, bo akta dowodzą, że purpuraci doskonale wiedzieli, z czym mają do czynienia – dlatego tak się martwili i czynili wszystko, by nie wyszły one na jaw. Większość ekspertów uważa, że wszystko to ujdzie kardynałowi i jego pomocnikom na sucho, bo ich przestępstwa uległy przedawnieniu. Inni sądzą jednak, że da się na nich znaleźć paragraf; przypominają sprawę z Massachusetts, kiedy duchownego skazano na podstawie prawa z XIX wieku. Podkreślają, że ujawniono niewielką część dokumentów. Nie ulega wątpliwości, że zarówno prokuratorzy, jak i sędziowie w USA nie boją się już podnieść ręki na hierarchów. Jeśli tylko znajdą paragraf, nie będą się wzdragać przed posłaniem ich za kraty. PZ
18
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Dziękuję Ci, Platformo! Ostatnie wydarzenia sejmowe pokazują, czym tak naprawdę jest Platforma Obywatelska. Za doprecyzowanie swojego klerykalnego obrazu bardzo jestem jej wdzięczny. Dziękuję Platformie Obywatelskiej za odrzucenie ustawy o związkach partnerskich. Nadal będę żył w „jałowym” związku z kobietą, ciesząc się, że nie jestem księdzem katolickim znajdującym się pod troskliwą opieką neutralnego światopoglądowo państwa. Dziękuję Platformie za list, jaki w 2010 r. wystosował do proboszczów poseł Ireneusz Raś, który płaszczy się przed klerem, dowodząc, że PO prezentuje klerykalną wizję patriotyzmu (czyt. watykanizmu). 650 egzemplarzy listu lepiącego się od wazeliny, zawierającego manifest czołobitności i uległości dało mi do zrozumienia, jakie są cele liberalnej podobno partii. Dziękuję też Platformie, że stoi na straży art. 196 kk. Artykułu, na mocy którego można skazać każdego, kto dokona obrazy „uczuć religijnych” nigdzie niezdefiniowanych. Dziękuję Platformie, że łamie Konstytucję RP, mając gdzieś zapis o neutralnym światopoglądowo państwie. Dziękuję Platformie, że dba o to, by na ścianie sejmowej sali wisiał katolicki krzyż – symbol dominującej w kraju religii, o którym radiomaryjni hierarchowie wygadują kłamstwa, że jest oznaką tożsamości narodu polskiego. Dziękuję Platformie, że pochyla się nad losem biednego kleru katolickiego, biega na każde spotkanie z przedstawicielami episkopatu w ramach spotkań Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. Dziękuję Platformie, że szybko i zgrabnie zlikwidowała Komisję Majątkową, niekonstytucyjny twór, od którego decyzji nie
było odwołań. Likwidacja była tak udana, że nie ma możliwości postawić aktu oskarżenia konkretnym kościelnym osobom prawnym uwikłanym w działalność złodziejskiego molocha, a wszelkie odszkodowania ograbionym przez kler gminom będzie płaciło państwo, czyli my. Dziękuję Platformie, że życzliwie patrzy na inicjatywy Tadeusza Rydzyka, biednego jak mysz kościelna biznesmena, którego prywatne radio posiada status nadawcy społecznego, choć łamie go nagminnie od wielu już lat. Dziękuję Platformie, że tak bezradna wobec niektórych mediów potrafi szybko nałożyć dotkliwą karę dla nieprzychylnej klerowi i Kościołowi stacji telewizyjnej, w której programach temat pedofilii w Kościele nie jest tematem tabu, a ksiądz katolicki jest tam traktowany jak przeciętny Kowalski. Dziękuję Platformie, że co chwilę udowadnia, iż ma gdzieś troskę posła Ruchu Palikota, Romana Kotlińskiego, który po exposé premiera pytał, czy rząd – gospodarz tego kraju – nadal będzie martwił się o tłuste byki (biskupów), zaniedbując chude cielątka. Dziękuję Platformie, że przymyka oko na powierzanie stanowisk dyrektorów szkół katechetom, że łoży coraz większe kwoty na naukę religii w szkołach, likwidując jednocześnie stołówki szkolne, w których wiele ubogich dzieci miało okazję zjeść jedyny posiłek w ciągu dnia. Dziękuję Platformie, że premier wywodzący się z tej partii nie podpisał Karty praw podstawowych, która znacznie osłabiłaby pozycję Kościoła
Pani pozna Pana Emerytka, 62 l., wykształcenie średnie, szczupła, niebrzydka, zrównoważona i niekonfliktowa, domatorka, rozwiedziona nie z własnej winy, mieszkanie w blokach, pozna Pana do lat 65, niepalącego abstynenta, niezależnego finansowo, oczekującego życiowej stabilizacji. Grubasy i bigoci wykluczeni. Woj. zachodniopomorskie (1/a/6) Samotna 64-latka, niezależna finansowo, wykształcenie średnie, przeciętnej urody, pozna Pana w odpowiednim wieku, bez dużych nałogów. Warszawa (2/a/6) Wysoka i szczupła 66-latka, samotna, wykształcenie wyższe, poglądy liberalne i raczej antyklerykalne, pozna wykształconego Pana w odpowiednim wieku. Woj. warmińsko-mazurskie (3/a/6).
katolickiego w Polsce. Dziękuję Platformie, że nie złagodziła przepisów ustawy aborcyjnej, spełniając wolę i polecenia biskupów. Dziękuję Platformie, że dba o rozwój polskiej armii, łożąc znaczne kwoty na niepotrzebny Ordynariat Polowy oraz personel w sutannach. Kapelani udanie przejęli obowiązki oficerów politycznych, tak znienawidzonych w PRL.
Dziękuję Platformie za godziwe wynagradzanie i premiowanie urzędników pracujących na rzecz partii: szefów warszawskiego metra, ZTM, Tramwajów Warszawskich, pracowników ratusza. To tłumaczy podwyżkę cen biletów. Dziękuję Platformie za koalicję z radiomaryjnym PSL, którego szef czeka na audiencję u toruńskiego zakonnika.
„Homoseksualizm jest wypaczeniem od normy” – John Godson, PO
Dziękuję Platformie, że nie widzi nic niestosownego w pielgrzymkach (na koszt resortów) policjantów, wojska i urzędników na Jasną Górę, gdzie kościelną agitację i propagandę prowadzą przyjaciele Tadeusza Rydzyka. Dziękuję Platformie za coraz wyższe podatki przy jednoczesnym rozdawnictwie majątku, nazywanym sprzedażą, na rzecz Kościoła katolickiego (z bonifikatą 99 procent) tudzież licznych odpisów podatkowych.
Pan pozna Panią Rencista, 52/175, Lew, bez nałogów i zobowiązań, pozna Panią, też może być rencistką, która chciałaby zamieszkać w pięknej górskiej wiosce w woj. śląskim, w celu przyjaźni lub stałego związku. Istebna (1/b/6) Mocno doświadczony przez życie, ale z iskierką nadziei, niezamożny, pozna Panią, niegłupią, niewierzącą, nieszukającą księcia. Materialistki wykluczone. Woj. warmińsko-mazurskie (2/b/6) Były alumn, po przejściach, 40 l., bez zobowiązań, pozna Panią. Cel matrymonialny niewykluczony. Rybnik (3/b/6) Wdowiec, 54/188/130, brunet, wesoły, tolerancyjny, zmotoryzowany, pozna wdowę od 45 l., niepalącą, wesołą, lekko puszystą. Woj. wielkopolskie (4/b/6) Wysoki misiu, 31 l., pozna zwyczajną, sympatyczną i uczuciową dziewczynę do 31 lat. Chętnie z małym dzieckiem. Materialistki wykluczone. Woj. śląskie (5/b/6) Wdowiec, emeryt (1700 zł), ateista, 82 l., lubiący zwierzęta i wycieczki rowerowe, pozna
Dziękuję Platformie za utrzymywanie dotacji budżetowych dla partii politycznych, które wyeliminowały korupcję, arogancję, chamstwo i lenistwo parlamentarzystów. Dziękuję Platformie za realizowanie programu Jarosława Kaczyńskiego, który po dziś dzień podziela zdanie, że Polak=katolik. Dziękuję Platformie, że pozwala panoszyć się w mediach dziennikarzom i politykom, którzy otwarcie wspierają faszyzm.
samotną emerytkę, posiadającą domek, w celu dozgonnej przyjaźni oraz wzajemnej pomocy i opieki. Warszawa (6/b/6) Niezależny finansowo ateista, wiek średni, wykształcenie wyższe, pozna niewierzącą Panią, wiek nieistotny. Woj. dolnośląskie (7/b/6) Wolny rencista, niezależny, 58 l., własny dom, szuka swojej drugiej połowy (może być trochę niepełnosprawna), która chciałaby z nim zamieszkać. Woj. warmińsko-mazurskie (8/b/6) Emeryt, 70 l., wszechstronne zainteresowania, pozna Panią do niezobowiązujących spotkań, najchętniej z okolic woj. podkarpackiego lub małopolskiego (9/b/6) Inne Komplet egzemplarzy „Faktów i Mitów” (668 szt.) z lat 2001–2012 za symboliczną złotówkę przekażę osobie poszukującej prawdy. Ciężar całego zbioru wraz z pudłami archiwizacyjnymi wynosi około 40 kg, więc dojdzie koszt przesyłki. Koszalin (1/c/6) Poszukuję osoby, ewentualnie młodego małżeństwa, do wspólnego zamieszkania w domu
Dziękuję Platformie, że udało jej się wmówić swoim wyborcom, że nie ma i nie będzie koalicji PO-PiS, mimo że ma się ona świetnie, choć jest nieformalna. Dziękuję Platformie, że oszukała Polaków, przywracając (Senat) do życia Fundusz Kościelny, kosztowny haracz płacony na rzecz kleru katolickiego, kiedy budżet kraju od wielu lat się nie domyka. Dziękuję Ci, Platformo, za wyraźne okazywanie, że wrogiem Twoim jest świeckie państwo i że skłaniasz się do brania wzoru z IV RP i Somalii. Dziękuję Platformo, że akceptujesz dotacje, jakie przyznaje resort Bogdana Zdrojewskiego dla „Frondy”, którą kieruje katolicki talib, niejaki Terlikowski. Dziękuję Platformie, że coraz więcej młodzieży szukającej chleba na emigracji przekonuje się, że przez obce państwo są traktowani o niebo lepiej niż przez rząd w swej ojczyźnie. Dziękuję Platformie, że wielu moich znajomych otworzyło oczy, kiedy zaczęło dostrzegać, jaka to nowoczesna, europejska i liberalna partia po raz drugi, dzięki im głosom, wygrała wybory. Dziękuję Platformie, że – mimo wszystko – miała za mało mocy, by mi zrobić wodę z mózgu. Że nigdy, przenigdy na nią i jej polityków nie oddałem nawet złamanego głosu, nie dałem się nabrać na zapewnienia, że wszystkim będzie żyło się lepiej. Podziękują Platformie Polacy, kiedy pójdą do urn wyborczych. Strachliwy elektorat zagłosował na Platformę, naiwnie wierząc, że wybiera mniejsze zło, nie mając świadomości, że powierza władzę koalicji PO-Kościół katolicki, wspieranej przez PiS, SP, PSL i po cichu przez część SLD. Paweł Krysiński
jednorodzinnym. Jestem zołzowatą emerytką, ponieważ nie toleruję kłamstw, ale bardzo lubię ludzi pięknych, dobrych, prawdziwych. Rumia (2/c/6) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,60 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,60 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
LISTY I Bóg stworzył gejów Polscy katolicy – głównie posłowie PiS-u, PSL-u i część posłów PO – uważają, że największe zło jest w tym, jakie kto ma preferencje seksualne, a nie widzą zła w nacjonalizmie, który nazywają patriotyzmem, w faszyzujących „kibolach”, w nietolerancji dla inności. Katolicy, dlaczego uważacie, że preferencje seksualne są dla Was i Waszych rodzin groźne?! Homoseksualiści są zazwyczaj ludźmi wesołymi, spokojnymi, pełnymi miłości i nikomu nie zagrażają swoimi zachowaniami płciowymi. Tacy ludzie jak pani poseł Krystyna Pawłowicz nie widzą, że heteroseksualni, wierzący mężczyźni bywają nawet „alfonsami”, którzy wykorzystują kobiety i handlują nimi, aby zaspakajać potrzeby bardzo pobożnych heteroseksualnych mężczyzn. O takich źle nigdy nie mówią i ich nie piętnują, nie wspomnę o pedofilach w sutannach. Za to nie do zaakceptowania jest dla nich usankcjonowanie prawne ustawą związków partnerskich albo pani poseł Anna Grodzka, kobieta wykształcona i wyjątkowo spokojna. Słaba jest wiara polskich katolików w Boga jako kreacjonistę wszystkiego, co oznacza, że homoseksualistów i transseksualistów też. Marianna Ławniczak
