KSIĘŻA MORDOWALI SAMOTNYCH LUDZI I SPRZEDAWALI ICH ORGANY
KOŚCIELNY DOM HORRORU Â Str. 13 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 12 (472) 26 MARCA 2009 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT)
Według akt prawicowego IPN, kilkunastu biskupów było donosicielami SB. Zdaniem specjalistów wybranych przez Episkopat, kontakty tychże hierarchów z peerelowskimi specsłużbami „można by niekiedy uznać za nieroztropne”. I na tym kończy się lustracja w Kościele. Â Str. 3
 Str. 7
 Str. 12
 Str. 15 ISSN 1509-460X
 Str. 20
2
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Zaraz po Wielkiej Nocy Radio Maryja uruchamia własną sieć telefonii komórkowej. Ale jak ma to działać, skoro ewentualni abonenci, „moher-mobile”, o posługiwaniu się komórką pojęcie mają żadne? Wobec tego Rydzyk uczy na antenie posługiwania się telefonem. Namawiamy do posłuchania choć jednej lekcji. Jaja gwarantowane! 50 tysięcy nagrody za przepracowanie 35 lat dostał jego niewysokość Lech K. Jegomość ów co miesiąc pobiera 25 tys. zł pensji, więc słowo kryzys kojarzy mu się wyłącznie z Gruzją, rozwolnieniem lub z Marysią, kiedy się z nią poprztyka. Ponad 14 milionów zł zwrotu podatku VAT dostało od fiskusa (w ostatnich dniach rządów PiS) gdańskie wydawnictwo Stella Maris, zamieszane w słynną aferę prania brudnych pieniędzy poprzez wystawianie lewych faktur. Może urząd skarbowy brzydził się milionami pochodzącymi z przestępstwa? Niektórzy posłowie PO chcą wyprowadzić w pole biskupiego posłańca Gowina w ten sposób, że to rozporządzenia ministra zdrowia, a nie ustawy, regulowałyby kwestie in vitro. Rzecz dotyczy np. nadliczbowych, zamrożonych zarodków oraz zapłodnienia kobiet samotnych. A w ogóle to Gowin i biskupi mogliby po prostu adoptować te nadliczbowe, umieszczone w azocie. Jak się im dobrze przyjrzeć, to już wyciągają rączki... Kościół zadeklarował Ministerstwu Sportu swoją pomoc przy organizacji Euro 2012 „w mentalnym przygotowaniu kibiców i kształtowaniu ich odpowiednich postaw”. A zamiast wypasionych stadionów na każdym z nich będzie kaplica. Należy zatem rozumieć, że gdy strzelimy gola, z ust kiboli wyrwie się spontaniczne alleluja, zaś gdy nam strzelą, to zaintonują „Gorzkie żale”. „Wielki test z historii” – a dokładniej: z pontyfikatu JPII – zapowiedziała świecka Telewizja Polska. Impreza odbędzie się w Operze Krakowskiej, a kto pierwszy odpowie na 24 pytania, otrzyma 50 tys. złotych. Swój udział już zapowiedzieli: Radosław Pazura (często słucha Radia Maryja), Hirek Wrona, Grzegorz Markowski, Zbigniew Ziobro i... Wojciech Olejniczak. Skierowana do katechetów instrukcja Głódziowej kurii w Gdańsku była krótka: „Informujcie parafie, kto nie uczęszcza na lekcje religii”. Teraz uczniowie antychryści są imiennie piętnowani z kościelnych ambon. Ich rodzice są zszokowani. A co na to prokuratura? Ta planuje zmienić nazwę na proKURIAtura. JPII zostanie santo, ale nieszczególnie subito, bo najwcześniej za rok, w piątą rocznicę własnej śmierci. Tyle czasu będzie potrzeba, aby wykazać, że Ojciec Święty jest święty. Oczywiście, w mniemaniu własnych kolegów. Nieomylny Benedykt XVI, lecąc do Afryki, stwierdził, że AIDS „nie można pokonać dystrybucją prezerwatyw, które wręcz zwiększają problemy”. Epidemiolodzy z Francji oznajmili niedawno, że gdyby w Afryce nie dystrybuowano kondomów, liczba zgonów spowodowanych AIDS zwiększyłaby się stukrotnie. Ale co oni wiedzą... Papa Benedykt wykluczył ze stanu kapłańskiego polskiego księdza Marka Bożka z Saint Louis (USA). Obrzydliwiec jeden dopuścił się czynów wprost okropnych: nie chciał płacić lokalnemu biskupowi danin, twierdząc, że pieniądze bardziej potrzebne są ubogim wiernym. Gdyby zajął się – jak koledzy po fachu – molestowaniem ministrantów, włos z głowy by mu nie spadł. Proces Austriaka Josefa Fritzla, oskarżonego o więzienie własnej córki i spłodzenie z nią – w wyniku seksualnego wymuszenia – 7 dzieci. Fritzlowi prokuratura zarzuca także zabójstwo przez zaniechanie oraz niewolnictwo. Cały świat jest poruszony okrucieństwem ojca i dziadka. Ale nie Polska. U nas poruszenie dotyczy czegoś innego: czasu trwania „procesu 100-lecia”, który ma trwać PIĘĆ DNI!!! Devon, Wielka Brytania. Odnaleziono diabła. A raczej ślady jego kopyt na śniegu. Pięciocalowe kopytka odciśnięte są co 11–17 cali. Ślady odnajdywane są w tym miejscu co jakiś czas i stanowią atrakcję turystyczną. Niektórzy twierdzą, że to po prostu najzwyklejszy kosmita. No bo przecież nie jeden z małych kucyków, które się w okolicy powszechnie hoduje... Ale co tam jakiś diabeł, skoro na francuskiej wyspie Reunion objawił się sam Jezus Chrystus. W sposób, niestety, dość mało wyszukany. Na poduszce leżącej na krześle pojawił się w formie odcisku. Chwilę wcześniej siedział na niej miejscowy... księżulo. Tysiące wiernych ciągną do miejsca „objawienia”. My skłaniamy się jednak ku teorii, że ten klecha ma po prostu Jezusa w d...e. Hierarchowie włoskiego Kościoła nawołują, aby w Wielkim Poście powstrzymać się od wysyłania SMS-ów, słuchania MP3 i korzystania z komputera. Dzieciom w szkołach rozdawane są czarne kiry, którymi mają nakrywać telewizory. O umartwianiu się księży – ani słowa. Luksemburg jest trzecim krajem Unii, który zalegalizował eutanazję. Aby przyjąć ustawę, zmieniono ustrój kraju i pozbawiono wielkiego księcia realnej władzy. Książę Henryk sprzeciwiał się nowemu prawu ze względu na swoje przywiązanie do nauki Kościoła. Nad Wisłą też najpierw zmieniono ustrój, pozbawiono władzy Jaruzelskiego, a potem wprowadzono eutanazję na życzenie. Balcerowicza.
Świadectwo W
iększość ludzi potrzebuje przywódcy i autorytetu, który pokaże im, co jest w życiu ważne. Dla jednych takim Kimś jest prezydent Obama, dla innych Paris Hilton czy Jarosław Kaczyński. Większość z tej większości potrzebuje też Boga. Ale jest on tak daleki, że wierni obierają sobie jakiś ziemski autorytet, który im Boga przybliży. Naprzeciw tej potrzebie wychodzi Kościół katolicki, który produkuje całe masy świętych, przykładów do naśladowania. Jednym z nich był za życia Jan Paweł II, wielki przywódca i jeszcze większy aktor. Po jego śmierci Kościół w Polsce ma wielki problem braku choćby jednej persony z autorytetem i charyzmą; przywódcy, którego się słucha. A potrzebny jest taki widzialny i namacalny, bo święci z obrazków już ludzi nie pociągają. Glemp i Dziwisz próbowali co prawda swych sił w aktorstwie, ale wyszło to fatalnie. Sztuka, zwłaszcza kiepska, nigdy nie zastąpi autentycznego świadectwa wiary, a tego w episkopacie nie uświadczysz. Biskupi mogą jedynie parodiować apostołów, którzy w odróżnieniu od nich – jak podają Dzieje Apostolskie – „przemawiali z mocą”, gdyż „mieli Ducha Świętego”. Bezradny episkopat wybrał więc powtórnie na swojego przewodniczącego arcybiskupa Michalika, którego większość Polaków nawet nie rozpoznaje. Przy okazji biskupi wydali uchwałę w sprawie własnej lustracji, a wymowa jej jest taka: wy, wierni, jesteście durne barany i nie macie prawa nas, hierarchów, rozliczać, czyli interesować się historią Kościoła, do którego należycie. Biskupi – patrząc na świat z okien swych pałaców i mając świeżo w pamięci Wojtyłomanię – zdają się nie zauważać jednego. Dzisiejsze społeczeństwo nie ma nic wspólnego z tą tłuszczą z lat 80., dla której biskup/proboszcz był symbolem władzy innej niż PRL-owska i autorytetem, z którym się nie polemizowało. Dziś zaczyna już dominować otwarte, światłe społeczeństwo informacyjne, dla którego polemika z domniemanym autorytetem jest rzeczą naturalną i normalną. To również pokolenie indywidualistów, klientów hipermarketów; pokolenie, dla którego ważniejszy jest indywidualny wybór niż trzymanie się tradycji. Traktuje ono Kościół jak jeden z wielu punktów usługowych, mający zaspokoić pewne potrzeby. Zobaczmy na przykład, jak młodzi ludzie wybierają świątynie na miejsce ślubu. Nieważne, czy jest to kościół parafialny, ważny jest jego wygląd, cena ślubu i czy księża są mili, dający gwarancję realizacji usługi na właściwym poziomie. Jak do takiego pokolenia mogą dotrzeć biskupi traktujący swoje owieczki z góry? Nie dotrą, tylko zdenerwują, a część wiernych odejdzie zupełnie lub zacznie sobie szukać innego produktu – kościoła i wiary – dostępnego na rynku. I tu wracamy do braku takiego przywódcy w polskim Krk, który mógłby przyciągnąć lub choćby zatrzymać. Wybór abpa Michalika gwarantuje, że przez najbliższe 5 lat Kościół w Polsce straci setki tysięcy, a może milion wiernych. Zresztą traci nie tylko on, bo podobny kryzys autorytetów obserwujemy choćby na lewicy. Dr Katarzyna Stala z Politechniki Częstochowskiej przepytała 120 studentów socjologii oraz prawa i administracji, jak oceniają wybranych polityków. Okazało się na przykład, że Grzegorza Napieralskiego – lidera SLD, faceta, którego codziennie pokazują w telewizji – skojarzyło tylko 20 procent ludzi młodych, korzystających obficie z mediów. Bo to nie jest przywódca. Prawdziwy przywódca nie potrzebuje
codziennych wystąpień czy też siły (policji), aby przekonać innych do swoich racji. Robi to siłą swojego autorytetu, przekonuje nas spójnym przekazem – jego czyny i słowa idą w parze, a program oparty jest na trwałych podstawach ideowych. Dzisiaj polscy biskupi z braku własnej siły przekonywania powołują się na autorytet Jana Pawła II. Podobnie Stalin – aby wzmocnić swój przekaz, powoływał się na mit Lenina. JPII stał się po śmierci narzędziem biskupów do wpływania na decyzje polityczne i ustawodawstwo. Niemal w każdej uchwale i liście przekonują oni, że polski papież życzyłby sobie tego i tamtego – nieważne, byle było zgodne z ich aktualnym życzeniem. Tyle że jest to zabieg prymitywny i trąci myszką. JPII to już nie autorytet, który pociąga. Dla pokolenia wyboru staje się on postacią mityczno-legendarną, jedną z wielu postaci historycznych. A o nich można pisać i mówić różnie. Pojawia się już na rynku coraz więcej publikacji demaskujących błędy i wypaczenia Wojtyły. W świecie internetu legitymizowanie się za pomocą nieżyjącego idola nie budzi entuzjazmu i jest nieskuteczne. Nowy-stary przewodniczący episkopatu Józef Michalik (tak samo zresztą jak kardynał Dziwisz) posługuje się właśnie taką metodą. Obaj żyją jeszcze w starych czasach, które szybko przemijają. Dzisiaj trzeba porwać, przekonać ludzi, nawiązać z nimi komunikację, co za życia potrafił JPII, a czego jego urzędnicy nie mogą się nauczyć. Polacy zaczynają więc sobie zadawać pytania: dlaczego premier rozmawia z jakimś arcybiskupem? Dlaczego daje mu kasę i kolejne przywileje? Kim jest Michalik, aby decydować o in vitro, o eutanazji, o losach kraju? Dlaczego mam go słuchać w wyborach? Dlaczego mam wykonywać polecenia władzy kościelnej, która traktuje mnie jak przedmiot? Podobnie lokalny biskup czy proboszcz – co sobą reprezentują, by decydować o sprawach mojej miejscowości/regionu? Kto ich wybrał? Dlaczego oni się nie rozliczają z pieniędzy, nie płacą podatków? Niewiarygodnych ludzi nie słuchamy i nie zapamiętujemy. Abp Michalik – poza tym, że nie ma charyzmy – mówi o uczciwości, ale sam ukrywa pedofilów; wzywa do pracy, a sam nie płaci podatków. Chce wpływać na decyzje polityczne, ale nie chce brać za nie odpowiedzialności. Każe słuchać, ale nie rozmawia. Premiera Tuska wykreowano na polityka słuchającego i stąd wzięła się jego popularność. A rozmawiać to on chce nawet o eutanazji. Bo co mu szkodzi rozmawiać? Podobnie wielkim mirem cieszył się Jacek Kuroń – gaduła, który kochał ludzi i był z nimi, potwierdzając tym samym swoje gadanie. Świadectwo – to jest to, co może przyciągnąć i przekonać dzisiejszego człowieka – a czego brakuje watykańskiemu klerowi. Tego miękkiego podbrzusza Kościoła, niestety, nie wykorzysta tchórzliwy polski rząd i nie zacznie twardo rozmawiać z biskupami o zerwaniu więzów budżetu państwa i Kościoła. Ale cały ten kontekst daje szansę kościołom mniejszościowym, a także ideowej, antyklerykalnej lewicy, humanistom i ateistom. Niewiara w Boga przestała być już sprawą wstydliwą. Świecki pogrzeb prof. Religi pokazał, że ateistami są także ludzie prawi i prawicowi. Napsuł on klerowi więcej krwi niż kolejny wstępniak naczelnego „FiM”. Ale to było prawdziwe świadectwo. JONASZ
UWAGA NA KRETY! Wrogowie „Faktów i Mitów” nie śpią. Kler i ich sługusy też mają komputery. W internecie pojawiły się wpisy oczerniające Jonasza i nasz tygodnik. Wiemy, że jest to zorganizowana akcja. Powstał nawet cały anty-„FiM”-owski portal szerzący kłamstwa i krytykujący nas programowo. Jego autorzy, którzy nie mają odwagi się ujawnić, nazywają siebie antyklerykałami. Ale Wy nie dawajcie kretom satysfakcji i olejcie szkodniki, chociaż wydaje im się, że są pod ochroną... Redakcja
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
GORĄCY TEMAT
Równy, równiejszy, biskup... Episkopat zamiótł pod dywan wszystkie brudy z przeszłości i zażądał od wiernych, aby ci „nie ulegali próbom podważania moralnego autorytetu Kościoła i Jego Pasterzy”... Biskupi odfajkowali kwestię swojej lustracji. Definitywnie zamknęli temat, bowiem po żmudnych badaniach okazało się, że podobno żaden z nich nie kooperował z peerelowskimi służbami specjalnymi, nie mówiąc już o jakiejś tajnej współpracy. Przypomnijmy, że gdy nieznośny nacisk społeczny wywołał ich do tablicy, to: ~ w październiku 2006 r. Episkopat ustanowił Kościelną Komisję Historyczną składającą się z czterech księży (Jerzy Myszor, Zbigniew Cieślak, Jacek Urban i Bogdan Stanaszek) oraz jednego nieprzypadkowego świeckiego (prof. Wojciech Łączkowski – były prorektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i członek Stowarzyszenia Polskich Prawników Katolickich), powierzając im zadanie „naukowego zbadania – na użytek wewnętrzny Kościoła – dokumentów zawartych w zasobach archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej, dotyczących inwigilacji i represjonowania duchowieństwa katolickiego przez organa bezpieczeństwa PRL” (tak sprytnie zinterpretował to rzecznik Episkopatu i komisji ks. Józef Kloch); ~ komisja zakończyła pracę enigmatycznym komunikatem, że w udostępnionych przez IPN materiałach znalazła wprawdzie informacje o „kilkunastu spośród 132 żyjących biskupów”, którzy zostali „zarejestrowani jako tajni współpracownicy lub kontakty operacyjne bądź informacyjne, a jeden jako agent wywiadu PRL”, ale nie była w stanie „określić zakresu, intensywności i szkodliwości ewentualnej rzeczywistej i świadomej współpracy tych osób z organami bezpieczeństwa PRL” z powodu „znacznego zniszczenia dokumentacji byłej Służby Bezpieczeństwa”, zaś dodatkowym utrudnieniem był fakt, że „od duchownych w zasadzie nie wymagano pisemnej zgody na współpracę oraz nie żądano od nich podpisów”; ~ wobec braku twardych dowodów w postaci zobowiązań, pokwitowań odbioru pieniędzy i własnoręcznie sporządzanych doniesień, Episkopat powołał dodatkowy Zespół ds. Oceny Etyczno-Prawnej postaw owych „kilkunastu biskupów”. Trzej księża (Andrzej Szostek, Tomasz Rozkrut i Krzysztof Warchałowski) oraz jeden nieprzypadkowy świecki (adwokat Maciej Bednarkiewicz – członek ściśle związanego z kat. Kościołem Zakonu
Kawalerów Maltańskich) napisali w sprawozdaniu przedstawionym swoim mocodawcom, że choć „materiały udostępnione przez IPN, a także niektóre wypowiedzi zainteresowanych biskupów zdają się świadczyć
Wiem, że kapowałeś, ale cię rozgrzeszam, „Fermo”.
archiwalia przekazano w październiku 2008 r. do Watykanu, bowiem tylko tam mogłyby ewentualnie zapaść decyzje personalne wobec hierarchów „nieroztropnie” flirtujących z bezpieką. ~ ~ ~ Obietnice dotyczące ujawnienia choćby części raportów Kościelnej Komisji Historycznej i Zespołu ds. Oceny Etyczno-Prawnej okazały się niewarte funta kłaków. Również Watykan nie zawiódł. Urzędnicy papiescy – opierając się na arbitralnej wersji samych zainteresowanych – uznali, że polscy biskupi „zmierzyli się odważnie z przeszłością okresu komunistycznego” i centrala absolutnie „nie znajduje podstaw do oskarżenia członków Episkopatu o zawinioną i dobrowolną współpracę ze służbami bezpieczeństwa PRL-u”. I tak właśnie napisali w specjalnym oświadczeniu z 11 marca 2009 roku „kardynałowie, arcybiskupi i biskupi obecni na 347. Zebraniu Plenarnym KEP”. Stanowczo podkreślili, że wobec werdyktu najwyższej
Ja ciebie też, „Cappino”.
o tym, że niekiedy ich kontakty ze służbami PRL można by uznać – z perspektywy historycznej – za nieroztropne”, to oskarżanie ich dzisiaj „o świadomą i dobrowolną współpracę ze służbą bezpieczeństwa PRL jest merytorycznie bezpodstawne, gdyż pozbawione dowodów”; ~ „W związku z zakończeniem działań Zespołu oraz Komisji biskupi uznają, na podstawie dostępnych dziś materiałów, za zamkniętą sprawę odnoszących się do nich materiałów organów bezpieczeństwa PRL” – podsumowali swą autolustrację wielebni w ogłoszonym 22 listopada 2007 roku komunikacie z 342. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski. W tym samym dokumencie dali słowo honoru, że niezwłocznie opublikują „istotne wyniki badań ze względu na ich wielkie znaczenie historyczne oraz zastosowaną metodę zmierzenia się z przeszłością, która może być pomocą dla innych grup społecznych”, zaś w wypowiedzi dla mediów sekretarz generalny Episkopatu bp Stanisław Budzik uściślił, że „owoce prac Zespołu i Komisji... bez nazwisk biskupów, zostaną ujawnione opinii publicznej w formie książkowej w pierwszym kwartale 2008 roku”; ~ opracowania końcowe prac obu gremiów badających IPN-owskie
instancji już nigdy i pod żadnym pozorem nie będą ustosunkowywać się do materiałów wskazujących na ich kolaborację ze specsłużbami oraz wezwali wiernych do „nieulegania próbom podważania moralnego autorytetu Kościoła i Jego Pasterzy”. Popatrzmy, komu udało się w ten sposób uciec spod gilotyny społecznego osądu: ~ ordynariusz diecezji tarnowskiej bp Wiktor Skworc, a według zachowanych akt SB, tajny współpracownik „Dąbrowski” – sam przyznał, że kiedyś „chodził po cienkim lodzie”, utrzymując nieformalne kontakty (sześć spotkań w latach 1979–1980 i siedem w latach 1986–1988) z tajną policją polityczną, która te kontakty zinterpretowała jako tajną współpracę; ~ metropolita lubelski abp Józef Życiński, zarejestrowany jako TW „Filozof”, po serii udanych – zdaniem oficerów SB – rozmów zapoczątkowanych wtedy, gdy był jeszcze wikarym na wiejskiej parafii w Gidlach; ~ metropolita gnieźnieński abp Henryk Muszyński, alias „Henryk”
– o jego regularnych „konsultacjach” ze starszym inspektorem „kościelnego” Departamentu IV MSW, pułkownikiem Henrykiem K., pisaliśmy już przed siedmioma laty (por. „Autorytety (a) moralne” – „FiM” 31/2002), aczkolwiek... „O wszystkim dowiedziałem się dopiero teraz z najwyższym zdumieniem” – przekonywał niedawno arcybiskup Katolicką Agencję Informacyjną. Gdy ochłonął, zadał sobie trud odnalezienia oficera i ten wystawił mu zaświadczenie, że zarejestrował swojego rozmówcę „bez jego zgody i wiedzy oraz wbrew jego woli”, czym hierarcha całkiem oczyścił się u kolegów z podejrzeń; ~ dawno już sponiewierany niedoszły metropolita warszawski (obecnie profesor KUL-u) abp Stanisław Wielgus, figurujący w kartotekach wywiadu jako informator „Grey”; ~ emerytowany ordynariusz łowicki bp Alojzy Orszulik (TW „Pireus”), który sam nieopatrznie przyznał, że będąc jeszcze kierownikiem Biura Prasowego Sekretariatu Episkopatu, niejednokrotnie
bankietował i gawędził „w zakonspirowanym mieszkaniu MSW z generałem Zenonem Płatkiem i pułkownikiem Adamem Pietruszką” (szefowie Departamentu IV MSW); ~ sufragan lubelski bp Mieczysław Cisło, ps. Rzymianin – oskarżany o to, że przed laty, mając w perspektywie studia na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, zaczął kontaktować się z bezpieką w sprawie paszportu; ~ metropolita przemyski i przewodniczący KEP abp Józef Michalik – zarejestrowany w 1975 r. (był wówczas wicekanclerzem kurii łomżyńskiej) jako TW „Zefir”; ~ ordynariusz włocławski bp Wiesław Mering – zdemaskowany przez ks. prałata Henryka Jankowskiego (ps. Libella, a później Delegat) jako jeden z osaczających go niegdyś agentów SB, a według akt IPN współpracujący też z wywiadem podczas pobytu we Francji; ~ ordynariusz łomżyński bp Stanisław Stefanek – rozszyfrowany
3
przez dziennik „Głos Wielkopolski” jako TW „Staszek”; ~ emerytowany metropolita poznański abp Juliusz Paetz – zarejestrowany w charakterze TW „Fermo” po cyklu „wywiadów” udzielonych PRL-owskiemu wywiadowi, gdy był jeszcze prałatem Antykamery Papieskiej w Watykanie; ~ ordynariusz rzeszowski bp Kazimierz Górny – widniejący w archiwach IPN jako pozyskany w 1979 r. do współpracy TW „Kazek”, a przemianowany później na TW „Tadeusza”; ~ bp Tadeusz Pieronek, który okazjonalnie rozmawiał z oficerami SB w sprawach paszportowych, choć w jednym z wywiadów wypsnęło mu się, że konferował z „wyższym funkcjonariuszem” bezpieki – jak to określił – nawet w... Rzymie. Czy coś im podpisywał? „Nie pamiętam. Możliwe, ale nigdy takich rzeczy nie robiłem” – ubezpieczył się hierarcha; ~ metropolita krakowski kardynał Stanisław Dziwisz – jemu nigdy jeszcze się nie wypsnęło, że gdy w latach 80. przyjeżdżał do Polski bez swojego Szefa, to często oczekiwał nań na lotnisku uroczy gawędziarz kpt. Ludwik G. z Departamentu IV, a Dziwisz dzielił się z oficerem informacjami, których ten w gazetach z pewnością by nie znalazł. ~ ~ ~ Po głośnej ostatnio sprawie nuncjusza papieskiego abpa Józefa Kowalczyka, zarejestrowanego w grudniu 1982 r. (był wówczas w Watykanie szefem Sekcji Polskiej Sekretariatu Stanu) przez wywiad jako Kontakt Informacyjny „Cappino”, wszystkie media żyją teraz „Prorokiem”. „To był najgroźniejszy agent w Watykanie. Działał od końca lat 70. do końca 80. i przekazał bezpiece setki ważnych informacji. Kim był? Jego tożsamość nie jest znana. Wiemy tylko tyle, że zbierał szczegółowe wiadomości dotyczące papieża oraz donosił o konfliktach między Polakami wewnątrz Watykanu i słabościach duchownych” – smuci się w wywiadach ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, najbardziej zawzięty tropiciel byłych agentów w łonie kat. Kościoła. Kto – w elitarnym gronie kilku oficerów SB – nazywany był „Prorokiem”? Odpowiadamy: wysoki rangą duchowny pracujący w inkryminowanym okresie w watykańskim Sekretariacie Stanu, który później bardzo serdecznie skumplował się z o. Tadeuszem Rydzykiem oraz jego urugwajskim sponsorem Janem Kobylańskim. Mało kto zapewne pamięta, że o abp. Januszu Bolonku, dzisiejszym nuncjuszu apostolskim w Bułgarii, pisaliśmy już przed czterema laty („Tajne – zniszczyć przed przeczytaniem” – „FiM” 23/2005). Ale kto czyta, nie błądzi... ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Goło, ale wesoło! Coraz trudniej przekonać polskie niewiasty, że bara-bara to dopiero po ślubie, a wychowywanie dzieci jest ważniejsze niż – tfu! – kariera zawodowa. Przedsiębiorczy katecheci doszli do odkrywczego wniosku, że Kościół, aby dotrzeć do mas, musi stać się... supernowoczesny! W tym celu powstała Mistrzowska Akademia Miłości, zwana też „latającym uniwersytetem”. Cóż to za twór? Ogólnie rzecz ujmując, to głoszenie katolickich nauk dotyczących miłości i rozmnażania, z wykorzystaniem dostępnych mediów – telewizora, radyjka, internetu, gazety – nowocześnie, bez pruderii, „byśmy się stawały zdrowymi, spełnionymi, szczęśliwymi kobietami”. Czyli „nowe, atrakcyjne podejście do kwestii kobiecości i męskości”, ale „po bożemu”! Aby jak najszybciej zaznać szczęścia i spełnienia, zaglądam do promowanych przez akademię tekstów. I oto jest: Anna Grigo, „Bogaci w dzieci”. Bohaterkami niniejszego opracowania są trzy panie – Bożena, Ela i Teresa – które życiową satysfakcję osiągnęły dzięki urodzeniu gromadki dzieciątek
oraz problemom finansowym i refleksjom: uczyć czy żywić? Każda nieśmiało przekonuje do równie bujnej rozrodczości. Bożena zapewnia, że żaden bobas „nie przychodzi na świat z pustymi rękami”. Kiedy urodziła piąte dziecko, Bozia zesłała nowe mieszkanie i nową pracę dla męża. Wśród jej znajomych ze Stowarzyszenia Rodzin Wielodzietnych nie brakuje podobnych przykładów (cudów!) po narodzinach potomka: „Ktoś zrobił doktorat, dostał pracę, wygrał w totka, wyzdrowiał, pogodził się rodziną”... Wszystkie zgodnie twierdzą, że nic tak nie wychowuje jak bieda, którą one, przy tej liczbie potomstwa, mają pewną jak amen w pacierzu... „Ela ma w portfelu 10 złotych. Do wypłaty tydzień. Mąż rzeźbiarz nie ma zamówień. Nikt nie martwi się, co będzie na obiad. Wykopią ziemniaki, jest zsiadłe. Są kury, zniosły
jajka. Ela zrobi sernik, nie bardzo słodki, bo cukier niezdrowy”... Żyć i nie umierać, choć jak przyznaje nasza bohaterka, „żyje się, delikatnie mówiąc, nielekko. Mąż, dotknięty chorobą alkoholową (Ela każe napisać: mądry, piękny mężczyzna), to zdolny artysta”, aczkolwiek „zamówienia wpadają tylko od czasu do czasu”. Kiedy Teresa któryś raz z rzędu była przy nadziei – choć kawalerka, w której mieszkali, nie chciała się powiększyć, a pieniądze leżeć na ulicy – doszła do jedynie słusznego wniosku: „Bóg daje dziecko, da i na dziecko”. Czym jeszcze mogą się pochwalić? Rozkwitem kobiecego wdzięku po szeregu porodów: „O Teresie znajomi mówią: z każdym dzieckiem coraz młodsza, chyba lubi rodzić”. Wyjątkową zaradnością żyjących w gromadzie pociech: „14-latek prowadzi bez wahania traktor w pole”. A nawet panującym w domu „artystycznym nieładem”: „Brudne ściany, plamy na podłodze, wyszczerbione kubki”. Dlaczego biblijne zalecenie, że w każdym domostwie musi być odpowiedni przychówek, żeby miał kto w polu pracować, jest dla Kościoła niezmiennie nowoczesne i atrakcyjne? Nie mam pojęcia. JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki W Licheniu do dziś nie mogą się otrząsnąć po męskim striptizie, jaki odbył się w jednym z hoteli z okazji Dnia Kobiet. I nie dlatego, że chippendalesi byli tak oszałamiający. Wszystko przez to, że chłopcy w Wielkim Poście wywijali nago niecałe pięćset metrów od murów bazyliki. I nie pochłonął ich ogień piekielny.
