Ostrzelali naszą redakcję! INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
S
ISSN 1509-460X
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
an Domingo 1803 – co nam zawinili Murzyni z wyspy na końcu świata? Samosierra 1808 – czy nasza droga do wolności musiała być znaczona trupami walczących o wolność Hiszpanów? Czechosłowacja 1968 – dlaczego przyłożyliśmy rękę (i lufy czołgów) do zabicia „Praskiej wiosny”? Irak 2003 – czy znów powtórka z historii – powtórka, którą oblejemy?
Owszem, to prawda, walczyliśmy w chwale oręża na frontach całego świata „za wolność naszą i waszą”, ale
Powtórka z historii? zbyt często musieliśmy być posłuszni rozkazom cesarzy, pierwszych sekretarzy, premierów i prezydentów zmuszających nas do zapisywania wrednych kart dziejów.
Ü Str. 11
„Tysiąc lat heroizmu z tarczą lub na tarczy... przepraszam, a może wystarczy...” – pisał Marian Załucki. Owszem, wystarczy! Dlatego spotkajmy się w piątek 21 marca o godz. 14 w Warszawie na placu Zamkowym, aby zaprotestować przeciwko popychaniu nas do nowej niesłusznej wojny. Przyjdźcie! Współorganizatorem manifestacji pokojowej jest Antyklerykalna Partia Postępu RACJA. Redakcja „FiM”
2
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y ŚWIAT Kiedy piszemy te słowa, Amerykanie jeszcze nie atakują Iraku, choć amerykańskie bomby niestety wyprzedzą ukazanie się „FiM” w kioskach. Prezydent i rząd RP postanowili zaangażować w bezprawną wojnę kontyngent 200 polskich żołnierzy. Kwaśniewski powołał się na nasze zobowiązania sojusznicze i przypomniał tych, którzy „nie chcą umierać za Gdańsk” (aluzja do Francuzów?), tak jakby to Irakijczycy chcieli lądować w Waszyngtonie, a nie Amerykanie w Bagdadzie. Panie prezydencie, robota w NATO załatwiona! Bush z pewnością wynagrodzi „bezgraniczne zaufanie” i olewanie rodaków. Coraz więcej ofiar pochłania nieznana choroba – rodzaj zapalenia płuc – która pojawiła się w Azji. Zarazki są już w Europie i Ameryce. W Kanadzie zmarły dwie osoby, które przyleciały z Hongkongu. Na lotnisku we Frankfurcie zatrzymano lecący z Singapuru do Nowego Jorku samolot, którego kilku pasażerów wykazywało objawy choroby. Nowe przypadki odnotowano na Tajwanie, Filipinach, w Tajlandii, i Indonezji. Nie wiadomo, co powoduje chorobę. Nie działają na nią antybiotyki ani leki antywirusowe. Światowa Organizacja Zdrowia przyznaje, że stoimy w obliczu światowej epidemii. Specjaliści WHO nie wykluczają, że mogła zostać wywołana przez terrorystów. Wojna, światowa epidemia – czyżby czas się wypełniał? POLSKA Komisja powołana przez komendanta głównego Policji uznała wreszcie, że w czasie akcji w Magdalence popełniono wiele błędów, narażając życie i zdrowie funkcjonariuszy, o czym „FiM” pisały tydzień temu. Pracę ma stracić trzech wysokiej rangi oficerów. Propaganda sukcesu w obliczu rażących błędów ma krótkie nogi. Trwają prace nad weryfikacją podręczników do wychowania do życia w rodzinie. Pracownicy Ministerstwa Edukacji i Ministerstwa Zdrowia dyskutowali nad edukacją seksualną, którą poseł Urszula Krupa z LPR nazwała „pornografią i demoralizacją”. Ryszard Hayn z SLD odpowiedział na to, że „możemy sobie wymyślać światy wirtualne z Bogiem lub bez Boga, ale rzeczywistość jest, jaka jest”. Tak się tylko Haynowi wydaje. Krupa głębiej siedzi w pornografii. PiS oskarżył wicepremiera Pola o podpisanie z Rosją niekorzystnej dla Polski umowy na dostawy gazu, w której wyniku mielibyśmy stracić 6,5 mld złotych w ciągu 13 lat. PiS-owcy donieśli do prokuratury i chcą Pola postawić przed Trybunałem Stanu. Kacza szkoła: innym patrzeć na ręce, a swoje rączki zacierać. „Biblia księgą życia dla Afryki” – pod takim hasłem zbierano pieniądze pod kościołami całego kraju. W programie „Ziarno” karmiono dzieci obrazkami umierających Murzyniątek, raz po raz wyświetlając numer konta Caritasu. Zebrane środki mają wspomóc budowy kaplic, szkolenie katechetów, kursy biblijne w wersji kat., czyli ekspansję misyjną Krk na Czarnym Lądzie. Dwa najlepsze sposoby pozyskiwania pieniędzy od (łatwo)wiernych: na dziecko i na Murzyna. WARSZAWA Lepper wyrzucił z Samoobrony posła Jerzego Pękałę za kultywowanie narodowej tradycji – pijaństwa. Poseł Najjaśniejszej po pijaku wszczął przed hotelem sejmowym publiczną bójkę z Aszkiełowiczem, kolegą z klubu. Wcześniej, kompletnie zalany, wałęsał się po gmachu Sejmu, zleciał nawet ze schodów. Dobry poseł to pijany poseł-patriota. Chyba że pił wódę bez akcyzy. GNIEZNO Zakończył się tzw. IV Zjazd Gnieźnieński pod hasłem „Quo vadis, Europo?”, poświęcony integracji europejskiej. Uczestniczyła w nim elita polskich i europejskich katolików, w tym Józefowie: Życiński, Glemp i Oleksy oraz Danuśka, miłośniczka rodzimych krzyżaków, Huebner. Pleciono o... katolickich korzeniach kontynentu i domagano się invocatio Dei w eurokonstytucji. Abp Muszyński stwierdził, że Kościół nie popiera i nie sprzeciwia się integracji, bo Kościół... nie jest z tego świata. No tak, majątek Kościoła też jest naprawdę nieziemski. ŻARY Jerzy Owsiak, szef WOŚP, w związku z tegorocznym IX Przystankiem Woodstock (1–2 sierpnia): „Nie zapraszamy Przystanku Jezus, który jest elementem konfliktowym. Nie chcę, aby ten namiot, który stał w ubiegłym roku i którego właścicielem jest pan Rydzyk, stał na Przystanku, bo to coś niedobrego, coś złego. Ten namiot emanuje czymś niedobrym. Przystanek Jezus i Przystanek Woodstock to dwie różne filozofie, dwa inne światy. Niech szukają sobie miejsca gdzie indziej”. Tak, pasożyty Rydzykowe, „róbta, co chceta”, ale gdzie indziej. NOWY TARG Już od 2 tygodni miasto jest pozbawione wody z powodu zatrucia Białego Dunajca ściekami z Zakopanego. Miejscowe władze nie są w stanie poradzić sobie z katastrofą ekologiczną. W dodatku mieszkańców zbyt późno poinformowano o zatruciu wody. Brrr... Do uzdatniania radzimy użyć obficie występującej na Podhalu wody święconej. USA/KUBA 650 bojowników z Afganistanu, podejrzanych o terroryzm, nadal przetrzymuje się w więzieniu w bazie Guantanamo, pozbawiając ich wszelkich praw. Nie mają prawa do adwokatów, bo nie są na terytorium amerykańskim, lecz formalnie kubańskim. Tak zdecydował ostatnio sąd apelacyjny w Waszyngtonie. Nie mają także statusu jeńców wojennych i mogą być przetrzymywani praktycznie bezterminowo. Administracja Busha jest za to ostro krytykowana przez obrońców praw człowieka. Po wojnie w Iraku można będzie przywrócić w Stanach niewolnictwo! FRANCJA Prawicowy deputowany francuski Didier Julia stwierdził, że najlepszą „żywą tarczą”, która zapobiegłaby wojnie w Iraku, byłby Jan Paweł II. Sugerował, podobnie jak niedawno „FiM” (4/2003), aby papież natychmiast pojechał do Bagdadu, żeby powstrzymać Busha przed atakiem. A gdyby Busha nie powstrzymał? Ojciec Święty Męczennik! BOŚNIA I HERCEGOWINA Papa ma zamiar w czerwcu br. nawiedzić Sarajewo i Banja Lukę. Chce tam kanonizować Chorwata Ivana Merza, świeckiego teologa z początków XX wieku, działacza Akcji Katolickiej. Banialuka to miejsce w sam raz na uroczystość kanonizacyjną.
Antychryst T
rudno pisać w tych dniach o czymkolwiek innym, poza nieuchronną wojną w Iraku. A i tak świadomość, że nad niewinnym, 23-milionowym narodem wisi w powietrzu prawie 8 milionów kilogramów materiałów wybuchowych – paraliżuje palce na klawiaturze. Podobno już pierwszego dnia wojny na Irak ma spaść 500 zdalnie sterowanych rakiet, zaś w ciągu 48 godzin – 800. Przez tydzień, na cele strategiczne, ale przecież także na ludzkie głowy, spadnie 3 tysiące bomb, po 2500 kilogramów każda. Gotowych do odpalenia czeka 6 tysięcy „inteligentnych pocisków”, w tym najnowsza i najpotężniejsza na świecie bomba konwencjonalna MOAB – „matka wszystkich bomb”. Rządzący Ameryką mają, jak widać, religijne skojarzenia i nie dziwota, bo sam Bush rzekomo się nawrócił, i to z chwilą objęcia urzędu prezydenta. O konflikcie w Iraku, jeszcze zanim się on zaczął, powiedziano i napisano już właściwie wszystko. Sięgnąłem więc do kilku mało znanych, niezależnych gazet amerykańskich i – jeśli im wierzyć – dowiedziałem się ciekawych rzeczy o „aniołach wojny”. Podobno Bush, jak i jego najbliższe otoczenie (wiceprezydent Cheney, wiceministrowie obrony: Wolfowitz i Perle) popierali już za młodu wojnę w Wietnamie. Nie przeszkadzało im to skutecznie uchylać się od służby wojskowej. Ci sami ludzie, mimo iż rzekomo doskonale wiedzą o „niewinności Iraku”, już dawno zdecydowali o jego podboju. Do wojny prze niejaka „kabała” – grupa kilkunastu Żydów amerykańskich, takich ichnich Rywinów i Michników – rozdająca karty za oceanem. Wszystko ma się sprowadzić do wzmocnienia potęgi Izraela, którego Irak jest największym wrogiem. Saddam Husajn miałby być, według tej teorii, już od dawna tresowany przez USA na tyrana, którego można, a nawet trzeba obalić. Faktem jest, że podczas wojny z Iranem dostawał od Amerykanów niewielkie ilości broni chemicznej i biologicznej. Ta wojna będzie okrutna, a jej bezsens wzmaga fakt, iż rozegra się w XXI wieku. Czyż nie byłoby to piękne, gdyby następne stulecie po masowych mordach II wojny światowej obyło się bez, przynajmniej tak wielkich, konfliktów? Ponadto, długie planowanie z premedytacją ogromnych bądź co bądź zbrodni, jakie szykują się w Iraku, musi wywoływać u normalnego człowieka dreszcz przerażenia. Z niepokojem będziemy wysłuchiwać relacji z dywanowych bombardowań; zapewne – tak jak w przypadku inwazji na Afganistan – co i rusz dowiemy się o „pomyłkach” w obliczaniu współrzędnych celów. Rakiety będą padały na ulice, domy i przedszkola. Mogą zabijać wszędzie, tak jak zabiły ponad 400 cywilów, schronionych w irackim bunkrze przed bombardowaniem w 1991 roku. Tysiące niewinnych ludzi straci życie. Za to dla reszty, która pozostanie przy życiu, Amerykanie szykują dobrobyt i demokrację w swoim stylu, mimo że prosi ich o to tylko garstka irackiej opozycji na uchodźstwie. Obie strony szykują dla siebie wiele niespodzianek. Amerykanie już teraz ostrzegają, że doborowe oddziały irackich żołnierzy otrzymały setki skopiowanych mundurów US Army. Mają w nich atakować identycznie ubranych wrogów, ale też mordować własne kobiety i dzieci. Te ostatnie obrazki będzie nagrywała i pokazywała arabska telewizja al-Dżazira. Cel jest oczywisty – podburzyć cały islamski świat do wojny z niewiernymi. Być może jednak jankesi chcą tymi opowieściami niejako z wyprzedzeniem usprawiedliwić własne zbrodnie...? Nie ulega wątpliwości, że Saddam faktycznie zrobi wszystko, aby rozszerzyć konflikt na skalę co najmniej regionalną. Każdy tyran ma to do siebie, że zżera go żądza jeszcze większej władzy, jeszcze większych zaszczytów, bogactw, czołobitności poddanych. Husajn jest typowym przykładem niebezpiecznego bandyty jakich już
wielu, na czele z Hitlerem i Stalinem, nosiła nasza ziemia. Na krwawej wojnie z Ameryką ma on nadzieję wynieść samego siebie ponad wszystkich przywódców islamu. Nie zawaha się przed niczym, co już w przeszłości parokrotnie udowodnił, np. zagazowując w 1988 roku 5 tysięcy Kurdów, w większości kobiety i dzieci (na zdjęciu). Z pewnością użyje ochotników samobójców oraz żywych tarcz ze swoich rodaków. Wysadzi w powietrze szyby naftowe, ma ich 1500. Przed dwunastoma laty podpalenie 700 takich szybów spowodowało katastrofę ekologiczną, a cała operacja ich ugaszenia kosztowała 40 miliardów dolarów. Świrnięty seryjny morderca może też kazać wytruć całe miasta, by później zrzucić winę na Amerykanów i Żydów, podburzając Arabów do „świętej wojny”. Zapewne przeciwko najeźdźcom nie użyje broni chemicznej i biologicznej, gdyż trudniej mu będzie wówczas podburzyć społeczeństwa zachodnie. Pamięta dobrze presję obywateli USA wywieraną na rząd i prezydenta podczas wojny w Wietnamie. Mieszkańcy wolnego świata nie zniosą zbyt długo widoku zgruzowanych domów i zabitych dzieci. Im dłużej będzie trwała ta wojna, tym większe szanse ma plan Husajna. Szczytem jego marzeń jest widok odpływających z Zatoki okrętów z niewiernymi, choćby stało się to po kilku latach i było okupione milionami ofiar.
Fot. BE&W
Saddam ma na sumieniu, oprócz wymordowania tysięcy ludzi, także ich środowisko. Na początku lat 80., podczas wojny z Iranem, rozkazał rozciągnąc zasieki z wysokim napięciem pod ogromnymi połaciami mokradeł w delcie Tygrysu i Eufratu (biblijny Eden). Zginęły całe oddziały Irańczyków. Przed dziesięcioma laty wybuchło na tych terenach szyickie powstanie. Po jego krwawym stłumieniu, w odwecie, imperator kazał osuszyć (w tamtym klimacie!) podmokły teren wielkości Warmii i Mazur. Z największego ekosystemu na Środkowym Wschodzie utrzymywało się, jeszcze w 1980 roku, kilka milionów ludzi. Obecnie jest tam pustynia przecięta kanałami melioracyjnymi i... sztuczną Rzeką Saddama o długości 565 km. Powstałą w ten sposób katastrofę ekologiczną eksperci porównali z wycięciem lasów Amazonii. W Iraku pływającym na ropie 13 procent dzieci nie dożywa piątego roku życia, a milion maleństw głoduje; śmiertelne żniwo zbierają cholera i czerwonka. Facet niewątpliwie zasłużył na śmierć. Takich zwyrodnialców trzeba likwidować jak najszybciej i to bez sądu. Tej likwidacji podjęła się – z całą pewnością nie bezinteresownie – Ameryka. Kto zatem ma rację? Pacyfiści czy wojenni podżegacze? Historia uczy przecież, że zaślepione, ogłupione narody nie potrafią same poradzić sobie z ciemiężcami, a ci na dodatek zagrażają krajom ościennym. Z drugiej jednak strony nie można ocalać milionów ludzi, nawet przed ewentualną śmiercią z ręki tyrana, poprzez zrzucanie na nich bomb. Historia uczy też, że przed dwoma tysiącami lat jeden niewinny Chrystus poniósł śmierć za miliony grzeszników. Czyżby do dzisiaj nie dopracowano się sposobów na zgładzenie jednego Antychrysta, wyzwalając przy tym miliony niewinnych?! JONASZ
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
GORĄCY TEMAT
GŁASKANIE JEŻA
Nielegalna wojna Najprawdopodobniej, w chwili gdy czytacie ten felieton, amerykańskie i angielskie czołgi mielą już gąsienicami piaski Iraku, a niewidzialne samoloty B-2 zrzucają na Bagdad całkiem widzialne bomby. Bardzo bym się zdziwił, gdyby było inaczej. Natomiast wcale mnie nie dziwi udział w tej wojnie... Polski. Gorzko powiem, ale powiem: jak przez dziesięciolecia wykładnią polskiej polityki zagranicznej był serwilizm, to teraz naszym rządzącym trudno sobie wyobrazić, że kraj może być naprawdę wolny i niepodległy.
Zawszeć to przecie lepiej i bezpieczniej mieć jakiegoś Wielkiego Brata, który obroni, podpowie i zwolni od jakże trudnej sztuki samodzielnego myślenia. Swoją drogą... ciekawe, jak przyszły syn mojego syna będzie o tym wydarzeniu uczył się w szkole. Czy znów wcisną mu kit o Polakach patriotach, walczących wyłącznie za wolność waszą i naszą, przemilczając wstydliwie kampanię iracką, tak jak teraz przemilcza się Zaolzie i Haiti? Zapewne tak będzie, i może tylko studenci prawa dowiedzą się na wykładach, że udział polskich
jednostek (np. Gromu) w wojnie z Saddamem był nielegalny i już za to samo premier Miller i prezydent Kwaśniewski powinni stanąć przed Trybunałem Stanu. Niemożliwe? No to sprawdźmy... Karta Narodów Zjednoczonych jasno stanowi, że w stosunkach międzynarodowych niedopuszczalne jest stosowanie jakiejkolwiek przemocy. Tak się składa, że Polska jest sygnatariuszem Karty NZ i jej konstytucja jasno stwierdza nadrzędność aktów prawa międzynarodowego – jeśli są ratyfikowane. A w tym przypadku są jak najbardziej. Istnieją oczywiście dwa wyjątki od tej reguły: po pierwsze, wojna obronna w przypadku ataku z zewnątrz; po drugie, realizacja sankcji nałożonych przez Radę Bezpieczeństwa ONZ.
Nie wiem jak Państwo, ale mnie nic a nic nie jest wiadomo o tym, aby Irak zaatakował nadwiślańskie równiny oraz nie słyszałem o stosownej uchwale Rady Bezpieczeństwa. Idźmy dalej... Wysyłając polskie jednostki przeciwko Husajnowi, premier i prezydent łamią konstytucję, która jasno w art. 26 stanowi, że polskie siły zbrojne służą JEDYNIE ochronie niepodległości i nienaruszalności granic. No i co, panie prezydencie, czy Husajn ante portas i marzy o zamachnięciu się na naszą suwerenność? Najpewniej nie bardzo umiałby pokazać palcem na mapie, gdzie leży Polska. Co ciekawsze, ponad 80 procent Amerykanów też tej trudnej sztuki nie potrafi. W zasadzie Husajn mógłby postawić Kwacha i Millera przed polskim sądem i bez trudu uzyskać wyrok skazujący, bo w polskim Kodeksie karnym (art. 117) czytamy, że dożywotnie więzienie grozi temu, kto wszczyna i prowadzi wojnę napastniczą. Żeby było jeszcze
Leszek zawodowiec Rozmowa z Leszkiem W. – komandosem i antyterrorystą, żołnierzem GROMU – tuż przed jego wyjazdem w rejon Zatoki Perskiej.
I
rak obejmuje dziś większą część starożytnej Mezopotamii (Międzyrzecze Tygrysu i Eufratu), części świata, która obok starożytnego Egiptu, Chin i Indii była kolebką światowej nauki i cywilizacji. To tutaj żyli Sumerowie – najstarszy naród świata o nieznanym pochodzeniu, którego historia sięga IV w. p.n.e. Sumerowie stwo-
walczyli Rzymianie i Partowie. W końcu, w VII w. n.e., Mezopotamię podbili Arabowie, którzy założyli Bagdad i uczynili z niego stolicę kalifatu. W średniowieczu stał się on centrum Bliskiego Wschodu i rozkwitał jako ośrodek kultury, nauki i literatury („Baśnie z tysiąca i jednej nocy”). Ludność będąca mieszanką poprzednich cywilizacji
Ojczyzna cywilizacji rzyli m.in. miasta Uruk i Ur (z Ur wyruszył Abraham). Używali pisma klinowego i byli autorami eposu o Gilgameszu, jednego z pierwszych dzieł literackich. Sumerów pokonali semiccy Akadowie. W drugim i pierwszym tysiącleciu p.n.e. nad terenami tymi dominowali Asyryjczycy na północy (Niniwa – ta od proroka Jonasza) i Babilończycy na południu. Mieszkańcy Babilonii rozwinęli matematykę, astronomię i medycynę. Później tereny Iraku zajęli Persowie i Medowie (prawdopodobnie przodkowie Kurdów). Po zwycięstwach Aleksandra Macedońskiego obszary te zostały poddane także wpływom kultury greckiej. O władzę nad Mezopotamią długo
uległa powolnej arabizacji i islamizacji, choć do dziś można tam spotkać chrześcijan, a nawet wyznawców starożytnego gnostycyzmu. Irak jako państwo w dzisiejszych granicach powstał w latach trzydziestych XX wieku. Od 1968 roku krajem rządzi dyktatorsko partia BAAS (Socjalistyczna Partia Odrodzenia Arabskiego), którą niepodzielnie od 1979 r. kieruje Saddam Husajn. Obecnie większość Irakijczyków wyznaje islam i uważa się za Arabów lub Kurdów (25 proc. ludności). Ci ostatni mają niepodległościowe ambicje i na pół niezależne państwo (dzięki osłabieniu Saddama przez naloty amerykańsko-brytyjskie i sankcje ONZ) w północno-wschodniej części kraju. A.C.
– Boisz się? – Oczywiście! Tylko głupiec nie zna uczucia strachu. Potem takich głupców trzeba pakować w czarne, plastikowe worki. – Po co tam jedziesz? – Nigdy nie zadaję podobnych pytań. Ani sobie, ani przełożonym. Kazali... jadę. – Ale jedziesz po to, aby zabijać? – Tak. Tego mnie uczono. – Jesteś w tym dobry? – Bardzo dobry. Potrafię uśmiercić człowieka jednym ruchem prawego ramienia, a nawet zwykłą gazetą. – Żartujesz... – Ze śmierci nie żartuję. Nawet ze śmierci wrogów. Popatrz... to np. egzemplarz „Faktów i Mitów”. Wystarczy go zwinąć w rurkę. Teraz taką papierową, ale cholernie twardą na końcach, rurkę błyskawicznie należy przyłożyć do szyi – w miejscu tchawicy – niczego niepodejrzewającego rozmówcy i w drugi jej koniec uderzyć nasadą dłoni. Zmiażdżona tchawica powoduje błyskawiczną śmierć. Potem, jak gdyby nigdy nic, rozwijasz gazetę i już nie ma narzędzia zbrodni. – ...o Boże... – A co myślisz? W tym pokoju widzę co najmniej dziesięć niewinnych na pozór przedmiotów, którymi mógłbym cię zabić, nie pozostawiając żadnych śladów. O... a za oknem rośnie krzew, którego młode pędy są straszną i niemal nie wykrywalną trucizną. Na szczęście zięciowie nie znają tego patentu, bo padłby pomór na teściowe. Mógłbym cię pozbawić życia nawet tą kartą telefoniczną. – Jak? – Za dużo chciałbyś wiedzieć...
– Czy zamiast wielkiej wojny nie można zlikwidować samego Saddama? Czy nikt się nad tym nie zastanawiał? – Nie wiem, ale to nie jest takie proste. Problem polega na tym, że trzeba znaleźć się bardzo blisko obiektu ataku. Nie myślę tu o działaniach snajperów, bo to inna para kaloszy i inna metodologia likwidacji, w której nie jestem eksper-
tem. Ja potrafię zabić mikroskopijną igłą, której czubek wbijam płyciutko w skórę głowy – pod włosami – ot, choćby podczas wspólnej jazdy w metrze czy w tłumie. Nie znam przypadku, aby podczas sekcji zwłok golono denatowi głowę i szukano mikroskopijnego śladu ukłucia. – Od czego człowiek umiera? – Od trucizny na końcu igły powodującej objawy zawału serca. To jednak nie jest takie proste. Wiele lat amerykańskie „Operacje Konsularne” (specgrupa ds. nielegalnych, zagranicznych działań... przyp. R.K.) próbowały zabić Castro... bez sukcesu. Z tego, co nam mówili, Saddam ma siedmiu... może dziewięciu
3
ciekawiej, żołnierze Gromu już dzisiaj mogą pakować manatki, wracać do Polski i kategorycznie odmówić strzelania do Irakijczyków, pokazując prezydentowi gest Kozakiewicza. Żeby było śmieszniej, to włos im za to z głowy spaść nie może. Komentarz do Kodeksu karnego stanowi, że żołnierz ma prawo odmówić udziału w wojnie napastniczej i nie może ponieść za to żadnych konsekwencji. Wykonanie bowiem takiego rozkazu byłoby sprzeczne z polskim prawem. Prawidłowość tego toku rozumowania prawniczego skonsultowaliśmy z kilkoma specjalistami od jurysdykcji międzynarodowej i konstytucyjnej, np. z polskimi i niemieckimi wykładowcami Uniwersytetu Viadrima we Frankfurcie. Jajogłowi potwierdzili, że mamy rację... Tylko co z tego, skoro Bush kazali, a vox prezydenta USA – vox Dei. A vox Dei to coś więcej niż konstytucja i wszelkie kodeksy razem wzięte. MAREK SZENBORN, M.P.
sobowtórów. W jego najbliższym otoczeniu przebywają tylko fanatyczni zwolennicy, gotowi za niego zginąć, zapewne niemożliwi do przekupienia. A reszta już nie byłaby taka trudna. Pamiętasz Czeczena Dudajewa, którego rosyjska „Wajennaja kontrrazwiedka” namierzyła, gdy rozmawiał przez telefon satelitarny, i rozwaliła go precyzyjnie naprowadzoną rakietą? – Nie chcę Cię dotknąć, ale jak byś określił sam siebie: zabójca, morderca, Leon zawodowiec? – Jestem żołnierzem. Co to w końcu za różnica, czy walczę z wrogiem, siedząc w tradycyjnym okopie, czy likwiduję go w sposób... no bardziej kosmetyczny, a w dodatku niepowodujący strat wśród cywilów? Tego nas uczyli.
