PAPIEŻ UKRYWAŁ PEDOFILA! ! Str. 10
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 12 (524) 25 MARCA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
SZOK?! 53 procent Polaków czuje uje się duchowo poza Kościołem!
n Armagedo cie może rzeczywiś zniszczyć nastąpić i życia większość ku w 2012 ro na Ziemi cy. ą naukow z d r ie w t – mi: który z r b ie n a t Py my mieli rok będzie ta? za dwa la
5
! Str. 14-1
! Str. 23
! Str. 9
ISSN 1509-460X
! Str. 7
2
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Dwaj dostojnicy kościelni i kuria w Monachium przyznają, że kardynał Ratzinger, dzisiejszy „ojciec święty”, osobiście nakazał ukryć księdza pedofila przed wymiarem sprawiedliwości (w Polsce grozi za to do 10 lat odsiadki). To ważny przełom w serii skandali pedofilskich w Kościele. Tym samym bowiem tysiące podobnych, kryminalnych zachowań biskupów zostało nagle usprawiedliwionych. Skoro „nieomylny” dał przykład (czytaj str. 10)... W sobotę 20 marca upływa kadencja prymasa Polski abp. Muszyńskiego. Ma go zastąpić bohater naszych licznych publikacji, oskarżany o współpracę z SB abp Kowalczyk. Jego z kolei na stanowisku nuncjusza apostolskiego zmieni jakiś Włoch. Informację natychmiast skomentowali internauci, twierdząc, że prymasem powinien zostać Jarosław Kaczyński, bo przynajmniej dochowuje celibatu i nie molestuje dzieci. Lech Kaczyński nie żyje – taką informację podała gruzińska telewizja, emitując słynny już reportaż science fiction o ataku Rosjan na Gruzję. Polski prezydent leciał samolotem z odsieczą Saakaszwilemu, aż tu w aeroplan pizgła ruska rakieta i... Jakie te przebudzenia są bolesne. Po ośmiu latach procesu, po kilkudziesięciu rozprawach i kilku rewizjach wyroków Dorota Nieznalska – artystka, która symbolicznie pokazała „piekło mężczyzn” jako ukrzyżowane genitalia – została ostatecznie uniewinniona od zarzutu obrazy uczuć religijnych (pozew Młodzieży Wszechpolskiej). Ciekawe, czy pani Dorota się cieszy. Może lepiej być skazaną po ośmiu godzinach, niż osiem lat siedzieć w sądach? „Bądź jak ojciec Mateusz” – to nawiązujący do serialowej bajki gniota policyjny program mający aktywizować obywateli. Statuetki ojca Mateusza otrzymają ci, którzy dostarczą policji informacje o ewentualnych przestępstwach lub innych nagannych zachowaniach swoich bliźnich. Kiedyś taki donosiciel był konfidentem MO, dziś OM (ojca Mateusza). „Na polskiej wsi mamy do czynienia z prawdziwą plagą starokawalerstwa, życia na kocią łapę i rodzenia nieślubnych dzieci” – wyrywał sobie włosy z głowy biskup Stefanek podczas zjazdu gnieźnieńskiego. Cóż za doskonała, krytyczna znajomość środowiska wiejskich proboszczów i wikarych! Brat papieża przyznał się, że prał małoletnich chórzystów po pyskach. Jak źle śpiewali. Chłopcy się zmieniali, a on pruski dryl stosował przez całe 30 lat. Georg Ratzinger dodał, że po wymierzeniu kary cielesnej zawsze miał wyrzuty sumienia. Ależ ten przyzwoity człowiek musiał cierpieć! „Kapłani pedofile otrzymają rozgrzeszenie po okazaniu skruchy” – ogłosił przedstawiciel najwyższego sądu papieskiego biskup Gianfranco Girotti. Świetnie! – ucieszyli się zboczeńcy w sutannach. Nurtuje ich tylko wątpliwość, czy wyrażanie skruchy cztery, pięć razy w tygodniu nie będzie zbyt męczące. Według Kodeksu kanonicznego, przestępstwo pedofilii księży przedawnia się po 10 latach. Pomimo to watykański Trybunał Kongregacji rozpatruje obecnie 3 tysiące spraw dotyczących pedofilskich nadużyć duchownych. Do tych szokujących tajnych danych dotarł włoski dziennik „Avvenire”. Gazeta dodaje, że kara zeświecczenia księdza orzekana jest niezmiernie rzadko. „Papież nie tylko wobec przestępców seksualnych w sutannach, ale i wobec siebie – jako zwierzchnika tych dewiantów – musi być bardziej surowy” – oświadczył Wolfgang Thierse, członek Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich. Bardziej surowy? Na razie to i papież, i jego Kościół są... ugotowani! „Ściśle tajny projekt Watykanu jest taki, że za mniej więcej 50 lat zostanie zniesiony celibat osób duchownych” – doniosły światowe agencje. Bzdura! Za 50 lat nie będzie już żadnych księży. Może z wyjątkiem tych ze skansenu o nazwie Polska, gdzie ostatnich proboszczów na plebaniach będzie się pokazywać zagranicznym turystom za ciężkie pieniądze. Farmaceutka z brytyjskiego Sheffield wyleciała dyscyplinarnie z pracy, gdy w aptece – zasłaniając się przekonaniami religijnymi – odmówiła klientowi sprzedaży prezerwatywy. Dziki kraj. W Polsce zostałaby męczennicą za wiarę. Członkini Kościoła Zielonoświątkowców USA zamknęła się w pokoju swojego domu, a wcześniej zabroniła, by ktokolwiek jej przeszkadzał, bo zamierza się modlić do skutku. Skutek był taki, że Evelyn Boyd policja znalazła miesiąc później, forsując drzwi pomieszczenia. Bóg wysłuchał modłów i zabrał ją do siebie dwa tygodnie wcześniej. Mąż protestantki oświadczył mediom, że szanuje tę decyzję. Tylko którą – żony czy Boga? Periodyk „Journal for the Scientific Study of Religion” ujawnia wyniki zdumiewających badań naukowych. Oto okazuje się, że jeśli mężczyzna szuka przygodnego seksu z dopiero co poznaną kobietą, to najłatwiej pójdzie mu z katoliczką. Szansa na stosunek z nią jest aż o 72 proc. wyższa niż z ateistką. Szczególnie dotyczy to uczennic szkół i uczelni kościelnych. Dlaczego nas to nie dziwi? Po tym, jak nasiliły się ciąże wśród nastolatek, dyrekcja rzymskiego liceum im. Keplera nakazała umieścić w szkolnych toaletach automaty z prezerwatywami. „To cywilizacja seksu!” – rozdarł buzię kardynał Agostino Vallini, wikariusz Rzymu. Rozumiemy, że młodzież pozbawiona prezerwatyw ma się mnożyć zamiast uczyć
III RPorażka? edną z największych szkód, jakie Polsce czyni katoprawica (w tym PO), jest przedstawianie uprzywilejowania Kościoła rzymskokatolickiego jako fundamentu niepodległości. Nawet przywódcy lewicy parlamentarnej nie widzą żadnego związku pomiędzy kiepskim wizerunkiem Polski za granicą a ekspansją katolickich biskupów w polityce wewnętrznej. Rządzący naszym krajem chcą, abyśmy uchodzili w świecie za ostoję liberalizmu i demokracji, a jednocześnie wszystko opierają na wstecznych wartościach katolickich. Doprowadzili do uprzywilejowania jednej grupy wyznaniowej, co jest sprzeczne z zasadą państwa wolnego i otwartego. Takie uprzywilejowanie samo w sobie stanowi źródło wielu patologii; oznacza przede wszystkim, że aparat państwowy będzie dokonywał wykładni prawa w sposób odpowiadający jednemu Kościołowi. Otwiera to drogę do rządów autorytarnych i totalitarnych, w których hołubiony Krk czuje się jak ryba w wodzie. Gdyby nie rezygnacja Jarosława K. z rządzenia 3 lata temu, już byśmy żyli w takim totalitaryzmie. We współczesnym świecie podobna symbioza państwa z religią panuje w krajach radykalnego islamu. Nasze media milczą na ten temat, ale faktem jest, że dyplomaci z państw demokratycznych traktują Polskę jako kraj dziwny i niepewny. Teoretycznie liberalny, ale praktycznie bliższy islamistom (ogromne wpływy Kościoła, ustawa antyaborcyjna, stosunek do praw gejów i kobiet). Rodzi się pytanie: czyje interesy tak naprawdę reprezentują władze klerykalnej RP? Czy są to interesy Polaków, czy Watykanu? Zdumienie budzi wydawanie przez Episkopat poleceń premierom czy ministrom – na przykład polskie weto wobec niewpisania invocatio Dei do traktatu reformującego UE nie miało innego uzasadnienia niż interes Watykanu. Konsternację w Parlamencie Europejskim wywołała informacja przekazana przez prof. Senyszyn, że rząd RP dotuje za pośrednictwem Funduszu Kościelnego katolickie misje oraz nadaje misjonarzom watykańskim status funkcjonariusza państwowego/unijnego (paszporty dyplomatyczne). A przecież Watykanu nikt do UE nie przyjmował! Polska jest w Europie rzecznikiem kurii rzymskiej, na czym traci, a nikt by się w UE nie dziwił, gdyby była (choćby z racji wspólnych słowiańskich korzeni) rzecznikiem Rosji, na czym wymiernie byśmy korzystali. Ale to Watykan jest – m.in. dzięki prawicowym eurodeputowanym z Polski – dokładnie informowany o sprawach i planach Unii. To jeden z wielu powodów ograniczonego zaufania do władz naszego kraju. Kolejnym jest powszechna obecność w polskich instytucjach publicznych katolickich kapelanów – nadzorców, weryfikatorów i kadrowych. W końcu kapelan szpitalny ma prawo czytać dokumentację pacjentów, kapelan wojskowy ma wgląd w plany NATO, a kapelan prezydenta RP chodzi po pałacu głowy państwa jak po swoim. Czy to jest jeszcze niepodległy kraj?! Członkami Opus Dei byli i są w Polsce ministrowie, a nawet premier Marcinkiewicz. Jak to się ma do praktykowanego w OD wyjawiania swym kierownikom duchowym wszelkich życiowych zamierzeń, planów, projektów i decyzji? W Wielkiej Brytanii, kiedy wyszło na jaw, że minister oświaty związana jest z Opus Dei, musiała ona natychmiast oddać stanowisko; potraktowano ją jak agenta obcego wywiadu. W Polsce, „dzikim kraju”, nikomu to nie przeszkadza.
J
Obok klerykalizacji filarem państwa i powodem do dumy jest dla prawicy także polityka historyczna. Tak naprawdę to kolejny powód do żenady i wstydu. Jedno z haseł tej polityki brzmi: Jałta i Poczdam były zdradą i są nieważne! A zatem – zgodnie z logiką (obcą oszołomom) – także wysiedlenie Niemców z polskich Ziem Zachodnich i Północnych jest nieważne, podobnie jak konfiskata niemieckich majątków. A skoro tak, to wysiedlonym należą się odszkodowania, no i otwieramy sprawę granicy wschodniej i zachodniej. Gdyby rządziły bliźniaki, już pewnie bylibyśmy na tym etapie. Etapie zimnej wojny i totalnej izolacji Polski na arenie międzynarodowej. No, może nie totalnej, bo niemieccy neofaszyści byliby z nami. Podobnie rzecz się ma z kultem i sakralizacją klęsk, na przykład powstania warszawskiego, oraz propagowaniem tezy, że wszystko, co Polska i Polacy osiągnęli, zawdzięczają nie sobie, tylko JPII i MB Częstochowskiej. Tymczasem klęska powstania warszawskiego tylko przyśpieszyła stalinizację, pozbawiając nas niezależnej elity, czyli AK. Z kolei przegrane powstanie listopadowe, którym tak się chwalimy, doprowadziło do zatrzymania demokratyzacji w Rosji i cofnęło proces polonizacji Kresów Wschodnich. A jak geniusze polskiej dyplomacji coś spieprzą, to potem proszą świat o pomoc w cofnięciu efektów własnych działań. Tak jak to było z apelem PiS-owskich eurodeputowanych w Parlamencie Europejskim, aby potępić ostatnią decyzję prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki o nadaniu Banderze tytułu bohatera narodowego oraz uczczeniu UPA. A przecież przez lata to Polska była jedynym politycznym sponsorem nacjonalisty Juszczenki w Europie. Nie można za to odmówić prawicy rządzącej RP konsekwencji w sprawie Rosji. Ostatni gest Putina – zaproszenie Tuska do Katynia na wspólne obchody – został zlekceważony, a fakt niezaproszenia Kaczyńskiego – potępiony. Tymczasem nad grobami polskich ofiar pojawia się historyczna szansa na pojednanie. Premierowi Rosji po raz pierwszy rzeczywiście zależy na naprawie stosunków z Warszawą, gdyż zdaje on sobie sprawę, że po traktacie z Lizbony (którym Radio Maryja straszy wiernych) nie będzie już mógł budować z wybranymi przez siebie państwami UE strategicznych partnerstw. Teraz Rosja, aby móc robić interesy z UE, musi mieć świetne stosunki ze wszystkimi jej zintegrowanymi członkami. Polska jako największy europejski sąsiad Rosji ma szansę stać się jednym z czołowych europejskich graczy. Oczywiście nasze cienkie jelity znów tego nie wykorzystają. Podobnie jak świetnych za PRL-u układów z Chinami, które, bądź co bądź, jako kraj w tamtych realiach po trosze pozostały. Cały świat, nie wyłączając Niemiec i USA, łasi się do rządu w Pekinie. My zaś pouczamy Chińczyków o obowiązku przestrzegania praw człowieka. Przez ponad rok nie mieliśmy tam ambasadora, a w końcu na wakujące stanowisko powołaliśmy emerytowanego wojskowego, który sam przyznaje, że... nie zna Chin. Póki co Polsce nie po drodze z nikim oprócz Watykanu! Czy w imię ustrojowej klerykalizacji i sakralizacji historycznych klęsk zaprzepaścimy kolejne szanse? Czy pod hasłem dobrych relacji z Kościołem papieskim skażemy Polskę na porażkę? Tylko radykalna deklerykalizacja państwa pozwoli Polsce powrócić do grona najważniejszych europejskich państw. Oczywiście, możemy też zostać na peryferiach i być taką nieco większą Maltą. Z nakazu „kawalerów maltańskich”, czyli biskupów Krk, obowiązuje tam między innymi zakaz rozwodów. JONASZ
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r. stawa o Policji powiada, że jednym z podstawowych zadań tej formacji jest „wykrywanie przestępstw i wykroczeń oraz ściganie ich sprawców”. Choć przed podjęciem służby każdy policjant uroczyście ślubował „pilnie przestrzegać prawa” oraz strzec „honoru, godności i dobrego imienia” swojej firmy, to przecież funkcjonariusze są tylko ludźmi i zdarza się, że sami popełniają czyny zabronione. Ponieważ trudno zakładać, żeby czarne owce w szeregach wykrywały i ścigały same siebie, do walki z nimi powołano specjalne Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Organizacyjnie dzieli się na trzy zarządy (jedyna między nimi odrębność polega na terytorialnym obszarze działania) i cztery wydziały (I i II spełniają funkcje operacyjno-techniczne na rzecz i w miarę potrzeb zarządów, a III i IV zajmują się kwestiami analityczno-administracyjnymi).
U
przestępstw popełnianych z udziałem policjantów i pracowników policji. Krótko mówiąc: ludzie z BSW mają za zadanie rozpracowywać środowisko i ilekroć natrafią na coś podejrzanego, natychmiast zabezpieczyć dowody oraz przekazać sprawę prokuraturze, by pod jej nadzorem prowadzić dalsze czynności procesowe. Poważny problem polega na tym, że w Policji nie ma żadnej jednostki, która mogłaby sprawdzić, czy ci z BSW (w końcu też są tylko ludźmi) mają czyste ręce. Popatrzmy, jakie są tego efekty... ! ! ! Wydział w Szczecinie Zarządu I BSW liczy sobie (według naszych obliczeń) 10–12 funkcjonariuszy, którymi dowodzi naczelnik Wiesław W., wraz ze swoim zastępcą Zbigniewem K. Do nich właśnie udają się funkcjonariusze zachodniopomorskiej policji, gdy zaobserwują lub uda im się zgromadzić dowody uzasadniające podejrzenie popełnienia przestępstwa wewnątrz firmy.
GORĄCY TEMAT Już po kilku minutach złożył w BSW zawiadomienie o kryminalnym, jakkolwiek by na to patrzeć, incydencie wyczerpującym przesłanki kilku artykułów kodeksu karnego. – Oprócz Zbigniewa K. przy rozmowie obecny był jeszcze jeden, nieznany mi, oficer. Wszystko odbyło się na gębę, bo nie sporządzili przy mnie żadnej notatki ani też nie przedłożyli do podpisu jakiegokolwiek protokołu. – Dlaczego poszedł pan do BSW, zamiast udać się do prokuratury? – pytamy. – Uczono mnie, że od tego właśnie jest „policja w policji”. Zgłosiłem przestępstwo, mniemając, że sprawie zostanie nadany formalny bieg, wyraźnie określony przepisami kodeksu postępowania karnego, a w szczególności że zostaną zabezpieczone dowody. Tkwiłem w grubej pomyłce, bo nie ruszyli nawet palcem w bucie, nie mówiąc już o uruchomieniu prokuratury. Z moich późniejszych obserwacji wynika,
z pseudonimem i wcale nie byłbym zdziwiony, gdyby ktoś pobierał na moje konto pieniądze z tzw. funduszu operacyjnego – konkluduje lekarz. Wyjaśnijmy w tym miejscu (o tym nie wie nawet nasz rozmówca), że według instrukcji o pracy operacyjnej policji osobowe źródła informacji dzielą się na: osoby informujące (donosiciele okazjonalni i mający prawo do zachowania anonimowości, aczkolwiek posiadający swoją teczkę, w której gromadzone są przekazywane sygnały), informatorów („działający z własnej inicjatywy lub celowo pozyskani przez Policję”, mający już teczkę personalną z pseudonimem oraz raportami dotyczącymi motywów podjęcia i warunków tajnej kooperacji), współpracowników (osoby wytypowane wyłącznie spośród informatorów oraz „pozyskani za ich pisemną zgodą do uzyskiwania informacji i wykonywania zleconych zadań”) oraz agentów (osoby absolutnie dyspozycyjne i posiadające „predyspozycje do
Pies psu wilkiem Zawiadamiając Biuro Spraw Wewnętrznych o przestępstwie, każdy policjant musi liczyć się z tym, że zostanie „osobowym źródłem informacji”, czyli po prostu formalnym ucholem. Z teczką, a nierzadko pseudonimem... Każdy Zarząd ma swoje ekspozytury (wydziały) w przydzielonych mu pod opiekę komendach wojewódzkich, gdzie funkcjonariusze BSW działają autonomicznie, podlegając wyłącznie swojej warszawskiej centrali. Do tej elitarnej z założenia jednostki nie zostanie przyjęty pierwszy lepszy. Kandydaci (wywodzący się na ogół z miejscowego garnizonu) „muszą sprostać niezwykle silnym obciążeniom psychicznym. Podołać mogą tylko najlepsi policjanci, wykształceni, z dużym doświadczeniem, wyjątkowo odporni na stres, obdarzeni poczuciem misji, zdeterminowani i umotywowani do prowadzenia działań operacyjnych we własnym środowisku zawodowym” – dowiadujemy się z wewnętrznego informatora BSW. Zaś owa misja to: ! wykrywanie przestępstw popełnionych przez policjantów i pracowników policji z zastosowaniem obowiązujących metod i form pracy operacyjnej; ! pozyskiwanie i gromadzenie informacji o przestępczej działalności policjantów i pracowników policji, a także rozpoznawanie powiązań środowiskowych oraz posiadanego stanu majątkowego w celu definiowania potencjalnych zagrożeń; ! wykonywanie czynności dochodzeniowo-śledczych oraz prowadzenie postępowań sprawdzających i przygotowawczych w zakresie
Oto co powiedział nam Świadek 1 (lekarz i do niedawna policjant pracujący w specjalistycznej jednostce komendy wojewódzkiej w Szczecinie): – Pewnego dnia zostałem wezwany przez naczelnika Jacka G., który w obecności swojego zastępcy Jerzego R. przystąpił do procedury okresowego opiniowania mnie. Wręczył mi wypełnioną opinię z podkreślonymi ocenami i zażądał, żebym ją przeczytał i podpisał obok miejsca, gdzie on już postawił swoją parafkę. Czytając, zorientowałem się, że doszło do ewidentnego sfałszowania dwóch załączonych dokumentów stanowiących podstawę opinii i decydujących o mojej przyszłości w policji. Poinformowałem G., że popełnił przestępstwo i niezwłocznie udaję się z tymi papierami do mieszczącego się po drugiej stronie ulicy wydziału BSW celem złożenia zawiadomienia o fałszerstwie i działaniu w ten sposób na szkodę funkcjonariusza publicznego, którym wówczas byłem. G. wpadł w szał. Ruszył w moim kierunku z dłonią położoną na otwartej kaburze wiszącego mu u pasa pistoletu i zażądał zwrotu papierów stanowiących dowód przestępstwa. Powiem otwarcie: poczułem, że moje życie zawisło na włosku, więc natychmiast oddałem mu te dokumenty i uciekłem z gabinetu.
Fot. MaHus
że przekazane podczas tej rozmowy informacje zostały wykorzystane przeciwko innym funkcjonariuszom niewygodnym naczelnikowi Jackowi G. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Wydział I Zarządu BSW w Szczecinie służy jedynie temu, żeby wyłapywać płotki i zacierać ślady przestępstw popełnianych przez wyższych rangą funkcjonariuszy policji. Nigdy w życiu nie poszedłbym do nich powtórnie. – Dlaczego? – Muszę zakładać, że ludzie z BSW zachowują choćby pozory praworządności. Skoro więc nie załatwili mnie formalnie i sprawa niebezpiecznego dla otoczenia fałszerza w ogóle nie wydostała się do prokuratury, to jedynym wytłumaczeniem podobnego zachowania jest to, że zostałem bezwiednie ich osobowym źródłem informacji. Jak oświecił mnie później bardzo doświadczony w takich sprawach kolega, innej alternatywy po prostu nie ma! Jest wysoce prawdopodobne, że mam tam w BSW teczkę
wykonywania złożonych zadań operacyjnych w kraju lub za granicą”). ! ! ! Świadek 2 (czynny policjant): – Poszedłem do BSW w sierpniu 2009 r., żeby wskazać na fakt popełnienia przez... (tu nazwisko jednego z komendantów powiatowych – dop. red.) kilku ewidentnych przestępstw. Zbigniew K. nie sporządził w mojej obecności żadnej notatki ani protokołu, tylko zobowiązał mnie do zbierania i opracowywania na piśmie informacji o kontaktach przełożonego z półświatkiem i wszelkich hakach, na których można by go ewentualnie powiesić. Dał mi kilka dni na ich opisanie. „Tylko żeby były same konkrety. Posiedź przez weekend i jak najszybciej mi to przynieś” – powiedział. Dostarczyłem mu bite pięć stron maszynopisu. Poinstruował mnie, że następne spotkanie on wywoła telefonicznie i zastrzegł, żebym absolutnie nikomu o tym nie mówił, bo sprawa jest tajna.
3
– Czy w rozmowie pojawił się motyw nawiązania tajnej współpracy operacyjnej i pańskiej ewentualnej zgody na jej podjęcie? – W ogóle nie było o tym mowy! Wszystko dawałem K. dobrowolnie, choć na jego prośbę. Chciałem mu pomóc ująć przestępcę i deklarowałem gotowość poświadczenia wszystkiego w prokuraturze, a później w sądzie. Wskazałem nawet kilku innych policjantów chcących zeznawać, ale BSW nic dalej nie zrobiło. Wkrótce zorientowałem się, że prawdopodobnie doszło do przecieku, bo szef zaczął wykonywać nerwowe ruchy i zacierać ślady. – Zna pan instrukcję o pracy operacyjnej? – Na moim stanowisku nie jestem uprawniony do takiej wiedzy. Świadek 3 (do niedawna policjant w jednym z zarządów BSW): – Zastosowano bardzo prosty, ale skuteczny patent. Gdy człowiek przychodzi i podaje na tacy kogoś ważnego, to na ogół jest nieświadomy obowiązujących procedur. Można w takiej sytuacji spisać protokół, lecz trzeba wówczas sprawie nadać bieg, a częstokroć dotyczy ona wieloletnich znajomych, bo przecież nie jesteśmy spadochroniarzami, lecz wywodzimy się z terenu, na którym działamy. Spisuje się więc notatkę służbową trafiającą do teczki „osoby informującej” bądź „informatora”, czyli kategorii osobowych źródeł, które nie muszą wyrazić formalnej pisemnej zgody na kooperację, co jest wymogiem obowiązującym dopiero od szczebla „współpracownika”. Taki myk pozwala uniknąć reguł kodeksowych oraz zachować sprawę w dyskrecji przed prokuraturą nieposiadającą żadnego dostępu do tajnych akt. Dalej następują działania operacyjne. Jednego się ostrzeże, żeby uważał i pamiętał, komu zawdzięcza uratowanie tyłka, na drugiego zdobędzie się haka i ewentualnie pozyska do współpracy bardziej owocnej niż ze zwykłym dzielnicowym, a innego posadzi i zbierze premię. ! ! ! Dysponujemy jeszcze uwierzytelnionymi oświadczeniami dwóch innych świadków, którzy o stosowanych przez „policję w policji” praktykach opowiadają takie rzeczy (m.in. o ukrywaniu dowodów), że włosy stają dęba. Powstrzymujemy się na razie z ich publikacją, bo gorzowska Prokuratura Okręgowa prowadzi obecnie tajne śledztwo „w sprawie niedopełnienia obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy BSW w Szczecinie” (sygn. V Ds. 27/09). Poczekamy, zobaczymy, czy nie zakończy się tak, jak w centrali, gdzie kierownictwo Biura zamiotło pod dywan molestowanie seksualne policjantek przez zastępcę naczelnika Wydziału I BSW Marcina G. (prokuraturze udostępniono jedynie materiały z wewnętrznego postępowania wyjaśniającego), a jednostkę pośpiesznie rozformowano... AT Współpraca: DN i TS
4
POLKA POTRAFI
Ocipiały? Dzień Kobiet dawno za nami. Ten w rodzimej wersji okazał się kontrowersyjny i niezapomniany... Zacznijmy od łódzkich feministek, a właściwie tajemniczego ugrupowania – Separatystyczne Rewolucyjne Oddziały Maciczne (w skrócie SROM). Dziewczyny – z okazji święta kobiet – przyozdobiły czerwoną Łódź plakatami reklamującymi aborcję w Wielkiej Brytanii. Dostępną i coraz popularniejszą wśród naszych rodaczek (przypomnijmy – w ubiegłym roku aż 80 proc. przyjezdnych kobiet, które usunęły ciążę na Wyspach, stanowiły Polki). Puenta jest dość osobliwa: „Bilet lotniczy do Anglii w obie strony – 300 zł, nocleg – 240 zł, aborcja w szpitalu – bezpłatna. Ulga po zabiegu przeprowadzonym w godnych warunkach – bezcenna. Za wszystko inne zapłacisz mniej niż w podziemiu aborcyjnym w Polsce”. Prokuratura wszczęła postępowanie z urzędu. Sprawdza, czy plakatowy wyczyn podpada pod nakłanianie do aborcji i pomoc w przerwaniu ciąży, za co grożą 3 lata więzienia. Żeby nasze „separatystki” uznać za przestępczynie, należy ponad wszelką wątpliwość udowodnić, że jakaś ciężarna
łodzianka – po ujrzeniu owego afiszowego dzieła – zapragnęła pozbyć się w Anglii dziecka nienarodzonego. Doniesienie o przestępstwie złożyli też
zięki pewnej katolickiej lekarce opinia publiczna w Polsce i na świecie mogła wreszcie dowiedzieć się, dlaczego kobiety nie mogą piastować w Kościele żadnych stanowisk. Bo mają miesiączkę, z powodu której puchnie im mózg. Kiedy studiowałem kiedyś teologię katolicką, uczono mnie, że głównym powodem niedopuszczania kobiet do funkcji kapłańskich jest rzekomo tradycja wywodząca się od czasów Jezusowo-apostolskich. Chodziło o to, że Jezus nie wybrał kobiet do grona apostołów, a jego następcy w Kościele nie uważali za stosowne ordynować je do posług duchownych. Pomijam już pokrętność i obłudę tego uzasadnienia dyskryminacji kobiet w Kościele, ale chcę zwrócić uwagę, że Kościół nie stosował nigdy w tej dziedzinie argumentacji medycznej czy udającej medyczną. Najwyraźniej jednak w środowiskach katolickich idzie nowe. Lekarka i publicystka katolicka Hanna Wujkowska podczas konferencji na Uniwersytecie Warszawskim postanowiła nadrobić braki w argumentacji dotyczącej kościelnego lekceważenia kobiet. Do listy powodów, dla których Kościół uważa je za gorsze od mężczyzn, dorzuciła i ten, że... mają miesiączkę. Według Wujkowskiej, miesiączka, a właściwie tzw. okres napięcia przedmiesiączkowego, charakteryzuje się „opuchnięciem mózgu” spowodowanym zaburzeniami w gospodarce płynami fizjologicznymi organizmu. Dlatego przez kilka dni w miesiącu kobiety, zdaniem Wujkowskiej, głupieją i nie nadają się do kierowania tak wielkimi instytucjami jak Kościół. Wywody Wujkowskiej zdobyły już spory rozgłos w kraju i wywołały niemałe rozbawienie środowisk medycznych. Nie będę się tu zajmował polemiką z jej poglądami, bo szkoda na to czasu, pochylę się tylko nad logiką jej rozumowania i płynącymi zeń konsekwencjami. Jeżeli miesiączka tak strasznie upośledza kobietę, że nie nadaje się ona do kierowania ważnymi instytucjami,
D
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA członkowie Katolickiego Klubu św. Wojciecha w Łodzi. Plakaty – rozwieszone nielegalnie – zniknęły już z łódzkich przystanków. Postępowanie sądowe trwa, ale dzięki popełnionej „zbrodni” o dziewczynach zrobiło się głośno, a o to przecież chodziło. „W Łodzi zachęcają, by kobiety wyjeżdżały do Wielkiej Brytanii zabijać swoje dzieci, w Warszawie podczas »warsztatów waginalnych« będą uczyć kobiety, że »mają cipki«” – doniosła „Fronda”. O co chodzi z tymi „cipkami”? O transparent z napisem „Mam cipkę”, niesiony przez jedną z uczestniczek marcowej Manify. I nie o gloryfikowanie cipki tu chodzi. Bynajmniej. Raczej o przełamanie wstydu, jaki towarzyszy kobietom na myśl o własnym ciele i płciowości. Żeby wiedziały, że też mają „coś” fajnego, czego nie trzeba się wstydzić i co – umiejętnie używane – może dać mnóstwo radości. Hasło okazało się na tyle chwytliwe, że zaplanowano... Dni Cipki. Będą obchodzone już w kwietniu. Cała impreza ma służyć odczarowaniu słowa „cipka”. Planowane atrakcje: warsztaty waginalne, rozdawanie cipkowych gadżetów, cipkowe ubrania i przekąski, promocja książki „Wielka księga cipek”, „pogaduszki pochwy” i wiele innych atrakcji „z cipką w tle”. W dążeniu do równouprawnienia Dni Penisa nie przewidziano. JUSTYNA CIEŚLAK
a tylko do funkcji rozrodczo-macierzyńskich, jak chciałby Kościół, to nie wydaje mi się, że wnioskowanie to jest poprawne. Uważam, że kierowanie diecezją wymaga znacznie mniej zdrowego rozsądku niż wychowanie gromadki dzieci. Skutki irracjonalizmu w domu są znacznie bardziej dramatyczne niż w kierowaniu sprawami administracyjnymi. Skoro Kościół odebrał kobietom funkcje kapłańskie, to – zgodnie z własną logiką – powinien im także zabrać funkcje wychowawczo-opiekuńcze. Tylko co wtedy zostałoby biednym katoliczkom? Gotowanie, sprzątanie i świadczenie usług seksualnych mężom i proboszczom? A skoro jesteśmy przy problemach hormonalnych, to na zaburzenia z nich wynikające cierpią także mężczyźni. Czy mądrość ludowa nie mówi przypadkiem o pewnej kategorii panów, którzy – tu przepraszam za dosadność – „myślą główką, a nie głową”? Czy oni nadają się do zarządzania wielkimi instytucjami i czy gwarantują racjonalność podejmowania decyzji? Kiedy patrzę na Kościół katolicki pogrążony w aferze pedofilskiej, to widzę m.in. właśnie skutki postępowania według „logiki główki”, i to na masową skalę. Nie tyle teokrację, co... fallokrację. Jestem pewien, że w Kościele zarządzanym według demokratycznych procedur wspólnie przez mężczyzn i kobiety nigdy nie doszłoby do takiej fali przemocy seksualnej. Sama nieszczęsna Wujkowska – doradczyni Marcinkiewicza i Giertycha, była kierowniczka (a jednak kierowniczka mimo „obrzęku mózgu”!) ośrodka zdrowia w Zielonce – jest dla mnie smutnym przykładem przedziwnego syndromu ofiary dyskryminacji. Jako kobieta działa z premedytacją przeciwko kobietom, dokładnie tak jak homoseksualni w dużym odsetku hierarchowie kościelni, którzy stworzyli system skrajnie nieprzyjazny dla homoseksualistów właśnie. Ale to już temat na inną opowieść. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Obrzęk mózgu
Prowincjałki 56-letni Maciej K., technik dentystyczny, tak długo przypatrywał się pracy lekarzy stomatologów, aż w końcu doszedł do wniosku, że sam potrafi leczyć zęby równie skutecznie. Otworzył więc na Żoliborzu prywatny gabinet. Praca tak mu się podobała, że wykonywał ją bezustannie, nie bacząc nawet na orzeczenie sądu, który już raz wymierzył mu rok odsiadki w zawieszeniu. W końcu będzie mógł leczyć zęby kolegom z celi.
