Bez rządu tymczasowego i zlustrowania IV RP
WYBORY = KACZYZM INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 36 (392) 13 WRZEŚNIA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Żołnierze idą na wojnę. Do Iraku. Wielu z nich wróci do matek, żon i dzieci dopiero za rok. Niektórzy nie wrócą nigdy. Ale jeden żołnierzyk wsiadł do powrotnego, specjalnie dla niego podstawionego samolotu - już po 30 dniach. Ranny? Nie. Wrócił, bo jego tatuś jest generałem. Â Str. 3
 Str. 12, 21, 22
 Str. 3
 Str. 6
 Str. 7
ISSN 1509-460X
2
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY W środę, w chwili, gdy oddawaliśmy ten numer gazety do druku, PO i PiS parły do natychmiastowego głosowania nad rozwiązaniem parlamentu. Jak widać, dla Tuska jedna porażka wyborcza na dwa lata to za mało. Co nagle, to po diable, panie naiwny!!! PiS – 30 procent poparcia w najbliższych wyborach (174 miejsca w Sejmie), PO – 26 procent (149 miejsc) – oto wyniki najnowszego rankingu partii politycznych. Czy partia Kaczyńskich ucieszyła się z takiego wyniku (osiem punktów w górę w ciągu tygodnia)? Nic podobnego! Natychmiast ogłosiła ustami Kurskiego, że to nic innego, tylko wredna prowokacja Michnika, mająca otrzeźwić Platformę przed piątkowym głosowaniem nad samorozwiązaniem Sejmu i przyspieszonymi wyborami. Być może... Ale co, panie Tusk, jeśli sondaż jest prawdziwy? Jarosław Kaczyński przyznał publicznie (Radio Zet), że pomylił się co do Janusza Kaczmarka, Kazimierza Marcinkiewicza, Konrada Kornatowskiego i Jaromira Netzla, a także co do koalicji z Samoobroną i LPR. Do tego trzeba dorzucić jeszcze kilku ministrów, dodać wadliwą ustawę lustracyjną, rozwalenie WSI, skłócenie Polski z Unią, wojnę w Afganistanie... Ciut dużo tych pomyłek jak na dwa lata rządów. Cała nadzieja w narodzie, który tym razem – miejmy nadzieję – w wyborach się nie pomyli. Kontynuując przedwyborcze ekspiacje, Kaczyński powiedział „Naszemu Dziennikowi”, że koalicja PiS-Samoobrona-LPR miała „twarz przestępstwa”. Coo? Jedną tylko? Nie, ona miała trzy twarze przestępstwa! Jak to się stało, że prokuratorzy tak błyskawicznie otrzymali dane dotyczące przemieszczania się Kaczmarka po mieście, a nawet precyzyjnie po windach i piętrach hotelu Marriott, oraz nadzwyczaj szybki i nieograniczony dostęp do jego połączeń telefonicznych? – dziwili się dziennikarze. „Ależ to proste. Pomógł w tym rdzennie polski program komputerowy, pozwalający śledzić logowanie się komórki do kolejnych anten. Program nazywa się »de’billing«” – rozwiał wątpliwości prokurator Jerzy Engelking. Rdzennie polski program DEBILLING dla rdzennie polskich de... prokuratorów. No i wszystko jasne! „Święty nie jestem. Warszawa kusiła różnymi imprezami, uroczystościami. Alkohol ośmielał. No i stało się. Kilka razy zdradziłem żonę. Ale to nie były żadne romanse” – wyznał Lepper i dodał, że żona mu wybaczyła. Słusznie. Bo tak naprawdę nic się nie stało i to była tylko dmuchana afera. Prezydent Kaczyński z wysoką gorączką trafił do szpitala. – Czy jest jakaś nadzieja? – pytała opozycja. – Niestety, nie! To tylko zwykła infekcja – odpowiedzieli zasmuceni lekarze. „Kaczmarek mi groził. Mówił, że będzie przeciw niemu śledztwo, to on nie cofnie się wobec mnie przed niczym. Potraktowałem to bardzo poważnie” – opowiadał w radiowych „Sygnałach Dnia” nadal jeszcze dygoczący z przerażenia Ziobro, który podobno od tego czasu ma senne koszmary i nocne moczenia. Były prezydent Czech Vaclav Havel – człowiek legenda – oświadczył, że w Polsce nie tylko powinny odbyć się jak najszybciej wolne wybory, ale muszą być one monitorowane przez międzynarodowych obserwatorów. Taka inicjatywa rodzi się tylko wówczas, gdy zachodzi realna możliwość wyborczego oszustwa dokonanego przez aktualną władzę. Cywilizowany świat wysyłał obserwatorów do Konga, Etiopii, Liberii, Wietnamu, Afganistanu, Filipin, na Białoruś... „Wydaje się bezwzględnie koniecznym ustanowienie nowego zarządu Radia Maryja i Telewizji Trwam” – zaapelował do biskupów kardynał Dziwisz i dodał, że Radyjo pod dowództwem Rydzyka fatalnie szkodzi i Polsce, i Kościołowi oraz „jest przyczyną nieustającego kryzysu moralnego”. Z ataku natychmiast skorzystał premier Jarosław i stwierdził, że bez Rydzyka nie wyobraża sobie Radia Maryja. Wszak wybory za pasem... A co do Dziwisza – wprawdzie każdy lubi, jak mu się przyznaje rację, ale Jonasz jeszcze nie odpowiedział kardynałowi na tak otwarte poparcie tez zawartych w „Faktach i Mitach”. Po publikacji listu Dziwisza rozgorzały zażarte dyskusje internautów. Podsumować je można wynikami ankiety na wp.pl. Tamże blisko 70 tysięcy respondentów (!) oświadczyło, że z otwartej wojny Dziwisz–Rydzyk zdecydowanie zwycięsko wyjdzie ten ostatni, a pierwszy polegnie. Wielce prawdopodobne. Czasy takie, że bezpieczniej wadzić się z Bogiem niż z ojcem dyrektorem. Bioenergoterapeuci chcą dostać się do Sejmu. A dlaczego nie? Posłami byli już przecież „przyjaciele piwa”, oszuści, gwałciciele, złodzieje, frustraci, nieudacznicy, osobnicy bez bankowego konta, podstarzali faceci mieszkający z kotem i mamusią, a nawet ludzie psychicznie chorzy. A jak się wreszcie trafili „ludzie z energią”, to nie mogą?! Poseł Łyżwiński – pensjonariusz łódzkiego aresztu – rozpoczął głodówkę. „Na znak protestu – jak oświadczył – przeciwko tendencyjności prokuratury i sądów”. Onże poseł tłumaczy, że doznał kiedyś uszczerbku na kręgosłupie, więc podczas seksu z kobietami testowanymi na przydatność do pracy w Samoobronie nijak nie może wykonywać tych ruchów, które są mu przypisywane... A na jeźdźca, panie pośle?
Kacza grypa Z
gadzam się z Lechem Wałęsą – trzeba natychmiast powołać rząd tymczasowy, a Kaczyńskich i Ziobrę zamknąć w areszcie. Następnie sejmowa komisja śledcza powinna zająć się całym dorobkiem kaczyzmu, w szczególności działalnością przestępczą i wymierzoną w polską rację stanu. Zgadzam się z Markiem Borowskim, że Kaczyńscy najpierw wymyślili sobie układ, a potem z całą bezwzględnością zaczęli go zwalczać. Na razie jest to fakt, gdyż nie pokazali oni jeszcze żadnego dowodu na istnienie „szarej sieci”, „czarnej wołgi” czy innej cholery. Do tej pory pogonili starych dziadków z UB za mordobicia sprzed pół wieku, agentów WSI za służbę Polsce z narażeniem życia, lekarzy za kilka koniaków, a teraz chcą pogonić Leppera i Giertycha, żeby przejąć ich elektorat. Kiedy pokażą prawdziwą korupcję, sam będę pierwszym, który zacznie bić brawo. Dlaczego? Ponieważ zgadzam się z Bliźniakami w jednej kwestii: korupcja jest jednym z największych zagrożeń dla państwa, jest jak rak toczący zdrowy organizm. Większym nowotworem może być tylko klerykalizm. Ale to już moje zdanie. Nie zgadzam się z Tuskiem i tą częścią opozycji, która prze do wyborów, widząc w nich koło ratunkowe dla siebie i Polski. Platforma podnieca się sondażami zupełnie jak w 2005 roku. Błąd! Kaczyńscy już raz udowodnili, że potrafią wygrywać chamskimi chwytami w kampanii wyborczej, a wyborcy już wiele razy dali dowód braku odpowiedzialności, olewając głosowanie. Zauważyliście, że PiS w 2005 roku wcale nie zachęcał do gremialnego oddawania głosów? Nawet emerytów nie zapraszał do urn, choć w ciągu ostatnich dwóch lat wielu tam odesłał... Bracia wiedzą, że ich siła tkwi w bierności myślącej części Polaków i głupocie części moherowej. Ci ostatni słuchają się „nieomylnych” Kaczek zupełnie tak, jak „wszechwiedzącego” księdza na ambonie – bezkrytycznie, z rozdziawionymi gębami. Z wyborami trzeba więc było poczekać do ich oświecenia z tej samej pozycji, tyle że nowego, technicznego rządu – a piszę to w czasie przeszłym, bo najpewniej kiedy to czytacie, jest już po samorozwiązaniu Sejmu. Teraz PiS-owcy znowu będą w swoim żywiole walki na noże. Wykorzystają wszelkie środki, które mają w ręku jako rządzący. Właściwie całą kampanię mogą sobie zrobić za darmo, bez kupowania billboardów. Wystarczą im przemówienia dwóch Kaczek, konferencje Ziobry i prokuratury, czas antenowy u Rydzyka oraz przestraszona i zmęczona twarz Tuska przed kamerą. I powtarzam to, co pisałem tydzień temu, przed ostatnimi sondażami: mogą wygrać! A jeśli nawet nieznacznie przegrają, to będą najsilniejszą opozycją, która do spółki z prezydentem będzie mieszała jeszcze co najmniej przez dwa lata. Ciekawe, czy Tusk ma w ogóle zdolność przewidywania, a jeśli tak, to co ta sierota zrobi, kiedy wygra z PiS-em różnicą pięciu czy siedmiu posłów? Może założy koalicję z LPR i Samoobroną, bo od związków z LiD głośno się odżegnuje... Gdyby poczekał choć pół roku i przez ten czas publicznie zlustrował ten (nie)rząd, rządziłby samodzielnie. Albo ten człowiek jest robiony czymś miękkim, albo Ziobro ma na niego twardego haka. Zresztą chyba nie tylko na niego. Od początku zbieranina oszołomów spod znaku PiS myślała tylko o walce politycznej i o własnej wygranej, zamiast wziąć się do rządzenia krajem – tropić i zamykać prawdziwych
bandytów, leczyć chorych ludzi, załatwiać przedsiębiorcom nowe rynki zbytu, budować autostrady i stadiony. Nie mając pojęcia o gospodarce czy dyplomacji, z założenia nastawili się na tropienie mitycznego układu. Przy pomocy wyreżyserowanych konferencji prasowych i usłużnych prokuratorów chcą wmówić normalnym ludziom, że kręgi znajomości biznesowo-politycznych to przestępcze gangi. A to przecież zwyczajna rzecz, obecna w całym świecie. Politycy zabiegają o najróżniejsze kontakty, żeby po skończonej karierze przytulić się do jakiejś posadki. To żadne przestępstwo, tylko przywilej obcowania z wieloma ludźmi na publicznych stanowiskach. Jeśli ktoś zazdrości, niech startuje w wyborach. Podobnie ustawił się sam kanclerz Niemiec Schroeder – najpierw zadecydował o budowie gazociągu z Rosji, a potem objął fotel prezesa spółki, która ma go położyć na dnie Bałtyku. Podobnie rzecz się ma w USA czy Japonii. Nie jest to zupełnie zdrowe rozwiązanie, ale tak zawsze było, jest i będzie. Oczywiście, co innego układy i znajomości, a co innego łapówki czy złamanie tajemnicy państwowej. Pytam: gdzie podczas tej śmiechu wartej konferencji sprzed tygodnia w prokuraturze była mowa o przekroczeniu prawa? Ja słyszałem tylko, że Kaczmarkowi pomyliły się piętra, ale może jestem głuchy. Najpewniej skłamał, bo nie chciał przyznać się do prywatnych spotkań z Krauzem. To normalne w tym chorym kraju, gdzie premier zarzeka się, że nikogo nie zna i nie ma własnego konta. A czy ktoś słyszał, o czym Kaczmarek rozmawiał z Krauzem i czy w ogóle z nim rozmawiał? Może o wspólnej wyprawie na ryby? Ja słyszałem za to bezczelnie upublicznione prywatne rozmowy kilku facetów, według nich – wyrwane z kontekstu i poskładane z okresu kilku miesięcy. Wierzycie, że nagle cały ten układ pod wodzą miliardera, zresztą znajomego prezydenta, chciał ocalić tonącego w seksaferze Leppera? Że narażali się dla niego, kolaborując w monitorowanym hotelu? Inteligentni ludzie z tzw. branży? A nawet gdyby Krauze czy ktokolwiek inny kazał go ostrzec, to... to zachowałby się godnie i zgodnie z prawem! Przecież to właśnie prowokacja w Ministerstwie Rolnictwa była od początku bezprawna. Oto jak Kaczory zjadają własny ogon! I cała ta mistyfikacja, to prokuratorskie domniemanie „wielkiej afery” ma być legitymacją dla PiS-u na rządzenie krajem przez cztery najbliższe lata?! Alternatywą dla rządów „liberałów i postkomunistów"? Wyobrażacie sobie, ile jeszcze takich przedstawień mogą nam zafundować? Ale tylko przedstawień, bo już np. na mecze EURO 2012 będziemy musieli jechać do Kijowa. Ja naprawdę nie jestem uprzedzony do Kaczyńskich, staram się widzieć ich dobre cechy. Np. Jarosław jest podobno niezwykle pracowity (niestety...). Widać, że chyba nawet wierzy w to, co mówi. Przyjmuję też, że obaj panowie chcą dobrze. Ale w historii było mnóstwo przywódców, którzy chcieli dobrze i też byli bardzo, ale to bardzo pracowici. Przemawiali do serc, argumentowali logicznie, że wystarczy na przykład tylko usunąć „żydowskie chwasty” oplatające Niemcy... Bliźniacy to może i dobrzy, ale chorzy ludzie. Dlatego dla dobra Polski i Polaków trzeba ich co prędzej odizolować i nie karać, ale leczyć. W innym przypadku zarażą jeszcze więcej słabych polskich organizmów, a podatnych na kaczą chorobę nie brakuje. JONASZ
Szanowni Czytelnicy „FiM”! Od poniedziałku 10 września uruchamiamy dla Was aktualny serwis informacyjny on-line na naszej stronie internetowej: www.faktyimity.pl. Jednocześnie – na prośbę wielu z Was – kończymy z pobieraniem opłat za korzystanie z archiwum „FiM”. Redakcja
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
Z
bigniew Ziobro to jest naprawdę szczęścia synek, że media mają tyle tematów zastępczych akurat teraz, gdy działania faceta wykazują totalną nieudolność i brak wyobraźni. Ludzie Temidy już dawno przestali wierzyć w prawniczy geniusz pana ministra od sprawiedliwości, a niektórzy (układ?) wręcz obarczają go rozłożeniem na łopatki polskiego sądownictwa. Przekonajmy się, czy i jakie mają podstawy do takich ocen... ~ ~ ~ 21 sierpnia 2007 r. grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości wniosła do laski marszałkowskiej projekt ustawy, która oprócz bardzo zawiłego tytułu („Ustawa zmieniająca ustawę o zmianie ustawy o prokuraturze, ustawy
spraw, dotyczących gangów oraz złodziei i oszustów ponadprzeciętnego kalibru. Obawiali się też, że sami sędziowie rejonowi znajdą w niewygodnej dla siebie sprawie fortel, który pozwoli im pozbyć się „garbu” na rzecz kolegów z sądu okręgowego. ~ ~ ~ Nasza publikacja była niewątpliwie jednym z wielu impulsów, które skłoniły 68 posłów PiS-u (szkoda, że tak późno i że nie przyłączył się do nich poseł Ziobro...) do inicjatywy legislacyjnej, mającej naprawić skutki niekompetencji autora fatalnej ustawy i niechlujstwa jego zaplecza partyjnego, które przegłosowało prawny bubel w Sejmie. „Posłowie wnioskodawcy uzyskali informacje, że unormowania dotyczące zmiany właściwości sądów
GORĄCE TEMATY A czy nowelizacja poprawi sytuację? – Skutki tej ustawy będziemy jeszcze długo odczuwać. Nowelizacja określa, że jeżeli nastąpiła zmiana właściwości sądu, to w sprawie orzekać musi ten sąd, który był „właściwy w dniu wniesienia aktu oskarżenia”. Oznacza to, że tysiące akt przekazanych już do sądów okręgowych znowu wróci do rejonowych, gdzie i tak procesy trzeba będzie zaczynać od początku. Ale czas biegnie i nawet nie chce mi się myśleć, jak Polska będzie wyglądała, gdy ci oskarżeni, którzy są tymczasowo aresztowani, zaczną tę historię eksponować na forum europejskim, przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu – dodaje nasz rozmówca. ~ ~ ~
Mniej niż... 3,85 – Kodeks postępowania karnego oraz niektórych innych ustaw”) zawierała zaledwie dwa zdania. Przemknęła przez Sejm niczym błyskawica (trzy tzw. czytania w ciągu jednego posiedzenia) i już 23 sierpnia została uchwalona, a 4 września przyklepał ją Senat. Chodziło o uratowanie tyłka Ziobry. Tym samym jest nadzieja, że lada tydzień (jeszcze tylko podpis prezydenta i publikacja w Dzienniku Ustaw) zostanie wreszcie zmieniona obowiązująca od 12 lipca kuriozalna ustawa – autorski pomysł prokuratora generalnego – przed którą mocno niedawno przestrzegaliśmy: „Minister sprawiedliwości skonstruował bombę i wraz z premierem usiłował wysadzić wszystkie – jak leci – sądy okręgowe w Polsce. Nie do końca im się to udało, ale i tak ładnie pierdykło” („Móżdżek à la Ziobro” – „FiM” 27/2007). Przestrzegaliśmy, bo: ~ do kodeksu postępowania karnego wprowadzono zapis istotnie rozszerzający katalog przestępstw, którymi sądy okręgowe – bez odpowiedniego przygotowania kadrowego i logistycznego – mają zajmować się, jako sądy I instancji; ~ ustawa wymagała, żeby z 310 sądów rejonowych do 46 okręgowych przekazać wszystkie nierozpoczęte jeszcze sprawy mieszczące się w rzeczonym katalogu, a także procesy będące w toku, o ile doszło w nich np. do zawieszenia postępowania lub odroczenia rozprawy; ~ sądy okręgowe praktycznie z dnia na dzień byłyby zasypane tonami akt obejmujących co najmniej 10 tys. spraw przeniesionych z sądów rejonowych, nie licząc kolejnych, sukcesywnie wpływających z prokuratur; ~ doświadczeni praktycy wymiaru sprawiedliwości, z którymi rozmawialiśmy, przewidywali m.in., że w skali całego kraju wstrzymana zostanie przynajmniej co trzecia z toczących się już przed sądami rejonowymi
wywołują wątpliwości interpretacyjne. Konsekwencją tych wątpliwości może być m.in. szkodliwe zjawisko „przetrzymywania” niektórych spraw w sądach rejonowych i niewyznaczania rozpraw, w celu przekazywania ich do sądów okręgowych” – czytamy w uzasadnieniu projektu, mającego zapobiec paraliżowi sądownictwa, szybko postępującemu od 12 lipca. „Możliwość przyjęcia wykładni przepisów tej ustawy, jako podstawy przekazywania z sądów rejonowych do okręgowych spraw w toku, może powodować negatywne skutki dla już toczących się procesów karnych w różnym stadium, w szczególności w razie powstania konieczności prowadzenia ich od początku” – przyznał w Sejmie poseł sprawozdawca Łukasz Zbonikowski (PiS), apelując o niezwłoczne uchwalenie ustawy. Zbonikowski wyraził nadzieję, że perspektywa nowelizacji skłoni sędziów rejonowych do rezygnacji z – nakazanego ustawą (!) – przekazywania akt do wyższej instancji, bo i tak „w sprawach, w których nastąpiło już przekazanie sądowi okręgowemu, będzie zachodziła podstawa ich wtórnego przekazania sądowi rejonowemu w celu kontynuacji procesu”. – Resort sprawiedliwości wybrał nieco ostrzejszą formę nacisku. Ministerstwo rozesłało do prezesów poufne pismo z sugestią, żeby do czasu poprawienia tej nieszczęsnej ustawy prowadzić sprawy tak, jakby jej nie było. To jest prawdziwy dramat obrazujący jakość świadomości prawnej ministra Ziobry. Nie mogę pojąć, jak można choćby sugerować sędziom, żeby nie stosowali obowiązującego prawa, skoro te aktualne przepisy – niezależnie od tego, co o nich myślimy – wyraźnie i jednoznacznie określają, kiedy i jakie sprawy musimy przerwać i oddać sądowi okręgowemu – mówi „FiM” rzecznik prasowy jednego z sądów rejonowych.
Tzw. sądy 24-godzinne to szalenie kosztowny okręt flagowy PiS-u, zbudowany przez ministra Ziobrę i uroczyście zwodowany w marcu 2007 roku przez robiącego za ojca chrzestnego pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I ten okręt... tonie. I wcale nie chodzi o to, że zamiast obiecywanych opinii publicznej spacyfikowanych chuliganów sędziowie muszą skazywać głównie pijanych kierowców, rowerzystów i furmanów (około 90 proc. wydanych orzeczeń), a z zaplanowanych 200 tys. spraw rocznie, po pół roku funkcjonowania ustawy wydano niespełna 24 tys. wyroków. O objawach katastrofy świadczy mianowicie fakt, że na dyskredytowanie pomysłu konstruktorów „trybu przyspieszonego” ważą się już nawet sędziowie stosunkowo niskiego szczebla, występujący do Trybunału Konstytucyjnego z licznymi wątpliwościami dotyczącymi ustawy. Minister Ziobro zdaje się traktować takie zachowania jako osobistą zniewagę, bo np. sądowi lubelskiemu zarzucił w pisemnej odpowiedzi „uprawianie publicystyki, zamiast przedstawienia merytorycznych argumentów”, sugerując między wierszami, że inspiratorzy (układ?) wystąpienia do Trybunału nie mają bladego pojęcia o prawie. – Magister Ziobro uzyskał na studiach średnią ocen 3,84. To zdecydowanie więcej niż zero, ale rozpoczętego przewodu doktorskiego do dzisiaj nie ukończył. „No i co wy, kurka wodna, ode mnie chcecie?” – słusznie zdaje się burzyć pan minister, gdy na artykułowane pod jego – w pewnym sensie – adresem pretensje, że patronuje knotom prawnym, odpowiada nam zarzutem „uprawiania publicystyki”... – ocenia lubelski sędzia. Jego zdaniem Ziobro ma wiele szczęścia, że dostaje po twarzy w okresie, gdy publika ekscytuje się wojną gangów... ANNA TARCZYŃSKA
3
Generalissynuś Czy na przykład syn nauczyciela służący w polskiej armii różni się czymś od potomka generała? Zasadniczo! Ten pierwszy może w każdej chwili zginąć na wojnie. A drugiemu nie wolno... Generał Waldemar Skrzypczak w 2005 r. przejął dowodzenie Wielonarodową Dywizją Centrum-Południe w Iraku (IV zmiana). Wkrótce awansował na generała broni i dowódcę wojsk lądowych. Tę ostatnią nominację przyjął z rąk samego prezydenta Lecha K. O worku odznaczeń, jakimi uhonorowano naszego bohatera, nie wspominamy. Nie możemy jednak pominąć jednego „słusznego” orderu przyznanego mu przez USA – Legii Zasługi. Takie odznaczenie to niesłychany przyspieszacz kariery w NATO. Cóż za piękna kariera! A jednak... A jednak jest w życiorysie gen. Skrzypczaka rysa, o której usłyszeliśmy od jego podwładnych. Oto ojczulek postanowił wywindować w armii swojego syna Renarta. W jaki sposób? Wysyłając go do Iraku. Wie bowiem doskonale, że w wojskowym życiorysie młodego oficera zapis o służbie w strefie działań bojowych jest na wagę złota, szczególnie przy obejmowaniu kolejnych stanowisk. – Tata generał zadbał o medialną oprawę wylotu i pobytu syna na irackiej misji, nie zapominając przy okazji o budowaniu swojego wizerunku twardego dowódcy. W wielu wywiadach prasowych i telewizyjnych podkreślał, że własnego syna wysyła na wojnę. Robiło to na ludziach ogromne wrażenie – mówi nam anonimowo jeden z żołnierzy 11. LDKP. Kiedy minął zaledwie jeden miesiąc, słuch po generalskim synu jakoś zaginął. Matko Boska, czyżby...? Ależ nie, podporucznikowi nic się nie stało – po prostu po jednym jedynym miesiącu pobytu w Iraku... powrócił do kraju. Oficjalnie, oczywiście – nie na polecenia tatusia, lecz przełożonych. Dlaczego doszło do odesłania młodego Skrzypczaka? „Ze względów bezpieczeństwa” – twierdzi mjr Sławomir Lewandowski, rzecznik prasowy Dowództwa Wojsk Lądowych. W tej sprawie mamy wątpliwości, ponieważ dysponujemy inną wersją „podaną przez kolegów” Skrzypczaka. My jednak ustaliliśmy, że sprawa wyglądała zupełnie inaczej... – Przygotowania do powrotu podporucznika odbywały się w wielkiej tajemnicy, jednak już wkrótce
cały polski kontyngent znał wszystkie szczegóły tej „misji”. Wynoszona wcześniej na piedestał odwaga oraz gotowość do poświęceń ojca i syna legły w gruzach. Oficjalnie poinformowano oficerów, że powodem wyjazdu syna generała była groźba porwania, choć takowa dotyczyła przecież każdego innego żołnierza sił koalicyjnych operującego poza bazą – usłyszeliśmy od jednego z kolegów młodego Skrzypczaka. Tymczasem podporucznik Skrzypczak podczas krótkiej wycieczki do Iraku nie dość, że sobie nawet ani razu nie wystrzelił, to nie zbliżył się nawet do bramy obozu strzeżonego dzień i noc przez blisko 200 wartowników, więc prawdopodobieństwo jego porwania było zerowe. Możemy sobie wyobrazić morale całej misji, gdy po ciężkich atakach rakietowo-artyleryjskich i śmierci jednego żołnierza, za sprawą taty generała synalek otrzymuje rozkaz: pakować manele i wracać do kraju... Mało tego, przylatuje po Skrzypczaka juniora specjalny samolot. Jedni nazywają to tchórzostwem, inni nie wahają się użyć słowa „dezercja”. Cóż robi nasz bohater po powrocie do kraju? Trafia na specjalny kurs, który jest drogą do kolejnego awansu. Zaliczył już przecież niebezpieczną misję, wykazał się bohaterstwem, więc nagroda należy się panu podporucznikowi jak psu micha. W lipcu br. otrzymuje trzecią gwiazdkę i może teraz gonić koty na ciepłej posadce w batalionie w Świętoszowie. Nieźle ma się także pan generał. Szczytem jego obłudy było niedawne oskarżanie o dezercję i brak odwagi żołnierzy, którzy na własną prośbę wrócili z Afganistanu, bo nie zapewniono im takiego sprzętu, jaki powinni mieć w tak trudnych warunkach wojennych. RYSZARD PORADOWSKI Z ostatniej chwili: Tuż przed rozpoczęciem druku „FiM” zadzwonił do redakcji sam Generał. Nie jako dowódca wojsk lądowych – podkreślał – lecz ojciec żołnierza. Potwierdził, że decyzję o szybkim powrocie syna podejmowali jego przełożeni. W przyszłym roku Skrzypczak junior weźmie udział w innej misji wojskowej poza granicami naszego kraju.
