Prezydent po trupie Millera i na gruzach SLD chce zbudować nową partię
Kwaśniewski posłał Rywina INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 2
Nie dawaj łapówki lekarzowi! Zwłaszcza chirurgów bardzo to dopinguje do pracy... Za bardzo. Jeśli jesteś kobietą – zamiast małej cysty na jajnikach mogą Ci wyciąć podczas operacji wszystkie narządy rodne, wmawiając później, że miałaś raka. Tak właśnie stało się w przypadku Florianny Szymczak. Ü Str. 7 Polska służba zdrowia nie dość, że jest chora, to jeszcze produkuje kalekich.
Golasy Za państwowy grosz po chrześcijańsku Nagość, którą stworzył Bóg, człowiek człowiekowi skutecznie obrzydza. Prym wiedzie w tym Kościół papieski, ale... nie zawsze tak bywało. Jeszcze w XVI wieku kobiety i mężczyźni wspólnie pluskali się nago w publicznych łaźniach, a w zakonach panowała moda na kąpiele koedukacyjne zakonników z zakonnicami w źródełkach. Pruderia – znacznie bardziej niż w codziennym życiu – ujawniała się w sztuce.
Ü Str. 15
„Metron” to największy zakład w Toruniu, założony tuż po I wojnie światowej. Za brzydkiej komuny fabryka przynosiła dochód państwu i dawała zatrudnienie setkom ludzi. Komu to przeszkadzało? Oprócz Balcerowicza, jeszcze dyrektorowi firmy i jego zastępcy, szefom związków zawodowych oraz pewnemu księdzu. Resztę zysków wygenerowało kilka osób, a obecnie na gruzach fabryki pracuje Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Ü Str. 10
2
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Premier Miller podpisał „list ośmiu” popierający amerykańską politykę wobec Iraku. Inicjatywa jest ewidentnie wymierzona w Niemcy i Francję, czyli w najważniejszych polskich partnerów w Europie. Tymczasem wdzięczni Amerykanie już zapowiedzieli, że ich inwestycje (6 mld USD) związane z zakupem samolotów F-16 „zależą od Polski”, gdyż panuje u nas „nieprzyjazny klimat” dla zagranicznych inwestycji. Od „klimatu” w Ameryce zależy natomiast skończenie z poniżającymi ekstradycjami Polaków i zniesienie wiz do USA. Utrzymują się pogłoski o ewentualnym przeniesieniu niektórych baz amerykańskich z nieposłusznych Niemiec do wiernej Polski. Doniesienia zostały wprawdzie zdementowane, ale... Jeśli do tego dojdzie, a Husajn ma rakiety, to niech nas Matka Boska Częstochowska broni. W obronie Lwa Rywina wystąpiło 145 przedstawicieli polskiego świata filmowego, bo... równy gość był z Lwa. Tymczasem Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego bada na prośbę premiera (który powiedział, że prowokatora dobije kołkiem osikowym), czy w aferę nie jest zamieszany jego własny syn i brat. Nawet lustracja rodziny bratowej i znajomych sąsiada nie pomoże. Podłożone gówno będzie śmierdziało. Od 01.03.2003 r. mają wejść do użytku kasy fiskalne w taksówkach. Warunki odliczenia ich ceny od podatku mają być korzystniejsze niż w innych dziedzinach handlu i usług. Niewykluczone jest, że za kasy fiskalne zostaną uznane taksometry... Już my się przyjrzymy, jakie asy te kasy będą produkować... WARSZAWA Klub poselski Ligi Polskich Rodzin chce powołania sejmowej komisji śledczej do zbadania... afery pedofilskiej z warszawskiego Dworca Centralnego. Zdaniem prasy zamieszani są w nią m.in. znani ludzie kultury i politycy. Złośliwi mówią o reżyserze Krzysztofie Zanussim... Sejmowe komisje powoli wypierają sądy. Czy to jest sposób Ligi na ochronę księży pedofilów? Naród świętował 20-lecie kardynalstwa swojego prymasa. Okolicznościowe laurki pojawiły się w prasie lewicowej, a na fetę do muzeum Porczyńskich zaproszono podopiecznych domów pomocy prowadzonych przez agendy Kościoła. Jak twierdzi prymas, „chorzy i ubodzy są skarbem Kościoła”. Zapewne dlatego mamy ich w Polsce coraz więcej. ŁÓDŹ Miejscowy samorząd lekarski wystąpił z pomysłem zamiany łapówek wręczanych lekarzom na dobrowolne wpłaty na rzecz szpitali i przychodni. Pomysł skrytykował rząd i wielu pacjentów. Po aferach ze „skórami” i pijanymi chirurgami – łódzka służba zdrowia ciągle na topie. Wielebny prezydent Kropiwnicki mianował dyrektorem Teatru Nowego reżysera Grzegorza Królikiewicza, zwolennika katoprawicy. Zastąpił on zmarłego Kazimierza Dejmka. Kropiwnicki na spotkaniu z aktorami przez cztery godziny wysłuchiwał ich argumentów i ostrych protestów wobec planów nominacji Królikiewicza, po czym wstał i ogłosił, że już zdecydował i że „prezydent zawsze jest w swych decyzjach osamotniony”... Zwłaszcza TAKI prezydent, specjalista od „dziadów”, ale nie tych Mickiewiczowskich. CZĘSTOCHOWA 80 parlamentarzystów po raz 14. przybyło w corocznej pielgrzymce do stóp Jasnogórskiej Pani. Byli wśród nich członkowie PSL, Samoobrony, PiS, Platformy Obywatelskiej i oczywiście Ligi Polskich Rodzin. A posłowie SLD? Czyżby za zasługi dla Kościoła zostali zwolnieni z pielgrzymiego obowiązku? UNIA EUROPEJSKA Politycy w Brukseli ze zdumieniem przyjęli polski projekt aneksu do umowy stowarzyszeniowej, dotyczący „spraw o znaczeniu moralnym oraz odnoszących się do ochrony życia”. Zdziwienie wzbudził fakt, że z takim pomysłem wystąpił rząd lewicowy oraz że propozycja jest tak nieudolnie sformułowana. Otóż to: księża piszą projekty, a politycy bawią się w listonoszy. Valéry Giscard d’Estaing, przewodniczący Konwentu Europejskiego i były prawicowy prezydent Francji, stwierdził, że invocatio Dei w przyszłej konstytucji europejskiej jest... niepotrzebne. Choć Europejczycy mają dziedzictwo religijne, to – jak zauważył – żyją w zupełnie świeckim systemie politycznym. Nie wszędzie, Panie Prezydencie, nie wszędzie. WATYKAN Inkwizycja czuwa. Papieskie rady do spraw kultury i dialogu religijnego opublikowały dokument wymierzony w New Age – znaczący ruch religijny, filozoficzny i kulturowy. Konkurencyjną ideologię nazwano fałszywą utopią i skrytykowano jej powiązanie z religiami przedchrześcijańskimi. Dla zachowania równowagi Stolica Święta uznała, że Harry Potter jest OK. To do tego służą Watykanowi „rady ds. dialogu religijnego”?! Wydano tajną dyrektywę nakazującą wydalanie z zakonów osób, które zmieniły płeć. Transseksualizm uznano za „patologię psychiczną”. To kolejny dowód zaostrzenia i tak agresywnej polityki Kościoła wobec mniejszości seksualnych, po sugestiach domagających się wyrzucania z seminariów homoseksualistów. Szef Papieskiej Rady ds. Rodziny kard. Alfonso Lopez Trujillo oświadczył, że oskarżanie Watykanu o nietolerancję jest krzywdzące. Dla jasności – „nietolerancja” po watykańsku oznacza prześladowania i mordy. Ale to już przeszłość. USA W czasie podchodzenia do lądowania – na wysokości 60 km – rozpadł się najstarszy amerykański prom kosmiczny Columbia. Zginęło 7 astronautów. Prom był uszkodzony już przy starcie. Zbyt duża wiara – na tym świecie – nie popłaca. Sekretarz Stanu Collin Powell przedstawił w Radzie Bezpieczeństwa ONZ zdjęcia satelitarne i nagrania rozmów telefonicznych irackich wojskowych, którzy zawiadują ruchomymi wyrzutniami rakiet. Tymczasem Amerykanie mogą użyć podczas wojny w Iraku nowej broni, tzw. sztucznych piorunów, czyli pocisków energetycznych obezwładniających ludzi i wyłączających źródła energii. Wygląda na to, że pozostało już tylko ostatnie pytanie: ile nam skapnie z irackiej ropy?
Rywin na ciele P
onad rok temu (nr 4/2002) jako pierwszy napisałem o konflikcie Kwaśniewski – Miller, co dziś sprowadza się już do wojny dwóch oligarchii. Za „Faktami i Mitami” rewelację powtarzają do dziś wszystkie inne media, więc prezydent i premier muszą przy każdej okazji solennie zapewniać, że to nieprawda. Co więcej – publicznie się poklepują. Ale obecnie to już nie jest konflikt, lecz prawdziwa bitwa o Polskę. Polakowi nie potrzeba szóstego zmysłu, żeby po 13 latach życia w wolnym, demokratycznym kraju skonstatować, że nikomu nie wolno wierzyć – od zakonnika z kilkoma fenigami w kieszeni aż po prezydenta. Czy dwie głowy państwa mają się przyznać przed społeczeństwem do wydzierania sobie kolejnych stref wpływów, do dymisji i nominacji czynionych na przekór temu drugiemu, do sojuszy zawieranych z antagonistami strony przeciwnej na zasadzie „twoi wrogowie są moimi przyjaciółmi”? A czy anestezjolog nienawidzący chirurga, z którym razem operuje, przyzna się do tego pacjentowi, zanim poda mu narkozę? To byłby koniec, zwłaszcza... Millera. Moja informacja sprzed roku pochodziła ze źródła wiarygodnego, czyli najbliższego otoczenia obu panów. Pisałem już kiedyś, że „Fakty i Mity” mają wiernych przyjaciół na najwyższych szczeblach władzy. Wielu z nich ma już dość naprzemiennego babrania się w gównie i brylowania w szampanie, patrząc z góry, jak Kowalski przez piątą zimę zdziera te same buty, a jego dzieci w szkole mdleją z głodu. Wkurzają ich nowe rządy nowych kolesiów, które właśnie nadchodzą. Afera Rywina to tylko jeden z ropni na ciele coraz bardziej chorego, skorumpowanego państwa. Lew Rywin, rosyjski Żyd, pęta się po naszym kraju od lat. Za tzw. komuny był decydentem Interpressu i prawdopodobnie agentem służb specjalnych ZSRR; wiceprezesem Radiokomitetu za premiera Mazowieckiego. Od 1997 roku – prezes Telewizji Canal+, która obecnie cienko przędzie. Lew jest laureatem nagrody „Dżentelmen Roku 2001” za... „godną naśladowania postawę w życiu zawodowym i prywatnym”. Znaczy się – na ryby często kolegów zapraszał, do swojej rezydencji na Mazurach. Tam też dogrywał szczegóły przekrętu z Michnikiem. Nie będę ich przypominał, bo znają je nawet dzieci. Rywin nie wypiera się faktów i nagrań, ale zaznacza, iż to tylko część rozmowy, jaką przeprowadził z Michnikiem. Zasadnicza wymiana zdań miała miejsce na tarasie „Wyborczej” i nie została nagrana. Lew mówi teraz, że 17,5 mln dolarów, które zażądał, miały być zapłatą za jego spółkę Heritage Films, którą Agora chciała odkupić. A jak było naprawdę? Zacznijmy od początku. Należało się spodziewać, że zwyczajowe przekazywanie pałeczki władzy z lewicy na prawicę – komuś się w końcu znudzi. Władza kusi, pociąga. Miękki fotel, młodą sekretarkę i ciemną limuzynę chciałoby się zatrzymać na dłużej, no – ewentualnie wymienić na inne o podobnym standardzie. Prawica, z natury mniej zaradna i inteligentna, próbowała okopać się głębiej w spółkach Skarbu Państwa, wyprowadzić jak najwięcej pieniędzy na swoje partie i Kościół, a następcom z lewicy zostawić spaloną ziemię. W ten sposób oraz na skutek braku kompetencji prawicowych zarządów padły dziesiątki państwowych firm. Lewica dla odmiany postanowiła przejąć coś na stałe, a przy okazji zatrzymać dla siebie wpływ na społeczeństwo, czyli część władzy. Jedyny słuszny wybór padł na media. I tu musimy wrócić do podziału na strefy wpływów prezydenta i premiera. Ponad pół roku temu, zanim jeszcze Rywin przyszedł do Michnika, Miller walczył zaciekle o nieposzerzanie wpływów Agory związanej z obozem prezydenckim. Gwarancją miał być przygotowany projekt ustawy. Ale prezydent ma wielu wiernych sobie ludzi w SLD, zarówno w Warszawie, jak i w terenie. Od paru lat prezes TVP Robert Kwiatkowski (przyjaciel Kwaśniewskiego
i Rywina) do spółki z Włodzimierzem Czarzastym z KRRiT – najwięksi spece od mediów na lewicy – szykują prywatyzację jak największej liczby przekaźników społecznych, które za parę lat mają być tubami dużej prezydenckiej formacji. Paść mają: II Program TVP, regionalna „Trójka” i część publicznego radia. Zasada jest jedna – im więcej dla nas, tym lepiej. Brakuje tylko dużej, naprawdę dużej gazety... Z tym, że ta gazeta z Michnikiem na czele i tak czeka już do dyspozycji prezydenta. Rozgrywka toczy się o umoczenie premiera, niekwestionowanego lidera SLD. Reżyser całej prowokacji nie wziął pod uwagę, że wyjdzie na jaw, iż nikt do nikogo nie musiał przychodzić, gdyż Agora wcześniej wiedziała, że będzie mogła kupić Polsat. Rząd, na życzenie Michnika, wniósł bowiem krótko przed nagraniem Lwa stosowną autopoprawkę do projektu ustawy. Rywin rzeczywiście był tylko posłańcem. Ale Lew nie mówił w imieniu Leszka Millera, tylko Aleksandra Kwaśniewskiego, który wraz z Michnikiem postanowił podłożyć bombę z opóźnionym zapłonem pod SLD, zakładając, że formacja ta straci poparcie i wypali się w czasie sprawowania władzy. W zamian za lojalność wobec prezydenta, wierni mu SLD-owcy mogą liczyć na zabranie ich na „Platformę bis”. Dialogi Michnika z Lwem były dokładnie wyreżyserowane, zapewne przez... nich samych. Chodziło o stworzenie nieodpartego wrażenia, iż to Miller przysłał Rywina, a jednocześnie – żeby wszystko nie było szyte zbyt grubymi nićmi – nie wymieniać nazwiska premiera. Posiane wątpliwości miały być pożywką dla przyszłych komisji sejmowych, społeczeństwa, a zwłaszcza opozycji, która tylko czeka, żeby móc dokopać rządowi. Bohaterowie tej całej inscenizacji to naprawdę inteligentni ludzie, powiązani na dodatek wieloma układami biznesowymi. Wpadki na zasadzie „przyszedł i go nagrali” – nie wchodzą tu w grę. Rywin przyznał w końcu, że to Kwiatkowski zainspirował go do rozmowy z Michnikiem, ale tak naprawdę w całej tej aferze – niczym w słynnej Watergate – liczy się jeden, jedyny dowód – taśmy – a w nich, niczym w zapisie oddziałującym na podświadomość, słyszy się jedno nazwisko – Miller, Miller, Miller... Kwiatkowski od tygodni nie pojawia się na żadnych oficjalnych uroczystościach i bankietach. Kiedy tylko raz zajrzał na zamknięte dla dziennikarzy noworoczne spotkanie posłów SLD, premier zrugał go jak burą sukę. Czas działa teraz na korzyść owocnego przedłużenia kariery Aleksandra Kwaśniewskiego. W obowiązującej obecnie ustawie jest zapis, że TVP rozpowszechnia dwa programy ogólnopolskie: Jedynkę i Dwójkę. W najnowszym projekcie, który czeka w Sejmie, nie wymienia się już tych programów... Co ciekawe, w publicznym radiu sytuacja ma pozostać bez zmian – były cztery i mają pozostać cztery rozgłośnie. Tym razem prawdopodobnie nikt, żadna komisja ani gazeta, nie „ujawni” kulisów Rywingate za „Faktami i Mitami”. Niewielu bowiem decyduje się w czasie wojny trzymać stronę słabszego. Dotychczasowe ustalenia prokuratury najlepiej dowodzą, że ława oskarżonych jest już pełna... Rywinowi nic nie grozi, dobrze wiedział, co robi i na co się naraża, rezygnując z pozycji salonowego lwa na rzecz ofiarnego kozła. Może i dostanie kilka miesięcy w zawieszeniu, po czym zniknie z salonów Warszawki. To niewiele w porównaniu z dozgonną wdzięcznością przyjaciół s Polszi. I tak mu ostatnio nie szło. Rywin to tylko wykwit nowotworu korupcji i rodzących się na naszych oczach rządów oligarchii. Obecnie decydenci wszystkich największych sił politycznych w Polsce podlegają wielu zależnościom towarzysko-biznesowym. Planowo i wspólnie dążą też do tego, aby utrudnić wstęp na polityczny rynek nowym tuzom. Pod tym kątem skonstruowano ordynację wyborczą, a teraz trwa wojna o przejęcie na wyłączność mediów – czwartej władzy i źródła wielkich dochodów. Ktoś powie, że lepsze przymierze Kwaśniewskiego z Michnikiem niż rządy Buzka i Krzaklewskiego i że wolimy oligarchię centrolewicy niż Wojtyłokrację made in Giertych. A ja powiem, że jedno i drugie po prostu mi śmierdzi. JONASZ
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r. przygotowawczego w sprawie doniesienia na posła LPR, Roberta Strąka. Ponieważ jeden z kolegów posła miał również uczestniczyć w tym zdarzeniu, a jest pracownikiem słupskiej... prokuratury, sprawę przejęła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. Pan Zbigniew zdaje sobie sprawę, że ciężko będzie udowodnić posłowi winę, bo nie ma świadków. Wie również, że będzie w tej walce osamotniony. Poseł Strąk już publicznie straszy, że sprawa ta zakończy się dla pana Zbigniewa bardzo smutno. Strąk jest prawnikiem... Znany jest też z niekonwencjonalnych metod w zdobywaniu dla siebie politycznych wpływów oraz ze ścisłej współpracy... z łysolami w glanach.
Strąk-men R
obert Strąk, pomorski poseł Ligi Polskich Rodzin, kreuje się na silnego człowieka. W polityce jest prawą ręką Romana Giertycha, czyli wodza. W działalności lokalnej Strąk sam jest wodzem Młodzieży Wszechpolskiej. Swój wizerunek prawicowego macho ujawnił ostatnio, występując w roli windykatora. Napadł i wrzucił do stawu mieszkańca Słupska. Zbigniew B. pracuje jako ochroniarz w Pomorskiej Akademii Pedagogicznej w Słupsku. W czasie kampanii wyborczej pomagał miejscowej LPR, pełniąc m.in. dyżury w lokalu partii. Z tego też tytułu korzystał ze służbowego telefonu. Według posła Strąka, zamiast przekazywać przez telefon ideowo czyste informacje, Zbigniew B. dzwonił do jakiejś panienki. Rachunek za te telefony wyniósł 560 zł. Poseł Strąk rozstał się z takim towarzyszem i zażądał zwrotu pieniędzy. Pan Zbigniew zobowiązał się do uregulowania rachunku. Nie dotrzymywał jednak wyznaczonych terminów, więc poseł Strąk nachodził go w pracy, a nawet w domu. Jak twierdzi pan Zbigniew, 30 stycznia br. w miejscu jego pracy ponownie pojawił się pan poseł, ale już z dwoma kolegami (jeden z nich jest aplikantem w słupskiej prokuraturze!), i zażądał zwrotu długu. Po rozmowie panowie ustalili termin na 11 lutego. Kiedy jednak około godz. 16 Zbigniew B. wracał do domu przez Lasek Północny, nagle ktoś skoczył mu na plecy. – To był Bolesław W, współpracownik Strąka – twierdzi pan Zbigniew. – Byłem wyzywany i kopany. Później Bolek wraz ze Strąkiem wepchnęli mnie do pobliskiego stawu. Tak być nie może, żeby poseł, wybraniec narodu bezkarnie posuwał się do rękoczynów. Zawiadomiłem więc o tym fakcie policję i prokuraturę. Słupska prokuratura potwierdziła rozpoczęcie postępowania
Poseł Strąk postrzegany jest na Pomorzu jako człowiek żądny władzy, zręczny demagog i populista, prezentujący na zewnątrz wychowanie w wojskowym drylu, ale wewnątrz zakompleksiony i... zakładnik elektoratu Radia Maryja. Przypadkowo został prezesem pomorskiego okręgu kanapowego Stronnictwa Narodowego, które w 2000 r. połączyło się ze Stronnictwem Narodowo-Demokratycznym. Z niego zaś, za pomocą fałszerstwa uchwały zarządu („FiM” nr 31/2001) powstała Liga Polskich Rodzin. Strąk został posłem, uzyskawszy 5775 głosów. Założył biura poselskie w Gdyni i Słupsku, gdzie natychmiast zainstalowała się faszyzująca Młodzież Wszechpolska. MW miała w biurach swoje pomieszczenia, które udekorowali flagami i emblematami (biura poselskie przeznaczone są na działalność parlamentarną i utrzymywane z naszych podatków). Przebywali w tych pomieszczeniach łysi młodzi ludzie, nierzadko w glanach, gotowi do wzięcia udziału w każdej zadymie. W wyborach samorządowych poseł Strąk startował na stanowisko prezydenta Słupska. Do zajęcia fotela prezydenta miasta zabrakło mu tylko 1600 głosów. Wygrał Maciej Kobyliński z SLD. Po wyborach Strąk szybko zorientował się, że bez niego nie utworzy się koalicja w sejmiku wojewódzkim. Zażądał miejsc w zarządzie województwa i prezydium sejmiku. I mając tylko trzech radnych, otrzymał to, czego sobie życzył. Jeśli Zbigniewowi B. ze Słupska uda się udowodnić winę posła Strąka, to kariera pomorskiego wodza może się zakończyć. Jarosław Kaczyński już zapowiedział, że jeśli przestępstwo zostanie udowodnione, to będzie głosował za odebraniem Strąkowi immunitetu. JACEK KOSER
POCZET LIGUSÓW POLSKICH
C
hoć Liga Polskich Rodzin skupia ludzi egzotycznych to – na szczęście – nie ma (jeszcze) wśród nich zabójców. Poseł Andrzej Fedorowicz, weterynarz z wykształcenia, do Sejmu wkroczył dzięki 3920 głosom zebranym w okolicach Białegostoku. W Lidze Polskich Rodzin uchodzi za wybitnego specjalistę w dziedzinie polityki zagranicznej, więc 28 stycznia br. wziął udział w publicznej debacie „Unia Europejska – zagrożenie czy przyszłość”, która odbyła się na białostockim uniwersytecie. Chcąc „zaszpanować”, ściągnął na spotkanie kilku kumpli, dzięki czemu atmosfera była swobodna, sprzyjająca nieskrępowanej wymianie myśli. Nie dotarł – niestety – zaproszony do udziału w debacie Michał Kamiński (PiS). Czując moralne wsparcie większości spośród niemal setki zgromadzonych w uniwersyteckiej auli, poseł Fedorowicz mógł pozwolić sobie na stwierdzenia typu: „Naród żydowski to nie jest naród, tylko plemię żydowskie”, co niektórym przysłuchującym się debacie, jako żywo przypominało popularny w przeszłości hitlerowski slogan „Przeklęte plemię żydowskie”. Prawdziwą głębię intelektu uzewnętrznił poseł w fazie dyskusji o tolerancji w krajach Unii Europejskiej. Dowiedzieliśmy się otóż, że poseł-weterynarz jest jak najbardziej „za”, czego bezspornie dowodzi jego wypowiedź: „Do tej pory nie zastrzeliłem jeszcze żadnego Żyda ani pedała”. Zachwycony reakcją części sali, przywoływał „dowód” jeszcze kilkakrotnie, by wreszcie posłużyć się pełnym nazwiskiem i przynależnością partyjną jednej ze znaczących postaci Sejmu. „Jak dotąd Liga Polskich Rodzin życia go nie pozbawiła” – zauważył. Jak przystało na faceta z rydzykowymi zasadami, Fedorowicz śmiało rozprawiał o kwestiach narodowościowych. Postawa to cenna, gdyż niektórym na Podlasiu wydaje się, że istnieją tam jakieś mniejszości, a tymczasem: „Mniejszości białoruskiej nie ma – są tylko prawosławni Polacy!” – pokrzykiwał.
3
Nie zabiłem jeszcze Żyd a
N
iebawem może się okazać, że Jacek Głowacz z Ligi Polskich Rodzin, wicemarszałek Sejmiku Województwa Pomorskiego, to oszust, który ucieka przed wierzycielami.
Białostockie spotkanie zbulwersowało działaczy Federacji Młodych Unii Pracy. Złożyli do marszałka Borowskiego wniosek o postawienie posła przed parlamentarną Komisją Etyki „za hańbiące Sejm wypowiedzi nawołujące do nienawiści do mniejszości narodowych”. – No cóż, młodzi są i głupi – skonstatował wybraniec narodu. Bardziej pragmatyczne rozwiązanie zaproponował radny Mirosław Hanusz z Unii Pracy: „Wypowiedzi pana Fedorowicza bardziej nadają się do oceny psychiatry niż polityka”. Nasz bohater, choć dekalog wyznaje, wszystkiemu zaprzecza. Jeszcze trochę i dowiemy się, że w ogóle go tam nie było. – Niczego się nie boję. Mogę stanąć przed każdym sądem i komisją. Boję się tylko Sądu Bożego – zapewnia buńczucznie, jak na brunatno-czarnego przystało. ANNA TARCZYŃSKA
wierzycielom, zostawiając niespłacone długi. W gabinecie wicemarszałka odnalazł ligusa Waldemar Chodorowski, wiceprezes warszawskiej spółki „Madej”, której Głowacz wisi 210 tys. zł bez odsetek. Jakieś trzy lata temu obecny wicemarszałek województwa pomorskiego, członek LPR, przestał płacić swoje zobowiązania i rozpłynął się we mgle. Do chóru wierzycieli dołączył też ZUS (około 50 tys. zł), a także pewna kancelaria adwokacka, której ligus winien jest 80 tys. złotych. Jacek Głowacz twierdzi, że wszystkie długi spłacił. Skoro długi są spłacone, to dlaczego komornik zajął połowę jego pensji, tj. 2350 zł? Na to pytanie nie chce odpowiedzieć ani zainteresowany, ani jego szef, marszałek Jan Kozłowski. Ten ostatni ma do Głowacza pretensje, że nie poinformował go o swoich kłopotach przed powołaniem na to stanowisko. Zapowiada, że jeśli działania Głowacza okażą się nieuczciwe, to złoży wniosek o jego dymisję. Nasze krasnale w pomorskim sejmiku poinformowały nas o tym, że marszałek Kozłowski już dużo wcześniej doskonale wiedział o sytuacji z Głowaczem. Nie wykorzystał tego, bo LPR potrzebny był do montowania koalicji i przejęcia rządów w województwie. Każdy radny składa przecież oświadczenia majątkowe. Wystarczyło sprawdzić. J.K.
