JAK OMINĄĆ KOLEJKĘ DO LEKARZA SPECJALISTY Str. 6
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 12 (733) 27 MARCA 2014 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
W polskim Kościele nie rządzi żaden prymas, nuncjusz, szef Episkopatu RP ani nawet papież. Prawdziwa władza należy do Rydzyka, który ma media i pieniądze. Ostatnio wyszło na jaw, że wprost bajońskie pieniądze – 68 mln zł!!! Str. 3
Str. 9
Str. 6
ISSN 1509-460X
Str. 7
2
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Plagi egipskie
Krym nie tylko ogłosił niepodległość po referendum, ale także został przyłączony do Rosji. Tak błyskawicznego wcielenia mało kto się spodziewał. Znaczy ono chyba tyle, że Putin pozostałą część Ukrainy uważa za trwale straconą przez Rosję na rzecz NATO. Chyba że będzie ukraińskich sąsiadów ciął po plasterku. Władimir Żyrinowski, szef rosyjskich narodowców w wystąpieniu w Dumie zaapelował do Polski, Węgier i Rumunii o dokonanie rozbioru części Ukrainy, które przed wojną należały do tych państw i etnicznie im przynależą. Tusk prędzej położy cały nasz eksport na Wschód, niż odbierze polskie Kresy Wschodnie. Za takie numery nie nagradzają stanowiskami w Brukseli. Około pół miliona złotych kosztowało zwołanie i odbycie 5 marca 2-godzinnej (!) „ukraińskiej” sesji Sejmu. Na koszty te złożyły się dodatkowe wypłaty dla pracowników Sejmu, koszty dojazdów i reszta maszynerii uruchamiana na Wiejskiej normalnie co drugi tydzień. Ale był efekt! Najgłupsza i najbardziej szkodliwa dla polskiej racji stanu uchwała w III RP. W Polsce z powodu ukraińskiej zawieruchy wraca mentalność oblężonej twierdzy rodem z lat 50. XX wieku. Premier Tusk przestrzega naród przed „rosyjskimi prowokacjami”. Należy rozumieć, że będzie teraz polowanie na „prowokatorów, agitatorów i szpiegów”. Wk…nie Rosji stało się polską racją stanu. Media i politycy straszą wojną, a na Jasną Górę dotarła pierwsza pielgrzymka husarii. Husarzy z rodzinami ofiarowali dary i powierzyli się tzw. Matce Boskiej. Teraz już tylko pozostaje pędzić na Dzikie Pola i umierać za Ukrainę. Nasi nowi ukraińscy sojusznicy z Prawego Sektora zapowiedzieli, że w razie rosyjskiej akcji militarnej na terytorium Ukrainy wysadzą gazociągi przechodzące przez terytorium tego kraju. Jerzy Buzek autorów gróźb nazwał nacjonalistami, a pomysł „niemądrym”. Ach, ten Buzek… On jeszcze nie wie, że na Ukrainie nie ma już nacjonalistów, tylko „tamtejsi patrioci”, a UPA to byli po prostu „żołnierze wyklęci”. Duńscy narodowcy atakowali emigrantów z Europy Wschodniej, zarzucając m.in. Polakom nadmierne korzystanie z pomocy społecznej. Zrobiono więc solidne badania wśród różnych grup etnicznych w Danii. Okazuje się, że nacje najchętniej dopominające się o wszelkie zapomogi to kolejno (procentowo): Szwedzi, sami Duńczycy, Niemcy, Brytyjczycy. Rzekomo „leniwi” Polacy i Rumunii są daleko w tyle. Ledwie biskupi wybrali arcybiskupa Gądeckiego na szefa Episkopatu, a już trzyosobowa delegacja z PiS, niczym trzej królowie, pobiegła oddać mu pokłon. Nie przyszła z pustymi rękami, lecz przyniosła w darze to, co biskupi lubią najbardziej – projekty ustaw utwierdzających panowanie Kościoła w Polsce. Między innymi chcą zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Cóż, wybory tuż-tuż. W Warszawie w dniach 28–30 marca odbędą się Dni Ateizmu (www.lyszczynski.com), podczas których zostanie m.in. przypomniany polski męczennik ateista Kazimierz Łyszczyński, zamordowany z wyroku Sejmu w 1689 roku. Ten człowiek o niezwykłym, przenikliwym umyśle do dziś nie doczekał się w Polsce godnego uczczenia. Cóż, był tylko wyprzedzającym własne czasy genialnym filozofem, a nie żadnym biskupem czy papieżem. Do aresztu trafił ksiądz Grzegorz K., były proboszcz z warszawskiego Tarchomina. Prokuratura zarzuca mu gwałt na osobie małoletniej. Duchowny – mimo famy (a następnie zarzutów prokuratorskich) o molestowaniu dzieci – przez dwa lata za zgodą arcybiskupa Henryka Hosera nadal był proboszczem. Dopiero reakcja mediów skłoniła arcybiskupa do zdymisjonowania księdza. Tak wygląda polityka „zera tolerancji dla pedofilii” w wykonaniu biskupów – dopóki się nie wyda. Stara piosenka dziecięca mówiła, że „chodzi lisek koło drogi, nie ma ręki ani nogi”. Tymczasem okazuje się, że Lisek, Krzysztof Lisek nie ma także miejsca na liście wyborczej PO do europarlamentu. Nikomu wprawdzie nie naubliżał jak Protasiewicz, ale za to został oskarżony o przestępstwo gospodarcze – zachachmęcenie 2,7 mln zł z dwóch instytucji. Skandal w środowisku bankowym. Marek Belka, szef NBP, podczas oficjalnego przemówienia na Forum Bankowym zaatakował polskich finansistów. Zarzucił im nieuczciwe praktyki wobec klientów i oszukiwanie budżetu państwa. Innymi słowy, powiedział głośno to, co myślą wszyscy, włącznie z samymi bankowcami, i… wywołał straszne zgorszenie. W muzeum Jana Pawła II w Wadowicach czeka na zwiedzających nie lada gratka! Włoskie Muzeum Kryminologii w Rzymie wypożyczyło stronie polskiej pistolet, z którego Ali Agca strzelał do papieża. Nie wiadomo, czy dotknięcie tej relikwii skutkuje cudownymi uzdrowieniami bandytów, czy ich ofiar. Eksperci ds. lotnictwa zastanawiają się, co się mogło stać z boeingiem 777 malezyjskich linii lotniczych. Samolot z 239 osobami na pokładzie znikł jak kamfora w godzinę po wylocie z Kuala Lumpur, stolicy Malezji. Wielodniowe międzynarodowe śledztwo nie przyniosło żadnych rezultatów poza ustaleniem, że ostatnie słowo wypowiedziane w kokpicie brzmiało „dobranoc”. Pojawiają się coraz bardziej fantastyczne hipotezy, z uprowadzeniem przez UFO włącznie, w czym celuje klerykalny „Super Express”. Jak trwoga, to do… UFO?
K
ilka razy do roku biorę sobie za temat do „Komentarza” list od Czytelnika. Zazwyczaj krytyczny, aby nie wyjść na narcyza i aby konfrontacja naszych opinii coś przyniosła. Oto tekst Pana Z. z Choszczna, który pisze m.in. tak: „Jestem przygodnym czytelnikiem pańskiego pisemka, bo podobnie jak poseł Niesiołowski, którego cenię za szczerość, lubię znać każdą stronę medalu. Oczywiście nie sympatyzuję z pańskimi poglądami, uważam je za bardzo jednostronne i szkodliwe. Zarzuca Pan Kościołowi wiele niesprawdzonych nigdzie rzeczy i faktów, jakby był Pan naocznym świadkiem, np. inkwizycji. Nie bierze Pan pod uwagę np. ówczesnych czasów, które były o wiele bardziej barbarzyńskie niż obecnie. Takie po prostu były wtedy kary. Swoje własne poglądy opisuje Pan natomiast dość zręcznie i przewrotnie jako niebudzące wątpliwości. Skąd ta pewność? Może ma Pan niespełnione marzenia, aby zostać papieżem i być nieomylnym? Ale do tego trzeba być wybranym na papieża przez odwieczną instytucję Kościoła, a nie się nim samemu ustanowić (…). Napisał Pan ostatnio, że walczy z największą polską patologią – klerykalizmem. Chcę zapewnić, że to bezcelowe i głupie. Po pierwsze, nic Pan ani pańscy »pionierzy« nie zdziałacie przeciwko tak potężnej i mądrej instytucji, której samo istnienie i rozwój przez 2 tysiące lat świadczy o jej prawdziwości, w którą Pan jako apostata nie wierzy. Po drugie, to nie klerykalizm, a komunizm był i jest ciągle (w świadomości ludzi) największą polską plagą. Klerykalizm nikomu nie szkodzi, natomiast świadczy o sile Kościoła, który zawsze jednoczył Polaków, uczył ich polskości i patriotyzmu, zwłaszcza podczas zaborów. A co zrobił komunizm? Nauczył złodziejstwa i kolesiostwa oraz braku szacunku dla autorytetów, choćby wielkiego patrioty śp. prezydenta Kaczyńskiego. Pana, byłego księdza, nauczył plucia w swoje własne gniazdo, na swoich byłych przełożonych (…). Niech Pan chociaż raz pomyśli logicznie, że gdyby nie Kościół, to Polacy byliby teraz jak Ukraińcy – słabi, podzieleni i skłóceni, bez własnej, jedynej wiary, która daje siłę do przetrwania. Niszczy ich Rosja, która ma swoją wiarę prawosławną. Chociaż to akurat kiepski przykład…”. No cóż, dziękuję, Panie Z. Zacznę od tego, że niezły z Pana kocioł, który przygania mnie – garnkowi. To raczej Pan przemawia jak papieże – ex catedra, nie znosząc sprzeciwu. Rozumiem, że w krótkim liście nie może Pan wyłuszczyć swoich argumentów, na przykład na nieszkodliwość inkwizycji – kościelnej i świeckiej – choć wszyscy niezależni historycy są zgodni, że nie tylko umęczyła i zamordowała setki tysięcy niewinnych ludzi, ale że zatrzymała też Europę w rozwoju naukowym, na przykład medycyny, na kilka wieków. Takie były wtedy kary, takie czasy? Owszem. Tylko dlaczego karano akurat z inspiracji papieży i biskupów? Dlaczego inkwizycji nie wymyślili na przykład buddyści albo Indianie? W odróżnieniu od Pana piszemy na łamach „FiM” WYŁĄCZNIE o rzeczach pewnych i sprawdzonych. Inaczej już by nas nie było. Owszem, są inni badacze i pisarze, ale każdy logicznie myślący stwierdzi, że bliżej prawdy są ci niezależni, którzy nie pozostają na żołdzie zleceniodawców. Jak kościelni
h istorycy, którzy naginają fakty do katolickiej doktryny oraz interesów tych, którzy gwarantują im pracę. A na wszelki wypadek jest jeszcze kościelne oficjalne imprimatur dopuszczające do druku. Jako katolik zna Pan na pewno powiedzenie o kolosie na glinianych nogach, pochodzące z księgi Dawida. To jest właśnie Pański Kościół. Z zewnątrz mieniący się złotem, przepychem i potęgą, a wewnątrz słaby – drżący o swoje bogactwa i władzę. 2 tysiące lat to rzeczywiście imponujący okres panowania jednej instytucji, choć papiestwo osiągnie ten wiek dopiero około 2325 roku, kiedy to minie 20 stuleci, od kiedy ustanowił je cesarz Konstantyn. Tymczasem starożytny Egipt wraz ze swoimi bóstwami przetrwał 4 tysiące lat. Czy to znaczy, że mamy jednak wierzyć w Amona i Horusa? À propos Egiptu – to, Panie Z., świetny przykład na to, jak klerykalizm, w tym przypadku islamski, wykańcza kraj, który powinien być w światowej czołówce G20, mając: idealne położenie, ropę naftową, najwspanialsze zabytki, żyzny Nil i bajeczne Morze Czerwone. Ale Egipt ma też meczety w każdej wiosce, a w każdym z nich pasożytów – imamów i muezinów. Ponadto islamski klerykalizm każe na przykład Egipcjankom grzać wyro mężowi, robić placki i rodzić dzieci. Pozbawia to cały kraj połowy pracowników i pomnaża w tempie króliczym liczbę gęb do wykarmienia, bo islam mówi, że im więcej dzieci, tym większe błogosławieństwo Allaha. Jak jest z polskim klerykalizmem? Podobnie. I tylko żmudne ograniczanie go pozwala nam jeszcze jako tako wegetować. Widział Pan, Panie Z., jak żyją tacy na przykład Duńczycy? Czy są klerykałami? Otóż są chyba największymi niedowiarkami w Europie, w której zajmują też pierwsze miejsce pod względem wzajemnego zaufania (Polacy – jedno z ostatnich), które jak nic innego – bo na co dzień i w praktyce – jednoczy naród. A czy Polacy katolicy są zjednoczeni po tysiącu latach katolicyzmu i księżowskiego nauczania od przedszkola i Tarnopola do Opola? Proszę sobie popatrzeć na katolików z PiS, Platformy i z SLD. Na tych smoleńskich, Tuskowych, radiomaryjnych, Dziwiszowych, gorących Terlikowskich, zimnych Tischnerowych, tych lojalnych „biskupich” z „Niedzieli” i tych „Lemańskich” z „Wyborczej”. Zaiste, piękne zjednoczenie przez wiarę. I to jednego narodu! Co mają powiedzieć tacy Kanadyjczycy, wśród których występują wszystkie wyznania świata, a jednak nie ma tyle złodziejstwa i chamstwa co w katolickiej Polsce. Jedna wiara to przekleństwo dla narodu i skazanie go na los Egiptu, Sudanu czy nawet Rosji, gdzie panuje sojusz oligarchów państwowych z cerkiewnymi, a kraj okradany przez nich do spółki nieźle prosperuje gospodarczo tylko dzięki surowcom. Śmiem twierdzić, Panie Z., że Polaków bardziej zjednoczyła odbudowa kraju i PRL (czyli pańska „komuna”, której nigdy u nas nie było) niż Kościół rzymskokatolicki. A czasów zaborów lepiej nie przywołujmy… Za dużo wyjdzie z nich duchów zdrajców w sutannach, choć byli też – jak w każdej grupie społecznej – księża społecznicy i patrioci. Co do plucia we własne gniazdo to był kiedyś taki jeden, który przebił w tym wszystkich. Nazywał się Jezus Chrystus. On mniej więcej tak bardzo chciał zostać faryzeuszem jak ja – nie przymierzając – papieżem. Z poważaniem. JONASZ
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
GORĄCE TEMATY
N
iedawno świat obiegła informacja o katolickim biskupie Limburga, który wybudował swoją rezydencję za bajońską kwotę 40 mln euro. Kiedy wystawne życie kościelnego hierarchy Franza-Petera Tebartza-van Elsta wyszło na jaw, sprawą natychmiast zajął się papież Franciszek. Biskupa Rzymu mało szlag nie trafił, kiedy dowiedział się, że jego podwładny wydawał miliony na luksusowe zachcianki, podczas gdy on sam z uporem maniaka lansuje ubóstwo. Biskup Tebartz-van Elst został przez Franciszka natychmiast wysłany na przymusowy urlop, a zarządzanie jego willą powierzono wikariuszowi generalnemu Wolfgangowi Röschowi, który po decyzjach Watykanu administruje obecnie diecezją Limburga. Media natychmiast zrobiły z Franciszka bohatera, który walczy z wszechobecną zachłannością i pychą hierarchów zgodnie z tym, co obiecał na początku swojego pontyfikatu. W tej ocenie jest jednak zdecydowanie za dużo przesady, bowiem niemiecki biskup milioner to bynajmniej nie rodzynek, tylko jedna z wielu wisienek na miliardowym watykańskim torcie. W samej tylko ubogiej Nigerii zachodni dziennikarze wskazują przynajmniej 5 katolickich księży, których majątki są co najmniej 7-cyfrowe. Nimi papież się nie zajmuje, zakładając zapewne, że na Czarnym Lądzie ludzie są ciemni i bogactwa hierarchów nie zauważają... To samo dotyczy Polski, bo – cytując „klasyka” – tu również żyje „ciemny lud”, więc Franciszek zdaje się omijać nas szerokim łukiem. A szkoda, bo powinien prześwietlić choćby interesy o. Rydzyka i jego sakralno-medialne imperium. Jakim ogromem władzy dysponuje toruński kaznodzieja, mogliśmy się dowiedzieć, kiedy to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przyznała jego Telewizji Trwam licencję na nadawanie na cyfrowym multipleksie.
Ojciec imperator Nie jest tajemnicą, że w polskim Kościele nie rządzi żaden prymas, nuncjusz, szef episkopatu ani nawet papież. Prawdziwa władza należy do tego, kto ma media i pieniądze, czyli do Rydzyka. laczego papieża nie interesuje, D skąd o. Rydzyk wziął 68 mln zł, które były niezbędne do wejścia na multipleks? To pytanie jest bardzo istotne, a po raz pierwszy zadał je nie zagorzały przeciwnik Kościoła, tylko ks. Jerzy Galiński w artykule opublikowanym przez katolicki „Tygodnik Powszechny”. Rydzyk tłumaczy, że pożyczył te pieniądze od prowincji redemptorystów, a ks. Galiński sugeruje, że to nie pożyczka, a… część majątku ojca dyrektora. Rydzyk jednak „nie mógł ujawnić ich źródła, więc dał je prowincji, a prowincja niby je pożyczyła”. Automatycznie zatem pojawia się pytanie, dlaczego sprawą nie zainteresował się Urząd Skarbowy
Nowi liderzy Episkopatu są gwarancją tego, że o żadnej nowej jakości w Kościele nie ma mowy. Wszyscy oni są spod jednej sztancy – Kościoła chroniącego aferzystów i bezgranicznie chciwego. Nowym przewodniczącym Episkopatu został abp Stanisław Gądecki, a jego zastępcą – abp Marek Jędraszewski, obecnie z Łodzi. W radzie stałej znalazł się natomiast kwiat hierarchów z klubu Tadeusza Rydzyka – m.in. biskupi Adam Lepa i Kazimierz Ryczan. Skupmy się jednak na nowym szefie i jego zastępcy. Co ich łączy? Miasto Poznań i… arcybiskup Juliusz Paetz! Gądecki stał się jego następcą po skandalu, u którego początków stała publikacja w „Fatach i Mitach” o molestowaniu kleryków w poznańskim seminarium. Biskup Jędraszewski był wówczas prawą ręką Paetza i miał przymuszać dziekanów do podpisania listu poparcia dla „arcypasterza”, choć oni nie za bardzo chcieli, bo wszyscy w Poznaniu wiedzieli, jak się miały sprawy z klerykami. Gądecki dostał Jędraszewskiego w spadku po feralnym poprzedniku, ale jakoś to im nie przeszkodziło we współpracy
i nie zapytał, skąd w kieszeni toruńskiego duchownego takie morze kasy. Jeżeli jednak to Rydzyk mówi prawdę, to również trzeba zapytać, skąd redemptoryści mieli tak gigantyczne pieniądze. Przypominamy, że chodzi o pożyczkę, więc możemy zakładać, że jeśli pozwalają sobie na takie kredyty, to na kontach mają znacznie więcej pieniędzy. Poza tym od udzielania pożyczek poza członkami najbliższej rodziny pobierany jest podatek PCC w wysokości 2 procent pożyczanej kwoty. W tym przypadku byłoby to 1,36 mln zł. Przy okazji sprawy biskupa Limburga dowiedzieliśmy się, że wszystkie kościelne transakcje powyżej 1 miliona euro
ani w karierze, bo tego drugiego mianowano w ubiegłym roku szefem archidiecezji łódzkiej. Tak oto Jędraszewski został po latach nagrodzony za tuszowanie afery seksualnej na najwyższym kościelnym szczeblu. Ciekawe, że nikt w Polsce nie ma mu tamtej sprawy za złe i nikt poza „FiM” o niej nie pamięta. Krótka pamięć wynika może z tego, że Jędraszewski
wymagają zgody tzw. Stolicy Apostolskiej, a w przypadku pożyczki na multipleks takiej zgody nie było. Ba, nikt o nią nawet nie zabiegał! Dlaczego watykańscy hierarchowie wciąż na ten temat milczą, skoro mówi się o kwocie przekraczającej 16 mln euro? Dyrektor Radia Maryja ślubował w przeszłości posłuszeństwo, ubóstwo (sic!) oraz wierność zakonowi redemptorystów i dziś swobodnie możemy powiedzieć, że złamał wszystkie te przysięgi. Ksiądz Galiński, który w przeszłości należał do tego samego zakonu, a dziś pracuje w diecezji w Monachium, twierdzi, że wspomniane 68 mln zł to ogromna kwota nawet dla tak bogatej instytucji jak Kościół katolicki. Powołując się na stare znajomości, przekonuje, że szeregowi członkowie prowincji redemptorystów są wściekli, bo przez awanturę o multipleks dowiedzieli
nie znalazł się dotąd sąd, który skazałby tego człowieka. Dla Gądeckiego natomiast nie był to grzech, który powinien skutkować wykluczeniem takiego „pasterza”. Postanowił schować go za granicą. Marcin Kącki, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, ustalił, że Gądecki dyskretnie odwiedził w areszcie swojego przyjaciela, słynnego
Wróciło nowe uchodzi za hierarchę nieradiomaryjnego. Dla „Gazety Wyborczej” jest to już wystarczające świadectwo światłej moralności. Obaj panowie mają zresztą na koncie tuszowanie afer. Gądecki m.in. przeniósł na Ukrainę słynnego wikarego z Poznania, który doprowadził do śmierci własnego dziecka, a swoją dziewczynę naraził na utratę życia. Kobieta rodziła na plebanii, a jej kochaś słuchał w tym czasie muzyki w pokoju obok i nie wezwał pogotowia („FiM” 29/2012). W P oznaniu
poznańskiego pedofila Wojciecha Kroloppa. Aresztant czuł się ponoć „podniesiony na duchu” tą wizytą. Chodziło być może o duszpasterską troskę o człowieka współpracującego z Kościołem, a może o ustalenie, czy afera Kroloppa nie wyniesie na światło dzienne także jakichś księżowskich/biskupich brudów. Nigdy się już tego nie dowiemy, bo Krolopp zmarł kilka miesięcy temu. Afery seksualne ostatnio bardzo dokuczają Kościołowi polskiemu, więc może nie jest przypadkiem, że na szefów
3
się, że ich zakon rzekomo dysponuje dziesiątkami milionów złotych, a oni nigdy takich pieniędzy nie widzieli. Ojciec Rydzyk nikomu nie spowiadał się ze swojego majątku ani z jego źródeł, a przełożeni nie mają na niego żadnego wpływu. Przywołany przez Galińskiego były prowincjał warszawskiej prowincji redemptorystów o. Edward Nocuń mówił podczas sesji zakonu, że ciągle istnieją problemy, które inaczej były widziane przez zarząd, a inaczej przez dyrektora Radia Maryja: „Między prowincją i Radiem miała być podpisana umowa, ale do tego nie doszło pomimo rozmów prowadzonych przez Komisję ds. Radia. Uważam, że w sprawach zaangażowań wyborczych Radio popełnia błędy od wielu już lat. Nigdy nie zostałem poinformowany o stanie finansowym Radia”. Zdaniem Galińskiego redemptoryści, choć bardzo by chcieli, to nie mogą publicznie oskarżać Rydzyka, bowiem szef Radia Maryja „wyciął im języki”. Przez jego postępowanie brakuje powołań i „gdyby nie kandydaci zza wschodniej granicy, to seminarium w Tuchowie świeciłoby pustkami”. Brak rodzimych kandydatów na zakonników niebawem doprowadzi do zakończenia działalności polskiej prowincji redemptorystów. Zdaniem ks. Galińskiego śmierć zakonu pewnie nastąpiłaby już dawno, gdyby nie fakt, że zakonnicy, którzy przez machloje Rydzyka chcieli zrzucić habity, są już w podeszłym wieku i najzwyczajniej w świecie nie mieliby gdzie pójść. Ksiądz Galiński pisze: „Przyzwolenie władz zgromadzenia na romans Rydzyka z Kaczyńskim oburza wielu redemptorystów. Ale nie mogą nic mówić, bo władze prowincji patrzą w Rydzyka jak w święty obraz. Za profanację tego obrazu grozi zesłanie do Braniewa. W naszym zakonnym żargonie klasztor w Braniewie to zsyłka, miejsce, gdzie »diabeł mówi dobranoc«”. ARIEL KOWALCZYK
piskopatu wybrano osoby doświadczone w ich E tuszowaniu. Kościół w Poznaniu pod wodzą obydwu hierarchów zasłynął z niezwykle żarłocznej polityki „odzyskiwania mienia” – także tego, które nigdy do niego nie należało („FiM” 5/2014). Ofiarą tych działań padły dwie poznańskie szkoły, którym nałożono drakoński czynsz, wielokrotnie przewyższający stawki wolnorynkowe. W tym czasie z ulgowego naliczania czynszu korzystały liczne katolickie instytucje ulokowane w samorządowych obiektach. Kościół nie nadstawia wprawdzie nigdy drugiego policzka, ale chętnie podkłada drugą sakiewkę, gdy dostał już nie swoje do pierwszej… Obydwaj panowie arcybiskupi zdążyli także opowiedzieć nieskończone morze głupstw na wojnie z gender, w której biorą czynny udział. Tu wyróżnia się Jędraszewski. Dla niego walka z „ideologią gender” jest także bojem o przyszłość białej rasy, która bardzo leży mu na sercu. Nie wiemy, czy dlatego, że jest to „rasa panów”, w tym polskich biskupów, czy może gustuje po prostu w jaśniejszym odcieniu skóry. ADAM CIOCH
4
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Nie pękaj, chłopie! Na bezbożnym Zachodzie zrozumieli, że z gender trzeba się oswajać. Walczyć z „tym” nie warto, bo niewiele się już wskóra. „Nie pękaj, chłopie, i stań się prawdziwą kobietą!” – radzi mężczyznom niejaki Christian Seider, były menedżer modelki Claudii Schiffer, który poszedł na całość i zmienił płeć… na 2 lata. Wcale nie dlatego, że jest transseksualistą. Nie jest. Transwestytą też nie. Po prostu chciał zobaczyć, jak to jest. Żadnych operacji nie przechodził, bo metamorfoza nie była specjalnie wyrafinowana. Ot, zwyczajnie, bez żadnych manipulacji w kroku – szpilki, spódnice, blond peruka, jakiś makijaż i sztuczne bujne popiersie (niemal 2-kilogramowe!). Imię też niespecjalnie zmienił, byle było żeńskie – na Christiane. I tak funkcjonował od rana do nocy. „Wyskoczcie z tego swojego męskiego gniazdka” – zachęcał dziwujących się kolegów. Żona protestowała i pobrzękiwała o rozwodzie, najlepsi przyjaciele odwrócili się, ale... pragnienie czasowej metamorfozy zwyciężyło. I chęć wypromowania książki
„ Kobieta we mnie”, w której Seider opisał swoje doświadczenia. – Trzeba obudzić w sobie ciekawość, otworzyć oczy, bliżej przyjrzeć się temu, przed czym odczuwa się lęk – opowiada Christian alias Christiane. A męski lęk wzbudzać ma niby ta tajemnicza kobieca natura. W trakcie długawego doświadczenia męskość (przynajmniej tę, której dotąd doświadczył) Seider uznał za coś szalenie smutnego – „niewolniczy samotny byt, wbity w dopasowany garnitur, okraszony cynicznymi uwagami i plugawymi dowcipami”. Najbardziej spodobała mu się otwartość kobiet. – Mogą się sobie zwierzać, wypłakiwać się przy sobie, i to bez obawy o utratę tzw. twarzy – zachwalał płeć niewieścią.
Władze Polski skompromitowały się w sprawie konfliktu wokół Ukrainy. Może czas wreszcie wyciągnąć wnioski? Wojna, którą straszy się nas od kilku tygodni, wprawdzie nie wybuchła, ale dzięki rządzącym III RP już ponieśliśmy klęskę na wielu polach. Jest to największa polska katastrofa dyplomatyczna od czasu najazdu na Irak w 2003 roku. Dosyć łatwo jest wskazać tu głównego winowajcę – to minister Radosław Sikorski. I jakoś nie widać u niego chęci do złożenia dymisji. A to wielka szkoda! Zacznijmy od tego, że pierwszym celem każdej dyplomacji jest zapewnienie własnemu krajowi bezpieczeństwa, a drugim – dbanie o jego pomyślność gospodarczą. Polityka w sprawie Ukrainy zawiodła na obydwu polach. Okazało się, że jednostronne zaangażowanie Polski po jednej ze stron ukraińskiego konfliktu – przed czym „FiM” przestrzegały od czasu pomarańczowej rewolucji w 2004 roku – doprowadziło do jego eskalacji. Nasi politycy mają w tym nieszczęściu swój duży współudział. I tak też to postrzegają sami Rosjanie – protesty przed polskimi konsulatami nie powinny nas dziwić. Stanęliśmy w roli pierwszego winowajcy antagonizmów, usztywnienia pozycji nie tylko Rosji i Ukrainy i nie potrafimy nic z tym zrobić. Mamy przeciw sobie całą Rosję i pół Ukrainy... zamieszkanej głównie przez Rosjan. Cały świat zresztą widział polskich polityków tygodniami skaczących po scenach Majdanu, więc wypieranie się teraz współudziału w obaleniu legalnych władz sąsiadującego z nami kraju jest pozbawione sensu. Wszyscy też widzieli Sikorskiego podpisującego porozumienie opozycji z Wiktorem Janukowyczem, do którego nieprzestrzegania polski minister nawoływał już następnego dnia! Kilkoma głupimi decyzjami zrujnowaliśmy mozolnie budowane stosunki polsko-rosyjskie, których nie naprawi się przez długie lata, a może dziesięciolecia.
Swoją płeć Christian dodatkowo znielubił po tym, co spotykało go na ulicy ze strony „prawdziwych” mężczyzn, kiedy chodził po babskiemu wystrojony – obmacywanie, wyzywanie od „transseksualnych szmat”, próby deformacji sztucznego biustu... Kobiety tego nie robiły. One komplementowały i doceniały wysiłek włożony w atrakcyjny wygląd. Po przeprowadzonym eksperymencie Seider, który – jak twierdzi – wreszcie poczuł się w pełni człowiekiem, powrócił do męskiego wcielenia. Z żalem, bo – według opinii własnej i wielu znajomych – jako homo sapiens w wydaniu żeńskim był znacznie atrakcyjniejszy. W decyzji o powrocie do starej skóry pomógł ponoć endokrynolog, który wybadał, że po 2 latach eksperymentu poziom hormonów spadł u Christiana... niemal do poziomu kobiecego. Lekarz miał go nawet postraszyć, że czas przerwać zabawę, bo skończy się ona w końcu bezpłodnością. Na pamiątkę Seider zostawił sobie tylko nylonowe pończoszki. JUSTYNA CIEŚLAK
Potępianie Putnia i grożenie mu sankcjami spowodowało embargo na dostawy polskiego mięsa do Rosji, a nasze miejsce zajęli już zadowoleni Austriacy. To jednak dopiero początek kłopotów, gdyż dotkną one tysiące innych polskich firm, na przykład tych eksportujących do Rosji owoce, artykuły spożywcze czy maszyny. Rosyjski rynek – oceniany przez znawców za najbardziej perspektywiczny na świecie – był marzeniem każdego eksportera. Podziękujmy Tuskowi i Komorowskiemu, że na marzeniach się skończy. Jako redakcja będziemy się także domagać wyjaśnienia, za czyje pieniądze stacjonują oddziały amerykańskie świeżo przybyłe do Polski. Nie obronią nas one ani przed Rosjanami, ani przed największym wrogiem naszego kraju – głupotą polskich polityków. No i tu rodzi się kolejny problem. Czy cały ten bałagan to po prostu splot niekompetencji oraz emocjonalnych działań ludzi powodowanych rusofobią? A może coś więcej? Jednym z nielicznych beneficjentów zamętu na Ukrainie są przecież Amerykanie, którym świetnie teraz wzrośnie sprzedaż broni i przypadnie rola obrońcy „wolnego świata”. A my jak zwykle pozostaniemy z ręką w nocniku. Niestety, są w Polsce politycy, którzy ponad dobro kraju stawiają własną przyszłą karierę, dobrze płatne wykłady w świecie, potencjalne profity w organizacjach międzynarodowych, byle tylko przysłużyć się Wielkiemu Bratu zza oceanu. Przypomnijmy sobie skandaliczne działania Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego wobec wojny w Iraku. I także to, że przeszłość Sikorskiego jest spleciona z wpływowymi organizacjami amerykańskimi... Od lat podnosiliśmy problem dziwnej historii tego człowieka, który nie powinien w Polsce pełnić żadnych odpowiedzialnych funkcji. Czy nie mieliśmy racji? ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Hej, sokoły, nasze gapy!
Prow inc jałk i Na przyjęcie urodzinowe swojego byłego męża wybrała się mieszkanka Rybnika. Zabrała ze sobą dzieci oraz nowego partnera. Panowie nie przypadli sobie do gustu. Napięcie przerwał partner, który najpierw rozbił eksowi butelkę na głowie, a później wbił mu widelec pod żebra. Rybniczanka znów jest samotna, bo były mąż trafił do szpitala, a nowy partner – do aresztu.
FLASZKA POKOJU
W Makowie Mazowieckim dwaj policjanci staranowali radiowozem ogrodzenie domu. Nie był to efekt szaleńczego pościgu za bandytą, ale alkoholu, który płynął w ich żyłach. W Gręzówce swoją alfą romeo wjechał w przydrożną kapliczkę pijany 24-latek. Kapliczka cudem nie ocalała.
GAZ Z BUTELKI
W Żywcu pod sklep zajechał 57-letni miejscowy. Wprawdzie z auta ledwo się wytoczył, ale zdołał do lady dotrzeć i o wódkę poprosić. Wydmuchał ponad 2,5 promila, a później wytłumaczył się szczerze, że w domu alkoholu zabrakło, toteż podjechał, żeby dokupić. Proste?
SUSZA W GÓRACH
W Lublinie w środku nocy trzech młodych mężczyzn starało się upchnąć quada w bagażniku taksówki. Te zmagania zaintrygowały policjantów. Okazało się, że maszynę panowie ukradli z miejscowego marketu. Przy okazji na jaw wyszło, że mają na koncie także okradzione altanki, piwnice i samochody. Nie przebili jednak 15-letniego bydgoszczanina, który został przyłapany na demontażu ogrodzenia. Dopisano mu 55 (!) innych przestępstw, głównie uszkodzeń, kradzieży oraz włamań.
WYCZYNOWCY
Roman P. z Drezdenka zadzwonił na telefon alarmowy, przedstawił się z imienia i nazwiska, a później oświadczył, że planuje w miasteczku zamach terrorystyczny, ponieważ nie dostał wypłaty. W chwili zatrzymania był kompletnie pijany.