CYRULIK
Nielegalny ośrodek szkolenia kierowców prowadziła 71-latka z Nowej Soli i jej 37-letni wspólnik w interesach. Zanim wpadli, zdążyli przeszkolić ponad sto osób, od każdej pobierając 1200–1600 zł. Z kolei 72-letni emeryt z Konina rozwijał się w biznesie spirytusowym. W jego domu znaleziono 130 litrów alkoholu, 4 beczki z cieczą służącą do produkcji oraz oprzyrządowanie.
SWÓJ LOS W SWOIM RĘKU
W Poznaniu rozpoczął się proces Norberta J., byłego wikarego parafii w Białogardzie, który pół roku temu, używając kuchennego noża, napadł na agencję bankową w Szamotułach. Kiedy Norbert J. zrzucił sutannę, aby związać się z matką swego dziecka, zaczął pracować w ochronie. A że pieniędzy dostawał mniej niż dawniej, postanowił ukraść. Było tego ponad 6 tys. zł. Tyle skasowałby dla siebie po miesiącu kolędowania.
REKOMPENSATA
Pewien młodzieniec z Gryfina poinformował rodziców, że został porwany. „Porywacze” żądali od rodziny 7 tys. złotych i grozili zamordowaniem latorośli. Policja bez trudu odnalazła „porwanego” we Wrocławiu. Na przesłuchaniu twierdził, że porwanie wymyślił, bo potrzebował kilku tysięcy na spłatę długu.
POMYSŁOWY DOBROMIR
Na Podkarpaciu w ręce stróżów prawa wpadł seryjny włamywacz do plebanii. 21-latek uszczuplił proboszczowskie kiesy o blisko 100 tys. zł. Dobierał się do nich najczęściej wtedy, gdy księża odprawiali mszę. Jak wyjaśnił – kasa była mu potrzebna na zakłady bukmacherskie oraz gry na automatach. Grozi mu do 10 lat więzienia. Opracowali: MaK, WZ
UZALEŻNIONY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Między PiS a SLD istnieje nieprzekraczalna granica. Każdy polityk SLD przekraczający tę granicę byłby świnią. (Włodzimierz Cimoszewicz)
!!! Mamy u nas problem z politykami, którzy boją się nadal wchodzić w drogę Kościołowi. Nie bez winy jest też samo społeczeństwo. Ludzie, szczególnie w mniejszych miastach, często bronią księży mimo ich oczywistej winy. Ku swojej szkodzie. (Adam Szostkiewicz, publicysta „Polityki”)
!!! Negocjowałem porozumienie z Giertychem. Te negocjacje były bardzo racjonalne, a ich efekt – zadowalający (...) Dzień, w którym powstałaby koalicja PO-SLD, byłby najgorszym w mojej karierze politycznej. (Jarosław Gowin, PO)
!!! Radka Sikorskiego uważam za mało poważną osobę. Powiem zupełnie uczciwie: nie akceptuję jego osoby jako szefa MSZ, bo przyjechał z USA z American Enterprise Institute w Waszyngtonie. Czuję sympatię do Bronisława Komorowskiego, ale nie głosowałbym na niego, bo strzela do zwierząt dla przyjemności, to okropne. (Ryszard Bugaj, lewicowy ekonomista, doradca Lecha Kaczyńskiego)
!!! To jest jak tsunami albo rozległy pożar. Wygląda na to, że liczba niewykrytych przypadków znacznie przewyższy te, które zostały już ujawnione. (ojciec Andreas Batlogg, jezuita, o przypadkach molestowania seksualnego w Kościele)
!!! Przyczyny problemów z pedofilią w Kościele dotyczą także kwestii celibatu i dlatego Kościół musi zmienić spojrzenie na nią. (Christoph Schoenborn, arcybiskup Wiednia)
!!! Szatan nie grzeszy lenistwem. Aby mu się oprzeć, trzeba być bardzo zatopionym w Niepokalanej. (ks. Wiesław Jankowski, egzorcysta)
!!! Ja wierzę w Chrystusa, a nie w Biblię. (Eva Brunne, ewangelicka biskup Sztokholmu) Wybrali: AC, RK, PP
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
NA KLĘCZKACH
KRAK-KACZYŃSKI Jak już pisaliśmy, PiS robi wszystko, aby Lech Kaczyński został honorowym obywatelem Krakowa. Ma mu w tym pomóc prezydent miasta Majchrowski w zamian za spokój, gdy sam będzie starał się o reelekcję. Tymczasem zawiązał się społeczny komitet sprzeciwu, którego hasło można streścić tak: „Kaczyński honorowy? Po naszym trupie!”. Komitet ma już stronę na Facebooku i zbiera tysiące podpisów. Szczególnie aktywna jest młodzież, co cieszy najbardziej. MarS
księżulo kłamał, że pomylił ankiety, a ta skierowana była do starszej młodzieży. Tak? No to jakim cudem znalazło się w niej pytanie, „Czy chodzisz spać po dobranocce?” proszę księdza łgarza? MarS
„Módlmy się za te chore kobiety, które dziś jak Polska długa i szeroka gromadziły się na manifach”. Teraz już wiemy, że zdrowa katoliczka to taka, która siedzi cicho i nie manifestuje. GS
SZCZERY
EURO NIE ŚMIERDZI Tygodnik katolicki „Niedziela” przez kilka tygodni publikował sponsorowany przez Narodowy Bank Polski cykl informacyjny na temat waluty euro. Podobny płatny cykl publikowało wiele gazet, ale żadna z nich nie była kiedyś tak eurosceptyczna i radiomaryjna jak „Niedziela”. MaK
RYDZYK RUSZA... ...z realizacją inwestycji w Toruniu, przy której Licheń i Łagiewniki razem wzięte to wiejskie kościółki. W skład Centrum Polonia in Tertio Millennio poza megakościołem mają wejść jeszcze aquapark z hotelami i spa, hala sportowo-widowiskowa z basenem na 10 tys. miejsc, nowe kompleksy redakcji TV Trwam i Radia Maryja, nowe kampusy Rydzykowej uczelni oraz... wielki port jachtowy i tor regatowy. Ojciec doktor Tadeusz właśnie złożył w toruńskim magistracie wniosek o pozwolenie na budowę. Architekci, których dosłownie zatkało, mówią, że całość może kosztować nawet miliard złotych! Skąd pieniądze? Tego redemptorysta nie zdradza, ale są przecież w Polsce jeszcze dwie nieźle prosperujące stocznie (Remontowa i Marynarki Wojennej) do... uratowania. MarS
MISJA KATOLICKA Telewizja Publiczna ma misję. Tak przynajmniej twierdzi, tłumacząc, dlaczego musi zdzierać z obywateli abonament (już nawet przez komorników). Ta misja to elitarne, nieopłacalne produkcje dla wąskiej grupy najbardziej wyrobionych odbiorców – intelektualistów. To teoria. Praktyka jest taka, że TVP na owe misje wydała w minionym roku 1,73 mld złotych, tylko że... zmieściła w nich seriale. Ot, na przykład „Klan” i „M jak miłość” to zdaniem „Woronicza” produkcja misyjna jak najbardziej, bo „propaguje wartości katolickiej rodziny”. Jeśli o to chodzi, to znacznie bardziej takie właśnie wartości propagowała „Niewolnica Isaura”. MarS
BRAWO, APOSTACI!
Na antenie Radia Maryja doszło do historycznego wyznania prowadzącego audycję ojca Jacka. Poszło o niebotyczny koszt dekoderów TV TRWAM (300 zł), na których można odbierać tylko Rydzykową stację. Ojcu Jackowi zebrało się na szczerość i oświadczył: „Skoro Fundacja Lux Veritatis sprzedaje te odbiorniki satelitarne, to dlaczego ma na nich nie zarabiać? Może miałaby do nich dokładać, co? Czy jesteśmy do tego stworzeni, żeby prezenty rozdawać?”. Ależ skąd! Za to do tego, by z moherowej babci ściągać pół emerytury, to jak najbardziej! MarS
SCHIZMATYKOM FIGĘ Rada miejska Szczecina obdarowała pieniędzmi kościoły (z przeznaczeniem środków na ich remonty). Parafie watykańskie otrzymały w sumie 900 tys. złotych. Trzeba trafu, że jedynym kościołem pominiętym przy podziale była wymagająca pilnego remontu świątynia Piotra i Pawła. Polskokatolicka, czyli niesłuszna, bo konkurująca z Krk. MaK
CZYM SKORUPKA Nikt w polskim systemie oświaty nie jest tak znakomicie wyedukowany seksualnie, jak ośmioletnie dzieci z parafii w Oświęcimiu. Miejscowy proboszcz wypytuje malców w specjalnej ankiecie: „Czy się onanizowałem lub onanizowałam?”; „Czy współżyłem z dziewczynką?”; „Czy współżyłam z chłopcem?”; „Czy mam brudne marzenia, i jakie?”. Gdy wybuchł niebywały skandal,
ŻYCZENIA PROBOSZCZA W niedzielę 7 marca w bazylice pw. NMP w Kołobrzegu odbyła się msza jakich wiele. Prowadzący ją proboszcz ks. Tadeusz Wilk postanowił pozdrowić kobiety, bo na drugi dzień przypadał 8 marca. Życzenia jednak były skierowane tylko do „zdrowych pań”, ponieważ pleban był łaskaw dorzucić:
„Jesteś młoda i głupia”; „Nie Boga, a diabła masz w sercu”; „Jesteś niedouczoną wsiurą i słoma ci z butów wyłazi”; „Ty wiejska dziwko...” – oto niektóre epitety, jakie od swoich proboszczów słyszą (i skrzętnie odnotowują je w internecie) osoby, które powiadamiają proboszcza o akcie apostazji. A jednak pomimo tych szykan liczba polskich apostatów przekroczyła właśnie pół miliona!!! Wspaniała wiadomość – tym lepsza, że oficjalna. MarS
ROMEO, W MORDĘ! Oskarżony przez prokuraturę o molestowanie seksualne czternastolatki ksiądz z Bojan koło Wejherowa mógłby z dużą dozą szans na zwycięstwo startować do Księgi rekordów Guinnessa jako najbardziej bezczelny łajdak na świecie. Po wyczynach seksualnych władze kościelne pozbawiły go probostwa, ale nie funkcji kapłana. Zatem księżulo odprawia msze, spowiada i poucza wiernych, a ostatnio próbował dostać się do domu swojej ofiary. Chodząc po kolędzie. MarS
COŚ DLA PEDOFILA? W wielkim poście miesięcznik „Promyczek Dobra” zachęca młodych czytelników, „by trochę mniej czasu poświęcili na przyjemności i zabawy, a więcej pomyśleli o modlitwie”. W tym celu namawia dziewczynki i chłopców do zakładania „wspaniałych siódemek”, czyli... fanklubów konkretnego księdza proboszcza lub księdza katechety. „Wiem, że nie będzie to takie proste, bo trzeba będzie znaleźć koleżankę lub kolegę (...) i razem znaleźć pięć innych osób, które w jednym dniu tygodnia będą się chciały modlić za wybranego przez Was księdza. Wierzę w to gorąco, że uda się Wam zebrać taką »wspaniałą siódemkę« i ofiarować
księdzu wypełnioną margaretkę” – zachęca redaktor. Redakcja oferuje nawet księżowskim fanklubom gotowe „prezenty dla księdza”. Komplet „margaretek” (8 sztuk), czyli laurek z modlitwą za kapłana i listą członków księżowskiego klubu, kosztuje zaledwie 5 zł, a na dodatek redakcja obiecuje „przy zamawianiu większych ilości duże rabaty”. AK
KRUCJATA 2010 „Nadeszła godzina próby naszej wiary i obrony przekazanego nam przez przodków jej depozytu. Czując się wezwanymi do protestu w obronie Świętego Krzyża, wiary, dla uświadomienia światu, że istnieje prawo wyższe, które nie podlega żadnym rozporządzeniom władzy ziemskiej, Rycerze Świętej Jadwigi Królowej Polski, zgodnie z rycerskim etosem, z relikwiami Drzewa Krzyża Świętego wyruszają na KRUCJATĘ” – oświadczają na swoim portalu internetowym polscy „mściciele pogwałconych praw Bożych”. Ci dzielni panowie, pasowani na rycerzy w kościele św. Jadwigi w Nowym Targu, postanowili z całą powagą (!) w średniowiecznych kostiumach ruszyć do „bitwy” przeciwko współczesnym „atakom na wartości, które są święte dla każdego katolika” oraz przeciw „lekceważeniu narodu, który identyfikuje się z krzyżem Chrystusa”. Walka ma mieć charakter „manifestacji wiary” w obronie „Krzyża, prawdy wartości religijnych, rodzin katolickich, Kościoła, historii, tradycji i korzeni chrześcijańskich Polski i Europy”. W ramach zorganizowanej wyprawy polscy krzyżowcy planują przejechać konno całą Polskę – od Krzyża Giewontu do pomnika Trzech Krzyży w Gdańsku. „Jeśli rozumiesz odpowiedzialność za Ojczyznę, naszą ziemię, tradycję, kulturę i historię, z miłości do tego, co Polskę stanowi, poprzyj nas, módl się z nami. Nie możemy zawieść Boga, Ojczyzny i tych, co oddali za te wartości życie” – apelują rycerze św. Jadwigi. Poparcie dla organizowanej przez nich krucjaty do chwili
5
obecnej wyraziło 400 osób. A my tylko przypominamy, że jedną z cech rycerza jest zakuty łeb. AK
KONIEC KALECZENIA Polski Klub Psa Rasowego zabronił wstępu na wystawy psom okaleczonym przez swoich właścicieli dla „poprawienia wyglądu”. Chodzi o przycinanie ogonów i uszu zwierząt. Drugi związek hodowców – Związek Kynologiczny jeszcze zezwala na udział takich zwierząt w wystawach, mimo że ustawa z 1997 roku nie pozwala na traktowanie przycinania ogonów i uszu jako normalnych zabiegów weterynaryjnych. MaK
SZTUKA HIPOKRYZJI Niedawno w Watykanie odrestaurowano dwa freski Michała Anioła znajdujące się w Cappella Paulina: „Nawrócenie Szawła” i „Ukrzyżowanie świętego Piotra”. Wiadomo od dawna, że to drugie dzieło zostało ocenzurowane przez papiestwo – m.in. zasłonięto domalowanym kawałkiem materiału nagość apostoła. Zwykle w takich sytuacjach przy pracach konserwatorskich przywraca się dziełu pierwotny wygląd. Ale nie w Watykanie – mimo protestów historyków sztuki z całego świata utrzymano ocenzurowaną wersję fresku. MaK
KLERYKALIZM POGRUZIŃSKI Prawicowy rząd Gruzji opatentował nowy pomysł na wspieranie głównego Kościoła kraju – Cerkwi prawosławnej. Otóż rząd podpisał specjalną umowę z Kościołem, na mocy której skazańcy z mniejszymi wyrokami będą odbywać swoje kary w klasztorach. Rząd odciąży przepełnione więzienia, a Kościół będzie miał darmowych pracowników, na których utrzymanie będzie łożyć państwo. I tak klerykalizm wrócił do swoich źródeł – dzięki współpracy z państwem kler będzie miał swoich niewolników. Jak za dobrych dawnych czasów. MaK
6
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Katolicka moralność Obłuda i zakłamanie – tę stronę kościelnego medalu oglądamy na co dzień. I to w różnych aspektach życia. Nie milkną echa wydarzeń demaskujących grzech pedofilii wśród hierarchii Krk. Mieszkańcy cywilizowanej Europy przerywają milczenie. Watykańczycy po pierwszych bolesnych ciosach powoli otrząsają się z szoku, że skrzętnie przykrywane szambo w końcu eksplodowało. Wierni usłyszeli nawet coś w rodzaju przeprosin i deklaracji działania. Zanim jednak zdążyli uwierzyć, że władze ich Kościoła naprawdę zamierzają działać, przyszedł czas na kontratak. „Ojciec Święty nie da się zastraszyć” – oświadczył arcybiskup Rino Fisichella, przewodniczący Papieskiej Akademii Życia, komentując lawinę kolejnych wyznań ludzi molestowanych przed laty przez duchowieństwo. Uznał przy okazji, że krytykowanie Kościoła oraz samego Benedykta XVI w związku z obnażoną aferą pedofilską to... przemoc wobec tej instytucji, napastliwość, brak wrażliwości oraz niecywilizowany znak. Takich znaków całkiem sporo znaleźliśmy na internetowych forach: ! Wolę nawet nie myśleć, co się dzieje w Polsce, gdzie kler stoi ponad prawem („horgg”); ! Strach pomyśleć, co wyprawia się w Polsce. Tu Watykańczycy czują się bezkarnie („kul”); ! Powinni z molestowania zrobić sakrament święty i byłoby po krzyku. Owieczki z pokorą przyjęłyby to do wiadomości („telewidz”); ! A Bóg? Co robi Bóg, kiedy ksiądz gwałci dziecko? („Behemot”); ! Jak to powiedział Rydzyk o Kościele: to nie perfumeria, to szambo („the”); ! Jak tam, katolicy, z beatyfikacją waszego idola? „JP2 Santo subito pedofilo protektoro”? Macie już modlitwy do obrońcy pedofilów? („expert”); ! Dorabiają do tego coraz ładniejszą ideologię. Nie zaskoczy mnie, jak wyklną ofiary swoich ułomności („mtwwd”); ! Kościół katolicki – perfekcyjne dzieło szatana – pedofilia, chciwość, pazerność, zacofanie (...) tyle
gorzkiej prawdy o tym, co zrobił kler i jego hierarchowie z wiarą i nauką Jezusa Chrystusa („folkstorm”); ! Wojtyła to jednak umiał wszystko ładnie zatuszować! (precz_z_watykanem”); ! Kościół nawet Boga się nie boi, to dlaczego ma się bać ludzi? („AM”); ! K + M + B = Karanie + Molestowanie + Bajeczki („Oremus”); ! Nie ma żadnych skandalów. To wszystko plugawe kłamstwa, aby wyłudzić miliardy pieniędzy od biednego Kościoła! Wstydu nie mają! („Zofia katoliczka”). Nie najlepiej się dzieje także na poletku abpa Józefa Życińskiego (na zdjęciu). Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim toczy się bowiem postępowanie dyscyplinarne w stosunku do Jana K., jednego z nabożnych profesorów historii (do jego zakończenia został zawieszony w obowiązkach), który najpierw naubliżał, a później pobił swoją koleżankę z pracy. Kobieta ze stosunków wewnątrzuczelnianych zwierzyła się prokuraturze. A internauci na to: ! Proponuję ogłosić tydzień modlitwy w intencji nawrócenia i powrotu KUL na łono Kościoła Katolickiego. Przydałby się tam egzorcysta („jolka”); ! Jak mówiono, że KUL to wylęgarnia zła, to co niektórzy się obrażali („KULwa”); ! Wojenki i intrygi na KUL-u ujrzały światło dzienne? Teraz wszyscy się dowiedzą, na co łożyli przez lata w każdą drugą niedzielę na mszy świętej („loolk”). Sekretarz generalny Caritas Polska, ksiądz Zbigniew Sobolewski, poinformował, że dzięki 33 tzw.
oknom życia (miejsce, gdzie matka anonimowo może pozostawić dziecko), które funkcjonują w całej Polsce, uratowano 28 noworodków. O dziwo, sprowokował tym niezwykle ciekawą dyskusję: ! 28 dzieci, żeby zaspokoić sumienie kleru. A ile można by pomóc rodzinom i dzieciom, gdyby państwo nie finansowało biskupów z podatków obywateli? („Zuza”); ! To dzieci księży i zakonnic, obłudnicy. Każda kobieta zostawia dziecko w szpitalu bez konsekwencji, więc nie musi podrzucać w jakieś okna pingwinów („Kazik”); ! Te tzw. okna życia to porażka państwa i Kościoła! Czemu nie tworzą ośrodków dla kobiet w trudnej sytuacji, nie budują mieszkań socjalnych, nie tworzą miejsc pracy, aby te kobiety były samodzielne i miały środki na utrzymanie siebie i dzieci? Gdzie edukacja seksualna? Dostęp do bezpłatnej antykoncepcji? GDZIE PRACA?! Rząd i Kościół poprawiają sobie dobre samopoczucie oknami? Żałosne („mariah”); ! Ustawa dopuszczająca aborcję bardziej rozwiązuje problem niż obecna obłuda. 28 uratowano, a ile nie uratowano, bo NIE MA KONTROLI nad nielegalną aborcją. Wystarczy myśleć! Ale lepiej dawać kasę Kościołowi („rozum”). Właśnie aborcja, polski temat tabu, pojawiła się na scenie międzynarodowej i z pewnością nie ociepli chłodnych stosunków między Polską a Wielką Brytanią. Chodzi o to, że – według tamtejszych deputowanych – właśnie Anglię najczęściej wybierają nasze rodaczki jako cel podróży aborcyjnych. Nie bez echa pozostała też kampania
Separatystycznych Rewolucyjnych Oddziałów Macicznych (SROM), które rozwiesiły na łódzkich przystankach plakaty zachęcające Polki do godnej aborcji na Wyspach: ! Tak strasznie krzyczycie o mordowaniu dzieci. Ja urodziłam w 5 miesiącu, dziecko żyło 2 godziny, ale ksiądz nie ochrzcił mi go, bo to płód, a nie dziecko!!! („Jagna”);
! Rachunki za aborcję polskich kobiet niech płaci Watykan. To ci są winni („realistka”); ! Aborcja jest legalna prawie w całej UE. Dlaczego tylko Polki są traktowane jak muzułmanki? („kasa”); ! Kobiety, co wy macie do gadania? Ksiądz, biskup, Sobecka – to są autorytety („kruszek”); ! Prawie 20 lat nauczania religii katolickiej od przedszkola wzwyż, a efekt? Rośnie aborcja, agresja. Wzajemna i do innych nienawiść powszechnie widoczna. Ale winni obcy i lewactwo. Co za durnota („nauczyciel”); ! To są jakieś pomówienia. To niemożliwe, żeby polskie katoliczki, z kraju przepełnionego wartościami i kultem Zawsze Dziewicy, robiły takie rzeczy. Musiało dojść do wielkiego nieporozumienia („pelagia”); ! To jest skutek hipokryzji biskupów oraz ulegających im bigotom w Sejmie. Krytykowanie turystyki aborcyjnej nic nie da. Dokąd nie będzie można poddać się aborcji w Polsce, Polki będą szukały ratunku w innych krajach (...). Jedne będzie stać na wyższe zapłaty, inne będą się ratowały domowymi sposobami, będzie więcej zakażeń i niepotrzebnych śmierci („Stefanku”). JULIA STACHURSKA
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r. ad Kościołem katolickim krąży widmo skandali seksualnych. Zbiera żniwo na wszystkich kontynentach i nie oszczędza nawet centrali. Oto przed kilkunastoma dniami wyszło na jaw, że w Watykanie działała zorganizowana siatka sutenerów zatrudniająca kleryków seminariów duchownych i młodych księży, którzy za pieniądze świadczyli usługi seksualne ludziom z najbliższego otoczenia papieża Jana Pawła II, a później także Benedykta XVI. Centralnymi postaciami afery są na razie: Angelo Balducci (aresztowany 10 lutego za łapownictwo szef robót publicznych we Włoszech i doradca w watykańskiej Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów) oraz Nigeryjczyk Chinedu Thomas Ehiem, alias „Mike” (tenor z chóru „Capella Giulia” przy Bazylice św. Piotra, kierowanego przez kardynała Angela Comastriego). Dodajmy, że Balducci był też (od października 2001 r. z nominacji JPII) członkiem Domu Papieskiego, czyli kręgu „osób świeckich i duchownych, które oprócz tego, że muszą się odznaczać szczególnym doświadczeniem i powagą, muszą także wyróżniać się osobliwie osiągnięciami, jakich dokonali na pożytek dusz i chwałę najwyższego Boga na polu katolickiego apostolatu, kultury, wiedzy lub na różnych stanowiskach” (cyt. z listu papieża Pawła VI z 28 marca 1968 r. o organizacji Domu). Afera ujrzała światło dzienne dzięki temu, że karabinierzy zaczęli podsłuchiwać rozmowy telefoniczne podejrzewanego o korupcję dygnitarza i przy okazji zarejestrowali składane „Mike’owi” regularne (czasem dwa razy na dobę) zamówienia na męskie prostytutki. „Tylko żeby nie musieli za wcześnie uciekać z imprezy i wracać do seminarium” – zastrzegał Balducci, gdy „Mike”, który za pośrednictwo brał 50–100 euro, organizował mu na przykład ekipę żądnych łatwego zarobku kleryków. Po nagłośnieniu skandalu przez włoskie media Balducci został skreślony z listy „domowników Jego Świątobliwości”, natomiast Ehiema wyrzucono z chóru. Prostytuujący się kościelny narybek pozostawiono w błogim spokoju... Poważne kłopoty z wizerunkiem mają też Kościoły lokalne, bo spustoszenia będące dziełem pedofilów w sutannach nie ominęły innych państw: ! Austria – grupa kleryków oraz wychowanków katolickiego internatu ujawniła, że byli w przeszłości wykorzystywani seksualnie przez ks. Hansa Hermanna Groëra, późniejszego metropolitę wiedeńskiego w randze kardynała. Relacjonując zeznania ofiar pedofilskich praktyk benedyktynów z Kremsmünster i Salzburga oraz cystersów z Villherring i Mehrerau, austriackie media przypominają, że w nieodległej
N
przeszłości klerycy seminarium duchownego w St. Pölten okazali się zbiorowymi kolekcjonerami pornografii dziecięcej. Rzecznik archidiecezji wiedeńskiej przyznał, że tylko w 2009 r. odnotowano 17 przypadków wykorzystywania seksualnego dzieci przez duchownych; ! Włochy – po 25 latach od zamknięcia kościelnego ośrodka dla głuchoniemych w Weronie stało się publicznie wiadome, że dzieci (w sumie ok. 300 ofiar) były tam permanentnie molestowane i gwałcone, nierzadko przy ołtarzu oraz w konfesjonale, przez opiekujących się nimi księży; ! Niemcy – dotąd zgłosiło się już 115 byłych uczniów jezuickich szkół w Berlinie, Schwarzwaldzie i Bonn, którzy w latach 1970–1980 byli molestowani seksualnie przez mnichów. W internacie dla chłopców z chóru katedralnego w Ratyzbonie dwaj księża (nauczyciel
RAPORT „FiM” oskarżonego o pedofilię 67-letniego kapucyna (żeby zatuszować sprawę, władze kościelne przeniosły go do Francji, gdzie w dalszym ciągu dopuszczał się przestępstw). A przypomnijmy, że całkiem niedawno były jeszcze megaskandale w USA (według raportu tamtejszego Episkopatu, od 1949 r. ponad 4 tys. księży i zakonników, w tym kilkudziesięciu Polaków, dopuściło się molestowania ministrantów oraz dzieci z przykościelnych szkół, chórów, ośrodków opiekuńczych, itp.) oraz Irlandii (kościelno-rządowa komisja doliczyła się ok. 800 księży, zakonnic i zakonników, którzy w latach 1936–1990 stosowali wobec wychowanków przemoc, molestowali ich seksualnie, a nawet gwałcili). Episkopaty wszystkich wymienionych wyżej państw zrezygnowały z polityki chowania głowy w piasek i publicznie przepraszają za wyczyny obyczajowe swoich podkomendnych.
intymnych, za co zainkasował: 2 lata więzienia w zawieszeniu na 4 (groziło mu od 2 do 12 lat bezwzględnej odsiadki), rok zakazu pracy jako nauczyciel, 2 tys. zł grzywny plus 15 tys. zł tytułem odszkodowania dla pokrzywdzonej. Należy podkreślić, że ledwie tylko wszczęto śledztwo, kardynał Stanisław Dziwisz schował ks. Łukasza do parafii we wsi P. niedaleko Chrzanowa i początkowo pozwolił mu nawet nauczać religii w miejscowej szkole podstawowej. Dopiero gdy akt oskarżenia trafił do sądu, odsunął podwładnego od zajęć z dziećmi. Co teraz? Zero przeprosin: „Nie komentujemy sprawy, a tylko wykonamy decyzję cywilnej władzy sądowej” – podkreśla rzecznik krakowskiej kurii ks. Robert Nęcek, wyraźnie rozżalony, że rodzina dziecka nie chciała skorzystać z proponowanej przez archidiecezję pomocy psychologicznej.