OBRAZA MAJESTATU
Stanisław Rachwał, radny PiS z Krakowa, postanowił zająć się formacją duchową swoich kolegów z Rady Miasta. Zorganizował dla nich dwudniowe rekolekcje w łagiewnickim sanktuarium. Wszystko dopiął na ostatni guzik, radni mieli nawet załatwione zakwaterowanie w domu pielgrzyma (170 zł od łebka). Dni skupienia jednak diabli wzięli, bo koledzy Rachwała zrezygnowali.
NIEWDZIĘCZNI
20-latek z okolic Jarosławia albo nie miał powodzenia u dziewczyn, albo wypił tyle, że nie wiedział, co robi. W każdym razie zupełnie mu odbiło – rzucił się w środku nocy na śpiącą 50-letnią matkę, zdarł z niej ubranie i – dusząc ją poduszką – brutalnie zgwałcił. Trafił do aresztu. Grozi mu 12 lat bez kobiety.
SYNUŚ
Pewnej nocy policjanci z Sokołowa Podlaskiego stwierdzili, że w osobowym oplu kadecie za kierownicą siedzi 13-letni synek, który odwoził po imprezie swoich zupełnie pijanych rodziców. Chłopiec był trzeźwy.
TAKSÓWKARZ
Przez niemal rok poszukiwali policjanci 24-latka oskarżonego o kradzież. W końcu go znaleźli. W lesie pod Pułtuskiem. Konkretnie – w domku na drzewie.
PUSTELNIK
W sanatorium w Szczawnie-Zdroju pobili się kuracjusze. 70-latek sprał młodszego o 20 lat kolegę i groził mu nożem za to, że ten wcisnął się przed niego do kolejki na zabieg inhalacyjny. Opracowała WZ
CHOROWITEK
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
C
zas przedwiośnia to w wielu krajach świata protesty antywatykańskie. Nawet wrogowie tego kraiku zapominają jednak, że jest on jedną z nielicznych na naszym kontynencie pamiątek... pofaszystowskich. I jest to jeszcze jeden powód, aby domagać się jego likwidacji. Papieże roszczą sobie prawo do nieomylności, a swój Kościół przedstawiają jako jedynego na świecie wiernego depozytariusza prawd objawionych. W swojej trosce o zabezpieczenie interesów prawdy nie wahali się jednak używać kłamstwa, a nawet wyrafinowanego oszustwa. Cóż, taką mają paskudną robotę... Państwo papieskie powstało w głębokim średniowieczu, w wieku VIII, dzięki oszustwu wszech czasów – tzw. donacji konstantyńskiej, czyli sfałszowanemu w zakonie dokumentowi, w którym cesarz rzymski Konstantyn miał rzekomo przekazać papieżom władzę nad całym światem zachodnim. Na jego podstawie władcy Franków podarowali papieżom środkową Italię i tak powstało Państwo Kościelne. Mimo że od samego początku światli ludzie podważali autentyczność dokumentu (w donacji wymieniony jest np. Konstantynopol, który na początku IV wieku jeszcze nie istniał!), papieże przez całe średniowiecze powoływali się na niego, aby uzasadnić swój apetyt na władzę duchową i świecką. Państwo Kościelne upadło raz w czasach napoleońskich, a drugi raz w wyniku zjednoczenia Włoch w 1870 roku. Dopiero ateista Benito Mussolini, kiedy obalił świeckie, demokratyczne państwo włoskie i wprowadził faszystowską dyktaturę, dogadał się z Kościołem w traktatach laterańskich i podarował papieżom kadłubowe państewko o nazwie Watykan, aby mogło być fizycznym zapleczem tzw. Stolicy Apostolskiej, która ma osobowość prawnomiędzynarodową.
Mussolini obdarował papieży niepodległością, bo potrzebował pomocy Kościoła przy brutalnej pacyfikacji Włoch, które miały się stać państwem katolicko-faszystowskim. Wsparcie takie, oczywiście, otrzymał. Tak więc państwo zrodzone z oszustwa zmartwychwstało dzięki umowie dyktatorów, a z pominięciem zdania włoskiego społeczeństwa, któremu w stolicy stworzono jakąś cudaczną, eksterytorialną monarchię. Jej szef – papież – nieustannie wtrącał się w sprawy włoskiej polityki, choć za nic nie ponosił odpowiedzialności. Faszyzm upadł, ale dziwaczny Watykan pozostał. Jest jedynym państwem na świecie, które jest pozbawione narodu. Bo obywatelami i mieszkańcami tej niepodległej dzielnicy Rzymu są urzędnicy, obywatele innych krajów (głównie Włosi), a nie jakieś społeczeństwo, choćby i mikroskopijne (jak np. w San Marino), dla którego kraj ten byłby ojczyzną. Watykan mogą zlikwidować tylko Włosi, renegocjując lub wypowiadając traktaty laterańskie. Opór wobec istnienia Watykanu narasta, ale społeczeństwo włoskie musi jeszcze otrząsnąć się z berlusconizmu, zanim zajmie się sprzątaniem faszystowskiego dziedzictwa, jakim jest siedziba Stolicy Apostolskiej. Owa „Stolica Apostolska” zwana też „Stolicą Świętą”, to też niezłe kuriozum. Jeśli istniała kiedykolwiek jakaś „stolica apostołów”, to była nią z pewnością Jerozolima, gdzie apostołowie mieszkali po odejściu Jezusa. W Rzymie prawdopodobnie nigdy nie było Piotra, a Paweł, który zapewne tam dotarł, był apostołem tylko w pewnym, raczej przenośnym sensie tego słowa. Używanie więc przez administrację Kościoła rzymskokatolickiego nazwy „Stolica Apostolska” jest jeszcze jednym oszustwem tej instytucji. O sformułowaniu „Stolica Święta” w powyższym kontekście szkoda nawet pisać... ADAM CIOCH
NATO musi pozostać paktem obronnym, wojskowym. (Lech Kaczyński)
Jestem księdzem, a księdza bardzo łatwo na zasadzie posłuszeństwa zatrzymać; mnie dwukrotnie blokowano i odblokowywano. (Ks. Isakowicz-Zaleski)
RZECZY POSPOLITE
Przed sądem Mirek [Orzechowski] udowodni swoją niewinność, zostanie oczyszczony z zarzutów, a ci, którzy dziś go atakują, będą musieli swoje oszczerstwa odszczekać. (Wojciech Wierzejski)
Stolica oszustwa
Waldemar Pawlak powinien dziś wnikliwie analizować losy Andrzeja Leppera. Studiować każdą pomyłkę lidera Samoobrony, by nie popełnić podobnej. (Mateusz Piskorski)
Takie procesy jak Łyżwińskiego to odbywały się za najgorszych czasów UB. (Andrzej Lepper)
Systematycznie utrącane są autorytety. Szczególnie narażeni są na to księża (...). Najłatwiej uderzyć w kapłanów, wykorzystując trend europejski dążący do totalnego zeświecczenia życia społecznego, z rolą Kościoła ograniczoną do działalności charytatywnej. („Nasz Dziennik” 63/2009)
In vitro może spowodować nienormalny rozwój genetyczny i pewne patologie okołoporodowe. U dzieci w ten sposób urodzonych obserwuje się skłonność do agresji oraz inne problemy w okresie dorastania. (ks. prof. Jerzy Bajda)
Z góry mówię – chociaż oczywiście trzeba robić wszystko, żeby ulżyć ludzkim cierpieniom – że eutanazji jestem zdecydowanie przeciw. (Lech Kaczyński)
Strona kościelna – co chcę mocno podkreślić – nie miała żadnych postulatów. (bp Alojzy Orszulik o postanowieniach Okrągłego Stołu) Wybrali: OH, RK i PP
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
NA KLĘCZKACH
RYDZYK POLAKOŻERCA Ojciec Rydzyk bardzo narzekał ostatnio w Radiu Maryja na małą ofiarność swoich słuchaczy. Pazerni są, oświadczył. Niemcy więcej dają, mówił. Słowem – w najlepsze jechał antypolskimi stereotypami, z którymi w swoim radiu tak namiętnie walczy. Jakie ma Ojdyr dowody? Miażdżące. „Na pielgrzymce Rodziny Radia Maryja do Częstochowy było pół miliona ludzi, a koperty dało ledwie 20 tysięcy!” – krzyczał. I dodał jeszcze: „Jaka jest ofiarność Polaków, tobym powiedział, proszę mi wybaczyć, ale całą prawdę. Jak w Ameryce jest msza i pełny kościół Polaków i Meksykanów, którzy są bardzo religijni, to później przyjdzie trochę anglojęzycznych i ci anglojęzyczni więcej dadzą na kościół niż ten pełny kościół Polaków. A w Radiu Maryja pierwsi pomagali nie kto inny, tylko Niemcy! I to nie bogaci Niemcy, bardzo skromni Niemcy! To nie kto inny, tylko Niemcy kupowali nam samochody, bo potrzebne są. A w Polsce mówią – samochodem jedzie! I pierwsze, co tutaj, to ukradli ten samochód. I to wierzący! A później jeszcze na mnie wygadywali. To, że pełno ludzi w kościele, to jeszcze nic nie znaczy”. Kto by się spodziewał, że Rydzyk tak nie lubi Polaków! Może powinien wyemigrować? MGH
DIECEZJA ZA DŁUGI To chyba pierwszy taki przypadek w Katolandzie – W Elblągu wierzyciele parafii św. Jerzego, na czele której przed laty stał ks. prałat Jan Halberda (jednocześnie dyrektor ekonomiczny diecezji elbląskiej), na mocy wyroków sądowych otrzymują kościelne nieruchomości. Dwie firmy odzyskały już cztery budynki wartości 2 mln zł, na sprzedaż lub przejęcie oczekują kolejne obiekty, w tym m.in. Hospicjum św. Jerzego. Do bankructwa parafii przyczynił się wspomniany Halberda, który w spółce z bp. Andrzejem Śliwińskim chciał w kilka lat pobudować całe zaplecze nowej diecezji, zaciągając na ten cel gigantyczne pożyczki. Gdy przyszło do spłaty zobowiązań, biskup Śliwiński, a także jego następca Jan Styrna wypięli się na ks. Halberdę, pozostawiając wielebnego z potężnymi długami. Sama jego była parafia zadłużona jest na kilkanaście milionów złotych. Kuria nie poczuwa się do żadnych zobowiązań, ale wyroki musi respektować. PS
ZA ORDYNACJĄ KOBIET Synod diecezji warszawskiej Kościoła ewangelicko-augsburskiego w Polsce popiera wniosek, który parafia w Żyrardowie skierowała
do synodu Kościoła, o zmianę przepisów prawnych, która umożliwiałaby wyświęcanie kobiet na pastorów w tym Kościele. Wcześniej podczas jednej z sesji synodu Kościoła luterańskiego Komisja Teologii i Konfesji oświadczyła: „Trzeba uznać, że z perspektywy teologicznej należy dopuścić możliwość ordynacji kobiet na urząd duchowny służby prezbiteriatu”. PPr
MĘCZENNICY
CZYM ŻYJE PROWINCJA Duże wzburzenie mieszkańców Przasnysza (woj. mazowieckie) wywołały dwa nagłe zniknięcia: najpierw z parafii ojców pasjonistów odszedł organista, a kilka tygodni później – proboszcz. Wśród parafian i wiernych krąży plotka, jakoby były już proboszcz próbował molestować organistę. Dziennikarze lokalnego „Kuriera Przasnyskiego” usłyszeli od proboszcza, że powodem jego odejścia był szantaż ze strony organisty. Były już młody organista, bardzo ceniony wśród parafian, stwierdził jedynie, że „o tym, co przeżył, wie tylko on i jego najbliżsi”. Jednocześnie zaprzeczył temu, o co oskarżał go były proboszcz. „Tu nie chodziło jedynie o pieniądze i mam na to dowody” – mówił. PP
KARTOGRAFIA PAPIESKA
Na konserwatywnym Podkarpaciu, gdzie króluje PiS, powodami rozwodów bywają nie tylko zdrady, brak miłości czy zaufania, ale także to, że żona zmusza męża do słuchania Radia Maryja. Jeden z nieszczęśników dodatkowo zmuszany był do pielgrzymek. Innym ciekawym przypadkiem jest casus męża, któremu żona kazała chodzić do kościoła, i to... 3 razy dziennie! – przed i po pracy i jeszcze wieczorem! W końcu chłopina nie zdzierżył. Prawnicy nie kryją zdziwienia dużą falą rozwodów – prawie 80 proc. wszystkich spraw, które wpływają do wydziału cywilnego, to pozwy rozwodowe lub o separację. Na Mazowszu to „tylko” 40 proc. A Podkarpacie to niby taki katolicki region! PRZEM
EGZEKUCJA Wikary z parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Milejowie, ks. Wojciech Komosa, postanowił należycie zadbać o odpowiednio dużą frekwencję wiernych podczas piątkowej drogi krzyżowej. W tym celu rozesłał do parafian SMS-y z komunikatem: „Egzekucja nastąpi w piątek o godz. 16.30 w kościele w Milejowie”. Wprawdzie część wiernych poczuła się zbulwersowana i obrażona kreatywnością księdza, ale pomysł okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Na hasło „egzekucja” w milejowskim kościele stawiły się prawdziwe tłumy wiernych. AK
„Głos Pomorza” ofiarował swoim prenumeratorom mapę świata z... zaznaczonymi pielgrzymkami Jana Pawła II. Zatem nawet niewierzący czytelnicy, chcąc nie chcąc, będą się uczyć papieskiej geografii. Obawiamy się, że wkrótce nawet w książkach kucharskich będzie się polecało te potrawy, które lubił pałaszować Geniusz z Wadowic. MaK
WIOSNA NASZA Z czym statystycznemu katolikowi kojarzy się wiosna? Z 21 marca – dniem równonocny wiosennej, topieniem Marzanny, wyprawami po bazie i wypatrywaniem pierwszych bocianów. Jednym słowem – z „pogaństwem”, którego chrześcijaństwu do dziś nie udało się wykorzenić, mimo że zawłaszczyło wiele rytuałów dawnego kultu wiosny, włączając je w obrzędowość świąt wielkanocnych. Ale choć z dawnych słowiańskich Jarych Świąt, przypadających około 21 marca i poświęconych Matce Ziemi, do naszych czasów przetrwało niewiele, wiosna nie poddała się chrystianizacji. Zupełnie nie przyjął się sztucznie lansowany jako kościelne święto wiosny dzień Zwiastowania Najświętszej Marii Panny obchodzony 25 marca. Co więcej, narzuconą przez chrześcijaństwo wiarę w zwiastowanie niepokorny lud dostosował do starego kultu Matki Ziemi, czcząc „Najświętszą Panienkę” po swojemu – jako Matkę Boską Zagrzewną, czyli topiącą śniegi i rozgrzewającą ziemię, lub Roztworną – otwierającą ziemię na przyjęcie ziarna. I tylko skojarzenie zwiastowania Matki Boskiej z prastarym
słowiańskim rytuałem wypatrywania bocianów powracających z ciepłych krajów okazało się brzemienne w skutkach: dostarczyło wygodnej odpowiedzi na pytanie, skąd się biorą dzieci. AK
DARWIN OCENZUROWANY Turecka zależna od rządu Rada ds. Badań i Nauki kazała zdjąć tekst o Karolu Darwinie w prestiżowym czasopiśmie „Nauka i Technika”. Naukowcy widzą w tym wpływ pozostających u władzy umiarkowanych islamistów. Środowiska naukowe odpowiedziały protestami na taki rodzaj ideologicznej cenzury, a usunięty tekst przedrukowały niemal wszystkie tureckie dzienniki. W Turcji, mimo oficjalnej świeckości państwa, bardzo rozpowszechniony jest kreacjonizm w islamskiej wersji. MaK
ANGLIKANIN BUDDYSTA Anglikański biskup oskarżany jest przez swoich krytyków o to, że jest aktywnym członkiem grupy buddystów. Chodzi o księdza Kevina Thew Frorrestera, który zdecydowanie wszystkiemu zaprzecza, dodając, że korzysta jedynie z praktyk zen, co ma mu pomagać w pogłębianiu wiary chrześcijańskiej. Uważa, że chrześcijaństwo ma długą tradycję używania technik medytacyjnych. Oczywiście do podobnych praktyk zachęca swoich wiernych z kościoła Świętego Pawła w Marquette. Ciekawe, czy wierni zaakceptują swoiste połączenie chrześcijaństwa z buddyzmem. PPr
LORD ARCYBISKUP Katolicki Kardynał Cormac Murphy-O’Connor zostanie prawdopodobnie pierwszym od czasów reformacji biskupem Kościoła rzymskokatolickiego, który zasiądzie w Izbie Lordów brytyjskiego
5
parlamentu. Razem z obecnymi tam od wieków biskupami anglikańskimi. Wszystko dzięki poparciu brytyjskiego premiera, który po spotkaniu z Benedyktem XVI zgodził się na taką możliwość. Mimo że Kościół katolicki teoretycznie zakazuje swoim duchownym sprawowania jakichkolwiek funkcji związanych z władzą polityczną, to nieoficjalnie wszelki dostęp do koryta jest mile widziany. PRZEM
MOŻNA TAŃCZYĆ O, dniu radosny! O, szczęśliwa godzino! Szwajcarski kanton Lucerna zniósł obowiązujący od prawie 500 lat zakaz tańca w święta katolickie: Boże Narodzenie, Popielec, Wielki Piątek i Zielone Świątki. Radni ustalili w końcu, że władza nie powinna decydować o sposobach, w jakie wierni mają – bądź nie mają – dzień święty święcić, skoro jest rozdział Kościoła od państwa. I jeszcze taka ciekawostka: w Szwajcarii proboszcza wybierają wierni. W głosowaniu. Jest kampania wyborcza, kandydaci przedstawiają radzie parafialnej swój program – i są wybierani albo nie. MGH
ŚWIECKI IZRAEL? Być może już niedługo religijne państwo Izrael nieco odetchnie od dyktatu rabinów, bo w Knesecie pojawił się projekt prawa ustanawiającego świeckie śluby i rozwody dla wszystkich obywateli. Od dwóch lat prawo do cywilnych związków mają jedynie obywatele nieżydowscy. Projektodawcą prawa jest lewicowy deputowany Nitzan Horowitz z partii Meretz, notabene pierwszy w Izraelu parlamentarzysta otwarcie deklarujący swoją homoseksualność. Ponieważ z Jerozolimy niedaleko do Sodomy i Gomory, los ustawy mimo poparcia centrowej partii Kadima pozostaje niepewny... MaK
6
O
tym, że hospicjum to też życie, przekonują od lat organizacje pozarządowe. Że może to być życie dostatnie – odkryli katoliccy księża. Ksiądz Leszek Kazimierczak został wyświęcony w 1984 r., ale prawdziwą karierę kapłańską rozpoczął w 1993 r., kiedy to na polecenie biskupa Józefa Michalika utworzył nową parafię na osiedlu Zacisze w Zielonej Górze. Już cztery lata później dorobił się godności kanonika. I nic dziwnego, bo przy Józefie Oblubieńcu (tak nazywa się parafia rezolutnego 54-latka) rozrósł się całkiem pokaźny folwark. Jest tu teren rekreacyjny, świetlica, a także kawiarnia, gdzie w przytulnej atmosferze parafianie mogą skosztować lodów czy ulubionego sernika proboszcza. A że oprócz sernika ksiądz Kazimierczak pasjami lubi konną jazdę, pośrodku osiedla wybudował stadninę koni (lonża – 10 zł; maneż – 15 zł). Konie wykorzystywane są również w hipoterapii, za którą proboszczowi płaci Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Kolejna inwestycja nazywa się Dom Seniora, w mieście powszechnie znana jako hospicjum imienia Jana Pawła II. Na rozbudowywanie kościelnych włości mieli się zrzucić parafianie. Pospolite ruszenie zakończyło się jednak marnym jak na zapotrzebowanie wynikiem – 600 tysięcy złotych to kropla w morzu potrzeb księdza Leszka. No to ruszył po publiczne... Prośba księdza kanonika o przekazanie ziemi pod budowę hospicjum trafiła na sesję zielonogórskich radnych w styczniu 2006 r. Wówczas Zygmunt Listowski (SLD), przewodniczący Komisji Budżetu i Finansów, wnioskował o zdjęcie z porządku obrad projektu uchwały w sprawie wyrażenia zgody na
S
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
Ksiądz potrafi
Fragment latyfundiów ks. Kazimierczaka
udzielenie bonifikaty od ceny sprzedaży ziemi pod budowę obiektu hospicjum dla dzieci i dorosłych. Sprawa wróciła miesiąc później, tyle że radni obradowali już nad konkretem, czyli przekazaniem z 95-procentową bonifikatą prawa własności 3643 mkw. gruntów pod budowę Domu Seniora – hospicjum. Ksiądz oczywiście i bonifikatę, i ziemię dostał („W czasie między poprzednią sesją a dzisiejszą sesją została zmieniona decyzja o warunkach zabudowy zgodnie z wnioskiem proboszcza parafii, który w nowym wniosku wnioskuje o przeznaczenie tej działki na zagospodarowanie pod budowę domu seniora i kilku miejsc na hospicjum”), a na rozruch miasto dołożyło jeszcze 2 mln 520 tysięcy złotych! I nic dziwnego! O zdolnościach organizatorskich Kazimierczaka, który jest też duszpasterzem lubuskiej policji, niech świadczy fakt, że w styczniu 2007 roku na posiedzeniu miejskiej Komisji Zdrowia tak przekonująco lobbował za swoim dziełem, że radni
traszliwa chryja w Tyńcu. Tamtejsi ojcowie benedyktyni spotkali się z buddyjskimi mnichami z Tybetu. Zaatakował ich za to brutalnie ks. Tomasz Posacki – egzorcysta i zawodowy tropiciel szatana. Jezuita Posacki, śmiertelny wróg Harry’ego Pottera, który właściwie we wszystkim widzi diabła i paskudne sprawki jego, wsiadł na benedyktynów z impetem niebywałym. Jego sążnisty artykuł nosi tytuł „Kultura czy kult? Dialog czy zdrada?”. Posacki zarzuca sympatycznym skądinąd tynieckim mnichom, że goszcząc Tybetańczyków w swym klasztorze, zdradzili katolicyzm i wystawili się na „niebezpieczeństwo duchowe”. Tekst Posackiego w „Naszym Dzienniku” to faktyczne bajdurzenie osoby opętanej. Na szczęście o. Włodzimierz Zatorski, opat tyniecki, strzelił Posackiemu na odlew i zapytał, czy dla zadowolenia Posackiego benedyktyni mają się sprzeniewierzyć własnej regule i nie udzielić gościny wędrowcom, którymi byli mnisi buddyjscy. („Okazaliśmy tybetańskim mnichom zwykłą chrześcijańską gościnność”). Czy Posacki koniecznie musi zmyślać i wmawiać benedyktynom, że w ich klasztorze odbyła się wystawa „okultystycznego” malarstwa, która wcale się tam nie odbyła? A wreszcie – czy istotnie trzeba się wszędzie dopatrywać szatana? Może wspólne klepanie
jednogłośnie podjęli karkołomną wręcz decyzję o... przeznaczeniu 160 tys. zł zapisanych w projekcie budżetu na „zagospodarowanie terenu wokół pomnika Ojca Świętego Jana Pawła II na Zakład Opiekuńczo-Pielęgnacyjny przy Parafii p.w. świętego Józefa w Zielonej Górze”. Aż tak konsekwentny nie był natomiast ksiądz kanonik, kiedy wyjaśniał, kto i na jakich zasadach będzie mógł korzystać z jego domu. W marcu 2006 roku zarzekał się, że pobyt będzie całkiem bezpłatny. Szybko jednak, bo już w listopadzie, naprostował przejęzyczenie: „Seniorzy może będą musieli uiszczać część emerytury lub renty. Na razie jednak nie ustalono, czy i jakie byłyby to opłaty. Dom ma być również otwarty dla osób spoza Zielonej Góry, które dziś nie mają możliwości umieszczenia swoich bliskich w hospicjum”. Nie radził sobie ks. Kazimierczak nie tylko w kwestii określenia odpłatności za pobyt w swoim przybytku. Podobny kłopot sprawiało
mandali z mnichami tybetańskimi było po prostu formą modlitwy? Posacki pisze w „Naszym Dzienniku” tak: „Ceremonia ta nie miała bowiem charakteru wyłącznie kulturowego, ale wyraźnie kultyczny, czyli religijno-inicjacyjny. Byłem jej naocznym świadkiem, modląc się gorąco jako kapłan o ochronę dla wszystkich obecnych w czasie tej ceremonii”. Na co tynieccy benedyktyni odpowiadają: „Ojciec Opat, podobnie jak ks. Posacki, brał w nim udział, będąc kapłanem Kościoła katolickiego – czego się nie wstydził, występując w habicie i z krzyżem na piersi. Podanie przez Autora jednoznacznej oceny intencji udziału Ojca Opata w omawianej ceremonii jest, delikatnie mówiąc, nadinterpretacją. Szkoda, że ks. dr Posacki nie przypuścił, iż może Ojciec Opat po prostu zgodnie z monastyczną tradycją modlił się o pokój na świecie, nie recytując jednak mantr, lecz pokładając ufność w miłosierdziu Trójcy Świętej i Męce Chrystusa. W podobny sposób o pokój na świecie, także z buddystami, modlił się w Asyżu Sługa Boży Jan Paweł II”. Benedyktyni proszą więc „Nasz Dziennik” o sprostowanie rewelacji Posackiego. Najpewniej gazeta jakoś się od tego wykręci. Ale ciekawych momentów jest tu wiele. A nam, cóż... miło popatrzeć, jak „czarni” skaczą sobie do oczu. MGH
Kogo diabeł opętał?
