„Maciuś” to pikuś – w kościele giną setki milionów
AFERY W CARITASIE! Â Str. 6, 7 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 12 (681) 28 MARCA 2013 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Polskie media chyba nazbyt pospiesznie rozgrzeszyły nowego papieża z kontrowersyjnej przeszłości. Lansujący się na „biedaczynę z Asyżu” hierarcha z całą pewnością narobi natomiast kłopotów polskim biskupom prowadzącym książęcy styl życia. I to jest niewątpliwy pożytek płynący z wyboru Franciszka.
 Str. 9, 26
, 13
 Str. 12
1
 Str. 3, 1
 Str. 10 ISSN 1509-460X
5
 Str. 14-1
2
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Zaledwie… 1 proc. badanych „zdecydowanie dobrze” ocenia rząd Donalda Tuska. Tak wynika z najnowszego sondażu TNS OBOP. 72 proc. źle ocenia ten gabinet, a 67 proc. respondentów negatywnie postrzega samego premiera. Parafrazując slogan reklamowy: Donaldzie Tusku, takie wyniki, że odlecisz! Posłanka PO Elżbieta Radziszewska z czułą troską w stylu sporej części polskich medyków oświadczyła, że pacjenci w izbach przyjęć „cwaniaczą”, bo oczekują – zwłaszcza w weekendy – nienależnych im świadczeń. Słusznie, niech rozmaici Radziszewscy zorganizują jeszcze jedną reformę służby zdrowia i zabronią zgłaszania się do szpitali. Cwaniactwo wyzdycha wreszcie po domach. Zacieśniają się więzy pomiędzy środowiskiem PO a adwokatem Romanem Giertychem, wywodzącym się ze środowiska, które lubi zamawiać hurtem 5 piw. Giertych reprezentował już w sądach ministra Radosława Sikorskiego, a także syna premiera Tuska. Teraz pilnuje interesów Jana Krzysztofa Bieleckiego, głównego doradcy ekonomicznego premiera. Według sondażu TNS Polonia aż 67 proc. Polaków jest za legalizacją związków partnerskich, o ile są one heteroseksualne, a 47 proc. – homoseksualne. Wygląda na to, że dwóch na trzech Polaków za nic ma nauczanie Kościoła katolickiego w tej kwestii. Ponad 2 tys. prawicowców z klubów „Gazety Polskiej”, Solidarnych 2010 oraz Ruchu Narodowego pojechało pociągiem na Węgry świętować 165 rocznicę powstania przeciw Habsburgom. Piękna wycieczka – planowali manifestacje, płomienne przemówienia… Aż tu nagły atak zimy sprawił, że utknęli w zaspach. Tomasz Sakiewicz, red. naczelny „Gazety Polskiej”, podejrzewa, że wycieczka „padła ofiarą intrygi PKP”. A może stoi za tym Dziadek… Mróz? Rozsławiła się raportem na temat głodnych dzieci w Polsce Fundacja Maciuś. Na swoją zgubę. Okazało się, że fundacja 90 proc. zebranych funduszy wydaje na… pozyskanie kolejnych pieniędzy. W zbieraniu pośredniczy szwajcarska firma i do niej trafia większa część pieniędzy. Prezesowi fundacji „maciuś” rośnie, a dzieci nadal niedożywione. Pod wpływem anonimowego listu Uniwersytet Marii-Curie Skłodowskiej w Lublinie odwołał wykład prof. Jana Hartmana, felietonisty „FiM”, na temat antyklerykalizmu. To kolejny wyraz tchórzostwa władz uczelnianych wobec pogróżek środowisk prawicowych. Czemu nie są odwoływane wykłady prawicowców pod wpływem lewicowych pogróżek? Bo tych ostatnich nie ma. Ujawnienie przez media światowe nadużyć Matki Teresy z Kalkuty i jej zakonu jest zdaniem „Gościa Niedzielnego” powodem do jej… kanonizacji. To prawda, nic tak nie podnosi dobrego samopoczucia Kościoła jak „prześladowania”, nawet jeśli polegają one tylko na mówieniu prawdy. Wiele zgorszenia w Polsce wywołało wysłanie przez rząd i dwór królewski Wielkiej Brytanii trzeciorzędnego garnituru polityków na inaugurację panowania papieża Franciszka. To ponoć odwet za polityczne wypowiedzi antybrytyjskie Bergoglia sprzed roku. A może prawda jest znacznie prostsza – nie wszyscy chcą padać papieżowi do stópek niczym polscy politycy. Tak zwana Stolica Apostolska kupiła apartamentowiec, w którym mieści się największa sauna gejowska Europy – Europa Multiclub. Na pierwszym piętrze, czyli tuż nad sauną, 12-pokojowy apartament należy do 76-letniego ultrakonserwatywnego indyjskiego kardynała Ivana Diasa, który brał udział w minionym właśnie konklawe. W Budniku mieszkają też inni duchowni. Za nieruchomość Watykan zapłacił 23 mln euro. Czeskie kościoły dopięły swego i dzięki prawicowym władzom oddawanie majątków związkom wyznaniowym wejdzie w życie. Kościół miejscowy w związku z tym uświadamia wiernym, że fala pieniędzy i nieruchomości przyniesie duchownym… wiele trosk i że będą żyli skromniej niż obecnie (sic!). To musieli wymyślić księża z Polski, których nie brak za naszymi górami. Chyba nawet najbardziej wierzący Czesi nie uwierzą w takie cuda. Słynna Trojka, czyli Komisja Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Europejski Bank Centralny, chce wymusić na Cyprze konfiskatę części wkładów oszczędnościowych. Ponoć ten zamach na kasę ma służyć „zwiększeniu zaufania do systemu bankowego”... Rząd w Nikozji zablokował nawet konto polskiej ambasady. Może to swoista zachęta dla Europejczyków, żeby wypłacali pieniądze z banków i napędzali koniunkturę na rynkach? Ogólnoeuropejska afera mięsna ma także swój religijny wymiar. Okazuje się, że w Wielkiej Brytanii w mięsie określanym jako halal, czyli zdatnym do spożycia dla muzułmanów, znaleziono do 30 proc. zakazanej przez Koran wieprzowiny. Trwa śledztwo w celu ustalenia, kto podłożył świnię wyznawcom islamu. Mosze Jaalon to nowy minister obrony Izraela. Ponoć jest pragmatyczny i elastyczny, ale nawet on nazywa Palestyńczyków „rakiem”, a żydowskich pacyfistów „wirusem”. Jak w tej poetyce nazwać zatem ministra? „Cholerą”?
Zatruci religią II P
ieniądze to nie wszystko. 8 miliardów złotych, którymi każdego roku zasilamy watykańskie instytucje w Polsce, zubaża coraz biedniejszych Polaków, ale oprócz tego są też straty równie wymierne i bardziej dalekosiężne. Proces destrukcji życia społecznego przez hierarchów katolickich polega na nauce obłudy, hipokryzji, działaniach na pokaz i… materializacji życia. O tę ostatnią plagę kler oskarża liberałów. Kto jednak wprowadził i utrzymuje handel sakramentami i wszelką „posługą”, w tym nawet ostatnim namaszczeniem? Duchowni nie widzą nic złego w urządzaniu z pompą pogrzebów liderom grup przestępczych. Za mamonę można u nich kupić dobre słowo o największym łotrze. Już mały katolik uczy się, że pusty gest, postawa, przynależność do grupy trzymającej władzę (duchową) są ważniejsze od realnego postępowania. Uczy się, że ostentacyjna modlitwa jest więcej warta od dobrego wykonania obowiązków czy od pomocy bliźniemu. Taka atmosfera i takie wartościowanie mają miejsce w seminarium – kuźni kadr Krk, czego sam doświadczyłem. W seminarium we Włocławku wychowawcy kleryków mieli dyżury w kaplicy, gdzie skrzętnie notowali, kto przychodzi na modlitwy i ile czasu na nich spędza. Poza tym liczyło się skrupulatne przestrzeganie regulaminu oraz oceny z nauki. Prawdziwa postawa moralna, a tym bardziej żywa wiara kandydata na księdza, wyrażająca się choćby w odwiedzinach u chorych, pomocy biedakom, nie były brane pod uwagę. Ale jak miały być, skoro sami rektorzy seminarium świadomie dopuszczali do tego, że tony żywności z darów (lata 80.) psuły się w naszych magazynach, po czym były wyrzucane na śmieci! Powszechnie liczy się sam fakt bycia członkiem Kościoła, odprawiania przepisanych prawem guseł, pustych gestów. Choć… nie zawsze pustych, bo wskazane jest składanie ofiar dla kleru. Stąd milionowe dotacje dla zakonów i sanktuariów składane przez rodzimych miliarderów (Kulczyka, Krauzego, Karkosika, Niemczyckiego), a także kryminalistów (afera paliwowa, afera węglowa, afera Amber Gold, afera Art-B), którzy chcą w ten sposób wybielić swoje oblicze przed wymiarem sprawiedliwości i katolickim społeczeństwem. Sztandarowemu katolikowi (vide: aferzyści AWS, posłowie LPR i PiS) wybacza się dużo więcej niż „marginesowi” – protestantowi, ateiście czy byłemu księdzu. Przy okazji wprowadza się ludzi w błąd, na przykład Kościół chwali się, że w pracach organizacji katolików świeckich bierze udział kilka milionów Polaków. Uwierzyli w to bezkrytycznie nawet eksperci – na przykład prof. Mirosława Grabowska kierująca CBOS-em. Głosi ona tezę, że Kościół watykański to najlepsza w Polsce szkoła zaangażowania obywatelskiego. Tymczasem badacze z SGH dowiedli, że pomoc udzielana przez większość organizacji kościelnych to wielka fikcja. W ich pracę zaangażowana jest garstka ludzi, którzy energię przeznaczają głównie na wyciąganie pieniędzy pod swój „pobożny” szyld, na modlitwy oraz walkę ze świeckimi konkurentami, którzy próbują realnie – na miarę ograniczonych środków – pomagać ludziom. Rządy III RP od początku dały Kościołowi przyzwolenie na szerzenie jego kłamstw i inicjowanie patologii, jak zwykle za cenę „spokoju społecznego” i poparcia z ambon. A przecież trudno nie widzieć licznych skutków kościelnej obłudy. Kolejnym z nich jest tworzenie przez kler różnych klik, koterii i nieformalnych układów – począwszy od tajnych targów z komisją rządową, o czym piszemy od kilku tygodni, a skończywszy na grupach wzajemnego wsparcia: proboszcz–wójt
czy biskup–wojewoda. Zawsze kosztem społeczeństwa i dla własnych interesów. Trudno się tu oprzeć analogii do zorganizowanych grup przestępczych. I nie bez powodu, bo przestępczość rozwija się do dziś najbujniej w narodach katolickich – Włoszech, Brazylii, Meksyku, Kolumbii, Polsce... Tam, gdzie słowo państwo nie znaczy wiele, gdzie neguje się urzędowe reguły gry. Stąd nauka, że rzetelna praca nie popłaca, i zachęta do robienia karier na skróty poprzez odpowiednie kontakty, w tym również bywanie na salonach Kościoła. I odwrotnie. Przykład? Pisaliśmy kiedyś o księdzu Turku z Łodzi, który od lat jest regularnie zapraszany do wszelkich urzędów. Jest zaufanym biskupa i nieformalnym kapelanem władz samorządowych, od których wyciąga różne dotacje, a obecna pani wojewoda mówi o nim per „nasz ksiądz Piotruś”. Nie przeszkadza jej zupełnie, że kilka lat temu ks. Turek został prawomocnie skazany na na rok więzienia w zawieszeniu na 2 lata za pośrednictwo we wręczeniu łapówki od szefa łódzkiej „ośmiornicy” naczelnikowi urzędu skarbowego. Takich „księży Turków” są w Polsce tysiące. Religia panująca, ekspansywna – nie tylko zresztą katolicka – zabija indywidualność, uczy myślenia stadnego. Kościół przekazuje jedną wizję świata, w której nie ma miejsca na zadawanie pytań. A człowiek, który nie pyta, jest podatny na manipulację i łatwiej wdraża procedury (w tym bezprawne) przyjęte przez grupę. Niepokorni są przez kler i podległą mu prawicę stawiani poza nawias. Aby ich wyodrębnić i napiętnować, trzeba wcześniej społeczeństwo zantagonizować, skłócić. Kościół bez antagonizowania ludzi, bez podziału na dobrych i złych, traci rację bycia naczelnym autorytetem i arbitrem tegoż podziału! Do manipulowania społeczeństwami przywódcy religijni nauczyli się także wykorzystywać prawa człowieka. Tyle że zamienili je na… „klauzulę wolności sumienia”. Z zasady nienarzucania przez państwo przekonań religijnych uczynili narzędzie służące do sabotowania prawa. Weźmy lekarzy, którzy uzyskali prawo do odmowy wykonania części swoich obowiązków zawodowych z powodów religijnych. Skutek? Polki w państwowych szpitalach nie mogą przerwać ciąży, która zagraża ich życiu lub zdrowiu, gdy płód jest dotknięty ciężką wadą lub ciąża powstała w wyniku gwałtu. Nie przeszkadza to lekarzom po godzinach dokonywać aborcji w prywatnym gabinecie. A tym bardziej nie przeszkadza to biskupom... Antyklerykałowie walczą o państwo, w którym przestrzeganie zasad będzie sprawą oczywistą; o państwo, w którym zachowana będzie hierarchia władz i odpowiedzialność za własne czyny, bo sytuacja, w której słowa biskupa znaczą więcej niż decyzje premiera czy lokalnych włodarzy, nie jest normalna. Zatruwanej przez wieki ludzkiej mentalności nie wyleczymy z dnia na dzień. Łatwiej jest zakazić złem, niż wszczepić dobro, a życie uczciwe wymaga wysiłku. A co – choćby w świetle powyższego – może uczynić nowy papież? Tuż po wyborze i po wejściu na tzw. balkon błogosławieństw – zamiast witać się z uśmiechem „błona sera” – powinien paść krzyżem przed całym światem i błagać ludzkość o wybaczenie za winy Kościoła, przeszłe i teraźniejsze, za wielowiekowe kłamstwa, kradzieże, wyłudzenia, podżeganie do wojen i zbrodnie w imię krzyża. Po czym, zgodnie z Ewangelią, winien sprzedać wszystko, co posiada, i pójść za Jezusem, tak jak obłudnie twierdzi, że czyni. JONASZ
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r. Chodzi o zamówienie dotyczace „świadczenia usług Kuratora wystawy, zaprojektowanie i wykonanie, montaż i demontaż oraz transport wystawy czasowej o Błogosławionym (...), towarzyszącej Światowej Konferencji w UNESCO”. Jednodniowa impreza z okazji 25. rocznicy wizyty JPII w UNESCO miała się odbyć 13 lutego w Paryżu, ale muzeum wymagało, żeby ekspozycja trwała do 15 lutego. Anons opublikowano w Biuletynie Zamówień Publicznych (wypełniając obowiązek prawny, bowiem
i finansowego (wykonanie zadania obejmowało: skonstruowanie systemu wystawienniczego, oświetleniowego, wyprodukowanie materiałów graficznych, ilustracyjnych, dźwiękowych oraz plansz, zakup praw autorskich, wykonanie i montaż materiałów audiowizualnych, tłumaczenia, reklamę, public relations,
GORĄCE TEMATY Gwoli ścisłości dodajmy, że od 28 listopada 2012 r. nowym dyrektorem wadowickiego muzeum (w połowie października w trybie nagłym zwolniono z powodu „utraty zaufania” ks. Pawła Danka, kapłana diecezji bielsko-żywieckiej) jest ks. prałat Dariusz Raś, proboszcz
Muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach wystawiło patrona na cuchnący kryminałem przetarg.
Papież na ustawce przedsięwzięcie miało finansować państwo) w poniedziałek 31 grudnia 2012 r., a końcowym terminem składania ofert był piątek 4 stycznia 2013 r. do godz. 9 rano, czyli chętni dostali zaledwie dwa dni robocze na złożenie żądanego pakietu dokumentów zawierających: ~ potwierdzenie kwalifikacji (dyplom architekta i aktualne zaświadczenie o przynależności do Izby Architektów); ~ wykaz zrealizowanych wystaw: „odpowiadających przedmiotowi zamówienia (o charakterze religijnym), w szczególności o Janie Pawle II” i „na arenie międzynarodowej jako autor lub współautor”; ~ specyfikację „dotychczasowych realizacji kuratorskich”; ~ uwiarygodnione dane dotyczące posiadanego potencjału technicznego
P
opracowanie, a także wydanie katalogu wystawy, najem przestrzeni ekspozycyjnej, ubezpieczenie itp.). Te dwa dni musiały także wystarczyć na wymyślenie, skąd wziąć eksponaty spełniające warunek ukazania „kompletnego życia Karola Wojtyły w rozbiciu na okresy: wadowicko-krakowski (1920–1946), krakowski (1946–1978) i rzymski (1978–2005)”. Takie warunki przetargu budzą uzasadnione wątpliwości. Wszystko wskazuje na to, że była to… klasyczna „ustawka” pod wykonawcę z góry wybranego. – Ofertę spełniającą życzenia zamawiającego mogli złożyć tylko ci, którzy byli z nim „poukładani” i wiedzieli o pomyśle co najmniej miesiąc wcześniej – twierdzi architekt, zajmujący się kompozycją stoisk targowych.
odatek za zbieranie grzybów, jazdę samochodem, deszcz, brak dzieci, wypłatę z bankomatów czy wejście na dworzec. Czy niedługo będziemy płacić za wszystko? Nowe podatki szykowane przez rządzących dotyczą niemal każdej sfery ludzkiego życia. Politycy chcą zaglądać nam do łóżka, sprawdzać płodność, kazać płacić za deszcz i wartość naszego mieszkania. Tam, gdzie podatki od dawna są obecne, rząd będzie je sukcesywnie zwiększał. Ta piracka polityka odbije się przede wszystkim na najbiedniejszych, ale kogo to obchodzi... Poniżej przedstawiamy plany wdrażania nowych podatków i opłat. Sejmowa Komisja Gospodarki planuje wprowadzenie podatku ekologicznego, który mają płacić właściciele starych samochodów. Chodzi o to, żeby zmusić Polaków do kupowania nowych samochodów w kraju zamiast importu złomu z Zachodu. Pomysł tylko pozornie wydaje się słuszny. W Polsce ponad 65 proc. samochodów ma więcej niż 10 lat. Taki podatek uderzy przede wszystkim w najbiedniejszych właścicieli aut. Polacy nie mają własnej, taniej marki samochodów, która byłaby alternatywą. Politycy zapominają także o warsztatach samochodowych, w których pracują tysiące mechaników, a w świetle nowych przepisów mnóstwo z nich straciłoby pracę. Nie od dziś wiadomo, że import używanych samochodów spada, i to bez pomocy specjalnych podatków. Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że w maju 2008 r. plasował się on
Bazyliki Mariackiej w Krakowie, były osobisty sekretarz i wciąż jeszcze najbardziej zaufany współpracownik kard. Stanisława Dziwisza. – W naszej ocenie termin postępowania przetargowego był wystarczający do przygotowania oferty, czego dowodem jest również fakt, że złożyły ją dwa podmioty. Muzeum ani jego dyrekcja nigdy wcześniej nie ujawniały informacji o planowanym przetargu przed ich opublikowaniem w BZP – podkreśla wicedyrektor Michał Jakubczyk, zastępca ks. Rasia. W odpowiedzi na ogłoszenie wpłynęły oferty dwóch znanych „FiM” pracowni architektonicznych, serdecznie zaprzyjaźnionych z Kościołem, ale fatalny przypadek sprawił, że procedura przetargowa toczyła się w gorącym okresie nasilonego zainteresowania Domem Rodzinnym.
na poziomie 120 tys., a w styczniu 2013 r – 50 tys. Dodajmy do tego fakt, że wspomniany zysk ekologiczny jest tylko pozorny. Zanieczyszczenie powietrza zmniejszyłoby się ledwie o około 0,01 procenta. Nie wiemy jeszcze, kiedy dokładnie podatek zostanie wprowadzony ani jaka będzie jego wysokość. ~ ~ ~ Pozostając przy tematyce motoryzacyjnej, warto zwrócić uwagę na tzw. e-myto,
Owo zainteresowanie było efektem naszej publikacji „Muzeum osobliwości” („FiM” 44/2012), w której zwróciliśmy m.in. uwagę, że „kosztowne zamówienia finansowane z kasy publicznej zlecano w trybie wolnej ręki (np. 1,2 mln zł z ministerstwa kultury na organizację wystawy w Watykanie)”. – Zrobiło się bardzo nieprzyjemnie, więc gdy po otwarciu kopert pracownicy powołani do komisji konkursowej stwierdzili, że doskonale znają oraz pozostają w oczywistej dla otoczenia zażyłości z... (tu personalia i nazwa przykościelnej firmy wskazanej przez jednego z oferentów jako podwykonawca – dop. red.), postanowili nie ryzykować i złożyli stosowne oświadczenia, co – według ustawy Prawo zamówień publicznych – musiało skutkować ich wykluczeniem z tegoż gremium. Okazało się, że tylko jeden członek komisji nie jest związany żadnym układem, więc może z czystym sumieniem procedować! Ksiądz dyrektor Raś
do 53 gr za kilometr. W planach Platformy jest wprowadzenie tego podatku od wszystkich samochodów. Na szczęście na razie tylko w planach. ~ ~ ~ Każdy obywatel posiadający nieruchomość z dachem (sic!), prawdopodobnie od 2014 r. będzie płacić podatek od deszczówki. Samorządowcy twierdzą, że woda deszczowa musi być odprowadzana przez gminną kanalizację
Płać i płacz czyli pobór opłat za korzystanie z autostrad przez transport ciężki. Koszt instalacji systemu (m.in. bramownice drogowe, kamery i czujniki) z publicznych pieniędzy na naszych drogach finalnie ma wynosić około 5 mld zł. Mimo to i tak się opłaca. Kierowcy za przejazdy autostradami i drogami włączonymi do systemu już płacą myto, jeśli ich pojazd waży powyżej 3,5 tony. Planowo miało to dotyczyć wyłącznie samochodów ciężarowych, ale coraz częściej ofiarami podatku stają się właściciele aut osobowych. Rozmaite vany czy samochody terenowe często bez wiedzy kierowcy przekraczają dopuszczalną wagę. Mandat w sytuacji nieuiszczenia opłaty e-myta może wynosić nawet 3 tys. zł. Przejazd ciężkich pojazdów po wybranych drogach kosztuje właścicieli firm transportowych i pojazdów od 16
i że trzeba za to płacić. Taki podatek już istnieje w kilku miastach, m.in. w Poznaniu i Wrocławiu, gdzie płaci się około 10 gr miesięcznie za metr powierzchni dachu. Choć mieszkańcy małych domów pewnie specjalnie tego nie odczują, to w momencie, kiedy na działce znajduje się także na przykład budynek gospodarczy lub szklarnia, opłaty mogą wynieść nawet kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Możliwe, że nowy podatek w całym kraju zacznie funkcjonować od początku 2014 roku. ~ ~ ~ We Włoszech każdy, kto chce zbierać grzyby, musi wykupić specjalną legitymację, która w zależności od regionu może kosztować aż 50 euro. W niektórych częściach kraju grzybiarze mają odgórnie wyznaczone dni tygodnia, w których mogą zbierać grzyby. Teraz
3
nie miał w tej sytuacji żadnego innego wyjścia, jak tylko unieważnić przetarg, co podobno doprowadziło go do białej gorączki. I trudno się dziwić, skoro zwycięska pracownia mogła zainkasować około 1,5 mln zł oraz rzucić jakiś solidny procent „na tacę” – ironizuje nasz informator. Komunikatu z 7 stycznia 2013 r. o unieważnieniu przetargu nie opublikowano w BZP, ale dotarliśmy do tego dokumentu inną drogą. Oto kilka fragmentów uzasadnienia podpisanego przez wspólnika kard. Dziwisza: ~ Na etapie otwarcia ofert i ich wstępnego przeglądania, niemającego wpływu na wynik postępowania, członkowie Komisji Przetargowej złożyli oświadczenia o zaistnieniu okoliczności powodujących ich wyłączenie; ~ Ze względu na osobę podwykonawcy każdy z pracowników Muzeum, z wyjątkiem jednego, będzie podlegał wykluczeniu z postępowania jako członek Komisji. Dlatego też nie jest możliwe dokonanie obiektywnej oceny ofert; ~ Ponadto Kierownik Zamawiającego (czyli osobiście ksiądz dyrektor! – dop. red.) pozostaje z podwykonawcą w takim stosunku faktycznym, że może to budzić uzasadnione wątpliwości co do bezstronnej oceny oferty. Tym oto sposobem – dzięki jednemu artykułowi – państwo zaoszczędziło niebagatelne pieniądze, a konferencja w Paryżu jakoś o(d)była się bez Dziwiszowej wystawy objazdowej... MARCIN KOS
na podobny pomysł wpadli polscy leśnicy. Chcą, żeby i u nas pobierać takie opłaty, także za sam wstęp do lasu. ~ ~ ~ Wciąż słychać o chęci wprowadzenia podatku dla dorosłych nieposiadających dzieci, czyli tzw. bykowego. Nie tylko małżeństwa, ale także single mieliby płacić wyższe składki emerytalne. Według nowych pomysłów bykowym miałyby zostać objęte osoby bezdzietne po 40 roku życia. ~ ~ ~ Pod koniec ubiegłego roku Ministerstwo Finansów wyszło z pomysłem, aby pobierać dodatkową opłatę od wypłaty gotówki z bankomatów, tzw. surcharge. Jeszcze jedna prowizja miałaby wspomóc poszerzanie sieci bankomatów w Polsce. Posłowie już pracują nad tą ustawą, mimo że pojawia się coraz więcej bankomatów bez żadnych dodatkowych prowizji. Opłata ma wynosić kilka złotych od jednej transakcji. ~ ~ ~ Warto także zwrócić uwagę na strategię PKP. Polskie Linie Kolejowe wciąż nie wykluczają wprowadzenia tzw. opłaty dworcowej, czyli opłaty pobieranej zaraz po przekroczeniu progu dworca. Idea pomysłu jest być może słuszna. Chodzi o poprawę tragicznego stanu większości stacji kolejowych. Z pewnością częściowo rozwiązałoby to problem, ale nie możemy się na taką opłatę zgodzić, jeśli przewoźnicy nie obniżą niebotycznie wysokich opłat za przejazdy, które czasem są niewiele niższe od cen krajowych biletów lotniczych. ARIEL KOWALCZYK
4
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Boże singielki Najlepszy mąż na świecie? Józef od Świętej Rodziny. Płacił, utrzymywał i nie dociekał: „Czyje to dziecko?!”. Nie wszystkie polskie dziewczyny jeżdżą na podryw do Tunezji czy Egiptu. Niektóre wolą wczasy z Józefem właśnie. Ten święty ponoć dopomaga panienkom w poznaniu cnotliwej „połówki”. Kilka dni temu do sanktuarium św. Józefa w Kaliszu – kolejny raz – przyjechały dwa autokary dziewczątek. No, głównie dziewczątek, bo wszystkich uczestników było 110, w tym większość – sztuk 80 – to babki przy nadziei. Na ożenek. Organizatorem jest ksiądz Rafał – nomen omen – Swatek. Skuteczność wyjazdów jest imponująca! – zapewnia dobrodziej. Kobiety co prawda nie poznają facetów na miejscu, ale wymadlają kogo trzeba. – Słyszałam, że Józefowi podaje się konkretną datę, do której mąż ma być, i on to spełnia – mówiła „Gazecie Wrocławskiej” 29-letnia Renia. Można by jeszcze założyć biuro matrymonialne dla prawiczków i dziewic. Z honorowym członkostwem dla pierwszej pary – Krystyny P. i Jarosława K. Pod patronatem ojca Rydzyka na przykład, który od lat żyje z sierot bożych. Ale
są inne patenty. Ogłoszenia randkowe. Zaczęło się dawno temu… „Dżentelmen, około 30., który przedstawia się jako bardzo dobra partia, poszukuje damy dysponującej kwotą 3 tys. funtów lub zbliżoną”. To jeden z pierwszych anonsów, odnotowany w angielskiej gazecie z 1695 roku. Nikogo nie zaskoczył pragmatyzm „dżentelmena”. Wówczas małżeństwo rzadko kiedy miało coś wspólnego z miłością. Przy okazji – ówczesne 3 tys. funtów to dzisiejsze 300 tys. złotych, więc kawaler się cenił. Na początku anonsowo szukali tylko mężczyźni. Kiedy w 1727 r. ukazało się pierwsze kobiece ogłoszenie,
Spod cienkiej pokrywy oficjalnej propagandy sukcesu wyłania się obraz Polski niespokojnej. Nieoczekującej też niczego dobrego od przyszłości. Znany w świecie Indeks Genworth, robiony przez dużą firmę ubezpieczeniową, bada stabilność finansową gospodarstw domowych. Pokazuje on poszczególne kraje niejako od kuchni – bada poziom realnych kłopotów lub sukcesów materialnych rodzin, mierzy nadzieję na przyszłość i oczekiwania poprawy lub pogorszenia sytuacji materialnej rodzin. Nie ma więc wiele wspólnego z oficjalnymi statystykami gospodarczymi, które mierzą poziom przychodów firm, wzrost średnich płac itp. One oczywiście także są potrzebne, ale często nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Bo średnia wyciągnięta na przykład z dochodów bezrobotnego Jana Kowalskiego i miliardera Jana Kulczyka nie mówi prawdy o życiu i powodzeniu materialnym ani jednego, ani drugiego. Co zatem Indeks Genworth mówi o współczesnej Polsce? Niestety, nic wesołego. I jest w swej analizie bliższy raczej opinii tzw. ulicy niż oficjalnemu optymizmowi władz. Okazuje się, że prawie połowa (45 proc.) gospodarstw domowych w Polsce ma problemy nawet z regulowaniem bieżących płatności i rat kredytów. Z innych danych wynika natomiast, że kondycja gospodarstw domowych jest tak mizerna, że 3 na 4 Polaków nie ma w zasadzie żadnej tzw. zdolności kredytowej. Spora część rodaków jest więc skazana na lichwiarskie „chwilówki”. Zaledwie 7 (siedem!) proc. Polaków oczekuje poprawy swojej sytuacji materialnej. Zatem ludzie żyją na ogół w głębokim pesymizmie. Wspomniany indeks pokazuje przede wszystkim poziom stabilności finansowej rodzin. Im niższa cyfra, tym
odważną pannę Helen Morison zamknięto na miesiąc w... zakładzie dla obłąkanych. Żeby zmądrzała. Dopiero od połowy XVIII w. damy zaczęły działać. Zazwyczaj kierowała nimi ponadczasowa babska desperacja. Najczęściej były to pozostawione same sobie wdówki z klasy średniej i wyższej. Przedstawicielki klasy pracującej, różne pokojówki, były analfabetkami. Poza tym anonse były drogie. „Dama, lat 25, dysponująca niezadłużonym majątkiem, czując się wykorzystywaną, zerwała wszelkie stosunki ze swoją przeszłością. W odwecie jest szykanowana i wisi nad nią groźba pozbawienia fortuny. Dżentelmen, który zgodzi się obronić ją przed tyranią rodziny i chciwością prawników, może liczyć na nagrodę w postaci ręki narzeczonej i jej fortuny” – to przykład niewdowiej desperacji z 1788 roku. Dzisiaj funkcje swatki częściej pełni internet niż gazety. Roczne przychody z segmentu randek internetowych szacuje się w Polsce na około 50 mln złotych. Świetny sposób na biznes, jeśli ktoś wie, jak się do tego zabrać. Wiedział Maciej Koper, specjalista od e-randek. Kilka lat temu wymyślił „Przeznaczonych” – tylko dla katolików. Teraz mają już około 330 tys. użytkowników. Cel zawieranych znajomości jest z góry ustalony – wędrówka do ołtarza, a potem „idźcie i rozmnażajcie się”. Jak wyznał Koper, chodziło o „chęć uczynienia świata lepszym”. Wpisowe – stówa. JUSTYNA CIEŚLAK
gorsza jest sytuacja. W Europie średnia wynosi 35 proc., podczas gdy w Polsce – zaledwie 13 proc.! W ciągu kilku ostatnich lat liczba ta zmalała w naszym kraju trzykrotnie! Co oznacza ta trzynastka? Otóż oznacza ona, że nasz kraj jest na tym samym poziomie optymizmu, a może raczej pesymizmu, co kraje południowoeuropejskie, zmagające się z dramatycznym kryzysem. Co ciekawe, nasze wyniki są nawet gorsze niż hiszpańskie! Jeśli średnia wynosi 35, a nasza 13, to zapytacie zapewne o to, gdzie mieszkają europejscy optymiści, którzy zawyżają wyniki. Żyją oni w lodówce Europy, czyli w Skandynawii. Przypomnijmy, że kraje Północy nadal bywają odsądzane w Polsce od czci i wiary za najwyższe na świecie podatki, które rzekomo tłamszą gospodarkę. Wyrzuca im się także podobno demoralizujący „rozbuchany socjal”. W rzeczywistości mają one najlepsze, najbardziej konkurencyjne gospodarki na świecie oraz ludność, która – zamiast obijać się na „socjalu” – pracuje i cieszy się poczuciem bezpieczeństwa. I w ogóle cieszy się życiem. Jeśli indeks stabilności polskich rodzin wynosi 13, to w Norwegii sięga on 71 punktów. Ktoś może mi zarzucić, że Norwegia ma ropę i jest niereprezentatywna. Proszę bardzo, oto inny przykład – w Szwecji wynik sięga 67 proc. Bez ropy, gazu, fiordów i nadmiaru łososi, za to również z mądrze prowadzoną polityką społeczną i gospodarczą. Jeśli ktoś nadal zastanawia się, dlaczego ludzie w Polsce nie mają dzieci, mimo że wyjaśniamy to co tydzień, powtórzę, że przyczyna numer 1 nazywa się „brak poczucia bezpieczeństwa i stabilności”. Polska wersja kapitalizmu zabrała go większości ludzi i jak dotąd wygląda na to, że zrobiła to bezpowrotnie. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Niepokój domowy
Prowincjałki Do Urzędu Miasta w Tarnowie przyszedł petent. Po to, żeby siedzibę lokalnej władzy puścić z dymem. Chciał w ten sposób wyrównać rachunki, uznał bowiem, że przez urzędników stracił pracę.
REWOLUCJA U BRAM?
Trzej 13-letni uczniowie z Otwocka postanowili się w szkole nieco rozerwać. Wymyślili, że najlepszy ubaw będzie wówczas, gdy zatkają umywalki, odkręcą krany i zwieją. Efektu swojej pomysłowości już nie widzieli, a szkoda, bo udało im się zalać korytarze, piwnicę i szatnie.
OLALI SZKOŁĘ
W Biedronce chyba nie jest jednak tak tanio. W Tomaszowie Lubelskim pewien 18-latek postanowił zaopatrzyć się w szampon. A że rachunku uregulować nie zamierzał, obezwładniła go pracownica sklepu. Krewka kasjerka powaliła chłopaka na ziemię i wezwała posiłki.
NIE TAKA SŁABA PŁEĆ
W Gliwicach 33-letnia matka i jej koleżanka bawiły się przy płaczących dzieciach. Interweniowali policjanci, którzy zostali przez gospodynię domu skopani i wyzwani. Dzieci trafiły do placówki opiekuńczej. Z kolei w Bartoszycach o pomoc błagał 6-latek, którego matka upiła się do nieprzytomności. Gliniarze mieli kłopot, żeby znaleźć dla dziecka tymczasową opiekę, bo babcia chłopca również była pijana.
MATKI NA 40 PROCENT
Uzdrowicielka przyjechała do Zatorza. Weszła do pierwszego lepszego domu i zaoferowała swoje usługi w uzdrawianiu gospodyni. W roli pomocnika miało wystąpić żywe zwierzę. Pani domu przyniosła kurę. Kura straciła życie, pani domu – 30 tys. zł i złoto. Choroba została.
