Traktat się obroni. Watahy pójdą w rozsypkę. PiS się ośmieszy.
RYDZYK DORŻNIE KACZORY INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Str. 7
Nr 12 (420) 27 MARCA 2008 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str.
ISSN 1509-460X
20
2
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Lech Kaczyński, ociężały umysłowo prezydent RP, wygłosił orędzie (reż. Jacek Kurski) o tym, dlaczego nie wolno podpisywać europejskiego traktatu, który sam wynegocjował i nazwał życiowym sukcesem. Exposé wygłoszone „z puszki” ilustrowane było złym Tuskiem, jeszcze gorszymi gejami i złowieszczymi Niemcami dokonującymi IV rozbioru Polski. W tle leciała refleksyjna muzyka z „Polskich dróg”. Bo i rzecz cała była refleksją braci Kaczyńskich – jak oni się tak mogli pomylić i raz coś dobrego zrobić dla kraju. To trzeba koniecznie odkręcić!!! Facet nazywa się Brendan Fay i jest Amerykaninem. Okropnie wściekłym. Od chwili, gdy zobaczył, jak polski prezydent Lech Kaczyński wykorzystuje zdjęcia z jego ślubu gejowskiego w Toronto w swoim orędziu o Traktacie lizbońskim. I zapowiada proces w USA. A to, całkiem poważnie, może zakończyć się wyrokiem skazującym na odsiadkę, czyli jak Kaczor pojedzie do USA, to go natychmiast... Jedź, Lechu, jedź... Sporą przewagą głosów Sejm znowelizował tzw. ustawę medialną. Teraz już niemal nic nie stoi na przeszkodzie, aby na zbitą twarz wyleciał i Urbański z TVP, i Targalski z Polskiego Radia, że o quasi-faszyście Farfale już nie wspomnimy. „To jest skandal!” – krzyczał Kaczyński z sejmowej trybuny. „To jest koniec” – płakał ukryty w toalecie na Woronicza redaktor Pospieszalski. „Czuję się na razie na siłach podejmować te męki dalej” – łamiącym głosem ofiarowała się Ewa Sowińska na antenie Radia Maryja. Owe „męki” to nagonka medialna na panią (niedo)rzecznik i próba jej odwołania. Słysząc to, Rydzyk zaordynował ogólnopolskie modlitwy za pomyślność Sowińskiej i w intencji uratowania jej stanowiska. Mamy jednak nadzieję, że powiedzenie „święty Boże nie pomoże” pasuje w tym przypadku jak ulał. Maria Kaczyńska opowiedziała się za in vitro, słusznie dowodząc, że to jedyny sposób, aby bezdzietne (z przyczyn biologicznych) małżeństwa mogły mieć własne dzieci. Rydzyk oficjalnie nie zareagował. Jednak nasi informatorzy z bliskiego kręgu redemptorysty przysięgają, że szef RM posłużył się tym razem czymś na kształt alfabetu Morse’a. Tyle tam było kropek: „O ty k... jedna! Embriony chcesz zaj...ć?! To się najpierw sama zap...ol! „Rydzyk to Belzebub i siewca zła” – powiedział w TVN Janusz Palikot. Z kół zbliżonych do diabelskich wiemy, że strażnik bram piekieł znów się wściekł i zapowiada proces o zszarganie dobrego imienia, sugerując między wierszami, że takowe posiada. A poza tym, czy Palikot nie wie o takiej oczywistej oczywistości, że Rydzyk działa w interesie Polski, w związku z czym Polska ma interes w tym, aby interesy Rydzyka szły jak najlepiej? „Jarosław Kaczyński ośmiesza swoje ugrupowanie i Polskę” – oświadczyła Jadwiga Staniszkis. Zawrotne jak na profesora socjologii tempo (tylko cztery lata) od miłości do Kaczek do wyciągnięcia identycznych co „FiM” wniosków (2004 r.). Żądamy profesury honoris causa dla Jonasza! Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej wynosi się ze swojego budynku do nowego – wybudowanego kosztem 30 mln publicznych złotych. O dotychczasową siedzibę MNZP upomniał się Kościół greckokatolicki, który już ją dostał za 0 zł. 150 tys. eksponatów przenoszą na plecach żołnierze miejscowej jednostki. Prezydent Olsztyna został aresztowany na 3 miesiące w wyniku oskarżeń o molestowanie seksualne. Obciążające zeznania złożyły trzy kobiety. Ksiądz Andrzej ze Szczecina nie został aresztowany nawet na 3 minuty, chociaż o molestowanie oskarżają go cztery osoby, a kilkanaście innych potwierdza te oskarżenia. Hurra! W Polsce, tak jak w USA, będziemy mieli Święto Dziękczynienia. Najbliższe – już 1 czerwca, co uroczyście