1800 AGENTÓW SB W PIERWSZEJ „SOLIDARNOŚCI” ! Str. 11
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 36 (548) 9 WRZEŚNIA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
110 lat po buncie dzieci z Wrześni, co to im przed lekcjami zabraniano mówić paciorka po polsku, nastroje uczniów, rodziców i wielu nauczycieli są diametralnie odmienne. Coraz odważniejsze słychać głosy przeciwko postępującej klerykalizacji polskiej szkoły. ! Str. 8-9
! Str. 3, 7
! Str. 17 ISSN 1509-460X
! Str. 13
2
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Podczas uroczystej (w założeniu) mszy z okazji 30 rocznicy Sierpnia ’80 nad głowami pogrążonych w modlitwie katolików powiewały transparenty: „Gdańsk przeprasza za Wałęsę”. Transparentów z napisem „Gdańsk przeprasza za nadanie honorowego obywatelstwa Hermannowi Göringowi” nie dostrzegliśmy. Poseł PiS Andrzej Jaworski (to ten, co nazwał Krzywonos „głupią babą”) oświadczył, że legendarna działaczka „S” swoim wystąpieniem na zjeździe „obraziła prawie wszystkich”. A oto co dla posła PiS oznacza słowo „prawie”. Według sondy dla wp.pl, 93 proc. respondentów (blisko 30 tysięcy) uznało, że pani Henryka miała absolutną rację. Pozostałe 7 procent sądzi przeciwnie, i to są owi „prawie wszyscy”. Przewodniczący regionalnej „Solidarności” w Kaliszu, niejaki Jan Mosiński, zażądał od Lecha Wałęsy, by ten przestał nosić w klapie wizerunek Matki Boskiej. „Człowiek, który kocha Matkę Bożą, nie może kierować się w swojej działalności pogardą do innych ludzi” – napisał w liście otwartym. Jak to nie może?! A biskupi, a księża?... „Państwo w żaden sposób nie powinno dokładać się do Kościoła (...). Nieporozumieniem jest także finansowanie katechezy w szkole. Uważam, że na naukę o religii powinno się chodzić do kościoła. Szkoła nie jest dobrym miejscem do nauki o Bogu (...). Kościół nie powinien otrzymywać dotacji również z powodu sprzedaży dopiero co odzyskanych ziem, które zwraca Komisja Majątkowa przy MSWiA”. Któż, ach któż jest autorem tych bezbożnych herezji? „Szatan” ów nazywa się Robert Gwiazdowski i jest znanym ekonomistą, ekspertem Centrum im. Adama Smitha. Wreszcie ekonomiści zaczęli myśleć ekonomicznie. „To jest gnojowica! To nie są ludzie, przecież to są zdrajcy!” – krótko i dosadnie, nieprawdaż? Oto opinia, którą na temat rządu można usłyszeć z anteny Radia Maryja. Hm... gnojowica... Wcześniej było szambo. Skąd u Rydzyka te gówniane porównania? Jaki pan, taki kram. Ojciec Rydzyk pochwalił na antenie Wojciecha Cejrowskiego za to, że odzian w koszulkę z Matką Boską stał pod krzyżem smoleńskim z różańcem w ręku i się modlił. „To jeden z najdzielniejszych Polaków” – zachwycał się dyrektor RM. Ekwador też jest dumny ze swojego naturalizowanego syna! A i Dziki Zachód z WC kowboja. Ofiary katastrofy smoleńskiej mają przestrzelone czaszki, stąd sekcje zwłok w Moskwie i zalutowane trumny. Takie pomysły strzeliły do łbów dyskutantom w Radiu Maryja. Po prostu coś przechodziło przez miejsce katastrofy i strzelało do jeszcze żywych ludzi. Wiecie co przechodziło? Ludzkie pojęcie! W internecie powstała grupa „Zamiast podnosić VAT, opodatkujcie Kościół”. W kilka godzin zapisało się do niej przeszło 30 tys. osób! Od lat piszemy, że przez internet – wespół z „Faktami i Mitami” – przyjdzie na Polskę oświecenie umysłów. Boom w kościelnych rozwodach trwa. W minionym roku w 40 sądach diecezjalnych złożono 10 tysięcy pozwów. Za kościelne orzeczenie o nieważności małżeństwa trzeba zapłacić księżom w sędziowskich togach od 10 do 30 tys. złotych. Niewiele mniej specjalnemu, akceptowanemu przez Kościół adwokatowi. Co Bóg złączył, ksiądz za kasiorę ci rozłączy. W pierwszej połowie bieżącego roku polskie pociągi spóźniły się (w sumie) o ponad 5 lat. Tak dokładnie policzono. Czyli że mamy rok 2010, a PKP jest wciąż w roku 2005? Naszym zdaniem to jakiś błąd w rachunkach. PKP przerabia jeszcze wczesne lata sześćdziesiąte. Do najnowszego numeru „Małego Gościa Niedzielnego” (mutacja „GN” dla dzieci) dołączony jest z okazji nowego roku szkolnego insert. To dwie saszetki z... olejem „do głowy”. Do tego dołączony jest tekst: „Głowa, podobnie jak silnik, potrzebuje oleju. Ale musi być święty, nie rzepakowy”. Wiadra, ba, cysterny takiego oleju potrzeba redaktorowi „MGN” księdzu Gancarczykowi. Amerykanie jako naród rozpoczęli chamienie 22 listopada 1963 roku. Tego dnia zastrzelono bowiem Kennedy’ego, a oni – jankesi wstrętni – nie postawili mu pomnika pod Białym Domem. Ani nigdzie indziej! A Polacy, aby nie schamieć, muszą postawić pomnik Kaczyńskiemu pod Pałacem. Skąd to wiemy? A z Radia Maryja oczywiście! Profesor informatyki, Niemiec Werner Gitt, oświadczył, że przeprowadził matematyczny dowód na istnienie Boga. Nie będziemy tu wdawać się w analizę wywodu Gitta, bo sami poszliśmy podobnym tropem. Dodaliśmy mocno podeszły wiek „uczonego” do liczby jego biednych studentów, a uzyskaną sumę podzieliliśmy przez liczbę szarych komórek odkrywcy i wyszło nam, że Gitt jest idiotą. Jezus był zarażony HIV! Z taką z kolei rewelacją wystartował pewien pastor z RPA. „Chciałem w ten sposób zwrócić uwagę na straszliwy problem AIDS w Afryce” – tłumaczy się pastor. Ma się czego bać, bo od „prawdziwych chrześcijan” otrzymuje pogróżki, że wkrótce sam zostanie poczęstowany wirusem.
Katobat rorokuję, że następca Benedykta XVI, zapewne jakiś młody liberał, zniesie przymusowy celibat. W ten sposób wkrótce padnie ostatni bastion polskiego, masowego katolicyzmu: tradycyjna religijność ludowa. Katolicki papież wybierze prawdopodobnie model prawosławny, który zakłada bezżeństwo biskupów i wolny wybór w przypadku duchownych niższych rangą. Może to być powód do zbliżenia tych dwóch Kościołów. Ale prędzej nastąpi ich zjednoczenie, niż polska prowincja zaakceptuje żonę i dzieci księdza. Przede wszystkim ogromna większość praktykujących to ludzie starsi, którzy nie zniosą takiej rewolucji, choć na początku żonatych księży będzie niewielu. Tym bardziej ci nieliczni będą stygmatyzowani. Prostych katolików trzyma jeszcze przy Kościele i decyduje o szacunku dla kleru – aura niecodzienności, wyjątkowości, nieomylności. Wszak chłop obcuje z kobietą, kobieta z chłopem, a ksiądz obcuje z jakimś tajemniczym sacrum, pewnikiem z Bogiem. Inaczej się nosi, inaczej wysławia (akcentuje), ma tzw. brewiarzową twarz. Nawet jeśli wypije, zapali czy przeklnie, to tak jakoś inaczej, po bożemu. Jest jednak wyjątkowy głównie z powodu swej programowej bezżenności. Jeśli nagle na plebaniach oficjalnie (!) pojawią się kobiety, świat prostych Polaków katolików zatrzęsie się w posadach. I nie chodzi tylko o widok księdza całującego żonę, czy samej żony rozwieszającej pranie na tyłach kościoła. Do tego można się przyzwyczaić. Chodzi raczej o upadek wiary w niezmienność Kościoła. Ale nowy papież raczej nie będzie miał wyjścia, bo o ile w Polsce księży jeszcze nie brakuje, to niemal w całej reszcie świata taki brak jest jednym z największych problemów Krk. A zniesienie celibatu mogłoby wymiernie poprawić statystyki, gdyż w anonimowych sondażach mniej więcej połowa księży (w Polsce 1/3) wyraża chęć ożenku. Należy zatem domniemywać, że kandydatów do sutanny (i sukienki) również byłoby więcej. Obligatoryjny celibat to jednak problem nie tylko katolickich kapłanów, lecz także ich konkubin i dzieci, a także dzieci przez księży molestowanych. To wreszcie problem całego Kościoła hierarchicznego, który od 1000 lat istnienia tego papieskiego zakazu musi się zmagać ze słusznym zarzutem obłudy. Niedawno w „Newsweeku” ukazał się wywiad z prof. Józefem Baniakiem, socjologiem religii, który od lat prowadzi badania nad seksualnością duchownych rzymskokatolickich. Już na wstępie profesor nie zgadza się z Janem Pawłem II i jego tezą, że celibat to „dar Boga”. „O ile w ogóle można używać terminu »dary Boga«, to są nimi rozum i wolność. Wystarczy więc dać mężczyźnie wolność stylu życia i rozumnie sprawdzić, czy potrafi służyć Bogu i Kościołowi, nie zaniedbując obowiązków rodzinnych” – słusznie zauważa Baniak. Ponieważ „Kościół rozszerza znaczenie celibatu (bezżenności – RK), zabraniając kandydatom na księży jakichkolwiek kontaktów hetero- czy homoseksualnych”, zaczynają się problemy. Wszelkie badania dowodzą, że „jeśli zakazujemy człowiekowi realizacji jego naturalnej
P
seksualności (…) zamyka się w sobie, szuka innych form zaspokojenia seksualnego i emocjonalnego. Często są to sposoby niewłaściwe, a nawet patologiczne”. Narzucona sztucznie samotność boli i wypacza duszę, gdyż „człowiek w swej istocie jest bytem społecznym. Bez innych ludzi, także w wymiarze związków emocjonalnych, większość z nas nie potrafi normalnie funkcjonować. Eliminowanie księży z życia w małżeństwie i rodzinie powoduje u wielu z nich zaburzenia osobowości”. A stąd już tylko krok do dewiacji, alkoholizmu, a także do postawy arogancji i chamstwa – tak u duchownych powszechnej. Zamiast dawać wiernym dobry przykład swoim życiem małżeńskim i rodzinnym, utwierdzają się we własnej wyjątkowości i wyższości nad świeckimi. I koło się zamyka, bo następuje wyobcowanie i izolacja. Czy łamanie celibatu dotyczy wszystkich duchownych? „Trzy czwarte księży ma różne kontakty z kobietami (…). 70 procent polskich księży to osoby heteroseksualne, reszta to homoseksualiści lub biseksualiści (…). 10–15 procent księży w Polsce ma dzieci” – twierdzi prof. Baniak. I dodaje: „Wszyscy zaś wiedzą, że kościelny nakaz bezżeństwa (raczej życia w czystości – RK) jest niewykonalny”. Kandydatów do sutanny dzieli na trzy grupy: pierwsi szybko zdają sobie sprawę, że nie będą samotni; drudzy starają się, ale upadają; trzeci – już od wstąpienia do seminarium celibatem się nie przejmują, bo dla nich kapłaństwo to wyłącznie kariera i dostatnie, tudzież hulaszcze życie. Profesor mówi też o homoseksualizmie nabytym w zamkniętym środowisku męskim, a także o pedofilach, którzy z premedytacją idą do kapłaństwa – zwabieni bezkarnością i przyszłym charakterem pracy księdza. Według niego celibat istnieje po to, „by Kościołowi łatwiej było dysponować jednostką”, a sprawy dziedziczenia majątku księdza przez jego rodzinę nie są tu ważne, gdyż łatwo jest rozdzielić (jak w protestantyzmie) własność prywatną i parafialną. A kto kogo częściej podrywa – ksiądz kobietę czy na odwrót? Prof. Baniak zbadał, że „częściej robią to kobiety. Duży odsetek kontaktów między księdzem a kobietą ma miejsce w konfesjonale”. Z kolei niejaki Szymon Hołownia tak podsumowuje swoje wywody na powyższy temat: „Skoro Kościół przez wieki ocenił, że celibat dobrze się z kapłaństwem łączy, to od wchodzących na tę ścieżkę wymagałbym konsekwencji”. A ja na to: skoro Kościół przez wieki głosił, że nie wolno łamać boskich praw natury, to powinien być konsekwentny i przywrócić naturze jej prawa. Co też pewnie niebawem się stanie. Ale na razie to nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać z tej obłudy... JONASZ
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r. asi rodzimi urzędnicy przyznali instytucjom kat. Kościoła ponad 711 mln zł pochodzących z funduszy europejskich. Wykonaliśmy benedyktyńską pracę, żeby ogarnąć (w skali całego kraju), komu konkretnie ile i na co dano, bowiem nikt tego dotychczas nie policzył. Świątobliwych pionierów, którzy przecierając szlaki, zainkasowali prawie 25 mln zł (w sprawach już zamkniętych i rozliczonych fakturami), pokazaliśmy w ubiegłym tygodniu. Dzisiaj, zgodnie z obietnicą, prezentujemy wszystkie obecnie trwające kościelne programy wydawania (a może raczej przyswajania) cudzych pieniędzy.
N
! łowicka – 199 960 zł na przekonywanie, że przedsiębiorczość to „antidotum na kryzys”. Odrębną pozycję księgową stanowią rozmaite remonty i rekonstrukcje, na które poszczególne diecezje otrzymały: ! drohiczyńska – 5 mln 100 tys. złotych na przebudowę trzech obiektów turystyczno-rekreacyjnych przykościelnego Podlaskiego Centrum Dialogu; ! gliwicka – 6 388 964,41 zł (drugi etap rekonstrukcji zespołu klasztorno-pałacowego w Rudach); ! kaliska – 9 370 936,98 zł (renowacja jedenastu kościołów drewnianych oraz prace konserwatorskie przy ich wyposażeniu);
GORĄCE TEMATY ! świdnicka – 1 281 790,35 zł (przebudowa budynku w celu utworzenia w nim „centrum profilaktyki, wspierania i resocjalizacji”); ! tarnowska – 1 762 580 zł (rozbudowa Diecezjalnego Centrum Ekonomii Społecznej, gdzie będzie można się nauczyć, jak wyciągać pieniądze z funduszy europejskich). „Parafie i instytucje kościelne do tej pory rzadko korzystały ze środków unijnych (sic! – dop. red.). Wynikało to głównie z braku doświadczenia i przekonania, że może się udać. Dzięki działalności Centrum to ma się zmienić” – przekonuje kanclerz kurii ks. Adam Nita; ! toruńska – 17 290 350 zł (budowa Centrum Dialogu z „salami
Księga dżungli (2) Kościół ma obecnie do wydania 686 287 976,85 zł uzyskanych z funduszy europejskich. I nie należy łudzić się mniemaniem, że są to pieniądze jakichś naiwnych Niemców czy Francuzów... Archidiecezje i diecezje dostawały kasę na co popadnie. I tak: ! białostocka – 45 160,50 zł na „Kadr wyobraźni”, czyli przeszkolenie 45 aktywistów kościelnych w zakresie posługiwania się sprzętem fotograficznym, 49 200 zł na 24-godzinny kurs języka angielskiego w trzech wiejskich przedszkolach oraz 335 947 zł na kurs dla „osób pracujących o niskich bądź zdezaktualizowanych kwalifikacjach” – oba prowadzone przez archidiecezjalny Zakład Handlowo-Produkcyjno-Usługowy „Dynamis”; ! gdańska – 5 360 587,24 zł na remont katedry w Oliwie; ! gnieźnieńska – 9 657 585 zł na renowację Wzgórza Lecha i 189 610,20 zł na „zakup nowoczesnych urządzeń do wykańczania druków cyfrowych” w Prymasowskim Wydawnictwie Gaudentium; ! lubelska – 4 756 813,82 zł na termomodernizację budynków kościelnych; ! łódzka – 40 892 200,20 zł na stworzenie „centrów idei” w Łasku, Łodzi i Piotrkowie; ! poznańska – 9 329 545,07 zł na renowację obiektów przy tzw. trakcie królewsko-cesarskim; ! przemyska – 1 118 996,20 zł na kursy dla 60 osób w wieku 15–25 lat, „wychowujących się w pieczy rodziny zastępczej lub instytucjonalnej i będących nieaktywnymi zawodowo” oraz 2 848 467,13 zł na stworzenie „modelowej sieci współpracy muzeum archidiecezjalnego”; ! wrocławska – 528 445,16 zł z przeznaczeniem na kursy języka angielskiego dla 96 uczniów Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego w Henrykowie i 13 694 842,32 zł na przebudowę dwóch budynków kościelnych;
! kielecka – 1 194 750 zł (rozbudowa kościelnej drukarni oraz wyposażenie jej w „innowacyjne oprogramowanie do zarządzania produkcją”);
do medytacji” i zapleczem hotelowym przy miejscowym Wyższym Seminarium Duchownym); ! wrocławsko-gdańska Kościoła greckokatolickiego – 6 602 699,53 zł (restauracja kaplicy przy kościele we Wrocławiu); ! zielonogórsko-gorzowska – 5 135 346,39 zł (adaptacja pałacu biskupów na cele działalności Instytutu im. bpa Wilhelma Pluty).
25 milionów na opactwo cystersów w pilnej „potrzebie”...
! katowicka – 3 399 990,56 zł (zabezpieczenie drewnianych kościołów na terenie archidiecezji); ! legnicka – 25 142 051,34 zł (drugi i trzeci etap prac przy rewaloryzacji opactwa cystersów w Krzeszowie); ! łomżyńska – 8 074 999,99 złotych (rozbudowa muzeum diecezjalnego); ! łowicka – 23 297 879 zł (renowacja tzw. kolegiaty prymasowskiej i budowa „kompleksu rekreacyjno-wypoczynkowego”); ! opolska – 749 908,96 zł („budowa sali wielofunkcyjnej” w diecezjalnym hotelu zwanym Domem Pielgrzyma); ! sandomierska – 2 830 417,31 złotych (rekonstrukcja pałacu w Hucie Komorowskiej i stworzenie tam centrum pamięci o kardynale Adamie Kozłowieckim oraz diecezjalnego centrum misyjnego);
Z 64 proboszczów, którzy na własną rękę załatwili sobie pieniądze w łącznej kwocie 135 666 472,30 zł (rekordzistą jest parafia św. Krzyża w Warszawie, której przyznano ponad 16 mln zł, na drugim miejscu uplasowała się parafia Grobu Bożego w Miechowie – 9,1 mln zł), zdecydowana większość dostała je na remonty i modernizacje obiektów kościelnych (w kilku przypadkach także plebanii). Zdarzały się wszakże inwestycje w: odnowę nawierzchni (559 950,72 zł dla parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Lidzbarku Warmińskim), adaptację budynków gospodarczych (336 692,59 zł w Kołczygłowach), termomodernizację plebanii (559 195,14 zł w Supraślu), budowy domów pielgrzyma (2 237 217,93 zł w Skrzatuszu), a nawet budowę kościelnego domu zdrojowego (2 418 527,98 zł w Iwoniczu Zdroju). Ciąg dalszy na stronie 7
3
Taśmy prawdy Prymas Belgii kardynał Godfried Danneels to podły kłamca. Jest to tak samo pewne, jak obłuda w rzymskim Kościele. O gigantycznej aferze pedofilskiej w Belgii pisaliśmy już kilka razy. Jej scenariusz był standardowy, czyli bliźniaczo podobny do analogicznych skandali w USA, Irlandii, Niemczech i Austrii. Księża przez lata molestowali seksualnie swoich nieletnich podopiecznych (np. ministrantów), a Kościół najpierw przymykał oko na ów haniebny proceder, a później ukrywał dewiantów w sutannach. Gdy zupa się wylała i skandal poprzez media ujrzał światło dzienne, głos zabrał prymas Belgii Godfried Danneels. Z jednej strony kajał się i przepraszał za złe uczynki swoich sutannowych podwładnych, z drugiej – przysięgał w licznych wywiadach (także na żywo w belgijskiej telewizji), że onże kardynał o niczym nie wiedział. A już o jakimkolwiek tuszowaniu sprawy, mataczeniu czy ukrywaniu sprawców haniebnych praktyk pedofilskich mowy być nie może. Bo brzydziłby się czymś podobnym. Kłamał. Belgowie dowiedzieli się o tym, gdy do mediów przedostały się taśmy z nagraniami telefonicznych rozmów prymasa z ofiarami zboczonych kapłanów. Podczas tychże rozmów Danneels namawiał swoich rozmówców do poniechania szukania sprawiedliwości i nagłaśniania sprawy oraz prosił o zachowanie tajemnicy „dla dobra Kościoła katolickiego”. Oto stenogram rozmowy telefonicznej (jednej z bardzo wielu podobnych) zakłamanego prymasa z ofiarą księdza pedofila. Połączenie nawiązane z inicjatywy hierarchy. Rozmówca kardynała: – Straciłem całą młodość wykorzystywany
Kardynał Godfried Danneels
seksualnie przez księdza Rogera. Byłem molestowany nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Dojrzałem do myśli, że powinienem coś z tym zrobić. Że mam obowiązek poinformować o tym opinię publiczną. Kardynał Danneels: – Zrozum, biorę ten ciężar na swoje barki. Za ciebie i za was wszystkich skrzywdzonych. Prałat Roger idzie w przyszłym roku na emeryturę. W takim razie naprawdę byłoby lepiej dla Kościoła, gdybyś jednak zachował milczenie albo przynajmniej poczekał. – Na co mam czekać? Czy nie można od razu zdymisjonować Rogera? – Nie, taką władzę ma tylko papież. Ja jej nie mam. – W takim razie proszę umożliwić mi spotkanie z papieżem. – To jest możliwe. Chcesz go prosić o przebaczenie? – Kto??? Ja mam prosić o przebaczenie?! – Powtarzam, Roger zrezygnuje za rok. Nie możesz poczekać? – Dlaczego księdzu kardynałowi żal jego, a nie mnie? – Bronię go, bo trzeba bronić każdego. Każdy zasługuje na wsparcie. ! ! ! Nic dziwnego, że gdy Belgowie wysłuchali tego i podobnych nagrań zestawionych z uroczystymi zapewnieniami prymasa, że o niczym nie wiedział – wpadli w furię. I pobiegli do swoich parafii. Ten pęd nie był wynikiem nagłego wzrostu pobożności wiernych. Wręcz przeciwnie. Nigdy dotąd w historii ta część Europy nie przeżywała takiej liczby oficjalnych wystąpień z Kościoła. Jeżeli tendencja się utrzyma, to za kilka lat jedynym katolikiem będzie tam prymas Danneels. MarS
4
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Jajnik niesolidarny O tym, że panienki potrafią być agresywne, a nawet spuścić solidny łomot, już wiemy. Ale że najbardziej jędzowate są akurat nasze rodaczki... Niejaka Phyllis Chesler, profesor z Nowego Jorku, przeprowadziła badania sprawdzające poziom agresji u płci pięknej. Wyniki – opublikowane w książce „Nieludzkie traktowanie kobiet przez kobiety” – potwierdziły to, o czym od dawna wiadomo: największym wrogiem kobiety jest druga kobieta. W przeciwieństwie do prostych w obsłudze mężczyzn – potwierdzili uczeni – kobieta, kiedy upatrzy sobie wroga, zamienia się w pomysłową Lady Makbet, a w wymyślaniu rozmaitych intryg nie ma sobie równych. Co ciekawe, agresja skierowana jest głównie wobec przedstawicielek tej samej płci. Przy mężczyznach (najczęściej obcych) panie jakby pokornieją. „Kobiety są agresywne w sposób najbardziej niebezpieczny, bo nie fizyczny. Potrafią niszczyć powoli. Plotkują, rzucają pomówienia. A jeśli już się ze sobą jednoczą, to tylko w jakiejś wspólnej sprawie albo mając wspólnego wroga. Może to być ładniejsza od nich albo zdolniejsza koleżanka” – twierdzi Chesler, też kobieta.
Co ciekawe, nawet mając tego wspólnego wroga, dziewczyny zwalczają się wewnątrz własnej kasty. Przykładem ilustrującym powyższą teorię jest powszechna reakcja kobiet na wieść o zdradzie partnera. Oto swojego wiarołomnego samca postrzegają jako bezradnego przedszkolaka, niezdolnego do decydowania o sobie i swoim przyrodzeniu, a agresję skierowują na „tę zdzirę, która wzięła i uwiodła”... Aż 91 procent ankietowanych pań skarżyło się, że największe szykany w pracy spotkały je właśnie ze strony innych kobiet.
Kobiety nawet w pracy częściej działają emocjonalnie, nie znoszą ładniejszych czy z innego powodu lepszych od siebie, stąd powszechne przekonanie, że kobieta szef to zły szef. Potwierdzają to nasze rodzime badania. Według CBOS-u, tylko 17 procent Polek chciałoby ściśle współpracować z kobietami i mieć zwierzchnika kobietę. Stereotyp słabej płci to mit. Dzisiejsze Polki, zwłaszcza młode, są agresywne i okrutne. Wielu twierdzi, że okrutniejsze niż mężczyźni. Sędziowie podkreślają, że coraz częściej w sprawach o morderstwa występują kobiety. I co gorsza, gdy już pojawiają się jako zabójczynie, ich czyny są znacznie brutalniejsze od tych, które popełniają mężczyźni. Przy okazji... Profesor Chesler sprawdzała, jak poziom agresji rozkłada się w poszczególnych krajach. Nie wiedzieć czemu wyszło jej, że najagresywniejsze na świecie są nasze rodaczki! Czyżby „zapunktowały” nam wszystkim moherowe baby bijące się o krzyż na Krakowskim Przedmieściu? JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki 43-latkowi z Hutkowa (gmina Krasnobród) zabrakło alkoholu. Do sklepu postanowił pojechać traktorem. Kiedy na jego drodze stanęła dzielna żona, ten rzucił babę na ziemię, przejechał po niej ciągnikiem i pod sklep dotarł. Stamtąd do aresztu zabrali go policjanci. Żona spragnionego rolnika z urazem kręgosłupa trafiła do szpitala.
SPRAGNIONEGO NAPOIĆ!
Znalazł kupców na swój samochód 26-latek z Lublina. A że do auta obiecał dorzucić komplet dodatkowych opon, pojechał po nie wraz z kupcami do domu ojca. Ten gum oddać nie zamierzał, a że synek się upierał, ugodził go nożem w brzuch. Rannego śmigłowcem przetransportowano do szpitala. Uparty i... trzeźwy ojciec wylądował w policyjnym areszcie.
PRZYWIĄZANY DO GUM
W szopie gospodarczej na posesji pewnego mieszkańca Bielska-Białej zamieszkały szerszenie. Człowiek – pewny swej nad owadami przewagi – oblał ich gniazdo benzyną i podpalił. Razem z szerszeniami z dymem poszła cała szopa.
POMYSŁOWY DOBROMIR
Z okazji wyjścia z aresztu dwaj mieszkańcy Chojnowa postanowili urządzić bibkę. Jak już sobie popili, szukali mocniejszych wrażeń. Na tę okoliczność zdemolowali kilkanaście samochodów zaparkowanych wzdłuż trasy ich przemarszu. Grozi im nawet po 5 lat więzienia.
KLĘSKA RESOCJALIZACJI
Tyle samo mogą zainkasować amatorzy proboszczowskiego mienia – czterej mieszkańcy Legnicy. Za to, że z miedzianej blachy skrupulatnie obierali dach tamtejszego kościoła. Opracowała WZ
KOŚCIELNE NIE TUCZY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Rola związków zawodowych mi się nie podoba! Biskupi mi się nie podobają! Na świętowanie nie mam więc ochoty. (Lech Wałęsa)
!!! Lech Wałęsa zachowuje się jak warchoł. Psuje to wspaniałe święto (30 rocznica podpisania porozumień sierpniowych – przyp. red.) tylko dlatego, że jest chorobliwie antykaczyński i nie potrafi wybaczyć obecnym władzom związku, że nie podzielają tej fobii. (Marek Migalski, europoseł PiS)
!!! ntyklerykalizm to postawa polityczna i światopoglądowa. Klerofobia – niechęć do kleru – to stan emocji. Nie jest dobrze mylić jedno z drugim. Na stronie 19, w dziale listów, zamieszczamy ciekawe przemyślenia przesłane nam przez jednego z Czytelników. Opisuje on swoją niechęć do kleru i całej tej kościelnej wszechobecności, z którą spotykamy się na co dzień. Na końcu zadaje pytanie o to, czym jest klerofobia. Może radykalnym antyklerykalizmem? Ogromnie się cieszę, że ktoś wreszcie zadał to pytanie na łamach „Faktów i Mitów”. Każda trzeźwo myśląca osoba mieszkająca w Polsce bez trudu znajdzie wiele powodów do tego, aby nie darzyć sympatią Kościoła rzymskokatolickiego i jego funkcjonariuszy. Nie tylko zresztą nie darzyć sympatią, ale wprost nie lubić. Bo jak lubić rozpychającą się łokciami, zakłamaną instytucję, której cień rzuca się w tym kraju na wszystko, której irracjonalna doktryna zatruwa prawo państwowe i edukację, która drenuje nasze kieszenie, przyssawszy się do kasy państwowej? I jeszcze ta bezczelna buta biskupów! Niechęć i oburzenie są zupełnie naturalnymi reakcjami w takiej sytuacji. Poza tymi powodami niechęci ogólnej natury dochodzą jeszcze rozmaite powody osobiste, które mogą opisywane odczucia potęgować. Zderzenie z pazernością i arogancją duchownych, przypadki molestowania albo religijnego omotania – w tym kraju są setki tysięcy osób, które naprawdę mają wiele poważnych powodów do niechęci wobec kleru.
A
Naturalność i oczywistość tej niechęci nie zmienia jednak faktu, że musimy się nauczyć umiejętnie gospodarować tego rodzaju uczuciami. Nie dotyczy to bynajmniej tylko spraw kościelnych. Od czasu do czasu pojawiają się w nas silne uczucia negatywne, które – wyrwane spod kontroli – mogą narobić wiele szkody w naszym życiu. Nienawiść zwykle jest destrukcyjna, i to bardziej dla osób, które żywią takie niekontrolowane uczucia niż dla obiektów tych uczuć. Niekontrolowana nienawiść może zatruć wszystko. Spotykam takie osoby podczas internetowych wędrówek na rozmaitych portalach i szczerze im współczuję. Współczuję także sobie, bo tego rodzaju zranione nienawiścią osoby nie są dobrymi apostołami antyklerykalizmu. One mylą antyklerykalizm z klerofobią, na którą cierpią. Jedną z cech nienawiści jest brzydota. Dlatego m.in. w powszechnym odbiorze PiS jest brzydkie, a PO dosyć ładna. Frustracja i manie prześladowcze wypadają wyjątkowo szpetnie na tle szczerej czy udawanej „polityki miłości”. Osoby żyjące nienawiścią odstraszają innych od wyznawanych przez siebie idei, zamiast do nich przyciągać. Dotyczy to także antyklerykałów cierpiących na klerofobię. Autor wspomnianego na wstępie listu pisze, że pod względem emocjonalnym bardzo negatywnie oddziałuje na niego telewizja. Na mnie także. Dlatego ograniczam jej oglądanie do minimum. Informacje o świecie czerpię z prasy oraz internetu i czuję się dzięki temu lepiej poinformowany niż w czasach, kiedy godzinami ślęczałem przed telewizorem. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Klerofobia
Pierwsza „Solidarność” okazała się kłębowiskiem rywalizacji, konfliktów, walk wewnętrznych w najróżniejszych układach, ambicji, karierowiczostwa, prywaty, nieufności, ciosów poniżej pasa. (Waldemar Kuczyński, doradca związku w latach 1980–1981)
!!! Bo co najbardziej koszmarnego stało się w Polsce po 1989 roku? Poczucie braterstwa, które społeczeństwo polskie miało w PRL, zostało zniszczone. My w tej chwili nienawidzimy się, nie lubimy się. Polska jest zamknięta. (Józef Pionior, legendarny działacz „Solidarności”)
!!! Dożyliśmy takich czasów, że przewodniczący episkopatu mówi: „Krzyż to nie nasza sprawa”. Mam nadzieję, że to nie będzie jego sprawa, kiedy krzyże będą zdejmowane ze ścian klas lekcyjnych czy też urzędów. (Monika Olejnik, dziennikarka)
!!! Część episkopatu cały czas popiera ojca Rydzyka, popiera PiS. Jaka jest wiarygodność episkopatu, jeśli nie może się uporać z kadzielnicą kłamstwa, jaką jest Radio Maryja? Część episkopatu popiera kłamstwo i nienawiść, co jest absolutnie sprzeczne z katolicyzmem. (Stefan Niesiołowski)
!!! Chcę powiedzieć, że pomnik musi być! Pomnik musi być po to, aby naród nie schamiał! Bo pomnik ma być pamięcią! A pamięć chroni przed schamieniem. (Stanisław Fudakowski – członek Stowarzyszenia Solidarni z Kolebki)
!!! To, co Kościół wyprawiał po 10 kwietnia, strasznie wkurzyło ludzi. Pod Pałacem Prezydenckim rozbudził się dotychczas uśpiony antyklerykalizm. (Janusz Palikot, PO)
!!! Krzyż nigdy nie może nie być sprawą biskupów. Przerzucanie tej odpowiedzialności na polityków to „gest Piłata”. (Jarosław Gowin, PO) Wybrali: AC, ASz, OH, PPr
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
NA KLĘCZKACH
BOSKA HENRYKA „Brawo, gratulacje, dziękujemy, wielki szacun, kochamy cię, zrobiła pani coś niesamowitego, pokazała pani, kto jest prawdziwym działaczem „Solidarności”, a kto dupkiem, dziękuję” – tak internauci wyrażają swoje podziękowania Henryce Krzywonos za jej sławne wystąpienie i powiedzenie na oczach milionów telewidzów kilku słów gorzkiej prawdy Jarosławowi Kaczyńskiemu. Wpisy pojawiają się na spontanicznie założonych profilach na Facebooku oraz na YouTube, na których pani Henryka ma już więcej fanów (w chwili oddawania „FiM” do druku – kilkadziesiąt tysięcy) niż Doda, Adam Małysz i Anna Mucha. My też się dołączamy! Całą redakcją! MarS
ZADZIWIĄ DZIWISZA „Kardynał Dziwisz jest mało wyrazisty. Nie jest żadną indywidualnością. Pokładano w nim nadzieję, że będzie w jakiejś mierze następcą Jana Pawła II, ale nic z tego nie wyszło”. Kto pisze tak, jakby pół życia spędził w „Faktach i Mitach”? To opinia ultrakatolickiego dziennikarza Semki dla jeszcze bardziej katolickiego portalu Fronda. Jeśli tak dalej pójdzie, wkrótce na portalu Terlikowskiego przeczytamy, że Jezus był wstrętnym Żydem i nieślubnym dzieckiem niejakiej Miriam. MarS
ZAMIAST KRZYŻA Polska „Matka Teresa” nie widzi potrzeby budowania pomnika ofiar katastrofy Tu-154 w Warszawie. Siostra Małgorzata Chmielewska z Katolickiej Wspólnoty „Chleb Życia” zaproponowała na swoim blogu alternatywę dla monumentu upamiętniającego ofiary katastrofy smoleńskiej. „Niniejszym proponuję, aby tragiczną śmierć 96 osób w katastrofie pod Smoleńskiem uczcić poprzez wybudowanie hospicjum dziecięcego – pomnika owego wydarzenia (...). Pomnik powinien być wybudowany ze składek społecznych” – napisała siostra. Na szczęście nie wszystkim krzyż uderzył do głowy. ASz
AMERYKAŃSKI SEN Antoni Macierewicz na zaproszenie Radia Maryja wybrał się do USA w poszukiwaniu wsparcia w sprawie wyjaśnienia zamachu (!) smoleńskiego. Jego głównym celem jest spotkanie z Peterem T. Kingiem – kongresmenem popierającym działania IRA. Miałby on pomóc w uzyskaniu od Amerykanów wszystkich materiałów dotyczących zamachu i tym samym zapewniłby sobie poparcie Polonii, w większości PiS-owskiej. Macierewicz zapewnia: „Stanowisko Polonii zadecyduje, czy
tę katastrofę da się wyjaśnić. Myślę, że Kongres wyrazi chęć pomocy w zależności od zdania Polonii. To jest w waszych rękach”. ASz
NON POSSUMUS!