7
matką. Dopiero gdy porzucił matkę, dziewczyna opowiedziała rodzicielce o wcześniejszych przygodach, a ta natychmiast zawiadomiła policję. Funkcjonariusze początkowo spuścili M., tłumacząc, że z księdzem nie wygra. Napisała do bp. Antoniego Dydycza, który w odpowiedzi wyraził chłodne ubolewanie, przekonując matkę nastolatki, że skruszony „ksiądz jest na drodze nawrócenia”, oraz odwodząc ją od wywoływania zbędnego w tej sytuacji rozgłosu. Ponieważ nie uległa i postanowiła pójść na wojnę, biskup wycofał ks. Jacka z parafii i dał mu posadę kapelana sióstr benedyktynek w Drohiczynie. Żeby sobie chłopina trochę odpoczął od kobiet... Ktoś nieczytający regularnie „FiM” mógłby powiedzieć, że te 4 przykłady nie stanowią podstawy do jakiegoś szczególnego kajania się przez polskich biskupów. I będzie
Bez przebaczenia Tylko w Polsce nie słychać odgłosów skruchy hierarchów za wszechogarniającą Kościół zarazę. Czyżby nasi biskupi wynaleźli jakąś cudowną szczepionkę? religii oraz dyrektor chóru) mieli zwyczaj zabierania dzieci do swoich mieszkań, gdzie częstowali je winem i oddawali się masturbacji. „Nie miałem pojęcia, że w internacie dla młodszych chórzystów dochodziło w przeszłości do molestowania seksualnego” – zapewnia ks. Georg Ratzinger (brat papieża Benedykta XVI), który w inkryminowanym okresie był dyrygentem ratyzbońskich „słowików”. Na zlecenie prokuratury policja przeszukała przed kilkoma dniami benedyktyński klasztor w Ettal (Bawaria), a to w związku ze śledztwem przeciwko czterem zakonnikom podejrzewanym o deprawację co najmniej 20 wychowanków szkoły przyklasztornej; ! Holandia – w szkole z internatem prowadzonym przez salezjanów w Heerenberg świątobliwi mężowie mieli zwyczaj zapraszania wieczorem uczniów do swoich cel na igraszki seksualne, po czym niezwłocznie udzielali dzieciom rozgrzeszenia. Zgłosiło się dotychczas ponad 160 osób, które w latach 1960–1970 były ofiarami zboczonych zachcianek salezjanów, oraz 40 osób wykorzystywanych seksualnie przez innych duchownych katolickich; ! Szwajcaria – opat klasztoru benedyktynów w Einsiedeln o. Martin Werlen (z urzędu członek Episkopatu) przyznał, że biskupi badają 60 zgłoszeń od ofiar „nadużyć obyczajowych ze strony księży katolickich”. Jest to pokłosie głośnej afery
Tymczasem w Polsce nigdzie nie słychać odgłosów skruchy hierarchów. Czyżby tylko nasi rodzimi wielebni byli odporni na wszechogarniającą Kościół pedofilską zarazę? To oczywiście pytanie retoryczne, a per analogiam można zapytać: czy ogólnoświatowa zaraza dotykająca kasztanowce mogła ominąć Polskę? Nie mogła i nie ominęła. Nie ma miesiąca, abyśmy w redakcji nie odbierali sygnału o pedofilskim zachowaniu jakiegoś księdza. Niestety, tylko część z nich możemy potwierdzić. Ale skala tych sygnałów świadczy o tym, że w zaściankowym polskim Katolandzie problem ten może mieć naprawdę megarozmiary. A oto kilka finałów starszych i ganz najnowszych historii... ! Po trwającym rok procesie Sąd Rejonowy w Suchej Beskidzkiej wydał wyrok w sprawie ks. Łukasza K. z archidiecezji krakowskiej (były wikariusz parafii w Łętowni i nauczyciel religii w tamtejszym Zespole Szkół im. Jana Pawła II), oskarżonego o molestowanie seksualne 12-letniej uczennicy. Choć ks. Łukasz twardo obstawał przy wersji, że to nie on, lecz nastolatka molestowała go seksualnie, uporczywie nachodząc plebanię i usiłując dopaść bogobojnego kapłana w zaciszu sypialni (por. „Kolekcjonerzy dzieci” – „FiM” 12/2009), prokuratura zdołała przekonać sąd, że wielebny zwabiał dziewczynkę na plebanię, całował ją „z języczkiem”, ściągał bluzkę i dotykał w miejscach
! Po dwóch miesiącach postępowania wyjaśniającego „postanowieniem Prokuratora Rejonowego w Kołobrzegu z dnia 3 marca 2010 r. wszczęte zostało śledztwo pod sygnaturą Ds. 71/10/S w sprawie dopuszczenia się w okresie od listopada 2000 r. do kwietnia 2001 r. w Kołobrzegu czynności seksualnej wobec małoletniego poniżej lat 15 – ... (tu nazwisko pokrzywdzonego – dop. red.)”. O dramacie dziecka pisaliśmy w cyklu „Tanie dranie” („FiM” 4–6/2009), dzięki czemu ujawniły się kolejne ofiary ks. Zbigniewa R. Biskup koszalińsko-kołobrzeski Edward Dajczak, który ma w swojej drużynie czterech „licencjonowanych” pedofilów, milczy, choć mógłby chociaż przeprosić za pomoc w ukryciu na terenie diecezji ełckiej ks. Roberta Sz. Ten ksiądz stanie wkrótce przed Sądem Rejonowym w Słupsku we wznowionym procesie dot. uprawiania tzw. pedofilii internetowej. Także biskup ełcki Jerzy Mazur ani myśli posypywać głowę popiołem za to, że – mimo ciążących na ks. Robercie Sz. paskudnych zarzutów – dał mu tzw. misję kanoniczną do nauczania religii w Społecznym Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym w Mikołajkach; ! Prokuratura Rejonowa w Siedlcach prowadzi śledztwo przeciwko 32-letniemu ks. Jackowi W. z diecezji drohiczyńskiej, który doprowadził 15-letnią E.M. „do obcowania płciowego lub poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności, nadużywając zaufania lub udzielając (...) korzyści majątkowej lub osobistej albo jej obietnicy”. Rzecz jest o tyle oryginalna, że wielebny współżył najpierw z córką, a później z jej
miał rację. Ale trzeba także dopisać to tej listy wielu innych księży – zdemaskowanych w ostatnich kilku latach oraz opisywanych na naszych łamach. A oto oni: Roman B. (zakonnik z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej), Tomasz G., Stanisław K. i Michał M. (archidiecezja przemyska), Krzysztof P. (franciszkanin z Pakości), Witold T. i Krzysztof J. (archidiec. częstochowska), Edward S. i Jerzy U. (diecezja koszalińsko-kołobrzeska), Andrzej D. i Jacek Cz. (archidiec. szczecińsko-kamieńska), Krzysztof K. i Mirosław B. (archidiec. gdańska), Piotr D. (archidiec. warszawska), Tomasz R. (gwałciciel z archidiec. białostockiej), Waldemar B. (diec. bydgoska), Stefan S. (diec. radomska), Andrzej S. (diec. tarnowska), Zbigniew Sz. (diec. siedlecka), Antoni W. i Roman K. (diec. warmińsko-mazurska), Piotr T., Waldemar P. i Krzysztof Sz. (diec. pelplińska), Marek K. (archidiec. wrocławska), Zbigniew P. (diec. opolska), Krzysztof Cz., Mieczysław M. i Mirosław W. (archidiec. lubelska), Ryszard Ś. (krakowska prowincja franciszkanów), Bronisław R. i Wojciech P. (zgromadzenie palotynów), franciszkanie Andrzej S. i Wincenty P. (obaj z diec. łowickiej), Grzegorz G. (archidiec. gnieźnieńska), Janusz M. (diec. łomżyńska), Marek B. (diec. zielonogórsko-gorzowska), Dariusz K. i Jarosław N. (diec. płocka), Eligiusz D. (diec. sandomierska), Andrzej F. (archidiec. krakowska), Stanisław G. (diec. zamojsko-lubaczowska)... Czy to już jest podstawa do przeprosin pozwalających ubiegać się o ewentualne przebaczenie? ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
Pedagogika stosowana Gama sposobów na okiełznanie nieznośnych uczniów i wyegzekwowanie posłuszeństwa jest szeroka, a metody różne. Księża katecheci preferują rękoczyny. Kuksańce, poszturchiwanie, ciągnięcie za włosy, uderzanie pięścią w uczniowskie głowy, bicie dziennikiem, wyzwiska, straszenie paskiem. Wszystko, za co każdy cywilny belfer bez biskupiego nadania wyleciałby ze szkoły na zbitą twarz. „Przecież gdybyśmy mieli dobrą katechezę, życie szkoły byłoby o wiele łatwiejsze. Nie potrzebowalibyśmy tak wielu programów wychowawczych i naprawczych. (...) nienajlepsze czasami relacje katechety z katechizowanymi i co rusz odnawiany szum medialny z powodu jakiegoś nieudanego katechety, to mamy już prawie cały obraz warunków naszej polskiej katechezy” – diagnozuje ks. Czesław Walentowicz, specjalista ds. katechezy z Białegostoku. Ale akurat o tym, jak wyglądają owe relacje z katechizowanymi, „FiM” piszą nader często: ! Ksiądz Piotra W. z Ostrowca Świętokrzyskiego na lekcji religii w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 3 pobił Kamila W. Na tyle mocno, że chłopak z podejrzeniem uszkodzenia kręgosłupa trafił do szpitala; ! W Papowie Toruńskim oberwał 8-latek. Katecheta, ks. proboszcz Jan P. (jego metody wychowawcze
stosowane w szkole to m.in. szarpanie za włosy, szturchanie i rzucanie zeszytami po klasie), spoliczkował malca, bo ten za długo szukał zeszytu w tornistrze. ! W szkole w Sosnowcu ks. Dariusz L. sprawiedliwość wymierzał... krzesłem. Mebel wycelował w 12-letniego Damiana. Trafił go w policzek. Powód? Chłopiec nie miał zeszytu i pisał w brudnopisie. ! Ksiądz Roman K., proboszcz parafii w Strzyżowie, bił uczniów po głowie dziennikiem albo pięścią w tył głowy. Postępowanie zostało warunkowo umorzone ze względu na to, że proboszcz cieszy się w miasteczku nieposzlakowaną opinią i jest uważany za aktywnego społecznika. Podczas lekcji religii w Zespole Szkół im. Jana Pawła II w Woli Uhruskiej niedaleko Włodawy Piotr, uczeń gimnazjum, poznał prymitywne metody wychowawcze ks. Adama Krasuskiego (na zdjęciu drugi z lewej). Zaczęło się normalnie. Uczniowie klasy Ib opowiadają tylko, że ksiądz od samego początku lekcji był jakiś taki rozdrażniony, podenerwowany. Do tego niektórzy trochę mu przeszkadzali. No i w końcu proboszcz od Świętego Ducha nie wytrzymał. Jednego ucznia wystawił
o uchwyceniu przyczółków w służbie celnej kapelani zarabiają już dwa razy więcej niż statystyczny funkcjonariusz... 24 marca wejdzie w życie Rozporządzenie Ministerstwa Finansów w sprawie zarobków celników. Ze szczególną troską potraktowano w tym dokumencie formację etatowych kapelanów, składającą się wyłącznie z księży katolickich, którzy pod dowództwem naczelnego kapelana ks. kmdr. Leona Szota (pracuje też dla wojska w charakterze kanclerza Kurii Polowej) urzędują w ministerstwie (dziekan Służby Celnej ks. Maciej Iżycki) oraz izbach celnych. No cóż, należy się niebożętom, bo choć rodzin na utrzymaniu nie mają, (przynajmniej oficjalnie) i na przejściach granicznych godzinami nie marzną, to przecież trudno oczekiwać, żeby spowiadali za darmo. Ile teraz będą zarabiać? Uposażenie zasadnicze dziekana odpowiada funkcji naczelnika wydziału w ministerstwie i oscyluje w widełkach 5430–5830 zł, natomiast kapelanów w izbach celnych potraktowano na równi z radcami prawnymi i audytorami wewnętrznymi, co odpowiada „gołej” pensji 4550–4950 zł, do której dochodzą oczywiście dodatki za wysługę lat oraz stopień (746–796 zł), że o premiach (minimum połowa, maksimum dwukrotność uposażenia zasadniczego) nie wspomnimy.
P
za drzwi, a drugiemu... pięścią rozwalił nos. Polała się krew, chłopak poszedł tamować ją do łazienki. Stamtąd został zawieziony do lekarza. Tego dnia do szkoły już nie wrócił. – Mieliśmy tu prawdziwe pospolite ruszenie. Matkę o wydarzeniu osobiście powiadomiła szkolna pedagog, do ośrodka zdrowia w ślad za Piotrem pojechał sam dyrektor. Chcieli wszystko załatwić po cichu, ale Wola Uhruska to nie metropolia, więc wieść obiegła miasteczko
jeszcze raz zwrócił uwagę na niestosowne zachowanie chłopca, ale wyraził też skruchę i obiecał poprawę. Dopiero po tej deklaracji panowie poprosili matkę ucznia o daleko posuniętą dyskrecję, bo przecież... szkole niepotrzebny taki rozgłos. Krystyna S., matka Piotra, przeprosinami się zadowoliła i doszła do wniosku, że z księdzem sądzić się nie będzie, bo nie ma na to ani czasu, ani pieniędzy. O sprawie rozmawiać – zgodnie ze złożoną
Fot. wolauhruska.pl lotem błyskawicy – relacjonuje jeden z nauczycieli. No a skoro tak, to przyszedł w końcu czas na wyjaśnienia. Do gabinetu dyrektora Mirosława Koniecznego zaproszono Piotra i jego matkę. W takim gronie ksiądz
– Wszyscy mają oczywiście górne stawki i dostają średnio „na rękę” 5–7 tys. zł miesięcznie. Dwa razy więcej niż statystyczny funkcjonariusz – mówi urzędnik z Departamentu Służby Celnej Ministerstwa Finansów. A za co te pieniądze? „Księdza Dziekana interesowało wszystko: jakie szczegółowe zadania wykonują funkcjonariusze, jakie mają problemy zawodowe, jaki
w zaciszu dyrektorskiego gabinetu obietnicą – nie chce. Liczy tylko na to, że dyrekcja całą rzecz załatwi profesjonalnie. Profesjonalnie to jednak znaczy tak, aby skutecznie chronić uczniów przed agresją. Sposobów
skoro przyjmują właśnie zapisy na dziewięciodniową rodzinną wycieczkę-pielgrzymkę objazdową do Francji – ok. 2400 zł od osoby. Mam niepracującą żonę i dziecko, więc musiałbym chyba wziąć kredyt, żeby pojechać – zauważa celnik z Wrocławia. Dla ilustracji: funkcjonariusze tyrający od świtu do nocy na przejściach granicznych i użerający się tam z przemytnikami mają
Kapela celna dojazd do pracy, oczekiwania i plany na przyszłość. Po uzyskaniu wiedzy teoretycznej gość spędził dzień w oddziale przy ul. Spedycyjnej 22, gdzie uczestniczył w realizacji różnych czynności służbowych w charakterze praktykanta. Szeroki zakres zadań realizowanych w oddziałach celnych i związana z nimi duża odpowiedzialność nie tylko nie zniechęciły księdza Dziekana do zgłębiania tajników celniczej profesji, ale – wręcz przeciwnie – wzmocniły motywację do dalszego zdobywania wiedzy i praktycznych umiejętności funkcjonariusza” – czytamy w bałwochwalczym komunikacie z wizyty ks. Iżyckiego w stołecznym Urzędzie Celnym II. – Mając tak wysokie zarobki, kapelani kompletnie zatracają poczucie rzeczywistości,
od 2300 zł (referent) do 3200 zł (starszy kontroler), a za niskie siłą rzeczy stopnie służbowe dostają od 116 do 245 zł. – To naprawdę mało, jeśli uwzględnić brak awansów przez wiele lat, ciężar obowiązków, częsty mobbing i przyprawiający o ból głowy nepotyzm. Ale ludzie trzymają się tej roboty, bo w niektórych regionach innej po prostu nie dostaniesz – tłumaczy „zoll” z Przemyśla, już od czterech lat chodzący wciąż z tym samym stopniem rewidenta na pagonach. Tymczasem jego kolega – ks. kapelan Krzysztof Skałkowski z przemyskiej izby celnej – robi zawrotną karierę: objął posadę przed trzema laty, we wrześniu 2009 r. awansowano go ze stopnia rewidenta do aspiranta
jest wiele. Na przykład – wynikające z Karty Nauczyciela – wszczęcie wobec krewkiego katechety postępowania dyscyplinarnego, a co za tym idzie – zawieszenie go w pełnieniu obowiązków nauczyciela religii na pół roku. W sam raz na zaleczenie skołatanych nerwów. Tego jednak dyrektor nie zrobił. Nie zgłosił też kwestii rozbitego nosa do Kuratorium Oświaty w Lublinie. Uwzględniając dobrą opinię katechety oraz fakt, że – jak wykazało dyrektorskie śledztwo – ksiądz rozbił chłopakowi nos przypadkiem (sic!), postanowił zastosować wyłącznie karę porządkową z wpięciem do akt. Dariusz Olszak, kierownik chełmskiego oddziału zamiejscowego Kuratorium Oświaty w Lublinie, o całej sprawie dowiedział się więc od dziennikarzy „Faktów i Mitów”. „W każdym przypadku, kiedy zagrożone jest zdrowie lub bezpieczeństwo uczniów, interweniujemy” – zapewnił nas kierownik Olszak, deklarując przy tym, że traktuje naszą rozmowę jak oficjalne zgłoszenie, któremu nada stosowny bieg. A Piotrowi obiecano, że będzie mógł chodzić na indywidualne zajęcia z religii. Ta banicja – o ile w ogóle wejdzie w życie – mimo wszystko go satysfakcjonuje, bo od proboszcza Krasuskiego (choć ten usilnie go do tego nakłania) miłości chrześcijańskiej uczyć się już nie chce. Proboszcz poproszony przez „FiM” o komentarz do zajścia odpowiedział zwięźle: – Przepraszam, ale nic państwu nie mam do powiedzenia. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
celnego. On jednym susem przeskoczył pięć pośrednich stopni służbowych, podczas gdy normalnemu funkcjonariuszowi zajęłoby to (zgodnie z wymogami ustawy) co najmniej siedem lat. W styczniu 2010 r. ks. Skałkowski wykonał ciutkę krótszy skok (tylko przez szczebel starszego aspiranta) i w stopniu podkomisarza cieszy się już przynależnością do korpusu oficerów. I teraz: „Z braku zajęcia kręci się po korytarzach i bajer stuka z laskami ze wszystkich wydziałów. On nawet dobrego wrażenia nie robi, bo po co. Te sześć awansów naraz powinno się zgłosić do Watykanu jako prawdziwy cud!”. Od komentarzy utrzymanych w tym duchu aż roi się na branżowej stronie internetowej celnicy.pl. Funkcjonariusze nie mają wątpliwości, że po uchwyceniu przyczółków kapelani szybko zaczną pączkować, bo w żadnej innej branży mundurowej tyle nie zarabiają. Być może doczekamy więc dnia, gdy na przejściach granicznych trafimy na księdza przewodnika psa służbowego, wyspecjalizowanego w wykrywaniu wina mszalnego z przemytu, a gdzieś na trasie zatrzyma nas KGM, czyli Kapłańska Grupa Mobilna zajmująca się kropieniem wodą święconą podczas pościgu i przesłuchaniami zatrzymanych w MCS-ach (Mobilne Centrum Spowiednicze). ANNA TARCZYŃSKA
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Sól w oku katolickiego pogromcy sekt Ryszarda Nowaka, wyrzut sumienia posłów PiS. Wyznawca maksymy, że odpoczynek nie jest dla zwycięzców, który na swój sukces pracuje ciężko i konsekwentnie. Oto Adam „Nergal” Darski, lider zespołu Behemoth, którego muzyka – jak sam o niej mówi – jest czarna jak dupa szatana. – Jakim dzieckiem był Adam Darski? – Dawałem radę... Tak po prostu. Miałem swoje zainteresowania, byłem raczej aktywny, więc miałem sporo zajęć. Jako ośmiolatek zainteresowałem się muzyką i tak stała się ona moją życiową pasją. Jest nią do dziś. – Ale chyba nie od razu była to miłość do ciężkich brzmień? – Kochałem muzykę w ogóle. Kolekcjonowałem najróżniejsze nagrania, wszystko jak leciało. Byłem fanem z jednej strony Kombi, a z drugiej – TSA. Później mój gust zaczął się ukierunkowywać w stronę coraz cięższych i bardziej wyrafinowanych dźwięków. Zacząłem od tradycji: Van Halen, Maiden, Priest, żeby po kilku latach odkryć naprawdę ekstremalne dźwięki! Połknąłem bakcyla. Już jako nastolatek wymieniałem się kasetami z kolegami na całym świecie. Otworzyło się przede mną królestwo tzw. undergroundu. W ten sposób odkryłem Morbid Angel, Blasphemy, Beherit, Samael, Mayhem... Te zespoły były katalizatorem. Wtedy też zdecydowałem, że chcę mieć własny zespół. – A kiedy po raz pierwszy nałożył Pan makijaż? – Miałem 15 lat. Pierwsza sesja zdjęciowa Behemotha była co prawda pozbawiona tego elementu, ale już następna charakteryzowała się prymitywnym make-upem. Nie malowaliśmy twarzy na biało. Mieliśmy tylko cienie pod oczami. Dziś oczywiście wygląda to dość zabawnie, ale zapewniam, że już wtedy traktowaliśmy ten temat z całą powagą. – Pochodzi Pan z katolickiego domu? – Tak. W domu zawsze wisiał krzyż, moi rodzice zawsze przyjmowali księdza po kolędzie, ale była to wiara pozbawiona głębszej refleksji. Podobnie zresztą jak w większości przypadków tzw. wierzących. Jednak jako dziecko traktowałem
Nie służę! religię całkiem serio. Pewnie dlatego, że moja wiedza była nikła, o nic nie pytałem, nie zastanawiałem się... Wzorem rówieśników po prostu przyjąłem pewną formułę i podążałem za nią. Trwało to do momentu, kiedy skończyłem 15 lat i zacząłem myśleć za siebie. – Ogólnopolski Komitet Obrony przed Sektami – ta nazwa wywołuje jeszcze jakieś emocje? – Nie i nigdy nie wywoływała. Zresztą nawet dokładnie nie wiem, co to jest. Pamiętajmy, że najpopularniejsza religia w naszym kraju powstała właśnie z typowej sekty. Dlaczego inni nie mieliby dostać tej samej szansy? – Nazywa Pan Kościół zbrodniczą sektą. To prowokacja? – Zawsze irytuje mnie to pytanie. Ostatecznie... jest to pytanie o bezmiar niewiedzy ludzkiej w naszym kraju. Nie muszę niczego wyjaśniać, księgarnie są pełne książek na ten temat, jest internet. Wiedza w zasięgu reki. A tym, którzy jej nie posiedli, proponuję zacząć od lektury takich pozycji jak
„Kościół i wojna” Georges’a Minois czy „Kryminalna historia Kościoła” Karlheinza Deschnera. Są to książki napisane przez naukowców, ludzi rzetelnych, mądrych i kompetentnych. W bardzo obrazowy, ale też inteligentny sposób pokazują kryminalną naturę tej instytucji. – Podczas koncertu w gdyńskim klubie Ucho podarł Pan egzemplarz Biblii... – Mogę podrzeć każdą książkę, choć nie zawsze ma to sens. Wielu się zastanawia, dlaczego nie Koran. Ja się pytam: a dlaczego Koran? – Gdańszczanie przyznali Panu Nagrodę dla Młodych Twórców w Dziedzinie Kultury, gdańscy politycy PiS zgłosili do prokuratury fakt, że 3 lata temu,
drąc Biblię, obraził Pan ich uczucia religijne... Naród ma rozdwojenie jaźni? – Ten zapis o obrazie jest komiczny. Bo przecież jeśli kogoś obraża zniszczenie nie jego książki, to może ja pozwę tych posłów za to, że obrażają moje uczucia religijne, czytając (rzekomo) książkę, którą ja niszczę. Obłęd... – Katolicy się Pana boją? – Znam kilku, z kilkoma pracuję. Nigdy nie wyczuwam strachu. Zresztą przeważnie to... ich się bano. – Bliżej Panu do piekła czy do nieba? – Jako Europejczykowi bliżej mi do Hadesu... Jako Polakowi – do Nawii. Jeśli miałbym jakieś zapatrywania eschatologiczne, szukałbym raczej na własnym podwórku, a nie w cudzych mitach i legendach.
9
– A w co Pan wierzy? – Mam pewne przekonania, które wynikają z życiowych doświadczeń. Ale wiara? Słowo to kojarzy mi się raczej ze zniewoleniem... – Są jednak tacy, którzy uważają, że jest Pan wyznawcą szatana... – Jestem wyznawcą samego siebie. Czczę wolnego człowieka. Moje życiowe credo to non serviam – nie służę. To jest idealny obraz mojego stosunku do „wiary”... – A uwierzyłby Pan, że o twórczości Behemotha dyskutują w Radiu Maryja? – Dobrze, że czasem poruszają tam mądre tematy. – Porozmawiajmy o rzeczach przyjemnych – Behemoth triumfuje w rankingu „Terrorizera”, prestiżowego magazynu o muzyce. Jak ciężko pracowaliście na miano najlepszego w świecie zespołu koncertowego? – Zabrzmi patetycznie, ale całe życie. Behemoth powstał w 1991 roku, ale każdy z nas indywidualnie pracował na swój sukces już znacznie wcześniej. Behemoth jest kumulacją naszych doświadczeń, pasji, miłości do takich brzmień. Tego typu wyróżnienia zawsze przyjemnie łechcą ego, ale nie dajmy się zwariować. Przecież tutaj nie chodzi o nagrody... – Kochają was Stany, Kanada, Wyspy... Gdzie zatem lepiej koncertować – w polskim piekiełku czy poza jego granicami? – Uwielbiam koncerty w Polsce. Zwłaszcza od jakiegoś czasu. Nasza ostatnia trasa po kraju zakończyła się spektakularnym wręcz sukcesem. Nie mogę się doczekać kolejnych koncertów. Lubię scenę, po prostu... Zmieniają się tylko ludzie, którzy pod nią stoją. Nie interesuje mnie, jakiego języka używają na co dzień, jaki mają kolor skóry. Tak długo, jak dzielą się z nami swoją energią, ja widzę sens w tym, co robię. – Kto jest bardziej prawdziwy: „Nergal” czy Adam Darski? – To jak dwie strony tej samej monety (śmiech). – A który bardziej zasługuje na miano „Osobowości roku 2009”? – Nie mnie oceniać... – Czarne naprawdę pasuje do różowego? – Wszystko zależy od wyobraźni. – To prawda, że babcia Dody, pana dziewczyny, uważa, że wygląda Pan jak diabeł? – Nie wiem, nic mi o tym nie wiadomo... – Jak to jest żyć z Królową? – Co to jest, kurwa, audiotele? Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
Adam „Nergal” Darski (ur. 1977 r.) – założyciel zespołu Behemoth, z którym święci triumfy w Polsce i na świecie. Dorobek grupy to m.in. pierwsze miejsce w kategoriach: Album Roku („Evangelion”), Zespół Roku, Wokalista Roku („Nergal”) i Instrumentalista Roku („Nergal” oraz Inferno na trzeciej pozycji) w rankingu magazynu „Metal Hammer”; nominacja w kategorii „Best Underground Band” w prestiżowym Revolver Golden Gods Awards Show – pierwszym amerykańskim show poświęconym muzyce hardrockowej i heavymetalowej; najlepszy zespół 2009 r. według miesięcznika „Terrorizer” i wiele, wiele innych wyróżnień.
10
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
POD PARAGRAFEM
Katokwik Media katolickie całe w histerii, episkopat dmie w surmy bojowe, wrzask większy niż z okazji prac parlamentarnych nad in vitro. Co się stało? Rząd i parlament chcą przeciwdziałać przemocy. Przed miesiącem („Płodzić po ludzku” – „FiM” 8/2010) pisaliśmy o niezadowoleniu, z jakim Kościół i jego świeccy sojusznicy przyjęli projekt ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. W ciągu następnych tygodni początkowe pomruki niezadowolenia przekształciły się w ogromną i histeryczną akcję wymierzoną w nową ustawę. Na podstawie obserwacji i historii można powiedzieć z dużą dozą prawdopodobieństwa, że jeśli Kościół z kimś lub czymś walczy, to zapewne jest w zwalczanej sprawie lub grupie społecznej coś dobrego i godnego uwagi. Środowiska kościelne najbardziej rozwścieczyły trzy zapisy ustawy: o prawie pracowników socjalnych do interwencyjnego zabierania dzieci z domów, w których byłyby zagrożone utratą zdrowia lub życia; całkowity zakaz przemocy fizycznej w rodzinach oraz powołanie do istnienia na szczeblu lokalnym komitetów składających się z przedstawicieli różnych służb do opieki nad rodzinami zagrożonymi patologią. W przypadku słynnego już zabierania dzieci pracownik socjalny nie miałby prawa do podjęcia takiej decyzji sam – musiałby to robić z udziałem policji lub służb medycznych, a tymczasowe odseparowanie dziecka nie mogłoby trwać dłużej niż 24 godziny, bo o jego dalszym losie musiałby zadecydować sąd.
Episkopat, katolickie redakcje prasowe i internetowe oraz cała prasa prawicowa podjęły prawdziwy szturm na rząd z powodu powyższych zapisów w projekcie. Poza tysiącem tekstów i apeli wysyłano internetowe łańcuszki protestu. Nie cofnięto się też przed kłamstwami i przeinaczeniami, aby tylko zdyskredytować ustawę. Generalnie środowiska katolickie wymalowały obraz zdemoralizowanych i rozwydrzonych urzędników wpadających z policją do normalnych rodzin po to, aby z byle powodu odbierać im dzieci. Po co urzędnicy mieliby się pakować w tak idiotyczne sytuacje, tego katoliccy propagandyści nie mówili. Liczył się tylko efekt grozy. Kościół grzmiał o tym, że „złamane zostanie prawo do autonomii i intymności życia rodzinnego”, internetowe media katolickie straszyły odbieraniem dzieci „na podstawie donosu albo ankiety przeprowadzonej w szkole”. „Nasz Dziennik” pisał, że ustawa „jest znakiem wprowadzenia systemu totalitarnego”, a inni dobrzy katolicy mówili o Tusku wprowadzającym „państwo faszystowskie”... Zgadnijcie, która partia w roku wyborczym jest zainteresowana przedstawieniem PO jako antykatolickiej watahy chcącej zniszczyć polskie życie rodzinne? Teraz rozumiecie, po co robi się tyle hałasu?
się denerwuje, gdy państwo chciałoby nieco ten stan poddaństwa dziecka i beznadziejnej zależności od dorosłych choć troszkę naruszyć. Kościół boi się Hałasu o nic? Bo prozmian typu wolnoponowane przez ustaściowego, bo dobrze wę zmiany od lat funkwie, że jego panowacjonują w różnych kranie zasadza się jach zachodnich (np. na przemocy i zastraNiemczech) i nie doszeniu. Bez nich jeprowadziły tam jakoś go „autorytet” słabdo porywania dzieci nie, a władza popai całej tej apokalipsy, da w gruzy. Autoryktórą straszy Kościół. tarna rodzina katoA sprawa przemolicka jest odwzorowacy w rodzinie nie jest niem władzy, jaką bynajmniej czymś zuhierarchia ma pełnie egzotycznym nad swoimi wiernyw katolickiej Polsce. mi. Będzie jej broWystarczy może jedna nić z wielką determiliczba – 200 tysięcy nacją aż do końca. dzieci w tym kraju żyW całym tym je pod opieką sądów, idiotycznym szumie bo przebywa w rodziniemal niezauważonach patologicznych, ny przeszedł list poddomach dziecka itp. Co pisany przez setkę orroku ginie 150 kobiet ganizacji walczących zamordowanych przez na co dzień z przeswoich partnerów. mocą rodzinną na teObawiam się, że carenie całego kraju, ły ten wrzask podnieFot. PAP/Paweł Supernak które wyraziły poparsiony przez purpuratów i ich świeckich sojusz- Manifestacja działaczy kościelnych przeciwko nowej ustawie cie dla rządowego projektu. Są to oczyników płynie bynajmniej wiście organizacje świeckie, niezwiąz Kościoła, nawet gdyby był sataninie z zatroskania o los najmłodszych, zane z Kościołem, codziennie odstą. Musi za to chodzić na religię, ale z powodu troski o prawo włabierające telefony od poszkodowajeśli tak chcą jego właściciele, czyli sności. Chodzi o traktowanie pranych, niosące pomoc i poradę prawrodzice zdalnie sterowani przez księwa rodzicielskiego jako prawa właną, często przy udziale skromnych dza proboszcza. Jednocześnie to własności. Ten biskupi eufemizm o „auśrodków i pracy setek wolontariuśnie katoliccy faryzeusze oskarżają tonomii i intymności życia rodzinszy. Oni dobrze wiedzą, co jest popartnerów, którzy chcą mieć dziecnego” skrywa, moim zdaniem, potrzebne, aby problem przemocy ko po in vitro (bo inaczej nie moczucie posiadania na własność dzieograniczyć. I oni chcą tej ustawy gą), że to oni traktują dzieci instruci. Kościół nigdy nie liczył się z praw interesie maltretowanych i niementalnie i chcą je „mieć” na wławami dziecka. Przypomnę tylko, że chcianych dzieci. Ich zdaniu ufam sność i za wszelką cenę. według kościelnych obyczajów możbardziej niż chórowi stu oderwanych Katolicyzm zawiera więc w sona ochrzcić dziecko zupełnie poza od życia biskupów i ich akolitów. bie, nawet w swojej doktrynie, różjego wiedzą, a katolikowi poniżej MAREK KRAK ne formy dziecięcej opresji i bardzo 18 roku życia nie wolno wystąpić
Z OSTATNIEJ CHWILI
Papież krył pedofila uński biskup potwierdza, że Benedykt XVI ukrył zboczeńca w sutannie. Według najnowszych, sensacyjnych informacji, jakie opublikował niemiecki dziennik „Süddeutsche Zeitung”, Józef Ratzinger – arcybiskup Monachium w latach 1977–1982 – ponosi pełną odpowiedzialność za to, że ksiądz pedofil został przeniesiony do innej parafii, gdzie w dalszym ciągu seksualnie wykorzystywał dzieci i młodzież. Biskupstwo w Monachium potwierdziło te informacje. To, że zboczeńca przeniesiono z Essen i ukryto w jednej z monachijskich parafii, to pomysł i realizacja Ratzingera. W ten sposób Kościół ukrył kolejne przestępstwo, a miał obowiązek zgłosić je na policję. Ksiądz został początkowo zabrany z miejsca, gdzie dopuszczał się przestępstw, i skierowany przez biskupstwo na terapię mającą
D
uleczyć jego skłonności. Potem jednak zrezygnowano z tego pomysłu, żeby cała rzecz nie wydała się. Kapłan powrócił więc najspokojniej do procederu gwałcenia dzieci. Także katolicki biskup Czesław Kozoń (na zdjęciu), który pełni funkcję prymasa Danii, potwierdził, że najwyższy zwierzchnik Kościoła katolickiego doskonale w swoim czasie wiedział, kogo i za jakie przestępstwa ukrywa. Zdaniem Gerharda Neumanna – niemieckiego badacza problematyki religijnej – papież będzie się próbował ze wszystkiego wykręcić, gdyż Gerhard Gruber, ówczesny generalny zarządca w diecezji monachijskiej, wziął obecnie na siebie całą winę za ukrywanie księdza pedofila. „Gdyby Benedykt XVI był w stanie zrozumieć, że najlepszym dla niego wyjściem było publiczne pokajanie się we właściwym
miejscu i czasie, mógłby przejść przez ten kryzys bez większych strat. Ale to, jak sprawa wygląda obecnie, wpłynie bardzo poważnie na osłabienie wiarygodności Kościoła. Tymczasem instytucja ta rozpaczliwie potrzebuje osobistości na wyższych stanowiskach, które nie byłyby zamieszane w proceder osłaniania księży pedofilów” – mówi Gerhard Neumann dziennikowi „Kristeligt Dagblad”. W Danii Czesław Kozoń po raz pierwszy potwierdził, że wie o licznych – jeszcze nieujawnionych – przypadkach księży wykorzystujących seksualnie dzieci, ale odmówił bliższego omówienia tych spraw, uzasadniając to faktem ich przedawnienia.
