KTO POWSTRZYMA ATAK KLERU NA SZKOŁĘ INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
 Str. 3, 11, 15
http://www.faktyimity.pl
Nr 36 (601) 15 WRZEŚNIA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
„Wtedy Jan przywołał do siebie dwóch spośród swoich uczniów i posłał ich do Pana z zapytaniem: »Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?« (…). Odpowiedział im więc: »Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie«” (Łk 7. 18–19; 22–23). Ktoś powie, że to nie najzgrabniejszy przykład na moje – byłego księdza – świadectwo o „mesjaszu” Palikocie. Owszem, ale dobrze oddaje naszą wspólną tęsknotę za przywódcą, który odmieni oblicze tej ziemi. Próbowałem to zrobić czynnie w 2002 roku, kiedy założyliśmy z przyjaciółmi Antyklerykalną Partię Postępu RACJA. Niestety, byłem wtedy bardzo naiwny. Choć do „FiM” przyszło ponad 10 tysięcy deklaracji poparcia nowej organizacji, a entuzjazm rozsadzał sale, w których spotykałem się z członkami partii, to przecież nie mogło nam się udać. Nowa partia, podobnie jak „tygodnik byłego księdza”, praktycznie nie istniała w mediach, opanowanych przez zastraszonych klerykałów. A to, czego nie ma w mediach, zdaniem większości obywateli nie jest warte zainteresowania. Przecież to właśnie media są od wyłapywania interesujących tematów. Inna sprawa jest z Januszem Palikotem, który ma twarz już opatrzoną przez Polaków w czasach, gdy był jeszcze posłem PO. Jest przy tym postacią barwną, więc zapamiętali go na długo. Teraz, kiedy doświadcza medialnego embarga na samego siebie, korzysta z dawnego lansu. Poza tym Palikot ma kupę pieniędzy, podczas gdy ja miałem tylko kupkę. Ma też burzę włosów na głowie i płaski brzuch… Ale cała reszta nas łączy ISSN 1509-460X – chcemy zmieniać Polskę tak, by stała się normalnym, nowoczesnym, świeckim krajem.
Zakończona sukcesem rejestracja wszystkich list wyborczych Ruchu Palikota wywołała niedowierzanie i konsternację w całej rodzimej konserwie. Mało kto wierzył, że ugrupowanie pozaparlamentarne będzie w stanie zebrać ok. 170 tysięcy podpisów. Ta sztuka nie udała się na przykład Markowi Jurkowi, pupilowi mediów i hierarchii kościelnej. Na salonach biskupów i polityków zapanował strach, że Ruch Palikota może zburzyć budowaną misternie przez lata układankę politycznych monopoli: Kościoła – na prawdę, prawicy – na rządzenie. Wiecznie zastraszonej lewicy parlamentarnej, która pogodziła się z byciem w drugiej lidze, dawało to alibi dla daleko idących kompromisów, posuniętych do granic obleśnego serwilizmu. Pamiętamy Ryszarda Kalisza, który przekonywał niedawno w telewizji, że Kościół ma wielkie zasługi dla Polski, a o wcześniejszych klerykalnych umizgach Kwaśniewskiego, Oleksego i Millera naprawdę hadko wspominać. Nic dziwnego, że wszystkie rządy po 1989 roku przyznawały watykańczykom coraz to nowe włości i przywileje. Elity polityczne i biskupi nie chcieli jednak zauważyć, że zmienia się świat i zmienia się społeczeństwo. Ważną datą stał się rok 2000 i powstanie tygodnika „Fakty i Mity”. Wraz z nim rozproszeni antyklerykałowie i racjonaliści zdobyli platformę wymiany informacji i aktywności publicznej. Dla elit byliśmy oczywiście marginesem niewartym publicznej uwagi, choć te same elity dobrze wiedzą, że to my mamy RACJĘ. „FiM” do dziś pomija się konsekwentnie w przeglądach prasy stacji radiowych i telewizyjnych oraz na internetowych portalach. Jednocześnie propagowane są tytuły skrajnie klerykalne, co stwarza złudzenie, że owe niszowe środowiska, na przykład „Naszego Dziennika” i „Gazety Polskiej”, reprezentują poglądy milionów obywateli. A skoro tak, to należy w debacie publicznej używać raczej argumentów i języka klerykałów, a nie racjonalistów. I choć większość Polaków myśli już inaczej, wszyscy ważni gracze na scenie politycznej stoją tam, gdzie zawsze stało polskie klerykalne zaprzaństwo.
 Ciąg dalszy na str. 2–3
2
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Po kolejnym zafałszowanym sondażu (tym razem na zlecenie PiS), w którym kacza partia odstaje od PO zaledwie o dwa punkty, głos zabrał Sławomir Nowak. Zapewnił, że faktycznie walka jest wyrównana i tylko totalne głosowanie na PO może zażegnać katastrofę. Jeśli Platforma wmówi tę bajeczkę maluczkim, może już nie wydawać na kampanię ani grosza. Prawda jest taka, że PiS przegrywa z kretesem, a walkę trzeba toczyć o zmniejszenie poparcia dla magików z ekipy Tuska.
Palikot na fali  Ciąg dalszy ze str. 1
Tylko 5 (PIĘCIU!!!) głosów zabrakło w Sejmie do wprowadzenia w Polsce całkowitego zakazu przerywania ciąży – także tej powstałej w wyniku gwałtu, kazirodczej, kalekiej lub zagrażającej życiu kobiety. Panie, daj nam cierpliwość, pozwól wytrwać do wyborów… Portal Wikileaks ujawnił amerykańskie depesze dyplomatyczne z czasów, gdy ministrem spraw zagranicznych była PiS-owska Fotyga. Jak tę zwolenniczkę bezkrytycznej polityki proamerykańskiej postrzegali amerykańscy dyplomaci? Tak jak większość Polaków: baba bez doświadczenia, tworząca atmosferę podejrzeń, bezwolna, kompletnie uzależniona od Lecha Kaczyńskiego, niepotrafiąca samodzielnie podejmować nawet drobnych decyzji. W sumie widziano ją jako polityka szkodzącego pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Postulujemy wobec powyższego, aby pani była minister Anna zmieniła nazwisko na Obciach-Fotyga. Senator PiS Jaworski chce, by w Kodeksie karnym znalazł się zapis o karaniu osób, które choćby tylko powiedzą Polkom, że gdzieś na świecie (np. w Holandii) prawnie dopuszczalna jest aborcja. Skoro tak, to wsadzanie do pierdla należy zacząć od Jaworskiego, bo właśnie sam na siebie doniósł. Fronda i inne ultrakatolickie portale internetowe drukują listy (proskrypcyjne?) posłów, którzy głosowali przeciwko całkowitemu zakazowi przerywania ciąży. Jako ludobójcy powinni być rozstrzeliwani. Na Podkarpaciu wrze. A dokładnie pali się pod stołkiem Jana Burego – z zawodu posła od zawsze. Janusz Palikot złożył doniesienie do prokuratury, że rzeczony Bury – nawalony jak PSL-oska stodoła po żniwach – reprezentował w negocjacjach Skarb Państwa. Na okoliczność Palikot przedstawił stosowne zdjęcia. Posła, nie stodoły. Minął kolejny 1 września, a z nim rocznicowe przypomnienia, jak to Niemcy napadły na Polskę. Napadły wspólnie z faszystowską Słowacją, ale o tym cisza, bo Słowacja – ówczesny protektorat Watykanu i Hitlera – rządzona była przez katolickiego księdza Tiso. Znów antysemickimi i nazistowskimi napisami sprofanowano pomnik w Jedwabnem. Policja szuka „nieznanych sprawców”, a my podajemy ich adres: http://www.bhpoland.org/strona/pl_news.htm, gdzie piszą o pięknej, zielonej swastyce na pomniku likwidacji semickiego chwastu. Co Pan na to, Panie Komendancie Główny Policji? „Euro 2012 odbędzie się w Polsce, czyli w kraju stadionowych bandytów, kibolskich nazistów, antysemitów i rasistów czyhających na Murzynów, muzułmanów i homoseksualistów. Tu niewyobrażalna przemoc jest częścią stadionowego życia” – oto „reklamówka” naszego kraju, wyemitowana przez telewizję niemiecką ZDF. Pozwiemy Szwabów? A może należy im wp…ć, zabić, zakopać?!! „Płacę i wymagam! Gdybyście się pomodlili, tobyście wiedzieli, co i jak. Kościół to nie Lidl!” – oświadczył abp Głódź i odrzucił projekt architektoniczny kościoła w dzielnicy Gdańsk-Południe. No bo to skandal jest jakiś: ani jednej wieży, krzyż nieduży, a wszystko do kupy nie wyrasta nad okoliczne bloki. Żadnych oszczędności! Tym bardziej że wartą blisko 3 miliony zł działkę pod kościół dostał Głódź od miasta za 1 proc. jej wartości. To On wymyślił słynne „płonące kieliszki” w „Popiele i diamencie”, i w ogóle Cybulskiego, to pierwszy odcinek Jego serialu kończą kultowe słowa „J-23 znów nadaje”. Zmarł Janusz Morgenstern – twórca m.in. „Stawki większej niż życie”, „Kolumbów” i „Polskich dróg”. Pochylamy głowy… Jan Paweł II w szklanej trumnie, jak żywy. Nawet ma kolorki na buzi. W gabinecie figur woskowych w Londynie? A gdzie tam... W Guadalupe w Mexico City. Na wykonanie „objazdowego papy” (woskowa lalka ma odwiedzić 90 meksykańskich miast) zezwolenie wydał sam Watykan – spółka z nieograniczoną nieodpowiedzialnością.
życiowych wyzwań, a także podważa podstawy wychoRacjonaliści – rozproszeni w różnych niewielkich organi- wania obywatela nowoczesnego państwa. Kościół od zazacjach – byli jak owce pozbawione pasterza. Aż zjawił się wsze wpajał swym wiernym, że ponad świecką władzą Janusz Palikot – zjednoczył ich i rozbujał swoją inicjatywę. stoi duchowny katolicki ze swoim rzekomo boskim glejOkazało się, że nie otrzymując pieniędzy z budżetu tem i monopolem na prawdę. W przekazie szkolnym wypaństwa ani wsparcia popularnych mediów czy też związ- chowanie obywatelskie jest tylko uzupełnieniem wychoków zawodowych, można skłonić do działania tysiące ide- wania do udziwnionego patriotyzmu, z którym nieodłączowych ludzi. Takiej erupcji energii znawcy polskiej polity- nie musi się łączyć pozornie narodowy (rzymski!) katoliki nie widzieli od lat. No dobrze, ale czy nie jest to jedno- cyzm. Podważa to szacunek dla organów państwa i derazowe pobudzenie? Moim zdaniem nie. Antyklerykałowie mokracji, ta zaś – sama przesiąknięta kościelną ideologią i racjonaliści już się policzyli; zobaczyli, że nie są sami, że – w pełni takie zabiegi akceptuje, dając fatalny przykład razem mogą więcej, że są zawodnikiem, z którym trzeba z góry. Obłędne koło patologii się zamyka, a w jego środsię liczyć. Zauważyli pośród siebie wykształconych lide- ku swój upiorny taniec tańczą biskupi. rów, którzy mogą śmiało występować w telewizyjnych debatach. W odróżnieniu od Samoobrony nie da się nas ośmieszyć, pokazując kilka nieskładnych wypowiedzi wiejskich działaczy watażków. Mamy własnych, dobrze przygotowanych ekspertów. Konserwatyści po pierwszym szoku wywołanym rejestracjami naszych list w całym kraju zaczęli zmieniać taktykę i zadawać pytania: czy naprawdę Ruch Palikota musi być tak radykalnie antyklerykalny? Czy Kotliński na jego listach to aby nie przesada? Prawa mniejszości seksualnych – tak, in vitro – tak, prawa kobiet do decydowania o swoim macierzyństwie – może i tak, ale NIE dla zamachu na świętości: usunięcia religii ze szkół, kapelanów ze służb mundurowych, rewizji postanowień Komisji Majątkowej itd. Czyli NIE dla faktycznego rozdziału państwa od Kościoła. Nie można ponoć burzyć „jednego z największych osiągnięć polskiej demokracji po 1989 roku”, czyli pokojowego istnienia państwa i Kościoła, tzw. „wypracowanego kompromisu”. Rozumiem, że prawica ma genetyczną przewlekłą chorobę goleni, więc musi wieść życie na klęczkach, a przy tym ciągle spłacać Jedynki Ruchu Palikota woj. łódzkiego. Od lewej: Marek Domaradzki dług za poparcie z ambon, ale kiedy powyż- (Piotrków Trybunalski), Jonasz (Łódź), Michał Pacholski (Sieradz) sze pierdoły słyszę z ust posłów SLD, mimo Zgoda na to, aby hierarchowie katoliccy mogli ingerowoli przychodzi mi na myśl Kodeks Hammurabiego… Rzecz w tym, że wyrwanie antyklerykalnych zębów spo- wać w proces legislacyjny w myśl wymyślonych przez siewodowałoby, iż Ruch Palikota zamieniłby się w kolejne bie zasad tak zwanego prawa naturalnego, przyczynia się bezideowe ugrupowanie. Łożysko nie może istnieć bez do niszczenia państwa. To nie suweren, którym są obyjednej kulki, a leczenie poważnej choroby o kant… moż- watele, ocenia prawo i ludzi, którzy je tworzą, ale niepona rozbić bez wiodącego leku. Odrzucenie postulatów an- chodzący z wyboru biskupi. Z państwa jako dobra wspóltyklerykalnych to tak naprawdę kapitulacja i rezygnacja nego niewiele wtedy pozostaje. Prawo nie służy wolnym z reformowania państwa. Nie da się bowiem przebudo- obywatelom, ale tym, którzy wiedzą, komu się ukłonić, wać Polski bez jej uwolnienia z pęt, jakimi państwo oplótł z kim trzymać, komu posmarować. W rezultacie światli Kościół katolicki; zdrowa tkanka nie odżyje bez odrzucenia Polacy przestali mieć ochotę na uczestniczenie w wybopasożyta. I nie chodzi tylko o marnowane co roku miliar- rach, które stały się farsą, rytuałem. To również niszczy dy złotych z budżetu państwa i samorządów czy cenzuro- państwo jako wspólnotę i jest pożywką dla populistów. wanie przez katolickich biskupów wszelkich aktów praw- Słabe zaangażowanie obywateli w sprawy publiczne ponych. Patologiami skutkuje również klerykalizacja szkoły woduje, że miejsce oddolnych inicjatyw społecznych zaji ideowych fundamentów państwa oraz drenowanie pol- mują karne instytucje kościelne. To z kolei ugruntowuje skich umysłów irracjonalną, obłudną doktryną. Klerykal- przekonanie, że Kościół rządzi, więc jest silny. A jak tu się na szkoła – od przedszkola po uniwersytet – nie jest w sta- buntować przeciw instytucji, która istnieje dłużej niż pańnie dobrze przygotować młodego człowieka do życia we stwo polskie, nie mówiąc o aktualnym rządzie! Kolejne współczesnym świecie. Niespójność przekazu na kateche- błędne koło się zamyka – władza boi się duchownych, obyzie i biologii czy fizyce, brak obiektywizmu, zafałszowa- watele wycofują się z udziału w życiu społecznym. Pańna historia; wreszcie nauczanie, że wszystko załatwi za nas stwo staje się przedmiotem gry różnych społecznych i zaopatrzność katolickiego bóstwa, że brak wiary oznacza ży- wodowych grup i środowisk. Otrzymują one przywileje, cie niemoralne i bez zasad, że prosta czynność spowiedzi które z kolei powodują spadek wpływów do budżetu. W rezmazuje grzechy – to wszystko zatruwa psychikę młode- zultacie coraz więcej świadczeń, jakie powinno nam dogo człowieka, czyniąc go słabym i bezwolnym wobec starczać państwo, musimy płacić sami.
Wolontariusze z Łodzi i okolic, którzy chcą pomagać w mojej kampanii wyborczej, proszeni są o zgłaszanie się do redakcji „FiM” (Łódź, ul. Zielona 15) lub o kontakt pod numerem tel.: 601 066 206.
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r. Czy można to wszystko postawić na nogach zamiast na głowie? Czy jest szansa na wyjście z tych pułapek i patologii? Tak. Jest nią deklerykalizacja państwa. Od tego trzeba wszystko zacząć. Jest to proces trudny, a jego uruchomienie wymaga wymiany rządzących, którzy do spółki z biskupami zgotowali nam taki los. I właśnie po to kandydujemy z list Ruchu Palikota. Idziemy nie po władzę dla samej władzy. Idziemy po to, aby zmieniać Polskę. Jedyną gwarancją, że głos antyklerykałów będzie publicznie słyszany, jest obecność w parlamencie ludzi, którzy za cenę stanowisk nie wyrzekną się swoich przekonań. Tak postąpił Janusz Palikot, odchodząc z PO. Tacy ludzie kandydują z list Ruchu Palikota – głównie młodzi, najczęściej niezależni finansowo, o ugruntowanej pozycji zawodowej i społecznej. My nie idziemy do Sejmu po apanaże, ale na ciężką orkę. Dzisiaj wciąż jesteśmy traktowani przez wpływowe media i polityków jako pewna ekstrema. Obudźmy ich z tego snu. Twierdzą oni, że małe grupy parlamentarne nie mają szans na przeforsowanie swoich projektów. To nieprawda. Po pierwsze – od czegoś trzeba zacząć. Po drugie – będąc w mniejszości, dzięki skutecznemu lobbingowi i żmudnemu przekonywaniu można przeforsować racjonalne rozwiązania. Obecność antyklerykalnych posłów to także wzmocnienie różnych rozsianych po kraju grup, organizacji i pojedynczych osób. Nie obiecujemy, że z dnia na dzień życie w Polsce stanie się prostsze i łatwiejsze, choć faktem jest, że wielkie oszczędności mogą być od zaraz, jeśli wdroży się program Ruchu – m.in. likwidację Senatu, ograniczenie liczby posłów do 360, ograniczenie biurokracji, rewizja bezprawnych postanowień Komisji Majątkowej, Likwidacja Funduszu Kościelnego, całkowity zakaz jakichkolwiek dofinansowań ze strony instytucji państwowych i samorządowych dla podmiotów kościelnych, w tym wypłat pensji dla kapelanów i katechetów (zachęcam do zapoznania się z całym programem Ruchu Palikota, który jest dostępny w internecie na stronie http://www.ruchpoparciapalikota.pl/sites/default/files/rp.file_.3429.231.pdf). Parlamentarzysta nie ma cudownej różdżki. Możemy jednak obiecać, że uczynimy wszystko, aby Polska stawała się państwem normalnym – takim, w którym nikt nie czuje się dyskryminowany, w którym obowiązują proste zasady opodatkowania, które jest przyjazne przedsiębiorcy oraz pracownikowi; państwem inwestującym w światłą naukę i edukację. Państwem, z którego będziemy dumni i w którym po prostu będzie się chciało żyć. Jesteśmy dla tych, którzy kochają Polskę i chcą jej dobra. Nie możemy pozwolić, aby pojęcie patriotyzmu zawłaszczyli ci, dla których interes polskiego państwa jest tożsamy z interesem watykańskiego Kościoła. Są to przecież interesy nie do pogodzenia, co doskonale pokazała historia i pokazuje każdy dzień III RP. Dość już rządów szkodników, których nikt nie kontrolował. Dość już polityków, którzy przywykli być politykami, bo zamieszkali na Wiejskiej 20 lat temu, i zapomnieli o realnym życiu, o problemach przeciętnego Polaka. I dlatego chcemy ograniczyć czas sprawowania mandatu poselskiego oraz wszystkich funkcji publicznych do dwóch kadencji. W ostatnią sobotę byłem na spotkaniu Komitetu Krajowego Ruchu Palikota w Warszawie. Niemal wszyscy obecni tam przewodniczący okręgów wyborczych oraz „jedynki” na listach Ruchu to Czytelnicy „Faktów i Mitów”. A zatem sukces Palikota będzie także sukcesem naszego tygodnika i nas wszystkich. Wreszcie wymierny sukces… On nastąpi, ale pod jednym warunkiem: jeśli pomożemy temu człowiekowi i tysiącom wolontariuszy, którzy za nim poszli. Oczywiście każdy ma prawo do własnych poglądów i 9 października zagłosuje, jak zechce i na kogo zechce. Wszak i na listach lewicy można trafić na ludzi o lewicowych poglądach. Ale ważne jest, by wszyscy zwolennicy list Palikota w ogóle poszli głosować i by do czasu wyborów zachęcili do tego innych. Bo to naprawdę nowa jakość i nadzieja na realne zmiany. Nikt, także Janusz Palikot, nie jest doskonały, choć to wyjątkowo zdolna i błyskotliwa bestia. Krzywdzące jest jednak to, w jakim świetle jest przedstawiany – jako ekscentryczny dziwak. Postrzega się go przez pryzmat kilku barwnych wystąpień z efektownymi gadżetami, bez wnikania w to, co poprzez te wystąpienia chciał przekazać i uzyskać. A były to cele zacne i poważne, o czym zresztą pisał na łamach „FiM”. To, co robił przed kamerami, świadczy tylko o jego bezkompromisowości. Efekt tego jest jednak taki, że ludzie bezkrytyczni wobec manipulacji głównych mediów (związanych pokrętnymi nićmi z największymi partiami) nie widzą w Palikocie odpowiedzialnego, poważnego męża stanu. Mogę tylko powiedzieć, że poznałem go i wiem, że poza świetnym poczuciem humoru potrafi być poważny i odpowiedzialny. Za siebie i za innych. Polacy potrzebują obecnie wyrazistego, zdolnego i odważnego przywódcy. Kiedyś taki prowadził zastępy wojsk i wygrywał bitwy w polu. Teraz ma inspirować ludzkie umysły. Ale żaden przywódca – czy to wówczas, czy dziś – niczego nie dokona bez karnej i ofiarnej armii. A to już nasze zadanie. JONASZ
GORĄCY TEMAT
3
Szkoła na kolanach Kościół oficjalnie zatwierdził rozpoczęcie nowego roku szkolnego. Mając w pamięci obietnicę premiera Tuska, że „nasz rząd nie będzie klękał przed księdzem”, sprawdziliśmy, jak podległe mu służby państwowe wykonały tę zapowiedź podczas wojewódzkich inauguracji roku szkolnego 2011/2012. A oto jak przebiegało rozpoczęcie roku – organizowane przez kuratorów oświaty (organ administracji rządowej w terenie) i sprawujących nad nimi nadzór wojewodów – w poszczególnych województwach: ~ mazowieckie – impreza odbyła się w Publicznej Szkole Podstawowej im. Stanisława Wyspiańskiego w Płońsku. Obecni byli m.in.: minister Julia Pitera (przedstawiono ją jako reprezentantkę premiera), podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej Mirosław Sielatycki, wojewoda Jacek Kozłowski i kurator Karol Semik. Uroczystość poprzedziła msza w kościele św. Michała Archanioła. Kozłowski z Semikiem wzięli jeszcze udział w otwarciu i pokropieniu przez ordynariusza warszawsko-praskiego abp. Henryka Hosera budynku Szkoły Podstawowej w Izabelinie (gmina Nieporęt); ~ lubelskie – inaugurację zorganizowano w Szkole Podstawowej im. Marii Konopnickiej w Białej Podlaskiej. „Święto rozpoczęła Eucharystia sprawowana przez Biskupa Siedleckiego Zbigniewa Kiernikowskiego. Następnie zaproszeni goście przeszli [z ław kościoła parafii Wniebowzięcia NMP] do szkoły, gdzie rozpoczęła się część oficjalna” – obwieściło kuratorium. Administrację państwową reprezentowała wojewoda Genowefa Tokarska i kurator Krzysztof Babisz. Prezydent Białej Podlaskiej Andrzej Czapski osobiście powitał „dostojnego celebransa”, który poinstruował zebranych, że „wychowanie chrześcijańskie nie jest pustą teorią”,
więc muszą stosować ją w praktyce. Po przeniesieniu imprezy do szkoły na honorowych miejscach – oprócz Kiernikowskiego – usadowiono miejscowego proboszcza prałata Ryszarda Kardasa, kanonika Mariana Daniluka z Diecezjalnej Rady Duszpasterstwa Młodzieży i kanonika Sławomira Kapitana, dyrektora Katolickiego Radia Podlasie. W innym oficjalnym komunikacie lubelskie kuratorium ogłosiło, że „uroczystość otwarcia i poświęcenia nowego budynku Gimnazjum im. Jana Pawła II w Żyrzynie rozpoczęła się Mszą Św. w Kościele p.w. Św. Apostołów Piotra i Pawła (...). Doniosłość wydarzenia została podkreślona udziałem Pana Krzysztofa Hetmana Marszałka Województwa Lubelskiego, Pani Henryki Strojnowskiej Wicewojewody Lubelskiego i Pani Jolanta Kasprzak Dyrektor Wydziału Edukacji Przedszkolnej, Kształcenia Podstawowego i Gimnazjalnego, reprezentującej Lubelskiego Kuratora Oświaty”; ~ zachodniopomorskie – sygnał do otwarcia dał metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga podczas mszy w Bazylice Archikatedralnej św. Jakuba Apostoła. Impreza państwowa odbyła się w Zespole Szkół nr 1 w Wałczu. „Uroczystość rozpoczęła się Mszą św., którą odprawił w Kościele p.w. św. Mikołaja JE ks. Biskup Paweł Cieślik – Biskup Pomocniczy Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej. W swojej homilii ks. Biskup nawiązał do przypowieści o talentach (...). Mszę św. uświetniły poczty sztandarowe wałeckich szkół” – informuje urząd wojewódzki.
Administrację rządową reprezentowali wicekurator oświaty Maria Borecka, starosta powiatu wałeckiego Bogdan Wankiewicz i Dorota Samsonowicz z Departamentu Komunikacji Społecznej MEN; ~ łódzkie – inauguracja odbyła się w Szkole Podstawowej im. Adama Mickiewicza w Wojsławicach. Zgodnie z ogłoszonym przez kuratorium oficjalnym programem uroczystości jej pierwszym punktem była msza w kościele św. Katarzyny Dziewicy Męczennicy w pobliskim Korczewie. Ponieważ ten region znajduje się pod zarządem ordynariusza włocławskiego bp. Alojzego Meringa, obrządki religijne prowadził jego przedstawiciel – ks. prałat Dariusz Kaliński, proboszcz ze Zduńskiej Woli. Wśród „państwowych” gości brylowała wojewoda Jolanta Chełmińska, kurator Jan Kamiński, zastępca dyrektora departamentu w MEN Jerzy Barski, komendant wojewódzki policji Marek Działoszyński i komendant wojewódzki państwowej straży pożarnej nadbrygadier Andrzej Witkowski; ~ świętokrzyskie – centralne obchody połączone z otwarciem i pokropieniem nowego kompleksu, w którym będzie funkcjonować szkoła podstawowa i gimnazjum, zorganizowano w Łącznej. Przybyli przedstawiciele władz z wojewodą Bożentyną Pałką-Korubą i dyrektorem Departamentu Młodzieży i Organizacji Pozarządowych MEN Jarosławem Jankowskim. „Godną oprawą całej uroczystości była msza święta koncelebrowana przez kilku księży pod przewodnictwem ks. biskupa Kazimierza Ryczana – Ordynariusza Diecezji Kieleckiej” – obwieściła kurator Małgorzata Muzoł (członek Prezydium Zarządu Wojewódzkiego PSL), która wygłosiła również płomienną homilię przy ołtarzu w kościele;
 Ciąg dalszy na str. 15
4
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Chorzy doktorzy W pierwszych dniach września – dumnie doniosły media katolickie – odbył się kolejny zlot przykościelnych ginekologów. Lekarze skupieni wokół organizacji MaterCare International spotkali się w Rzymie, żeby debatować o tym, co dla położnika najważniejsze. Nie! Wcale nie o technicznych nowinkach. Nawet nie o godności kobiety i skuteczności środków antykoncepcyjnych. I nie o życiu. Rozprawiano o cywilizacji śmierci, która przykazuje przedkładać życie matki nad życie zygoty i tym podobne głosi herezje. Założycielem MaterCare jest prof. Robert Halley (tzw. lekarz z sumieniem), który uciekł ze zbyt – w jego mniemaniu – liberalnej Anglii i działa teraz w Kenii. Tam – w kraju, gdzie ludzie umierają na skutek głodu i AIDS – popularyzuje etykę katolicką, która w praktyce sprowadza się do nieużywania kondomów i rodzenia, ile się da. Celem MaterCare jest zjednoczenie wierzących ginekologów, aby mogli wspierać się i ewangelizować pozostałych. Polskę reprezentował prof. Bogdan Chazan, położnik ze szpitala Świętej Rodziny w stolicy. „Ponad wszystko powinniśmy słuchać Boga” – przekonuje nasz delegat, dodając przy okazji, że rodzimym
J
lekarzom niczego nie brakuje tak jak wsparcia ze strony biskupów. Pozostańmy przy temacie rozrodczym. Katolickie rzesze nie próżnują. Na stronie www.za-zyciem.pl trwa zbieranie antyaborcyjnych listów otwartych. Znajdziemy tam m.in.: „Świadectwo młodej położnej”, która uciekła z „gabinetu mordów”, czyli jednego z warszawskich szpitali, kiedy dowiedziała się, że będzie asystować przy zabiegach aborcyjnych (tych jeszcze legalnych, ma się rozumieć); „List dziecka” – Mikołaj ma 10 lat, ale już wie, że trzeba wojować ze skrobankami oraz że (pisownia oryginalna) „dzieci powinni też wystąpić dlatego, że oni (płody – dop. red.) są w niebezpieczeństwie, oni są mordowani i nikogo to nie martwi”;
ednym ze źródeł wielu kłopotów w naszym kraju jest obfitość osób przekonanych, że poznali jedyną prawdę i tą prawdą muszą wszystkich dookoła uszczęśliwić. Żeby nie było nieporozumień, to od razu przyznam, że należę do osób, które uważają, że prawdę o życiu i świecie można do pewnego stopnia poznać, czy może raczej – poznawać. Wierzę w tzw. prawdę naukową, czyli mozolny trud badania, kwestionowania i weryfikowania wszystkiego. Ta mieszanka sceptycyzmu i optymizmu poznawczego stała się moim udziałem stosukowo późno, gdzieś około trzydziestki, ale z wiary w prawdy jedyne lepiej wytrzeźwieć późno niż wcale. Cechą oddania prawdzie jedynej jest przyjęcie jej „na wiarę”, uznanie, że dzięki zaufaniu do autorytetów (rodzinnych, religijnych, politycznych, gospodarczych itp.) prawdę raz na zawsze się posiadło. I że właśnie ta prawda stoi ponad wszelkimi innymi prawdami. Mało tego – wszystko inne poza nią jest kłamstwem albo nic niewartym śmieciem. Odkrycie prawdy jedynej nie jest skutkiem drobiazgowych poszukiwań, weryfikacji i wątpliwości – raczej kapitulacji naszego rozumu przed Bogiem, Biblią, papieżem, Leninem, Balcerowiczem lub Kaczyńskim (niepotrzebne skreślić). Po uroczystej kapitulacji nie ma już miejsca na kwestionowanie i poszukiwania. Prawda już została dana, trzeba się jej trzymać i chronić wiarę, by jej nie pożarli „aktywni szatani”, czyli niedowiarkowie nienależący do naszego Kościoła, partii czy ruchu (niepotrzebne skreślić). Niestety, żyjemy w kraju, w którym wiara w prawdy jedyne ma się ciągle dobrze, a znaczna część naszej kultury i obyczajowości jest nimi przesiąknięta. Wynika to
„List nastolatki” – Ewa ma lat 14, więc tym bardziej wie, że walka z aborcją jest społecznym priorytetem. Ubolewa nad podłością i cynizmem polityków lewicy, bo usłyszała, że w 2009 roku „w majestacie prawa” zamordowano 538 dzieci, co jest przykładem „dyskryminacji ludzi ze względu na ich stan zdrowia, a wszystko to w szczytne imię kompromisu”… Przypomnijmy: w ostatnim dniu sierpnia projekt ustawy zakazującej aborcji – także w przypadku gwałtu czy zagrożenia życia matki – został odrzucony zaledwie… 5 głosami. Wielką kampanię antyaborcyjną podsumował redaktor Terlikowski. „W Polsce nadal można zabijać niepełnosprawnych i upośledzonych, ale projekt SLD, który dopuszczał mordowanie zdrowych, odrzucono” – ucieszył się i jednocześnie zmartwił pan Tomasz. Trzeba zabrać się do roboty, przygotować kolejną akcję, potem jeszcze jedną… aż do skutku! Potrzebne są wystawy abortowanych płodów, księżowskie kazania, odmawianie wiarołomnym komunii i pogrzebu z pokropkiem – zachęca obrońców życia katopublicysta. Zabrakło tylko jednej informacji. Najważniejszej. Wzorcowy katolik Terlikowski nie zapewnił, że przyjmie pod swój dach i wychowa choćby jedno genetycznie chore lub urodzone w wyniku gwałtu dziecko. JUSTYNA CIEŚLAK
oczywiście z nasączenia naszej historii rzymskim katolicyzmem, który jest jedną z najbardziej aroganckich ideologii głoszących własną nieomylność. W protestantyzmie, judaizmie, a nawet w islamie istnieje pole do debaty i sporów, przestrzeń do poszukiwań i wątpliwości. Katolicyzm zamyka wszystkie drzwi – papież zna prawdę, objawia ją tzw. wiernym, którzy z pokorą mają być jej posłuszni. Koniec i kropka. Jest to niezwykle trująca ideologia, niszcząca dla życia umysłowego i społecznego. Niedawno przeczytałem krytyczne rozważania o „depozytariuszach jedynej prawdy” autorstwa wicemarszałka sejmu Stefana Niesiołowskiego. Poseł Niesiołowski atakował PiS za sekciarską mentalność i jego duchownych popleczników. Bardzo to ładne. Ale martwi mnie, że jeden z czołowych polityków PO nie dostrzega faktu, iż PiS-owska dyktatura umysłowa jest tylko bladą kopią swojego rzymskokatolickiego wzorca i funkcjonuje dzięki umysłom uformowanym w Kościele (stworzyła je ideologia, która kształtuje potrzebę wodzów i ślepej w nich wiary). PiS odnosi sukcesy nie tylko dlatego, że popiera go Kościół, ale również z tego powodu, że Kościół zbudował całe podglebie, z którego ta sekciarska partia wyrasta. Zbudował – z cegiełek w postaci szarych komórek poszczególnych członków – całą PiS-owską umysłowość, określone potrzeby i oczekiwania. Niemały udział w zatruwaniu Polski tym paskudztwem miał zresztą sam marszałek Niesiołowski, jeszcze jako ZChN-owiec. Ładnie byłoby kiedyś za to Polaków przeprosić. Ale czy na takie przeprosiny stać kogoś, kto jeszcze 2 lata temu mówił, że nie wypada katolikowi publicznie krytykować biskupa? ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Prawda jedyna
Prowincjałki Tylko w jednym tygodniu do zamojskiej izby wytrzeźwień trafiły 63 osoby, z czego aż 55 to bezrobotni. Rekordzistą okazał się 34-latek, który miał 3,5 promila, a na wytrzeźwienie potrzebował… 21 godzin.
ROBOTNI BEZROBOTNI
Do mieszkania 74-letniej mieszkanki Bodaczowa włamał się 28-latek. Ukradł pięć butelek wina domowej roboty. Policja zatrzymała sprawcę. Niestety, wina nie udało się odzyskać.
WINNY WINNY
Dwaj 20-latkowie potrzebowali kasy. Włamali się do kwiaciarni, sklepu metalowego oraz dwóch kościołów w Zakopanem. W jednym opróżnili skarbonkę, z drugiego wypłoszył ich alarm. W sumie uciułali kilka tysięcy złotych, ale nie pociesza ich to za kratkami.
BOZIA RYCHLIWA…
Datki z niedzielnej tacy (każdorazowo około 300 zł) regularnie przez półtora roku przywłaszczał sobie 25-letni ministrant z Karpacza. Jego łupem padł też portfel proboszcza, w którym były 2 tys. zł. Za swoiste wprowadzanie w życie wartości katolickich grozi mu do 5 lat więzienia.
SŁUŻBA (Z) OŁTARZA
W Górze Kalwarii policja zatrzymała do kontroli kierowcę tira. Facet miał we krwi prawie 2 promile. Chwilę wcześniej zmienił za kółkiem swego kolegę, po tym jak ten został ukarany za jazdę pod wpływem alkoholu.
ZMIENNICY
W miejscowości Broszki (powiat sieradzki) głupio wpadł złodziej wyrywający kobietom torebki. Gdy uciekał przed jedną z ofiar, wypadł mu z kieszeni spodni portfel z jego własnymi dokumentami. Kobieta oddała portfel policji, a ta bez trudu znalazła złodzieja, który tymczasem… wrócił na miejsce przestępstwa.