Ligus z długami Jacek Głowacz został wybrany do zarządu województwa z ramienia LPR w ramach kupczenia stanowiskami. Głównym szefom LPR nie podobało się małżeństwo z POPiS, ale Głowacz poszedł na współpracę z PO i został wicemarszałkiem. Odpowiada za politykę społeczną i oświatę oraz nadzoruje Wojewódzki Urząd Pracy, ale ze świętej LPR go usunięto. Przestał też być dyrektorem biura poselskiego pomorskiego posła Ligi, Roberta Strąka. Ni z gruchy, ni z pietruchy do Urzędu Marszałkowskiego przyszedł komornik, aby zająć połowę pensji wicemarszałka Głowacza. Okazało się bowiem, że wyznawca wszelkich wartości zniknął z oczu
4
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Ewangelia Rydzykowa „Albo Polska będzie Chrystusowa, albo nie będzie jej w ogóle” – grozi o. Tadeusz Rydzyk na 104 stronie swojej książki „Tak-tak, nie-nie”. Tę Ewangelię według Rydzyka spisał dr Stanisław Krajski, który wielbi Rydzyka i – klęcząc przed nim – nazywa go Rycerzem Niepokalanej, porównuje z Grzegorzem Wielkim (papież, który na przełomie V i VI wieku, przywrócił papiestwu dawny blask) oraz ze św. Maksymilianem Kolbe (i słusznie, bo obaj to antysemici). A co rzecze sam Rydzyk w swoim dziele – swoistym połączeniu Ewangelii i „Mein Kampf”, w którym pycha ożeniona jest z głupotą? O Matce Bożej: „Ona jest moją Matką. A ja jestem jej dzieckiem”. Czy to znów było niepokalane poczęcie? O pieniądzach: Pieniądze na radio dostał od bliskich znajomych w Niemczech, dostawał też coś od znajomych ze Szwajcarii, z Włoch (aparatura, konsoleta). Ludzie sami przychodzili z pomocą. O Unii Europejskiej: „Unia jest bez sensu. Nie ma tam sensu ani człowiek, ani jego życie. Tym sensem jest konsumpcja... Chrystus nie mówił nam nigdy o Unii Europejskiej ani o globalizmie. Nie mówił, żeby to tworzyć”. To prawda, choć... było coś o „jednej owczarni”. O Harrym Potterze: Chyba jesteśmy nienormalni, pozwalając naszym dzieciom czytać „Harry’ego Pottera” i zachwycać się nim, bo jako
rzecze Rydzyk „to jest właśnie stan choroby, ale to trzeba leczyć”. I słusznie gada ojciec, bo przecież Gabrielle Amorth, oficjalny egzorcysta diecezji rzymskiej, stwierdza: „Za gorączką potteromanii kryje się szatan”. O onych: „To oni to zaplanowali, że na Zachodzie jest tylko 20 proc. bogatych, a 80 proc. biednych. Tutaj, w tym byłym Bloku Wschodnim, ma być tylko 10 proc. bogatych, a 90 proc. niewolników”. Ważne, żeby z jednych i drugich dało się jeszcze coś wycisnąć na radyjo. O rozmowach z papieżem: Przychodzi papież do Rydzyka i pyta: „Jak idzie? Odpowiadam: Dobrze. Ojciec Święty dalej pyta: No jak, jak Radio Maryja? Mówię: Dobrze, Ojcze Święty, bardzo dobrze. Chcemy być pomocą, chcemy pomóc”. I tyle. O szatanie: Szatanowi służą: radio, telewizja, prasa. Jacy ludzie mu służą? Oczywiście rydzykowa konkurencja: „Ci ludzie mają media, mają pieniądze, oni się zorganizowali. Oni są uzbrojeni po zęby jak Goliat. Obyśmy my w tej sytuacji byli takim małym kamyczkiem, jak ten kamyczek w ręku Dawida. Ale tym Dawidem niech będzie Maryja”. No bo któż inny? O koncesji: Dostał ją i „było to zwycięstwo Matki Przenajświętszej. Zresztą jej działanie cały czas widzę w Radiu”. O aborcji: „To holokaust”. O Radiu Maryja: „To wielki dar z nieba”.
O tym, jak daje Bóg: „Pan Bóg zawsze daje przez Maryję”. O katolickiej Polsce: Polska pomoże uratować świat. Polska powinna być Chrystusowa. „Chrystusowa Polska to Chrystusowe państwo, Chrystusowa polityka, Chrystusowa gospodarka, Chrystusowa szkoła, Chrystusowa kultura. Chrystusowe państwo to nie jest żadne państwo wyznaniowe”. Oczywiście, że nie jest, przecież Chrystus nie był nawet księdzem! O przeciwnikach „RM”: „Może oni przestali być Polakami? Kim zatem będą? Francuzami, od razu? Właśnie kim? Nie wiadomo, ale wiadomo, że są niezakorzenieni”. Kto nie ma korzenia lub ma go lekko „podciętego”? Naturalnie Żydzi. O stoczni gdańskiej: „Powstał Komitet Ratowania Stoczni Gdańskiej i Przemysłu Okrętowego. Do dzisiaj ten komitet działa. Podejmuje starania, ażeby odzyskać stocznię”. W tym miejscu ojczulek udaje frajera, skoro zapomniał, ile szmalu ludzie dali mu na ratowanie stoczni i co z tego wynikło. Rydzyk, spójrz w oczy Niepokalanej, a usłyszysz przesłanie: „Rydzyk, ty mendo, oddaj ludziom forsę!”. Nie wiemy, czy Rydzyk czyta Biblię, ale tam stoi wyraźnie, że obłuda i zakłamanie to domeny „plemienia żmijowego”. O pchaniu: „Niestety, musimy się pchać; kulturalnie, ale się pchać”. ANDRZEJ RODAN
GŁASKANIE JEŻA
Czerwona Maryja Adrenalina jest bezpiecznym, choć trudno dostępnym narkotykiem. Aby bowiem być na haju, trzeba przywiązać się do gumowej liny i skoczyć głową w dół z mostu, albo popływać w Orinoko, po czym na kolację usmażyć sobie kilka piranii, a ostatecznie można pójść do kina na jakiegoś horrora. A ja na adrenalinę mam sposób rewelacyjny, prosty i tani jak barszcz: oto, Mili Państwo, od czasu do czasu (aby nie zostać narkomanem) włączam sobie Radio Maryja. W minioną niedzielę wieczorem, będąc na strasznym głodzie, tak właśnie uczyniłem. Pstryk klawiszem i już... w studiu zastałem niezmordowanego ojca Jacka oraz grono zaproszonych przezeń gości: górników, hutników, tramwajarzy, kolejarzy, stoczniowców i innych obecnych albo przyszłych bezrobotnych. Cóż oni prawili? Ano górnik płakał, że kiedyś to górniczy stan był uprzywilejowaną branżą z wysokimi zarobkami. A dziś... szkoda gadać. Wtórował mu hutnik: – Polska stal – mówił – słynęła na całym świecie z jakości (guzik prawda) i w Hucie Stalowa Wola pracowaliśmy na trzy zmiany. Huta mogła zatrudnić wówczas każdą liczbę robotników, dla których były hotele robotnicze, stołówki i wczasy za pół darmo. – To prawda – dodał swoje stoczniowiec – z blach ze Stalowej Woli robiliśmy kadłuby statków i byliśmy jedną z największych stoczniowych potęg świata – w całkowitym tonażu na szóstym miejscu, a w liczbie statków – na trzecim. Mieliśmy też ósmą co do wielkości flotę świata. Dla stoczniowców i marynarzy były specjalne sklepy Baltony – jeszcze lepsze niż Peweksy, i w
Studenci Wyższej Szkoły Suwalsko-Mazurskiej z siedzibą w Suwałkach płacą ciężkie pieniądze za kierunek studiów, który formalnie nie istnieje. Działającą od pięciu lat uczelnię założył ks. Jarema Sykulski (diecezja ełcka), obdarzony też tytułem Kapelana Jego Świątobliwości. Szkoła przyjmowała na psychologię, nie informując studentów o braku zezwolenia na prowadzenie tego kierunku. Część studentów usiłowała przenieść się na psychologię w uczelni państwowej i właśnie wówczas okazało się, że ten kierunek w WSSM jest nielegalny. Natomiast w Wyższej Szkole Humanistyczno-Ekonomicznej (największej z łódzkich uczelni prywatnych) funkcjonariusze CBŚ dokształcają się w dziedzinie przedsiębiorczości. Z dotychczasowych ustaleń wynika, że znaczną część pieniędzy z WSHE przerzucano do Instytutu Postępowania Twórczego – spółki z uczelnią współpracującej, a założonej i kierowanej przez kanclerza szkoły Makarego Krzysztofa Stasiaka. Nie podlegając przepisom ustawy o szkolnictwie wyższym, IPT prowadził bardzo aktywną działalność gospodarczą, kupował na przykład ośrodki wczasowe itp. A.T.
Z ŻYCIA WYŻSZYCH SZKÓŁ
dodatku za złotówki. Mieć w rodzinie marynarza oznaczało dostatek. Kolejarz z kolei przypomniał ze łzą w oku, że kiedyś PKP przewoziło siedemnaście razy więcej towarów niż obecnie, a połączeń pasażerskich było dwa razy tyle. W podobnym duchu chlipali radiosłuchacze telefonujący do redakcji RM: – Dziś wszystko jest do niczego, a po wejściu do Unii będzie jeszcze gorzej. Dawniej – sprzedać polską ziemię Niemcowi... rzecz nie do pomyślenia, a dziś... Kiedyś głodne dziecko można było znaleźć jedynie w rodzinie skrajnie patologicznej, a teraz... Niegdyś ludzi niepracujących otaczano powszechną pogardą i określano mianem zielonych ptaków. W latach 80. za niepodjęcie pracy trafiało się nawet za kratki, a obecnie... – Niegdyś ludzie z ochotą łożyli datki, wznosili świątynie i gromadnie do nich podążali co niedzielę, a w tych czasach... – podsumował chór polskich „dziadów” 2003. Tak sobie słuchałem Radia Maryja i własnym uszom nie wierzyłem, trzęsąc się z oburzenia. Wszak konstytucja najjaśniejszej III RP jasno stanowi, że nie wolno gloryfikować ustrojów totalitarnych (są na to odpowiednie paragrafy w kodeksie karnym), a tu lewicowe radio (nawet lewackie) wprost i bezwstydnie głosi, jak to cudnie było za Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego. Jeszcze miałem nadzieję, że te bluźnierstwa powstrzyma jakoś ojciec Jacek... Ale gdzież tam! Westchnął tylko: – No tak... kiedyś wszystko było lepsze. Doprawdy nie rozumiem, jak polskie władze mogą dopuszczać istnienie w eterze podobnie komuszej rozgłośni. Skandal! MAREK SZENBORN
[email protected]
Raper KJ-52 jest raperem katolickim. Taką amerykańską wersją polskiej Arki Noego. W najnowszym utworze „Dear Slim” zaatakował słynnego Eminema za wulgarność jego tekstów, cynizm i antyreligijność. Raper z seminarium, tak go zwą, narobił wokół siebie hałasu, a wielbiciele Eminema obiecali mu wybicie zębów i nakopanie do d... Jego „kawałek” określono jako zgodny z kościelnymi wartościami i nadający się dla przedszkolaków prowadzonych w niedzielę na poranne nabożeństwo. Tymczasem „8. Mila” buntowniczego Eminema odnosi sukcesy na całym świecie, a i w Polsce emisja filmu przyciągnęła do kina – już podczas pierwszego weekendu – blisko sto tysięcy widzów przy zaledwie 40 kopiach. Większy sukces kasowy i frekwencyjny miała tylko tolkienowska „Drużyna pierścienia”. A.R.
KATOLICKI RAPER
W jednym z łódzkich hipermarketów sieci Tesco ochrona zatrzymała na próbie kradzieży... zakonnicę. Dama w czerni usiłowała wynieść cichcem słuchawki do walkmana. Na pytanie ochroniarzy, dlaczego nie zapłaciła, odpowiedziała, że – jako osoba duchowna – wstydziła się kupować tak „grzeszny” wynalazek i postanowiła go wynieść po cichu. Gdy na miejsce przybyła policja, doszło do szybkiej ugody pomiędzy zakonnicą i Tesco, a opłata za sprzęt została uiszczona przy kasie. Słuchawki są grzeszne, a nawet... warte grzechu. Siódme przykazanie idzie w odstawkę, kiedy w grę wchodzi zgorszenie maluczkich. A swoją drogą ciekawe, czego chciała słuchać, skoro wstyd popchnął ją do kradzieży? Ka
ZŁODZIEJKA W HABICIE
Parlament belgijski przyjął ustawę o małżeństwie jednopłciowym, zrównując w prawach związki partnerskie z małżeństwami heteroseksualnymi (jednak bez możliwości adopcji dzieci). Tak oto katolicka do niedawna Belgia stała się po liberalnej Holandii drugim w świecie państwem, gdzie geje i lesbijki zawierają małżeństwa. 450 lat temu wojska katolickie wymordowały tysiące protestantów, żeby ocalić tereny dzisiejszej Belgii dla papiestwa. I pomyśleć – wszystko na nic! A.C.
MAŁŻEŃSTWA JEDNOPŁCIOWE
Francuska Izba Reprezentantów jednogłośnie przyjęła zakaz wszelkiego klonowania w celach rozrodczych, dozwolone jest natomiast klonowanie terapeutyczne. Tymczasem – wg ankiety przeprowadzonej w Polsce – około 9 proc. społeczeństwa popiera reprodukcję przez klonowanie. Co ciekawe, nasze katolickie społeczeństwo dwa razy chętniej powitałoby możliwość sklonowania Einsteina niż Jezusa. Pytanie najwyraźniej było niewłaściwie zadane: należało pytać o „Ojca Świętego”, a nie o „Syna Bożego”. A.C.
ANTYKLONY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE W teatrze jest dużo Pana Boga czy też odniesienia do Ducha Świętego. (Irena Kwiatkowska – „Nasz Dziennik”, 29.01.2003) ¶¶¶ Kościół ze swej strony nie może być instytucją demokratyczną, bo opiera się na Prawdzie objawionej i niezmiennej. (Jarosław Gowin – „Gość Niedzielny”, 2.02.2003) ¶¶¶ Miłość fizyczna – w połączeniu z miłością duchową – może być modlitwą ciała. (j.w.) ¶¶¶ Coraz więcej środowisk chrześcijan na świecie zdaje sobie sprawę, że finansowanie, rozpowszechnianie i reklamowanie książek i filmów o Harrym Potterze w praktyce przerodziło się w globalną propagandę nowoczesnego pogaństwa z całym jego arsenałem wierzeń, magii i czarów... jest to rytuał satanistyczny, odrażający i diaboliczny. (Harry Potter: otwarcie na satanizm – „Nasz Dziennik”, 4.02.2003) ¶¶¶ Musimy wejść (do Unii Europejskiej – przyp. A.R.), bo nie mamy innego wyjścia. (Lech Wałęsa – „Nowiny” Kielce) Wybrał A.R.
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
NA KLĘCZKACH
BIJ! ZABIJ!
NOWA MODA?
Holenderskie gazety rozpisują się na temat bulwersującej gry komputerowej, w której za zabitego homoseksualistę – grający dostaje... punkt. Im więcej zabitych, tym bliżej wygranej. Stolica tolerancji – Holandia – nie może pozostać obojętna na tego typu rozrywkę. Pierwsza część gry, która ukazała się cztery lata temu, wywołała podobne oburzenie. Niektóre kraje, np. Australia, zakazały jej. W pierwszej wersji zabijano wszelkie mniejszości i „wybrane” grupy społeczne. Można było do woli mordować policjantów, starców, młode matki, ba, nawet przedszkolaki. Holendrów przeraził nie tylko pomysł, ale i fonia składająca się głównie z jęków, błagania o litość, charczenia i płaczu. Wydawca gry tłumaczy: „To tylko gra, zabawa z dużą dawką humoru”. Łatwo wydedukować, jak wesoło będzie na świecie, gdy dorosną dzieci wychowane na grach z cyklu „bij, zabij!”... E.S.
Wśród kapłanów pojawił się nowy dyktator mody. W powiecie słupskim w Głowczycach proboszcz odprawia msze w rękawiczkach. Nie wiadomo, czy to efekt panującego w świątyni zimna, czy może demonstracyjny gest przeciwko małej tacy? Możliwe są też względy higieniczne, np. z popsutych zębów wiernych mogą na proboszcza przejść jakieś próchnicze liszaje. No bo kochaj bliźniego swego, ale jego zarazki przecież niekoniecznie. Ka
ZGODA NA FAKT Nowo wybrany prezydent Wejherowa Krzysztof Hildebrandt z AWS przekazał Samorządowe Przedszkole nr 1 przy ulicy Bukowej, aktem darowizny, siostrom zmartwychwstankom. Oburzeni rodzice dowiedzieli się o nowym „zarządzającym”, kiedy było już po wszystkim. Po przyprowadzeniu swoich pociech do przedszkola, przeczytali jedynie kartkę, na której pytano ich o zgodę na przejęcie obiektu przez zakonnice. Obłudnie, bo decyzja była już wtedy podjęta. Niektórzy wypisali swoje dzieci z przedszkola. E.S.
DORADCY PREZYDENTA
GRUNT NEUTRALNY
31 stycznia – w związku z „reorganizacją” Urzędu Miasta i jego delegatur – prezydent Jerzy Kropiwnicki (na zdjęciu) zwolnił z pracy w magistracie... 98 osób. Jest to bardzo radykalny sposób na oszczędzanie, szczególnie że równocześnie zostało zatrudnionych aż 20 doradców prezydenta. Pod tym względem Kropiwnicki przoduje w całym kraju. To katoprawicowi fachowcy spoza Łodzi, więc pieniądze zaoszczędzone na zwolnieniu 98 osób zostaną przeznaczone na pensje, mieszkania, samochody i dojazdy 20 doradców. Prezydent twierdzi, że będzie miał tylu doradców, ilu będzie potrzebował. Jak go stać... Ka
ORŁY PIOTRA SKARGI ANTYNAWÓZ Pigułki antykoncepcyjne, dostarczane Filipinom przez USA, służą jako… nawóz do orchidei. Z kolei z prezerwatyw robi się tam balony. Amerykańskie zapasy dla wyspiarzy rosną, ale ośrodki zdrowia nie mają pieniędzy na ich dystrybucję. Korzystają kwiaty, którym podobno pomagają estrogeny zawarte w pigułkach. Przyrost ludności na Filipinach, gdzie większość stanowią katolicy, należy do najwyższych w południowo-wschodniej Azji. Podejmowane przez państwo kampanie antykoncepcyjne napotykają ostry sprzeciw Kościoła. PaS
KARA MUSTAFA Irański parlament myśli o zniesieniu kary śmierci przez kamienowanie, stosowanej najczęściej za cudzołóstwo i dotyczącej tylko kobiet. Wniosło o to 11 posłanek, które zasięgnęły wcześniej opinii u ajatollaha Shiraziego. Cieszący się dużym autorytetem duchowny przyzwolił na zastąpienie kamienowania innym rodzajem kary. Ostatnio w Iranie modne jest powieszenie, a egzekucje są publiczne. Posłanki liczą na karę więzienia lub grzywny dla niewiernych żon, ale duchowni zapewne myślą o łagodniejszych sposobach uśmiercania. PaS
Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi: „zostaniemy hojnie wynagrodzeni przez Boga wspaniałymi dobrami duchowymi i doczesnymi, które sprawią, że Polska świecić będzie niczym gwiazda na firmamencie Historii”. Arcybiskup Życiński potępił akcję i odciął się od jej organizatorów. A.R.
Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi nazywa integrację Polski z Unią Europejską „pocałunkiem śmierci” i składa apel o nieprzystępowanie do Unii u „stóp naszych pasterzy, władz świeckich, elit intelektualnych i całego narodu, prosząc jednocześnie Matkę Boską Częstochowską, Królową Polski, aby wyjednała nam jak najszybsze spełnienie obietnicy złożonej przez jej Syna św. Faustynie Kowalskiej”. A więc jednak jest alternatywa dla Unii! Mniejsza z Kowalską, ale o cóż chodzi katolickim Orłom? O to, że przystąpienie do Unii zrówna związki homoseksualne z małżeństwem, wyeliminuje małżeństwo jako jedyny fundament rodziny, że zachęci dzieci do buntu przeciwko rodzicom (?), odrzuci „religijne dziedzictwo” Europy. Poza tym przystąpienie do Unii sprzyja aborcji i eutanazji, utracie wiary, prostytucji, klonowaniu, równości między kobietą a mężczyzną (sic!), a przede wszystkim zaszkodzi misji, którą Bóg powierzył Polsce, bowiem jesteśmy narodem zrodzonym z Boskiego zrządzenia, pod opieką Maryi i powinniśmy powierzać Bogu (czyt. biskupom) również własną politykę. A więc wstąpienie do Unii jest „be”, natomiast gdy nie wstąpimy, to w zamian, jak piszą Orły Stowarzyszenia Kultury
W województwie lubuskim trwa nieprzerwany spór pomiędzy mieszkańcami Zielonej Góry i Gorzowa Wielkopolskiego. Solidarnie kłócą się również posłowie z tych miast. Żeby zażegnać kłótnie, trzeba się spotkać, ale obie strony pałają do siebie tak wielką nienawiścią, że nie ma mowy, aby doszło do spotkania w którymś z miast. Gdzie doszło do spotkania posłów? Na terenach Seminarium Duchownego w Gościkowie-Paradyżu. Pod kuratelą duchownych podpisano tam „traktat paradyski”, ustalający granice władzy (i korupcji) dla posłów z obu miast. Ka
UCZCIWY JAK LIBERAŁ Mariusz H., likwidator wydawcy ŻYCIA – spółki gdańskich liberałów – został przez sąd pozbawiony na pięć lat prawa do jakiegokolwiek działania w biznesie. Sąd, nakładając maksymalną karę, uznał, że kiedy Mariusz H. kierował należącą do 4 Media spółką TMS Poland, sprzedał wszystko, co należało do TMS – firmie... 4 Media. Przez przypadek (oczywiście...) – po cenach okazyjnych. Facet naruszył aż w trzech miejscach prawo, które zabrania działania na szkodę wierzycieli. Wkrótce firma Mariusza H. przestała w ogóle płacić rachunki. Nasz bohater zapomniał o przykrym obowiązku ogłoszenia upadłości, co przekreśliło szanse na zaspokojenie roszczeń wierzycieli. W uznaniu jego zasług szefowie firmy 4 Media SA (między innymi znany liberał Jacek Merkel) próbowali powierzyć Mariuszowi H. likwidację Domu Wydawniczego Wolne Słowo – wydawcy Wołkowego „Życia”. Sąd Rejonowy uniemożliwił im to. M.P.
ZGORSZONY Marek Skwarnicki, katolicki dziennikarz i przypapieski reporter, zerwał współpracę z tygodnikiem „Wprost”, gdzie pisywał felietony. Kruchtowego mentora zgorszyła treść artykułu pt. „Rewolucja seksualna pracoholików”. Dotąd Skwarnickiego nie zbulwersowała ani pseudoafera szpiegowska z Oleksym, w którą tygodnik był zamieszany, ani prezentowane tam skrajnie niebezpieczne poglądy ekonomiczne. Ktoś mówił kiedyś o przecedzaniu komara i połykaniu wielbłąda... A.C.
DROGI PUSTOSTAN Nowe władze Warszawy wydają dziennie tysiąc złotych na zamknięty tunel (tzn. na jego oświetlenie i ochronę) pod Wisłostradą. Otworzyć go nie można, bo nie ma do niego... dróg dojazdowych. A nie ma ich, bo Zarząd Dróg Miejskich wspólnie z władzami stolicy nie mogą ustalić tras objazdu na czas budowy dodatkowych jezdni. Urzędnicy tłumaczą, że nic się nie stało, chociaż od połowy listopada ub.r., kiedy tunel został oddany do użytku, kosztował już mieszkańców Warszawy 75 tysięcy złotych. To się nazywa kacza gospodarność. M.P.
BISKUPI TNĄ W 27 niemieckich biskupstwach gwałtownie spadły dochody z podatku kościelnego, co jest spowodowane odejściem z Kościoła dużej liczby katolików oraz rosnącym bezrobociem. Na napiętą sytuację finansową biskupstwa zareagowały cięciami finansowymi. K.Rz. za Kirche In, 1/2003
UTAJNIONE DOCHODY Sejmowa Komisja Etyki stwierdziła, że wielu posłów i członków rządu błędnie wypełniło oświadczenia majątkowe, nie wpisując swoich wynagrodzeń parlamentarnych. Dotyczy to także premiera Leszka Millera. Swoich poselskich dochodów nie ujawnili wicemarszałkowie Sejmu – Janusz Wojciechowski i Donald Tusk oraz szefowie klubów: PO – Maciej Płażyński; SLD – Jerzy Jaskiernia; PSL – Zbigniew Kuźmiuk; PiS – Ludwik Dorn; Samoobrony – Andrzej Lepper, a także obecni i byli ministrowie: Krystyna
5
Łybacka, Mariusz Łapiński, Jacek Piechota, Wiesław Kaczmarek, Andrzej Celiński, Stanisław Żelichowski, Lech Nikolski i Krzysztof Janik. Szef kancelarii premiera Marek Wagner napisał tylko, że otrzymuje wynagrodzenie zgodne ze swym stanowiskiem. I.M.
ZAWZIĘTY LUDEK Mieszkańcy Mogilna to całkiem zawzięty ludek. Pisaliśmy w „FiM” (nr 27/2002) o tym, jak spora część parafian sprzeciwiła się pomysłowi abpa gnieźnieńskiego Henryka Muszyńskiego, żeby w ledwie 15-tysięcznym mieście wybudować kolejny, czwarty już, kościół. Ludziska się zbiesili, bo dopiero co dali sporo kasy na budowę świątyni Matki Boskiej Nieustającej Pomocy i stojącej obok, równie imponującej plebanii. Muszyński jednak się uparł i protesty naiwnych wiernych olał. Pod koniec roku wysłał do Mogilna księdza Tomasza W., który ma się zająć organizacją nowej parafii i budową kościoła na gruncie niemal za friko oddanym sukienkowym przez miejscowe władze. No i ma chłop w Mogilnie nielekkie życie. Ostatnio chodzi po kolędzie. Zostawił kiedyś „na trochę” swoje auto na ulicy Padniewskiej, blisko placu, gdzie ma powstać niechciany kościół, i poszedł kasować od wiernych „co łaska”. Gdy wrócił, wszystkie opony w samochodzie były już przebite. Straty wyceniono na 800 zł. Jak tak dalej pójdzie, to nowy proboszczunio całą zbiórkę z kolędowania przeznaczy na samochodowe naprawy. O ile wkurzeni mieszkańcy tyle mu dadzą. R. Kraw.
KOŚCIELNI ATEIŚCI Co piąty mieszkaniec Niemiec deklaruje bezwyznaniowość. Według socjologów, wśród protestantów i katolików jest... więcej osób, które nie wierzą w Boga, aniżeli wśród deklarujących bezwyznaniowość. Ostatnie wyniki studialne dowodzą, iż w ciągu najbliższych 10 lat liczba wierzących zmniejszy się o kolejnych 10 procent. Zaledwie 72 proc. zdeklarowanych niemieckich katolików to wierzący w Boga. Ale już w innych grupach wyznaniowych aż 40 proc. stanowią osoby, które nie wierzą. W diabła i piekło wierzy zdecydowana mniejszość. K.Rz. za Kirche In, 1/2003
6
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
Archanioł w Lublinie C P
rezydent Lublina, Andrzej Pruszkowski, jest miłośnikiem stawiania kontrowersyjnych obiektów. Niedawno kazał wznieść na starówce... kamienny labirynt na planie krzyża! Ta dziwna budowla jest w rzeczywistości obrysem murów średniowiecznego kościoła. Teraz armia urzędników z ratusza walczy z konserwatorami o zgodę na ustawienie w labiryncie punktu orientacyjnego... 12-metrowej kolumny św. Michała!
