KSIĘŻA UWODZĄ PRZEZ INTERNET INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 12 (368) 29 MARCA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str. 7
Nina Rydzewska – największa antyklerykalna poetka polska, nienawiścią Giertycha, Dmowskiego, endecji i hierarchów Kościoła skazana na zapomnienie. Dla Czytelników „FiM” odkrywamy na nowo postać i twórczość tej fascynująco utalentowanej, odważnej Str. 12, 13 dziewczyny.
Str. 2,
3
Str. 20
2
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y ŚWIAT Premier odniósł wreszcie spektakularny sukces między-
Dziady IV RP
narodowy. O sztandarowym pomyśle PiS-u, czyli totalnej lustracji narodu, piszą światowe dzienniki. Ich komentatorzy twierdzą, że cała akcja ma charakter propagandowy, służy czystkom kadrowym i zagraża stabilności gospodarczej Polski. Zazdroszczą nam, to oczywiste. WARSZAWA Radnych i pracowników biur poselskich PiS zwie-
ziono do Warszawy na przedstawienie pt. „Nowe otwarcie – program dla gospodarki”. Festiwal obietnic składał się z niemal dosłownego plagiatu programu SLD i jego haseł o ułatwieniu życia przedsiębiorcom, obniżeniu podatków i składek ZUS. Retoryka była nostalgiczna – żywcem wyjęta z przemówień Gomułki!
Po dziennikarzach weto w sprawie lustracji postawili najwybitniejsi prawnicy z Warszawy oraz Uniwersytetu Gdańskiego. Wymieniają przepisy konstytucji oraz konwencji praw człowieka, które łamie nowa ustawa lustracyjna. Rada Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego niemal jednogłośnie zaprotestowała przeciw stylowi weryfikacji pracowników naukowych. A ponadto oświadczyła, że koalicja PiS-LPR-Samoobrona zagraża demokratycznemu państwu prawa. Rządzący niszczą niezależność sądów, upolityczniają prokuraturę, zawłaszczają dla partii kolejne instytucje, takie jak TVP, NBP. Tyle że to właśnie UW dał Kaczyńskiemu tytuł doktora prawa...
Po trzech latach aresztu i tysiącach godzin przesłuchań lobbysta Marek Dochnal nagle przypomniał sobie o rzekomych tajnych kontach bankowych byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego oraz ministra Jacka Piechoty. Na nie miały wpływać prowizje za sprzedaż polskich firm. Dobrze mieć takiego Dochnala w celi. Po trzech latach nawet obudzony w środku nocy powie to, czego się od niego oczekuje.
Poważne problemy ma Andrzej Lepper. Jarosławowi nie podoba się powrót Stanisława Łyżwińskiego do Samoobrony. W końcu będzie to pierwszy poseł koalicji rządowej, któremu prokuratura postawi zarzuty gwałtu, nakłaniania do fałszywych zeznań i oferowania pracy za seks. Zgodnie z umową pomiędzy PiS a Lepperem – Staszek miał wylecieć z Klubu Samoobrony. Podobno Jarek K. dogaduje się z PO na temat koalicji PO-PiS...
Mirosław Orzechowski, wiceminister edukacji, będzie pierwszym polskim politykiem, z którego działalnością dokładnie zapozna się Rzecznik Praw Obywatelskich Unii Europejskiej. Wpłynął już do niego odpowiedni wniosek nauczycieli oraz eurodeputowanego Andrzeja Szejny (SLD). Mirek będzie tłumaczył się z szykanowania pedagogów, miotania pod ich adresem gróźb karalnych i wymuszania ujawniania informacji osobistych. Czy z Orzechowskim nie powinien się także zapoznać psychiatra?
Do ligi przeciwników lustracji dołączył prymas Józef Glemp. Uznał on – w swoim ostatnim liście pasterskim – IPN za instytucję niewiarygodną, zaś zgromadzone w nim archiwa – za świstki oraz skład makulatury. Wreszcie, po 27 latach Glempowego prymasowania – CHOĆ JEDEN RAZ, na koniec – musimy się z nim zgodzić.
IPN pod wodzą Janusza Kurtyki zakończył już pisanie aktu oskarżenia generała Wojciecha Jaruzelskiego. Tym razem prokuratorzy pseudohistorycy dowodzą, że były prezydent w grudniu 1981 r. kierował zbrojnym związkiem przestępczym oraz nakłaniał członków Rady Państwa do łamania prawa. Znawcy tematu oceniają dzieło IPN wyjątkowo źle i nazywają je bełkotem. Generał (83 lata) raz Polskę (z Armią Ludową) wyzwolił, a drugi raz uchronił od interwencji ZSRR. Według Kaczyńskich, którzy narażają nas na ataki terrorystyczne, to oczywiste przestępstwa!
Ludwik Dorn się nawrócił! Niestety, nie na poszanowanie demokracji i praw człowieka, lecz na rzymski katolicyzm. Jak doniósł „Super Express”, wicepremier pochodzenia żydowskiego przyjął chrzest w wieku dorosłym pod wpływem swojej nowej żony. I pomyśleć, że człowiek musi się najpierw rozwieść, aby przyjąć chrzest i zostać dobrym katolikiem.
Faszyzująca Młodzież Wszechpolska po raz drugi ubiega się o status organizacji pożytku publicznego (pierwszy raz – nieskutecznie). Pozwoliłoby jej to ubiegać się m.in. o pomoc finansową państwa i otrzymywać 1-procentowy odpis od podatków wszechpolskich moherów. Poborowi mogliby też odbywać zastępczą służbę wojskową w szeregach MW... To chyba byłoby coś na wzór gestapo? Wszak pożytek publiczny można zawrzeć w hasłach – np.: „Żydzi na Madagaskar”; „Bij geja zboczeńca”; „Wielka Polska katolicka”. IRAK Cztery lata po obaleniu reżimu Saddama Husajna większość mieszkańców Iraku nie chce już słyszeć słowa demokracja. Przepytani przez BBC uważają, że w Iraku nie da się już żyć i wszyscy biją się ze wszystkimi. Ponad 30 procent Irakijczyków kombinuje, jak by tu urządzić się za granicą. No i nareszcie mamy jakiś bratni kraj, w którym obywatele myślą podobnie. FINLANDIA Liderzy liberalnej Partii Centrum, pomimo zwy-
cięstwa w wyborach, mają poważny problem. Okazało się bowiem, że nagły i niespodziewany wzrost popularności premiera Mattiego Vanhanena był spowodowany publikacją erotycznych wspomnień jego byłej kochanki. Jak wynika z sondaży opinii publicznej, nowy wizerunek konserwatywnego polityka jako erotycznego dzikusa podobał się szczególnie kobietom. Niewdzięczny premier nie dość, że nie podziękował kochance autorce, to jeszcze domaga się od niej dużego odszkodowania!
15
marca weszła w życie chyba najgłupsza ustawa w dziejach ludzkości. Lustracji według Kaczyńskich nie można porównać nawet z ustawą z 1933 roku, dającą pełną władzę Hitlerowi. Tamta decyzja była bowiem nieświadoma, bo któż mógł przypuszczać, jak daleko posunie się Adolf? On jawił się wówczas dla Niemców jako mąż opatrznościowy. Tymczasem polska lustracja 2007 r. jest z założenia autodestruktywna. Stracić musi na niej państwo, które ją z siebie wydało, oraz jego obywatele. Zyskać nie może nikt. Oczywiście – poza armią prokuratorów, którzy za zabawę w historyków archiwistów biorą sowite pensje. Nawet PiS i jego przystawki stracą. Ściganie i oskarżanie ludzi o herezje, czary czy rzucanie uroków było modne w średniowieczu i wówczas przysparzało władzy i popularności wśród amatorów publicznych egzekucji. W XXI wieku jest inaczej, nawet w Polsce. Kiedy część wyborców PiS i LPR zajarzy, że od lustracji zmieniło się oblicze tej ziemi, tyle że na gorsze – wtedy zabiorą się za lustrowanie PiS-u. A co do sądów, to nawet w wiekach średnich były ich kapturowe namiastki. Teraz najpierw ogłoszą lustracyjny wyrok na podstawie zapisków jakiegoś esbeka (oświadczenie lustracyjne delikwenta jest potrzebne tylko po to, aby móc go pogrążyć), a później można się będzie kilka lat bronić w cywilnym sądzie. Jak nie kilkanaście, bo część prawników odeszła z sądów do IPN... Tymczasem, jak przed setkami lat, cel jest dokładnie ten sam – igrzyska. Publiczne egzekucje za domniemane winy. Tak właśnie – domniemane! Większość osób, z którymi rozmawiam o lustracji, nie ma pojęcia, czy były, czy nie były zarejestrowane jako TW. Jest wśród nich np. jeden z dyrektorów zakładu tekstylnego, w którym wynaleziono pneumatyczne włókno. Facet współpracował ściśle i gorliwie z oficerem SB w kwestii ochrony patentu polskich wynalazców. Esbek robił notatki, składał raporty... A dyrektorowi do głowy nie przyszło, że jest donosicielem, kapusiem, zdrajcą i ostatnią świnią. Co ma teraz napisać w oświadczeniu lustracyjnym? Jeśli napisze, że zdrajcą nie był, to prawdopodobnie skłamie i straci pracę tuż przed emeryturą. Takich i podobnych przykładów są tysiące, dziesiątki tysięcy! Sądzę, że nawet większość z całej liczby lustrowanych, która może sięgnąć miliona! Przecież w myśl ustawy, na przykład za dziennikarza uważa się także czytelnika, który wysłał list do redakcji z intencją, aby był on opublikowany. Podobnie jest z innymi profesjami, choć ustawa (którą podpisał prezydent, profesor prawa!) ma tyle luk, nieścisłości i jest tak nieprecyzyjna, że najczęściej po prostu nie wiadomo, jak oraz wobec kogo ją stosować. Nie będę się powtarzał, że świat idzie naprzód, i że babranie się w zastygłym bagnie sprzed 30, 40 lat to nie tylko głupota pierwszej wody, ale ewidentne działanie na szkodę państwa. Kompleksowych kosztów lustracji nikt nie jest w stanie oszacować, podobnie jak czasu jej trwania (sam prezes IPN Kurtyka mówi o 20 latach!). Tradycyjnie w Polsce nikt też nie liczy straconego ludzkiego czasu i nerwów. I tego, że zamiast ciągłego bicia piany, można upiec kilka ciast. A już najmniej dla Kaczyńskich liczą się złamane serca i przekreślone życiorysy polskich „dziadów”, którzy budowali Polskę, a doczekali się za to prześladowań w jakiejś IV RP.
Kogo obchodzi, że większość spośród tych, których oświadczenie zostanie uznane za fałszywe – jest po prostu niewinna! Z tysiąca różnych powodów, wychodzących od miesięcy na jaw i nagłaśnianych przez media: sfałszowanie akt przez funkcjonariusza, rejestracja bez wiedzy zainteresowanego lub za wiedzą, ale „na niby”, w celu uzyskania paszportu, awansu, utrzymania stanowiska itp. Wreszcie, niemal cała współpraca reszty faktycznych konfidentów z bezpieką dotyczyła nic nieznaczących pierdół! Większość TW „werbowano” przy okazji rozmowy w związku ze staraniami o paszport. Oficer SB sprawdzał życiorys gościa i badał, czy nie chce on zwiać. Uczulał, żeby za granicą godnie reprezentować socjalistyczne państwo. Jeśli były przeszkody do wyjazdu, oficer obiecał pomóc – w zamian za kilka niewiele znaczących informacji z kraju lub ze świata, już po przyjeździe. Wszystko to było bardziej potrzebne do podniesienia średniej werbunkowej esbeka niż do „łamania sumień” i „gnębienia demokratycznej opozycji”. Podobnie było z klerykami i księżmi, czego i ja jestem przykładem. W 1987 roku, latem, podczas moich kleryckich wakacji, do domu rodziców zapukał „milicjant”. Poprosił mnie grzecznie o rozmowę, więc wyszliśmy na spacer. Następnie przez kilkadziesiąt minut on sam chwalił się swoją „operacyjną” wiedzą na temat seminarium: jakim samochodem jeździ biskup, a jakim rektor; który wykładowca jest najbardziej wymagający; co nam na obiad gotują siostry... Po prostu facet wyjawił mi tajemnice strategiczne dla bezpieczeństwa państwa! Zaraz potem nieudolnie próbował wyciągnąć ode mnie coś równie ekscytującego, a ja udałem, że jestem pod wielkim wrażeniem jego wiedzy i nie mam nic do dodania. Następnie uprzejmy milicjant przez kilkanaście minut molestował mnie o podpis potwierdzający, że odbył ze mną rozmowę. W końcu zgodziłem się (gdybym to ja wiedział, co się będzie działo po 20 latach!) i walnąłem sygnaturę tuż pod tekstem notatki, żeby nie mógł nic dopisać. Nigdy więcej z nim ani z nikim podobnym nie miałem żadnego kontaktu. No i co? No i kiedy ukazała się w 2005 roku tzw. lista Wildsteina odnalazłem się na niej jako Tajny Współpracownik SB. Śmieszne? Tak, ale to autorzy lustracji są śmieszni i nie wiadomo tylko, czy bardziej głupi, czy złośliwi. Lustrację można, a nawet trzeba było zrobić. 15 lat temu i w ciągu najwyżej roku. Odpowiedni urząd powinien zbadać akta SB i zweryfikować je, wyłuskując spośród esbeków i TW osoby, których działania podpadają pod kodeks karny. Tym postawić akty oskarżenia i skazać. Następnie wszelkie akta zabetonować lub spalić. Koniec. Ci, którzy spowodowali i popierają obecną, zwariowaną PiS-owską lustrację, powinni być w przyszłości osądzeni za sabotaż i zdradę ojczyzny. A ich oskarżycielami posiłkowymi powinny być polskie dzieci. Tak, właśnie dzieci. Te, dla których z powodu debilizmu władzy nie starcza państwowych pieniędzy na dożywianie, stypendia czy komputery w szkołach. Niech przed polskimi dziećmi staną i tłumaczą się ci, którzy dla swoich własnych, partyjnych interesów lub chorych przekonań nie zawahali się pognębić setki tysięcy niewinnych obywateli i jeszcze bardziej opóźnić cywilizacyjnie cały kraj. Dziady IV RP już tej ostatniej lustracji nie doczekają. JONASZ
Za tydzień poszerzony numer! W najbliższym numerze „Faktów i Mitów” ukaże się kolejny dodatek nadzwyczajny: Raport „FiM”, w całości poświęcony wszelkim źródłom finansowania Kościoła w Polsce. Dodatek – kompendium wiedzy o tym, jak okrada nas państwo wyznaniowe – ukaże się w formie wygodnej do złożenia wkładki. Cena poszerzonego numeru – 3,50 zł. Redakcja
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
Rozmowa z profesorem Ryszardem Paradowskim, politologiem, wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – Dwukrotnie na łamach „Faktów i Mitów” podważał Pan zgodność lustracji z tradycją demokratyczną, porównywał lustrację do inkwizycji. Mówi Pan wręcz o całym systemie inkwizycyjnym, totalitarnym. Czy to nie przesada? – Pojęcie „system inkwizycyjny” jest oczywiście metaforą, jeśli się ma na myśli skazywanie albigensów na spalenie za nieuznawanie przewodniej roli Rzymu, a kobiet – za rzekome spółkowanie z diabłem. Chociaż sankcje wobec osób, które za Hitlera ośmielały się być Żydami, czy wobec tych, którzy za Stalina wyznaczani byli do roli wrogów ludu, były nie
proces transformacji ustrojowej pójdzie szybciej. Przesłanie rządu jest czytelne i wypływa z ducha inkwizycji: każdy może zostać zlustrowany, bo każdy może zostać nazwany agentem, tajnym współpracownikiem albo przynajmniej – co za świetny wynalazek! – osobowym źródłem informacji. – Państwo zaczyna się karmić strachem własnych obywateli. To Pana słowa wypowiedziane po opublikowaniu listy Wildsteina. To znaczy, że jesteśmy już państwem terroru? – Gdybyśmy już nim byli, to nasza rozmowa nie mogłaby się odbyć. Ale analogie się nasuwają. Był taki
GORĄCY TEMAT możemy mieć żadnej teczki (teczki są na innych) i uważamy, że nas to nie dotknie, bo my jesteśmy niewinni. W systemie autorytarnym (choćby nawet raczkującym) nie ma ludzi niewinnych. Każdy musi prosić o rozgrzeszenie. Dobrze jest też pamiętać, że nie jest ono udzielane raz na zawsze. Zawsze mogą się pojawić „nowe dokumenty”. A wracając do pańskiego pytania – obawiam się, że za mało się boimy. I za mało nas już dziwi... – Andrzej Dominiczak z Towarzystwa Humanistycznego zwrócił uwagę, że państwo nie ma prawa przeprowadzać lustracji, bo wykracza ona poza konstytucją kompetencje władzy państwowej. Czy podziela Pan tę opinię? – To nie tylko kwestia konstytucyjnych kompetencji, to kwestia zasad ustrojowych. Jeśli zaczynamy grać według nowych reguł (według reguł demokratycznych umówiliśmy się grać w roku 1989), to ludzi oceniamy według stosowania się, bądź nie-
próbują podciąć, przeciwstawiając chrześcijańskiej i ogólnie autorytarnej zasadzie domniemania winy – demokratyczną zasadę domniemania niewinności, a autorytarnej zasadzie odpowiedzialności zbiorowej – demokratyczną zasadę odpowiedzialności indywidualnej. – Lustrację zaprojektowali w Polsce gorliwi katolicy z poparciem Kościoła. Złośliwość losu
Inkwizycja XXI wieku mniej drastyczne. W porównaniu z tym nasz system inkwizycyjny jest jeszcze w powijakach: na razie Instytut Pamięci Narodowej z lekka miesza role sędziego i prokuratora, a nawet adwokata diabła, kiedy zachęca (sam zachęcony odpowiednią ustawą) do przychodzenia po zaświadczenie o niewinności; kiedy prokuratura próbuje „dyscyplinować” sędziów; kiedy szuka się haków na adwokatów. Nasz system inkwizycyjny dopiero się rozwija, daleko więc mu, na szczęście, do totalitaryzmu. Wiele jednak wskazuje na to, że kierunek został wytyczony. Jeśli uda się koalicji rządzącej wyłuskać nas z Unii Europejskiej (a starania w sferze czynów trwają),
etap w rozwoju III Rzeszy, kiedy wiele osób mówiło: nie mamy się czego obawiać, chodzi tylko o Żydów... Dziś niejeden się zastanawia, czy jest już zaliczony do kategorii objętej lustracją i oddycha z ulgą, kiedy się dowiaduje, że ustawa nic jeszcze nie mówi o tych, którzy kiedykolwiek rozmawiali z jakimkolwiek pracownikiem SB, albo mieli kogoś takiego w rodzinie. Ale wszystko jeszcze przed nami – zwłaszcza kiedy oddychamy z ulgą, bo albo nie jesteśmy Żydami (jak w III Rzeszy), albo starymi profesorami lub potomkami szlachty (jak w Rosji bolszewickiej), albo komunistami, jak w Ameryce w czasach McCarthy’ego, albo sądzimy, że nie
NIE CHCEM, ALE MUSZEM Oświadczam, że jako wydawca i redaktor naczelny złożę oświadczenie lustracyjne, a raczej dwa oświadczenia: jedno, że – w świetle kryteriów stawianych przez IPN – byłem Tajnym Współpracownikiem komunistycznych służb specjalnych (towarzyska rozmowa z milicjantem w 1987 roku i mój złożony podpis) i drugie – że w sumieniu i według logiki oraz własnego przekonania – Tajnym Współpracownikiem SB nie byłem. Wezwę również wszystkich pracowników Wydawnictwa BŁAJA News do złożenia oświadczeń lustracyjnych. Podporządkuję się chorej ustawie lustracyjnej z dwóch powodów. Po pierwsze: chociaż z natury jestem optymistą i w spiskową teorię dziejów nie wierzę, w tym wypadku uważam, że kaczyści mogą wykorzystać sytuację i zniszczyć niewygodne dla siebie wydawnictwa i redakcje, które nie dopełniły obowiązku lustracyjnego. Co prawda ustawa nie przewiduje dziś za to żadnej sankcji, ale doświadczenie IV RP mówi, że taka sankcja może się nagle pojawić. Nie będę lekkomyślną decyzją niszczył jednego z nielicznych wolnych mediów, czyli „FiM”. Co do dziennikarzy, sytuacja wygląda podobnie. Będę im radził złożyć oświadczenia, aby nie wylądowali na bruku z powodu nagonki, która może dopiero się rozwinąć i przybrać bardziej konkretny kształt. Powstań w naszym kraju mieliśmy już dość, a kaczyzm trzeba po prostu cierpliwie przeczekać. ROMAN KOTLIŃSKI
stosowania się do nich, a nie według tego, co robili pod działaniem innych reguł, reguł innego ustroju, ani według tego, czym się zajmował ich dziadek albo czy ktoś miał matkę Żydówkę. Dlatego Mazowieckiego idea „grubej kreski” była wielką ideą demokratyczną. Tylko że nie poszło za tym domaganie się przestrzegania reguł i zasad demokratycznych. Co więcej, zostały one zastąpione autorytarnymi w istocie „wartościami chrześcijańskimi” i nie mniej autorytarnymi mitami narodowymi. – Uważa Pan, że wartości totalitarne były naszemu społeczeństwu wpajane przez Kościół rzymskokatolicki. Czy chodzi o instytucję spowiedzi i wmawianie poczucia winy? – Tak, napomknąłem już zresztą o instytucji „rozgrzeszenia”, chociaż słowo „totalitarny” może tu być mylące – lepiej mówić o wartościach autorytarnych. „Grzech pierworodny” to nic innego, jak autorytarna zasada domniemania winy: jesteś winny, dopóki nie udowodnisz swojej niewinności, ciąży na tobie grzech, dopóki nie uzyskasz rozgrzeszenia. Kultura chrześcijańska (nie tylko Kościół katolicki, chociaż on ma na tym polu największe osiągnięcia) podzieliła społeczeństwo na tych, którzy podlegają odpuszczaniu win (o ile na to zasługują), i tych, którzy są powołani do ich odpuszczania (albo do tego, by takiego odpuszczenia odmówić). Niepewność, czy dostaniemy rozgrzeszenie, czy zostanie nam odpuszczona wina, czy zostaniemy uznani za niewinnych – to chrześcijańskie korzenie europejskiej kultury, które myśl demokratyczna i demokratyczna praktyka
sprawiła jednak, że w ostatnich miesiącach to właśnie Kościół najwięcej stracił na lustracji. Jak Pan ocenia fakt bezlitosnego zwrócenia się prawicowych elit katolickich przeciwko własnym pasterzom? – Tak zwana „rewolucja konserwatywna”, która, o czym warto pamiętać, poprzedzała pojawienie się faszyzmu, a która kwitnie u nas w najlepsze, nie toleruje konkurencyjnego przywództwa, tak jak nie tolerował jej bolszewizm. Można tylko ubolewać, że Kościół katolicki w Polsce nie wyciągnął lekcji z doświadczenia radzieckiego czy czeskiego, gdzie Kościoły poniosły wielkie straty, ani z doświadczenia niemieckiego, które przyniosło Kościołowi katolickiemu wiele wstydu. Ani z doświadczenia współpracy z autorytarnymi reżymami w Hiszpanii czy w Ameryce Łacińskiej. Czujność Kościoła polskiego uśpiona została przez względnie komfortowe warunki kohabitacji i kolaboracji z tak zwanym Peerelem. Kościół katolicki w Polsce nigdy nie zrozumiał, że trwałe bezpieczeństwo dać mu może tylko status jednego z wolnych związków i stowarzyszeń w demokratycznym państwie prawa, a nie w państwie konkordatowego przywileju. Kościół w Polsce nie zaakceptował demokracji – przeciwnie, od początku chciał zająć miejsce Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Ironia historii spowodowała, że zajął miejsce obok SB. – Samego istnienia i sensu lustracji nikt już właściwie nie podważa. Żadne medium głównego nurtu, żadna z najważniejszych partii politycznych. Chce
3
jej większość Polaków. Skąd to powszechne szaleństwo? – To nie szaleństwo, lecz norma kulturowa kultury tradycyjnej, kultury chrześcijańskiej – myślenie kategoriami grzechu, a nie kategoriami prawa. Na tradycję chrześcijańską nakłada się zasada leninowska, że lepiej, żeby dziesięciu niewinnych ucierpiało, niż żeby jeden winny się wywinął, oraz zasada stalinowska o wiórach, które lecą, gdy drwa rąbią. Lepiej – to u nas – 400 tysięcy upokorzyć przymusem składania oświadczeń, niżby jakaś liczba „winnych” miała pozostać nienapiętnowana. Ale w gruncie rzeczy bardziej chodzi o upokorzenie wielu, niż o napiętnowanie nielicznych. Mamy też do czynienia z konsekwencją tego, że Polska, bodaj od końca XVI wieku, właściwie nie miała państwa. To puste miejsce zajęte było od czasów kontrreformacji przez Kościół, i zajęte jest do tej pory. Inaczej nie doczepiono by do konstytucji, w postaci preambuły, stwierdzenia, które wartości, a w konsekwencji i prawo, wyprowadza od Boga – stwierdzenia, które expressis verbis przeciwstawia autorytarne zasady konstytucyjne zasadom demokratycznym; nie próbowano by sprowadzać kobiety do jej funkcji rozrodczej, odmawiając jej tym samym człowieczeństwa; nie zastępowano by wychowania obywatelskiego wychowaniem religijnym. Ale co mówić o „większości Polaków”, skoro „elity” często nie odróżniają autorytarnej władzy od demokratycznej reprezentacji, przypisują Kościołowi rolę autorytetu moralnego w demokracji i nie mają nic przeciwko temu, by autorytarne chrześcijańskie zasady panowania i posłuszeństwa kierowały demokratycznym porządkiem. Skoro dziennikarze demokratycznych rzekomo środków przekazu dają sobie narzucić język autorytarnego dyskursu i bardzo nieśmiało odwołują się do języka demokratycznego, nie zadając sobie jednak trudu, żeby na przykład językowi „obrony życia” przeciwstawić język prawa, umowy społecznej i równej kompetencji w stanowieniu zasad. I wolą mówić o człowieczeństwie zarodka niż o prawie kobiety do swobodnego dysponowania swoją kobiecością i o prawach obywatelskich. – Zapowiada Pan, że w końcu to sami lustratorzy padną ofiarą rozkręconego przez siebie systemu. Upadek konserwatywnego arcybiskupa Wielgusa wydaje się być tego zapowiedzią. – Lustratorzy może i padną, ale wolałbym, by padli razem z antydemokratycznym ruchem, który dziś opanował Polskę, ale może też być tak, że padną, bo zlustrują ich – i zastąpią – jeszcze radykalniejsi lustratorzy. Chyba więc nie czas na optymizm – czas na demokratyczną mobilizację. Rozmawiał ADAM CIOCH Fot. Wiera Paradowska
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Piłka w grze Nasi parlamentarzyści przejawiają ostatnio niezwykłą aktywność... pornograficzną. Zaspokajają się własnymi językami. Kłapią im te jadaczki jak w „Teleexpressie”. Chłopaki, idźcie z Bogiem, bo was słuchać nie mogę! Poseł Tadeusz Cymański (52 l.) niebawem trafi do „Księgi rekordów Guinnessa”. Wymyśli coś, czego przez wieki nie udało się wymyślić innym. Co? Definicję pornografii! Ale po kolei. Już za dwa tygodnie PiS chce wprowadzić całkowity zakaz dostępu do pornografii, także w internecie. Pisiołki Wesołki już przygotowali projekt nowelizacji kodeksu karnego. Zgodnie z nim każdy posiadający zdjęcia lub filmy porno będzie mógł trafić za kratki na rok. Jednak ktoś, kto będzie czerpał zyski ze sprzedaży ostrej erotyki (np. wydawca czasopism, filmów, kolporter takiej prasy, kioskarka lub nastoletni gazeciarz), może kiblować nawet dwa lata. Autorem tego pomysłu jest Marian Piłka (53 l.), urodzony w Trąbkach koło Garwolina. Słynny Piłka z Trąbek był już autorem wielu poronionych projektów, m.in. wymyślił „bykowe” (osoby nieposiadające dzieci miały płacić specjalny, karny podatek). Zaproponował to natychmiast, kiedy jako blisko pięćdziesięcioletni stary kawaler
P
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ożenił się i urodziło mu się dziecko. Zamarzył mu się chyba powrót do czasów PRL-u, a dokładnie do „bykowego” obowiązującego jeszcze w czasach Edwarda Gierka. Piłka proponował również, żeby wprowadzić m.in. darmowe bilety do kina czy teatru dla rodzin składających się z minimum 4 dzieci albo z pracującego ojca i niepracującej matki zajmującej się domem. Dla rodzin, w których będzie sześcioro dzieci, posłowie przewidywali miesięczną pensję w wysokości 1000 zł. „Jeśli chcemy, aby rodzina była zdrowa moralnie, nie widzę możliwości, aby matka pracowała” – wtórowała mu posłanka RLN Anna Sobecka – sejmowa piękność o urodzie camela bez wielbłąda. A dlaczego ma pracować ojciec?! Czyż to nie jego ojcowskiego paska dzieci potrzebują najbardziej?! Od lat bezskutecznie walczący z porno, bezdzietny przedsiębiorca medialny – Tadeusz Rydzyk (63 l.), zwany ojcem (?) – zgromił już Marię Kaczyńską, przejechał się z gracją walca drogowego po jej mężu Lechu i powiedział na antenie Radia Maryja: „Lidze Polskich Rodzin nie wierzę ani 5 sekund. To Judasz przyszedł na Ostatnią Wieczerzę”. Gniew wszechmocnego pana Rydzyka przeraził rządzących. Natychmiast więc
aństwo policyjne – aby mogło powstać i utrzymać się – potrzebuje wroga i stanu zagrożenia. Ludzi trzeba trzymać w ciągłym strachu i nieustannie szczuć przeciwko jakiejś mniejszościowej grupie, stanowiącej rzekome zagrożenie. Powyższy przepis na państwo policyjne wielokrotnie zapewniał rozmaitym odmianom politycznych cwaniaków rządy autorytarne i profity płynące ze sprawowania nieograniczonej władzy. Wzorem państwa stanu wyjątkowego pozostaje III Rzesza ze swoim terrorem i sztucznymi wrogami: Żydami, komunistami i homoseksualistami. Obecna ekipa rządząca Polską wielokrotnie okazywała pogardę dla demokracji, dla rządów prawa i najwyraźniej steruje naszym krajem ku jakieś formie państwa autorytarnego. Przesadzam? Pierwszy warunek państwa autorytarnego został spełniony – naznaczono wrogów. A w każdym razie – pierwsze ich dwie grupy. Z niedostatku komunistów atakuje się tzw. postkomunistów tworzących sławetny „układ”. Drugą grupą, podobno groźną, są homoseksualiści. Właśnie po raz pierwszy od 1932 roku, odkąd w Polsce zaniechano prześladowania homoseksualistów, przygotowuje się ustawę, która ma tę grupę napiętnować, oddzielić moralnie od reszty społeczeństwa i postawić pod pręgierzem. To zaczątek polskiej wersji ustaw norymberskich, które napiętnowały domniemanych wrogów Rzeszy. Homoseksualiści doskonale nadają się na kozła ofiarnego każdej dyktatury. Są grupą stosunkowo niewielką, trudno definiowalną i nieuchwytną, a w krajach o chrześcijańskiej tradycji także dosyć powszechnie pogardzaną. Każdego można pomówić o homoseksualizm, bo przecież pozostawanie w związku małżeńskim czy posiadanie dzieci nie świadczy o prawdziwej orientacji seksualnej.