FAJTŁAPA
24-latek z Dębicy z powodzeniem praktykował adwokaturę. Udzielał porad i reprezentował swoich klientów, którzy z jego usług byli całkiem zadowoleni. Już miał otworzyć kancelarię prawną, kiedy wyszło na jaw, że jest technikiem weterynarii, który własnoręcznie sfabrykował dokumenty, łącznie z zaświadczeniem o wpisie na listę adwokatów RP. Za owocną praktykę grozi mu do 8 lat więzienia. Opracowali: WZ i MaK
POWOŁANIE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Jarosław Kaczyński nie chce debaty i też widać wyraźnie, że mamy do czynienia z szukaniem jakichś pretekstów, żeby do tej debaty nie doszło (…). Jeżeli już się na końcu zgodzą, no to prezes zostanie porwany przez kosmitów w drodze do studia na debatę z Donaldem Tuskiem. (europoseł Michał Kamiński, PJN)
W Europie jest coraz więcej barbarzyńców, czyli ludów nienależących do europejskiej, judeochrześcijańskiej cywilizacji i niepragnących się z nią zasymilować. (Jacek Żalek, poseł PO)
Euro 2012 to największa impreza sportowa w Polsce, nie może na niej zabraknąć Kościoła. (ks. Szymon Nowicki, duszpasterz sportowców z Poznania)
Jednym z najważniejszych obowiązków dyrektora szkoły publicznej w Polsce jest płaszczenie się przed księdzem i biskupem. (profesor Jan Hartman, filozof)
Postawa Kościoła w Polsce przypomina trochę postawę papieży Piusa IX i Piusa X, czyli anachroniczny Kościół, który chciał sobie podporządkować życie publiczne. (profesor Marcin Król, historyk idei)
Ja osobiście nieraz też mam ochotę podrzeć Biblię za pełne agresywnych i nawołujących do przemocy treści. (prof. Magdalena Środa, etyk)
Myślę, że piłkarski tryumf w Moskwie, będący emanacją polskiego ducha, byłby niemożliwy bez Smoleńska. (Wojciech Wencel, felietonista „Gazety Polskiej”) Wybrali: ASz i AC
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
NA KLĘCZKACH
RĘKA RĘKĘ MYJE SLD ma problemy z zebraniem 115 podpisów pod wnioskiem o skierowanie Ziobry i Kaczyńskiego do Trybunału Stanu za sprawę Blidy. Podpisów nie chcą składać posłowie PSL i PO. To koleżeńska solidarność polityków przestraszonych tym, że kiedyś sami mogą przed trybunał trafić, czy może przygotowania do nowej wersji POPiS? AC
KOŚCIÓŁ ZANIEMÓWIŁ
W Łodzi rozpocznie się proces artysty Krzysztofa Kuszeja, który namalował cykl obrazów oddających gwałty księży na dzieciach. Był to jego artystyczny protest przeciwko pedofilom w sutannach. Policja zarekwirowała obrazy kilka miesięcy temu i zarzuciła artyście szerzenie pornografii dziecięcej. Mimo wahań wymiaru sprawiedliwości ostatecznie zdecydowano o skierowaniu sprawy do sądu. MaK
CENNE ZIOBRO Na 100 funtów od każdego dziennikarza wyceniło środowisko „Gazety Polskiej” zaszczyt spotkania się z europosłem PiS Zbigniewem Ziobrą w Londynie. Konferencja prasowa została jednak odwołana po tym, jak ujawniono, że Kluby „Gazety Polskiej” miałyby zarabiać na występie eurodeputowanego. Oficjalnie partia Kaczyńskiego odżegnuje się od jakichkolwiek związków z jakoby niezależną „Gazetą Polską”. AC
PiSTARUCH Posłanka Beata Kempa z PiS broni Piotra Staruchowicza, pseudonim „Staruch”, znanego stadionowego zadymiarza (m.in. uderzył w twarz reprezentanta Polski). Czym zasłużył się ów osiłek na względy Kempy? „Wiem, że ten człowiek ma w sercu wiele patriotyzmu i szacunku dla powstańców warszawskich i dla Polski” – zapewniła i dodała: „Moje poręczenie to znak protestu przeciwko pokazówkom, zachowaniu władzy, która jest zupełnie nieodporna na krytykę. Nie o takie państwo walczyli Polacy”. Sojusz Prawa i Sprawiedliwości z kibolami, którzy łamią prawo i w d…e mają sprawiedliwość, stał się faktem, tym bardziej że „Staruch” został felietonistą „Gazety Polskiej” związanej z tą partią. PPr
WŚCIBIANIE PIUSKI Polemizując z wypowiedzią Leszka Millera: „Jeśli Kościół chce ewangelizować, niech robi to za pomocą metod, które nie mają nic wspólnego z presją na ustawodawstwo”, ks. Tadeusz Wołoszczuk – filozof prawa – twierdzi, że owa wypowiedź jest rzekomo publicznym wzywaniem do łamania podstawowych wolności konstytucyjnych oraz praw ludzkich w rozumieniu Europejskiej konwencji praw człowieka, i ripostuje: „Kościół jako instytucja oraz wierni, duchowni i świeccy jako obywatele mają nie tylko prawo, ale i moralny obowiązek wpływać na kształt państwa i prawa, i nikt nie może im tego obywatelskiego prawa odebrać!”. Ale czy biskupi, reprezentując zawsze interesy Watykanu, nie odbierają sobie sami prawa do mieszania się w polskie sprawy? Mac
PRZESTĘPCZY PROTEST
KSIĄDZ NIECHRZCICIEL Kiedy niemal cała Polska potępiła rasistowskie ataki, jakie na Podlasiu neofaszyści przypuścili na niekatolickie miejsca kultu i pamięci (w tym pomnik Żydów zamordowanych w Jedwabnem) oraz ludzi odmiennej od katolickiej religii, strategiczne milczenie zachowała hierarchia rzymskokatolicka. W wielokulturowym Białymstoku miał miejsce Marsz Jedności osób sprzeciwiających się przemocy, niestety niewielki (200 osób) i wygwizdany przez kiboli oraz nacjonalistów. Policja nie interweniowała. MaK
BISKUP USTAWIA TVP Biskup włocławski Wiesław Mering nieoczekiwanie zaatakował Telewizję Polską w specjalnym, histerycznym oświadczeniu skierowanym do wiernych. Powodem niezadowolenia biskupa z funkcjonowania do bólu klerykalnej stacji jest fakt zatrudnienia w niej Adama „Nergala” Darskiego jako jurora w programie muzycznym TVP 2. Biskup oskarżył Darskiego (ten, który podarł Biblię) o jawny satanizm i wezwał wiernych do protestów („obrona Praw Bożych”). Rzecznik TVP Joanna Stempień-Rogalińska wyjaśniła, że Darski został zatrudniony jako znawca muzyki, a nie propagator jakiegokolwiek światopoglądu. MaK
Ksiądz Marek S. ze wsi Karpniki w okolicach Jeleniej Góry ma wielkie powołanie do wkurzania ludzi. Kaprysi przy chrztach i pogrzebach, wybierając osoby, którym zapewni posługę religijną, oraz te, którym każe spadać, bo na przykład nie byli jeden raz w kościele. Żąda wygórowanych stawek za pogrzeb (1000 zł) i poniża ludzi. Kuria legnicka wie już o dokonaniach duchownego, ale – jak to zwykle bywa – nie śpieszy się z interwencją. Najlepsze jest jednak to, że proboszcz zaprasza często egzorcystę, żeby wygnał szatana z całej wioski. Miejmy nadzieję, że „szatan” zrozumie, spakuje się i wyjedzie wreszcie na… inne probostwo. MaK
SPOWIEDŹ WRZEŚNIOWA Uczniowie katowickiego Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 4 na własnej skórze przekonali się, co to znaczy religijna indoktrynacja. Już dzień po rozpoczęciu roku szkolnego pani dyrektor – zamiast lekcji – zarządziła im... wycieczkę do kościoła połączoną ze spowiedzią. Po protestach rodziców i kuratorium całą sprawę komentuje tak: „1 września ksiądz nie miał czasu”. Fakt, to wszystko wyjaśnia. PPr
WSTYD ODWOŁANY
PLAC KOŚCIELNY
Uniwersytet Medyczny w Poznaniu odwołał kontrowersyjną konferencję na temat „leczenia” gejów i lesbijek. Wykładowcą miał być amerykański psycholog Joseph Nicolosi, związany z kręgami fundamentalistów chrześcijańskich. Jego konferencję odwołano po licznych protestach i publikacjach mediów, które wykazywały pseudonaukowy charakter wywodów Nicolosiego. Uczelnia wcześniej obstawała przy swoim projekcie, sugerując, że konferencję organizuje „w celach zarobkowych”. AC
W Gdańsku ogłoszono konkurs na budowę placu zabaw. Wygrała organizacja Zgromadzenie Służebnic Matki Dobrego Pasterza – Świetlica Wparcia Dziennego „Przystań”. I nie byłoby w tym nic dziwnego (w końcu kto miał wygrać, jak nie zakon?), ale tym razem tamtejsi urzędnicy wyjątkowo ostro przegięli. Zwycięzca już miał otrzymać 50 tys. zł dotacji, mimo że plan budowy „służebnic” nie został zaakceptowany przez radę osiedla. Urzędnicy zadowolili się za to rekomendacją trójki miejskich radnych dla
działalności organizacji. Na szczęście szwindel wykryli radni PO: Beata Dunajewska-Daszczyńska i Dariusz Słodkowski. Jak się okazało, plac zabaw nie byłby ogólnie dostępny, bowiem wejście do niego prowadziłoby od strony małej, bocznej uliczki, przez uchylną bramę wjazdową, co w rzeczywistości wiązałoby się z tym, że miejsce dostępne byłoby jedynie dla podopiecznych watykańskiej organizacji. Ponadto otaczałby je wysoki mur. W efekcie wszystkie wnioski o rozpoczęcie budowy placu zabaw mają być przejrzane jeszcze raz. PAR
5
POLITECHNIKA PAPIESKA Organizatorem tegorocznych Dni Jana Pawła II jest Politechnika Krakowska. Szkoła funduje nagrody w konkursie na esej poświęcony myślom zmarłego papieża. Trzy główne nagrody to 8, 6 i 4 tysiące złotych. Zaiste drogocenny jest wkład Karola Wojtyły w rozwój polskiej myśli technicznej. AC
KSIĘŻA JAK WRZÓD
Ksiądz Wiesław W. z Gorenic w Małopolsce stanie przed sądem. Trafił tam właśnie skierowany przeciwko niemu akt oskarżenia za jazdę po pijanemu. Duchowny jechał samochodem na mszę dla dzieci. Grozi mu kara więzienia do lat dwóch oraz grzywna. MaK
Dla ultrakatolickiego publicysty Tomasza Terlikowskiego setki austriackich księży protestujących przeciwko polityce Watykanu to po prostu „wrzód na organizmie Kościoła, który trzeba przeciąć”. Terlikowski wzywa do „radykalnej wierności Ewangelii”, która jego zdaniem polega m.in. na powrocie do noszenia przez księży koloratek, sutann i strojów liturgicznych. Jak wiadomo, pierwszych chrześcijan można było od razu rozpoznać po koloratkach właśnie… AC
WYSZYŃSKI NON POSSUMUS
SAMOZAMACH KOŚCIOŁA
„Aktualność dziedzictwa kardynała Wyszyńskiego” to przedmiot, którym władze Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego uraczą każdego nowego studenta. I to obowiązkowo! Bez znaczenia jest to, czy chce on studiować teologię, fizykę, czy ochronę środowiska. – Od października zaczynam na UKSW informatykę. Jak się dowiedziałem, że muszę uczyć się o Wyszyńskim, oniemiałem – mówi Michał, który doniósł nam o planach uczelni. Tymczasem władze skądinąd publicznego dziś uniwersytetu (finansowany z budżetu państwa) wyszły z założenia, że każdy student musi znać dorobek swojego patrona. 30 godzin (!!!) obowiązkowych zajęć, zakończonych oceną na pewno w tym pomoże… Władze uczelni uspokajają, że podobno nie będzie to kolejna „religia”, tylko nauka o wartościach promowanych przez Wyszyńskiego. Czy na pewno? Uczelnia nie pozostawia wątpliwości – o kardynale będzie, ale tylko wykład monograficzny. A to wyklucza jakąkolwiek poważną dyskusję. I krytykę. DP
Kardynał Tarsicio Bertone otrzymał list z groźbą śmierci. Styl listu (cytaty z „dzieł świętych”) oraz rodzaje zarzutów (błędna polityka kadrowa i kumoterstwo) dość jasno wskazują na to, że autorem pogróżek był najwyraźniej jakiś duchowny pominięty przy awansach. Polska prasa katolicka napisała przy okazji ze zgrozą o… „groźbach przeciwko Watykanowi”. Pewnie tak było, tylko Watykan groził w tym wypadku sam sobie. MaK
PO PIJAKU DO DZIECI
WATYKAN MATACZY Władze Kościoła skierowały do rządu Irlandii list odpierający zarzuty, jakie władze tego kraju postawiły administracji watykańskiej. Chodzi o nakłanianie biskupów do niewspółpracowania z władzami świeckimi przy wyjaśnianiu przestępstw seksualnych kleru. Watykan tradycyjnie nie poczuwa się do winy, choć znane są listy z Rzymu, jednoznacznie sugerujące biskupom irlandzkim nieposłuszeństwo wobec władz. Szef MSZ Irlandii Eamon Gilmore odrzucił wyjaśnienia „Stolicy Apostolskiej”. MaK
6
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Na księdza urok
Do sutanny ludzie – zwykle starsi i samotni – ciągną jak muchy do lepu, a jej posiadaczom ufają bezgranicznie. To jedna z tajemnic wielkiego majątku watykańczyków. Według art. 55 ust. 6 ustawy z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku Państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, nabywanie i zbywanie rzeczy i praw majątkowych przez kościelne osoby prawne w drodze czynności prawnych oraz spadkobrania, zapisu i zasiedzenia jest zwolnione od podatku od spadków i darowizn oraz opłaty skarbowej. Trudno więc ustalić dokładną liczbę przekazywanego kościelnym osobom prawnym mienia. Szacuje się jednak, że w skali roku jest takich darowizn od osób fizycznych około pół miliona. Ponad 2500 arów ziemi i dom nad jeziorem zaledwie kilkanaście kilometrów od centrum Olsztyna to kiedyś była własność Jadwigi Klimorowskiej (na zdjęciu). Dziś – misjonarzy saletynów. Saletyni (w Polsce jest ich ok. 200) zajmują się pracą na misjach, głoszeniem rekolekcji oraz misji parafialnych, a przede wszystkim – posługą w podstawowych wspólnotach chrześcijańskich na rzecz pojednania. W tym pojednaniu nie są niestety za mocni, o czym świadczy historia, która od kilku lat toczy się w Miodówku (por. „FiM” 8/2008). Cała wieś to zaledwie kilkanaście domków, czyste jezioro, plaże. To tam Jadwiga Klimorowska (71 l.) spędziła większość swego życia, a kiedy i ona, i mąż zaczęli niedomagać, postanowiła podzielić się swoim domem w zamian za dożywotnią opiekę. Przyznaje, że miała też inny ważny powód – wielkimi krokami zbliżał się termin wpłaty kwoty 28 261,43 zł do Agencji Własności Rolnej tytułem spłaty należności za jedną z działek, którą w 2000 roku Klimorowska wygrała w przetargu. Tyle pieniędzy wówczas nie posiadała.
Wybór padł na miejscowych, bogatych saletynów. Z ich ramienia sprawy z małżeństwem załatwiał ks. Jan G. Zapewnił, że o nic nie muszą się martwić, bo będzie im (wówczas żył jeszcze mąż pani Jadwigi – dop. red.) z nimi lepiej niż z rodziną. Uwierzyła. U notariusza spotkali się w maju 2003 r. Tam przybył sam przełożony prowincjalny ks. Lesław. W imieniu reprezentowanego zgromadzenia oświadczył, że darowiznę przyjmuje na cele kultu religijnego. W akcie notarialnym zapisano, że w zamian za to darczyńcy mogą się spodziewać nieodpłatnej służebności, „polegającej na prawie zamieszkania w dwóch pokojach położonych na lewo od wejścia głównego po wschodniej stronie budynku mieszkalnego i korzystania z pomieszczeń w budynku gospodarczym, o powierzchni 11 mkw.”. Sposób wykonywania służebności nie został określony. W akcie darowizny odpisano natomiast na rzecz Klimorowskich dożywotnie użytkowanie działki o powierzchni 2 arów, położonej w pobliżu budynku mieszkalnego i stanowiącej ogródek. Zdobytą w ten sposób chałupę saletyni wyremontowali, na froncie elewacji zawiesili krzyż, zamieniając budynek w dom dla wspólnoty życia Szkoły Nowej Ewangelizacji, gdzie przyjeżdża młodzież doświadczać obecności Boga i pogłębiać relacje z Jezusem. Za ścianą mieszkali Klimorowscy (obecnie, po śmierci męża, sama pani Jadwiga – dop. red.). W warunkach spartańskich, „po lewej stronie od wejścia głównego”, bez wody, prądu i dobrego słowa. Jako że nie doczekali się obiecywanej i oczekiwanej opieki, a relacje z saletynami
stawały się z miesiąca na miesiąc coraz bardziej niechrześcijańskie, Klimorowska i jej mąż po trzech latach postanowili darowiznę odwołać. Proces przed olsztyńskim sądem toczył się niemal dwa lata. Staruszkowie nie mieli szans wygrać, bo w podpisanej z saletynami umowie nie zapewnili sobie gwarancji dożywocia. A zapisana tam służebność, niestety, nie zobowiązuje obdarowanego do troski i opieki nad darczyńcą. Sąd więc powództwo oddalił, uznając, że „pozwanemu nie można zarzucić, aby z obowiązku wdzięczności wobec darczyńców się nie wywiązywał (…). Pozwany jest Zgromadzeniem Zakonnym o określonej ściśle regule, która nie przewiduje opieki nad ludźmi starszymi i chorymi” – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Klimorowska pozostawiona sama sobie może już tylko złorzeczyć na swój los. Saletyni od ponad dwóch lat udają, że za ścianą problemu nie ma. Tłumaczą po prostu, że ona pomocy przyjąć nie chce. Czy mimo wszystko nie po chrześcijańsku byłoby udzielić wsparcia kobiecie, która na „boże dzieło” oddała wszystko, co miała? O to usiłowaliśmy spytać ks. Piotra Szwedę, rzecznika prasowego zgromadzenia saletynów. – Nie będę tej sprawy komentował – oświadczył. Ojcowiznę (2 ha w Ostrołęce) oddała księdzu Marianna Przyborowska. W chwili podpisywania aktu darowizny miała 76 lat. Ufała, że ze strony duchownego krzywda jej nie spotka. Ziemia miała zostać przeznaczona wyłącznie pod kościół, a Przyborowska dostała gwarancję nie tylko spokojnego życia wiecznego, ale przede wszystkim – raju na ziemi. Całkiem gratis biskup Stanisław Stefanek dorzucił zapewnienie, że kobieta po śmierci spocznie w grobie rodzinnym, a duchowni będą za nią odmawiać pośmiertne modlitwy. No a teraz zejdźmy na ziemię. Kiedy wiadome stało się, że na darowanej kurii ziemi nie stanie żaden kościół, bo znacznie bardziej opłacalna będzie chociażby sprzedaż gruntów pod budownictwo jednorodzinne, Przyborowska zażądała, aby kuria oddała jej ziemię. No i tu biskup pokazał figę. Inaczej do sprawy podszedł Sąd Okręgowy w Ostrołęce, który orzekł, że… Stefanek ziemię zwrócić powinien, gdyż złamał postanowienia umowy darowizny. W drugiej instancji Przyborowska niestety poległa. A że miała na karku już dziewiąty krzyżyk, przestała walczyć. Długo żyła w brudzie, nędzy i warunkach, które urągają ludzkiej godności, aż w końcu zabrano ją do domu opieki społecznej. Zmarła w listopadzie ubiegłego roku, a nabożeństwo żałobne odprawił… sam biskup Stefanek. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Pierwszy etap za nami Udało się!!! Komitet Wyborczy Ruch Palikota jako jeden z siedmiu (lub ośmiu, bo w chwili oddawania „FiM” do druku nie było jeszcze decyzji PKW w sprawie odwołania KNP J. Korwin-Mikkego) wypełnił wymogi Państwowej Komisji Wyborczej w 21 okręgach wyborczych, co pozwoliło zarejestrować listy kandydatów we wszystkich 41 okręgach w całym kraju. Niemała w tym zasługa członków i sympatyków RACJI PL, którzy mocno zaangażowali się w zbieranie podpisów i przyczynili się do pierwszego sukcesu wyborczego Ruchu. Szkoda, że z tego sukcesu cieszyć się możemy jednak tylko częściowo. Nie mamy swoich kandydatów, jako RACJA PL, w 8 okręgach: 1 (Legnica), 10 (Piotrków Trybunalski), 14 (Nowy Sącz), 20 (Warszawa II), 21 (Opole), 28 (Częstochowa), 32 (Sosnowiec) i 34 (Elbląg). Są okręgi, gdzie na listach nie ma członków naszej partii, figurują na nich jednak osoby popierane przez RACJĘ PL. Niestety, nie wszystkie z tych osób są odpowiednio oznakowane na obwieszczeniach wyborczych. W większości przypadków posiadają adnotację: „Nie należy do partii politycznej”. Właściwie oznakowani są jedynie kandydaci popierani przez RACJĘ PL w okręgach: 22 (Krosno), 23 (Rzeszów), 24 (Białystok), 27 (Bielsko-Biała), 30 (Rybnik) i 39 (Poznań). To nasze porażki. Do sukcesów zaliczyć natomiast możemy niewątpliwie obsadzenie przez naszych kandydatów 2 pierwszych miejsc na listach: okręgi 9 (Łódź) i 33 (Kielce); 3 drugich: okręgi 15 (Tarnów), 38 (Piła) i 39 (Poznań); 9 trzecich: okręgi 6 (Lublin), 9 (Łódź), 18 (Siedlce), 22 (Krosno), 23 (Rzeszów), 24 (Białystok), 37 (Konin), 39 (Poznań), 40 (Koszalin); a także 7 ostatnich: okręgi 2 (Wałbrzych), 4 (Bydgoszcz), 13 (Kraków), 24 (Białystok), 25 (Gdańsk), 26 (Gdynia) i 31 (Katowice). Łącznie kandydaci będący członkami RACJI PL lub popierani przez RACJĘ PL plasują się na 21 eksponowanych miejscach na 41 okręgów wyborczych. Miejsca miejscami, ale tak naprawdę wszystko zależy od dobrej, efektywnie przeprowadzonej kampanii wyborczej. Wszystkim, którzy zbierali podpisy i brali udział w kształtowaniu list wyborczych, dziękujemy za zaangażowanie. Najbliższy miesiąc powinien jednak być dla nas miesiącem ciężkiej, intensywnej pracy. Musimy pokazywać się w mediach, rozmawiać z wyborcami, przekonywać do naszego programu i do kandydatów. Ale… nasi kandydaci sami tych wyborów nie wygrają. Potrzebne jest zaangażowanie wszystkich członków i sympatyków RACJI PL, a także… środki. Dlatego zwracamy się do Was – drodzy Wyborcy, Czytelnicy „Faktów i Mitów”, Członkowie i Sympatycy RACJI PL – o wsparcie. Liczy się każdy głos i… każda złotówka. Jednak tu zaczynają się schody. Wpłaty na kampanię wyborczą muszą spełniać odpowiednie warunki, w przeciwnym razie nie zostaną uznane przez PKW. 1. Wpłat dokonywać można WYŁĄCZNIE przelewem z konta osobistego (w żadnym wypadku z firmowego!!!) na rachunek nr: 77 1140 1977 0000 5967 1000 1002 2. Nie wolno wpłacać pieniędzy gotówką, na poczcie lub w banku bezpośrednio na konto Funduszu 3. Wpłacać mogą wyłącznie osoby fizyczne posiadające obywatelstwo polskie 4. Adres odbiorcy: Ruch Palikota, Fundusz Wyborczy, ul. Fabryczna 16/22 lok. 24, 00-446 Warszawa 5. W tytule wpłaty należy podać swoje imię, nazwisko i PESEL i zaznaczyć: „DAROWIZNA” OW nr … (wpisać nr okręgu wyborczego) w przypadku wpłaty na potrzeby kampanii wspólnej lub: „DAROWIZNA” OW nr … (wpisać nr okręgu wyborczego oraz imię i nazwisko kandydata) w przypadku wpłaty na potrzeby kampanii indywidualnej. Zarząd Krajowy RACJI PL
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r. Pewien obywatel wpadł na pomysł, żeby oddać parafii swoją ziemię. No i oddał. Do dzisiaj włóczą go po sądach, żądając więcej. W grudniu 2000 r. przed obliczem notariusza w Olkuszu stawili się Karol Drabek, mieszkaniec wsi Zalesie Golczowskie, i ksiądz kanonik Ryszard Gąsior, proboszcz parafii św. Stanisława Biskupa Męczennika w Cieślinie (gmina Klucze), obejmującej Zalesie kościelną jurysdykcją. Drabek wylegitymował się aktem własności ponad 1,5-hektarowej działki nr 28 w Cieślinie oraz sporządzonym przez uprawnionego geodetę projektem jej podziału na dwie parcele o numerach 28/1 i 28/2. Duchowny okazał pisma kurii biskupiej w Sosnowcu: jedno potwierdzało, że faktycznie jest proboszczem, więc ma uprawnienia do występowania w imieniu „kościelnej osoby prawnej”, jaką jest parafia, w drugim – ordynariusz bp Adam Śmigielski zezwalał mu na przyjęcie darowizny w postaci nieruchomości gruntowej. W przytomności notariusza Drabek złożył deklarację, że obdarowuje parafię działką 28/1 o powierzchni 2576 mkw., a kanonik ów prezent przyjął, oświadczając, że… znajduje się już w jego posiadaniu. Jak do tego doszło? – Przebywałem przez kilka lat za granicą i nawet nie wiedziałem, że proboszcz rozszerzył w tym czasie cmentarz parafialny, „zagospodarowując” sobie kawałek mojego gruntu. Ba, zdążył go nawet ogrodzić, pozbawiając mnie możliwości dojazdu do pozostałej części. Podobno nie wiedział, że to nie jego. Zaczął normalnie grzebać zmarłych i zanim się zorientował, że ziemia nie należy do parafii, wykopał tam już kilkanaście mogił. Moja mama była związana z Kościołem i Gąsior wiedział, że niczego jej nie odmówię. Urabiając ją, żebym zgodził się na polubowne załatwienie sprawy, klękał i obcałowywał dłonie, prosił... A ona mnie. Uległem i postanowiłem ofiarować parafii ten zajęty bezprawnie kawałek. Załatwiłem na własny koszt geodetę, który podzielił nieruchomość, wyodrębniając z niej 26 arów pod cmentarz, i poszliśmy do notariusza. Proboszcz był szczęśliwy. Wszem wobec opowiadał o mojej hojności, a podziękowaniom nie było końca. Z dostępem do działki 28/2 dogadaliśmy się w ten sposób, że on wykona przelotową bramę cmentarną (drugą oprócz wjazdowej), a ja dostanę do obu klucze, żebym mógł swobodnie przejeżdżać, co też zapisaliśmy w akcie notarialnym – wspomina pan Karol. – Oddał pan całkiem za darmo? – Tak. Znajomi pukali się w głowę, bo równie dobrze mogłem im
sprzedać tę ziemię za kilkadziesiąt tysięcy. Wystarczyło, żebym zażądał „wyprowadzki” nieboszczyków. Z obawy przed niewyobrażalnym skandalem (ekshumacje, nowe pogrzeby) parafia przyniosłaby mi w zębach te pieniądze. No ale prośba mamy była rozkazem… Drabek posiada w Cieślinie jeszcze jedną działkę (6250 mkw. z dwoma stawami), a ta przylega bezpośrednio do parafialnych włości (plebania z ogrodem i stawami o łącznej powierzchni 6230 mkw.). W związku z tym – w ramach dobrosąsiedzkiego porządkowania spraw – przystąpił do wyraźnego ich oddzielenia, żeby później znowu się nie okazało, że wielebni coś mu tam niechcący wybudowali... – Obie nieruchomości częściowo rozdzielał zrujnowany kamienny mur, a dalej – betonowe słupki, na których spoczywał przegniły już
POLSKA PARAFIALNA w Cieślinie otrzymał kanonik Leszek Kapela (dotychczasowy wikariusz parafii św. Joachima w Sosnowcu-Zagórzu – na zdjęciu), którego 3 kwietnia uroczyście zainstalował na urzędzie sosnowiecki biskup pomocniczy Piotr Skucha. „Po pierwszych tygodniach przebywania wśród parafian stwierdzam, że są to ludzie pracowici, ofiarni, życzliwi i uprzejmi. Widać zaangażowanie modlitewne. Jest Rodzina Radia Maryja, działają Koła Różańcowe, Modlitewna grupa o. Pio” – entuzjazmował się pleban na łamach tygodnika katolickiego „Niedziela”, opowiadając o koniecznych pracach wykończeniowych wokół cmentarza, ogrodzeniach, stawach rybnych przy plebanii, trasie procesyjnej, przykościelnych parkingach itp. – Trafił w dobry moment, bo ówczesna wójt gminy Klucze Małgorzata Węgrzyn, niegdyś aktywistka
i poprosiłem, żeby przywołał konfratra do rozumu. Tak też zrobił. Spotkaliśmy się wszyscy u dziekana, na jego prośbę przekazaliśmy sobie „znak pokoju” i wszystko wskazywało na to, że będę miał spokój, choć udostępnianie dojazdu trwało kilkanaście miesięcy. W 2008 roku ksiądz Kapela zaczął łakomie przyglądać się mojej działce obok plebanii, tej za naprawionym przeze mnie ogrodzeniem – kontynuuje pan Karol. Pewnego razu pan Karol dowiedział się, że na jego terenie grasowała jakaś kobieta i coś mierzyła. Okazało się, że była to Aleksandra Z., do niedawna pracownica Starostwa Powiatowego w Olkuszu, która nie miała jeszcze uprawnień do wykonywania zawodu geodety, ale z racji znajomości posiadała dostęp do tzw. materiałów źródłowych (dokładne plany podziałów oraz
Czarna wdzięczność
drewniany płot. Ta granica istniała od zawsze. Zaproponowałem księdzu, że w miejsce tego najbardziej rzucającego się w oczy odcinka z kamieni postawię na własny koszt betonowy mur z przyzwoitymi sztachetami. Wyraził zgodę. Podczas prac przychodził, oglądał, chwalił... – znowu był przeszczęśliwy, że wreszcie zostanie zaprowadzony porządek. O mały włos nie zostałem świętym, gdy na dodatek zleciłem wykonawcom, aby „wyprostowali” stare ogrodzenie z korzyścią dla parafii, co polegało na przesunięciu w niektórych miejscach muru o circa 40 cm w moją stronę – tłumaczy Drabek. W marcu 2005 r. ks. Gąsior zmarł. Nominację na nowego proboszcza
PZPR i posłanka Sejmu kontraktowego, myśląc o kolejnej kadencji we władzach samorządu, stała się tak prokościelna, że aż przykro było patrzeć, jak się zachowywała, gdy przyjeżdżał biskup. Załatwiała proboszczowi, co tylko chciał, nie wyłączając problemów z policją, gdy po raz pierwszy zatrzymano mu prawo jazdy – zauważa jej były towarzysz partyjny. Dla Drabka nowy proboszcz miał niespodziankę: – Na dzień dobry zamknął bramę w ogrodzeniu, odcinając mi dojazd do działki 28/2. Ponieważ jest to las, w którym bywałem okazjonalnie, nie robiłem rabanu, tylko pojechałem do księdza dziekana, pokazałem mu wszystkie papiery
pomiarów nieruchomości udostępniane wyłącznie podmiotom trudniącym się wykonywaniem prac geodezyjnych i kartograficznych). Wkrótce otrzymał od proboszcza oficjalne pismo z 30 marca 2009 r. zatytułowane: „Wezwanie do zaniechania naruszeń i przywrócenie stanu zgodnego z prawem”, opatrzone dodatkowo pięcioma zygzakami będącymi rzekomo podpisami członków rady parafialnej. Z owego obfitującego w pogróżki dokumentu pan Karol dowiedział się m.in., że jeśli natychmiast nie rozbierze „ogrodzenia postawionego na działce należącej do parafii” (sic!), to słono zapłaci za „dokonanie zaboru gruntu parafialnego i bezumowne z niego korzystanie”, nie mówiąc już o „znacznych, a zupełnie zbędnych kosztach sądowych”, jakie będzie musiał ponieść. – Początkowo zlekceważyłem te pogróżki, bo przecież w szkodę mu nie wszedłem i nie miałem cienia wątpliwości, że skoro w terenie wyraźnie widać betonowe słupki graniczne oraz fragmenty starego
7
ogrodzenia, to stworzone niegdyś na ich podstawie dokładne plany muszą właśnie ten stan rzeczy odzwierciedlać. Ksiądz postanowił jednak pójść na wojnę. Wystąpił do urzędu gminy o rozgraniczenie i wkrótce okazało się, że materiały źródłowe uległy „cudownej” metamorfozie, zaś granica została przesunięta prawie o dwa metry na moją niekorzyść. I jeszcze muszę za tę operację geodezyjną zapłacić 2 tys. zł! Gdy stanąłem okoniem, gmina pozwała mnie do sądu. Gdy z kolei zawiadomiłem prokuraturę w Olkuszu o prawdopodobnym sfałszowaniu podpisów rady parafialnej, a przede wszystkim dokumentacji geodezyjnej, sprawę błyskawicznie umorzono, nie przeprowadzając podstawowych czynności śledczych w postaci porównania podpisów czy uzyskania opinii niezależnego biegłego geodety, zaś prowadzący postępowanie policjant Paweł C. został wyczytany z ambony jako wielki dobrodziej parafii. Najbardziej jednak wkurza mnie fakt, że dałem Kościołowi w prezencie bezcenne 2,5 tys. metrów na ich najlepszy biznes, a oni szarpią mnie teraz o kilkadziesiąt metrów – zdumiewa się pan Karol w oczekiwaniu na sądowy werdykt, który ma zapaść 22 września. Co na to proboszcz? – Mój poprzednik był chory i nie miał głowy do uregulowania granic. Intencje mam czyste: chcąc ogrodzić teren parafialny, wynająłem geodetkę, panią Z., która wytyczyła granicę, a później potwierdził ją drugi geodeta, wybrany przez gminę. Ponieważ sąsiad to zakwestionował, oddałem sprawę do rozstrzygnięcia sądowi. Amen! Osobiście w ogóle się do niej nie mieszam. Śp. biskup Śmigielski mówił mi, żebym wziął radcę prawnego i trzymał się jak najdalej od sporu, więc gdy tylko widzę, że pan Drabek przyjechał do Cieślina, idę na plebanię, żeby go nie prowokować, bo bardzo mnie kiedyś sponiewierał – żalił się dziennikarzowi „FiM” ks. Kapela. – Ale nie wygląda najładniej, że gdy parafia miała nóż na gardle, człowiek ofiarował kawał swojej ziemi pod dochodowy cmentarz, a wy go teraz włóczycie po sądach o nic niewartą miedzę. – Sprawa tamtej działki nie jest całkiem jasna, bo słyszałem, że wcześniej niż pan Drabek kupił ją jeden z księży, ale nie znalazłem niestety żadnego dokumentu, który by to potwierdzał… – Czyli jednak jest jasna, skoro on ma papiery? – Naprawdę radzę się nie zajmować tą historią. Żyjemy w niepewnych czasach, okres przedwyborczy... Lepiej w ogóle nie ruszać tematu banalnego konfliktu sąsiedzkiego. Mówię to jako ksiądz! – podkreślił proboszcz Kapela. I niech to będzie przestrogą dla ludzi, którym strzeli do głowy, żeby wielebnym cokolwiek dać, nie będąc jeszcze doszczętnie gołym... ANNA TARCZYŃSKA Współpr. ST
8
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
MITY KOŚCIOŁA
Kościół kradnie Chopina Kopernik była kobietą – próbowano udowodnić w kultowej „Seksmisji”. Tymczasem z okazji Roku Chopinowskiego środowiska katolickie za wszelką cenę starają się przekonać Polaków, że Chopin był nie tylko „głęboko wierzącym katolikiem”, ale wręcz… zakonnikiem. Na łożu śmierci, po wielu nieudanych próbach, Chopin niemal przemocą został nawrócony (co nawet nie jest do końca pewne) przez zmartwychwstańca – ks. Aleksandra Jełowickiego. „Dzieciństwo miał wspaniałe. Rodzice dbali o rozwój jego talentu oraz wpajali mu wartości umiłowania ojczyzny oraz wiary w Boga. Za czasów młodości uczęszczał na msze św. do kościoła pp. Wizytek na Krakowskim Przedmieściu (…). Wiara wyniesiona z domu rodzinnego była w sercu Fryderyka tylko przez pewien czas (…). Świat arystokratyczny, w którym przebywał, niewiele mu o Bogu przypominał (…). Wśród wielbicieli jego muzyki byli przeważnie ludzie bez wiary. Wiara rodzinna zepchnięta została do sfery wspomnień (…). Nie mobilizowało go to jednak do systematycznych niedzielnych praktyk. Z roku na rok, zwłaszcza w ostatnich latach, „bezbożność towarzyszów i towarzyszek” powodowała w jego umyśle i na duszy coraz większe zwątpienie w wierze (…). Będąc w takim kryzysie wiary, Fryderyk bardzo poważnie zachorował na nieuleczalną wtedy gruźlicę płuc. Był to przełomowy czas, który doprowadził do cudownego powrotu Chopina do Boga. O tym najszczęśliwszym momencie w jego życiu napiszemy w następnym odcinku” – czytamy w artykule „Fryderyk Chopin i jego trudne powroty do Boga”
O
publikowanym w dwumiesięczniku Szkolnej Armii Różańcowej „Internet z Maryją” (wrzesień–październik 2010). „Czy Chopin mógłby być Rycerzem?” – zastanawia się natomiast Arkadiusz Urban w tekście „Fryderyk Chopin – Ad maiorem Dei gloriam”, zamieszczonym na stronie Zakonu Rycerzy Kolumba przy Bazylice NSJ w Warszawie całkiem serio starając się dowieść, że Chopin był wyznawcą tych samych ideałów, które przyświecają założonemu w Ameryce Zakonowi Rycerzy Kolumba oraz Opus Dei. „Twórczość Chopina zatopiona jest w jego katolicyzmie, we współczesnym świecie opisana została najpełniej przez założyciela Opus Dei św. Josemarię Escrivę, który tłumaczył, iż chodzi o to, by kontemplować Pana Boga w zwyczajnych zajęciach i poprzez zwyczajne zajęcia, które same stają się przedmiotem stałej rozmowy z Nim. Można by rzec, iż Fryderyk Chopin, gdy szedł ulicami Warszawy, Drezna, Wiednia i Paryża, niosąc ze sobą swoją muzykę, wypełniał słowa św. Josemarii, który zapytany, jaki kościół jest jego ulubionym miejscem modlitwy, podszedł do okna, otworzył je i wskazał na ulicę, mówiąc: „To jest moja ulubiona kaplica” (…). Muzyka Chopina jest więc wyrazem uczuć życzliwych, które wywołują potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem, służy bliźniemu,
kazuje się, że wprawdzie z budżetów publicznych nie wolno wprost łożyć na Kościół, ale na katolickie pielgrzymki – jak najbardziej! Pielgrzymka jest dziełem całej diecezji, zwracamy się więc do WSZYSTKICH (pisownia oryginalna) z prośbą o wsparcie tego Bożego dzieła – zaapelował w specjalnym komunikacie dotyczącym 27 Pieszej Pielgrzymki Łomżyńskiej na Jasną Górę biskup łomżyński Stanisław Stefanek. Czy jednak pielgrzymka to faktycznie „dzieło diecezjalne”, można mieć całkiem spore wątpliwości. Spośród listy jedenastu dobroczyńców wymienionych na stronie łomżyńskiej pielgrzymki, którzy dotychczas zaoferowali
a poprzez to i innym bliźnim. Jakże bliskie jest to ideałom Rycerzy…”. Z kolei opat klasztoru benedyktynów w Tyńcu, Bernard Sawicki, bardzo, ale to bardzo byłby rad, aby Fryderyka Chopina wystroić w habit benedyktyński. W napisanej z okazji Roku Chopinowskiego książce „Muzyka Chopina a Reguła św. Benedykta. Mistyczna panorama życia” z benedyktyńskim uporem usiłuje doszukać się choćby najdrobniejszych związków łączących muzykę Chopina z tradycją swojego zakonu. „Przeżywanie i tłumaczenie muzyki Chopina poprzez genius loci tynieckiego opactwa wydaje się zarówno czymś naturalnym, jak i odkrywczym oraz bardzo potrzebnym” – stwierdza na wstępie. Głębokie pokrewieństwo między muzyką Chopina a tysiącletnią tradycją tynieckich benedyktynów, wedle opata Sawickiego, ma się wyrażać po pierwsze – w „głębokim zakorzenieniu w polskości”, po drugie – „(…) opactwo [w wymiarze duchowym] było i jest ośrodkiem życia duchowego i uduchowienia materii. Muzyka Chopina w niepowtarzalny sposób wyraża duchowe doświadczenia i zmagania – zarówno pojedynczego człowieka, jak też całego narodu”. I po trzecie – w „tajemniczej magicznej aurze”, co znaczy, że „obie – każda na swój sposób – oczarowują i porywają”. Poza tym działania kompozytora i świętego mają charakter kapłański, jakby „przygotowywali drogę Panu”, a to w oczywisty
wsparcie dla tego „Bożego dzieła”, aż osiem pozycji to świeckie instytucje publiczne, a pozostałe trzy to podmioty kościelne (rektor kościoła pw. Wniebowzięcia NMP w Łomży prałat Andrzej Miałchowski,
sposób „wskazuje na istnienie nadziemskiej inspiracji”. Wydumane analogie, co do których zresztą sam Sawicki wielokrotnie ma wątpliwości („nie można zatem wykluczyć, że muzyka Chopina jest w jakiś sposób spokrewniona z Regułą św. Benedykta. Jest to pokrewieństwo uprawnione jak wiele innych”), ilustruje konkretnymi utworami Chopina, a na zakończenie i na poparcie swojej tezy serwuje czytelnikowi naiwną „impresję futurologiczną” w postaci opisu hipotetycznego spotkania św. Benedykta z Fryderykiem Chopinem… „po drugiej stronie życia”. A oto kilka koronnych argumentów opata Sawickiego za tym, jakoby Chopin był ucieleśnieniem reguły benedyktyńskiej: „Powszechność wyrażająca i aktualizująca się w tym, co szczególne – oto właśnie wspólna płaszczyzna muzyki Chopina i przesłania św. Benedykta – charyzmatycznej konkretyzacji uniwersalnego przesłania Kościoła”.