mu oszacowanie kosztów całej inwestycji. Kwoty zmieniały się niemożebnie – od 2,5 mln zł w 2006 r. do ponad 6 mln zł – w roku 2009. ~ ~ ~ Tak czy inaczej, pod oknami proboszcza wyrósł wreszcie nowy budynek. 12 miejsc na hospicjum; 18 – na odpłatny dom spokojnej starości. Zabrakło tylko na wyposażenie. Traf chciał, że zostało z kolei w budżecie miasta... 325 tysięcy złotych. Było do wyboru – dać na konieczną przebudowę jednej z ważniejszych zielonogórskich ulic czy na zakup mebli i sprzętu AGD w przybytku księdza Kazimierczaka. W czasie, gdy lokalni politycy debatowali, ksiądz kanonik, który już zdążył złożyć wniosek o miejską nadwyżkę, lamentował: „Za trzy tygodnie moglibyśmy przyjąć pierwszych pensjonariuszy. Podań mamy całe mnóstwo. Tymczasem panowie rozgrywają jakieś polityczne gierki i układy, nie mają serca. Te 325 tysięcy uratuje hospicjum. Nawet nie chcę myśleć, co będzie, jeśli ich nie
dostanę. Już nie mam gdzie szukać. Została mi tylko modlitwa”... Długo modlić się nie musiał. Podczas sesji 13 lutego br. radni dorzucili do inwestycji kanonika 250 tysięcy złotych. Z tego 25 tys. zł – na mocy tej samej uchwały – zasili konto Domu Seniora! – Zdarzyła się rzecz niespotykana: uchwałą Rady Miejskiej daje się pieniądze stowarzyszeniu na jego działalność. Bez konkursu. Samorząd nie może tego zrobić, tym bardziej że odbyło się to bez opinii Rady Organizacji Pozarządowych – twierdzi radny Andrzej Bocheński, były marszałek województwa. Nie stanowiło przeszkody nawet to, że żaden z radnych nie wie, ile wynosi koszt inwestycji ani ile pensjonariusze będą księdzu za pobyt płacić. Chyba że za wyjaśnienie uzna się lakoniczną informację: „Powołamy niepubliczny zakład opieki zdrowotnej i w przypadku hospicjum przystąpimy do konkursu NFZ, żeby zakontraktować usługi. Chcemy, by chorzy nie płacili za pobyt. Jeśli zaś chodzi o dom seniora, to będzie on działał na takich samych zasadach jak tego typu placówki w kraju. A więc za częściową odpłatnością”... ~ ~ ~ Ksiądz kanonik Leszek Kazimierczak z radością przyjął kolejne ćwierć miliona darowane mu przez miasto, zapewniając przy tym: „To nie są pieniądze dla mnie ani dla parafii, tylko dla Ośrodka Integracji Społecznej”. Ośrodka Integracji Społecznej, którego prezesem jest niejaki... Leszek Kazimierczak. Ośrodka Integracji Społecznej, który jako organizacja pożytku publicznego zgarnia też jeden procent podatku. W ubiegłym roku uzbierało się tego ponad 110 tys. zł. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. MF
PR Burmistrza P
o patronce świętej Jadwidze Śląskiej Dębicę dotknęła kolejna łaska niebios – wizyta głowy państwa. W mrozie i śniegu miasto picowano tak zawzięcie, że nawet zdemontowano oraz ułożono na nowo zbudowany dwa miesiące wcześniej chodnik w sąsiedztwie „Zgranej paki” – świetlicy środowiskowej, którą miał otworzyć prezydent RP. Lech Kaczyński pod niebiosa wychwalał („macie takiego dynamicznego burmistrza, miasto jest dobrze zarządzane”) „prorodzinnego” burmistrza Pawła Wolickiego (na zdjęciu po prawej). Trzy dni po wyjeździe prezydenta prawicowa większość radnych postanowiła wyjść naprzeciw
potrzebom ubożejących rodzin i zaczęła od familii... Wolickich – głowie tej rodziny podniesiono pensyjkę do skromnych 12 180 zł. Taki włodarz, który cieszy się opieką niebios i zbiera pochwały od „najwyższego”, wart jest każdych pieniędzy. J. ADAMSKI
Fot. UM Dębica
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r. ddelegowany czasowo do krzewienia katolicyzmu w Boliwii i Paragwaju 53-letni ojciec Ryszard Ś. z krakowskiej prowincji franciszkanów miał liczne grono znajomych. Utrzymywał z nimi ożywione kontakty za pośrednictwem poczty elektronicznej. Pisali do siebie listy, dzielili się ploteczkami oraz wymieniali fotkami. Na tych zdjęciach były rozebrane do naga dzieci. Cudze dzieci. Czasem także ze zwierzętami liżącymi ich narządy płciowe. Jeśli zaś chodzi o liściki wysyłane przez zakonnika koleżkom, to brzmiały one przykładowo tak: ~ „Wysyłam ci trzy lesbijki. Podobają się? Teraz ty mi przyślij. Najmłodsze, jakie masz. Mogą być 8–9-letnie. Czekam na fotki”; ~ „Ruchałeś się ostatnio z jakąś młodziutką? Opisz coś!”; ~ „Ostatnio udało mi się zwalić parę małych. Bardzo świetna była Monika”. Mnicha rozpracowali funkcjonariusze Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji zajmujący się bywalcami witryn internetowych z pornografią dziecięcą, a właściwa dla miejsca stałego zameldowania o. Ryszarda Prokuratura Rejonowa w Jeleniej Górze wszczęła śledztwo, zarządzając poszukiwania właściciela kolekcji pornografii z udziałem 10–12-letnich – jak się okazało – dziewczynek oraz zwierząt. W połowie 2007 roku franciszkanin przyjechał do Polski na zasłużony urlop i 29 grudnia został zatrzymany przez policję w jego rodzinnym domu w K., tuż przed zaplanowanym na 4 stycznia wyjazdem do Paragwaju (por. „Dzieci brata mniejszego” – „FiM” 2/2008). Usłyszał zarzut, że „w okresie od 31 lipca 2006 r. do 1 kwietnia 2007 r., działając czynem ciągłym, za pomocą swojej poczty elektronicznej posiadał w celu rozpowszechniania treści pornograficzne z udziałem małoletnich poniżej lat 15 i posługiwaniem się zwierzętami”, czym wypełnił znamiona przestępstwa z art. 202 par. 3 k.k. (zagrożone karą pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8), po czym trafił do aresztu, gdzie spędzić miał co najmniej 3 miesiące. ~ ~ ~ O. Ryszard Ś. ma piękny kościelny życiorys i uchodzi za nadzwyczaj bogobojnego kapłana. Od 12 roku życia był ministrantem, a po ukończeniu Wyższego Seminarium Duchownego pracował m.in. we franciszkańskiej parafii św. Karola Boromeusza we Wrocławiu, gdzie katechizował 7–8-letnie dzieci, a później w Lubomierzu koło Mszany Dolnej, nadzorując tam tzw. duszpasterstwo powołaniowe. Po wyjeździe z Polski sprawował eksponowaną funkcję specjalnego delegata prowincjalnego na Amerykę Południową oraz gwardiana klasztoru w Asunción (Paragwaj), gdzie osobiście formował młodych kandydatów do zakonu. Był ulubieńcem przełożonych zakonu, więc trudno się dziwić, że
O
decyzją Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze już 8 stycznia 2008 roku o. Ryszarda uwolniono z aresztu za osobistym poręczeniem o. Kazimierza Malinowskiego, prowincjała franciszkanów (sprawującego też funkcję Przewodniczącego Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich w Polsce), oraz kaucją w kwocie... 5 tys. zł. ~ ~ ~ W śledztwie wielebny Ś. poszedł w zaparte i stanowczo odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień. Ujawnił jedynie, że w lipcu 2007 r. poddał się dwutygodniowym konsultacjom psychiatrycznym spowodowanym „wycieńczeniem psychicznym związanym z długotrwałym pobytem na misjach”. Pismem z 10 stycznia 2008 r. fakt ten potwierdził wikariusz prowincjalny o. Zenon Szuty, zapewniając prokuraturę, że
POLSKA PARAFIALNA wkładał rękę pod kołdrę oraz usiłował obmacywać. Zaciskałam kurczowo nogi, żeby nie wkładał dalej i wtedy odchodził” – zeznała 5 stycznia 2008 r. pod przysięgą dorosła już kobieta. Ujawniła również treść SMS-a wysłanego jej przez mnicha w sierpniu 2007 r., tuż po zakończeniu konsultacji psychiatrycznych: „Tu wujek Rysiek, podaj adres, chcę ciebie dzisiaj”. Niestety, upływ lat sprawił, że „wujek Rysiek” skorzystał w tej sprawie z dobrodziejstwa przedawnienia... Franciszkanie nie żałowali pieniędzy, wynajmując konfratrowi najdroższych w Jeleniej Górze adwokatów, którzy zażądali od prokuratury powołania biegłych psychiatrów „posiadających odpowiednią wiedzę i doświadczenie w pracy z osobami duchownymi”. Powód? No cóż, pierwszemu z brzegu
że „przyjął postawę obronną na przedstawienie siebie jako ofiary zdarzenia”; ~ wyznaczony przez prokuraturę seksuolog dr Wiesław Ślósarz orzekł bez ogródek, że preferencje seksualne kapłana „zmierzają do pedofilii lub/i zoofilii”. ~ ~ ~ Przed Sądem Rejonowym w Jeleniej Górze o. Ryszard Ś. już zmienił taktykę. „Ściągnąłem kilka zdjęć z ciekawości, a ona zaczęła mnie później pogrążać. Choć przyznał się do posiadania pornografii dziecięcej i fotek z udziałem zwierząt, przytomnie zaprzeczył, jakoby miał je rozpowszechniać. Ot, po prostu wysyłał je znajomym. „Zgłosiłem się w charakterze świadka na osobistą prośbę prowincjała” – przyznał w sądzie o. Ryszard Jarmuż, który stanął w obronie
7
niedawna wikariusz parafii w Łętowni i nauczyciel religii w miejscowym Zespole Szkół im. Jana Pawła II) oskarżonego o molestowanie seksualne swojej 12-letniej uczennicy, za co w myśl art. 200 par. 1 k.k. grozi mu kara pozbawienia wolności od lat 2 do 12. Prokuratura zebrała dowody, że w okresie od 4 stycznia do 18 kwietnia 2008 r. oraz w dniu 25 kwietnia 2008 r. wielebny zwabiał dziewczynkę na plebanię, całował ją „z języczkiem”, ściągał bluzkę i dotykał w miejscach intymnych. Pedofilskie zapędy wikarego wyszły na jaw, gdy matce wpadł w ręce pamiętnik córki, a ta potwierdziła podczas przesłuchania zapisane w sztambuchu relacje. W śledztwie ks. Łukasz twardo obstawał przy wersji, że to nie on, lecz nastolatka molestowała go
Kolekcjonerzy dzieci Pedofil na pedofilu i pedofilem pogania... W każdym innym kraju na świecie taki urodzaj księży zboczeńców spowodowałby wielki, ogólnonarodowy skandal.
władze zakonne wysłały konfratra na leczenie do kliniki w Krakowie, bo ostatnimi czasy wydawał się im jakiś „dziwny” i „trudno było się z nim porozumieć”. Tymczasem rodzinie mnich robił wodę z mózgownic. „Brat mówił mi, że padł ofiarą grup satanistycznych, których członkowie podszywają się pod niego” – zeznała w prokuraturze siostra podejrzanego. Jednak nie wszyscy dali się omamić, bowiem na wieść o aresztowaniu wujka zgłosiła się do prokuratury i podzieliła traumatycznymi wspomnieniami bratanica o. Ryszarda. „Miałam 5–6 lat, gdy przychodził w nocy do mojego pokoju,
specjaliście byłoby zapewne trudno zrozumieć kapłana... W aktach sprawy znalazły się dwie opinie sądowo-psychiatryczne: ~ „Chciałem ewangelizować ludzi przez internet, zaniepokojony rozmiarem agresji, wulgarności i złej seksualności” – przekonywał zakonnik biegłą Renatę Ostrowską, szczycącą się zaufaniem Sądu Kościelnego Diecezji legnickiej (także tam sprawuje funkcję biegłej). Jej konkluzje nie do końca były jednak pomyślne dla o. Ryszarda. Choć kobieta odnotowała, że badany „wchodził w środowiska erotyczne celem szerzenia kultury chrześcijańskiej”, to uznała go za całkiem zdrowego, stwierdzając,
konfratra. Cóż ważnego miał do powiedzenia? Że oskarżony był ostatnio bardzo nerwowy i zauważył u niego dziwne tiki. „To nie był ten sam ojciec Ryszard, którego znałem wcześniej” – mówił świadek zdający się podtrzymywać wersję o satanistycznym spisku na swojego świątobliwego druha... Do rozstrzygnięcia o winie i karze wystarczyły dwie rozprawy. Choć prokurator domagał się 2,5 roku bezwzględnego więzienia oraz 8-letniego zakazu pracy z małoletnimi, wyrokiem z 10 października 2008 r. sędzia Jarosław Staszkiewicz uznał, że o. Ryszard Ś. „zasłużył” na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat, a zakazywanie mu duszpasterstwa dzieci i młodzieży jest zbędne, skoro nałoży się na niego obowiązek leczenia u specjalisty seksuologa. „Sąd uznał za wiarygodne wyjaśnienia oskarżonego, że posiadane zdjęcia i filmy wykorzystywał on na własne potrzeby lub też do wymiany z osobami poznanymi za pośrednictwem poczty elektronicznej” – dowiedzieliśmy się z uzasadnienia. 13 listopada 2008 roku prokuratura złożyła apelację, żądając uchylenia tego werdyktu i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania z uwagi na „błędy w ustaleniach faktycznych i rażącą niewspółmierność kary”. Wkrótce przekonamy się, czy o. Ryszard, zażywający obecnie wypoczynku w klasztorze usytuowanym w znanym kurorcie, stanie ponownie przed sądem, skoro uchylono mu zakaz opuszczania kraju... ~ ~ ~ 18 lutego 2009 r. przed Sądem Rejonowym w Suchej Beskidzkiej rozpoczął się proces księdza Łukasza K. z archidiecezji krakowskiej (do
seksualnie, uporczywie nachodząc plebanię i usiłując dopaść bogobojnego kapłana w zaciszu sypialni. Na jego nieszczęście do rozwikłania tej zagadki powołano biegłych psychologów niemających żadnego „doświadczenia w pracy z osobami duchownymi”, którzy jednoznacznie stwierdzili, że dziewczynka jest absolutnie wiarygodna, a doświadczenia z ks. Łukaszem K. fatalnie odbiją się na jej dalszym życiu emocjonalnym. „W realizacji mojego powołania ważna była i ciągle jest praca nad sobą, nad własnymi słabościami i ciągłe rozwijanie się pod różnymi aspektami i w różnych etapach swojego życia, bo przecież człowiek uczy się przez całe życie” – pisał diakon Łukasz K. w swoim pamiętniku we wrześniu 2005 roku, gdy był jeszcze alumnem szóstego roku seminarium duchownego. Co zrobił kardynał Stanisław Dziwisz z tak dobrze zapowiadającym się kapłanem? – Schował go do parafii we wsi P. niedaleko Chrzanowa. Co więcej: początkowo pozwolił mu nawet nauczać religii w miejscowej szkole podstawowej i dopiero gdy akt oskarżenia trafił do sądu, kardynał odsunął księdza Łukasza K. od katechezy. A gdy tylko rozpoczął się proces, znowu go gdzieś ukryli – nie zaskakuje nas policjant z Suchej Beskidzkiej. Z dniem 1 marca ks. Łukasz wziął nagle urlop zdrowotny i zniknął – mówi dyrektorka szkoły Dorota S. Chcąc nie chcąc, ujawni się w piątek 20 marca, kiedy to w Suchej Beskidzkiej odbędzie się kolejna rozprawa przeciwko kolejnemu funkcjonariuszowi kat. Kościoła oskarżonemu o pedofilię... ANNA TARCZYŃSKA Współpraca TS
8
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA czynszu w oparciu o Aneks, do sporządzenia którego zostały zobowiązane parafie Archidiecezji Gnieźnieńskiej; czynsz powinien wynosić 10 q pszenicy od 1 ha fizycznego” – czytamy w raporcie pokontrolnym (cyt. z zachowaniem pisowni oryginału) sporządzonym przez archidiecezjalnego ekonoma ks. Kazimierza Kocińskiego. – Nie wiem, jak to wygląda u księdza Rena, ale znam kilku proboszczów, którzy również mają w oficjalnych umowach mocno zaniżony czynsz, zaś połowę z różnicy między tym, co zapisane na papierze, a tym, co powinni faktycznie brać od dzierżawcy, inkasują pod stołem, żeby nie płacić daniny na rzecz kurii – wyjaśnia nasz informator.
Nic gorszego nie może spotkać proboszcza niż grupa owieczek, które ubzdurały sobie, że mają coś do powiedzenia w sprawach parafii, a zwłaszcza rozporządzania jej majątkiem...
„Uprzejmie informujemy, że Ksiądz Arcybiskup Henryk Muszyński przeprowadził rozmowę z księdzem proboszczem Wojciechem Renem (...). W wyniku tej rozmowy w Parafii Słomowo zostaną powołane Parafialna Rada Duszpasterska oraz Parafialna Rada Ekonomiczna. Ksiądz Proboszcz poda do wiadomości informacje o godzinach urzędowania w kancelarii. W parafii będą przeprowadzone rekolekcje wielkopostne oraz będzie prowadzona katechizacja młodzieży” – przyrzekli wiernym wikariusz generalny bp Bogdan Wojtuś i kanclerz kurii ks. Krzysztof Wętkowski w piśmie z 7 lutego, informując również, że parafianie zostaną uroczyście przeproszeni przez ks. Rena.
Ksiądz i farorz arafią Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Słomowie (archidiecezja gnieźnieńska) zarządza jednoosobowo ksiądz proboszcz Wojciech Ren (fot. powyżej). Wielebny to człowiek orkiestra, bowiem obok rutynowych obowiązków wobec tubylców oraz usług świadczonych na rzecz władz samorządowych w postaci pokropków i przecinania wstęg, sprawuje też funkcję wicedziekana, dekanalnego duszpasterza rolników, powiatowego kapelana strażaków, a nawet kapelana Bractwa Kurkowego „Rogoża”, gdzie podczas imprez strzeleckich pilnuje, żeby Pan Bóg kule nosił. Z tych wszystkich etatów oraz „etatów” ks. Wojciech uzyskuje profity pozwalające mu na życie dostatnie i beztroskie. Dodatkowo miły jego portfelowi jest fakt posiadania przez parafię ponad 66 hektarów gruntów (w tym ok. 4 ha lasu), które wielebny dzierżawi inżynierowi Józefowi G., mieszczuchowi z pobliskiego Rogoźna, i nie ruszając nawet palcem w bucie, inkasuje z tego tytułu „kieszonkowe” w kwocie ok. 2 tys. zł miesięcznie. Strapieniem ks. Wojciecha jest fakt, że część parafian ubzdurała sobie, jakoby miała coś do powiedzenia w sprawach rozporządzania majątkiem parafii. – W przedostatnim dniu ubiegłego roku zjechali do kurii w kilka osób i domagali się spotkania z samym arcybiskupem. Wygadywali na księdza Wojciecha straszne rzeczy, a nawet odgrażali się, że jeśli nie zdejmiemy go ze stanowiska, to oni go normalnie wywiozą, zapraszając na ten gorszący spektakl media – ujawnia „Faktom i Mitom” jeden ze współpracowników metropolity gnieźnieńskiego, abpa Henryka Muszyńskiego. A o co wiernym poszło? – Twierdzili, że parafia przekształciła się w jednoosobową spółkę,
P
której „prezes” trwoni wspólny majątek i traktuje „radę nadzorczą” niczym bezmyślne stado owiec – wyjaśnia nasz rozmówca. Gdy kościelni urzędnicy z gnieźnieńskiej centrali przyjrzeli się interesom plebana ze Słomowa, to musieli przyznać wiernym rację: ~ Parafialne grunty dzierżawi od ks. Rena człowiek spoza lokalnej społeczności Słomowa, choć tamtejsi rolnicy wzięliby tę ziemię do zagospodarowania z pocałowaniem ręki; ~ W minionym roku nawet nie zaorano użytków rolnych o powierzchni 40 ha, co może sprowadzić duże kłopoty związane z rozliczeniem dotacji unijnych; ~ Nie informując szefów z Gniezna (choć jest do tego zobowiązany na mocy wewnątrzkościelnych przepisów), proboszcz wydzierżawił operatorowi telefonii komórkowej teren pod budowę masztu antenowego i zainkasował za to grubą kasę, którą z nikim się nie podzielił; ~ Bez koniecznej zgody kurii „ktoś” wyrżnął w pień okrągły hektar parafialnego lasu, a z uzyskanego tym sposobem drewna zostało raptem 5 metrów sześciennych, podczas gdy pozostałe 120 metrów o wartości prawie 40 tys. zł po prostu wcięło; ~ Umowa podpisana przez ks. Rena z Józefem G. uszczupla dochody parafii o ok. 40 tys. zł rocznie, bowiem „czynsz dzierżawny jest wyjątkowo rażąco zaniżony – 2 q żyta od 1 ha fizycznego, nie uwzględnia nowych warunków dzierżawienia gruntów po wejściu Polski do Unii Europejskiej; nie podniesiono wartości
Parafianie ze Słomowa przedstawili też szefom swojego proboszcza szereg zastrzeżeń natury duszpasterskiej. – Jacyś tacy niedzisiejsi ci ludzie. Bardzo ich np. gorszy fakt serdecznej przyjaźni księdza Wojciecha z mieszkającą w pobliżu samotną panią Dorotą F. Wytykali mu, że w sierpniu ubiegłego roku trochę się u niej w biały dzień „zbombardował” i wracając, miał kłopoty z utrzymaniem równowagi,
Rozliczenia z pieniędzy, urzędowanie, prowadzenie rekolekcji, katechizacja... – doprawdy po raz
co – niestety – widziało kilku urzędników gminnych wizytujących akurat okolicę. Arcybiskup oczywiście nie zrobi mu krzywdy, jeśli tylko sumiennie rozliczy się z kasy. Podjęliśmy też pewne kroki, żeby spacyfikować nastroje – ujawnia nam kurialny urzędnik.
pierwszy spotkaliśmy się z tak odpowiedzialną postawą (na razie obietnicą) kurii, co w niniejszym tekście chcieliśmy lojalnie odnotować. ~ ~ ~ Jełowa to wieś położona nieopodal Opola, licząca ok. 2 tys. mieszkańców i uznana w 2007 r. za
najpiękniejszą w całym województwie. Pierwsze skrzypce gra tam ks. Helmut Piechota (fot. dolne) – proboszcz parafii św. Bartłomieja. Roztropny duszpasterz, ale przede wszystkim biznesmen pełną gębą, który za środki publiczne sprawił sobie przy kościele elegancką knajpę (na zdjęciu), gdzie można najeść się i opić nawet w Wielki Post. Prowadzi również bardzo przyzwoity hotelik, gdzie ludziom mającym ochotę na figle-migle nikt świadectwa ślubu nie kontroluje. – Nasz farorz z każdym dobrze żyje, chyba nie kradnie, a że sobie dorabia, to i lepiej, bo z nas już nie zdziera – ocenił inwencję proboszcza pewien obywatel Jełowej. Projekt nazywał się „Przebudowa »Farskiej Stodoły« na Dom Spotkań”, a Zarząd Województwa Opolskiego dofinansowywał go w 2006 roku kwotą 110 tys. zł w ramach „wspierania działań promocyjnych i edukacyjnych na rzecz regionu”. Faktycznie, była to stara i do niczego już proboszczowi niepotrzebna parafialna stodoła, którą w zasadzie należałoby wyburzyć, ale ks. Helmut wymyślił, że ona może mu zapewnić dobrobyt. „Na początku bardzo mi pomógł mój ojciec, z zawodu budowlaniec. Poparł pomysł i zrobił wstępny projekt przebudowy stodoły. Potem nadzorował wszystkie prace. Większość z nich udało się wykonać dzięki emerytom i rencistom, którzy bezpłatnie pomagali w budowie” – opowiadał proboszcz lokalnym mediom po uroczystym poświęceniu „Domu Spotkań” rodzinnych i parafialnych. Dzisiaj jest to normalna „czynna do ostatniego gościa” restauracja (ks. Helmut puścił ją w arendę), na którą nie każdego z miejscowych stać, ale przyznać musimy, że karmią tam nieźle. Krzyże i aniołki owszem są, lecz zbytnio w oczy nie kłują, a gorzałka jest niedroga. Nad knajpką zaś funkcjonuje sympatyczny i dyskretny hotelik, zarządzany już osobiście przez proboszcza winszującego sobie zaledwie 40 zł od pary. – A czy można wynająć taki pokoik na kilka godzin...? – zapytaliśmy. – Nie ma sprawy, proszę tylko uprzedzić mnie chociaż dzień wcześniej – odparł właściciel kompleksu gastronomiczno-hotelowego. Proboszcz ze Słomowa powinien tu przyjechać na korepetycje... DOMINIKA NAGEL
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Sądny dzień Europoseł Witold Tomczak nie pojawił się na sali sądowej. Nadesłał zaświadczenie lekarskie, że choruje. Za to w obronie Tomczaka zjechały dzieci z Rodziny Radia Maryja. A wystarczyło odwołać akcję na falach RM. Siedziba Sądu Rejonowego w Ostrowie Wielkopolskim przypominała 16 marca oblężoną twierdzę. Wejścia do gmachu pilnują policjanci, w środku ochroniarze. Z powodu ciasnoty sali rozpraw do środka wpuszczono tylko niektórych obrońców oskarżonego, którzy przyjechali do Ostrowa specjalnym autokarem. W lutym śpiewali pieśni patriotyczne i kościelne, mieli ze sobą figurę Matki Boskiej. Twierdzili, że bronią parlamentarzysty przed antypolskim i nieludzkim sądem. Teraz przygotowali powtórkę z rozrywki. Niestety, zawiedli się, podobnie jak my. Specjalne środki ostrożności w sądzie to efekt gróźb, jakie skierowano pod adresem sędzi Małgorzaty Zimorskiej-Abdulajew. Do prokuratury trafiły dwa listy z pogróżkami. Jeden był nawet podpisany imieniem i nazwiskiem. Te groźby potraktowano bardzo poważnie i dlatego prowadzącej proces zapewniono ochronę. Sędzina nie ugina się przed pogróżkami. Chce wreszcie doprowadzić sprawę do końca, a trwa ona już prawie 10 lat. W 1999 r. policjanci zatrzymali W. Tomczaka, gdy na jednej z ulic
Ostrowa jechał pod prąd. Naubliżał stróżom prawa, nazwał ich gestapowcami i palantami. Przyznaje się tylko do naruszenia przepisów dotyczących ruchu drogowego. Proces ciągnie się tak długo, bo dopiero w ubiegłym roku Parlament Europejski uchylił Tomczakowi immunitet. Zrobił to zresztą po raz drugi, zezwalając także, by poseł odpowiadał w związku z uszkodzeniem przed laty w warszawskiej Zachęcie rzeźby Jana Pawła II przygniecionego meteorytem. Na sali rozpraw nerwowa atmosfera. Gdy sędzia informuje o przełożeniu procesu na 20 kwietnia z powodu nieobecności oskarżonego, samozwańczy obrońcy europosła są wkurzeni. Przed budynkiem sądu wylewają swoje żale. – Moja rodzina była zesłana na Syberię – mówi jedna z obrończyń Tomczaka. – Nie spodziewałam się, że sąd w wolnej Polsce w taki sposób będzie traktował parlamentarzystę. Dlatego bronię tutaj krzywdzonego posła i ojczyzny. – To skandal – mówi kolejna kobieta. – Pan poseł to święty człowiek, jest niewinny, cierpi za Chrystusa i niewiernych.
– Będziemy bronić naszego posła do końca, bo walczy o losy narodu – wykrzykuje do kamery jeden ze starszych mężczyzn z grupy, która wianuszkiem oplotła (chyba z przyzwyczajenia) figurkę Matki Boskiej. Przebieg konferencji dokumentuje kamerą dziennikarz Telewizji Trwam. Obrońca oskarżonego, M. Król, improwizuje konferencję prasową. Podkreśla, że jego klient nie ma nic wspólnego z pogróżkami kierowanymi pod adresem sędzi prowadzącej rozprawę. Podkreśla, że to niewątpliwie prowokacja! – na co tłumek głośno warczy i pokrzykuje. Tomczak podgrzewa atmosferę przed mikrofonami Radia Maryja, oskarżając prokuraturę i sąd w Ostrowie o „wadliwość aktu oskarżenia”, stronniczość i prześladowanie, nawołuje do obrony swojej osoby. W organizowaniu nacisków na niezawisły sąd nie dostrzega niczego złego. Mecenas Król nie chce mówić o dalszych losach rozprawy i swojego klienta. Wiadomo jednak, że Tomczak, niegdyś działacz AWS, ZChN i LPR, z której rekomendacji dostał się, niestety, do europarlamentu, zamierza teraz ubiegać się o reelekcję. Zależy mu na liście wyborczej PiS i poparciu prezesa tej partii. Jarosław Kaczyński ma jednak podobno zastrzeżenia do kontrowersyjnego parlamentarzysty, dlatego Tomczakowi zależy, by nie został skazany przez Temidę. BS Fot. MH
9
10
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
POD PARAGRAFEM
J
arosławowi Kaczyńskiemu marzy się powrót do władzy. I dlatego w lutym 2009 roku rozpoczął największą niewyborczą akcję reklamową PiS pt: „Czyny, nie cuda”. Ale w przypadku PiS lepiej byłoby o czynach zapomnieć... Od wiosny roku 2007 grono obywateli gotowych do głosowania na partię braci K. właściwie się nie zmienia. W sondażach stanowi ono około 20–23 procent wyborców. Lekarstwem na słabe notowania miała stać się przedwyborcza akcja promocyjna. W najlepszym czasie antenowym w stacjach telewizyjnych i radiowych wyemitowano reklamówki PiS. Za całość tej akcji zapłacili także Czytelnicy „Faktów i Mitów”. Po prostu PiS dostaje z budżetu państwa dotacje na bieżącą działalność. Na mocy zmiany do ordynacji wyborczej, wprowadzonej w 2001 roku głosami tak zwanej wielkiej koalicji AWS-SLD-UW-PiS, Prawo i Sprawiedliwość w latach 2002–2009 dostało z budżetu państwa ponad 158 milionów złotych dotacji. Dodajmy, że państwo polskie refunduje także partiom koszt kampanii wyborczej. Z tego tytułu PiS dostał dodatkowo ponad 51 milionów złotych.
Niestabilne budżety W reklamówkach PiS Jarosław Kaczyński z Aleksandrą Natali-Świat i Grażyną Gęsicką prezentują najlepszą, ich zdaniem, receptę na kryzys ekonomiczny: niech rząd Donalda Tuska zwiększy deficyt budżetowy, a dodatkową kasę przeznaczy na inwestycje. Jednak na taką
Brat kłamczuszek politykę mogą sobie pozwolić wyłącznie państwa, które w czasie koniunktury ograniczały wydatki budżetowe i zmniejszały deficyty. Mają one stabilne finanse publiczne, co pozwala na pożyczenie na dobrych warunkach w zasadzie dowolnej sumy. Państwa, które mają niestabilne budżety, pożyczą mniej i drożej. Czterech kolejnych ministrów finansów z PiS nie zrobiło nic, aby deficyt ograniczyć. A mogli to uczynić, bo rosły dochody budżetu, co było spowodowane dobrą światową koniunkturą. Kiedy zaczęliśmy także odnosić widoczne korzyści z akcesji do UE, można było rozpocząć reformę ubezpieczeń społecznych rolników (co roku kosztują nas oni ponad 15 miliardów złotych – patrz „FiM” 50/2008), emerytur pomostowych i in.
Inne niebezpieczeństwa Wzrostowi deficytu budżetowego w Polsce towarzyszyły inne niebezpieczne zjawiska: I. Dostawcy energii (zarówno prywatni, jak i państwowi) zaczęli podnosić ceny prądu elektrycznego. Pozwalała im na to polityka prezesa Urzędu Regulacji Energetyki, który jesienią 2007 roku z dnia na dzień zrezygnował ze swojego ustawowego uprawnienia zatwierdzania taryf energetycznych. Rozwiązanie wprowadzone jeszcze przez rząd Włodzimierza Cimoszewicza (SLD) chroniło przedsiębiorstwa i zwykłego Kowalskiego przed dyktatem energetyków.
Ekipa Leszka Millera wspierała te działania poprzez uruchomienie tak zwanej Towarowej Giełdy Energii. Jej wielcy odbiorcy (huty, zakłady chemiczne, przedsiębiorstwa komunikacyjne oraz spółdzielnie mieszkaniowe) mogli za pośrednictwem giełdy kupować prąd od tańszych dostawców. Wszystko skończyło się w roku 2006, kiedy to PiS połączył wszystkie państwowe elektrownie w dwa duże holdingi. Ich zarządy wycofały oferty sprzedaży nadwyżek prądu na giełdzie. To samo zrobili prywatni właściciele elektrowni. Towarzyszyły temu wysokie podwyżki cen. II. Przyzwolono, aby zarządy spółek giełdowych odchodziły od dobrych praktyk informowania akcjonariuszy o wszystkich ważnych wydarzeniach. Sygnał, że można bezkarnie ukrywać ważne informacje, dał sam rząd, zawierając tajne porozumienie z włoskim UniCreditione, dotyczące zasad połączenia Banku PEKAO SA i BPH SA. Jego treść nie została dotąd upubliczniona. III. Polska gospodarka została wystawiona na żer spekulantów finansowych poprzez gry wokół euro i nadmierną podaż rządowych obligacji. Były one wysoko oprocentowane, co uniemożliwiało Radzie Polityki Pieniężnej zmniejszanie stóp procentowych. Im więcej rząd sprzedał takich obligacji, tym bardziej spadała cena zagranicznych walut. Przyczyniało się to do pogorszenia wyników naszych eksporterów oraz wzrostu popularności kredytów w walutach obcych.