TERROR SOCJALNY
Aż półtora roku pobierał emeryturę za zmarłego kolegę operatywny mieszkaniec Chrzanowa. Na poczcie machał sfabrykowanymi zaświadczeniami, że kolega jest obłożnie chory i przykuty do łóżka. Nie wiadomo, czy do okoliczności łagodzących prokurator zaliczy fakt, że zwłoki kolegi godnie pochował. Opracowała WZ
NA KOLEGĘ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Można powiedzieć z całą pewnością, że na Majdanie przegrała – i to z kretesem – Polska. Polityka władz RP opiera się na polskiej rusofobii i błędnym przekonaniu, że Ukraina jest naturalnym sojusznikiem przeciwko Moskwie. Niestety, jest to koncepcja politycznych idiotów i takie też skutki zazwyczaj przynosi. (dr Jerzy Kozakiewicz, historyk, były ambasador RP na Ukrainie)
Jeżeli jest szansa na sankcje wobec Rosji, to w dużej mierze za sprawą polskiego rządu. To poważna polityka. (Tomasz Lis, publicysta)
Wypracowaliśmy w Kościele całą kulturę tytułów i nazewnictwa, która przewyższa to, co wymyślili faryzeusze. Gdyby Jezus usłyszał, że mówimy do kogoś „Ojcze Święty”, wziąłby do ręki bicz i postąpił energiczniej niż wobec kupców w świątyni. (ks. Tomas Halik, czeski duchowny i teolog katolicki)
Arcybiskup Gądecki to kontynuacja starego porządku. Biskupi postawili na kandydata, który nie będzie wtykał nosa w sprawy udzielnych książąt. (ks. Paweł Gużyński)
Nie wiążę żadnych nadziei z wyborem abp. Gądeckiego. Jest przedstawicielem tego Kościoła, który dba głównie o własny materialny interes. (Roman Kurkiewicz, publicysta)
Grożono mi, że – mówiąc wprost – jeśli jeszcze raz powiem coś złego na Kościół, to zostaną mi połamane nogi. (Małgorzata Marenin, działaczka Twojego Ruchu, złożyła do sądu pozew przeciwko abp. Józefowi Michalikowi)
Ze mnie wiara w Boga wyciekła. Choć chciałbym wierzyć. (Mariusz Szczygieł, dziennikarz) Wybrał AC
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
NA KLĘCZKACH
DIAMENTY PLATFORMY Europejskie listy PO to zbieranina jakich mało. Znaleźli się tam zarówno ludzie kojarzeni z lewicą, jak np. Danuta Huebner, niegdysiejsza szefowa kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego, przedstawiciele katolickiej prawicy – np. Michał Kamiński (były członek faszyzującego NOP, ZChN i PiS), politycy twierdzący, że walczą z korupcją, jak Julia Pitera (dawna miłośniczka Janusza Korwin-Mikkego), zasłużeni dla Kościoła klerykałowie – minister Bogdan Zdrojewski, a nawet wybitni sportowcy: Otylia Jędrzejczak i Bogdan Wenta. I żal tylko postawionego do kąta Jacka Protasiewicza, który uosabiał najbardziej proeuropejski nurt PO ze swoim „Byłeś w Auschwitz?!” i „Heil Hitler!”. To byłaby prawdziwa perła w europejskiej koronie Platformy. MZB
stronie poseł PiS Stanisław Pięta, który użyczy swojego biura poselskiego do szkoleń. „W ramach szkolenia zapraszamy na prelekcję Pana Włodzimierza Wójcika, który w dojrzałym wieku nauczył się korzystania z internetu i dzisiaj jest postrachem lewicowców na Facebooku” – chwali Pięta. Jeśli zastanawialiście się nad tym, skąd w internecie tyle prawicowego spamu, to już chyba wiecie. ŁP
SAKROMONOPOL
GEST ZDROJEWSKIEGO Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdan Zdrojewski po raz kolejny udowodnił, że z kulturą nie ma nic wspólnego. Raczej z bezczelnością. Kiedy spadła na niego fala krytyki za przyznanie 6-milionowej dotacji Świątyni Opatrzności Bożej w Wilanowie, postanowił dołożyć kościelnej placówce kolejne 200 tys. zł. Ta kwota pójdzie na „prace merytoryczne nad ekspozycją główną”. Zdrojewski przyznał ją duchownym w ramach tzw. procesu odwoławczego, stanowiącego część programu „Dziedzictwo kulturowe – wspieranie działań muzealnych”. Zyskał tym sobie dogłębną nienawiść ludzi kultury, dla których zabrakło ministerialnych środków. Cóż, zapewne minister stwierdził, że artysta jest płodny tylko wtedy, kiedy chodzi głodny. MZB
JAROSŁAW UKRAINĘ ZBAW Coraz więcej kłopotów ma PiS z powodu swojej awanturniczej polityki na Ukrainie. Nawet na prawicy nie wszystkim podoba się głupkowate poparcie nacjonalistów ukraińskich. Nawet na kolejnej miesięcznicy smoleńskiej pojawiły się hasła: „Jarosław, przeproś za Banderę!” oraz: „Koczownicy, dość szczucia nas na Rosjan!”. MaK
RADIO@MARYJA W niedalekiej przyszłości możemy się spodziewać natarcia zwolenników ojca Rydzyka na przestrzeń wirtualną. „Posłanka Barbara Babula wezwała w Bielsku-Białej Polaków skupionych w Rodzinach Radia Maryja do nauki obsługi komputera i internetu” – napisał na swojej
dzieci w duchu katolickim, odrzucającym zasady gender, w zamian za co otrzymają dostęp do specjalnej platformy internetowej i koordynatora programu. ŁP
LOJALKI LOLKA Wanda Półtawska, przyjaciółka Jana Pawła II, zwróciła się do lekarzy i studentów medycyny z apelem o podpisanie… deklaracji wiary. Jej zdaniem to najlepszy sposób uczczenia kanonizacji papieża. Jeden z punktów tego wyznania brzmi: „Uznaję pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim – aktualną potrzebę przeciwstawiania się narzuconym antyhumanitarnym ideologiom współczesnej cywilizacji – potrzebę stałego pogłębiania nie tylko wiedzy zawodowej, ale także wiedzy o antropologii chrześcijańskiej i teologii ciała”. Co w praktyce oznacza, że o antykoncepcji czy in vitro z takim lekarzem nie ma co zaczynać rozmowy. ŁP
WIERNI BEZCZELNI Proboszcz parafii św. Krzyża w Szamotułach dba nie tylko o życie wieczne swoich parafian, ale także o ich komfortową podróż na tamten świat. Parafia jest bowiem właścicielem firmy pogrzebowej, którą – jak twierdzą parafianie – reklamuje się podczas nabożeństw w kościele. Ulotki swojej firmy ksiądz zostawia także podczas wizyt kolędowych. Inne firmy pogrzebowe funkcjonujące na szamotulskim rynku uważają, że to nieuczciwa konkurencja. I mają rację. ŁP
RELIGIA NA OSTRO Podczas spotkania w jednej z tzw. sal Królestwa Świadków Jehowy w Poznaniu doszło do krwawego incydentu. Jeden z uczestników spotkania rzucił się z ostrym narzędziem na młodą i chyba przypadkową kobietę. Zranił nie tylko ją, bo także mężczyzn, którzy go obezwładnili. Reprezentanci świadków Jehowy twierdzą, że napastnik nie należał do ich społeczności. Czyżby to był innowierca z „braterską wizytą”? MaK
SZKOŁY WYZNANIOWE Pod patronatem abpa Henryka Hosera ruszyła akcja nadawania certyfikatów szkołom, które „blokują ideologię gender oraz uznają tradycję i rodzinę”. Szkoły, które włączą się w akcję, podpiszą deklarację z Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny. Zobowiążą się tym samym do wychowywania
Radykał smoleński ksiądz Stanisław Małkowski został wyklaskany przez wiernych podczas kazania w jednej z poznańskich parafii. Kiedy zaczął głosić kontrowersyjne tezy – m.in. o polskim rządzie, który chce, aby Polacy wymarli – ludzie zaczęli wychodzić, głośno protestować, a potem klaskać tak, aby zagłuszyć kazanie. O dziwo, kazanie potępił episkopat, a nawet proboszcz goszczącej Małkowskiego parafii salezjańskiej. Czyli co wolno biskupowi, to nie tobie, Małkowski. MaK
EDUKACJA KIBLOWA Wspólnota Szkół Katolickich w Chojnicach stosuje sprawdzone metody wychowawcze. Niesforni uczniowie za karę sprzątają toalety. Dyrekcja tłumaczy wprawdzie, że „to nie kara, a zadośćuczynienie za wrzucanie chleba do toalet”, ale wiadomo, że w języku religijnym nie chodzi o to, o co naprawdę chodzi. Nieco odmienne zdanie ma Pomorskie Kuratorium Oświaty, które uważa, że kary nie mogą poniżać ucznia ani godzić w jego prawa. Szkoła jednak jest katolicka, zatem sprawy statutowe uzgadnia się tam z proboszczem, a nie z Kuratorium. ŁP
OSZUSTWO DLA KASY Zabiegając o pozyskanie 1 procenta podatku, parafia św. Elżbiety Węgierskiej w Jaworznie-Szczakowej okłamuje swoje owieczki w sprawie dobrowolnego odpisu podatkowego, posługując się przy tym jednocześnie swego rodzaju szantażem moralnym. „Uwaga!
Prawie połowa Polaków nie wybrała jeszcze, komu chce ofiarować 1 proc. swoich podatków. Jeśli tego nie uczynimy sami, zostaną one przydzielone losowo nawet takim organizacjom, których nie chcemy popierać… (podkr. red.) Przypominamy więc o możliwości wpisu w odpowiedniej rubryce PIT-u numeru Caritas Diecezji Sosnowieckiej z dopiskiem »dla świetlicy Mapet w Jaworznie«” – czytamy w duszpasterskich ogłoszeniach zamieszczonych na oficjalnej stronie parafii. Rozumiemy, że cel uświęca środki, ale ciekawe, co na taką parafialną interpretację, sprzeczną z obowiązującym prawem podatkowym, urząd skarbowy? AK
EUFEMIA ZAKRĘCONA Radni powiatu raciborskiego jednogłośnie przyjęli uchwałę nadającą Technikum nr 1 Zespołu Szkół Ekonomicznych imię księżnej Eufemii Raciborskiej, której proces beatyfikacyjny jest w toku. Podczas posiedzenia panowała jednomyślność, a wynik głosowania przyjęto oklaskami. Co czternastowieczna księżna i zakonnica miała wspólnego z ekonomią – nikt nie wie. Chodzi chyba o to, że porzuciła ekonomię ziemską dla niebiańskiej, co ma być przykładem dla młodzieży. ŁP
LESBIJKA NARODOWA Radiomaryjny profesor Piotr Jaroszyński wysmażył w „Naszym Dzienniku” hymn pochwalny ku czci Marii Rodziewiczówny, ziemianki, działaczki narodowej i poczytnej pisarki. Na tym katonarodowym pomniku jest jednak pewna rysa, którą narodowcy przemilczają. Rodziewiczówna żyła z inną kobietą, a przez pewien czas nawet z dwoma równolegle. Sama była zaś niemal pomnikową męską kobietą, trochę niczym Maria Dulębianka, wieloletnia partnerka Marii Konopnickiej. Sprawa jest od dawna
5
znana i opisana, ale taki „gender” nie mieści się w radiomaryjnych głowach. Lepiej więc historię przyciąć, zakłamać i zbudować kolejny katolicki pomniczek. MaK
PRZECIW KONKURENCJI Proboszcz olsztyńskiej archikatedry św. Jakuba apeluje do władz miasta, aby zamknęły działający 24 godziny na dobę klub go-go zlikalizowany w sąsiedztwie jego kościoła. Prezydent jednak odpowiada, że nie chce ingerować w „gospodarkę wolnorynkową”, i nic w tej sprawie nie robi. Proboszcz zbiera podpisy, a klub działa w najlepsze, reklamując swoją działalność przy pomocy dziewcząt zapraszających przechodniów. Czyżby duchowny nie dostał żadnej zniżki, że tak mu ten lokal przeszkadza? ŁP
KRYM JAK RZYM Na Ukrainie Kościół katolicki próbuje ugrać jak najwięcej mimo dominacji prawosławia. 16 marca we wszystkich parafiach dekanatu krymskiego powierzono Krym Niepokalanemu Sercu Maryi. To kolejny pomysł katolickich duchownych na Ukrainie – po „bombardowaniu” Majdanu różańcami i planie postawienia pomnika Maryi w miejsce Lenina. Akt oddania poskutkował po dwóch dniach inkorporacją Krymu do Federacji Rosyjskiej, czyli wygrała Matka Boska z ruskich ikon. A ta to ma „Serce”? ŁP
POKUTA ZA BRAWURĘ Na trasie Poznań–Zielona Góra porządku pilnował specyficzny patrol. Standardowej służbie mundurowej, czyli policji, towarzyszyli księża. Piraci drogowi zamiast tradycyjnego mandatu i punktów byli wysyłani na rozmowę z duchownym. W zasadzie nie wiadomo, co gorsze – utrata pieniędzy czy upokarzające kazanie. ŁP
6
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Szpital cudownie uzdrowiony Odkryliśmy lekarstwo na problemy z dostępem do bezpłatnych świadczeń medycznych. Gorzkie, ale skuteczne... W połowie października 2013 r. Marek D. z Grodziska Mazowieckiego został skierowany przez lekarza rodzinnego na leczenie w poradni ortopedycznej. Powodem były uporczywe bóle i zawroty głowy wywołane zwyrodnieniem kręgów szyjnych. Dolegliwości były na tyle nieznośne, że w okresach nasilenia całkowicie wyłączały mężczyznę z normalnej egzystencji. Zdaniem medyka pierwszego kontaktu szansę na poprawę stanu zdrowia pacjenta dawała tylko taka forma zabiegów rehabilitacyjnych (turnus intensywnych ćwiczeń w tzw. ośrodku dziennym), którą – według przepisów NFZ – mógł zaordynować jedynie specjalista. Marek D. zakołatał do poradni urazowo-ortopedycznej publicznego Szpitala Zachodniego im. Jana Pawła II w Grodzisku – jedynej w tym powiatowym mieście placówki posiadającej Ośrodek Rehabilitacji Dziennej i świadczącej usługi w ramach kontraktu z NFZ. W rejestracji dowiedział się, że do końca grudnia nie otrzyma żadnej pomocy, bowiem „nie ma wolnych
R
miejsc”. Urzędniczka odnotowała mu na skierowaniu, że nowe zapisy rozpoczną się 2 stycznia 2014 r. Tego dnia ponownie przybył do poradni. Gdy o godz. 11 stanął przed obliczem pani z okienka, okazało się, że lista pretendentów do leczenia została już definitywnie zamknięta, ponieważ „wyczerpano całoroczny limit zapisów”. Na otarcie łez otrzymał ulotkę z wykazem ośrodków rehabilitacyjnych w miejscowościach ościennych. – Przepracowałem prawie 49 lat. Choć płaciłem i wciąż płacę składki zdrowotne, na starość nie jestem godzien bezwzględnie koniecznych świadczeń medycznych. Dlaczego? – pytał „FiM” Marek D. Jego historia byłaby jednym z wielu przykładów haniebnej zapaści służby zdrowia, gdyby nie kilka przesłanek uprawniających do podejrzeń natury korupcyjnej. Pytanie zasadnicze: jak to możliwe, żeby po zapisaniu co najwyżej 20 potrzebujących pomocy (przy średnim tempie rejestracji sześciu osób na godzinę) szpital wyczerpał limit?
odzice i opiekunowie niepełnosprawnych dzieci mają serdecznie dość politycznych obiecanek cacanek oraz wegetacji za 820 zł miesięcznie. Poszkodowani przez system organizują kolejne demonstracje pod Kancelarią Premiera, żądając spełnienia obietnic składanych im latami przez Donalda Tuska, Ewę Kopacz i Bartosza Arłukowicza. Twierdzą, że będą walczyć aż do skutku. Jedną z osób zapowiadających udział w demonstracjach jest 39-letnia Anna Kalbarczyk, mama sześcioletniego, niepełnosprawnego Przemka. – Jesteśmy zdesperowani, bo rząd skazuje nasze dzieci na cierpienie! Premier Donald Tusk od 2009 r. obiecuje nam podwyżkę świadczeń do poziomu płacy minimalnej, ale nie spełnia tych obietnic. Marszałek Ewa Kopacz, jeszcze będąc ministrem zdrowia, zapewniała, że opieka nad osobami niepełnosprawnymi zostanie uznana za pracę. Nic z tego nie wyszło. Zaś Bartosz Arłukowicz, obecny szef resortu zdrowia, miał nam zapewnić bezkolejkowy dostęp do lekarzy specjalistów, leki za symboliczną złotówkę, ułatwić dostęp do rehabilitacji i podnieść limit pieluchomajtek... I co?! I nic. Na słowach się skończyło! – opowiada „Faktom i Mitom” pani Anna. Historia Anny jest typowa dla rodziców niepełnosprawnych dzieci. Jej życie zawaliło się ponad 3 lata temu. Zauważyła wtedy, że jej synek nie rozwija się tak jak inne dzieci: gorzej mówi, gorzej je. Od psychologa dowiedziała się, że trzylatek jest upośledzony i „wytresowany jak zwierzę, bo mechanicznie powtarza czynności”. Postanowiła
Danuta D., żona Marka, następnego dnia poszła do przychodni z niewinną na pozór prośbą o potwierdzenie na skierowaniu faktu, że w dniu zapisów, zaledwie po trzech godzinach, nie było już wolnych miejsc. – Kobieta w rejestracji odesłała mnie do kierowniczki. Tam dowiedziałam się, że fakt zamknięcia listy może potwierdzić tylko dyrektor szpitala. I nikt inny! Komplikowanie tak prostej czynności było bardzo dziwne – podkreśla Danuta D. Nam również wydało się niezrozumiałe, więc sprawdziliśmy... „Organizacja przyjęć musi przebiegać w ten sposób, aby pacjenci będący w trakcie leczenia mieli zarezerwowane miejsce dające możliwość rzetelnego prowadzenia procesu leczenia, poza tym, na podstawie
z weryfikować tę obraźliwą diagnozę. Kolejny psycholog zdiagnozował u chłopca autyzm, czyli całościowe zaburzenie rozwoju. Następny dołożył do tego słabe napięcie mięśni oraz kłopoty żywieniowe. Stwierdził, że Przemek wymaga całodobowej opieki. To był wyrok, który wpędził rodzinę w nędzę. Anny nie stać było na opiekunkę, więc musiała zrezygnować z posady kucharza. Wkrótce okazało się jednak, że opieka nad ciężko chorym chłopcem przekracza fizyczne i psychiczne możliwości jednej osoby. Rodzice zaczęli więc zajmować się synkiem
analizy przyjęć z lat ubiegłych, rezerwujemy miejsce dla przypadków pilnych, które również zobowiązani jesteśmy rozliczać w ramach przyznanego limitu. Biorąc pod uwagę powyższe ograniczenia, dostępność dla pacjentów rozpoczynających leczenie jest bardzo niska” – twierdzi Agnieszka Galbierczyk, kierownik administracyjny grodziskiej placówki. Przełóżmy jej słowa na liczby (w oparciu o średnie proporcje z innych poradni): pacjenci w trakcie leczenia – 40 proc., przypadki pilne – 20 proc. Skoro więc 20 osób zapisanych 2 stycznia stanowi pozostałe 40 proc. puli miejsc, to całoroczny limit wynosi 50 osób! Czyżby NFZ był aż tak okrutny? – Chodzi o coś zupełnie innego. Lekarze mają lub będą mieć
dostęp do rehabilitacji i lekarzy specjalistów. Wiem, że mógłby nawet pracować i być samodzielny. Tymczasem ciężko nam się dostać do specjalisty, na przykład na wizytę u endokrynologa trzeba czekać półtora roku! Kalbarczykowie wcale nie są wyjątkiem, bo w podobnej sytuacji znajduje się blisko 150 tys. polskich rodzin! Ci ludzie postanowili walczyć o swoje prawa. W 2009 r. pierwszy raz wyszli na ulice. Premier obiecał im wtedy podniesienie zasiłku do poziomu najniższej pensji w ciągu 5 lat. Na słowach się skończyło. 2 lata później, w okresie kiedy premier jeździł
Wyszarpać wsparcie na zmianę. Mąż Anny, 46-letni Marek, zrezygnował z nieźle płatnej pracy spawacza po to, by móc pomagać żonie. Obecnie Kalbarczykowie wegetują za niecałe 1,1 tys. złotych miesięcznie, czyli poniżej minimum egzystencji ustalonego na rodzinę z dzieckiem (1253 zł 30 gr miesięcznie). Dostają świadczenie dla opiekunów niepełnosprawnych w wysokości 620 zł, 200 zł tzw. pomocy rządowej, 153 zł zasiłku pielęgnacyjnego oraz 106 zł rodzinnego. Przyznaje, że rodzina wegetuje tylko dzięki wsparciu ludzi wielkiego serca, którzy czasem ratują ją pożyczką. Caritas nigdy nie wyciągnął do niej ręki. – Najbardziej przerażające w tym wszystkim jest dla mnie to, że zdaję sobie sprawę, iż mój syn miałby szansę na normalne życie, gdyby tylko ułatwiono mu
po kraju słynnym Tuskobusem i obiecywał Polakom złote góry, znowu zaczęli protestować. Zdołali wyszarpać 200 zł „rządowej pomocy” miesięcznie. W sierpniu 2013 r., czyli po kolejnych 2 latach, rodzice niepełnosprawnych wrócili pod Kancelarię Premiera. Część z nich jeszcze walczyła o wsparcie ze strony państwa, a część już domagała się eutanazji dla siebie oraz dla swoich dzieci. Otwarcie mówili, że śmierć byłaby dla nich wybawieniem… Po tym proteście z 2013 r. rząd zapowiedział nowelę ustawy o świadczeniach rodzinnych, zakładającą wprowadzenie jednolitego świadczenia dla opiekunów niepełnosprawnych bez konieczności spełniania kryterium dochodowego oraz zróżnicowanie wysokości świadczenia w zależności od stopnia samodzielności
w trakcie roku „swoich” pacjentów przyjmowanych prywatnie. Muszą zapewnić im komfort dostępu do rehabilitacji, dlatego trzyma się miejsca w zanadrzu, a ludzi z zewnątrz spławia. Najprostszą ścieżką do załatwienia przyjęcia w publicznej służbie zdrowia są dwie, trzy odpłatne wizyty prywatne i wtedy zawsze znajdzie się jakieś wolne miejsce. To powszechna praktyka i wszyscy o niej doskonale wiedzą – tłumaczy pielęgniarka z Łodzi. Ledwie tylko zaczęliśmy drążyć sprawę, NFZ zażądał od szpitala (pismem z 26 lutego) wyjaśnień. Zastępca dyrektora ds. lecznictwa dr Jacek Pawlak natychmiast wystosował do emeryta miłe zaproszenie na spotkanie w dniu 17 marca lub innym dogodnym dla niego terminie. Marek D. nie odmówił. W rozmowie uczestniczyła także kierowniczka rejestracji. Okazało się, że z miejscem na rehabilitacji nie będzie żadnego problemu. Wystarczy przynieść nowe skierowanie od ortopedy, bowiem poprzednie uległo, niestety, przedawnieniu, aktualne zdjęcie rentgenowskie kręgów szyjnych i – ewentualnie – wyniki wykonanych dotychczas badań. Pani kierowniczka była na tyle uczynna, że ujawniła nawet Markowi D. numer swojego telefonu komórkowego, aby mogła podjąć interwencję w przypadku jakichś nieoczekiwanych kłopotów. Ktoś mógłby powiedzieć, że władzom szpitala zrobiło się miękko w kolanach, ale my wolimy wierzyć w ich magiczne uzdrowienie... MARCIN KOS
chorego, co jest niezwykle ważne. Najniższe świadczenie wyniesie 820 zł, a najwyższe ma w ciągu kolejnych 5 lat stopniowo rosnąć do poziomu płacy minimalnej. Określaniem stopnia niesamodzielności zajmą się dwuosobowe składy orzecznicze działające przy wojewódzkich zespołach ds. orzekania o niepełnosprawności. Podstawą do ustalenia wspomnianego stopnia ma być „skala Barthela” stosowana w ocenie sprawności chorego (oceniający sprawdzają, czy potrafi on samodzielnie korzystać z toalety, spożywać posiłki, poruszać się itd.). Problem jednak w tym, że rodzice uznali tę nowelę za skandaliczną – m.in. ze względu na wspomnianą „skalę Barthela” stosowaną dotąd przy ocenie stopnia niepełnosprawności chorych dorosłych, a nie dzieci. Nie akceptują też żałośnie niskiej renty socjalnej (610 zł miesięcznie) dla dorosłej osoby niepełnosprawnej, niezdolnej do samodzielnej egzystencji. Twierdzą – i słusznie! – że za te pieniądze nie da się wyżywić i pielęgnować chorego. Właśnie z tego powodu w styczniu 2014 r. rodzice zorganizowali protest w Sejmie. Żądali nie tylko realnej pomocy, ale też wyjaśnień, dlaczego premier i kolejni ministrowie nie realizują swych obietnic. Dowiedzieli się, że jest kryzys i w budżecie państwa brakuje pieniędzy… Rząd tymczasem udaje, że nie dostrzega ogromnej przysługi, jaką państwu świadczą rodzice poświęcający się niepełnosprawnym dzieciom. Przecież zatrudnienie przez państwo opiekunów i stworzenie specjalnych ośrodków kosztowałoby wielokrotnie więcej niż to, czego oczekują teraz rodzice. MAŁGORZATA BORKOWSKA
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
W
Kodeksie karnym nazywa się to orzeczeniem środka zabezpieczającego wobec sprawcy, którego nie wolno wsadzić do normalnego więzienia, ponieważ „z powodu choroby psychicznej nie mógł w czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim postępowaniem”, co w konsekwencji oznacza, że nie popełnił przestępstwa. Podstawowym warunkiem zastosowania takiego środka jest znaczna szkodliwość społeczna czynu i jego ścisły
7
umożliwiającym powrót do społeczeństwa bądź dalsze leczenie w warunkach ambulatoryjnych – wyjaśnia lekarz z Lublińca. – Częstochowa musiała mieć jakiś niedobry wpływ na Komisję, bo nie było żadnych formalnych przeszkód, żeby wskazać zakład bliżej domu – podkreśla ordynator z łódzkiego szpitala. Zgodnie z przepisami co najmniej raz na pół roku sąd musi zbadać, czy można już człowieka uwolnić z psychiatryka, a w przypadku raptownej poprawy jego zdrowia powinien zastanowić się nad tym zwolnieniem „niezwłocznie”. Czyni to w oparciu o opinię
Psychoza obrazowa Postanowieniem Sądu Rejonowego w Częstochowie obywatel Jerzy D. ze Świdnicy, sprawca głośnego ataku na jasnogórski wizerunek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, został skazany na bezterminową izolację w zakładzie psychiatrycznym. związek z chorobą psychiczną oraz wysokie prawdopodobieństwo ponownego popełnienia przestępstwa, zaś celem – obniżenie rzeczonego prawdopodobieństwa (do poziomu nieokreślonego żadnymi przepisami). Tego rodzaju internowanie tym jeszcze różni się od kary pozbawienia wolności, że czasu trwania „nie określa się z góry”, a sąd orzeka zwolnienie sprawcy dopiero wówczas, gdy uzna, że jego „dalsze pozostawanie w zakładzie psychiatrycznym nie jest konieczne”. Przypomnijmy genezę sprawy: Incydent wydarzył się na Jasnej Górze w niedzielę 9 grudnia 2012 r. tuż po zakończeniu porannego nabożeństwa. 58-letni wówczas Jerzy D. przeskoczył barierkę odgradzającą prezbiterium od widowni i rzucił w kierunku tzw. cudownego obrazu wiązkę trzech żarówek wypełnionych czarną farbą. Został obezwładniony przez straż jasnogórską, a następnie przekazany w ręce policji. Jeszcze tego samego dnia rozpoczął się zbiorowy amok nakręcany przez histeryczne ze swojej natury tabloidy oraz działającą z rozmysłem kościelną propagandę. W apogeum propagandowego szaleństwa metropolita częstochowski abp Wacław Depo oświadczył, że owe żarówki są „skutkiem trwającej od dłuższego czasu antykościelnej i antychrześcijańskiej nagonki niektórych ugrupowań politycznych i mediów”. Jerzy D. dokonał czynu godnego potępienia, ale też bezspornie wyłącznie symbolicznego, bo pancernej szyby chroniącej obraz
nie roztrzaskałby nawet wystrzał z pistoletu. – Było to klasyczne usiłowanie nieudolne, kiedy sprawca nie uświadamia sobie, że dokonanie jest niemożliwe ze względu na użycie środka nienadającego się do popełnienia czynu zabronionego, co oczywiście nie zwalnia go od odpowiedzialności, ale uprawnia sąd do zastosowania nadzwyczajnego złagodzenia kary, a nawet odstąpienia od jej wymierzenia. Gdyby doszło do procesu, z pewnością dostałby wyrok w zawieszeniu – tłumaczy prawnik. Śledczy przedstawili Jerzemu D. dwa zarzuty: „zniszczenia dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury poprzez uszkodzenie na kwotę ok. 2 tys. zł otoczenia obrazu” (farba pochlapała ołtarz), zagrożone karą do 10 lat pozbawienia wolności, oraz „obrażenia uczuć religijnych innych osób poprzez publiczne znieważenie przedmiotu czci” (2 lata więzienia). Decyzją sądu został aresztowany na 3 miesiące ze względu na „zagrożenie wysoką karą” i rzekomą „obawę mataczenia” (podejrzany przyznał się do winy oraz dokładnie opisał dojrzewanie emocjonalne do akcji na Jasnej Górze), a prokuratura postanowiła poddać go w tym czasie obserwacji psychiatrycznej, ponieważ „treść złożonych wyjaśnień wywołała wątpliwości co do jego stanu zdrowia”. Niedługo potem skrupulatni paulini obliczyli, że przestój w biznesie związany ze zmyciem farby z ołtarza kosztował ich 13 tys. zł, ale miało to już znaczenie tylko dla ubezpieczyciela, bowiem specjaliści z Oddziału Obserwacji
ądowo-Psychiatrycznej S Aresztu Śledczego w Krakowie uznali, że 9 grudnia 2012 r. około godz. 7.45 podejrzany miał całkowicie zniesioną zdolność rozpoznania znaczenia zarzucanego mu czynu i kierowania swoim postępowaniem. Prokuratura przySzpitalny spacerniak jęła ten werdykt bez żadnych zastrzeżeń, ale Nie było w niej nawet sugestii, że uchwyciwszy się oburącz zawartej stanowi on jakieś zagrożenie dla w opinii biegłych karkołomnej hiinnych ludzi i wymaga internowapotezy, że w jakiejś bliżej nienia – podkreśla psychiatra mający określonej przyszłości Jerzy D. dostęp do akt sprawy. mógłby dokonać ponownej profanacji miejsca kultu, wystąpiła Dlaczego więc osadzono „chodo sądu o umorzenie postępowarego” w miejscu oddalonym o ponia oraz o skierowanie wandala nad 200 km od rodzinnej Świdnicy? na „leczenie” (z niechęci do obra– Sąd przekazuje swoją decyzję Komisji Psychiatrycznej ds. Środków zów uwielbianych przez społeczZabezpieczających przy Ministrze ność katolicką?). Częstochowska Zdrowia, która zaocznie (opierając Temida wniosek zatwierdziła i tym się na przedłożonej dokumentacji oto sposobem Jerzy D. wylądował medycznej) wyznacza szpital i stona oddziale psychiatrii sądowej o wzmocnionym zabezpieczeniu pień zabezpieczenia. Na podstawie tej decyzji sąd wydaje postanowienie Wojewódzkiego Szpitala Neuroo umieszczeniu danej osoby w konpsychiatrycznego w Lublińcu (woj. śląskie). kretnym miejscu oraz nakaz przyję– Opinia krakowskich biegłych cia. Placówka przyjmująca nie ma była skrajnie nieprofesjonalna. w tej sprawie nic do powiedzenia. Jej Ogólnikowa, bez żadnych wskazań, zadaniem jest poprawa stanu zdroz czego należy delikwenta leczyć. wia i zachowania pacjenta w stopniu
lekarzy z oddziału. Wygląda na to, że w przypadku Jerzego D. prawdopodobnie nic się nie poprawia, skoro 28 lutego częstochowski sąd na zamkniętym posiedzeniu postanowił przedłużyć przymusowe leczenie. Z czego? – Nie zdiagnozowano u niego żadnej choroby psychicznej poza „urojeniami o charakterze religijnym” – ujawnia jeden z naszych rozmówców. – Jurek był wcześniej człowiekiem komunikatywnym, wysportowanym, prowadził aktywny tryb życia. Gdy go odwiedziłem jesienią ubiegłego roku, zobaczyłem mężczyznę zdziadziałego. Powłóczenie nogami, spowolniona mowa, drżenie rąk... Był wówczas faszerowany końskimi dawkami pernazyny, psychotropu ordynowanego przy schizofreniach. Po 600 mg dziennie! Teraz zmienili mu na szczęście leki, więc wygląda zdecydowanie lepiej, ale i tak daleko mu do formy sprzed dwóch lat – mówi znajomy Jerzego D. Inny z jego kolegów dodaje: – Jest bardzo wystraszony sytuacją. Jego jasnogórski wybryk rzeczywiście miał podłoże religijne, wynikające z wyznawanego przez niego chrześcijaństwa ewangelicznego. Przed atakiem na obraz kilkakrotnie pisał do biskupów, prosząc o zwrócenie uwagi na fakt, że podsycanie kultu do obrazów, a co za tym idzie – bałwochwalstwa, wyrządza ogromną krzywdę i fałszuje Biblię. Przyjeżdżał dwukrotnie do klasztoru na umówione spotkanie z generałem paulinów o. Izydorem Matuszewskim, jednak ten nie znalazł czasu na rozmowę. Żarówki z farbą były aktem desperacji człowieka głęboko wierzącego, który chciał coś głośno powiedzieć. Obawiam się, że zostanie za to zniszczony. ANNA TARCZYŃSKA MARCIN KOS
8
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
POLSKA PARAFIALNA
Gender – ukryta prawda
(3)
Tydzień trzeci przykościelnego szkolenia, na które się zapisałam. Coraz wyraźniej widać, że walka z gender to narzędzie do zastraszania i manipulowania katolickimi masami. Najpierw otwieram prezenta cję zatytułowaną wymownie „Ode brać dzieciom niewinność”. Autor – ksiądz Sławomir Kostrzewa – uczula, że współcześnie na de strukcyjny wpływ gender narażone są głównie dzieci. Na najmłodszych zasadzają się siły nieczyste ukryte w bajkowych postaciach. Na czoło wysuwa się Hello Kit ty, którą to – według duchowne go, szczycącego się tytułem dokto ra – stworzył Ikaka Shimizu, aby podziękować szatanowi za pomoc w uzdrowieniu córki. Fakt, że w rze czywistości mała kotka, mieszkanka przedmieść Londynu, urodziła się w głowie Japonki Yuko Shimizu, moralizatorowi nie przeszkadza… Twierdzi też ksiądz Sławomir, że wielu producentów zabawek albo współpracuje z sektami, masonerią, satanistami, albo stanowi ich część. Ci w sposób szczególny atakują chrześcijański system wartości op arty na Dekalogu. Wszystko dlatego, że chcą wychować nowe pokolenie konsumentów idealnych – wolnych od tradycyjnego myślenia i systemu wartości. A zabawki w d uchu gender
szkodzą dzieciom, ponie waż niszczą ich dusze – bohaterami stają się dla nich postaci sprze ciwiające się Bogu i walczące z Nim. To m.in. Monster High, Włatcy Móch, Har ry Potter, a nawet kucyk Little Pony, któ rego zadaniem nadrzędnym jest rzekomo oswajanie dzie ci z symboli ką Antychrysta oraz New Age. Dostało się nawet słynnej na świecie życiowej i dow cipnej książeczce dla dzieci napisa nej przez Alonę Frankel. Idę o za kład, że ksiądz Kostrzewa do środka nie zaglądał. Aby zaliczyć pozycję do grupy tych, które stają się szkołą okultyzmu, bo odwołują się do ma gii, ciemności, satanizmu i stwarzają w dziecku przeświadczenie, że świat ciemności jest pozytywny, wystarczył mu sam tytuł, który brzmi: „O Aniel ce, w którą wstąpił diabeł”.