To, co ujawniono ostatnio w katolickim Kościele niemieckim, spowodowało nienotowany dotychczas odpływ wiernych. Zwłaszcza w wielkich miastach w pierwszych dwóch tygodniach marca w odpowiednich rejestrach odnotowano więcej osób, które wystąpiły z Kościoła, niż w całym poprzednim roku. Z. Dunek
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r. iskupi rzymskokatoliccy oraz politycy uprzywilejowanie Kościoła tłumaczą tym, że zrzesza on ponad 90 procent obywateli RP. Racjonaliści, ateiści to dla nich i ich politycznych pachołków margines marginesów, którego głosu nie warto wysłuchać. Dodatkowo, jak twierdzą prawicowi komentatorzy, tylko osoby wierzące są zainteresowane pracą na rzecz innych, są aktywnymi obywatelami, chętniej głosują w wyborach i interesują się polityką. A to wszystko przez związany z religijnością wysoki stopień tak zwanego kapitału społecznego. Przeczą temu dane Europejskiego Sondażu Społecznego z lat 2002–2009. ! ! ! Ów sondaż cieszy się w całej Europie powszechnym zaufaniem. Jest to także jedyny zintegrowany program badania opinii społecznej przeprowadzany w tym samym czasie w 30 państwach Europy. Pracę międzynarodowego zespołu badawczego realizującego ESS doceniła między innymi Komisja Europejska, przyznając mu w 2005 r. prestiżową Nagrodę Kartezjusza. Co zatem mówi ESS o Polsce? Najpierw musimy zauważyć, że opowieść o tym, iż nasze społeczeństwo jest niemal w 100 procentach religijne, to totalne kłamstwo katopropagandy. Dowodzą tego odpowiedzi, jakich udzielali respondenci (grupy wiekowe od 14 roku życia wzwyż) na pytanie o związek z jakimkolwiek Kościołem teraz i w przeszłości. W 2002 roku aż 47 procent przepytanych Polaków odpowiedziało, że nigdy nie uznawało siebie za „osobę związaną z Kościołem”. W 2009 takich śmiałków było już prawie 53 procent. Czyli większość narodu! Ponadto od roku 2002 rośnie odsetek Polek i Polaków, którzy deklarują, że uczestniczą w nabożeństwach tylko w razie ważnych rodzinnych uroczystości (śluby, chrzty, pogrzeby) – w 2002 roku przyznało się do tego 17,3 proc., w roku 2006 ponad 18,5 proc., a trzy lata później już 20 procent respondentów. W roku 2009 nie częściej niż raz miesiącu na mszy było 18,3 procent, a co tydzień 46 procent; 7,2 procent pytanych nigdy nie wchodzi do kościoła. Równie ciekawie wyglądają odpowiedzi w przypadku samookreślenia przez respondentów stopnia swojej religijności. Za bardzo religijnych uznało się w 2009 roku tylko 9 procent badanych! W 2006 było ich 11 procent, w 2004 roku – 11,6, a w 2002 roku 12,7 procent. Rośnie grupa osób, które o sobie mówią: „Jestem niereligijny”. W 2002 roku liczyła ona 6,9 procent badanych, zaś w 2009 r. – 7,9 procent.
B
STĄD DO... NORMALNOŚCI
11
Polaków portret własny ! ! ! Szkolna katecheza okazuje się najbardziej skutecznym środkiem odrywającym młodych Polaków od Kościoła. Gdy w 2009 roku socjologowie zapytali gimnazjalistów i licealistów, czy uważają się za osoby religijne, to 30 procent z nich odpowiedziało: nie. Podobnie odpowiadali studenci. 1/5 młodych Polaków uczestniczy we mszy świętej wyłącznie przy okazji ważnych świąt (lub uroczystości szkolnych
W sianiu strachu pomagają jej instytucje Kościoła rzymskokatolickiego (Radio Maryja), wielu biskupów i proboszczów oraz katechetów. Cały ich wysiłek idzie na marne, gdyż poparcie dla integracji europejskiej w Polsce narasta. W 2009 r. ponad 65 procent przepytanych Polaków było zdania, że jest to proces nieuchronny i powinien się rozwijać. Tego samego zdania było zaś tylko 40 procent Węgrów. Radykalni przeciwnicy integracji mogą
nieco ponad 3 procent pytanych. Do klasy politycznej i partii politycznych zaufanie miało po niecałe 3,5 procent badanych. Po dwóch latach parlamentowi ufa bez zastrzeżeń 10 procent badanych, klasie politycznej jako całości i partiom politycznym ufa niecałe 5 procent. ! ! ! Socjologowie przez lata opowiadali, jak to ludzie religijni interesują się sprawami swoich miejscowości, są aktywnymi obywatelami i angażują się w różne przedsięwzięcia społeczne. Ich tezom zaprzeczają dane Europejskiego Sondażu Społecznego. Okazuje się, że ludzie uznający się za niereligijnych częściej włączają się w najróżniejsze akcje społeczne (petycje, manifestacje, działania w partiach politycznych
i akademickich). Dewotów wśród młodzieży badacze naliczyli niecałe 5 procent, dwa razy więcej pochwaliło się ankieterom, że w ogóle nie przekracza progu kościoła. Jeszcze ciekawsze były odpowiedzi na pytanie dotyczące modlitwy osobistej. 10 procent gimnazjalistów, licealistów i studentów oświadczyło, że w ogóle nie uprawia takiej praktyki. Kolejne 10 procent pochwaliło się modlitwą tylko przed ważnymi wydarzeniami w życiu osobistym lub w innej trudnej sytuacji. ! ! ! Konserwatywna i populistyczna prawica straszy Polaków biurokratami z Brukseli czyhającymi na niepodległość Rzeczypospolitej.
liczyć na poparcie tylko 16 procent Polaków i aż 37 procent Węgrów. Badacze ESS mają złą wiadomość dla PiS-u. Oparcie propagandy na hasłach antyunijnych nie przysporzy partii braci K., wyborców ani wśród ludzi młodych (71 procent studentów i młodych specjalistów jest za dalszą integracją), ani nawet wśród emerytów i rencistów (41 procent spośród nich popiera proces jednoczenia się Europy). Jedną z odpowiedzi na ów fenomen nieodnotowany w żadnym innym kraju Wspólnoty jest ocena stanu naszej demokracji. Gdy w 2007 roku obalono rząd Jarosława Kaczyńskiego, pełne zaufanie do Sejmu i Senatu wyraziło
i organizacjach pozarządowych) niż osoby, które uważają się za głęboko wierzące. Osoby niepraktykujące mają o wiele większą orientację w życiu politycznym niż ich religijni sąsiedzi. ! ! ! Badacze z zespołu ESS przyjrzeli się także kwestii tak zwanego zaufania społecznego. Polacy okazali się ludźmi nieufającymi sobie nawzajem. I był to najgorszy wynik spośród państw UE. Po uważnej analizie danych okazało się, że osoby niewierzące mniej się boją, że zostaną oszukane, nie patrzą podejrzliwie na sąsiadów czy liderów organizacji społecznych. Akceptują one także różnice w dochodach związane z większym wysiłkiem, ryzykiem
Polacy są najbardziej prounijnym społeczeństwem w Europie. Nie boimy się utraty tożsamości, ale własnych polityków. Zaczynamy też traktować nabożeństwa katolickie jako wydarzenia wyłącznie towarzyskie.
i przedsiębiorczością. Klerykałowie nie tylko nie ufają innym i są nadmiernie podejrzliwi, ale w dodatku nie lubią ludzi sukcesu. Aż 21 procent z nich twierdzi, że jest to niesprawiedliwe i dlatego państwo winno obłożyć zamożnych Polaków wysokim podatkiem. Ponad połowa wierzących zgadza się z opinią, że obowiązkiem kobiety jest przerwać karierę zawodową, aby zająć się domem i dziećmi. Badania ESS dają także odpowiedź, dlaczego Radio Maryja za cichym przyzwoleniem PiS-u wszczęło ostatnio krucjatę przeciw budowie minaretu w Warszawie. Otóż klerykałowie są święcie przekonani, że każdy kolejny muzułmanin, który zamieszka w Polsce, przybliża nas do zamachu terrorystycznego.
Nie widzą za to związku stanu państwa i jakości pracy jego służb specjalnych z niebezpieczeństwami przestępczego ataku. Co ciekawe, ludzie religijni są przy okazji gorącymi zwolennikami... tortur! Klerykałowie są bardziej samotni, rzadziej niż ich niereligijni sąsiedzi chodzą na spotkania towarzyskie, zabawy. Żalą się także, że nie mają z kim szczerze porozmawiać o trapiących ich problemach. Znamienne, że – chodząc do kościoła – nie wskazują go jako miejsca wytchnienia czy zrozumienia (konfesjonał). MiC PS Korzystałem z bazy ESS opracowanej przez Instytut Filozofii i Socjologii PAN.
12
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Kongres betonu Duchowni to najlepsi eksperci od polityki prorodzinnej w Europie. Przez trzy dni w Gnieźnie tłumaczyli młodym działaczom organizacji społecznych, czym jest prawdziwa miłość. Na początek katoliccy, prawosławni, protestanccy i żydowscy konserwatyści – duchowni i świeccy – oświadczyli jednomyślnie, że „tradycyjna rodzina jest wspólnotą ustanowioną przez Boga i opartą na jego prawie”. To, co wyczyniają obrońcy praw człowieka, „usiłując zrównać rodzinę z innymi rodzajami związków (...)”, zdaniem prawosławnego arcybiskupa wrocławsko-szczecińskiego Jeremiasza, należy traktować w zależności od wagi sprawy jako oderwaną od rzeczywistości fantazję, niekiedy jako karykaturę rodziny, zaś w najostrzejszych przypadkach – jako grzech. Zgodził się z nimi Prezydent RP Lech Kaczyński, który odkrył, że „cywilizacja chrześcijańska od zawsze sprzyjała człowiekowi, małżeństwu i rodzinie”. Pary homoseksualne mogą sobie ewentualnie żyć, ale wara im od pojęcia małżeństwa, gdyż – zgodnie z koncepcją polskiej głowy państwa – jest ono zarezerwowane wyłącznie dla związku kobiety i mężczyzny, zaś zadaniem polityków jest
odbudowa „zdrowej rodziny”. Zdrowa propaganda prorodzinna jest, według prezydenta, obowiązkiem i misją Polski w Unii Europejskiej. Kardynał Ennio Antonelli – przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny – pouczał nieobecnych w Gnieźnie zachodnioeuropejskich polityków, że szerząc mentalność libertyńską, relatywistyczną, hedonistyczną i utylitarystyczną, niszczą fundament Europy. Powód? Wraz z szerzącą się niemoralnością postępuje, zdaniem kardynała, proces dechrystianizacji Europy i wzrost obecności islamu. Wsparł go ojciec Józef Augustyn, który po latach studiów odkrył prawdziwy cel środowisk homoseksualnych. Jest nim „wypowiedzenie wojny cywilizacji opartej na pracy i wprowadzenie nowej cywilizacji opartej na kulturze przyjemności”. W Gnieźnie ujawnił się także sojusz radykałów żydowsko-katolickich w odniesieniu do miejsca kobiet w życiu społecznym. Ich naturalnym zadaniem jest zajmować się
domem i wychowaniem religijnym gromady dzieci. A skoro tak, to wszelkie postulaty na rzecz równości płci są amoralne, nie dostrzegają prawdziwego dobra człowieka i – według profesora Wojciecha Łączkowskiego (były sędzia Trybunału Konstytucyjnego i członek Rady Polityki Pieniężnej) – prowadzą do rozkładu i upadku cywilizacji europejskiej. Idealna polityka prorodzinna państwa to – według Joanny Krupskiej, doradcy Konferencji Episkopatu Polski – jak najmniej ingerencji w życie rodziny, obniżenie podatków i wsparcie finansowe dla rodzin wielodzietnych. Nie zabrakło oczywiście apeli o wprowadzenie w Europie całkowitego zakazu aborcji. MiC
Fot. MaHus
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r. Na ekranach polskich kin pojawił się film, który stanowi przejmujące studium fanatyzmu religijnego i klerykalizmu. Dawne zbrodnie Kościoła straszą zza grobu. W ostatnich miesiącach Kościół nie ma szczęścia do sztuki filmowej. Na naszych łamach przedstawiliśmy już kilka filmów, które demaskują przemoc zadawaną w imię religii na – przykład „Białą wstążkę”, jeden z najlepszych europejskich filmów ostatniego roku. Ale to nie koniec kłopotów Kościoła z kinem. W tych dniach na ekrany wchodzi hiszpańska superprodukcja, dramat historyczny pt. „Agora”. Film opowiada o tym, jak Kościół przejmował władzę i rząd dusz w późnym Cesarstwie Rzymskim, oraz o zamordowaniu przez chrześcijan słynnej filozofki i matematyczki Hypatii. Idąc do kina, myślałem o ostrym starciu lewicy i Kościoła w Hiszpanii i obawiałem się, że trafię na przerysowany antykościelny filmik propagandowy pełen rażących uproszczeń. Jednak Alejandro Amenabar, uzdolniony hiszpańsko-chilijski reżyser i kompozytor (laureat m.in. Oscara), który wsławił się niedawno świetnym filmem o problemie eutanazji („W stronę morza”), udowodnił, że ma ciągle klasę i świetną formę twórczą. Łza się w oku kręci, kiedy człowiek pomyśli, że Hiszpania ma antyklerykalnych, twórczych i wywrotowych reżyserów – Almodóvara i Amenabara, na których filmy chodzą na świecie miliony ludzi, a polskie życie kulturalne dusi się miałkością i nijakością w cieniu kruchty, pod wodzą ks. Niewęgłowskiego, kapelana środowisk twórczych. Hypatia z Aleksandrii była jedną z najbardziej fascynujących kobiet w dziejach świata. Zrobiła niezwykłą karierę naukowca w czasach, kiedy świat mężczyzn nie znajdował dla pogardzanych przez siebie kobiet innego miejsca poza sypialnią i kuchnią. Wybiła się na niezależność umysłową i światopoglądową w okresie narastającej fali religijnego fanatyzmu. W olbrzymim mieście, jakim była wówczas Aleksandria, była jednym z najbardziej słuchanych autorytetów, a jej uczniami byli poganie, chrześcijanie i żydzi. Fascynowała się matematyką, astrologią i filozofią, a na jej zajęcia przychodziły tłumy. I właśnie jej zalety i popularność były powodem strasznej śmierci z rąk przykościelnych bojówkarzy. Mimo że żyła w czasach, kiedy miliony ludzi w Cesarstwie Rzymskim dla kariery i ze strachu nawracały się na rosnące we władzę chrześcijaństwo, nigdy nie przyjęła chrztu.
RECENZJA „FiM”
13
Piękna i bestie
Nie wiadomo też, aby praktykowała gorliwie religię pogańską. Możliwe, że była więc prototypem naukowca agnostyka. Kariera naukowa Hypatii rozpoczęła się na krótko przedtem, nim cesarz Teodozjusz Wielki po sprowokowanych przez miejscowego biskupa zamieszkach antychrześcijańskich kazał zniszczyć Serapejon – świątynię Serapisa w Aleksandrii i ośrodek naukowy z biblioteką liczącą 70 tys. papirusów. Potem było 20 lat
względnego spokoju... Hypatia nauczała wówczas w swoim domu i salach miejskich, aż padła ofiarą zawiści biskupa Cyryla... czczonego dziś przez Kościół jako świętego ojca Kościoła. W tamtych czasach sytuacja tzw. pogan pogarszała się niemal z roku na rok. Zakazano im modlitw w świątyniach i składania ofiar. Bojówki chrześcijańskie niszczyły dzieła sztuki (uznawane za bałwochwalstwo) oraz plądrowały biblioteki zapełnione „bezbożnymi” dziełami. Pogarszała się także sytuacja Żydów, którzy padali ofiarami pogromów i rozruchów sprowokowanych przez kler. Dawny świat światopoglądowej „pogańskiej” tolerancji oraz wolności nauki powoli umierał. Biskup Cyryl pragnął pełnej władzy nad Aleksandrią i chciał sobie podporządkować cesarskiego prefekta, który był wprawdzie chrześcijaninem (świeżej daty), ale także uczniem słynnej filozofki. Najprawdopodobniej właśnie święty Cyryl był cichym inspiratorem zamachu na Hypatię, którą porwano na ulicy, przywleczono do kościoła, obdarto z szat, ukamienowano (jako bezbożnicę i „czarownicę”), a ciało rozszarpano na strzępy. Jej śmierć jakoś dziwnie kojarzy się ze śmiercią Jezusa – także zamordowanego i poniżonego przez religijną władzę. A filmowa masakra żydów i palenie ich zwłok na stosach
jest zapowiedzią kominów krematoryjnych Auschwitz i ekscesów europejskiego antysemityzmu, narodzonego przecież z kościelnego zapłodnienia. „Agora” jest filmem o fanatyzmie religijnym, w którym reżyser
nie oszczędza nikogo: ani pogan, ani chrześcijan, ani żydów, bo wszyscy mieli krew na rękach. Oczywiście, najwięcej na sumieniu w tamtym czasie mieli rzymscy chrześcijanie jako grupa najbardziej wpływowa i fanatyczna, do której lgnęły
łase na kariery szumowiny świeckie i duchowne. Ten film to także studium klerykalizmu, manipulacji tłumem przez kapłanów i tchórzliwości władzy świeckiej przed duchowną sukienką. W tym sensie jest to opowieść ponadczasowa, w której odnajdziemy sytuacje jakby żywcem przeniesione ze współczesnej Polski. Jak nietrudno się domyślić, film wzbudził wściekłość środowisk katolickich. Wysyłano listy z protestami do polskiego dystrybutora „Agory”, próbując go skłonić do rezygnacji z wyświetlania obrazu. We Włoszech film ma wejść na ekrany z ogromnym opóźnieniem. W Hiszpanii, gdzie go wściekle atakowano, „Agora” była najczęściej oglądanym filmem ubiegłego roku. Warto zatem pójść do kina, zanim jakiś polski „Cyryl” aresztuje film za „obrazę uczuć religijnych”. MAREK KRAK
14
ARMAGEDON
sychologowie ostrzegają, że im bliżej feralnej daty, tym psychoza i histeria będą narastać, a fala zbiorowych samobójstw wstrząśnie światem. Co naprawdę czeka nas 21 grudnia za mniej niż 3 lata? Aby odpowiedzieć na to pytanie, nie musieliśmy udawać się do wieszczących kataklizm jasnowidzów. Nie poprosiliśmy też o opinię nawiedzonych religijnych koryfeuszy mówiących o biblijnej apokalipsie będącej skutkiem grzechów ludzkości. O zemście Boga. Tekst ten jest kompilacją dociekań wybitnych naukowców, prezentujących swoje rozważania na łamach najbardziej prestiżowych periodyków na świecie: „Science”, „New Science” i „Nature”. Zatem do rzeczy... Wszystkiemu winni są słynący z niebywałej wiedzy matematycznej i astronomicznej Majowie, a dokładniej – ich kalendarz. Z wielkiej, prekolumbijskiej cywilizacji niewiele pozostało, ale kalendarz „na nasze nieszczęście” ocalał. W całości. W dodatku został odczytany przez współczesnych archeologów. Tak naprawdę były dwa kalendarze Majów: jeden opierał się na roku liczącym 260 dni. Drugi – zadziwiająco podobny do europejskiego – opisywał rok jako powtarzający się cykl 365 dni podzielonych na cztery pory roku. I to właśnie ten kalendarz rozpoczyna się (z naszego punktu widzenia) 3114 lat przed Chrystusem, a kończy w dniu przesilenia 21 grudnia 2012 roku. Według wielu badaczy, tego właśnie dnia ma dojść do zbiegu wielu rzadkich zjawisk kosmicznych i sejsmicznych, które położą kres nie tylko naszej cywilizacji, ale całemu życiu na trzeciej od Słońca planecie. Z punktu widzenia dziejów Ziemi, sam podobny fakt nie jest niczym niezwykłym, chociaż dość rzadkim. Do tzw. wielkich wymierań, kiedy to nagle ginęło ponad 95 procent gatunków, dochodziło w historii naszej planety kilka razy. Ot, choćby 270 milionów lat temu, gdy z powierzchni planety znikło niemal całe życie (naukowcy nadal spierają się o przyczynę), czy choćby 65 mln lat temu, kiedy spora planetoida wyrżnęła w okolice dzisiejszej Zatoki Meksykańskiej i położyła kres hegemonii dinozaurów. Zdaniem fatalistów, do ponownego „wielkiego wymierania” ma dojść właśnie pod koniec 2012 roku. W piątek 21 grudnia z nieba spadnie deszcz meteorytów, rozrywając kontynenty na kawałki. Fale tsunami o wielusetmetrowej wysokości wedrą się setki kilometrów w głąb lądów, uśmiercając w ciągu pierwszych kilku godzin ok. 80 procent wszystkich istot żywych. Reszty spustoszenia dokonają gigantyczne trzęsienia ziemi i wybuchy wulkanów o nieznanej dotąd sile. Oto kolportowana wizja! Czy to w ogóle możliwe i dlaczego tak miałoby się stać? Oto kilka hipotez.
P
Czternastoletnia Holenderka popełniła samobójstwo, nie chcąc patrzeć, jak armagedon w grudniu 2012 roku zabije jej rodzinę. Blisko 200 innych osób w różnych krajach poszło w jej ślady. Ta liczba rośnie wykładniczo. ! ! ! Naukowcy twierdzą, że we wnętrzu naszej galaktyki znajduje się bardzo masywna Czarna Dziura. Jest to twór powstały po śmierci dużej gwiazdy, która po wypaleniu swojego jądrowego tygla zapadła się pod wpływem własnej grawitacji i ma ostatecznie rozmiary zbliżone (powiedzmy) do naszego księżyca. Ten kosmiczny pyłek (co do wielkości) ma jednak masę tak skondensowaną, że jedna łyżeczka jego materii ważyłaby na Ziemi miliardy ton. Czarna Dziura posiada tak potężne pole grawitacyjne, że nic – nawet światło – nie jest w stanie się od niej oderwać (stąd nazwa obiektu). Że coś tam (w środku galaktyki) jest, naukowcy wnioskują, obserwując zachowanie obiektów położonych niedaleko Czarnej Dziury. Po prostu w teleskopach widać, że jakaś „nicość” przyciąga i ssie materię, a nawet światło. Czy zatem Czarna Dziura jest ostatecznym grobem wszystkiego? Otóż według badań największego bodaj umysłu współczesności – profesora Stephena Hawkinga – niekoniecznie, bo Czarne Dziury parują. Czym? Tego nie wiadomo. Są tacy badacze, którzy twierdzą, że te niewyobrażalne kolapsy grawitacyjne emitują nieznane jeszcze nauce promieniowanie, które jest motorem ruchu napędzającego nie tylko Drogę Mleczną, ale i cały wszechświat. Rodzajem galaktycznego, życiodajnego tlenu. Drożdży życia! Co to ma wspólnego z datą 21 grudnia 2012 roku? Otóż tego dnia nasze Słońce stanie na drodze owej hipotetycznej energii. To już nie są przepowiednie. Rzeczywiście tak będzie. Astronomowie potwierdzają, że dojdzie wówczas do zaćmienia centrum galaktyki przez Słońce. Ziemia znajdzie się w tak zwanym stożku cienia. W podobnym stożku jak podczas zaćmienia Słońca przez Księżyc. „Oto niezbity dowód!” – wieszczą przepowiadacze kataklizmu. Niekoniecznie, bowiem do podobnego dziwnego układu astronomicznego
dochodziło w historii Ziemi już kilka razy i nic się nie działo. Chyba nic... Niemniej trzeba przyznać, że zbieżność daty zaćmienia centrum galaktyki z kataklizmem zapisanym w kalendarzu Majów jest cokolwiek niepokojąca. ! ! ! Ale co tam nasza peryferyjna, licząca marne 400 miliardów gwiazd galaktyka, skoro naprawdę makabryczne zagrożenie MOŻE przyjść z absolutnego kosmicznego pobliża, czyli z odległości 149 milionów kilometrów. Tam właśnie spala swoje wodorowe paliwo nasze Słońce. Spala spokojnie, bo to stabilna, średniej wielkości gwiazda znajdująca się mniej więcej w połowie swojego gwiazdowego życia. Ale rodzimy życiodajny atomowy tygiel od czasu do czasu wariuje. Niedokładnie wiadomo, dlaczego, ale bywa tak, że niemal z minuty na minutę zwiększa swoją aktywność miliony razy. Astronomowie obserwują wówczas na jego powierzchni rozbłyski o energii dziesiątków milionów bomb wodorowych zdetonowanych w tej samej chwili. Skutkiem takiej erupcji mocy są wyrzuty w przestrzeń kosmiczną miliardów ton plazmy, która z szybkością półtora miliona kilometrów na godzinę rozpoczyna obłąkańczy pęd w kierunku Ziemi. Przed plazmą – pchana jej siłą – porusza się z prędkością bliską podświetlnej gigantyczna chmura wysokoenergetycznych cząstek tzw. wiatru słonecznego (atmosfera naszej gwiazdy). Od katastrofy dzielą nas minuty. Jakiej katastrofy? Najpierw spalą się obwody wszystkich krążących wokół Ziemi satelitów (na początek tych podróżujących w danej chwili po stronie Słońca, kilkanaście minut później pozostałych, które zajmą ich miejsce). W tym momencie wygasną programy ok. 90 procent stacji telewizyjnych i radiowych. Znajdujące się w powietrzu samoloty staną się ślepe i głuche, więc pospadają. Przestaną działać telefony komórkowe i część stacjonarnych. Radary i GPS-y.
To jednak dopiero początek, bo w ślad za słonecznym wiatrem w Ziemię dwa, trzy dni później uderzy „wolniejsza” plazma. Pierwszym widocznym objawem tego zjawiska będzie gigantyczna zorza polarna widziana nie tylko za kołem podbiegunowym, ale obserwowana nad Afryką, Ameryką Środkową i Australią. To jednak tylko malownicze złego początki, bo nasza planeta zadziała jak gigantyczny kondensator gromadzący ładunki elektryczne na swojej powierzchni. Naturalne pole magnetyczne Ziemi odkształci się i dojdzie do przepięć w sieciach energetycznych całego świata, w wyniku czego stacje transformatorowe pójdą z dymem. Stopią się też jak przeciążone bezpieczniki miliony kilometrów linii przesyłu energii elektrycznej. Dziś mało kto wyobraża sobie życie bez prądu, ale jeszcze mniej ludzi zdaje sobie tak naprawdę sprawę z tego, co jego brak oznacza. W krajach ogarniętych akurat zimą przestanie działać jakiekolwiek ogrzewanie (nawet węglowe elektrociepłownie uzależnione są od prądu), a w tropikach klimatyzacja; całkowicie wstrzymany zostanie przepływ informacji, woda pitna stanie się luksusem, żywność (której produkcja jest w 98 procentach zależna od energii elektrycznej) będzie artykułem niemal nieosiągalnym. Nastanie ciemność. Przestaną działać szpitale, zamrze produkcja leków, stanie komunikacja. Światem, a raczej wielkim chaosem, wstrząsną prymitywne wojny armii i gangów. Z ludzi wyjdą najgorsze instynkty. W ciągu pierwszych 60 dni od ustania dopływu energii elektrycznej zginą setki milionów ludzi. A naprawa sieci i przywrócenie pełnego jej funkcjonowania potrwa – według optymistycznych wyliczeń naukowców – od 10 do 20 lat. ! ! ! Są tacy, którzy akurat to zagrożenie bagatelizują, twierdząc, że ludzkość tysiące lat żyła bez energii elektrycznej i dobrze się miała. To prawda, ale obecny system cywilizacji nie
jest do tego przystosowany. Dziś bez prądu nie jesteśmy w stanie wyprodukować jednego metra kabla do jego przesyłu. Koło się zamyka. Do czego może doprowadzić „słoneczna awantura”, przekonała się Kanada w roku 1989, kiedy to w ciągu kilku sekund w wyniku uderzenia wiatru słonecznego połowa kraju została pozbawiona
prądu. A było to wydarzenie zaledwie lokalne, jakieś 100 tysięcy razy mniejsze od tego, które jest spodziewane. Słońce zwiększa swoją aktywność w cyklach co 11 lat. Kolejny szczyt aktywności ma nastąpić pod koniec grudnia 2012 roku! Niektórzy naukowcy twierdzą, że wobec „senności” Słońca podczas ostatnich kilkudziesięciu cyklów, właśnie teraz należy się spodziewać jego erupcji o sile niespotykanej od stuleci. ! ! ! To wszystko jednak betka WOBEC GROŹBY przebiegunowienia Ziemi. Niestety, pole magnetyczne naszej planety słabnie i jego bieguny wędrują. Od dawna północ nie jest już
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
15
Centrum naszej galaktyki z Czarną Dziurą w środku
Kadr z filmu „2012”
na północy, a południe na południu. Ten proces przyspiesza. Są całkiem poważni uczeni (wśród nich nobliści), którzy dowodzą, że magnetosfera na jakiś czas wyłączy się zupełnie, by odrodzić się odwrotnie. Bieguny zamienią się miejscami. Jakby tego jeszcze było mało, Ziemia zwolni swój ruch obrotowy (znikną pory doby: dzień i noc),
Kalendarz Majów zatrzyma się na lata, by z powrotem zacząć wirować. W drugą stronę! Chwilowy bezruch planety i późniejsza zmiana kierunku obrotu spowoduje nagłe wymarcie gatunków migrujących – w tym niemal wszystkich gatunków ptaków i 80 proc. gatunków owadów. Niezapylane rośliny zaczną wymierać. Łańcuch pokarmowy zostanie nieodwołalnie przerwany. Przebiegunowienie Ziemia przeżywała już co najmniej czterokrotnie. Tak dawno, że nauka nie jest w stanie określić jego skutków. Być może to ono właśnie jest powodem wspomnianych wcześniej kilku „wielkich wymierań”, ale ludzka cywilizacja jeszcze nigdy tego nie doświadczyła.
! ! ! Być może i ta wizja okaże się nie tak groźna. Przynajmniej dla nas, naszych dzieci i wnuków. Poprzednie przebiegunowienia trwały bowiem tysiące lat, więc nawet jeśli to najnowsze rozpocznie się w grudniu 2012 roku, to zwykły człowiek nawet go nie zauważy. No, chyba że tym razem owo zjawisko przebiegnie szokująco błyskawicznie, na przykład w ciągu kilku lat. Czy jest to możliwe? Teoretycznie tak. Niestety, zmiany w magnetosferze Ziemi pociągną za sobą perturbacje w jej wnętrzu. Dynamika jądra Ziemi zostanie najpierw nagle zaburzona, a później kompletnie przewartościowana. (Jądro naszego globu jest najprawdopodobniej żelazne i to jego obroty, ze swojej żyroskopowej natury zawsze inercyjne wobec obrotu Ziemi, generują pole magnetyczne – coś jak gigaprądnica). Fatalna wiadomość jest taka, że obecnie w samym jądrze naszej planety faktycznie coś dziwnego i złego się dzieje! Ponad wszelką wątpliwość! Dowodzą tego liczne, skomplikowane pomiary i badania. Zmienia się rozkład ciśnień i naprężeń „w środku”. A to, niezależnie od wektora tych zmian, generuje energię. Energia zaś kumuluje się, a gdy kończy się możliwość kondensacji, szuka ujścia. Takim ujściem są trzęsienia ziemi i erupcje wulkanów. Ostatnie katastrofalne doniesienie z Haiti, Chile, Tajwanu i Japonii mogą to potwierdzać. Co ciekawe i jeszcze bardziej niepokojące, wstrząsy skorupy zaczynają pojawiać się w miejscach dotąd raczej spokojnych, za to takich, które bogate są w rudy metali. Zdaniem naukowców, może to wskazywać na bezpośrednie sprawstwo ziemskiej magnetosfery, o której pisaliśmy wcześniej. Otóż przepływ ładunków w skali globalnej działa być może jak megatygiel i doprowadzi do stopienia wielkich obszarów naszej planety. W konsekwencji całe części kontynentów zamienią się z ciała stałego w półpłynną magmę. Jeśli nie bezpośrednio
na powierzchni, to tuż pod nią (1–3 km). Powstaną tysiące nowych wulkanów; wydobywanie wszelkich kopalin stanie się niemożliwe. Temu zjawisku towarzyszyć będą tsunami. To będą fale, których nawet autorzy science fiction nie są w stanie sobie wyobrazić. Ale naukowcy – owszem. Zatem, jak to może wyglądać? Ot tak: leżysz sobie na słonecznej australijskiej plaży (bo tam w grudniu jest środek lata), aż tu morze ucieka do tyłu na jakieś 500 kilometrów. Najszybszy biegacz nie potrafi dotrzymać mu kroku, bo cofa się z szybkością 100 kilometrów na godzinę. Odchodząca woda odsłania dno, rafy i umierające wodne stworzenia. Patrzysz na to ze zdumieniem, aż nagle wszystko przesłania cień. Słońce i całe niebo zostaje zasłonięte czymś tak niewyobrażalnym, że na sam widok ludzie umierają z przerażenia. W kierunku lądu pędzi z szybkością 800 km na godzinę pionowa ściana wody o wysokości 600 metrów. W warunkach Polski dociera ona do Warszawy i Łodzi, a może jeszcze głębiej. W sumie zalane zostaje ok. 70 procent lądów i ginie 85 procent ludzi (tyle naszej populacji żyje w bezpośredniej bliskości mórz i oceanów). ! ! ! Co tam jednak tsunami, gdy mamy Yellowstone. Jak wiadomo, ten słynny amerykański park narodowy jest czubkiem JEDNEGO Z NAJWIĘKSZYCH WULKANÓW W CAŁYCH DZIEJACH ZIEMI! Gejzery Yellowstone, jego dymiące kratery i ziejące siarką szczeliny to tylko naskórek tego, co drzemie głębiej. A tam, według ostrożnych wyliczeń, jest energia równa 600 milionom bomb wodorowych. Nagła erupcja takiej siły jest w stanie rozerwać pół globu na strzępy. To wariant skrajnie pesymistyczny, bo optymiści mówią, że „tylko” zamieni USA w jeden wielki krater. I jedni, i drudzy uczeni zgodni są co do jednego: Yellowstone wybucha
z zadziwiającą regularnością. Co 600 tysięcy lat. Niezmiennie od miliarda lat. Z małym wyjątkiem od reguły: ostatni wybuch nastąpił 640 tysięcy lat temu! Badania wskazują, że napięcie wulkanicznego stożka jest tak wielkie, iż powinien wybuchnąć jakieś 300 lat temu. Ale nie wybuchł. Na co czeka? Nawet jeśli wybuch Yellowstone będzie tylko „lokalny” – czyli pogrzebie wyłącznie USA – to gigantyczna chmura sadzy i pyłu przykryje słońce i równomiernie rozprzestrzeni się nad całym globem. Na świecie zapanuje arktyczna zima. Trwać będzie ok. 150 lat. W tym czasie bezpowrotnie wymrą wszystkie rośliny (może z wyjątkiem mchów), większość zwierząt i ok. 99 procent ludzi. Przetrwają tylko ci, których cywilizacja predestynuje do roli nowych Ew i nowych Adamów. ! ! ! Czyli co? Wypada, Kochani, powiedzieć sobie do widzenia? A raczej: żegnajcie? Przecież o tym, że wkrótce nadejdzie niechybna katastrofa, mówią najbardziej uczone mózgi świata... Mówią, ale jednocześnie przestrzegają przed paniką. Owszem, kres cywilizacji jest bliski i nieuchronny, ale raczej nie za naszego życia, ani nawet życia naszych pra, pra... Zatem nie radzimy czyścić bankowych kont na ostatnie wakacje 2012 roku. Nie polecamy amoku hedonistycznej zabawy na zasadzie: „Po nas choćby potop”. Bo żadnego potopu nie będzie. Jak to możliwe wobec strasznie złowieszczych faktów? Wobec kalendarza Majów? A tak, że rok 2012 wcale nie wypada w roku 2012, bo liczne reformy kalendarza i pomyłki kronikarzy sprawiły, że obecna data jest dalece inna od tej widniejącej na ściennym kalendarzu.