Porady prawne Pochodzę ze wsi, z gospodarstwa. Ojciec, Antoni, rocznik 1908, uprawiał ziemię o łącznej powierzchni 10 ha. Zmarł w roku 1949. Nas, jego dzieci, było 4 chłopców. Najstarszy – Ludwik, rocznik 1931 – zmarł kilkanaście dni temu. Ja, Jan – rocznik 1935, Józef – 1941 i Bronisław – 1946 w latach powojennych poszliśmy „w Polskę” – do szkół i za chlebem. Każdy założył rodzinę. Również matka, Magdalena, wyjechała na Ziemie Odzyskane i zmarła w Rybniku w roku 1979. Na gospodarstwie pozostał jedynie Ludwik. Ożenił się i miał 2 synów – Henryka, rocznik 1958, oraz Józefa, rocznik 1962. My, bracia Ludwika, dowiedzieliśmy się, że ten przekazał gospodarstwo synowi Henrykowi, nie powiadamiając nas o tym fakcie. Czy postąpił zgodnie z prawem? Z opisanej przez Pana sytuacji wynika, że Pana brat przekazał synowi całe gospodarstwo. Aby jednak to uczynić, musiał najpierw nabyć jego własność. Obawiam się, że mógł to uczynić, skoro Pana ojciec zmarł w roku 1949, a Pan i Pana pozostali bracia nie interesowaliście się przez wiele lat gospodarstwem. Mianowicie w prawie polskim istnieje instytucja zasiedzenia.
Instytucja ta polega na nabyciu prawa przez nieuprawnionego posiadacza wskutek faktycznego wykonywania tego prawa w ciągu oznaczonego w ustawie czasu. Podstawową funkcją zasiedzenia jest eliminacja długotrwałej rozbieżności między faktycznym wykonywaniem uprawnień właścicielskich a formalnoprawnym stanem własności, co przyczynia się do ustabilizowania i uporządkowania stosunków społecznych pod względem prawnym. Do nabycia własności nieruchomości w drodze zasiedzenia wystarczy nieprzerwane posiadanie samoistne danej nieruchomości przez okres oznaczony w ustawie. I tak, jeśli posiadacz jest w dobrej wierze (czyli przysługuje mu usprawiedliwione, choć błędne przekonanie, że przysługuje mu prawo własności), termin ten wynosi lat 20, natomiast jeśli posiadacz jest w złej wierze, wynosi lat 30. Pragnę jednak zaznaczyć, że podane powyżej terminy zostały wydłużone nowelizacją w roku 1990. Wcześniej (czyli prawdopodobnie w okresie, kiedy Pana brat zasiedział gospodarstwo), wynosiły odpowiednio 10 lat dla dobrej i 20 lat dla złej wiary. Jeśli Pana brat faktycznie nabył nieruchomość poprzez zasiedzenie, obawiam się, że ani Panu, ani Pana braciom nie przysługują już względem niego żadne prawa.
Bank Centralny Konfederacji Szwajcarii już wiosną 2007 roku ostrzegł prezesa NBP Sławomira Skrzypka (z drużyny Lecha Kaczyńskiego) przed groźbą nagłej zmiany kursów walut i możliwym załamaniem polskiej gospodarki. Według naszych informacji, prezes NBP na list nie odpowiedział. Podobnie zresztą zachowywał się przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Stanisław Kluza (z drużyny Zyty Gilowskiej). Nie zareagował on na masowe zawieranie z bankami przez zarządy spółek giełdowych umów na tzw. opcje walutowe. Wszystko bez wiedzy akcjonariuszy. IV. Rządy PiS zdestabilizowały także rynek mieszkaniowy (patrz „FiM” 41/2007), doprowadzając do nieuzasadnionego gwałtownego wzrostu cen zarówno domów nowych, jak i tych już wybudowanych. Rozwijało się wyłącznie budownictwo komercyjne kosztem spółdzielczego. Stanęły przy tym budowy domów komunalnych. V. Poważny zastrzyk finansowy mogły stanowić fundusze europejskie. Uruchomienie programów przewidzianych na lata 2007–2013 było jednak możliwe dopiero od 2009 roku. Powód? Przez dwa lata rządowi PiS nie udało się podpisać z Komisją Europejską wszystkich niezbędnych porozumień (założenia programowe i ich statuty). Zapomnieli także o obowiązujących ustawach wymagających pilnej zmiany. Bez niej sprawne przeprowadzenie inwestycji
Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 roku – Kodeks cywilny, DzU 64.16.93. ~ ~ ~ Proszę o informację dotyczącą działania spółdzielni mieszkaniowej. Otóż od 1 stycznia 2009 r. podniesiono nam stawkę funduszu remontowego na 130,40 zł, tj. o 36,40 zł więcej. Czy spółdzielnia może jednorazowo podnieść składkę aż o tak wysoką kwotę? Czy prawidłowy jest sposób naliczania, tj. od powierzchni mieszkania? Przez prawie 30 lat raz wymieniono mi okna – w I połowie lat dziewięćdziesiątych. Chciałabym wiedzieć, jakie przepisy regulują stawki funduszu remontowego. Czy to są ogólne zasady, czy spółdzielnie wprowadzają własne przepisy, nieskrępowane żadną ustawą? A jeśli tak, to jaki wpływ na te działania mają mieszkańcy? Zgodnie z ustawą o spółdzielniach mieszkaniowych, członkowie spółdzielni, którym przysługują spółdzielcze prawa do lokali, są obowiązani uczestniczyć w pokrywaniu kosztów związanych z eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości w częściach przypadających na ich lokale, eksploatacją i utrzymaniem nieruchomości stanowiących mienie spółdzielni przez uiszczanie opłat zgodnie z postanowieniami statutu. Oznacza to, że sposób ustalania opłat związanych z mieszkaniami spółdzielczymi określa statut danej spółdzielni. Niestety, nie napisała Pani, o jaką spółdzielnię chodzi,
było znacznie utrudnione. Za przykład niech posłuży restrykcyjne prawo o zamówieniach publicznych. Na jego mocy cena małej obwodnicy Wrocławia wzrosła w 2007 roku o ponad 75 milionów. Powód? Prawo do jej budowy dostał droższy wykonawca, gdyż tańszy zapomniał wpisać w dokumentacji jednej lampy wartej... 47 złotych. Nie możemy także zapomnieć o zaciąganiu przez rząd Marcinkiewicza i Kaczyńskiego zobowiązań w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej bez informowania o tym opinii publicznej i parlamentu. Na mocy protokołu Komisji Wspólnej w 2006 roku Kościół rzymskokatolicki uzyskał prawo do odszkodowań za mienie poniemieckie na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Na rzecz UEFA PiS zobowiązał się do wprowadzenia zakazu publicznego oglądania transmisji meczów i innych imprez sportowych w pubach, ograniczenia swobody sprzedaży i produkcji bez zgody UEFA gadżetów dla kibiców (flagi, koszulki, kubki, gwizdki i tym podobne). O tej niespodziance rząd PO-PSL dowiedział się na początku 2009 roku. To dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu Roman Giertych rządził oświatą, a faszyści z LPR byli urzędnikami państwowymi i rządzą dziś w TVP i Polskim Radiu. Lider PiS zapomniał także, że miał prawo uchylać bezprawne rozporządzenia swoich ministrów (między innymi to o wliczaniu do średniej ocen stopnia z religii). Takie to m.in. czyny zafundował nam Jarosław Kaczyński, prezes bezprawia i niesprawiedliwości. MiC
ani też nie podała odpowiednich postanowień statutu, więc trudno w takim wypadku określić, czy tak znaczna podwyżka opłaty była zgodna z jego postanowieniami. Zaznaczam jednak, że określanie wysokości opłaty w oparciu o metraż mieszkania jest praktyką szeroko stosowaną i z pewnością sama w sobie nie jest naganna. Jeśli ma Pani wątpliwości co do prawidłowości ustalenia opłaty bądź jej wydatkowania, to zgodnie z powyższą ustawą zarząd spółdzielni prowadzi odrębnie dla każdej nieruchomości ewidencję wpływów i wydatków funduszu remontowego. Co więcej, spółdzielnia ma obowiązek przedstawić Pani kalkulację wysokości opłat. Jeśli uzna Pani, iż jest ona nieprawidłowa i podwyżka była nieuzasadniona, może Pani kwestionować zasadność zmiany wysokości opłat bezpośrednio na drodze sądowej. Ciężar udowodnienia zasadności zmiany wysokości opłat spoczywa wówczas na spółdzielni. Podstawa prawna: ustawa z dnia 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych, DzU 03.119.1116 jt. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r. tosunki między Polską a Czechosłowacją od czasu odrodzenia się obu państwowości układały się źle – w dużej mierze przez działania rządu w Pradze, który w styczniu 1919 roku niespodziewanie wysłał wojska w celu zajęcia spornych terenów Śląska Cieszyńskiego. Od tej pory oba kraje cechowała wzajemna wrogość. Wyjątkowo uprzedzony wobec Czechów był obóz sanacyjny, gdzie uważano ten kraj za przedmurze bolszewizmu w Europie, nie mogąc ścierpieć czeskiego sojuszu z ZSRR i swobodnego działania tamtejszej partii komunistycznej. Ponadto u naszych południowych sąsiadów schronienie znaleźli polscy przeciwnicy sanacji z Witosem na czele. Nieprzejednanym wrogiem Czechosłowacji był szef polskiej dyplomacji płk Józef Beck, który uważał ów kraj za sztuczny i sezonowy twór, niepasujący do jego wizji tzw. trzeciej Europy, czyli sojuszu państw pod polską jurysdykcją. Dodatkowym powodem była niechęć i pogarda polskich decydentów wobec narodów, które – tak jak Czesi i Słowacy – nie posiadały warstwy szlacheckiej. ~ ~ ~ Fall Grun (Zielony Plan) – tak Hitler nazwał koncepcję zdobycia Czechosłowacji. Jednak ten kraj to nie była słaba i bezbronna Austria. Czesi mieli armię bardzo nowoczesną i w miarę silną (jak na swój potencjał) oraz sojusze z Francją i ZSRR. Często, jako dodatkowy atut, wymieniano sieć nowoczesnych fortyfikacji na granicy niemieckiej, jednak po zajęciu przez III Rzeszę Austrii ich militarne znaczenie straciło rację bytu. Oczywiście, hitlerowscy przywódcy niespecjalnie obawiali się czeskiej armii – bardziej sen z powiek niemieckich strategów spędzała ewentualna postawa czeskich sprzymierzeńców. Dlatego za wszelką cenę chciano stworzyć układ państw zaangażowanych w likwidację CZS, by nie wyglądało to tylko na niemiecką agresję. Schemat działań był podobny jak w przypadku Austrii – „rozsadzanie” CZS od środka przy udziale licznych mniejszości narodowych, którym ostatecznie przyjdzie się z pomocą. Różnorodność narodowa okazała się piętą achillesową ojczyzny Szwejka. Konrad Henlein, przywódca przeszło trzymilionowej mniejszości niemieckiej, znany z nienawiści do Czechów fanatyczny naśladowca Hitlera, żeby skoordynować działania zgodnie z dyrektywą Berlina, utworzył blok ugrupowań opozycyjnych wobec rządu w Pradze. W jego skład oprócz Niemców sudeckich weszli słowaccy autonomiści z partii Katolicko-Ludowej księdza Hlinki, mniejszość węgierska oraz Polacy z Zaolzia. Henleinowcy wysuwali wobec rządu w Pradze kolejne żądania polityczne, a prezydent Edward Benesz, choć nie uchylał się przed ich spełnieniem, to jednak przyjął postawę
S
PRZEMILCZANA HISTORIA
CIENIE II RP (CZ. 8)
Z Hitlerem przeciw Czechom Analizując postawę Polski w rozbiorze Czechosłowacji w 1938 roku, Winston Churchill pisał: „Polacy to wspaniały naród w buncie i nieszczęściu, haniebny i bezwstydny w triumfie. Najdzielniejszy spośród dzielnych, prowadzony przez najpodlejszych wśród podłych”. wyczekującą, równocześnie prosząc przez Polskę proponowanego przez o pomoc swych sojuszników. Tutaj, Francję zmontowania wspólnego soniestety, kluczową rolę odegrała pojuszu dla obrony CZS. Następnie cestawa Polski. Minister Beck odrzulem Polski miało być odebranie CZS cił sugestie rządu francuskiego, by powiatów cieszyńskiego i frysztackierozszerzyć sojusz dla ratowania CZS, go oraz węzła kolejowego Bogumin, a polski rząd kategorycznie oświada także utworzenie granicy z Madziaczył, iż w żadnym wypadku nie zgarami (kosztem aneksji przez Węgry dza się na ewentualny przemarsz Rusi Zakarpackiej). Lipski zapropoArmii Czerwonej na pomoc Czenował też Hitlerowi wspólne zarząchom. Dla podkreślenia swego stadzanie Gdańskiem pod protektoranowiska – we wrześniu 1938 roku tem Ligi Narodów. Owocem tej rozWojsko Polskie zorganizowało na mowy była konwencja o wzajemnej graniczącym z ZSRR Wołyniu wielkie manewry wojskowe. Równocześnie polskie MSZ wymusiło na rządzie rumuńskim zakaz tranzytowy dla Rosjan. Co więcej: rząd w Warszawie popierał separatystów słowackich dążących do rozbicia wspólnego z Czechami państwa. ~ ~ ~ We wrześniu 1938 roku sytuacja CZS stawała się katastrofalna – Czesi oddaleni od swych sojuszników, otoczeni przez wrogie państwa, próżno wyczekiwali pomocy, a brutalny pierścień nienawiści stale zaciskał się wokół nich. Beck twierdził, iż wspólna Hitler w Pradze polityka antyczeska bardziej zbliży rządy w Berlinie i Warochronie mniejszości narodowych, szawie oraz zniweluje wzajemne proa dalsze pertraktacje Hitler zaprablemy. 20 września 1938 roku Jógnął prowadzić już z Beckiem. Pozef Lipski, polski ambasador w Berstanowiono też definitywnie rozwiąlinie, udał się na rozmowę z Hitlezać kwestię CZS. Wkrótce główna rem. Na wstępie przedłożył kancsanacyjna bojówka OZON zaczęła lerzowi III Rzeszy najważniejsze ceorganizować liczne manifestacje pod le polskiej polityki. Jako priorytet hasłem: „Wodzu, prowadź nas na wymienił blokowanie ZSRR przed Cieszyn”. Na Śląsku w stan gotowomieszaniem się w sprawy europejści postawiono wojsko, które miało skie. Kolejnym celem była likwidawziąć udział w akcji przeciw Czecja CZS jako sztucznego tworu, czychom. Działania te spotkały się z duli – jak to określił Lipski – „pańżym sprzeciwem ze strony ZSRR. stwa, które dogadza pewnym dokTamtejszy minister spraw zagranicztrynom i kombinacjom (sojusz nych Maksym Litwinow wystosoz ZSRR – przyp. red.), a nie liczy wał do polskiego MSZ-tu oświadsię z rzeczywistością potrzeb i zdroczenie, iż jeśli Polska zaatakuje CZS, wych praw narodów Europy”. Na wówczas Związek Radziecki jedpotwierdzenie tych tez Lipski przynostronnie wypowie pakt o nieagrewołał manewry wojskowe na Wołysji z nami. Jednak strona polska, niu oraz czterokrotne odrzucenie
mając gwarancje Hitlera dotyczące pełnego udzielenia pomocy wojskowej na wypadek konfliktu z Sowietami, odpowiedziała, iż Polska zna swoje zobowiązania traktatowe, rząd zaś nie ma obowiązku dawania nikomu wyjaśnień związanych z obroną własnego (sic!) państwa. ~ ~ ~ Rozpaczliwą próbę rozerwania polsko-niemieckiego sojuszu i ratowania niepodległości podjął prezydent CZS Edward Benesz. Wysłał on do prezydenta Ignacego Mościckiego list, w którym apelował o nawiązanie przyjaznych stosunków oraz zaproponował poważne korekty terytorialne na rzecz Polski. Gdyby strona polska przyjęła nieco spóźnioną, jednak pojednawczo wyciągniętą dłoń południowego sąsiada, pozycja agresywnych
Niemiec znacznie by osłabła, a dziś Zaolzie leżałoby w Polsce. Jednak polityka zagraniczna Polski leżała w gestii naczelnego wodza Edwarda Rydza-Śmigłego, a ten polecił wystosować Czechom ostrą notę dyplomatyczną, żądając oddania Polsce całego Zaolzia. ~ ~ ~ W powszechnej opinii konferencja w Monachium uchodzi za decydujący akt czeskiego dramatu. Jednak los ojczyzny Szwejka został przesądzony wcześniej – w Londynie, stolicy jedynego europejskiego mocarstwa, z którym liczył się Hitler. Jeszcze w 1937 roku szef brytyjskiego MSZ, lord Halifax, zapewnił Hitlera, że rząd Zjednoczonego Królestwa nie będzie oponował wobec
11
niemieckich roszczeń terytorialnych, jednak muszą się one odbywać drogą negocjacji, bez użycia siły. Właśnie z inicjatywy brytyjskiego premiera Chamberlaina 28 września 1938 roku zorganizowano w Monachium konferencję, na której zamierzano pozbawić CSZ jednej trzeciej terytorium na rzecz Niemiec. Oczywiście, nie zaproszono nikogo z czeskich władz, a prezydent Benesz został przez francuskich i brytyjskich dyplomatów poinformowany, że jeśli nie podporządkuje się ustaleniom konferencji, CZS zostanie pozostawiona sam na sam z Niemcami. W nocy z 29 na 30 września na praskich ulicach gromadziły się tłumy zaniepokojonych Czechów. Ludzie okupowali siedzibę czeskiego radia i redakcję „Ludowych Nowin”, z niepokojem czekając na wieści z Monachium. Wiwatowano na cześć wojska, wznosząc okrzyki: „Jedźcie bronić Sudetów!”. Rankiem, gdy wszystko było już wiadome, ludność, nie godząc się na monachijski dyktat, zorganizowała pod parlamentem wielką manifestację. Krytykowano prezydenta Benesza i zaczęto wznosić komunistyczne hasła. Dopiero wkroczenie szturmowych oddziałów policji zaprowadziło spokój. Natomiast we Francji i Anglii zapanowała nieskrywana radość, bo zarówno społeczeństwo francuskie, jak i brytyjskie święcie wierzyło, że doprowadzono do uratowania pokoju w Europie. ~ ~ ~ Konferencja w Monachium przyczyniła się nie tylko do tragedii narodu czeskiego, ale była również siarczystym policzkiem dla ambicji Becka. Polskiemu ministrowi marzył się udział w rokowaniach pośród reprezentantów czterech mocarstw, jednak nie został tam nawet zaproszony, zaś interesy polskie na konferencji reprezentował... Adolf Hitler, który nałożył na CZS obowiązek, by w terminie do trzech miesięcy uregulowała wszystkie spory terytorialne z Polską i Węgrami. Urażona tym sanacyjna duma pałała rządzą mocarstwowego sukcesu. Zaraz w prosanacyjnej prasie ukazały się wyssane z palca artykuły szkalujące Czechosłowację: „Uzbrojona banda komunistów czeskich usiłowała przekroczyć granicę polską. Polska straż graniczna odparła atak, kładąc trupem trzech Czechów” – pisał 30 września „Ilustrowany Kurier Codzienny”. Tego samego dnia rząd polski skierował do rządu CZS ultimatum, w którym domagał się wyrażenia zgody na oddanie Polsce całego Śląska Zaolziańskiego. Na odpowiedź dano rządowi w Pradze 12 godzin – w razie odmowy polskie wojsko miało wkroczyć do CZS. Jak dalej przebiegała akcja „dobijania” sąsiada, napiszemy w następnym odcinku. MAREK PAWŁOWSKI
[email protected]
12
POLSKA PARAFIALNA
Krauze non grata Ryszard Krauze, jeden z najbogatszych Polaków, który władował już kilka milionów złotych w wykupienie i remont domu rodzinnego JPII, traktowany jest w Wadowicach przez PiS-owskich notabli jako persona non grata. A wszystko za sprawą polityki. Rządząca w Wadowicach od lat burmistrz Ewa Filipiak reprezentuje opcję PiS, więc w żaden sposób nie może się pogodzić z faktem, że kamieniczkę przy ulicy Kościelnej zakupił Krauze – kojarzony z przeciwnikami dwóch braci K. Stąd miasto, które na każdym kroku hołubi JPII, nic nie robi w sprawie remontu obiektu, za to ludzie związani z panią burmistrz rozpowiadają na lewo i prawo, że opóźnienia w przebudowie domu rodzinnego Wojtyły występują z winy milionera. ~ ~ ~ Dom rodzinny JPII pochodzi z 1 połowy XIX w. Pierwotnie należał do miejscowego farmaceuty, następnie cukiernika i kupca oraz prezesa gminy żydowskiej, niejakiego Yechiela Bałamutha. W połowie 1984 r. w budynku powstało muzeum poświęcone papieżowi, który mieszkał
tu w dzieciństwie i młodości. W sumie 18 lat. Gdy pielgrzymki zaczęły nawiedzać to miejsce, jeden z potomków Bałamutha zdecydował się na sprzedanie kamieniczki. Ostatecznie w marcu 2006 roku niepozorną nieruchomość, do tego fatalnie usytuowaną, nabył Ryszard Krauze. Oficjalnie mówiono, że zapłacił za nią 1,6 mln zł, tymczasem w Fundacji Ryszarda Krauzego podają kwotę ponad trzykrotnie wyższą. Wkrótce Fundacja ogłosiła, że przekazała dom krakowskiej kurii archidiecezjalnej. Okazało się jednak, że przekazano Kościołowi tylko część udziałów domu. Oficjalnie dlatego, by móc nadal prowadzić sprawy związane z przygotowaniem dokumentacji projektowej dotyczącej przebudowy miejsca urodzenia Wojtyły. Choć wspomniany projekt jest już gotowy niemal
od roku, Krauze, który nadal posiada część udziałów, nie chce ich ostatecznie przekazać kurii. Być może trzyma je jako polisę, bo kardynał
Drużyna Jezusa Śliczni, grzeczni i zafascynowani tajemniczym sacrum młodzi chłopcy dumnie przywdziewają śnieżnobiałe alby. Biel ma symbolizować niewinność, ale to przecież tylko symbol. „Ministrant kocha Boga i dla Jego chwały wzorowo spełnia swoje obowiązki; służy Chrystusowi w ludziach; zwalcza swoje wady i pracuje nad swoim charakterem; rozwija w sobie życie Boże; poznaje liturgię i żyje nią; wnosi wszędzie prawdziwą radość; przeżywa Boga w przyrodzie; zdobywa kolegów w pracy i zabawie dla Chrystusa; jest pilny i sumienny w nauce i pracy zawodowej; modli się za Ojczyznę i służy jej rzetelną pracą” – oto ideał zawarty w kościelnych „Zasadach posługi ministranta”. Zwykle nieosiągalny. Codzienność to podpijanie mszalnego wina, zjadanie hostii czy wybieranie drobnych z tacy. Takie na pozór niewinne grzeszki. Kiedy one uchodzą płazem, chłopcy sięgają po więcej. Świadczą o tym niektóre dokonania ministrantów z kilku ostatnich lat: ~ Starogard Gdański – Tomasz J., prezes ministrantów w parafii św. Katarzyny, molestował seksualnie swoich młodszych kolegów. ~ Szamocin – w czasie kolędy, kiedy proboszcz obrabiał kolejne owieczki, dwóch jego ministrantów czekało w samochodzie. Dla rozrywki wybrali się na przejażdżkę, która skończyła się na słupie. Chłopcy przeżyli, ale z samochodu nie było już co zbierać. Fantazja ministrantów kosztowała proboszcza, który przy okazji postanowił naciągnąć ubezpieczyciela na odszkodowanie, prawie dwa lata paki (w zawieszeniu na 4 lata). ~ Studzienice – policjantów patrolujących okolice zaintrygowały krzyki dochodzące
z budynków należących do lokalnej parafii. Okazało się, że w salce dla ministrantów trwa impreza. I to nie byle jaka, o czym świadczyły nie tylko humory zebranych, ale także puste butelki po alkoholu, papierosy, a nawet fajki wodne. ~ Bielany – dwóch napastników dotkliwie pobiło 15-latka, żeby zabrać mu 30 złotych i telefon komórkowy. Jednym z oprawców okazał się Staszek D., ministrant. Zdecydowanie najwięcej problemów mają chłopcy z siódmym przykazaniem: ~ Myślibórz – na gorącym uczynku przyłapał proboszcz swego 14-letniego ministranta, który okradał plebanię. Do środka wchodził bez kłopotu, bo wcześniej ukradł plebanowi komplet kluczy. W ten sposób ukradł aparat cyfrowy i puszkę z ofiarami parafian. ~ Nowe Miasto – trzej gimnazjaliści regularnie okradali proboszcza małej wiejskiej parafii w powiecie nowomiejskim. Włamywali się też do kościoła i garażu plebana. Księdzu ginęły pieniądze, olej opałowy, a nawet komunikanty i wino mszalne. Złodzieje dostawali się do środka za pomocą dorobionego klucza, bo Daniel, Marcin i Seweryn na co dzień służyli do mszy. Chłopcy nie grzeszyli polotem – olej opałowy sprzedawali we wsi, za ukradzione pieniądze kupowali chipsy i słodycze, zaś komunikanty spożywali na miejscu, popijając mszalnym winem. ~ Pińczów – dwóch nastolatków przytargało do skupu złomu popiersie sługi bożego brata Alojzego Kosiby. Wcześniej figurkę wykonaną z brązu ukradli z miejscowego klasztoru Franciszkanów, gdzie byli ministrantami.
Stanisław Dziwisz może w tym kraju każdego wybronić lub pogrążyć. – Właśnie z tego powodu nie może ruszyć rewitalizacja kamieniczki
Brata Alojzego, którego wartość franciszkanie oszacowali na 300 złotych, w skupie nikt nie rozpoznał, bo został przez chłopców pozbawiony głowy. ~ Dzierżoniów – przed sądem rodzinnym stanął 15-latek, który z tamtejszego kościoła ukradł dwie stuły oraz pozłacany kielich o wartości 1,5 tys. złotych. Wszystko przez to, że chciał mieć w domu własny ołtarz. Powołanie poczuł po trzech latach służby ministranckiej. ~ Przewóz – około 15 tysięcy złotych wyprowadził proboszczowi jego zaufany ministrant Jarosław P. 22-latek przez rok okradał plebana z datków ofiarowanych przez wiernych. Zawsze wtedy, gdy ksiądz jeździł na mszę do sąsiedniej parafii.