Prawdopodobnie wszystkie te świętości robi się na życzenie władzy duchownej, która przejmie wkrótce niemal całą starówkę. Wszak lubelski plac „Po Farze”, to od wieków włości papieskie, które po zmianie administratora mogłyby archidiecezji przynosić niemałe profity, choćby z biletów wstępu. Prezydent miasta nie kryje, że swoje dziwne pomysły czerpie z legend. Jedna z nich wiąże powstanie
W obrysie średniowiecznych fundamentów dawnego kościoła dzieci chętnie urządzają sobie zabawy w berka i chowanego. Ten osobliwy „ogród jordanowski” prezydent Lublina kazał wydobyć spod ziemi
W
naszym kraju trzeba czasem zapłacić dwukrotnie za usługę, której ktoś dla nas nie wykonał. Żądania takie wysuwa Poczta Polska, monopolista, która i bez tego daje popalić swoim klientom. Jest taki wynalazek poczty, który nosi nazwę „list polecony za potwierdzeniem odbioru”. Usługa ta kosztuje jedynie 5 złociszów, a w opłacie tej znajduje się koszt doręczenia przesyłki i zwrotu do nadawcy żółtego kartonika (z potwierdzeniem odbioru przez adresata). Postanowiłem i ja skorzystać z tego dobrodziejstwa. Jakież było moje zdziwienie, gdy po pewnym czasie otrzymałem potwierdzenie, ale... z przyklejonym doń moim listem. Po prostu adresat nie odebrał listu i poczta zwróciła mi go. To znaczy mogła mi zwrócić, ale po uiszczeniu przeze mnie dodatkowej dopłaty w wysokości 1,40 zł. Nie chciałem dopłacić, więc panienka z okienka odmówiła wydania mi listu, bo paragrafy tego zabraniają. Na nic moje zabiegi. Własnego listu nie dostałem z powrotem. Poprosiłem więc, by go zniszczyła w mojej obecności. Też tego nie mogła zrobić, bo paragrafy zabraniają. Natomiast paragrafy nie zabraniały wysłania mojego listu do Koluszek, gdzie po pewnym czasie zostanie zniszczony. Po powrocie do domu wysłałem do Rejonowego Urzędu Poczty w Gdyni grzeczne zapytanie: dlaczego zażądano ode mnie dwukrotnej zapłaty za tę samą usługę oraz kto (bo nie ja) zapłacił za odesłanie mojego listu do Koluszek? Już po miesiącu otrzymałem pismo od zastępcy dyrektora Sławomira
Kondrackiego, że brak jest podstaw do uznania słuszności skargi (ja akurat nie skarżyłem się na nic), jak również postępowanie urzędniczki było zgodne z Rozporządzeniem ministra łączności z dnia 15
współczesnego labiryntu ze snem Leszka Czarnego. Ponoć wieki temu, znużony Lesio kimnął się w „kozim grodzie”, pod rozłożystym dębem. W te pędy wystawiono mu za to kościółek pw. św. Michała Archanioła. W XIX w. świątynię zburzono. Na placu zachowały się tylko fundamenty. Najważniejszy urzędnik lubelskiego ratusza polecił je wygrzebać z ziemi i od nowa pobudować. Współczesnym symbolem drzewa, przy którym złapała Leszka drzemka, ma być... 12-metrowa kolumna św. Michała. Konserwatorzy zabytków i historycy sztuki KUL stanowczo się sprzeciwiają planom zeszpecenia staromiejskiego krajobrazu, ale ich protesty pan prezydent Pruszkowski ma w nosie. Powagę kamiennego obiektu mają gdzieś najmłodsi lublinianie. Ich ulubionym zajęciem w obrysie średniowiecznych fundamentów dawnego kościoła jest zabawa w berka i chowanego. Nawet berbeciom do głowy nie przyjdzie, że ganiają po dawnej świątyni. Równie dobrze jak dzieci czują się tam psy i inne zwierzaki puszczone samopas. M.Ch. Fot. Autor
Ten pomysł mi się podoba. Już widzę rozporządzenie ministra od handlu, że odstąpienie od zakupu towaru w sklepie nie zwalnia klienta od zapłacenia zań. Albo taki minister od komunikacji mógłby zarządzić, że rezygnacja z zakupu biletu na pociąg nie zwalnia pasażera od obowiązku zapłaty za ten bilet. Ale gdyby tak jeszcze wyjaśniono mi, dlaczego Poczcie Polskiej bardziej opłacało się wysłać mój list do Koluszek niż go po prostu zniszczyć w mojej obecności i za moim przyzwoleniem. . ZIEMOWIT BUJKO
Paragraf 22 marca 1996 roku w sprawie warunków korzystania z usług pocztowych, z których jednoznacznie wynika, że muszę zapłacić dodatkowo, jeśli zwalniam pocztę z obowiązku przewozu i doręczenia przesyłki.
T
a lekcja religii na długo pozostanie w pamięci 14-letniego gimnazjalisty Damiana D. ze Strzyżowa k. Hrubieszowa. Zasad wiary katolickiej uczył się bowiem ciskany przez księdza o ścianę... Gdy 38-letni ksiądz Roman K. zobaczył na jego ławce kilka chipsów (czwarta godzina lekcyjna, chłopiec odczuwał głód), kazał mu opuścić klasę. Damian zapytał, czy ma jeszcze powrócić. Jak wspominają koledzy, słowa te wywołały taką wściekłość duchownego, że podniósł ucznia do góry, otworzył drzwi i popchnął go z całej siły. Chłopiec wyleciał na korytarz i uderzył głową o parapet. Krwawiąc, poszedł do wychowawcy, ale ten zbagatelizował sprawę. Kilka dni później, gdy
zaczął odczuwać bóle głowy i nudności – opowiedział o wszystkim matce. Damian trafił do hrubieszowskiego szpitala. Po kilku dniach na własne życzenie został wypisany, ale nadal czuje się źle. Zapowiada, że nie będzie uczęszczał na lekcje religii prowadzone przez księdza Romana K. Dyrekcja gimnazjum w Strzyżowie o pobiciu ucznia nie zawiadomiła ani policji, ani prokuratury. Mimo wielokrotnego podejmowania prób skontaktowania się z dyrektorką gimnazjum, nie udało nam się uzyskać jej opinii o zdarzeniu. Także w Urzędzie Gminy w Horodle nabrali wody w usta. – Proszę mnie zrozumieć, sprawa dotyczy przecież księdza – powiedział jeden z urzędników. RP
Nietykalny
zym dla polityków prawicy i katolickich działaczy jest krzyż? Religijnym symbolem i świętością? A może politycznym biczem? Dziś mało kto pamięta, czego jest symbolem i do czego zobowiązuje krzyż. Wisi on nawet w gabinetach lewicowych wojewodów (np. u śląskiego i małopolskiego). Stał się gadżetem wykorzystywanym w polityczno-religijnych wojenkach na górze i na dole. Niepokornych lub wrogów politycznych – kiedy brakuje rzeczowych argumentów – straszy się wartościami i posądza o walkę ze świętą wiarą. Ubiegłoroczne październikowe wybory prezydenckie w Mysłowicach wygrał Stanisław Padlewski – człowiek lewicy. Przegrana nie mieściła się w głowach kościółkowych działaczy, którzy jeszcze przed głosowaniem odtrąbili zwycięstwo swojego pupilka Zbigniewa Augustyna – pierwszego katolika w mieście. Zszokowani przegraną wytoczyli wielkie działa świętej wiary. Jako rycerz świętości wystąpił Tomasz Wrona z Komitetu Wyborczego „2002 plus”, który zaatakował Padlewskiego, że ten rozpoczął urzędowanie od zdjęcia krzyży w urzędzie i że walczy z Kościołem, nie szanując najświętszych symboli. Histeryczne oburzenie miało zdyskredytować nową władzę. Okazało się jednak, że to poprzednik
– kleropochodny Zbigniew Augustyn – odchodząc z posady, sam zdjął krzyż w gabinecie prezydenckim i na jego polecenie zdjęto drugi – w sali zarządu miasta. Swój czyn tłumaczył obawą o profanację... ze strony nowej ekipy. 28 listopada, osiem dni po objęciu urzędu prezydent Padlewski zginął w tajemniczych okolicznościach, popełniając, jak orzekła prokuratura, samobójstwo (skok z 10 piętra). Jego obowiązki przejął tymczasowo Grzegorz Osyra – SLD i jednocześnie nowy kandydat lewicy na prezydenta. Kilka dni przed ponownymi wyborami w centrum miasta, w pobliżu restauracji „Pod Ratuszem” nieznany sprawca zaatakował Osyrę nożem. Skończyło się na kilku szwach, choć cios padł nieopodal serca. Osyra nie przestraszył się i wystartował w wyborach, deklasując pozostałych. Zabrakło mu jednak około 100 głosów, by przejść w pierwszej turze. Sromotną klęskę poniósł kościółkowy Augustyn. W mieście huczy od plotek. Ludzie przestają wierzyć w samobójstwo Padlewskiego i skłaniają się do wiary w zaplanowany zamach na Osyrę. Czy nad miastem, jak twierdzą zabobonni, zawisło krzyżowe fatum, czy może zwyczajnie panoszy się „krzyżacka” mafia nieprzychylna lewicowej władzy? JAROSŁAW RUDZKI
N
przykład osoby, które pobierają zasiłki przedemerytalne i nie mają obowiązku rejestrować się jako bezrobotni, w Słupsku muszą jednak wystawać wcześniej w długich kolejkach, bo żąda tego od nich Józefa Sikorska z PUP. – To jawne bezprawie, ale co mam zrobić? Jeśli nie podpiszę, to stracę zasiłek na trzy miesiące. Mogę się odwołać nawet do papieża, ale po kwartale przejdę na koreańską dietę odchudzającą – rozkłada ręce mój rozmówca. Kolejną sztuczką jest „obrywanie” dni przy zmianie miejsca zamieszkania. Pan Jan powiadomił o zmianie miejsca zamieszkania swój nowy PUP w Bobolicach. Mimo to zasiłek zaczęto mu liczyć dopiero od jego wizyty w urzędzie, to jest po 13 dniach. Po dwóch latach odbijania piłeczki wygrał w szczecińskim NSA sprawę o wypłacenie zasiłku za te feralne trzynaście dni. – Łatwiej z kamienia ser wycisnąć niż od państwa pieniądze, a w przypadku udowodnionej winy urzędu nie ma ani kary, ani przeprosin – kończy weteran walk z biurokracją. Pan Jan jest ciut naiwny, bo nie wie, że dobry urzędnik to taki urzędnik, który potrafi mnożyć trudności w najprostszej do załatwienia sprawie, aby tylko uzasadnić swoje istnienie. MACIEJ PSYK
Wojna krzyżowa
ie masz pracy? Państwo ci pomoże. Da kuroniówkę, przyzna zasiłek przedemerytalny, ułatwi życie. Tyle że w teorii. Jak wygląda praktyka? Pieniędzy nikt nie lubi wydawać. Państwo również. Co innego przyjazd Białego Papy, kiedy to ich marnotrawienie należy do bon tonu, a co innego bezrobotni. W tym drugim przypadku władza potrafi znaleźć różne metody oszczędzania i to kosztem tych, którym ustawa nakazuje pomagać. Jan Kopeć od ponad dwudziestu lat jest lustratorem w Związku Rzemiosła Polskiego i pracuje w całej północnej Polsce. – Od 12 października do 12 listopada ub.r. pracowałem w Miejskiej Komisji Wyborczej w Słupsku z ramienia KWW Antyklerykalna Polska – mówi. – Otrzymuję 597,90 zł zasiłku przedemerytalnego brutto, a w komisji zarobiłem 427,26 netto, czyli 508 zł brutto. PUP w Słupsku odebrał mi zasiłek, gdyż rzekomo uzyskałem przychód ponad 200 proc. kuroniówki, a więc 996,40 zł. Nikt nie wziął pod uwagę, że był to zarobek za dwa miesiące – październik i listopad (druga tura). Pan Jan złożył odwołanie od decyzji PUP. Teraz czeka na decyzję, bowiem urzędnicy mnożą trudności... Zresztą nie tylko w tej sprawie. Na
Wyrolować bezrobotnego
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
CHORA SŁUŻBA ZDROWIA
Kalectwo za łapówkę Nie wie, czy ma dziękować lekarzom za wycięcie narządów rodnych i skierowanie na drastyczną terapię radiologiczną, czy przeklinać dzień, w którym przekroczyła próg szpitala? Jest styczeń 1995 r. Po konsultacji w prywatnym gabinecie lekarza Jarosława L. i badaniach w Szpitalu Specjalistycznym im. A. Falkiewicza we Wrocławiu, gdzie ów lekarz pracuje, Florianna Szymczak wraca do domu, do Gostynia. Jak zapewnia ginekolog – wszystko jest w porządku. Trzeba tylko usunąć małe, niegroźne cysty na jajnikach. Po trzech tygodniach pani Florianna dostaje telegram, by przyjechać do szpitala, ponieważ są już wyniki i można operować. Wykupuje cegiełkę na rzecz szpitala wartą kilkaset złotych, a głównemu operującemu Jarosławowi L. daje 400 dolarów. Zadowolony doktor miał wówczas powiedzieć: „Zajmę się panią jak siostrą!”. Ufając lekarzowi, podpisuje in blanco zgodę na operację. Lekarze, z głównym operatorem Jarosławem L., przeprowadzają zabieg. Po dziewięciu dniach panią Szymczak wypisują do domu. Niestety, ciągle gorączkuje i czuje wielki ból w okolicy rany pooperacyjnej. Nie upływa tydzień i pogotowie zabiera ją do wrocławskiego szpitala. Okazuje się, że przyczyną jest ropień. Lekarze ponownie nacinają ranę i przeprowadzają drenaż, stosując przy tym intensywne leczenie farmakologiczne. Po trzech tygodniach kierują ją do Dolnośląskiego Centrum Onkologii. Oczekującą na przyjęcie doktor Jarosław L. leczy tymczasem plastrami hormonalnymi – estrogenami. W Centrum
D
Onkologii pani Szymczak zostaje poddana radioterapii. W efekcie dochodzi do ogólnego osłabienia organizmu. Pacjentka ma trudności z poruszaniem, słabnie jej wzrok i słuch, ma zaburzenia czucia i przykurcze. Po 45 dniach wraca do domu. Upły-
wa kilka miesięcy... Chora udaje się na badania do lekarza w rejonie. Wówczas okazuje się, że... ma wycięte narządy rodne. Doznaje szoku. Nie może zrozumieć, jak to się stało. – Lekarze nic mi o tym nie mówili! – opowiada „FiM”. Również i córce, dopytującej się o stan zdrowia matki, nie wspomniano o zakresie operacji. Pani Florianna zaczyna sprawdzać dokumentację leczenia i szuka fachowej porady. Z wyników szpitalnych badań dowiaduje się, że miała nowotwór złośliwy narządów rodnych. Stąd ich usunięcie i leczenie onkologiczne. Jednak analiza dokumentacji sprawia, że Florianna zaczyna wątpić, że miała raka. Jej niepewność pogłębia opinia dra Jana J. z Poznania, który
wunastoletni Filipek z Inowrocławia zmarł na nowotwór pnia mózgu. Mógł żyć dłużej. Nie dano mu tej szansy. Podtrzymującą życie chemioterapię trzeba było przerwać, bo w szpitalu... zarażono chłopca żółtaczką. Filipek zachorował w 1998 roku. Wykryto u niego nowotwór złośliwy. Chłopiec miał wtedy 9 lat. Cieszył się życiem i światem. Miał kochającą rodzinę, która zrobiła wszystko, by walczyć ze śmiertelną chorobą. Niestety, dziecko miało nieszczęście znaleźć się w polskim szpitalu. Lekarze, którzy zawinili, próbują teraz całą winę zrzucić na los oraz... rodziców zmarłego chłopca. – Najpierw Filipek został skierowany na zabiegi chemioterapeutyczne – opowiada Grzegorz K., ojciec dziecka. – Konieczne były także częste transfuzje krwi, które miały wzmocnić jego organizm. W 1999 roku w inowrocławskim szpitalu przy ul. Poznańskiej Filipek przeszedł dwie takie transfuzje. Pierwsza odbyła się w kwietniu, zaś druga – w czerwcu. Po czerwcowej transfuzji rodzice pojechali z chłopcem do Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie Filip kontynuował leczenie. Tam właśnie rodzinę K. dopadła hiobowa wieść. Żółtaczka. – Biopsja wykazała, że nasz synek ma wirusowe zapalenie wątroby typu C – kontynuuje opowieść Grzegorz K. – Jesteśmy przekonani,
wylicza zarzuty wobec leczących: niepełna diagnostyka, braki w badaniach, totalny bałagan w dokumentacji. Uznaje jednocześnie, że plastry hormonalne (estrogeny), które stosowała po operacji, były przeciwwskazane przy chorobie nowotworowej. Ośmielona tą opinią i liczbą różnorakich poprawek i nieścisłości
odnajdywanych w szpitalnej dokumentach, zaczyna dochodzić prawdy. Nie wierzy, że miała nowotwór złośliwy. Po wyjściu z Dolnośląskiego Centrum Onkologicznego pani Szymczak zostaje inwalidką pierwszej grupy, do tego dochodzi gehenna sądowych przesłuchań. Kolejne instytucje umarzają postępowania. Najpierw Dolnośląska Izba Lekarska nie widzi błędu w sztuce lekarskiej. Przy okazji jednak dostaje się lekarzowi, który ośmielił się... wytykać błędy medyczne kolegom po fachu. Naczelna Izba Lekarska podtrzymuje postanowienie. Kolejny etap wiedzie przez Prokuraturę Rejonową i Wydział Karny Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Prokuratura nie
że Filipek został zarażony tą chorobą podczas transfuzji krwi w szpitalu w Inowrocławiu. Do zakażenia wirusem typu C może dojść przez skaleczenie lub zastrzyki. Jest kilka grup
dostrzega postępowania niezgodnego z zasadami i standardami leczenia. Oddala również oskarżenia pani Szymczak wobec lekarza prowadzącego o zasugerowanie i przyjęcie przez niego łapówki. Decyzję opiera między innymi na opinii Instytutu Onkologicznego w Gliwicach, który nie dopatrzył się błędów w sztuce lekarskiej, choć stwierdził, że błędnie zinterpretowano uzyskane wyniki badania histopatologicznego przedoperacyjnego oraz dokonano... błędnej diagnozy umiejscowienia nowotworu, co jednak nie wpłynęło na jakość leczenia, zaś zespół leczący wykazał się „czujnością onkologiczną”. Prokuratura wyjaśnia jednocześnie, że Jarosław L. nie popeł-
nił przestępstwa łapownictwa, ponieważ nie pełni funkcji publicznej (sic!). W maju 1999 r. Florianna Szymczak występuje na drogę cywilną do Sądu Okręgowego we Wrocławiu, żądając od Skarbu Państwa najpierw 100 tys., a potem 200 tys. zł odszkodowania za utracone zdrowie. W styczniu 2002 roku Sąd Okręgowy oddala powództwo Szymczak, które podtrzymuje Sąd Apelacyjny. W trakcie procesów korzystano z opinii biegłych z Gliwic, Łodzi i Poznania. Przedstawione przez powódkę opinie lekarzy z Tarnowa nie znalazły posłuchu sądu.
Profesorowie badający Filipka stwierdzili, że silna chemioterapia – z uwagi na pogorszenie stanu zdrowia chłopca w wyniku zakażenia żółtaczką – skróciłaby jego życie.
Skradzione życie zwiększonego ryzyka, m.in. narkomani biorący dożylnie narkotyki (ok. 42 proc. chorych), pacjenci po transfuzjach (6 proc.), osoby często zmieniające partnerów seksualnych (6 proc.), ludzie mający kontakt z chorymi na ten typ żółtaczki (3 proc.), a także chorzy po dializach i pracownicy służby zdrowia. Ale przecież 9-letni Filipek nie był narkomanem, nie miał dializ i nie utrzymywał żadnych kontaktów seksualnych. W jego domu nikt nie chorował na żółtaczkę. – To była najtragiczniejsza chwila w moim życiu. I to wtedy, gdy zaczynaliśmy mieć dużą nadzieję na jego wyzdrowienie – ze łzami w oczach mówi ojciec chłopca. – Zakażenie Filipa żółtaczką spowodowało konieczność przerwania podtrzymującej życie chemioterapii. To zdecydowanie przyspieszyło śmierć synka. Ciężko chory chłopiec zdążył przejść tylko jedną kurację chemioterapii amerykańskiej, choć lekarz prowadzący zalecił aż trzy takie kuracje.
Mimo walki rodziców chłopiec zmarł wiosną 2001 roku. Gdy państwo K. ocknęli się po tragedii, postanowili poszukać sprawiedliwości. Inowrocławski szpital został pozwany do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. K. zażądali odszkodowania za cierpienia i przyspieszenie śmierci ich synka. Zaczął się długotrwały proces, mydlenie oczu, próby zrzucenia odpowiedzialności na rodziców. – Prawnicy szpitala oskarżali nas przed sądem, że informując synka o chorobie, spowodowaliśmy jego psychiczne załamanie – mówi ojciec chłopca. – To absurd. Nigdy nawet nie przyszłoby nam na myśl, by tak okrutnie uświadamiać nasze dziecko. Filipek był mądrym chłopcem i do końca wszystko rozumiał. Rozmawiał z lekarzami o swojej chorobie, a my zawsze staraliśmy się, by jak najmniej boleśnie przechodził trudne chwile. Osamotnieni w walce ze szpitalnymi prawnikami państwo K. zaczęli zbierać dowody na
7
– Kiedy w trakcie procesów otrzymywałam kolejne dokumenty związane z leczeniem, moje obawy o zamianę wyników z inną pacjentką potwierdziły się. Okazało się bowiem, że w zapisach szpitalnych znalazło się wiele błędów i niedopatrzeń, które sądy zbagatelizowały. W dokumentacji przewijają się dane zupełnie niezwiązane ze mną. Czy wszystkie te przeróbki w dokumentacji to zwykłe maszynowe chochliki, czy też zaplanowane fałszerstwa, by zataić pomyłkę? – pyta już retorycznie Florianna Szymczak. I rzeczywiście, w jej dokumentacji widnieją liczne poprawki, skreślenia, (np. zmiany nazwiska, imienia, wieku, przebijane daty wyników badań, sprzeczne numery tych samych badań – por. skany obok), fałszywe dokumenty (prośba o przyjęcie do Centrum Onkologii we Wrocławiu z podrobionym podpisem), wiele niespójności: jedne dokumenty mówiły o dwóch porodach fizjologicznych Florianny, inne o cięciu cesarskim, którego nigdy nie miała. Florianna Szymczak zarzuca w kasacji do Sądu Najwyższego, że sądy dopuściły się wielu błędów w postępowaniu dowodowym. Najważniejszy jednak dotyczy pozbawienia jej prawa do wyjaśnienia, czy była chora na nowotwór złośliwy, czy raczej nie. Gdyby dopuszczono badania zgodności materiałów przed- i pooperacyjnych z tkanką Florianny, raz na zawsze ucięłoby to wiele wątpliwości i jej wieloletni dramat. – Odebrano mi kobiecość i zdrowie. Jestem wrakiem człowieka, to agonia – z żalem załamuje ręce Florianna Szymczak. Czy Sąd Najwyższy ustali prawdę obiektywną? Pani Szymczak nie wie, czy ma dziękować lekarzom za ocalenie życia, czy przeklinać dzień, w którym przekroczyła próg szpitala. Sądzi jednak, że to drugie... JAROSŁAW RUDZKI
potwierdzenie swoich zarzutów. Dotarli do osób, które także zostały zarażone żółtaczką w inowrocławskim szpitalu. Powołali świadka, który widział, jak często kontenery do transportu krwi były brudne. – Spędziliśmy w szpitalu przy synku wiele dni i nocy, więc widzieliśmy sporo – dodają państwo K. – To nie była kwestia braku środków, pieniędzy, aparatury. Choć jednorazowych rękawic do zabiegów nie brakowało, to pielęgniarki z oszczędności nie zmieniały ich dla każdego nowego pacjenta. Chroniły zatem tylko siebie, a nie chorych. – Najbardziej jednak zabolało mnie, gdy prawniczka szpitalna przed sądem powiedziała, że zarażenie Filipka żółtaczką nie miało już żadnego znaczenia, bo nasz synek i tak by umarł – mówi ze łzami w oczach Grzegorz K. – Wiem, że to nieprawda, bo konsultowaliśmy jego stan z innymi lekarzami. A nawet gdyby... to ta lekarka nie wie, ile dla dziecka i jego rodziców znaczy żyć jeszcze rok, czy nawet miesiąc. Rodzice Filipka są przekonani, że przez szpitalne niechlujstwo odebrano chłopcu szansę na dalsze życie. Być może rzeczywiście dziecko umarłoby. Ale w medycynie niczego nie można wyrokować z całą stanowczością. Już odkryto na przykład bakterię Polio, która niszczy glejaka mózgu. Może – gdyby nie zaniedbania – Filipek doczekałby się upragnionego lekarstwa... ROMAN KRAWIECKI
8
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
Z PRAWEM NA BAKIER
Poprawić
poprawczaki Koszt utrzymania jednego wychowanka zakładu poprawczego to średnio sześć tysięcy trzysta złotych miesięcznie. Dla porównania: na podopiecznego domu dziecka państwo przeznacza zaledwie około dwóch tysięcy. To dane opublikowane w najnowszym raporcie Najwyższej Izby Kontroli.
F
młodzi ludzie próbują sobie rekompensować pewne braki w sferze emocjonalnej, duchowej, intelektualnej i każdej innej na swój sposób, na przykład uczestnictwem w grupie przestępczej. Tam też szukają wzorów do naśladowania. A to dlatego, że w okresie dojrzewania jakieś wzory są im potrzebne, a niestety, brakuje pozytywnych autorytetów. Młodzi ludzie wchodzą w konflikt z prawem także z powodów bardziej przyziemnych: dla pieniędzy, z chęci zaimponowania komuś i niewątpliwie z poczucia bezkarności. Wystarczy dopaść pijanego lub staruszkę, by uzbierać trochę kasy na „amfę” czy „jabola”. A przy okazji można zdobyć „sławę” wśród małojeckiej braci.
– Widoczna jest bezradność struktur prawnych wobec powszechności zjawiska – mówi dr Pietrzak. – Nieletni przestępcy doskonale wiedzą, że prawo traktuje ich ulgowo. Najgorsze jest jednak to, że Polska nie ma zakrojonych na szeroką skalę rozwiązań strukturalnych, a są one bardzo potrzebne. Żeby się o tym przekonać, wystarczy rzut oka na dane Ministerstwa Sprawiedliwości. We wszystkich polskich zakładach: otwartych, półotwartych, zamkniętych, jest niespełna 1900 miejsc, tymczasem tylko w 2001 r. sądy wydały łącznie ponad 41 tysięcy wyroków dotyczących nieletnich. Na podstawie kontroli NIK stwierdzono, że choć zakłady poprawcze i schroniska dla nieletnich
stwarzają bardzo dobre warunki socjalne dla wychowanków i zapewniają im doskonałą opiekę medyczną oraz kulturalno-oświatową, to skuteczność nadzoru i efekty wychowawcze są raczej marne. W większości placówek dochodzi do prób ucieczek, bójek, samookaleczeń, aktów agresji wobec personelu, a także prób samobójczych. Podczas półrocznej kontroli co piąty wychowanek w czasie urlopu lub przepustki dokonał jakiegoś przestępstwa: kradzieży, włamania lub napadu rabunkowego. Niestety, metody resocjalizacji polegające na częstszym nagradzaniu niż karaniu – także się nie sprawdziły. MICHALINA KOWALCZYK Fot. Marcin Bobrowicz
Diagnoza: korupcja
w Białymstoku. Zwyciężyła jedynie słuszna oferta, bo jak stwierdził jeden z arbitrów: „byłoby aktem nieuczciwej konkurencji pozbawianie dotychczasowego dostawcy rynku zbytu”. W przetargu w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Tychach wygrała oferta z zaniżonym podatkiem VAT. Mimo wyroku arbitrów nakazującego zmianę decyzji szpital nie zmienił oferenta. Przykłady można mnożyć, tylko po co? Dopóki nie będzie przejrzystych kryteriów doboru oferenta, dopóty będzie kwitła korupcja. Chorym, dla których szpital nie ma funduszy na lekarstwa, nawet nie śni się na łóżkach szpitalnych, jakie łapówki przyjmują dyrektorzy szpitali za źle ocenione oferty.