Janusz Kotowski; burmistrz miasta Ostrów Mazowiecka – dr Władysław Krzyżanowski; starosta powiatu Ostrów Mazowiecka – Zbigniew Kamiński; dyrektor Samodzielnego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Ostrowi
Zakładów Opieki Zdrowotnej w Wyszkowie – Cecylia Domżała; a także Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Łomży. Oczywiście każdy z nich ofiarował pieniądze publiczne, a nie swoje! Kolejni chętni do udzielenia wsparcia katolickiemu rajdowi na Jasną Górę są nadal pilnie oczekiwani. W zamian organizatorzy łomżyńskiej pielgrzymki obiecują wszystkim dobroczyńcom, że codziennie przez bite dwa tygodnie wędrówki jeden z pielgrzymujących kapłanów będzie odprawiał mszę świętą w „intencji ofiarodawców”. 14 mszy to widać okazja nie do pogardzenia, więc jak tu się nie skusić! AK
Wsparcie warte mszy Caritas Diecezji Łomżyńskiej i Wyższe Seminarium Duchowne w Łomży). Na liście świeckich dobroczyńców, którzy wsparli organizację 27 Pieszej Pielgrzymki Łomżyńskiej w dniach 1–14 sierpnia, figurują: prezydent miasta Ostrołęka – mgr
Mazowieckiej – Andrzej Sawoni; dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Łomży – Marian Jaszewski; dyrektor Samodzielnego Zespołu Publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej w Ostrołęce – Wojciech Miazga; dyrektor Samodzielnego Zespołu Publicznych
„Wszystko rozgrywa się w kontekście świadomości słabości człowieka, którą jednakowo szczerze i dyskretnie zarazem wyraża zarówno muzyka Chopina (w całej zmienności swych nastrojów, kruchości, melancholii i trapieniu się nieodwołalną przeszłością), jak i Reguła św. Benedykta (niestrudzenie głosząca ten sam szacunek dla ludzkiej miary, granicy i możliwości)”. „(…) tożsamość zarówno charyzmatu benedyktyńskiego, jak i muzyki Chopina: w miejscu spotkania to, co polskie, łączy się z uniwersalną mądrością, a dzieje się to poprzez prostotę, żywość, dostojeństwo – nie bez otwarcia na emocje, wrażliwość, nie bez bohaterstwa, wielkich dni – ale i klęsk. Symbolem tego – zarazem jakąś pieczęcią legitymizującą prawomocność proponowanego pokrewieństwa – jest opactwo tynieckie: benedyktyński klasztor wpleciony w pejzaż tak bardzo polski – zarówno geograficznie (Wisła, wierzby, łąki, malownicze wzgórza, skałki), jak i historycznie (stare mury, zrujnowane baszty, świadectwo chwały i dramatu dziejów Ojczyzny)”. „Taka synteza Polski włościańskiej jest jak najbardziej dla Chopina i Tyńca typowa (…). Także gdy chodzi o styl: zarówno w przypadku tekstu reguły, jak i w przypadku muzyki Chopina jest on wyraźnie zdefiniowany i wyczuwalny. Wiąże się wyraźnie z przekazem treści, z jego duchem – pozostając wobec niego w stosunku służebnym”. „(…) muzyka Chopina jawi się nie tylko jako obraz życia, lecz również jako jedna z wielu pośredniczek między przesłaniem Reguły benedyktyńskiej a życiem (…). Rzeczywistość ludzkich uwarunkowań, jak i kruchość i piękno egzystencji poprzez linie i gesty muzyki Chopina pięknie wpisują się w ideał nakreślony przez św. Benedykta”. AK
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
S
ejmowa Komisja Etyki Poselskiej jest swoistym sądem honorowym, więc jej wyroki (zwrócenie uwagi, udzielenie upomnienia czy wreszcie nagana w przypadku najcięższych zbrodni przeciwko kulturze osobistej) mają siłę oddziaływania prewencyjnego tylko na tych posłów, którzy honor i kulturę posiadają. Owo czteroosobowe gremium (po jednym reprezentancie PO, PiS, SLD, PSL) obraduje zazwyczaj przy drzwiach zamkniętych, by ich koledzy mogli się jakoś wytłumaczyć z wygadywanych bredni lub jawnych kłamstw, popełnianych oszustw bądź okazywanego chamstwa. Rozmowy i kary na niewiele się jednak zdają... Jednym z największych skandali mijającej kadencji Sejmu była próba wyłudzenia nienależnych pieniędzy przez grupę posłów PiS. Przypomnijmy tło tej historii: Latem 2008 r. „prawi i sprawiedliwi” dwukrotnie demonstracyjnie opuszczali salę posiedzeń, aby poskarżyć się dziennikarzom, że opozycja jest kneblowana. Za pierwszym razem (podczas zarządzonego już głosowania nad ustawą) poszło o pytania, które z uwagi na transmisję telewizyjną przerodziły się w długie oświadczenia ucięte przez marszałka Bronisława Komorowskiego. W drugim przypadku obrazili się „na nieuzyskanie większości” do uzupełnienia porządku obrad. Wagary
Mirosław Drzewiecki
podczas głosowań pociągają za sobą automatyczną obniżkę uposażenia i diety (o jedną trzydziestą za każdy dzień nieusprawiedliwionej nieobecności na posiedzeniu lub za niewzięcie w danym dniu udziału w minimum 80 proc. głosowań). Żeby więc nie stracić ok. 300 zł, zaczęli składać pisemne usprawiedliwienia. Co ciekawe: choć klub PiS liczył sobie wówczas ponad 150 szabel, na te głupie (w stosunku do zarobków) trzy stówki połakomili się tylko najbardziej prominentni. Kręcili tak ewidentnie, że zajęła się nimi Komisja Etyki (każdy tzw. zwykły obywatel trafiłby niechybnie w objęcia prokuratora). Oto czym się później tłumaczyli i jakie zapadły wyroki: ~ Jarosław Kaczyński zainkasował „uwagę”. Przekonywał, że usprawiedliwienie było standardowe, ale ponieważ pisał je po upływie kilku tygodni od wydarzenia, całkiem
PATRZYMY IM NA RĘCE za bezczelność. Wyjaśniał, że wszystkie jego usprawiedliwienia przygotowuje pracownik biura, a udział w proteście rozumiał jako wykonywanie ważnych spraw poselskich. „Członkowie komisji poczuli się dotknięci niestosownym tonem i sposobem, w jaki poseł prowadził rozmowę z Komisją Etyki Poselskiej podczas posiedzedo momentu decyzji klubu o wyjściu nia. Komisja uznała, że takim zaz sali posiedzeń; chowaniem poseł naruszył zasadę dba~ Bolesław Piecha („uwaga”) łości o dobre imię Sejmu, w szczena posiedzeniu komisji twierdził, że gólności poszanowanie godności inskładając usprawiedliwienie, omyłnych osób, w tym przypadku członkowo napisał, iż „był obecny, lecz ków komisji” – czytamy w uzasadtylko nie nacisnął przycisku do głonieniu orzeczenia; sowania”. „Nie skojarzyłem daty, po~ Andrzej Sośnierz („uwaga”) nieważ usprawiedliwienie składałem po miesiącu od tego zdarzenia” – obecnie poseł PJN – tłumaczył: – opowiadał podczas wysłuchania; „Składając usprawiedliwienie za nieobecność na posiedzeniu Sejmu, napisałem, że spowodowana była niedyspozycją zdrowotną, i zapomniałem dodać, że wraz z całym klubem PiS uczestniczyłem w proteście politycznym polegającym na wyjściu z sali i niebraniu udziału w głosowaniach”. Przed komisją stawali także inni posłowie, a niektóre sprawy wciąż trwają… ~ Mirosława Drzewieckiego (PO) oskarża Arkadiusz Mularczyk (PiS): „W momencie gdy schodziłem z mównicy sejmowej, nazwał Marzena mnie prostakiem”. Podczas przesłuWróbel chania Drzewiecki wyjaśnił: „Pięciokrotnie powtórzył zwrot »panie prze~ Andrzej Dera („uwaga”) niewodniczący« w ciągu krótkiego wywzięcie udziału w głosowaniu uzastąpienia, lekceważąc fakt, że zwrasadniał przypadkowym wyjściem z saca się do urzędującego premiera. Poli. Składając usprawiedliwienie, już seł Mularczyk jest adwokatem, a zanie pamiętał, czy tego dnia w Sejmie chowuje się, jakby opuścił trzy sememiał miejsce protest; stry na Wydziale Prawa i czegoś się ~ Nelly Rokita surowszą karę nie nauczył. Mam poczucie, że jako („upomnienie”) otrzymała za bezmłodszy poseł jeździ na łyżwach czelność. W usprawiedliwieniu wypo lodzie bez bandy i przekracza kręcała się złym stanem zdrowia. standardy, które nigdy nie były Przed komisją odmówiła składania w Sejmie najwyższe. Różne rzeczy jakichkolwiek wyjaśnień, „uważając się tu zdarzały, ale poseł Mularczyk za rzecz niebywałą i upokarzającą jest człowiekiem zaślepionym”. Tę zapraszanie jej na posiedzenie”. Posprawę umorzono, ale wcześniej dobnie jak w przypadku Masłowskiej Drzewiecki otrzymał „uwagę” za nałgarstwa Nelly zdemaskowały wydruzwanie samorządowców ze Świdnicy ki głosowań; „debilami, malkontentami i nieroba~ Krzysztof Tchórzewski mi, sabotażystami, którzy byliby go(„uwaga”): „Pisząc usprawiedliwietowi głodzić własne dzieci”; nie za nieobecności na posiedzeniach, ~ Robert Węgrzyn (niegdyś nie miałem świadomości, do jakich PO, obecnie niezrzeszony) został zazdarzeń się one odnoszą”. Nie padenuncjowany przez PiS za „upokamiętał, że miał miejsce protest porzającą dla posłanki Bożeny Wrólityczny klubu. „Usprawiedliwienie bel wypowiedź (w obecności kamer), podpisałem rutynowo, powołując się że przed posiedzeniem Komisji Śledna wykonywanie obowiązków sekreczej powinna sobie zatańczyć tarza klubu, bo jedynie z takich pona rurce w jakimś klubie”. Mimo wodów czasami opuszczam głosowaprzeprosin dostał „uwagę”. Niedłunia w Sejmie” – tłumaczył; go później stanął przed komisją za to, ~ Zbigniew Ziobro również że podczas posiedzenia komisji śleddostał podwyżkę („upomnienie”) czej zadał Wróbel, która z zawodu jest nauczycielką, pytanie: „Czy ma pani problem z ADHD?”, a następnie, już w trakcie nieformalnej pogawędki, wyraził uwagę: „Zastanawiam się, czy dzieci, które kiedyś pani uczyła, nie powinny zapisać się do psychiatry”. Kolejny zarzut dotyczył Tomasz komentarza podsłuchaTomczykiewicz nego przez włączony
Elyta W rejestrze posłów ukaranych za rozmaite przewinienia roi się od nazwisk z pierwszych stron gazet... o tym incydencie zapomniał. „Podpisując usprawiedliwienie, wykonałem tę czynność mechanicznie, nie kojarząc dat wymienionych w usprawiedliwieniu z aktem politycznym, który miał wtedy miejsce” – wykręcał się prezes, dając oponentom argument, że gdyby wrócił jakimś cudem do władzy, mógłby „mechanicznie” podpisać wypowiedzenie wojny. Niedługo później, działając już w warunkach recydywy, dostał „uwagę” za stawianie urzędującemu marszałkowi Komorowskiemu zarzutów „namawiania do popełniania przestępstw”; ~ Ludwik Dorn („uwaga”) wyjaśnił, że z powodów rodzinnych często zdarza mu się spóźniać na poranne głosowania. Przy małej ich liczbie, aby uniknąć potrąceń, pisze usprawiedliwienie. Nie pamiętał, by odbywał się jakiś protest jego klubu, więc „automatycznie podał jako przyczynę nieobecności na głosowaniach opiekę nad dzieckiem”; ~ Elżbieta Jakubiak („uwaga”) – obecna posłanka PJN – napisała w usprawiedliwieniu o „konieczności wywiązania się z wcześniej ustalonych zobowiązań wynikających z wykonywania mandatu”; ~ Wojciech Jasiński („uwaga”) złożył trzy równie bezsensowne usprawiedliwienia, podając w każdym z nich inną przyczynę nieobecności. Różnice tłumaczył tym, że wysyłał je z różnych miejsc; ~ Paweł Kowal („uwaga”) – obecnie prezes PJN – zasłaniał się na piśmie „powodami osobistymi”. Komisji przyznał, że bezpośrednią przyczyną niebrania udziału w głosowaniu był protest polityczny, za który dniówka należała mu się jak psu micha; ~ Marek Kuchciński („uwaga”) zeznając przed komisją, argumentował podobnie jak Kowal, aczkolwiek w usprawiedliwieniach powoływał się na „wykonywanie innych ważnych obowiązków parlamentarzysty, do których zaliczył stosowanie się do regulaminu klubu i do decyzji szefa klubu”; ~ Gabriela Masłowska („uwaga”): „Pisząc usprawiedliwienie za nieobecność podczas głosowań, po sprawdzeniu w kalendarzu uznałam, że powodem była choroba, i taką też podałam przyczynę”. Obnażyły ją wydruki głosowań, które wykazały, że brała w nich udział
9
nieopatrznie mikrofon. Węgrzyn szeptał wówczas do ucha Andrzeja Czumy: „Jaki kolor jeszcze ubrała, kuźwa...”, kpiąc z czerwonego uniformu posłanki; ~ Stefan Niesiołowski – wicemarszałek sejmu (PO) – za słowo „spadaj” „wypowiedziane z uśmiechem na posiedzeniu plenarnym Sejmu do występującego na mównicy posła Mularczyka”. „Jeśli już mówimy o chamstwie, to raczej ustawicznie prezentuje je poseł Mularczyk, który nie odkłania mi się, więc zaprzestałem już mu się kłaniać. Nie powiedziałem tego z mównicy, usłyszało to kilka osób. Poseł Mularczyk narusza regulamin notorycznie, wychodzi na trybunę i pod pozorem zadania pytania wygłasza oświadczenia. Powiedziałem więc, żeby spadał, czyli zszedł z mównicy, bo naruszał regulamin” – zeznał Niesiołowski, którego oskarżono wkrótce także o to, że „w czasie wypowiedzi posła Antoniego Macierewicza, który prezentował wniosek formalny Klubu PiS, odezwał się do niego głośno słowami „spadaj do psychiatry”, a następnie „do Tworek jedź”. Sprawa w toku;
Arkadiusz Mularczyk
~ Tomasz Tomczykiewicz (przewodniczący klubu parlamentarnego PO) tłumaczy się z tego, że podczas wystąpienia pana posła Zbigniewa Girzyńskiego określił go, zabierając głos z sali, słowem „baran” i stwierdził dosłownie: „Nic nie rozumiesz, baranie”. Wyrok jeszcze nie zapadł; ~ Paweł Olszewski (PO) staje przed komisją oskarżony przez rzecznika prasowego PiS Adama Hofmana za użyte w programie telewizyjnym sformułowanie: „Ja, jak oglądałem wypowiedzi Kaczyńskiego, to nabierałem takiego bardzo dużego przekonania, że sędzia, który kierował go na badania psychiatryczne, miał rację”. Sprawa w toku. Gwoli ścisłości dodajmy, że na liście prawomocnie ukaranych aktualnych posłów znajdują się ponadto: Marek Suski, Beata Kempa, Ryszard Terlecki, Antoni Macierewicz, Adam Hofman, Artur Górski, Waldemar Wiązowski, Andrzej Ćwierz i Tomasz Latos (wszyscy z PiS), reprezentujący PO Andrzej Kania i Julia Pitera (dwukrotnie), a także Wojciech Mojzesowicz (PJN). DOMINIKA NAGEL
10
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Śmiertelna cisza W
ostatnich minutach tragicznego lotu do Smoleńska pan prezydent Lech Kaczyński wymownie milczał. A wystarczyło powiedzieć jedno słowo... Komisja Millera badająca okoliczności katastrofy smoleńskiej ujawniła pełny protokół (1288 stron dokumentów) ze swoich prac, co było jej ostatnią formalną czynnością zamykającą postępowanie w tej sprawie. Protokół potwierdza to, co Czytelnicy „FiM” wiedzieli już od dawna z naszych publikacji i co znalazło odzwierciedlenie w zademonstrowanym 29 lipca 2010 r. raporcie komisji. Czyli: ~ bezpośrednią przyczyną wypadku było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania – przy nadmiernej prędkości opadania i w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią – oraz spóźniona próba ucieczki na tzw. drugi krąg; ~ najistotniejszym czynnikiem przesądzającym o takim, a nie innym finale był koszmarny błąd załogi korzystającej z radiowysokościomierza zamiast wysokościomierza barometrycznego, a ponadto: zlekceważenie ostrzeżeń o niebezpiecznej bliskości ziemi, błąd w sztuce przy próbie odejścia z pomocą autopilota oraz
ogólne braki w wyszkoleniu, zaś po stronie rosyjskiej: przekazywanie przez kontrolerów informacji o prawidłowym „kursie i ścieżce”, choć samolot znajdował się poza strefą dopuszczalnych odchyleń, oraz zbyt późna komenda przerwania manewru podejścia do lądowania; ~ piloci podejmowali karkołomne decyzje, „kierując się nie tyle przesłankami lotniczymi, ile faktem, kogo i w jakim celu przewozili na pokładzie”, zaś elementem pośredniego na nich nacisku była obecność w kabinie dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika, „gdyż w świadomości dowódcy statku powietrznego mogła pojawić się obawa o ocenę jakości wykonania przez niego podejścia do lądowania” – orzekli specjaliści. Trochę nowinek znaleźliśmy w załączniku nr 8, gdzie odtworzono tzw. korespondencję pokładową w końcowej fazie lotu (lipcowy raport ujawnił jedynie fragmenty stenogramu), czyli wszystkie rozmowy toczone w kabinie pilotów, które eksperci z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji zdołali rozszyfrować. I choć jest to zaledwie kilkanaście nieznanych dotychczas słów, mają one siłę dowodu stawianej
niejednokrotnie na naszych łamach tezy (popartej przeciekami), że pan prezydent Kaczyński wniósł swój ogromny wkład w dzieło zniszczenia 96 ludzkich istnień! Wsłuchajmy się w te rozmowy... ~ O 8:15:32 (czasu polskiego) drugi pilot mjr Robert Grzywna mówi, że z lądowaniem będzie prawdopodobnie „kicha”, a jego interlokutor podkreśla: „to musi być tutaj” lub „będziemy musieli gdzieś usiąść”. Cała załoga już wie, że warunki atmosferyczne w Smoleńsku są tragiczne; ~ Między 8:15:53 a 8:15:59 niezidentyfikowana osoba, która weszła do kabiny, mówi: „Pan prezydent chciałby zadzwonić z telefonu jeszcze raz” (lub „już teraz”). Dalej słychać czyjeś pytanie: „Powiedzieć to stewardesie? „Tak, bardzo proszę, żeby stewardesa...” – odpowiada posłaniec; ~ O 8:16:07 któryś z pilotów stwierdza: „Pan prezydent na domowy dzwoni” (lub „Pan prezydent tam poszedł dzwonić”). Lech konferował, jak wiadomo, z Jarosławem. O czym? Według naszych wiarygodnych źródeł – o możliwych trudnościach z lądowaniem w Smoleńsku („FiM” nr 3/2011). Prezes PiS twierdzi, że gawędzili tylko o zdrowiu mamy oraz jego zmęczeniu...;
Porady prawne Egzekucja ze wspólnej nieruchomości Po śmierci rodziców odziedziczyłam wraz z bratem dom jednorodzinny. Początkowo mieszkałam w nim sama, jednak brat w niedługim czasie narobił mnóstwo długów i nie miał się gdzie podziać, więc przyjęłam go do siebie. Teraz jest praktycznie na moim utrzymaniu. Spłaciłam również część jego długów, ale jego zobowiązania nadal wynoszą kilkadziesiąt tysięcy złotych. Z uwagi na fakt, że brat jest praktycznie niewypłacalny, a pozostaje współwłaścicielem domu, boję się, że komornik zajmie dom. Czy istnieje jakaś gwarancja prawna dla zachowania mojego mieszkania? Do majątku odziedziczonego wspólnie przez spadkobierców, zgodnie z prawem spadkowym, stosuje się odpowiednio przepisy o współwłasności w częściach ułamkowych. Przepisy regulujące postępowanie egzekucyjne przewidują zaś możliwość egzekucji z ułamkowej części nieruchomości. Zgodnie z nimi do takiej egzekucji stosuje się odpowiednio przepisy o egzekucji z nieruchomości z pewnymi wyjątkami. Trzeba jednakże zaznaczyć, że przedmiotem egzekucji może być tylko część nieruchomości należąca do dłużnika. Mimo to opisowi i oszacowaniu będzie podlegać cała nieruchomość, a więc również część należąca do Pani. W ten sposób
~ Między 8:16:43 a 8:16:53 słychać rozmowę świadczącą, że piloci są zaniepokojeni deficytem czasu: „O której te uroczystości [w Katyniu] się zaczynają?” – pyta Grzywna. „Nie wiem. Ale jak nie usiądziemy, to oni nie będą mieć czasu” – zauważa kapitan Arkadiusz Protasiuk; ~ 8:17:43 – „Basiu!” – przywołuje stewardesę kapitan. Cztery sekundy później mówi do niej: „Jest nieciekawie, wyszła mgła i nie wiadomo, czy wylądujemy”. Tę informację kobieta najprawdopodobniej zaniosła do prezydenckiej salonki; ~ Między 8:18:16 a 8:18:28 – „A jak nie wylądujemy, to co?” – docieka drugi pilot. „To odejdziemy. Ja się tylko martwię, co mi...” – zawiesza głos kapitan. „Tym to się naprawdę martwię” – dodaje któryś z jego kolegów; ~ O 8:23:00 do kokpitu wchodzi dyrektor Protokołu Dyplomatycznego Mariusz Kazana: „Podchorąży rezerwy uprzejmie prosi o pozwolenie, czy ja mogę tu przysiąść?” – pyta. „Bardzo proszę” – odpowiada Protasiuk; ~ Między 8:24:51 a 8:25:30 Grzywna prowadzi przez radio rozmowę z por. Arturem Wosztylem, dowódcą samolotu Jak-40, któremu udało się wylądować w Smoleńsku i który potwierdza bardzo złe warunki atmosferyczne („Ogólnie rzecz biorąc, to pizda tutaj jest”); ~ O 8:26:19 kapitan wypowiada do Kazany (pozostawał on cały czas w kokpicie) znane już z wcześniejszych przekazów słowa: „Panie dyrektorze,
zamieszkana – tak jak ma to miejsce w Pani przypadku. Ewentualny nabywca nie mógłby wydzielić dla siebie połowy domu (nawet jeśli podział byłby ułatwiony np. przez istnienie w domu dwóch pięter). Jedynym rozsądnym rozwiązaniem w takim przypadku byłoby przeprowadzenie podziału współwłasności przez sąd. Jeden z właścicieli byłby zobowiązany spłacić drugiego właściciela i w ten sposób nabyłby na własność całą nieruchomość. Ewentualnie, gdyby takie rozwiązanie nie było możliwe, sąd nakazałby sprzedaż nieruchomości i podział uzyskanej kwoty stosownie do posiadanych udziałów.
Umowa na czas próbny
komornik może dokonać oszacowania części należącej do dłużnika – sumą oszacowania tej części jest odpowiednia część sumy oszacowania całej nieruchomości. Jeśli komornik zajmie ułamkową część nieruchomości, musi o tym zawiadomić również pozostałych współwłaścicieli. Jeśli zaś decyduje się na zarząd zajętą częścią ułamkową nieruchomości, może działać tylko w granicach uprawnień dłużnika jako współwłaściciela. Z oczywistych względów licytacje komornicze, których przedmiotem jest tylko ułamkowa część nieruchomości, nie cieszą się dużym zainteresowaniem ze strony kupców, szczególnie że druga część nieruchomości jest zazwyczaj
Mam pytanie dotyczące umowy o pracę na okres próbny. Pracodawca zawarł ze mną taką umowę na okres 3 miesięcy. Niestety, w międzyczasie zachorowałem i poszedłem na zwolnienie lekarskie. Zwolnienie częściowo obejmuje okres zatrudnienia, a częściowo go przekracza. Czy w takim wypadku moja umowa przedłuży się o okres niezdolności do pracy? Umowa o pracę na okres próbny należy do tzw. umów terminowych i unormowana jest w kodeksie pracy. Pracodawcy wykorzystują możliwość zawierania z pracownikiem takich umów, aby zabezpieczyć swoje interesy. Często ocena kwalifikacji pracownika jedynie na podstawie dokumentów oraz rozmowy wstępnej jest utrudniona, a dzięki umowie na okres próbny istnieje możliwość sprawdzenia kandydata w praktyce. Umowa taka może być zawarta
wyszła mgła. W tej chwili i w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść – zrobimy jedno zejście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie. Tak że proszę już myśleć nad decyzją, co będziemy robili. Paliwa nam tak dużo nie starczy, żeby...”. „No to mamy problem” – smuci się dyrektor. Kapitan: „Możemy pół godziny powisieć i odchodzimy na zapasowe”. Kazana: „A gdzie jest zapasowe?”. „Mińsk albo Witebsk” – wyjaśnia Protasiuk. O 8:30:33 dyrektor wraca i informuje: „Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy”. „Na razie”… A zatem jasne jest, że to prezydent kazał wkrótce lądować! „Szybkie wskazanie lotniska zapasowego ułatwiłoby podjęcie czynności przygotowawczych (...) do wykonania wybranego wariantu dalszego działania. Jednocześnie dla załogi byłaby to informacja, że jej decyzja o odejściu na lotnisko zapasowe została zaakceptowana przez głównego dysponenta” – stwierdzili eksperci komisji. Niestety, pan prezydent tego nie zaakceptował, przysyłając im w zamian (o 8:36:48) gen. Błasika. Efekt? W protokole stoi czarno na białym, że „przy braku wsparcia procesu decyzyjnego dowódca statku powietrznego kontynuował wcześniej zaplanowane podejście do lądowania do wysokości minimalnej”, która okazała się wysokością brzozy. A wystarczyło powiedzieć „Mińsk” lub „Witebsk”. Tylko jedno słowo... ANNA TARCZYŃSKA
maksymalnie na okres 3 miesięcy i może poprzedzać każdą inną umowę o pracę. W treści umowy koniecznie trzeba zaznaczyć, że mamy do czynienia z umową na okres próbny – umowy takiej nie można domniemywać. Umowa ta jest korzystna dla pracodawcy, ponieważ nie ma on obowiązku zatrudnić pracownika po jej wygaśnięciu, a swojej decyzji nie musi uzasadniać. Umowę taką można też wypowiedzieć w dogodnych terminach. W kodeksie pracy przewidziano 3 okresy wypowiedzenia – w zależności od tego, na jak długo zawarto umowę. Jeśli okres próbny nie przekracza 2 tygodni, okres wypowiedzenia wynosi 3 dni robocze, jeśli jest dłuższy niż 2 tygodnie – 1 tydzień, a jeśli umowa została zawarta na 3 miesiące – okres wypowiedzenia wynosi 2 tygodnie. Pracodawca nie musi uzasadniać wypowiedzenia. Zwolnienie lekarskie, niestety, nie przedłuża umowy o pracę na okres próbny, podobnie jak i żadnej innej umowy o pracę. Jedyny wyjątek, w którym dochodzi do przedłużenia czasu trwania umowy, to ciąża pracownicy. Jeżeli umowa została zawarta na okres przekraczający miesiąc i miałaby ulec rozwiązaniu po upływie trzeciego miesiąca ciąży, ulega wtedy przedłużeniu do dnia porodu. W przypadku zwolnienia lekarskiego może być ono kontynuowane po ustaniu stosunku pracy. Zasiłek chorobowy wypłacany jest wtedy przez ZUS. Warunkiem nabycia prawa do zasiłku chorobowego jest to, żeby niezdolność do pracy trwała nieprzerwanie od ustania zatrudnienia, oraz to, żeby pracownik przepracował wcześniej okres wymagany do nabycia prawa do zasiłku chorobowego w trakcie trwania ubezpieczenia. Okres ten wynosi 30 dni. Opracował MECENAS
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
R
ząd Tadeusza Mazowieckiego, wprowadzając 21 lat temu do szkół publicznych katolicką katechezę, złamał podstawowe zasady przejrzystej polityki demokratycznej. Ta ważna decyzja nie była poprzedzona żadną publiczną debatą, premier nie zlecił przeprowadzenia badań opinii publicznej. Liczyło się tylko żądanie biskupów. I tak katecheci weszli do szkół. Z opanowaniem przedszkoli musieli poczekać do 1998 roku. O tym, kto i gdzie będzie katechizować, decyduje osobiście biskup diecezjalny. To on nadaje i cofa tak zwaną misję kanoniczną, czyli uprawnienie do katechizowania. Program, podręczniki i wytyczne, w jaki sposób oceniać uczniów, katecheta pobiera w kurii biskupiej. Wbrew prawu katecheci coraz częściej pełnią obowiązki wychowawców klas. Zakazuje takiej praktyki obowiązujące do dzisiaj rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 14 kwietnia 1992 roku w sprawie warunków i sposobu organizowania lekcji religii w szkołach publicznych (jego tekst zamieszczamy na naszej stronie www). Armia 31 589 szkolnych katechetów według szacunków MEN kosztuje budżet państwa rocznie ponad 1 miliard 200 milionów. Z relacji rodziców i samych uczniów wynika, że pieniądze te idą między innymi na pokazy drastycznych, kłamliwych filmów antyaborcyjnych. Wiek uczniów, którym się je prezentuje, nie ma dla katechetów większego znaczenia. Inni zwracają uwagę, że katecheza stała się sposobem na badanie przez księży sytuacji rodzinnej. Tropem potwierdzającym taką tezę jest nakładany coraz częściej przez katechetów obowiązek dostarczania przez dzieci zaświadczeń, z kim przyszły na mszę lub inne nabożeństwo. Internautka podpisująca się nickiem „hanna26” zauważyła, że jej córka pod koniec III klasy szkoły podstawowej na lekcjach religii zajmowała się kolorowaniem obrazków ze scenkami rodzajowymi z udziałem księży. Inna dodała, że dzieci po sześciu latach katechezy nie potrafią
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Jak żyć bez katechezy Dyrektor Twojej szkoły twierdzi, że katolicka katecheza jest obowiązkowa? Albo każe Ci pisać podanie o zwolnienie z tych zajęć? Jak się przed tym bronić? Jak zorganizować zajęcia z etyki czy niekatolickiej religii? Oto krótki przewodnik. wyjaśnić, dlaczego nie wolno dręczyć zwierząt. Są za to w stanie mechanicznie powtórzyć treść przykazań kościelnych. Nie wiedzą jednak, że ich treść się zmieniała i że odbiegają one od Dekalogu. Zamiast takich zajęć dyskutantki z forów poświęconych religii w szkole chcą wprowadzenia do szkół lekcji religioznastwa. Pozwoli to – zdaniem internautki podpisującej się nickiem „agata234” – na przykład na zdobycie wiedzy, jak należy się zachowywać w świątyniach innych niż katolickie. Według niej spora część Polaków tego nie wie i na wakacjach podczas zwiedzania meczetów robi z siebie pośmiewisko. Sporo uwagi uczestnicy społecznych debat na temat religii poświęcili zjawisku powierzania katechetom zajęć z etyki. Dyrektorzy szkół uznali bowiem, że mają odpowiednie kwalifikacje, bo legitymują się akademickim dyplomem z teologii. Jest to rażące naruszenie zasad określonych przez Ministra Edukacji Narodowej. Zgodnie z jego rozporządzeniem kandydat na nauczyciela etyki powinien wylegitymować się dyplomem ukończenia studiów filozoficznych lub specjalistycznych kursów filozoficzno-pedagogicznych. Nie ma w nim ani słowa o studiach teologicznych. Naszym zdaniem powierzenie lekcji etyki katechetom jest jednym ze sposobów, jakie stosują klerykałowie, aby zapobiec lawinowemu – jak czytamy w analizie pani wiceminister edukacji narodowej Lilli Jaroń – „(…) wzrostowi liczby
zainteresowanych udziałem w zajęciach świeckiej etyki szczególnie w szkołach gimnazjalnych, w liceach ogólnokształcących i w liceach uzupełniających dla absolwentów zasadniczych szkół zawodowych (...)”. Okazuje się, że zapał do nauki etyki słabnie, gdy dowiadują się, że lekcje prowadzić będzie szkolny katecheta... Część klerykalnych dyrektorów szkół do perfekcji opanowała także inne metody zniechęcania rodziców i uczniów do domagania się zajęć z etyki czy niekatolickiej religii. Na dzień dobry stawiają wymóg znalezienia w każdej klasie minimum siedmiu uczniów zainteresowanych takimi lekcjami. Jeżeli tylu się nie znajdzie, to zajęć nie będzie. Taki wymóg jest jednak bezprawny. Zgodnie z rozporządzeniem ministra szkoła ma obowiązek zorganizowania odrębnych lekcji świeckiej etyki lub niekatolickiej religii, gdy łącznie w całej placówce (!) znajdzie się grupa przynajmniej siedmiu chętnych uczniów. Gdy tworzą ją uczniowie różnych klas, to szkoła ma obowiązek zorganizowania dla nich zajęć w tak zwanej grupie międzyklasowej. Natomiast dla zorganizowania zajęć w tzw. punkcie międzyszkolnym wystarczy trzech uczniów ze szkół zlokalizowanych w danej miejscowości. Za jego funkcjonowanie odpowiada organ prowadzący. Pod tym urzędowym pojęciem ukrywa się – w zależności od typu szkoły i wielkości miejscowości – kolejno: dla szkół podstawowych i gimnazjów – wójt, burmistrz,
prezydent mniejszego miasta; dla szkół średnich – starosta. W 65 dużych miastach – niezależnie od typu szkoły – organem prowadzającym jest prezydent miasta. W Szczecinie rządzonym przez związanego z Opus Dei Piotra Krzystka zajęcia szkolnej katechezy dla swoich dzieci wywalczyli w ten sposób wierni: Kościoła Chrześcijan Baptystów, Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, Kościoła Zielonoświątkowego, Kościoła Ewangelicznych Chrześcijan. Według internautek w powieleniu szczecińskiego modelu przeszkadza niechęć niektórych dyrektorów szkół do skoordynowania planu zajęć oraz umieszczania lekcji religii i etyki na pierwszej lub ostatniej godzinie zajęć. Ułatwiłoby to organizację pracy placówki międzyszkolnej. Gdy podejrzewacie Państwo, że kierownictwo szkoły świadomie utrudnia Wasze starania o lekcje
Ciężkie czasy
Fot. Mac
Co trzeci uczeń w Polsce ma wadę postawy wywołaną nawet kilkunastokilogramowymi tornistrami. Statystyki z roku na rok są coraz gorsze. Ponad połowa polskich uczniów nosi za ciężkie plecaki. Według specjalistów ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) waga tornistra nie powinna przekraczać 10 proc. masy ciała dziecka. A jak jest u nas? Ważący niespełna 40 kilogramów drugoklasista nosi na plecach książki, które dochodzą do 1/3 wagi jego ciała! Takie obciążenie może doprowadzić do kalectwa, a mimo to większość szkół, nauczycieli czy producentów szkolnych podręczników wydaje się niezmiennie sprawę bagatelizować. Jeden podręcznik
do jednego przedmiotu to w dzisiejszych czasach „archaizm”. Dzisiaj tylko do matematyki uczniowie potrzebują podręcznika, zeszytu ćwiczeń i zbioru zadań, nie mówiąc o jakimś notatniku, tzw. tablicach i dodatkowych przyborach. A taki zestaw dotyczy niemal każdego przedmiotu. W tej sytuacji – przy planie lekcyjnym składającym się z 5, 6, a nawet 7 lekcji – uczniowie muszą nosić od kilkunastu do kilkudziesięciu książek i zeszytów, a do tego dochodzą jeszcze obowiązkowe buty na zmianę i strój na zajęcia WF-u. I tu już niemal pewna choroba kręgosłupa, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy dzieci większość czasu spędzają przed telewizorem i komputerem.