ogłosił arcybiskup Kazimierz Nycz. A komu mamy dzięki czynić? No, oczywiście – Janowi Pawłowi II za pielgrzymki do ojczyzny! Przypominamy, że 1 czerwca to do tej pory był Dzień Dziecka. Ale – na Materię! – nie zdziecinnienia! Z budynku ambasady RP w Wilnie nieznani sprawcy zerwali polską flagę. To haniebny atak, na który nasze Ministerstwo Obrony postanowiło odpowiedzieć kontratakiem, wysyłając karną eskadrę uzbrojonych po zęby F-16. Niestety... nie doleciały do końca pasa startowego. Dlaczego papież milczy, choć cywilizowany świat jest przerażony ludobójstwem w Tybecie? – zastanawia się włoski dziennik „La Stampa”. Oj, durni ci makaroniarze, durni... Po pierwsze, Watykan ma duże interesy w Chinach, a nie na jakimś górskim odludziu, a po drugie, to Papa szesnasty często pyta z wściekłością: W Tybecie nie ma kościołów?! Czy tam rządzi dalej lama? Z watykańskiej Auli Pawła VI uciekł więzień, który wraz z grupą innych skazańców uczestniczył w audiencji generalnej z udziałem Benedykta XVI. Po zbiegu ślad zaginął. Jak to możliwe? – dziwią się media. Może tak samo jak w roku 1945, kiedy ślad zaginął po 2 tysiącach nazistów „podróżujących” do Argentyny i Brazylii via Watykan? Katolicki biskup Patrick O’Donoghue (Wielka Brytania) ma spore kłopoty. Otóż wymyślił on sobie, żeby w szkołach zawisły krzyże. To nic, że ów pomysł zamierzał ograniczyć jedynie do szkół katolickich. I tak został pilnie wezwany przed oblicze brytyjskiego parlamentu, by wytłumaczył się z zamiarów szerzenia fundamentalizmu religijnego. Najbliższy samolot do Anglii wylatuje z Okęcia jutro o godz. 7.45.
Dwa krzyże O
czym lub o kim można pisać na Wielki Piątek? Ktoś powie, że raczej nie o polityce, bo tego mamy po dziurki w nosie przez cały rok. Podobnie jak wszędobylskiego, bezczelnego Kościoła. Ale czy właśnie z powodu tego przesytu i uciążliwości polityka i Kościół nie są naszymi prawdziwymi narodowymi krzyżami? Czy właśnie nie przez polityków i kler Polska cierpi najbardziej? A czyż nie dziś mamy mówić o cierpieniu? Ostatnie szantaże ze strony PiS naprawdę trudno przemilczeć. Wołają bowiem o pomstę do nieba. Samo istnienie tej partii jest już dla Polski wielkim krzyżem i Wielkim Piątkiem, i to niezależnie od dnia tygodnia, miesiąca czy roku. Mam nadzieję, że któryś z kolejnych sejmów uzna PiS za organizację antypolską i przestępczą, zaś bracia Kaczyńscy znajdą się w zbiorowej celi razem z biskupami, którzy chronią księży pedofilów. Ale to nastąpi dopiero w niedzielę zmartwychwstania... umysłów Polaków. Już teraz jednak poddaję temu wymarzonemu, mitycznemu sejmowi pod rozwagę, że Kaczory nie zaniedbują żadnej, ale to naprawdę żadnej okazji, żeby szkodzić polskiej racji stanu, polskiej gospodarce i obywatelom. Począwszy od zamrożenia reform i rozpętania amoku lustracyjnego, poprzez zastój w gospodarce za rządów PiS (0,5 km autostrad), skłócenie Polski z sąsiadami i Unią Europejską, destrukcyjne czystki w służbach specjalnych, wspieranie wyłudzeń kościelnych, sojusz z Rydzykiem, weto wobec jedynie racjonalnego projektu oddzielenia funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, skłócanie i obrażanie społeczeństwa, etc., etc. Teraz, choć nie mają premiera, a zatem większej możliwości szkodzenia krajowi, chwytają się rozpaczliwie wszystkiego w imię dalszej destrukcji. Sięgnęli właśnie szczytu absurdu, podważając Traktat lizboński, który sami podpisali! Ale czy w ich oczach to naprawdę absurd? Przecież jako wściekle chora z nienawiści opozycja wyznają zasadę: im gorzej, tym lepiej – wszak odium schizofrenicznej decyzji Polski spadłoby na rządzących, a nie na nich. A jeśli przy okazji można dogodzić zachciankom Papy Smurfa z Torunia... Toż to przecież dla PiS same korzyści! Nóż się w kieszeni otwiera i przechodzi ochota na żarty. Każdy dzień na Wiejskiej potwierdza moją starą tezę, że Kaczyńscy są chorymi psychicznie paranoikami. Ale choć to Wielki Piątek, nie katujmy się już dłużej. Na szczęście