Fot. KD
Pod hasłem: „Stop oddawaniu majątku publicznego Kościołowi” 26 sierpnia członkowie Ogólnopolskiego Ruchu Ateistyczno-Lewicowego, RACJI Polskiej Lewicy oraz Federacji Młodych Socjaldemokratów demonstrowali m.in. w Szczecinie, Łodzi i Toruniu. Elementem zapalnym akcji był fakt przyjęcia przez radę miejską w Szczecinie uchwały, na mocy której parafia św. Antoniego kupiła działkę o powierzchni ponad 2 tys. mkw. (wyceniona przez rzeczoznawców niemal na milion złotych) za 2,3 tys. zł. Protestujący domagali się cofnięcia tej decyzji. Z uczestnikami manifestacji spotkał się wiceprezydent miasta Beniamin Chochulski. – Uważam, że każda tego typu inicjatywa jest sukcesem. My chcemy, żeby społeczeństwo było zorientowane, co się wokół dzieje, jak władza dysponuje naszym wspólnym majątkiem, i to nam się po raz kolejny udało – mówi Tomasz Dalski, prezes Ogólnopolskiego Ruchu Ateistyczno-Lewicowego. WZ
„OSIĄGNIĘCIA” Z okazji 20-lecia wprowadzenia do szkół religii Episkopat wystosował list, w którym wyraża radość, że „udało się dużo osiągnąć w zakresie integracji środowisk wychowawczych: rodziny, szkoły i parafii”. Biskupi dodają ponadto, że „wiele trzeba pracy jeszcze wykonać”, z czego wnosimy, iż proces klerykalizacji nie został ukończony. Zapewne w związku z powyższym dobrze poinformowany publicysta katolicki ksiądz Artur Stopka przytacza na swoim blogu wypowiedź abp. Damiana Zimonia, który wspomina z nostalgią, że „przed wojną były cztery godziny katechezy w szkołach, a nie dwie, jak obecnie”. Stopka zaś przypomina, że w czasie II RP ksiądz w szkole nie był po prostu katechetą, ale „prefektem” i „organizował życie duchowe nauczycieli i młodzieży”. MaK
KOMUSZE KŁAMSTWA Na łamach prasy katolickiej rozpoczęto ofensywę na rzecz dalszego zwalczania tzw. komunizmu i wszelkiej dobrej pamięci po PRL. Poseł PiS Sławomir Zawiślak i prawnik z KUL Przemysław Czarnek domagają się sądowego ścigania „kłamstw komunistycznych” na wzór kłamstwa oświęcimskiego. Co to jest kłamstwo komunistyczne? Autorzy pomysłu wyliczają: twierdzenie, że generał Jaruzelski posiadał honor i jest patriotą, sugerowanie, że PRL był systemem sprawiedliwości społecznej, lub że sprawiedliwie rozdzielał dobra. Zdaniem katolickich działaczy, twierdzenia takie powinny być ścigane przez polskie sądy. MaK
PRAWY DO LEWEGO Nie wszystkim członkom Sojuszu podoba się walka z klerykalizmem. Grzegorz Napieralski jak dotąd zdania nie zmienił i domaga się wykluczenia religii z planu lekcji, opodatkowania Kościołów w Polsce i zdjęcia krzyży ze ścian państwowych budynków. Jednak jego koledzy z sejmowej ławy nie podzielają ofensywnych zapędów lidera. Do przeciwników Napieralskiego należą m.in. Marek Wikiński, Wojciech Olejniczak i członek klubu Lewica Bartosz Arłukowicz, który mówi wprost, że woli debatę na temat rozdziału Kościoła od państwa niż zdecydowaną walkę zapowiadaną przez Napieralskiego. O sprawie szerzej za tydzień. ASz
MSZA NA SALI „Uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego 2010/2011, 1.09.2010, godz. 9.00 – Msza Święta w kościele parafialnym” – tak na inaugurację zapraszała uczniów dyrekcja Gimnazjum nr 1 w Rabie Wyżnej. Również Gimnazjum im. JP II w Kłobucku w programie inauguracji nie przewidziało możliwości nieuczestnictwa we mszy: „8.00 – zbiórka uczniów z wychowawcami na boisku, 8.05–8.10 – przejście do kościoła całej społeczności szkolnej, 8.10–8.50 – msza św. w kościele NMP Fatimskiej w Kłobucku, 8.50 – uroczysty powrót, 9.00 – akademia z okazji rozpoczęcia roku szkolnego”. Z kolei dyrekcja Zespołu Szkół w Karwodrzy zadbała, by przed oficjalną uroczystością w budynku szkoły zawieźć dzieci szkolnymi autobusami na mszę do kościoła NMP w Tuchowie. Gimnazjum Gminne w Zaborzu początek roku szkolnego postanowiło natomiast uświetnić odprawieniem mszy w... sali gimnastycznej.
Dla odmiany w Kosowie Lackim z okazji inauguracji zorganizowano uroczyste poświęcenie Publicznego Liceum Ogólnokształcącego. Święcić będzie biskup drohiczyński Antoni Dydycz. AK
PIERWSZY DZWON W jednej z łódzkich podstawówek zaplanowano mszę zamiast rozpoczęcia roku szkolnego. Na drzwiach szkoły wisiała kartka z informacją: „Uroczyste rozpoczęcie dla klas II–VI odbędzie się w parafii Niepokalanego Serca NMP i św. Antoniego M. Klareta w dniu 1 września o godz. 8. Następnie uczniowie wraz z wychowawcami udadzą się na spacer, podczas którego odbędzie się pogadanka nt. rocznicy wybuchu II wojny światowej oraz zostaną podane informacje na temat nowego roku szkolnego”. Jak widać, dyrekcja publicznej szkoły za nic ma konstytucyjny zapis o świeckości państwa i propaguje wychowanie do bezprawia. „Rozpoczęcie roku to uroczystość szkolna, dlatego uczniowie powinni się spotkać w szkole. Oczywiście, msza w kościele też może być, ale dla chętnych i oprócz, a nie zamiast uroczystości szkolnych”. – komentuje kurator łódzkiej oświaty Jan Kamiński. ASZ
NA KOLANACH Społeczny Komitet Obrony Krzyża (SKOK) organizuje pielgrzymki, których celem jest krzyż przed Pałacem Prezydenckim. Protestujący chcą w ten sposób wymusić na Kancelarii Prezydenta budowę pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy pod Smoleńskiem. „Wierni z kilkunastu sprzyjających protestującym parafii już zapowiedzieli, że w przyszłym tygodniu pojawią się przed krzyżem” – powiedział Włodzimierz Kaczanow (ojciec seksualnej rekordzistki Polski) ze SKOK-u. Na początek pielgrzymki wyruszą z Krosna, Tarnowa, Nowego Sącza i Olsztyna, a w ciągu kilku dni dołączą do nich kolejne miasta. Dla wzmocnienia swoich argumentów członkowie Komitetu wybierają się do Watykanu z nadzieją na spotkanie z Benedyktem XVI, który miałby zająć satysfakcjonujące ich stanowisko w sprawie budowy pomnika... ASz
5
SPIECZONY I ZIMNY Od 12 lat w Czarnkowie (woj. wielkopolskie) odbywa się zjazd bliźniąt z całej Polski. Jednak impreza o nazwie „Dzień spieczonego bliźniaka” po 10 kwietnia 2010 r. stała się mocno kontrowersyjna. Wszystko za sprawą przymiotnika kojarzącego się jednoznacznie posłance PiS. „Przydałoby się więcej empatii i wrażliwości. Sam pomysł na imprezę jest bardzo fajny. Ale w tym roku, w tym strasznym roku, wypadało się zastanowić, czy nazwa dzień spieczonego bliźniaka nie zrani czyichś uczuć” – powiedziała Jolanta Szczypińska. Organizatorzy tłumaczą, że bliźnięta ze względu na wakacyjną datę imprezy przyjeżdżają zwykle bardzo opaleni. Tylko tyle i aż tyle, bo bardzo możliwe, że festyn podzieli losy wawelskiego „Zimnego Lecha”. ASz
POLACY KA(S)TOLICY Wielu naszych rodaków słynie z tego, że nawet na emigracji utrzymują bliski kontakt z placówkami Kościoła rzymskokatolickiego. Szczególną więź z Krk, a dokładnie ze skarbonkami kościelnymi, utrzymywała para Polaków (on – 38 lat, ona – 22) w Austrii. Od początku lipca 2010 r. okradli oni ponad 140 skarbonek kościelnych. Proceder ten dostarczał im ok. 500 euro tygodniowo, co nie najlepiej świadczy o hojności austriackich katolików. Skarbonkowi pielgrzymi (deklarują się jako katolicy) zostali ujęci przez naddunajską policję i oczekują na proces. MaK
WYŚWIĘCAJ KOBIETY! Hasła „Papieżu Benedykcie, wyświęcaj kobiety!” pojawiły się na niektórych londyńskich autobusach. Taką reklamę za 15 tys. funtów wykupiła organizacja Wyświęcanie Kobiet Katolickich po tym, jak zamieszczenia podobnych ogłoszeń odmówiły jej media katolickie. Organizacja skupia katolików domagających się reform w swoim Kościele. Z okazji wizyty BXVI na Wyspach odbędzie się także manifestacja protestacyjna organizacji ateistycznych, laickich i gejowskich. MaK
6
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Katecheza W cieniu wielkiego jubileuszu „Solidarności” polscy biskupi świętowali przekroczenie progu niegdyś świeckich szkół. Oto jak na wprowadzenie religii do szkół w 1990 roku zareagowali profesorowie wyższych uczelni oraz Polskiej Akademii Nauk: „Wprowadzenie przez ministra edukacji narodowej nauki religii do szkół państwowych wzbudziło liczne głosy zaniepokojenia, zarówno z racji sposobu przeprowadzenia tej operacji (instrukcją ministerialną sprzeczną z obowiązującym prawem i znienacka, bez żadnych prób uprzedniego skonsultowania z opinią społeczną), jak i z racji niebezpieczeństwa konfliktów, cichej dyskryminacji i dylematów moralnych, które ta nagle zaistniała sytuacja może stworzyć wśród nauczycieli, uczniów i rodziców (...). Sprawy wiary należą do najbardziej intymnej sfery życia człowieka i wymaganie publicznego deklarowania się w tych sprawach – z czym mamy obecnie do czynienia w polskiej szkole – stanowi naruszenie tej intymności. W nowej sytuacji historycznej
Kościół powinien wystrzegać się pokusy rozszerzania swych wpływów w państwie i instytucjach świeckich. Uważamy, że nacisk wywarty na Ministerstwo Edukacji Narodowej w celu wprowadzenia nauki religii katolickiej do szkół państwowych jest właśnie przejawem, nie jedynym zresztą, ulegania tej pokusie”. Z kolei katoliccy biskupi myślą inaczej. „Katecheza, będąc nośnikiem podstawowych i uniwersalnych wartości, wzbogaca cały proces wychowawczy człowieka”. Ich zdaniem, wbrew bardzo krzywdzącym opiniom i fałszywym założeniom, nauczanie religii w szkole niesie ze sobą istotne walory wychowawcze. A to dlatego, że nie da się w pełni wychować człowieka bez uwzględnienia także jego „sfery religijnej” (a zatem ateistyczny już prawie Zachód Europy jest „niewychowany”) – piszą w specjalnym rocznicowym liście, podkreślając z żalem, że zacierają
towarzyszenie „Contra in Vitro” złożyło pozew przeciwko katolickiemu posłowi PO Tomaszowi Kuleszy za naruszenie dobrego imienia swojego szefa. Nie zgadniecie, do jakiego sądu... Przed wyborami policja zatrzymała prezesa stowarzyszenia – Jacka Kotulę – bo jeździł po Rzeszowie z lawetą, na której znajdował się billboard ze sławnymi już zdjęciami płodu i fotkami Bronisława Komorowskiego – ówczesnego kandydata na prezydenta. Akcja przebiegała pod hasłem: „Kompromis aborcyjny zabija chore dzieci”. Poseł Kulesza, który zarzucał Kotuli obrazę Komorowskiego, zgłosił sprawę policji, a samego pomysłodawcę akcji nazwał ateistą i praktykującym niewierzącym. Po akcji posła policja skonfiskowała pojazd, więc na reakcję prezesa „Contra in Vitro” nie trzeba było długo czekać. „Jeśli katolik jest obrażany przez katolika, to powinien iść do sądu kościelnego” – grzmiał rozwścieczony. Skąd pomysł na sąd kościelny? Dla Kotuli to oczywiste: „Są tam inne procedery niż w normalnych sądach. Tu chodzi o wiarę. Bo kto jak kto, ale sąd kościelny jest najbardziej kompetentny w sprawach wiary. Ja i poseł Kulesza będziemy przesłuchiwani przez księży. Chodzi nam o to, by sąd kościelny stwierdził, że zostaliśmy (jako Stowarzyszenie – przyp AK) obrażeni. Potem to nagłośnimy. To nam wystarczy”. Poseł Kulesza nie ma zamiaru przepraszać, a tym bardziej nie boi się gróźb stowarzyszenia: „To, co robi pan Kotula i jego stowarzyszenie, jest haniebne. Temu panu marzy się inkwizycja. Naczytał się książek ze średniowiecza i chce być średniowiecznym guru. Mam nadzieję, że sąd kościelny taką sprawą nie będzie
S
z nich, pan Stanisław z Gdańska, członek komisji regionalnej NSZZ „Solidarność”, uważa na przykład, że w celu upamiętnienia ofiar katastrofy pod Smoleńskiem „pomnik musi być, by naród nie schamiał”. Co na taką propozycję przedstawiciele „narodu”? ! Żeby naród nie schamiał, należy wyłączyć Radio Maryja na zawsze („yani-51”); ! Ten pan ma rację – nie ma pomnika i krzyżowcy chamieją w zastraszającym tempie („maretina”);
się już wspomnienia „przymusowej ateizacji”... ! Nie istniała „przymusowa ateizacja”, za to teraz mamy do czynienia z przymusowym praniem mózgów („33qq”); ! A moje wnuki i tak wolą „Harry’ego Pottera” („saltays”); ! Zatrzemy i wspomnienia przymusowej katechizacji, bo są o wiele gorsze („miroslawa”); ! Zamieniliśmy socjalizm na watykanizm. Solidarność nas oszukała, obiecywali wolne, demokratyczne, nowoczesne państwo, a zrobili nam półdemokratyczne państwo watykańskie („zuza”); ! Kiedyś ateizacja była przymusowa, dziś coraz częściej widać ateizację z wyboru. Biskupi i podległy im kler „pracują” na to mocno, żeby młodych ludzi odsunąć jak najdalej od Kościoła. Widać taka jest kolej rzeczy („ksks”); Fot. MaHus ! Jeszcze kilka takich krzyży pod pałacem i ludzie się może otrząsną z tego wiernopoddaństwa panom ! A nie wystarczy, że część naw czarnych sukienkach („szpon”). rodu się zrydzykowała? („Venus”); Swoją teorię na ten temat ma! Ten kraj to prawdziwy cud ją słuchacze Radia Maryja. Jeden na Wisłą... Cudem jest, że się jeszcze
Sąd ostateczny
Jacek Kotula
Tomasz Kulesza
się zajmował. A jeśli już, to sąd kościelny przecież nie jest sądem kapturowym”. Ku uciesze Kotuli na nic zdała się nadzieja posła. Kilka dni temu obydwaj panowie dostali pisma z sądu kościelnego w Przemyślu ze wstępną datą rozprawy, która ma odbyć się we wrześniu, a konkretny dzień i godzina będą jeszcze uzgadniane. Pismo sporządził ksiądz Józef Bara, wikariusz sądowy: „Wzywam Panów do pogodzenia się oraz do znalezienia słusznego rozwiązania sporu poprzez wspólne porozumienie”. Powód żąda m.in. „(...) przeprosin na stronie internetowej pana posła”. „Treść billboardu nie była kłamstwem. Przecież Bronisław Komorowski popiera kompromis
aborcyjny. Nie było napisane, że Komorowski jest za aborcją. Jeżeli poseł Kulesza nie potrafi czytać, to po co się brał za posłowanie” – grzmi prezes Contra in Vitro, a na dowód swojej nieskalanej religijności załatwił sobie potwierdzające ten fakt zaświadczenie od proboszcza, w którym czytamy, że: „jest osobą wierzącą, praktykującą oraz czynnie zaangażowaną w sprawy Kościoła i Ojczyzny”. Mógł od razu napisać, że taki na przykład Dziwisz to przy nim normalny Belzebub jest... Poseł Kulesza bagatelizuje sprawę i śmieje się z przeciwnika sztucznego zapłodnienia. „To, co zrobiło to stowarzyszenie, jest niegodziwe i nie ma nic wspólnego z etyką chrześcijańską. Jeżeli ci ludzie są autentycznymi obrońcami dzieci,
wszyscy nie pozabijali („retropercepcje”); ! No jasne! Tylko cham może powiedzieć do biednego człowieka: „Spieprzaj, dziadu”! („ryszardj”). Ewenement w skali światowej! Hierarcha katolicki dał coś dla potrzebujących! Kardynał Stanisław Dziwisz ze zgromadzonych przez lata dóbr ziemskich archidiecezji krakowskiej wydzielił 20 arów (wartość gruntu to 200 tys. zł) dla powodzian z gminy Lanckorona. Na działce stanie „osiedle domków jednorodzinnych” im. św. Jana. Przypomnijmy, że 20 arów to ledwie trzy malutkie działki budowlane... ! Biorąc pod uwagę przekręty Krk w Komisji Majątkowej, taka „darowizna” to żadna łaska, a właściwie żenująca bezczelność („gość”); ! 20 arów to tyle ziemi, ile znajduje się w... doniczkach w rezydencji arcybiskupa! („kunda”); ! Fajnie! 1/5 hektara firmowej ziemi. Ładny gest. Pokolenia będą układać o tym pieśni. Może nawet bazylikę w Lanckoronie lud wzniesie dla dziękczynienia. Bo świętym za to na pewno zostanie. To pierwszy przypadek od 2000 lat! („00”); ! Być może kardynał zrozumiał wreszcie słowa ewangelisty: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie”. Mt. 5. 3–12 („czyżyk”). JULIA STACHURSKA
to niech przyłączą się do moich inicjatyw dla poprawienia sytuacji dzieci niepełnosprawnych, samotnych matek. Taką propozycję złożę w sądzie kościelnym panom ze stowarzyszenia (...). Jak ktoś może komuś wystawiać kwitek, że jest osobą wierzącą? (...). Ci ludzie ze stowarzyszenia przypominają mi Krzyżaków. Noszą krzyż na piersiach, na rękach, a jakby ich zapytać, co w swoim życiu zrobili dla drugiego człowieka, to może wypłynęłoby kilka kropelek dobra. Reszta to nienawiść do wszystkiego, co inne”. Co grozi oskarżonemu? Wyroki sądu kościelnego opierają się na prawie kanonicznym. Za karę Kulesza może dostać pokutę i nakaz wykonania jakiegoś aktu religijności, pobożności lub miłości – ani chybi każą mu bronić krzyża w Warszawie. Najgorszą z możliwych kar dla katolika jest oczywiście ekskomunika, ale ta w tak idiotycznej sprawie posłowi nie grozi. Od wyroku zawsze można się odwołać, a w najlepszym wypadku całkowicie z jego wykonania zwolnić. „Kan. 1356, par. 1.: Z kary wymierzanej lub wiążącej mocą samego prawa, ustanowionej nakazem, który nie został wydany przez Stolicę Apostolską, może zwolnić: 1. ordynariusz miejsca, na którym przebywa przestępca”. Okazuje się, że do sądu kościelnego może trafić nawet ateista czy muzułmanin. Dla Kościoła znaczenie ma tylko wiek i fakt rozumowania powoda lub strony pozwanej; „Kan. 1478, par. 1.: Małoletni i ci, którzy »pozbawieni są używania rozumu«, mogą występować w sądzie tylko przez swoich rodziców, opiekunów lub kuratorów”. Jak widać, jednak ci „pozbawieni używania rozumu” czasem najgłośniej krzyczą... ARIEL KOWALCZYK
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Księga dżungli (2) Ciąg dalszy ze strony 3 Dwanaście Caritasów diecezjalnych oraz ich dwa centra charytatywno-opiekuńcze dostały w sumie do zagospodarowania 22 582 648,79 zł, z czego najwięcej, bo aż 6 965 333,40 zł, przyznano Caritasowi Archidiecezji Przemyskiej, realizującemu m.in. potężną inwestycję w Krośnie (budowa centrum medyczno-charytatywnego). Pozostałe agendy wzięły pieniądze na różnorodne „aktywizacje zawodowe” i częstokroć egzotyczne akcje propagandowe typu: „Razem w przyszłość” (zasianie optymizmu wśród zagrożonych wykluczeniem w diecezji siedleckiej kosztuje drobne 293 257,02 zł) czy popularyzowanie biblijnego zawołania „Po owocach ich poznacie” (wsparcie „ekonomii społecznej” w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej za 1 098 674 zł). ! ! ! Firmy okołokościelne prezentowały bardzo wszechstronne pomysły: ! Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Diecezji Drohiczyńskiej dostało 150 tys. zł na imprezy parafialne nazwane oficjalnie „inicjatywami lokalnymi wspierającymi aktywną integrację”; ! Katolickie Stowarzyszenie Pomocy im. Brata Alberta w Płocku – 2 569 296 zł na „aktywizację osób zagrożonych wykluczeniem społecznym”; ! lubelskie Katolickie Stowarzyszenie „Agape” – 1 447 990 zł na „aktywizację” i „zmniejszanie nierówności w edukacji przedszkolnej”;
! Stowarzyszenie Przyjaciół Szkół Katolickich – 2 114 951 zł na „zmniejszenie nierówności w edukacji przedszkolnej”; ! Dortmundzko-Wrocławska Fundacja Partnerstwa Międzyparafialnego – 325 486 zł na kurs dla wolontariuszy obsługujących masowe imprezy we Wrocławiu; ! Bractwo Matki Bożej Miłosierdzia przy sanktuarium w Skarżysku-Kamiennej, kierowane przez ks. Jerzego Karbownika, bohatera opisywanego przez nas głośnego przekrętu z dotacjami PFRON (por. „Efekt Domina” – „FiM” 42/2005) – 3 786 365,86 zł na dalszą rozbudowę Centrum Obsługi Ruchu Turystycznego; ! Bractwo Miłosierdzia im. św. Brata Alberta – 1 480 441 zł na „wsparcie ekonomii społecznej”; ! Centrum Służby Rodzinie przy archidiecezji łódzkiej – 2 446 276,71 zł na „programy rozwojowe” dla trzynastu miejscowych szkół podstawowych (zajęcia pozalekcyjne z języka polskiego i angielskiego); ! Diecezjalna Fundacja Obrony Życia w Opolu – 199 930 zł na „poradnictwo prawne, psychologiczne i zawodowe” oraz „readaptację zawodową” 30 kobiet; ! Fundacja „Światło-Życie” (ekspozytura w Sandomierzu) – 1 551 933 zł na adaptację budynku i utworzenie w nim ośrodka turystycznego. W ramach aktywnej polityki prorodzinnej państwa potężny zastrzyk finansowy otrzymały również Stowarzyszenia Rodzin Katolickich: archidiecezji białostockiej
Remont Jasnej Góry – ponad 39 mln zł
! Katolickie Stowarzyszenie Wychowawców w Lublińcu – 108 900 zł na „wyrównywanie szans edukacyjnych”; ! Katolickie Towarzystwo Edukacyjne w Kowalach – 631 536,10 zł na „zmniejszanie nierówności w edukacji przedszkolnej”; ! jezuickie Stowarzyszenie Ewangelizacyjno-Charytatywne „Mocni w Duchu” – 215 570 zł na „wyrównywanie szans edukacyjnych”;
– 4 629 690,29 zł (rozbudowa zespołu szkół katolickich), archidiecezji częstochowskiej – 94 925 zł (szkolenia w gminie Kłomnice i propagowanie agroturystyki), archidiecezji katowickiej – 241 096 zł (zajęcia w ramach „wyrównywania szans edukacyjnych”), diecezji płockiej – 49 620 zł („oddolne inicjatywy edukacyjne”), diecezji rzeszowskiej – 274 518,80 zł („wyrównywanie szans”). ! ! !
Kontrolowane przez Kościół szkoły i wyższe uczelnie dostały takie zasilanie finansowe, o jakim świeckie placówki nawet nie ośmielają się marzyć: ! Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna „Ignatianum” w Krakowie (prowadzona przez jezuitów) – 11 381 188 zł na „rozbudowę infrastruktury dydaktycznej”; ! Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie – 22 776 836,31 zł na dokończenie budowy biblioteki;
! Salezjanie ze Szczecina – 645 284 zł na „podniesienie atrakcyjności” nauki w prowadzonej przez zakon szkole zawodowej. Ich konfratrom z Inspektorii Krakowskiej przyznano na ten sam cel 2 960 253,74 zł; ! O. Tadeusz Rydzyk wziął 384 084,10 zł na swoją Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej (m.in. na „kompleksowy kurs księgowości”, w której to dziedzinie dyrektor Radia Maryja jest, jak powszechnie wiadomo, niezrównanym mistrzem); ! Prywatne Katolickie Liceum Ogólnokształcące im. ks. K. Gostyńskiego w Lublinie – 349 598 zł na „zajęcia dydaktyczno-wyrównawcze”; ! Wyższe seminaria duchowne diecezji: elbląskiej – 2 473 987,71 (na „rozbudowę infrastruktury dydaktycznej”), przemyskiej – 741 725 zł („modernizacja pomieszczeń bibliotecznych i czytelni”), tarnowskiej – 6 020 863 zł („adaptacja budynku WSD na bibliotekę i czytelnię”), zielonogórsko-gorzowskiej w Paradyżu – 4 936 426 zł („termomodernizacja obiektu”); ! Kuria Generalna Zgromadzenia św. Michała Archanioła (michalici) – 975 288,08 zł na modernizację prowadzonego przez zakon Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Miejscu Piastowym i 490 751,73 na „podniesienie atrakcyjności” nauki w tymże Zespole; ! Katolicki Uniwersytet Lubelski otrzymał w sumie ponad 147 mln zł, w tym: 21,6 mln zł na utworzenie nowego kierunku studiów na Wydziale Zamiejscowym
w Stalowej Woli, 1 539 617,39 zł kosztuje „wzrost świadomości roli nauki w rozwoju gospodarczym”, 2 715 956,02 zł – „modernizacja zarządzania w administracji samorządowej”, 1 652 883 zł – „wsparcie osób pozostających bez zatrudnienia” i „przeciwdziałanie wykluczeniu”, 2 224 097,99 zł – „wspieranie rozwoju kwalifikacji zawodowych i doradztwo dla przedsiębiorstw”, 5 335 105,14 złotych – „wsparcie dla współpracy” sfery nauki i przedsiębiorstw oraz „usługi społeczeństwa informacyjnego w KUL, 112 325 758,37 zł – budowa i wyposażenie obiektów uczelni. W kolejce do kasy nie zabrakło żeńskich zgromadzeń zakonnych:
7
! benedyktynki w Bielawkach (diec. pelplińska) – 3 793 232,65 zł (budowa Integracyjnego Ośrodka Kultury. Również mnichom nie brakowało dobrych pomysłów: ! księża Marianie (multimilionerzy administrujący sanktuarium w Licheniu) wzięli 3 218 800 zł na budowę hotelu w Grąblinie; ! Dom Zakonny Zgromadzenia im. św. Michała Archanioła (michalici) – 1 225 548,24 zł na „aktywizację zawodową i społeczną”; ! poznańska prowincja franciszkanów – 11 725 952,11 zł (budowa gmachu wyższej uczelni w Toruniu); ! wielkopolsko-mazowiecka prowincja jezuitów – 591 965,32 zł („kursy zawodowe z zakresu prezentacji firmy”); ! warszawska prowincja franciszkanów – 131 773,30 zł („zmniejszanie nierówności w edukacji przedszkolnej”). Z puli „zabytkowej”: ! Jasnogórscy paulini zainkasowali 39 261 112,13 zł na „kompleksową restaurację zabudowań klasztoru”; ! bernardyni – 13 713 915,58 zł (w tym 2 971 894,68 zł na „poprawę
Wmurowanie aktu erekcyjnego w Bielawkach (3,7 mln zł)
! przemyska prowincja służebniczek dostała 3 333 766,55 na rozbudowę obiektów zakonnych w Prałkowcach (woj. podkarpackie) i 2 153 505,50 zł na „zmniejszanie nierówności w edukacji przedszkolnej”; ! służebniczki dębickie – dostały 48 033,32 na akcję propagandową „W rodzinie siła”; ! felicjanki – 1 208 565,01 zł dla zakonnego domu pomocy społecznej w Iwoniczu; ! loretanki – 2 464 211,23 zł (utworzenie 63 nowych miejsc w DPS-ie w Loretto, powiat Wyszków); ! nazaretanki – 3 558 557,10 zł (pierwszy etap renowacji klasztoru w Ostrzeszowie); ! elżbietanki z Torunia – 2 183 814,59 zł („dostosowanie obiektu DPS w Grabiu do obowiązujących przepisów prawa”). Ciekawe zatem, jak funkcjonował dotychczas i gdzie byli urzędnicy odpowiedzialni za kontrolę placówki!; ! katarzynki w Braniewie – 719 635,75 zł (renowacja klasztoru);
dostępności” do obiektów klasztornych w Leżajsku, 1 964 563,15 zł na remont kościoła w Radecznicy, 1 072 776,35 zł na prace konserwatorskie w Opatowie i wreszcie 7 704 681,40 na „rewaloryzację i zabezpieczenie obiektów” w Kalwarii Zebrzydowskie) j; ! franciszkanie z Krakowa – 1 121 068,23 zł (renowacja pomieszczeń „w celu ich udostępnienia turystom”); ! dominikanie z Lublina – 8 557 586,15 zł (drugi etap renowacji klasztoru”. ! ! ! Podsumowując: biskupom i ich rozlicznym „spółkom córkom” przyznano na bieżące potrzeby 686 milionów 287 tysięcy 976 złotych i 85 groszy. Warto pamiętać, że są to również nasze, podatników, pieniądze (w 2009 r. składka Polski do budżetu Unii Europejskiej wyniosła ponad 12,5 mld zł). ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
8
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
sierpnia 1990 roku ogłoszono instrukcję ministra edukacji narodowej profesora Henryka Samsonowicza pt. „O zasadach powrotu nauczania religii do szkoły w roku szkolnym 1990/91”. Na jej podstawie już 1 września 1991 r. do wszystkich typów szkół podstawowych i średnich wkroczyli duchowni i świeccy katecheci. Sprawa wywołała opór nawet w środowiskach sympatyzujących z rządem ówczesnego premiera Tadeusza Mazowieckiego. Jednym z powodów było zupełne pominięcie w ministerialnym piśmie Kościołów mniejszościowych. Po naciskach ze strony premiera szef resortu edukacji wydał 24 sierpnia 1990 roku kolejną instrukcję, w której określił „zasady współdziałania szkół i placówek oświatowo-wychowawczych z Kościołami i związkami wyznaniowymi poza Kościołem rzymskokatolickim”. Jak doszło do tak nagłego i pośpiesznego złamania neutralności światopoglądowej szkoły?
3
Słabość państwa Wiosną 1990 roku rząd Mazowieckiego znalazł się w głębokiej politycznej defensywie. Plan Leszka Balcerowicza załamał się, rosło bezrobocie, szalała inflacja, spadek produkcji był większy, niż zakładały najbardziej pesymistyczne prognozy, rosło niezadowolenie społeczne, zaczęły się bunty na wsi. Rozpadał się także będący dotąd monolitem ruch „Solidarności”. W tej sytuacji doradcy Aleksandra Halla, ówczesnego ministra ds. kontaktów ze środowiskami politycznymi, zaproponowali Kościołowi rozpoczęcie wstępnych rozmów w sprawie nowej regulacji prawa oświatowego. W pakiecie propozycji znalazła się między innymi liberalizacja zasad tworzenia przez parafie czy domy zakonne szkół i innych placówek oraz umożliwienie w perspektywie kilku lat prowadzenia katechezy w państwowych szkołach. Kościół przyjął ofertę bez większego entuzjazmu. Liczył się bowiem z zaognieniem konfliktu pomiędzy Wałęsą a Mazowieckim. Wtedy to biskupi chcieli w zamian za mediację wymusić na obydwu stronach obozu „S” zgodę na pełną klerykalizację szkół. I tak się
Katecheza – 20 lat później W tych dniach obchodzimy rocznicę wejścia do szkół publicznych nauki religii. Jednocześnie nasilają się głosy domagające się przywrócenia świeckiego charakteru państwa, w tym laicyzacji szkoły. stało. Po faktycznej klęsce obozu Mazowieckiego w wyborach samorządowych 4 czerwca 1990 roku do ataku na niego przystąpił (inspirowany przez Jarosława Kaczyńskiego) szef związku – Lech Wałęsa. Biskupi zażądali natychmiastowego powrotu (kładziono nacisk na słowo: powrót) katechezy do szkół. Do negocjacji z Episkopatem premier wyznaczył Jacka Kuronia. Był on jedynym ministrem, który cieszył się wysokim zaufaniem społecznym. W jego wspomnieniach możemy przeczytać, że przedstawiciele prymasa Glempa oświadczyli, iż „nie interesują ich żadne kompromisy, katecheza ma zostać wprowadzona natychmiast przy przyjęciu zasady, że automatycznie zapisuje się na nią wszystkich uczniów”.