Romek Giertych poparł antypornograficzną akcję Piłki, a Endriu Lepper stał się znanym i powszechnie szanowanym przeciwnikiem zdjęć z gołymi babami. Nie zdziwię się, jeśli parlament uchwali również, że wzorowa polska rodzina to: matka Polka, ojciec – Rydzyk, a dzieci – wszechpolskie. „Definicję pornografii ustalimy na posiedzeniach komisji” – mówi Tadeusz... Cymański z PiS. I tu mnie chapło zdziwko, bo do wszelkich pornoli to mi serce pika jak klapa od śmietnika. Już w 1923 roku odbyła się w Genewie międzynarodowa konferencja organizowana przez Ligę... Narodów, która miała zdefiniować pojęcie pornografii i znaleźć odpowiednie administracyjne zakazy powstrzymujące falę sprośności. Konferencja zakończyła się, ale żaden z uczestników obrad nie mógł w sposób wiarygodny zdefiniować pojęcia pornografii. Takich konferencji bez konkretnego rezultatu były setki. Zadam tylko jedno pytanie: czy pulchne, nagie i cycate kobiety w dziełach Rubensa, Tintoretta, Bronzina, Velázqueza lub nadzy chłopcy u Michała Anioła czy Leonarda da Vinci to zdaniem Tadka Cymańskiego pornoski?... A Fouquet i jego z odkrytym cyckiem „Madonna z Dzieciątkiem”? A Ewa z odkrytym łonem i piersiami z „Ołtarza Baranka mistycznego” (van Eyck). Braknie miejsca na wyliczanie golizny w światowym malarstwie religijnym... E tam, chłopaki: morda w kubeł i nie bulgotać! Już lepiej pograjcie se w ping-ponga... ANDRZEJ RODAN
Zawsze można znaleźć jakichś dwóch zaufanych albo zastraszonych świadków, którzy coś słyszeli, widzieli lub nawet przeżyli z podejrzanym. Najlepszy wróg jest taki, który się ukrywa, bo można stale organizować festiwale jego demaskacji. Cudownie dla władzy jest także wtedy, gdy wróg zagraża dzieciom, bo ludzie niczego tak nie pragną, jak chronić własne potomstwo. Dlatego właśnie Żydów pomawiano o mordowanie chrześcijańskich niewiniątek. Przygotowywana przez parlament paranoidalna ustawa o ochronie dzieci i młodzieży przed „propagandą homoseksualną” jest dziełem historycznym. Jest wypowiedzeniem wojny zasadom Unii Europejskiej, z których najbardziej podstawową jest ta o niedyskryminacji; jest też uroczystym podeptaniem obowiązującej w Polsce konstytucji. To prawdziwy początek IV RP. Nikt nie słyszał dotąd o „propagandzie homoseksualnej” – najprawdopodobniej karalne będzie powiedzenie czegokolwiek pozytywnego o homoseksualizmie. Ustawa uderza nie tylko w działające legalnie stowarzyszenia gejów i lesbijek (wszystko, co zrobią, może zostać uznane za „propagandę”), ale także w nauczycieli i uczniów. Nauczyciele będą się odtąd bali nawet dotknąć ucznia, będą się także lękali kogokolwiek zaprosić na lekcje. A nuż okaże się, że gość należy przypadkiem do jakiejś organizacji gejowskiej, jeśli nie jawnej, to tajnej (jeśli nawet takich nie ma, to w razie potrzeby ludzie władzy je wymyślą). Uczeń (gej lub lesbijka) będzie się bał powiedzieć komukolwiek o swojej orientacji seksualnej z lęku przed oskarżeniem o „propagowanie zboczeń”. A za to ma grozić wyrzucenie ze szkoły, grzywna, może nawet więzienie. Sytuacja w polskich szkołach – i tak już niełatwa – będzie zmierzać powoli w stronę koszmaru. Zapanuje strach – niezbędne narzędzie każdej dyktatury. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Idzie strach
Prowincjałki Gimnazjaliści z Oławy chcieli dorobić do kieszonkowego. Postanowili, że nakręcą film. Na „scenie” spotkało się dwóch „aktorów”. Kopali się po twarzach, walili pięściami w brzuch i upuszczali krew. Całej „akcji” przyglądało się kilkudziesięciu rozbawionych kolegów. Pięciu „reżyserów” pilnowało, aby emocje zbyt szybko nie opadły. Efekt? Stworzone 3-minutowe „dzieło” z rozkwaszonymi na żywo buziami, które planowano sprzedać stacjom telewizyjnym oraz płatnym stronom internetowym. Sprawa się jednak rypła, a dyrekcja przeciera oczy ze zdumienia, bo uczestniczący w bójce to najlepsi uczniowie w szkole.
OPERATYWNI PRYMUSI
Do mieszkania 75-letniej mieszkanki Niemców w woj. lubelskim zawitała „lekarka”. Żeby się uwiarygodnić, wizytę rozpoczęła od modlitwy, czym skutecznie uśpiła czujność pani domu. Po modlitwie nieznajoma poprosiła o coś do jedzenia, a kiedy staruszka poszła do kuchni... zginęło 700 zł ukryte w maszynie do szycia.
„NA MODLITWĘ”
Wiosna nadchodzi, hormony szaleją. 19-latka z Bełchatowa w chwili uniesienia sfotografowała swe nagie ciało, a że efekt uznała za zadowalający – fotki wysłała e-mailem chłopakowi. Nie spodziewała się nieboraczka, że wkrótce każdy szkolny kolega mający dostęp do internetu będzie mógł zobaczyć jej wdzięki. Podobno zazdrosna koleżanka dziewczyny zdobyła i rozpowszechniła hasło do jej konta e-mailowego.
W SIECI
W ręce mieleckiej policji wpadł 45-latek, który już od dłuższego czasu był postrachem lokalnej płci pięknej. Przyodziany jedynie w kominiarkę i skarpetki czaił się na potencjalne ofiary w ciemnych zaułkach. Przyznać trzeba, że panie radziły sobie z nim całkiem nieźle, bowiem za każdym razem – zdeptany i skopany po gołym przyrodzeniu – musiał uciekać. Opracowała WZ
DO ROSOŁU
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Panie prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej, a jaki czas będzie według pana odpowiedni: czy ten, jak będą rządzić liberałowie wraz z postkomunistami, czy może ten, jak Polaków już nie będzie na ziemiach polskich z powodu emigracji, wyniszczenia i eutanazji? Nasze środowiska panu zaufały i uwierzyły w pana przekonania i program, bez naszych głosów nie byłby pan prezydentem. (Anna Sobecka na antenie Radia Maryja)
¶¶¶
Zabezpieczenie konstytucyjne życia to jest zmiana, która pozwoli nam na budowanie przyszłości bez strachu, że przyjdzie pani Senyszyn i przygotuje ustawę zezwalającą na totalną liberalizację prawa do aborcji. (Roman Giertych)
¶¶¶
Najskuteczniejszym sposobem walki z aborcją jest oświata i mądre wychowanie, które sprawia, że kobieta i mężczyzna znają cykl płodności i kierują się rozwagą, a nie zawierzają sprawę rodzicielstwa zawodnej antykoncepcji. („Niedziela” 1/2007)
¶¶¶
Określenie „szambo” funkcjonuje w języku jako normalne słowo. Jest choćby powiedzonko, że śliwka wrzucona do szamba, powideł nie robi. Według mnie należałoby mu (o. Rydzykowi – dop. red.) przyklasnąć. (Wojciech Wierzejski)
¶¶¶
Niespecjalnie przepadam za tym, żeby występować razem z premierem Giertychem, ale to nie jest polityka, tylko... centymetry. (Jarosław Kaczyński)
¶¶¶
Panie marszałku, ludzie wam zaufali. Ale wy wiedzcie o tym, że ludzie was wyplują. (o. Tadeusz Rydzyk)
¶¶¶
W dzisiejszych czasach władza w każdej sytuacji widzi potencjalne przestępstwo. Wystarczy, że się żyje, to już jest prawdopodobieństwo popełnienia czegoś złego. (Jerzy Szmajdziński)
¶¶¶
Już mam dość tych sądów, chociaż na sądach wypłynąłem i tu jestem w tym miejscu, w którym jestem. Toteż mogę być wdzięczny sądom, a może trzeba dalej, bo jeszcze Pałac przede mną, także jak jeszcze kilka spraw, to będzie może jeszcze wyższy awans. (Andrzej Lepper) Wybrała OH
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
Konferencja Episkopatu przedstawicielom firmy informatycznej, że udało jej się wynegocjować aż 95-procentowy opust. OH
księdza od katechezy, a na dodatek grozi mu rozprawa w sądzie grodzkim, grzywna lub nawet odsiadka. Nasi Czytelnicy informują nas dość często o podpitych księżach, którzy spowiadają, a nawet odprawiają msze. Czyżby to była aż tak stresująca praca... RP
ŚWIĘTY ŁOTR
MSZA PO STAREMU
W przypadające 26 marca wspomnienie świętego łotra – patrona więźniów, skazańców, kapelanów więziennych, umierających, pokutujących i nawróconych grzeszników – kuria bydgoska apeluje o modlitwy za więźniów, ich rodziny oraz wszystkich pracowników służby penitencjarnej. Z inicjatywą obchodów dnia Świętego Łotra wystąpili wolontariusze z Bractwa Więziennego w Bydgoszczy, poruszeni licznymi podobno świadectwami więźniów o łaskach otrzymywanych poprzez wstawiennictwo... Jana Pawła II. W oficjalnym programie przewidziano sesję w Areszcie Śledczym w Bydgoszczy, apel „Więźniowie w hołdzie JPII” oraz mszę z udziałem więźniów i ich rodzin, pracowników służby penitencjarnej oraz wolontariuszy Stowarzyszenia Bractwo Więzienne. Czy oni aby nie mylą JPII z łotrem? AK
Jak chce papa B16, już niedługo wierni lubiący tradycję będą uczestniczyć w mszach odprawianych po łacinie (w tzw. rycie trydenckim). Dotychczas można je było odprawiać tylko za zgodą biskupa. Teraz, zgodnie z papieską bullą, msze w nowym starym obrządku odprawiane będą tylko z okazji szczególnie uroczystych, a także wtedy, gdy zażyczy sobie tego przynajmniej 30 wiernych. Tak czy siak oznacza to, że tylko dla garstki ludzi treść modlitwy będzie zrozumiała. Powrócą stare rytuały: zarówno kapłan, jak i ministranci, będą stać tyłem do wiernych, zaś słowa kazania znów popłyną z bocznej ambony, a nie od ołtarza. Znak pokoju przekażą sobie jedynie ksiądz i ministranci. Papież chce oficjalnie, aby łacińskie msze były większym przeżyciem, ale nie ukrywa, że dla wiernych ważny będzie też element tajemniczości. Cóż, przez rozdziawione jadaczki wszystko szybciej się chłonie... Przy okazji B16 chce pojednać się z rozłamowymi lefebrystami, czyli Bractwem Świętego Piusa X, przez lata stojącym na gruncie tradycji w Krk. BS
TYSIĄC WYGRAŁA 25 TYS. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu po raz kolejny okazał się bardziej ludzki od naszych sądów i uznał skargę Polki, Alicji Tysiąc, na państwo, którego medycy odmówili jej aborcji. Odmówili, mimo że ciąża groziła chorej utratą wzroku. Zdaniem Trybunału, Polska naruszyła prawo kobiety do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego. Gdy w 2000 r. A. Tysiąc zaszła w ciążę, kilku okulistów potwierdziło, że istnieje ryzyko ślepoty. Choć posiadała stosowne zaświadczenia, ginekolog szpitala publicznego w Warszawie odmówił usunięcia ciąży. Po porodzie – na skutek drastycznego pogłębienia się wady wzroku – A. Tysiąc przyznano pierwszą grupę inwalidzką. Kobieta złożyła doniesienie do prokuratury, jednakże ta umorzyła postępowanie. Teraz „wygrała” 25 tysięcy euro. BS
Wielu, dla świętego spokoju, zaprzestało handlowania świerszczykami, obawiając się bojkotu, inni postanowili nie ulegać presji moherów. W hitlerowskich Niemczech też nawoływano do bojkotu żydowskich sklepów. A potem było wybijanie szyb w sklepowych witrynach i wysyłanie do obozów koncentracyjnych. Jak widać, niektórzy w Katolandzie nie zapomnieli o tych „wynalazkach” pana Hitlera... BS
FORMY ZA WKŁAD
NIESŁUSZNY SZNUK Nawiedzone legiony lustratorów braci K. skutecznie rozwalają, co się tylko da. Także Polskie Radio, które było dotąd ostoją spokoju i kultury. Teraz za sprawą prezesa Czabańskiego straci tam pracę kilkaset osób, w tym pokaźne grono dziennikarzy. Z mikrofonem będzie się musiał rozstać m.in. Tadeusz Sznuk – ikona Polskiego Radia – a także znakomity dziennikarz Krzysztof Grzesiowski. Ponieważ Sznukowi nic nie można zarzucić, wiceprezes PR, Jerzy Targalski, stwierdził ohydnie: „Skoro świetnie sprawdzał się w stanie wojennym, nie nadaje się na radiowca”. Protesty radiosłuchaczy nic nie dadzą, bo dupkom padło nie tylko na rozum, ale i uszy. Pozostaje tylko obywatelskie nieposłuszeństwo, czyli... pstryk, i nie ma radia! PS
CHCĄ ŻYĆ I BYĆ Pikieta kilkunastu najmłodszych członków Kampanii przeciw Homofobii protestowała pod Ministerstwem Edukacji. Młodzi aktywiści gejowscy, licealiści i studenci, domagali się zaprzestania agresywnych wypowiedzi skierowanych przeciwko homoseksualistom oraz zaniechania przygotowań do wprowadzenia dyskryminacyjnej ustawy zabraniającej „propagandy homoseksualnej”. Demonstranci twierdzili, że działania rządu godzą w uczniów, którzy będą bali się rozmawiać w szkole o swoich problemach. AC
PORNOBOJKOT W podwarszawskim 15-tysięcznym Józefowie grono zwolenników Giertycha zaszantażowało sklepikarzy, grożąc, że będzie omijać ich sklepy, jeśli nie zrezygnują ze sprzedaży kolorowych pism dla dorosłych.
ŻYD ŻYDOWI WILKIEM Kilkudziesięciu prezydentów, burmistrzów i wójtów – włodarzy miast i gmin, które przyznały honorowe obywatelstwo Janowi Pawłowi II – zaproszono do Gniezna na II Krajową Konferencję Samorządów RP dla Jana Pawła II (dojazd i nocleg na koszt delegujących, czyli obywateli miast i gmin). Imprezę zorganizowano z inicjatywy Stowarzyszenia Kolekcjonerów Pamiątek Pontyfikatu Jana Pawła II. Oprócz referatów i udziału we mszy w intencji rychłego wyniesienia na ołtarze papieża Polaka, przewidziano również prezentację zrealizowanych i planowanych przez samorządy różnych form upamiętnienia pontyfikatu JPII. AK
SACRODEAL Sekretariat Konferencji Episkopatu Polski dogadał się z APN Promise. W myśl umowy podpisanej przez obie firmy, parafie, szkoły, klasztory, księża, siostry, katecheci, a także inne osoby zatrudniane przez kościelne instytucje, będą mogły zakupić oprogramowania Microsoftu, a także dokonać ich legalizacji, nawet za... 5 procent ich rynkowej ceny. To już druga taka umowa Episkopatu z dystrybutorami oprogramowania. Taki sam rabat oferowała giełdowa spółka Ster-Projekt SA („FiM” 30/2002). Aż strach pomyśleć, jakie korzyści i upusty (msze, poświęcenia?) zapewniła
5
NA KLĘCZKACH
Czegoś takiego dawno nie było! W Leżajsku grupa rozwścieczonych ortodoksyjnych Żydów, uczestniczących w dorocznych modłach na cześć cadyka Elimelecha, brutalnie pobiła austriackiego rabina Moische Aryego Friedmana. Przed śmiercią uchronili duchownego policjanci. Jaki był powód tak nietypowej reakcji współziomków? Jak się okazuje, Friedman należy do nielicznej grupy Żydów antysyjonistów, którzy uważają, że istnienie państwa Izrael jest obrazą dla Boga, a Holocaust stał się narzędziem żydowskiego szantażu świata. Uczestnicy zajścia wyjaśniali potem, że pobili rabina w imieniu 6 milionów Żydów zamordowanych podczas II wojny światowej. Dzień wcześniej odwiedzili Auschwitz, dlatego – jak stwierdzili – nie mogli stać z założonymi rękami. RP
RELIGIA PO PIJAKU Tego się ksiądz Bogdan M. (48 l.) nie spodziewał. Podczas prowadzonej przez niego lekcji religii w gimnazjum w Płazie koło Chrzanowa pojawili się policjanci i poprosili go do dyrektorskiego gabinetu, by sprawdzić, czy nie jest pod wpływem alkoholu. Anonimowy informator, który stróżom prawa przekazał taką wiadomość, nie mylił się. U kapłana w wydychanym powietrzu stwierdzono 1,32 promila alkoholu. Dyrekcja szkoły odsunęła
PIWKO DLA B16 Legendarna już Sancta Piva di Warka („Święta Piwa z Warki”) rozsławiła złocisty trunek, za którym przepadał niejeden papież. B16 nie pije piwa, co jak na Niemca wydaje się nieprawdopodobne, ale za to uwielbia, gdy goście raczą się dobrym złocistym trunkiem i niewielkim kufelkiem wznoszą toast za jego zdrowie. Zapewne dlatego na 80. urodziny (16 kwietnia) papież otrzyma od swojego niemieckiego kolegi, biskupa pomocniczego Bawarii – Engelberta Sieblera – 80 butelek specjalnie warzonego niemieckiego piwa. PS
POTĘPIENIEC Benedykt XVI dorobił się pierwszego heretyka oficjalnie potępionego w czasie swojego pontyfikatu. Jest nim jeden z czołowych latynoamerykańskich teologów wyzwolenia, jezuita z Salwadoru, ksiądz Jona Sobrino. Duchowny był osobistym doradcą salwadorskiego kardynała Romeo – występującego w obronie ubogich, nielubianego przez Watykan i zamordowanego przez prawicowe bojówki. Watykan potępił dwie książki Sobrino, zarzucając mu, że za mało pisze o boskiej naturze Chrystusa, a zbyt wiele o jego ludzkich cechach, co uznano za „duże niebezpieczeństwo dla wiary”. AC
FAKTY I MITY Kardynał Camillo Ruini, wikariusz diecezji rzymskiej, ogłosił, że „świętość Jana Pawła II jest wyraźnym faktem” i że proces kanonizacyjny zmarłego papieża zbliża się do końca. Zawsze nam się wydawało, że świętość jest raczej bytem teologicznym i trudno ustalić jej związek z rzeczywistością, czyli faktami. AC
PAPIEŻOWO Ważą się polskie losy animowanego serialu „Popetown”. Muzyczna telewizja MTV podjęła rękawicę i chce w naszym ciemnogrodzie wyemitować serial o małym, starym, rozwydrzonym papieżyku. Tytułowe Popetown to miasto, szefa Kościoła, a główny bohater, infantylny kilkuletni chłopiec, to mały papież, który otacza się postaciami rodem z Watykanu – przebiegłymi kardynałami, którzy marzą o władzy i bogactwie. Całość ma prześmiewczy charakter i nie oszczędza rzymskich „ikon”. Sama zapowiedź emisji filmu wzbudziła protesty środowisk katolickich w Wielkiej Brytanii i w Niemczech. To, czy serial ukaże się na polskiej antenie, zależy od samych widzów. MTV uruchomiła w internecie (mtv.pl) sondę, w której widzowie mogą wyrazić swoje poparcie lub sprzeciw. Na razie ponad 70 proc. jest za. Poczekajmy na pozwy i modły moherów o atak terrorystyczny na MTV – reklama idealna. DP
6
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
Fatalne zauroczenie Żeby skutecznie zniechęcić i odstraszyć byłą kochankę, która stała się dla księdza Krzysztofa (wikariusz parafii w G., archidiecezja katowicka) nieznośnym ciężarem, kapłan ów wymyśla coraz to bardziej niekonwencjonalne metody. Zaczęło się od telefonów z pogróżkami. Później dwóch wyrostków usiłowało pobić kobietę, a ostatnio zastraszali ją prywatni detektywi wynajęci przez wielebnego na koszt parafian z G. Rozumiemy, że arcybiskup Damian Zimoń – grający przecież w jednej drużynie z ks. Krzysztofem – spławił matkę Polkę, gdy szukała u metropolity katowickiego pomocy. Ale żeby tolerować tak brutalne faule...? ¤¤¤ Historię 3-letniego romansu Aleksandry z ks. Krzysztofem już
P
opisywaliśmy („Na dobre i złe”, „Stosunki damsko-księżowskie – „FiM” 50/2006 i 5/2007). Przypomnijmy, że oprócz zażywania miłosnych uniesień, katolicki duchowny bardzo chętnie pożyczał od swojej partnerki pieniądze (w sumie ponad 15 tys. zł), zaś na perspektywę zostania tatusiem zareagował w iście chrześcijański sposób: „Spierdalaj, kurwo”, po czym przepadł jak kamień w wodę. Gdy zwróciła się do kościelnych przełożonych wiarołomnego kochanka, usłyszała mniej więcej to samo, choć wyrażone innymi słowami. Musieli jednakowoż nakazać wikaremu z G., żeby załatwił to „jakoś”, bowiem wokół Aleksandry – zwłaszcza po drugiej naszej publikacji – zaczęło się robić niebezpiecznie. – Pomijając rozmaite nieprzyjemne telefony i obelżywe SMS-y, bardziej poważny incydent wydarzył się w połowie lutego. Wracałam z pracy, a w bramie domu czekało dwóch wyrostków. Zaczęli mnie popychać i któryś z nich powiedział: „Jeśli jeszcze raz opiszesz księdza, to będziesz, szmato, wąchać korzonki od spodu”. Już zabierali się do bicia, ale spłoszyli ich moi znajomi, którzy akurat przechodzili w pobliżu. Na początku marca pojawili się prywatni detektywi. Byłam w pracy, dostałam wiadomość, że w recepcji firmy czeka posłaniec z pilną przesyłką. Okazało się, że to podstęp, a gdy wyszłam na zewnątrz, jacyś osobnicy zaczęli mnie bezceremonialnie filmować. Jeden z tych goryli miał ze 130 kg żywej wagi.
rzybywa nam nowych tajemniczych księży bohaterów na tabliczkach ulic. Tymczasem prawdziwi, zasłużeni dla ojczyzny Polacy są odstawiani do lamusa... przez księży. Augustyn Kośny to postać niesłychanie zasłużona dla Opolszczyzny. Działacz społeczny i polityczny, jeden z największych bojowników o polskość Śląska, lekarz. Po wybuchu I wojny światowej został wcielony do armii niemieckiej. Zdezerterował z niej w 1917 r. i wstąpił do armii generała Hallera, z którą wrócił do Polski. Brał czynny udział w przygotowaniu do trzeciego powstania śląskiego. Od roku 1923 działał w Związku Polaków w Niemczech. Głosił potrzebę oderwania Śląska Opolskiego i Górnego od Niemiec i włączenia go do Polski. Czynnie angażował się w spory z organami Rzeszy Niemieckiej w obronie praw mniejszości polskiej. Za działalność patriotyczną był represjonowany, m.in. więziony w 1926 r. we Wrocławiu i pozbawiony prawa wykonywania zawodu lekarza na Dolnym i Opolskim Śląsku. Na przełomie lat 1938 i 1939 podjął więc praktykę lekarską w Berlinie, gdzie został zamordowany przez gestapo, a jego ciało znaleziono w kanale berlińskim i przewieziono do rodzinnych Chróścic.
Właśnie on atakował mnie, że molestuję księdza Krzysztofa, groził upublicznieniem wizerunku, poinformowaniem mojego pracodawcy o zatrudnianiu osoby wrogiej Kościołowi oraz „innymi przykrościami”, jeśli, jak to określił, nie odczepię się od księdza – mówi wzburzona Aleksandra. Wezwała na pomoc policję. Funkcjonariusze wylegitymowali detektywów, a nazajutrz kobieta dowiedziała się, że owszem, może ich ścigać, ale tylko w trybie cywilnym. – Czuję się zaszczuta i po prostu nie mam już zdrowia, żeby walczyć na kilka frontów. Ale temu draniowi w sutannie nie odpuszczę, do-
– zaoferował, okazując na zachętę rozmaite zdjęcia i listy, ujawniając adresy, nazwiska itp. Na licytację wystawił księży: ¤ G.H. z parafii w M. i jego starszą o 10 lat kochankę;
Czasem kobietom rozum odbiera i wpuszczają do łóżka księży. Ci – jak wiadomo – nie uznają antykoncepcji, a wyłudzanie pieniędzy poprzez głoszenie pustych obietnic opanowali do perfekcji. póki nie rozliczy się ze mną z wszelkich zobowiązań – zapewnia Ola. ¤¤¤ To, że abp Zimoń nie reaguje na obyczajowe niegodziwości podwładnych, przestało nas dziwić, gdy skalę utrapień metropolity uzmysłowił nam pewien informator zbliżony do... samego ks. Krzysztofa. – Coście się tak Krzyśka uczepili? Dacie mu już spokój, to w zamian wystawię kilku nie mniej ciekawych wygibusów, spędzających arcybiskupowi sen z powiek
¤¤¤ W 1974 roku doktor Tadeusz Kania, ówczesny dyrektor szpitala w Siołkowicach Starych i wieloletni przyjaciel Kośnego, postanowił postawić przy głównym wejściu do placówki popiersie opolskiego działacza i nazwać szpital jego imieniem.