Traktat z Lizbony jest niezagrożony. Tak naprawdę to cieszyć się należy, że dzięki wielkiej koalicji PiS-LPR-Samoobrona Polacy wreszcie się obudzili, przejrzeli na oczy i w swej masie normalnieją, a proces ten będzie postępował. Świadczą o tym choćby tragiczne dla PiS (w związku z Traktatem lizbońskim) i dla Kościoła (w związku z molestowaniem szczecińskim) sondaże przeprowadzane przed świętami w internecie. Na przykład 99 proc. respondentów oceniło jako „skandaliczną” lub „złą” wypowiedź arcybiskupa Kamińskiego na temat napaści na... księdza Andrzeja, który – mimo obciążających go zeznań kilkunastu świadków – „może okazać się zupełnie niewinny”... Arcybiskup jednocześnie z oburzeniem wypowiada się na temat mediów, które „osądziły już kapłana”, i ubolewa, że „tak łatwo wystawiono na widok publiczny sferę intymną człowieka”. No tak, przecież skłonność do gwałcenia młodych chłopców, czyli preferencje seksualne, to prywatna, intymna sprawa księdza Andrzeja! Bezczelność i obłuda
kleru to drugi – po bezczelności i głupocie klerykalnej prawicy – powszedni krzyż wielkopiątkowy dla polskiego narodu. Jakże wiele innych, pomniejszych krzyży wyrasta z tych dwóch niczym z zatrutych korzeni: opóźnienie cywilizacyjne, bieda połowy społeczeństwa, kruchtowa mentalność, molestowanie dzieci przez księży, bezprawie... Klerykalizm, umacniany i chroniony przez politycznych, kruchtowych oszołomów, utrzymuje nasz kraj na niekończącej się od wieków drodze krzyżowej. W tragicznej historii Polski odnajdujemy wszak wszystkie jej elementy, wszystkie główne etapy, przez które przeszedł cierpiący Chrystus: pozbawienie wolności (zabory), biczowanie (liczne wojny i poniżające klęski), zaparcie się Piotra (zdrady, zwłaszcza biskupów i prymasów, na rzecz zaborców), pełne pogardy ukoronowanie cierniem (odebranie korony), upadki pod krzyżem (przegrane powstania utopione we krwi), pozbawienie szat (grabieże ziem i mienia). Pozostaje tylko przybicie do krzyża i śmierć... Ale polskie krzyże nosimy ciągle, bez przerwy. Tyle że przekazujemy je z pokolenia na pokolenie, przez co wydają się łatwiejsze do uniesienia. Jednakże dla patrioty ojczyzna to żywy organizm. I ten organizm cierpi niezmiennie. A dla skazańca lepiej jest raz umrzeć i śmiercią zakończyć udrękę. Tym bardziej jeśli ma choć promyk nadziei na zmartwychwstanie. Zaprawdę, największy ból cierpienia wynika z jego nieprzerwanego, długiego trwania i braku nadziei na ocalenie, nie zaś z natężenia męczarni. Adam Mickiewicz w widzeniu księdza Piotra w III części „Dziadów” taką dokładnie wizję kreśli: Polska jako Chrystus narodów, skazana na męki, podobnie jak Zbawiciel Świata i podobnie jak On cierpiąca za grzechy innych. Nie dajmy się jednak zwariować, to nie przeznaczenie, tylko poetycka interpretacja rzeczywistości. Nasz piękny kraj zasłużył na lepszy los. Właśnie niedawno po raz kolejny podniósł się z upadku po klerykalnych, głupich latach 90., kiedy to Kościół rabował Skarb Państwa, a ludzie masowo tracili pracę i środki do życia. Powstaliśmy i weszliśmy do Europy, choć ciągle nie brak takich, którzy ciągną ojczyznę – matkę żywicielkę – do grobu. Jest mimo to nadzieja, że Polska nie będzie musiała po raz kolejny umierać jak podczas zaborów, by liczyć potem na cud zmartwychwstania. I jest jeszcze jedno wielkie podobieństwo. Zarówno Jezusa, jak i Polskę na męki i śmierć skazali kapłani. Wielki Piątek to ich antyświęto. Wciąż ci sami, niezmienni w zwodzeniu narodów dla własnych korzyści. Jako ich ofiary mamy prawo osądu nad nimi, tak samo jak Jezus, ale to Jemu oddajmy głos, gdyż to Jego dziś oni skazali na śmierć: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa. Tak i wy z zewnątrz wydajecie się ludziom sprawiedliwi, lecz wewnątrz pełni jesteście obłudy i nieprawości”. JONASZ