Na temat ustawy o zamówieniach publicznych mówi Władysław Zagała, członek zespołu arbitrów przy Urzędzie Zamówień Publicznych: – Ustawa jest wadliwa co do zasady, sposobu i metody sporządzania bilansu atrakcyjności ofert. Szykanuje się oferentów uczciwych, uboższych w gotówkę, a na odraczanie terminów płatności mogą sobie pozwolić firmy zwolnione z podatków i otrzymujące dotacje państwowe. Warunki płatności to jedna z metod nieuczciwego ustawiania przetargów. Lista przetargów ze znakami zapytania wciąż się poszerza. Rodzi się pytanie, czy kwiczącą z biedy polską służbę zdrowia stać na rozrzutność, bałagan i matactwa? JAROSŁAW RUDZKI
unkcjonowanie szesnastu skontrolowanych (z 34 istniejących) poprawczaków w ostatnich dwóch latach kosztowało budżet państwa ponad 104 miliony złotych. Zaledwie czwarta część tych pieniędzy została przeznaczona na utrzymanie siedmiuset wychowanków, a 75 procent na płace dla prawie tysiąca ich wychowawców. Okazuje się, że w niektórych małych ośrodkach zamkniętych lub o zaostrzonym rygorze liczba opiekunów nawet czterokrotnie przekracza liczbę dzieci. I tam właśnie miesięczne utrzymanie jednej osoby jest najdroższe, bo wynosi nawet 19 tysięcy złotych! Przestępczość młodocianych rośnie w zastraszającym tempie. Dorośli są zajęci sobą, pogonią za
Z
dnia na dzień pogłębia się kryzys polskiej służby zdrowia. Niestety, sprawdzają się dramatyczne opinie zawarte w raporcie Banku Światowego z 1999 r., które stwierdzają, że korupcja w polskim lecznictwie jest tak wielka, iż żadne reformy nie zadziałają. Alarmujące są również dane z ubiegłego roku. W prestiżowym rankingu zagrożenia korupcją Transparency International Polska zajmuje 45 pozycję. Bliżej nam do skorumpowanego Bangladeszu niż do tzw. krajów czystych, praworządnych, np. Finlandia czy Szwecja. Przyjrzyjmy się gehennie, którą przeszła firma EM-MED z Krakowa, handlująca sprzętem medycznym. Ewa O’Halloran, współwłaścicielka firmy, prowadzi w całej Polsce działalność od 13 lat. Wielokrotnie miała kontakt z Urzędem Zamówień Publicznych i arbitrażem. Na własnej skórze przekonała się, co znaczy nieudolny urząd, nieuczciwa konkurencja, handel tajnymi informacjami z przetargów, szantaż i groźby. – Korupcja na wielką skalę, zastraszanie opornych lub nawet gangsterskie porachunki – tak dziś
pieniędzmi, pracą i mają coraz mniej czasu dla swoich dzieci. Niejednokrotnie w ogóle nie kontrolują tego, jak i z kim ich dzieci spędzają wolny czas. Nie wyciągają wniosków z uwag nauczycieli i psychologów, ignorują naturę młodego człowieka, który jest najbardziej narażony na zawirowania osobowości. Potwierdzają to statystyki wykazujące, że wśród nieletnich przestępców dominują chłopcy w wieku 13–16 lat, pochodzący najczęściej z rodzin dotkniętych bezrobociem, patologią lub rozbitych. Zdaniem dr. Henryka Pietrzaka z Uniwersytetu Rzeszowskiego źródłem agresji młodocianych jest nie tylko patologia, ale też dysfunkcjonalność rodzin. Rzeczywistość społeczna nie znosi pustki, dlatego
Ustawa o zamówieniach publicznych jest korupcjogenna. Nawet na rynku handlu sprzętem medycznym kwitnie nieuczciwa konkurencja. Przez polskie biedne szpitale podczas przetargów przeciekają setki milionów złotych. Konkurencyjne firmy tracą najlepsze zamówienia, a protestujący są zastraszani i eliminowani z branży. wygląda rynek handlu sprzętem medycznym. Kiedy zajęłam się dystrybucją wielu patentowych rozwiązań w dziedzinie medycyny, które wchodziły dopiero na nasz rynek, nie myślałam, że padnę ofiarą korupcjogennych przepisów i bezpardonowej walki firm, dla których każda metoda przynosząca zdobycie zamówienia będzie dobra – opowiada współwłaścicielka EM-MED. – Oprócz tego, że musiałam uczestniczyć w walce przetargowej, stałam się jeszcze ofiarą zastraszenia i gróźb. Grożono członkom mojej rodziny. Próbowano dokonać zamachu na terenie Czech, gdzie mnie śledzono. Ktoś chciał staranować mój samochód i zepchnąć go w przepaść. Kilkakrotnie w ostatnim czasie włamano się do siedziby firmy w Krakowie, skąd skradziono komputery z informacjami handlowymi.
Normą jest obchodzenie istniejących przepisów i nadużywanie uprawnień przez komisje przetargowe. W szpitalu Klinicznym w Lublinie w przetargu brały udział 3 firmy. Wygrała najdroższa. Po przetargu nie dostarczyła jednak swojego produktu, ale... sprzęt, który proponowała najtańsza firma z Krakowa. Poinformowany o przekręcie Urząd Zamówień Publicznych nie dopatrzył się nieprawidłowości. W przetargu ogłoszonym przez Szpital Uniwersytecki w Krakowie, dotyczącym dostawy sprzętu anestezjologicznego, wybrana została oferta trzy razy droższa od najtańszej: zamiast kwoty 39 tys. zł za cewniki do odsysania, szpital wybrał ofertę za 119 tys. zł za sprzęt porównywalny jakościowo. Przetarg na dostawę zestawów do odsysania ogłosił też Szpital Kliniczny Akademii Medycznej
Statystyka spraw interwencyjnych (doniesień o korupcji) w Transparency International Polska Ilość (w proc.) Dotyczy 36,6% urzędów miejskich i gminnych 11,6% urzędów państwowych 9,2% wymiaru sprawiedliwości 9,2% służby zdrowia 7,5% przetargów 7,5% spółdzielni mieszkaniowych 5,0% firm prywatnych 3,3% fundacji 2,5% oświaty 2,5% ośrodków pomocy społecznej 2,5% urzędów skarbowych 1,7% straży pożarnej 0,8% policji
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r. – Na kilka dni przed śmiercią syna w skierniewickim szpitalu, niespodziewanie na plebanii w Bolimowie pojawił się sam biskup łowicki Alojzy Orszulik – wspomina ze łzami w oczach Wanda Mazgajska, matka zmarłego proboszcza ks. Wal-
NIEBOSZCZYK W CENIE
mszę i poświęcił strażacki samochód. Wkrótce znalazł się w szpitalu. 31 sierpnia uległ rakowi. Kilka dni później odbył się pogrzeb kapłana. Mszę żałobną koncelebrował bp Józef Zawitkowski, prawa ręka Orszulika. W kondukcie ża-
w Grochowie był już proboszczem. Niemal wszędzie pozostawił po sobie wdzięczną pamięć ludzi. – Gdy pojawił się u nas, powiedział znamienne słowa: „Przyszedłem tu nie dla władzy i zaszczytów, ale dla ludzi” – wspomina jed-
Hieny na plebanii
kościół św. Anny, ułożył w nim piękną posadzkę, zainstalował wspaniały zegar. Zadbał też o cmentarz, co nie zdarzało się jego poprzednikom. Pomagał również ludziom biednym, dla których miał zawsze parę groszy, trochę żywności. – Gdy zabrakło pieniędzy na posadzkę – opowiada jeden z mieszkańców Bolimowa – pożyczył je od swojej matki, byle tylko zakończyć remont świątyni. Nawet gdy był już ciężko chory, nie oszczędzał się
bezustannie płacze i spogląda na kilka fotografii ks. Waldemara. Po wizycie bp. Orszulika zbolałej kobiecie nie pozostało nic innego jak opuścić plebanię, w której mieszkała i pracowała przez ostatnie lata. Przeniosła się do nędznej chałupinki w Czerwonej Niwie, którą opuściła dla syna. Chałupa wymagała generalnego remontu. Nie miała do tego głowy. Na szczęście wójt Bolimowa Andrzej Jagura przysłał ludzi i błyskawicznie doprowadzili wodę, a inni dobrzy ludzie pamiętający wciąż o księdzu Waldemarze zadbali o lekarstwa dla samotnej kobiety. Pani Wanda nie może mówić spokojnie o biskupie łowickim. Czuje do niego ogromny żal. Dlatego po śmierci syna powiedziała, że nie życzy sobie, by za trumną pojawił się Orszulik, bo z bólu może jej pęknąć serce. – To zwierzę, a nie człowiek – tak o biskupie Orszuliku mówi pani Zdzisława, mieszkanka Bolimowa – Jestem osobą wierzącą, ale nie życzę sobie oglądać kiedykolwiek takiego kapłana.
i pomagał przy remontach obu kościołów. „Nie mam odwagi mówić o Waldku. Dla mnie odszedł święty” – tak żegnał go w kościele św. Trójcy w Bolimowie bp Zawitkowski.
Zamiast epilogu
Gdy umiera ksiądz, na plebanii pojawiają się hieny. Najczęściej w sutannach, niekiedy nawet biskupich. Niby interesują się stanem zdrowia nieboraka, ale tak naprawdę chodzi im tylko o pieniądze. Rekwirują książeczki oszczędnościowe, pieniądze z kościelnej kasy i najcenniejsze przedmioty. Bywa tak, że gdy ksiądz rozstanie się z tym światem, nie ma go za co pochować. demara (na zdjęciu). – Kazał mi się natychmiast wynosić z plebanii, gdzie mieszkałam. Zamiast stanem zdrowia syna, interesował się tylko pieniędzmi. Serce mi się rozrywało z bólu. Cóż miałam robić? Dobrze, że miałam gdzie się wynieść. – Któregoś dnia zobaczyłam biskupa Orszulika. Rozpoznałam go natychmiast, choć był po „cywilnemu” – wspomina jedna z pielęgniarek skierniewickiego szpitala. – Wszedł do księdza Waldemara, przez moment popatrzył na niego i wyszedł. „Ile mu jeszcze pozostało życia?” – zapytał beznamiętnie. Byłam zdumiona i zszokowana zachowaniem biskupa. Ksiądz Waldemar Mazgajski zmarł po kilku dniach. Jeszcze 28 lipca ubiegłego roku odprawił ostatnią
łobnym obok setek parafian podążało 150 księży. Nie było wśród nich tego najważniejszego – biskupa Orszulika. Rodzina zmarłego nie życzyła sobie, by pojawił się on na pogrzebie. – Takiego pogrzebu Bolimów jeszcze nie widział – wspomina pani Aniela, mieszkanka tej wsi. – To był kochany ksiądz, niezwykle pracowity i dobry dla ludzi, jednocześnie wspaniały gospodarz i kapłan. Takiego księdza nigdy nie mieliśmy i chyba długo mieć nie będziemy.
Święty z Bolimowa Ksiądz Mazgajski pojawił się tu w 1999 roku. Jako wikary pracował wcześniej w Bedlnie, Krośniewicach, Konstancinie i Jesionce;
W kościelno-cmentarnym biznesie podległym abp. Życińskiemu nie ma miejsca na sentymenty. W grę wchodzą zbyt duże pieniądze. „Śniłem, że mam we władaniu cmentarz. Piękny sen, bo cmentarz w dobrym punkcie z wolnymi działkami to prawdziwa żyła złota. Można się ustawić na całe życie” – usłyszałam kiedyś od proboszcza łódzkiej parafii. Przypomniał mi tę rozmowę dramat, którego doświadczyła niedawno pani Kazimiera Tomasiak z Lubartowa (archidiecezja lubelska) po stwierdzeniu, że w grobie córki zmarłej przed niespełna 22 laty właśnie pochowano kogoś obcego. – Mam trójkę przychówku, a mąż nie żyje. Przy skromnej emeryturze zabrakło pieniędzy na dalsze opłaty – przyznaje zawstydzona kobieta. Pielęgnowała grób dziecka na miarę możliwości: obmurowanie, cementowa płyta, tabliczka. – Nie poszłam do księdza kłócić się o dwieście złotych, gdy pracownicy cmentarza ścinając drzewo, zniszczyli mi pomnik u ojca. Teraz proboszcz zlikwidował grób Anetki bez słowa uprzedzenia. To jest małe miasto, ksiądz bardzo dobrze zna mnie i całą rodzinę – mieszkam tuż obok kościoła. Gdyby ostrzegł, może bym gdzieś pożyczyła pieniądze – kontynuuje. Pani Tomasiak od przeszło dwudziestu lat aktywnie uczestniczy w życiu parafii pw. św.
na z parafianek. – Nie wstydził się pracy. Brał do ręki młotek, łopatę czy pędzel. Na krótko przed śmiercią pomalował drzwi kościoła św. Anny. – Był u nas zaledwie trzy lata, ale zdążył dokonać cudu. Choć w Bolimowie są dwa kościoły i przez dłuższy czas nie miał nikogo do pomocy – wspomina pani Wanda – zdołał wyremontować obydwie świątynie. Wytynkował zaniedbany
Anny, kierowanej przez księdza Andrzeja Tokarzewskiego, „ojca narodu lubartowskiego” (jak sam się określa), kapłana obdarzonego licznymi godnościami kościelnymi (m.in. kapelan Ojca Świętego, z-ca przewodniczącego Archidiecezjalnej Rady ds. Konserwacji Zabytków). Kobieta, pragnąc odzyskać choćby szczątki córki, poprosiła proboszcza o ich przełożenie do innego z rodzinnych miejsc „wiecznego spoczynku”. Ponieważ zdobyła się przy tym na nieśmiałą krytykę aktu potajemnej likwidacji grobu, duchowny doznał ataku furii.
Serce matki Pani Wanda nie może spokojnie mówić o swoim synu. Choć od pogrzebu minęło już kilka miesięcy,
Wszyscy o tym wiedzą. Jest przekonana, że ks. Tokarzewski polecił rozebrać mogiłę, bo ze sprzedaży nowego miejsca uzyskuje o wiele więcej niż 100 złotych, które ona zapłaciłaby za kolejne 20 lat dzierżawy tzw. dziecięcego grobu. Postanowiłam sprawdzić, co by się stało, gdyby ktoś mi bliski wyraził kategoryczną wolę spoczynku w nekropolii przy parafii św. Anny w Lubartowie. Telefonuję do kancelarii parafialnej. – Na naszym cmentarzu nie ma już wolnych miejsc – informuje bardzo uprzejma pani. Gdy nalegam, sugerując, że koszty nie ma-
Trupy na sprzedaż – Myślał pewnie, że ja, biedna mysz, nigdzie nie pójdę się poskarżyć, ale się przeliczył – w panią Kazimierę wstąpił lew, gdy pomocy odmówiły policja oraz prokuratura. W Sądzie Okręgowym w Lublinie złożyła przeciwko parafii powództwo cywilne o zwrócenie szczątków dziecka i finansowe zadośćuczynienie. Dwie kolejne rozprawy zostały odroczone (następna 19 bm.), gdyż ks. Tokarzewski nie zechciał stawić się na wezwanie. Złożył pismo procesowe, z którego wynika, że nie miał pojęcia, do kogo należał zaniedbany grób. Zdaniem mojej rozmówczyni duchowny obrzydliwie kłamie: – Cmentarz jest położony w centrum miasta. To obiekt zamknięty, więc dla wygospodarowania nowych kwater proboszcz niszczy stare groby, jeśli tylko znajdzie pretekst.
9
ją znaczenia, od razu proponuje mi rozmowę z proboszczem: – Tylko on może podjąć jakąś decyzję w sprawie pochówku. Księdza Tokarzewskiego nie muszę długo przekonywać. Serdecznie zaprasza: „Proszę przyjechać, z pewnością coś dla cioci znajdziemy”. Na pytanie o cenę, odpowiada: „Pojedyncza działka kosztuje 900 złotych. Mogę też zaoferować dwuosobową, oczywiście za cenę podwojoną”. Wspomniany na wstępie łódzki ksiądz przekonywał mnie o zaletach nekrobiznesu z kalkulatorem w ręku. Liczę więc dalej. O tej porze roku za wykopanie dołu fachowcy żądają co najmniej 800 złotych. „Ziemia zmarznięta, a księdzu też musimy coś włożyć do koperty” – przekonują. Odprawienie pogrzebowych egzekwii – od 400 do 800 zł, zależnie od oceny
Mieszkańcy Bolimowa wciąż pamiętają o swoim wspaniałym kapłanie. W kruchcie kościoła św. Anny wisi zdjęcie zmarłego proboszcza i niewielka karteczka: „Ks. Waldemar Mazgajski, proboszcz parafii Bolimów, 29 VI 1999 – 31 VIII 2002”. Ktoś dopisał niżej: „Święci są wśród nas”. PIOTR SAWICKI Fot. Autor
zamożności petenta. Chcąc postawić skromny pomnik w granicach 4–5 tysięcy złotych, 10 procent tej kwoty będę musiała zapłacić ks. Tokarzewskiemu jedynie za wyrażenie zgody. Kamieniarze twierdzą, że ich obowiązuje podobna stawka. Podsumowując, łatwo oszacować, że likwidacja maleńkiego grobu dziecka wzbogaciła proboszcza św. Anny w Lubartowie co najmniej o 2,5 tysiąca złotych – zamiast jakże symbolicznych 100 zł za przedłużenie dzierżawy przez panią Tomasiak. W miejscowym zakładzie pogrzebowym dowiaduję się jeszcze, że na parafialnym (zamkniętym w powszechnym mniemaniu) cmentarzu odbywa się ponad 50 pochówków rocznie, czyli... nie ma miejsca na sentymenty. Przyznać wypada, że z czysto prawnego punktu widzenia ks. Tokarzewskiemu trudno cokolwiek zarzucić. Zgodnie z komuszą jeszcze Ustawą z dnia 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych (DzU nr 47, poz. 298 z 1972 r.), regulaminy cmentarzy Kościoła katolickiego przewidują, że „jeśli po upływie 20 lat od chwili pochowania i po upływie rocznej karencji nie zostanie wniesiona kolejna opłata, miejsce przechodzi do dyspozycji zarządu celem dokonania następnych pochówków”. Można się natomiast zastanawiać, jak by to ładnie wyglądało, gdyby „ojciec narodu lubartowskiego” – Tokarzewski – wsłuchując się w efekciarskie moralitety swojego pryncypała abpa Józefa Życińskiego, zlitował się nad ubogą wdową, której los zabrał dziecko. ANNA TARCZYŃSKA
10
POLSKA PARAFIALNA wodą – podkreślają z dumą tubylcy. Krzyża podświetlanego nocą chorobliwie zazdrościli miejscowym mieszkańcy okolicznych wiosek. Brak własnego pomnika 2000-lecia chrześcijaństwa, odbierał sen i chęć do życia pro-
1
2
finansowych (zadłużenie małej gminy Niedźwiedź to ok. 3 mln złotych), więc zdecydowano o budowie krzyża tzw. sposobem gospodarczym. Powołany w tym celu Społeczny Komitet pozyskał od Przedsiębiorstwa Energetycznego w Krakowie stalowe elementy konstrukcyjne. Dużego wyboru nie było, a to zmuszało do zadowolenia się słupem wysokiego napięcia w postaci elementów gotowych
Limanowiaków lekko trafiał szlag, więc próbowali psychologicznej dywersji, porównując krzyż do prototypu z którego powstał. – Nasz ma 37, a wasz tylko 25 metrów – kpili. – Ale nasz, licząc razem z górą, jest wyższy – przekomarzały się owieczki księdza magistra Wójcika. Na początku stycznia w Beskidzie Wyspowym zawiało silniej niż zazwyczaj i wszystko, co na Potaczkowej
Ale pierdykło! W Polsce to normalne: gdy władza nie ma pomysłu na przyszłość i sprawowanie władzy – stawia na kult przeszłości i symbole mile widziane przez funkcjonariuszy Kościoła katolickiego. Efektem bywa... kupa. Można mówić o szczęściu – jeśli jest to kupa... złomu.
L
imanowa (woj. małopolskie) jest uroczym miasteczkiem położonym w Beskidzie Wyspowym, tuż przy granicy oddzielającej diecezję tarnowską od archidiecezji krakowskiej. Wokół tylko góry, i to zasiedlone przez pobożnych górali. Warunkiem bezpiecznej egzystencji lokalnych władz samorządowych jest tutaj dbałość o dobre samopoczucie nadzwyczaj wpływowych funkcjonariuszy Kościoła katolickiego. Nie mogła zatem ominąć tego regionu moda na tzw. krzyże milenijne. Jak na siedzibę powiatu przystało, w Limanowej, na szczycie Miejskiej Góry (716 m n.p.m.) wzniesiono w 1999 roku krzyż – monument o wysokości 37 m (fot. 1). – Dwukrotnie przewyższa ten na Giewoncie. Nawet biskup pofatygował się dwukrotnie z Tarnowa, aby wmurować pierwszą cegłę, a po zakończeniu budowy pokropić święconą
W
boszczom z sąsiednich gmin dekanatu Mszana Dolna, które administracyjnie przyporządkowane są Limanowej (diec. tarnowska), ale duszpastersko podlegają kard. Macharskiemu (archidiec. krakowska). Umyślili zatem, że trzeba znaleźć jakąś wolną górkę, a na niej postawić swój krzyż. Górka powinna być dostatecznie wysoka, żeby zakasować tych z Limanowej. W sam raz pasowała Góra Potaczkowa (750 m n.p.m.), położona na terenie parafii Niedźwiedź, gdzie akurat proboszczem jest sam dziekan ks. mgr Marek Wójcik. Inicjatywa wyszła (a jakże!) od władz samorządowych gmin leżących w obrębie dekanatu – ktoś przecież musiał za to zapłacić. Ustalono więc, że krzyż będzie „pamiątką Roku Świętego i ewangelizacji ziemi mszańskiej”, a także „symbolem zgodnego współżycia trzech samorządów” połączonych „ideą budowy monumentu”. Pomysłodawcy nie dysponowali nadmiarem wolnych środków
III Rzeczypospolitej majątek można zrobić, gdy się ma stanowisko, znajomości i głowę. Za gotówkę, głównie państwową, kilka osób przejęło na własność wielce dochodową Fabrykę Wodomierzy i Zegarów „Metron” w Toruniu. Było to największe państwowe przedsiębiorstwo w grodzie Kopernika. „Metron” to przedsiębiorstwo z tradycjami. Fabrykę założono tuż po I wojnie światowej w dawnych pomieszczeniach restauracji. Prywatna spółka zaczynała od zera, by przed II wojną stać się krajowym potentatem w produkcji gazomierzy i wodomierzy. W czasie wojny fabryka najpierw została przestawiona na produkcję wojskową, a później Niemcy wywieźli z niej maszyny do Rzeszy. Po 1945 roku firmę znacjonalizowano. W krótkim czasie niedobra komuna odbudowała jej potęgę i dała robotę setkom ludzi. Marka „Metronu” nadal znana jest w całym kraju. Tyle tylko, że teraz przynosi zyski tylko kilku osobom. Tym, którzy za grosze, na dodatek – państwowe, przejęli „kurę znoszącą złote jaja”. A było tak. W 1994 roku dyrektor „Metronu” Leszek Pilarski i jego zastępca Krzysztof Surdykowski założyli „Metron Investment” spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością.
Górze z takim trudem „skręcano, do złożenia. Natrudzili się górale co spawano i sadowiono”, w jednej niemiara, wwożąc ten słup traktorachwili wróciło do postaci kupy złomi na Potaczkową Górę, gdzie częmu. – Ale pierdykło! Słychać było aż ści skręcano, spawano i sadowiono w Podobinie – tak jeden gimnazjalina potężnej betonowej „stopie”. Nikt sta z Niedźwiedzia, relacjonował zasobie nie zawracał głowy fachowym walenie się krzyża, „łasce niebios” nadzorem, obliczeniami czy eksperprzypisując fakt, że na szczycie nie bytyzami – wszak to dodatkowe koszło wtedy turystów czy pielgrzymów. ty, a „Bozia i tak czuwa”. Krzyż (fot. Katastrofa zrodziła wśród górali 2) oddano „do użytku” w ostatniej bardzo nieprzyjemne dla Społecznechwili, bo w grudniu 2000 roku. Włago Komitetu dyskusje: czy Panu Bodze trzech gmin rozsadzała duma, gu nie spodobał się „taki krzyż”, czy a ceremonię uświetnił dostarczony na miejsce biskup krakowski. Ekscelencji silnie falowała sutanna, gdyż konstrukcja nie wyglądała zbyt solidnie, ale wytrzymał do końca uroczystości. Przez dwa lata obiekt spełniał swe funkcje, będąc m.in. celem pielgrzymek okolicznej ludności. Na tegoroczną wiosnę samorządowcy zaplanowali instalację efektownej iluminacji monumentu. Na Czogori poproszę o helikopter...
Wszystkie udziały (dzisiejsze 75 tys. zł) miał w niej... państwowy „Metron”. W radzie nadzorczej „Metronu Investment”, znaleźli się oczywiście i Pilarski, i Surdykowski oraz trzy inne osoby z kierownictwa „Metronu”. Po kilkunastu tygodniach kapitał spółki „Metron Investment” wsparty został kasą z państwowego „Metronu” – tym razem 45 tys. zł. Zachęcono pracowników, żeby odkupili część akcji, ale pakiet
i inne osoby z zarządu. Ot, inwencja twórcza rośnie, gdy kasy potrzeba. W 1997 roku nadeszła pora na pierwsze uderzenie. Dyrektor państwowego „Metronu”, Leszek Pilarski, zaproponował Skarbowi Państwa, żeby zarządzanie tym największym w Toruniu państwowym zakładem przejął... prywatny „Metron Investment”. Skarb Państwa zgodził się. W imieniu „MI” państwowym za-
Za państwowy grosz kontrolny nadal pozostał w rękach państwowego „Metronu”. Nie na długo. Pół roku po powstaniu „MI”, kapitał spółki wzrósł do miliona złotych. Oprócz państwowego „Metronu” największymi udziałowcami były żony szefostwa, a także małżonki przewodniczących najważniejszych związków zawodowych: „Solidarności” i OPZZ , w sumie – kilka rodzinnych klanów. Skąd mieli na to kasę? Nie wiadomo. Ale w tamtych czasach dobrze płacono za wnioski racjonalizatorskie, więc sypnęło szczególnie takimi, których autorami byli... dyrektorzy
kładem kieruje od tego momentu Leszek Pilarski. Żeby jeszcze bardziej zwiększyć kapitał spółki „MI” – państwowy „Metron” zaproponował swoim pracownikom pożyczki zakładowe. Bum na nie był wielki, bo obiecywano wysokie dywidendy. Dwa lata później AWS-owski wojewoda kujawsko-pomorski Józef Rogacki dość ochoczo zgodził się na prywatyzację „Metronu” przez „MI”. Fabryka poszła w leasing pracowniczy „MI” i faktycznie przestała istnieć. O dziwo, choć akcjami nie handlowano już wtedy na lewo i prawo, to kupili je jeszcze (ot, przypadek taki) Michał Wojtczak, były
może budowniczowie sfuszerowali? Żeby spacyfikować wątpliwości, gminny aktyw wymyślił złodziei, którzy po kawałeczku rozkręcali monument, sprzedając go w punkcie skupu złomu. Oczywiście mógł to być tylko ktoś z Limanowej. Podczas niedzielnej mszy ks. Wójcik uroczyście nadał tej wersji rangę prawdy. Zapowiedział zbiórkę środków na odbudowę. Wójtowie: Janusz Potaczek (gm. Niedźwiedź) i Tadeusz Patalita (gm. Mszana Dolna) wezwali lokalne firmy do nadzwyczajnej ofiarności. Gdy pytam p. Potaczka: – Czy to możliwe, żeby komuś chciało się wspinać taki kawał drogi, aby znieść trochę złomu? – nie potrafi udzielić rzeczowej odpowiedzi. – Prasa niepotrzebnie się interesuje tak wstydliwą dla nas sprawą – uważa. Zapewnia, że „jedna z firm we wsi Kasinka Mała już zadeklarowała fachową odbudowę krzyża, jak tylko śniegi zejdą”. Od pani nadkom. Potaczek z Komisariatu w Mszanie Dolnej i pana nadkom. Ogorzałka z Komendy Powiatowej Policji w Limanowej dowiaduję się, że księżowską „wersję o zbieraczach złomu należy traktować z dużą rezerwą”. Mam dla rozmaitego szczebla liderów i politycznych elit propozycję gwarantującą co najmniej dwie kadencje władzy. Ponieważ w Polsce coraz trudniej wykombinować coś naprawdę sensacyjnego, myślcie niekonwencjonalnie. Istnieje otóż górka zwana Czogori. Ta „góra gór, której żadna inna dorównać nie może pięknością”, w świecie znana jest pod jakże idiotyczną nazwą K2. Zorganizujcie ekspedycję w Himalaje, postawcie na wierzchołku krzyż (biskup doleci helikopterem) i okrzyknijcie ją imieniem naszego Wielkiego Rodaka. Gwarantuję, że cały świat oniemieje z zachwytu. Nawet jeśli później „pierdyknie”. ANNA TARCZYŃSKA Fot. archiwum
minister od Buzka, i... ks. Stanisław Kardasz. Ten ostatni to barwna postać – kapelan policji, który był członkiem komisji weryfikującej byłych milicjantów i pracowników Służby Bezpieczeństwa. Oczywiście, nieliche udziały mieli także szefowie „Solidarności” i OPZZ w „Metronie”, a także ich małżonki. Tyle że coś w tym wszystkim nawaliło. Dywidend od 2 lat nie ma żadnych, a ci, co pobrali pożyczki, muszą teraz zęby wbijać w ścianę i pluć sobie w brodę. Zauważalne są dziwne zagrywki. Inna spółeczka-córeczka śp. państwowej fabryki – „Metron Clocks” – próbowała bez gotówy znacznie podnieść kapitał akcyjny, by poręczyć za przeterminowany kredyt „Metronu”. Sprawa się rypła, bo przeciwko papierkowym manewrom zaprotestowała niejaka Aniela Hebel-Szmak, prezes „Metron Clocks”. Rada nadzorcza natychmiast wyrzuciła ją z roboty, wyłamując przy okazji zamki do biurka i szaf prezesowej oraz wręczając jej zakaz wstępu do firmy. Ale teraz sprawkami związanymi z „Metronem” zajęła się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i może się zrobić gorąco. „Bezpieczniki” wywalą brudy na wierzch. W razie czego służymy pomocą. ROMAN KRAWIECKI
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r. Jako pierwsi wykryliśmy i od dwóch miesięcy (od nr 50/2002) udowadniamy, że kolebka „Solidarności” – Stocznia Gdyńska – wraz z kooperantami zmierza ku upadłości. Dotarliśmy do kolejnych dokumentów. Pokazujemy, jak i dlaczego tak się stanie.