Wszystko to – zdaniem du chownego – prowadzi najmłod szych do skrajnej destrukcji. Stają się apatyczni, kierują się wyłącznie prymitywnymi instynktami, są nie zadowoleni, popadają w depresję i tracą wiarę. Interesuje kogoś, dlaczego sza tan uderza właśnie w dzieci? To proste! Bo nie może znieść ich
c zystości i tego, że noszą one w so bie nieskalany obraz Boga. Dlatego nikt nie może być obojętny. Trze ba zgłaszać każdy przypadek ata kowania niewinności (w bajkach, przemyśle rozrywkowym, mediach i reklamie) do Stowarzyszenia Two ja Sprawa. Można też zaangażować się w różaniec rodziców za dzieci (rozaniecrodzicow.pl). „Przeciw wolności i demokra cji” – to panel poświęcony strategii politycznej lobby LGBT w Polsce i na świecie. Raport przygotowali członkowie Fundacji Mama i Tata, kierując się ponoć troską o dzieci oraz ich przyszłość, a nie obsesyj ną homofobią, z której są znani. Co odkryli tropiciele? Ano że cele lobby homo seksualnego na najbliższe lata to: dążenie do penalizacji tzw. mowy nienawiści ze względu na orienta cję seksualną, wprowadzenie do szkół tzw. edukacji seksu alnej uwzględniającej po glądy ideologów LGBT na kwestię orientacji seksualnej, zrównanie zwią zków partnerskich z małżeństwem, przyzna nie parom ho moseksualnym prawa do nie ograniczonej adopcji dzieci, zaostrzenie walki z ludźmi, środowiskami i instytucjami niezga dzającymi się z poglądami środo wiska LGBT, a także wyrażającymi publicznie swój sąd w tej sprawie. Ci prawdziwsi Polacy biją więc na alarm! Bo ze względu na sprzyja jący obecnie klimat polityczny i co raz częstsze deklaracje niektórych
polityków dojdzie niechybnie do przyspieszenia realizacji wymienio nych wyżej celów. Widać już zresz tą pierwsze symptomy przejścia od dotychczasowej strategii „drobnych kroków” i dialogu do planu walki. Kto uważa, że to czarny sce nariusz, może z łatwością znaleźć informacje na temat konsekwencji realizacji postulatów LGBT w kra jach, które ruch homoseksualny uznaje za wzorcowe w kwestii re alizacji swoich pomysłów. Autorzy raportu podkreślają, że nie jest to ponoć obiecywany raj na ziemi, ale raczej sytuacja, w której dominuje atmosfera zastraszenia, mniejszości mogą żądać specjalne go traktowania, zaś każdego, kto by owych żądań nie akceptował, moż na obwołać bigotem, zniszczyć mu karierę, a nawet wsadzić do wię zienia. Antygenderystów nie gorszy natomiast fakt, że także każdy, kto w cywilizowanym kraju wzywałby do dyskryminowania lub zabijania na przykład katolików, będzie na zwany przestępcą, zniszczą mu ka rierę, a czasem także wsadzą go do więzienia… Sen z powiek spędza tropicie lom gender to, że według statystyk rośnie w naszym społeczeństwie po ziom akceptacji dla związków jed nopłciowych, co oczywiście świad czy źle wyłącznie o społeczeństwie. Wszystko to doprowadzi – zdaniem autorów raportu – do zrównania w polskim prawie związków part nerskich z małżeństwem. A wtedy to już będzie koniec świata. Taki sam jak w Hiszpanii, gdzie dzięki aktywności środowisk LGBT i po parciu rządu do szkół wprowadzono program nauczania, który obligował nauczycieli, aby korygowali stanowi sko ucznia wobec homoseksualizmu i wyrobili u niego krytyczną ocenę homofobicznych uprzedzeń. JULIA STACHURSKA
[email protected]
Zapraszam Czytelników i Sympatyków tygodnika „Fakty i Mity” do spędzenia wolnego czasu w naszym Ośrodku Rekreacyjno-Wypoczynkowym „Białe Źródła” w Gorzewie nad urokliwym Jeziorem Białym.
Przybyłym gościom, którzy okażą nam na recepcji egzemplarz tygodnika „Fakty i Mity”, oferujemy największą zniżkę – do 40%! trasa na Nowy Duninów
Promocja ważna tylko do końca kwietnia.
trasa na Płock
Szczegółowe informacje o cenach i wolnych pokojach można uzyskać pod numerem telefonu 723 668 868 lub adresem poczty elektronicznej
[email protected]
Adres Ośrodka Rekreacyjno-Wypoczynkowego „Białe Źródła”: Relax nad Białym Sp. z o.o., Gorzewo 72B, 09-500 Gorzewo Nr konta: 65 1050 1461 1000 0090 3009 9296 NIP 727-278-61-91 www.bialezrodla.pl Współrzędne GPS do nawigacji: N 52°29'30.0936", E 19°29'51.9277"
Serdecznie Państwa zapraszam – Roman Kotliński „Jonasz”
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
HISTORIE W LUDZIACH ZAKLĘTE
Żołnierze przeklęci
adurki, bo nie była to tzw. B zbrodnia komunistyczna, a ich tylko takie interesują. Przy okazji śledztwa odnaleziono jednak kilka nieznanych naszej rodzinie dokumentów. Wyszło na jaw, że ktoś starannie zacierał ślady, likwidując świadków. Henryk D., młody chłopak z Łazowa, który uciekł z bronią z wojska i przystał do bandy, odmówił zastrzelenia ojca. Po miesiącu sam został zabity. Stefan J., inny uczestnik egzekucji, uciekł na Ziemie Odzyskane i zmienił nazwisko.
Dzięki wsparciu koalicji PO-PSL (przy sprzeciwie Twojego Ruchu oraz SLD) projekt ekipy Jarosława Kaczyńskiego pomyślnie przeszedł etap tzw. pierwszego czytania i trafił do dalszego procedowania w Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Nowelizacja przewiduje, że „kto publicznie oskarża o udział w masowych zbrodniach polskie, niepodległościowe, niekomunistyczne, podziemne formacje i organizacje Polskiego Państwa Podziemnego, podlega grzywnie, ograniczeniu wolności lub karze pozbawienia wolności do lat 5. Wyrok podawany jest do publicznej wiadomości”,
W Sejmie trwają prace nad zaproponowaną przez PiS zmianą ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej oraz Kodeksu karnego. Nowe przepisy zakazują mówienia prawdy pod karą 5 lat więzienia. a IPN będzie musiał wszczynać w takich sprawach śledztwa z urzędu, czyli bez oglądania się na czyjeś zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Innymi słowy: za nazwanie zbrodniarzem bandyty, tyle że politycznie „słusznego” – na przykład Józefa Kurasia alias „Ogień” (uhonorowany w Zakopanem pomnikiem odsłoniętym z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego) i wielu mu podobnych „żołnierzy wyklętych” – wyrok będziemy mieli pewny jak amen w pacierzu. Nie uniknie również kary Krystyna Badurka-Rytel, 73-letnia inicjatorka wirtualnego pomnika zbudowanego z podpisów osób popierających jej apel zamieszczony na stronie internetowej (krystyna-badurka-rytel.pl): „W hołdzie wszystkim patriotom, którzy wykazali się bohaterską postawą w czasie wojny z Niemcami, a po wojnie podjęli trud dźwigania kraju z ruin i służbę ludziom, za które – tak, jak mój ojciec Feliks Badurka – ponieśli śmierć z rąk narodowych katolików i innych oprawców z ryngrafami”. „FiM”: – Za takie obrazoburcze hasła na grzywnie się nie skończy... K.B-R.: – Nikt mnie nie zastraszy. Mój zamordowany przez podziemie ojciec był odważnym i szlachetnym humanistą; szczególnie wrażliwym na los dzieci, mama – odważną feministką, ja jestem odważną emerytką. – A wcześniej? – Mieszkaliśmy w Łazowie, biednej podlaskiej wsi nieopodal Bugu. Podczas okupacji ojciec działał jako łącznik w oddziałach Armii Krajowej, po wojnie uznał, że czas włączyć się do odbudowy życia lokalnej społeczności. Z przekonania był socjalistą, ale nie należał do żadnej partii. Chciał pomagać ludziom. Objął funkcję przewodniczącego Gminnej
Rady Narodowej w Sterdyni. Wieczorem 11 kwietnia 1945 roku wsiadł na rower i pojechał na zebranie Rady. Nie wrócił. Został uprowadzony i zamordowany. Już wcześniej grożono mu śmiercią. W archiwum IPN znalazłam informację, że kilka dni przed uprowadzeniem na drzwiach naszego domu naklejono w nocy kartkę sygnowaną przez Narodowe Siły Zbrojne. Napisano na niej, że go zabiją, jeśli nie zrezygnuje ze stanowiska. Mama natychmiast zawiozła ulotkę do gminy i pokazała ojcu w obecności komendanta MO. Tata odpowiedział, że się nie boi, bo jest w porządku wobec wszystkich ludzi. Mama nalegała, żeby nosił ze sobą broń. Odmówił. Powiedział: „Walczyłem z Niemcami, do Polaków strzelać nie będę”. Dzisiaj nie mogę nawet złożyć kwiatów na jego grobie, bo nie wiadomo, gdzie ukryto zwłoki. Prawdopodobnie zatopili je w Bugu. Po śmierci ojca mama została sama z pięciorgiem dzieci. Najstarszy brat miał wówczas 12 lat, najmłodszy – trzy miesiące. Przeżyliśmy tylko dzięki jej hartowi ducha. – Pamięta Pani ostatni dzień z ojcem? – Byłam zaledwie czteroletnim dzieckiem. Mama opowiadała później, że przed tym wyjazdem na zebranie bardzo płakałam, czepiałam się jego nóg... Utkwił mi natomiast w pamięci obraz, jak siedzimy z siostrą na jego kolanach i wpinamy mu we włosy kwiaty... – Sprawców nie schwytano? – Milicja okazała się bezradna. Mama poszukiwała na własną rękę, ale to były czasy, gdy ludzie bali się normalnie rozmawiać. Musiała jednak być już bardzo blisko, bo na drzwiach naszego domu znowu ktoś przybił kartkę z ostrzeżeniem, że zginie tak, jak jej mąż, jeśli będzie dalej dochodziła, co się z nim stało.
Prezydent Komorowski na cmentarzu w Rykach
To nie były czcze pogróżki. Zaledwie miesiąc po tacie zamordowano nowego przewodniczącego Rady Narodowej, a kilka miesięcy później – także jego żonę. Na oczach czwórki dzieci. W roku 1947 i 1950 zabito kolejnych dwóch przewodniczących. Ja od wielu lat prowadzę prywatne śledztwo. Już wiem, że zabójstwa ojca dokonała bojówka egzekucyjna związana z grasującą na tym terenie bandą niejakiego „Sokolika”, podległą NSZ w Sokołowie Podlaskim. Znam nazwiska bezpośrednich wykonawców zbrodni, mam niemal pewność, kto odczytał ojcu wyrok śmierci. – Kto czytał? – Ślady prowadzą do nieżyjącego już Wacława P., narodowego katolika z rodziny o głębokich korzeniach endeckich. W 1947 roku ujawnił się i skorzystał z amnestii. Skończył Politechnikę Warszawską i był lojalnym obywatelem na wysokim stanowisku. Gdy mama dowiedziała się, że to on prawdopodobnie uczestniczył w akcji, zawiadomiła organa ścigania. 17 maja 1956 r. przedstawiono mu zarzuty, ale śledztwo błyskawicznie umorzono, ponieważ ujawnienie się gwarantowało bezkarność. Po upadku PRL wypłynął jako zasłużony partyzancki kombatant. Zaczął nawet pisać książki o swoim „bohaterstwie”, jednak nie ma w nich słowa o moim ojcu. – Na szczęście mamy czuły na tzw. prawdziwą historię IPN... – Prokuratorzy Oddziału IPN w Lublinie umorzyli postępowanie w sprawie zabójstwa Feliksa
Wrócił po kilku latach, myśląc, że nic mu już nie grozi. Utopili go w Bugu. Bezpośredniego świadka egzekucji z Seroczyna bardzo ciężko pobito; w efekcie zmarł. IPN ma w swoich zasobach wiele innych ciekawych dokumentów, na przykład robocze notatki Wacława P. sporządzone przy okazji pisania książki, ale nie chcą mi ich udostępnić. – Kim byli bezpośredni sprawcy i ich zleceniodawcy? – Zbrodnie organizowali ideowi endecy popierani przez miejscowy kler. Mieli swoją wizję innej Polski i bez cienia skrupułów zabijali każdego, kto usiłował zrobić coś dobrego w nowej rzeczywistości. Jeśli tak, to mogli się rzucić na Związek Radziecki, a nie na niewinnych ludzi. Nie oszczędzali ludności cywilnej. Dzisiaj ci bandyci „w białych kołnierzykach” odgrywają bohaterów. Wyręczali się wykolejonymi przez wojnę biedakami i półanalfabetami lub degeneratami, którzy nie mieli żadnych obowiązków wobec dzieci. Ci szli do lasu, żeby rabować, bo to był ich sposób na życie, a dowódcy skutecznie przekonywali, że trafią do więzienia, jeśli się ujawnią. Nie wiem, czy tak było wszędzie, ale na Podlasiu z pewnością. Tworzone dzisiaj legendy, że niby walczyli o niepodległość Polski z przekonania politycznego, to kompletna bzdura. – Zna Pani przykłady? – Pewien młody chłopak pochodził z rodziny, gdzie było 12 dzieci. Przed wojną żyli w strasznej biedzie.
9
Utrzymywali się ze zbierania jagód, grzybów oraz drobnych kradzieży. I on, zagubiony, nieświadomy, jest najlepszym przykładem. Nie miał najmniejszego pojęcia, co naprawdę dzieje się wokół niego, i wyszedł na bandziora. Gdyby ten dzieciak był świadomy i jak inni poszedł w 1945 roku do szkoły, to taka rodzina dostałaby wszystko: ziemię, mieszkanie, stypendia, zapomogi, szkołę za darmo, pracę... Przecież nowa, odradzająca się Polska bardzo dbała o rodziny wielodzietne. Ale ten chłopak zaplątał się do partyzantki i kiedy inni uczyli się, on strzelał do milicjantów i chłopów, którzy brali ziemię z reformy rolnej. Z czasem sam został zabity. Jest trupem, ale za to „bohaterem i obrońcą wiary katolickiej”. Ma nawet tablicę w kościele. Dla kontrastu: w Warszawie zaprzyjaźniłam się z rodziną z Podlasia. Mieli pięcioro dzieci. Wszyscy ukończyli po wojnie studia. Troje – Uniwersytet Warszawski, dwoje – Politechnikę Warszawską. Inny przyjaciel rodziny, oficer, opowiadał nam o swoim przedwojennym dzieciństwie. Po czterech klasach szkoły podstawowej musiał pójść na służbę do bogatego gospodarza, bo mieli zaledwie skrawek własnej ziemi. Sypiał w stajni pod żłobem. Po wojnie skończył Wojskową Akademię Techniczną, doszedł do stopnia pułkownika. – Ale za to „partyzant” ma co roku święto państwowe i okazjonalne hołdy składane przez prawicowych polityków... – Sam pan prezydent Bronisław Komorowski uważa, że patriotyzm polega na tym, że jeden ma prawo zgładzić drugiego w imię jakichś swoich wyższych celów. On chlubi się, że jego ojciec też był „żołnierzem wyklętym”. Jeżeli morduje się innego człowieka nie w obronie własnej, to mamy do czynienia z ewidentnym zabójstwem. Jakąkolwiek by do tego dorobić ideologię. – Gdy prezydent odwiedził mogiłę podkomendnych niejakiego „Orlika”, na cmentarzu parafialnym w Rykach odwracał wzrok od grupy osób stojących niedaleko pod transparentem „Rodziny ofiar żołnierzy wyklętych”. To byli bliscy i znajomi ludzi wyrżniętych w pień przez oddział tego zbira. Nie zamienił z nimi nawet słowa... – Szalenie mnie ciekawi, co by zrobił jako ojciec pięciorga dzieci, gdyby żył w tamtych czasach. Czy po zakończeniu wojny złożyłby broń i organizował szkoły, czy stawiał „heroiczny opór”, torturując i zabijając ludzi, którzy te szkoły zakładali, którzy siali, orali, musieli i chcieli żyć... ANNA TARCZYŃSKA Współpr. T.S. Drodzy Czytelnicy Jeśli znacie ludzi, których życiorys kryje fascynującą historię, także współczesną, piszcie na oksana@ faktyimity.pl albo na adres redakcji z dopiskiem: „Historie w ludziach zaklęte”.
10
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
POD PARAGRAFEM
CO W PRAWIE PISZCZY
z miany mentalności i prawa, które przyniosą polepszenie warunków życia jak największej liczbie współobywateli, nie zaś takie, które upodlą jak najwięcej z nich albo też będą zmierzać do konserwowania stęchłego gorsetu, zwanego figlarnie „tradycją”. Są przy tym zdeterminowani,
szkodził). Przez pierwsze 40 lat życia zatrudniał się jako asystent i adiunkt na uniwersytetach. Jednak polskie prawoznawstwo zdecydowanie nie jest nasycone dorobkiem naukowym magistra, a potem dra Kaczyńskiego, co świadczy o tym, że PRL trwoniła publiczne pieniądze na utrzymywanie tego naukowego nieroba. Następnie udzielał się albo jako polityk (czyli nikt), albo też dawały mu przeżyć różne prawicowe przybudówki wydawnicze, jak choćby Fundacja Prasowa Solidarności (śledztwo w tej sprawie umorzono w 2000 r.). Innymi słowy, ponad 60 lat swojego żywota przesiorbał na garnuszku podatnika.
aby rozwiązywać bieżące problemy Polaków, a więc nie toczą wielkich sporów historycznych, nie rozdrapują ran, nie histeryzują, nie obrażają się – tylko skupiają się na tym, jak wielką wizję przyszłej Polski przekuwać w codzienne zmiany warunków życia. Zaprzeczeniem tych wszystkich cech są na ogół wygrzewający się w słoneczku przychylnych dlań sondaży politycy PiS-u. Taki Jarosław Kaczyński nigdy nie zbudował niczego własną pracą: nie założył ani nie poprowadził własnej firmy, nie dał w niej ludziom zatrudnienia, nie sprawdził się w żadnej merytorycznej, niepolitycznej pracy (a w tej politycznej tylko
O jego szacunku do wartości demokratycznych świadczy na przykład tragiczna śmierć Barbary Blidy, kiedy był premierem. Wizji rozwoju państwa nie można mu odmówić, przy czym jest to wizja straszliwa, a zarazem zwrócona tyłem do przyszłości. Marzy mu się bowiem totalitarno-ciemniacki skansen, w którym on byłby źródłem ekscytacji i obiektem adoracji wszystkich obywateli. Problem w tym, że Koreę Północną można obejrzeć również bez płacenia ceny w postaci oglądania Kaczyńskiego na premierowskim stolcu. Natomiast o chęci rozwiązywania problemów obywateli świadczy właśnie projekt
PiS chce wśród Polaków – ale tylko tych prawdziwych – rozmnożyć „weteranów walk”. Oczywiście uprzywilejowanych. Posłowie Prawa i Sprawiedliwość złożyli do laski marszałkowskiej projekt ustawy o statusie weterana opozycji antykomunistycznej i korpusie weterana opozycji antykomunistycznej wobec dyktatury komunistycznej PRL w latach 1956–1989 oraz o zmianie niektórych innych ustaw. Zakłada on możliwość ubiegania się o status weterana opozycji antykomunistycznej, po uzyskaniu którego weteran byłby uprzywilejowany m.in. w zakresie określonych świadczeń socjalnych i zdrowotnych, ulg oraz pierwszeństwa w uzyskiwaniu świadczeń. Już sam tytuł ustawy wzbudza rozbawienie, bo kabaretowo brzmi termin „dyktatura” jako określenie na przykład rządu Mieczysława F. Rakowskiego. Można mówić, że dochodziło w tym czasie do istotnych ograniczeń wolności w wielu dziedzinach, nie można natomiast poważnie twierdzić, że Rakowski sprawował w Polsce dyktatorskie rządy. Była to taka dyktatura, że nie bał się jej np. Jan Pietrzak, absolwent Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, dzisiaj zapewne „weteran opozycji antykomunistycznej”. Zastrzeżenia budzi fundament ideowy projektu. Projektodawcy zakładają bowiem, że dopuszczalne jest różnicowanie obywateli nie ze względu na ich przeszłe indywidualne czyny, lecz ze względu na poglądy, które wyznawali. O ile nie może
ulegać wątpliwości, że osoby zaangażowane w działania kryminalne, które – przekraczając uprawnienia albo niedopełniając obowiązków – świadomie działały w celu szkodzenia działaczom opozycji demokratycznej okresu PRL, powinny ponieść odpowiedzialność (z uwzględnieniem zasad ogólnych prawa, takich jak zasada niedziałania prawa wstecz czy też zasada ochrony praw nabytych), o tyle stosowanie zbiorowej, historycznej rachuby wobec całych grup polskich obywateli z uwagi na ich przeszłą przynależność wzbudza wątpliwości zasadnicze. Dotyczą one zarówno upośledzania określonych grup ludności (np. funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa czy wojska) m.in. w zakresie uprawnień emerytalnych, jak i uprzywilejowywania grupy „z przeciwnego bieguna” z uwagi na jej niegdysiejsze polityczne wybory. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać mechanizm sympatii politycznych, którymi kierują się Polacy. Uważam bowiem, że do sprawowania władzy predestynowani są ci politycy, którzy mają potwierdzone doświadczeniem kwalifikacje merytoryczne (czyli osiągnęli coś istotnego w jakiejś dziedzinie zawodowej), akceptują wartości demokratyczne (przede wszystkim są przywiązani do etosu ochrony praw i wolności obywatelskich), mają wizję rozwoju państwa i społeczeństwa. Chodzi o takie
Fot. AG
Weterani i włókniarki
TO IDZIE MŁODOŚĆ!
Wszystkie nasze patriotyzmy W czasach pokoju i stabilności łatwo jest być bohaterem, siedząc w miękkim fotelu, bić się gębą za ojczyznę. Ale gdy tylko pojawia się realne zagrożenie, odwaga drożeje, a szumne deklaracje tracą na sile. Ostatnie wydarzenia na Ukrainie i możliwość wybuchu wojny, choćby tylko wykreowana medialnie, zainicjowały ogólnonarodową dyskusję nad stanem polskiego patriotyzmu. Masową wyobraźnię rozpaliły wyniki sondażu przeprowadzonego dla jednej z telewizji, z którego jasno wynika, że większość obywateli nie ma zamiaru poświęcać się dla ojczyzny w razie zagrożenia. Na utratę życia lub zdrowia dla obrony kraju gotowych jest zaledwie 43 proc. Polaków, reszta zaś albo zdecydowanie (21 proc.), albo raczej (29 proc.) nie byłaby na to gotowa. Gdzie w takim razie podziali się ci wszyscy męczennicy na pluszowych krzyżach:
s padkobiercy husarii, powstańców warszawskich, żołnierzy wyklętych, styropianowych i maryjnych, od których roi się w internecie? Gdzie osławione, mężne i kryształowe pokolenie JPII? Medialna promocja patriotyzmu ma swoje przełożenie widocznie tylko na świat wirtualny. Gdy gruchnęła wieść o możliwej powszechnej mobilizacji (zwykła plotka zresztą), naraz zaroiło się od komentarzy typu: „Za Polskę Tuska i Kaczyńskiego walczył nie będę”; „To nie moja sprawa, niech sobie Ukraińcy sami radzą” itp. Oczywiście, strach przed pójściem w kamasze, zwłaszcza pod tak żenującymi przywódcami i pomylonymi hasłami tudzież sztandarami, jest uzasadniony i nie zasługuje na potępienie. Pokazuje to jednak wartość patriotyzmu kultywowanego przez klerokonserwatystów. Łatwo im gloryfikować dawno poległych, stroić się w ich ciuszki podczas inscenizacji i rekonstrukcji
bitew, jednak gdy sceny znane z akademii szkolnych mają szansę się powtórzyć, przypominają sobie lekcje nie historii, lecz WF-u i geografii – szukając w atlasie bezpiecznych miejsc do pospiesznej emigracji. Tak się złożyło, że wydarzenia ukraińskie zbiegły się z premierą ekranizacji powieści Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”. Ta lektura od lat ma rozbudzać wśród dziatwy szkolnej świętą miłość kochanej ojczyzny, za którą umierać jest zaszczytnie. Śledząc relację z Majdanu, można się na własne oczy przekonać, jaki to zaszczyt. Wspomniana ekranizacja wzbudziła już w „pewnych środowiskach” oburzenie, że oto się odziera pomnikowe postaci z ich pomnikowości, a brąz postumentów stał się brązem ekskrementów. To oburzenie idealnie wpisuje się w szerszą dyskusję o patriotyzmie. Według tego modelu każda próba krytyki wiodącej narracji o czasach okupacji jest zamachem na narodowe świętości i zdradą stanu. Próby podejmowania dyskusji – na przykład książki Grossa czy film „Pokłosie” Pasikowskiego – są odsądzane od czci i wiary przez samozwańcze „środowiska patriotyczne”. Podobnie jest
ustawy o antykomunistycznych weteranach. Gdyby prezes PiS istotnie troszczył się o dobro Polaków, to starałby się odpowiedzieć na pytanie, jak poprawić los wszystkich starych ludzi, których rząd Kaczyńskiego, a także wszystkie przed nim i po nim skazały na wegetację na marginesie społeczeństwa. Zamiast tego proponuje on kolejną polityczną przepychankę i dalsze dzielenie Polaków na lepszych i gorszych. Co najgorsze, chodzi o Polaków najbardziej dotkniętych skutkami przemian, czyli najstarszych. To właśnie takie jego zachowania powodują, że nie przestaję się brzydzić tym moralnie małym człowiekiem. W tych okolicznościach nie rozumiem, jak PiS może mieć równie wysokie poparcie w sondażach. Nie rozumiem też, skąd bierze się sympatia Polaków do partii, która nie widzi dramatu pauperyzacji milionów rodaków, ich upodlenia, braku pracy, braku opieki zdrowotnej, odcięcia od kultury i edukacji, lecz para się dopieszczaniem „weteranów opozycji antykomunistycznej”? Co takiego zawdzięcza łódzka włókniarka czy były górnik z Wałbrzycha „weteranom opozycji antykomunistycznej”? Wolność? Owszem, jest bardzo ważna, ale można cieszyć się nią tylko wtedy, jeśli człowiek ma co jeść. Tymczasem „weterani” spowodowali, że bardzo wielu Polaków cieszy się dziś wolnością od ciężaru wydawania pieniędzy – bo ich nie mają. Większy mój szacunek budzi łódzka włókniarka, która przepracowała całe życie, stojąc przy krosnach, a dzisiaj ma 1000 złotych emerytury i czeka rok w kolejce do lekarza, niż „weteran opozycji antykomunistycznej”, który jej ten los zgotował. PiS-owi proponuję więc, żeby zjeżdżał ze swoim idiotycznym projektem, a wyborcom PiS sugeruję, żeby się ogarnęli. JERZY DOLNICKI
z zakazem krytyki polskiego papieża. W obu przypadkach mamy do czynienia z narodowym tabu, którego przełamanie równa się banicji z publicznej debaty. Nie służy to narodowemu pojednaniu i dobru wspólnemu, wbrew opiniom tych, którzy starają się taki porządek utrwalać. Im bardziej będziemy unikać trudnych tematów, z tym większą mocą one w końcu wypłyną i narobią szkód nie do naprawienia. Warto jednak przy okazji zauważyć, że wśród młodych ludzi coraz bardziej popularny jest tzw. patriotyzm dnia codziennego, czyli wypełnianie drobnych obowiązków wobec kraju. Dbanie o czystość na ulicy, płacenie podatków, kupowanie biletów komunikacji miejskiej – to wszystko również świadczy o dbałości o swoje otoczenie i kraj i – w przeciwieństwie do deklarowanej chęci umierania za Polskę – ma pozytywistyczny, realny wymiar. Zamiast mówić (bo na czyny watykańskich patriotów już nie stać), warto poświęcić uwagę sprawom z pozoru (bo tylko w wymiarze jednostkowym) drobniejszym, ale realnym, składającym się na wspólny polski sukces. ŁUKASZ PIOTROWICZ
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Rekolekcje pod palmami Dobre samopoczucie Stanisława Gądeckiego – nowego szefa Episkopatu – może wkrótce ulec pogorszeniu, bo przedsiębiorcy zabrali się do zwalczania kościelnych organizatorów pielgrzymek, kolonii i obozów. Kościelną turystykę organizują parafie, zgromadzenia zakonne, stowarzyszenia kościelne i kurie diecezjalne, będące także właścicielami hoteli, pensjonatów, domów wypoczynkowych. Do nich należy już 1/3 polskiego rynku turystycznego, wartego ponad 200 miliardów złotych. Próbuje z nimi konkurować 300 tys. głównie małych i średnich świeckich biur podróży, hoteli i pensjonatów. Z badań Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że zatrudniają one ponad 700 tysięcy pracowników. Są także jednym z ważnych płatników podatków. Legalnie działające przedsiębiorstwa turystyczne w ciągu ostatnich 5 lat wpłaciły do kasy państwa i samorządów z tytułu podatków i opłat ponad 120 miliardów złotych, a kościelne podmioty tego typu nie przekazały ani złotówki. Na świeckich organizatorów turystyki państwo polskie nałożyło szereg obowiązków i wymogów. Muszą na przykład uzyskać odpłatnie
specjalną licencję, bez której nie można prowadzić biura podróży ani klasyfikowanego hotelu lub pensjonatu. Świecki przedsiębiorca musi także wykupić kosztowną polisę ubezpieczeniową na wypadek bankructwa lub problemów z wywiązaniem się przez niego z umowy. Klienci mają bowiem prawo do rekompensaty w razie nagłej zmiany trasy wycieczki oraz jej programu, gorszego hotelu, opóźnień w przelotach, zmniejszenia liczby posiłków lub ich porcji. Biurom nie wolno także domagać się od gości dopłat do ceny wyjazdu. Wyjątkiem są sytuacje, w których dochodzi do nagłych, niedających się przewidzieć zmian kursów walut. Świecki organizator wyjazdów i obozów dziatwy szkolnej musi o każdej imprezie poinformować właściwego kuratora oświaty. Na właścicieli hoteli i pensjonatów państwo nałożyło bardzo restrykcyjne wymogi sanitarne, co
pozwoliło od połowy lat 90. XX w. znacząco zmniejszyć liczbę ciężkich masowych zatruć. Kościelne biznesy turystyczne same się zwolniły z tych obowiązków. Ich szefowie twierdzą bowiem, że „organizowane przez nich pielgrzymki i obozy nie mają charakteru komercyjnego”. Zgodnie z prawem powinni publikować dokładne sprawozdanie finansowe z każdego wyjazdu, ale tego nie robią. Faktem jest, że dość często mają ceny niższe niż w biurach komercyjnych, ale to dlatego, że nie płacą podatków. W ten sposób odbierają chleb cywilnym biurom i państwu. Poza tym w większości przypadków nie chodzi o żadne pielgrzymki, bo czy takimi można nazwać zorganizowane przez poznańskie agendy
kościoła katolickiego między innymi dziewięciodniowe jesienne objazdy Portugalii (Kuria Archidiecezjalna), trzynastodniowe wycieczki po kurortach Francji i Hiszpanii (parafia Podwyższenia św. Krzyża), dziewięciodniowe letnie wypady na wyspę Rodos (parafia pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy, św. Marii Magdaleny oraz św. Stanisława Biskupa), dziesięciodniowe wyprawy do Włoch i Chorwacji (ojcowie oblaci) oraz dwutygodniowe zwiedzanie Paryża, północnej Francji i Brukseli (parafia pw. Najświętszego Zbawiciela). Kościelni hotelarze, aby uciec spod państwowego nadzoru, nazywają swoje obiekty domami pielgrzyma lub „ośrodkami rekolekcyjnymi” (najwięcej jednych i drugich jest w Zakopanem, chociaż to wcale nie sanktuarium), co pozwala im na uniknięcie obowiązku prowadzenia pełnej dokumentacji księgowej i płacenia podatków. Co z tego, że część z nich posiada spa, sauny i baseny. A to już „pielgrzym” nie może się pobyczyć? Wszystkie te jawne śmichy z prawa nie spotkały się jak dotąd z reakcją organów okradanego państwa. O tym jawnym bezprawiu szefowie świeckich biur podróży i hoteli przez lata bali się mówić głośno. W marcu 2014 roku sytuacja uległa zmianie, kiedy to Wielkopolska Izba Turystyczna poinformowała
Polowanie na uczciwych Polskie rządy od lat zachęcają – niechcący, ale skutecznie – do unikania opodatkowania i prowadzenia biznesu nielegalnie. Taki wniosek można wyciągnąć po uważnej lekturze raportów organizacji międzynarodowych (OECD, Banku Światowego czy Komisji Europejskiej) oraz krajowych (GUS, Związku Pracodawców i Przedsiębiorców). Ich autorzy z niepokojem odnotowują rosnący udział tak zwanej szarej strefy w Produkcie Krajowym Brutto, czyli wartości wszystkich wyprodukowanych w danym kraju towarów oraz usług. Pojęcie „szara strefa” obejmuje przedsiębiorców, którzy ukrywają dochody osiągane z działalności niezakazanej przez prawo. Łączy się ona z procederem tzw. pracy na czarno, czyli zatrudnianiem bez zawierania jakiejkolwiek umowy. Działający w szarej strefie bywają częstymi klientami zorganizowanych grup przestępczych, bowiem tylko przy ich pomocy mogą wyegzekwować swoje należności. Od lat obserwujemy w Polsce wzrost liczby przedsiębiorców działających w podziemiu; rosną także ich obroty. Analitycy Komisji
Europejskiej szacują, że wytwarzają oni ponad 25 proc. naszego PKB, co stanowi jeden z najwyższych wskaźników w Europie. Nawet w opanowanych przez mafię Włoszech w szarej strefie powstaje tylko 19 proc. PKB… Co ciekawe, z badań dra hab. Grzegorza Gołębiowskiego ze Szkoły Głównej Handlowej wynika, że najważniejszym powodem, dla którego polscy przedsiębiorcy przechodzą do szarej strefy, są problemy z niestabilnym prawem podatkowym oraz ubezpieczeniami społecznymi. Przedsiębiorcy schodzący do podziemia zwracali także uwagę na nieuczciwą konkurencję ze strony przedsiębiorstw kościelnych oraz zagranicznych, wielkich koncernów, które ze względu na liczne zwolnienia i ulgi podatkowe mogą oferować niższe ceny. Im większa szara strefa, tym potężniejsze kłopoty ma budżet państwa. Rządzący zaczynają ciąć wydatki socjalne i zwiększają liczbę kontroli w firmach działających legalnie, a aparat skarbowy nakłada czasem drakońskie kary za każdy najdrobniejszy błąd. Przedsiębiorcy skarżą się także na zmieniającą się z dnia na dzień wykładnię przepisów stosowaną przez aparat skarbowy,
co może doprowadzić do bankructwa nawet najbardziej stabilne przedsiębiorstwo. Przekonali się o tym ostatnio krajowi producenci karetek pogotowia, kontrolujący kiedyś ponad 4/5 polskiego rynku. Montowane przez nich dobre i tanie sanitarki kupowały także czeskie, słowackie i niemieckie szpitale. Rosły zamówienia, firmy zatrudniały ludzi i płaciły podatki. Pod koniec 2013 r. stabilność ich biznesów stanęła pod znakiem zapytania. Urzędy skarbowe uznały, że producenci karetek chcieli okraść państwo na akcyzie. Resort finansów wprowadził wtedy nową definicję sanitarki. Z samochodu specjalistycznego stały się one formalnie pojazdami montowanymi na bazie osobówki, a sprzedaż tych ostatnich obłożona jest 18-procentową akcyzą. Producentom naliczono wsteczną akcyzę, co dla większości firm oznacza bankructwo. Cześć producentów musiała więc zawiesić działalność, inni walczą z nakazem zapłaty przed sądami krajowymi i międzynarodowymi. Podobny los spotkał kilkuset właścicieli i dzierżawców stacji paliw, bo celnicy uznali, że świadomie nie odprowadzali oni pełnej akcyzy od
11
etropolitę poznańskiego arcybim skupa Stanisława Gądeckiego, że „o każdym przypadku obchodzenia prawa przez duchownych i parafie przy organizowaniu wyjazdów będzie informowany właściwy Urząd Marszałkowski (prowadzi rejestr biur podróży), Urząd Skarbowy, Inspekcja Handlowa, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Kuratorium Oświaty i Policja”. Takie same ostrzeżenia dostali metropolita gnieźnieński Józef Kowalczyk oraz biskup kaliski Edward Janiak. List wywołał bardzo ostrą debatę przedsiębiorców oraz internautów na branżowych forach internetowych. Oto wybór opinii. Dyskutant o pseudonimie Izbruk zauważył, że „sprawa jest poważna, gdyż legalne biura muszą odprowadzać podatki, a lewe pielgrzymki to czysty zysk na drogie samochody i luksusowe życie dla kleru, i wreszcie ktoś się za to wziął. Gratulacje, bo zapaliło się okienko w ciemnym tunelu”. Internauta o pseudonimie Igor dodał, że „jednym z przykazań jest »Nie kradnij«. Niepłacenie podatków do US jest też kradzieżą. Przez 27 lat pontyfikatu naszego Papieża ukradziono setki milionów zł podatku przez pielgrzymki kościelne”. Nieliczni obrońcy biskupów próbowali snuć opowieści o tym, że parafie… nie zarabiają na pielgrzymkach. Według internauty podpisującego się nickiem zagorzały katolik „list Wielkopolskiej Izby Turystyki jest ewidentnym atakiem na Kościół katolicki, a diabły piekielne szykują już kotły pełne wrzącej smoły na autorów tego bluźnierczego wystąpienia”. Najłagodniej odpowiedział mu Igor. Zaproponował mu „kąpiel w święconej wodzie na rozjaśnienie umysłu”. MC
sprzedaży o leju opałowego. Zgodnie z prawem paliwo przeznaczone do ogrzewania domów i zakładów obłożone jest niższym podatkiem. W opinii urzędników kupujący olej – zamiast ogrzewać nim budynki – lali go do baków, a skoro tak, to sprzedawcy powinni naliczyć im wyższą akcyzę. Jeśli tego nie zrobili, to powinni zapłacić karę i domiary. W konsekwencji przedsiębiorcy zbankrutowali, a ich pracownicy poszli na bezrobocie i utrzymanie państwa. Jednocześnie rząd nie reaguje na niebywały rozrost szarej strefy na rynku papierosów. Przestępcy produkujący papierosy w nielegalnych zakładach obracają kwotą 7 miliardów złotych rocznie. Tyle traci nasze państwo. Przedsiębiorcy, z którymi rozmawialiśmy, zwracali także uwagę na dziwne operacje na rynku markowych alkoholi, gdzie pojawiają się oferty sprzedaży trunków po cenach niższych niż koszt produkcji. Część z nich wystawiają na sprzedaż legalni producenci. Warto zwrócić uwagę, że nielegalne biznesy wiążą się z bardzo niskim ryzykiem wpadki. Sądy rzadko skazują prowadzących takie przedsięwzięcia na kary więzienia i wysokie grzywny. Częściej dotyka to drobnych przedsiębiorców, którzy działają legalnie, ale popełniają błędy i gubią się w gąszczu przepisów. MC
12
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
– Czy nie jest tak, że polskim obserwatorom trudno dostrzec eskalację nacjonalizmu ukraińskiego zza pleców rosyjskich żołnierzy? – Banderowcy przestali być tylko specyfiką zachodniej Ukrainy. Chociażby na Majdanie z trudem można było zauważyć flagi UE, ale czerwono-czarne niejednokrotnie były nawet liczniejsze niż żółto-niebieskie.