SZKIEŁKO I OKO
grzechem, powołując się na Pierwszy List do Rzymian Pawła z Tarsu. Niestety, nawet byłym pastorom zdarzają się luki w znajomości Nowego Testamentu. W przywołanym „Liście...” w rozdziale 1 w wersetach 18–32 tzw. apostoł Paweł rzeczywiście nazywa homoseksualizm zboczeniem, jednakże nie jest ono grzechem, lecz karą zesłaną na ludzi za nieuznawanie Boga i oddawanie czci bałwanom. Dlatego należy uznać homoseksualizm za wolę
posłowie najbardziej obawiają się nie obrazić uczuć religijnych. Takie rozumowanie przechodzi na naród – sam doznałem takiego upokorzenia. Jako ateista zostałem zwolniony z pracy, bo pracodawca uważał, że każdy człowiek pracujący powinien być katolikiem. W moim przypadku nie liczyła się wykonywana praca, ale światopogląd. Jeszcze bardziej ubawiła mnie decyzja pewnego posła, który oskarżył posła Janusza Palikota o obrazę Ducha
Boga i traktować homoseksualistów z szacunkiem jako istoty będące bezpośrednio dotknięte osądem bożym (naturą), do którego człowiek nie ma prawa się wtrącać. Treść tego fragmentu jednoznacznie oddaje istotę przekazu. Wszystkim katolikom warto doradzić samodzielne przeczytanie tekstu dotyczącego podstaw ich wiary. Stanisław Rak, Nowa Sól
Świętego. W tej sprawie zostało wszczęte postępowanie przez pana prokuratora. Zastanawiam się, jak pan prokurator przesłucha pokrzywdzonego, czyli tego ducha, bo on został obrażony. Może ten obrażony duch miał swojego pełnomocnika w postaci polskiego parlamentarzysty? Czy dalej będzie tyle absurdu w tym naszym parlamencie, niech zadecydują ludzie, którym naprawdę zależy na dobru naszego narodu. Ale to może nastąpić później niż za 2 lata i nadal skazani jesteśmy na opłacanie niekompetentnych ludzi z naszych podatków. Narodowi potrzebni są przedstawiciele, którym zależy na poprawieniu życia każdego obywatela naszego państwa. Teraz parlamentarzyści dogadzają
Wola Boża W programie TVP 2 „Tomasz Lis na żywo” (poniedziałek, 4 lutego) wśród zaproszonych gości był poseł PO Pan Godson (w tłum. „Boży syn”), któremu zarzucono określenie homoseksualizmu „zboczeniem” w dyskusji sejmowej o związkach partnerskich. Pan poseł skorygował swoje zdanie i nazwał homoseksualizm
Duch obrażony Obserwując pracę Sejmu RP, zastanawiam się, kogo naród wybrał? Zamiast przestrzegać Konstytucji RP, której święto będą 3 maja uroczyście obchodzić, cytują Biblię i Katechizm. Prawie każda decyzja oparta jest na prawach kościelnych, bo
tylko tym, od których zależy ich los. Przez takie rozumowanie cierpią ludzie, którym bogobojni posłowie zgotowali ciekawe życie w RP. MiniStrant, Siedlce
życia. I co ja widzę teraz? Ano widzę osobę, która nie ma już ciała, tylko kości obciągnięte pomarszczoną skórą. W miejscu tych niegdyś wyprostowanych pleców widnieje znaczny garb. Ruchy niemrawe poprzedzone nerwowym, przepełnionym strachem spojrzeniem. By nie upaść lub by coś nie wypadło z ręki. Nie to jest jednak najgorsze. Umysł, niegdyś bystry i przebiegły, stał się skupiskiem omamów słuchowych i wzrokowych. Nie odróżnia najbliższych i nie kojarzy faktów. Tu wybiegam wyobraźnią i dodaję jeszcze do tego niekontrolowane załatwianie potrzeb fizjologicznych, co jest częste w takich przypadkach. I widzę siebie w takiej sytuacji. Widzę swoje córki i wnuków, gdy patrzą na mnie w takim stanie. Patrzą z politowaniem, współczuciem, zażenowaniem i być może z odrazą. Chodzą koło mnie, karmią, myją, a ja ich wyzywam i bredzę od rzeczy. Trwa to jakiś czas i wszyscy mają już tego dość. Wizerunek ojca i dziadka sprzed lat poszedł w zapomnienie. Wizerunek, który budowałem tyle lat, zamazał nieznośny staruch, który nie wie, jaki jest dzień, czy żyje i co się wokół niego dzieje. Człowiek, który nie daje już najbliższym nic prócz kłopotów. Jest ciężarem, który nie pozwala im normalnie żyć i z tego życia korzystać. Nie chciałbym doczekać takiego filmu. W moim scenariuszu jest eutanazja. Nie chcę, żeby wnuki patrzyły na obsmarkanego, bredzącego dziadka, który na przemian budzi litość i wywołuje uśmiech. Nie jestem obłudny i uważam, że argumenty, że dzieci mają obowiązek i że tym się różnimy od zwierząt itp., to bzdury. Ja po prostu chcę godnie umrzeć, a ktoś jak chce inaczej, to ma do tego prawo. Dziś, gdy jestem w pełni świadomy, chciałbym mieć możliwość taki testament podpisać. W.M.
Państwo opiekuńcze… Ostatnio ponownie dowiedziałem się z telewizji, że rodzicom odebrano dziecko tylko dlatego, że są biedni. Nie mogę tego zrozumieć, wręcz nie mieści mi się to w głowie, jak w cywilizowanym kraju w XXI wieku mogą się dziać takie rzeczy. Nasi politycy – czy to z lewa, czy zwłaszcza z prawa – mają pełne gęby frazesów o rodzinie. I co? I nic. Lepiej jest odebrać dziecko i umieścić w domu dziecka lub w rodzinie zastępczej, niż wspomóc tych ludzi. A kto to robi? Właśnie instytucja powołana do pomocy, czyli tzw. pomoc społeczna. I na pewno byłoby to tańsze niż umieszczenie w placówce opiekuńczej. Ale do tego potrzebna jest dobra ustawa o opiece społecznej – taka, w której obywatel nie byłby skazany na łaskę urzędników, tylko wiedziałby, co mu się należy. Wówczas również nie dochodziłoby do bezsensownych eksmisji całych rodzin. Bo cóż ludzie są winni, że na skutek „reform” potracili pracę! Zbigniew Śniadach
Chcę godnie umrzeć Chciałbym wrócić do wypowiedzi Jerzego Owsiaka i ataku Marzeny Wróbel na posła Ryfińskiego w sprawie eutanazji. Tak się zdarzyło, że w ostatnich dniach miałem kontakt z 90-letnią osobą, którą znam od około 40 lat. Miałem okazję oglądać jej stare albumy ze zdjęciami, na których widniała postawna, zgrabna kobieta z oczami pełnymi
„BYŁEM
REKLAMA
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
NOW OŚĆ!
„Sensacyjna monografia Marka Szenborna »Czarownice i heretycy. Tortury, procesy, stosy« burzy miłe, ułatwiające życie przekonanie o dobroci i szlachetności ludzkiej natury. To literatura faktu, a raczej faktów niewygodnych dla Kościoła” – prof. Joanna Senyszyn
Zamówienia:
Empik, telefonicznie i przez internet
I
II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce
III Owce ofiarami pasterzy
Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki
19
Owoce zła Przy zakupie sagi – opłata 30 złotych plus koszt przesyłki
Prezent – czwarta książka Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Relax nad Białym Sp. z o.o., ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, niespodzianka!!! e-mail:
[email protected] lub telefonicznie: (42) 630-70-66 Zamawiając książki, prosimy podać adres odbiorcy wraz z jego numerem telefonu
20
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
PAŃSTWO NA WYGNANIU (33)
Prezydencka karuzela Historia polskiego rządu emigracyjnego zakończyłaby się groteskowo, gdyby nie genialny chwyt marketingowy polegający na przekazaniu insygniów władzy do Polski.
Warto pamiętać, że wszelkie „londyńskie” atrybuty władzy prezentowane były nieco na wyrost, gdyż rządy te nie posiadały żadnej mocy sprawczej. W efekcie stawały się skansenem przedwojennej tradycji II RP. Sporym mankamentem tej grupy był brak świeżej krwi oraz podeszły wiek emigracyjnych przywódców – młodzi Polacy urodzeni na Wyspach Brytyjskich dosyć łatwo się asymilowali, a mając brytyjski paszport, wybierali karierę obywateli Zjednoczonego Królestwa. W kwietniu 1979 r. prezydentem RP na uchodźstwie został były polski ambasador w Londynie, hrabia Edward Raczyński, dyplomata, który – mimo kontaktów z przedstawicielami wpływowych brytyjskich kręgów politycznych – z racji wieku (miał 91 lat) oraz niemal całkowitej utraty wzroku nie rokował nadziei na sprawowanie wieloletnich rządów. Dla większości Polaków w kraju istnienie rządu emigracyjnego było pojęciem czysto abstrakcyjnym. Niewielu też znało chociażby nazwiska emigracyjnych przywódców. Polski Londyn był hermetyczny, egzystował w oderwaniu od nadwiślańskich realiów, nie rozumiał tego, co się dzieje w państwie, które chciał reprezentować. Przykładem może być przyjęcie przez najważniejsze władze w grudniu 1974 r. w siedzibie emigracyjnego rządu w Stratton House w Londynie Herberta Czai, niemieckiego chadeka, reprezentanta „wypędzonych”, sprzeciwiającego się uznaniu granicy na Odrze i Nysie. Odbyło się to wkrótce po tym, jak Bundestag po dwóch latach utarczek z dużymi oporami zatwierdził z trudem wynegocjowany traktat Władysława Gomułki z niemieckim kanclerzem Willym Brandtem, normujący po wielu latach sporów i polskich obaw granicę polsko-niemiecką. Notabene, dokument ten został zaraz zakwestionowany przez niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny. Herbert Czaja pochodził z katolickiej rodziny z wielokulturowego Cieszyna. Przyszedł na świat w 1914 r., kiedy miasto to znajdowało się w granicach monarchii austro-węgierskiej. Po podziale Śląska
Premier Kazimierz Sabbat (z lewej) z szefem kancelarii Bohdanem Wendorffem
Cieszyńskiego jego rodzina znalazła się w polskiej części miasta i przyjęła polskie obywatelstwo. Herbert studiował germanistykę, zapisał się do niemieckich organizacji studenckich i do Niemieckiej Chrześcijańskiej Partii Ludowej. Po wybuchu wojny otrzymał obywatelstwo niemieckie i służył w Wehrmachcie. Po wyzwoleniu władze polskie uznały go za zdrajcę i zmusiły do opuszczenia kraju. Wyjechał do RFN, gdzie udzielał się w katolickich organizacjach, by następnie zostać posłem do Bundestagu z ramienia Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej. Objął również prezesurę Związku Wypędzonych (był jednym z poprzedników Eriki Steinbach). Według opiniotwórczego niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” jedna trzecia członków ZW miała nazistowski rodowód. Jeszcze w 1990 r. Czaja proponował utworzenie na polskich Ziemiach Zachodnich autonomicznego obszaru pod kontrolą międzynarodową (sic!). Wizyta tego kontrowersyjnego polityka wywołała zrozumiałe oburzenie. Była jednym z powodów upadku rządu emerytowanego ekonomisty Alfreda Urbańskiego. W sierpniu 1976 r. premierem został Kazimierz Sabbat. W czasie wojny służył on w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej generała Stanisława Maczka. Został szybko odesłany do Londynu do pracy w Sztabie Głównym PSZ, gdzie zajmował się współpracą z młodzieżą. Po wojnie Sabbat pozostał w Wielkiej Brytanii, gdzie założył firmę „Limba”, szyjącą kołdry. Aktywnie też udzielał się społecznie, m.in. organizując na Wyspach Brytyjskich polskie harcerstwo.