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Karzeł Obywatelu! Pomóż PiS-owi! Aresztuj się sam! Film „Batman i Robin” zajął pierwsze miejsce w ogłoszonej przez magazyn „Maxim” ankiecie na najgorszy film wszech czasów. Obraz, w którym tytułowe role zagrały wielkie gwiazdy: George Clooney, Chris O’Donnell, Arnold Schwarzenegger i Uma Thurman, nie tylko trafił na pierwsze miejsce listy, ale także zrobił spektakularną klapę w kinach. Na drugim miejscu uplasowały się „Stalowe magnolie” z Julią Roberts, Shirley MacLaine, Dolly Parton, a następny był „Patch Adams” z Robinem Williamsem. W ankiecie internautów najgorszym serialem zagranicznym jest „Moda na sukces”, natomiast polskim – „Plebania”. Moim zdaniem, najgorszym filmem świata jest „Karzeł”. W tytułowej roli wystąpił Warwick Davies (123 cm wzrostu), a w pierwszym obrazie Jennifer Aniston. Kiedy film wszedł na ekrany, Jennifer właśnie przystąpiła do ekranizacji wieloodcinkowego sitcomu „Przyjaciele” (1994–2003), który przyniósł jej światową sławę. Dla Daviesa „Karzeł” był początkiem wielkiej kariery. Grał m.in. we wszystkich „Harry Potterach” jako Profesor Flitwick. Wracam teraz do kraju, który słynie z dwóch karłowatych bliźniaków oraz tatki Tadka Rydzyka – pierwszego wroga szatańskiej Unii Europejskiej. A tu niespodzianka! Właśnie
P
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
Jego Moherencja do szatana wyciągnął łapkę po szmal. Najpierw sprytnie oskubał naiwniaków wpłacających na ratowanie stoczni, cały czas skubie renty i emerytury moherowych babulinek, a teraz chce oskubać brukselskich masonów, żydów, szatanów i innych liberalnych śmierdziuchów. Rację ma rzymskie przysłowie: Pecunia non olet – pieniądz nie śmierdzi. A co jeszcze nowego w kraju? Jaruś Kaczyński (ksywa: Bolszewik), czasowo pełniący obowiązki premiera i pierwszego klawisza RP trzy czwarte, jest taki szybki w aresztowaniu ludzi ze swojego układu, że leci jak przeciąg i kalesony nie mogą go wyprzedzić. No cóż, różne są zboczenia, ale na takie to naprawdę trzeba... mieć kota! Przyjaciel Jarusia, niejaki Zbyszko Ziobro (ksywka: Dzierżyński), zaciera rączki, bo nareszcie rozpracował układ. Ciężka robota. Od rana do rana – aresztowania. W kolejce
iS nie tylko prowadzi wojnę z nie-PiS-em – czyli wojnę dobra ze złem – na wszystkich frontach w kraju i za granicami. PiS także czyta i myśli nad tym, co przeczytało. Już się boimy... Dotarliśmy do książki, która jako godna polecenia została przekazana wszystkim parlamentarzystom partii (jeszcze) rządzącej. Elita polityczna naszego kraju zaczytuje się w książce socjolog Rosy Alberoni. „Wygnać Chrystusa”. Dzieło owej włoskiej blondynki jest w Polsce tak gorąco propagowane, że promocyjne spotkanie odbyło się nawet w siedzibie Episkopatu. Cóż zatem za rewelacje objawia pani Alberoni? A to mianowicie, że całe zło współczesnego świata (a że świat tkwi w złym, owa pani nie ma wątpliwości) pochodzi z oświecenia. Dziećmi tej przeklętej epoki (Rousseau to „antychryst”) są komunizm i hitleryzm, czyli „ideologie zła”. Oświecenie „wygnało Chrystusa z historii”. Ale od czego są dobrzy katolicy?! Do ataku! Niech odsuną niewiernych od władzy i niech Królestwo Wartości powróci na ziemię! Oto w potężnym skrócie przesłanie PiS-owej lektury. Pani Alberoni z rozrzewnieniem nawiązuje także do starych, dobrych czasów sprzed oświecenia, kiedy to cesarz razem z papieżem dbali w Europie o moralność. Było sielsko i moralnie. Jak Pan Bóg przykazał. Cóż, z włoską blondynką i jej spłaszczoną wizją świata, nienawiścią do współczesności oraz tęsknotą do feudalizmu trudno właściwie dyskutować. Trzeba raczej współczuć. Problem w tym, że tego rodzaju głupawą
do zakiblowania już czekają inni ludzie układu: Wałęsa, Tusk, Marcinkiewicz, Rokita, Kurski, cała lista najbogatszych Polaków z „Wprost” oraz Lech i Maria Kaczyńscy. Gdyby tak Jarek zaaresztował też cały episkopat, a Tadka Rydzyka zrobił prymasem, to miałby mój głos w najbliższych wyborach. A co to właściwie jest ten mityczny Układ? On jest komputerowy. Nie wierzycie? No to czytajcie! „Dziś o układzie można więcej powiedzieć niż kiedyś, nawet są prowadzone badania o charakterze naukowym, przy użyciu modelu komputerowego układu, by ukazać te wszystkie związki między różnego rodzaju ośrodkami sił społecznych w Polsce” – powiedział Ojciec Narodu J. Kaczyński w wywiadzie dla „Gazety Pomorskiej”. Ciekaw jestem, czy Jaruś słyszy w głowie jakieś głosy... Ludzie, posłuchajcie! Mnie to czochra, ale przecież w każdym normalnym kraju starszawy, karłowaty, brzydki facio, który nie zna żadnego języka obcego, bez konta bankowego, bez prawa jazdy i bez żony, ale za to z kotem – byłby nikim! W Polsce jest premierem! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki W wyremontowanej kamienicy na krakowskim Rynku Głównym pyszni się nowy hotel Boner Palace. Pierwszy człon nazwy ma nawiązywać do historycznego patrona budynku. Jakież było jednak zdumienie krakowian, gdy skonstatowali, że cudzoziemcy na widok okazałego hotelowego szyldu pokładają się ze śmiechu. Okazało się, że słowo „boner” to po angielsku wulgarne określenie sztywnego, okazałego penisa. A to wstyd na całą Europę – zafrasowali się miejscy rajcy. Niesłusznie! Sztywny członek może być świetnym znakiem firmowym!
CH...WY PAŁAC
W Poznaniu odsłonięto pomnik „pyry”, czyli ziemniaka. Waży całe pięć ton i jest olbrzymi. Niestety, my – Polacy, zawsze byliśmy skłonni do przesady. Zdaniem takich np. Niemców, ziemniaki w Polsce są znacznie, ale to znacznie mniejsze i występują zazwyczaj parami.
KARTOFEL POLSKI
...i dosłownie, i w przenośni stanął trzynastoletniemu Patrykowi z Łodzi jego rodzony tatuś. Otóż rodzic znalazł list, w którym syn informuje, że właśnie wyruszył w rowerową podróż do swojej ukochanej do Wrocławia (220 km). Tato, nie zastanawiając się wiele, pobiegł na policję. Ta odnalazła cyklistę jeszcze tego samego dnia wieczorem w Kępnie. Zakochany chłopak pokonał dwie trzecie trasy! Cóż... Romeo i Julia mieli podobne kłopoty.
NA DRODZE MIŁOŚCI...
– Pan jest pijany – upierali się szczecińscy policjanci, kontrolujący kierowcę audi. – Ależ skąd, przysięgam, że nie wypiłem nawet małego piwka – bił się w piersi indagowany. W końcu nieufni stróże prawa wyjęli alkomat... I rzeczywiście – facet był trzeźwy jak niemowlę. – A nie mówiłem – cieszył się i triumfował. – Ja tylko lubię sobie dać w żyłę! Wobec takiej szczerości użyto kolejnego testera i kierowca trafił do aresztu! Opracował MarS
SZCZERY IDIOTA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
sieczką karmi się ludzi pozostających w Polsce u władzy. A i bez pani Alberoni mają oni tendencję do nieszanowania praw człowieka (toż to głupi wymysł oświecenia!) i propagowania sojuszu tronu z ołtarzem. Zamiast oświecenia, czyli także po prostu oświaty, mamy kościelną ideologię w szkołach, zamiast wiary w postęp, edukację i naukę – cuda Ojca Świętego. I tylko jedno trudno mi pojąć. Że przedpotopowe upiory próbują wskrzeszać także wykształcone kobiety, prawicówki zasiadające w parlamencie lub okupujące katedry uniwersyteckie. Przecież gdyby nie to przeklinane przez nie oświecenie i ruch emancypacyjny, jaki ono przyniosło, do dziś siedziałyby w kuchniach i na polach, karmiły dziesięcioro dzieci i dostawały zupełnie bezkarnie po gębie od swoich „panów mężów”. O prawach wyborczych dla kobiet (wywalczonych przez wyszydzane przez nie feministki), a także o prawie do wykształcenia mogłyby tylko pomarzyć. Temu upodleniu patronował cesarz z papieżem, no i Chrystus – nie wiedzieć czemu przywoływany tu jako patron przedoświeceniowej ciemnoty. Nie ma bowiem powodów, by myśleć, że twórca chrześcijaństwa chciał swoje zasady wcielać w życie za pomocą aparatu państwowego i coś wspólnego z feudalnym porządkiem. Czy nie powiedział, że „Królestwo moje nie jest z tego świata”? Ale włoskie pobożne nomen omen blondynki wiedzą lepiej, co dla Chrystusa dobre... ADAM CIOCH wspr. M. Chrz.
RZECZY POSPOLITE
Rozum wygnany
Myślę, że to jest kwestia ocen wewnątrz Kościoła. I my cały czas mówiliśmy niezmiennie, ja również, że Kościół te sprawy powinien we własnych kręgach regulować i taki sygnał, tak go odbieram. Natomiast to bardzo ważne, tak jak w cywilnym świecie państwa, jest miejsce dla różnych osób, dla wszystkich obywateli, tak i w Kościele myślę, też są różni katolicy, różne poglądy i różnice. To co łączy, w przypadku świeckiego państwa, czyli porządek prawny, konstytucja i wszystkie reguły, które nas organizują tak w Kościele doktryna wiary i cel zbawienie. I w tym powinno się to wszystko zamknąć. (Tadeusz Cymański)
Nadszedł czas, aby – w imię odpowiedzialności przed Ojcem Świętym i Kościołem, a także przed tymi, którzy po nas przyjdą – zabrać ostateczny głos w sprawie zasadniczej, a sprowokowanej przez Radio Maryja. Nie chodzi tu tylko o samą osobę dyrektora, lecz o naszą odpowiedzialność za duszpasterstwo, które stopniowo wymyka się spod kontroli biskupów i przechodzi w inne ręce. (kard. Stanisław Dziwisz)
Radio Maryja umocniło polski Kościół, czynny polski katolicyzm i przywróciło realne prawa obywatelskie niemałej grupie Polaków. (Jarosław Kaczyński)
Sam jestem zagorzałym kibicem piłkarskim, a gdy obowiązki i czas pozwalają, grywamy w piłkę z bratem. (Jarosław Kaczyński)
Dwie kadencje temu (...) jeden z bardziej zaangażowanych senatorów został sfilmowany w supermarkecie w niedzielę podczas robienia wielkich zakupów. Dedykuję to na przyszłość, bo ostre wystąpienia mają to do siebie, że bardziej zwracają uwagę mediów. (Bronisław Komorowski)
Jak patrzę na to, co dziś robi w Sejmie Roman Giertych, wydaje mi się, że pożytek z konia, którego cesarz Kaligula przyprowadził do rzymskiego Senatu, był większy. (Zbigniew Girzyński)
Marcinkiewicz jest w sytuacji niestandardowej. Robi jaskółkę na krawędzi. Pytanie, czy ktoś mu poda rękę. (Paweł Zalewski, PiS)
Słuchanie pana Kaczmarka przypomina troszeczkę obsługę betoniarki, trudno utrzymać chwilę skupienia. (Jacek Kurski) Wybrała OH
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
NA KLĘCZKACH
SĘDZIA SĘDZIÓW Prezydent Kaczyński nie spieszy się z wręczeniem nominacji blisko 100 nowym sędziom. Formalnie nie może stopować propozycji Krajowej Rady Sądownictwa, ale w niektórych przypadkach dopuszczalny jest zwrot wniosku. W lipcu urzędnicy prezydenta poinformowali KRS o tym, że prezydent nie wręczy co najmniej 9 nominacji. Dlaczego? Oficjalnie nie wiadomo. Taka jednak odmowa to ewenement na przestrzeni ostatnich 17 lat. Były prezes Trybunału Konstytucyjnego, prof. Marek Safjan, mówi wprost: niezawisłość sędziowska jest zagrożona. My domyślamy się powodu bojaźni prezydenta: polscy sędziowie, którzy w znacznej części alergicznie reagują na ministra sprawiedliwości Ziobrę, to część układu. Wystarczy? RP
ŁÓDŹ POMNIKÓW Kolejny „święty” pomnik w niegdyś czerwonej Łodzi. Wkrótce na osiedlu Retkinia w alei ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego stanie pomnik kardynała Stefana Wyszyńskiego. Fot. Autor
NIE NADAJE SIĘ Prowincjał jezuitów o. Krzysztof Dyrek jest wyjątkowo pamiętliwy. Za umieszczenie na stronie internetowej wywiadu z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim ukarał brata Andrzeja Miszkę odmową święceń kapłańskich i usunięciem z zakonu. Już w ubiegłym roku Miszkę przeniesiono z Krakowa do Wrocławia. Skąd ta mściwość prowincjała? We wspomnianym wywiadzie ks. Zaleski ujawnił nazwiska dwóch krakowskich jezuitów współpracujących z SB. Ponadto sam Miszka pisał o wpływowym ks. prof. Ludwiku Piechniku, który, według akt IPN, był zarejestrowany przez SB jako agent Anteusz. PS
GORZÓW DAJE PRZYKŁAD Noo, tego to jeszcze nie było jak Polska długa i szeroka! Sześciu kapelanów zatrudnionych w szpitalu wojewódzkim w Gorzowie Wielkopolskim straciło robotę. Z dnia na dzień. Dyrekcja szpitala zaczęła (w związku z gigantycznym zadłużeniem lecznicy – 300 mln zł) szukać oszczędności. I padło na boże sługi, zatrudnione kiedyś na pełnych, wysokopłatnych etatach. Teraz, w miarę potrzeb pacjentów, kapelani mogą przychodzić z posługą, ale za dużo mniejszą kasę, w ramach umowy-zlecenia. MarS
SPOSÓB NYCZA Następca kardynała Glempa, abp Kazimierz Nycz, zapowiada, że Kościół pracuje nad nowym, skutecznym sposobem finansowania budowy Świątyni Opatrzności Bożej. Chodzi o to, by publiczne pieniądze mogły wreszcie trafić do kościelnej kasy, bowiem dotychczas fundacja budująca świątynię z powodów formalnych nie mogła skorzystać z 60 mln obiecanych przez Sejm. Teraz Krk wyciągać będzie z kasy państwa i samorządów kolejne miliony złotych pod pozorem przeznaczenia ich na... działalność kulturalną. Z tej puli właśnie Nycz zamierza sfinansować nawet połowę inwestycji realizowanej w Wilanowie – przy okazji Krk obejdzie prawo i wycycka z kasy rodaków. W ramach kultury w ŚOB powstanie Centrum Jana Pawła II. Na budowę fanaberii Glempa wydano już 80 mln zł, a nie widać nawet stanu surowego zamkniętego. Potrzeba jeszcze minimum 150 mln zł. BS
samego arcybiskupa. Budowa wspomnianej autostrady mogła już ruszyć kilka lat temu, jednak nie doszło do tego z powodu protestów mieszkańców, m.in. podłódzkiego Andrzejowa, wspieranych przez tamtejszego... proboszcza. Teraz wszystko w ręku arcybiskupa. RP
Sam 4,5-metrowej wysokości cokół (na zdjęciu) wykonany z hiszpańskiego różowego granitu kosztował 90 tys. zł, zaś za 3,5-metrowej wysokości odlew kapłana społeczny komitet budowy wybuli 100 tys. zł. Oczywiście, dojdą jeszcze koszty urządzenia przyległego terenu. Kilka miesięcy temu w tej samej części miasta odsłonięto pomnik JPII. Z woli nawiedzonych rajców, którzy uznali św. Faustynę za patronkę Łodzi – stanie tu także pomnik tej zakonnicy. BS
RELIGIA W PARAFII! W Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Łodzi przez całe wakacje trwał remont, jednak wynajęta przez szkołę ekipa nie uwinęła się z robotą. Ale rezolutna dyrektorka – Aleksandra Bonisławska – poradziła sobie z brakiem 12 sal lekcyjnych (w których nie ma podłóg) wręcz koncertowo. Oto uczniowie – zamiast w szkole – będą się uczyć w... wolnych pomieszczeniach plebanii pobliskiej parafii Matki Boskiej Zwycięskiej. Ot, zwycięstwo ducha nad mdłą materią. OH
KSIĘŻA NIE PĘKAJĄ Wielkie zdziwienie kurii w Łodzi wywołało zaangażowanie księży w walkę o budowę obwodnicy miasta. Powodem jest gwałtownie wzrastający z roku na roku ruch drogowy w mieście i w konsekwencji – pękanie murów świątyń; a także presja wiernych, którzy mają już dosyć tysięcy tirów pędzących dzień i noc pod oknami. Jeden ze społecznych komitetów walki o autostradę A1, przebiegającą obrzeżami miasta, zwróci się wkrótce o pomoc do
KSIĄŻKA O EKS... Niczym diabeł święconej wody unika pełnej prawdy książka jednego ze szczecińskich kapłanów, który zajął się problemami eksduchownych. Wśród 26 rozmówców autora zabrakło, o dziwo, redaktora naczelnego „Faktów i Mitów”, który o przyczynach rezygnacji z kapłaństwa powiedzieć może najwięcej, tym bardziej że sam zna kilkunastu „byłych”. Autor publikacji tak dobrał swoich rozmówców, by pokazać ich słabość i wybielić kościelne prawo celibatu, a to właśnie ono często przyczynia się do rzucenia sutanny przez księży. Zatem pełną prawdę o eksduchownych znaleźć można nadal tylko na naszych łamach. PS
IDŹCIE DO IDZIEGO Co robić, by doczekać się wreszcie upragnionego potomka? Wybrać się do kościółka w podłódzkim Inowłodzu. Patronem tutejszej świątyni jest bowiem św. Idzi – opiekun małżeństw. Ten średniowieczny święty, przez lata żywiący się jedynie owocami lasu i mlekiem łani (stąd patron matek karmiących i oczekujących dziecka), miał sprawić, że nasz władca Władysław Herman doczekał się wreszcie następcy tronu. Oczywiście, po wysłaniu bogatych darów do Saint Gilles – głównego ośrodka kultu św. Idziego. PS
KRZYŻ NA MÓZGU Kościół zawsze najlepiej wychodził na ludzkim nieszczęściu. W Peru niektórzy biskupi i księża głośno „dowodzą”, że niedawne trzęsienie
ziemi, podczas którego zginęło 540 osób, było karą za grzechy rozwiązłości. Z drugiej strony pokazują „cud” – krzyż w kościele, który pozostał nietknięty, mimo że połowa świątyni zawaliła się i pogrzebała kilkudziesięciu wiernych. Ale wierni się nie liczą, liczy się ocalenie krzyża, który... też przecież oznacza nieszczęście. RK
NIEPOKALANE LEPSZE W Meksyku podpisano Deklarację praw dziecka poczętego. Jej sygnatariuszami jest, oczywiście, Kościół, a także przykościelni politycy i organizacje skupiające katolickich rodziców. Dokument zawiera 10 zasad, które podkreślają, że każde poczęte dziecko (zygota) ma prawo do uznania za jednostkę ludzką. To głos w sprawie toczącej się dyskusji o liberalizacji aborcji i przeciwko – uwaga! – kontroli urodzeń, czyli np. przeciw wstrętnym prezerwatywom. Niby nic do śmiechu, gdyby nie pewna data, którą wybrali sobie twórcy deklaracji. Otóż chcą proklamować 8 grudnia jako Światowy Dzień Dziecka Poczętego. Co to za data? To Święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Hmm... „niepokalanego poczęcia”... Tak czy inaczej, Meksyku nie ominie „kontrola urodzeń”. Może nawet wyludnienie! MarS
GOŁY KSIĄDZ Miasteczko Frederick w Kolorado stało się obiektem uwagi mediów USA za sprawą proboszcza Roberta Whipkeya, obsługującego 3 lokalne parafie katolickie.
5
Policjant ujrzał wielebnego „ojca Boba”, jak ten przechadzał się ulicą o godz. 4.35, odziany wyłącznie we własną skórę. Duchowny wyjaśnił, że wraca z joggingu, ze stadionu pobliskiej szkoły średniej. Czemu nago? „Jestem gruby i gdy noszę ubranie podczas biegania, pocę się obficie” – wyjaśnił ks. Whipkey, dodając jednak, że zdaje sobie sprawę, iż występ au naturel nie był najlepszym pomysłem. Zapewnił, że zrobił to po raz pierwszy. Sęk w tym, że nie. Kapłan odnotowywany był w przeszłości w związku z podobnymi praktykami nudystycznymi, ale policja przymykała na to oczy, bo wówczas księża byli świętymi krowami. Teraz już nie są i ks. Whipkey oskarżony został o nieprzyzwoite obnażanie się w miejscu publicznym. Archidiecezja Denver zawiesiła go w czynnościach zawodowych. Pewnie posłany zostanie na Alaskę. TN
BISKUP RENEGAT Biskup Geoffrey Robinson z Sydney otwarcie zbuntował się przeciw swemu szefowi i domaga się „radykalnych” reform w Kościele. Na cały głos. „Władza papieska jest zbyt rozległa i pozbawiona odpowiednich granic” – stwierdził w wywiadzie dla „Canberra Times”. – „Biskupi i wierni są marginalizowani. Przymusowy celibat księży przyczynił się do przestępstw seksualnych i musi być przynajmniej tematem do dyskusji”. Skoro przeciw systemowi Kościoła zaczynają się już buntować hierarchowie, to znaczy, że naprawdę źle się dzieje w państwie watykańskim... CS
6
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
PAŃSTWO WYZNANIOWE
Funkcjonariusze policji historycznej spod szyldu Instytutu Pamięci Narodowej starają się dowieść, jak to zły generał Wojciech Jaruzelski gnębił Kościół. Tymczasem pierwsze daniny dla Kościoła zaczęły się w 1983 roku! Wśród propagandowych mitów możemy usłyszeć, że władza ludowa w latach 80. zabierała parafiom mienie, nękała je podatkami, ograniczała budowę nowych świątyń. Prawda wygląda zupełnie inaczej. Lata stanu wojennego i drugiej połowy lat 80. to
do Krk w sprawach tak zwanego majątku cerkiewnego. Jednak najciekawsze były negocjacje, jakie w latach 1982–1983 wysłannicy generała Jaruzelskiego prowadzili z przedstawicielami Kościoła. Efektem tych rozmów (okres stanu
na zakładanie przez Kościół fundacji. Wtedy taki przywilej miał otrzymać tylko Krk. W ostatniej chwili przedstawiciele Kościoła (między innymi arcybiskup Jerzy Stroba oraz biskup Alojzy Orszulik) uznali, że... projekt jest do kitu i należy odłożyć go na półkę. ~~~ Kolejna tura debaty zaczęła się niepostrzeżenie w 1985 roku. Wtedy to wysłannicy Krk wpadli na pomysł, że można przy okazji dyskusji o budownictwie kościelnym pogadać o ulgach podatkowych i opłatach za
polecenia zwolnień od podatku od nieruchomości oraz tak zwanego funduszu miejskiego i gminnego niemal wszelkich obiektów należących do Krk. Roczny koszt tego prezentu szacowano na kwotę co najmniej 120 milionów ówczesnych złotych. Takich zwolnień nie uzyskał żaden z pozostałych kościołów. Kościelne biznesy miały być zwolnione z podatku dochodowego i obowiązku prowadzenia księgowości, gdy cały zysk przeznaczyłyby na cele kultu religijnego, działalność charytatywno-opiekuńczą, ale także na własny
Kościelny rozbiór – początki było eldorado dla kościelnych inwestycji. Na przykład w styczniu 1982 roku (stan wojenny) zły generał Jaruzelski przekazał ZA DARMO biskupowi tarnowskiemu 46 hektarów gruntów pod Tarnowem. Warto przypomnieć, że Kościół zachował prawo własności działek ukradzionych przez rząd II RP... Cerkwi prawosławnej! Sądy w latach 1953–1989 nie odważyły się podważać praw Watykańczyków do nieruchomości, które nigdy nie były ich własnością. Władze PRL wykonały za to dekret prezydenta Ignacego Mościckiego oraz umowy Polska–Watykan z lipca 1938 roku, na mocy których państwo skonfiskowało cały (!) majątek Kościoła prawosławnego, po czym przekazało go... Kościołowi rzymskokatolickiemu. Rząd Felicjana Sławoja-Składkowskiego zgodził się także zrekompensować Krk straty, jakie poniósł w czasie zaboru rosyjskiego. Części tych zobowiązań ze względu na wybuch wojny władza nie spełniła. Ale Polska Ludowa, o dziwo, zgodziła się wypełnić resztę zobowiązań władz II RP w stosunku
D
wojennego!) był projekt ustawy o stosunku państwa do Kościoła rzymskokatolickiego w PRL. Wtedy to po raz pierwszy pojawiła się kwestia zwrotu majątku Kościoła. Generał ustąpił maksymalnie jak tylko mógł. Kościół miał otrzymać wszelkie nieruchomości, jakimi kiedyś władał. Oczywiście, w zamian kler miał tonować nastroje społeczne, co też skwapliwie czynił. Regulacja ta rozbijała jednolitą i niezwykle ważną dla Polski regułę, że na Ziemiach Zachodnich i Północnych całość ziemi należy do państwa. Władze zgodziły się także, aby każda parafia otrzymała za darmo (!) działki do 4 hektarów. Rewindykacji miały też podlegać budynki i gospodarstwa rolne należące do zgromadzeń zakonnych, tak zwanych skrytych. Nie możemy zapomnieć, że Krk otrzymał także niemal całkowite zwolnienie z podatków od swoich dochodów i zysków swoich firm, także prywatnych spółek duchownych. Niespotykanym ustępstwem była zgoda PRL
otąd pisano o nich niemal tylko na klęczkach. Po raz pierwszy o pomnikach JPII powstało dzieło krytyczne, do tego napisane przez autora związanego z Kościołem. Mowa o Kazimierzu S. Ożogu, autorze książki pt. „Miedziany pielgrzym. Pomniki Jana Pawła II w Polsce w latach 1980–2005”. W papieskiej pomnikomanii, niemającej dotąd odpowiednika, Ożóg dostrzegł skomplikowane zjawisko. Oszczędzimy Czytelnikom analiz i wywodów dotyczących terminologii oraz znaczenia pomnika czy rzeźby. Nie ma też sensu zajmowanie się pierwowzorami, które okazały się dobrymi przykładami do naśladowania. W historii sztuki nie brakowało przecież rzeźbiarskich dzieł sprzed wieków, upamiętniających papieży. Na uwagę zasługuje wniosek Ożoga, że „nigdy jednak zjawisko to nie osiągnęło takiej skali i zasięgu, jak w badanym okresie”, co potwierdza tylko nasze wcześniejsze stwierdzenia na łamach „FiM”, że Polaków (czyt. samorządowców) ogarnęła ekstaza kultu, i to za życia JPII.
wodę, gaz i energię elektryczną, wnoszonych przez kurie, parafie czy seminaria duchowne. Powołano nawet specjalny zespół ds. finansowych spraw Kościoła w ramach wspomnianej już Komisji Wspólnej. Po ponad roku prac, jesienią 1987 roku, zespół ten zgodził się, aby wszelkie opłaty za wodę, gaz, prąd – wnoszone przez instytucje Krk – były obliczane tak, jakby były to gospodarstwa domowe; do tego doszły
Zjawisko to nie ma jednakowego wymiaru w skali kraju. Są rejony Polski przesycone papieskimi monumentami, np. południe, ale też nie brak „białych plam” – na zachodzie czy północy. Zdaniem autora książki, ma to związek
rozwój. Ta ostatnia propozycja nieco wkurzyła Stanisława Cioska i zażądał on limitu odpisu. Stanęło na 40 procentach zysku zwolnionego od podatku. Wiosną 1988 r. przedstawiciele Kościoła uznali, że chcą państwowych emerytur dla księży i zakonnic. Rząd gen. Jaruzelskiego obiecał Kościołowi taki przywilej już w 1982 roku. Ostatecznie dokument przyjęto wiosną 1989 roku. Zgodnie z nim każda
dzieła pochodziły najczęściej ze zbiórek wiernych, ale niemało grosza sypnęły też wazeliniarskie samorządy (co budziło sporo kontrowersji – np. w Zduńskiej Woli) i różnorodne fundacje. W nielicznych przypadkach pomniki fun-
Papamania z różnicą „mentalności ludzi zamieszkujących regiony o różnej historii”, a także obecnością samego papieża. Który z pomników JPII stanął jako pierwszy w Polsce? Okazuje się, że był to głaz upamiętniający wypoczynek Karola Wojtyły w rejonie Piły, nad jeziorem Krępsko. Potem był pomnik odsłonięty na dziedzińcu krakowskiego pałacu biskupiego przy ul. Franciszkańskiej, będący podarunkiem artystów włoskich. Najwięcej pomników powstało w roku 2000, ale i wcześniej, nawet jeszcze w czasach PRL odsłonięto ich sporo. Pieniądze na te zbożne
dowały rodziny, np. w Wołowie i Solcu Kujawskim; w Łodzi – samotny emeryt. Gdy papieska pomnikomania osiągnęła apogeum, rzeźbiarze nie nadążali z projektowaniem monumentów, stąd wiele odlewów jest niemal identycznych (Łódź, Poznań, Piotrków Trybunalski). Niektóre są zupełnie nieudane, jak choćby w Ostrowi Mazowieckiej, Miechowicach, Prażmowie, Rykach, Sieradzu, Siedlcach czy Ciechanowie. Nie brak też licznych awantur towarzyszących honorowaniu papieża, np. w Bielsku-Białej, Licheniu, Mrągowie czy Zawierciu. Doszło też do
osoba duchowna mogła dostać emeryturę bez opłacania składek. Koszt tego rozwiązania tylko przez pierwsze sześć miesięcy roku 1989 wyniósł 12 miliardów ówczesnych złotówek. Łagodna postawa przedstawicieli rządu w sprawie ZUS tak rozzuchwaliła kościelnych wysłanników, iż w trakcie końcowych prac nad ustawą o stosunku państwa do Krk zażądali reprywatyzacji mienia kościelnego. Pierwsza lista z 18 listopada 1988 r. liczyła tylko 9 pozycji – od obiektów skonfiskowanych Cerkwi prawosławnej po nieruchomości w Warszawie. Druga już 10 pozycji – powiększona o mienie skrytych zakonów. W kolejnej – z 5 grudnia 1988 roku – znajdziemy już 11 pozycji. Dla Jaruzelskiego oraz Rakowskiego ustawa kościelna była istotnym elementem gry związanej z Okrągłym Stołem. Gdy w listopadzie 1988 roku Krk rzucił na stół sprawy majątkowe, miał świadomość, że opóźnia to przyjęcie ustawy. Oto opinia biskupa Orszulika z marca 1989 r., wygłoszona podczas posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu: „Wydawało się nam, że sprawy majątkowe rozbiją nasze wspólne prace. Jednak dzięki odpowiedzialnej pracy ekspertów udało się je zakończyć z pożytkiem dla obydwu stron”. Chodziło mu raczej o ustępstwa ze strony rządu. Na zakończenie taka mała ciekawostka – otóż na życzenie strony rządowej spotkania zespołów ekspertów nie były w żaden formalny sposób protokołowane. Pozostały po nich tylko luźne notatki i zbiór wariantów regulacji. ~~~ Pozostaje dla nas zagadką, dlaczego prawica i część hierarchii Kościoła katolickiego po chrześcijańsku nienawidzi generała Wojciecha Jaruzelskiego. Chyba nie za dar z wiosny 1989 roku, który kosztował nas przez siedemnaście lat dziesiątki miliardów nowych złotych (zwrócone mienie, ulgi i zwolnienia podatkowe dla Krk). ANNA KARWOWSKA
aktów dewastacji i uszkodzenia, np. w Gdyni i Szczekocinach, co było wyrazem swoistego buntu przeciwko kultowi żyjącego papieża. Niektórzy producenci mnożyli znacznie tańsze pomniki z tworzyw sztucznych. Malowane i patynowane – udają spiżowe dzieła, bo przecież liczy się sztuka. Kazimierz S. Ożóg nie odważył się stwierdzić, że papieska pomnikomania jest czystą głupotą. Jeśliby zgromadzić pieniądze, które wydano w kraju na blisko 1000 pomników (średni koszt monumentu wynosi 300–400 tys. zł), to wyjdzie z tego astronomiczna kwota 300–400 mln, za którą można by zbudować ponad 1000 sal gimnastycznych, których brakuje szczególnie na wsi. Ożóg wskazuje cztery pomniki, którym, jego zdaniem, można przypisać największe walory artystyczne: w Tarnowie, Lublinie, Kaliszu i Ludźmierzu. Czy w najbliższych latach będzie przybywać takich „arcydzieł”? Nie wiadomo. Zdaniem Ożoga, liczba monumentów papieża „nieubłaganie zbliża się do granic pospolitości równej pomnikom Armii Czerwonej”. RYSZARD PORADOWSKI
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r. Katoliccy biskupi polscy podnieśli rangę religii do poziomu przedmiotu maturalnego. Religii – nie religioznawstwa! „Świeckie” państwo ma przez to nie lada problem. Z etyką. „Uczeń, który nie wybierze w szkole zajęć z religii, będzie musiał chodzić na etykę. Religię lub etykę będzie też można zdawać na maturze i wliczać ocenę z tego egzaminu do średniej na świadectwie dojrzałości” – tymi słowami Michał Seweryński, przewodniczący Krajowej Rady Katolików Świeckich, ówczesny minister nauki i szkolnictwa wyższego, streścił w marcu 2006 r. posiedzenie Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu. To podczas tego spotkania biskupi przeforsowali wreszcie długo oczekiwaną (przez siebie – rzecz jasna) zmianę w podejściu do mało popularnej wśród młodzieży katechezy. Dla niewierzących i „innowierców”, którzy mogliby zacząć podejrzewać, że nie dotyczy ich artykuł 32 Konstytucji RP („Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”) – wymyślono więc lekcje etyki. Pierwsze wątpliwości dotyczące ich zorganizowania w szkołach Seweryński naiwnie rozwiewał, zapewniając: „Nauczycieli nie powinno zabraknąć, ponieważ około 90 procent uczniów w Polsce wybiera w szkole religię, zatem etykę trzeba będzie wykładać dla stosunkowo niewielkiej grupy dzieci”. Jednocześnie wskazywał odległą przyszłość jako termin, w którym umowa rządu z episkopatem ciałem się stanie. Wkrótce potem przez resort edukacji przeszedł jednak huragan o nazwie Roman Giertych, pozostawiając po sobie spaloną ziemię. Bo LPR-owski minister za punkt honoru postawił sobie pokazanie się z właściwej strony moherowemu elektoratowi poprzez podniesienie frekwencji na szkolnej katechezie. „Wprowadzenie proponowanej zmiany przyczyni się do (...) motywowania ucznia do dodatkowego wysiłku, doceniania pracy wynikającej z uczestniczenia w innych niż obowiązkowe zajęcia edukacyjne” – uzasadnił swoją decyzję w rozporządzeniu. Pomysł o tyle kontrowersyjny, że dobra ocena z religii – a taką nietrudno zdobyć (według wytycznych Komisji Episkopatu ds. Wychowania, „piątkę może mieć m.in. uczeń, który przejawia postawę apostolską, a celującą ten, który bierze czynny udział w przygotowaniu liturgii mszy św.,
POLSKA PARAFIALNA
7
Etyka nieobecna uczestniczy w życiu parafii”!) – podnosi małolatowi średnią. Ta jest z kolei przepustką do szkoły ponadpodstawowej o wyższym poziomie. Arcybiskup Kazimierz Nycz oznajmił natomiast, że „religia to przedmiot jak każdy inny i za trzy lata będzie ją można zdawać na maturze”. Tymczasem w polemikach, dyskusjach i kłótniach, które towarzyszyły pospiesznemu upychaniu religii katolickiej wśród innych maturalnych przedmiotów i czynieniu ją obowiązkową, zapomniano o tym, że marcowa umowa – stwarzając pozory dbałości o przedstawicieli innych niż katolickie wyznań – zapewniała młodzieży alternatywę. Etykę. Przynajmniej teoretycznie. ~~~ – Wszystkie nowości, z którymi będą musieli borykać się od 3 września uczniowie, rodzice i nauczyciele (niefortunne mundurki, nieobecny monitoring, nieaktualne podręczniki do języka polskiego i matematyki, brak zapowiadanego „taniego podręcznika”, religia wliczana do średniej ocen), nie powinny mieć miejsca – twierdzi prezes ZNP Sławomir Broniarz. Obecność etyki na szkolnych planach lekcji ma zamknąć usta tym, którzy krytykują państwo za wyznaniowość. A jednak niewielu dyrektorów uwzględniało ją w powstających w kwietniu i maju br. arkuszach organizacyjnych (rozporządzenie ministra dokonujące swoistej rewolucji w oświacie pojawiło się dopiero w lipcu br.), bo wychowankowie na ten
przedmiot chodzić nie chcieli. Tak się przynajmniej zwykło mówić. Bo jeśli przypadkiem któryś z 600-tysięcznej rzeszy niewierzących uczniów jednak był etyką zainteresowany, jak na przykład syn Czesława Grzelaka, mógł co najwyżej posiedzieć... na szkolnym korytarzu. Po długich staraniach o zapewnienie synowi zastępczych lekcji etyki, po
wielokrotnej zmianie szkół dla chłopca, który z powodu swej niereligijności był dyskryminowany w grupie młodych Polaków katolików, po licznych utyskiwaniach do Ministerstwa Edukacji, zdesperowany ojciec poskarżył się w końcu przed strasburskim Trybunałem. Na państwo, które nie wywiązuje się z obowiązku zapewnienia obywatelom równego traktowania oraz
OTO JAK SPOŁECZEŃSTWO REAGUJE NA REWOLUCJĘ W SZKOLNICTWIE: ~ Osoby wierzące nie mogą być w naszym kraju uprzywilejowane tylko dlatego, że są katolikami, tak jak nie wolno dyskryminować tych, którzy są innego wyznania lub są ateistami, i w związku z tym na lekcje religii nie chodzą. Lekcje te w szkole państwowej powinny być wprowadzone tylko wtedy, gdy dyrekcja szkoły zapewni alternatywne lekcje etyki. (Magdalena Środa) ~ Wybór między religią a etyką jest iluzoryczny, bo w większości szkół – około 90 proc. – młodzież etyki wybrać nie może, bo tam takich lekcji nie ma. (Wojciech Olejniczak) ~ Powinno się zrezygnować z wpisywania oceny z religii na świadectwie. Wiele dzieci otrzymuje bowiem świadectwo z kreską w miejscu, gdzie inni uczniowie mają oceny z religii. To jest nie tylko ujawnianie przekonań religijnych dziecka, ale może prowadzić do dyskryminacji ze względu na te przekonania. (Irena Dzierzgowska, była wiceminister oświaty) ~ To jest ogromna niesprawiedliwość społeczna. Ale to oznacza, że to jest jedyny pomysł KK do przyciągnięcia młodych. Mam nadzieję, że młodzi wystawią im rachunek. (bum) ~ Czy ktoś słyszał o podręcznikach do etyki oraz zna nauczycieli tego przedmiotu?!