47 proc. mieszkańców Ukrainy mówi na co dzień językiem rosyjskim. Wielu Rosjan i Ukraińców postrzegało się do niedawna jako jeden naród. Teraz powstaje między nimi wielka przepaść. Bez kompromisu i pojednania trudno mówić o rozwiązaniu konfliktu – mówi w wywiadzie dla „FiM” dr Adam Bobryk*
*Doktor Adam Bobryk, socjolog, specjalizuje się w badaniach dotyczących mniejszości narodowych i wyznaniowych, stosunkach międzynarodowych oraz w sprawach relacji ze Wschodem.
O Ukrainie bez histerii
(2)
Nacjonaliści narzucili ton nowej władzy. Jedną z pierwszych decyzji w parlamencie było anulowanie ustawy o podstawach polityki językowej, która była oparta m.in. na ramowej konwencji Rady Europy o ochronie mniejszości narodowych oraz Europejskiej karcie języków regionalnych i mniejszościowych. To znacznie podważa wiarygodność proeuropejskich deklaracji nowej władzy. Jeśli rzeczywiście nowa ekipa chce zostać członkiem UE, to gdyby takiej ustawy nie było, winna ją wprowadzić, a nie usuwać z systemu prawnego. O bezrefleksyjności wielu mediów w Polsce świadczy fakt, że z satysfakcją odebrały działanie dyskryminujące mniejszości, uznając je za pozbawianie przywilejów Rosjan. Natomiast w ustawie wymieniono 18 narodowości, w tym polską. Podobny dokument funkcjonuje również w Polsce. Rosjanie oczywiście także wymienieni są w nim jako jedni z beneficjentów. Oliwy do ognia na Ukrainie dodały postulaty Tiahnyboka, żeby Rosjan pozbawić obywatelstwa ukraińskiego oraz zakazać używania języka rosyjskiego. Czy tak mówi polityk europejski? Czy to nie budziło przerażenia ludności rosyjskiej? Trzeba pamiętać, że co najmniej 47 proc. ludności Ukrainy na co dzień używa
języka rosyjskiego. Ta masowa skala nacjonalizmu, czystki w instytucjach publicznych, zmiana ustawodawstwa doprowadziły do obecnej sytuacji. – Czyli do interwencji wojsk rosyjskich na Krymie? – Gdyby zostały utrzymane warunki kompromisu zawartego pod auspicjami m.in. ministra Radosława Sikorskiego pomiędzy prezydentem Janukowyczem i opozycją, nie byłoby interwencji wojska rosyjskiego na Krymie ani działań separatystycznych. Osiągnięty kompromis prawdopodobnie powodowałby powolne przejmowanie władzy przez opozycję. Bez dalszego rozlewu krwi, przemocy, zmian terytorialnych. Tylko że jego zawarcie zostało odebrane jako sygnał słabości władzy i opozycja poszła dalej. Te wydarzenia zaskoczyły wszystkich. To nie Jaceniuk rządził na ulicach. On był nawet zatrzymany przez uzbrojonych ludzi i musiał przepraszać, że jedzie z lotniska nie tą drogą co wszyscy. Złamanie kompromisu doprowadziło do sytuacji kryzysowej. Gdyby na wschodzie mieszkańcy nie poczuli się zagrożeni, nie byłoby tendencji separatystycznych. Z drugiej strony interwencja wojsk rosyjskich na Krymie przynosi straty Ukrainie, ale też paradoksalnie pewne korzyści dla obecnego rządu,
REKLAMA
„Sensacyjna monografia Marka Szenborna »Czarownice i heretycy. Tortury, procesy, stosy« burzy miłe, ułatwiające życie przekonanie o dobroci i szlachetności ludzkiej natury. To literatura faktu, a raczej faktów niewygodnych dla Kościoła” – prof. Joanna Senyszyn
Zamówienia: Telefonicznie i przez internet
bowiem odwraca uwagę od innych problemów, prowadzi do konsolidacji narodowej i zwiększa deklaracje pomocy ekonomicznej ze strony państw zachodnich. – Krym właśnie ogłosił niepodległość. Będzie rozpad? – Sytuacja na Ukrainie jest obecnie mało przewidywalna. Można przypuszczać, że utrata Krymu doprowadzi do konsolidacji państwa po wielomiesięcznych zamieszkach. Mało prawdopodobne, by ruchy separatystyczne wywołane przemianami doprowadziły do oderwania wschodniej części kraju. Ta sytuacja na pewno jednak będzie skutkowała ukształtowaniem się zupełnie nowego społeczeństwa ukraińskiego. Rosjanie i Ukraińcy (pomijając zachodnią część kraju) często mówili o sobie jak o jednym narodzie. To określało stan emocjonalnych związków. Teraz kształtuje się wielka przepaść między tymi narodami. Obecnie nadchodzą nawet sygnały, że wiesza się na drzwiach domów plakaty z wizerunkiem Lenina i hasłem: „Tu żyją Moskale”. Do czego to może prowadzić? A może następna będzie informacja: „Tu żyją Lachy”? Krym Ukraina utraciła, ale się z tym nie pogodziła. Odzyskanie kontroli nad półwyspem będzie główną osią polityki w najbliższych latach. To, podobnie jak i pogłębianie kryzysu gospodarczego, będzie sprzyjało rozwojowi nastrojów nacjonalistycznych, wzrostowi znaczenia ugrupowań prawicowych oraz stopniowej marginalizacji mniejszości rosyjskiej. – Jak w tej sytuacji ocenić zachowanie Putina? – Prezydent Putin ma w tej chwili najwyższy w swojej obecnej kadencji wskaźnik poparcia, co jest skutkiem działań na Krymie. Jednocześnie zapewne zdaje sobie sprawę, że zapłaci cenę – polityczną i ekonomiczną na arenie międzynarodowej. Widocznie Rosjanie skalkulowali, że takie konsekwencje mogą ponieść. Nie można zapominać i o tym, że Krym jest specyficznym regionem Ukrainy. Do 1954 roku był w Federacji Rosyjskiej. Dziś 58,3 proc. tamtejszej ludności to Rosjanie, a blisko 80 proc. – osoby posługujące się na co dzień językiem rosyjskim. Są tam też strategiczne rosyjskie bazy wojskowe, których Rosja – zgodnie z podpisanymi umowami
– ma prawo używać do 2045 r. Fala radykalizmu opartego na nacjonalizmie być może przestraszyła Rosję, zasugerowała jej, że wojska będą musiały opuścić Krym. Być może potraktowała to jako dobry pretekst. Stąd działania militarne. To, że wojsko ukraińskie nie reaguje w sposób zdecydowany, świadczy o słabości państwa i władz ukraińskich. Żołnierze też czekają na rozwój wydarzeń. Stawiają tylko bierny opór. Widać ze strony ukraińskiej brak koncepcji działania. Witalij Kliczko ogłosił, iż nadal na Krym będą dostarczane nośniki energii, bo to część Ukrainy. Jednocześnie stwierdził, że głównym źródłem dochodu tego regionu jest turystyka, a w tym roku sezonu turystycznego nie będzie, ponieważ nie przyjeżdża się na teren walk. To w takim razie energia będzie przesyłana przeciwnikowi? – Pomysłu nie mają też światowi przywódcy. – Straszenie Rosji nie spowoduje, że ona się zatrzyma. Robienie z niej oblężonej twierdzy i kampania antyrosyjska przyczyni się do umacniania pozycji władzy. Prezydent Putin będzie jawił się w tych warunkach jako ten, który jest silnym przywódcą w morzu wrogości wobec Rosji. Bez bezpośrednich negocjacji z Moskwą nie osiągnie się kompromisu. Wymiana poglądów na wiecach czy konferencjach prasowych jest medialna, ale nie prowadzi do zmiany sytuacji. Gdzie są nasi analitycy od dyplomacji? Wielu polityków nie działa na rzecz rozwiązania konfliktu, tylko buduje swą pozycję w kraju. Inni pozorują działania. W USA chociażby zamrożono aktywa finansowe grupie polityków rosyjskich. Problem w tym, że oni żadnych swych środków w Stanach nie posiadają. – A jakie znaczenie miała ewakuacja konsulatu polskiego z Krymu? – Prawdopodobnie MSZ chciał zamanifestować w ten sposób poparcie dla Ukrainy. Gdyby za wiarygodne uznać twierdzenia, że posiadano informacje o zagrożeniach dla placówki, to konsekwentnie z Bagdadu, Kabulu i wielu innych miast już dawno winni wyjechać nasi przedstawiciele. Nie było żadnych uzasadnień dla ewakuacji konsulatu w tym terminie. To ukazuje brak strategii. Zwłaszcza
w tak trudnych warunkach obecność placówki korzystającej z immunitetu dyplomatycznego ma szczególne znaczenie. Pozostawienie na Krymie konsulatu, który uznawałby jurysdykcję państwa ukraińskiego, byłoby problemem dla Rosji. To ona musiałaby podjąć działania, by placówka opuściła ten teren, a to rodziłoby szereg konsekwencji w relacjach dyplomatycznych z Polską i innymi krajami UE. – Będzie wojna? – Podstawą jest poszukiwanie rozwiązań tego konfliktu drogą pokojową. Kompromis polega na doprowadzeniu do podjęcia decyzji satysfakcjonującej obydwie strony. Obie muszą ustąpić. Tymczasem brakuje działań zmierzających do kompromisu. Każda ze stron głosi swoje poglądy, ale się nawzajem nie słucha. Tam, gdzie są różnice narodowościowe, bardzo silne różnice wyznaniowe, mozaika kulturowa, istnieje potencjalne zagrożenie konfliktem. Ukraińców na Krymie jest znacznie więcej niż Tatarów, ale to raczej ci ostatni przeciwstawiają się Rosjanom. A Turcja, która jest członkiem NATO, zapowiedziała, że nie będzie obojętna na los ludności tatarskiej. To już wychodzi poza ramy lokalnego konfliktu. Aktywność państw UE, NATO, ukazuje globalne zaangażowanie. Jednak wyraźnie nikt, może poza niektórymi polskimi politykami, nie chce wojny. Mogłaby ona jednak być skutkiem jakiegoś nieprzewidzianego i nieplanowanego zdarzenia. Biorąc pod uwagę, iż brałyby w niej udział potęgi nuklearne, skutki jej byłyby katastrofalne. – Co należy zrobić, żeby przerwać impas? – Nie da się rozwiązać tego konfliktu bez negocjacji z udziałem Rosji. Trzeba też dążyć do przestrzegania standardów demokracji na Ukrainie. Gwarancje dla mniejszości uspokoiłyby nastroje. Zamiast tego aresztowano Michaiła Dobkina, byłego gubernatora charkowskiego, który zapowiedział start w wyborach prezydenckich i zapewne miałby poparcie ludności rosyjskojęzycznej. Potrzebne jest też wsparcie ekonomiczne, żeby kraj uzyskał stabilizację. Przede wszystkim to trudna sytuacja ekonomiczna doprowadziła do wyjścia ludzi na ulice. Jeśli ona się nie poprawi, ludzie wyjdą ponownie. Ukraińskie władze przede wszystkim powinny poznać takie słowa jak dialog, kompromis i pojednanie narodowe. Bez tego trudno mówić o stabilizacji i rozwiązaniu konfliktu. Im dłużej on będzie trwał, tym większe i trwalsze będą jego konsekwencje. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Wywiad powstał przed decyzją Rosji o włączeniu Krymu w skład Federacji.
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
Platformą przez Żuławy z Malborka. Nieoczekiwanie dla wszystkich gdańskie kuratorium przysłało innych przedstawicieli do komisji konkursowej, niż to pierwotnie ustalono. Takich, którzy – jak się zakulisowo mówi w gminie – nie wiedzieli, kto ma wygrać. Zwyciężył więc Bojarczuk. Burmistrz kilka dni później konkurs unieważnił, a na wakującym stołku dyrektora w charakterze pełniącego obowiązki obsadził Jusia.
która przetarg wygrała). Obydwaj panowie do winy się nie przyznają. Burmistrz na wszelki wypadek na działalność malborskiej prokuratury poskarżył się partyjnemu koledze – wiceministrowi sprawiedliwości posłowi Jerzemu Kozdroniowi. Ten napisał do prokuratora generalnego. Ostatecznie skargę burmistrza rozpatrywała gdańska prokuratura okręgowa, która… nie stwierdziła żadnych nieprawidłowości w pracy
Powodzenie w administracji samorządowej zależy głównie od tego, jak silnie się człowiek okopie. Wtedy demokracja takiemu niestraszna. Bojarczuk, jako że stracił nie tylko na prestiżu, ale i na finansach, odwołał się od tej decyzji. Kuratorium za wynikami konkursu stanęło murem, podobnie zresztą jak wojewoda oraz Wojewódzki Sąd Administracyjny (wszystkie te instancje podnoszą solidarnie, że wynik konkursu jest ważny, a wykazane przez burmistrza błędy formalne były na bieżąco korygowane). To nie skończyło batalii. Sprawę – pod kątem przekroczenia uprawnień (art. 231 kk) przez burmistrza – bada też malborska prokuratura. W toku jest także sprawa zakupu miału dla Administracji Domów Mieszkalnych. Według ustaleń prokuratury burmistrz przetarg ustawił. Za powyższe usłyszał zarzut przekroczenia uprawnień i przyjęcia łapówki (na ławie oskarżonych zasiadł także prezes Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska,
prokuratorów niższej instancji. Proces w toku. Ciekawie układały się również inne miejskie przetargi. Tajemnicą poliszynela było, że czas pomiędzy końcem składania ofert a oficjalnym otwarciem kopert był wykorzystywany na to, aby sprawdzić, jaka jest najniższa zaoferowana stawka. Wybrana firma dostawała sygnał i podmieniano jej ofertę. W ten sposób – według prokuratury – „zorganizowano” m.in. przetarg na budowę kompleksu rekreacyjnego. Wówczas śledczy ustalili, że koperty zostały przedwcześnie, to znaczy nielegalnie, odklejone. Burmistrz zaprzeczył, jakoby miał z tym cokolwiek wspólnego, przyznał się za to jeden z jego pracowników. Długo jednak zwlekał, aby pojawić się w sądzie, a kiedy w końcu przyszedł – bez słowa wyjaśnienia przyznał się do winy i poprosił o wyrok.
Burmistrz przecina wstęgę podczas otwarcia parku wiatrowego
Dostał półtora roku w ięzienia w zawieszeniu na 4 lata oraz trzyletni zakaz pracy w administracji państwowej i samorządowej. Podobna afera trafiła do prokuratury w związku z organizowanymi w urzędzie niemal przez 2 lata przetargami na inwestycje związane z budową centrum ratownictwa. W trakcie śledztwa jeden z przedsiębiorców przyznał się, że dostawał cynk z urzędu, a śledczy potwierdzili, iż ingerowano w przebieg przetargu poprzez wcześniejsze otwarcie kopert. Lech Tymiński, rzecznik malborskiej prokuratury, informuje, że postępowanie umorzono wobec… niewykrycia sprawcy. Te i inne dokonania swojej władzy miejscowa społeczność doceniła w końcu w ten sposób, że zainicjowała referendum za odwołaniem burmistrza oraz urzędujących radnych. Ludzie podeszli do rzeczy hurraoptymistycznie – z zebraniem podpisów nie było kłopotów. Zaczęły się one dopiero w dniu referendum, we wrześniu ubiegłego roku. Burmistrz – co publicznie deklarował – był o swoje losy spokojny. Wyjątkową gorliwość wykazywali tego dnia policjanci. Mieszkańcy zaangażowani w referendum relacjonują, że busy, które
Co by tu jeszcze przechrzcić? Pierwszą szkołą w Polsce, która przyjmie imię ŚWIĘTEGO Jana Pawła II, będzie Szkoła Podstawowa w Białce. Uchwałę w tej sprawie jednogłośnie przyjęła Rada Gminy Radzyń. Dyrektor świeckiej szkoły Ewa Łańcut-Nestoruk wygłosiła na tę okoliczność kazanie: „Jan Paweł II jest według nas najwybitniejszą postacią obecnych czasów (...). Pragniemy, by nasi wychowankowie brali przykład z wielkiego przewodnika (...). Mamy nadzieję, że nadanie imienia wyróżni naszą szkołę spośród innych w gminie i w powiecie”. Uczniowie tak „wyróżnionej” podstawówki mają odtąd programowo
c zerpać oraz wdrażać w życie wzorce z wiary i świętości JPII. W Pszowie burmistrz miasta Marek Hawel na gwałt zapragnął upamiętnić kanonizację honorowego obywatela nadaniem przebudowanemu placowi miana Rynku św. Jana Pawła II. Pewien kłopot w tym, że szanse, by zdążyć z zakończeniem prac budowlanych przed dniem kanonizacji, są znikome. Ale co tam, przynajmniej tablica z nową nazwą będzie gotowa na 27 kwietnia. W Raszynie, gdzie jakimś cudem dotąd jeszcze nie zdążono uhonorować papieża żadną ulicą, samorządowcy wystąpili z inicjatywą,
13 Fot. UM Nowy Staw
N
owy Staw to niewielka gmina urokliwie położona w cieniu Malborka. Żyje tu ponad 8 tysięcy ludzi. Specyfiki klimatu dopełnia fakt, że niemal każdy ma w rodzinie kogoś zatrudnionego w instytucji publicznej, pośrednio lub bezpośrednio zależnej od burmistrza. Ten ostatni to Jerzy Sz. z PO (inicjałów używamy z uwagi na toczący się proces, o którym niżej). Jego współpracownicy żartują, że jest niezwykle dobrym gospodarzem, bo decyduje nawet o tym, kto dostanie posadę sprzątaczki. Z fotela nie schodzi już kolejną kadencję, zaś wyborcze sukcesy nie dziwią w obliczu faktu, że opozycja jest nieliczna. Od nieco innej strony znają włodarza z Nowego Stawu organy ścigania. Gwoli ścisłości z góry zastrzegamy, że burmistrz poniższe zarzuty stanowczo odrzuca i utrzymuje, iż są wynikiem ataków politycznych oponentów. Co znajdziemy w aktach sądu, policji i prokuratury? Konkurs na dyrektora Zespołu Szkolno-Przedszkolnego. Zaczęło się od tego, że w gminie zapadła decyzja o likwidacji szkoły w Świerkach. Placówkę zamknięto mimo licznych protestów rodziców i nauczycieli. Ich zdaniem uzasadnienia dla takiej decyzji nie było. Za to kiedy szkołę zlikwidowano, pojawiła się konieczność uruchomienia gimbusa, który dowoziłby dzieci z gminy do szkoły w Nowym Stawie. Firma, która przetarg wygrała, zainkasuje za realizację zamówienia ponad 900 tys. zł rocznie. Ktoś na lokalnym forum zastanawiał się, czy to się władzy rzeczywiście opłacało, i wyliczył, że na pensje dla 27 zatrudnionych w szkole osób potrzeba było około 1,17 mln zł. Oszczędność wydaje się niewielka. Zespół Szkolno-Przedszkolny jako twór w panoramie miasteczka nowy miał mieć odpowiedniego dyrektora. W środowisku wiadomo było, że „urzędowym” faworytem jest Marcin Juś, dyrektor podstawówki, która miała wejść w skład zespołu. No ale o wakat w Nowym Stawie postanowił zawalczyć Tomasz Bojarczuk, nauczyciel
PATRZYMY IM NA RĘCE
aby w celu uświetnieniem daty „wstąpienia Papieża Polaka w orszak świętych” bezimienny rynek naprzeciwko urzędu gminy ochrzcić „czcigodnym” imieniem św. Jana Pawła II. Rada Miejska w Brwinowie w związku z kościelnym awansem papieża wystąpiła z inicjatywą uchwały dokonującej zmiany nieaktualnej nazwy placu Jana Pawła II na plac św. Jana Pawła II. Realizację zadania powierzono burmistrzowi, a nowa nazwa powinna zacząć obowiązywać od dnia kanonizacji. W Ełku ustanowienie patronatu świętego JPII nad miastem pozytywnie zaopiniowali radni miejscy mimo kategorycznego
zorganizowano, aby dowieźć do urn mieszkańców gminy, były zatrzymywane i – mówiąc brzydko – trzepane za wszystko. Przed lokalem wyborczym ustawiono kamerę na statywie, co skutecznie onieśmielało potencjalnych wyborców. W agitację włączył się także proboszcz. – Ksiądz z ambony mówił, że burmistrz jest dobry, i to nie w porządku dla parafii, żeby go odwoływać – słyszę od mieszkańców gminy. Efekt był taki, że frekwencja wyniosła marne 15 proc., a Jerzy Sz. na posadzie został. Burmistrz na zadane przez nas pytania odpowiedział: „Stwierdzam, że zawarta w nich czytelna intencja Redakcji jest obraźliwa dla mnie jako człowieka i jako urzędnika samorządowego. Tym samym nie zamierzam na nie odpowiadać. Jednocześnie informuję, że w przypadku obrazy dóbr osobistych ewentualnie naruszonych przez Państwa publikacje – podejmę wszelkie dopuszczalne działania w celu powstrzymania naruszeń i usunięcia ich skutków”. Panu burmistrzowi uprzejmie przypominamy, że w myśl art. 11 prawa prasowego udzielanie informacji dziennikarzowi jest jego obowiązkiem. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
s przeciwu przedstawicieli innych wyznań i zwolenników świeckości państwa. Wyznaczono również 8 czerwca jako dzień patrona miasta na pamiątkę wizyty JPII w Ełku. O patronat świętego papieża równie gorliwie zabiega Ostrołęka. Wrocławski radny Robert Hreniak (PiS) złożył projekt uchwały Sejmiku Województwa Dolnośląskiego w sprawie nadania nowo budowanemu we Wrocławiu szpitalowi nazwy „Szpital Wojewódzki im. św. Jana Pawła II we Wrocławiu”. W uzasadnieniu zaproponowanej prze siebie uchwały napisał: „W dniu 27 kwietnia 2014 roku odbędzie się kanonizacja papieża Jana Pawła II. Jest to doskonały moment na uhonorowanie Jego postaci poprzez nadanie Jego imienia jednej z największych inwestycji samorządu wojewódzkiego w sferze społecznej”. AK
14
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
BEZ DOGMATÓW
Nadchodzi ekozagłada?
(2)
Żeby świat w dość wygodnym, znanym nam kształcie przestał istnieć, nie trzeba wiele. Wystarczy, że dojdzie do ekologicznej katastrofy w jednej jego części.
Chiny rozwijają się w niesamowitym tempie. Gonią tzw. Pierwszy Świat. Ta pogoń to niezwykle szybka industrializacja, i to w modelu pozwalającym przyjmować nieekologiczne fabryki i technologie, które muszą zniknąć z Europy i Stanów Zjednoczonych. Oznacza to tyle, że dziś Państwo Środka jest tykającą ekologiczną bombą, a skala ewentualnej katastrofy mogłaby zagrozić całemu światu. Już dziś emisja gazów z tamtejszych fabrycznych kominów zanieczyszcza powietrze w sporej części Azji, a sprzyjające wiatry pozwalają im dotrzeć nawet nad USA i dołożyć co nieco do smogu w Los Angeles. Zresztą Amerykanie cieszą się głośno z tego, że oszczędności na opiece zdrowotnej związane z przeniesieniem niszczącej środowisko produkcji do Chin przewyższają straty spowodowane tym, że trzeba było zamknąć zakłady na miejscu. Radość może być jednak przedwczesna.
Bomba zegarowa Często myślimy o globalizacji jako o procesie, który powoduje, że wartości i gadżety z Zachodu trafiają do Trzeciego Świata. Ewentualnie uznajemy, że jest to proces polegający na tym, że świat bogaty wyzyskuje i wykorzystuje ten biedniejszy. Często zapominamy jednak o tym, że chodzi także o globalizację problemów – również ekologicznych. Jest tak, ponieważ na razie katastrofy tego rodzaju udawało się izolować. Nie było to trudne, gdy dotyczyło na przykład Rwandy, o której pisałem przed tygodniem. Jeżeli jednak załamałby się ekosystem Chin lub został zniszczony na tyle, że uniemożliwiłby wyżywienie półtoramiliardowej populacji, to wyobraźcie sobie, jak wtedy wyglądałoby ograniczanie strat. Nierealne? Raczej prawdopodobne. Chiny, goniąc lepiej rozwinięte kraje, prowadzą rabunkową gospodarkę wobec swojego środowiska naturalnego. Efekty widać choćby w jakości powietrza. Już dziś świat obiegają zdjęcia mieszkańców chińskich miast, którzy nie mogą wyjść z domu bez maseczek. Tak jak i te, na których widać, jak władze Pekinu postanowiły zapewnić obywatelom widok niebieskiego nieba. Żeby to zrobić, ustawiono na placu Niebiańskiego Spokoju monitory transmitujące obraz znad zasłaniającego błękit smogu… Jakość powietrza jest tam gorsza nawet niż w Krakowie, ale przecież
powietrze to tylko przykład. Chiny mają ogromne problemy z glebą i co za tym idzie – rolnictwem. Postępująca erozja gruntu tylko w ostatnich latach zmniejszyła o 50 proc. powierzchnię upraw dających się zaliczyć do „wysokojakościowych”.
Bangladesz, które już dziś zmagają się z przeludnieniem i produkują ją na granicy potrzeb, to może zrobić się nieprzyjemnie.
Kościół zamiast narzędzi
Kiepskie systemy irygacyjne powodują, że 9 proc. ziemi, na której odbywa się uprawa, wyniszcza nadmierne zasolenie (pamiętacie Sumer z poprzedniego tygodnia?). Ogromnym problemem jest pustynnienie. Sama pustynia Gobi zwiększa swoją powierzchnię o 2500 km2 rocznie. Także intensywna produkcja rolna powoduje, że wcześniejsze pola uprawne zmieniają się w nieużytki. W samych tylko północnych Chinach w ciągu ostatnich lat zniknęło z tego powodu kilkanaście procent upraw oraz pastwisk. I to jeszcze nie wszystko, bo największym problemem jest dostęp do wody pitnej. Nawozy, pestycydy, przestarzały przemysł oraz ogromna liczba węglowych elektrowni powodują, że nie tylko jest bardzo źle, ale też coraz gorzej. Rząd Republiki Chińskiej przyznaje, że bez dostępu do czystej wody pozostaje w tym kraju około 300 milionów ludzi. Ekolodzy mówią o 400, co wydaje się bardziej prawdopodobne, bo zanieczyszczone jest 90 proc. akwenów podziemnych oraz 70 proc. rzek i jezior. Przerwy w dostawach wody dotykają każdego roku około 200 miast. Ze skali wyzwań zdają sobie sprawę, a przynajmniej tak deklarują, przedstawiciele rządu. Na przykład Zhao Shucong mówił ostatnio (cyt. za stacją Al-Dżazira), że „ponad 400 milionów ludzi walczy z brakami wody, z ziemią, na której nie da się nic uprawiać, załamaniem ekosystemu spowodowanym przez podnoszące się temperatury,
z niszczeniem pastwisk i marnym zarządzaniem ziemią”. Na deklaracjach się nie kończy, bo inwestycje ekologiczne w Chinach należą dziś do największych na świecie, a ich elementem jest na przykład Wielki Zielony Mur. Czy to jednak wystarczy? Oby, bo jak nie, to wszystkich nas czekają trudne lata. Tym bardziej, że to, co Chińczycy robią, i tak może się okazać niewystarczające. Choć zatrzymano tam bardzo szybki wzrost ludności, to dynamiczny rozwój gospodarczy powoduje, że zwiększa się wpływ na środowisko per capita. Chodzi w tym dokładnie o to, że ludzie w krajach bardziej rozwiniętych mają więcej pieniędzy i... produkują więcej śmieci, więcej jedzą, więcej jeżdżą samochodami, więcej kupują itd., itp. Mówiąc krótko: zużywają więcej zasobów. Chiny i pod tym względem gonią Zachód. Tymczasem, mimo że ziemia może ponoć utrzymać 10 mld ludzi – a do takiej liczby mamy według raportów ONZ dojść – nie jest w stanie utrzymać 10 mld ludzi żyjących jak dzisiejsi Amerykanie lub Anglicy. To byłoby dla niej zwyczajnie za dużo. Do tego dochodzi też zmiana klimatu. Ta – niezależnie od tego, czy uważamy, że jesteśmy za nią odpowiedzialni, czy przyjmujemy ją za rzecz naturalną – postępuje. Musimy pamiętać, że inna temperatura oznacza inne możliwości produkcji żywności. Jeżeli te znacząco pogorszą się w kraju takim jak Chiny lub Indie, Pakistan lub
Doskonale wiemy, jakie konsekwencje dla ludzi może mieć zmiana klimatu, ponieważ w przeszłości zmiana ta wykończyła już przynajmniej kilka ludzkich kultur. Susze (i wylesienie) dopadły na przykład północnoamerykańskich Anasazi, a wikingowie, którzy na Grenlandii pojawili się pod koniec X wieku, nie poradzili sobie z małą epoką lodowcową. Zieleni na wyspie było tylko trochę. Dało się ją znaleźć w okolicy dwóch zatok i właśnie w nich powstała kolonia Skandynawów. Niestety, ochłodzenie zmieniło wszystko. Na początku XV wieku Grenlandczykom brakowało już niemal wszystkiego, a najbardziej narzędzi, broni i pożywienia. Za braki w dwóch pierwszych przypadkach odpowiadała głupota liderów społeczności, którzy przez wieki w niesprzyjających okolicznościach za punkt honoru stawiały sobie akcentowanie europejskiej i chrześcijańskiej tożsamości. Dlatego nie miały kontaktów z Inuitami (Eskimosi), a nieliczne transporty morskie (maksymalnie kilka rocznie, a zwykle jeden na kilka lat) wykorzystywały przede wszystkim do zdobywania symboli swojej europejskości. W tym metalu – niemal niedostępnego ze względu na brak drzew potrzebnych kowalom do pracy. Jakie to były symbole? Na pewno ubrania. Ale też ozdoby i oczywiście... kościoły. Tych niewielka, bo zaledwie kilkutysięczna społeczność postawiła aż 13. W tym jeden ogromny – katedralny. Stawianie kolejnych budynków powodowało, że na Grenlandię zamiast broni i narzędzi, docierały dzwony i krzyże. Żywności brakowało natomiast dlatego, że społeczność stworzyła zabójcze w tych okolicznościach
ż ywieniowe tabu i... postanowiła nie jeść ryb. A jednocześnie starała się pielęgnować symbole statusu, którymi było utrzymywanie zwierząt zupełnie nieprzystosowanych do klimatu i trudnych do utrzymania w panujących na wyspie warunkach – na przykład krów. Dopóki klimat był znośny, dawali radę. Kiedy zaczęło być coraz zimniej i po kiepskich latach przychodziły kolejne kiepskie, to już rady nie dali. Dodatkowo Grenlandczycy uważali się za lepszych od „dzikich” Inuitów i nie utrzymywali z nimi absolutnie żadnych kontaktów. Z tego powodu nie korzystali z ich technik polowania oraz łowienia. Nie dochodziło też do wymiany, a jedynie do konfliktów. Te skończyły się, gdy w XV wieku dumna, ale słabiutka i nieprzystosowana społeczność ostatecznie pożegnała się – i to wyjątkowo dosłownie – z życiem na Grenlandii. Pozbawieni broni nie mogli za pomocą kościelnych dzwonów bronić się przed coraz bardziej agresywnymi sąsiadami i zniknęli gdzieś na początku wieku XVI. Szkielety pokazują, że ostatnie pokolenia cierpiały głód, chłód i choroby. Zginęli, bo brak elastyczności i fałszywe poczucie wyższości nie pozwoliły im skutecznie zareagować na nowe środowisko.