~ Nowa Słupia – tutaj 15-letni ministrant okradał wikarego akurat wtedy, gdy ten prowadził lekcje religii w klasie chłopca. Księdzu ginęły papierosy i pieniądze. Ci, którzy są zapatrzeni w swoich nie zawsze świecących przykładem duchownych, szybko się od nich uczą, że w życiu najważniejsza
– słyszymy w wadowickim magistracie. – Gdyby budynek był kurialny, miasto natychmiast uruchomiłoby fundusze i prace. Roboty miały rozpocząć się w połowie ubiegłego roku, a teraz nikt nie wie, kiedy stanie się to realne. Fundacja wpompowała już w papieską kamieniczkę prawie 5,3 mln zł, ale na remont i urządzenie nowoczesnej ekspozycji potrzeba jeszcze 20 milionów. Kuria o wyłożeniu własnych pieniędzy ani myśli. ~ ~ ~ Gdy kilka lat temu na skutek zawirowań politycznych Krauze znalazł się w tarapatach i zwrócił się do Dziwisza z prośbą o spotkanie, ten przyjął biznesmena w Rzymie, ale nie omieszkał potem podkreślić, że zrobił to jedynie dlatego, by porozmawiać o... remoncie wadowickiej kamieniczki. O nagonce PiS-u na Krauzego i cennej darowiźnie jakoś nie wspomniał. Teraz też woli milczeć. – Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść – usłyszeliśmy w Wadowicach, gdy pytaliśmy o zasługi R. Krauzego. – Gdy już dom Wojtyły zostanie wyremontowany, wszystkie splendory spłyną na krakowskiego kardynała i świątobliwą burmistrz Wadowic. O biznesmenie z Gdańska, wyraźnie niepasującym do tego grona, choć podlizującym się krakowskiemu kardynałowi, nikt nie będzie chciał nawet pamiętać. BARBARA SAWA Fot. Autor
jest kasa. – Młodzi to jeszcze latają na msze w poczuciu pełnienia misji. Z czasem orientują się, że można na tym zarobić. No i zaczyna się kombinowanie, szczególnie w czasie kolędy, bo wtedy ludzie chętnie dają biednym, zmarzniętym ministrantom. Jak jest dobry rok i dobry rewir, to można sobie po kolędzie komputer kupić, bo za miesiąc zgarnia się więcej, niż ojciec dostaje pensji – mówi Adrian, były ministrant z diecezji wrocławskiej. ~ ~ ~ „Wasi księża w dniu święceń otrzymali niezwykłą władzę, której nie ma ani minister, ani prezydent, premier, dziennikarz czy bankowiec. Kapłani wykonują to samo, co zrobił Chrystus w Wieczerniku. I czynią to w imieniu Jezusa. Dlatego módlcie się za swoich księży. Bo nikt nie zastąpi kapłana. Módlcie się za swoich księży i brońcie ich. Bo dzisiaj w domach czy mediach jest moda na złe mówienie o kapłanach” – tymi słowami dwa lata temu w Sosnowcu biskup Adam Śmigielski na wielkoczwartkowej mszy przekonywał setki zebranych ministrantów i lektorów do poszanowania sutanny. A przekonywać trzeba, bo właśnie ministranci – ci, którzy znajdują się najbliżej księżych grzechów i słabości – mają dla nich najmniej szacunku. A czasem posuwają się do ostateczności. Jak Dawid M. z Blachowni, ministrant, lektor, organista i uczeń katolickiego liceum, który zasztyletował swego proboszcza. Jak ustalono podczas śledztwa – także wieloletniego seksualnego oprawcę. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
Kościelny dom horroru alabryjski dom opieki (nazywany przez światowe media „kościelnym domem horroru” – na zdjęciu) księża katoliccy założyli w połowie lat 50. ubiegłego wieku. Przez dziesięciolecia uważany był na wzorcową placówkę charytatywną. Przyjmował pensjonariuszy biednych i chorych. Młodych i starych, ale zawsze samotnych lub takich, którymi nie interesowała się rodzina. To był warunek i – jak się zdaje – klucz makabrycznego procederu. Na razie jednak pochwałom nie było końca. Media, organizacje charytatywne i władze przez lata nie mogły się nachwalić. „Oto wzór chrześcijańskiego miłosierdzia i doskonałego zarządzania. Bierzcie przykład” – mówiono. Zamiast wzorca mamy teraz horror. Prokuratura włoska wszczęła śledztwo po anonimowym doniesieniu (które potwierdziło się), że samotni ludzie stanowili darmowy „magazyn części zamiennych” – czyli organów do przeszczepów, takich jak nerki, wątroba, serce, oczy, skóra, kości, szpik i innych. Nazwijmy rzecz po imieniu: ludzie, o których nikt się nie upominał,
K
nie odwiedzał, nie pisał do nich listów, nie telefonował, byli uśmiercani i... dosłownie patroszeni. Dlaczego? A dlatego, że ludzki organ w stanie idealnym kosztuje na czarnym rynku od pół do dwóch milionów dolarów. O taki handel podejrzewano do tej pory (wcale nie bezpodstawnie) Chiny, ale żeby Włochy? Żeby Kościół katolicki...?
innych rezydentów – oświadczyła mediom w oficjalnym komunikacie włoska prokuratura. Ale ta makabra to jeszcze nie wszystko. Otóż śledztwo wykazało, że pensjonariusze w owym „wzorcowym” domu opieki przebywali w warunkach gorszych niż zwierzęta w schroniskach: wartość kaloryczna jedzenia poniżej
Co najmniej dwunastu podopiecznych kościelnego domu opieki we włoskiej Kalabrii zaginęło bez śladu. Śmierć piętnastu innych jest więcej niż tajemnicza. Prowadzący dom księża najprawdopodobniej handlowali organami do przeszczepów. Włosi odwracają się od Kościoła. Prokuratorzy nie zaprzeczają, że dwunastu zaginionych bez wieści i dalszych piętnastu „zmarłych” i pospiesznie pochowanych to dopiero czubek góry lodowej. Dom opieki istniał wszak pięćdziesiąt lat! – To bardzo makabryczna historia, którą próbujemy wyjaśnić, a ponadto staramy się ustalić dokładne przyczyny śmierci pewnej liczby
S
ąd uznał, że podarcie Biblii podczas koncertu grupy heavymetalowej Behemoth przez jej lidera Nergala to nie przestępstwo. No i się zaczęło... Najpierw prokuratura odmówiła wszczęcia z urzędu postępowania w sprawie obrazy uczuć religijnych. Obraził się Ryszard Nowak, sławetny przywódca Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami. Nowak sam na rzeczonym koncercie nie był, więc prokurator nie uwierzył mu, że obraziło go coś, czego nie widział. Zresztą sprawa w ogóle jest zabawna. Weźmy na przykład chronologię.
biologicznej normy przeżycia (państwo włoskie płaciło Kościołowi 50 euro dziennie za jednego pacjenta), brud, brak ogrzewania, możliwości kąpieli, nieistniejąca opieka lekarska. Księża zdefraudowali co najmniej 12 milionów euro państwowych dotacji. I to tylko w ciągu ostatnich 7 lat. Oskarżonych jest o to 19 kapłanów obsługujących dom opieki
widziało, Nowak zaczął szukać obrażonych świadków. Ale, choć klub feralnego wieczora był nabity, Nowak znalazł tylko jednego. A potrzeba przynajmniej dwóch. Dzielny bojownik przeciw sektom i Behemothom zaczął więc wyzywać Nergala publicznie od przestępców. Nergal za przestępcę się nie uważa, więc Nowaka pozwał. Sąd z Nergalem się zgodził, kazał Nowakowi przeprosić w „Wyborczej” i pokryć koszty sądowe – 1700 zł. W sumie wyniesie go to kilka tysięcy. Sędzia Krzysztof Solecki powiedział mediom: „Ma zamieścić ogłoszenie, że nazwanie pana Adama »Nergala« Darskiego przestępcą było bezpodstawne
Triumf „szatanizmu”? Adam Darski podarł księgę we wrześniu 2007 roku w gdyńskim klubie Ucho. Ryszard Nowak obraził się zaocznie dopiero w lutym roku 2008. Mocno się obraził, bo Darski, znany swoim fanom – a ma ich bez liku na całym świecie – jako Nergal, nie tylko podarł. Wypowiedział się też o Kościele katolickim, że to „największa grupa zbrodnicza na świecie”. Nowak, gdy już po pół roku zorientował się, jaki jest obrażony, chciał pozwać wszystkich. Nergala, bo podarł i tak się wypowiedział. Publiczność hurtem, bo podarte podniosła z podłogi i podpaliła za pomocą zapalniczek. Właściciela Ucha, bo nie doniósł na policję. Ostatecznie, może w ramach oszczędności, Nowak postanowił zaciągnąć do sądu tylko Nergala. Ponieważ, jako się rzekło, prokuratura objaśniła Nowakowi, że nie sposób obrazić się za coś, czego się nie
i nieprawdziwe. To uwłacza czci i godności każdego człowieka”. Słowem, cuda! Światły sędzia, który nie uląkł się miana obrońcy „szatanistów”! Idzie nowe. Kategorycznie. Media, naturalnie, rozdarły szaty. Załkały, że skoro tak, to „teraz każdy będzie mógł podrzeć Biblię”. Że lider grupy „odwołującej się do symboliki satanistycznej” pogrążył dzielnego, katolickiego rycerza antysektowego. Że skandal, panie. Tymczasem nie skandal, a triumf praworządności nad dzikim panoszeniem się religijnej ideologii w życiu publicznym. I to wreszcie w Polsce! Szkoda tylko, że Nergal zamiast Biblii – która nie ma prawie nic wspólnego z Kościołem katolickim – nie podarł papieskiej encykliki lub katechizmu. MGH
i ich szef – ksiądz Alfredo Luberto (na górnym zdjęciu po lewej). Wszyscy oni żyli jak bogowie, a ich podopieczni jak żebracy. Ustalono też, że pochwalne opinie o placówce były prokurowane i suto opłacane. Organy pobierano od młodszych pacjentów, starców zaś uśmiercano. Prokuratorzy dowiedzieli się o przypadku 29-letniego Włocha, który z powodu choroby kończyn nie mógł poruszać się o własnych siłach. W 2001 roku mężczyzna ów, według relacji personelu ośrodka, oddalił się (jakim cudem o własnych siłach?) z domu opieki i ślad po nim zaginął. Jednak według opowieści świadków, z którymi rozmawiali śledczy, chory człowiek
13
został wniesiony przez dwóch sanitariuszy do utajnionego – znajdującego się na terenie domu – gabinetu lekarskiego i od tej pory nikt go już nie widział. Ani jego ciała. ~ ~ ~ Toczące się śledztwo dotyczy 900 podopiecznych domu, w tym niepełnosprawnych fizycznie i umysłowo kobiet i mężczyzn. Włoskie media spekulują, że los nie 12, ale blisko 300 z nich nie jest znany. „Nic o tym nie wiedziałem” – szlocha w areszcie ksiądz Luberto. Prokuratorzy nie wierzą w jego łzy i pytają, skąd u ślubującego ubóstwo kapłana wziął się majątek iście krezusowy. Ujawniono, że posiada kolekcję płócien wybitnych malarzy, bezcenny zbiór starych zegarów i rzeźb, mebli, złotych piór wiecznych oraz kilkadziesiąt kilogramów (!) złotych numizmatów. Wydało się także, że Luberto jest właścicielem bajecznie drogiego apartamentu w Dubaju (Emiraty Arabskie). Korzystał z niego nader często w licznym, damsko-męskim towarzystwie. Śledztwo potrwa jeszcze kilka miesięcy. Jest bowiem – jak to określają prokuratorzy – coraz bardziej rozwojowe. Doniesienia o tym włoska prasa drukuje niemal codziennie na pierwszych stronach gazet. My zaś możemy się radować, że najbardziej znany, sztandarowy i wzorcowy, włoski kościelny dom opieki w Kalabrii miał za patrona Jana XXIII. A nie Jana Pawła II. Zawsze to jakaś pociecha. MAREK SZENBORN
Arcymajątek Tak jak przewidywaliśmy, kard. Dziwisz zagarnął gigantyczny majątek w postaci kilkunastu kamienic i sporego areału ziemskiego w samym centrum Krakowa. Wartość przejętych nieruchomości szacowana jest na ok. 0,5 miliarda złotych! Pisaliśmy o zażartej batalii sądowej między Arcybractwem Miłosierdzia, dotychczasowym właścicielem majątku, a superbronią kard. Dziwisza – konkurencyjnym Arcybractwem Miłosierdzia pod wezwaniem Bogurodzicy Najświętszej Maryi Panny Bolesnej. Dziś wszystko jest już jasne. Sąd Najwyższy odmówił przyjęcia wniosku kasacyjnego arcybractwa świeckiego, skarżącego decyzję o bezprawnym oczywiście wykreśleniu go z Krajowego Rejestru Sądowego. Reaktywowana w 1989 roku organizacja tym samym formalnie przestała istnieć. Zaś cały jej majątek przypadnie kurii krakowskiej. Decyzja ta w pełni wyczerpuje już drogę prawną. Pokrzywdzone arcybractwo może się zawsze odwołać do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, co jednak nie wstrzymuje wykonalności wyroku.
~ ~ ~ Tylko arcybiskup Dziwisz mógł się poważyć na tak grubymi nićmi szyty numer. I wygrać w teoretycznie niezawisłym sądzie! Piotr Chojnacki – prezes lub, jak kto woli, podstarszy arcybractwa świeckiego w rozmowie z nami mówił, iż choć jego organizacja nagle stała się kościelną (zamęt prawny jest tak wielki, że arcybractwo kościelne używa np. numeru NIP i adresu formalnie zlikwidowanego arcybractwa świeckiego), to on nadal uważa się za jej przywódcę, gdyż odwołać go może jedynie walne zgromadzenie. Chyba nieszczęsny, nie zdaje sobie sprawy, iż decyzją sądu został oddany na łaskę arcybiskupa, więc jego dni (w tej organizacji) są policzone. W całej tej sprawie, oprócz zadziwiających orzeczeń sądowych, zastanawiający jest również pośpiech zwykle opieszale działającej Temidy. Jeszcze kilka miesięcy temu arcybractwo świeckie, mając w ręku postanowienie sądu o eksmisji ze swojego budynku szkoły posła Jarosława Gowina, zdawało się panować nad sytuacją. Dzisiaj oficjalnie już nie istnieje. MAREK PAWŁOWSKI
[email protected]
14
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
ZE ŚWIATA
DAWAJ DZIECKU RYBY! Badania naukowców z uniwersytetu w Göteborgu dowiodły, że chłopcy, którzy jedzą przynajmniej jedną rybę tygodniowo, osiągają po kilku latach znacznie lepsze wyniki w testach na inteligencję.
być w jak najlepszej formie fizycznej i psychicznej przed ciążą – doradza matkom Rankin. – Odżywiajcie się zdrowo, ćwiczcie, korzystajcie z porad lekarskich”. ST
ASTMA OD TELEWIZJI Nadmiar telewizji jest niewskazany, szczególnie dla dzieci. Niby żadna to tajemnica ani odkrycie, ale... ...brytyjscy naukowcy z Uniwersytetu w Glasgow stwierdzili też, że dzieci oglądające telewizję więcej niż dwie godziny dziennie są dwukrotnie bardziej narażone na astmę. To groźne schorzenie dotyka 300 mln ludzi na świecie, a jest najczęstszą chroniczną dolegliwością dzieci. Przyczyniają się do niej otyłość i brak ćwiczeń fizycznych. Oddychanie typowe dla długiego siedzenia bez ruchu powoduje patologiczne zmiany w płucach. PZ
Sceptyków zapewniamy: to nie są kolejne rewelacje z cyklu „amerykańscy naukowcy dowiedli, że mucha z oberwanymi skrzydełkami traci słuch”. Badania prof. Kjella Toréna, których wyniki publikuje marcowy numer fachowego pisma „Acta Paediatrica”, przeprowadzono na ponad 4 tys. szwedzkich nastolatków. Kjell Torén stwierdza: „Odkryliśmy bezpośredni związek między regularnym spożywaniem ryb a wynikami w nauce u nastolatków. Gdy jadły ich więcej, wyniki były lepsze”. Torén badał 15-latków, a po 3 latach sięgnął do wyników ich testów na inteligencję, przeprowadzanych podczas poboru do wojska. Okazało się, że chłopcy jedzący ryby raz w tygodniu osiągali wyniki o 12 procent lepsze od tych, którzy ryb nie jedli. Zaś ci, którzy spożywali je nawet częściej, mieli dodatkowo o 9 procent lepszy rezultat testów na inteligencję werbalną. Prof. Torén wyjaśnia, że rybna dieta w dzieciństwie wspomaga rozwój komórek nerwowych i – co za tym idzie – zdolności poznawczych, jak również redukuje ryzyko nabawienia się upośledzeń poznawczych w późniejszym życiu: na przykład alzheimera na starość. Wciąż jednak nie wiadomo, jak konkretnie ryby wpływają na umysł. Najbardziej rozpowszechniona teoria mówi, że to zasługa kwasów tłuszczowych omega-3 i omega-6, które występują w rybach. MH
GRUBA MAMA, GRUBY BOBAS Przyszłe matki powinny brać w karby nadmierny apetyt. Z badań zespołu Judith Rankin z brytyjskiego Newcastle University wynika, że otyłe matki mają często otyłe dzieci. Od dawna wiadomo, że otyłość ciężarnych przyczynia się do cukrzycy, nadciśnienia, niebezpieczeństwa zakrzepów oraz podwyższa prawdopodobieństwo cesarskiego cięcia. Dzieci otyłych matek mają nadwagę i częściej umierają podczas porodu. „Starajcie się
KOBIECE SERCE Kobiety zapadają na choroby serca równie często jak mężczyźni, ale diagnoza pada zbyt późno, bo symptomy schorzenia są u nich łagodniejsze i częściej lekceważone.
SIWIZNA ROZSZYFROWANA Ludzie siwieją od nieszczęść albo ustawicznych problemów. Taka jest powszechna opinia. Nieprawdziwa. Wykazały to badania naukowców z brytyjskiego uniwersytetu w Bradford. Winien jest nadmiar wody utlenionej. Wytwarza ją w naturalny sposób organizm, a służy do zabijania bakterii. Rezultatem interferencji z melaniną, pigmentem nadającym kolor włosom i skórze, jest siwizna. Jeden z produkowanych przez organizm enzymów (katalaza) ma za zadanie rozkładać wodę utlenioną na wodę i tlen, by w tej postaci wydalana była z organizmu. W miarę starzenia się organizm wytwarza coraz mniej katalazy i woda utleniona odbarwia włosy. Na tempo siwienia ma wpływ kod genetyczny. Przedstawicielom rasy białej włosy odbarwiają się szybciej niż Azjatom. Poznanie mechanizmu siwienia rodzi nadzieje na rychłe znalezienie sposobu zahamowania, a nawet odwrócenia tego zjawiska. Kosmetyka włosów to przemysł o wielomiliardowych obrotach. PZ
URLOP OD ZABIJANIA
Nie zwracają uwagi na sygnały ostrzegawcze takie jak ból ramienia, ból szczęki lub brak tchu. Częstotliwość chorób serca – tak u mężczyzn, jak i kobiet – może być znacznie zredukowana upowszechnieniem tzw. diety śródziemnomorskiej, bogatej w ryby, orzechy, warzywa i owoce. Szczególnie godne polecenia są: łosoś, brokuły, szpinak, pomidory, winogrona, migdały, oliwa z oliwek oraz ciemna czekolada. Produkty te wydatnie redukują poziom protein C-rp, przyczyniających się do stanów zapalnych organizmu, które z kolei stymulują choroby układu wieńcowego. Do wysokiego poziomu protein C-rp mogą się przyczyniać kuracje hormonalne po menopauzie. Do obniżenia ryzyka ataków serca przyczynia się także eliminacja stanów zapalnych dziąseł, należy więc regularnie myć zęby. Zalecane jest stosowanie imbiru i przyprawy kurkuma – mają one silne działanie przeciwzapalne. Zdrowe serce zapewnia też relaks i sen – 8 godzin dziennie plus półgodzinne drzemki. Wysoki poziom szkodliwych protein C-rp pozwala wykryć proste i niedrogie badanie krwi. ST
Żołnierze odpoczną na Cyprze. Ale nie nasi. Kanadyjscy. Choć, tak jak nasi, walczą w Afganistanie. Popatrzmy, czym różni się kraj cywilizowany od naszego. Siły zbrojne Kanady zawarły umowę z hotelem w Pafos nad Morzem Śródziemnym. Armia zafunduje swemu sześciotysięcznemu kontyngentowi afgańskiemu pięć dni luksusowych wakacji. Zanim żołnierze wrócą z Afganistanu do Kanady, odpoczną na Cyprze. Ma im to pomóc „przestawić się” z wojny na życie w pokoju. Polacy też walczą w Afganistanie. Ale zamiast turnusów na Cyprze po powrocie do kraju mogą liczyć na... więzienie i sąd za zbrodnie wojenne. MH
TELETALIB Muzzamil Hassan miał się za muzułmanina humanistę i bolało go, że Amerykanie biorą reprezentantów jego wiary za krwiożerczych fanatyków. Żeby ten stereotyp zwalczać, utworzył w Buffalo muzułmańską stację telewizyjną Bridges (Mosty), promującą obraz cywilizowanego, świeckiego wyznawcy islamu. Niestety, okazało się, że ciągnie wilka do lasu. Został aresztowany za zabicie żony, z którą miał dwójkę małoletnich dzieci. W lokalu swej stacji obciął jej głowę za to, że złożyła wniosek o rozwód. Po morderstwie poszedł na policję i wyznał, co zrobił. Na tym zakończyły się wysiłki pana Hassana na rzecz afirmacji wizerunku muzułmanina. TN
TĘSKNOTA ZA PIERDLEM Zaczęło się stereotypowo... Facet w banku pokazuje kartkę, że jest uzbrojony, i prosi o opróżnienie kasy.
tysiące ludzi. Trzej pacjenci nie doczekali się uleczenia, bo zostali stratowani na śmierć. Dziesiątki innych uległo poturbowaniu. Mimo to kolejki ciągną się na kilometry, a ludzie spragnieni cudu przyjeżdżają aż z Malezji. Dźwigają plastikowe pojemniki z wodą do uświęcenia kamieniem. Policja nie radzi sobie z zaprowadzeniem porządku. JF
NAPADŁ GO... KANGUR
Kasjer posłusznie polecenie wykonuje, wkładając niepostrzeżenie do worka z gotówką eksplodujące pociski farbowe. Teraz rabuś powinien wyjść, zanim przyjedzie policja itd. Jednak tym razem po otrzymaniu forsy rabujący nie opuścił budynku Stock Yard Bank w Louisville, lecz spokojnie rozsiadł się w fotelu i oddał w ręce cokolwiek zdziwionych gliniarzy. 38-letni Edward Taylor Sutherland grzecznie oznajmił, że żadnego pistoletu nie posiada, tylko ma dosyć bezrobocia, braku auta, mieszkania z rodzicami i chce z powrotem do pudła, które zna z poprzednich odsiadek i ceni jako miejsce gwarantujące wikt i opierunek. Wykalkulował, że jeśli zablefuje rabunek banku, trafi do więzienia federalnego, gdzie panują lepsze warunki niż w stanowym kiciu. Niestety, okazało się, że jego sprawa nie kwalifikuje się do federalnego zakładu karnego i jako recydywista dostanie wyrok 10 do... 20 lat odsiadki w więzieniu stanowym. Cóż, zawsze to jakaś stabilizacja... SC
Że człowiek pogryzł psa, już słyszeliśmy. Ale żeby mężczyzna w obronie żony i dzieci pobił kangura, który wtargnął do jego domu? Nie, nie w Polsce, tylko w Australii. W samym środku nocy przez zamknięte okno domu pod Canberrą wskoczył jakiś osobnik. Gospodarz, 42-letni Beat Ettlin, kucharz z zawodu i imigrant ze Szwajcarii, myślał z początku, że to „szalony ninja”. Ale dzielnie wyskoczył w gaciach spod kołdry, by bronić małżonki i dwójki małoletnich dzieci. Gdy starł się z wrogiem, poczuł że to żaden ninja czy inny złodziej, tylko po prostu kangur. Całkiem spory: 176 cm. Beat założył kangurowi nelsona i wywlókł go z domu. Pokonany zwierzak prysnął do lasu. MH
KRASULA COLA Czy zachodnie koncerny wytwarzające napoje gazowane powinny bać się zagrożenia ze Wschodu? Hinduscy nacjonaliści uważają, że tak.
PIORUŃSKI CUD Cuda to normalka – nie ma miesiąca, by gdzieś komuś nie objawiła się matka Jezusa, żeby jakaś święta rzeźba nie zaczęła płakać krwią itd. Ale TEN cud jest ponadnormatywnie malowniczy. Wieś Balongsari. Wschodnia Jawa. Mohammad Ponari, lat 9, bawi się na podwórku, chociaż leje deszcz. Nagle błyskawica przeszywa powietrze i trafia małolata prosto w głowę. Wbrew wszelkim oczekiwaniom Mohammad nie padł trupem i w ogóle nic złego mu się nie stało. Mało tego: na jego głowie wylądował kamień wielkości jaja. Cudowne właściwości kamienia odkryto następnego dnia. Chłopak, który po piorunie dostał gorączki, wypił wodę, w której zanurzono znalezisko, i... po gorączce ślad nie został! Następną pacjentką była sąsiadka z depresją od 15 lat. Po drinku z wywarem z kamienia depresja przepadła. Od tej pory pod skromną chatką rodziców Muhammada kłębią się
Departament Ochrony Krów Swayamsevak Sangh, największego (8 mln członków) i najstarszego ugrupowania tego typu, lansuje napój z krowiego moczu. Krowy są w Indiach święte, więc ich siki... jeśli nawet nieświęte, to nie powinny się źle kojarzyć. Napój przechodzi testy laboratoryjne. Twórcy zapewniają, że nie będzie miał niekorzystnego smaku. Ponadto – jak twierdzą – jest bardzo zdrowy, leczy schorzenia wątroby, otyłość, a nawet raka. Zachodni eksperci odnoszą się do tego zapewnienia z wielką wstrzemięźliwością, twierdząc, że nic im na ten temat nie wiadomo. Krowie placki tradycyjnie używane są na indyjskich wsiach jako paliwo i... środek dezynfekujący. Gdzieniegdzie nawet się je spożywa (i pije czysty krowi mocz!), wierząc we właściwości oczyszczające. Napój o nazwie „gau jal” (w sanskrycie znaczy to krowia woda) ma być bardzo tani. CS
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
K
ardynał Francis George z Chicago opracował dla podległych mu księży specjalny podręcznik instruktażowy, jak skuteczniej zbierać kasiorę od wiernych. Arcykapłan postanowił też bardziej zmotywować księży zbieraczy. W nagrodę za przekroczenie 100
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
obecni w kościele muszą otrzymać do rąk koperty i ołówki... „Należy uważać, aby nie sugerować, żeby wierni zabierali karty datków do domu i przynosili je z powrotem. W ten sposób wiele kart datków nie jest zwracanych”. Dalej ksiądz powinien przemawiać do parafian zgodnie ze scenariuszem opracowanym przez abp.
stan i kod pocztowy. (Przerwij jak powyżej). Dam wam trochę czasu na wypełnienie informacji związanych z kartą kredytową. Proszę zauważyć, że możesz zaznaczyć pole powyżej informacji o karcie kredytowej, które wskaże nam, czy obciążyć kartę z tytułu przedpłaty, całego datku czy płatności w pięciu miesięcznych ratach”.
Instrukcja strzyżenia owiec procent ustalonej dla danej parafii normy udziela duchownym rabatu w postaci zwrotu nadwyżki. Z drugiej strony, wyznaczył karę dla proboszczów, którzy nie uzbierają od wiernych datków w wymaganej wysokości – ci muszą uzupełnić brakującą (średnią) kwotę z własnych dochodów. Statystycznie księża z archidiecezji chicagowskiej muszą pozyskać dla archidiecezji daninę w wysokości co najmniej 100 dolarów od rodziny rocznie. Jak to zrobić? Mówi o tym instrukcja. Przede wszystkim kwestę duchowni powinni prowadzić osobiście. Niezwłocznie po odtworzeniu nagranej homilii kardynała wszyscy
A
George’a: „Teraz prosimy o otwarcie kopert i wyjęcie formularza datków oraz ołówka. (Przerwij i poczekaj, aż około połowa osób podniesie głowy). Prosimy wpisać drukowanymi literami w górnej linijce swoje imię, imię współmałżonka oraz nazwisko. (Przerwij i poczekaj, aż około połowa osób podniesie głowy). W drugiej linijce wpisać drukowanymi literami adres wraz z numerem mieszkania. (Przerwij jak powyżej). W trzeciej linijce wpisać drukowanymi literami miasto,
merykanka Judy Soucier zabujała się w księdzu katolickim. I była z tego powodu niezwykle szczęśliwa. Ksiądz – Marcel Dumoulin – też. Szczęście trwało do czasu, gdy 36 lat temu przyszedł na świat owoc gorącego uczucia. Wtedy się okazało, że duchowny bardziej od Judy kocha swe powołanie, którego wymóg (aseksualność) pogwałcił i mimo namów i błagań nie dał się nakłonić do zrzucenia habitu. Historia banalna, w dodatku z brodą, po co więc o tym pisać? Otóż pani Soucier w wieku 65 lat postanowiła zostać amerykańską Heleną Mniszkówną i historię gorącego uczucia z detalami opisała w książce, która została właśnie wydana. Szczególnie rzetelnie potraktowała część opisującą wysiłki księdza oraz jego zwierzchników, by coś z dzidziusiem zrobić i nie powodować kompromitacji sługi bożego. „To wciąż człowiek, którego kocham. Po dziś dzień” – stwierdza i trzeba przyznać, że potrafi wybaczać, bo kapłan zachowywał się obrzydliwie. Gdy dowiedział się, że zostanie tatusiem, zażądał, żeby poddała się skrobance. Zapewnił, iż zabieg sfinansuje. Zawiózł ją nawet do przychodni w Nowym Jorku, ale Soucier w ostatniej chwili zdezerterowała. Dumoulin był zdruzgotany. Ale Kościół nie zawiódł księdza. Wikariusz generalny diecezji spotkał się z matką dziecka i zażądał, aby
(Przerwij na 20 sekund). Prosimy oderwać formularz, umieścić go w kopercie i zakleić. Ołówek prosimy odłożyć osobno do koszyka razem z wypełnioną kopertą datków. Teraz kościelni zbiorą koperty i ołówki. W imieniu Kardynała George’a i własnym dziękuję wam za wkład w Doroczną Kwestę Katolicką. Niech was Bóg błogosławi”. Po zakończonej zbiórce, zgodnie z wytycznymi arcybiskupa, księża mogą jeszcze (ale nie muszą!) zaproponować parafianom odmówienie modlitwy za sukces kwesty. Dzięki, Panie, że mieszkamy w Polsce! AK
wyprowadziła się do innego stanu. Potem w domu Judy pojawił się inny duchowny, przedstawił jako wysłannik biskupa i również wywierał presję, by się wyniosła, zaś dziecko oddała do adopcji. Usiłował wręczyć kopertę z trzema tysiącami dolarów i zapewniał, że Kościół poniesie wszystkie koszty przeprowadzki, wydatki lekarskie itp. Warunek: cicho sza! Soucier znów się postawiła. Chciała być blisko ukochanego księdza w Fairfield, by przynajmniej na niego patrzeć. Wobec tego diecezja przeniosła Dumoulina na bezpieczną odległość. Gdy syn księdza miał 11 lat, jego matka wystąpiła do sądu o alimenty. Kuria zapłaciła 16 tys. plus comiesięczne kwoty do czasu osiągnięcia przez Christiana pełnoletności. Mama postanowiła spędzić resztę życia w celibacie, lecz wiary katolickiej nie ocaliła. Również potomek kapłana się do niej nie przyznaje (do wiary, nie mamy). Były kochanek Soucier ma 73 lata i mieszka w domu księży emerytów. Nic nie pamięta – z odsieczą przyszła mu choroba Alzheimera. Ileż pięknych romansów legło w gruzach przez brutalny nakaz celibatu? Za obstawanie przy nim Kościół płaci kompromitacjami, a jego słudzy cierpią katusze. W przypadku zniszczonej miłości Soucier i Dumoulina to jeszcze nie koniec, bo ktoś wpadł na koncept nakręcenia filmu według książki. PZ
Trędowata
M
a blisko 80 lat. Po 40 uderzeniach batem odsiedzi 4 miesiące, a potem deportują ją z Arabii Saudyjskiej. Za co? Bo rozmawiała publicznie z 24-letnim siostrzeńcem swego zmarłego męża i jego kolegą. Przynieśli jej... bochenek chleba. Młodzieńcy chłostę dostaną również. I też sobie posiedzą. Islamskie prawo szariatu przewiduje kary za jakiekolwiek kontakty kobiet z mężczyzną, jeśli nie jest on najbliższym krewnym. Sąd skazał staruszkę na podstawie donosów sąsiadów. Żeby było
15
Watykan przed sądem! F
ederalny sąd apelacyjny USA z siedzibą w Portland w stanie Oregon podtrzymał decyzję okręgowego sądu federalnego z roku 2007 stanowiącą, że ofiary molestowania seksualnego przez księży mogą pociągać do odpowiedzialności sądowej Watykan. Precedens dotyczy sprawy ks. Andrew Ronana, który zaczął molestować nieletnich w Irlandii jeszcze w latach 50. Przełożeni, wiedząc o tym, przenieśli go do Chicago, gdzie użył przemocy seksualnej wobec trzech uczniów katolickiej szkoły. Mimo że przyznał się do pedofilskich skłonności, hierarchowie przerzucili go do Portland, gdzie swój proceder kontynuował. Ronan zmarł w roku 1992. „Orzeczenie jest czytelnym sygnałem dla każdego, kto pozwala, by amerykańskie dzieci były molestowane seksualnie” – skomentował wyrok Jeff Anderson,
prawnik ofiary, znany adwokat specjalizujący się w pedofilii księży. Anderson argumentował: „Watykan sprawuje kontrolę nad księżmi w kwestii ich usuwania ze stanowisk i transferów; jest to wystarczające, by uznać go w sensie prawnym za przełożonego księży. W zdyscyplinowanym hierarchicznie Kościele katolickim decyzje przychodzą z Rzymu. Jest bardzo ważne, by Rzym ponosił odpowiedzialność za czyny swych duchownych”. Decyzja federalnego sądu apelacyjnego ma przełomowy charakter. JF
Człowiek na krzyżu M
iastem Aniołów wstrząsnął niecodzienny incydent. Na dach dwupiętrowego kościoła prezbiteriańskiego wspiął się pewien osobnik. Mało mu było, więc wspiął się jeszcze na sterczący z dachu krzyż. I tego było mało, więc rozebrał się na golasa. Aby zwieńczyć dzieło, wysmarował krzyż swoją świeżą kupą. Żeby dodać happeningowi należytego dramatyzmu, zagroził, że rzuci się na ziemię. W Los Angeles niełatwo zwrócić na siebie uwagę, ale facetowi na krzyżu udało się to.