WIARA KURY PRZYNOSI
Ksiądz z Walec na gwałt potrzebuje 600 tys. zł. Na remont świątyni. Nie dała Unia, muszą dać parafianie. Mieszkańcy zdębieli, kiedy ich rada parafialna oświadczyła, że każda rodzina ma wyłożyć na remont kościoła 1200 zł. Dla niezamożnych owiec oznacza to tyle, że muszą się zadłużyć, aby zapłacić składkę księdzu. Składka jest imienna, kredyt wziąć trzeba, żeby inni nie wytykali palcami. Opracowała WZ
CHWILÓWKA NA KOŚCIÓŁ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Uważam, że Kościół ze wszystkimi swoimi wadami jest Polsce potrzebny. Uważam też, że bycie członkiem Kościoła jest dobre dla społeczeństwa. (Donald Tusk)
Pragnę zapewnić Ojca Świętego o woli i gotowości Polski do dalszego umacniania więzi i współpracy ze Stolicą Apostolską w obronie kultury chrześcijańskiej w Europie i na świecie. (jw.)
Jeśli w Rzymie miałby zagościć duch świętego Franciszka, potrzebne są redukcje państwa watykańskiego aż do jego praktycznej likwidacji. Ono bowiem jest źródłem wielu patologii. (Tadeusz Bartoś, filozof, były dominikanin)
Ewentualna pielgrzymka papieża do Polski nie przyniesie żadnych pozytywnych skutków. To tylko wydatek i spektakl. (posłanka Anna Grodzka, Ruch Palikota)
Nic tak nie sprzyja ateizacji naszego kraju jak inicjatywy podejmowane przez PiS, ojca Rydzyka i większość księży w Polsce. (prof. Magdalena Środa, etyk)
Leczenie homoseksualistów? Nachalna terapia bywa tragicznie szkodliwa. Niekiedy prowadzi do zamachów samobójczych. Marzy mi się, by nikt nie krzywdził zwłaszcza młodzieży podejrzewanej o skłonności homoseksualne próbami „terapii”. (prof. Andrzej Jaczewski, nestor polskiej seksuologii)
Episkopat argentyński poparł juntę „w obronie przed marksizmem”, a otwartych głosów sprzeciwu było jak na lekarstwo. Niektórzy księża asystowali oprawcom w izbach tortur, a wiele kościelnych wypowiedzi podważa do dziś fakt kolaboracji Episkopatu, większości biskupów i wielu księży z juntą gen. Jorge Videli. (Artur Domosławski, reportażysta, specjalista od Ameryki Łacińskiej) Wybrali: AC, PPr
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
MIELĄ OBURZONYCH Odbył się wielki zjazd „Oburzonych”, czyli reprezentantów ponad 100 organizacji (na ogół prawicowe) w historycznej sali BHP w Stoczni Gdańskiej. Przyjechali tam na zaproszenie Piotra Dudy, szefa NSZZ „Solidarność”, i rockmana Pawła Kukiza, by rozmawiać o tym, co im się w kraju nie podoba. Mieli wiele wspólnych tematów, na przykład zmianę przepisów o referendach i dyskusję o tym, jak zmusić pracodawców do wypłacenia pracownikom zaległych pensji. Niektóre postulaty ruchu wydają się sensowne, inne – mniej lub bardziej populistyczne. Media głównego nurtu (w obronie Tuska?) zaczęły ruch dyskredytować. „Newsweek” straszy nową, krwawą rewolucją. Cóż, rewolucja w końcu pewnie nadejdzie, jeśli rządzący i ich media dalej będą przyglądać się bezczynnie ubożeniu społeczeństwa. MZB
CHAM TRÓJMIASTA Powstaje lista wszystkich grzechów arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia – donosi tygodnik „Wprost”. Księża z Gdańska oskarżają swojego purpurata o pijaństwo, poniżanie i wyzywanie współpracowników. Oczywiście anonimowo, bo boją się skarżyć na szefa pod nazwiskiem. Tygodnik z własnej inicjatywy dorzucił jeszcze do picia niegospodarność powodującą długi, przez które jeden z banków zajął hipotekę katedry oliwskiej i siedzibę kurii. Podobno czarna lista wpadek „Flaszki” ma zostać wysłana do Watykanu. Po artykule „Tajne więzienie Głódzia” („FiM” 8/2013) przedstawimy naszą „czarną listę” jego wyskoków, przy której pomiatanie podwładnymi to bułka z masłem. MZB
SŁOWO O PAPIEŻU „No i wybrali ch…a, który donosił wojskowym na lewicujących księży” – w tak niewybredny sposób skomentowała na Facebooku wynik tegorocznego konklawe Ewa Wójciak, dyrektorka poznańskiego Teatru Ósmego Dnia. Kobieta absolutnie nie odcina się od swoich słów. – To jest inwektywa, zgadzam się i nie mam zamiaru o tym dyskutować. Ja się nie wypieram, tego nie kryję i nie chcę się z tego wycofać. Tak myślę o tym panu i podtrzymuję swoją opinię (...). Nie mam poczucia, że kogoś obraziłam – oświadczyła. Obrażona za to oczywiście poczuła się prawica, która zastosowała swoją ulubioną metodę, czyli grzebanie w przeszłości. Fronda napisała, że pani dyrektor została niegdyś zarejestrowana przez Służbę Bezpieczeństwa PRL jako kontakt operacyjny o pseudonimie „Nana”. Złożono także
na nią doniesienie do prokuratury o obrazę głowy państwa watykańskiego. PPr
Potwora Spaghetti m.in., że są nierozsądni i niewykształceni. Pastafarianie zapowiedzieli walkę z tym jawnym prześladowaniem. ASz
aby uczeni… wyleczyli ich z homoseksualizmu. Bo skoro Pawłowicz ma rację, to istnieje jakieś lekarstwo na „sprzeczny z naturą” homoseksualizm. Na razie profesorowie podnieśli raban, że są… prześladowani. W ich obronie wystąpił nawet poseł PiS Tadeusz Dziuba. MaK
TV PARAFIALNA CZERŃ TOCZY CZERWIE
Filipowi Gryce, zielonogórskiemu radnemu SLD, nie spodobał się szum informacyjny z Watykanu, który przypomina mężczyźnie fundamentalizm religijny z krajów arabskich. „Włączyłem telewizję. Zacząłem przełączać kanały pilotem i zobaczyłem w: TVP1 – ksiądz, TVP2 – ksiądz, Polsat – ksiądz, TVN – komentator o reformie Kościoła, TVN24 – dziennikarz na placu Świętego Piotra z kamerą wycelowaną w dach kaplicy. Superstacja – dziennikarz z relacją z Watykanu. TVP Info – biskupi wchodzący na konklawe. Dobrze, że chociaż na Eurosport pokazali narciarzy. Wyłączyłem telewizor i aż boję się włączyć radio...” – pisze radny. Miło, że krytyczny duch w SLD zupełnie jeszcze nie zaginął. PPr
NA INNĄ MELODIĘ Paweł Kukiz, autor antyklerykalnego utworu „ZChN zbliża się”, przyznał na antenie Radia Zet, że nie zdawał sobie sprawy, iż piosenka „uderzy w uczucia religijne”. Muzyk tłumaczy, że nie chodziło o atak na Kościół, a na konkretnego księdza, który jadąc po pijaku, rozbił toyotę. Utwór powstał w 1992 roku. Od tamtego czasu pijanych księży rozbijających się po całej Polsce było mnóstwo, ale ci natchnieniem dla Kukiza nie byli, ponieważ dziś wokaliście weny przysparzają są prawicowe media i klerykalna „Solidarność”. ASz
BONI DOBYŁ BRONI Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji nie wpisze do rejestru związków wyznaniowych Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Pracownicy ministerstwa Michała Boniego uważają, że FSM nie jest wspólnotą religijną tworzoną w celu wyznawania i szerzenia wiary religijnej. MAiC powołuje się na opinie biegłych („FiM” 7/13), którzy – jak pisaliśmy – zarzucają wyznawcom
5
NA KLĘCZKACH
Muzycy z andrychowskiego zespołu Czerwie mają pod górkę, a wszystko przez miejscowego proboszcza oraz polityków PiS. Najpierw proboszcz obsobaczył ich z ambony za piosenkę krytykującą występki „facetów w czerni”. Teraz napadli na nich politycy PiS za to, że w domu kultury, w którym muzycy wynajmują pomieszczenia, organizowane są… zajęcia z buddyjskiej medytacji. – I to niemal pod samymi drzwiami kościoła, którego proboszcz wcześniej potępiał artystów! – oburzał się Krzysztof Kubień, radny PiS, na swej stronie internetowej. Radny chyba lubuje się w teoriach spiskowych. Ciekawe, czy podejrzewa kapelę o zesłanie na Rosję deszczu meteorytów? MZB
ZDORTA PŁYTA Dominik Zdort, ultrakatolik z dziennika „Rzeczpospolita”, zarzuca nowemu papieżowi „skromność na pokaz”, ale z innych powodów niż te, które byliby Franciszkowi skłonni przypisać antyklerykałowie. Zdort po prostu uwielbia… starą kościelną pompę i ostentację. Kilka miesięcy temu rozwodził się szeroko nad zaletami sutanny. Papież, który pracuje starannie nad swoim wizerunkiem „biedaka”, wzbudza nieoczekiwanie złość wśród najwierniejszych katolików, którzy są nimi właśnie dlatego, że Kościół jest taki, jaki jest – obłudny i ostentacyjnie arogancki. MaK
BAJKI KATOLICKIE Ksiądz dr hab. Piotr Kieniewicz twierdzi, że „związek partnerski jest z natury nietrwały i nie musi być płodny”. Małe zdanie i aż dwa kłamstwa – małżeństwo, nawet katolickie, nie musi być płodne, bo gdyby było inaczej, to Kościół nie błogosławiłby małżeństw emerytów. A związek partnerski nie jest z natury nietrwały, lecz jedynie jest inną niż małżeństwo formą zorganizowania życia rodzinnego. Ale skąd ksiądz miałby takie rzeczy wiedzieć… MaK
JAK PLUJESZ, TO LECZ Kilka osób w Poznaniu wymyśliło dowcipną „Akcję homoterapię”. Osoby te chodzą po gabinetach tych profesorów, którzy poparli homofobiczne wypowiedzi posłanki Krystyny Pawłowicz, i proszą,
KRZYŻ KOŚCIUSZKI Przez centrum Łodzi przetoczyło się dwugodzinne Misterium Męki Pańskiej zorganizowane przez tutejszą archidiecezję. Uczestniczyło w niej zaledwie kilkaset osób, głównie młodzież z katechez i ruchów katolickich. Przebierańcy zorganizowali Golgotę pod wielkim pomnikiem Tadeusza Kościuszki – znanego skądinąd antyklerykała. Biedak nawet w 200 lat po śmierci nie ma od Kościoła spokoju. MaK
GODSON NA KSIĘDZA John Godson, zielonoświątkowiec i poseł PO, oddał w ostatnim czasie Kościołowi katolickiemu tyle przysług, że dostał zaproszenie do przejścia na katolicyzm od medialnej głowy tutejszych struktur – Tomasza Terlikowskiego. „Prymas” Terlikowski zapewnia nawet, że załatwi Godsonowi katolickie święcenia i pozwoli zachować ślubną żonę. Takie ułatwienia życiowe Krk oferuje „nawróconym” pastorom. MaK
LEWACKA PRAWICA Paweł Kowal, zapomniany przez wszystkich szef ledwo dyszącej partii PJN i wielki przyjaciel księży, niedawno o sobie przypomniał, nazywając rząd PO… lewackim i ekstremistycznym. Według Kowala świadczą o tym na przykład organizowane przez Platformę ideologiczne awantury. I tu się zgadzamy, bo awantury stwarza wyłącznie prawica (ale bynajmniej nie lewacka!) – zarówno ta z PO, jak i z PiS i SP. ASz
PSI LOS PASAŻERA Na wrocławskiej stacji PKP Psie Pole pasażerowie na mrozie czekają na pociągi, ponieważ niedawno wyremontowany dworzec jest permanentnie zamknięty. Bartłomiej
Sarna, rzecznik PKP, tłumaczy, że dworzec nie zostanie otwarty, ponieważ… koleje boją się jego dewastacji. Sarna dodaje, że „na przystankach MPK jest wiata i na pociąg też można czekać w takich warunkach”. Zapytany, dlaczego w takim razie budynek wyremontowano, powiedział: „Nie mogliśmy dopuścić, by popadł w ruinę”. Bareja miałby scenariusz... ASz
POTRAWA Z KONSERWY Cezary Gmyz, prawicowy publicysta znany m.in. z afery trotylowej, dostanie swój program w telewizji! Zaskoczonych uspokajamy, że dziennikarz nie będzie prawił o polityce, Smoleńsku ani nawet o Kościele. Gmyz poprowadzi program… kulinarny pt. „Kuchnia Polska” w powstającej prawicowej TV Republika. W ramówce ma być m.in. „karp po żydowsku ścierający się z ruskimi pierogami”. Podobnie jak… chałtura z konserwą. ASz
LEXUS DLA BISKUPA Gdy w Watykanie argentyński papież zamiast limuzyną zaczął poruszać się piechotą, w Kielcach biskup Ryczan sprawił sobie furę za ponad 300 tys. złotych. To Lexus RX 450h. W końcu stolica województwa świętokrzyskiego to nie jest jakieś biedne Buenos Aires i samozwańczy ambasador cieśli z Nazaretu na Kielce nie będzie poruszał się autobusem. MaK
WSTYD Z WAŁĘSĄ Dwóch radnych z San Francisco przymierza się do zmiany nazwy ulicy noszącej imię Lecha Wałęsy. Powodem jest skandaliczna wypowiedź byłego prezydenta o osobach homoseksualnych. – To rozczarowujące, że laureat Pokojowej Nagrody Nobla wygłasza tego typu uwagi, pełne nienawiści wobec całych grup społecznych – twierdzi radny David Campos, były wielki fan Wałęsy. Lech Walesa Street to wąska alejka w pobliżu miejskiego ratusza. Mieści się przy niej m.in. klinika, w której dokonuje się zabiegów zmiany płci. Jeśli Lechu się o tym dowie, to może sam wystąpi o zmianę. PPr
6
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
POLSKA PARAFIALNA
Caritas all inclusive „Niech to będzie wyraz naszej wiary, o której św. Jakub Apostoł napisał, że bez uczynków jest martwa” – głosi wiernym kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, zachęcając ich do ofiarowania 1 proc. podatku na Caritas. Wszak – jak mówi purpurat – wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za naszych potrzebujących braci i siostry. Tę odpowiedzialność władze Caritasu rozumieją różnie. Różnie rozumieją też słowo „potrzebujący”: niemal
– Zadanie jest zgodne z priorytetami WFOŚiGW we Wrocławiu w dziedzinie ochrony powietrza. Punkt 3.2. Ograniczanie emisji gazów cieplarnianych, głównie w miastach, miejscowościach turystyczno-uzdrowiskowych oraz położonych kotlinach górskich – informuje „FiM” Robert Borkacki, rzecznik WFOŚiGW. ~ Diecezja sandomierska. Tutejszy Caritas buduje się w Bojanowie. Z założenia nowa placówka,
na góry. Okoliczni mieszkańcy mówią o nim po prostu – hotel. W jego statucie czytamy, że prowadzona w nim będzie „działalność na rzecz integralnego rozwoju człowieka zgodnie z misją Kościoła przy uwzględnieniu wielokulturowości Śląska, a także promocja turystyki pielgrzymkowej”. Ułatwia ją baza noclegowa (30 pokoi, 54 miejsca, cena do 240 zł za osobę), konferencyjno-szkoleniowa (4 przestrzenie), restauracyjna
~ Ponik. Ośrodek Wypoczynkowy Caritas Archidiecezji Częstochowskiej leży w urokliwiej Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Ten „charytatywny przybytek” jego władze zachwalają tak: „Nasz ośrodek położony jest na wydzielonym i ogrodzonym
(catering i wyżywienie dla gości hotelowych), rekreacyjna (sauna, sala do ćwiczeń). W ramach formacji duchowej można zorganizować w „Rybaku” spotkania biznesowe, integracyjne i szkolenia. „Każdorazowo przygotowujemy indywidualną ofertę spełniającą oczekiwania Gości” – zapewniają właściciele „nowoczesnego obiektu”. I tak też z dumą o kościelnym ośrodku informują władze miasta na swojej oficjalnej stronie. Dobrze ma się w „Rybaku” także formacja młodych małżeństw – za wesele wszyscy chętni zapłacą tutaj 140 zł od osoby (możliwość dostarczenia własnego alkoholu bez żadnej dodatkowej opłaty). ~ Głuchołazy. Tu opolska Caritas ma „Skowronka” – ośrodek formacyjno-rehabilitacyjno-wypoczynkowy. W praktyce – hotel ze strefą spa, centrum konferencyjno-bankietowym oraz salą weselną. Cena za dobę 130–250 zł.
terenie leśnym. Bazę noclegową stanowią 4-, 5-, 6-osobowe domki letniskowe, które jednorazowo mogą pomieścić do 130 osób. Część domków posiada łazienkę oraz aneks kuchenny. Dysponujemy przestronną jadalnią z pełnym zapleczem kuchennym, która w razie potrzeby wspaniale spełnia funkcję sali bankietowej, a nawet weselnej. Kuchnia serwuje posiłki zarówno tradycyjne, jak i regionalne. Na terenie ośrodka znajdują się boiska do gry w piłkę nożną, w siatkówkę i piłkę koszykową, a także kąpielisko. Dla wypoczywających zapewniamy sprzęt rekreacyjno-sportowy”. ~ Zakrzów – ośrodek Caritas Archidiecezji Krakowskiej – prowadzi całkiem dobrze prosperującą działalność hotelową. Oferuje 161 miejsc noclegowych (dla klientów
Znakomite lokalizacje. Atrakcyjne turystycznie, najpiękniejsze zakątki kraju. Grzechem byłoby nie postawić na rozrywkę i turystykę. Toteż baza hotelowa pod banderą kościelnej organizacji charytatywnej stale się powiększa. w każdej diecezji pod szyldem kościelnej organizacji pomocowej wyrósł co najmniej jeden ośrodek wypoczynkowy, nierzadko o standardzie kilkugwiazdkowego hotelu. Opłacalny to biznes, biorąc pod uwagę, że Caritas jako organizacja pożytku publicznego jest zwolniony z obowiązku płacenia jakiegokolwiek podatku. Dodatkowo rocznie z tytułu „1 procenta” uzyskuje łącznie (centrala plus oddziały lokalne) co najmniej 20 mln zł. Nierzadko „co łaska” dorzucają także lokalne władze. ~ Diecezja legnicka rozbudowuje i unowocześnia swój ośrodek imienia bł. Jana Pawła II w Białej Dolinie, najpiękniejszej i najstarszej części Szklarskiej Poręby. Buduje, bo – jak przyznają jej władze – nie było tu dotąd ośrodka o wysokim standardzie. Poza tym – jak czytamy w lokalnym wydaniu „Gościa Niedzielnego” – „dotychczasowe domy Caritas m.in. we Lwówku Śląskim i Legnicy nie spełniały oczekiwań wielu wiernych”. Ten, którego budowa ma się ku końcowi, zaoferuje gościom pokoje z widokiem na góry (40 pokoi z łazienkami dla około 70 osób). Do inwestycji dołoży się m.in. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych kwotą 200 tys. zł (w ramach zadania: dofinansowanie robót budowlanych dotyczących obiektów służących rehabilitacji, w związku z potrzebami osób niepełnosprawnych). Na przebudowę oraz rozbudowę kotłowni Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu wyasygnował 340,5 tys. zł w ramach pożyczki oraz 170,2 tys. zł dotacji.
która powstaje w miejscu starego i zrujnowanego ośrodka wypoczynkowego, ma pomagać osobom niepełnosprawnym oraz wykluczonym społecznie. – Działalność ośrodka skupiać się będzie na doraźnej pomocy osobom niepełnosprawnym oraz ich rodzinom, prowadzeniu rehabilitacji, adaptacji do nowej rzeczywistości poprzez spotkania z psychologami, naukę obsługi wózka inwalidzkiego, pokonywania barier architektonicznych, aranżacji przestrzeni życiowej i adaptacji jej na potrzeby osób niepełnosprawnych – tłumaczy ks. Bogusław Pitucha, dyrektor Caritasu. Na wydatki związane z przebudową otrzymał od Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie 3,5 mln zł dofinansowania. Otwarcie przewidziane jest w połowie 2014 r. Dopiero wówczas okaże się, jak naprawdę ów ośrodek będzie wspierał niepełnosprawnych. Bo choć statutowym celem Caritasu jest „kościelna działalność miłosierdzia realizowana w zakresie potrzeb duchowych i materialnych człowieka”, niekiedy te potrzeby przez jego przedstawicieli rozumiane są nader niedosłownie. ~ Nowiuteńki ośrodek charytatywny Caritas Diecezji Opolskiej (zdjęcia środkowe) nazywa się „Rybak” i znajduje w Głębinowie, tuż nad Jeziorem Nyskim, w regionie Otmuchowsko-Nyskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu, z widokiem
instytucjonalnych koszt pobytu jednej osoby z wyżywieniem to 55 zł). W cenie dostęp do profesjonalnie wyposażonej sali gimnastycznej, siłowni, sauny, jacuzzi oraz basenu. ~ Przysiek. Tutaj dom wypoczynkowy ma Caritas Diecezji Toruńskiej. „Pięknie odremontowany zabytkowy pałacyk w Przysieku to idealne miejsce na organizację szkoleń, konferencji itp. Nowoczesne sale i odpowiednie zaplecze techniczne zapewniają komfort spotkań, a urokliwy park na zewnątrz stwarza wyjątkową atmosferę koncentracji” – zachwalają gospodarze. Można sobie tutaj zorganizować szkolenia i warsztaty, konferencje (2 klimatyzowane sale konferencyjne: duża – do 100 osób, mała – do 30 osób), spotkania integracyjne, bankiety z okazji jubileuszu firmy, przyjęcie komunijne albo wesele. Do dyspozycji korty i boiska wraz ze sprzętem sportowym. ~ Ostrowiec. W ośrodku charytatywnym Caritas diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej promocja! „Do końca kwietnia trwa oferta promocyjna na organizowanie uroczystości weselnych w naszym Ośrodku Caritas w roku 2013. Cena od osoby wraz z poprawinami wynosi 140 zł. W cenie dekoracja sali. Oferujemy bardzo dobrą kuchnię, ze świeżych produktów. Istnieje również możliwość zamówienia stołu wiejskiego z pysznymi produktami domowego wyrobu. Posiadamy również duże zaplecze hotelowe i piękne obejście Ośrodka w scenerii lasu z własnym dojściem do jeziora. Do dyspozycji gości również duży parking. Jest to wymarzone miejsce na przeżycie niepowtarzalnych, weselnych chwil” – kuszą „charytatywni” specjaliści. ~ Przedborów. Ośrodek „Pascha” należy do Caritas Diecezji Kaliskiej. Do dyspozycji gości oddaje 54 miejsca noclegowe (pokoje 1-, 2-, 3- i wieloosobowe, z łazienkami), 3 sale bankietowe (w tym audiowizualna, wyposażona w ekran multimedialny, projektor oraz profesjonalne nagłośnienie). Dla ciała – sauna, sala muzykoterapii i relaksacji z basenem Kneippa. ~ Orzysz. Dom Świętej Rodziny, a więc ośrodek szkoleniowo-wypoczynkowy Caritas Diecezji Ełckiej. Jego właściciele nie owijają w bawełnę: „Specjalizujemy się w organizacji przyjęć weselnych, bankietów, rautów, balów sylwestrowych, studniówek, imprez integracyjnych z atrakcyjnym programem, imprez okolicznościowych (komunia, chrzciny, urodziny itp.). Zapewniamy prawdziwy raj dla smakoszy kuchni tradycyjnej, profesjonalną obsługę, wyjątkową atmosferę, dyskretność. Dodatkowe usługi płatne – dekoracja sali, wiejski stół”. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
O
skarżeniem objęto w sumie trzech utytułowanych i wpływowych do niedawna duchownych oraz ich dziesięciu świeckich pomocników. W przypadku byłych dyrektorów Caritasu (ks. prałat dr Jerzy Z. i jego następca ks. Janusz W.) zarzuty dotyczą przekrętu na łączną kwotę ponad 13,6 mln zł przy realizacji czterech projektów pomocowych finansowanych z kasy publicznej („Razem Możemy Więcej”, „Praca bez Barier”, „Ośrodki Aktywizacji Zawodowej Osób Niepełnosprawnych”, „Pomocna Dłoń”), czyli wyrządzenia tzw. szkody majątkowej wielkich rozmiarów, za co grozi im kara pozbawienia wolności do lat 10.
PATRZYMY IM NA RĘCE
szkoleń, które nigdy się nie odbyły, lub przeprowadzanie ich w szczątkowym zakresie; remontowanie i meblowanie prywatnych mieszkań; wypłacanie „swojakom” honorariów za niewykonaną pracę itp. A gdy zupa się wylała... „Caritas z własnej inicjatywy współpracował w tej sprawie z prokuraturą, aby rzetelnie ją wyjaśnić. Przystąpił do postępowania prokuratorskiego w charakterze pokrzywdzonego. Teraz sprawę musi rozstrzygnąć sąd. Chciałbym także zaznaczyć, że Diecezja Płocka i Caritas to dwa odrębne podmioty prawne – Caritas jest instytucją samodzielną. Diecezja nie jest stroną postępowania sądowego” – czytamy w specjalnym komunikacie, wydanym po zamknięciu śledztwa, w którym kanclerz kurii
Biskup Libera w otoczeniu prezydenta Nowakowskiego (z lewej) i starosty Michała Boszki
Caritasu Prokuratura skierowała do sądu dwa akty oskarżenia przeciwko świątobliwym oszustom z Caritasu Diecezji Płockiej oraz przykościelnego Centrum Psychologiczno-Pastoralnego „Metanoia”. – Księżom zarzucono niedopełnienie obowiązków wynikających ze sprawowania nadzoru nad realizacją projektów, nieprawidłowe dysponowanie środkami pieniężnymi, nieodpowiednie dokumentowanie wydatków, nieterminowe i niewłaściwe rozliczanie środków przekazanych przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, a pozostałym pięciu oskarżonym – podrabianie dokumentów (do 5 lat więzienia – dop. red.). Sprawa zostanie rozpoznana przez Sąd Okręgowy w Płocku – ujawnia Iwona Śmigielska-Kowalska, rzecznik prokuratury. Wielebni dostawali z PFRON pieniądze na „podniesienie umiejętności pracowników merytorycznych, przygotowujących osoby niepełnosprawne do funkcjonowania na rynku pracy” (1,39 mln zł), organizowanie szkoleń dla pracowników Caritasu celem „podniesienia ich umiejętności oraz kwalifikacji zawodowych” (1,31 mln zł), wspieranie osób ze znacznym i umiarkowanym stopniem niepełnosprawności „poszukujących pracy i mających największe trudności z jej znalezieniem” (5,61 mln zł) oraz „rozwijanie i przystosowanie do potrzeb niepełnosprawnych pomieszczeń, w których pracownicy Caritas mieli udzielać porad” (6,79 mln zł). W praktyce stosowano takie metody jak umieszczanie nazwisk ludzi zmarłych lub osób fikcyjnych na liście podopiecznych korzystających z usług refundowanych przez PFRON (m.in. w zakresie rehabilitacji zawodowej i społecznej niepełnosprawnych); preparowanie dokumentacji
ks. Mirosław Milewski mydli oczy, jakoby przestępstwo wykryto dzięki „audytowi zarządzonemu przez biskupa płockiego Piotra Liberę”, a rzekoma transparentność postępowania wyrażała się w publicznym ogłoszeniu w czerwcu 2010 r. rezultatów kontroli. Te zapewnienia przełkną jedynie osoby nieświadome, że prokuratura wszczęła postępowanie przygotowawcze trzy lata wcześniej, zaś niby „ogłoszenie” polegało na ujawnieniu „podejrzenia nadużycia zaufania wobec kurii oraz biskupa przez osoby zarządzające Caritasem w okresie realizacji projektów” oraz potwierdzeniu faktu zawierania wielomilionowych umów „bez wymaganej zgody organów nadrzędnych – biskupa miejsca oraz Stolicy Apostolskiej”. Prezentując w 2010 r. wyniki audytu, nie ujawniono w istocie żadnych szczegółów, natomiast kanclerz i kolejny dyrektor Caritasu ks. Szczepan Bugaj szczególny nacisk położyli na nieuzasadnione – ich zdaniem – żądania PFRON, aby natychmiast oddali państwu całą kasę, „nie biorąc pod uwagę, ile z tych funduszy zostało realnie wykorzystanych w projektach”. Ksiądz Milewski dodał wówczas, że owszem – zwrócą... po prawomocnym wyroku nakazującym zapłatę, i „pieniądze nie będą pochodzić z datków na powodzian czy potrzebujących”. Krótko mówiąc: czekaj tatka latka... – Audyt był klasyczną ucieczką do przodu, bo gdy PFRON zaczął coraz ostrzej domagać się zwrotu kasy i śledztwo potwierdziło fałszerstwa, kuria wpadła na pomysł, żeby uzyskać status pokrzywdzonej.
Choć w statucie Caritasu znajdował się zapis, że biskup sprawuje najwyższą władzę, czyli ponosi także odpowiedzialność, chcieli w ten sposób odesłać windykatorów do osób fizycznych bezpośrednio winnych nadużyciom, a że ci są oficjalnie goli jak święci tureccy, należność jest praktycznie nieściągalna – tłumaczy policjant z Płocka. ~ ~ ~ Afera Metanoi (organizacja powołana dekretem biskupa płockiego w celu „udzielania pomocy ludziom przeżywającym trudności psychiczne i duchowe”) dotyczy wyłudzenia ponad 1,8 mln zł dotacji z Europejskiego Funduszu Społecznego i PFRON przy realizacji projektu „Serce-Sercu”, zakładającego aktywizację zawodową około 1000 osób o znacznym i umiarkowanym stopniu niepełnosprawności „poprzez zwiększenie ich umiejętności w poruszaniu się na rynku pracy”. Według prokuratury najwięcej brudu za pazurami mają: były dyrektor Centrum ks. kanonik dr. Romuald J. i prywatnie z nim zaprzyjaźniona wicedyrektor Ewa K. (koordynatorka projektu) oraz Jarosław K., zatrudniony niegdyś w tej firmie jako doradca zawodowy. Wszyscy idą w zaparte, natomiast trzy drobniejsze płotki potwierdziły współudział w przestępstwie i zadeklarowały chęć dobrowolnego poddania się karze. – Oskarżonym zarzucono m.in. popełnienie oszustwa dotacyjnego, polegającego na przedstawianiu nierzetelnych dokumentów. Stwierdzano w nich nieprawdę co do liczby beneficjentów faktycznie przystępujących do projektu oraz podrabiano podpisy na dokumentach, służących do uzyskiwania kolejnych transz dotacji na realizację projektu. Tę sprawę rozpozna Sąd Rejonowy w Płocku – wyjaśnia prok. Śmigielska-Kowalska.