Własne podwórko Grenlandia, i nie tylko ona, bo też Sumer, Wyspa Wielkanocna i wiele, wiele innych, powinny być przestrogą, by poważnie potraktować zagrożenia związane z zaburzeniem ekosystemu. To coś, co może w najbliższych latach dotknąć wiele krajów. A jeżeli dotknie zbyt wiele, to marnie może być z nami wszystkimi. Co możemy jednak zrobić, by ekokatastrofy uniknąć? Całego świata nie zmienimy, ale na to, co dzieje się na własnym podwórku, mamy wpływ. I mówiąc tak, mam na myśli nie tylko własny dom, ogródek, śmietnik, grzejnik i samochód. Także rząd i polityków, którzy w Polsce mają te sprawy w głębokim poważaniu i potrafią wycinać, ograbiać lasy tylko po to, żeby mieć z czego sypnąć groszem panom w purpurowych sukienkach. Organizujmy się zatem. I wymagajmy. Choćby tego, żeby miliony i miliardy złotych szły nie na kupowanie kościelnego poparcia przed wyborami, ale na przykład na skopiowanie tego, co w dziedzinie ochrony środowiska robią Niemcy. A państwowe programy zalesiania są tam prowadzone przynajmniej od XIX wieku. Efektów od razu nie będzie, ale kropla drąży skałę. Może zdążymy i nie skończymy tak jak Grenlandczycy. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
STOP BESTIALSTWU
15
Zabójcy przyrody Myśliwi prześcigają się w pomysłach na urozmaicanie swojej krwawej profesji. Były już zapędy do odstrzeliwania dzikich psów i kotów („FiM” 8/2011) czy umyślnego szczucia zwierząt na siebie („FiM” 42/2013). Teraz do tej palety pomysłów „strażników przyrody”, bo tak zwykli o sobie mówić myśliwi, możemy dopisać zabijanie zwierząt za pomocą łuku. Niemal we wszystkich opracowaniach zachęcających do lobbowania w sprawie polowań za pomocą łuku możemy przeczytać, że tego typu styl zabijania jest jednym z najstarszych na świecie, co niby ma być argumentem za jego legalizacją, bo człowiek „ma w sobie instynkt zabijania”… Myśliwi lobbować muszą, ponieważ na razie zabijanie z łuku jest nielegalne. Piszemy „na razie”, bowiem zmiana istniejącego prawa łowieckiego jest tylko kwestią czasu. Posłowie i senatorowie myśliwi – a jest ich wielu – z pewnością o to zadbają. Jak się okazuje, miłość do polowań łączy nawet najbardziej zwaśnione stronnictwa. Na Wiejskiej w dwóch zespołach parlamentarnych zajmujących się „tradycjami łowiectwa” zasiadają politycy wszystkich ugrupowań. Przewodniczącym Parlamentarnego Zespołu ds. Kultury i Tradycji Łowiectwa jest Stanisław Wziątek z SLD, jednym z wiceprzewodniczących – Jan Szyszko z PiS, a sekretarzem –E lżbieta Radziszewska z PO. Podobnie ponadpartyjny skład jest również w senatorskim zespole o podobnej działalności. Zresztą miłośnikiem
strzelania do zwierząt jest sam prezydent Bronisław Komorowski, który wprawdzie deklarował, że na czas prezydentury odłoży swoją strzelbę, jednak z naszych informacji od naocznych świadków wynika, że wciąż z oddaniem prawdziwego łowcy zabija leśne stworzenia. Oprócz polityków największą – proporcjonalnie do liczebności – grupę myśliwych stanowią… księża. Nic dziwnego, że nikt z wiernych nie usłyszy podczas kazania jakiejkolwiek obrony „braci mniejszych”.
strzału mogą usłyszeć leśnicy. Łuk pozbawia ich wszelkich obaw. Oczywiście pojawiają się także kontrargumenty. W branżowej prasie czytamy: „Aby skutecznie strzelać z łuku, trzeba regularnie ćwiczyć, a jest to cecha, która nie pasuje do typowego profilu przestępcy”, czyli kłusownika. Komentarz do tego typu obrony jest chyba zbędny, bo jeśli trenowanie strzelania nie jest cechą kłusownika, to co nią w takim razie jest? Dalej zwolennicy polowania z łukami mówią o tradycjach.
Zabijanie zwierząt strzałami z broni palnej powoli nudzi niektórych myśliwych. Chcą nowych rozrywek – pragną mordować, używając łuku. Polowanie za pomocą łuku ma według myśliwych zrównać szanse (sic!) między strzelającym a zwierzyną. W materiałach szkoleniowych czytamy, że aby skutecznie trafić strzałą w zwierzę, trzeba się do niego zbliżyć na 20–30 metrów i być przy tym maksymalnie zakamuflowanym. Niestety, miłośnicy tego „sportu” nie dodają, że sprzęt łuczniczy często jest wyposażony w laserowe celowniki, a nawet w noktowizory. A poza wszystkim, czy ktoś widział jelenia lub sarnę strzelającą z łuku do myśliwego? Więc gdzie te równe szanse? Dochodzi do tego fakt całkowitej bezgłośności strzelania z łuku. Odgłosy związane z używaniem broni palnej dosyć skutecznie zniechęcają kłusowników, którzy boją się, że huk
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo (!), w artykule „Dlaczego wybrałem łuk?”, opublikowanym na internetowym portalu zwolenników łucznictwa, pisze: „Możemy propagować powrót do tradycji i łowiectwa, wskazywać wyższość polowania nad masową, przemysłową produkcją zwierząt rzeźnych, pokazać społeczeństwu, jakie walory ma dziczyzna, i nauczać szacunku do zwierząt. Pamiętajmy (…), że łucznictwo to także sport i doskonała rodzinna rozrywka. Z polowania rodzinnej rozrywki zrobić się nie da (chociaż jeszcze nie tak dawno to się działo), ale z łucznictwa owszem. A poprzez łucznictwo można oswoić społeczeństwo z łowiectwem i tym sposobem, małymi kroczkami, zacząć żyć w zgodzie z naturą”.
Czy ktoś w ogóle jest sobie w stanie wyobrazić rodzinną rozrywkę i oswajanie z naturą poprzez zabijanie, a później skórowanie oraz patroszenie zwierząt? Kruszewicz pisze także, że przeciętny zjadacz kiełbasy „nie umie zwierzęcia wytropić i upolować, wypatroszyć, oskórować lub oskubać, poćwiartować, zabezpieczyć, przyrządzić. Ja to umiem i wiem, że upolowane zwierzę wiodło szczęśliwe życie w miejscu, gdzie je stworzyła ewolucja. Dobrze trafione (trzeba ćwiczyć!) nawet nie wie, co się stało. A czy myśliwy zmarnotrawi choćby kęs pokarmu zdobytego z takim trudem? Na pewno nie. Szanuje mięso i zwierzę, bo smakując danie, pamięta, skąd ono pochodzi”. Zastanawiające jest, jak można pisać o miłości i szczęśliwości zwierząt, a później chełpić się tym, że się je tego szczęścia pozbawia, strzelając doń z łuku… Jak wspominaliśmy, myślistwo łucznicze jest w Polsce na razie zabronione, choć pewni swego (tj. przeforsowania nowelizacji) łowczy zdają się w ogóle tym nie przejmować. Dotarliśmy do już zablokowanych stron internetowych, gdzie podawano informacje o kursach i szkoleniach strzelania z łuku do zwierząt. Polski Związek Myśliwych-Łuczników w maju ubiegłego roku zapraszał na „Kurs i egzamin na patent myśliwego-łucznika”. Organizuje się je m.in. w Szwajcarii i na Słowacji. Te szkolenia mają na celu m.in. szlifowanie celności łucznika. Niestety, organizatorzy nie piszą, co dzieje się w przypadkach – a jest ich
z pewnością zdecydowana większość – kiedy myśliwy spudłuje i nie zabije za pierwszym razem zwierzęcia, bo strzała wylądowała na przykład w nodze lub innej części ciała, której przebicie od razu nie zabija. Nikt nie mówi o tym, jak te zwierzęta później cierpią i co się z nimi dzieje w lesie, gdzie przerażone z bólu i strachu liżą ranę, w którą wbita jest strzała. Czy faktycznie możemy się obawiać legalizacji tej bestialskiej metody zabijania? To, niestety, tylko kwestia czasu. W sprawozdaniu jednego z senackich posiedzeń w sprawie myślistwa czytamy, że „sztuka polowania z łukiem i strzałą nieprzerwanie się rozwija na naszym kontynencie. Prawodawstwo unijne w żadnym dokumencie nie zabrania łowów z wykorzystaniem tejże broni. Europejska Karta Łowiectwa i Bioróżnorodności wymienia »stosowanie łuku i strzały, jako narzędzi do pozyskiwania zwierzyny w nowoczesnych systemach zrównoważonego zarządzania gospodarką łowiecką«. Międzynarodowa Rada Łowiectwa i Ochrony Zwierzyny opracowała też standardy nowoczesnego polowania z łukiem (…); łuk przyciąga młodych ludzi. (…) to pozytywne zjawisko, które można wykorzystać, zwłaszcza biorąc pod uwagę problem starzejącej się grupy polskich nemrodów (żartobliwa nazwa myśliwego – dop. red.). Poza tym myślistwo łucznicze pozwoliłoby większej liczbie osób włączyć się w pożyteczną działalność, jaką jest gospodarka łowiecka”. Pożyteczną dla kogo? ŁUKASZ LIPIŃSKI
16
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
ZE ŚWIATA
WŁĄCZ NA LUZ Nie warto się wkurzać – apelu je dr Murray Mittleman z Uni wersytetu Harvarda. – Gniew można przypłacić zawałem serca lub wylewem krwi do mózgu.
Tak wynika z przeprowadzonych przezeń badań. Wcześniej do podobnych wniosków doszli naukowcy ze Szwecji, Izraela, Anglii i Holandii. Podwyższone zagrożenie zawałem lub wylewem pojawia się w kilka minut po wybuchu gniewu i może utrzymywać się kilka godzin. Może być nawet 4,74 razy wyższe niż u ludzi spokojnych. O ile jeden napad wściekłości nie musi zabić, to ryzyko wzrasta wraz z częstotliwością. Szczególnie narażone są osoby, które mają problemy z układem krążenia. PZ
NIE SIEDŹ! To nie jest miła wieść. Ludzie są zabiegani, marzą czasem, by usiąść, posiedzieć, pomedyto wać, zrelaksować się. I nagle obuchem w łeb: siedzenie to choroba. Śmierć może... Chodzić, chodzić, chodzić! Jeśli nie zadba się, by serce pompowało krew, by przepływała z serca do nóg i z powrotem, mamy problem – straszy prof. Mark Whiteley z Whitley Clinc w Londynie. Konsekwencja bezruchu w siedzącej pozycji to zaleganie krwi w nogach, ergo – podwyższone ciśnienie krwi w kończynach. Ściany naczyń krwionośnych znoszą to... do czasu. Potem – zapalenia, zakrzepy. Skoro nie możecie wstać zza biurka albo z fotela w samolocie, przynajmniej ruszajcie palcami u nóg – zachęca prof. Whiteley. Ale najlepszy jest krótki choćby spacer co 20 minut. Zbyt długie siedzenie ma i inne konsekwencje. Jedna z nich to cukrzyca. Bezruch sprawia, że organizm staje się odporny na wchłanianie insuliny. Nawet jeden przesiedziany dzień powoduje trudności z absorpcją tego kluczowego hormonu. Ale jeden dzień przechodzony (albo przestany) eliminuje problem. Taka jest opinia badaczy z Uniwersytetu Massachusetts. Siedzenie to obstrukcja – twierdzą naukowcy z University College Hospital w Londynie. Jelita rzadziej się kurczą, stają się suche, kał
twardnieje. Życie na siedząco to zgaga. Żołądek opróżnia się wolniej, ale kwas solny wydziela się doń normalnie. Nie należy zbyt dużo pić przy jedzeniu, bo to powoduje podobny, zwalniający efekt w jelitach. Siedzenie przy komputerze to ból głowy. Człowiek podnosi głowę patrząc na ekran, a nerwy w karku tego nie lubią. Więc głowa zaczyna boleć. Jeszcze bardziej siedzącej pozycji nie lubią kolana. Nie do tego natura je skonstruowała – zapewniają uczeni z Uniwersytetu w Leeds. Siedzenie sprzyja otyłości, a ta wywołuje przeciążenie stawów kolanowych. Poza tym osłabia mięśnie. Jeśli do dźwignięcia się z fotela trzeba używać rąk, to sygnał ostrzegawczy. Mózg także lubi ruch. Siedzący jego posiadacz sprawia, że krew w mięśniach i w mózgu krąży ospale, a to owocuje uczuciem przymulenia. Gdy serce pracuje raźno, mózg jest ukrwiony i natleniony, chętny do roboty. Solidaryzują się z nim jelita. Siedzenie jako styl życia ma taki efekt, że siedzący popełnia powolne samobójstwo, nic o tym nie widząc. Bezruch dwukrotnie potęguje zagrożenie rakiem jelit i odbytu. Zwiększa także zagrożenie nowotworem piersi. Gdy siedzimy, kręgosłup zamiera w bezruchu. Traci elastyczność. Z czasem może to spowodować wypadnięcie dysku. Gdy siedzimy za długo wywołujemy nadciśnienie i prowokujemy podwyższenie poziomu cholesterolu. Konsekwencje: groźba zawału. Im szybciej krew krąży, tym lepiej. Każda dodatkowa godzina spędzona w pozycji siedzącej zwiększa ryzyko inwalidztwa. Wiek nie ma znaczenia, nawet jeśli uprawia się umiarkowane ćwiczenia, zagrożenie nie znika. „Fizjologicznie nasz organizm nie jest przystosowany do dłuższego spędzania czasu w pozycji siedzącej” – mówi Laurence Clift z Uniwersytetu Loughborough. PZ
NIEWIARYGODNE PIEKŁO Ludzie chętnie wierzą w niebo, ale są bardziej ostrożni z wiarą w piekło. Okazuje się, że to spra wa… komfortu. Badacze z Uniwersytetu Oregon i Uniwersytetu Kanady zainteresowali się, jak to konkretnie wygląda – kto w nie wierzy, kto nie i z jakim skutkiem. W tym celu przeanalizowali wierzenia setek tysięcy ludzi z 63 krajów. Okazało się, że dobre samopoczucie jest związane z wiarą w niebo i piekło. Chociaż wierzący mają z reguły większy komfort psychiczny, który daje wiara w wieczne życie w raju, to jednak osoby przekonane o istnieniu piekła są znacznie mniej szczęśliwe niż ci, którzy w nie nie wierzą. Wiara w niebo poprawia zadowolenie z życia, a w piekło je obniża. Badacze prześledzili te
prawidłowości u wyznawców trzech religii monoteistycznych oraz hinduizmu. Nie stwierdzili żadnych znaczących różnic. Dlaczego wiara w piekło się utrzymuje, skoro wywołuje negatywne emocje? Bo spełnia ważną funkcję społeczną, odpowiadają naukowcy. Strach przed karą po śmierci promuje ponoć bardziej etyczne zachowania. Badacze nie wspominają o ogromnej grupie ludzi, którzy są zdolni harmonijnie godzić swe naganne czyny z wiarą w Boga i kontynuacją egzystencji w niebiosach. ST
ZŁA SAMOTNOŚĆ Samotność nie jest zdrowa – to stwierdzono już dawno. Ale coraz bardziej pogłębia się wie dza, jak bardzo jest niezdrowa.
Psycholodzy z Uniwersytetu Chicago stwierdzili, że jest dwukrotnie bardziej szkodliwa niż otyłość, a cierpienia, jakie powoduje, mają formę fizycznego bólu. Samotni mają większe o 14 proc. ryzyko śmierci. Jeśli na dodatek są ubodzy, ryzyko podskakuje do 19 proc. Samotność, zwłaszcza w podeszłym wieku, nie jest rzadkością. W Anglii stwierdzono, że ponad 20 procent ludzi jest cały czas samotnych. Połowa z nich twierdzi, że samotność jest najgorsza w ciągu weekendów. Bycie samym przyciąga choroby. Typowe jest nadciśnienie, osłabienie układu odpornościowego, ogromne zagrożenie depresją, podwyższone ryzyko zawałów serca i wylewów krwi do mózgu. Mimo to są ludzie, którzy wolą samotność niż towarzystwo i nie pociąga to negatywnych skutków zdrowotnych. Są jednak w mniejszości... ST
O, HOLENDER! Holenderscy bankowcy od poło wy tego roku będą rzekomo skła dać taką oto przysięgę: „Przy sięgam, że uczynię wszystko, co jest w mojej mocy, aby wzmocnić zaufanie do branży usług finan sowych. Tak mi dopomóż Bóg”. W takim tonie polska katoprawicowa prasa ogłosiła zwycięstwo konserwatywnych wartości i religii nad bezbożnymi obyczajami Holandii. Kraj słynący z wysokiego stopnia laicyzacji nie kojarzy się z tego typu zapędami. I słusznie. Odwołanie do Boga w przysiędze
owszem jest, ale opcjonalne, sama zaś idea polega na stworzeniu kodeksu etycznego na wzór lekarzy czy prawników. Tamtejszym sektorem finansowym wstrząsnęła seria głośnych skandali, w związku z którymi większość społeczeństwa przestała ufać jego przedstawicielom. Umyślono więc, że nadwątlone zaufanie można odzyskać przysięgą moralnego i etycznego zachowania. ŁP
EINSTEINIĄTKO Alexis Martin ma głowę normal nej wielkości, co dziwne. Powinna mieć ogromną, zważywszy na to, ile tam się mieści… Po ukończeniu pierwszego roku życia dziewczynka z Phoenix w Arizonie potrafiła recytować przeczytane jej do poduszki bajki – toczka w toczkę. Kiedy miała 2 lata, nauczyła się czytać, a zaraz potem opanowała język hiszpański i posługiwanie się iPadem rodziców. Krótko mówiąc, jest geniuszem o rozmiarach, które trudno ocenić: kiedy lekarze po raz pierwszy zbadali jej iloraz inteligencji, zabrakło skali. W końcu oszacowano, że jej IQ wynosi 160 – o 60 punktów więcej niż przeciętna dorosłego człowieka. Zbliżony rezultat osiąga 2 proc. ludzi. 160 IQ miał Einstein, tyle samo ma genialny fizyk brytyjski Stephen Hawking. Jej rodzice zastanawiają się, w jaki sposób ją kształcić. Bo zamiast do zerówki kwalifikuje się bardziej na uniwersytet. Na razie przyjęto ją do światowego klubu geniuszy Mensa, w którym jest najmłodszym członkiem. PZ
inne przyczyny zgonów mają związek z życiem w permanentnym stresie i stanie niepewności. Z powodu samobójstw szykanowani homoseksualiści umierają o 18 lat wcześniej niż statystyczni samobójcy heteroseksualni. W środowiskach o wysokim poziomie negatywnych emocji odbierają sobie życie w wieku 37,5 lat. Samobójcy żyjący w otoczeniu ludzi tolerancyjnych dokonują zamachu na życie gdy mają średnio 55,7 lat. Jest to smutne, ale niezbyt zaskakujące. Zaskakująca jest natomiast prawidłowość opisana w fachowym periodyku American Journal of Public Health: heteroseksualiści, których cechuje wysoki poziom negatywnych uczuć wobec seksualnych mniejszości, także skracają sobie tym życie: przeciętnie o 2,5 roku. Powodem przedwczesnych śmierci są choroby serca i układu wieńcowego. Jaki związek? Gniew, wściekłość. To emocje objawiane przez homofobów, które jednocześnie szkodzą sercu, powodując m.in. nadciśnienie. Gdyby wszechpolscy patrioci wzięli sobie to do serca, może zastanowiliby się nad następną brawurową akcją przeciwko tęczy albo tym, których symbolizuje. KP
MAJTKI BEZBOŻNE Pastor Njohi z kościoła Lord’s Propeller Redemption Church w kenijskiej miejscowości Dandora obwieścił wiernym płci żeńskiej, że nie mogą przycho dzić na nabożeństwa… mając na sobie majtki.
HOMOFOBIA SZKODZI Jak pokazała choćby akcja spa lenia tęczy przez patriotyczno -niepodległościowe komando wszechpolskie, homoseksualiści nie żyją w naszym kraju jak pączki w maśle. Być może większość gejów i lesbijek przywykła do drobnych, lecz codziennych afrontów, upokorzeń, pogardy i wrogości, ale nie zdaje sobie sprawy, że ekspozycja na takie emocje bogoojczyźnianego segmentu społeczeństwa po prostu skraca im życie. Do takiej konkluzji doszli ostatnio badacze w USA. Naukowcy wykryli, że reprezentanci mniejszości seksualnych żyjący w środowiskach charakteryzujących się znacznym poziomem uprzedzeń i nienawiści skracają sobie życie średnio o 12 lat w porównaniu z gejami żyjącymi w środowiskach tolerancyjnych, otwartych na inność i przyjaznych. Analiza przyczyn śmierci wykazała, że chodzi o zabójstwa, samobójstwa, choroby układu krążenia. Oprócz morderstw wszystkie
W opinii duchownego stanowią one blokadę w „przekazywaniu ducha Jezusa”. Można by spekulować, którędy duch Jezusa wnika do dusz pań, ale to do niczego nie doprowadzi. Mocą edyktu pastora Njohi zakazane jest także noszenie w kościele biustonoszy. Bielizna jest bezbożna – wyjaśnił kapłan i zagroził opornym konsekwencjami. Jak donosi prasa, większość kobiet zastosowała się do nowych przepisów, choć nie precyzuje, w jaki sposób to stwierdzono. Uzasadnione jest domniemanie, że w absorpcji ducha bożego może przeszkadzać także reszta konfekcji, więc najbardziej pobożne niewiasty powinny przybywać na nabożeństwo w stroju Ewy. ST
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Defekt efektu Pierwszy rok, pierwsza okazja do podsumowań. Papież Franciszek dostarczył mnóstwa fajerwerków, i to nie tylko wiernym. U większości swoich poddanych zrodził nadzieję, w mniejszości wy wołał złość, niepokój i zawód. Wy powiedzi argentyńskiego papieża były mocne, ale ulotne, a po jakimś cza sie rodziły uczucie niedosytu. Były też efektowne, symboliczne gesty – skromne mieszkanko, tanie auto. I asceza w obyciu, do której nawo ływał nieskorych podwładnych, roz smakowanych w pluszach, atłasach i nimbie otaczającym ich zawód trak towany jak powołanie. Ale w ślad za słowami i gestami zwiastującymi pie restrojkę opornie szły czyny. Brako wało treści. Franciszek rozbudził ape tyty, lecz ich nie zaspokoił. Na razie? W pierwszą rocznicę „francisz kaństwa” w USA przeprowadzono sondaż – jak nowy papież rewolucjo nista odmienił swych braci w wierze. Wcześniejsze badania wykazywały wy soki poziom aplauzu, znacznie wyższy niż za czasów Benedykta, choć nie tak wysoki jak za Wojtyły w latach 90., gdy chadzał w glorii likwidatora komunizmu. Pozytywna reakcja na nowego papieża, na jego odmienność i rozruszanie zramolałego Kościoła
była tak wyraźna, że ukuto okre ślenie „efekt Franciszka”. Lecz cóż to... Entuzjazm, aplauz, sympatia nie przeistoczyły się w efekt aktywizacji wiary, powrotu do jej praktykowania. Liczba katolików w USA – 22 proc. społeczeństwa – w ciągu pierwsze go roku pontyfikatu nie drgnęła. Na msze wcale nie zaczęło uczęszczać więcej ludzi. 5 proc. Amerykanów ka tolików oświadcza, że teraz częściej chodzi do spowiedzi, a 22 proc. – że rzadziej. „To może być interpreto wane jako dowód, że Franciszek nie ma żadnego konkretnego wpływu na wiernych” – konstatuje jezuita Thomas Reese. Stara się argumentować, że frekwencja na mszach spadała od lat 50. Ludzie wiedzą, że w Watyka nie jest ktoś świeży, ale w ich Koś ciele wciąż urzęduje ten sam wynio sły, otłuszczony proboszcz, który jest jakoś dziwnie małomówny w kwestii adoracji szefa nowatora. Fatalnym zgrzytem, który zbiegł się z pierwszą rocznicą pontyfikatu, był wywiad dla „Corierre della Sera”. Kiedy Benedykt schodził ze sceny, 70 proc. Amerykanów – i można śmiało przypuścić, że podobny od setek katolików w innych krajach – za najważniejsze zadanie dla nowe go lidera Kościoła uznawało zajęcie się skandalem przemocy seksualnej duchownych. Tymczasem Franciszek stwierdza, że „nikt nie uczynił w tej mierze więcej niż Kościół katolicki”. To tak, jakby powiedzieć, że nikt nie
zrobił tyle dla oczyszczenia Zatoki Meksykańskiej co koncern naftowy BP – zauważa kąśliwie Survivors Ne twork, ugrupowanie reprezentujące ofiary duchownych: – Oczyścił, ale najpierw spowodował katastrofalne zanieczyszczenie. Franciszek czuje się podobno urażony medialnym harmiderem wokół jego osoby i dezinformacja mi. Narzeka także, iż Kościół jest „atakowany”. Ta wypowiedź – ra zem ze stwierdzeniem o domnie manych zasługach Kościoła w zwal czaniu pedofilii – sprawiła, że wielu komentatorów i instytucji postawiło oczy w słup. Dowodzi to bowiem, że jego mentalność nie różni się od mentalności innych dostojników kościelnych. Survivors Network w oświadczeniu wyraża rozczarowanie, że te wypowiedzi obnażają „archaiczną, defensyw ną” mentalność. Trzy miesiące temu Watykan anonsował utworzenie komisji eks pertów, którzy mieliby opracować najskuteczniejsze metody zapobiega nia przestępstwom seksualnym. Do tej pory zadanie to pozostaje w sfe rze werbalnej. Franciszek nigdy nie spotkał się z ofiarami pedofilii, nigdy nie ukarał żadnego biskupa kryjącego sprawców, nie wydał nakazu powia damiania policji o uzasadnionych po dejrzeniach. Fatalnie świadczy o nim odmowa wydania polskiej prokuratu rze abpa Wesołowskiego i nie budzi nadziei stosunek wobec krytycznego dla Kościoła raportu ONZ. Franci szek spotyka się z kardynałami Mahonym i Lawem (ongiś archidiece zje Los Angeles i Boston), którym udowodniono ukrywanie przestępstw i chronienie przestępców na szero ką skalę. Niezależnie od godnych aprobaty oświadczeń wskazujących, że nie jest owładnięty obsesją seksualną, wal ką z antykoncepcją i aborcją, oraz ostatnich pojednawczych wypowiedzi, w których nie neguje związków gejów, latynoamerykański papież będzie roz liczany głównie z tego, co zrobi – zro bi, a nie powie! – w sprawie pedofilii. KUBA PODŻEGACZ
Zabójczy warunek zbawienia
Liczba wyznawców baptyzmu w stanie Kentucky dynamicznie rośnie, bo tamtejsi pastorzy znają siłę bodźców motywacyjnych. W minionym tygodniu w kościele Lone Oak Bap tist Church w Paducah zja wiło się 1000 osób, by zjeść darmowy kotlet i… wygrać karabin lub pistolet. Jest tylko jeden warunek: trzeba się nawrócić na baptyzm i stać się wiernym tego kościoła. W styczniu 500 lu dzi stało przed kościołem Highview Baptist Church w Louisville w kolejce w padającym śniegu, by dostać pistolet i podpisać wyznanie wiary. „Naszym celem jest nakierowywanie ludzi na Chry stusa” – wyjaśnia pomysłodawca pastor Chuck McAlister, posiadający niezły arsenał, na który składa się 30 sztuk broni palnej. Z dumą informuje, że w ubiegłym roku Boga odkryło w sobie 1678 osób. Wyszli z kościoła z wiarą w sercu i giwerą pod pachą. Dyrektor Konwencji Baptystów z Kentucky jest gorącym entuzjastą tej metody
nawracania. Opublikował artykuł pt. „Bóg, karabiny i stare, dobre chłopaki”. Oczywiście zdarzają się malkontenci. – Czy może cie sobie wyobrazić Jezu sa rozdającego pistolety? – pytają. Listy z zastrze żeniami ślą baptystom ro dziny ofiar strzelaniny w szkole Heath High School w Kentucky, gdzie Michael Carneal otworzył ogień do modlących się uczniów, zabijając trzech i raniąc pięcioro. Szczególnie niezadowolona z pomysłu roz dawnictwa broni w zamian za nawrócenie jest była uczennica Missy Smith, która wtedy została sparali żowana. Pastor McAlister nie przejmuje się tym. „Nie wiem – przyznaje – co Jezus powiedziałby o rozda waniu broni, ale wiem, że całkiem dobrze posługiwał się biczem, gdy przeganiał handlarzy ze świątyni”. Deklaracja nawrócenia nazywana jest „decyzją o zba wieniu”, a broń palna jest fundowana przez bogoboj nych biznesmenów z Kentucky. ST
17
Kosztowna pobożność Ś
wiecka większość społeczeństwa izraelskiego protestuje przeciwko przywilejom ultrareligijnej mniejszości.
Władze Izraela pod wpływem presji antyklerykałów chcą znieść przywilej, na mocy którego ultra ortodoksi mogli być zwolnieni z obowiązku odbywania służby wojskowej z powodu studiowania Tory. Niektórzy studiowali ją więc bez końca… Dziennik „Rzecz pospolita” donosi, że większość z ultraortodoksyjnych mężczyzn nie pracuje zawodowo i żyje z za siłków lub pracy żon.
Plany zniesienia przywilejów dla szkół biblijnych są tak za awansowane, że ortodoksi róż nych nurtów i frakcji zorgani zowali masowe demonstracje przeciwko projektowi. Porównali przy tym tę częściową laicyzację kraju do… Holocaustu. Faktycz nie, brak przywilejów dla rozwy drzonych dewotów to prawdziwa katastrofa. MaK
Śmieciowe kanonizacje C
iemne chmury gromadzą się nad kanonizacją Jana XXIII i Jana Pawła II wyznaczoną na 27 kwietnia tego roku.
Nowy premier Włoch Matteo Renzi w obliczu problemów finan sowych kraju odmówił sygnowa nia pieniędzy na potrzeby Rzymu. Tymczasem wieczne miasto jest gołe, więc spowodu je to bardzo poważne perturbacje. Burmistrz stolicy Ignazio Mari no ostrzega, że Rzym nie będzie miał czym zapłacić pracownikom za marzec. Oznacza to zastopowanie komuni kacji autobusowej, nie wywożenie śmieci oraz zakłócenia w innych ne wralgicznych usługach. Jeśli
w takiej sytuacji w Rzymie pojawią się miliony turystów i pielgrzymów, kanonizacja może się przeistoczyć w apokalipsę. CS
Wojna o meczet W
Kordobie trwa spór władz z Kościołem katolickim o jeden z najsłynniejszych zabytków świata.
W stolicy Andaluzji znajduje się cud architektoniczny z islam skiej przeszłości Hiszpanii – gigan tyczny meczet z lasem pięknych, inkrustowanych kolumn wewnątrz. Od czasów zdobycia Kordoby przez katolików jest on przez nich użyt kowany; zresztą uszkodzili go, bu dując w środku niezwykłej budow li katedrę. Teraz trwa spór o jego
przyszłość, bo Kościół chce go na być przez zasiedzenie na formalną, a nie tylko faktyczną własność. Jed nak socjalistyczne władze regionu są temu przeciwne. Twierdzą, że bu dynek jest dziedzictwem wszystkich Hiszpanów, a poza tym kler żeruje na hojności władz – pobiera opłaty za zwiedzanie, a koszty utrzymania zrzuca na społeczeństwo. MaK
Środa pooparzeniowa
I
rlandzcy wierni długo zapamiętają tegoroczną środę popielcową. Znów okazało się, że związki z Kościołem mogą być szkodliwe. Dla zdrowia.