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r. arszawskiej parafii ewangelicko-augsburskiej Świętej Trójcy odebrano w 1945 r. sześć posiadanych przez nią nieruchomości w stolicy. Po roku 1989 ewangelicy rozpoczęli starania o zwrot skomunalizowanych gruntów lub ich równowartości w nieruchomościach zastępczych. Zgodnie z Ustawą o stosunku Państwa do Kościoła Ewangelicko-Augsbuskiego, postępowanie toczyło się w Komisji Regulacyjnej „złożonej z przedstawicieli wyznaczonych w równej liczbie przez Ministra-Szefa Urzędu Rady Ministrów i Konsystorz Kościoła (naczelna władza administracyjna, sprawująca m.in. nadzór nad diecezjami i parafiami – dop. red.)”. Podkreślmy, że owo postępowanie toczyło się jak po grudzie, bo przecież państwo musiało w pierw-
W
powodzenia) i człowiekiem najwyższego zaufania braci Kaczyńskich, którzy powierzyli Lubienieckiemu w 1993 r. prezesurę Fundacji Prasowej „Solidarności” – słynnej podejrzeniami o liczne szwindle (por. „O dwóch takich...” – „FiM” 18/2005). Lubieniecki reklamuje się, że jest m.in. specjalistą od załatwiania „roszczeń reprywatyzacyjnych kościelnych osób prawnych”. Popatrzmy, jak załatwił ewangelików... ~ ~ ~ Po uzyskaniu pełnomocnictwa olsztyński prawnik przystąpił do boju o tzw. serek wolski (na zdjęciu), czyli 8248 mkw. komunalnego gruntu w centrum Warszawy (dwie przylegające do siebie działki u zbiegu al. Solidarności i ul. Okopowej), jako kwitującą rachunki rekompensatę za wszystkie sześć parcel zabra-
GORĄCY TEMAT z Komisją Regulacyjną ugodę, mocą której została pełnoprawnym właścicielem „serka wolskiego”. ~ ~ ~ Parafia ewangelicko-augsburska jest strukturą całkowicie odmienną od rzymskokatolickiej. Jedną z podstawowych różnic jest to, że zarządzanie ma charakter kolegialny, a najwyższym organem władzy jest zgromadzenie parafialne, które wybiera proboszcza oraz radę parafialną, stanowiącą organ wykonawczy bezpośrednio zawiadujący parafią. Czy Lubieniecki – wybitny znawca problematyki wyznaniowej – mógł nie wiedzieć, że sprzedaż jakiegokolwiek majątku (nie mówiąc już o dobrach wielomilionowej wartości) wymaga u ewangelików specjalnej uchwały zgromadzenia parafialnego, zatwierdzonej przez konsystorz? Czy nie znał tej podsta-
Świętej Trójcy, w parafii odbyły się wybory jego następcy. Rywalizowali: ks. Piotr Gaś ze Szczecina (56,9 proc. głosów) i wspomniany wcześniej ks. Sikora (43,1 proc.). Uroczyste objęcie urzędu przez ks. Gasia zaplanowano na 4 marca 2007 r.; ~ Grudzień 2006 r. – Glob Tower zostaje wchłonięta przez zarejestrowaną na Cyprze i absolutnie w Polsce nieznaną spółkę Valcourt Management; ~ Kwiecień 2007 r. – tuż po zaaklimatyzowaniu się w Warszawie ksiądz proboszcz Gaś przypadkowo dowiaduje się, że temat „serka wolskiego” pojawił się na stołecznym rynku nieruchomości. Żąda wyjaśnień od Lubienieckiego, a prawnik odpowiada, że miał pełnomocnictwo, więc podpisał umowę przedwstępną. Ks. Gaś protestuje, Lubieniecki zapowiada, że nie odpuści
3
i pełnomocnictw” na drodze cywilnoprawnej; ~ Wrzesień 2007 r. – ks. Gaś zawiadamia organa ścigania o oszustwie na szkodę parafii; ~ Listopad 2007 r. – Prokuratura Rejonowa dla Warszawy-Śródmieścia wszczyna śledztwo w sprawie poświadczenia nieprawdy w dokumentach (pełnomocnictwa i akty notarialne) oraz niekorzystnego rozporządzenia mieniem parafii. Żadnemu z prawników nie postawiono dotychczas zarzutów; ~ Marzec 2008 r. – Glob Tower oczekuje na przepisanie „zakupionej” nieruchomości w księdze wieczystej, a w XXV Wydziale Cywilnym warszawskiego Sądu Okręgowego trwa proces o uchylenie wszelkich zobowiązań zadzierzgniętych przez Lubienieckiego w imieniu parafii. Po wydaniu przez sto-