¤ biseksualnego I.P. z parafii w P., który utrzymując narzeczoną, kochał się też z wzajemnością w jednym z kleryków śląskiego seminarium duchownego; ¤ I.T. z parafii w S. – nieszczęśnika porzuconego przez aktualną nałożnicę ks. Krzysztofa (kobietę pracującą w pewnej instytucji administrowanej przez siostry zakonne). Widząc na obliczach dziennikarzy „FiM” znudzenie, nasz rozmówca dorzucił do puli prawdziwy, jego zdaniem, „rarytas” – ks. K.W.
ustawił. Wszelkie pytania na ten temat zbywał śpiewką o braku funduszy na nowy cokół. „Mamy problemy z finansowaniem hospicjum, a gdzie tu mowa o stawianiu pomników!” – mawiał, bo nie przypuszczał zapewne, że znajdą się jacyś lokalni patrioci, którzy będą gotowi (nawet kosztem własnych
Bohater zmagazynowany Pomnik stał tam do aż do czasu, gdy pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia budynek szpitala przekazano Caritasowi Diecezji Opolskiej. Ksiądz Arnold Drechsler, dyrektor Caritasu, usunął popiersie Kośnego, by – jak twierdzi – uchronić je przed zniszczeniem w trakcie kompleksowych prac remontowych i budowy hospicjum, które miało powstać w miejsce dotychczasowego szpitala. Kośny powędrował więc do magazynu. ¤¤¤ O przebudowie i pracach remontowych już dawno zapomniano, a ksiądz Arnold pomnika lokalnego bohatera z powrotem nie
oszczędności) przywrócić bohaterowi należne mu miejsce. Pierwszym okazał się senator Ryszard Ciecierski z PO, który bez zastanowienia zgodził się wspomóc biednego dyrektora. – Kiedy okazało się, że nie ma pieniędzy, moja reakcja była prosta: to są zbyt ważne sprawy, żeby nie było na nie pieniędzy! Postanowiłem je wyłożyć z własnej kieszeni. Wsparli mnie także inni parlamentarzyści, m.in. Jarosław Chmielewski (PiS) i Marek Kawa (LPR). Ostatecznie skończyło się jedynie na moralnym wsparciu, bo ksiądz Arnold zmienił front: „Zgodnie z tradycją, na terenach kościelnych,
z bardzo eksponowanej parafii w P., kapłana specjalizującego się w pracy z ministrantami, a w wolnych chwilach odreagowującego stres... kaskaderstwem. – Gdzie tak naraża swoje życie? – zapytaliśmy. – Na seansach erotycznych u pracownicy banku, której mąż, strasznie zawzięte indywiduum, znany jest z tego, że nie przebaczy podobnej zniewagi, a ich syn... studiuje w seminarium duchownym – wyjaśnił emisariusz od ks. Krzysztofa. ¤¤¤ Zrezygnowaliśmy z kuszących propozycji, bo po pierwsze: zmasakrowania lub okaleczenia księdza K.W. na swoje sumienie nie weźmiemy; po drugie: pełnoletnie kochanki księży nas nie interesują, dopóki im się nie dzieje krzywda; a po trzecie wreszcie: hienami nie jesteśmy i postanowiliśmy dać ks. Krzysztofowi – całkiem za darmo – dwa miesiące karencji na polubowne załatwienie sprawy z Aleksandrą... DOMINIKA NAGEL
a taki status posiada teren hospicjum, stawia się symbole religijne (krzyże, figury Matki Bożej)”. Stało się jasne, że Kośny magazynu hospicjum już nie opuści. Rozpoczęto więc starania o znalezienie innego miejsca dla bohatera. – Wspólnie doszliśmy do wniosku, że najlepszym miejscem dla popiersia Kośnego będzie jego rodzinna miejscowość – wyjaśnia senator Ciecierski. – Lepiej usytuować go tam, gdzie będzie szanowany – dodaje. Z księdzem Drechslerem nikt już pertraktować nie chce. Działania na rzecz upamiętnienia lokalnego bohatera podjął natomiast Józef Sebesta, marszałek województwa opolskiego. To właśnie on zwrócił się do wójta Chróścic, Ryszarda Śnieżka, z prośbą o możliwość ustawienia pomnika w miasteczku. – To element naszej historii, kultury, o który należy zadbać – twierdzi Śnieżek. Według Jolanty Kaweckiej z Urzędu Marszałkowskiego, taka decyzja daje szansę na rychły koniec przepychanek z popiersiem w tle. I można by się tylko zastanowić, czy z niemiecka brzmiące nazwisko księdza dyrektora rzeczywiście nie ma nic wspólnego z niechęcią do polskiego bohatera... JULIA STACHURSKA
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
F
aceci w czerni uchodzą za rewelacyjnych i pomysłowych kochanków. Nikt tak jak oni nie potrafi w miłosnym uniesieniu „wziąć kobietę na plecy i zapieprzać po plebanii, aż podłoga dudniła”... Co robią duszpasterze, gdy ich parafialne owieczki oglądają „M jak miłość” albo grzecznie śpią? Wielu odwiedza internetowe witryny specjalizujące się w ogłoszeniach typu: „26-letni chłopak, niepoprawny optymista i romantyk pozna księdza, z którym mógłby stworzyć związek oparty na miłości, wierności i oddaniu”. Innych bardziej zakręci 36-letnia pani Kasia z Płocka: „miła, zadbana, uśmiechnięta, atrakcyjna” i deklarująca, że „szuka romansu
– Ma trzy ulubione nimfomanki: Kamilę, Ilonę z Radomska i Dorotę z Pomorza, czyli mnie. Z tą Iloną kilkakrotnie się już spotykał, bo dziewczątko robi to dla sportu. Ze mną wciąż jest na etapie „co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Obiecuje, że tak mnie przeleci, aż „wióry będą leciały”. Strach się bać – śmieje się nasza rozmówczyni; ¤ Jacek B., wikariusz w G. (diecezja włocławska), jest – jak na katolickiego kapłana – sponsorem wyjątkowo hojnym. – Nawet żal mi było tego dzieciaka, gdy opowiadał, jak to pewna „Basia z Sandomierza” przyjechała do niego na bzykanie i pożyczyła 4 tysiące złotych, po czym zniknęła bez śladu. Jesteśmy umówieni, ale dopiero wtedy, gdy się odkuje, co
POLSKA PARAFIALNA Udostępniłam go wówczas słynnej czatowej artystce „Oli” z Warszawy; ¤ Donat W. również jest zakonnikiem, tyle że z bardzo popularnego zgromadzenia. Cieszy się renomą świetnego rekolekcjonisty, ale na seksrandkach uchodzi za ordynarnego chama. – Potrafił wyzwać od kurew, gdy jakaś dziewczyna nie chciała się z nim umówić. On też podał mi swój numer telefonu, żeby mu poopowiadać trochę sprośności bezpośrednio, więc bez trudu go namierzyłam. Był wówczas na placówce w R. Prawdopodobnie podpadł, bo żegnał się, mówiąc, że jedzie na zsyłkę do jakiejś dziury pod Zgorzelcem. Kto wie, czy ma tam w ogóle internet, bo już od kilku tygodni nie pojawia się na czatach – zauważa Dorota.
Księżne panie z księdzem”, bądź nieco subtelniejsza Inka – wypatrująca „przyjaciela, najlepiej księdza lub zakonnika z diecezji włocławskiej”, i gwarantująca mu „sto procent dyskrecji”. Dla pewnej części oferentów (-tek), tego rodzaju przyjaźnie są źródłem nieopodatkowanych i całkiem niebanalnych dochodów, dlatego starannie unikają medialnego rozgłosu oraz ujawniania jakichkolwiek szczegółów dotyczących ich klienteli. Udało nam się wszakże skłonić jedną z pań do opowiedzenia o zachowaniach funkcjonariuszy Watykanu na etapie nawiązywania znajomości za pośrednictwem internetu... – Niewielu decyduje się na średnio- bądź długodystansowy sponsoring. Chłopcy w sukienkach lubią brać, ale – jak wiadomo – do wydatków się nie palą, dlatego też preferują seksualne „wolontariuszki” podrywane na czatach randkowych. Rozpuszczają ich też niewyżyte parafianki, gotowe dopłacić za przeżycie seksu z księdzem. Ale najczęściej plebanom chodzi tylko o cieknącą erotyzmem rozmowę. Nawet specjalnie nie ukrywają, że się w tym czasie masturbują. Kilku z nich pomogłam rozładować napięcie... – przyznaje skromnie pani Dorota. Sięga do notesu i charakteryzuje internetowych łowców: ¤ Tomasz Z. z parafii w D. (archidiecezja białostocka) to zdecydowanie numer jeden na seksrandkach. – Nie wiem, czym ich tam karmią, bo facet na okrągło mógłby opowiadać o lizaniu i wkładaniu paluszków w (...). Zapraszał mnie do seansu „na żywo”, ale jakoś się nie złożyło – zapewnia Dorota; ¤ Dariusz S., wikariusz z diecezji włocławskiej (parafia w L.), uchodzi wśród bywalczyń czatów za „multiinstrumentalistę”.
może szybko nie nastąpić, bo podobno ma strasznego sknerę proboszcza; ¤ ksiądz Janusz K. z Bydgoszczy to duchowny, którego nazwisko pojawia się na pierwszych stronach lokalnych gazet. – Lepszy cwaniak i strasznie wybredny. Wybiera tylko superlaski i wyłącznie wolontariuszki. W zamian zapewnia balangę i nockę w superhotelu. Powiada tak: „Gdy już będę musiał płacić za seks, to sobie zawiążę fiutka na supełek” – cytuje duszpasterza Dorota; ¤ Rafał S. pracuje u kardynała Józefa Glempa w jednej z warszawskich parafii. – Jego stałą spowiedniczką jest „Monika”, w którą wcielam się od czasu do czasu. Już kilkakrotnie zapraszał, żebym przenocowała u niego, będąc w stolicy. A najlepiej żebym przyjechała z koleżanką, bo jego jedynym niespełnionym dotychczas marzeniem seksualnym jest... „trójkącik”; ¤ „Ojciec Louis” z mało znanego w Polsce Zgromadzenia Misjonarzy Kombonianów, rezydujących w Warszawie na obrzeżach Białołęki. – Podał na czacie swój numer telefonu. Sprawdziłam, należał do owych misjonarzy, więc zadzwoniłam. Słabo mówił po polsku, ale na temat seksu można się było dogadać. „Psijeć, to cie wyciupciam i wylizie”, nalegał. Przyznał bez specjalnych ceregieli, że jest „wypościonym ziakonnikiem”, a był tak napalony, że nawet chciał po mnie wysyłać taksówkę.
Nie udało jej się natomiast rozgryźć – dotychczas! – najnowszej gwiazdy seksrandek, czyli ks. Tomasza (alias Wiwien – na zdjęciu) z Warszawy, nęcącego młode kobiety genitaliami, których rozmiar jest rzekomo porównywalny z gabarytami puszki piwa, co kapłan ów demonstruje na wysyłanej zainteresowanym fotce. – Możecie to zdjęcie śmiało opublikować, a nuż ktoś z wiernych go rozpozna. Jedna z dziewczyn twierdzi, że Tomek jest jakimś pomagierem biskupa. Może kapelanem...? Z całą pewnością ma również związek z Franciszkańską Młodzieżą Oazową, bo znalazłam w ich internetowej księdze gości wpis od „Wiwiena” z jego adresem mailowym. Dokładnie tym samym, z którego rozsyła tę ustawioną na slipach
puszkę – udowadnia nam Dorota, otwierając stronę internetową, gdzie czytamy krótki liścik „Wiwiena” (adres nadawcy znany redakcji) z „pozdrowieniami dla ojca Marcina”. ¤¤¤ O ile panie romansujące z księżmi w celach zarobkowych (bardziej lub mniej zawoalowanych) nie ujawniają tajemnic zawodowych, to „wolontariuszki” chętnie dzielą się wrażeniami. Oto na jednej ze stron internetowych (kafeteria.pl) młoda dama o pseudonimie Anielica zagadnęła koleżanki: „Czy któraś z was miała kochanka księdza? Proszę o podzielenie się doświadczeniami, bo przy mnie zaczyna się kręcić jeden czarny”... Otrzymała kilka tysięcy (!) odpowiedzi. Traktując je statystycznie, większość dziewcząt i niewiast bardziej doświadczonych od „Anielicy” i stanowczo deklarujących swój katolicyzm(!) jest zdania, że księża spisują się w łóżku wprost nadzwyczajnie: ¤ Ja kochałam się z księdzem i przyznam, że było rewelacyjnie. To trwa nadal, bo łączy nas nie tylko seks – zapewnia „Kusicielka”; ¤ To coś metafizycznego, ma niepowtarzalny smak. Zwykły facet jest taki pospolity, a ksiądz nie. Poza tym, to jest bardzo trudna miłość, trzeba się ciągle ukrywać, uważać itp. – potwierdza „Tajemnicza nieznajoma”; ¤ Uwielbiam księży. Jednego kocham i jesteśmy razem od paru miesięcy. Uprawianie miłości z nim to prawdziwe trzęsienie ziemi. Jest w łóżku tak dziki i zwierzęcy, jak żaden z mężczyzn, z którymi do tej pory byłam. Romans z księdzem to naprawdę fascynująca przygoda! („Krakowianka”); ¤ Zdaniem „Dionny”, która z niejednego pieca chleb jadła, seks z księdzem jest taki, jak z normalnym facetem – na początku jest tajemniczo i magicznie, a później już normalnie; ¤ Żadnych cudów nie widzi też „Piękna”: Ksiądz to taki sam chłop jak inni, tylko bardziej zdrowy i wypoczęty, potrzebuje więc pobzykać od czasu do czasu. Znałam takiego jednego... Oj, to były czasy! Kolacyjki przy świecach, wspólne wczasy i same przyjemności. Dzisiaj jest już proboszczem, a jego nowa pani jeździ ładnym samochodem i chodzi w długim futrze. Teraz żałuję, że z nim nie zostałam. Dziewczyny, łapcie księży na kochanków, mówię Wam – warto!”. Aspekt finansowy intymnych związków z duchownymi docenia wiele kobiet. Przykładowo: ¤ Mój wielebny miał dużo kasy. Byłam z nim
7
kiedyś na wczasach – to były niezapomniane wakacje, czułam się jak księżna pani („Kaissia”); ¤ Jestem od paru lat związana z księdzem. Seks jest wspaniały, a i cała moja rodzina finansowo odżyła („Katechetka”); ¤ Byłam 1,5 roku z księdzem z sąsiedniej wsi. Przyznam, że było mi z nim dobrze i ma dużego. Później to już była normalka: dwa, a nawet trzy razy w tygodniu. Kupił mi komórkę, mnóstwo złotej biżuterii, kreacje, kosmetyki, bieliznę... Lubił, jak się w nią przebierałam i dawał mi dużo pieniędzy. Z czasem kupiłam sobie samochód – wspomina anonimowa mężatka, żaląc się: po ślubie jeszcze chyba siedem razy z nim byłam, ale ja już tego nie chciałam, tylko zawsze on mnie gdzieś dopadł, zazwyczaj jak czasem sama przyjechałam do rodzinnej wioski. Panie uczestniczące w wymianie wrażeń na temat seksu z księżmi podkreślają też niedogodności... ¤ Romans z księdzem jest czymś wspaniałym, ale wymaga wielkiego poświęcenia, i to przede wszystkim ze strony kobiety. Bo – co tu dużo kryć – on nie zawsze ma czas, nie zawsze może przytulić i pocieszyć. Ja mam takiego jednego... Jest uroczo, chociaż czasami mi ciężko („Sisi”). A celibat i temu podobne bzdety? ¤ Mój facet – ksiądz – jest wspaniałym człowiekiem i dobrze wykonuje swoją robotę, bo dla mnie bycie księdzem – to po prostu taki zawód. Jestem z nim już ponad 10 lat i oboje nie chcemy tego zmieniać. Gdyby był np. kominiarzem – to też byłoby OK – twierdzi jedna z kobiet; ¤ No właśnie, kominiarz też ubiera się na czarno i nikt mu nie wypomina, a jak świat światem księża mieli kochanki (bo żon mieć nie mogli) i jakoś grom z jasnego nieba żadnego nie zabił (no, chyba że przypadkiem...) – wtóruje „Postać”. Istotnym problemem dla kobiet pragnących intymnego związku z duchownym jest kwestia wyboru: wziąć sobie księdza czy zakonnika... Wolę zwykłego księdza, zakonnicy są jeszcze bardziej zboczeni. Znałam takiego jednego, który owijał sobie kutasa bandażem, a na to nakładał balonik – to była fantazja. Albo brał mnie na plecy i zapieprzał po plebanii, aż podłoga dudniła – wspomina pani „Edzia”, oferująca koleżankom za „Bóg zapłać”: Mogę wam podać namiary na dobrego skurwiela w sutannie. Robi wszystko. Oral, anal – co tylko dusza zapragnie. I komu jest potrzebny ten celibat? ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
POD PARAGRAFEM
T
oczy się sprawa rozwodowa mojego syna. Synowa po paru ratach zerwała ustną umowę o spłatę po połowie wspólnego zadłużenia i mimo że jest wspólność małżeńska, ponaglenia i egzekucja przychodzą tylko na syna. To stawia syna w gorszej sytuacji, szczególnie że chciałby on zabrać
zadłużenia, która została przez niego pokryta. Sąd nie ma ustawowego obowiązku orzekania w wyroku rozwodowym o podziale majątku wspólnego. Jednakże na wniosek jednego z małżonków sąd może taki podział przeprowadzić – pod warunkiem, że nie spowoduje to nadmiernej zwłoki w postępowaniu. Orzekając o tym, u którego z rodziców pozostaną dzie-
z żoną 3 miesiące za granicą i żona otrzymała wyrównanie za niepobrane miesiące. (Z.K., Toruń) Pomoc społeczna ma na celu umożliwienie osobom i rodzinom przezwyciężanie trudnych sytuacji życiowych, których nie są one w stanie pokonać, wykorzystując własne uprawnienia, zasoby i możliwości. Zasiłek stały z pomocy społecznej przysługu-
Porady prawne do siebie dwoje młodszych dzieci. Sprawa o podział majątku jest kosztowna i nie stać go na to. Czy sąd nie ma obowiązku rozwiązać tej kwestii podczas sprawy rozwodowej? (Barbara M., Stargard Szczeciński) Skoro, jak Pani pisze, syn pozostaje z żoną we wspólności majątkowej, bez znaczenia jest, na kogo adresowane są wezwania do zapłaty. Pożyczka została zaciągnięta wspólnie i wierzyciel ma prawo dochodzić zapłaty z majątku wspólnego – również z dochodów syna, gdyż wchodzą one w skład tego majątku. Dopóki trwa wspólność majątkowa, nie określa się udziału w zadłużeniu każdego z małżonków z osobna. Po jej ustaniu syn i synowa – pomimo wyodrębnienia tych udziałów – pozostaną dłużnikami solidarnymi. Oznacza to, że wierzyciel wedle swej woli będzie mógł żądać zapłaty całej należności albo od nich obojga, albo tylko od jednego z nich. Jeżeli synowa nie pracuje, o czym być może wierzyciel wie, trzeba liczyć się z tym, że egzekucja zostanie skierowana przeciwko synowi. W takiej sytuacji syn będzie mógł żądać od byłej żony zapłaty jej części
K
ci, sąd ma na uwadze przede wszystkim dobro dziecka. Ustala więc, które z rodziców jest w stanie zapewnić dzieciom lepsze warunki bytowe i bada położenie finansowe obojga rodziców. Bez względu na to, kto będzie bardziej wypłacalny, formalnie zadłużenie obciąża zarówno syna, jak i synową, i przy ocenie ich sytuacji majątkowej sąd weźmie to pod uwagę (podstawa prawna: Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 roku, nr 9, poz. 59; Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93). ¤¤¤ Żona jest inwalidką II grupy i w związku z tym otrzymuje zasiłek stały z opieki społecznej. W czasie gdy przebywaliśmy z żoną za granicą, nie pobierała zasiłku. Gdy po przyjeździe do Polski zwróciliśmy się o wyrównanie niewypłaconego zasiłku, kierownik opieki odmówił, twierdząc, że to nie jest renta z ZUS. Dodam, że żona ma zasiłek przyznany do końca życia i orzeczono, że jej inwalidztwo jest stałe. Czy opieka postąpiła zgodnie z prawem? Ostatnio byliśmy
ażdy ksiądz podlega swojemu biskupowi i jest powołany do godnego sprawowania swojej posługi dla dobra powierzonych mu wiernych. Tyle teoria. A teraz o pieniądzach. Przypomnijmy („FiM” 48/2004, 31/2005), że w 2003 roku ks. Czerwiński, proboszcz parafii św. Andrzeja Boboli w Gdyni, kupił od Agencji Mienia Wojskowego 109 hektarów ziemi w Kołobrzegu, w bezpośrednim – co istotne – sąsiedztwie kopalni borowiny. Za grunt potraktowany jako nieużytki rolne wielebny zapłacił milion czterysta tysięcy złotych. Prałata stać. Natychmiast po podpisaniu i uprawomocnieniu aktu notarialnego wielebny Czerwiński wystąpił do ówczesnego prezydenta Kołobrzegu o przekwalifikowanie swojej ziemi na tereny budowlane. Zamierzał zainwestować w budowę apartamentowców i cały kompleks uzdrowiskowo-rozrywkowy, a to w nadbałtyckim, prawie niemieckim już Kołobrzegu byłby biznes przynoszący niesamowite pieniądze. Tatuś miasta, pan Henryk Bieńkowski, choć prawicowy aż do umiłowania koloru czarnego – odmówił. Co więcej – jego miejscy propagandyści księżą transakcję nagłośnili.
je w przypadku spełnienia określonych kryteriów dochodowych w rodzinie. Skoro zatem sytuacja finansowa rodziny może się zmienić, nie można z góry przyjąć, że zasiłek stały z pomocy społecznej przyznany jest dożywotnio. Ponadto, ustawa o pomocy społecznej stanowi, iż świadczenia z tej ustawy przysługują osobom posiadającym obywatelstwo polskie, mającym miejsce zamieszkania i przebywającym na terytorium
Co wyszło z ziemią prałata? – Otóż okazało się, że bez mała połowa z ponad 100 ha to złoża borowinowe. Owe „błocko” służy kuracjuszom uzdrowiska w Kołobrzegu. Gdyby się dotychczasowe zasoby złóż
Rzeczypospolitej Polskiej. Wnioskuję, iż długotrwały pobyt za granicą może być przyczyną niewypłacenia zasiłku za okres nieobecności. Być może w czasie Państwa nieobecności środki przekazano innej potrzebującej rodzinie, która była na miejscu (podstawa prawna: Ustawa z 12.03.2004 r. o pomocy społecznej, DzU 2004.64.593). ¤¤¤ Po 20 latach zmuszony byłem odejść od małżonki. Pozostawiłem wspólnie wybudowany dom i wszystko, co miałem, gdyż żona wraz z dwojgiem moich dzieci doprowadzili do ukarania mnie dwoma wyrokami w zawieszeniu. Nie mamy rozwodu, ale od 20 lat zniesioną małżeńską wspólność majątkową. Proszę o wyjaśnienie, jaka jest różnica między stwierdzeniem nieistnienia małżeństwa a orzeczeniem rozwodu, by móc ewentualnie skorzystać z tej pierwszej instytucji. (Henryk M., Biała Podlaska) Różnica między rozwodem a unieważnieniem małżeństwa jest doniosła, jeżeli chodzi o powstanie skutków związanych z jego zawarciem. Z żądaniem rozwiązania małżeństwa przez sąd, czyli z powództwem o rozwód, może wystąpić każdy z małżonków, jeżeli nastąpił między nimi trwały i zupełny rozkład pożycia. Małżeństwo zostaje rozwiązane z chwilą orzeczenia rozwodu i od tego momentu powstają związane z tym konsekwencje, takie jak np. zniesienie wspólności majątkowej czy możliwość zawarcia nowego małżeństwa. Niektóre skutki małżeństwa trwają mimo rozwodu, np. stosunek powinowactwa łączący rozwiedzionych małżonków z rodziną byłego małżonka. Unieważnienie małżeństwa sprowadza się natomiast do stwierdzenia sądu, że złożone oświadczenia o wstąpieniu w związek małżeński są nieważne. Innymi słowy, małżeństwa nie ma i nigdy nie było,
Kiedy prezydent Kołobrzegu za zgodą radnych wystąpił do Czerwieńskiego o odsprzedanie borowinowej, strategicznej dla miasta ziemi, ksiądz właściciel zażądał za nią 3 miliony 800 tysięcy złotych. Kupił – przy-
Król borowiny cd. wyczerpały, to wówczas można by sięgnąć po te, które nabył pan ksiądz i uzdrowisko byłoby uratowane. Przełożony prałata, abp Gocłowski, polecił podwładnemu Czerwińskiemu z Gdyni pozbycie się ziemi. Bo – podkreślił z mocą – kapłanowi nie tylko nie wypada prowadzić działalności gospodarczej (czyt. i tak nic się nie da pod Kołobrzegiem postawić), ale – purpurowy „Goc” powołał się tu na prawo kanoniczne – zabrania się duchownym uprawiania transakcji osobiście lub przez innych, czy to na własną, czy na korzyść innych, chyba że za zgodą legalnej władzy kościelnej.
pominam – za niecałe dwa miliony. Nie poskutkowały próby negocjacji. Reprezentanci kołobrzeskiego magistratu zgodzili się dorzucić prałatowi do pierwotnej ceny gruntu koszty eksploatacji, w tym zapłacone podatki. Usłyszeli kategoryczne: nie! Sprawę odłożono na potem, zbliżały się wybory samorządowe i atak na sługę bożego był nie na czasie. Po wyborach nowy prezydent Kołobrzegu – Janusz Gromek z PO – ponownie o ziemię do prałata wystąpił. I on także usłyszał kategorycznie nie! Na dodatek trafił się podobno księdzu kupiec dający znacznie więcej niż miasto. Ile? A tajemnica handlowa
a zatem od początku też nie powstały skutki związane z jego zawarciem. Nie ma zatem mowy o istnieniu wspólności majątkowej, jaka powstaje z mocy ustawy po zawarciu małżeństwa. Unieważnienia małżeństwa może żądać każdy z małżonków, a w niektórych wypadkach także osoby trzecie, ale tylko w sytuacjach przewidzianych przepisami prawa. Małżeństwa zawrzeć nie mogą (i to może być podstawą jego unieważnienia) osoby pozostające w poprzednio zawartym związku małżeńskim, krewni i powinowaci w linii prostej, rodzeństwo, osoby ubezwłasnowolnione całkowicie, związane stosunkiem przysposobienia, a także osoby, które nie ukończyły 18 roku życia (w przypadku kobiety dopuszczalne są wyjątki). Małżeństwo można także unieważnić, jeżeli zostało zawarte w stanie wyłączającym świadome wyrażenie woli, pod wpływem błędu co do tożsamości drugiej osoby, a także pod wpływem bezprawnej groźby drugiej strony lub osoby trzeciej. Skoro, jak Pan pisze, od 20 lat nie ma Pan z żoną wspólności majątkowej, unieważnienie małżeństwa, nawet gdyby było możliwe, niewiele zmieni. Jako współwłaściciel połowy majątku dorobkowego może Pan żądać jego podziału przed sądem (podstawa prawna: Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 roku, nr 9, poz. 59; Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
– całujta wójta. Prałat zadeklarował, że pieniądze ze sprzedaży przeznaczy na cel charytatywny... Odnotujmy to dla ścisłości i rzetelnej prawdy, choć dalecy jesteśmy prałatowi biznesmenowi uwierzyć bez zastrzeżeń, bo znamy życie. I oto moralne, a raczej niemoralne tło sprawy ukazało się szerokiej publiczności na szklanym ekranie TVP 3. Co najmniej kilkusettysięczna widownia na Pomorzu i w części Wielkopolski mogła w Kronice TVP Szczecin usłyszeć prałata Czerwińskiego, który oznajmił: „Ja nie ślubowałem, że biedny będę (...). Ja nie mam zamiaru wyposażać miasta (Kołobrzegu – przyp. WJ). Morałów z tej historii wypływa kilka. Pierwszy – należy prałatowi bogaczowi przyznać całkowitą rację: nie ślubował biedy. Drugi – nie ma tu nic do rzeczy, że ubogi był Chrystus i ubóstwa wymagał od swoich uczniów, bo wtedy (oficjalnie) nie było kapitalizmu i sanatoriów borowinowych. Kolejny – nigdy nie należy brać na serio tego, co mówi biskupia ekscelencja, zwłaszcza mająca tylną część dostojnego cielska umoczoną w aferze (Stella Maris). WOJCIECH JURCZAK
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
9
Co by tu jeszcze spieprzyć?