Na propozycje Kuronia, aby katecheza była na pierwszej lub ostatniej godzinie zajęć oraz żeby to rodzice o nią prosili, pełnomocnicy prymasa odpowiedzieli: „No nie, drogi panie, jak wy tak stawiacie sprawę, to my natychmiast wniesiemy ustawę do Sejmu i przeprowadzimy ją sami, ale wtedy będziemy mówili, że to się dzieje na przekór rządowi i zażądamy, żeby to Sejm od razu przegłosował. Jak Sejm odrzuci religię, wyjdziemy na ulice! Zrobimy referendum. Będziemy się dopominali o nasze słuszne prawa. Będziemy krzyczeli”. W takiej sytuacji Kuroń skapitulował. Jedynym ustępstwem ze strony Kościoła była rezygnacja – jak się później okazało, czasowa (do roku 1997) – z państwowych pensji dla księży.
W związku z rozpoczęciem nowego roku szkolnego przypominamy: ! to rodzice lub uczniowie zainteresowani katechezą są zobligowani do złożenia oświadczenia w tej sprawie; wymaganie jakichkolwiek oświadczeń od osób, które nie chcą uczestniczyć w katechezie, jest bezprawne; ! z udziału w katechezie można zrezygnować w trakcie roku szkolnego; rezygnacja nabiera mocy z początkiem następnego semestru ! do tego czasu uczeń jest zobligowany przychodzić na katechezę; ! katecheta nie może być wychowawcą klasy; ! dla osób nieuczęszczających na lekcje religii szkoła jest zobowiązana zorganizować opiekę; dyrekcja może zwolnić się z tego obowiązku, planując katechezę na pierwszej lub ostatniej lekcji (niestety, nie jest to obligatoryjne); ! aby dyrekcja przedszkola lub szkoły była zobligowana do organizacji u siebie lekcji etyki lub innowierczej (niekatolickiej) katechezy, potrzebne jest zgłoszenie siedmiu osób – w innych przypadkach takie zajęcia mogą się odbywać w ramach grupy międzyszkolnej. W razie problemów piszcie na adres email:
[email protected]
Wątpliwa legalność Pojawił się jednak problem z przygotowaniem odpowiedniej regulacji prawnej. Otóż zgodnie z obowiązującą wtedy konstytucją oraz ustawą o systemie oświaty, szkoły były świeckie. Jakiekolwiek zmiany w organizacji toku zajęć, w tym dodanie nowych przedmiotów, mogły się odbywać wyłącznie na mocy rozporządzenia. Szef MEN wzdragał się przed jego wydaniem, gdyż niechybnie stanąłby za nie przed Trybunałem Stanu. W otoczeniu politycznych doradców premiera Mazowieckiego wymyślono więc fortel prawny: my nie wprowadzamy nowego przedmiotu do szkół, my tylko określamy zasady udostępniania szkolnych sal na dodatkowe zajęcia. Było to jawne bezprawie, gdyż instrukcja jako prawo wewnętrzne resortu edukacji nie mogła regulować takich spraw. Ówczesna rzeczniczka praw obywatelskich, prof. Ewa Łętowska, potraktowała jednak konstytucję serio i zaskarżyła obie sierpniowe instrukcje do Trybunału Konstytucyjnego. Dowiedzieliśmy się z treści jego wyroku, że obie instrukcje były zgodne z konstytucją i że zasada rozdziału państwa i Kościoła oraz ustawowa regulacja, że szkoły państwowe są świeckie, nie przeszkadza w organizacji w szkołach katechezy. Powód? Owe przepisy nie zabraniają bowiem organizacji zajęć z religii na terenie państwowych szkół. Udział w nich jest, jak czytamy w uzasadnieniu wyroku, „dobrowolny”, a sama ich organizacja należy do „wewnętrznych spraw Kościołów (...) według programów przez te Kościoły ustalonych i przez katechetów delegowanych przez władze kościelne”. Honoru Trybunału bronili trzej sędziowie – profesorowie: Czesław Bakalarski,
Kazimierz Działocha i Remigiusz Orzechowski. Uznali oni instrukcje za sprzeczne z konstytucją.
Dyskryminacja niekatolików Instrukcja ministra Samsonowicza obowiązywała dłużej, niż planowano. Było to spowodowane problemami z przyjęciem przez parlament nowej ustawy o systemie oświaty. W konsekwencji dopiero w kwietniu 1992 r. ówczesny minister edukacji profesor Andrzej Stelmachowski wydał rozporządzenie w sprawie zasad organizacji szkolnej katechezy. Ów deskrypt wywołał zdumienie znawców prawa wyznaniowego. Znaleźli w nim bowiem zasady i reguły, na których opierał się system szkolnej katechezy przed... drugą wojną światową. Profesor Stelmachowski przepisał przedwojenne progi dotyczące minimalnej liczby uczniów, dla których szkoła organizuje katechezę lub lekcje etyki. W efekcie ze 171 wspólnot religijnych działających w Polsce prawo do lekcji religii w szkołach faktycznie mają tylko trzy (poza rzymskokatolickim) Kościoły: prawosławny na Podlasiu i części woj. mazowieckiego, luterański na Śląsku Cieszyńskim i starokatolicki Kościół mariawicki w okolicach Łodzi. W podobny sposób traktowani są rodzice i uczniowie zainteresowani zajęciami z etyki. W roku szkolnym 2009/2010 tylko w 947 placówkach (na ogólną liczbę 48 621 publicznych przedszkoli, podstawówek, gimnazjów i szkół średnich) uczniowie mieli możliwość wyboru pomiędzy katechezą a etyką. Często był to jednak wybór pozorny, gdyż ponad 1/3 z grupy 828 nauczycieli etyki to katoliccy księża lub świeccy katecheci. Jak wynika z danych MEN, państwo tylko do nauki katechezy zatrudniło 31 625 księży i sióstr zakonnych. Kosztuje to Polaków podatników grubo ponad miliard złotych rocznie. Duchowni na państwowym etacie to znaczna oszczędność dla Kościoła. Nie musi on płacić za nich składek na ZUS i NFZ (i tak już wyznaczonych dla ludzi Kościoła na symbolicznym poziomie). Skandalem jest, że państwo polskie, płacąc
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r. za katechezę, nie ma żadnego wpływu ani na to, kto prowadzi zajęcia (decyduje o tym biskup lub przełożony zakonny), ani na ich program (zatwierdza go władza kościelna), ani książki, z jakich korzystają dzieciaki (decydują o tym biskupi cenzorzy), ani na kryteria wystawiania ocen końcowych z religii. Ta ostatnia sprawa stała się ważna, gdyż od 2007 roku na mocy decyzji ministra Romana Giertycha do średniej z ocen wlicza się stopień z katechezy. Kościół otrzymał także drogocenny prezent od sędziów Sądu Najwyższego. Na mocy jego orzeczeń prawo do państwowej nauczycielskiej emerytury otrzymali księża katoliccy prowadzący do 1990 katechezę w parafiach. Dodajmy jeszcze, że z katechezą w szkole wiążą się dodatkowe trzydniowe ferie zwane „rekolekcjami wielkopostnymi”.
Powraca żądanie świeckości Środowiska, które dotąd wytrwały w sprzeciwie wobec katechezy w szkole, mają w tym roku powody do zadowolenia. Otóż po raz pierwszy od 1990 roku większość rodziców (51 proc.) opowiedziała się za powrotem katechezy do sal przy kościołach. Tylko 35 proc. chciało pozostawienia religii w szkołach. W wielkich miastach (Warszawa, Kraków, Łódź, Szczecin, Wrocław) ponad połowa uczniów niektórych starszych klas szkół średnich zaczęła rezygnować z religii. Zjawisko to okazało się na tyle masowe, że minister Hall zgodziła się na wypisywanie z katechezy także w środku roku szkolnego. I wreszcie sprawą faktycznej dyskryminacji innowierców, wolnomyślicieli i ateistów w Polsce zajął się Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Uznał on, że zarówno nasze regulacje, jak i praktyka organizacji etyki i katechezy w szkołach publicznych łamią podstawowe reguły konwencji. Trybunał w Strasburgu zauważył nadto, że na podstawie obowiązujących w Polsce regulacji dokumenty urzędowe (w tym przypadku świadectwa szkolne) służą do identyfikacji religijnej obywatela w jego relacjach z państwem A jest to niedopuszczalne. Dodatkowo sędziowie ze Strasburga zwrócili uwagę na dyskryminacyjny charakter wliczania oceny z religii do średniej ocen oraz brak realnej możliwości wyboru zajęć z etyki. W takiej sytuacji nie może dziwić, że zorganizowana po raz drugi przez Młodych Socjalistów akcja „Wolna szkoła – religia do kościoła” cieszy się sporym zainteresowaniem. W tym roku małolaty dostaną ponad 30 tysięcy zakładek do książek, na których znajdą informacje dotyczące zasad organizacji religii i etyki w szkołach, obowiązków dyrekcji z tym związanych i inne przydatne informacje. MICHAŁ CHARZYŃSKI ADAM CIOCH
POLSKA PARAFIALNA
Seks po bożemu Wstrętny zachodni świat nauki od ponad 17 lat nie chce się pogodzić z odkryciem, jakiego dokonali polscy katoliccy specjaliści od edukacji seksualnej. Otóż według nich, człowiek jako jedyny naczelny rozmnaża się z... nasion. Od początku XXI wieku standardem państw demokratycznych stała się obecność w szkole zajęć o nazwie edukacja seksualna. W encyklopedii pedagogiki przeczytamy, że ich celem jest przekazanie wiedzy o anatomii i fizjologii człowieka w aspekcie seksualnym, o fizjologii współżycia, antykoncepcji, chorobach przenoszonych drogą płciową, a także o problemie równości płci, orientacjach seksualnych, regulacjach prawnych dotyczących małżeństw i związków partnerskich. Tymczasem dla hierarchii katolickiej edukacja seksualna to kursy prostytuowania się i demoralizacja nieletnich. Jednak rewolucja obyczajowa, która pod koniec lat 60. XX wieku przeszła przez świat, znacznie ograniczyła biskupom możliwość blokowania działań służących przygotowaniu nastolatków do współżycia. Seks przestał być tematem tabu. Do Polski rewolucja dotarła na dobre w latach 70. XX w. W 1973 roku wprowadzono w szkole nowy przedmiot – wychowanie do życia w rodzinie socjalistycznej. Co ciekawe, przez pierwsze lata o samym seksie w szkole mówiło się niewiele. Wszystko zmieniła książka Michaliny Wisłockiej „Sztuka kochania”, wydana w 1977 roku. Po latach profesor Andrzej Jarczewski wspominał, że szokowała ona odważnym używaniem medycznej terminologii, takiej jak pochwa oraz członek. Wtedy też ujawniono, że prawie 60 proc. przepytanych przez socjologów młodych mężatek nie wiedziało, co to jest orgazm. Publikację dzieła Michaliny Wisłockiej blokowali razem aparatczycy KC PZPR oraz przedstawiciele Kościoła. Wsparło ich dziewięciu anonimowych lekarzy ginekologów. Sporządzili oni niemal jednobrzmiące negatywne recenzje „Sztuki kochania”. A wszystko dlatego, że praca była „zbyt mało naukowa, a za bardzo ociekająca zmysłowością”... Po licznych bojach książka mogła się ukazać, jednak wydawcy postawiono dodatkowe wymogi. Ilustracje musiały być brzydkie i mało czytelne. Aby uspokoić Kościół, kazano także zaniżyć oficjalny nakład książki do 10 tysięcy (w rzeczywistości wydano 100 tysięcy). Biskupi pogodzili się z jej publikacją, gdyż – jak mówili złośliwi – była to ich podstawowa lektura. Co więcej, hierarchia uznała makiawelicznie, że skoro każdy ma dostęp do ksiązki Wisłockiej, to edukacja seksualna w szkołach jest zbędna. W odpowiedzi władze ograniczały liczbę
godzin przygotowania do życia w rodzinie socjalistycznej, a same zajęcia przeradzały się często w nudne pogadanki. Sytuację w połowie lat 80. XX wieku miał zmienić nowoczesny podręcznik przygotowany przez zespół prof. Mikołaja Kozakiewicza. Po zmasowanym ataku biskupów władze wycofały książkę z powszechnego użytku w szkołach. Akcję Kościoła przygotował... prof. Maciej Giertych, doradca ds. społecznych i naukowych prymasa Glempa. Ostatecznie Kościół wygrał – edukacja seksualna zniknęła na sześć lat z polskich szkół. Jej powrót nastąpił w 1993 roku. Problem w tym, że to, co w rejestrach Ministerstwa Edukacji Narodowej uchodzi za edukację seksualną (pod nazwą przygotowanie do życia w rodzinie), jest tylko jej nędzną podróbką. Na początek zobaczmy, jaki ona ma zasięg. Z danych Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że w ubiegłym roku szkolnym objęła 65 proc. uczniów szkół podstawowych i gimnazjów oraz 38 proc. licealistów. Ministerstwo dopuściło do użytku książki, z których małolaty dowiedziały się, że „mężczyźni noszą w specjalnym worku nasionka, które podczas aktu miłości z kobietą dają początek nowemu życiu”, a „seks jest dozwolony w małżeństwie”, gdyż „tylko tam są odpowiednie warunki do poczęcia i wychowywania dziecka”. Nastolatki lepiej niech nie myślą o „akcie miłości”, gdyż skończy się to dla nich poważnymi problemami – dziewczęta mogą stać się oziębłe i nieczułe, a chłopcy ulec demoralizacji. Jedyną radą, jaką mają autorzy podręczników dla dziewcząt, jest „ograniczenie swojego kokieteryjno-prowokacyjnego zachowania”, co polega na skromnym ubiorze, zasłanianiu biustu oraz tylnej części ciała. Natomiast „chłopcy mają opanować popęd seksualny i nie dać się sprowokować”. Gdy już dojdzie do zbliżenia i nastolatki poczną dziecko, powinny natychmiast o tym porozmawiać z rodzicami. Aborcja jest zabójstwem. Środki antykoncepcyjne powodują niepłodność i mordują dzieci poczęte. Dziewczęta muszą pamiętać, że ich rolą w małżeństwie jest funkcja strażniczki domowego ogniska. Praca zawodowa kobiet rozbija rodzinę. Masturbacja prowadzi do zaburzeń psychicznych i niepłodności (sic!).
Do bredni z podręczników swoje dorzuciła część kadry prowadzącej zajęcia z przygotowania do życia w rodzinie. Według analiz (za ubiegły rok szkolny) Grupy Edukatorów Seksualnych „Ponton”, na prowadzonych przez nawiedzonych nauczycieli lekcjach młódź mogła się dowiedzieć, że kontakty z homoseksualistami to zło, gdyż są oni osobami niebezpiecznymi dla otoczenia, zboczonymi i trzeba ich leczyć w zamkniętych placówkach (tezę tę rozpowszechnia także Fronda); ofiary gwałtów same są sobie winne, gdyż prowadzą rozwiązły tryb życia, a środki antykoncepcyjne wynalazł szatan. Na lekcjach przygotowania
do życia w rodzinie młodzież mogła poznać bardzo ciekawe katolickie wynalazki i sposoby na kontrolowanie płodności. Naszym zdaniem prawdziwym hitem jest porada, aby kobieta po współżyciu wykąpała się w wodzie z octem, która wypłucze i zabije plemniki. Prezerwatywy powodują – uwaga! – trwałą impotencję. Zresztą seks sam w sobie jest brudny i rozkosz z niego mogą czerpać tylko zwierzęta. Człowiek jako istota rozumna może go uprawiać tylko w celu poczęcia dziecka. Przypominano także, że cnota jest rzeczą świętą i jedyną naprawdę cenną, którą kobieta może przekazać swojemu mężowi. Gdy dostaje od niego razy, musi je znosić w ciszy i spokoju, gdyż rozwód prowadzi do patologii. Dzieci wychowywane w niepełnych rodzinach są upośledzone psychicznie, a często i fizycznie. Single są egoistami, hedonistami, którzy nie chcą być posłuszni woli Boga.
9
Dziewczęta w jednym ze stołecznych (!) liceów dowiedziały się, że normalna zdrowa nastolatka zaczyna miesiączkować dopiero wtedy, gdy ma 16 lat, a jeśli dostanie okres wcześniej, musi pójść do lekarza. Inna nauczycielka przekonywała, że tampony przyrastają do pochwy i dlatego nie wolno ich używać. Sporo zajęć z przygotowania do życia w rodzinie zamieniło się w pokazy drastycznych propagandowych filmów antyaborcyjnych. Skąd się biorą tacy nauczyciele? Z analiz Grupy Edukatorów Seksualnych „Ponton” wynika, że ponad 25 proc. prowadzących zajęcia to szkolni katecheci. To wyjaśnia, skąd od kilku lat obserwujmy rozkwit na kościelnych uczelniach kursów dla pedagogów mających wykładać o życiu w rodzinie. Dyrektorzy zlecają prowadzenie tych zajęć także przypadkowym osobom – nauczycielom wf., fizyki, geografii czy muzyki. Są jednak szkoły, gdzie zajęcia z przygotowania do życia w rodzinie prowadzi się na odpowiednim poziomie. Nauczyciele przeszli przez porządne szkolenia na świeckich uczelniach, ciągle się dokształcają i korzystają z nielicznych dobrych podręczników. Przeciwnicy edukacji seksualnej znaleźli sposób na takie zajęcia. Z inspiracji katechetów dobrowolne lekcje przygotowania do życia w rodzinie odbywają się w porannych lub bardzo późnych, popołudniowych godzinach... Wydane na początku XXI wieku nowoczesne książki przygotowujące do tego „kontrowersyjnego” przedmiotu można kupić już wyłącznie w nielicznych antykwariatach. Ich kolejne wydania blokują nowi recenzenci. Taki los spotkał opracowanie „Kim jestem? Wychowanie do życia w rodzinie” Tomasza Garstki, Michała Kostrzewskiego i Jacka Królikowskiego. Dopuściła je do użytku szkolnego w 2003 roku ówczesna minister edukacji narodowej prof. Krystyna Łybacka. Uczyniła to po otrzymaniu pozytywnych recenzji przedstawionych przez profesorów dr. hab. Zbigniewa Lwa-Starowicza i Romana Ossowskiego. Wśród recenzentów nie było duchownych. Ten błąd został naprawiony w 2010 roku. Książkę „Kim jestem?...” przeczytał katolicki ekspert od życia seksualnego ksiądz Józef Augustyn, profesor KUL. Jego ocena była druzgocąca. Powody? Autorzy odwołują się do nieakceptowanych społecznie homoseksualnych zachowań człowieka. Okazują przy tym szacunek gejom i lesbijkom. Zdaniem duchownego, należy o nich mówić wyłącznie w deprecjonującym kontekście zaburzeń seksualnych. Na dodatek małolaty z podręcznika dowiedzą się, że nawet księża lub nauczyciele mogą się mylić i błądzić. Ksiądz Augustyn uważa, że podręcznik w nazbyt otwarty sposób przedstawia problemy życia seksualnego i dlatego jest... za trudny. Lepiej mówić o nasionkach. To łatwiejsze. MiC
10
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
POD PARAGRAFEM
I po reformie Próba naprawy systemu emerytalnego zakończyła się porażką. Zamiast poprawy perspektyw emerytalnych i reformy finansów państwa rząd zafundował nam kiepskie przedstawienie. To wielka szkoda. Pisaliśmy przed miesiącem („FiM” 32/2010) o skutkach nieudanej reformy sytemu emerytalnego podjętej 11 lat temu przez rząd Jerzego Buzka. Obecny system generuje gigantyczny deficyt i odpowiada, według szacunków, za 1/3 całego długu publicznego, czyli 260 miliardów złotych!!! To kwota trudna wręcz do wyobrażenia. Do tego reforma służy głównie interesom towarzystw ubezpieczeniowych i banków, a przyszłym emerytom oferuje mizerne perspektywy. Niestety, propozycje reform wypracowane przez minister pracy Jolantę Fedak (PSL) i wsparte przez ministra finansów Jacka Rostowskiego zostały utrącone przez ministra Michała Boniego i samego premiera. Podczas gdy minister Fedak była na urlopie, urządzono spotkanie z przedstawicielami funduszy emerytalnych, na którym premier zapowiedział, że żadnych zmian w systemie nie będzie. Donald Tusk jedynie teatralnie, w putinowskim stylu, pogroził przedstawicielom funduszy, co może budzić tylko zażenowanie. Fundusze, które
drenują kieszenie przyszłych emerytów, nie robią przecież niczego, na co nie pozwalałaby im stanowiąca zasady gry klasa polityczna. Jeśli premier powinien komuś w tej sytuacji pogrozić, to chyba tylko samemu sobie – czołowemu przedstawicielowi siły politycznej, która 11 lat temu reformę spartaczyła, a teraz tchórzliwe nie chce jej naprawić ze strachu przed potężnym lobby bankowo-ubezpieczeniowym. Donald Tusk powiedział przy okazji, że nie stać nas obecnie na „rewolucyjną zmianę sytemu emerytalnego”. Fakty są jednak takie, że przede wszystkim nie stać nas na utrzymywanie dotychczasowego stanu. Zaniechanie reform przez premiera sprawi, że nadal będziemy brnąć w długi jako kraj, a nasze indywidualne emerytalne perspektywy będą mizerne. Jak bardzo zły jest obecny system, niech świadczą słowa Roberta Gwiazdowskiego z neoliberalnego Centrum im. Adama Smitha. Jego poglądy na ten temat są o tyle ciekawe, że jest on zapiekłym wrogiem wszystkiego, co państwowe,
entuzjastą totalnej prywatyzacji i reprywatyzacji. Od takiego człowieka należałoby więc oczekiwać, że będzie wspierał prywatne fundusze emerytalne, a atakował państwowy ZUS. Tymczasem Gwiazdowski bezpardonowo krytykuje przeprowadzoną przed 11 laty reformę i system oparty na prywatnych funduszach. Tym bardziej warto mu oddać głos, bo rzadko w Polsce fundamentalista rynkowy atakuje dzieło stworzone przez współwyznawców swojej ekonomicznej religii. ! O samej koncepcji reformy z 1999 roku: „W kraju, w którym co czwarty obywatel żyje ze świadczeń wypłacanych przez ZUS – a przez ZUS przechodzi jedna trzecia budżetu państwa – nie da się wprowadzić systemu kapitałowego. W 1999 r. powstała jego atrapa, bo sprywatyzowaliśmy zaledwie część składki emerytalnej. Chodzi o te 7 proc.
Porady prawne Cofnięcie darowizny Pani Józefa z Sanoka w 1999 roku podarowała wnukowi w formie umowy darowizny dwie działki, a w 2007 roku zapisała mu w testamencie mieszkanie własnościowe. Wnuk Pani Józefy nie odwiedzał jej od tego czasu ani nie przejawiał chęci do udzielenia jakiegokolwiek wsparcia. Pani Józefa złożyła do sądu cywilnego wniosek o unieważnienie darowizny jednej z działek. Sędzia jednak wniosek odrzucił, twierdząc, że „wnuki nie mają obowiązku opiekowania się dziadkami”. Pani Józefa chciałaby się dowiedzieć, czy istnieje możliwość unieważnienia darowizny. W prawie polskim nie istnieje instytucja „unieważnienia” darowizny – darowiznę można odwołać. Według kodeksu cywilnego można to zrobić, jeśli: ! darowizna nie została jeszcze wykonana, a po zawarciu umowy stan majątkowy darczyńcy uległ
pogorszeniu i w związku z tym wykonanie darowizny spowodowałoby uszczerbek dla jego utrzymania – odpowiednio do jego usprawiedliwionych potrzeb albo bez uszczerbku dla ciążących na nim ustawowych obowiązków alimentacyjnych ! darowizna została już wykonana, a obdarowany dopuścił się względem darczyńcy rażącej niewdzięczności. „Rażąca niewdzięczność” jest pojęciem ocennym i zostawia duży margines swobody dla sędziego, który decyduje, czy dane zachowanie można odebrać jako rażąco niewdzięczne, czy nie. Żeby przybliżyć interpretację tego pojęcia, można przytoczyć orzeczenia Sądu Najwyższego, m.in.: 1. Darowizna wytwarza stosunek etyczny między darczyńcą a obdarowanym, wyróżniający się etycznym obowiązkiem wdzięczności. Pogwałcenie tego obowiązku przez dopuszczenie się ciężkich uchybień opatrzone jest sankcją prawną, przewidzianą w art. 898 par. 1 k.c., w postaci prawa odwołania darowizny. Warunkiem tego prawa jest, aby obdarowany dopuścił się
względem darczyńcy rażącej niewdzięczności. Taką kwalifikowaną postać ma dopiero takie zachowanie się obdarowanego, które w świetle istniejących reguł moralnych i prawnych świadczy o tym, że darczyńca odczuwa je wysoce ujemnie. O tym, czy postępowanie obdarowanego przedstawia się jako rażąca niewdzięczność, rozstrzyga sąd (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 26 września 2000 r.). 2. Jako przesłankę uprawnienia darczyńcy do odwołania darowizny ustawodawca w art. 898 k.c. statuuje rażącą niewdzięczność. Posługuje się więc typowym zwrotem niedookreślonym, pozostawiając sądowi ustalenie, czy konkretne zachowania mieszczą się w pojęciu rażącej niewdzięczności i odsyłając w tym zakresie przede wszystkim do układu norm moralnych. Dobre obyczaje w konkretnym środowisku i zwyczajowe relacje między obdarowanym a darczyńcą mogą stanowić jedno z pomocnych w ocenie zachowania obdarowanego kryteriów. 3. Wprawdzie do esentialia negotii umowy darowizny nie należy obowiązek sprawowania opieki nad
polega na tym, że zabrały przyszłym emerytom część składek jako honoraria, ale wmawiają swoim klientom, że dla nich coś zarobiły, bo
przecież ich aktywa wzrosły o 40 proc. w stosunku do składek. Nie zaznaczają jednak, że inflację liczą według Consumer Price Index (CPI), który w tym przypadku nie ma zastosowania. W rzeczywistości aktywa są o 10 pkt proc. poniżej inflacji mierzonej procentem składanym”. Zatem „zyski” zarobione rzekomo dla emerytów przez fundusze w rzeczywistości nie przekraczają nawet strat spowodowanych przez inflację! I jeszcze jedno zdanie z Gwiazdowskiego, który pochwalał niektóre pomysły minister Fedak: „Dlatego, jeżeli minister Boni twierdzi, że argumentacja przeciwników OFE to demagogia, to sam się do demagogii posuwa. Bo twierdzenie, że dzięki OFE będziemy mieli wyższe emerytury i stabilniejszy system, jest nieprawdziwe”. Zatem prawdziwej reformy na razie nie będzie, wszystko zostaje po staremu, a rząd – zamiast rozwiązania problemu – częstuje nas demagogią. W tej sytuacji należy chyba sobie życzyć nie tyle zdrowia, co raczej w miarę bezbolesnego zgonu przed przejściem na emeryturę. ADAM CIOCH
darczyńcą przez obdarowanego, to jednak umowa darowizny rodzi po stronie obdarowanego moralny obowiązek wdzięczności, który nabiera szczególnej wymowy, gdy do zawarcia umowy dochodzi między osobami najbliższymi, których powinność świadczenia pomocy i opieki wynika już z łączących strony umowy stosunków rodzinnych (wyrok Sądu Najwyższego z dnia 13 października 2005 r.). Oprócz tego jeśli po wykonaniu darowizny darczyńca popadnie w niedostatek, obdarowany ma obowiązek, w granicach wciąż posiadanego wzbogacenia, dostarczać darczyńcy środków, których mu brakuje do utrzymania odpowiadającego jego usprawiedliwionym potrzebom albo do wypełnienia ciążących na nim obowiązków alimentacyjnych. Obdarowany może się zwolnić od tych obowiązków, zwracając wartość wzbogacenia (art. 897 k.c.). Nie do końca też prawdą jest, że wnuki nie mają wobec dziadków żadnych zobowiązań. Pani Józefa nie napisała, jak wygląda jej sytuacja rodzinna, jednak gdyby znalazła się w niedostatku, a jej dzieci nie miałyby zdolności alimentacyjnej w całości lub części, to obowiązek alimentacyjny przeszedłby w odpowiednim zakresie na wnuków (KRiO).
Nie należy też zapominać, że według art. 893 i 894 k.c. darczyńca w umowie darowizny może nałożyć na obdarowanego obowiązek określonego działania lub zaniechania, czyli tzw. polecenie. Jeśli darczyńca wykonał swoje zobowiązanie, może żądać wypełnienia polecenia. Jeśli wykonania polecenia żąda darczyńca lub jego spadkobiercy, obdarowany może się zwolnić z obowiązku przez wydanie przedmiotu darowizny w naturze – w stanie, w jakim przedmiot ten się znajduje. Jeśli chodzi o testament, to na podstawie art. 943 k.c. pani Józefa w każdej chwili może odwołać zarówno cały testament, jak i jego poszczególne postanowienia. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny; ustawa z dnia 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy ! ! ! Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
odprowadzanych z naszych pensji do OFE. W efekcie to OFE jako jedyne zyskały na tej reformie, bo w honorariach za zarządzanie naszymi pieniędzmi wyjęły 15 mld zł w realnej gotówce. To jest te 15 mld, które ubyło z naszych składek”. ! O propagandzie uprawianej przez fundusze: „Hipokryzja funduszy
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r. a urodzinach młodej damy nie wypada mówić o jej niegdysiejszych grzechach, ale ponieważ jubilatka żadną damą już dzisiaj nie jest (a można by nawet rzec, że sprzedaje się bez najmniejszych skrupułów, np. PiS-owi), odrzućmy konwenanse i przypomnijmy kilka zapomnianych lub starannie ukrywanych faktów z jej dzieciństwa... Ledwo tylko „Solidarność” się urodziła, niemal z marszu zaczęło w niej działać ponad 1800 tajnych współpracowników (TW) Służby Bezpieczeństwa. Zwerbowani lub podstawieni usytuowani byli na różnych szczeblach struktur związku – od zakładu pracy po regionalną centralę. Przykładowo: nawet w Gdańsku, czyli w samym sercu rewolucji, wkrótce po podpisaniu porozumień sierpniowych bezpieka dysponowała siatką 46 TW (dane z połowy grudnia 1980 r.), w tym: ! pięciu („Albinos”, „Cezary”, „Teofil”, „Zbyszek” i „Konrad”) – uplasowanych najwyżej, bo w Międzyzakładowym Komitecie Założycielskim; ! trzydziestu sześciu – w ścisłym kierownictwie poszczególnych Zakładowych Komitetów Założycielskich (sześciu w samej kolebce „S”, czyli Stoczni Gdańskiej); ! pięciu – w najbliższym otoczeniu Lecha Wałęsy, personelu administracyjnego, działaczy MKZ i ekspertów. „Jeden z nich – pseudonim Ronson – związany był z grupą korowsko-warszawską. W drugiej połowie września 1980 r. bywał często w Trójmieście (podróże odbywał samolotem). Musiał cieszyć się zaufaniem kierownictwa „Solidarności”, skoro przyglądał się posiedzeniom Prezydium MKZ, konferował z elitą związku, a nawet był obecny przy jego rejestracji (10 listopada 1980 r. – dop. red.) w Sądzie Najwyższym” – tak charakteryzuje „Ronsona” historyk Sławomir Cenckiewicz z Instytutu Pamięci Narodowej. Uzupełniało tę drużynę 17 KO (kontakty operacyjne) i 16 KS (kontakty służbowe). I nie była to jakaś nic nieznacząca agentura. „Aktualnie Wydział III A posiada w Komisjach Zakładowych »Solidarność« 4 TW ps. »Albinos«, »Konrad«, »Czarny« i »Andrzej«, którzy mogą być brani pod uwagę jako kandydaci do władz związku” – napisał w meldunku do Warszawy naczelnik gdańskiego wydziału SB. Z raportu statystycznego MSW z 25 lutego 1981 r. wynika, że powstanie „Solidarności” wyraźnie wpłynęło na rozwój potencjału operacyjnego ówczesnych specsłużb – liczba nowych tajnych współpracowników pozyskanych w 1980 roku wzrosła o 6,3 proc. w stosunku do roku poprzedniego, a prowadzonych spraw operacyjnych przybyło o 30 proc. Efekty tej wzmożonej aktywności ujawniły się podczas historycznego I Zjazdu NSZZ „Solidarność” (5–10 września oraz
N
PRZEMILCZANA HISTORIA
Z grobu nieboszczki bezpieki słychać chichot, bo „Solidarność” zrodziła się w brudzie i tak już jej, niestety, zostało...