11
etyki lub innowierczej religii, piszcie w tej sprawie do odpowiedniego wójta, burmistrza, prezydenta miasta czy starosty. I oczywiście informujcie o tym redakcję „FiM”, która udzieli Wam porady i wsparcia. Innym przedziwnym rozwiązaniem praktykowanym (i to od lat) w wielu placówkach, zwłaszcza na prowincji, jest zapisywanie z automatu wszystkich uczniów na katolicką katechezę. Twierdzi się przy tym, że jest ona obowiązkowa. Nieprawda. Katecheza od 1990 roku jest przedmiotem dodatkowym, wymagającym odrębnych zapisów, tak samo jak etyka. Osoby niezainteresowane takimi zajęciami mają prawo do milczenia. Nikt nie może domagać się od nich jakichkolwiek oświadczeń w sprawie rezygnacji z etyki lub religii. Odwrotnie – właśnie rodzice, którzy chcą, żeby ich dziecko uczestniczyło w takich zajęciach, powinni napisać specjalne oświadczenie. Szkoła ma obowiązek zapewnić uczniom niechodzącym na religię profesjonalną opiekę. Inaczej by było, gdyby lekcja religii odbywała się na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej. Wtedy to rodzic byłby odpowiedzialny za swoją latorośl. Taka organizacja zajęć zależy jednak wyłącznie od dobrej woli dyrektorów szkół. Nie ma żadnego przepisu prawa nakazującego organizację lekcji religii na pierwszej lub ostatniej godzinie zajęć. Zazwyczaj katecheza jest więc umieszczana w środku planu lekcji. Zdaniem internautów ma to na celu zniechęcanie rodziców i uczniów do rezygnowania z lekcji religii. Warto przy tym pamiętać, że możemy zmienić zdanie o udziale naszego dziecka w lekcjach religii lub etyki po jego zapisaniu na nie. Rezygnacja złożona w trakcie roku szkolnego nabierze mocy urzędowej w dniu rozpoczęcia kolejnego semestru. Uczniowie pełnoletni wyboru zajęć i rezygnacji z nich dokonują samodzielnie. W razie problemów piszcie na adres:
[email protected]. Pomożemy! MiC
Rodzice zgodnie uważają, że szkoły powinny układać plan lekcji tak, aby rozłożyć ciężar pomocy naukowych na poszczególne dni tygodnia. Rozwiązaniem byłby obowiązek umieszczania szafek na podręczniki w każdej szkole. Uczniowie mogliby zabierać do domu tylko te materiały, z których korzystają podczas odrabiania prac domowych i bieżącej nauki. „Kiedy mój 6-letni syn założył tornister z obowiązkowym szkolnym ekwipunkiem, z trudem się wyprostował. To dopiero początek roku, a ja już szukam dla niego dodatkowych zajęć korygujących postawę” – mówi „FiM” Justyna Poręba – mama pierwszoklasisty. Niestety, większość szkół nie ma środków na zamontowanie szafek, bo przecież ważniejsze jest choćby opłacenie katechety niż zdrowie dzieci. Czy więc nie ma wyjścia? A e-podręczniki? Do sprawy wrócimy. ARIEL KOWALCZYK
12
PRZEMILCZANA HISTORIA
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r. George Orson Welles urodził się w 1915 roku w Wisconsin. Jako chłopiec miał okazję poznać samego Houdiniego, który był znajomym jego matki. Wielki iluzjonista prezentował małemu George’owi swoje sztuczki, dopóki – przerażony – nie spostrzegł, że dziecko bezbłędnie je i XX wieku dama była żywym dopowtarza. Mimo wrodzonej inteligenwodem na to, że kto nie ma szczęcji George wzbraniał się przed pójścia w miłości, ten ma szczęście w karściem do szkoły, uparcie twierdząc, tach: jej mężowie umierali jeden że nie jest mu do niczego potrzebpo drugim, za to w pokerze nie miana. I... chyba miał rację. Wystarczy ła sobie równych. Grać w karty nawspomnieć, że w wieku 8 lat napisał uczył Alice pierwszy mąż. Grać i oszu„Powszechną historię dramatu”. kiwać... Kiedy nieszczęśnik zginął Do edukacji zmusił go powszechny – przygnieciony w kopalni – młoda obowiązek, ale zawsze szczerze wdówka ruszyła w świat, a właściwie – i z wzajemnością – nienawidził na– od saloonu do saloonu. „Wolę grać uczycieli. Później studiował malarw pokera, niż jeść” – mawiała, ale stwo i rysunek, występował na de– wychowywana w bogobojnej rodziskach teatru, aż zaproponowano mu nie – nigdy nie tykała kart w niedzielę. Pewnego razu Alice – strzelec wywspółpracę z radiem CBS. Miał zaborowy – ocaliła życie niejakiego jąć się adaptacją znanych utworów Warrena Tubbsa, innego kanciarza, literackich, między innymi „Wojktórego ktoś chciał przykładnie ukany światów” Herberta George’a rać. Tak poznała drugiego męża. PańWellsa, powieści science fiction o instwo Tubbsowie działali razem, choć wazji Marsjan na Ziemię. W paźto Alice była niekwestionowaną midzierniku 1938 roku Welles przyszedł strzynią: podczas jednej nocy potrado radia na nocną zmianę. Wybrał fiła ugrać prawdziwy majątek. Podobkilka płyt z muzyką poważną i nadał no ścierała sobie naskórek na opuszpierwszy komunikat: „Uczeni zaobHarry Houdini kach palców niemal do krwi, żeby serwowali nagłe zmiany temperatubyły maksymalnie wrażliwe. Grająry w przestrzeni”. Potem było o dziwwystępy zaczęły przynosić coraz mniejcych z nią mężczyzn rozpraszała taknych ciałach niebieskich i ognistych sze zyski, Houdini szczęśliwie poże nieprzeciętną urodą. Za wygrane śladach unoszących się nad ziemią znał niejakiego doktora Hilla – saprzez nią pieniądze małżeństwo ku– wszystko śmiertelnie poważnie, mozwańczego lekarza – i nawiązali piło piękny dom w Południowej Daprzy akompaniamencie Czajkowskiekocie – niestety, podczas go. Kiedy Welles injego malowania, zimą, Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, formował o tajemniWarren nabawił się zaczym obiekcie, który że wierzy w nie więcej osób. palenia płuc i umarł. wylądował na farmie (Oscar Wilde) w New Jersey, przy raPo trzecim z kolei mężu Alice odziedziczyła podioodbiornikach grosiadłość, którą przerobiła na saloon. współpracę. Panowie jeździli od miemadziły się kolejne rzesze AmeryKiedy koszty remontu zmusiły ją ściny do mieściny. Zwiedzanie rozpokanów... Ze statku kosmicznego – wedo wzięcia pożyczki, sprowadziła czynali od cmentarza. Spisywali z nadług relacji – wyszli obcy przybysze. do lokalu najładniejsze prostytutki grobków dane upatrzonych nieboszMarsjanie oczywiście... „Panie i pa– dokładnie na czas odbywającej się czyków, po czym, gdzie tylko można, nowie, to najbardziej przerażająca w okolicy konwencji partii republiszukali informacji na ich temat. Na orkańskiej i... zjazdu pastorów kościoganizowanych później wieczorach spiła metodystów. Kredyt spłaciła rytystycznych aż roiło się od duchów! przed czasem. Alice wielokrotnie Jeśli Houdini i Hill dowiedzieli się, aresztowano za pijaństwo i wszczyże zmarły – dajmy na to – uwielbiał nanie burd, ale zawsze wracała do stakaszę ze skwarkami, informowali rych przyzwyczajeń. Żyła 79 lat. wzruszoną wdówkę, że jej mężowi naDo samego końca – z nieodłącznym wet w zaświatach ślinka cienkie na sacygarem – zasiadała przy karcianym mą myśl o takim rarytasie. Jeszcze stoliku. Taką ją zapamiętano. za życia Houdini zdradził tajemnice kilku swoich sztuczek: pokazywał, jak uwolnić się z kaftana bezpieczeństwa, Sztuka tworzenia oraz w jaki sposób kajdanki i zamki złudzeń można otworzyć sznurówką. Kiedy zmarła matka iluzjonisty, bardzo to Na początku XX wieku Harry Alice Ivers przeżył i dodatkowo zaangażował się Houdini zasłynął z tego, że potrafił w demaskowanie zdolności paranoruwolnić się ze wszystkich dostępnych malnych różnych mediów. Jednoczerzecz, jaką widziałem!” – wrzeszczał więzów. W czasie publicznych wystęśnie... do samego końca wierzył, że Welles. Kosmici nie byli przyjaźnie pów zakuwano go w kajdany; ubrarozmowy ze zmarłymi są możliwe. nastawieni. „Ludzie padają jak szczunego w kaftan bezpieczeństwa zamySwojej żonie zapowiedział, że jeśli ry!!!” – jeszcze głośniej nadawał przekano w trumnie; zatrzaskiwano umrze pierwszy, odezwie się z zaświajęty spiker. Wiadomość o niespodziew skarbcach bankowych. Kiedyś wrzutów. Nie dotrzymał słowa. wanej inwazji rozeszła się po całych cono go do zatoki San Francisco – ze Stanach. W kraju wybuchła panika. związanymi rękami i 30-kilograLudzie uciekali z domów, tarasowamowym łańcuchem. Oprócz uwalniaMarsjanie atakują! li drogi, okrywali się mokrymi ręcznia się z rozmaitych więzów mistrz nikami z obawy przed trującymi mariluzjonistów potrafił też przeniknąć W latach 20. i 30. poprzedniego sjańskimi gazami. Kilka osób popełprzez mur czy wypuścić z uszu... gowieku radio robiło karierę w ameryniło samobójstwo. Stacji groziła utrałębie. Na przedstawieniach kobiety kańskich domach. Dostarczało rozta koncesji. Skończyło się na karze mdlały, dzieci uciekały z płaczem, rywki, integrowało rodziny i – przede pieniężnej. a księża wykrzykiwali: „Houdini, bęwszystkim – było wyrocznią, jeśli chodzi dziesz potępiony!”. Kiedy publiczne o podawane informacje. Do czasu... JUSTYNA CIEŚLAK
Artyści przekrętu (2) Nie są zwykłymi przestępcami. Zamiast siły pięści używają talentu, sprytu i uroku. Poznajcie kilku wybitnych mistyfikatorów, którzy zapisali się w pamięci potomnych. Zdaniem ekspertów połowa dzieł sztuki w prywatnych kolekcjach to falsyfikaty. Na dokładne ich zbadanie nie pozwalają sami właściciele, którym ujawnienie prawdy na temat posiadanego „skarbu” zwyczajnie się nie opłaca.
Sztuka podrabiania Hann Meegeren był XX-wiecznym malarzem. Mało popularnym. Jego wystawy otrzymywały tak niepochlebne opinie, że kariera Holendra stała pod wielkim znakiem zapytania. Meegeren obmyślił wtedy zemstę na krytykach i historykach sztuki. Przez kilka lat wyćwiczył się w fałszowaniu obrazów jednego z najwybitniejszych holenderskich malarzy XVII wieku – Jana Vermeera. Oprócz kopiowania tworzył zupełnie nowe malunki – także na konto swojego wielkiego poprzednika. Używał pędzla z sierści borsuka (jak Vermeer), a skończone dzieło postarzał, odpowiednio je podgrzewając. Podróbki trafiły do najlepszych galerii i muzeów – przez krytyków uznane za bezsprzeczne oryginały. Meegeren zarabiał miliony, które wydawał
George Orson Welles
na nieruchomości, dzieła sztuki i pozamałżeńskie romanse. W czasie drugiej wojny światowej jeden z falsyfikatów („Chrystus i jawnogrzesznica”) dostał się w ręce Hermanna Göringa, marszałka III Rzeszy. Kiedy po wojnie Holendrzy szukali kolaborantów wyprzedających rodzime dzieła, dotarli też do Meegrena, któremu – za konszachty z wrogiem – groziła śmierć przez powieszenie. Przyparty do muru malarz wyznał, że to on jest Vermeerem, a z hitlerowcami nigdy nie współpracował. Przeciwnie! Zrobił z nich idiotów i naraził na straty finansowe, wciskając malarskie buble. Nikt nie dał wiary tym zeznaniom, jednak na wszelki wypadek zarządzono szczegółową ekspertyzę obrazu, która wykazała, że jest... oryginalnym tworem Vermeera. Przerażony Meegren wybłagał, żeby dali
mu farby i płótno, po czym w ciągu kilku dni stworzył kolejne „stare” dzieło. Ostatecznie, po wielu malarskich analizach, w październiku 1947 roku sąd skazał go na rok odsiadki. W więzieniu nadal malował. Obrazy, podpisywane już właściwym nazwiskiem, były rozchwytywane. Przy okazji Holendrzy docenili wreszcie twórczość rodaka Vermeera... Genialnym falsyfikatorem malunków był też Elmyr de Hory. Urodził się na początku XX wieku w bogatej węgierskiej rodzinie, która zapewniła mu wykształcenie, zagraniczne wojaże i wszelkie luksusy. Podczas wojny został sam i bez grosza – rodzinny majątek skonfiskowali hitlerowcy. De Hory wyjechał do Paryża, w którym wcześniej studiował. Tam, w wynajmowanej klitce, malował pejzażyki i martwe natury, których nikt nie chciał kupować. Smutny los odmienił przypadek. W 1946 roku jego pracownię odwiedziła bogata lady Campbell. Przekonana, że ma do czynienia z handlarzem obrazów, część jego dzieł uznała za płótna samego Picassa. Węgier, który bardzo potrzebował pieniędzy, zgodził się z jej zdaniem, sporo tego dnia zarobił i... na długie lata zajął produkowaniem kolejnych „picassów”. W prowadzeniu interesów przeszkadzały mu różne miłostki. De Hory był homoseksualistą, a jego życiowi partnerzy okazywali się większymi krętaczami niż on sam. Pierwszy kochanek handlował jego pracami, a przy okazji – okradał. Kochanek drugi przysporzył mu problemów, sprzedając galerii niewykończone falsyfikaty, i podstępem pozbawił Elmyra praw do jego własnego domu. W 1969 roku podczas pobytu na Ibizie węgierski falsyfikator – oskarżony o homoseksualizm (wówczas karalny) i kontakty z przestępcami – trafił do więzienia. Po odsiadce, pozbawiony zajęcia, popełnił samobójstwo. Przypuszcza się, że około 2 tys. jego podróbek (de Hory udawał nie tylko Picassa) przyozdabia dziś zarówno prywatne kolekcje, jak i państwowe muzea.
Dama Pik Tytuł najlepszej karcianej oszustki już dawno temu przyznano Alice Ivers. Żyjąca na przełomie XIX
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r. W odróżnieniu od religii etnicznych religie abrahamiczne mają problem z seksem, choć w różnym stopniu. Największe kłopoty stwarza swoim wyznawcom chrześcijaństwo w wersji rzymskiej. Najpopularniejszym zakazem religijnym dotyczącym seksualności człowieka jest zakaz współżycia przedmałżeńskiego. Istnieje w islamie, gdzie jest surowo przestrzegany, no i, oczywiście, w chrześcijaństwie, które jednak, przynajmniej na Zachodzie, bardzo traci swoje wpływy kulturowe. Można powiedzieć, łamiąc konwencje politycznej poprawności, że w tej kwestii katolicy są „sto lat za Murzynami”. I to dosłownie. W pierwszej połowie XX wieku znany francuski antropolog M. Griaule opisał malijskie plemię Dogonów, w którym przeznaczeni sobie młodzi ludzie rozpoczynają stosunki seksualne w wieku 16–18 lat, a pobierają się nawet 10 lat później. W kulturze hinduskiej dobrze wróży małżeństwu, gdy dziewczyna poślubia narzeczonego, będąc w ciąży, gdyż świadczy to o jej płodności. Hindusi zresztą słyną z „Kamasutry” – najpiękniejszego i bardzo szczegółowego podręcznika do miłości fizycznej – oraz z kilku innych traktatów o pieszczotach. Znaczące jest to, że w obu tych etnicznych religiach, podobnie jak w wielu innych, zwłaszcza starożytnych, bogowie również uprawiają seks (i to często na prawo i lewo, jak Zeus z mitologii greckiej). W niektórych religiach – na przykład w Mezopotamii czy Egipcie – odbywało się święto zwane hierogamią, podczas którego spółkowali król i królowa, obrazując stosunek płciowy bóstw, a noszenie fallicznych naszyjników było zwyczajem wielu plemion afrykańskich. Nawet Mahomet mawiał, że lubi „kobiety, zapachy i modlitwę”. Tymczasem chrześcijaństwo relegowało ludzką płciowość do sfery biologicznej reprodukcji. Przyjrzyjmy się „naszym bogom”. Najpierw Bóg Ojciec, który zapładnia Marię, że się tak wyrażę, per procura, za pośrednictwem bliżej niesprecyzowanego Ducha (w genealogii bóstw religii politeistycznych znany jest każdy ojciec każdego dziecka). Następnie mamy kompletnie aseksualnego Jezusa Chrystusa, jakoby niezdolnego do pokochania kobiety (lub mężczyzny). Nawiasem mówiąc, według ewangelii apokryficznych postać ta – przynajmniej w początkach chrześcijaństwa – wcale nie była bezpłciowa, bo Jezus miał jakoby żonę – Marię Magdalenę. Jak tu przy takich wzorcach
pozytywnie wyrażać się o seksie? Jak w ogóle o tym wspominać? Smutasowaty i pełen cierpienia (męczennicy, prześladowania, drogi krzyżowe itd.) Kościół chce nam wmówić, że cierpienie jest bardziej wartościowe niż radość i przyjemność. Nie dość, że życie na tej ziemi jest ciężkie, to odbiera się nam jeszcze ostatnie radości egzystencji: odmów sobie przyjemności seksu, a będziesz więcej wart, będziesz święty! W Krk wynoszono na ołtarze jednostki tylko za to, że doczekawszy się potomstwa, wyrzekły się stosunków ze współmałżonkiem. W dogmatyce katolickiej stoi, że Maria nie mogła mieć dzieci przed i po urodzeniu Jezusa, gdyż jakiekolwiek jej stosunki małżeńskie z cieślą Józefem uwłaczałyby Synowi Bożemu. Jak można tak upadlać naturę ludzką, stworzoną ponoć przez Boga?! Według Maleka Chebela, muzułmańskiego filozofa i antropologa
MITY KOŚCIOŁA A teraz wyobraźmy sobie nawet, że dziewczyna i chłopiec dotrwali w swym dziewictwie do ślubu, idealizując w międzyczasie ten nieznany, a tak oczekiwany seks. Nadchodzi noc poślubna i oto okazuje się, że żadne z nich nie ma ani cienia doświadczenia. Efektem jest straszne rozczarowanie (psychologowie i seksuolodzy radzą bardzo otwarcie – pierwszy stosunek najlepiej odbyć z osobą bardziej od siebie doświadczoną). Zresztą młodzi ludzie rzadko zdają sobie sprawę z ogromnych różnic w oczekiwaniach wobec współżycia płciowego. Jest to najczęściej proces długotrwałej nauki potrzeb partnera. A także i samego/samej siebie, bo przecież autoerotyzm i masturbacja także są surowo przez Kościół potępiane (a przecież występują już u niemowląt i chyba u wszystkich gatunków zwierząt). Dziewczyna rozczarowana podejściem świeżo upieczonego
niż ciepłe okrycie w zimowy wieczór? Dlaczego pohamowanie się od pożądania jest u nas bardziej punktowane niż udowodnienie w ten sposób radości z przebywania z ukochaną osobą? Czyżby młodych Polaków nie cieszyła myśl, że są podniecający? Szkoda, że w naszym kraju jeszcze tak niewielu ludzi mówi głośno o tym, że udany seks jest tak samo ważny w związku jak umiejętność wspólnego zaplanowania wakacji. Dowód? Tzw. „ugoda na poduszce”. Ile par po kłótni czy cichych dniach odnajduje harmonię właśnie dzięki przyciąganiu ciał? ` propos seksu… Przychodzi mi A do głowy jeszcze jeden opłakany skutek religijnego wstrętu do erotyki. Otóż język polski jest bardzo ubogi w słownictwo dotyczące owej sfery życia – tak twierdzą zarówno specjaliści od tej dziedziny, jak i emigranci, którzy muszą przeżywać swą
Wybrzydzanie na seks religii, „odrzucenie ciała i seksu jest w pierwszym rzędzie odrzuceniem samego siebie. A kiedy odrzucamy siebie, to jak możemy kochać kogokolwiek, w tym Boga?”. Jakże wspaniałą, ludzką cechą jest dawanie drugiej, ukochanej osobie przyjemności! Nie każdy to potrafi. Dlaczego uprawianie miłości miałoby być mniej wartościową przyjemnością niż wspólna rozmowa? Naukowcy donoszą zaś, że wystarczy 20 sekund w ramionach ukochanej osoby, aby organizm zaczął produkować serotoninę – hormon szczęścia. Dlaczego zatem nauki religijne odmawiają, a wręcz zabraniają nam szczęścia? Może dlatego, że ludziom nieszczęśliwym łatwiej obiecywać niesprawdzalne „szczęście wieczne”? Niestety, doktryna Kościoła wciąż ma w naszym kraju niemały wpływ na młodych, wierzących i ufających mu ludzi. Ci, którzy zaufanie to stracili, cieszą się zapewne znacznie zdrowszym życiem płciowym, choć może, niestety, gorszą opinią... Ale wróćmy do tych, którzy poddają się ślepo antyerotycznym nakazom religijnym. Po pierwsze, życie płciowe jest integralną częścią naszej fizjologii, która walczy o swoje prawa, i nawet największa dawka modlitw nigdy nie wymaże z naszego jestestwa chęci zbliżenia się do drugiej osoby. Natura nakazuje nam to dokładnie tak samo, jak każe nam udać się do toalety. I tak samo ukarze nas bólem w przypadku zlekceważenia takiego nakazu… Ile niezdrowych zachowań może z tego wyniknąć, ile gwałtów, zboczeń, a – przede wszystkim – ileż nerwic i degradacji zdrowia psychicznego!
Fot. Mac małżonka nie tylko może przeżyć wielki szok, ale i załamanie nerwowe, bo myśli: on mnie nie rozumie, a ja właśnie przysięgłam mu wierność po grób… Ale przecież jestem katoliczką, nie rozwiodę się… Nie chcę przez to powiedzieć, że lepiej korzystać z każdej nadarzającej się okazji i kolekcjonować partnerów i partnerki. Jednak przedmałżeńskie pożycie pozwala na odkrycie siebie i drugiej osoby w pewnym poczuciu bezpieczeństwa: jeśli nie dotrzemy się, jeśli on/ona odmówi zrozumienia mnie, zawsze mogę odejść, zacząć od nowa… W Europie Zachodniej na seks patrzy się na ogół jak na kolejny sposób zdobycia partnera, zrobienia mu przyjemności, udowodnienia wartości swojej osoby. Każdy mężczyzna stara się okazać swą troskę o potrzeby erotyczne kobiety i jest to tak naturalne jak pożyczenie jej kurtki, gdy jest zimno. Ona z kolei też nie neguje i nie ukrywa swych potrzeb. No bo dlaczego miałaby mniej doceniać ten typ troski
seksualność w innej, czyli naszej, kulturze. Widać tu ogromną lukę pomiędzy wyrażeniami wulgarnymi, grubiańskimi a lekarskimi lub dziecinnymi, poprzez które uczymy przedszkolaków nazw części ciała. Mam nadzieję, że mniej katolicka część Polaków poprawia lingwistyczny aspekt własnej sypialni. Przecież miłość i podniecenie tak wiele zawdzięczają również słowom. Rzecz nie tylko w tym, co szepczemy mężowi podczas miłosnych igraszek albo jak gorące SMS-y wysyłamy żonie podczas nudnego zebrania w biurze. Rozmowy na temat seksu są nieodłączną częścią spotkań międzyludzkich. Mniej lub bardziej zawoalowane aluzje do części ciała lub sytuacji uważanych za erotyczne stale goszczą w naszych rozmowach – bez względu na wiek, pochodzenie społeczne czy orientację seksualną. Oprócz stworzenia przyjemnej atmosfery, a czasem także okazji do spotkania przyszłego partnera, grają one niewątpliwie znaczącą rolę w wyładowaniu napięcia
13
seksualnego, które gromadzi się w nas w sposób naturalny. Zwłaszcza w towarzystwie, w którym – pomimo uczucia pociągu do pewnych osób – wierność partnerowi lub inne czynniki powstrzymują nas przed „przejściem do konkretów”. Jednak także tej przyjemności, niewinnej wydawałoby się, Kościół surowo zabrania (dowiecie się tego z katolickich „podręczników do narzeczeństwa”), choć to właśnie księża przodują w opowiadaniu sprośnych dowcipów – niewątpliwie na zasadzie „głodnemu chleb na myśli”. Na mało chrześcijańskim zachodzie Europy prawo do przyjemności – słownej, cielesnej i w ogóle jakiejkolwiek – jest ogólnie uznawane, a nawet uważa się, że przyjemność po prostu należy się każdemu jak psu buda. Francuzi mają przecież takie powiedzenie: nie ma nic złego w robieniu sobie dobrze… I nie zmieni tego sposobu myślenia żaden Kościół propagujący cierpienie jako drogę do takiego czy owego celu. Tutaj drogą jest radosne życie, a celem – szczęście. W ten sposób dochodzimy do podsumowania. Zupełnie wbrew własnym intencjom, które mają instynkt seksualny zagłuszyć, Kościół zrobił z seksu… życiowy cel młodych ludzi. Tak, tak. No bo skoro mamy się od niego powstrzymywać (powstrzymywać oznacza, że mamy na niego ochotę) aż do ślubu, to bierzemy ten ślub, żeby… wreszcie przestać się powstrzymywać. I pójść razem do łóżka. Znacie takie powiedzenie pod adresem nowożeńca: chciał napić się piwa, kupił sobie browar? Zresztą nawet nieprzestrzegający tych prawideł Polacy odliczają randki i spotkania, mówiąc sobie, że po tylu to a tylu będzie „wypadało” pójść z kimś do łóżka. Zachodnie podejście do ludzkiej płciowości, według którego seks nie jest celem, tylko drogą kochającej się pary do miłości, niweluje zupełnie taki sposób myślenia i postępowania. Młodzi, a także mniej młodzi ludzie są bardziej wyluzowani – nie muszą nerwowo oczekiwać magicznego „tak”, żeby zrobić to, co natura uczyniła tak naturalnym i przyjemnym. Paradoksalnie, niediabolizowanie seksu sprawiło, że przestał być celem samym w sobie. Niestety, u nas diabły wciąż przerażają nie rogami, a penisami. A mnie, osobiście, przeraża wizja społeczeństwa dojrzewającego (i to w XXI wieku!) w klimacie tak niezdrowym psychologicznie. Aha, a jeśli jednak wzięliście sobie do serca wskazania księdza proboszcza, że miłość „fizyczna” powinna w każdej sytuacji ustępować miejsca tej rzekomo czystej miłości „psychicznej”, czy jak ją nazwać, to proponuję pouczającą lekturę „Wąskiej bramy”, autorstwa przewrotnego André Gide’a, który opisuje wyjątkowo opłakane, wręcz tragiczne, skutki takiej postawy. AA
14
BEZ DOGMATÓW
Trzy lata po wybuchu wielkiego kryzysu nie tylko nie widać jego końca, ale właśnie nadeszła jego kolejna, niespodziewana fala. Czy nas przykryje, czy przeciwnie – uda nam się na niej popłynąć w jakieś ciekawe miejsca? Tak się szczęśliwie składa, że mamy gospodarkę dosyć zamkniętą i mniej od innych zależną od wahnięć na światowych rynkach. Ale i tak eksperci zapowiadają, że po niezłej pierwszej połowie roku polska gospodarka wyhamuje w najbliższych miesiącach, co spowoduje wzrost bezrobocia aż o 200 tysięcy osób. To tak, jakby pracę stracili wszyscy zatrudnieni we Wrocławiu. Warto przy okazji uściślić, że kryzys dotyczy głównie dwóch, trzech miejsc na świecie, choć są to miejsca bardzo znaczące: Unia Europejska z okolicami, USA i Japonia. Reszta świata ma się zupełnie nieźle, tzn. przynajmniej jeśli chodzi o wskaźnik PKB (Produkt Krajowy Brutto), który mówi tylko o tempie wzrostu sprzedaży produktów firm, a nie mówi na przykład o dochodach ogółu ludności, jej poziomie życia, zdrowiu itp. Kryzys dotyczy nie tylko rozwoju produkcji towarów i usług, ale także wzrostu bezrobocia i zadłużenia. Środki antykryzysowe zastosowane 3 lata temu doprowadziły do skokowego wzrostu zadłużenia państw, a później – do zatarcia się gospodarek na skutek podjętych środków oszczędnościowych.
Sięganie po grube portfele Zatem pierwszym podjętym krokiem były oszczędności. Doświadczamy ich także w Polsce – na przykład środki na walkę z bezrobociem obcięto o połowę, a na pomoc społeczną wydaje się mniej niż 4 lata temu. Oszczędności same w sobie ratują być może krótkoterminowo budżety publiczne, ale trudno je uznać za prawdziwe środki zaradcze na kryzys. One wręcz kryzys powodują, dusząc inwestycje i konsumpcję. Dlaczego więc są wprowadzane? Ponieważ większość państw europejskich uznała, że dalej zadłużać się już nie jest w stanie. Trzeba zatem ciąć wydatki. Albo podnosić dochody. W tym kontekście po raz pierwszy od bodaj 30 lat postanowiono tu i tam na świecie sięgnąć po grube portfele, czyli po dochody najlepiej zarabiających. Od co najmniej jednego pokolenia dominująca na świecie ideologia fundamentalizmu rynkowego głosiła prostą jak konstrukcja cepa „prawdę”, że obniżki podatków dla najzamożniejszych automatycznie powodują rozwój gospodarczy oraz wzrost inwestycji. A zatem także spadek bezrobocia. Niestety, życie nie potwierdziło wierzeń
Lekarstwa na kryzys tak miłych dla elit finansowych. Nikt nie jest bowiem w stanie zmusić najbogatszych do inwestowania akurat w takie gałęzie gospodarki, które nowe miejsca pracy przyniosą. Równie dobrze można je umieścić tam, gdzie przynoszą łatwy zysk, nie generując żadnego właściwie społecznego pożytku. Ale o tym napiszemy niżej. Teraz zauważmy, że w ostatnich tygodniach nastąpił szalony i zaskakujący wysyp bogaczy zainteresowanych płaceniem wyższych podatków. Rzecz w polskich warunkach nie do pojęcia. Zauważmy, że ten nagły wzrost chętnych do płacenia wyższych danin na rzecz państwa wystąpił w krajach, w których istnieje pewna tradycja społecznej odpowiedzialności ludzi biznesu – w USA, Francji i Niemczech. W Polsce i we Włoszech pomysły takie wyśmiano i uznano za zawracanie głowy, ponoć także bardzo szkodliwe dla gospodarki. Jednak i tam, gdzie zgłosili się chętni, publiczność nie powinna grzeszyć naiwnością. O koniecznej podwyżce podatków dla najbogatszych przebąkuje się już od dawna, więc zgłoszenie się „ochotników” oznacza niewiele więcej niż działanie propagandowe, okazywanie chęci do czegoś niemiłego, czego już nie można uniknąć. A tak przynajmniej prasa pochwali patriotyczne nastawienie szefów tego lub owego koncernu. Darmowa reklama jest zawsze w cenie. Tym bardziej że nie chodzi o wielkie kwoty – we Francji skończyło się na 3 procentach dodatkowych podatków od wielkich dochodów i to tylko na czas przejściowy, dopóki kraj nie upora się z kłopotami. Jak bardzo grube ryby były hołubione przez fiskusa, niech służy przykład Warrena Buffeta, guru inwestorów giełdowych, jednego z najbogatszych Amerykanów, który wsławił się tym, że obiecał oddać 90 procent swojego majątku na cele dobroczynne. Buffet uważa, że umieranie w luksusach to wstyd, i zamierza umrzeć bez wstydu, czyli bez swoich miliardów. Miliarder zauważył ostatnio, że system jest tak absurdalny, że on – superbogacz – oddaje do wspólnej kasy państwowej tylko 17 procent podatków od swoich dochodów, a jego pracownicy, ludzie niezamożni – 36 procent. W USA (i nie tylko tam) istnieją zresztą jeszcze większe tego rodzaju paradoksy, bo system podatkowy jest skomplikowany i pełen różnych luk oraz obejść dostępnych dla najbogatszych. I tak słynna firma General Electric zrobiła w ubiegłym roku 14 miliardów dolarów zysku i nie zapłaciła od tego ani dolara podatku. Jak to możliwe? Firma zatrudnia ponoć 900 specjalistów od podatków (de facto – od unikania podatków), którzy nie tylko znają się na kombinacjach
księgowych, ale także lobbują w Waszyngtonie, aby prawo podatkowe dbało o interesy GE. Cóż, witajcie w raju wolności gospodarczej, w której wysokie podatki płacą tylko biedacy, frajerzy i niezamożni przedsiębiorcy, których nie stać na najlepszych księgowych. Jak to się ma do świętej zasady wolnej konkurencji? I pomyśleć, że dwa pokolenia temu w USA – za prezydenta Johnsona (bynajmniej nie lewicowca) – najwyższa stawka podatkowa wynosiła 91 procent (sic!), a gospodarka mimo to kwitła przy bezrobociu rzędu 3 procent (obecnie około 9 procent).