Jak głupi do serka... Zaufany prawnik braci Kaczyńskich zamieszany w oszustwo? Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie sprzedaży kościelnych nieruchomości bez zgody właściciela i na podstawie unieważnionego pełnomocnictwa... szej kolejności zaspokoić roszczenia Kościoła katolickiego i niełatwo mu było zdecydować się na zwrot „innowiercom” majątku oszacowanego na kilkadziesiąt milionów dzisiejszych złotych. Sprawy wyraźnie drgnęły po maju 1999 r., kiedy to ks. Sławomir Sikora – ówczesny proboszcz pomocniczy parafii św. Trójcy – ustanowił jej pełnomocnikiem adwokata Józefa Lubienieckiego z Olsztyna. Powierzył mu reprezentację w Komisji Regulacyjnej i upoważnił do negocjowania i przeprowadzania ewentualnych transakcji, gdyby parafia zdecydowała się na sprzedaż nieruchomości (w takiej sytuacji Lubieniecki miał otrzymać 25 proc. utargowanej ceny). Dlaczego wzięli sobie człowieka z Olsztyna, skoro sporne kwestie rozpatrywano w Warszawie? Mecenas Lubieniecki jest fachowcem, który nie wypadł sroce spod ogona. Przez 6 lat był radcą prawnym kurii biskupiej w Olsztynie, później posłem tzw. sejmu kontraktowego, po którego rozwiązaniu został wiceprezesem Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, a od czerwca 2001 r. przewodniczył radzie nadzorczej Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska... – jego oficjalna biografia pełna jest rozmaitych funkcji i stanowisk. Co ciekawe: był również towarzyszem partyjnym w Porozumieniu Centrum (w 1991 r. z listy tego ugrupowania startował do Sejmu – bez
nych kiedyś ewangelikom. Niestety, Komisja Regulacyjna okazała się bezradna, bo miasto twardo stawało okoniem, uważając, że działka jest nazbyt (zapewne jak dla ewangelików) cenna. I nagle stał się cud: kilka miesięcy przed upływem kadencji Lecha Kaczyńskiego (byłego towarzysza partyjnego Lubienieckiego) na posadzie prezydenta Warszawy stołeczni radni (ich przewodniczącym był wówczas Jan Maria Jackowski z Ligi Polskich Rodzin) ulegli perswazjom: „Wyraża się zgodę na zawarcie przed Komisją Regulacyjną ugody pomiędzy m.st. Warszawą a Parafią Ewangelicko-Augsburską św. Trójcy w przedmiocie nieodpłatnego oddania w użytkowanie wieczyste nieruchomości położonych w Warszawie przy ul. Wolskiej (...) o powierzchni 0,3538 ha i 0,4710 ha (...) w zamian za następujące utracone nieruchomości...” – czytamy w uchwale Rady m.st. Warszawy z 21 kwietnia 2005 r., powierzającej Lechowi Kaczyńskiemu natychmiastowe załatwienie dalszych formalności. – W żadnym wypadku nie zamierzamy tego terenu sprzedawać, bowiem chcemy tam wznieść kompleks charytatywno-opiekuńczy z domem opieki dla starszych osób – zapewniał wówczas ks. Sikora, uradowany sprawiedliwością dziejową oszacowaną przez biegłego na 32,7 mln zł. Dalej już poszło gładko i w czerwcu 2005 r. parafia podpisała
wowej reguły, wyraźnie zapisanej w par. 29 i 30 „Zasadniczego prawa wewnętrznego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Rzeczypospolitej Polskiej”? Na to pytanie ma odpowiedzieć prokuratura – zwłaszcza wobec dalszej historii „serka wolskiego”... ~ 14 listopada 2006 roku – Lubieniecki, posługując się starym pełnomocnictwem wystawionym przez ks. Sikorę, podpisuje umowę przedwstępną o sprzedaży gruntów za cenę ponad 9 mln euro (wówczas równowartość ok. 42,5 mln zł) firmie Glob Tower – spółce zarejestrowanej 31 października 2006 r. i szczycącej się kwotą 50 tys. zł kapitału założycielskiego, biurem w obskurnej suterenie kamienicy przy ul. Brackiej 20 (pokoik wynajęty od Ludowych Zespołów Sportowych) oraz nikomu z branży nieznaną prezes Renatą Boksz. Przewidziany w umowie zadatek dla parafii określono na 125 tys. euro; ~ 19 listopada 2006 r. – w związku z planowanym odejściem na emeryturę ks. Włodzimierza Nasta, dotychczasowego proboszcza od
uzgodnionej 25-procentowej prowizji, czyli ponad 10 mln zł; ~ Maj 2007 r. – ks. Gaś uprzedza Glob Tower oraz Krajową Radę Notarialną, że „serek wolski” nie jest na sprzedaż, a pełnomocnictwa Lubienieckiego do reprezentowania parafii są nieważne; ~ Sierpień 2007 r. – w olsztyńskiej (!) kancelarii notarialnej adwokat Maciej Osowicki (wspólnik Lubienieckiego) podpisuje z Glob Tower definitywną umowę kupna-sprzedaży „serka wolskiego”. Rada Parafialna Świętej Trójcy z błogosławieństwem konsystorza postanawia iść na wojnę w celu „uchylenia skutków podpisanych umów