Ruch na ulicy wstrzymano. Przez siedem godzin straż pożarna i policja negocjowały warunki zejścia. Jednocześnie rozpięto nad ziemią płachtę, a w kierunku krzyża wysunięto strażackie drabiny. Wreszcie desperatowi wyperswadowano samobójstwo i sprowadzono go na ziemię, a potem do szpitala bez klamek na obserwację. Motyw czynu? Protest przeciw chrześcijaństwu. ST
Wychłostana staruszka Telefon do Boga
śmieszniej, Chamisa Sawadi traktuje 24-letniego siostrzeńca swojego męża jak własnego syna, gdyż... karmiła go piersią. Sędziowie uznali jednak, że skoro nie może ona tego udowodnić, to znaczy, że młodzieniec jest jej obcy, a kontakty z nim są dowodem występku obyczajowego. Niedawno na 100 uderzeń batem skazano... ofiarę zbiorowego gwałtu, która na dodatek zaszła wówczas
w ciążę. W krajach katolickich taka ofiara może co najwyżej zostać ekskomunikowana (por. przypadek 14-latki z Brazylii). A tak na marginesie: Abdullah, król Arabii Saudyjskiej, otrzymał w grudniu ubiegłego roku Nagrodę Lecha Wałęsy. Wychwalali go wtedy Jan Krzysztof Bielecki i Władysław Bartoszewski. Uśmialibyśmy się, ale... zbyt to wszystko tragiczne. MGH
„H
alo, tu mówi Bóg. Jestem w tej chwili nieosiągalny, proszę zostawić mi wiadomość” – taki anons można usłyszeć po wykręceniu numeru +316-4424-4901. Inicjatorem bezpośredniej łączności ze Stwórcą jest artysta Johan van der Dong, który założył ten numer w Holandii i wzywa ludzi, by zostawiali Bogu wiadomości.
„Podobnie jak modlitwa, zostawianie wiadomości jest metodą organizacji myśli – zapewnia. – To doskonała kombinacja kontemplacyjna”. JF
16
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (131)
Katecheza w szkole W 1990 roku, po 29 latach przerwy, przywrócono w szkołach naukę religii. Decyzja ta wzbudziła liczne kontrowersje; stanęła w sprzeczności z zasadą rozdziału państwa i Kościoła oraz świeckości szkoły. W okresie PRL-u zapędy kleru zmierzające do klerykalizacji szkoły nie miały szansy powodzenia. Zaraz po zakończeniu wojny władze komunistyczne pozbawiły nauczanie religii w szkołach charakteru przedmiotu obowiązkowego. Był to pierwszy krok na drodze do przywrócenia świeckości instytucji publicznej, jaką była szkoła państwowa. Pod koniec 1956 r. nauka religii odbywała się już tylko w 20 procentach szkół, jednak porozumienie rządu i Episkopatu z grudnia tego samego roku przywróciło swobodę nauczania tego przedmiotu. Jak pokazało życie, zgoda władz na odbywanie się lekcji religii w budynku szkolnym i na ponowne wkroczenie na teren szkoły księdza-katechety była poważnym błędem. Doprowadziła ona do anarchizacji szkoły, okazując się czynnikiem wywołującym konflikty i dezorganizującym dyscyplinę szkolną. Pedagodzy podkreślali fatalny wpływ, jaki wywierają na dzieci konflikty między katechetą a dyrekcją i nauczycielami, między szkołą a rodzicami. Za usunięciem religii ze szkół przemawiał również niski poziom zajęć prowadzonych przez księży, ich bardzo swoiste metody wychowawcze oraz niewielkie i wciąż
J
malejące zainteresowanie dzieci samą problematyką wykładaną przez księdza. W 1961 r. ustawą sejmową usunięto ostatecznie religię ze szkół. Była ona nieobecna w szkołach przez następne 29 lat. Nauczanie religii w szkołach zostało, pod naciskiem biskupów, przywrócone w 1990 r. Dyskusja nad katechezą w szkołach rozpoczęła się już 1989 r. i – co ciekawe – niektóre partie polityczne chciały rozstrzygnąć tę sprawę jeszcze szybciej niż Krk. Obecności religii w szkołach głośno domagali się zwłaszcza członkowie i sympatycy ZChN i PC. 2 maja 1990 r. z projektem powrotu nauczania religii w szkołach wystąpiła 240 Konferencja Episkopatu Polski. Intencje potwierdził następnie list pasterski z 16 czerwca 1990 roku. Projekt ten zaczęto negocjować podczas posiedzeń Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, która szybko – bo już 27 czerwca – osiągnęła porozumienie. 3 sierpnia 1990 roku ówczesny minister edukacji narodowej Henryk Samsonowicz wydał instrukcję wprowadzającą naukę religii jako przedmiot dobrowolny we wszystkich podległych mu przedszkolach i szkołach, z wyjątkiem szkół wyższych. Zakładano, że katechizacja
edni ludzie zachowują się źle wo bec swoich bliźnich, inni dobrze. Ale tylko religia może sprawić, że dobrzy ludzie czasem zachowują się w zły sposób. Ta stara prawda nigdy nie przestanie nas chyba zadziwiać. Do właściwego zachowania się wobec bliźnich nie jest potrzebna religia, są natomiast potrzebne pewne zasady moralne, które regulują współżycie między ludźmi z wymaganiem podstawowym na czele: „nie czyń innym tego, czego nie chciałbyś, aby inni czynili tobie”. Są ludzie, którzy to pojęli i starają się realizować w życiu codziennym, kształtując swój charakter we właściwym, szlachetnym kierunku, ale są też ludzie na tyle głupi, z różnych powodów, że nie potrafią tego zrozumieć i wcielić w życie. Może się jednak zdarzyć, że ludzie skądinąd dobrzy, pomocni, starający się nie rozdeptywać bliźnich na swojej drodze życia będą czynili zło. Do tego właśnie jest potrzebna religia. Bo tylko wiara ma taką siłę, że może wypaczyć w miarę poprawnie ukształtowany charakter. Dosyć trafnie i dosadnie nazwał takich ludzi jeden z austriackich dzienników w czasie niedawnej dyskusji wokół dziwnych manewrów Benedykta XVI wobec lefebrystów. Gazeta ta zauważyła, że obecny papież chce
może odbywać się w wymiarze 2 godzin tygodniowo w szkołach podstawowych i średnich. Kiedy we wrześniu 1990 r., czyli na początku roku szkolnego, deklarację uczestnictwa w lekcjach religii – w wielu przypadkach pod presją otoczenia – złożyło ponad 90 procent rodziców i uczniów wydawało się, że sprawa została przesądzona. Jednak dla wielu było oczywiste, że zarówno sposób wprowadzenia, jak i sama obecność katechezy w szkołach są niezgodne z prawem. Wskazywali na to zwolennicy SdRP, UD i socjaldemokratycznej „Solidarności Pracy”. Do walki o świeckość szkoły i neutralność światopoglądową państwa włączyły się również środowiska antyklerykalne. 17 sierpnia 1990 r. rzecznik praw obywatelskich Ewa Łętowska zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego instrukcję ministra, dowodząc, że zmieniała ona bądź naruszała wiele obowiązujących ustaw, w tym konstytucję. Jednak Trybunał Konstytucyjny, mimo że nieznaczną większością głosów, uznał instrukcję za legalną. Obrońcy religii w szkole dowodzili, iż katecheza nie została wprowadzona do
z Kościoła stworzyć sektę, ściśle zamknięty krąg ludzi ortodoksyjnie myślących i „bezwzględnie dobrych”. Bezwzględnie dobrzy! Jakież to trafne i pełne sarkazmu określenie ludzi fanatycznie religijnych. Złożenie przeciwstawnych w zasadzie słów „bezwzględny”
szkół jako instytucji, a jedynie do... budynków szkolnych! Kolejne kontrowersje wywołało rozporządzenie wykonawcze ministra edukacji narodowej Andrzeja Stelmachowskiego, wydane 14 kwietnia 1992 r., w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych szkołach. Dopuszczało ono m.in., że katecheci mogą wchodzić w skład rady pedagogicznej szkoły oraz że w salach lekcyjnych mogą być wieszane krzyże i może być odmawiana modlitwa. Również to rozporządzenie zostało zaskarżone do Trybunału Konstytucyjnego przez ówczesnego rzecznika praw obywatelskich (był nim Tadeusz Zieliński). Jego wniosek zarzucał rozporządzeniu naruszenie konstytucji, ustawy o systemie oświaty, ustawy o gwarancjach wolności
że normalny człowiek, nawet bardzo zdeprawowany przez wojnę, nie miałby siły udźwignąć taki ciężar. Ekstremalny przykład takiej bezwzględnej dobroci niesie zresztą sam biblijny Bóg, który ogłuchł na błagania własnego syna i pozwolił na jego okrutną śmierć,
ŻYCIE PO RELIGII
Bezwzględnie dobrzy i „dobry” właściwie oddaje naturę religijnego skrzywienia charakteru. Ludzie, którzy chcą być dobrzy, a ściślej – chcą być posłuszni nakazom religijnym, stają się w końcu bezwzględni. Przykładów „dobrej bezwzględności” motywowanej religijnie mamy całe zatrzęsienie w życiu i księgach świętych. Jakiej trzeba było „bezwzględnej dobroci”, aby na rozkaz Jahwe skrupulatnie wymordować wszystkich mieszkańców Aj w Kanaanie? Może niektórzy z nich błagali o litość, może kilkuletnie dzieci rzucały się do stóp Izraelitów w nadziei ocalenia życia? Jakiej trzeba było heroicznej świętości i oddania Bogu, aby mimo to rozwalać im czaszki i rozpruwać brzuchy? Sądzę,
aby uczynić zadość własnemu poczuciu sprawiedliwości. Są to rzeczy niewątpliwie nie z tej ziemi i trzeba bardzo wyrafinowanej teologii, aby skutecznie znieczulić czytelnika tego rodzaju „Pism Świętych” na głos własnego sumienia i trzeźwego osądu. Wiem, co piszę, bo sam przez kilkanaście lat miałem zamrożony mózg i sumienie, zanim wreszcie zobaczyłem przerażającą pokrętność tych wszystkich wywodów. Widziałem kiedyś w internecie zdjęcie zakopywanej do pasa szlochającej młodej kobiety, którą przygotowywano do obrzędu kamienowania. Sądząc z procedury, stroju i rysów twarzy, egzekucja miała miejsce w Iranie. Mężczyźni żwawo wywijali łopatami,
sumienia i wyznania, kodeksu pracy i ustawy o stosunku państwa do Krk. Osnowa jego zarzutów dotyczyła pogwałcenia przepisów gwarantujących świecki, neutralny charakter państwa oraz przekroczenie przez ministra edukacji uprawnień przyznanych mu przez ustawę o systemie oświaty. Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu z 20 kwietnia 1993 roku odrzucił jednak niemal w całości skargę. Uchylił jedynie konieczność składania oświadczeń o rezygnacji z uczestnictwa w nauce religii. Nauka religii w szkołach została ostatecznie dopuszczona przez uchwaloną 2 kwietnia 1997 r. Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej, a dokładniej jej artykuł 53, paragraf 4, który brzmi: „Religia kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób”. Wcześniej zagwarantował ją podpisany 28 lipca 1993 r. konkordat zawarty między Rzeczypospolitą Polską a Watykanem (wszedł w życie w 1998 r.), a ściślej jego artykuł 12. Obecnie nie ma możliwości likwidacji lekcji religii bez renegocjacji warunków tej umowy międzynarodowej. Niestety, nie ma obecnie w Polsce siły politycznej, która mogłaby tego dokonać. Łatwiejsze wydaje się dokonanie pewnych zmian w obrębie samego przedmiotu religii, na przykład ograniczenie ilości godzin, wykluczenie katechetów z rad pedagogicznych czy wycofanie ocen ze świadectwa. ARTUR CECUŁA
dziewczyna płakała, a obok z kamienną twarzą stała elegancka kobieta z przysłoniętymi włosami i ciemnymi okularami. Być może była to prawniczka skazanej, może jej siostra. Co czuli ci wszyscy ludzie? Co czuli ci, którzy chwilę później rozbijali głowę „cudzołożnicy” kamieniami? Byli to zapewne skądinąd uroczy, ciepli i gościnni ludzie, tacy muzułmanie, jakich znam osobiście z bardziej sympatycznych okazji. Może byli smutni, że muszą zrobić coś tak okropnego, aby się wypełniło Pismo, aby wyplenić zło spośród siebie. Może byli źli na swoją ofiarę, że przez nią muszą ubabrać sobie ręce krwią? Chcieli być dobrzy bez względu na to, co czują. Bezwzględnie dobrzy. Innym razem gdzieś w Polsce, w pewnej chrześcijańskiej wspólnocie, urządzono wewnątrzparafialny proces mężczyźnie i kobiecie za to, że zawarli związek cywilny, choć każde z nich miało już za sobą małżeństwa zakończone rozwodem. Uznano ich za grzeszników, wyrzucono ze wspólnoty i bardzo konsekwentnie zerwano z nimi wszelkie kontakty. Mimo że ich lubiano i ceniono, mimo długoletnich więzów przyjaźni. Nie było to łatwe dla żadnej ze stron. Ale trzeba było tak zrobić, bo „Bóg tak chciał”. A Bóg, ich Bóg, jest przecież dobry. Bezwzględnie dobry. MAREK KRAK
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r. pus Dei to prałatura personalna Kościoła katolickiego. Samo OD określa się jako „hierarchiczna instytucja Kościoła katolickiego”. Niektórzy opisują Dzieło jako „duchowy specnaz”, „gwardię papieską” albo „czołg na gumowych oponach”, który zdobywa teren dla Kościoła tam, gdzie konwencjonalne środki zawodzą. Naturalnie, nie na liczebności i masowości polega siła OD, lecz na docieraniu do ludzi zaangażowanych, do elity, i stymulowaniu takiegoż zaangażowania wśród ogółu członków i na tej fali wspieranie ekspansji ideologii i organizacji. W „Drodze”
O
wszystko, co się do ciebie zbliży. To twoje dzieło apostolskie i po to żyjesz na ziemi. Nie uważaj nikogo za nieprzyjaciela. Niech wszyscy będą twoimi przyjaciółmi. I ci po prawicy, którzy uczynili ci dobro albo uczynić chcieli. I ci po lewicy, którzy ci zaszkodzili albo próbowali zaszkodzić. Niech twoje powołanie pozostanie niezauważone...”. Nieco innymi słowami wyjaśnia tę metodę w pkt 397: „W sprawach wiary i zachowania się bądź nieustępliwy, lecz łagodny. Jak stalowa maczuga otulona miękkim pokrowcem. Bądź nieustępliwy, ale nie zawzięty i szorstki”. Z kolei w pkt 643 czytamy: „Nie ujawniaj sekretów swojego apostolstwa. Czy nie
PRZEMILCZANA HISTORIA Jak rzekłem, często organizacja jest jakąś nicią wiązana z masonerią i bywa określana jako „kościelna masoneria” lub „biała masoneria”. Niektórzy wyznawcy takiej klasyfikacji uważają, że OD musi być jakoś połączona, przynajmniej personalnie, z masonerią, inni z kolei twierdzą, że OD powstało jako kościelna reakcja na masonerię i działa jako jej przeciwieństwo. Ja uważam, że pierwsza teza jest jawnie nieprawdziwa, jest też klasyczną „teorią spiskową”, gdyż przeczy zdrowemu rozsądkowi; druga teza jest raczej nieprawdziwa, choć przecież nie można wykluczyć, że w pewnych okolicznościach czy sferach
organizacyjnie żadnej zagranicznej władzy. Natomiast w OD struktura władzy układa się w piramidkę z wierzchołkiem w Rzymie. Masońskie praktyki przewidują afirmację człowieka i wydobycie form czysto humanistycznych na wierzch, a nie ich okiełznanie, poniżanie i umartwianie pod hasłem „walki z namiętnościami”. Tytułowe zestawienie fartuszka i włosiennicy wiele nam już na ten temat mówi – są to przecież elementy o znaczeniu rytualnym. Dla masona fartuch to symbol pracy, a białe rękawiczki – symbol czystości i prawości. Dla członka OD takim strojem jest włosiennica, która służy do gnębienia grzesznego
HISTORIA MASONERII (14)
Fartuszek i włosiennica Czy tworząc w ramach Kościoła organizację dyskretną i elitarną, Josemaria Escriva postrzegał to jako równowagę dla wpływów i oddziaływania masonerii, czy to miała być swoista konkurencja dla niej, jak się często słyszy? A może Opus Dei to jedna z form masonerii? Escriva pisze: „Zaniedbujesz się, ty? Czyżbyś był człowiekiem stada? Przecież urodziłeś się po to, żeby rozkazywać!”. W 1982 r. Pierre Emonet w jezuickim czasopiśmie szwajcarskim „Choisir” pisał: „Są potężni. Mają swoich ministrów w rządach, w tym także dyktatorskich, mają swoje gospodarcze imperium, gazety i studia radiowe. Ich metody są tak dyskretne i skuteczne, że sprawiają wrażenie tajnych i groźnych”. Działalność społeczna OD preferuje – podobnie jak w masonerii – dyskrecję tudzież realizację celów bez obwieszania się szyldami OD. Zdaje się jednak, że jest to posunięte dalej niż w masonerii. Wedle „Constitutiones Opus Dei” opublikowanych w 1970 r. przez Hiszpana Jesusa Ynfante, dyskrecja była obligatoryjna. Ten wewnętrzny regulamin OD tłumaczy to tak: „Brak dyskrecji mógłby stanowić dużą przeszkodę w pracy apostolskiej lub przysporzyć trudności w kręgu własnej rodziny naturalnej czy też sprawowaniu urzędu lub wykonywaniu zawodu. Dlatego numerariusze czy supernumerariusze bardzo dobrze zdają sobie sprawę, że zawsze muszą zachować mądre milczenie odnośnie nazwisk innych członków; nikomu też nie wyjawiają swojej przynależności do Opus Dei”. „Droga” to główne dzieło OD, które miało stać się superbestsellerem. Jego autor, Escriva, w rozdziale pt. „Taktyka” radzi: „Czy pragniesz wznieść się wysoko i błyszczeć jak gwiazda na niebie? Lepiej stać się pochodnią, podpalającą z ukrycia
widzisz, że świat pełen jest samolubnych bezrozumników?”. Punkt 655 dotyczy bezpośrednio znaczenia dyskrecji: „Nie ma tu dość miejsca, abym mógł wyjaśnić znaczenie »dyskrecji«. Może nie jest ona ostrzem twojej broni, ale przynajmniej jej trzonkiem”. Ponieważ dyskrecja jako metoda działania organizacji jest właściwa również masonerii, toteż szybko zaczęto przyrównywać Opus Dei do wolnomularstwa. Czasami miało to całkiem realne konsekwencje. Otóż już w latach 40. Escriva został postawiony przed Trybunałem do Ścigania Masonerii, gdzie oskarżono go o... herezję i spiskowanie przeciw Kościołowi. Ówczesny generał jezuitów, Włodzimierz Ledóchowski, twierdził wtedy: „Są tam przejawy ukrytych tendencji zdobywania świata w formie chrześcijańskiej masonerii”. Kościół bał się nie tylko organizacji sekretnej zewnętrznej, którą postrzegał jako wrogą sobie, ale i takiej organizacji w swoim łonie. Wiedziano bowiem, że z natury trudno jest zapewnić kontrolę nad taką organizacją i również z natury wykazuje ona dwie tendencje: a) tworzenia „Kościoła w Kościele”, b) opanowywania Kościoła. We Włoszech w roku 1986 powołano specjalną komisję parlamentarną w celu zbadania „knowań katomasonerii”. Po samobójstwie Aloisa Estermanna, szefa papieskiej gwardii, pośród szeregu różnych domniemań, jakie poczęły się szybko tworzyć, opublikowano także teorię, która głosiła, że jego śmierć była wynikiem walki między Opus Dei a... masonerią o władzę w gwardii papieskiej.
Josemaria Escriva
może dochodzić do, powiedzmy eufemistycznie, konkurencji masonerii i OD. Naturalnie, przed wszelkimi związkami masonerii i OD bronią się z jednej stronie wolnomularze, a z drugiej – członkowie OD. Stanisław Obirek zauważa: „Czy Opus Dei to rzeczywiście katolicka masoneria? To trochę obraźliwe dla masonów. Bo jednak masoni to szlachetna organizacja powstała w okresie oświecenia i kultywująca tradycje wolnościowe. Z pewnością nie była to organizacja, która by zniewalała ludzi czy prała im mózgi, wprost przeciwnie, uczyła niezależności myślenia. Natomiast Opus Dei podporządkowuje człowieka”. Różnic jest oczywiście znacznie więcej. OD jest skrajnie scentralizowana, a masoneria jest zdecentralizowana. Obediencje wolnomularskie są niezawisłe i niepodporządkowane
ciała. Masoni nie umartwiają się dla chwały Wielkiego Architekta tudzież profitów osobistych, gdyż preferują bardziej harmonijne i mniej drastyczne środki służące doskonaleniu własnej osoby. Humanistyczny profil tego doskonalenia wyklucza jakiekolwiek elementy sadomasochistyczne. Masoneria nie jest religią ani quasi-religią, nie ma własnej teologii, przekonań religijnych, doktryny filozoficznej i religijnej. OD jest związane z ortodoksyjnie pojmowaną jedną tradycją religijną. Masoneria to nurt progresywny. OD jest ultrakonserwatywne. Masoneria głosi konieczność i realizuje poprawianie i udoskonalanie stosunków społecznych, chce jednoczyć i zbliżać ludzi w ich różnorodności. OD zakłada takie doskonalenie społeczeństwa, które sprowadza się do podporządkowania ludzi jednej ideologii – jest to model jedności poprzez stopienie różnorodności.
17
Doskonalenie się w masonerii tak się ma do opieki i przewodnictwa duchowego realizowanego w ramach OD, jak wyprawa rowerowa do przejażdżki rowerem na bagażniku, gdzie liczy się przede wszystkim to, aby się nie wiercić. Generalnie w kształtowaniu jednostki w ramach masonerii nie ma miejsca na prowadzenie za rączkę dłużej niż przez chwilę, natomiast w OD stale i intensywnie podkreśla się walory dziecięctwa duchowego. Chrześcijanie formowani przez OD mają się cechować bezkrytyczną, gorliwą religijnością i głęboką znajomością doktryny. Według Escrivy, chrześcijanin powinien mieć „pobożność dziecka i obeznanie doktrynalne teologa”. Wizja doskonalenia człowieka jest w OD wyreżyserowana po najdrobniejsze szczegóły. Inaczej jest w masonerii, gdzie chodzi nie tyle o to, aby do czegoś się dostosować, lecz aby coś w sobie odkryć. Masoneria preferuje osoby intelektualnie i psychicznie dojrzałe, o ukształtowanej osobowości i światopoglądzie. Z kolei OD preferuje ludzi maksymalnie plastycznych, często młodych lub przeżywających rozterki psychiczne. Fundamentalne różnice między OD a masonerią można by jeszcze mnożyć, ale warto powiedzieć także o podobieństwach. Podobnie jak organizacje masońskie, OD ma charakter zamknięty. Nie jest to organizacja dla każdego chętnego, nie można po prostu przyjść i się zapisać. Proces rekrutacji jest dość skomplikowany i długi. Nie traktuje się tego jako zgody na realizację celów OD czy wyniku zainteresowania, lecz jako wyraz „powołania”. Z drugiej jednak strony, w stosunku do ludzi, których OD ocenia jako potencjalnie bardzo wartościowych dla organizacji, podejmowane są wyrafinowane środki mające na celu włączenie do Dzieła Bożego. Dzieło zasadniczo nie przyjmuje na podstawie aplikacji, lecz wyłącznie poprzez zaproszenie, naturalnie głównie poprzez znajomych. Podobnie jak masoneria, OD zakłada „miękki” model rozszerzania w społeczeństwie swych idei. Jest to model opierający się na praktyce, przykładzie, perswazji, odżegnujący się od metod inwazyjnych, indoktrynacyjnych i agresywnych. Te ostatnie sprawiają wrażenie zewnętrznych, narzucanych, te pierwsze mają się rozszerzać jakby od środka i dyskretnie. Podkreślając pryncypialne różnice, nie powinniśmy jednak uciekać od ukazania pewnych charakterystycznych podobieństw w pewnych aspektach (zwłaszcza w wymiarze społecznym). Osobiście sądzę, że Escriva znał zalety masonerii i był pod wrażeniem jej skuteczności. Uważam, że dla Kościoła chciał przyswoić pewne formalne przejawy masonerii i pewne jej właściwości metodologiczne, wierząc, że będą one nie tylko płodne, ale wręcz nieodzowne w czasach trudnych dla Kościoła. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
W
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
związku z informacjami prasowymi o prowadzonej przez Kościół katolicki zorganizowanej akcji, która ma wpłynąć na proces ustawodawczy (księża katoliccy, protestując przeciwko leczeniu niepłodności nowoczesną i skuteczną metodą in vitro, wśród parafian zbierają podpisy pod projektem ustawy, która ujmuje procedurę in vitro właściwie w kategoriach zabójstwa) oraz w związku z tym, że w akcję zbierania podpisów zaangażowali się duchowni katoliccy z wielu diecezji i że zbieranie podpisów odbywa się za zgodą biskupów, Stowarzyszenie Neutrum byłoby zobowiązane Panu Premierowi za odpowiedź na pytanie, jakie Rada Ministrów zamierza podjąć działania? Chcemy zwrócić uwagę, że w umowie społecznej, czyli przyjętej w ogólnonarodowym referendum Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 1997 r. pośród najważniejszych zasad konstytucyjnych znajduje się „zasada niezależności państwa i Kościoła, każdego w swojej dziedzinie”. Zasadę tę zawiera również tekst podpisanej przez Polskę i Stolicę Apostolską umowy międzynarodowej, czyli konkordatu z 1993 r. Określa on sposób działania Kościoła katolickiego na terenie RP. Według wykładni Kościoła katolickiego, zasadę powyższą należy odczytywać następująco: „Niezależność oznacza taki stopień autonomii danego bytu w stosunku do innego, który wyklucza ingerencję każdego z nich w wewnętrzne sprawy drugiego”. Zasada „niezależności” ustanawia zakaz dla państwa wkraczania w sfery przynależne autonomicznemu Kościołowi, działającemu na terenie
Kościół łamie prawo suwerennego państwa polskiego, ale także – w oparciu o zasadę wzajemności – zakazuje Kościołowi mieszanie się w sprawy państwa. Każda ingerencja w sprawy państwa przedstawicieli Kościoła katolickiego, a także przedstawicieli państwa w sprawy Kościoła jest łamaniem przepisów konstytucji i konkordatu. W związku z powyższym prosimy Pana Premiera o odpowiedź na pytanie, czy zorganizowanie akcji i kierowanie nią przez biskupów da się pogodzić z zasadą „niezależności Państwa i Kościoła, każdego w swojej dziedzinie”? Zdaniem Stowarzyszenia Neutrum, jest to ewidentne łamanie zobowiązań przyjętych na siebie przez Stolicę Apostolską, łamanie przepisów konstytucji i konkordatu przez funkcjonariuszy Kościoła katolickiego w Polsce! Bylibyśmy zobowiązani za informację, czy podległe Panu Premierowi Ministerstwo Spraw Zagranicznych, działające na rzecz właściwych relacji z podmiotami międzynarodowymi, poczyni stosowne kroki w celu zapewnienia właściwych zachowań funkcjonariuszy Kościoła, wynikających z postanowień konkordatu. Dalsze uporczywe lekceważenie przepisów
Pani pozna Pana Samotna i niezależna, 165/55/54, z własnym mieszkaniem, zmotoryzowana, ceniąca uczciwość, pozna miłego Pana w wieku 35–55 lat. Foto mile widziane. Odpowiedź na każdy list gwarantowana. (1/a/12) 59-letnia pracująca warszawianka, w separacji, bezdzietna, pozna ciepłego Pana, starszego, opiekuńczego, wykształconego i inteligentnego, koniecznie z Warszawy. (3/a/12) Biblijnie wierząca wdowa w wieku 56 lat pozna miłego współwyznawcę, aby spędzić z nim resztę życia. (4/a/12) Młoda duchem wdowa w wieku 72 lat, zadbana, niezależna, uczciwa i opiekuńcza, fanka „FiM”, pozna kulturalnego Pana, odpowiedzialnego i bez nałogów, o zbliżonych poglądach, z woj. kujawsko-pomorskiego i ościennych. (5/a/12) 58-letnia wdowa, rencistka zamieszkała ma peryferiach Łodzi z adoptowanym, 21-letnim synem brata, z dużym domem, bez nałogów, pozna Pana uczciwego, bez nałogów, pracowitego, potrafiącego zadbać o dom i rodzinę, powściągliwego pod każdym względem, w celu założenia rodziny. (6/a/12)
konkordatu przez biskupów i księży powinno – zdaniem Neutrum – stanowić podstawę do rewizji lub – przy braku drugiej strony – do wypowiedzenia tej umowy międzynarodowej Kościelną wykładnię zasady „niezależności” powinny stosować obie strony konkordatu, ze strony państwa wszystkie naczelne organy władzy, w szczególności rząd RP i wszystkie szczeble administracji państwowej, zaś ze strony Stolicy Apostolskiej podległe Watykanowi partykularne struktury Kościoła katolickiego w Polsce: diecezje, parafie, a także funkcjonariusze – biskupi i księża.