– Masz żonę i dzieci? – Mam. – Wiedzą, że jesteś, kim jesteś? – Wiedzą tylko tyle, ile potrzeba – że jestem komandosem. – Walczyłeś już kiedyś w ten sposób? – Oczywiście... na Bałkanach na przykład. – Zabijałeś? – Twoje zdrowie... Rozmawiał RAFAŁ KOZIŃSKI (Imię i inicjał rozmówcy, a nawet sposób formułowania myśli zostały na jego wyraźne żądanie zmienione)
4
J
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
Quo vadis, Polsko?
eśli zostaniemy oszukani przez jednego pracownika, tracimy zaufanie do całej firmy. Partię polityczną może skutecznie skompromitować jeden tylko polityk, zwłaszcza jej lider. A co jeśli przywódcy państwa tracą dobry wizerunek za granicą... przez kolejne tygodnie, miesiące? Niezwykle trudnym zadaniem jest zbudowanie i wdrożenie przekonującej strategii promocji całego państwa, a w efekcie wykreowanie korzystnego i trwałego wizerunku kraju. Na taki cel przeróżne agendy rządowe i pozarządowe przeznaczają setki milionów dolarów w skali roku. Dla przykładu podam agencje, które w ciągu ostatnich lat, po słynnej aferze gromadzenia i zawłaszczania mienia ofiar holocaustu, za sumę około 280 mln dolarów miały zbudować skuteczne strategie public relations dla banków szwajcarskich. Efekt osiągnęły znakomity, ponieważ nikt już tematu nie podejmuje. W Polsce mamy liczne przykłady bardzo mizernych i nieudanych w efekcie prób budowania strategii marketingu narodowego. Na przykład promocja turystyczna powinna współgrać z ożywieniem gospodarczym albo przynajmniej z sygnałami medialnymi o takim ożywieniu, zaś o takich detalach jak budowanie autostrad już nie wspomnę. Politycy zachodni, a nawet prezydent Putin, składając przyjacielską wizytę w obcym kraju, są na ogół tylko reprezentantami i figurantami wielkich, znaczących biznesmenów, i nie ma w tym nic złego; tak właśnie powinno być. To rekiny finansjery tworzą prawdziwą politykę gospodarczą, poza światłem jupiterów, na osobnych biznesowych spotkaniach. Wówczas rzadko kiedy wizyta głowy państwa nie powoduje podpisania wielu ważnych kontraktów. W przypadku polskich polityków – oprócz sztucznych uśmiechów i na ogół nieprofesjonalnych uścisków dłoni – nic, dosłownie nic się nie dzieje. Wielokrotnie pytałem polskich liderów polityki, dlaczego nie zabiegają o liczne towarzystwo polskich biznesmenów, dlaczego państwowe wizyty są tak źle przygotowane? Powody można podać dwa. Po pierwsze – fatalna, nieprofesjonalna organizacja podobnych wizyt, po drugie – biznesmenofobia polskich polityków czy raczej mediofobia wobec takiego towarzystwa. Czasem istotnie trudno się dziwić. Pan Premier pojawił się kilkakrotnie w towarzystwie Gudzowatego i natychmiast wybuchła afera pożyczki mieszkaniowej. Pan Prezydent
zabawił u Kulczyka i mamy gotowe domniemania na temat korupcji związanej z tzw. gwarancjami rządowymi i lawiną miliardowych kredytów na autostrady i inne przedsięwzięcia. Sami wielcy magowie biznesu także powinni wystrzegać się jakichkolwiek form współpracy z oficjalnymi agendami rządowymi, ponieważ zawsze będzie im grozić casus Romana Kluski. Tymczasem, zamiast pękać z bezinteresownej zawiści powinniśmy naszych rodzimych biznesmenów hołubić i nosić na rękach, bo to oni dają zatrudnienie i zabezpieczenie bytu setkom tysięcy polskich rodzin oraz ożywiają gospodarkę. Mikrusowa Finlandia zdobyła wizerunek prężnego tygrysa Europy dzięki perfekcyjnie zaplanowanej promocji kraju w dziedzinie wysokich technologii. My tygrysa mamy tylko jednego... w postaci drapieżnego Kołodki. I całe z nim nieszczęście polega tylko na jednym – nie znalazł się jeszcze odważny, by zamknąć go do dobrze strzeżonej klatki. Obserwuję promocję Unii Europejskiej w Polsce od samego początku, gdy w meandry piwnic zamkowych wprowadzał nas specjalista od historycznego archiwum X – Wołoszański. Potem widzieliśmy dwóch wystraszonych młodych dyletantów, o których można powiedzieć wszystko z wyjątkiem tego, że nadawali się do prowadzenia wysokobudżetowego programu telewizyjnego. Zastanawiam się, czy cechuje nas rzeczywiście najwyższy w Europie stopień ignorancji i pospolitego nieuctwa, czy też pazerność na fundusze europejskie skutecznie spycha w cień wszelkich specjalistów, nobilitując zwykłych partaczy, byleby dali coś zarobić słynnym polskim lobbystom. Jakikolwiek system promowania Unii Europejskiej powinien być zawsze dwustronny. Równocześnie z wygłaszanymi peanami na cześć Unii powinniśmy dysponować skuteczną strategią promowania Polski w Europie. Podkreślmy – w Europie, a nie w Afryce, nie w Australii, na Antarktyce czy w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. A dzieje się inaczej. Polskie umiejętności podlizywania się nowemu Wielkiemu Bratu osiągnęły stan kulminacyjny. Można zapytać, czy rzeczywiście zakup samolotów bojowych F-16 to najbardziej intratny interes dla kandydata do Unii Europejskiej.
Mimo że mam wielu klientów wśród czołowych polityków, i może ich stracę, nie zawaham się wprost napisać, iż tak prowadzona polityka zagraniczna utrwala nam w Europie wizerunek „karłowatego kundelka” amerykańskiego i jest mi za Was, drodzy Klienci, zwyczajnie wstyd. Macie prawo nie znać zasad podawania dłoni, macie prawo nie znać języka ciała, nie znać zasad sztuki retoryki i erystyki, ale nie macie prawa niszczyć, i tak mocno nadwerężonego, wizerunku Polski i Polaków. Od lat nauczam ludzi różnych technik negocjacyjnych i mediacyjnych, różnych sposobów rozwiązywania konfliktów i uważam za swój obowiązek zaprotestować przeciwko haniebnym dla człowieka XXI wieku barbarzyńskim metodom fizycznego unicestwiania ludzi innych kultur i innych religii. Nie oszukujmy się, masowa propaganda prowojenna zakłada ograniczoność umysłu przeciętnego człowieka i dlatego nie mówi się nic o ropie, o perspektywach zarobku na odbudowie Iraku, o nieuniknionych ofiarach cywilnych. Ciekawe, czy PKN Orlen już zaplanował tam swój udział? Ale nie tylko o Irak tu chodzi. Czy rzeczywiście jakieś małe arabskie państewko jest w stanie zagrozić wszechpotędze Ameryki? Wojna w Iraku jest istotnie bardzo groźna nie tylko z powodu niezliczonych ofiar wśród ludności cywilnej (dla nas to będą tylko suche dane statystyczne), ale głównie dlatego, że grozi nieprzewidywalną eskalacją wojen kulturowych i religijnych, więc nie powinniśmy czuć się bezpiecznie. Pamiętajmy, że żyjemy w centrum geograficznym Europy i świat już nas zakodował jako głównego wasala amerykańskiego. Kto zatem zagraża Ameryce? Europa oczywiście, prężna gospodarczo, spójna politycznie. Stany Zjednoczone już osiągnęły jeden cel destruktywny – poróżniły Europę i tak będącą w wielkim kryzysie. W końcu istnieje Parlament Europejski, hymn, zniesione są granice, nastąpiła unifikacja waluty i narzucono w miarę spójne zasady współistnienia wielu państw, ale niewiele poza tym. Parlament nie ma jeszcze wspólnej reprezentacji, nie ma też ani jednej partii prawdziwie europejskiej. Wojskami pilnującymi porządku są wojska NATO. Europa nie jest monolitem ani supermocarstwem, a jako taka mogłaby zagrozić interesom Stanów. Polska może być na tym tle istnym koniem trojańskim. A wszystko to... bo kocha Amerykę miłością bezgraniczną i – dodajmy – nieodwzajemnioną, jednocześnie przymilając się zjednoczonej Europie. Tylko czy do naszego uroczystego „wuniowstąpienia” ona sama dożyje? PIOTR TYMOCHOWICZ
I
wyobraźcie sobie, że ta durna lalka, Izabella Łęcka, nie chciała Wokulskiego. Choć bidna jak mysz kościelna, zamarzył się jej amoroso o błękitnej krwi. Nie chciała popełnić mezaliansu i jak skończyła, wszyscy wiemy. I faktem jest, że przez wieki związki małżeńskie zawierano zazwyczaj w obrębie własnej sfery. Zdarzały się oczywiście wyjątki, gdy błękitnokrwiści żenili się z „prostymi” babami, i na przykład książę Michał Władysław Radziwiłł, w końcu XIX w., pojął za żonę mieszczankę Marię Bernardaki, w dodatku... prawosławną Rosjankę, zaś
i Wschodniej uplasował się na 3 miejscu. A teraz, jeśli Kulczyk przejmie PZU, a o tym się coraz głośniej mówi, może awansować na pierwsze. Kulczyk ma łeb do biznesu i z każdą ekipą, czy to lewicową, czy prawicową, białą, różową, czarną, żyje dobrze. W interesach jest jak kameleon. W każdej chwili może zmienić barwy, jeśli to przyniesie korzyść jemu i Rodzinie. Na stałe mieszka w Londynie, firmy ma m.in. w Holandii, Austrii i tam płaci podatki. Pracują u niego byli wicepremierowie, ministrowie, dyrektorzy NIK, szefowie sejmowych komisji, ge-
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Ale ściema
ordynat Karol Zamoyski ożenił się z... Żydówką, Marią Kronenberg. Dla wyjaśnienia tego skandalicznego mezaliansu dodam, że Lolek był mocno zadłużony, zaś Maryśka była córką najbogatszego polskiego bankiera Leo Kronenberga. W XXI w. wielki szmal i błękitna krew są nadal z sobą nierozerwalnie związane, jak Flip i Flap, Marks i Engels, setka ze śledzikiem, pomidor z keczupem, a świnia z kotletem schabowym. W Polsce jest to szczególnie widoczne, kiedy to ukochane córusie bogatych tatusiów – nuworyszów, którym pieniądze kapią z oczu – wychodzą za mąż za błękitnokrwistych gołodupców, a na wystawnych ślubach towarzyszą im potomkowie wielkich rodów: Czartoryskich, Radziwiłłów, Branickich, Lubomirskich. Sam Jan Paweł II przesyła listy z błogosławieństwem, jak np. Dorocie Potockiej. Również i Dominika Kulczyk już nie jest Kulczyk, ale Dominika księżna Lubomirska. Ślub odbył się w Wenecji i tu się zawiodłem: w Rzymie Białego Papę można by namówić na błogosławieństwo. Ofiara na nową glazurę do papieskiego basenu powinna wystarczyć. Książęca para młodych odzyskała już jeden pałac w Krakowie, a teraz stara się o kopalnie soli w Bochni i Wieliczce. Tatuś-teściu Kulczyk na pewno pomoże i rodzina na swoim! Och, Jan Kulczyk, to pierwszy bogol III RP, a na liście najbogatszych ludzi Europy Środkowej
nerał Czempiński (były zastępca szefa UOP), w radzie nadzorczej „Warty” był Waldemar Dąbrowski, aktualny minister kultury, w innej zasiadał doradca ekonomiczny prezydenta Kwaśniewskiego, a kiedy Kulczyk robił interes życia z Volksvagenem inwestującym w fabrykę samochodów „Tarpan”, dyrektorem „Tarpana” był... Marek Pol, późniejszy minister przemysłu, dzisiejszy wicepremier. I co się dziwić, że kiedy NIK kontrolowała Kulczykową „Wartę” i zwróciła się do prokuratury o wszczęcie dochodzenia – prokuratura... odmówiła. Ale ściema, co?! Bankier Leo Kronenberg kuca przy Kulczyku, a jego Maria do pięt nie sięga Dominice Kulczyk księżnej Lubomirskiej. I tak łączy się biznes nie tylko z ludźmi polityki, Kościoła, ale i wyższymi sferami. Normalna krew miesza się z rasową błękitną, wielki szmal z gołodupcami o książęcym rodowodzie, w pierdlach siedzą płotki, a rekiny pływają w głębokim oceanie i można im na płetwę naskoczyć. Aha, aha! Zapomniałbym. Nie myślcie sobie, że to ta obłudna komuna zniosła arystokratyczne tytuły, a reforma rolna rozparcelowała latyfundia! To konstytucja z 17 III 1921 r. – w czasie kiedy marszałek Józef Piłsudski był Naczelnikiem Państwa – odebrała im majątki oraz zlikwidowała tytuły, a za ich używanie groziła nawet... wysoka grzywna. I to ci dopiero ściema! ANDRZEJ RODAN
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
NA KLĘCZKACH prokuratury polecamy też tzw. msze św. o wyzdrowienie – w skali kraju miliony złotych! PN
OLEJ I OLEJ Komenda Główna Policji kupiła za 180 tys. zł 100 specjalistycznych zestawów do kontroli paliwa. Policjanci otrzymali prawo do sprawdzania zawartości baków samochodowych. Chodzi zwłaszcza o samochody ciężarowe i autokary, których kierowcy na boku kupują dużo tańszy olej opałowy, nieobjęty akcyzą. Budżet traci rocznie od 1 do 2 mld zł. I tak oto po raz kolejny zapłaciliśmy wszyscy za brak oleju, tym razem tego najbardziej deficytowego – w głowach urzędników. MP
MOBY DICK
Dotąd myśleliśmy, że nie wypada brać kasy (choćby się należała) od firmy, która wygrała państwowy przetarg, a w której przedtem się pracowało. Amerykański wiceprezydent Dick Cheney (na zdjęciu) uznał to za bzdurę. I bierze od 100 tys. do miliona dolarów rocznie od Halliburta. Spółka ta zapewne przez przypadek dostała zlecenie na budowę obozu, w którym osadzono aresztowanych terrorystów. Wartość kontraktu wyniosła drobne 33 mln dolarów. Państwowe zleconka przez zupełny przypadek trafiły do firmy, w której dyrektorem był Cheney. Przeciwnicy polityczni nie wierzą w przypadek i domagają się wyjaśnień. MP
PODATKÓW ODPUSZCZENIE Gmina Wrocław w ciągu dwóch ostatnich lat umorzyła 6,5 mln podatków ponad 150 firmom. Ta dziwna, ale legalna w Polsce praktyka sprzeczna jest z zasadą równego traktowania podmiotów gospodarczych, bo nie wszystkich dotyczy. Proceder zwany pomocą publiczną jest tym bardziej podejrzany, że miasto nie chce ujawnić, kto doznał jego łaski. Nie wiadomo zatem, czy właściciele obdarowanych firm nie są przypadkiem tymi samymi, którzy wspierali hojnie kampanię wyborczą obecnych włodarzy miasta. A.C.
SKARGA EDYTY Edyta Stein, niemiecko-żydowska filozof i zakonnica, już w 1933 roku ostrzegała Watykan przed ideologią nazistowską. W ujawnionym niedawno przez Watykan liście do Piusa XI słynna mniszka nazywała działania rządów Hitlera „niesprawiedliwością” i prosiła papieża o rychłe potępienie władz niemieckich. W odpowiedzi otrzymała papieskie błogosławieństwo dla siebie i najbliższych. I... nic więcej. W 1942 r. została zamordowana w Oświęcimiu-Brzezince. W 1998 r. Jan Paweł II
ogłosił ją świętą, a później współpatronką Europy. Teraz jest wzorem do naśladowania dla Żydów i dowodem na to, że i Kościół był prześladowany przez nazistów. Ma za swoje. A.C.
Pawła II. Oczywiście nie za darmo. Aby przez miesiąc mieć codzienny kontakt z Papą, należy zapłacić... 11 złotych. Za papieskie sentencje!!! MP
Z PRAWA NA LEWO MIŁOŚĆ POZAGROBOWA Trójce spirytystów udało się ponoć nawiązać kontakt z duchem zmarłej księżnej Diany. Relację z seansu nakręciła nawet jedna z brytyjskich prywatnych stacji telewizyjnych. Podobno Diana ma się dobrze i sporo czasu spędza z... Matką Teresą. Mało tego, księżna planuje ślub ze zmarłym narzeczonym, Dodiem al Fayedem... Nieboszczka kocha jednak nadal księcia Karola, ale „inną miłością niż Dodiego”. Niestety, była i obecna gwiazda mediów (teraz trochę innych...) nie podała szczegółów niebiańskiego pożycia i nie ujawniła, w jakiej kreacji pójdzie do ślubu. Między wierszami wyczytaliśmy, że Opatrzność nie jest katolikiem i respektuje rozwody. A.C.
DWA POMNIKI Ruch Czcicieli Miłosierdzia Bożego Archidiecezji Gdańskiej wystąpił do władz miasta o wsparcie idei budowy pomnika Jezusa Miłosiernego, nawiązującego do wizyty JPII w Gdańsku. Ma on stanąć na pl. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie drobny szczegół: na placu im. Marszałka ma stanąć także inny pomnik... Marszałka. Społeczny komitet budowy pomnika Piłsudskiego nie śmie się sprzeciwić tej pomnikowej dwoistości, bo kudy tam Marszałkowi do Jezusa. Mogłoby to też ściągnąć gromy na głowy członków komitetu ze strony dewotów. Marszałek był socjalistą i z Krk żył na bakier. Teraz przyjdzie mu ustąpić miejsca samemu Panu, a być może wynieść się w inny rejon Gdańska. RP
PRZEPROWADZKA DO SZPITALA Dyrekcja Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie wystosowała pismo do rodziców dzieci trafiających na kurację. Muszą oni dostarczyć ręczniki, mydło, papier toaletowy i sztućce. Naturalnie, każdy maluch musi mieć swój własny termometr, nie wspominając o pampersach czy piżamce. W piśmie nie ma słowa o przyprowadzeniu do szpitala własnego lekarza, ale w świetle powyższego wydaje się to oczywiste. RP
PAPIESKIE SMS-Y Kierownictwo Radia Plus próbuje wszelkimi metodami zdobyć słuchaczy i reklamodawców. Ostatnim pomysłem opusdeistów z Plusa jest rozsyłanie SMS-ów z myślami Jana
Student prawa okradł jedną z największych kancelarii prawniczych w Warszawie. Przez 34 miesiące pracy zdołał zarobić na lewo całe 400 tysięcy złotych. Do jego obowiązków należały codzienne wycieczki na pocztę i wysyłka tysięcy poleconych listów, w tym także za granicę. Obrotny chłopak wyłudził czyste pocztowe pokwitowania i wypełniał je dowolnymi sumami. I tak z 8 robił 28 czy nawet 38 złotych. Różnica wędrowała do jego kieszeni. Oszustwo wykryła księgowa. Zdziwiła ją studencka limuzyna marki... BMW. Prokuratorzy są zaskoczeni operatywnością młodego prawnika. MP
KULE NA LEMIESZE Prezydent Lech Kaczyński w swoim szale reformowania uznał, że za dowożenie dzieci niepełnosprawnych do szkół będą odpowiadać dzielnice. Finał? Dzieci zostały skazane na jazdę taksówkami i miejskimi autobusami. Prośby władz Mokotowa o zorganizowanie jednego centralnego przetargu na przewozy dzieci Kaczor zwyczajnie zlekceważył. Ponadto dwóm tysiącom niepełnosprawnych warszawiaków również grozi uwięzienie w czterech ścianach. Powód? Władze stolicy zapomniały we właściwym czasie przekazać dotacji dla TUS – Fundacji na rzecz Transportu Usług Specjalistycznych. Dziesięć lat temu ówczesny prezydent Stanisław Wyganowski przekazał za darmo 9 specjalistycznych busów. Z usług TUS korzysta 2,5 tysiąca niepełnosprawnych. Dzięki niej mogą studiować, korzystać z usług lekarzy, odwiedzać teatry. Fundacja TUS dostawała rocznie 700 tys. zł z miejskiego budżetu. W roku 2003 kwota ta wyniosła zero. Może to spowodować zamknięcie tej fundacji. Brakuje bowiem kasy na paliwo i na pensje dla kierowców. MP
ALE JAJA! Przed sądem w Białymstoku rozpoczął się proces 52-letniej Ukrainki oskarżonej o nielegalną praktykę medyczną i wyłudzanie pieniędzy. Według prokuratury, kobieta zachowywała się jak szamanka – szepcząc zaklęcia pocierała chore miejsca kurzymi jajami, zaś „zużyte” jaja wyrzucała nocą do rzeki. Od zdesperowanej rodziny kobiety nieuleczalnie chorej na raka, oskarżonej udało się w ten sposób wyłudzić ponad 30 tysięcy złotych. Prokuratura twierdzi, że od listopada 2001 do stycznia 2002 r. oskarżona oszukała co najmniej 11 osób. Uwadze
ŚWIĘTA VIOLETTA Violetta Villas wyjawiła niedawno na szklanym ekranie, że jej jedynym marzeniem jest zostać świętą. Wystarczy jej, że będzie małą świętą, ot taką mini-Matką Teresą. Heroina estrady przyzwyczaiła nas już dawno do ekstrawagancji, m.in. wyrażając niekonwencjonalne poglądy na życie duchowe, a także hodując w swojej posiadłości pieski o wdzięcznych imionach: Adolf Hitler, Pułkownik Kadafi czy Generał Franco. A może Violetta chce zostać patronką wszystkich blondynek... RP
SOCJALISTA? „Niemcom żyje się coraz gorzej, dlatego powinniśmy dać dobry przykład i zrezygnować z podwyżek diet poselskich” – stwierdził szef niemieckiego parlamentu W. Thierse. Polecamy ten tok rozumowania uwadze Szanownych Państwa posłów, senatorów oraz radnych wszelkiej maści. Tym bardziej że „przeciętnemu” Polakowi żyje się znacznie gorzej niż „przeciętnemu” Niemcowi. PN
ZĄB BUDDY Nie tylko katolicy mają relikwie. Z okazji 75. rocznicy urodzin tajskiego króla w kraju tym pokazano ząb Buddy Sakyamuni. Na co dzień jest on przechowywany w szczelnie zamkniętej kuloodpornej pagodzie w Chinach. Przez dwa i pół miesiąca trwania ekspozycji relikt obejrzało ponad 4 miliony wiernych, których datki wyniosły... półtora mln USD. Po spełnieniu swej misji ząb odleciał z powrotem do Chin. Ale za to jak... na pokładzie samolotu królewskich sił powietrznych! PaS
OD GROMNICY DO ŚWIETLICY Dwie zakonnice zostały skazane, każda na 9 lat pozbawienia wolności. Sąd w Bergamo (Włochy) orzekł, że 65-latka i 70-latka dopuszczały się niecnych czynów w świetlicy parafialnej. Wykorzystywały seksualnie swoich młodych podopiecznych. Sytuacja powtarzała się wielokrotnie. Zakonnice mają do końca życia zakaz wstępu do świetlicy. Obie staruszki odrzucają wszelkie zarzuty, twierdząc, że są zmyślone. H
5
BRACIA W CELACH Zakończono wreszcie proces księży oskarżonych o nielegalne sprowadzanie samochodów. W ten sposób w latach 1992–1996 dorabiało aż 18 sutannowych z Lubelszczyzny. Auta – zwolnione z cła – były sprowadzane w ramach działalności charytatywnej, a w rzeczywistości sprzedawane osobom prywatnym. 16 księży poddało się karze bez rozpraw, ale dwaj – pomysłodawca Eugeniusz W. oraz Wojciech Z. – odwołali się i „polegli” w drugiej instancji. Pierwszy księżulo dostał dwa lata i dwa miesiące, drugiemu się upiekło – dostał półtora roku w zawieszeniu. Grzywna, którą wymierzył sąd – 2500 i 5000 zł – jest raczej śmieszna, zważywszy, jak kręcił się interes. PaS
PARKUJĄC NA GROBACH Podczas budowy kompleksu podziemnych garaży w Watykanie odkryto dziesiątki grobów z czasów starożytnego Rzymu. Archeolodzy datują je na okres między IV w. p.n.e. a I w. n.e. i uważają, że w jednym z nich mogą znajdować się prochy sekretarza cesarza Nerona. Na obszarze zajmowanym dziś przez państwo watykańskie rozciągała się wielka arena. Odpowiedzialny za inwestycję biskup Gianni Danzi krótko skwitował odkrycie: „Parking jest bezwarunkowo konieczny”. Dodał też, że groby nie są tak ważne jak garaże, bo w Watykanie nie ma już gdzie parkować. I kto mówił, że Watykan jest konserwatywny? PaS
RYBA PROROK Bóg przemówił przez karpia – tak uważają nowojorscy chasydzi, którzy chcieli przygotować karpia na szabasową potrawę. Kiedy dwaj mężczyźni – żyd i goj – zabierali się do zarżnięcia 10-kilogramowego karpia, ten zaczął wykrzykiwać po hebrajsku apokaliptyczne przepowiednie. Ryba ostrzegała, że koniec świata jest bliski i nakłaniała do rachunku sumienia. Karpia w końcu zabito (ach, ci Żydzi!), ale wieść o proroctwie rozniosła się nawet za granicą. Niektórzy widzą w zdarzeniu głos Boga, inni głos zmarłego niedawno cadyka. Są jednak zgodni co do jednego – zbliża się Armagedon, a wstępem do niego ma być wojna z Irakiem. Nie powiemy: Amen. PaS
6
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
Ł
ódź miasto cudne jest. Wydawało się, że błyskotliwe kariery lodzermenschów zakończyły się wraz z końcem epoki Poznańskich, Scheiblerów, Grohmanów, Heinzlów, Kunitzerów, Rosenblattów, Silbersteinów – którzy budowali
ma na celu zapewnienie sprawnego funkcjonowania gospodarki w warunkach wojennych. I tu spółka „Wifama-Prexer” pasuje jak ulał. Produkuje bowiem części do czołgów, pociski, łuski, broń strzelecką, bomby lotnicze, a nawet... szable. Największym hitem spółki jest
blanco, fałszowali dokumenty, księgowali faktury (od kilkunastu do kilkuset tysięcy złociszów za nigdy niewykonane prace) i w zaciszu gabinetu prezesunia przeliczali pliki banknotów. Umowy na przeróżne zlecenia podpisywano błyskawicznie i jeszcze szybciej wypłacano pienią-
Ziemia Obiecana swoje bawełniane i wełniane imperia, tworzyli olbrzymie fortuny według zasady: „Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic, czyli razem mamy tyle, żeby założyć fabrykę”. Są oto nowi właściciele Ziemi Obiecanej. Z karierą jednego z nich warto się zapoznać, bowiem – podobnie jak Izrael Kalmanowicz Poznański (właściciel największej fabryki bawełnianej w XIX-wiecznej Europie) – zaczął od przysłowiowego zera, a potem szybko stał się wielkim bogolem. 54-letni mgr inż. Jan Z., absolwent Politechniki Łódzkiej, prezes firmy „Wifama-Prexer” (na zdjęciu), wpadł na genialny pomysł wyłudzenia milionów złotych od Ministerstwa Gospodarki w ramach dotacji na tzw. Plan mobilizacji gospodarki. To projekt, który
uzyskanie licencji niemieckiego koncernu „Rheinmetall” na produkcję pocisków do czołgów Leopard 2A4. Z dotacją problemu nie było. Na co jak na co, ale na intratne zamówienia eksportowe i na obronność kraju szmalu nie powinno brakować. Pieniądze płynęły więc wartkim strumieniem. Kłopot był tylko z tym, jak je rozliczyć. Ale Jan Z. łeb miał nie od parady. W zarządzie zatrudnił swoich kolesiów, jego córuś została główną księgową i wszystko szło z górki. On nie miał nic, oni nie mieli nic, a tu nagle taki szmal, że musieli zamykać okna, aby forsa nie wyfrunęła na ulicę. Mechanizm przekrętu był bardzo prosty. Z członkami rodzin i przyjaciółmi zawierał fikcyjne umowy na naprawy, części zamienne do maszyn i zakup sprzętu obronnego. Umowy podpisywali in
dze. I tak na przykład halę „Wifamy” wyremontowała osobiście pani... psycholog, która była w... siedmiomiesięcznej ciąży! Namęczyło się biedactwo, a przecież taka ciężka robota może się odbić na dziecku! Natyrał się facio z najbliższej rodziny prezesa, który za 580 tys. zł naoliwił kilka imadeł, co szumnie nazwano konserwacją parku maszynowego. Jan Z. był spryciulo i wiedział, że nie może zawistników kłuć w oczy swym nagłym bogactwem. Stać go już było na hazard w Las Vegas i wczasy na Kanarach, ale nadal jeździł starym modelem Volvo, dom zostawił ukochanej córuni (z pierwszego małżeństwa), a jedyne, co nabył, to mieszkanie w blokach i nową żonę, młodszą od niego o 30 lat – swoją osobistą, urodną sekretarkę. Wszak wszystko miało zostać w rodzinie.