W
gigancie, który produkował niegdyś więcej hałasu niż wojskowe lotnisko, panuje dziś ponura, grobowa cisza. Równie cicho jest w zarządzie związku zawodowego „Stoczniowiec”, wyrzuconego za bramę zakładu i urzędującego w przyczepie kempingowej. Nawet dokładnie nie wiadomo, czy związek działa, bowiem jego szefowie zostali zwolnieni z pracy. Na taki krok nie poważyła się nawet tzw. komuna. Na prostym przykładzie pokażemy, jak się w stoczni robi interesy: 27 grudnia 2001 r. zarząd Stoczni Gdynia sprzedaje EVIP Progress SA (firma konsultingowa) akcje swojej firmy za 20 002 437 złotych. Mija siedem dni i ten sam zarząd odkupuje te same akcje od tego samego EVIP Progress, ale już za 20 355 314 zł. Ot, wcięło drobne 352 tys. 877 złotych. Co ciekawe, o tych i podobnych wyczynach zarządu stoczni został przez związki zawodowe powiadomiony ówczesny minister skarbu państwa Wiesław Kaczmarek i... cisza. Minister milczy nawet wówczas, gdy jedna z najlepszych firm księgowych na świecie „Ernst&Young” sporządza w kwietniu 2002 r. audyt stoczni, w którym pisze prosto z mostu: „(...) Dokonana sprzedaż 90 738 akcji stoczni Kredyt Bankowi jest kredytem, którego zabezpieczenie stanowią przekazane akcje (...)”. Czyli: zarząd niby sprzedaje akcje, ale jednocześnie zobowiązuje się do ich odkupienia – ze stratą dla firmy rzecz jasna. Stoczniowcy w piśmie do ministra skarbu (z 6 sierpnia 2002 r.) rzecz całą ujmują dosadniej: „Trwająca obecnie w spółce restrukturyzacja zmierza do niekontrolowanego wyprowadzenia majątku produkcyjnego stoczni”, a w rozmowie z dziennikarzami „FiM” mówią wprost: stocznia jest rozkradana. Najpierw wyprowadzono z niej pieniądze, a teraz różni ludzie przywłaszczają sobie reszki tego, co jeszcze zostało. Na przykład jest w stoczni taka brama, przez którą wielkie samochody ciężarowe przejeżdżają ot tak, bez żadnej kontroli. Za taką „gospodarność” należy się
11
Janek Wiśniewski i tysiące innych
niezła kasa. Spółka Stoczniowy Fundusz Inwestycyjny SA (właściciel stoczni) nie ma etatowych pracowników. No to co? No to niepracownicy spółki, czyli członkowie jej zarządu, otrzymują 667 tysięcy złotych rocznie. Tych panów jest trzech, czyli każdy bierze ponad 200 tysięcy na łeb, oficjalnie... A stoczniowcy? Ci ostatnio biorą po 200, góra 300 złotych zaliczki na poczet poborów, których pewnie nigdy nie zobaczą. Jeszcze 20 lat temu z okładem ci sami ludzie (a czasem ich ojcowie) szli w wielkim pochodzie, na czele którego niesiono wielki napis „GŁÓD”. Dziś...
rady nadzorczej Stoczni Gdyńskiej, za co biorą kasę wielokrotnie przekraczającą średnią krajową. Szlanta i Śniadek dogadali się co do uwłaszczenia pracowników akcjami stoczni, z tym że jakoś zapominają... poinformować o tym załogę. Nic dziwnego, bo „porozumienie” zawiera paragrafy 7 i 8. Oto one: Paragraf 7: „Relacja pomiędzy ilością akcji założycieli, a ilością akcji pracowników będzie wynosić 20 do 80”. Do tego miejsca wszystko wygląda cacy. Załoga stanie się praktycznie właścicielem stoczni. Ale...
jednocześnie wiceprezesem zarządu stoczni – zmienił czterech członków rady nadzorczej na reprezentujących jego interesy (...)”. Inaczej – prezes wprowadził do rady nadzorczej jednej z największych firm w Polsce swoich kumpli. Z raportu NIK wynika, że założyciele SFI (jednocześnie prezesi stoczni) nie informowali rady nadzorczej o funkcjonowaniu (fatalnym) stoczni. To, że nie informowali samych siebie (bo to ci sami ludzie) można jeszcze zrozumieć, ale że przedstawiciele Kaczmarka, a potem Wąsacza (mający w radzie swoich ludzi) pozostawali bierni – zakrawa na kryminał! A teraz nasze ustalenia z ostatniej chwili. Jest w Europie kraj o nazwie Szwajcaria, a tamże miasto Zurich, w nim zaś kilkadziesiąt banków. Gdyby któryś z prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie nie-
dziś stoczniowcy wieszają się na haku największego dźwigu. Średnio jeden miesięcznie. A teraz dokument, który pokaże, jak doprowadzono do upadku stoczni. Musimy się cofnąć do roku 1998 i zajrzeć do tajnego „Porozumienia pomiędzy założycielami Stoczniowego Funduszu Inwestycyjnego SA, Andrzejem Buczkowskim, Hubertem Kierkowskim i Januszem Szlantą, a przedstawicielami „Solidarności” i związkiem „Pracowników gospodarki Morskiej” (skan podpisów powyżej). „S” reprezentowali znani nam panowie Janusz Śniadek (dziś następca Krzaklewskiego!) i Dariusz Adamski (obecnie szef stoczniowej „S”). Ci przedstawiciele robotniczej braci zostają członkami
Paragraf 8: „Akcje założycieli SFI (...) będą uprzywilejowane w zakresie głosowań pięciokrotnie”. Z tego wynika, że załoga ma „tylko” 80 procent, czyli... ma „g” z pętelką! No to kto kontroluje stocznię?! Niniejszym oskarżamy byłego ministra Kaczmarka o... (na razie) zamierzone, rażące zaniedbania nad powierzonym mu resortem. Oto bowiem Najwyższa Izba Kontroli dokonuje lustracji gdyńskiej stoczni. W jej raporcie czytamy m.in.: „Po utworzeniu Stoczniowego Funduszu Inwesycyjnego nadzór właścicielski i zarządzanie przejęte zostało przez te same osoby (...) Występując w imieniu SFI i państwowych banków (...) prezes zarządu SFI – będący
gospodarności w Stoczni Gdynia SA pofatygował się do jednego z nich, mógłby przypadkowo odnaleźć część majątku upadającego kolosa. Według ustaleń „FiM”, to właśnie do Zurichu transferowane były miliony stoczniowych złotych i umieszczane tamże na prywatnym koncie byłego członka zarządu stoczni, Andrzeja Buczkowskiego. Buczkowski – osobisty wróg Szlanty (człowiek, który miał niebawem powrócić do stoczni w blasku chwały jako mąż opatrznościowy) odpowiadał niegdyś za kontakty z niemieckim brokerem szukającym dla firmy Stocznia Gdynia SA kontrahentów. Za to pośrednictwo (z którego nic nie wynikało) stocznia płaciła Niemcowi
bajońskie sumy. A Niemiec część tych pieniędzy przekazywał „w prezencie” Buczkowskiemu. Wszystko jasne? Jeśli nie wszystko, to dodajmy, że chodzi tu o kwotę około 6 mln złotych. Stan wiedzy na dziś mamy taki: 1. Szlanta (i spółka), mając 16 procent akcji stoczni, kontroluje całą firmę, ale jego dni są policzone. 2. Kaczmarek jest umoczony i powinien zostać oskarżony przez prokuraturę o rażące zaniedbania, gdyż wiedział o wszystkich przekrętach już 18 lipca 2002 r. 3. Cały majątek stoczni wyprowadzony został do spółek satelickich, kontrolowanych przez Szlantę i spółkę. 4. To, co jeszcze w stoczni pozostało, jest zastawione na rzecz opisywanych przez nas wcześniej („FiM” numery: 50, 51–52/2002 i 1 i 4/2003) amerykańskich spółek (np. działki w Gdańsku i in.). 5. Stocznia oraz jej odnoga w Elblągu i kooperanci (np. Zakłady Cegielskiego, Huta Częstochowa, Huta Stalowa Wola) stoją w obliczu upadku. Około 100 tysięcy ludzi wkrótce powiększy armię bezrobotnych. 6. Składki na związki zawodowe, potrącane od pensji stoczniowców, nie wędrują na związkowe konta. 7. Związek zawodowy „Stoczniowiec” (2,5 tys. ludzi) jest praktycznie zdelegalizowany, a jego zwolniony z pracy zarząd pracuje w przyczepie kempingowej za bramą stoczni (zdjęcie obok). 8. Członek skompromitowanej rady nadzorczej stoczni, Śniadek, jest generalnym szefem „Solidarności”. 9. Kolebka „Solidarności” nie ma pieniędzy na znaczki pocztowe. 10. Szpital, w którym leczono stoczniowców pałowanych już w grudniu ’70, przeszedł w prywatne ręce – pod kontrolę p. Szlanty i kolesiów („FiM”, nr 1/2003). „Jesteście jedynym medium, które jeszcze nas broni i interesuje się nami” – mówią do nas stoczniowcy zgromadzeni w zimnej przyczepie kempingowej. MAREK SZENBORN ANNA KARWOWSKA RYSZARD PORADOWSKI E.S. Fot. Marcin Bobrowicz
12
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
ZE ŚWIATA
Umykający cel D
rogi Czytelniku, nie zacieraj rąk z radości i nie wykrzykuj: „nareszcie, nareszcie!”. Nie o „polski” Kościół bowiem chodzi. U nas nadal bez zmian. „Dochody Kościoła nie powinny być celem samym w sobie” – to wymowne zdanie wypowiedział dr Reiner Bucher, prof. teologii i psychologii pastoralnej Uniwersytetu w Grazu, na spotkaniu ze sztabem biskupów w Würzburgu. Tematem dyskusji były pieniądze, ich wysokość, pochodzenie i przeznaczenie, czyli stosunek Kościoła do własnych dochodów. Bucher skrytykował dotychczasowe praktyki w tej materii i zażądał bardziej chrześcijańskiego zagospodarowywania budżetu pozostającego w gestii Kościoła. „Nie należy zapominać – stwierdził – że pieniądze te często pochodzą od ludzi, którzy na co dzień nie chcą mieć nic do czynienia z Kościołem. Pamiętajmy również, że stale spada liczba wiernych, a przez to dochody z podatku kościelnego nie są już tak stabilne, chociaż nadal utrzymują się na wysokim poziomie. Kościół niemiecki jest bardzo bogaty, ale zauważyć należy, że tak nie będzie wiecznie”.
Kościół w Niemczech znajduje się obecnie w sytuacji przełomowej. Finansowo, prawnie i politycznie posiada co prawda nadal status kościoła narodowego, z drugiej jednak strony staje się dla wiernych zapotrzebowaniem coraz bardziej względnym. Niestety, za mało głosi prawdy bożej i w za małym stopniu urzeczywistnia na co dzień miłość bożą, leczy chorych, pociesza cierpiących i upadłych, pomaga biednym i zagubionym. Na spotkaniu tym biskupi, administratorzy parafii i kurii zobligowani zostali do przesyłania kościelnym podatnikom listów dziękczynnych ze sprawozdaniem finansowym. Reiner zdecydowanie zażądał jawnego, otwartego i przejrzystego dla wiernych obrazu przychodów i rozchodów w instytucjach kościelnych. Który odważny polski teolog wytłumaczy takową potrzebę naszym purpuratom? Chyba ten, który straci instynkt samozachowawczy. E.K.
Odważny Meksyk A
merykanie nie przejmują się umowami międzynarodowymi czy różnymi konwencjami. Jak cudzoziemiec wejdzie w konflikt z prawem, to zazwyczaj nie informują o tym jego konsulatu. Ofiarami takich praktyk byli także Polacy. Nasze władze w takim przypadku ograniczały się do delikatnej noty dyplomatycznej. W odpowiedzi np. na płatne wizy, w dodatku nie zawsze przyznawane, i zawracanie Polaków z amerykańskich lotnisk, władze RP gotowe są wesprzeć polskimi żołnierzami „zaprzyjaźnione USA”. Inaczej działa Meksyk. Władze Meksyku skierowały do Międzynarodowego Trybunału
Sprawiedliwości pozew, w którym domagają się wstrzymania egzekucji 25 swoich obywateli skazanych przez sądy w USA na karę śmierci. Swoje żądanie opierają na jednym: Amerykanie, wbrew konwencji wiedeńskiej o stosunkach konsularnych, uniemożliwili dyplomatom Meksyku skontaktowanie się ze skazanymi. Jest to poważne naruszenie prawa międzynarodowego. Gratulujemy odwagi władzom Meksyku. MP
O
statni sobór zapoczątkował rozkwit poszukiwań teologicznych w Kościele. Wolność i możliwość dyskusji nie trwały jednak zbyt długo. Jesienią 1978 roku stery objął JPII ze swoim Opus Dei, a już w kilka miesięcy później rozpoczęły się szykany. Zachodni obserwatorzy mówili nawet o bolszewizacji Kościoła, sugerując, że papież z bloku wschodniego przesiąkł sowiecką mentalnością. Sądzimy, że to przesada. Papież nie miał potrzeby odwoływania się do odległych ideowo wzorców. Wystarczy, że przywrócił przedsoborowe porządki, które nad Wisłą zachowały się w stanie absolutnie nienaruszonym. Najbardziej znanym oponentem papiestwa pozostaje dziś
Hans Küng, szwajcarsko-niemiecki jezuita i postać ze wszech miar wybitna, świetny historyk i nie mniej utalentowany dogmatyk. Był on jednym z ekspertów soborowych, postacią, dzięki której dokonały się ogromne zmiany w Kościele. Dla niego jednak sobór był zaledwie początkiem odnowy, przełomem, po którym miały nastąpić kolejne, jeszcze istotniejsze reformy. W 1970 r. wydał książkę o wiele mówiącym tytule „Nieomylny?”, w której z wielkim znawstwem i erudycją wykazał, że nie ma jakichkolwiek podstaw, by traktować poważnie papieskie pretensje do nieomylności. Książka wywołała niebywałą burzę. Ówczesny papież Paweł VI z pewnością nie był zachwycony podkopywaniem fundamentów swojej władzy, ale przez kolejnych osiem lat, do końca swego pontyfikatu, w imię szacunku dla wolności dyskusji w Kościele – nie zaatakował Künga. Za wykopki zabrał się natomiast nasz rodak. W latach 1979-80 oskarżono Künga o herezję, a ponieważ
Bezprawny seks N
ajwyższy Sąd Stanu Georgia (USA) zdobył się właśnie na milowy krok i anulował liczące 170 lat prawo, na mocy którego stosunki seksualne między ludźmi nie pozostającymi w związku małżeńskim były przestępstwem. Wyrok ten zwieńczył apelację procesu wytoczonego 16-letniemu chłopakowi przyłapanemu na bara-bara ze swą dziewczyną w sypialni jej domu. Doniosła nań matka bogdanki. Sąd pierwszej instancji uznał Jesse’ego McClure’a za winnego przestępstwa i skazał go na zapłacenie grzywny oraz napisanie eseju wyjaśniającego, dlaczego nie powinien uprawiać przedślubnego seksu. Wypracowanie zatwardziałego kryminalisty miało rozmiar jednozdaniowy: „To nie wysokiego sądu interes”.
„Nasz werdykt stwierdza jedynie, że stan nie ma prawa wstępu do prywatnej sypialni i kryminalizowania aktu seksualnego dwojga ludzi mających do tego prawo i nie robiących tego dla pieniędzy oraz z obopólną zgodą” – brzmiała sentencja wyroku sądu drugiej instancji, do którego odwołał się Jesse. Za seks z samicą inną niż własna żona, można ciągle pójść do więzienia... w 10 stanach USA oraz w samej stolicy supermocarstwa. TSz
Hans Küng
Fot. archiwum
nie miał ochoty wyrzec się prawdy, którą odkrył, pozbawiono go prawa wykładania na wydziale teologii katolickiej Uniwersytetu w Tybindze. Uczelnia stworzyła dla niego specjalną katedrę teologii ekumenicznej, a on sam otrzymał listy solidarnościowe od tysięcy katolików z całego świata. Zaczęły masowo powstawać organizacje samoobrony katolików zaniepokojonych powrotem do dyktatorskich praktyk w Kościele, m.in. wpływowa ARCC. Kueng przed i po potępieniu
próbował wielokrotnie spotkać się z papieżem – bezskutecznie. Jak sam mówi: „...każdy bokser i każda gwiazdeczka kina może skutecznie zabiegać o prywatną audiencję u papieża. Tylko jedna kategoria ludzi nie ma do tego prawa: krytycznie nastawieni księża i zakonnice”. Takie jest prawdziwe oblicze „papieża dialogu”. Küng domaga się dostępu kobiet do kapłaństwa, zezwolenia na antykoncepcję, zniesienia celibatu, zezwolenia świeckim na sprawowanie eucharystii. Jak mówi:
przez współczesną inkwizycję bronił się przez 6 lat, ale w końcu uznano jego wyjaśnienia za niewystarczające. Podobnie nie do pozazdroszczenia potoczyły się losy teologów wyzwolenia, zwłaszcza marksizującego Brazylijczyka, franciszkanina
Leonarda Boffa. Po trwających 8 lat napaściach ze strony Kongregacji ds. Doktryny Wiary zdecydował on, że po-
Nieugięci Dzięki bezwzględnej polityce tłumienia wszelkiego sprzeciwu Jan Paweł II dorobił się sporej gromadki opozycjonistów. Wśród nich są luminarze soboru watykańskiego II, sam kwiat XX-wiecznej teologii katolickiej. Oni nie mają zamiaru zginać karku przed religijną tyranią. „Kościół jest tam, gdzie zgromadzeni ludzie wspominają Chrystusa i naśladują go”. Za swoją działalność na rzecz pokoju i pojednania między religiami ksiądz Küng otrzymał niezliczone nagrody i 9 (!) doktoratów honoris causa na uniwersytetach całego świata. Oczywiście, nie były to uczelnie katolickie... Nie mniej wybitną postacią jest dominikanin i profesor uniwersytetu w Nijmigen w Holandii
Edward Schillebeeckx. Był on doradcą teologicznym liberalnych niderlandzkich biskupów na ostatnim soborze. Ten człowiek cieszący się ogromnym autorytetem został przez Watykan zaatakowany w 1980 r. Oskarżono go o podkopywanie autorytetu Kościoła poprzez sugerowanie, iż nie był on zamierzony przez Jezusa jako instytucja. Wykazywał także, że katolickie święcenia kapłańskie nie są niezbędne do sprawowania eucharystii. JPII był też zaniepokojony powiązaniami Schilleebeckxa z latynoamerykańską teologią wyzwolenia i jego przyjaźnią z Peruwiańczykiem Gustavo Gutierrezem, twórcą tego nurtu refleksji religijnej. Profesor z Nijmigen stwierdził, że teologia powinna być „sztuką wyzwalającą” – jakiż piękny i daleki jednocześnie jest ten ideał od katolickiej rzeczywistości, gdzie religia to narzędzie zniewalania ludzkich sumień i portfeli. Na domiar złego uważa on, że po śmierci źli ludzie będą unicestwieni, a nie męczeni w piekle, tak bowiem utrzymywała najstarsza tradycja chrześcijańska i tak stoi w Biblii. Poza tym Schilleebeckx dowodzi, że „laikat powinien mieć wpływ na kształt wiary”, a przekonanie, że tylko hierarchowie Krk mają pełnię prawdy, nazywa „niebezpiecznym fundamentalizmem”. Opowiada się za dialogiem ze środowiskami laickimi, dyskusją nad aborcją, eutanazją oraz etyką seksualną. Zaprzecza także transsubstancjacji, uważając, że jest to „teoria bez sensu”. Atakowany
rzuci raczej zakon i katolickie kapłaństwo niż swoje poglądy i wolność. Wyrzucony ze szkolnictwa kościelnego znalazł przystań na uniwersytecie państwowym w Rio de Janeiro. Boffa popiera walkę o wyzwolenie społeczne ubogich, zwraca uwagę, że bogaty Kościół i ewangelia dla maluczkich nie idą ze sobą w parze. Obecnie pracuje nad połączeniem teologii wyzwolenia oraz ekologii rozumianej jako troska o Boży dar stworzenia. Natychmiast po wstąpieniu na tron Karola Wojtyły – za połączenie teologii z najnowszymi odkryciami psychoanalizy – został zaatakowany
Jacques Pohier. Zaangażował się on w ogólnofrancuski ruch na rzecz legalizacji eutanazji. Tego Watykan nie mógł mu darować. Ostatecznie Pohier rozstał się z zakonem i zaczął prowadzić wolne badania teologiczne oraz szeroko zakrojoną działalność społeczną. Olbrzymim echem w Europie odbiła się publikacja jego ostatniej książki „La mort opportune” (Dogodna śmierć), w której dowodzi, iż prawa człowieka powinny dotyczyć także możliwości decydowania o godnej śmierci. Narażając się na szykany prawne, sam wyznał, że pięciokrotnie pomagał przy dobrowolnym zgonie nieuleczalnie chorych. W królestwie praw człowieka według Karola Wojtyły nie istnieje prawo do wolnych poszukiwań boskiej prawdy, nie ma też prawa do wyrażania niezależnych poglądów, nawet jeżeli są one dobrze uzasadnione biblijnie i historycznie. Nie istnieje litość dla tych, którzy ośmielają się podważać mity głoszone przez Jego Świątobliwość. Nieważne, jakie są zasługi heretyków, nie mają oni prawa do ujrzenia oblicza Pana na Watykanie. Jego dobrotliwy uśmiech jaśnieje tylko dla tych, których ręce składają się do oklasków, a usta chylą do kornych pocałunków. ADAM CIOCH
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
Anioł stróż pedofilów 26
stycznia ponad 200 wiernych stało ponad dwie godziny na mrozie przed katedrą św. Józefa w Manchester w stanie New Hampshire (Nowa Anglia). Słuchali relacji ofiar księży pedofilów tamtejszej diecezji i domagali się rezygnacji jej szefa, biskupa Johna McCormacka. Biskupa jednak nie było. – Jest w innej parafii – poinformował demonstrantów rzecznik archidiecezji Patrick McGee i dodaje: – Zrobiliśmy dla ofiar bardzo wiele. Innego zdania są nie tylko demonstranci: „Istnieją poważne obawy, że bp McCormack nie ma moralnego mandatu do wcielania nowych zasad postępowania w sprawach nadużyć seksualnych, ani do kierowania diecezją w okresie przezwyciężania kryzysu” – brzmi jeden z wniosków raportu oficjalnej komisji kościelnej Diocesan Task Force on Sexual Misconduct Policy. Akta kościelne z Bostonu jednoznacznie i niezbicie pokazują, że bp McCormack, sekretarz archidiecezji odpowiedzialny za sprawy personalne duchownych oraz za skargi dotyczące seksualnej przemocy wobec nieletnich, był aniołem stróżem księży pedofilów. Znał ich sprawki szczegółowo. Pod opieką McCormacka duchowni dewianci mogli czuć się bezpiecznie. Zaraz na samym początku urzędowania, w 1992 roku, uczynił wszystko, by ks. Raymond Ploudre, który przyznał się do gwałtu na 12-letnim chłopcu, nie utracił stanowiska proboszcza w parafii Newbury Port. Broniąc ks. Petera Frosta, oskarżonego
o przemoc seksualną wobec 13-latka, gwarantował, że jest on „uczciwy i poddaje się leczeniu”. McCormack był szczególnie opiekuńczy wobec byłych kolegów z seminarium. Tak się składa, że wywodzi się stamtąd znaczna grupa przestępców seksualnych, włącznie z najbardziej drapieżnym, ks. Paulem Shanleyem, który stanie przed sądem za gwałty na kilkorgu dzieciach, a którego z McCormackiem łączyły „przyjacielskie stosunki”. McCormack odwiedził Shanleya w Kalifornii, gdzie ten ostatni – wespół z innym księdzem – prowadził
pensjonat dla nudystów homoseksualistów. W jednym z listów do Shanleya (już po tym, jak został on oskarżony) McCormack podziwia jego „umiejętność zachowania poczucia humoru w trudnych chwilach”. Paul Pollard poskarżył się biskupowi, że ks. Rosenkranz napastuje
30
stycznia w New Britain, w stanie Connecticut, polski duchowny katolicki Roman Kramek stanął przed amerykańskim sądem. Towarzyszyła mu około 30-osobowa grupa miejscowych Polaków.
go seksualnie. McCormack uświadomił go, że nie ma nic strasznego w tym, że kapłan go całował i prosił, by się przed nim onanizował: „Może po prostu chciał tak wyrazić swe uczucia”. Kiedy ojciec 13-letniego ministranta zwrócił się doń z pytaniem, czy nowy proboszcz to ten sam duchowny, który wcześniej usunięty został z innej parafii za przemoc seksualną wobec dziecka, McCormack kłamliwie oświadczył: „To obawy absolutnie bezpodstawne”. Znajomy duchowny poinformował McCormacka, że ks. Paquin molestuje seksualnie nieletniego. Biskup nie zgłosił tego władzom. Przed sądem odparł: „Nie sądziłem, że to może mieć charakter seksualny...”. Różnica w jego stosunku wobec przestępcy i ofiary jest uderzająca: z księżmi rozmawiał osobiście, zalecał im terapię, rekomendował adwokatów, wierzył zawsze w ich wersję wydarzeń, natomiast odmawiał kontaktów z ofiarami. Jeszcze w czerwcu ubiegłego roku, gdy Kościół katolicki w USA uginał się już pod brzemieniem skandalu, biskup wysłał do parafii ks. Rolanda Cote, nie informując wiernych, że miał on długoletni romans z nastolatkiem. Wierni dowiedzieli się o tym z mediów i zażądali dymisji McCormacka. Biskup John McCormack stanowczo odmawia podania się do dymisji. Oddani katolicyzmowi uczciwi ludzie konstatują, że ich wizja wiary, Kościoła i religii drastycznie odbiega od rzeczywistości tworzonej przez księży. T.N.