I
nstytut Pamięci Narodowej znalazł sobie nowe zajęcie. I bardzo słusznie, bo skoro nie można się pochwalić jakimiś spektakularnymi sukcesami w ściganiu komuchów, to chociaż wytropią i zaaresztują... pomniki. W specjalnym komunikacie IPN-u czytamy, że „Prezes Instytutu będzie publicznie występował do odpowiednich jednostek administracji publicznej z informacjami na temat wciąż występujących w Polsce nazw ulic, placów, skwerów i obiektów architektonicznych oraz pomników, tablic i miejsc pamięci, a także patronów i imion instytucji publicznych, będących w swej istocie formą okazywania czci i szacunku dla ideologii nazistowskiej i komunistycznej, ich reprezentantów, względnie znaków i symboli”. Mało tego: w ramach „realizacji zadań edukacyjnych Instytutu” prezes Janusz Kurtyka będzie żądał „podjęcia działań ukierunkowanych na niezwłoczną likwidację wszelkich form upamiętnienia zbrodniczych systemów: narodowego socjalizmu bądź komunizmu”. Żeby zaś trzymać rękę na pulsie, potrzebna jest agentura, więc prezes
apeluje o wstępowanie w szeregi tajnych współpracowników IPN-u (honoraria do uzgodnienia...) i „nadsyłanie informacji na temat wciąż istniejących w kraju nazw, symboli i miejsc pamięci będących wyrazem hołdu dla zbrodniczych ideologii nazizmu i komunizmu”. Ochoczo reagujemy na ów apel, bo oczami wyobraźni już widzimy, jak w kilku polskich miasteczkach ludzie będą linczować (politycznie, ma się rozumieć...) pomnikowych dekomunizatorów. ¤¤¤ Szanowny Panie Prezesie, posłusznie donoszę, że w samym sercu Choszczna (miasto powiatowe w woj. zachodniopomorskim, 20 tys. mieszkańców), tuż obok sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy(!), na placu Papieża Jana Pawła II (!!!), stoi – o zgrozo! – obelisk upamiętniający przeklętych „wyzwolicieli” spod znaku czerwonej
gwiazdy. A zresztą, co ja będę Panu opowiadać – proszę tylko popatrzeć na zdjęcia z kłamliwymi napisami, że to niby ginęli za naszą wolność. Teraz sprawa ich cmentarza: proszę spojrzeć, jakie mauzoleum wystawili ruskim ludzie z Ubekistanu. Idźmy dalej... W pobliżu komendy policji znajdzie Pan głaz ku czci komucha Carla Sonnenburga, którego niby zamordowali hitlerowcy. No powiedzmy, że faktycznie zamordowali, ale czy ktoś mu kazał komuszyć...? Albo nasza reprezentacyjna restauracja: na ścianach portrety – tfu! – Marksa, Lenina, Dzierżyńskiego (!)... Zdradzę Panu w zaufaniu, że usiłowałam podłożyć ogień pod tę budę, ale nie chciała się zająć. Serdecznie Pana zapraszam do Choszczna, sam się Pan przekona, jakie tu mamy bagno. Tylko proszę nie pytać o zdanie tubylców, bo to lud całkiem niewyrobiony politycznie i mogą brzydkim słowem obrzucić. Proszę sobie wyobrazić, że gdy usiłowałam namawiać do likwidacji tych paskudztw, usłyszałam słowa na „k” i „ch”, których ze zrozumiałych względów nie powtórzę.
I żebym nie zapomniała: gdyby wybierał się Pan do Choszczna, proszę przypadkiem nie jechać przez Skwierzynę, bo można się tam nabawić zawału serca. Oto w centralnym punkcie miasta stoi – jakby nigdy nic – pomnik Władysława
Jagiełły. Ja tam do króla nic nie mam, choć jego litewskie pochodzenie nie jest za ciekawe. Ale ta dedykacja na pomniku („W XXV rocznicę Polski Ludowej”) woła o pomstę do nieba! „Życzliwa” – ANNA TARCZYŃSKA
10
PRZYJECHALI OŚWIECIĆ MINISTRA
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
Dość Gier-ttych! Obrzucani błotem i poniżani nauczyciele ze Związku Nauczycielstwa Polskiego powiedzieli – DOŚĆ! Przeciwko polityce rządu i Giertychowi tysiące ludzi wyszło na ulice. Zapowiadali szturm na Warszawę i słowa dotrzymali. Ponad 12 tysięcy nauczycieli zrzeszonych w liczącym około 300 tys. członków ZNP, pracowników oświaty, rodziców i uczniów zjechało w sobotę 17 marca z niemal wszystkich zakątków Polski, by dać wyraz swojej dezaprobacie dla oświatowej polityki rządu. Dołączyli do nich działacze OPZZ, Sierpnia ’80 i mniejszych związków zawodowych, a także członkowie RACJI, SdPl oraz politycy SLD. Choć nie rozbijali szyb, nie rzucali jajkami i kamieniami, dobitnie pokazali swoje żale. Szkoda tylko, że nikt z rządzącej „elyty” nie chciał ich słuchać, bo „z komuchami się nie rozmawia...”. ¤¤¤ W nieustannie padającym deszczu gigantyczny sznur przeciwników Giertycha, Orzechowskiego oraz innych LPR-owców powsadzanych na stołki z klucza partyjnego i rozwalających system polskiej edukacji szedł spod Torwaru. Hasła typu: „Stop niszczeniu oświaty”; „Chcemy godnej płacy, a nie emigracji” czy „Zero tolerancji dla ministra” pokazały, że czara goryczy zaczyna się przelewać. Pod urzędem premiera okazało się, że z nauczycielami, a w szczególności z ZNP, nikt nie zamierza rozmawiać. Petycję z żądaniami odebrała podrzędna urzędniczka z Biura Informacji i Promocji MEN. – Nie pamiętam, żeby jakiś rząd wcześniej tak dezawuował naszą pracę i tak dzielił środowisko oświaty. Coraz częściej biją nas po twarzy. Nigdy nie byliśmy pieszczochami
władzy, ale też nigdy nas tak nie upokarzano – mówił wiceprezes ZNP Krzysztof Baszczyński, przypominając, że to Kaczyńscy dają przyzwolenie na szaleństwa Giertycha. ¤¤¤ Pod gmachem Ministerstwa Edukacji było jeszcze zabawniej. Zamiast Giertycha, czekały ciasno otaczające wejście szwadrony uzbrojonej policji. To była odpowiedź dla pokojowo nastawionych nauczycieli, którzy swoją aktywność ograniczyli do wygwizdania „pierwszego destruktora” polskiej szkoły. Ministrowi zamierzano przekazać ustawiony na stelażu telegram z krótkim przesłaniem – „Kończ waść, wstydu oszczędź”. Ostatnim punktem marszu był Sejm, który popisał się niedawno iście zastraszającym tempem swojej pracy. – To porażające, żeby w dwie godziny i czterdzieści minut zmienić prawo oświatowe. Gdyby nas tam nie było, to komisja pracowałaby ze dwadzieścia minut – mówił Baszczyński. Petycję z oczekiwaniami nauczycieli odebrał dla marszałka Marka Jurka (on także nie miał ochoty na spotkanie z belframi) Wojciech Olejniczak. W swoim przemówieniu szczegółowo wypunktował rządzących
i obiecał odebranie edukacji Lidze Polskich Rodzin. – ZNP to sto lat tradycji, to wspaniała historia, a Roman Giertych jest przejściowo ministrem. Niestety, wielkim szkodnikiem, ale to się zmieni – powiedział „FiM” Olejniczak. ¤¤¤ O postulatach nauczycieli pisaliśmy na początku marca („FiM” 9/2007). Żądanie wywalenia Giertycha na bruk za totalną ideologizację
szkół to tylko jeden z nich. Równie ważnym problemem są kwestie dialogu w Komisji Trójstronnej oraz te ekonomiczne. ZNP domaga się m.in.: realnego 5-procentowego wzrostu wynagrodzeń, podniesienia płacy stażystom, zakończenia prac nad emeryturami pomostowymi,
przedłużenia do 2011 roku możliwości przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. – Jesteśmy najgorzej opłacaną grupą nauczycieli w krajach OECD. Emerytura nauczyciela wynosi 250–260 euro – podkreślał na marszu Sławomir Broniarz, prezes związku. Jego zdaniem, dziś dopchnięci do ściany nauczyciele wyszli na ulice, ale jutro pozostanie im tylko akcja strajkowa. ¤¤¤ Tymczasem intencji nauczycieli Giertych zdaje się nie rozumieć. Na pierwszy plan wysunął wiceministra edukacji Mirosława Orzechowskiego, który na ZNP wylał pomyje. W momencie
gdy oświatowcy zaczynali swój protest, ten z bezpiecznej odległości, bo w Łodzi, na konferencji prasowej po raz kolejny wyzwał nauczycieli od komuchów. Nie ma dnia, by nie uderzył w związek jakąś obelgą. Przed samą manifestacją sugerował na przykład, że 25 zł diety dla uczestnika demonstracji (na obiad, jak wyjaśnia prezes ZNP) może być marnotrawieniem publicznych (sic!) pieniędzy i korupcją. Jednak prawdziwe zagrożenie może wynikać z planowanego skoku na majątek ZNP. Projekt ustawy ligusów o restytucji dóbr zgromadzonych przez podmioty sprawujące lub wspierające władzę komunistyczną jest tak skonstruowany, by planowo złupić, czyli zniszczyć m.in. ZNP i całą OPZZ. O dekomunizacji przez odebranie majątku ZNP Orzechowski w pewnym momencie zaczął mówić otwarcie. By złagodzić odbiór tych słów, dołożył w poniedziałek uzasadnienie, że byłyby to środki na podwyżki dla nauczycieli. Stwierdzenie, że kandydaci na dyrektorów, którzy nie odetną się od dziedzictwa komunistycznego (w domyśle: członkowie ZNP), mogą zapomnieć o nominacjach, było uzupełnieniem tego wątku. ¤¤¤ Roman Giertych od początku wywoływał skrajne emocje i obawy o wojnę ideologiczną w polskiej szkole. Liczne protesty młodzieży, środowisk naukowych, blisko 150 tys. zebranych podpisów
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r. o odwołanie – to wszystko zostało całkowicie zignorowane, a nawet sugerowano, że to inspiracje postkomunistów. A Giertych spokojnie zaprowadzał swoje porządki, co chwilę wyskakując z telewizorów z coraz to nowszymi i dziwaczniejszymi pomysłami. O wielu z nich szybko zapomniano, a niektóre były prawdziwymi klapami. Wśród nich takie: ¤ amnestia maturalna, którą niedługo później zakwestionował Trybunał Konstytucyjny; ¤ dwukrotny wybór Beaty Florek na stanowisko kuratora w Łodzi, wbrew oczekiwaniom ministra i przy jego aktywnym sprzeciwie; ¤ antypornograficzny program Benjamin w szkolnych komputerach, który każdy średniozaawansowany użytkownik komputera może bez problemu obejść; ¤ obietnice znacznych podwyżek dla nauczycieli, których do dziś nikt nie zobaczył na oczy; ¤ obowiązkowe mundurki szkolne, które przepadły w sejmowych głosowaniach i być może wrócą dopiero w Senacie. Inne też warto wspomnieć: religia na maturze, religia wliczana do średniej, powszechny spis nastolatek w ciąży, trójki giertychowe w szkołach, zakaz używania komórek na przerwach, dzieła JPII w każdej bibliotece, eliminacja ze szkół tzw. trudnej młodzieży, godzina policyjna dla młodzieży, tanie podręczniki (niewypał), narkotesty i alkomaty w szkołach itd. Takich perełek było kilkadziesiąt. Jedne bardzo śmieszne, inne mniej... – Najbardziej niebezpieczne jest tzw. zarządzanie strachem. Tworzenie takiej atmosfery, że w szkole nie ma miejsca dla wolności, demokracji, tolerancji – powiedziała nam podczas jednej z antygiertychowych dyskusji była wiceminister edukacji Irena Dzierzgowska. – Jak wejdzie program „Zero tolerancji”, nauczyciele będą musieli donosić na ucznia, który czymkolwiek się narazi, dyrektorzy na nauczycieli, a kuratorzy będą mogli jednym wnioskiem usuwać dyrektorów. Wreszcie kurator będzie musiał się bać ministra – wyjaśnia. Jej zdaniem, 52 na 53 strony tego programu to bełkot. W opinii o programie Giertycha – „Zero tolerancji dla przemocy w szkole” – przygotowanymj w ramach projektu Społeczny Monitoring Edukacji, czytamy: „Rządowy program jest opracowaniem bardzo obszernym, swoistą kompilacją przeglądu danych literaturowych, swobodnych opinii i poglądów, przejawów myślenia życzeniowego i przykładów konkretnych zmian. Program proponuje przede wszystkim działania o charakterze dyscyplinującym i restrykcyjnym. Brakuje przykładów pozytywnych, poczynań nakierowanych na likwidowanie przyczyn szkolnych patologii, na profilaktykę od najmłodszych lat”. Wypomniano też brak konkretnych celów, dobrego monitoringu przy wdrażaniu, brak analizy finansowej i narzędzi realizacji. DANIEL PTASZEK Fot. Autor
FESTIWAL JEDNEJ „KULTURY”
Ulice hańby
G
dzie jest najwięcej antyżydowskich i rasistowskich napisów na murach domów? W Łodzi – mieście rządzonym przez ultrakatolickie władze, z których wywodzi się Orzechowski, dla jaj zwany wiceministrem oświaty. „ŁKS jude”, „Jude raus”, „Żydzi won” czy „Żydzew jude raus” – to najdelikatniejsze z tych hańbiących napisów, wzbogaconych niejednokrotnie rysunkami szubienic z dyndającą gwiazdą Dawida. Dobrze więc się stało, że właśnie w tym mieście dziennikarka „Gazety Wyborczej”, Joanna Podolska, postanowiła walczyć z narodowymi kompleksami i zwyczajnym chamstwem. Niestety, jej znakomita akcja „Kolorowa tolerancja” – mimo poparcia największych autorytetów, m.in. ostatniego żyjącego przywódcy powstania warszawskiego Marka Edelmana – nie przyniosła dotąd żadnych rezultatów. Niedawno młodzież łódzkich szkół (wspólnie z Instytutem Tolerancji) podczas happeningu zorganizowanego przed sesją Rady Miejskiej zaprezentowała ponad pół setki zdjęć dokumentujących napisy i antysemickie malunki na ulicach. Większość radnych, podążając na obrady, mijała obojętnie te szokujące zdjęcia. Zapewne ci panowie i panie równie obojętnie przechodzą obok tych samych napisów wymalowanych na murach domów... „Czy wy tego nie widzicie?” – pytała zdesperowana młodzież. RP Fot. WHO BE
11
12
80 LAT TEMU...
Madonna nędzarzy
Fabryka – burżuj spasiony, zasapany, czerwony – rozkraczyła się, wrosła w ziemię ciężkim cielskiem. Zakratowanym, żółtym ślepiem patrzy w zadymione Czarne od sadzy i węgla zaułki podmiejskie. Trudno dziś zgadnąć, co w tych gniewnych, ale przecież nieco naiwnych jeszcze, prekursorskich dla socrealizmu utworach, mogło się dojrzałym poetom „Kwadrygi” podobać. Może jakieś genialne przeczucie talentu i wrażliwość młodej kobiety? Na razie jednak wiersze Rydzewskiej drukowane były tu i ówdzie, ale przeszły bez większego echa. Aż nadszedł grudzień roku 1927, a wraz z nim wiersz „Madonna nędzarzy”. I rozpoczęła się prawdziwie wściekła awantura. Ostatnia zwrotka utworu –
Oto zbrodniarka. Patrzy na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczami, a jej wargi wydymają się w grymasie lekkiej ironii. Jest piękna. Przeklęta i... zaklęta w związki srebra na starej fotografii. Dzieli nas 80 lat, a łączy straszne przestępstwo antyklerykalizmu, za które skrajni narodowcy chcieli umieścić ją w więzieniu. Przedstawiam dowód obrzydliwego występku tej dziewczyny. Ten dowód to... wiersz „Madonna nędzarzy”, który doprowadził do autentycznych rozruchów i religijnej histerii w Polsce końca lat 20. minionego wieku. Miej w swojej świętej opiece, Prześliczna Matko Boska Siostrę twą – Matkę Nędzarzy I dziecko jej, całe w krostach. Przyodziej ich w swoją łaskę, Jak w ciepłe szmaty... Wyżebraj dla nich pięć groszy U ludzi bogatych. Weź w ręce wszystkie ich bóle I łzy, co niecierpliwie się tłoczą Ku oczom spłowiałym jak ranek, Ku zaropiałym oczom. I zważ te łzy i bóle Na sprawiedliwej wadze u Niego – Zobaczysz, jak pod ciężarem Ugnie się Twoje niebo. I jeszcze coś ci powiem I jeszcze powiem ci więcej: – Zobaczysz w ich głodnych oczach Swą twarz paloną rumieńcem. Wstydź się, Prześliczna Panno, Wyznaj swój grzech przed Bogiem Że siostra twa – Matka Nędzarzy Umiera z głodu pod progiem. Kilka dni po publikacji tego tekstu (1927 rok) na biurku ówczesnego ministra sprawiedliwości pojawiły się pełne wściekłości listy od grup związanych z Sodalicją Mariańską oraz Obozem Wielkiej Polski Romana Dmowskiego i sojusznikami Jędrzeja Giertycha. Oto treść jednego z nich: „Publicznie popełniona została podłość, publicznie też zadośćuczynienia i kary w imieniu wszystkich katolików żądamy. W gwiazdkowym numerze czasopisma mianującego się »Głos Prawdy« pomieszczony został wiersz podpisany przez
niejaką Ninę Rydzewską, zawierający tak w swej treści, jak i w formie, bezczelne i ohydne bluźnierstwo. Prokuratura Państwowa milczy. Zbrodniarka nie jest ścigana!”. Historia mojego „romansu” z Niną rozpoczęła się od listu, który przyszedł do redakcyjnej rubryki „Okienko z wierszem”. Z białej koperty wypadły dwie kartki. Na jednej był cytowany wcześniej wiersz, na drugiej – napisanej starannym pismem – uwagę przykuwały słowa: „Znałam osobiście Ninę Rydzewską”. I jeszcze adres: Szczecin... Dzień później ruszyłem w podróż w przestrzeni i czasie, przemieszczając się o ponad stulecie. Wędrowałem poprzez dziesięciolecia i stosy pożółkłych dokumentów oraz zdjęć, przez ludzkie wspomnienia i kurz niepamięci. Tak powstał ten tekst: opowieść o fascynującej kobiecie i o wyroku zapomnienia, jaki wydała na nią historia. W życiorysie Rydzewskiej nic nie jest jasne. Ani pochodzenie, ani nawet rok urodzenia. Z metryki dowiadujemy się, że 26 czerwca 1902 roku w parafii św. Barbary w Warszawie przyszła na świat Janina Antonina Rydz albo Rydzewska (taki dziwny widnieje tam wpis, co ówczesnym pozwoliło snuć domysły o jej pokrewieństwie z generałem – bardzo bliskim (!) pokrewieństwie). Dokument mówi jeszcze, że jej rodzicami byli Konstancja i Antoni Rydzewski. Kolejna zagadka, bowiem odnaleziona przeze mnie metryka pana Antoniego (rok 1868) mówi o narodzinach niejakiego Rydzeskiego, a nie Rydzewskiego. Nina podawała w pisanych przez siebie życiorysach odmienne wersje
Wstydź się, Prześliczna Panno, Wyznaj swój grzech przed Bogiem Że siostra twa – Matka Nędzarzy Umiera z głodu pod progiem. – została przez Kościół katolicki i narodowców odebrana jako skrajne bluźnierstwo, za co, zgodnie z ówczesnym kodeksem karnym, groziło autorce nawet pięć lat więzienia.
pochodzenia. Raz potwierdzała oficjalną metrykę, to znów twierdziła, że była sierotą i została adoptowana; innym razem, że jej prawdziwy ojciec to pewien gruziński arystokrata. Nawet data urodzin poetki nie jest pewna. Czytam dwa własnoręcznie pisane przez nią biogramy: w jednym podaje rok 1902, w drugim – 1906. Oficjalne, urzędowe dokumenty z tamtego okresu też zawierają te dwie daty. Jak się w tym wszystkim nie pogubić? Pewne jest tylko to, że Nina od najmłodszych lat zmagała się z niedostatkiem graniczącym z nędzą. Pierwszą pracę – jako korepetytorka pisania i czytania – podjęła w wieku... 10 lat. Później rozpoczęła naukę w warszawskim gimnazjum Kudasiewicza i kontynuowała ją w Szkole Handlowej. I szkołę, i studia (taki dzisiejszy licencjat) opłacała z pieniędzy zarobionych przez siebie. Mężatką była dwukrotnie. Po pierwszym, nieudanym związku wyszła za mąż za emigranta z Kaukazu – Asłana Baytugana – i... przeszła na islam, biorąc ostentacyjnie ślub w meczecie! Wielu jej współczesnych widziało w tej zmianie religii manifestacyjny protest przeciw katolickiej klerykalizacji. Wstąpiła do PPS i rozpoczęła pracę w Naczelnym Dowództwie Sił Zbrojnych (później w bezpośredniej bliskości marszałka Piłsudskiego) oraz w kapitule Orderu Virtuti Militari. Była poważanym urzędnikiem dość eksponowanego szczebla. I w ten sposób zapewne dożyłaby spokojnej starości, otoczona gromadką dzieci i wnucząt, wiodąc
bezbarwne, nudne życie, gdyby... Gdyby pewnego dnia nie wzięła do ręki urzędowego formularza i na jego odwrocie nie napisała kilku wierszy. Swoje minidziełko przesłała do miesięcznika literackiego. Stanisław Ryszard Dobrowolski wspomina to tak: „Gdzieś w roku 1926, może 1927, do redakcji »Kwadrygi« przyszedł list od nieznanej poetki i kilka wierszy, które nas bardzo zainteresowały. Ze względu na ogromną dojrzałość tych utworów, także na głęboko humanistyczny, nieco męski ton wierszy przesyconych problematyką społeczną, nie tylko uważaliśmy za słuszne opublikować je, ale zwróciliśmy się do Niny Rydzewskiej (bo to ona była tą autorką), aby zechciała się z nami bezpośrednio skontaktować. Od tamtej pory zaczęły się nasze bardzo serdeczne, przyjacielskie stosunki. Była to osoba, która umiała sobie podbić serca kolegów, a nawet zawróciła głowę niektórym spośród nas, ponieważ była bardzo urodziwa”. Oto próbka jednego z wczesnych wierszy Niny:
Prawicowa prasa, wspierana i opłacana przez endecję, zażądała uwięzienia poetki. „Gazeta Warszawska” (12/28) zwróciła się bezpośrednio do Sądu Najwyższego i prokuratury generalnej o wszczęcie procesu, doprowadzenie do skazania Rydzewskiej i osadzenie jej w miejscu odosobnienia. I pewnie tak by się stało, gdyby nie stanowczy sprzeciw wybitnych ówczesnych pisarzy: Juliana Kadena Bandrowskiego, Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego, Kazimiery Iłłakowiczówny, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego,
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r. Ireny Tuwim i innych. W obronie Niny stanęła też cała postępowa prasa literacka. „Wiadomości Literackie” (14/28) napisały: „Powitajmy nowy, świeży talent i pochylmy czoła. Wara matołom i bałwanom od Rydzewskiej”. Ale „matoły i bałwany” wcale nie złożyły broni, ponawiając wściekłe ataki, które być może skończyłyby się dla Niny fatalnie, gdyby nie „Plebiscyt na najlepszy wiersz” ogłoszony przez „Głos Literacki”. Ten prestiżowy konkurs wygrała (głosami czytelników) Rydzewska, za „Madonnę...”, pozostawiając w polu takie tuzy poezji jak Maliszewska i Iłłakowiczówna. Opinia społeczna solidaryzowała się z poetką. Do redakcji literackich czasopism i gazet codziennych napływały zbiorowe protesty przeciwko prześladowaniu autorki. A jednak wpływy Kościoła i skrajnej prawicy katolickiej były w ówczesnej Polsce wielkie, więc wiele gazet i wydawnictw coraz częściej odmawiało druku wierszy Niny Rydzewskiej. Tym bardziej że z wcześniejszego „socjalistycznego” tonu przeszły one w brzmienie stricte antyklerykalne. W tomiku „Miasto” poetka napisała tak:
Wściekłość protoplastów „Radia Maryja” rosła z miesiąca na miesiąc... Siedzę wpatrzony w stosy piętrzących się przede mną kartek, które przed dziesiątkami lat Nina zapełniła równym pismem. Trzymam w dłoni jej rękopisy, nigdy (poza jej przyjaciółką) przez nikogo nie czytane. Wiersze pisane na odwrocie jakichś urzędowych druków, proza... Kto miał być adresatem takich np. słów: Nie macie zaufania do moich zdolności literackich. Prawda? W Waszym świecie artystycznym przyjmuje się do swojego grona tylko ludzi z dyplomem i błyskotliwością zastępującą głębię. Ja jestem z innego świata. Nie rozumiem Was, a Wy nie rozumiecie mnie. Kupić chciałam Was sobie sercem, ale dla Was serce nie przedstawia wartości. Pójdę dzielić się nim z innymi. Łamię pióro na zawsze, zamieniam
je na rydel. Jeśli nie popełnię wcześniej samobójstwa – zmieszam się z tłumem i szara, zapomniaAutograf nieznanego na, nieprzypominawiersza poetki jąca się Waszemu światu i nienarzucająca się więcej – dokonam swojego żywota. Biorę do ręki następną kartkę pokreślonego rękopi(...) i odpuść nam nasze winy, su. Wiersz nie ma tytułu i daty, a z trejako i my... ści możemy się jedynie domyślić, że Ale my nie jesteśmy winni, pisany był podczas wojny, którą Ryżeś nas wyłonił z grzechu, dzewska przetrwała w Warszawie: Żeś nas, jak robaczywe ziarna ze skorup wyłuskał. Lecz Bóg mi nie dopomógł Pławimy się Twoją łaską, Ogłuchł od huku bomb, jak szczęśliwi śmiechem, A gdy oczy podniosłam w niebo I przeżuwamy święte pacierze, Krzyczał ze swych wysokości: jak czerstwe chleby w ustach. Za wysoko sięgasz wzrokiem! (...) Precz mi przybłędo stąd. A potem nam kiszki postem poskręcasz i powiążesz. A oto i inny skrawek papieru. Rozsypałeś nas hojną ręką, I taki tekst: jak milczące gwiazdy po ziemi. I przyświecamy sobie w ciemnoś- Mordujemy, bluźnimy, ciach błyskiem głodu w ślepiach. wieszamy się, kradniemy
Czyś po to nas na swoje podobieństwo z żółtej gliny ulepił? Jesteśmy czarną armią złodziejów i zbrodniarzy. Tyś przecież tego chciał, nie może być inaczej! Kolejny rękopis i przesłanie skierowane wprost „do mnie”. Piszę „do mnie”, bo chyba nikt wcześniej tego nie czytał: Do jednej jest się tylko zdolnym miłości, jak zdolnym jest się do jednego tylko życia. Ten, kto nie kochał, jest jak pustynia – bez oazy. Przeklęty – bo nie dał pić spragnionemu ze swojego źródła. Nieszczęśliwy – bo źródło nigdy zeń nie wytrysło. Ubogi – bo nie zaznał rozkoszy szczodrego rozdawania. Znów sięgam do przedwojennej prasy. Pismo „Epoka” recenzuje jej poezję tak: „Jej język i wiersze zupełnie pozbawione są banalności i czułostkowości. Posiadają rozmach, siłę
i są bardzo smutne. Nina Rydzewska nie widzi, nie spotyka nigdzie radości. Jej świat to świat zmagania się i walki o prawdę, i wznioślejszą treść życia. To walka z niesprawiedliwością i krzywdą ludzką. W Pani Ninie Rydzewskiej witamy największy talent kobiecy”. Napisała „Madonnę nędzarzy” i była madonną nędzarzy. Coraz bardziej zapominaną i coraz bardziej smutną i samotną. Oprócz poezji napisała kilka powieści – przed wojną „Akwamarynę”, po wojnie „Ludzi z węgla” (przed napisaniem tej ostatniej książki – aby poznać lepiej pracę górników – zatrudniła się w kopalni jako pracownik fizyczny). Po powstaniu warszawskim Nina uciekła z transportu jeńców i trafiła do Konina. Tam powstała jej – tłumaczona na język niemiecki – powieść „Godzina W”.