łecznego architekta tzw. warunków zabudowy (zezwalających na budownictwo mieszkaniowe i handlowe), wartość „serka wolskiego” szacowana jest już na ok. 80 mln zł. ~ ~ ~ Ks. Gaś potwierdził naszemu dziennikarzowi, że problem jest i ma charakter kryminalny. Odmówił jednak jakiegokolwiek komentowania sprawy w związku z toczącymi się postępowaniami w prokuraturze i w sądzie cywilnym. Szefowa Glob Tower jest nieuchwytna, kancelaria Lubienieckiego zasłania się „tajemnicą adwokacką”, Lech Kaczyński sprawuje urząd prezydenta Rzeczypospolitej... ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor
4
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Doda liże loda Nie chcem, ale muszem wyznać, że rezygnuję z opieki nad Dodą oraz Jarkiem. Oswoję sobie inne zwierzątka. W serialach nic się nie działo, obejrzałem więc kilka filmów grozy: „The Grudge – klątwa 2” w reżyserii Takashi Shimizu, „Noc żywych trupów” – amerykański klasyczny horror z 1968 r. w reżyserii George’a Romero – i jeszcze parę innych. Teraz to ja już w horrorach też jarzę. Nie uwierzycie, ale przynajmniej jedno dziecko z każdej pary bliźniaków jest synem diabła! Zejdźmy jednak na polską ziemię, bo tam rozum drzemie. Na początek pytanie: Co różni piosenkarkę Dodę od Jarusia Kaczyńskiego? Nic. Ostatnio jakby się umówili i dali wielką plamę, po prostu obciach! Doda wzburzyła widownię telewizyjną, a były premier – internautów. Doda reklamuje w telewizji wytwórnię produkującą lody. Bardzo namiętnie liże loda w czekoladowej polewie, ale wzbudziła tym powszechne oburzenie, chociaż mnie osobiście się podobało. Dziewucha z Ciechanowa robi to bardzo profesjonalnie, zwłaszcza te jej operacyjki z języczkiem i z przygryzaniem loda. No, w końcu robi to, co potrafi najlepiej. Jak dobrze pójdzie, to ta utalentowana lodziara zrobi więcej lodów niż Algida. Przedtem reklamowała oliwkę dla dzieci. Być może w niedalekiej przyszłości będzie reklamować „Słownik wyrazów wulgarnych”, bo złośliwi mówią, że ponoć Doda strasznie bluźni, ale
mnie to nie przeszkadza – lepiej mieć k..wę w gębie niż za żonę. Z kolei Jaruś Kaczyński ogolił się jak łysa bakteria, przebrał się za brata Lecha, żeby nikt go nie poznał, i poszedł nocą do Biblioteki Uniwersyteckiej, a potem w telewizorze nawinął internautom taką wiąchę na temat głosowania w wyborach przez internet: „Nie jestem entuzjastą tego, żeby sobie młody człowiek siedział przed komputerem, oglądał filmiki, pornografię, pociągał z butelki z piwem i zagłosował, gdy mu przyjdzie na to ochota. Wiadomo, kto ma przewagę w internecie i kto się nim posługuje...”. I jeszcze gadał bez sensu jak mysz do kredensu, że on nie będzie opisywał, co to studenci mają na monitorach (w domyśle: porno) i na stolikach (wiadomo: piwo). I to był najlepszy horror, jaki oglądałem. No cóż, Jaruś, weź tę nogę, bo nie mogę! Internauci zawyli, krzyknęli: „Dorwać małego”, solidarnie wzięli go
pod obcas i sflekowali tak, że on w gaz, a motorek zgasł. Uwierzcie mi, że Jarusiowi, to nawet Bruce Willis i Schwarzenegger nie są potrzebni, żeby zrobić rozpierduchę. No, może Antek Policmajster by mu się przydał. Z Jarka jest bardzo bojowy gostek. U niego w domu to nawet kot Alik z miotaczem ognia lata. Gadaliśmy na ten temat w gospodzie, a Józek Oblatywacz wydudlał kolejnego browara i powiedział, że nawet Jolanta Szczypińska (ksywka: Odrzucona narzeczona) olała byłego niedoszłego i powiedziała w telewizorze, że ona też bangla w kompa i nawet kiedyś była uzależniona od sieci. Bufetowa Jadźka ziewnęła i powiedziała: „Aha, aha, ojciec szyba, matka szklarz! Jolka jest spoko niunia, ale ma cycki jak ser tylżycki! Bierzcie, chłopy, dubeltówki, i biegusiem, biegusiem, bo rozpoczął się sezon na kaczki!”. ANDRZEJ RODAN www.arispoland.pl
Prowincjałki W Niewirkowie koło Zamościa 38-letni mężczyzna postrzelił z wiatrówki wracającą właśnie ze szkoły 16-letnią dziewczynę, swoją sąsiadkę. „Snajper” przez dobę ukrywał się przed policją, ale w końcu wylądował w areszcie.