Mechanizm był niemal identyczny jak w przypadku Caritasu: ~ Zatrudniano „znajomych królika”, którzy w pracy pojawiali się tylko raz w miesiącu, aby podpisać listę obecności i odebrać pensję; ~ Tworzono fikcyjną sprawozdawczość, mającą uwiarygodnić przyjazdy beneficjantów z domów pomocy społecznej do siedziby Metanoi (np. faktury za przewóz), a niektórzy podopieczni DPS-ów składali podpisy pod dokumentami o nabyciu „umiejętności poruszania się na rynku pracy” w kompletnej nieświadomości wynikającej ze stopnia upośledzenia. Ponieważ odpowiednia frekwencja była warunkiem koniecznym uzyskania z PFRON kolejnych transz dofinansowania, dowodząca Centrum ekipa nie gardziła także autografami osób trwale przykutych do łóżek, które rzekomo zgłaszały się w poszukiwaniu pracy, choć już nigdy w życiu nie będą w stanie jej podjąć; ~ Po zaledwie jednym „szkoleniu” wyłudzano podpisy in blanco o uczestnictwie w kolejnych turach zajęć itp. Wypada podkreślić, że w wykryciu i zneutralizowaniu oszukańczych machinacji mamy swój niezaprzeczalny udział. Ilustruje go poniższe kalendarium wydarzeń: ~ 10 kwietnia 2007 r. w godzinach porannych wysłaliśmy płockiej prokuraturze faksem tekst oddawanego do druku artykułu o wyłudzeniach, który opinia publiczna miała poznać w piątek 13 kwietnia („Kościelna Metanoia” – „FiM” 15/2007); ~ Postanowieniem z 11 kwietnia wszczęto śledztwo (sygn. 1 Ds. 758/07), a już nazajutrz w siedzibie Metanoi pojawiła się policja z nakazem wydania dokumentacji dotyczącej opisanych przez nas nieprawidłowości. Dzięki pewnej „dobrej duszy” pracującej w Centrum cały czas trzymaliśmy rękę na pulsie, więc
7
gdy ks. kanonik J. zwiódł funkcjonariuszy, twierdząc, że nie wszystko może im oddać, bo nie ma kluczy do niektórych pomieszczeń (w dniu przeszukania wicedyrektor Ewa K. miała wyjazdowe spotkanie z niepełnosprawnymi w Łodzi), już dwa dni później wskazaliśmy śledczym, gdzie i jakie ukryto dokumenty (sfałszowane lub podpisane in blanco). Po spławieniu przez księdza J. policjantów w Metanoi uruchomiono wszystkie niszczarki do papierów, natomiast informatyk Marcin W. przez całą noc biedził się nad wymazywaniem danych z pamięci komputerów, ale powtórne przeszukanie oraz przesłuchania wskazanych przez nas osób pozwoliły zabezpieczyć wystarczająco dużo dowodów przestępstwa. ~ ~ ~ Zarówno w przypadku Caritasu, jak i Metanoi żaden z głównych podejrzanych nie spędził choćby dnia w areszcie, zaś obecnie: ~ ks. prałata Z. (54 l.) po krótkim „urlopie zdrowotnym” biskup schował najpierw na posadzie administratora parafii w Naruszewie, a później powierzył mu funkcję rezydenta przy parafii w P. nieopodal Warszawy. Ksiądz Janusz W. (41 l.) jest proboszczem w D.; ~ Ksiądz kanonik J. (63 l.) został bezterminowo „urlopowany” przez bp. Liberę ze stanowisk wykładowcy psychologii w Wyższym Seminarium Duchownym i Soborowym Studium Teologiczno-Pastoralnym Diecezji Płockiej (filia Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego). Sprawuje zaszczytną funkcję przewodniczącego pewnej ogólnopolskiej organizacji zrzeszającej psychologów chrześcijańskich i pracuje w katolickim ośrodku terapeutyczno-edukacyjnym. Ciekawostką polityczną są losy oskarżonego Jarosława K. (39 l.), byłego doradcy zawodowego w Metanoi, który będąc aktywnym działaczem PSL, startował w wyborach na wójta gminy B., a gdy przegrał, prezydent Płocka Andrzej Nowakowski (PO) dał „koalicjantowi” posadę p.o. dyrektora jednej z najważniejszych miejskich instytucji, choć nie stanowiło już wówczas tajemnicy, że lada moment usłyszy on zarzuty. Gdy jedna z radnych zapytała interpelacją, czy to ładnie, prezydent odpowiedział nie na temat, że „zgodnie z wyjaśnieniami złożonymi przez Pana Jarosława K(...) był on zatrudniony w CPP Metanoia na stanowisku doradcy zawodowego w ramach umowy o pracę na pół etatu”, a kilka dni później pan Jarosław został już dyrektorem pełną gębą. Po skierowaniu aktu oskarżenia do sądu Nowakowski zaczął lansować wersję, że „na chwilę obecną brak jest podstaw do podejmowania działań” wobec kolegi, bo „sprawa jest w toku, a wina nie została jeszcze udowodniona”... ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
NASI OKUPANCI
G
dy metropolita poznański abp Jerzy Stroba (współprzewodniczący Komisji) zażądał, aby rząd wytłumaczył się z uchwalonej przez Sejm – bez konsultacji z Episkopatem – ustawy o rachunkowości nakładającej na kościelne osoby prawne obowiązek prowadzenia dokumentacji księgowej („Zmuszacie nas do zatrudnienia kilku tysięcy wykwalifikowanych księgowych” – grzmiał hierarcha), postawiony na baczność PSL-owski wicepremier Aleksander Łuczak (drugi współprzewodniczący) poprosił o chwilę oddechu do czasu przybycia wezwanego w trybie pilnym przedstawiciela Ministerstwa Finansów. Tym epizodem zakończyliśmy odcinek numer 3 „Protokołów zbieżności”.
przypomniał, że już w roku 1992 (pod rządami wiszącej u sutanny premier Hanny Suchockiej – dop. red.) Episkopat ustalił z GUC, że przedstawi wykaz kościelnych firm, które w swych statutach zapisały prowadzenie działalności humanitarnej, i wara od nich skarbówkom tudzież celnikom. „Działalność władz sprawia wrażenie, jakby Kościół miał być celowo wyeliminowany z prowadzenia akcji charytatywnej. Postawione bariery są absurdalne” – orzekł bp Alojzy Orszulik. Pieronek posunął się nawet do groźby zmasowanego odwetu z ambon: „Jeśli po stronie rządowej zapadła decyzja, by utrudnić prowadzenie Kościołowi akcji charytatywnej, to Kościół będzie się musiał do takiego faktu ustosunkować”.
sprowadzanych przez kościelnych inwestorów wznoszących plebanie, garaże, a nawet myjnie samochodowe. Zapytał biskupów, czy również takie towary należy zwalniać z opodatkowania, bo „może to rodzić różne obiekcje” w społeczeństwie, aż w końcu wyciągnął rękę na zgodę, informując, że zaproponuje Ministerstwu Finansów, by „podejmowało decyzje w sprawach zwolnień po konsultacjach ze stroną kościelną”. Gołoś usprawiedliwiał się, że administracja nigdy nie negowała wniosków o zwolnienie od cła, ale wpadła między młot a kowadło, bo „są parafie, które sprowadzają po kilkadziesiąt samochodów”. On oczywiście rozumie, że takie towary bywają sprowadzane niekoniecznie dla biedoty, tylko „są przeznaczone
ordynariusze wyznaczyli pełnomocników, którzy będą załatwiali sprawy darowizn, co przyniesie hierarchom ogromne korzyści, „ponieważ biskupi będą się orientowali w specyfice oraz ilości sprowadzanych towarów” i teraz żaden duchowny sprowadzający któryś tam z kolei samochód nie wywinie się od zapłacenia kurii haraczu za zaświadczenie, że pojazd służy mu do wożenia darów. „Możemy wypracować model współdziałania, jak w Komisji Majątkowej” – łasił się Strąk, a nam podczas czytania tego archiwalnego dokumentu i po doświadczeniach z działalnością tejże Komisji skóra cierpła... Pieronek trochę grymasił, że pełnomocnicy są środkiem doraźnym, ale ostatecznie wyraził zgodę, by
Protokoły zbieżności
(4)
Podczas posiedzenia Komisji Wspólnej z 7 grudnia 1994 r. tradycyjnie już najważniejszym tematem były pieniądze. Oczekując na przybycie wiceministra finansów Jana Kubika (PSL), zaczęto przesłuchiwać sprowadzonego wcześniej na posiedzenie Andrzeja Gołosia, wiceprezesa Głównego Urzędu Ceł, który próbował przekonać świątobliwych mężów, że obowiązujący stan prawny uniemożliwia zwolnienie od cła wszystkich jak leci towarów sprowadzanych z zagranicy pod banderą działalności charytatywnej. Biskupi nie wierzyli własnym uszom (oryginalne zapisy protokołu wyróżnione kursywą): „Dyskusja dotyczy spraw formalnych, nie dotyka meritum zagadnienia. Jest rzeczą absurdalną, by działalność charytatywna Kościoła traktowana była inaczej niż działalność humanitarna placówek państwowych. Jest to rodzaj dyskryminacji” – zaatakował bp Tadeusz Pieronek. Stroba, zachowując twarz zawodowego pokerzysty, twierdził, że akcja charytatywna prowadzona przez Kościół nie ma charakteru działalności religijnej i mogą z niej korzystać wszyscy obywatele. Dodajmy, że słowo „wszyscy” oznacza też ubogich niewierzących, bijących się z myślami, czy wysłać dzieci na kolonie Caritasu lub parafialne, gdzie będą poddane praniu mózgu oraz intensywnej indoktrynacji, czy już lepiej, żeby bawiły się latem na podwórku... Orszulik zapytał, czy rząd w ogóle jest zainteresowany, żeby Kościół prowadził działalność charytatywną, skoro duchowni muszą najpierw wyżebrać za granicą pomoc, a później jeszcze „znaleźć środki na zapłacenie podatku”. Wyraził oburzenie zróżnicowanym traktowaniem placówek kościelnych i państwowych, po czym
Dopiero w tym momencie Łuczak ośmielił się zabrać głos, aby zwrócić uwagę na fakt, że fiskusowi absolutnie nie chodzi o ryż, konserwy i mleko dla najuboższych, ale o samochody oraz inne luksusowe towary masowo ściągane z Zachodu przez proboszczów bądź instytucje działające pod szyldem Kościoła. „Problem polega na wyraźnym ustaleniu, co wchodzi w zakres pomocy humanitarnej – co może wchodzić w zakres ulgi, a co powinno być przedmiotem opodatkowania. W przeszłości dochodziło do pewnych nadużyć w związku z towarami nadsyłanymi lub sprowadzanymi z zagranicy” – zauważył wicepremier. Stroba odparł, żeby przestał powtarzać w kółko te same frazesy, bo o rzekomych przekrętach już rozmawiał z poprzednim rządem, więc uważa temat za zamknięty. A w ogóle, to nie chodzi o żadne sprawy kryminalne, lecz o zwykłe dziury w przepisach. „Episkopat bolał nad przypadkami wykorzystywania luk prawnych i przekazywał stosowne opinie w teren. Sprawy te były omawiane przez poszczególnych biskupów ordynariuszy. Obecnie nadużycia takie już nie występują. Należy jednak podkreślić, że niedopuszczalne jest stosowanie odpowiedzialności zbiorowej. To godzi we wszystkich potrzebujących” – podsumował arcybiskup. Stary lis Orszulik kopnął szefa delegacji pod stołem i sprostował, że „nie dochodziło do nadużyć prawa, można mówić jedynie o nadużyciach z punktu widzenia moralnego. W kilku przypadkach (faktycznie w tysiącach – dop. red.) wykorzystane zostały luki istniejące w przepisach”. Łuczak rozpaczliwie trzymał się danych o materiałach budowlanych,
A pamiętasz, Leszku, te nasze wspólne komisje? Tak, Leszku...
na sprzedaż, a uzyskane środki mają służyć działalności charytatywnej”, jednak trzeba też rozumieć jego firmę, której Najwyższa Izba Kontroli zarzuca narażanie Skarbu Państwa na straty z tytułu stosowania nieuzasadnionych zwolnień od opłat celnych. W tym momencie do rozmowy włączył się minister Leszek Miller. Zauważył, że oferta Łuczaka całkowicie spełnia oczekiwania biskupów, i zaproponował następującą procedurę: ilekroć do parafii, Caritasu lub jakiejś innej ekspozytury wpływa z zagranicy darowizna, wówczas odbiorca zgłasza się do Izby Skarbowej, która podejmuje decyzję pozytywną, gdy nie ma żadnych wątpliwości co do charakteru przesyłki, a jeśli takowe się pojawią, urzędnik pobiegnie do kurii, żeby skonsultować orzeczenie z przedstawicielem biskupa. „Możemy zwrócić się do Ministerstwa Finansów, by wydało stosowny okólnik” – obiecał towarzysz Leszek. Ten pomysł bardzo się zebranym spodobał. Łuczak dorzucił do swojej oferty stałego przedstawiciela Kościoła, który miał współpracować z Ministerstwem Finansów, a Michał Strąk (PSL) poprosił, żeby wszyscy
„każdy biskup diecezjalny wydelegował jednego przedstawiciela do konkretnych, bezpośrednich rozmów z dyrektorem Izby Skarbowej” i on przekaże stosowną listę ministerstwu celem niezwłocznego zatwierdzenia i rozesłania w teren. Zapowiedział ponadto, że Sekretariat Episkopatu „wskaże, które ustawy dyskryminują Kościół w stosunku do jego działalności charytatywnej zestawionej z działalnością humanitarną świeckich osób prawnych”. – Tylko pamiętajcie, że nie ma takiej opcji, „aby kościelne instytucje otrzymujące dary przedstawiały dokładne spisy nadchodzących przedmiotów” – uprzedził Orszulik. Gdy przybył wiceminister Kubik, jako pierwszy głos zabrał Pieronek, który zarzucił resortowi finansów, że niekonsultowana z biskupami nowa ustawa o rachunkowości „jest próbą wprowadzenia tylnymi drzwiami obowiązku założenia przez podmioty kościelne ksiąg podatkowych”. Kubik zwalił całą winę na posłów. Tłumaczył, że kwestionowany przepis wprowadzono na etapie prac sejmowych, a wcześniej nie konsultowano go z Kościołem, ponieważ rządowy projekt ustawy nie przewidywał żadnych
niespodzianek. „Minister Finansów chce zachować dotychczasowy stan rzeczy i zamierza w akcie wykonawczym wprowadzić zwolnienie kościelnych osób prawnych od powinności prowadzenia ksiąg podatkowych” – uspokajał biskupów, obiecując ścisłą z nimi współpracę przy redagowaniu tekstu rozporządzenia. Problem niesfornych posłów bardzo zaniepokoił delegację Episkopatu. Stroba zaproponował, żeby zastanowić się nad „pożytkami, jakie płynęłyby z powołania Komisji Wspólnej kościelno-parlamenatrnej”, a Pieronek wręcz na to nalegał, twierdząc, że „Polsce przydałby się taki pomost, płaszczyzna dialogu Kościoła i parlamentu”. Strąk zobowiązał się do przedstawienia sprawy na najbliższym „posiedzeniu kierowniczego gremium koalicji”. Komisja zajęła się następnie kościelnym żądaniem, aby od 1995 r. państwo zaczęło płacić księżom katechetom (pozostali nauczyciele religii otrzymywali pensje od momentu wprowadzenia jej do szkół). Łuczak, który sprawował także funkcję ministra edukacji, przedstawił najpierw problem prawny wynikający z ustawy o systemie oświaty. Chodziło mu o niebezpieczne dla Kościoła wzmocnienie pozycji świeckich katechetów, bowiem – według Karty nauczyciela – po trzech latach przepracowanych w szkole mianowanie należy im się jak psu buda, jeśli nie zostali negatywnie ocenieni. „Należy zatem rozstrzygnąć, czy nauczyciele religii powinni uzyskiwać mianowanie na ogólnych zasadach, czy też nie powinni być nauczycielami mianowanymi. W takim jednak przypadku jedyną podstawą do odmowy mianowania może być wystawienie skierowań na czas określony, na przykład roku szkolnego” – podpowiadał szef resortu oświaty. Hierarchowie – o dziwo! – przyklasnęli rządowi. Stroba stwierdził, że mianowanie bez porozumienia z biskupem jest absolutnie niedopuszczalne, bowiem „będzie powodować utratę kontroli przez władzę duchową nad procesem nauczania” i byłoby jawnym bezprawiem w świetle „istoty urzędu nauczycielskiego Kościoła”. Orszulik przyznał, że „wielu katechetów nie spełnia oczekiwań” Episkopatu, więc jakiekolwiek uregulowania prawne dotyczące ich pozycji zawodowej trzeba wstrzymać do czasu wykształcenia nowych kadr. „Należy również zadbać o to, by istniała możliwość odwołania przez biskupa katechety, który jest nauczycielem mianowanym. Tu potrzebne jest specyficzne rozwiązanie” – nakazał biskup. Bardzo interesującą dyskusję o pensjach dla księży (za cenę obniżenia płac i zwolnień normalnych nauczycieli) oraz przebieg pierwszego posiedzenia Komisji po wymianie rządu Waldemara Pawlaka (PSL) na ekipę byłego ministranta Józefa Oleksego (SLD) przedstawimy za tydzień... ANNA TARCZYŃSKA
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
BEZ DOGMATÓW
9
Franciszek nieświęty Kim jest papież Franciszek, który nie jeździ już jak jego poprzednicy limuzyną, ale podróżuje komunikacją miejską? I jaką właściwie pełnił rolę podczas morderczej katolickiej dyktatury w Argentynie? Nowy przywódca Watykanu wzbudził kontrowersje już w dniu swojego wyboru, a w Polsce z miejsca dokonał nawet pierwszego cudu. Otóż w słynnej internetowej encyklopedii o nazwie Wikipedia, a konkretnie w jej polskojęzycznej wersji, w kilkanaście minut po wyborze papieża „poprawiło się” hasło dotyczące jego osoby. Zniknął mianowicie cały obszerny fragment dotyczący związków Franciszka z juntą argentyńską, która twardą ręką rządziła krajem 30 lat temu i mordowała przeciwników politycznych. W prześladowania niepokornych duchownych podejrzanych o sprzyjanie lewicy miał być zamieszany sam ksiądz Jorge Bergoglio, obecnie papież, a wówczas prowincjał jezuitów. Tego fragmentu nie potrafił zdzierżyć jeden z katolickich redaktorów Wikipedii. Jednak brutalne ocenzurowanie tekstu wzbudziło na tyle wielkie protesty, że informację o kontrowersjach wokół przeszłości papieża w końcu przywrócono. To internetowe zamieszanie oddaje nieco atmosferę, jaka powstała po wybraniu Bergoglia w tej części świata, którą taka osoba jak przywódca jednej z religii w ogóle jeszcze obchodzi.
Pobożni oprawcy Argentyńska junta generała Jorge Videli wróciła na czołówki gazet wraz z awansem kardynała „z końca świata”. Zwykle mówi się o tej dyktaturze i Kościele jako o dwóch różnych sferach. I to jest błąd. Rząd generałów był władzą ściśle katolicką, a oni sami byli najwierniejszymi synami Kościoła. Nuncjusz apostolski w Buenos Aires oraz tamtejszy episkopat byli w stałym, roboczym kontakcie z władzą. Siepacze dyktatury, którzy zabili od 10 do 30 tys. ludzi (więcej niż osławiona dyktatura chilijskiego, też katolickiego, generała Augusta Pinocheta), byli pod opieką kościelnych kapelanów (jeden z nich został niedawno skazany), którzy przekonywali zbrodniarzy o tym, że wykonują Bożą wolę, walcząc z lewicą. Nie jest także przypadkiem, że jedyny obóz koncentracyjny tej dyktatury znajdował się na wyspie udostępnionej władzom przez Kościół katolicki. Nawet jedna z najsłynniejszych
ówczesnych metod zabijania – zrzucanie obciążanych kamieniami lub żelastwem ludzi z samolotów do wód La Platy lub do morza – miała pewien perwersyjny, religijny kontekst. Czyż Ewangelia nie naucza, że miejsce gorszyciela jest na dnie wody z kamieniem młyńskim u szyi? A czym innym, jak nie gorszycielami byli dla katolickiej elity argentyńskiej lewicowcy, w tym nieliczni księża i zakonnice, którzy domagali się sprawiedliwości społecznej? W tamtych czasach Jorge Bergoglio był prowincjałem jezuitów, co on sam próbował ostatnio bagatelizować, sugerując, że nie pełnił wówczas ważnych funkcji. Była to jednak pozycja na tyle istotna, a jego koneksje na tyle znaczące, że potrafił sobie załatwić prywatną audiencję u głowy państwa. W każdym razie mamy w obiegu dwie sprzeczne ze sobą opowieści o życiu Bergoglia w tamtych czasach. Jedna twierdzi, że był dosyć obojętny na los prześladowanych, a nawet że sam doprowadził do aresztowania dwóch podległych mu księży oskarżanych o lewicowe sympatie. Ich główną winą było to, że podejrzanie dużo czasu spędzali z biednymi w slumsach. Druga opowieść, nagłaśniana przez media katolickie oraz część świeckich, głosi chwałę papieża za to, że owych dwóch księży uratował od śmierci. Jaka jest prawda? Obydwie wersje mogą być prawdziwe. Z całą pewnością sam Bergoglio nie był wrogiem katolickiej dyktatury. Jeden z owych lewicujących księży pisał, że prawdopodobnie przyczynił się jednak do ich aresztowania. Ale również historia o wstawianiu się za nimi jest wiarygodna – ponoć Bergoglio tak przestraszył się konsekwencji ich możliwego zabicia, że rzeczywiście zabiegał o ratunek. Jeden z tych duchownych jeszcze żyje i powiedział, że „uznaje sprawę za zamkniętą”. Uznano to za dowód niewinności dawnego prowincjała, ale jego domniemana ofiara nigdy o niewinności nie mówiła, tylko o pojednaniu. A to dwie różne rzeczy. Te słowa świadczą albo o szlachetnym przebaczeniu ze strony ofiary, albo o jej strachu – wszak Bergoglio jest teraz ponownie przełożonym tego księdza. Papież ma przecież bezpośrednią władzę w Kościele ponad
głowami biskupów i prowincjałów. Niemniej intrygująca była także w ostatnich dniach wypowiedź siostry drugiego z tych księży, już zmarłego. Mianowicie uważa ona byłego prymasa Argentyny za osobę niegodną sprawowania funkcji papieskiej, za człowieka nieszczerego i krętacza. Przeciwko jego wyborowi protestowali także członkowie rodzin osób zamordowanych i zaginionych w czasach dyktatury, demonstrując przed katedrą w Buenos Aires.
Troska o obraz Kościoła Polskie media obficie cytowały „odważne” wypowiedzi byłego prymasa Argentyny, który nazywał „neoklerykalizmem” wystawne życie duchownych oraz odmowę udzielania chrztu dzieciom ze związków niesakramentalnych. Pierwszej kwestii można by nawet przyklasnąć (chrzest dzieci tak czy inaczej jest teologicznym nieporozumieniem i przejawem religijnego zniewolenia), ale czy jest to rzeczywiście sprzeciw wobec klerykalizmu? Nie, to raczej przejaw troski o atrakcyjny w oczach społeczeństwa, „ubogi” wizerunek Kościoła. Niżej wykażemy, że ten rodzaj troski o odpowiedni obraz Kościoła jest zresztą niemal obsesją nowego papieża. Obok tej pozornej walki z „neoklerykalizmem” arcybiskup Bergoglio uprawiał i uprawia stary klerykalizm w najczystszej postaci, który przejawia się w mieszaniu się Kościoła w kwestie polityczne. W Argentynie miało ono kilka wymiarów – to walka z obecną panią prezydent, lewicową zwolenniczką równouprawnienia, i sprzeciw wobec legalizacji aborcji oraz małżeństw jednopłciowych. Obecny papież tak wściekle zwalczał kandydaturę pani Cristiny de Kirchner, że ogłosił, iż kobiety nie nadają się do pełnienia funkcji publicznych („kobiety są z natury niezdolne do prowadzenia działań politycznych” i „nie mogą być niczym więcej jak wsparciem dla mężczyzny”), co nawet nie ma wiele wspólnego z obecną nauką Kościoła katolickiego. Ale każdy kamień, nawet pseudoreligijny, był dobry, aby uderzyć nim w nieakceptowaną przez Watykan kandydatkę.
W sprawie małżeństw jednopłciowych Bergoglio wytoczył najcięższe działa, nazywając projekt równouprawnienia „działaniem szatana”. Spowodowało to ostrą reakcję władz, które nazwały propagandę kościelną przejawem inkwizycyjnego myślenia. Tego rodzaju interwencje arcybiskupa to klerykalizm w najbardziej brutalnej i aroganckiej wersji. W podobne, diaboliczne tony nowy papież uderzył już po swoim wyborze. Oświadczył, że „kto nie modli się do Boga, modli się do szatana”. Ta pseudoreligijna, niemająca wiele wspólnego z Biblią „mądrość”, sugeruje, że ludzie niereligijni są satanistami. Jest to aroganckie, antyewangeliczne i wyjątkowo niemądre. Polskie media przełknęły to jednak bez komentarza.
Franciszek, czyli kto? Niemal wszystkie pierwsze gesty papieża, w tym wybór imienia, sugerują jego niezwykłą dbałość o szczegóły jednoznacznego wizerunku publicznego, który jest budowany z obsesyjną wręcz starannością. To kontynuacja starań podejmowanych już w Buenos Aires, wyrażających się w korzystaniu z komunikacji publicznej oraz podkreślaniu, że hierarcha obywa się bez służby. Najwyraźniej arcybiskup zrozumiał, że ociężały od bogactwa Kościół katolicki w Ameryce Łacińskiej przegra propagandowe starcie z na ogół skromnymi i dynamicznymi Kościołami protestanckimi. W Argentynie tylko 20 proc. ludzi bywa w kościele, choćby raz na pół roku. Bergoglio odwołał się więc do mitu „Kościoła ubogiego”. To być może szczera forma ucieczki przed kompletną marginalizacją katolicyzmu. Kluczowe znaczenie ma przy tym wybór imienia. Osoby niezwiązane z obyczajowością katolicką zwykle nie zdają sobie sprawy z ogromnej wagi mitu świętego Franciszka z Asyżu. Ten średniowieczny twórca ruchu franciszkańsko-żebrackiego przez stulecia stanowił dla bogatego Kościoła rodzaj listka figowego. Jeśli Kościołowi zarzucano przepych, złe traktowanie zwierząt, pęd do władzy, hierarchia wskazywała wówczas na „biedaczynę z Asyżu”
i jego uczniów oraz podkreślała, że także jest przywiązana do ubóstwa, prostoty i umiłowania wszelkich istot żywych. Franciszek, upozowany przez legendę na naiwnego prostaczka, zapewne mimowolnie dostarczał i nadal dostarcza ewangelicznego alibi dla Kościoła marzącego o władzy i zaszczytach. Był też, również może bezwiednie, biczem Kościoła na wszelkich ubogich, którzy buntowali się przeciw władzy świeckiej i duchownej. Im także kler pokazuje palcem Franciszka i mówi: „Widzicie, można nie tylko być świętym i ubogim, a nawet dobrowolnie wybrać ubóstwo. Zatem cierpcie, naśladujcie Franciszka i podobnie jak on siedźcie cicho!”. Mit franciszkański służy więc nie tylko zakłamywaniu prawdy o Kościele katolickim, ale także pacyfikacji buntowników. Zresztą opowieść o cichych franciszkanach jest częściowo nawet sama w sobie załgana – wielu uczniów Franciszka spłonęło na stosach, bo domagało się od całego Kościoła praktykowania ubóstwa. I jeszcze jedno franciszkańskie nieporozumienie – w kwestii stosunku do ubogich nie chodzi przecież o to, aby wynieść ubóstwo na piedestał, ale aby wyrwać ubogich z nędzy. Tymczasem franciszkański kult ubóstwa zamazuję tę prawdę i sprzedaje ubóstwo jako rodzaj sympatycznego gadżetu religijnego, w gruncie rzeczy miłego, a nawet godnego pożądania. Tymczasem w biedzie nie ma niczego romantycznego, jest natomiast płynąca z niesprawiedliwości życiowa i społeczna degradacja. Zatem cały ten bagaż religijnej mistyfikacji mieści się w imieniu Franciszek, którym nowy papież uraczył publiczność. Wiele więc wskazuje na to, że będziemy poddani intensywnej obróbce propagandowej i promowaniu nowego wizerunku Kościoła z papieżem bratem łatą na czele. Zabawne będzie obserwowanie, jak radzą sobie z tą nową-starą wizją Kościoła polscy biskupi żyjący w pałacach i poruszający się drogimi limuzynami. Zapewne będą musieli udawać, że i oni naśladują skromnego Franciszka. W tej chyba mimowolnej ich kompromitacji z pewnością przyklaśniemy nowemu papieżowi. MAREK KRAK
10
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
BEZ DOGMATÓW
U
zależnienie od filmów i zdjęć dla dorosłych to problem cywilizowanego świata. Na Zachodzie chorych liczy się w setkach tysięcy. W Polsce wciąż bardzo trudno zbadać skalę problemu, ponieważ Polacy nie potrafią rozpoznać momentu, w którym zaczynają przesadzać, a jeśli już, to nie przyznają się do uzależnienia, bo zwyczajnie się wstydzą. Pornobiznes na świecie jest niezwykle dochodowy. Przynosi rocznie kilkadziesiąt miliardów dolarów zysku. W Polsce fanów pornografii przybywa i możemy ich już liczyć w milionach. Internet daje nieograniczone możliwości – porno można oglądać za darmo, 24 godz. na dobę, 7 dni w tygodniu. Seksuolodzy odnotowują w swoich gabinetach coraz więcej uzależnionych. Nie wiem, kiedy to się zaczęło. 4 może 5 lat temu zacząłem oglądać filmy i zdjęcia niemal codziennie. W pracy, w domu, nawet na komórce. Nie jestem żadnym zboczeńcem. Mam rodzinę i nieźle zarabiam. Po prostu porno jest dla mnie odpoczynkiem od codziennych problemów. Victor Cline z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Stanowego Utah w swojej książce „Skutki pornografii” pisze: „Ostatnie, co można by przypisać pornografii, to edukacja. Jeżeli ktoś próbowałby doszukiwać się w pornografii formy edukacji seksualnej, musiałby w efekcie stwierdzić, że w większości jest ona zaprzeczeniem edukacji i dezinformuje, przedkładając tak wiele nieścisłych, fałszywych i wprowadzających w błąd informacji na temat ludzkiej seksualności, szczególnie kobiecej natury seksualnej”. Seksuolog prof. Zbigniew Izdebski przeprowadził badania, z których wynika, że na 100 internautów aż 86 korzysta ze stron porno. „Traktujemy pornografię jako materiał edukacyjny. Jest to wynik niskiego poziomu edukacji seksualnej” – twierdzi Izdebski. Filmy dla dorosłych faktycznie mogą być czymś w rodzaju instruktażu, ale tylko w rozsądnych ilościach. Profesor Zbigniew Lew-Starowicz wyjaśnia, że biorąc pod uwagę zamiłowanie mężczyzny do porno, jego kobieta i tak „może z tym wygrać”. „Poziom wizualności to pierwszy, podstawowy poziom erotyczny. Na wyższych poziomach są już inne bodźce: czuciowe, dotykowe, nastrój. Zjednoczenie partnerów. Tego nie da nigdy żadna pornografia. Jeżeli jednak mężczyzna poprzestaje tylko na poziomie wizualnym i dotykowym tylko w takim stopniu, żeby mieć wytrysk, wówczas kobieta ma pełne prawo obawiać się, że z tym nie wygra” – twierdzi seksuolog. Uzależnienie od pornografii to nie tylko problem osób popularnie zwanych maniakami lub dewiantami seksualnymi. Dotyka to także zwykłych ludzi. Młodych, dorosłych, singli i osób pozostających
Gdy duszno od porno Częste oglądanie filmów i czasopism pornograficznych, godziny spędzane w internecie w poszukiwaniu erotycznych doznań, wirtualne związki, zawalanie ważnych spraw kosztem pornografii – to mogą być pierwsze oznaki uzależnienia. w małżeństwach. Uzależnienie w zasadzie dotyczy kobiet i mężczyzn, ale to ci ostatni są w tej chorobie większością – tłumaczy Marcin Buczek z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Seksuolodzy zgodnie twierdzą, że związane jest to z faktem, iż mężczyźni są zdecydowanymi wzrokowcami. Nie mogę doczekać się końca pracy. Chcę możliwie najszybciej w samotności włączyć laptopa i oglądać filmy. W firmie dodatkowo pobudzam się stronkami porno, gdy jeszcze wszyscy pracują. Podjarany do granic możliwości czekam na fajrant i zwykle kończy się tak, że do domu wracam taksówką, byle tylko szybciej. Śpieszę się też dlatego, żeby mieć kilka godzin tylko dla siebie. Żona i córka 3 razy w tygodniu wracają wieczorem, więc nikt nie jest w stanie mi przeszkodzić. Siadam przed monitorem i znikam przed światem.
pojawiać się także negatywne doznania psychologiczne i fizyczne w związku z odstawieniem pornografii, czyli tzw. zespół abstynencyjny. Pornograficzne strony internetowe od lat biją rekordy popularności. „Polskie Badania Internetu” (PBI) i firma badawcza „Gemius”, które współpracują w zakresie realizacji badania będącego standardem pomiaru oglądalności witryn i aplikacji internetowych w Polsce, przedstawiły ranking odwiedzin stron internetowych, z którego wynika, że popularna witryna porno Redtube.com jest w Polsce odwiedzana przez 2 miliony osób miesięcznie. Z kolei serwis Showup.tv, umożliwiający użytkownikom z kamerkami internetowymi obnażanie się na żywo przed innymi osobami odwiedzającymi stronę, liczy ponad 6 mln odwiedzin miesięcznie! W Showup.tv amatorzy pokazują
Buczek dodaje, że główne objawy uzależnienia – bardzo częste i sugerujące chorobę – to nawykowe, częste, regularne oglądanie pornografii, które zajmuje dużo czasu i przyczynia się do problemów zdrowotnych, zawodowych, finansowych, a także małżeńskich. Ma ono charakter kompulsywny, czyli czynności wykonywane są pod wpływem niedającego się opanować wewnętrznego przymusu. Trudno z nim zerwać trwale i całkowicie. Mogą
swoje wdzięki za pieniądze. Największą popularnością cieszą się młode dziewczyny, które na swoich pokazach zarabiają spore sumy. Chodzi o to, że domorosła aktorka za epatowanie swoimi wdziękami jest nagradzana specjalnymi żetonami, które później może zamienić na gotówkę po ustalonym przeliczniku. Żetony kupują w serwisie osoby żądne takich pokazów. Aktorzy i aktorki najczęściej zachęcają swoich widzów do większych wpłat, na przykład
poprzez zapewnienie o pozbyciu się kolejnej części garderoby za dodatkowe kilka żetonów. O popularności Showup.tv świadczy też fakt, że najlepsze aktorki zarabiają nawet kilkaset złotych dziennie! Właściciel serwisu pochwalił się portalowi „NaTemat”, że zdarzył się i taki pokaz, kiedy dziewczyna w 2,5 godziny zarobiła 13 tys. zł. Po całej zabawie z filmami na laptopie biorę prysznic i kładę się spać. Rodzina myśli, że jestem zmęczony po robocie. Późnym wieczorem do łóżka przychodzi żona. Chce się kochać, a ja nie mam na to zupełnie ochoty. Mogę śmiało powiedzieć, że jak na swój wiek wygląda świetnie, ale ja po prostu jestem wyzuty z uczuć. Tłumaczę się zmęczeniem, problemami w pracy, stresem. Nie kochaliśmy się chyba ze 3 miesiące. Unia Europejska wciąż pracuje nad przepisami, które w praktyce mogłyby zakazać pornografii w internecie. Co prawda w formie zalecenia, ale wówczas państwa wspólnoty będą mogły swobodnie blokować niechciane treści. Chodzi dokładnie o sprawozdanie w sprawie eliminacji stereotypów dotyczących płci w UE. Przygotowuje je Komisja Praw Kobiet i Równouprawnienia, która zauważa, że w programach telewizyjnych, grach komputerowych i wideoklipach muzycznych coraz wyraźniej zauważalna jest tendencja do ukazywania kobiet prowokacyjnie ubranych, w seksualnych pozach, co utrwala stereotypy dotyczące płci. W rezolucji pojawia się również zapis wzywający UE i jej państwa członkowskie do podjęcia konkretnych działań w odpowiedzi na rezolucję PE z 16 września 1997 r. w sprawie dyskryminacji kobiet w reklamie, która zakazywała wszelkich form pornografii w mediach, a także reklamowania turystyki seksualnej. Dodatkowo państwa członkowskie mają być wspomagane w „walce z seksualizacją dziewcząt nie tylko przez gromadzenie niezbędnych danych, promowanie dobrych
praktyk i organizowanie kampanii informacyjnych, ale także przez finansowe wspieranie działań (…) zwalczających przemoc wobec kobiet i dziewcząt oraz postrzeganie ich jako obiektów seksualnych”. Na razie pomysł nie podoba się większości europosłów, ale prace nad rezolucją wciąż trwają. Prawnik Piotr Waglowski z portalu VaGla.pl Prawo i Internet, twierdzi, że „dyskusja na temat tego, co jest, a co nie jest pornografią, toczy się od lat”. Podobnie jak od lat toczy się dyskusja o blokowaniu informacji, również tych, które są publikowane w sieci. Reglamentacja takich informacji jest niezwykle trudnym wyzwaniem intelektualnym. Wiele zależy od tego, czy umykające definicjom zjawiska da się ująć w jakiekolwiek precyzyjne (bo takie muszą być) normy prawne. Warto zauważyć, że pornografia ma także swoje dobre strony. Istnieje prawdopodobnie od początku ludzkości i niejednokrotnie jest istotnym elementem rozwoju seksualności człowieka. Specjalista seksuolog i psychiatra Jerzy Więznowski twierdzi, że pornografia jest wytworem wyobraźni człowieka i tak długo, jak człowiek będzie fantazjował oraz marzył, tak długo będzie potrzebował treści pornograficznych i będzie je wytwarzał. Najczęściej działa ona na dorosłych jak afrodyzjak. Zaostrza apetyt na seks, zachęca do aktywności seksualnej, na przykład w nieco znudzonym już sobą małżeństwie. Filmy dla dorosłych mogą być inspiracją w łóżku. Pornografia jest też wentylem bezpieczeństwa pozwalającym uchronić społeczeństwo przed falą seksualnej przemocy w postaci gwałtów („FiM” 15/2012). Zakaz pornografii internetowej mógłby być zatem przysłowiowym wylaniem dziecka z kąpielą. ARIEL KOWALCZYK Fragmenty oznaczone kolorem pochodzą z wypowiedzi jednego z naszych rozmówców, który boryka się z problemem pornoholizmu.