Zaczęła działać w Związku Literatów Polskich. Mieszkała w Łodzi, Jeleniej Górze i w Szczecinie. Prześladowana przed wojną, prześladowana była i po niej. Niegdysiejsza bliskość Piłsudskiego i epizod przedwojennego PPS-u zamknęły jej drogę do jakiej takiej stabilizacji. Nawet robotnicza partia powiedziała: NIET!, gdy Nina chciała zostać jej członkiem. Pisała dramatyczne listy do Bieruta i ówczesnego szefa Związku Literatów Polskich, Leona Kruczkowskiego, prosząc o jakiś kąt do stałego zamieszkania oraz o stypendium – aby mogła pisać. Te apele pozostały bez odpowiedzi. Była coraz bardziej chora (serce) i coraz biedniejsza. Tak uboga, że jako nałogowa palaczka zbierała niedopałki i paliła je, umieszczając w drewnianej fifce. Trzymam teraz ten przedmiot w ręce i przyglądam się śladom jej zębów na ustniku. Pewnie z zastygłej śliny można by jeszcze odczytać DNA. Plik zdjęć. Z pokolorowanej, brązowej fotografii patrzy na mnie Nina czternastoletnia i Nina w kostiumie kąpielowym na sopockiej plaży, Nina na jakimś przedwojennym balu (rok 1928) i jeszcze Nina oparta o rybacką szalupę. Na odwrocie pożółkłych fotek są dedykacje pisane jej ręką: „Kochanej Marysieńce – Nina – rok 1929”, „Kochanemu mojemu dziubeńkowi – Nina – wrzesień 1927 rok”; „Jankowi – Nina – Sopoty 1920”. Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia... A na każdym jakaś dedykacja dla kogoś. Dlaczego nigdy nie dotarły do adresatów? Kolejna zagadka... Spomiędzy fotografii wypada nagle papierek. Ot i lista zakupów. Nina pisze, że musi kupić pół kostki masła, jakieś bilety i... nie zapomnieć o walizce. O! I jeszcze jedna karteczka. Nina uczy się żmudnie angielskiego
13
i zapisuje: „rich znaczy bogaty; pat – cierpliwy; from – od, z...”. Biorę do ręki ostatni dokument Niny. Akt zgonu. Polska Rzeczpospolita Ludowa, Urząd Stanu Cywilnego. Szczecin: „Zaświadcza się, że Nina Rydzewska zmarła dnia 8 lutego 1958 roku”. Pieczątka. Nieczytelny podpis urzędnika. Koniec.
Dzień przed śmiercią poprosiła swojego przyjaciela (a może kogoś więcej niż przyjaciela?) Edmunda Bączyka o kupienie jej buteleczki wiśniówki, za którą przepadała, paczki papierosów i czegoś do jedzenia. Ta nigdy już nie otwarta flaszeczka alkoholu stoi do dziś w pewnym szczecińskim domu. I ma pięćdziesiąt lat. Jest 15 marca 2007 roku. Godzina 17.00. Stoję nad grobem Janiny Antoniny Rydzewskiej. Wielki, granitowy, nieociosany głaz. Bez krzyża. I czarna pamiątkowa tablica: „Pisarka i poetka”; dwie graniczne daty i jeszcze litery „ŚP.”. Czyjej świętej pamięci? Maleńka, cicha uliczka w Szczecinie i tabliczka informująca, że oto, przechodniu, trafiłeś do zaułka Niny Rydzewskiej. Można z niego skręcić bezpośrednio w ulicę katolickich Wszystkich Świętych. Historia nigdy nie przestaje przerażać i... rozśmieszać. MAREK SZENBORN PS Dziękuję za cierpliwe towarzystwo, wszechstronną pomoc i współpracę przy pisaniu tego tekstu Pani Janinie Kolasińskiej, towarzyszce ostatnich lat życia pisarki, a także Pani doktor Joannie Góreckiej oraz szczecińskiej Książnicy Pomorskiej. Czytelników, którzy znają jakieś fakty z życia Niny Rydzewskiej lub są w posiadaniu pamiątek po poetce albo jej nieznanych wierszy, proszę o kontakt:
[email protected].
14
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
ZE ŚWIATA
Uszy władzy Z
nów, nie po raz pierwszy za kadencji Busha, przypomina się „Rok 1984” George’a Orwella, książka wydana w roku 1948, opisująca społeczeństwo totalnie kontrolowane przez władze. Podczas procesu nowojorskiej rodziny mafijnej Genovese wyszło przypadkowo na jaw, że dowody przeciw oskarżonym zebrano, podsłuchując ich rozmowy telefoniczne. Nie to zresztą stanowi niespodziankę, lecz sposób, w jaki FBI zadziałało. Okazuje się otóż, że organa ścigania są w stanie ze znacznej odległości uruchomić wyłączony telefon komórkowy i przez jego mikrofon podsłuchiwać, co się mówi w pobliżu. Każdy telefon komórkowy świeżej daty daje taką możliwość, a ponadto pozwala zidentyfikować jego miejsce pobytu z dokładnością do metra. Sąd zaakceptował tę metodę. Daje ona nieograniczone możliwości
inwigilacji i tylko od podsłuchującego i jego mocodawców zależy, jak i przeciw komu zdecydują się ją wykorzystać. Jedynym środkiem zapobieżenia podsłuchowi jest wyjęcie baterii z aparatu. To nie wszystko. Od przynajmniej kilku lat w produkowanych samochodach instaluje się – bez zgody i wiedzy ich przyszłych właścicieli – odpowiednik „czarnej skrzynki”. Komputerowe urządzenie nagrywa wszystkie parametry jazdy. Policja nie musi więc bawić się w radary – wystarczy, że podłączy się do skrzynki i już można wypisywać zbiorowy mandat za przekroczenie prędkości. PZ
Sto lat! P
isarz i podróżnik Dan Buettner objechał na rowerze cały świat. Obecnie pochłania go sporządzenie mapy miejsc, gdzie ludzie żyją najdłużej. Oazy długowieczności Buettner zwie błękitnymi strefami. Nie ma ich zbyt wiele... Jedna mieści się na półwyspie Nicoya na wybrzeżu Kostaryki. Lekarze nie mogą pojąć, dlaczego tamtejsi mężczyźni przekraczają setny rok życia cztery razy częściej niż samce w USA. W dodatku wydają na opiekę zdrowotną tylko 7 procent tego, co Amerykanie. Buettner odnalazł jak dotąd trzy inne błękitne strefy. Jedną jest Sardynia, górzysta włoska wyspa na Morzu Śródziemnym, której mieszkańcy – od maleńkości uczeni szacunku dla starszych – dożywają wieku matuzalemów, pijąc czerwone wino i odżywiając się
uprawianymi przez siebie owocami i warzywami. Śmierć nie spieszy się po mieszkańców japońskiej wyspy Okinawa. Przypadków raka jest tam pięć razy mniej, a chorób serca czterokrotnie mniej niż u Amerykanów. Długowieczność uzależniona jest od całego zestawu czynników – stwierdza Buettner. – Liczy się rodzina, więź z przyjaciółmi, ale też kieliszek czy dwa czerwonego wina dziennie... No i zdrowa dieta. Na długość życia pozytywnie wpływa też wysokość – w rzadkim powietrzu obniża się ciśnienie krwi, a ekspozycja na promienie słoneczne zapewnia sutą dawkę witaminy D. Warto też jeść orzechy. PZ
Studencka elita nago S
tudenci najbardziej elitarnych i najdroższych uniwersytetów amerykańskich, skupionych w tzw. Ivy League, mają niewątpliwie mnóstwo nauki, ale nie tracą z pola widzenia wypoczynku, bo relaksować się trzeba. Przyszła elita mocarstwa uważa, że najlepiej jest relaksować się bez tekstyliów i bielizny. W Yale party na golasa weszły już do tradycji campusu, a zaczęły się jeszcze w latach 90. Uczestnicy twierdzą, że nic tak skutecznie nie rozładowuje stresu. Spotkania odbywają się na ogół w prywatnych lokalach, na zaproszenie przybywa jednorazowo 30–40 gości obu płci, którzy swoje ubrania oddają już przy drzwiach. Napitków w bród, ale obowiązują rygorystyczne przepisy dotyczące zachowania – żadnych macanek i nachalnego gapienia się. Gdy jakaś para ma się zbytnio ku sobie,
jest proszona o zmianę miejsca pobytu. Chodzi o przełamanie tabu – zapewniają uczestnicy. Administracje uczelni wiedzą o nagich balach, ale się nie wtrącają, dopóki nie ma kłopotów. Podobno w nagich balach w Yale uczestniczyła córka Busha, Barbara, która, podobnie jak siostra, odziedziczyła po tacie skłonność do kieliszka. Larry Flynt, wydawca pornograficznego „Hustlera”, ogłasza, że za zdjęcie Barbary nago płaci milion dolarów. Dotąd nikt się nie zgłosił. CS
B
usha bezpardonowo nazywa szatanem, który chce zdominować świat, Fidela Castro – przyjacielem. Od siedmiu lat buduje demokratycznie „socjalizm XXI wieku”. O Hugo Chavezie opowiada nam wiceminister edukacji Wenezueli. Hugo Chavez, prezydent Wenezueli, to według jednych bandyta, a według innych – geniusz i guru. Niewygodny dla korporacji żyjących z ropy i zwolenników dzikiego kapitalizmu – ukrócił ich wpływy, przeznaczając fortuny na pomoc współobywatelom żyjącym w nędzy. Ogólnoświatowe media bez przerwy trąbią, że zmierza do dyktatury i okradania państwa. Sam twierdzi, że chce
kraju prezentowany przez ogólnoświatowe media. – Chavez chce stworzyć demokrację uczestniczącą. Celem i programem prezydenta była zmiana konstytucji, z zastrzeżeniem podmiotowości społeczeństwa – mówi, dementując informacje o zapędach dyktatorskich. Twierdzi, że społeczeństwo było zmęczone sytuacją, kiedy to zdecydowaną jego część stanowili biedni ludzie w bardzo bogatym kraju: – Korporacje wywoziły zyski i pozwalały utrzymywać klasę rządzącą przy władzy. Jej dominacja i zyski rosły, a jednocześnie rosła bieda mieszkańców – wyjaśnia powody społecznego buntu, który wyniósł do władzy obecnego prezydenta.
spadł z 10 proc. do poziomu 0,8 proc., a nowym systemem edukacyjnym objęto połowę mieszkańców państwa. Dla prezydenta wiedza jest czynnikiem władzy ludu: – Uważamy, że edukacja, w tym twórcze myślenie, to podstawowy proces rozwoju społecznego. Drukujemy miliony książek i rozdajemy je na ulicach. Prezydent też je czyta i dyskutuje o nich w telewizji. Podczas gdy w Polsce profesorowie obalają ewolucję Darwina, dając za przykład smoka wawelskiego, Wenezuelczycy przenieśli teorię biologicznej ewolucji dalej, na poziom społeczny i intelektualny, stawiając na rozwój. A co z religią i wpływem Kościoła? – Ponad 97 procent ludności
Socjalizm wenezuelski pokojowej, demokratycznej rewolucji i zbudowania nowego socjalizmu, który dla niego jest systemem ludzkim, opartym na miłości. W wyborach przeprowadzonych na początku grudnia uzyskał ponad 60 proc. głosów, daleko w tyle zostawiając kontrkandydata. Frekwencja wynosiła około 62 proc. Chavez to bez wątpienia kontrowersyjna postać. Wywodzi się z rodziny nauczycielskiej, ukończył studia wojskowe i politologię. W 1992 roku stał za nieudanym zamachem na ówczesnego prezydenta. Po opuszczeniu więzienia został przywódcą ruchu socjalistycznego, by w 1999 r. zostać głową państwa. Trzy lata później część opozycyjnych generałów wymówiła mu posłuszeństwo i na dwa dni obaliła. Ale wrócił pod naciskiem „rozjuszonej ulicy”. W 2004 r. przeprowadzono (w trakcie kadencji) referendum, w którym społeczeństwo ponowiło mandat prezydenta. ¤¤¤ Skrajne emocje wzbudza retoryka Chaveza. Wprost mówi o rewolucji, ale demokratycznej. Do władzy doszedł, operując hasłami dotyczącymi pomocy dla żyjącego w nędzy społeczeństwa, nacjonalizacji przemysłu naftowego i ograniczenia władzy bogaczy, w tym także Kościoła watykańskiego. Na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w tym roku mówił, że największym zagrożeniem dla bytu ludzkiej rasy jest „rozszerzenie hegemonii ze strony północnoamerykańskiego imperializmu”. Chavez zaoferował darmowy olej opałowy dla polskich organizacji pozarządowych i ubogiej części społeczeństwa, ale nasze władze skutecznie przywołały go do porządku. ¤¤¤ Co właściwie stoi u podstaw polityki prezydenta? Aby to zrozumieć, spotkaliśmy się z goszczącym w Polsce wiceministrem edukacji Wenezueli. Armando Rojas (patrz zdjęcie) przyjechał, aby – jak twierdzi – odkłamywać wizerunek jego
Z relacji Rojasa dowiadujemy się, że w Wenezueli wprawdzie obowiązywała konstytucja, tylko nikt jej nie stosował i de facto była ona dokumentem martwym (skąd my to znamy?). To powodowało rozkład życia społecznego i ogólną demoralizację. Bo skoro najważniejszy dokument w państwie jest fikcją, to nic niewarte są wszystkie inne prawa. Chavez zaproponował zmianę konstytucji w kierunku urealnienia demokracji i samorządności. Chciał przejścia od demokracji przedstawicielskiej do uczestniczącej, czego symbolem stały się referenda – organizowane w każdej istotnej sprawie. Decyzja społeczeństwa jest zawsze wiążąca. Dzięki zyskom z ropy dokonał rzeczywistych zmian w służbie zdrowia, prawie pracy, bezpieczeństwie i mieszkalnictwie. Największy nacisk położono na edukację: – Nie mogliśmy już dłużej tolerować dotychczasowego systemu. Trzeba było go zmiażdżyć i to właśnie teraz robimy. Wydatki na edukację w 1999 roku wynosiły 2,8 proc. PKB. Pod koniec ubiegłego roku było to 7,8 proc., a teraz – 8,2 proc. Na 2007 rok przewidujemy do 10 proc. PKB. Ten nowy system nazywamy edukacją wzmagającą człowieczeństwo, ustawicznym kształceniem niemal do śmierci – opowiada wiceminister. Analfabetyzm w tym czasie
deklaruje się jako katolicy, także prezydent. Ale wartości etyczne są zawsze przepuszczane przez cały proces racjonalizacji, poznania świata i rozwoju myśli ludzkiej. Kler katolicki najwyraźniej boi się Chaveza, bo ten jest śmiały w swych decyzjach i liberalny w poglądach. Religia nie jest sprawą państwową. Państwo jest laickie i kieruje się etyką poznania, wiedzą. Sprawy lekcji religii i jej finansowania załatwia sobie Kościół – wyjaśnia nasz rozmówca. Zwraca też uwagę na edukację seksualną: – Istnieje u nas specjalny program, którego głównym celem jest zapobieganie niechcianym ciążom wśród młodzieży. Leczenie, lekarstwa i wszystko, co dotyczy walki z AIDS, jest bezpłatne. Nosiciele HIV nie ukrywają się, ponieważ otrzymują wszelką możliwą pomoc i mają wszelkie przynależne im prawa. W żaden z tych problemów nie wtrąca się Kościół, niczego nie zamiata się też pod dywan. Nie uważamy tych problemów za problemy religijne... Antyimperialistyczna rewolucja w kierunku demokratycznego socjalizmu XXI wieku ogarnia coraz więcej krajów Ameryki Południowej. To nowa wizja traktowania społeczeństwa, nowa wizja relacji międzynarodowych... Jakże odmienna od tej Busha. DANIEL PTASZEK
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
RACJONALIŚCI
15
Powiększmy siłę rażenia „Faktów i Mitów”! „Fakty i Mity” to jedna z ostatnich polskich gazet niepoddających się obecnej sile przewodniej. Dlatego tygodnik jest poddawany ostracyzmowi, a w mediach nie wolno nawet wspomnieć o jego istnieniu. My, ludzie związani z „FiM”, jesteśmy humanistami, zwolennikami wolności oraz równości. Nie do przyjęcia jest dla nas istnienie świętych krów stojących ponad prawem. Sądzę, że najbardziej irytują nas grabież Polski przez Kościół, bezkarność księży i tematy tabu. Czy niepodległe jest państwo, którego elity rządzące pozwalają je okradać innemu państwu; w którym panoszą się bezkarni umundurowani funkcjonariusze obcego państwa (bo sutanna to przecież mundur); w którym obywatele muszą tych obcych funkcjonariuszy utrzymywać wbrew własnej woli; w którym to obce państwo jest poza wszelką kontrolą; a draństwa jego i jego funkcjonariuszy są tematem tabu? Moim zdaniem, to nie jest niepodległość, a zwyczajna zależność kolonialna, i to znacznie większa, niż za PRL -u wobec ZSRR. Myślę, że nie jestem odosobniony w tym poglądzie. Wyraz temu dają Polacy nogami, emigrując z katolickiego raju masowo. Skala emigracji przekroczyła już tę z czasów komuny. Kościołowi, nowej sile przewodniej, ta emigracja paradoksalnie jest na rękę. Dzięki niej pozbywa się
z Polski najbardziej nieprawomyślnego elementu. Emigranci zaś – w nowym i obcym środowisku znajdujący się naturalnie na dole drabiny społecznej – szukają wsparcia. To wsparcie duchowe organizuje im... Kościół, za ich własne zresztą pieniądze (powstają kolejne polskie parafie w Anglii i Irlandii). Można obrazowo powiedzieć, że jak się Polak nie obróci – zawsze d...a z tyłu. Za kilkanaście lat, kiedy wzbogaceni emigranci zechcą wrócić do kraju, zastaną jednolity ciemnogród, w którym bez karteczki z parafii nie kiwną nawet palcem. Nawet nie będzie gdzie zwłok pochować, bo cmentarze wszystkie będą katolickie i odszczepieniec będzie musiał słono zapłacić na miejsce pochówku. Pod płotem. Czy to sytuacja beznadziejna? Nieprawda. Tę beznadzieję możemy przerwać my sami i to prostymi, demokratycznymi metodami. Wspomnijmy Ghandiego, biednego Hindusa, który obalił angielski kolonializm w Indiach... Pozwolę sobie coś Przyjaciołom, bo tak ośmielę się nazwać Czytelników „FiM”, zaproponować. Pierwszą sprawą jest zwiększenie siły rażenia „FiM”. Tak, siły rażenia, bo „FiM” to granat raz w tygodniu wrzucany do klerykalnego szamba. Oczywiste jest, że nikt z nas nie będzie biegał z reklamą tygodnika na plecach. Ale możemy zrobić coś innego. Każdy z nas kilka razy do roku robi bliskim
„Powiem z całą śmiałością: chociaż Bóg może wszystko uczynić, nie może przywrócić dziewictwa dziewczynie, która je utraciła”. To cytat z „mądrości” św. Hieronima (ok. 340–420 r.), jednego z ojców Kościoła. Był pustelnikiem, zakładał klasztory. W ciągu 24 lat przetłumaczył na łacinę całą Biblię (Wulgata). Ostatnie lata życia spędził w grocie w Betlejem. Powyższy cytat jest wyrazem jego obsesji (lata bez kobiety zrobiły swoje). Był to niezwykle zasłużony świrusek, więc jego relikwie sprowadzono do Rzymu. Katolicy mogą się do nich modlić w rzymskiej bazylice Santa Maria Maggiore. „Mądrości” tego ojca Kościoła zweryfikowało życie i to w najbardziej dowcipny sposób. Dosłownie. Media doniosły, że ostatnim hitem wśród młodych muzułmanek w Niemczech jest... operacyjne przywracanie błony dziewiczej. To, co według ojca Kościoła św. Hieronima jest niemożliwe dla Boga, robi byle chirurg za jedne 130 euro. I jeszcze mówią, że to operacja kosmetyczna, bluźniercy jedni! Zatem młoda kobieta, np. z Katolandu, może wpaść na tydzień do Niemiec,
i znajomym jakiś prezent. Czy takim prezentem nie może być prenumerata „FiM”? Może! Nie należy tego robić w każdym przypadku, lecz z wyczuciem taktu. Czy to nie lepszy prezent od nieśmiertelnych skarpetek czy krawata? Czy nie jest to rozwiązanie odwiecznego dylematu: co kupić? Kwartalna prenumerata kosztuje tylko 39 zł z dostawą do domu, a półroczna 75 zł. Gdy tygodnik trafi pod wskazany adres, wpadnie w ręce całej rodziny i wywoła dyskusję. To będzie Ziarno. Siać, Przyjaciele, siać! Czy zdajecie sobie sprawę, że gdyby każdy z nas raz w roku zrobił komuś taki prezent, zasięg rażenia „FiM” wzrósłby o 25 proc.?! (bo kwartał to 1/4 roku). Nie zbiedniejemy, kasa na prezent przecież ujęta w budżecie, a zasługa dla ojczyzny ogromna. Szczególnej uwadze polecam młodzież, głównie studentów. Siać, Przyjaciele, siać! Druga sprawa to niezaniedbywanie znanej akcji uwalniania „FiM”. Przeczytanego egzemplarza nie wolno wyrzucić na śmietnik! Trzeba go komuś oddać albo położyć w miejscu publicznym. Och, żebym dożył tej pociechy, by „Fakty i Mity” trafiły pod strzechy! Kolejna ważna sprawa to pieniądze. Pamiętamy z lekcji biologii, że pasożyt ginie odcięty od organizmu żywiciela. Dlatego należy zaprzestać dawania na tacę oraz przekazywania pieniędzy organizacjom związanym z Kościołem
nabzykać się do woli i wrócić do narzeczonego jako dziewica. Jak będzie fajnie, to może jeszcze powtórzyć eskapadę. A przy zmianie narzeczonego każdemu następnemu powie: z tamtym to tylko chodziłam. Tak
bowiem wybuchnie popyt na pasy cnoty. Rynek odpowie na popyt podażą. W sklepach z damską bielizną pojawią się stoiska z pasami. Tylko która kobieta zgodzi się dziś na jego założenie? Będzie wesoło! Oczyma wyobraźni już widzimy nowe konstrukcje, cudeńka techniki. Tak jak telefony komórkowe, pasy cnoty będą posiadać wszelakie gadżety, np. kamery i nadajniki z przekazem satelitarnym. Czy wyobrażacie sobie
Człowiek przewyższył Boga! to się można będzie „nachodzić” do końca życia. I nawet mieć po drodze stadko dzieci! Przewidujemy wzmożony ruch turystyczny na Niemcy i żniwa dla chirurgów plastycznych. Odpowiedzią będzie zapewne renesans zawodu kowala,
(przepraszam, jeśli kogoś uraziłem nawet takim przypuszczeniem...), nawet na cele charytatywne. Choćby dlatego, że wątpliwe, iż Kościół na cele charytatywne przeznacza więcej niż ok. 30 proc. otrzymanych pieniędzy. Do tego nie składa sprawozdań finansowych. W cywilizowanym świecie organizacja, która nie rozlicza się jawnie z każdej złotówki, nie ma prawa dostępu do środków publicznych, a fiskus by ją zniszczył. Tylko w watykańskim bantustanie może być inaczej. Osobiście wolę dać Owsiakowi. Nienawiść Kościoła do Jurka Owsiaka jest całkiem zrozumiała. ON IM PODBIERA KASĘ! Popularny 1 proc. naszego podatku powinniśmy przeznaczyć na organizację pożytku publicznego wolną od wpływów Kościoła. Państwo będzie miało wtedy mniej dla pasożytów, a my – świadomość chociaż minimalnego wpływu na przeznaczenie naszych podatków („FiM” podadzą ich listę), a dobrze byłoby, gdyby była to organizacja o celach nam bliskich, np. walka o świecką szkołę. Przepraszam, że się rozpisałem. Wszelako w pseudodemokracji repertuar środków walki z okupantem jest ograniczony, a mogą to być tylko środki pokojowe. Inne od tych, które Kościół stosował przez wieki wobec swoich przeciwników. Dlatego siać, Przyjaciele, siać! LUX VERITATIS
Drodzy Czytelnicy. Z pewną obawą opublikowaliśmy powyższy tekst naszego nowego Autora, ideowego antyklerykała. Zawsze mamy trochę mieszane uczucia, kiedy drukujemy teksty w pewnym sensie propagandowe. Na przykład listy od fanów „FiM”, którzy wzywają do rozdawania naszych ulotek, pożyczania gazet albo kupowania ich po dwa egzemplarze. Ale takich listów i apelów przychodzi naprawdę mnóstwo! Co więcej, ich autorzy mają do nas pretensje, że nie przedstawiamy na forum gazety wielu pomysłów na zwiększenie sprzedaży „FiM”. Pomysłów, które przecież służą naszej wspólnej sprawie. Tysiące Czytelników naszego pisma tak właśnie je traktuje – jako misję i wspólną sprawę naprawy Polski. Nas też do ideowości i gorliwości w antyklerykalizmie nikt nie musi zapędzać. Tyle że ktoś mógłby przypuszczać, że nasze lub Wasze apele mają na celu przede wszystkim wzrost sprzedaży gazet, a tym samym zwiększenie zysków firmy Jonasza (które on i tak inwestuje w naszą wspólną sprawę). Skądinąd wiadomo jednak, że więcej sprzedanych gazet to większe pole oddziaływania antyklerykalnych treści. Więcej uświadomionych, myślących rodaków. Jedno z drugim jest nierozerwalnie związane. Ale opory pozostają... Co nie znaczy, że pomysłów promocyjnych nie popieramy. Wręcz przeciwnie! Redakcja
młodzieńca, którego komórka dzwoni, on odbiera i z ukrytej, mikroskopijnej kamery na ekranie widzi, jak pas cnoty jego wybranki atakuje... No wiecie, no, no ten... Ale to jeszcze nie wszystko. Z tej samej dziedziny chirurgii plastycznej hitem dla starszych dam jest operacja... zwężenia pochwy. Recenzje są entuzjastyczne. Swoją drogą, jak głęboka jest myśl Woltera: „Nieważne, z kim się żenisz. Na drugi dzień okazuje się, że to zupełnie inna osoba, niż ta przed ślubem”. Tylko że takiego numeru nawet mądry Wolter nie mógł przewidzieć. Ciekawe, jak sąd potraktowałby pozew rozwodowy faceta, którego żona przed nocą poślubną zdjęłaby wysokie obcasy, perukę, wyszczuplający pas, wyjęła wkładkę powiększającą biust, szkła kontaktowe i sztuczną szczękę. W tych okolicznościach wezwania Kościoła do zachowania czystości przed ślubem brzmią jak współudział w oszustwie. Na szczęście, gdy w dzisiejszych czasach mężczyzna prosi kobietę o rękę, to znaczy, że resztę miał już wcześniej. I o to chodzi, panowie! Nie dajmy się oszukać – nie kupujmy baby w worku! LV
16
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (30)
Rozpustnicy Sztandarowa metropolia gnieźnieńska miała w swej historii wielu antybohaterów. Należeli do nich ksiądz arcybiskup Mikołaj Kurowski i archidiakon Jan Pieniążek. Król Władysław Jagiełło żenił się cztery razy. Żonami jego były kolejno: Jadwiga, Anna Cylejska, Elżbieta Granowska i ruska księżniczka Zofia. Miał też Jagiełło stale utrapienia z ich powodu i żadnej nie dowierzał. Czasami docierały do jego uszu złośliwe plotki, niekiedy jednak podejrzliwość – zwłaszcza w przypadku romansów Anny Cylejskiej – znajdowała swoje uzasadnienie. Pogłoski o niewierności małżeńskiej królowej Jadwigi rozpowszechniał krakowski podkomorzy Gniewosz z Dalewic, za co stanął przed sądem wiecowym. Gdy królowa złożyła przysięgę oczyszczającą, wiec rycerski orzekł, że Gniewosz ma albo odbyć „sąd boży” (tj. walczyć z 12 rycerzami), albo wejść pod ławę i stamtąd – zgodnie z prawem karnym – jak pies „odszczekać oszczerstwo”. Gniewosz przezornie wybrał to drugie. W związku z niewiernością małżeńską królewskich żon, przeszły do historii nazwiska dwóch Kurowskich: arcybiskupa gnieźnieńskiego Mikołaja Kurowskiego i jego brata – Piotra Kurowskiego. Mikołaj Kurowski herbu Szreniawa był synem kasztelana żarnowskiego Klemensa z Kurowa. O tym jurnym arcybiskupie – jednym z najbogatszych wielmożów – Jan Długosz pisał, że nagromadził on dla swojej rodziny ogromne skarby w złocie, srebrze, klejnotach, zamkach, wsiach
O
i folwarkach, stale śląc do Flandrii okręty z mięsiwem i zbożem. Chwali mu się, że na bitwę pod Grunwaldem wystawił własną chorągiew, sam jednak pozostał w Krakowie, gdzie jako prymas i kanclerz koronny zastępował króla. Wtedy też doszło do wielkiego skandalu towarzyskiego, którego bohaterami byli ksiądz arcybiskup i królowa Anna. O Annie – hrabinie cylejskiej, wnuczce Kazimierza Wielkiego – wiadomo, że nie należała do kobiet urodziwych, a rozczarowany tym faktem Jagiełło zwlekał nawet ze ślubem. Była jednak kobietą temperamentną, a ród hrabiów cylejskich, z którego pochodziła, słynął z rozwiązłości i szczególnego okrucieństwa. Kuzynka Anny, Barbara, żona Zygmunta Luksemburskiego, zaliczała się do największych rozpustnic owego czasu. Annę też posądzano o liczne zdrady małżeńskie. Wśród podejrzanych o stosunki z królową byli między innymi: Jakub z Kobylan, który przez trzy lata przesiedział w lochu, Mikołaj z Chrząstowa, który wolał uciec z Polski, niż trafić do więzienia, oraz kasztelan wojnicki Andrzej Tęczyński. W 1411 r. miał się odbyć w Glinianach pod przewodnictwem wielkiego księcia litewskiego Aleksandra sąd nad arcybiskupem Kurowskim, który – jak pisał Długosz – był „winny ciężkiej obrazy majestatu, za namawianie Anny królowej do
bchodzimy właśnie czwartą rocznicę inwazji na Irak. Nasz superbogobojny rząd wysyła wojsko do Afganistanu i próbuje nam ściągnąć na głowę tarczę antyrakietową, która nas, Polaków, może tylko narazić na ataki terrorystów i gniew sąsiadów. Warto zastanowić się nad zagrożeniem, jakie stanowią fanatycy religijni. Przywódcy Kościołów i religii chętnie mówią o pokoju, bardzo często nawet do niego nawołują. W niczym jednak nie zmienia to faktu, że to religie są odpowiedzialne za najważniejsze wojny naszych czasów. Największy i najbardziej brzemienny w skutki konflikt naszej epoki to tak zwana globalna wojna z terroryzmem. Tak się składa, że także Polska jest weń uwikłana – jak zwykle na własne życzenie, a za sprawą naszych genialnych rządzących. Przypomnijmy, że po jednej stronie konfliktu stoją fanatycy islamscy wojujący z „szatańskim” dla nich Zachodem, a po drugiej – Amerykanie i ich sojusznicy. Nie jest bynajmniej przypadkiem, że na czele USA stoją obecnie protestanccy fundamentaliści,
sprawy miłosnej, jako sama królowa zeznała”. Ksiądz arcybiskup atoli, jadąc na ów sąd, spadł z konia i tak się przy tym potłukł, że rozchorował się i ledwo dojechawszy do Ropczyc, wyzionął ducha. Dużo pieniędzy wiózł ze sobą, licząc, że łapówkami łatwiej przekona oskarżycieli do swoich racji, gdyż, jak twierdził Długosz, jego nazwisko było głośne więcej z ogromnych bogactw, aniżeli z dzieł chwalebnych „dla dobra Kościoła i ojczyzny podjętych”. Jego skarby chciał zagarnąć Jagiełło. Chytry Litwin wysłał nawet pod zamek arcybiskupi oddział żołnierzy po owe skarby, jednak chytrzejszy odeń brat zmarłego, Piotr Kurowski, ubiegł go i wszystko odziedziczył. Co ciekawe, odziedziczył też po swoim bracie arcybiskupie dziwną skłonność do bałamucenia żony królewskiej, tym razem królowej Zofii, za co uwięziono go razem z 6 innymi donżuanami. Nowy skandal w rodzinie królewskiej pomógł zatuszować biskup krakowski Oleśnicki. Stolica arcybiskupia w Gnieźnie miała nie tylko smutnej sławy arcybiskupa Kurowskiego. Był nim także znany archidiakon Jan Pieniążek, syn Mikołaja Pieniążka z Witowic, starosty krakowskiego i podkomorzego. Wydarzenia z nim związane były tak głośne i szokujące, że kronikarz królewski Jan Długosz, który opisał tę historię, stwierdził:
widzący swoją rolę w kategoriach boskiej misji i „krucjaty demokratycznej”. Warto podkreślić, że wojna domowa w Iraku, która jest skutkiem inwazji USA, toczy się wokół religijnego jak najbardziej konfliktu pomiędzy różnymi,
„Nie sądzę, żeby od czasów przyjęcia przez Polaków świętej wiary zdarzył się równy lub podobny wypadek”. Archidiakon Pieniążek nie dość, że miał intymne stosunki z Dorotą Boglewską, córką wojewody warszawskiego Jana Rogali z Suchocin i żoną znakomitego rycerza Jakuba Boglewskiego herbu Koźlerogi, to jeszcze stał za skrytobójczym mordem jej męża. Chociaż donoszono mężowi Doroty (była ponoć niezwykle urodziwa), że do herbowych rogów przydaje mu jego żona jeszcze inne, a nawet ostrzegano go przed możliwością zamachu na jego życie, nie dawał on temu wiary. Jednak 6 stycznia 1466 roku na śpiącego Jakuba Boglewskiego napadło trzech ludzi
natomiast żydowskie osadnictwo i samo istnienie Izraela w kategoriach religijnej krucjaty. Twórcy państwa żydowskiego przybyli przecież z Europy ze wsparciem i błogosławieństwem krajów chrześcijańskich.