(Jankiel)
~ Kościół od zawsze stał na stanowisku, że kasa czyni cuda i od poczęcia trza wciskać w zwoje mózgowe, gdzie miejsce ludu ciemnego... (arahat) ~ Obowiązkowe to powinny być podatki dla Kościoła, takie jak od działalności gospodarczej. Za dużo macie dotacji i ziemi, panowie. A, i jeszcze jedno... Za chodzenie na kobity – kastracja. Przynajmniej głos w śpiewaniu się poprawi co niektórym. (tom) ~ Wliczanie oceny z religii (powiedzmy wyraźnie – religii podług Kościoła katolickiego) do średniej to jest ogromna niesprawiedliwość i nieuczciwość. Będą miały lepszy start mierne osoby, które wyklepią zdrowaśkę, niż uczciwie uczące się dzieci, które nie chodzą na ten przedmiot. (teolog)
wolności sumienia i wyznania. Wyroku jeszcze nie ma, ale jeśli Grzelak wygra, będzie to z pewnością sprawa bez precedensu, która ma szanse uruchomić lawinę podobnych roszczeń. – Osoby, które na religię nie chodzą ze względów wyznaniowych, często nie mają możliwości uczestnictwa w lekcjach zastępczych. Nie każda szkoła zapewnia takim osobom lekcje etyki, bo ciężko znaleźć nauczyciela – przyznaje Magdalena Grelik-Grodecka, dyrektor ciechanowskiej „budowlanki”. Problemu nie widzi z kolei dyrektor płockiego liceum Bogdan Iwański, który do prowadzenia lekcji etyki zatrudniał... księdza, a to z powodu braku świeckich nauczycieli tego przedmiotu. Zapewne wielu jego kolegów pójdzie tym śladem, gdyż nie mają pomysłu, skąd wziąć nauczycieli, a gorączkowe poszukiwania świeckich absolwentów filozofii posiadających przygotowanie pedagogiczne nie przynoszą wymiernych efektów. W woj. lubuskim spośród 320 szkół ponadgimnazjalnych tylko kilka proponuje zajęcia z etyki. Jeszcze gorzej jest w Świętokrzyskiem, gdzie żadna ze szkół nie uczy tego przedmiotu, a co więcej – uczyć nie może, bo nie ma wykwalifikowanych pedagogów. Trochę lepiej jest na Podlasiu – tu kilkanaście szkół oferuje etykę. Ten fakt statystyk nie zmienia – w Polsce jest około 31 tysięcy szkół. Dotąd niewiele ponad 330 z nich oferuje etykę w swym programie nauczania! ~~~ Do naszej redakcji docierają już pierwsze informacje od Czytelników, których pociechy wróciły z inauguracji roku szkolnego, podczas której usłyszały, że o etyce mogą zapomnieć. Tak było na przykład w Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 1 w Łodzi, gdzie 3 września br. dyrektor Aleksandra Binisławska poinformowała, że każdy, kto nie będzie uczęszczał na religię, ma tę godzinę lekcyjną przesiedzieć w bibliotece. O etyce bowiem nie ma mowy. No bo jak (i za co, skoro starostwa nie planowały podobnych wydatków) – dla kilkorga dzieciaków, w dodatku z różnych klas, zorganizować zajęcia? Religia będzie więc obowiązkowa dla wszystkich. Także niewierzących. Mimo że, w przeciwieństwie do etyki – nauką nie jest. A jeśli ktoś miałby jeszcze jakieś nadzieje na utrzymanie w naszym kraju konstytucyjnego rozdziału państwa od Kościoła, przypominamy słowa Lecha Kaczyńskiego, prezydenta RP: „Katolicki system wartości jest jedynym powszechnie przyjętym systemem wartości w naszym kraju i nie ma on alternatywy”... WIKTORIA ZIMIŃSKA
8
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Rozmowa z Bogdanem Lewandowskim – byłym posłem, członkiem tzw. komisji Rywina. – Z perspektywy kilku lat, już bez emocji, spójrzmy na komisję Rywina: co można zaliczyć do jej osiągnięć? – Komisja śledcza osiągnęła połowiczny sukces. Udało jej się ukazać na forum publicznym pewne mechanizmy funkcjonowania państwa. Ludzi przed telewizorami rajcowało to, że po raz pierwszy mogli poczuć
ale dawał znakomitą okazję, żeby na forum publicznym zmierzyć się z zebranym materiałem dowodowym i wypracować sprawozdanie wolne od partyjnego zamówienia. – Sojusz, w przeciwieństwie do dzisiejszego PiS, zaakceptował powołanie komisji... – Jakkolwiek by krytycznie oceniać ówczesne kierownictwo SLD, war-
zapewnić im zdolność poruszania się na politycznej scenie. WSI – ze względu na wytworzony wokół niej przez media klimat podejrzliwości – idealnie nadawały się do roli wroga ludu. Służby specjalne mają swoją specyfikę i często działają – wyrażając się eufemicznie – na pograniczu prawa. Gdyby przewinienia tych służb miały stanowić podstawę do ich rozwiązania, to CIA czy Mossad już dawno powinny zniknąć z powierzchni ziemi. – Bliski Panu Toruń kojarzy się dziś większości Polaków bar-
BOGDAN LEWANDOWSKI – rocznik 1945, dr politologii, nauczyciel akademicki UAM w Poznaniu, były poseł (1997–2005), radny Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego.
Może wrócę swąd wydobywający się z kuchni politycznej. Komisja zakreśliła pokaźny obszar nieprawidłowości, który powstał podczas prac nad ustawą o radiofonii i telewizji. Z powodu rozbudowanych gier politycznych nie miała natomiast szans na całkowity sukces. Głównym celem przedstawicieli opozycji w komisji nie było bowiem wykonanie uchwały Sejmu i wyjaśnienie wszystkich okoliczności korupcyjnej propozycji, ale zniszczenie SLD. Ponurym żartem historii jest to, że kierownictwo tego ugrupowania uczyniło wiele, żeby ten zamiar wesprzeć. Okazało się niezdolne do wyciągnięcia personalnych konsekwencji po odsłonięciu afery, a już piramidalną głupotą było obalenie projektu sprawozdania przygotowanego przez przewodniczącego Tomasza Nałecza. Projekt ten nie był wprawdzie wolny od wielu uproszczeń i błędnych ocen,
M
to jednak pamiętać, że w bardzo niewygodnej dla siebie sytuacji opowiedziało się ono za powołaniem tej komisji śledczej. Zupełnie inaczej postępują włodarze PiS, którzy nie chcą nawet słyszeć o powołaniu komisji śledczej, np. w sprawie afery białostockiej czy tragicznej śmierci Barbary Blidy. – PiS chwali się rozwiązaniem WSI, choć ludzie znający kulisy wojskowej kuchni mówią zupełnie odmiennie... – Rozwiązanie WSI jest potężnym uderzeniem w państwo, w jego zdolności obronne, zwłaszcza w obliczu operacji podejmowanych poza granicami kraju. Decyzja ta jest wynikiem braku instynktu państwowego braci Kaczyńskich, którzy – pozostając pod przemożnym wpływem bolszewickich archetypów – stali się więźniami przeświadczenia, że tylko wyraźnie i jednoznacznie zdefiniowany wróg może
inister Jerzy Polaczek poza niebudowaniem autostrad ma inne ciekawe hobby. Usiłuje zaszczepić w ekonomii zjawiska, które w niej nie powinny występować, np. usilne dążenie do straty zysku. Minister od samego początku stwarzał wrażenie zupełnie nieprzygotowanego do pracy urzędniczej. Co gorsza – nie był w stanie zbudować zespołu, który by realizował plany Kaczyńskich. Obietnice wybudowania setek kilometrów autostrad oraz nowoczesnych linii kolejowych pozostały na papierze. Kaczyński nawet zdjął z ramion Polaczka część obowiązków i powołał dodatkowego ministra od budownictwa. Nic to nie dało. Dróg nie ma, szybkich linii kolejowych też nie. Nie możemy jednak zapomnieć o wplątaniu Polski przez ambitnego polityka w spór z Komisją Europejską o Dolinę Rospudy. Gdy pan minister forsował budowę drogi przez dolinę, w tle rozgrywała się inna bitwa. Bez kamer, bez dziennikarzy Polaczek postanowił udowodnić Europie, że Polska to jedna wielka czarna dziura na mapie kolejowej. Zaczęło się niewinnie. Od wprowadzenia najwyższych w Europie stawek opłat za korzystanie z torów przez przewoźników. Gdy tabelki obejrzeli sobie szefowie firm transportowych, to o mało nie dostali zawału. Z obliczeń wynikało, że na trasie Śląsk–Porty opłaty na rzecz państwowej firmy o nazwie PKP Polskie Linie Kolejowe wyniosą tyle, co na trasie Śląsk–Berlin. Nieco wkurzeni napisali do pana
redemptorysty, stała się pozbawioną znaczenia dekoracją. – Ojciec dyrektor sprawuje rząd dusz nie tylko nad radiomaryjnym elektoratem, ale też odgrywa olbrzymią rolę w regionie. – Województwo kujawsko-pomorskie ma ogromne potrzeby i jeszcze większe aspiracje w zakresie pozyskania środków europejskich. Tym większe zdziwienie musi budzić fakt, że wywodzący się z Platformy Obywatelskiej marszałek Piotr Całbecki na czele rankingu programów operacyjnych,
dziej z o. Rydzykiem niż Kopernikiem czy piękną Starówką. – To prawda, trudno się temu dziwić, skoro Rydzyk walnie przyczynił się do poczęcia koalicji rządowej. Niektórych tradycjonalistów może szokować metoda in vitro, ale cel uświęca środki. Ignacy de Loyola doczekał się godnego kontynuatora. Drugiego takiego zakonnika ze świecą szukać nie tylko w Polsce, ale całym świecie. Sukces ojca dyrektora jest tak ogromny i bezdyskusyjny, że powołana przez Episkopat komisja ds. duszpasterskiej troski o Radio Maryja, która miała hamować najbardziej niebezpieczne zapędy rozzuchwalonego
ministra grzeczny list z prośbą o wyjaśnienia. Nie zasłużyli na odpowiedź. A jednak kolejowy biznes nie załamał się i polskie firmy z powodzeniem zdobywały klientów na Wschodzie i na Zachodzie. Już dziecko w podstawówce wie, że najkrótsza droga z zachodniej części Europy do Rosji biegnie przez Polskę. Zleceń przewozowych było tak dużo,
z sumą 23 milionów euro, umieścił szkołę ojca dyrektora. Znany i ceniony w świecie Uniwersytet Mikołaja Kopernika, z sumą 10 milionów euro, pozostał daleko w tyle. Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że nie kto inny jak właśnie Rydzyk wzywał obywateli, żeby w referendum wypowiedzieli się przeciw przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Straszył masonami i innymi brukselskimi potworami. Wieszczył niezliczoną liczbę plag, które miały spaść na nasz kraj po akcesji. A dzisiaj za pieniądze Unii chce szkolić janczarów przeciw Unii. To jakaś paranoja. Złożyłem interpelację w tej sprawie.
zadanie miało być prawie niewykonalne). Na taką arogancję prywaciarzy zareagował w czerwcu tego roku minister Polaczek. Z dnia na dzień państwowa firma PKP Cargo przestała obsługiwać na przejściu granicznym Małaszewicze pociągi z gazem. Z nieba lał się żar, a na torach po obu stronach granicy stały składy cystern. Minister na rozpaczliwe listy przewoźnika (CTL
Kolejorz Polaczek że państwowa firma PKP Cargo nie wyrabiała się z obsługą. Prywatni też mieli pełne portfele zamówień. Wszyscy byli zadowoleni. Z dobrej koniunktury cieszyli się także pracownicy firm produkujących wagony. Po raz pierwszy od siedemnastu lat mieli nadmiar pracy i rosły płace. Po prostu firmy transportowe zaczęły wreszcie kupować hurtowe ilości nowych wagonów. Ta świetna koniunktura na usługi polskich przewoźników kolejowych nie spodobała się Polaczkowi. Była w tym pewna logika. W końcu chuligani udowadniali, że można przewozić TIR-y pociągiem, i to z zyskiem. Więc po co autostrady, które miał budować minister?! I po co sam Polaczek?! Inni bezczelnie pokazali, że w przypadku kłopotów z dostawą gazu z Rosji, zamiast rurą mogą przewieźć go kolejowymi cysternami (według ministra gospodarki,
Logistic) nie odpowiedział. Po pięciu dniach przepychanek PKP Cargo odblokowało ruch. Po takim występie Rosjanie gaz do Polski transportują trasą Ukraina–Słowacja. Tam jest on przepompowywany do samochodowych cystern, które spokojnie przejeżdżają sobie granicę. Gdy udało się uwalić interes z gazem, ekipa Polaczka zabrała się za kontrakt na przewóz ze Słowacji kontenerów z częściami samochodowymi. Firma KIA zleciła CTL Logistic zorganizowanie transportu kontenerów z magazynów w Zielinie na Słowacji o montowni w Czerniachowsku w obwodzie kaliningradzkim. Na takie dictum odpowiedział zarząd PKP Cargo i poinformował koleje rosyjskie, że jedynym polskim przewoźnikiem, który może odprawić pociąg międzynarodowy z Polski do Rosji jest... PKP Cargo. Jednocześnie zakazał
– Jednak nie wszyscy akceptują metody ojca dyrektora... – Pro-Rydzykowemu rozstrzygnięciu próbował przeciwstawić się wicemarszałek województwa Włodzisław Giziński, także z PO, ale na wniosek marszałka został odwołany ze stanowiska. Samorządem wojewódzkim nominalnie rządzi koalicja PO, PiS, Samoobrona i PSL, ale prawdziwym hegemonem jest ugrupowanie braci Kaczyńskich, a za sznurki pociąga, oczywiście, sam wielki dyrektor. – ...i w wielu środowiskach budzi strach... – Znane przypadki naruszenia przez Rydzyka przepisów karno-skarbowych, podżeganie do naruszenia nietykalności fizycznej funkcjonariuszy publicznych i utworzenie forum dla szerzenia rasistowskich poglądów, nie spotkało się z odpowiednią reakcją organów ścigania. Warto przypomnieć, że Radio Maryja uzyskało koncesję dla prowadzenia programów religijnych, nie zaś uprawiania propagandy politycznej. Potężny strach musiał paraliżować poczynania przewodniczących KRRiT, skoro żaden z nich nie odważył się wszcząć postępowania z tytułu złamania koncesji. – Czy zdecyduje się Pan na kandydowanie w najbliższych wyborach parlamentarnych? – Dzisiaj trudno odpowiedzieć mi na pytanie, bo jeszcze sporo się może wydarzyć w moim życiu, różnym zmianom może też ulec system polityczny. Jeżeli będę się ubiegać o mandat poselski, to przede wszystkim w celu odbudowy zniszczonej przez PiS tkanki demokratycznej i przywrócenia debaty publicznej oraz zaufania obywateli do Sejmu. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI
przepuszczenia przez przejście graniczne pociągów CTL Logistic. W ramach niespodzianek stosowne faksy zostały przesłane w momencie, gdy pociąg ze Słowacji przejechał już przez granicę. Rosjanie cofnęli skład na polską stronę. Przez tydzień trwała zabawa, kto – kogo. Minister Jerzy Polaczek – tradycyjnie już – nie odpowiedział na prośby o pomoc w rozwiązaniu tej sytuacji, kierowane do niego przez CTL. W końcu po ponad dwóch tygodniach zabawy, w wyniku której jedyne towarowe kolejowe przejście graniczne z Kaliningradem było zablokowane, PKP Cargo łaskawie przeprowadziło trzy pociągi do odbiorcy. Na reakcję zachodnich kontrahentów nie trzeba było długo czekać. Zaczęli na gwałt wycofywać się z umów na przewóz do Rosji tranzytem przez Polskę milionów różnych rzeczy. I tak – zamiast tłuc kasę (eksperci oceniają, że rynek międzynarodowych przewozów kolejowych w Polsce jest wart co najmniej parę miliardów złotych rocznie) – Polska robi rozpierduchy na granicach. A przecież jako jedyni mamy w Europie bezpośrednie połączenie z siecią kolejową Rosji. Jest to słynna linia hutniczo-siarkowa z nowoczesnym terminalem w Sławkowie, który jest bezpośrednio połączony z najważniejszymi liniami w Europie Zachodniej. Efekt gier ministra transportu jest taki, że w ogólnym bilansie przewozów kolejowych tranzyt w Polsce dochodzi do trzech procent, w Czechach jest to kilkanaście procent, zaś na Słowacji – ponad 22 procent. MiC
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
HOMO HOMINI
9
Postępująca laicyzacja społeczeństwa i pustoszejące świątynie skłaniają do refleksji. Także hierarchię i duszpasterzy, którzy – z powodu braku białych owiec – zaczynają kombinować, jak tu odwrócić się twarzą do czarnych.
O
kazało się nawet, że w homoseksualistach i innych przeniewiercach dostrzegają człowieka. A kiedy oni już człowieka dostrzegają, to tylko w jednym celu – odpowiedniego zagospodarowania. Podczas dwudniowych wykładów akademickich na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim pod hasłem „Wrażliwe sumienie wobec nowych wyzwań duszpasterskich” duszpasterze „namawiali się”, w jaki sposób najsprawniej zagospodarować nieużytki. Na tapetę poszły te grupy społeczne, które – dla Kościoła – znajdują się poza marginesem. Między innymi homoseksualiści i lesbijki. Bo – jak zaznaczył grający tu pierwsze skrzypce abp Józef Życiński – nie mogą oni mieć wrażenia, że są katolikami drugiej kategorii. „Trzeba oglądać rzeczywistość dynamicznie. Przemiany są tak głębokie i tak szybkie, że niektórzy dostają duchowej zadyszki. Nie są w stanie nadążyć i wtedy reakcją może być frustracja, zniechęcenie, tropienie wyimaginowanego wroga. Umiejmy głosić optymizm i nadzieję. Nie można ogłosić kapitulacji” – zagrzewał współbraci metropolita. Jeśli ktoś choć przez chwilę pomyślał, że to pierwszy krok kościelnej wierchuszki do zaakceptowania innej niż heteroseksualna orientacji, przeżył rozczarowanie. Homoseksualizm interesuje bowiem duszpasterzy, ale tylko jako zjawisko kwalifikujące się do wyleczenia. Profesor Lew-Starowicz, który uparcie twierdzi, że nie można człowieka wyleczyć z jego orientacji seksualnej, jawi się w tej sytuacji jako całkowity ignorant. Bo arcybiskup, choć uczony, święcie wierzy, a przynajmniej dobrze udaje, że jest inaczej. To dlatego z całych sił promuje działającą na jego terenie grupę „Odwaga”.
O „sukcesach” tej lecznicy dla homoseksualistów opowiadała Barbara Badura, jedna z liderek. Zdradziła przy okazji w swoim spiczu plany na najbliższą przyszłość. Otóż nawracacze ze stajni Życińskiego zamierzają wyruszyć z „dobrą nowiną” do szkół, aby w ramach lekcji religii propagować swoją działalność i chwalić się sukcesami w leczeniu (głów-
Toteż nie ukrywano. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że Kościół nie zamierza skapitulować wobec słabnącego zainteresowania jego usługami. Będzie walczył o każdą duszyczkę, choćby i najbardziej zepsutą. Gdzie szukać chętnych? Na przykład w internecie – przestrzeni wciąż duszpastersko niezagospodarowanej. „My dzisiaj mamy diasporę w Polsce.
smutkiem przyznali prelegenci – nie ma kto tego dobra obskakiwać. W tym roku jedynie siedmiu kapłanów z całego kraju wyraziło chęć wyjazdu na zagraniczną parafię! A – jak wiadomo – liczba nowych kapłańskich powołań też do najwyższych nie należy. Na KUL-u mówiło się przede wszystkim o tych, którzy szczęścia i lepszego bytu postanowili szukać
Skaza stworzenia nie za pomocą modlitwy) parszywej orientacji. Bo – jak przekonuje Życiński – owe sukcesy są niebagatelne: „W 30 proc. przypadków terapia w lubelskim ośrodku skutkuje!”. A byłoby jeszcze lepiej – grzmiał hierarcha – gdyby młodzi odmieńcy przychodzili z własnej woli, a nie przymuszani przez rodziców. Nie ma mowy o tym, żeby gejom i lesbijkom dać po prostu święty spokój: „Nie można rezygnować z terapii dla homoseksualistów, tak jak nikt nie myśli o rezygnacji z przeszczepów organów czy operacji wad serca” – zawyrokował lubelski abp. No! A wszystko to nie odbywa się w celu poprawiania nieomylnego Stwórcy, ale w ramach „przeciwdziałania skazie stworzenia”. I to się nazywa otwartość na człowieka po katolicku! Ale w swoim gronie nie trzeba przecież ukrywać prawdziwych intencji...
Diasporę pragnienia. Ludzie są pozamykani przy swoich monitorach i oni mają pragnienia!” – przekonywał ks. Artur Godnarski. Diagnoza? Czas najwyższy, aby księża zaczęli działać. I modlić się on-line, i dyskutować na czatach z tymi zaplątanymi w sieci dziećmi z naszych chrześcijańskich rodzin. Bo one – te dzieci – są do odzyskania. Z całego serca życzymy powodzenia! ~~~ Nie do pogardzenia – jako rynek zbytu dla kościelnych usług – jest także nowa polska emigracja. W końcu kilkadziesiąt tysięcy młodych tułających się po świecie dusz nie mogło ujść czarnej uwadze. „Młodzież potrzebuje Chrystusa. Nie wolno pozostawiać takich rzesz samotnych” – oznajmił Życiński. Za nic jednak nie da się wybrnąć z tego ślepego zaułka, bo – jak ze
w Irlandii (tylko w 10 spośród 26 diecezji są polscy księża). Refleksje przygnębiające. Minęły czasy, gdy emigrujący rodacy budowali polskie kościoły i utrzymywali sobie księży. Dziś Polacy katolicy, oswobodzeni wreszcie z cuchnącej kruchtą ojczyzny, spędzają czas z daleka od świątyń, a ich frekwencja na nabożeństwach to zaledwie 1 proc.! Światełko w tunelu wskazał o. Edward Osiecki, werbista. „Misje przyszły pod nasze drzwi” – stwierdził, mając na myśli falę nielegalnych emigrantów, zalewającą nasz kraj. Bo czy przy nie najlepszej kondycji rodzimego katolicyzmu można przepuścić przez palce 40 tysięcy Wietnamczyków, 30 tysięcy Ormian, nieokreśloną przez przemawiającego liczbę Afrykańczyków, Armeńczyków, Czeczenów, Afgańczyków... No, nie można. A skoro już przyjechali do naszego katolickiego kraju – wszyscy, nawet
świeccy, powinni się wziąć za ewangelizację! Przecież to całkiem bez różnicy, czy datek na kleszą tacę wrzuca biała, czarna czy żółta ręka. Według o. Osieckiego, należy też w stosunku do cudzoziemców planować politykę kościelną, ale przede wszystkim... wykorzystywać ich potencjał. „Wietnamczycy to solidni katolicy. Ich możliwości dla Kościoła są ogromne” – przekonywał o. Osiecki, rzucając przykładami: 75 proc. kleryków w seminarium duchownym werbistów w Stanach Zjednoczonych to Wietnamczycy; 99 proc. alumnów w takim samym seminarium w Australii – też Wietnamczycy. Czas, żeby i w Polsce przestali wyłącznie sprzedawać sajgonki. ~~~ Co jeszcze szykują niestrudzeni w bojach duchowni? Ze wzmożoną siłą przygotowują się na przykład do wielkiego jubileuszu męczeńskiej śmierci i chwalebnego zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, którego ewangelię pozmieniali. Choć do roku 2033 czasu jeszcze sporo, z tej okazji już szykują specjalny projekt – e2033.pl. Cel – podjęcie działań na szerszą skalę w przestrzeni nowej katoewangelizacji. Innymi słowy – misje ewangelizacyjne, żeby złowić młodych. Specjalni wysłannicy będą chodzić do szkół, angażować w dzieło dyrektorów, nauczycieli, rodziców. Kto chętny, może pomóc już dziś. Poprzez modlitwę, post i... wsparcie finansowe. W tej sytuacji nie pozostaje nam nic innego, tylko odwołać się do słów arcybiskupa, który – rozpoczynając instruktażową imprezę – ogłosił współbraciom: „Nie wolno pojmować świata na czarno”. Tak, drodzy Czytelnicy, pamiętajmy, że ciągle jest nadzieja! WIKTORIA ZIMIŃSKA Fot. Autor
10
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
Z PRAWA... I Z LEWA
O
d 1997 roku byłem na rencie inwalidzkiej II grupy, niezdolny do pracy. W lutym 2007 r. przeszedłem na emeryturę. Zamiast 10 najkorzystniejszych lat, które wskazałem w odwołaniu, naliczono mi podstawę wymiaru z całych 20 lat, gdzie były okresy nie naj-
Społecznych, 10 wybranych najkorzystniejszych lat musi mieścić się jednocześnie w „ramach czasowych” 20 lat wstecz od złożenia wniosku (czyli w Pana przypadku – lat 1987–2006). Jednak tylko w przypadku milczenia zainteresowanego organ rentowy oblicza podstawę wymiaru z okresu 10-letniego. Nie można jednak przyjąć, aby Pan w ogóle nie zajął stanowi-
roku. 10 maja 2007 roku miałam wylew – stan określono jako ciężki. Lekarze zgodnie stwierdzili, że do końca życia nie mogę podjąć żadnej pracy. Czy są jakieś przepisy szczególne, regulujące moją sytuację? Jak mam się przygotować do rozmowy z urzędnikami ZUS w sprawie mojej renty? (Iwona M.)