W kwietniu 1986 r. Sabbat został wybrany na emigracyjnego prezydenta i zastąpił zaawansowanego wiekiem Raczyńskiego, któremu skończyła się kadencja. Dla formalności można nadmienić, że na premiera Sabbat desygnował profesora ekonomii Edwarda Szczepanika. Prezydentura Sabbata zaczęła się w przededniu wielkich przemian polityczno-ustrojowych w Polsce. Jednak środowiska emigracyjne z dużą rezerwą podchodziły do działającej w kraju antyrządowej opozycji. Zaufania emigracyjnych elit nie zyskał Komitet Obrony Robotników, niewiele lepiej było też z „Solidarnością”, którą postrzegano jako kryptopezetpeerowski przyczółek. Dlatego z dużą nieufnością podchodzono do porozumienia zawartego przy okrągłym stole, które postrzegano jako taktyczny manewr ze strony władz. 19 lipca 1989 r., kiedy w Warszawie prezydenckie ślubowanie składał generał Wojciech Jaruzelski, na jednej z londyńskich ulic zmarł na atak serca prezydent Sabbat. Wcześniej zdążył jednak wyznaczyć na swego następcę innego harcerza – Ryszarda Kaczorowskiego. Nowy prezydent, skromny, taktowny 70-latek niezdradzający cech przywódczych, pełnił w emigracyjnym rządzie urząd ministra ds. krajowych. W czasie wojny był aresztowany przez NKWD i zesłany na Kołymę. Wolność odzyskał w wyniku umowy Sikorski–Majski, trafił wtedy do armii Andersa, z którą przeszedł z cały szlak bojowy. Po wojnie osiadł w Anglii, gdzie dzięki brytyjskiemu stypendium ukończył Wyższą Szkołę Handlową
i pracował później jako księgowy. Jak większość emigracyjnych przywódców realizował się w harcerstwie. Jednak w tym czasie, wskutek demokratycznych przemian, jakie zaszły w Polsce, emigracja jako opozycyjna siła polityczna straciła rację bytu. Oczywiście polski Londyn próbował jeszcze forsować kuriozalne postulaty, na przykład powrót do konstytucji kwietniowej (zatwierdzonej jeszcze przez marszałka Józefa Piłsudskiego) ze względu na utratę mocy prawnej konstytucji PRL z lipca 1952 r. oraz rewizję granicy wschodniej. Jednak w kraju żaden przytomny polityk nie traktował tych nawoływań poważnie. Być może emigracyjni przywódcy uzmysłowili sobie, że nie mają co liczyć na triumfalny powrót do Polski w charakterze prawnych sukcesorów władzy. Prawdopodobnie stwierdzili, że nie stanowią żadnej realnej siły politycznej, a postrzegani są jako relikt i przechowalnia wartości II RP. Kiedy było oczywiste, że III RP powstała w wyniku przemian ustrojowych zaistniałych w PRL, a demokratycznie wybrany prezydent Lech Wałęsa swój urząd objął w wyniku sukcesji po Wojciechu Jaruzelskim, archaiczni strażnicy przeszłości z Londynu odebrali wyraźny sygnał, że nie ma dla nich przyszłości na polskiej scenie politycznej. Dlatego w tym wypadku politycznym sprytem wykazał się inny emigracyjny prezydent – Juliusz Nowina-Sokolnicki, który 9 grudnia 1990 r., w dniu drugiej tury wyborów prezydenckich, przekazał Trybunałowi Konstytucyjnemu akt zrzeczenia się urzędu. Najwyraźniej sprowokowało to do działania Kaczorowskiego,
który dwa tygodnie później, podczas zaprzysiężenia Wałęsy, przekazał mu insygnia władzy prezydenckiej na uchodźstwie – oryginał konstytucji kwietniowej, pieczęcie prezydenckie i senackie oraz wstęgi prezydenckich orderów Orła Białego, a także Polonia Restituta. Eksponaty te trafiły tam, gdzie ich miejsce, czyli do muzeum na Zamku Królewskim w Warszawie. Kaczorowski załapał się na prezydencką emeryturę, budżetowe środki na prowadzenie biura oraz ochronę BOR. Niedługo po wyborach parlamentarnych w Polsce – 8 grudnia 1991 r. – rozwiązała się emigracyjna Rada Narodowa stanowiąca ostatni akcent działalności politycznej na obczyźnie. Tak zakończyła się epopeja trwania, a raczej anatomia upadku emigracyjnego rządu – ośrodka władzy mającego swój początek na rumuńskich bezdrożach, a następnie paryskich salonach, któremu ton nadawali nietuzinkowi politycy: Ignacy Mościcki, Józef Beck, Edward Rydz-Śmigły, Władysław Sikorski czy Stanisław Mikołajczyk. Rząd ten przez pewien czas miał nawet pozycję drugiej siły w obozie aliantów, zaraz po Wielkiej Brytanii. Jednak jego koniec był smutny. Gabinet opuszczony przez sojuszników utracił wszelkie atrybuty władzy i polityczne znaczenie, a politycy poprzez kanapowe spory przełamywali kolejne granice absurdu, groteski i politycznej farsy. Były już emigracyjny prezydent Ryszard Kaczorowski powrócił do Londynu. Tymczasem w listopadzie 1994 r. ówczesny premier Waldemar Pawlak zaproponował mu objęcie teki… ministra obrony narodowej. Na szczęście media nie pozostawiły na tym pomyśle suchej nitki – pojawiły się głosy, że jest to „powoływanie panteonu narodowego, a nie ministra”, oraz że równie dobrze można by zaproponować kandydaturę generała Stanisława Maczka czy księcia Józefa Poniatowskiego. Sam Kaczorowski wydał oświadczenie, w którym napisał, że „nie przyjął tej propozycji ze względu na wiek”. Nie zniknął jednak zupełnie z życia publicznego. Często pojawiał się w Polsce z okazji różnych wydarzeń i oficjalnych imprez państwowych, a jedną z nich miał być udział w prezydenckich uroczystościach w Katyniu w kwietniu 2010 r. Prezydent Kaczorowski po niezwykle uroczystym pogrzebie 19 kwietnia 2010 r., któremu przewodniczył arcybiskup Kazimierz Nycz, został pochowany w budowanej właśnie Świątyni Opatrzności Bożej. Jak się jednak okazało, faktycznie pochowano tam wtedy ciało Tadeusza Lutoborskiego – byłego prezesa Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Warszawie. Kiedy makabryczną pomyłkę odkryto dwa lata później, ciało Kaczorowskiego ekshumowano z cmentarza Powązkowskiego i uroczystość pogrzebową powtórzono. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Pytania o Dekalog (6) Czwarte przykazanie Dekalogu mówi: „Pamiętaj [stale] o dniu Szabatu, aby go uświęcić. Sześć dni [powszednich] możesz pracować i wykonywać wszystkie czynności, ale sobota to Szabat dla Boga, twojego Boga. Nie będziesz wykonywał żadnych zakazanych czynności ani ty, ani twój syn, ani twoja córka, ani twój sługa, ani twoja służąca, ani twoje zwierzę, ani konwertyta, który przebywa w twoich bramach. Bo w sześć dni Bóg uczynił niebo i ziemię, morze i wszystko, co w nim jest, i odpoczął w siódmym dniu. Dlatego Bóg pobłogosławił dzień Szabatu i uświęcił go” (Wj 20. 8–11, „Tora Pardes Lauder”). Jak dziś rozumieć ten nakaz? Czy chrześcijanie powinni zachowywać szabat? Współczesne chrześcijaństwo jest podzielone w tej kwestii. Jedni święcą niedzielę, inni – sobotę, a jeszcze inni uważają, że nie należy święcić żadnego dnia. Ponieważ wszyscy powołują się na Pismo Święte, sprawdźmy, co właściwie Biblia mówi na ten temat.
Święto z ustanowienia Bożego Już według czwartego przykazania Dekalogu przytoczonego na wstępie oraz tekstu z Księgi Rodzaju wynika, że szabat jest dniem szczególnym, ponieważ ustanowiony został przez Boga już w Edenie: „A gdy Bóg ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął. Wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym. W tym dniu bowiem odpoczął po całej swej pracy, którą wykonał, stwarzając” (Rdz 2. 2–3, Biblia Tysiąclecia). Również słowo „pamiętaj”, rozpoczynające czwarte przykazanie – zdaniem rabina Hirscha – ma „przypominać nam o tym starodawnym pomniku ustanowionym przez Boga wtedy, kiedy po raz pierwszy wyznaczył On człowieka Swoim przedstawicielem w świecie, »sługą i stróżem« świata, który stworzył. Ustanowił On ten pomnik po to, aby zabezpieczyć uznanie Boga przez człowieka, ponieważ prowadzący w dół bieg historii ludzkości, który spowodowany był właśnie przez zapomnienie człowieka o Bogu, uczynił koniecznym wybranie Jisraela jako Bożego zwiastuna, kierującego świat z powrotem w górę” („Tora Pardes Lauder”, s. 202). Aby nie było wątpliwości, że dniem siódmym jest sobota (od łacińskiego – sabbatum, a hebrajskiego – szabat, oznaczającego „skończyć”, „zaniechać”), dlatego na wstępie przytoczyłem treść tego przykazania według żydowskiego tłumaczenia. Ono nie tylko wyraźnie identyfikuje siódmy dzień tygodnia
z sobotą, ale także wyróżnia go w szczególny sposób spośród pozostałych dni tygodnia. Pozostaje jedynie pytanie: czy również chrześcijanie powinni święcić szabat – sobotę? Cóż – jak już zauważyliśmy – zdania na ten temat są podzielone. Jednak za święceniem szabatu przemawia cały szereg następujących argumentów: 1) przede wszystkim powyższe teksty mówią, że to sam Bóg ustanowił święty dzień szabatu, który pobłogosławił licznymi dobrodziejstwami (odnowienie sił fizycznych i duchowych – Rdz 2. 2–3); 2) umieszczenie przykazania o szabacie w Dekalogu, który – jak przyznają wszyscy wierzący – pochodzi przecież od Boga (Wj 20. 1–17; 31. 18); 3) stwierdzenie, że „przestrzeganie jego [Boga] przykazań to obowiązek każdego człowieka” (Koh 12. 13); 4) przestroga, że „ktokolwiek zachowa cały zakon, a uchybi w jednym, stanie się winnym wszystkiego. Bo Ten, który powiedział: »Nie cudzołóż«, powiedział też: »Nie zabijaj«; jeżeli więc nie cudzołożysz, ale zabijasz, jesteś przestępcą zakonu” (Jk 2. 10–11); 5) definicja grzechu, która wyraźnie stwierdza, że „grzech jest przestępstwem zakonu” (1 J 3. 4); 6) przestroga, aby „powstrzymać swoją nogę od bezczeszczenia szabatu” (Iz 58. 13); 7) przykład Chrystusa, który nie tylko sam przestrzegał szabatu (Łk 4. 16), ale także wskazywał na jego humanitarny wymiar (Mt 12. 10–12) i podkreślał, że „szabat jest ustanowiony dla człowieka” (Mk 2. 27); 8) słowa: „Módlcie się tylko, aby ucieczka wasza nie wypadła zimą albo w szabat. Wtedy bowiem nastanie wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata” (Mt 24. 20 – wydarzenia te rozpoczęły się od tzw. wojny żydowskiej w 66 r. po Chrystusie); 9) przykład Maryi – matki Jezusa – oraz innych bogobojnych Żydówek, apostołów i pierwszych chrześcijan (Łk 23. 54–56; Dz 16. 13);
10) prorocza zapowiedź obchodzenia szabatu przez wszystkich odkupionych na „nowej ziemi” (Iz 66. 22–23). Krótko mówiąc, Biblia nie pozostawia cienia wątpliwości co do tego, który dzień, dlaczego i jak powinno się święcić. Co ciekawe, z wszystkim tymi argumentami zgadzają się również teolodzy katoliccy. Oto co na przykład o stosunku Chrystusa i apostołów do szabatu pisał ks. Wincenty Zaleski: „Nie ma ani jednej wzmianki w Ewangeliach, żeby Pan Jezus łamał przepisy Prawa odnośnie do nakazanego spoczynku w szabat” („Nauka Boża. Dekalog”, s. 199). Nieco dalej czytamy: „Nie wiemy, czy apostołowie otrzymali jakieś specjalne instrukcje od Pana Jezusa co do szabatu. Prümmer twierdzi otwarcie: »Wydaje się, że w pierwszych czasach apostołowie udawali się do świątyni, aby oddać chwałę Bogu nie w niedzielę, ale w sobotę«” (Tamże, s. 200). Tak samo twierdził biskup Stanisław Adamski: „Pan Jezus nie tylko nie zniósł przykazania o święceniu dnia sobotniego, lecz owszem zatwierdził je i wypełnił, a tylko oczyścił dzień Bogu poświęcony od naleciałości i małostkowych postanowień faryzeuszów” („Gość Niedzielny” z 22 lutego 1932 r.).