Interes kwitł, ale do czasu. Na swoje nieszczęście, Jan Z. wyrzucił z roboty kilku niepokornych pracowników (odmówili współudziału w matactwach), a ci natychmiast polecieli z gębą do Urzędu Kontroli Skarbowej. Napyszczyli tak mocno, że sprawą zainteresowali się chłopcy z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuratura. I tak zakończył się złoty interes Jana Z. i jego ferajny. Jak do tej pory, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała 29 osób, z tego 11 siedzi w pierdlu. Pozostali odpowiadają z wolnej stopy, ale prokuratura zastosowała wobec nich środki zabezpieczające:
poręczenia majątkowe, zatrzymanie paszportów, dozór policyjny. Kiblują m.in.: prezes Jan Z., wiceprezesi Andrzej T. i Andrzej G., prokurent spółki Waldemar S. i główna księgowa, ukochana córuś pomysłodawcy „biznesu”. Prokuratura Okręgowa w Łodzi przedstawiła im (na razie!) zarzut wyłudzenia 4 mln 155 tys. zł i dodatkowo wyrolowanie Skarbu Państwa na 3 mln 400 tys. zł tytułem niepłaconego podatku dochodowego. Łódź miasto cudne jest, ale – jak się okazuje – nie dla każdego nowego właściciela Ziemi Obiecanej jest łaskawe. ANDRZEJ RODAN Fot. archiwum
W
drabinie intruza, zamiast wylać mu na łeb garnek wrzącej smoły – zastawił pułapkę. Nie miał wątpliwości, jaki jest cel wizyty: – Odwróciłem uwagę złodzieja i szybko podstawiłem mu wino mszalne oraz stary koniak, który znalazłem w pobliżu. Do tego położyłem na stole czekoladę. Chciałem, aby mężczyzna pozostawił ślady na butelce, a także zajął się czymś do chwili waszego przyjazdu – dumnie opowiadał przybyłej wkrótce na wezwanie policji. Gość ks. Filipowicza szczęśliwie zdążył skonsumować napoje i opił się do nieprzytomności piorunującą mieszanką wina i koniaku. Wikary nie otrzymał – niestety – zwrotu kosztów, które poniósł na skonstruowanie zasadzki. W rachubę mógłby ewentualnie wchodzić tzw. fundusz operacyjny policji, przeznaczony dla tajnych współpracowników. ANNA TARCZYŃSKA
diecezji tarnowskiej dotychczasowe formy kato-duszpasterstwa wzbogacono o klasyczną prowokację policyjną. Pewien 45-letni bezdomny tułał się w okolicach Limanowej (diecezja tarnowska). 4 marca br. koczował w gminie Laskowa, a dokładniej – we wsi Ujanowice. Nie po raz pierwszy zwabiła go tu reklama: „Życzliwość i otwartość mieszkańców dla turystów, a także swoiste poczucie humoru, sprawiają, że goście czują się tu naprawdę dobrze i wielokrotnie przyjeżdżają ponownie”. Suszyło owego mężczyznę niemiłosiernie, a że w kieszeni miał raptem 27 groszy, pomyślał, żeby zaspokoić pragnienie zawartością słynnego w okolicy barku księdza Roberta Filipowicza, wikarego tamtejszej parafii pw. św. Michała Archanioła. Ten, gdy zauważył gramolącego się po
Szklana pułapka
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE
O Rydzyku werbowniku C
hyba każdy słyszał o tym, że mamy w Polsce Radio Maryja. Ale wygląda na to, że jest też „Sekta Maryja w Budowie”. Oto przez jakiś czas, od 15 lutego br., zapanowała dziwna cisza w eterze. Radio, które Maryja tak bardzo ukochała, po kilka, kilkanaście razy dziennie nadawało tylko niezwykły apel ojca dyrektora. W apelu tym T. Rydzyk zwracał się do swoich słuchaczy mniej więcej takimi słowami: „Jeżeli kochasz Maryję, Chrystusa, Kościół, Ojczyznę i Radio Maryja i chcesz przyczynić się do umacniania tego dzieła, to pozyskaj dla tej sprawy pięć osób”. Cóż oznaczają słowa apelu dyrektora Radia? Po pierwsze, mogą oznaczać, że Maryję, Jezusa, Kościół i Ojczyznę kochają tak naprawdę jedynie członkowie tzw. Rodziny Radia Maryja. A to z kolei oznacza, że trzoda podążająca za prymasem Glempem nie do końca kwalifikuje się do określania jej mianem porządnych katolików. Zainteresowani pamiętają, jak kilka miesięcy temu prymas nieśmiało usiłował powstrzymać konkurencję – bynajmniej nie tylko finansową – jaką
zaczęły mu robić wyrastające w całej Polsce tzw. Biura Radia Maryja. W końcu bojaźliwy Józef zdecydował się na wyemitowanie w telewizji filmu Imperium ojca Rydzyka, czym osiągnął skutek odwrotny od zamierzonego. A ile przy tej okazji „jobów” na prymasową i innych biskupów głowy posypało się na falach RM, tego nikt nie zliczy. Widać wyraźnie, że mamy już do czynienia ze zjawiskiem „Sekta Maryja”. Jak każda inna sekta, dąży ona do zwiększania liczby wyznawców i powiększania swoich wpływów, przede wszystkim finansowych. Policzmy: w liczącej 38 mln mieszkańców Polsce jest podobno 90 proc. katolików. Daje to około 34 mln owiec płci obojga. Liczymy dalej, by zobaczyć, co kombinuje tatko Rydzyk. Przyjmijmy, że jego radiowa Rodzina liczy tylko deklarowane 5 milionów wiernych i gotowych „umierać za Rydzyka” słuchaczy. Widać, co się kroi? Jeżeli każdy z owych 5 mln „szaleńców Maryi” przyprowadziłby ojcu dyrektorowi 5 nowych janczarów, to Rodzina dona Tadeo liczyłaby już nie 5, ale 30 milionów wyznawców! Z. DUNEK
Większość spośród ponad 300 biskupów katolickich w Stanach bardziej boi się żydowskich organizacji niż ewentualnych upomnień Stolicy Apostolskiej. Powodem tego jest strach przed kampanią medialną – podobną do tej, jaka przetoczyła się w związku z rzekomym homoseksualizmem wśród księży. (Profesor Iwo Cyprian Pogonowski, „Nasz Dziennik”, 12.03.2003 r.) ¶¶¶ W nas jest przyszłość – z nami lud! Naprzód idziem w skier powodzi, niechaj wroga przemoc drży, już zwycięstwa dzień nadchodzi, Wielkiej Polski moc – to my! Wielkiej Polski moc – to my! (Hymn Organizacji Monarchistów Polskich) ¶¶¶ Wpuścić szatana do domu można bardzo łatwo. Odwrócony krzyż, liczba 666, pentagram, głowa kozła, czaszka czy inne symbole szatana w domu zwracają jego uwagę, jest to otwarcie drzwi szatanowi. Widzi swoje symbole, więc czuje się zaproszony i wejdzie... Zakochasz się, a on zabije tego, kogo kochasz. (Ośrodek Informacji o Sektach „Civitas Christiana” w Zielonej Górze) ¶¶¶ Wpuszczając Świadków Jehowy do domu, wpuściłam szatana i nie wyjdzie on z mego domu, jeżeli nie powyrzucam wszystkich ich wydawnictw. (Elżbieta Dziuba, koordynator Ośrodka Informacji o Sektach, 9.03.2003 r.) ¶¶¶ Wszyscy pójdziemy do czerwcowego referendum, oddamy tam głos za Polską, aby Polska była Polską wolną, suwerenną i niepodległą. Nie – dla bezbożności w Unii Europejskiej! (Ks. bp Edward Frankowski, sufragan sandomierski, z homilii wygłoszonej na Jasnej Górze. „Nasz Dziennik”, 15–16.03.2003 r.) Wielu z Was cierpi z powodu ataku na Radio Maryja, ataków na Kościół, ataków na rodzinę, ataków na to, co stanowi Naród. Niszczenie to przybiera różne formy, próby dzielenia Kościoła, wyśmiewania, przemilczania, neutralizowania, do zabijania fizycznego... Rozpowszechniajcie dobre książki i pisma, w tym „Nasz Dziennik”. (jw.) Wybrał A.R.
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
Złoto dla zuchwałych Kondycję i humor zdychającej partii najlepiej poprawia kasa, zaś o tym, że na prawicy nikt jej lepiej nie załatwi od pana zwanego Smutnym Jasiem, wie nawet Michałek, wnuczek Kropiwnickiego. Jerzy Kropiwnicki, prezydent Łodzi, jest politykiem dalekowzrocznym, a przy tym doktorem ekonomii. On rozumie, że wyborcze zwycięstwo w mateczniku Millera było ilustracją zasady „raz do roku nawet kura pierdnie”, a kadencję trzeba wykorzystać do regeneracji sił zdychającego ZChN. Janusz Tomaszewski vel „Smutny” – był, jak pamiętamy, wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Jerzego Buzka, a jego rozstanie z rządem wymusił skandal lustracyjny. Po wybuchu afery w PZU (2001 r.) okazało się, że najbliżsi współpracownicy Tomaszewskiego: Piotr Minkiewicz (asystent) i Paweł Ciach (rzecznik prasowy), nadzwyczaj aktywnie uczestniczyli w przestępczym wyprowadzeniu z PZU Życie około 14 mln zł. Przed kilkoma dniami przebywający w areszcie były prezes PZU Życie, Grzegorz Wieczerzak, ujawnił prokuratorowi, że zdefraudowane miliony dzielono nie gdzie indziej, tylko w... warszawskim służbowym mieszkaniu „Smutnego”. „Tam też zapadały decyzje, do jakich polityków i powiązanych z nimi firm trafią pieniądze” – przyznał Wieczerzak. „Jest to dla mnie prowokacja. Kiedy byłem premierem, nie znałem pa-
Lustracja się udała
na Wieczerzaka i w ogóle z nim nie rozmawiałem” – idzie w zaparte Tomaszewski. Bardzo wierzymy, jednak przypomnijmy, że gdy w marcu 2001 roku cztery osoby złożyły rezygnację z pracy w radzie nadzorczej PZU Życie, żeby zablokować możliwość odwołania prezesa spółki Grzegorza Wieczerzaka, jedną z nich był Ireneusz Wosik, szef gabinetu ministra Tomaszewskiego. Natomiast bardzo dobrze znał pan Janusz Wiesława Jamrożego, drugiego z prezesów oszustów zarządzających PZU, i z pewnością mile wspomina współpracę. Wraz z Kazimierzem Grabkiem, bohaterem afery żelatynowej, w której Tomaszewski też odegrał swoją rolę, panowie ci zasiadali w Radzie Fundacji Instytutu Studiów Wschodnich m.in. z Cioskiem i Oleksym.
aresztowaniu dyrektora skarbówki we wrześniu ubiegłego roku (mimo wstawiennictwa abp. Ziółka) Tomaszewski jako jeden z pierwszych pospieszył z laurką: „Taki świetny fachowiec ”. W przeddzień wyjazdu z Polski księdza Piotra Turka, archidie-
A teraz wreszcie k... my!
Choć „owoce” znajomości z Jamrożym wciąż jeszcze pozostają „ciemną liczbą”, wiadomo na przykład, że gdy w inną z fundacji kierowanych przez „Smutnego” (Restrukturyzacji Regionu Łódzkiego, jej prezesem był Marek Cieślak, o którym mowa będzie dalej) PZU Życie „pompowało” pieniądze przeznaczone oficjalnie na szkolenia dla menedżerów, gotówka trafiała bezpośrednio do kasy Zarządu Regionu „Solidarności” w Łodzi. Ta sama fundacja ściśle współpracowała ze spółką „Światowe Centrum Handlu i Finansów ze Wschodem”. Współudziałowcem był rosyjski biznesmen Siergiej Gawriłow (podejrzewany później o związki z rosyjskimi specsłużbami i pranie brudnych pieniędzy), którego w łódzkich interesach reprezentował min. Jacek Dębski, wprowadzony do elit władzy dzięki staraniom Tomaszewskiego. W gronie przyjaciół Tomaszewskiego nie mogło zabraknąć wybitnego aferzysty, posła Marka Kolasińskiego (aktualnie zamieszkałego w jednym z aresztów śledczych). Wyłącznie dzięki poparciu wicepremiera zdołał on zakupić prywatyzowaną fabrykę „Konstilana”, którą wyceniono na ponad 12 mln zł, za... połowę tej kwoty. W rewanżu „Smutny” przyjął od koleżki w czasowe użytkowanie luksusowy samochód osobowy Lancia. Niewiele? No cóż, tyle dotychczas wyszło na jaw. Zuchwałym przedsięwzięciom sprzyjały bliskie kontakty Tomaszewskiego z ówczesnym dyrektorem łódzkiej Izby Skarbowej, Lechem Malągiem, kawalerem elitarnego Złotego Krzyża Archidiecezji Łódzkiej, wręczanego ludziom szczególnie zasłużonym dla Kościoła. Obaj panowie rozpoczynali swoje kariery w Pabianicach – jeden jako wiceprezydent miasta, a drugi w roli działacza związkowego z papierami kierowcy-mechanika i świadectwem ukończenia dwóch klas szkoły średniej. Po
cezjalnego duszpasterza głuchoniemych obdarzonego tytułem Łodzianin Roku, funkcjonariusze CBŚ zatrzymali Maląga za pośrednictwo w procederze łapówkarskim. Choć stało się jakby regułą, że kontakty z Tomaszewskim kończą się aresztowaniami, po objęciu urzędu Kropiwnicki zaprosił go do współpracy. Zatrudnienie w magistracie odpadało ze względu na wymóg wykształcenia. Kwalifikacje wprost idealnie predestynowały go natomiast do stanowiska szefa rady nadzorczej Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego – największej z gminnych
spółek (dającej zatrudnienie 3800 pracownikom), i ją właśnie prezydent Kropiwnicki powierzył „Smutnemu”. Zaraz po nominacji Tomaszewski „poprosił” o zaangażowanie w MPK swojej byłej sekretarki z okresu, gdy kierował łódzką „S”. Dama ta (z niepełnym średnim wykształceniem i bez żadnych kwalifikacji) oświadczyła, że nie interesuje jej płaca niższa od 1500 złotych na rękę. Aby spełnić jej wymagania i uniknąć fermentu wśród pozostałych sekretarek (absolwentki wyższych uczelni władające obcymi językami), podniesiono im uposażenie do kwoty 1800 zł. Po kilkunastu dniach Kropiwnicki otrzymał raport. Wspomniany wcześniej Ireneusz Wosik (tym razem w roli prezydenckiego doradcy do spraw kontroli i skarg) doniósł o niegospodarności w MPK. Wkrótce Wosik awansował w magistracie na stanowisko koordynatora Biura Kontroli i Skarg. Kierownictwo miejskiej komunikacji w Łodzi otrzymało wypowiedzenia „bez obowiązku świadczenia pracy”, a Tomaszewski przystąpił do rozdawania kart. Nowym prezesem zarządu MPK został Paweł Dziwisz, ostatnio właściciel zakładu z konfekcją, po „przebranżowieniu” producent blachowkrętów oraz gwoździ, a wreszcie zarządca komisaryczny w fabryce kotłów. Wiceprezesurę otrzymał Marek Cieślak, ten sam, który z Tomaszewskim „restrukturyzował”. Do zarządu powołano też fachowców nie lada w osobach: Krzysztofa Litwinowicza, pedagoga ostatnio zatrudnionego
7
w księgarni, i Grzegorza Cieślaka, pracownika biura rachunkowego. W pierwszym odruchu wdzięczności prezesi zapragnęli zakupić za pieniądze MPK – dla swojego patrona Tomaszewskiego i grona doradców Kropiwnickiego – 5 luksusowych samochodów. Niestety, nie było za co. Sama idea przecież nie upadła, bo szanse stwarza realizowany właśnie kontrakt na dostawę 15 autobusów marki Volvo. „Wiewiórki” informują nas o zamysłach wyrwania limuzyn od Szwedów, w ramach tzw. offsetu. Czym skończy się dla MPK radosna działalność prezesów? Na razie Tomaszewski pozwala im bawić się nowymi komputerami, drukarkami i skanerami. Wszyscy zawiesili w gabinetach zakupione krzyże. Mimo zapłaconej już zaliczki, która przekracza 20 tys. zł, zrezygnowali z usług Biura Audytorskiego „U-Fin” badającego właśnie bilans przedsiębiorstwa i powierzyli prace znajomym Cieślaka. W modę weszły bilety wolnego przejazdu dla przyjaciół. „Smutny Jasiu” zapowiedział załodze, że już wkrótce tramwaje do jego rodzimych Pabianic będą jeździć z prędkością 140 km na godzinę! A tymczasem... tylko w styczniu br. przedsiębiorstwo odnotowało straty w kwocie 2 mln zł, niezapłacone faktury osiągnęły łącznie wysokość kilkunastu milionów złotych, zaś eksperci „od Tomaszewskiego” robią zakłady: kto pierwszy wpadnie w objęcia prokuratora. Niejako przy okazji spadła też wiarygodność finansowa Łodzi. Agencja Standard & Poor’s obniżyła tzw. rating i wcześniejsza ocena „stabilna” została zastąpiona „negatywną”. Swój potencjał odbudowuje natomiast prezydencki ZChN. ANNA TARCZYŃSKA Fot. archiwum
D
gdzieś wyjechał, a to akurat nie miał czasu... Prowinyrektor generalny watykańskiego Centrum Telecjałowi nie pozostało nic innego, jak tylko odwołać visificum Vaticanum (CTV), jezuita o. Federik spotkanie „z powodu ciężkiej choroby”, lecz na przeLombardi, brutalnie spoliczkował o. Dyrektołożenie Konferencji Plenarnej Episkopatu już było ra, odmawiając Telewizji Trwam – najmłodszemu dziecza późno. Siłą rzeczy z programu obrad wypaść muku Rydzyka – zgody na retransmitowanie programów siał punkt: „Zatwierdzenie statutu Radia Maryja oraz telewizji watykańskiej, a w szczególności nabożeństw ceprojekt nowej umowy między nadawcami Radia lebrowanych przez JPII. W uzasadnieniu o. Lombardi i Episkopatem” podnosi, że nie(rozpatrzony zomożliwa jest współstanie na 322. praca CTV ze staKonferencji cją komercyjną w dniach 30 działającą bez zgokwietnia–2 maja dy episkopatu. Zdaniem dyrektora Radia Maryja, biskupi to br.). Po zakońO. Tadeusza antymaryjne diabły. W dodatku nerwowe. czeniu spotkania zadenuncjowali bibiskupów wyraźnie rozsierdzony Głódź oświadczył: skupi z Rady ds. Środków Społecznego Przekazu i Ze„Zostaliśmy zaskoczeni wiadomościami na ten temat społu Troski Duszpasterskiej o Radio Maryja. A było (Telewizji Trwam – dop. A.T.), mieliśmy je z mediów, tak. Przewodniczący Rady, bp Sławoj Leszek Głódź, a nie od ojca Rydzyka lub jego zwierzchności zazawezwał prowincjała redemptorystów o. Zdzisława konnej. Tworzona telewizja prawdopodobnie nie Klafkę (przełożonego zakonnego o. Rydzyka) do odotrzyma od Episkopatu Polski statusu medium kopowiedzi na pytanie, kto jest właścicielem oraz kto wyścielnego ani katolickiego i cała odpowiedzialność dał zgodę na powołanie fundacji Lux Veritatis, która spocznie na władzach zgromadzenia redemptorywystąpiła do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji stów”. Zdementował wiadomość rozpowszechnianą o koncesję dla TV Trwam. Biskup poprosił ponadto, przez Radio Maryja, jakoby podczas ostatniej aużeby „zapoznać go ze statutem fundacji i telewizji, diencji generalnej JPII udzielił Rydzykowi specjala także z wnioskiem koncesyjnym, gdyż nie jest rzeczą nego błogosławieństwa: „Byłem na tej audiencji; właściwą, że KRRiT wie znacznie więcej o Telewizji nie padło ani jedno słowo o Radiu Maryja”. Biskup Trwam niż biskupi”. Głódź wyznaczył Klafce spotkanie pozwolił sobie nawet na lekką ironię: „Najwyraźniej w tej sprawie na 6 marca. Pragnął przygotować się do ojciec Rydzyk usłyszał coś na ucho”. A co na to zrelacjonowania stanu rzeczy kolegom, którzy już wczenasz bohater? W wygłoszonym na antenie Radia Maśniej zaplanowali 321. Konferencję Episkopatu w dniach ryja specjalnym oświadczeniu poświęconym Telewi11–12 marca. zji Trwam stwierdził: „Diabeł się bardzo denerwuje, Klafka dwoił się i troił, żeby jakoś przygotować ale Maryja zwycięża”. A.T. się do rozmowy z Głódziem, lecz o. Tadeusz a to
Biskupie diabły
8
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
NASZE KLIMATY
Nick: Kondor Ponad 100 osób we wtorkowe popołudnie 11 marca oczekiwało w Galerii Łódzkiej na spotkanie z Kondorem. Kevin Mitnick (nick: Kondor) dziś już nie łamie prawa. Wciąż jednak jest niekwestionowanym królem hakerów. Kevin Mitnick przyjechał do Polski, by promować swoją książkę „Sztuka podstępu”. Ostatnie spotkanie z czytelnikami odbyło się w Łodzi. Pomimo oczekującego tłumu fanów i łowców autografów znalazł chwilę, aby odpowiedzieć na kilka pytań. – Czy „Sztuka podstępu” to pierwsza twoja książka? – Pierwsza, w której napisałem prawdę! Wyrok sądu nie pozwala na publikowanie faktów z mojego życia przez najbliższe siedem lat. Mimo to opisane w książce sytuacje są prawdziwe, zmienione zostały jednak nazwy firm i nazwiska bohaterów. Pierwotnie, pierwszy rozdział tej książki miał zawierać moją biografię. Wydawca zrezygnował z takiego rozwiązania. Ktoś jednak znalazł
„szczotkę” oryginału i opublikował ten pierwszy tajny rozdział w sieci. Wystarczy poszukać. – Kevin, FBI uznało cię za jednego z najniebezpieczniejszych przestępców w Stanach. Teraz pomagasz instytucjom związanym z rządem łapać tych, którzy biorą z ciebie przykład. Jak do tego doszło? – Po pierwsze: nie współpracuję z rządem! Założyłem własną firmę i pomagam prywatnym korporacjom
P
Paprocany, położona nad jeziorem niedaleko Puszczy Pszczyńskiej, cieszy się specyficznym mikroklimatem. W mającym powstać Centrum znajdą się nowoczesne sprzęty i urządzenia leczniczo-rehabilitacyjne, a wysokiej klasy specjaliści z różnych dziedzin medycyny, rehabilitacji, psychologii, terapii naturalnej będą słu-
rawemu katolikowi piramida kojarzy się z sektą. I jeśli zobaczy, że ktoś chce wybudować taką niekatolicką budowlę, przystępuje do ataku. Pomyślicie sobie: średniowiecze. Nic bardziej mylnego. Dzieje się to w 2003 roku, w Polsce, w Tychach.
zabezpieczać się. Teraz płacą mi za „hakowanie”! Wciąż robię to, co sprawia mi frajdę, a przy tym nie łamię prawa i jeszcze mi za to płacą!
KEVIN MITNICK – jedna z najintensywniej poszukiwanych osób w historii FBI. Groził mu wyrok kilkuset lat więzienia. Ponieważ nie udowodniono mu czerpania korzyści finansowych z hakerstwa, skończyło się na pięcioletnim wyroku i zakazie zbliżania się do „wszelkich klawiatur” przez następne kilka lat. Uzasadnienie sankcji było bardzo proste: „uzbrojony w klawiaturę Kevin Mitnick jest groźny dla społeczeństwa”. Największe osiągnięcia przypisywane Mitnickowi: „włamanie” do komputera Obrony Przeciwlotniczej US Army, wykradzenie baz danych FBI, CIA, NASA, Kalifornijskiego Departamentu Maszyn Spalinowych, Digital Equipment Corp., Pacific Bell, wykasowanie z komputerów sądowych wszelkich informacji o swoim aresztowaniu i wiele innych. Obecnie Mitnick prowadzi własną firmę zajmującą się... ochroną danych komputerowych.
zgodę na budowę. 31 sierpnia wmurowano kamień węgielny. Włodarze miasta cieszyli się, że znalazł się człowiek, który zainwestuje kupę szmalu w pożyteczną działalność, rozsławiając przy okazji Tychy. Byłoby to jedyne w Polsce centrum medyczne w tak nietypowej budowli.
Piramidalna głupota żyć ludziom chorym i potrzebująW Tychach ma powstać Centrum Dla rasowych katolików to jedcym. Na poszczególnych kondygnaRehabilitacyjno-Terapeutyczne „Pinak skandal, że w ich mieście zacjach mają funkcjonować: recepcja, ramida”. Cóż w tym dziwnego? Otóż miast kolejnego kościoła wyrosła jaczęść leczniczo-terapeutyczna, hotebędzie się ono mieścić w wyjątkokaś podróba grobowca Cheopsa. lowo-gastronomiczna, sale seminawej budowli w kształcie piramidy. Przecież to nie Egipt tylko Katoryjne i punkty usługowe. W ośrodTa niecodzienna architektura ma land! Dla Polaka-katolika „piramiku przewidywane są m.in. zabiegi w swoich proporcjach przypominać da Ceglińskiego” to nic innego jak hydroterapii, wodolecznictwa, leczeegipską piramidę Cheopsa. Pomyośrodek sekty New Age. nia kolorem i słońcem. Na szczycie słodawcą i inwestorem budowy jest Przynajmniej tak twierdzą orgapiramidy będzie taras widokowy. Praznany polski bioenergoterapeuta nizatorzy protestu (Akcja Katoliccę znajdzie tu około 80 osób. Tadeusz Cegliński. Wybrał miejka i Stowarzyszenie Rodzin KatoW 2001 r. spółka Ceglińskiego sce wyjątkowe ze względów lecznilickich) skierowanego do prezydenkupiła działkę z parkingiem o poczych i sentymentalnych (pochodzi ta Tychów. Pod protestem podpiwierzchni 7428 m kw. za 1 040 500 sało się – o Boże! – niespełna dwuz tego rejonu). Już w latach siezłotych i w sierpniu 2002 r. dostała stu spośród 6 tysięcy mieszkańców demdziesiątych, kiedy powstawaosiedla. Ta mała trzódka ły tyskie osiedla – syuważa siebie za rycerzy wiapialnie dla śląskich górJednym z prekursorów wykorzystujących pozytywry, którzy będą bronić inników – głośno było ną energię, jaka płynie z piramid, był ks. Stefan nych przed wszystkim, co o unikatowych walorach Opiela, który już w 1981 r. rozdawał potrzebująniekatolickie. Bioenergotezdrowotnych tego miacym miniatury piramid własnoręcznie wykonane rapeutę dziwi swoista święsta. Dzielnica Tychów, w drewnie. Ekspertem radiestetą i naturoterapeuta wojna, jaką wypowiedzietą jest również arcybiskup Bolesław Pylak. li mu katoliccy działacze, posądzając go o sekciarstwo. On sam jest katolikiem, wielokrotnie brał udział w pielgrzymkach, spotykał się z biskupami, a nawet z papieżem Janem Pawłem II. Władze Tychów mają trudny orzech do zgryzienia: jak pogodzić cenne przedsięwzięcie z kościelnym średniowieczem i niezwykłą, bo piramidalną głupotą. JAROSŁAW RUDZKI Repr. archiwum
– Jak dobrze trzeba znać się na tworzeniu programów, żeby zostać „wielkim” hakerem? – Żeby rozpocząć „zabawę”, wystarczy mieć podstawowe wiadomości o działaniu systemów operacyjnych i pogrzebać w sieci. Każdy script kid z łatwością znajdzie programy, które pozwalają otworzyć słabiej zabezpieczone systemy. „Zawodowcy”, którzy włamują się do największych korporacji, wykorzystują jednak własne dzieła. Do tego trzeba się świetnie znać na programowaniu. – Podobno pasja uzależniła cię od komputerów. Jak długo wytrzymałeś z dala od nich i od sieci? – Ponad pięć lat, czyli tyle, ile siedziałem w więzieniu. Wcześniej każdego dnia spędzałem przy komputerze co najmniej kilka godzin – Spotkałeś już lepszego hakera od siebie? – Trudno dokładnie ocenić, ale raczej nie. Jednak w tej branży każdy trafia w końcu na lepszego od siebie. ¤¤¤
Kevin z uśmiechem gwiazdy TV zajął się rozdawaniem autografów i pozowaniem do zdjęć. My
zaś czekamy, kiedy pojawi się ktoś, kto go zdetronizuje. „FiM” mają już dla niego zajęcie... PAWEŁ A. NOWAK Fot. Autor
SŁOWNICZEK nick – nazwa, pseudonim stosowany przez użytkowników sieci, którzy nie chcą podawać imienia i nazwiska. haker – osoba, której działanie ma na celu ominięcie zabezpieczeń na serwerach i sieciach przedsiębiorstw, banków, agend rządowych. Hakerzy włamania do sieci traktują na ogół jako „rozrywkę intelektualną”, która nie ma na celu zdobycia informacji czy zniszczenia danych. script kiddies – zwykle dzieciaki udające hakerów. Do działania wykorzystują programy i dane dostępne w sieci. craker, wandal – osoba włamująca się do systemów w celu dokonania jak największych zniszczeń.