Sekrety panny „S” od 26 września do 7 października 1981 roku), na którym SB miało w sumie: ! 71 TW (w tym 36 delegatów; pozostali rekrutowali się z gości honorowych zjazdu i osób zajmujących się organizacją imprezy; ! 7 kontaktów operacyjnych (jeden delegat, sześciu organizatorów). Dodajmy, że najliczniejszą 14-osobową reprezentację wystawiła Warszawa, a wśród działaczy z Gdańska zakamuflowało się ośmiu agentów. Jako ciekawostkę odnotujmy fakt, że już w trakcie trwania zjazdu SB zwerbowała do współpracy kolejne źródło w osobie członka władz regionalnych „Solidarności” w Gdańsku. Prawdziwe perły rodziły się również w mniejszych ośrodkach. „Posiadamy 51 tajnych współpracowników i 20 kontaktów operacyjnych, z tego ośmiu TW w Zarządzie Regionu. TW ps. Jola i dwóch byłych TW Ewa i Biały (wcześniej wyeliminowani z czynnej sieci z powodu małej przydatności operacyjnej – dop. red.) oraz KO JL wchodzą w skład delegacji na I Krajowy Zjazd Solidarności” – sprawozdawał warszawskiej centrali w czerwcu 1981 roku naczelnik wydziału ze Słupska. Największą karierę zrobił TW „Jola” – został wybrany na zjeździe członkiem Komisji Krajowej i dostarczył prowadzącemu go oficerowi kilkaset metrów taśm z nagraniami obrad w Gdańsku, a później także z Radomia, gdzie 3 grudnia 1981 r. odbyła się zamknięta narada Prezydium Komisji Krajowej i przewodniczących zarządów regionów, której ustalenia (zapowiedź kolejnych strajków) stały się podstawą decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego. Warto w tym miejscu wyjaśnić, że „Jola” dublował w Radomiu pracę legendarnego już agenta o pseudonimie „Grażyna” (Eligiusz Naszkowski, przewodniczący Zarządu
Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” w Pile, a później członek Komisji Krajowej), który dopiero wiosną 1982 r. (po zwolnieniu z kilkudniowego internowania i nieudanej próbie budowy neo-Solidarności) znalazł się na celowniku podejrzeń liderów związku. ! ! ! Popatrzmy teraz, jak werbowano tajnych współpracowników z najwyższej półki związkowej: Zanim Wacław S. z Tarnowa został wybrany na szefa całej małopolskiej „Solidarności”, miał na koncie drobną wpadkę. Oto 10 maja 1981 r. wracał swoim samochodem z popijawy i został zatrzymany przez patrol MO. Zionął wódą na kilometr, więc odebrali mu prawo jazdy i skierowali sprawę do kolegium ds. wykroczeń, ale grono zaufanych
Zarządu Regionalnego NSZZ Solidarność Małopolska Wacławem S.”. Z owego dokumentu dowiadujemy się, że początkowo nie obiecywali sobie zbyt wiele, bowiem celem pogawędki było „rozeznanie możliwości dialogu” w zamian za „pomoc w odzyskaniu prawa jazdy i uniknięciu kary”, a pośrednikiem miał być wspomniany Jerzy P., który podjął się zwabienia S. na spotkanie w hotelu. Przed realizacją tegoż zamiaru dwóch funkcjonariuszy SB otrzymało zadanie zbliżenia się do Wacława S. pod inną „banderą”. Załatwili to w pociągu: 26 lipca wsiedli w Krakowie do tego samego przedziału, w którym ich „figurant” wraz ze swoim zastępcą w Zarządzie Regionu Stefanem J. udawał się do Gdańska na posiedzenie Komisji Krajowej. Panowie oficerowie przedstawili się, że są pracownikami
TW z najwyższej półki związkowej
działaczy związkowych wymyśliło, żeby ukręcić jej łeb. Żonie milicjanta Jerzego P., który miał im w tym pomóc, przyspieszyli przydział mieszkania z puli Zakładów Azotowych (kobieta była pracownicą kombinatu) i już witali się z gąską, gdy o wszystkim zwiedziała się bezpieka. Przycisnęli milicjanta do muru, a gdy ten wszystko im opowiedział, 17 lipca 1981 r. opracowali „Plan rozmowy z przewodniczącym
Zjednoczenia Przemysłu Surowców Chemicznych i po kilkudziesięciu kilometrach podróży całe serdecznie już zaprzyjaźnione towarzystwo zaczęło ostro popijać. Do Gdańska „Wacek” i „Stefuś” zdążyli opowiedzieć im o wszystkich tajemnicach związkowych, a nawet osobistych kochankach (z adresami). Ci z SB wymyślili wówczas, że lepiej pójść dalej ścieżką kontaktu koleżeńskiego, zamiast ryzykować formalny
11
werbunek działacza najwyższego szczebla „Solidarności” w zamian za banalne prawo jazdy. Tym bardziej że mieli jeszcze w jego najbliższym otoczeniu „Czajkę”, „Stasia” i „Ceramika”, którzy walnie przyczynili się do wyboru Wacława S. na przewodniczącego Zarządu Regionu i sprawowali skuteczną nad nim kontrolę, wspólnie wprowadzając na ważne związkowe stanowiska osoby wytypowane przez SB. Na I Zjeździe „Solidarności” Wacław S. został członkiem Prezydium Krajowej Komisji Porozumiewawczej (19-osobowa elita rozdająca wszystkie karty w związku), więc w stanie wojennym trzeba go było, niestety, internować. A później... ! Z początkiem kwietnia 1982 roku „koledzy” z pociągu odwiedzili go w Iławie i wyłożyli karty na stół. „Analizując przyczyny i zasadność wprowadzenia stanu wojennego, stwierdził, że pod względem prawnym nie ma zastrzeżeń, a nawiązane z nami kontakty będzie kontynuował w przyszłości” – napisali w raporcie z wizyty; ! „W dniu 17 czerwca 1982 r. 3-osobowa grupa pracowników operacyjnych dokonała tajnego zdjęcia figuranta po jego wyjściu z Zakładu Karnego w Iławie” – czytamy w sprawozdaniu z powitania Wacława S. na przepustce. Przewieziony do ośrodka wczasowego MSW w Waszecie podpisał wszystkie konieczne zobowiązania, wybrał sobie pseudonim „Return” i przyjął 10 tys. zł „na poczet wydatków związanych ze zleconymi zadaniami wynikającymi ze współpracy” (cyt. z pokwitowania). „Zadanie, jakie przyjąłem do realizacji od współpracujących ze mną pracowników SB. Wykorzystując fakt nawiązania ze mną kontaktu przez działaczy Regionalnego Komit. Wykon. w Krakowie, uzyskam informacje na temat sposobu nawiązania kontaktu z ukrywającymi się: Stanisławem Handzlikiem, Władysławem Hardkiem. Na kolejnym spotkaniu poinformuję pracowników SB na temat systemu organizacyjnego RKW i osób wchodzących w jego skład” – zaoferował „Return”; ! Dla zachowania konspiracji zgodził się pozostać jeszcze w „internacie”, więc 9 lipca przenieśli go do ośrodka w Łupkowie (woj. podkarpackie), gdzie mógł najbardziej efektywnie realizować swoje zadania. Został zwolniony 20 grudnia 1982 r., a po 1,5 roku dalszej owocnej współpracy wyjechał na stałe do USA w charakterze uchodźcy politycznego. – Po stanie wojennym liczebność agentury w „Solidarności” wzrosła niemal do 3 tysięcy. Były wśród nich oczywiście lepsze i gorsze źródła, ale powiedzmy sobie otwarcie, że gdyby tak otworzyć wszystkie teczki, to trzeba by od nowa pisać historię „martyrologii” związku... – twierdzi były wicedyrektor departamentu MSW sprawującego kontrolę operacyjną panny „S”. DOMINIKA NAGEL
12
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
Prywatni biskupi? Duchowni różnych szczebli podobno dlatego wypowiadają się tak chętnie na temat polityki w Polsce, że są zatroskanymi obywatelami. Ale czy w przypadku biskupa wypowiadanie się jako „prywatna osoba” jest w ogóle możliwe? Po bezprecedensowym opowiedzeniu się Kościoła w ostatnich wyborach po stronie Jarosława Kaczyńskiego po raz kolejny wróciło pytanie o prawo do angażowania się kleru w sprawy polityczne. Ponieważ za kilka tygodni mamy kolejne wybory, warto się tej kwestii przyjrzeć uważnie. Głównym argumentem, który przemawia jakoby na rzecz zaangażowania się duchownych w walkę polityczną, jest stwierdzenie, że są oni obywatelami polskimi i nikt nie pozbawił ich prawa do wypowiadania się na temat spraw publicznych. Zatem mogą się wypowiadać. Uważam, że takie postawienie sprawy jest zupełnie fałszywe. Oczywiście, nikt hierarchów tego prawa nie pozbawił, ale w pewnym sensie pozbawili się go sami, przyjmując określoną funkcję w Kościele.
Otóż są pewne zawody, którym w kwestiach politycznych wolno mniej niż innym. Do nich należy na przykład zawód sędziego, zawód żołnierza zawodowego oraz urzędnika służby cywilnej. Ze względu na pełnione funkcje nie wolno przedstawicielom wymienionych zawodów wypowiadać się publicznie na tematy polityczne i zajmować stanowiska w tych kwestiach. Ich praca wymaga zachowania bezstronności w sprawach politycznych. Oczywiście żołnierze i sędziowie mają swoje poglądy, ale nie powinni ich ujawniać, a już na pewno nie wtedy, gdy pełnią swoje funkcje. Czy to oznacza ograniczenie ich praw obywatelskich? Oczywiście, że tak, ale na to się przecież zdecydowali, wybierając określoną drogę zawodową. Czy podobnie jest z duchownymi? I tak, i nie. Ich ograniczenia
wypływają zgoła z innych powodów. Nie piastują oni funkcji państwowych, ale konstytucja zapewnia wzajemną autonomię państwa i związków wyznaniowych. Państwo nie wtrąca się do spraw kościelnych, a Kościoły nie powinny ingerować w państwowe. Dotyczy to także wypowiedzi duchownych na temat sytuacji politycznej w kraju. Jeżeli nie akceptują oni tej wzajemnej autonomii, wówczas łamią konstytucję. Duchowni rzymskokatoliccy są w specyficznej sytuacji także z innych względów. Otóż należą oni do międzynarodowej korporacji religijnej, której centrala ma na dodatek status podmiotu prawa międzynarodowego. Twór o nazwie „Stolica Apostolska” oraz jego państwo – Watykan – są partnerami Polski (i każdego innego kraju) na płaszczyźnie stosunków międzynarodowych. Zatem duchowni rzymskokatoliccy, czyli osoby pozostające w stosunkach służbowych wobec głowy obcego kraju, a jednocześnie obywatele polscy, są postawieni w wyjątkowej sytuacji. Sytuacji bardzo dwuznacznej.
No to kaplica o tragicznym wypadku, w którym zginął 17-letni motocyklista (patrz fot.), uderzywszy w przydrożny, kamienny krzyż, postanowiliśmy sprawdzić legalność i sens stawiania krucyfiksów na poboczach. To zresztą wcale nie odosobniony wypadek, w którym krzyż lub kapliczka stały się ostatnim przystankiem użytkowników drogi. Okazuje się, że postawienie przy drodze jakiejkolwiek kapliczki, krzyża czy choćby zniczy bez oficjalnej zgody zarządcy drogi jest nielegalne, ale drogowi włodarze najczęściej zezwalają na to w strachu przed gniewem Kościoła. Kiedy w marcu tego roku urzędnicy łódzkiego zarządu dróg i transportu wysłali pismo do Kurii Archidiecezji Łódzkiej, wybuchł skandal. Dokument dotyczył nakazu usunięcia wszystkich banerów informujących o peregrynacji obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. „Spora ich część była źle przymocowana. Kierowcy zgłaszali nam, że banery przy silnym wietrze uderzają w samochody” – mówił Tomasz Klimczak, rzecznik ZDiT. Na nic zdały się tłumaczenia urzędników, że poza stworzonym niebezpieczeństwem banery były ustawiane nielegalnie, bez zgody właściciela dróg. „Sama kuria nie wysłała do ZDiT pisma z żądaniem przeprosin, ale mieliśmy sygnały z kilku parafii. Księża mają ponoć do nas pretensje, że im czegoś zabraniamy. Postanowiliśmy więc przeprosić
P
i uprzedzić kurię” – dodaje z gorzką ironią Tomasz Klimczak. Poza zakazem duchownych zbulwersował fakt, że w skierowanym do nich piśmie tablice reklamujące peregrynację obrazu były nazwane (zresztą słusznie!) „katolicką propagandą”. Po czterech dniach bitwy banery w końcu usunięto. O dziwo, podczas podobnej akcji w Warszawie Kościół stanął po stronie Zarządu Dróg Miejskich. Kiedy usunięto z naszej stolicy ponad sto przydrożnych krzyży, duchowni wspierali urzędników i tłumaczyli zbulwersowanym wiernym, że „Kościół nie namawia do stawiania krzyży przy poboczach” i w żadnym wypadku „nie można stawiać znaku równości między krzyżem wbitym w pobocze a tym stojącym na przykład przy świątyni”. Tak więc kler zupełnie inaczej traktuje (tj. broni) symbole katolicyzmu, które umieści i poświęci sam. Tyle że one zazwyczaj również stoją nielegalnie w pasie drogi. Zadzwoniliśmy do łódzkiego Zarządu Dróg i Transportu i udając zrozpaczonego człowieka, pytaliśmy o wydanie pozwolenia na postawienie
Biskupi są wprost delegowani do Polski przez głowę obcego państwa, wobec której – na wzór średniowieczny – składają przysięgę lenną. Taką samą przysięgę posłuszeństwa składają potem biskupom księża w ich diecezjach. Droga zależności jest tutaj jasna i bezdyskusyjna. W tej sytuacji duchownym – szczególnie biskupom – absolutnie nie przystoi zabieranie głosu w sprawach państwowych. Przecież nie wypowiadają się publicznie jako osoby prywatne, ale zawsze jako funkcjonariusze Kościoła. Nie przez przypadek przecież występują ciągle w swoich strojach służbowych oraz uważają, że wszystkich obowiązuje respektowanie ich kościelnych tytułów. Biskup, który przecież reprezentuje międzynarodową organizację, nie ma moralnego prawa do tego, aby wtrącać się w sprawy kraju. Sam sobie to prawo odbiera, pełniąc określoną funkcję – podobnie jak sędzia czy generał. Wyobraźmy sobie na chwilę, że ambasador USA w Polsce ma także polskie obywatelstwo, co jest teoretycznie możliwe. Mimo to jest rzeczą nie do pomyślenia, aby wtrącał się on w sprawy naszego kraju albo komentował poczynania naszych polityków. Gdyby tłumaczył, że ma prawo to robić, bo jest obywatelem Polski, zostałby wyśmiany – i słusznie.
krzyża przy jednej z większych ulic w mieście. „Nie ma takiej możliwości. Nie wydajemy pozwoleń na tego typu budowle. Krzyże i kaplice tworzą zagrożenie dla uczestników ruchu drogowego. Na drogach jest już wystarczająco niebezpiecznie” – usłyszeliśmy w słuchawce. Na pytanie, skąd w takim razie tak duża liczba przydrożnych krucyfiksów w Łodzi, usłyszeliśmy stanowczą odpowiedź: „Wszystkie stoją nielegalnie. Nie wydawaliśmy takich pozwoleń i nie będziemy wydawać. Jeśli chcecie państwo upamiętnić śmierć bliskiej osoby, proszę wybrać się na cmentarz”. No, ale krzyże jak stały, tak stoją, bo z jednej strony urzędnicy mają przepisy, a z drugiej portki pełne strachu choćby przed dotknięciem „najświętszego symbolu” wiary. Kilka dni temu pracownicy Tatrzańskiego Parku Narodowego usunęli ze szczytu Tatr bezprawnie zainstalowany metalowy krzyż i tablice pamiątkowe. „Ten krzyż stanął na Rysach bez zgody TPN, Kościoła i bez aprobaty samego TOPR. To była samowola nieustalonych osób (...). Władze TOPR nic o takiej inicjatywie nie wiedziały. Wiadomo, że było to samowolne działanie, nawet z pominięciem stanowiska Kościoła” – powiedział dyrektor TPN Paweł Skawiński. Wynika z tego, że zgoda urzędników to nie wszystko. Ważnym dokumentem jest zgoda
Przecież nie występuje on jako prywatna osoba, tylko jako oficjalny przedstawiciel obcego rządu. Swoje prywatne poglądy może wygłaszać u cioci na imieninach, ale gdy mówi dla mediów, nie może się odrywać od pełnionej przez siebie funkcji. Podobnie nie do pomyślenia jest, aby w polskie sprawy wtrącali się reprezentanci międzynarodowych koncernów mających siedziby w Polsce. Większość z nich to obywatele polscy. Koncerny mają tu swoje interesy, ale wtrącanie się do kwestii politycznych uznano by za skandal, nieuprawnioną ingerencję, i taki prezes straciłby rychło posadę, odwołany przez zagraniczną centralę. Wobec powyższego uważam, że wszelkie wypowiedzi polityczne reprezentantów Kościoła powinny być przez rząd natychmiast piętnowane. Powinno się także przywoływać do porządku nuncjusza apostolskiego, czyli ambasadora Watykanu, ponieważ to on odpowiada za katolicki personel w Polsce. Kościół ma w Polsce konkordat na swoje szczęście i nieszczęście. Jest on źródłem przywilejów, ale może też być drogą nacisku na polskich biskupów z pominięciem ich samych – poprzez Watykan. Ponieważ biskupi polscy łamią autonomię państwa, zawsze można ich szantażować zerwaniem konkordatu. ADAM CIOCH
Kościoła! A co z krzyżem na Giewoncie? Skawiński tłumaczy, że stoi tam od dawna (od 1901 r. – przyp. red.) i jest traktowany jak dziedzictwo narodowe. Nie wspomina natomiast, że to również samowolka budowlana, wzniesiona przez parafian z Zakopanego na pamiątkę 1900 urodzin Chrystusa. Krucyfiks od ponad 100 lat ściąga pioruny i szczyt powinien być pokryty dziesiątkami małych krzyżyków na grobach tych, których „gromy z jasnego nieba” tamże zabiły. Okazuje się, że kontrowersje z przydrożnymi krzyżami można rozwiązać bardzo szybko. W stanie Utah (USA) sąd federalny nakazał zlikwidowanie wszystkich krzyży znajdujących się na poboczach dróg, tłumacząc, że są one niezgodne z konstytucją. „O ile Boże Narodzenie stało się świętem laickim, krzyż dla niechrześcijan nadal stanowi symbol chrześcijaństwa, a nie śmierci” – argumentował sąd. Także w Australii Agencja Informacji o Ruchu Drogowym ogłosiła, że przydrożne krzyże dekoncentrują kierowców, a to kończy się wypadkami, dlatego natychmiast będą zlikwidowane. Proste? Owszem, ale nie w Polsce. Tutaj urzędnicy mają nawet problem z pielgrzymkami. Okazuje się, że Kościół ma obowiązek wystąpić do wojewody lub prezydenta o zgodę na trasę i czas przejścia pielgrzymki (ustawa z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w RP). Nie mówiąc już o przepisach drogowych, które jasno mówią, że „piesi w wieku do 10 lat mogą iść w kolumnie tylko dwójkami pod nadzorem co najmniej jednej osoby pełnoletniej (...). Długość kolumny pieszych nie może przekraczać 50 m. Odległość między kolumnami nie może być mniejsza niż 100 m”. Jak jest w praktyce? Wszyscy wiemy... ARIEL KOWALCZYK
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r. spirant Przemysław W. był do niedawna jednym z najlepszych specjalistów Zespołu Poszukiwań Celowych Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie. Zajmował się tropieniem najgroźniejszych przestępców. Teraz sam musiał zniknąć, żeby nie trafić do więzienia, zanim Sąd Najwyższy nie rozpatrzy jego kasacji od prawomocnego już wyroku skazującego go na karę 2 lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Został uznany za winnego pedofilii, a ściślej tego, że „w okresie od połowy września do 12 października 2005 r. (w datach bliżej nieustalonych) doprowadził małoletnią Julię A. (miała wówczas 3,5 roku – dop. red.) do wykonywania czynności seksualnych innych niż obcowanie płciowe, tj. dotykania narządów płciowych Przemysława W. oraz dopuszczał się wobec niej czynności seksualnych polegających na rozbieraniu pokrzywdzonej, siadaniu na niej, dotykaniu w miejscach intymnych oraz wkładaniu palca w okolice jej odbytu” (przestępstwo z art. 200, par. 1 k.k., zagrożone karą pozbawienia wolności od 2 do 12 lat). W pierwszej instancji dostał dwa lata w zawieszeniu na cztery. W apelacji wnosił o uniewinnienie, prokuratura domagała się zaostrzenia kary do 4 lat więzienia. Wyrokiem z 22 lutego 2010 r. Sąd Okręgowy w Szczecinie odrzucił wszystkie argumenty obrony oraz częściowo przychylił się do żądań oskarżyciela, uchylając zawieszenie kary. Niedługo później W. otrzymał wezwanie do stawiennictwa w więzieniu. – Upolowani przez niego bandyci tylko czekają na okazję, żeby się odegrać, więc będzie miał dużo szczęścia, jeśli wyjdzie z pierdla żywy. Zainteresujcie się sprawą, bo facet został ewidentnie wrobiony w pedofilię, a sąd poszedł na skróty, nie uwzględniając kluczowych dowodów – twierdzi policjant, który skontaktował nas z Przemysławem W. Nasz łącznik nie jest w tej opinii odosobniony. Oto treść listu wystosowanego do prokuratury oraz sądu okręgowego (przed apelacją) przez kilkudziesięciu znanych „FiM” z imienia i nazwiska szczecińskich funkcjonariuszy: „Przez cały okres pracy z Przemkiem widywaliśmy się codziennie po kilkanaście godzin. Spotykaliśmy się też na stopie prywatnej w gronie kolegów z pracy, jak również naszych rodzin z dziećmi i nigdy nie zauważyliśmy u niego zachowań seksualnych, które mogłyby w nieznacznym nawet stopniu odbiegać od ogólnie przyjętych norm. Zajmując się również sprawami kryminalnymi związanymi z przestępstwami seksualnymi, w tym przestępstwami z udziałem małoletnich, nasze doświadczenie i wiedza pozwoliłyby nam na wykrycie nieodpowiednich skłonności Przemka, jeżeli takowe by miał, ponieważ odmienność seksualną można ukrywać przez pewien okres, ale w przypadku
A
tak częstych i długotrwałych kontaktów służbowych i prywatnych byłoby to niemożliwe. Jesteśmy pewni, że dowody przeciwko niemu zostały spreparowane przez ojca małoletniego dziecka. My, jako funkcjonariusze Policji, niejednokrotnie byliśmy wzywani do Sądów i Prokuratur z pomówienia i fałszywych oskarżeń osób, które z różnych względów szukały na nas zemsty (...). Zwracamy się do Prokuratury i Sądu o ponowne zbadanie sprawy m.in. dlatego, że ujawnił się świadek, który mógłby nadać jej nowe oblicze. Chcielibyśmy, aby zostały sprawdzone i wykluczone wszystkie niejasności w sposób jak najbardziej rzetelny, obiektywny i sprawiedliwy”. Co istotne: sygnatariusze listu zdecydowali się podpisać pod wotum nieufności dla Temidy, choć mieli świadomość, że narażają swoje kariery, bo tego typu wystąpienia są w służbach mundurowych bardzo źle widziane.
LOS CZŁOWIEKA Ponieważ toczyło się równolegle postępowanie z powództwa Marcina A. o ograniczenie Kindze władzy rodzicielskiej, sąd rodzinny (wobec twierdzeń ojca o molestowaniu córki) zlecił specjalistom z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Szczecinie przeprowadzenie badań, czy dziewczynka „wykazuje zachowania dziecka wykorzystywanego seksualnie”. „Stwierdza się, że małoletnia nie ujawnia symptomów wskazujących jednoznacznie na doświadczenie przemocy, w tym seksualnej. Jednak ujawnia opór w temacie kontaktów z osobą spoza rodziny (»panem Przemkiem«), co w świetle informacji zawartych w aktach sprawy i przekazywanych przez ojca nie wyklucza zaistnienia w życiu dziewczynki doświadczeń przemocowych” – orzekło 23 marca 2006 r. trzech biegłych (pedagog Anna Michałkiewicz, psycholog
przyjaciel pozostał sam na sam z „trzymającą się spódnicy mamy” Julią, zaś podejrzany utrzymywał, że w życiu dziewczynki nie dotknął. Dodajmy, że nikomu nie przyszło do głowy, żeby zlecić biegłemu seksuologowi zbadanie, czy zawieszony w służbie policjant Przemysław W. wykazuje jakiekolwiek skłonności pedofilskie, co w sprawach tego rodzaju jest po prostu standardem. Najbardziej wszakże zdumiewa nas fakt przejścia do porządku nad zeznaniami Haliny Awtuszewskiej – wieloletniej kuratorki zawodowej, zatrudnionej w sądzie rodzinnym i wyznaczonej do nadzorowania kontaktów Kingi z przebywającą u ojca Julią. „W sumie było 16 takich kontaktów. Podczas spotkań dziecko wyraźnie deklarowało niechęć do Przemysława W. (…). W mojej ocenie tak się zachowywało, bo kierowała nim
jest manipulacji. To bardzo inteligentna dziewczynka. Ona bardzo kocha ojca i matkę” – podkreśla Awtuszewska. ! ! ! W sądzie ustalenia śledztwa nie uległy zasadniczym zmianom. Wyraźnie już zmaltretowana badaniami ginekologicznymi i licznymi przesłuchaniami Julia powiedziała, że „Przemek grzebał jej raz palcem w dupci”, choć za chwilę przyznała: „Nie mówię prawdy, jak kogoś nie lubię”. Wniosek o seksuologiczną ekspertyzę dotyczącą skłonności policjanta przepadł (podobnie zresztą jak badanie Marcina A. na wariografie), świadkowie oskarżenia powtarzali swoje, a Kinga i Przemysław W. swoje. Sędzia Ewa Borucka nie miała jednak żadnych wątpliwości: 2 lata! – Skoro przy tak ciężkich zarzutach i zagrożeniu dwunastoma latami pozbawienia wolności dostał najmniejsze z możliwych minimum – dwa lata w zawieszeniu – to oznacza, że chyba jednak nie była do końca przekonana o winie – zauważa emerytowany sędzia z Łodzi. Dlaczego zatem w ogóle zapadł wyrok skazujący? Nasz rozmówca uchylił się od odpowiedzi... Zaostrzając karę, sąd drugiej instancji uznał, że badania seksuologiczne domniemanego sprawcy nie miały sensu, bo „z zasad logiki i doświadczenia życiowego wynika, że sprawca ewidentnie heteroseksualny może dopuścić się czynu z art. 200 par. 1 k.k., zaś osobnik mający skłonności pedofilne nie musi wykorzystywać każdej nadarzającej się sytuacji, aby popełniać kolejne czyny”, zaś dzieciak nie miał żadnych powodów, żeby „nie lubić Przemysława W. (...) czy też może odnosić się do niego niechętnie z zazdrości o matkę”, nie mówiąc już o jakiejkolwiek manipulacji ze strony ojca. – Nie wierzyłem własnym uszom. Poszedłem na rozprawę spokojny, że ten koszmarny zarzut zostanie ze mnie zdjęty. Wniosek o odroczenie wykonania kary do czasu rozpatrzenia kasacji przez Sąd Najwyższy został uwalony, więc nie pozostało mi nic innego, jak zejść w podziemie, bo w kryminale mnie po prostu zabiją. Nie jestem samobójcą, żeby pójść dobrowolnie za kratki – mówi Przemysław W., z którym spotkaliśmy się w okolicznościach i miejscu niemających znaczenia dla istoty spraw. – A jeśli Sąd Najwyższy uzna pańską kasację za bezzasadną? – Rozumiem, że w moje i Kingi wyjaśnienia można nie wierzyć, bo są to tylko słowa. Ale czy to możliwe, żeby skazać policjanta na dwa lata za pedofilię, której nie potwierdza żaden biegły? Na razie okazuje się, że możliwe... ANNA TARCZYŃSKA
Myśliwy w potrzasku Policjant znalazł się nieopatrznie na linii frontu wojny o dziecko, prowadzonej przez byłych małżonków. Wyrokiem sądu został uznany za pedofila. ! ! ! Przemysław W. (rozwiedziony, ojciec 11-letniego syna) związał się z Kingą, matką Julii, gdy kobieta była w trakcie procedury rozwodowej z Marcinem A. To waśnie on zawiadomił prokuraturę o przestępstwie, twierdząc, że 12 października 2005 r. dowiedział się od córki, iż „Przemek zdejmuje jej majtki i grzebie paluszkiem w pupie” oraz każe wsuwać rękę w jego bokserki „bo to go gilga”. Natychmiast zaprowadził Julię na obdukcję w Zakładzie Medycyny Sądowej, gdzie ginekolog dr Danuta Deboa stanowczo stwierdziła, że narządy płciowe dziecka oraz ich okolice nie wykazują jakichkolwiek śladów obrażeń. Ojciec nie pozwolił już córce wrócić do matki, ale do prokuratury zgłosił się dopiero półtora miesiąca później (28 listopada). Skąd ta zwłoka? Tego nikt nie wyjaśnił. Śledczy zlecili Zakładowi Medycyny Sądowej ponowne przebadanie ginekologiczne dziecka. Efekt? „Należy stwierdzić, że dwukrotnie wykonywane oględziny sądowo-lekarskie ciała Julii A. (...) nie dostarczyły dowodu na to, by do światła odbytu bądź pochwy dziewczynki wprowadzano raz lub wielokrotnie członek męski lub inne podobne narzędzie” – powtórzyli biegli.
Elżbieta Rychlik-Piec i lekarz psychiatra Jacek Solarz). Kolejna opinia psychologiczna nosi datę 24 sierpnia 2006 r. i została sporządzona na zlecenie prokuratury. Dowiadujemy się z niej, że Julia (mieszkająca od dziesięciu miesięcy u ojca) ma już „sprawność intelektualną sześciolatka”; „wszystkie zawarte w aktach źródła informacji potwierdzają, że nie akceptowała partnera matki – pana Przemka”, w stosunku do którego „kieruje wiele negatywnych uczuć”. A co z pedofilią? „Trudno stwierdzić, iż zachowania tej osoby miały charakter seksualny. Małoletnia nie ma cech dziecka wykorzystywanego seksualnie, nie ma też cech dziecka maltretowanego, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, iż w kontakcie z matką i jej partnerem doznała negatywnych przeżyć” – uznała biegła sądowa psycholog Czesława Redlińska. ! ! ! Wnosząc do sądu oskarżenie, prokuratura miała na Przemysława W. jedynie zeznania Marcina A. i jego bliskich, którym relacjonował rzekome zwierzenia córki. Kinga konsekwentnie twierdziła w śledztwie, że nigdy nie zdarzyło się, aby jej
zazdrość. Przemka utożsamiała z osobą, która zabiera jej matkę. Była taka sytuacja, że mama poszła z Julią do łazienki. Dziecko płakało, krzyczało: »Nie możesz mnie dotykać!«. Mama, bardzo zdenerwowana, pytała: »Dlaczego nie mogę cię dotykać?«, a dziewczynka na to: »Bo tata powiedział, że ja mówię prawdę«. Matka zapytała: »Czy ktoś zrobił ci krzywdę?«. Dziecko odpowiedziało »tak«. Matka: »Przemek zrobił ci krzywdę?«. Dziewczynka powiedziała: »Tak, Przemek zrobił mi krzywdę« i powtórzyła: »Tak, tata mówił, że ja mówię prawdę«. Matka usiadła i zaczęła płakać. Mówiła dziecku: »Przecież to nieprawda, dlaczego tak mówisz?«. Dziecko na to: »A bo tak mi się wymyśliło. Przemek nie robił mi krzywdy. Tak sobie wymyśliłam«. Według mnie dziecko nie zdradza objawów molestowania seksualnego. Z mojego doświadczenia zawodowego oraz faktu, że jestem matką dwóch córek, nie sądzę, żeby Julia była molestowana” – tak zapisano w protokole przesłuchania kuratorki. A jak ocenia Julię po szesnastu z nią spotkaniach? „Ma zdolność do wchodzenia w różne role, w zależności od zadawanych pytań. W mojej ocenie nauczona
13
14
POCZET SATYRYKÓW POLSKICH
O Załuckim pan słyszał?... Słowiki sobie śpiewają. Księżyc na niebie świeci. Gwiazdy lśnią całą zgrają... A ja?... Ja mam żonę i dzieci.
...tragedia ponura... Żal mi go, choć to kawał hulaki i lenia. Wszystko mu, proszę pana, wycięła cenzura – i to bez żadnego znieczulenia! Tak pisał o sobie w wierszu „Wszystkowiedźmy” jeden z najwybitniejszych polskich satyryków. Po Stanisławie Jerzym Lecu, którego twórczość przypomnieliśmy w poprzednim numerze, dziś – na koniec lata – o innym polskim równie wielkim satyryku i jeszcze większym kpiarzu. Mistrz autoironii Marian Załucki urodził się 5 maja 1920 roku w Kołomyi, mieszkał we Lwowie, w Krakowie i Warszawie. Zadebiutował w „Teatrze Satyryków”, później była „Wagabunda”, „Buffo”, „Syrena” i oczywiście „Dudek”. Radiosłuchacze pamiętają go z „Podwieczorku przy mikrofonie”, pierwsi telewidzowie z satyrycznych przerywników teleturnieju „Wielka Gra”, a czytelnicy – ze „Szpilek”, „Przekroju” i „Życia Literackiego”. Swoje wiersze chętnie recytował sam, a cały smaczek polegał na tym, że był kompletnym zaprzeczeniem jakichkolwiek umiejętności deklamacji. Mylił rytmizację, średniówkę i frazę, połykał końcówki, jąkał się i seplenił, ale do dziś nikt nie potrafi tak uroczo i zajmująco przyciągać uwagi słuchaczy. Oczywiście, miał nie lada kłopoty z cenzurą. Wiersze, których gomułkowscy policjanci myśli nie dopuścili mu do druku, darł w strzępy i wrzucał do kosza. Ile perełek zniknęło w ten sposób bezpowrotnie? I jakie były, o czym musiały mówić, skoro ocalały m.in. takie:
Mnie to już nikt nie nabierz e Na te wzruszenia liryczne... Ja – proszę was, Mówiąc szczerze, Wolę wyraźne wytyczne! Możecie szeptać tu i tam, Że kiepscy dzisiejsi poeci... Nie wiem... Ja wszystkich czytam! Ja mam żonę i dzieci. Kruczkowski idzie w teatrze ... Akt pierwszy. Drugi. I trzeci... Inni już śpią – A ja patrzę! Ja mam żonę i dzieci.
Tysiąc lat tą szablą cięliśmy dla glorii – nikt się tak jak my nie naciął w historii.
Dziś się już byle bubek Zna na architekturze I psioczy na temat ozdóbe k Tych tam na górze... Że to nie żadna ozdoba! Że Pałac Kultury to szpeci! Ja nie wiem... Mnie się podoba – Ja mam żonę i dzieci.
Milenium heroizmu, z tarczą lub na tarczy! Przepraszam – a może wystarczy? Może za te boje dawne i ostatnie można już Polakiem być trochę – prywatnie? Bez czekania, aż znowu mi mordę rozkwaszą za Wolność Naszą i Waszą? Niech wiem, że kiedy oczka zmrużę – to chrapię ja, a nie – przedmurze!
Kiedyś tu – Pragnąc mieć spokój w Mickiewiczowskim tym roku – Kupiłem „Pana Tadeusza” I czytam... Ciurkiem. Jak leci. Ja wiem: Nikt mnie nie zm usza, Lecz ja mam żonę i dzieci. Personalniczka w biurze Od roku już na mnie leci… Miłość! Co robić? Służę... Żona i dzieci! Pocałunki... Słowiki śpiewają. Księżyc na niebie świeci. Jak ona mnie – no to ja ją! Trudno – Mam żonę i dzieci. A potem dansing... Nie jazz – Oberki w prawo i lewo! Jak samba – to maksimum raz. I to tylko w związku z Genew ą Bo mnie – Choćbym słuchał bez końca – Zachodni rytm nie podnie ci. Ja lubię zachód... Lecz słońca! Żona i dzieci... Myślałem, że będziecie się śmiać A wy się już nie śmiejecie. Rozumiem... Wy tutaj na sali też macie żony i dzieci. („Żona i dzieci”)
Stąd w związku z tym zwracam się do świata: Dajcie nam już spokój na te starsze lata... Spokój! A w zamian przyrzekamy ci, świecie, wykonać przed terminem drugie tysiąclecie – i jeszcze premiera zaoszczędzić na trzecie! („Milenium przed lustrem”)
Może z powodu urody? Może z powodu nazwiska? Nie wiem, ale protekcję mam u Pana Ministra.