Niedziela wyparła sobotę Jak wobec tego – wobec tylu argumentów biblijnych oraz wypowiedzi teologów katolickich – doszło w chrześcijaństwie do przyjęcia i święcenia niedzieli? Przyczyn jest co najmniej kilka. Oto najważniejsze z nich. Odstępstwo. Przede wszystkim doszło do tego w wyniku odstępstwa od Biblii i zmiany przykazań Bożych – zmiany dokonanej przez Kościół rzymski. Oto co na ten temat czytamy w samych źródłach katolickich: „Nie naruszając istoty przykazania, poczynił w nich Kościół następujące zmiany formalne. Drugie przykazanie, dotyczące czci obrazów, złączył z pierwszym, natomiast dziesiąte przykazanie Boże rozdzielił na dwa osobne przykazania (…). Nakaz święcenia sabatu przemienia Kościół
na nakaz święcenia niedzieli”* (ks. prof. Franciszek Spirago, „Katolicki Katechizm Ludowy” t. 2, wyd. III, s. 72); „Kościół nasz katolicki (…) postanowił, że chrześcijanie w miejsce dnia siódmego mają święcić niedzielę. Katechizm ułożony z ramienia soboru trydenckiego taki podaje powód tego postanowienia: »Spodobało się kościołowi Bożemu święcenie dnia sobotniego przenieść na niedzielę«” (S. Adamski, tamże). „Szabatem była sobota, nie niedziela: dlaczego więc święcimy niedzielę zamiast soboty? Dlatego, że kościół przemienił święcenie soboty na święcenie niedzieli” („The Catechism Simply Explained”, London 1938). Narastający antyjudaizm. Na stopniowe odchodzenie chrześcijan od żydowskich korzeni wiary niemały wpływ miały powstania żydowskie w 116 r. w Egipcie, na Cyprze, w Palestynie, Syrii, a szczególnie powstanie w latach 132–135 pod wodzą Bar Kochby, który podawał się za mesjasza. Wtedy to bowiem cesarz Hadrian wyjął judaizm spod prawa i zakazał Żydom
przestrzegania szabatu, a nawet studiowania Tory. Ponieważ zaś chrześcijaństwo niewiele się różniło od judaizmu (ten sam Bóg, ta sama Biblia, szabat, Pascha) i podobnie było traktowane przez Rzymian, chrześcijanie, a właściwie – zgodnie ze słowami ap. Pawła (Dz 20. 28–30) – biskupi, od których ten proces odstępstwa się rozpoczął, postanowili temu zapobiec i zdystansować się zarówno od Żydów, jak i od święcenia szabatu. Wkrótce dystans ten przerodził się w jawną nienawiść, czego dowodem są chociażby pisma Ignacego z Antiochii i Barnaby szkalujące i ośmieszające zarówno Żydów, jak i szabat. Kult solarny. Wiadomo też, że w II i III wieku w Imperium Rzymskim popularny był mitraizm ze swym kultem solarnym. W kulcie tym to właśnie niedziela, czyli „czcigodny dzień słońca”, była dominującym dniem tygodnia, a zarazem świętem konkurującym ze znienawidzonym przez niektórych „ojców kościoła” szabatem. Postanowili więc zaadaptować
21
i przekształcić ten dzień w duchu „chrześcijańskim”, i w ten sposób ułatwić sobie pozyskanie innowierców. Aby zaś uspokoić chrześcijan, którzy sprzeciwiali się święceniu niedzieli, stworzyli mętną teologię „Dnia Pańskiego”, dowodząc, że niedziela jest nie tylko dniem pierwszym, ale także „dniem ósmym”, „Dniem Pańskim”, który symbolizuje zmartwychwstanie Chrystusa. Edykt Konstantyna. Przyjęciu i święceniu niedzieli sprzyjał także edykt cesarza Konstantyna z 3 marca 321 r., który zakładał, że „czcigodny dzień słońca” (tak nazywał ten dzień również sam cesarz) ma być wolny od rozpraw sądowych i wszelkich zajęć ludności miejskiej. Warto przypomnieć, że cesarz był najwyższym kapłanem pogańskiego kultu boga słońca i wydając ów edykt, miał po prostu nadzieję zatrzeć różnice między chrześcijaństwem a kultem Sol Invictus (Niezwyciężone Słońce). Sprawa nie była jednak taka prosta. Dlatego też – mimo nacisków duchowieństwa, aby święcić niedzielę, a nie sobotę – dopiero liczne synody kościelne, na przykład w Laodycei (364 r.), w Orleanie (538 r.), w Macnie (585 r.), w Triaul (791 r.) wymusiły – pod groźbą surowych kar kościelnych – święcenie pierwszego dnia tygodnia. Oto jak ów proces przedstawił ks. W. Zaleski: „Kościół, kierując się tradycją apostolską, początkowo jako dni święte obchodził sobotę i niedzielę** (…). Konstytucje Apostolskie nakazują, aby służba pracowała tylko przez 5 dni, a sobota i niedziela były wolne od pracy (Konst. Ap 8. 3). Wiemy jednak, że już od V wieku w Rzymie, w Hiszpanii i gdzie indziej zaczęto wprowadzać post w soboty jako wigilie niedzieli. Lecz dopiero w VIII wieku sobota staje się dniem powszednim, dniem pracy, a jedynie niedziela dniem spoczynku. Wreszcie sobór florencki w 1441 roku wydał formalny zakaz obchodzenia soboty jako dnia świętego (Denz. 712). Jak więc widzimy, sobota jako dzień święty długo jeszcze w Kościele cieszyła się uprzywilejowanym miejscem” (tamże, s. 200–201). Takie są fakty, zatem według Biblii wszyscy, którzy twierdzą, że swą naukę opierają wyłącznie na Piśmie, powinni święcić sobotę, a nie niedzielę. BOLESŁAW PARMA *Już w Księdze Daniela czytamy, że powstanie system religijno-polityczny, który „będzie mówił zuchwałe słowa przeciwko Najwyższemu, będzie męczył Świętych Najwyższego, będzie zamyślał odmienić czasy i zakon” (Dn 7. 25). Czy zapowiedź tej walki z Bogiem, Jego ludem i prawem to tylko przypadek? **Niedziela nie wywodzi się z tradycji apostolskiej, ale późniejszej. Autor przecież sam pisał, że apostołowie zachowywali szabat.
22
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
OKIEM SCEPTYKA
POLAK NIEKATOLIK (29)
Poeta na indeksie Biernat z Lublina, prekursor reformacji i ojciec literatury polskiej, był znienawidzony przez kler, a jego dzieła trafiły na papieski indeks ksiąg zakazanych. Ten poeta, tłumacz i bajkopisarz (ok. 1465–1529) już w 1515 roku napisał: „Musimy wierzyć tylko Pismu i odrzucić ludzkie obrządki”. W słynnym liście do krakowskiego księgarza Szymona zawarł reformacyjne hasło Sola Scriptura („Tylko Pismo”), pisząc: „Wydaje mi się, że poza ewangelią nie należy dbać o jakiekolwiek konstytucje, bo marne są i niepewne i odmieniają się z czasem, jak to na dekretach i innych prawach (kościelnych) widzimy: jeden (papież) rozkazuje, drugi rozwiązuje, jeden wyklina, drugi uświęca, na co mamy niezliczone przykłady”. Słowa te padły dwa lata przed przybiciem przez Marcina Lutra 95 tez do drzwi kościoła zamkowego w Wittenberdze! Biernat w swym liście ostro krytykował zasady religii katolickiej i papiestwo. Jego pismo – zgodne z ideologią ruchu husyckiego – wraz z innymi pracami poety znalazło się na papieskim indeksie ksiąg zakazanych. Biernat był prekursorem postępowej myśli i reformacji w Polsce XVI w. Jego dzieła odzwierciedlają renesansową filozofię opartą na racjonalności. Przepojone są duchem tolerancji, stanowią apoteozę rozumu, którego – jak napisał – „nie można powstrzymać, aby nie
S
dociekał wciąż prawdy”. Pretekstu do rozważań nad nietolerancją Kościoła katolickiego i przypisywaną sobie przez papieży nieomylnością dostarczył Biernatowi czeski traktat zwany „Mandapoli”, opisujący szczep Mandapolów – koczowniczych chrześcijan, którzy „gdziekolwiek przebywają, przyjmują chrzest według tego obrządku, jaki panuje wśród mieszkańców danej okolicy”. Biernat zastanawiał się więc, czy „mogą być potępieni ci, którzy tak pobożnie czczą Boga, nie mają nic wspólnego z niesprawiedliwością i wystrzegają się wyrządzania krzywdy”, by po dłuższym wywodzie stwierdzić, że owszem: „(...) zostaną zbawieni, choćby nie trzymali się naszych zasad i nie otrzymali władzy od papieża”. Potępiał nietolerancję religijną oraz przemoc w sprawach sumienia i wiary. Sprzeciwiał się karze śmierci. „Jeśli ktoś (…) mówi, że biskupi rzymscy i ich otoczenie źle dbają o Kościół, natychmiast odzywają się ich pochlebcy: »Dlaczego, niegodziwcze, zwracasz oblicze przeciwko niebiosom? Ośmielasz się pisnąć coś przeciwko papieżowi, który jest najświętszym [z ludzi], ziemskim bogiem?«. A jeśli ci najświętsi
ilna religijność bardzo często łą czy się z konserwatywnymi poglą dami na kwestie obyczajowe, społeczne i polityczne. Są jednak pewne kategorie osób, którym o wiele bardziej niż komukolwiek innemu nie wypada być konserwatystami. Religijność w duchu ortodoksyjnym – chrześcijańskim, islamskim lub żydowskim – zwykle napędza postawy konserwatywne. I odwrotnie – tradycyjni konserwatyści, nawet ci nieszczególnie pobożni, zwykle wspierają religijny ekstremizm. Te dwie tendencje nakręcają się wzajemnie i wzmacniają, czego Polska jest podręcznikowym przykładem. Silny, bardzo politycznie wsteczny Kościół doprowadził do dominacji konserwatyzmu w polityce, a owi konserwatyści, nawet jeśli sami są niedowiarkami, rozwodnikami lub dobrze zakamuflowanymi homoseksualistami, dbają o dominację katolicyzmu i potrzeby kleru. Ten układ sprawia, że liberalna obyczajowo ewolucja i równouprawnienie postępują powoli, są zablokowane, a nawet wchodzą w etap regresu, tak jak jest w przypadku polskiego prawa do aborcji. Każdego chyba antyklerykała w tym ponurym, konserwatywnym pejzażu zwykle wyjątkowo razi występowanie w roli proroków
nie tylko oblicze, lecz ręce i nogi zwracają przeciwko niebiosom, jeśli sądzą, że mordując ludzi, okazują posłuszeństwo Bogu, wtedy tamci nie tylko się nie sprzeciwiają, lecz jeszcze wychwalają ciągle i wynoszą pod niebo ich niecne uczynki, oddając cześć najświętszemu kapłanowi. A ty, jeśli nie odwołasz, doznasz śmierci w płomieniach”. Reformator z Lublina uznawany jest za pierwszego przysłowioznawcę i bajkopisarza polskiego, jednakże – jak napisał Ignacy Chrzanowski w przedmowie do jego „Ezopa” – „cudzoziemcy pamiętali
wstecznictwa ludzi, którzy swoje kariery zawodowe i społeczne zawdzięczają temu, że w poprzednich pokoleniach udało się pewne konserwatywne obyczaje i prawa przełamać lub znieść. Czy nie budzi zdumienia atakowanie ludzi homoseksualnych czy transpłciowych przez kobietę, która – jak posłanka
o nim, oczywiście nie jako o wierszopisie polskim, ale jako o śmiałym nowatorze (…). Otóż urywek tego listu [do drukarza krakowskiego Szymona], którego nie znamy, niestety, w całości, przytoczył w swym Catalogus testium veritatis (1556) słynny teolog protestancki XVI wieku, ojciec historiografii protestanckiej, Flacius Illyricus (1520–1575), poczytując widocznie Biernata z Lublina za jednego ze »świadków prawdy«”. Biernat z Lublina był w latach 1492–1516 kapelanem, sekretarzem i lekarzem na dworze Jana Pileckiego w Pilczy, ale w 1516 roku
żyła zwykle jako dodatek do „normalnej rodziny” jednego z krewnych – jako popychadło i zwykle bez szans na znaczniejszy udział w spadku. Zresztą w wielu „cywilizowanych krajach” jeszcze w XIX wieku kobiety były z mocy ustawy krzywdzone przy dziedziczeniu, nie miały też prawa prowadzić
ŻYCIE PO RELIGII
Konserwatywna pułapka Krystyna Pawłowicz – na dodatek jest wykładowcą akademickim? I nie chodzi mi w tym przypadku bynajmniej o to, co wykładowcy wypada mówić lub jak się powinien zachowywać, bo to osobna kwestia. Szokuje mnie inny aspekt tej sprawy, jeszcze bardziej podstawowy. Przecież zaledwie kilka pokoleń temu kobiety nie miały prawa nie tylko pracować na wyższej uczelni, ale przede wszystkim tam studiować. Nie miały praw wyborczych i nie tylko nie mogły być posłankami, ale w ogóle nie mogły brać udziału w głosowaniu. Los kobiety niezamężnej był na dodatek podwójnie godny pożałowania – jeśli nie była zakonnicą, to
działalności gospodarczej. Wszystko to robiono w imię tak zwanej normalności oraz ze względu na szacowną religijną tradycję, w tym księgi Starego Testamentu sprzed ponad 3 tysięcy lat. Jeśli ten stary porządek upadł, to tylko dlatego, że przyszli ludzie, którzy mu się sprzeciwili i mimo szykan, więzień i pogardy doprowadzili do zmiany. Jeśli teraz kobieta – wykładowca i posłanka – prezentuje konserwatywny obskurantyzm w najgorszym wydaniu, to myślę, że sprzeniewierza się samej sobie i swojej drodze życiowej. Depcze też pamięć tych, którzy wyzwolili ją od przysłowiowych garów i pieluch.