Prowincjałki Chwile grozy przeżyli kupcy z bydgoskiego rynku. W toalecie publicznej zabarykadował się dozorca targowiska i żądał wypłacenia zaległych od miesięcy poborów. Groził, że jeśli nie otrzyma szmalu, to wysadzi w powietrze siebie, kibel, a przy okazji okoliczne stragany. Siła rażenia mogła być duża, bo zdeterminowany terrorysta miał z sobą zapalniczkę i... 11-kilogramową butlę z gazem. Kibel i stragany zostały uratowane dzięki ponadgodzinnym mediacjom. Dozorca wprawdzie kasy nie otrzymał, ale za to trafił na komisariat.
TERRORYSTA Z KIBLA
Pogotowie zostało wezwane do rodzącej w domu kobiety. Niestety, lekarz stwierdził zgon noworodka. Poprosił o szmaty oraz o reklamówkę, aby schować ciało. Zszokowana matka została przewieziona do warszawskiego szpitala przy ul. Kasprzaka. Reklamówkę z ciałem niemowlaka pozostawiono przed wejściem do szpitala. Po czterdziestu minutach ktoś z personelu zauważył torebkę i zajrzał do środka. Okazało się, że dziecko... żyje! Lekarz z pogotowia przy ul. Hożej, który stwierdził „śmierć” noworodka, też ma się dobrze.
SPECJALISTA
Głośna w swoim czasie afera Galicyjskiego Trustu Inwestycyjno-Kapitałowego (działanie na szkodę kilkunastu tysięcy drobnych ciułaczy, którzy lokując pieniądze w GTI-K utracili ponad 50 mln zł) prawdopodobnie zostanie przedawniona i 11 oskarżonych będzie sobie hasać na wolności. Jak do tego mogło dojść? Otóż postępowanie wszczęto 10 lat temu. W 1996 roku akta trafiły do sądu w Warszawie i poleżały tam bez rozpoznania o wiele za długo. Sąd przypomniał sobie (może za czyjąś sprawą?) o akcie oskarżenia dopiero po... ośmiu latach! Oskarżonym pozostało zaledwie 6 miesięcy do przedawnienia się zarzutów. I... jest po sprawie!
SĄDOWA GROZA
Piotr O., mieszkaniec podlubelskiej miejscowości, został aresztowany przez Centralne Biuro Śledcze pod zarzutem prania brudnych pieniędzy. W jego domu znaleziono: wart ponad 150 tysięcy dolarów... zegarek, samochód marki Mercedes (ok. 700 tysięcy zł) i kwity bankowe na 6 mln dolców. Jak poinformował Generalny Inspektor Informacji Finansowej, działalność Piotra O. prowadzona była z rozmachem i kosztowała Skarb Państwa około 18 mln złociszów, tytułem nieodprowadzonego podatku dochodowego. Sprytny Piotruś był obywatelem Watykanu i Liberii. Ponoć miał kontakty z księżniczką z Emiratów Arabskich oraz był doradcą inwestycyjnym słynnego piłkarza Romario (miał za to otrzymać 5 mln dolarów). Księżniczka, Liberia ani Romario – nic o tym nie wiedzą. Czekamy na dementi Watykanu. Opracował A.R.
CZARNY PIOTRUŚ
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
W
ywieziono do lasu i pobito główną księgową i wiceprezesa firmy, Zofię K., na porządku dziennym są groźby karalne i przebijanie opon. W samochodzie członka zarządu spółdzielni policja znajduje narkotyki. Sądy zawalone są pozwami i roszczeniami, podobnie prokuratura. W centrum wydarzeń przewijają się politycy prawicowej sceny. Za PRL wrocławska Spółdzielnia Mieszkaniowa „Energetyk” była po-
włościach ma wielu zwolenników, otaczają go ludzie wierni, widzący w nim męża opatrznościowego. Ale ma też mnóstwo przeciwników. Spółdzielcy szybko dochodzą do wniosku, że wpadli z deszczu pod rynnę i niezwłocznie tworzą kolejną grupę, tym razem opozycyjną wobec Pesty. Czołową rolę odgrywają w niej m.in. Andrzej Dębiec i Zofia Kubiak (księgowa). Ta ostatnia jawnie podejmuje próbę zwołania walnego zgromadzenia, żeby obalić zły – według niej – zarząd. Najwyraźniej komuś się to bardzo nie spodobało.
ALTERNATYWY 4 W końcu odbywa się w „Energetyku” walne zgromadzenie. Nad bezpieczeństwem obrad czuwa kilkudziesięciu wynajętych ochroniarzy. Ci ostatni będą już stale obecni w biurowcu spółdzielni przy ul. Powstańców Śląskich. Ludzie Pesty twierdzą, że zebranie jest nielegalne, bo nie uczestniczy w nim połowa z czterech tysięcy członków uprawnionych do głosowania. Organizatorzy przekonują, że ten warunek jest niemożliwy do spełnienia. Nikt na siłę nie będzie wyciągał lokatorów z domów i przywoził ich na głosowanie. I tak dobrze,
Mieszkaniowy tort kazową firmą molochem, skupiającą blisko 40 tys. lokatorów. Wybudowane na dawnych terenach zalewowych wieżowce zostały w 1997 r. zatopione do III piętra przez pamiętną wielką wodę. Po zniszczeniach nie ma już śladu, a na ich usunięcie przekazano olbrzymie pieniądze. Zrozumiałe, że później tak bogata i odrestaurowana mieszkalna enklawa aż się prosiła o uwłaszczenie. Pierwszymi zaradnymi byli urzędujący prezes Krzysztof Kucharski i jego zastępca Jerzy Misiak, aktywista Unii Wolności, a następnie Platformy Obywatelskiej. Zgrany duet długo myślał nad prywatyzacją i... wykombinował prywatną spółkę o dźwięcznej nazwie Uranos. Panowie szybciutko ją zarejestrowali na swoje nazwiska, następnie ochoczo zabrali się do krojenia energetycznego torcika. Z macierzystej spółdzielni uszczknęli „skromny”, bo wyceniony przez siebie na 3,5 mln zł mająteczek w postaci atrakcyjnej działki, pawilonu i XVII-wiecznego dworku. Nazwali to elegancko aportem, rekompensującym ich wkład założycielski w wys. 4 tys. zł, a także wkład własnych cwanych szarych komórek, który nazwano z wielkopańska know how. Wybuchł skandal, bo znalazło się kilku osiedlowych działaczy, którzy wartość oderwanego dobra oszacowali na ponad 30 mln zł. Sprawa się rypła i zarejestrowana w niebywale błyskawicznym tempie prywatna spółeczka upadła z niemałym hukiem i smrodkiem. Jednak przedsiębiorczy dwuosobowy zarząd nie zrezygnował z rozbioru „Energetyka”. 28 lutego 2001 r. wydzielono z niego dwa ganz nowe „klony – bliźniaki”: SM „Kozanów IV” i „Popowice”. Pierwszym zaopiekował się troskliwie Kucharski, pozostając nadal szefem macierzystej spółdzielni. Jego zastępca Misiak rządził w drugim klonie, także sadowiąc się wygodnie na dwóch fotelach.
Gangsterzy i narkotyki W odpowiedzi na te poczynania w okrojonym już „Energetyku” formuje się nowy zarząd, na którego czele staje działacz Krzysztof Pesta, bardziej znany jako pułkownik wojskowych służb specjalnych i policyjny wykładowca. Zaczynają się nie tyle rządy twardej ręki, co dyktatura wzmocniona „swoimi” ludźmi. Nowy pan na
natychmiastowym Dębca (którego nie wpuszczono na obrady), żeby usadowić się na jego miejscu. Całkowicie skołowani lokatorzy w ogóle przestają płacić czynsz, bo po prostu nie wiedzą, które z dwóch podanych im przez konkurencyjnych prezesów kont jest wiarygodne. Długi „Energetyka” rosną zatem w błyskawicznym tempie. Wierzyciele już oznajmiają, że nie zamierzają spokojnie przyglądać się tej zadymie. MPEC grozi odcięciem ciepła...
Szturm na biura 29 sierpnia ponad 100 zwolenników „prezesa” Pesty przypuszcza szturm na siedzibę spółdzielni przy ul. Powstańców Śląskich. Dębcowi na ratunek spieszy policja, tłumacząc się „otrzymaniem informacji o podłożo-
9
obietnicę traktować. Jeszcze jeden – mówią – któremu marzy się ciepła, zastępcza posadka! Bo jest o co się bić. Akurat przywrócona została możliwość przekształcania spółdzielczych mieszkań lokatorskich na własnościowe, co przekłada się na wielki dopływ żywej gotówki do kasy spółdzielni. Ostatnio Sąd Rejestrowy przywrócił do władzy Dębca, stwierdzając jasno, że tylko on i zarząd odpowiadają za politykę finansową „Energetyka”. Trzeba przyznać, że zrehabilitowany prawnie prezes zaimponował większości spółdzielców. Spokojnie zajął się przede wszystkim porządkowaniem zadłużeń, chociaż opozycjoniści, jak tylko mogli, utrudniali mu przejęcie kontroli nad spółdzielczymi kontami. Najpierw zaspokoił podstawowe roszczenia MPEC, dzięki czemu w wieżowcach są gorące ka-
W pewien wrześniowy wieczór samochód pani Zofii zablokowały w parkowej uliczce dwa inne auta – granatowy volkswagen passat i ford. Kobietę wywleczono z pojazdu i podduszoną jej własną apaszką wywieziono do lasu w pobliżu Dobromierza. Tu dowiedziała się, że jest „szmatą i za bardzo interesuje się sprawami spółdzielni. Jeśli tego nie zaprzestanie, to inaczej z nią porozmawiają”. Na zakończenie napastnicy pobili ofiarę do nieprzytomności. Ocknęła się kilka godzin później w swoim samochodzie. Przy pomocy przygodnie zatrzymanego kierowcy dotarła do najbliższej stacji benzynowej, z której zadzwoniła po policję. Niedługo potem stróżom prawa udało się zatrzymać obu porywaczy, lecz co z tego? Mil-
czą jak zaklęci. Można odnieść wrażenie, że boją się mocodawców. Śledztwo trwa, a prokuratura nie udziela żadnych informacji. Zofia Kubiak okupiła swoją przygodę dłuższym pobytem w szpitalu, jednak nie zniechęciło jej to do działalności spółdzielczej. Stała się tylko ostrożniejsza. Tymczasem pod koniec lipca 2001 r. zatrzymany zostaje (pod własnym domem) przez policję prezes Krzysztof Pesta. W jego samochodzie znaleziono... cztery worki narkotyków. W sumie – 900 porcji amfetaminy, 400 marihuany i 5 brązowej heroiny. Kierowca stwierdził, że trefny towar został mu podrzucony, najprawdopodobniej „przez pewnych członków spółdzielni”, którym zależy na odwołaniu go z zarządu „Energetyka”. Najwyraźniej coś może i było tu na rzeczy, skoro prokuratura nie wystąpiła z wnioskiem o aresztowanie. Zastosowano jedynie poręczenie majątkowe w wys. 20 tys. zł, a także zatrzymano paszport. Ostatecznie dochodzenie umorzono bez słowa wyjaśnienia (sic!).
że stawiło się 117. Powołano nową radę nadzorczą. Prezesem „Energetyka” został Andrzej Dębiec. Krajowa Rada Spółdzielcza potwierdza legalność wyborów. Innego zdania jest Sąd Okręgowy, wskazując na uchybienia formalne. Nowa władza składa apelację od tego orzeczenia. Konflikt narasta. Na początku grudnia 2001 na „Kozanowie I” płoną dwie windy przy ulicy Dokerskiej, najpierw pod numerem 32, chwilę później pod 42. Tak jakby ktoś początkowo się pomylił, a później sprostował błąd. Dziwnie się składa, że desygnowany na prezesa Dębiec mieszka pod tym drugim adresem. Kolejny przypadek? A może ostrzeżenie, żeby się nie wychylał? Na początku 2002 r. Sąd Apelacyjny nakazuje ponownie rozpatrzyć legalność powołania nowych władz. Ten werdykt nie jest na rękę Peście, bowiem dowiaduje się, że utworzenie „jego” rady nadzorczej było niezgodne z prawem (spółdzielczym także) i wobec tego może czuć się odwołany z prezesowskiego stołka. Nie daje jednak za wygraną. Latem organizuje kolejne walne, wybiera... nową radę nadzorczą i odwołuje w trybie
nej bombie”. Stróże prawa ewakuują prezesa i jego ludzi. Spokoju nie ma i w następnych dniach. Pod biurowcem ścierają się zwolennicy obu zarządów. Są rozbite głowy, nosy. Pojawiają się też „wybawiciele”. Na miejsce awantury docierają posłowie – niewielki, ale buńczuczny i zadziorny Antoni Stryjewski z LPR oraz Jacek Protasiewicz z PO. Tego ostatniego ludzie nie zamierzają słuchać. Wykrzyczano mu, że na konflikcie chce upiec własną pieczeń, a tak w ogóle niech idzie precz, skoro on i jego koledzy z zarządu miasta spokojnie przyglądali się przez ostatnie lata rozgrabianiu „Energetyka”. Poseł poszedł, ale zapowiedział, że wróci. Mieszkańcy nie wiedzą, jak tę
loryfery. Mogłoby się wydawać, że sytuacja jest już opanowana. I dobrze, bo mieszkańcy nie zdawali sobie sprawy z tego, że nad ich głowami wisiał już miecz Damoklesa. Dalsza zadyma groziła likwidacją spółdzielni, a w tym momencie wszyscy posiadający lokatorskie prawa – w myśl ustawy spółdzielczej – dostaliby natychmiast nową, z pewnością wyższą umowę najmu. Mało tego, należałoby również wpłacić za zajmowane lokale kaucję w wysokości co najmniej trzymiesięcznego czynszu. Płacz i zgrzytanie zębów byłyby powszechne. JAN SZCZERKOWSKI Zdjęcia: Piotr Gdera Z ostatniej chwili: A jednak cyrk ciągle trwa. Niespodziewanie zamki w drzwiach kasy spółdzielni wyłamują przedstawiciele starej rady nadzorczej, której kadencja już się skończyła. Po co wyłamują? Żeby wypłacić sobie diety! Mogli to uczynić na podstawie dziwacznego przyzwolenia organów ścigania. Podajemy przepis na tolerowane przez prawo włamanie. Do krzyckiej prokuratury trzeba zanieść pismo informujące o podjęciu próby dostania się do kasy. Złożenie oświadczenia zostaje potwierdzone odpowiednim stemplem. Pokazujemy ten glejt w dzielnicowym komisariacie i już możemy zaopatrzyć się w łom. Przestępstwa nie ma, bo przecież o wszystkim wiedzieli... stróże prawa! Czyż nie jest to świat Kafki i Mrożka?
10
NASZE KLIMATY
Ołtarz na dziko Ksiądz Andrzej Tokarzewski, prałat parafii św. Anny w Lubartowie, uwielbia doprowadzać urzędników do palpitacji serca. Ostatnio wyciął im numer, stawiając na dziko ołtarz w pobliżu zabytkowego kościoła. Nadzór budowlany domaga się rozbiórki nielegalnego obiektu. Wiosną ubiegłego roku prałat Tokarzewski miał wizję. Wyśnił dla swojej parafii zewnętrzny ołtarz na placu przykościelnym. Barokowy kościół świętej Anny jest jedną z sakralnych pereł archidiecezji lubelskiej. Prowadzenie w nim i w jego najbliższym otoczeniu jakichkolwiek prac wymaga konsultacji z konserwatorami zabytków. Ale metoda faktów dokonanych jest praktyką często wykorzystywaną przez proboszczów. W taki właśnie sposób została zrealizowana inwestycja prałata Tokarzewskiego – na dziko, to znaczy bez odpowiednich pozwoleń na budowę. Pierwotnie ołtarz miał być polowy, czyli taki, który nie jest na trwałe związany z gruntem i nie jest wymagana zgoda na jego postawienie. Ale „trybuna prałata” okazała się solidnym, murowanym obiektem. Inwestycją zainteresował się Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Lubartowscy urzędnicy nie uklękli przed sutanną. Pod koniec
ubiegłego roku proboszcz otrzymał nakaz rozbiórki. Tak się wtedy ojczulek zeźlił, że wysmarował pismo aż do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wcześniejszą decyzję o rozbiórce NSA podtrzymał w mocy. O szczegóły tej bulwersującej sprawy poprosiliśmy Alinę Sawicką, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego w Lubartowie. – Kiedy zostanie przeprowadzona rozbiórka ołtarza przy kościele św. Anny? – zapytaliśmy. – W decyzji o rozbiórce nie określa się terminu wykonania czynności. Obowiązek jest wymagalny z chwilą, gdy decyzja staje się ostateczna. – W jaki sposób zamierzacie wyegzekwować prawo? – Zgodnie z art. 52 ustawy „Prawo budowlane” inwestor, właściciel lub zarządca obiektu budowlanego jest obowiązany na swój koszt dokonać czynności nakazanych w decyzji.
Ołtarz też może być „na dziko” – Czy istnieje możliwość prawnego zalegalizowania ołtarza przy kościele św. Anny? – Nie ma możliwości legalizacji samowolnie wybudowanego obiektu budowlanego. Jeśli teraz urzędnicy wykażą się żelazną konsekwencją, to ołtarz polowy powinien wkrótce zniknąć z kościelnego krajobrazu. To wersja optymistyczna. Co innego sugerują lubartowskie realia. Przeciwko rozbiórce obiektu z pewnością będą protestować parafianie. Urzędnicy trzymający się prawa już wychodzą na bezbożników, którzy chcą usunąć przenajświętszy ołtarz. Kto ośmieli się podnieść rękę na samowolkę prałata? M.Ch. Fot. Autor
T
o wstyd, że do czegoś takiego doszło – mówi jedna z mieszkanek Kobyłki. – Księża nie mogli dojść do porozumienia i postanowili podzielić nowy cmentarz. Trafił im się niczym ślepej kurze ziarno, bo otrzymali go od władz miasta za friko. Niestety, nikt nas, szeregowych obywateli, nie pytał o zgodę, choć w Kobyłce nie mieszkają sami katolicy.
Wśród 17-tysięcznej społeczności Kobyłki dominują katolicy, ale są tu także protestanci i świadkowie Jehowy. Jeszcze przed decyzją rady przedstawiciele mniejszości religijnych wyrazili głośno obawy dotyczące przekazywania obiektu komunalnego na rzecz dominującej parafii rzymskokatolickiej. Nikt głosów tych nie potraktował poważnie. Gdy między grobami zaczęto stawiać ogrodzenie, ludzi zalała krew.
Przerżnięty cmentarz
T
ygodnik „Fakty i Mity” jest sponsorem drużyny młodych hokeistów z Uczniowskiego Klubu Sportowego ZSME Sosnowiec. Zespół należy do krajowej czołówki juniorów młodszych, a grają w nim zawodnicy z Sosnowca, Katowic, Łodzi i Nowego Targu. Ostatnie, kolejne sukcesy naszych młodych hokeistów dobitnie świadczą, że ten, kto gra w teamie „FiM”, jest skazany na sukces. Za dwa tygodnie mistrzostwa Polski w kategorii juniorów starszych w Oświęcimiu, gdzie nasza drużyna wystąpi wśród czterech najlepszych zespołów z Polski. Życzymy miejsca na podium, tego najwyższego!!! JR
Połamania kijów!
W Urzędzie Miasta potwierdzają, że rzeczywiście doszło do takiej „transakcji”. Ponieważ stary cmentarz już się zapełnił, miasto założyło nowy. Prawie 4 ha pod lasem ogrodzono pięknym parkanem. Przed rokiem cmentarz postanowiono przekazać miejscowej parafii. A że w mieście powstała jeszcze jedna parafia, okazało się, że do podziału są teraz dwaj kontrahenci. – Widocznie proboszczowie od Świętej Trójcy i św. Kazimierza nie mogli się dogadać, bo doszło do podziału cmentarza – mówi zirytowany Tadeusz P., mieszkaniec Kobyłki. – Choć był już ogrodzony i stanowił jedną całość, podzielono go sztucznie. Między grobami zaczęto budować parkan. Wygląda na to, że brama będzie jedna, ale pochówki odbywać się będą na dwóch cmentarzach. To skandal. – To prawda, że miasto przekazało cmentarz parafiom – potwierdza przewodniczący Rady Miasta Bogdan Zbyszyński. – Dlaczego tak postąpiono? Chodziło o podniesienie rangi nowej nekropolii.
Pod naciskiem co trzeźwiejszych mieszkańców Kobyłki burmistrz osobiście pofatygował się do wielebnych, by wybić im z głowy absurdalny pomysł. – Księża pod presją społeczną i burmistrza wycofali się z dzielenia cmentarza – mówi B. Zbyszyński. Gdy niedawno odwiedziliśmy Kobyłkę, bez trudu mogliśmy jednak zobaczyć fundamenty i słupki nowego ogrodzenia. Zbudowano je między grobami, w przejściach o szerokości zaledwie 20–40 centymetrów. Jeśli nawet wielebni zrezygnują z podzielenia murem cmentarza, to z pewnością nie odpuszczą kasy. Cmentarz to znakomity interes i każdy kawałek ziemi dla umarlaka zapewnia kupę szmalu. Szkoda, że tego interesu nie dostrzegli wybrańcy ludu, czyli radni Kobyłki. Jak zapewniali nas liczni mieszkańcy, przyjdzie im za to zapłacić już niedługo, bo podczas najbliższych wyborów. I znowu radni głupi po szkodzie. PIOTR SAWICKI Fot. Autor
GDY PRAWDA PRZESZKADZA
K
atolicy są miłosierni. Niemal codziennie ostrzegają w e-mailach, zwykłych listach i anonimowych telefonach przed tym, co nas wkrótce spotka, jeśli nie zaprzestaniemy wydawania „Faktów i Mitów”. Ciężkie pobicie i porwanie dzieci to najłagodniejsze z tych ostrzeżeń. A ponieważ niewiele sobie z tego do tej pory robiliśmy, więc ostatnio zaczęto do nas strzelać. I to już nie są żarty. W czwartek 13 marca atmosfera w redakcji nie należała do najprzyjemniejszych. Zdenerwowanie udzieliło się nawet zazwyczaj stoicko spokojnemu Jonaszowi. Cóż... ślady po pociskach potrafią wyprowadzić z równowagi każdego. Do zwykłych pogróżek już przywykliśmy. Najczęściej przychodzą one pocztą elektroniczną i przynoszą prawdziwie religijne uniesienia tudzież akty strzeliste. Na przykład takie: „Ty ch...u złamany. Jak nie zaprzestaniesz pisania w tej szmacie, to k...a twoja mać dostaniesz taki wp...l, że rodzona matka cię nie pozna, ty s...u jeden”. Albo takie: „Śledzimy twoje dzieci. Czy wiesz, jak będą wyglądali gówniarze z odciętymi brzytwą uszami?”. Prawdziwi Polacy-Katolicy szczególnie upodobali sobie redaktora naczelnego i piszącego te słowa. Cóż... ryzyko wliczone w zawód, no i w końcu można się jakoś przyzwyczaić. Niestety, nasi „fani” z kruchty trafili do sklepu z bronią i przeszli od słów do czynów. Trzy przestrzeliny w trzech oknach to trochę za dużo jak na zszarpane nerwy redaktorów „FiM”. Najniebezpieczniej wyglądał ślad po
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
Strzelają do nas!
pocisku w oknie dokładnie za plecami sekretarki. Gdyby w godzinach pracy strzelano z broni o większej sile rażenia... Kula przebiła jedną z dwóch podwójnych, grubych, klejonych szyb. Wezwani przez nas policjanci zabezpieczyli ślady i wezwali specjalną ekipę z wydziału kryminalnego łódzkiej policji. Ta zaś daleka była od bagatelizowania wydarzenia: – Jeden otwór można by uznać za przypadek, ale nie trzy – mówiła całkiem przejęta policjantka Grażyna Gadzinowska.
Wkrótce ustalono, że strzały oddano z okna niezamieszkanej kamienicy-slumsu po drugiej stronie ulicy Zielonej – vis-à-vis redakcji. Specjaliści od balistyki uważają, że strzelano
z wyczynowego karabinka pneumatycznego o dużej prędkości początkowej pocisku. Zważywszy na bliską odległość, gdyby np. okno było uchylone, strzały mogły być śmiertelne.