Pracująca emerytka w wieku 68 lat, szczupła, o dobrej prezencji, ze średnim wykształceniem, kulturalna, opiekuńcza, o wszechstronnych zainteresowaniach, bez nałogów, niezależna finansowo, pozna kulturalnego Pana w odpowiednim wieku, bez nałogów, z Krakowa lub okolic. (7/a/12) 29-letnia panna poszukująca stałego związku pozna Pana do lat 35., opiekuńczego, niekaranego i bez nałogów. (8/a/12) Pan pozna Panią 40-letni brunet o wzroście 175 cm, obecnie przebywający w ZK, pozna kobietę do lat 50., w celu stworzenia stałego związku opartego na szczerości i zaufaniu. (1/b/12) Wysoki, lat 44, obecnie przebywający w ZK, pozna Panią do lat 48., w celu stworzenia stałego związku, opartego na wzajemnym zaufaniu. (2/b/12) Kawaler z Poznania, 28/191/105, niepalący i niezależny finansowo, lubiący turystykę pieszo-rowerową i muzykę klasyczną, pozna kobietę o podobnych zainteresowaniach w wieku do 32 lat, w celu stworzenia stałego związku. (3/b/12) Starszy kawaler z bródką pozna niekonfliktową, uczciwą, samotną rencistkę (także niepełnosprawną), lubiącą czar erotycznej namiętności i skromny domek na wsi. (4/b/12) Wolny 66-latek z Warszawy, niepalący, o wszechstronnych zainteresowaniach, były nauczyciel cywilny i wojskowy, pozna bezdzietną Panią w celu wspólnego zamieszkania na dobre i na złe. (5/b/12)
Dotychczasowe działania, od dnia wejścia w życie przepisów konstytucji i konkordatu, wszystkich dotychczasowych prezesów Rady Ministrów, ministrów spraw zagranicznych, polskich ambasadorów przy Stolicy Apostolskiej są oceniane przez Stowarzyszenie Neutrum jako niezgodne z polską racją stanu, jako niezgodne z zasadą neutralności władz publicznych w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, wyrażoną w art. 25 ust. 2 Konstytucji RP z 1997 r., a także jako sprzeczne z dyrektywą sformułowaną w art. 10 ust. 1 ustawy z 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, iż Rzeczpospolita Polska
61-letni, samotny i zadbany wdowiec mieszkający z córką i synem, lubiący sport, dobrą muzykę, taniec i pracę w ogrodzie, pozna Panią w odpowiednim wieku w celu stworzenia stałego związku. (6/b/12) Emeryt, 71/162, tolerancyjny i wyrozumiały, bez nałogów i zobowiązań, o wszechstronnych zainteresowaniach, niezależny finansowo, z własnym mieszkaniem w Katowicach, pozna szczupłą, wolną Panią w podobnym wieku, o podobnych zainteresowaniach, ze Śląska lub terenów ościennych, w celu matrymonialnym. Tylko poważne oferty. (7/b/12) Samotny emeryt o wzroście 180 cm, bez nadwagi i nałogów, z poczuciem humoru, wyrozumiały, zdrowy i sprawny fizycznie, tzw. złota rączka, pozna Panią o podobnych cechach osobowości, światłym umyśle, bez dewocji. Prośba o podanie telefonu. (8/b/12) 42-letni brunet, 183 cm, niepalący romantyk, szuka samotnej Pani, zadbanej i miłej, w wieku 30–40 lat, lubiącej długie spacery, nie tylko z Wielkopolski. (9/b/12) Samotny emeryt z Warszawy, z mieszkaniem, bez nałogów, pozna samotną, niepalącą antyklerykałkę w wieku 65 lat, w celu omówienia wspólnego życia i wzajemnej opieki. Forma związku do omówienia. (10/b/12) 28-latek o piwnych oczach, wzroście 183 cm, bez nałogów, szczery, uczciwy i z poczuciem humoru, pozna Panią pragnącą życia we dwoje.
jest państwem świeckim, neutralnym w sprawach religii i przekonań. Przyzwolenie na uporczywe od lat poczynania biskupów i księży katolickich są sprzeczne w istocie rzeczy z zawartą w art. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej zasadą, iż Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli. W preambule najważniejszej polskiej umowy społecznej, konstytucji, wyraźnie podkreślono pluralizm światopoglądowy społeczeństwa polskiego. Dlatego też dalsze zaniechanie działań Rady Ministrów i Ministerstwa Spraw Zagranicznych w sprawie właściwej realizacji konstytucyjnej zasady „niezależności państwa i Kościoła” będzie świadczyło o przyzwoleniu przez kierowany przez Pana Premiera rząd na dalsze nadawanie państwu polskiemu piętna religijnego, a tym samym pogłębienie istniejącego poczucia alienacji mniejszości wyznaniowych i światopoglądowych w polskim życiu publicznym, dla których odciśnięte na polskim prawie piętno religii katolickiej będzie wystarczającym warunkiem do odrzucania (łamania) przepisów tego prawa, w ich mniemaniu będących bezprawiem. Prosimy o odpowiedź w terminie przewidzianym w ustawie. Z poważaniem prezes Zarządu Krajowego Stowarzyszenia Neutrum Czesław Janik (skróty pochodzą od redakcji „FiM”)
Foto mile widziane. Odpowiedź na każdy list gwarantowana. (11/b/12) Inne Kulturalny mężczyzna o otwartym umyśle poszukuje partnera na stałe w celu wspólnego zamieszkania i wzajemnego wspierania się w trudnych czasach. Wiek i stan majątkowy obojętne – liczy się dojrzała osobowość i aktywne dążenia do spełniania marzeń. (1/c/12) 60-letni niepalący rencista z wyższym wykształceniem pozna byłą siostrę zakonną. (2/c/12) Znawca hebrajszczyzny i greki wyjaśni fachowo kwestie biblijne. (3/c/12) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,45 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,45 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
LISTY Patron pedofilów Polskie Radio doniosło z Watykanu, że beatyfikacja Jana Pawła II w dniu 2 kwietnia 2010 r., czyli w piątą rocznicę jego śmierci, jest bardzo możliwa. Potrzeba jednak zweryfikować cud, który uczynił, oraz stwierdzić „heroiczność Jego cnót”. Z tym ostatnim nie powinno być, moim zdaniem, żadnych problemów. Przez cały okres pontyfikatu z niebywałym przecież heroizmem chronił i bronił pedofilów w sutannach, natomiast w nosie miał cierpienia dzieci, jakie chronieni przez niego zbrodniarze zadawali bezbronnym. W czasie światowego spotkania z młodzieżą w Toronto odmówił spotkania się z rodzicami amerykańskich i kanadyjskich dzieci poszkodowanych przez księży zboczeńców. „Najświętsza kremówka” z Wadowic codziennie zatem odznaczał się heroicznością cnót i dlatego – po beatyfikacji – powinien zostać patronem pedofilów. Jan Jacisz
Bezwolni biskupi Watykan podał pisemną informację, że polscy biskupi nie będą się już poddawać lustracji dotyczącej współpracy z SB. Dowiadujemy się, że w przypadku biskupów ich współpraca była nie z własnej woli. Jeżeli nie z własnej woli, to co? Wymuszona? A czym wymuszona? Koniaczkami? Paszportami? A może mamoną? Kto odpowie na pytania plebsu? Nasuwa się analogia: Co będzie za 20–30 lat, jak dorośnie pokolenie naszych wnuków i przejmie powoli sprawy kraju? Czy nie będzie dopatrywać się działalności przestępczej we współpracy biskupów z tzw. Komisją Majątkową – niekonstytucyjnym organem – w celu osiągnięcia korzyści majątkowych? Współpraca ta będzie zapewne oceniona jako gorsza od współpracy z SB, gdyż przyczyniła się ona do „eutanazji” milionów najbiedniejszych Polaków. Jan Ciosek, Gryfice
Apostazji w CRA – TAK! Pragnę włączyć się do dyskusji na temat apostazji. Pod wpływem wielu przeczytanych książek, artykułów prasowych oraz własnych przemyśleń od ponad 40 lat jestem ateistą. Do kościoła w ogóle nie chodzę, kolędy nie przyjmuję. Domyślam się, że ciągle figuruję w ewidencji parafii jako katolik. Chciałbym, aby mnie tam wykreślono, ale nie mam ochoty chodzić do biura parafialnego i wdawać się z plebanem w jałową dyskusję. I tak nie byłbym pewien, czy mnie wykreśli.
Podoba mi się pomysł stworzenia Centralnego Rejestru Apostatów (CRA). Będzie to poważne przedsięwzięcie, wymagające odpowiednich ram organizacyjnych. Mam następujące uwagi i propozycje: 1. Redakcja „FiM” wydaje mi się najlepszym organizatorem takiego centrum. 2. Każdy, kto chce się wykreślić z Krk, powinien wysłać do miejscowej parafii listem poleconym odpowiedni wniosek z uzasadnieniem, a jego kserokopię wraz z potwierdzeniem nadania przesłać do CRA.
LISTY OD CZYTELNIKÓW Jak jakiś biskup powie, że się pomodli za wyjście Polski z kryzysu, to go zaraz pokaże narodowi telewizja publiczna. Za zasługi dla Polski. Za ogromne poświęcenie „kapłańskie”. Do Torunia przywieźli leżącego od 24 lat w śpiączce 40-letniego mężczyznę, bo matka domagała się eutanazji dla syna. W ośrodku wyprowadzającym podobno ze śpiączki są eksperci kościelni od opieki nad chorymi. Jedno tylko nasuwa się pytanie: za ile tysięcy dziennie będą chorego wybudzać ze śpiączki? Nie podano tego do wiadomości, a szkoda.
zrzuca z siebie uwierające grzechy, aby grzeszyć na nowo, często bezpośrednio po otrzymaniu rozgrzeszenia. Dziennikarz ów wyznał też, że w szwedzkich mediach nie było informacji o rocznicy śmierci papieża Jana Pawła II, ponieważ osoba papieża nie była i nie jest osobą znaczącą dla Szwedów. Dziennikarza bardzo poruszyło milczenie szwedzkich mediów. Zdecydował się napisać artykuł o papieżu, a podczas wywiadu wyraził radość z jego opublikowania w znanej szwedzkiej gazecie. D.W.
Śmiechu warte
3. CRA na tej podstawie wciąga apostatę do ewidencji oraz umieszcza na portalu internetowym jego imię, nazwisko i miejsce zamieszkania. 4. Każdemu zgłoszeniu do CRA powinno towarzyszyć przekazanie jakiejś kwoty (np. 10 zł) na pokrycie kosztów działania centrum. 5. Redakcja każdej gazety ma w swojej strukturze rozmaite działy. Myślę, że gdyby CRA stał się działem redakcji „FiM”, to uniknęłoby się wielu formalności, bo redakcja ma swój status prawny i byłoby to rozszerzenie działalności. Andrzej Mieczkowski Tuchola
Leczenie modłami Znowu biskupi na ekranie telewizyjnym (11.03.). Tacy wystrojeni, eleganccy, modni. Pełni radości życia. Duma ich rozpiera, to widać. Cieszą się, bo wybrali jednego ze swoich na szefa episkopatu. Bardzo ważne wydarzenie dla Polski. Od tego wyboru będzie zależeć stopa życiowa narodu. Molestowanie kościelne nie ma granic ani wstydu. Wstydzić się mogą tylko ci, którzy żyją w nędzy. W czasach kryzysu i bez kryzysu. Ale kościelni? Oni są bogaci i nigdy nie mają wstydu w dążeniu do władzy absolutnej i w okradaniu państwa. Odkąd Kościół wyrósł ponad Boga, Bóg przestał się liczyć. Czy biskupi pomyślą o Polakach żyjących w nędzy? Owszem, przyjdą im z pomocą w telewizji. Pomodlą się za nich. Jeśli w ogóle się modlą. W co wątpię. Oni mają Boga tam, gdzie mają biednych. Mają Boga na swoje potrzeby. Tak jak policjant ma pałkę. Na swoje potrzeby, ale nie na siebie.
Pytanie nie jest bezzasadne, bo w ośrodku jest ksiądz. Telewizja go pokazała. A gdzie jest ksiądz, tam jest grubsza forsa. Kościół robi biznes kosztem nieszczęść ludzkich. Lecznictwo i opieka nad chorymi powinna być sprawą państwa, a nie Kościoła. Czy w Polsce za leczenie ludzi poprzez modlitwy musi płacić państwo? Modlitwa to nie operacja chirurgiczna i nie wymaga studiów ani kwalifikacji. Parę dni temu TV pokazała pogorzelców. Caritas zbiera pieniądze na pomoc dla nich. Zbiórka na Caritas pod pretekstem pomocy dla poszkodowanych. Dlaczego pieniądze (nawet te państwowe!) nie idą bezpośrednio do tych, dla których są zbierane, tylko zawsze przez Caritas? W przypadku Orkiestry Owsiaka wszystko jest jasne: ile zebrał, ile wydał i co kupił dla szpitali. A co kupił Caritas dla polskich szpitali i jak opiekuje się chorymi? Zbiera na nich pieniądze. Opieka i pomoc polega na zbieraniu pieniędzy? Przecież tylko o tym się słyszy: CARITAS ZBIERA PIENIĄDZE, a TVP podaje numer konta Caritasu. I na tym się kończy. Tam, gdzie Kościół robi biznes kosztem nieszczęść ludzkich, państwo polskie jest nieobecne. Jest ślepe i głuche. tewu
Szwedzi o katolikach W Szwecji z nieufnością odnoszą się do katolików – stwierdził w wywiadzie dla Polskiego Radia Maciej Zaremba, polski dziennikarz mieszkający od wielu lat w Szwecji autor książki „Polski hydraulik i inne opowieści ze Szwecji”, wydanej w 2008 r. W Szwecji uważa się katolika za człowieka obłudnego, fałszywego, który po wyspowiadaniu się łatwo
Od dłuższego czasu w nowym kanale telewizyjnym Historia emitowane są odcinki „Czterech pancernych i psa” oraz „Stawki większej niż życie”. Ale nie po to tylko, aby zaspokoić nieustanne zainteresowanie widzów tymi niezmiennie lubianymi serialami. Przed lub po kolejnym odcinku jacyś bardzo poważni panowie historycy tłumaczą widzom manipulowanym prosowiecką propagandą lejącą się z tych seriali, na czym polega fałszowanie w nich historii. Ale w swoim politycznym zacietrzewieniu poważni panowie historycy zapominają, że te seriale nigdy nie rościły sobie pretensji do dokumentu historycznego. Opierają się przeważnie na fikcji literackiej i jako dzieła sztuki nie podlegają naukowemu osądowi. To tak, jakby po odcinkach „Supermena” zaprosić naukowców, fizyków, inżynierów i dowodzić, że z naukowego i technicznego punktu widzenia, jego wyczyny są niemożliwe. A więc, panowie prezesi polskiej telewizji, w ramach aktualnej poprawności ideowej kompromitujecie się totalnie. Władysław Salik
Katolicy to zbrodniarze! Dokładnie 9 lat temu, w tzw. Dzień Pojednania, Jan Kremówka jako nieomylny rzekł był w kontekście zbrodni Kościoła rzymskokatolickiego: „Przebaczamy (o żeż ty w mordę! Komu i co?) i prosimy o przebaczenie. Nawet jeśli sami nie ponosimy winy za grzechy przeszłości, bierzemy na siebie ciężar win popełnionych przez naszych przodków”. Tja... Wychodzi na to, że każdy rzymski katolik jest spadkobiercą Tomcia Torquemady i innych zbrodniarzy i powinien ponosić za to konsekwencje. Już wtedy Benkowi Wehrmachtowcowi (podówczas będącemu prefektem Kongregacji Nauki Wiary, bezpośredniej dziedziczki i kontynuatorki poczynań Świętej Inkwizycji) musiało być przynajmniej wyjątkowo głupio: musiał wyznać grzech szerzenia wiary przemocą... Chichot historii czy ki dia... oj, przepraszam, ki papież? Swoją drogą, czy ograniczanie przez kleropropagandę i jej sługusów nieomylności do sfery zabobonów, w które mają wierzyć strzyżone owieczki, nie jest li tylko wytłumaczeniem
19
jego licznych wybryków i ekscesów? A może to początek końca? Daj Boże! Marek Ząbczyński
Msza za biskupa Proszę o kontakt duchownych zainteresowanych inicjatywą mającą na celu niesienie pomocy oraz wsparcia duchowego przedstawicielom hierarchii Kościoła rzymskokatolickiego. Projekt ten będzie realizowany w ramach Ofiary Mszy Świętej, celebrowanej przez byłych kapłanów w intencji wyżej wymienionych. Kontakt:
[email protected] Janusz Bukowski, były ksiądz
Nieomylność na wagę złota Ogólnie wiadomo wszystkim (z autopsji), z jakiego źródła nasi kochani duchowni czerpią swoje dochody. Jest grupa ludzi, których ten rodzaj czerpania zysków (wyłudzenia i żebractwo) oburza. Według Kościoła, każdy papież jest świętą nieomylną postacią. Wobec czego powyższą sprawę powinni w bardzo sprytny sposób sami uregulować. Wystarczy, że nieomylny papież – zamiast pisać bzdety w licznych encyklikach – zajmie się wypełnianiem kuponów totolotka. A będą mieć kasy jak w banku. Czytelnik
Do jednego wora Ostatnio dyskredytuje się byłych pracowników Służb Specjalnych i zabiera im emerytury. Między innymi tym, którzy w wyniku brawurowej akcji uratowali agentów CIA od niechybnej śmierci i wywieźli ich z Iraku. W 1990 roku, tuż przed rozpoczęciem wojny w Zatoce Perskiej, polskie służby specjalne, działając na prośbę CIA, wywiozły z Iraku kilku amerykańskich szpiegów, którym groziła kara śmierci. Wszystko działo się w najwyższej tajemnicy, a sprawę ujawnił dopiero w 1995 roku dziennikarz „The Washington Post”. Brawurowa akcja miała wpływ na decyzję o redukcji polskiego długu, zapoczątkowała też myślenie o przystąpieniu Polski do struktur NATO. Szef CIA William Webster nazwał akcję wielkim sukcesem polskiego wywiadu. Żadne służby nie mogły tego dokonać – dokonali tego Polacy. Polscy oficerowie w wyniku swoich działań osiągnęli dla RP nie tylko wymierne korzyści materialne, ale pokazali swoją odwagę i fachowość. Dlaczego się o tym nie mówi, nie pisze i nie przypomina „gniewnym” inkwizytorom sejmowym? Czyż tamci nie zapracowali na swoje emerytury? Nie kopmy leżącego. Winnych stawiajmy pod sąd. „Nie!” dla stosowania odpowiedzialności zbiorowej. Tadeusz D., Olsztyn
20
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Eutanazja Mam kilka pytań: czy Biblia mówi coś o eutanazji? Czy w obliczu nieustającego cierpienia jest ona dopuszczalna? Jak powinniśmy traktować samobójców? Czy będą potępieni? Rozpocznijmy od samego pojęcia eutanazji (od gr. euthanasia – „dobra śmierć”), które zwykle rozumie się jako pomoc w umieraniu osobie nieuleczalnie chorej, aby skrócić jej cierpienie. Otóż w tym znaczeniu, jakie to słowo posiada, pojęcie eutanazji nie występuje w Biblii. Ogólnie rzecz biorąc, według Biblii, życie jest najwyższym dobrem, a śmierć przedstawiona jest jako ,,wróg” człowieka (1 Kor 15. 26). Dlatego o ,,dobrej śmierci” w biblijnym sensie może mówić tylko ten, kto ,,umiera w pięknej starości, sędziwy i syty dni” (Rdz 25. 8, por. Rdz 35. 29) oraz ci, o których czytamy: ,,Błogosławieni są umarli, którzy w Panu umierają” (Ap 14. 13). ,,Drogocenna jest [bowiem] w oczach Pana śmierć wiernych jego” (Ps 116. 15). Chociaż Pismo Święte nie zajmuje się problemem eutanazji, nie oznacza to jednak, że w księdze tej nie można znaleźć osób, które w wyjątkowych okolicznościach skróciły swoje życie. Przykładem tego może być chociażby historia króla Saula, który będąc ciężko ranny, przyspieszył swoją śmierć, aby uniknąć tortur i szyderstw wroga. Czytamy: ,,Wziął więc Saul miecz i nań się rzucił. A gdy giermek zobaczył, że Saul nie żyje, również rzucił się na swój miecz i zginął razem z nim” (1 Sm 31. 3–5). Oczywiście była to wyjątkowa sytuacja, a król Saul, który prześladował Dawida, przedstawiony jest jako postać negatywna. Czy to jednak oznacza, że jeśli nieuleczalnie chory, cierpiący niewypowiedziane męki prosi o ich skrócenie, mamy pozostać obojętni? Czy z chrześcijańskiego punktu widzenia w takich przypadkach eutanazja powinna być dopuszczalna? Zanim spróbujemy odpowiedzieć sobie na te pytania, zważmy najpierw, że istnieje eutanazja czynna i bierna. Do czynnej zalicza się bezpośrednie doprowadzenie do śmierci, zwykle na żądanie pacjenta – i to jest na ogół przez osoby wierzące odrzucane. Istnieje jednak przyzwolenie na bierną eutanazję, która polega na zaniechaniu stosowania środków przedłużających życie, bo tak naprawdę środki te zazwyczaj przedłużają głównie cierpienie pacjenta. Co więcej, prof. Rudolf Kautsky z Hamburga stawia pytanie: ,,Jeżeli istnieje możliwość i wolność przedłużania sobie życia dzięki środkom medycznym – to dlaczego nie
miałaby istnieć możność skracania sobie życia?” (,,Eutanasie oder soll man auf Verlangen töten?”, Mainz 1976, s. 28–29). Można więc powiedzieć, że chociaż obowiązkiem lekarza jest ratowanie życia, to jednak nie powinien tego czynić za wszelką cenę, tj. w takiej sytuacji, gdy pacjent prosi o zaniechanie bezskutecznej terapii, która przedłuża tylko jego cierpienie. Oczywiście, każdy taki przypadek należałoby rozpatrywać indywidualnie, komisyjnie, tak jak to ma miejsce w Holandii, i – jak już wspomnieliśmy – za każdym razem z uwzględnieniem woli chorego. Ostatecznie to bowiem sam pacjent powinien mieć prawo decydowania o swoim losie, o tym, czy przyjąć, czy też odrzucić terapię przedłużającą jego cierpienie. Ale to oznacza również, że żaden chory, nawet gdy jest już w sędziwym wieku, nie powinien być nakłaniany przez kogokolwiek do poddania się eutanazji. Tego bowiem obawia się wielu przeciwników, twierdząc, że gdyby eutanazja została zalegalizowana, ,,osoby stare mogą czuć swego rodzaju powinność śmierci”, a nawet – że eutanazja pozwoli na ,,pozbycie się starych ludzi na przekór ich woli” (Peter Vardy, Paul Grosch, ,,Etyka”, s. 161). Aby tego uniknąć, należałoby więc prawnie zabezpieczyć i zagwarantować absolutne poszanowanie wolności człowieka, aby w żadnym wypadku nie naruszyć jego woli wyrażonej przez niego osobiście, ustnie, pisemnie, bądź też przez jego najbliższych, wcześniej upoważnionych przez chorego. Warto w tym miejscu przypomnieć, że z punktu widzenia biblijnej eschatologii, ludzie – szczególnie wierzący, którzy najczęściej mają zastrzeżenia do eutanazji – nie muszą kurczowo trzymać się życia w tej doczesności, tym bardziej gdy sytuacja jest beznadziejna. ,,Albowiem nikt z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera; bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana umieramy; przeto czy żyjemy, czy umieramy, Pańscy jesteśmy” (Rz 14. 7–8). A zatem jeśli pacjent doznaje już tylko niewypowiedzianych cierpień i obawia się, aby w tym stanie nie zwątpił (por. Prz 30. 9) i prosi o skrócenie cierpienia, wiedząc, że cała terapia ma polegać jedynie na podtrzymaniu życia w nieustannych bólach bądź podtrzymaniu funkcji
organizmu, bez nadziei na jakąkolwiek poprawę, wtedy ze spokojnym sumieniem można zaniechać czynności przedłużających jedynie proces umierania i jego cierpienie. Przypomnijmy, że podobne stanowisko w kwestii eutanazji zajął już w XVI wieku lojalny wobec papieża Thomas More (1478–1535), który w swej książce napisał: ,,Gdy z nieuleczalną chorobą łączą się ustawiczne gwałtowne cierpienia, wtedy odwiedzają chorego kapłani i urzędnicy i podają mu najlepszą według ich przekonania radę: wskazują mu, że ponieważ nie może spełnić żadnych obowiązków, których wymaga życie, więc przeżył już niejako śmierć i teraz jest już tylko przykrym ciężarem dla innych i dla siebie; nie powinien więc dłużej pozwalać, aby wyniszczała go straszna choroba, lecz raczej winien odważnie umrzeć, gdyż życie jest dla niego męką; niech więc z otuchą w sercu albo sam uwolni się od tego
najmniej niezrozumiałe. Jak wobec tego w świetle Biblii traktować tych, którzy uciekają się do eutanazji lub samobójstwa? Czy samobójcy zostaną potępieni? Chociaż Biblia nie wypowiada się w tej kwestii jasno, nie daje jednak również podstaw dla potępienia samobójców. Wiadomo przecież, że przyczyn targnięcia się na własne życie jest wiele i są one dość zróżnicowane. Oprócz ludzi o skłonnościach samobójczych mamy bowiem również chorych psychicznie, cierpiących na różne przewlekłe choroby, załamanych życiowo, przybitych nieporozumieniami rodzinnymi, zawodem miłosnym, czy też – jak w przypadku niemieckiego miliardera Adolfa Merckle – kryzysem finansowym. I o tym nie należy nigdy zapominać. Tym bardziej że tego typu zróżnicowanie występuje również wśród biblijnych samobójców. Krótko mówiąc, inaczej na ogół oceniamy wspomnianego
smutnego życia, jakby od więzienia i tortur, lub zgodzi się, by inni go wyzwolili; postępek jego będzie rozumny, gdyż przez śmierć swą nie okaże wzgardy dla dobrodziejstw życia, lecz przerwie tylko swą mękę (...). Ci, którzy dadzą się namówić, kończą życie przez dobrowolne wstrzymanie się od jedzenia lub sztucznie uśpieni umierają bez żadnego czucia. Lecz wbrew woli nikogo nie pozbawiają życia; jeśli nieuleczalnie chory chce dalej żyć, pielęgnują go z taką samą troskliwością. Po śmierci takiego cierpliwego człowieka pamięć jego czczą w szczególny sposób” (,,Utopia”, tłum. K. Abganowicz, ,,Kultura” 1947). Jak widać, już kilkaset lat temu eutanazja miała swoich zwolenników i to nawet wśród pobożnych katolików. Odwoływanie się więc przez Kościół rzymskokatolicki do argumentów moralnych (zakaz zabijania) i religijnych (życie jest darem Boga), przy jednoczesnej pochwale tzw. wojny sprawiedliwej (zabijaniu przeciwników wojennych, a w średniowieczu kacerzy i czarownic), jest co
wyżej króla Saula, a inaczej jego giermka. Inaczej Abimelecha (Sdz 9. 53–54), Achitofela (2 Sm 17.23) i Judasza Iskariotę (Mt 27. 3–5), a jeszcze inaczej Samsona, który również popełnił samobójstwo. Co więcej, przypomnijmy, że przed samobójczym aktem Samson nawet modlił się do Boga. ,,Zawołał do Pana tymi słowy: Panie, Boże, wspomnij na mnie i wzmocnij mnie jeszcze ten raz, Boże, abym mógł się zemścić na Filistyńczykach choćby za jedno z dwojga moich oczu (...). I rzekł Samson: Niech zginę razem z Filistyńczykami” (Sdz 16. 28, 30). Z tekstu tego można by zatem wywnioskować, że Bóg wysłuchuje również samobójców. Dodajmy też, że przez autora Listu do Hebrajczyków Samson zaliczony został nawet do bohaterów wiary (Hbr 11. 32). A zatem, jak już powiedzieliśmy, nie wszystkich samobójców należy traktować jednakowo. Tym bardziej że nawet król Saul, chociaż prześladował Dawida, w odczuciu tego drugiego zasłużył na pieśń żałobną (2 Sm 1. 12, 17–27).