SĄSIAD
Ponad 400 odbiorców korzystało nielegalnie z dostępu do jednej z płatnych stacji telewizyjnych. W zdekodowany sygnał zaopatrywał ich 34-letni mieszkaniec Białej Podlaskiej, który sam był całkiem oficjalnym klientem stacji. Dzięki temu miał dostęp do szyfrów, którymi handlował w internecie. Ceny, w zależności od pakietu programów, wahały się od 2 do 6 złotych.
ZŁODZIEJ SYGNAŁU
Z kościoła pw. św. Stanisława Kostki w Hrubieszowie dwóch nietrzeźwych 17-latków za pomocą łomu chciało ukraść skarbonę z pieniędzmi. Ich zamiary udaremniła policja zawiadomiona przez jedną z parafianek.
NA OFIARĘ
Blisko 1,4 promila alkoholu w organizmie miał 15-letni mieszkaniec Zamościa, który urządził sobie nocną przejażdżkę ulicami miasta. Natomiast kompletnie pijana 20-latka z Białej Podlaskiej, uciekając przed patrolem policji, rozbiła się swoim fordem mondeo o miejscowy przystanek autobusowy. W samochodzie były jeszcze jej rówieśniczki, z którymi dziewczyna obchodziła urodziny.
DWA GAZY
Na pierwszą lekcję w podstawówce w Miastku dwaj uczniowie przyszli nawaleni jak stodoła w żniwa. Okazało się, że chwilę wcześniej w szkolnej toalecie świętowali dwunaste urodziny jednego z nich, obalając butelkę whisky podprowadzoną z barku rodziciela... Opracowała WZ
JASIE WĘDROWNICZKI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Popieram zabiegi in vitro, bo rozumiem tragedię ludzi, którzy chcą mieć potomstwo, ale nie mogą. (Maria Kaczyńska)
Myślę, że Maria Kaczyńska, solidna katoliczka, nie poparła naprawdę metody zapłodnienia in vitro, tylko tak sobie powiedziała. (abp Tadeusz Gocłowski)
Widzę w wypowiedzi prezydentowej głęboki humanizm i współczucie. (abp Józef Życiński)
W
koalicji Lewica i Demokraci, którą wielu z nas nie bez powodu spisało już na straty, pojawiła się nowa inicjatywa. Można wierzyć w jej sukces lub nie, ale z pewnością nie można jej zarzucić, że jest bezideowa lub związana z dawnym, nijakim aparatem partyjnym. LiD, czy wcześniej SLD, wszystkich nas już zmęczył. Nijaki, nieprzekonujący, nieprzewidywalny. Jak dotąd – liderzy LiD to jedyna możliwa do określenia grupa społeczna, w interesie której działa ta koalicja. Pracownicy najemni, emeryci, kobiety, mniejszości światopoglądowe i seksualne mogą na partie skupione w LiD-zie liczyć, z tym, że nie na pewno. Nadzieje pokładane w jedynej polskiej lewicy parlamentarnej zostały po stokroć zawiedzione, czemu dobitnie dawaliśmy wyraz na tych łamach. Lewicowa inicjatywa w ramach LiD-u – nazwana Nowym Nurtem – skupia niektórych młodych ludzi z kręgu przywództwa koalicyjnych partii (za wyjątkiem Demokratów). Znajdziemy wśród nich m.in. Michała Syskę, Tomasza Kalitę, Artura Hebdę, Katarzynę Matuszewską, Marcina Rzepeckiego, Bartosza Dominiaka. Niektórzy z nich występowali zresztą na łamach „FiM” (41/2007, 43/2006). W odróżnieniu od dwóch nieco starszych liderów SLD – Grzegorza Napieralskiego i Wojciecha Olejniczaka – o młodych z Nowego Nurtu można powiedzieć, że mają sprecyzowane cele: chcą m.in.