Szaleństwo spekulacji Uprzywilejowanie najzamożniejszych sprawiło, że w ich ręku znalazły się bezprecedensowe wolne środki finansowe. Według prawd, którymi nas karmiono, jest to ze wszech miar słuszne, bo spowoduje niechybnie nowe inwestycje. Na pewno?
Czy właściciel mleczarni w Polsce, któremu zostało więcej pieniędzy na skutek obniżenia podatków, zainwestuje je we wzrost produkcji, czyli także w nowe miejsca pracy? Tylko wtedy, gdy będzie pewny, że zwiększoną ilość produktów sprzeda. A jeśli nie? Wówczas nadwyżkę może przeznaczyć na luksusową konsumpcję, na przykład na zakup jaguara (co, owszem, zwiększy zatrudnienie, ale w Wielkiej Brytanii, gdzie jaguary się produkuje), albo wrzuci je na przykład na giełdę. Inwestycje na giełdzie posiadają jednak obecnie tę wadę, że mają niewiele wspólnego z realną gospodarką, a przypominają raczej kasyno gry. Mają więc mało wspólnego z twórczym inwestowaniem generującym zyski dla gospodarki.
Tu dochodzimy do pewnej teorii, która próbuje wyjaśnić przyczyny ostatnich kryzysów nadwyżką pieniędzy wydawanych na spekulacje. Otóż bezprecedensowo bogata elita finansowa świata coraz bardziej odrywa się od realnej gospodarki (produkującej towary i usługi), a coraz bardziej przywiązuje się do szybkich zysków spekulacyjnych płynących z obrotów akcjami, obligacjami, walutami, metalami, ropą czy żywnością. Powoduje to gigantyczne przepływy finansowe. Sam światowy rynek wymiany walut wart jest 4 biliony dolarów DZIENNIE!!! Szaleństwo spekulacji nabija kieszenie nielicznym, a reszcie nie przynosi zysków – drogie surowce windują ceny, podnoszą koszty produkcji, a rozchwianie rynków walutowych demoluje stabilność całych krajów, co ostatnio tak boleśnie odczuwają setki tysięcy Polaków przy słabnącej złotówce i absurdalnie drożejącym franku szwajcarskim.
Wygnanie z rajów Świat zachodni, w tym Polska, nie ma już chyba innego wyjścia, jak zaprzęgnąć do realnej gospodarki marnujące się na spekulacjach środki. Może to zrobić m.in. przez poważniejsze podniesienie podatków najzamożniejszym albo zniechęcenie ich do ryzykownych działań. Temu ostatniemu miałoby służyć zaproponowane przez duet Merkel-Sarcozy wprowadzenie opłat od transakcji finansowych. Byłby to minimalny podatek od kwoty sprzedanych akcji lub walut, który miałby jednak tę cechę, że zniechęcałby do pochopnych działań na rynkach, a zachęcał do długoterminowych i poważnych inwestycji. Dzięki temu giełdy papierów wartościowych mogłyby
powrócić do dawnych funkcji – miejsca inwestowania i pomocy dla rozwoju firm, a nie szaleństwa ciągłego spekulacyjnego obrotu. Większe środki uzyskane z wyższych podatków mogłyby zostać zwrócone gospodarce na konieczne inwestycje – w infrastrukturę (np. transport publiczny), tanie budownictwo mieszkaniowe itp. Polska mogłaby bez trudu ograniczyć bezrobocie o połowę, gdyby znalazły się środki na przykład na opiekę nad dziećmi (żłobki, przedszkola) i osobami starszymi, które coraz częściej samotnie umierają w swoich domach. W Polsce prawie nie istnieje budownictwo mieszkaniowe dla osób niezamożnych (obsesja Skandynawów, która napędza tam koniunkturę), mamy także niedoinwestowane sądy, w których czeka się na rozprawę latami. To wszystko wydaje się proste, ale bynajmniej takie nie jest. Nie tylko z powodu oporu elit i kontrolowanych przez nie mediów. Chodzi o to, że państwa nie panują zbytnio nad swoimi gospodarkami. Cóż z tego, że to lub inne państwo wprowadzi znaczącą podwyżkę podatków. Jego bogacze uciekną z pieniędzmi do rajów podatkowych lub państw bardziej im przyjaznych, a inwestorzy przeniosą się na inne, bardziej „przyjazne” giełdy. Polski system podatkowy już jest drenowany na przykład przez ucieczkę setek firm na Cypr. Rząd wprawdzie próbuje wreszcie temu przeciwdziałać, ale nie wiadomo, jakie będą wyniki tych starań. Na ten paradoks utraty realnej władzy przez… władze zwraca uwagę Zygmunt Bauman – polski socjolog światowej sławy. Jego zdaniem jesteśmy w okresie przejściowym, w którym prawdziwa władza należy do ponadnarodowych korporacji, a państwa i społeczeństwa są zagubione, bo nie znajdują dla tych molochów (są one de facto korporacyjnymi dyktaturami) żadnej demokratycznej przeciwwagi. Jakimś rozwiązaniem jest reformująca się Unia Europejska i pomysł jej rządu gospodarczego, ale to będzie miało tylko wymiar kontynentalny (o ile się w ogóle uda), czyli w skali świata – nadal tylko lokalny. Prawdziwym wyjściem z kryzysu będzie możliwość zastosowania pewnych rozwiązań w skali globalnej – na przykład zupełnej likwidacji rajów podatkowych wyniszczających finansowo inne państwa. Pewne sukcesy na tym polu już istnieją. Rządowi Niemiec udało się ostatnio wyciągnąć od Szwajcarów 2 miliardy franków (Niemcy początkowo chcieli 10 miliardów) za schowane w tym kraju nielegalne dochody niemieckich obywateli. Rząd USA chce natomiast podać do sądu banki i agencje ratingowe, które wywołały kryzys. Oby to się udało. Ale na razie stosunek sił jest taki, że jedna firma prywatna, agencja ratingowa, potrafi rzucić na kolana zupełnie spore kraje. I potrzeba będzie wielu starań i walk, aby ten stan zmienić. MAREK KRAK
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
15
Szkoła na kolanach  Ciąg dalszy ze str. 3 ~ śląskie – impreza odbyła się w chorzowskim Akademickim Zespole Szkół Ogólnokształcących, a poprzedziła ją msza w miejscowym kościele św. Jadwigi Śląskiej, odprawiona przez metropolitę katowickiego abp. Damiana Zimonia. Państwo wydelegowało wiceminister edukacji Krystynę Szumilas, wicewojewodę Stanisława Dąbrowę i kuratora Stanisława Fabera. Zimoń pouczał, że w wychowaniu „sfera duchowa winna być uwzględniana na równi z innymi”, a jako lekturę Abp Szymecki i jego prawosławni koledzy na szkolnej uroczystości w Białymstoku obowiązkową zalecał przemówienia papieża Benedykta XV wygłoszone podczas Światowych Dni Młodzieży w Madrycie; ~ opolskie – inauguracja odbyła się w Zespole Szkół w Oleśnie. Połączono ją z uroczystym otwarciem i pokropieniem nowej hali sportowej, a pierwszy punkt oficjalnego programu stanowiła msza w kościele para- Biskup Ryczan i kurator Muzoł otwierają rok szkolny w woj. świętokrzyskim fialnym Bożego Ciała, celebrowana przez ordynariusza opolskiego bp. pod przewodnictwem JE Abp. StaniMarianem Podziewskim, kurator w kościele Matki Bożej MiłosierAndrzeja Czaję. Obok biskupa i kilsława Szymeckiego, Kościół Św. KaGrażyną Przasnyską i kilkoma dzia. Na liście obecności odhaczyli ku księży w pierwszym rzędzie zazimierza Królewicza przy ul. Św. Kaprzedstawicielami MEN – udali się się: wiceminister edukacji Lilla Jasiedli wojewoda Ryszard Wilczyńzimierza 2”; do Gimnazjum im. J.A. Helwinga; roń, wojewoda Aleksander Marek ski oraz kurator Halina Bilik; Skorupa i grający pierwsze skrzyp~ kujawsko-pomorskie – im~ lubuskie – uroczystości zorgace wrocławski biskup pomocniczy prezę zorganizowano w Zespole Szkół nizowano w Zespole Szkół im. Ma~ małopolskie – centralną uroEdward Janiak; rii Skłodowskiej-Curie w Kostrzynie czystość (pod patronatem wojewody w Solcu Kujawskim, a jej gospodarzanad Odrą. Nadzorował je osobiście Stanisława Kracika i kuratora Alekmi byli m.in. wojewoda Ewa Mes i ku~ podlaskie – połączona wojebiskup zielonogórsko-gorzowski Zygsandra Palczewskiego) z otwarciem rator Anna Łukaszewska. Jakimś cuwódzka i miejska impreza odbyła się munt Regmunt i wojewoda Heleoraz poświęceniem nowego budynku dem (być może nasz wysłannik coś w białostockim Publicznym Gimnana Hatka; zorganizowano w Zespole Szkolnoprzeoczył?) w uroczystości nie uczestzjum im. Seweryna Nowakowskiego. -Przedszkolnym w Modlnicy. Pierwniczył żaden znaczący duchowny!; Tolerancyjne religijnie kuratorium da~ wielkopolskie – wojewódzka szym punktem programu była msza ło gościom wybór: „Nabożeństwo ceinauguracja odbyła się w Zespole ~ dolnośląskie – inauguracja odw miejscowym kościele parafialnym lebrowane przez JE Ks. Abp. Jakuba, Szkół im. Powstańców Wielkopolskich była się w hali sportowej MOKIS-u św. Wojciecha i Matki Bożej BoleCerkiew Św. Ducha przy ul. Antow Swarzędzu. Władze państwowe rew Oleśnicy. Pierwszym punktem snej, celebrowana przez metropolitę niuk Fabryczny 13, Msza Święta prezentował wojewoda Piotr Florek oficjalnego programu była msza krakowskiego kard. Stanisława Dziwisza, któremu tak śliniono dłoń, że momentami sprawiał nawet wrażenie zniesmaczonego; ~ podkarpackie – wojewódzka inauguracja odbyła się w Zespole Szkół Ogólnokształcących im. Książąt Czartoryskich w Jarosławiu. Tu również wszystko zaczęło się od oficjalnej mszy w Bazylice NMP odprawionej przez przeora dominikanów o. Jacka Skupnia. Administrację rządową reprezentowali: wojewoda Małgorzata Chomycz, Przemysław Skiba z MEN, kurator Jacek Wojtas oraz kilkunastu przedstawicieli służb mundurowych; ~ warmińsko-mazurskie – uroczystości w Węgorzewie rozpoczęła msza w kościele św. Apostołów PioNajważniejsi „uczniowie” województwa opolskiego wizytują Olesno tra i Pawła, skąd goście – z wojewodą
i kurator Elżbieta Walkowiak, a państwo w państwie – poznański biskup pomocniczy Grzegorz Balcerek, który nie wystąpił z żadnym przemówieniem, ograniczając się do ogólnego nadzoru nad przebiegiem uroczystości; ~ pomorskie – to dla odmiany! Obchody z udziałem wojewody Romana Zaborowskiego zorganizowano w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych im. Stefana Czarnieckiego w Człuchowie. Nie dostrzegliśmy tam żadnego faceta w sutannie! Jedna z nauczycielek tłumaczyła, że jest to efekt licznych w tym regionie afer pedofilskich z udziałem duchowieństwa. ANNA TARCZYŃSKA PS Za tydzień pokażemy kilkanaście najbardziej drastycznych przypadków zmuszania uczniów i nauczycieli do uczestnictwa w ceremoniach religijnych towarzyszących inauguracji roku szkolnego.
16
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
ZE ŚWIATA
KONSEKWENTNI Media katolickie znalazły już „najbardziej antykatolicki kraj świata zachodniego”. Pomyślicie, że to Czechy lub Francja? Nie – to Irlandia! 73 proc. Irlandczyków, czyli głównie katolików, domaga się usunięcia ze swojego kraju przedstawiciela Watykanu i zerwania stosunków dyplomatycznych z państwem kościelnym, po tym jak ujawniono kolejną falę przekrętów Kościoła związanych z aferą pedofilską. Przed tygodniem wspominaliśmy także o nowym projekcie prawa nakazującego duchownym łamanie tajemnicy spowiedzi, jeśli dowiedzą się o akcie pedofilii, i donoszenie o nim na policję. Okazuje się, że większość Irlandczyków także popiera ten pomysł, mimo że jest on rażąco sprzeczny z przepisami wewnątrzkościelnymi. Prymas Irlandii zdążył już nad tą propozycją prawa rozedrzeć szaty i krzyczy, że „to wyzwanie rzucone wolnemu społeczeństwu”. Część księży zapowiada, że prędzej pójdzie do więzienia, niż zdradzi swoich penitentów-przestępców. Wygląda na to, że irlandzki kler szykuje się na męczeństwo... spowodowane jego własnymi grzechami. MaK
KARDYNAŁ MIĘDZY SZPRYCHY Chilijski kardynał Jorge Estevez napisał list do prezydenta kraju, w którym wzywa go do opamiętania. Czyli do chodzenia na sznurku doktryny katolickiej. Prezydent Chile Sebastián Piñera to absolwent katolickiego uniwersytetu i prawicowy miliarder. Mimo to zaangażował się w legalizację ustawy o związkach partnerskich (w tym jednopłciowych). W religijnym kraju wywołało to skandal, zwłaszcza wśród jego wyborców, często miłośników dawnego katolickiego dyktatora Augusta Pinocheta. Kardynał uważa, że to, co Piñera chce zalegalizować, to „nierząd, cudzołóstwo lub sodomia”. Fakt, akurat te trzy rzeczowniki Kościół zna jak mało kto. Są one masowo praktykowane w szeregach katolickiego kleru. MaK
nadciągnie kara boża. No i w końcu nadciągnęła. Zawsze w końcu jakaś nadciąga. MaK
ŚWIĘTE NIEPOJĘTE Historia, która wydarzyła się w Hiszpanii, dowodzi, że zwykły śmiertelnik nigdy nie zrozumie boskiej logiki. Pewien 40-latek rok temu przeżył poważny wypadek. Mężczyzna, gorliwy katolik, postanowił podziękować za ocalenie Najświętszej Panience. Umyślił sobie, że weźmie udział w pielgrzymce do sanktuarium w Caion. I poszedł. Po drodze w grupę pątników wjechał rozpędzony samochód. Zginęły trzy osoby – ocalały rok wcześniej Hiszpan i jego dwie ciotki. JC
Wpływowe środowiska islamskie w Egipcie zaczynają przed wyborami pokazywać kły. Chcą między innymi zniszczyć przemysł turystyczny – jedną z podstaw egipskiej gospodarki. Bractwo Muzułmańskie ze swoją partią Wolność i Sprawiedliwość (nazwa ładniejsza nawet od PiS) proponuje wprowadzenie przepisów szariatu zarówno dla mieszkańców Egiptu, jak i… odwiedzających ten kraj milionów turystów. Islamiści na terenie całego kraju chcieliby wprowadzić zakaz sprzedaży alkoholu, używania strojów kąpielowych i sprzedaży wieprzowiny. Partia chce także podzielić plaże na męskie i żeńskie, a od osób meldującym się w hotelach – żądać zaświadczenia o małżeństwie. Jeszcze bardziej radykalna jest partia Dawa, związana z islamem salafickim (jednym z jego nurtów jest Al-Kaida). Chciałaby ona zakazać oglądania zabytków staroegipskich, ponieważ są one tworem bałwochwalczej kultury faraonów. MaK
PIES WYNIUCHA RAKA Nowe studium badawcze wykryło kolejną zaletę psów: nie tylko są najlepszymi przyjaciółmi ludzi, ale mogą także zdiagnozować ich choroby.
święci garnki lepią. Postanowiła wykonać zabieg sama. Skończyło się tym, że musiała dzwonić na pogotowie, a broczące obficie krwią oraz wrzeszczące z bólu dziecko zostało przewiezione do szpitala. Matka stanęła przed sądem. Szczęśliwie dla niej trafiła na pobożnego sędziego, który stwierdził: „Prawda jest taka, że kocha pani syna i absolutnie nie miała intencji skrzywdzenia go”. Skazał ją na 5 lat nadzoru sądowego. CS
SŁONICA Z AMBICJAMI PAMIĘTAJ, MISIU! Kobiety uwielbiają celebrować rozmaite rocznice: ślubu, pierwszego pocałunku. Lubią też, żeby pamiętać o ich urodzinach.
ZERO WÓDKI I PIRAMID
TRZĘSIENIE RABINA Jeden z nowojorskich rabinów ortodoksyjnych odkrył prawdziwą przyczynę trzęsień ziemi. Ruchy tektoniczne? Nie – małżeństwa jednopłciowe! Zdaniem Yehudy Levina powodem, dla którego zatrzęsła się ostatnio ziemia na wschodnim wybrzeżu USA, jest legalizacja jednopłciowych związków partnerskich w stanie Nowy Jork. Według duchownego na to właśnie wskazuje Talmud. Można nawet powiedzieć, że rabin w pewnym sensie jest prorokiem – kiedy przed rokiem debatowano nad kwestią równouprawnienia mniejszości seksualnych, Levin prorokował, że na Amerykanów
wilczury i labradora, dając im do wąchania powietrze wydychane przez zdrowych oraz chorych na raka. Psy trafnie ujawniły chorobę u 71 ze 100 pacjentów. Komórki rakowe wytwarzają specyficzne związki chemiczne, które wydychane są z płuc. Psy szczególnie dobrze rozpoznają raka piersi, jelit, odbytnicy oraz płuc. Potrafią także identyfikować cukrzycę typu 1. Badacze na razie nie wiedzą, jaki związek chemiczny zwierzęta potrafią wyczuć. CS
Rosjanka Lyalya Tupikova wyprawiała urodziny – trochę niewesołe dla kobiety, bo już 45. Z tej okazji przygotowała odświętną kolację dla siebie i swojego ślubnego. Wieczorem zjawił się 50-letni małżonek – zmęczony po całym dniu pracy – bezmyślnie zeżarł wszystko, co było na stole, i... nic! Ani prezentu, ani kwiatka, ani nawet zwykłego: „Sto lat, kochanie!”. Mocno zawiedziona kobieta chwyciła nóż i nieromantycznego męża na śmierć zadźgała. Jeśli sędzia będzie kobietą, Lyalya może liczyć na wyrok uniewinniający. JC
SEKSMISJA II? Z badań ONZ wynika, że kobiet jest coraz mniej, a w dalekiej przyszłości może ich w ogóle nie być. Wszystko dlatego, że paniom nie chce się już rodzić, a nawet jeśli się zdecydują, to coraz częściej trafia się syn. W takim Hongkongu, dajmy na to, na 1000 kobiet przypada dziś około 550 córek, które kiedyś urodzą około 300 dziewczynek. Jeśli trend się nie zmieni, około roku 2800 urodzi się tam ostatnia kobieta. Nawet przeludnione Chiny kiedyś dosięgnie problem bezkobiecia – według ekspertów nastąpi to za 1500 lat. Raport ONZ wspomina też o Polsce. Nasza ostatnia rodaczka ma się pojawić około roku 3300. JC
Susanne Eman z Arizony, 32-latka, jest modelką, co zdaje się sugerować, że ma świetną figurę… Jest zapewne modelką dla turpistów, bo waży 330 kg. To jej nie satysfakcjonuje: pragnie zdobyć tytuł najgrubszej samicy w historii świata. Więc się z premedytacją pasie na diecie zawierającej 20 tys. kalorii dziennie. Ma aplauz fanów klubu Super Size Big Beautiful Women i to ją uskrzydla. Marzy o tym, żeby ważyć co najmniej… dwa razy więcej. Szacuje, że przy obecnym tempie tycia wagę tę osiągnie w wieku 42 lat. Jeśli oczywiście dożyje: „Im jestem grubsza, tym lepiej się czuję. Jestem bardziej pewna siebie i bardziej sexy. Zauważyłam, że jestem teraz bardziej atrakcyjna dla mężczyzn” – zapewnia. Zaczęło się od tego, że nie dawała rady zrzucić wagi. Żadne sposoby nie skutkowały. Tak? – powiedziała do siebie. – No to gwiżdżę na to. Susanne nie ma stałej pracy – utrzymuje się z zasiłków dla biednych. Supermarket odwiedza raz na miesiąc z dwoma synami, spędza w nim 8 godzin i wyjeżdża z 6 wózkami żarcia. Jej doktor rozpacza, że gra w rosyjską ruletkę, ale badania, które Susanne sobie robi, nie wykazują alarmujących odchyleń. Przygotowała się już na najgorsze: gdyby coś się stało, dziećmi ma się zaopiekować siostra. CS
Wcześniej było wiadomo, że są w stanie przewidzieć ataki epilepsji, teraz okazało się, że potrafią również wykryć chorobę nowotworową. Naukowcy z Australii przetestowali
DZIWKOMAT Z prostytucją i tak nikt nie wygra – pomyśleli na Zachodzie i kombinują teraz, jak ją ucywilizować.
KOMÓRKOMANIA Postęp techniczny sprawia, że dynamicznie przybywa nowych nałogów. Ich nosicielami są najczęściej młodzi ludzie uzależnieni od elektronicznych gadżetów.
SKÓRKA NIEBIBLIJNA Keemonta Peterson, 30-letnia matka z Portland w stanie Oregon, oddała się lekturze Starego Testamentu i doszła do przekonania, że jej 3-miesięczny syn musi być jak najszybciej obrzezany. Obejrzała kilka instruktażowych filmików na YouTube i uznała, że nie
wiadomości w telefonie komórkowym. Przeciętna osoba poddana obserwacji badaczy sprawdzała komórkę 34 razy dziennie. Nałogowcy robili to nie dlatego, że musieli, bo oczekiwali ważnej wiadomości, lecz dlatego, że wpadli w nałóg. Niektórzy sprawdzają ją co kilka minut. „Jest to ostatnio wyjątkowo częsty nałóg” – stwierdza neurolog Loren Frank. Mechanizm jest podobny jak w przypadku innych nałogów: mózg przyzwyczaja się do przyjemnego uczucia, gdy właściciel dostaje e-maila lub SMS-a, i kreuje podświadomą presję, aby sprawdzać telefon co chwilę. Nawyk się automatyzuje. Jest to szkodliwe, bo rozprasza. Gdy przerywa się wykonywaną czynność, by sprawdzić komórkę, trudno do niej powrócić – stwierdza dr Adam Gazzealey. Psycholog Joanne Lipari oferuje rady dla rodziców. Kiedyś kowboje na Dzikim Zachodzie musieli przy wejściu do saloonu zostawiać pistolety w koszu. Wprowadźcie ten zwyczaj w domach – doradza. Przy wejściu komórka powinna zostać odłożona. Łatwo powiedzieć... CS
Jako nałóg rozpoznano przywiązanie do gier komputerowych, a teraz neurolodzy z Uniwersytetu Kalifornii w San Francisco wprowadzili na listę nowy: obsesyjne sprawdzanie
W Szwajcarii na ten przykład wybudowano specjalne dziwkowe parkingi dla spragnionych relaksu kierowców – jest miło, dyskretnie i higienicznie. W Niemczech, na razie tylko w Bonn, uliczne prostytutki będą musiały uiścić opłatę w specjalnych… parkomatach – 6 euro od dniówki. Niemieckie kurtyzany wyższego sortu, pracujące w lokalach, już od dawna dokładają się do wspólnego budżetu. Dzięki swoim ulicznicom niemieckie miasto wzbogaci się o równowartość 800 tysięcy złotych rocznie. A nam kasa by się nie przydała? No cóż, przecież w Katolandzie nie może być dziwek! JC
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
B
óg utworzył człowieka z pyłu i wdmuchnął mu w nos oddech życia. Potem z żebra Adama utworzył Ewę. Tak mówi Biblia i wierzy w to 40 proc. Amerykanów. Ale coś zaczyna się tu zmieniać, i nie jest to zasługa ateistów. Tę teorię zaczynają w USA podważać niektórzy konserwatywni i religijni
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
utraconego” – podkreśla. Chrześcijanie stoją przed wyzwaniem przeformułowania swych wierzeń na temat początków człowieczeństwa. Oczywiście wciąż nie brak konserwatywnych chrześcijan, zwłaszcza fundamentalistów protestanckich, którzy nie chcą słyszeć o jakichkolwiek modernizacjach wiary. „Prawda historyczna o Adamie
Mit o Adamie i Ewie akademicy. Dennis Venema (na zdjęciu), biolog z religijnego Trinity Western University, konstatuje: „Taka teza jest sprzeczna z genetycznymi dowodami, które zebraliśmy w ciągu ostatnich 20 lat. To w ogóle nie jest prawdopodobne”. Jego zdaniem nie ma mowy o pochodzeniu gatunku ludzkiego od pojedynczej pary. Badania ludzkiego genomu jasno wykazują, że ludzie wywodzą się z dużej grupy naczelnych na długo przedtem, zanim – kilka tysięcy lat temu – napisano Księgę Rodzaju. Wyjściowa baza do historii ewolucji nie mogła być nigdy mniejsza niż 10 tys. osób. Venema należy do chrześcijańskiej BioLogos Foundation, która stara się pogodzić wiarę z nauką. Coraz więcej jest naukowców chrześcijan, którzy pragną wprowadzić swą wiarę w XXI wiek. John Schneider, teolog z Calvin College, też twierdzi, że nie było Adama i Ewy, jabłka, węża ani żadnej utraty niewinności. „Nigdy nie było raju
i Ewie jest centralną prawdą chrześcijańskiej wiary. Drobne detale z Pisma Świętego mogą wymagać korekt, ale to wszystko” – twierdzi Fazale Rana, wiceprezes ewangelicznego think tanku Reasons to Believe i doktor z biochemii z Uniwersytetu Ohio. Rana i jemu podobni wciąż obstają przy wierze w literalną prawdę Biblii. Albert Mohler, rektor Southern Baptist Theological Seminary, uważa, że rebelianckie
zapędy ogarnęły rodzaj ludzki. „Kiedy Adam zgrzeszył, zgrzeszył dla nas, i ta jego grzeszność stworzyła potrzebę powołania zbawcy. To podstawa wiary” – przekonuje. Mohler powołuje się na apostoła Pawła, który twierdził, że celem ukrzyżowania i wniebowstąpienia Jezusa było okupienie pierworodnego grzechu Adama. „Bez Adama całe chrześcijaństwo nie ma sensu” – konstatuje. Całkiem zresztą trafnie: jeśli zacznie się racjonalizować i uaktualniać Biblię, wszystko się rozleci, tak jak Gorbaczowowi ZSRR w trakcie pierestrojki. Dlatego nie można godzić się na stanowisko Dennisa Venemy, że Biblię należy traktować jako poezję i alegorię, a ręki Boga – dopatrywać się w naturze i ewolucji. Mimo że Venema zapewnia: „Nie ma się czego bać”. Jest, a jakże. Dyskusja o Adamie i Ewie już doprowadza do rozłamu wśród chrześcijańskiej inteligencji. „Kontrowersje dotyczące ewolucji są dziś czymś w rodzaju momentu Galileusza” – stwierdza Karl Giberson. Nauczał fizyki w Eastern Nazarene College, ale jego poglądy stały się zbyt niewygodne dla chrześcijańskich konserwatystów, więc wyleciał. Ewolucja stanowiska w sprawie Biblii i nauki kościelnej jest jednak nieunikniona. Tyle że może potrwać długo – Kościół potrzebował 3 wieków, by przeprosić za Galileusza… PZ
Po prostu Wydymański… Polski paulin cieszył się w USA sporym rozgłosem. Teraz na karku będą go mieli wierni w Polsce. Było po północy. Policjanci zauważyli, że w przednim kole chevroleta equinoxa nie ma za grosz powietrza. Zatrzymali pojazd, lecz gdy doń podeszli, stwierdzili, że kierowca śpi z głową na kierownicy. Obudzony stukaniem latarki o szybę wdepnął gaz i, omal nie przejechawszy funkcjonariuszy (jednym była kobieta), zaczął uciekać. Samochód, kolebiąc się, ruszył w miasto, a radiowóz za nim. Na ulicy Niagara kierowca prawie potrącił przechodnia, bo wjechał kołami na chodnik. Kiedy wreszcie auto udało się zatrzymać, policjanci bez zdziwienia skonstatowali, że kierowca jest w sztok pijany. Z prawa jazdy zatrzymanego wynikało, że funkcjonariusze mają przed sobą obywatela bohaterskiego kraju europejskiego, który onegdaj rozgromił komunizm, a dziś jest ostatnią ostoją Kościoła w owładniętej cywilizacją śmierci Europie. Nie wiedzieli jeszcze, że Bogdan Kazimierz Wydymański jest sługą Bożym, proboszczem polskiej parafii i kościoła Corpus Christi (wierni znali go dotąd jako ks. Matthew Wydymanskiego). Kapłan został oskarżony o popełnienie kilku wykroczeń i przestępstw. 12 sierpnia miał się stawić na przesłuchaniu przedprocesowym. W wyznaczonym dniu krzesło oskarżonego było jednak puste; sędzia wystawił więc
nakaz aresztowania. Polski duchowny był jednak szybszy. Ksiądz jego parafii poinformował wiernych, że proboszcz wrócił do Polski, bo miał problemy ze statusem imigracyjnym. Media amerykańskie ustaliły, że Wydymański pochodzi z Sosnowca, uczęszczał do szkoły w Oświęcimiu, a potem studiował chemię. Zamiast w laboratorium wylądował jednak w klasztorze paulinów w Krakowie. Stamtąd wyfrunął na 15 lat do Niemiec, po czym przeniósł się na drugą stronę Atlantyku – do klasztoru paulinów w Doylestown w Pensylwanii. W Buffalo pojawił się w roku 2008, a dwa lata później został proboszczem kościoła Corpus Christi. Diecezja Buffalo z ulgą wyjaśnia, że nie ma nic do niego, i odsyła zainteresowanych do paulinów. Teraz już w Polsce. Jeśli spotkacie gdzieś ks. Wydymańskiego, postawcie mu od nas flaszkę (zabierzcie uprzednio kluczyki samochodowe, jeśli takowe będzie posiadał), bo chłopisko musi się mocno martwić tym, co nawywijał. W ojczyźnie włos mu z głowy nie spadnie, ale prokuratura okręgowa w Buffalo rozważa, czy wystąpić z wnioskiem o ekstradycję do USA. Na razie prokurator okręgowy Frank Sedita twierdzi, że jego urząd ma nadzieję, iż władze kościelne skłonią duchownego do powrotu za ocean. PZ
17
Romeo, Julia i mąż Julii D
uchowny katolicki, który z determinacją walczy o swą partnerkę, w dodatku – z jej prawowitym mężem. Brzmi dość nietypowo, prawda? Widownią gorszącej historii był bogobojny, konserwatywny i rasistowski stan Alabama. Przechodnie w Birmingham stali się świadkami banalnej historii: Jedno auto taranuje drugie, wyskakują z nich kierowcy i zaczynają się okładać po mordach. Jeden – słabszy – pada jak kawka. Wkrótce potem zafrasowany biskup Robert Baker informuje katolickie owieczki, że ten, który przegrał, to nie kto inny, jak wielebny Emmanuel Isi (57 lat); import z Nigerii do nękanej niedoborami kadrowymi diecezji. Jego pogromca zaś to małżonek, któremu duchowny przyprawiał rogi. „Był ostrzegany, by przerwać niewłaściwy związek z kobietą, ale nie słuchał...” – ubolewał
hierarcha. Biskup Baker przyznaje, że diecezja otrzymała skargę na prowadzenie się ks. Isiego. „Poleciliśmy mu przerwać i zaniechać. Myśleliśmy, że to zrobił”. Z drugiej strony Baker zganił męża, który załatwił jego podwładnego tak, że leży ledwo żywy w szpitalu i będzie szczęśliwy, jeśli uniknie paraliżu. „Ksiądz nie zasługiwał na tak ostry atak. To była przesada”. Oprócz tego, że kapłan Isi padł ofiarą swego rozbuchanego libido, zemścił się nań brak znajomości realiów obyczajowych Alabamy. Być może mąż (możliwe, że nawet parafianin) przełknąłby jakoś fakt, że dzieli żonę z dobrodziejem. Lecz nie z czarnym! CS
Księża szantażowani P
opłoch wśród księży gejów we Włoszech. Co najmniej setka duchownych homoseksualistów padła ofiarą szantażu dwu Włochów z południowego miasta Isernia – donosi magazyn „Panorama”. Para domagała się od każdego po 10 tys. euro okupu, grożąc ujawnieniem nagrań z gejowskich portali internetowych, na których księża występowali. Szantażyści mają filmy kapłanów, którzy nagrywali się podczas masturbacji, mniemając, że obrazki trafiają do ich internetowych kochanków. Jeden z szantażystów, Giuseppe Trementino, istotnie nim był: został uwiedziony przez księdza i utrzymywał z nim stosunki seksualne. Duchowny regularnie płacił mu za to z własnej woli, a nawet chciał mu kupić samochód. Poprzez Facebooka kochanek w sutannie zapoznał go z innymi swymi kolegami. Spędzili 3 dni w hotelu
w Rzymie podczas konferencji duchownych. Księża dawali Trementino po 300 euro (rzekomo kupował im marihuanę, alkohol i kremy nawilżające), a wkrótce zaczął on otrzymywać od księży lawinę propozycji seksualnych. „Poprzez internet mówiłem im nieprzyzwoite rzeczy, a oni się rozbierali i onanizowali. Dostawałem co najmniej 5 ofert dziennie, nawet od księży z Francji” – mówi. W końcu miał dosyć perwersyjnych upodobań duchownych. Świecki partner znalazł na jego komputerze filmy z onanizującymi się kapłanami i namówił go do szantażu. Jeden z duchownych wyznał, że zapłacił parze 7 tys. euro. Pieniądze brał z datków wiernych. CS
Austriacki bunt W
Austrii coraz częściej do głosu dochodzą księża, którzy otwarcie domagają się zniesienia celibatu, wyświęcania kobiet i komunii dla rozwodników. Kościół grozi im ekskomuniką. Liczba księży zagrożonych wyklęciem jest pokaźna – to już 300 duchownych. Austriacki Kościół podzielił się na dwa obozy: jeden domaga się refom, drugi stoi przy episkopacie. Reform domaga się Inicjatywa Księży, którzy postawili sobie prosty cel – ograniczyć liczbę osób, które masowo opuszczają Kościół. „Ta akcja doprowadzi nasz Kościół do rozbicia” – przestrzegał jednak członków Inicjatywy Helmut Prader, biskup diecezji St. Pölten. W sukurs buntownikom
przyszedł natomiast ksiądz Helmut Schüller, były wikariusz generalny diecezji wiedeńskiej: „Kościół to nie tylko papież i biskupi. To także parafianie, którzy od lat zgłaszają postulaty. W Kościele trzeba wprowadzić więcej demokracji, dać więcej do powiedzenia zwykłym ludziom”. Inicjatywa i walka z nią to największy konflikt w powojennych dziejach Kościoła w Austrii – kraju, który kilka pokoleń temu był jednym z głównych filarów katolicyzmu w Europie. PPr
18
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Głos pracodawcy Chciałabym się odnieść do listu pt. „Głos pracownika” („FiM” 34/2011), którego autor utyskuje na pracodawców. Mam zgoła odmienne doświadczenia, które mogą pozwolić spojrzeć na tę sytuację z innej strony. Prowadzimy z mężem małą firemkę rodzinną – zwykle pracujemy tylko we dwoje, lecz w tym roku zmuszeni byliśmy (wskutek dużej liczby zleceń) do zatrudnienia pracownika. Pewien pan popracował miesiąc, bo przypadkiem wydało się, że jest alkoholikiem, choć w czasie rozmowy wstępnej zapewniał, że nie pije. Znowu więc musieliśmy szukać. Dałam ogłoszenie w lokalnej, poczytnej prasie, że szukam emeryta lub rencisty na pół etatu. Telefonów było jak na lekarstwo. Jeśli już ktoś zadzwonił, to zaczynał rozmowę od słów: „Ile dostanę na rękę?”. Proponowałam od 1000 zł wzwyż. Niektórzy ucinali od razu rozmowę, rozłączając się. Jeden z nich chciał pracować tylko na czarno, na co ja się nie chciałam zgodzić. Inny umawiał się ze mną 3 razy na spotkanie – na żadne się nie stawił, choć jedno z nich miało się odbyć w jego domu, pod który przyjechałam o wyznaczonej godzinie. Nie było go, ale wcześniej, gdy do mnie dzwonił z ogłoszenia, zapewniał: „Jestem kulturalny, punktualny i na pewno będzie pani ze mnie zadowolona”. Zaczęłam tracić zlecenia i nadzieję, aż w końcu pojawił się on – pan Władek. Zadzwonił, przedstawił się grzecznie, zapytał, na czym dokładnie będą polegały jego obowiązki. Nie pytał o pieniądze, sama więc poruszyłam ten temat. Zaproponowałam oczywiście 1000 zł wzwyż. Odpowiedział mi: „Tysiąc złotych drogą nie chodzi, każdy pieniądz się przyda”. Choć pracuje z nami od niedawna, dał się poznać jako sumienny, odpowiedzialny, słowny człowiek, który dba zarówno o powierzony mu samochód, jak i o reklamę mojej małej firemki. Ten człowiek to perła, którą trzeba szanować i hołubić. Gdy jest konieczność zwrócenia mu na coś uwagi, czynimy to delikatnie, aby tylko nie poczuł się niezręcznie. Ale tych uwag jest malutko i są małego kalibru. Dobrze, że w swoim liście do „FiM” autor wspomina o przepisach. Zgodzę się z tym, są kulą
u nogi dla przedsiębiorców, bo – zamiast stymulować wzrost firmy – wyhamowują go. Ale uważam, że to właśnie te przepisy w znakomitej większości chronią pracownika. Czy ktoś zajmujący się własną działalnością myśli o urlopie chorobowym? Mnie – kobiecie prowadzącej firmę – nie należał się nawet urlop wychowawczy po urodzeniu dziecka. Zgadzam się, że to nie fair, aby pracownik pracował 12 godzin na dobę – no chyba że godzi się na to i dostaje sowitą płacę. Proszę mi wierzyć, że osoba, która ma własną działalność, pracuje jeszcze dłużej.