Prowokacja przeciw „FiM” i RACJI
P
rawdziwi Polacy-katolicy spod znaku ND-ecji są gotowi na największe nawet świństwo, aby zdyskredytować „Fakty i Mity” i antyklerykalną partię RACJA. Dlaczego? Bo tropimy i ujawniamy ich draństwa. Kilka tygodni temu w siedzibie APP RACJA w Bolesławcu pojawili się liderzy lokalnych struktur narodowców – tych spod znaku Tejkowskiego – i... zaproponowali współpracę! Rzecz jasna, spotkali się z natychmiastową odmową, bowiem z kim jak z kim, ale z ludźmi, którzy z założenia dzielą ludzi na lepszych i gorszych tylko dlatego, że mają inny kolor skóry czy inną religię, cokolwiek nam nie po drodze. Delikatnie rzecz ujmując. Poza tym, cała sprawa już z daleka pachniała prowokacją. Towarzystwo zaczęło więc gniewnie opuszczać biuro RACJI, a zamiast tradycyjnego „zostańcie z Bogiem”
nasi koledzy usłyszeli: „Jeszcze zobaczycie!”. No i rzeczywiście... Zobaczyli następnego dnia wielkie, wykonane czarnym sprayem na elewacjach kościołów napisy, m.in.: „Na pohybel judeo-chrześcijaństwu”, „Krzyż splamił twój honor” itp. odkrywcze myśli. Rozszalała się oczywiście niebotyczna awantura, a księża na
ambonach od razu wiedzieli, kto jest autorem graffiti: Nie kto inny – krzyczeli – tylko te antychrysty z „Faktów i Mitów” i antyklerykalnej partii RACJA. Księżowskie krzyki postawiły na baczność organa ścigania, a my dodajemy: „I bardzo dobrze!”. Proponujemy bowiem baczniej przyjrzeć się napisom. Od
razu widać, że coś tu nie gra. To mianowicie, że panowie narodowcy po prostu nie wytrzymali i obok cytowanych haseł nabazgrali swoje tradycyjne chrześcijańskie przesłania: „Jude raus”, „Żydzi na Madagaskar” itp. oraz piktogramy gwiazdy Dawida wiszącej na szubienicy. Tak więc, szanowny księże proboszczu Bober i księże Rączko z bolesławieckich parafii – nie mówcie fałszywego świadectwa przeciwko bliźnim swoim, którymi tak czy owak jesteśmy. Nieprawdaż? JOANNA GAWŁOWSKA Fot. archiwum
11
Funkcjonariusze spisali stosowny protokół i rozpoczęło się śledztwo, które najpewniej i tak nie przyniesie żadnych efektów. Podejrzanych jest bowiem na dzień dobry co najmniej kilka milionów Prawdziwych Polaków-Katolików. Gdy z redakcji wyszli ostatni panowie w niebieskich mundurach, gdy odetchnęliśmy niemal uspokojeni, że to „tylko” broń pneumatyczna, zadzwonił telefon: „To było tylko ostrzeżenie. Następnego już nie będzie, ale będzie zmieniony kaliber. Albo zamykacie tę waszą gazetkę, albo posypią się pogrzeby w redakcji” – głos w słuchawce był beznamiętny, ale zimny i rzeczowy. Teraz powinniśmy popisać się udawaną, heroiczną odwagą i powiedzieć, że nam to zwisa, że to strachy na Lachy. A jednak tak nie jest. Ludzie tego pokroju rzeczywiście są zdolni do wszystkiego, a jedyny w ultrakatolickim kraju tygodnik antyklerykalny działa na nich jak płachta na byka, więc obawa o życie swoje i najbliższych powoli, ale jednak kiełkuje. Nastroje w redakcji trochę się poprawiły, gdy Jonasz nakazał wstawienie w okna kuloodpornych szyb, a mimo to... Cóż... w razie czego złóżcie się na jakiś niewielki wieniec, bo my i tak „FiM” wydawać nie zaprzestaniemy. Polują na nas? No to my jeszcze pilniej będziemy polować na nich. Co prawda tylko piórem, ale tej broni, to oni boją się najbardziej. MAREK SZENBORN Fot. Alex Wolf
12
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
U NAS I GDZIE INDZIEJ
Homodyskryminacja Jest ich w Polsce mniej więcej dwa miliony. To znaczy, że prawie każdy z nas ma ich w bliższej lub dalszej rodzinie, widzi codziennie w pracy lub co rano wymienia z nimi „dzień dobry” na klatce schodowej, bo co dwudziesty człowiek na ziemi to... homoseksualista. Ktoś powie, że to przesada, że tak naprawdę niewiele osób zna osobiście jakiegoś geja lub lesbijkę. Od lat prowadzone badania są jednak jednoznaczne – ze swoimi 5 proc. mniejszości seksualnych Polska niczym nie różni się w tym względzie od Holandii, Francji czy Stanów Zjednoczonych. No właśnie, czy to nie dziwne, że w Nowym Jorku, Montrealu, Amsterdamie lub pobliskim Berlinie można bez trudu zobaczyć na ulicach prowadzące się za rączkę pary jednopłciowe, a w Polsce jest to widok niespotykany. Czy polscy homoseksualiści mieszkają w kanałach albo nigdy nie wychodzą z domów? Prawda jest jeszcze bardziej zaskakująca – polscy geje są najczęściej... żonaci, a lesbijki zamężne, natomiast reszta, choć nie zdecydowała się na małżeństwo, jest nie mniej przestraszona i ukrywa przed nietolerancyjnym otoczeniem swoje prawdziwe skłonności. Dlaczego tak jest? Ano dlatego, że homoseksualiści z kraju „umiłowanego Ojca Świętego” są tu najbardziej dyskryminowaną grupą społeczną. W znacznym stopniu skalę problemu przedstawiają raporty warszawskiego stowarzyszenia „Lambda” z roku 2001 i 2002 (ten drugi współtworzyła także Kampania przeciwko Homofobii). Warto upublicznić ich zawartość, choćby z powodu dyskusji, jaka toczy się w kraju wokół sprawy tolerancji, konkubinatu, oraz praw mniejszości seksualnych. Drugi
N
raport podano do publicznej wiadomości 25 lutego, a w specjalnej konferencji prasowej uczestniczyła minister Izabela Jaruga-Nowacka. Rzecz bez precedensu w historii Katolandu. Organizacja przeprowadziła ankietę wśród kilkuset osób (632 w 2002 roku) należących do mniejszości seksualnych. Lektura jest porażająca – aż 22 proc. (14 proc. w samym tylko 2001 r.) osób badanych doświadczyło przemocy fizycznej z powodu swojej orientacji! A oto kilka wymownych przykładów: młoda kobieta została zgwałcona przez obcego faceta, który dowiedział się, że jest ona lesbijką. Miała to być forma kary i nauki, by „wiedziała, do czego służy jej ciało”. Młody mężczyzna został zaatakowany przez nieznane sobie osoby, bo te dowiedziały się, że idzie on do kogoś, kto w programie TVN „Rozmowy w toku” wystąpił jako jawny homoseksualista. Tylko z tego powodu niedoszły gość został pobity i skopany. Także młody mężczyzna z Terespola został pobity przez ojca i brata tylko za to, że spotykał się z innym mężczyzną. W 77 proc. opisywanych przypadków poszkodowani nie zgłosili o tych atakach policji, bo albo się wstydzili, albo obawiali, że policja zachowa się wrogo. I niestety, ich obawy są słuszne! Kiedy ofiary zgłaszały się na policję, w większości przypadków były traktowane nieżyczliwie lub lekceważąco. Cóż, gdyby ofiary były np. biskupami, pocałowano by je
ad Wisłą politycy pomówieni o bycie gejem lub lesbijką gorliwie zaprzeczają, a partie trzymają się z daleka od wszelkich imprez organizowanych przez mniejszości seksualne. Na Zachodzie – wręcz przeciwnie – w dobrym tonie jest udział w manifestacji, a orientacja seksualna polityka nie jest tematem do pomówień – to żaden temat. Początek wiosny to początek imprez ulicznych organizowanych na całym niemal świecie przez gejów i lesbijki. Są to tak zwane marsze dumy, a także olbrzymie festiwale muzyczne i kulturalne przyciągające setki tysięcy, a nawet miliony widzów (Montreal). I tak w karnawałowym marszu Mardi Gras w Sydney wzięło udział 60 tys. uczestników, a z sympatią (na ogół) przyglądało mu się prawie pół miliona widzów. Tegoroczny marsz był także potężną polityczną imprezą przeciwko wojnie w Iraku i relacjonowały go stacje telewizyjne całego świata. W nowojorskiej paradzie w dniu św. Patryka (impreza konkurencyjna dla parady irlandzkiej, w której gejom nie wolno uczestniczyć, bo są za mało
w rękę i zorganizowano zapewne specjalne szkolenie dla ich ochroniarzy, ale kto przejmowałby się krzywdą zwykłego „pedała” czy „lesby”. Jeżeli chodzi o przemoc psychiczną (ataki werbalne, groźby, szantaż), to doświadczyło ich aż 51 proc. badanych (raport 2001). Prawie nikt z poszkodowanych nie zawiadomił policji, bo i po co? Głupie docinki, zgryźliwe komentarze, obsceniczne telefony lub wypowiedzi w rodzaju: „ja bym tych wszystkich pedałów wysłał do Oświęcimia, do obozu i wszystkich zagazował”, to chleb powszedni homoseksualistów w kraju miłującym „chrześcijańskie” wartości. Jak na to wszystko reagują zainteresowani? Starają się jakoś
z różnych powodów nie chcą tego rodzaju egzystencji, najczęściej dobrze się kamuflują. 74 proc. unika wszelkich publicznych zachowań mogących zdradzić ich orientację, a 67 proc. (raport 2001 r.) unika mówienia postronnym o swoich preferencjach. Ponad połowa nigdy nie rozmawia o tym ze swoją rodziną, 28 proc. – nawet z najbliższymi przyjaciółmi. Na jakie więc życie skazaliśmy w naszym zdewociałym i obłudnym kraiku 2 miliony rodaków? Na ciągłe ukrywanie, nieustanne granie kogoś, kim się nie jest, strach i poczucie winy. Nie przez przypadek mówi się, że obłuda jest drugą stroną bigoterii. Skutek jest taki, że połowa homoseksualistów wyjechałaby najchętniej z Polski, a aż 63 proc. podaje swoją orientację jako główną tego przyczynę! Mimo że geje i lesbijki opanowali w stopniu niemal perfekcyjnym sztukę kamuflażu, to i tak
Parada gejów w Berlinie
przeżyć, nie rzucać w oczy, nie drażnić rodaków faktem swojego istnienia. Często zakładają rodziny. Większość współmałżonków nie ma nawet pojęcia, jakie są prawdziwe preferencje seksualne ich życiowych partnerów. Homoseksualiści w małżeństwie zwykle rezygnują z właściwego dla siebie spełnienia albo prowadzą podwójne, żałosne życie, wiodące często do konfliktów, rozwodu, rozpadu rodziny. Ci, którzy
katoliccy), brał udział sam burmistrz miasta Michael Bloomberg. Nawet jeśli prywatnie nie lubi on „odmieńców”, to ma świadomość, że na imprezie stawić się musi, bo nie wolno mu lekceważyć dziesiątków tysięcy obywateli swojego miasta. Byłby przegrany jako urzędnik i polityk. Klaus Wowereit, burmistrz Berlina, nie tylko chodzi na gejowskie imprezy, ale sam jest gejem. Wcale tego nie kryje. Zjednało mu to przychylność wyborców i pomogło wygrać wybory. Wkrótce Wowereit odbierze nagrodę od niemieckich organizacji gejowsko-lesbijskich. Tymczasem w Polsce normalne, tolerancyjne zachowania ciągle uchodzą za dziwactwo. Lekceważenie dla półtora miliona współobywateli i wyborców to ciągle norma. Na ubiegłorocznej paradzie gejowskiej w Warszawie nie było żadnego parlamentarzysty, nawet lewicowego. O członkach rządu lepiej nie wspominać. Ciekawe, co będzie w tym roku? Czy znowu stchórzą przed Kościołem? MAREK KRAK
Polityka inaczej
bywają dyskryminowani w pracy, przy wynajmowaniu mieszkań, a także w dostępie do służby zdrowia (wszak każdy „pedał” to niewątpliwie chodzący rozpylacz wirusa HIV!). Homoseksualistów szczególną nienawiścią darzą Kościoły i duchowni. Aż jedna trzecia badanych doświadczyła takiej dyskryminacji. To dziwne, gdyż znaczna część gejów stroni od wszelkich organizacji kościelnych, wiedząc, że nic dobrego ich z tamtej strony nie spotyka. Młoda kobieta opowiada: „Podczas spowiedzi wyznałam, że jestem lesbijką i że współżyję z kobietą. Ksiądz potraktował mnie jak dziwkę lub gwałcicielkę. Kazał mi izolować się od dziewczyn, bo stwarzam zagrożenie”. Młody mężczyzna, który wyznał, że mieszka ze swoim chłopakiem, nie dostał rozgrzeszenia i usłyszał, że więcej w kościele ma się nie pokazywać. W 1998 roku lesbijki i geje z chrześcijańskiej grupy „Exodus” działającej przy stowarzyszeniu „Lambda Warszawa” – poprosili władze Kościoła katolickiego o wyznaczenie duszpasterza środowisk homoseksualnych. W odpowiedzi usłyszeli, że „geje i lesbijki nie potrzebują wyodrębnionego duszpasterstwa”. Cóż, kler wie lepiej. Kilka osób (raport 2001 r.) spośród członków kościołów mniejszościowych zmuszono do wypisania się lub ekskomunikowano.
Niektóre z podręczników zatwierdzonych przez ministerstwo do przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie kłamliwie przedstawiają sprawę orientacji seksualnych, zaś homoseksualizm prezentują jako dewiację. Z nietolerancją społeczną idzie w parze dyskryminacja na płaszczyźnie prawnej. Konstytucja RP nie rozpoznaje mniejszości seksualnych jako grupy chronionej. Państwo polskie chroni grupy narodowe i etniczne, związki wyznaniowe (oczywiście!), weteranów, dzieci, głosi równość mężczyzn i kobiet, uwzględnia prawa konsumentów. Kiedy lewica wnioskowała w 1997 r. o objęcie ochroną także mniejszości seksualnych, prawica i ludowcy skutecznie zablokowali wcielenie w życie podobnego bezeceństwa. Co prawda w Polsce nie wolno dyskryminować nikogo „z jakiejkolwiek przyczyny”, ale rozmaite Pieronki i Radia Maryja do woli i bezkarnie popisują się homofobią. Partnerom jednopłciowym nie przysługuje prawo do odprawy pośmiertnej z zakładu pracy i do automatycznego dziedziczenia majątku. Oczywiście, można zrobić testament, ale nie wszystkim udaje się zdążyć z jego sporządzeniem przed śmiercią. Często bywa nawet tak, że krewni zmarłego dziedziczą dobra wypracowane wspólnie przez obydwu partnerów. Ponadto, nawet gdy istnieje testament, homoseksualny partner musi płacić duży podatek spadkowy, ponieważ według polskiego prawa nie jest członkiem rodziny zmarłego. Nie istnieje obowiązek alimentacyjny wobec partnera, a osoby pozostające w związku nie mają prawa do nabycia wspólnie mieszkania spółdzielczego oraz współwynajmowania mieszkania komunalnego. Partnerzy nie mogą wspólnie opodatkować się, nie mogą wzajemnie reprezentować się przed organami władzy i nie przysługuje im sądowe prawo do odmowy składania zeznań. Partner homoseksualny często nie jest dopuszczany do informacji o stanie zdrowia swojego przyjaciela (przyjaciółki). Czy te przepisy prawne nie są dyskryminacją i nie stawiają dużej części obywateli w niekorzystnej sytuacji? Powyższa garść informacji jest świadectwem stanu naszego społeczeństwa, gdzie godność i niezbywalne prawa 5 procent współobywateli jest trwale lekceważonych przez polityków, przywódców religijnych oraz zupełnie pokaźną część społeczeństwa. Czy chcemy dołączyć do Europy, której Rada wezwała państwa naszego kontynentu do zerwania z dyskryminacją i przyznania pełnych praw mniejszościom seksualnym, czy raczej bliższa nam jest mentalność watykańska – pełna obłudy, zakłamania i nietolerancji? A może w Polsce trzeba zostać księdzem lub biskupem, żeby być szanowanym homoseksualistą? ADAM CIOCH Fot. archiwum
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
W
spólnota protestancka, do której przynależy prezydent Bush, popiera wojnę z Irakiem i wspiera bezkrytycznie Izrael. Najbardziej skrajni uważają, że należy po prostu nawrócić muzułmanów. Czy Bush ulega tym wpływom, czy daje się manipulować, gdy wzywa swój naród do świętej wojny przeciw terroryzmowi?
ZE ŚWIATA
i jego wyprawa na Kuwejt w sierpniu 1990 r. Ameryka od lat czekała, żeby Kuwejt zaprosił ją do wojny obronnej. Chodziło o to, by otworzyć stałą amerykańską bazę militarną, która jest czynna do dziś. Nie jest również prawdą, że w Iraku podczas „Pustynnej Burzy” niszczono jedynie obiekty militarne. Zdewastowano wszystko, tak-
Po co nam ta wojna? „Nigdy nie widzieliśmy ludzi tak diabolicznych, ale ci słudzy diabła nigdy nie widzieli narodu amerykańskiego mobilizującego się przeciw nim i to właśnie niedługo odkryją. (...) Wygramy, ponieważ jesteśmy najwięksi i najsilniejsi w oczach świata. Niech Bóg błogosławi naszą akcję. Niech Bóg nadal błogosławi Amerykę”. Oto niepokojące credo George’a W. Busha. Wszystko to wydaje się jednak jedynie czczym gadaniem w zderzeniu ze starannie ukrywaną prawdą co do faktycznych motywów amerykańskiej interwencji na Bliskim Wschodzie. Rzeczywiste interesy USA przedstawił francuskiej publiczności dokument filmowy Audrey Brohy i Gérarda Ungermanna pt. Les Dessous de la guerre du Golfe (z 11 marca br.). Niezależni amerykańscy dziennikarze, byli agenci CIA oraz kombatanci wojny z 1991 r. odsłonili skandaliczne i szokujące kłamstwa, jakimi karmił ich własny rząd. Według tego świadectwa, wszystko, co dzieje się obecnie w Iraku, jest od lat misternie kontrolowane przez Waszyngton. Wszystko, to znaczy zarówno dojście do władzy Saddama Husajna, jak
A
że oczyszczalnie wody pitnej i elektrownie. Zrzucono tak wiele bomb, że ich siła rażenia przekraczała w sumie 7 razy siłę bomby atomowej, która spadła na Hiroszimę. Zginęło prawie 100 tys. cywilów. Byli amerykańscy żołnierze opowiadali, w jak wielkie zdumienie wprawiła ich słaba liczebność i marne uzbrojenie armii Husajna. Nie wahali się, w związku z tym, nazywać tej wojny ludobójstwem. To jednak nie wszystko. Kiedy w lutym 1991 r. ostatnie trupy Irakijczyków zostały wywiezione z Kuwejtu, niespodziewanie zakończono wojnę i nałożono na Irak ostre embargo. Dlaczego? Ponieważ w kraju mobilizowała się opozycja zdolna obalić rząd Husajna. Ameryka potrzebowała jednak, żeby Irak pozostał słaby. W tym celu pozostawiono dyktatorskie rządy i wyniszczające naród embargo,
tak na Irak, do którego administracja Busha II prze nieustępliwie, odrzucając perswazje oponentów, budzi mieszane uczucia Amerykanów. Katolicy, których jest w Stanach 65,3 mln (to największa w kraju grupa wyznaniowa), mają dodatkową rozterkę. Jako wierzący czują, że powinni podzielać stanowisko papieża, jednak jako Amerykanie uważają, że słusznie i patriotycznie jest trzymać z Bushem. Tu jest problem, bo stanowiska obu przywódców – religijnego i państwowego – rozbiegają się z każdym dniem coraz bardziej. Jeszcze nigdy dotąd w historii swego długiego pontyfikatu Jan Paweł II nie wyrażał swego sprzeciwu w sprawach pozareligijnych tak stanowczo, przy czym jego ton antywojennej retoryki nasila się z każdym dniem. Pod koniec pierwszej dekady marca wypowiadał się wprost
roztaczając jednocześnie mity o militarnym zagrożeniu, jakie dla świata stanowi Husajn i jego broń. Dzięki tym posunięciom wojska amerykańskie mają ciągle pretekst, by stacjonować w regionie. Najbardziej „diabolicznym” skutkiem tej wojny było jednak to, że na ciężkie choroby zaczęli zapadać zarówno amerykańscy weterani, jak i cywilna ludność iracka. Wiele osób zmarło. Pentagon zbywał milczeniem wszystkie skargi byłych żołnierzy. W końcu, zdesperowani, zdecydowali się pozwać do sądu własny rząd. Dokumentacja, jaką zebrał ich adwokat, jest przerażająca. Choroby, na które zapadali, najprawdopodobniej były związane ze stosowaniem uranu do produkcji amunicji. O tym wielkim zagrożeniu nikt bezpośrednio zainteresowany nie został powiadomiony. Żołnierze mieszkali przez kilka miesięcy pod namiotami na pustyni pokrytej radioaktywnymi odłamkami i nikt ich nie poinformował, że grozi im choroba popromienna. Nikt nie przestrzegł też irackiej ludności cywilnej, co pokrywa ich piaski pustyni. Wobec tych wszystkich argumentów, nie można w żaden sposób podtrzymywać oficjalnej wersji słusznej wojny w imię wolności i demokracji. Irak jest raczej zakładnikiem amerykańskich interesów ekonomicznych. Przyczyną tej wojny jest ropa i tylko ropa, która – jak powiedział Henry Kissinger – jest zbyt wielkim bogactwem, żeby móc ją zostawić Arabom. Opr. A. Doan
szokująco, jak na jego styl. Atak na Irak określił jako „niemoralny”, jako „zbrodnię przeciw pokojowi”. Podkreślał, że jest to „porażka człowieczeństwa” i wskazywał, że wojna nie ma ani moralnego, ani prawnego usprawiedliwienia. Takie stanowisko papieża (zbieżne zresztą ze stanowiskiem przywódców wszystkich wielkich wyznań USA, z wyjątkiem południowych baptystów i zielonoświątkowców) jest dla ekipy Busha wyjątkowo niekomfortowe. Poza kwestią dezaprobaty świata, którą reakcja papieża nobilituje, Bush ma na względzie swe plany reelekcyjne. Podczas wyborów w 2000 roku katolicy stanowili 25 proc. elektoratu i rozdzielili swe głosy równo między Busha i Gore’a. Tym razem napiętnowany krytyką papieską Bush może dostać od nich znacznie mniejsze poparcie. TS
Katolicy w rozterce
Sumienie kapelana P
anie Prezydencie, proszę powiedzieć społeczeństwu prawdę – pisze w swoim liście do prezydenta Busha arcybiskup Bowman z Melbourne Beach na Florydzie. Autor nie podaje, czy pisząc ten list kierował się sumieniem, czy też okropnymi doświadczeniami, jakie przyszło mu przeżyć podczas wojny wietnamskiej, gdzie był naczelnym kapelanem armii amerykańskiej.
Sam brał udział co najmniej w stu lotach bombowych i widział tragedie oraz cierpienia żołnierzy i ludności cywilnej w Wietnamie. Bowman pisze dalej: Żaden system obronny z naszego potężnego arsenału i żaden cent z tych 270 miliardów dolarów, które rok w rok płyną na cele tzw. budżetu obronnego nie powstrzyma bomb terrorystów. Stajemy się workiem do bicia, bo jesteśmy coraz
bardziej znienawidzonym narodem. Biskup podaje przykłady interwencji amerykańskiej w obalaniu rządów w Iranie, Chile, w krajach Ameryki Łacińskiej i – co oczywiste – nawiązuje do zbliżającej się wojny w Iraku, którą określa jako walkę za naftowe koncerny mające apetyt na irackie złoża ropy. To my zasialiśmy nienawiść do nas, która teraz obraca się przeciwko nam w formie terroryzmu, a w przyszłości nie można wykluczyć, że będzie to terroryzm nuklearny – przestrzega abp Bowman. E. Kucz
13
Erotyczny bojkot A
by zapobiec wojnie w Iraku, powstają coraz to nowe, czasem zaskakujące inicjatywy pokojowe.
Najpierw atakowanego zewsząd kanclerza Gerharda Schrödera poparła elitarna grupa niemieckich intelektualistów. 19 osób (w tym laureat literackiej Nagrody Nobla Günter Grass) stwierdziło, że nie rozumie powodów, „dla których ma być prowadzona ta wojna”. Obok Grassa podpisy złożyli: szef niemieckiego Pen Clubu Johano Strasser, filozof Peter Sloterdijk oraz przewodniczący stowarzyszenia scen teatralnych Jürgen Flimm.
Natomiast aktorki z 56 krajów świata wystąpiły z projektem „Lizystrata”. Nawiązuje on do sztuki Arystofanesa, w której kobiety podjęły strajk seksualny, żeby zmusić mężczyzn do zaprzestania prowadzenia wojen. W tym kontekście aktorka Anne-Marie Helger wezwała żony Busha i Blaira do bojkotu erotycznego mężów. Niestety, wspomniane panie nie włączyły się do akcji. A.C.
Płód ważniejszy od matki N
iedawno Kongres USA, zdominowany przez konserwatywnych republikanów, przeforsował ustawę, dającą zarodkowi w matczynej macicy prawo do opieki medycznej, jakiego to prawa nie mają ciągle 43 miliony Amerykanów. Poza tym senat głosami republikanów odrzucił – wysuniętą przez demokratów – propozycję objęcia rządowym ubezpieczeniem zdrowotnym ubogich kobiet i nałożenia na firmy ubezpieczeniowe wymogu pokrywania kosztów środków antykoncepcyjnych. W tym samym głosowaniu odrzucono inicjatywę udostępnienia ofiarom gwałtów tabletek wczesnoporonnych. Wszystko to stanowi zaminowany grunt religijnej doktryny.
Senator republikański Rick Santorum stwierdził: „Wierzę, że życie zaczyna się w momencie zapłodnienia. Lekarstwa, które mogą przeszkodzić rozwojowi zapłodnionego jaja, nie mogą liczyć na poparcie”. Gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości, Stany Zjednoczone są krajem, którego konstytucja deklaruje rozdział religii od państwa. Rozdział ten jest jednak czysto deklaratywny i nie ma nic wspólnego z praktyką ustawodawczą i polityczną. TS
Niezapowiedziana wizyta S
tolarz Gary Bergeron, masarz Olan Horne i malarz Bernie McDaid – co łączy tych trzech czterdziestolatków? Plan wspólnej wyprawy do Watykanu 22 marca br. z nadzieją spotkania się z papieżem. Są liderami Stowarzyszenia Ofiar ks. Josepha Birminghama. Bergeron zabiera ze sobą brata i ojca... ongiś zgwałconych przez kapłanów pedofilów. „Nie wierzę, że Rzym odwróci się od nas plecami” – mówi Bergeron. – „Powiem papieżowi, że jego wierni potrzebują pomocy”. Wcześniej różne ugrupowania pokrzywdzonych bez powodzenia starały się o kontakt z Watykanem. W zeszłym roku w Toronto ofiary molestowania zabiegały o widzenie z Janem Pawłem II podczas jego pobytu na Światowym Dniu Młodzieży. Również z negatywnym skutkiem. Wprawdzie papież w kilku krótkich wypowiedziach napomknął o swym współczuciu wobec ofiar księży, ale i on, i reszta hierarchów bardziej skupia się na poszanowaniu praw oskarżanych. Kilku wyższych rangą kardynałów w publicznych wypowiedziach otwarcie minimalizowało rozmiary i wymowę
skandalu. Mówili, że jest rozdmuchany przez media. Eksperci watykańscy sądzą, że próba spotkania z papieżem bez wcześniej zatwierdzonej audiencji jest stratą czasu i pieniędzy na bilety. Ale jeśli ta piątka pocałuje watykańską klamkę, z pewnością nie poprawi to – bardzo już nadwątlonego – autorytetu Ojca Świętego w USA. TS
14
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
MITY KOŚCIOŁA
Rozdział państwa i Kościoła Instytucje państwa i Kościoła przez całe wieki pozostawały w ścisłej zależności, nawet wówczas gdy sojusz „tronu i ołtarza” przeradzał się w wojnę „tiary i korony”. Kościół zawsze chętnie uciekał się do „świeckiego ramienia”, wykorzystując do swych celów państwowy aparat przymusu. Ale też równie chętnie do Ewangelii i Kościoła odwoływała się władza świecka. A wszystko zaczęło się od cesarza Konstantyna, który wiążąc uniwersalne cesarstwo rzymskie z dominującą już wówczas religią chrześcijańską, stał się mimowolnym twórcą potęgi Kościoła. Konstantyn upatrywał w Kościele poręczenia ładu państwowego i społecznego. Obsypał Kościół bogactwami i przywilejami, naiwnie wierząc, że w ten sposób uczyni go potulnym i posłusznym oraz że kler będzie z wdzięczności umacniał wśród ludu przekonanie, iż władza cesarska pochodzi od Boga. Nie przewidział jednego: że Kościół może przekształcić się w państwo w państwie i zapragnie podporządkowania sobie władzy świeckiej. Forma relacji państwo-Kościół zapoczątkowana przez Konstantyna, a charakteryzująca się ścisłym związkiem władzy państwowej i świeckiej określana jest mianem ery konstantyńskiej. Ów związek, przeplatany co prawda licznymi konfliktami, był wyjątkowo trwały. Aż do czasów II Soboru Watykańskiego, czyli do lat 60. XX wieku, Kościół upierał się przy pojęciu państwa katolickiego i szczególnych obowiązkach państwa wobec „prawdziwej” religii. Ustępstwem wobec innych religii było co najwyżej tolerowanie ich jako zła koniecznego. Geneza organizacji państwowej wedle katolicyzmu wynika z prawa boskiego. Wedle Pawła z Tarsu, wszelka władza ma pochodzić od Boga. To twierdzenie oraz sformułowana przez Augustyna teoria państwa jako bicza bożego na grzesznych ludzi legły u podstaw papieskiego uniwersalizmu, domagającego się panowania Kościoła nad całym światem, oczywiście – także w sferze państwowej. Izydor z kolei wylansował tezę, że skoro państwo nie jest w stanie udoskonalić ludzi, to jego jedyną racją staje się podległość i urzeczywistnianie woli Kościoła za pomocą aparatu przymusu państwowego. Kościół katolicki jest jedynym związkiem wyznaniowym dysponującym własnym państwem. Jego duchowy zwierzchnik sprawuje nie tylko władzę duchową, ale pełni także funkcję szefa państwa kościelnego. Początki ukonstytuowania się politycznej władzy papieskiej datują się na VIII wiek. Za jej uzasadnienie posłużył sfałszowany przez kościelnych skrybów dokument, tzw. Donacja Konstantyna, który miał stanowić akt zrzeczenia się przez cesarza władzy nad stolicą cesarstwa i prowincjami Italii na rzecz papieża Sylwestra. W XI wieku papież Grzegorz VII
wystąpił z doktryną papocentryzmu, czyli zwierzchnictwa Kościoła i papieża nad światem oraz polityką państw. Rozwinął ją następnie Bonifacy VIII, przyznając papieżowi – jako najwyższemu i odpowiedzialnemu bezpośrednio przed Bogiem sędziemu – prawo ustanawiania i kontroli władzy świeckiej.