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r. W ramach akcji pomocy dla biznesu politycy PO i PSL wprowadzili regulacje, które doprowadzą do bankructwa tysiące jednoosobowych firm. Wiele z nich, na przykład metoda rozliczania faktur, tonie w oparach absurdu… W większości demokratycznych państw świata tak zwane małe i średnie przedsiębiorstwa, zwłaszcza rodzime, otoczone są szczególną troską rządów. Politycy tworzą więc specjalne fundusze poręczeniowe i udzielają im ulg podatkowych. Małe firmy mogą także liczyć na preferencje przy udzielaniu przez państwowe i samorządowe agendy zamówień publicznych na dostawy towarów czy prace remontowo-budowlane. Po co się to robi? W pracy Anthony’ego Giddensa, profesora Uniwersytetu w Cambridge, czytamy, że dobrze rozwinięta sieć małych i średnich przedsiębiorstw stabilizuje gospodarkę. Wytwarzają one bowiem około 70 proc. produktu krajowego brutto, czyli wartości wszystkich wyprodukowanych towarów i usług. A dzieje się tak dlatego, że szybciej niż wielkie koncerny reagują na zmiany trendów na rynku. Są także głównymi odbiorcami nowych wynalazków. Dobrze rozwinięta sieć małych i średnich firm – zdaniem doktora socjologii Radosława Skrobackiego z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza – sprzyja prowadzeniu przez państwo racjonalnej, długookresowej polityki. Właściciele oraz pracownicy małych i średnich przedsiębiorstw są odporni na prymitywną, populistyczną propagandę. W Polsce potrzeby małych i średnich firm dostrzegło jak dotąd tylko trzech polityków. Mieczysław Franciszek Rakowski (premier w latach 1988–1989) wprowadził regulacje, które dotąd są niedoścignionym wzorem. Za jego rządów założenie firmy zajmowało zaledwie jeden dzień. Koncesjom podlegało wtedy tylko siedem branż (m.in. emisja programów rtv, handel i produkcja broni, materiałów wybuchowych, leków). Grzegorz Kołodko, dwukrotny wicepremier i minister finansów, dalej porządkował system podatkowy i zmniejszał obciążenia biurokratyczne. Obecnie składane przez Janusza Palikota (wcześniej jako poseł PO próbował je bezskutecznie wprowadzić w ramach Komisji Przyjazne Państwo) i jego partię propozycje ułatwiające prowadzenie biznesu (do tej pory 17 projektów ustaw) są regularnie odrzucane przez koalicję PO-PSL. Za każdym razem można usłyszeć, że „rząd Donalda Tuska przedstawi lepszy, dojrzalszy projekt danej ustawy”. Ale… Kolejne przedłożenia rządowe zamiast poprawiać sytuację małych i średnich firm, tylko ją pogarszają. Urzędnicy zdają się zapominać,
że obok emerytów to właśnie mali i średni przedsiębiorcy są najlepszymi płatnikami podatku dochodowego, tak zwanego PIT-u. Ponadto małe firmy nie korzystają zbyt obficie z ulg podatkowych. Z badań CBOS-u oraz Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk wynika, że jest to domena dobrze zarabiających urzędników państwowych i samorządowych oraz menadżerów. Większość ich dochodów zwolniona jest przy tym ze składek na ZUS. Mimo to coraz więcej Polek i Polaków decyduje się na przejście „na swoje” i zakłada działalność gospodarczą. Według analiz Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości w 2011 r. zdecydowało się na to kolejne 200 tys. Polek
PATRZYMY IM NA RĘCE Przedsiębiorca płaci go dopiero po wpłynięciu należności za sprzedany towar. U nas musi być inaczej. I od 1993 r. pieniądze należą się państwu już w dniu wystawienia faktury lub paragonu. Nie liczy się fakt, że zapłatę dostanie się na przykład za pół roku. O ile kontrahent będzie chciał dobrowolnie zapłacić. Ściągnięcie należności za pomocą państwa może trwać nawet tysiąc dni i kosztować
Pomaganie przez szkodzenie i Polaków. Dołączyli w ten sposób do 3 milionów 661 tysięcy ludzi już prowadzących jednoosobowe przedsiębiorstwa. Od lat proszą oni polityków o uproszczenie zasad rozliczeń podatkowych, zmniejszenie liczby pozwoleń i zezwoleń oraz obowiązków przedkładania w kółko tych samych zaświadczeń, poświadczeń i oświadczeń. Poważnym problemem dla małych przedsiębiorców jest także sposób naliczania i poboru składek na ZUS. Co miesiąc muszą oni płacić ponad 1107 złotych na fundusz emerytalny, rentowy oraz na rzecz Narodowego Funduszu Zdrowia, niezależnie od tego, czy biznes przynosi jakikolwiek zysk. W Wielkiej Brytanii czy na Słowacji składki emerytalno-rentowo-zdrowotne od przedsiębiorców stanowią niewielki procent (max. ok. 2,5–3,5 proc.) ich realnych dochodów. Jak firma przynosi stratę, to składek się nie płaci. Tak samo rozwiązano tam problem z rozliczeniem podatku VAT.
krocie. Potwierdzają to badania Banku Światowego. Polska wypada w nich nawet gorzej niż Rosja. U naszego sąsiada egzekucja należności przed sądem zabiera maksimum 2–3 miesiące. Polscy politycy już w 2005 r. otrzymali raport, co trzeba zrobić, aby skrócić czas egzekucji należności i obniżyć jej koszty. Na razie zainteresowali się nimi tylko posłowie Ruchu Palikota i SLD. Dla posłów prawicy jest on jednak za trudny w lekturze. Szukali więc – w ich rozumieniu – prostszych rozwiązań. Jednym z nich jest wdrożona w ramach tak zwanego pakietu ograniczania biurokracji zasada wliczania w koszty prowadzenia biznesu tylko opłaconych faktur. Pomysł może i dobry, ale jego realizacja fatalna. Była to także odpowiedź na rosnące z miesiąca na miesiąc zaległości w płatnościach za dostarczone towary i wykonane usługi. W 2002 r. przedsiębiorcy czekali na swoje pieniądze średnio 30–45 dni. W 2012 r. ten okres
wydłużył się do 55–70 dni. Co ciekawe, w pozostałych 25 państwach UE przeciętne opóźnienia w rozliczeniach wynosiły 13 dni. Najkrócej, bo 8 dni, czekali na zapłatę faktur kontrahenci w Wielkiej Brytanii i Niemczech. Z badań Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN wynika, że wzrasta także wartość niezapłaconych w terminie należności. W grudniu 2012 r. mali i średni producenci żywności (masarnie, mleczarnie i tym podobne) czekali z utęsknieniem na należne im ponad 3 miliardy złotych. Ministerstwo Gospodarki pochwaliło się, że przygotowane przez jego urzędników rozwiązanie rozliczania tylko zapłaconych faktur nie dość, że wpłynie na zmniejszenie zatorów, to jeszcze znacznie ułatwi prowadzenie biznesu. Dość szybko okazało się jednak, że przyjęta regulacja nałożyła na przedsiębiorców nowe, dodatkowe obowiązki. Otóż muszą oni samodzielnie opisać każdą fakturę, podając datę jej otrzymania,
11
wskazany przez kontrahenta termin zapłaty oraz datę faktycznego uiszczenia należności wraz z numerem przelewu. A wszystko przez to, że ustawodawca zapomniał wskazać sposób poświadczania otrzymania faktur i dokonania zapłaty. Co gorsza, nawet tak dokładne opisanie faktur nie daje gwarancji, że urzędnicy skarbowi przyjmą bez zastrzeżeń rozliczenie podatkowe. Na jednym z forów dla księgowych przeczytaliśmy: „Firma produkcyjna i usługowa nie jest w stanie prawidłowo zaksięgować faktur, a więc i wyliczyć kosztów biznesu, zysku i należnego podatku”. Zmienione przepisy są bowiem zagmatwane i niejasne. Deklaracje podatkowe małych przedsiębiorców w każdej chwili mogą więc zanegować urzędnicy skarbowi, zwłaszcza przy dzikiej interpretacji ze strony każdego urzędu. Warto przy tym pamiętać, że zaniżanie należności podatkowych państwo traktuje jako ciężkie przestępstwo, za które grozi wysoka grzywna, a nawet kara więzienia. Swoje trzy grosze dorzucił w marcu 2013 r. minister finansów Jacek Rostowski, nakładając na przedsiębiorców, których obrót przekracza rocznie 20 tys. zł, zakup kasy fiskalnej. W praktyce oznacza to, że najdrobniejsi z nich będą musieli zamknąć swoje firmy. Koszt zakupu takiego urządzenia (3–4 tys. zł) oraz jej comiesięczne użytkowanie (osoba do obsługi czy na przykład zakup baterii, gdy sprzedaż prowadzona jest na wolnym powietrzu) może przewyższać osiągane przez nich zyski. Poseł Łukasz Gibała z Ruchu Palikota wyliczył, że obowiązkiem stosowania kas fiskalnych objęci zostali m.in. uliczni sprzedawcy więcej niż 37 obwarzanków dziennie. Z tej powinności nadal zwolnione są parafie katolickie i przedsiębiorstwa kościelne! Posłowie PO-PSL chwalą się także wprowadzeniem uproszczonych reguł przekształcania jednoosobowych firm w spółki prawa handlowego. Faktycznie zaś zamiast ułatwień mamy nową, znacznie bardziej skomplikowaną i kosztowną procedurę. Warto wspomnieć, że nowe reguły nie dotyczą zawiązywania spółek komandytowo-akcyjnych. A zyski, jakie one osiągają, są zwolnione z podatku dochodowego od osób prawnych. Ich akcjonariusze i udziałowcy nie muszą także dzielić się otrzymaną dywidendą z państwem. Aby utworzyć taką spółkę, trzeba, niestety, mieć spory wolny kapitał. Ten wymóg z łatwością spełniają filie dużych zagranicznych koncernów handlowych i produkcyjnych. Tak w praktyce wygląda wspieranie przez państwo małej polskiej przedsiębiorczości… MiC
12
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Czarne chmury Kościół nie kojarzy się już z tradycją, wsparciem dla politycznej wolności, walką z komunizmem, ale z pazernością i wystawnym życiem księży. Częściej niż z gwarancją zbawienia łączy się go ze skandalami seksualnymi, w tym z pedofilią. Tak złego wizerunku Kościół katolicki jeszcze nie miał. Pokazują to m.in. wyniki badań Instytutu Statystycznego Kościoła Katolickiego, który porównał postawy religijne Polaków na przestrzeni ostatnich 21 lat. Poważny kłopot dobitnie kwituje ks. prof. Janusz Mariański z KUL, twierdząc, że katolicka Polska wprawdzie dopiero po dwóch dekadach transformacji, ale zaczyna, i to w sposób wyraźny, zmagać się z wyzwaniami postchrześcijańskiej Europy. Laicyzacja postępuje coraz szybciej i nic nie wskazuje na to, by cokolwiek mogło ją zatrzymać. Zniechęcenie do instytucji jest duże i rośnie nawet w tych grupach, na które do niedawna Kościół mógł liczyć w największym stopniu. Widać to głównie w zaangażowaniu wiernych w życie parafii. Nawet na wsiach, gdzie jeszcze kilkadziesiąt lat temu kwitła katolicka, obrzędowa religijność, w ciągu 20 lat aż trzykrotnie osłabła więź między wiernymi a parafiami. W miastach jest jeszcze gorzej. „Znacznie więcej Polaków wskazuje na pomniejszanie niż na powiększanie własnej religijności w stosunku do religijności
N
rodziców” – reasumuje wyniki badań ks. prof. Edward Jarmoch z Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach. Kto wierzy w katolickiego Boga? Zdaniem księdza częściej kobiety niż mężczyźni, najczęściej osoby o najniższym poziomie wykształcenia i głównie na wsiach oraz w małych
a dziś – według kościelnych statystyk – dokładnie 2,9 proc. Oznacza to wzrost o blisko 100 proc.! Kolejne 10,3 proc. to osoby niezdecydowane, a 5,4 proc. to ludzie zupełnie obojętni na sprawy wiary. Już przeprowadzony przed rokiem sondaż CBOS pokazywał, że 4,2 proc. to osoby, które z religią nie chcą mieć nic
Spada liczba wiernych, za to rośnie odsetek osób, które z religią nie chcą mieć nic wspólnego. Koniec potęgi Kościoła w Polsce zbliża się wielkimi krokami. Kroplówkę funduje jeszcze tylko świecka władza. miasteczkach. W dużych aglomeracjach, wśród osób wykształconych, Kościół nie ma swojego miejsca. Nie chcą go też młodzi. „Kategoria ludzi młodych, w wieku 25–34 lata, neguje wiarę w Boga” – podkreśla ks. Jarmoch. Wśród osób w tym przedziale wiekowym najczęściej rodzi się obojętność na religię, a coraz częściej i antyklerykalizm jako wyraz niezgody na zawłaszczanie państwa przez Kościół. Duchowni mają tego świadomość, choć nadal próbują bagatelizować problem. „Zauważa się minimalny wzrost w postawach niezdecydowanych i obojętnych religijnie niż w postawach niewierzących. Bardzo interesujące jest to, że niewierzący stanowią zaledwie niecałe 3 proc.” – mówi ks. Jarmoch. Nie zauważa jednak istotnego szczegółu. Oto w 1991 r. ateiści stanowili 1,5 proc.,
a historię Polski patrzą niemal od jej początku. Przeżywają bitwy, wojny i powstania. Chronią przed kataklizmami, dają życie. Drzewa – pomniki przyrody. „Klub Gaja” jest jedną z najstarszych polskich organizacji społecznych zajmujących się ochroną środowiska i prawami zwierząt. Nieprzerwanie od 26 lat promuje ekologię i dba o przyrodę. Jedną z inicjatyw Klubu jest konkurs „Drzewo Roku”. – Pomysł narodził się w 2003 r., kiedy stało się jasne, że zmiany klimatyczne to fakty, a nie mity, a ich skutki będą niszczycielskie dla cywilizacji (nieprzewidywalne anomalie – wichury, powodzie, klęski suszy). Właściwości drzew mogą powstrzymywać te zagrożenia, dlatego postanowiliśmy organizować i zachęcać do sadzenia nowych roślin tego typu oraz apelować o większą dbałość w stosunku do już rosnących, szczególnie tych na terenach dużych skupisk miejskich – przekonują pracownicy Klubu. Konkurs wpisany jest w program Święto Drzewa, który powstał głównie z myślą o szkołach, ale z czasem zainteresowały się nim samorządy, instytucje państwowe, przedsiębiorstwa, organizacje społeczne i zawodowe. Do konkursu zgłoszono 191 nietuzinkowych drzew z całej Polski. 11 z nich znalazło się w finale. Wygra to, które zdobędzie najwięcej głosów internautów. Z pewnością poinformujemy o terminie i sposobie głosowania.
wspólnego – agnostycy, ateiści i bezwyznaniowi. Rośnie też liczba innowierców. Duchownych najbardziej boli jednak inny wymiar laicyzacji – uczestnictwo we mszach. O ile za chrzty, śluby i pogrzeby nadal chce płacić wielu wiernych, o tyle niedzielna taca zaczyna świecić pustkami. Niedługo zabraknie ludzi do wypełniania okazałych kościelnych gmachów. Jeszcze w 2007 r. na niedzielne msze przychodziło ponad 47 proc. wiernych, tymczasem w ubiegłym roku – tylko 40 proc. Tylko z jednego Kościół może być zadowolony – przez lata wzrosła (ponoć) liczba osób mocno przeżywających swoją wiarę. Dziś ludzie ci stanowią 20 proc. wiernych. Wzrosła też liczba tych, którzy osobiście w codziennym życiu doświadczają
Nagroda zostanie wręczona podczas inauguracji 11 edycji Święta Drzewa 10 października 2013 r. Finaliści konkursu robią ogromne wrażenie. Dęby, lipy, sosny, a nawet mamutowiec (rodzaj sekwoi – przyp. red.) – każde z nich z własną, niesamowitą historią. Poniżej przedstawiamy kilka z nich.
wpływu religii i świadomie się nią kierują. Jednak poza tą niewielką częścią społeczeństwa rozciąga się już raczej religijna pustynia. „W ciągu 20 lat zmalała wiara w życie po śmierci, zmniejszyło się też rozumienie chrztu świętego” – podsumowuje badania ks. prof. Witold Zdaniewicz, dyrektor ISKK. I przyznaje, że wiernych trzeba coraz bardziej edukować, bo spada ich wiedza o religii, za to rośnie poziom akceptacji stylu życia przez Kościół potępiany. „Wskaźniki odnoszą się do kryzysu rodziny, który determinuje liberalne podejście do ślubu kościelnego, wzrostu opinii akceptujących seks przed ślubem oraz stosowanie antykoncepcji” – ubolewa dyrektor ISKK, a dr Rafał Lange z UKSW podkreśla, że „zdecydowanie najrzadziej Polacy chcą słuchać Kościoła w debacie politycznej i w niektórych aspektach nauczania związanego ze sferą seksualną”. Nowością ostatnich 10 lat jest znaczny spadek zaufania do autorytetu Kościoła zarówno w sferze moralnej, społecznej, jak i politycznej.
około 27 m. Najstarsze i największe drzewo tego gatunku w Polsce. Legenda głosi, że wystarczy się do niego przytulić, aby szczęście, dobrobyt, a nawet męski potomek znalazły się w rodzinie. Mamutowce osiągają wiek około 3500 lat i mogą mieć nawet 95 m wysokości (10-piętrowe wieżowce mają około 35 metrów) i 10 m średnicy.
Bracia więksi Lipa z Cielętnik – gmina Dąbrowa Zielona (woj. śląskie), wiek: około 700 lat, obwód: 1105 cm, wysokość: około 31,5 m. Według licznych publikacji lipa ta jest najgrubszym drzewem, jakie kiedykolwiek rosło na terenie naszego kraju i zostało zmierzone. Jest ogrodzona i zabezpieczona przed zębami… pątników, którzy przez lata wierzyli, że kora lipy leczy ból zębów. Vis a` vis drzewa znajduje się obraz św. Apolonii, patronki od bólu zębów; to najprawdopodobniej stąd wzięło się wierzenie, że owa kobiecina ma jakiś wpływ na nasze siekacze. Mamutowiec w Brwicach – gmina Chojna (woj. zachodniopomorskie), wiek: około 117 lat, obwód: 380 cm, wysokość:
Lipa w Irządzach – gmina Irządze (woj. śląskie), wiek: około 500 lat, obwód: 820 cm, wysokość: około 26 m. Podczas II wojny światowej na terenie wsi była drukowana tajna gazeta. Jej egzemplarze w metalowych pojemnikach chowano w jednej z dziupli drzewa. Dzięki temu mieszkańcy mogli potajemnie ową prasę poczytać. Przetrzymywanie pisma w domu było bardzo niebezpieczne. Zdarzyło się raz, że przejeżdżający wierzchem niemiecki żołnierz zainteresował się dziuplą, dopytując się, jaki ptak w niej mieszka. Mimo że okoliczni mieszkańcy zapewniali hitlerowca, że dziura jest pusta, wojskowy strzelił w nią z bicza. Na szczęście nie trafił w metalowy pojemnik, ponieważ jego bat zawinął
– Już 20 lat temu mówiłem, że jeżeli Kościół będzie działać w taki sposób, w jaki działał, to w 2050 r. przestanie istnieć w dotychczasowej formie i przejdzie do podziemia. Dziś jest na równi pochyłej i toczy się coraz szybciej, bo ta równia coraz bardziej przechodzi w pion – komentuje kościelne statystyki Czesław Janik ze Stowarzyszenia na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo „Neutrum”. Jego zdaniem tzw. martwe dusze, czyli ludzie wciągnięci niegdyś na parafialne listy wiernych, ale nieutożsamiający się z religią, to nawet 70 proc. wszystkich „wiernych”! Nie ma też autorytetów, które wyciągnęłyby Kościół z kryzysu wywoływanego zresztą przez samych hierarchów, którzy tolerują zło w tej instytucji. – Nie wierzę, by nowy papież przywołał do porządku polską hierarchię. Patrząc na o. Rydzyka, Terlikowskiego i połowę episkopatu, to szybciej oni przywołają do porządku papieża. Dlatego perspektywa dla nich jest czarna – mówi Janik. DANIEL PTASZEK
się wokół jednej z gałęzi, łamiąc ją. Tak więc lipa poświęciła kawałek siebie, by ratować mieszkańców przed prawdopodobną śmiercią. Dąb Powstańców 1863 r. – Puszcza Kampinoska, gmina Kampinos (woj. mazowieckie), wiek: około 300 lat, obwód: 420 cm, wysokość: około 18 m. W czasie powstania styczniowego carscy kozacy wieszali na jego konarach młodych powstańców z oddziału Walerego Remiszewskiego, działającego w Puszczy Kampinoskiej. Dąb Wybickiego – Będomino w gminie Nowa Karczma (woj. pomorskie), wiek: około 400 lat, obwód: 680 cm, wysokość: około 27 m. Józef Wybicki, autor słów polskiego hymnu narodowego, jako mały chłopiec często pod nim przechodził, towarzysząc ojcu w pracach gospodarskich. Sosna w Przerodkach – gmina Lubowidz (woj. mazowieckie), wiek: około 250 lat, drzewo wielopniowe, wysokość: około 10 m. Lipa w Sandomierzu – woj. świętokrzyskie, wiek: około 800 lat, obwód: około 375 cm, wysokość: około 10 m. Lipa Gracja – Tuszyn w gminie Dzierżoniów (woj. dolnośląskie), wiek: około 150 lat, obwód: 602 cm, wysokość: około 30 m. Dąb Przyjaciel – Budzisław Stary, gmina Osiek Mały (woj. wielkopolskie), wiek: 100–150 lat, obwód: 320 cm, wysokość: około 20 m. ŁUKASZ LIPIŃSKI
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE oraz finansowe. W Polsce „Fakty i Mity” – mimo lekceważenia przez tzw. główny nurt publicystyczny – nagłośniły aferę wokół Komisji Majątkowej oraz liczne skandale obyczajowe. Przełomem ośmielającym innych do krytyki Kościoła okazała się śmierć Karola Wojtyły. Za pontyfikatu Jana Pawła II poziom religijności w Polsce najpierw mocno wzrósł, a po roku 1989 r. utrzymywał się na stałym poziomie. Oliwy do ognia dolały także rządy PiS, które nasiliły jawną klerykalizację Polski.
Antyklerykalizm podbija popkulturę i opiniotwórcze media. To nie nowa moda, lecz zapowiedź wielkiej fali sekularyzacji Polski. Widać symptomy innego świata, znak, że do głosu dochodzi nowe pokolenie. Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji – dowcipkowali brytyjscy komicy z Latającego Cyrku Monty Pythona. Na pewno nie oczekiwał jej Abelard Giza z kabaretu LIMO. Tymczasem jego żarty z papieskich bąków, kalesonów z 12 apostołami oraz staruszek-terrorystek „z wózkiem na warzywa wypchanym trotylem”, pokazane w programie „Tylko dla dorosłych” wyemitowanym w TVP2, dały efekt tsunami. Członkowie cudacznego Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski uznali, że satyrycy urazili rzekomo uczucia osób starszych i wierzących.
Hardcore konfesjonału Deputowani PiS – Andrzej Jaworski, Bartosz Kownacki oraz Małgorzata Sadurska – napisali skargę do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, porównując papieskie skecze do „projekcji nienawiści przygotowanej przez Departament IV MSW”. Poprosili o ukaranie stacji, powołując się na art. 18. ustawy o radiofonii i telewizji, stanowiący, że „audycje lub inne przekazy powinny szanować przekonania religijne odbiorców, a zwłaszcza chrześcijański system wartości”. Dyrekcja kanału natychmiast przeprosiła tych, którzy poczuli się urażeni. Tymczasem zarówno skarga, jak i przeprosiny tylko dolały oliwy do ognia, choć sytuacja raczej nie rozwijała się tak, jak spodziewali się tego prawicowi deputowani. Posłowie w najgorszych koszmarach nie przypuszczali, że zrobią z Abelarda supergwiazdę, i to w ciągu zaledwie kilku godzin. Zaczęło się od wrzenia w sieci. Moderatorzy oficjalnego profilu LIMO na Facebooku nie kryli zachwytu, bo liczba fanów kabaretu urosła w astronomicznym tempie. „Członkowie Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski taki nam zrobili PR, że w ciągu kilku godzin przybyło nam ponad półtora tysiąca osób” – napisali na swoim fanpage’u. Przez kolejne dwa dni półtora tysiąca rozrosło się do pięciu tys. „Gazeta Wyborcza” napisała o wybiórczym poczuciu humoru prawicowych posłów, SLD zapowiedziało, że wstawi się za TVP2 przed KRRiT, i zaproponowało nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji. Zaś satyrycy z LIMO oświadczyli, że… mają w swym repertuarze dowcipy o wiele bardziej „hardcore’owe” od tych poświęconym bąkom czy kalesonom. Na profilu facebookowym kabaretu pojawił się skecz poświęcony spowiedzi, a dokładniej temu, jak ją postrzega
współczesny katolik – jako skuteczne narzędzie do wymazywania grzechów. Dowcip ten obejrzało ponad 600 tys. internautów. Okazało się, że na antyklerykalizmie można znakomicie wypłynąć oraz że zmienia się sytuacja osób będących na bakier z klerem.
Palić zioło jest wesoło
Wyjście z niszy
Do niedawna w Polsce panowały proste reguły: osoby, którym prawicowi posłowie zarzucali obrazę uczuć religijnych, trafiały
W efekcie tzw. media opiniotwórcze przestały się bać antyklerykalnych treści, do
Wojna światów pod sąd. Właśnie taki los spotkał artystkę wizualną Dorotę Nieznalską, autorkę instalacji „Pasja”, składającą się z filmu przedstawiającego ćwiczącego mężczyznę oraz zdjęcia męskich genitaliów na krzyżu. Artystyczne dzieło zostało pokazane w telewizji TVN. Pech chciał, że relacja opowiadająca o dziele Nieznalskiej wpadła w oko ówczesnym posłom LPR: Gertrudzie Szumskiej i Robertowi Strąkowi, którzy uznali, że „Pasja” obraża ich uczucia religijne,
i skierowali sprawę do sądu. Na nic zdały się apele publicystów i działaczy społecznych, którzy przekonywali, że to wystawa prezentowana w małej galerii w Gdańsku i że nikt nie jest zmuszany do jej oglądania. W 2003 r. artystka została skazana na pół roku ograniczenia wolności. Odwołała się od wyroku i po 7 latach przepychanek z prokuratorem została uniewinniona. Identyczną „przygodę” przeżył Adam „Nergal” Darski, który w 2007 r. stanął
przed sądem za to, że podarł Biblię na koncercie w Gdyni. Wokalista zespołu „Behemoth” nazwał ją „kłamliwą księgą”, a Kościół katolicki – „największą zbrodniczą sektą”, co uraziło uczucia religijne Ryszarda Nowaka, przewodniczącego Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą oraz kilku posłów PiS. Muzyk przepychał się z prokuratorem ponad 6 lat. W styczniu 2013 r. został uniewinniony. Być może los „Nergala” podzieli jego była dziewczyna – Dorota „Doda” Rabczewska, skazana w 2012 r. przez stołeczny Sąd Okręgowy na 5 tys. zł grzywny za określenie autorów Biblii mianem osób „naprutych winem i palących jakieś zioła”. Słowa te znów uraziły uczucia religijne Ryszarda Nowaka oraz PiS-owskiego senatora Stanisława Koguta. Artystka nie uznała tego werdyktu i skierowała sprawę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Obecnie czeka na jego wyrok. Wszystkie te procesy dowiodły, że jednak nie jest tak łatwo wsadzić kogoś do więzienia za obrazę uczuć religijnych oraz że „afery” tylko przysparzały „obrazoburcom” fanów. Równocześnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat wizerunek Kościoła katolickiego bardzo się pogorszył. Światowe media ujawniły skandale pedofilskie, obyczajowe
niedawna zarezerwowanych dla tygodników „NIE” oraz „FiM”. Zaczął się wysyp antyklerykalnych i ateistycznych książek (m.in. bardzo krytyczne rozmowy o JPII Piotra Szumlewicza – „Ojciec nieświęty”), a „Newsweek Polska” odważył się na kilka antyklerykalnych okładek – pokazał m.in. zdjęcie całujących się księży, głowę małego chłopca na wysokości książęcego rozporka. I… nic się nie stało, choć oburzyły one samego księdza Tadeusza Rydzyka. Redemptorysta grzmiał w „Naszym Dzienniku”, że „tak działa szatan”, ale były to głosy na puszczy. Ostatnio antyklerykalne tematy porusza nawet „Gazeta Wyborcza”, która publikuje m.in. teksty o pedofilii wśród księży, ściąganiu kazań z sieci itd. W ten sposób zjawisko antyklerykalizmu jest wciąż oswajane. Podobny efekt daje ateistyczna kampania billboardowa fundacji Wolność
13
od Religii „Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę”. Do ateizmu otwarcie przyznaje się coraz więcej przedstawicieli elit – na przykład prof. Jan Hartman czy prof. Magdalena Środa. W efekcie antyklerykalizm wchodzi na nowe, nieznane dotąd pola. Galerie sztuki prezentują wystawy o tej tematyce. Ostatnio dwie takie ekspozycje: Maurizia Catellana oraz Katarzyny Kozyry pokazało Centrum Sztuki Współczesnej. Wydawnictwo W.A.B. wznawia „Konklawe” autorstwa Roberta Pazziego, czyli powieść o mrocznych kulisach wyboru papieża. Wynika z niej, że za zamkniętymi drzwiami watykańskich pałaców dzieje się coś złego – dwóch kardynałów umiera, dwóch innych usiłuje uciec…
Matka Teresa to suka? Antyklerykalne tematy podejmują nawet media skierowane do hipsterów, czyli do młodzieży skoncentrowanej na tematyce „lansu i balansu”: imprez, ciuchów, drinków itd. Magazyn „Vice” opublikował artykuł pt. „Matka Teresa była niezłą suką”, nagłaśniający grzechy Agnes Gonxy Bojaxiu, czyli właśnie świętej z Kalkuty. Gazeta wspomniała, że oszczędzała na chorych i skazywała ich na cierpienia, choć dysponowała milionami dolarów. Opisała też wybryki kilku innych „świętych”, na przykład Olafa II Haraldssona, nazywając go „brutalnym mordercą” oraz „dzierżymordą” itd. Antyklerykalizm w mass mediach i popkulturze będzie narastał zgodnie z modą na kontrowersyjne tematy. Do tego dochodzi także nowe pokolenie, i to takie, które dorastało w czasach, gdy wielkie i małe grzechy kleru przestały być tematem tabu. Chodzi o osoby obserwujące nieustanne zawłaszczanie życia społecznego przez duchownych katolickich, na przykład wymuszenie konkordatu, zakaz aborcji, wepchnięcie religii do szkół, święcenie wszystkiego, co się da. Ci ludzie mają dość tych chorych sytuacji, chcą żyć w świeckim państwie. Możemy się więc spodziewać ostrego konfliktu młodych z hierarchami, w którym żadna ze stron nie ustąpi. Ci pierwsi nie będą chcieli rezygnować z własnego życia, imprez, kabaretów itd. Zaś Kościół nie może spuścić z tonu, bo przestanie istnieć. Być może podzieli los protestanckich Kościołów, na przykład szwedzkich czy holenderskich, które próbowały się unowocześnić, święciły kobiety, zmieniały świątynie w dyskoteki i… traciły wiernych. Watykan stoi przed olbrzymimi wyzwaniami. Duchowni stopniowo rośli w bogactwa, za to siłę tracili na autentyczności. Obecnie muszą ją odzyskać. Ludzie spodziewają się bowiem, że czyny duchownych będą adekwatne do słów… MAŁGORZATA BORKOWSKA
14
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Choć nie są dziećmi gorszego Boga, muszą pokonywać nie tylko własne lęki, ale również mur społecznej niechęci. Wiola Zarczuk, dziś studentka lubelskiego UMCS, swą seksualność odkryła, gdy miała 12 lat. Przeczytała artykuł o rosyjskim zespole Tatu i zrozumiała, że też jest lesbijką. Nigdy wcześniej nie słyszała o „tej” orientacji. Kiedy zaczęła zgłębiać temat, była przerażona. Jedni mówili, że homoseksualizm jest chorobą, z której powinno się ludzi leczyć, inni – że to normalna skłonność. Wiola była dzieckiem. Sporo czasu zajęło jej znalezienie odpowiedzi na pytania: Kim jestem? Dlaczego ja? Dlaczego nie ktoś inny? Swą drogę zaczęła – zresztą jak większość – od prób wyparcia i walki z „chorobą”. Tym bardziej że poszła do szkolnej psycholog, a ta poleciła… leczenie. Później próbowała przekonać siebie, że jest biseksualistką. To zawsze lepiej, niż być gejem czy lesbijką. Bo to ostatnie – przynajmniej na początku – zwykle oznacza samotność, trudną i bolesną. Według badań moment uświadomienia sobie orientacji homoseksualnej następuje około 12 roku życia, zaś chwila, gdy pierwszy raz się komuś o tym mówi, przychodzi około 17 roku życia. Te 5 lat to czas samotności ze swą orientacją i poszukiwania w sobie siły, żeby to ujawnić, a przy tym obserwacja bliskich
i znajomych oraz zastanawianie się, czy dadzą wsparcie. – Homoseksualność jest w Polsce nieakceptowana, więc odkrycie jej w sobie nie wiąże się z jakąś szczególną radością czy obojętnością. Zawsze to jest trudność. To, co się będzie dalej działo, jest uzależnione od najbliższych: rodziny, przyjaciół, znajomych – tłumaczy Jan Świerszcz, psycholog, trener antydyskryminacyjny z Kampanii przeciw Homofobii.
Akceptacja – Jedną z przyczyn tego, że osoby homoseksualne mają problemy z zaakceptowaniem siebie, jest to, co się dzieje w przestrzeni publicznej, czyli homofobia, która jest na zewnątrz, a nie homoseksualizm, który jest w środku. Po homofobicznych wypowiedziach osób publicznych zgłaszają się do nas ludzie, którzy zastanawiają się, czy są normalni, czy zaburzeni ze względu na to, że są gejami czy lesbijkami. To się bardzo odbija na młodych osobach, które jeszcze nie mają wiedzy na temat swojej orientacji seksualnej, słyszą takie słowa i zaczynają myśleć, że być może są nienormalni. To powoduje u nich duże trudności – mówi Jan Świerszcz.
Wiola powiedziała rodzinie, że jest lesbijką. Dusić to w sobie było niezwykle ciężko. Wyszła z założenia, że jak mama się dowie, mogą się dowiedzieć wszyscy. – Ważne było dla mnie, żeby rodzina wiedziała, bo wiem, że oni nigdy mnie nie zawiodą – wyjaśnia. I rzeczywiście się nie zawiodła. „Ale masz fajnie” – mówią Wioli koleżanki, kiedy słyszą, że rodzina ją zaakceptowała. To zdarza się niezwykle rzadko. Zdecydowanie rzadziej niż akty przemocy, a nawet wyrzucenie z domu.
Homofobia „Pedały, lesby, zboczeńcy, to nienormalne, to chore…” – litania inwektyw, którymi można zranić, nie ma końca. „Patrz, lesby idą” – takie komentarze słyszy czasem, gdy idzie ze swoją dziewczyną za rękę. Lesbijki i tak mają lepiej niż geje, bo heterykom łatwiej zaakceptować, że „to” robią dwie kobiety. – Mam wrażenie, że ludzie patrzą na nas nie przez pryzmat tego, jacy jesteśmy, ale tego, co i jak robimy w łóżku. W Polsce istnieje wiele stereotypów i wyobrażeń na nasz temat, a to, co media pokazują, tylko utwierdza w przekonaniu, że gej to roznegliżowany mięśniak, a lesbijka – brzydka baba, która nie może sobie znaleźć fajnego chłopa. A ja znam tyle pięknych lesbijek! – mówi Wiola. Brak tolerancji doskwiera. Ludzie nie dopuszczają możliwości, że ktoś
może inaczej wyglądać, czuć i myśleć. Zdaniem Wioli społeczna nietolerancja bierze się z niewiedzy. Tak samo myśli Sylwia. Jest jedynaczką, a jej rodzina nie wie, że ona jest lesbijką. Sama zdała sobie z tego sprawę 4 lata temu, mając niespełna 16 lat. – Ludzie boją się tego, czego nie znają – podkreśla.
Ujawnienie Sylwia niedawno poznała dziewczynę. Ona też nie chce się ujawniać, i to głównie ze względów rodzinnych – jej babcia jest gorliwą katoliczką. Postanowiła, że z ujawnieniem się poczeka do jej śmierci. – Wciąż znaczna liczba ludzi to przeczekuje, nie potrafi sobie z tym poradzić. Gdyby homoseksualność była akceptowana społecznie, nie miałoby dla młodych ludzi znaczenia, jakiej są orientacji. W obecnej sytuacji ważą sobie ryzyko, które może być z tym związane. Robią bilans kosztów i korzyści. To jest normalna kalkulacja psychologiczna. Przykre jest to, że trzeba jej w ogóle dokonywać. Ujawnienie się to przekroczenie progu uczciwości życia zgodnego z samym sobą. Brak ujawnienia się w pracy, na studiach prowadzi do życia w podwójnym wymiarze. Trzeba być zawsze przygotowanym na drugą strategię, czyli wymyślanie życia, którego nie ma. Zerwanie z tym podwójnym życiem jest kluczowe. Oczywiście to jest kwestia pewnej dojrzałości oraz świadomości konsekwencji.