Porady prawne lepsze. Ponieważ odwołałem się do Sądu Pracy, chciałbym wiedzieć, czy moje roszczenie jest słuszne. Nie stać mnie na radcę prawnego, gdyż mam na utrzymaniu żonę i kilkuletnią córkę. (Bronisław z Mielca) Zacznę może od tego, że jeżeli nie może Pan sobie pozwolić na opłacenie profesjonalnego pełnomocnika, to może Pan wystąpić do sądu z wnioskiem o przyznanie Panu adwokata albo radcy prawnego z urzędu – koszty opłacenia pomocy prawnej poniesie wówczas Skarb Państwa. Przechodząc do odpowiedzi na Pańskie pytanie – wydaje się, że częściowo ma Pan rację. Organ rentowy nie mógł Panu zaliczyć do podstawy wymiaru emerytury lat 1981–1990, bowiem zgodnie z art. 15 ust. 1 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń
Z
ska – domagał się Pan obliczenia wymiaru z lat 1981–1986 (nieprawidłowo) oraz z lat 1987–1990 – prawidłowo. Wydaje się więc, że w tym zakresie Pańskie odwołanie jest uzasadnione. Pozostaje problem (ustawa nie reguluje tego zagadnienia), jakie lata powinny być wybrane w pozostałym zakresie (tj. pozostałych 6 lat koniecznych dla obliczenia podstawy wymiaru składki). Jestem zdania, że wątpliwość ta powinna być rozstrzygana na korzyść zainteresowanego – należało Pana wezwać do sprecyzowania wniosku, pouczając przy tym o braku możliwości zaliczenia lat 1981–1986, względnie – jako pozostałe 6 lat wybrać lata 2001–2006 (podstawa prawna: ustawa z dn. 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych DzU 04.39.353). ~~~ Mam 52 lata – przepracowałam z przerwami 23 lata. Jestem bezrobotna od 1 stycznia 2004
niechęcenie pojawia się, gdy zbyt długo czekamy na efekty własnych usiłowań. Pojawia się także wtedy, gdy nasze czyny nie znajdują oczekiwanej aprobaty ze strony innych. Bywa, że wypala się w nas energia życiowa, gdy żyjemy intensywnie, a efekty nie są współmierne do oczekiwań. Pragniemy, by nasze cele szybko się ziszczały. Zdarza się jednak, że mimo konsekwentnych działań cel jest trudny do osiągnięcia. Ponadto pojawiają się rozmaite trudności, oddalające nas od tego, co zamierzamy osiągnąć. Popadamy w zniechęcenie, które objawia się brakiem wewnętrznej mobilizacji do dalszych działań. Przyjmuje ono rozmaite postacie: smutku, przygnębienia, rezygnacji, apatii, poczucia niewiary we własne siły, zwątpienia w słuszność wartości, które chce się urzeczywistnić. Człowiek zniechęcony dochodzi do wniosku, że nie warto działać, że bezsensowy jest wysiłek, że najlepiej zamknąć się w czterech ścianach. Zniechęcenie pojawia się także u osób odznaczających się brakiem cierpliwości. Można bowiem przyjąć, że z reguły osiągamy zamierzone cele, ale nie w momencie naszych najbardziej żarliwych oczekiwań. Trzeba się więc zdobyć na cierpliwość i postępować konsekwentnie – wbrew trudnościom, które napotykamy. Trudno wyjść ze zniechęcenia. Alkohol i narkotyki ułatwiają przetrwanie, ale prowadzą donikąd. Po jakimś czasie stan zależności od nich staje się problemem niepomiernie
Musi Pani wystąpić z wnioskiem o rentę z tytułu niezdolności do pracy. W liście nie napisała Pani dokładnie, kiedy przestała Pani pobierać zasiłek dla bezrobotnych, ale wnioskuję, że był to rok 2005. Po tym okresie nie podjęła Pani żadnej pracy. Lekarz orzecznik musi stwierdzić u Pani całkowitą niezdolność do pracy Na badanie u lekarza orzecznika trzeba zabrać całą istotną dokumentację medyczną. Proszę pamiętać, że trzeba udowodnić nie tyle zły stan zdrowia, ale to, że uniemożliwia on wykonywanie pracy zawodowej. Może Pani żądać od ZUS zwrotu kosztów podróży w celu stawienia się na badania przed lekarzem orzecznikiem lub komisją lekarską. Zarówno orzecznik, jak komisja, mogą orzec na podstawie badania i dokumentacji lub tylko dokumentacji, o ile jest ona wystarczająca. W związku z wprowadzoną nową regulacją – od października 2003
większym niż wcześniejszy stan zniechęcenia. Często stosunki międzyludzkie są wadliwe, a zniechęcenie to rezultat odczuwania braku zrozumienia dla siebie. Chętnie oskarżamy innych, mówimy o wadliwie urządzonym świecie, jednak wyglądał-
roku możliwe jest pozytywne załatwienie Pani sprawy, tj. przyznanie prawa do renty z tytułu niezdolności do pracy, mimo że niezdolność do pracy powstała po upływie 18 miesięcy od ustania pobierania zasiłku dla bezrobotnych (podstawa prawna: ustawa z dnia 27 czerwca 2003 roku o rencie socjalnej, DzU nr 135, poz. 1268, wprowadzająca nowy zapis art. 57 ustawy z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z FUS). ~~~ Nie opłacam abonamentu za używanie odbiornika telewizyjnego. W związku z tym przychodzą do mnie ciągle wezwania do zapłaty. Oglądam tylko TV Polsat i uiszczam już z tego tytułu opłaty. Nie oglądam telewizji publicznej, w związku z powyższym pragnę zapytać, na jakiej podstawie żąda się ode mnie opłaty abonamentowej. Bardzo proszę o wskazanie odpowiedniej regulacji prawnej oraz wyjaśnienie, w jaki sposób naliczane są opłaty w przypadku braku zarejestrowania odbiornika telewizyjnego. (Lech S.) Zgodnie z ustawą z dnia 21 kwietnia 2005 r. o opłatach abonamentowych (DzU 05.85.728), opłaty abonamentowe pobiera się za używanie odbiorników radiofonicznych oraz telewizyjnych, nie zaś za odbieranie konkretnych programów telewizji publicznej. Jednocześnie domniemywa się, że osoba, która posiada odbiornik radiofoniczny lub telewizyjny w stanie umożliwiającym natychmiastowy odbiór programu, używa tego odbiornika. W związku z tym, mimo iż nie ogląda Pan programów telewizji publicznej, jest Pan
się pojawiało w życiu, gdybyśmy dysponowali mocą wprowadzania w życie naszych zamysłów. Ale nie każdy może być carem... Jest słynna powieść rosyjskiego pisarza Gonczarowa pt. „Obłomow”. Jej bohater, zniechęcony i znużony, oddaje się rozmyślaniom.
FILOZOFIA CODZIENNOŚCI
Zniechęcenie by on inaczej, jeśli każdy z nas czułby się odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za innych ludzi. Twierdzę, że zniechęceniu częściej ulegają ci, których cele życiowe splecione są jedynie z problemami własnymi lub własnego domu rodzinnego. Jednostki społeczne, twórcze, mające poczucie odpowiedzialności za świat, oddane ideałom – są bardziej niezłomne i mniej podatne na stany zniechęcenia. Niewspółmierność wysiłków i ich efektów nie powinna zniechęcać, bowiem jedynie posiadanie władzy dyktatorskiej może zapewnić tę zaburzoną zazwyczaj proporcję. Tylko dyktator ma moc wprowadzania w życie tego, co uważa za słuszne. Jeden z carów, powodowany przeżyciami estetycznymi, określał wysokość cylindrów. Myślę, że zniechęcenie rzadziej by
Z czasem jego niechęć do wysiłku staje się tak wielka, że Obłomow nawet nie wstaje z łóżka. Analizował zanadto siebie i otaczający świat, co doprowadziło go do niemożności działania. Każde działanie można uznać za sensowne i zarazem z jakiegoś innego punktu widzenia za bezsensowne. Sposobem wyjścia ze stanu zniechęcenia jest szczególny rodzaj psychoterapii, w którym człowiek rozdwaja się wewnętrznie: na pacjenta i zarazem na psychoterapeutę, który nakłania, by podjąć na nowo czynne życie. Taką psychoterapię zalecał prof. Kazimierz Dąbrowski. Działanie uzdrawia. Uzdrawia tym bardziej, że pomaga przezwyciężać osamotnienie; działanie z natury swej łączy nas z innymi ludźmi. Zniechęcenie wyzwala z mylnego przeświadczenia, że jesteśmy zdeterminowani przez los
zobowiązany do uiszczania opłat abonamentowych. Obowiązek uiszczania opłaty abonamentowej powstaje z pierwszym dniem miesiąca następującego po miesiącu, w którym dokonano rejestracji odbiornika radiofonicznego lub telewizyjnego. Opłatę tę należy uiszczać do 25 dnia każdego miesiąca z góry. Może Pan uiszczać opłatę abonamentową z góry za cały rok lub za poszczególne miesiące. Jeżeli nie dokona Pan rejestracji swego odbiornika, w przypadku stwierdzenia jego używania zostanie od Pana pobrana opłata w wysokości stanowiącej trzydziestokrotność miesięcznej opłaty abonamentowej obowiązującej w dniu stwierdzenia używania niezarejestrowanego odbiornika. Uiszczenie tej opłaty nie zwalnia Pana od obowiązku uiszczania bieżących opłat abonamentowych za okres od dnia stwierdzenia używania niezarejestrowanego odbiornika (podstawa prawna: ustawa z dnia 21 kwietnia 2005 r. o opłatach abonamentowych, DzU 05.85.728; Ustawa z dnia 29 grudnia 1992 r. o radiofonii i telewizji, DzU 04.253.2531). ~~~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
i nie mamy wpływu na własne życie. Ten stan psychiczny może podpowiadać, że lepiej żyć z dnia na dzień, skoro wątpliwa jest moc naszej woli. Zniechęcenie prowadzi do rozgoryczenia, a najgroźniejszą formą zniechęcenia jest separowanie się od ludzi. Zniechęceni niepowodzeniem skierowują swoją uwagę na świat wirtualny. Bywa, że staje się on bliższy od rzeczywistego. Jest to pułapka, z której równie trudno się wydostać jak z pułapki narkotyków czy alkoholu. W dramacie Henryka Ibsena „Brand” bohater woła: „Woli trzeba zbawicielki w rzeczy małej, w rzeczy wielkiej”. Jest to istotna wskazówka. Nie każdy z nas umie przekładać własne chęci na czyny. MARIA SZYSZKOWSKA Fot. Jan Stępień Okazja dla Czytelników „FiM” – najnowsza książka pod red. MARII SZYSZKOWSKIEJ z INDYWIDUALNĄ IMIENNĄ DEDYKACJĄ PANI PROFESOR. „Ideowość w polityce” to książka o współczesnej Polsce i świecie, ale także o problemach uniwersalnych – próba znalezienia odpowiedzi na pytanie o rolę ideowości w życiu społeczeństw. Poszczególne rozdziały opowiadają o lewicowości i o faszyzmie, o społecznej nauce Kościoła rzymskokatolickiego, a także o politykach przedkładających doraźne korzyści nad wcielanie idei w życie. 320 str., specjalna cena promocyjna – 23 zł (plus koszt wysyłki 4 zł). Unikalną książkę z dedykacją możecie Państwo otrzymać pocztą bezpośrednio od wydawcy. Tel.: 0 885 403 724, e-mail:
[email protected] OGRANICZONA LICZBA EGZEMPLARZY!
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r. Zasiłki dla kolesi, podmienianie kompromitujących dokumentów... Partia braci Kaczyńskich tak naprawia nasze państwo, że wkrótce będzie się ono nadawało do generalnego remontu. Młode wilki PiS są głodne zaszczytów i apanaży, ale stanowisk nie da się przecież mnożyć w nieskończoność. Ci, dla których wystarczyło, dokarmiają więc towarzyszy partyjnych funkcjami doradców od spraw wszelakich, a skromne kilkutysięczne pensje uzupełniają im umowami-zleceniami – opłacanymi z kasy publicznej – na tak skomplikowane zadania jak np. pisanie listów okolicznościowych... ~~~ W okresie od 1 grudnia 2006 roku do 15 stycznia 2007 r. Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego zawarł 22 umowy-zlecenia i 3 umowy o dzieło na łączną kwotę 71 tys. 932 zł. Tylko w bieżącym roku zawarto już ponad 100 takich umów, a podatnicy zapłacili za nie 223 tys. zł. Komu? „Osobom posiadającym odpowiednie kwalifikacje i umiejętności do właściwego wykonania zleconych czynności” – każe sobie wierzyć na słowo PiS-owski marszałek Jarosław Zdrojkowski, zapytany o nazwiska zleceniobiorców. A jakież to specjalne „kwalifikacje i umiejętności” – nieosiągalne dla kilkuset osób pracujących na etacie w Urzędzie Marszałkowskim – posiedli owi fachowcy? Okazuje się, że Zdrojkowski płacił z kasy publicznej m.in. ludziom służącym mu do „opiniowania podejmowanych istotnych decyzji” oraz „przygotowywania projektów wystąpień, listów okolicznościowych itp.”, a nawet do „przygotowania wykazu osób uprawnionych do dodatkowego wynagrodzenia rocznego”, czy też „reprezentowania interesów województwa” – czytamy odpowiedzi pana marszałka na interpelację radnego Jacka Czerniaka (Lewica i Demokraci). – Kilku wysokich rangą urzędników uzyskało dodatkowe źródło dochodów, a mam podstawy domniemywać, że niektórzy wykonywali te umowy w czasie swoich stałych godzin pracy. Podobnie zresztą jak w przypadku stada doradców mających w Urzędzie Marszałkowskim do swojej dyspozycji gabinety oraz korzystający ze służbowych samochodów i telefonów. Ponieważ marszałek, zasłaniając się ochroną danych osobowych, odmówił mi podania nazwisk zleceniobiorców i jakichkolwiek szczegółów zawartych z nimi umów, 28 sierpnia zwróciłem się do Okręgowego Inspektora Pracy o zbadanie tej sprawy – dodaje Czerniak.
Nieoficjalnie wiadomo, że w gronie szczęśliwców znaleźli się: ~ Michał Mulawa – skarbnik lubelskiego Zarządu Okręgowego PiS, sprawujący również funkcję „pełniącego obowiązki dyrektora” kancelarii marszałka; ~ Tomasz Chwostek – młody działacz partyjny, zatrudniony u Zdrojkowskiego na posadzie „pełniącego obowiązki kierownika” Oddziału Komunikacji Społecznej i „pełnomocnika marszałka ds. teatru w budowie”;
11
PATRZYMY IM NA RĘCE uroczystości nadania tytułu Ambasadora Województwa Lubelskiego”; ~ Piotr Gawryszczak – radny miejski z drużyny PiS, który – pracując w Urzędzie Marszałkowskim na etacie głównego specjalisty – dorabiał sobie szkoleniami nowozatrudnionych urzędników, z których żaden jakoś nie może sobie przypomnieć, czy działo się to po godzinach normalnej pracy. W powyższym zestawieniu zwraca uwagę liczba „pełniących obowiązki” wysokich rangą urzędników. Co może przeszkadzać, aby stali się fachowcami pełną gębą? – Brak odpowiednich kwalifikacji dających szansę wygrania konkursu na obsadę danego stanowiska. Powierzanie swojakom posady
choćby z tymże prawem konflikt, nie możemy zapomnieć o opisywanej przez nas („Magicy z Lublina” – „FiM” 22/2007) paskudnej wpadce marszałka. Musimy do sprawy powrócić, bo mamy dowody rzeczowe świadczące o tym, że ewidentnie znalazł się „w kręgu podejrzeń” o popełnienie przestępstwa, a ślamazarność prokuratury wyraźnie przekroczyła już granicę, za którą znajduje się ukręcanie sprawie łba... Przypomnijmy: w swoim oświadczeniu majątkowym z 27 grudnia 2006 roku, złożonym w wyniku wyboru na funkcję marszałka i opublikowanym w Biuletynie Informacji Publicznej
w piśmie, którym „z upoważnienia wojewody lubelskiego” Krakowski dał „podkładkę” Zdrojkowskiemu, że „oczywisty błąd wkradł się z pewnością na skutek niedopatrzenia pracownika, który przygotowywał dokumenty do wysyłki”. Tymczasem oba posiadane przez nas dokumenty – zarówno rzekomy „brudnopis”, jak i nie mniej rzekomy „oryginał” oświadczenia majątkowego Zdrojkowskiego – tak bardzo różnią się formą (mniej więcej tak jak ręko- i maszynopis), że nie potrzeba grafologa, by stwierdzić, iż twierdzenie o jakiejś przypadkowej zamianie stron śmierdzi kłamstwem na kilometr!
Fucha
2
1 ~ Jerzy Zarębski – „pełniący obowiązki dyrektora” Departamentu Promocji, Turystyki i Współpracy Zagranicznej; ~ Andrzej Jarzębowski – doradca PiS-owskiego wicemarszałka Andrzeja Olborskiego, a także „pełniący obowiązki zastępcy dyrektora” Departamentu Zdrowia i Polityki Społecznej; ~ Jacek Świestowski – doradca wicemarszałka Jacka Sobczaka (Platforma Obywatelska). Tylko w 2007 r. otrzymał siedem zleceń wymagających specjalistycznej wiedzy i umiejętności typu „organizacja
„pełniącego obowiązki” dyrektora czy kierownika to bardzo popularny ostatnio patent na wywindowanie działaczy politycznych z ominięciem wymaganego przez ustawę o samorządzie postępowania konkursowego – wyjaśnia nam jeden z pracowników Urzędu Marszałkowskiego. ~~~ Jarosław Zdrojkowski wchodzi w skład elitarnej Rady Politycznej Prawa i Sprawiedliwości. Gdy bracia Kaczyńscy przy murmurando ministra Zbigniewa Ziobry opowiadają bajki o równości wobec prawa i czyszczeniu partyjnych szeregów z ludzi podejrzanych o najdrobniejszy
(skan nr 1), Zdrojkowski zataił część dochodów i fakt posiadania nieruchomości, co zgodnie z art. 233 par. 1 Kodeksu karnego „podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Gdy dzięki wnikliwości radnego Czerniaka sprawa wyszła na jaw, inkryminowany dokument wymieniono na inny (skan nr 2), wyjaśniając, że Zdrojkowski złożył jakieś dwa oświadczenia, z których jedno miało charakter... „brudnopisu”. – Oryginał oświadczenia marszałka leżał od 2 stycznia w mojej szafie, natomiast w internecie przez pomyłkę opublikowano brudnopis, wersję bez mojej parafki” – tłumaczył Marek Krakowski, pełnomocnik wojewody lubelskiego do spraw ochrony informacji niejawnych. Co innego kilka dni wcześniej napisał: „W wyniku oczywistej pomyłki podczas kopiowania oświadczenia majątkowego, doszło do niezamierzonej zamiany części skopiowanych stron i ich spięcia w całość” – czytamy
Zadaliśmy sobie również trud przejrzenia oświadczeń majątkowych pozostałych członków zarządu województwa oraz kilkunastu radnych. Na żadnym z dokumentów nie znaleźliśmy „parafki” Krakowskiego, mającej jakoby stanowić warunek dopuszczenia do publikacji w Biuletynie Informacji Publicznej. Innymi słowy: pełnomocnik Krakowski – ratując tyłek Zdrojkowskiego – tak głupio tłumaczy, że słońcu wstyd świecić. Został niedawno dyskretnie spuszczony ze stanowiska, ale krzywdy mu wdzięczni towarzysze nie zrobili, dając robotę sekretarza powiatu w Puławach. Sprawa podmienionych oświadczeń majątkowych Zdrojkowskiego już od 3,5 miesięcy leży w Prokuraturze Rejonowej Lublin-Północ (sygn. akt 1 Ds. 1529/07), która jakoś nie może się zdecydować, czy i komu postawić zarzuty. Ot, Prawo i Sprawiedliwość à la Zbigniew Ziobro... ANNA TARCZYŃSKA
12
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Przeciek wstrząsnął posadami IV RP. PiS wyłazi ze skóry, by udowodnić, że Kaczmarek kłamie, jest niewiarygodny, wobec tego powoływanie komisji śledczych jest niepotrzebne i czytanie zeznań Kaczmarka w Sejmie też. Wtórują mu służalcze media. Nas, obywateli, ten hałas nie powinien wzruszać. Przeprowadzono sondaż: komu wierzysz, Kaczmarkowi czy Ziobrze? 44 proc. wierzy Ziobrze, 23 proc. Kaczmarkowi, 19 proc. jest niezdecydowanych. Zaledwie 14 proc. respondentów okazało trzeźwość umysłu – nie wierzy żadnemu. Aż 67 proc. wykazało kompletny brak instynktu obywatelskiego. Tragedia polega na tym, że niedługo pójdą oni do wyborów. To właśnie ci naiwniacy znowu uwierzą w gruchy na wierzbie, dadzą się oszukać demagogom. Uwierzą
ściągnięte trefne pliki, wyniesiony z pracy dokument „dupozastawny”, w ostateczności podrabiana odzież (paserstwo!). Wystarczy do „zmiękczania” delikwenta. Trzeba zwrócić uwagę, że przy możliwościach komputerowych hakerów w komputerze każdego z nas bez naszej wiedzy i woli można znaleźć wszystko! A wielka łapanka pedofilów? Wielkie mi dokonanie! Wystarczyło tylko śledzić, gdzie są ściągane zabronione pliki i zapukać do wiadomych drzwi.
w istnienie „układu”. A co to jest układ? Wszędzie: tam gdzie paru ludzi się dogada, już jest „układ”. Każda partia polityczna, korporacja zawodowa, klub towarzyski to przecież „układ”! Tak, PiS to też „układ”! Każdy szef chce pracować z ludźmi, do których ma zaufanie – „układ”! Ludzie naturalnie wspierają się w ramach rodziny – „układ”! Tak, rodzina to podstawowa komórka „układu”! „Układ” czai się wszędzie! Czyli „układ” to... my, Polacy... Więc trzeba z nami walczyć! „Układ” powstaje zupełnie naturalnie, bo po to ludzie się dogadują, zrzeszają w partie, związki, łączą we wszelkie grupy, by ułatwić osiągnięcie celu, którym są zawsze, niezmiennie od wieków, władza i pieniądze. W każdej większej grupie tworzą się mniejsze, usiłujące zdobyć władzę nad resztą. Jedno z podstawowych obecnie kryteriów oceny człowieka to umiejętność funkcjonowania w grupie, czyli w „układzie”.
my, to ktoś z naszych bliskich. A od tego tylko krok, byśmy znaleźli się na celowniku PiSiego układu. Zaczną szukać na nas „haków”, „gwoździ”, grzebać w przeszłości, polować na naszych bliskich. To nie przesada, przypomnijmy sobie dziadka z Wehrmachtu, rzuconego na glebę Wachowskiego czy Czarzastego (pod pretekstem rzekomej znajomości syna z jakimś przestępcą), najście na mieszkanie reżysera „po Kaczmarka”, zatrzymanie Tymochowicza pod pretekstem posiadania plików pedofilskich. To metody żywcem z państwa policyjnego, a jakże łatwo je usprawiedliwić „walką z przestępczością”! Kto z nas jest do końca pewny, czy wśród znajomych naszych lub naszych dzieci nie zdarzy się przestępca? Haka można znaleźć na każdego. Frazes „uczciwi nie mają czego się bać” brzmi jak dzwonek alarmowy, bo... kto jest do końca uczciwy?