zmuszono go do opuszczenia dworu z powodu wspomnianego listu do Szymona. Po wyjeździe z Pilczy został profesorem prawa na Uniwersytecie Krakowskim, przebywał też w Czechach i Niemczech. Utrzymywał stosunki z drukarzami krakowskimi, zwłaszcza z Florianem Unglerem, który drukował jego prace: modlitewnik „Raj duszny” z 1513 r., uważany do niedawna za najstarszą książkę drukowaną w języku polskim (zachowało się 8 kart), oraz zbiór bajek „Ezop, to jest opisanie żywota tego to mędrca obyczajnego”. „Ezop” to 210 bajek wraz z przysłowiami (około 270). Są to utwory wierszowane, pełne aluzji do ówczesnych czasów, o filozoficzno-moralnym charakterze, z akcentami pedagogicznymi i społecznymi. Bajki – m.in. „Swe grzechy śmiechy” oraz „Wilk wełnisty – złodziej isty” – opatrzone są antyklerykalnymi morałami. Ta ostatnia baśń sugeruje, że wilkami są duchowni: „Takież ci w Bożej owczarni / Są wilcy szarzy i czarni / Wilczą sierść wełną przykryli / Aby tak rychlej zdradzili”. Tezy te sprawiły, że „Ezop” trafił na kościelny indeks ksiąg szkodliwych i zakazanych. Dzieła Biernata z Lublina drukowały natomiast oficyny niekatolickie. „Ezopa” wydali arianie, i to dwukrotnie (ok. 1630 i 1632 r.), w drukarni Sebastiana Sternackiego w Rakowie. Biernat z Lublina uchodzi za ojca literatury polskiej. Niestety, większość jego pism zaginęła, do czego niewątpliwie przyczyniła się inkwizytorska działalność Kościoła katolickiego, wrogo nastawionego do poglądów poety – zarówno tych politycznych, jak i religijnych. ARTUR CECUŁA
W podobnej sytuacji jest także poseł John Godson. Jako człowiek o afrykańskich korzeniach zapewne pamięta o czasach kolonializmu i niewolnictwa. Jego rodacy i przodkowie nie tylko byli obiektem polowań z nagonką, które organizowali różni pobożni ludzie ze wszystkich religii monoteistycznych. Byli traktowani gorzej niż zwierzęta, porywano ich i handlowano nimi, odebrano im własną kulturę i wmuszono chrześcijaństwo, które kazało „służyć panom w cichości serca”. W późniejszych czasach odbierano im ziemię i zasoby naturalne. To działo się zupełnie niedawno, raptem kilka pokoleń temu. Dzisiaj słyszę z ust posła Godsona, że sprzeciwia się „lawinie liberalnych zmian”. A kim byłby pan Godson dzisiaj, gdyby nie owa niepobożna lawina kilka pokoleń temu, która zniosła niewolnictwo, wyzysk kolonialny i presję religijną? Może byłoby tak, jak napisano w nieco złośliwym wpisie na Facebooku – zbierałby bawełnę na garnitury dla innych posłów? Dziwnie jest oglądać ludzi, którzy zawdzięczają wszystko w gruncie rzeczy świeckiej, humanistycznej, a więc po części antyreligijnej rewolucji ostatnich pokoleń, a teraz odmawiają praw innym ludziom, którzy nadal są dyskryminowani. To jest więcej niż żałosne. To jest nieuczciwe. MAREK KRAK
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
K
olonizacja i chrystianizacja Konga oraz Angoli jest tragiczną kartą w historii obu krajów. Kongo pod rządami chrześcijańskiego władcy Alfonsa I (Dom Affonso), zwanego „czarnym Konstantynem”, pogrążało się w chaosie. Wasale byli o krok od rewolty, władca nieustannie spodziewał się buntu, więc spełniał wszystkie oczekiwania kolonizatorów. Neofita – jak wielu jego rodaków – postrzegał chrześcijaństwo jako dodatkowe źródło siły, a nie religię zasadniczo różną od starych wierzeń. Tych, którzy nie chcieli korzystać z „dobrodziejstw” oświeconego religią katolicką despotyzmu, „postępowe” stronnictwo sprzyjające katolicyzmowi zabijało lub zmuszało do ucieczki. Pod koniec rządów Alfonsa doszło do wielu konfliktów z Portugalczykami, a po jego śmierci wybuchły zamieszki, bo tradycja nakazywała zdobywanie tronu. Stary król wskazał swojego następcę – katolika Nkanga Mbemba, znanego pod „nowoczesnym” imieniem Dom Pedro I. Do walki o tron stanęli również Dom Francisco oraz Dom Diogo. Dom Pedro panował krótko. W 1545 r. został obalony i trafił do niewoli. Ocalał tylko dlatego, że schronił się w kościele i skorzystał z prawa azylu. Ostatecznie zwycięstwo odniósł Dom Diogo I, który panował w latach 1545–1561. Nowy władca nie był równie „chrześcijański” co Alfons I. Religia była dla niego narzędziem władzy. Dozował więc swoją tolerancję wprost proporcjonalnie do spodziewanych korzyści politycznych i ekonomicznych. Pchnął do Europy ambasadora nadzwyczajnego – duchownego urodzonego i wyświęconego w Kongu – oficjalnie po to, by „prosić o przysłanie pewnej ilości księży i zakonników dobrej woli i dobrych obyczajów”. W rzeczywistości wysłał go jednak z ważną misją, która miała na celu odzyskanie swobody handlowej i obalenie monopolu Portugalii wynikającego z przywileju padrado. Kongijski władca dążył również do ograniczenia wpływów kleru. Prawo królewskie było dla niego ważniejsze niż kościelne i władca dał temu wyraz w 1547 r., wyganiając biskupa.
Filip II Hiszpański
PRZEMILCZANA HISTORIA
Jak chrzczono Afrykę (8) Podbój kolonialny zamienił Afrykę Zachodnią w pole intryg i walk. Afrykanie nieustannie stawiali opór kolonizatorom, a misjonarze musieli wciąż od nowa rozpoczynać chrystianizację. Przypominało to syzyfowe prace. Jezuici doradzili królowi portugalskiemu pozbycie się Dom Diogo, „który udaremnia wszelkie postępy w nawracaniu”. Misjonarze, pełni pogardy dla afrykańskich zwyczajów, krytykowali m.in. „niemoralny i gorszący tryb życia” Afrykanina. Chodziło m.in. o poligamię. W efekcie Diogo wypędził wszystkich Europejczyków „z wyjątkiem
Dom Affonso vel Alfons I
chrześcijaństwa. Król Portugalii łaskawie wysłał 600 zaprawionych w boju żołnierzy, ale wsparcie to doprowadziło do kompletnego uzależnienia Konga od Lizbony. Stało się ono celem kolejnych wypraw misjonarzy, zawsze kończących się klęską. Jedna grupa zginęła w katastrofie morskiej, inna trafiła w ręce angielskich piratów, a kolejna
i Angoli Portugalczycy odzyskali uprzednio utracone pozycje. Chciwi kolonizatorzy, którzy marzyli o eksploatacji legendarnych złóż złota, napadli na królestwo Konga, rozbijając tamtejsze wojska. Oddaniu kopalń złota sprzeciwił się Antonio I. Wybuchła zacięta walka dwóch armii występujących pod sztandarem ze znakiem krzyża.
napotkała wielkie przeszkody w pracy misyjnej i po trzech latach, tj. w 1587 r., powróciła do Hiszpanii. Filip II Hiszpański (król Hiszpanii był także władcą Portugalii) wysyłał wszakże kolejnych misjonarzy i służył im pomocą. Pozwoliło to na utworzenie w 1596 r. biskupstwa w São Salvador i stworzenie tam katedry. Wkrótce potem miejscowy biskup został zamordowany, a jego następcy rezydowali w Luandzie w Angoli. W 1590 r. Alvaro II rozpoczął wojnę z Portugalczykami, licząc na pomoc ze strony rywalizujących z nimi państw, głównie Holandii. Dopiero Garcii II (1641–1660) udało się przełamać monopol portugalski na kontakty z Europą, do czego w dużym stopniu przyczynili się kapucyni wysłani tam przez Kongregację Propagandy Wiary. Obecność ich znacznie zwiększyła liczbę duchownych w Kongu. Jednakże po wycofaniu się Holendrów z Konga
Z historią Konga splatały się wydarzenia w Angoli. Jej wybrzeże było od początku XVI wieku opanowywane przez Portugalczyków. Angolczycy musieli przyjąć chrześcijaństwo i szybko odczuli skutki handlu ludźmi, bowiem to właśnie ich kraj był głównym dostawcą niewolników. Zwłaszcza region Ndongo, ponieważ gęstość zaludnienia była tam największa. Europejczycy byli też zainteresowani intratnymi kopalniami srebra w interiorze. W 1536 r. przybyli tam misjonarze z Konga, lecz ani oni, ani ich następcy – jezuici – nie osiągnęli sukcesów. Angola uwięziła misjonarzy jezuickich; ostatni z więźniów zmarł w 1575 r. Dopiero wsparcie króla Portugalii, którego wojska odniosły w 1581 r. zwycięstwo, pozwoliło rozwinąć misje. Według statystyk, wątpliwych zresztą, pod koniec XVI wieku w Angoli było około 25 tys. katolików. Najważniejszymi ośrodkami
Transport niewolników
paru pobłażliwych księży”. Jego panowanie zakończyło się katastrofą. Po jego śmierci 4 listopada 1561 r. wybuchły kolejne walki. Kolonizatorzy poparli sprzyjającego im Alfonsa II, ale ten król szybko zginął podczas powstania przeciwko cudzoziemcom. Równie szybki koniec spotkał kolejnych władców: Bernarda I oraz Henrique I. Dopiero Alvaro I panował dłużej, bo 20 lat. W 1558 r. został napadnięty przez plemiona Jagas i zmuszony do ucieczki wraz z duchowieństwem portugalskim oraz dostojnikami królestwa. Schronili się na Wyspie Końskiej, a że było ich wielu, a wyspa – mała, większość zmarła na zarazę i z głodu. Uchodźcy „sprzedawali się jeden drugiemu w niewolę”; wśród sprzedanych znaleźli się również członkowie rodziny królewskiej. Alvaro I wezwał na pomoc Portugalczyków, ale warunkiem jej otrzymania było wyraźne poparcie
23
ewangelizacji były Luanda i Massangano, które w 1596 r. zostały podniesione do rangi biskupiej. Nie było to jednak trwałe nawrócenie – chrystianizację podejmowano wciąż od nowa. Wszystko przez to, że kolonizatorzy eksploatowali kraj w niewyobrażalnym wręcz stopniu. W ciągu stu lat wywieźli stamtąd co najmniej milion niewolników! Misjonarze ponosili klęskę za klęską ze względu na swą nieudolność i niewłaściwą ocenę sytuacji. Żądali bezwzględnego uznania etyki katolickiej, grozili karami kościelnymi, rzucali ekskomuniki, a czasem wznosili stosy. Byli chciwi, nie sprzeciwiali się masowemu wywozowi Angolczyków. Swoje zadanie ograniczali w zasadzie „do zbawienia dusz czarnych dzikusów” – chrzcili więc niewolników przed wysłaniem za ocean. Duchowieństwo w Kongu i Angoli wykorzystywało niewolnictwo. Znane są liczne przypadki gwałtów księży na nieletnich niewolnicach, w tym małych dzieciach obojga płci. Znany jest przypadek, z pewnością nieodosobniony, księdza Ribeiry, który sprzedawał przedmioty kultu, aby kupować niewolników i niewolnice. Biskupi i misjonarze uzyskali przywileje umożliwiające wykorzystanie pracy niewolniczej na plantacjach oraz w charakterze służby. Bronili monopolu portugalskiego i własnych przywilejów ekonomicznych przed Holendrami oraz Anglikami, powołując się na walkę z heretykami. Według opinii Paula Diasa Novaisa, gubernatora Angoli, kraj ten miał wszelkie możliwości, by stać się dla Portugalii „drugą Brazylią”. Stało się jednak inaczej. A to dlatego, że czarni byli znakomicie zorganizowani, stali na wyższym poziomie cywilizacyjnym niż Indianie amerykańscy i nieustannie stawiali opór Europejczykom. Wciąż żyje afrykańska legenda o królowej angolskiej Nzingi z Matamby, która latami trzymała Portugalczyków w szachu. Nzinga to tytuł władczyni, a do historii przeszła pod imieniem Dżinga lub Zingha. Wychowano ją w duchu angolskiego patriotyzmu i walki o niepodległość; wcześniej walczyli o to jej ojciec i brat. Ona sama zaczęła walkę, mając 40 lat, i kontynuowała ją przez ćwierć wieku (1623–1648). Braki w uzbrojeniu nadrabiała strategią i męstwem. Straciwszy jedne tereny, zdobywała inne. Była jedyną niezależną plemienną królową w kraju poprzecinanym szlakami niewolniczych karawan. Niezwykła kobieta zmarła w 1661 r., mając 82 lata. Miecz od konającej przejął jej szwagier. Portugalczycy doceniali męstwo królowej. Podczas negocjacji przyjęli Zinghę z królewskimi honorami, bowiem jej geniusz polityczny i wojskowy wprawiał ich w podziw. Portugalski gubernator Cabassy był przytłoczony jej osobowością: inteligencją i wykształceniem, a także godnością oraz elegancją. ARTUR CECUŁA
24
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Relaksem w nerwicę Nerwice oraz stany lękowe dotykają coraz więcej osób. Te uciążliwe dolegliwości nie omijają młodych. Jak się przed nimi ustrzec?