Wielu katolików po posypaniu głowy rytualnym popiołem zauważy ło na skórze pęcherzyki i podrażnie nia. Księża z Cork i Galway zostawili swoim wiernym trwały ślad pokut ny. Po przebadaniu popiołu specja liści stwierdzili, że liście, z których
go wytworzono, były zbyt suche i po zmieszaniu z wodą wytworzyły efekt podobny do sody kaustycznej, czyli oparzenie chemiczne z pęcherzami i martwicą. Bardziej rozległe skaże nie skóry tą substancją może spowo dować wstrząs lub zapaść. ŁP
18
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Cud sam w sobie Jedna z audycji Radia „FiM” była poświęcona kwestii istnienia bądź nieistnienia Boga/bogów. Dla wielu z nas to ogromnie ważna sprawa. Każdy myślący człowiek ma z pewnością wiele egzystencjalnych wątpliwości, pytań i problemów, a głównym z nich jest dopasowanie swoich przekonań do osiągnięć nauki i aktualnych poglądów dotyczących początków życia na Ziemi. To chyba największy dylemat ludzi wierzących, próbujących myśleć racjonalnie. Teoria ewolucji (niepotrzebnie nazywa się ją zresztą teorią) jest pięknie prosta i tłumaczy większość tajemnic rozwoju życia na naszej planecie. Jednak nadal są ludzie, którzy twierdzą, że to bujda i nikt tego „potwora ewolucji” nie widział. Wystarczy pogrzebać w internecie, a znajdzie się wiele opracowań i filmów bardzo przystępnie ilustrujących zagadnienia ewolucji. Wystarczy też usiąść i spokojnie pomyśleć. Około 4,5 mld lat temu tworzeniu się Ziemi towarzyszyły procesy, z których jedne przyczyniły się do rozwoju życia, a inne mogły prowadzić do jego
S
zagłady. To była seria niekończących się kataklizmów, zlodowaceń, zderzeń, reakcji chemicznych (trujące wyziewy i opady), a przede wszystkim zagłada wielu gatunków umożliwiająca rozwój innych gatunków. Wreszcie doszło do panowania ssaków, w tym człowieka. Czy o tym można przeczytać w świętych księgach? Nigdzie nie jest napisane, że Bóg eksperymentował z tworzeniem naszej planety i samego życia na niej. Gdyby tak było, to i 6 mln dni by brakło, a cóż dopiero 6 (słownie: sześciu) dni. Nawet jeśli przyjąć, że jeden biblijny dzień odpowiada 100 mln lat, to i tak 600 mln lat w dziejach Ziemi to betka. Przecież 650 mln lat temu rozpoczęła się najdłuższa w ziemskich dziejach epoka zlodowacenia, tzw. Ziemia Śnieżka, z grubością pokrywy lodowej dochodzącą do 3 km. Doba ziemska miała wtedy 22 godziny, a glacjał trwał 75 razy dłużej niż istnienie gatunku ludzkiego!
pokój w domu jest cenny, ale nie powinien oznaczać zgody na tyranię jednej ze stron. Pod żadnym pozorem! Włączam się moim głosem, odnosząc się do problemów pani Katarzyny („Czytelnicy piszą”, „FiM” 10/2014), która opisuje ogólnospołeczny problem nieumiejętności harmonijnego bycia z sobą, braku umiejętności prowadzenia dyskusji i rozmów na tematy wywołujące silne emocje. Wstępnie trzeba przypomnieć, że do rozwiązywania problemów społecznych nie wystarczy tzw. gorąca wiedza wynikająca z własnych przeżyć i doświadczeń, jak to napisał pan Marek Krak w tym samym numerze. Konieczna jest jeszcze tzw. wiedza zimna, czyli naukowa, dająca nam pewną naturalną matrycę, na którą nakładamy nasze zdarzenia i mamy szansę zobaczyć rozwiązanie. Oczywiście mam na myśli wiedzę naukową przekazaną w bardzo prosty, praktyczny sposób, choćby na przykładach nadsyłanych przez czytelników. Umiejętności społecznych bycia z sobą powinna uczyć również szkoła. Odniosę się do rady zawierającej sugestię unikania wszelkich rozmów na tematy drażliwe z osobami, które nie są gotowe do przyjęcia żadnej innej perspektywy oprócz swojej własnej. Taka taktyka udaje się w przypadku
Czy tak według boskiego planu miało być, czy po prostu tak jakoś wyszło? Jak podzielić te biblijne 6 dni stworzenia na 4,5 miliarda lat istnienia samej Ziemi, o 13,7 miliarda lat istnienia Wszechświata nie wspominając? Nijak się nie da. Życie na naszej planecie raz się pojawiło i niezmiennie trwało, by po kolejnym miliardzie czy dwóch cokolwiek z niego zaczęło ewoluować. Tak było 3,5 mld lat temu, kiedy pierwsze bakterie wykorzystujące fotosyntezę, tzw. stromatolity, przez kolejne 3 miliardy lat nie wytworzyły nic więcej (Bóg się zastanawiał, co dalej?). Dopiero eksplozja kambryjska stworzyła mnogość gatunków z trylobitami, gąbkami i strunowcami na czele. I właśnie dopiero strunowce dały początek istotom, które wykształciły kręgosłup, umożliwiający potem człekokształtnym przyjęcie postawy stojącej. Ten skok ewolucyjny na dwie nogi to największy skok w rozwoju człowieka. Gdzie w tych
osób, które spotykamy parę razy w roku lub życiu. Nie obejmuje ona jednak sytuacji opisanej przez panią Katarzynę, a ochoczo popartej przez pana Marka. Moim zdaniem pani Katarzyna żyje pod jednym dachem z tyranem, bo panuje tam atmosfera grozy, napięcia oraz wiecznej czujności, czy aby nie urazimy despoty. Mam wrażenie, że żona swoją obecnością wywołuje u niego tylko złość. Pani Katarzyna nie tylko nie chroni swoich dzieci,
naukowych faktach umiejscowić jakiegoś nawet najbardziej inteligentnego stwórcę? Przecież musiałby on przez miliardy lat siedzieć i dumać, jak to życie rozwijać, by metodą prób i błędów, a także katastrof, niezliczonych przypadków i szczęśliwych zdarzeń, powstał człowiek – twór wcale nie najszczęśliwszy dla tej planety. Nawet jeśli się przyjmie, że pierwsze hominidy pojawiły się w Afryce aż 5 mln lat temu, to w historii Ziemi jest to jedynie mrugnięcie okiem. Pewnie kiedyś człowiek przestanie istnieć, ale błękitna planeta wraz ze Słońcem nadal będzie dostojnie i w ciszy obiegać czarną dziurę w centrum Drogi Mlecznej. A za 2,5 mln lat jakieś dziwne stwory, potomkowie dzisiejszych mieszkańców Ziemi (wszak ewolucja nigdy się nie zatrzyma), będą ze zdziwieniem obserwować iście nieziemskie widoki podczas zderzenia naszej Galaktyki z Galaktyką Andromedy. Czy to też są plany „stwórcy”? Jeśli ludzie
męża, ale też patrzeć, jak jej dzieci nasiąkają tą atmosferą i emocjonalnie nie radzą sobie w trudnych codziennych sytuacjach. Problem w tej rodzinie to nie kwestia jakiejś ściereczki koloru czerwonego, którego mąż nie lubi, wobec czego żona nie wiesza jej w kuchni. To kwestia zachowania osobowości, prawa do własnego zdania otwarcie głoszonego, prawa do życia w harmonii emocji, a nie ciągłego psychicznego
strategię zwycięską, kiedy obie strony wychodzą z dyskusji z poczuciem dowartościowania. Uzupełniając temat dotyczący trudnych rozmów uważam, że należy zdecydowanie zrezygnować z walki, a otworzyć się na współpracę. Moim zdaniem nie można rezygnować z prezentowania własnego zdania, własnej osobowości i ukazania problemu z innej perspektywy. Ludzie są skłonni słuchać, jeżeli dane jest im poczucie równości i ważności w rozmowie poprzez ton, mimikę, głos, mowę ciała, co stanowi 80 proc. przekazu informacji. Słowa stanowią tylko 20 proc. w komunikacji interpersonalnej. Treści, które przekazujemy, splątane są dodatkowo pajęczyną emocji i dlatego tak trudno o porozumienie i poszukiwanie rozwiązania. Zgadzam się z panem Markiem, że nie należy zacietrzewiać się, zaginać innych, dominować, lecz zdecydowanie próbować nawiązać dobre relacje, jednak w miarę asertywnie, bez rezygnacji z własnych postaw i opinii. Dyskusja jest dla Polaków zadaniem szczególnie trudnym, ponieważ przez lata utrwalano w nas poczucie krzywdy i rolę ofiary. To szybko może prowadzić do załamania oraz rujnuje psychikę. O kata też w Polsce nietrudno. Ale to osobny temat do następnej rozmowy. Edek
O domowej tyranii ale wręcz naraża je na ciągłą, nieustającą psychiczną torturę. Dzieci nie dają się oszukać taką fasadową zagrywką i dokładnie czują, co się dzieje; wiedzą, że matka po prostu boi się despotyzmu swojego męża. Uważam, że tej rodzinie jest potrzebna profesjonalna pomoc psychologiczna, ponieważ skutek tego ciągłego napięcia emocjonalnego będzie miał ogromny wpływ na ich przyszłe życie w roli ofiary lub kata. Opisana sytuacja nazywa się przemocą w rodzinie. Myślę, że pani Katarzyna najgorsze ma dopiero przed sobą, a nie – jak pisze – za sobą. Będzie musiała nie tylko zmagać się z coraz większym despotyzmem
molestowania. Strategia, której dzieci uczą się w domu, to ich wiano i sposób na przyszłe życie we własnych rodzinach. Moim zdaniem – ta jest zgubna. Postawa partnerska w rodzinie, etyczne partnerstwo, to wspólne decyzje dotyczące wychowania dzieci, wybieranie priorytetów własnej osobowości. I nie da się tego realizować na „tajnych kompletach” w ukryciu przed ojcem i mężem, jak to robi Czytelniczka. Z opisu wynika, że pani Katarzyna realizuje scenariusz co najmniej wojennej konspiracji, zamiast poczytać o tym, jak dotrzeć do osoby nieprzejednanej i jak zrealizować
nie opuszczą Ziemi (powiedzmy, że mogliby, i to wyłącznie dzięki postępowi nauki, a nie religijnym wizjom jakiejś arki), zginą, gdyż Słońce wypali kiedyś swoje pokłady wodoru. Ale to pewnie też boski plan... Nie najlepiej o „stwórcy” świadczy fakt, że powołuje do życia istoty z góry skazane na zagładę. Więc cwani kapłani, by ocieplić wizerunek bogów, wymyślili życie wieczne, jakby to miało pocieszyć spisane przez projektanta na straty pokolenie przyszłości. Wystarczy pomyśleć o naszym krótkim życiu na tle historii Ziemi, Galaktyki czy Wszechświata, by myśleć o nim jak o cudzie samym w sobie. Jeśli je przeżyjemy w zgodzie z sobą, bliźnimi i naturą, to myśl o jakimś bycie sądzącym i skazującym ludzi na wieczne potępienie jest tyleż makabryczna, co niedorzeczna. Świat jest przepiękny dla nas, ale będzie taki nadal i bez nas, i bez… domniemanego projektanta. Tereska z Jastrzębia
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
LISTY Z ręką w nocniku Nie znam mentalności polityków i dziennikarzy zagranicznych. Wiem natomiast, że mentalność większości tych rodzimych jest poniżej poziomu gimnazjum. Tak zasypywać nas bredniami o zagrożeniu ze strony Rosji to po prostu dziecinada. Nie spotkałem się chociażby z jednym politykiem czy dziennikarzem, który spojrzałby na problem obiektywnie, opierając się na faktach. A fakty są takie, że ze względu na tragiczną sytuację gospodarczą prezydent Janukowycz skierował się w stronę Putina. Unia nic Ukrainie nie oferowała poza wyrzeczeniami. To, że na Ukrainie rządzą oligarchowie i złodzieje, nie jest żadną tajemnicą. Zmieniali się, ale tylko po to, by zgarniać co tylko możliwe. Robili to Kuczma, Tymoszenko, Janukowycz i pozostali. Elity się bogaciły, zbijały fortuny, a biedny naród cierpiał i głodował. Nie wytrzymał. Przy byle okazji wyszedł na ulicę. Nie przeciw ani za Rosją, nie przeciw ani za Unią. Wyszli przeciw biedzie i w imię godności. I wtedy z biedy zrobiła się polityka. Każdy chciał coś z tego zamieszania ugryźć. Unia z Polską, Ameryka i oligarchowie. A co robi przywódca rosyjski? Robi to, co zrobiłby każdy mądry przywódca dbający o interesy swojego kraju. Widząc anarchię na Ukrainie, zabezpiecza swoje bazy i swoich obywateli. Widzi, że w tej chwili na Ukrainie nie ma z kim rozmawiać, więc zabezpiecza się militarnie. Putin z racji swoich interesów Krymu nie odda. Na Ukrainie długo nie będzie porządku, a Unia i USA nie mają zamiaru topić tam pieniędzy. Prędzej czy później kraje zachodu i Ukraina z Rosją się pogodzą. Tylko my obudzimy się z ręką w nocniku. Na razie czujemy się ważni, bo przyleciało do nas 12 samolotów zza oceanu… Jak widzę z tego tytułu zadowolone twarze naszych polityków, to szlag mnie trafia. Czy oni są tak głupi, czy za takich nas mają?! Putin tak się przejął, jakby mu 12 much na Krym puścili. Każdy myślący wie, że w razie konfliktu nie zostałby kamień na kamieniu. Tak więc, rodzimi kawalerzyści, nie machajcie szabelką zza unijnej spódnicy, bo to żenada. Uczmy się żyć w zgodzie z innymi narodami i pilnujmy własnych interesów. Nie szukajmy na siłę wroga. Wojtek
Gdzie obiektywizm?! Rzuciłem okiem na artykuły Lisa w „Newsweeku”. Wniosek, do jakiego doszedłem, jest tylko jeden – dziennikarstwo polskie zeszło na psy. Dziennikarze, podobnie jak prezenterzy i redaktorzy TV, biorą stronę Ukrainy w konflikcie z Rosją, a zamiast rzeczowych artykułów z obiektywną informacją mamy przekraczającą granice
umiaru i przyzwoitości propagandę antyrosyjską i proamerykańską. Czy to należy do obowiązków dziennikarza w wolnej Polsce? Prowadzenie zacietrzewionej nagonki na Rosję bez przebierania w słowach i obelgach uważam, delikatnie mówiąc, za szkodzące Polsce działanie pod publikę i pod Amerykę. Jak Ameryka zauważy, że ma w Polsce takich dzielnych bojówkarzy werbalnych, to może jednostce GROM pozwoli zrobić sobie zdjęcie pod
flagą amerykańską? O dotrzymaniu umowy offsetowej lepiej zapomnieć i nie przypominać, żeby się Ameryce nie narazić. Bo wtedy może nam nie obiecać zniesienia wiz. Czytelnik
Płacimy za fikcję Burmistrz Rzymu oświadczył, że w kasie miejskiej może zabraknąć pieniędzy na kanonizację Jana XXIII i JPII przewidzianą na dzień 27 kwietnia tego roku. Wiadomość ta przeszła niezauważona przez media, gdyż rząd Włoch natychmiast dał gwarancję, że środków finansowych nie zabraknie, czyniąc tym samym dyskusję na ten temat nieaktualną. Warto się jednak zastanowić nad wypowiedzią burmistrza. Po pierwsze, mamy niezbity dowód, że na przykład Kraków również będzie musiał wyłożyć kasę na tzw. Dni Młodzieży, które zarządził w tym mieście papież Franciszek. Jak widać, Watykan przy kanonizacji zapewnia ze swej strony tylko oprawę artystyczną, a wszelkie inne koszty ponosi miasto ze swego budżetu. Jeżeli tak sprawy w istocie wyglądają, to pontyfikatu JPII na pewno nie wspominają dobrze władze Rzymu, które musiały finansować wszystkie uroczystości związane z licznymi kanonizacjami, jakie miały miejsce w tym czasie. Stosowane przez naszego papieża przy tym procedury przypominały system taśmowy praktykowany przy produkcji w fabryce. Tak dużo było kandydatów do świętości. Wśród nich załapało się kilku zbrodniarzy, dla których najbardziej odpowiednim miejscem byłoby więzienie. Mieli jednak wielkie zasługi w zwalczaniu wszelkiej herezji i wrogów Kościoła. Tym sposobem kryminaliści wszelkiej maści
SZKIEŁKO I OKO zyskali swoich patronów, do których mogą wznosić modły. Wprawdzie były głosy, że niektórzy kandydaci do świętości to osoby fikcyjne, ale nikt się tym nie przejmował. Ivo
Uczony podżegacz Coraz częstsze ujawnianie w świecie, a ostatnio i w Polsce, zboczeń rzymskokatolickiego kleru zaowocowało jego… atakiem.
bserwujemy niesłychany wysyp O tematów zastępczych. Złodziej, by odwrócić uwagę od swych postępków, najgłośniej woła wśród tłumu: „Łap złodzieja!”. W ten schemat wpisuje się gender z owym „listem pasterskim”, egzorcyzmy, a także ordynarny atak na islam. Na pomoc przestępcom ruszyły też wybitnie oportunistyczne umysły „polskiego świata nauki”. Niesławnym przykładem może być występ prof. dr. hab. Andrzeja Szymańskiego z Uniwersytetu Opolskiego. Występując z wykładem na Uniwersytecie III Wieku w styczniu tego roku, przez 50 minut ogłupiał poczciwych staruszków atakami „wrednego” islamu na pobożnych jedynie słusznych chrześcijan. Prelegent nie przewidział możliwości zadawania pytań i w pośpiechu opuścił aulę. Do szanownego „wykładowcy” mam tylko 3 uwagi: Prawdą jest, że islam zdobywa Europę. W Niemczech, Francji, Anglii jest 2,5 tys. meczetów. W Polsce – 5. Nieprawdą jest, że islam to religia wyjątkowej agresji. Radziłbym prof. Szymańskiemu zapoznać się ze stanowiskiem i czynami Jana Pawła II. Ot, choćby przeproszenie islamu za zbrodnie 10 wypraw krzyżowych czy przeproszenie Indian za ludobójstwo na nich dokonane przez rzymskich katolików z Hiszpanii i Portugalii. A tysiące spalonych na stosach heretyków i czarownic? Występ opolskiego „uczonego” to wyjątkowo naganne nawoływanie do waśni religijnych. J.O.
Niegodna świadkowa Sprawa, o której chcę w skrócie napisać, wydarzyła się we wrześniu 2013 r., ale dotyczy poniekąd tego
strasznego potwora gender i dyskryminacji (o czym później), dlatego zdecydowałam się na taki krok. Otóż siostra stryjeczna poprosiła mnie o świadkowanie na jej ślubie, na co zgodziłam się pod warunkiem, że nie będę musiała iść do spowiedzi i komunii. Nie było z tym problemu, ponieważ jedyny warunek, jaki musiałam spełnić, to mieć skończone 18 lat. Podczas załatwiania spraw związanych ze ślubem młodzi musieli podać dane świadków. Jak ksiądz S. (proboszcz) dowiedział się, że to ja, powiedział, żeby siostra zmieniła świadkową. Nie zgodziła się, a przy kolejnej wizycie okazało się, że ślubu udzieli im inny ksiądz z tamtejszej parafii (Józefosław pod Warszawą). Wniosek nasuwał się sam: ktoś nagadał o mnie księdzu proboszczowi. Jestem osobą biseksualną, żyję w związku z kobietą i nie interesuje mnie, co inni myślą na ten temat. Moim zdaniem ksiądz nie powinien narzucać narzeczonym swojego zdania, czy nawet wyrażać swojego niezadowolenia, ponieważ decyzja o wyborze świadków nie należała do niego. Jak wiadomo, w każdej plotce jest ziarenko prawdy, a doszły mnie słuchy, że proboszcz został przeniesiony do nas z innej parafii (cytuję) „za babę”. Więc może zanim ocenimy kogoś, popatrzmy najpierw na siebie! Zajmijmy się swoimi problemami i życiem ogólnie, zamiast wtrącać się w czyjeś! Czarny Kapturek, Warszawa
Kościół w szkole Od jakiegoś czasu w szkolnym radiowęźle prowadzę audycję z muzyką rockową. Ostatnio zaprezentowałem dwa utwory zespołu Pink Floyd. A że nastąpił teraz czas ogólnej ascezy i umartwiania się (Wielki Post), to należy wymyślać metody utrudniania zwykłym ludziom życia w tym czasie. Szanowna pani katechetka z tej szkoły była oburzona, bo „jak można prezentować taką muzykę podczas Wielkiego Postu?!”. Wystarczyło, że owa miła kobieta rozmówiła się z dyrektorką, która poparła w 100 procentach jej stanowisko. Od teraz więc muszę uważać, co prezentuję szkolnej owczarni, bo mogę pozbyć się swojej zaszczytnej funkcji. Rozumiem, że Archidiecezja Warszawska zabroniła słuchania tego zespołu, ale Dobry (?) Boże, czy fakt, że obecnie jest Wielki Post, musi oznaczać, że wszyscy musimy przywdziać wory pokutne i sypać głowy popiołem przy dźwiękach Arki Noego?! Poziom absurdu osiągnął maksimum... Licealista
Apel do Jonasza Jonaszu, pomóż papie „Francikowi” i prześlij mu dokumentację fotograficzną rezydencji naszych biednych purpuratów oraz ośrodków wypoczynkowych, w których muszą się relaksować po swojej ciężkiej duśpasterskiej
19
posłudze kapłańskiej. Jednocześnie proponuję wysłać zdjęcia z tych miast, gdzie mają swoje rezydencje, oraz „starych” samochodów, którymi się poruszają jako przeciwwaga dla warunków życia biednych rodzin wielodzietnych. Zaproponuj „papie”, żeby biedne apartamenty sprzedali i zamieszkali w takich samych warunkach jak on mieszka, a pieniądze ze sprzedaży przeznaczyli na pomoc dla ubogich rodzin, ponieważ Polacy należą do najbiedniejszych mieszkańców UE. Nasi biedni sukienkowi liczą na „przeczekanie”, tak jak w przypadku współpracy z SB, potępienia pedofilii, wypłaty zadośćuczynień itp. A może myślą, że Franciszek już niedługo będzie papieżem, tak jak Jan Paweł I? Przesyłam pozdrowienia Stały czytelnik Z.Ch.
Głupota polityków Zgadzam się z poglądem autora wyrażonym w cyklu „Rzeczy Pospolite”. Chodzi o tekst o polskim zaangażowaniu na Ukrainie pt. „Osły trojańskie” w „FiM” 11/2014. Od 30 lat mieszkam w Niemczech i na temat zaangażowania się rządu RP w wewnętrzne sprawy Ukrainy słyszę wyłącznie wyrazy ubolewania z powodu głupoty polskich władz, jak i większości mediów. Mnie osobiście ta sytuacja nie dotyczy, ale jako obywatel RP postrzegany jestem tutaj, niestety, jako jeden z idiotów pochodzących z naszego kraju. KG
Mamy smród! Pewien fircyk bez krępacji CUD obiecał całej nacji. Trafnie uznał – lud to kupi! Lud naiwny, ciemny, głupi. No i młodzież uwierzyła, do urn wartko podążyła. I we Wronkach, i w Pułtusku dali głos Donaldu Tusku. No nareszcie jest nadzieja! Naród wybrał czarodzieja. Media wielce mu pomogły, nawet Doda wzniosła modły. To, co najpierw obiecywał, po wyborach odwoływał. Toż to kawał hipokryty, rude włosy, wzrok kosmity. Serki, jabłka podrożały, a indeksy pospadały! No i w końcu stał się CUD, czary-mary – mamy SMRÓD!! Aleksander Kosior
W odpowiedzi na zamieszczone w „FiM” 11/2014 sprostowanie rzecznika prasowego PWSZ w Legnicy informujemy, że: wystąpienie pokontrolne Najwyższej Izby Kontroli, na którym oparto materiał, jest tekstem ostatecznym, niepodlegającym zmianom, procedura kontrolna w PWSZ została już zakończona. Redakcja
20
W
PRZEMILCZANA HISTORIA
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
ŻYDZI POLSCY (18)
1979 roku gościł w Oświęcimiu papież JPII. Tradycyjnie odprawił mszę i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pozostał po nim wielki krzyż, którego przykościelni janczarzy za nic nie pozwolili ruszyć. Wywołało to zrozumiały protest wielu środowisk, gdyż powszechnie uwaWładze III RP pozostawały zupełnie bezradne żano, że teren byłego obozu konwobec kwestii będących na styku religii żydowskiej, centracyjnego w Oświęcimiu jako Kościoła i polityki. Tak naraziły na szwank reputację niemy świadek unikatowej w skali świata tragedii winien zostać wolny Polski na arenie międzynarodowej. od jakichkolwiek symboli religijnych. Najboleśniej problem krzyża i na próbowano podpalić biuro polskiego stwierdził, że „w Oświęcimiu krzyż dodatek obecności tam klasztoru radcy handlowego. stał i będzie stał” oraz że „nie może sióstr karmelitanek („FiM” 9/2014) Mimo wielu protestów w świebyć on przedmiotem przetargów, bo dotknął społeczność żydowską, któon jest pośród ludzi wierzących, którzy cie polskie władze, uległe wobec doświadczyli krzyża jako zbawienia”. rodzimych środowisk katolickich, ra poniosła tam największą ofiarę Dalszą kulminacją tej farsy była nie wiedziały, co począć z papiekrwi. „W doświadczeniu europejskich akcja stawiania krzyży zainicjowana Żydów chrześcijaństwo przygotowało skim krzyżem na terenie obozu. przez Kazimierza Świtonia, peeregrunt pod Zagładę. Ten krzyż w Aus I co gorsza, wysuwały sprzeczne komunikaty. Najpierw minister ds. chwitz to w naszych oczach znak prze lowskiego opozycjonistę. W sumie postawiono ich tam około 300. śladowców; nie ofiar; wzniesienie Tym kuriozalnym wydarzego na cmentarzu żydowskich ofiar chrześcijańskiej Europy niom, narażającym na szwank nas znieważa. Słowa te nale prestiż Polski, towarzyszyły proży traktować jak najbardziej testy wielu światowych organidosłownie” – pisał na łamach zacji, między innymi UNESCO, „Gazety Wyborczej” Dawid Kongresu USA, Centrum SzyWarszawski. mona Wiesenthala, czy Instytutu Początkowo protesty Żydów, którzy obwiniali zwierzchników Kościoła katolickiego o próbę duchowego zawładnięcia obozem (dla Żydów ten obszar jest wielkim cmentarzyskiem i jakiekolwiek symbole religijne są według nich obrazą Boga), pozostawały bez echa. Kazimierz Świtoń Wprawdzie w 1987 roku przedkontaktów z diasporą żydowską stawiciele Kościoła na konferencji Krzysztof Śliwiński oświadczył: w Genewie zdeklarowali się usunąć z terenu obozu religijne symbole, „Krzyż, przy którym Jan Paweł II jednak słowa nie dotrzymali. Dlateodprawił Mszę św. w Oświęcimiu w 1979 r., a który stoi obecnie na go 17 sierpnia 1994 w Oświęcimiu doszło do manifestacji amerykańterenie dawnego klasztoru karmeli skich Żydów pod przewodnictwem tanek, tuż obok obozu koncentracyj nowojorskiego rabina Avrahama nego, zostanie niedługo przeniesio Weissa. Najpierw poobklejano kośny”, a niedługo później Wiesław Walendziak, szef kancelarii preciół Matki Bożej Królowej Polski, gdzie w czasie wojny mieściła się miera Jerzego Buzka, zakomuniYad Vashem, który wystosował do komendantura obozowa, plakatami prezydenta Aleksandra Kwaśniewkował: „Jeśli krzyż – który, formal z tekstem niezrealizowanej umowy nie rzecz biorąc, stoi poza terenem skiego, premiera Buzka i marszałek genewskiej, a następnie protestująobozu – przeszkadza, to niebawem senatu Alicji Grześkowiak oficjalny może zacząć się dyskusja, czy na te list protestacyjny: „Jest to prowokacja cy przenieśli się pod feralny klaszi pogwałcenie porozumienia między tor karmelitanek, gdzie protestowarenie miasta Oświęcim w ogóle mogą stać kościoły. Oczekuję od przyjaciół li przeciwko obecności papieskiego narodowego, według którego w tym Żydów uszanowania uczuć religijnych krzyża na żwirowisku. Przybyłym miejscu nie będzie się umieszczać katolików”. dziennikarzom rabin Weiss oznajmił, żadnych symboli religijnych, ideolo Środowiska żydowskie wieloże „zamienianie najbardziej przera gicznych i politycznych”. Sprawa feżających miejsc zagłady w kościoły krotnie zwracały się z prośbą o zaralnego krzyża i wcześniej klasztoi stawianie olbrzymich krzyży jest ab jęcie stanowiska do samego preru karmelitanek znacznie pogorszyła stosunki Polski z Izraelem. To właśsolutnie nie do przyjęcia”. miera Buzka, który jednak schował Żydowska manifestacja spotkała głowę w piasek. Pojawiały się też nie na kanwie tych wydarzeń izrasię z wielkim oburzeniem większości głosy rozsądku, jak choćby księdza elski premier Icchak Szamir popolskiego społeczeństwa. Pojawiły Stanisława Musiała, który powiewiedział swoje słynne słowa, które się głosy, że znowu „Żydzi się u nas zaważyły na relacjach polsko-żydowdział: „Oświęcimski Krzyż ustawio panoszą”, a w kwietniu 1996 roku no po cichu, w pośpiechu, metodą skich: „Polacy wyssali antysemityzm grupa około stu skinów zorganizokonspiracyjną, a intencją tych, którzy z mlekiem matki”. Żenujące sceny go tam postawili, było nadanie temu z oświęcimskiego żwirowiska opawała na terenie obozu legalną (!) skrawkowi ziemi i przyległemu doń manifestację, gdzie przy chórze antytrzone odpowiednim komentarzem klasztorowi statusu sakralnej niety gościły w największych światowych semickich okrzyków i faszystowskich serwisach informacyjnych. gestów domagała się pozostawienia kalności. A przeniesienie krzyża ze Jak się też okazało, ta wojenka tam papieskiego krzyża. To komprożwirowiska w inne miejsce nie byłoby na krzyże miała dla Polski również w żaden sposób profanacją tego sym mitujące Polskę wydarzenie spotkabardziej pragmatyczne konsekwenło się z reakcją na świecie, w kilbolu religijnego”. Stanowisko kościelku miastach doszło do protestów ne należało jednak do prymasa Jócje. Otóż amerykańska organizacja – przed polską a mbasadą, a w Rzymie „Shalom International” – skupiająca zefa Glempa, który autorytarnie
Dolina krzyży ponad 500 organizacji żydowskich z całego świata wezwała do międzynarodowej akcji ekonomicznego i politycznego bojkotu Polski. Trudno ocenić, jakie w związku z tym straty poniosła odradzająca się po transformacji ustrojowej polska gospodarka, w każdym razie lawinowo ruszyły wtedy pozwy stowarzyszeń żydowskich oraz osób fizycznych o zwrot dawnego żydowskiego majątku w Polsce. Tymczasem na żwirowisku kolejne krzyże wyrastały jak grzyby po deszczu, a 15 sierpnia 1998 r. (święto maryjne) księża z Bractwa św. Piusa X (lefebryści) Edward Wesołek i Karl Stehlin odprawili uroczystą mszę, podczas której ustawiono niewiele mniejszy od papieskiego kolejny krzyż. Zaangażowanie się w ten problem ekskomunikowanego w 1988 roku przez JPII Bractwa
Piusa X całą sprawę dla polskiego Kościoła mocno komplikowało. Z uwagi na fakt, że według niektórych wersji lefebryści mieli chrapkę na przejęcie środowiska i struktur Radia Maryja, w Episkopacie zapaliło się czerwone światło. Niedługo potem Rada Stała Episkopatu Polski wydała stanowisko: „Samowolne stawianie krzyży na żwirowisku nosi znamiona prowokacji i jest niezgod ne z powagą należną temu szczegól nemu miejscu”. Dodatkowo prymas Glemp częściowo zmienił stanowisko i dał przyzwolenie na usunięcie krzyży z terenu obozu, oczywiście oprócz papieskiego, gdyż ten był… poświęcony. Słowa Glempa obudziły również prezydenta Kwaśniewskiego, który wreszcie raczył zauważyć, że ten żałosny konflikt wokół krzyży rujnuje dobry wizerunek Polski w świecie. Oczywiście pan prezydent docenił „dobrą wolę” kleru: „Stano wisko Episkopatu, uważam za wy darzenie o wielkim znaczeniu. Jed noznaczność tego oświadczenia ma rzeczywiście wielką wagę”…
Stanowisko w tej sprawie zajęli również polscy intelektualiści, najwyraźniej zażenowani poczynaniem polskich władz, i napisali list do premiera Buzka: „Sprawa krzy ży nie przestaje niepokoić Polaków, obrażać Żydów, zaprzątać światową opinię. Jest to tym bardziej zdumiewa jące, że na przeniesienie krzyży wyra zili zgodę biskupi (…)”. Pod tekstem widniały podpisy między innymi Józefa Gierowskiego, Czesława Miłosza, Władysława Stróżewskiego, Wisławy Szymborskiej i Jerzego Turowicza. Odpowiedź „żwirowiska” ze Świtoniem na czele mogła być tylko jedna: kolejna uroczysta msza i następne krzyże. Także lefebryści nie zamierzali ustępować. W wywiadzie dla „Tygodnika Siedleckiego” ksiądz Stehlin powiedział: „Nie by łoby problemu krzyży oświęcimskich, gdyby Kościół trwał przy wiekowej Tradycji. Podczas sporu o Karmel oświęcimski pod naciskiem środo wisk żydowskich nie tylko usunięto siostry, ale także Najświętszy Sakra ment! Dopiero teraz okazuje się, mó wił o tym bp Rakoczy, że w umowie genewskiej podpisanej przez kard. Lustigera, kard. Macharskiego i red. Turowicza zawarto klauzulę o usu nięciu krzyża papieskiego”. Polskie władze z premierem Buzkiem na czele, mając przyzwolenie biskupów, dopiero po roku zdecydowały się wreszcie rozwiązać ten problem. Najpierw minister Janusz Tomaszewski wydał rozporządzenie o ochronie byłych niemieckich obozów zagłady, które pozwalało na przejęcie przez państwo kontroli nad żwirowiskiem. Świtoń, czując, co się święci, wywiesił na bramie żwirowiska ostrzeżenie, że zaminował teren. Wtedy do akcji wkroczyła policja, która znalazła na miejscu schowaną torbę, a w niej 4,5-woltową baterię, antenę, zapalnik i cztery laski petard. Według oceny zastępcy naczelnika oświęcimskiej komendy powiatowej policji Roberta Chowańca konstrukcja zagrażała życiu lub zdrowiu ludzi. Na tej podstawie udało się aresztować Świtonia, za którego zaraz poręczyli senatorowie Zbigniew Romaszewski i Wiesław Chrzanowski. Wreszcie 28 maja 1999 roku nad ranem na żwirowisko przyjechało dwustu żołnierzy z Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych. Z krzyżowej doliny pozostał jedynie papieski krzyż i figurka Matki Boskiej. Pozostałe krzyże załadowano na wojskowe samochody i przewieziono do oddalonego o kilka kilometrów klasztoru Franciszkanów w Harmężach. Po kilku dniach metropolita bielsko-żywiecki biskup Tadeusz Rakoczy zwrócił się z prośbą do właścicieli, aby zabrali z Harmęży swoje krzyże, jednak – jak się okazało – na apel biskupa nie odpowiedziała ani jedna osoba. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
OKIEM BIBLISTY
„Nie ma innej głowy Kościoła jak tylko Pan Jezus Chrystus; nie jest możliwe, by papież w jakimkolwiek rzeczywistym sensie był jego głową, będąc antychrystem, człowiekiem grzechu i synem zatracenia, który wywyższa się w Kościele przeciw Chrystusowi i wszystkiemu, co zwie się Bogiem”. Skąd pochodzi ten cytat i czym uzasadniali swoje stanowisko protestanci wskazujący na papiestwo jako system Antychrysta? Przytoczone słowa pochodzą z westminsterskiego wyznania wiary (rozdział 25, art. VI). Dziś, w dobie ekumenizmu, stwierdzenia tego nie ma już w historycznej Konfesji westminsterskiej, bo zostało ono z niej usunięte. Jednakże w minionych wiekach – o czym pisałem w poprzednim artykule – stanowisko takie bez wyjątku zajmowały wszystkie Kościoły protestanckie. Czym je uzasadniali i co przemawia za tym, że nadal część protestantów uznaje papiestwo za system Antychrysta, a papieży za jego reprezentantów? Uzasadniali je tym wszystkim – jak pisał Marcin Luter – „co papież czyni, mówi, ustanawia i jak żyje”. Mówiąc językiem Ewangelii, nadal zdradza go jego własna mowa, „zuchwałe słowa” (Dn 7. 25), prerogatywy i tytuły, które papieże sobie przypisują, oraz doktryna, jak i historia papieskich nadużyć i zbrodni. Przypomnijmy zatem pokrótce najpierw to, co biskupi Rzymu mówili i czego zawsze pożądali. Zacznijmy od początku rzymskich dążeń do panowania. Otóż już Anicet (ok. 166 r.) i Wiktor I (ok. 189–198), biskupi rzymscy, próbowali narzucić swoją wolę Kościołom wschodnim, by zmienili datę obchodzenia świąt wielkanocnych. Pierwszym zaś biskupem Rzymu, który oparł swe roszczenia na słowach z Ewangelii Mateusza (16. 18) i został nazwany uzurpatorem przez Tertuliana, był Kalikst I (217–222). Mimo zastrzeżeń podobne roszczenia zgłaszali również jego następcy. Jednakże dopiero Leon I Wielki (441–461) ogłosił się panem całego Kościoła i oznajmił, że nieuznawanie jego władzy jest równoznaczne ze skazaniem się na wieczne potępienie. Warto zauważyć, że chociaż apostoł Piotr nie był biskupem Rzymu (nie ma na to żadnego dowodu historycznego) ani nie pożądał władzy nad innymi (1 P 5. 1–3), to jednak rzekomi jego następcy nie mieli najmniejszych oporów, aby przywłaszczyć sobie nie tylko tytuły zarezerwowane dla Boga i Chrystusa, głosząc, że zajmują ich miejsce, ale także sięgnąć po władzę cywilną. Stało się to możliwe dzięki sojuszom z władcami sąsiednich krajów, szczególnie z Pepinem (754 r.), królem Franków, oraz z jego synem Karolem Wielkim (774 r.), dzięki któremu powstało „Święte Cesarstwo Rzymskie”. Przypomnijmy, że pieczęcią dla roszczeń papiestwa były dekrety pseudo-izydoriańskie z tzw. donacją Konstantyna. Jean Mathieu Rosay pisze: ,,W rzeczywistości owe
patrznościowe »Dekretalia« miały tyle o samo wspólnego z Izydorem z Sewilli, co sławetna »Donacja« z Konstantynem. Tyle że tym razem fałszerze byli zręczniejsi i przemieszali prawdę – niektóre autentyczne dekrety z VII i VIII stulecia – i zniekształcone, a czasem po prostu sporządzone na potrzeby Leona dokumenty, opatrzone datami z IV, V czy VI wieku. Intencja była jasna – chodziło o uzasadnienie wyższości
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Antychryst władzy duchowej nad doczesną i wykazanie, że zwierzchność papieża nad całym Kościołem trwała nieprzerwanie od początków chrześcijaństwa. Zanim w XVI wieku stwierdzono fałszywość »Dekretów pseudo-izydoriańskich«, Leon IV, Mikołaj I, Grzegorz VI i Innocenty III powoływali się na nie, dążąc do władzy absolutnej” (,,Prawdziwe dzieje papieży”). Jednym jednak z pierwszych papieży, który sformułował teologię papieskiej teokracji i który jako pierwszy nosił koronę, był Mikołaj I Wielki (858–867). Oto jego słowa: „Ja jestem we wszystkim i ponad wszystkim. Zatem Bóg i ja, Zastępca Boga, tworzymy jeden konsystorz, czyli jedno zgromadzenie, a ja mogę czynić prawie wszystko, co czynić może Bóg. Dlatego ja, będąc ponad wszystkim, jestem również ponad wszystkimi bogiem” („The Church Historiaus of England: Reformation Period” by Josiah Pratt, 1856, s. 159). Mało tego, Mikołaj I twierdził także, że ma on prawo zmieniać samą Ewangelię. Powiedział: „Zatem nie dziwcie się, że jeśli wszystko jest w mojej mocy, to mam prawo dysponować nawet naukami Chrystusa” (tamże, s. 159). Warto też przypomnieć, że to on ekskomunikował Focjusza, patriarchę Konstantynopola i przyczynił się do podziału chrześcijaństwa – dopełnionego w roku 1054. Jeszcze dalej posunął się papież Grzegorz VII (1073–1085), który w swym „Dyktacie papieskim” („Dictatus papae”) zawarł swój program. Oto kilka jego sformułowań: „Jedynie papież może używać insygniów cesarskich. Tylko jemu przysługuje prawo do ucałowania nóg przez władców (…). Tylko papież ma władzę deponowania cesarzy. Papieża nikt nie ma prawa
s ądzić (…). Zgodnie z Pismem św. Kościół rzymski nigdy nie błądził i nigdy nie pobłądzi. Papież kanonicznie wybrany, niewątpliwie staje się świętym” (tezy 8, 9, 12, 19, 22, 23). Co więcej, Grzegorz VII Hildebrand występował nie tylko przeciwko podporządkowaniu (supremacja) Kościoła państwu, ale dążył także do podporządkowania go sobie, i to w takim stopniu, aby stworzyć władzę nadrzędną nad całym światem. Szczyt potęgi papieskiej nastąpił za pontyfikatu Innocentego III (1198–1216), który uważał, że „wszystkie rzeczy na ziemi i w niebie i w piekle są podporządkowane namiestnikowi Chrystusa”. On to zarządził dwie krucjaty oraz eksterminację innowierców, powołując do tego celu inkwizycję. Zatwierdził dogmat o transsubstancjacji i spowiedź uszną oraz zakazał czytania Biblii w językach ojczystych. Politykę Innocentego III oraz program Grzegorza VII realizowali także ich następcy, a najpełniejszy wyraz program ten znalazł w bulli papieża Bonifacego VIII (1294–1303) „Unam sanctam”, która rozwinęła tzw. teorię dwóch mieczy: „Albowiem dwa są we władzy Kościoła miecze, a mianowicie duchowy i ten materialny (…). Oba są we władaniu Kościoła, i ten duchowy, i ten materialny. Drugim należy się posługiwać dla dobra Kościoła, pierwszym zaś sam Kościół się posługuje. Ten bowiem jest w ręku Kościoła, tamten zaś w ręku królów i rycerzy, ale w uległości Kościołowi i na jego polecenie”. W tej samej bulli czytamy też, że zbawienie zależne jest od posłuszeństwa papieżowi: „Ogłaszamy, potwierdzamy, definiujemy i wiadomym czynimy, że jest rzeczą niezbędną dla zbawienia każdej istoty ludzkiej
(3)
odporządkować się biskupowi p rzymskiemu”. W jednym ze swoich listów pisał: „Papież jako wikariusz wszechmocnego Boga rozkazuje monarchom i królestwom; posiada władzę zwierzchnią nad wszystkimi ludźmi. Przed tym najwyższym zwierzchnikiem Kościoła wojującego wszyscy wierni powinni schylać głowę. Tylko szaleńcy i heretycy myślą inaczej” (Jan Wierusz Kowalski, „Chrześcijaństwo średniowieczne XI–XV wiek”, Warszawa 1985, s. 163). To samo głosili również jego następcy. Papież Klemens VI (1342– 1352) oznajmił: „Bez posłuszeństwa biskupowi Rzymu nikt nie może być zbawiony (…). Wszyscy, którzy powstali przeciwko wierze Kościoła rzymskiego i zmarli bez pokuty, zostali potępieni i poszli do piekła” („Super quibusdam” [w:] „Apostolic Digest, Book V: The Book of Obedience”). Mało tego, zgodnie z doktryną Kościoła rzymskiego posłuszeństwo papieżowi jest obowiązujące bez względu na to, jak bardzo biskup Rzymu byłby grzeszny. Oczywiście żądaniu temu sprzeciwiali się wybitni ludzie Kościoła. Podważał je również Luter, który stwierdził: „Papież, opętany przez demony, broni swej tyranii, powtarzając kanon »Si, papa«, czyli »Tak, ojcze«. Ten kanon twierdzi, że gdyby papież cały świat prowadził do piekła, nie wolno mu się sprzeciwić. To straszne, że na podstawie autorytetu tego człowieka mamy stracić nasze dusze, które Chrystus odkupił swoją cenną krwią” („Luters Works, Table Talk”, vol. 54, no. 440, p. 300). Ale roszczenia papiestwa nie uległy zmianie również w późniejszych wiekach. Jeszcze Pius IX (1846– 1878) bluźnierczo głosił: „Papież jest nie tylko reprezentantem Jezusa Chrystusa, ale samym Jezusem Chrystusem,
21
ukrytym za zasłoną ciała” („The Catholic National”, lipiec 1895). Co więcej, negując w swym „Syllabusie błędów” i potępiając zarówno prawo do wolności sumienia i swobody wyrażania własnych poglądów, jak i zasady suwerenności państwowej, Pius IX przypisał sobie również boską nieomylność w sprawach wiary i moralności: „(…) za zgodą świętego Soboru nauczamy i definiujemy jako dogmat objawiony przez Boga, że Biskup Rzymski, gdy mówi ex cathedra – tzn. gdy sprawuje urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności – dzięki opiece Bożej przyrzeczonej mu w osobie św. Piotra Apostoła posiada tę nieomylność, jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w definiowaniu nauki wiary i moralności. Toteż takie definicje są niezmienne same z siebie, a nie na mocy zgody Kościoła. Jeśli zaś ktoś, co nie daj Boże, odważy się tej naszej definicji przeciwstawić, niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych” („Breviarium fidei”, s. 86–87). W innym miejscu czytamy: „Wszystkie doktrynalne uchwały ogłoszone przez papieża w obecności soboru generalnego czy też bez niego są nieomylne (…). Raz wydane, nie mogą być wycofane przez papieża ani przez sobór. Opiera się to na katolickim pryncypium, że Kościół w sprawach wiary nigdy się nie omylił” („The Catholic World”, czerwiec 1871, s. 422–423). Również Pius XII (1939–1958) domagał się absolutnego posłuszeństwa: „Jeśli człowiek odmawia posłuszeństwa Kościołowi, niech będzie uważany za poganina i celnika” („The Mystical Body of Christ”, 29 sierpień 1943). Czy Biblia choćby w małym stopniu potwierdza roszczenia biskupów rzymskich? Odpowiedź może być tylko jedna: w świetle Pisma Świętego ani jedno z przytoczonych stwierdzeń papieży nie znajduje uzasadnienia. Wszystkie roszczenia papieży są nie tylko bezprawne, ale także sprzeczne z tym, co powiedział Jezus. Oto Jego słowa: „Nie pozwalajcie się nazywać Rabbi, bo jeden tylko jest – Nauczyciel wasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też nie nazywajcie ojcem swoim, albowiem jeden jest ojciec wasz, ten w niebie. Ani nie pozwalajcie się nazywać przewodnikami, gdyż jeden jest przewodnik wasz, Chrystus. Kto zaś jest największy pośród was, niech będzie sługą. A kto się będzie wywyższał, będzie poniżony…” (23. 8–12). Poza tym słowa papieży stoją także w rażącej sprzeczności z treścią Pierwszego Listu Piotra, w którym czytamy: „Paście trzodę Bożą (…) ochotnie, po Bożemu, nie dla brzydkiego zysku, lecz z oddaniem, nie jako panujący (…), lecz jako wzór dla trzody” (1 P 5. 2–3). Krótko mówiąc, „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5. 29), pamiętając o tym, że „pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną” (Prz 16. 18). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
OKIEM SCEPTYKA
POLAK NIEKATOLIK (85)
Rewolucjonista chrystusowy Jan Niemojewski był działaczem braci polskich, posłem na sejm. Przyjąwszy arianizm, zwolnił chłopów z poddaństwa oraz pańszczyzny, rozdał majątek biednym i pracował na roli.