ŻYCIE PO RELIGII
Wrogowie pokoju wzajemnie nienawidzącymi się nurtami islamu – głównie szyitami i sunnitami. Drugi, nie mniej ważny i właściwie nierozwiązywalny konflikt, jaki zatruwa życie świata, to nienawiść pomiędzy Izraelem a światem arabskim. Ma on także religijne tło, bo sam pomysł osiedlania na Bliskim Wschodzie Żydów (bez pytania o zdanie mieszkających tam Arabów) odnosił się do Biblii, w której Bóg przed tysiącleciami miał obiecać swojemu narodowi wybranemu określony kawałek ziemi. Arabowie odczytują
Trzeci konflikt (choć odległy, to jednak łatwo może przeistoczyć się w wojnę atomową) to rywalizacja pomiędzy islamskim Pakistanem a Indiami – świeckimi, ale zamieszkanymi głównie przez wyznawców hinduizmu. Warto pamiętać, że jedynym powodem powstania Pakistanu było stworzenie ojczyzny dla zamieszkujących Półwysep Indyjski muzułmanów. Także najważniejsze w ostatnim półwieczu krwawe konflikty Europy – jugosłowiański i irlandzki – mają w tle religijną rywalizację.
z jego służby, działając z namowy Doroty i pod kierownictwem archidiakona Pieniążka. Zabili go na oczach jego żony i bestialsko zmasakrowali ciało. Tej samej nocy Pieniążek zdołał ujść niemal 30 km pod Łęczycę, aby tym łatwiej mógł zaprzeczyć swojemu udziałowi w zbrodni. Na niewiele to się jednak zdało, bo znaleziono własnoręcznie napisany przez niego list do Doroty, w którym były plany zbrodni. Bezpośredniego sprawcę zbrodni, dworzanina Jakuba Janczechowskiego, skazano na śmierć. Po wyszarpaniu wnętrzności poćwiartowano go, a on – jak podaje Długosz – „wołał nieszczęśliwy w mękach, aby biorąc z niego przykład, nikt nie uwodził się występną ku kobietom miłością”. Synod w Łęczycy uznał archidiakona Pieniążka za winnego zbrodni, jednak władze kościelne zwlekały z wymierzeniem kary. Pieniążek ukrył się między krewnymi, a Dorota, oddawszy się pewnemu Czechowi – niejakiemu Markowi – uciekła do Prus i ukryła się w krzyżackim zamku. Pozbawiony dostojeństw i wykluczony ze stanu duchownego Pieniążek stał się wkrótce przywódcą „złotej młodzieży”, która, potraciwszy ojcowskie majątki, trudniła się rozbojem. Dopiero jego ojciec, stary Pieniążek – pozbawiony przez syna godności i części majątku – zwabił go do siebie, zaaresztował i przekazał władzom. Biskup krakowski zaś osadził go w lochu w wieży swojego zamku w Iłży, gdzie przebywał trzy i pół roku. Podobno dopiero to uwięzienie archidiakona – mordercy i rozbójnika – wystraszyło i ukróciło samowolę innych duchownych i świeckich łotrów. Nowy starosta krakowski oznajmił, że każdego rozbójnika ze szlacheckiego rodu czeka odtąd stryczek. ARTUR CECUŁA
Widać zatem, jak bardzo negatywny wpływ na życie świata mają religie. Dlatego tym gorliwiej, jak sądzę, należy propagować świecki humanizm, światopogląd laicki, wzywający do pokojowego współistnienia ludzkości i do poszanowania praw człowieka. Jednym z podstawowych postulatów humanizmu jest tworzenie świeckich państw, które stałyby się prawdziwymi domami dla wszystkich swoich mieszkańców, bez względu na wyznawany przez nich światopogląd. Dopóki rządzą światem fanatycy religijni, nie pozostaje nam nic, tylko protestować przeciwko ich polityce i sprzeciwiać się bezsensownej przemocy wszelkimi dostępnymi sposobami. Dlatego zachęcamy do wzięcia udziału w demonstracji, która odbędzie się w sobotę 24 marca na placu Zamkowym w Warszawie o godz. 13.00. Manifestacja jest protestem przeciwko wojnie w Iraku, wysyłaniu polskich żołnierzy do Afganistanu i zamiarom wybudowania w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej bez oglądania się na zdanie większości społeczeństwa. MAREK KRAK
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r. gresja ta przybrana była w płaszczyk ideologicznego uzasadnienia, a wyrazem tego był list Karola Wielkiego do papieża z przesłaniem: my wojujemy w imię Chrystusa, wy, ojcze, błogosławicie nasze walki. Od tej pory ta broń ideologiczna mogła być z łatwością wykorzystana w polityce władców polskich wobec sąsiednich ludów, nad którymi nie zajaśniał jeszcze płomyk rzymskiego światła. Oczywiście, skrzętnie to wykorzystano – nowa ideologia religijna została wprzęgnięta w służbę podbojów, tym bardziej że było to mile widziane w Rzymie. Wprawdzie początkowo misje ewangelizacyjne miały charakter
A
Początkowo w imieniu cesarza, a po zjeździe gnieźnieńskim z roku 1000 – w imieniu własnym, jako pełnoprawnych władców chrześcijańskich do tego umocowanych. Rycerstwo polskie nie brało jeszcze udziału w pierwszej krucjacie proklamowanej przez bł. Urbana II w roku 1095. Z czasem jednak idea krucjatowa zaczęła na ziemiach polskich zdobywać coraz większą sławę, bazującą na legendach tworzonych po pierwszej wyprawie chrześcijan do Grobu Pańskiego. Przez cały wiek XI książęta polscy prowadzili walki z pogańskimi Pomorzanami, nie zdając sobie jednak sprawy z tego, że wspierają szczytną ideę świętych krucjat chrześcijańskich.
PRZEMILCZANA HISTORIA spuścił na przestępców postu czterdziestodniowego ku ich poprawie”. Innym razem rozprawiono się z poganami koło grodu kruszwickiego. Po stronie dobrych był Władysław i Pan Bóg, złym zaś przewodził syn Władysława, Zbigniew, który przyzwał na pomoc kruszwiczan i pogan. Raduje się więc nasz dziejopis: „(...) tam też Bóg wszechmogący księciu Władysławowi tak wielkie okazał miłosierdzie, że wytępił nieprzeliczone mnóstwo przeciwników, a z jego żołnierzy bardzo niewielu śmierć zabrała. Tyle bowiem rozlano tam krwi ludzkiej i taka masa trupów wpadła do sąsiadującego z grodem jeziora, że od tego czasu żaden dobry chrześcijanin nie chciał jeść ryby z owej wody”...
bracia odbywali krucjaty zastępcze. Tak więc Bolesław Kędzierzawy podążył ze swym wojskiem do Prus, zaś Mieszko Stary przyłączył się do wyprawy saskiej na Słowian połabskich i pomorskich. Od wypraw pruskich datuje się faktyczne przeniesienie ideologii krucjatowej do Polski. Jednym z najgorliwszych jej wyznawców był jeden z młodszych synów Bolesława Krzywoustego – Henryk Sandomierski (ok. 1130–1166), który wielokrotnie organizował krucjaty na ziemie pruskie (w czasie jednej z nich zginął), ale wyprawił się nawet do Jerozolimy, skąd sprowadził do Polski zakon joannitów, który osadził w Zagościu nad Nidą i bogato uposażył. Klasztory
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (48)
Krucjaty po polsku Religia chrześcijańska obrządku łacińskiego, przyjęta przez Mieszka I, zabezpieczyła państwo polskie przed nieuchronną agresją ze strony chrześcijańskich sąsiadów. Od 966 roku to Polacy mogli grozić innym... pokojowy – wyprawiano zakonników w celu agitacji chrześcijańskiej (na przykład misja św. Wojciecha), lecz bez oddziałów zbrojnych. Szybko jednak przekonano się, że nie jest to działanie efektywne (choć przynosiło pewne owoce, bo przecież misja Wojciecha z pewnością nie była bezowocna w tej polityce). Jeszcze w roku 1120 miała miejsce pokojowa misja ewangelizacyjna na Pomorze Zachodnie, gdzie wyprawiono Bernarda Hiszpana wraz z kapelanem Piotrem. Zakończyła się ona zupełnym fiaskiem – Bernard, który bez pompy boso wkroczył na pogańskie ziemie szerzyć nowy kult, wzbudził jedynie śmiech wśród mieszkańców bogatych miast pomorskich. Zrozumiano, że w celu triumfu chrześcijaństwa pokora i ubóstwo nic nie wskórają – potrzeba ognia i miecza, aby religia miłości mogła zatriumfować. Szybko więc zastąpiono ubogiego mnicha szykownym biskupem bamberskim, Ottonem, który wkroczył na pogańskie ziemie w towarzystwie licznego orszaku i w pełnym przepychu. Przydano mu też zbrojny oddział pod wodzą kasztelana santockiego Pawlika. W tej sytuacji Pomorzanie pojęli, że sprawa wygląda poważniej, niżby mogli sądzić po poprzedniej ekspedycji – nikt ich nie będzie o nic prosić ani do niczego przekonywać. Już od czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego ich wojny z Wieletami prowadzone były pod pozorem krzewienia chrześcijaństwa.
Ideologia ta została dopisana post factum do tych walk przez Galla Anonima w jego „Kronice Polskiej” (1110–1114). Cytowana wypowiedź Galla jest przez niego przypisana Kazimierzowi Odnowicielowi (zwanemu też Mnichem), który po rozgromieniu Masława na Mazowszu w roku 1039 („falsi christicolae” dotyczy najpewniej jego jako wyraziciela niekościelnej, a przynajmniej nierzymskiej linii), ruszył przeciwko pogańskim Pomorzanom „(...) z pomocą Bożą rozpoczął walkę i wielkie odniósł zwycięstwo. Miał też nader gorliwie i pobożnie czcić Kościół święty, a zwłaszcza mnożyć zgromadzenia mnichów i świętych dziewic, ponieważ w pacholęcym wieku oddany został przez rodziców do klasztoru, gdzie otrzymał gruntowne wykształcenie religijne” (Gall Anonim). Krzyżowcem z nadania Galla był też książę Władysław, który kontynuował walki przeciwko poganom pomorskim. Zdarzyło mu się pewnego razu powracać z takiej „krucjaty”, która akurat wypadła w czasie wielkiego postu. Złupiwszy pogan, wracał najspokojniej do swych włości, gdy nagle, tuż przed samą Niedzielą Palmową, napadnięty został przez oddziały bałwochwalcze nad rzeką Wdą. Jak wyrokuje Gall, nie była to klęska chrześcijańskiego oręża, lecz po prostu kara Pańska za ich grzechy: „Nie było rzeczą jasną, czy była to klęska chrześcijan, czy też pogan. Bicz ten, zdaniem naszym, Bóg wszechmocny
Kazimierz Odnowiciel wracający do Polski – sztych Wojciecha Gersona
Nie mniej sukcesów w walce z poganami zanotował na swoim koncie biskup mazowiecki Szymon, który dzielnie bronił swej owczarni przed pogańskimi zakusami, a „czego nie przystało mu czynić ziemskim orężem, tego starał się dokonać bronią duchową i modlitwami. I jak w dawnych czasach synowie Izraela pokonali Amalechitów [wsparci] modlitwami Mojżesza, tak teraz Mazowszanie osiągnęli zwycięstwo na Pomorzanami wspomożeni modłami swego biskupa” (Gall). W pełni rozwinięto polską ideologię krucjatową w wieku XII. Wówczas to z krzyżackiego frontu docierało znacznie więcej wieści, ubranych w piękne legendy, które miały jeden cel – krucjatową propagandę. Szerzona była przede wszystkim przez mnichów, zwłaszcza cystersów. Legendom towarzyszyły też wezwania (czy wręcz nakazy) do wzięcia udziału w drugiej wyprawie krzyżowej. Był to obowiązek nie tylko moralny każdego chrześcijańskiego rycerza. Ci, którzy nie chcieli wypuszczać się w te dalekie wojaże, mogli wykupić się z zobowiązania, podejmując walkę z innymi ludami niechrześcijańskimi. Dla polskich władców było to zadanie znacznie atrakcyjniejsze niż wątpliwe eskapady do krain, których sobie nawet nie wyobrażali. Wyprawił się tam jedynie Wygnaniec, bo cóż miał do stracenia, ale jego
tego zakonu stały się odtąd ośrodkami krucjatowej propagandy na naszych ziemiach. To prawdopodobnie od nich pochodzi długotrwały zwyczaj dobywania przez rycerstwo miecza podczas czytania Ewangelii w czasie mszy, co miało wyrażać ich gotowość do pojęcia walki za wiarę. ¤¤¤ O pruskiej krainie tak pisze Gall Anonim: „Za czasów Karola Wielkiego, króla Franków, gdy mu Saksonia stawiała opór i nie chciała przyjąć jarzma jego panowania ani wiary chrześcijańskiej, lud ów na łodziach przypłynął z Saksonii i wziął w posiadanie tę krainę, a od kraju przyjął nazwę. Dotąd tak bez króla i bez praw pozostają i nie odstępują od pierwotnego pogaństwa i dzikości”. Nie dostąpili zresztą jeszcze bardzo długo, nawet do wieku XVI, regularnie „ewangelizowani” przez Krzyżaków od pierwszych dekad XIII stulecia. Krzyżacy zostali sprowadzeni na polskie ziemie w roku 1226 przez Konrada Mazowieckiego w celu obrony jego ziemi przed najazdami pogańskich Prusów. O obsługę duchową misji (tj. nauczanie i chrzczenie) poprosili Krzyżacy braci dominikanów. Prusowie byli od samego początku przez Krzyżaków poddawani represjom, uciskowi oraz polityce tępicielskiej. Było to powodem regularnych buntów zamieszkałej tam
17
ludności, która nigdy nie pogodziła się z narzuconą z zewnątrz religią najeźdźców. Po pierwszym wielkim buncie w latach 1242–1249 pod naciskiem papieża poddano ich umiarkowanym restrykcjom (zabroniono m.in. pogańskich praktyk). Kolejny bunt, trwający od 1260 aż do 1295 roku, miał miejsce w czasie osłabienia Krzyżaków po walkach z Litwinami. Po jego upadku większość Prusów stała się chłopami pańszczyźnianymi, a ich ziemie zostały przejęte przez niemieckich osadników. W planach chrześcijańskich strategów, takich jak choćby św. Bernard (1090–1153, opat Clairvaux, cysters, gorliwy propagator drugiej wyprawy krzyżowej, doradca papieży, królów i książąt, zwany przez to „niekoronowanym władcą Europy”), Prusy były jedynie skromnym marginesem w krucjatowej koncepcji, nie zaś celem samym w sobie. Polska zaś miała być bazą wypadową chrześcijaństwa zachodniego na Ruś, która była celem najważniejszym w planach kościelnych, dążących do jej podporządkowania papiestwu. ¤¤¤ Wśród krucjat bałtyckich (obejmujących pogan państw nadbałtyckich) istotną rolę odegrali też kawalerowie mieczowi, zakon założony przez biskupa inflanckiego Alberta (1199–1229). Albert otrzymał od papieża pozwolenie na ogłoszenie krucjaty nieustającej na ziemiach inflanckich (obecna Łotwa) aż do ich całkowitego podporządkowania papiestwu. Odtąd co roku przybywali na te tereny coraz to nowi krzyżowcy z miast niemieckich, którzy swym orężem wspomagali ciągłe wypady ewangelizacyjne kawalerów mieczowych. Nieprzewidziane trudności chrześcijański oręż napotkał przy nawracaniu Litwinów. Otóż ci byli najsilniejsi spośród ludów nadbałtyckich i w roku 1236 o mało co sami nie wybili kawalerów mieczowych, którzy zostali zmuszeni do sojuszu z zakonem krzyżackim. Odtąd te dwa święte zgromadzenia prowadziły stałe wyprawy ewangelizacyjne na opornych Litwinów. W roku 1260 rozbili oni wojska krzyżackie zarówno w Inflantach, jak i w Prusach, co na długi czas osłabiło wewnętrznie zakon krzyżacki. W roku 1309 wielki mistrz zakonu niemieckiego przeniósł się do Marienburga w Prusach i wykorzystując papieską zgodę na prowadzenie krucjaty nieustającej wśród pogan, co roku organizował przeciwko Litwinom zbrojne wyprawy krucjatowe. Odbywały się one regularnie, dwa razy do roku – latem i zimą. W końcu Litwini mieli dość walk przeciwko rycerzom Chrystusowym. Religia chrześcijańska zatriumfowała. W roku 1386 Litwini, poprzez swego księcia Władysława Jagiełłę, przyjęli chrzest w obrządku katolickim, co opłaciło się państwu polskiemu, lecz unieszczęśliwiło rycerzy kościelnych – odtąd nie mogli już grabić, palić i podbijać w imię Chrystusa... MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Oświadczenie byłych żołnierzy Gwardii i Armii Ludowej w obronie prawdy i sprawiedliwości przeciwko kłamstwu i nienawiści. W przededniu 62 rocznicy zakończenia najokrutniejszej z wojen, jakie zna ludzka cywilizacja, my, byli żołnierze Gwardii i Armii Ludowej, walczący ramię w ramię z żołnierzami Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich w oddziałach partyzanckich i na barykadach powstania warszawskiego, oświadczamy: naszym celem, aż do ostatniego dnia wojny było wyzwolenie narodowe i społeczne. Nieśliśmy naszą wolę walki i gotowość oddania życia za Wolną, Niepodległą Polskę. Szliśmy do boju z głęboką wiarą, że Niepodległa Polska będzie wolna od wyzysku, bezrobocia i nędzy milionów ludzi pracy. My, żołnierze Armii Ludowej, wierzyliśmy, że nasza Ojczyzna będzie sprawiedliwą Matką wszystkich swoich dzieci. Uważamy, że wszystkim żołnierzom II wojny światowej, bez względu na to, w jakim ugrupowaniu i na którym froncie walczyli, należy się szacunek i narodowa wdzięczność, a nie bezzasadne oskarżenia. Do tej akcji, wbrew elementarnym zasadom sprawiedliwości, aktywnie włączyła się część mediów. „Nasz Dziennik”, nieustannie powołujący się na Ewangelię, oskarża żołnierzy Gwardii i Armii Ludowej o zdradę Ojczyzny, przypisuje im różne zbrodnie i niegodziwości, posługując się językiem zniewag i obelg. Na kombatantów Gwardii i Armii Ludowej runęła fala nieznającej granic nienawiści. Wysokiej rangi reprezentanci władzy i usłużni pseudohistorycy twierdzą, że partyzanci Gwardii i Armii Ludowej nie walczyli o Polskę Niepodległą, lecz byli sowiecką agenturą służącą zniewoleniu Polski przez ZSRR i że byli przez ZSRR finansowani. Nigdy jeszcze skrajna prawica nie stoczyła się tak nisko w oszczerstwach i nienawiści. Nigdy walka polityczna nie wkraczała na cmentarze polowe, na których spoczywają obok siebie Bojownicy Armii Krajowej, Armii Ludowej, Batalionów Chłopskich, a także – bardzo często – partyzanci radzieccy. W 1956 roku, środowisko AL upomniało się nie tylko o cześć i honor represjonowanych AL-owców, ale z taką samą energią domagaliśmy się pełnej rehabilitacji i odpowiedniego zadośćuczynienia dla represjonowanych kombatantów Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. Oświadczamy: Armia Ludowa nie powstała na rozkaz Kremla, lecz została scalona z grup lewicy polskiej, które już w chwili napaści na Polskę podjęły walkę z faszystowskim terrorem i zbrodniami ludobójstwa. Do maja 1944 roku Armia Ludowa nie otrzymywała ani jednego zrzutu broni z ZSRR. Dowodzą tego materiały archiwalne – dokumenty polskie i rosyjskie. Archiwalne dokumenty dowodzą także, że kierownictwo Polskiej Partii Robotniczej, włącznie z Władysławem Gomułką, nie cieszyło się zaufaniem Kremla. Potępiamy: Prowadzoną przez obecny Rząd RP, którego siłą wiodącą jest partia nosząca nazwę Prawo i Sprawiedliwość, haniebną kampanię oszczerstw i zniewag wobec Gwardii i Armii Ludowej oraz podjęte przez Rząd działania zmierzające do pozbawienia kombatantów Gwardii i Armii Ludowej uprawnień kombatanckich, które nie są aktem nadania leżącym w kompetencji urzędników państwowych, a wynikają z faktu przelania krwi za wolność i niepodległość Polski, za zapewnienie spokojnego bytu przyszłym pokoleniom. Sianie totalnej nienawiści, zamiast jednoczenia narodu, wyrządza ogromne szkody patriotycznemu wychowaniu młodzieży. My, żołnierze Gwardii i Armii Ludowej, razem z innymi ugrupowaniami wojskowymi, płaciliśmy za wolność Polski najwyższą cenę. Żądamy: Zaniechania profanacji mogił i połączenia wysiłku wszystkich Polaków dla stworzenia atmosfery narodowego spokoju i wzajemnego zrozumienia, niezbędnego do budowy lepszego jutra dla Narodu i Państwa Polskiego.
Spróbuj pomyśleć... ...Drogi Bracie Katoliku, że religia to tylko dogmat innych, narzucanie tobie przez innych ich własnego sposobu myślenia, abyś nie mógł dojrzeć głupoty, ciemnoty lub po prostu niewyobrażalnego dla Ciebie wygodnictwa i luksusu innych... Pomyśl, że Kościół to tylko gigantyczna, doskonale rządzona i zarządzana instytucja. Popatrz: oto dziesiątki, setki tysięcy kościołów i budowli sakralnych, a wszystko to trzeba utrzymać, ogrzać, oświetlić, remontować itd. itd.; to dziesiątki, setki tysięcy ludzi, którzy w tej instytucji i dzięki tej instytucji żyją... Ani poprzez klepanie na okrągło modlitwy, ani w wyniku ciągłego przesuwania paciorków różańca nie została wytworzona
żadna wartość użyteczna dla społeczeństwa... To przez tę instytucję i dla niej w Europie spalono na stosach kilkaset tysięcy ludzi; to pod znakiem tej instytucji zamordowano miliony mieszkańców obu Ameryk. Ta wielka wrzawa m.in. moherowych beretów to jest strach przed myśleniem wiernych, te wątpliwości, pytania, komentarze, lustracja – obalają „nieomylność” Kościoła, a proces myślenia wiernych powoduje proces zmian i nowe pytania... Kościół doprowadził do perfekcji umiejętność narzucania tzw. wiernym swojej woli i swoich celów. Wypracował znakomicie metody wpływania na ludzi oraz sposoby pozyskiwania... pieniędzy. Przez całe życie, od
J
ak wiadomo, ukochana nasza młodzież (do niedawna jeszcze przedstawiana jako pokolenie JPII) z niewiadomych przyczyn (my oczywiście wiemy, że stoi za tym układ) uległa w ostatnich miesiącach straszliwej demoralizacji.