Po przyjściu do domu nie ma „wyłączenia” się, jest wiele spraw, o których trzeba myśleć, pamiętać. Na przykład księgowość, płace, terminy, płatności klientów lub własnych zobowiązań, utrzymanie stałości zleceń, czyli walka o klienta nowego oraz utrzymanie już raz pozyskanego, analiza opłacalności zleceń, ryzyko inwestycji w niepewnych czasach. No i sprzęt: serwisy, naprawy, badania. Do tego zmaganie się z często wręcz absurdalnymi przepisami, spełnianie wymogów, na przykład unijnych, których jest całe zatrzęsienie. Autor pisze, że nie ma aktualnie żadnej pracy, a jako przyczynę jej braku podaje wiek i doświadczenie. 50 lat to nie jest podeszły wiek, a ludzie z doświadczeniem są filarem wielu branż. Może zamiast obarczać odpowiedzialnością za porażki swój wiek i doświadczenie na kierowniczych stanowiskach, uda się przekuć je na coś pozytywnego i stworzyć z nich atrybut? Autor jest jeszcze w sile wieku, więc zamiast utyskiwać na „książęta i chamów”, może niech założy własną działalność? Może we własnej branży albo w innej dziedzinie znajdzie jakąś niszę w zapotrzebowaniu w swojej okolicy? Ja też byłam kiedyś w takiej sytuacji, że nie miałam ani pracy, ani
pieniędzy, ani znajomości, a nawet nie miałam na jedzenie. Był to czas, kiedy na rynku dosłownie nie było pracy! Wysyłałam e-maile, listy z CV, pukałam do drzwi i nic. Bieda zmusiła mnie do tego, aby zająć się pracą, która wzbudzała we mnie odruch wymiotny – była to praca w firmie typu marketing sieciowy, polegająca na wciskaniu ludziom drogich produktów. Zacisnęłam zęby i wciskałam, aż do momentu, w którym już nie mogłam spojrzeć sobie w lustrze w twarz. Wtedy zaryzykowałam i wzięłam cholernie drogi kredyt na małe autko, którym zaczęłam jeździć jako kurier. Pracowałam po 14 godzin na dobę, brałam każdy kurs, nawet najmizerniejszy. Dałam się poznać jako osoba sumienna i pracowita. Po czasie dostałam własne „poletko” i moje dochody się powiększyły, ale też zleceniodawca zażądał ode mnie większego auta. Skąd znaleźć kilkanaście tysięcy złotych, skoro ledwo zaczynałam odbijać się od dna i spłacać długi? Otrzymałam po ciężkich staraniach bezzwrotną pożyczkę ze środków Unii. Nie było łatwo i musiałam przezwyciężyć mnóstwo problemów związanych z tym zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio. Piszę to tylko po to, aby choć jedna osoba zrozumiała, że obarczanie kogoś winą za swoje niepowodzenia jest gonieniem własnego ogona. Nic nie daje, a nawet chyba wiele zabiera. Jest takie powiedzenie: każdy orze, jak może. Rozumiem je w ten sposób, że każdy powinien uprawiać swoje pole takimi narzędziami, jakie posiada, choćby były najskromniejsze, zamiast siedzieć i narzekać, że pole leży odłogiem. I jeszcze ważna sprawa, którą z pewną nieśmiałością chcę poruszyć. Autor pisze: „Zawsze miałem pecha i trafiałem na oszustów i cwaniaków”. Skomentuję to przykładem. Gdy byłam jeszcze panną i spotykałam faceta, który mówił mi, że „zawsze trafiał na podłe, głupie kobiety, które go nie doceniały”, to wiałam od takiego od razu. To słowo „ZAWSZE” może wiele powiedzieć o człowieku, który je wypowiada. Właśnie o nim. Ola z Poznania
C
hciałbym się odnieść do zdarzenia, jakie miało miejsce podczas zlotu grupy ludzi zwanych Rodziną Radia Maryja. Napadnięto wtedy, znieważono i pobito dziennikarkę jednej ze stacji telewizyjnych. Swoje stanowisko wobec zdarzenia wyraziło mnóstwo instytucji, ludzi mediów i zwyczajnych obywateli. Zdumiewa mnie krótka pamięć wielu zabierających głos w tej sprawie, zwłaszcza tzw. katolików.
mniej więcej 10 kroków ode mnie. Sakiewicz stanął na kwietniku lub czymś w tym rodzaju tuż przed hotelem Bristol i podczas manifestacji spokojnie robił zdjęcia. Wokół tłoczyli się manifestanci. Niedaleko stała też niewielka grupka „obrońców krzyża”. Nikt spośród manifestantów nie atakował ani Sakiewicza, ani „obrońców”. Nieco później Sakiewicz w swojej gazecinie napisał, że rozpoznał wśród manifestantów wielu
Kłamstwo ich metodą W ubiegłym roku w sierpniu odbyła się przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie wielka manifestacja, spontanicznie zorganizowana, stanowiąca wyraz protestu przeciwko krzyżowi postawionemu tam wiosną. Byłem na tej manifestacji i bardzo się z tego cieszę. W pewnym momencie przez tłum manifestantów przeszedł, przepychając się, niejaki Sakiewicz, redak- tor ultraprawicowych piśmideł. Towarzyszył mu jeden ksiądz z koloratką i jeszcze jeden facet. Zauważyłem ich, gdyż prawie nadepnęli mi na stopy, no ale przecież przepychali się w tłumie. Zatrzymali się
przestępców. Ciekawe. Sam się zastanawiałem, jak w tłumie można rozpoznać przestępcę. Chyba tylko wtedy, gdy zna się go osobiście. Oszołom w każdej sytuacji wrzeszczy w swojej obronie, zwłaszcza gdy nie jest atakowany, natomiast kiedy sam atakuje, to krzyczy, że odpiera atak. Prawda jest brutalna: nie ma co liczyć na uczciwość i obiektywizm ze strony prawicowców. Zawsze znajdą usprawiedliwienie dla siebie, ale dla swoich oponentów – nigdy. Kłamstwo jest ich zwyczajnym środkiem przekazu, a agresja – zwyczajnym sposobem zachowania. Zwyczajny ateista
Tusk się przejedzie Moim zdaniem Tusk z PO skręca w lewo i, podbierając lewicy jej polityków, bezwiednie popełnia na sobie harakiri. Otóż takiego skrętu w lewo nie zaakceptuje konserwatywny elektorat PO, a jest on dość liczny – skupia się wokół Gowina i Czumy. Ten zawiedziony na Platformie Obywatelskiej elektorat może podczas wyborów przejść na stronę PiS-u, co może pozwolić temu ostatniemu nawet wygrać wybory. Poprzez podbieranie polityków na lewicy PO dużo nie zyska, bo elektorat lewicowy nie bardzo ufa Platformie, a tych polityków, którzy przeszli do partii Tuska, uważa za renegatów i karierowiczów. Najbardziej na to miano zasługuje Arłukowicz, który ewidentnie przeszedł dla stanowiska stworzonego specjalnie dla niego. Tusk i PO w swoim zadufaniu nie dostrzegają niebezpieczeństwa, że sami mogą przyczynić się do wygranej PiS-u.
Gdyby do tego doszło i PiS by wygrał, to skrzydło Gowinowo-Czumowskie przejdzie do Kaczyńskiego jako silniejszego ugrupowania. Do tego obrotowe PSL będzie w stanie utworzyć rząd z PiS, nie oglądając się na lewicę. Taki czarny scenariusz jest bardzo prawdopodobny. My ze swojej strony róbmy wszystko, żeby względnie silna lewica oraz Ruch Palikota weszli do parlamentu, bo tylko ich wspólne działania mogą ukrócić bezwzględne rządy prawicy, przynajmniej jeśli idzie o relacje z Kościołem. Reasumując – wygrana PiS-u to jeszcze większe przywileje dla kleru. Wygrana PO to utrzymanie status quo. Tylko wygrana bądź silna pozycja lewicy i Ruchu Palikota wraz z RACJĄ PL w parlamencie będą w stanie powstrzymać dalszą ekspansję kleru i jego wpływ na nasze życie i ustawodawstwo, które jest w naszym kraju uchwalane pod jego dyktando. Skończmy z tym raz na zawsze! Józef Frąszczak, Głogów
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
LISTY Pan Donald Tusk Prezes Rady Ministrów Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Porozmawiajmy o przyszłości! Powiedzmy naszym Rodakom, jaką chcemy budować Polskę i jakimi metodami chcemy to osiągnąć. Udowodnijmy, że naszym celem nie są jedynie poselskie apanaże i przywileje. Polskie społeczeństwo nie dzieli się tylko na elektoraty Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Nie dzieli się też na zwolenników i przeciwników ugrupowań posiadających parlamentarną reprezentację. Ten podział jest bardziej skomplikowany. Dobitnie o tym świadczy niska frekwencja wyborcza i zatrważająco zła ocena klasy politycznej. Apeluję zwłaszcza do tych, którzy chlubią się kombatancką przeszłością. Jeżeli w czasach solidarnościowego zrywu mówiliście prawdę, jeżeli nie kłamaliście, że walczycie o demokrację i o prawo każdego Polaka do swobodnego wyrażania swoich poglądów, zasiądźmy do stołu i porozmawiajmy o przyszłości Polski. W tej debacie powinni spotkać się reprezentanci wszystkich ugrupowań, które startują w wyborach. Bez wykluczania tych, którzy nie mają reprezentacji w Sejmie. Polacy mają prawo poznać poglądy wszystkich, którzy ubiegają się o ich głosy. Jeżeli posłowie mają być reprezentantami narodu, a nie nominatami partyjnych bossów – taka debata jest konieczna. Apeluję do Was – Panowie Tusk, Kaczyński, Napieralski, Pawlak – skonfrontujmy nasze programy, dajmy naszym Rodakom szanse rzeczywistego wyboru. Nie róbmy z wyborów kolejnego konkursu billboardowych piękności... Polacy mają dość polityki, która jest wyłącznie sztuką osiągania coraz większych wpływów i zapewniania synekur partyjnym działaczom. Spróbujmy razem to zmienić. Porozmawiajmy o tym, jakie mamy pomysły na to, by Polska była krajem, z którego tak wielu młodych ludzi wyjeżdża na stałe. Porozmawiajmy o przyszłości! Ruch Palikota nie stawia żadnych warunków poza tym podstawowym – w debacie muszą wziąć udział wszystkie (bez wyjątku) ugrupowania startujące w wyborach. Dajmy naszym Rodakom możliwość pokazania, kim jesteśmy i jakie są nasze programy! Janusz Palikot
– jest znany tylko wąskiemu gronu społeczeństwa, które wywodzi się spośród czytelników „Faktów i Mitów” i z partii RACJA PL. Palikot tworzy swoją strukturę od tzw. poczęcia, jak mawiają tzw. aborcjoniści, dlatego znanych twarzy jest bardzo niewiele. Jest jednak plus takiego projektu – ponieważ dużej części społeczeństwa nasi obecni politycy wychodzą już bokiem, jest duża szansa, że ta część będzie chciała zagłosować na nową partię i nowe twarze.
osiągnięć… Zachodu. Jakoś przeszło to bez echa. A przecież osiągnięcia Zachodu to także świeckie państwo, duchowni niewtrącający się do polityki i nieuczestniczący w uroczystościach państwowych. Czyżby PiS chciał świeckiego państwa i nikt z dziennikarzy tego nie zauważył?! Należało chyba głośno pochwalić ich za tak odważny zwrot w polityce. Polacy zasługują na to, aby byli traktowani poważnie. Są przecież wykształceni i rozsądni. Nie potrzeba
dokładne wynagrodzenia nauczycieli, jakie mają obowiązywać od września tego roku. W moim przypadku, czyli nauczyciela mianowanego, powinienem zarabiać około 3700 zł. Niestety, dnia następnego po otrzymaniu nowego angażu okazało się, że brakuje mi do tego jakieś 1200 zł, bo na papierku było 2550 zł. Niestety, TVP, czyli stacja rządzących, jak zwykle wprowadza w błąd widzów, chcąc zamydlić oczy wyborców, wmawiając, jakich to wspaniałych czynów dokonała PO w ramach tzw. Polski w budowie. Wszyscy wiemy, że budowa jest, ale dlatego i tylko dlatego, że będziemy mieć EURO 2012. Tak więc zarówno tzw. budowa, jak i wynagrodzenia nauczycieli to tylko pic na wodę, by zdobyć głosy. Wyborco, apeluję do Ciebie, naprawmy Polskę i dajmy szansę Ruchowi Palikota i RACJI, żeby uwolnili nas od czarnej niewoli i zakłamania naszych pseudoelit. Antyklerykał
Jajkiem w Kaczkę
Wcześniejszy Palikot mnie wnerwiał, był bardziej skandalistą niż politykiem, ostatnio jednak przystopował swoje emocje, rozpoczął merytoryczną dyskusję – i tym może sobie zaskarbić większą życzliwość wśród wyborców. Podoba mi się to, że usilnie chce brać udział w debatach, nawet tych, na które go nie proszą. Chciał już wejść do PiS-u, chciał też przyłączyć się do debaty Tusk–Pawlak – i tu, i tu go nie wpuszczono, lecz odbiór tego jest dla niego pozytywny, a w złym świetle stawia właśnie tych, którzy go nie wpuszczają. On pokazuje, że jest gotowy do debaty i że to inni nie są gotowi do debatowania z nim. Gdyby Palikotowi nie wyszło jeszcze w tych wyborach, to nie może spasować, bo podobno w przyszłym roku ma być ponowne nasilenie kryzysu, a to może zaowocować wcześniejszymi wyborami. Musi być na to przygotowany, wówczas miałby dużo większe szanse. Taki tandem Palikota z RACJĄ PL (i lewicą) byłby bardzo przydatny w nowym parlamencie, albowiem żadne prawicowe ugrupowanie nie jest w stanie pozbawić nadmiernych przywilejów Kościoła, a są one hamulcem w rozwoju cywilizacyjnym naszego kraju. Józef Frąszczak
Palikot tylko z RACJĄ Palikotowi udało się zarejestrować jako jedynemu z ugrupowań pozaparlamentarnych listy we wszystkich okręgach wyborczych. Na tych listach nie znajdziemy nikogo ze znaczących polityków, nawet Roman Kotliński („Jonasz”) – jedynka w Łodzi
SZKIEŁKO I OKO
Zasługujemy na więcej Hasło wyborcze „Polacy zasługują na więcej” doskonale wytłumaczył poseł Hofman. Polacy zasługują na lepszą opiekę zdrowotną, naukę, opiekę socjalną i wiele innych
im proboszcza, który by im mówił, jak mają postępować. Świeckie i nowoczesne państwo – za to hasło można ich publicznie pochwalić. ALE, ALE... Chyba się zagalopowałem, bo nikt w to nie uwierzy. Jednak jeśli PiS sam strzela sobie do własnej bramki, to czemu tego nie wykorzystać na przykład w debatach? Byłoby wspaniale zobaczyć, jak bzdurnie będą się tłumaczyć. Henry
Kiełbasa wyborcza 1 września w Wiadomościach TVP podano nam – wyborcom – kiełbasę wyborczą. Podano tam bardzo
Mariusz Kamiński jest szykowany przez Kaczora ponownie na szefa CBA. Kaczyński nie raz i nie dwa zachwalał uczciwość, kompetencje i fachowość swego asa od służb. Skąd się wziął Kamiński i jak zaistniał w polityce? Kamiński stał na czele gówniarskiej Ligi Republikańskiej, która za długo była tolerowana przez władze Polski. Liga charakteryzowała się akcjami... Na przykład po zwycięstwie w wyborach prezydenckich w 1995 r. Kamiński i jego przydupasy wywieszali transparenty „SLD-KGB” oraz obrzucali jajkami w Paryżu (pytanie: kto sfinansował ich wyjazd?) prezydenta Kwaśniewskiego. Dziwiłem się wówczas prezydentowi i ochraniającym go funkcjonariuszom BOR, bo będąc na ich miejscu, sprawiłbym nawiedzonym ligowcom łomot, po którym nie wysadziliby nosa spod pierzyny u mamusi. Prezydent najprawdopodobniej nie protestował,
19
uznając, że byłoby to naruszenie demokracji. Zatem dziś, po latach, proponuję zrobić coś podobnego: Jarosław Kaczyński nie jest premierem ani prezydentem, tylko posłem RP. Proponuję, by co jakiś czas jego przeciwnicy oraz członkowie Ruchu Palikota „umilili” jego nadęte wystąpienia rzuceniem w kierunku jego i jego towarzystwa jajek i pomidorów (najlepiej nie pierwszej świeżości). Jaja oczywiście kacze. PiS-owska ferajna podniosłaby z pewnością wrzask i lament, a wtedy należałoby im przypomnieć, że to samo robił ich wielki milusiński, pupil IV RP, Mariusz Kamiński, posiadacz cnót wszelakich. Paweł Krysiński
Klesze miłosierdzie Piszę ten list, żeby użalić się nad losem ludzi, których 17 sierpnia dotknęło wielkie nieszczęście (pożar domu, w którym mieszkali przez wiele lat), a także nad księżowskim miłosierdziem. Księża często mówią o miłosierdziu i pomocy bliźniemu w potrzebie, ale to tylko czcze gadanie bez pokrycia. Dom, który spłonął, sąsiaduje z plebanią Bazyliki Mniejszej pod wezwaniem najświętszej Marii Panny. Wyżej wymieniony dom ma numer 18, a plebania – 20. Do tej pory, mimo że na terenie plebanii znajduje się duży hotel, proboszcz i zarazem gospodarz tego obiektu nie przyszedł zapytać pogorzelców, czy przez pierwszych kilka dni nie chcieliby się u niego zatrzymać. Nikt z plebanii nie zainteresował się, czy poszkodowani nie potrzebują czegoś do jedzenia. Na niedzielnej mszy zbierano ofiarę na budowę kościoła na Białorusi, a nie zainteresowano się krzywdą i łzami sąsiada, któremu spaliło się mieszkanie i został bez niczego. Dlaczego ich oczy nie widzą, a uszy nie słyszą płaczu i łez bliźniego? A wystarczyłoby życzliwe słowo i drobna pomoc. Stała Czytelniczka Zduńska Wola
Radio „FiM” znowu nadaje! Od 1 września możecie ponownie usłyszeć w internecie naszą firmową audycję z Radia „FiM”. W poniedziałek, środę, czwartek i piątek zaczynamy o godzinie 12.00, a we wtorek (na prośbę słuchaczy) – o 17.00. Możecie telefonować do redakcji pod numer 695 761 842 i brać udział w audycji na żywo lub pisać e-maile i wysyłać je na adres
[email protected]. Jak nas znaleźć? Na początek odnajdujemy na portalu www.faktyimity.pl ikonkę ANTYKLERYKALNE RADIO. Klikamy lewym przyciskiem myszy na linku: „Link (m3u) dla Winampa” i zapisujemy plik na dysku twardym naszego komputera. Tę czynność trzeba wykonać tylko jeden raz. Kolejnym krokiem jest ściągnięcie darmowego programu – odtwarzacza Winamp. Aplikację można pobrać, wpisując w wyszukiwarce internetowej poniższy adres: http://usfiles.brothersoft.com/mp3_audio/players/winamp200.exe. Wówczas pojawi się prośba o zapisanie na dysku pliku „winamp200.exe”. Klikamy na nim dwa razy lewym klawiszem. Rozpakowujemy programik do katalogu (sam się stworzy) C:\Program Files\Winamp\WINAMP.EXE i uruchamiamy z naszego komputera. No i to w zasadzie cała filozofia. A teraz powiedzmy, że akurat jest 12.00 i marzycie o posłuchaniu nowej audycji Radia „FiM”. Klikacie zatem czym prędzej na lewy górny róg programu (taka ikonka z przewróconą klepsydrą) i wybieracie opcję „Play file”. Aplikacja poprosi Was o wskazanie wcześniej pobranego przez Was pliku z portalu www.faktyimity.pl. Odnajdujemy go w naszym komputerze i klikamy „Otwórz”.
20
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Chrześcijaństwo od samego zarania miało problemy z ludzką seksualnością. Wpływały one m.in. na poglądy dotyczące miejsca kobiet w Kościele i społeczeństwie. Teologowie potępiali nawet cykl menstruacyjny, który miał pochodzić od Ewy (po jej mitycznym ukąszeniu przez węża szatana). Przekleństwo Ewy i popęd do cudzołóstwa rzekomo w znaczący sposób wpływa na niewiasty oddające się najstarszemu zawodowi świata. Apostoł Paweł – jeden z największych autorytetów katolickich (i nie tylko) duchownych – którego nauki pomogły ukształtować ideologię Kościoła chrześcijańskiego, widział w prostytutkach ucieleśnienie jedynie grzesznej natury kobiet: „Nie wiecie, że wasze ciała są członkami Chrystusowymi? Wziąwszy tedy członki Chrystusowe, uczynię je członkami nierządnicowymi? Nie daj tego Boże! Albo nie wiecie, iż ten, co się złącza z nierządnicą, staje się jednym [grzesznym] ciałem?”. Prostytucja budziła obrzydzenie „uduchowionych mężów”, choć doskonale zdawali sobie sprawę, że nie da się jej szybko i skutecznie zlikwidować. Ponadto wielu ojców i doktorów Kościoła rzymskiego, obawiając się utraty poparcia społecznego, starało się widzieć w nierządzie rodzaj wentylu bezpieczeństwa dla erotycznej aktywności chrześcijan. Miała ona bowiem „wyciągać” z mężczyzn i kobiet nadmiar potrzeb seksualnych. W razie potrzeby przypominano słowa żyjącego na przełomie IV i V stulecia św. Augustyna: „Nie znam niczego, co bardziej przyciąga męski umysł z wyżyn niż kobiece pieszczoty i połączenie ciał, bez którego niepodobna mieć żony (...). [Z drugiej strony] zlikwidujcie prostytucję, a kapryśne żądze doprowadzą społeczność do upadku (...). Wygnajcie kurtyzany, a wkrótce namiętności zakłócą wszystko (...). Wiodą one żywot całkowicie nieczysty, ale prawa porządku wyznaczają im jakieś miejsce, choćby najnędzniejsze (...). Usuńcie ladacznice ze społeczeństwa, a rozpusta rozszaleje się wśród uczciwych kobiet. Prostytucja w mieście jest jak kanał ściekowy w pałacu. Zlikwidujesz kloakę, to cały pałac zacznie śmierdzieć”. I tak oto przez długie stulecia starano się utrzymać kompromis pomiędzy pragmatyzmem św. Augustyna a poglądami pełnymi nienawiści wobec „upadłych” kobiet. Rodzić się może pytanie: dlaczego ówcześni duchowni katoliccy nie podjęli radykalnych działań dla ograniczenia prostytucji? Powodów było wiele. W zachodniej części Europy po upadku cesarstwa rzymskiego i okresie tworzenia się państw ważniejsze było utrzymanie niedawno powstałej hierarchii duchownej,
administracji nowych dóbr kościelnych oraz realizacji ustalonych dogmatów. Ponadto, w zależności od regionu Europy i osobistych poglądów lokalnych biskupów, wobec ladacznic stosowano rozmaite środki represji – od umiarkowanych działań w postaci napomnień, aż po tymczasowe ekskomuniki. Bez względu na mniej lub bardziej aktywne zaangażowanie poszczególnych biskupów na rzecz ograniczania nierządu wielokrotnie odwoływano się do metod kaznodziejsko-moralizatorskich. Kościół, tworząc
niezamężnych młodzieńców. Papież Jan XII, szukając w drugiej połowie X stulecia argumentów dla nawrócenia prostytutek, planował ofiarowywać każdej „nawróconej” jakiś święty przedmiot (czytaj: podrobioną relikwię). Najczęściej jednak ignorowano słowa duchownych, tak jak to uczyniła pewna kobieta pracująca w 1058 roku na ulicach Londynu: „Siedziała na starym mule, włosy opadały jej na ramiona, w dłoni trzymała pozłacaną różdżkę (...), [a] swobodnym ubiorem przyciągała uwagę idących gościńcem podróżnych”.
uczeni zaczęli poszukiwać nowych rozwiązań, tak aby wilk był syty i owca cała. Skorzystano zatem z pomysłu Tomasza z Chobhama, który w XIII-wiecznej instrukcji dla spowiedników pouczał: „Prostytutki należy zaliczyć w poczet najemników. W końcu one odnajmują swoje ciała i wykonują pracę (…). Jeśli okażą skruchę, mogą przeznaczyć część dochodów z nierządu na cele dobroczynne. Jeśli jednak prostytuują się dla przyjemności i odnajmują swoje ciała, by czerpać zadowolenie, wtedy to nie jest praca, a pokuta winna
Prostytucja i ojcowie Kościoła bądź przypominając historie nawróconych kobiet lekkich obyczajów wyniesionych na ołtarze, dawał powody do zmiany trybu życia dla setek ulicznych kobiet. Wśród kilku postaci prym wiodła uczennica Chrystusa – Maria z Magdali w Galilei. Ponieważ ona pierwsza przybyła do pustego grobu swego mistrza i pierwsza ujrzała go zmartwychwstałego, stała się synonimem nawróconej kobiety grzesznicy. Oprócz kultu Marii Magdaleny średniowieczne prostytutki zachęcano do podążania drogą Marii Egipcjanki. Wedle większości przekazów, od 12 do 25 roku życia pracowała ona w aleksandryjskim burdelu. Nie do końca jeszcze natchniona udała się pewnego razu na pielgrzymkę do Jerozolimy, opłacając podróż oferowaniem usług seksualnych kolejnym marynarzom. Dopiero po odwiedzeniu uświęconych miejsc wybrała życie pustelniczki. Gorliwe modlitwy oraz pokarm z postnego chleba miały jej pomóc przeżyć na pustyni wiele długich lat. Za takie poświęcenie Kościół obdarował ją aureolą świętości. Trzecią z kolei uświęconą ladacznicą stała się Pelagia – aktorka i ulicznica z Antiochii, która po nawróceniu również odbyła pielgrzymkę do Jerozolimy. Od Egipcjanki różniła się głównie tym, że swój żywot zakończyła w klasztorze. Niejednokrotnie duchowni powoływali się jeszcze na losy św. Afry, która po latach uprawiania nierządu zmarła śmiercią męczeńską na początku IV wieku podczas prześladowań chrześcijan za cesarza rzymskiego Dioklecjana. Średniowieczny Kościół uznawał istnienie nierządnic, ale chciał widzieć w nich niewiasty działające po cichu i korzystające z ofert
W takiej pozie mogła się spodziewać rychłego przybycia wędrownego kaznodziei, który potępiłby zapewne nie tylko jej zachowanie. Mógłby wówczas – jak wielu mu podobnych – odwołać się do poglądów
być tak samo upokarzająca jak sam czyn”. Oczywiście pod pojęciem „celów dobroczynnych” rozumiano rozmaite opłaty i daniny na rzecz różnych instytucji… prowadzonych przez katolickich duchownych.
uznanych filozofów i teologów (Plotyn, Musonius Rufus, Filon, Tertulian), którzy uważali, że seks nie może powodować przyjemności, a winien jedynie służyć prokreacji. Widząc, że walka moralizatorska nie przynosi rezultatów, duchowni
W okresie późnego średniowiecza rozwiązłość seksualna wielu papieży miała swoje odbicie w ograniczeniu ataków wobec nierządu. Popuszczenie cugli w bardzo szybkim czasie doprowadziło do pojawiania się w ośrodkach biskupich,
– Rzymie i Awinionie – kolejnych burdeli. Widząc, co dzieje się w „Stolicy Apostolskiej”, wielu magistrów teologii zaczęło tolerować prostytucję. Być może dlatego rajcy krakowscy – po zwróceniu się do przedstawicieli Kościoła z pytaniem, czy miasto może otwierać i utrzymywać domy nierządu – otrzymali zaskakującą odpowiedź: „Prostytucja powinna istnieć w mieście, albowiem chroni przed cudzołóstwem, kazirodztwem i innymi nieczystościami seksualnymi”. Z czasem rosnąca liczba sprzedajnych niewiast budziła odrazę już tylko wśród wędrownych kaznodziejów i konserwatywnych doktorów nauk. W pierwszej połowie XVI wieku takie osoby jak Marcin Luter czy Jan Kalwin postanowiły odnowić coraz bardziej zeświecczone oblicze Kościoła. Pierwszy z nich w 1520 roku powiedział do szlachty niemieckiej: „Czyż nie jest rzeczą straszną, że przychodzi nam, chrześcijanom, tolerować obecność domów publicznych, nam, którzy do czystości zostaliśmy zobowiązani przez chrzest? Jestem pewien, jaki należy wydać osąd w tej sprawie, nie ma bowiem takiego drugiego narodu, w którym zmiany następowałyby tak opornie, i nie ma drugiego takiego narodu, w którym dziewice czy mężatki oraz szacowne matrony byłyby tak postponowane. Czy nie stać nas na duchową i doczesną siłę, która władna byłaby odmienić te pogańskie praktyki? Jeżeli lud Izraela mógł obywać się bez tej ohydy, to czemuż lud chrześcijański nie miałby być do tego zdolny?”. Reformacja, bo o niej tu mowa, to kolejny okres wrogości wobec wszystkich kobiet budzących wśród bogobojnych odrazę swym zachowaniem i trybem życia. Żar słów dobywających się z ust kaznodziejów sprawił na przykład, że dom publiczny w Orange został czterokrotnie zdewastowany w latach 1523–1537. Zamykano kolejne zamtuzy, m.in. w Augsburgu (1532), Ulmie (1537), Ratyzbonie (1553) czy Norymberdze (1562). Kiedy w roku 1537, po trzech latach od zamknięcia, odnowiono działalność burdelu we Fryburgu, Luter grzmiał: „Ci, którzy zakładają takie domy, powinni wprzódy zaprzeć się imienia Chrystusa i wiedzieć, że bardziej niż chrześcijanami są poganami, którzy nic o Boskim imieniu nie wiedzą”. Powoływanie się na kościelne autorytety czy Pismo Święte nigdy nie spowodowało zlikwidowania prostytucji w jakimkolwiek państwie. Nic dziwnego, skoro z usług ladacznic korzystali zarówno dostojnicy świeccy, jak i duchowni. SZYMON WRZESIŃSKI Autor książek: „Pomniki bólu i śmierci” (2009), „Inkwizycja na ziemiach polskich” (2009), „Kat w dawnej Polsce na Śląsku i Pomorzu” (2010), „Epidemie w dawnej Polsce” (2011).
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
21
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Czy Jezus zstąpił do piekieł? Intryguje mnie stwierdzenie w Składzie Apostolskim, że Jezus po śmierci „wstąpił do piekieł”. Początkowo myślałem, że to jakieś inne miejsce niż „piekło”. Bo niby dlaczego Jezus miałby iść do piekła, miejsca – według Krk – wiecznej kary za grzechy? Kiedy sprawdziłem w słowniku języka polskiego, okazało sie, że słowo „piekieł” to dopełniacz l.mn. od rzeczownika „piekło”. Czy to zatem znaczy, że jest ileś piekieł i Jezus wstąpił do każdego z istniejących piekieł? Bo – jak mi sie wydaje – wtedy, kiedy formułowano Credo, nie istniało jeszcze pojęcie czyśćca. Czy zatem to jest katolickie piekło, czy coś innego? Po co Jezus miałby wstępować do miejsca wiecznego potępienia? Czy to wszystko w ogóle trzyma się kupy, czy to – mówiąc językiem młodzieżowym – jedna wielka ściema? Rozpocznijmy od przypomnienia, że idea zstąpienia Chrystusa do piekieł pojawiła się najpierw w Syrii w III wieku, a na Zachodzie rozwinęła się dopiero w IV wieku w słynnym Credo. Początkowo „piekło” oznaczało krainę śmierci, w której znajdowały się wszystkie istoty – począwszy od szatana i demonów, a skończywszy na ludziach potępionych i sprawiedliwych. Dopiero z czasem dokonano rozróżnienia na „piekło” (Gehenna), czyli „miejsce” przebywania szatana, demonów i ludzi potępionych, oraz „otchłań” (Hades), czyli krainę zmarłych sprawiedliwych, którzy oczekują na zmartwychwstanie. Stąd też liczba mnoga „piekieł”. Samą historię o zejściu Chrystusa do piekieł oparto na kilku dowolnie zinterpretowanych tekstach Nowego Testamentu, głównie pochodzących z Pierwszego Listu św. Piotra, w którym czytamy: „Gdyż i Chrystus raz za grzechy cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was przywieść do Boga; w ciele wprawdzie poniósł śmierć, lecz w duchu został przywrócony życiu. W nim też poszedł i zwiastował duchom będącym w więzieniu, które niegdyś były nieposłuszne, gdy Bóg cierpliwie czekał za dni Noego, kiedy budowano arkę” (3. 18–20). Craig S. Keener pisze: „Spośród wielu poglądów na temat tego tekstu trzy były najczęściej przyjmowane: (1) pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem Jezus głosił zbawienie umarłym przebywającym w Hadesie, krainie umarłych (pogląd podzielany przez wielu ojców Kościoła); (2) przez Noego Jezus nauczał ludzi, którzy żyli w tamtych czasach (pogląd wielu reformatorów); (3) przed lub po swoim zmartwychwstaniu (co wydaje się bardziej prawdopodobne) Jezus ogłosił zwycięstwo nad upadłymi aniołami”1. Inni dodają, że Jezus zwiastował upadłym aniołom ciążący nad nimi wyrok potępienia. W związku z powyższym nasuwa się pytanie: gdzie w rzeczywistości Jezus był po śmierci i co robił?
Po pierwsze – należy podkreślić, że Biblia ani jednym słowem nie wspomina o tym, aby Chrystus zstąpił do piekła (Gehenny), czyli rzekomego miejsca przebywania szatana, jego aniołów i wszystkich potępionych ludzi. Słusznie zatem Czytelnik pyta: „Po co Jezus miałby wstępować do miejsca wiecznego potępienia?”. Nie ma wszak żadnego racjonalnego powodu, aby Chrystus tam się udawał. Pogląd, że Jezus zwiastował upadłym aniołom swoje zwycięstwo oraz wyrok potępienia, koliduje bowiem z następującymi słowami apostoła Piotra: „Bóg nie oszczędził aniołów, którzy zgrzeszyli, lecz strąciwszy do otchłani, umieścił ich w mrocznych lochach, aby byli zachowani na sąd” (2 P 2. 4). Pisma Nowego Testamentu jednoznacznie stwierdzają więc, że Bóg wyznaczył określony dzień, w którym zmartwychwstały Chrystus będzie sądził wszystkich (por. Dz 17. 31), również zbuntowanych aniołów. Innymi słowy: zanim zostanie ogłoszony wyrok, musi odbyć się sąd – i na „taki wielki dzień sądu” (Jud 1. 6) według Nowego Testamentu zachowani są właśnie upadli aniołowie. Po drugie – nie do przyjęcia jest również twierdzenie jakoby „Jezus głosił zbawienie umarłym przebywającym w Hadesie”. Biblia bowiem ani razu nie wspomina o drugiej szansie zbawienia po śmierci. Mówi natomiast wyraźnie, że „postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (Hbr 9. 27). Ktokolwiek zatem chciałby bronić tezy, że potępionym umarłym ponownie głoszone jest zbawienie, musiałby również przyjąć, że człowiek może nawrócić się i w piekle, lub musiałby uznać niebiblijną – katolicką – ideę czyśćca. Poza tym słowo „hades”, któremu w Starym Testamencie odpowiada słowo „szeol”, oznacza grób lub stan śmierci, a nie jakieś miejsce, w którym miałyby przebywać cierpiące dusze. Po trzecie – również przekonanie, że Jezus poszedł do jakiegoś pośredniego miejsca, przez niektórych wierzących nazywanego rajem
lub „łonem Abrahama”, aby stamtąd zabrać sprawiedliwych Starego Przymierza do nieba, nie ma podstaw biblijnych. „Ponieważ Bóg przewidział ze względu na nas coś lepszego, mianowicie, aby oni nie osiągnęli celu bez nas” (Hbr 11. 40). Według Ewangelii św. Jana Jezus przyjdzie po odkupionych dopiero w czasie swego powtórnego przyjścia. Czytamy tam: „Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli” (J 14. 2–3). Po czwarte – zgodnie ze słowami Jezusa miał On pozostać w grobie aż do czasu zmartwychwstania: „Albowiem jak Jonasz był w brzuchu
poszedł i zwiastował uwięzionym duchom, które niegdyś były nieposłuszne, gdy Bóg cierpliwie czekał za dni Noego, kiedy budowano arkę”3. Niektórzy badacze uważają zatem, że „obecna forma tekstu nie jest poprawna, że być może kopiści niewłaściwie ją przepisali, i dlatego radzą zmienić lub dodać niektóre słowa. I tak Rendel Harris sugeruje, by do naszego tekstu wstawić słowo »Enoch«, które kopiści opuścili”4. Poza tym istnieje jeszcze inna możliwość (pogląd wielu reformatorów), która zakłada, że skoro nieposłusznymi w czasach Noego byli ludzie, to tym, który wzywał ich do pokuty, mógł być tylko Noe. Tym bardziej że za stanowiskiem takim
wieloryba [wielkiej ryby – por. Jon 2. 1–2] trzy dni i trzy noce, tak i Syn Człowieczy będzie w łonie ziemi trzy dni i trzy noce” (Mt 12. 40). Innymi słowy: skoro „Bóg wzbudził go trzeciego dnia i dopuścił mu się objawić” (Dz 10. 40), to dopiero po tym wydarzeniu Jezus mógł być w jakimkolwiek innym miejscu poza grobem, bo wcześniej był martwy (por. 1 Tes 4. 14). Jak widać, wszystko zdaje się wskazywać na to, że tekst z listu Piotra wcale nie mówi o tym, aby Jezus był gdziekolwiek poza grobem. Jezus nie był bowiem ani w „mrocznych lochach”, gdzie – według Piotra i Judy – przebywają upadli aniołowie, ani w Hadesie – miejscu rzekomego przebywania zmarłych. O czym zatem pisał apostoł Piotr w cytowanym wyżej fragmencie? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo – jak pisze William Barclay – „mamy tu do czynienia z najtrudniejszym tekstem nie tylko w liście Piotra, ale w całym Nowym Testamencie”2. Poza tym w tłumaczeniu Moffata tekst ten brzmi inaczej: „W ciele [Chrystus] poniósł śmierć, ale został ożywiony w Duchu. W tym również Duchu Enoch
przemawiają również inne racje. Jakie? Po pierwsze – nazwanie Noego „zwiastunem sprawiedliwości” (2 P 2. 5). Po drugie – ponieważ z listu Piotra wyraźnie wynika, że to właśnie „Duch Chrystusowy” inspirował Noego. Ten sam Duch inspirował bowiem proroków: „Zbawienia tego poszukiwali i wywiadywali się o nie prorocy (…), starając się wybadać, na który albo na jaki to czas wskazywał działający w nich Duch Chrystusowy, który przepowiadał cierpienia mające przyjść na Chrystusa” (1 P 1. 10–11). „Musiał” zatem inspirować i Noego. Po trzecie – co już zostało wyżej podkreślone – ponieważ Biblia nie mówi o drugiej szansie dla zmarłych, „zwiastowanie duchom będącym w więzieniu” (1 P 3. 19) musiało dotyczyć ludzi żyjących w czasach Noego. Przemawia bowiem za tym informacja, że „zwiastowanie” to miało miejsce, „gdy Bóg cierpliwie czekał za dni Noego” (1 P 3. 20, por. 2 P 3. 9). Innymi słowy: jak w czasie swej misji Chrystus zwiastował „jeńcom wyzwolenie” (Łk 4. 18), tak i Noe w Duchu Chrystusowym „zwiastował duchom będącym w więzieniu”.