Najpewniej mamy właśnie rok 2015 (według niektórych – 2019). To po pierwsze, a po drugie ci sami naukowcy wieszczący zagładę policzyli, że prawdopodobieństwo, aby to właśnie dokładnie 21 grudnia 2012 roku doszło do końca świata, jest jak 1 do 13 milionów. (Szczerze mówiąc, to wcale nie jest małe prawdopodobieństwo, bo identyczne jak w LOTTO, a tam w końcu co tydzień ktoś trafia). Po trzecie wreszcie, podobnych histerii świat doświadczał już wiele. Na przykład w roku 1000, oczekując biblijnego końca świata, rozstała się z życiem (przy pomocy głodówki, trucizny, sznura lub sztyletu) jedna czterdziesta populacji Europy. I jeszcze taki argument: gdyby historia potoczyła się nieco inaczej, to jacyś archeolodzy Majów grzebaliby w szczątkach Europy. No i nagle jeden z nich, a byłby, powiedzmy, wrzesień 2012 roku, zbladłby po przestudiowaniu kalendarza i oświadczył telewizyjnym agencjom: „Ludzie, świat skończy się 31 grudnia, czyli za cztery miesiące”. Skąd ten pesymizm indiańskiego uczonego? Bo wszystkie europejskie kalendarze kończą się właśnie na tej dacie. Co rok! MAREK SZENBORN Opr. graficzne D.S.
Erupcja korony słonecznej
16
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
ZE ŚWIATA
PAPA NON GRATIS Benedykt sposobi się do wrześniowej wycieczki do Wielkiej Brytanii, ale nie przez wszystkich będzie tam mile widziany.
„Dlaczego pielgrzymka ma status wizyty państwowej? – pyta angielskie National Secular Society. – Przecież przyjeżdża on w charakterze lidera religii”. Charakter jest istotny, bo pociąga za sobą kwestię pokrycia kosztów. W przypadku wizyty państwowej na ochronę i organizację pieniądze wykładają podatnicy. Koszt zamknie się kwotą 20 mln funtów, z czego Kościół zamierza pokryć jedną czwartą. Watykan pragnie uniknąć zadłużenia, jakie było efektem wizyty Karola Wojtyły w roku 1982. Organizacje świeckie ironizują à propos mszy ekumenicznej, która ma się odbyć w Westminster Abbey. Jaki stosunek do ekumenizmu może mieć człowiek, który kilkakrotnie oficjalnie twierdził, że tylko katolicyzm gwarantuje zbawienie, zaś inne wyznania chrześcijańskie błądzą? Rozbawienie budzi beatyfikacja kardynała Newmana, o którym powszechnie wiadomo, że był zdeklarowanym homoseksualistą i mieszkał z kochankiem. JF
składać się w sumie po 60 tysięcy euro rocznie przez następne 20 lat. W innych diecezjach Irlandii nie jest lepiej. PPr
CZY BÓG MÓWI PO POLSKU? Kryzys Kościoła katolickiego w USA w sposób bolesny dotyka także środowiska polskojęzyczne. Likwiduje się parafie, zamyka kościoły. Amerykańskich biskupów zdaje się nie obchodzić fakt, że Jan Paweł II był Polakiem, a Matka Boska Częstochowska jest Królową Polski. W Kościele katolickim w USA – pogrążonym w kryzysie pedofilskim (a więc także finansowym) – ubywa wiernych i pieniędzy. Kościół musi więc powoli ograniczać lub wręcz zwijać swoją działalność, likwidując parafie i szkoły. W samej tylko diecezji Cleveland postanowiono zamknąć 50 parafii, w tym dwie polonijne. W jednej z nich – parafii św. Kazimierza w zachodnim Cleveland – doszło do wystąpień przeciwko biskupowi, który przyjechał na ostatnie nabożeństwo w zamykanym kościele. Wierni krzyczeli „Judasz!” i zagłuszali jego wystąpienie śpiewaniem polskich pieśni religijnych. Teraz spotykają się co tydzień przed budynkiem, śpiewają i modlą się. Podobne konflikty wybuchają także w innych miejscach. Najostrzej było w Toledo. Tam ogromna część polskiej parafii po prostu przeszła do Polskiego Kościoła Narodowego (u nas zwanego polskokatolickim), przekazując mu także budynek. W tym Kościele nie ma celibatu, więc nie ma i pedofilów. MaK
COSA NOSTRA VATICANA Kiedy w ubiegłym roku dziennikarz Gianluigi Nuzzi wydał książkę pt. „Vaticano Spa” (Watykan: spółka z ograniczoną odpowiedzialnością), należało oczekiwać bomby.
RELIGIA JAK SEKS Religious Institute, instytucja ze stanu Conecticut, opracowała raport „Seksualizm i religia 2020 – cele na następną dekadę”. Niektórym z nas wydaje się, że kler za dużo i za często zabiera głos w sprawach łóżkowych. Tymczasem opracowanie Instytutu Religijnego wzywa kler, by przerwał milczenie na ten temat. Stanowczo za mało mówi się z ambony o: pornografii internetowej, chorobach wenerycznych, niewierności, ciążach nastolatków, małżeństwach jednopłciowych, nałogu seksualnym oraz tego typu przestępstwach duchownych. „Istnieje poważny rozziew między religią a seksem” – diagnozuje dyrektor instytutu, ks. Debra Haffer. Ważnym celem na rozpoczętą dekadę jest, w opinii instytutu, lepsze szkolenie kleru w tematyce seksualnej. Obecnie jakakolwiek edukacja w tym zakresie niemal nie istnieje. Inny doniosły cel do realizacji to pełne włączenie kobiet, lesbijek, gejów, biseksualistów i transwestytów w życie religijne. Prof. Martin Marty z Uniwersytetu Chicago, były pastor luterański, twierdzi, że religia jest jak seks: „Jeśli masz odpowiedni stosunek, jest pięknie. Ale jeśli masz niewłaściwe podejście, zaczynają się kłopoty”. PZ
WOJNA O DUSZĘ CÓRKI
ZRZUTKA NA PEDOFILIĘ Wyjątkową bezczelnością wykazał się Kościół katolicki w Irlandii. Oto zwrócił się do wiernych z prośbą, aby pokryli część kosztów, które diecezja z Ferns jest winna ofiarom i prawnikom (10 milionów euro). Biskup Denis Brennan z Ferns (diecezja w południowo-wschodniej Irlandii) przyznał, że diecezja już zapłaciła 8 milionów euro zasądzone przez sąd na rzecz 48 ofiar molestowania, lecz pozostaje jeszcze 13 przypadków, a ponadto wziął kredyt hipoteczny na swoją biskupią rezydencję, by zapłacić 2 miliony euro prawnikom, którzy bronili „dobrego imienia Kościoła”. Ekonom diecezjalny Eugene Doyle wykalkulował, że 100 tysięcy członków 80 parafii powinno
Ambrosiano i zabójstwem jego szefa Roberta Calviego, jednego z licznych współpracowników Watykanu z mafijnymi koneksjami, wcale nie dobiegł końca, jak przyrzekał Jan Paweł II po wysłaniu abp. Marcinkusa do bezpiecznego azylu w USA, kiedy zainteresowała się nim poważnie włoska prokuratura. „Papież o wszystkim wiedział, ale nie uczynił nic, by usunąć ze stanowisk osoby zaangażowane w pranie brudnych pieniędzy” – pisze Nuzzi. Książka okazała się bestsellerem – sprzedano ponad 200 tys. egzemplarzy. CS
Do opisu i analizy podejrzanych machinacji finansowych banku watykańskiego autor posłużył się tajnymi materiałami wyniesionymi zeń przez jednego z pracowników – prałata Renata Dardozziego. Książka pokazuje, że skandal zwieńczony bankructwem Banco
W Chicago toczy się sądowa wojna o dziecko. Co ciekawe – wojna ma charakter religijny. Reyesowie, byli małżonkowie od niedawna rozwiedzeni, toczą batalię o trzyletnie dziecko. Przedmiotem sporu jest... wyznanie ich córeczki. Ojciec jest bowiem chrześcijaninem, a matka żydówką. Ojciec podczas spotkań z córką ma zwyczaj prowadzenia jej do kościoła, a matka się na to nie godzi. W związku z powyższym sąd wydał zakaz prowadzenia córki na nabożeństwa i zabronił także jej ewentualnego ochrzczenia, aby zapobiec „nieodwracalnym szkodom”, jakie akt ten mógłby dziecku wyrządzić. W ten sposób świecki sąd chyba po raz pierwszy w historii potwierdził to, o czym wiele osób wie od wieków – że chrzczenie i indoktrynowanie religijne dzieci jest dla nich niekorzystne. MaK
AMERYKAŃSKI FANATYK... ...religijny groził śmiercią brytyjskiemu gwiazdorowi – Eltonowi Johnowi – z powodu obrazy uczuć religijnych. Mężczyzna zamieścił w internecie nagranie wideo, na którym wystawił transparent z napisem: „Elton John musi umrzeć”. Napis trzymał frontem do budynku, w którym – jak twierdzi – Elton John ma mieszkanie. 65-letniego Nealowa Horsleya rozzłościło to, że przyznający się do homoseksualizmu Elton powiedział w wywiadzie jednemu z pism, że Jezus był „współczującym, wielce inteligentnym gejem, który rozumiał ludzkie problemy”. Horsley to ciekawy przypadek: powołał wcześniej Partię Praw Stwórcy (CRP) i zgłosił swoją kandydaturę w wyborach na gubernatora stanu w 2010 roku. Kampanię rozpoczął już w lipcu 2008 roku, maszerując po centrum swojej miejscowości ze zdjęciem ludzkiego płodu i śpiewając antyaborcyjne pieśni. W latach 90. stworzył stronę internetową z nazwiskami i adresami lekarzy przeprowadzających w USA aborcje. PPr
Z DZIEJÓW HIPOKRYZJI W Stanach Zjednoczonych życiem seksualnym jednego ze sportowców pasjonuje się cały kraj. Obstawia się nawet szczerość jego nawrócenia. Tiger Woods, jeden z najbogatszych sportowców świata i arcymistrz gry w golfa, nie schodzi z czołówek. Najpierw przez tygodnie ze zgorszeniem pasjonowano się szczegółami jego pozamałżeńskich przygód seksualnych. Kiedy Woodsa zmuszono wreszcie do żenującego samoupokorzenia przed kamerami, zaczęła się debata na temat tego, czy jego przeprosiny i łzy były na pewno szczere. Ale nie dlatego, że Woods przepraszał (najpewniej pod naciskiem sponsorów, którzy przez niego tracili wpływy z reklam) tylko dlatego, że jest... buddystą. Komentator prawicowej stacji Fox News wezwał Woodsa do... nawrócenia na chrześcijaństwo. A to dlatego, że, zdaniem dziennikarza, „tylko chrześcijaństwo zna sposoby naprawienia takich krzywd, jakie Tiger wyrządził rodzinie”. Sportowiec, który buddyzm odziedziczył po azjatyckiej matce, nie ma na razie zamiaru zmieniać religii. Nagonka na człowieka o wieloetnicznym pochodzeniu ma jeszcze rasistowski aspekt. Geniusz golfa nie ma białej skóry, a jest mistrzem sportu, który uchodzi za symbol rozrywki wyższych warstw białych Anglosasów. Hipokryzja potrafi być zatem tworem o naturze wielowarstwowej. MaK
ZDRAJCY ANTYKLERYKALNI W Grecji wybuchł skandal po tym jak tamtejszy wiceminister spraw zagranicznych zarzucił zwolennikom świeckiego państwa „oczernianie” ojczyzny.
Grecja jest jednym z najbardziej sklerykalizowanych krajów Unii, gdzie miejscowy Kościół prawosławny i państwo łączą liczne więzy symboliczne i finansowe. Antyklerykałom z wielkim trudem przychodzi cywilizowanie systemu prawnego i zabieganie o swobody obywatelskie. Dość powiedzieć, że jeszcze kilkanaście lat temu zamykano tam w więzieniach zagranicznych misjonarzy, którzy próbowali przekonać Greków do religii innej niż prawosławna. Jedną z organizacji zaangażowanych w poszanowanie praw człowieka w tym kraju jest grecki odpowiednik tego, co w Polsce nazywa się Fundacją Helsińską, Greek Helsinki Monitor (GHM). Ostatnio organizacja ta zaangażowała się m.in. we wspieranie Greków domagających się usunięcia ze szkół krucyfiksów, z odwołaniem do ustawodawstwa unijnego i Rady Europy (Strasburg). Wobec tych działań, grecki wiceminister spraw zagranicznych Spyridon Kouvelis oskarżył w parlamencie GHM o to, że „oczernia Grecję” i straszył obrońców praw człowieka zapowiedzią szczególnej kontroli w ich organizacji. Co ciekawe, w Atenach rządzi obecnie lewica, która uchodzi za bardziej zdystansowaną wobec Kościoła niż konserwatyści. Jak widać, nie tylko u nas klerykałów można spotkać wszędzie. MaK
CZEKOLADA CHRONI MÓZG Wylew krwi do mózgu to jedna z najpoważniejszych awarii organizmu, brzemienna w długotrwałe skutki (porażenia, inwalidztwo). Zagrożenie nim można zmniejszyć, a terapia jest bardzo przyjemna.
Wystarczy jeść czekoladę. Osoby, które ją konsumują, o 22 proc. zmniejszają ryzyko wylewu. To jeden z wielu atrybutów czekolady. 6,7 grama dziennie obniża poziom protein we krwi, które są odpowiedzialne za zapalenia. Czekolada zmniejsza zagrożenie chorobami układu krążenia, bo powoduje, że krew jest mniej lepka i nie ma tendencji do zakrzepów. Czekolada obniża ciśnienie krwi, a nawet pozwala osiągnąć lepsze wyniki w matematyce. Nie koniec na tym! Stwierdzono także jej działanie przeciwrakowe: ogranicza uszkodzenia tkanek przyczyniające się do powstania guza. Wszystkie te zalety czekolada zawdzięcza antyutleniaczom, flawonoidom, w które bogate jest ziarno kakaowe. Najwięcej zawiera go czekolada ciemna i gorzka, która jednocześnie zawiera najmniej kalorii. CS
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (49)
Precz z dziewicami Życie Słowian składało się z różnych etapów. Narodzinom, postrzyżynom czy godom małżeńskim towarzyszyły liczne obrzędy i zwyczaje. Istotną rolę w życiu dawnych Słowian odgrywały również obrzędy i zwyczaje niezwiązane z kalendarzem i rytmem przyrody. Przyjściu na świat słowiańskiego dziecka towarzyszyła radość wielopokoleniowej rodziny. Niezwykle ważne były magiczne zabiegi związane z ochroną dziecka. Uważano, że noworodek (a wcześniej płód) w sposób szczególny narażony jest na atak demonów. Był na Słowiańszczyźnie zwyczaj, że ciężarne kobiety zwracały się przed porodem do boga Roda i jego pomocnic Rodzanic, prosząc o pomyślny los dla dziecka. Istoty te uważane były za bóstwa przeznaczenia, decydujące o ludzkim losie. Miały też kreślić na czole dziecka tajemne znaki ochronne, ukryte przed wzrokiem ludzi. Chcąc ustrzec dziecko przed strzygami i zmorami, przez cały dzień palono w izbie ogień, zaś wokół okien upychano ciernie, rośliny kolczaste lub parzące, sól i czosnek. Na progu lub w kołysce kładziono ostre narzędzia. Przy kołysce zawiązywano czerwone wstążki. By oszukać złe duchy, udawano niekiedy, że niemowlę zmarło. Uważano, że demony mogą
Ś
przyprawiać malucha o płacz lub podmienić go, podrzucając swoje potomstwo – brzydkie i nieznośne. Trzeciego dnia od narodzin odprawiano ucztę, dzieląc się jadłem z bogami i duchami domowymi. Był to poczęstunek składający się z chleba, sera i miodu. W czasie uczty odprawiano wróżby mające na celu poznanie przyszłych losów dziecka. Imię nadawał dziecku ojciec lub kapłan plemienny. Było to najczęściej imię ochronne, używane do 12 roku życia. Po tym czasie syn przechodził pod opiekę ojca, podczas gdy dziewczynka pozostawała pod opieką matki aż do zamążpójścia. Ważnym obrzędem starosłowiańskim były postrzyżyny. Była to ceremonia przejścia w wiek męski. Nie wiadomo dokładnie, w którym roku życia odbywały się postrzyżyny. Z podań i opowieści ludowych wynika, że następowało to po ukończeniu przez chłopca 12, a może 7–10 lat. Kulminacyjnym momentem obrzędu było obcięcie chłopcu włosów (po raz pierwszy). Dokonywał tego zwyczajowo ojciec i odtąd oficjalnie uznawał chłopca za syna – swojego potomka. Nadawał też
wiat bez religii i bynajmniej nie po grążony w moralnej anarchii jest możliwy. Taki świat istnieje, nazywa się Republika Czeska i nie przestaje za dziwiać polskich katolików. Szczęśliwie na wyciągnięcie ręki mamy kraj, który samym swoim istnieniem podkopuje mnóstwo kościelnych dogmatów. Najważniejszy z nich brzmi tak: „Wyznawanie religii oraz przynależność do religii zorganizowanej zwanej kościołem jest podstawową, naturalną potrzebą człowieka. Większość ludzi potrzebuje Boga i szuka go, ateizm jest ze swej natury czymś nienormalnym i marginalnym”. Statystyki w większości krajów świata zdawały się długo potwierdzać tę wygodną dla duchownych tezę. Obecnie jednak religijność usycha w bardzo wielu zakątkach globu. Najdramatyczniej zaś w Czechach. Wygląda na to, że coś, co brano za stan naturalny ludzkości, czyli choćby formalne przywiązanie do wiary, wcale nie było ilustracją żadnej powszechnej prawdy o potrzebie religii. To był stan faktyczny na pewnym etapie historii ludzkości. Religijność powszechna po prostu wynikała z silnego statusu, jaki zdobyły sobie wcześniej zorganizowane formy kultu w ludzkich społecznościach, a nie odwrotnie. Gdy rozsadniki wiary, czyli kościoły, murszeją, nagle okazuje się, że rzekoma „naturalna potrzeba” religii zaczyna znikać. Do Czech na wyprawy studyjne z mieszanką zgrozy i ciekawości podróżują polscy
synowi właściwe mu imię (dla odstraszenia demonów mogło to być na przykład imię „Wilk”). Obrzęd postrzyżyn miał jeszcze jeden istotny aspekt. Oznaczał poddanie się władzy tego, kto obcinał włosy. Warto dodać, że obecnie, w swej pierwotnej formie, zwyczaj postrzyżyn jest kultywowany w rodzimowierczych związkach wyznaniowych (Rodzimy Kościół Polski, jak również Rodzima Wiara). Jak wyglądał ślub słowiański, swadźba i wesele? Mało o tym wiadomo. Istnieją relacje z uroczystości weselnych z czasów późniejszych, które, jak można domniemywać, nawiązywały do dawnych tradycji. Słowiańskie dziewczęta wychodziły za mąż wcześnie, nierzadko już w wieku 14 lat. Cieszono się z licznych córek, bo też wiano było wtedy spore. Arabski kupiec Ibrahim ibn Jakub (X w.) opisywał to następująco: „Jeśli urodzą się komuś dwie albo trzy córki, to są one podstawą jego bogactwa, jeżeli synowie się rodzą, to ubożeje”. Dziewictwo
katolicy. Była tam także telewizyjna twarz katolickiego integryzmu, redaktor Tomasz Terlikowski. Już sam tytuł jego relacji – „Czeska pustynia duchowa” – świadczy o tym, że niewiele z tej wyprawy pojął, ale nie oczekujmy zrozumienia od człowieka, który na świat patrzy przez kościelne okulary i to w najciemniejszym ich wydaniu. Dla polskiego katolika
nie było u Słowian w cenie. W relacji wspomnianego kupca przeczytać można, że „panna, kiedy pokocha jakiego mężczyznę, udaje się i zaspokaja u niego żądzę. A kiedy małżonek poślubi [dziewczynę] i znajdzie ją dziewicą, mówi do niej: »Gdyby było w tobie coś dobrego, byliby cię pożądali mężczyźni i z pewnością byłabyś sobie wybrała kogoś, kto by wziął twoje dziewictwo«. Potem ją odsyła i uwalnia się od niej”. Uważano, że najlepszą kandydatką na żonę jest dziewczyna pozbawiona dziewictwa, gdyż taka podoba się chłopakom. Także panny z dzieckiem traktowano jako rodzaj „rękojmi” płodności kobiety. Mąż mógł rozwieść się z żoną i wziąć sobie inną, tracił jednak żoniny posag. Niewierność małżeńska karana była okaleczeniem, a nawet śmiercią. O przywiązaniu słowiańskich żon do mężów świadczą opisy mówiące o rytualnym samookaleczaniu się przez wdowy, a nawet oddawaniu przez nie życia na stosie pogrzebowym zmarłego męża. O zwyczaju tym wspomniał
Z pewnością po części tak będzie, ten proces już się zresztą rozpoczął, ale katolicki redaktor nie rozumie, że cechą polskiej religijności i szerzej – mentalności – jest właśnie upodabnianie się do innych. Dlatego, i właściwie tylko dlatego, Polacy, naród pozbawiony głębszej refleksji i głębszych zainteresowań religijnych, są właśnie tacy pobożni. Jest
ŻYCIE PO RELIGII
Kwitnąca pustynia duchowość równa się: religia. Dla ludzi nadwiślańskiego chowu jest nie do pojęcia, że można mieć świeckie, ale bardzo bogate życie duchowe związane z rozwijaniem zainteresowań lub ukierunkowane na wartości społeczne, na przykład kultywowanie przyjaźni. Terlikowski zauważa ze zgrozą, że mieszkający w Republice Czeskiej polscy emigranci upodabniają się do Czechów w obojętności na sprawy religii. W Pradze mieszka ok. 20 tys. Polaków, a z polsko- i czeskojęzycznymi parafiami katolickimi ma jakikolwiek kontakt zaledwie co dziesiąty z nich. Terlikowski bije na alarm, że „jeśli bardziej nie zaangażujemy się w misję, to podobny proces za kilkanaście lat zaczniemy obserwować w Polsce”.
to pobożność typu stadnego. Kiedy ta stadność osłabnie, rozpadnie się także masowa pobożność. Widać to już mocno w dużych polskich miastach złożonych z ludności przyjezdnej – w Warszawie, Łodzi, Szczecinie, gdzie siła nacisku rodzinno-sąsiedzkiego jest znikoma. Brak religijności wśród Polaków w Czechach płynie z tego samego impulsu stadnego, z jakiego płynie silna religijność w Polsce i w większości środowisk polonijnych. Polacy nad Wełtawą mniej doświadczają alienacji emigracyjnej i czują się mniej wyobcowani niż w innych krajach. Dlatego łatwiej wtapiają się w czeskie otoczenie i upodabniają do niego, zamiast skupiać w narodowo-katolickie społeczności jak w Chicago lub Paryżu. A ponieważ czeskie otoczenie jest niereligijne, to i oni tacy się stają.
17
Pseudo-Maurycy (VI/VII w.), pisząc o kobietach Sklawinów, że wiele z nich „(...) śmierć męża za własny koniec uważa i dobrowolnie same się duszą, nie mając wdowieństwa za życie”. Ślub wyglądał w ten sposób, że na początku witano chlebem i solą państwa młodych, swatów oraz gości weselnych. Młoda para wymieniała się wiankami na dowód swej nieskazitelnej miłości, po czym uroczyście dzielono się kołaczem godowym, korowajem (przy jego wypieku nie mogli być obecni mężczyźni). Wznoszono modły i toast za nowożeńców i składano im życzenia. Następnie odbywała się biesiada, podczas której państwo młodzi jedli z jednego talerza na znak, że odtąd mają dozgonnie spożywać wspólny chleb życia. Ważnym amuletem weselnym była siekiera. Gdy młodzi udawali się do ślubu, we wrotach, u progu, kładziono siekierę zwróconą ostrzem do podwórza. Dla oddalenia złych mocy trzeba było przejść przez tak położoną siekierę. A jeśli świeżo poślubieni chcieli spłodzić męskiego potomka, kładli siekierę pod łóżkiem. Po ślubie małżonkowie zamieszkiwali w domu męża. Żona musiała podporządkować się nie tylko swojemu ślubnemu, ale też jego rodzicom, rodzeństwu oraz krewnym. Urodzenie dziecka było znakiem, że zaakceptowały ją duchy domowe. Od tej pory mogła liczyć na pełną akceptację w nowym miejscu. ARTUR CECUŁA
Zabawne są opowieści Terlikowskiego, które obrazują dogłębnie zlaicyzowaną mentalność czeską. Na przykład to, że ludzie dziwią się, że ktoś „nosi trupa na szyi” (czyli krzyżyk z Chrystusem) i bez złośliwości sugerują, że skoro ktoś ma potrzebę czepiania sobie religii na piersi, to może ładniej wyglądałby tam uśmiechnięty Budda. Księża budzą tam zaciekawienie i... tylko tyle. Są czymś dziwnym i egzotycznym. Ale katolicki dziennikarz boleje nad tym, że Czesi nie przychodzą do księży, „aby rozwiązać swój problem”. A jakiż to niby problem potrafią rozwiązać katoliccy księża? Terlikowskiego boli także to, że czeski Kościół nie zwalcza głośno aborcji i nie poluje na homoseksualistów. Ze zgrozą zauważa nawet, że jeden z najbardziej znanych intelektualistów katolickich, Martin Putna, nie tylko sam jest homoseksualistą, ale angażuje się w walkę o prawa gejów. Rzeczywiście – ten czeski brak agresji nawet wśród katolików bardzo kontrastuje z próbami wprowadzenia kościelnego talibanu nad Wisłą, w czym czynnie uczestniczy sam Terlikowski. A także z nagonkami na gejów organizowanymi przez katolicką partię, w której, jak zapewniał kiedyś prezes Kaczyński, homoseksualiści są na najbardziej eksponowanych stanowiskach. Po prostu mniejsza religijność wiąże się z mniejszą dawką obłudy. I także na tym polega czeski zysk z bezbożności. MAREK KRAK
18
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Święta krowa Trwa kryzys, sytuacja ekonomiczna kraju nie jest dobra. Rosną zadłużenia, przybywa potrzeb. Rząd dwoi się i troi, żeby znaleźć jakieś rezerwy. One są, i to niemałe. Gdzie? W instytucji kościelnej. Kościół od wieków jest w państwie czymś w rodzaju „świętej krowy”. Ma zbyt wiele praw i przywilejów, i jak tylko może, pasożytuje na organizmie państwa – przyssany, rozpanoszony, a jednocześnie tak zadekowany i obwarowany, że trudno go ruszyć. Na dodatek – jak przystało na pasożyta – za nic nie chce ponosić odpowiedzialności. Czy nie pora więc, aby zaczął żyć na własny rachunek? Nie należy on przecież do biednych tego świata, a więc tym bardziej powinien być samodzielny i samowystarczalny. Państwo nie ma obowiązku, żeby dokładać do jego zachcianek, łożyć na kolejne sanktuaria, na utrzymywanie jego pałaców i armii funkcjonariuszy. Ma natomiast obowiązek egzekwować od niego podatki i nie dopuszczać do sytuacji, w których omija prawo. Kościół należy też dokładnie zinwentaryzować i podać do publicznej wiadomości, ile posiada ziemi i innych nieruchomości, ile ma na kontach i w akcjach, ile prowadzi własnych spółek, ile czerpie z przemysłu i handlu dewocjonaliami itp. To postawiłoby go w prawdzie i udaremniło wyłudzanie kolejnych dóbr za bezcen. Kościół ma przecież swojego własnego protektora i mocodawcę w Watykanie. Także ze względu na przeszłość Kościół nie zasłużył sobie na to, żeby go wspierać, ochraniać i traktować w sposób wyjątkowy. Zważmy, skąd pochodzą jego dobra doczesne. Czy on sam na nie zapracował, zasłużył? Nie! On je od początku zdobywał na innych. Najpierw bogacił się poprzez fałszerstwa i krwawe podboje, potem żył z niewolniczej
pracy poddanych, wyłudzał, grabił i gromadził dla siebie. A więc wchodził w posiadanie tych dóbr bezprawnie, na dodatek wykorzystując do tego celu imię i naukę Chrystusa. Czy ktoś z taką przeszłością wart jest, aby go dotować i ochraniać? Kościół papieski nie sprawdził się również jako duchowy przewodnik. Przez 1600 lat swego panowania nie zrobił nic wielkiego ani pożytecznego dla ludzi. Czy uczynił nasze życie lepszym? Czy pomógł nam rozwiązać jakieś egzystencjalne problemy? Czy naprawdę wzbogacił ludzi tak, że dokonało się w nich wewnętrzne zmartwychwstanie i sprawił, że żyją pięknie, zdrowo i szczęśliwie? Bynajmniej, a często wręcz odwrotnie. Gdyby Kościół umiał lepiej przygotować ludzi do życia, to i państwu byłoby lżej. Ale on chodzi w aureoli dobroczyńcy i umywa ręce, a państwo dźwiga skutki jego indolencji. Gdyby Kościół był rzeczywiście tym, za co się podaje, i szedł drogą, którą wskazywał Jezus, to życie Polaków wyglądałoby dziś zupełnie inaczej, a świat nie toczyłby się po równi pochyłej. Kościół był zawsze ostoją ciemnoty, a z postępem walczył. Jako feudał utrudniał przemiany społeczne, jako „oświecony” stawał w poprzek naukowym odkryciom, najdłużej utrzymywał łacinę i hamował rozwój piśmiennictwa w językach ojczystych, nie mówiąc już o tym, że przez całe wieki był Kościołem wojującym, zarzewiem politycznych konfliktów i religijnych wojen, które wyniszczały całe narody. Dlaczego nie chcemy o tym pamiętać ani też uczciwie zapytać siebie, czy na takim fundamencie rzeczywiście mogła wyrosnąć prawdziwa duchowość? Czy liczba świątyń jako miejsc kultu w Polsce rzeczywiście przełożyła się
Pani pozna Pana 58-letnia emerytka nawiąże kontakt z Panem w podobnym wieku, inteligentnym i tolerancyjnym, czytelnikiem „Faktów i Mitów”, z którym mogłaby o wszystkim rozmawiać. Woj. podlaskie (1/a/12) Pracująca 59-latka, bezdzietna, w separacji, lubiąca świat i ludzi, pozna opiekuńczego, inteligentnego i wykształconego Pana. Tylko z Warszawy (2/a/12) Rozwiedziona 60-latka o miłej aparycji, bez zobowiązań, tolerancyjna i wrażliwa, z poczuciem humoru i chęcią życia, zaprzyjaźni się z kulturalnym Panem w wieku 50–75 lat, wzrost powyżej 170 cm. Mile widziane listy od byłych duchownych. Woj. kujawsko-pomorskie (3/a/12) Samotna, wolna i wrażliwa emerytka, wykształcenie wyższe, realistycznie patrząca na życie,
na moralną i duchową świadomość narodu? Bo jeśli nie, to po co nam te świątynie i całe rzesze księży. Czy nie jest to tylko niepotrzebny dla państwa i ludzi balast? Kościół w państwie przoduje w rozdawaniu pięknych idei, na które jest zapotrzebowanie i za którymi się tęskni. Ale czy on sam je urzeczywistnia? On dba jedynie o swoją zewnętrzną fasadę, swój autorytet, swoje dostojeństwo, ale dobrego przykładu nie daje. Jego moralistyka niewielki odnosi skutek, a to dlatego, że Kościół jest głównie strażnikiem własnej spuścizny, własnych dóbr i przywilejów. Jego struktura władzy do dzisiejszego dnia jest tak zhierarchizowana i niedemokratyczna, że przypomina inne znane niechlubne systemy. Czy nie jest też tak, że to właśnie Kościół jest jeźdźcem, państwo koniem, zaś ludy i narody ich żywicielami? Jeśli chcemy być państwem wolnym i suwerennym, jak również prawdziwie demokratycznym, nie możemy być podlegli Kościołowi. Prawda jest też taka, że Kościół bardziej oddala niż przybliża do Boga, bo dba tylko o swoje ołtarze, swoje autorytety, swoje nauki. On po prostu Boga sobą zasłania. Czy naprawdę nie widać, jakim on sam staje się bożkiem? On służy głównie sobie i swoje, a nie nasze dobro ma na względzie. Różnym politykom i ludziom biznesu umiemy już patrzeć na ręce, a czy Kościół nie jest również możnym tego świata, i to największym? Dlaczego dotąd tak wielu jeszcze traktuje go ulgowo i pozwala się łudzić? Przestańmy w końcu bić mu pokłony i spójrzmy realnie na jego rzeczywistość. Mówienie ciągle o jego tzw. chrześcijańskich wartościach to tylko bicie piany, bo jeśli chodzi o naszą wiarę, to wcale nie żyjemy w kraju chrześcijańskim – żyjemy w kraju rzymskokatolickim i watykańskim, który z prawdziwym duchem chrześcijaństwa nie ma już nic wspólnego. Joanna Jesion
pozna wolnego, kulturalnego i odpowiedzialnego Pana w wieku 58–70 lat, który potrafi zapewnić stabilizację i poczucie bezpieczeństwa. Woj. wielkopolskie (4/a/12) Emerytka, 60/162/55, bez nałogów, o wszechstronnych zainteresowaniach, pozna Pana w wieku 60–65 lat, kulturalnego, bez nałogów, w celu towarzyskim. Woj. kujawsko-pomorskie (5/a/12) Niezależna rencistka, wdowa, 59 l., 170 cm wzrostu, lubiąca przyrodę i podróże, pozna wysokiego Pana o podobnych zamiłowaniach. Panowie z ZK wykluczeni. Okolice Katowic i Mikołowa (6/a/12) Babcia bez komórki, wiary, nadziei i miłości pozna Dziadka z podobnymi problemami. Woj. zachodniopomorskie (7/a/12) 77-letnia wdowa pozna Pana, który urodził się na Kresach Wschodnich. Częstochowa (8/a/12) Pan pozna Panią Kawaler, 28/172, spokojnego usposobienia, obecnie w AŚ, walczący o prawdę, pozna Panią w wieku 23–35 lat w celu niezobowiązującego kontaktu na stopie przyjacielskiej. Wrocław (1/b/12)
ważam, że sędziowie Trybunału w Strasburgu, na których nasze duchowieństwo (i nie tylko nasze) wiesza wszystko co najgorsze, wyrokując o zdjęciu krzyża, stanęli de facto w jego obronie! Tak, stanęli w obronie wizerunku umęczonego na krzyżu Jezusa! Zrobili to, co powinni zrobić katolicy oraz chrześcijanie wierzący w męczeńską śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Dali
U
wiarą, Jego ostatnią ofiarą? Jak ograbiają biednych, jak wyłudzają, jak okłamują, jak się panoszą? A Jezus powiedział: Darmo dostaliście, darmo dajcie. Jak by postąpił Jezus wobec seksualnych zboczeńców w sutannach, którzy podobno są Jego sługami i głoszą Jego nauki? Ci właśnie współcześni arcykapłani, faryzeusze i uczeni w Piśmie – obwieszeni złotymi krzyżami – każą Wam, otumanionym kadzidłem,
Brońcie krzyża! do zrozumienia, że obiekt czci i wiary powinien być eksponowany tylko w miejscach do tego przeznaczonych, w świątyniach, w miejscach kultu, a nie służyć do zaznaczania swojego, czyli arcykapłanów, terenu.