Łże-Kaczory w 3 miliony mieszkań, walkę z korupcją, rozliczenie prywatyzacji, naprawę służby zdrowia, tanie państwo, „Polskę solidarną” i podobne bzdety. Wypada zapytać: kto mający olej w głowie, wierzy politykom?! Minimalnie wyrobiony politycznie obywatel wie, że polityków trzeba sprawdzać. Od tego w państwie demokratycznym jest opozycja. Rządzący, uniemożliwiając sprawdzenie, dają dowód, że wydzielają potężny smród. By dojść do takiego wniosku, nie potrzeba komisji śledczych, wystarczy widok zalewających nas potokiem słów Kaczyńskich i Ziobrów. Obywatel w takiej sytuacji MUSI w ciemno posłać ich na śmietnik historii, a po wyborach domagać się rozliczeń. Już gdy rząd PiS-u powstawał, okazało się, że Kaczory – poza demagogicznymi hasełkami i listą pobożnych życzeń – nie mają żadnego programu. Po prawie dwóch latach rządów PiS-u można już ocenić jego dokonania. Sztandarowa „walka z korupcją” okazała się walką z politycznymi przeciwnikami. Bo kto dotąd został skazany? Zamiast informować o efektach, czyli dowodach, pokazuje się ludzi wyprowadzanych w kajdankach, pod publiczkę. Gdziekolwiek są postawione zarzuty, rozpoczęte procesy, dotyczy to spraw zaczętych jeszcze za rządów SLD, np. mafia paliwowa. Sposoby Ziobry na uzyskanie „twardych dowodów” to przetrzymywanie ludzi w aresztach, aż zmiękną i zaczną mówić to, czego się od nich oczekuje. Powiedzą. Tyle że potem odwołają. I po „twardych dowodach”. Drugi sposób to rewizje w mieszkaniach. Kaczy pomagier liczy, że zawsze coś się znajdzie, choćby nielegalny program komputerowy,
Ale to przecież zasługa szeregowych funkcjonariuszy. Dowodem całkowitej nieudolności samego Ziobry jest sprawa Mazura. Ukochane przez PiS-owców „twarde dowody”, czyli konfabulacje siedzących w pierdlu przestępców, nie poparte niczym więcej, okazały się dla amerykańskiego sądu śmiechu warte. A już skandalem jest tam upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości. Toteż Mazura natychmiast po rozprawie wypuszczono. Za tę „porażającą” klęskę Ziobro – osobiście w nią zaangażowany – powinien podać się do dymisji. Zamiast takich honorowych zachowań – PiS serwuje nam nieustający spektakl omamiania wyborców. Kolejna klęska Ziobry i PiS-u na polu walki z korupcją to rozłożenie polskiej transplantologii przez odstręczenie dawców. Ilu ludzi ZABITO tylko dlatego, że na potrzeby wyborczej demagogii oskarżono lekarza o zabijanie ludzi? Tak, ZABITO! W USA morderstwa mają przypisane stopnie: pierwszego czy drugiego stopnia. Chodzi o to, że spowodowanie śmierci to nie to samo, co mord dokonany własnoręcznie. U nas spowodowano więc śmierć niejednego człowieka. Której to kategorii morderstwo? Czy i kto za to odpowie? Prawo zakazuje uzyskiwania dowodów nielegalnie. Taki dowód nie istnieje, sprawy nie ma. Wszystko wskazuje na to, że prowokacja w Ministerstwie Rolnictwa była nielegalna, stworzono ją od początku, fałszując dokumenty. Takich metod nie wolno stosować. Możliwe, że jeżeli ktoś popełnił przestępstwo, to sami organizatorzy prowokacji. Może to wyjaśnić tylko komisja śledcza. To wszystko zwolennikom PiS-u nie dało do myślenia. Nadal wierzą
Niebezpiecznie robi się wtedy, gdy „układy” przekształcają się w mafie i zaczynają zagrażać demokracji. Sposób na rozbicie „układu” jest jeden – wprowadzanie mechanizmów demokratycznych. A więc wybory, kadencyjność, obsadzanie stanowisk z konkursów, tworzenie apolitycznego korpusu urzędników, czyli społeczeństwo obywatelskie. Czyli odwrotność tego, co robi PiS, który majstruje przy procedurach wyborczych (vide: blokowanie list), unika konkursów, nawet zniszczył służbę cywilną. Walka PiS-u z „układem” to nic innego, jak zastępowanie istniejących „układów” nowymi, SWOIMI. Każdy z nas jest członkiem jakiegoś „układu”. Polacy są szczególnie podatni na „układ” ze względu na narodową, wręcz genetyczną skłonność do „załatwiactwa”, szukania „dojść”, chodzenia bokiem i na skróty. To, co Kaczory nazwali „układem”, od wieków funkcjonuje jako... klika. A co to jest klika? Klika to grupa nieformalna, do której „ja” nie należę. Wniosek z tego jest prosty: walka z „układem” w każdej chwili może dosięgnąć każdego z nas. Znając Kaczorów, żaden Polak nie może być pewny dnia, ni godziny. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadepniemy komuś na odcisk, a jeśli nie nadepniemy
Od bidy możemy odpowiadać za nas samych, ale czy wiemy wszystko o naszych bliskich? Wspomniane metody Ziobry mogą być skuteczne na każdego. A narkotyki? Tajemnicą poliszynela jest, że jednym ze studenckich sposobów na egzamin jest wspomaganie organizmu prochami. A te można też przypisać „starym”... Najście na mieszkanie daje duże szanse powodzenia. Nie mówiąc o tym, że idąc ulicą, jesteśmy niemal cały czas w zasięgu kamer – spluń albo przejdź ulicę na czerwonym, a możesz mieć zdjęcie. Prokuratura na przykładzie Kaczmarka i Krauzego pokazała nam, jak działa „Wielki Brat”. Wyszło, że każdy z nas jest śledzony, a kamer przecież przybywa. Organizatorzy piątkowego politycznego spektaklu zmusili prokuraturę do ujawnienia przestępcom stosowanych metod operacyjnych. Nie mieści się w głowie, aby prokuratorzy zrobili to z własnej woli. Nie ma wątpliwości,
że przestępcy dokładnie przeanalizują tę konferencję i możliwości służb specjalnych. Utrudnianie postępowania jest przestępstwem. A tu KTOŚ utrudnił policji i prokuraturze wszystkie postępowania w Polsce! Tak oto wygląda walka PiS-u z przestępczością, korupcją i układem. Mówiąc o tej „walce”, nie wolno zapomnieć, jak Kaczory „walczyli” do tej pory. Usiłują oni wmówić Polakom, że całe zło w Polsce stało się poza ich plecami, że oni to jedyni sprawiedliwi, wręcz ofiary nagonek i układów, m.in. prezydenta Wałęsy. Przypomnijmy wobec tego, że Lech Kaczyński był w latach 1992– –1995 prezesem Najwyższej Izby Kontroli. To kluczowe stanowisko na froncie walki z korupcją i „układem”. I co? Korupcja kwitła, w najlepsze szła złodziejska prywatyzacja, „pełzł układ III RP”. W latach 2000–2001 Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w rządzie Buzka, firmowanym przez AWS. Co zrobił mózg walki z przestępczością? Pohukał tylko trochę o karze śmierci. A pod jego skrzydłami „sprywatyzowano” m.in. PZU. W latach 2002–2005 Lech Kaczyński był prezydentem Warszawy. I co? Filarem jego rządów był... „układ warszawski”. Dzięki poparciu radnych z tego układu, Kaczor mógł grzać stołek prezydenta. O nieprawidłowościach w okresie jego rządów co chwila słyszymy z ust Hanny Gronkiewicz. Wcześniej obaj bracia tworzyli naprawdę ciemne układy (FOZZ, spółka „Telegraf”, Fundacja Prasowa „Solidarności”, „Srebrna”, RSW „Prasa-Książka-Ruch”). „Fakty i Mity” pisały o wszystkich tych sprawach wyczerpująco i jednoznacznie. Oto dowody, że Kaczory są współtwórcami FAKTYCZNYCH CIEMNYCH UKŁADÓW i III RP. Służalcze lub zastraszone media o tym milczą. Boją się głośno zawołać, że wiarygodność Kaczorów jest poniżej dna. Elementarny instynkt obywatelski nakazuje nie dać im wiary za grosz. Oni „układ III RP” chcą zastąpić własnym „układem IV RP”. Bezpośrednio po piątkowym spektaklu przeprowadzono kolejny sondaż popularności partii politycznych. Wyszło, że PiS wyprzedził Platformę. To tylko potwierdza wniosek wysnuty na początku tego felietonu na temat wyrobienia obywatelskiego Polaków. Jego miarą jest podatność na słowotok demagogów i odporność na argumenty. Wypada mieć nadzieję, że rzetelna analiza tego spektaklu sprowadzi na ziemię ufających PiSiej władzy. Wielu takiej analizy już dokonało. Lotniska są pełne wylatujących na Zachód. To w większości młodzi, wykształceni ludzie, którzy przyszłości dla siebie i swoich dzieci wolą szukać w normalnym świecie. Emigracja z IV RP przebiła już tę z czasów nieboszczki komuny. LUX VERITATIS
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r. olichromie i witraże Stanisława Wyspiańskiego (1869–1907) w krakowskiej bazylice św. Franciszka z Asyżu to arcydzieło – co do tego ojcowie franciszkanie od dawna nie mają już najmniejszych wątpliwości, choć gdy powstawały, niespecjalnie potrafili je docenić. Podobnie zresztą jak ich autora. Teraz zakonnicy z dumą wymieniają nazwisko Wyspiańskiego, i to jednym tchem obok związanych z kościołem świętych i błogosławionych oraz kandydującego na ołtarze Jana Pawła II, a na swojej stronie www.franciszkanska.pl informują: „Spory toczone z Wyspiańskim przy realizacji polichromii i witraży dawno poszły w niepamięć, a jego dzieło zostało docenione wmurowaniem tablicy pamiątkowej w kruchcie od ul. Franciszkańskiej”. Wspomniane „spory” warto jednak przypomnieć. Nad polichromią w kościele św. Franciszka pracował Stanisław Wyspiański od maja do listopada 1895 roku na zlecenie gwardiana o. Samuela Raissa. W wielkim trudzie i bez poważniejszej rekompensaty materialnej („śmiesznie małą może się wydawać kwota 1500 złr., czyli 3000 koron, za jaką Wyspiański podjął się tej roboty” – wspominał po latach architekt Władysław Ekielski) na ścianach najstarszej, gotyckiej części świątyni powstały kolorowe ornamenty z kwiatów polskich (maków, bratków, niezapominajek, mleczy, słoneczników) oraz obrazy: „Madonna” w krakowskim stroju ludowym (zwana „Królową-wieśniaczką polską”), „Caritas” (przedstawiający dwie dziewczynki w uścisku wśród irysów) oraz „Upadek zbuntowanych aniołów” i „Św. Michał Archanioł”. Wiele pomysłów Wyspiańskiego na oddanie „istoty franciszkanizmu” spotkało się jednak z kategorycznym sprzeciwem władz zakonnych. „Kościołem zamiast się cieszyć, maltretuję się coraz zupełniej i coraz gruntowniej. Przeszkadzano mi ciągle, dzisiaj już mam spokój całkowity, ale też najważniejsze idee są
P
Wyspiańskiego spory z franciszkanami zabite i zdruzgotane lub zwichnięte” – żalił się w październiku 1895 roku Henrykowi Opieńskiemu. Nie powstał fryz z ptaków „umiłowanych podopiecznych” patrona kościoła, św. Franciszka („Imaginuj sobie – ptaków nie może być w kościele Franciszkanów”– oburzał się Wyspiański w liście do Lucjana Rydla). Gwardian nie życzył sobie również fryzu z aniołami – ministrantami w postrzępionych komżach i zdartych trzewikach, bo „wierni mogliby pomyśleć, że w niebie panuje nędza”. Zanadto świecki okazał się też cykl obrazów ściennych „Cnoty i występki”, do których pozowały dziewczęta z gminu. Do nieporozumień artystycznych doszły kłopoty finansowe. „Podejmuję się malowania u Franciszkanów dlatego, że ich nie ma kto zrobić i wychodzę po półrocznej pracy wyzyskany, nieomal wyrzucony za drzwi…” – pisał Wyspiański do Lucjana Rydla. Odroczenie przez franciszkanów wypłaty reszty honorarium nie pozwoliło artyście na spłacenie długów i uniemożliwiło wymarzoną podróż do Florencji. W liście do Karola Maszkowskiego w styczniu 1896 roku Wyspiański relacjonował: „Za całą pracę wkoło kościoła Franciszkanów wziąłem cztery razy mniej, niż mi się należało, nie licząc już wcale mojej osobistej fatygi i moich kompozycji obrazowych, które dla własnego zadowolenia ex propria diligentia dodałem. Cokolwiek więc pieniędzy brałem w ciągu roboty, to wszystko prócz mego życia i wydatków na moje utrzymanie szło w kościół i każdorazowe potrzeby do malowań. Przez miesięcy sześć potrafiłem
wytrwać wśród najprzykrzejszych moralnych warunków (…). No, ale nie trzeba myśleć, żeby zwyciężywszy moralnie i artystycznie, żebym także praktycznie zwyciężył. – Bo po skończeniu pokazało się, że pieniędzy dla mnie nie ma. Nikt się za mną nie ujął
i nikt o wynagrodzeniu mnie nie pomyślał. Ledwo więc mogę egzystować pracowawszy szalenie przez całe pół roku (…) ale pieniędzy nie mam. Od nikogo naprzód pożyczyć nie mogę, bo prima żadnych znajomości nie mam, a pod drugie kto by mi uwierzył, że wykonawszy taką rzecz jak malowanie
Franciszkańskie nie mam teraz nic... Literalnie nic”. Niezadowoleni ze zbyt oryginalnej i nowatorskiej dekoracji kościoła zakonnicy nie zaproponowali Wyspiańskiemu dalszego malowania polichromii w nawie głównej. Jednak „podziw przyjezdnych” oraz bardzo pochlebne recenzje sprawiły, że w 1897 roku franciszkanie zwrócili się do niego z propozycją zaprojektowania witraży do kościelnych okien. Projekty witraży Wyspiański wykonał w latach 1897–1902. W 1899 roku w oknach prezbiterium wstawiono „Błogosławioną Salomeę” i „Świętego Franciszka” oraz „Żywioły” – cztery witraże wyobrażające ogień i wodę. Do realizacji witraży prezentujących żywioły ziemi (rolnik z pługiem) i powietrza (chmury) nie doszło, bo okazały się za bardzo świeckie. Prawdziwym arcydziełem jest największy witraż, osadzony w 1904 roku w oknie zachodniej fasady nad chórem – przez Wyspiańskiego zatytułowany „Bóg wyprowadzający światy z chaosu”, a potocznie określany mianem: „Bóg Ojciec” czy „Stworzenie świata”. Monumentalna postać Boga z ręką uniesioną w geście opanowywania żywiołów przypomina wizerunek Boga z „Sądu Ostatecznego” Michała Anioła. Ponieważ witraż został odwrotnie ułożony (przy montażu osobiście czuwał Wyspiański), Bóg stwarza świat lewą ręką. Do postaci Stworzyciela pozował artyście brat matki, Adam Rogowski, powszechnie znany w ówczesnym Krakowie „dziad proszalny”. Podobnie jak w przypadku polichromii – również przy witrażach nie
13
obeszło się bez problemów. „Witraże franciszkańskie są ostatnią tego rodzaju pracą, którą daję za nic, bo biorę za wszystkie razem 360 złr. Ale ponieważ chce mieć prace tę wykonaną i wiem najściślej że takiej drugiej nigdzie w Europie nie ma, więc mnie to cieszy” – informował Wyspiański Rydla we wrześniu 1897 roku. O ówczesnej sytuacji materialnej Wyspiańskiego najlepiej zdają się świadczyć słowa Henryka Sienkiewicza, który – zachwycony „genialną ornamentyką” w kościele św. Franciszka – przyznał w 1899 roku artyście stypendium: „Ten Wyspiański, tak wyjątkowo utalentowany, a tak głodny i chory, spać mi nie daje…”. Nie kwestie finansowe były jednak dla Wyspiańskiego najistotniejsze. Najwięcej bodaj przykrości doświadczył w związku z witrażem „Bł. Salomea”. Pierwotny projekt przedstawiający „Trzy polskie mniszki” (Salomeę, Kingę i Jolantę) nie został przyjęty, gdyż – według zakonników – postaci „robiły wrażenie trupów”. W kwiatowe tło witraża Wyspiańskiego franciszkanie wstawili więc wizerunek bł. Salomei namalowany przez Władysława Rossowskiego. Nie mogąc się pogodzić z artystyczną profanacją i naruszeniem praw autorskich, Wyspiański zaprojektował witraż przedstawiający samą postać bł. Salomei z koroną wypadającą z rąk, ale on również nie uzyskał kościelnej aprobaty, a realizacji doczekał się dopiero po śmierci artysty, w 1908 roku. Mimo że nie do końca dane było Wyspiańskiemu zrealizować swoją wizję artystyczną we wnętrzach kościoła św. Franciszka, to to, co powstało, stanowi unikatowy przykład dekoracji secesyjnej w obiekcie sakralnym. Jednak o „sporach” z franciszkanami – zarówno tych artystycznych, jak i finansowych – z całą pewnością nie należy zapominać. AK Fot. Autor Na zdjęciu witraż „Świat wyprowadzony z chaosu” w bazylice św. Franciszka w Krakowie. W cytatach zachowana oryginalna pisownia i interpunkcja (!) Wyspiańskiego
Odważny i filozoficzny... ...jest tegoroczny Satyrykon, najważniejszy konkurs rysunku satyrycznego w Polsce. I jeden z najbardziej prestiżowych na świecie. Grand Prix 2007 jury przyznało Adamowi Korpakowi za pracę „Na wyciągnięcie ręki”. Artysta narysował człowieka zamkniętego pod szklanym kloszem i próbującego bezskutecznie dosięgnąć leżącego obok młotka. – To studium kondycji człowieka, jego bezsilności – komentuje Andrzej Dudziński, przewodniczący jury, znakomity rysownik pracujący w USA.
Równie intelektualny i niezwykle wyrafinowany jest rysunek Borislava Stankowica z Serbii, który
otrzymał I nagrodę i złoty medal. Jego praca pod tytułem „Po przeprowadzce” to obraz pokoju, z którego wyniesiono już wszystkie meble. Na ścianach pozostały jedynie kontury, cienie po meblach. A jeden z nich to właśnie... autor. O kondycji człowieka opowiada również „Homo ludens” – praca Petera Molnara z Węgier, za którą otrzymał on złoty medal w dziale humoru i satyry społecznej. Rzeźba przedstawia więźnia, który kulą
Fot. Kow
przykutą do ręki łańcuchem próbuje grać w kręgle stojące na końcu celi. Łańcuch jest jednak zbyt krótki. – Wiele prac ma podtekst filozoficzny, intelektualny. To przybliża
je do publiczności. Uświadamia jej wartości nadrzędne – mówi Marek Wojciech Chmurzyński, dyrektor Muzeum Karykatury w Warszawie. Kow
14
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
ZE ŚWIATA
HAŃBA Z GWIAZDKAMI Największą plamą, która zbrukała reputację USA pod rządami Busha i Partii Republikańskiej, jest gwałcenie praw ludzkich oraz traktowanie jeńców.
Barbarzyńskie praktyki w więzieniu Abu Ghraib nie były wybrykiem nieodpowiedzialnych żołdaków. Świat dowiedział się, że w Ameryce – tym samym kraju, który jeszcze niedawno z premedytacją walczył o demokrację, wolność i prawa obywatelskie ujarzmionych narodów – stosuje się tortury i niehumanitarne techniki śledztwa wobec podejrzanych. Świat dowiedział się (częściowo), co dzieje się w obozie koncentracyjnym Guantanamo, wyszło na jaw przerzucanie przez CIA do tajnych więzień za granicą osób podejrzanych o terroryzm, by ich tam torturować. Wszystkie zarzuty Bush zbywał deklaracjami, że Ameryka nie stosuje tortur. Obecnie sieć TV ABC ujawnia, że to nieprawda, przytaczając informacje uzyskane od byłych i obecnych funkcjonariuszy CIA oraz ich zwierzchników. Pod warunkiem zachowania anonimowości opowiedzieli oni o autoryzowanym przez najwyższe władze USA w marcu 2002 roku tajnym rozporządzeniu, dopuszczającym metody śledztwa jednoznacznie zakazane konwencjami genewskimi. Stosowano je wobec co najmniej kilkudziesięciu aktywistów al Kaidy, przetrzymywanych w „czarnych miejscach” – tajnych więzieniach CIA za granicą. Techniki charakteryzowały się narastającą w czasie intensyfikacją brutalności. Najpierw śledczy z całej siły trzęśli podejrzanymi; potem bili ich (otwartą ręką, by nie wywołać obrażeń wewnętrznych, ale spowodować ból). Kolejnym etapem było zmuszanie do stania (w kajdankach, z nogami przymocowanymi łańcuchem do podłogi) przez ponad 40 godzin. Więźniowie stojący nago w zimnych celach byli oblewani lodowatą wodą. Ostatnim etapem było podtapianie: ludzi trzymanych głową w dół polewano wodą tak, by myśleli, że są topieni. Do stosowania tortur przeszkolono co najmniej 14 funkcjonariuszy CIA. Każdorazowo na zastosowanie „technik specjalnych” pisemną zgodę musiał wydawać wicedyrektor CIA do spraw operacyjnych. Większość ekspertów śledczych uważa, że zeznania zdobyte takimi środkami przymusu są bezwartościowe:
torturowany powie wszystko, co przesłuchujący chce usłyszeć, byle tylko przestało go boleć. Informatorzy TV ABC w CIA mówią, że Ibn Shaykh al Libbi po dwóch tygodniach tortur zeznał, że w Iraku szkolono terrorystów al Kaidy i uczono ich, jak używać broni biochemicznych. Propaganda Busha natychmiast nagłośniła te wieści. Potem ustalono, że Libbi wszystko zmyślił, by uniknąć dalszych cierpień. Anonimowi informatorzy z CIA wyznali, że czasem ich śledztwo powodowało śmierć przesłuchiwanych: tak było w przypadku Afgańczyka, który trzymany na mrozie i polewany zimną wodą zamarzł. Inny zmarł podczas śledztwa w Iraku, a jeszcze inna osoba nie wytrzymała brutalnego przesłuchania przez funkcjonariusza Pentagonu. Tydzień przed enuncjacjami TV ABC prestiżowy tygodnik „The New Yorker” opublikował obszerny artykuł o torturach w zagranicznych więzieniach CIA. Jeden z najważniejszych podejrzanych, Khalid Sheik Mohammed, torturowany był w tajnym łagrze CIA w Polsce, gdzie go podtapiano. Podobno jego wytrzymałość wzbudziła podziw oprawców: znosił to przez 2,5 minuty, zanim zaczął zeznawać. PZ
ABSTYNENT BUSH Świątobliwy rząd Busha zakazał udzielania finansowej pomocy ugrupowaniom zajmującym się problemem planowania rodziny, których działalność obejmuje też rady dotyczące przerywania ciąży.
UCZNIOWSKIE WETO Ludzie Busha zaprosili grupę uczniów do Białego Domu. Mieli stanowić żywe, ale nieme tło dla celebry podpisywania przez prezydenta reformy edukacyjnej. Nikt nie przypuszczał, że mogą wyjść z roli manekinów. Przed uroczystością, którą mieli swą obecnością dekorować, uczniowie wręczyli Bushowi ręcznie napisany list, pod którym figurowały podpisy ich oraz 50 kolegów. Prezydentowi szczęka najpierw opadła ze zdumienia, a potem się podniosła i ze złości przycisnęła do drugiej... „Proszę uczynić wszystko, co w pana mocy, by przerwać gwałcenie praw ludzi więzionych, zaniechać nielegalnych porwań i traktować wszystkich przetrzymywanych (także tych określanych mianem nieprzyjacielskich wojowników) zgodnie z wymogami konwencji genewskich – piszą uczniowie. – Mówi się nam, że jesteśmy przyszłością narodu, najlepszymi i najzdolniejszymi. Skoro tak, to uważamy, że spoczywa na nas odpowiedzialność wyrażania naszych przekonań. Nie chcemy, by Ameryka była identyfikowana z torturami”. Ten list to dla Busha przykra niespodzianka i zły omen dla konserwatystów. Okazuje się, że młode pokolenie Amerykanów nie zostało doszczętnie ogłupione grami komputerowymi, produkcjami w rodzaju „Człowiek Pająk IV” i komunałami o demokracji, wolności i patriotyzmie – okazuje się zdolne do zabierania głosu i wypowiadania opinii sprzecznych z obowiązującą linią. Sondaże pokazują, że młodzi są antykonserwatywni. PZ
CHUCH
Obecnie demokraci – mający większość w obu izbach parlamentu – zamierzają religijnie motywowane restrykcje rozluźnić. Podkreślają, że nie chcą finansowania aborcji, a jedynie zwiększenia dostępności do środków antykoncepcyjnych, co przyczyni się do zmniejszenia liczby skrobanek i ograniczy liczbę przypadków zarażenia wirusem HIV. Ellen Marshall – konsultantka organizacji International Women Health Coalition – popiera ten projekt, przypominając, że dostępność środków antykoncepcyjnych w ubogich krajach o dużej liczbie urodzeń „zwiększy odstęp czasu między kolejnymi ciążami i pozwoli organizmowi kobiety zregenerować się”. Republikanie zapowiadają, że Bush – popierający wyłącznie abstynencję płciową – zawetuje inicjatywę ustawodawczą demokratów. CS
Dentyści, chemicy, mikrobiolodzy i psycholodzy – cała armia profesjonalistów – debatowali w Chicago na konferencji w sprawie brzydkiego zapachu z ust. Zaprezentowano sztuczny nos do analizowania zapachów. Specjaliści stwierdzają, że w tej dziedzinie nauka stawia dopiero pierwsze kroki. Nieprzyjemny zapach wywołują bakterie rozkładające proteiny i wytwarzające związki siarki. W 90 proc. odór pochodzi z języka, określanego jako „wielki inkubator bakterii”. Zapach z ust traktowany jest równie negatywnie co puszczanie gazów lub odór potu. Kilkanaście procent ludzi narzekających na zapach z ust wcale nie ma z tym problemu, ale cierpi na fobię. W Japonii odnotowano nawet przypadki samobójstw z tego powodu. TN
DZIURA W NIEBIE „Trudno znaleźć na to właściwsze określenie... to więcej niż niespodzianka” – taki był komentarz astronomów z uniwersytetu w stanie Minnesota, którzy odkryli ogromną dziurę we wszechświecie.
To otchłań pozbawiona wszelkiej substancji: gwiazd, galaktyk, nawet tzw. szarej materii. Kompletna nicość. Astronomowie już wcześniej zdawali sobie sprawę z istnienia takich tworów: jedna z dziur położona jest stosunkowo niedaleko Układu Słonecznego, zaledwie 2 mln lat świetlnych od nas. Ale ta dopiero co odkryta ma rozmiary 1000 razy większe i znajduje się w odległości miliarda lat świetlnych. Dziury we wszechświecie zdarzają się prawdopodobnie na skutek tego, że siła grawitacji obszaru o większym skupieniu materii wyciąga wszystko z obszaru o mniejszym jej zagęszczeniu. PZ
ZALAĆ RAKA Interesującego odkrycia dokonali naukowcy z Instytutu Kartolinska w Sztokholmie.
Testy wykazały, że poddany wyrafinowanym wrażeniom zmysłowym mózg „głupieje” i reaguje właśnie wizjami obecności poza własnym ciałem. Wygląda więc na to, że nie są to ani konfabulacje, ani dowody życia pośmiertnego, lecz rezultaty funkcjonowania mózgu postawionego w anormalnej sytuacji. CS
PALĄCY PROBLEM Nie wiadomo, czy miał to być osobisty wkład w kampanię zwalczania alkoholizmu, czy raczej akt zemsty lub sadyzmu. Wiadomo, że wieść wstrząsnęła Rosją. Kobieta polała benzyną i podpaliła genitalia byłego męża, gdy ten siedział nago, pił wódkę i oglądał telewizję. Para rozwiodła się przed trzema laty, lecz – z powodu drożyzny na moskiewskim rynku mieszkaniowym – wciąż zamieszkiwała wspólnie. „To był niewypowiedziany ból – opowiada poszkodowany. – Członek płonął jak pochodnia”. Lekarze nie są pewni, czy upieczony organ da się uratować. JF
WIEL(KI)BŁĄD
Z opublikowanych w British Journal of Cancer wyników badań zespołu Alicji Wolk wynika, że alkohol zmniejsza szansę zachorowania na raka nerek. Osoby, które spożywają 620 gramów czystego etanolu miesięcznie, zmniejszają ryzyko zapadnięcia na ten rodzaj nowotworu aż o 40 procent. Nie każdy alkohol ma jednak takie działanie: skuteczne jest tylko wino i piwo. Podejrzewa się, że chodzi o antyutleniacze zawarte w tych napojach. ST
Niebywały wypadek wydarzył się w Australii: wielbłąd zgwałcił kobietę. 10-miesięczny samiec, ważący 152 kg, został jej podarowany z okazji 60 urodzin. Najwyraźniej obudził się w nim popęd płciowy, bo powalił swą właścicielkę na ziemię, położył się na niej i rozpoczął kopulację. Wcześniej kilkakrotnie usiłował kochać się z kozą, omal jej nie dusząc. W normalnych warunkach młode wielbłądy nie są agresywne, jednak mogą zagrażać bezpieczeństwu swych właścicieli, jeśli ci traktują je jak zwierzęta domowe. ST
MIAU MIAU, HAU HAU Infantylizm coraz obfitszą falą wlewa się do internetu.
MÓZG GŁUPIEJE Zjawiska paranormalne były przez długi czas domeną szemranych tabloidów i tematem deliberacji osób o nienajwyższej sprawności intelektualnej. Masowa publika chętnie słuchała o pośmiertnych wizjach, podróżach poza własne ciało w stanie śmierci klinicznej itp., ale mało kto traktował to poważnie. Teraz zagadnienie wzięli na warsztat naukowcy i okazuje się, że to nie tylko ciekawostki dla gminu. Badacze ze Szwajcarii i Anglii prowadzili badania mające wyjaśnić zjawiska, których istoty dotąd nie rozpoznano. Postanowiono przeanalizować powtarzające się relacje ludzi opowiadających, że podczas operacji byli w stanie obserwować swe ciało i chirurgów z pewnego dystansu, z góry.
Specjalista amerykański od reklamy utworzył właśnie dwie nowe strony internetowe cieszące się niesamowitym powodzeniem: w ciągu niespełna 3 miesięcy odwiedziło je ok. 600 tys. internautów. „Dogbook” i „Catbook” to strony dla psów i kotów. Tak jak w portalach dla ludzi szukających kontaktu, pogawędki lub partnera – domowe zwierzaki także „przedstawiają” swe zdjęcia, charakterystyki i zainteresowania. Wymieniają też e-maile. Wszystko to tworzą, oczywiście, ich niegroźnie porąbani właściciele, pomiaukując i poszczekując. TN
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
N
iedawno Kościół – w osobach kardynałów Tarcisio Bertone i Renato Martino – ostro natarł na organizację Amnesty International za to, że ośmieliła się wyrazić poparcie dla planu umożliwiającego usuwanie płodu tym kobietom z ubogich krajów, które zostały zgwałcone, lub tym, u których kontynuacja ciąży zagraża życiu bądź zdrowiu.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
presji na władze i przeforsowywania rygorystycznych ustaw zakazujących aborcji. W ten sposób w niejednym państwie świata dogmaty jednej religii stają się prawem obowiązującym wszystkich obywateli, niezależnie od ich wyznania. W raporcie sprzed kilku tygodni amerykańskie ugrupowanie US Centre for Reproductive Rights przedstawiło m.in. sytuację na skatolicyzo-
najwyżej dwójkę potomstwa, mają ośmioro dzieci i nie są w stanie zapewnić im pożywienia ani wychować. Niedawno brytyjski periodyk medyczny „Lancet” opublikował artykuł poświęcony pokątnym aborcjom. Autorzy określają je jako „pogłębiający się problem o rozmiarach pandemii, któremu można zapobiec”. W krajach, gdzie zakazy aborcyjne zostają zliberalizowane, a antykoncepcja
Krwawe żniwo dogmatu Amnesty International replikowała, że Kościół ma prawo do własnej opinii, ale ona nie zamierza zmieniać decyzji o zmianie neutralnego stanowiska wobec aborcji: „Jest nie do zaakceptowania, by kobiety były więzione za przerwanie ciąży, by odmawiano im prawa do usług aborcyjnych”. Nieprzejednana postawa Kościoła – zabraniającego używania środków antykoncepcyjnych i niedopuszczającego do przerywania ciąż pod żadnym pozorem – zbiera od lat złowieszcze żniwo. Corocznie na świecie wykonuje się około 20 mln pokątnych, amatorskich i niebezpiecznych skrobanek, w rezultacie których 5 mln kobiet ląduje w szpitalu z obrażeniami, a dziesiątki tysięcy ponosi śmierć. Najpoważniejsza sytuacja i najwięcej ofiar jest w krajach katolickich, gdzie Kościół ma możliwości wywierania
wanych Filipinach, gdzie – za sprawą Kościoła – jakiekolwiek środki antykoncepcyjne, łącznie z prezerwatywami, przestały być dostępne. Skutki są takie, że matki, które planowały
powszechnie dostępna – zdrowie kobiet szybko poprawia się, a liczba skrobanek... spada! Tam, gdzie zaczynają obowiązywać drakońskie prawa antyskrobankowe, obserwuje się proces odwrotny. Mieszkanki Trzeciego Świata są w takiej desperacji, że – aby uniknąć pomnażania liczby potomstwa – piją chlor, płyny do czyszczenia lub wywary z bydlęcego kału. Wkładają do macic patyki, kości kurze, rowerowe szprychy... Polki jak dotąd najczęściej zapożyczają się na prywatny zabieg. „Kobiety będą się poddawać nielegalnym aborcjom niezależnie od stanowionych praw, religijnych zakazów i norm społecznych” – konstatują autorzy z pisma „Lancet”. TW
Watykan non grata Prestiżowy tygodnik brytyjski „The Economist” wezwał ostatnio Stolicę Piotrową do wycofania się z ONZ. „The Economist” żąda, aby Watykan „wyzbył się swego specjalnego statusu dyplomatycznego i określił się jako twór, którym w istocie rzeczy jest: największą organizacją pozarządową na świecie”. Oczywiście, Watykan nie był tym apelem ukontentowany i odpowiedział ustami dyplomaty – arcybiskupa francuskiego Dominique’a Mambertiego. Nie jest to pierwsza próba wyrugowania Watykanu z ONZ. Projekty takie zaczęły się ujawniać zwłaszcza po konferencji w Kairze w 1994 roku, dotyczącej kwestii populacyjnych, oraz następnej, poświęconej kobietom – w Pekinie. Na obu konferencjach delegacja Krk
grała rolę czołowego opozycjonisty wobec polityki kontroli urodzin. W USA za wykluczeniem Watykanu z ONZ optuje organizacja Katolicy za Prawem do Wolnego Wyboru, kierowana przez byłą zakonnicę – Frances Kissling. Watykan został przyjęty do ONZ ze statusem specjalnego obserwatora w roku 1964. Bez prawa głosu, ale z możnością wypowiadania opinii i wpływania na głosy innych. W poszczególnych komisjach ONZ, np. do spraw uchodźców, jest normalnym członkiem. W roku 2004 Zgromadzenie Ogólne ONZ nie tylko nie umniejszyło roli Watykanu, ale ją wzmocniło. Obecnie utrzymuje on stosunki ze 176 państwami. Zwolennicy wykluczenia go z ONZ nie bez racji zwracają uwagę, że katolicyzm jest jedyną światową religią, której centrala jest reprezentowana na forum ONZ. JF
Święta pijawka Komisja Europejska bierze pod lupę finansowanie Kościoła katolickiego przez władze Włoch. Przepisy UE zakazują pomocy państwa dla prywatnych instytucji i biznesu, tymczasem były rząd Berlusconiego zaakceptował w roku 2006 zwolnienie z podatku od nieruchomości wszelkich dóbr należących do Kościoła. Prócz tego władze Włoch zatwierdziły 50-procentową redukcję (w Polsce 100 proc. zwolnienia) podatków biznesowych
płaconych przez kościelne przedsiębiorstwa: szpitale, szkoły czy hotele. Kościół otrzymuje również od państwa część podatków od dochodu płaconych przez Włochów. W zeszłym roku dostał z tego źródła aż 930 mln euro. W sumie, biorąc pod uwagę wspomniane ulgi podatkowe, skarb włoski stracił (a Kościół zyskał) 1,3 miliarda euro. Urzędnicy w Brukseli potwierdzają, że Watykan zostanie w najbliższym czasie poproszony o udzielenie
„bliższych informacji” na te tematy. Możliwe jest śledztwo – pierwszy przypadek lustracji profitów kościelnych przez UE. Przed tygodniem wysoki rangą watykański notabl, prałat Karol Kasteel, oświadczył gazecie „La Stampa”, że Kościół gotów jest podjąć renegocjacje dotyczące upustów podatkowych. Ale Konferencja Biskupów Włoskich zaprzecza, by Kościół otrzymywał jakiekolwiek nienależne mu korzyści finansowe. Wiadomość o planach Komisji Europejskiej powinna wzbudzić poważne zaniepokojenie Kościoła oraz polityków w Polsce. PZ
15
Bicz na dzieciorobów A
rcybiskup filipiński Oscar Cruz – przewodniczący trybunału anulującego małżeństwa – wystąpił podczas konferencji biskupów z gwałtowną filipiką, wymierzoną w księży łamiących wymóg celibatu i stających się ojcami. Opowiedział się twardo za „dyscyplinowaniem” ich, bo w jego mniemaniu nie można oczekiwać poprawy. Biskupi, którzy nie dostrzegają tych problemów lub „wybaczają”, ściągają sobie na głowę kłopoty. Księża, którzy „wygłupiają się”, powinni się zeświecczyć. Hierarchowie nie podzielają powszechnie opinii Cruza. Kardynał Gaudencio Rosales z Manili
oświadczył, że „nie wszyscy biskupi reprezentują karne podejście”. Dzięki Bogu, biskupi z Filipin nie są zwolennikami strategii „jeden błąd i jesteś skończony”. „Ksiądz, który dopuścił się dziecioróbstwa, przechodzi terapię – mówi kardynał. – Tylko tym, którzy dorobili się więcej niż jednego potomka, sugeruje się opuszczenie szeregów duchowieństwa”. ST
Prawda go wyzwoli? G
orący kartofel za mury Watykanu wrzucił ks. Sante Sguotti. Jakby bez tego jego pryncypałowie mało mieli kłopotu.