Idea rozdziału Kościoła i państwa ...jako zasada ustrojowa przeciwstawna powszechnie obowiązującemu powiązaniu państwa z Kościołem pojawiła się dopiero w XVIII wieku. W praktyce funkcjonują dwie formy rozdziału Kościoła od państwa: francuska i amerykańska. Pierwsza, wzorowana na ideach rewolucji francuskiej, konsekwentnie wprowadza formalnoprawny rozdział kościołów od instytucji państwowych. Charakteryzuje ją laicyzacja państwa i prawa oraz częściowa laicyzacja życia społeczno-politycznego. Druga opowiada się za neutralnością państwa w stosunku do wszystkich kościołów i związków wyznaniowych – przy ograniczonej laicyzacji państwa i dużej roli kościołów w życiu społeczno-politycznym. Amerykański system rozdziału Kościoła od państwa wprowadziła Pierwsza Poprawka do Konstytucji z 1791 r. Wyraża się on w uznaniu świeckiego charakteru federacji, pluralizmu i liberalizmu wyznaniowego oraz w zakazie uchwalania przez Kongres jakiejkolwiek ustawy ustanawiającej religię panującą lub zakaz praktykowania jakiejkolwiek religii. Amerykański system rozdziału z lokalnymi modyfikacjami stał się podstawą systemów rozdziału Kościoła od państwa wprowadzonych w części państw południowoamerykańskich w XIX wieku. Oznacza on jedynie respektowanie różnie interpretowanej zasady niewiązania się państwa z żadną religią. W Europie system rozdziału Kościoła i państwa po raz pierwszy wprowadzono we Francji w latach 1794–95. Miał on bardzo rygorystyczny charakter – obejmował przejęcie na własność państwa całej własności kościołów i związków wyznaniowych, zakaz subwencjonowania działalności wyznaniowej przez państwo, nieuznawanie przez państwo hierarchii kościelnej, pozbawienie duchowieństwa praw wyborczych oraz poddanie związków wyznaniowych powszechnemu prawu o stowarzyszeniach, w tym pełnemu opodatkowaniu. Ten model przetrwał jednak niezbyt długo. Zmodyfikowany i obowiązujący
do dziś system rozdziału Kościoła i państwa wprowadzono we Francji w 1905 roku. Po I wojnie światowej ukształtowane według tego modelu zasady rozdziału zostały przyjęte w konstytucjach około 20 państw. Po II wojnie światowej system rozdziału został przyjęty przez wiele państw afrykańskich i azjatyckich. Rozdział Kościoła od państwa jest jednym z czołowych haseł demokracji i zasadą prawnoustrojową przyjętą współcześnie przez większość państw. Religię uznaje za sprawę prywatną obywateli, oddziela sfery działalności kościołów i związków wyznaniowych od sfery działalności państwa, nadaje państwu świecki charakter, laicyzację obowiązującego systemu prawa (uniezależnienie przepisów prawnych od reguł i nakazów religijnych), sekularyzację szkolnictwa publicznego, równouprawnienie wszystkich kościołów i związków wyznaniowych wobec państwa i prawa oraz zapewnienie im pełnej swobody działania w ramach ustaw państwowych. Sekularyzacja oznacza zakaz wspierania z budżetu państwa kościołów i organizacji religijnych, wycofanie
religii ze szkół publicznych, areligijność urzędów, uniezależnienie prawodawstwa od doktryn religijnych (np. w kwestii aborcji lub zakazu stosowania i rozpowszechniania środków antykoncepcyjnych), a także uchylenie cenzury działającej w imię ochrony wartości religijnych. Gwarantuje też obywatelom prawo do swobodnego wyboru światopoglądu i norm etycznych. Tyle że to, niestety, często tylko teoria, rzeczywistość bowiem w różnych państwach wygląda różnie. Idea rozdziału Kościoła od państwa – jak łatwo się domyślić – była zaciekle potępiana przez Watykan.
Zmiana stanowiska nastąpiła dopiero na II Soborze Watykańskim. Od tego czasu katolicyzm uznaje instytucjonalny rozdział Kościoła od państwa, choć oczywiście rozumie to zupełnie inaczej niż władza świecka. Osiągnięciem soboru było uznanie wreszcie państwa za samodzielny byt, czyli rezygnacja z integrystycznego modelu państwa wyznaniowego. Kościół przyznał państwu
„niezależność i autonomię” – w ramach zakreślonych przez Watykan – oraz prawo do „zdrowej świeckości”. O akceptacji przez Kościół pełnej suwerenności państwa nie było jednak mowy. Dużo bardziej szło o zagwarantowanie pełnej autonomii Kościoła katolickiego w strukturach państwowych. Obecnie uprzywilejowaną pozycję oraz niezależność mają Kościołowi rzymskokatolickiemu zapewniać podpisywane z państwami konkordaty. Kościół podpisuje je od XII wieku. Przypomnijmy, że dawniej były one aktem przywileju i dowodem papieskiej łaski wobec państwa, a wraz z nimi narodziła się teoria supremacji Krk nad państwem, wedle której władza państwowa nie miała żadnych uprawnień w stosunku do Kościoła. Znamienne, że od czasów II Soboru Watykańskiego Stolica Apostolska podpisała 60 konkordatów i konwencji. Aż tak wiele zatem się nie zmieniło, mimo iż Kościół papieski (oficjalnie) stanowczo odżegnuje się od instytucjonalnej więzi religijnego i politycznego porządku. Cóż z tego, skoro jednocześnie swoje wysiłki koncentruje na rozwijaniu nieformalnych wspólnot ideowo-politycznych. Nieco innymi drogami, ale wciąż zmierza do tego samego – zaprzęgnięcia państwa do realizacji własnych celów. ANNA KALENIK
L
eszek Biały to był prawdziwy oryginał na książęcym tronie w naszym kraju. Z miłości do piwka odmówił udziału w wyprawie krzyżowej, a zamiast siłą nawracać Prusów na chrześcijaństwo, wolał z nimi handlować. Zdrowy na umyśle facet!
Książę niepobożny Historia ta wydarzyła się w czasach rozbicia dzielnicowego, gdy każde polskie książątko (mniej więcej jak teraz politycy) czuło się ważniejsze od sąsiada. Syn Kazimierza Sprawiedliwego, Leszek Biały, miał 7 lat, kiedy w 1194 roku został wybrany na księcia krakowskiego. Rok później stracił władzę na rzecz Mieszka III Starego. Ten zaś porządził 7 lat i ducha wyzionął. Ale w 1206 roku Biały ponownie sięgnął po władzę w Krakowie. Musiał jednak posunąć się do charakterystycznego w naszym kraju lizania kleru po czterech literach, bo miał słabe poparcie. Przystał więc na to, by biskup krakowski był wybierany przez kapitułę, a nie przez księcia. Później dorzucił jeszcze prawo do posiadania przez kler własnego sądownictwa i eksploatowania kopalń soli. Dał więc d... jak nie przymierzając Suchocka z konkordatem. Jednak miewał też antyklerykalne zagrywki, których wielce pobożna była premier nigdy by nie popełniła. Bies istny wstąpił chyba w księcia, gdy już swą władzę umocnił. Jego popisowy numer to wyłganie się z udziału w wyprawie krzyżowej, którą zarządził papież Honoriusz III. Książę krakowski najpierw ślubował, że weźmie w niej udział, ale później zmienił zdanie. Napisał więc uprzejmie do Papy, że jego wyjazd do Palestyny absolutnie nie wchodzi w grę. Uzasadnił odmowę tym, że... nie może żyć bez piwa, a w Ziemi Świętej takowego napoju się nie uświadczy. Rozsądny był książę aż miło. Papieża zatkało, ale że pierwszy raz z taką argumentacją się zetknął, więc uznał książęce racje. Zalecił wszakże, by w ramach rekompensaty złupić nieco pogańskich Prusów. Tu było bliżej, a i dostęp do browaru na tyłach stale był zapewniony. Ale Leszek Biały i w tym
przypadku wykazał się rozsądkiem. Zaproponował Honoriuszowi, żeby – zamiast nawracać ogniem i mieczem – urządzić na pograniczu Polski i Prus... targi. Wtedy chrześcijaństwo samo przez się by się krzewiło, a i zyski byłyby stałe i bez strat w ludziach. Pomysły miewał więc Leszek Biały rewelacyjne, zwłaszcza jak na ciemny XII wiek. Niestety, na tym się wszystko skończyło. Wyprawy krzyżowe i tak na Prusy ruszyły, a księcia krakowskiego spotkał zły koniec. Knuli przeciwko niemu wspólnie książę poznański Władysław Odonic oraz książę pomorski Świętopełk. W 1227 r. Leszek spotkał się z Henrykiem Brodatym, księciem śląskim. Narada odbyła się w Gąsawie, w łaźni, którą niektórzy zresztą uważają za pierwszą gejowską łaźnię w Polsce. Cóż, wojów gejów (królów zresztą również) nam nie brakowało. Zażywających miłych wrażeń władców dopadły zbiry przeciwników. Brodaty został ciężko ranny, a Biały jak go Pan Bóg stworzył wskoczył na koń i rzucił się do ucieczki. Daleko nie ujechał. Zbrodniarze zamordowali go w pobliskim Marcinkowie. Henryk Brodaty zachował życie, ale i tak spotkało go nieszczęście – jego żoną została bowiem św. Jadwiga Śląska. Chłop miał za swoje. Leszek Biały, na pamiątkę, ma swój pomnik w Marcinkowie, a w Żninie, stolicy Pałuk (woj. kujawsko-pomorskie), jest niewielki browar, który produkuje lokalne piwko o nazwie LESZEK. Choć tyle po nieboraku zostało. ROMAN KRAWIECKI
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r. „Jak Jabłonowski zabiegł, aż kędy pieprz rośnie, Gdzie cukier się wytapia i gdzie w wiecznej wiośnie Pachnące kwitną lasy; z Legiją Dunaju Tam wódz Murzyny gromi, a wzdycha do kraju”. To z „Pana Tadeusza”. W przypisach do poematu, Mickiewicz objaśnia: „Książę Jabłonowski, dowodzący Legią Naddunajską, umarł w San Domingo, i cała prawie Legia tam zginęła”. Niewiele więcej wie o tej sprawie przeciętny Polak. A mija dokładnie 200 lat od zagłady czterech tysięcy polskich żołnierzy, którzy w obcej służbie, walcząc w cudzej, dość haniebnej sprawie (choć nie dla ropy), niemającej nic wspólnego z interesem Polski, zginęli w dalekim kraju. I wcale nie bili się „za wolność naszą i waszą”. Przypomnijmy, jak do tego doszło, bo kwestia udziału polskich żołnierzy w wojnach toczonych poza granicami kraju i w cudzych interesach znów jest aktualna. Dwieście lat temu, po rozbiorach, nadzieje na odzyskanie niepodległości wiązali Polacy z Napoleonem. Legioniści we Włoszech, pod wodzą Henryka Dąbrowskiego, czekali na chwilę, kiedy wrócą „z ziemi włoskiej do Polski”, niosąc wolność na swych bagnetach. „Hasło Liberté, Egalité, Fraternité! uwiodło ich tak samo skutecznie, jak sam cesarz uwiódł później piękną Marię Walewską” – pisze Norman Davies w „Bożym igrzysku”. Polacy walczyli wszędzie tam, gdzie chciał tego Napoleon, ale Napoleon nie myślał jeszcze o wyprawie przeciw Rosji, o której marzyli legioniści Dąbrowskiego. Przeciwnie, pragnął razem z Rosją uderzyć na Anglię. Sprzyjał temu planowi car Paweł I, który chciał, żeby Austria zawarła z Francją pokój i ruszyła na angielskie Indie. I nagle car zginął w tajemniczych okolicznościach. Zdaniem Mariana Kukiela, historyka, a jednocześnie generała w armii Sikorskiego, to sprytni Anglicy zorganizowali zamach na cara. Nowy car, Aleksander I, dążył do pokoju w Europie. Traktat zawarty w Luneville w październiku 1801 roku i kończący wojnę austriacko-francuską był szokiem dla polskich legionistów. Nagle rozwiały się ich marzenia o marszu do Polski. Wielu żołnierzy opuściło służbę, niektórzy oficerowie strzelali sobie w łeb, w wojsku zapanowało rozprzężenie, wybuchały bunty. Taka armia to kłopot dla wodza, a Napoleon potrzebował polskich żołnierzy, bowiem zamierzał prowadzić jeszcze wiele wojen. Dlatego bez żadnych skrupułów rozwiązał Legiony Polskie, wcielając je do armii francuskiej. Dwie z trzech legionowych półbrygad załadowano na statki, które ruszyły na zachód, szlakiem Krzysztofa Kolumba. Celem były Wielkie Antyle, archipelag na Morzu Karaibskim, a przede wszystkim wyspa San Domingo, do niedawna podzielona między Francję
i Hiszpanię, a zjednoczona przez Napoleona w 1795 roku i stanowiąca kolonię francuską. Wyspa przynosiła spore dochody, bo żyzna ziemia i gorący klimat stwarzały znakomite warunki do uprawy trzciny cukrowej, kawy, bawełny i kakao – artykułów osiągających w ówczesnej Europie wysokie ceny, które w latach napoleońskich wojen wzrosły jeszcze bardziej. Trzy czwarte ziemi uprawnej na San Domingo należało do 40 tysięcy białych, głównie
PRZEMILCZANA HISTORIA gen. Filip Fressinet kazał ich wszystkich profilaktycznie wymordować. Zrobili to Polacy. Ze zbrodnią tą do dzisiaj nie może sobie dać rady wielu polskich historyków. Podważają wiarygodność ówczesnych relacji, twierdzą też, że być może Polacy wymordowali Murzynów, ale „decydującą rolę” odegrali Francuzi. Przypomina się tragedia z Jedwabnego i „decydująca rola”, jaką mieli odegrać tam Niemcy. Nie oszukujmy się, Polacy też są zdol-
Za wolność... czyją? francuskich plantatorów, a jedna czwarta do dwudziestu ośmiu tysięcy kolorowych wyzwoleńców. Resztę ludności stanowiło pół miliona Murzynów sprowadzonych z Afryki i stanowiących darmową siłę roboczą. Do portów San Domingo co roku przybijało około 700 statków, by odebrać ponad 110 tys. ton surowców eksportowanych do Europy. Hasła rewolucji francuskiej wzbudziły u niewolników nadzieje na wyzwolenie, ale Francja nie zamierzała wolności, równości i braterstwa eksportować do swoich kolonii. Przekonał się o tym Franciszek Toussaint-Louverture, wykształcony Murzyn, który uzyskał nominację na francuskiego generała i próbował wprowadzać na wyspie reformy. Zmierzały one do tego, by zobowiązać plantatorów, żeby czwartą część dochodów przekazywali swym pracownikom. Czarny generał proklamował republikę, ogłosił konstytucję i mianował się gubernatorem. Napoleon zareagował na to wysłaniem liczącego 14 tys. żołnierzy korpusu ekspedycyjnego, który wylądował na wyspie w lutym 1802 roku. Dowódca korpusu, gen. Wiktor Leclerc, zaczął pertraktować z samozwańczym gubernatorem, jednak w końcu uznał, że lepiej będzie po prostu go aresztować. Kazał przewieźć buntownika do Paryża, gdzie murzyński przywódca zmarł rok później w więzieniu. Wprawdzie Konwent w Paryżu formalnie zniósł niewolnictwo w 1794 roku, ale biali plantatorzy nie przyjmowali tego do wiadomości, nadal stosując przymus pracy. Gdy Murzyni chwycili za broń i gen. Leclerc poprosił Paryż o przysłanie posiłków, na statki załadowano trzecią półbrygadę polskich legionów, przekształconą w 113. półbrygadę armii francuskiej. Pierwsi Polacy wylądowali na San Domingo 10 października 1802 roku i niemal od razu znaleźli się w ogniu walk. Francuskie dowództwo wyznaczało Polakom najcięższe, także i zbrodnicze zadania. Gdy jedna z francuskich dywizji, składająca się z Murzynów, przeszła na stronę powstańców, a pozostał tylko wierny batalion liczacy 400 czarnoskórych żołnierzy,
Polski legionista na San Domingo
ni do zbrodni, a cała ekspedycja karna na San Domingo była jedną wielką zbrodnią. Polaków trawiły tropikalne choroby, na które nie było lekarstw. W ciągu pół roku z całej półbrygady, liczącej 3700 ludzi, zostało
480 podoficerów i szeregowców oraz 24 oficerów. Wielu znalazło się w niewoli. Powstańczy gen. Paweł Louverture tak do nich przemawiał: „Biedni Polacy, Francuzi was uwiedli, kazali wam szukać ojczyzny pod skwarnym niebem, służbę waszą niewdzięcznością opłacają”. Niektórzy z jeńców wstąpili do wojska powstańczego i zaczęli walczyć przeciw Francuzom. Na żółtą febrę zmarli: gen. Władysław Jabłonowski (ten z „Pana Tadeusza”) i dowódca korpusu ekspedycyjnego, gen. Wiktor Leclerc. Jego następcą został gen. Donat Rochambeau, który w celu tropienia powstańców usiłował używać psów, co skończyło się tragicznie dla francuskiego dobosza, którego te zwierzęta rozszarpały. Powstańcy nie poddawali się, straty rosły, francuskie dowództwo wciąż żądało posiłków. Druga półbrygada legionów polskich, przemianowana na 114. półbrygadę francuską, wylądowała na San Domingo w marcu 1803 roku. Równo 200 lat temu. Na miejscu włączono do niej resztki 113. brygady, którą zlikwidowano, bo przy życiu zostało 10 procent żołnierzy tej jednostki. Los 114. półbrygady okazał się równie tragiczny. Wspominał pułkownik Kazimierz Małachowski, że większość żołnierzy i oficerów w ciągu paru miesięcy zginęła w walce lub zmarła. „Podpułkownik Jasiński odebrał sobie życie wystrzałem pistoletowym, kapitan Zieleniewski, zrąbany przez kawalerię murzyńską (...)”. Jasiński bronił przekształconej w warownię plantacji La Cloche atakowanej przez przeważające siły powstańców. Pisał: „Nie jestem w stanie obronienia się z tak małym oddziałem, a nie chcąc wpaść w ręce zdziczałego ludu, walczącego o wolność swoją, życie sobie odbieram”. Straszliwą frustrację musiał przeżywać ten nieszczęsny oficer, gdy sięgał po pistolet. Z jednej strony
„Wybacz mi smutna Bratysławo, Hradcu Kralowy, Zlata Praho Za śmierć jaskółki tamtej wiosny, I polskie tanki nad Wełtawą” Za śpiewanie tego songu można było trafić do pudła na wiele miesięcy. A jednak było wielu takich Polaków, którzy się nie bali. Niestety, byli też tacy, co owe tanki wysyłali i byli bezpośrednio odpowiedzialni za „śmierć jaskółki”, nadziei dla Czechów. Ta jedna z najsmutniejszych kart naszej historii nazywana jest interwencją wojsk Układu Warszawskiego, a przeprowadzono ją w celu stłumienia patriotycznego zrywu Czechów i Słowaków określanego dziś „Praską wiosną”. 35 lat temu, 5 stycznia 1968 roku, I sekretarzem Komunistycznej Partii Czech zostaje A. Dubczek. To był początek nadziei na choćby częściowe zrzucenie komunistycznego jarzma. Dubczek skupia wokół siebie grono reformatorów i przystępuje do tworzenia „socjalizmu z ludzką twarzą”. Nowa ekipa przeforsowuje nowy program polityczny i gospodarczy, zapowiada poszerzenie swobód obywatelskich, rehabilitację dysydentów skazanych w procesach politycznych, a nawet zniesienie cenzury. W czerwcu 1968 roku ukazuje się drukiem słynny manifest pisarza L. Vaculika „2000 słów”, w którym
15
oficerski honor i święta rzecz – rozkaz, z drugiej – świadomość, że bije się dla złej sprawy, przeciwko ludowi walczącemu o wyzwolenie. Pod koniec 1803 roku powstańcy – przy wsparciu ze strony brytyjskiej floty – wyparli francuski korpus z zachodniej części San Domingo. Polacy stali się kozłem ofiarnym: „...zarówno we francuskich, jak i zagranicznych pismach ukazały się wzmianki, iż Polacy na San Domingo przeszli na stronę Murzynów i walczyli przeciw Francuzom, co jakoby miało stać się przyczyną utraty tej cennej kolonii” – pisze Jan Pachoński („Legiony polskie – prawda i legenda”). Dementował to ulubieniec Napoleona, gen. Murat, który w rozmowie z płk. K. Małachowskim wyrażał ubolewanie, że prasa przedstawia Polaków w nieprzychylnym świetle. Mówił to bez świadków, ale niesmak pozostał. Na San Domingo walczyło 5280 polskich żołnierzy. Zginęło ponad 4000. Anglicy wcielili do swoich formacji około 500 polskich jeńców. Wielu z nich wróciło do Polski. Ponad dwustu Polaków osiedliło się w Stanach Zjednoczonych i na Kubie. Około czterystu zostało na San Domingo. Wzięli za żony Murzynki, a ich potomkowie – całkowicie wynarodowieni – są dziś obywatelami Haiti i Dominikany. Niektórzy noszą nazwiska, z których pisowni można się domyślać polskiego pochodzenia. Śmierć ponad czterech tysięcy Polaków, którzy stanowili dwie trzecie ówczesnej kadry polskiej armii, było ciężkim ciosem dla walczącego o niepodległość kraju. Zginęli walcząc za złą sprawę, w obronie niewolnictwa i w interesach kolonialnych plantatorów. Zostali zmuszeni do udziału w zbrodniach i sami padli ofiarą kolonialnej wojny. Trzeba o tym pamiętać, bo i dziś Polska nie ma żadnych interesów za morzami, ale zapotrzebowanie na polskie mięso armatnie nadal istnieje. JANUSZ CHRZANOWSKI
ostrej krytyce poddany zostaje dotychczasowy ustrój i dominacja ZSRR. Taka niesubordynacja, czy wręcz kontrrewolucja, mocno zaniepokoiła rządy państw Układu Warszawskiego – w tym rząd Polski. Po wielu tajnych naradach i konsultacjach, 20 sierpnia 1968 r., o godzinie 23.00 rozpoczyna się operacja „Dunaj” – największa operacja wojskowa w Europie od czasów II wojny światowej. Desant lotniczy 469 samolotów przenosi na teren Czechosłowacji aż trzy radzieckie dywizje. Drogą lądową przerzuconych zostaje dalszych 28 dywizji – w tym jedna polska. W sumie 450 000 żołnierzy i 6500 czołgów. Już o godzinie 23.50 komandosi polscy z oddziału szturmowego przystępują do rozbrajania załóg czeskich posterunków granicznych. Później polskie jednostki w sile: 18 500 żołnierzy, 471 czołgów i 542 transportery opancerzone mają opanować obszar aż 16 tysięcy kilometrów kwadratowych i pacyfikować ten teren w razie wybuchu powstania, a tego się obawiano. W sumie zginęło niewiele ponad 200 osób, ale... wielki wstyd pozostał. Ówczesna propaganda pokazywała reportaże o Czechach witających kwiatami polskie czołgi. Dopiero wiele lat później światło dzienne ujrzały zdjęcia, na których widać, jak naprawdę nas tam witano. Oby tamta historia nie powtórzyła się teraz. MarS
Praska wiosna, polski wstyd
16
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
WIARA I NAUKA
Pierwszą część dziejów ludzkości w Księdze Rodzaju zamykają intrygujące słowa: „Oto dzieje potomków Adama” (Rdz 5. 1). Pod historią widnieje podpis jej autora. Występuje tu hebrajskie słowo toledoth, które oznacza dzieje rodzinne. Całość tworzy kolofon kończący poszczególne części Księgi Rodzaju, na przykład: „Oto dzieje potomków Adama” (Rdz 5. 1), „Oto dzieje rodu Noego” (Rdz 6. 9), „Oto dzieje rodu Jakuba” (Rdz 37. 1–2). Na Księgę Rodzaju składa się około dziesięciu toledotów, a więc dziejów rodzinnych zakończonych podpisem autora. Pierwszy toledot opisuje stworzenie z perspektywy Boga. Nie ma pod nim podpisu człowieka, gdyż nikt nie był świadkiem stworzenia świata. Taka relacja mogłaby pochodzić od Stwórcy, który przekazał ją zapewne Adamowi, a ten kolej-
autorem jest Sem, drugi syn Noego. Żył on 500 lat po potopie, dzięki czemu mógł spisać słynną Tabelę Narodów. W niej właśnie zapisał, gdzie osiedlili się jego potomkowie i jakie narody biorą od nich początek (Rdz 10.). Relacja Sema poświadcza, że to incydent pod wieżą Babel sprawił, iż ludzie podzieleni różnorodnością języków rozeszli się po świecie, dając początek rasom ludzkim. Szósty toledot zaczyna się narodzinami Arpachszada, syna Sema, i omawia losy przodków Abrahama, a nosi podpis jego ojca, Teracha. Dwa kolejne zawierają długą relację o życiu Abrahama, którą podpisał Izaak. W niej zawarta jest tabliczka, która wymienia potomków Ismaela, pierwszego syna Abrahama. Dziewiąty i dziesiąty toledot należą do braci, Jakuba i Ezawa. Jakub opisał w nim swe oszustwo, aby wyłudzić pierworództwo, swoją ucieczkę, długie lata pracy u Labana, a wreszcie pojednanie z Ezawem. W tę relację wpleciona jest genealogia potomków Ezawa. Pozostałą część Księgi Rodzaju, która opisuje losy dwunastu synów Jakuba (Wj 1. 6), niektórzy
Z KSIĘGI POCZĄTKÓW (3)