Dlaczego Jezus, mimo że nauczał o miłości, o poszanowaniu, o godności i pokoju, zawisł na krzyżu? Kto się do tego przyczynił? To przecież arcykapłani, faryzeusze i uczeni w Piśmie do tego doprowadzili! To oni wydali Go na śmierć! Zabili Go ci, których wygonił ze świątyni za handel w niej! Zastanawialiście się chociaż przez chwilę, jak by Jezus postąpił, zjawiwszy się teraz na ziemi? Jakby zobaczył, co wyprawiają arcykapłani teraz, jak handlują w kościołach? Jak kupczą sakramentami,
Piotr, 29 lat, 183 cm wzrostu, uczciwy i odpowiedzialny, bez nałogów, poważnie myślący o życiu we dwoje, pozna Panią, która czuje się równie samotna. Pani może mieć dziecko. Lublin (2/b/12) Wdowiec, 70 l., w dobrej formie, niezależny bezwyznaniowiec, zaprzyjaźni się z Panią do lat 65, wykształconą, o świeckich poglądach. Kraków (3/b/12) 40-letni kawaler, 170 cm wzrostu, szczupły, spokojnego usposobienia, obecnie w ZK, pozna szczupłą Panią w wieku 30–40 lat. Woj. wielkopolskie (4/b/12) Wolny, przystojny i zadbany, 175 cm wzrostu, bez zobowiązań i nałogów, z własnym mieszkaniem, wykształcenie średnie, pozna Panią w wieku ok. 50 lat o podobnych walorach. Foto mile widziane. Niemcy (5/b/12) Inne Małżeństwo emerytów, czytelnicy „Faktów i Mitów”, posiadający domek letniskowy w podgórskiej miejscowości, poznają małżeństwa lub osoby samotne o podobnych poglądach. Woj. śląskie (1/c/12)
wykorzystywać symbol męki pańskiej do tego, do czego zwierzęta używają uryny – do zaznaczania swojego terenu! I Wy się z tym godzicie? To jacy z Was chrześcijanie, katolicy, wierzący, że zgadzacie się, aby krzyż był przedmiotem targu? Aby wisiał, gdzie tylko gwóźdź można wbić? Aby pod krzyżem dokonywać machlojek, przekrętów, znęcania się nad bliźnim i innych bezeceństw z molestowaniem niewinnych dzieci włącznie? Weźcie przykład z sędziów Trybunału w Strasburgu i powiedzcie – NIE! Krzyż, jako godny symbol wiary, ma być tylko w kościołach i w miejscach kultu. Dosyć wykorzystywania krzyża! Jeśli sami nie postawicie tamy zachciankom i zapędom obwieszonych krzyżami ze złota arcykapłanów, faryzeuszy i uczonych w Piśmie, to niedługo Wasze dzieci taki wierszyk będą recytowały: Kto ty jesteś? – Polak ochrzczony. Jaki znak twój? – Krzyż poświęcony. Twoją drogą? – Księdza kazanie. A stolica? – W Watykanie. Henryk Krajnik, Gryfice
Samotna wrocławianka pozna starsze, samotne osoby, które nie mają z kim wyjść i porozmawiać oraz napotykają trudności w znalezieniu pomocy w trudnych sytuacjach. Cel – stworzenie koła wzajemnej pomocy. Wrocław i okolice (2/c/12) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
LISTY „Geniusz” na prezydenta! Partia D. Tuska w biegu o tron prezydenta RP wypuszcza do startu dwa charty: Bronka i Radka. Naród już ma igrzyska! Zawierane są nawet zakłady. Jedni stawiają na młodszego i ponoć bardziej wykształconego Radka, drudzy zaś na hr. Bronka. W moim odczuciu, PO tę ławkę kandydatów ma jednak nieco za krótką. Uważam, że PO, desygnując Sikorskiego do ubiegania się o urząd Prezydenta RP, kompromituje się i zaczyna być postrzegana jako ugrupowanie mało poważne. Przecież p. Sikorski dał się poznać jako niedościgły wzór kameleona. Podobnie jak niejaki Rychu Czarnecki, posiada on upodobania (lub instynkt) do zmiany barw klubowych. Ponadto p. Radek miewa wprost „genialne” pomysły! Jeden z takich pomysłów wyartykułował i publicznie wyraził: czym prędzej wyburzyć ten szpetny dar ZSRR – Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Jeśli nastąpi katastrofa i p. Radek Sikorski zostanie prezydentem RP, to niechaj dobry Pan Bóg ma w nieustającej opiece ten skołowany naród polski, bo pomysły p. Radka mogą się okazać bardzo mało śmieszne, ale za to strasznie niebezpieczne. Mir
Chrońmy dzieci Państwo polskie szykuje ustawę przeciwko molestowaniu dzieci. Jak ma się ta ustawa do przypadków molestowań wykrytych w Kościele, w różnego rodzaju internatach, szkółkach itp.? Co na to Rzecznik Praw Dziecka? Czy kontroluje on instytucje kościelne, w których przebywają dzieci? Myślę, że już pora na intensywną kontrolę takich placówek przez służby cywilne odpowiedzialne za przeciwdziałanie przemocy. A może czas pomyśleć nad kasacją tychże zakonów, seminariów i innego rodzaju organizacji kościelnych, w których szerzy sie zło? Czas, by panowie w sukienkach przestali wtrącać się w życie społeczne i polityczne kraju, a zaczęli zajmować się tym, do czego ich ponoć powołano, czyli niesieniem pomocy bliźnim. Roman Zimniak
Zamiast parytetu Bardzo ciekawe były dyskusje prowadzone w TV przez Tomasza Lisa i Jana Pospieszalskiego o udziale kobiet w życiu politycznym. Wszyscy mieli rację, że kobiet jest w parlamencie za mało. I nawet to chyba prawda, że kobiety są lepiej wykształcone. Tylko dlaczego tego nie widać w wystąpieniach posłanek?
Prawda jest taka, że prawie nie ma wybitnych osobistości płci słabej. Kobiety powinny przede wszystkim same brać większy udział w życiu politycznym, więcej się angażować, nie tylko w sprawy Radia Maryja. Ale jeśliby nawet w każdej partii było po równo mężczyzn i kobiet, a płeć słaba znalazła się na początku list, to też nie byłoby gwarancji, że wybierzemy kandydatów najlepszych. Co robić? Stwarzanie parytetów przypomina stosowanie punktacji (np. dla rolników) przy egzaminach na studia za realnego socjalizmu.
SZKIEŁKO I OKO trudno wyobrazić sobie świat w sposób inny niż ten, jakim karmiono go od tylu lat. Każde prowokujące pytanie, które ma wykazać religijny fałsz, uruchamia obronę umysłu uzależnionego. Polega ona na negacji faktów, a następnie na agresji. Taki człowiek nie potrafi już żyć bez schematów myślowych wpajanych mu przez długie lata. Czy moralnie dopuszczalne jest, aby uzależniać człowieka od religii, a następnie czerpać z tego korzyści? Moim zdaniem nie. Myślę, że uzależnionym od religii nie powinniśmy niszczyć
Redakcjo „FiM”! To już 10 lat, Panowie i Panie. I czapki z głów! Jestem wiernym czytelnikiem od 7 lat i żałuję, że nie od samego początku. Nie opuściłem żadnego numeru tej szacownej gazety. Jedyna sensowna i wolnościowa gazeta w tym kraju, walcząca o wolność i równość! Przypominają mi się czasy obalania komunizmu w latach 80. – wtedy pracowałem w Stoczni Północnej w Gdańsku. Jeździliśmy z kolegami wieczorem na miasto, żeby rozwieszać tzw. bibułę i nigdy nie zostałem złapany. Dzisiaj z podobną pasją i determinacją propaguję „FiM” i sądzę, że przyczyniłem się swoją działalnością do powiększenia rzeszy czytelników. Życzę całej Redakcji „FiM” i Redaktorowi Naczelnemu następnych wielu lat wytrwałości i determinacji w ujawnianiu faktów i obalaniu mitów, a przede wszystkim tropieniu podłości, jakich dopuszczają się urzędnicy Pana Boga. Jerzy Zabielski, Gdańsk
Zemsta mafii?
A może trzeba ujednolicić kryteria przy wpisywaniu na listy? Jak? A przeegzaminować kandydatów – facetów i panie. Niech odpowiedzą na kilka pytań, które pozwolą wyeliminować skrajnie nietolerancyjnych przeciwników in vitro i zwolenników moherowych beretów. Niech wykażą się wiedzą ekonomiczną, wiedzą o świecie współczesnym. Potem niech przejdą testy inteligencji, a na koniec niech przyniosą świadectwa od psychiatry. To nie tylko wyrówna poziom osób kandydujących, ale obroni nas przed występami oszołomów, którzy za nasze pieniądze plotą głupstwa i prowadzą jałowe dyskusje. Tylko jednego się boję. Widzimy, jak dyskutują panie w telewizji. Czy one w parlamencie, jak zdobędą większość, dadzą dojść do głosu mężczyznom? Czy w ogóle da się z nimi dyskutować? Więc po wyborach, najpierw na kurs dialektyki, retoryki i dyplomacji! A dopiero potem na Wiejską. Ryszard Kowalewski, Wiedeń
Nie tędy droga Widząc bardzo często nieudane próby pokazania ludziom uzależnionym od religii faktów przeczących dogmatom wiary czy też prowokujące logiczną część ludzkiego umysłu do wysiłku, apeluję: nie tędy droga! Nasz system wartości, sposób widzenia świata – to wszystko kształtuje się w dzieciństwie. Hierarchowie religijni doskonale zdają sobie z tego sprawę. Indoktrynowanemu od wczesnego dzieciństwa człowiekowi niezmiernie
fundamentów ich postrzegania świata. To może mieć fatalne skutki. Ich świat może runąć – dlatego często religianci na fakty reagują agresją – po prostu bronią się tak, jak potrafią – nie można ich za to winić. Powiem, co można. Można od najmłodszych lat uczyć dzieci logicznego myślenia, przekazywać wiedzę i upowszechniać dostęp do wiedzy. Wiedza i intelekt to najwięksi wrogowie religii. Dbajmy o wykształcenie naszych dzieci, a religijny narkotyk nie znajdzie dla siebie pożywki lub sam wyparuje. W dzieciach nadzieja, ale to my jesteśmy za to odpowiedzialni. Marcin Antoniak
300 tys. listów Zwracam się z odezwą do wszystkich czytelników naszego tygodnika. Kochani Czytelnicy, chyba wymyśliłam dobry sposób na zmuszenie Pana Premiera Donalda Tuska do odpowiedzi na list otwarty Jonasza, na który do tej pory Pan Premier nie raczył odpowiedzieć! Kochani Czytelnicy, wyślijmy wszyscy do Kancelarii Premiera list z jednym zdaniem takiej treści: „Panie Premierze, żądamy odpowiedzi na list otwarty Romana Kotlińskiego, redaktora naczelnego tygodnika »Fakty i Mity«”. Jadwiga Piotrowska Kancelaria Prezesa Rady Ministrów 00-583 Warszawa Aleje Ujazdowskie 1/3 e-mail:
[email protected]
Chciałbym poinformować, że jedyną reakcją na artykuł Pani Tarczyńskiej pt. „Mafia celna” („FiM” 10/2010) są wzmożone, a nawet złośliwe kontrole wobec Polaków. Kiedy 10 marca przejeżdżałem tzw. zielonym pasem, gdzie nie ma się nic do zgłoszenia, pani celnik urządzała sobie zabawę, kierując prawie każdy samochód na kanał (czas oczekiwania na kontrolę – 7 godz.) lub na tak zwany pas 5 (ze szczegółową kontrolą), albo jeszcze na kanał od tyłu, gdzie kontroli dokonywali między innymi celnicy wymienieni w artykule. Nigdy dotąd nie byłem karany mandatem, niedawno byłem nawet na szczegółowej kontroli, a mimo to z uśmieszkiem zostałem skierowany na kanał, gdzie czekało już 60 aut, a przechodzący tamtędy celnicy bardzo się z tego powodu cieszyli. Po interwencji u kierownika dowiedziałem się, że on na to nie ma wpływu i może jutro wszystko się unormuje. Na moje pytanie, czy to jest zemsta za to, że celnicy zostali opisani w gazecie, nie zaprzeczył. Dzisiaj jest taka sama sytuacja – zemsta celników trwa od wtorku. Emeryt
19
A w ogóle to Kościół widocznie nie ma większych zmartwień, bo kasiorka płynie z instytucji różnych szczebli, więc za nasze pieniądze księża bawią się w średniowiecze, a ciemny lud to kupuje. Janusz Kachnikiewicz
Cierniste krzewy Kiedyś do Pana, Jonaszu, pisałam, że się zakochałam w takim księdzu. Chciałabym, by on, tak jak Pan przed laty, poszedł właściwą drogą i odszedł z Kościoła. Niestety, nie każdy ma otwarte serce i umysł. Niektórzy wolą iść dalej w zaparte, żyć w zakłamaniu kosztem innych. I pięknie Pan w telewizji Wirtualnej Polski powiedział, że można być antyklerykałem i chrześcijaninem, a nawet lepszym chrześcijaninem. Szkoda, że nie ma takiej nieklerykalnej telewizji – większość jest typowo katolicka. Księża postrzegani są jak szlachta. Po prostu ciemnogród. Ludzie mówią: „Jak możesz kochać księdza?”. Albo: „Jak możesz o nim źle mówić?”. Więc co, księżom stopy całować, a „zwykłym” człowiekiem gardzić? Oni nie są nadludźmi z jakiejś lepszej gliny. A to lepsze traktowanie przejawia się ulgowymi wyrokami za pedofilię, ukrywaniem tej pedofilii. Wielu ludzi myśli, że to jeden święty Kościół, że sam Bóg go założył. A prawda jest taka, że Kościołów było wiele, ale zostały przez Kościół rzymskokatolicki wyparte. Wszelkie próby wyznawania innej wiary były krwawo tłumione. A dziś, gdy sytuacja polityczna na świecie nie daje Kościołowi możliwości zmuszania innych do wiary, wpajają ludziom bajki. Wszystko to jest razem niespójne, niezgodne z Pismem św. A jeden z dogmatów co mówi? Że Maryja została wzięta z ciałem do nieba. W sumie dość dziwnie musiałaby się tam czuć... z tym ciałem. Na szczęście coraz mniej ludzi wierzy w te bajki. A mnie nie chodzi o to, by księży piętnować, jak oni mnie piętnowali, lecz by dla ich dobra mówić prawdę. Dla dobra ich, Polaków, dzieci i ich rodzin. I jest mi żal tego księdza, co go kocham. Czy on naprawdę w te bajki wierzy, czy może sam siebie oszukuje? Czy już nie wie, co jest dobrem, a co złem? Ola
Maratończyk Średniowiecze W ostatnim numerze „FiM” (10/2010 ) przeczytałem uważnie artykuł „Igraszki z diabłem” i poczułem pewien niedosyt – znalazłem niedopatrzenie „mędrców” z Niepokalanowa. Zadaję więc im pytanie: A co z osobami, które chcą dokonać aktu apostazji? Może te osoby nie zdają sobie sprawy, że zostały opętane przez jakiegoś demona; miejscowy egzorcysta miałby tu pole do popisu!
Panie Waldemarze („Religia w sporcie”, „FiM” 11/2020), spokojnie, bo może jednak arcybiskup Głódź ma zasługi dla polskiego, a może nawet i światowego sportu. Ponoć w sztafecie 4x100 ml jest bezkonkurencyjny i na tym polu, jak gminna wieść niesie, wykazał się niejednokrotnie. A skoro pan rektor Huciński chce przyznać p. Głódziowi doktorat honoris causa za jego „wybitne” zasługi, to może ma na to dowody. Może nie tylko sztafeta, a na przykład także maraton... Henryka z Gdańska
20
1560 r. oddział hiszpańskich awanturników wyruszył w poszukiwaniu legendarnego Eldorado. Hiszpanie, zszedłszy z Andów, rzeką Amazonką ruszyli ku Atlantykowi. Wkrótce między konkwistadorami doszło do walki o władzę, z której zwycięsko wyszedł na wpół oszalały Lope de Aguirre, prowadząc siebie i swoich podwładnych ku zagładzie. Tym, co uświadomiło światu, że Ameryka jest czymś więcej niż tylko kolosalną przeszkodą rozciągającą się na morskim szlaku prowadzącym do Indii, było odkrycie przez Hiszpanów na nowym lądzie drogocennych metali. Bogactwa, które znaleziono, były oszałamiające i wzbudziły pożądanie i podziw całej Europy. Trochę aluwialnego złota znaleziono najpierw na wyspie Hispaniola. Potem przyszła kolej na skarby zgromadzone w państwach Inków i Azteków, a następnie odkryto wielkie kopalnie srebra. W 1545 r. miało miejsce najbardziej zdumiewające wydarzenie w dziedzinie mineralogii – w Potosi (Boliwia) odkryto autentyczną górę srebra. W Ameryce zwrotnikowej konkwistadorów pochłonęło marzenie o odnalezieniu i zdobyciu niezmiernie bogatego kraju – Eldorado. Wyobrażali go sobie na wzór starożytnej Frygii, gdzie rządził król Midas zamieniający w złoto wszystko, czego dotknął. Chciwi konkwistadorzy usłyszeli od Indian legendę o „pozłacanym człowieku” (hiszp.: el dorado), który panuje w kraju bogatym w złoto i kamienie szlachetne. Dowiedzieli się też, że ów el dorado każdego ranka „pudruje” swoje ciało złotym piaskiem, a wieczorem zmywa złoto, zanurzając się w wodach świętego jeziora. Co ciekawe, opowieść o el dorado nie była wyssana z palca. Zasadniczo stanowiła echo obrzędów religijnych, rozpowszechnionych wśród Indian Muisca, którzy należeli do grupy językowej Czibczów. Ich rdzenne tereny znajdowały się w północno-zachodnich Andach, w Nowej Grenadzie, czyli dzisiejszej Kolumbii. Różne wersje legendy naturalnie podkoloryzowały ten obrzęd. Mówiono, że dno świętego jeziora może być wyłożone złotymi płytami i szmaragdami. Tak powstała legenda o szczęśliwym złotym kraju Eldorado, do którego podążali poszukiwacze przygód z różnych europejskich krajów. Plotki o Eldorado dotarły też do Peru, gdzie Hiszpanie pomylili ze sobą dwie legendy – o Eldorado i Amazonkach. Legendarnej krainy z budzącymi zachwyt budowlami spodziewano się nad „rzeką Amazonek” (Rio de las Amazonas). Eksploracja krain położonych na brzegach Amazonki rokowała duże nadzieje na zdobycz nieustępującą, a być może nawet przewyższającą tę, która dostała się zdobywcom Meksyku, Peru i kraju Czibczów. Zorganizowanie wyprawy na wschód,
W
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA do Amazonii, było władzom kolonialnym podwójnie na rękę, bo poza szansą zdobycia ewentualnych bogactw, był to najlepszy sposób stworzenia ujścia dla energii licznych żołnierzy, bezczynnych po okresie wojen domowych w Peru. Wyprawa umożliwiała rozładowanie burzliwych nastrojów i pozbycie się niespokojnych elementów. Na początku roku 1559 wicekról Peru wydał pozwolenie na zorganizowanie wyprawy zdobywczej, której celem miały być krainy Omagua i Eldorado. Dowództwo wyprawy
ze wschodniego na północno-wschodni. Tym szlakiem wodnym odział popłynął do ujścia Nepo, a poniżej niej – w dół majestatycznej Amazonki. Nie napotkano po drodze żadnych oznak bogatych krain. Nastroje uczestników ekspedycji ulegały pogorszeniu. Tropikalna dzikość przyrody i tubylców była wszechogarniająca. Z brzegu na łodzie kolonizatorów sypały się zatrute strzały, ale najbardziej dokuczliwy był głód. Niektórzy deklarowali chęć powrotu do Peru.
pełnił drugorzędną funkcję – prowadził rejestr zmarłych członków ekspedycji i przechowywał pozostawione przez nich rzeczy, względnie dokumenty zawierające ostatnią wolę. Pedro Simon, który napisał kronikę nieszczęsnej wyprawy 1560–1561, stwierdził, że był to „człowiek niskiego urodzenia i nienadający się do żadnej funkcji powyżej stopnia chorążego”. Mimo to w dalszej historii wyprawy pełnej spisków i utarczek to właśnie on, człowiek dotychczas niezauważany, wyszedł jako zwycięzca.
mrzonki o zawładnięciu Peru i zerwaniu więzów z Hiszpanią. Jego przywódcę obdarzono przydomkiem „dziki zwierz” (mówiono też o nim loco, czyli „szalony”). Po osiągnięciu Atlantyku Aguirre skierował swój oddział ku wybrzeżom Wenezueli, zawijając na wyspę Margarita na Morzu Karaibskim. Według relacji Pedra Simona, zabił tam gubernatora Juana de Villandrando, zgładził jego stronników, „wziął ze sobą kilku zbiegłych niewolników i innych łotrów”, a następnie popłynął
Eldorado – dzieje obłędu Lope de Aguirre był konkwistadorem i łajdakiem. Zuchwały i okrutny przewodził grupie peruwiańskich wyrzutków, poszukujących mitycznego Eldorado. Ich historia dobrze oddaje klimat czasów, gdy Amerykę zdobywano w imię „świętej wiary Kościoła”, czyli chciwości.
Kadr z filmu Wernera Herzoga „Aguirre, gniew boży”
przypadło w udziale szlachcicowi z Nawarry, Pedrowi de Ursui. Pod jego komendą znalazło się 300 Hiszpanów, liczni Indianie i niewolnicy. Ekspedycja od początku stała pod znakiem piętrzących się trudności i... morderstw. Jeszcze zanim zdołano wyruszyć, doszło do zabójstwa zastępcy wyznaczonego przez Ursuę – zginął z ręki dwóch kapitanów, którzy spodziewali się, że to im przypadną ważniejsze funkcje. W 1560 r. wyruszono w dół rzeki Huallagi i dalej Maranonem (Amazonka), płynącym na wschód i przecinającym bezkresną, porośniętą lasem równinę. Nieco poniżej do Maranonu wpadała z południa jeszcze większa rzeka – Ucayali, bardzo szeroka. W tym miejscu Maranon zmieniał kierunek
Spośród uczestników wyprawy charakterem niezwykle awanturniczym, nawet Lope jak na hiszpańskiego konkwistadora, wyróżniał się Bask Lope de Aguirre. Chociaż dowództwo dzierżyli inni, to w końcu on sterroryzował wszystkich. Był zuchwały, okrutny i zdradliwy. Wiadomo o nim, że do Peru przybył w 1544 r. Początkowo jako masztalerz, czyli starszy stajenny, pracował w miejscowych stadninach koni, ale wkrótce wplątał się w walki między grupami konkwistadorów, dając się poznać jako osobnik wyjątkowo brutalny i okrutny. Trzy lata wędrował za pewnym sędzią, który skazał go na karę chłosty, by go w sposobnej chwili zamordować. W ekspedycji Ursui początkowo
Kiedy w końcu grudnia flota Ursui znalazła się w pobliżu ujścia Putumayo, a jego dowódca nieoczekiwanie rozdzielił oddział, wysyłając część żołnierzy na zwiady, wykorzystali to niezadowoleni konkwistadorzy. Wzniecili bunt przeciw Ursui i zabili go 1 stycznia 1561 r. Dokonano nowego rozdziału funkcji wśród uczestników wyprawy i choć dowództwo przyznano niespełna 25-letniemu Fernandowi Guzmanowi, to władzę dzierżyli inni. Aguirre, zastraszając przy pomocy kilkudziesięciu zaufanych sobie ludzi resztę uczestników wyprawy, doprowadził do wypowiedzenia posłuszeństwa królowi Hiszpanii i ogłoszenia Guzmana „księciem Peru”. W początkach kwietnia rozpoczęto dalszą żeglugę. To, co działo się na łodziach konkwistadorów, było pokazową lekcją zachowań stadnych. Rozsądni ulegali groźbom ogłupiałych okrutników, a słabsi stanęli po stronie silniejszych. Nowo wybrany „książę figurant” natychmiast przyswoił sobie pańskie gesty: składał idiotyczne deklaracje i obżerał się, podczas gdy innym doskwierał głód. W końcu i on (a z nim 6 innych ludzi) 22 maja 1561 roku został zamordowany. Z rąk siepaczy Aguirre zginęła również kochanka Ursui, Ines de de Aguirre Atienza, Metyska uznawana za najpiękniejszą kobietę Peru, a z nią dwóch rywalizujących o jej względy pretendentów. Aguirre zabijał każdego, kto się z nim nie zgadzał. Teraz on był „księciem Peru” i „silnym wodzem ludzi z Maranonu”. Do końca lipca, kiedy osiągnięto ujście Amazonki do oceanu, życie straciła połowa uczestników wyprawy. Złożyły się na to zabójstwa (popełniane zwykle seriami), choroby i potyczki z Indianami. W połowie 1561 r. oddział Aguirre przekształcił się w bandę peruwiańskich wyrzutków, która snuła
do Cumany – najbliższego miasta we wschodniej Wenezueli. Zniszczył Cumanę i wiele nadmorskich osiedli na zachód od niej, opłynął półwysep Guajira i obrabował miasto Santa Marta. Stamtąd próbował wedrzeć się do wewnętrznych regionów Nowej Gwinei. Odtąd jednak inicjatywa wymknęła się z jego rąk. Już wcześniej zaczęły się pierwsze dezercje z szeregów Aguirre, a niektórzy z uciekinierów przekazali wiadomości, dzięki którym zaalarmowane zostały władze hiszpańskich posiadłości w regionie. Poinformowani hiszpańscy dowódcy armii i floty przedsięwzięli przeciwko Aguirre ekspedycję karną pod wodzą Diega Garcii de Paredesa. 27 października 1561 r. niespodziewający się niczego Aguirre i jego ludzie zostali zaskoczeni podczas postoju w miasteczku Barquisimeto w Wenezueli, pobici doszczętnie i wzięci do niewoli. On sam, osaczony i śmiertelnie ranny, zdołał tuż przedtem zasztyletować własną córkę (i prawdopodobnie kochankę!) Elvirę, która towarzyszyła mu w wyprawie. Obawiał się, że zwycięzcy będą się nad nią pastwić. Jako buntownikowi przeciwko monarsze, „za rabunek, gwałty oraz zabójstwa nie tylko Indian, ale i Hiszpanów” wytoczono mu pośmiertny proces. Sentencja wyroku nakazała poćwiartowanie jego zwłok i przekazanie ich, ku przestrodze, okolicznym miastom. Odcięta głowa Aguirre trafiła do żelaznej klatki. Wystawiono ją następnie na widok publiczny w Tocuyo, a wraz z nią zakrwawione szaty córki Aguirre. Lewą i prawą rękę przewieziono odpowiednio do Valencii i Meridy. Przy czym mieszkańcy drugiego z miast „rzucili ją po drodze psom, które ją zjadły”. Tak dobiegła końca epopeja i szaleństwo oddziału hiszpańskich konkwistadorów, których pierwotnym celem było mityczne Eldorado. Przez kilka następnych dziesięcioleci obszary położone na Nizinie Amazońskiej nie budziły zainteresowania Hiszpanów. Południowoamerykańskiej krainy ze złota nie odnaleziono nigdy, choć próby podejmowano nawet w XX w. ARTUR CECUŁA
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r. nalizując polską scenę polityczną tuż po zakończeniu wojny, można przyjąć kryterium podziału na dwa główne obozy: pierwszy to tzw. środowiska demokratyczne, gdzie niekwestionowanym hegemonem była Polska Partia Robotnicza, mająca zdecydowaną przewagę w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej, nadzór nad resortami siłowymi oraz poparcie ZSRR. Jej głównym rywalem było PSL – na czele z Wincentym Witosem, a po jego śmierci – wicepremierem Stanisławem Mikołajczykiem. Choć ugrupowanie to w swym założeniu przyjmowało ludowy charakter i kreowało się na obrońcę interesów polskiej wsi, to jednak partią chłopską było tylko z nazwy. Do PSL-u bowiem należeli w zasadzie wszyscy, którym nie po drodze było z nową władzą. Dochodziło tam do kuriozalnych sytuacji, gdy partyjnymi towarzyszami z jednej strony byli nowo uwłaszczeni chłopi oraz dawni obszarnicy ziemscy, którzy utracili swe majątki w wyniku reformy rolnej, a z drugiej – byli fabrykanci do spółki z dawnymi przedstawicielami sanacji. Dlatego o PSL-u zaczęto złośliwie mówić „chłopi z Marszałkowskiej”. W grudniu 1945 roku odbył się pierwszy zjazd PPR-u, na którym wybrano Władysława Gomułkę na stanowisko pierwszego sekretarza partii. Wkrótce też Gomułka zaproponował, aby wszystkie liczące się demokratyczne siły w Polsce: PPR, PPS, PSL i SL utworzyły wspólną koalicję z równym podziałem mandatów w przyszłym sejmie, zaś wizja państwa miała opierać się na trójsektorowym systemie gospodarczym: państwowym, spółdzielczym i prywatnym. Taka wizja przyszłej Polski dalece odbiegała od typowego ustroju komunistycznego. Czy był to tylko kamuflaż w celu uspokojenia światowej opinii publicznej, czy też propozycja polskiej drogi do socjalizmu? Zdania na ten temat są podzielone. Doszło też do wstępnych rozmów z przedstawicielami PSL-u, jednak przewodniczący Mikołajczyk zażądał aż 75 proc. mandatów w przyszłym parlamencie oraz likwidacji Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego jako instytucji w dużej mierze odpowiedzialnej za represje polityczne. W odpowiedzi Gomułka zarzucił Mikołajczykowi wspieranie zbrojnego podziemia, czyli partyzantów z organizacji Wolność i Niezawisłość oraz Narodowe Siły Zbrojne, które również były odpowiedzialne za szereg zbrodni. Jak nietrudno się domyślić, obie strony rozeszły się poróżnione, rozpoczynając wojnę oszczerstw i pomówień, w której prym wiodły partyjne organy prasowe – „Gazeta Ludowa” (PSL) oraz „Głos Ludu” i „Robotnik” (PPR). Jedną z owocnych metod walki politycznej uprawianej przez partię rządzącą (PPR) było rozbijanie stronnictw opozycyjnych przez tworzenie tzw. frakcji rozłamowych, czyli
A
pozyskiwanie części partyjnego aktywu, który tworzył współpracujące z PPR-em kluby wewnątrzpartyjne lub nawet konkurencyjne formacje. Do bardziej znanych ugrupowań tego typu należało PSL-Nowe Wyzwolenie oraz utworzone jeszcze w okresie okupacji Stronnictwo Zrywu Narodowego pod przywództwem Feliksa Widy-Wirskiego, które powstało na skutek rozłamu w Stronnictwie Pracy. SP, mające typowo chadecki program, za przewodnictwa Karola Popiela stało się ugrupowaniem reprezentującym interesy Kościoła. Jednak na skutek coraz bardziej napiętej polityki na linii
PRZEMILCZANA HISTORIA Na reakcję Kościoła nie trzeba było długo czekać. W październiku 1945 r. biskupi na Jasnej Górze zwołali pierwszą po wojnie konferencję Episkopatu i w wydanym komunikacie wezwali do „przeciwstawienia się zakusom, które by chciały rozpętać w Polsce szkodliwą dla państwa i jedności narodowej walkę z Kościołem” oraz wezwali wiernych do „trwania w ścisłej religijnej łączności z Ojcem świętym”. Równocześnie też biskupi powołali Komisję Główną Episkopatu, która otrzymała m.in. prawo do wypowiadania się publicznie w imieniu całego Kościoła w Polsce.
decyzyjnym światowych mocarstw, jakby zupełnie nie dostrzegając zmian politycznych, jakie zaszły w Europie, zwłaszcza na linii ZSRR–kraje zachodnie (a tam sytuacja zmieniła się diametralnie). Otóż bardziej znaczący dyplomaci, tacy jak prezydent Stanów Zjednoczonych Harry Truman, amerykański sekretarz stanu James Byrnes czy były brytyjski premier Winston Churchill, a także papież Pius XII, w swych przemówieniach zaczęli podważać polską granicę zachodnią oraz wysiedlenia Niemców z Ziem Odzyskanych. USA wstrzymało przyznane Polsce kredyty oraz
HISTORIA PRL (14)
Walka o władzę Zgodnie z postanowieniami trzech światowych przywódców, o przyszłym ustroju powojennej Polski miały rozstrzygnąć demokratyczne wybory. Odbyły się one dopiero w styczniu 1947 roku. Do tego czasu na polskiej scenie politycznej trwała zażarta walka. Warszawa–Watykan ugrupowanie to stało się solą w oku ówczesnych władz, zwłaszcza bardziej antyklerykalnego skrzydła z ministrem sprawiedliwości Henrykiem Świątkowskim na czele. Świątkowski, inicjator uchwały rządu głoszącej zerwanie konkordatu z winy Watykanu („Gdy umilkły działa” „FiM” nr 519) i późniejszy współtwórca Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli, powołał również specjalną komisję pod kierownictwem Jana Wasilkowskiego i Aleksandra (nomen omen) Woltera do opracowania programu laicyzacji obowiązującego w Polsce systemu prawnego. Można powiedzieć, że ludzie ci znali się na rzeczy, gdyż nie zdecydowali się na otwartą wojnę z Kościołem, a zwłaszcza z jego symboliką, pozbawiając w ten sposób biskupów ulubionego narzędzia, czyli kreowania się na rzekomych obrońców krzyża, katolickiej wiary i polskości. Zadano im cios o wiele dotkliwszy – uderzający w finanse Kościoła. Jednym z pierwszych posunięć tej komisji był obowiązek ślubów cywilnych oraz ułatwienie procedury rozwodowej. Prawo działało w ten sposób, że ksiądz pod karą wysokiej grzywny nie miał prawa udzielić ślubu kościelnego bez okazania przez młodą parę odpowiedniego zaświadczenia z urzędu stanu cywilnego. W konsekwencji wielu ludzi poprzestawało tylko na ślubie cywilnym.