Na początku sierpnia dobrowolnie i publicznie przyznał, że jest tatusiem jednorocznego bobaska. Biskup z Padwy oświadczył, że oczekuje, by Squotti podał się do dymisji, co parafianie przyjęli z oburzeniem. Sam duchowny ani myśli usłuchać hierarchy. 28 sierpnia powiadomił reporterów, że jest zakochany. W Laurze, którą zna od 8 lat i z którą się zaręczył. Na dodatek jego wybranka odeszła od męża. Sante ani myśli zrzucać sutanny. „Chcę pozostać w zgodzie z wymogiem celibatu – oświadczył. – Celibat to bezżeństwo. Prawo kanoniczne nie zakazuje księżom zakochiwać się ani zaręczać”. Ks. Squotti wezwał innych zakochanych
duchownych, żeby się ujawnili i przerwali milczenie: „Człowiek nie może być dobrym księdzem czy zakonnicą, jeśli przynajmniej raz w życiu nie doświadczy miłości. Życie w seminarium, gdzie wszelkie kontakty są zakazane, kiedy nie wolno chodzić do barów, do kin ani na baseny, wypacza osobowość. Wymóg celibatu oznacza, że awansują najbardziej wsteczni księża o wąskich horyzontach”. Squotti oczekuje, że jego publiczne akcje okażą się stymulujące do dyskusji na temat wartości celibatu. Twierdzi, że księża mogą bardziej efektywnie służyć Kościołowi, jeśli doświadczą uczucia miłości. TN
Osama Chrystus M
atkę Boską okrywa do samego biustu muzułmańska burka, a holograficzny portret Jezusa ukazuje twarz... bin Ladena.
Takie dzieła sztuki zgłoszono do konkursu o Nagrodę Blake’a w Australii. Jak łatwo przewidzieć, wybuchła awantura. Pierwszy do gromienia artystów przystąpił premier Australii, konserwatysta John Howard, określając prace jako „niepotrzebnie obraźliwe”. Wtórował mu arcybiskup Sydney, kardynał George Pell, oceniając dzieła sztuki jako „próbę obrazy
Jezusa i Maryi”. Australijska Rada Islamu nie dopatrzyła się w Madonnie w burce niczego obraźliwego, przeciwnie – prezentuje ona skromny ubiór muzułmanek. Rada przypomniała, że Matka Boska i Jezus są postaciami poważanymi w islamie. Jednak Chrystus jako Osama wywołał sprzeciw rady. Powód? Twarzy proroków pokazywać nie wolno. TW
16
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (53)
Czas zapłaty Zdrada Ojczyzny doprowadziła w trakcie powstania kościuszkowskiego dwóch biskupów do szubienicy, a trzeci uniknął stryczka dzięki wstawiennictwu swych kochanek. Zdrajca prymas otruł się. Od samego początku powstania kościuszkowskiego toczyła się walka o jego charakter – umiarkowany albo radykalny. Najdobitniej uwydatniło się to w Warszawie po zwycięstwie insurekcji kwietniowej. Umiarkowana Rada Tymczasowa osłaniała targowiczan, opierała się aresztowaniom i egzekucjom zdrajców, niszczyła kompromitujące dokumenty, które znaleziono w carskiej ambasadzie. Nurt radykalny, jakobiński, przejawiał się z kolei w zakładaniu na wzór francuski klubów politycznych („klopów”). Klubiści organizowali demonstracje ludowe przeciwko Radzie. Zarzucali Radzie sabotowanie zarządzeń Naczelnika Kościuszki, który krytykował jej działalność. Dopiero pod naciskiem patriotycznego ludu Warszawy udało się aresztować i osądzić zdrajców targowickich. Najpierw stracono hetmanów Ożarowskiego i Zabiełłę, marszałka Ankwicza oraz biskupa inflanckiego Kossakowskiego. W nocy z 8 na 9 maja 1794 r. wystawiono w mieście cztery szubienice. Rankiem masy ludowe na czele z klubistami Dembowskim, Konopką i księdzem Józefem Meierem wdarły się do Ratusza, domagając się rewolucyjnego sądu nad zdrajcami.
S
Pod naciskiem ludu w ciągu 4 godzin odbył się sąd i zapadły wyroki śmierci. Był to akt rewolucyjnej sprawiedliwości. W bezimiennym wierszu lud zapowiadał: „Wkrótce za wami więcej poślemy, Gdy tylko winy ich dociekniemy. ...lecz ci największej kary doznają, co nas w powstaniu samym zdradzają”. Wystąpienie ludu warszawskiego było zwycięstwem jakobińskich metod działania i doprowadziło do reorganizacji władz powstańczych. Zgodnie z aktem powstania powołana została Najwyższa Rada Narodowa, zaś jej skład oznaczał wzmocnienie wpływów lewicy powstańczej. Wybiła ostatnia godzina dla kolejnych zdrajców, w tym dla biskupa Ignacego Jakuba Massalskiego. 27 czerwca z przyśpiewką rewolucyjną na ustach: „My, krakowiacy, nosim guz u pasa, powiesim sobie króla i prymasa”, lud pod przewodnictwem jakobinów wystawił w różnych częściach miasta 11 szubienic. Jedną z nich przed pałacem brata królewskiego, prymasa Michała Poniatowskiego – szpiega króla pruskiego. Następnego dnia, 28 czerwca, wtargnięto do więzień, wyciągnięto z nich zdrajców. Na szubienicy, na konopnym lejcu,
woją wielką karierę Kościół ka tolicki oraz wielu jego „braci odłączonych” zawdzięcza bliskie mu współdziałaniu z władzą. Czasem wręcz wysługiwaniu się swoim panom. Czym byłby dzisiejszy katolicyzm, gdyby nie trwający 1700 lat romans z możnymi tego świata: cesarzami, królami, dyktatorami, wszelkiej maści politykami i przedsiębiorcami? Czy Kościół bez ich pomocy, bez „żelaznej laski” polityki i różnych form przymusu byłby w stanie zgromadzić ponad miliard wyznawców? Czym byłby Luter bez wsparcia niemieckich książąt, a prawosławie bez kurateli carów i jelcynów? W czasach cesarza Konstantyna, który był pierwszym politykiem, jaki pojął korzyści płynące dla władcy ze współpracy z Kościołem, chrześcijanie liczyli nie więcej niż kilkanaście procent mieszkańców Imperium Rzymskiego. Trzeba było ogromnego wsparcia jego następców, napadów na świątynie „pogańskie”, prześladowania filozofów, wreszcie potępienia prawnego wszystkiego, co niechrześcijańskie, aby nauka Chrystusa, a właściwie kościelna ideologia, mogła zatriumfować. Podobny flirt Kościół uprawiał z królami barbarzyńców, później stał się podporą dynastii, feudalizmu i arystokracji. Nie przez
w drodze samosądu, zawiśli biskup Massalski, książę Czetwertyński i inni. Drzewo na szubienicę dla biskupa z zapałem obciosywał w nocy przed egzekucją ks. Meier, który potem dysponował wieszanych na śmierć, chodząc z krzyżem w ręku, szablą i zawieszoną na szyi stułą. Strach ogarnął króla i prymasa, którzy oczekiwali tego samego losu. Lud podczas sypania szańców obronnych wołał: „Czas aby zdrajcy i panowie za karetą poszli, a lokaje siedli do karet”. Wpływy zdrajców i pseudopatriotów były jednak wciąż duże. Wywarli oni presję na Kościuszkę, który potępił wypadki czerwcowe
oraz samosąd ludowy. Aresztowano ponad 900 osób. 5 z nich skazano na karę śmierci – przeważnie rzemieślników warszawskich, zasłużonych w walkach kwietniowych. Posypały się też inne kary sądowe.
przypadek został do Polski zaproszony przez żądną władzy rodzinę Piastów – religia z importu doskonale nadawała się do naginania karku ceniących wolność rodaków. Książę z namaszczenia Kościoła był przecież wybrańcem Bożym, jego namiestnikiem na
Do radykalizacji nastrojów doszło ponownie pod wpływem niepokojących wieści o niepowodzeniach na froncie. W lipcu i sierpniu Warszawa musiała wytrzymać dwumiesięczne oblężenie wojsk rosyjskich i pruskich; znowu zaktywizowały się masy ludowe, na których spoczywał główny ciężar obrony miasta. Wzrosło znaczenie jakobinów, którzy zarzucali Radzie sabotowanie Uniwersału. Rozwinął działalność Sąd Kryminalny Wojskowy – polski trybunał rewolucyjny, któremu przewodniczył jakobin Zajączek. 11 września 1794 r. Sąd Kryminalny Wojskowy wydał wyrok na „pełnego bezdennej chciwości” biskupa Wojciecha Skarszewskiego, uznając go za winnego zdrady ojczyzny i skazując „na karę śmierci przez szubienicę publiczną”. W sprawie skazanego biskupa interweniował
u Kościuszki nuncjusz papieski Litta. O interwencji tej pisała wówczas „Gazeta Rządowa” (nr 73): „Ksiądz Nuncjusz Stolicy Apostolskiej udał się do Najwyższego Naczelnika i rozpościerając żale Ojca Świętego, przedkładał, jak ten ubolewa, że liczne ukarania za zbrodnie przeciwko narodowi
„niepodnoszenia zaciśniętej pięści”. Nic dziwnego, że Kościół był nagradzany prezentami od Kulczyka, Krauzego, Kluski i setek innych. Od jednego z naszych Czytelników otrzymaliśmy bardzo pouczającą książkę księdza
ŻYCIE PO RELIGII
Kościół do wynajęcia ziemi. Kler za propagowanie tych bajek wśród zniewalanej ludności był sowicie nagradzany przywilejami i nadaniami ziemskimi. Kiedy feudalizm konał pod naporem nowej warstwy panującej – kapitalistów – Kościół poświęcił niemal cały XIX wiek na próby reanimowania starego porządku. Kiedy pojął wreszcie, że czasy namaszczania królów bezpowrotnie minęły, przytulił się do zwycięzców. Sprzedał im swoją naukę społeczną, zachęcającą pracowników do grzecznego posłuszeństwa wobec pracodawców i akceptowania status quo. Jeszcze kilka lat temu prymas Glemp – podczas fali strajków za rządów Jerzego Buzka – nawoływał do
Mieczysława Malińskiego (osobisty przyjaciel Jana Pawła II) „I Ty jesteś biznesmenem”. Książkę wydał Prodoks – wydawnictwo założone przez Romana Kluskę, katolickiego biznesmena, ulubieńca braci Kaczyńskich. Celem Malińskiego było stworzenie katolickiego kodeksu etycznego dla przedsiębiorców. Nie znajdziemy tam, oczywiście, Chrystusowych zachęt do rozdawania majątku ubogim. Zamiast tego można przeczytać rady i opinie dobrze oddające służalczą mentalność kleru wobec popieranej przez niego klasy panującej. Oto próbka stylu Malińskiego, notabene księdza masowo drukowanego w czasach PRL (zarabiał głównie
zwłaszcza na biskupów padają i że w ich osobach prześladowanie religii upatrywać będzie; zatem Najwyższy Naczelnik, potwierdzając we wszystkim dekret sprawiedliwy Sądu Kryminalnego Wojskowego względem księdza Skarszewskiego, karę śmierci tylko na wieczne więzienie przemienił”. Generał Zajączek, pisząc o tym zdarzeniu, wspominał, że oprócz nuncjusza interweniowały o ułaskawienie Skarszewskiego dwie nałożnice tego biskupa. Klęska powstania kościuszkowskiego sprawiła, że „wieczne więzienie” biskupa zdrajcy skończyło się po kilkutygodniowym areszcie. Zaborcy wynagrodzili Skarszewskiemu jego usługi: zdrajca wrócił na biskupstwo chełmskie. W roku 1805 papież Leon XII mianował tego, który dzięki wstawiennictwu swych kochanek uniknął zasłużonej szubienicy, biskupem lubelskim, a w roku 1824 został on... prymasem Kongresowego Królestwa Polskiego. Był to swego rodzaju policzek wymierzony narodowi polskiemu, gdyż na czele kleru katolickiego w Polsce papież postawił zdrajcę, sądownie skazanego na szubienicę. Mniej szczęścia niż Skarszewski miał prymas Michał Poniatowski. O jego winie przesądził list wysłany do oblegającego Warszawę królewicza pruskiego Fryderyka Wilhelma II z podaniem sposobów, jak należy uderzyć na stolicę, żeby najłatwiej ją zdobyć. List został przejęty przez powstańców i prymas z obawy przez szubienicą otruł się. Tak dokonał swojego żywota ostatni prymas I Rzeczypospolitej. ARTUR CECUŁA
na niezliczonych biografiach JPII): „Socjaliści są wszędzie. W Szwecji, Włoszech, Hiszpanii, Francji czy Niemczech. Ich program jest skromniejszy niż ten, jaki był realizowany w Bloku Wschodnim, chociażby w Polsce. Gdy dochodzą do władzy, upaństwowiają wielkie zakłady przemysłowe, podnoszą podatki. Ale to prowadzi przeważnie do recesji gospodarczej, wobec tego odsuwani są przez wyborców, aby kiedyś powrócić. Za każdym razem istnieje jednak jakieś trwożne oczekiwanie: jak daleko pójdą? Czy w którymś momencie nie wprowadzą dyktatury proletariatu, czy nie zawładną narodem, czy odbiorą wolność człowiekowi i społeczeństwu i zbudują totalitarny komunizm pod dyktando Marksa, a może nawet Lenina lub Stalina. Przecież faszyzm też był ruchem socjalistycznym...”. Groza, prawda? Ledwie kilka zdań, a tyle kłamstw. Socjalizm pomieszany z radzieckim komunizmem, hitleryzm z Bogu ducha winną socjaldemokracją. A wszystko po to, aby sprawić przyjemność prawicowemu sponsorowi. Aby ogłupiony przez „przyjaciela Ojca Świętego” czytelnik nigdy nie zagłosował na jakąkolwiek lewicę. I aż dziw bierze, że prawicowa prasa tego nie doceniła, że oskarżyła Malińskiego o współpracę z SB. A tak się biedaczek starał... MAREK KRAK
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r. XIX w. do głosu doszli liberałowie, którzy starali się doprowadzić do zmiany stosunków istniejących w państwie. Na tym tle często wybuchały wojny domowe, które zakończyły się pomyślnie dla liberałów. Na krótko, w latach 1873–1874, proklamowano nawet republikę. Jednak po jej obaleniu nastał okres dłuższego kompromisu między siłami konserwatywnymi a liberalnymi (wprowadzono dość szerokie swobody obywatelskie). W roku 1923, po kryzysie gospodarczym, wprowadzono dyktaturę wojskową generała M. Primo de Rivery. Kler stanął po stronie tego reżimu, czerpiąc zarazem korzyści z posiadania znacznych wpływów
W
faszystowską, czerpiącą wzory z włoskiego i niemieckiego faszyzmu. Wprawdzie nie odegrała wielkiej roli w przygotowaniu buntu z 17–18 lipca, lecz poparła go całkowicie. Falanga dążyła do państwa totalitarnego, chrześcijańsko-narodowego. Każdy członek partii w czasie wojny domowej musiał chodzić na msze i spowiadać się, antysemityzm odgrywał znaczną rolę. W szeregach Falangi działało wielu członków Akcji Katolickiej (w tym sekretarz AK Serano Suner, zięć Franco). Na mocy dekretu Franco z 1937 r. poddana jego kierownictwu jako jedyna legalna partia polityczna – przyjęła nazwę: Hiszpańska Falanga Tradycjonalistyczna i Junty Ofensywy Narodowo-Syndykalistycznej.
PRZEMILCZANA HISTORIA należącymi do organizacji wrogich religii i ojczyźnie, puszczając mimo uszu nasze przestrogi (...). My i oni jesteśmy tak przeciwstawni jak woda i ogień (...). Nie może być nic wspólnego między nami (...). Niech zginie z naszych pól owo złe nasienie, które jest nasieniem szatana”. Mówiono przy tym, że walczy się przede wszystkim z komunizmem, należy jednak zauważyć, że wśród mandatów zdobytych przez FL jedynie 15 należało do komunistów! Profaszystowskim frankistom pomocy udzielił Hitler. Klerowi hiszpańskiemu wsparcia duchowego udzielili biskupi niemieccy, ogłaszając 30 sierpnia 1936 roku list pasterski, w którym czytamy: „Zadanie, jakie przypada w udziale naszemu narodowi i naszej
zadepeszował do Franco: „Radujemy się wraz z Waszą Ekscelencją z upragnionego zwycięstwa Hiszpanii katolickiej”. Nie był to bynajmniej żart primaaprilisowy, gdyż w dwa tygodnie później mówił podobnie w radiowym orędziu: „Z wielką radością zwracamy się do was, najdrożsi synowie katolickiej Hiszpanii, by wyrazić nasze ojcowskie gratulacje za dar pokoju i zwycięstwo, którym Bóg ukoronował chrześcijański heroizm naszej wiary i miłości... Tak wam, nasi drodzy synowie katolickiej Hiszpanii, jak głowie państwa i jego sławnemu rządowi, heroicznym kombatantom... przesyłamy nasze apostolskie błogosławieństwo (...). Plany Opatrzności, umiłowani synowie, przejawiły się raz jeszcze w bohaterskiej Hiszpanii. Naród wybrany przez
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (71)
Faszyzm hiszpański Hiszpania w przeszłości zawsze była silną ostoją katolicyzmu, krajem rządził Kościół z pomocą inkwizycji. w państwie. Jednym z aspektów realnej władzy było opanowanie oświaty. Jak zwykle – oświecenie narodu na tym nie zyskało. W roku 1925 ponad 80 proc. chłopów było analfabetami. W roku 1929 do Hiszpanii dotarł światowy kryzys gospodarczy. W 1930 roku Rivera ustąpił, a w kwietniu 1931 roku wybory municypalne wygrali republikanie i 14 kwietnia ponownie proklamowano republikę. Jej pierwszym premierem został N. Alcalá Zamora, a od listopada – Manuel Azaña, przywódca Lewicy Republikańskiej. W wyborach do konstytuanty sukces odniosły partie lewicy i centrum. Nowa konstytucja ustanowiła parlamentarny system sprawowania rządów, szeroki zakres praw i wolności oraz wprowadziła rozdział Kościoła od państwa. Kościół, wielki obszarnik ziemski, był ostoją konserwatyzmu i reakcji – sprzyjał petryfikowaniu feudalnego porządku i blokował wszelkie reformy społeczno-gospodarcze. Nie może więc dziwić niechęć republikanów do katolicyzmu. Azaña wkrótce po objęciu rządów powiedział: „Hiszpania przestała być katolicka”. Kościół stracił swój prestiż. Ludność opowiadała się za partiami liberalnymi i socjalistycznymi, nastroje radykalizowały się. Wygnano biskupa z Vittori oraz znienawidzonego prymasa Toledo. Zabroniono mnichom i zakonnikom wszelkiej działalności nauczycielskiej i handlowej, a 24 stycznia rozwiązano zakon jezuitów i skonfiskowano jego majątek. Do wzrostu napięć społecznych doprowadziło w wyborach w 1933 roku zwycięstwo prawicy, która przekreśliła większość reform republikanów. 29 października 1933 roku syn generała de Rivery, José Antonio, założył Falangę Hiszpańską – partię
W 1936 r. w wyniku wyborów władzę objął Front Ludowy (269 mandatów na 473) składający się z republikanów, socjalistów i syndykalistów oraz z niewielkiej liczby komunistów. Siły prawicowo-kościelne zareagowały buntem, rozpoczynając w lipcu krwawą wojnę domową, która toczyła się w latach 1936–1939. Kościół opowiedział się całkowicie po stronie rebeliantów generała Franco, który został nazwany przez Piusa XII „ulubionym synem papieskiego tronu”. W ten sposób Watykan odwdzięczył się ludowi za jego nieposłuszeństwo. Pierwszą flagą zagraniczną na kwaterze rebeliantów była flaga papieska. „Nie jesteśmy już przewodnikami duchowymi naszego narodu, nie tylko odnosi się on do nas z niechęcią, ale wręcz widzi w nas wrogów swej pomyślności” – tak brzmiały słowa listu pasterskiego prymasa Hiszpanii, kardynała Toledo Isidoro Gomá z wiosny 1936 r. Ale już wkrótce kardynał – zadowolony z obrotu wypadków – informował: „Panuje całkowita zgodność pomiędzy nami a rządem narodowym, który nie podejmuje żadnego kroku bez mojej rady i zawsze się do niej stosuje”. Tenże Gomá 6 sierpnia 1936 r. usprawiedliwiał w radiowym przemówieniu nacjonalistyczne powstanie, opisując je jako krucjatę. Ten sposób myślenia podzielał biskup Kartaginy Diaz Gomar, mówiąc: „Błogosławione niech będą armaty, jeśli w lejach, które otwierają, zakwitną słowa ewangelii”. Również mniejsze figury hiszpańskiego kleru podjudzały do wojny i fizycznego zgniecenia bezbożników. W kościele Bożej Łaski pasterz grzmiał do swych owiec: „Wy, którzy nazywacie się chrześcijanami, macie na sumieniu wielkie winy! Żyliście razem z robotnikami
„Śmierć wojownika” – fotografia Roberta Capy wykonana podczas wojny domowej w Hiszpanii
ojczyźnie, jest oczywiste. Oby nasz Führer zdołał z pomocą Bożą zrealizować to nadzwyczaj trudne dzieło obrony (!) z niezachwianą konsekwencją i przy pełnym współudziale wiernych rodaków”. Zaś 3 stycznia 1937 roku, pisząc do wiernych, znów nawiązują do spraw hiszpańskich: „Umiłowani diecezjanie! Nasz Führer, kanclerz Rzeszy Adolf Hitler, przewidział zawczasu ekspansję bolszewizmu i dołożył wszelkich starań, by odsunąć to straszne niebezpieczeństwo od narodu niemieckiego i od świata zachodniego. Niemieccy biskupi uważają za swój obowiązek wspierać przywódcę Rzeszy w tej walce obronnej wszystkimi środkami, jakimi obdarzył ich Bóg”. Jednak w roku 1938 Hitler zaczął się zastanawiać nad różnicami między faszyzmem hiszpańskim a nazizmem i narzekał wówczas: „W Hiszpanii postawiliśmy na niewłaściwego konia. Byłoby dla nas lepiej udzielić poparcia republikanom. Oni reprezentują lud. Zawsze moglibyśmy później uczynić z tych socjalistów dobrych narodowych socjalistów. Ludzie skupieni wokół Franco to wszystko reakcyjny kler, arystokraci i bogacze – nie mają oni nic wspólnego z nami, nazistami”. Madryt upadł 28 marca 1939 roku, a cztery dni później Pius XII
Boga na główne narzędzie ewangelizacji Nowego Świata i na niepokonane przedmurze wiary katolickiej dał właśnie wyznawcom materialistycznego ateizmu naszego wieku najwznioślejszy dowód tego, że ponad wszystko wyższe są wieczne wartości ducha i wiary”. Conzemius pisał, iż Pius XII miał „obsesję pokoju”, zresztą ogólnie bardzo dużo się pisze o tym papieżu jako o słudze pokoju, gdyż ten wiele o pokoju mówił. Jak jednak widzimy, miał jego bardzo osobliwe rozumienie. Jak przykazanie „Nie zabijaj” dla Izraelitów, którzy swoje hekatomby urządzali innowiercom w Kaananie i okolicach w czasach zaprzeszłych. Dla ludzi „z zewnątrz” stwarza to pozór pacyfizmu, a jest to nieodmiennie pacyfizm „dla swoich”. To samo widzimy u papieża, który się raduje, że jego umiłowany lud zgromił bezbożników, dając oczywiście tym samym dowód wyższości „wiecznych wartości ducha i wiary”. Tę samą melodię (czyt.: śpiewkę wojenną) grała Civilta Cattolica, kiedy 2 stycznia 1937 r. zachwycała się buntownikami frankistowskimi: „W wydarzeniach z 17 lipca (...) wojsko odegrało rolę po stokroć chwalebną i zbawienną”. A także „Osservatore Romano”: „Ta walka jest krucjatą przyzwoitych ludzi, którzy powstali nie przeciwko władzy, tylko przeciw
17
zbrodni i barbarzyństwu. Wszelkie trzymanie się na uboczu jest winą, wszelki pretekst, aby się w to nie mieszać, jest niesłuszny, wszelka kapitulacja to przestępstwo”; i 20 listopada 1937 r.: „Wszyscy uczciwi obywatele, bez względu na wszelkie różnice przekonań, muszą zjednoczyć się we wspólnym przedsięwzięciu, aby wymieść precz nowych barbarzyńców bez ojczyzny i bez Boga, cokolwiek by z tego miało wyniknąć”. Wiadomo, że w wojnie tej obie strony dopuściły się wielkich bestialstw (choć po zwycięstwie Franco tuszowano postępowanie jego armii). Kler był srogo prześladowany przez siły republikańskie (w tych latach zginęło ok. 4 tys. duchownych), jednak robić z nich męczenników za wiarę jest nieporozumieniem. Katolicki autor José Bergamin zwrócił uwagę, że przed lipcową rebelią nie zamordowano ani jednego duchownego. Dopiero ich rola i udział w buncie doprowadziły do morderstw: zabijano ich jako zwolenników rebeliantów, faszystów, czy wręcz walczących (niektórzy brali czynny udział w walkach). Bergamin pisze: „Ani jeden z nich, ani jeden jedyny nie poniósł śmierci za Chrystusa. Umierali za generała Franco. Można robić z nich bohaterów nacjonalistycznych, ofiary polityczne, ale w żadnym razie męczenników”. Z drugiej strony kler w niczym nie pozostawał dłużny – sam podżegał do tej sytuacji, w całkowitym zapomnieniu frazesów o miłości bliźniego, którymi przy innych okazjach zapewne szermowano. Antonio Ruiz Villaplana, który w czasie wojny domowej był sędzią w Burgos, pisał w 1945 r.: „W walce tej kler nie zapomniał ani na chwilę o zemście. Codziennie ksiądz, który powinien głosić pokój i miłosierdzie i nie brać udziału w tej walce, rzucał z ambony obelgi i rozpętywał najniższe namiętności ludzkie: nienawiść i pragnienie zemsty. Głos tego, który powinien być pasterzem, przewodnikiem ludu, brzmiał jak surma bojowa nawołująca do rzezi. Nie możemy żyć razem z bezbożnymi socjalistami... Lepsze są wojna, krew i ogień! Niech nie będzie spokoju ani spoczynku, dopóki nie zostanie zapewnione zwycięstwo religii i porządku (...). Kler bierze udział we wszystkich manifestacjach wojennych generała Franco, a niektórymi nawet kieruje; błogosławi broń i zdobycz wojenną; odprawia nabożeństwa religijne i śpiewa »Te Deum«; publicznie modli się nie o pokój, ale o triumf generała Franco i wytępienie jego przeciwników”. Terror Franco potępił za to filozof katolicki Jacques Maritain: „To świętokradztwo przystrajać muzułmańskich żołnierzy marokańskich Franco wizerunkiem Serca Jezusowego i posyłać ich do mordowania chrześcijan... Szaleje tam biały terror, a to, co się wie o nim, świadczy, że doszedł on do niebywałego na świecie okrucieństwa i wzgardy życia ludzkiego. W łunach świętej wojny, pod sztandarami religii, krzyż Chrystusowy błyszczy jako symbol agonii rozstrzeliwanych”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Połóżcie na szali Zbliżają się nowe wybory, a wraz z nimi „nasi wybrańcy” znów będą przechwalać się, jakie to zasługi ponieśli dla ojczyzny i jak ich przebrzydła komuna męczyła. Jak cierpieli w internowaniu itp. Ilekroć słyszę, jak różne Kurskie, Cymańskie, Putry, etc., etc. wspominają o internowaniu, nasuwa mi się powiedzenie Bogusia Lindy: „Co wy, k...a, wiecie o internowaniu?!”. Jak internowanie wygląda, mogę Wam opowiedzieć. Chcecie? Nie? To i tak Wam opowiem. Jest początek stycznia 1945 r. Małą miejscowość w woj. kieleckim – miasteczko Końskie – akurat wyzwoliła Armia Radziecka. Z „lasu”, a właściwie z tzw. „meliny” wraca do swojego mieszkania oficer AK, aby dokonać zmiany bielizny, wymyć się i ogolić. Jest sam, bo żonę z dzieckiem, z obawy przed aresztowaniem, wysłał do rodziny w inny rejon Polski. Postanawia się wreszcie wyspać we własnym łóżku – wszak miasto jest „wyzwolone” i Niemcy mu już nie zagrażają. O świcie budzi go walenie do drzwi mieszkania, w drzwiach staje NKWD, a właściwie Smiersz (jednostki specjalne do tych poruczeń, wydzielone z NKWD). Zostaje aresztowany i doprowadzony do miejscowego więzienia, gdzie aplikują mu serię przesłuchań. Kończy się to przesłuchanie wybiciem paru zębów. Po paru dniach przez miasteczko przechodzi kolumna paruset jeńców niemieckich i NKWD dołącza do niej wszystkich Polaków dotychczas osadzonych w więzieniu. Kolumna ludzi prowadzona jest pieszo według radzieckich standardów: wartownicy z psami i szag w lewo, szag w prawo – budiem strelat. Na czele kolumny jadą konne podwody z prowiantem i bolnymi – tzn. chorymi opadłymi z sił, którzy nie mogą już maszerować. Mróz powyżej 30 stopni, bolnych przybywa, szczególnie z sił opadają jeńcy niemieccy.
P
NKWD-ziści zachowują się „humanitarnie”, bo nie dobijają strzałami tych, co opadli z sił – jak SS – lecz sadzają ich na wozy. Bezruch na wozach, na 30-stopniowym mrozie, przynosi szybką bezbolesną śmierć – ludzie zamarzają. Oczy wszystkich w kolumnie zwrócone są na te wozy. Nie na wozy wiozące żywność. Na wozy wiozące bolnych. Żywi oczekują na ich szybką śmierć. Bo ci na wozach mają odzież i solidne żołnierskie buty, które zmarłym już nie będą potrzebne, 2 a żywym pozwolą przetrwać mrozy. Kolumna prowadzona jest w kierunku Sandomierza, na postojach rozdawany zmarznięty chleb i kipiatok (wrzątek).