jest księdzem. Uczy ludzi o Bogu i o tym, jak zgodnie z jego przykazaniami żyć, więc zasługuje, by wątpliwości przemawiały na jego korzyść”. Broniący Kramka parafianie tworzą wrażenie, jakby to on był ofiarą. Dziewczyna, którą zgwałcił, a która była nieobecna na przed-
Duchowy przewodnik Obrońca Kramka oświadczył, że jego klient nie przyznaje się do winy, choć wcześniej w zeznaniach, przyznał się, że zmusił nieletnią dziewczynę do stosunku. W jego interpretacji miało to być częścią ozdrowieńczej terapii pomagającej przezwyciężyć jej urazy po doznanym wcześniej... gwałcie. Prokurator stanowy wniósł wniosek o przeniesienie sprawy ks. Kramka do wydziału sądu, który rozpatruje poważniejsze przestępstwa. Zwrócił się też do obrońcy o ujawnienie tymczasowego adresu Kramka. Nie jest do końca jasne, na jakiej podstawie zwolniono go z więzienia po wpłaceniu 50 tys. dolarów, skoro kaucję ustalono pierwotnie na pół miliona. Lokalni wierni wciąż kontynuują akcję poparcia dla księdza i zbierania pieniędzy na jego adwokata. Twierdzą, że Kramek zasługuje na ich pomoc, bo „jest ich duchowym przewodnikiem”. Gazety „New Britain Herald” i „Hartford Courant” cytują wypowiedź jednej z parafianek, Geny Koprek: „Żal mi go, że mu się to przytrafiło, bo przyjechał do USA, do wolnego kraju… i wpadł w kłopoty z powodu złych ludzi. On
13
ZE ŚWIATA
procesowym przesłuchaniu sądowym, miała znacznie mniej sympatyków. Ann Slowey – założycielka i dyrektor organizacji American Intermestic Clergy Crime Consulting, pomagającej ofiarom przemocy, gwałtów oraz krzywd fizycznych i psychicznych doznanych ze strony duchowieństwa – powiedziała: – „To największe nadużycie władzy: skrzywdzić kogoś, a potem ukrywać swe przestępstwa za parawanem religii. Widziałam setki, może tysiące podobnych spraw: wiem, jakie są trudne dla ofiar i wiem, jak potrzebują kogoś, kto się za nimi opowie. Slowey jest w kontakcie z innymi organizacjami broniącymi ofiar księży, które przyślą przedstawicieli na proces Kramka. Kolejne przedprocesowe przesłuchanie odbędzie się 28 lutego. Amerykanie obserwują stosunek Polaków do sprawcy haniebnego uczynku i nie uchodzi ich uwagi, że rodacy bronią go tylko dlatego, że nosi sutannę. Nie zdziwmy się, jeśli powstaną nowe „Polack jokes”. Na przykład takie: „Jaka jest największa radość Polaka katolika? Kiedy ksiądz zgwałci mu dziecko!”. TOMASZ SZTAYER
Homoseminarium E
ks-seminarzysta sądzi swą nowojorską Alma Mater. I to za co? Za propagowanie homoseksualizmu... Żąda 2 milionów dolarów odszkodowania. 57-letni William Downey, obecnie emerytowany biznesmen, skarży diecezję Rockville Center, biskupa Williama Murphy’ego i kierownictwo Seminary of the Immaculate Conception o to, że wyrzucono go ze studiów teologicznych, bo „kwestionował sympatyzujące z ruchem homoseksualnym materiały i liberalny program uczelni”. W centrum konfliktu sytuuje się doktryna „fundamentalnego wyboru”, która powstała w latach 60. Zakłada ona, że pojedynczy przypadek nagannego zachowania nie może przekreślać przykładnego życia i odbierać łaski uświęcającej. Jan Paweł II potępił tę doktrynę w roku 1993, ale jego ubiegłoroczne komentarze, à propos księży pedofilów (zbłąkana owieczka musi mieć szansę odpuszczenia win, jeśli wyrazi skruchę i obieca
poprawę) wskazują, że chętnie zrewidowałby swe wcześniejsze sądy. Downey twierdzi, że księża w seminarium wykorzystywali tę doktrynę jako usprawiedliwienie złamania ślubów celibatu. Utrzymuje również, że kolportowali w uczelni broszury propagujące homoseksualizm. Komentujący sprawę ks. Francis DeBartoldo, szef duszpasterstwa New Way Ministry, które obsługuje duchowo gejów i lesbijki, uważa, że liberalne poglądy na zjawisko homoseksualizmu to coś, co należy popierać i propagować, a nie represjonować: „Kościołowi potrzebna jest otwarta dyskusja na temat homoseksualizmu”. Polityka Watykanu żegluje w stronę dokładnie odwrotną. Przygotowywany jest dokument zakazujący przyjmowania do seminariów osób o orientacji homoseksualnej. TSz
Antykoncepcji mówimy – nie! D
iecezje katolickie stanu Nowy Jork zaskarżyły nowe prawa stanowe, na mocy których ubezpieczenie zdrowotne będzie musiało pokrywać koszty środków antykoncepcyjnych. Dla księży bezpiecznym seksem jest widocznie pedofilia. Nowe ustawodawstwo uwzględnia refundację środków antykoncepcyjnych pracownikom katolickich szkół i szpitali. Podobne prawa obowiązują już w 20 innych stanach. Kościół domaga się zaś, by doktryna, która dopuszcza tylko tzw. naturalne środki kontroli urodzeń, była obligatoryjna zarówno dla zakonnicy, jak i dla sekretarki szkolnej, nauczycielki, czy lekarki katolickiego szpitala. W stanie Nowy Jork funkcjonuje 800 szkół, 40 szpitali i 61 domów starców zarządzanych przez Kościół. To największe źródło dochodu tutejszych watykańczyków. Prezydent Bush młodszy, wypełniając obietnice złożone
fundamentalistom religijnym, usiłuje przeforsować ustawę, aby fundusze przekazywane dotąd na pomoc socjalną dla ubogich przekazać instytucjom wyznaniowym, które prowadzą działalność charytatywną. Projekt jest sprzeczny z konstytucyjnym zapisem o rozdziale religii i państwa, zakazującym przekazywania funduszy federalnych organizacjom wyznaniowym. W Kongresie demokraci stawiają warunek, że jeśli kościoły miałyby otrzymywać państwowe fundusze, to muszą zostać zobligowane do zatrudniania pracowników o poglądach religijnych niekoniecznie zgodnych z wyznaniowym obliczem pracodawcy. Kościoły nie chcą o tym słyszeć. TSz
W Chinach też... K
s. Michael Lau z Hongkongu został właśnie skazany za seksualne molestowanie 15-letniego ministranta. Odkrycie księżowskich upodobań seksualnych było dla parafian szokiem.
Lau zmusił chłopca do doodbytniczego stosunku płciowego co najmniej dwukrotnie. Władze kościelne wiedziały o tym, ale nie zgłosiły przestępstwa, obawiając się skandalu. W ubiegłym roku wyszło na jaw więcej tego rodzaju historii, co zmusiło biskupów do zadeklarowania
zasady „zerowej tolerancji” i obietnicy współpracy z władzami cywilnymi. Ks. Lau zrzucił sutannę i rozpoczął karierę agenta ubezpieczeniowego. Wyrok, który ma zostać ogłoszony w lutym, może zakłócić jego plany na przyszłość. TSz
14
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
„Osoby, których działalność lub postępowanie daje podstawę do przypuszczenia, że grozi z ich strony naruszenie bezpieczeństwa, spokoju lub porządku publicznego, mogą ulec przytrzymaniu i przymusowemu umieszczeniu w miejscach odosobnienia, nie przeznaczonych dla osób skazanych lub aresztowanych z powodu przestępstw. (...) Odosobnieni mogą być zatrudnieni wyznaczoną im pracą”.
Bereza Kartuska i Brześć
Józef Piłsudski – wybawca czy dyktator...?
o fragment Rozporządzenia Prezydenta Rzeczypospolitej z 17 czerwca 1934 roku. Na pozór niewinne, dało ono początek pierwszemu w polskiej historii obozowi koncentracyjnemu. Przeznaczony był dla więźniów politycznych, a jego oficjalna nazwa to Obóz Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Aby zrozumieć jego genezę, trzeba się cofnąć jeszcze o kilka lat, bo nie byłoby Berezy bez Brześcia, a Brześcia bez przewrotu majowego z 1926 roku. To wówczas Józef Piłsudski, szermując hasłem „sanacji”, czyli uzdrowienia sytuacji w kraju, przejął władzę i w sposób niemal dyktatorski
T
położył kres demokracji parlamentarnej. Pozostawił jednak jej pozory, bo nadal działał Sejm wybrany w 1922 r. Sytuacja miała się zmienić w 1928 roku, po nowych wyborach, w których sanacyjny Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem miał przejąć całkowitą kontrolę nad parlamentem. Nie przejął, bo uzyskał jedynie 122 mandaty, a do Sejmu znów weszły wszystkie największe partie opozycyjne, co zapowiadało, że tolerowanie izby ustawodawczej przez Marszałka nie potrwa długo. Sytuacja zaostrzyła się po utworzeniu przez opozycję bloku pod nazwą Centrolew łączącego 40 procent wszystkich posłów. Jednoczył on ugrupowania centrowe i lewicowe. Piłsudski postanowił rozwiązać Sejm w sierpniu 1930 roku, wykorzystując letnią przerwę w sesjach
parlamentu. „Mam teraz okres zacisza, bo to bydło odpoczywa... Ja nie myślę nawet szanować immunitetu poselskiego, kara musi ich spotkać” – stwierdził Marszałek na posiedzeniu Rady Ministrów 29 sierpnia 1930 roku i szybko wprowadził słowa w czyn. W nocy z 9 na 10 września, policjanci i żandarmi wywlekli z mieszkań czołowych przywódców opozycji, a wśród nich działaczy PPS – N. Barlickiego, S. Dubois, H. Liebermana, byłego premiera W. Witosa (PSL „Piast”, fot. poniżej), K. Bagińskiego (PSL „Wyzwolenie”), A. Dębskiego (Stronnictwo Narodowe). Zamknięto ich w twierdzy w Brześciu nad Bugiem, w wojskowym więzieniu, którego szefem był płk Kostek-Biernacki, człowiek o opinii degenerata i sadysty. Później, jako wojewoda poleski, Kostek-Biernacki został
zwierzchnikiem obozu w Berezie Kartuskiej. Po aresztowaniu działaczy Centrolewu
prześladowania opozycji stały się zjawiskiem codziennym w całym kraju. W takiej atmosferze odbyły się w listopadzie 1930 roku nowe wybory, nazwane przez przeciwników sanacji „brzeskimi”. Tym razem BBWR uzyskał 56 procent głosów i 247 mandatów, co dało Piłsudskiemu bezwzględną większość w Sejmie. Centrolew otrzymał 18 procent głosów. Sanacja miała wreszcie większość umożliwiającą zmianę konstytucji, co nastąpiło 24 kwietnia 1935 roku. Nowa ustawa zasadnicza znacznie ograniczyła uprawnienia Sejmu, wyposażając prezydenta w kompetencje niemal dyktatorskie, łącznie z możliwością rządzenia za pomocą dekretów. Można dywagować, czy przysłużyło się to krajowi, czy wręcz przeciwnie. Józef Piłsudski, który zmarł wkrótce po uchwaleniu konstytucji, w ostatnich miesiącach życia, niszczony rakiem żołądka, nie kontrolował już sytuacji w kraju. Tymczasem w obozie rządzącym następowały przemiany zbliżające sanację coraz bardziej do reżimów totalitarnych. Im bardziej polskie władze odchodziły od demokracji, tym cieplejsze
stawały się ich stosunki z Kościołem rzymskokatolickim. Wcześniej stosunki te cechowała nieufność. Kościelni dygnitarze nie znosili Piłsudskiego za jego socjalistyczną przeszłość, a najbliższa im była – opozycyjna wobec niego – Narodowa Demokracja. Jednak zdecydowane odejście rządu od demokracji bardzo spodobało się hierarchom i katolickim politykom. Katolicki „Przegląd Społeczny” (8–9/1935 r.) pisał o tym tak: „System tzw. demokracji parlamentarnej, powszechnie dotychczas przyjęty, nie bardzo się spisał w całym szeregu krajów, narażając je na ciężkie przesilenie i osłabiając ich spoistość wewnętrzną”. W II Rzeczypospolitej mniejszości narodowe stanowiły 31 procent ludności kraju, a najliczniejsza z nich, ukraińska, liczyła pięć milionów. Żywa była pamięć o polsko-ukraińskich konfliktach i kolonizowaniu Ukrainy przez polską szlachtę. Najostrzejsza sytuacja panowała na południowo-wschodnich kresach, gdzie policja systematycznie przeprowadzała „pacyfikacje” wsi, a władze ograniczały działalność polityczną i kulturalną ukraińskiej mniejszości. Zamykano organizacje, kluby, a nawet szkoły. Ukraińcy odpowiadali protestami politycznymi, a ich skrajne ugrupowania, takie jak Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), sięgały i do metod terroru. W roku 1934 zginął w zamachu minister spraw wewnętrznych, płk Bronisław Pieracki, a na Wołyniu i Polesiu doszło do starć z policją. W odwecie władze przeprowadziły serię aresztowań na kresach, a polskie więzienia zapełniły się Ukraińcami. To wtedy właśnie zapadła decyzja o utworzeniu Obozu Odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Przeznaczony był dla aktywistów wszelkich odłamów politycznej opozycji, głównie dla działaczy ukraińskich, komunistów, ale i dla ludowców, a nawet tradycyjnych wrogów Piłsudskiego, endeków. Obóz funkcjonował do 1939 roku. W Berezie znalazł się też Stanisław Cat-Mackiewicz (fot. obok), publicysta wileńskiego „Słowa”, za krytykę polityki ministra spraw zagranicznych Józefa Becka. Cat-Mackiewicz był później jednym z premierów londyńskiego rządu emigracyjnego, a po powrocie do Polski wykładał na Wydziale Dziennikarskim Uniwersytetu Warszawskiego i wspominał swój pobyt w Berezie. Jednym z jego słuchaczy był piszący te słowa. Innym więźniem Berezy Kartuskiej był Piotr Siekanowicz, który opisał swoje wspomnienia w wydanej w Londynie publikacji „Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej”: „Przy bramie obozu – pisze on – eskortowanych zatrzymywał wartownik, obrzucając ich przy tym ordynarnymi wyzwiskami w rodzaju „jakich to skurwysynów prowadzicie?(...) Regulamin zabraniał prowadzenia rozmów, palenia tytoniu, otrzymywania paczek żywnościowych (...) więźniów bito pałkami, kopano i w ogóle pastwiono się nad nimi w sposób, który graniczył z wytrzymałością fizyczną”.
Utworzenie obozu koncentracyjnego w Berezie bardzo się spodobało prasie katolickiej. W „Rycerzu Niepokalanej” (7.11.1937 r.), której redaktorem naczelnym był wówczas Maksymilian Maria Kolbe, opublikowano propozycję dalszego zaostrzenia polityki wobec opozycji poprzez uchwalenie „ustawy antykomunistycznej”, w której znajdowałyby się następujące postanowienia: „Kary za antypaństwową działalność powinny być surowe i odstraszające, a zasadą odbywania kary więziennej powinna być przymusowa praca zamiast bezczynnego siedzenia (...). Dla niepoprawnych istnieć muszą miejsca odosobnienia, czyli – jak się popularnie zwą
– obozy koncentracyjne, w których przebywać mają do czasu, nim dadzą gwarancję lojalnego stosunku do Rzeczypospolitej”. Cokolwiek by powiedzieć, wielu dzisiejszym aferzystom nie życzylibyśmy niczego innego. Dyktatura nie znosi istnienia opozycji. W ówczesnej Europie dominowały rządy totalitarne i krwawe dyktatury: we Włoszech – Mus-
solini, w Niemczech – Hitler, w ZSRR – Stalin. Więzienia i obozy koncentracyjne były jedynymi miejscami, w których przedstawiciele reżimu kontaktowali się z polityczną opozycją. Niektórzy uważają, że pierwszy obóz koncentracyjny założyli Brytyjczycy już w XIX wieku. II Rzeczpospolita nie przodowała w tej dziedzinie. Pierwszy obóz w hitlerowskich Niemczech (w Dachau) utworzono 20 marca 1933 roku, na rok przed Berezą. Prócz tego Berezy nie można nazwać obozem śmierci, bo zmarło w niej „tylko” 17 osób, czego nie da się porównać z obozami hitlerowskimi i stalinowskimi. Koncepcja ich istnienia była jednak ta sama, bo wszędzie tam, gdzie gwałci się demokrację i do władzy dochodzą reżimy dyktatorskie, wszelką opozycję pozbawia się możliwości udziału w życiu politycznym i umieszcza w różnych Berezach. JACEK CHRZANOWSKI Fot. archiwum
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
PRUDERIA Z PERWERSJĄ
OD PRUDERII DO PERWERSJI JEDEN TYLKO KROK
Golasy po chrześcijańsku Jeśli pruderyjnie czerwienisz się po czubki uszu na widok nagiej aktorki w telewizji, a nie robi na Tobie wrażenia spływający krwią horror – absolutnie nie czytaj tego tekstu. Wstręt do golizny traktowanej jako obraza Boga chrześcijanie przejęli od żydów. Ponieważ nagość interpretowano jako karę za grzech pierworodny, już w pierwszym wieku panowania Kościoła ofiarą katolickiej pruderii padły liczne dzieła sztuki starożytnej. Z tych samych powodów zakazane zostały igrzyska olimpijskie, których regulamin przewidywał nagość sportowców. A jednak zakazy budzą automatyczny sprzeciw, więc chrześcijańska na co dzień Europa w rzeczywistości wcale nie była aż tak bardzo wstydliwa i purytańska. Widok zupełnej nagości do szesnastego wieku był czymś powszednim i nie wywołującym specjalnego skrępowania. Do czasu soboru trydenckiego (1564 r.), który wydał zawziętą wojnę wszelkiej goliźnie, rozpowszechniona była opinia, że człowiek nie powinien się wstydzić części ciała, których nie wstydził się stworzyć sam Bóg. Było ogólnie przyjętym zwyczajem, że w publicznych łaźniach kobiety i mężczyźni kąpali się nago wspólnie. Niczego zdrożnego nie dopatrywano się nawet w wędrówkach
do łaźni nago lub prawie nago (w obawie przed kradzieżą ubrania). Co więcej – zakaz korzystania z łaźni był rodzajem pokuty zadawanej przez Kościół. Kler pilnował jedynie, żeby łaźnie zamykano w niedziele i święta, aby owieczek nie kusić do grzechu w dni poświęcone Bogu. Ale i na to był sposób, wystarczyło postarać się o stosowną dyspensę. W piętnastym wieku w klasztorach zainicjowano modę kąpania się w rzekach i źródłach wód mineralnych – oczywiście „koedukacyjnie” i nago. W rzeczywistości mało kto przejmował się zaleceniami różnych świętoszków, nakazujących kąpać się zawsze w odzieży, żeby widokiem golizny
nie gorszyć... wszędobylskich aniołów. Pruderia znacznie bardziej niż w codziennym życiu ujawniała się w sztuce. W średniowiecznej twórczości nagie postacie pojawiają się
Hans Memling, fragment „Sądu Ostatecznego”
Sądu Ostatecznego, w których artyści bez skrępowania ujawniają znakomitą znajomość szczegółów ludzkiej anatomii. Dziś raczej trudno byłoby nam sobie wyobrazić, że jakiś współczesny artysta (wzorem Giotta) umieści w kościele scenę z grzesznikiem powieszononym
do góry nogami za intymne części ciała!
wyjątkowo rzadko. Problematyczne były przede wszystkim dwa tematy – Adam i Ewa w raju oraz Sąd Ostateczny. Aby nie gorszyć wiernych, nagie postacie Adama i Ewy ukazywano, zakrywając wstydliwe części ciała – niby to przypadkiem – liśćmi, włosami (bynajmniej nie łonowymi) lub też „kazano” im zasłaniać się rękami. Ponieważ w przypadku Sądu Ostatecznego teologowie nie potrafili uzgodnić, czy zmartwychwstałe ciała będą nagie czy ubrane, na fasadach niektórych kościołów w scenach sądu zmarli wstają z grobów ubrani, a gdzie indziej – całkowicie nadzy. Swoje pięć minut golasy uzyskały dopiero w epoce renesansu, kiedy Michał Anioł zawyrokował, że ciało stworzone przez Boga jest piękne, w przeciwieństwie do ubrania, które wykonał człowiek. Wciąż jednak nagość mogła zaistnieć tylko w kontekście mitologicznym i biblijnym. A i to nie obywało się bez oskarżeń o pornografię. Historia sztuki zna wiele awantur o to, by nagich ubrać. Najsłynniejsza z nich dotyczyła „Sądu Ostatecznego” Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej i zakończyła się nakazem wydanym przez papieża Pawła IV zamalowania najbardziej „bezwstydnych nagości” (przede wszystkim nagiego Chrystusa). Papieża Innocentego XI zaś do tego stopnia zgorszył umieszczony przy sarkofagu jego poprzednika, Aleksandra VII, posąg nagiej Prawdy dłuta Berniniego, że wydał rozkaz „ubrania” rzeźby w tunikę. Artystyczną dowolność postanowił ukrócić sobór trydencki, formułując stanowczy zakaz przedstawiania w scenach religijnych nagości; również wtedy, gdy wymagała tego wiarygodność przekazu biblijnego. Trudno się temu dziwić (przynajmniej po trosze), zważywszy na różne dziwactwa, jakie malowano i rzeźbiono w kościołach. Bo cóż takiego robią na sarkofagu Sykstusa IV w Bazylice św. Piotra w Rzymie nagie alegorie sztuk wyzwolonych, w tym przedstawionej w arcywyzywającej pozie Teologii. Dyskusyjne są też umieszczane na fasadach świątyń liczne sceny
15
agitacji na rzecz krucjaty przeciw albigensom nie tylko wyszła poza mury klasztorne, ale przybrała rozmiary epidemii. Histeryczna ekstaza przeradzała się często w orgie seksualne. Przez całą Europę (w tym również Polskę) przewalały się watahy flagelantów, kobiet i mężczyzn obnażających się i biczujących do krwi. W XIV wieku tylko we Francji doliczono się 800 tys. biczowników. W tym samym czasie w Niderlandach i Niemczech konkurencję flagelantom robili turlipini. Ostentacyjnie manifestując nagość połączoną ze swobodą obyczajów, głosili, że wstyd i skromność są przejawem zewnętrznego zepsucia. Ku wielkiej uciesze gawiedzi wędrowali od wsi do wsi, urządzając
Równie dziwaczne jest chrześcijańskie zamiłowanie do nekropornografii (XIV – XVI wiek), czyli zwyczaju uwieczniania na sarkofagach w kościelnych kaplicach konterfektów nieboszczyków – władców, kardynałów i biskupów – golusieńkich i lekko nadpsutych. Jak najbardziej moralny był rówseksualny show. nież często pojawiający się w romańskich kościołach motyw LuxuAdamici przeważnie byli zwalrii – nagiej kobiecej postaci konczani przez Kościół. Główną przysumowanej przez żaby i węże. Co czyną prześladowań były jednak nie zdumiewające, tego rodzaju pertyle skłonności do ekshibicjonizmu, wersyjno-makabryczna golizna ile kwestionowanie katolickich dow kościele uchodziła za budującą, gmatów. służyła bowiem obrzydzeniu kobieDominikanie własnoręcznie obcego ciała oraz ciała w ogóle. Mianażali skazane na spalenie „czarowła również podkreślić marność nice”. Niektórym fanom nudyzmu ziemskiego żywota. mimo wszystko całkiem nieźle udawało się funkcjonować w ramach Analizując postawy wobec nagokościelnej instytucji. Przykładem ści, koniecznie trzeba wspomnieć choćby św. Franciszek z Asyżu, o adamitach – chrześcijańskich ruchach i sektach kultywujących nagość, nierzadko w połączeniu z elementami orgiastycznymi. Adamici stale pojawiali się w dziejach chrześcijaństwa, począwszy od skrajnych odłamów gnostyków i manichejczyków, poprzez flagelantów, beginki i begardów, lollardów, turlipinów, waldensów oraz braci i sióstr wolnego ducha, czeskich taborytów czy niderlandzkich nowochrzczeńców, a na współczesnych nurtach nudystycznego mistycyzmu w Europie, Azji i Ameryce kończąc. Swoje zamiłowania do praktyko- Hugo van der Goes – „Upadek człowieka, czywania nudyzmu li Adam, Ewa i kusiciel” i ekshibicjonizmu który nagość podniósł do rangi cnouzasadniali ideą urzeczywistnianiem ty, uważając, iż nic bardziej nie dorajskiego mitu. wodzi obojętności wobec materialZ rytualnego obnażania się podnych dóbr niż kompletna golizna. czas „rajskich zebrań” w celu osiąGolizna była i jest wieloznaczna. gnięcia pierwotnej czystości AdaJej interpretacja zawsze uzależniona ma i Ewy zasłynęła sekta założojest od kontekstu i konwencji epona przez Karpokratesa (II w.), ki. Tymczasem w poglądach Kościoktóry sprytnie twierdził, że jeśli ktoś ła wobec nagiego ciała – także współużywa odzieży, by ukryć swoją nacześnie – charakterystyczne i niegość, i nie potrafi bez podniecenia zmienne jest dość osobliwe pomiepatrzeć na nagość osób płci przeszanie pruderii z perwersją. I właściciwnej, to nie wyzwolił się z cielewie nie ma w tym nic dziwnego, od snych słabości. Od XI wieku w radawna bowiem wiadomo, że prudemach pokuty praktykowana była ria jest niczym innym jak tylko zaw zakonach flagelacja polegająca kamuflowaną formą perwersji. na obnażaniu się i biczowaniu. ANNA KALENIK W XIII wieku zainicjowana przez św. Repr. archiwum Antoniego Padewskiego w czasach
16
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
WIARA I NAUKA
Tiatyra (Ap 2. 18–28) znaczy „ofiara skruchy”. Nazwa ta charakteryzuje następny okres w dziejach chrześcijaństwa (538–1517), gdy prostą wiarę opartą na łasce złożono w ofierze na rzecz własnych uczynków i pokuty. Odwrócono się wtedy od czystej ewangelii Chrystusa, a w to miejsce ustanowiono skomplikowany rytuał i kapłaństwo ludzkie. Zamiast skruchy serca – martwe uczynki i ceremonia mszy.
boga słońca. Bałwochwalstwo, któremu poddał się cały niemal naród, zahamował dopiero Eliasz. Na górze Karmel doszło do konfrontacji kapłanów Baala z prorokiem Jahwe. Pogańscy kapłani zostali wytępieni, a później inny reformator – Jehu – doprowadził do upadku Izebel i jej bezbożnej rodziny. Odwołanie się do Izebel i obcego kultu, który wprowadziła w Izraelu, miało wskazać na czas, gdy pogaństwo nieco innego rodzaju wtargnie do Kościoła. Ze wszystkimi konsekwencjami jest widoczne do dziś. W 538 roku cesarz Justynian wydał dekret ustanawiający biskupa Rzymu „naprawcą herezji” i dał mu władzę świecką i kościelną nad wszystkimi kościołami zachodnimi. W tym długim czasie (dopiero wojny napoleońskie pozbawiły Kościół
PRZESŁANIE DO CHRZEŚCIJAN (5)
Do zboru w Tiatyrze Tiatyra nigdy nie dorównała takim metropoliom jak Efez, Smyrna czy Pergamon. Słynęła jako ośrodek przemysłowy, głównie farbiarski. Wyznawcy Jezusa mieli poważny problem: byli przedstawicielami różnych zawodów, które grupowały się w cechach. Odmowa przynależności do cechu oznaczała rezygnację z działalności handlowej, a więc i brak środków do życia. Z kolei udział w cechu wiązał się z pewnym rytuałem: traktowane jako bractwa, cechy organizowały wspólne posiłki. Zazwyczaj odbywały się one w świątyni i zaczynały lub kończyły złożeniem ofiary bogom. W tych okolicznościach zbór w Tiatyrze powoli tracił swą czystość. Już w III w. miasto było pod wpływem montanizmu. Głoszono, że tylko poprzez surową ascezę (w konsekwencji potępiano małżeństwo) i ścisły post można dostąpić królestwa Bożego. Pochwała. W liście tym Chrystus przedstawia się jako Syn Boży (jeden raz w całej księdze). W wiekach średnich – miejsce Syna Bożego zaczął zajmować przepowiedziany przez apostoła Pawła „syn zatracenia”. Głową Kościoła, w miejsce Chrystusa, mianuje się „człowiek grzechu”. Rok 538 historycy przyjmują za datę powstania instytucji papiestwa. Wierzący z tego okresu dziejów otrzymują jednak pochwałę: „Wiem, że ostatnich uczynków twoich jest więcej niż pierwszych” (w. 19). Pod koniec okresu tiatyrskiego do głosu doszła bowiem reformacja. Luter, Kalwin, Knox, Zwingli zaczęli z powrotem prowadzić ludzi do Boga i oczyszczać biblijną wiarę z ludzkich przekłamań. Nagana. Ten najdłuższy z siedmiu listów zawiera najmocniejsze potępienie. Chrystus nawiązuje do postaci „Izebel, która się podaje za prorokinię i zwodzi moje sługi” (w. 20). Starotestamentowa Izebel, pogańska księżniczka i kapłanka Baala, jako żona króla izraelskiego Achaba wprowadziła do Izraela kult
władzy) chrześcijanie cierpieli posuchę duchową. Możliwość pokuty przyniosła Kościołowi reformacja. XVI-wieczny zryw stanowił apel Boży do Kościoła, który „nie chce się upamiętać” (w. 21). Jednak „uczniowie Izebel” odmówili upamiętania i odpowiedzieli kontrreformacją. Rada. „Trzymajcie się tylko mocno tego, co posiadacie, aż przyjdę” – apeluje Chrystus do wiernych okresu Tiatyry. Po raz pierwszy w tym liście pojawia się motyw drugiego adwentu, który spotykamy we wszystkich siedmiu przesłaniach do Kościoła. Ta podstawowa biblijna doktryna o przyjściu Chrystusa została odsunięta na bok przez takich teologów jak np. św. Augustyn, którego interpretacja Pisma Świętego podkopała czołową prawdę o zmartwychwstaniu. Nauka o powrocie Chrystusa, przejrzysta i jednoznaczna, najpierw dochowała się licznych wypaczeń, by w końcu zostać w ogóle usuniętą w cień. Obietnica. Zwycięzcy Chrystus przyrzekł „władzę” nad narodami. W czasie gdy prawdziwi uczniowie Jezusa cierpieli prześladowania i uginali się pod przemocą panującej władzy, taka obietnica dodawała im sił. Przegrana tu i teraz była rzeczywiście zwycięstwem ponadczasowym i „ponadprzestrzennym”, a dochowanie wierności otwierało drogę do wieczności. Ale nie była to jedyna obietnica. „Dam mu też gwiazdę poranną” (w. 16) – zapowiedział Chrystus, przyrzekając Swoją obecność w godzinie największej próby. Jak gwiazda poranna ukazuje się po ciemnej godzinie nocy, tak i Chrystus – „jutrznia” (2 P 1. 19), „gwiazda jasna poranna” (Ap 22. 16) obiecuje wsparcie w najciemniejszej godzinie odstępstwa. To On inspirował ludzi tej miary co Wiklin czy Hus, by z powrotem prowadzili ludzi do Boga i do Jego Słowa. Byli oni zwiastunami nadchodzącego dnia odnowy. PAULINA STAROŚCIK
Biblia pozostaje najpoczytniejszą i najlepiej sprzedającą się książką, a od XVIII wieku najbardziej atakowaną. Ciekawe jest to, że w epoce oświecenia uderzono w nią nie tyle z powodu treści, ile dlatego, że kler i monarchowie nadużywali jej autorytetu. Owe elity dowodziły, że ówczesny system władzy ma oparcie w Biblii, mimo iż cechowała go tyrania. Aby osłabić religijno-polityczny status władzy, intelektualiści zaatakowali autorytet Pisma Świętego. Temu celowi miały służyć wynalezione wówczas historyczno-krytyczne metody badania Biblii. Albert Schweitzer (1875–1965) słusznie zauważył, że metody historyczno-krytyczne wynaleziono „do walki z tyranią dogmatu”. Ich twórcą byli radykałowie, na przykład Baruch Spinoza (1632–77). Atakując Pismo Święte, mieli nadzieję zachwiać systemem władzy, który poprzez wykorzystywanie autorytetu Biblii dławił wolność słowa i sumienia, a wspomagał nietolerancję i despotyzm.