Kto to spisał? nym pokoleniom. Drugi toledot też omawia stworzenie, ale z perspektywy człowieka. Dlatego – zamiast na chronologii wydarzeń – koncentruje się na ogrodzie Eden i stworzeniu pierwszych ludzi. Omawia kuszenie i upadek, narodziny Kaina i zabójstwo Abla, narodziny Seta i dzieje pierwszych generacji Kaina. Śmierć Adama przypadła na czas siódmej generacji, kiedy urywają się dzieje potomków Kaina, co poświadcza, że Adam był autorem tej tabliczki. Po jego śmierci potomkowie Seta nie byli na tyle zainteresowani dziejami potomków Kaina, aby je spisywać. Trzeci toledot zawiera relację o potomkach Seta, zwanych synami Bożymi, oraz intrygującą wzmiankę o związkach między nimi a „córkami ludzkimi” (potomkiniami Kaina), które sprawiły, że i oni pogrążyli się w nieprawości cechującej głównie potomków Kaina (Rdz 6. 1–7). W rezultacie Bóg zapowiedział potop przez Noego, którego imieniem podpisana jest ta tabliczka (Rdz 6. 9). Czwarty toledot zostawili synowie Noego, rozpoczynając go pięknym świadectwem o swoim ojcu: „Noe był mężem sprawiedliwym i doskonałym” (Rdz 6. 9). Relacja o potopie podpisana jest imionami Sema, Chama i Jafeta. Wyjaśnia to powtórzenia, jakie występują w tym opisie (Rdz 6. 11, 12–13, 17; 6. 19–20; 7. 2–3). Kiedyś doszukiwano się w nich dowodu, że Księga Rodzaju składa się z kilku źródeł powstałych po Mojżeszu, ale więcej wskazuje na to, że złożyły się na nią tabliczkowe zapisy pozostawione przez świadków wydarzeń. Piąty toledot opowiada o potomkach synów Noego. Jego
uważają za ostatni toledot, spisany przez Józefa w Egipcie i dokończony przez Mojżesza, podobnie jak w ostatniej Księdze Mojżeszowej szczegóły dotyczące śmierci i pogrzebu Mojżesza dopisał zapewne Jozue. Na to, że Księga Rodzaju składa się z relacji świadków, wskazuje forma zapisu stosowana w III i II tysiącleciu p.n.e. Świadczą o tym także słowa pochodzenia sumeryjskiego, które pojawiają się w pierwszych częściach Księgi Rodzaju, i słowa pochodzenia kananejskiego oraz egipskiego, począwszy od Abrahama – do końca tej księgi. Co więcej, Mojżesz jest wymieniony w Starym i Nowym Testamencie jako autor czterech ksiąg Pięcioksięgu, ale nie jako autor pierwszej. Relacje zebrane w Księdze Rodzaju oryginalnie mogły mieć formę tabliczek. Niezależnie od tego z pewnością były przekazywane ustnie przez potomków Seta. Mojżesz połączył je w jeden długi zapis, opatrując gdzieniegdzie krótkim komentarzem. Mógł dokonać tego dzieła, gdyż dysponował potrzebną wiedzą, materiałem i czasem, gdy po ucieczce z Egiptu przez 40 lat zarządzał trzodą swego teścia, Jetry. Tabliczkowe pochodzenie Księgi Rodzaju ma wsparcie w starożytnej literaturze bliskowschodniej. Podobne tabliczki – odkryte m.in. w Nuzi i Mari – nie pochodzą z I tysiąclecia p.n.e., na które liberalni uczeni datują księgi Mojżeszowe, ale z okresu biblijnych patriarchów (III/II tysiąclecie), co stanowi kolejny argument za tym, aby traktować Księgę Rodzaju jako zapis historyczny. A.J. PALLA
Kopanie... w Biblię? wiarygodność Biblii, podobne przypadki zdarzały się już wiele razy, zawsze z takim samym wynikiem: prędzej czy później odkrycia potwierdzały kwestionowany fragment Biblii. Znawca archeologii biblijnej Joseph P. Free napisał: „Archeologia potwierdziła wiarygodność niezliczonych tekstów, które krytycy odrzucali jako niehistoryczne lub będące w sprzeczności ze znanymi faktami” 4). W XIX w. krytycy uznali, że skoro o Hetytach mówi tylko Biblia, a dotąd nie znaleziono niczego potwierdzającego ich istnienie, to znaczy, że jej relacja musi być zmyślona. Z biblijnego zapisu wynikało, że Hetyci tworzyli państwo nieustępu-
wcześniejsze powstanie Pięcioksięgu Mojżeszowego wskazuje też forma i słownictwo dokumentów z Ugarit (Ras Szamra), które pochodzą z czasów Mojżesza. Kiedyś z powodu technicznych zwrotów kultycznych występujących w Księdze Kapłańskiej uważano, że powstała dopiero po niewoli babilońskiej, tymczasem pisma z Ugarit wskazują, że były one w użyciu w Kanaanie w XV/XIV w. p.n.e. Niegdyś zakładano, że biblijne relacje o potędze asyryjskich i babilońskich miast muszą być przesadzone, gdyż dotąd nie znaleziono żadnego z nich. W wieku XIX Henry Layard odkrył miasto Kalach (Nimrud), wcześniej znane wyłącznie z Biblii (Rdz 10. 11). Wkrótce potem natrafiono na Korsabad, Niniwę i Babilon. Miasta te ukryte były w piaskowych kopcach, których nikt nie podejrzewał o skrywanie ich ruin. W jednym z nich Paul Botta natrafił na ruiny pałacu
jące Egiptowi. Relacja biblijna znalazła potwierdzenie, gdy na terenie dzisiejszej Turcji odkryto stolicę potężnego imperium Hetytów, a w jej archiwach 25.000 tabliczek ze szczegółowymi danymi. Odkrycie hetyckich tabliczek postawiło również pod znakiem zapytania popularną hipotezę zakładającą, że Pięcioksiąg Mojżeszowy zredagowano dopiero w czasach babilońskich (VI w. p.n.e.) czy helleńskich (III w. p.n.e.). Otóż odkryto zapisy o wielu tzw. przymierzach hetyckich. Miały one specyficzną treść i formę, która nie przetrwała poza XIII w. p.n.e. W okresie asyryjskim i babilońskim stosowano zupełnie inny rodzaj przymierzy. Przymierza z V Księgi Mojżeszowej wzorowane są na hetyckich, a nie asyryjskich czy babilońskich (I tysiąclecie p.n.e.). Tak więc, gdyby ta księga powstała dopiero w tych czasach, jak zakładali krytycy, jej przymierza byłyby modelowane na zawieranych pod koniec I tysiąclecia p.n.e., a nie na tych, które poszły w zapomnienie w XIII w. p.n.e. Na
o 209 pokojach, zdobionego pięknymi reliefami, który zbudował Sargon II w VIII w p.n.e. Co ciekawe, wcześniej niemieccy krytycy z Tybingi przytaczali wzmianki biblijne o tym królu (Iz 20. 1) jako błędy w Starym Testamencie, gdyż o Sargonie II nie wspominały inne starożytne źródła. Na przełomie XIX i XX w. Robert Koldewey odkrył Babilon Nabuchodonozora (605–562), którego jedynie Biblia ukazywała jako wielkiego króla i budowniczego. Tymczasem Babilon Nabuchodonozora okazał się potężnym miastem, które mierzyło aż 16 km w obwodzie. Dla porównania: cesarski Rzym mierzył „tylko” 10 km, zaś Ateny u szczytu potęgi – 6 km. Tak więc relacje biblijne o wielkiej potędze Asyrii i Babilonii w niczym nie były przesadzone. Przez całe wieki ulubionym argumentem krytyków był król Baltazar, którego imię do niedawna występowało tylko w Piśmie Świętym, co krytycy uznali „za poważny historyczny błąd”. Niemiecki uczony F. Hitzig
Dlaczego jedni archeolodzy i bibliści podkopują wiarę w historyczną wiarygodność Biblii, twierdząc, że jej relacje nie mają oparcia w odkryciach archeologicznych, podczas gdy inni mają zupełnie odmienne zdanie? Wybitny amerykański archeolog i biblista XX wieku, William Albright, napisał: „Odkrycie za odkryciem potwierdziło dokładność niezliczonych szczegółów, przyczyniając się do rozpoznania wartości Biblii jako rzetelnego źródła historycznego” 1). Chcielibyśmy wierzyć, że uczeni są bezstronni w swych badaniach, ale tak nie jest. Historia nauki dowodzi, że uprzedzenia światopoglądowe mają ogromny wpływ na to, w jaki sposób uczeni filtrują dane i konstruują swe wnioski. W przypadku wielu uczonych ocena biblijnej wiarygodności ma więcej wspólnego z ich światopoglądem niż z wykopaliskami. Uczeni, którzy uznają, że Biblia jest wiarygodnym źródłem historycznym (zwani maksymalistami), uważają, że bez niej na Bliskim Wschodzie trudno dokonać jakiegoś odkrycia. Znany izraelski archeolog Yigael Yadin tak napisał o wykopaliskach w Hazor: „Prowadziliśmy poszukiwania z Biblią w jednej ręce, a szpadlem w drugiej” 2). Odkrywczyni niektórych miast filistyńskich, prof. Trude Dothan, stwierdziła: „Bez Biblii nawet nie wiedzielibyśmy, że Filistyni istnieli” 3). Tak zwani minimaliści wychodzą z przeciwnego założenia. Uważają, że relacji biblijnej nie można przyjmować jako historycznej, dopóki nie ma ona pozabiblijnego potwierdzenia. Ze względu na brak archeologicznych dowodów istnienia Abrahama, Izaaka, Jakuba, Mojżesza, Jozuego, Dawida czy Salomona, uznali pokaźną część Starego Testamentu za legendę. Owszem, akceptują biblijne dzieje Izraela jako historyczne, ale dopiero od czasów asyryjskich, gdyż od tego okresu tekst biblijny ma potwierdzenie w źródłach asyryjskich. Z tym że zanim odkryto miasta asyryjskie, uczeni o podobnym nastawieniu traktowali biblijne wzmianki o Asyrii jako przesadne lub zmyślone! Jeszcze nie tak dawno liczna grupa archeologów i liberalnych biblistów wołała: „Precz z Dawidem i Salomonem”, twierdząc, że obie postacie są fikcją, świątynia Salomona mitem, a opisane w Biblii królestwo Dawida – legendą, ponieważ nikt nie natrafił na dowody potwierdzające istnienie ich królestwa. Tymczasem w 1993 r. odkryto w Tel Dan stelę z IX w. p.n.e. z inskrypcją w języku aramejskim, która wymienia dom Dawida jako panujący w Palestynie! Wspomniani wyżej uczeni byli tak zaskoczeni tym odkryciem, że początkowo pomówili odkrywcę steli, znanego archeologa Avirahama Birana, o jej sfałszowanie! Od okresu oświecenia, kiedy zaczęto kwestionować historyczną
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r. napisał, że Baltazar to produkt bujnej wyobraźni autora księgi Daniela. Poza Biblią nie było źródeł mówiących o koregencji Baltazara i jego panowaniu w Babilonie (Dn 5. 29), a Herodot i Ksenofont, żyjący zaledwie jeden wiek po upadku Babilonu, podawali Nabonida jako jego ostatniego władcę. Odczytanie asyryjskich pism potwierdziło jednak, że Baltazar panował w Babilonie oraz był koregentem swego ojca Nabonida. W przeszłości krytykowano Pięcioksiąg Mojżeszowy, że ukazuje patriarchów wędrujących z rodzinami z Kanaanu do Egiptu, podczas gdy starożytni pisarze donosili, iż obcych nie wpuszczano do Egiptu. Odkrycia pokazują jednak, że mieszkańcy Kanaanu przychodzili do Egiptu za dni patriarchów 5). Widać to wyraźnie na
malowidle z grobowca w Beni Hassan, które obecnie datuje się na czasy patriarchów. Ukazuje ono ludność semicką przybywającą do Egiptu, aby zakupić u namiestnika zboże, co przywodzi na myśl biblijną historię o rodzinie Józefa. Tytuł zarządcy nadany Józefowi (Rdz 39. 4) koresponduje z tytułem nadawanym w Egipcie w okresie patriarchów Semitom, którzy służyli w egipskich domach jako rządcy. Procedura, w czasie której namiestnik (wezyr) Egiptu otrzymywał złoty łańcuch swego urzędu i przejeżdżał rydwanem wśród pokłonów ludności, znana z późniejszego fresku, także zgadza się z biblijnym opisem nadania Józefowi namiestnictwa nad Egiptem (Rdz 41. 41–43). Bracia sprzedali Józefa do niewoli za 20 szekli (Rdz 37. 28), co – jak wynika z treści tabliczek z Mari – odpowiada cenie w czasach patriarchów. W kolejnych stuleciach cena ta wzrastała: w czasach Mojżesza (XV w.) wynosiła już 30 szekli (Wj 21. 32), w I tysiącleciu – 90 szekli (VIII w.), a w V w. p.n.e. – 120 szekli 6). Biblijna relacja o czasach patriarchów była datowana na tysiąc lat później ze względu na rzekome anachronizmy. Na przykład krytycy twierdzili, że nazwy Kanaan w czasach patriarchów jeszcze nie używano.
Tymczasem zaprzeczyły temu tabliczki odkryte w Ebli. Jako inny przykład podawano przybycie Rebeki do Izaaka na wielbłądzie (Rdz 24. 64), gdyż wierzono, że wielbłąd został udomowiony dopiero około X w. p.n.e. Ale w Mari odkryto kości wielbłądzie w domu pochodzącym już z końca III tysiąclecia p.n.e. Na ten sam okres datowana jest figurka wielbłąda z uzdą i siodłem znaleziona w świątyni w Byblos. O udomowieniu wielbłądów w okresie patriarchów świadczy też starobabiloński napis z syryjskiego Alalakh. Z podobną wiarygodnością historyczną mamy do czynienia w Nowym Testamencie. Na przykład, krytycy uważali kiedyś, że Łukasz mylił się, nazywając przywódców Filippi pretorami, gdyż miastem rządzili tzw. duumviris. Okazało się jednak,
że to Łukasz miał rację. Długo poczytywano też za błąd mianowanie Galliona prokonsulem (Dz 18. 12), aż w Delfach odkryto inskrypcję z takim właśnie określeniem Galliona. W Dziejach Apostolskich pojawia się tytuł politarch odnoszący się do władz Tesalonik (Dz 17. 6 wg BT), który nie występował w starożytnej literaturze, co oczywiście uznano za błąd. Jednak odkryto już kilka inskrypcji, które ten właśnie tytuł odnoszą do władz Tesalonik. Łukasz wymienił w swej Ewangelii 32 kraje, 54 miasta, 9 wysp i wielu władców. Znawca starożytnej geografii prof. William Ramsay stwierdził: „Łukasz jest historykiem pierwszej klasy... powinien zająć miejsce wśród największych historyków” 7). Trzeba zaś wiedzieć, że Ramsay (1851–1939), wykładowca uniwersytetu w Aberdeen, wcześniej uważał Biblię za pełną nieścisłości. Aby tego dowieść zorganizował nawet wyprawę na Bliski Wschód. Po 15 latach badań napisał książkę, która wywołała furię krytyków Biblii – ku ich zaskoczeniu Ramsay dowodził, że materiał archeologiczny potwierdza wiarygodność Nowego Testamentu. ¤¤¤ Podsumowanie: Do tych przykładów moglibyśmy dodać odkrycie
NAUKA I WIARA tabliczki świątynnej króla Joasza, odnalezienie miast Kafarnaum, Nazaretu, ossuarium Józefa Kajfasza oraz ossuarium Jakuba, brata Jezusa, inskrypcji Poncjusza Piłata, a więc nazw i imion postaci, które wcześniej znane były tylko z Pisma Świętego i dlatego często kwestionowano ich historyczność. Więcej takich przykładów omawiam w książce „Sekrety Biblii”. Ilustrują one, że im większa jest nasza wiedza o geografii, historii, kulturze i religii starożytnego Bliskiego Wschodu, tym bardziej wiarygodnym źródłem okazuje się Biblia. Dlatego znawca archeologii biblijnej prof. John McRay napisał: „Archeolodzy nie znaleźli dotąd niczego, co byłoby sprzeczne ze sprawozdaniem biblijnym. Przeciwnie, archeologia wykazała błędność wielu poglądów wyznawanych przez sceptycznych uczonych, poglądów, które przez całe lata uważano za »fakty«” 8). Oczywiście są uczeni, którzy pozostaną sceptykami, nawet gdyby odkryto rodzinny portret Abrahama. Ich sceptycyzm wyrasta bowiem nie tyle z faktów, co ze światopoglądu. Z tych samych przyczyn historycy radzieccy zaprzeczali kiedyś historyczności Jezusa z Nazaretu, mimo dowodów Jego istnienia. Uczeni nie są tak obiektywni, za jakich chcieliby uchodzić. Często filtrują dane przez własne dogmaty i układy, którym służą. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć fakt funkcjonowania uczonych teologów i biblistów katolickich. Historycy badający starożytne źródła wychodzą z innego założenia, niż liberalni archeolodzy i bibliści. Zakładają, że źródło jest wiarygodne. Następnie poddają je gruntownej analizie, po czym biorą pod uwagę wszystkie obiekcje. Dopiero wtedy podejmują się oceny jego wiarygodności. Wielu teologów i archeologów odwróciło ten proces do góry nogami i odrzuca relację biblijną wszędzie tam, gdzie nie ma ona wsparcia w niezależnych źródłach. Gdyby jednak historycy podchodzili z takim niefrasobliwym subiektywizmem do innych źródeł starożytnych, musieliby odrzucić niemal wszystkie, ponieważ ich treść rzadko ma niezależne poświadczenie. Dlatego też historycy specjalizujący się w starożytności na ogół uważają, że nie ma drugiego tak wiarygodnego starożytnego źródła jak Pismo Święte. Dr ALFRED J. PALLA 1)
William F. Albright, The Archeology of the Palestine, s. 128. 2) G. Ernest Wright, David N. Freedman, red. The Biblical Archeological Reader, t. 2, s.199 . 3) Jeffrey Sheller, Is the Bible True, s. 120. 4) Joseph P. Free, Howard Vos, Archeology and Bible History, s. 13. 5) William F. Albright, From the Stone Age to Christianity, s. 54–5. 6) Kenneth Kitchen, The Patriarchal Age: Myth of History?, Biblical Archeology Review, III/IV (95) 7) William Ramsay, The Bearing of Recent Discovery on the Trustworthiness of the New Testamet, s. 80 8) Cyt. w: Lee Strobel, The Case for Christ, s. 100
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – W swoich książkach często podkreśla Pani rolę przyjaźni w życiu człowieka. Ceni ją Pani bardziej niż więzy pokrewieństwa. – Tak, cenię wyżej przyjaźń niż więzy krwi, bo pokrewieństwo jest czymś w gruncie rzeczy przypadkowym. Absurdem jest oczekiwanie od krewnych zrozumienia i bliskości. Głębokie porozumienie w rodzinie może się zdarzyć, ale nie jest czymś częstym. Tymczasem przyjaźń jest kwestią wolnego wyboru, wypływa z duchowej bliskości dwóch obcych sobie osób. – Często przyjaźń sprowadza się do wspólnoty interesów... – Żyjemy w złudnym przekonaniu, że ludzkość się doskonali. Tymczasem w przypadku przyjaźni nastąpił głęboki
Fot. Krzysztof Krakowiak
absorbowały je tak bardzo, że nie było już ochoty ani czasu na głębsze relacje z osobami spoza kręgu najbliższych krewnych. A jak wspomniałam, rodzina rzadko daje nam poczucie, że jest się rozumianym. Ludzie ci stawali się ofiarami polskiego kultu więzów rodzinnych – moim zdaniem – niczym nieuzasadnionego. Tak, jak gdyby człowiek miał za zadanie stać się jedynie drogą do szczęścia dla swojego potomstwa. Większość ludzi w Polsce niestety nie żyje własnym życiem.
OKIEM HUMANISTY (17)
Przyjaźń upadek w porównaniu z czasami starożytnymi. W antyku przyjaźń ceniono, na jej cześć tworzono dzieła literackie. Słowem „przyjaźń” określa się także związki erotyczne. „Oto mój przyjaciel” – tak przedstawia się od kilkudziesięciu już lat swoich partnerów życiowych, seksualnych. Tymczasem miłość i przyjaźń, to dwie różne rzeczy. Ileż jest związków małżeńskich, w których ludzie są razem mimo tego, że duchowo są sobie obcy? Przywołam tylko dosyć powszechny w Polsce przykład żon alkoholików, kobiet poniewieranych, które nie potrafią wyzwolić się z więzów miłości. Podobnie bywa z lekceważonymi i wykorzystywanymi mężami, którzy mimo wszystko trwają przy swoich żonach. Te sadomasochistyczne układy trudno przecież nazwać przyjacielskimi. – Czym w takim razie jest przyjaźń? – Jest to wspólnota celów oparta na podobnej wrażliwości i podobnie rozwiniętej uczuciowości. Przyjaźń zawsze prowadzi do rozwoju duchowego obydwu stron. – W Polsce przyjaźń jest traktowana jako sprawa lat młodości. Prędzej czy później ona obumiera, a całe życie skupia się na rodzinie. – Taki jest rzeczywiście polski model stosunków międzyludzkich, dosyć przerażający, prawdę mówiąc. Szczególnie wyraźnie widziałam jego skutki, pracując jako doradca w Ośrodku Higieny Psychicznej dla Ludzi Zdrowych. Co charakterystyczne, do tego ośrodka tłumnie przychodziły właśnie osoby, które z rodziny uczyniły jedyny cel i sens swojego istnienia. Kiedy relacja z małżonkiem się wypalała, a dzieci odchodziły z domu, osoby te pogrążały się w osamotnieniu i straszliwej pustce. Obowiązki rodzinne
Człowiek dorosły może i powinien mieć przyjaciół. Warto też pamiętać, że przyjaźń można zawrzeć w każdym wieku. – Pytanie z rodzaju banalnych: czy wierzy Pani w przyjaźń pomiędzy mężczyzną a kobietą? – Płeć nie ma tu nic do rzeczy, bo przyjaźń jest więzią psychiczną, a nie fizyczną. Prawie wszyscy moi przyjaciele są mężczyznami. Jedyna kobieta, z którą łączyła mnie głęboka przyjaźń była ode mnie starsza o jakieś 30 lat, co obala kolejny mit, że przyjaźń istnieje tylko pomiędzy rówieśnikami. W przyjaźni nie ma znaczenia także wykształcenie, pochodzenie ani status społeczny. Przyjaźń przełamuje naszą samotność. Robi to mniej intensywnie niż miłość, ale za to bardziej trwale. – Co można zatem zrobić, aby przyjaźń odzyskała swój dawny blask? – Powinniśmy zaszczepiać przekonanie, że człowiek może być traktowany jako część związku przyjaźni, a nie tylko część rodziny. Wtedy będziemy lepiej znosić brak akceptacji ze strony rodziny, co często ma przecież miejsce. Powinniśmy wytrwale szukać osób o podobnej do nas strukturze psychicznej, z którymi będziemy czuli się dobrze i bezpiecznie. I jeszcze słowo o przyjaźni w kontekście wydarzeń aktualnych – afery Rywina. Pomijam już sprawę kluczową, czyli korupcję. Niewiele osób zwróciło uwagę na niestosowność całej sprawy z nagraniem. Wszystko wskazuje na to, że Rywina i Michnika przez lata łączyły bliskie więzi. W tym kontekście nagrywanie rozmowy, a później używanie jej w celu kompromitacji przyjaciela i rozgrywki politycznej jest czymś odrażającym. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
NASZA RACJA
OKIEM SCEPTYKA
Bezdroża fundamentalizmu N
a stronach religijnych (str. 16–17) „Faktów i Mitów” po jawiają się regularnie teksty propagujące chrześcijaństwo i rekla mujące Biblię jako natchnione Słowo Boże. Rzeczywiście, wiele jest osób, które twierdzą, że dosłowne traktowanie Pisma Świętego cudownie przeobrazi ło ich życie. Dla równowagi chciałbym przedstawić dwie autentyczne histo rie dowodzące, iż biblijny fundamen talizm może mieć także bardzo żało sne skutki.
Wzrastało w nim napięcie i frustracja. Nie miał zamiaru ożenić się i okłamywać swojej żony i siebie. Był na to zbyt uczciwy. Nie chciał także prowadzić podwójnego życia; wiedział, że Boga nie da się oszukać. W umyśle Krzysztofa zaczęły się pojawiać myśli samobójcze: „Bóg mnie nie chce, a ja nie chcę i nie potrafię żyć bez Boga. To nie ma sensu. Lepiej może odejść...”.
Przypadek 1 Krzysztof ma prawie trzydzieści lat. Mieszka na Pomorzu. Pochodzi z rodziny katolickiej, ale mniej więcej w wieku lat dwudziestu zaczął odczuwać wewnętrzną pustkę i uświadomił sobie, że katolicyzm to wynaturzona forma chrześcijaństwa, postanowił zatem znaleźć coś bardziej autentycznego. Spotkał emisariuszy jednego z kościołów ewangelicznych. Ci zachęcili go do czytania Biblii: „To autentyczne, natchnione Słowo Boże”, powiedzieli. Krzysztof zaczął czytać i dzięki ich pomocy coraz lepiej rozumiał Pismo Święte. Po pewnym czasie „zaprosił do swego życia Jezusa jako Pana i Zbawiciela”, jak to się mówi w kręgach ewangelicznych. Uporządkował swoje życie, zaczął przestrzegać tych przepisów Prawa, o których współbracia mówili, że należy je respektować. Był tylko jeden problem – Krzysztof odczuwał fizyczny pociąg do mężczyzn. Martwiło go to, bo w zborze powiedziano mu, że homoseksualizm jest grzechem i wskazano na fragmenty Biblii, które zdawały się to potwierdzać. Krzysztof jednak nie zrezygnował i postanowił modlić się do Boga o zmianę ukierunkowania swoich pragnień. „Skoro Bóg wszystko może, pomyślał, to sprawi, że będą mi się podobać kobiety”. Minęło kilka lat. Krzysztof ochrzcił się, zaangażował w życie swojego Kościoła. Zauważył jednak, że coraz częściej popada w apatię. Niestety, Pan Bóg jakoś nie chciał wysłuchać jego modlitw, ciągle podobali mu się faceci. Nie odczuwał też powołania do celibatu: samotność i seksualne pokusy nie dawały mu spokoju. Czuł się winny i brudny.
Ciągłe przygnębienie Krzysztofa wzbudziło zaniepokojenie jego otoczenia. Znajomi spoza zboru sugerowali wizytę u psychologa. Miał szczęście – w gabinecie spotkał kogoś mądrego, kto doradził mu samoakceptację. Okazało się, że cierpi na głęboką depresję. Zaczął brać leki, przyjął także do wiadomości, że jest homoseksualistą i że nie powinien działać wbrew własnej naturze. Przestał się zadręczać biblijnymi cytatami, odszedł od zboru. Powoli życie nabrało dla niego sensu. Po roku znalazł kogoś, kto go pokochał. Jest szczęśliwy. Wierzy w Boga, ale nie ma już bezgranicznego zaufania do dosłownej interpretacji Biblii. „Mało brakowało, a to by mnie zabiło”, mówi dzisiaj.