„FiM” rozmawiają z Pawłem Kurczakiem, psychologiem, koordynatorem zespołu pomocowego Stowarzyszenia Lambda Warszawa – Łatwo jest powiedzieć bliskim o swojej orientacji? – W przypadku homoseksualistów odkrycie przed bliskimi swojej seksualności to zadanie bardzo trudne, gdyż niejako w domyśle zakładają, że zostaną odrzuceni czy wręcz ośmieszeni, poniżeni. – Co im każe tak myśleć? – Ten domysł poprzedzony jest „dowodami” w postaci obserwacji reakcji swoich rodziców czy kolegów w sytuacjach, w których temat orientacji homoseksualnej jest poruszany. Taki proces obserwacji i „zbierania dowodów” trwa często wiele lat, a młody człowiek jest jego uczestnikiem na długo przed uzyskaniem świadomości, że seksualność będzie w przyszłości także jego udziałem. Już na tym etapie często dzieci – chcąc kogoś obrazić – używają języka nienawiści (ciota, pedał, lesba), choć same nie rozumieją jeszcze, o czym mówią. Ale wiedzą już, że dorośli tak właśnie obrażają innych dorosłych. Udział w tym procesie nazywamy internalizowaniem homofobii. – A jaki ona ma wpływ na młodych ludzi, którzy właśnie uświadamiają sobie swoją seksualność? – Zinternalizowana homofobia, uaktywniona w sytuacji zorientowania się, iż nie należy się do większościowej normy, silnie oddziałuje na stan psychiczny naszych klientów. Zgłaszają się zatem najczęściej z problemami natury nerwicowej, a więc jakiegoś konfliktu wewnątrzpsychicznego (np. jak być sobą i jednocześnie nie stracić bliskich). Innym najczęściej spotykanym problem psychicznym jest depresja lub długotrwale i istotnie obniżony nastrój, niskie poczucie wartości, nieumiejętność radzenia sobie z problemami życia codziennego, ale także nieumiejętność wchodzenia w bliskie relacje, które często od początku podszyte są wyuczoną już obawą o odrzucenie. – Wybierają ucieczkę? – Są to sytuacje tak silnie stresujące, że każdy z nas miałby prawdopodobnie problem z szybkim uporaniem się z nimi. Tym bardziej dzieje się tak z 17- czy 20-latkami. Nie są przygotowani na samodzielne radzenie sobie w życiu, często jeszcze zupełnie zależni od swoich rodziców, a więc pozbawieni poczucia wpływu na to, co się z nimi stanie. Czasem, ze strachu przed takim rozwojem sytuacji, sami „uciekają”. Dobrze, gdy jest to ucieczka na przykład do dużego miasta, gdzie spodziewają się większej swobody i upatrują – często zresztą słusznie – możliwości bycia sobą bez ciągłego udawania. Niestety, pierwsze bliskie relacje czasem rozczarowują, ale w przeciwieństwie do heteroseksualnych kolegów lub koleżanek z tym rozczarowaniem muszą sobie radzić sami, bez wsparcia rodziny. – Są i tacy, którzy wolą śmierć… – Zdarzają się osoby, które podejmowały próby samobójcze lub noszą się z zamiarem popełnienia samobójstwa. Takie stany najczęściej mają miejsce, kiedy dana osoba jest w stanie depresji, ale także wówczas, gdy nagle traci całe swoje zaplecze rodzinne, często też dach nad głową, bo rodzina dowiedziała się o jej homoseksualności. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
Znam wiele osób, które czekały z ujawnieniem się, bo obawiały się reakcji, sądziły, że świat się skończy, zawali, a kiedy już się ujawniły, stwierdziły, że bez sensu było czekać, bo nic złego się nie zdarzyło. Tak też było w moim przypadku. Zwlekałam z tym w obawie, czy ktoś mnie z pracy nie wyrzuci, a okazało się, że to wszystko było tylko w mojej głowie – mówi Yga Kostrzewa, rzeczniczka prasowa Stowarzyszenia Lambda Warszawa.
Odwaga Jest potrzebna, biorąc pod uwagę polską homofobię. Nie jest łatwo być jawną lesbijką czy gejem w środowisku, które tego nie akceptuje. Sylwia do swojej orientacji nie przyznaje się ze strachu przed reakcją otoczenia, które na temat gejów i lesbijek wygłasza poglądy z rzędu tych, jakie z trybuny sejmowej głoszą politycy. Nie chce ryzykować i rzucać im w twarz prawdy o swej seksualności. – Bałabym się krytyki ze strony społeczeństwa. Za to, kim jestem, a w mniemaniu niektórych – czym. Czymś gorszym, podmiotem. Kiedyś usłyszałam, że „to” nie są ludzie, że takich w ogóle nie powinno być. Dziewczyna boi się też, że prawda o jej seksualności mogłaby mieć wpływ na karierę zawodową. Dlatego wybiera życie w tajemnicy i czeka, aż uniezależni się od rodziców. „Odwaga” to również katolicka grupa terapeutyczna, która szczyci się tym, że ma parę tysięcy udokumentowanych przypadków wyleczenia z homoseksualizmu. – To kłamstwo. Nie ma czegoś takiego jak leczenie homoseksualności, jak zmiana orientacji seksualnej pod wpływem działań terapeutycznych czy modlitwy. Można naprawdę chcieć być osobą heteroseksualną, ale
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
N
to nie znaczy, że coś się zmieni. Takie działanie i wmawianie ludziom, że gdyby tylko chcieli i dostatecznie długo się modlili, toby się zmienili, stanowi zagrożenie dla osobowości danej osoby, dla jej zdrowia psychicznego. Ludziom się takie rzeczy nie udają, mimo że bardzo chcą; oni obwiniają siebie i to potęguje ich nieakceptację, depresję, a w efekcie – nawet samobójstwa – mówi Jan Świerszcz, psycholog z KPH.
Rozmowy kryzysowe – Najbardziej poniżającym wyzwiskiem używanym dzisiaj w szkołach jest „pedał”. Rodzina częstokroć nie reaguje w sposób przyjazny. Młodzi poszukują u nas odpowiedzi na pytanie, czy jestem normalny, normalna. Nieco starsi szukają miejsca spotkań w różnych miastach w całej Polsce. Pytają o możliwość skorzystania z grup wsparcia. To są ludzie, którzy nie mają się do kogo zwrócić. Rodzicom nie chcą albo nie mogą powiedzieć, a psycholog szkolny zwykle radzi pójść do lekarza albo twierdzi, że to nienormalne – mówi Kostrzewa. Niektórym nie wystarcza życia, aby dojść do samoakceptacji. Pełne homofobii słowa płynące z trybun sejmowych oraz ambon bolą nawet dojrzałych ludzi, którzy się akceptują i mają dużo cierpliwości do innych. A co dopiero bezbronną młodzież, która
potrzebuje akceptacji jak tlenu. Nieraz w sensie dosłownym, bo jej brak kończy się czasem tragicznie. Ostatnie badania wykazały, że poważne myśli samobójcze ma 62 proc. młodzieży homoseksualnej. – Rodzinie nie powiem, boję się ich reakcji. Staram się to ukryć także przed znajomymi, dobija mnie samotność. Czasem myślę, żeby się zabić! – mówi Paweł. Ma 17 lat. O jego orientacji wie tylko psycholog, do którego poszedł ratować resztki chęci do życia. Idzie opornie. Każdego dnia budzi się z poczuciem bezsensu. Nie akceptuje siebie, a własną seksualność traktuje jako przekleństwo. Coś, co zrujnowało mu życie.
Kościół – Problemem jest wtedy, gdy ktoś jest wierzący – mówi Hubert. On sam potrzebował kilku lat, aby pogodzić wiarę z orientacją. Mówi, że żaden heteryk nie będzie cierpiał tak jak osoba homoseksualna, która nie akceptuje swojej orientacji. Zwieńczeniem jego walki było zakomunikowanie rodzinie, że jest gejem. Sądził, że dorosłego człowieka, który nie musi już być prowadzony za rękę, nie spotka ze strony najbliższych żaden ostracyzm. Mylił się, religijna rodzina nie dopuszcza myśli o tym, że ma „takiego” syna. Każą się modlić i leczyć. Nie rozmawiają. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Gdzie szukać pomocy ~ Stowarzyszenie Lambda Warszawa, najstarsza działająca polska organizacja LGBT – www.lambdawarszawa.org ~ Kampania przeciw Homofobii oferuje m.in. pomoc prawną oraz psychologiczną dla osób doświadczających dyskryminacji na tle orientacji seksualnej lub tożsamości – www.kph.org.pl ~ Wiara i Tęcza, grupa polskich chrześcijan LGBT – www.wiara-tecza.pl
ie ma konfliktu między pacjentami a tzw. służbą zdrowia. To są naczynia połączone. Jeżeli lekarz jest dobrze opłacany, ma dobre warunki pracy, czas, odpowiedni sprzęt i może zlecić właściwą terapię, szczęśliwy jest również pacjent – tak sytuację w służbie zdrowia diagnozuje lekarz zaprzyjaźniony z „FiM”. Nasz rozmówca to biegły sądowy z kilku dziedzin medycyny oraz pracownik naukowy uczelni medycznych. Nie występuje pod nazwiskiem z jednego powodu – w sklerykalizowanym i hierarchicznym lekarskim środowisku, gdzie kariera naukowa zależy od przyznanych grantów, nie każdy może sobie pozwolić na jawność poglądów. BŁĘDY LEKARSKIE Medycyna nie jest nauką ścisłą, tyle że poza lekarzami nikt tego nie wie. Te same objawy często towarzyszą różnym chorobom, a reakcja na te same leki u każdego człowieka może być inna. Obecnie panuje taki trend, że na wszelki wypadek o każdym incydencie powiadamia się prokuraturę, bo – zacytuję pewną rodzinę – sumienie tak nakazuje. Mamy więc taką sytuację, że w ogromie spraw jest znikomy procent faktycznych błędów wśród masy pozwów o kasę. Pacjenci wrzeszczą, biją, krzyczą i mają nieprawdopodobne wymagania. To wszystko wynika z poczucia bezkarności. Nie znam przypadku, żeby lekarz odpowiedział kontrpozwem o odszkodowanie. Szpitalni radcy prawni też chowają głowy w piasek. Świadomość praw pacjenta oraz rodzin jest rozdmuchana i niewspółmierna do realiów, w jakich pracują lekarze. Roszczenia wobec nich są często dyktowane chęcią zdobycia pieniędzy, natomiast świadomość swojego zdrowia, działań profilaktycznych wciąż jest znikoma. Rozumienie zagadnień prozdrowotnych i znajomość medycyny ogranicza się do internetu. Wiadomości czerpane z tego źródła są przeciwstawiane wiedzy medyka, z którym rozmawia pacjent. Lekarz często mówi co innego, bo ma większą wiedzę i większe doświadczenie, a ludzie starają się doszukiwać tego, że nie byli leczeni tak, jak to ktoś opisał na przykład w internecie. Tyle że lekarze niewirtualni działają w pewnych uwarunkowaniach społecznych. Doktor może się pomylić tak jak przedstawiciel każdego innego zawodu. Jeżeli te błędy wynikają z nieuctwa czy z niedoróbki, Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej jest bezlitosny. Gorzej, jeżeli wynikają z uwarunkowań związanych z Narodowym Funduszem Zdrowia. NFZ Często się mówi, że lekarz odmówił przyjęcia chorego. Nikt nie dodaje, że postąpił tak dlatego, że skończył kontrakt i po prostu nie wolno mu przyjąć kolejnego pacjenta. Z jednej strony pacjenci i popierające ich media wymagają od lekarzy przyjęcia, leczenia, heroizmu itd., z drugiej – tego samego zabraniają im NFZ i przełożeni. Kilka tygodni temu za takie podejście, jakiego oczekują pacjenci, pracę stracił dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka, który przyjmował i leczył. Minister Bartosz Arłukowicz uznał, że taka osoba nie gwarantuje restrukturyzacji placówki. Wina leży w niewłaściwym rozłożeniu pieniędzy w systemie i niedocenieniu procedur. NFZ jest wygodnym buforem dla Ministerstwa Zdrowia, bo pozwala na rozmycie odpowiedzialności za nieprawidłowości w resorcie. SZPITALE Wbrew pozorom, w porównaniu z innymi krajami, nie płacimy wygórowanych składek zdrowotnych. No i na tym systemie wisi gigantyczna liczba osób, które się leczą, ale składek nie płacą: rolnicy z KRUS, księża, bezrobotni. Dziś
15
jedynym sposobem na rentowność szpitali jest niewykonywanie tych zabiegów, które są kosztowne. Dlatego szpitale starają się ograniczyć te oddziały, które przynoszą straty, na przykład ratunkowe... Telewizja zachłystuje się faktem, że pacjenta wożono od szpitala do szpitala, bo nie było miejsc na OIOM-ie. Nie ma ich, bo OIOM przynosi gigantyczne straty, więc nikt nie chce mieć zbyt wielu miejsc na tym właśnie oddziale. Według założeń NFZ pacjent powinien chorować tylko na jedną chorobę, główną. Jeśli podczas pobytu w szpitalu wymaga równocześnie leczenia innych schorzeń, Fundusz za to nie zapłaci. Społeczeństwo chętnie skarży lekarza, na przykład o to, że nie przyjął czy nie zlecił badania, ale to nie medyka powinno się skarżyć, tylko NFZ. DOKTOR G. Lekarze są przedstawiani jako zamknięta grupa, która dąży do uzyskania kasy, przywilejów i pozycji społecznej, a pacjenta uznaje za wroga. Doktor G. pomógł w utworzeniu wizerunku medialnego skorumpowanych lekarzy – nie dość, że dobrze zarabiają, to jeszcze biorą w łapę i uzależniają przyjęcie pacjenta do szpitala albo jego leczenie od pieniędzy. Oczywiście zdarzają się takie sytuacje. Znam przypadki, gdy ordynator żądał koperty nawet od lekarzy pracujących w jego szpitalu za przyjęcie kogoś z ich rodziny. Ale to jest kwestia poziomu etycznego pewnej grupy i nie wolno tego zjawiska uogólniać. ZAROBKI Można się bawić w doktora Judyma, jeść chleb i popijać wodą za płacę asystencką, która w szpitalu Akademii Medycznej wynosi 1800 zł netto. Ciężko jest za to wyżywić rodzinę, a co dopiero spełnić warunki podnoszenia kwalifikacji. Wymagania w stosunku do lekarzy są niezwykle wyśrubowane. Musimy podnosić kwalifikacje – czytać, szkolić się, być na bieżąco, bo inaczej wypadamy z rynku. W większości specjalizacji trzeba posiadać odpowiednią pulę pieniędzy, żeby się szkolić. Podręczniki kosztują krocie. Nie wszyscy biegle mówią po angielsku, więc niektóre pozycje muszą tłumaczyć. Każdy czynny zawodowo lekarz co dwa lata musi pokazać Krajowej Izbie Lekarskiej książeczkę doskonalenia zawodowego, w której znajdują się odpowiednie wpisy składające się na co najmniej 200 punktów edukacyjnych (ich brak nie skutkuje utratą prawa wykonywania zawodu, ale bez nich nie ma szans na awans). Dostaje się je za pisanie prac, działalność w towarzystwach naukowych, udział w zjazdach, kursach, wygłaszanie prelekcji itd. Na to trzeba zapracować. PORADNIE Większość wizyt u lekarza pierwszego kontaktu polega na produkcji papierów, żeby udowodnić, że tego pacjenta się przyjęło i wykonało procedury. Nie ma czasu na dokładne zbadanie chorego, szczególnie, kiedy na korytarzu czeka kolejka. W przychodni lekarz na jednostkę czasu (zwykle 8, a góra 15 minut) ma przyjąć określoną liczę pacjentów i wypełnić określoną liczbę kwitów. W prywatnym gabinecie ten sam lekarz ma więcej czasu – wypełnia tylko takie dokumenty, które są niezbędne do dokumentacji choroby, i ma dla pacjenta tyle czasu, ile według niego jest potrzebne. ŚRODOWISKO Siwych panów profesorów, wierchuszkę uczelni medycznych, którzy w tej chwili odchodzą, zastępują ich uczniowie. Jeszcze nie siwi, znający języki, doskonale wykształceni, kompetentni. Mają jedną wadę – tę samą mentalność co ich mentorzy: ja się muszę utrzymać, reszta jest nieistotna. Tworzą pod siebie przepisy, wpuszczają na stanowiska kolejnych swoich. Ci bez pleców nie mają szans się przebić. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Diagnoza lekarza
16
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
ZE ŚWIATA
PAPA OZNAKOWANY Katolicy to specjaliści w doszukiwaniu się znaków „z góry”. Sam Bóg nie chce się pokazywać, za to ma megafantazję.
Sporo „znaków” – co zrozumiałe – Bozia zostawia w okolicach tzw. ojców świętych. Podczas pogrzebu JPII wiatr podwiewał Biblię leżącą na trumnie – znak! Kiedy Benedykt XVI rozpoczął zwiedzanie obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, nagle zrobiło się zimno i zawiało. Też znak! Nowy Franciszek już został oznakowany, bo w momencie ogłoszenia wyników konklawe na Florydzie (czemu tak daleko?) pokazała się chmura, która wielu nadmiernie wierzącym skojarzyła się z postacią anioła. A 11 lutego tego roku na portalu społecznościowym Twitter pojawił się wpis: „Mój chłopak obudził się dziś o czwartej rano i powiedział, że miał sen. Śniło mu się, że nowy papież przybrał imię Franciszek, a Benedykt XVI zrezygnował”. Senne proroctwo robi teraz furorę w sieci. Kolejne poszukiwania „znaków” ujawniły, że numer karty kibicowskiej Franciszka (to fan piłki nożnej i wspiera drużynę San Lorenzo de Almagro) jest taki sam jak zwycięskie liczby, które padły na argentyńskiej loterii w dniu jego wyboru. To dopiero numer!
PAPIEŻYCA Do kompletu znalazła się jeszcze była narzeczona nowego świętego ojca. „Gdybym go wtedy chciała, nie zostałby papieżem” – oznajmiła mediom. Mowa o 76-letniej Amalii Damonte, której mężem chciał być świeżo mianowany Franciszek, gdy mieli po 13 lat. „Był we mnie zakochany. Napisał do mnie list, w którym się oświadczył. Pisał, że ma zamiar kupić biały domek i że w nim zamieszkamy” – opowiedziała argentyńskiej telewizji. W liście miał też Bergoglio zapewnić, że jeśli ożenku nie będzie, on pójdzie na księdza. No i słowa dotrzymał. A ojciec 13-letniej Amalii – jak list dorwał i zobaczył, że córka już w tym wieku ma gacha – przykładnie ją spoliczkował.
NIE ZA MOJE! Xavier Kemlin, milioner z Francji, podał do sądu prezydenta państwa. „Nie chcę, żeby za pieniądze z moich podatków utrzymywał kochankę” – uzasadnił swoją decyzję Kemlin. Ta „kochanka” to Valerie Trierweiler – wieloletnia partnerka François Hollande’a. No, ale ślubu nie mają, a to milionerowi przeszkadza. Uważa on, że w tej sytuacji opłacanie z pieniędzy podatników biura kobiety w Pałacu Elizejskim, jej doradców i limuzyny z szoferem jest niezgodne z prawem. W pozwie Valerie też figuruje jako „kochanka”. Na razie prezydenta i tak chroni immunitet.
GENIALNE PAŃSTWO W Chinach będą rodzić się tylko inteligentni ludzie – postanowił tamtejszy rząd.
JEDNAK OSTATNI Dobrze, że nie Murzyn! – ucieszyli się po wynikach konklawe przesądni katolicy. Chodzi o słynną przepowiednię św. Malachiasza. Oczyma duszy ten wizjoner z V wieku widział rzekomo wszystkich przyszłych „papciów” i każdego jakoś mętnie określił. Analizujący te brednie pewni są, że przedprzedostatni papież już był – ten „nasz”. Przedostatni też – B16. A ten najostatniejszy miał być – według Malachiasza – czarny. Ale wybrali Argentyńczyka, który jest biały, więc można odetchnąć, chociaż... nie do końca. Franciszek jest jezuitą a przełożony generalny jezuitów bywa potocznie nazywany… czarnym papieżem. Czyli kolejny koniec świata przed nami.
W ramach państwowego programu w dziedzinie inżynierii genetycznej pobrano próbki DNA od 2 tys. geniuszy. Chcą wyselekcjonować genomy, które determinują ludzką inteligencję. Jeśli im się uda, to rodzice korzystający z in vitro będą mogli wybrać „najmądrzejszy” zarodek.
ZNIKAJĄCE DZIECI W rosyjskiej części Kaukazu Północnego zniknęło w ostatnim czasie 110 tys. dzieci. Nikt nie wie, co się z nimi stało.
„Tych dzieci nie ma, nie ma żadnych dokumentów. To koszmarna liczba” – komentuje Aleksandr Chłoponin, przedstawiciel prezydenta Władimira Putina w okręgu północno-kaukaskim. Wiadomo, że się urodziły, ale do szkoły już nie poszły. Są różne pomysły na rozwiązanie tej zagadki. Według niektórych, dzieci umarły, czego rodzice nie zgłosili, żeby korzystać z zasiłków. Mówi się też o handlu ludźmi. Co ciekawe, zjawisko to nie występuje w Czeczenii i Dagestanie. Tam nie ma też przypadków porzucenia dzieci. Wszystko dlatego, że to republiki wyznawców islamu – ich tradycja nakazuje większą troskę o dzieci i starców.
WIĘKSZE BECIKOWE
zapachu człowieka, więc dla zombie przestaniemy być apetyczni. Hasło reklamowe: „To, że nadchodzi apokalipsa zombie, nie oznacza, że nie możesz ładnie pachnieć”. Jest to limitowana kolekcja zapachów dla panów i pań w 30- i 120-mililitrowych flakonach. Mniejsza pojemność kosztuje 20 dolarów, a większa – 39,50. Nie jest to pierwszy wynalazek firmy Demeter, która wypuściła już na rynek zapach przypominający płyn do czyszczenia okien, burbona i… wodę święconą.
ŻYJEMY JAK DAMY Bliźniaczki Louise i Martine Fokkens, najstarsze prostytutki z „dzielnicy czerwonych latarni”, udają się na zasłużony odpoczynek.
Shanta Russel, 33-letnia Amerykanka, nie chciała mieć dzieci, więc jadła tabletki antykoncepcyjne. Ale i tak zaciążyła. Zawiniły pigułki ułożone w niewłaściwej kolejności. Te placebo, które powinna przyjmować w czasie miesiączki, według opakowania były przeznaczone na okres płodny. Shanta dziecko urodziła, ale teraz walczy o 400 tys. dol. odszkodowania. Pieniądze zamierza przeznaczyć na edukację przypadkowego potomka.
pana jest najpierw przecierany antybakteryjną chusteczką. Pierwszy w życiu „oral” 22-latki był już firmowy. Pracy nie lubi, podjęła ją tylko z powodu dramatycznej sytuacji finansowej. „To, co ląduje w moich ustach, jest paskudne i słone” – pożaliła się. Narzekała też na nieprzyjemny zapach klientów. Mimo przecierania chusteczką.
WIRTUALNY SEKS Pojawił się wreszcie gadżet, który pozwoli na uprawianie wirtualnego seksu. „LovePalz” zadebiutuje na rynku 29 marca. Zestaw składa się z dwóch urządzeń: Hera dla kobiet, Zeus dla mężczyzn. Nazwy nie są przypadkowe, bo to mitologiczni małżonkowie, którzy żyli na odległość. A dla takich par powstał tajwański wynalazek. Ci, którzy zamówili zestaw jeszcze w zeszłym roku, zapłacą 200 dolarów. Ostatnio cena podwoiła się. Jak to działa? Hera to supernowoczesny wibrator. Zeus to supernowoczesna sztuczna pochwa. W każdym z urządzeń są czujniki, które odbierają, co robi partner, i przez internet wysyłają sygnał do drugiego urządzenia. Najpierw trzeba skorzystać z internetowej aplikacji. Rolę terminali mogą pełnić iPhony lub komputery.
STAWIA NA NOGI Do czego jeszcze przydaje się viagra? Naukowcy znajdują pozaseksualne zastosowania pigułki. Na pewno polepsza wydolność kolarzy i innych sportowców w warunkach wysokogórskich. W takim środowisku łatwo dochodzi do zwężenia naczyń krwionośnych w płucach, a viagra temu zapobiega. Może też leczyć serce. Główny jej składnik – sildenafil – aktywuje enzym, który sprawia, że białka w komórkach mięśniowych serca „rozluźniają się”, a serce dzięki temu staje się bardziej wydolne. Może to uratować osoby cierpiące na rozkurczową niewydolność mięśnia sercowego. Piloci samolotów bojowych również łykają viagrę. Zaczęło się od żołnierzy Sił Powietrznych Izraela, którzy obowiązkowo łykali niebieską tableteczkę przed długimi misjami. Dzięki niej pokonywali zmęczenie, a także zwiększali przepływ krwi przez organizm.
PERFUMY NA ZOMBIE W XXI w. nie brakuje wierzących w „zombie-apokalipsę”. Czyli w to, że ulice zaludnią się truposzami, które dopiero co opuściły groby. Amerykańska perfumiarska firma Demeter wypuściła na rynek zapach z suchych liści, grzybów, pleśni, mchu i ziemi. Ma on chronić użytkownika przed zombie. Taki aromat – według producenta – sprawi, że całkowicie pozbędziemy się
NAPALONY NARZECZONY
Wysłużone damy mają po 70 lat. Karierę zaczęły pół wieku temu. Podobno razem obsłużyły około 335 tys. klientów. Siostry Fokkens są znane w Amsterdamie – wyzwoliły się spod kontroli swoich alfonsów i założyły nie tylko własny dom publiczny, lecz także pierwszy, nieformalny związek zawodowy dla prostytutek. Martine – mimo emerytury – zamierza spotykać się z jednym klientem. Takim, który przychodzi do niej od lat. „Nie mogę mu odmówić, to jest dla niego jak chodzenie do kościoła co niedzielę” – powiedziała w wywiadzie.
Mężczyźni podniecają się ślubami tak samo jak kobiety – wybadali w Anglii. Jakiś czas temu na Zachodzie pojawił się termin bridezilla. Chodziło o tzw. narzeczoną z piekła rodem. Kobietę, która żyje zbliżającym się ślubem – wyszukuje salę, zaciąga kredyty, żeby było na bogato, i o niczym innym nie da się z nią rozmawiać. Teraz faceci tak zniewieścieli, że mają ten sam problem. Na to wskazują odpowiedzi przepytanych angielskich nowożeńców. W efekcie wprowadzono termin groomzilla, czyli przesadnie podekscytowany pan młody.
FRYTKOWE PARTY Z ŻYCIA LODZIARKI W Japonii prostytucja jest zakazana. Zakaz dotyczy pań oferujących „tradycyjne” stosunki za pieniądze. Stąd coraz więcej klubów, w których oferuje się wyłącznie „robienie loda”. Pracownica jednego z takich przybytków udzieliła wywiadu portalowi internetowemu 2 Chan. Opowiedziała o swojej robocie. Pół godziny z „lodziarką” kosztuje nieco ponad 70 dolarów. Ale istnieją także „lodziarnie na bogato”, gdzie jest to wydatek sięgający nawet 2 tys. dolarów. Dziewczyna dostaje 25 dol. na godzinę plus 12 dolarów za każdego klienta. Obsługuje maksymalnie 15 panów dziennie. Strój do pracy to szkolny mundurek. Penis każdego
Młodzi Azjaci mają nowe hobby – frytkowe spotkania. Tłustej i kalorycznej przekąski zjadają tyle, że grożą im zawały. Żeby się w to „bawić”, trzeba iść całą grupą do McDonalda, zamówić kilkaset porcji największych frytek, wysypać to wszystko na stół i rozstać się, kiedy będzie zjedzone. Zdjęcia z frytkowych imprez trafiają oczywiście na portale społecznościowe. Tak zwane błyskawiczne przekąski Japończycy i Koreańczycy kochają już od dawna. W wielu restauracjach seulskich jeśli połknie się swoje danie w określonym czasie (liczą się sekundy), następną miskę dostaje się za darmo. Opracowała JUSTYNA CIEŚLAK
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
R
eligia wpływa na zdrowie wiernych, choć niekoniecznie w sposób, jaki sobie wyobrażają lub jakiego oczekują. Wiara uruchamia skomplikowane procesy psychofizyczne, które determinują odczucia osób religijnych. Bada się to w różnych ośrodkach naukowych USA, gdzie grunt jest podatny, bo 90 proc. Amerykanów wyznaje wiarę w Boga, choć znacznie mniej, bo tylko 50 proc., twierdzi, że religia odgrywa ważną rolę w ich życiu. To, w jaki sposób ludzie postrzegają Boga i jaki mają do niego stosunek, implikuje ich zdrowie psychiczne. Lekarze ze szpitala McLean Hospital pod Bostonem twierdzą, że
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
się, chodzili na nabożeństwa, dawali pieniądze na kościół), tymczasem Bóg z niewiadomych powodów zawalił sprawę – zlekceważył prośby modlitewne lub naraził ich na szkody i straty. To wywołuje uczucie rozgoryczenia i rozczarowania. Psycholodzy twierdzą, że wielu wierzących obciąża Boga odpowiedzialnością za niepowodzenia i negatywne zdarzenia; czują się zdradzeni i opuszczeni. Osoby bardzo mocno wierzące mogą mieć z tym poważne
Zbuntowani wierni W
Ateiści wkurzeni na Boga? osoby wierzące w dobrotliwego, miłosiernego Boga mniej się martwią i lepiej znoszą niepewność niż te, które postrzegają Wszechmogącego jako istotę obojętną na ich los, ale skłonną do karania, na przykład za nieoddawanie należnego hołdu lub słabą wiarę. Są to informacje bardzo istotne – podkreśla psycholog David Rosmarin (fot. powyżej) – bo uwzględnienie wiary i jej niuansów pomaga przygotować indywidualne plany terapeutyczne dla pacjentów. Naukowcy z Case Western University wykryli, że wielu bardzo religijnych ludzi wciąż od czasu do czasu odczuwa gniew wobec Boga. Towarzyszy on zgonom, chorobom i wypadkom bliskich osób, a także klęskom żywiołowym. Wierzący uważają, że oni uczynili, co do nich należało (modlili
problemy, bo nie potrafią wykryć, dlaczego spotykają ich niepowodzenia zamiast sukcesów, na które zasłużyli, lojalnie wierząc i celebrując wiarę.
17
Zespół psychologa Julie Exline (fot. obok) poddawał badaniom sondażowym przez 10 lat studentów, ludzi, którzy chorowali na raka, oraz osoby, które straciły właśnie najbliższych. Wyszło na jaw, że najmniej gniewu wobec Boga za doznane niepowodzenia lub nieszczęścia okazują protestanci, Murzyni oraz emeryci. Co paradoksalne, bardziej wściekli na Boga byli ci, którzy w niego rzekomo nie wierzyli... Inna grupa psychologów, tym razem z Uniwersytetu Wisconsin, stwierdziła, że osoby doświadczające przemocy ze strony partnerów życiowych największą ulgę znajdują w modlitwie. Wiele ofiar, modląc się, wybacza bliskim osobom doznane od nich krzywdy i odkłada na później rozstanie, które i tak jest nieuniknione. ST
ierni różnych wyznań i religii coraz rzadziej godzą się na posłuszne wykonywanie poleceń duchownych.
Ilustruje to najnowszy sondaż Wesminister Faith Debates, który objął katolików, muzułmanów oraz przedstawicieli różnych odłamów protestantyzmu. Tylko 9 proc. nominalnych katolików i 12 proc. praktykujących ma wyrzuty sumienia i świadomość popełnienia grzechu w przypadku praktykowania seksu przed- lub pozamałżeńskiego, stosowania antykoncepcji i oglądania pornografii. Znacznie większe opory moralne mają muzułmanie, baptyści i zielonoświątkowcy. Podobny jak katolicy stosunek do zakazów moralnych religii mają anglikanie. W sumie 20 proc. ludzi religijnych ma poczucie winy z powodu nagannej religijnie aktywności seksualnej; tylko 5 proc. niereligijnych ma takie zgryzoty. 33 proc. mocno wierzących (wciąż niezbyt dużo...) ma poczucie grzechu związane z konsumpcją pornografii. Ponad dwa razy mniej osób niereligijnych się tym przejmuje.
„Oficjalne stanowisko Kościołów jest znacznie bardziej konserwatywne – konkluduje Linda Woodhead, profesor socjologii, dyrektor ugrupowania Religion and Society. – Przekonanie ludzi niereligijnych, że ci, którzy chodzą regularnie do kościoła, mają bardziej konserwatywne poglądy, jest po prostu nieprawdziwe”. Nie ma między tymi grupami znaczącej różnicy w poglądach na rolę seksu w życiu ludzi: większość uważa, że jest ona ważna, ale społeczeństwo jest zbyt przesycone seksem. Odmienność stanowisk można dostrzec tylko między płciami. 40 proc. mężczyzn uważa seks za ważny, ale tylko 20 proc. kobiet podziela to zdanie. Zdaniem prof. Woodhead różnice między oficjalnym, doktrynalnym stanowiskiem hierarchii a postawą wiernych są szczególnie drastyczne w Kościele katolickim: „Kierownictwo nie mówi tym samym językiem co większość katolików”. PZ
Na msze z giwerą L
egislatura konserwatywnego i pobożnego stanu Arkansas zaaprobowała ustawę zezwalającą na przychodzenie do kościoła… z bronią palną.
Kursy laickości Lioński uniwersytet zaproponował na początku tego roku szkolnego nowy rodzaj kursów. Miałyby one nauczać laickości… imamów i innych muzułmańskich duchownych. Zajęcia, zakończone dyplomem „Religia, wolność religijna i laickość”, obejmują następujące 24-godzinne bloki (wzbogacone o 208 godzin języka francuskiego): historia laickości, prawa przyznane religiom i podstawowe wolności obywatelskie, historia islamu, islam
Wedle gazety „Süddeutche Zeitung” w internacie elitarnego bawarskiego klasztoru w Ettal założonego w 1330 roku wychowankowie byli wykorzystywani seksualnie, bici i poniżani. Trzy lata temu światło dzienne ujrzały skandale seksualne w Kościele katolickim. Śledczy wyznaczony przez monachijskiego kardynała Richarda Marxa, opierając się na zeznaniach świadków, odkrył, że w latach 1960–1990 władze
w Europie i we Francji oraz 42 godziny analizy praktycznej konkretnych problemów (np. w kontekście prawo a praktyki religijne) i kolejne 42 godziny na zredagowanie pracy podsumowującej. Pomysł uzyskał, co ciekawe, poparcie francuskiego świata muzułmańskiego, przynajmniej jego wykształconej części. Przydałaby się spolszczona wersja pod nazwą „Certyfikat laickości dla polskich księży katolickich”. AAŚ
W uzasadnieniu napisano, że kierowano się kwestią bezpieczeństwa wiernych. Wielu biedniejszych świątyń nie stać na zatrudnienie ochrony. Podobne prawo obowiązuje już w innych rejonach, również zdecydowanie konserwatywnych: w Luizjanie, Południowej Karolinie i Wyoming. Wierni
nieposiadający pistoletów ani karabinów powinni chyba przychodzić oddawać hołd Bogu w kamizelkach kuloodpornych. Duchowni będą musieli teraz uważać na treść kazań. Żadna krytyka owieczek – chleb powszedni wśród polskich duszpasterzy – nie wchodzi w rachubę. JF
Klasztorny terror Świeckie metro bawarskiego klasztoru stosowały terror wobec podopiecznych, a zakonnicy dopuścili się seksualnego wykorzystania przynajmniej 100 uczniów. Według monachijskiego instytutu naukowego IPP masowo stosowano tam także kary cielesne w celu „zachęcenia” do cięższej pracy uczniów osiągających
słabsze wyniki w nauce. Według raportu IPP częstotliwość kar cielesnych oraz seksualne nadużycia benedyktynów zarządzających klasztorem świadczą o tym, że nie tylko nie mieli przygotowania do pracy z dziećmi, ale działali z sadystycznych pobudek. MZ
P
aryski zakład komunikacji miejskiej odmówił rozwieszenia w metrze plakatów przeciw islamofobii. Nie bez przyczyny.