Andrzej Lubieniecki, zwany starszym, historyk braci polskich, pozostawił opis poświęcony gminie kujawskiej, z której dziejami sprzęgły się losy Jana Niemojewskiego. „Byli też niektórzy pod on czas, a mianowicie na Kujawach, którzy o Panu Jezusie powiadali, że był u Ojca przed wieki, ludzi dorosłe krzcili, a w nauce o usprawiedliwieniu i inszych (…) różni byli i dyscyplinę ostrą między sobą mieli; a tych w on czas wodzem był Jan Niemojewski, Czechowic i inszy”. Jan Niemojewski urodził się między 1526 a 1530 rokiem w Niemojowie na Kujawach. Pochodził z rodziny szlacheckiej, herbu Szeliga. Był synem Mikołaja Niemojewskiego, sędziego inowrocławskiego, i bratem Jakuba Niemojewskiego, jednego z twórców konfederacji warszawskiej 1573 r., „herezjarchy kujawskiego”, brata czeskiego. Familia posiadała znaczny majątek. Źródła wymieniają dwadzieścia kilka wiosek, głównie w powiecie inowrocławskim. Jan Niemojewski od 1545 r. studiował teologię i prawo na Uniwersytecie Albertina w Królewcu, który był ważnym ośrodkiem luteranizmu. Nie zapisał się jednak na żaden uniwersytet zagraniczny. Być
Ś
może zarządzanie rodzinnym majątkiem wymagało jego obecności w kraju. Badań, zwłaszcza historyczno-teologicznych, nigdy nie zaniechał. Fakt, że sprawował, jak jego ojciec, urząd sędziego ziemskiego i wielokrotnie posłował na sejmy Rzeczypospolitej, gdzie odgrywał wybitną rolę, pozwala sądzić, że oddawał się także studiom prawniczym, dziedzicznie uprawianym w rodzinie Niemojewskich. Wielki przełom religijny w życiu Niemojewskiego spowodowała przyjaźń z Marcinem Czechowicem, antytrynitarzem o radykalnych poglądach społecznych, który przeprowadził się z Wilna na Kujawy. Niemojewski oświadczył później: „Ten błąd o Trójcy je nad wszystkie Antychrystowe nawiętszy i z tego inne wszystkie powstały, którycheśmy do tych czasów z zażyłością używali (…). I P. Bogu dziękuję, że mie z tych ciemności okrutnych wyrwał, chociam się długo nad tym opierał, co nie jest tajno wielom ludzi”. Niemojewskiemu, wytrawnemu badaczowi i znawcy historii Kościoła, rozbrat z kalwinizmem nie przyszedł łatwo, ale już w końcu 1562 roku
rodowiska religijne nie ustają w sugerowaniu, że ludzie niewierzący są potworami. Jeśli nie rzeczywistymi, to z pewnością potencjalnymi. Kościół katolicki w Polsce po 1989 r. zdecydowanie odrzucił ścieżki Ewangelii i uznał konserwatywną prawicowość za swój właściwy światopogląd. Odrzucił wszelkie eksperymenty z chrześcijańską lewicowością, które są bliskie niektórym środowiskom katolickim na całym niemal świecie. Żadnego socjalizowania, żadnego Kościoła ubogich! Ostatecznie też – żadnego miłosierdzia. Ani dla swoich „zdrajców”, ani dla przeciwników. Z oszalałym antykomunizmem na sztandarze hierarchia i jej świeccy akolici prowadzą wojnę polityczną i światopoglądową, w której nie bierze się jeńców, bierze się tylko pieniądze i nieruchomości. W sferze idei kościelnych panuje nad Wisłą brutalny, chamski wręcz obskurantyzm, który nie chce widzieć ani rozumieć niczego z otaczającego świata. Oto próbka z „Gościa Niedzielnego”: „Czy animal studies (studia nad relacjami ludzi i zwierząt – przyp. red.) będą zainteresowane tylko feministki, czy też inne zwierzęta?”. Albo: „Czy małżeństwo dwóch osobników tej samej płci to coś mniej absurdalnego niż małżeństwo z kozą?
opowiedział się zdecydowanie po stronie trydeistów (zwani też trójbożanami). Z chwilą zaś, gdy Czechowic przybył na Kujawy, Niemojewski i inni członkowie zboru przyjęli chrzest przez zanurzenie. Arianizm pozyskał w ten sposób człowieka, który cieszył się mirem wśród szlacheckiej braci, zachowywał się etycznie i całe swoje życie poświęcić miał na propagowanie zasad tego wyznania. Zbór kujawski stał się gminą o profilu społecznym, a pierwszy udokumentował to Jan Niemojewski, który na sejmie lubelskim w 1566 r. – ku osłupieniu strojnego rycerstwa – pojawił się „w odzieniu bardzo prostem i podniszczonem, bez szabli, bez juków podróżnych, służby i towarzystwa, parę dni przedtem powtórnie ochrzczony. Kilkakrotnie rozmawiał z nim długo kard. Hozjusz, chcąc go od błędnych rozumowań odwieść. Lecz on
Albo coś mniej wstrętnego?”. Ten sam autor wcześniej, na innych łamach radził nastolatkom, aby dawały odczuć koleżankom lesbijkom, że nie akceptują ich uczuć i ich relacji. Cóż za wspaniała szkoła chrześcijańskiej duchowości! Ta faktyczna apostazja polskiego katolicyzmu, który każdego dnia wypiera się
t wierdził, że nauka, którą, wyznawał jest prawdziwą i boską”. Niemojewski był niezwykle utalentowany i wyróżniał się wielką odwagą cywilną – na sejmach należał do stronnictwa reform wewnętrznych oraz bronił niezależności władzy królewskiej przed zakusami duchowieństwa. Porównując ówczesny ustrój społeczny z pierwotnym chrześcijaństwem, spostrzegł, że bardzo odbiega on od nauki Chrystusa. Wyczuł konflikt między prawami oraz obowiązkami przedstawicieli własnej warstwy społecznej a ideałem chrześcijanina. Dlatego z pobudek etycznych i humanitarnych złożył urzędy sędziego ziemskiego, „by nie skazywać, nie wymagać przysięgi”, zrezygnował z dzierżawy dóbr królewskich na Kujawach, „które przodkom jego nadano za rozlane krwie”, i oddał je królowi, dobra
na żadnej granicy”. A więc – kto nie wierzy w Boga, ten jest zdolny do wszystkiego, czyli jest lub może być pozbawiony wszelkich hamulców. Tego rodzaju insynuacje mają już długą historię. Także literacką. Słynne: „Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno” Dostojewskiego jest jednym z przejawów takiego
ŻYCIE PO RELIGII
Bez hamulców? Ewangelii na rzecz brutalnej walki o władzę patriarchatu i o realny klerykalizm, nikogo w Kościele nie interesuje ani nie niepokoi. Widocznie uznano, że odstępczość Kościoła, bezwzględność i prymitywizm moralny to stan normalny i właściwy dla tej instytucji. Jedną z katolickich namiętności swobodnie rozwijanych w Polsce jest usilne wmawianie ludziom niewierzącym w bogów, że są potencjalnymi zbrodniarzami, potworami zdolnymi do każdej podłości. Oto cytat z tego samego autora: „Kto nie uznaje autorytetu większego niż człowiek, nie zatrzyma się
sposobu myślenia. Ktoś to zresztą odwrócił: „Jeśli Bóg jest, to wszystko wolno”. Człowiek wierzący zrobi, nawet wbrew sobie, wszystko cokolwiek „bóg” mu rozkaże. Świadectwa wielu takich religijnych okropności ludzie pobożni zapisali zresztą na kartach swoich „świętych ksiąg”, jakby na swoją wieczną hańbę. Zapisali je także na kartach historii. Są przecież jeszcze wśród nas ludzie, którzy żyli w czasach, gdy katolickie dyktatury w Słowacji i Chorwacji pomagały aktywnie przy Holocauście, a sam wódz III Rzeczy – katolik, bądź co bądź – głosił, że jest prowadzony
dziedziczne sprzedał, „bo się mu nie godziło chleba jeść z potu ubogich poddanych swych”, zaś zarobione w ten sposób pieniądze rozdał ubogim. Sam żył z pracy własnych rąk – i na roli, i w Lublinie, gdzie od około 1570 roku jako aktywny senior świecki kierował arianami razem z Marcinem Czechowicem. Niemojewski był autorem licznych pism polemicznych wymierzonych w obóz katolicki, m.in. znakomicie napisanej w 1583 roku „Obrony przeciw niesprawiedliwemu obwinieniu i rozlicznym potwarzom”, w której przedstawił swoje przekonania, a jako polemista dał lekcję taktu swojemu katolickiemu adwersarzowi (ks. Hieronim Powodowski), odpowiadając na jego napaści z niezwykłym spokojem i godnością. Innym jego pismem polemicznym było napisane w 1584 roku „Ukazanie, iż kościół rzymski papieski nie jest apostolski, ani święty, ani jeden, ani powszechny”. Wespół z Czechowicem uczestniczył też w publicznych dysputach z jezuitami – najpierw w Lublinie (po tej debacie został poturbowany), a następnie z jezuitami i kalwinami w Lewartowie. Obie dysputy propaganda jezuicka fałszywie uznała za swój tryumf. Niemojewski był równocześnie przywódcą frakcji antysocyniańskiej wśród braci polskich. Lublin, główny bastion tego wyznania, padł ostatecznie po jego śmierci 8 marca 1598 r. Tego dnia polscy arianie stracili wybitnego działacza, człowieka bezkompromisowego, który wcielił w swoje życie wielkie ideały etyczne – wszystko to, co oparte było na głębokim humanitaryzmie i ciepłym stosunku do ludzkiej istoty. ARTUR CECUŁA
przez Boga i na niego się p owoływał. Jego armiom towarzyszyły zresztą tłumy kapelanów różnych wyznań. Więc wszystko okazało się możliwe, skoro „Gott mit uns”. Zresztą i na ogół bogobojni alianci nie mieli zahamowań przed spaleniem niemieckich miast razem z cywilną ludnością. Albo miast japońskich za pomocą bomby atomowej. Użył jej prezydent Harry Truman, protestancki chrześcijanin zresztą. Gdyby nie był zwycięzcą II wojny światowej, zawisłby zapewne na stryczku – jak politycy osądzeni w Norymberdze – za tę potworną zbrodnię. Ale on był „zbrodniarzem dla dobrej sprawy”, naszym dzielnym zbrodniarzem, więc się go nie czepiano. Dziwna jest ta obsesja związana z rzekomą potrzebą Boga w kwestiach moralności. Tymczasem istnieją granice, na których można zatrzymać ekscesy ludzi. To są granice prawa i granice, jakie wyznacza otoczenie. Ludzi można zwykle skutecznie nauczyć, że granicą człowieka jest inny człowiek, zwłaszcza wtedy, gdy sprzyja ku temu środowisko i układ sił społecznych promujący emancypację i empatię. Jeśli ktoś do osiągnięcia tego celu chce jeszcze zaprząc „boga”, to jego sprawa, ale niech nie wmawia innym, że są moralnie wybrakowani. MAREK KRAK
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
W
Nowym Testamencie opisane zostały trzy wskrzeszenia dokonane przez Jezusa: 12–letniej córeczki Jaira, następnie syna wdowy z Nain (młodzieniec był jakoby znacznie dłużej martwy niż wspomniana dziewczynka) i wreszcie niejakiego Łazarza z Betanii. Według czwartego ewangelisty, Jana, przeleżał on w grobie aż cztery dni (Mk 5. 36–43; Łuk 7. 11–17; Jan 11.). To ostatnie wskrzeszenie jest najbardziej spektakularne, następuje bowiem w chwili, gdy zwłoki zaczęły się rozkładać. „(…) już cuchnie” – napisał Jan. Choć wskrzeszenie Łazarza należy do najpopularniejszych biblijnych epizodów, opowiedział o nim – o dziwo! – jedynie Jan. Łazarz mieszkał na wschodnim stoku Góry Oliwnej w Betanii (dzisiejsze Lazarium) nieopodal Jerozolimy razem z siostrami: Martą i Marią. Byli przyjaciółmi i uczniami Jezusa, który często się u nich zatrzymywał. Gdy mężczyzna zmarł, Jezusa nie było w Betanii. Dopiero po dwóch dniach wyruszył do tej miejscowości, choć apostołowie starali się mu to wyperswadować, wiedząc, że Żydzi chcieli go ukamienować. Potem nakazał usunąć kamień u wejścia do grobu, zmówił modlitwę i zawołał: „Łazarzu, wyjdź”. „I wyszedł umarły, mając nogi powiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą”. Według legendy Łazarz udał się następnie na Cypr, gdzie przez ponad 40 lat był biskupem chrześcijańskiej gminy. Po śmierci został pochowany na tej wyspie, a miejsce pochówku upamiętnia cerkiew św. Łazarza w Larnace. Jego szczątki następnie wywieziono do Francji.
Z kolei według legendy prowansalskiej po wniebowstąpieniu Chrystusa Łazarz udał się do Francji, gdzie został biskupem Marsylii. Czy ewangeliczna opowieść o wskrzeszeniu Łazarza jest autentyczna? Przede wszystkim nie sposób nie zauważyć, że jej jedynym źródłem jest Ewangelia Jana, która powstała około 70 lat po śmierci Jezusa. Można więc zapytać,
PRZEMILCZANA HISTORIA
23
Łazarz
z ostał wskrzeszony z martwych, to za wersją biblijną kryło się jakieś rzeczywiste uzdrowienie lub manipulacja. Zresztą nawet katoliccy komentatorzy przyznają, że w przypadku ewangelicznych wskrzeszeń lepiej jest mówić o „reanimacji” – w biblijnym sensie bowiem wskrzeszenie zakłada życie, które się nie kończy.
Spośród postaci Nowego Testamentu do godności świętych awansowano między innymi Łazarza z Betanii i Longinusa, setnika rzymskiego, który włócznią przebił bok Jezusa.
Święci nieświęci
Piłata (Ewangelia Nikodema): „Zaś Longin, żołnierz, wziął włócznię i otworzył Mu bok, a z boku wypłynęła krew i woda”. W legendzie jego postać połączono z setnikiem i dowódcą straży przy grobie Jezusa, tworząc niejako dzieje życia jednej osoby (Mk 15. 39; Mt 27. 62–66). Po porzuceniu służby został podobno biskupem Kapadocji i podobno ścięto go za rozgłaszanie wieści o zmartwychwstaniu Jezusa. Stało się to jakoby około 61 r. Żołnierze, zatknąwszy głowę św. Longinusa na włóczni, zanieśli ją do Jerozolimy, gdzie Piłat oddał tę relikwię Żydom, ci zaś wyrzucili ją za miasto na wysypisko śmieci. Później została w cudowny sposób odnaleziona przez niewidomą kobietę, której ukazał się we śnie Longinus i wskazał jej miejsce, gdzie leży jego głowa. Poradził jej, aby ją odszukała, potarła nią oczy i pochowała. Gdy niewiasta potarła nią swoje oczy, natychmiast przejrzała. Od tego czasu wierni modlą się do św. Longinusa, gdy proszą o przywrócenie wzroku. Także Włóczni Przeznaczenia przypisano cudowną moc uzdrawiania, gdyż została zanurzona we krwi Chrystusa. Według legendy została ona odnaleziona przez św. Helenę. Za relikwię Włóczni Przeznaczenia uznawano w średniowieczu co najmniej kilka przedmiotów: wszystkim oddawano cześć. Grot z rzekomej włóczni św. Longinusa znajduje się w Bazylice św. Piotra w Watykanie. ARTUR CECUŁA
(11)
laczego przez wiele lat zwlekano d z opisaniem niezwykle spektakularnego cudu uczynionego na oczach wielu świadków? Ernest Renan, francuski historyk, filolog i filozof, przyjmując, że pewne opisane w Ewangeliach historie mogły mieć miejsce, snuł domysły, że Łazarz zapewne dostał chwilowej zapaści. Zasugerował również, że „Łazarz i jego siostry głęboko przekonani o tym, że Jezus był cudotwórcą, mogli mu dopomóc w dokonaniu jednego z nich”. Inna medyczna hipoteza mówi, że Łazarz doznał katalepsji. Występuje ona przy zaburzeniu zwanym osłupieniem i niektórych reakcjach histerycznych; jej przyczyną może być też hipnoza. Jeśli zatem Łazarz nie
Ewangelista Jan jako jedyny napisał również o żołnierzach rzymskich, którzy „przyszli (…) i połamali nogi tak pierwszemu, jak i drugiemu z ukrzyżowanych z Jezusem. Kiedy zaś zbliżyli się do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamano mu nóg, a tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił mu bok, z którego natychmiast wypłynęła krew i woda” (Jan 19. 32–34). Według wielu badaczy już sam fakt, że ów krwawy i drastyczny epizod występuje jedynie w najmłodszej Ewangelii, podważa jego autentyczność. Biblista Gerd Lüdemann stwierdził, że „historyczna wartość tego fragmentu jest równa zeru”. Przypuszcza się więc, że autor Ewangelii wymyślił tę
„Nawracanie” Marzanny
Zwyczaj obnoszenia i topienia słomianej kukły Marzanny miał być świętem obchodzonym na pamiątkę porzucenia przez Polaków wiary w fałszywych bożków. Tyle że to nieprawda… Ksiądz Jan Długosz, opisując nawrócenie Polski, wymyślił bajkę, jakoby Mieczysław I (Mieszko) rozkazał zniszczenie wszystkich posągów pogańskich na ziemiach polskich do dnia 7 marca 965 roku. „Ten gdy nadszedł (...), wszystkie miasta i wsie przymuszone były tłuc i obalać posągi bogów swoich, a pokruszone topić w bagnach, jeziorach i stawach (...). Pamiątka tego kruszenia i topienia fałszywych bogów i bogiń utrzymuje się po dziś dzień w niektórych wsiach polskich, gdzie w Niedzielę czwartą postu (»Laetare«) zatykają na długich żerdziach wizerunki Dziewanny i Marzanny, a potem rzucają i topią je w bagnach pobliskich. A tak spełnienie tego dzieła nie ustało jeszcze u Polaków w zwyczaju starodawnym”. „Ochrzczona” i nawrócona na „jedynie słuszną” wiarę przez skądinąd wybitnego kronikarza pogańska Marzanna stała się na całe wieki obowiązującą interpretacją, o czym świadczą liczne zachowane kościelne kazania na niedzielę śródpostną. „I w rzeczy samej
ługosz się omylił – ośmielił się w końcu zaD protestować na łamach „Tygodnika Katolickiego” w 1849 roku ks. J. Laksy i podkreślał „(...) następujące niepokonane prawdy: że obrządek topienia Marzanny sięga n ajodleglejszych czasów pogaństwa słowiańskiego; że Marzanna była boginią wyobrażającą śmierć, czyli morowe powietrze; że Słowianie topienie Marzanny upatrywali za środek zaradczy od morowego powietrza; a że się mylą, którzy mniemają, iż ten obrządek jest tylko pamiątką dokonaną za Mieczysława obalenia i pokruszenia pogańskich bożków i zaprowadzenia w królestwie Polskiem wiary chrześcijańskiej”. Obalić kościelną legendę „nawróconej” przez ks. Długosza Marzanny i ponownie przywrócić jej pogaństwo wcale nie było łatwo. Misji gruntownego rozprawienia się z „klepanym za Długoszem pacierzem” podjął się w 1885 roku Ignacy Klatecki na łamach „Warty” (pismo wydawane w Poznaniu, poświęcone nauce, rozrywce i wychowaniu): „Długosz obchodu tego ludowego nie zrozumiał wcale: bo któż uwierzy, że Polacy tak ochoczo i dobrowolnie chrześcijaństwo przyjęli, iż za to święta dziękczynne zaprowadzili, ponawiając corocznie topienie swych dawnych bóstw! Historya raczej
opowieść, by udowodnić wypełnienie się starotestamentowych proroctw i połączyć rytualne przepisy dotyczące święta Paschy ze śmiercią Jezusa. Nie wiadomo, jak potoczyły się losy owego bezimiennego żołnierza, który przebił włócznią bok Chrystusa, o ile w ogóle istniał. Człowiek ten wielką karierę zrobił natomiast jako święty – i to zarówno on, jak i jego włócznia, nazywana nawet Włócznią Przeznaczenia. „Ustalono”, że anonimowy legionista pochodził z Cezarei Kapadockiej, nosił imię Kasjusz, zaś po zesłaniu Ducha Świętego przyjął chrzest i imię Longinus (Longin od gr. longe – włócznia). Jego imię pojawia się już w apokryficznych Aktach
świadczy, że przejście to z pogaństwa wcale tak snadnie i łacnie u nas nie nastąpiło. Potrzeba by było nadto jak słusznie już dr. Karól Anton zauważył »cudu wielkiego do zniesienia bałwochwalstwa w Polsce (...) w jednym jedynym dniu; drugi cud musiałby był zwyczaj ten tak rozpowszechnić. Zatykanie zatem bożyszcz na żerdziach i topienie ich w bagnach z przyrzucaniem kamieni koniecznie inne znaczenie mieć musiało«”. Jako niezbity dowód ewidentnie zadający kłam fantazjom ks. Długosza, Klatecki przytaczał ustawę synodalną biskupa poznańskiego Andrzeja Gosławickiego z 1420 roku, która nakazywała księżom, żeby powstrzymywali w niedzielę śródpostną albo białą zabobonny zwyczaj obnoszenia lalki zwanej śmiercią i topienia jej w kałużach. Cóż, kiedy nawet z „ochrzczoną” Marzanną Kościół również miewał spore kłopoty. W 1887 roku ukazujący się w Bytomiu „Katolik” donosił, że przy obnoszeniu Marzanny w Kozłowej Górze doszło do wybryków, których jednak redakcja nie odważyła się opisać, nie chcąc wydawać publicznie na pośmiewisko przed całym światem tych, którzy się ich dopuścili. „Obchód Marzanny jest prastary zwyczaj i cieszymy się, że obchód ten w tych czasach, gdzie starodawne zwyczaje i obyczaje przodków naszych coraz znikają, nie idzie w zapomnienie. To jednakże dziać się powinno z weselem... ale bez grzechu, bez wybryków” – pouczał „Katolik”. Zalecał też swoim czytelnikom zapoznanie
się z zamieszczonym w specjalnym dodatku „Światło” opisem, jak lud chrześcijański obnoszenie Marzanny winien kultywować i jakie pieśni przy tym młodzieży wolno śpiewać. Z kolei Jan Karłowicz w opublikowanym w 1904 roku „Opisie ziem zamieszkałych przez Polaków” kategorycznie dementował inny mit: „Topienie Marzanny na Szląsku nie ma związku z Najświętszą Panną, chociaż Marzanna jest spolszczeniem Maryanna”. To pomieszanie Marzy/ Marzanny z Matką Boską z jednej strony wzięło się stąd, że aż do XVI wieku Kościół zwalczał powszechne wymawianie przez lud łacińskiego imienia Maria po pogańsku jako „Marza” (zwrot „Marzy święta, w niebo wzięta” pojawia się nawet w kalendarzu płockim z początku XV w.). Z drugiej zaś – stąd, że Kościół ustanowił 25 marca święta Zwiastowania Najświętszej Marii Panny w celu wykorzenienia obchodzonego przez pogan wiosennego przesilenia. Skutek okazał się daleki od zamierzonego, bowiem wciąż dzień Zwiastowania traktowany jest na wsi jako... kościelne święto wiosny, potocznie zwane dniem Matki Boskiej Roztwornej – budzącej ziemię, Zagrzewnej, Ożywiającej czy Kwietnej. To jednak nie jedyne zwycięstwo pogańskiej Marzanny. „Polska Zachodnia” donosiła w 1937 roku, że „w długim okresie postu (...) jedynym dniem radosnym, pełnym krzyku i wesela jest święto Marzanny”, które obchodzone jest na Śląsku w wielkopostną niedzielę zwaną... marzannią. AK
24
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Ś
wietnym przykładem terapii ruchem jest historia Aleksandra Aleksandrowicza Mikulina, wybitnego radzieckiego konstruktora silników samolotowych, który walcząc z poważnymi dolegliwościami zdrowotnymi, „skonstruował” dzieło swojego życia – terapię pozwalającą dożyć sędziwego wieku, i to w pełnej sprawności. Okoliczności powstawania terapii Mikulina są niezwykle ciekawe. Momentem przełomowym w tej historii było nagłe pogorszenie zdrowia 50-letniego konstruktora w wyniku ciężkiej niewydolności krążenia. Mikulina, który miał umysł ścisły, zainteresowały mechanizmy odpowiedzialne za nagłe zepsucie się doskonałej konstrukcji, czyli ludzkiego organizmu. Potraktował go jak typową maszynę i zaczął opracowywać system leczenia w oparciu o prawa fizyki. Konsultował jednak swoje spostrzeżenia z dyplomowanymi lekarzami, których krytyczne rady pomagały mu w doskonaleniu metod terapeutycznych. Człowiek, którego silniki napędzały większość radzieckich maszyn powietrznych, włącznie ze słynnymi myśliwcami MiG, postanowił nie uzdrowić, a zreperować swój organizm, który nagle odmówił mu posłuszeństwa. Stosując się do opracowanych przez siebie reguł, przeżył w pełni sił umysłowych i fizycznych 92 lata, chociaż lekarze prognozowali, że nie dożyje 60 urodzin. Do jakich wniosków doszedł ten genialny konstruktor? Otóż uznał, że przyczyną starzenia się organizmu i wynikających z tego chorób jest odkładający się w naszych komórkach, arteriach i przestrzeniach międzykomórkowych patogenny „szlam”, czyli niewydalone zbędne produkty przemiany materii. W wyniku tego odkładania powstają lokalne stany zapalne prowadzące do osłabienia i degeneracji narządów wewnętrznych. Z kolei upośledzenie ich pracy skutkuje następstwami w postaci niewydolności organizmu, osłabienia układu immunologicznego. Ten ostatni bowiem pracuje na najwyższych obrotach, próbując bezskutecznie zlikwidować ogniska zapalne. Człowiek słabnie, traci siły i najczęściej drastycznie ogranicza swoją aktywność fizyczną. Błędne koło się zamyka, a proces starzenia – przyspiesza. Aleksander Aleksandrowicz Mikulin zadał sobie pytanie: dlaczego organizm nie potrafi całkowicie pozbyć się tych patogenów i w jaki sposób można mu w tym pomóc. Doszedł do wniosku, że pomocna może być w tym siła sprężystości, będąca wynikiem pracy mięśni, oraz siła bezwładności, powstająca dzięki grawitacji podczas wzmożonej aktywności fizycznej, na przykład biegu, skoków czy marszu. Jego uwagę przyciągnęła rola zastawek żylnych warunkujących prawidłowy przepływ krwi, a co za tym idzie – efektywne oczyszczanie
Wibrogimnastyka A.A. Mikulina Stojąc swobodnie bez obuwia na palcach, unosimy na wysokość 1–1,5 cm pięty, po czym opadamy gwałtownie na całe stopy. Wstrząs, który odczujemy, jest analogiczny do tego, który powstaje podczas biegu lub dynamicznego chodu. Dostarcza on bodźca do gwałtownego przepływu krwi. Ćwiczenie wykonujemy powoli w tempie jednego wstrząsu na sekundę. Po trzydziestu powtórzeniach robimy sobie 5–10-sekundową przerwę. Całość serii terapeutycznej zajmie nam niewiele więcej niż minutę. Konstruktor zaleca robienie trzech do pięciu takich serii dziennie, rozkładając je na różne pory dnia. Ćwiczenia te są całkowicie bezpieczne dla kręgosłupa. Skutecznie niwelują też zmęczenie nóg podczas długich marszów oraz górskich wędrówek.