NKWD mówiło miejscowej ludności, że prowadzeni to jeńcy niemieccy i zdrajcy współpracujący z Niemcami, „faszystowowska swołocz”. Nikt nie chciał pomóc, nikt nie chciał dać jeść ani rozmawiać. Ściana wrogości. Z Sandomierza kolumna kierowana jest na Kraków – cały czas pieszo. W Krakowie oddzielają Polaków od jeńców niemieckich. Polaków osadzają w więzieniu na Montelupich, jeńców gnają dalej. Tu po raz pierwszy po pieszym, przeszło 300-kilometrowym marszu w 30-stopniowym mrozie więźniowie mogli się umyć i zjeść ciepłą zupę.
3
To wszystko. Po takim postoju pozostają złożone na poboczu trupy tych, co zamarzli – nagie, bo żywi zabrali im całe odzienie. Oficerowi przypadają solidne żołnierskie, niemieckie buty, bo jego już się rozleciały. Kolumna idzie wolno i nocuje po chłopskich stodołach, gdzie też pozostawia okolicznym mieszkańcom trupy do pochowania – tych, co nocą zamarzli.
rzed wyborami bracia Kaczyńscy wraz z PiS-em obiecywali nam tanie państwo. Zapowiadali ogromne cięcia finansowe w sektorze administracji państwowej i likwidację przeróżnych agencji. Oto jak realizowany jest program taniego państwa: z w ciągu niecałych dwóch lat o 1500 osób zwiększyło się zatrudnienie na stanowiskach rządowych; z zostały utworzone nowe, kompletnie niepotrzebne resorty; z rośnie liczba ministrów i ich zastępców (w 2005 roku mieliśmy 70 sekretarzy i podsekretarzy stanu, rok później było ich już 85, a w zeszłym m-cu liczba wiceministrów wyniosła 93); z jeszcze szybciej rozrastają się dwory ministrów (2 lata temu w gabinetach politycznych pracowało 60 osób, dziś jest ich 130);
Grypsy z zewnątrz powiadamiają, że AK-owcy zatrzymani są do sprawdzenia i zostaną wypuszczeni zaraz po tym sprawdzeniu, jak front przejdzie dalej. Po tygodniu od osadzenia w więzieniu nocą NKWD tworzy szpaler z żołnierzy z psami. Od więzienia aż do Dworca Towarowego szpalerem przepędzają wszystkich więźniów i umieszczają w towarowych wagonach.
z na początku tego roku z budżetu przekazano 6,6 mln zł na remont siedziby prezydenta, z czego 3 mln poszły na remont fontanny, a drugie tyle na podgrzewane chodniczki wokół pałacu;
Transport strzeżony jest przez żołnierzy na stopniach i dachach. Wagon wyposażony w prycze ze słomą, piecyk i kubeł na nieczystości. Więźniom zagrożono, że jak rozpalą ogień w piecu, wszyscy zostaną rozstrzelani. Mimo to zamarzający postanawiają po ruszeniu pociągu rozpalić ogień. Udaje się im to za pomocą znalezionego w którejś kieszeni kamienia do zapalniczki, agrafki i strzępka waty z marynarki. Na nielicznych postojach wagony otwierano, rozdając uwięzionym
chleb i kipiatok. Przy sposobności usuwając z wagonów zmarłych. Tych pozostawiano przy torze, ich pochówek zostawiając miejscowym. Po tygodniowej jeździe transport zatrzymuje się w Donbasie. Tam więźniów kierują do obozu pracy przy kopalni węgla. Po raz pierwszy więźniowie mogą się dokładnie wymyć w bani, zostają ostrzyżeni, ogoleni no i dostają czystą bieliznę i odzież – kufajkę, bluzę i spodnie. Zgromadzonym na placu apelowym, komendant obozu oznajmia: „Wyrokiem sądu w Moskwie zostaliście skazani na bezterminowe internowanie, bez prawa korespondencji”. Na pytanie jednego z więźniów: „Jak to wyrokiem sądu, ja przed żadnym sądem nie stawałem”, komendant odpowiada: „A na ch.. ty był im potrzebny”. No i jeszcze jedno: to obóz pracy, kto nie rabotajet, ten nie kuszajet. Poniali?. Obóz wygląda jak typowy obóz niemiecki, różnica w tym, że
z już na pierwszym posiedzeniu rząd zdecydował o uruchomieniu rezerwy celowej na wzrost zatrudnienia i wynagrodzeń w państwowych jednostkach budżetowych (mimo iż wcześniej zapowiadał ich zmniejszenie);
Szczyt chamstwa z wydatki na Kancelarię Premiera i Prezydenta zwiększono w roku br. o 50 mln zł (w tym 6 mln zabrano studentom z funduszu stypendialnego); z prezydent przywrócił trzynastą pensję kierownikom państwowych jednostek organizacyjnych podległych premierowi i ministrom, co będzie nas kosztowało ok. 11 mln zł;
z w marcu ogłoszono przetarg na zakup 108 samochodów za ok. 8 mln zł, w kwietniu zaś zorganizowano przetarg na nowe samochody dla urzędników rządowych, wojewódzkich i agencji państwowych na zakup 456 aut za kwotę 33 mln zł;
nie ma komór gazowych, a słupy z drutem kolczastym są drewniane, a nie betonowe. Funkcyjnymi obozu są w większości Niemcy zasiedzieli od Stalingradu. W obozie osadzone „narody świata”: Niemcy, Rumuni, Węgrzy, Amerykanie, Anglicy i inni „sojusznicy”. Praca w kopalni to szybka śmierć w licznych wypadkach, w gospodarstwach pomocniczych – „kanada”. Oficer zalicza jedno i drugie. Przyplątują się liczne urazy i choroby. Czyraki tnie się brzytwą, rwę kulszową leczy rozgrzaną ce1 głą, a tyfus – wszami zapieczonymi w cieście chlebowym. I tak mijał jeden miesiąc za drugim. Z początkiem roku 1950 pozostałych przy życiu Polaków zgromadzono na placu apelowym i oznajmiono: Wy swabodni. Wydano nowe czyste kufajki, po bochenku chleba i wsadzono w transport – już niestrzeżony. Wszystkich wysadzono na stacji w Białej Podlaskiej, gdzie już władze polskie wydały „zaświadczenia o repatryjacji” i dały darmowy bilet na przejazd do miejsca zamieszkania. Byli wolni po czterech latach internowania. Jeśli więc, Panowie politycy katolicy, będziecie mówić o swoim internowaniu i związanym z nim „męczeństwie”, połóżcie na szali opisane internowanie i zważcie oba. Jak te wasze wyglądały i gdzie byliście „więzieni”, wiemy z Waszych wspomnień. I jeszcze jedno. Gdy będziecie robić nowy happening pod oknami generała Jaruzelskiego, pomyślcie, że on też mógł Wam zapewnić „internowanie” takie, jak opisane. Miał przecież i siły, i środki, a „sojusznicy” chętnie by Was przyjęli do pracy. Wiesław z Krakowa Fot. 1. Brama wjazdowa do gułagu. Fot. 2. Żołnierze AK trzymani pod gołym niebem w sowieckim obozie w Miednikach na Wileńszczyźnie, 1944 r. Fot. 3. Polscy jeńcy prowadzeni przez żołnierzy sowieckich, wrzesień 1939 r.
z minister pracy i polityki społecznej Anna Kalata wydaje miesięcznie na wizażystkę 10 tysięcy zł; z jak doniósł „Fakt”, Kalata chce również wydać ok. 520 tysięcy zł na remont bufetu o powierzchni 31 mkw., ulokowanego w ministerstwie. To tylko wybrane wydatki w ramach taniego państwa. Tak to jest, jak do władzy dorwie się dziadostwo... Teraz można się domyślać, dlaczego nie ma środków na podwyżki dla lekarzy, pielęgniarek i nauczycieli. To szczyt bezczelności i chamstwa ze strony władzy, aby tak marnować publiczne pieniądze! KACZORY, prędzej czy później zostaniecie rozliczeni!!! Stanisław Chmiel
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
LISTY Panie Premierze! Czy uważacie, że w wasze hasło przedwyborcze „Dbamy o Polskę. Dbamy o Polaków” ma uwierzyć znienawidzona przez was „hołota”, czyli klasa robotnicza? Czy w wasze brednie mają wierzyć lekarze, pielęgniarki i nauczyciele bezskutecznie domagający się podwyżki płac? Albo żebracy i nędzarze poszukujący resztek żywności na śmietnikach w towarzystwie szczurów? A może „hołota” stojąca w kolejce do przychodni lekarskiej, a następnie czekająca kilka miesięcy lub lat na protezę? A może dziesiątki tysięcy dzieci uwierzą, że w „wolnej i katolickiej” Polsce je się tylko jeden posiłek dziennie – w szkole? Że taka jest zasada? Czy dbanie o Polaków to bezustanne dręczenie starców, którzy w suwerennym państwie, jakim była Polska Ludowa, stali na straży przestrzegania prawa i porządku publicznego? Dość tej obłudy i zakłamania! Dość ogłupiania społeczeństwa! Chętnie pójdziemy do urn i oddamy głos na partię, która w swoim programie wyborczym opowie się za: z oddzieleniem Kościoła od państwa wg wzoru ojczyzny papieża B16 i innych państw europejskich; z zerwaniem umowy konkordatowej bezprawnie podpisanej przez Hannę Suchocką; z rozwiązaniem aparatu ucisku; z wyprowadzeniem naszego wojska z Iraku i Afganistanu; z zerwaniem umowy na budowę tarczy przeciwrakietowej w Polsce; z uwolnieniem Polski z „opieki” Waszyngtonu i Watykanu. Ta opieka kosztuje nasz kraj miliardy złotych rocznie. Sekretarz Pomorskiego Stowarzyszenia Ofiar Odmiany Oblicza Tej Ziemi Stefan Waligórski
Oto hasła... ...wyborcze na zbliżające się wybory i tuż po nich: 1. Zrównać prawa obywateli polskich z prawami watykańskich urzędników! Dało się jednym, trzeba dać drugim. 2. Wprowadzić głosowanie imienne. Nie może być sytuacji, że wygrana partia wyciąga sobie, jak królika z kapelusza, fachowców od rządzenia, o których nikt wcześniej nic nie słyszał. 3. Wprowadzić ideę referendum jako wyraz woli wyborców. Do tej pory, jak diabeł święconej wody, wszyscy bali się idei referendum. Zresztą słuchanie woli narodu wyjątkowo nie idzie w parze z feudalno-średniowiecznym sposobem rządzenia watykańskich urzędników. I ich wasali.
4. Personalnie rozliczać urzędników z popełnionych błędów wynikłych z niedouczenia i nieznajomości prawa. Trudno to będzie zrobić. Tak jak trudno postawić lekarza przed sądem, mimo stwierdzenia ewidentnego błędu w sztuce. 5. Zrównać prawa obywateli polskich prowadzących firmy z prawami przysługującymi obcym firmom. 6. Wycofać polskie wojska z krajów objętych działaniami wojennymi. Wszelka władza, Sejm, ministerstwa, powinny działać dla dobra obywateli, a nie dla dobra partii trzymających dane stołki. Proponuję także zorganizowanie rzetelnych
badań opinii publicznej, czegoś w rodzaju ograniczonego referendum, z pytaniami dotyczącymi najważniejszych spraw w kraju. Wyniki badań będą bardzo pomocne w ułożeniu szczegółowego programu wyborów. Program ma się opierać na woli narodu, a nie na wizjach kierownictwa partii. Mirosław Frydrych
Cnota ubóstwa Wszyscy znają przestrogę św. Mateusza: „Zaprawdę, powiadam wam, łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego”. Wszyscy znają złotą myśl Seneki: „Res sacra miser”, co oznacza, że nieszczęśliwy jest święty. Otóż, twierdzę, że w katolicyzmie bieda i nieszczęście są cnotami. Kościół wpływa na państwo i w ogóle robi wszystko, aby utrzymywać naród w biedzie, w celu łatwiejszego zapewnienia mu zbawienia i osiągnięcia szczęśliwości po śmierci. Tylko wybrani mają prawo bogacić się, mieć wszystko podane pod nos, ale ryzykują, że nie zostaną zbawieni. Poświęcają się dla ludu bożego. Jest oczywiste, że Platforma Obywatelska, która ani chybi
LISTY OD CZYTELNIKÓW wygra najbliższe wybory, pierwsza walnie na kolana przed Kościołem i jego faktycznym prymasem, Tadeuszem Rydzykiem. I dalej będzie bieda i bałagan. Czytelnik
Rzeczywistość „Skoro Boga nie ma – wszystko wolno” grzmią kościelni, mniemając, że zdyskredytują ateistów i agnostyków. Nic bardziej błędnego. Wszystko wolno wtedy, gdy Bóg jest – ze spowiedzią i odpuszczeniem grzechów w komplecie. Potem można zacząć od początku.
„Nie ma nic gorszego dla Kościoła jak człowiek uczciwy. Jest spokojny, obojętny i niepotrzebna mu jest »ojcowska« pomoc świętego Kościoła” – pisał heretyk Giordano, zanim spalono go na stosie w 1600 roku. Tak Krk budował swoją potęgę. Ubóstwo umysłowe ludzi sprzyja jednowymiarowemu pojmowaniu świata. Poziom tolerancji dla głupoty jest obecnie jeszcze wyższy niż kiedykolwiek przedtem. Co widać i słychać. Obejrzenie wiadomości jakiejkolwiek stacji TV graniczy z samopoświęceniem. Otwieram gazetę i czytam, że Komenda Wojewódzka Policji w Kielcach otrzymała nowy sztandar ufundowany przez mieszkańców regionu i że został on poświęcony podczas mszy w intencji policjantów i ich rodzin. Biskup kielecki Kazimierz Ryczan w swojej homilii odniósł się do czasów komunistycznych, mówiąc: „Było i wówczas wielu uczciwych i porządnych milicjantów, ale przeszłości nie da się wymazać i za to trzeba Pana Boga przepraszać” (cytuję za „Gazetą Wyborczą” z dnia 6.08.20007 roku). Chciałoby się powiedzieć panu biskupowi: znaj proporcje, mocium panie! Elżbieta M., Kielce
Kwas bez Zasad Szanowny redaktorze Barański! Pisząc w art. „Diabli nadali” („FiM” 27/2007) o Kwasie bez Zasad jako o „najzdolniejszym polityku po lewej stronie sceny politycznej”, chyba Pan zapomina, że Kwaśniewski to lichej konstrukcji psychicznej kurek, najlepiej czujący się na politycznym wietrze. Dwukrotnie biorąc wszystko, czyli prezydenturę, miał wyśmienitą okazję stać się człowiekiem na najwyższym urzędzie naprawdę niezależnym od akurat panujących klerykalnych trendów! Nie musiał włazić klerowi pod sutannę, jednak tam ochoczo wlazł, a czego tam dokonał – wszyscy antyklerykałowie przenigdy mu – zdrajcy i włazidupcy – nie zapomną! Z dnia na dzień zapomniał, zdrajca, skąd mu wyrastają jego krzywe, lewicowe nogi! Szkód, jakich przez te 10 lat swojej jawnie klerykalnej prezydentury narobił, nikt nie ogarnie, ale wystarczy spojrzeć na zwycięski pochód prawicy i jej zaplutych karłów Kaczyńskich and consortes, by mieć tej lewicowej katastrofy przerażający obraz. To właśnie on, „najlepszy lewicowiec” na lewicy, z którym rzeczona lewica, cytuję za Panem: „ciągle nie potrafi znaleźć sposobu na partnerskie z Nim współżycie”, okazał się być najgorszej konduity kunktatorem, apostatą i kleru-kałem w dziejach polskiej lewicy – a dziś ma czelność stawać znów na pierwszej linii wśród tych, do których wczoraj z najwyższych pozycji w Państwie prowadził zaporowy ogień z „klerykalnych” dział największego kalibru! Niepojęte, wciska nam Pan ten dawno wyschnięty kit, Pan, który wraz z całą polską antyklerykalną lewicą został przez niego w świetle kamer nazwany „człowiekiem chorym” – bo, według Kwasa bez Zasad, „antyklerykalizm jest... chorobą”! Niech mi Pan pokaże choć jeden protest Prezydenta Dwóch Kadencji Kwaśniewskiego, podniesiony przeciw klerykalizacji instytucji państwa, łamaniu konstytucyjności państwa świeckiego, rozbuchaniu kleru i jego przywilejom, przeciw wieszaniu krzyży w urzędach, od Sejmu poczynając, na szkołach i szpitalach kończąc, itp., itd! Niechże Pan wreszcie przestanie otaczać nienależną atencją skończoną podłotę i oportunistę – największego zdrajcę lewicowych szeregów, w których i Pana – jednego z redaktorów „FiM” – z rosnącym zdziwieniem odnajduję, a ze zdziwieniem dlatego, bo ze swoimi peanami pod adresem Kwaśniewskiego staje się Pan podobny apologetom, którzy niegdysiejszych biskupów – zdrajców kolejnych Rzeczypospolitych oraz żywotnych interesów narodowych – wynoszą dziś na ołtarze, czynią z nich genialnych strategów, bohaterów narodowych i – na domiar ogromu hańby – stawiają ich na
19
piedestały jako wzory godne naśladowania! Oto Polska właśnie! Że też tego burdelu piorun nie trzaśnie... Leon Bod Bielski
Żal Marek Barański wyraża w swoim artykule „Czarne wygrywa, czerwone przegrywa” żal, że SLD nie ma pomysłu na korzystanie z wiedzy i potencjału politycznego ciągle żywotnego lewicowego polityka – Leszka Millera. To rzeczywiście bardzo smutne. Gdyby tak Leszek Miller pojechał do Watykanu z wnuczką, złożył kurtuazyjną wizytę Benedyktowi XVI i pokazał to elektoratowi w spocie wyborczym, to myślę, że w samej Łodzi mógłby ugrać minimum 100 tys. głosów! Profity z Leszka Millera przejmie konkurencyjna Konfederacja prof. Bożyka. Wiesław Szymczak, Turek
Salam alejkum! Jako muzułmanka czuję się w obowiązku sprostować pewną informację podaną w 34 numerze „Faktów i Mitów” na Piątej Kolumnie, w artykule pt. „Allahu, coś Polskę...”. Otóż, dla muzułmanów Jezus (PzN) nie jest – jak napisano –„trzeciorzędnym prorokiem”. Bardzo go szanujemy i nigdy nie wypowiadamy jego imienia bez dodania słów „Pokój z Nim”. Nie ubóstwiamy go jednak... A ja sama „FiM” czytam od kilku lat. Gazeta fantastyczna, treści odważne i prawdziwe. SCh
Znów zrzynają? Jestem na emeryturze i namiętnie śledzę wydarzenia polityczne w różnych mediach. Wielokrotnie już przekonałem się, że „FiM” jako pierwsze (przynajmniej z tygodników) podają ważne informacje. A dopiero później są inni. Wiem, że gdy porusza się dany temat, a inne medium już ten temat omawiało, to rzetelność wymaga podania pierwszego źródła. Mogłem zrozumieć, kiedy tematy kradła Wam prawicowa „Rzeczpospolita” czy telewizja (np. abp Paetz, afera paliwowa), ale żeby mój drugi ulubiony tygodnik – „NIE” – tego się nie spodziewałem. W ostatnim numerze na pierwszej stronie piszą tam, w jaki sposób Kaczyńscy mogą wprowadzić stan wyjątkowy, o czym „FiM” pisały dwa miesiące temu. Natomiast w środku numeru niemal jota w jotę powtarzają Wasz tekst o wizycie kardynała z Watykanu na polskiej wsi (spotkał się tam z księdzem Matkowskim, tym od afery salezjańskiej). Uważałem „NIE” za rzetelne pismo, ale chyba pozostanie mi jeden tygodnik... Bernard F., Sosnowiec
20
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Wartości chrześcijańskie Proszę o wyjaśnienie pojęcia „wartości chrześcijańskie”. Chociaż mówią o nich hierarchowie katoliccy, jak dotąd nie znalazłem ich definicji. Ponadto wśród samych chrześcijan istnieją poważne rozbieżności w zdefiniowaniu tego pojęcia. To, co dla katolika jest świętością, jak np. pojęcie Matki Bożej Dziewicy, dla protestanta jest profanacją. Czy mówienie zatem o wartościach chrześcijańskich (w katolickim rozumieniu) nie jest jednym wielkim nieporozumieniem? Rzeczywiście, trudno o jakąś jednoznaczną definicję wartości chrześcijańskich. Tym bardziej że sami chrześcijanie nie zajmują jednolitego stanowiska w tej kwestii, a wiele tzw. wartości chrześcijańskich ma przecież uniwersalny (ogólnoludzki) charakter i były już one przedmiotem rozważań greckich filozofów: Sokratesa, Platona, Arystotelesa i innych. Nie znaczy to oczywiście, że z biblijnego punktu widzenia nie można mówić o pewnych wartościach. Nie wszystkie jednak tzw. wartości chrześcijańskie, szczególnie te w katolickim rozumieniu, da się biblijnie uzasadnić. Ponadto problem polega na tym, że zwykle ci duchowni i politycy, którzy tak głośno o nich mówią, najczęściej pozostają z nimi w konflikcie... Rzecz dotyczy głównie wartości moralnych, a więc tych, które powinny mieć zasadnicze znaczenie dla każdego człowieka. Niestety, od kilkudziesięciu lat jesteśmy świadkami powszechnego kryzysu również tych wartości. W wielu częściach świata (w tym i w Polsce) coraz częściej odrzuca się bowiem wszelkie zasady moralne. Co dzień słyszymy o nieuczciwych i skorumpowanych politykach i urzędnikach, o pedofilii duchowieństwa (głównie katolickiego), o zastraszającym wprost wzroście przestępczości (i to wśród nieletnich i dzieci), o zanikaniu tradycyjnych norm dobra i zła oraz sprzyjaniu hedonistycznej doktrynie życia. Przyczyny tego stanu rzeczy są oczywiście dość złożone. Nas interesuje jednak inne pytanie: czy mówienie o wartościach chrześcijańskich ma w ogóle sens? I co – z biblijnego punktu widzenia – można powiedzieć na ten temat? Mimo braku jakiejkolwiek definicji tzw. wartości chrześcijańskich (ani Biblia, ani aksjologia ich nie definiuje), zarówno prorocy, Jezus, jak i apostołowie, zwracali uwagę na szereg istotnych zasad religijno-etycznych, które stanowią wartość nie tylko dla ludzi wierzących, ale również – w przypadku wartości etycznych – dla każdego wrażliwego człowieka. Z biblijnego punktu widzenia możemy więc mówić o pewnych
wartościach, które wiążą się zarówno z życiem doczesnym, jak i wiecznym. W centrum zaś tych wartości znajduje się Bóg i człowiek. Religia, jakiej nauczali hebrajscy prorocy, a również Jezus, na pierwszym miejscu sytuowała więc Boga, którego Biblia przedstawia jako źródło życia i moralności. W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy: „Słuchaj, Izraelu! Pan jest Bogiem naszym. Pan jedynie! Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy dyszy swojej, i z całej siły swojej” (6. 4–5, por. Mk 12. 29–30). A zatem z biblijnego punktu widzenia (judaizmu i chrześcijaństwa) najważniejszą częścią spełnionego życia jest pielęgnowanie społeczności z Bogiem (por. Rdz 17. 1; J 14. 23), poznanie miłości Bożej i pragnienie, by ona nas wypełniała. W praktyce wyrazem tej miłości i szacunku dla Boga jest zaś posłuszeństwo, czyli przestrzeganie Bożych przykazań (por. 1 J 5. 3). To przestrzeganie przykazań ma więc praktyczny wymiar. Biblia uczy bowiem, że nie można miłować Boga, a nienawidzić bliźniego swego: „Jeśli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi brata swego, kłamcą jest; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4. 20). Stąd też, chociaż odwoływanie się do Boga może wzbudzać u niektórych mieszane uczucia, dodajmy, że przykazanie miłości Boga nie polega na jakichś tam kościelnych deklaracjach, lecz na konkretach: życzliwości, otwartości i gotowości niesienia pomocy potrzebującym (por. 1 J 3. 18). Dwa największe przykazania: miłości Boga i bliźniego, są więc odpowiedzią na pytanie o to, co jest najważniejsze w Prawie Bożym (por. Mt 22. 36; Mk 12. 28). Wartością, cnotą, przy której bledną wszystkie inne – jest bowiem miłość. Apostoł Paweł napisał: „Choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym (...). Teraz więc pozostaje wiara, nadzieja, miłość, te trzy; lecz z nich największa jest miłość” (1 Kor 13. 2, 13). A zatem Biblia mówi zarówno o miłości boskiej (por. 1 J 4. 7–17),
jak i ludzkiej: w tym drugim przypadku głównie o miłości macierzyńskiej i ojcowskiej, braterskiej i bliźniego swego, ale nie tylko, bo również o miłości nieprzyjaciół. Jezus powiedział: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą” (Łk 6. 27). Powyższe wezwanie może wydać się niektórym niedorzeczne, ale nie jest ono czymś abstrakcyjnym, jeśli się zważy, że miłość to nie tylko uczucie, ale również świadoma decyzja o sposobie życia, która sprawia, iż „miłość bliźniemu złego nie wyrządza” (Rz 13. 10). Z cnotą miłości nierozerwalnie związany jest więc szacunek dla drugiego człowieka, jego życia i zdrowia. Życie jest bowiem najwyższym
oddanie każdemu, co mu się należy. Najlepiej zaś wyraża to tzw. złota reguła: „Wszystko, co byście chcieli, aby wam ludzie czynili, to i wy im czyńcie” (Mt 7.12). Tak więc tzw. wartości chrześcijańskie to przede wszystkim dążenie do sprawiedliwości (por. Mt 5. 6; 6. 33) i wzajemnej życzliwości (por. Mt 25. 35–40), a nie kultywowanie tego lub innego rytuału religijnego, którego celem jest uzyskanie osobistych korzyści. Na ten praktyczny wymiar pobożności zwracali uwagę już prorocy. Oto dwa teksty: „Oznajmiono ci, człowiecze, co jest dobre i czego Pan żąda od ciebie: tylko, abyś wypełniał prawo, okazywał miłość bratnią i w pokorze obcował ze swoim
dobrem. Jak powiedział Jezus: „Bo cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeśli siebie samego zatraci lub szkodę poniesie?” (Łk 9. 25). Życie i zdrowie są zatem wartościami elementarnymi. Stąd też, aby cokolwiek osiągnąć, trzeba najpierw żyć. Ewangelia potępia więc wszelką przemoc, którą przedstawia jako najgorsze zło. Okrucieństwo dzieci i nastolatków, wzrost przestępczości, agresja na ulicach i stadionach, udział żołnierzy z kapelanami wojskowymi na czele w rzekomych misjach pokojowych, wszystko to jest jednym wielkim zaprzeczeniem tzw. wartości chrześcijańskich. Przypomnijmy, że wyznawców Chrystusa – przynajmniej w pierwszych wiekach – cechował wzajemny szacunek i pozytywne nastawienie do otoczenia. Chrześcijaństwo pierwszych trzech wieków z natury swej było więc pacyfistyczne. Idźmy jednak dalej. Kolejnym bowiem istotnym elementem ewangelicznych wartości moralnych jest sprawiedliwość. Jak powiedział Jezus, sprawiedliwość jest jedną z najważniejszych cnót (Mt 23. 23). Czym jednak jest sprawiedliwość? Najogólniej rzecz biorąc, sprawiedliwość to postępowanie zgodne z prawem (por. Łk 1. 6).To świadome
Bogiem” (Mi 6. 8) oraz: „Uczcie się dobrze czynić, przestrzegajcie prawa, brońcie pokrzywdzonego, wymierzajcie sprawiedliwość sierocie, wstawiajcie się za wdową” (Iz 1. 17, por. Am 5. 21–24; Jk 1. 27). Ewangeliczna sprawiedliwość to jednak nie tylko oddanie każdemu, co mu się należy, ale to również surowa ocena własnego złego postępowania. Przykładem tego może być postawa syna marnotrawnego, który powiedział: „Wstanę i pójdę do ojca mego i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko tobie, już nie jestem godzien nazywać się synem twoim, uczyń ze mnie jednego z najemników swoich” (Łk 15. 18–19); po drugie – reakcja skruszonego zdziercy podatkowego Zacheusza, który rzekł do Jezusa: „Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób” (Łk 19. 8) oraz po trzecie – historia złoczyńcy gromiącego swego kompana: „Czy ty się Boga nie boisz, choć taki sam wyrok ciąży na tobie? Na nas co prawda sprawiedliwie, gdyż słuszną ponosimy karę za to, co uczyniliśmy, Ten zaś nic złego nie uczynił” (Łk 23. 40–41). Jak widzimy, Biblia mówi o praktycznej sprawiedliwości. Wzywa:
„Oddawajcie każdemu to, co mu się należy; komu podatek, podatek; komu cło, cło; komu bojaźń, bojaźń; komu cześć, cześć. Nikomu nic winni nie bądźcie prócz miłości wzajemnej” (Rz 13. 7–8). Gdyby więc wszyscy chrześcijanie, z „chrześcijańskimi” politykami włącznie, którzy tak często mówią o wartościach, poważnie potraktowali biblijne wskazania, nie byłoby tak powszechnego upadku moralności, nie byłoby równych i równiejszych (duchownych zwolnionych od podatków i władz, które kryją się za immunitetami), i nie byłoby też obawy przed tzw. wymiarem sprawiedliwości. „Rządzący bowiem nie są [nie powinni być] postrachem dla tych, którzy pełnią dobre uczynki, lecz dla tych, którzy pełnią złe” (por. Rz 13. 3). Niestety, skandale, nadużycia i afery, w które zaplątani są duchowni i urzędnicy reprezentujący najwyższe szczeble władzy, świadczą, że ludzie ci na ogół co innego mówią, a co innego czynią. Krótko mówiąc, z prawem, sprawiedliwością i wartościami niewiele to ma wspólnego. Rację miał więc Jezus, gdy powiedział: „Książęta narodów nadużywają swej władzy nad nimi, a ich możni rządzą nimi samowolnie” (Mt 20. 25). Ten stan rzeczy jednak może ulec zmianie, ale tylko wtedy, kiedy zamiast szastania wartościami, każdy sam uczciwie określi własny system wartości, według hierarchii ważności. Na nic bowiem zda się powoływanie na jakiekolwiek wartości, jeśli nie uzmysłowimy sobie tego, co jest naprawdę ważne. Każdy, kto uczciwie przeanalizuje swoją hierarchię wartości, niezależnie od tego, czy jest wierzącym, agnostykiem, czy ateistą, przyzna, że do tych najwyższych wartości zaliczyć należy życie, zdrowie oraz takie cnoty jak miłość, sprawiedliwość, dobroć i uczciwość. Tak więc istnieją wspólne wartości dla wszystkich, niezależne od tych religijnych. I na te wspólne wartości również Biblia kładzie główny nacisk. Nie ma w niej jednak miejsca dla wielu typowo katolickich wartości doktrynalnych, na przykład dla Kościoła dogmatów i tradycji, dla ludycznej religijności z pielgrzymkami i procesjami, ani też dla jakiegokolwiek innego rytuału religijnego. Ewangeliczna definicja życia chrześcijańskiego nie polega bowiem na martwych przykazaniach kościelnych, lecz na duchowym odrodzeniu, którego owocem są: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość” (Ga 5. 22–23). Kto posiada te cnoty, ten może również mówić o wartościach. BOLESŁAW PARMA W sprzedaży jest książka Bolesława Parmy „Niepokorni synowie Kościoła” (192 str., twarda okładka, cena egzemplarza – 20 zł plus koszty przesyłki). Zamówienia można składać na adres: Bolesław Parma, skr. poczt. 35, 44-300 Wodzisław Śl., na e-mail: parmab @wp.pl lub przez telefon komórkowy – 0 661 316 897
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
O
to refleksja, jaka naszła mnie podczas niedawnego pokazu najnowszego filmu wytwórni Metro Ziobro Mayer pt. „Zdrada”, w reżyserii Jerzego Engelkinga – doświadczonego twórcy z zespołu filmowego „Prokuratura Generalna”. Reżyser nawiązuje do gatunku thrillera, ale w sposób absolutnie nowatorski miesza thriller kryminalny z thrillerem politycznym. Włoski reżyser Paolo Pasolini twierdził, że „język filmu” jest
nieco już wypłowiały symbol warszawskiego luksusu. Marriott to Grand Hotel z lat 60. i Forum z lat 70. – na polską miarę światowy symbol półświatka. Choć w latach 90. ustąpił nieco pierwszeństwa Sheratonowi, to jednak nadal najbogatsi mają tu swoje biura, a nawet apartamenty. Jeden z bohaterów filmu „Zdrada”, uchodzący za najbogatszego Polaka Ryszard Krauze z Gdyni, wynajmuje w Marriotcie apartament wiceprezydencki o numerze 4020. To miejsce akcji. Obok, na małej przestrzeni
MAREK & MAREK Podobnie rzecz się ma z krawatem – odtwórca głównej roli przychodzi na miejsce akcji w krawacie. I znów – reżyser nie mówi nam: zobaczcie, on ma krawat. Nie zwraca naszej uwagi na ten krawat, każąc bohaterowi poluzowywać go, łapać się zań, robić z nim cokolwiek. Bohater po prostu kilkanaście minut chodzi po korytarzu. W tę i we w tę. Odwraca się, wkłada rękę do kieszeni, wyjmuje ją, trzyma telefon przy uchu – słowem niejako automatycznie, bez zbędnej narracji, wbija się nam
COŚ NA ZĄB
Metro Ziobro Mayer odrębną wartością, zbiorem własnych znaków, podobnie jak język literacki. Nowatorstwo spojrzenia Pasoliniego na język filmu zbudowane zostało na obserwacji, iż film – z uwagi na analogie jego obrazów do rzeczywistości – chętnie i bez trudu operuje symbolami, nie jest natomiast w stanie wyrazić oderwanych pojęć. Pasolini zauważył, że zbliża to film do ekspresji poetyckiej, choć powszechnie w narracji filmowej stosowany jest raczej język właściwy prozie powieściowej. Historie, uczucia, pojęcia opowiada się „po kolei”, a nie „wyraża” za pomocą symboli, znaków, kodów kulturowych. Interpretując więc Pasoliniego, możemy powiedzieć, że w „wyrażaniu”, a nie w „opowiadaniu” tkwi siła, która może przywrócić filmowi jego czarodziejską moc wywierania wpływu na ludzi i ich życiową sytuację. ~ ~ ~ Jeśli zaś chodzi o oszczędność środków wyrazu, to Engelking – choć wydaje się to niemożliwe – poszedł jeszcze dalej niż twórcy słynnego „Windą na szafot” czy „Okna na podwórze”. Swoje kamery ustawił w jednym ze znanych warszawskich hoteli, Marriotcie. Miejscem akcji jest więc
hotelowego korytarza i w hotelowej windzie, na naszych oczach dzieje się tytułowa zdrada. Jerzy Engelking, niczym Leonardo da Vinci muśnięciem piórka wydobywający detale anatomiczne swoich postaci, muśnięciem kamery uzmysławia nam fakty, których bez niego nawet byśmy nie zauważyli. Choć reżyser operuje symbolami, ani przez moment nie mamy wrażenia niedosytu, nie dręczą nas żadne pytania, na które nie dostaliśmy odpowiedzi. Oto na przykład główny bohater nie wchodzi do knajpy, choć ta stoi, co widzimy, otworem. W polskich warunkach fakt, że zdrowy, dorosły mężczyzna nie wchodzi do knajpy, o którejkolwiek by ona godzinie była otwarta, jest oczywiście podejrzany sam przez się. Reżyser doskonale o tym wie i dlatego bez najmniejszego trudu nawiązuje z widzem niewidzialną nić porozumienia. Bohater „Zdrady”, nie robiąc tego, co każdy zrobiłby na jego miejscu, staje więc od razu w roli podejrzanego.