Plakaty broniące interesów muzułmanów uznał za „polityczne i wyznaniowe”, w związku z czym godzące w ustawową we Francji laickość i neutralność religijną. Nie można
oskarżać paryskiego metra o stronniczość – parę miesięcy temu kierownictwo odmówiło reklamy serialu o seminarzystach katolickich. Jak świeckość, to świeckość! AAŚ
18
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Watykan w impasie Słuchając ostatnio telewizyjnych wypowiedzi kościelnych „fachowców”, którzy ubolewali nad masowym odchodzeniem wiernych od Kościoła w Europie oraz chwalili się przyrostem powołań do pełnienia obowiązków kapłańskich w krajach Afryki i Azji, nie sposób wprost nie zauważyć, że trendy te mają wspólny związek przyczynowo-skutkowy. Wyrazić to można bez mała w jednym zdaniu: ateizacja społeczeństw europejskich wynika z gruntownie zdobywanej przez nie wiedzy, natomiast wiara w cuda, którymi od wieków karmi swoje owieczki Kościół rzymskokatolicki, trafia najłatwiej pod strzechy, czyli tam, gdzie gros ludzi nie posiada z reguły nawet podstawowego wykształcenia. Kościelni przywódcy od dawna doskonale o tym wiedzą i wykorzystują naiwnych misjonarzy (którzy notabene często przypłacają to życiem) do nawracania pogan i innowierców na „prawdziwą wiarę”. U nas również w początkach chrześcijaństwa miał miejsce podobny przypadek, którego ofiarą padł
N
niejaki Wojciech Sławnikowic, duchowny rodem z Czech. Zabrakło mu wyobraźni (a Bóg go nie ostrzegł) i nie znając języka tubylców, wybrał się z misją nawracania na katolicyzm pogańskich Prusów żyjących na terenach obecnej północnej Polski. Skończył jako pierwszy męczennik za wiarę i został pochowany w Gnieźnie – ówczesnej stolicy Polan. Zapoczątkował tym samym poczet polskich lub jakoś związanych z Polską świętych, pełniących teraz (według Krk) rolę pośredników między ludźmi i Panem Bogiem w katolickim niebie. Czyli takich półbóstw w rodzaju ni to pies, ni wydra. Inaczej trudno wyobrazić sobie ich obecność i rolę w tym ekskluzywnym miejscu
aszła mnie ochota na podzielenie się z Państwem kilkoma moimi przemyśleniami. Oto one… 1. Biblijne stworzenie człowieka. Z żebra Adasia Bóg tworzy kobietę. Pomyślmy – jeśli ktoś zostałby stworzony z żebra (komórek) kogoś innego, to powinien być raczej jego klonem, czyli kopią Adama. Może więc Ewa to raczej jakiś Ewald i ta biblijna historia opowiada o pierwszej parze gejów? 2. Czasy nieco późniejsze. Maria i Józef (ci od Jezusa) żyją sobie spokojnie, a Józek nawet nie ma nic przeciwko, że nie współżyje seksualnie ze swoją partnerką. Docenia może nawet to, że ona jest taka świątobliwa. I naraz Maria oznajmia swemu chłopu, że będzie miała dziecko... Normalny facet zrobiłby porządną awanturę, wyrzuciłby z domu kobietę, która go zdradziła, a Józek co? Uwierzył Maryi, że to w nocy przyszedł anioł, posłaniec od Boga. Nasuwa się tu tylko jeden wniosek – że tzw. św. Józef to był po prostu frajer jakiś. 3. Teraz coś z innej beczki i już poważnie. Polityka ekonomiczno-społeczna prowadzona od 23 lat w Polsce. Dlaczego tak wygląda? Jest takie pojęcie zwane efektem potwierdzenia. Mówi o tym, że ludzie zwracają uwagę na dowody, zgodne z ich przekonaniami, oczekiwaniami. Inne dowody są pomijane. Rządzącym i otoczeniu, z którym się identyfikują od przełomu, żyje się dobrze i coraz lepiej. Tak więc może to ten efekt potwierdzenia jest „odpowiedzialny” za prowadzoną u nas politykę, „aby bogacze rośli w siłę i żyli dostatniej”? Może elity faktycznie nie zdają sobie sprawy, że istnieje drugi, gorszy świat?
i w tak doborowym towarzystwie, o czym Kościół nieprzerwanie naucza swoje owieczki, choć w Biblii wygląda to zgoła inaczej. Chwalenie się duchownych w telewizji powodzeniem w szerzeniu watykańskich wierzeń wśród afrykańskiej i azjatyckiej biedoty to wyraz krańcowej determinacji ze strony Kościoła, a nawet desperacji. Światłych Europejczyków argumenty te nie przekonają do pozostania w katolickiej „owczarni”. Pycha, którą na co dzień okazuje wielu pasterzy Krk, a także ich niecne czyny (pedofilia, pazerność, zakłamanie, intrygi itp.), przyczyniły się do tego, że niektórzy z nas mają ich już serdecznie dość. Podobnie jest z art. 196 Kodeksu
4. Jakiś czas temu oglądałem w telewizji wiadomości i wśród informacji pojawia się te mówiące o kolejnych zwolnieniach – także przez PZU. Na koniec podano wiadomości biznesowe – kilka słów o kursie walut i akcji oraz informację o tym, że PZU ze względu na dobry wynik finansowy będzie wypłacać wyższe dywidendy swoim akcjonariuszom! No i bierze mnie tzw. kur…ica. Pracownicy są nieważni, ważni są akcjonariusze. 5. Niedługo pracownicy w ogóle nie będą potrzebni. Przykład – Silesia City Center w Katowicach. Jest tam szatnia, ale – uwaga! – bez szatniarza. Całkowicie zautomatyzowana. Podejrzewam, że niedługo serwis sprzątający też zostanie zastąpiony przez maszyny, bo to przecież taniej wychodzi. Ciekawe, kto będzie wtedy robił zakupy. Choć Silesia raczej przetrwa, bo tam zdecydowana większość sklepów jest dla tzw. klasy średniej, a nie dla zwykłego szarego człowieka. 6. Dziwi mnie nawoływanie polityków, aby ludzie płodzili więcej dzieci. Ponoć rodzi się ich w Polsce za mało. Fajnie, tylko jaka przyszłość czeka te dzieci? Według mnie to jest nawoływanie do płodzenia przyszłych bezrobotnych! Politycy widzą przyszłość kolejnego pokolenia subiektywnie – swoimi oczami, nie zdają sobie chyba sprawy z tego, że nie wszystkich czeka „świetlana przyszłość”. Jeśli będzie brakowało rąk do pracy, to można sprowadzić pracowników z innych krajów, świat jest przecież przeludniony. Piotr Robecki
Moim okiem
karnego, mówiącym o karach za obrazę uczuć religijnych (co to takiego?!), a skrojonym w tej właśnie formie na życzenie naszego umiłowanego Kościoła, a zwłaszcza polskich hierarchów, którym kolejne rządy jedzą z ręki. Dla człowieka światłego jest to rodzaj narzuconej mu cenzury przez państwo będące na watykańskim postronku. Wymieniony tu bowiem artykuł – który do swoich niecnych celów wykorzystują katoliccy pieniacze – jest tego jaskrawym dowodem. Wypada dodać, że przy tak skonstruowanym prawie (widać to także na innych płaszczyznach) długo jeszcze będziemy doganiać Zachód, o ile w ogóle nam się to uda.
Watykański marazm i degenerację wiary jeszcze bardziej podkreśliła sensacyjna abdykacja Benedykta XVI. Cały ten harmider nie przynosi chwały Watykanowi, z czego jego przywódcy doskonale zdają sobie sprawę. Stąd pewnie to zapotrzebowanie na sukces wyrażany w mediach triumfalizmem afrykańsko-azjatyckim. Tamte społeczności też czeka podobne do polskiego piekiełko, gdy tylko Krk zapuści u nich na trwałe swoje macki i korzenie. Tylko oni jeszcze o tym nie wiedzą i dlatego garną się do nowego boga, licząc na poprawę swojego losu. Nie zdają sobie sprawy z tego, że nadzieja umiera ostatnia. Witold Pater
[email protected]
Don’t cry for me, Argentina! Wierni synowie Kościoła katolickiego, co to rzekomo przed księżmi nie klękają, prześcigają się w ochach i achach pod adresem Franciszka I. Tymczasem polscy hierarchowie nie kryją zaskoczenia: Tadeusz Pieronek w ogóle nie zna Franciszka, to samo Sławoj Leszek Głódź. Papież nie dostąpił „zaszczytu” poznania katolickiego, polskiego betonu i wojaka opoja! Pace e bene! Pokój i dobro! Terlikowskiego też nie zna i nie sądzę, by kiedykolwiek wpadł na bosego Cejrowskiego. Niestety, w 2009 roku poseł PO, homofob John Godson, poznał kardynała Jorge Maria Bergoglia podczas swojego pobytu w Buenos Aires. Czarnoskóry poseł ocenia (na oko), że papież jest człowiekiem niezwykle pokornym, skromnym i ewangelicznym. Jak to zakonnik. No cóż… Zatem nie ma co liczyć na jakiekolwiek zmiany w Kościele katolickim i Kurii Rzymskiej. Będzie to samo, co jest – sitwy, knowania, intrygi, machloje finansowe, skandale pedofilskie. Wszystko to będzie zamiatane pod dywan. Jak to w zakonie… Prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu szybko minęło rozdarcie spowodowane abdykacją B16.
Głowa państwa zamierza zaprosić do Polski papieża Franciszka. Zapewne po to, by pokazać, w jaki sposób – metodycznie i pokazowo – garstka biskupów pospołu z ministrantami z rządu, premierem i prezydentem tuczy kler katolicki kosztem społeczeństwa. A nuż wypali pomysł z pielgrzymką w roku wyborczym?! Natomiast „liberał” Donald Tusk rozpływa się w zachwytach, gotów na umacnianie więzi Polski i Watykanu oraz obronę… „kultury chrześcijańskiej”. Polakom wystarczą owoce duchowe, jak napisał papieżowi premier. Co w zamian otrzyma „Stolica Apostolska”, Donek, niestety, nie napisał. Gdyby tak w tyłek papieżowi wchodzili pisioły, jeszcze bym to jakoś zrozumiał... Podpisuję się prawą i lewą ręką pod opinią Piotra Szumlewicza: „Wyszedł kompromis między frakcją obrony pedofilów i frakcją obrony oszustów finansowych. Wiadomo, że nowy papież to kołtuński konserwatysta, homofob i antyfeminista, a przy okazji człowiek bliski Janowi Pawłowi II, czyli sama kwintesencja katolicyzmu”. Argentyna nie będzie pewnie płakać po Bergogliu, ale za to zaczną płakać Polacy. Paweł Krysiński
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
LISTY Papacenzura Nowy papież jeszcze nie skończył mówić, a już ocenzurowali Wikipedię. Jak wpisałem w Google frazę „Jorge Bergoglio”, to w linku był jeszcze urywek o jego współpracy z wojskową juntą, ale na samej Wikipedii już tego fragmentu nie ma. Konkretnie chodzi o ten fragment: „Podczas trwania w Argentynie junty wojskowej generała Videli Redondo i podczas tzw. brudnej wojny 1976–1983 (hiszp. Guerra sucia) Bergoglio donosił wojskowym na lewicujących księży i zakonników, z których niektórzy potem znikali. Dokumenty potwierdzające jego współpracę opublikował Horacio Verbitsky w książce »El Silencio« (»Cisza«), która jest syntezą współpracy hierarchów kościoła argentyńskiego z dyktaturą”. Jak ktoś nie wierzy, to niech sam sprawdzi w kopii tej strony Wikipedii, bo tam jeszcze ten fragment jest. Jeżeli o mnie chodzi, to oceniam to jako bezczelną cenzurę, do której Kościół nie ma prawa, bo Wikipedia nie jest jego własnością. Czytelnik
Potrzebna edukacja W dużej części naszego społeczeństwa pokutuje przekonanie, że homoseksualizm i pedofilia to to samo. Wrzucają wszystko do jednego worka i potem mamy to, co mamy – duży odsetek osób negatywnie nastawionych do osób homoseksualnych, w tym Wałęsa. Moim zdaniem należy przeprowadzić kampanię edukacyjną, która wyjaśni, że homoseksualizm jest normalną orientacją seksualną, tyle że mniejszościową; że opiera się na związku dwojga dorosłych osób tej samej płci za ich obopólną zgodą – podobnie jak u ludzi heteroseksualnych. Z kolei pedofilia nie jest normalną orientacją seksualną, bo bazuje na podporządkowaniu jednej strony (słabszego dziecka) przez drugą. Czynności pedofilskie są czynnościami wymuszonymi, podobnie jak gwałt, dlatego podobnie jak za gwałt powinny być ścigane i karane, nawet bardziej niż za gwałt na dorosłej osobie, bo w pedofilii ofiarami są dzieci, a ich psychika jest słabsza, przez co trauma po takich przejściach większa. Co ciekawe, najwięcej osób o skłonnościach homoseksualnych i pedofilskich jest wśród duchownych, którzy innych straszą za to grzechem śmiertelnym, a sami pławią się w tym z lubością. Co do związków homoseksualnych wśród duchowieństwa, to oprócz obłudy nie mam zastrzeżeń, ale co do pedofilii – nie ma wybaczenia. Takiej edukacji wśród społeczeństwa nie powinni przeprowadzać politycy typu Pawłowicz, tylko znawcy tematu, w tym seksuolodzy,
a najlepsze byłoby wprowadzenie edukacji seksualnej w szkołach, bo tylko edukacja od najmłodszych lat może przynieść pozytywny skutek, który skończy z przekłamaniami. J.F.
Nie wszyscy to katolicy! Co jest nie tak z naszym krajem, że katotalibowie zakazują życia innego niż zgodne z katechizmem, mimo iż nie wszyscy są katolikami. Każde prawo bliskie świeckim ideałom jest przez nich kwestionowane, jak gdyby był to nakaz, a nie prawo. Kto każe ludziom dokonywać aborcji, poddawać się in vitro, eutanazji, zawierać związek partnerski czy pójść na koncert Nergala lub kabaretu Limo? Czy w Konstytucji RP są takie nakazy? Na występy antyklerykalne nikt nie każe chodzić katolikom i po kiego czorta łazi tam ktoś, kto potem czuje się obrażony? Czy ateiści wpierniczają się na katolickie msze i krzyczą potem, że obrażano tam ich umysły, naukowe poglądy i fakty albo świeckie uczucia? Każdy niech korzysta z tego, co lubi. Nikomu nie wolno zabraniać innym cieszyć się tym, co ich bawi, rozśmiesza i daje im szczęście. Kiedy wreszcie oszołomy zrozumieją, że prawo to nie nakaz, a cała Polska nie musi żyć jak w klasztorze – w ciszy, całkowitej uległości i uwielbieniu wątpliwej moralności „autorytetów”. Aż trudno uwierzyć, że 2 tys. lat temu ktoś powiedział, żeby nie czynić bliźniemu tego, co jest dla niego niemiłe, a czego sami byśmy nie chcieli doświadczyć. Jak ktoś nie chce patrzeć na katolickie gusła, to niech nie chodzi do kościoła i nie puszcza Telewizji Trwam, bo to nie przymus, ale jak ktoś chce się pośmiać z ludzkich cech książąt Kościoła (vide: kabaret Limo), to też ma do tego prawo. Tereska z Jastrzębia
w bliskich stosunkach z Pinochetem – krwawym dyktatorem Chile. Ratzinger ma swoją przeszłość w Hitlerjugend i Wehrmachcie, a obecny papież – Bergoglio, czyli Franciszek I – ma swoją przeszłość we
współpracy z krwawą juntą wojskową w Argentynie. To jest właśnie cała plejada tzw. ojców św. przełomu XX i XXI wieku, „wybierana przez Ducha Świętego”. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, bo jak to ma być podstawa świętości, to moim idolem był bin Laden. Może też zostanę świętym jak oni? JF
Chorobliwa służba Jaka jest służba zdrowia, każdy widzi przy bliższym kontakcie. Pacjenci, którzy rejestrują się do lekarza, odnoszą wrażenie, że żyją w kraju absurdów. Przykładem jest sąsiadka (emerytka, lat 76), którą lekarz rodzinny kierował do różnych specjalistów pracujących w tej samej przychodni. W rejestracji zażądano skierowania (to oczywiste i nie podlega dyskusji), a następnie okazania dowodu osobistego. Wyznaczając termin wizyty, poinformowano, że parę minut przed wizytą należy się zgłosić do rejestracji. Po zgłoszeniu się i ponownym okazaniu dowodu osobistego otrzymała małą karteczkę o wymiarach 7x6 cm, na której wypisano „zweryfikowany dowód ubezpieczenia, pacjent... data... podpis weryfikującego”. Karteczka ta została wręczona lekarzowi przez pacjentkę. Nie było istotne, czy rejestrowała się po raz pierwszy, czy dziesiąty – rytuał zawsze był taki sam. Na delikatnie zwróconą uwagę, że dane dotyczące ubezpieczenia odnotowano już przy założeniu kartoteki, odpowiedziano, że takie są wymogi Funduszu Zdrowia. Ktoś, kto wymyślił takie bzdury, musi mieć zakłócenia swojej psychiki albo jest kompletnym idiotą. Ivo
Ojcowie prześwięci Pius XII popierał faszyzm Mussoliniego i Hitlera, z jego poręki po wojnie wielu zbrodniarzom wojennym udało się uciec via Watykan do Ameryki Płd. Nasz Wojtyła był
19
SZKIEŁKO I OKO
Jutro będzie lepiej Ten tytuł jest optymistyczny na wyrost, bo i tak nic się nie zmieni, mimo że pan papież tak się z troską
i modlitwą pochyla nad biednymi i twierdzi, że los ubogich leży mu na sercu. Moim zdaniem, gdyby chciał autentycznie zrealizować to, co głosi, to powinien zamieszkać w 15-metrowym apartamencie z aneksem kuchennym bez gosposi, bo potrafi gotować, a resztę metrażu pałacowego w Watykanie zaadaptować dla bezdomnych, ubogich, chorych, na potrzeby szpitala, hospicjum i domu opieki społecznej. I gdyby rzeczywiście tego rodzaju pomysł chciał zrealizować, byłby to najkrótszy pontyfikat w dziejach. Czyli w dalszym ciągu ciemny lud może liczyć na głaskanie dzieci po główkach, umycie nóg chorym na AIDS, i oczywiście na modlitwę, bo to nic nie kosztuje i jest takie „telewizyjne”! Ale gdyby... (pomarzyć przecież można), to i polscy biskupi musieliby podzielić się z potrzebującymi posiłkiem i apartamentami... Oj, by się działo, jak powiada Jurek Owsiak. Na razie proponuję, aby fundacja „FiM” „W człowieku widzieć brata” wysłała do Franciszka pismo z prośbą o wsparcie finansowe, bo zajmuje się ona biednymi ludźmi i może to udowodnić. Ciekawa jestem reakcji, jeśli w ogóle jakaś reakcja będzie. Iwona Rajewska
Niech będzie pochwa… Pomysłowość kleru nie zna granic. Ostatnio mogliśmy na przykład przeczytać o „demonicznej” HELLo Kitty, która w swojej nazwie zawiera słowo piekło (w tłumaczeniu z języka angielskiego). Idąc za tym przykładem, należałoby poddać egzorcyzmom wszystkie HELeny, wszak wymawiając ich imię, również wymawiamy słowo piekło. Należy więc sądzić (idąc za przykładem księdza z Podkarpacia), że kobiety o tym imieniu to diabły wcielone. I może jeszcze spalić na stosie ich rodziców, którzy takie piekielne imię nadali swoim córkom. Tylko co zrobić z księżmi, którzy takie dzieciątka ochrzcili? Z pewnością zrobili to nieświadomie, mając braki w edukacji (nie znali języka angielskiego). Ale że Duch Święty ich nie natchnął, nie podpowiedział? A to Najwyższy namieszał z tą wieżą Babel… Od dawna zastanawiałam się też, gdzie jest piekło. Czyżby w HELsinkach? W HELsinborgu? A może na HELu? Niniejszym proponuję księżom przeanalizować wszystkie języki świata w poszukiwaniu ukrytych szatańskich słów. Z pewnością ludzie władający różnymi językami wypowiadają wiele słów, które obraziłyby uczucia religijne gorliwych katolików. Skoro już jesteśmy przy ukrytych słowach w słowach, należy się zastanowić, co mają na myśli duchowni, wypowiadając słowa: „Niech będzie POCHWAlony Jezus Chrystus”. Czyżby pierwsza część słowa POCHWAlony była im tak bliska?
A może kryją się za tym ich ukryte pragnienia? Gdybym była gorliwą katoliczką, podniosłabym wielki krzyk, twierdząc, że obrażają moje uczucia religijne, umieszczając imię Jezusa obok słowa znaczącego intymną cześć kobiecego ciała. Tak więc panowie sukienkowcy, zanim palniecie coś głupiego, radzę przeanalizować to, co sami wypowiadacie wielokrotnie każdego dnia. I może po prostu mówić „dzień dobry”, jak wasz papież. M.B.S.
Wyrazy solidarności Jako czytelnik „FiM” solidaryzuję się z „Oświadczeniem” Redaktora Naczelnego tygodnika „Fakty i Mity” z dnia 18 III 2013 roku, opublikowanym na stronie www.faktyimity.pl. Kościół katolicki w Polsce wyraźnie słabnie i było do przewidzenia, że w swoich agonalnych konwulsjach to ideologiczne, średniowieczne truchło będzie kąsało i stosowało prowokacje w stosunku do osób, które doprowadziły Kościół katolicki do takiego stanu, a szczególnie zasłużoną osobą w tej działalności jest Roman Kotliński „Jonasz” – Redaktor Naczelny antyklerykalnego tygodnika „Fakty i Mity”, będący jednocześnie od 1,5 roku posłem Sejmowego Klubu Ruchu Palikota i przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu ds. Świeckiego Państwa. Mgr prawa A. Kaliński Dziękuję za ten i inne, liczne, wyrazy solidarności. Prawda w końcu zwycięży. Roman Kotliński
Drodzy Czytelnicy! Specjalnie dla Was uruchomiliśmy numer telefonu (czynny w poniedziałki, czwartki i piątki w godz. 8–16) do kontaktu w sprawach bieżących:
42 630 70 66. Numery działu reportażu to 42 639 85 41 i 42 630 72 33. Prosimy na nie dzwonić wyłącznie w sprawach wymagających interwencji dziennikarskiej. Redakcja
Radio „FiM” nadaje! Szukajcie nas i włączajcie na stronie www.faktyimity.pl. W czwartek i piątek audycję rozpoczynamy, tradycyjnie już, o godzinie 12. Telefonujcie do nas bezpośrednio na antenę pod numer 695 761 842.
Świeccy mistrzowie ceremonii pogrzebowej Państwo Borowikowie tel. 601 299 227
20
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Jego brawurowe ucieczki z więzień, sądów czy milicyjnych konwojów, niczym z najlepszych gangsterskich filmów akcji, elektryzowały opinię publiczną, kompromitując przy okazji peerelowski wymiar sprawiedliwości. Zdzisław Najmrodzki, niekwestionowany król złodziei i mistrz ucieczek, urodził się w 1954 roku w Stomorgach (uboga wieś na Kielecczyźnie) jako syn budowlańca i sklepowej. Po pewnym czasie Najmrodzcy przeprowadzili się na Mazowsze w okolice Żyrardowa. Młody Zdzisiek edukację ukończył na pięciu klasach szkoły podstawowej. Powodem były rzekomo trudności w nauce spowodowane urazem głowy po upadku z drzewa. Po szkole specjalnej o profilu samochodowym w Gliwicach został mechanikiem. Marzył, by zostać kierowcą rajdowym. Zgłębiał więc budowę aut, co wkrótce miał wykorzystać, ale w zupełnie innym celu. Pierwszy raz z wymiarem sprawiedliwości zetknął się po przypadkowej bójce na potańcówce w Gliwicach, podczas której poturbował milicjanta w cywilu. Najmrodzki – ze względu na wadę wymowy i upodobania kulinarne nazywany przez kumpli „Szaszłykiem” – twierdził, że działał w obronie własnej. Sąd nie dał wiary i w 1977 r. skazał go na półtora roku odsiadki w gliwickim więzieniu. Po miesiącu warszawski sąd wezwał go na przesłuchanie w błahej sprawie dotyczącej jednego ze współwięźniów. Podróż do stolicy Najmrodzki odbywał pociągiem w towarzystwie dwóch strażników. Kiedy przejeżdżali przez okolice Żyrardowa, „Szaszłyk” – pod pretekstem pójścia do toalety – został uwolniony z kajdanek i niespodziewanie wyskoczył z pociągu. Doskonała znajomość topografii rodzinnych stron pozwoliła mu zmylić pościg i powrócić do Gliwic. Odtąd Najmrodzki związał się z półświatkiem. Początkowo „pracował” jako kierowca bandytów, ale miał świetne zdolności organizacyjne
i nietuzinkową pomysłowość, więc szybko awansował w przestępczej hierarchii. To Najmrodzki opracował bardzo skuteczny sposób włamywania się do Peweksów na tzw. plakat. Pod osłoną nocy złodzieje wycinali otwór w szybie wystawy, wchodzili do środka i zaklejali dziurę plakatem. Po kradzieży bezpiecznie wychodzili z łupem, ponownie zalepiając otwór afiszem. Przez 2 lata grupa „Szaszłyka” obrabowała przeszło 71 Peweksów w całej Polsce. Po zgromadzeniu dużej ilości złota oraz dolarów mężczyzna postanowił wraz z ukochaną matką, Sabiną Najmrodzką, uciec do Austrii. Gładko przekroczyli granicę polsko-czeską, jednak w południowych Morawach, niedaleko granicy z Austrią,
SENSACJE PRL
Król złodziei natknęli się na grupę czeskich pograniczników, którzy pojmali niedoszłych zbiegów. Przedtem Najmrodzki zdążył jednak zakopać w ziemi swój skarb, który nigdy nie został odnaleziony. Matkę z synem odesłano do Polski, gdzie wkrótce stanęli przed sądem. Kobieta szybko odzyskała wolność, ale „Szaszłykowi” szykował się pokaźny wyrok. Na szczęście dla gangstera proces odbywał się w „jego” sądzie w Gliwicach, którego budynek przy ul. Żwirki i Wigury sąsiaduje z samochodówką, do której za młodu uczęszczał. Dawni kuple Zdziśka w toalecie gliwickiego sądu przepiłowali kraty. Zdzichu – poinformowany
REKLAMA
NOW OŚĆ!
„Sensacyjna monografia Marka Szenborna »Czarownice i heretycy. Tortury, procesy, stosy« burzy miłe, ułatwiające życie przekonanie o dobroci i szlachetności ludzkiej natury. To literatura faktu, a raczej faktów niewygodnych dla Kościoła” – prof. Joanna Senyszyn
Zamówienia: Telefonicznie i przez internet
o tym na migi przez kumpla na sali rozpraw – wykorzystując przerwę w rozprawie, wyrwał z okna toalety nadpiłowane kraty i zsunął się po przygotowanej linie, by następnie szybko znaleźć się w przygotowanym przez kompanów samochodzie. Kiedy strażnicy zarządzili alarm, grupa Najmrodzkiego była już w bezpiecznym miejscu. Po odzyskaniu wolności „Szaszłyk” przeniósł się do Warszawy i postanowił zająć się tym, co lubił najbardziej, czyli samochodami, a konkretniej – ich kradzieżą. Jako że na początku lat 80. ubiegłego wieku hitem na polskich drogach były polonezy, Najmrodzki opracował szybki sposób ich pozyskiwania. Po odklejeniu uszczelki tylnej szyby auta wchodził do środka, rozmontowywał stacyjkę i łącząc odpowiednie przewody tzw. sposobem „na krótko”, uruchamiał samochód. Wkrótce dołączyli do niego wspólnicy. Kradzione samochody – po uprzednim przebiciu numerów silnika i nadwozia oraz z dopasowanymi do nich skradzionymi wcześniej z urzędów dowodami rejestracyjnymi – trafiały na giełdę samochodową. Interes kwitnął, a sam Najmrodzki w siermiężnych latach 80. jawił się jako „król życia” – w luksusowych lokalach przedstawiał się jako oficer SB, by uciąć na swój temat wszelkie dywagacje. Wierzył w swą szczęśliwą gwiazdę i czuł się coraz pewniej. Goszczącemu w Polsce Libańczykowi ukradł auto, o jakim zawsze marzył – BMW 827. Kiedy został w nim zatrzymany w drodze z Mrągowa (3 marca 1983 r.) do rutynowej kontroli przez milicję nie wytrzymał presji i zaczął uciekać. Pędząc bmw, gubił kolejne radiowozy i uchodził milicyjnym blokadom,
ale w końcu trafił na prywatne podwórko, z którego nie było już ucieczki… Znów trafił za kratki, gdzie oczekiwał na proces. W toku prowadzonego śledztwa mężczyzna często gościł na przesłuchaniach w Pałacu Mostowskich (siedziba stołecznej milicji, dziś policji). Po jednej z takich wizyt „Szaszłyk” zaatakował prowadzącego go milicjanta. Szybko wydobył z kurtki nieprzytomnego funkcjonariusza kluczyki od kajdanek, rozkuł się, ubrał w mundur i – machając przy bramie milicyjną legitymacją – najspokojniej w świecie opuścił gmach komendy. Trzeba przyznać, że gangsterowi nie brakowało fantazji, kiedy zachował się niczym sławetny Arsen Lupin, odsyłając później na adres komendy kurtkę milicjanta z legitymacją oraz kartkę z przeprosinami. Po tej akcji złapanie gangstera było dla przedstawicieli władzy priorytetem. Tymczasem ten poddał się operacji plastycznej; często też zmieniał miejsce pobytu, dokumenty oraz samochody. Miał poza tym zaufanych kompanów, na których pomoc mógł zawsze liczyć. Zważywszy jednak na to, że był to okres niepokojów społecznych lat 80. i częstych patroli milicji, a zdjęcie mężczyzny znajdowało się w każdym radiowozie, złapanie Najmrodzkiego było tylko kwestią czasu. Od tej chwili niedoszły rajdowiec postanowił nie zatrzymywać się na wezwanie drogówki, tylko uciekać. W kwietniu 1986 roku w okolicach Warszawy milicjantom ścigającym gangstera udało się przestrzelić oponę w jego aucie i Najmrodzki uległ poważnemu wypadkowi. Groziła mu amputacja nogi.
19 października 1987 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie skazał go na 15 lat więzienia. Karę początkowo odbywał w więzieniu w Białołęce, jednak po pewnym czasie został przewieziony do znanego mu doskonale aresztu śledczego w Gliwicach, co postanowił wykorzystać. W ucieczce pomogli „Szaszłykowi” starzy kumple i matka. 3 września 1989 r. jak co dzień przechadzał się po więziennym spacerniaku. Nagle odłączył się od grupy więźniów, wszedł na środek placu i… dosłownie zapadł się pod ziemię. Kiedy osłupiali strażnicy zorientowali się w sytuacji, po najbardziej strzeżonym więźniu pozostała tylko dziura w ziemi. Tymczasem „Szaszłyk”, biegnąc piętnastometrowym tunelem, przedostał się do przyległej do budynku więzienia szkoły samochodowej, do której przed laty uczęszczał. Tam czekał na niego wspólnik, z którym szybko odjechali przygotowanym wcześniej motorem. I znów Najmrodzki napisał do naczelnika gliwickiego więzienia list, w którym przeprosił za, jak to ujął, „niekonwencjonalny sposób opuszczenia murów aresztu śledczego”. Najbardziej spektakularna ucieczka Najmrodzkiego odbiła się szerokim echem w całej Polsce. Swoimi dwudziestoma dziewięcioma ucieczkami z więzienia, sądów i milicyjnych konwojów „Szaszłyk” totalnie kompromitował ówczesną władzę, czym zyskał… prawdziwą sympatię społeczeństwa. Cieszył się jednak wolnością tylko kilka miesięcy. Wpadł w Krakowie, znów kierując po pijaku. Nie pomógł mu nawet fałszywy paszport dyplomatyczny (milicjant rzekomo dopatrzył się tam błędu ortograficznego). Najmrodzki, co było modne w początkowym okresie III RP, próbował kreować się na polityczną ofiarę szykan ze strony bezpieki, a jego gangsterska działalność miała być swoistą formą walki z peerelowskim systemem. Sąd jednak w całym procederze przestępczym nie doszukał się znamion działalności opozycyjnej i skazał „Szaszłyka” na łączną karę 20 lat pozbawienia wolności. „Król złodziei” trafił do silnie strzeżonego więzienia w Strzelcach Opolskich. Opowiastki o niekonwencjonalnej walce z peerelowską władzą i o ubeckich szykanach najwyraźniej zrobiły wrażenie na ówczesnym prezydencie Lechu Wałęsie, bo w listopadzie 1994 roku Zdzisław Najmrodzki został ułaskawiony. Gangster w licznych wywiadach wyjaśniał, że kradł tylko w PRL-u, a nową Polskę szanuje, dlatego chce być uczciwym obywatelem. Rok później w okolicach Mławy prowadzone przez Najmrodzkiego bmw wpadło w poślizg i uderzyło w jadącą z naprzeciwka ciężarówkę. „Szaszłyk” zginął na miejscu. Wypadku nie przeżyło również dwóch towarzyszących mu nastolatków, synów jego przyjaciela. Jak wykazało śledztwo – samochód, którym jechał ułaskawiony gangster, pochodził z kradzieży… PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Pytania o Dekalog Siódme przykazanie Dekalogu mówi: „Nie będziesz cudzołożył” (Wj 20. 14). Do czego głównie się odnosi? Czy zabrania ono na przykład seksu przedmałżeńskiego? A może taki właśnie seks jest najlepszym sposobem sprawdzenia wzajemnej zgodności, a tym samym gwarancją trwałego związku? Zanim przejdziemy do odpowiedzi na powyższe pytania, zwróćmy najpierw uwagę (dla przypomnienia) na kolejność omawianych do tej pory przykazań Dekalogu. Otóż pierwsze i piąte przykazanie odnosi się do Boga i rodziców – dawców życia (kolejność biblijna). Szóste dotyczy życia i jego ochrony. Natomiast siódme przykazanie odnosi się do małżeństwa jako najwyższego dobra poza życiem, ponieważ jest ono nie tylko dobrem osobistym, ale również dobrem społecznym – fundamentem tegoż życia.