Wyjaśnienia wymaga jedynie użycie słowa „duch”. Otóż w zależności od kontekstu Biblia używa tego słowa w różnym znaczeniu, również w odniesieniu do ludzi żywych (por. 1 Kor 2. 11; Lb 16. 22; 27. 16). Warto też przypomnieć, że w przeciwieństwie do koncepcji greckiej, która zakładała, że człowiek składa się z duszy i ciała, dla Żydów człowiek był jednością. Ksiądz Stanisław Grzybek pisze o tym tak: „Kiedy autor natchniony napisze w Rdz 2. 7, że Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą, to nie oznacza, że człowiek ma duszę i ciało, ale że dzięki stwórczej mocy Boga ma w sobie pierwiastek życia, dzięki czemu jest osobą żywą”5. Stąd też w Księdze Koheleta czytamy, że po śmierci „wróci się proch do ziemi, tak jak nim był, duch zaś [czyli „tchnienie życia”, „pierwiastek życia”, „energia witalna”] wróci do Boga, który go dał” (12. 7). Krótko mówiąc, nauka o istniejącym miejscu pośrednim, w którym rzekomo przebywali zmarli (świadomi), którym głoszono zbawienie, jest z biblijnego punktu całkowicie błędna i sprzeczna z duchem Ewangelii. Pismo Święte bowiem wyraźnie uczy, że „umarli nic nie wiedzą”; „w krainie umarłych (…) nie ma ani działania, ani zamysłów, ani poznania, ani mądrości” (Koh 9. 5, 10). Poza tym Biblia nazywa „umarłymi” również ludzi duchowo nieodrodzonych, czyli umarłych duchowo przez grzech (por. Mt 8. 22; Ef 2. 1; Kol 2. 13). I tym właśnie „umarłym” – jak pisał Piotr – za życia „głoszona była ewangelia” (1 P 4. 6), ponieważ z chwilą śmierci los każdego człowieka jest już na wieki rozstrzygnięty (por. Hbr 9. 27). Dlatego też koncepcja zstąpienia Chrystusa do piekieł, aby głosić dobrą nowinę umarłym, którzy za życia byli nieposłuszni i zostali potępieni, jest absolutnie nie do przyjęcia. Tym bardziej że koncepcja ta powstała na skutek błędnego połączenia kilku tekstów, mających zupełnie odmienne znaczenie. BOLESŁAW PARMA 1. „Komentarz historyczno-kulturowy do Nowego Testamentu”, Oficyna Wydawnicza Vocatio, Warszawa 2000, s. 557. 2. ,,Listy św. Piotra”, Wydawnictwo Słowo Prawdy, Warszawa 1981, s. 137. 3. W. Barclay, tamże, s. 140. 4. Tamże. 5. „Vademecum biblijne”, cz. IV, praca zbiorowa pod redakcją ks. Stanisława Grzybka, Kraków 1991, s. 156.
22
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (47)
Nasz Kreml Wojnę polsko-rosyjską w latach 1609–1619 zainicjowała tzw. dymitriada. Polacy pokonali Rosjan i zajęli Moskwę. Pojęciem „dymitriada” bądź „dymitriady” zwykło się określać interwencje zbrojne grupy magnatów polskich i samej Rzeczypospolitej w celu zawładnięcia tronem moskiewskim w latach 1604–1610. Najpierw była próba osadzenia na tronie carskim Dymitra I Samozwańca i Maryny Mniszchówny – inspirowana zwłaszcza przez wojewodę sandomierskiego Jerzego Mniszcha oraz magnatów z województwa kijowskiego: Adama i Konstantego Wiśniowieckich. Interwencja ta (1604–1606) zakończyła się zabójstwem Dymitra i śmiercią wielu Polaków z jego otoczenia. Mimo to w latach 1607–1610 Polska znów interweniowała zbrojnie – tym razem w sprawie Dymitra II Samozwańca. Po śmierci pierwszego Dymitra drugi Dymitr zyskał poparcie wielu rokoszan Zebrzydowskiego, a także Aleksandra Lisowskiego, twórcy i dowódcy słynnych Lisowczyków. W Rzeczypospolitej oszukańczy charakter kolejnej próby wprowadzenia na tron carski „Dymitra carewicza” nie budził wątpliwości. W obozie Dymitra II, powszechnie zwanego łże-Dymitrem lub worem (złodziej) tuszyńskim (tuszyński – od miejscowości Tuszyno pod Moskwą, gdzie znajdował się obóz łże-Dymitra),
J
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
znaleźli się przede wszystkim ci, którym obojętne było, komu służą, natomiast marzyła im się krwawa przygoda na podobieństwo konkwistadorów i odkrywców nowych lądów. Początkowo Zygmunt III Waza opowiadał się za utrzymaniem pokoju z Rosją, a do urzędników królewskich wydał uniwersały zakazujące mieszania się w wewnętrzne sprawy moskiewskie. W miarę jednak jak w państwie moskiewskim narastała walka wewnętrzna, król zaczął oficjalnie przeć do wojny. W 1609 r., po dojściu do porozumienia między królem i rokoszanami, rozpoczęła się bezpośrednia interwencja Rzeczypospolitej w sprawy rosyjskie. Agitację na rzecz wojny rozwinęli jezuici, a papież Paweł V ogłosił nawet odpust za udział w wojnie „przeciwko schizmatykom”. Wprawdzie w otoczeniu królewskim, w sejmie i w senacie odzywały się głosy ostrzegające przed wyprawą i wskazujące na jej awanturniczość, jednak nie znalazły one posłuchu. Liczono na szybkie zajęcie Moskwy i zakończenie wojny w krótkim czasie. Szło o odzyskanie ziem ruskich, będących niegdyś w granicach Wielkiego Księstwa Litewskiego, o nowe posiadłości, tron carski i o rozszerzenie katolicyzmu.
est mądrość w starym powiedze niu, że ryba psuje się od głowy. Aby kogoś nakłonić do niegodzi wego zachowania, najpierw trzeba mu namieszać w głowie. Przed kilkoma tygodniami pisaliśmy („FiM” 33/2011) o okołopisowskim gronie naukowców oddających liczne usługi zarówno samemu prezesowi, jaki i ideologii tego ugrupowania. Wśród prominentnych przedstawicieli PiS-nauki wymieniliśmy profesora Aleksandra Nalaskowskiego, do którego, choć nie bez niechęci, wypada nam znów wrócić. Profesor i dziekan wydziału pedagogicznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu opublikował tekst na łamach „Rzeczpospolitej”, dziennika związanego z PiS oczywiście, którego fragmenty budzą bezgraniczne wręcz zdumienie. Warto przy okazji zwrócić uwagę na wielką ostatnio aktywność Nalaskowskiego – złośliwe języki mówią, że profesorowi marzy się od października posada ministra edukacji w nowym rządzie premiera Kaczyńskiego (sic!) i dlatego chce na siebie zwrócić uwagę prezesa. Wszak jego potencjalny konkurent do ministerialnego stołka – profesor Ryszard Legutko – siedzi sobie wygodnie w Brukseli i z pewnością dobrej pensji i spokoju korytarzy w Parlamencie Europejskim nie zamieni na nerwową szarpaninę między Alejami Ujazdowskimi a Wiejską.
Wojsko polskie pod osobistym dowództwem Zygmunta III obległo Smoleńsk, jednak gród bronił się zaciekle. Na odsiecz oblężonym ruszył kniaź Dymitr Szujski z 20 tys. Rosjan, wsparty przez 3,3 tys. żołnierzy z posiłków szwedzkich pod dowództwem Jakuba Pontussona De la Gardie. 4 lipca 1610 r. hetman Stanisław Żółkiewski, który dowodził znacznie mniejszymi siłami (około 7 tys. żołnierzy), umiejętnie wykorzystał ruchliwość polskiej jazdy i odniósł pod Kłuszynem w pobliżu Smoleńska jedno z największych zwycięstw w dziejach Rzeczypospolitej. Żółkiewski zaatakował najpierw obóz wojsk moskiewskich i zmusił je do odwrotu, a następnie doprowadził do kapitulacji Szwedów, osaczonych po ucieczce Rosjan. Zwycięstwo to otworzyło Polakom drogę do Moskwy. Bojarzy w obawie przed powstaniem ludowym porozumieli się z Żółkiewskim i wpuścili do Moskwy wojska polskie. Obalonego cara Wasyla Szujskiego zesłano do klasztoru. Niemal jednocześnie został zamordowany fałszywy Dymitr.
Nalaskowski w „Rzepie” opublikował długą krytykę („MEN psuje się od głowy”) poczynań obecnej minister edukacji Katarzyny Hall. Mógłbym powiedzieć, że nic mi do tego, bo klerykalna pani Hall, która wyznała, że ksiądz Henryk Jankowski był dla niej jak ojciec, z pewnością nie jest bohaterką mojej bajki. Jednak wynurzenia dziekana wstrząsnęły
3 września 1610 r. Żółkiewski wjechał do Moskwy. Zgodnie z zawartym porozumieniem carem miał zostać syn Zygmunta III, królewicz Władysław – miał on sprawować rządy nad bojarami, ale też przejść na prawosławie. Władysław miał – przeciwnie niż jego ojciec – opinię człowieka tolerancyjnego i szanującego prawosławie, jednak gdy w 1611 roku po dwuletnim oblężeniu Polacy zdobyli Smoleńsk, Zygmunt III nie uznał układu podpisanego przez Żółkiewskiego. Zażądał, żeby bojarowie jego samego wybrali na tron carski. Ujawniły się wówczas cele polityki Zygmunta III i panów polskich, czyli ich dążenia, by przez unię personalną podporządkować Rosję Rzeczypospolitej. Podczas obrad sejmu we wrześniu 1611 roku Zygmuntowi III złożyli hołd eks-car Wasyl i jego bracia, Iwan i Dymitr Szujscy, przyprowadzeni przez Żółkiewskiego, a marszałek izby poselskiej wychwalał króla słowami: „Przeszedłeś sławą
mieć z nimi do czynienia. Jakby tego było mało, traktuje ludzi transpłciowych (transpłciowość ma przyczyny biologiczne) słowem „dewianci”. Nie mam wielkiego osobistego doświadczenia w kontaktach z ludźmi transseksualnymi. Znam raptem dwie takie osoby – jedną, która jest w miarę zadowolona z życia, i drugą, dla której życie jest koszmarem.
ŻYCIE PO RELIGII
Psucie od głowy mną, bo w pewnych fragmentach są wyrazem mentalności, do której czuję wyjątkowe obrzydzenie. A przede wszystkim są wyrazem ducha jak najdalszego od tego, z czym się zwykle kojarzy słowo „pedagog”. A Nalaskowski ma się za pedagoga; mało tego – wychowuje zastępy przyszłych pedagogów, a jako dziekan nadzoruje nawet pracę całego wydziału. Otóż pan profesor pozwolił sobie na szydercze wypowiedzi pod adresem transseksualistów, omawiając z obrzydzeniem jakiś podręcznik, w którym zalecano uczniom traktowanie ich z szacunkiem i życzliwością. Zdaniem Nalaskowskiego godni większego zrozumienia niż transseksualiści są ci, którzy muszą
Ale jeśli choć przez chwilę zastanowić się nad tym zjawiskiem, w którym człowiek identyfikuje się z płcią przeciwną do tej, którą fizycznie sam reprezentuje, to nietrudno zrozumieć, że transseksualizm jest jednym z najtrudniejszych wyzwań, z jakimi może się zetknąć istota ludzka. Wprawdzie życie każdego z nas samo w sobie nie jest niczym łatwym – trzeba przejść przez morze przeciwności, cierpieć z wielu powodów, chorować, doznawać upokorzeń i rozczarowań, a na końcu jeszcze umrzeć – to jednak los transseksualisty jest traumą, prawdziwym koszmarem. Żyć w ciele, z którym człowiek się nie identyfikuje, któremu się sprzeciwia, które pragnie
Bolesławy, bogobojnością i sprawiedliwością Kazimierze, przeszedłeś politowaniem i miłosierdziem Jagiełła i Stefana króle wielkie!”. W Rosji tymczasem wzmagała się nienawiść do wojsk i panów polskich, a także ożywił się ruch o charakterze narodowowyzwoleńczym i religijnym. Na czele tego powstania stanęli mieszczanin nowogrodzki Kuźma Minin i kniaź Dymitr Pożarski, a dostojników prawosławnych więzionych przez Polaków otaczano czcią jak męczenników. Załoga polska w Moskwie schroniła się na Kremlu. Z odsieczą pośpieszył jej hetman litewski Karol Chodkiewicz, lecz po zaciętych walkach wojska polskie zostały rozbite. Polska załoga Kremla skapitulowała 5 października 1612 r. W połowie grudnia król, straciwszy nadzieję na zwycięstwo, nakazał odwrót z Rosji. Zwołany na początku 1613 r. sobór ziemski w Rosji obrał na tron carski Michała Romanowa, syna uwięzionego w Polsce patriarchy Filareta. Zapoczątkował on w Rosji nową dynastię. Król i panowie polscy nie zrezygnowali jednak ze swoich planów opanowania tronu carskiego i Rosji. W latach 1617–1618 wojska Rzeczypospolitej jeszcze raz znalazły się pod Moskwą, ale i ta wyprawa nie osiągnęła zamierzonego celu, czyli opanowania stolicy Rosji. Zmęczeni wojną Polacy zdecydowali się na rozejm, który podpisano na początku 1619 roku w Dywilinie (wieś niedaleko Moskwy). Rosja odstąpiła Rzeczypospolitej ziemię smoleńską, czernichowską i siewierską, zaś Rzeczpospolita faktycznie zrezygnowała z dalszych planów podboju Rosji. ARTUR CECUŁA
usilnie zmienić! Znosić poniżenia, szyderstwa, kpiny, niezrozumienie, a także mieć poważne kłopoty z założeniem rodziny – to nie jest coś, co można łatwo unieść. Nic dziwnego, że wielu transseksualistów żyje w permanentnej depresji i doświadcza myśli samobójczych. Nikt z nich nie wybrał sobie takiego losu, bo nikt dobrowolnie nie wybiera koszmaru. Można sobie wyobrazić, że w normalnym państwie tacy ludzie powinni być otoczeni troską ze strony wszystkich – począwszy od rodziny i szkoły, aż po instytucje publiczne i firmy, w których pracują – aby ich ciężki z natury los uczynić choćby znośnym. Bo społeczeństwo powinno otaczać troską najsłabszych, to wydaje się dosyć oczywiste. W kontekście tego wszystkie kpiny Nalaskowskiego są nie tylko nie na miejscu, ale dają świadectwo moralnej mizerii tego człowieka, który uważa się za gorliwego katolika i pedagoga. Pana profesora trzeba by raczej trzymać z dala od przyszłych pedagogów i od ludzi młodych, aby ich nie zaraził swoją pogardą. Po raz kolejny redakcja „Rzeczpospolitej”, która zwykle ma pełną gębę wartości chrześcijańskich, dopuściła do publikacji czegoś tak ohydnego. Kiedyś do tzw. wartości chrześcijańskich zaliczało się współczucie, ale najwyraźniej w IV RP zastąpiono je nakazem wdeptywania w ziemię bezbronnych. MAREK KRAK
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
S
inibaldo Fieschi został wybrany na papieża po półtorarocznym wakansie na tzw. Stolcu Piotrowym. W tym czasie kardynałowie prowadzili negocjacje z cesarzem w sprawie uwolnienia dwóch purytanów przetrzymywanych od czasu zatargu z Grzegorzem IX. Innocenty był urodzonym władcą, pozbawionym jakichkolwiek skrupułów. Przed swoim wyborem przez 5 lat był zarządcą marchii ankońskiej. Jego wybór był możliwy, gdyż Sinibaldo prezentował się jako przyjaciel cesarza. Jednak kiedy tylko założył koronę papieską, od razu rozpoczął wojnę totalną z Fryderykiem.
o pozbawieniu go korony i uwolnieniu poddanych od posłuszeństwa. Jak ujmuje to „Encyklopedia średniowiecza”, kara wobec cesarza uchwalona została na podstawie „bredni” na jego temat. Były to papieskie pomówienia. Mianowicie Fryderyk podobno zamienił święty ołtarz w jednym z apulijskich kościołów w publiczną latrynę, ze świątyń Bożych robił burdele, otwarcie oddawał się sodomii, zaprzeczał Niepokalanemu Poczęciu Maryi, zaś o eucharystii rzekomo mówił: „Czy długo jeszcze będą trwały te kuglarskie sztuczki?”. Z punktu widzenia Kościoła cesarzowi można było wiele zarzucić, ale mimo swej walki z papiestwem
OKIEM SCEPTYKA „Ci, którzy obecnie mienią się duchownymi, gnębią synów tych ojców, na których jałmużnach się utuczyli (...). Po zwołaniu tego, co on [Innocenty] nazywa soborem powszechnym, bez jakiegokolwiek wezwania, bez jakiegokolwiek dowodu winy, ogłosił moją depozycję, popełniając tym samym ogromne przestępstwo wobec wszystkich królów. Czego wy możecie się spodziewać po tym zuchwałym księżowskim księciu, jeśli wobec mnie, nie posiadając nade mną jakiejkolwiek władzy w sprawach doczesnych, orzeka pozbawienie władzy (...). Nie jestem pierwszym, nie będę ostatnim, wobec którego nadużywa się kapłańskiej władzy do pozbawienia
Fryderyk II przekonywał, że papiestwo było niezgodne z rozumem i sprzeczne z naturą. Krytykował księży, „którzy chwytają za włócznię miast za pastorał (...). Jeden nazywa się księciem, inny margrabią, a jeszcze inny hrabią. Jeden z nich organizuje falangi, inny kohorty, a jeszcze inny zachęca mężczyzn do walki (...). Tak przedstawiają się dzisiaj pasterze Izraela: nie są to kapłani Kościoła Chrystusowego, lecz drapieżne wilki, dzikie bestie, które pożerają lud chrześcijański”. A przykład idzie z samej góry; „to właśnie od niego, od którego wszyscy oczekują pocieszenia ciała i duszy, pochodzi zły przykład, fałsz i niesprawiedliwość”.
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (53)
Dżihad Chrystusowego wikariusza Pontyfikat Innocentego IV (1243–1254) był przełomowy dla dziejów papiestwa. Papież pokonał dynastię Hohenstaufów, gwarantując tym samym rozdrobnienie Włoch i Niemiec. Zalegalizował tortury i brał udział w spisku na życie cesarza. Już na początku pontyfikatu papież poparł bunt miasta Viterbo przeciwko władzy cesarza, wysyłając im pieniądze i pomoc militarną. Wojska papieża, pod dowództwem kardynała Rainiera Capocciego, dokonały brutalnej rzezi w obozie wojsk niemieckich. Warto jednak zaznaczyć, że w batalii z papieżem cesarz wielokrotnie dążył do zawarcia rozejmu, bo walka ta nie służyła jego dążeniom do budowy silnej i sprawnej monarchii na południu Włoch. Papież zaś wielokrotnie odrzucał propozycje pokojowe i dążył do całkowitego zniszczenia Fryderyka. W 1244 r. papież zaproponował cesarzowi upokarzający rozejm. Fryderyk przystał na jego warunki, ale papież nie zamierzał wprowadzać w życie układu – zamiast tego ujął jego artykuły w formie ośmieszającego cesarza pamfletu i sprzedawał na Lateranie po sześć denarów. Później zaczął kreować się na uciśnionego przez okrutnego cesarza. Ucieczką z Rzymu zainscenizował dramat swojego prześladowania, mimo że cesarz dążył do pokoju. Innocenty urządził się w Lyonie, gdzie zorganizował sobór, będący sądem nad cesarzem. Na soborze 3 stycznia 1245 r. obecnych było jedynie 140 duchownych, głównie z Francji i Hiszpanii. Papież przeprowadził nie tylko ponowną ekskomunikę cesarza, ale i uchwałę
był on po prostu tolerancyjnym katolikiem. Nie negował prawd wiary, choć „rozległe lektury, znajomość świata, zwłaszcza Wschodu i islamu, obdarzyły go duchem tolerancji”. Stąd też wymysły papieskie, jakoby uważał eucharystię za kuglarskie sztuczki, były najpewniej cichą opinią samego papieża o tych religijnych ozdobnikach jego władzy. Według papieża cesarz był „bestią pełną bluźnierstw (...) o stopach niedźwiedzia, paszczy niegodziwego lwa i ciele pantery (...), twórcą kłamstw, niepomnym na skromność, nie plamiącym się rumieńcem wstydu (...), wilkiem w skórze owcy (...), skorpionem z ogonem pełnym jadu (...). Smokiem tak ukształtowanym, by nas zwodzić (...) niszczycielską siłą świata”. Cesarz rzekomo pragnął przemiany świata w pustynię. Był „mistrzem okrucieństwa (...), tym, który psuje cały świat (...), jadowitym wężem (...), czwartą bestią w Księdze Daniela, bestią, która ma żelazne zęby i paznokcie z mosiądzu”. Decyzje fatalnego soboru okazały się brzemienne w skutki polityczne. Zakony dominikanów i franciszkanów rozniosły kalumnie wobec cesarza po całej Europie. Fryderyk odpowiedział na ten akt antyklerykalnym manifestem adresowanym do władców europejskich, których przekonywał, że ofiarą klerykalnej nagonki i zniesławień może paść każdy z nich:
tronu. Jesteście współodpowiedzialni, ponieważ podporządkowujecie się temu hipokrycie, którego pragnienia władzy nie są w stanie ugasić wszystkie wody Jordanu. Jeśli wasza łatwowierność nie została usidlona przez hipokryzję tych Uczonych w Piśmie i Faryzeuszy, to możecie rozpoznać i uniknąć ohydnych występków Kurii – występków, o których przyzwoitość nie pozwala nam mówić. Wymuszają oni, jak dobrze o tym wiecie, wielkie opłaty z kilku królestw. To właśnie jest źródłem ich szalonej arogancji (...). Te krwiożercze wilki przebrane w skórę owcy wysyłają to tu, to tam legatów, aby ekskomunikowali, zawieszali prawa, karali – nie jako siewców, którzy głoszą słowo Boże, ale po to, by wyciągać pieniądze, kosić i zbierać to, czego sami nie zasiali (...). Jedyna przyczyna, która w przeszłości spowodowała społeczne waśnie w księstwach i społeczeństwach – a te na dodatek rozprzestrzenią się w innych państwach, jeśli tylko wymkną się spod kontroli – to wiara, pragnienie i wysiłki, czynione przez rzymskiego biskupa oraz jego duchownych współpracowników, by przejąć wszelką niezależną, świecką władzę i tym samym jej doczesne bogactwa”.
Fryderyka czasami uznaje się za prawdziwego zwiastuna reformacji, bowiem w swoich głośnych manifestach antyklerykalnych głosił konieczność reformy Kościoła. W tym celu zwrócił się także bezpośrednio do kardynałów, zachęcając ich, by domagali się „jednakowego udziału we wszelkich decyzjach, jakie ten, który zasiada na stolicy Piotrowej, podejmuje przy oficjalnym wprowadzaniu nowych praw”. Pisma Fryderyka, w których stara się on odgrodzić władzę święcką od aroganckiego klerykalizmu, znacznie wyprzedzały swoją epokę i w jego czasach nie miały szans na ziszczenie się. Ani ówczesne społeczeństwa, ani władcy nie byli gotowi na przyjęcie pryncypiów cywilizacyjnych, których czas miał przyjść dopiero później. Jego apele nie pozostały jednak bez oddźwięku. W Anglii wybuchł bunt przeciwko papieżowi. We Francji w 1246 r. kilku baronów (m.in. książę Burgundii i hrabia Bretanii) zawiązało ligę obrony przed zamachami kleru na ich świeckie prawa. W swoim apelu liga pisała, że królestwo Francji „nie powstało przez prawa pisane ani przez uzurpację kleru, ale dzięki
23
sile militarnej; dlatego też szlachetnie urodzeni zamierzają przywrócić jurysdykcję, której zostali pozbawieni, zaś kler, wzbogacony przez swą pazerność, powinien powrócić do ubóstwa pierwotnego Kościoła”. W zasadzie w całej Europie Fryderyk spotkał pozytywne reakcje na swoje apele. Niestety, fala, jaką wywołał, okazała się za mała, aby pokonać świecką władzę papieży, a ruch ten pozostał w mniejszości. Jeszcze nie przyszedł jego czas. Fryderyk, zaplątany w „labirynt włoskiej polityki, zmarnował potencjał swojego umysłu dla kraju, który był za mały dla jego geniuszu. Głos ewangelicznych heretyków, ówcześnie bezwartościowy, samotnie stanął w jego obronie” (Gregorovius). Papież zaś stawał się coraz bardziej agresywny. Ogłosił przeciwko cesarzowi wojnę prowadzoną za pomocą wszelkich dostępnych środków. We wszystkich krajach głoszono przeciwko Fryderykowi krucjatę. Przekupiony przez papieża dotychczasowy zwolennik Fryderyka, Henryk Raspe, ogłosił się nowym królem niemieckim i podjął wyprawę zbrojną przeciwko „wrogowi Ukrzyżowanego”. Legaci papiescy starali się wywołać ogólnonarodowe powstanie na Sycylii przeciwko „pomiotowi żmii”. Przeciwko władcy stanęli baronowie, ale miasta i ludność, którą Fryderyk chronił przed nadużyciami baronów, stanęły po jego stronie. Wtedy papież wziął aktywny udział w przygotowaniu spisku na życie Fryderyka II. W marcu 1246 roku spisek został ujawniony, ale papież nie poniósł żadnych konsekwencji. W toku batalii z papieżem Fryderyk II zmarł w wieku 56 lat (1250). Cel życia papieża Innocentego (totalne zniszczenie Hohenstaufów) był już bliski końca, a mściwe papiestwo ścigało resztki Hohenstaufów jeszcze przez pół wieku. W 1266 r. syn Fryderyka, Manfred, zginął w bitwie pod Benewentem i został zakopany bez religijnego obrządku (wówczas to była kara). Na rozkaz papieża Klemensa IV „zgniły trup tego wstrętnego człowieka” został wykopany i wyrzucony poza granice Sycylii, opanowanej wówczas przez papiestwo. Wnuk Fryderyka, Konradyn, został złapany przez papieża w 1268 roku. Miał 16 lat. Papież zorganizował bardzo uroczystą egzekucję tego chłopca, a jego szczątków nie pozwolił grzebać. Wnuczka Fryderyka, Beatrycze, przez 18 lat gniła w papieskim więzieniu. Ostatni wnuk Fryderyka podobno żył jeszcze w 1309 r., spędziwszy 45 lat w więzieniu papieskim. Łącznie aż 10 potomków Fryderyka II zginęło w wyniku papieskich prześladowań lub w lochach. Bez miłosierdzia. Aż do wytępienia! Oto „Stolica Apostolska” z czasów swojej chwały... MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Takie badania jak morfologia krwi czy badanie moczu powinno się wykonywać raz do roku – niezależnie od naszego samopoczucia. Pozwoli to nam szybko zareagować na pierwsze niepokojące oznaki nadchodzącej choroby. Robiąc badania, powinniśmy się dowiedzieć, co oznaczają te wszystkie enigmatyczne znaki i cyfry, stanowiące obraz kondycji naszego organizmu. Morfologia krwi to podstawowe badanie, które pozwoli dostrzec większość zachwiań naturalnej równowagi naszego organizmu. Może być wykonane w wersji pełnej oraz w profilowanej wersji badania biochemicznego w celu wykrycia podejrzewanej przez lekarza choroby. We krwi występują krwinki czerwone i białe, płytki krwi oraz płynne osocze. Przenośniki tlenu, czyli erytrocyty (krwinki czerwone, inaczej – czerwone ciałka krwi), mają barwę czerwoną, uzależnioną od zawartej w nich hemoglobiny (substancja, która potrafi wiązać i oddawać tlen w odpowiednim momencie). Ponieważ jest ich najwięcej, krew przyjmuje barwę czerwoną – jest to kolor krwi natlenionej (tętniczej). Po oddaniu tlenu kolor krwi zmienia się na ciemnoczerwony (taką krew nazywamy żylną). Drugim ważnym elementem krwi są leukocyty (krwinki białe, inaczej – białe ciałka krwi). Służą one obronie przed bakteriami, wirusami, pierwotniakami i innymi niepożądanymi intruzami. Składają się z kilku podgrup – granulocytów, limfocytów i monocytów. Trzecią ważną grupą są płytki krwi (trombocyty) – wyspecjalizowane komórki, które potrafią w odpowiednim momencie łączyć się ze sobą i tworzyć skrzep uniemożliwiający wypływ krwi z uszkodzonego naczynia. Wahania ilości tych składników są charakterystyczne dla odpowiednich schorzeń lub zaburzeń pracy organizmu. Poniżej przedstawiamy podstawowe parametry badania morfologii krwi wraz z opisem czynników wpływających na ich wahania. Hemoglobina Norma: kobiety – 12–16 g/dl; mężczyźni – 14–18 g/dl Hemoglobina to białkowy składnik krwinek czerwonych. Jej zadaniem jest transport tlenu i dwutlenku węgla od i do komórek naszego organizmu. Jej poziom służy do rozpoznawania niedokrwistości. Stężenie tego związku zależy od wieku i płci.
Badajmy się! (cz. 1)
Wynik badań: ~ powyżej normy – może to być skutek odwodnienia (biegunki, wymioty, poty), w nadkrwistościach pierwotnych (czerwienica prawdziwa) oraz w nadkrwistościach wtórnych (przewlekłe choroby płuc, wady serca, nowotwory nerek). Wzrost wartości hemoglobiny może wynikać również z niedotlenienia (np. podczas przebywania w wyższych partiach gór); ~ poniżej normy – najczęściej wynikają z niedokrwistości i przewodnienia, czyli nadmiernego rozrzedzenia płynów ustrojowych spowodowanych chociażby zbyt dużą podażą płynów. Erytrocyty (RBC) Norma: kobiety – 4,2–5,4 mln/ul; mężczyźni – 4,7–6,2 mln/ul Erytrocyty (RBC) to podstawowe składniki morfotyczne krwi, czyli tzw. czerwone krwinki. Komórki te transportują tlen do tkanek i dwutlenek węgla z tkanek do płuc. Powstają w szpiku kostnym i żyją około 100 dni. Liczba krwinek czerwonych zależy od płci i wieku. Wynik badań: ~ erytrocyty powyżej normy – może to być spowodowane czerwienicą prawdziwą, przewlekłymi chorobami płuc, wadami serca, nowotworami, torbielowatością nerek i zespołem Cushinga. Może też wynikać z leczenia sterydami, odwodnienia, wstrząsu, zapalenia otrzewnej, oparzeń z utratą osocza. Wzrost poziomu czerwonych krwinek może nastąpić także podczas pobytu w górach; ~ poniżej normy – przy niedokrwistości, przewodnieniu oraz przy nagłej utracie krwi. MCV Norma: kobiety – 81–99 fl; mężczyźni – 80–94 fl MCV to średnia objętość pojedynczej krwinki.
Wynik badań: ~ powyżej normy – świadczy o niedoborze witaminy B12 lub kwasu foliowego jako konsekwencji zapalenia bądź niewydolności wątroby, alkoholizmu, mielodysplazji oraz niedoczynności tarczycy. Wzrost ten może wystąpić także po chemioterapii, ostrych krwotokach lub hemolizie (masywne niszczenie krwinek czerwonych); ~ poniżej normy – może być skutkiem niedokrwistości z niedoboru żelaza, a także niedokrwistości syderoblastycznej. Może pojawiać się w chorobach przewlekłych. MCHC Norma: 33–37 g/dl MCHC to średnie stężenie hemoglobiny w krwince. Wynik badań: ~ powyżej normy – może świadczyć o odwodnieniu; ~ poniżej normy – wskazuje zaburzenia wodno-elektrolitowe. Może być obniżony również przy niedokrwistości spowodowanej niedoborem żelaza. Hematokryt (HCT) Norma: kobiety – 37–47 proc.; mężczyźni – 42–52 proc. Hematokryt (HCT) to stosunek objętości krwinek czerwonych do objętości osocza. Wartość HCT zależy od liczby krwinek czerwonych, objętości erytrocytów, objętości krwi krążącej, płci i wieku. Wyniki badań: ~ powyżej normy – może to być wywołane czerwienicą prawdziwą, niedotlenieniem tkanek, przewlekłymi chorobami płuc, wadami serca, nowotworami lub torbielowatością nerek. Może to być również skutek pobytu w górach lub leczenia sterydami; ~ poniżej normy – odnotowuje się przy niedokrwistości i przy zbytnim rozcieńczeniu płynów ustrojowych.
Leukocyty (WBC) Norma: 4–10 tys./µl Leukocyty (WBC) to komórki powstające w szpiku kostnym i w tkance limfatycznej. Główną funkcją leukocytów jest obrona organizmu przed mikroorganizmami. Wyniki badań: ~ powyżej normy – chwilowe podniesienie poziomu WBC występuje w stresie, w ciąży, podczas porodu, po posiłkach oraz po wysiłku fizycznym. Patologiczny wzrost występuje w ostrych i przewlekłych procesach zapalnych, zakażeniach (bakteryjne, wirusowe, grzybicze, pasożytnicze), chorobach nowotworowych, ostrych krwotokach, chorobach rozrostowych układu krwiotwórczego. Wzrost ten może nastąpić także w wyniku uszkodzeń tkanek (oparzenia, rozległe urazy, stany pooperacyjne), zawału mięśnia sercowego, ostrej martwicy wątroby i zaburzeń metabolicznych; ~ poniżej normy – występuje przy dysfunkcji szpiku, ciężkich zakażeniach bakteryjnych (posocznice), zakażeniach wirusowych (grypa, odra, WZW, ospa wietrzna, różyczka) oraz przy ostrej białaczce. Limfocyty (LYMPH) Norma: 2,5–4,5 tys./µl Są to komórki układu odpornościowego, które należą do leukocytów. Mają zdolność do identyfikacji intruzów, dzięki czemu uczestniczą w reakcji immunologicznej i są podstawą w zwalczaniu białek pochodzenia pozaustrojowego, czyli wirusów i zakażeń bakteryjnych. Wyniki badań: ~ powyżej normy – w wyniku przewlekłej białaczki, krztuśca, chłoniaków, odry, świnki, gruźlicy, kiły, różyczki oraz chorób immunologicznych; ~ poniżej normy – najczęściej występują w przebiegu przewlekłego leczenia pochodnymi sterydów. Spowodowane mogą być również ciężkim, przewlekłym stresem oraz białaczką i ziarnicą złośliwą.