w głowę jego sylwetka z krawatem. I nagle bohater znika. Nie widzimy, jak wchodzi do apartamentu pana Krauzego, ale to, że on tam wchodzi jest dla widza oczywiste. Do knajpy przecież nie wchodził, a mimo to zniknął nam z pola obserwacji... Musiał więc gdzieś wejść. Gdzie, jak nie do apartamentu nr 4020? Zresztą scena z wejściem nie wejściem należy do najznakomitszych scen tego filmu. Wchodzi przecież główny bohater, a jest nim jeden z najpotężniejszych
GŁASKANIE JEŻA
Teraz ONI! „Jak można ufać politykowi, który zdradził własną żonę” – zapytali Leppera redaktorzy Sekielski i Morozowski. W tym momencie, jeśli nawet myśleliśmy, że polityka sięgnęła dna, to szybko musieliśmy skonstatować, że dziennikarstwo wbiło się głęboko w denny muł. Swój „wielki powrót” Lepper rozpoczął od ekspiacji w „Super Expressie”, gdzie przyznał się do przyprawiania rogów żonie. Takie katharsis, czyli oczyszczenie, i start od zera wymyślił mu ponoć Tymochowicz. I to był gruby błąd. Wielki, ale nie ostatni tego dnia (3 września) – dnia fatalnego dla szefa Samoobrony. Cała Polska zasiadła o 22.30 przed telewizorami, aby zobaczyć: po pierwsze – jak
wygląda seksualny skandalista i przeniewierca małżeńskiej przysięgi; po drugie (już mniej ważne!) – co też Endriu ma sensacyjnego do powiedzenia o Kaczorach. No i usłyszała... Jakąś zamaskowaną dziwkę, opowiadającą o ekscesach, pieniądzach i alkoholu. A później jeszcze „dwie dziwki”. Poniedziałkowy show Morozowskiego i Sekielskiego był dla partii Kaczyńskich wart każdych pieniędzy, a dla TVN każdych... koncesji. Obaj dziennikarze prokuratorzy wepchnęli Leppera do nieprawego łoża i tam trzymali przez większą część programu. Pyszniąc się swoją przewagą intelektualną, przewagą ilościową i atutem własnego boiska, skupili się na „zboczonych chuciach” gościa programu,
ludzi w Polsce – Janusz Kaczmarek, minister MSWiA, znany wcześniej jako prokurator krajowy. Osoba jest zatem jak najbardziej publiczna, kojarząca się widzowi jednoznacznie z prawem i sprawiedliwością, i to w wersji hard, czyli: dura lex, sed lex. Teraz jednak reżyser jego samego stawia w sytuacji: albo–albo. Od pierwszej sceny, od nocnych zdjęć wejścia do hotelu Marriott, poprzez zapierające dech w piersiach sceny w szybkobieżnej windzie, wiemy, że bohater wybrał 40 piętro w hotelu Marriott w celu niegodziwym. Łotra zawsze jednak gubią drobiazgi. Z Kaczmarkiem nie jest inaczej. Mówi, że nie był u pana Krauzego, ale my widzimy, jak w windzie naciska guzik z piętrem 40, na którym jest apartament 4020. Sytuacja zagęszcza się, kiedy na piętro, na którym jest już
Kaczmarek, wjeżdża bogacz Krauze. Nie widzą się. W tym momencie reżyser – wierny zasadzie Pasoliniego – nie chcąc opowiadać wszystkiego „po kolei”, sięga po nowatorską metodę animacji kropkowej. Widzimy niewidzące się dwie kropki, z których jedna jest Kaczmarkiem, a druga Krauzem. Kropka Krauze wchodzi do swojego wiceprezydenckiego apartamentu, kropka Kaczmarek też, choć w rzeczywistości tego nie widzimy, gdyż kamera oszczędnym, jednym
czyli wykazaniu „całkowitej jego niewiarygodności”. Ten zamiar powiódł się. Smagany słowami i punktowym światłem reflektora Lepper wyglądał jak demon, jak wzorzec deprawacji. „O Boże, jaki degenerat!” – wyrywał się jęk z piersi tysięcy kobiet przed telewizorami, a dłonie ich mężów zaciskały się w pięści. Oglądalność sięgnęła szczytu. Dziennikarstwo – dna. Pamiętacie te ironiczne miny prowadzących? Ten rechot kwitujący kolejne wypowiedzi rozmówcy? Te pobłażliwe gesty wobec interlokutora „niespełna rozumu”? Scenariusz został zrealizowany, improwizacja starannie wyreżyserowana, kurtyna zapadła i show się skończył. W tym akurat momencie, w którym tak naprawdę powinien się zacząć. Internauci onet.pl policzyli dokładnie, że Lepperowi na przedstawienie swoich argumentów pozostawiono z całego programu jedynie siedem i pół minuty. A i ten czas został całkowicie zmarnowany. Gdy Lepper próbował opowiedzieć o tym, jak to założona w 1990 roku spółka Kaczyńskich „Telegraf” wystartowała
21
długim ujęciem pokazuje jedynie jego znikające w głębi korytarza plecy. Dowodem na to, że on tam wszedł, są te dwie kropki oraz... krawat. Po wyjściu bowiem z apartamentu 4020 Kaczmarek nie ma krawata. Symbol męskości, ów garderobiany fallus, nagle zniknął. Kaczmarek wychodzi od Krauzego rozchełstany! Po raz kolejny Jerzy Engelking pozostawia widza z niedopowiedzeniem, choć... przecież z pewnością. O Kaczmarku można bowiem powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest gejem. O Krauzem podobnie. Co prawda on nigdy nie pokazuje się z żoną u boku bądź z jakąś inną kobietą, ale znany jest z zamiłowania do wytwornych, typowo męskich sportów, takich jak tenis czy żeglarstwo. Choć więc Kaczmarek wychodzi od Krauzego niekompletnie ubrany i choć rzecz dzieje się w hotelu, w którym nie takie rzeczy się dzieją, to jednak nie mamy wątpliwości, że brak krawata jest wyłącznie dowodem na to, iż sytuacja była dla Kaczmarka duszna, nie do zniesienia. I rzeczywiście – ten bardzo wysoki urzędnik państwowy zdradzał przecież ważną tajemnicę państwową, uprzedzał „układ” o mającej nastąpić akcji policji wymierzonej w innego, jeszcze wyższego urzędnika państwowego – wicepremiera, domniemanego łapówkarza. Proszę zwrócić uwagę: nic nie zostało powiedziane, nikt niczego nie usłyszał, widz zostawiony został z obrazem z zaledwie kilku stacjonarnych kamer hotelowego monitoringu, a jednak dzięki filmowej narracji, dzięki uniwersalnemu językowi kina – wie wszystko! Wytwórnia Metro Ziobro Mayer i reżyser Jerzy Engelking bez wątpienia zapisali się złotymi głoskami w historii polskiego kina akcji. Bez akcji. MAREK BARAŃSKI
z kapitałem 225 mln starych złotych i już po 10 miesiącach dysponowała kasą w zawrotnej kwocie prawie 37 miliardów złotych (absolutny rekord w historii świata – wzrost 144 razy), panowie S. i M. kwitowali rzecz całą pogardliwymi słowami: „To są stare i znane rzeczy”... Owszem, stare i znane (tak jak zawłaszczenie części majątku RSW i „Ekspresu Wieczornego”), ale nigdy przez nikogo nie zbadane i nie rozliczone! Jednak o tym i o wielu innych sprawach szefowi Samoobrony nie dano już powiedzieć. No bo „jak można wierzyć komuś, kto zdradza żonę”?! Ot, takiemu na przykład Churchillowi, Kennedy’emu, Clintonowi, że o księciu Karolu już nie wspomnę... Andrzej Lepper z całą pewnością nie jest postacią z mojej bajeczki. Wręcz przeciwnie. Ale w opowiastce zaserwowanej przez „prokuratorów” Sekielskiego i Morozowskiego wydał mi się po raz pierwszy nawet odrobinę sympatyczny. A prokuratorzy, zwłaszcza Morozowski, wręcz przeciwnie... MAREK SZENBORN
22
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
RACJONALIŚCI
O
j, długo poszukiwaliśmy tego tekstu. Wśród taśmotek osób zaprzyjaźnionych z „FiM”, w bibliotekach i w internecie. I jest! Oto słowa piosenki z Kabaretu Olgi Lipińskiej – podobno wykonanej tylko jeden raz, a później ocenzurowanej. Choć utwór ma kilka ładnych lat, nic a nic nie stracił na swojej aktualności. Lecz kto jest jego autorem? Aby to ustalić ponad wszelką wątpliwość, skontaktowaliśmy się z Panią Olgą. Ta najpierw szczerze ucieszyła się, że jeszcze ktoś o tym tekście pamiętał, a później zdradziła nam tajemnicę niezwykłą. Otóż tekst pt. „Titanik” napisał... Marek Koterski. Tak, tak, ten od „Dnia świra”!
Okienko z wierszem Gdzieś w gorszej Europie, po wschodnim potopie, Gdzie Wisła i gdzie Bałtyk, Przez przestrzeń i czas pod niebem bez gwiazd Dryfuje nasz transatlantyk. Na statku bal – śpi rozum, harcują upiory. Na dziobie wybory, na rufie nieszpory i wszyscy grają w kolory. Wśród wichrów i fal wciąż znosi nas w dal, A dal wciąż nieodgadniona. Załoga na bani, na burcie Titanik, Bandera biało-czerwona. Na statku bal – śpi rozum, harcują upiory. Na dziobie wybory, na rufie nieszpory i wszyscy grają w kolory. Gramy w kolory Od Gdańska aż do Peru. Czerwone się tarza na stopniach ołtarza, A czarne rwie się do steru. Na statku bal – śpi rozum, harcują upiory. Na dziobie wybory, na rufie nieszpory i wszyscy grają w kolory. Gramy, choć kiwa I karty są znaczone. Tu czarne wygrywa, czerwone przegrywa, A płaci biało-czerwone.
Najnowszą pozycję książkową pod red. Marii Szyszkowskiej „Ideowość w polityce” (25 zł) oraz powieść Macieja Nawariaka „Według niej” (15 zł) można kupić poprzez biuro RACJI PL. Tel.: (022) 620 69 66 lub 0 399 10 88 99 (w godz. 7–9, 17–21)
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
II KONGRES KRAJOWY RACJI Polskiej Lewicy Sobota, 22 września, Warszawa Najważniejsze wydarzenie w życiu partii – tylko raz na cztery lata. Wybory najważniejszych władz partii, udział interesujących gości, elementy artystyczne, blisko 300 antyklerykałów z Polski i zagranicy. Informacje o możliwości udziału członków i sympatyków partii w zjeździe: tel.: (022) 620 69 66 oraz e-mail:
[email protected].
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Tusk PiS-oowi łba nie urwie Wiara w sondaże jest nieuleczalna. W przypadku Platformy Obywatelskiej również szkodliwa. Pół biedy, że dla partii. Cała – że dla Polski. Do Tuska, zaczadzonego wizją zwycięstwa, nie docierają żadne racjonalne argumenty. Wzorem rozkapryszonego dziecka chce wyborów natychmiast. Bez ociągania, namysłu i sensu. Bez powołania rządu tymczasowego i komisji śledczych. Nie chce, czy nie może zrozumieć, że ponaddwumiesięczna zwłoka w odsunięciu kaczystów od władzy to realna groźba dla nadwątlonej, polskiej demokracji? Wybory mogą być najwcześniej 21 października, a zaprzysiężenie Sejmu – 2 listopada. Nowy rząd zostanie powołany jeszcze później. Ile złego zrobią w tym czasie Ziobro, Kamiński, Wassermann, Szczygło? Czy Tuskowi przyświeca maksyma: im gorzej, tym lepiej?! Korzystna dla Polski i Polaków propozycja Olejniczaka, aby przed głosowaniem skrócenia kadencji Sejmu przeprowadzić konstruktywne wotum nieufności, została odrzucona w imię partykularnych interesów PO. Tusk nie chce rządu technicznego, który byłby gwarancją demokratycznych wyborów. Choć mógłby, nie chce przewodzić anty-PiS-owskiej opozycji. Oddał tę rolę
Giertychowi, który dla odmiany chce, ale nie może. Kwakmowa Donalda jest mętna: „Tylko szybkie wybory, choć obdarzone pewnym ryzykiem, dadzą mandat przyszłemu parlamentowi do oczyszczenia obecnej sytuacji. Nie wierzę w uczciwą kampanię wyborczą, ale takie mamy warunki. W tym Sejmie nie powstanie żaden dobry rząd”. To oczywiście prawda. Tusk słusznie ma świadomość, że jego partia dobrego rządu nigdy nie stworzy. Wystarczyłoby jednak, żeby uniemożliwił zacieranie śladów kaczystowskich zbrodni i dokonywanie nowych. Skończył z podsłuchami, pokazowymi aresztowaniami, kłamstwami w żywe oczy, demagogią i propagandą sukcesu. Czego boi się lider Platformy, że bierze na siebie odpowiedzialność za dalsze trwanie skompromitowanego rządu PiS? Skąd bierze się jego uległość wobec braci K.? Przecież nie z tego, co zarzucił mu 2 września w programie „Kawa na ławę” (TVN 24) premier Kaczyński, mówiąc: „To, co robiła PO, było haniebne, szkodliwe dla Polski, obrzydliwe”. O tym Polacy wiedzą. Pamiętają, jak posłowie Platformy ręka w rękę z kaczystami uchwalali niekonstytucyjną lustrację, powołanie CBA, umacnianie IPN. Jak przeznaczali budżetowe pieniądze na Fundusz Kościelny,
Świątynię Opatrzności Bożej i katolickie uczelnie. Nie wiedzą, dlaczego Tusk opił winem układ z PiS i trwa w nim nadal. Dlaczego pozwala Kaczyńskiemu rządzić? Dlaczego PiS-owi łba nie urwie ani oka nie wykole, choć wszyscy już widzą, że kaczka psuje się od dzioba? Od pewnego czasu jesteśmy świadkami powtórki z rozrywki, którą prawica zafundowała wyborcom w 2005 roku. Dziś Tusk zamiast dziadka w Wehrmachcie ma „wilcze zęby”. Co będzie miał jutro? Język polityki jest coraz brutalniejszy. W IV RP „łże-elity”, wykształciuchy”, „hołota z PRL” robią mniejsze wrażenie niż u progu III robiło „przypadkowe społeczeństwo”. Za obraźliwe sformułowania pod adresem konkretnych osób zamiast sądu grozi najwyżej riposta. Mało kogo oburza dziś „szambo” czy „chlew”, gdyż Polacy są przeświadczeni, że właśnie w tym żyją. Naturalnie nie oni. Politycy. Językowa agresja nasila się zawsze w czasie kampanii wyborczej. Co jeszcze jest w stanie kupić „ciemny lud”? Co muszą powiedzieć Kaczyński i jego rozliczne usta: Karski, Kuchciński, Suski, Szczypińska, aby wreszcie uświadomić Tuskowi, że interes państwa jest ważniejszy od interesu partii? JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Nie dla psa kiełbasa Informacja o 15 milionach euro dotacji unijnych dla uczelni Tadeusza Rydzyka zmroziła kręgi naukowe, które przedkładają rzetelność naukową nad wierzenia religijne, oraz tych, którzy w koncernie ojca dyrektora nie widzą kuźni kadr tolerancji. Protesty skierowane do Komisji Europejskiej mogą być ostatnią deską ratunku. O tym, że apele do Unii Europejskiej mogą być skuteczne, przekonaliśmy się już kilka razy. Wspomnieć można na przykład rezolucję unijną w sprawie dyskryminowania mniejszości w Polsce. Europejscy parlamentarzyści lewicowych i liberalnych stronnictw z innych krajów często zapewniają, że otrzymują tego typu korespondencję. Jest ona dla nich o tyle ważna, że stanowi rzeczowy materiał do podejmowania różnego typu interwencji czy żądania wyjaśnień od polskich władz. O cofnięcie decyzji dotyczącej dotacji dla Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu zaapelowała do Komisji Europejskiej RACJA Polskiej Lewicy. Wiceprzewodnicząca Teresa Jakubowska, która odpowiadała za uzasadnienie, skupiła się na trzech głównych elementach. Wypomniała przede wszystkim ogromne zaangażowanie mediów redemptorysty w dosłowne obrzydzanie samej Unii Europejskiej i nawoływanie do odrzucenia przez Polaków całego projektu przed referendum akcesyjnym. Już ze względów honorowych nie powinno do takiego transferu dojść. Jednak ważniejsze są dwa kolejne powody: treści, jakie propaguje koncern (poprzez telewizję, radio, prasę i uczelnię), oraz brak jakiejkolwiek państwowej kontroli. Większość rektorów uczelni publicznych może tylko marzyć o podobnych środkach finansowych. Fragment obszernego listu RACJI brzmi tak: „(...) imperium medialne Rydzyka w Toruniu składa się z radia, telewizji, wyższej uczelni medialnej, różnych fundacji, wielu innych przedsięwzięć oraz 22 ha pod zabudowę, kupionych za małe pieniądze od miejscowych władz komunalnych. Wszystkie budynki są nowe, luksusowo wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt, nie wyłączając pokoi mieszkalnych dla studentów. Także sam Rydzyk o mało nie znalazł się w czołówce rankingu najbogatszych Polaków, prowadzonego przez popularny tygodnik opinii. Zarówno te media, jak i wyższa uczelnia, pozostają praktycznie poza kontrolą państwa zarówno w zakresie finansów, programu, jak i formalnych kwalifikacji osób nauczających”. W uzasadnieniu nie mogło też zabraknąć argumentu częstego nawoływania do nienawiści. Tzw. mowa nienawiści jest stałym elementem większości programów i audycji publicystycznych: „(...) treści, którymi jest karmiony odbiorca imperium redemptorysty, zwykle emerytka o niskich dochodach, słabo wykształcona, ale za to fanatycznie katolicka. Jest to potok nienawiści do niekatolików, Żydów, homoseksualistów, feministek, masonów itp. Te wszystkie mniejszości zostały wykreowane na wrogów dla tych biednych kobiet”. Przeciwko finansowaniu Rydzykowej uczelni – ze względu na propagowanie treści antysemickich – zaprotestowało już Centrum Szymona Wiesenthala w Los Angeles. Natomiast Katharina von Schnurbein, rzeczniczka Komisji Europejskiej, zapowiedziała, że dotacja może zostać cofnięta. Komisja musi wcześniej uznać, iż zgłoszony przez WSKSiM projekt rozwoju narusza normy europejskie, co wydaje się dość prawdopodobne. DANIEL PTASZEK
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
Premier poinformował, że dzięki rządom PiS polska gospodarka zrobiła wielki krok naprzód, choć jeszcze niedawno, za rządów opozycji, stała na skraju przepaści. ~ ~ ~ – Co wpisuje w rubryce „zawód” nasz premier? – Kaczmarek. ~ ~ ~ – Do wyższych celi zostałem stworzony – pomyślał Łyżwiński, masując głowę... ~ ~ ~ Pytania, które nurtują różnych ludzi: z Amerykanina: Kto zabił Kennedy’ego? z Włocha: Co będzie w nowej kolekcji Armaniego? z Żyda: Gdzie moje pieniądze?! z Francuza: Jak się nazywa ta kobieta, z którą wczoraj uprawiałem miłość? z Rosjanina: Co się wczoraj działo? KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką. Poziomo: 1) najważniejszy wśród pasterzy z przyjęcie na czarno z ósemka z makiem 2) jemu nie śni się o kompromisie z władza go rozsadza z w kendo używane będą 3) fryzura z Bangkoku z Buloński jak panienek z pokój z meblami na wynos 4) prowadzi do boju z psoci cioci z szop, nie chłop 5) jak jego, to wola z statek pełen armatek z trak, co jeździ wspak 6) rzeczny tytuł z bywa wydymana z zielony przez cały rok z ochronny pierwiastek 7) marny jak kobieta? z nawet na dwóje nie zasługuje z co to za Anna, co na księdzu leży? 8) czapeczki dla bliźniaków z posag z ogonkiem na cokole z łączy oszustwo z filozofią Pionowo: A) prawie jak przyczepa kempingowa z kara wymierzana przez Pana B) cudotwórca w chałacie z ciężkie ma serce z ale Mongoł! C) laska zmieszana z zerem z zmywa ulice z izba z piernika D) chowa się za plecami z as w serwetce z hulaj dusza ku czci Bachusa E) tysiak z drewna z lata w silniku fiata z pod kątem F) wywiera nacisk z gdzie się byczy motorniczy? z cztery kubiki w posągu G) rogata rzeka z platforma jak papuga z został po palcu H) błyszczy na balu z wdzięk z pieczarek z zjadany przez pawiany I) też ma kolce, choć nie biega z nad dobrą duszą z szata prałata
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
– Czy wiesz, że w sklepach monopolowych ustawiają się kolejki po najnowszy przebój przemysłu spirytusowego? – ??? – To wódka „Ziobrówka”. – A co to takiego? – Słaby adwokat na kaczych jajach. ~ ~ ~ W sklepie monopolowym: – Chciałbym kupić jakieś dobre wino na dziesięciolecie ślubu. Sprzedawca: – Szanowny pan życzy sobie świętować czy zapomnieć? ~ ~ ~ W koreańskiej restauracji: – Panie Wu! To danie jest rewelacyjne! No pychotka po prostu! Co się na nie składa? – Czipsy. – Naprawdę?! Ale przecież ja tu widzę mięso! – Nio przeciż mówicz. Czi psy. ~ ~ ~ Policjant wraca późnym wieczorem do domu i mówi żonie: – Napadła na mnie banda chuliganów. Otoczyli mnie, zabrali portfel, zegarek... – Nie miałeś ze sobą pistoletu? – dopytuje żona. – Oczywiście, że miałem, ale dobrze go ukryłem! ~ ~ ~ – No, no, słyszałem, że wysłałeś żonę na urlop! – A co tu się dziwić, już bardzo tego potrzebowałem! ~ ~ ~ Rozmowa telefoniczna: – Sklep obuwniczy, słucham? – Przepraszam, pomyliłem numer. – Proszę przynieść, wymienimy...
15
1
11
8
2
5
2
3
16
4
4
10 9
13
5
19
6
17
7
14
7 8
3
18
12
1
6
20
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie. 1 2 3 4 5
6 7 8 9 10
11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 34/2007: „Jakie wino, taki koncept”. Nagrody otrzymują: Artur Garstkiewicz z Lwówka, Krzysztof Motyka z Ziębic, Ryszard Przęczek ze Świdnicy Śląskiej. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Przeznaczenie...?
Jeśli ktoś oglądał film „Omen”, to wie, że taki cień na głowie może wiele oznaczać... Fot. Tadeusz Brański
Humor Na światowych targach napojów alkoholowych w Paryżu armeński koniak trzygwiazdkowy zdobył pierwsze miejsce, a pięciogwiazdkowy nawet nie został nominowany. – Jak to możliwe? – zapytano armeńskie zrzeszenie producentów koniaków.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 36 (392) 7 – 13 IX 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
– Sami jesteśmy zdziwieni! Z jednej beczki nalewaliśmy... ~ ~ ~ Przychodzi stały klient do sklepu i mówi: – Poproszę butelkę tej dobrej whisky z górnej półki. Sprzedawca, poznając klienta, szepcze mu: – Panie, ale między nami mówiąc, to podróba. – Nie szkodzi, to w dowód wdzięczności dla lekarza.
N
ie chcąc kusić licha, unikaliśmy do tej pory mroków średniowiecza, ale nie ma zmiłuj – i tam w końcu wypada zajrzeć. Żeby zaś mroki nie były zanadto mroczne, temat obraliśmy szczególnie wdzięczny... Miłość. Ach, któż nie słyszał o dramatycznych przejściach Tristana i Izoldy – średniowiecznych kochanków, których wzajemnego przywiązania nawet śmierć nie zdołała pokonać! Jakiż to wzór chwalebny dla współczesnej młodzieży, która bardziej niż kariery, pieniędzy i sportowego wozu pragnie miłości dozgonnej i czystej (hmm...). No w ogóle wszystko jest pod względem wychowawczym jak najbardziej w porządku, bo i duch religijny jest, i znaki czasu nie takie znowu obce... Ot, na przykład taki Pan Bóg. Trzeba przyznać, że musiał mieć oczy dookoła głowy i ręce pełne roboty, żeby nadążyć za naszymi bohaterami: a to pomagał Tristanowi odzyskiwać kraj ojczysty, a to kibicował mu w walce z olbrzymami i smokami, a to podsyłał złotowłose lub białorękie cud-dziewczyny na czas choroby, a to znów rzucał kłody pod nogi jego nieprzyjaciołom, dzięki czemu „(...) jeden umrze od miecza, drugi (...) przeszyty strzałą, trzeci utopiony, zasię leśnego (...) druh zatłucze kijami w lesie”.
NOWE LEKTUR ODCZYTANIE
Cnota z boską pomocą Ba, ratował nawet czasem Pan Bóg naszych kochanków przed przyłapaniem in flagranti. Nie na darmo cieszyła się służka królowej po udaremnieniu kolejnej zasadzki podstępnych baronów: „Izoldo, pani moja, Bóg sprawił dla ciebie wielki cud. Jest ojcem współczującym i nie chce krzywdy tych, których zna jako niewinnych”. Ale i tak niełatwo było „niewinnym” kochankom, bo co rusz oskarżani o zdradę przed mężem i wujem, czyli królem Kornwalii Markiem, musieli odwoływać się do forteli, żeby ratować
skórę. Prawdziwy talent w tym względzie objawiła królowa Izolda, która nie tylko podstawiła mężowi w noc poślubną swoją cnotliwą dwórkę, ale odwołała się też do... sądu bożego, a na świadka powołała samego króla Artura. Spryt Izoldy okazał się równy jej tupetowi i wierze w „sprawiedliwość nieba”, bo rozżarzone żelazo nie spaliło dłoni królowej, a ona sama odzyskała „cześć” i uwielbienie. Bóg znów cud uczynił... W całej tej historii niepokoi jednak pewna istotna sprawa – oto Izolda nie dała królowi potomka. Faktem jest, że król Marek nie był już młody, ale Tristan – wręcz przeciwnie... Czyżby więc kochankowie nie mogli? Albo, nie daj Boże, co innego? I jeszcze jedna nauka wypływa z eposu wyraźna: męża można zdradzać nawet pod okiem niebios, byle inteligentnie, natomiast przed zazdrosną kobietą nawet Pan Bóg nie ustrzeże... JOLCZYK