wieków później. Odkryte w Qumran kopie ksiąg Izajasza i Daniela zachwiały tymi krytycznymi założeniami, gdyż noszą ślady długiego procesu kopiowania, co wskazuje, że krytycy byli w błędzie. Niemiec-
i odczytanych już starożytnych dokumentów, które nakazywały rezerwę wobec jego tezy (np. kamień z Rosetty, inskrypcja z Behistun, Czarny Obelisk Salmanasara, stela Moabicka). Wielu uczonych datujących Sta-
Krytycy Biblii
a oświecenie
Krytycy z Tybingi Na początku XIX w. metody historyczno-krytyczne zaczęli stosować również niektórzy teolodzy, sądząc, że pomogą one w zrozumieniu tekstu biblijnego. Najsilniej propagowali je niemieccy bibliści z Tybingi, których poglądy wycisnęły piętno na myśleniu całych pokoleń uczonych i duchownych europejskich. Ich krytyka Starego Testamentu skupiła się głównie na Pięcioksięgu Mojżeszowym oraz proroctwach Izajasza i Daniela. Zakwestionowano tradycyjne datowanie ksiąg, orzekając, że powstały wiele
Z
nana katolicka publicystka Kinga Wiśniewska-Roszkowska, dyskredytując antykoncepcję, posuwa się do straszenia i kłamstwa, pisząc, że „seksualne pożycie małżeńskie to rozdział dla kobiety często mało ciekawy, szary, a nawet smutny, zdominowany zwy-
cy uczeni kategorycznie wykluczyli Mojżeszowe autorstwo Pięcioksięgu, uznając go za kompilację późnych dokumentów. Według Juliusza Wellhausena (1844–1918) na Pięcioksiąg złożyły się następujące źródła: jahwistyczne (J) z około 850 roku p.n.e., elohistyczne (E) z około 750 roku p.n.e., deuteronomiczne (D) z około 621 roku p.n.e., i kapłańskie (P) z około V wieku p.n.e., a całość Pięcioksięgu została skomponowana dopiero około 200 roku p.n.e., czyli ponad 1000 lat po śmierci Mojżesza! Świat akademicki zaakceptował hipotezę Wellhausena, choć nie miała i wciąż nie ma potwierdzenia w danych materialnych, a wynikała z przyczyn światopoglądowych: Wellhausen odrzucał natchnienie Biblii. Znawca starożytnych źródeł pisanych, prof. K. Kitchen, napisał: „Nawet najbardziej zagorzali zwolennicy tej hipotezy muszą przyznać, że jak dotąd nie ma ani jednego skrawka rzeczywistego materiału dowodowego na rzecz jej istnienia, czy też na rzecz historii powstania warstw „J”, „E” czy jakiegokolwiek innego rzekomego dokumentu źródłowego”. Wellhausen dożył XX wieku, ale nie wziął pod uwagę odkrytych
ry Testament dopiero na czasy babilońskie czy helleńskie specjalizowało się w kulturze klasycznej i hebrajskiej I tysiąclecia p.n.e., dlatego nie potrafiło należycie ocenić ani docenić odkryć w Mari, Nuzi czy Ugarit. Znalezione tam pisma z II tysiąclecia p.n.e. pokazują, że forma, treść i obyczaje z pierwszych ksiąg biblijnych są charakterystyczne dla czasu o ponad tysiąc lat wcześniejszego niż okres, na jaki krytyczni uczeni próbowali datować Pięcioksiąg Mojżeszowy. Niestety, założenie, że księgi Mojżeszowe spisali różni autorzy setki lat po opisanych w nich wydarzeniach, wywarło ogromny wpływ na to, jak ludzie postrzegają Biblię. Pod wpływem takich krytycznych teorii wielu teologów i duchownych utraciło wiarę w historyczny walor, a tym samym w wiarygodność Pisma Świętego. Wellhausen przed śmiercią w 1918 r. sam wyznał, że racjonalistyczno-liberalna metodologia, którą przyjął tak entuzjastycznie w młodości, zrujnowała jego wiarę w autorytet Biblii. Jego teza do dziś jest kręgosłupem krytyki biblijnej. Opiera się ona na kilku założeniach: 1) różne imiona Boga występujące w Pięcioksięgu mają dowodzić różnych źródeł; 2)
negatywnych uczuć i przeżyć nawarstwia się u kobiet wokół tych spraw”. Jeszcze dobitniej autorka straszy, gdy pisze: „mówiąc o antykoncepcji nie można też pomijać jej skutków zdrowotnych. Środki antykoncepcyjne nie są obojętne dla zdrowia i można powiedzieć, że im bar-
praktyk antykoncepcyjnych, mąż czyni z niej po prostu »narzędzie« swych zachcianek. A jaką może ona mieć gwarancję jego wierności? Zresztą jeśli oboje uznają tę »przyjemnościową« hierarchię wartości, to i oboje nawzajem nie mogą mieć do siebie głębszego zaufania. W ten sposób an-
Kościół i antykoncepcja Zwalczając antykoncepcję, Kościół posuwa się do zastraszania, nie gardzi kłamstwem i manipulacją. Do tego „zbożnego dzieła” angażuje lekarzy i naukowców. Każdy system totalitarny miał swoich doktorów i profesorów... kle przez seksualne potrzeby mężczyzny, którym kobieta musi sprostać i zadośćuczynić, by utrzymać jego »miłość«, bądź po prostu utrzymać samo małżeństwo i rodzinę. Pospolitą bronią w walce o to utrzymanie jest antykoncepcja, a więc przeciwowulacyjne tabletki, wkręcane do macicy sprężyny czy inne środki oraz oczywiście przerywanie ciąży. Nie ma potrzeby rozwodzić się nad tym, ile
dziej są wygodne i skuteczne, tym bardziej uszkadzają organizm. Przodują w tym – modne ostatnio – wkręcane na stałe do macicy spirale (sprężynki, kształtki)(!) oraz doustne tabletki antyowulacyjne”. Ponieważ samo straszenie negatywnymi skutkami zdrowotnymi może być mało skuteczne, dlatego też dokłada jeszcze argumenty moralne, pisząc tak: „Zmuszając żonę do
(5)
tykoncepcja degraduje moralnie małżonków, podcinając ich wzajemną więź. (...) antykoncepcja nie tylko degraduje moralnie, lecz działa destrukcyjnie na samo pożycie seksualne, czyli na to, czemu w swym założeniu ma służyć. Budzi obawę o zdrowie, często niesmak, odrazę, a potęgując lęk przed dzieckiem, działa nerwicogennie. W rezultacie u wrażliwych kobiet nasila się oziębłość, niechęć i nawet wstręt do współżycia, a u mężczyzn narasta agresywność, frustracja i niezadowolenie. Pożycie seksualne przestaje być znakiem więzi i miłości – przeciwnie – staje się w tych warunkach
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r. w Pięcioksięgu występują dublety (powtórzenia), co także wskazuje na różnych autorów; 3) po piśmie semickim nie ma śladu do X w. p.n.e., a zatem Pięcioksiąg Mojżeszowy nie mógł powstać wcześniej; 4) opisy czasów patriarchów są pełne legend i nie odzwierciedlają realiów II tysiąclecia p.n.e.; 5) biblijny opis wejścia Izraelitów do Kanaanu i zdobycia Jerycha nie ma potwierdzenia w historii.
Imiona i dublety W pierwszym opisie stworzenia pojawia się imię Elohim (Rdz 1), a w drugim – Jahwe (Rdz 2), z czego wydedukowano, że pochodzą one z różnych okresów. W języku hebrajskim oba imiona Boże mają swe znaczenie. Elohim oznacza Boga w ogólnym sensie, zaś Jahwe w kontekście przymierza z człowiekiem. I rozdział Biblii ukazuje Boga transcendentnym Stwórcą świata, dlatego pojawia się w nim imię Elohim. II rozdział ukazuje Boga antropomorficznie, w przymierzu z człowiekiem, dlatego występuje w nim imię Jahwe. W rozdziale trzecim, gdy na scenę wkracza grzech, narrator powraca do imienia Elohim, z wyjątkiem miejsca, gdzie Bóg przywołuje Adama ukrywającego się przed Nim. Tu znowu występuje imię Jahwe, gdyż autor chciał podkreślić, że mimo grzechu człowieka, Bóg nie zerwał przymierza z ludzkością (Rdz 3. 13–14). W literaturze bliskowschodniej często w tym samym fragmencie pojawiają się różne imiona Boga bez żadnej przyczyny, np. w Koranie występują dwa imiona (Allach i Rabbu).
czynnikiem raczej podkopującym małżeński związek”. K. Wiśniewska-Roszkowska, choć trudno w to uwierzyć, jest lekarzem ginekologiem. Również Jan Paweł II podczas swoich podróży ciągle powtarza najważniejszą jego zdaniem naukę: kontrola urodzin jest sprzeczna z moralnością i zasługuje na karę. Doszło nawet do tego, że na Międzynarodowym Kongresie Teologii Moralnej w Rzymie 12 listopada 1988 r. papież powiedział: „także w odniesieniu do chorych na AIDS albo osób pragnących stosować środki zapobiegające ciąży dla uchronienia się przed chorobą zmniejszonej odporności immunologicznej nauka moralna Kościoła nie dopuszcza żadnych wyjątków. Takie odrzucenie nauki moralnej Kościoła dezawuowałoby Krzyż Chrystusa”. Carlo Caffarra, przewodniczący papieskiego Instytutu ds. Małżeństwa i Rodziny, dodał: „Zainfekowany wirusem HIV mąż nie może do końca życia odbywać stosunków ze swą żoną, nawet po jej klimakterium, gdyż prezerwatywa jest zakazanym przez Boga rodzajem antykoncepcji. A jeśli chory mąż nie
Także w pismach ugaryckich i egipskich często występują różne imiona jednego Boga, a jednak nikt z uczonych nie szatkuje ich na fragmenty, aby przypisać je różnym epokom, jak to krytycy czynią z Pięcioksięgiem. Argumentem przeciwko autorstwu Mojżesza są paralelne opisy tego samego wydarzenia w księdze Rodzaju. Ten niegdyś popularny argument wynikał z nieznajomości starożytnej literatury semickiej, w której takie powtórzenia są charakterystyczną techniką literacką. Do najczęściej przytaczanych dubletów w Księdze Rodzaju należą historie o stworzeniu i o Hagar. Czy w II rozdziale Księgi Rodzaju mamy powtórzenie opisu stworzenia, jak zakładają krytycy, czy jedynie rozwinięcie głównego wątku – stworzenia człowieka? W naszej literaturze rozdziały następują po sobie w kolejności chronologicznej, natomiast w literaturze semickiej kolejny fragment często poszerza kulminacyjne wydarzenie poprzedniego.
NAUKA I WIARA w tej kwestii „graniczyła z obskurantyzmem”. II rozdział Księgi Rodzaju nie zawiera drugiego opisu stworzenia, lecz uformowanie ogrodu Eden, w którym Bóg zawarł z człowiekiem przymierze. Dlatego występują w nim słowa „yasar” i „nata”, czyli „uformował” i „zasadził, a nie „bara” lub „asah” (stworzył), jak w I rozdziale, gdzie opisane jest stworzenie. Oba opisy stworzenia łączy charakterystyczna dla literatury semickiej struktura literacka zwana chiazmem. Kolejna historia, którą uznano za dwie wersje tego samego wydarzenia (źródła „J” i „E”), to dzieje Hagar, niewolnicy Sary. W pierwszej Hagar uciekła na pustynię, gdzie ją Anioł Pański odnalazł i zawrócił (Rdz 16. 6–16). W drugiej została wygnana na pustynię, gdzie Anioł Pański przemówił do niej z nieba (Rdz 21. 17). Obie historie są podobne, ale nie opisują tego samego wydarzenia. W pierwszej historii Hagar jest brzemienna, musi uciekać przed gniewem Sary, gdyż wynosiła się nad swoją bezpłodną panią (Rdz 11. 6). W drugiej historii Hagar – matka już 14-letniego Ismaela musi odejść, bo jej syn zagraża Izaakowi (Rdz 21. 9). Dublety, czyli powtórzenia, były techniką literacką często stosowaną przez starożytnych semickich pisarzy, w tym biblijnych. Liczne przykłady podobnych jak w Pięcioksięgu powtórzeń znajdziemy w literaturze z Ugarit, datowanej na przełom XV i XIV wieku p.n.e. Ich obecność w Pięcioksięgu potwierdza tradycyjne datowanie ksiąg Mojżeszowych na II tysiąclecie p.n.e. dr ALFRED J. PALLA
Jest to technika dobrze znana badaczom starożytnych źródeł, dlatego egiptolog K. Kitchen stwierdził, że ignorancja Wellhausena i jego kolegów
A.J. Palla jest biblistą i historykiem, autorem m.in. „Sekretów Biblii” i „Skarbów świątyni”.
potrafi się z tym problemem uporać, lepiej będzie, gdy zarazi żonę, niż gdy użyje prezerwatywy”. Uważam, że takie wypowiedzi z ust najwyższych dostojników Kościoła należy uznać za niemoralne, tym bardziej w kontekście bezpardonowej walki Kościoła o każde życie poczęte. Z powyższych wypowiedzi wynika jasno, że najwyższe autorytety Krk są zgodne, iż prezerwatywa w znacznym stopniu ogranicza możliwości zarażenia się wirusem HIV... Na zakończenie należy dodać, że 70–97 proc. badanych Polaków uważa, że jeżeli współżyjemy (niezależnie czy to w małżeństwie, czy poza nim), to należy stosować środki antykoncepcyjne. Wyniki badań w pełni upoważniają do wyciągnięcia ogólnych wniosków: – jedynie niewielka grupa badanych jest zdania, że stosowanie środków antykoncepcyjnych jest niemoralne, a ponieważ ponad 90 proc. społeczeństwa polskiego (według oficjalnych danych Kościoła) deklaruje przynależność do religii rzymskokatolickiej, świadczy to o bardzo nikłej zgodności między oficjalnie
propagowaną moralnością katolicką a jej przestrzeganiem w zakresie środków antykoncepcyjnych; – prawie 2/3 respondentów nie wiąże bezpośrednio stosowania środków antykoncepcyjnych z moralnością albo uważa, że stosowanie ich jest dowodem odpowiedzialności za siebie, współpartnera oraz ewentualne potomstwo. Jak widać, społeczeństwo lekceważy stanowisko Kościoła katolickiego pomimo zmasowanej krytyki (Kościół + szkoła) oraz milczenia środków masowego przekazu na temat antykoncepcji. Efektem braku edukacji w tej dziedzinie jest jedynie niewiedza. Dlatego coraz częściej respondenci podnoszą rzekomą szkodliwość antykoncepcji dla zdrowia oraz porównują ją ze środkami wczesnoporonnymi lub wyraźnie twierdzą, że antykoncepcja „zabija nienarodzone dziecko”. W wyniku takich działań (do których rękę przykłada również „neutralny” światopoglądowo MEN) tragedie życiowe przeżywają tysiące rodaków, a Polska cofa się do średniowiecza. ZDZISŁAW MAKUCH
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Czym charakteryzuje się dojrzała osobowość? – Mam negatywną ocenę dojrzałej osobowości. Jest ona czymś bardzo niepokojącym. Człowiek dojrzały, to taki, który ma ostatecznie skrystalizowane poglądy, podąża jakimiś utartymi koleinami, ma poczucie, że już wszystko wie, nic go nie zaskakuje, ani nie dziwi, zamyka się w określonym kręgu i nie jest ciekawy świata. Jest mi ogromnie bliska wyrażona w „Dziennikach” Gombrowicza pochwała niedojrzałości. Przecież my tworzymy swoje człowieczeństwo od momentu zyskania samoświadomości. Powinniśmy zatem, aż do końca życia, przekształcać się, nie powinniśmy traktować swoich poglądów jako ostateczne, powinniśmy szukać inspiracji w różnych ludziach, w poznawaniu rozmaitych poglądów, książek. Unikam ludzi dojrzałych, a nawet lękam się ich. – A może przez dojrzałość należy rozumieć otwartość na świat, zdolność do przemiany? – Dojrzałość wiąże się ze statecznością w oby-
Fot. Krzysztof Krakowiak
określone reguły wiary i postępowania. Natomiast człowiek wierzący, ale bezwyznaniowy, ma szansę być niezależny. – Czy polski system wychowywania i edukowania w szkole i w rodzinach prowadzi człowieka do twórczej niezależności? – Nasz system edukacji rodzi przekonanie, że człowiek przyzwoity to katolik. W takiej atmosferze jesteśmy wychowywani. Ten system nie pokazuje wiele możliwości światopoglądowych. W efekcie część osób urobionych po katolicku, żyje w zniewoleniu, poddając się narzuconemu systemowi. Trzeba nieraz wielu lat, aby te osoby doszły do wniosku, że katolicyzm jest sprzeczny z ich autentycznym, ale tłumionym sposobem myślenia oraz odczuwania, i miały odwagę go odrzucić. Są także osoby zagubione,
OKIEM HUMANISTY (11)
Twórcza niedojrzałość czajach, choćby pozorną, i statecznością w sposobie myślenia. Człowiek dojrzały to ten, kto nisko kłania się szefom, wybiera zawód, który jest dobrze płatny, wygłasza poglądy powszechnie aprobowane. Człowiek dojrzały to istota z gruntu mieszczańska. Cała nadzieja w ludziach niedojrzałych! Bo człowiek niedojrzały jest człowiekiem przekształcającym się, człowiekiem chłonnym. Problem polega na tym, aby odrzucić skorupę naszego wychowania i dotrzeć do swojej własnej niedojrzałości. O żadnym artyście nie można powiedzieć, że jest osobą dojrzałą, jeśli prowadzi twórczy tryb życia. Niedojrzałość jest wyrazem świeżości, podczas gdy człowiek dojrzały traci swoją pierwotną wrażliwość. – Człowiek pozytywnie niedojrzały jest niezależny, chodzi własnymi ścieżkami... – Tak, to człowiek pozytywnie nieprzystosowany do świata. Podczas gdy człowiek dojrzały jest doń przystosowany, co – wbrew pozorom – nie jest wartością pozytywną. – Czy człowiek wierzący może być osobą niezależną? – Człowiek wierzący zależy od prawd religii, którą wyznaje. Jeżeli jest członkiem jakiegoś wyznania, nie może być niezależny, ponieważ podaje mu się do wierzenia
przekonane, że to, co im się sugeruje jako sposób życia, jest niewłaściwe, ale same nie znajdują innych pomysłów. – Katolik powinien poddawać się autorytetowi Kościoła w sprawach wiary i moralności. Tam, gdzie jest urząd nauczający, nie ma mowy o wolności... – Oczywiście. Tym bardziej że narzuca się dogmaty, których najczęściej się nie objaśnia i nie interpretuje. Uznaje się autorytet rozumu, ale każe mu się cichnąć przed autorytetem wiary, sacrum, papieża itd. Ponadto wadą naszego systemu edukacyjnego jest to, że utwierdza ludzi w przekonaniu, iż nie ma aprobaty dla własnych poszukiwań. Nie ma też miejsca na podnoszenie poziomu reakcji uczuciowej. A o naszym człowieczeństwie decyduje nie tylko szerokość horyzontów myślowych, ale także poziom rozwoju uczuć i poziom wrażliwości. Nasz system edukacji temu nie sprzyja. Konieczne są nowe programy edukacyjne. Ponadto należałoby zmusić publiczną telewizję i radio do wykonywania ustawowej funkcji edukacyjnej. Powinien powstać cykl audycji prezentujących różne światopoglądy, jak również audycji, które rozwijałyby wyobraźnię i wrażliwość. Rozmawiał ADAM CIOCH
Polecamy najnowszą książkę prof. Marii Szyszkowskiej „Za horyzontem”. Można ją kupić w dobrych księgarniach lub za pobraniem pocztowym w Wydawnictwie Rosner i Wspólnicy: tel.: 0 prefiks 22/631 74 23, adres: ul. Kolejowa 19/21, 01-217 Warszawa. Cena: 16 zł + 9 zł koszty wysyłki.
NASZA RACJA Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
18
ŚLADAMI NASZYCH PUBLIKACJI
Szczur Przeczytałem Wasz artykuł pt. „Ludzie szczury” („FiM” 1/2003), autorstwa Pana Jana Szczerkowskiego. Dziękuję z całego serca Redakcji „FiM” oraz Autorowi artykułu, za poruszenie tak palącego, acz wstydliwego dla nowej polskiej „demokracji” tematu. Wyobraźcie sobie, że ani jeden włos nie drgnął mi na głowie, a powinien. Dlaczego? Ano jestem jednym z byłych szczurów. Poszczęściło mi się. Na swojej drodze spotkałem LUDZI, którzy widząc moją sytuację i znając warunki bytowania, BEZINTERESOWNIE podali mi pomocną dłoń i potrafili pokierować moimi krokami. Altanę z desek, w której dwa razy omal nie spłonąłbym żywcem przy próbach ogrzania jej, zamienili mi na budynek. Budynek w zamian za dopilnowanie tego domu, ochronę przed złodziejami i dalszą jego dewastacją, zanim zostanie sprzedany nowemu właścicielowi. Mam gdzie przetrwać zimę z moim, kalekim psem. O środki na życie martwię się sam, ale mam dach nad głową, sucho, ciepło, prąd i wodę. Stanowi to dla mnie OGROMNY LUKSUS. Wiele pytań ciśnie się na usta. Dlaczego zdecydowaliśmy się zostać szczurami? Nie ma jednoznacznej i jednorodnej odpowiedzi. Każdy z nas dźwiga w sobie swój powód i przyczynę takiej decyzji, mniej lub bardziej rzeczywistej. Takich jak ja i tych opisywanych w artykule będzie coraz więcej, co do tego nie mam złudzeń. Mój 53-letni kolega zmarł na nowotwór żołądka, jedząc śmietnikowe odpadki, pijąc najtańsze alkohole
i nocując w chlewie pod sufitem grożącym w każdej chwili zawaleniem. W zimie wielokrotnie budził się rano przysypany warstwą śniegu. Po śmierci wynikły kłopoty z jego pochówkiem, bowiem rodzony brat wyrzekł się go i nie chciał mu oddać ostatniej posługi. Czas i okoliczności opisywane w artykule przywodzą mi na myśl fragment drugiego listu apostoła Pawła do Tymoteusza z Nowego Testamentu. Cytuję: „A to wiedz, że w dniach ostatecznych nastaną trudne czasy: Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, chełpliwi, pyszni, bluźnierczy, rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezbożni, bez serca, nieprzejednani, przewrotni, niepowściągliwi, okrutni, niemiłujący tego co dobre, zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący więcej rozkosze niż Boga, którzy przybierają na pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy; również tych się wystrzegaj”. (II List Ap. Pawła do Tymoteusza 3. 1–5)
Nic dodać, nic ująć! Natykając się na swojej drodze życia na takich ludzi, przeżywając masę upokorzeń z ich strony (bo nie widzą w nas ludzi, tylko niepotrzebne śmieci, które trzeba zniszczyć jak najszybciej), my, ludzie szczury, unikamy ich jak zarazy. Nie tylko ich, ale i „instytucji dobroczynnych”, na czele z Caritasem pod dyskretną kuratelą Krk (a może jakiś stary ramol i tetryk zapisze im w spadku zamiast dzieciom i wnukom niemały mająteczek). Wszyscy oni, „czyniąc dobro” w świetle fleszy, kamer, jupiterów, chmary nawiedzonych dziennikarzy pod honorowym patronatem Pana Prezydenta RP, wypinają swoje wypasione, wypomadowane piersi do nagród i poklasku. Kochany Panie Jonaszu! Pan z racji niegdyś wykonywanego zawodu, jak nikt inny, zna treści zawarte w Piśmie Świętym i wie, co powiedział w pewnym momencie apostoł Paweł, przemawiając na forum areopagu. Cytuję: „Bóg, który stworzył świat i wszystko, co na nim, Ten, będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych” (Dz. Ap. 17. 24) Krótko, treściwie i jasno. Prawda? Więc kto mieszka w tych wypełnionych przepychem, złoceniami, marmurami, obrazami i rzeźbami oraz wszelakim dobrem pałacach? Już u wejścia do nich łamane jest jedno z dziesięciu przykazań: „Nie będziesz miał innych bogów obok mnie. Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek, co jest na niebie w górze, i na ziemi w dole, i tego, co jest w wodzie pod ziemią. NIE BĘDZIESZ SIĘ IM KŁANIAŁ I NIE BĘDZIESZ IM SŁUŻYŁ…” (II Ks. Mojż. 20. 3-5) No to jak? Czyli w kościołach od wieków kwitnie bałwochwalstwo! Jak więc ja, człowiek szczur, opluwany, odsądzany od czci i wiary, poniżany, gnębiony nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, wierzący mimo wszystko w Boga, pójdę do domu, w którym On nie mieszka? Za poniżający bałwochwalczy pokłon przed gipsową podobizną jakiegoś „świętego” (któremu jako człowiekowi nie powinienem oddawać hołdów uznawanych przez dekalog za czyn bluźnierczy) dostanę przeterminowane jedzenie. To przykre, ale na śmietnikach można znaleźć o wiele świeższe, do tego zapakowane w foliowy woreczek, by nie zetknęło się z innymi brudami. Ewentualne zarazki zabijamy pijąc tani alkohol, czym uśmierzamy również gorycz życiowej katastrofy. A w wielu wypadkach starczy tak niewiele: zwykła, ciepła przyjacielska rozmowa ze zrozumieniem problemów często prozaicznych, ale wymagających podpowiedzi, pokierowania w przebiciu urzędniczej niechęci i arogancji urzędasów. Zasada, którą przyjęliśmy, jest więc niezwykle prosta: upokorzeni dość dotkliwie przez samo życie, wolimy – jak szczury – mieszkać w byle jakich altanobudach, kanałach ciepłowniczych, żywić się na śmietnikowej stołówce, by uniknąć dalszej fali upodlania. W wielu z nas tli się bowiem iskierka człowieczeństwa. Wielu z nas gnojonych przez własne rodziny tylko dlatego, że staliśmy się bezrobotni nie z własnej winy, nie wytrzymując psychicznej presji opuściło domy. Koszmar… Życzę Wam, Drodzy moi Przyjaciele, w tym 2003 roku: ZDROWIA, końskiego zdrowia, niegasnącego zapału i wytrwałości w wykrywaniu, śledzeniu oraz publikowaniu niegodziwości, jakich dopuszcza się najstarsza i najdoskonalej zorganizowana mafia rzymskokatolicka. Z głębokim poważaniem, bezrobotny medyk, człowiek szczur (nazwisko do wiad. redakcji)
OGŁOSZENIA PARTYJNE Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:
[email protected] Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722. Spotkania: Brzeszcze – 13.02 godz. 17. Kontakt: 0-607 334 886. Bydgoszcz – 7.02 godz. 17, kawiarnia „NOT”, ul. Rumińskiego 7. Bytom – 17.02 godz. 17 , ul. Dworcowa 2. Ciechanów – 7.02 godz. 17, ul. Rzeczkowska 11. Czeladź – 16.02 godz. 16, świetlica „Omega”, ul. 35-lecia 1. Dąbrowa Górnicza – 12.02 godz. 17, ul. Staszica 34, restauracja „Juran”. Elbląg – 8.02 godz. 14, ul. Grunwaldzka 31 w siedzibie Ligi Kobiet – zebranie założycielskie APPR. Kontakt: Bronisław Oleksiewicz, tel. (89) 543 26 33. Ełk – 9.02 godz. 16, hotel „Rydzewski”, ul. Armii Krajowej 32, tel. (87) 610 37 53. Gliwice – 14.02 godz. 17, Rynek (czytelnia EMPiK Ip.) Gubin – 8.02 godz. 17, pub „Suchy”, ul. Kosynierów 35. Kielce – 11.02 godz. 17, ul. Głogowa 6. Kraków – 12.02 godz. 17, ul. Zacisze 12, Stowarzyszenie „Tygort”. (Podgórze, Nowa Huta). Kontakt: Olgierd Krupiński, tel. 0-603 420 074. Kraków – 19.02 godz. 17, ul. Zacisze 12, Stowarzyszenie „Tygort”. (Krowodza, Śródmieście). Kontakt: Stanisław Błąkała, tel. 636 73 48. Lublin – 7.02 godz. 16, ul. Łęczyńska 43. Na spotkanie przybędzie przedstawiciel władz krajowych. Nysa – 14.02 godz. 18, ul. Moniuszki 5 (Rada Osiedlowa Samorządu Mieszkańców nr 1). Kontakt: Andrzej Piela, tel. 0-504 749 069. Olsztyn – 15.02 godz. 14, ul. Profesorska 15, DK „Alternatywa”. Płock – 12.02 godz. 17, ul. Kościuszki 26 (siedziba ZNP). Radom – 11.02 godz. 17, kawiarnia „Nina”, ul. Czarnolaska 17. Siemianowice Śląskie – 10.02 godz. 17 ul. Okrężna, bar „Rexona”. Sosnowiec – 8.02 godz. 16, ul. Partyzantów 11 (dawne KBO), sala konferencyjna . Kontakt: M. Gądek, tel. 0-607 746 459. Świętochłowice – 7.02 godz. 17, sala MOSiR Skałka. Wałcz – 8.02 godz. 15, bar „Kantyna” przy hotelu WAM, ul. Dworcowa 14. J. Ciach, tel. 0-506 413 559. Otwock – prosimy o kontakt ze Stanisławem Wiśniewskim pod nowym nr tel. 0-605 416 076. Tarnobrzeg – wszystkich chętnych do wstąpienia do APPR proszę o kontakt. Jerzy Osemelak, tel. 0-502 508 889. Tarnów – 16.02 godz. 11, rest. „U Jana”, Rynek Główny 14. Kontakt: Bogdan Kuczek, tel. 624 27 93. Toruń – osoby zainteresowane tworzeniem struktur powiatowych proszone są o kontakt ze Stanisławem Gęsickim, tel. (56) 651 93 58. Tychy – 18.02 godz. 18, DK „Tęcza”, al. Niepodległości . Dyżury zarządu w środę w godzinach 17–19. Wałcz – 8.02 godz. 15, bar „Kantyna” przy hotelu WAM, ul. Dworcowa 14 – spotkanie. Józef. Warszawa – 11.02 godz. 18, ul. Kinowa, klub „Kamionek” – spotkanie APPR prawobrzeżnej W-wy, Marek Foryś, tel: 0-502 383 166. Warszawa – 11.02 godz. 19, ul. Dereniowa 6 – spotkanie APPR lewobrzeżnej W-wy. Kontakt: Mirosława Zając tel. 0-502 362 404. Włocławek – 7.02 godz. 16, hotel. „Kujawy”. Kontakt: G. Ardanowski, tel. (54) 411 51 52. Ciach, tel. 0-506 413 559. Zabrze – 8.02 godz. 15, róg 3 Maja i Szczęść Boże, pub „Galeria”. Kontakty: Zarząd Krajowy APPR poszukuje chętnych do współpracy w organizowaniu struktur partii poza granicami kraju. Bliższe informacje można uzyskać pod nr tel. 0(42) 630 73 25 i 501 445 116 i 501 445 117. DOLNOŚLĄSKIE Wrocław – Urszula Bielska – (71) 355 45 03, Legnica – Bogusława Majchrzyk – 0-692 758 100. Świebodzice – Krzysztof Filipiak – 0-609 474 729, (74) 666 88 01. KUJAWSKO-POMORSKIE Bydgoszcz – ul. 20 Stycznia 21. Dyżury w każdy czwartek w godzinach 17–19. ¤¤¤ Skład zarządu miejskiego Stanisław Kantorowski (przewodniczący), 0-606 358 817, Marek Moszyński (wiceprzewodniczący), Franciszek Lemańczuk (wiceprzewodniczący), 0-601 617 385, Krzysztof Gajewski (sekretarz), Hanna Gajewski (członek zarządu), 0-609 290 723.