Kolejna lekcja – WF: ćwiczenie techniki marszu w ramach przygotowania do najbliższego sezonu pielgrzymkowego. A z innych sportów: rzut na tacę, sztafeta 4 razy 400 z kopertą – bieg przełajowy na plebanię. Język polski: omawianie dzieł pisarzy katonarodowych, a na
Zero tolerancji dla nauki! Aby zapobiec rozszerzaniu się deprawacji, konieczne jest podjęcie zdecydowanych i natychmiastowych kroków. W związku z tym oświadczam: oprócz godziny policyjnej, należy wprowadzić cztery dodatkowe godziny religii! A w niedzielę obowiązkowe wyjście całą klasą na mszę świętą plus co dwa tygodnie sprawdzian z tego, co nadawali w Radiu Maryja. Lekcje oczywiście zaczynamy od modlitwy: dzieci, które nie będą chciały się modlić, zostaną skierowane na dodatkowe zajęcia ze szkolnym egzorcystą. Potem biologia w całości poświęcona dzieworództwu jako metodzie rozmnażania pozbawionej grzesznego stosunku płciowego, ewentualnie rozważania nad aktem kreacji w ciągu sześciu dni. Dalej historia: przegląd antypolskich spisków masońskich na przestrzeni dziejów. Możliwe tematy do zaliczenia: „Kto jest największym zbrodniarzem w historii Polski i dlaczego uważasz, że to Wojciech Jaruzelski” i „Wylicz wszystkich agentów siedzących przy okrągłym stole”. Dzieci z klas młodszych analizują pracę naukową „Jak król Jagiełło, razem z bogobojnym zakonem Krzyżaków, pod Grunwaldem bezbożnych, pogańskich Litwinów rozgromił”.
narodzin do śmierci wiernego, leci kasa, i to zabierana w tak umiejętny i dyskretny sposób, że tylko należy podziwiać... No cóż, to jest 2 tysiące lat doświadczenia. Dlatego, Szanowny Internauto, myśl i nie bój się myśleć, choć jest to trudne, gdyż od dzieciństwa modelowano Cię i programowano Twój umysł, a to trwa od 2 tysiącleci... Pokazywano mi kiedyś wnękę w ścianie skalnej, kamienne łoże i kamienny podgłówek, w którym było wgłębienie. Oprowadzający mnich z dumą opowiadał o kimś, kto całe życie tu się modlił, spał na gołej skale i od nacisku jego głowy powstało to wgłębienie w kamiennym podgłówku, a całe stadko z nabożeństwem wpatrywało się w ten kamień... Przy wyjściu taca, co łaska... I to jest to doświadczenie, umiejętność. Pomyśl...
zakończenie semestru praca: „Wykaż, że największym polskim pisarzem był dziadek obecnego ministra oświaty”. Matematyka: uczymy się procentów, aby móc przypomnieć babci, ile złotych ze swojej emerytury powinna w tym miesiącu wysłać Ojcu Dyrektorowi. Wychowanie muzyczne: wszyscy śpiewamy pieśni patriotyczno-religijne. Raz do roku dla wszystkich obowiązkowe wypracowanie: „Wykaż, że laicka, pozbawiona fundamentów wiary Europa skazana jest na zagładę”. Lekcje kończymy publicznym biczowaniem uczniów sprawiających problemy wychowawcze, to jest tych, którzy nie chcieli się modlić. Zaś te najgrzeczniejsze mogą w nagrodę zostać wysłane na wycieczkę „Szlakiem 400 pomników Jana Pawła II”. I dopiero wtedy wszyscy pokochają Ojca Dyrektora, bo szatan, namawiający do złego, przelęknie się siły naszej wiary i pryśnie do bezbożnej Unii Europejskiej. PS A nad realizacją tego zbawiennego dla naszej młodzieży planu będą czuwać lotne trójce, złożone z księdza, zakonnicy i przedstawicielki rodzinki Radia M., w ilości jedna trójka na jednego ucznia. RN
Ułatwić Ci? Wysłano dwie delegacje, aby dla producentów obuwia oszacowały nowe rynki zbytu w Afryce. Pierwsza delegacja po powrocie złożyła raport i w podsumowaniu napisała: Sytuacja beznadziejna – wszyscy chodzą boso! Druga delegacja na zakończenie identycznego raportu w podsumowaniu napisała: Sytuacja fantastycznie korzystna – wszyscy chodzą boso! Zatem jak popatrzysz na to wgłębienie w kamieniu...? Czytelnik
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
LISTY List otwarty Szanowny Panie Prezydencie RP L. Kaczyński Szanowny Panie Premierze RP J. Kaczyński Szanowny Panie Ministrze Sprawiedliwości Z. Ziobro Piszę w związku z medialnym festiwalem obłudy, którego uroczystą inaugurację – za panowania aktualnego rządu w dniu 20 lutego 2007 r. – mieliśmy sposobność śledzić w środkach masowego przekazu. Nie da się ukryć, że aferę w szpitalu MSWiA zainicjował na zamówienie władz Urząd Antykorupcyjny. Tradycyjnie egzaltowane polskie media przedstawiły ją bardziej sensacyjnie, niż jest to w rzeczywistości. Celem wzburzenia moherów rozkładano w wachlarzyk gotówkę oraz wyciągano lepiej opakowany bimber z szafy. Tę podjudzającą metodę zapożyczono z okresu wczesnego Chruszczowa. Na Zachodzie stać każdego profesora medycyny, by po pijaku przerżnąć z dziwkami podobną sumę pieniężną (90 tys. zł), grając z nimi w piotrusia lub bączka. Parę dni wcześniej roniono wielkie łzy nad wielomilionowymi zadłużeniami szpitali. Przeciętny obywatel IV RP odnosił niemal wrażenie, że zatrudnieni w nich bezduszni ludzie doprowadzają te jednostki służby zdrowia do zapaści finansowej. Prawda jest jednak taka, że szpitalami zarządzają spadochroniarze z partyjnego etosu. Autorytatywny etatyzm na tych stanowiskach, jak również na stanowiskach ordynatorów w szpitalach, wyłania się na drodze konkursów, które w rzeczywistości są obarczone utrwaloną wadą cechującą się nepotycznymi obrzędami lub innymi korupcjogennymi przekrętami. Przestańmy wreszcie się łudzić i sami siebie oszukiwać. Przecież w całej Polsce w szpitalach bierze w łapę circa 98 proc. ordynatorów. Biorą w gabinecie lekarskim w oddziale, bardziej subtelni – w czasie prywatnej praktyki lub w swoim mieszkaniu. Pragnę podkreślić, że nasz rząd utrwala niezmiernie dziwne prawo, które głosi: karać tak, godziwie płacić – nie! Więc, jako pierwsza osoba w kraju, zwracam się do władz Rzeczypospolitej Polskiej o rejestrację oraz legalizację łapówkarstwa, począwszy z dniem 31 marca 2007 r. Rządowa gloryfikacja miesięcznych dochodów lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszy, kierowców pogotowia ratunkowego stawia nas w Unii Europejskiej na równi z żebrakami. Przy równorzędnych kwalifikacjach zawodowych moje miesięczne dochody w porównaniu z lekarzami na Zachodzie powinny być 7,3 razy wyższe. Natomiast w porównaniu ze zwykłą sprzątaczką, moje miesięczne
wynagrodzenie stanowi 1/2 jej miesięcznych dochodów. Gdzie? Tuż po sąsiedzku, np. w Niemczech. Notabene z Niemiec mamy przede wszystkim ceny towarów, natomiast wysokość naszych miesięcznych uposażeń pochodzi chyba z Afganistanu. Natomiast u nas w Polsce panuje takie kuriozum, że towarzysze partyjni, pociotki lub ich koledzy od kieliszka są zatrudnieni np. na stanowiskach dyrektorskich w urzędach gmin. Zarabiają miesięcznie circa 5700 (dane na podstawie artykułu: „Samorządowa lista płac” – „Gazeta Wyborcza” z dnia 7. 12. 2005 r.). Były wiceprezydent Częstochowy
LISTY OD CZYTELNIKÓW Proszę o jak najszybsze dokonywanie wpłat, ponieważ później może być tłok. Lek. Med. Walerian Zenon Kuciak Specj. Chir. Ogólnej/Radiolog Częstochowa
Oświadczenie w sprawie działań Ministerstwa Edukacji Kampania przeciw Homofobii i Lambda Warszawa stanowczo sprzeciwiają się planom Ministerstwa Edukacji Narodowej zmierzającym do
Eskalacja nienawiści wobec osób homoseksualnych, przedstawianie projektów nawiązujących do praktyk totalitarnych reżimów, ma wpływ na odbiór społeczny osób homoseksualnych. Ma swoje proste przełożenie na opinię publiczną, która już dzisiaj ma sporo uprzedzeń i negatywnych stereotypów wobec osób homoseksualnych. W cywilizowanych krajach Unii Europejskiej wprowadza się do ustawodawstwa zakaz dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i aktywnie zwalcza homofobię. Mamy nadzieję, że i w naszym kraju dyskryminowane osoby homoseksualne doczekają się ochrony, a nie szykan ze strony państwa. Kampania przeciw Homofobii Lambda Warszawa
Państwo totalitarne
pobierał miesięcznie 8190,70 zł, chyba tylko dlatego, że miał doświadczenie życiowe zamiast kwalifikacji zawodowych, gdyż niedawno zapisał się na studia. W kręgach rządowych, jak również w spółkach państwowych, w całym kraju krążą jeszcze lepsze modele, ale wszyscy ci „biedacy” są przytuleni do PiS-u, co na dobre im wychodzi. Wspominani panowie (rzadko z wyższym wykształceniem) nie ponoszą w pracy żadnej odpowiedzialności zawodowej, takiej jak moja grupa zawodowa. Oni nie pełnią całodobowych uciążliwych dyżurów i następnego dnia nie pracują kolejnych ośmiu godzin, nie muszą składać wizyt domowych w mieszkaniach, nie grozi im niebezpieczeństwo infekcji chorobami zakaźnymi. Na dodatek, mają z urzędu ochronę prawną, jak również ze strony zakładu pracy, co lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszy itp. w ogóle nie obejmuje. W związku z przytoczonymi faktami podaję do publicznej wiadomości, że z dniem 31 marca 2007 r. mam zamiar przyjmować w sposób oficjalny (za wcześniejszym telefonicznym uzgodnieniem terminu – nr. tel.: 661 600 553) łapówki. Wszelkie korzyści materialne będą z mojej strony mile widziane – pod postacią gotówki w każdej obiegowej walucie, markowych przedmiotów, darowizn, biżuterii, samochodów, nieruchomości itp. Jednocześnie zobowiązuję się odprowadzać w terminie należny podatek dochodowy do urzędu skarbowego. Dla osób nieśmiałych i powściągliwych podaję numer mojego konta bankowego: PKO BP SA 331 020 166 003 402 012 317 60.
ustawowego zakazu „propagandy homoseksualnej” w szkołach (plany te ogłosił wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski na konferencji prasowej w dniu 13 marca 2007 r.) oraz z oburzeniem przyjmują deklarację zwalniania nauczycieli homoseksualnych (ogłoszona w radiu Tok FM w dniu 15 marca 2007 r.). „Propaganda homoseksualna” to pojęcie tak samo absurdalne jak „propaganda heteroseksualna”. Orientacji seksualnych nie można propagować, podobnie jak nie można propagować koloru oczu czy wzrostu. Nie da się walczyć z homoseksualnością, można natomiast walczyć z homofobią, której skrajną formę prezentuje Ministerstwo Edukacji Narodowej. Język, którym posługiwał się wiceminister Mirosław Orzechowski, nazywający homoseksualność „jednym ze zboczeń”, jest niedopuszczalny. W 1991 r. homoseksualizm został wykreślony przez Światową Organizację Zdrowia z listy chorób i zaburzeń psychicznych – słowa ministra Orzechowskiego były więc nie tylko obraźliwe, ale również kłamliwe. Podobnie jak obraźliwe i kłamliwe jest utożsamianie działań organizacji gejowsko-lesbijskich z propagowaniem pornografii lub pedofilii! Ich celem jest walka z dyskryminacją, uprzedzeniami i przesądami, które, jak widać, prezentują nawet urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej. Przeraża nas pomysł wyrzucania nauczycieli o orientacji homoseksualnej ze szkół. Tego typu praktyki są pogwałceniem nie tylko polskiego i unijnego prawa, ale również podstawowych praw człowieka.
W centrum zjednoczonej Europy, w kraju uważanym za demokratyczny, planowane jest wprowadzenie w życie nowych ustaw. Wykluczałyby one poza nawias społeczeństwa tych obywateli, którzy pracowali w organach bezpieczeństwa PRL-u i legitymowali się poglądami lewicowymi. Polski premier i jego partia – Prawo i Sprawiedliwość – dążą do wprowadzenia zbiorowej odpowiedzialności za przestępstwa popełnione przez byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa bez udowodnienia winy. Traktuje to jako formę odwetowych rozliczeń. Jest to sprzeczne z wszelkimi standardami Unii Europejskiej, gdzie jednym z głównych praw jest swoboda przekonań politycznych, gdzie nie istnieje zbiorowa odpowiedzialność za przestępstwa jednostki, a każdą domniemaną winę trzeba udowodnić. Państwo, w którym prześladuje się obywateli za poglądy polityczne i służbę w granicach ówczesnego prawa, w państwie uznawanym wówczas przez wszystkie kraje demokratyczne, pozbawia się pracy, odbiera nabyte wcześniej prawa – to państwo totalitarne. Działania takie są niezgodne z konstytucją, jaka obowiązuje w kraju, i nadają charakter ustawom mającym wkrótce obowiązywać. Rzeczpospolita Polska pod rządami PiS i jej zwolenników staje się państwem, w którym za patriotów uważa się ludzi zaślepionych, ludzi siejących nienawiść i wrogość wobec tych, którzy myślą inaczej. Państwo powinno łączyć wszystkich obywateli, a nie dzielić na lepszych i gorszych. Państwo, które posiada tylko jedną słuszną linię poglądów politycznych, bronioną i zabezpieczaną organami władzy państwowej, nie jest państwem demokratycznym. Nowe ustawy (tzw. deubekizacyjne) zaprzeczają zasadom demokracji oraz prawom jednostki. Nie podaję swoich danych personalnych, gdyż obawiam się represji skierowanych przeciwko mojej osobie, a przede wszystkim przeciwko moim najbliższym. Opinie tu
19
przedstawione to opinie dużej grupy społeczeństwa, trzeźwo patrzącej na obecną rzeczywistość. Były oficer SB zweryfikowany pozytywnie
Z poważaniem... Po Waszej sugestii wysłałam do Klubu Parlamentarnego PiS list na temat przeznaczenia 40 milionów na Świątynię Opatrzności Bożej. Napisałam m.in.: „Szanowni Posłowie PiS, wyrażam swój sprzeciw – jako płatnik podatków – wobec przekazywania tak dużych kwot z naszych wspólnych pieniędzy na pomnik pychy i bałwochwalstwa kleru katolickiego. Szczególnie w czasie, kiedy tak dramatyczna jest sytuacja w szpitalach, polecam uwadze klinikę we Wrocławiu i dzieci leczone tam na białaczkę. To 40 mln złotych bardzo by im pomogło. Brak chyba Państwu elementarnego poczucia przyzwoitości i jakiejkolwiek sprawiedliwości społecznej. Wszyscy przedstawiacie się jako ludzie wierzący w Boga, ale gdybyście choć raz z uwagą przeczytali Pismo Święte, nie mówię o całej Biblii, to byście wiedzieli, że Bóg nie potrzebuje świątyń, pomników, ale miłosierdzia jednego człowieka wobec drugiego. Te okazałe świątynie są głównie świadectwem pychy ludzi, a nie wiary w Boga. Myślę, że we własnym sumieniu to Wy doskonale o tym wiecie. Bardzo Wam jednak zależy na poparciu kleru katolickiego – jednak z ich poparciem, czy bez niego, nie macie już szans w następnych wyborach. Modlę się, aby Bóg szybko wymierzył Wam sprawiedliwość za to, co czynicie”. Marianna Ławniczak Otrzymałam wielce wyczerpującą odpowiedź: Szanowna Pani, Uprzejmie informujemy, iż Pani list dotarł do Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość. Z treścią Pani pisma zapoznaliśmy się z należytą uwagą. Dziękujemy również za wszelkie uwagi jakie Pani do nas kieruje. Z poważaniem, Tomasz Fabiszewski KP PiS Marianna Ławniczak
Prawdziwe wartości 24 marca w Toruniu w Dworze Artusa odbędzie się otwarte spotkanie połączone z dyskusją o wartościach w polityce i tolerancji. Udział w nim wezmą: senator prof. Maria Szyszkowska, senator Krystyna Sienkiewicz, redaktor naczelny tygodnika „Fakty i Mity” Roman Kotliński i przewodniczący RACJI Polskiej Lewicy Jan Barański. Początek spotkania o godzinie 11.00. Zapraszamy wszystkich chętnych Czytelników do udziału i dyskusji.
20
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
O piekle i czyśćcu Czytając Wasze „FiM”, widzę, że w ogóle nie znacie Biblii, a Pan Parma wierzy tylko jakimś sekciarzom i jak oni wykręca Pismo Święte. Piszecie np., że nie ma piekła ani czyśćca, a przecież Biblia mówi i o jednym (Lb 16.30; Iz 30. 33), i o drugim (2 Mch 12. 43–46; Mt 5. 25–26; 12. 32; 1 Kor 3. 10–15; 1 P 3. 18–20). Czy można tym tekstom zaprzeczyć? Jeśli tak, to proszę je wyjaśnić! Zacznijmy od piekła. Słowo „piekło” jest odpowiednikiem hebrajskiego słowa Szeol i greckich określeń Gehenna i Hades. Co faktycznie oznaczają te słowa? Hebrajskie słowo Szeol występujące w Starym Testamencie aż 65 razy zazwyczaj określa śmierć i krainę umarłych – grób – ale nigdy nie oznaczało piekła, czyli miejsca odbywania kary wiecznej w ogniu. Stąd tekst z Księgi Liczb (16. 30) nie jest dowodem na istnienie piekła i nawet nie wspomina o jakimkolwiek ogniu. Mówi natomiast o śmierci i niecodziennym pogrzebie, jaki odbył się na oczach całego Izraela: „Oni zaś wpadli ze wszystkim, co mieli, żywcem do podziemi, a ziemia zamknęła się nad nimi; tak zginęli spośród zgromadzenia” (Lb 16. 33). Ponadto Biblia mówi: „(...) umarli nic nie wiedzą” oraz „(...) w krainie umarłych, do której idziesz, nie ma ani działania, ani zamysłów, ani poznania, ani mądrości” (Koh 9. 5, 10). Innymi słowy: hebrajskie słowo Szeol nie tylko nie zawiera w sobie śladu ognia, ale również świadomości życia. Również drugi tekst z Księgi Izajasza (30. 33) nie mówi o piekle. Mówi natomiast o sądzie Boga, którego gniew płonie, a którego język jest jak ogień pożerający (w. 27). W tekstach tych (w. 27–33) mamy więc do czynienia z literacką przenośnią. Czytając więc, że Bóg „będzie przesiewał narody w rzeszocie zniszczenia i nałoży wędzidło swojej uzdy na szczęki narodów” (w. 28), i że „(...) ukaże ciosy swojego ramienia w zapalczywości gniewu i w płomieniu pożerającego ognia, wśród burzy i ulewy, i ciężkiego gradu. Bo głosem Pana przerazi się Asyria, gdy On rózgą uderzy” (w. 30–31), musimy pamiętać, że nie jest to dosłowny opis zdarzeń. Podobnie gdy czytamy: „Gdyż od dawna jest przygotowane palenisko przeznaczone także dla króla, głęboko i szeroko ułożono stos paliwa i drzewa jest w obfitości; dech Pana jak strumień zapali go” (w. 33). Słowa te nie mówią o piekle, lecz prawdopodobnie nawiązywały do doliny Hinnoma (por. 2 Krl 23. 10; Jer 7. 31; 19. 6), gdzie spalano swoje dzieci w ofierze dla Baala lub Molocha, i były zapowiedzią ostatecznego i całkowitego zniszczenie
Asyrii. Przypomnijmy, że sam król asyryjski Sancheryb nie zginął w ogniu we wspomnianej dolinie, lecz od miecza w Niniwie, i to z rąk swoich synów (Iz 37. 38). Każdy tekst biblijny należy odczytywać w kontekście historycznym, w jakim był on napisany. Uwzględniać też należy ówczesny poziom wiedzy i świadomości oraz mentalność. A zatem również słowo Gehenna wywodzące się od hebrajskich słów Gei-Hinnom, zwykle tłumaczone jako „piekło”, nie ma nic wspólnego z wiecznymi mękami w ogniu piekielnym. Słowo Gei-Hinnom oznacza bowiem dosłownie „dolinę Hinnoma” (Joz 18.16), która położona była na południowy zachód od Jerozolimy, gdzie w okresie starotestamentowym dokonywano ofiar z ludzi (2 Krn 28. 3; 33. 6; Jr 19. 5–6; 32. 35). Miejsce to stało się później spalarnią wszelkich nieczystości. Jak jednak rozumieć wypowiedzi Chrystusa dotyczące Gehenny oraz nieugaszonego ognia (por. Mt 5. 22, 29, 30; 10. 28; 18. 9; 23. 15, 33; Mk 9. 43, 45, 47; Łk 12. 5; Jk 3. 6)? Otóż Jezus i jego uczniowie posługiwali się „ogniem Gehenny” nie w celu zapowiedzi wiecznych mąk piekielnych, lecz dla unaocznienia ostatecznej i wiecznej śmierci. Przykładem takiego nieugaszonego ognia – jak czytamy w Biblii – jest Sodoma i Gomora (Jud 7., por. 2 P 2. 6), a również Jerozolima (Jr 17. 27). Pojęcie nieugaszonego i wiecznego ognia nie jest więc dowodem na istnienie piekła, a jedynie potwierdzeniem ostateczności i nieodwracalności śmierci (por. Ml 3, 19). „Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6. 23), a nie wieczne życie w męczarniach! Pojęcie katolickiego „piekła” nie znajduje też uzasadnienia w greckim określeniu Hades, które w NT występuje 10 razy (por. Mt 11. 23; 16. 18; Łk 10. 15; 16. 23; Dz 2. 27, 31; Ap 1. 18; 6. 8; 20. 13–14). Hades jest bowiem odpowiednikiem hebrajskiego słowa Szeol i również oznacza krainę umarłych lub grób. Dlatego też upatrywanie w Hadesie miejsca wiecznych mąk jest bezpodstawne, ponieważ miejsce to związane jest ze śmiercią i umarłymi, a nie z życiem i żywymi. Jeśli więc Biblia wyrokuje, że
ostatecznie „i śmierć, i piekło [hades] zostało wrzucone do jeziora ognistego” (Ap 20. 14), co oznacza „drugą”, czyli ostateczną śmierć, to zrozumiałe jest, że Hades nie może być owym piekłem z katolickiego dogmatu. A zatem katolicki dogmat o ognistym piekle zachowuje tylko pozory nauki biblijnej, podczas gdy w rzeczywistości jest on sprzeczny z naturą samego Boga (1 J 4. 8), któremu „nawet na myśl nie przyszło” (Jr 7. 31), aby komukolwiek zgotować wieczne męki. Zapyta jednak ktoś: Jak zatem traktować „Przypowieść o bogaczu i Łazarzu”? Czy nie mówi ona o mękach w krainie umarłych? Historii tej nie należy rozumieć dosłownie. Jest ona bowiem przypowieścią, a nie opisem faktycznego zdarzenia. Absurdem więc byłoby twierdzenie, że wszyscy zbawieni mogą spoczywać na „łonie Abrahama”; że aby być zbawionym, wystarczy być biednym; że potępieni mogą widzieć zbawionych; że mogą się z nimi komunikować; że umoczonym w wodzie końcem palca można ochłodzić język. Wyciąganie tego rodzaju wniosków byłoby po prostu nierozsądne. Podobnie zresztą, jak dosłowne traktowanie obrazu piekła i nieba. Cóż zatem oznacza symbolika tej przypowieści? Najkrócej rzecz ujmując, bogacz reprezentuje elity żydowskie oraz sam naród, który odrzucił Chrystusa, podczas gdy żebrak może przedstawiać ubogich (duchowo) Żydów i nie-Żydów, którzy przyjęli ewangelię (por. Mt 5. 3; Łk 4. 18; Ef 2. 11–22). Uzasadnienie takiego poglądu bierze się stąd, że Izrael – podobnie jak ów bogacz – również korzystał z bogactw, łask i błogosławieństw Bożych, ale duchowi przywódcy z przeważającą częścią narodu żydowskiego stali się obojętni na duchowe potrzeby innych (szczególnie pogan), sprzeniewierzyli się Bogu – umarli duchowo (J 8. 24) – i popadli w męki symboliczne, aż po XX wiek włącznie. Z drugiej strony śmierć oraz imię ubogiego Łazarza, które oznacza: Bóg pomaga, może symbolizować śmierć dla grzechu (Rz 6. 2–12) oraz zapowiadać szczególne błogosławieństwo dla ubogich duchem (Mt 5. 3, por. Iz 57. 15). Rzecz jasna, przypowieść ta nie przekreśla narodu izraelskiego i nie może być usprawiedliwieniem dla antysemityzmu (Rz 11. 13–32). Uczy bowiem, że zarówno dla Żydów, jak
i nie-Żydów istnieje jedna droga prowadząca do zbawienia: jest nią powrót do wierności i posłuszeństwa Bogu (Łk 16. 27–31, por. Dz 10. 34–35). Ponadto przypowieść ta dyskwalifikuje również ideę czyśćca. Uczy, że z chwilą śmierci nie można już zmienić swego położenia (msze, „wypominki” i modlitwy za tzw. dusze czyśćcowe), co potwierdza wiele tekstów biblijnych. Jeden z nich na przykład mówi, że istnieje tylko wąska droga prowadząca do żywota i szeroka droga, która prowadzi na zatracenie (Mt 7. 13–14), co oznacza, że nie ma ani pośredniej drogi, ani pośredniego miejsca. Ponieważ – jak czytamy w Ewangelii św. Jana – „w dniu ostatecznym” (J 6. 39–40) „wszyscy w grobach usłyszą głos jego” (J 5. 28). A więc nie w czyśćcu! Los człowieka przesądzony jest bowiem z chwilą jego śmierci: „(...) postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (Hbr 9. 27, por. Łk 12. 20–21). A zatem o życiu wiecznym decydujemy my sami, i to teraz, a nie rodzina lub ksiądz, i to w dodatku po czyjejś śmierci.