Małżeństwo i jego ochrona Przykazanie siódme zakazuje przede wszystkim zdrady małżeńskiej. „Ponieważ – jak pisze Alfons Deissler – to lapidarne przykazanie: »Nie będziesz cudzołożył« nie podaje żadnych bliższych szczegółów, przeto obowiązuje (…) równouprawnionych partnerów w małżeństwie monogamicznym” („Jam jest twój Bóg, który cię wyzwolił”, s. 65). Głównie zatem dotyczy pozamałżeńskich stosunków seksualnych. Poza tym dotyczy również wszelkich innych nadużyć seksualnych, o których czytamy w Pięcioksięgu Mojżesza (por. Kpł 18. 9–24) – jakkolwiek byśmy te nadużycia i wykroczenia nazywali. Celem tego przykazania jest zatem ochrona stanu małżeńskiego, gdyż – jak głosi Pismo – ten właśnie związek został ustanowiony i pobłogosławiony przez Boga (Rdz 1. 28; 2. 24). Oznacza to, że kto dopuszcza się cudzołóstwa, ten zdradza nie tylko współmałżonka, ale także Boga, który ten związek ustanowił i wyniósł ponad każdy inny stan (np. celibat, dziewictwo). Podobnie mówi o tym judaizm: „Siódme przykazanie – a drugie w kolejności na drugiej tablicy – powiązane jest z przykazaniem na pierwszej tablicy: »Nie wolno ci mieć innych bogów«, ponieważ ten, kto zdradza swojego współmałżonka, wkrótce zdradzi też i Samego Boga” („Tora Pardes Lauder”, Księga Druga, s. 214). Tak więc Biblia piętnuje niewierność małżeńską. Prorok Malachiasz pisał: „Zraszacie łzami ołtarz Pana (…). Lecz On nie może już patrzeć
na ofiarę, ani jej przyjąć łaskawie z waszych rąk. A wy mówicie: Dlaczego? Dlatego że Pan jest świadkiem między tobą i żoną twojej młodości, której stałeś się niewierny, chociaż ona była twoją towarzyszką i żoną, związaną z tobą przymierzem. Czy nie Jeden (Bóg) uczynił ją istotą z ciała i ducha? (…). Pilnujcie się więc w waszym duchu i niech nikt nie będzie niewierny żonie swojej młodości. Gdyż kto jej nienawidzi i oddala ją – mówi Pan, Bóg Izraela – plami swoją szatę występkiem” (Ml 2. 13–16). Krótko mówiąc, w świetle Pisma Świętego życie seksualne jest usankcjonowane moralnie wyłącznie w związku małżeńskim. A oto i biblijna zachęta do tego: „Pij wodę z własnej cysterny i wodę świeżą z własnej studni! Czy twoje źródła mają wylewać się na zewnątrz (…)? Do ciebie mają należeć, a nie do obcych równocześnie z tobą! Niech będzie błogosławiony twój zdrój, a raduj się z żony twojej młodości! Miłej jak łania, powabnej jak gazela! Niech jej piersi zawsze ci sprawiają rozkosz, upajaj się ustawicznie jej miłością!” (Prz 5. 15–19). A jak jest dziś? Cóż, dzisiaj coraz częściej nawet zadeklarowani wierzący żyją w konflikcie z siódmym przykazaniem. Coraz więcej ludzi traktuje też wszelkie normy moralne jako zamach na ich wolność, a przelotne związki uważa za dopuszczalne. Ci spośród wierzących, którzy lansują taki pogląd, zdają się zapominać o tym, że zupełnie inny stosunek do małżeństwa i seksualności prezentował Chrystus. Postulował On bowiem – po pierwsze – powrócić do tego, co było na początku: „Czyż nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i połączy się z żoną swoją, i będą ci dwoje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało. Co tedy Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozłącza” (Mt 19. 4–6). Po drugie zaś – nie ograniczał cudzołóstwa do samego aktu fizycznego, ale nauczał, że dochodzi do niego najpierw w sferze duchowej – w sercu: „Słyszeliście, iż powiedziano: Nie będziesz cudzołożył. A Ja wam powiadam, że każdy, kto patrzy na niewiastę i pożąda jej,
już popełnił z nią cudzołóstwo w sercu swoim” (Mt 5. 27–28); „Albowiem z wnętrza, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, wszeteczeństwa, kradzieże, morderstwa, cudzołóstwo, chciwość, złość, podstęp, lubieżność…” (Mk 7. 21–22). Innymi słowy, Chrystus łączył przykazanie siódme z dziesiątym, które zakazuje wszelkiej pożądliwości (Wj 20. 17).
Seks przedmałżeński A co z twierdzeniem, że seks przedmałżeński jest najlepszym sposobem sprawdzenia wzajemnej zgodności, a tym samym gwarancją trwałego związku? Czy tak jest w istocie? Hasła te stały się popularne po tzw. rewolucji seksualnej w latach 60. XX wieku. Oczywiście, każdy, kto chce „na próbę” lub niezobowiązująco korzystać z pewnych przywilejów i przyjemności wynikających z małżeńskiej wspólnoty seksualnej, może to robić (por. Rz 14. 12). Nie jest jednak tak – jak twierdzą zwolennicy wolnego seksu – że pozwala on lepiej się dobrać i zagwarantować trwałość związku. Związki takie rozpadają się bowiem tak samo jak jak inne związki – na przykład sakramentalne. Dlaczego? Ponieważ gwarancją trwałości związku nie jest ani przedmałżeński seks, ani ślubowanie, ale dojrzałość, prawdziwa miłość i – jak mówi Biblia – błoRodzina gosławieństwo Boże (por. Rdz 1. 28; Mt 19. 6; Dz 5. 39). Co więcej, seks przedmałżeński (niejednokrotnie z wieloma partnerami/partnerkami) – szczególnie osób młodocianych – nie tylko nie gwarantuje dobrania się, ale staje się przyczyną wielu problemów i nieszczęść. Bardzo często jest on bowiem źródłem nie tylko tragedii osobistych i rodzinnych, ale także i społecznych (choroby weneryczne, niechciana ciąża, aborcja, problemy socjalne itp.).
Kwestia celibatu Dobrodziejstw wynikających z życia seksualnego może jednak pozbawiać człowieka nie tylko brak hamulców moralnych, ale także – co ma miejsce w Kościele rzymskokatolickim – obowiązujący celibat. Przypomnijmy, że w kulturach starożytnych celibat i dziewictwo były zjawiskiem niezmiernie rzadkim. Jeśli zaś chodzi
(10)
o naród żydowski, ten od samego początku kładł nacisk na to, aby młodzież w miarę wcześnie zawierała związek małżeński. Nigdy nie ceniono tam stanu bezżennego, tym bardziej że Biblia wyraźnie stwierdza: „Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam” (Rdz 2. 18). Co więcej, nawet tak wyodrębniona grupa społeczna, jaką byli kapłani, zobowiązana była do ożenku (Kpł 21. 7, 13–15). I podobnie było wśród pierwszych chrześcijan. Dość wspomnieć, że Jezus nie wybrał na swoich reprezentantów – apostołów – ludzi żyjących w stanie wolnym, lecz mężczyzn w większości żonatych. Potwierdzeniem tego faktu są nie tylko Ewangelie, ale również Pierwszy List św. Pawła do Koryntian, w którym czytamy: „Czy nie wolno nam zabierać z sobą żony chrześcijanki, jak czynią to apostołowie i bracia Pańscy i Kefas [Piotr]?”
„duchowna”
(1 Kor 9. 5). Poza tym apostoł Paweł wyraźnie pisał, że „biskup ma być nienaganny, mąż jednej żony (…), który by własnym domem dobrze zarządzał, dzieci trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości, bo jeżeli ktoś nie potrafi własnym domem zarządzać, jakże będzie mógł mieć na pieczy Kościół Boży?” (1 Tm 3. 2, 4–5). Co ciekawe, również w tzw. Kanonach Apostolskich czytamy: „Jeśli któryś z biskupów, diakonów lub kapłanów, lub ktokolwiek z szeregu duchownych stroni od małżeństwa, mięsa, wina nie ze względu na ascezę, ale przez pogardzanie nimi, jako złem samym w sobie, zapominając, że wszystkie te rzeczy są dobre, i że Bóg stworzył człowieka mężczyznę i kobietę, i znieważa dzieło Boże, niech się poprawi, albo niech będzie odwołany i wyrzucony z Kościoła. Podobnie też świeccy” ([w:] William Barclay, „Listy do Tymoteusza”, s. 120).
21
Niestety, mimo tych przestróg (także ap. Pawła), że „w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych i będą słuchać nauk szatańskich (…) [i] zabraniać zawierania związków małżeńskich” (1 Tm 4. 1, 3), z czasem – szczególnie mnisi i pustelnicy – zaczęli stopniowo ulegać skrajnym wpływom ascetycznym (gnostycy głosili, że wszelka materia, włącznie z ciałem ludzkim, jest zła i dlatego wierzący powinni unikać współżycia) i w ten sposób dziewictwo wyniesiono ponad stan małżeński. Oczywiście był to proces długotrwały, bo jeszcze w XI wieku małżeństwa kleru były czymś powszechnym i normalnym. Dopiero papież Grzegorz VII (1073–1085) postanowił położyć temu kres. Uczynił to zaś „na synodzie zwołanym w 1074 r. do Rzymu, podczas którego ogłosił surowe kary za naruszanie przez duchowieństwo celibatu (...). Ludowi zakazał przyjmować sakramenty od księży żonatych lub przekupnych” (Jan Wierusz Kowalski, „Poczet papieży”, s. 87). O tym, jak krytycznie odnoszono się do tego zarządzenia, świadczy fakt, że wielu duchownych nadal żyło w konkubinacie, przynajmniej do soboru trydenckiego (1545–1563). Również Marcin Luter podnosił tę kwestię. Pisał: „Z tego widzisz, jak nasza papieska zgraja, klechy, mnisi i mniszki, gardząc stanem małżeńskim i zabraniając weń wstępować, idą przeciwko porządkowi i przykazaniu Bożemu, odważając się zuchwale składać śluby dozgonnej czystości, zwodząc przy tym prostaczków kłamliwymi słowy i pozorami. Nikt bowiem nie ma mniejszej miłości i ochoty do czystości niż właśnie ci, którzy jakoby dla wielkiej świętości unikają małżeńskiego stanu, i albo otwarcie i bezwstydnie oddają się nierządowi, albo potajemnie jeszcze gorsze rzeczy czynią, o czym nie ważą się mówić, jak to, niestety, aż nadto dobrze wiadomo. Krótko mówiąc, jeżeli nawet wstrzymają się od tych rzeczy, serca ich jednak pełne są nieczystych myśli i złych pożądań (…). Dlatego przykazanie to potępia śluby wszelkiej pozamałżeńskiej czystości i usuwa je, a nawet nakazuje wszystkim biednym w sumieniu skrępowanym, którzy zostali oszukani przez śluby zakonne, aby porzuciwszy ten stan, wstąpili w stan małżeński” („Mały i Duży Katechizm”, Warszawa 1973, s. 82). Jak widać, życie płciowe zawsze powodowało wiele problemów. Dlatego też ze względu na nie – jak pisał św. Paweł – „niechaj każdy ma swoją żonę i każda niechaj ma własnego męża” (1 Kor 7. 2). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
OKIEM SCEPTYKA
POLAK NIEKATOLIK (35)
Reformacja podbeskidzka W XVI w. ludność Śląska Cieszyńskiego przyjęła luteranizm. Reformację w księstwie wprowadził Wacław III Adam z rodu Piastów. Śląsk Cieszyński jest najwyżej położoną częścią Górnego Śląska. Obejmuje fragment Beskidów oraz ziemię leżącą u podnóża gór, z których wypływa Wisła oraz Olza. Tutaj również znajduje się największe w Polsce skupisko ewangelików, których przodkowie przyjęli luteranizm. W początkach rozbicia dzielnicowego Cieszyn z okolicą znalazł się wśród ziem przypadłych Mieszkowi Plątonogiemu. W wyniku dalszych podziałów powstało w 1291 r. Księstwo Cieszyńskie, którego piastowscy książęta stali się lennikami królów czeskich. Ludność śląska, mimo licznych wpływów kultury zachodniej, zachowała obyczajowość i kulturę słowiańską, a rdzenna ludność tego obszaru posługiwała się językiem polskim. Hasła wittenberskiej reformacji szybko dotarły na Śląsk Cieszyński, bo już w ostatnich latach panowania księcia Kazimierza II Cieszyńskiego (ok. 1449–1528), który zresztą był im przychylny. Śląsk, leżąc na ważnym szlaku handlowym, pośredniczył w wymianie „nowinek”, a idee reformacji były przynoszone głównie przez kupców i studiującą młodzież. Za regencji Anny Hohenzollern oraz morawskiego magnata Jana Pernsteina dominował w księstwie katolicyzm, ale w wyniku szerzących się haseł reformacyjnych Pernstein, znany jako przyjaciel braci
F
czeskich, zabrał ogród podupadającego klasztoru dominikanów w Cieszynie i przeznaczył go pod zabudowę. Wielu proboszczów katolickich oraz mnichów pod wpływem pism Lutra zaczęło głosić naukę ewangelicką. Reformacja na Śląsku Cieszyńskim nie miała gwałtownego charakteru. Wprowadzana była z rozwagą, bez przymusu i większych tumultów. Stopniowo usuwano to, co wyraźnie sprzeciwiało się ewangelii, a więc przede wszystkim odpusty, procesje, kult obrazów, msze za zmarłych, a także używanie łaciny. Reformację i tutaj bowiem pojmowano jako powrót do zasad i form życia pierwotnego chrześcijaństwa. Pierwszym znanym przedstawicielem księży nowej konfesji w Cieszynie był Czambor z Iskrzyczyna, a pierwszym cieszyńskim proboszczem ewangelickim rezydującym przy kościele parafialnym w Cieszynie – ks. Jan. Po objęciu samodzielnej władzy przez księcia piastowskiego Wacława III Adama (1524–1579) około 1545 r. rozpoczęła się akcja reformacyjna w jego włościach. Mimo że młody książę spędził dużo czasu na dworze cesarskim w Wiedniu, gdzie zdobył wykształcenie, pod wpływem otoczenia z rodzinnego Cieszyna przyjął wiarę ewangelicką, w której wytrwał
estiwal papieskich zmian w ostatnich tygodniach wśród wielu róż nych spraw unaocznił z całą si łą także tę jedną – religia tworzy uza leżnienia i upośledza życie społeczne. Kiedy patrzyłem na gorliwych katolików i czytałem ich wypowiedzi po ustąpieniu Benedykta XVI, miałem wrażenie, że część z tych osób doświadcza prawdziwego zagubienia i smutku. Niektórzy wprost mówili, że czują się opuszczeni… Rzeczywiście, byli jak dzieci wobec decyzji rodzica, której nie potrafili pojąć, a którą czasem traktowali jak odsunięcie się, porzucenie. Był to rodzaj przeżycia sierocego. Rodzi się w związku z tym pytanie, dlaczego dorosły człowiek doświadcza tego rodzaju przeżyć i dlaczego są one udziałem jednych ludzi, a innym są zupełnie obce. Od razu zacznę od wyjaśnienia, że nie zgadzam się z tezą lansowaną przez konserwatystów, że wielu ludzi, a może nawet większość, potrzebuje religii, bo czuje się bez niej zagubionych. Jeśli teza ta jest w jakimkolwiek stopniu prawdziwa, to tylko w tym, że ludzi uczy się być uzależnionymi od religii. W przypadku katolicyzmu – uzależnionymi od „ojca świętego”, papieża. Dlaczego tak uważam?
do końca swojego życia. Już u progu samodzielnych rządów zagarnął majątki dominikanów, franciszkanów oraz benedyktynów. Część przejętego majątku Wacław III przekazał na rzecz szpitala miejskiego w Cieszynie, gdzie leczono również najuboższych. Co ciekawe, książę – w młodości kształcony w naukach medycznych – sam zajmował się pielęgnacją pacjentów. Fakt ten szczególnego znaczenia zyskał podczas epidemii morowego powietrza w 1570 r. Za panowania Wacława III Adama nabożeństwa ewangelickie odprawiano w około 50 kościołach, a reformacyjny program „taniego i dostępnego dla wszystkich” Kościoła (czyli zwolnienie z wielu obowiązkowych podatków i świadczeń)
Bo istnieją społeczności ludzkie obywające się bez religii, przy czym ich członkowie nie są ani z natury mądrzejsi, ani szczególnie lepiej wykształceni od innych. Po prostu nie nauczono ich tej zależności. Na tej samej zasadzie,
został życzliwie przyjęty przez ludność księstwa. Ocenia się, że za panowania Wacława III ludność Śląska Cieszyńskiego w 90 procentach była ewangelicka, było to zatem polskie państwo o zdecydowanie protestanckiej większości. Na przykład w drugiej połowie XVI w. niemalże wszyscy mieszkańcy Bielska byli wyznania ewangelickiego. W 1568 r. wydany został „Porządek kościelny”, w którym uporządkowano w księstwie zasady wiary i kultu ewangelickiego. Zapisano w nim m.in., że „(…) w tym to Królestwie Cieszyńskim potąd zachowało się w kościołach mnóstwo niechrześcijańskich złych obyczajów i jeszcze się zachowuje w niektórych miejscach, które są
Wygrzebano też jakieś proroctwo „Matki Boskiej z Akity”. Użyto całego asortymentu straszaków na pogubione dzieci, aby wycisnąć od nich parę groszy dla podkarmienia ich lęków lub przeciwnie – dla ich uśmierzenia.
ŻYCIE PO RELIGII
Sieroca dola na jakiej większość z nas nie czuje się uzależniona od psychoterapeuty i świetnie się bez niego obywa. Dzieje się tak, choć wiemy, że są środowiska, w których psychoterapeuta pełni dla wielu osób rolę kogoś w rodzaju duszpasterza. I one go naprawdę potrzebują. Bo wyrobiono w nich taki nawyk. Poczucie zagubienia świetnie wyczuły i wykorzystały pisma brukowe, żerujące na tego rodzaju uczuciach. Natychmiast wysypał się worek z przepowiedniami, proroctwami oraz „znakami końca świata”. Szczęśliwie dla nich w sukurs pospieszyły asteroidy! I koreańskie bomby atomowe z pociskami dalekiego zasięgu!
Sierotkami, słabymi i zalęknionymi sprytny manipulant może bawić się do woli, w zależności od potrzeb. Przyznam, że widok tak wielu dorosłych, którzy czuli się osieroceni, działa na mnie nieco przygnębiająco. To żywy dowód na szkodliwość religii, w jej aspekcie powodującym zdziecinnienie. Ujawnił się on także w oczekiwaniu na wybór kolejnego „ojca świętego”. Podniecone tłumy witały wieści o dokonaniu wyboru z wielkim podnieceniem, a podobny entuzjazm byłby prawdopodobnie przy każdym nazwisku nowo wybranego papieża. Chodziło o poczucie ulgi, że znów
całkowicie przeciwne Słowu Bożemu, a to jedynie z powodu ludzkich pożądań jako też ku upodobaniu niektórych ludzi zabobonnej wiary…”. Domagano się nauczania według pism i katechizmu Lutra oraz zgodnie z „Konfesją augsburską”. Wacław III poważnie traktował swoją wiarę, a przy tym wprowadzał porządek w różnych dziedzinach życia społecznego. Troszczył się nawet o sprawy socjalne swoich poddanych – na przykład dbał o szpital cieszyński, tępił pijaństwo, nakazywał karać włóczęgów i zmuszać ich do pracy. Starał się rządzić sprawiedliwie. Czuł się odpowiedzialny za reformę Kościoła w księstwie, zgodnie zresztą z życzeniem Lutra, aby tam, gdzie biskupi nie dbają o zwiastowanie ewangelii, zatroszczyli się o to książęta. Niewątpliwie grunt pod reformację w Księstwie Cieszyńskim przygotował husytyzm. Książęta na tamtejszej Górze Zamkowej uważnie śledzili ruchy wojsk husyckich. Tutaj również osiadła w 1524 r. pewna liczba braci czeskich, uchodzących przed prześladowaniami w swojej ojczyźnie. Parafie Śląska Cieszyńskiego przed reformacją należały do diecezji wrocławskiej, jednakże tamtejsi biskupi – Jan Turzo, Jakub von Salza i Baltazar z Promnicy – sami byli przeniknięci ideami humanistycznymi i reformacyjnymi. W zasadzie nie uczynili nic, by powstrzymać rozwijający się ruch odnowy kościelnej w Księstwie Cieszyńskim. Zagrożenie stanowili natomiast katoliccy władcy, którzy byli wrogami reformacji, na przykład cesarz niemiecki Rudolf II, wychowany przez jezuitów. Cięższe czasy dla ewangelików nastały też wraz z przejściem na katolicyzm Adama Wacława, syna Wacława III Adama i Katarzyny Sydonii. ARTUR CECUŁA
jest „ojciec”! Sieroty bardzo na to czekały. Nieważne kto, ważne, aby był. Żeby nie było już tego trudnego okresu przejściowego, kiedy sierota nie wie, do kogo należy i na kogo skierować swój wzrok, kogo podziwiać. Strasznie to jest infantylne! Mieliśmy nieczęstą okazję do zobaczenia tej uzależniającej roli katolicyzmu w całej jej okazałości. Ci z nas, którzy z wyższością myślą o katolicyzmie jako czymś wyjątkowo paskudnym, niech sami ocenią, czy czasem nie poczuliby się zagubieni na przykład bez Biblii. Albo bez swojego pastora, przez którego „Duch Święty” tak pięknie przemawia, lub organizacji pobożnej, którą wybrał ponoć sam Bóg. Uzależnienie ma bowiem różne twarze, ale kluczowy jest sam fakt emocjonalnej i życiowej podległości. Bywa też, że uzależnienie podobne do religijnego ma zupełnie świeckie przejawy, co widać wyraźnie w organizacjach typu wodzowskiego. Tam ludzie zupełnie czasem niewierzący oczekują od drugiego człowieka życiowego kierownictwa i nadludzkich nieraz zdolności. Cóż, emocjonalnych pułapek wprawdzie jest sporo, ale na dorosłość nigdy nie jest za późno. MAREK KRAK
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
D
zieje Etiopii są fascynujące i niezwykłe. Już w średniowiecznej Europie krążyły opowieści o tajemniczym chrześcijańskim kraju położonym gdzieś na Wschodzie. W północnej części obecnej Etiopii od I w. istniało państwo Aksum, które w IV w. przyjęło chrześcijaństwo. Według tamtejszego kalendarza świętych, tzw. Synaksariusza, początki Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego wiążą się z misją św. Frumencjusza (Abba Selama,
Ignacy Loyola
PRZEMILCZANA HISTORIA muzułmańskiego zagrożenia, wytrwale realizowali koncepcję etiopsko-europejskiej koalicji antymuzułmańskiej. Nieobca była ona również Polsce, kiedy to w XVII w., po zwycięstwie Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, próbowano nawiązać kontakty z Etiopią i włączyć ją do koalicji antytureckiej. Jednakże poselstwo polskie spotkał taki sam los jak wiele innych poselstw i misji ruszających do Etiopii – nigdy tam ono nie dotarło.
cesarz etiopski Lybne Dyngyl za pośrednictwem swojego wysłannika, Wenecjanina Bermudeza, obiecał przejście Kościoła etiopskiego spod aleksandryjskiej do rzymskiej metropolii i przejście na wiarę katolicką za cenę militarnego wsparcia. W 1541 r. w Etiopii wylądował 400-osobowy pułk muszkieterów portugalskich dowodzony przez syna Vasco da Gamy, Krzysztofa da Gamę. Po zwycięskiej bitwie stoczonej przez wojska etiopsko-portugalskie w 1543 r.
Jak chrzczono Afrykę
(13)
Papiestwo podejmowało liczne próby podporządkowania sobie starożytnego Kościoła etiopskiego. Cel osiągnęło, ale na krótko. zm. 380 r. – rycina obok), który w IV w. nawrócił na chrześcijaństwo króla Aksumu Ezanę, a sam został pierwszym biskupem Etiopii. W późniejszym okresie ewangelizacja ludów zamieszkujących Aksum oraz jego obrzeża prowadzona była także przez zwolenników monofizyckiej doktryny chrześcijańskiej, potępionej na kolejnych soborach w IV i V w. Jej prześladowani zwolennicy uciekli z imperium, kierując się między innymi do Aksum. Spośród nich uformowała się grupa mnichów z Syrii (tzw. Dziewięciu Świętych), którym tradycja etiopska przypisuje dzieło ewangelizacji wielu ludów Aksum, a także wzniesienie szeregu znanych do dziś pierwszych klasztorów w północnych rejonach Etiopii. Jednocześnie rozpoczęli oni długotrwały proces przekładania na język gyyz Biblii oraz innych utworów religijnych. Panowanie chrześcijaństwa w Etiopii było związane z prześladowaniami lokalnych kultów i wierzeń, do których zaliczał się mozaizm Felaszów, kuszyckiego ludu zamieszkującego do dziś tereny na północ od jeziora Tana w Etiopii. Byli to ludzie ogromnie wojowniczy i niezależni, aż do XVII w. sprawiający kłopoty władcom państwa. Felaszowie, nazywani też czarnymi Żydami, wyznają judaizm w jego bardzo pierwotnej formie – opierają się głównie na Pięcioksięgu i uważają się za Izraelczyków przybyłych niegdyś do Etiopii. Rozwój tamtejszego Kościoła zahamowało pojawienie się w VII w. islamu, który odizolował chrześcijan etiopskich od kontaktów z chrześcijańską macierzą. Do ponownego rozkwitu Kościoła etiopskiego doszło w XIII w. wraz z dojściem do władzy tzw. dynastii salomońskiej (według legendy wywodziła się ona od króla Salomona, królowej Saby i ich syna Menelika I). Wobec wielości odłamów istniejących w chrześcijaństwie etiopskim
nastały czasy krwawej inkwizycji, którą narzucił tamtejszy główny nurt. Najmniejszy donos wystarczał, by na oskarżonego o „herezję” spadły surowe kary, banicja, poddanie śmiertelnej chłoście lub okrutnym torturom, w trakcie których najczęściej ofiara traciła nos i język. Wyniszczono w ten sposób michaelitów i stefanitów powiązanych z prądami gnostycznymi, zaś wyznawcy animizmu, w szczególności czciciele bogów Desk i Dino, pod groźbą utraty mienia i publicznej chłosty musieli zaprzestawać swoich praktyk. Nikt nie badał prawdziwości donosów. Litości nie było nawet dla cesarskich dzieci. „Na wielkim publicznym zgromadzeniu synowie i córki cesarskie, książęta (…), księżniczki (…) oraz wielu innych na oczach ludu spłynęło krwią pod razami wymierzanej chłosty. Wśród struchlałego tłumu, ze zgrozą przyglądającego się torturze cesarskich dzieci, rozległ się głos władcy: »Patrzcie na postępek nasz wobec własnych dzieci. Nie zlitowaliśmy się nad nimi, gdy zgrzeszyli przeciwko Bogu, żarliwości naszej ku niemu. Powiedzcie teraz, czy wypełniła się miara ich męczarni, czy też – na chwałę Bożą – mamy im ją powiększyć?«. Wśród zgromadzonych rozległ się płacz: »Czyż można powiększyć ich katusze? Panie nasz, władco! Przecież bliscy są śmierci!«”. Niektóre spośród dzieci cesarskich na miejscu kaźni od razu wyzionęły ducha. W ten sposób oskarżeniami o „zbrodnię pogańskiej wiary” lub „herezję” mnisi utrzymywali lud, możnowładców i resztę duchowieństwa w ustawicznym napięciu i terrorze. Od początków XV w. Europa katolicka podejmowała próby nawiązania bliższych kontaktów z Etiopią. Dla krajów europejskich i papiestwa głównym motywem było znalezienie sprzymierzeńca na Wschodzie w walce z islamem oraz dla dalszej ekspansji zamorskiej Europy. Również władcy Etiopii, z powodu
W 1518 r. król Portugalii Emanuel I Wielki wysłał tam swoich przedstawicieli, a kapelanem tych wysłanników papież Leon X mianował Franciszka Alvaresa, zlecając mu jednocześnie reprezentowanie stolicy papieskiej na dworze etiopskim. Tamtejszy władca, w nadziei na pomoc z Europy (nigdy jej nie otrzymał), wyraził zgodę na obsadzenie załogami portugalskimi wybrzeży Morza Czerwonego i założenie tam katolickiego biskupstwa. Dwór cesarski uczestniczył także w mszach celebrowanych przez Alvaresa według nieznanego obrządku rzymskokatolickiego. Wiele czasu spędzano na dyskusjach religijnych, których przedmiotem były dogmaty obydwu Kościołów. W ten sposób późniejsze próby skatolicyzowania Etiopii, podejmowane przez jezuickich misjonarzy, znalazły dla siebie grunt częściowo urobiony. W 1529 r. doszło do wielkiego muzułmańskiego najazdu, który zagroził bytowi Etiopii. W tej sytuacji
Bermudez zażądał od kolejnego cesarza etiopskiego – Klaudiusza – spełnienia obietnicy i oddania połowy Etiopii pod panowanie Portugalii oraz podporządkowanie się Kościołowi rzymskiemu. Cesarz odmówił, tłumacząc, że pomoc została udzielona na zasadzie przyjacielskiego wsparcia jednego kraju chrześcijańskiego drugiemu oraz że możliwość przejścia Kościoła etiopskiego do Kościoła rzymskiego wyklucza fakt przynależności tego pierwszego do monofizytyzmu. Odtąd penetracją Etiopii zajęli się jezuici. Generał zakonu jezuitów Ignacy Loyola podjął staranne przygotowania do tej misji. W Rzymie została nawet otwarta specjalna szkoła dla jezuitów mających udać się do Etiopii. Nauczano w niej tamtejszego języka, obyczajów i tradycji kraju, a także zasad obowiązującej tam religii. Ale misja nie przyniosła papiestwu oczekiwanego rezultatu. Zwołany w Etiopii synod tamtejszego duchowieństwa był
23
jednoznacznie nieprzychylny jezuickim misjonarzom. Cesarz Minas zabronił im u siebie działalności misyjnej i zamknął w miejscowości Fremona. Tam wobec cesarskiego zakazu kontaktów z etiopskimi kobietami wymierali po kolei. Od początków XVII w. jezuici podjęli kolejną próbą katolicyzacji Etiopii, do której w 1603 r. wysłali kolejnego, tym razem hiszpańskiego przedstawiciela – Pedro Paeza. Nowy cesarz, Susnyjos, który wyszedł zwycięsko z zaciętej walki o władzę i od początku swojego panowania usiłował realizować koncepcję polityczno-gospodarczej współpracy z Europą, poparł Paeza i – wbrew duchowieństwu etiopskiemu – zezwolił jezuitom na prowadzenie działalności misyjnej. Zakonnicy dopięli swego i około roku 1620 r. cesarz Susnyjos, jego brat Sahle Krystos oraz kilku dygnitarzy przyjęli z rąk Paeza cichy chrzest według obrządku rzymskiego. Po tym fakcie zwierzchnik Kościoła etiopskiego, abune Szymon, rzucił na cesarza ekskomunikę. Doszło do wielkiej bitwy z opozycyjnymi siłami, z której zwycięsko wyszedł cesarz ze swoją armią i misjonarzami. Od tej pory ci drudzy rządzili w Etiopii jak nigdy wcześniej. Między innymi znieśli wprowadzony w XV w. kompromisowy zwyczaj jednoczesnego świętowania soboty (uznawana przez Kościół etiopski za dzień święty) i niedzieli. Teraz jezuici nakazali święcić jedynie niedzielę. Około 1625 r. przybył z Rzymu mianowany patriarchą Etiopii fanatyczny jezuita Alfons Mendez, który traktował monofizyckich chrześcijan jak ciemnych i półdzikich pogan, ignorując całkowicie etiopską wiarę i tradycje. Kazał traktować siebie jako udzielnego księcia Kościoła, przed którym mieli klękać najwyżsi dostojnicy. 12 lutego 1628 r. Susnyjos oficjalnie podporządkował się papiestwu i ogłosił katolicyzm religią panującą w Etiopii, a wtedy opór kościoła etiopskiego ogarnął prawie cały kraj. Do uprzednio już wyklętego Susnyjosa przylgnął przydomek „król heretyk” (Alaui Nygus), a on sam – pozbawiony pomocy z Europy – przyznał, że popełnił błąd, wprowadzając w Etiopii rzymskie wyznanie, i w obliczu całkowitej przegranej abdykował. Natychmiast po ogłoszeniu powrotu do tradycyjnej wiary zwołano w 1632 r. wielki sobór. Duchowieństwo zażądało od cesarza, by wydał w ich ręce Mendeza wraz z towarzyszami w celu zemszczenia się za przelaną krew ludu etiopskiego. Cesarz okazał jezuitom łaskę. Nakazał odebrać im broń oraz zesłać ich wszystkich do Fremony – tradycyjnego miejsca odosobnienia misjonarzy. Misjonarzom udało się z niego zbiec i po licznych perypetiach trafili w ręce tureckie. ARTUR CECUŁA
24
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
GRUNT TO ZDROWIE
W
ątroba jest największym organem filtrującym i oczyszczającym naszą krew. W ciągu jednej minuty przepływa przez nią około półtora litra krwi. Oprócz funkcji oczyszczających bierze ona także udział w procesach trawienia oraz przemiany materii. Jej najbardziej charakterystyczną funkcją trawienną jest proces żółciotwórczy. Wątroba wytwarza w ciągu doby od 800 do 1000 ml tej substancji, która gromadzi się w pęcherzyku żółciowym. Ten elastyczny „woreczek” zdolny jest nawet 20-krotnie skoncentrować żółć wykorzystywaną m.in. w procesie trawienia tłuszczy. Po posiłku żółć zostaje wstrzyknięta przez silny skurcz pęcherzyka do dwunastnicy, gdzie miesza się z treścią pokarmową. Tak wygląda prawidłowy proces trawienny. Jednak u większości osób, które nie czyszczą wątroby i pęcherzyka żółciowego, pojawiają się problemy z trawieniem (nierzadko kończą się one interwencją chirurgiczną). Największym zagrożeniem dla naszych dróg żółciowych (z wątrobą włącznie) są złogi w postaci drobnych lub całkiem pokaźnych kamieni (osiągają nawet kilkadziesiąt milimetrów średnicy). Powstają one wskutek gęstnienia i zastojów żółci oraz stanów zapalnych pęcherzyka żółciowego, prowadzących do dyskinezy, która charakteryzuje się zaburzeniami opróżniania pęcherzyka z zalegającej w nim substancji.
miesięcy, warto zrobić pierwszy krok ku zdrowiu. Namawiam do oczyszczenia wątroby oraz dróg żółciowych. Dzięki temu o wiele lepiej będziemy przyswajać witaminy oraz niezbędne składniki mineralne i odżywcze. Odzyskamy młodzieńczą witalność i siły, a pozbędziemy się uciążliwych alergii pokarmowych.
żółciowych możemy profilaktycznie przeprowadzać już tylko co 3–5 lat.
Kwas buraczany
Oczyszczanie Zasada oczyszczania wątroby bazuje na metodzie bezinwazyjnego drenażu przewodów żółciowych. Jest ona szeroko stosowana przez lekarzy rosyjskich. Chory na kilka dni przed zabiegiem przechodzi na lekkostrawną dietę. Dzień drenażu rozpoczyna od szklanki letniej wody
Oto efekty oczyszczania wątroby
Wątroba jak nowa z 5 gramami siarczynu magnezu. Substancja ta ma właściwości silnie przeczyszczające, a na dodatek przyspiesza opróżnienie pęcherzyka żółciowego. Po kilkunastu minutach pacjent znów otrzymuje szklankę wody, po czym powinien położyć się do łóżka z gorącym termoforem, umieszczonym na prawym podżebrzu, czyli na części jamy brzusznej pod łukiem żebrowym.
dodatkowo wykonywanie codziennej lewatywy ze świeżej uryny. Dobrze, aby dzień oczyszczenia przypadał na pełnię księżyca. Rozpoczynamy go od lekkiego śniadania, skomponowanego na przkład z warzyw na parze, koniecznie z sokiem buraczano-jabłkowym. Po równie lekkostrawnym obiedzie zaczynamy rozgrzewać organizm. Możemy w tym celu wziąć ciepłą kąpiel,
Kamienie żółciowe Żółć składa się w większości z wody (ok. 85 proc.) oraz kwasów żółciowych (ok. 7 proc.). Niedobory tych drugich powodują wytrącanie się z roztworu cholesterolu oraz soli wapnia, co na dłuższą metę jest przyczynkiem do tworzenia się kamieni. To właśnie usunięcie tych drugich z dróg żółciowych oraz z samej wątroby jest celem przeprowadzanej kuracji. Kamienie cholesterolowe mogą „urosnąć” nawet do rozmiarów śliwki. Mają obły kształt, dopasowujący się do przewodów żółciowych. Na szczęście ze względu na miękką konsystencję są one najłatwiejsze do usunięcia. Pod wpływem ogrzewania oraz kwasów stają się bardziej plastyczne i dzięki temu możemy się ich stosunkowo łatwo pozbyć. Najczęściej jednak spotykamy kamienie cholesterolowo-pigmentowo-wapniowe. Zazwyczaj występują licznie, mają nieregularny kształt i mogą osiągać wielkość dużego groszku. Ich powstawaniu sprzyja infekcja oraz zapalenie dróg żółciowych. Wszystko to prowadzi do zaburzenia pracy wątroby, czyli jednego z naszych najważniejszych organów. Medycyna – zarówno ta klasyczna, jak i alternatywna – uznaje, że słaba i niewydolna wątroba jest podstawową przyczyną zaburzeń naszego zdrowia. Silna i wydolna jest zaś fundamentem prawidłowego funkcjonowania całego organizmu. Nie warto zwlekać! Korzystając z wiosennych
Marzec i kwiecień to najodpowiedniejsze miesiące na oczyszczenie wątroby oraz dróg żółciowych. Osobom z wrażliwymi jelitami zamiast siarczynu magnezu aplikuje się napar ziół żółciopędnych. Naturoterapeuci i zielarze, sięgając do wielowiekowych tradycji medycyny ludowej, udoskonalili oczyszczanie za pomocą eliksirów roślinnych. Zalecają oni spożywanie oliwy z oliwek, sugerując wzbogacenie kuracji o sok z cytryny lub grapefruita. Kwasy w nich zawarte stymulują wątrobę do szybszej produkcji żółci, a ponadto ułatwiają przemieszczanie się złogów w drogach żółciowych. Istnieje kilka sposobów oczyszczania – m.in. metoda dra Hulda Clarka, Michała Tombaka i Giennadija Małachowa. Są one bardzo do siebie zbliżone – bazują na wyżej przytoczonym schemacie drenażu przewodów żółciowych. Opiszę zatem metodę uniwersalną, czerpiąc z doświadczeń każdego z tych naturoterapeutów.