Chciałbym zwrócić uwagę Czytelników na trening relaksacyjny. Pomaga on – zarówno osobom zdrowym, jak i chorym – pokonać stres, zwalczyć nerwicę oraz inne zaburzenia psychiczne. Można skorzystać z rozmaitych technik terapeutycznych. Pacjenta wprowadza się (lub dokonuje on tego sam) w stan głębokiego relaksu, a następnie za pomocą wizualizacji konfrontuje się go z problematyczną dla niego sytuacją. Następnie znów wprowadza się chorego w stan głębokiego relaksu. Za pomocą regularnych treningów relaksacyjnych pacjent może stopniowo zwalczyć nerwicę, gdyż jego napięcie będzie systematycznie spadać. Dzięki nim pacjent uczy się reakcji na trudne sytuacje, zachowania spokoju i równowagi emocjonalnej, a także radzenia sobie z napięciami za pomocą samokontroli. Takich technik relaksacyjnych jest sporo, ja jednak chciałbym zaprezentować dwie z nich. Chodzi o trening autogenny Schultza oraz trening Jacobsa, czyli techniki najczęściej wykorzystywane w praktyce klinicznej ze względu na prostotę oraz skuteczność.
Trening autogenny Schultza Bazuje na autosugestii. Istotą tej terapii jest wprowadzenie się w stan zbliżony do hipnozy, tzw. stan „alfa”, w celu osiągnięcia głębokiego rozluźnienia. Na początku korzysta się z pomocy terapeuty. Technikę tę można też stosować samodzielnie, ale wymaga to wprawy.
Trening składa się z faz polegających głównie na autosugestii, kolejno więc powinny nastąpić: uczucie ciężkości poszczególnych partii ciała, uczucie ciepła, regulacja rytmu serca oraz oddychania, uczucie ciepła w okolicy splotu słonecznego oraz przyjemnego wrażenia chłodu na czole (sugerowane jako powiew chłodnego wiatru). Taki trening stosuje się w leczeniu zaburzeń lękowych. Jest na tyle skuteczny, że może stanowić jedyny środek terapeutyczny. Pomaga w zwalczaniu takich zaburzeń jak: nerwicowy częstoskurcz serca i nerwowe zaczerpywanie powietrza, choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy na tle nerwowym, dusznica oskrzelowa, nerwice narządowe, nadciśnienie tętnicze, nadczynność tarczycy, pokrzywka, świąd nerwicowy, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne i wymioty psychogenne, wegetatywne zaburzenia krążenia i przewodu pokarmowego. Trening wykonuje się kilka razy dziennie w odstępach przynajmniej godzinnych. Najlepiej ćwiczyć w przewietrzonym, cichym pomieszczeniu przy optymalnej dla komfortu temperaturze. Ubrać się należy w luźne, niekrępujące ubrania, najlepiej z naturalnych włókien (bawełna, len itp.) Pozycje są trzy: 1. Leżąca – polega na wygodnym ułożeniu się na plecach. Głowa spoczywa na poduszce, oczy są przymknięte, ręce leżą przy ciele, lecz nie przylegają do niego (lekko rozsunięte); 2. Siedząca – tu głowa oparta jest o wysokie oparcie, na przykład
fotela, ręce na poręczach, oczy są przymknięte, nogi obok siebie (nie dotykają się i nie krzyżują); 3. Półleżąca – przypomina tę przybieraną podczas drzemki w pociągu. Głowa pochylona do przodu, ręce na kolanach, oczy przymknięte. Faza pierwsza – wywołanie uczucia ciężkiego ciała Po przyjęciu wybranej pozycji powtarzamy w myśli: „Moja prawa ręka jest ciężka”. Wypowiadamy te słowa 4–6 razy, a po tym kończymy sugestią: „Jestem spokojny”. Analogiczne ćwiczenia powtarzamy przy lewej ręce oraz nogach. Po każdej kończynie powtarzamy sugestię: „Jestem spokojny”. Całość kończymy frazą: „Całe moje ciało jest ciężkie, bardzo ciężkie”. Potem należy się „uziemić”, na przykład położyć na ziemi lub dotknąć dłońmi podłogi. Ćwiczenie to rozluźnia mięśnie. Przez pierwsze 2 tygodnie treningu ograniczamy się do pierwszej fazy. Faza druga – odczuwanie ciepła w całym ciele Powtarzamy sugestię: „Moja prawa ręka jest ciepła” (4–6 razy), a następnie stwierdzamy: „Jestem spokojny”. Tak samo postępujemy w przypadku pozostałych kończyn. Następnie stawiamy tezę: „Całe moje ciało jest przyjemnie ciepłe i ciężkie”. Ćwiczenie to powoduje rozszerzenie naczyń krwionośnych. Wykonujemy je przez kolejne 2 tygodnie (łącznie z wywołaniem odczucia ciężkiego ciała) i do zestawu dodajemy następną fazę. Jednak ćwiczenie to nie może być praktykowane przy
chorobach wrzodowych; chory pomija je i przechodzi bezpośrednio do fazy trzeciej. Faza trzecia – koncentracja na rytmie serca Na tym etapie ćwiczeń koncentrujemy się na rytmie serca, mówiąc: „Moje serce bije równo i spokojnie”. Słowa te wypowiadamy tylko raz. Hipochondrycy mogą przeżyć stan niepokoju, lecz nie mają powodów do obaw. Ćwiczenie wykonujemy przez kolejne 2 tygodnie łącznie z poprzednimi, po czym dokładamy kolejne. Faza czwarta – koncentracja na oddechu Wypowiadamy pojedynczą sugestię: „Oddycham równo i spokojnie” lub „Oddycham lekko i spokojnie”. Fazą tą kończymy trening przez następne dwa tygodnie. Faza piąta – wrażenie ciepła w okolicy splotu słonecznego Skupiamy się na splocie słonecznym. Wypowiadamy frazę: „Mój brzuch staje się coraz cieplejszy” albo: „Mój splot słoneczny emanuje ciepłem”. Powtarzamy ją 4–6 razy i kończymy pojedynczą sugestią: „Jestem spokojny”. Nie zaleca się tego ćwiczenia osobom cierpiącym na chorobę wrzodową. Ma ono na celu regulację narządów wewnętrznych. Rozszerza naczynia krwionośne oraz poprawia trawienie. Kolejne dwa tygodnie treningu kończymy na tej fazie. Faza szósta – wrażenie chłodnego czoła Koncentrujemy się na czole, powtarzając w myśli: „Moje czoło jest przyjemnie chłodne” (nie zimne!) lub: „Moje czoło jest lekko chłodne”. Powtarzamy to kilka razy i kończymy sugestią: „Jestem spokojny”. To ostatnia faza cyklu. Po wprowadzeniu jej do treningu przeprowadzamy go już w całości. Dzięki systematycznym ćwiczeniom po jakimś czasie wystarczą nam tylko hasła – „ciężar”, „spokój”, „ciepło”, „serce spokojne”, „oddech spokojny”, „splot słoneczny ciepły”, „czoło przyjemnie chłodne”.
Trening Jacobsona Jest prostszy od treningu Schultza. Nie wymaga poważniejszego wsparcia terapeuty ani nie bazuje na autosugestii. Koncentruje się na niwelacji napięcia mięśni, które jest efektem kumulacji stresu. Metoda ta polega na naprzemiennym napinaniu i rozluźnianiu mięśni, a celem jest osiągnięcie określonego stopnia samokontroli, która umożliwia rozpoznawanie i łagodzenie czynników stresogennych. Trening Jacobsona jest bardzo przydatny w profilaktyce nerwic lękowych i psychosomatycznych. Pomaga zwalczać zaburzenia snu i łagodzić objawy
depresji. Dużą zaletą tej techniki jest wypracowanie wysokiej samoświadomości, która pozwoli chorej osobie poznać reakcje własnego ciała na lęk. Umożliwi to wcześniejsze rozpoznanie symptomów zbliżającego się ataku lęku i właściwą reakcję. Oto przykłady zastosowania treningu Jacobsona: Zaciśnij obie pięści – zwróć uwagę na napięcie dłoni i przedramion – rozluźnij się. Dotknij palcami barków i podnieś ramiona – odnotuj napięcie bicepsów i ramion – rozluźnij się. Wzrusz ramionami, podnieś je jak najwyżej – zauważ napięcie barków – rozluźnij się. Zmarszcz czoło – dostrzeż napięcie czoła i okolicy oczu – rozluźnij się. Zaciśnij powieki – zauważ napięcie – rozluźnij mięśnie z lekko przymkniętymi oczami. Przyciśnij język do podniebienia – zwróć uwagę na napięcie w jamie ustnej – rozluźnij się. Zaciśnij zęby – odnotuj napięcie w jamie ustnej i szczęce – odpocznij. Odchyl głowę do tyłu – dostrzeż napięcie karku i górnej partii pleców – odpocznij. Opuść głowę, przyciśnij brodę do piersi – zauważ napięcie karku i barków – rozluźnij się. Wygnij plecy w łuk, odsuwając się od oparcia krzesła, i cofnij ramiona – zwróć uwagę na napięcie pleców i barków – odpocznij. Weź głęboki oddech i zatrzymaj powietrze – odnotuj napięcie klatki piersiowej i pleców – odpocznij. Weź dwa głębokie oddechy, zatrzymaj i wydychaj powietrze – dostrzeż, że oddech staje się wolniejszy i spokojniejszy – odpocznij. Wciągnij brzuch, staraj się docisnąć go do kręgosłupa – zauważ uczucie napięcia brzucha – rozluźnij się, oddychaj regularnie. Napnij mięśnie brzucha – zwróć uwagę na naprężenie w brzuchu – odpocznij. Napnij pośladki tak, aby się na nich lekko podnieść – odnotuj napięcie – odpocznij. Ściągnij uda, prostując nogi – dostrzeż napięcie – odpocznij. Skieruj palce u nóg do góry, ku twarzy – zwróć uwagę na napięcie stóp i łydek – odpocznij. Podkurcz palce u nóg tak, jakbyś chciał je zagrzebać w piasku – zauważ napięcie w podbiciu stóp – odpocznij. Dzięki systematycznym ćwiczeniom wypracujemy nawyk rozluźniania mięśni. Pozwoli to nam panować nad stresem, strachem i innymi negatywnymi emocjami. W internecie można znaleźć nagrania lektora prowadzące krok po kroku przez treningi autogenne. Pozytywne opinie użytkowników zachęcają do wypróbowania tych tanich i bezpiecznych metod radzenia sobie z nerwicą. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Demokracja we mgle Większość, która w demokracji powinna mieć głos decydujący, idei demokracji, niestety, nie rozumie. Żyjemy w powszechnie niezrozumiałym ustroju! Nieporozumienie dotyczy wszystkiego, co wykracza poza najprostszą z fundamentalnych zasad tego ustroju, głoszącą, że reprezentanci całego społeczeństwa powinni stanowić prawa w drodze głosowania. Każdy wszak wie, co to są wybory i głosowania w Sejmie. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew. Druga zasada demokracji to równość i niedyskryminowanie: demokracja jest ustrojem wolnych i równych, wobec czego wszyscy obywatele muszą mieć gwarancję swobód osobistych i politycznych, bez których każdy odstający swymi poglądami i stylem życia od otoczenia oraz wszelkie mniejszości szybko zostaliby zdominowani przez większość ustanawiającą prawa nakazujące ogółowi podporządkowanie się przekonaniom i stylowi życia większości. A wtedy z wolności byłyby nici i cała demokracja byłaby na nic. Zmieniłaby się w zwykły rząd autorytarny, który rozkazuje obywatelom, za nic mając pragnienie swobody i autonomii niektórych spośród nich. Trudność polega na tym,
że zasada druga jest w sprzeczności z pierwszą, a ściśle biorąc – jest jej ograniczeniem. Mówi ona tyle, że większości jednak nie wolno wszystkiego. Nie może ona znieść swobód obywatelskich ani wprowadzać nierówności praw pomiędzy obywatelami. Żeby obywatele mogli ufać, że nie wybiorą sobie przedstawicieli, którzy zgodnie z własnymi przekonaniami i sumieniem zniosą demokrację, niezbędna jest w ustroju demokratycznym konstytucja, czyli nadrzędna norma prawna gwarantująca wolność i równość obywateli oraz bezstronność państwa w kwestiach przekonań etycznych i filozoficznych, które trwale dzielą społeczeństwo. I to w zasadzie wszystko. Niestety, okazuje się, że ta konstrukcja jest zbyt skomplikowana, aby większość obywateli mogła ją pojąć. Owszem, dzieje się tak, lecz tylko w niektórych, bardzo starych demokracjach. W Polsce nawet posłowie myślą, że ich zadaniem jest
zawsze głosować za takim prawem, które uznają – zgodnie ze swoimi przekonaniami osobistymi, wiedzą i sumieniem – za najlepsze dla ogółu obywateli. Tymczasem nie zawsze tak jest. Nie jest tak w przypadku, gdy głosowanie dotyczy ustawy ograniczającej czyjeś swobody obywatelskie albo wprowadza nierówność praw między obywatelami. Wtedy
Grodzka trans-fformuje Polskę Â Ciąg dalszy ze str. 8 – Ja nie, ale miliony polskich emerytów tak. – Myślę, że TVP przestała być publiczna. Ludzie, którzy pytają, dlaczego powinni płacić abonament, mają sporo racji. Mimo to jestem zwolenniczką abonamentu, by pieniądze wpływały do mediów publicznych bez pośrednictwa polityków. Poziom telewizji i jej tabloidyzacja są zastraszające. Nadawca publiczny powinien zachowywać pewien poziom. Niestety, w pogoni za oglądalnością ginie jakakolwiek wartość nadawcy publicznego, on niczym nie różni się od stacji komercyjnych. Polska musi mieć prawdziwie publiczną telewizję, naprawdę niezależne media. Inaczej nie będzie demokracji. Czy wyobraża sobie pani sądy opłacane przez kapitał i biznes? A media są tak opłacane. Demokracja to władza z wyborów wolnych i powszechnych, niezawisłe sądownictwo i wolne media. – Premier nawoływał do niepłacenia abonamentu, telewizja została zmuszona do zarabiania na reklamach, a wpływy z reklam zależą od oglądalności. To błędne koło. – To prawda. Myślę, że to świadoma działalność rządu. Zmierza on do stworzenia sytuacji, w której telewizja publiczna jako taka przestanie istnieć nie tylko praktycznie, ale
też formalnie. Potem będzie można z nią robić cuda. Wierzy pani w cuda? – Już teraz z TVP robi się cuda. Chodzi o prywatyzację? – O takich cudach myślałam. Prawdziwych cudów, niestety, nie ma. – Jak Pani ocenia wpływ internetu, zwłaszcza portali społecznościowych, na zmianę postawy wielu posłów po głosowaniu nad projektami ustaw o związkach partnerskich? – Można pisać wszystko na blogu, można krzyczeć na ulicy, byle nie po godz. 22, demonstrować, byle nie w kominiarce. Nawet w Sejmie można wygadywać niemal wszystko. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że to głównie media organizują debatę publiczną. Pojawiają się poszczególne fale informacji dotyczących rozmaitych spraw – mamy Madzi, rozbitej szyby w dreamlinerze, posłanki Grodzkiej, która jest „dziwadłem”. Brakuje zaś informacji i poważnej debaty politycznej, dotyczącej tego, że 20–30 proc. polskich dzieci głoduje, że mamy problem mieszkaniowy i eksmisje na bruk, śmieciówki i skandaliczne bezrobocie. – Konkrety wypowiadają ci, którzy mają coś do powiedzenia. – Trzeba mieć plan, pomysł na to, jak tę sytuację zmienić. Media nie chcą debatować na poważne tematy. Dlaczego? Organizują
od własnych przekonań posła ważniejsza jest wierność zasadom demokracji wyrażonym w konstytucji. Przykładem takiego nieporozumienia jest niedawne głosowanie w sprawie skierowania do dalszych prac legislacyjnych trzech projektów ustaw o związkach partnerskich. Pomijam kwestię argumentów podnoszonych przeciwko samej idei zawierania takich związków. Uważam zresztą te argumenty za niemądre. Nie tego wszak dotyczyło głosowanie. Posłom pomyliły się poziomy procedury. W tym wypadku chodziło o to, czy w ogóle może się w Sejmie toczyć dyskusja na temat związków partnerskich. Odpowiedź mogła być tylko jedna: demokracja nakazuje, by mogła się toczyć bez przeszkód. Niestety, posłowie będący przeciwnikami legalizacji związków partnerskich skorzystali z okazji, jaką było głosowanie nad kontynuowaniem procedury do tego, by storpedować same projekty jako takie.