Napisano bowiem: „W czasie łaski wysłuchałem cię, a w dniu zbawienia pomogłem ci; Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6. 2). A zatem teksty biblijne, które Kościół przytacza na poparcie tradycyjnej idei czyśćca, nie mają z nim absolutnie żadnego związku. Ten z Księgi Machabejskiej (2 Mch 12. 43–46) w ogóle nie może być brany pod uwagę, ponieważ Księgi Machabejskie nigdy nie należały do kanonu Pism hebrajskich. Są to tzw. księgi apokryficzne, które oficjalnie zostały uznane przez Kościół rzymski za wtórnokanoniczne dopiero na soborze trydenckim (1546). Ponadto Nowy Testament ani razu nie odwołuje się do podanego fragmentu z 2 Mch 12. 43–46, sam zaś tekst ani słowem nie wspomina o czyśćcu. Wspomina natomiast o pieniądzach zebranych na ofiarę za grzech zmarłych (na czym tak bardzo zależy funkcjonariuszom kościelnym), co jednak stoi w rażącej sprzeczności z przesłaniem całej Biblii, która potępia samą myśl, że zbawienie lub inne dobra duchowe
można nabyć za pieniądze. Tak przynajmniej powiedział apostoł Piotr: „Niech zginą wraz z tobą pieniądze twoje, żeś mniemał, iż za pieniądze można nabyć dar Boży” (Dz 8. 20, por. Ps 49. 8–9; 1 P 1. 18–19). Powoływanie się więc na wspomniany tekst uwłacza nie tylko czci Boga, ale zaciemnia również prawdę o potrzebie szczerego nawrócenia i zerwania z grzechem za życia, a nie po śmierci. Żadnego związku z czyśćcem nie mają też pozostałe teksty, na które powołuje się Kościół rzymski. Tekst z Ewangelii św. Mateusza (5. 28–29) mówi bowiem o ludzkim wymiarze sprawiedliwości, a nie o czyśćcu. Również kiedy Jezus mówił o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, ani jednym słowem nie wspomniał o czyśćcu, a jedynie o konsekwencjach tego grzechu, a mianowicie, że grzech tego rodzaju nie zostanie odpuszczony nigdy (Mt 12. 31–32). Z kolei ap. Paweł, pisząc do koryntian (1 Kor 3. 10–15), wskazywał na dzień sądu, kiedy to zbawieni zobaczą owoce swojej pracy. Wtedy to – jak czytamy – jedni odbiorą dodatkową zapłatę (poza zbawieniem, które jest z łaski), a inni poniosą szkodę, chociaż sami dostąpią zbawienia. Tak więc dzień sądu ma objawić, „jakie jest dzieło każdego”, a nie dokonać oczyszczenia duszy! I wreszcie ostatni tekst z Pierwszego Listu św. Piotra (3. 18–20). Jak zgodnie przyznają bibliści, jest to jeden z najbardziej niejasnych fragmentów Biblii i trudno w oparciu o ten tekst tworzyć obowiązującą doktrynę. Nie pozwalają bowiem na to zasady hermeneutyki biblijnej, która zakłada, że podstawą każdej prawdy wiary musi być jednoznaczne świadectwo co najmniej dwóch tekstów biblijnych. Obowiązująca doktryna nie może więc być oparta na tekstach niejasnych lub wieloznacznych. A tak jest w przypadku omawianego tekstu, który różnie jest interpretowany. Jedni bowiem głoszą, że Jezus pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem zwiastował zbawienie umarłym znajdującym się w Hadesie. Inni, że Jezus czynił to przez Noego, czyli że ów patriarcha w Duchu Chrystusowym wzywał ludzi do nawrócenia (por. 2 P 2. 5). A jeszcze inni uważają, że Jezus po swoim zmartwychwstaniu ogłosił swoje zwycięstwo nad upadłymi duchami, czyli aniołami (por. 2 P 2. 4; Jud 6.), na co zdaje się wskazywać wzmianka o aniołach w wierszu 22. Jakkolwiek by tłumaczyć powyższy fragment, jedno jest pewne: tekst ten – jak i wszystkie pozostałe, na które powołuje się Kościół rzymski – nie mówi ani o czyśćcu, ani o katolickim piekle. Nauka o czyśćcu wywodzi się bowiem z pogańskich kultów starożytnego Egiptu i Grecji, gdzie wierzono w „oczyszczającą wędrówkę dusz”. Podobnie zresztą jest z nauką o piekle, której początków należy szukać w wierzeniach starożytnego Babilonu i Asyrii (M. Jaczynowska, „Historia starożytna”). BOLESŁAW PARMA
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
T
o miała być parada jedności... Bez marszałka Sejmu – Marka Jurka? To miał być pokaz koalicyjnej siły i politycznej tężyzny... Bez wicepremierów Leppera i Giertycha. Owszem, był błazen, ale on się nazywał Rosiewicz. Rosiewicz to zresztą wcale nie jedyny akcent kabaretowy czegoś, co w Warszawie nosi już miano PiS-owskich parteitegów. „Zrobiliśmy dużo. Zrobiliśmy bardzo dużo. Zrobiliśmy tak dużo, że aż trudno powiedzieć, ile zrobiliśmy” – czyż to nie brzmi jak kabaretowy żart? Ciągnący się jak smród
niezawisłości, kretyńska, bezprawna ustawa lustracyjna, państwo zawłaszczone i oddane sfanatyzowanym młodziankom – oto niezaprzeczalny „dorobek” PiS. Premier zasłaniał ten skandal sądami 24-godzinnymi, które „ruszyły”... Miały ruszyć już rok temu. Ruszyły – mimo licznych zastrzeżeń środowisk prawniczych. Zobaczymy, jak to będzie działało w „praniu”. Na razie wiemy, jak „działa” policja. Pokazała to, najeżdżając na dom Czarzastego. Mając takich zuchów i sądy 24-godzinne, państwo Kaczyńskich raz-dwa przekona obywateli, że „popierają PiS,
MAREK & MAREK nam poligony, skoro armię trzeba rozwiązać, bo jak nie kształcona przez Ruskich, to na PRL-owskich skomuszałych uczelniach wojskowych... Tylko, cholera, skąd my weźmiemy tyle poligonów? Już pan premier coś wymyśli. Wymyślił Zytę, nie-„Beatę”? Wymyślił! Jak ona pięknie czaruje... Prawie jak on. O reformie finansów państwa to już na pamięć umiemy. To, co nam PiS zafundował w Warszawie, to była najbardziej w ostatnim czasie zakłamana propagandówka. Nie wiadomo, co bardziej było żenujące – czy demagogia pana Kaczyńskiego, czy koncert pana
komuny przerobiony na barda domowego drobiu. Ale „Gosiu” Gosiewski, pan na Włoszczowie, bawił się wspaniale. Na pewno miło mu było oglądać kogoś jeszcze bardziej paradnego niż on sam. Dwa kłamstwa premiera zdecydowanie jednak wybijały się ponad przeciętność tego zjazdu. Pierwsze to takie, że gdy rządzi prawica, to w kraju jest spokój. Premier mówił o tym w momencie, kiedy w Warszawie demonstrowało 12 tysięcy nauczycieli, którzy mają już dosyć pychy i buty Giertycha i chamstwa wiceministra Orzechowskiego.
COŚ NA ZĄB
Kabaret za wojskiem monolog premiera Kaczyńskiego był jak żywcem wyjęty z kabaretu „Ani Mru Mru”, choć już na pewno nie z „Kabaretu Moralnego Niepokoju”. Reflektory, telebimy, artysta Rosiewicz, tłusty konferansjer prosto z Brukseli... A mimo to od czasu do czasu wślizgiwały się na ekran telewizora miny bardzo nietęgie, ręce bijące rachityczne brawka. To dla nich zrobiono tę fetę, dla tych, którzy tracą pewność siebie i wigor. Premier podejmował heroiczne wysiłki, żeby zagadać nędzę swojego rządzenia. „Zrobili dużo, zrobili bardzo dużo, zrobili tak dużo”, że aż trudno uwierzyć, że tak niewielu może spieprzyć tak wiele. Zniszczenie wywiadu i kontrwywiadu, brutalne zgwałcenie prokuratury, sprostytuowanie jej, sprowadzenie do roli instytucji usługowej, wydanie wojny sędziom, próby ograniczania sędziowskiej
tylko jeszcze o tym nie wiedzieli”. Proszę nie łudzić się, że to będzie dotyczyło wyłącznie polityków i wyłącznie lewicy. W Lublinie antyterroryści dali w zęby 76-letniemu obywatelowi posądzonemu o utrzymywanie za ścianą agencji towarzyskiej. Dla pewności zastrzelono jego psa. Agencji, oczywiście, nie znaleziono... „Zrobiliśmy dużo. Zrobiliśmy bardzo dużo. Zrobiliśmy tak dużo, że trudno nawet wyliczyć”... Powtórzyć za premierem też nie jest łatwo. „Leciał” resortami, żadnemu nie szczędząc komplementów. Nie buduje się trzech milionów mieszkań? Bo deweloperzy przeszkadzają!... Strasznie windują ceny... Ja dla pewności oddałbym ich w łapy prezesa Kurtyki z IPN, gdyż nie można wykluczyć, że to nie deweloperzy, tylko agenci WSI, którzy szczają panu premierowi do mleka. Ale pan premier i tak da sobie radę – będzie budował tanio, na poligonach. Jasne – po co
Fot. PAP/Jacek Turczyk
Rosiewicza. Pierwszy posługuje się wyłącznie „nieuprawnionym skrótem myślowym”, drugi jest kłamstwem samym w sobie. Lubiany kiedyś fircyk-facecjonista pomylił role i pomylił czas. Stary, sypiący się szmirus dawno przebrzmiałym głosem wyśpiewywał kuplety na chwałę Kaczyńskich i ich Ziobry, tak jak kiedyś wyśpiewywał panu Gorbaczowowi. Bard
GŁASKANIE JEŻA
Kwestia zaufania W roku 642 kalif Omar nakazał spalenie Biblioteki Aleksandryjskiej – perły świata antycznego, wypowiadając słynne słowa: „Jeśli są tam dzieła sprzeczne z Koranem, to należy je zniszczyć. Jeżeli zaś biblioteka zawiera książki, w których jest to samo, co w Koranie, to po co je trzymać?”. Niemal półtora tysiąca lat później polski wiceminister edukacji – kalif Mirosław Orzechowski – idzie w jego ślady. Kalifowi Orzechowskiemu udała się sztuka nie lada: wyrósł ponad głowę Giertycha i może na poznańskich targach budownictwa robić za wzorzec betonu komórkowego. Jednokomórkowego. Najpierw próbował wycofać z polskich szkół naukę o ewolucji, bo ta sprzeczna jest z Biblią. Gdy mu się to na razie nie udało, przystąpił do reform na innym poletku Pana Boga. Zajrzał oto ludziom do łóżek i tam znalazł ruję oraz porubstwo. Wstrząśnięty, natychmiast
oświadczył, iż nie może być nauczycielem dziatwy człowiek, który inne ma skłonności niż normalne. Co kalif O. rozumie pod pojęciem „normalne”, nie muszę chyba nikomu wyjaśniać. Może tylko przypomnę, że podobną dyrektywę wydał niegdyś niejaki Hitler Adolf i... gazem wprowadził ją w życie. Następnie wiceminister jasno oświadczył, który nauczyciel jest dlań podejrzany. Otóż każdy! To odium ministerialnej nieufności można zdjąć z siebie (tak jak grzech pierworodny przez chrzest) poprzez uroczyste oświadczenie, że raz na zawsze odcina się od komunistycznej przeszłości swojej i Związku Nauczycielstwa Polskiego. Dziadek Piłsudski też musiałby się odciąć, bo jako żywo był niegdyś samym szefem ZNP i w dodatku socjalistą. TFU! Piszę to prześmiewczo, ale do śmiechu wcale mi nie jest. Oto po raz pierwszy w moim pięćdziesięcioletnim życiu państwo oświadczyło, że można być pełnoprawnym obywatelem
Drugie krzyczące kłamstwo Kaczyńskiego dotyczyło gospodarki. Premier zapowiedział tzw. pakiet Kluski, czyli zbiór ułatwień dla przedsiębiorców. Pokusił się nawet o kalambur: państwo polskie wydało wojnę swojej gospodarce i wojnę tę wygrało... Premier nie powiedział jednak, że to on i jego ludzie są prekursorami totalnej kontroli
tylko wówczas, gdy publicznie zadeklaruje się swoje przekonania polityczne. A mają być one koniecznie tożsame z przekonaniami rządzących. Bo jak nie, to nie... Wcześniej, w ustroju „totalitarnym” (tak dziś nazywanym), zdarzało mi się kilkakrotnie być belfrem. W liceum, a nawet na wyższej uczelni nikt podobnego oświadczenia ode mnie nie wymagał. Przeciwnie. Razu jednego, gdy przełożony nieśmiało nagabnął, że „wicie rozumicie, wstąpilibyście może do partii”, usłyszał, że tę partię i wszystkie inne partie na świecie mam dokładnie tam, gdzie „pan może pana majstra w dupę pocałować. Wężykiem!”. Ale ja nie jestem dobrym przykładem, bo rzeczywiście politykę miałem wówczas w „głębokim poważaniu”. Zupełnie inaczej, niż wielu moich kolegów, którzy jawnie głosili, ba... wręcz manifestowali swoją niechęć do systemu. Zapewne w czasach stalinowskich było inaczej, ale w latach 70. i 80. włos im z głowy nie spadał ani za to, ani na przykład za demonstracyjne chodzenie do kościoła. Niekiedy wręcz przeciwnie... Oto moja koleżanka Grażyna M., wspaniała polonistka i reżyser, wygrała w roku 1976 festiwal teatrów studenckich, realizując widowisko oparte na tekstach Biblii. Inny mój znajomy wymyślił sobie w 1979 roku, że
21
wszystkich i wszystkiego. Przypomnę, że to Adam Glapiński, minister „Porozumienia Centrum”, najbardziej zaufany pomagier panów Kaczyńskich, jako pierwszy założył pętlę na wolność gospodarczą zaprowadzoną przez Mieczysława Rakowskiego i Mieczysława Wilczka. Ich zasadę, że wolno robić wszystko, co nie jest zabronione, Glapiński Kaczyńskich zmodyfikował tak, że wolno robić tylko to, na co on wyda koncesję. W kołach biznesowych do dziś kultywowane jest przekonanie, iż był to prawdziwy początek wielkiej korupcji, z którą rząd pana Kaczyńskiego tak dzielnie dziś walczy. Po tym przedstawieniu, które nam zafundowano, czarno widzę. PiS jest przekonany, że kroczy słuszną drogą, a krytyka, która go spotyka, to wyłącznie kłody przez zawistników rzucane pod nogi. To musi się skończyć źle. Oby tylko dla PiS-u... Na razie jednak pan Kaczyński śpi spokojnie, kołysany przez grono oddanych dziennikarzy. Po ogłoszeniu „pakietu Kluski” przedsiębiorcy nie zostawili na nim suchej nitki. Ten pakiet to lipa, po prostu. To powtórzenie tego, co już dawno uchwalił Sojusz Lewicy Demokratycznej, co miało obowiązywać od 1 stycznia 2007 roku, ale co PiS ideologicznie wstrzymał. Co gorsza – to, co już ogłosili jako sukces, nawet nie jest jeszcze skierowane do międzyresortowych uzgodnień. Następnego dnia po ogłoszeniu „pakietu” z premierem rozmawiał na antenie publicznego radia obiecujący Jacek Karnowski – nadworny redaktor pana premiera, z którym on najczęściej i najchętniej rozmawia. Pan red. Karnowski ani razu nie zapytał pana Kaczyńskiego, co sądzi o krytyce, z jaką spotkał się „pakiet Kluski”. Prawda, że to proste – zamykamy oczy, zatykamy uszy i jest pysznie... MAREK BARAŃSKI
jego harcerska drużyna złoży ślubowanie podczas nabożeństwa. I co się stało? Nic! No... chciałbym dziś zobaczyć odważnego nauczyciela, który ośmieliłby się pracować z uczniami nad tekstem „Kapitału” Marksa albo nad poezją Broniewskiego. Przecież teraz strach brać do ręki nawet Miłosza czy Brzechwę, że o Tuwimie już nie wspomnę. W Polsce 2007 r. kwestia zaufania władzy do społeczeństwa (a nie odwrotnie!) stała się nowym imperatywem kategorycznym. Orzechowski chce ufać nauczycielom (a nie oni jemu), zaś Kaczyński i Ziobro chcą mieć zaufanie do Trybunału Konstytucyjnego, więc „zmienią jego konstrukcję”. Na razie do dymisji musi się podać szef TK – popadł w niełaskę, bo ufność doń stracił minister sprawiedliwości – niedouczony prawniczek (prawiczek?) bez aplikacji. Niegdysiejszy przywódca Niemieckiej Republiki Demokratycznej, komunista Erich Honecker, dowiedziawszy się o niskiej frekwencji wyborczej, oświadczył, że rząd stracił zaufanie do społeczeństwa. Ale to było w czasach słusznie niesłusznych. Dziś wszystko zmieniło się o... 360 stopni. Świadczy o tym fakt, że pozostały te same, choć twórczo unowocześnione... Metody – jak mawiał pewien Cyryl. MAREK SZENBORN
22
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
RACJONALIŚCI
K
olejny raz otwieramy nasze okienko i prezentujemy tekścik Ryszarda Marka Grońskiego. Dotarł do nas, a więc i do Was, dzięki Panu Piotrowi – naszemu Czytelnikowi... Ten utwór ma taką cechę, że nic a nic nie stracił ze swej aktualności. Przeciwnie...
Okienko z wierszem Muszę przeżyć jeszcze paru skurwysynów Nie chcę z nauką popadać w sprzeczność Wobec docentów mięknę jak wosk Lecz mam receptę na długowieczność Na długie życie wolne od trosk Nie trzeba łykać tony witamin Ni pić litrami z buraków sok Nie trzeba jogi ćwiczyć jak bramin By odwlec chwilę sekcji zwłok Wystarczy rano Otworzyć oczy Świat jest wspaniały Świat jest uroczy Każdy dzień Budzi mnie do czynu Pobudką ulicznego gwaru Muszę przeżyć jeszcze paru skurwysynów Muszę przeżyć skurwysynów jeszcze paru To prosty sposób – lepszego nie ma Bez zbędnych kosztów, medycznych grand Dożyjesz wieku Matuzalema Nim śmierć uśmiechnie się z trupia frant Sił ci dodaje święta nienawiść Rozsądek radzi: ciepło się noś! Dosyć numery swoje obstawić Żeby cię czasem nie ubiegł ktoś Budząc się rano Cel masz wytknięty Kwitujesz rano Odcinek renty Każdy dzień Budzi mnie do czynu Olśniewającą gamą przeżyć Muszę przeżyć jeszcze paru skurwysynów Jeszcze paru skurwysynów muszę przeżyć
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Wzorzec z MEN Podstawą IV RP jest jednojajowa bliźniaczość władzy. Prezydent i prezes-premier. Wspólny prefiks i światopogląd. Wspólne obsesje i fobie. Jednością silni, rozumni szałem. Szałem niszczenia wszystkiego, co było przed nastaniem ich panowania. Nieważne, czy nazywa się PRL czy III RP. UB, SB czy WSI. Kwaśniewski czy Wałęsa. Uchować się może tylko to, co przejmą, zawłaszczą, odzyskają. Prawo dostanie nowy kształt, a instytucje i urzędy – nowy skład. I jak pod dotknięciem czarodziejskiej różdżki – zło zmieni się w dobro. Czyste dobro, które jest nadzieniem Jarosława K. Da się kit, będzie git. Najważniejsze są kadry. Bycie krewnym i znajomym Kaczki gwarantuje jeśli nie sukces, to przynajmniej nietykalność. Kłopoty z prawem, wyroki, afery, brak genetycznego patriotyzmu i antykomunizmu dyskredytują tylko kaczkowo obcych. Swoi mogą spać spokojnie. Ziobro czuwa. Od czasu do czasu w obozie władzy robi się małe zamieszanie. Ktoś się wypowie nie po linii i nie na bazie. Pal sześć, jeśli przejdzie niepostrzeżenie. Gorzej, jak się rozniesie. Trzeba reagować. Dać odpór, reprymendę, odstawić na boczny tor, zahibernować. Przyschnie, wrócą. Na lepsze miejsce w ławach poselskich, na dyrektorów, prezesów, doradców. Słynne PRL-owskie „wysunięcie członka z ramienia na czoło” okazuje się wiecznie żywe. Tyle że zamiast rad robotniczo-chłopskich są nadzorcze. Lepsze, bo płatne. Dopóki dzielili łupy, szło dobrze. Kaczka kaszkę warzyła, swoje dzieci karmiła... Jak się towarzystwo nażarło, zaczęło fikać. Najbardziej w naszym
rodzimym Ministerstwie Śmiesznych Kroków, którym zawiaduje Giertych Młodszy z coraz aktywniejszym Orzechowskim. Takich trzech, jak ich dwóch, to nie ma ani jednego. Jednak nauczycielom, uczniom i ich rodzicom wcale nie jest do śmiechu. Głupota wylewająca się z MEN przekroczyła wszelkie granice. Zwłaszcza dopuszczalności. Ma niebezpieczne stężenie wywołujące oburzenie, gniew, sprzeciw, a także obawę, lęk, a nawet strach o przyszłość polskiej szkoły. Wszystko – tylko nie śmiech. Już nie.
Zaczęło się zgoła niewinnie. Od haseł uwolnienia szkoły od przemocy. Wszyscy byli za. Szybko się okazało, że „zero tolerancji” dotyczy nie negatywnych zjawisk, ale ludzi. Wszystkich, z wyjątkiem poczętych oraz krewnych i znajomych konia. Największe restrykcje są dla urodzonych wcześniej. Muszą się odciąć. Od komunistycznego dziedzictwa nazwanego też „stalinowskimi korzeniami”. Nie dodano, że najpierw powinni się powiesić, bo będzie jak z tą kaczką, która miała być pieczona, a potem duszona. Trzeba ją było
najpierw udusić, bo nie dawała się piec. Nauczyciele też się nie dają. Ani swojego ponad stuletniego ZNP. Okazali się sprawniejsi organizacyjnie niż PO i PiS. O mały włos, razem wzięte. W sobotę, 17 marca, zorganizowali protest. Podczas przemarszu skandowali: „Chcemy edukacji bez indoktrynacji” i „Zero tolerancji dla Giertycha”. Nieśli transparenty z hasłami: „Kaganek oświaty znów się rozpali, gdy Roman Giertych z MEN się oddali”, „Świecą gwiazdy i księżyc rogaty, oświeć, Panie Boże, ministra oświaty”, „Zamiast ligowca – chcemy fachowca”. Żądali dymisji Giertycha i Orzechowskiego, którego chcieli wysłać na badania psychiatryczne. Za całokształt. Wiceminister wykształcenie ma szerokie (teologia, filmówka, dziennikarstwo), ale horyzonty myślowe – ciasne. Wróg Darwina („jarosz bez ikry”), homoseksualistów, PRL, tolerancji w szkole i przestrzegania Konstytucji RP. Zwolennik stalinowskiej samokrytyki i wyrzucania z pracy (w obu wypadkach oczywiście – innych). Sam czuje się bezpiecznie. Nie obawia się dymisji. Wie, że jest niezastąpiony. Wszak służy za punkt odniesienia. W porównaniu z nim nawet Giertych i jego pomysły edukacyjne wydają się mądrzejsze. To oczywiście ułuda. Iloraz inteligencji (IQ) ministra, wiceministrów, członków ich gabinetów i doradców wynosi 120. Razem. Po zatrudnieniu dr Wujkowskiej mógł się podnieść. Do 126. Pozycja Orzechowskiego jako wzorca z MEN jest zagrożona. Czeka nas pojedynek tytanów... JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Następne klocki układanki w naszym „Wielkim Konkursie” Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa): ING Bank, nr: 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty) Spotkanie z Przewodniczącym RACJI Polskiej Lewicy W niedzielę 25 marca bieżącego roku w Poznaniu przy ul. Wrocławskiej 9, w klubokawiarni PROLETARYAT, odbędzie się otwarte spotkanie członków i sympatyków RACJI Polskiej Lewicy z przewodniczącym partii Janem Barańskim. Początek spotkania o godzinie 10.00. Po zakończeniu otwartego spotkania odbędzie się zebranie Rady Wojewódzkiej RACJI PL.
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
E Z ŚWIATA CIEKAWOSTKI
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Nowy Jork. Pitbull rzuca się na małą dziewczynkę. Młody człowiek ratuje ją i unieszkodliwia psa. Widzi to policjant z NYPD. Podchodzi i mówi: – Jest pan bohaterem. Jutrzejsze gazety napiszą: „Nowojorczyk ratuje małą dziewczynkę”. – Ale ja nie jestem z Nowego Jorku – odpowiada mężczyzna. – Nie szkodzi. Gazety napiszą: „Bohaterski Amerykanin ratuje małą dziewczynkę”. – Ale ja nie jestem Amerykaninem. – To skąd pan jest? – pyta policjant. – Z Palestyny. Gazety następnego dnia napisały: „Islamski terrorysta zamordował amerykańskiego psa”.
Ciekawy obyczaj wprowadził biskup Marianów Północnych dla turystów przylatujących na te rajskie wyspy. Pragnąc uatrakcyjnić niedzielne liturgie, bp Alonzo Qrdesh wymyślił tzw. święcenie owoców. Polega ono na namaszczaniu świętym olejkiem piersi przyszłych matek, co rzekomo ma cudownie wpłynąć na mleko karmiących. Za drobną opłatę cudownego namaszczenia mogą dostąpić także kobiety starsze, mające już dzieci, a nawet całkiem stare parafianki. Biskup Alonzo, tłumacząc swój pomysł, powołuje się na cytat biblijny: „Po owocach je poznacie” i nawiązuje do obrzędów pierwszych chrześcijan, u których to podobno namaszczanie piersi było powszechnym gestem pokoju. Komentując prywatnie powyższy obyczaj, nasz abp J. Paetz wyznał, że nie jest on żadnym „odkryciem Ameryki”, gdyż znany był na ziemiach polskich już w XVI wieku pod nazwą „święcenia korzeni”, a sam Paetz kilkakrotnie próbował przywołać go do życia w swojej diecezji. TK winien po że ł, na uz . Maszynista nik sil ł iad ys w ł przygotowa poniż W pociągu Przed porodówką stoi tatuś i wrzeszczy do ślubnej, ić pasażerów, więc om ad wi po im stk o wszy która wychyla się przez okno na czwartym piętrze: wiadomość sze oświadczenie: i złą wiadomość. Zła – Urodziło się? ą br do m ma zez e, wi Panie i pano musieli tu tkwić pr – Urodziło. popsuł i będziemy osię yd nik ec sil zd że że a, a, jest tak ość jest tak – A co: chłopiec czy dziewczynka? ast dobra wiadom mi . to em Na lot . as mo cz sa iś jak m, a nie na podróż pociągie – Chłopiec. wali się państwo – A do kogo podobny? Żona macha ręką: – Nie znasz... ¤¤¤ Policjant zatrzymuje kobietę i prosi ją o prawo jazdy. Po zerknięciu na nie mówi: – Proszę pani, tu jest napisane, że powinna pani prowadzić w okularach. – Tak, ale mam kontakty – odpowiedziała kobieta. Policjant na to: – Nie obchodzi mnie, kogo pani zna, i tak dostanie pani mandat! KRZYŻÓWKA POZIOMO: 1) Ferrari wśród kotów, 6) Poluje na płocie, 10) Imię ze stopy, 11) Naturalnie z Milanówka, 12) Domena zielonych, 14) Na wieży w niebo mierzy, 15) Rozmowa kół z szynami, 16) Lewa strona lewa, 17) Po tępym urazie, 20) Żółta przestroga z kratki, 23) Litewski ostatni, 25) O kasie w kasie, 26) Alternatywy..., 27) Goni z pismem w dłoni, 30) Do wiercenia w klocku, 32) Na Bielanach co niedziela, 33) Rozwinięte i złożone, 34) Skazane na ścięcie, 35) Posłowie w umowie, 36) O parkiecie na korwecie. PIONOWO: 2) Jeśli tani, to do bani, 3) Mówi, żebyś nie siedział, 4) Poprawka z odbitki, 5) Stalowa Wola w „Piłkarskim pokerze”, 6) Złota rączka, 7) Można ją zedrzeć, 8) Jawne lekceważenie Moravii, 9) Ród w szklance, 13) Lepiej go zgiąć, niż mają ściąć, 15) Wirujący w wielkim mieście, 18) Gra z guzikami, 19) Człowiek stroni od tej woni, 21) Siedzi na ławce, 22) Na psa apetyt ma, 23) Przekaz po zmianie, 24) Tam cukrowa wata i z piernika chata, 25) Złota bez złota, 28) Przybyła i nakręciła, 29) Jeden na mamucie, 31) W niej grochówka w stołówkach.
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 10/2007: „Oświadczam, że nigdy nie byłam księdzem”. Nagrody otrzymują: Szczepan Dobosiewicz z Bogdańca, Zbisław Gajzler z Warszawy, Andrzej Małek z Tarnowa. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Papież znad morza
Wśród licznych papieskich pamiątek z Mielna (sic!) największe wrażenie wywarła na nas lampka z twarzą JPII i groźnym napisem: „Ja cię widzę”. Zupełnie jak Pan Bóg... Fot. Bador
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 12 (368) 23 – 29 III 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
P
łatne ogłoszenia prasowe mają to do siebie, że muszą być krótkie, a zarazem zawierać jak najwięcej treści. Co z tego wychodzi? ¤ Zaginął mały pudelek. Nagroda. Wysterylizowany. Jak członek rodziny. ¤ Wykwintna i niedroga restauracja. Dobre jedzenie fachowo podane przez kelnerki w apetycznych formach. ¤ Teraz masz szansę przekłuć sobie uszy i zabrać dodatkową parę do domu! ¤ Mam kilka pięknych sukienek od babci w dobrym stanie. ¤ My nie drzemy Twoich ubrań w pralce. My robimy to ręcznie! ¤ Na sprzedaż: pies, je wszystko, lubi dzieci. ¤ Do sprzedania antyczne biurko, idealne dla kobiety z grubymi nogami i dużymi szufladami. ¤ Hotel posiada kręgielnię, kort tenisowy, wygodne łóżka i inne fizyczne rozrywki. ¤ Pończochy! Zaprojektowane do pięknych sukienek, ale tak doskonale, że większość kobiet nie nosi nic innego. ¤ Dzięki nam będziesz mieć ciało, które starczy Ci do śmierci, a nawet dłużej. ¤ Zatrudnię mężczyznę do pracy w fabryce dynamitu. Musi lubić podróże.
Lapidarność ¤ Serwis samochodowy. Za darmo przyholujemy Twoje auto. Przyjdź do nas, a nigdzie indziej już nie pojedziesz. ¤ Zatrudnię mężczyznę do konia, który nie pali i nie pije.
¤ Używane samochody: po co masz jechać gdzieś indziej i dać się oszukać? Przyjedź do nas! ¤ Mężczyzna, uczciwy. Weźmie wszystko. Opracowała @