Przypadek 2 Tomek, lat trzydzieści pięć, mieszka na Mazowszu. Był katolikiem, nawet działaczem odnowy
Istnieje jednostka chorobowa o nazwie nerwica eklezjogenna, na którą narażeni są wyznawcy konserwatywnych środowisk katolickich, protestanckich i innych. Według niemieckich badań, około 20 proc. zachorowań na nerwicę ma właśnie za fundament rozmaite przeżycia religijne, konflikty sumienia spowodowane presją doktryn kościelnych lub Biblii, a także wpływem, jaki wywierają wspólnoty religijne na swoich wyznawców.
charyzmatycznej. To w Odnowie przeżył swoje „nowe narodzenie”. Szybko zrozumiał, że katolickie dogmaty to zawracanie głowy. Razem z grupą przyjaciół zaczął uczęszczać do pobliskiego zboru ewangelicznego. Czuł się tam świetnie, zaangażował się i wkrótce ochrzcił. Poznał dziewczynę z nowego Kościoła, pokochał ją, wkrótce się pobrali. Niestety, Monika okazała się osobą bardzo niedojrzałą, w dodatku zakłamaną. Miała dwie twarze: jedną – pobożną i miłą dla przyjaciół z kościoła; drugą – powszednią i znacznie mniej sympatyczną dla swojego męża. Tomasz stwierdził kiedyś, że mieszka właściwie z obcą sobie kobietą, a kłótniom nie było końca. Tomek nie tego się spodziewał po „siostrze w Panu”, nie o takim życiu marzył. Konfliktu nie dało się już dłużej ukrywać, ludzie w Kościele chcieli pomóc, rozmawiali z dziewczyną, ale na próżno. Tomek zaczął pogrążać się w apatii, rozchorował się. Po dwóch latach piekła postanowił się rozwieść. Jednak zdał sobie sprawę, że Kościół nie zaakceptuje jego ewentualnego powtórnego małżeństwa. Wszak chciał porzucić swoją chrześcijańską żonę. Nie widząc dla siebie nadziei, zaczął myśleć o samobójstwie. Pomoc przyszła od znajomych, też protestantów, ale o trochę bardziej życiowych poglądach. Zachęcili go do rozwodu i rozpoczęcia nowego życia. Za rozwód ukarano go odebraniem dotychczasowych obowiązków w kościele (prowadził szkółkę niedzielną dla dzieci). Tomek od kilku lat żyje sam, bo żadna z „sióstr” nie chce wyjść za rozwiedzionego. Kobiety z zewnątrz środowiska ewangelicznego poślubić nie chce, bo do tego zniechęca Biblia. ¤¤¤ Tak to, niestety, wygląda czasem „radość w Duchu Świętym” i „pokój w Chrystusie” w życiu niektórych chrześcijan. Brutalne zderzenie biblijnych dogmatów z rzeczywistością bywa dla niektórych źródłem poważnych depresji, a nawet myśli samobójczych. Ci sami ludzie, żyjąc zwykłym, „światowym” życiem, nie przeżywaliby tylu zupełnie zbytecznych cierpień. Przecież Krzysztof, kierując się wyłącznie zdrowym rozsądkiem, a nie ewangeliczną interpretacją Biblii, mógłby od lat żyć w szczęśliwym związku. Podobnie Tomasz – mógłby przecież rozwieść się i pojąć nową żonę bez dramatycznych przeżyć i wyrzutów sumienia. W tych dwóch przypadkach na szczęście pojawił się ktoś, kto podał tym ludziom rękę, w drugim przypadku – podkreślić należy – także bracia i siostry z ewangelicznych wspólnot. Nie ulega natomiast wątpliwości, że nasi bohaterowie padli ofiarą określonej, kościelnej doktryny. A ich ofiara mogłaby być jeszcze większa, gdyby się tej doktryny trzymali do końca. To mógłby być także ich koniec. Choć może dla niektórych byłby to początek nowego, lepszego życia... MAREK KRAK
OGŁOSZENIA PARTYJNE Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:
[email protected] Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, którzy chcą wspomóc finansowo jej działania, prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722. Spotkania: Andrychów – 21.03 godz. 16, ul. Lenartowicza 7, klub osiedlowy. Chełm – 23.03 godz. 12, ul. Stephenssona 5a, świetlica Rady Miejskiej SLD. Dąbrowa Górnicza – 26.03 godz. 17, ul. Staszica 34, restauracja „Juran”. Elbląg – 4.04 godz. 17, ul. Grunwaldzka 31, siedziba Ligi Kobiet Polskich. Kontakt: Daniel Justyński, (89) 643 32 80, Leszek Bogutyn, (89) 643 96 93. Gdynia – 23.03 godz. 13, restauracja „Arkadia” – zebranie koła powiatowego. Giżycko – 22.03 godz. 15, ul. Grunwaldzka, kawiarnia „Ekran”. Kontakt: F. Biernacki (87) 428 32 32. Góra Śląska – 21.03 godz. 18, ul. Wojska Polskiego, pub „Tawerna”. Gryfice – 28.03 godz. 17, ul. J. Dąbskiego 48, świetlica SM „Nad Regą” – zebranie sprawozdawczo-wyborcze. Kontakt: 0-603 947 963. Jastrzębie Zdrój – 22.03 godz. 17, ul. Jasna, bar „Caro”. Jelenia Góra – 28.03 godz. 18, ul. Długa 1, BWA. Katowice – 27.03 godz. 17, ul. Sokolska 10a/4. Kielce – 2.04 godz. 17, Rynek 19, kawiarnia „Sołtyki”, wojewódzki zjazd nadzwyczajny – obecność członków obowiazkowa. Leszno – 26.03 godz. 18, ul. Grunwaldzka 1, bar „Piątka”. Łódź Widzew – 26.03 godz. 18, ul. Gorkiego 63, ODK „Kubuś”, sala nr 16. Kontakt: Marek Mierzejewski, 0-606 335 204. Nowa Ruda – 29.03 godz. 15, restauracja „Hit” (naprzeciw hotelu Nowa Ruda). Nowy Sącz – 23.03 godz. 10.30, restauracja „Ratuszowa” – zapraszamy osoby z powiatów: limanowskiego, gorlickiego i nowosądeckiego. Olkusz – 23.03 godz. 16, kawiarnia „Arka” (PTTK Rynek 19). Opole – 21.03 godz. 19, ul. Domańskiego 21. Polkowice – 22.03 godz. 17, ul. Dąbrowskiego 2 (PGM). Kontakt: 0-604 577 561. Rybnik – 23.03 godz. 16, bar „As”, ul. Gliwicka 4. Skierniewice – 25.03 godz. 17, ul. Dworcowa 1, I p., pokój 109. Słupsk – 27.03 godz. 17, ul. Garncarska 4, sala NOT – spotkanie z radnym miasta Romualdem Machalińskim, wybory delegatów. Kontakt: Maciej Psyk, 0-606 339 124. Świebodzice – 21.03 godz. 17, ul. Wałbrzyska 40 (klub „Metalowiec”). Kontakt: 0-609 474 792 Szczecin – 23.03 godz. 18, sala „Vivaldi” hotelu „Radisson” – spotkanie z udziałem przewodniczących zarządu krajowego. Świętochłowice – 3.04 godz. 17, sala MOSiR na Skałce. Tychy – 25.03 godz.17, al. Niepodległości, DK „Tęcza”. Warszawa – 23.03 godz. 14, ul. Twarda 16a, budynek administracji. Wisła – 21.03 godz. 17, ul. 1 Maja 45, restauracja „Ogrodowa” – zebranie założycielskie. Wrocław – w każdą środę o godz. 17, klub „Kaktus”, ul. Kruszwicka 26/28 – spotkania salonu politycznego. Zabrze – 22.03 godz. 15, skrzyżowanie ulic 3 Maja i Szczęść Boże, pub „Galeria”. Kontakty: DOLNOŚLĄSKIE Bolesławiec Śląski – w każdy czwartek tygodnia w godz. 17–18 w siedzibie przy ul. Garncarskiej 15/1 pełnią dyżury przedstawiciele zarządu powiatowego APPR. KUJAWSKO-POMORSKIE Bydgoszcz – harmonogram spotkań: Koło nr 1 – osiedle: Leśne, Bielawy, Bartodzieje, Śródmieście – każdy pierwszy poniedziałek miesiąca, godz. 17.30, Koło nr 2 – osiedle: Wyżyny, Szwederowo, Kapuściska, Łęgnowo – pierwsza środa miesiąca, godz. 17.30, Koło nr 3 – osiedle: Osowa Góra, Okole, Prondy, Czyżkówka, Jachcice, Fordon, Błonie – pierwszy czwartek m-ca, godz. 17.30. ¤¤¤ Bydgoszcz, Stanisław Kantorowski, 0-606 358 817, Stanisław Świąder, 0-502 043 170, Bydgoszcz – powiat – Edmund Poraziński, (52) 381 40 50, Chełmża, Jerzy Kowalski, (56) 675 67 54, Grudziądz, Teresa Nowaczyk, 0-605 924 182,
Inowrocław, 0-604 133 326, Świecie, Sylwester Salwierz, (52) 331 43 59, Toruń, Stanisław Gęsicki, (56) 651 93 58, Włocławek, Ryszard Kwiatkowski, 0-606 956 094. ŁÓDZKIE W każdą środę dyżuruje przewodnicząca zarządu województwa łódzkiego, ul. Zielona 15, godz. 10–16. Wszystkich zainteresowanych serdecznie zapraszam. E.Sz. 0-503 162 608. Łódź Bałuty – osoby zainteresowane wstąpieniem do partii proszone są o kontakt z przewodniczącą Agatą Szubką, tel. 0-507 345 522. Łódź Widzew – osoby zainteresowane wstąpieniem do partii proszone są o kontakt z przewodniczącym Karolem Jerzewskim, tel. 673 11 22 lub Małgorzatą Majdańską, tel. 672 77 54. LUBELSKIE Puławy – osoby zainteresowane wstąpieniem do partii proszone są o kontakt: Dariusz Filipek, 0-693 388 945. MAŁOPOLSKIE Osoby zainteresowane tworzeniem struktur partii w powiatach: Brzesko, Bochnia, Nowy Targ, Wieliczka proszone są o kontakt z zarządem wojewódzkim reprezentowanym przez Stanisława Błąkałę, (12) 636 73 48. ŚLĄSKIE Dyżury przedstawicieli władz powiatowych i wojewódzkich: Bytom, ul. Dworcowa 2, godz. 14–16 – każdy poniedziałek. Bielsko-Biała, ul. Wyzwolenia 45, godz.16–18 – środy, czwartki, soboty. Poszukujemy lokalu na siedzibę na terenie miasta bądź najbliższych okolic. Oferty prosimy składać podczas dyżurów. Tychy, ul. Niepodległości, DK „Tęcza”, godz. 17–19 – środy. ¤¤¤ Sympatyków i członków z terenu województwa i woj. ościennych posiadających wiedzę o możliwościach zatrudnienia, jak również poszukujących pracy, zapraszamy do siedziby zarządu w dniach dyżurów. ŚWIĘTOKRZYSKIE Osoby zainteresowane tworzeniem struktur partii w powiatach: Końskie, Skarżysko-Kamienna, Starachowice, Opatów, Ostrowiec Świętokrzyski, Sandomierz, Staszów, Busko Zdrój, Kazimierza Wielka, Pińczów, Jędrzejów, Włoszczowa – proszone są o kontakt w siedzibie zarządu lub telefoniczny – 0-609 483 480. Siedziba zarządu wojewódzkiego: Kielce ul. Warszawska 6/7 – dyżury we wtorki i czwartki w godz 14–18. PODKARPACKIE Osoby odpowiedzialne za tworzenie i funkcjonowanie struktur: Rzeszów – Jan Stępień – (17) 857 82 57, Andrzej Walas – 0-606 870 540, Jadwiga Jurkiewicz – (17) 862 32 47, Powiat Dębica – Piotr Michoń, 0-503 177 859, Powiat Mielec – Waldemar Symko, 0(17) 586 23 70, Powiat Jarosław – Stanisław Lubera, 0-506 142 540. POMORSKIE Dyżury zarządu wojewódzkiego: Gdańsk – ul. Toruńska 10 (wejście od ul. Grodzka Kamienna przy Dolnej Bramie) w każdy wtorek i czwartek w godz. 15–18 oraz soboty w godz. 10–14. Kontakt tel. 0(58) 305 17 30. ¤¤¤ W każdą ostatnią sobotę miesiąca o godz. 11 odbywać się będą zebrania członków i sympatyków z Gdańska, Sopotu, Pruszcza Gd. i Tczewa. Zapraszamy. WIELKOPOLSKIE Kontakty z przewodniczącymi powiatowymi na terenie województwa: Stanisław Maćkowiak, Poznań 0-609 222 900, Bogdan Kurczewski, Swarzędz 0-605 045 004, Zbigniew Górski, Konin 0-601 735 455, Zbigniew Kwaśniewski, Leszno 0-609 249 847, Ryszard Dolatowski, Gostyń 0(65) 572 18 61, Paweł Szpiler, Kalisz 0-691 943 233, Wiesław Szymczak, Turek 0-609 7952 52, Włodzimierz Frankiewicz, Słupca 0-632 763 035, Krzysztof Dąbrowski, Chodzież 0-604 692 705, Czesław Mikuć, Środa 0-606 341 037, Piotr Napierała, Września 0(63) 436 14 52, Zdzisław Duliniec, Poznań – Grodzki 0-505 323 287, Adam Giera, Piła 0-605 351 311, Edward Kowalski, Gniezno 0-603 257 113. ZACHODNIOPOMORSKIE Zarząd wojewódzki APPR informuje, że biuro zarządu wojewódzkiego przy ul. Łokietka 12/1 otwarte będzie tylko do końca marca. W sprawach spotkań prosimy o tel. pod nr 0-600 368 666.
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
LISTY Neokolonializm No i stało się, co musiało się stać, gospodarcze interesy Francji i Niemiec przeważyły nad sztuczną jednością NATO. Warto sobie zadać pytanie: kto robił w latach 70. najlepsze interesy z Irakiem? I kto budował tam reaktor atomowy, który zbombardował Izrael? Francja! A kto, szukając dostępu do ropy, w czasie II wojny światowej organizował w Iraku powstanie antybrytyjskie? Niemcy! Angloamerykański „liberalizm” lansuje taki model „wolnego rynku”, w którym monopol na międzynarodowy handel z krociowymi zyskami mają firmy amerykańskich i angielskich spekulantów. Dlaczego Niemcy mają kupować tylko drogie towary za pośrednictwem angloamerykańskich pośredników? Dlaczego Europejczycy mają kupować iracką ropę tylko za pośrednictwem Shella i BP?! Francuskiej i niemieckiej gospodarce grozi dziś ruina. Obecnie powracają te wszystkie stare konflikty, które już kiedyś doprowadzały do wybuchu wojen o kolonie! A. Sowiński
Kali i krowa Czytałem niedawno wypowiedzi przedstawicieli rządu USA na temat broni biologicznej zgromadzonej w Iraku. Panowie Amerykanie sprawiają wrażenie niewiniątek, które pierwszy raz w życiu zetknęły się z czymś podobnym. Chciałbym ich w takim razie zapytać, kto 200 lat temu sprzedawał Indianom koce zakażone ospą – Saddam Husajn czy przedstawiciele najhumanitarniejszego narodu świata? A w Korei, w latach 50. – kto zrzucał za linią frontu pojemniki ze szczurami zarażonymi dżumą: bin Laden czy US Air Force? Karol Szymczak, Łódź
stołeczny Ryszard Siewierski i niestety premier Leszek Miller. To on przywiózł do Warszawy inż. leśnika, specjalność: drzewa liściaste, oraz komendanta ze Szkoły Policyjnej w Legionowie. To Miller ich awansował do stopni generalskich, choć są policyjnymi analfabetami. Jakie wartości przyświecają powołanej do rozgrzeszenia komisji – zespołowi autorytetów, składającemu się z gen. Petelickiego, mjra Dziewulskiego i innych sympatyków oraz posłów związanych z rządzącą koalicją SLD?! Żadne, poza ochroną interesów tego rządu. Serdeczne podziękowania dla pani redaktor Anny Tarczyńskiej za artykuł. Kolektyw Pracowników Komendy Stołecznej Policji m.st. Warszawy
Nawiązując do artykułu „Igranie z życiem” („FiM” nr 11/155), przesyłamy Panu kopie naszego wystąpienia – skierowanego na razie do Klubów Parlamentarnych LPR i PiS, oczywiście incognito, aby uchronić się przed konsekwencjami służbowymi. Oburzeni jesteśmy, że w radiu i telewizji oraz w publikacjach prasowych winę za nieprofesjonalną akcję w Magdalence k. Warszawy rozmydla się. A to jest tak – ratują swoje głowy i stołki: komendant główny Policji Antoni Kowalczyk, komendant
Wszechobecnemu tylko dlatego, że na kawałku papieru nie będzie tytułu BÓG (nie imienia, bowiem Bóg to nie imię własne, a tytuł)? Czy panowie nie zauważacie, że w swojej parafialnej, pyszałkowatej zajadłości po prostu bluźnicie? Nikt nie wpadł na ten genialny pomysł, że Bogu nic do naszych zapisków. Prawdziwie wierzącego Polaka żadna, nawet bezbożna, europejska karczma nie powinna zepsuć, zaś obłudy i powierzchowności wiary, jaką propaguje od wieków polski kler, żaden kościół nie naprawi. To najazd Po-
wytoczonego gdańskiej artystce Dorocie Nieznalskiej przez grupkę kato-fanatyków pod przywództwem posła Strąka z Ligi Polskich Rodzin. Pan ten raczył przed kamerami powiedzieć, iż proces Nieznalskiej będzie miał charakter precedensowy. I tu jestem w stanie zgodzić się z posłem Strąkiem. Otóż wraz z Dorotą Nieznalską na ławie oskarżonych zasiadła pewna wartość. Wartość, która powinna być najdroższa każdemu człowiekowi, ba, każdej istocie żywej na ziemi. Tą wartością jest WOLNOŚĆ. Pani Nieznalska ma szansę
Magdalenka – wstyd! Przed laty pracowałem w policji nazywanej wówczas milicją i brałem udział w podobnych akcjach jak w Magdalence. Niżej dla dowódców policyjnych podaję receptę na to, jak można było ująć tych groźnych przestępców. Po otoczeniu budynku w nocy była pewność, że przestępcy już się nie wymkną. Należało się okopać z bronią gotową do strzału i albo poczekać do rana, albo wystrzelić nieco gazu do budynku po uprzednim wybiciu szyb. Kiedy gaz zacząłby działać, ci groźni przestępcy poddaliby się jak baranki, bo na to nie ma mocnych. Oto cała mądrość. Dodaję, że pan Janik, mówiąc, że takie zdarzenie nastąpiło pierwszy raz, po prostu kłamie i tym samym broni idiotów dowodzących policyjnymi formacjami. Jak policjant w stopniu generała może twierdzić, że jatka urządzona przez bandytów wydarzyła się z przyczyn obiektywnych?! Powinien się przyznać, że zabrakło mu oleju w głowie. Jan S.
Ale „Debata” Igranie z prawdą
LISTY OD CZYTELNIKÓW
„Debata”, nadana 12.03.2003 r. w TVP 1 pokazała całą płyciznę intelektualną Bendera i Głódzia, którzy namolnie pragną w konstytucji UE invocatio Dei oraz instrumentalnie traktują... Boga! Bo jak inaczej wyjaśnić stwierdzenie Bendera, że „gdzie nie ma Boga, nie powinno być Polaków”? Panie Bender, generale Głódź, czy obecność lub nie Boga Wszechobecnego można zadekretować? Czy którykolwiek człowiek może zakazać Bogu bycia czy niebycia, gdzie chce być, choćby w piwnicy Kowalskiego? Czy Parlament Europejski władny jest stawiać szlabany
19
Już kilka razy w „FiM” ostrzegałem Leszka Millera, że na kolegowaniu się z panami w sukienkach wyląduje jak piękny Maniuś Krzak. No i wszystko na to wskazuje. Henryk P., Łódź
Ksiądz równiacha Szanowna Redakcjo. Dziś pochowałam matkę na cmentarzu Junikowskim w Poznaniu. Moja mama była katoliczką, więc uważałam obecność księdza na pogrzebie za niezbędną. Kiedy weszłam do jego biura, aby załatwić formalności, nie zostałam nawet poproszona, żeby usiąść. Cała praca księdza polegała w tym momencie na wpisaniu danych zmarłej do rejestru pochówków, zadaniu kilku pytań o akt zgonu i resztę dokumentów. W pewnym momencie tzw. ksiądz, próbując stworzyć „kumplowską atmosferę”, stwierdził – cytuję: „pierdolona robota z tymi papierami”. Krystyna Piotrowska
Obstawa laków-katolików na Europę sprawił, że we wszystkich sklepach pojawiły się wywieszki „Uwaga! Polacy!”, a ludzie zaczęli zamykać hulajnogi, rowery, mieszkania, a nawet grabie w ogródkach grubymi łańcuchami... Daliśmy im przedsmak swojej obecności i to „chrześcijańskie apostolstwo” katolików z Polski wyszło im bokiem! Leon B. Bielski
„Plebania” – organ episkopatu Serial „Plebania” to najwidoczniej organ telewizyjny episkopatu polskiego. Oto jeden z dialogów: – Biskup polecił mi stworzyć nowe radio – odzywa się jeden z księży. – Tak! – włącza się następny – ale należy zrobić radio dla młodych, a nie takie z nudnymi kazaniami dla dewotek! – Ale po co? – pyta trzeci ksiądz, najmłodszy. – Jak to? – odpowiada jego przełożony. – Gdzie indziej mówią tyle kłamstw i bzdur, że przyda się jakaś rzetelna rozgłośnia... Paweł Sędrowicz e-mail do wiad. red.
Ważny precedens Zobaczyłem w „Wiadomościach” materiał dotyczący zaczynającego się procesu o obrazę uczuć religijnych,
stać się pierwszym więźniem sumienia w III Rzeczypospolitej. Jeżeli Dorota Nieznalska zostanie skazana, będzie to wielka klęska wolności w naszym kraju. Być może największa od 1989 r. A.K.S. e-mail do wiad. red.
Byłam zakonnicą Przeczytałam w Waszej gazecie o zakonnicy, która się powiesiła, i jestem przerażona. Trochę ją rozumiem, bo sama tkwiłam w bagienku zwanym życiem zakonnym przez 8 lat, ale z tego wyszłam i udało się. Żyję sobie normalnie, sama decyduję o tym, czy mam spać, czytać, czy iść na spacer. To ja podejmuję decyzję, na co wydam zarobione przez siebie pieniądze. Kochani! Napiszcie o tych, którym się udało, którzy egzystują normalnie w nie zawsze normalnym świecie. Może ktoś zamiast podejmować tak tragiczną decyzję po prostu rozpocznie nowe życie. Basia Wkrótce na naszych łamach historia Basi. Redakcja
Plakaty i Miller Na pomysł „Plakaty z gazety” („FiM” nr 11/2003) wpadłem już wcześniej. Ulotki z wyciętych artykułów z logo „FiM” kseruję i rozdaję, gdzie mogę, szczególnie członkom SLD, wieszam również na tablicach ogłoszeń w blokach.
W moim rodzinnym Zbąszynku policyjny radiowóz wraz z wozem strażackim eskortowały relikwie jakiegoś świętego. Widać od ludzkiego bezpieczeństwa ważniejsza jest jakaś kostka czy kawałek paznokcia sprzed paruset lat. O oszczędnościach na paliwie w policji wszyscy wiedzą, ale na takie imprezki niczego nie żal. Zofia K.
Jak faryzeusze W audycji „Gość Radia Zet” M. Olejnik zadała premierowi L. Millerowi pytanie, co on na to, że abp Życiński domaga się surowego ukarania tych, którzy są odpowiedzialni za milczenie Rywina w zeznaniach w aferze jego imienia. Życiński często wypowiada się w sprawach, co do których powinien stosować zasadę „morda w kubeł”. Jako hierarcha jest również odpowiedzialny za wszystkie przekręty i afery, których autorami są jego podwładni. Nie pamiętam jego kategorycznych i zdecydowanych wystąpień, choćby w takich sprawach jak afery ojca Rydzyka, abp. Paetza, przemytu samochodów, handlu ziemią otrzymaną od państwa oraz dziesiątki innych, od których roi się nie tylko w „FiM”. Pouczają i moralizują, choć sami mają sumienia nieczyste od różnych bezeceństw, jak faryzeusze. M.D., Pruszków e-mail do wiad. red.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska – tel. (0-42) 639-85-41; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch, Paulina Starościk – tel. (0-42) 630-72-33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
Nr 12 (159) 21 – 27 III 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Inwazja kaczorów
CZARNO NA BIAŁYM
Wróg Maciuś I
Miał być w Warszawie jeden Kaczor... no, góra dwa, ale nie kilkaset zgromadzonych tuż koło... ratusza! Fot. MarS
Czarny humor Do odpoczywającego Diogenesa podchodzi jeden z kapłanów: – Poproszę o datek dla bogów. – Nic z tego – mówi Diogenes. – Nie mam odrobiny zaufania do bogów, którzy mają mniej niż ja. ¤¤¤
Rys. Tomasz Kapuściński
Proboszcz wzywa wszystkich ministrantów i mówi, że czasy są ciężkie i trzeba sprzedać po kilka egzemplarzy Pisma Świętego. – Czzyyy jjaa tteż mmogę? – pyta jąkała. – Tak – odpowiada ksiądz. Po godzinie wszyscy wracają, ale nikt oprócz jąkały nie sprzedał nawet jednego egzemplarza. – Powiedz mi, jak ty to robisz? – pyta zdziwiony proboszcz.
– Pproszę księędza, puukam moocno dddo drzwiii. Gddyy się ootwieeraają, wtteedy jja móówię: mmmam Ppismmo Święęte. Kkkkuppujecie, czy mmam pprzeczytać? ¤¤¤
Do komisariatu policji wbiega mężczyzna i od progu krzyczy: – Ukradli mi samochód! – A był poświęcony? – Nie. – To znaczy, że nie ma żadnego przestępstwa. – A co jest? – Kara boska. ¤¤¤
– W ramach pokuty niech się pani położy przed ołtarzem – nakazuje ksiądz. Za moment wychyla się z konfesjonału i pyta: dlaczego położyła się pani na plecach? – Jaki grzech, taka pokuta.
Tej rozmowy nie było... z dwóch powodów: po pierwsze, nasz ewentualny interlokutor dostałby sraczki na sam dźwięk słów „Fakty i Mity”, a po drugie – Jonasz, dbając o nasze zdrowie psychiczne, wydał ostry zakaz rozmawiania z idiotami. Gdyby jednak jakimś cudem do wywiadu doszło, wyglądałby on mniej więcej tak: „FiM”: – Jest pan radnym Wawra z ramienia LPR? Bernard Wojciechowski: – Tak. – Słyszał pan zapewne, że dyrekcja Szkoły Podstawowej nr 195, nauczyciele, rodzice i dzieci złożyły wniosek o nadanie placówce imienia „Króla Maciusia I”? – Tak. – I co? – To jest skandal i antypolska działalność masońska. – Maciuś był masonem? – Zapewne. I w związku z tym ani Maciuś, ani autor książki Janusz Korczak nie są godni patronować polskim dzieciom. „Czy Marysin Wawerski rzeczywiście potrzebuje jeszcze jednego imponderabilium korczakowskiego w postaci imienia szkoły, które kojarzy się z lekturą marzenia i kpiny? Być może chodzi o to, aby szkoła wychowywała Maciusinych Reformatorów, których królowanie pozwoli w przyszłości z Marysina uczynić Korczaków? Wszelkie argumenty za wyborem tzw.
lokalnego symbolu dla publicznej instytucji w Wawrze wydają się małostkowe, drobiazgowe i pretensjonalne. Są one oznaką lęku i niepewności przed otwarciem się na wielkie bogactwo polskiej kultury, jej dorob-
ku, który należy się obecnym i przyszłym pokoleniom młodych Polaków” (wypowiedź zaczerpnięta z autentycznego pisma Wojciechowskiego do burmistrza Wawra). – Skąd u pana tak błyskotliwe i głębokie przemyślenia na temat Króla Maciusia I? – Z lektury Myśli Narodowej, Wychowania Narodowego i książki Ojciec Kolbe a sprawa żydowska
Jędrzeja Giertycha (to też autentyczna wypowiedź). – Czy pan wie, iż to pańskie stanowisko poruszyło niemal całą społeczność Wawra, że oburzeni uczniowie szkoły i ich rodzice chcą protestować, że czują się obrażeni? – A co mnie to obchodzi? ¤¤¤ No tak... rzeczywiście... jego to nic a nic nie obchodzi. Za to mnie i wielu mieszkańców Wawra obchodzi, i to bardzo. Rodzi się bowiem pytanie, czy Polska jest już na tym etapie, że im większa aberracja jednostki, tym ta jednostka ma większe szanse w wyborach municypalnych i parlamentarnych? Czy wystarczy mówić dużo i głupio, a ludzie i tak w to uwierzą? O opinię na ten temat zwróciliśmy się do doktora psychologii Henryka Pierzaka: „Jak widać, niektórzy politycy z LPR sięgają już po bajki. W tym konkretnym przypadku mamy do czynienia z patologiczną nienawiścią spowodowaną tym, że kochanego przez dzieci Korczaka nie da się zastąpić rozmaitymi Giertychami. Co więc pozostaje? Pozostaje już tylko próba zohydzenia, poniżenia i zdyskredytowania wszystkiego, co nie jest po myśli tzw. narodowców”. A przecież idiotyzm z Królem Maciusiem nie jest odosobniony. Dwa lata temu polski ciemnogród protestował przeciwko nadaniu innej szkole imienia Jana Brzechwy. Coś w tym jest, bo może Brzechwa, pisząc Kaczkę Dziwaczkę, miał na myśli miłościwie panującego nam prezydenta Warszawy? MarS