Od zarania dziejów twardo, choć pomału ludzkość do swojego zdąża ideału, Inni petenci skazani lecz ten świat idealny na oczekiwań udręki – ciągle nie jest gotów, mnie czekać nie kazano! bo każde pokolenie Mnie odmówiono od ręki. swoich ma idiotów. („Protekcja”) Jak jasno z powyższego wynika stwierdzenia, Postanowiłem dać anons Jest jednak coś, co łączy taki do dziennika – odpowiednio Wszystkie pokolenia. duży, by uwagę skupiał: („Sztafeta pokoleń”) CHCĘ ZOSTAĆ PORZĄDNYM CZŁOWIEKIEM – POSZUKUJĘ Wybrał: WSPÓLNIKA. MAREK SZENBORN Sam się nie będę wygłupiał! Opr. graficzne T.K., D.S. („Anons”)
– Są ludzie i ludzie ana, zn e ni ól og z ec rz ństwa, ale jest, proszę pa iana: m od jeszcze trzecia .. w. stó ty ar i elk wielbici ni Im nic nie udarem Zgłębiania cudzych prywatnych tajemnic... wszystko! Panie – wiedzące owiedźmy. stk zy W skrócie: ws d państwa? Nie ma ich pośró Nie ma?... No, to jedźmy! ncercie – jako zw Byłem raz na ko pani, która w Gr Siedziałem koło ch nie wiedzi ka an leż O swoich ko nich wszystko! o em wi ż ju – dziś ch. ka leż Także – o ko , na ow zm ro ła by Pani a: er cz życzliwa i sz tę śpiewaczkę! – Spójrz pan na era... wi ot Jak tę buzię iewa, śp e ni ale wc Ona zewa. dr z a ona ucho m ry, sta ki ta i sto ą Za ni ... ek gruby Plejb I on śpiewa! Plejbekiem Prywatnie z tym a. yk ot sp się e takż ew nie wod Tak – w żyłach kr a. lik Wiem od hydrau ładna? że , co To Ładna?... dziewczynie Nie zazdroszczę pana, zę os pr Dla mnie, sze... aw sk ła ły by gi bo oda? Uroda! Cóż – ur ie! in m ze pr da ro U nie na za A brzydota zosta anistą pi z Czy ją łączy coś ? no io ów m Tak panu nie łączy: Ależ skąd – nic . ną żo o już jest jeg oczywiś a dz ra zd go ięc W em. sz ow i – ż On ją te
Jak sięgnąć pamięcią w nasze dzieje stare – raz ofiara na biednych raz biedni na ofiarę. historiozofia, Słowem taka nasza już usza do ofiar ym że ciągle nas życie prz i znikąd dyspensy ni litości trochę... Ot, weźmy alkohol. Po prostu czyściochę: za to dusi, Anglika to dławi, Francu a Polak – musi. ną... Powiedzmy z dziewczy Pokoik maleńki. W pokoju dziewczyna . rozsnuwa swe wdzięki..
Anglicy na te rzeczy nieczuli i głusi, a Polak – musi! A Polak musi, bo – bądźmy ściśli – pomyśli? co sobie Polka o nim rze bie Więc choć go nie uroda ni wiek, biorą, przeciwnie – diabli go honoru Polaka Polak będzie strzegł. I musi. Jak pod Cecorą! („Polak musi”)
On stracił dla niej rozum – Ona dla niego cnotę... Niestety – Potem rozum zjawił się z powrotem. („Romans”)
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r. Że masz lód zamiast serca I żeś zimna jak głaz – Nic nie szkodzi, najdroższa... Na ten upał – w sam raz! („Westchnienie kanikularne”)
azowszem”! j, ale za to z „M zie ad rz da aw pr On co z zmazy... pan! Uczciwa, be Tamta – widzisz ! Sztuce się oddała Porządna! zy. I to tylko dwa ra owuje pośród samych ch wy Swoje dziecko ... ek yn cz dziew znała, że synek. oszę pana: nie po Taka skromna, pr two, ac Tylko chora, bied i– na wątrobę i nerk e dają, ni jej ż ju i izj lew w te brze... Ko w t nigdy, nawe ć przez nią. za as pr ze pr iąż Musieli wc Za usterki. nią niedobrze. Na łączach coś z nawet y ed Nie pomaga, ki y: trz os wy się kontrast widać ją że a, ad bl ka ta zy! lko do Bydgoszc wykły widz. ty – ta to rójcu mieszka. Za pan – spójrz iałem nic adka. buzia różowa i gł , proszę pana! na cz ty as pl Operacja Z pośladka. zmarszczki, Tam ma teraz te zy. ar tw które miała na – się e oż I nie m biedactwo! – y. pokazać na plaż i zdrości ni zawiśc za u rc se m oi m i! śc ty ar Oj, nie ma w , na aty, proszę pa – mają swoje dram szał? Tragedia ponura... sły n pa O Załuckim Żal mi go, laki i lenia. choć to kawał hu , mu, proszę pana da... Wszystko – a ur wycięła cenz i to zulenia! bez żadnego zniec uje odmieniony paskudnie e. as gr h ac rk pa po Dziś ołudnie. i-P ag Pr r pi oryginał, jako Wam pana, w zębach zę os pr a, pi ko ku rę W kana! twarz cała posie ał... cin za się ze ws Za awsze! państwo: zy od dr Widzicie, ą? pomników, nam nie wznoszą y? śm te jes bo czymże : as. m a dl ką yw zr Ro Krajową – ście. nie znamy wszak obcych języków... za to nas. Obce języki znają ) y” źm ied ow („Wszystk
Moja żona to mądra nie wiasta, moja córka proszę państw a dorasta, moja żona więc z głębi fotela nieraz rad mojej córce udz iela: Nie szukaj córeczko mołojc a – nie trzeba, popatrz na ojca: Nikt się na oko nie wyzna , a jednak mężczyzna. Mężczyźnie nie trzeba uro dy mężczyzna nie musi być młody, mężczyzna się nie ma pod obać nikomu. Mężczyzna potrzebny jes t w domu! Z mądrością to także prz esądy, intelekt to dziecko nie ws zystko! Mężczyzna nie musi być mądry. Wystarczy jak ma stanow isko. Mieć życie wewnętrzne bogate? a po co mu, popatrz na tatę:
Mężczyznę nam z nieba zesłali, córeczko nie po próżnicy, mężczyzna i w sercu pło mień rozpali i węgla przyniesie z piw nicy, czasem do tańca zapros i, podskoczy w rytmie kla wiszy i wtedy mężczyzna ma w sobie coś z samca: tak dyszy córeczko, tak dyszy! Choć czasem – gdy mówić już szczerze – nachodzą go myśli nie zdrowe! i wtedy w mężczyźnie wrę cz budzi się zwierzę! Najpierw za męża miała Leona, Domowe, córeczko, dom owe! Potem był Franio, Teraz Henio... Nie szukaj córeczko mołojc a Bo dziś – – nie trzeba, popatrz na ojca: Jak się trafi wierna żona – Wtedy posłuszna swej ma mie To wszyscy się z nią żenią! córeczka spojrzała na mn ie, („Popyt matrymonialny”) z tkliwością i czcią nienag anną i z płaczem: Ja chcę być panną! („Wszystko o mężczyźnie” )
Nawracał ateistkę, aż tej chwili dożył, kiedy ujrzał ją taką jak ją Pan Bóg stworzył. („Misjonarz”)
Już wiem, CO TO ŻYCIE! I nikt definicji mej nie zdoła pobić. ŻYCIE TO JEST TO, NA CO TRZEBA ZAROBIĆ! („Co to jest życie?”) ! ! ! Świerszcz raz pragnienie Miał jedno, jedyne: Chciał sobie zrobić ,,Świr-świr” za kominem... A tutaj, do cholery, Same kaloryfery! („Świerszcz i cywilizacja”)
Słyszysz – idzie sto kilo. Patrzysz – taaaka baba! A płeć – mówią – piękna. I do tego słaba. A ja się nie podobam. Mnie to zawsze wytkną, że co do płci – to płeć mam brzydką. No, cóż... Płeć – jak telewizor, telewizor – jak płeć: można nie korzystać ale trzeba mieć!
Trafił Jan do baru , choć łaźni Jan sz ukał Więc się nie wyką pał, a tylko – się sp łukał! („Fatalna pomyłk a”)
Porządny ojciec, porządna matka, a on – czort wie co – zagadka! Znają go ludzie od dzieciństwa, znają go niemal, odkąd żyje; niby nie zrobił nigdy świństwa, niby porządny, a – nie pije! Nieraz robiliśmy mu chryję, że młody, zdolny, a nie pije...
15
Musi mieć każdy, marksista czy mistyk. I nie dla przyjemności. Dla władz. Dla statystyk!
W całej Europie przecież wiedzą, od Morza Czarnego do La Manche'a, że w Polsce tylko dzieci j e d z ą, dorosły – z a k a n s z a!
I Ministerstwo Aprowizacji (co stwierdzam nie bez pychy) mają wkrótce przekształcić... W Ministerstwo Zagrychy! Bo gdy ktoś – prawda – alkoholik, A on – on co? to wiesz, że Polak i katolik! On, proszę gości, A tak – to kto? Wnet się wyłania w oparach tarza się trzeźwości – ta kwestia zaufania. aż mi go żal! Bo pojmie wkrótce, że spod nieszczęsnej jest gwiazdy... Sam go broniłem wobec opinii: „Słuchajcie, on trzeźwy – nie wie, co czyni! Wszak u nas wszystko załatwia się przy wódce: A może sekret jakiś fatalny? Może cudzoziemiec? Może nienormalny?”.
A tu płci się używa (I to właśnie fatalne!) i dla innych celów niż te oficjalne... W krąg chucie i zepsucie ogarnia płcie obie co widzę i opisuję, bo czuję po sobie. A można dla dobra świata wykorzystać – jak sądzę – ten wigor, to libido, ten popęd i żądze i dojść do zgody wszystkich ziemskich nacji poprzez dwupłciowość... w dyplomacji... („Płeć i polityka”)
I ślub, i awans, i prawo jazdy! Trudno, panowie abstynenci, tu nie pomoże płacz i żal, nie – bez kieliszka nieważne! Tak jak bez pieczęci. I jak on chce żyć! Nie-le-gal-nie?! U kobiet też nie ma szansy za grosz: bez wódki – nie rozbieriosz! Więc gdym go ujrzał raz z daleka, postanowiłem ratować człowieka, co w abstynencji się pławi... Wyciągam doń pomocną dłoń – no może, cholera, postawi?!
On na mój widok rozwiał się jak dym, za najbliższą znikł bramą... Wyrodne dziecko! Wyrodny syn – nie lubi taty z mamą! („Wyrodny syn”)
Powstał problem na pewnym składkowym przyjęciu: Podzielić sprawiedliwie jadło wśród dziesięciu. Kto ma dzielić? – „Pan, Mistrzu!” – zakrzyknął ktoś z gości. – „Pan o sprawiedliwość walczył od młodości!”. Wszyscy przytaknęli w szlachetnym porywie, Więc zacząłem dzielić – dzielić sprawiedliwie: Dla każdego serdelek – ale dla mnie świeży. (Za tę sprawiedliwość coś mi się należy!) Każdemu kawał gęsi – tylko dla mnie duży. (Kto bowiem sprawiedliwy, ten sobie zasłużył!) Każdemu ciastko z kremem – mnie, gdzie więcej kremu... (No, bo komuż, jeżeli nie sprawiedliwemu?) Każdemu puchar wina – lecz dla mnie Bożole... (Sprawiedliwie przyznaję, że francuskie wolę.) Niestety... Obudziłem tylko złość i mściwość, Sprawiedliwie premiując ludzką sprawiedliwość... Wszyscy, w najpospolitszej tonąc demagogii, „Sprawiedliwość dla wszystkich!!!” – darli się, jak mogli. Dla wszystkich?... O, bracia! O, obywatele! Sprawiedliwość jest jedna! Jakżeż ją podzielę? Czyż porżnę, czyż posiekam na kawałki tycie Tę, o którą walczyłem całe swoje życie?! („Sprawiedliwość”)
Choć czasem mu się wiedzie nie na jlepiej, on zawsze dumę ma w spojrzeniu i nawet własną bi edę klepie protekcjonalnie – po ramieniu. („Prawdziwy Pola k”)
16
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
ZE ŚWIATA
PIEKŁO W RAJU Brytyjskie media, nawet umiarkowany i nieksenofobiczny „Guardian”, ubolewają nad tym, co dzieje się z obywatelami krajów wschodniej Europy, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy. Zwłaszcza z Polakami, bo nas jest najwięcej.
pracy. Ale wcześniej posyłają ich na odtrucie alkoholowe. W ciągu 18 miesięcy ok. 400 osób skorzystało z tej propozycji. Wiele innych nie chce wracać do kraju w roli lumpa i wciąż próbuje. Ale historie, które opowiadają, brzmią identycznie: utrata pracy, bezdomność, alkoholizm, grillowanie szczurów, łapanie karpi w miejskich stawach itp. Obcokrajowcy bez pracy pięciokrotnie częściej niż Anglicy kończą na ludzkim śmietnisku, 15 razy częściej stają się ofiarami przemocy. 40-letni Włodzimierz, który przybył na Wyspy w roku 2005, skarży się, że nie można nawet spać na dworze, bo angielskie dzieciaki obrzucają go kamieniami. „Atakują nas bez powodu! Co ja im zrobiłem? Nie mam pieniędzy... To nie jest życie...”. TN
UWIĄD OŁTARZA
Imigranci tracący dorywczą pracę zostają często bez środków na utrzymanie. Żeby otrzymać zasiłek, trzeba przepracować przynajmniej rok. Są więc bezdomni i głodni, koczują w dramatycznych warunkach, a ich sposób odżywiania się budzi grozę Anglików. Monitorujący tę sytuację przedstawiciele instytucji charytatywnych wyznają, że są w szoku. Polacy łapią szczury, które po usmażeniu w ogniu lub uduszeniu w garnku zjadają, a popijają to alkoholem do dezynfekcji. Ze szpitali ginie 70 proc. alkoholu do odkażania rąk – jego konsumpcja spowodowała już śmierć co najmniej kilku osób. Jeremy Steward, szef organizacji Thames Reach, która uczestniczyła w likwidacji polskiego obozowiska w północnym Londynie, mówi, że jego ludzie ostrzegają Polaków, iż „w przeciwieństwie do polskich szczurów, tutejsze są nafaszerowane truciznami i ryzyko ich jedzenia jest ogromne”. Bezrobotni Polacy sypiają w rowach, pod mostami, na gnijących materacach, pomiędzy kałużami cuchnącej wody. Inna przedstawicielka Thames Reach, Megan Stewart, mówi: „To najgorsze widoki, jakie widziałam przez 30 lat pracy z bezdomnymi”. Bezrobotnych Polaków eksploatują Brytyjczycy. Bezdomni mówią, że zatrudniani są przy rozładunkach; pracodawcy płacą im trzylitrowymi butlami z alkoholem octowym White Ace Cider. Każda flacha zawiera 5 razy więcej alkoholu, niż wynosi dzienna dopuszczalna dawka. Sytuacją zszokowany jest dyrektor londyńskich lokali dla biednych, Richard Blakeway, który konstatuje: ludzie, którzy nie mogą znaleźć pracy, powinni wrócić do domu. Pomóc ma im w tym specjalny program, na który władze wyasygnowały 200 tys. funtów. Współpracują z polskimi instytucjami opieki społecznej, organizują bezdomnym powrót do kraju lub znalezienie
W ciągu dekady liczba ślubów kościelnych w archidiecezji bostońskiej spadła o 55 proc. To sporo, zważywszy, że w tym rejonie mieszka wyjątkowo dużo katolików. „Nie chodzą do kościoła, więc nie rozumieją, jakie to ma znaczenie – ubolewa ksiądz archidiecezji Dennis Naso. – Bardzo mi z tego powodu przykro”. Tendencja ta widoczna jest w całych Stanach Zjednoczonych. Liczba ślubów katolickich rosła w latach 1965–1975, potem powoli spadała lub stała w miejscu. Od 1998 do 2008 roku odnotowano dramatyczny spadek – aż o 35 proc. Nie ma wątpliwości, że jednym z głównych powodów tracenia zainteresowania usługami Kościoła jest pożycie seksualne jego duszpasterzy z nieletnimi. JF
zmarłych, za pomyślność rodzin, zwierząt domowych, kuracji odwykowej. Pan, który sprzedaje lody z ciężarówki, regularnie staje i prosi Boga o zarobek w wysokości miliona dolarów... dziennie. Przydrożny kościół działa przez okrągły rok – w zimie włącza się w namiocie grzejnik. Okoliczni profesjonaliści religijni zaczynają obawiać się konkurencji. JF
ŻYCIE ZA SEKS Seks homo nie gwarantuje sługom bożym bezpieczeństwa. Ksiądz katolicki Lionel Sham z RPA sprawdził to z tragicznym skutkiem. Historia miała miejsce w marcu ubiegłego roku. 65-letni duchowny zniknął z plebanii, a jego związane ciało – z głową owiniętą taśmą klejącą – znaleziono po tygodniu na polu. Okazało się, że kapłana zamordował jego kochanek, 27-letni Velaphi Malgas, dobrze znany pracownikom kościoła. Ksiądz wynajmował go do usług seksualnych. Za ostatnią wypłacił tylko część należności. Wściekły i oszukany Malgas pobił księdza, razem z siostrzeńcem wywiózł poza dom i torturami wymusił wyznanie, gdzie trzyma pieniądze. TN
PRAWDZIWY MISJONARZ Ksiądz katolicki Heinz Kulueke wygląda jak normalny duchowny, ale sporo czasu zajmuje mu rozdawnictwo kondomów. Robi to od 8 lat i jest z tego dumny.
Rzecz dzieje się w dzielnicy seksu w mieście Cebu na Filipinach, które jest celem wycieczek erotomanów z całego świata. W Cebu pracuje około 10 tys. prostytutek, 40 proc. z nich to małoletnie, nawet 12-latki. Dystrybucja prezerwatyw odbywa się na ulicy, ale kapłan zagląda też do klubów nocnych, knajpek i salonów masażu. 53-letni misjonarz, który za dnia wykłada filozofię na Uniwersytecie San Carlos, nie ma jak dotąd poważnych problemów ze zwierzchnikami kościelnymi. Wiele młodych prostytutek zaraża się HIV,
DZIECI DO ŚMIECI Myjcie ręce! Ileż pokoleń dzieci słyszało tę mantrę – a to od matek, a to od lekarzy...
POBOŻNY ZŁODZIEJ Michael Watts z Florydy nie miał głowy do nauki. Do roboty chęci też brakowało. A któż wyciągnie pomocną dłoń do nieboraka jak nie babcia? – Zamieszkaj u mnie, biedaku, jakoś cię z emerytury utrzymam – zadeklarowała staruszka. Coraz częściej jednak w mieszkaniu następowało zjawisko dematerializacji. Złe moce upatrzyły sobie babcine puzderko z precjozami. Była złota bransoletka – nie ma. Były kolczyki, wisiorki – wyparowały! Był pierścionek z brylantem – zostało jeno wspomnienie... Babcia wzięła na spytki wnuczka, ale wszystkiego się wyparł. Nie poszło mu tak dobrze z detektywami policyjnymi. „Zrobiłem głupstwo” – oznajmił 20-letni wnusio. Dobre serce wobec członka rodziny kosztowało babcię w sumie 3400 dol., wobec czego wyleczyła się z sentymentów i Michael siedzi. Co zrobił z biżuterią? Sprzedał w punkcie skupu. A forsa gdzie? Poszła. Na co? Na tatuaże. W aktach sprawy są fotki pięknych tatuaży, które za sprawą babcinych klejnotów zafundował sobie wnuczek. Na prawym ramieniu wydziergano: „Jezus zbawia”. Na lewym przedramieniu siedzi Chrystus, a pod nim napis: „Oto światło, które nigdy nie zgaśnie”. Do tego na łydce wytatuowana rybka, symbol chrześcijaństwa. Z tej babci musi być ateistyczna jędza... PZ
PRZYPADKI Z PROCHAMI
PACIERZ PRZYDROŻNY Badania i sondaże wykazują, że w USA zainteresowanie wizytami w kościołach ostatnio wyraźnie słabnie. Natura nie znosi próżni, co pokazuje inicjatywa z południowej Kalifornii. U skrzyżowania ruchliwych dróg stoi transparent z napisem: „Potrzebujesz pacierza?”, a nieopodal, na polu, rozbito namiot. W namiocie na potrzebujących czeka 35-letni Shawn Heggi, pastor z zamiłowania, z zawodu kierowca śmieciarki. Ludzie przystają – czasem w trakcie modlitewnej szychty, trwającej od godz. 15.30 do zmierzchu, bywa ich kilkudziesięciu. Modlą się wspólnie i proszą o modlitwę. Wielu mówi, że nie ma czasu na kościół. Poza tym Haggi nie naprasza się o datki. Zapewnia, że jego misją nie jest nawracanie ludzi, ale wspomaganie ich. Najczęściej proszą o modlitwę w intencji ratowania domostw, bo rejon Loma Linda pod względem liczby odbierania domów (za niespłacanie bankom pożyczek) zajmuje w USA piąte miejsce. Inne częste zamówienia modlitewne to pacierz w intencji
często zachodzą w ciążę, czasem umierają podczas chałupniczych aborcji. Prawie wszystkie z czasem uzależniają się od narkotyków. JF
Narkotyki mają dwie kluczowe właściwości. Jedną przyjemną, drugą mniej. Dają odjazd i... wyrok. Pani Kendl Murphy, urocza 43-latka z Wethersfield w stanie Connecticut, doszła chyba do przekonania, że prochy powinny dawać nie tylko wykop, ale i procent. Z tą myślą poszła do banku i wręczyła kasjerce kopertę, która zawierała, oprócz forsy, torebkę z kokainą. Ani przyjemności, ani oprocentowania, zamiast tego policja i wyrok. O tym, że z posiadaniem narkotyków nie trzeba się afiszować, dowiedział się też Clinton Gordon z St. Lucie na Florydzie. Wchodząc do sądu, musiał wyjąć z kieszeni metalowe przedmioty, by przejść przez bramkę bezpieczeństwa. Położył na ladzie fajkę do marihuany, choć nie była z żelaza. Natychmiast zainteresowali się nią policjanci. Finał – jak wyżej. Ricky Heflin, 26-latek z Atlanty, nie popełnił błędu Gordona. Przy wejściu do sądu na polecenie strażników wyjął z kieszeni tylko wyroby metalowe. Na pytanie, co jeszcze w nich ma, skoro są tak wypchane, zapewnił, że nic. Funkcjonariusze byli nieufni, wyłuskali 19 torebek marihuany. PZ
Potem straszenie zarazkami troszeczkę osłabło, bo badacze stwierdzili ze zdumieniem, że dzieci wychowywane w niehigienicznych warunkach są zdrowsze od tych co chwila mytych i sterylnych. Po prostu są bardziej odporne, a czyścioszków powala byle bakteria... Obecnie dowiadujemy się, że dzięki komitywie z bakteriami niechorobotwórczymi nie tylko mniej się choruje, ale można mieć lepsze stopnie w szkole i lepiej się czuć. Dwie profesorki biologii z amerykańskiego Sage College wykryły, że myszy karmione nieszkodliwymi bakteriami Mycobacterium vaccae, bardzo rozpowszechnionymi, mają lepszą pamięć. Inni badacze wstrzyknęli owe zarazki myszom i stwierdzili, że stymulują one neurony do produkcji serotoniny, która u ludzi wywołuje uczucie przyjemności. Nie oznacza to, że warto serwować dzieciom bułkę z błotem na drugie śniadanie – zastrzegają się badacze. Ale z czystym sumieniem można pozwalać na zabawy w brudzie. „To może zmniejszyć napięcie nerwowe i poprawić zdolności uczenia się”. JF
OBŁĘDNA TOPIELICA Czy zabłądziwszy na drodze, można się utopić? Można. Udowodniła to 47-letnia Kathleen Collier z Antioch w Kalifornii. Prowadząca samochód kobieta nie mogła znaleźć drogi powrotnej do domu. Zatrzymała się więc i poprosiła o informacje przechodniów. Poczucie zagubienia nie ustępowało jednak i pani Collier skierowała samochód na rampę do spuszczania łodzi na rzekę. Nie zważając na przeszkodę wodną, zjechała tam i auto zanurzyło się w wodzie. Kobieta przez cały czas nie przestawała rozmawiać z córką przez telefon, a ostatnie jej słowa brzmiały: „Zadzwoń do firmy ubezpieczeniowej i powiedz, że samochód napełnia się wodą”. Auto z nieboszczką za kierownicą płetwonurkowie znaleźli dopiero nazajutrz kilkadziesiąt metrów dalej – w dole rzeki. Trwa badanie, czy Collier czegoś nadużyła. PZ
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r. poniedziałek 31 lipca 1972 roku w miasteczku Claudy w Irlandii Północnej eksplodowały trzy samochody pułapki, zabijając 9 osób (w tym dwoje dzieci) i raniąc blisko 30. Za wszystkim stała Irlandzka Armia Republikańska (IRA), a ów poniedziałek okraszono przymiotnikiem „krwawy”. Brutalny zamach zorganizowano w odwecie za tzw. „krwawą niedzielę”, kiedy brytyjscy spadochroniarze zabili 14 katolickich uczestników marszu w Derry. Nikt się wówczas nie spodziewał tego, że mózgiem operacji terrorystów był 38-letni katolicki ksiądz James Chesney (fot. obok). Całą sprawę ujawnił niedawno policyjny rzecznik praw obywatelskich z Irlandii Północnej – Al Hutchinson. Stworzył
W
W opublikowanym raporcie możemy przeczytać, że śledczy prowadzący sprawę chcieli aresztować Chesneya. Wtedy właśnie doszło do spotkania ministra Whitelawa i kardynała Conwaya, podczas którego duchowny przyznał, że wie, iż ksiądz Chesney to bardzo zły człowiek i w związku z tym zaproponował przeniesienie go do Donegal (hrabstwo na zachodzie Republiki Irlandii) – miasta, które znajdowało się poza jurysdykcją Irlandii Północnej i poza terenem politycznego sporu.
Ksiądz zabójca Katolicki duchowny był terrorystą IRA i zorganizował zamach bombowy. na ten temat raport, który następnie omówiła telewizja BBC. Dzięki Hutchinsonowi wiemy, że parę miesięcy po zamachu rząd brytyjski dowiedział się, kto był jednym z jego głównych organizatorów. Jednak sprawujący wówczas władzę ultrakonserwatywny rząd Edwarda Heatha (uznany w Polsce za jednego z największych konserwatystów na świecie) zaplanował ukrycie zbrodniarza w sutannie poza granicami jego dotychczasowej diecezji, aby nie wywoływać konfliktu protestantów z katolikami i Kościołem papieskim. William Whitelaw, ówczesny minister spraw wewnętrznych odpowiedzialny m.in. za Irlandię Północną, spotkał się z prymasem tego kraju, kardynałem Williamem Conwayem. Następnego dnia przeniesiono zwyrodnialca Chesneya, który nadal w pełni cieszył się wolnością. Tajny układ rządu z Kościołem był precyzyjnie przemyślany. Zatuszowanie całej sprawy miało uspokoić trwającą od dłuższego czasu zimną wojnę między katolikami i protestantami w Irlandii Północnej.
Na ten wariant nie chciał się zgodzić szef ulsterskiej policji Graham Shillington. Powiedział, że lepszym i bezpieczniejszym dla kraju miejscem będzie miejscowość Tipperary. Ale co może zwykły policjant wobec kardynała? Ksiądz James Chesney został przeniesiony do parafii Donegal, gdzie zmarł na raka w 1980 roku – miał 46 lat i nigdy oficjalnie nie przyznał się do współpracy z terrorystami. Nigdy też nie poniósł odpowiedzialności za zbrodnię w Claudy.
Emerytowany śledczy, który zajmował się tą sprawą, zeznał: „Decyzja o przeniesieniu Chesneya nie została podjęta przez nas. Ulsterskie
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI siły policyjne w ogóle nie miały nic do powiedzenia w tej sprawie”. „Ten, kto zadecydował o przeprowadzce duchownego, musiał zajmować bardzo wysokie stanowisko w kraju” – powiedział funkcjonariusz, który dla własnego bezpieczeństwa wolał pozostać anonimowy. Po upublicznieniu raportu głos zabrały rodziny ofiar zamachu w Claudy. Brendan O’Neill, którego ciotka Rose Mc’Laughlin była jedną z dziewięciorga zamordowanych, powiedział, że on i rodzina chcą wiedzieć, co premier Edward Heath miał z tym wspólnego. Z kolei córka ofiary – Patricia – wysłała pismo do biura obecnego premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona z pytaniami o przebieg i wynik śledztwa dotyczącego tuszowania zamachu przez rząd i Kościół katolicki. „Niestety, wciąż nie otrzymałam odpowiedzi na moje pytania, a przecież ktoś w końcu musi za to wszystko ponieść konsekwencje”. Minister Al Hutchinson powiedział, że „detektywi badający sprawę księdza Chesneya byli sfrustrowani zdradą ofiar i ich rodzin przez rząd i Kościół irlandzki”. Policja z Irlandii Północnej dzięki dokładnej analizie dokumentów z 1972 roku dowiodła, że Chesney był bardzo aktywnym członkiem IRA i brał udział w innych organizowanych przez nią zamachach. Zeznania świadków i przyjaciół księdza terrorysty są równie szokujące. Ojciec Liam przyznał, że wielokrotnie rozmawiał z Chesneyem o jego działaniach w IRA. „Bardzo często prowadziliśmy długie rozmowy, zwłaszcza w godzinach wieczornych. Zwykle były to tematy dotyczące sytuacji na północy kraju. Pewnego wieczoru John załamał się i w powodzi
łez opowiedział mi tę straszną historię z Claudy”. Rok 1972 był jednym z najkrwawszych w historii konfliktu zbrojnego między IRA a policją, armią brytyjską i nielegalnymi protestanckimi organizacjami zbrojnymi takimi jak UDA czy UFF. Jak długo ksiądz James Chesney był członkiem zbrojnej organizacji i co ma wspólnego irlandzki Kościół katolicki z rzezią niewinnych ludzi – ma wykazać rozpoczęte na nowo śledztwo. ARIEL KOWALCZYK
17
Kościół Ratzingera a wszystko, co zdarzyło się w religii katolickiej w ciągu minionych 30 lat i za „całe zło, które zdecydowanie dominuje nad dobrem” – gazeta amerykańska „Christian Science Monitor” obwinia siwego staruszka z Bawarii rodem, działającego od kilku lat pod pseudonimem Benedykt XVI.