Stanisław Mikołajczyk
Jak bardzo zabolało kler pozbawienie go monopolu na prawo małżeńskie, niech świadczy fakt, że nawet sam Pius XII zareagował w tej sprawie, m.in. przesyłając do Polski oficjalny list pasterski, w którym wyraził zaniepokojenie wprowadzeniem nowego prawa. Kolejnym posunięciem wspomnianej komisji było zniesienie obowiązku nauki religii w szkołach oraz wykreślenie z akt urzędowych i personalnych wielce kontrowersyjnej rubryki dotyczącej wyznania. Zapis ten, tak dalece ingerujący w życie obywateli, obowiązywał w II RP. Oczywiście do utyskiwań episkopatu na nową władzę dołączyła się opozycja, głównie SP i PSL, które z niechęci polityków PPR-u wobec Kościoła uczyniły mocny punkt kampanii wyborczej. Do ostrej walki wyborczej szykował się przewodniczący PSL-u Mikołajczyk, który wierzył, że drogą parlamentarną uda mu się przejąć w Polsce władzę. Ponadto żył w złudnej nadziei, iż Polska cały czas pozostaje pod wpływem
ograniczyło dostawy UNRA – organizacji działającej z ramienia ONZ i mającej na celu pomoc krajom dotkniętym przez wojnę. Ponadto Brytyjczycy odmówili zwrotu zdeponowanego u nich w 1939 roku złota pochodzącego z NBP. Niestety, wbrew pobożnym życzeniom niektórych polityków, Polska nie klasyfikowała się zbyt wysoko na liście strategicznych priorytetów mocarstw zachodnich, znacznie ustępując miejsca Niemcom, Iranowi, Grecji, Turcji czy Korei. Dlatego wszelkie interwencje w kwestii łamania demokracji sprowadzały się do sankcji gospodarczych i czasem ostrych wypowiedzi. Jednak działania te były w Polsce źle postrzegane i budziły niechęć wobec dawnych zachodnich polityków. Nie dostrzegał tego Mikołajczyk, który na sojuszu z USA i Wielką Brytanią budował podwaliny swej polityki. Przekonany też o poparciu społecznym, jakim rzekomo cieszyło się PSL, zaproponował przeprowadzenie referendum konstytucyjnego na wzór francuski,
21
co zapewni społeczeństwu tuż przed wyborami parlamentarnymi możliwość ustosunkowania się do konstytucyjnych zmian w kraju. Dla środowisk pepeerowskich, które wciąż nie były pewne realnego poparcia w społeczeństwie, była to doskonała okazja do przesunięcia właściwych wyborów, poznania nastrojów społecznych oraz skompromitowania opozycji. Centralna Komisja Porozumiewawcza zaakceptowała ideę referendum i opracowała trzy pytania: 1. Czy jesteś za zniesieniem Senatu; 2. Czy chcesz utrwalenia w przyszłej konstytucji ustroju gospodarczego zapoczątkowanego reformą rolną i unarodowieniem podstawowej gałęzi gospodarki krajowej z zachowaniem uprawnień inicjatywy prywatnej; 3. Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic państwa polskiego na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej. Środowiska „bloku demokratycznego”, z PPR-em na czele, wzywały do głosowania 3x „tak”, natomiast PSL, by zaakcentować swą odrębność, wezwał swój elektorat do zagłosowania na „nie” w odniesieniu do pierwszego pytania, tłumacząc, że partia nie ma na myśli senatu tradycyjnego, lecz izbę o charakterze społeczno-gospodarczym. Okres przed referendum poprzedziła zażarta walka polityczna. Choć głosowanie to miało charakter wyłącznie prestiżowy i nie zmieniało nic na oficjalnej scenie politycznej, to jednak było istotnym wyznacznikiem poparcia społecznego, zwłaszcza w przeddzień decydujących wyborów. Jednak środowiska PPR-u, po części obóz rewolucyjny, nie dopuszczały możliwości utraty władzy, zwłaszcza że taki wariant najprawdopodobniej zakończyłby się sowiecką interwencją i narzuceniem typowego marionetkowego rządu. Jednak pepeerowcy byli w stanie podzielić się tą władzą i właśnie opozycja powinna pójść tą drogą. Za przykład może posłużyć Kościół, który, zaciekle zwalczany w pozostałych krajach bloku wschodniego, w Polsce umiał się z władzą dogadać i w konsekwencji całkiem wygodnie prosperować. Jednak Mikołajczyk, błędnie oceniając narzucone Polsce realia, wierzył, że w warunkach niemal wojny domowej uda mu się w demokratyczny sposób przejąć władzę. Z drugiej zaś strony, środowiska prorządowe były przekonane, że odpowiednia propaganda i zdyskontowanie opozycji umożliwi im pozyskanie większości społeczeństwa i po popełnię władzy będzie można sięgnąć przy zachowaniu minimum poprawności politycznej. Choć obie strony zasłaniały się demokracją, to jednak w tej politycznej grze zaczęto używać terroru. W opozycję uderzyły państwowe resorty siłowe, mnożyły się pobicia, aresztowania, a nawet zabójstwa. Do akcji wkroczyło też zbrojne podziemie niepodległościowe, które z kolei dokonywało szeregu aktów terroru wymierzonych w przedstawicieli władzy. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
22
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (17)
Wojny krzyżowe Dzieje papiestwa, soborów i narodów katolickich to historia nieustannych wojen. Przykładem tego mogą być trwające dwieście lat wyprawy krzyżowe, które miały nie tylko wyzwolić Ziemię Świętą z rąk Saracenów, ale również wzmocnić papieską władzę i doprowadzić cały ówczesny świat do całkowitego podporządkowania. Chociaż już papież Grzegorz VII planował wyprawę wojenną przeciw muzułmanom, pierwszą krucjatę zainicjował dopiero papież Urban II, dawny zakonnik kluniacki, który w tym celu 27 listopada 1095 r. zwołał synod w Clermont (płd. Francja) i wezwał wszystkie katolickie narody do świętej wojny. Aby zachęcić zgromadzonych do krucjaty, papież przede wszystkim odwołał się do imienia Chrystusa i obiecał wszystkim jej uczestnikom odpust zupełny, czyli całkowite darowanie winy i kary doczesnej za popełnione grzechy. Obiecał im też inne korzyści: sławę i bogactwo, na co zgromadzeni odpowiedzieli gromkim okrzykiem: „Bóg tak chce!”, i wielu z nich od razu przypięło sobie do płaszczów krzyże z białego lub czerwonego sukna jako znak gotowości do wyprawy (stąd nazwa: wyprawy krzyżowe, czyli krucjaty). W ten sposób Urban II przez następne dziewięć miesięcy propagował krucjatę w wielu innych znaczących miastach. Euforia zaś (psychoza), jaką wywoływał swoimi przemówieniami, była tak duża, że jeszcze w 1095 r. pierwsze tłumy wyruszyły do Ziemi Świętej. Jak podaje średniowieczny kronikarz Albert z Akwizgranu, ta niezorganizowana zbrojna pielgrzymka już po drodze dopuszczała się licznych grabieży, gwałtów i mordów, szczególnie na ludności żydowskiej. Przypomnijmy przy okazji, że papież Urban II został uznany za błogosławionego w roku 1881. Właściwą krucjatę (1096–1099 roku), w odpowiedzi na papieskie orędzia, podjęło jednak dopiero rycerstwo francuskie, normańskie, flandryjskie, prowansalskie i lotaryńskie. Krzyżowcy zdobyli najpierw Edessę, następnie Antiochię, a w końcu również Jerozolimę. Kroniki podają, że w wojnie zginęło około 70 tysięcy Saracenów, a Jerozolimę przekształcono w Królestwo Jerozolimy pod panowaniem Gotfryda z Bouillon. Druga krucjata (1147–1149 r.) zorganizowana została z kolei za sprawą papieża Eugeniusza III (uznany za błogosławionego w 1872 roku) i Bernarda z Clairvaux (kanonizowany w roku 1179). Pretekstem do jej rozpoczęcia było zdobycie Edessy przez Saladyna. Krzyżowcy, na czele których stanęli
Za pontyfikatu Innocentego doszło również w 1212 r. do tzw. krucjaty dziecięcej, ponieważ wierzono, że niewinność dzieci przyniesie im zwycięstwo tam, gdzie klęskę ponieśli skłóceni ze sobą monarchowie. Wyprawa ta zakończyła się tragicznie dla wszystkich uczestniczących w niej dzieci. Część zginęła bowiem już w drodze, reszta zaś została sprzedana jako niewolnicy. Szacuje się, że zginęło w niej około 40 tysięcy chłopców i dziewcząt. Nie powiodła się i piąta krucjata, do której już papież Innocenty III zobowiązał cesarza Fryderyka II Hohenstaufa. Została ona wyznaczona na rok 1217, ale gdy
Ludwik VII, król francuski, i Konrad III, cesarz niemiecki, zostali jednak pokonani i Jerozolima dostała się na powrót w ręce sił muzułmańskich. Równie nieudana była trzecia wyprawa krzyżowa (1189–1192 r.), która została zorganizowana z inicjatywy papieża Klemensa III oraz jego legata, biskupa Wilhelma z Tyru, historiografa trzech pierwszych wypraw krzyżowych. Jej celem było ponowne odzyskanie Jerozolimy, a na czele stanęli także Filip August z Francji, Ryszard Lwie Serce z Anglii oraz cesarz Fryderyk I Barbarossa. Jednak także ich plany nie powiodły się, bo już w 1190 r. cesarz Barbarossa, który wyruszył jako pierwszy, utonął w rzece Kalikadnus w Cylicji. Później, podczas walki w Akkon w 1191 r., zginął jego syn. Pomiędzy królem francuskim i angielskim, którzy wyruszyli dopiero wiosną 1191 r., rychło doszło do nieporozumień i Filip August powrócił do kraju. Tak więc Ryszard został sam, i chociaż wytrwale kontynuował wyprawę, nie udało mu się zdobyć Jerozolimy. Jedynym jego osiągnięciem było zawarcie z Saladynem trzyletnie- J.J. Dassy – „Oblężenie Antiochii” go rozejmu i uzyskanie zgody na odwiedzanie miasta przez pielpapież zmarł, krucjatę podjęli tylgrzymów. Poza tym w drodze poko Andrzej II, król węgierski, i Lewrotnej wpadł w ręce wrogiego mu opold VII, król austriacki. Wypraksięcia Leopolda Austriackiego, wa jednak zakończyła się całkowia następnie Henryka VI, syna Frytym fiaskiem, a winą za to Kościół deryka Barbarossy, i powrócił do obarczył Fryderyka II, bo nie wziął Anglii dopiero po zapłaceniu wyw niej udziału. sokiego okupu. Pod groźbą klątwy zobowiązał go do kolejnej eskapady dopiero następCzwartej krucjaty (1202–1204 r.) ca Innocentego, papież Honoriusz zażądał z kolei papież Innocenty III, a następnie papież Grzegorz IX. III, który uważał, że należy najpierw Wyprawa ta, która miało miejsce podbić Egipt, aby w ten sposób zdow latach 1228–1229, zakończyła się być bazę wypadową przeciwko Pajednak dziesięcioletnią ugodą cesarza lestynie. Wyprawa ta nie dotarła jedz sułtanem i przyznaniem krzyżownak nawet do Egiptu, bo krzyżowcom najważniejszych dla nich miast: cy zaatakowali Konstantynopol, wyJerozolimy, Betlejem i Nazaretu. Pamordowali część jego mieszkańców, piestwa to wcale nie zadowoliło, bo splądrowali miasto i utworzyli na – jak pisał ks. Józef Umiński – cepodbitych terenach tzw. Cesarstwo sarz „niczego orężnego w Ziemi ŚwięŁacińskie, które przetrwało jedytej nie dokonał” („Historia Kościoła”, nie do 1261 r.
t. 1, s. 432). Innymi słowy: papiestwo miało mu za złe, że nie polała się krew. Ponowne przejęcie Jerozolimy w 1244 r. przez Turków stało się kolejnym pretekstem, żeby papież Innocenty IV na pierwszym soborze lyońskim w 1245 r. postanowił nową krucjatę. Szóstej wyprawie (1248–1254 r.) przewodził z kolei Ludwik IX, król Francji, który już w 1248 r. dostał się do niewoli i dopiero po złożeniu sporego okupu udał się do Palestyny, a następnie, na wieść o śmierci matki, powrócił do Francji. Ponieważ jednak Ludwik IX już wcześniej, w ciężkiej chorobie, ślubował odbić Jerozolimę z rąk niewiernych, jak tylko wyzdrowieje, i chciał pozostać wierny Innocentemu IV, wobec którego zobowiązał się do krucjaty, podjął się jej jeszcze raz w roku 1270. Była to już siódma wyprawa krzyżowa (nie licząc pomniejszych wypadów rycerskich i cesarskich), która również zakończyła się klęską krzyżowców.
W ich obozie wybuchła bowiem zaraza, która uśmierciła wielu uczestników – z królem Ludwikiem włącznie. Jedynym pozytywnym aspektem tej wyprawy było zawarcie dziesięcioletniego pokoju z muzułmanami. Na nic zdały się również plany rekonkwisty Ziemi Świętej wysuwane przez papieża Grzegorza X (1271–1276) na drugim soborze lyońskim w 1274 r., chociaż przeforsował on na ten cel dodatkowe podatki, m.in. od kleru. Nie udały się też próby zjednoczenia Kościołów zachodniego i wschodniego, aby wspólnymi siłami podjąć jeszcze raz krucjatę przeciwko muzułmanom, bowiem z chwilą śmierci Ludwika IX zanikł zapał do wypraw wojennych przynoszących
jedynie szkody. Kiedy zaś w roku 1291 zdobyta została ostatnia twierdza krzyżowców – Akka – wszelkie nawoływania do nowych krucjat okazały się już bezskuteczne. Stało się jasne, że wojny krzyżowe nie osiągnęły zupełnie nic. Ukazały jedynie przewagę sił muzułmańskich, brak jedności wśród krzyżowców, egoistyczne pobudki kolejnych papieży, którzy z powodu swych chorych ambicji (poszerzanie granic i panowanie nad światem) nie tylko opodatkowali wiernych, ale również przyczynili się do śmierci milionów ludzi. Jak podaje wspomniany już ks. Józef Umiński, wojny krzyżowe „pochłonęły w sumie około 6 milionów ofiar życia ludzkiego z Zachodu” (tamże, s. 434). Szkoda tylko, że nie podaje się, ilu ludzi tak naprawdę zginęło na Wschodzie. Oto dlaczego pod koniec XIII wieku zaczęła się szerzyć w Europie obojętność, a nawet otwarty sprzeciw wobec krucjat oraz papieży (papiestwa), którzy utracili swój dotychczasowy autorytet jako „pośrednicy” między Bogiem a światem oraz jako piastuni zarówno kościelnej, jak i świeckiej władzy. Wojenne niepowodzenia wypraw krzyżowych wzbudziły bowiem uzasadnione wątpliwości, czy Kościół rzymskokatolicki jest w ogóle Kościołem Chrystusowym i czy ma prawo nauczać o wierze jednych i niewierze innych, skoro swą „moralność” od samego początku narzucał siłą. Krótko mówiąc, krucjaty ukazały, że zewnętrzna moc Kościoła i jego bezwzględne panowanie nad ludzkimi duszami nie pokrywają się nijak z ewangelią, którą głosił Jezus z Nazaretu. Ocena wypraw krzyżowych musi być zatem jednoznacznie negatywna. Krucjaty doprowadziły bowiem do jeszcze większych antagonizmów pomiędzy cywilizacją europejską a kulturą arabską. Utrwaliły, a nawet zwiększyły przepaść pomiędzy prawosławiem a katolicyzmem. Osłabiły też Cesarstwo Wschodnie, w rezultacie czego osamotnione padło ono łupem Turków w 1453 r. Co więcej, krucjaty przyczyniły się również do najgorszych bestialstw, i to w imię Chrystusa. Słusznie więc napisał ksiądz J. Umiński, że „niepowodzenie krucjat spowodowało również pewne obniżenie powagi papieskiej. Gdy bowiem przychodziły klęski, roszczono pretensje przede wszystkim do papiestwa, że wołaniem swoim o krucjatę narażało bezużytecznie i życie, i mienie ludzkie. Głównie zaś rodziny poszkodowane kierowały ku Stolicy Apostolskiej swoje żale z przyczyny spotkanych nieszczęść” (tamże, s. 435). BOLESŁAW PARMA
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r. ednym z takich fragmentów jest zagadkowa nauka Jezusa o samokastrowaniu się dla Królestwa Niebieskiego, na ogół zresztą w przekładach fałszowana, w wyniku czego kastracja zamieniła się w niewinną bezżenność. Znamienne jest, że fragment ten znajduje się jedynie w ewangelii Mateusza: „Albowiem są eunuchowie, którzy się takimi z brzucha matki urodzili, są [tacy], którzy zostali wykastrowani przez ludzi i są eunuchowie, którzy wykastrowali sami siebie dla Królestwa Niebios. Mogący iść za tym, niech idzie” (19. 12). Z fragmentem tym koresponduje również fragment mowy do uczniów o odcinaniu „gorszących
J
należy się wytrzebić. Samodzielnie lub przy pomocy innych wyznawców. Jezus Chrystus – ich zdaniem – został wykastrowany przez Jana Chrzciciela i w czasie Ostatniej Wieczerzy wykastrował wszystkich apostołów (tylko odstępczy Judasz nie przyjął „pieczęci” i ożenił się). Po kilkunastu wiekach Zbawiciel przyszedł na ziemię w osobie niejakiego Seliwanowa, aby ponownie głosić kastracyjny „chrzest ognia”. W religii niewątpliwie kanalizuje się wiele ludzkiej brutalności i agresji. Niestety agresja ta na ogół skupia się na innowiercach lub niewiernych. Agresja skierowana na samego siebie jest zjawiskiem najmniej uciążliwym społecznie.
OKIEM SCEPTYKA (tsarskaia pechat). Mała pieczęć to zwykła kastracja, czyli ucięcie jąder, zaś dla kobiet to swoista mammektomia (przypalenie żelazem sutków) lub mastektomia (odcięcie piersi). Wierny z małą pieczęcią miał zagwarantowaną w niebie rangę anioła. Więcej zachodu było ze zdobyciem „carskiej” pieczęci. Poza kastracją trzeba było dokonać penektomii, czyli ucięcia członka. Najczęściej rąbali go siekierą. W przypadku kobiet, poza mammektomią lub mastektomią w grę wchodziła swoista infibulacja oraz klitoridektomia, czyli odcięcie warg sromowych większych (często dodatkowo jeszcze i mniejszych) oraz łechtaczki. Kto przybił sobie „cesarską pieczęć”,
zapewniali, że nie czuli przy ucinaniu żadnego bólu. Środkiem znieczulającym nader często musiała być po prostu silna ekstaza religijna. Administracja carska odkryła skopców w 1774 roku i zaczęły się aresztowania. Wkrótce jednak zaprzestano zwalczania ich, i aż do końca panowania carycy Katarzyny funkcjonowali nie niepokojeni. Dopiero za następnego cara Seliwanow został zamknięty czasowo w psychuszce. Najlepsze jednak było przed nimi, bo panowanie cara Aleksandra I, urzeczonego ich gorliwością religijną, to już nie tylko tolerancja, ale i państwowy protektorat nad kastratami. Ich protektorką na dworze była wpływowa baronowa
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (45)
Ewangelia kastracji Wgłębiając się w świat chrześcijańskich herezji, szybko zauważamy interesujące zjawisko: nie ma prawdopodobnie takiego fragmentu ewangelii, wokół którego nie skrzyknęłaby się jakaś sekta. Im dziwaczniejszy jest dany fragment, tym większą gorliwość powoduje. członków”, gdzie Jezus wyjaśnia, że lepiej pozbawić się grzesznej części, aniżeli nie dostąpić Nieba (Mk 9. 43–49; Mt 18. 8–9). Praktyki religijnej samokastracji, występujące wcześniej u kapłanów bogini Kybele, w chrześcijaństwie obecne były od samego początku. Nasiliły się zwłaszcza w II i III wieku pierwotnego chrześcijaństwa. To w reakcji na nie Sobór Nicejski w IV w. zalecił, aby osobą wyświęconą na kapłana był tylko pełnowartościowy biologicznie mężczyzna. Najbardziej znanym kastratem chrześcijańskim był Orygenes, jednak praktyki chrześcijańskiej kastracji, mimo że popularne, były wówczas jednostkowe, bo i sam gest, ze względu na swoją makabryczność, wymagał niebanalnej pobożności. Trzeba było czekać osiemnaście stuleci, by pojawiła się w chrześcijaństwie sekta, podchodząca do tego naprawdę konsekwentnie. Skopcy, czyli rzezańcy albo kastraci, zwani też „białymi gołębiami”, to ruch religijny, który pojawił się w łonie prawosławia po kilku jego zakrętach (sekty staroobrzędowców, bezpopowców, chłystów). Wierzyli oni, że genitalia wyrosły na ciele pierwszych rodziców jako kara za grzech pierworodny. Zalążkiem kastracji było żydowskie obrzezanie, ale dopiero Jezus Chrystus przyniósł na ziemię pełen dar wyzwolenia od pożądliwości. Uznali oni, że wierny ze sterczącym członkiem czy sutkami nie ma czego szukać w nieskalanym Królestwie Niebieskim. Stosunki płciowe są nie do pogodzenia z chrześcijaństwem. Wobec tego
Najciekawsza w tym wszystkim jest popularność, jaką sobie ta grupa zdobyła w świecie prawosławia. Sekta skopców została założona w roku 1771 w guberni orłowskiej przez zbuntowanego chłysta Kondratija (Andrieja) Seliwanowa. Na terenie całej Rosji skopcy poczęli głosić naukę o tym, że grzechem pierworodnym ludzkości jest pożądanie cielesne i stosunek seksualny. Jedyną ucieczką od zmazy było radykalne „oczyszczenie” (które zwali wybieleniem lub chrztem ognia). Kiedy już liczba mniej lub bardziej dobrowolnych rzezańców osiągnie „biblijne” 144 tysiące, wówczas nastąpi Millennium, czyli tysiącletnie królestwo Jezusa Chrystusa. Sympatycy Seliwanowa zaczęli więc gromadzić kapitał niebieski, starając się jak najbardziej rozmnożyć liczbę rzezańców, dzięki czemu spodziewali się, że owo królestwo zostanie zorganizowane w ich krainie. Choć wzrost liczby kastratów stale postępował, niektórzy jednak zaczęli tracić cierpliwość i niejednokrotnie zdarzało się, że przypadkowy przechodzień, który natknął się na nich w trakcie obrzędów ucinania lub wypalania (sic!), był chwytany, rozpinany na krzyżu i zamieniany w skopca bez wysłowionego pragnienia. Każdy chrześcijański kastrat zwany był „opieczętowanym”, co zaczerpnięto z Apokalipsy św. Jana: „I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela” (7. 4). Skopcy rozróżniali przy tym dwa rodzaje pieczęci: małą (malaia pechat) i dużą
Kobieta z usuniętymi piersiami
Mężczyzna po odcięciu genitaliów
mógł być pewny stopnia archanioła w niebie. Członek albo piersi aniołom wybitnie ponoć zawadzają. Krwawe rytuały pieczętowania odbywały się w sobotnie noce w tajemnicy, w ustronnym miejscu – w łaźniach, suszarniach, piwnicach lub lasach. Ceremonii przewodził tzw. prorok (lub apostoł), czyli ktoś, kto zdołał namówić wcześniej do pieczęci co najmniej 12 innych osób. Po wycięciu skazanych na straty narządów celebrans wypowiadał słowa: „Chrystus zmartwychwstał!”. Dziewiętnastowieczne źródła nie są zgodne co do tego, jak często ceremonie kończyły się tragicznie. Kilka zejść zanotowano, aczkolwiek nie musiało to być wcale częste. Najprawdopodobniej w czasie owych zabiegów nie używano żadnych środków znieczulających typu narkotycznego lub alkoholowego. Przeżycie tego bez znieczulenia było bowiem częścią ceremonii przejścia. Niektórzy chwalili się później potężnym bólem, jaki dane im było znieść. Inni
Krudner, która uważała Seliwanowa za świętego i proroka. Dzięki niej, tuż po objęciu władzy przez Aleksandra I, patriarcha świętych rzezańców triumfalnie opuścił zakład dla obłąkanych. Pomimo wściekłości Cerkwi, car przyznał skopcom specjalny status podatkowy oraz przekazał im znaczny majątek i kilka klasztorów. Na polecenie władcy minister Aleksy Jelański zbudował dla proroka luksusowy „Dom Boży”, nazywany przez wyznawców Nowym Jeruzalem. Z carskiego skarbca popłynęły duże fundusze na nawracanie na nową wiarę. Wprowadzono regulacje wprowadzające prześladowania apostatów od skopizmu. Rychło Seliwanow zaczął być przez swoich wiernych uznawany za nowego Chrystusa i cudownie ocalałego cara Piotra III (Rosjanie nigdy nie uwierzyli w oficjalny komunikat o przedwczesnym zejściu cara z powodu „ataku kolki hemoroidalnej”). Na starość Aleksander I stracił jednak dawną wolnomyślną wyrozumiałość (podobnie, jak dla masonów). W 1819 r. zakazano kastracji, a Seliwanowa uwięziono w klasztorze w Suzdalu, zabraniając działalności religijnej. Następca Aleksandra rozpoczął już systematyczne prześladowania kastratów. Orzekano wobec nich kary śmierci, przymusowe konwersje lub zsyłki na Kaukaz. W wyniku tych prześladowań skopcy zaczęli masowo uciekać
23
za granicę: zwłaszcza na Bałkany i do Turcji. Seliwanow skończył jak inni mesjasze: ogłosił się nieśmiertelnym i zmarł wkrótce potem. Nie złamało to ducha jego wyznawców, którzy przyjęli od razu, że wróci na ziemię jako potężny car Rosji i wykastruje wszystko, co się rusza. Nie obyło się jednak bez reformy i podziału. Wyodrębniła się grupa nowoskopców, którzy pozwalali swoim wyznawcom na posiadanie dwojga dzieci przed ceremonią pieczętowania. Staroskopcy zostali przy dawnych zasadach, ale stanowili już mniejszość. Niektóre grupy kastratów poszły jeszcze dalej i dozwoliły swoim żonom na stosunki seksualne z innymi mężczyznami. Najwięksi radykałowie zażywali rozkoszy cielesnych bez żadnego umiaru do czasu kastracji (która miała ich oczyścić). Większość skopców szczególnym szacunkiem darzyła Maryję, którą nazywali „księgą żywota”. Ruch silnie rozprzestrzenił się na Bałkanach, gdzie przyjmowały go całe cechy i grupy zawodowe (dorożkarze, murarze, stolarze). Po śmierci Mikołaja I skopcy złapali drugi oddech także i w samej Rosji. W latach 60. XIX w. jednym z głównych ich ośrodków były obszary nad Morzem Azowskim, gdzie działała chłopska prorokini Babanina, która ogłosiła się nową Bogurodzicą. Miała ona czynić cuda i porozumiewać się ze zmarłymi, którzy poprzez nią rozmawiali ze swymi bliskimi. Wierzono, że leczy spojrzeniem i dotykiem. W trakcie nabożeństwa rozbierano ją do naga, dotykano i całowano po całym ciele. Wierni modlili się, aby jak najszybciej urodziła nowego Chrystusa. Miał on zbawić świat, a skopcy dzięki spożywaniu jego ciała przez rok mieli zostać zbawieni. W 1865 roku „Bogurodzicę”, zesłano na Sybir wraz z większością wiernych. Kolejny ciężki okres dla skopców przyszedł w 1869 r., kiedy ujawniono ich spisek mający na celu obalenie cara, co było prawdopodobnie prowokacją policyjną. W okresie tym przez Rosję przetoczyły się nie tylko procesy wyznawców sekty, ale zaczęto też kolportować szereg nieprawdopodobnych opowieści o ich praktykach (takich jak picie krwi dzieci itp.) Do dziś uchowało się kilka tysięcy skopców w Rosji, Rumunii i Serbii, ograniczających się na ogół do trzebienia duchowego, czyli celibatu. Od nich pochodzi nazwa syndromu skoptyjskiego (klasyfikowanego dawniej w DSM-IV), czyli odmiany dysmorfofobii polegającej na pragnieniu zostania eunuchem. Obecnie jest to raczej postrzegane jako skrajna postać masochizmu. Dana-Ohl, urolog z University of Michigan Medical Center, który operuje tych, którzy sami się nieudolnie kastrują, wyjaśnia: „Samokastracja wydaje się niektórym czymś mniej niezwykłym niż innym porzucenie pracy”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Coś na wzmocnienie W kolejnym odcinku naszych porad zdrowotnych chciałbym podpowiedzieć Państwu, jak w prosty i tani sposób wzmocnić swój organizm w tak trudnym dla niego okresie, jakim jest przednówek. ykorzystać do tego celu możemy ogólnie dostępne i niedrogie warzywa: marchew, buraki, ziemniaki, kapustę itp. A dokładniej rzecz biorąc – sok z nich uzyskiwany. Nie będzie to tym razem recepta na finezyjną dietę taką jak od dr. Gersona, tylko omówienie zalet i właściwości poszczególnych warzywnych soków. Zacznijmy od tego, że jeśli chcemy osiągnąć konkretne efekty, musimy sami zabrać się do rzeczy i poświęcić trochę czasu swojemu zdrowiu (np. zamiast bezmyślnie godzinami gapić się w telewizor). Gotowe soki ze sklepu są, niestety, zupełnie nieprzydatne, bo pozbawione większości naturalnych witamin i składników mineralnych. Pasteryzacja, obróbka chemiczna oraz czas niwelują ich naturalne uzdrawiające właściwości. Soki owocowe powinniśmy wypić maksymalnie w ciągu 4, a soki warzywne w ciągu 10 godzin od ich przyrządzenia, i to po trzymaniu w lodówce. Niektórzy piszą wręcz, że przydatność soków wynosi zaledwie kilkanaście minut, a następująca później fermentacja wyklucza zbawienne działanie. Summa summarum, pamiętajmy o tym, że najlepsze dla naszego zdrowia są soki świeżo przygotowane. Niedopuszczalne jest dosładzanie soków cukrem, ponieważ sacharoza zakwasza organizm, a naszym celem jest stworzenie naturalnej równowagi kwasowo-zasadowej. Pamiętajmy też, aby nie robić soków z owoców i warzyw nadpsutych. Aby osiągnąć zadowalający i widoczny efekt, musimy popijać soki przynajmniej przez tydzień w ilości 0,5 litra dziennie.