Powiaty: Bydgoszcz– E. Poraziński – (52) 381 40 50, Świecie, Chełmo – S. Salwierz – (52) 331 43 59, Toruń – S.T. Gęsicki – (56) 651 93 58, Aleksandrów Kuj., Radziejów, Rypin, Golub-Dobrzyń, Brodnica, Tuchola, Sępólno Krajeńskie, Nakło n. Notecią, Wąbrzeźno – S. Świąder – 0-502 043 170, Inowrocław – M. Frąszczak – (52) 353 96 43, ŁÓDZKIE Łódź Widzew – Kontakt z przewodniczącym Karolem Jerzewskim, tel. 673 11 22 lub Markiem Mierzejewskim, tel. 672 87 08. Łódź Bałuty – skład zarządu dzielnicowego: przewodnicząca – Agata Szubka, tel. 504 774 882, z-ca – Tadeusz Olczyk, tel. 653 01 59, z-ca – Przemysław Gorzkiewicz, tel. 604 776 136, skarbnik – Arkadiusz Bogdański, tel. 505 166 436. MAŁOPOLSKIE Chrzanów – zebrania w 1. wtorek o godz. 16. Dyżury w środę w godz. 10–12, al. Henryka 53 (Ip.). MAZOWIECKIE Osoby zainteresowane tworzeniem struktur terenowych na terenie powiatów: Żuromin, Sierpc, Płońsk, Gostynin, Przasnysz, Maków Maz., Ostrów Maz., Wyszków, Pułtusk, Piaseczno, Grójec, Garwolin, Mińsk Maz., Wołomin, Węgrów, Sokołów Podl., Łosica, Białobrzegi, Przysucha, Kozienice, Zwoleń, Lipsko, Szydłowiec proszę o kontakt. Piotr Musiał, tel. 0-501 445 116, lub listowny na adres partii w Łodzi. ¤¤¤ Zarząd wojewódzki poszukuje lokalu pod stałą siedzibę w centrum Warszawy. Osoby mogące w tym pomóc proszone są o kontakt: Piotr Musiał tel: 0-603-788813. OPOLSKIE Osoby zainteresowane tworzeniem struktur powiatowych proszone są o kontakt z przewodniczącym wojewódzkim – Stanisław Pokrywka, tel. 0-692 481 004. PODKARPACKIE Członkowie, którzy wypełnili jednostronne deklaracje proszeni są o zgłoszenie w celu złożenia dokumentów. Kontakt: Kazimierz Tomkowicz, tel. 0 (13) 464 95 64, Jan Zięcik tel. 0-502 784 924. POMORSKIE ¤¤¤ Andrzej Kotłowski, Gdańsk, 0-601 258 016, Zbigniew Krasnodębski, Gdańsk, Sopot, Pruszcz Gdański, Tczew, 0-693 410 622, Ziemowit Bujko, Gdynia, 0-606 924 771, Maciej Psyk, Słupsk, 0-606 339 124, Andrzej Petykowski, Sztum, Malbork, Kwidzyń, 0-602 446 758. ¤¤¤ Gniew – chętnych do wstąpienia do APPR proszę o kontakt – Andrzej Piszczyński, tel. 0-601 834 862. ¤¤¤ Zarząd wojewódzki zaprasza do siedziby przy ul. Toruńskiej 10 w każdy wtorek i czwartek w godz. 15–18 oraz w sobotę 10–14. Kontakt tel. 0(58) 305 17 30. ¤¤¤ Osoby z miejscowości i powiatów Malbork, Tczew, Nowy Dwór Gdański, Kościerzyna, Sopot, Wejherowo, Puck, Lębork, Bytów, Człuchów, Chojnice proszę o kontakt – Andrzej Kotłowski, tel. 0-601 258 016. ŚWIĘTOKRZYSKIE Kielce – dyżury Zarządu Wojewódzkiego w każdy wtorek i czwartek w godz. 14–18, ul. Paderewskiego 4, pok. 8 (dawna Buczka), tel. 0-609 483 480. WIELKOPOLSKIE Przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego prosi o kontakt osoby zainteresowane tworzeniem struktur terenowych w powiatach: Nowy Tomyśl, Wolsztyn, Międzychód, Grodzisk Wielkopolski, Ostrzeszów, Kępno. Kontakt – Stanisław Maćkowiak – 0-609 222 900. ¤¤¤ Kontakty z Przewodniczącymi Powiatowymi na terenie województwa Stanisław Maćkowiak, Poznań 0-609 222 900, Bogdan Kurczewski, Swarzędz 0-605 045 004,
[email protected], Zbigniew Górski, Konin 0-601 735 455, Zbigniew Kwaśniewski, Leszno 0-609 249 847, Ryszard Dolatowski, Gostyń 0(65) 572 18 61, Paweł Szpiler, Kalisz 0-691 943 233, Wiesław Szymczak, Turek 0-609 7952 52, Włodzimierz Frankiewicz, Słupca 0-632 763 035, Krzysztof Dąbrowski, Chodzież 0-604 692 705, Czesław Mikuć, Środa 0-606 341 037, Piotr Napierała, Września 0(63) 436 14 52, Zdzisław Duliniec, Poznań – Grodzki 0-505 323 287, Adam Giera, Piła 0-605 351 311. Edward Kowalski, Gniezno 0-603 257 113,
[email protected] ZACHODNIOPOMORSKIE Skład zarządu wojewódzkiego: Przew. – Zbigniew Ciechanowicz, 0-600 368 666, Vice – Ryszard Kiełbowicz, (91) 462 66 04, Vice – Krzysztof Maścibroda, 0-602 763 226, Vice – Grzegorz Stalmach, 0-505 155 172, Sekretarz – Monika Lendzion, 0-600 585 511, Skarbnik – Dorota Łępicka, 0-501 097 029.
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
LISTY Tylko śmierć? Mam lat 61. Codziennie po tysiąc razy zmagam się z myślą, „jak umrzeć”. Zadać sobie śmierć – boję się. Może stanie się cud, może ktoś wywrze na mnie wpływ. Nie mam pieniędzy, aby wynająć „pomocnika”, choć, niewątpliwie, znalazłby się taki. Nikt mi nie pomoże. Tylko śmierć mnie wyzwoli. Co Wy na to? Pozwalam na opublikowanie nazwiska i adresu, ponieważ liczę na to, że w moim mieście znajdzie się człowiek, który sprawi ten cud, aby mi się zaczęło chcieć żyć. Informuję z góry, że modlić się nie mogę. Modlitwa wywołuje jeszcze gorszy stan. Dziękuję Redakcji za to, że stara się pomagać ludziom. Janusz Zagórski ul. 1 Maja 39/9, 20-410 Lublin
Jestem księdzem... Jestem księdzem, ale chcę uciec z tej nieludzkiej instytucji. Mam dość tych urzędników, bezdusznych proboszczów. Proszę, pomóżcie mi wydostać się!!! Wytłumaczcie mojej rodzinie, że tak będzie lepiej. Męczę się i każdy dzień to koszmar. Proszę!!! e-mail do wiad. redakcji Przyjacielu, przyjedź natychmiast, porozmawiamy, chyba pomożemy. Czekamy też na innych księży, którzy są w podobnej sytuacji; wiemy, że jest Was wielu. Gwarantujemy anonimowość. Redakcja
siana. Swoje kazanie zakończył życzeniem, żeby parafianie spożyli za ołtarzem kawałek siana i nie zapomnieli zasilić parafialnej kasy, która znajduje się przy żłóbku. Wszyscy szli w rzędach za ołtarz, brali siano i żując je, dopełniali parafialną skarbonkę. Koledzy proboszcza zakład przegrali. Oczywiście, mentalność współczesnych wierzących jest chyba na wyższym poziomie, ale kto wie... Sladecek Vladimir, Czechy
jak to się ma do tego, czy z nas zostaną dobrzy weterynarze, rolnicy, leśnicy czy technologowie żywności? Może ja jestem bardzo do tyłu z tego typu wiadomościami, ale ten fakt denerwuje także moje koleżanki z semestru. Na widok księdza, który pra-
Uważam Was za najlepszy tygodnik, zarówno warsztatowo, jak pod względem tematyki, która odpowiada mi w 100 procentach. Wyobrażam sobie, ile pracy znakomici dziennikarze „FiM” wkładają w każdy artykuł, ile muszą jeździć po całej Polsce i nie tylko. Wszystko kosztuje, ale przynosi plon. Piątek to moje święto, bo biorę do ręki jedyną w tym kraju niezależną gazetę, dającą nadzieję na zmiany i pewność, że jest mnóstwo ludzi tak samo myślących jak ja. Dlatego szlag mnie trafia, gdy widzę jak Was, Drodzy Redaktorzy, okradają z tematów inni dziennikarze i gazety. I to nawet ten jeden tygodnik, który jeszcze do niedawna czytałem, ale przestałem, bo stał się organem prasowym klerykalnego kierownictwa SLD. Artykuły są często żywcem od Was spisane, ale nikt nie podaje Was jako źródła informacji. Czy na tym polega określenie hiena dziennikarska? Marian Kowalczyk, e-mail do wiad. redakcji
Ach, co to był za pogrzeb! W Ełku zmarł biskup. Pochowali go przy katedrze, co jest sprzeczne z prawem. Komenda policji była oflagowana czarnymi wstęgami. Nie było tak nawet wtedy, gdy zmarł policjant... Na pogrzebie było chyba pół rządu i Sejmu. Ludzie znali biskupa tylko z tego, że jeździł ekstrawozem, ale żalom i fanfarom na jego cześć nie było końca. e-mail do wiad. redakcji
Przedmiot – mitologia Jestem studentem Akademii Rolniczej we Wrocławiu. Na naszej uczelni od dwóch lat zaczęto wykładać etykę dla studentów zaocznych. Nie wiem, jak to jest ze studiami dziennymi, ale na pewno ta wątpliwa przyjemność ich nie ominęła. Nie wiem,
biskupów są własnością publiczną, budowaną za nasze pieniądze, bo żaden pleban nie dał złamanego grosza. Plebanów wszelkiej maści trzeba rozliczyć – to oni są winni do skarbca miliardy (otrzymują pensje, a nie płacą podatków). To się musi skończyć. Daniela Maszewska, Otwock
Dość!
Hieny
Prawdziwa historia Na obszarze Śląska doszło w 1910 roku do niecodziennego zdarzenia. W pewnym hucznym weselu uczestniczyło kilku księży. Na przeznaczony dla nich stół obsługa znosiła różne smakołyki i wytrawne napoje. Po pewnym czasie biesiadnikom rozwiązała się mowa, zaczęli się przechwalać, kto z nich ma naiwniejsze „owieczki”. Dwaj z nich bardzo się chełpili, po pewnym czasie dołączył się trzeci: – Wątpię, koledzy, czy któryś z was ma parafię głupszą niż moja. Gdybym im powiedział „jedzcie siano”, jestem pewien, że je zjedzą. Śmiech i niedowierzanie współbraci były impulsem do tego, by stanął zakład o dosyć wysoką sumę. Sytuacja miała się rozegrać w przyszłą niedzielę w kościele u trzeciego księdza. W następną niedzielę w kościele zebrali się parafianie. Miejscowy proboszcz kazał o Dzieciątku Jezus leżącym w żłobie i nie zapomniał wspomnieć o wielkim znaczeniu
LISTY OD CZYTELNIKÓW
wi studentom gadki umoralniające, robi mi się niedobrze. Kościół postanowił dręczyć i zastraszać studentów. Jakby mu nie wystarczyły szkoły podstawowe, szkoły zawodowe i technika oraz licea. Koleżanka z akademii miała problemy ze ślubem kościelnym, bo nie chodziła na religię w liceum. Na dodatek ksiądz miał pretensje do jej męża, czemu na świadectwie ma z religii czwórkę, a nie piątkę. Przemysław Tarka
Rząd antyklerykalny Czytam Wasze pismo i utwierdzam się w przekonaniu, że nie mamy po co pchać się do Unii Europejskiej. Pieniądze, które otrzymamy, pójdą na budowę molochów zwanych kościołami, a my latami będziemy płacić haracz. Pan Wołoszański utwierdził nas w tej materii. Społeczeństwo przed referendum powinno domagać się od obecnych prominentów – zgodnie z konstytucją – natychmiastowego rozdzielenia Kościoła od państwa oraz odebrania ziemi i zabudowań, które niesłusznie rozdano. Panowie Kwaśniewski, Miller, jeśli chcą na klęczkach lizać tyłki mafiosów w czarnych kieckach, ich prywatna sprawa, ale państwo, czyli Polska, należy do społeczeństwa. Jeśli to Panom nie odpowiada, jest jedna droga – ustąpienie. Chcemy mieć rząd antyklerykalny. Rząd ludzi odpowiedzialnych za kraj i społeczeństwo. Należy rozliczyć wszystkich od 1989 roku aż do dzisiaj, począwszy od Lewandowskiego, Wałęsy i Suchockiej. Wszyscy dewoci powinni sobie uświadomić, że kościoły, plebanie i pałace jakichś
Dość już tego ich panoszenia się na polskiej ziemi, dość już tego zniewalania Narodu i żerowania na naszej wspólnej własności. Nie wierzę ich żadnemu słowu, żadnym magicznym zaklęciom. Tysiącletnią okupację czas wreszcie zakończyć! Nie może istnieć państwo w państwie, taka enklawa świętych krów i mafijnych bossów. To jest totalne zaprzeczenie suwerenności Rzeczypospolitej i demokracji. Jeśli aborcja nie może być przedmiotem referendum, bo tak chce czarny okupant, to przynajmniej niech suweren – czyli Polski Naród – wypowie się w referendum na temat zerwania konkordatu. To nie jest sprawa sumienia, wiary czy religijnego dogmatu. Krk musi podporządkować się polskiej konstytucji i polskiemu prawu. Czas na to. I też czas na zwrot zagrabionego podstępem i matactwami majątku narodowego. Czarni nigdy niczego nie stworzyli wyłącznie własnym wysiłkiem i za własne, uczciwie zarobione pieniądze. Zawsze kogoś wyzyskiwali, mamili i okradali. Zawsze łgali, mataczyli i zdradzali, bo przez 2000 lat władza i pieniądze były ich bogiem. Naród prędzej czy później upomni się o swoje prawa i o tym kolaboranci i czarni okupanci powinni pamiętać. Niech was to wasze piekło pochłonie. Bo to piekło sami dla siebie stworzyliście, już tu na ziemi. Chrześcijanin z krwi i kości – Jędrzej Rzymałkowski
World Trade Papa Co jakiś czas media donoszą o coraz to nowych zamiarach i sposobach na zagospodarowanie terenu po WTC w Nowym Jorku. A ja czekam na ten jeden, jedyny pomysł! Oddaję więc oto gratis pomysł jedynie słuszny! Otóż w miejscu byłego WTC postawić należy monumentalny pomnik JPII. Nie będę się tu wdawał w szczegóły, ale całość ma być utrzymana w nieskazitelnej bieli, wyeksponowane muszą być wszystkie insygnia władzy boskiej Ojca Świętego. A oblicze Świętej Osoby uduchowionym ma być! Fundusze powinniśmy zgromadzić my,
19
Polacy! Znakiem opatrzności jest zaniechanie budowy kompleksu pod Tarnowem. Polonia niechybnie przekazałaby środki przeznaczone na ten cel. Byłby to symbol, ukoronowanie naszej misji pełnionej przez millennium, misji przedmurza chroniącego świat przed złem wszelakim. Symbol naszego niezaprzeczalnego wkładu w pokój i ekumenizm. Symbol naszej szczerej i bezinteresownej miłości bliźniego. Widomy znak naszej moralności i naszego miejsca w światowym dziedzictwie... Podzielmy się ze światem tym, co mamy najwspanialsze! Do dzieła! Jerzy Myślicki
Dziękuję Jestem bezdomny, nie kupuję Waszej gazety, ale teraz będę ją dostawał od moich przyjaciół z Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA w Poznaniu. Wam chcę tylko podziękować za akcję „FiM” i Waszej partii, bo ja dostałem od Waszych ludzi w Poznaniu ubranie i żywność i mam teraz gdzie pójść. Nie wiecie chyba, ile to znaczy dla kogoś takiego jak ja. Dziękuję. Janek bezdomny
Trójkąt duchowny Jestem mieszkańcem Koszalina. Często późnym wieczorem spaceruję z psem, a ostatnio przechodziłem obok klasztoru na Górce Chełmskiej. Jakież było moje zdziwienie, gdy obok furty klasztoru zobaczyłem dwóch pijanych księży namiętnie żegnających się (gorące pocałunki) z zakonnicą. Po tak czułym pożegnaniu pijani w sztok księża wsiedli do auta i pojechali w stronę miasta. Dodam, że klasztor jest obwarowany wysokim murem, za którym biegają groźne psy. W takiej sytuacji staje się jasne, dlaczego klasztory są odgradzane: chodzi o to, żeby nie było świadków nocnych uciech cielesnych, jakie mają tam miejsce. Wszak każdy burdel ma swoją ochronę. Zbigniew M. z Koszalina
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS pod numer naszej gorącej linii: +48 691 051 702.
Ogłoszenie Redakcja „Faktów i Mitów” poszukuje profesjonalnych dziennikarzy. Oferujemy niebanalną pracę i dobre warunki zatrudnienia.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 5 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
D
ziwny jest ten świat i dziwni są zamieszkujący go ludzie. Podam kilka przykładów fenomenów, osobliwości czy też, mówiąc wprost, wybryków natury. Angielski filozof David Hume mówił o typowym dla człowieka „pociągu do rzeczy cudownych, wyjątkowych”. A oto lista niektórych niezwykłości. Najwyższy człowiek, jakiego kiedykolwiek nosiła ziemia, Fiodor Machnow, miał 275 centymetrów wzrostu i ważył ponad 180 kilogramów. Urodzony w Witebsku w 1881 roku, Machnow wywoływał ogromną sensację, gdziekolwiek się pojawiał, a zwłaszcza w Paryżu, gdzie prawie wszyscy członkowie Towarzystwa Antropologicznego byli żywo zainteresowani jego wybujałą sylwetką. Stopy Machnowa miały blisko pół metra długości, uszy piętnaście centymetrów, usta dziesięć. Samym jego śniadaniem mogła się wyżywić kilkuosobowa rodzina przez dwa dni. Przełykał bowiem dwa litry herbaty, jajecznicę z dwudziestu jaj i osiem bochnów chleba z dwoma kilogramami masła. Na obiad jadł blisko trzy kilogramy mięsa, kilogram ziemniaków i cztery litry piwa. Na kolację tylko dwa i pół kilograma mięsa, dwa litry herbaty i trzy bochenki chleba. Tuż przed snem wrzucał w siebie dodatkowo piętnaście jaj, bochenek chleba i litr herbaty. Fiodor Machnow, do chwili obecnej najwyższy człowiek świata, zmarł w wieku 24 lat. Najwyższą kobietą była Sandy Allen – 238 centymetrów, ale
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 6 (153) 7 – 13 II 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
GRUBY, GRUBSZY, NAJCHUDSZY...
Rzeczy dziwne i ciekawe najbardziej zasłynęła Jane Bunfford (236 cm), bowiem jej szkielet stoi w szklanej gablocie uniwersyteckiego muzeum w Birmingham. Słynna była też Ella Elwing, najwyższa kobieta USA, która miała 260 cm wzrostu, 135 kg wagi i nieprawdopodobny wręcz apetyt... seksualny. Przez jej łóżko przewinęło się ponad trzystu mężczyzn, zanim zmarła na gruźlicę w 1912 r. (miała wówczas 40 lat). Najniższym mężczyzną świata był Charles C. Stratton o wdzięcznej ksywce Tomcio Paluch. Miał tylko 64 centymetry i ważył osiem kilogramów. Tomcio Paluch występował w słynnym cyrku Barnuma, a kiedy przyjechał na występy do Nowego Jorku, Kto się wywyższa – będzie poniżony... 30 tysięcy ludzi stanęprezent ślubny i zaprosił do Biało w kolejce po bilety, żeby go łego Domu. Paluch-Stratton zmarł, zobaczyć. Tomcio ożenił się z jeszmając 39 lat. cze mniejszą od siebie karlicą, Najmniejszą kobietą świata byLaviną Warren. Sam prezydent ła karlica, Lucia Zarate. Mając Lincoln przesłał maleńkiej parze
dwadzieścia lat ważyła niecałe sześć kilogramów przy wzroście pięćdziesięciu centymetrów. Przez antropologów uważana jest za najlżejszego człowieka świata. Najszerszym człowiekiem wszech czasów był Samuel Sugar, który ważył 380 kg przy 163 cm wzrostu i w pasie miał... 173 cm. Tylko trzy osoby w historii świata ważyły ponad pół tony. Należał do nich Francuz Renaud le Jurassien. W 1937 r. medyczne czasopismo podało wagę Jurassiena: 662 kilogramy! Poza nim pół tony przekroczyli Amerykanie: Johny Alee – 562 kg, Robert Earl Hughes – 530 kg. Kiedy Hughes zmarł w 1958 r. (miał wówczas 42 lata), rodzina wynajęła dźwig do pochówku. Najcięższą kobietą była Baby Ruth, Amerykanka. Ważyła 290 kg. Jej mąż Joe Portic był impresariem i sprzedawał bilety na imprezy z jej udziałem. Po śmierci żony Joe mówił
z dumą, że trzeba było aż 16 mężczyzn, aby zanieść ją do grobu. Najchudszym mężczyzną świata był Francuz Claude Ambroise Seurat. Mimo wzrostu 160 cm, ważył jedynie... 16 kg. Jadł raz dziennie: kromka chleba i szklaneczka czerwonego wina całkowicie mu wystarczały. Najchudszą absolutnie kobietą była Rosa Lee Plemons. Ważyła tylko 12 kg przy wzroście 152 cm. Najbardziej „kontrastowym” małżeństwem świata był związek między Peterem Robinsonem, który ofiarował dozgonną miłość i swoje 29 kilogramów niejakiej Bunny Smith ważącej... 240 kg. Małżonkowie zrobili na tym związku biznes, bowiem ślub odbył się przy wielotysięcznej widowni w słynnej Madison Square Garden, a później szczęśliwa para młodożeńców objeżdżała Stany Zjednoczone w triumfalnym tournée. Podobnie postąpił Gerald Linhoff (40 kg), który w 1930 r. ożenił się z Bertą Lilley (240 kg). Jest to jakiś sposób na łatwy pieniądz... Z innych rzeczy dziwnych i ciekawych szczególnie rajcuje, zwłaszcza panów, największy biust świata. Obwód biustu Australijki Vicki Little mierzy... 188 centymetrów. W.F. Benedict odnotowuje w „Seksualnej anatomii kobiety” przypadek młodej dziewczyny, której piersi ważyły... dwadzieścia trzy kilogramy. Dziwny jest ten świat i może przez to bardzo ciekawy. IGOR MALLY Fot. archiwum