Metoda uniwersalna Na 3–4 dni przed oczyszczaniem przechodzimy na dietę roślinną, pijąc równocześnie duże (nawet litr dziennie) ilości świeżo przygotowywanego soku buraczano-jabłkowego (1 część buraka i 5 części kwaśnych jabłek). Małachow zaleca także
a następnie rozgrzewać okolice wątroby termoforem. O godzinie 14 nie należy już niczego jeść ani pić. Przygotowujemy trzy szklanki przegotowanej wody i wsypujemy do każdej po jednej porcji (5 g) siarczynu magnezu, po czym wstawiamy wszystko do lodówki. Schłodzona woda z solą będzie lepiej przyswojona przez organizm. Około godziny 18 po rozgrzaniu organizmu pijemy pierwszą szklankę przygotowanego roztworu. Mniej więcej po godzinie nastąpi przeczyszczenie. Po dwóch godzinach pijemy kolejną porcję siarczynu z wodą i przygotowujemy sobie w szklance 100–200 g oliwy w zależności od masy naszego ciała (100 g dla osoby o wadze 60–70 kg) oraz drugą szklankę soku cytrynowego lub z grapefruita (własnoręcznie przygotowane). Oba płyny powinny być ogrzane do około 35 stopni C. Po kolejnym wypróżnieniu się zaczynamy popijać małymi łyczkami to oliwę, to sok owocowy. Nie na siłę, pomału, aby nie spowodować nudności. Podczas tych czynności należy położyć się z tułowiem wysoko uniesionym na poduszkach, najlepiej na prawym boku, ciepło przykryć, a na wątrobie cały czas trzymać termofor lub poduszkę elektryczną.
Wypicie całej oliwy powinno zająć nam około godziny. Jeśli nas mdli, możemy wymieszać sok z oliwą w proporcji 1:1 i próbować pić po łyku przez słomkę, co kilka minut, dokładnie mieszając w ustach przed każdym połknięciem. Efekt przeczyszczający może się utrzymywać przez większą cześć nocy, dlatego kurację należy przeprowadzać w dni wolne od pracy zawodowej, będąc wyciszonym i zrelaksowanym. Kolejny dzień rozpoczynamy od szklanki roztworu siarczynu magnezu w celu usunięcia z jelit „śmieci”, które dostały się tam z przewodów żółciowych. Po dwóch godzinach od ostatniego wypróżnienia możemy napić się herbaty rumiankowej. Następnym posiłkiem będzie nasz sok buraczano-jabłkowy. Po kilku godzinach możemy zjeść lekki posiłek stały. Należy pamiętać, aby przeczyszczone jelita zapełnić z powrotem pożytecznymi dla nas bakteriami. Najlepszy w tym celu będzie samodzielnie przygotowany kefir z grzybka kefirowego, potocznie zwanego tybetańskim („FiM” 8/2013). Jeśli go nie posiadamy, możemy użyć dostępnych w aptekach preparatów – na przykład Beneflora czy AC Zymes. Zabieg jest całkowicie bezbolesny, a złogi i kamienie wychodzą odbytem podczas wypróżniania się. Jeśli oczyszczamy wątrobę po raz pierwszy, to po dwóch tygodniach od niego należy wykonać kolejne oczyszczanie. Wątroba składa się z czterech części, więc za pierwszym razem nie pozbędziemy się kamieni. Najprawdopodobniej zejdzie nam tylko stara żółć oraz białe nici pleśni i bakterii. Dlatego konieczna jest powtórka. Małachow twierdzi, że skuteczna kuracja wymaga przeprowadzenia czterech kolejnych seansów w odstępie dwu-, trzytygodniowym, gdyż dopiero podczas ostatniego z nich nastąpi gruntowny efekt oczyszczający. Następne „porządki” w drogach
Inny, „miękki”, sposób oczyszczenia wątroby zaleca się wykonywać po wyżej opisanym, gruntownym oczyszczeniu czy raczej przeczyszczeniu. Aby go zastosować, należy pokroić w kostkę trzy średniej wielkości buraki, wsypać je do sporego słoja, dodać dwie łyżki stołowe białej mąki i pół kilograma cukru. Słój przykrywamy szmatką i umieszczamy na dwie doby w ciemnym miejscu, dwa razy dziennie mieszając jego zawartość. Następnie wsypujemy do niego 700 gramów rodzynek bez ogonków, kolejne cztery szklanki cukru oraz pół szklanki wody. Odstawiamy tę miksturę na tydzień, raz dziennie mieszając. Po siedmiu dniach przecedzamy i otrzymujemy litr kwasu buraczanego (na cykl oczyszczenia będziemy potrzebować trzech litrów). Napój pijemy trzy razy dziennie po łyżce stołowej przed posiłkami. Trzymiesięczne przyjmowanie go musi być oddzielone również trzymiesięczną przerwą w jego stosowaniu. Po roku takiej kuracji nasza wątroba powinna być oczyszczona i wydajna. Samo oczyszczanie ze złogów to nie wszystko. Należy zwracać szczególną uwagę na dietę, tak aby dać czas naszemu „filtrowi” na regenerację i detoksykację. Szczególną rolę w tym procesie odgrywają buraki. Opisany wcześniej sok powinien wejść na stałe do naszego menu. Medycyna chińska zauważyła, że wątrobie służą pokarmy o lekko słonym i kwaśnym smaku. Szkodzą jej natomiast potrawy ostre i cierpkie. Zaleca się spożywanie takich produktów jak: sól morska, mleczko sojowe, kiełki pszenicy, orkisz, świeży twaróg, kiełki brokułów, grejpfruty, cytryny, czarna porzeczka, natka pietruszki, świeży zielony koper, bazylia, sok z brzozy, kozie mleko, botwina, cykoria, ciemne gatunki śliwek, kurkuma, tymianek, rozmaryn, nasiona kopru ogrodowego, mniszek lekarski, piołun i czerwony żeń-szeń. Bardzo korzystne będzie wspomaganie funkcji dróg żółciowych takimi ziołami jak: korzeń mniszka, jaskółcze ziele, korzeń omanu, liście bobrku, dziurawiec, piołun, ostropest plamisty, tysiącznik, krwawnik, kwiat kocanki, owoce dzikiej róży czy kłącze tataraku. Niekorzystne dla wątroby są wszelkie smażone mięsa, konserwy, wędzonki, warzywa strączkowe, grzyby, cebula, czosnek, rzodkwie, szczaw, szpinak, ocet spirytusowy (i wszelkie marynaty), mocna kawa, kakao oraz oczywiście alkohol. Procesy detoksykacyjne możemy wspomóc także gotowymi preparatami. Na rynku jest ich całkiem sporo – Mumio, Sanbios Hepa, Hercampuri, Li Dan Pai Shi Pian (dostępny w gabinetach zajmujących się medycyną chińską), Liv-52, Spirulina – i wciąż pojawiają się nowe. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Papieska pułapka Wybór nowego papieża jest zawsze wydarzeniem ekscytującym, nawet dla ateistów. W końcu wszyscy w jakimiś stopniu zależymy od kościelnej władzy i nie jest dla nas obojętne, kto jest papieżem. Co więcej, nawet ci spośród nas, którzy stoją całkowicie poza Kościołem, mają wdrukowane pewne odruchy czci i bojaźni w stosunku do owej prastarej władzy kościelnej, bo albo tak zostali wychowani, albo przynajmniej taka jest norma w ich otoczeniu społecznym. W konsekwencji dla nikogo w krajach zdominowanych przez katolicyzm wybór papieża nie jest sprawą obojętną. Atawistyczny odruch każe nam przykładać do ludzi władzy inne miary niż do zwykłych zjadaczy chleba. Nie spodziewamy się, że władca (czy papież) będzie miły i prostolinijny. Nie spodziewamy się ani nie żądamy tego, lecz jednocześnie tego właśnie pragniemy, na to czekamy. I gdy okazuje się, że wielki pan jest „ludzki”, to odczuwamy osobliwą ulgę i wdzięczność. Ach, papież, a jednak to normalny człowiek! Mógł być wyniosły i groźny, a jest swojski i bezpieczny.
T
Żartuje, jada kremówki, śpiewa. Właśnie dlatego, że po władzy spodziewamy się najgorszego, tak bardzo jesteśmy zachwyceni, gdy nasz pan okazuje się łagodny. Papież Franciszek pójdzie zapewne dalej niż którykolwiek z jego poprzedników w podbijaniu serc swoją zwykłością i skromnością. I to wcale nie z wyrachowania, lecz po prostu dlatego, że jest skromny. Jeśli zrezygnuje ze splendoru i luksusu władzy, to z pewnością zyska uwielbienie tłumu. Niestety, nie bez pewnych kosztów. Jeśli Franciszek ustali nowy standard zachowania papieży – mniej monarszy, mniej średniowieczny – to kolejny papież będzie musiał, jeśli nie całkowicie, to w większości,
ylko jedna trzecia Polaków (33,4 proc.) sądzi, że wolny rynek jest lepszy od socjalistycznej, państwowej gospodarki planowanej. Oczekiwania społeczeństwa wydają się żywcem wyjęte z czasów PRL. Z badań wynika na przykład, że Polacy chcieliby, aby to rząd zapewniał obywatelom pracę (85 proc.) oraz żeby tworzył miejsca pracy (93 proc.). Zapewniać ma on także darmową opiekę zdrowotną (85 proc.) oraz dostęp do przedszkola (aż 95 proc.). Z badań wynika również, że mając wybór: praca w firmie państwowej albo prywatnej, wybieramy państwową (ponad 61 proc.). Profesor Krzysztof Zagórski, autor tego badania („Postawy ekonomiczne w czasach niepewności”), przeprowadził je na zlecenie Akademii Leona Koźmińskiego przez CBOS, ale przestraszył się jego wyników i uparcie twierdzi, że nie są one przejawem tęsknoty za Polską Ludową. Rosjanie mawiają: „Kto sądzi, że Związek Radziecki może powrócić, jest bezrozumny, kto za nim nie tęskni, jest bez serca”. Nie można odwrócić biegu historii i nie warto próbować. Przyszedł jednak czas ważnych przewartościowań zmian ustrojowych, jakie dokonały się po 1989 r. Dwie trzecie społeczeństwa – jak wynika z cytowanego badania – negatywnie ocenia nowy ustrój. A zdecydowana większość tęskni za interwencjonizmem państwowym w gospodarce i za państwem opiekuńczym. Tymczasem na scenie politycznej nie ma dziś ugrupowania, które konsekwentnie wychodziłoby tym oczekiwaniom
temu stylowi się podporządkować. Nie będzie to może styl taki jak w europejskich demokracjach, lecz jednak coś bardzo odległego od teatru władzy, który odgrywa papiestwo wobec swego ludu od wczesnego średniowiecza. I choć taka demokratyzacja może spotkać się z uznaniem wierzących i nie tylko, to przecież koniec przedstawienia oznacza również koniec wrażeń, jakie ono ze sobą niosło. Jak Franciszek pójdzie za kilka lat na emeryturę (a chyba po Benedykcie nie będzie miał wyjścia), nikt nie zobaczy w tym już ani wielkości, ani tragizmu. Gdy zaś jego następca robić będzie to, co wszyscy inni przywódcy normalnych krajów, a więc na przykład wyjdzie czasem na ulicę lub
naprzeciw. Janusz Palikot, mówiąc 1 maja o tym, że państwo powinno budować fabryki, kierował się jak najbardziej słuszną intuicją, tyle że był to skrót myślowy, programowo niczym specjalnie nieobudowany, więc media głównego nurtu nie miały trudności z obśmianiem tego pomysłu. A przecież rola państwa w tworzeniu miejsc pracy nie jest żadnym dziwolągiem czy ekonomiczną herezją, lecz stałą praktyką wielu państw rozwiniętych. Często
podyskutuje z przeciwnikami w telewizyjnym studiu, to nikt nie będzie już mu tego poczytywał za dowód nadzwyczajnej świętości. Stanie się to normalne i naturalne. A tym samym zniknie ta bojaźliwa cześć i uwielbienie, które żywi dla papieży lud, przekonany, że złote ornaty i wielki dwór są oczywistymi dowodami, iż władza papieska jest prawdziwym bożym namiestnictwem na ziemi. Zniknie ten efekt, który sprawia, że nawet niewierzący, jak przyjdzie co do czego, to z wielkim przejęciem i nadzieją patrzą na watykański balkon. Skromność od wieków była wielką cnotą w Kościele, chwaloną niejako dla zrównoważania codziennej nieskromności kościelnych dostojników. Wszak przez protekcjonalne pochwały franciszkańskiego „charyzmatu” kardynałowie i biskupi mieli w nim jakiś pośredni udział, a tym samym alibi dla dalszego praktykowania przepychu. Również lud zawsze kochał skromność, wierząc, że nieco ascetyczny pan jest dla niego jakby mniej
energetycznego potentata francuskiego Suez, rząd francuski zainicjował fuzję między Suezem a Gaz de France, udaremniając przejęcie. Patriotyzm ekonomiczny wiąże się z chęcią zachowania kontroli nad strategicznymi sektorami gospodarki. Polskie rządy od początku transformacji trzymały się neoliberalnej ortodoksji, a często nawet prowadziły politykę, która faworyzowała kapitał zagraniczny w stosunku do własnych
GŁOS OBURZONYCH
Państwo potrzebne od zaraz określane jest to też mianem patriotyzmu ekonomicznego. Zjawisko to znakomicie ilustruje repatriacja miejsc pracy z fabryki samochodów w Tychach z powrotem do Włoch. Zakład w Polsce był perłą w koronie turyńskiego koncernu, gdyż obok niskich kosztów produkcji oraz niskich płac dawał dużą wydajność i znakomitą jakość. Dlaczego więc złamano neoliberalną zasadę maksymalizacji zysku za wszelką cenę, by produkować te samochody drożej we Włoszech? Bo Fiat uległ naciskom politycznym rządu w Rzymie. Bo droższe miejsca pracy we Włoszech były dla politycznych decydentów ważniejsze od zysków udziałowców koncernu. Inny przykład: gdy w 2005 r. włoska firma ENEL próbowała dokonać wrogiego przejęcia
firm i branż. Oddały najbardziej zyskowne sektory gospodarki obcokrajowcom, m.in. hipermarkety czy banki. Klasycznym tego przykładem było też utrzymywanie ceł na import komponentów dla polskich zakładów farmaceutycznych, podczas gdy import gotowych leków od konkurencji był wolny od cła. Nic dziwnego, że w takich warunkach Polfy upadały, jedna po drugiej, a ceny leków rosły. Dwie trzecie społeczeństwa nie ma żadnych oszczędności, nie osiąga płacy średniej, tonie w długach i nie jeździ na urlopy. Ludzie ci oczekują, że państwo w walce z kryzysem będzie po ich stronie, i to na dwa sposoby. Po pierwsze, podejmie aktywne działania zmierzające do tworzenia miejsc pracy. Po drugie, będzie
25
groźny, a ponadto podejrzewając, że skoro zdarza się już taki dziw, że wielki pan objawia pokorę, to musi w tym być jakaś wyższa interwencja. Jednak czym innym jest skromność okazjonalna, podkreślająca tylko wielkość pana, na tle zwykłego dla władzy przepychu, a czym innym skromność autentyczna, wynikająca z przyzwoitości całej instytucji, którą się reprezentuje. Przecież nikt nie wielbi Tuska za to, że nie każe się całować po rękach. Nie każe, bo nie może kazać – wszak państwo, przynajmniej oficjalnie, jest instytucją przyzwoitą i brzydzącą się pychy. Kościół taki nie jest i pod pozorami sławienia bożej chwały nadal praktykuje bizantyjski przepych. W nieskończoność tak się jednak nie da. Zbliża się czas, gdy wzorem wspólnot protestanckich Kościół katolicki będzie musiał poradzić sobie jakoś bez teatralnych rekwizytów i epatowania maluczkich złotem i purpurą. W czarnej prostej sutannie pośród samych czarnych prostych sutann, bez efektu splendoru i bez efektu „franciszkańskiego charyzmatu” trudniej będzie zdobywać miłość i uwielbienie wiernych. Lecz właśnie dlatego zapewne Kościół będzie musiał bardziej się o nie starać. Nie przez decorum, lecz przez swą codzienną działalność. Z pożytkiem dla wszystkich – nawet dla ateistów. Więc może z papieskiej pułapki „skromnego sługi bożego” jest wyjście na prostą? JAN HARTMAN
łagodzić skutki kryzysu, prowadząc aktywną politykę socjalną. Mówienie w Polsce o kryzysie jest oczywiście pewnym nadużyciem. Mamy bowiem raczej kryzys społeczny, wywołany wyjątkowo niesprawiedliwym podziałem dochodu narodowego, niż kryzys ekonomiczny, gdyż Polska należy do nielicznych krajów w Europie wykazujących wzrost PKB. Można więc mówić raczej o pewnym spowolnieniu niż kryzysie. W Polsce mieszka 650 tys. ludzi bogatych i zamożnych (dane firmy doradczej KPMG). Największą liczbę w tej grupie stanowią osoby zamożne, z dochodami powyżej 7,1 tys. zł brutto miesięcznie. Liczba bogatych, którzy mogą się pochwalić płynnymi dochodami powyżej 1 mln dol. i miesięcznym dochodem brutto powyżej 20 tys. zł, sięga tylko 50 tys. Powyższa informacja jest porażająca. Oznacza bowiem, że przy progu zamożności ustanowionym dość nisko – 7100 zł brutto (5013 zł na rękę) – osób zamożnych i bogatych jest w Polsce zaledwie 650 tys. Wszyscy inni są poniżej tej kreski, czyli praktycznie nie mają prawie wcale możliwości oszczędzania na czarną godzinę w obliczu nadchodzącego kryzysu. Jeżeli do tego dodamy fakt, że aż 53 proc. Polaków boi się stracić pracę oraz tego, że nie znajdzie nowej, to uzyskamy obraz społeczeństwa pogrążonego w głębokiej traumie, które tęskni za silnym państwem, mogącym odbudować poczucie bezpieczeństwa. PIOTR IKONOWICZ
26
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Wolność słowa Czy za powiedzenie, że ktoś jest „chujem”, powinno się wylecieć z pracy? Tak? Doprawdy? W Stanach Zjednoczonych istnieje prawo do obrażania w interesie publicznym. Obywatele USA uznali, że ważniejsze jest tolerowanie nawet chamstwa niż ograniczanie swobody wypowiedzi. Polscy dziennikarze potępiający Ewę Wójciak z Teatru Dnia Ósmego za mocne określenie papieża są jak czarnoskórzy separatyści! Samych siebie eliminują. O pijaństwie Głódzia wszyscy dziennikarze wiedzieli od lat i mało kto (m.in. „Fakty i Mity”) miał odwagę postawić sprawę jasno. A tu nagle atak na szefową Teatru Dnia Ósmego. Stop obłudzie! O co chodzi z tym obrażaniem? Czy od tego, że ktoś zostanie określony „chujem”, cokolwiek w dzisiejszych
czasach zależy? To raczej zależy od tego, czy się nim jest, czy nie, a nie od nazwania. Nie, atak na Ewę Wójciak to tak naprawdę katolicki serwilizm i nic więcej. Kilka dni temu w Sandomierzu grupa narodowców wpadła na spotkanie Europy Plus, skandując: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Wśród tych osób był też radny SLD. Radny z Sandomierza. Otóż widok tego radnego lewicy krzyczącego: „Raz sierpem, raz młotem...” robi mniej więcej takie wrażenie jak dziennikarze potępiający Wójciakową. JANUSZ PALIKOT Z ostatniej chwili: papież Franciszek złamał paznokieć i już od trzech dni nie puścił bąka. Oczekujemy na kolejne informacje, bez których świat nie potoczy się dalej.
Upolitycznienie Ducha Świętego Formalnie papieża wybiera Kolegium Kardynałów, składające się z purpuratów, którzy nie ukończyli 80 roku życia. Faktycznie dokonuje tego ponoć Duch Święty. Jak powiedział podczas ostatniego konklawe kard. Martins: „Potrzeba modlitwy, a papieża Duch Święty sam wybierze”. Nie jest to jedyne ziemskie zajęcie Ducha Świętego. Zgodnie z chrześcijańskim dogmatem Duch Święty przekazuje ludziom siedem darów (mądrość, rozum, rada, męstwo, umiejętności, pobożność i bojaźń Boża). Najwyraźniej robi to jednak z dużymi oporami i wybiórczo, gdyż nie widać, by ludzki gatunek był masowo w ich posiadaniu. Szczególne zaniedbania są widoczne w zakresie obdarowywania mądrością, rozumem i – o dziwo – także pobożnością, o bojaźni Bożej nie wspominając. Na dobrą sprawę nie brakuje tylko rad, choć niestety niekoniecznie dobrych. W swoim czasie bardzo to sobie wzięła do serca Hanna Gronkiewicz-Waltz i jako prezes NBP (1992–2001) zatrudniła Ducha Świętego w charakterze osobistego doradcy. Publicznie twierdziła, że codziennie rano ustala z nim kurs złotego wobec walut wymienialnych. Czy Duch maczał skrzydła także w denominacji złotego, nigdy nie ujawniono. Choć nie był wybitnym specjalistą od rynku walutowego, iluś tam wtajemniczonych dorobiło się na zmianach kursowych. Kolejny prezes NBP, Leszek Balcerowicz, miał bardziej potrzebujących znajomych, więc Duch Święty – przynajmniej oficjalnie – stracił bankową fuchę, aczkolwiek niewykluczone, że HGW zabrała go do Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, gdzie była wiceprezesem w latach 2001–2004. Na pewno nie za sprawą Ducha Świętego kandydowała na prezydenta RP w 1995 r. Dowodzi tego wyborczy wynik. Dostała zaledwie 2,76 proc. oddanych głosów, choć startowała
pod szyldem m.in. Stronnictwa Ludowo-Chrześcijańskiego, Zjednoczenia Polskiego, Partii Konserwatywnej, Koalicji Konserwatywnej, Niezależnego Zrzeszenia Studentów, Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, a częściowo także ZChN. To była taka ówczesna „Polska+”, tyle że zdecydowanie bardziej prawicowa. Nie pomógł jej nawet Duch Święty, co nie rokuje najlepiej „Europie+” Kwaśniewskiego, Siwca i Palikota. Zwłaszcza że nazwa jest od 2006 roku zajęta przez fundację z Nowego Sącza (Nr KRS 0000272629). Znaną w Polsce, ale skrzętnie skrywaną przez Watykan tajemnicę, że Duch Święty jest na usługach polityki, potwierdził wybór papieża Franciszka. Żaden z obstawianych przed konklawe papabile, czyli faworytów do Piotrowego stolca, nie miał w sobie równie dużego potencjału politycznego co jezuita z Argentyny. W największym stopniu o wskazaniu kard. Jorge Bergoglia zdecydowała statystyka katolicyzmu. Z 1,2 mld katolików na świecie prawie 500 mln, czyli 41 proc., mieszka w Ameryce Łacińskiej. Stanowią oni 63 proc. ludności tego kontynentu, podczas gdy w Europie katolicy to 40 proc. z wyraźną tendencją spadkową, a średnio na świecie zaledwie 17 proc. Naturalnie niebagatelną rolę odegrały też cechy osobowe argentyńskiego hierarchy, który choć jest konserwatystą, niczym teolog wyzwolenia, prowadzi skromne, proste życie. Podoba się to nie tylko ubogim wiernym, ale też tym duchownym, którzy widzą szansę ratowania katolicyzmu w zatrzymaniu ekspansji kościołów protestanckich w Argentynie, Brazylii i Ameryce Środkowej. Najwyraźniej Duch Święty uznał, że w walce o dusze i tacę katolików najprzydatniejszy będzie papież Franciszek. Bardzo ważny był fakt, że kard. Bergoglio nie miał związków z Kurią Rzymską. Ten watykański quasi-rząd
– ze względu na niewyobrażalne wyizolowanie, rozpasanie, korupcję, tolerowanie pedofilii, niewłaściwe inicjatywy beatyfikacyjne i kanonizacyjne (np. Josemaría Escrivá de Balaguer, kard. Stepinac, Matka Teresa, JPII), zamknięcie na problemy lokalnych Kościołów, skoncentrowanie wyłącznie na walce o władzę, wpływy i pieniądze – zwany jest „kłębowiskiem żmij”. Wybór papieża spoza tego gniazda zła stwarza szansę na porządki za Spiżową Bramą. Jeszcze przed wyborem na papieża kard. Joseph Ratzinger, ówcześnie prefekt Kongregacji Nauki Wiary, apelował o „sprzątnięcie brudów w Kościele”. Wtedy nie dopowiedział, że brudów tolerowanych i pomnożonych przez Jana Pawła II. Jako Benedykt XVI nie osiągnął wiele i po ośmiu latach pontyfikatu skapitulował. Czy Franciszek sobie poradzi? Czy Duch Święty postawił na właściwego konia, dokonując kolejnego od 1978 roku politycznego wyboru? W przypadku kard. Wojtyły celem wyboru było wzmocnienie światowej ofensywy antykomunistycznej. Jezuita Bergoglio ma wygrać batalię o przetrwanie Kościoła katolickiego. Targanego aferami pedofilskimi, seksualnymi, finansowymi, tracącego autorytet i posłuch. Papież Franciszek jest więc w dużo trudniejszej sytuacji. Nie będzie z nim współdziałał prezydent Obama, jak ongiś Bush z JPII. Nie spotkał się z aprobatą, choćby udawaną, Cristiny Fernández de Kirchner, lewicowej prezydent Argentyny. W 1978 roku władz PRL nie było stać na taki dystans do papieża Polaka. A jeśli papież Franciszek zechce robić prawdziwe porządki w Watykanie, może go spotkać los Jana Pawła I. A wtedy Duch Święty będzie miał nową robotę. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.eu
FUNDACJA „FiM” Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2012 Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź. ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Gospodyni ze wsi dostała skierowanie do sanatorium, ale pojawił się problem – jej krowę wydoić mogła tylko ona. Mówi więc do męża: – Co zrobimy? Ona nie dopuści nikogo do siebie, nie pozwoli się wydoić. Mąż: – Jakoś sobie poradzę. Włożę twoją bluzkę, chustkę i zapaskę – może jakoś się uda. Gospodyni wyjechała, a gospodarz bierze się do dojenia. Włożył ciuchy żony i idzie do krowy. Ledwo doszedł, a krowa mu ryp lewą nogą! Facet fik i leży. Wziął sznur, lewą nogę uwiązał jej do ściany i znowu do dojenia. Dup! Tym razem krowa prawą nogą wywaliła gościa na koniec obory. – Ożeż ty, ja nie dam rady? – mruknął. Wziął znowu sznur i prawą nogę przywiązał do ściany z drugiej strony. Siada na zydelku, a krowa mu ogonem świst – i znowu facet ląduje na glebie. Wkurzony na maksa wyciąga pasek ze spodni i ogon krowy na pasku mocuje do sufitu. – Mam cię, już teraz mi nie fikniesz. Nagle spadają mu portki, bo pasek na krowim ogonie, a tu wchodzi sąsiad, widzi to i pyta: – Cóż ty, Franek, robisz? – A dupcem, bo jak ci powiem, że doję krowę, to i tak mi nie uwierzysz. ~ ~ ~ Na imprezie koleś podchodzi do dziewczyny i mówi: – Chcę cię zabrać do domu i przelecieć. – Nie jestem dziwką! – To wyśmienicie, bo jestem spłukany.
A
B
C
D
E
26
H
I
J
22
31
3
4
24
1
19
5
30
9
23
18
16
12
29
2
34
8
8
27
5
11
33
32
14
6
3
7
35
20
2
6
G 4
1 Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką Poziomo: 1) marszczy się w gniewie z bez nich blondynka nie może być sobą z przez przeszkody i do wody z procent w całości 2) grzeszna zabawa sam na sam z smród, gdzie brud z najsłodszy w drogówce 3) najbardziej normalna organizacja międzynarodowa z księżycowy złodziej z kulawy pierwiastek z dawny Polak – nie wiedział, co to strach 4) takie nogi mają dogi z grunt to ona z łączą kości, z rybami z tego metalu w soli do woli 5) państwo w peruce z od lat wpatrzona w gnat z gusta w ustach 6) grzywa warzywa z litościwa dusza wrzuca go do kapelusza z mówi, że nie wolno z śpiewa wiersze w lombardzie 7) większość z groszku z łódź w takim stanie, że strach pływać na niej z ... i zgrzytanie zębów z marnotrawny w kasynie 8) zdrowa restauracja z gwiżdże pod ziemią z leży na łóżku dzień i noc 9) co dziewczę plecie? z kiedy wolna, wszystko wolno z krewna jasia, fasoli Pionowo: A) jego zadanie to obrona sław z ręka królewny B) to i urodę posiadają panny młode z takiej krosty gaduła nie powinien mieć z na niej powstanie tkanina nowa C) lokalna w terenie z zmrożona ziemia, nie do chodzenia z z wrzątkiem tonie w hadronie D) żelastwo w słomie z szczytne dla więźniów z co ma pilot z histeryka? z niech będzie z tobą E) brzydka krostka z przepyszny styl z opuścił urząd arcybiskupa, bo gustował w męskich... wdziękach F) skoczek na medal z plama z kaszy z wystrzałowa tabletka G) działał w nim Kuroń z kolegami, z roku z Nie rzucim ziemi... z z kamienia cała z marynarz bez połysku H) o dywanie na ścianie z sposób pobrania próbki do badania z patrol z pogawędką w sieci I) w walce się przechylać może z pajda na polu z gra z kółkami, bez krzyżyków J) sprawa w nim idzie do przodu z pół samochodu, lecz nie półgolf z mówi, jak mamy wybierać
F
10
13
17
9
15
7
28
25
21
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie – dokończenie rozmowy dwóch przyjaciółek. – Czy to prawda, że masz dwóch kochanków?
1
2
21 22
3
4
5
23 24 25
6
7
8
9 10
11 12
,
13 14 15
16 17 18 19 20
26 27 28 29 30 31 32 33 34 35
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 9/2013: „No pewnie, do widzenia”. Nagrody otrzymują: Eugeniusz Chilkiewicz z Bielska Podlaskiego, Stanisław Maryniak z Kamieńca Ząbkowickiego, Hanna Turczyńska z Warszawy. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn , Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41, (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66 (pn., czw., pt.); Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna – cena 52 za II kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 za II kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
K
ŚWIĘTUSZENIE
Humor – Kto zostałby pochowany na Wawelu, gdyby tupolewem lecieli obaj bracia Kaczyńscy? – Pilot, z wdzięczności. ~ ~ ~ Mamy z żoną sposób na szczęśliwe pożycie małżeńskie.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 12 (681) 22–28 III 2013 r.
JAJA JAK BIRETY
Dwa razy w tygodniu idziemy do przytulnej restauracji – trochę wina, dobre jedzenie, później wspaniały seks... Żona chodzi we wtorki, a ja w piątki. ~ ~ ~ Rząd ma nowy pomysł na zdecydowaną walkę z bezrobociem: nowe tanie połączenia lotnicze z Anglią.
tóre popularne poglądy na temat pogody – wiosennej i nie tylko – są uzasadnione, a które to bujda? ~ Zmiany pogody wpływają na nasze samopoczucie – to często powtarzana opinia. Potwierdzona przez naukę. Według różnych sondaży, do takiej zależności przyznaje się nawet 3/4 społeczeństwa. Najbardziej cierpiący meteopaci to osoby z osłabionym układem odpornościowym, z niskim ciśnieniem, narażone na długotrwały stres, chorzy, osoby starsze i dzieci, częściej kobiety niż mężczyźni. ~ Jaskółki latające nisko nad ziemią zwiastują deszcz – to też prawda. Ale deszcz wyczuwają nie jaskółki, tylko… jaskółcze „obiadki”, czyli insekty. Wtedy owady latają bliżej ziemi, a tym samym i jaskółki. ~ Dawniej do przepowiadania pogody używano też rzekotki drzewnej. Żabkę wkładało się do słoika, a kiedy deszcz się zbliżał, w reakcji na wahania ciśnienia zaczynała głośno rechotać. Późniejsze badania pokazały, że rzekotki rechoczą także „na słońce” i nie warto ich męczyć trzymaniem w słoikach. ~ Przysłowie „Idzie luty, okuj buty” przyczyniło się do tworzenia mitu, że to najzimniejszy miesiąc. Tak naprawdę niższe średnie temperatury są w styczniu.
CUDA-WIANKI
Wiosna!
~ Im mroźniejsza zima, tym mniej robactwa latem? Komarów na przykład? Owszem, niskie temperatury utrudniają komarom przeżycie, ale nie są w stanie ich wybić. Większy wpływ na liczebność populacji komarów ma choćby wilgotność powietrza. ~ „Za moich czasów to były zimy!” – zdanie często
powtarzane przez starszych panów i starsze panie. Żadne wieloletnie dane tego nie potwierdzają. Być może chodzi o to, że zima jest teraz mniej „upierdliwa” niż kiedyś – na przykład dzięki odśnieżonym drogom i chodnikom – więc starsi ludzie mają wrażenie, że ta pora roku jest teraz mniej śnieżna niż za czasów ich młodości.
~ „Jak się na Medarda pogoda zepsuje, to potem dni 40 niebo posikuje” – to przysłowie wskazuje na pewną cykliczną prawidłowość. Imieniny Medarda wypadają 8 czerwca. W tym czasie „przylatuje” do nas czerwcowy monsun europejski, przynosząc chłodne i wilgotne prądy znad Atlantyku. ~ „Od świętej Anki chłodne wieczory i poranki” – to przysłowie też jest logiczne. Anka „obsługuje” końcówkę lipca, która bywa wprawdzie tropikalna, ale wiadomo, że tego dnia zaczyna się druga połowa lata. ~ „Pankracy, Serwacy, Bonifacy – każdy zimnem raczy”. To już panowie z 12, 13 i 14 maja. I kolejne zjawisko charakterystyczne dla Europy Środkowej. Badania wykazały, że największe prawdopodobieństwo ochłodzenia w tym czasie przypada na okres 10–17 maja. ~ „Święty Marcin przyjeżdża na białym koniu” – 11 listopada uważany jest za próg nadchodzącej zimy. Porzekadło potwierdza ogólną prawidłowość – pierwsze opady śniegu mamy najczęściej w listopadzie. JC