W
Sok z marchwi Wyjątkowo korzystny dla wątroby. Przy spożywaniu soku z marchwi intensywnie wytwarzana jest żółć, która wypłukuje z wątroby toksyny.
Dzięki temu możemy pozbyć się alergii, wyprysków i niektórych problemów dermatologicznych, a także chorób o podłożu limfatycznym. Polepsza kondycję włosów, paznokci i zębów. Wzmacnia system immunologiczny i reguluje pracę układu pokarmowego. Ze względu na dużą zawartość witaminy A jest korzystny dla oczu. Sok z buraków Najlepszy dla poprawienia właściwości krwi. Doskonale podnosi zdolność organizmu do produkcji czerwonych krwinek. Pomaga walczyć z chorobami układu krążenia i układu pokarmowego. W połączeniu z sokiem z marchwi rozpuszcza kamienie wątrobowe, nerkowe i kamienie w układzie moczowym. Soki łączymy w proporcjach: 4 części soku z marchwi i 1 część soku z buraka. Sok z buraka jest bardzo kaloryczny i można go pić w ciągu godziny, a nawet dwóch po przygotowaniu. Sokiem z buraków możemy też łatwo sprawdzić stan naszych jelit. Jeśli po jego spożyciu nasz mocz zabarwi się na czerwono, oznacza to, że nasze jelita wymagają oczyszczenia, gdyż nie spełniają dobrze swojej roli. Sok ze świeżej kapusty Niezastąpiony na nieżyty układu pokarmowego, choroby wrzodowe żołądka i dwunastnicy, hemoroidy, nadciśnienie krwi oraz miażdżycę. Zawiera sporo związków siarki, chloru i jodu. Ma także właściwości wspaniale wspomagające odchudzanie, przyspieszając procesy rozkładu i spalania tkanki tłuszczowej. Uważajmy jednak na dużą ilość gazów,
które mogą być skutkiem tej kuracji – zwłaszcza wtedy, gdy mamy problem z zanieczyszczeniem jelit. Spora ilość witaminy C podnosi odporność organizmu oraz jest naturalnym antyoksydantem strzegącym nas przed wolnymi rodnikami – toksynami wywołującymi m.in. nowotwory. Sok ze szpinaku Świeżo przyrządzony sok ze szpinaku jest niezastąpiony do walki z zaparciami. Pity w ilości 0,5 l dziennie pozwala się ich pozbyć w ciągu kilku tygodni. W przeciwieństwie do sztucznych środków przeczyszczających sok ze szpinaku w naturalny sposób przywraca perystaltykę jelit, a nie tylko stymuluje ją niejako „na siłę”. Zawiera substancje potrzebne do oczyszczenia i zregenerowania funkcji jelit. Ponadto korzystnie wpływa na zęby i dziąsła, zapobiegając i lecząc ropotok. Sok z pomidorów Bogaty w fitocydy – silnie działające związki, które powstrzymują procesy gnilne i fermentacyjne w jelitach. Duża zawartość potasu stymuluje poprawną pracę serca. Mając zasadowy odczyn, odkwasza także organizm. Szklanka soku zaspokaja połowę dziennego zapotrzebowania organizmu na witaminy A i C. Sok z dyni Ma znaczące właściwości moczopędne, co pomaga przy obrzękach spowodowanych schorzeniami nerek
i serca. Pobudza także łagodnie wytwarzanie żółci, przyczyniając się do oczyszczenia wątroby i dróg żółciowych z zestarzałych, gęstych złogów żółciowych. Sok z ziemniaków Zawiera sporo witaminy C, witaminy z grupy B, siarkę, fosfor i potas. Normalizuje pracę układu trawiennego, oczyszczając go z toksyn. Pomaga też oczyścić skórę z wyprysków i różnego rodzaju plam. Znane są antywrzodowe właściwości soku z ziemniaka; kuracja polega na spożywaniu przez 2 tygodnie pół szklanki soku z ziemniaków na czczo. Po wypiciu kładziemy się na pół godziny, wygrzewając brzuch termoforem. Sok z ogórków Najlepszy naturalny środek moczopędny. Dzięki dużej zawartości krzemu i siarki korzystnie wpływa też na szybkość wzrostu włosów oraz na jakość paznokci. Wysoka zawartość potasu korzystnie wpływa na regulację pracy systemu wieńcowo-naczyniowego. Sok z winogron Sok, którego zalety chwalił już Hipokrates. Ma właściwości wzmacniające, przeczyszczające, napotne, bakteriobójcze i moczopędne, a więc można by powiedzieć, że jest sokiem ogólnooczyszczającym. Obniża też poziom cholesterolu oraz ciśnienie tętnicze krwi. Pijąc regularnie sok winogronowy unikajmy innych surowych owoców oraz mleka, gdyż może to poskutkować rozstrojem trawiennym spowodowanym niekorzystnymi fermentacjami.
Spożywanie soku powinny ograniczyć osoby z cukrzycą oraz wrzodami żołądka i dwunastnicy. Sok z cytryny Każde dziecko wie, że podstawowym dobrodziejstwem cytryny jest witamina C. Bogactwo witaminy C najlepiej wykorzystać na wiosnę lub jesienią w celu podniesienia odporności. Pijmy codziennie sok z 2 cytryn zmieszany z 100 ml ciepłej wody i dużą łyżką miodu. Stosując tę kurację przez miesiąc, wydatnie poprawimy naszą odporność przed infekcjami wirusowymi. Sok z cytryny świetnie wypłukuje też z organizmu nierozpuszczalne sole i śluz. Dzięki temu pozbędziemy się dokuczliwych bólów stawów i zwiększymy ich ruchomość. Sok z czosnku A teraz król wszystkich soków. Wykorzystywany w celach leczniczych już w starożytnej Grecji. W niektórych kulturach ma wręcz status eliksiru młodości. Silne działanie aseptyczne warunkuje wykorzystywanie czosnku do walki z wszelkiego rodzaju infekcjami. Czosnek zawiera substancje, na które nie uodpornił się jeszcze żaden wirus. Prawidłowo dozowany i odpowiednio wcześnie zastosowany sok z czosnku może zastąpić z powodzeniem antybiotyki. Co więcej, pomagając organizmowi w zwalczaniu choroby, przyczynia się do wytworzenia naturalnej odporności na przebytą infekcję. Inaczej niż syntetyczny antybiotyk, który nie daje nam tej okazji, robiąc czystkę zarówno wśród wirusów, jak i w naszym organizmie. Czosnek zawiera też dużo fitocydów zatrzymujących procesy gnilne i fermentacyjne. Związki siarki znakomicie dezynfekują przewód pokarmowy, a długie przeżuwanie lub płukanie sokiem jamy ustnej jest świetnym sposobem na pozbycie się patogenów. Kolejnym dobrodziejstwem jest obniżanie podwyższonego ciśnienia krwi oraz to, że przyspieszając przemianę materii, oczyszcza tętnice i żyły ze złogów cholesterolowych. Sok z czosnku oczyszcza też stawy, wypłukując nierozpuszczony wapń i przyczyniając się do regeneracji chrząstek stawowych. Jednak uwaga! Nadmiar soku może spowodować podrażnienie wątroby. Najlepiej ograniczyć się do główki czosnku dziennie, popijając sok z niej wyciśnięty maleńkimi łyczkami w ciągu całego dnia. Jak wyciskać soki? Z owoców i warzyw to proste: w sokowirówce. Z roślin liściastych tworzymy (rozdrabniając je) rodzaj pulpy, a następnie odciskamy sok przez czystą lnianą szmatkę. Zenon Abrachamowicz
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Wstęp do bajek Ponad 231 lat temu biskup i świetny poeta Ignacy Krasicki napisał słynny „Wstęp do bajek”. Brzmiał on tak: Był młody, który życie wstrzemięźliwie pędził; Był stary, który nigdy nie łajał, nie zrzędził; Był bogacz, który zbiorów potrzebnym udzielał; Był autor, co się z cudzej sławy rozweselał; Był celnik, który nie kradł; szewc, który nie pijał; Żołnierz, co się nie chwalił; łotr, co nie rozbijał; Był minister rzetelny, o sobie nie myślał; Był na koniec poeta, co nigdy nie zmyślał. A cóż to jest za bajka? Wszystko to być może! Prawda, jednakże ja to między bajki włożę. Niesamowite i jakże nadal aktualne. A jednak od dawna interesowało mnie, wręcz nurtowało, co napisałby ów nadzwyczaj utalentowany dostojnik Kościoła, gdyby przyszło mu żyć i tworzyć w Polsce niemal ćwierć tysiąca lat później. Jak wyglądałby „Wstęp do bajek” anno 2010? Ponieważ ani On, ani ja nie wierzymy (choć z różnych przyczyn) w życie po życiu, więc pytanie pozostanie bez odpowiedzi. Czy jednak na pewno? Spróbowałem na chwilę wniknąć w umysł poety, uszczypnąć maleńkie ździebełko talentu biskupa i wyobrazić sobie, jak wyglądałby ten wiersz teraz. Oto co mi wyszło:
Niezależnie od opcji Sejm wespół z Senatem Mądre prawo stanowiąc jak brat żyli z bratem. Od rana do wieczora szukano porady By kraj piękniał w oczach i człowiek był rady. Oczywiście i tutaj też się ludzie burzą: Że kłopotów za mało, autostrad za dużo Że najlepsi z najlepszych wybrańcy narodu Znów swe diety zmniejszając przymierają z głodu. Jeszcze od nich biedniejsi są słudzy Kościoła Ileż dobra rozdali, któż policzyć zdoła? Jednak się nie martwią z wegetacji w nędzy Bo Bóg dla nich ważniejszy od worka pieniędzy. By w pomocy bliźniemu lepsze mieć wyniki Na złom wyprzedali papieża pomniki. Za plebanie-pałace sprzedane jak leci Na wakacje wysłali wszystkie w kraju dzieci.
Żadnego z jegomości nie zapędzisz batem Do korzyści z ustawy zwanej konkordatem. Każdy z księży niewinny i czysty jak lilia Nigdy w życiu nie słyszał słowa pedofilia. Taka u nich jest ścisła seksualna dieta Że się zaraz czerwienią na słowo kobieta. Gdy któregoś zapytasz, to odpowie szczerze Że gdy geja kojarzy to... z częścią w rowerze. Proboszcz, jak gość drogi, jest witany wszędzie Bo pieniądze rozdaje, chodząc po kolędzie. Lecz czasem się rozgniewa i robi wytyki, Że dziecko nie uczęszcza na lekcje etyki. Potem wspólna modlitwa w skupieniu i ciszy Pod wiszącym na ścianie obrazem Senyszyn. W kraju, o którym mowa, w zasadzie jest nudno Tu chudzielcy tyją, a grubasy chudną. Policjanci ziewają po komisariatach, Pająk tka pajęczynę na aresztu kratach. I tylko grabarzy wciąż ciska cholera... W nowoczesnych szpitalach już nikt nie umiera. Czasem wprawdzie przypadkiem ktoś trafi tam z rana Z bólem głowy po nocy nad lampką szampana. Albo kogoś niestrawność nieszczęśliwie zmoże Bo zbyt się rozsmakował w rosyjskim kawiorze. Któż rządzi w tym kraju? Dla kogo są brawa? U władzy lewica? Czy może ci z prawa? Ze środka czy z boku? Od góry czy z dołu? Czy każdy z osobna? Czy wszyscy pospołu? A może zwyczajnie w niezwykłym tym cudzie Swój współudział mają wszyscy mądrzy ludzie? A cóż to jest za bajka? Wszystko to być może! Prawda, jednakże ja to między bajki włożę. MAREK SZENBORN
Wstęp do bajek (231 lat później) Był kraj, w którym prawdę wychwalano ścisłą W nim ludzie się kochali, a leżał nad Wisłą. Od gór aż po morze nie znajdziesz w nim lenia, Tu uczelnie są pełne, a puste więzienia. By uszczęśliwiać naród – prezydent żył po to A brat jego nie był kompletnym idiotą. Popularność rządu nieustannie rosła, Nikt by nie śmiał porównać ministra do osła.
Język giętki „Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa” – napisał Słowacki w „Beniowskim”... ...i dodał jeszcze, że „strofa winna być taktem, nie wędzidłem”. Niestety, wieszcz nie przewidział, że myślących głów może być w Polsce niedostatek, wędzideł przeciwnie, a o takcie lepiej nie mówić. Język polskich polityków faktycznie mówi wszystko, co głowa pomyśli. Pytanie, czyja głowa i jaka głowa? Aby nie popełnić Lepperowego „Fa Pa”, zacznę od „głowy” państwa, która często, co jest „oczywistą oczywistością”, popełnia błędy, o których nie śniło się nawet fizjologom: „Prawda, dla której wziełem udział w dzisiejszej uroczystości”, jest pewnie taka sama, dla której ja „wziełem się” za ten felieton. Podążając za politykami sprzymierzonymi z naszym prezydentem, dowiemy się, że posłanka Rokita lubi „cofać się do tyłu” oraz „wyłanczać”, a dla Cymańskiego takie lapsusy to zapewne „przeginka oczywista”. Szanowny natomiast brat brata na pewno wie, że w „Wolsce” podobne rzeczy się zdarzają, bo przecież każdy tak kiedyś „poedział”.
25
Z kolei poseł Krzysztof Tchórzewski, mówiąc: „Jest pierwszo tako poważno próbo wewnętrzno...”, miał zapewne na myśli (mam nadzieję) próbę zorganizowania wewnątrzpartyjnych korepetycji z języka polskiego. Przyglądający się z lewej strony Kalisz, nie jest już taki gadatliwy, i ucina komentarz zdaniem „wszystcy popełniajom błendy”. Warto też przypomnieć byłą posłankę Sandrę Lewandowską, która przyznała, że „posłowie się podśmiechują i mogą opowiadać stworzone rzeczy”. Co chciała przez to powiedzieć, mogę się tylko domyślać, ale aż się boję. Słowotwórstwo potrafi wyłonić niespełnionych artystów i filozofów... Na przykład zalążki na reżysera filmów z czerwonym kwadratem ma Józef Zych, który oświadczył nie bez dumy: „Wysoki Sejmie, nie po raz pierwszy staje mi...”, podobnie jak wspomniana już Nelly Rokita, która szczęśliwa często widzi „premiera w rozkroku”.
PS Wstęp do bajek (kolejne dziesięć lat później) Jednak są w kraju ludzie zupełnie bez kasy Biedni, głodni, obdarci – to wydawcy prasy! I marzą, i wzdychają: taka dola nasza Ach mieć choć ze trzy procent z nakładu Jonasza. Tu się biskup zadumał i westchnął: – Mój Boże, O bajkach nie wspomnę, bo to prawda być może.
Zadatki na wielkiego myśliciela ma Sebastian Karpiniuk, wszak nie każdy wie, że „prawda jest tylko jedna, i prawda leży zawsze tam gdzie leży”. Kolejnym przykładem tęgiego umysłu jest Franciszek Stefaniuk, który słowami: „Idąc torem logicznym własnego rozumowania, nie mam pytań”, udowodnił, że wielkim erudytą jest. Wracając jeszcze na moment do „wielkich małych” braci... To naprawdę bardzo życzliwi i kochający ludzie. Wobec siebie nawzajem. Pan Prezydent uważa, że „nie ma bliższego związku niż związek między bliźniakami”, a braciszek wtóruje, iż „i na tej drodze będziemy się posuwać”. Barwność języka polityków to nie jest jedynie znak czasów obecnych. Przecież już klasyk tego „gatunku” literatury sejmowej
Józef Piłsudski krzyczał do polityków: „Wam kury szczać prowadzić, a nie politykę robić!”. Tylko że marszałek akurat miał rację, a to jego zdanie staje się z pokolenia na pokolenie coraz bardziej aktualne. Na szczęście jest promyk nadziei, bo przecież nasi politycy jeszcze „potrafią coś tam, coś tam”. Choć niektórym „owies uderza do głowy”. No i proszę, dzięki temu „owsu” wróciliśmy do Słowackiego, i jakże teraz łatwiej nam zrozumieć, co miał na myśli, pisząc o wędzidle. Ariel
26
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
RACJONALIŚCI iersz „Życiorys” Świętopełka Karpińskiego traktuje o... No właśnie, o kim? Na dobrą sprawę każdy z nas zna osobiście co najmniej jedną osobę godną być bohaterem tego tekstu. A ilu polityków widzimy oczami wyobraźni, czytając tę satyrę! My w „FiM” – szczególnie jednego. W dwóch osobach.
W
Okienko z wierszem Gdy robiąc swe wieczorne siusiu Na nocnik jeszcze pupką siadał O krok był już od geniuszu Bardzo się dobrze zapowiadał A kiedy wyrósł na studenta I wągry nad książkami zjadał Miał już niezbite argumenta Że się najlepiej zapowiadał Potem w kawiarniach – czy prywatnie O wszystkich jak najgorzej gadał I zawsze zdanie miał ostatnie Bo tak się dobrze zapowiadał Posiwiał, zmarszczył się, zestarzał I zęby wszystkie już postradał A jeszcze wszystkim się odgrażał Jeszcze się dobrze zapowiadał I wreszcie śmiercią starczą umarł I wtedy naród cały biadał Że taka chluba, że taka duma Że się tak dobrze zapowiadał
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Symbioza Palikota z PO Janusz Palikot. Człowiek, któremu wódka pozwala żyć, a Tusk wyżywać się w polityce. Oczywiście nie bezinteresownie, choć nie sądzę, żeby za wódkę. Współżycie Palikota z PO jest symbiotyczne. Partia wykorzystuje posła do mówienia i robienia rzeczy, do których nikt poza nim się nie nadaje i nie kwapi. Palikot rolę enfant terrible nie tylko bez szemrania przyjął, ale i bez reszty polubił. Całkiem słusznie, bo wyłącznie dzięki niej istnieje. Jego blog, obecnie najpopularniejszy, długo nie mógł się przebić. Nie pomogła bezprecedensowa, kosztowna kampania radiowa ani billboardowa. Tylko nieliczni skusili się na czytanie nudnawych wynurzeń platformerskiego, o mało co doktora filozofii. Podobno zafascynowanego Gombrowiczem. Ruszyło się dopiero w 2008 r., po styczniowym wpisie sugerującym, że prezydent Kaczyński jest alkoholikiem, a Palikot jedyną osobą w III RP, która nie boi się tego publicznie powiedzieć. Naturalnie, w bezpiecznej formie pytania insynuującego. Przypomnijmy, jak pisało sumienie narodu: „Muszę postawić te pytania. I wolę zrobić to publicznie, a nie w formie plotek na politycznych korytarzach. Sprawa dotyczy przecież głowy państwa, zaś informacje powielane w dziesiątkach rozmów – z udziałem najważniejszych polskich polityków – brzmią bardzo poważnie i niepokojąco. Czy prezydent Lech Kaczyński nadużywa alkoholu? Czy
prawdą jest, że jego pobyty w szpitalach mają związek z terapią antyalkoholową? Czy ucieczki do Juraty i czerwone wino to nie środki terapeutyczne, stosowane przezeń w reakcji na problemy w relacjach rodzinnych z bratem i matką? Czy w takiej sytuacji, w takim kontekście, prezydent nie traktuje prowadzonej przez siebie polityki jako formy reagowania na osobiste urazy?”. Potem były numery z żądaniem ujawnienia wyników badań lekarskich głowy państwa i z roznegliżowanym Palikotem, który sam się badaniom poddawał. Oczywiście – w świetle fleszy i kamer. Kiedy wałkowania alkoholizmu prezydenta wszyscy mieli już dość niczym Katynia, w lipcu 2008 r. nastąpił atak z innej beczki, ale też w stylu Gołoty. W TVN 24 Palikot powiedział: „Ja uważam prezydenta Lecha Kaczyńskiego za chama”. Wrażenie było mocne, choć sformułowanie, uprzednio uzgodnione z prawnikami, bezpieczne jak seks z wibratorem. Celem zarówno tego, jak i innych starannie zaplanowanych i wyreżyserowanych popisów było utrwalenie nieprawdziwego wizerunku Palikota. Jako człowieka bezkompromisowego, gotowego narażać się na więzienie, byle nieść przed narodem prawdy kaganiec. Niestety, kaganiec właśnie, bo kaganek raczej niekoniecznie. Najbardziej medialny poseł robi Polakom wodę z mózgu – zarówno we własnym, jak i swoich kolegów interesie. Doskonale wie, że
niczym nie ryzykuje. Mówi i robi tylko to, za co nie ma kary. Nawet partyjnej, bo wszystko jest z władzami PO ustalone. Tolerowanie wyskoków Palikota jest ceną za odwracanie uwagi od afer, a także od miałkości, nieudolności i bezczynności rządu Tuska. Toteż każde karcenie Palikota ustami Gowina czy Schetyny jest równoważone głaskaniem po kudłatej główce. Platforma, w ślad za Polakami, zaakceptowała wizerunek wiceprzewodniczącego największego parlamentarnego klubu w koszulce „jestem gejem”, z penisem, na szczęście nie własnym, w jednej ręce, a świńskim łbem w drugiej, z twarzą w spermie i krwi, publicznie rozpijającego małpki. Dotychczasowy bilans zysków i strat obydwu żyjących w symbiozie organizmów wychodzi na zero. Jednakże Palikot, rozzuchwalony powodzeniem, zapomina, że symbiotyczne układy niekiedy przekształcają się w pasożytnicze, co grozi upośledzeniem, a nawet śmiercią wykorzystywanego symbionta. W analizowanym przypadku asymetria stosunków polega na tym, że partia może się obyć bez Palikota, a Palikot bez PO nie. Przekonało się o tym już wielu. Z Janem Władysławem Marią na czele. Za tydzień o tym, czy po ostatnich wyczynach i zażądaniu od Tuska spłaty długów pan Janusz będzie jego kolejną ofiarą. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
RACJA listy pisze
Zapraszamy na Trzeci Ogólnopolski Zjazd Apostatów. W tym roku spotykamy się w Warszawie. Wszelkie szczegóły dostępne są na stronie http://www.zjazd.apostazja.pl Znajduje się tam również formularz zgłoszeniowy, o którego wypełnienie prosimy wszystkich zainteresowanych przybyciem. Portal Apostazja.pl
Działając w oparciu o ustawę z dnia 27 czerwca 1997 r. o partiach politycznych, Zarząd Wojewódzki RACJI PL w Krakowie zwraca się do Pana Kuratora Oświaty o zapewnienie w podległych Panu szkołach publicznych neutralności światopoglądowej poprzez usunięcie z klas szkolnych wszelkich symboli religijnych. Uczniowie szkół publicznych nie mają obowiązku ujawniania swojego światopoglądu ani przekonań religijnych, a obecna sytuacja w szkołach uniemożliwia rodzicom wychowanie i nauczanie swoich dzieci zgodnie z ich przekonaniami. Zarząd Wojewódzki RACJI PL uprzejmie informuje, że 3 listopada 2009 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał wyrok w sprawie Lautsi przeciwko Włochom, w którym czytamy: „Trybunał uważa, że obowiązek eksponowania symbolu religijnego nałożony przez władze w odniesieniu do konkretnej sytuacji, zwłaszcza w klasach szkolnych, ogranicza prawo rodziców do edukacji swoich dzieci zgodnie ze swoim światopoglądem, a także prawo uczniów do wyznawania lub niewyznawania wiary. Trybunał uważa, że obowiązek ten prowadzi do łamania prawa, ponieważ ograniczenia te są niezgodne z obowiązkiem państwa do przestrzegania neutralności w wykonywaniu władzy publicznej, w szczególności w dziedzinie edukacji”. Wieszanie krzyży w polskich szkołach jest jedynie zwyczajem wprowadzonym około 1989 roku. Tolerowanie tej sytuacji od ratyfikowania przez Polskę Protokołu nr 1 do Europejskiej konwencji praw człowieka wynikało z niejasności co do związku z artykułem drugim. Obecnie ta sytuacja została usunięta, co czyni nasz wniosek jak najbardziej uzasadnionym. (...) Ponadto ETPC uznaje, że manifestowanie przekonań religijnych przez organa państwowe stanowi ciężką obrazę Europejskiej konwencji praw człowieka, a „prawo do wolności myśli, sumienia i religii ma znaczenie pierwszorzędne i państwo nie ma prawa dyktować, w co dana osoba ma wierzyć, ani też podejmować kroków zmuszających jednostkę do zmiany przekonań”. Tymczasem w naszych szkołach tysiące nauczycieli co roku zmusza się, pod hasłem opieki nad uczniami, do udziału w rekolekcjach i nabożeństwach. Jest to pierwszy krok do nakłaniania ich do zmiany wiary. Stanisław Błąkała, RACJA PL w Krakowie
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Fot. Andrzej
Przed operacją... – Panie ordynatorze, czy będzie mnie pan osobiście operował? – Tak, lubię przynajmniej raz na rok sprawdzić, czy jeszcze coś pamiętam... ! ! ! – Co mam zrobić z tym kwitkiem? – pyta kierowca zaraz po zapłaceniu mandatu. – Proszę to zachować – odpowiada policjant. Jak pan zbierze 10, to dostanie pan rower. ! ! ! Blondynka dzwoni do warsztatu samochodowego. – Coś mi spod auta kapie, takie ciemne, gęste... Mechanik: – To olej. Blondynka: – OK. To olewam... KRZYŻÓWKA Krzyżówkę rozwiązujemy, wpisując po DWIE LITERY do każdej kratki Poziomo: 1) co łączy zegar z kanapką?, 4) bogactwo z żył wyprute, 8) blada, gdy nie dojadasz, 9) kosmetyk w proszku, 11) i z nich zostanie bez niczego, 13) część procesu bez udziału sędziego, 15) jedna – w garnku, dwa – przy garnku, 16) pasożyty żyjące we wszystkim, 17) pióra ma najwyżej dwa, 19) perz ma też, 20) co ma żuraw na końcu?, 21) rozmowa z agentami, 23) czasem wpada w depresję, 26) końcami zwieńczone, 28) auto żal, 31) kupka z setką, 33) kusi leszcza, 34) much mrowie przy głowie, 36) szereg z tekami, 37) pieli się też, 38) ciemna, bo nie oświecona, 40) zasłużyła na legendę, 41) mistrz od ducha, 42) to na nich owce pasą górale, 44) ma do czynienia w pracy z brukowcami, 45) krwawa droga do raju samurajów. Pionowo: 2) dwie lewe, 3) najwyższa rafa, 5) dzika klika, 6) nosił razy kilka, 7) nic nie robi w zoo, 10) na naturalny pracuje się w łóżku, 12) gdy los dotyka nieszczęśnika, 14) jest karny, 15) przykładają się do nauki, 16) z sadem w Nowej Hucie, 18) na tura, 20) można ją darować bez opakowania, 22) szklanki na gałęzi, 24) ananas bez liści, 25) ostra selekcja, 26) chrząka w brodziku, 27) nędznie odziany i schorowany, 28) przez kumpli trzymana, 29) kryje się, choć go nikt nie szuka, 30) niemała kabała, 32) wyrok wraz z sądem, 35) była w ciąży, 37) tupet, którego nikt nie ma za złe, 39) mega-piaskownica, 41) co się komu podoba, to jego rzecz, 43) prochy dla chorej Zochy.
27
Wieczór w parku. Chłopak czule szepcze dziewczynie do ucha: – Kochana, wypowiedz te dwa słowa, które połączą nas na wieki. – Jestem w ciąży!!! ! ! ! Nowożeńcy wyjechali w podróż poślubną. Po jakimś czasie matka męża dostaje pocztówkę: „Mamo, jestem zadowolony, nakarmiony, odzież czysta, żona spisuje się na medal!”. – O żesz... Ledwo co ślub wzięli, a ta już go kłamać nauczyła, suka! ! ! ! Małżonkowie udają się wieczorem do łóżka i on od razu zabiera się do dzieła... A ona na to: – Nie dzisiaj, kochanie, głowa mnie boli... – Na szczęście dziś twoja głowa nie jest mi do niczego potrzebna. ! ! ! Przyjaciółka do przyjaciółki: – Podobno twój mąż leży w szpitalu, bo coś złamał. – Tak. Przysięgę wierności małżeńskiej. ! ! ! Niedziela. Czas wypłaty kieszonkowego. Ojciec wyciąga portfel i mówi do syna: – Możesz jak zwykle dostać stówkę albo tym razem 1000 zł ode mnie i lanie od matki, jeśli jej powiesz, że te czarne figi, które znalazła w naszym samochodzie, należą do twojej dziewczyny. ! ! ! Wróżka mówi do klientki: – Mąż panią zdradza. – Chyba musiała pani odwrotnie rozłożyć karty. ! ! ! Pewna dama zwierza się swojej przyjaciółce, wskazując na kanapę: – Wiesz kochana, będę chyba musiała wyrzucić tę kanapę z domu, bo ilekroć na nią spojrzę, to przypomina mi to fakt, że zdradziłam na niej męża. – Oj, kochana! – odpowiada przyjaciółka. Gdybym ja miała wyrzucić z domu wszystko to, na czym zdradziłam męża, to pozostałby tylko kaktus. ! ! ! – Kochany, zerknij przez okno, co to za sarenka biega w naszym ogrodzie. – Po pierwsze: to nie sarenka, ale krowa. A po drugie: to nie okno, tylko lustro. ! ! ! Ideał kobiety to 3xC: 1.Czysta 2.Cycata 3.Cudza.
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 10/2010: „Palenie skraca papierosa”. Nagrody otrzymują: Janusz Słysz z Włocławka, Wojciech Kulig z Kóz, Władysław Ogonowski z Gorlic. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Anna Tarczyńska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 50,70 zł za drugi kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 50,70 zł za drugi kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
Nr 12 (524) 19 – 25 III 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Patron lumpeksów
Fot. MaHus
Rys. Tomasz Kapuściński
Łódzki ciucholand. Nad udanymi zakupami czuwa sam JPII
iezbadane są wyroki. I to wcale nie boskie, ale jak najbardziej ludzkie. Poczytajcie o pomysłach niektórych sędziów. ! Sędzia Paul Sacco z Kolorado wymyślił karę dla osób zakłócających ciszę nocną – zmusza ich do słuchania starych przebojów. „Przestępcy” – najczęściej nastolatki katujące sąsiadów techno i hip-hopem – trafiają do odosobnionego pomieszczenia, gdzie serwuje się im odpowiednią dawkę starych szlagierów. Ponoć skutkuje. ! Pewien mieszkaniec Ohio publicznie nazwał przechodzących policjantów świniami. Tamtejszy sąd kazał mu wybierać: trzy dni w więzieniu lub... dwugodzinny spacer z najprawdziwszą świnią przyozdobioną napisem: „To nie jest funkcjonariusz Policji”. ! Jeremy Sherwood został przyłapany na kradzieży pism pornograficznych. Przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości dali mu wybór: 30 dni w więzieniu lub sterczenie przed okradzionym sklepem z zasłoniętymi oczami i tablicą z napisem: „Nie widzę zła”. ! Sąd we włoskim mieście Pistoia musiał orzec w konflikcie między właścicielami psa a ich sąsiadami, narzekającymi na zbyt głośne szczekanie czworonoga. „Należy dążyć do tego, by pies szczekał jak najmniej,
N
CUDA-WIANKI
Wesoły sądzie! poprzez unikanie sytuacji, które mogą spowodować jego zdenerwowanie lub nadmierną ekscytację” – orzekł wymiar sprawiedliwości. Wskazówek co do tresury nie podano. Jednocześnie sąd zaapelował do rodaków o „pokojową koegzystencję i tolerowanie przypadków zakłócania spokoju przez psy”.
! Ksiądz Jose Cornejo z Chile parkował samochód w niedozwolonych miejscach. Twierdził, że nie stać go na opłacanie parkingu. Nie miał też 50 tys. peso (ok. 100 dolarów) na zapłacenie kary wymierzonej przez tamtejszych mundurowych. Sędzia (katolik?) okazał się litościwy i w zamian za karę pieniężną nakazał duchownemu... recytowanie psalmów przez 3 miesiące. Każdego dnia 7 sztuk. Wykonywania wyroku dopilnował urzędnik sądowy mieszkający w pobliżu dobrodzieja. ! Heidi Kohl, dama 89-letnia, pewnej bezsennej nocy postanowiła przebić opony we wszystkich zaparkowanych na jej ulicy samochodach. Sąd ulitował się nad sędziwą przestępczynią. Nie nałożył grzywny, nie wysłał jej do więzienia. Pani Kohl przykazano... wydzierganie na drutach swetrów dla wszystkich poszkodowanych. ! Pewna irańska żona oskarżyła swojego męża o skąpstwo. Sąd wyliczył, że za 10 lat nieudanego pożycia zaniedbywanej żonie należy się... 124 tys. róż. JC