Monocyty (MONO) Norma: 0,3–0,8 tys./l’l Monocyty to komórki żerne, które oczyszczają krew z resztek obumarłych tkanek i bakterii. Produkują interferon, który hamuje namnażanie się wirusów. Powstają przeważnie w szpiku kostnym. Są największe wśród białych krwinek. Wyniki badań: ~ powyżej normy – w przypadku wystąpienia gruźlicy, kiły, zapalenia wsierdzia, mononukleozy zakaźnej, zakażenia pierwotniakowego oraz nowotworów; ~ poniżej normy – wynik toczącej się w organizmie infekcji lub stosowania niektórych leków, na przykład glikokortykosterydów. Trombocyty (PLT) Norma: 140–400 tys./µl Trombocyty (inaczej – płytki krwi) powstają w szpiku i tkance limfatycznej. Mają znaczenie dla krzepliwości krwi. Zbyt duża ich liczba grozi tworzeniem się zakrzepów mogących zablokować światło naczyń krwionośnych. Najprostszym sposobem zapobiegania temu jest przyjmowanie (pod okiem lekarza) kwasu acetylosalicylowego, który hamuje procesy krzepnięcia. Mała natomiast ilość (poniżej 30 tys.) skutkuje wewnętrznymi krwotokami. Wyniki badań: ~ powyżej normy – może być efektem infekcji, choroby nowotworowej, a także regeneracji po krwotoku, hemolizie i usunięciu śledziony; ~ poniżej normy – małopłytkowość może być spowodowana chłoniakami, ostrą białaczką szpikową, niedokrwistością z niedoboru żelaza, zakażeniami wirusowymi i niewydolnością nerek. Liczba płytek krwi może być również obniżona wskutek nadmiernego ich niszczenia w zaburzeniach autoimmunologicznych i we wstrząsie anafilaktycznym. Inną przyczyną utraty płytek krwi mogą być krwotoki, a także alergie pokarmowe. Odczyn Biernackiego (OB) Norma: kobiety – 3–15 mm; mężczyźni – 10 mm Odczyn Biernackiego to badanie szybkości opadania krwinek czerwonych. Testuje on zaburzenia składu białek osocza oraz właściwości erytrocytów. Wyniki badań: ~ powyżej normy – świadczy to o przebiegającym w organizmie stanie zapalnym, ciąży, chorobie nowotworowej, niedokrwistości lub chorobie autoimmunologicznej; ~ poniżej normy – obniżenie normy występuje w chorobach alergicznych, nadkrwistości oraz podczas przyjmowaniu kwasu acetylosalicylowego, kortyzonu i leków przeciwreumatycznych. ZENON ABRACHAMOWICZ Za tydzień opiszę Państwu interpretację badania moczu.
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Alfabet Palikota Co Tusk tak naprawdę myśli o Kościele? A Napieralski? Czy ma w sobie coś poza pustką i plastikiem? Chcecie znać odpowiedzi na te i inne pytania? To czytajcie dalej. Nie wiem, czy Palikot śpi, nie wiem nawet, czy je i czy pamięta o tym, że kilkanaście razy na minutę trzeba nabrać w płuca powietrza. Wiem, że sam jeden wymyślił i realizuje od niespełna roku projekt, który zanim powstał, już został znienawidzony przez tzw. elity polityczne kraju. Pisząc o aktywności lidera Ruchu Palikota, wiem, co mówię, i to z pierwszej ręki, bo Jonasz, choć sam jako naczelny „FiM” mocno jest zajęty, a do tego w wolnych chwilach próbuje pomóc urzeczywistnić marzenia Palikota, nie bez podziwu opowiada, że Janusz wczoraj był tam, dziś będzie tu, tu i jeszcze tu, jutro spotka się z tym, nagra spot, zatwierdzi plakaty, udzieli wywiadu itd. Suma Palikotowych bytów, spotkań, wieców, konferencji itp. jest odwrotnie proporcjonalna do liczby informacji o Ruchu Palikota w mediach. Dlaczego? Wszyscy doskonale wiemy dlaczego, bo przerabiamy ten sam scenariusz w „FiM”, ale ad rem… W wolnej chwili, czyli zapewne 32 sierpnia o godzinie 25.30, napisał Janusz Palikot książkę. To rodzaj wywiadu rzeki udzielonego Annie Wojciechowskiej. Jeśli w jednym naczyniu pomieszacie porcję jadu ze szczyptą ironii, jeżeli do tego dodacie odrobinę agresji, ale i literackiego talentu, a wszystko okrasicie spostrzegawczością i doprawicie graniczącą z brakiem grzeczności dosadnością, to otrzymacie to, co właśnie trzymam w ręku. Tytuł jest mylący. Bo nie tylko o „Kulisach Platformy” jest tu mowa. Raczej o ludziach w pałacu władzy. A oto kilka smakowitych wyimków: DONALD TUSK Nie ukrywam, że Tusk także ma swój urok. Przede wszystkim słucha i dobrze pilnuje wątku rozmowy. Proszę pamiętać, że on długo w kontaktach z człowiekiem nie ujawnia tego swojego partyjnego, wręcz chamskiego oblicza. Zaczyna rozgrywać partnera dopiero wtedy, kiedy go od siebie mocno uzależni bądź też ustawi odpowiednio w hierarchii. W pierwszych rozmowach nie ujawnia swoich emocji, reakcji. Obserwuje uważnie człowieka, próbuje go dobrze wyczuć i rozkręca się dopiero, kiedy poczuje się naprawdę bezpiecznie (…). Tusk jest potwornie nieufny, wręcz do granic możliwości. W restauracji zawsze z zasady siada tyłem
do sali, tak żeby go nikt nie zobaczył, a najlepiej, żeby pomieszczenie w ogóle było zamknięte dla ludzi z zewnątrz. Na spotkanie, obiad czy kolację nie można było przyjść z nikim, kogo obecność nie byłaby wcześniej uzgodniona. Nie zgadzał się raczej na obecność ludzi spoza jego kręgu. W trakcie spotkań nie odczytywał słów, zachowań zgodnie z ich normalnym znaczeniem, tylko doszukiwał się zawsze ich ukrytej intencji. „Czyli ty tak naprawdę chcesz to i to?”, „Czyli o co chodzi?”, „Czyli co to znaczy?” – dopytywał. We wszystkim doszukiwał się jakiejś teorii politycznej (…). Czasami brakuje mu męskości. Jest bardzo kobiecy w sposobie chodzenia, w relacjach z ludźmi. Z drugiej strony ma w sobie coś z charakteru Rosjan, którzy na ogół bardzo długo wprowadzają człowieka w atmosferę przyjaźni, bratania się, by nagle (…) przeciąć to bezwzględnie. Zjednywanie sobie ludzi przychodzi mu łatwo, jako że tym swoim humanistycznym profilem uwodzi. Człowiek się nigdy z nim nie nudzi. Brutalność, ostrość jego charakteru jest dla ludzi z zewnątrz do dziś niezauważalna. Odsłania się tylko w wąskim gronie, kiedy jest pewny siebie (…). Jest bardzo impulsywny. Ale też bardzo chwiejny. Kiedy atakuje, jego twarz staje się zawzięta, rzuca wulgaryzmami, obraża i wyrzuca wszystkich. „Absolutnie was wszystkich wypierdolę. Nie nadajecie się do niczego. Mam już dość!” – to są tego typu teksty. Teraz to pewnie biedny Paweł Graś jest tym, który musi je znosić. A trzeba mieć dużo siły, żeby je wytrzymać. Dwór je znosił także dlatego, że wszyscy już się przyzwyczaili, iż następnego dnia Donald już o wszystkim zapomina, zachowuje się normalnie, jak gdyby nigdy nic. Jak podrostek (…). On sam wierzy w Boga, ale nie cierpi kleru, o którego przedstawicielach nie mówi inaczej jak „ci czarni”. Jego stosunek do Kościoła jako instytucji jest faktycznie bardzo krytyczny. Ale publicznie przejmuje polityczne podejście. Donald jest głęboko przekonany, że konserwatyzm wobec Kościoła jest w Polsce zbędnym elementem, żeby istnieć politycznie. Nawet jeśli chce się przemycić jakieś hasła niezgodne z katolicką nauką, to musi to być podawane w odpowiednim sosie, nigdy na kontrze wobec Kościoła. W tym sensie jest taki sam jak Jarosław Kaczyński, który żadnej modlitwy dobrze nie zna. Oni obaj ustawiają się jako konserwatywni katolicy, bo uznali, że takie polityczne pozycjonowanie się przynosi najwięcej zysków (…).
JAROSŁAW GOWIN Przede wszystkim nastawiony jest na karierę, ale z odrobiną cynizmu. Schetyna i kilku innych kolportowało plotkę o jego romansie z Joanną Muchą, ale nie wiem, czy to była prawda. W każdym razie pamiętam, jak kiedyś z Grasiem zobaczyliśmy ich razem, wychodząc do sushi-baru na Kruczej w Warszawie. Mucha na nasz widok cała zrobiła się czerwona. JOANNA MUCHA Jest nieprawdopodobnie ambitna i zdeterminowana, by zrobić medialną karierę (…). Ładna, inteligentna, podobająca się kolegom, którzy ewidentnie ciągną ją w górę. Naturalnie więc już na dzień dobry wszystkie kobiety były wobec niej lekko na „nie”, wzbudzała zazdrość swoją urodą. A ona sama nie zrobiła nic, by się z nimi zaprzyjaźnić, udowodnić, że jest inaczej. Przeciwnie, prowokowała, szła do przodu, nie dbając w ogóle o relacje z kobietami, konsekwentnie budując swoją pozycję poprzez męską część klubu. To kobieta w pełni świadoma swoich atutów i korzystająca z przewagi, jaką jej daje uroda. Urzekła Schetynę. Ale to w ogóle było powszechne zjawisko. Niemniej kariery poważnej nie zrobiła. Moje wyobrażenie o jej kompetencjach okazało się zbyt optymistyczne. Mucha to jedno z moich większych rozczarowań. RADOSŁAW SIKORSKI Jest coś patologicznego w jego osobowości. Jest jakby zawsze na granicy równowagi psychicznej. Miewa takie dziwne humory, tendencje do zapadania się w sobie. To widać nawet w mimice. To wszystko sprawia, że tak naprawdę, gdy się na niego patrzy, nie ma się pewności, kto jest naprzeciwko. Ma w sobie jakąś tajemnicę, coś nieprzeniknionego. I to nie jest tylko moja opinia. Tak samo myślał choćby Donald. Również obawiał się, że Radek może kompletnie odjechać (…). Tajemnicą poliszynela są czasem jego skandaliczne zachowania wobec kobiet. Takie próby wulgarnego odnoszenia się do nich. Nigdy nie byłem świadkiem tych zachowań, ale opowiadały mi o nich dziennikarki. I są to opowieści z różnych okresów. Czasami, muszę powiedzieć, wręcz ma się wrażenie, że on jest uzależniony od narkotyków, że jest zwyczajnie naćpany; w ciągu kilku minut staje się innym człowiekiem. Zaznaczam, że nie insynuuję, że rzeczywiście bierze narkotyki. Mówię tylko i wyłącznie o wrażeniu. Ten człowiek jest jakiś dziki (…). I jest bardzo ambitny. Profesjonalny, zawodowy polityk bardzo precyzyjnie planuje swoją karierę. Według zasady płodozmianu.
Podejrzewam, że w następnej kadencji najchętniej schowałby się w Senacie albo wrócił na trochę do USA, by uśpić nieco swoją działalność i przygotować się do skoku na fotel, o którym realnie myśli – fotel prezydenta. RYSZARD KALISZ Ustalenia były takie: ja w październiku 2010 odpalam swój kongres, na którym on wystąpi i wyraźnie zabierze głos, po czym miesiąc, półtora później albo SLD za to go wywali z hukiem, albo przymuszony niejako przez swoją partię będzie musiał odejść sam. Cały czas przy założeniu, że trzecim liderem będzie Arłukowicz (…). W listopadzie jeszcze mówił: „Janusz, ja cały czas prowokuję tego Napieralskiego, nie mogę na niego patrzeć, nie mogę z nimi współpracować, ale oni mnie jakoś nie wywalają. Będę jednak jeszcze działał, bo lepiej, żeby sami mnie wywalili”. Tymczasem Grzegorz Napieralski konsekwentnie go wypychał, ale nie miał zamiaru go wyrzucić. Stosował strategię Tuska. Ma obecnie przyjaciółkę Beatę, z zawodu lekarkę. Byli u nas z wizytą. Ta dziewczyna jest strasznie w niego zapatrzona; do tego stopnia, że przy okazji jakichś rozważań nagle oburzyła się zdumiona sugestiami samego Kalisza: „Co ty?! Ryszard, ty chciałbyś być prezydentem Warszawy?! Przy twoich możliwościach, twojej pozycji?! Nie możesz stawiać się tak nisko”. Kiedy ją obserwowałem, przyszły mi na myśl te znane z historii mechanizmy pociągu kobiet do władzy. Bo przecież urodziwy to on aż tak nie jest. BARTOSZ ARŁUKOWICZ „Plastik”, słowo, którego używał kiedyś w stosunku do PO, najbardziej pasuje do niego. Ta decyzja o ostatecznym wstąpieniu do PO mnie nie dziwi, bo to człowiek nastawiony przede wszystkim na szybką samodzielną karierę. Mocno się do niego rozczarowałem, kiedy go bliżej poznałem. W rzeczywistości jest pusty w środku. Podobnie jak Kalisz przekonywał, że jest w stu procentach zdecydowany do mnie przystąpić. Rozmowy trwały miesiącami (…). Nie pamiętam, ileż to razy ustalaliśmy jego datę wyjścia z SLD i szczegóły konferencji w tej sprawie. W ostatniej chwili, kiedy ja miałem już zapowiedzianą konferencję prasową, wycofał się. To, że wtedy pojawiłem się z Piotrem Tymochowiczem, było spowodowane właśnie jego zachowaniem. To był zresztą błąd, bo nie zdawałem sobie sprawy, że on ma tak zrujnowany wizerunek medialny. Ale musiałem jakoś opanować sytuację, miałem już rozkręconą psychozę medialną i jedyną alternatywą było wyjście i powiedzenie,
25
że dwóch facetów właśnie wystawiło mnie do wiatru. Po tym doświadczeniu ostatecznie nabrałem przekonania, któremu jestem wierny, że z ludźmi, którzy są długo w polityce, nie można robić niczego na poważnie. Zawsze oszukają. A jeśli nie, to tylko dlatego, że akurat to im się bardziej opłaca. Te doświadczenia przekonały mnie ostatecznie, że trzeba zmienić całą tę klasę polityczną, że z nimi się nigdzie nie dojdzie (…). Dzieciak, tak naprawdę. Sensat. Wszystko przeżywa jak małe dziecko. „Jej, jaka masakra!” – to jego charakterystyczna reakcja. Do tego ma niesamowicie uniżony stosunek do Kwaśniewskiego. Stukał przed nim pantofelkami. Teraz będzie to robił przed Tuskiem, nieświadomy, jak szybko on wgniecie go w ziemię. GRZEGORZ NAPIERALSKI Czy ma zadatki na prawdziwego lidera? Już samo to pytanie brzmi jak żart. Napieralski to niesamowity poziom naiwności i duchowej pustki. Całkowity plastik, sztuczny, o bardzo małych horyzontach. Jeśli ktoś taki jak Napieralski zostanie w Polsce premierem, to będzie znaczyło, że naprawdę jako naród nie mamy w głowie poukładane. Postać powiatowa (…). To chwilowa popularność plastikowego człowieka, która nijak nie przekłada się na wyniki SLD. Ci, którzy tak wychwalają Napieralskiego, zapominają, że Sojusz Lewicy Demokratycznej tak naprawdę nie dostał pod jego przywództwem więcej niż czternaście procent, że on jedynie utrzymuje ten stary, twardy lewicowy lektorat. A w tej grupie jest coraz więcej takich, którzy zastanawiają się, gdzie tu znaleźć alternatywę dla swoich sympatii. W Sejmie miałem okazję rozmawiać z nim wiele razy, więc wiem, co mówię. Poseł Marek Wikiński zapraszał mnie nawet na wódkę z Napieralskim, ale pewnie też dlatego, że sam Wikiński to bardzo niesolidny, niepewny człowiek. Zatem odmówiłem. Napieralski składał mi jednak propozycje polityczne. Kiedyś siedzieliśmy obok siebie w trakcie parlamentu studenckiego. „Janusz, masz jak w banku u mnie miejsce. Warszawa? Proszę bardzo, startuj!” – namawiał mnie wówczas, ale ja jestem od tego, żeby w polityce coś zmienić. Inaczej niż Napieralski. JAROSŁAW KACZYŃSKI Jest coś, co szczególnie na serio mnie w nim frapuje. Pewnie nie odpowiedziałby mi szczerze, ale chciałbym usłyszeć, czy nie ma czasem ochoty pójść na grób Barbary Blidy i sobie popłakać? Ciekawe jest też pytanie o źródła jego resentymentu. Ale to pewnie i dla niego zagadka! Rydzyk wyzywa od czarownic żonę jego brata, a on milczy, po czym dalej jest z nim w komitywie (…). Dla mnie po pierwsze jednak jest odpychający. ~ ~ ~ Wybrał i słowem wstępnym opatrzył MAREK SZENBORN
26
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Ustawki
Litewski pojedynek szkolno-wwyborczy Litwo! Ojczyzno moja! Nie jesteś jak zdrowie i cenić cię nie trzeba. Tusk tylko się dowie, że Polonusy nie chcą uczyć dzieci swoje litewskiego języka. I bardzo się boję, że tak brzmiałaby dzisiaj „Pana Tadeusza” inwokacja; pisana przez faryzeusza, który się nie kieruje dobrem polskich dzieci i chce litewskie książki wyrzucić na śmieci, gdyż boi się kaczora, zabiegającego o głosy oszołomów dla obozu swego.
Obudź się! Obudź sąsiadów! Oni Tobą manipulują! Nie ma kampanii. I nie ma debat. Całkowicie bezbarwna, zafałszowana kampania, jakiej jeszcze nie było. Partie władzy chcą tylko obronić swoje pozycje i nic więcej. PO jest przekonana, że wygra i nikt jej nie zagrozi. Ta pycha będzie ją jeszcze wiele kosztowała! Platforma nie dowiezie do wyborów obecnego poziomu poparcia. PiS po prostu nie wierzy w zwycięstwo. Nie ma ambicji wygrać. SLD i PSL chcą się prześliznąć do parlamentu, aby przez kolejną kadencję trochę skubać publiczne finanse i przedłużyć własną wegetację. Dlatego unikają debat i de facto nie prowadzą kampanii. Napieralski z Kaczyńskim boją się przegrać z Tuskiem. Pawlak boi się ośmieszyć, a Tusk i boi się, i nie ma interesu, aby wystąpić w debacie z Palikotem. W efekcie obserwujemy absurdalną sytuację, gdy
Tusk dyskutuje sam ze sobą. Z kolei partie władzy unikają jak ognia dyskusji z partiami pozaparlamentarnymi – czyli z prawdziwą opozycją – bo chcą za wszelką cenę utrzymać się w Sejmie. Niestety, duża część mediów bierze udział w tej brudnej grze. I mamy nudy na pudy, czyli ustawki: pseudodebaty i pseudokampanie. Paradoksalnie ta sytuacja to wymarzone warunki dla zwycięstwa Ruchu Palikota. My naprawdę chcemy wygrać. Chcemy zmiany. Chcemy zmiany władzy. Nasz kolorowy statek coraz pewniej płynie do zwycięstwa. Dlatego obudźcie swoich sąsiadów. Pokażcie im, na czym polega ta manipulacja. Zwycięstwo jest w zasięgu ręki! Jak nigdy! Wszystkie sondaże pokazują tendencję zwyżkową, a tak naprawdę o kilka procent zaniżają nasze faktyczne notowania. Czas zmienić oblicze tej ziemi! JANUSZ PALIKOT
Wesprzyj kampanię Jonasza 1. Wpłaty darowizn mogą być dokonywane tylko przez osoby fizyczne posiadające obywatelstwo polskie. 2. Nie wolno wpłacać pieniędzy gotówką (ani w banku, ani na poczcie). Prawidłowo wypełniony przelew powinien zawierać następujące elementy: nazwa odbiorcy
Ruch Palikota, Warszawa, Fundusz Wyborczy
nr rachunku odbiorcy
77 1140 1977 0000 5967 1000 1002
kwota PLN
kwota darowizny (na przykład: 100,00 zł)
nr rachunku zleceniodawcy
nr rachunku osoby wpłacającej (wygeneruje system lub wpisać)
tytułem
imię, nazwisko, adres osoby wpłacającej oraz PESEL darowizna na kandydata (kampania indywidualna) okręgu nr 9 Romana Kotlińskiego
Nie ulega wątpliwości, że kampania wyborcza ma przemożny wpływ na reakcje polskich polityków w sprawie nowelizacji litewskiej ustawy oświatowej. Zaraz po jej podpisaniu (30 marca 2011 roku) przez prezydent Litwy Dalię Grybauskaite prezes PiS oświadczył, że to „dyskryminacja polskiej mniejszości na Litwie. W ciągu najbliższych lat może całkowicie zmarginalizować oświatę polskojęzyczną na Litwie”. Nie byłby sobą, gdyby nie dodał, że „przyjęcie tej ustawy jest kolejnym dobitnym dowodem porażki polskiej polityki wschodniej”. Choć akurat tej ostatniej opinii minister Sikorski nie podziela, w ramach POPiSowej jedności wtórował Kaczyńskiemu: „Litewski Sejmas okazał się głuchy na głosy protestu i życzliwe sugestie. Jesteśmy rozczarowani, bo apelowaliśmy, aby szanować zasadę niepogarszania sytuacji mniejszości”. Według Edwarda Trusewicza, sekretarza Związku Polaków na Litwie, „to najgorsza sytuacja polskich szkół w historii Litwy. Prawdziwa gilotyna dla polskich szkół”. Z kolei zdaniem Waldemara Tomaszewskiego, europosła i lidera Akcji Wyborczej Polaków na Litwie, nowa ustawa oświatowa „narusza prawa Polaków jako zbiorowości do nauki w języku ojczystym”. W miarę przybliżania się wyborów parlamentarnych krytyka narasta i jest wyrażana przez coraz wyższe kręgi władzy. W odpowiedzi na strajk rozpoczęty 2 września w 70 polskich szkołach na Litwie, dwa dni później z nagłą i niespodziewaną wizytą do premiera Andriusa Kubiliusa udał się sam Donald Tusk. Wprawdzie po spotkaniu z nim w Połądze wezwał do odpolitycznienia spraw oświaty i edukacji Polaków na Litwie, ale już na mityngu z Polonią w Wilnie, oczywiście w kościele,
bo gdzieżby indziej, dął w inną trąbę. Oświadczył buńczucznie i pod publiczkę, że „relacje Polski z Litwą będą tak dobre, jak dobre są relacje państwa litewskiego z polską mniejszością”. Bardzo się to dowartościowanie zebranym spodobało. Czy jednak zaowocuje dodatkowymi głosami z Litwy, czas pokaże. Na razie strajk szkolny jest zawieszony na dwa tygodnie. Rodzice i uczniowie czekają na powołanie prawie międzypaństwowego zespołu do spraw edukacji. Z wiceministrami edukacji obu krajów, ekspertami oraz przedstawicielami mniejszości polskiej i litewskiej. Jednym słowem, chwilowo w pojedynku Tusk–Kaczyński na ringu litewskim jest 1:0. W celu wzmocnienia premierowskiego lizusostwa wobec litewskiej Polonii wtórował mu z polskiej ziemi minister Sikorski: „Wprowadzona przez naszych sąsiadów ustawa to koza wstawiona do mieszkania, którą teraz będziemy wyprowadzać”. To oczywiście złudzenia. Po spotkaniu z Tuskiem szef litewskiego rządu oświadczył jednoznacznie: „Nie planujemy zmieniać ustawy i nie widzę ku temu żadnych powodów”. Zatem zespół się ukonstytuuje, jego członkowie wpiszą do swoich życiorysów kolejne funkcje i na tym się skończy. Zresztą całkiem słusznie. W szkolnej wojence polsko-litewskiej zdecydowanie więcej racji mają Litwini. Zgodnie z nową ustawą od 1 września 2011 roku w szkołach mniejszości narodowych na Litwie lekcje wychowania patriotycznego, historii Litwy, geografii Litwy oraz wiedzy o świecie w części dotyczącej Litwy będą prowadzone w języku litewskim. Natomiast od 2013 roku ma być ujednolicony egzamin maturalny z języka litewskiego, który do tej pory w szkołach mniejszości narodowych był znacznie łatwiejszy i obejmował bez porównania mniejszy zakres przedmiotowy. Dokładnie tak samo jest od lat w litewskich szkołach w Polsce. Cztery przedmioty są wykładane po polsku, uczniowie uczą się z podręczników zatwierdzonych przez MEN, a i matura jest taka sama jak w polskich szkołach. Dlatego prezydent Grybauskaite, podpisując nową ustawę
oświatową, określiła ją mianem „lustrzanego odbicia” sytuacji mniejszości litewskiej w III RP. Litewskich polityków popiera Edward Lucas, europejski korespondent „The Economist” i posiadacz Odznaki Honorowej „Bene Merito”, nadanej mu przez ministra Sikorskiego za życzliwe przybliżanie problematyki dotyczącej interesów Polski szerokim rzeszom czytelników na całym świecie. Ten niewątpliwie życzliwy Polsce i Polakom analityk uznaje, że „polepszanie znajomości języka litewskiego w szkołach średnich mniejszości narodowych jest sprawą wagi narodowej. Być może reforma ma pewne wady, ale podstawowa idea – zwiększenie ilości i jakości języka litewskiego – nie jest dyskryminująca i warto ją urzeczywistnić”. W tym świetle dużym nadużyciem jest twierdzenie europosła Tomaszewskiego, że protest przeciwko ustawie jest nawiązaniem do wrześniańskiego strajku szkolnego przeciwko germanizacji polskich dzieci przez rząd pruski. Litwini nie chcą pluć Polakom w twarz i dzieci im lituanizować. Słusznie jednak chcą, by wszyscy obywatele Republiki jednakowo dobrze znali język litewski. Do tej pory tak nie jest. Polacy zdecydowanie słabiej mówią po litewsku, co ogranicza im możliwości studiowania na Litwie i zajmowania wielu stanowisk w administracji państwowej. W nowej litewskiej ustawie oświatowej jest, niestety, także naprawdę niepokojący zapis. Dotyczy tzw. optymalizacji sieci szkół, czyli likwidacji szkół mniejszości, jeśli uczy się w nich mniej dzieci, niż przewiduje limit. Według szacunków zagrożona jest prawie połowa ze 120 polskich szkół na Wileńszczyźnie. W Polsce jest ten sam problem. I to bynajmniej nie ze szkołami mniejszości narodowych. Z powodu zmniejszającej się liczby dzieci samorządy otrzymują coraz mniejszą subwencję oświatową i zamykają szkoły. Bezskutecznie protestują rodzice, dzieci i nauczyciele. Wielka szkoda, że premier Tusk nie interweniuje w sprawie polskich szkół w Polsce. Choć akurat przy jego skuteczności nie miałoby to i tak żadnego znaczenia. JOANNA SENYSZYN
Ankieta 2011 Po kilku latach posuchy lewicowi wyborcy mają w końcu alternatywę dla coraz bardziej prawicowego SLD. W wyborach parlamentarnych 2011 wystartuje Ruch Palikota, który może z powodzeniem zatrząść dotychczasowym elektoratem Sojuszu. Konkurencja na lewicy jest jej potrzebna jak powietrze, dlatego zachęcamy do wzięcia udziału w niezależnej ankiecie wyborczej, stworzonej przez portal Apostazja.pl. Pod adresem: www.ankieta2011.pl będą zbierane i liczone głosy wszystkich chętnych do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. Tuż przed wyborami opublikujemy wyniki sondażu na łamach „FiM”. ASz
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
– Policja?! Chciałem zgłosić zaginięcie teściowej! – Tak, oczywiście. Czy może pan podać rysopis zaginionej? To przyspieszyłoby poszukiwania... – Jakoś nie mam pamięci do twarzy... ~ ~ ~ Położna wychodzi do oczekującego ojca z trójką noworodków na rękach: – Nie przeraził się pan, że tyle ich? – Nie. – No to niech pan je potrzyma, a ja lecę po resztę. ~ ~ ~ – Holmesie, a jak myślisz, dlaczego mężczyznom podobają się długie, damskie nogi? – To elementarne, Watsonie. Zgodnie z prawami fizyki im dłuższa dźwignia, tym mniejszą siłę trzeba do niej przyłożyć. ~ ~ ~ Małżeństwo leży w łóżku. Nagle żona mówi: – Kochanie, zróbmy to! Od dwóch miesięcy tego nie robiliśmy… – Chyba ty... KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) boli, gdy się spuszcza, 2) w ręku rycerza, lecz nie miecz, 3) patrolowany przez umundurowanych, 4) do gaszenia pragnienia, 5) dostojny imprezowicz, 6) papa bez smoły, 7) myśliwy ma go w bród, 8) to na nim lata w cyrku akrobata, 9) zimna w maju, 10) szałowy atak, 11) laska w golfie, 12) pije do Michała, 13) z kuszy wyruszy, 14) władza go rozsadza, 15) aparat z Konina, 16) brud w cylindrze, 17) owczy pęd, 18) żona perszerona, 19) do mycia statków, 20) suma przypomina, 21) koleżka, co w melinie mieszka, 22) dla tego biedny chętnie się ożeni, 23) nawóz w kupie, 24) owieczki muszą go słuchać, 25) każe, karząc, 26) jaki wąż cało wyjdzie z kanonady?, 27) taki mały, a z niego świat cały, 28) o sobie tak powie, bo mieszka w Mrągowie, 29) do tej zupy się rozbiera, 30) gablota na błota, 31) ten napój jest zdrowy, chociaż z bakteriami, 32) wyścig do raju?, 33) tresura piechura, 34) wezwanie wojów do boju, 35) co wyróżnia kasztany?, 36) prosty głąb, 37) ze strachu się podnosi, 38) osłona wynalazku Edisona, 39) chwat, co będzie skautem za parę lat, 40) kłusuje w Bieszczadach, 41) mówią nań „zimny drań”, 42) z Gdańska do Murmańska, 43) do rozmowy bez kantów, 44) łódka w takim stanie, że strach pływać na niej, 45) taka ulica może zachwycać, 46) co ksiądz powtarza, w parlamencie?, 47) nowina, od której dziennik się zaczyna, 48) tam musi być kasa, 49) żołnierski plac zabaw, 50) czuje pismo, 51) drzemka w cieniu po jedzeniu, 52) miał brata kata, 53) włosy ulokowane w bloku, 54) ślad po pelikanie, 55) ćwiczenie na powitanie.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Facet grzebie przy kontakcie czy innych kabelkach i nagle woła do żony: – Jadźka, potrzymaj mi ty ten kabelek. Żona bierze kabelek i pyta: – No i co? – Nic… Widać faza jest w drugim... ~ ~ ~ Korekta granicy między Polską a Rosją. Wypada, że granica będzie biegła przez gospodarstwo jednego chłopa, więc pytają go, gdzie woli żyć, bo mogą poprowadzić granicę albo przed, albo za. – W Polsce. – Dlaczego? – Bo słyszałem, że w Rosji są straszne mrozy. ~ ~ ~ Dwaj więźniowie rozmawiają, przechadzając się po spacerniaku. – Za co siedzisz? – Za udzielenie pierwszej pomocy. – Jak to? – Teściowa miała krwotok z nosa, no to jej założyłem opaskę uciskową na szyję. ~ ~ ~ Żona przywołuje męża do lodówki, otwiera ją, pokazuje chłodzącą się butelkę wódki i mówi: – Widzisz? Stoi! I będzie stać do Nowego Roku! Zrozumiano? Mąż rozpina spodnie i spuszcza je do kostek: – Widzisz? Wisi! I będzie wisieć do 8 marca... ~ ~ ~ Mąż do żony: – Taka piękna pogoda, a ty męczysz się myciem podłogi. Wyszłabyś lepiej na dwór i umyła samochód... ~ ~ ~ Kobieta ma w życiu trzy okresy: w pierwszym działa na nerwy ojcu, w drugim – mężowi, w trzecim – zięciowi.
43
36
29
6
1
2 38
35
3
50
14
49
37
44
9
10 55
39
5
54
48
33
45
22
52
23 16
53
46
28
15
15 38
30
24
21
6
34
16
29
31 17
18
12
47
32
30
1
14
19 27
23
19
24
3
22
20
20
10
5
35
37 7
41
13 7
21
28
18
12
11
13
8 36
4
51
42
11
4
40
25
34
39
8
26
17
27 31
16,26
33 9
25
32
2
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
1
2
3
16
17
18
4
5
6
19
20
7
21
22
8
9
10
23
24
25
11
12
13
14
15
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 34/2011: „Jeżeli spotkałeś kobietę swoich marzeń, to o pozostałych marzeniach możesz śmiało zapomnieć”. Nagrody otrzymują: Ałła Osipowicz z Białegostoku, Eugeniusz Adamczyk z Knurowa, Zdzisław Roszak z Wolsztyna. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 51 zł na czwarty kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 51 zł na czwarty kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE Testament w ołówku
I tyle zostało z 27 lat pontyfikatu...
Humor Policjant zatrzymał blondynkę jadącą motorem w wełnianej czapce i pyta: – Dlaczego pani nie ma kasku? – Bo ja, proszę pana, zrobiłam wczoraj eksperyment: z 3 piętra zrzuciłam czapkę i kask. Kask pękł, a czapka nie. ~ ~ ~ Rybacy z Władywostoku złowili wieloryba. Zmierzyli go i okazało się, że od ogona do głowy ma 25 m,
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 36 (601) 9–15 IX 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
a od głowy do ogona… 30 m. Zwrócili się do instytutu w Moskwie z zapytaniem, dlaczego tak jest. Po pewnym czasie przyszła odpowiedź, że na razie nie wiadomo dlaczego, ale nauka radziecka zna podobne przypadki. Na przykład poniedziałek od piątku dzielą cztery dni, a piątek od poniedziałku – tylko trzy. ~ ~ ~ Czym różni się mężczyzna od komputera? W komputerze wystarczy wydać JEDNO polecenie...
C
o robi odważny człowiek, kiedy ciało niedomaga, a na służbę zdrowia nie ma co liczyć? Bierze sprawy w swoje ręce! ~ Jednym z żołnierzy biorących udział w Amerykańskiej Rewolucji w XVIII wieku była Deborah Sampson, która ukrywała fakt, że jest kobietą. Kiedy została ranna w nogę, męscy towarzysze chcieli zanieść ją do szpitala. Deborah broniła się wtedy jak mogła z obawy, że tajemnica wyjdzie na jaw. Dowleczona siłą do lazaretu zdołała z niego uciec, aby własnoręcznie, scyzorykiem, wydłubać z nogi kulę. Poświęcenie kobiety żołnierza nie zostało docenione. Wkrótce potem tożsamość Deborah wyszła na jaw i za karę wyleciała z armii. ~ Na początku XX wieku Evan O’Neill Kane, ordynator nowojorskiego szpitala, chciał udowodnić młodszym kolegom, że zużywają zbyt dużo środków znieczulających. W tym celu sam sobie – na żywca – usunął wyrostek robaczkowy, a innym razem – zoperował przepuklinę. ~ Aron Ralston podczas wspinaczki utknął w górskiej szczelinie. Przez kilka dni leżał unieruchomiony, aż zrozumiał, że jedyną szansą na przeżycie jest odcięcie sobie ramienia. Zrobił to za pomocą tępego noża oraz szczypców. Z superprotezą Amerykanin powrócił do swojej pasji.
CUDA-WIANKI
Ostry dyżur ~ Doktor Jerri Nielsen prowadziła badania na biegunie południowym, kiedy w jednej z piersi wyczuła guzek. Dzięki internetowym wskazówkom lekarzy wykonała biopsję i wysłała wyniki do analizy. Okazało się, że to nowotwór złośliwy. Temperatura na stacji przekraczała wówczas minus 60 stopni. Z helikoptera zrzucono Jerri paczki z akcesoriami potrzebnymi do leczenia i kobieta sama na sobie przeprowadziła chemioterapię. Kiedy pogoda się poprawiła, przetransportowano ją samolotem do szpitala. ~ 40-letnia mieszkanka zapyziałej meksykańskiej wsi, Inez Ramírez Perez, przez 12 godzin próbowała urodzić swoje ósme dziecko. W końcu, wyczerpana, wypiła trzy szklanki wódki, przecięła sobie nożem brzuch i wyjęła noworodka.
Zanim zemdlała, wysłała starsze dzieci po miejscową znachorkę – ta zszyła ranę zwykłą igłą i bawełnianą nitką. Lekarze do dziś nie wiedzą, jakim cudem Inez i jej synek przeżyli. ~ Amandę Feilding fascynowała psychologia, a zwłaszcza tzw. odmienne stany świadomości. Kobieta umyśliła sobie, że przeżycia „nie z tej ziemi” zapewni jej trepanacja czaszki. Ponieważ nie znalazła lekarza chętnego na to szaleństwo, zabieg wykonała sama. Zażyła LSD, założyła na nos okulary, które chroniły oczy przed ściekającą krwią (w czasie całego zabiegu straciła jej prawie litr), skalpelem wykonała nacięcie, a następnie wiertarką obsługiwaną za pomocą pedału wwierciła się we własną czaszkę. Przeżyła. JC