Terapia Mikulina tkanek ze szkodliwych metabolitów i ich natlenianie. Zastanowił go także fakt znacznego osłabienia nawet całkiem zdrowych ludzi, którzy zmuszeni byli do zaprzestania aktywności ruchowej. Za działanie priorytetowe uznał wspomożenie organizmu w działaniach oczyszczających, czego najlepszym sposobem miała być CODZIENNA aktywność fizyczna. Według niego rację mieli starożytni greccy mędrcy, wkładający swoim
się, dlaczego tak jest? Czemu aby spać kamiennym, zdrowym snem, należy gimnastykować się co najmniej kilkanaście minut, najlepiej przy otwartym oknie? Mikulin doszedł do wniosku, że chodzi przede wszystkim o oczyszczenie organizmu z toksyn oraz o dotlenienie go. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie wszyscy z przyczyn zdrowotnych są w stanie codziennie uprawiać biegi lub skakać na skakance. Dla niektórych ryzykowny może być
Powiedzenie „ruch to zdrowie” nie traci na aktualności. Nawet w dobie cudownych suplementów diety. współczesnym do głów maksymę: „Chcesz być silnym – biegaj, chcesz być pięknym – biegaj, chcesz być mądrym – biegaj!”. Podczas biegu, skoków czy innych ćwiczeń siła bezwładności powstająca przy gwałtownym kontakcie z podłożem lub innymi przeszkodami (sprzętem do ćwiczeń) wytrząsa z przestrzeni międzykomórkowych wszelkie „szlamy” i niechciane złogi, podobnie jak uderzenie dłonią w denko butelki potrafi wybić z jej szyjki korek. Może niejeden z czytelników pobłażliwie zaśmieje się w duchu z tego porównania, jednak badania naukowe zajmujące się fizjologią naszego organizmu całkowicie potwierdzają taką tezę. Co więcej, udowodniły one także wpływ aktywności fizycznej na poprawę pracy szarych komórek. W obecnych czasach jest to fakt doskonale znany, że aby odpocząć po ciężkiej pracy umysłowej, nie należy uwalić się na kanapie, ale solidnie zmęczyć fizycznie. Zastanawialiście
nawet szybszy marsz. Konstruktor opracował zatem system ćwiczeń, nazywając go wibrogimnastyką. Ich regularne uprawianie potrafi na tyle podnieść ogólną sprawność oraz kondycję organizmu, że nawet osoby z poważnie niedomagającym układem krążenia po kilku miesiącach będą mogły wskoczyć w trampki i rozpocząć trening biegowy. Sam Mikulin był tego najlepszym przykładem. Dla Aleksandra Aleksandrowicza najdoskonalszą formą oczyszczania się i zapobiegania przedwczesnej starości jest jednak bieg. Ale biegać także trzeba umieć. Według niego ważne jest stawianie całej stopy na podłożu, a nie tylko bieganie na palcach. Istotą terapii jest wspomniane wcześniej uderzenie pięty o podłoże, dające asumpt do uwolnienia się od komórkowego szlamu. Według Mikulina do zachowania optymalnego zdrowia wystarczy 15–20-minutowy codzienny bieg,
podczas którego pokonamy dystans 2–3 kilometrów. Jednak początki przygody z bieganiem powinny być bardzo ostrożne. Osoby starsze zaczynają od sprężystego marszu. Ważna jest codzienna regularność ćwiczeń i stopniowe zwiększanie ich intensywności. Niezwykle ważne jest także prawidłowe oddychanie. Oddychamy powoli, wciągając powietrze przez nos, wydech natomiast wykonujemy ustami. Regularne bieganie to również nieoceniony masaż dla naszych narządów wewnętrznych, takich jak serce, żołądek, jelita, wątroba czy nerki. Wspomaga procesy przemiany materii, przyczynia się do lepszego, regularnego wypróżniania. Terapia Mikulina to nie tylko sposób na poprawienie naszej sprawności fizycznej, ale przede wszystkim sprawdzona metoda profilaktyki przeciwzawałowej, sposób na uniknięcie zakrzepowego zapalenia żył, żylaków oraz wielu innych problemów związanych z niewydolnym układem krążenia. Codzienny trening pozwoli uniknąć także wielu chorób cywilizacyjnych, będących konsekwencją siedzącego trybu życia. Nie powinna nas zniechęcać kolka, która może się pojawiać. Często występuje ona u początkujących biegaczy i najczęściej jest objawem słabych jeszcze wiązadeł i mięśni podtrzymujących narządy wewnętrzne. Do jej pojawienia może się przyczynić także nazbyt obfity posiłek przed podjęciem ćwiczeń. W przypadku wystąpienia kolki nie siadamy ani nie kucamy, lecz pozostajemy w pozycji wyprostowanej, zmniejszamy intensywność ćwiczeń i staramy się głębiej oddychać. Kolka po chwili zniknie.
Radziecki konstruktor przez całe życie doskonalił swoją terapię. Opracował także system gimnastyki oddechowej, dzięki której potrafił ponoć zatrzymać trwający atak serca! Kiedy pojawią się niepokojące symptomy, Mikulin radzi wziąć głęboki wdech, wypiąć maksymalnie brzuch i w takiej pozycji ze wstrzymanym oddechem wytrzymać dwie, trzy sekundy. Cały taki cykl powtarza się w miarę konieczności kilka razy. W ten sposób bez interwencji lekarskiej zatrzymał u siebie postępujący atak serca (my jednak proponujemy czytelnikom wcześniejsze powiadomienie pogotowia, a dopiero potem ewentualne zastosowanie się do porad konstruktora). Udowodnił także na znanych przypadkach, że regularnymi ćwiczeniami oddechowymi można wydatnie poprawić stan zdrowia u osób z niewydolnością krążeniową oraz wadą zastawki serca. Podkreślał rolę właściwego oddychania w procesie zapobiegania przedwczesnemu starzeniu. Bezustannie przeprowadzał eksperymenty, dopracowując swoją terapię. Nadawał także duże znaczenie właściwej jonizacji powietrza w najbliższym otoczeniu człowieka oraz opracował idealny plan dnia, a także zestaw codziennych ćwiczeń fizycznych. Sędziwy wiek, którego dożył wbrew prognozom lekarskim, wydaje się świadectwem słuszności drogi, którą wybrał. Zachęcam wszystkich Czytelników, by poszli szlakiem wytyczonym przez Aleksandra Mikulina, a zawartym w jego książce, wydanej także w Polsce, zatytułowanej „Aktywna długowieczność”. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Antyklerykalizm to obowiązek Wciąż mi się zarzuca, że jestem antyklerykałem. A cóż to za zarzut? Słowa „antyklerykał” używa się niemalże jak obelgi. Czyżby było coś złego w byciu antyklerykałem? Podobnie ma się rzecz z wyrażeniem „atak na Kościół”. W słowniku i w umysłach osób, które posługują się tym zwrotem, w ogóle nie mieści się coś takiego jak „krytyka Kościoła”. W ich rozumieniu każda krytyczna wypowiedź o tej instytucji jest z natury rzeczy „atakiem”, czyli czymś podłym. Podobnie też – w ich mniemaniu – każdy rodzaj postawy antykościelnej jest z istoty swej jakże nagannym „antyklerykalizmem”. Jak widać, trzeba wciąż przypominać rzeczy oczywiste: nic i nikt na świecie nie jest poza i ponad krytyką. Wolno krytykować każdego (łącznie z papieżami, Jezusem i świętymi) – byle dochować jednego warunku: krytyka musi być sprawiedliwa i konstruktywna. Nie taka jak ta uprawiana przez Kościół w stosunku do wszystkiego, czego się on boi i czego nienawidzi, jak na przykład „okultyzmu” albo „sekt”, „liberalizmu” albo „gender”. Zaiste, od instytucji tej można się uczyć, jak jątrzyć i posługiwać się pomówieniem, insynuacją i przesądem. O, tak – to, co robi Kościół, i to z obłudnym wyrazem troski na twarzy, zasługuje na miano ataku. Wszystko, co nie jest co najmniej uprzejme w stosunku do katolicyzmu, jest
P
przezeń niewybrednie atakowane. A jedną z form tego ataku, jakże przewrotną, jest obelżywe insynuowanie krytykom, iż „atakują” tę instytucję. Może i niektórzy to robią. Mnie ani wielu innym, którzy publicznie krytykują Kościół – jego poglądy, słowa i poczynania – zarzucić tego nie sposób. Nasze słowa krytyki są gorzkie, ale sprawiedliwe. Nasz gniew, na przykład na pedofilię i jej ukrywanie, jest gniewem prawym i słusznym. To nie my atakujemy Kościół. To on molestuje i atakuje społeczeństwo wypowiedziami, wobec których analogii próżno by szukać nawet u Armanda Ryfińskiego. Otóż mamy prawo nie tylko do sprawiedliwej krytyki Kościoła, lecz również do zajmowania się tym nie okazjonalnie, lecz w sposób systematyczny. Tak jak wielu księży specjalizuje się w systematycznym monitorowaniu i krytyce
ierwszego maja w Warszawie o godzinie 11:00 spotykamy się na rondzie de Gaulle’a (pod palmą), aby wziąć udział w Marszu Sprawiedliwości Społecznej. Organizatorami Marszu są Ruch Sprawiedliwości Społecznej i Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej. Chcemy w ten sposób wyrazić sprzeciw wobec łamania praw obywatelskich, pracowniczych, lokatorskich, konsumenckich. Pod hasłem: „Pracy, mieszkań, godnej płacy!” przemaszerujemy ulicami stolicy, aby wyrazić nasz gniew i solidarność z ludźmi eksmitowanymi, zwalnianymi z pracy, wyzyskiwanymi, obdzieranymi ze skóry przez lichwiarzy oraz oszustów, niszczonymi niesprawiedliwymi wyrokami sądów. Upomnimy się o przestrzeganie konstytucyjnej zasady sprawiedliwości społecznej. Każde społeczeństwo kieruje się normami współżycia, które wynikają z wyznawanych przez nie wartości. Na przykład wyeksmitowanie samotnej matki z małymi dziećmi na bruk jest z tymi normami niezgodne, choć dopuszczalne na mocy obecnie obowiązującego prawa. Niezgodne z normami współżycia społecznego jest kupowanie budynków z lokatorami, a jednak można to czynić w majestacie prawa. W majestacie prawa można lokatorowi narzucić czynsz wyższy, niż wynoszą całe jego dochody. Jednak w opinii większości społeczeństwa takie postępowanie zasługuje
pewnych zjawisk, a nawet w ich wymyślaniu (jak w przypadku rzekomej „ideologii gender”), również inni mogą specjalizować się w monitorowaniu i krytyce Kościoła. Gdyby był on instytucją uczciwą, sam utrzymywałby specjalistów od rejestrowania i nagłaśniania kościelnych nadużyć. Zupełnie tak, jak czyni to państwo, posiadające cały aparat śledzący korupcję w szeregach jego urzędników i z satysfakcją informując opinię publiczną o rezultatach jego prac. Gdyby Kościół stał na takim poziomie etycznym jak państwo demokratyczne, wspierałby takie inicjatywy jak Fundacja „Nie lękajcie się”, zbierająca informacje na temat ofiar księży pedofilów, albo „Fakty i Mity”, monitorujące
na potępienie. Komornik może na żądanie wierzyciela (np. banku) zająć pracownikowi całe wynagrodzenie, jeżeli pobiera je z tytułu umowy zlecenia lub o dzieło, lecz większość ludzi czuje, że pozbawienie kogoś wszystkich środków do życia jest niegodziwe. Sprawiedliwość społeczna każe przedkładać prawa człowieka nad prywatne zyski,
przestępstwa i nadużycia w Kościele. Czyżby szlachetna, papieska instytucja nie była zainteresowana dotarciem do ofiar księży pedofilów i zadośćuczynieniem im krzywd wyrządzonych przez kapłanów? Czyżby nie zależało jej na wykryciu i publicznym piętnowaniu malwersacji finansowych i skandali obyczajowych wśród kapłanów? No nie, z pewnością jej zależy. Przecież to musi być jakaś bardzo etyczna organizacja, skoro ciągle poucza innych, co jest dobre, a co złe. Zależy jej, tylko jeszcze nie zdążyła się tym zająć. Wciąż czekamy, czekamy cierpliwie, i liczymy na hojne datki na rzecz tych oczyszczających inicjatyw, mogących wnieść do dzieła naprawy Kościoła więcej niż tysiące modlitw… Jestem antyklerykałem, tak jak był nim ks. Tischner
1 maja to święto solidarności ludzi pracy na całym świecie. Wobec zimnowojennej propagandy uprawianej przez polskie i nie tylko polskie elity polityczne ta solidarność ma w tym roku szczególne znaczenie. Pod pretekstem „rosyjskiego zagrożenia” nasze władze zamierzają znacząco zwiększyć wydatki zbrojeniowe kosztem ważnych celów
GŁOS OBURZONYCH
Marsz Sprawiedliwości j ednak kapitalistyczne prawo daje prymat właścicielom i ich dążeniom do maksymalizacji własnych korzyści, niezależnie od cierpień, z jakimi się to wiąże. Ludzie chętnie podporządkowaliby rynek potrzebom człowieka i ucywilizowali stosunki społeczne, dzisiaj oparte na egoizmie i chciwości. Jednak dotychczas nie istniała w Polsce partia, która stawiałaby sobie takie zadanie. Stąd pomysł na utworzenie Ruchu Sprawiedliwości Społecznej. Przychodząc 1 maja na Marsz, poprzecie naszą inicjatywę. Pokażecie, że wspólnota ludzi pracy jest co najmniej równie ważna jak wspólnota narodowa, którą co roku czci się 11 listopada.
społecznych – takich jak pomoc społeczna, służba zdrowia, edukacja, mieszkalnictwo. Antyrosyjska histeria służy budowaniu nowego Frontu Jedności Narodu, który zamiecie pod dywan konflikty społeczne, wyzysk, niesprawiedliwość, biedę. Na tej sztucznej jedności bogaci zarobią, a niezamożna większość społeczeństwa jak zwykle straci. Tego dnia wyrazimy naszą solidarność z ludźmi pracy we Wschodniej i Zachodniej Ukrainie, w Rosji i na całym świecie, z tymi, którzy cierpią wyzysk i niedostatek z powodu działania elit politycznych wykorzystujących nacjonalistyczną ideologię do napuszczania ich na siebie. Tusk, Kaczyński, Jaceniuk i Putin grają
25
czy obecny papież. Obaj szczycili się tym mianem. Muszę wszak uczciwie przyznać, że mieli na myśli coś innego niż sprawiedliwa krytyka Kościoła w ogóle. Chodziło im, owszem, o sprawiedliwą krytykę i nawet więcej – o skuteczne działanie – lecz jedynie w pewnym wycinku spraw, a mianowicie o nachalność tej instytucji we wtrącaniu się do życia prywatnego i publicznego, o dewocję, o arogancję i próby naznaczania charakterem religijnym wszelkich możliwych sfer życia, choćby i najbardziej świeckich. Innymi słowy, chodziło im o kościelny ekspansjonizm – instytucjonalny, prawny i symboliczny – zwany zwykle klerykalizmem. Stąd właśnie ten ich „antyklerykalizm”. Mogę się pod nim podpisać obiema rękami, ale od siebie oczekuję szerszego spojrzenia. Nie wystarczy bronić autonomii sfery świeckiej przed natarczywością klerykałów. Trzeba również obnażać i piętnować kościelne nadużycia i szwindle, wobec których bezsilne jest nasze państwo – ba, w których nieraz bierze ono udział, jak to ma miejsce w przypadku nielegalnego finansowania Świątyni Opatrzności Bożej kosztem kultury narodowej. Prawdziwy antyklerykalizm to więcej niż niechęć do arogancji kleru, bigoterii i obłudy. To postawa patriotyczna i walka o praworządność. Wszyscy, wierzący i niewierzący, powinniśmy być dumnymi antyklerykałami w tym szerokim, pełnym znaczeniu. Taki antyklerykał w dzisiejszej Polsce to prawdziwy patriota, gdyż klerykalizm jest zmorą, uciemiężeniem naszej Ojczyzny i naszego Narodu. I takimi patriotami powinni być również księża. JAN HARTMAN
w tę samą grę, organizując seanse wzajemnej nienawiści, które mają przesłonić nierozwiązane problemy wewnętrzne swoich krajów. Narastający w Polsce kryzys społeczny, malejące płace, bezrobocie, niezapłacone rachunki, zadłużone po uszy rodziny – wszystko to prowadzi do wybuchu społecznego. Aby ten wybuch przyniósł pozytywne skutki, potrzebny jest projekt gruntownej przebudowy państwa i gospodarki. Projekt przemiany społecznej, co wymaga politycznego zorganizowania się milczącej dotąd większości naszego społeczeństwa. Ci, którzy wytwarzają dochód narodowy, muszą nareszcie zyskać wpływ na zasady jego podziału. Dość mamy harowania na prezesów, zagraniczne koncerny i pasożytnicze elity polityczne! Musimy doprowadzić do tego, by wreszcie większość wygrała wybory i położyła kres zasadzie prywatyzacji zysków i nacjonalizacji strat. Ruch Sprawiedliwości Społecznej zaprasza Was do udziału we wspólnej walce. Do masowego przybycia 1 maja na Marsz. Nie przychodzimy znikąd. Naszym dorobkiem są działania społeczne podejmowane w ramach Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, dzięki którym zasłużyliśmy na Wasze zaufanie i Wasze poparcie. Weźmy się pod ręce i przepędźmy z życia publicznego złodziei owoców naszej pracy! Do zobaczenia 1 maja na Marszu! PIOTR IKONOWICZ
26
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
RACJONALIŚCI
Upadek polityki jagiellońskiej
Przez całe lata po 1989 roku wszyscy kolejni prezydenci i premierzy powtarzali, że wolna Polska jest możliwa tylko wtedy, gdy będzie wolna Ukraina. No i co z tego wyszło? Powtarzając zaklęcia o wolnej Ukrainie, realizowali wizję polityki wschodniej promowanej po wojnie przez Jerzego Giedroycia. Była to koncepcja zwana roboczo jagiellońską, bo sięgała korzeniami polityki pierwszej Rzeczypospolitej. Oczywiście jej największym realizatorem już po I wojnie światowej próbował być Józef Piłsudski. Powtarzał jej zasady także Lech Kaczyński, nie wiedząc, zdaje się, że gada Piłsudskim i Giedroyciem. Ta polityka zasadzała się na założeniu, że NATO, Unia Europejska, dadzą nam oparcie do realnego, a nie tylko słownego wpływania na sytuację na Ukrainie. Teraz jednak, gdy Putin zajął Krym, to wszystko już nie ma sensu. Okazało się, że gdy Rosja się trochę wzmocniła i związała z Unią eksportem gazu i ropy, to jest zdolna narzucać reguły gry siłą, a my jesteśmy za słabi ekonomicznie i politycznie, aby zmusić USA
i Berlin do działań. Tak się właśnie kończy polityka jagiellońska. Bo wbrew naszemu przekonaniu, myśmy uprawiali jedynie retorykę jagiellońską, a nie politykę, bo nie mieliśmy – inaczej niż za czasów Jagiellonów – siły ani wojskowej, ani ekonomicznej do jej realizacji. Dziś te same wątpliwości co do gwarancji sojuszników – już nie wobec Ukrainy, ale Litwy czy Polski – każą się nam zastanowić, co jest dla nas lepsze – modernizacja armii i/czy rozwój gospodarki i wejście do strefy euro. Ja nie mam wątpliwości, że my nie mamy szans w jakiejkolwiek militarnej konfrontacji z takim mocarstwem atomowym, jakim jest Rosja, i że nam pozostaje jedynie droga głębokiej integracji ekonomicznej z wprowadzeniem euro włącznie. Musimy mówić jednym głosem z Unią, a najlepiej mieć z nią również jedną armię. Wówczas mamy szansę spowodować, że atak na Polskę będzie atakiem na cały Zachód, a tak naprawdę – z przyczyn ekonomicznych – nigdy do niego nie dojdzie. I to nasza jedyna broń! JANUSZ PALIKOT
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Kora mózgowa a wiara polska Żydzi, czarownice, masoni, homoseksualiści, feministki, innowiercy, ateiści, genderyści. Lista wrogów Kościoła jest długa, bo korzystnie jest utrzymywać wiernych w klinczu strachu. Jeśli od nas odejdziesz, czeka cię nie tylko wieczne potępienie, ale i życie wśród nieprzyjaciół, bez wsparcia i pośmiertnej nagrody. O tym, że i dla wiernych jest ona wielce wątpliwa, duszpasterze przezornie milczą. Wolą mówić o Boskiej dobroci, choć nic na nią nie wskazuje, i wznosić mury obskurantyzmu, które oddzielają owieczki od rosnącej rzeszy niekatolików. Rzekomo coraz bardziej prześladujących jedynych prawdziwych wyznawców Boga Ojca, Syna Bożego i Ducha Świętego. Wiara wciąż jednak czyni cuda. Nie tylko wątpliwe, które przypisuje się kandydatom na świętych, ale i bezsporne w postaci tacy pobrzękującej spieniężonym żalem za grzechy. W ostatnim roku zgrzytem w perfekcyjnie działającej maszynce do wyciskania z wiernych pieniędzy okazał się papież Franciszek. Wprawdzie do tej pory bardziej jest znany ze słów i zniszczonych butów niż z radykalnych czynów, ale i tak wielu polskich hierarchów postrzega go jako niebezpieczeństwo dla tradycyjnego Kościoła. Wprawdzie jedynie potencjalne, ale powodujące dyskomfort po długim dolce vita pod panowaniem JPII. Zapowiadane przez Franciszka kierunki działania, w tym ewentualne dopuszczenie kobiet do kardynalstwa czy komunia dla rozwodników, a przede wszystkim wezwania do skromnego życia budzą duże zaniepokojenie polskich hierarchów. Chwilowo zyskali drugi oddech, gdyż z badań naukowych wynikają wnioski dość optymistyczne dla Kościoła. Oto naukowcy odkryli, że występują istotne różnice w budowie mózgu ludzi wierzących i niewierzących. Zdecydowanie większą
podatność na wpływy religii wykazują osoby z grubszą korą mózgową. Okazuje się, że aby być podatnym na radiowe kazania ojdyra Rydzyka, podzielać biskupie usprawiedliwienia pedofilskich przestępstw sutannowych, zachwycać się JPII trzeba mieć grubą nie tylko skórę, ale i korę mózgową. Ponoć osoby wierzące mają też mniejszą skłonność do nastrojów depresyjnych. W Polsce widać to na przykładzie zadowolonej z siebie Katarzyny W., morderczyni małej Madzi z Sosnowca, czy Otylii Jędrzejczak, wolą Boga wyjaśniającej spowodowany ze swojej winy wypadek samochodowy, w którym zginął jej brat. Jak jednak wyjaśnić przypadki ks. prof. Bartosia, Obirka, Węcławskiego, a także Bonieckiego czy Lemańskiego, skoro grubość i struktura kory mózgowej zmieniają się wprawdzie z wiekiem, ale głównie pod wpływem noszenia moherowych nakryć głowy. W dodatku w kierunku raczej pogrubiania, a nie ścieniania. Doświadczyła tego m.in. wspaniała polska aktorka Irena Kwiatkowska, która pod koniec życia podkreślała, że „wciąż żyje dzięki toruńskiej rozgłośni”. Z kolei przykładem z młodszego pokolenia jest aktor Cezary Pazura. Jednak nie tylko budowa mózgu, ale też wychowanie, tradycja, religia, stopień klerykalizacji państwa i społeczeństwa oraz geopolityczne położenie mają niezaprzeczalny wpływ na ocenę rzeczywistości oraz odróżnianie dobra i zła. Nauka gender jedynie w polskim zaścianku budzi tak niezdrowe emocje. Przechrzczona na genderyzm, została uznana przez Kościół i katoprawicę za ideologię bardziej złowrogą niż marksizm, stalinizm, maoizm i nazizm. Posłanka Anna Sobecka widzi w gender największego wroga rodziny, który chce „każdemu członkowi rodziny nadawać osobne prawa. A rodzina to wspólnota życiowa”. PiS-owska tuba ojdyra
Rydzyka najwyraźniej nie wie, że koncepcja „jednostka – zerem, jednostka – bzdurą” jest kwintesencją bolszewickiej rewolucji, uwiecznioną przez Włodzimierza Majakowskiego w poemacie „Włodzimierz Iljicz Lenin”. Równie interesująca jest polska ocena poszczególnych państw jako wrogów lub przyjaciół wolności, demokracji, ładu i pokoju. Nawet przed wybuchem konfliktu rosyjsko-ukraińskiego 18 proc. Polaków wskazywało Rosję jako kraj stanowiący największe zagrożenie dla pokoju na świecie. Na kolejnych miejscach były: Irak (11 proc. wskazań), Korea Północna (10 proc.), Iran i Chiny (po 9 proc.) oraz Stany Zjednoczone Ameryki (6 proc.). Zupełnie inaczej przedstawiają się uśrednione wyniki z 65 krajów, w których w okresie wrzesień–grudzień 2013 r. WIN/ Gallup International przebadał łącznie 66 806 osób, w tym 685 z Polski. Za największego agresora i zarazem zagrożenie dla światowego pokoju uznano bezapelacyjnie USA, na które padło 24 proc. odpowiedzi. 8 proc. miał Pakistan, 6 proc. Chiny i po 5 proc. Afganistan, Iran, Izrael i Korea Północna. Rosja (zaledwie 2 proc. wskazań) znalazła się poza pierwszą dziesiątką. Najbardziej negatywny stosunek do Stanów Zjednoczonych mają obywatele Rosji (54 proc.), Turcji i Grecji (po 45 proc.) oraz Pakistanu (44 proc.). Natomiast z sondażu wykonanego na zlecenie Komisji Europejskiej wynika, że aż 59 proc. Europejczyków uważa, że największe zagrożenie dla pokoju dla świecie stanowi Izrael, a następnie USA, Irak, Iran, Afganistan i Korea Północna. Poglądy Polaków odstają więc nie tylko od wyrażanych na świecie, ale nawet w bliskiej nam Unii Europejskiej. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.natemat.pl senyszyn.eu
ROZLICZ SIĘ Z FUNDACJĄ „FiM”
Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2013 Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź. ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Czysty zysk – ta część zysku, której zarząd nie zdołał ukryć przed akcjonariuszami. Spotkało się trzech Żydów. Wino, koszerna wódeczka, pejsachówka... Posiedzieli, pokłócili się trochę, obgadali biznesy, kulturalnie się pożegnali i poszli. Spotkało się trzech chrześcijan. Piwo, wino, wódeczka, koniak... Posiedzieli, pogadali, dali sobie raz po ryju, kulturalnie się pożegnali i poszli. Spotkało się trzech Arabów. Ani grama alkoholu!!! Ostrzelali autobus, uprowadzili samolot i wysadzili się w powietrze... Oto do czego doprowadza abstynencja! – Prawda to, że minuta śmiechu wydłuża życie o 5 minut? – Zależy z kogo się śmiejemy. – Dlaczego kobiety żyją dłużej niż mężczyźni? – Bóg im rekompensuje czas stracony na parkowanie. Zostać inteligentem? To bardzo proste. Wywal z samochodu kij do baseballa i woź ze sobą kij do golfa. Mój kot to straszny sklerotyk. Dziś rano znów zapomniał dostać śniadania.
49
1
2 16
8
48
3
2 8
5416
10
3
10
503
53
52
47
11
24
46 12
42
42
23
22
20 19 19
45
51
13
8
44
21
13
18 15 39
39
14
21
2
14
17
7
28 17
28
38
37
146
26
32 17
35
9
36 37
36
20
31
15 10
18 10
18
9
26
16
32 16
23
15
14
35
38
6
5
7
23 31
44
17
33 5
22 6
5 27
15
22 6
45
51
40
25
43
21
4
12
12
43 18 21
34
1
50
5220
25
46
23
22
12
2
1
11
33 5
8 3
24
11
9
53
19
47
7
54
19
48
4
40
41
9 1
34
11
7 49
Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. dwie ostatnie litery odgadniętego wyrazu są równocześnie dwiema pierwszymi literami następnego. 1) ... to zdrowie – kpiarz tak powie, 2) słota pełna błota, 3) pała z klingą, 4) ona ma w planie okradanie, 5) krwista kiszka, 6) pokój z widokiem na morze... i nic więcej, 7) bon to on, 8) lokowanie, 9) jakie owoce zbierze się w lesie?, 10) iskrzy dzięki pedałom, 11) dziura mu niepotrzebna, 12) to napięcie powoduje, że się czasem gorzej czujesz, 13) artystom rada, 14) na palmie jest ich tyle, 15) komosa, chwast pośród prosa, 16) najczęściej idzie na żagle, 17) za przerywane współżycie Bóg mu odebrał życie, 18) chociaż leży na południu, to „najcieplej” jest tam w grudniu, 19) autorka duplikatu, 20) wspomnienie drzewa w Karpaczu, 21) tłum w nią wpada, 22) po ściętym kasztanie zostanie, 23) krakowiak nad Balatonem, 24) całkiem niezły widok, 25) buty dla korników, 26) kładą baranka na ściankach, 27) słoną wodę ma we krwi, 28) jaki wąż cało wyjdzie z kanonady?, 29) rower obok pionka, 30) pokrycie w sypialni, 31) skrzynia ze szpakami, 32) męki z tuszem, 33) ze stawem w komplecie, 34) wiele hałasu, często o nic, 35) bywa święta w restauracji, 36) dolina cała w jarzynach, 37) ptak taki sam wspak, 38) w lazarecie ich znajdziecie, 39) ogród zoologiczny dla zwierząt, 40) może na niej jechać panda z jaguarem, 41) bylejakość, 42) walczyły podczas wojny, z gąsienicami, z natki, 43) tysiąc skręconych loków, 44) u boku zomowca, 45) gałgana ma za kompana, 46) w Anglii chłodny, u nas klawy, 47) to drzewo jest czarne, szare lub zielone, 48) ciosy w ścianę wbijane, 49) ona mieszka obok Raju, 50) woziła księcia Radziwiłła, 51) kawałki walca, 52) osobnicy z ciemnej ulicy, 53) powróz do chłosty, skręcony, nie prosty, 54) sprinter się na nią rzuca na mecie.
27
41
20 29
30
24,25 13
24,254 13
4
30
29
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie scenki. Facet dzwoni do cukierni: – Chciałem zamówić dla żony tort urodzinowy. – Ile świeczek? –-
-
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
,
17
18
,
19
20
21
22
23
24
25
1 Irena 2 3Kłoda 4 z 5Milejowa, 6 7 Łucja 8 9Wesołowska 10 11 13 Odrzańskiego, 14 15 16 17 18 Zięba 19 20 21 22 23 24 Rozwiązanie krzyżówki z numeru 10/2014: „Następny, proszę”. Nagrody otrzymują: z 12 Krosna Arkadiusz z Kluczborka. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. Warunki prenumeraty: 1. Prenumerata redakcyjna – 52 zł za II kwartał 2014 r., 100 zł za II połowę 2014 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za II kwartał 2014 r., 100 zł za II połowę 2014 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 12 (733) 21–27 III 2014 r.
JAJA JAK BIRETY
Podmyj się z Maryją
K
iedy kapitan samolotu się postara, lot może być szczególnie ekscytujący... Pasażerowie lotu US Airways z Denver do Północnej Karoliny lecieli i lecieli, aż nagle na pokładzie rozległ się strzał. Ci, którzy nie spali, od razu pomyśleli: „Zamach!”. A ci, co spali, szybko się obudzili i pomyśleli to samo. Sprawcą zamieszania nie był żaden terrorysta, ale pilot. Amerykańskie prawo pozwala pilotującym na posiadanie pistoletu. Kapitan wystrzelił niechcący. Zawieszono go w wykonywaniu obowiązków. Kiedy kapitan Aleksander Czeplewski w czasie lotu z Moskwy do Nowego Jorku przywitał się z pasażerami, ci oniemieli z przerażenia. Pilot tak bełkotał, że nie było wątpliwości – jest pijany! Zupełnie spokojne były stewardesy. „On tylko wciska guziki, a samolot leci sam” – uspokajały pasażerów, a najbardziej awanturującym się... groziły konsekwencjami prawnymi. Ludzie na pokładzie coraz bardziej panikowali i w końcu Czeplewski – bordowy na twarzy – wyszedł do nich się pokazać. „Siądę sobie cichutko w kącie. Mamy jeszcze trzech innych pilotów. Nawet nie dotknę przyrządów kontrolnych, obiecuję” – wydukał. Kilka tygodni później linie Aerofłot przedstawiły komunikat, w którym
CUDA-WIANKI
Uwaga, leci z nami pilot!
poinformowały, że „przed lotem pilot przeszedł udar, a alkomat nie wykazał obecności alkoholu w jego krwi”. Sprawca zamieszania wyjaśniał, że dzień wcześniej świętował swoje 54 urodziny, ale „nic nie pił”. Piloci w czasie rejsu z Honolulu do Hilo ucięli sobie drzemkę. Lot był krótki, więc przespali najważniejszy moment – lądowanie. Maszyna musiała zawracać, gdyż kontrolerom udało się obudzić pilotów dawno za ścieżką zniżania. Obaj panowie – nomen omen – wylecieli z pracy.
O 3 nad ranem w samolocie linii British Airlines, będącym w połowie drogi między Miami a Heathrow, pasażerowie usłyszeli: „Proszę przygotować się do awaryjnego lądowania na wodzie”. Na pokładzie zapanowała panika: ludzie krzyczeli, płakali i modlili się. Niepotrzebnie – pilot niechcący nacisnął przycisk z takim komunikatem. Jeden bardzo dowcipny szkocki pilot wyszedł w czasie lotu ze swojej kabiny i pasażerowi w pierwszym rzędzie wręczył dwa sznurki. „Ich końce przywiązane są do sterów” – poinformował, nakazując, żeby mężczyzna przytrzymał je, dopóki on... nie wyjdzie z toalety. W 2005 r. pilot David Martz został wynajęty do prywatnego lotu do San Diego przez pewną panią. Podczas podróży namówił ją na... fellatio. Wszystko zarejestrowały kamery, a filmem zainteresowała się amerykańska komisja ds. bezpieczeństwa lotów, która wydała jednogłośny werdykt: to groziło katastrofą! Oralni kochankowie mieli odpięte pasy bezpieczeństwa, a ciało kobiety blokowało dostęp do urządzeń samolotu. JC