Skąd zatem wzięło się owo potępianie samobójców, skoro Biblia nie wypowiada się na ten temat? Ano stąd, że Kościół rzymskokatolicki przez całe wieki traktował samobójstwo jako grzech. Przypomnijmy, że do takiego właśnie postrzegania samobójców przyczynił się głównie ojciec Kościoła – Augustyn z Hippony (354–430), który jako jeden z pierwszych potępiał samobójców. Takie samo zresztą stanowisko zajął później Tomasz z Akwinu (1225–1274), który twierdził, że samobójstwo jest grzechem śmiertelnym i nieprzebaczalnym. Tak więc to za sprawą m.in. tych dwóch największych teologów katolickich Kościół zakazał śpiewania psalmów na pogrzebach samobójców, nakazał grzebać ich poza murami cmentarza, w niepoświęconej ziemi, a nawet przyczynił się do tego, że zwłoki samobójców bardzo często były bezczeszczone. Dość wspomnieć, że stanowisko Kościoła rzymskokatolickiego wywarło tak silny wpływ na społeczeństwo, iż w wielu krajach Europy na niedoszłych samobójców nakładano surowe kary, począwszy od konfiskaty majątku, a na karze śmierci kończąc. Dodajmy, że w niektórych krajach Europy, przynajmniej jeśli chodzi o konfiskatę majątku, ten stan rzeczy trwał aż do XX wieku. Jak widać, bardzo często tzw. chrześcijańskie kraje czyniły coś, na co nie ma przyzwolenia w samej Biblii i na co nie pozwalało nawet prawo rzymskie. Przypomnijmy, że w Imperium Rzymskim dopuszczano możliwość popełnienia samobójstwa, gdy zachodziły ku temu ważne powody, takie jak chociażby ciężkie kalectwo, nieuleczalna choroba, nieustający ból czy też choroba psychiczna. Dla Rzymianina bowiem w równym stopniu ważne było godne życie, co godna śmierć. Rzecz jasna, nie podajemy tych faktów, aby kogokolwiek namawiać do samobójstwa, a jedynie w tym celu, aby poważnie się zastanowić, czy nie powinno się zrewidować naszego stosunku do osób żądających eutanazji? Czyż człowiek nie może decydować o sobie, skoro Bóg obdarzył go wolną wolą? Czy mamy prawo zmuszać do życia osoby, które cierpią niewypowiedziane męki i proszą o lek nasenny w śmiertelnej dawce? Niezależnie od tego, jak sobie odpowiemy na te pytania i jaki jest nasz stosunek do eutanazji i samobójców, jedno jest pewne: nikt z nas nie prawa wkraczać w Boże kompetencje, aby kogokolwiek sądzić z tego powodu, że nie chce żyć za wszelką cenę, i to pod przymusem. Biblia mówi bowiem, że ,,każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu” (Rz 14. 12). A zatem sąd należy do Boga, ,,gdyż tylko On bada wszystkie serca i przenika wszystkie zamysły” (1 Krn 28. 9). BOLESŁAW PARMA
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
21
GŁASKANIE JEŻA
Niewiara czyni cuda „Okazuje się, że społeczeństwo może żyć bez religii i nie pogrążać się w nihilizmie i anarchii”. Takie zdumiewające jak na standardy amerykańskie zdanie otwiera artykuł w „New York Timesie”. Wygląda na to, że świat cywilizacji zachodniej powoli dojrzewa do konstatacji, iż wiara i religia (lub jej brak) jest prywatną sprawą każdego człowieka. W żadnym natomiast razie nie powinna stanowić bazy doktryn politycznych czy tworzenia prawa. Ponieważ tekst w NYT wydał mi się wielce ważny, postanowiłem go w tym miejscu dla Szanownych Czytelników streścić. ~ ~ ~ Phil Zuckerman, znany i ceniony kalifornijski socjolog, w swojej książce „Society Without God” pokusił się o opisanie religijności Duńczyków i Szwedów. Przeprowadzenie badań na ten temat było ciekawe, ale też niezmiernie trudne, gdyż oba narody nie przejawiają szczególnej gorliwości w wierze, plasując się w czołówce społeczeństw o najmniejszej religijności. Jednocześnie co niektórych może dziwić, w obu tych państwach jakość i standard życia są na najwyższym światowym poziomie. Opieki socjalnej,
wykształcenia, równości ekonomicznej i stabilizacji można im zazdrościć i pilnie się od nich uczyć. Zuckerman zajął się tą tematyką m.in. dlatego, że większość jego rodaków – Amerykanów – żyje w przekonaniu o konieczności udziału religii w egzystencji każdego człowieka, a już z całą pewnością w życiu społeczeństwa. Jej brak prowadzi rzekomo do niemoralności, braku zasad, a co za tym idzie – destrukcji. Taka jest obiegowa opinia Amerykanów. Socjolog wraz z rodziną spędził w Skandynawii ponad rok. Przeprowadzone badania nawet dla niego samego były zaskoczeniem. Poznał bowiem świat ludzi zadowolonych z życia, inteligentnych i dobrze wykształconych, którym, o dziwo, nie spędzały snu z powiek myśli o zbawieniu duszy, sensie istnienia, a już na pewno nie o życiu po śmierci. Bez lęku czy niepokoju, a wręcz bardzo rzeczowo Skandynawowie rozmawiali właśnie o śmierci, która przecież często jest przyczyną nadgorliwości w wierze. Ich stosunek do religii można określić jako życzliwy, ale obojętny i chociaż
całkowicie nie zgadzają się z naukami chrześcijaństwa, nie chcą, by określać ich jako ateistów. A jak? Sami nie wiedzą. Większość z nich jest ochrzczona, ale już nie brała ślubu kościelnego. W ogóle, jak pisze Zuckerman, ani Duńczycy, ani Szwedzi nie bardzo chcą rozmawiać o kwestiach wiary i nie wynika to bynajmniej z chęci zachowania prywatności, lecz raczej z braku
BAJKI DLA DOROSŁYCH
Brzydkie Kaczątko Wśród piskląt, jakie łaziły wszędzie za Kaczką, było jedno nazwiskiem Fotyga: dziwadło brzydkie i niemądre. Mimo to Kaczka miała do niego sentyment. Może brało się to z tego, że dziwne pisklę nie kwakało jak inne, tylko jakoś tak... dziwnie. Kaczka, która sama nie znała żadnych języków obcych, uznała zapewne, że Brzydkie Kaczątko Fotyga kwacze po obcemu. I zaczęła je bardzo szanować. Początkowo kaczątko Fotyga działało na miarę swych możliwości: mianowicie było kierowniczką magla w Lęborku. Potem jednak Kaczka została prezydentem – bo to była dziwna kraina i prezydentem mógł tam zostać byle Osioł albo zgoła Knur. A jako prezydent Kaczka wielce Brzydkie Kaczątko promowała. Jako że brat Kaczki, też Kaczka, został premierem, mieli do obsadzenia wiele posad. Ponieważ Brzydkie Kaczątko Fotyga kwakało jakoś tak zagranicznie, zostało ministrem spraw zagranicznych. I zaczęły się kłopoty. Jako kierowniczka magla kaczątko Fotyga odkładało wszystko na święty nigdy i albo zapominało maglować, albo maglowało głupio, przez co klienci bili je po głowie zeszytem. Jako minister postępowało podobnie – też nic nie robiło, bojąc się, że jak coś nie wyjdzie, będzie na niego i znów będą bić.
W konsekwencji w ministerstwie zrobiło się Sanatorium pod Klepsydrą, wszystko zarosło pajęczynami i poza pobieraniem pensji nic się nie działo. Owszem – czasami kaczątko Fotyga musiało się wypowiadać. Ale ponieważ jego doświadczenie życiowe sprowadzało się do magla w Lęborku, plotło jakieś koszmarne banialuki, wyzywało sąsiadów od odwiecznych wrogów i wypowiadało im wojnę. Słowem, wszyscy się z niego srodze nabijali. A najbardziej dzięcioł Tusek. W końcu obie Kaczki tak wszystkim obrzydły, że naród je obalił i kazał rządzić Tuskowi. Tusek, jak to dzięcioł, rządzić nie umiał, a najlepiej wychodziło mu walenie głową w drzewo. Jednak z początku wyróżniał się bardzo pozytywnie na tle Kaczek, które tylko chlapały błotem i wściekle kwakały.
przemyśleń na te tematy. Dla nich Jezus był kiedyś tam w historii miłym, dobrym człowiekiem, a Biblia to tylko zbiór morałów i niewiele znaczących opowiadań. Chrześcijaństwo kojarzy im się niemal wyłącznie ze świętami i jedzeniem, a krócej mówiąc – z folklorem. Pewien duński pastor powiedział socjologowi, że „w Danii łatwiej
Dzięcioł Tusek wziął sobie do pomocy sikorkę Sikorskiego, który za Kaczek udawał kaczkę, ale go zdemaskowali. Sikorski został ministrem spraw zagranicznych i mówił, że teraz będzie fajnie, bo za kaczątka Fotygi fajnie nie było. Za Sikorskiego wiele się nie zmieniło, ale przynajmniej nikomu nie wypowiadał wojny. Kaczątko zostało szefem kancelarii prezydenckiej Kaczki – i dalej nic nie robiło. Tymczasem Kaczka marzył, żeby ktoś coś wreszcie zrobił, bo naród go nie lubił za nicnierobienie i to mu doskwierało. Więc wymienił w końcu Fotygę na Kownackiego. Kownacki, jak się okazało, był sroką przebraną za kaczkę i okropnie kłamał – ale to już inna historia.
biegać nago po mieście, niż rozmawiać o Bogu”. I wcale nie dlatego, że jest to dla Duńczyków temat trudny do zgłębiania, lecz że raczej nieistotny. A jednak Skandynawowie prowadzą życie dobre i na wskroś etyczne, co dla wierzących wydaje się niemożliwe bez wiary w Boga, bez przestrzegania przykazań i strachu przed potępieniem. Okazuje się, że obojętny stosunek do wiary wcale nie czyni z ludzi nieprawych zwyrodnialców pozbawionych zasad i celu w życiu. Zuckerman udowadnia, że istnieją narody i państwa, gdzie sensem bytu obywateli nie jest religia i życie wiekuiste, a ziemska egzystencja tylko na tym zyskuje. MAREK SZENBORN
Brzydkie Kaczątko Fotyga miało zostać ambasadorem w Watykanie, bo to było miejsce, gdzie nie trzeba było robić zupełnie nic poza chodzeniem na msze, co kaczątku okropnie pasowało. Ale nic z tego nie wyszło. Brzydkie Kaczątko Fotyga siedziało więc na walizkach i płakało, czekając, aż je Kaczka gdzieś wkręci. Aż tu pewnego razu przychodzi sikorka Sikorski do dzięcioła Tuska i mówi tak: Tusku, ja chcę być sekretarzem NATO. „Zgłupiał, ptaszydło” – pomyślał Tusk, bo Sikorski miał małe szanse. Ale potem myśli sobie tak: Sikorski wszystkim imponuje, jeszcze mi zagrozi. Więc dajmy go do NATO. Zostanie – dobrze, będzie spokój. Nie zostanie – też dobrze, ośmieszy się. Tusek zrobił nawet z tej okazji geszeft z Kaczką – jak się Kaczka nie będzie sprzeciwiał Sikorskiemu, to Fotygę zrobią gdzieś ambasadorem. Wszyscy, rzecz jasna, się bardzo dziwili. Wszak niedawno Tusek i Sikorka tak się z Brzydkiego Kaczątka nabijali... Więc rząd zaczął rozpowiadać, że z kaczątka zrobił się piękny łabędź, i jako taki może już być ambasadorem. Biedne Brzydkie Kaczątko tak to oszołomiło, że postanowiło się przejrzeć w kałuży – czy rzeczywiście wypiękniało. Ale wciąż było Brzydkim Kaczątkiem. To nie z niego zrobił się łabędź: to z dzięcioła Tuska i sikorki Sikorskiego, robiących szemrane interesiki z Kaczką, zrobiły się pawiany. Choć zoologia, zasadniczo, takich zjawisk nie notuje. Ale pamiętajmy: to była dziwna kraina. MAGDA HARTMAN
22
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
RACJONALIŚCI
P
o raz pierwszy drukujemy w Okienku (niedługo nadrobimy ten niedostatek) wiersz Sergiusza Jesienina „Odchodzimy sobie pomalutku”. W ten sposób chcemy uczcić pamięć profesora Zbigniewa Religi, genialnego kardiochirurga, który miał odwagę otwarcie mówić o swoim ateizmie. I jeszcze z tego powodu, że w Kanadzie trwa właśnie rzeź małych foczek mordowanych uderzeniami kijów po głowie. Dla próżności kobiet lubiących miękkie futerka. Że tych dwóch tematów: śmierci człowieka i zwierzęcia nie da się połączyć? Jesienin potrafił...
Okienko z wierszem Odchodzimy sobie pomalutku W tę krainę, gdzie cisza i błogość. Może czas już i mnie zbywszy smutku Zbierać marny dobytek – i w drogę! Ukochane brzozowe zagaje! Ziemio ty! I wy, równinne piachy, Wobec tych, co idą w wieczne kraje, Trudno smutek skryć uśmiechem błahym. Nazbyt mocno kochałem na świecie Wszystko to, co duszę w ciało stroi. Pokój wam, osiki, co szepczecie, Liść rozplótłszy nad odbiciem swoim. Wiele myśli przemyślałem w ciszy, Wiele pieśni o sobie złożyłem. Na tej ziemi, co jęk zewsząd słyszy, Jam szczęśliwy po prostu, że żyłem. Że kobiece całowałem piersi, Gniotłem kwiaty i trawy w parowie, I ŻE ZWIERZĄT, BRACI NASZYCH MNIEJSZYCH, NIGDY PAŁKĄ NIE BIŁEM PO GŁOWIE. Wiem, że tam nie rozkwitają gaje, Że nie dzwoni kłos łabędzią szyją, Więc przed tłumem idącym w te kraje Zawsze czuję dreszcz, nim w mrok się skryją. Wiem, że w kraju tym wiatr nie obudzi Pól stojących w złotej mgle promieni. To dlatego ukochałem ludzi, Którzy żyją tu ze mną na ziemi.
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warmińsko-mazurskie wielkopolskie zachodniopomorskie
Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Jan Barański Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel.
0 698 0 607 0 606 0 604 0 607 0 692 0 501 0 667 0 606 0 502 0 691 0 606 0 609 0 698 (0-61) 0 510
873 811 924 939 708 226 760 252 870 443 943 681 483 831 821 127
975 780 771 427 631 020 011 030 540 985 633 923 480 308 74 06 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Od Gwiazdy Betlejemskiej do Stella Maris Sp. z o.o. W gwiazdach jest coś magicznego. Decydują o ludzkim losie, prowadzą do sukcesu lub klęski. Zmierzamy do nich per aspera. Dosłownie i w przenośni. Wierzymy, że można się urodzić pod szczęśliwą gwiazdą lub przeciwnie. Kiedy jakaś gwiazda spada, wypowiadamy życzenie. I czekamy, by się spełniło. W chrześcijaństwie szczególną rolę odegrała Gwiazda Betlejemska. Choć realnie nie istnieje, doprowadziła mędrców ze wschodu do króla Heroda, a potem do miejsca narodzin Jezusa Chrystusa. Przynieśli mu mirrę, kadzidło i złoto. Przede wszystkim jednak pokłon, bo w tamtych czasach liczyły się gesty. W polskim katolicyzmie drugiej połowy XX wieku rolę Gwiazdy Betlejemskiej odegrała w pewnej mierze Gwiazda Morza. W swej ziemskiej postaci, jako Wydawnictwo Archidiecezji Gdańskiej, Stella Maris” sp. z o.o. doprowadziła ponad 40 duchownych i świeckich osób do przestępstwa. Utworzona, by działać pro publico bono, zwolniona z płatności podatku dochodowego od osób prawnych, gdyż jej zyski miały finansować działalność statutową Kościoła abp. Gocłowskiego, Stella Maris stała się synonimem kościelnych przekrętów. Mechanizm oszustwa był prosty. Według aktu oskarżenia,
kościelna spółka wystawiała fikcyjne faktury VAT za usługi konsultingowe i doradcze, których faktycznie nie świadczyła. Otrzymane od zleceniodawców pieniądze wracały do nich po potrąceniu 8–10 proc. prowizji. Dodatkowo uzyskiwano zwrot podatku. Archidiecezjalna pralnia pieniędzy funkcjonowała w latach 1998–2001. Skarb Państwa stracił około 65 milionów złotych. Od kilku lat toczą się sprawy związane z aferą Stella Maris. Abp Gocłowski twierdzi, że o niczym nie miał pojęcia. Nikt go nie przesłuchuje, by nie musiał tego powiedzieć pod przysięgą. Pod koniec 2008 roku doszły do mnie informacje, że Urząd Skarbowy w Gdańsku zwrócił wydawnictwu Stella Maris ponad 3 mln zł podatku VAT. Uważałam to za nieprawdopodobne, ale 22 stycznia 2009 roku napisałam w tej sprawie interpelację do premiera. Zadałam pytanie, jaka była podstawa prawna zwrotu, skoro przeciwko wydawnictwu toczy się sprawa o pranie brudnych pieniędzy oraz uszczuplenia podatkowe w wysokości wielu milionów złotych oraz dlaczego pieniądze te nie zostały zabezpieczone w oczekiwaniu na wyrok sądowy. Po miesiącu otrzymałam odpowiedź, datowaną 24 lutego 2009 r., podpisaną z upoważnienia ministra finansów przez
podsekretarza stanu Andrzeja Parafianowicza. Zostałam poinformowana, że „udzielenie bardziej szczegółowych informacji w tej sprawie takich jak kwota zwrotu podatku czy okoliczności prawne jego dokonania stanowiłoby naruszenie przepisów o tajemnicy skarbowej (...) gdyż w katalogu podmiotów uprawnionych do dostępu do informacji zawartych w aktach kontroli czy aktach podatkowych nie są wymienieni posłowie na Sejm RP”. Zanim zdążyłam zareagować na kuriozalną odpowiedź, sprawą mojej interpelacji zainteresowały się media i – jak się okazało – także wywiad skarbowy Ministerstwa Finansów, który ustalił, że zwrot podatku VAT był znacznie wyższy – ponad 14 milionów zł!, z czego połowę stanowiły odsetki. Zwrotu dokonano w czasie rządów PiS, na mocy decyzji jednego urzędnika. Został za to awansowany do ministerstwa, gdzie oddalił odwołanie od swojej decyzji, złożone przez gdański Urząd Skarbowy. Sprawa nabiera rozpędu. Czy jednak Skarb Państwa odzyska bezprawnie wypłacone miliony, skoro zostały przekazane kurii? Podobno powołano już specjalną komisję. Jeśli tylko nie kościelno-rządową, to kto wie... JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Katoliccy talibowie uczą polskie dzieci Wydawało się, że gorszego ministra edukacji niż Giertych być nie może. A jednak teraz mamy talibana w spódnicy, bez przerwy na klamce u biskupów. W efekcie mamy pełny przymus katolicyzacji oświaty publicznej. Biskupi przeszli sami siebie i wpadli na genialny pomysł, żeby zmusić uczniów niekatolików do katechezy katolickiej. Pani minister Hall wprowadzi ten rozkaz w życie. Teraz ta katecheza będzie się nazywała etyką i będzie obowiązkowa. Nie będzie już wtedy pretensji, że świadectwo z kreską w pozycji religia/etyka jest łamaniem art. 53 Konstytucji RP, który mówi: „Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania”. Jeżeli uświadomimy sobie, że nauczanie wiary katolickiej czy w tym przypadku tzw. etyki od I klasy szkoły podstawowej do matury trwa łącznie z rekolekcjami i nabożeństwami szkolnymi 840–880 godzin lekcyjnych, czyli cały rok szkolny, to zastanawiam się, czy istnieje jakieś inne cywilizowane społeczeństwo, które tak marnuje czas młodego pokolenia, czas wystarczający na przykład na dobre nauczenie dwóch języków obcych. Ponieważ trudno nawet udawać, że uczy się 7-latków całkiem świeckich zasad etyki Arystotelesa, podstawa programowa podana na stronie internetowej Ministerstwa Edukacji Narodowej mówi: „Zajęcia z etyki mają charakter wychowawczy”, a przecież katecheci katoliccy i księża pedofile nadają się do wychowywania dzieci wprost idealnie! Jedyny zatwierdzony przez MEN podręcznik etyki napisał, oczywiście, ksiądz. Pocieszeniem jest tylko to, że młodzież coraz bardziej nienawidzi katechizacji, Kościoła i jego niepohamowanego apetytu na pieniądze. Wystarczy co parę miesięcy wejść na fora internetowe, żeby widzieć, jak bardzo zjawisko się nasila. Zgodnie z tokiem rozumowania p. Hall, księża katoliccy mogą uczyć etyki świeckiej, bo będą się kierować „podstawą programową”, która, jak to podałam wyżej, określa ten program zdaniem „zajęcia z etyki mają charakter wychowawczy”. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, doszłam do wniosku, że np. duchowni prawosławni mogą zastąpić księży katolickich w polskich kościołach w krajach postradzieckich, kierując się „katolicką podstawą programową”. Trzeba będzie podsunąć rozumowanie według p. Hall hierarchom Cerkwi prawosławnej i rządom w tych krajach. Jest to tym bardziej słuszne, że w przeciwieństwie do świeckiej etyki, obie religie są sobie bliskie, a wszyscy Polacy w tych krajach znają język rosyjski lub inny miejscowy. Tym sposobem skończą się awantury z wjazdem i pobytem polskich księży katolickich na Białorusi, Ukrainie itd. Teresa Jakubowska, RACJA Polskiej Lewicy
[email protected]
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
I tak jest...
Stirlitz ustalił spotkanie z łącznikiem z centrali w Café Elefant w Berlinie. W umówiony dzień niedbałym krokiem wszedł do lokalu, zasiadł przy stoliku i zamówił wódkę. – Nie ma wódki – odpowiedział kelner. – W takim razie poproszę wino – zdecydował Stirlitz. – Wina też nie ma. – A piwo jest? – zapytał podejrzliwie Stirlitz. – Piwa, niestety, też nie ma – odparł skonsternowany kelner. „Widocznie łącznik z Moskwy przybył dzień wcześniej...” – domyślił się Stirlitz. KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) w co łada wpada?, 2) na dole wyprawiał swawole, 3) k + ... i będziemy mieli kłopot, 4) co rzeźnik do łba bierze?, 5) piwne oczy weń wpatrzone, 6) kwiat o zapachu ropy, 7) stosunek w trójkącie, 8) jest odrażający, unosi się i nikt go nie lubi, 9) z czubkiem lata, 10) na tym balu królowej się nie wybiera, 11) to pieniądz, 12) trudno trafić w to jedno, 13) co można zatopić w maśle?, 14) Niemcy to wzięli za dobrą monetę, 15) w nim pływają zwykle pikle, 16) najbardziej znany niejadek, 17) zdarza się u piłkarza, 18) w kinie, nie tylko w Lublinie, 19) dr i mgr, 20) sprinter się na nią rzuca, 21) rasowa tkanina ścienna, 22) co się warzy bez wagi?, 23) co ma wspólnego laska z golasem?, 24) słucha się laski, 25) stalowe miasto nad Wisłoką, 26) w miłości i gniewie, co czyni, nie wie, 27) bez, 28) powiększa rozmiar piersi, 29) czarny w lesie, 30) wydaje się, by zatrzymać, 31) podpisywał się szpadą, 32) mimo że jest rzadki, nie wymaga zagęszczania, 33) we własnym robisz sam, 34) Biedronka bez kropek, 35) posiłki bez smaku, 36) ósmy – piękniejszy niż siedem poprzednich, 37) na to złego – szczyt wszystkiego, 38) zamieszanie na planie, 39) nieco wrzawy wokół sprawy, 40) zajrzyj do kieliszka, a zobaczysz, 41) jeden w drugi podobny jak dwie papugi, 42) firma z korzeniami, ale bez tradycji, 43) o i byłby kominek, 44) gęste danie na śniadanie, 45) szczypce mu wystają, z barku, 46) może przejąć, lecz nie zabrać, 47) król w chlewie, 48) uznany przez poddanych, 49) to nie dyrektorski stołek, 50) liście wkładane uroczyście, 51) rodzaj bata na pirata, 52) wybija się na boisku, 53) obóz polityczny, 54) ma solidne fundamenty, 55) baba jak król. Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
Bóg stworzył osła i rzekł do niego: – Ty będziesz osłem. Będziesz od rana do wieczora pracował i ciężkie rzeczy na swoich plecach nosił. Będziesz jadł trawę i będziesz mało inteligentny. Będziesz żył 50 lat. Na to osioł odparł: – 50 lat tak żyć to dużo za dużo. Daj mi, proszę, nie więcej niż 30 lat. I tak było. Następnie Bóg stworzył psa i powiedział do niego: – Ty będziesz psem. Będziesz pilnował dobytku ludzi, których będziesz oddanym przyjacielem. Będziesz jadł to, co człowiekowi z jedzenia zostanie, i żył będziesz 25 lat. Pies odpowiedział: – Boże, 25 lat takiego życia to za dużo. Daj mi nie więcej niż 10 lat życia. I tak było. Później stworzył Bóg małpę i rzekł do niej: – Będziesz małpą. Masz skakać z drzewa na drzewo i zachowywać się jak idiota. Masz być wesoła i żyć 20 lat. Małpa rzekła: – Boże, 20 lat żyć jako klaun świata to za dużo. Proszę, daj mi nie więcej niż 10 lat. I tak było. W końcu Bóg stworzył człowieka i powiedział do niego: – Ty będziesz człowiekiem, jedyną racjonalnie myślącą istotą, która będzie zamieszkiwać ziemię. Będziesz używał swojej inteligencji, ażeby podporządkować sobie inne stworzenia. Będziesz panował na ziemi i żył 20 lat. Na to powiedział człowiek: – Boże, bycie człowiekiem tylko 20 lat to jest mało. Proszę daj mi to 20 lat, które osioł odrzucił, 15 psa i 10 małpy. I tak się Bóg postarał, że człowiek 20 lat żyje jak człowiek, później 20 lat jak osioł, bo od rana do wieczora haruje i ciężkie rzeczy nosi. Potem ma dzieci i 15 lat żyje jak pies. Opiekuje się domem i je to, co mu rodzina zostawi. Później na starość żyje 10 lat jak małpa. Zachowuje się jak idiota i zabawia swoje wnuki. I tak jest...
37
42 1
50 23
8
14
24
49
2
20
55
18
11
7
43
48
9
5
44
25
54
52
22 19
23
14
15
17 4
34
15
39
16 13
12
28 26
27
29
32
25,40
1
53
6
18
19
24
3
17
21
46
35
38
47 20
31 6
16
13
26
2
22
5
7 41
12
21
4
8
51
30
3
9
10
36
33
10
27 11
45
1
2
3
4
5
6
7
8
9 10
11 12 13 14 15 16
17 18 19 20
21 22
23 24 25 26 27
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 10/2009: „Biją mnie Niemcy! Ratujcie mnie”. Nagrody otrzymują: Dariusz Stefaniak z Rogowa, Janusz Wojdacki z Nowego Targu, Celina Strawa z Zielonej Góry. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Król wioski
Wieś Krobia, woj. kujawsko-pomorskie. A zapowiadało się, że Chrystus będzie królem całej Polski... Fot. Zdzisław
Humor Przychodzi kobieta do lekarza i skarży się na ból. – Gdzie panią boli? – pyta lekarz. – Wszędzie – odpowiada kobieta. – Jak to wszędzie, proszę dokładniej. Kobieta dotyka kolana palcem wskazującym: – Tu mnie boli. Następnie dotyka lewego policzka:
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 12 (472) 20 – 26 III 2009 r.
JAJA JAK BIRETY
– O, tu mnie boli. Następnie dotyka palcem prawego sutka: – O, tu też mnie boli – mówi z grymasem bólu. Lekarz popatrzył na kobietę ze współczuciem i pyta: – Czy pani jest naturalną blondynką? – Tak. – Tak myślałem. Ma pani złamany palec.
D
yplomata to człowiek, który używa znacznie więcej słów niż potrzeba, aby wyrazić znacznie więcej niż wie. Dyplomaci to mają dobrze! Niestety, jeśli chodzi o ich przywilej nietykalności, dotyczy to jedynie ich samych, a nie posiadanych przezeń bagaży. Przekonał się o tym pewien wyższy urzędnik naszego MSZ podczas wizyty inspekcyjnej w dalekiej Afryce. Kiedy po zgoła dwóch tygodniach zdołał się wreszcie w miarę przyzwyczaić do panujących na Czarnym Lądzie upałów, na jego trasie została ostatnia stolica. Spakowawszy tedy wszystkie ubrania do walizki, siedział w samolocie odziany jedynie w drelichowe spodnie, bawełnianą koszulkę bez rękawów i sandały. Ponieważ na miejscu żar lał się z nieba, nasz dygnitarz błogosławił swój strój... Do czasu.. Oto bowiem jego walizka zniknęła, a do urzędnika dotarła druzgocząca wiadomość, że bagaż będzie do odebrania w Paryżu. Dygnitarza sparaliżowało. Zaledwie godzinę po przylocie miał się bowiem stawić u samego prezydenta. O kupnie nowych ciuchów nie było jednak mowy, i to nie tylko ze względów finansowych, ale z powodu zwyczajnego braku tekstyliów na ówczesnym, nawet, nomen omen, czarnym rynku. Zaczęło się gorączkowe przymierzanie ubrań pożyczonych w ambasadzie. Niestety, jak na złość tamtejsi
DYPLOMACJA NA WESOŁO (4)
Afryka dzika notable byli wyjątkowo szczupli i mali. Wszelkie ciuchy, w jakie dosłownie wbito naszego urzędnika, wyglądały na nim koszmarnie. Na szczęście prezydent okazał się człowiekiem z wielkim poczuciem humoru, toteż nieszczęśliwa przygoda, jaka spotkała naszego rodaka, stała się jedynie przedmiotem żartów. Ale kiedy po dwóch dniach odlatywał on do Paryża, musiał oddać wszelkie ubrania, a tym samym podróż rozpoczął znowu w drelichowych spodniach i bawełnianej koszulce. Podróż okazała się niebywale męcząca. Nieoczekiwane postoje w kilku afrykańskich stolicach sprawiły, że nasz rodak obficie się spocił, a dodatkowo na jego kolanach wylądowała kawa wylana przez niezgrabną stewardesę. Kiedy urzędnik po wielu trudach dotarł wreszcie do stolicy Francji,
zastał typowo listopadową aurę. Dosłownie lało, a temperatura sięgała niemal zera. Widok Polaka, którego w drodze do kontroli granicznej zdołał jeszcze zmoczyć deszcz, był rozpaczliwy. Celnik z niedowierzaniem przyglądał się na przemian to urzędnikowi, to jego dyplomatycznemu paszportowi. W końcu zadzwonił na policję... Blisko pół dnia trwały wyjaśnienia na tamtejszym posterunku policji, badania i poszukiwania feralnej walizki. Kiedy wreszcie zmęczony, ale przebrany już w dyplomatyczny garnitur Polak przyjmował przeprosiny od francuskiej policji, poprzysiągł sobie wtedy po wsze czasy, że już zawsze, bez względu na największe choćby upały, będzie podróżować w ciemnym ubraniu i białej koszuli. PAR