debatę w taki sposób, by płynęły z niej określone, zamówione wnioski, a niezamówione – nie. Wciska nam się kit, że własność jest święta. Własność szczoteczki do zębów – tak! Własność mieszkania – być może. Ale państwo nie jest prywatnym folwarkiem! Nie można nadużywać państwowej infrastruktury, zasobów kulturowych, zasobów ziemi! Pracodawca powinien liczyć się z pracownikiem. Proszę spojrzeć na stan reprezentacji pracowniczych w Polsce! Trwa spór o strajkujących kolejarzy. Media bębnią, że kolejarze są źli, bo oni nie chcą oddać przywilejów. A im się po prostu obniża i tak niskie płace! Może faktycznie metoda przywilejów nie jest najlepsza, ale trzeba usiąść z tymi ludźmi, porozmawiać, wytłumaczyć, że zabiera się przywileje, ale zamiast tego – wyrówna się to w pensjach! – Jak Pani ocenia swój rok w Sejmie? – Było bardzo pracowicie. Przez całe życie prowadziłam własne przedsiębiorstwo, bywało, że zatrudniałam 20–30 osób, myślałam, że mam sporo roboty, ale Sejm pod tym względem jest gorszy. Harówka! Pracowałam nad nowelizacją prawa pracy umacniającą pozycję pracowników w taki sposób, by nie generować dodatkowych kosztów ani nie hamować działalności gospodarczej. We współpracy z Kancelarią Sprawiedliwości Społecznej pracuję nad nowelizacją ustawy o ochronie lokatorów oraz ustawą o uzgadnianiu płci. Działam w komisjach parlamentarnych kultury i sprawiedliwości. Prowadzę też Zespół Parlamentarny Zrównoważonego Rozwoju
25
Poszli na skróty, a kierowali się zapewne przekonaniem, że po to ich wybrano, by używali siły swych głosów do stanowienia prawa wedle poglądów, jakie mają oni sami i ich wyborcy. Otóż nie do końca. Normą nadrzędną dla procesu stanowienia prawa jest konstytucja i ustój państwa, a ten jest demokratyczny. Ustrój ten nakazuje, by wszyscy obywatele mogli korzystać z takich samych praw, a swobody obywatelskie były możliwie najszersze. Akurat w przypadku związków partnerskich ich legalizacja nie ogranicza niczyich praw ani nie narusza niczyich interesów (np. nie szkodzi żadnemu z małżeństw), przeto odmawianie przyjęcia ustawy legalizacyjnej jest działaniem wbrew duchowi konstytucji. Posłowie mający nawet skrajnie niechętny stosunek do związków partnerskich powinni byli głosować nie tylko za dopuszczeniem projektów ustaw do dalszego procedowania, lecz również za którymś z tychże projektów. Ich osobiste przekonania oraz przekonania większości wyborców nie mają bowiem znaczenia, gdy chodzi o swobody obywatelskie. Te powinny być poszerzane do granic, poza którymi wolność jednych okupiona jest ograniczeniem wolności innych. Niestety, nie ma żadnej siły, która zmusiłaby posłów w państwie demokratycznym do przestrzegania ducha konstytucji. Przecież nie można im nakazać posłuszeństwa ideałom demokracji. Wszak mamy demokrację… JAN HARTMAN
„Społeczeństwo Fair”. Na nasze debaty przychodzą naukowcy, przedstawiciele organizacji społecznych, związkowcy i posłowie. Rozmawiamy o biedzie, globalizacji i jej skutkach, polityce społecznej, m.in. rodzinnej. O Polsce w Europie, zielonej polityce, roli związków zawodowych w gospodarce. – Co Pani uznaje za największy sukces swój i Ruchu? – Debatę o związkach partnerskich. Jej otoczka wymusiła zmianę postrzegania polityki. Posłom płaci się za to, aby debatowali o tym, co może być dla ludzi najlepsze, a nie za to, żeby głosowaniem odrzucali możliwość rozmowy na jakiś temat. – Jaka jest największa porażka RP? – Nie znam żadnych porażek Ruchu (uśmiech). – A poparcie wydłużenia wieku emerytalnego 67? Pani i naczelny „FiM” go nie poparliście… – Nie cały Ruch poparł tę reformę. Taka była decyzja klubu. Długo rozmawialiśmy o tym projekcie. Były różne opinie. Ja argumentowałam na NIE. Zdecydowaliśmy, że nie będzie w tej sprawie dyscypliny głosowania, więc głosowałam za nieudzieleniem poparcia. – O czym marzy Anna Grodzka? – Marzy mi się Polska ludzi wolnych, rządzona racjonalnie w interesie społeczeństwa. Polska ludzi równych, mających perspektywy rozwoju. Nowoczesne, europejskie państwo. Kiedy przysypiam, to właśnie coś takiego mi się śni. Rozmawiała MAŁGORZATA BORKOWSKA
26
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Gold z Wami
Łowca kobiet
Lista kobiecych ofiar Donalda Tuska jest bardzo długa. Jedną z najbardziej znanych jest oczywiście Zyta Gilowska. Kiedyś siostra, a potem matka nepotyczka, osoba bez zasad… Ale takich kobiet jest więcej: Joanna Kluzik-Rostkowska, Ewa Kopacz, Julia Pitera. Stosowany schemat jest zawsze taki sam: wciągnąć ofiarę w imię jakichś wartości w grę, w której musi się ona ubrudzić! Kiedy zostanie ubłocona, to będzie ją można bezkarnie porzucić. I tak ma być tym razem w piątek, w czasie głosowania w sprawie odwołania Wandy Nowickiej ze stanowiska wicemarszałkini. Zacznie się od retoryki ikony spraw kobiet, a finał będzie taki sam: bezużyteczna lalka! Jako kolejna ofiara Donalda Tuska, po Ewie Kopacz, Wanda Nowicka będzie zdana na łaskę i niełaskę jedynego „pana losu” – premiera. Smutno było patrzeć, jak Ewa Kopacz musiała odegrać tę rolę kilka dni temu. Najpierw opowiadać bajki o „teatrzyku Palikota”, a potem, jakby było mało, przy okazji Smoleńska, po raz kolejny umierać za Tuska. Teraz jej los ma podzielić Wanda – ma zostać wykorzystana, uzależniona i porzucona. Nie chciałbym być zmuszony do oglądania tego spektaklu. Los ofiary premiera nie stanowi jednak przestrogi dla następnych. Niestety... Podobnie przecież stało się całkiem niedawno z Joanną Kluzik-Rostkowską. Została ona wykorzystana do rozbicia PJN i porzucona
zaraz po spłaceniu długu, czyli po wejściu do parlamentu. Dziś jest nikim. Analitycy sytuacji w PO nie mają już wątpliwości, że Kluzik-Rostkowska nie będzie posłanką do kolejnego parlamentu. Mimo to udaje się Tuskowi łowić kolejne ofiary. Teraz próbuje złowić Wandę na lep urzędu wicemarszałka, obrończyni kobiet, liderki spraw kobiecych. Tak to będzie wyglądało przez miesiąc, dwa, a potem jak zawsze premier zapomni, zbagatelizuje i umyje ręce. Okaże się na przykład, że Wanda nie zbiera głosów lub jest zbyt lewacka. Chciałbym zobaczyć minę Tuska, gdyby mu się to polowanie na kobiety wreszcie nie udało. Kiedyś tak się zdarzy. Oby teraz. Łowca kobiet z ich skradzionymi torebkami w ręku! A właściwie z ręką w nocniku. Wanda, nie daj się! Ale w tym łowisku kobiet szczególną uwagę premiera przykuwa Anka Grodzka. I to strach przed nią powoduje, że Tusk poniża Kopaczową, bałamuci Nowicką i gra na nosie Palikotowi. Grodzka rozsadza świat Tuska. Wykracza poza ramy jego intryg. Stary łowca unika jak może jej towarzystwa. Jednak mądra i łagodna twarz Anki czeka na niego w różnych zakamarkach jak niespełniony sen o wolności. I wcześniej czy później nam się ten sen przyśni. Ale tylko nam. Tusk będzie za nim tęsknił do końca życia. JANUSZ PALIKOT
Pod takim tytułem w krakowskim Teatrze Groteska odbyła się trzynasta Reality Shopka Szoł. Był to zarazem drugi, po założycielskim, tym razem programowy Kongres społeczno-politycznego ugrupowania SJN, czyli Shopka Jest Najważniejsza. Choć nazwa nasuwa nieodparte skojarzenie z PJN, polityków z partii europosła Kowala nie było. Mają za słabe notowania, aby potencjalnym wyborcom zapewnić dobrobyt. Wydarzenia minionego roku komentowali i recepty na przyszłość wystawiali m.in.: Robert Biedroń, Krzysztof Cugowski, Tadeusz Cymański, Zbigniew Ćwiąkalski, Andrzej Dera, Eugeniusz Grzeszczak, Beata Kempa, Joanna Kluzik-Rostkowska, Jacek Majchrowski, Ireneusz Raś, Joanna Senyszyn, Bogusław Sonik, Róża Thun, Jerzy Wenderlich, Janusz Wojciechowski, Andrzej Zoll. Reżyserował, jak zawsze, dyrektor Teatru Groteska Adolf Weltschek, a scenariusz stworzyli wspólnie z nim Małgorzata Zwolińska i Jacek Stankiewicz. Znakomite teksty napisali niezawodni poeci Mariusz Parlicki i Paweł Szumiec. Nie zabrakło żadnego ważnego tematu. Było o aferze Amber Gold, deregulacji zawodów, reorganizacji sądów, związkach partnerskich, trzęsieniu ziemi w PSL, PiS-owskim kandydacie na premiera i naturalnie o urzędującym premierze. Posłanka Kempa pytała Tuska: „Gdzie się podziały nasze podatki”, a europoseł Cymański zachęcał: „Do odwołania jeden krok, więc zrób go sam Tusku premierze!”. W tym roku wystąpiłam jako Statua Wolności. „Rzecz o bitej śmietanie”, znakomity satyryczny tekst Pawła Szumca, budził śmiech i zgrzytanie zębów. A brzmiał (fragmenty, całość na www.faktyimity.pl) tak:
Bita śmietana – wie każde dziecię – Przysmakiem słodkim jest w całym świecie. Można ją dodać do ciast, sałatek, Do lodów pyszny jest to dodatek.