Z
Nikt inny nie utrzymał się na kluczowym dla Kościoła stanowisku kontrolno-dyscyplinującym prefekta Kongregacji Doktryny Wiary dłużej niż 10 lat. Tymczasem Ratzinger był szefem postinkwizycji 24 lata, a potem awansował. To on, nie Wojtyła, jest w sumie przez 30 lat spiritus movens poczynań mających na celu utrzymanie prymatu zjednoczonego, ortodoksyjnego Kościoła nad Europą i światem. Najważniejsze było dlań odwrócenie niebezpiecznych trendów liberalizacyjnych i modernizujących, które zainicjował w latach 60. Sobór Watykański II. Watykan, a głównie prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, czynił wszystko, by unicestwić trend zwany teologią wyzwolenia, aby zapewnić nienaruszalność tradycyjnej nauki kościelnej w kwestii moralności seksualnej. To Ratzinger – wespół ze swym byłym szefem – wspierał takie ultrakonserwatywne ugrupowania jak Opus Dei i Legion Chrystusa. To obecny papież hamował tendencje ekumeniczne, otwarcie określając protestantyzm jako wyznanie nie w pełni wartościowe, niegwarantujące wiernym przepustki do nieba. Ratzinger był „najbardziej konsekwentnym, najpilniejszym i najbardziej zdeterminowanym rzecznikiem tych działań”. Profesor Anthony Grafton z Princeton University twierdzi, że obecny papież jest prawdopodobnie najwybitniejszym uczonym u steru Kościoła od czasów Innocentego II (XIII w.). „Nie ma ważnej sprawy ani kierunku w teologii katolickiej, które w ciągu 3 dekad nie byłyby zdominowane przez Ratzingera” – twierdzi liberalny teolog jezuicki Hermann Häring. Zdaniem Karla Kuschela z seminarium uniwersyteckiego w Tybindze, JPII dawał Kościołowi twarz jako misjonarz światowy, zaś Ratzinger siedział kamieniem w Watykanie, stanowił przepisy i egzekwował ich przestrzeganie. „To on przez 30 lat decydował, kto zostanie biskupem; wybierano dokładnie tych, którzy się z nim zgadzali. Teraz to jest jego Kościół”. Jego wysiłki, by odrodzić władzę Kościoła nad światem i uczynić go instytucją dziewiczo czystą, zderzyły
się z najbrudniejszą aferą, jaka zrodziła się w tym czasie w Kościele i skompromitowała jego władze – skandalem przestępstw seksualnych duchownych wobec nieletnich. Z dziesiątków wywiadów z notablami kościelnymi i teologami z USA, Niemiec, Hiszpanii i Francji wynika – pisze „Christian Science Monitor” – że Watykan nie zwracał uwagi na coraz bardziej kipiący skandal, bo zaabsorbowany był realizacją wizji Kościoła jako „ostatecznego duchowego arbitra sprawującego władzę nad światem”. Nie szukał dróg adaptacji do zmieniającej się rzeczywistości, nie modernizował się, nie otwierał na nowe interpretacje. Gdy sygnały alarmowe o aferach pedofilskich zaczęły w latach 80. regularnie docierać do Watykanu, Ratzinger był bez reszty zajęty tępieniem liberalnych teologów, potem przyszła batalia antyaborcyjna, następnie antygejowska, stawianie czoła legalizacji związków jednopłciowych, antykoncepcji, promocja abstynencji seksualnej i celibatu. Na inne priorytety nie starczyło czasu... „Świat jest złem, a Kościół jest czysty” – tak rzeczywistość pojmuje Ratzinger wedle anonimowego dostojnika kościelnego z Austrii. Ratzinger był taki zawsze. Były kolega i były jezuita Paul Imhoff pamięta jego zafascynowanie katolicyzmem średniowiecznym. „Cały czas rozprawiał o tym, jak odrodzić starą Europę, w której Kościół będzie dominował nad państwem”. Nic z tego nie wyszło – konkluduje „Christian Science Monitor” – wygląda, że główną spuścizną ery Ratzingera będzie kościelny skandal seksualny. Do dziś papież nie zdecydował się wydać jednoznacznego polecenia, by o przypadkach przestępstw tego typu biskupi natychmiast zawiadamiali władze świeckie. Głowa Kościoła spędza obecnie najwięcej czasu na pisaniu książek; komunikuje się regularnie tylko z dwoma współpracownikami. Nawet biskupi muszą czekać na audiencję 2 tygodnie. Część hierarchów martwi się, że papież popada w izolację, że po „ojcu świętym” obieżyświacie nastał pustelnik. PZ
18
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Kościół oszalał Mądre Kościoły chrześcijańskie w dojrzałych europejskich demokracjach już dawno temu zrozumiały, że nie ma dla nich nic gorszego niż angażowanie się w politykę. I to nie tylko dlatego, że wcześniej czy później każda partia traci władzę, przechodzi do opozycji i wraz z nią przegrywa zaangażowany politycznie Kościół. Przede wszystkim dlatego, że wchodząc na scenę polityczną, Kościół staje się jednym z politycznych graczy i jako taki podlega wszystkim regułom polityki. A to oznacza m.in., że traci parasol ochronny i podlega tak samo bezpardonowej krytyce i atakom jak każda partia polityczna. Z kolei krytyka Kościoła przenosi się automatycznie na reprezentowaną przez dany Kościół religię. I to jest oczywiście dla niego najgorsze. Ostatnie miesiące pokazują, że polskiemu Kościołowi katolickiemu odebrało rozum. Najpierw bez zastanawiania się nad konsekwencjami otwarcie poparł kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego – błąd nr 1. I konsekwencje nie dały na siebie długo czekać. J. K. wybory przegrał,
a Kościół został z ręką w pisowskim nocniku. I pewnie to g... spowodowało, że ostatecznie utracił resztki rozumu: zamiast natychmiast się pokajać, przytulić do Platformy, przeprosić za „błędy niektórych z naszych braci” itp., Kościół poszedł na wojnę z wygranymi oraz – co oczywiste – z ich wyborcami! Był to błąd nr 2. A potem już jak pijane dziecko we mgle Kościół popełnił błąd nr 3. Chodzi o słynny krzyż. W interesie Kościoła było, aby 3 sierpnia br. znikł on po cichu sprzed Pałacu Prezydenckiego. Gdy sfanatyzowana tłuszcza zaczęła wyzywać od ubeków i Żydów księży, którzy mieli krzyż przenieść do pobliskiego kościoła, w ciągu kwadransa powinien znaleźć się tam prymas na wszelki wypadek prowadzący na sznurku J. Kaczyńskiego i w ten sposób rozpędzić fanatyków. Zabrakło mądrego, który podjąłby taką decyzję. Przy okazji Kościół pokazał Polsce, jacy ludzie (tj. sfanatyzowani, prymitywni, łamiący prawo i nieprzyjmujący żadnych argumentów obrońcy krzyża) są mu najbliżsi, a tym samym – z jakimi ludźmi się utożsamia. Pokazanie tych swoich „wyborców” to błąd
nr 4 Kościoła. Ukoronowaniem był błąd nr 5, czyli dopuszczenie do happeningu, podczas którego cała Polska mogła zobaczyć, że krzyż można bezkarnie znieważać. To był przełom, coś jak strajki sierpniowe dla „komuny”. A tymczasem Kościół, już zupełnie oczadziały, w dalszym ciągu twierdzi, że to nie jego sprawa. Nie ulega wątpliwości, że Kościół katolicki w Polsce, zadufany, przekonany o własnej sile i wyjątkowej pozycji, przegapił moment, w którym lejce wypadły mu z rąk. Już nie tylko strachliwy zazwyczaj Sojusz Lewicy Demokratycznej zaczyna coś nieśmiało przebąkiwać, ale nawet Platforma zorientowała się, że nie musi się liczyć z wszechwładnym dotychczas klerem. Bo nagle wszyscy zobaczyli, że to kolos na glinianych nogach. Podobnie jak PZPR w roku 1989. A to oznacza, że zmiana ustroju nadchodzi wielkimi krokami. I nigdy już Kościół katolicki nie poprowadzi żadnego polityka na sznurku. A gdy będzie trzeba, to wezwie się na przykład do sądu lub urzędu skarbowego dowolnego biskupa, który będzie mówił jak na spowiedzi. Góra 5, 10 lat i będzie u nas jak w Hiszpanii. Będziemy wreszcie normalnym, wolnym, praworządnym, demokratycznym krajem! Kto się chce założyć? Włodzimierz Galant
Konkurs foto Nasz konkurs nabiera niespodziewanego kolorytu – wprost iskrzy się Waszymi konceptami. Przypomnijmy raz jeszcze: chodzi o niebanalny, zabawny i zaskakujący pomysł na to, gdzie – w jakich niesłychanych okolicznościach i miejscach – można czytać „Fakty i Mity”. Okazuje się, że Wasza inwencja nie zna granic. Otrzymujemy coraz więcej coraz zabawniejszych prac. Oto Pan Maciej N. odnalazł miejsce (dziś zalane wodą) w Zakrzówku koło Krakowa, gdzie będąc pacholęciem, pracował w kamieniołomach Karol Wojtyła, i tamże oddał się dwóm cudownym czynnościom: rześkiej kąpieli i lekturze „FiM”. Przypominamy, że autorzy publikowanych zdjęć mogą wyglądać listonosza z przekazem (honorarium autorskie). Redakcja
Rozbudowa Jako wierny czytelnik Waszej gazety (od pierwszego numeru!) poczułem się w obowiązku wesprzeć nasze wspólne działania w ukazywaniu czarnej obłudy. Kiedy byłem na urlopie w Międzywodziu, od razu rzuciła mi się w oczy „rozbudowa” budynku parafialnego przy miejscowym kościele. Otóż ta rozbudowa to zakamuflowany 3-piętrowy hotel. Na taki widok ja zawsze chwytam aparat... Następnego dnia, kiedy udawałem turystę chcącego tam wynająć pokój, okazało się, że nie uszło to uwagi proboszcza. No i wyszło szydło z worka. Najpierw zostałem zauważony przez przybocznego proboszcza. Na pytanie o możliwość wynajęcia pokoju padło pytanie, kto mi polecił i czy byłem umówiony. Ponieważ nie byłem umówiony, pitbull proboszcza popadł w konsternację i nie wiedział, jak dalej poprowadzić tak podejrzaną rozmowę. W końcu – choć bez entuzjazmu – zaprowadził mnie do proboszcza. Ten miał nietęgą minę, wyglądało na to, że
skojarzył mnie z wczorajszą sesją fotograficzną jego włości. Chyba nie do końca wierzył, że chcę naprawdę wynająć pokój, i czegoś się obawiał, ale kazał swojemu przybocznemu pokazać mi pokoje. Rzeczywiście mają wysoki standard – to trzeba przyznać. Marmurowe schody to już normalka, o której nie warto wspominać. Najciekawsza była cena za dobę wynajmu: 25 zł (dwadzieścia pięć złotych!). Więc albo mnie ksiądz bardzo polubił, albo się czegoś boi, jeżeli chciał mi zafundować wczasy za mniej niż połowę ceny w okolicznych zgrzybiałych chałupinach. Mogłem się nawet natychmiast wprowadzać. Nie udało mi się dowiedzieć, ile płacili inni goście hotelu, gdyż miejscowe moherowe bractwo było chyba przeszkolone, żeby na takie tematy nie rozmawiać. Był to jakiś ciekawy akcent w czasie urlopu, który potwierdza fakt, że czarna stonka ma się dobrze i inwestuje, a to nie jest dobre dla naszego kraju. Zbyszek, Szczecin Fot. Autor
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
LISTY Kościół jak Piłat Jest dwulicowy. Z jednej strony chce wpływać na ustawodawstwo w Polsce (in vitro, aborcja), czyli chce współrządzić, a z drugiej ogłasza, że nie jest od wpływania na decyzje i zwala winę na polityków, czyli umywa ręce jak Piłat. To pokrętna postawa. W wydanym niedawno komunikacie Episkopat orzekł, że krzyż powinien być zabrany do kościoła i pomija temat pomnika. W ten sposób podsyca atmosferę awantury o tenże pomnik, wywołanej przez Kaczyńskiego i PiS. Od samego początku tej awantury Kościół zajmował postawę strusia – że to nie jego sprawa. Ale gdy ktoś choćby w najmniejszy sposób narusza ich symbolikę, z miejsca znajduje się kler lub jego ludzie wrzeszczący naokoło, że wiara jest zagrożona. Kościół w Polsce nie dorósł do czasów XXI wieku, do pluralizmu, do liczenia się z opinią innych. Jedynie w sprawach dla niego ważnych zabiera głos, wydaje komunikaty, pisze listy do posłów, aby jego głos się liczył, a interesy były bronione. W tej sytuacji postawa strusia i Piłata (umywanie rąk) sprawia, że Krk idzie na zatracenie i w przyszłości będzie marginalizowany. Pękła granica, która sprawiała, że o Kościele nie można było mówić źle, bo nie wypadało. Kilka tysięcy młodych ludzi skrzykniętych przez internet pod krzyż przed Pałacem Prezydenckim przyszło i urządziło sobie żarty z tzw. krzyża. Także coraz więcej publicystów i politologów otwarcie krytykuje Kościół. Oznacza to, że czas dominacji tej instytucji będzie się kończył – tak jak w Hiszpanii, Irlandii i w innych państwach, które zrzuciły garb katolicyzmu. To bardzo cieszy... Światły
Dwie szubienice Panie Harcmistrzu ZHR, niech Pan usunie ten krzyż! Przecież to Pana chłopaki, harcerze, go ustawili, więc niech teraz wyświadczą przysługę politykom i Episkopatowi. Obydwa te ugrupowania nie są w stanie wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Może by tak przekazać ten krzyż do warsztatu, który go wykonał? I niech warsztat ten wykorzysta radę aforysty Stanisława Leca, który przytacza opinię fachowca, że „z każdego krzyża można zrobić dwie szubienice”. Wtedy można by sięgnąć też do zwyczaju średniowiecznej Inkwizycji. Zostałyby stworzone warunki, aby powiesić Komorowskiego za to, że przez nieporozumienie został prezydentem i ośmiela się pełnić tę funkcję. Tuska za to, że „nie padło nawet jedno słowo przepraszam za krytykowanie byłego prezydenta”. W drugiej kolejności – można by powiesić Napieralskiego i Palikota za publiczne żądanie zmiany zapisów
konkordatu, szkodliwych dla kraju i odłączenia Kościoła od państwa. Pani prezydent Warszawy nie chce lub boi się zlecić służbom porządkowym usunięcie krzyża, gdyż wywołałoby to oburzenie Episkopatu i mocno wierzących... Sytuacja staje się coraz bardziej groteskowa. Jednak wyraźnie widać, że Episkopat strzelił sobie w piętę. Rośnie liczba wątpiących, że krzyż to symbol i gwarancja miłości i pojednania... Następuje coraz większy podział społeczeństwa, bo przybywa wątpiących w nieomylność decyzji Kościoła.
SZKIEŁKO I OKO pogrzebu czy chrztu – do tego dochodzą olbrzymie sumy z budżetu państwa i nie tylko. Pasożyty w sutannach nigdy nie mają dość. W dodatku rozbijają się samochodami, gwałcą dzieci, mieszkają w pałacach i głoszą obłudę, za którą każą sobie płacić. Obniżenie zasiłku na przykład do 2000 złotych (z obecnych 6487,20 zł) automatycznie pozbawi części pokarmu spasionego pasożyta, jedzącego tkankę rządową i społeczną. Pasożyty, żądając okrągłych sum za pogrzeby, najczęściej motywują to wysokością zasiłku. Na niższych zasiłkach państwo
moralnej kleru, jego zboczeń seksualnych, przestępstw finansowych itp. Od pewnego czasu tego rodzaju informacje „linkuję” i w celach informacyjnych przesyłam e-mailem wikarym, proboszczom, różnym wydziałom w diecezjach, zakonnikom, zakonnicom i klerykom. Swoją akcję informacyjną nazywam: „Macie i czytajcie z tego wszyscy”. Niech oni wiedzą, co świeckie media o nich piszą, gdyż czytając „Gościa Niedzielnego” czy „Niedzielę” nie dowiedzą się o tym. Potrzebne adresy biorę ze stron www: opoka.org.pl, zakon.pl i zakony.pl. Andrzej
Drogi Jonaszu!
Coraz więcej ludzi mocno wierzących docenia decyzje państw Europy ograniczające wpływy Kościoła na decyzje rządów. Nie ulega już wątpliwości, że wybory do samorządów przyniosą lewicy sukces. Staniemy się państwem, które nie jest zarządzane przez ludzi „WYSTAWIANYCH” przez proboszczów i biskupów. Sympatyk Lewicy
oszczędziłoby setki milionów. Na koniec pytanie do łatwowiernych: po co Wam ksiądz do pochówku, skoro zakład wszystko załatwia? Eryk Antykleryk PS Mam nazwisko, ale posługuję się drugim od czasu, kiedy ksiądz katolicki dobierał się do moich genitaliów.
Jak trwoga... Krótka rzecz o niesprawiedliwości Chciałbym w skrócie opisać przypadek, jaki miał miejsce niedawno w wiosce pod Biłgorajem. W Zespole Szkół Podstawowych i Gimnazjalnych będąca po studiach nauczycielka uczyła historii. Do tej miejscowości przyszedł nowy proboszcz (stary proboszcz katechezy w tej szkole nie uczył), który otrzymał etat. W związku z tym katechetce zabrano etat i dano nowemu proboszczowi. Katechetkę natomiast przesunięto do nauki historii (w międzyczasie skończyła historię na studiach podyplomowych). Natomiast nauczycielkę historii po prostu zwolniono!!! W.
Niższe zasiłki Uważam, że Państwo powinno zmniejszyć zasiłki pogrzebowe. Powód jest bardzo prosty. Księża katoliccy zdzierają najwięcej pieniędzy od pochówku. Nieraz widziałem lub słyszałem, że rodzina musiała nawet do całej ceremonii pogrzebu dołożyć, bo zasiłku jeszcze nie wypłacono. Wiele osób jest przerażonych kosztami ślubu, komunii, bierzmowania,
Mam ponad 30 lat i dopiero co odkryłam, że dobrobyt i szczęście nie służą Bogu, a uświadomiła mi to moja babka – gorliwa katoliczka i wspomożycielka sanktuarium w Licheniu. Ja, zagorzała ateistka, i mój wierzący mąż (tylko w Boga) nie chodzimy do kościoła i nie zmuszamy do tego córki. Moja babka tego nie może ścierpieć i zawsze w niedzielę słyszę z jej ust kilka dobrych słów, a mianowicie: „Bo wam, ku... a, jest za dobrze! Biedy i wojny trzeba!”. Te jej słowa wyjaśniły mi wszystko! Im gorzej się dzieje, tym lepiej dla Kościoła; wszystkie zabory, wojny i zarazy były tej instytucji na rękę, bo „jak trwoga, to do Boga”. Przypuszczam, że wówczas Kościół nie był stratny finansowo. Może dla Was to banalne wynurzenie, ale mnie bardzo ta starsza pani pomogła utwierdzić się w słuszności mojej decyzji. A więc życzę Wam i sobie, aby nam było, k...a, za dobrze! Ewelina
Niech oni wiedzą Na stronach internetowych dzienników i tygodników oraz innych portalach ukazuje się coraz więcej artykułów na temat opłakanej kondycji
Piszę w trochę przeterminowanej sprawie, ale postanowiłam, że muszę to z siebie wyrzucić! Sprawa tyczy się Twojej przygody na rybach. Wyczuwam trochę analogii pomiędzy moją a Twoją historią. W połowie sierpnia wybrałam się z chłopakiem na spływ kajakowy. Dzikie tereny, spokój, romantyczny wieczór przy ognisku. Niestety – mieliśmy pecha. Rano – pobudka. I to jaka! Pielgrzymi zaraz obok naszego namiotu zrobili sobie godzinny postój. Wierzyć nam się nie chciało, że w tak odosobnionym miejscu może pojawić się nagle tylu ludzi. No, ale trudno. Pośpiewali, pozałatwiali swoje potrzeby fizjologiczne i poszli. Śniadanie jedliśmy w paskudnych nastrojach, słysząc w tle jezusowe pieśni. Dzień drugi. Popołudnie. Odpoczywamy nad rzeką. Niestety – dwie pielgrzymki! Dwie godziny szumu. Moje łzy w oczach. Nadchodzi wieczór. Tłum ludzi przychodzi się kąpać. My w szoku. Skąd ich tyle? Siedzimy. Czekamy – pewnie sobie pójdą. Ale nie! Jest ich coraz więcej. Mówią do siebie „bracie”, „siostro”... Już wiemy wszystko. Rozkładają swoje rzeczy na naszym kajaku. Krzyki, wrzaski. Tego już za wiele. Odpływamy z niedowierzaniem. Próbujemy znaleźć miejsce na biwak, bo przecież już późno! Nic z tego. Najbliższe piękne miejsca zajęte. Przez kąpiących się pielgrzymów. W końcu docieramy do celu. Pod wieczór słyszymy jeszcze śpiewy. Ale trudno. Pora nocna – cisza. Godzina szósta rano... msza święta. Słychać każde słowo wypowiedziane przez księdza. Po dwugodzinnej mszy nareszcie spokój. Nie na długo. Muszą przecież iść w dalszą drogę, śpiewając na całego. Kolejny raz jesteśmy niewyspani i wściekli. Na drugi dzień obudziłam się cała roztrzęsiona i krzyczę do chłopaka: „To chyba oni, słyszysz? Znowu tu są!!!”. Całe szczęście to tylko omamy... Niestety to już ostatni dzień wyprawy. Trzeba wracać do domu. To był cios dla mnie – dziewczyny niewierzącej, której antyklerykalizm pogłębia się z dnia na dzień – od lat. Teraz osiągnął swoje najwyższe stadium. Sybilla
19
Klerofobia Za każdym razem, gdy zbliża się okres Świąt Bożego Narodzenia, odczuwam niepokój i zakłopotanie. Widok wypucowanych choinek, reklam świątecznych i biegających po galeriach handlowych fanatyków doprowadza mnie do szaleństwa. Co roku staram się więc zamknąć w domu (w miarę możliwości biorę 2 tygodnie urlopu lub L4) i wyłączam telewizor. Pozostają mi wtedy tylko książki i internet, a czasem aktywny wypoczynek. Oczywiście do świąt jeszcze szmat czasu, ale to samo uczucie nęka mnie w związku z aferą pod Pałacem Prezydenckim. Zbyt wiele mord kleru muszę wbrew woli oglądać w codziennych wiadomościach... Moja reakcja zaczyna mnie przerażać. Coraz poważniej zastanawiam się, jaka jest zdrowa granica pomiędzy antyklerykalizmem a klerofobią. Istnieją już w nauce różne pojęcia, takie jak teofobia (lęk przed Bogiem) oraz hagiofobia (lęk przed świętością i świętymi), choć one nie oddają w pełni tego, czego się lękam. Oczywiście użyty przeze mnie wyraz klerofobia oficjalnie nie istnieje, ale może warto się zastanowić, czy taki lęk dotyczy niektórych z nas – antyklerykałów. Czy klerofobia to choroba, czy tylko (lub aż) radykalny antyklerykalizm? Co o tym myślicie? Mateusz
Pan Marek Krak Zabrałam się do czytania dwóch ostatnich numerów „FiM”. Chciałam nawiązać do Pana artykułu „Pod presją”. Od wielu lat nie uczestniczę w życiu Krk i nigdy nie uczestniczyłam w praktykach religijnych. Przyjmuję księdza po kolędzie, ale jedynie w celu zadania trudnych pytań na temat dogmatów, (chrzest niemowląt, czyściec, Trójca, zniesienie 2 przykazania Dekalogu i wiele innych). Ksiądz zawsze znalazł jakąś odpowiedź pozbawioną logicznego sensu w odniesieniu do Biblii. W tym roku nie otrzymałam odpowiedzi na pytanie, jak ma się działalność Inkwizycji do przykazania „Nie zabijaj”. Obecnie jestem w trakcie realizowania aktu apostazji – zgodnie z wytycznymi Krk udałam się do parafii chrztu, a następnie zgłosiłam w parafii zamieszkania chęć dokonania aktu apostazji. Teraz ja i moi świadkowie musimy czekać, aż proboszcz znajdzie dla nas czas. Nie jest to łatwe do zgrania, ale nastąpi niebawem. Jak wspomniałam, nie uczestniczę w żadnych formach praktyk religijnych, ani w pogrzebach. Od dawna wszystkim mówię, że mój pogrzeb ma być prowadzony przez świeckiego mistrza ceremonii, a nie „czarnego”. Nie mam gwarancji, że moja wola zostanie uszanowana, a złożenie aktu apostazji taką gwarancję daje. Czy jest to wystarczający powód? Jolanta M.
20
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
KORZENIE POLSKI (73)
Rezydencja na wyspie Ostrów Lednicki w Wielkopolsce związany jest z pierwszymi Piastami. Był rezydencją książęcą i ośrodkiem państwowości polskiej. Pięć wysp leży na Jeziorze Lednickim (Lednica) na obszarze Lednickiego Parku Krajobrazowego. To podłużne jezioro położone 18 km na zachód od Gniezna ma 7 km długości, a jego szerokość nie przekracza 900 m. Z owych pięciu wysp największa ma powierzchnię 7,5 ha i nazwana jest Ostrowem Lednickim. Leży dość blisko brzegu i nietrudno dopłynąć do niej łodzią. Tutaj – tuż obok ważnego dawniej strategiczno-handlowego traktu lądowego oraz wodnego – znajdowało się we wczesnym średniowieczu centrum plemienia Polan, a zarazem ośrodek państwowości polskiej. Wielu badaczy uważa grodzisko na Ostrowie Lednickim za kolebkę rodu Piastów. Uwagę badaczy i podróżników przyciągały od dawna tajemnicze ruiny budowli w południowo-zachodniej części wyspy. Już w XIX w. badacze i amatorzy prowadzili na terenie Ostrowa Lednickiego badania kamiennych budowli, przy czym przyniosło to więcej szkód niż realnego pożytku. Przy tej okazji zniszczeniu uległy niektóre elementy budowli, na przykład piękna arkada z ciosów kamiennych, znana dziś jedynie
D
z dawnych rycin. W okresie międzywojennym odkryto na Ostrowie Lednickim największe w Polsce średniowiecznej cmentarzysko (około 1500 pochówków). Po wojnie prace kontynuowano w ramach badań nad początkami państwa polskiego, przy czym badaniami objęto grodzisko (z pałacem i kościołem), podgrodzie (przyczółki mostów łączących Ostrów z lądem stałym, osada służebna), a także wody jeziora i najbliższą okolicę. Niewątpliwie gród na wyspie istniał już w czasach Mieszka I, gdyż zimą na przełomie 963 i 964 roku brzegi Ostrowa połączone zostały z lądem dwoma mostami, z których wschodni (gnieźnieński) miał około 170 m, a zachodni (poznański) – aż 440 m długości. Badania unaoczniły, że Słowianie byli mistrzami w tego typu pracach inżynieryjnych, zaś mosty lednickie należą do największych i najlepiej poznanych. Wzdłuż dwóch mostów znaleziono w wodzie największy na Słowiańszczyźnie Środkowej zbiór broni. Za panowania Mieszka I i Bolesława Chrobrego Ostrów Lednicki był jednym
ebata na łamach „FiM” o apo stazji prowadzi do jednej kon kluzji – sprawę wystąpień z Ko ścioła powinno wziąć w swoje ręce pań stwo. Nie można dłużej tolerować samo woli biskupów. Otrzymałem od Państwa kilkadziesiąt listów na temat tego, czy należy za wszelką cenę przestrzegać kościelnych procedur o wystąpieniu z Kościoła, czy też należy je lekceważyć jako rodzaj represji stosowanych przez kler wobec apostatów. Wszystkie listy były ciekawe i wszystkim Czytelnikom dziękuję za udział w debacie, choć z braku miejsca nie wszystkich na tych łamach mogłem zacytować. Kwestia jest o tyle kontrowersyjna, że każde z dwóch zaproponowanych wyjść ma swoje złe strony. Poddanie się kościelnej procedurze jest trochę poniżające i stresujące, choć sama rozmowa z duchownym może być, jak o tym pisał jeden z Czytelników, nieprzyjemna, ale raczej dla duchownego niż dla nas. To już zależy tylko od nas: przecież razem ze świadkami będziemy mieli nad nim liczebną, psychologiczną, a w razie potrzeby także akustyczną przewagę. Zatem wymóg przyjścia ze świadkami może obrócić się przeciw klerowi. Z drugiej strony zlekceważenie apostazji sprawia, że ciągle tkwimy w rejestrach kościelnych. To nie tylko niezasłużenie poprawia klerowi statystyki (co ma znaczenie polityczno-propagandowe), ale także naraża nas na groźbę pogrzebu kościelnego. Wszak nie
z głównych ośrodków władztwa polańskich Piastów. Tu z pewnością biło serce tworzącego się państwa polskiego. W latach 60. X w. Ostrów stał się jedną z siedzib księcia, który stale wędrował po swoim królestwie wraz z dworem i drużyną. Był również ulubioną rezydencją pierwszego króla Polski. Tutaj, według tradycji, Bolesław Chrobry podejmował cesarza Ottona III i stąd obaj pielgrzymowali boso do grobu św. Wojciecha. Gród miał duże znaczenie jako ośrodek chrystianizacji młodego państwa, kiedy zaś badania odsłoniły dwa płytkie zagłębienia zidentyfikowane jako baseny chrzcielne, Ostrów okrzyknięto miejscem chrztu Mieszka I, a za jego pośrednictwem – całej Polski (966 roku). Z baptysteriami powiązane były pomieszczenia towarzyszące, tj. przebieralnia oraz miejsce, gdzie odbywały się czynności poprzedzające akt
wszystkie rodziny szanują wolę zmarłych – nawet tę wyrażoną na piśmie. Apostazja tymczasem odcina nas zdecydowanie od Kościoła i pochówek katolicki jest w tej sytuacji dosyć nieprawdopodobny, choć, przyznajmy to, niewykluczony. Wszak gotówka zaproponowana przez rodzinę zmarłego apostaty może mieć dla danego księdza siłę przekonywania większą niż prawo kanoniczne.
chrztu – wyrzeczenie się szatana i wyznanie wiary. Mieściły się one najprawdopodobniej w prostokątnym aneksie dobudowanym do kaplicy, a oddzielonym od pałacu wąskim pomieszczeniem uznanym za klatkę schodową. Baseny wraz z pomieszczeniami tworzyły prawdopodobnie kaplicę chrzcielną. Duże znaczenie miał też kościół w kształcie rotundy. Budowle tego typu rozpowszechniły się na ziemiach polskich z powodu wpływów czeskich – zapewne to Dobrawa, żona Mieszka I, sprowadziła budowniczych biegłych w stawianiu świątyń, a oni zakładali nasze pierwsze kościoły według znanych sobie wzorów. Były to kaplice dworskie, zawsze związane z pałacem panującego lub ważną rezydencją książęcą czy możnowładczą. Ich główne zadanie stanowiła obsługa liturgiczna wąskiej grupy, także związanej bezpośrednio z dworem – tj. mieszkańców pałacu. Okrągły kształt, grube mury kamienne, wysoko umieszczone wąskie i małe okienka – wszystko to sprawiało, że rotunda miała jednocześnie duże znaczenie jako element fortyfikacyjny w ogólnym systemie obrony grodu. Nic więc
Przecież – przypomnijmy – do wstąpienia do Kościoła katolickiego nie jest potrzebna wola zainteresowanego. Chrzest jest wymuszony na niczego nieświadomym niemowlęciu. W pewnych sytuacjach nie trzeba też żadnych świadków tego wydarzenia (rodzice chrzestni), a nawet duchownego, bo ochrzcić może zgodnie z prawem kanonicznym także zupełnie przypadkowa osoba.
ŻYCIE PO RELIGII
Dość szykan Sprawa jest także o tyle ciekawa, że przepisy wprowadzone przez Episkopat RP różnią się od tych obowiązujących w innych Kościołach krajowych. Na przykład w Niemczech apostazję załatwia sąd. Tamtejsi apostaci w ogóle nie muszą kontaktować się z Kościołem. Tym bardziej o świadkach nie ma więc mowy. Gdzie indziej, na przykład we Włoszech, tolerowane jest pisemne oświadczenie woli. Uważam, że w tej sytuacji na wniosek polskich parlamentarzystów sprawą powinien zająć się odpowiedni urząd, który wymusi na Episkopacie formę odejścia respektującą godność apostatów. Będziemy się kontaktować z niektórymi posłami – ciekawe, czy znajdą się odważni, aby podjąć tę sprawę.
Dlaczego wobec powyższego, aby odejść z tej instytucji, trzeba spotykać się z duchownym (i to określonym, czyli proboszczem „swojej” parafii) i na dodatek w obecności świadków? Przecież to uwłacza nie tylko godności apostatów, ale także fundamentalnym zasadom logiki. Kościół twierdzi, że w ten sposób chce uniknąć oszustw i nieporozumień. Ale przecież w dzisiejszym świecie są procedury, które pozwalają nie dopuścić do takich zagrożeń. Skoro można robić bezpiecznie przelewy za pomocą telefonu, a więc bez osobistego stawiennictwa w placówce banku, to dlaczego nie można wystąpić z Kościoła na przykład drogą listowną i/lub notarialną?
dziwnego, że umieszczano je blisko zabudowań dworskich – w obronnej części grodu. Rezydencja na Ostrowie Lednickim była bogato wyposażona. Potwierdzają to liczne zabytki, które podzielić można na trzy grupy: przedmioty kultu chrześcijańskiego, akcesoria luksusowe oraz militaria. Duże zamieszanie wzbudziła znaleziona w Lednicy broń skandynawska (ok. 310 egzemplarzy). Według jednych, wikingowie mogli stanowić trzon książęcej drużyny, inni zaś sądzą, że uzbrojenie to mogło być sprowadzone jako najlepsza broń tamtych czasów lub należało do atakujących napastników. Przy okazji odżył pomysł, że państwo polskie powstało dzięki pomocy wojów skandynawskich. Teorię tę potwierdzają pochówki wikińskie, znane m.in. z Łubowa koło Lednicy. Kres świetności Ostrowa Lednickiego przyniosła łupieżcza wyprawa księcia czeskiego Brzetysława I w 1038 r. Zniszczono wtedy mosty i spalono gród. Układ zabytków na dnie jeziora wskazuje, że walki toczyły się również na łodziach i tratwach na lustrze wody. Po tym wydarzeniu odbudowano kościół, a osadę otoczono nowym wałem drewniano-ziemnym (zachował się do dziś), zaś dawna rezydencja książęca zaczęła odgrywać zupełnie inną rolę. Wyspa została zamieniona w wielki cmentarz. Zmarłych – zgodnie z nowym obyczajem – najgęściej chowano przy samym kościele. Tak oto ulubiona rezydencja pierwszych władców Polski stała się miejscem spoczynku zmarłych. ARTUR CECUŁA
Na koniec chciałbym wszystkich zainteresowanych odesłać do nowej strony internetowej www.wystap.pl, która zajmuje się szczegółowo problematyką związaną z apostazją oraz poszukuje dróg do wystąpienia innych niż wskazana przez polskich biskupów. I jeszcze cytat z listu pani Anny W. z Mazowsza: „Gdyby Kościół rzymskokatolicki poważnie traktował religię, to sam wykluczyłby ze swoich szeregów o wiele więcej ludzi niż do tej pory. A gdyby świat ludzi był bardziej normalny, to niektórymi obrzędami religijnymi (np. chrztem niemowląt, obrzezaniem) zająłby się sąd”. Bardzo chciałbym dożyć takich dni, kiedy chrzest dziecka, jako gwałt światopoglądowy dokonany na bezbronnej istocie, będzie zakazany przez prawo państwowe, podobnie jak religijne pranie mózgu dokonywane na nieletnich. Nie będzie wówczas wielkiego problemu z apostazją, bo religia, która nie molestuje swoimi wierzeniami najmłodszych, jest skazana na szybki uwiąd. Nie będzie apostazji, bo nie będzie miał kto opuszczać związków wyznaniowych. Kościoły będą wąskimi gronami desperatów, którzy z różnych powodów w wieku dorosłym uchwycili się religii. Okaże się, tak jak to już widać na przykład w Czechach i Skandynawii, że przekonania o rzekomej „naturalnej potrzebie Boga większości ludzi” lub „potrzebie wspólnoty wierzących” są tylko kościelnymi mitami i niczym więcej. MAREK KRAK
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
MITY KOŚCIOŁA
Święci na frontach Na znanym obrazie Jerzego Kossaka Polaków atakujących pod Radzyminem w 1920 roku wspiera Matka Boska, której postać widnieje na niebie. Pojawianie się sił nadprzyrodzonych na polach bitewnych ma długą historię...
...A rodzi się z przekonania, że Bóg jest po naszej stronie. Takie przeświadczenie miało zawsze ogromne znaczenie polityczne. Niejednokrotnie decydowało o wybuchu wojen, mimo że rachunek sił świadczył, iż podejmujący taką decyzję władca stoi na straconej pozycji. Jednak jeśli był przekonany, że to jemu sprzyjają niebiosa, wyruszał przeciw silniejszemu nieprzyjacielowi, często wbrew temu, co dyktował zdrowy rozsądek. Przekonanie o tym, że Bóg jest po ich stronie, podzielali wszyscy średniowieczni władcy chrześcijańscy walczący w interesie Kościoła, a najczęściej wbrew interesowi własnych państw, przeciw innowiercom lub tak zwanym niewiernym. W historii wiele jest przykładów pokazujących, że za decyzją o podjęciu działań wojennych zazwyczaj stał Rzym. Tak było choćby z decyzją o wyprawie Władysława Warneńczyka przeciw Turkom. Żołnierze Wehrmachtu mieli na klamrach od pasów napis „Gott mit uns”, ale korzenie takiej wiary sięgają jeszcze czasów biblijnych. Oto w VIII wieku p.n.e. król Asyrii Sennacheryb zdobył miasta Judei i nałożył na nie ogromny trybut w złocie. Musiał jednak z tego zrezygnować, gdy Anioł Pański uderzył nocą i pozbawił życia tysiące asyryjskich żołnierzy. Skłonni do przesady autorzy Starego Testamentu mówią o „stu osiemdziesięciu pięciu tysiącach” zabitych. W Drugiej Księdze Królewskiej jest mowa o tym, jak prorok Elizeusz bronił się przed wielkimi siłami Asyryjczyków, oblężony w mieście Dotan. Prorok pocieszał swego sługę, mówiąc: „Nie lękaj się, bo liczniejsi
są ci, którzy są z nami” i po chwili oczom sługi ukazała się „góra pełna ognistych rumaków i bojowych rydwanów, chroniących Elizeusza”. Gdy w II wieku p.n.e. Juda Machabeusz na czele żydowskich powstańców walczył przeciw przeważającym siłom Rzymian, niebiosa dokonały ponoć bezpośredniej interwencji zbrojnej. Oto Rzymian zaczęło gromić „pięciu wspaniałych jeźdźców na koniach ze złotymi uzdami”. Razili oni piorunami, oślepiając legionistów i zmuszając ich do ucieczki. Z podobnej pomocy skorzystali ponoć krzyżowcy podczas bitwy pod Antiochią w 1098 roku. Według kronikarza Wilhelma z Malmesbury, otoczonych przez Saracenów rycerzy krzyżowych wsparł potężny zastęp dowodzony przez św. Jerzego i św. Demetriosa, którzy poprowadzili ich do zwycięstwa. W rok później (według tego samego kronikarza) mityczny św. Jerzy pomógł w zdobyciu Jerozolimy. Te i podobne opowieści o wojennych cudach tak wielki miały wpływ na ówczesnych monarchów, że Ryszard Lwie Serce podczas trzeciej wyprawy krzyżowej (1191–1192) oficjalnie oddał swą armię pod opiekę św. Jerzego. Dlatego rozczarowanie było wielkie, jeśli ów patron, mimo wezwania, nie okazywał potem swej pomocy. Gdy Saraceni zaatakowali tylną straż krzyżowców, archanioł nie pojawił się i chrześcijańscy rycerze sami musieli dać sobie radę. W Anglii św. Jerzy otoczony był kultem opiekuna armii. Jest patronem Orderu Podwiązki, a flaga św. Jerzego (czerwony krzyż na białym polu) stała się flagą Anglii.
Pomocy św. Jerzego wzywali królowie angielscy wyruszający w bój także przeciw innym chrześcijanom, na przykład Szkotom czy Francuzom. I tak Henryk V skorzystał ze wsparcia ze strony św. Jerzego, który miał osobiście pojawić się nad polem walki pod Agincourt (1415) i gromić Francuzów (por. książka „Anioł z Mons”, Wydawnictwo Amber). Kuriozalne pod względem wzywania opieki niebiańskiej były wojny polsko-krzyżackie. Licytacjom (głównie na papieskim dworze), komu sprzyja Pan Bóg i jego Matka – nie było końca. Spór rozstrzygnął się pod Grunwaldem, kiedy „Bogurodzica” rozgromiła Najświętszą Marię Pannę, patronkę krzyżackiego zakonu. Ale jeszcze potem krzyżacy dowodzili przed papieżem, że zwycięstwo to jest „nieważne”, gdyż Polacy i Litwini sprzymierzyli się z poganami przeciw „prawdziwym chrześcijanom”. Chrześcijaństwo przejęło od judaizmu kult trzech archaniołów: Gabriela, Rafaela i Michała, spośród których ten ostatni przeznaczony jest do interwencji zbrojnych dokonywanych na czele zastępów anielskich. W ikonografii chrześcijańskiej najczęściej przedstawia się go w zbroi i z mieczem. W dawnej Polsce to jemu ufano najbardziej, a jego imię przybierali oficerowie, jak choćby nasz Wołodyjowski, który nadanym mu imionom Jerzy Michał zmienił kolejność, co tłumaczył w ten sposób, że „św. Jerzy tylko smoka roztratował, a św. Michał całemu komunikowi niebieskiemu przewodzi”.