Tam ksiądz Kozyra – duszpasterz młodych, Dał temu słodkie, smaczne dowody. Mówił, że nie ma nic do ukrycia – Tak uczennice liznęły życia.
Lecz najsmaczniejsza, rzecz wszak to znana, Jest zlizywana z księdza kolana. Wśród salezjanów, w mieście Lubinie, Ten przysmak w spreju szczególnie słynie.
On prostą drogą mknie do zbawienia, Bo to był ponoć… krem do golenia. Istotnie jest to różnica spora, Co dziewczę zliże z nóg dyrektora.
Jako Wolności w Stanach Statua, I ja na wolność jestem dziś czuła. I czule chcę dziś, ludu kochany, Stanąć w obronie bitej... śmietany.
Gościem specjalnym shopki była miss EURO 2012 Natalia Siwiec, która z właściwym sobie wdziękiem uznała, że jest „wisienką na torcie”. Zapewne dlatego, że poseł Raś nie odstępował jej na krok i wpatrywał się niczym w święty obrazek Matki Boskiej. Jak przystało na prawdziwego Polaka katolika, absolwenta Papieskiej Akademii Teologicznej, członka Zakonu Rycerzy Kolumba i PO, a przedtem PiS, oraz zagorzałego przeciwnika związków partnerskich, szczęśliwego – jak o sobie pisze – męża i ojca trzech córek, a także rodzonego brata ks. Dariusza Rasia. Byłego osobistego sekretarza kardynała Dziwisza, obecnie archiprezbitra Bazyliki Mariackiej w Krakowie, od niedawna także dyrektora wciąż nieczynnego, aferalnego Muzeum Domu Rodzinnego JPII w Wadowicach, na którego remont wydano już 25 mln zł z samorządu i ministerstwa, a końca nie widać. Kongres zakończył się rozwiązaniem jeszcze nie do końca zawiązanego ugrupowania Shopka Jest Najważniejsza. Wspaniała Bożena Zawiślak-Dolny, primadonna Opery Krakowskiej, brawurowo odśpiewała Międzynarodówkę. Zza kulis wtórowali jej prawie wszyscy politykoaktorzy. Najlepiej tekst znała Kluzik-Rostkowska. O godz. 23.00 sztandar SJN został wyprowadzony. Na rok czy na zawsze, okaże się w lutym 2014. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.eu
FUNDACJA „FiM” Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2012 Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Starsza pani po wyjściu z gabinetu lekarskiego: – Medycyna zrobiła wielkie postępy. Dawniej musiałam się rozbierać, a obecnie wystarczy tylko pokazać język. ~ ~ ~ – Panie doktorze, czy ja wyzdrowieję? – A wie pan, że sam jestem ciekaw!
1
D
2
Z
R 10
R
13
O M
E
D
K
21
Znaleziono na: www.wiocha.pl
Dziadek siedzi przy stole i kroi viagrę na pół. Widzi to babcia i namawia: – Stary, weź całą! – Nie, bo dziś chcę cię tylko pocałować. KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) gałąź bez liści, 6) mieszanie win, nie kar, 9) badanie przez roztrząsanie, 10) w tece partnera premiera, 11) w skrzypce duszę wkłada, 13) znak w domenie, 14) oko za oko, ząb za ząb, 18) Radź sobie sam!, 20) koni bez liku ma w swym silniku, 21) na przekrętach się opiera, 23) stary – z brodą, 24) chodzą na rękach, 27) ulubiony kwiat kapitana Nemo, 28) wylęgarka, 30) smar pochlebców, 31) lekarz z radiem, 32) przez żony zasiedlony, 34) docieka pochodzenia człowieka, 37) tu złodziej wreszcie ląduje w areszcie, 40) auto na lato, 41) pieczątka z podpisem, 42) chorobowe poplątania, 46) mierzy siły, nie na zamiary, 50) ma za duże buty, z kolorowym nosem, 51) prezent z Francji, 53) o ojcu czule, 54) pomoc w zejściu, 58) wystawia antyki na widok publiki, 60) przełamuje się przez Pieniny, 61) istotka, niepozorna jak płotka, 62) pokręcony stary, ale ciągle jary, 63) wynik produkcji z zyskiem, 64) protokoły i inne gryzmoły, 66) takie smaczne śledzie, że i do nich coś będzie, 69) z nędzą, 70) tam z Florydy lecisz chwilę, 71) zrobiony na pniu, 72) w takim utworze czuć noc na dworze, 73) z natki na balustradki, 74) boska metropolia pogrążona w kryzysie. Pionowo: 1) rurka zanurzona w adrenalinie, 2) pierwiastek na topie, 3) nic trudnego, 4) lubieżny bożek leśny, 5) wpadają do łuz co chwilę, 6) kwiat do... zupy, 7) w sam raz na klapsy, 8) tonie w betonie, 10) rzecz na planie, 12) cukierki z klamerki, 13) szuka odbiorcy, 15) znacznie mniej twarda postać Edwarda, 16) gdy go spotkasz, to się trap, 17) gburowi go brak, 19) nie dba o siebie, 20) spadając z oczu, pokazuje prawdę, 22) gardło całe zaropiałe, 25) Archipelag Sołżenicyna, 26) roztrzepany Darek, 28) coś dla zapiewajły, 29) dworzec w eterze, 32) malutki, zaprasza turystów na pobyt długi lub krótki, 33) ma syna, na nodze Indianina, 35) nad Notecią, 36) brzeżki z mereżki, 38) konkretna filozofia, 39) pogotowie z jednym ale, 42) różnokolorowe na głowę, 43) dziadostwo o nich pamięta, 44) jest bogaty, bo ma ZUS?, 45) Starski, 46) modry w walcu, 47) wyciąganie cegieł z muru, 48) znak, komu tej książki będzie brak, 49) wzywa, by nabywać, 52) pozostałość związana z Rudym, 53) Polska dla Polaków, 55) kolejna część z natury, 56) znamy ich i popieramy, 57) ten bóg się nie rusza od faryzeusza, 59) laska Janosika, 61) krwisty soczek, 65) pani w Hiszpanii, 67) kto wie, co robią w Tokio cietrzewie?, 68) as w rękawie, 69) sexy bielizna, każdy to przyzna.
23
D
O
A 30
W
A
E
C 35
A
N
W C
I
I
E E
R
43
O
W
O
E U
K
V
K
E
N
K
N
A
20
32
L
T
I A
K
R
I
A
T
O
41
F
23
55
T
L
A
A
D
U
N
Y
R A
N
Y
U
N
56
N
A
A
J
18
67
T
57
68
A
O
K
S
T
T
J
E
C
16
Z
S
Y
15
O
U
Y 61
O
S
S
K
A
C
5
I
A
T
E
T
E R
48
E
T
L
22
B
B
I
O
S
49
R E
E
K L
K
A
R 69
G
L
I Ó
Z
74
A
X
Z
A
Y
M
N
A 39
I
L
D C
N
T
47
M
O
Z
R
J
26
U
O
Z
C 6
L K
I
A
E
E M
O
E
R
19
B
M
38
A
Y
A
71
U
I
N
E
N S
D
R
O
T
Z
T
K
I
O
O
63
I
A
N
7
A
22
R
D
I
53
N
O
72
D
S
E
N
L
T
10
2
A
46
A
R
D M
K
G
A
M
12
I 18
R
33
O
N
29
R
K
T
A
31
8
Ż W
27
K
37
L
60
E
R
E
A
E
F
D
45
R U
A
S
52
M
A
B
25
T
K
N
73
U
26
U
K
I
66
Y
T
A
A
G
50
R
N
E
7
P A
11
21
G
O
A
17
R
A
E
N
M
A
D
H
Z
U
L
L
59
65
12
T
I
A
16
Ł
L
E
U
I
K
L
N
27
54
S
9
N
N
62
70
I
A
Z
T A
Ł
E
Ę
A
E
O
R
Z
K 64
I
L
25
Z
N
44
C
M
24
O
A
D
W
I
U
I
24
P
15
6
B
U E
T
R
N
58
I
K
A 14
4
L 28
O
B
N 1
5
F
8
W
17
A
4
A
T
P
L
36
Ł
S
O
Ł
14
Ą
K
51
R
M
T
40
3
O
B
A
42
9
T
Y
34
P
13
S 20
11
3
A
Z
N
Z
I
M D
A
19
D N
Y
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie rozmowy dwóch młodych księży: – Od tego, co się teraz słyszy od młodzieży przy spowiedzi, to się człowiekowi dosłownie czapka podnosi.
T
1
18
O A
2
19
P K
3
20
O O
C
4
21
L
22
A
5
23
O
K
6
N
24
A
25
C
7
26
Ł
8
H
27
A
9
D
10
Z
11
I
12
E
13
S
14
Z
15
J
16
17
?
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 4/2013: „My nie, ale może nasze wnuki”. Nagrody otrzymują: Władysław Kacprzak z Włocławka, Stanisław Borowik ze Skawiny, Jerzy Jankowski z Gostynina. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn , Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna – cena 52 za I kwartał 2013 r., 104 zł za I połowę 2013 r., 208 zł za rok 2013. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 za I kwartał 2013 r., 104 zł za I połowę 2013 r., 204 zł za rok 2013; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00 – 18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA NEWS Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Z
ŚWIĘTUSZENIE
Matka Boska fotoradarowska
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 6 (675) 8–14 II 2013 r.
JAJA JAK BIRETY
Znaleziono na: www.demotywatory.pl
a kilka dni tzw. święto zakochanych. Kogo stać, może wtedy pojechać do stolicy miłości – tak mówią o Paryżu. ~ Najczęściej odwiedzaną atrakcją miłosnej stolicy wcale nie jest kultowa wieża Eiffla (5,5 mln turystów rocznie). Luwr też nie (5 mln turystów), tylko – Disneyland! Tam rocznie bawi się 13 mln przyjezdnych. ~ Turyści często odwiedzają też tamtejsze biuro rzeczy znalezionych – istniejące od przeszło 200 lat i największe w Europie. Codziennie trafia tam około 1000 różnych przedmiotów. Najczęściej portfele, paszporty, klucze i okulary. Chociaż pracownicy biura pamiętają oryginalniejsze zguby – urnę z prochami i protezę nogi. Kiedyś zapominalscy przyszli odebrać... broń i narkotyki. Wychodzili w asyście policji. Przedmioty warte mniej niż 100 euro są trzymane przez 4 miesiące. Takie kosztowniejsze – przez rok. Potem są licytowane na rzecz skarbu państwa. ~ Paryż bywa nazywany miastem światła. Nie chodzi o latarnie ani podświetlane wieczorami mosty, ale o liczbę intelektualistów mieszkających w stolicy. ~ Co do oświetlenia – tym razem dosłownie – od 1 lipca Francja ma być mniej „świecąca”. Wszystko po to, żeby oszczędzać energię. Oświetlenie budynków niemieszkalnych i witryn sklepowych będzie
CUDA-WIANKI
Miasto miłości wyłączone najpóźniej o 1 w nocy. Światła w biurowcach – najpóźniej godzinę po „zakończeniu użytkowania”. Wyjątki są przewidziane na czas świąt i imprez kulturalnych oraz… w Paryżu. ~ Z Paryżem kojarzą się też bagietki. Kiedyś nazywane „chlebem wiedeńskim”. Ich długość (65 cm) i grubość (6 cm) definiuje francuskie prawo. ~ Od 31 stycznia tego roku paryżankom wolno nosić… spodnie. Dopiero teraz oficjalnie zniesiono przepis z 1799 r. Antyspodniowy dekret uchwalono tuż po rewolucji francuskiej, kiedy prawa
do noszenia portek żądały rewolucjonistki. Na początku XX wieku kobietom łaskawie pozwolono na spodnie, kiedy jeździły na koniu lub rowerze. Później nosiły, co chciały, ale absurdalnego przepisu długo nikt nie zmieniał, zaliczając go do „archeologii prawnej”. ~ W mieście miłości może nas dopaść tzw. syndrom paryski. Chociaż z reguły dopada Japończyków. Chodzi o to, że turysta – najczęściej skośnooki – przylatuje do stolicy Francji i spodziewa się ogromnych wzruszeń. Nastawia się, że zobaczy cuda, o jakich mu się nie śniło. A jak przychodzi co do czego, przeżywa rozczarowanie. Według innych badaczy syndrom wcale nie polega na rozczarowaniu, ale na nadmiernej ekscytacji Paryżem. Objawy są te same – kołatanie serca, halucynacje, depresja. JC