Dawne kroniki pełne są opowieści o przeróżnych znakach na niebie zwiastujących zwycięstwa lub klęski wojenne. Natomiast relacje uczestników starć militarnych obfitują w opisy archaniołów przybywających z pomocą. Pojawiał się więc św. Jerzy, a także św. Edward lub św. Michał, przeważnie w postaci rycerza na koniu. Bywało, że na niebie pojawiały się całe armie i staczały między sobą bitwy. Tak miało się zdarzyć w Anglii w roku 1642 podczas wojny domowej między królem a parlamentem. Ówczesna broszura pt. „Wielki cud w niebiosach” opisuje bitwę, stoczoną na niebie nad miejscowością Keiton w hrabstwie Northamptonshire. Pojawić się tam mieli „bezcieleśni żołnierze, którzy szli przy łopocie chorągwi, biciu w werble, strzelaniu z muszkietów i dział...”. Mieli oni na sobie barwy królewskie, zaś przeciw nim stanęła do boju inna armia, w barwach parlamentu. Podczas wojny francusko-pruskiej (1870–1871) dwojgu chłopskich dzieci w miejscowości Pontmain rzekomo ukazała się Matka Boska. Był przy tym miejscowy ksiądz i zakonnice, które – chociaż nic nie dostrzegły – nadały zjawisku rozgłos. Twierdziły później, że gdy wieść doszła do pruskiego generała, ten kazał wstrzymać marsz swoim oddziałom. Przypisuje mu się słowa: „Nie możemy iść dalej, bo niewidzialna Madonna zagradza nam drogę”. Rzekoma pomoc z niebios okazała się mało skuteczna wobec upokarzającej klęski, jaką wówczas poniosła Francja.
21
W sierpniu 1914 roku oddziały Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego walczyły w Belgii i we Francji. Ciężkie walki toczyły się o miasto Mons, gdzie od średniowiecza działa bractwo zakonne „Boga i św. Jerzego”. Praktykuje się tam szczególnie mocny kult tego świętego rycerza, gdyż – zgodnie z lokalną tradycją – to właśnie w Mons miała rzekomo miejsce walka św. Jerzego ze smokiem. Nadeszła więc pora, aby patron Anglii znów zademonstrował swoje możliwości. Niemcy atakowali przeważającymi siłami. Żołnierze Pułku Lincolnshire, osaczeni w gruzach Mons, zobaczyli białe postacie aniołów osłaniających ich od Niemców. Relacje kilku brytyjskich żołnierzy bardzo się jednak od siebie różnią. Podczas gdy jedni mieli widzieć anioły, inni dostrzegli postać na białym koniu z mieczem w dłoni, a mógł to być tylko św. Jerzy. Jeszcze inni widzieli widma łuczników rażących nieprzyjaciół strzałami. Tę ostatnią wizję rozbudował brytyjski dziennikarz Arthur Machen w opowiadaniu „Łucznicy”. Podczas wojny zyskało ono ogromną popularność, która tak przeraziła samego autora, że postanowił przyznać się do mistyfikacji. Już w listopadzie 1915 roku napisał: „Zamieściłem w »Evening News« to marne opowiadanie, »Łuczników«, a potem okazało się, że w ten sposób uruchomiłem straszny, skomplikowany mechanizm plotek, które uważano za świętą prawdę, pogłosek, które udawały niezbite fakty, skończonych bzdur, w które niezachwianie wierzyli porządni ludzie”. Brytyjska pielęgniarka Phyllis Campbell znalazła się na froncie podczas bitwy nad Marną. Ranni żołnierze, którym udzielała pomocy, często w szoku, skłonni byli opowiadać przedziwne rzeczy, które dziewczyna skrzętnie notowała, a potem opublikowała w brytyjskim „Przeglądzie Okultystycznym” („Occult Review”). Są to przeważnie relacje z drugiej ręki. Jakiś żołnierz opowiadał na przykład, że inny żołnierz mówił mu, iż widział św. Jerzego na czele wojska. Jeden z rannych żołnierzy francuskich miał widzieć Joannę d’Arc, która wyskoczyła z okopów do ataku. Prowadziła na Niemców nie tylko Francuzów, ale także swych dawnych wrogów – Anglików. Trevor Wilson w książce „Tysiąc twarzy wojny” („The Myriad Faces of War”) pisze, że legendy o ingerencji sił nadprzyrodzonych rodzą się w okresach wielkich zagrożeń. Są one wynikiem „pragnienia pewności, że jakaś siła – ziemska lub nadprzyrodzona – zawsze sprawi, że klęska zamieni się w zwycięstwo”. Bitwa Warszawska 1920 roku, podczas której M. Boska rzucała w Rosjan granatami, zakończyła jak na razie bezpośrednie interwencje mieszkańców niebios, chociaż wojen od tego czasu nie brakowało. Jeśli przyjąć za prawdę, że wiara (także na polu bitwy) czyni cuda, to wychodzi na to, iż przeżywamy jej kryzys. JANUSZ CHRZANOWSKI
22
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (39)
Wniebowzięcie Marii Dogmat o wniebowzięciu Marii głosi: „Oświadczamy, stanowimy i wyrokujemy, iż jest dogmatem objawionym przez Boga, że Niepokalana Maryja po zakończeniu ziemskiego życia wzięta została z ciałem i duszą do chwały niebieskiej”. Ogłoszony został 1 listopada 1950 roku przez papieża Piusa XII w konstytucji apostolskiej „Munificentissimus Deus” („Najszczodrobliwszy Bóg”). Aby podkreślić wagę jednego z najważniejszych artykułów wiary katolickiej i ostrzec wiernych przed lekceważeniem tej prawdy, w końcowej części tej definicji napisano: „Jeśliby ktoś – czego oby Bóg nie dopuścił – poważył się dobrowolnie przeczyć lub podawać w wątpliwość to, co orzekliśmy, niechaj wie, że całkiem odstąpił od Boskiej i katolickiej wiary”. W uzasadnieniu zaś tego dogmatu Pius XII dodał: „(...) prawda ta opiera się na Piśmie Świętym, głęboko jest wszczepiona w dusze wiernych, potwierdzona kultem kościelnym od najdawniejszych czasów, jak najbardziej zgodna z innymi prawdami objawionymi, staraniem teologów, ich wiedzą i mądrością wspaniale wytłumaczona i uzasadniona” (Ks. Witold Pietkun, „Maryja Matka Chrystusa”, s. 129). W swym uzasadnieniu papież odwołał się głównie do tekstów z Ewangelii Łukasza (1. 28, 42), Apokalipsy św. Jana (12. 1–2), Księgi Psalmów (132. 8; 45. 10, 14–16), Pieśni nad Pieśniami (3. 6, por. 4. 8; 6. 9), interpretacji teologów oraz tradycji – jako głównego źródła objawienia. Idea wniebowzięcia Marii jest następstwem dogmatu o niepokalanym poczęciu NMP. Kościół katolicki uczy bowiem, że Maria uniknęła skażenia grobu, ponieważ była wolna od dziedzicznego grzechu i sama nigdy nie zgrzeszyła. I dlatego właśnie, że nie podlegała skutkom grzechu, dostąpiła szczególnego przywileju – jako pierwsza osiągnęła zbawienie i została wniebowzięta. Przypomnijmy, że chociaż idea bezgrzeszności Marii została przez wielu uznana już w VII wieku, wciąż istniały spory dotyczące tego, kiedy Maria została uwolniona od grzechu. Dominikanie (za Tomaszem z Akwinu) uważali, że Maria została poczęta z grzechem pierworodnym, a oczyszczona – tuż przed swoim narodzeniem. Natomiast franciszkanie (za Dunsem Szkotem) twierdzili, że Maria była niepokalanie poczęta, czyli że od samego poczęcia została zachowana od grzechu. Kontrowersjom tym położył kres dopiero Pius IX, który po uzyskaniu zgody biskupów ogłosił ową doktrynę jako
dogmat. Nie uczynił tego jednak ani w oparciu o Pismo Święte, które nawet jednym słowem nie uczy o bezgrzeszności Marii i jej niepokalanym poczęciu (por. Rz. 3. 10, 23; 1 J 1. 8, 10), ani w oparciu o tradycję, bo historia dowodzi, że wielu czołowych przedstawicieli Kościoła rzymskiego odrzucało tę doktrynę. Uczynił to, opierając się wyłącznie na opinii biskupów i wiernych. Według Biblii, o prawdach wiary nie mogą jednak decydować ani kapłani, ani rzesze wiernych, lecz wyłącznie Słowo Boże. Przypomnijmy, że kiedy najwyższy kapłan Aaron, brat Mojżesza, uległ presji tłumu i pozwolił sporządzić złotego cielca, usłyszał od Mojżesza, że „sprowadził nań wielki grzech” (Wj 32. 21). To samo zatem można powiedzieć o Piusie XII. Tłumaczenie bowiem, że wierni i duchowieństwo – jak podaje papieskie uzasadnienie – domagali się od Stolicy Apostolskiej uroczystego orzeczenia prawdy o wniebowzięciu Marii, to żaden argument. Tym bardziej że wierzyć w coś bezpodstawnie, czyli bez jednoznacznego stanowiska Pisma Świętego, to kardynalny błąd i szczyt fanatyzmu. Podobnie należy ocenić organizowane w wielu częściach świata maryjne kongresy narodowe i międzynarodowe oraz krucjaty modlitw w intencji tegoż dogmatu. Niewątpliwie przedsięwzięcia te mogły świadczyć o dużej gorliwości wiernych, ale niestety – jak pisał apostoł Paweł – „gorliwości nierozsądnej” (Rz 10. 2, por. Ef 5. 17). Co ciekawe, w uzasadnieniu wniebowzięcia Marii nad świadectwo historii Pius XII przedłożył swoje własne, papieskie przeświadczenie. Stwierdził bowiem, że „świadectwa historyczne byłyby tu niewystarczające, gdyż prawda o cielesnym Wniebowzięciu jest tajemnicą wiary”, a „uchwalebnienia dziewiczego ciała Wielkiej Matki Boga żadna władza ludzka naturalnymi siłami poznać (...) nie mogła” (tamże, s. 152, 157). Nietrudno odgadnąć, dlaczego tak się stało. Wiadomo bowiem, że idea wniebowzięcia Marii pojawiła się dopiero na przełomie IV i V w. Z pierwszych czterech wieków nie zachowały się żadne ślady ani w tradycji apostolskiej, ani we wzmiankach historycznych o śmierci i grobie Marii. Dopiero w V wieku „zaśnięciem” Marii zainteresowano się
na Wschodzie. Początkowo więc wspomniana idea rozwijała się wyłącznie tam, a decydujący wpływ na jej upowszechnienie miały wierzenia ludowe – głównie apokryf z V wieku znany jako „Transitus Mariae”. Dodajmy, że aż do końca VI w. Zachód dystansował się od tej doktryny. Papież Gelazy I (492–496) odrzucił też wszelkie apokryfy mówiące o rzekomym wniebowzięciu Marii. I to właśnie tłumaczy, dlaczego Pius XII uznał, że „świadectwa historyczne byłyby tu niewystarczające”. Uznał tak, ponieważ tradycja apostolska i historia milczą na temat losów Marii, a nie dlatego, że „prawda o cielesnym Wniebowzięciu jest tajemnicą wiary”. Niestety, ilekroć jakiś katolicki dogmat jest jawnie sprzeczny z Biblią i zdrowym rozsądkiem, papiestwo zwykle tłumaczy to „tajemnicą wiary” oraz ludzkimi ograniczeniami – niewiedzą. Biblia ostrzega jednak zarówno przed tego typu spekulacjami, jak i dowolną interpretacją Pism (2 Tm 4. 4; 2 P 1. 20). Chociaż mówi o ludzkiej niewiedzy (por. Iz 55. 8; 1 Kor 13. 9,12), stwierdza, że prawdziwe tajemnice znane są jedynie Bogu (Pwt 29. 28). Innymi słowy: nie można zdogmatyzować czegoś, co nie zostało wyraźnie objawione (por. Am 3. 7). To zaś oznaczać może tylko jedno – że nikt nie musi wierzyć w coś, czego Biblia wyraźnie nie uczy, w tym przypadku we wniebowzięcie Marii, o którym Pismo Święte nie wspomina ani jednym słowem. Ten fakt potwierdza również „Podręczna Encyklopedia Biblijna”, w której czytamy: „(...) o dalszych Jej [Marii] losach milczą księgi natchnione, a również i tradycja historyczna zachowuje dyskretne milczenie. Nie wiemy więc, jak długo żyła Maryja po Wniebowstąpieniu Pana (...). O bliższych okolicznościach śmierci Maryi nie możemy dowiedzieć się nic pewnego. Apokryfom bowiem, których cały cykl pt. »Transitus Mariae« (»Śmierć Marii«) zajmuje się szczegółami »przejścia Maryi« z tej ziemi do nieba, nie możemy zaufać, gdyż nie odróżniają one prawdy historycznej od legendy” (t. II, s. 54). Jak zatem można wierzyć we wniebowzięcie Marii, skoro nawet o jej śmierci nie można powiedzieć „nic pewnego”, bo tradycja historyczna „milczy” na ten temat, a apokryfom nie można „zaufać”? Czyż można zatem wierzyć w coś, o czym bezpodstawnie „przeświadczony” był Pius XII, zwany „papieżem Hitlera”? Co zatem
z tekstami Pisma Świętego, które rzekomo mają uzasadniać dogmat o cielesnym wniebowzięciu Marii? Ani jeden tekst Biblii owej katolickiej „prawdy wiary” nie potwierdza. Pierwszy, z Księgi Psalmów, mówi bowiem o zaślubinach monarchy i królewskiej małżonce (45. 10, 14–16), a nie o Marii. Drugi nawiązuje do sprowadzenia Arki Przymierza i poświęcenia świątyni (132. 8). Nazywanie Marii Arką Przymierza jest absolutnie nie do przyjęcia. Podobnie jest z tekstami z Pieśni nad Pieśniami (3. 6; 4. 8; 6. 9–10), które wykorzystuje się dla zobrazowania wywyższenia Marii jako Królowej i Oblubienicy Niebieskiej, a które w rzeczywistości mówią o związku dwojga kochających się, oblubieńca i oblubienicy. Niektórzy interpretują ten związek jako obraz więzi Jahwe z Izraelem lub Chrystusa z Kościołem. Dosłowny język tej księgi nie daje jednak podstaw takiej interpretacji. Poza tym warto przypomnieć, że aż do końca I wieku n.e. (synod w Jabne) niektórzy uczeni żydowscy w ogóle kwestionowali kanoniczność tej księgi.
Ale teologowie katoliccy najczęściej odwołują się do słów „łaską obdarzona” i „błogosławionaś ty między niewiastami” (Łk 1. 28), tym bardziej że katolicki przekład używa w tym wersecie sformułowania „łaski pełna”. Zauważmy jednak, że również te słowa nic nie mówią o bezgrzeszności Marii czy też o jej wniebowzięciu. W przeszłości pochwalne peany często stosowano podczas uroczystych powitań. Jezus (ani żaden z apostołów) nigdy nie potwierdził szczególnego uprzywilejowania Marii. Bardzo często też Kościół papieski powołuje się na tekst z Apokalipsy św. Jana: „I ukazał się wielki znak na niebie: Niewiasta odziana w słońce i księżyc pod stopami jej, a na głowie jej korona z dwunastu gwiazd; A była brzemienna, i w bólach porodowych i w męce rodzenia krzyczała” (12. 1–2). Co prawda
w przypisach do tego tekstu w Biblii Tysiąclecia przyznaje się, że „jest to symbol ludu Bożego obu Testamentów”, ale jednocześnie dodano tam również, że „jego konkretną przedstawicielką jest Maryja, rodząca historycznego Chrystusa”. Co więcej, czytamy tam również, że „część tradycji upatrywała tu tylko Marię”. Jeszcze papież Pius IX i jego następcy po Piusa XII w niewieście tej widzieli przede wszystkim obraz wniebowziętej Marii jako Królowej Nieba. Mimo że obecnie wielu katolickich egzegetów uznaje taką interpretację za fałszywą, Kościół jednak nadal się nią posługuje, czego potwierdzeniem jest nie tylko wyżej przytoczony przypis, ale również obrazy przedstawiające Marię w ten właśnie sposób. Kogo zatem przedstawia apokaliptyczna niewiasta? Gdy weźmie się pod uwagę symbole występujące w Starym Testamencie: podobieństwo do snu Józefa (Rdz 37. 9–11), jak też obrazy niewiasty „w bólach porodowych” i Izraela jako oblubienicy Boga (Iz 26. 15–18; 54.1; 62. 5; 66. 7–10; Jr 3. 12–13; 4. 31; 6. 22–24; 30. 5–7; Oz 2. 18, 21–23; Mi 4. 8–10; 5. 1–2), trzeba stwierdzić, że tekst Apokalipsy całkowicie wyklucza tu jakikolwiek sens mariologiczny, wyraźnie natomiast wskazuje na losy narodu żydowskiego, z którego miał narodzić się Mesjasz. Niewiastą odzianą w słońce nie jest więc Maria, ale Izrael (por. Ap 12. 17; 7. 4). Kościół katolicki przytacza jednak jeszcze inny dowód na uwielbienie Marii. Ma nim być święto Wniebowzięcia NMP, które rzekomo obchodzono już od najdawniejszych czasów w dniu 15 sierpnia. Jednak i ten argument nie jest przekonujący. Jak już wspomnieliśmy, włączenie Marii do obrzędów liturgicznych nastąpiło dopiero w V wieku, i to najpierw na Wschodzie. Początkowo też w dniu 15 sierpnia odbywały się nabożeństwa ku czci męczenników, a nie Marii. Według Marcina z Tours (zm. 594 r.), Kościół w Galii obchodził Święto Wniebowzięcia 18 stycznia. Dopiero w drugiej połowie VII w. Kościół rzymski pod wpływem Kościoła wschodniego wprowadził Święto Zaśnięcia NMP w dniu 15 sierpnia. Tak więc i ten argument jest bezzasadny. Jak zatem widzimy, „prawda” o wniebowzięciu Marii nie ma nic wspólnego z objawieniem Bożym. Nie opiera się przecież ani na tzw. tradycji apostolskiej, ani na Piśmie Świętym, a jedynie na dowolnym wykładzie pewnych tekstów biblijnych, legendach, spekulacjach i domysłach. Nie jest więc tak, że kto zaprzecza wniebowzięciu Marii, „odstąpił od Boga”; odstąpił jedynie od „katolickiej wiary”, która niewiele ma wspólnego z „wiarą, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Judy 3). BOLESŁAW PARMA
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r. Mamy 46 prezbiterów, 7 diakonów, 7 subdiakonów, 42 akolitów, 52 egzorcystów, lektorów i odźwiernych, a także ponad 1500 wdów i biedaków – w ten sposób w połowie III w. „papież” Korneliusz chwali się potęgą Kościoła rzymskiego w liście do biskupa Antiochii. Fragment ten jest dość często przytaczany dla charakterystyki ówczesnego Kościoła oraz samego „papieża” – a jednak na ogół bez wdów i biedaków, którzy dziś wydają się kłopotliwym miernikiem potencjału Kościoła. Dziś Kościół to hierarchia i kler. Dlaczego u jego początków wielkość Kościoła mierzono liczbą ofiar losu? Struktury władzy Kościoła od samego początku budowane były na nieszczęściu ludzkim, na nieszczęśnikach, których uczono pogardy do tego świata i wpajano nadzieję na lepszy świat w niebie. Chrześcijaństwo nie mogło więc wyrosnąć w oparciu o ludzi zadowolonych z życia i szczęśliwych – dlatego wcześni papieże chwalili się tym, ile „mają” wdów. Dwuletni „pontyfikat” Korneliusza (251–253) przeorany został kolejną awanturą pomiędzy „papieżami” (z biskupów Rzymu obranych równolegle ten słabszy uznawany był za „antypapieża”). Tym razem rzecz dotyczyła lapsi, czyli chrześcijan „upadłych”. Upadłych w wierze w wyniku prześladowań cesarskich. Były ich całe legiony. Dziedzictwo lapsi wiązało się ze wzmożeniem prześladowań za panowania cesarza Decjusza (249–251). Lata wcześniejsze, do 211 r., stanowiły dla chrześcijan okres tolerancji i prosperity, dlatego działania Decjusza ich zaskoczyły. Ponieważ cesarstwo znalazło się w trudnym położeniu ze względu na nasilające się ataki Germanów, władza potrzebowała maksymalnego zaangażowania w celu odparcia niebezpieczeństwa. Rosnące w siłę chrześcijaństwo nie tylko nie wykazywało zrozumienia dla tej sytuacji, ale i podkopywało siły imperium poprzez wystąpienia chrześcijańskich lekkoduchów. Apologeci chrześcijańscy – mimo tolerancji ze strony władz – nazywali Rzym zgromadzeniem demonów oraz nowym Babilonem, a chrześcijańskich żołnierzy wzywali do porzucania wojska. Głosili przy tym pogląd, że chrześcijanie są „trzecią rasą” obok pogan i Żydów. Pozwalali sobie na hasła o Chrystusie potężniejszym niż jakikolwiek cesarz, urzędnicy, senat i lud rzymski. Biskup Cyprian przekonywał, że Rzym powstał ze schroniska złoczyńców i rozbójników.
W odpowiedzi na tego rodzaju antypaństwowe hasła cesarz – w obliczu groźby batalii zewnętrznej – postanowił rozprawić się z wewnętrzną „V kolumną”. Rozpoczęły się aresztowania chrześcijan, a urzędników dworskich wyznających chrześcijaństwo stracono. Zginął wtedy „papież” Fabian – bodaj pierwszy, co do którego można przyjąć, że zginął w czasie prześladowań chrześcijan, choć w rzeczywistości nie został umęczony ani stracony, lecz zmarł w więzieniu. Następnie przyszła szeroko zakrojona akcja ogólnonarodowej ofiary dla przebłagania bogów pogańskich. Na podstawie edyktu cesarskiego z połowy 250 roku każdy mieszkaniec państwa został zobowiązany do złożenia im ofiary (choć nie musiał rezygnować ze swojej wiary). W każdej miejscowości powołano specjalne komisje
OKIEM SCEPTYKA W 251 r. można już było przystąpić do wyboru „papieża”. Nowacjanowi wydawało się naturalne, że on, faktycznie reprezentujący w okresie „bezkrólewia” rozpierzchniętą owczarnię, winien stanąć na czele. Miał wszelako jedną zasadniczą wadę: „upadek” w okresie prześladowań oznaczał dla niego faktyczną apostazję, a za chrześcijan uznawał tylko tych, którzy wytrwali. Kościoła nie buduje się jednak na sentymentach, bo sentymenty nie dają władzy wynikającej z masy. Biskupi chcieli zdobyć masy i podbić Imperium. Nawet fanatyczny Tertulian odgrażał się władzy, strasząc, że chrześcijan jest dużo, a przecież nawet małej grupie ludzi wystarczyłaby tylko jedna noc i kilka pochodni... Nowacjan ostatecznie odpadł, a wygrał „liberał” Korneliusz.
świętego” przekazuje Euzebiusz z Cezarei w „Historii kościelnej”, 6,43,1 i n.). Dalej św. Korneliusz głosił urbi et orbi, że już przed chrztem gnębiły Nowacjana złe duchy, od których uwalniali go pracowicie chrześcijańscy egzorcyści: „Szatan (...) mieszkał w nim przez długi czas”. To oczywiście – według Korneliusza – nie mogło pozostać bez wpływu na zdrowie duchowe „pacjenta”. Zarzucał też Nowacjanowi, że udzielając komunii swoim zwolennikom, chwytał ich za ręce i mówił: „Przysięgnij na Krew i na Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa, że mnie nigdy nie opuścisz i nie wrócisz do Korneliusza”. Wierny – zamiast odpowiadać „Amen” – miał mówić: „Nie wrócę nigdy do Korneliusza” (Euzebiusz, op.cit., 6,43,6 i n.). Trudno jest rozstrzygnąć, czy Korneliusz wymyślał
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (3)
Wdowy Korneliusza ofiarnicze, które czuwały nad przebiegiem ceremonii i wydawały zaświadczenia po ich odprawieniu. Ktoś, kto nie posiadał zaświadczenia, mógł popaść w spore tarapaty. I znów nabrały mocy słowa Tertuliana, który nazwał starszyznę chrześcijańską „lwami w czasie pokoju i jeleniami w czasie walki”. Władysław Dziewulski w swojej pracy „Zwycięstwo chrześcijaństwa w świecie starożytnym” pisze, że „liczba odstępców była wielka”. Niestety, chętnych do męczeństwa – niewielu. Dlatego święty Cyprian ubolewa, że Kościół Hiszpanii nie może poszczycić się żadnym męczennikiem tego okresu, a nadto dwóch biskupów splamiło się „upadkiem”: jeden przekupił urzędnika cesarskiego i za łapówkę nabył zaświadczenie, drugi faktycznie złożył ofiarę bogom pogańskim. Gdzie indziej nie było wiele lepiej. Akcja nie wykrwawiła zatem szeregów chrześcijańskich, na co cesarz być może liczył, zwiedziony buńczucznymi zniewagami apologetów. Chrześcijanie okazali się „jeleniami” i karnie stanęli w kolejkach po zaświadczenia pogańskie, zaś wojowniczy Kościół po szybkim uspokojeniu sytuacji w cesarstwie stanął wobec legionów „upadłych”, którzy po przywróceniu spokoju znów zapukali do siedzib sprzedawców zaświatowej nadziei. W okresie prześladowania gmina rzymska nie obierała „papieża”, więc po śmierci biskupa w 250 r. nastał dwuletni okres sede vacante. Kościołem rzymskim kolektywnie zarządzali wówczas prezbiterzy, w imieniu których występował cieszący się największym autorytetem Nowacjan, według kardynała Danielou – „pierwszy wielki pisarz łaciński Rzymu”.
Kampania Korneliusza przeciwko faworytowi Nowacjanowi była pełna obelg i pomówień. Korneliusz nazywał go dogmatykiem, człowiekiem cwanym i przebiegłym, pełnym złości, zbrodniczym, tudzież bestią chytrą i złą oraz pomawiał go o nienasyconą chciwość, jadowitą chytrość węża, przebiegłość i fałsz, kłamstwo i krzywoprzysięstwo. Jeszcze większa kampania nienawiści pomiędzy wielebnymi rozegrała się wówczas, gdy obaj jednocześnie zaczęli uznawać się za biskupów. Nie wszyscy bowiem poszli za Korneliuszem, a kilku biskupów okolicznych gmin chrześcijańskich poparło Nowacjana. Stali za nim również „rygoryści” z Galii, Afryki i Azji Mniejszej. Popierał go też biskup Antiochii. Ze zdwojoną siłą ruszyła kampania oszczerstw, przy której „dziadek z Wehrmachtu” oraz inne kreacje Jacka Kurskiego, które „ciemny lud kupi”, wydają się kurtuazyjne. Korneliusz informował bowiem wiernych, że Nowacjan pojawił się „jako biskup między ludem, nagle, jak ciśnięty przez katapultę”, ale wcześniej, „oszukańczo posługując się zmyśleniami”, zwabił do Rzymu „trzech biskupów, ludzi nieokrzesanych i naiwnych”, kazał ich zamknąć „kilku ludziom ze swej zgrai, którzy po to byli najęci, a o godzinie czwartej po południu, gdy już byli odurzeni i chwiali się na nogach, przymusił ich siłą przez wmówione i nieważne nałożenie rąk do przyznania mu biskupstwa. I to nienależne mu biskupstwo utrzymuje intrygą i chytrością” (powyższe słowa „ojca
obelgi pod adresem Nowacjana na swoim – wyraźnie niższym – poziomie intelektualnym, czy też ówcześni chrześcijanie spierali się ze sobą niczym dzieci o piaskownicę. Wyniosłe kpiny Celsusa z infantylizmu ówczesnych chrześcijan są jednak bardzo wymowne. Że Nowacjan był dogmatykiem, nie należy wątpić, ale jakże żałośnie w kontekście obu życiorysów
23
prezentują się zarzuty, które „papież” stawiał swojemu konkurentowi – okazał się on jakoby chciwym tchórzem oraz wyparł się swojej wiary w czasie prześladowań. Hagiograficzny męczennik św. Korneliusz umarł w istocie śmiercią naturalną w Civitavecchia. Nowacjan zaś zginął w 258 r. jako męczennik. Zanim jednak do tego doszło, Korneliusz postanowił sformalizować swoje wyzwiska pod adresem Nowacjana. W 251 r. zwołano synod, który zgromadził sześćdziesięciu pięciu biskupów. Ekskomunikowano wówczas Nowacjana i jego zwolenników, którzy nazywali siebie katarami. Nie różnili się w wierze – wymagali jedynie, aby odstępcy, którzy chcą ponownie zostać chrześcijanami, przeszli znów przez chrzest. „Papież” głosił zaś, że jego łódź jest „pojemna jak arka Noego” i nie kłopotał apostatów zbędnymi formalnościami i ceremoniami. Odtąd już na stałe postulaty „czystego” moralnie chrześcijaństwa uchodzą za sekciarskie (Euzebiusz nazywa zwolenników Nowacjana sektą „czystych”). Nawet samo słowo czyści – katharoi – z czasem utożsamiono ze słowem heretyk (kacerz od katharos). Papież Korneliusz dosłużył się z czasem rangi patrona bydła rogatego i w ikonografii często przedstawiany bywa z rogiem do picia. Nie towarzyszyła temu zapewne żadna poważniejsza refleksja teologiczna – ot, po prostu wykorzystano etymologię jego imienia (cornu – róg) i zrobiono zeń chrześcijańskiego opiekuna rogacizny. Nadto w zestawie patronów figuruje jako święty specjalista ds. padaczki, skurczów, nerwobólów tudzież przypadłości laryngologicznych. Istniejące współcześnie stowarzyszenie wojujących chrześcijan – Chrześcijańskie Stowarzyszenie Wojskowe „Korneliusz” – nie odwołuje się wprawdzie do tego świętego, lecz do innego św. Korneliusza – centuriona rzymskiego – jednak i nasz papież mógłby pełnić tu rolę świętego patrona, gdyż od czasów średniowiecza zaczął być czczony jako „Marszałek Boga”, militarny święty pokazywany z mieczem. Wedle pism poświęconych, to on jest odpowiedzialny za zaczarowanie rzymskiego legionu w kamienie w bretońskiej miejscowości Carnac. Konkurencyjne legendy przypisują ten wyczyn Merlinowi albo św. Korneliuszowi centurionowi. W rzeczywistości piękna i równa aleja ok. 3 tys. menhirów, kromlechów i dolmenów w Carnac – największa tego rodzaju „kolekcja” megalityczna na świecie – powstała w czasach przedceltyckich. Ale co „ciemny lud kupił”, to „ad maiorem Dei gloriam”... MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Ziołem w serce Choroby serca to w dzisiejszych czasach istna epidemia. Zwłaszcza w krajach wysoko rozwiniętych powodują więcej zgonów niż inne dolegliwości razem wzięte. Kilka z nich, takie jak nadciśnienie tętnicze lub choroba wieńcowa, zyskało nawet miano chorób cywilizacyjnych. Jakie są przyczyny dolegliwości naszego układu sercowo-naczyniowego? Analizując statystyki, zauważymy, że choroby te o wiele częściej dotykają społeczeństwa wysoko rozwinięte. Ludzi, którzy prowadzą wygodne i dostatnie życie. Ludzi poruszających się własnymi samochodami, spędzających godziny przed komputerami i telewizorami, mających stresującą i wyczerpującą pracę. Bez wątpienia nasz obecny tryb życia jest ściśle związany z dolegliwościami opisanymi w dalszej części. Zapominamy o tym, że tak jak i inne zwierzęta jesteśmy zaprogramowani do codziennego wysiłku i intensywnej aktywności fizycznej. Bez tych czynników nadmiar spożywanych przez nas pokarmów zaśmieca i zapycha nasze jelita oraz żyły, powodując wiele chorób słusznie nazwanych cywilizacyjnymi.
Jak się leczyć? Jeśli zauważymy u siebie dolegliwości ze strony układu krążenia, powinniśmy zgłosić się do lekarza, który po specjalistycznych badaniach określi stopień zaawansowania schorzenia i zadecyduje, czy aby nie nadszedł czas na interwencję chirurga. Jeśli mamy nieco szczęścia i zareagujemy odpowiednio wcześnie, będziemy mogli podjąć leczenie farmakologiczne. ! ! ! Poniżej przedstawię Państwu najczęstsze dolegliwości układu krążenia i zaproponuję leczenie odpowiednimi mieszankami ziołowymi. Przedstawię także zalecenia żywieniowe oraz zasady właściwego trybu życia przy danym schorzeniu.
Nadciśnienie tętnicze Jest to bardzo powszechna dolegliwość dopadająca w pewnym wieku ponad połowę populacji. W 95 proc. przypadków nie wiadomo, jaka jest jego przyczyna. Tylko 5 proc. można określić jako nadciśnienie spowodowane na przykład chorobami nerek czy nadczynnością tarczycy. Pierwszymi jego zwiastunami są często bóle głowy (najczęściej w okolicy potylicy), krwawienie z nosa, zawroty głowy i szybsze zmęczenie podczas wysiłku. Często pierwszym poważnym objawem jest pogorszenie widzenia. Nieleczone nadciśnienie może doprowadzić do uszkodzenia
siatkówki oka, zawału serca czy udaru mózgu. Ponadto nadciśnienie przyspiesza rozwój zmian miażdżycowych w tętnicach oraz doprowadza do niewydolności nerek. Aby leczenie tej dolegliwości było skuteczne, należy zastosować się do pewnych wskazówek dotyczących naszego trybu życia i odżywiania. Zaleca się więc: ! obniżenie masy ciała, co ma bardzo istotne znaczenie w leczeniu nadciśnienia tętniczego – dotychczasowe badania dowodzą, że u chorych z nadciśnieniem i 10-procentową nadwagą obniżenie masy ciała o 5 kg powoduje obniżenie ciśnienia oraz korzystnie wpływa na zmniejszenie ryzyka zachorowania; ! ograniczenie spożycia alkoholu do minimum lub wyeliminowanie go całkowicie; ! zaprzestanie palenia tytoniu w jakiejkolwiek postaci; ! regularne ćwiczenia fizyczne o umiarkowanym natężeniu, najlepiej szybki spacer lub pływanie – minimum 3, 4 razy w tygodniu przez 30–40 minut; ! zmniejszenie spożycia soli kuchennej; ! eliminację tłustych i ciężkostrawnych potraw, a zastąpienie ich rybami, warzywami i owocami. Skutecznym sposobem walki z nadciśnieniem jest przyjmowanie zestawów mieszanek ziołowych o wielokierunkowym działaniu. Zestaw 1 Przygotowujemy po 50 gramów: kwiatu głogu, zmiażdżonych owoców głogu, zmiażdżonych owoców dzikiej róży. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy. 1 łyżkę mieszanki zalewamy 1 szklanką wrzącej wody, doprowadzamy do wrzenia, odstawiamy pod przykryciem na 15 minut, przecedzamy. Całość naparu pijemy łykami w ciągu dnia. Kurację prowadzimy przez 3, 4 miesiące. Mieszankę tę stosujemy w pojawiających się nagle objawach napadowych skoków nadciśnienia. Zestaw 2 Przygotowujemy po 20 gramów: kwiatów bzu czarnego, owoców papryki słodkiej, jaskółczego ziela, ziela barwinka małego, ziela ruty ogrodowej; 80 gramów zmiażdżonych owoców głogu. Wszystkie składniki mieszamy. 1 łyżkę mieszanki zalewamy 1 szklanką wrzącej wody, doprowadzamy do wrzenia, odstawiamy pod przykryciem na 15 minut,
przecedzamy. Napar pijemy łykami w ciągu dnia. Mieszanka ta wskazana jest głównie w nadmiernej kruchości naczyń krwionośnych. Zestaw 3 20 gramów wyciągu z głogu, po 10 gramów wyciągu z owoców jemioły, korzenia kozłka lekarskiego i grzybienia białego. Wszystkie składniki łączymy ze sobą i wstrząsamy. Stosujemy 3, 4 razy dziennie po 30–40 kropel. Nalewka taka reguluje ciśnienie, znosi dodatkowo uczucie lęku i niepokoju. Zestaw 4 20 gramów morszczynu pęcherzykowatego, 30 gramów ziela jemioły, po 25 gramów: ziela skrzypu polnego, zmiażdżonych owoców głogu. Wszystkie składniki mieszamy. 1 łyżkę mieszanki zalewamy 1 szklanką wrzącej wody, doprowadzamy do wrzenia, odstawiamy pod przykryciem na 15 minut, przecedzamy. Pijemy rano i wieczorem po 1 szklance świeżo przygotowanego naparu.
Choroba wieńcowa O chorobie wieńcowej, zwanej też niewydolnością wieńcową, mówi się wtedy, gdy dochodzi do zachwiania równowagi pomiędzy dopływem krwi do mięśnia sercowego a jego potrzebami. Najczęściej zaburzenie takie jest skutkiem zmniejszenia przekroju jednej z tętnic wieńcowych spowodowanego zmianami miażdżycowymi. W pierwszym okresie choroba często przebiega bezobjawowo. Kiedy jednak zwężenie światła tętnicy przekroczy pewne granice, mogą pojawiać się dolegliwości bólowe w okolicy serca. Bóle te, zwane bólami dławicowymi lub dusznicą, mogą występować zarówno raz na kilka dni, jak i kilka razy w ciągu dnia. Charakteryzują się rozprzestrzenianiem się od serca do lewego ramienia z towarzyszącym im uczuciem strachu oraz mocnym biciem serca. Twarz chorego jest blada, zapadnięta, poci się on kleistym potem, ręce i nogi ma zziębnięte. Kiedy atak minie, chory oddaje dużą ilość bladego moczu. Ataki dusznicy nękają najczęściej osoby tęgie podczas snu. Trwają od kilku do kilkunastu minut i samoistnie przechodzą po krótkim odpoczynku lub po zażyciu leków. Dochodzi do nich z powodu nagłego zamknięcia światła tętnicy wieńcowej, co może prowadzić do martwicy mięśnia sercowego, zwanej zawałem serca. Zawsze więc w wypadku silnych i dłużej trwających bólów należy podać zalecone środki rozszerzające naczynia wieńcowe, przeciwbólowe i uspokajające oraz porozumieć się z lekarzem. To on zadecyduje, co dalej robić.
Choroba wieńcowa i będący często jej konsekwencją zawał są najczęstszą przyczyną zgonów w Polsce. Co roku zapada na nią około 100 tys. osób (głównie mężczyźni); 40 proc. spośród tych osób umiera w ciągu roku od zdiagnozowania. Najbardziej zagrożone chorobą wieńcową są osoby nałogowo palące, mające podwyższone ciśnienie krwi, chore na cukrzycę i osoby z wysokim poziomem cholesterolu. W czasie ataku kładziemy choremu w okolicy serca, na ciemię i łydki kompresy z gorącej wody, które zmieniamy co 5 minut. A oto przepisy na mieszanki ziołowe skutecznie zwalczające chorobę wieńcową: Zestaw 1 10 gramów ziela ruty ogrodowej, liści melisy lekarskiej, ziela serdecznika; 20 gramów ziela macierzanki piaskowej; 30 gramów ziela srebrnika. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy. 1 łyżkę mieszanki zalewamy 1 szklanką wrzącej wody, odstawiamy pod przykryciem na 15 minut, przecedzamy. Całość naparu pijemy w 3 porcjach w ciągu dnia. Zestaw 2 Po 30 gramów: korzenia piwonii ogrodowej, korzenia kozłka lekarskiego, ziela serdecznika; po 70 gramów kwiatu głogu i owoców jemioły. Wszystkie składniki mieszamy. 2 łyżki mieszanki zalewamy 2 szklankami wrzącej wody, doprowadzamy do wrzenia, odstawiamy pod przykryciem na 15 minut, przecedzamy. Całość naparu pijemy małymi łykami w ciągu dnia. Zestaw 3 Po 40 gramów: owoców jemioły, kwiatu głogu; po 10 gramów: ziela skrzypu polnego, korzenia kozłka lekarskiego. Składniki mieszamy. 2 łyżki mieszanki zalewamy 2 szklankami ciepłej, przegotowanej wody, odstawiamy na 10 godzin, przecedzamy. Całość maceratu pijemy małymi łykami w ciągu dnia. Aby wspomóc leczenie, konieczna jest właściwa dieta. Należy wykluczyć z jadłospisu mięso i jego przetwory oraz słone ryby wędzone. Mleko można pić tylko zsiadłe, choć najlepiej z niego zrezygnować. W okresie pogorszenia stanu zdrowia trzeba unikać posiłków i nadmiernej ilości płynów po godzinie 19. Dobrze jest przez dwa dni co 2 tygodnie stosować głodówkę, opisaną przeze mnie tydzień temu – pijąc jedynie wodę mineralną z miodem lub sokiem z cytryny.
Nerwica serca Jest to dolegliwość o objawach zbliżonych do choroby wieńcowej, jednak jej podłoże jest zupełnie
inne. Zaburzenia nerwicowe to najczęściej występująca grupa schorzeń o podłożu psychicznym. Szacuje się, że na zaburzenia lękowe cierpi co piąty Polak – czyli blisko 8 milionów osób. Najczęstsze objawy to uczucie lęku i niepokoju. Objawami, które można wiązać z nieprawidłową pracą serca, są bóle w okolicy klatki piersiowej (w postaci kłucia) oraz drętwienie rąk. Mogą być one podobne do objawów choroby wieńcowej, ale jest między nimi zasadnicza różnica. Otóż przy wysiłku fizycznym bóle wieńcowe nasilają się. Bóle nerwicowe natomiast nie mają związku z wysiłkiem, a wręcz potrafią podczas niego ustąpić, ponieważ nasz umysł na tę chwilę odstresowuje się. Dla nerwicy serca typowe jest uczucie przewlekłego zmęczenia. Chorzy często skarżą się też na uczucie duszności (zwłaszcza w zamkniętych pomieszczeniach). Jak już napisałem, to schorzenie dotyka ludzi wrażliwych, podatnych na destruktywne działanie stresu. Leczenie ich będzie więc ukierunkowane na uspokojenie, wyciszenie i odzyskanie wewnętrznego spokoju. Zestaw 1 Po 20 gramów: korzenia kozłka lekarskiego, ziela ruty ogrodowej, ziela srebrnika, ziela tysiącznika, liści melisy lekarskiej i korzenia biedrzeńca mniejszego. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy. 1 łyżkę mieszanki zalewamy 2 szklankami zimnej wody, doprowadzamy do wrzenia, gotujemy pod przykryciem na małym ogniu 30 minut, odstawiamy na 15 minut, przecedzamy. Całość odwaru pijemy w 3 porcjach w ciągu dnia. Stosujemy go u osób nadpobudliwych i wrażliwych. Zestaw 2 Po 20 gramów: ziela serdecznika, korzenia kozłka lekarskiego, kwiatu lawendy, owoców kminku, owoców kopru włoskiego. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy. 1 łyżkę mieszanki zalewamy 1 szklanką wrzącej wody, doprowadzamy do wrzenia, odstawiamy pod przykryciem na 30 minut, przecedzamy. Całość naparu pijemy w 3 porcjach w ciągu dnia. Mieszanka wskazana dla osób nadpobudliwych z zaburzeniami trawienia. Zestaw 3 100 gramów ziela serdecznika. Po 50 gramów ziela melisy lekarskiej, kwiatu rumianku pospolitego lub kwiatu tysiącznika. Składniki mieszamy. 2 łyżeczki do herbaty mieszanki zalewamy 1 szklanką wrzącej wody, doprowadzamy do wrzenia, odstawiamy pod przykryciem na 30 minut, przecedzamy. Całość naparu pijemy w 3 porcjach w ciągu dnia. Taki napar uspokajający powinny pić osoby podlegające silnym stresom. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
25
GŁASKANIE JEŻA
Sztandar wyprowadzić Bojówki Jarosława Kaczyńskiego, które pojęcie „solidarność” rozumieją jako ślepe poparcie PiS, pokazały swoją siłę, tupiąc, gwiżdżąc, rzucając obelgi i plując nienawiścią. W takiej atmosferze odbył się pogrzeb trzydziestoletniej panny „S”. To miały być wielkie obchody wielkiego zwycięstwa wielkiego zrywu narodowego. Widziałem twarz tego „zwycięstwa”: była poorana bruzdami bólu, rozpaczy i lat. Twarz Tadeusza Mazowieckiego egzemplifikowała klęskę. W rocznicę wiktorii. Kilka minut wcześniej Kaczyński zarzucił mu (także Geremkowi), że chciał poddać strajk. Na co jego bohaterski brat Lech nie pozwolił. I nic się po tym niewyobrażalnym kłamstwie nie stało. Niebiosa nie pociemniały z gniewu, piorun nie strzelił, mówcy nie wyrósł półmetrowy nos ani nawet pypeć na języku. Swoje przemówienie duce cynicznie kończył tak: „Nie można ludzi oszukiwać. Trzeba ludziom mówić tak, jak jest. Nie wolno zmieniać znaczenia słów, bo często się z tym spotykamy, także na tej sali”. Patrzcie Państwo, toż wódz, w jakiś pokrętnie drański sposób, zacytował Tuwima, sam chyba nie bardzo wiedząc, co czyni: Lecz nade wszystko słowom naszym, Zmienionym chytrze przez krętaczy, Jedyność przywróć i prawdziwość: Niech prawo zawsze prawo znaczy, A sprawiedliwość – sprawiedliwość. ! ! !
Zjazd „Solidarności” w rocznicę Sierpnia przeistoczył się w wiernopoddańczą manifestację poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego. Ruch, który kiedyś wyrósł ze sprzeciwu wobec kierowniczej roli jednej partii i jedynie słusznej ideologii, teraz, po 30 latach, sam tę kierowniczą rolę uznał i sobie narzucił. Zwróćcie uwagę na semantykę słowa solidarność. Słownik języka polskiego mówi, że to „poczucie wspólnoty i współodpowiedzialności, jedność, brak podziałów”. 30 lat temu dziesięć milionów Polaków tak to właśnie rozumiało i z tego czerpało radość. Ale tej radości i tej wspólnoty było coraz mniej. Poczucie solidarności zastępowało rozczarowanie kłótniami, podziałami, zazdrościami, resentymentami i gniewem. W roku 1989 dumna „S” liczyła już tylko nieco ponad milion członków. Dziś kadłubowy związek Śniadka jest kompletnym zaprzeczeniem tamtych sierpniowych ideałów i samej słownikowej definicji pojęcia. Bo to już nawet nie jest związek. Nawet nie przybudówka, ale bojówka PiS i przyboczna, często zbrojna w płonące opony gwardia Jarosława Kaczyńskiego. Podczas poniedziałkowego zjazdu wszystko było precyzyjnie rozpisane na... głosy nienawiści, wycie, tupanie i buczenie. „Mimo dramatycznej sytuacji wewnętrznej, niezależnie od tego, czy ktoś był bezpartyjny, ateistą, konserwatywny czy był góralem. Wszyscy
tym roku w Olecku z okazji Bożego Ciała spotkali się kardynał Glemp, biskup Mazur z Ełku i burmistrz Olecka Wacław Olszewski. Z tej okazji powstał projekt zmiany w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego... Dwanaście atrakcyjnych działek wypoczynkowo-rekreacyjnych nad jeziorem, położonych na terenie zwanym Szyjką, miało być przekazanych pod budowę nowego kościoła i ośrodka „charytatywno-oświatowego”. Zauważmy, że ośrodek zawsze musi się obłudnie nazywać „charytatywny”. Gdyby działki wystawiono na przetarg, ich cena wywoławcza wynosiłaby około 800 tys. zł, co wynika z cen wcześniej sprzedanych czterech działek sąsiednich. I miasto miałoby sporo grosza, m.in. na cele charytatywne. Pod koniec czerwca radni mieli zdecydować o przekazaniu gruntu Kościołowi, lecz dwa dni przed sesją rady Zbigniew Kaczmarek, przewodniczący RACJI Polskiej Lewicy w Olecku, złożył wniosek o przeprowadzenie referendum lokalnego w powyższej sprawie. Mimo to głosowanie się odbyło, ale radni odrzucili wniosek burmistrza. W dniach 23–25 lipca odbywały się uroczystości 450-lecia miasta Olecka. Na rynku ustawiono stoisko RACJI i zbierano podpisy poparcia dla wniosku o referendum. Tym
W
bez wyjątku, którzy mieli elementarne poczucie rzeczywistości, uczestniczyli w tym święcie, stając się z godziny na godzinę lepszymi ludźmi” – mówił Tusk, a słowom jego towarzyszyła eksplozja nienawiści sali. Tak jakby powiedział coś, co nie mieści się w głowie. A może tych ludzi takie słowa rzeczywiście przerastają? Może obrażają? Natomiast gdy Kaczyński „płakał” nad swoim bratem – „Wiem, że gdyby nie tragiczna, przedwczesna śmierć, byłby tutaj, przemawiałby tutaj. Sądzę, że miałby bardzo, bardzo wiele do powiedzenia. Nie ma go już wśród nas” – sala krzyczała ni z gruchy, ni z pietruchy „Brawo!”. Bo tak zaplanowano. Bo miało być plucie na jednych i błogosławienie innych. Bez względu na kontekst i treść wypowiadanych kwestii. Nie zaplanowano tylko jednego. Nie przewidziano, że precyzyjny seans nienawiści zakłóci, że plany pokrzyżuje legendarna tramwajarka z Gdańska. Ta sama, która 30 lat temu zatrzymała tramwaj nr 15, a za chwilę całą komunikację Trójmiasta. Ta sama, która 30 lat temu uratowała gasnący strajk. Henryka Krzywonos najpierw w ostrych słowach zbeształa wodza PiS, a potem – przekrzykując gwizdy i buczenia – mówiła:
„Ja jestem zwykłą kobietą, jakbym miała kogoś obrazić, to z góry przepraszam. Krew mnie jaśnista zalewa, jak słyszę te słowa. To obraża nas wszystkich. Na tej sali są ludzie z PiS-u, których szanuję, ale są też ludzie z Platformy, i nie pozwolę siebie zakrzyczeć. Po trzydziestu latach powiem to, co mam do powiedzenia. Wy wygwizdujecie
człowieka, który wtedy pracował dla was, z wami. Jest waszym kolegą”. Gdy Krzywonos wypowiadała te słowa, obiektywy kamer zbliżyły twarz posłanki Jolanty Szczypińskiej. Była antytezą twarzy Mazowieckiego. Emanowała z niej ironia i pogarda. I radość bycia częścią wspólnoty... motłochu. Twarz Szczypińskiej
to właśnie dzisiejsza morda hałastry, która dawno temu utraciła prawo nazywania siebie „Solidarnością”. 20 lat temu (proszę, też okrągła rocznica) ostatni sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej podczas ostatniego zjazdu tejże powiedział słynne słowa: „Sztandar wyprowadzić”. Bo tamci – „komuszy” działacze zachowali wówczas przynajmniej tyle przyzwoitości i rozsądku, by zrozumieć, że są już tylko wspomnieniem, bezpowrotnie minionym okresem historii. Niestety, dziś w „S” nie ma kto wypowiedzieć słów podobnych. No bo kto miałby to niby zrobić? Przecież nie „związkowiec” Śniadek z pensją 16 tysięcy złotych; przecież nie chory na popularność zadymiarz Guzikiewicz. ! ! ! „Jesteś głupią babą” – takimi słowami plunął w twarz Henryce Krzywonos (po jej emocjonalnym przemówieniu) poseł PiS Andrzej Jaworski (w roku 1980 miał 10 lat). W pewnym sensie ma rację. Pewnie, że głupia. Mądrzy już dawno się ustawili i solidarnie wiedzą, gdzie tak naprawdę stoją związkowe konfitury. A nie, jak Henia, wychowują w rodzinie zastępczej kilkanaścioro cudzych bachorów. MAREK SZENBORN
Co się dzieje w Olecku? razem pytanie dotyczyło w ogóle przekazywania nieruchomości Olecka parafiom, a podpisy zbierano na rynku także później. Pierwszego
dnia z inicjatywy burmistrza policja uniemożliwiła tę akcję, czym naruszono prawo, bo utrudniono realizację uprawnień inicjatorów
referendum. Zebrano w sumie ponad 1800 podpisów (wymagana ilość – 1700). Po sprawdzeniu list organizatorzy uznali jednak, że liczba ta nie jest wystarczająca. Wzięto pod uwagę działanie komisji weryfikującej podpisy, która mogłaby się okazać bardzo restrykcyjna w akceptacji danych, na przykład nie dość czytelnych. Jest mi przykro, że tak duży wysiłek organizacyjny nie doprowadzi do referendum. Z całego serca dziękuję Zbigniewowi Kaczmarkowi i wszystkim tym osobom, których nie sposób wymienić, a które nie szczędziły czasu i sił w akcji promującej jednocześnie partię RACJA oraz tygodnik „Fakty i Mity”. Mam jednak nadzieję, że ten wysiłek nie poszedł na marne i że mieszkańcy Olecka uświadomili sobie, jak dużo zależy od ich obywatelskiej aktywności. Liczę, że w najbliższych wyborach samorządowych wybiorą burmistrza i radnych, którzy będą działali w interesie mieszkańców. Krzysztof Stawicki, RACJA przewodniczący zarządu woj. warmińsko-mazurskiego, Olsztyn, tel. 512 312 606
26
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
RACJONALIŚCI
ndrzej Sikorowski i „Pod budą”. Znacie? No pewnie, że znacie – choćby ze słynnej „Ciotki Matyldy”. Ale czy wiecie, że zespół śpiewał i antyklerykalne songi? Oryginalnego wykonania „Lekcji religii” możecie posłuchać pod adresem internetowym: http://www.youtube.com/watch?v=wdU9MVTLqXU Tekst publikujemy poniżej.
A
Okienko z wierszem Nie brakuje mi siły do tańca i szalone pomysły mam w głowie i w kieszeni nie noszę różańca chociaż róże uwielbiam – nie powiem Nie brakuje mi wiatru we włosach i słownictwo przeważnie mam szewskie ale przecież docenią niebiosa jeśli chociaż są trochę niebieskie. Że choć zapomniał dawno świat na czym polega słowo brat to ja pamiętam I jeśli nawet licho śpi to zawsze mu otworzę drzwi nie tylko w święta Bo choć zwariował dawno świat i coraz częściej bratu brat szykuje kulę To w moim oknie płomień drży i ściganego u swych drzwi zawsze przytulę. Kaznodziejów omijam z daleka choć w kościołach oglądam obrazy cenię talent i mądrość człowieka i nie ufam facetom bez skazy Bo religia rumiany kolego to nie taca i rewia pacierzy to jest wiara w każdego bliźniego i nadzieja że on też tak wierzy.
Teresa JAKUBOWSKA, przewodnicząca partii RACJA Polskiej Lewicy, serdecznie zaprasza na otwarte spotkanie, z dyskusją o programie partii. Niedziela, 12 września 2010 r., godz. 11, Białystok, ul. Zagumienna 9/1 lok. 11
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Krzysztof Stawicki Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel.
508 543 629 607 811 780 515 629 043 604 939 427 607 708 631 692 226 020 501 760 011 667 252 030 606 870 540 512 312 606 691 943 633 606 681 923 609 770 655 512 312 606 61 821 74 06 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Inni My, inni Oni W 1980 roku, choć w mrokach PRL, było jasno. Robotnicy stanowili realną siłę, z którą władza musiała, a w pewien sposób nawet chciała się liczyć. Wszak była partią robotniczą. Nie tylko z nazwy. W ekonometrycznym modelu relacji zatrudnienia i płac podwyższenie wykształcenia i związany z tym awans na stanowisko kierownicze skutkowały obniżeniem wynagrodzenia. Prestiż zawodu nie wiązał się z pieniędzmi. Raczej przeciwnie. Dlatego robotniczy bunt wprawiał władzę w osłupienie. Przez lata zawierał w zasadzie wyłącznie żądania socjalne. I w 1970, i w 1976 roku ograniczały się one do cofnięcia podwyżek urzędowych cen żywności. 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z 17 sierpnia 1980 roku było przełomem jakościowym, wynikającym ze wzrostu społecznej świadomości. Stoczniowi robotnicy chcieli zreformować socjalizm. W porozumieniach z władzą godzili się na kierowniczą rolę partii, ale za cenę legalizacji niezależnych związków zawodowych, zagwarantowania prawa do strajku, przestrzegania konstytucyjnej wolności słowa, druku i publikacji, przywrócenia poprzednich praw ludziom zwolnionym z pracy po strajkach w 1970 i 1976 roku, zniesienia represji za przekonania oraz poinformowania Polaków o utworzeniu MKS i opublikowania jego żądań. Dopiero szósty postulat dotyczył podjęcia realnych działań wyprowadzających kraj z kryzysu. Miało się to dokonać nie poprzez zaciskanie pasa – jak dziesięć lat później,
za Balcerowicza – ale przez jego znaczne popuszczenie. Najwyraźniej doradcy ówczesnej „Solidarności” z ekonomią nie mieli nawet przelotnego kontaktu. Byli przekonani, że wyprowadzenie polskiej gospodarki na prostą i zapewnienie jej dynamicznego wzrostu nastąpi dzięki radykalnemu skróceniu czasu pracy (wolne wszystkie soboty, obniżenie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn o 10 lat), przy równoczesnych znacznych podwyżkach płacy zasadniczej (o 2 tys. zł miesięcznie) i dodatków oraz emerytur i rent, a także ich stałej indeksacji w stosunku do cen, wprowadzeniu trzyletnich, płatnych urlopów macierzyńskich, a wreszcie płaceniu za strajki jak za urlop wypoczynkowy. Środki na powyższe cele, a także na realizację kolejnych postulatów, czyli na poprawienie warunków pracy służby zdrowia, zapewnienie odpowiedniej ilości miejsc w żłobkach i przedszkolach oraz skrócenie czasu oczekiwania na mieszkania, miały pochodzić z ograniczenia eksportu wyłącznie do nadwyżek w stosunku do potrzeb rynku krajowego, ze zniesienia przywilejów MO, SB i aparatu partyjnego oraz likwidacji cen komercyjnych i sprzedaży za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym. Lekarstwem na zło miał być także dobór kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji. Z dzisiejszego punktu widzenia, najkomiczniejszy był postulat 13 – wprowadzenia kartek na mięso. Obecnie obciąża się tym wyłącznie PRL-owską władzę, zapominając, że był to autentyczny głos ludu. Bardziej spragnionego mięsa i wędlin niż swobód obywatelskich.
Po 30 latach od podpisania porozumień sierpniowych Polacy mają zgoła inne preferencje. Spośród prawie 500 tysięcy internautów głosujących na „21 postulatów na XXI wiek” aż 10 proc. uznało, że najistotniejsze dla naszego kraju jest zmniejszenie liczby posłów, a 9 proc. – wprowadzenie kar finansowych za błędne decyzje urzędników. Po 7 proc. opowiedziało się za obniżeniem podatków oraz likwidacją Komisji Majątkowej i religii w szkołach. Po 6 proc. – za reformą emerytur, zapewnieniem każdemu dziecku miejsca w przedszkolu i wycofaniem polskich żołnierzy z misji zagranicznych. Co dwudziesty obywatel jest altruistą i chce czegoś nie dla siebie, a dla innych. Konkretnie – wprowadzenia kary śmierci, likwidacji przywilejów socjalnych i wprowadzenia badań psychologicznych dla kandydatów w wyborach. W uznaniu zasług „Solidarności” 3 proc. ankietowanych najchętniej zlikwidowałoby związki zawodowe. W świetle ostatnich obchodowych awantur, akurat temu postulatowi trudno się dziwić. Porównanie historycznych i aktualnych oczekiwań Polaków dowodzi, że jedynie dwa postulaty są od trzydziestu lat niezmienne. Chcemy więcej miejsc w przedszkolach i reformy emerytur. Pod wieloma innymi względami obywatele zamienili się miejscami z władzą. Więcej stoi teraz tam, gdzie kiedyś stało ZOMO, niż tam, gdzie stoczniowi robotnicy. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Święta Racja! RACJA Polskiej Lewicy wspomagana przez Federację Młodych Socjaldemokratów zorganizowała w Łodzi happening dotyczący przekazywania za bezcen działek budowlanych i budynków miejskich Kościołowi rzymskokatolickiemu w Polsce. Członkowie obu organizacji rozdawali na ul. Piotrkowskiej ulotki i darmowe numery „Faktów i Mitów”. – Przez kilka godzin rozeszło się ponad 3 tysiące gazet – mówi Halina Krysiak, przewodnicząca łódzkiej RACJI. – Protestowaliśmy, kiedy nasze miasto oddało dominikanom budynek wart 6 mln zł za jedyne 4,5 tys. zł, i będziemy protestować nadal – dodaje. ASz
Na finansowanie udziału partii RACJA w wyborach zostało utworzone specjalne konto bankowe RACJA PL Fundusz Wyborczy nr 65 1560 0013 2027 0408 9924 0002 Serdecznie prosimy naszych sympatyków i członków o pomoc finansową w formie przelewu lub kartą płatniczą wyłącznie z prywatnego (nie firmowego) konta bankowego darczyńcy – osoby fizycznej. W tytule wpłaty prosimy dodać numer PESEL. Wpłaty nie mogą przekraczać kwoty 19 500 zł rocznie od jednej osoby. Przypominamy z żalem, że osoby stale mieszkające za granicą, nawet polscy obywatele i nasi członkowie, nie mogą dokonywać wpłat z zagranicy przelewem na żadne konto bankowe partii. Z góry dziękujemy
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
Pewien facet przeczytał książkę o asertywności i postanowił ją wypróbować na żonie. Nie wrócił jak zazwyczaj zaraz po pracy do domu, tylko poszedł z kumplami na piwo. Około godz. 19 puka do drzwi, żona mu otwiera, a on z miejsca: – Słuchaj, skończyło się babci sranie! JA jestem w tym domu panem! JA mówię, a ty słuchasz, jasne? Zaraz biegusiem podasz mi kapciuszki, obiadek, potem zimne schłodzone piwko, i nie obchodzi mnie, skąd je weźmiesz. Potem się zdrzemnę, a wieczorem napuścisz mi wody do wanny. No, i nie muszę chyba mówić, kto mnie po kąpieli ubierze i uczesze? No???!!! Kto? – Zakład pogrzebowy, sk…synu! " " " Lekarz rozmawia z pacjentem – nałogowym palaczem. – Czy nie może pan obejść się bez papierosów? Czy sprawiają panu aż taką przyjemność? – Oczywiście. Ilekroć zapalę, teściowa wychodzi z pokoju. KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką Poziomo: 1) co robią wojskowi, aby zdobyć władzę? ! ważne papiery ! we dworze pomoże 2) nie radość ! cztery razy po trzy razy ! bez Nautilusa się nie ruszał 3) marcowy harcownik ! ma cztery nogi i kręte rogi ! zwrócenie uwagi na dziobie żaglowca 4) wiecznie młody na swój nie wygląda ! porażenia z prezentami ! zabrano mu cześć, została mu wiara 5) ujmujące tylko z zewnątrz ! połączenie na siłę ! nikt się nie śpieszy na Abrahama 6) spuszcza się z niego ! masz na pieńku, jak na dłoni ! tam się jedzie, żeby zwrócić ! jaka dolina v przypomina? 7) czerwieniące się na łące ! Kuba bez Fidela ! też ma kołowrotek, chociaż ryb nie łowi 8) żuchw bitewny dźwięk ! przypomina rekina w Chinach ! królewskie siedzenie Pionowo: A) bezduszna okolica ! niewierny B) diabła wart ! w kinie biały i niemały ! wypociny malarzyny C) sprzęt w folwarku ! podczas zaćmienia nie jest światły ! zawodowy dźwięk D) rózga wzywająca do boju ! dostaniecie ją na mecie ! dobry – Szejk E) pod nim książka ! krecia robota ! bezpiecznik z urzędu F) zdumiewające rzeczy są wśród prawdziwych ! jakie samoloty wylatują z polan? ! karciany numer G) idź precz! ! dobra moneta za dobry żart ! prawdę mówiąc, źle się czuje H) pora, gdy po upojnej nocy czas już przetrzeć oczy ! bóg z wodoru i azotu ! istota sprawy tkwi w łupinie I) nim umyjesz podłogę ! specjalistka od standardów ! używany na tarpany.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
– Panie doktorze, mój mąż ma strasznie rozstrojoną psychikę! – ??? – Często godzinami mówię do niego, a później się okazuje, że żadnego słowa z tego nie pamięta! – To nie choroba... – A co?! – Dar boży! " " " – A gdzie dziadek? – Tam, gdzie czuje się najlepiej – w szopie. – W szopie z narzędziami? – Nie, w seks szopie... " " " – Dzień dobry pani! – A, to ty, Piotrusiu. Co się stało? – Tata mnie przysłał, bo dłubie przy aucie i nie może sobie poradzić. – Stary, rusz dupę i idź pomóc sąsiadowi. – Tata jeszcze mówił, żeby pan sąsiad wziął jakiś specjalny klucz, bo tata nie ma. – A jaki? – Szklana pięćdziesiątka...
A 1
B
6
29
43
20
19
52
11
17
21
F
G
H
5
I
41
28 56
25
51
23
35
7
2
50
26
38
54
47
18 40
9
10
1
46
42
33
6
48
32
37
44
27
8
3
13
22
15
7 8
E 31
3
5
D
14
2
4
C
24
4
53
16
30
45
39
34
36
57
55
12
49
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie
1
2
3
4
5
19 20 21 22 23
6
7
8
9 10 11
24 25 26
27 28 29 30 31 32 33
34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 49
12 13 14 15 16 17 18
46 47 48
50 51 52 53 54 55 56 57
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 34/2010: „Mówisz co chcesz, robisz, co ci każą”. Nagrody otrzymują: Romuald Wąsowicz z Grzybowa, Irena Kurpiel z Grudziądza, Anna Kukulska ze Szczecinka. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie do 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52,80 zł na czwarty kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 52,80 zł na czwarty kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE Archanioł Jarosław
Humor Papież zatwierdził nową pigułkę antykoncepcyjną. Waży dwie tony – opiera się ją o drzwi, żeby mąż nie mógł wejść. ! ! !
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 36 (548) 3 – 9 IX 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
Co będzie, jak się skrzyżuje blondynkę z psem husky? Ano są dwie możliwości: albo wyjdzie nam blondynka zajebiście odporna na mróz, albo husky, który będzie najlepiej ciągnął (cokolwiek to znaczy) w całym zaprzęgu.
uż wieki temu wierzono, że dzięki klątwom i tajemnym rytuałom można na odległość rozprawić się z nielubianym delikwentem lub innym intruzem. ! Klątwa ciąży ponoć na 46-karatowym diamencie Hope. Piękny kamyczek znaleziono w XVII wieku w Indiach i przechowywano w jednej z tamtejszych świątyń. Według legendy, klątwę rzucił strażnik świątyni. Każdy posiadacz diamentu miał tragicznie zginąć. Kamień wywieziono do Francji, gdzie kolejno należał do: pewnego rosyjskiego arystokraty – rozszarpanego niebawem przez psy, Ludwika XVI i Marii Antoniny – zgilotynowanych, księżniczki de Lamballe – rozczłonkowanej przez paryską hałastrę. Dziś diamentem opiekuje się muzeum w Waszyngtonie. ! Według zapisków ukrytych na ścianach grobowców faraonów, klątwa czekała na wszystkich, którzy zakłócą spokój pochowanym władcom. Najsłynniejszym poszkodowanym był lord Carnarvon, odkrywca grobowca Tutenchamona, który zmarł w wyniku zakażenia rany po ukąszeniu... komara. Także 11 innych osób związanych z wyprawą zmarło w dziwnych okolicznościach. ! W Filadelfii przez dziesiątki lat istniała uświęcona tradycją zasada – nie stawiać budynków wyższych niż ratusz, na szczycie którego znajduje
J
CUDA-WIANKI
Przeklęte historie się pomnik Williama Penna – założyciela Pensylwanii. Według legendy, taka samowola budowlana nie spodobałaby się przebywającemu w zaświatach praprzodkowi i miastu przestałoby się powodzić. Kiedy w 2007 roku ukończono wieżowiec Comcast Center, obecnie najwyższy w całym stanie, aby pozbyć się klątwy, umieszczono na jego szczycie... małą figurkę Penna. ! Przeklęte bywają całe miasta. Kiedy w XIX wieku Grecja walczyła z Turcją o niepodległość, mieszkańcy portowego miasteczka Mudros
zamordowali kilku Turków, po czym – ze strachu przed okupantem – ukryli ciała w studni znajdującej się na posiadłości mnichów. Turcy dowiedzieli się o tym i dokonali rzezi na zakonnikach. Dwóch z nich ocalało – uciekli w góry i dopóki żyli, rokrocznie, w rocznicę tragicznego wydarzenia, przeklinali Mudros i jego mieszkańców. ! Klątwa liczby 27 dotyczy artystów. Do tej pory doliczono się kilkudziesięciu, którzy zakończyli życie w tym właśnie wieku, zbyt wczesnym na umieranie. Byli to między innymi: Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison i wokalista Nirvany Kurt Cobain. ! Mieszkańcy Indii wciąż wierzą, że poślubienie... psa gwarantuje uwolnienie od każdej klątwy oraz przynosi szczęście nie tylko rodzinie, ale i całej wiosce. Na szczęście małżeństwa ze zwierzętami nie są konsumowane, a oblubieniec gatunku homo sapiens rezerwuje sobie prawo ponownego ożenku, i to bez konieczności rozwodu. JC