jasnego reprezentowania przez lewicę interesów pracowników najemnych oraz wszystkich tych grup społecznych, które gorzej sobie radzą w warunkach gospodarki rynkowej; wspierają zdecydowanie prawa kobiet i mniejszości seksualnych; oczekują jasnego rozdziału Kościoła i państwa, świeckiej szkoły itp. W ostatnich miesiącach razem apelowali przeciwko nagonce na Tomasza Grossa i domagali się uczciwej rozmowy o ciemnych kartach naszej historii, postulowali także usunięcie wprowadzonego przez PiS kuriozalnego artykułu kodeksu karnego o „pomówieniu Narodu Polskiego”, który służy do kneblowania debaty publicznej. Główni liderzy LiD-u nie potrafią stworzyć żadnej sensownej przeciwwagi dla obozu rządzącego, żadnej przekonującej lewicowej alternatywy, ograniczając się do krytyki Kaczyńskich. Jeżeli sformułowanie konkurencyjnego projektu nie nastąpi w najbliższych miesiącach, lewicy grozi kompletna marginalizacja, a na placu politycznego boju pozostaną dwie konserwatywne i klerykalne partie. Nie wiemy jeszcze, czy więdnącemu w sondażach LiD-owi instynkt samozachowawczy pozwoli na dopuszczenie do głosu ludzi bardziej przekonujących niż większość twarzy znanych dotychczas z telewizji, czy przyjdzie mu wyprowadzić lub może wywieźć sztandar na śmietnik historii. Najlepiej „lewicowym” jaguarem posła Kalisza. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Młodzi gniewni
Jeżeli Platforma chce zrezygnować z władzy, to niczego lepszego dla Polski Donald Tusk zrobić nie może (…). Będę bił brawo, gdy Tusk zrezygnuje, bo to ponad jego siły. Jedni dają radę, inni nie – do tej ogromnej większości należy Donald Tusk. (Jarosław Kaczyński)
Szczególnie ważną rzeczą jest obrona interesów narodowych, na przykład przed Traktatem lizbońskim. Chodzi o łączenie się Polaków i dalszą realizację idei IV Rzeczypospolitej. Chcemy wystąpić przeciw bezprawiu sądowemu, bezprawiu licznych urzędów skarbowych czy wielu decyzji ZUS itd. (…). Chcemy także lustracji majątkowej i rozliczenia złodziei. Postulujemy powstanie instytutu badania afer, który miałby co najmniej takie kompetencje jak Instytut Pamięci Narodowej, z sędziami i prokuratorami. (Jerzy Robert Nowak o tworzonej właśnie formacji politycznej Ruch Przełomu Narodowego)
Swoje miejsce bardziej widziałam przy prezydencie Lechu Kaczyńskim. Decyzja, by zostać jego doradcą do spraw kobiet, była przemyślana. To było takie moje wymarzone miejsce. Chciałam pracować dla człowieka, którego podziwiam. Na niego oddałam swój głos w wyborach prezydenckich. Bardzo mi imponował. (Nelly Rokita)
Mam już trochę lat i – mówiąc szczerze – mam wrażenie, że jestem coraz głupsza. (Nelly Rokita)
Jak była w szóstej klasie, w szkole zorganizowano referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej. Była tak przekonywająca, że cała szkoła zagłosowała „przeciw”. (Danuta Hojarska o zdolnościach swojej córki – Pauliny) Wybrała OH
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
NA KLĘCZKACH
BEZKARNI PEDOFILE Polski kodeks karny łagodnie „wycenia” pedofilię. Tylko do 10 lat! Praktyka sądów jest jeszcze łagodniejsza, a kary bywają skracane. Pedofil w sutannie prawie zawsze dostaje zawiasy. Do tego dochodzi przedawnienie po 5 latach. Ten patent chciano wykorzystać w Szczecinie, wlokąc przez kilkanaście lat „kanoniczne śledztwo” w sprawie kumpla w kiecce. Sprawa wygląda na przedawnioną. Nie przedawniły się jednak dwa przestępstwa. Biskupi mieli obowiązek powiadomienia organów ścigania, czego nie zrobili. Przewlekanie ich „kanonicznego” śledztwa to jawne krycie przestępcy, i to też nie uległo przedawnieniu. Wydarzenia te dowodzą, że funkcjonowanie w kraju dwóch systemów prawnych nieuchronnie prowadzi do patologii. Niech sobie prawo kanoniczne funkcjonuje w Watykanie, ale nie w Polsce, czyli konkordat należy jak najszybciej wypowiedzieć. Uwierzymy w państwo prawa i równość wszystkich obywateli, gdy policja o 6 rano pod kamerami wyprowadzi trzech biskupów w kajdankach. I o ten cud się módlmy! LV
Zdumiona dziatwa poinformowała rodziców o specyficznym języku księdza, a ci interweniowali w Zespole Szkół Publicznych nr 5, którego dyrekcja nie była im w stanie pomóc – wszak nie ma żadnego wpływu na dobór rekolekcjonistów... I pomyśleć, że Rydzyk nie korzysta z pomocy takich zdolnych ludzi, których ma na podorędziu! Mogliby ożywić nudnawe audycje w Radiu Maryja i zdobyć dla niego nowe rzesze słuchaczy. MaK
NOWE DZIELNICE?
KOŚCIÓŁ W KRYZYSIE
PRUSKA TRADYCJA Kartki do spowiedzi wielkanocnej to zwyczaj szczególnie irytujący wielu wiernych. I wciąż z uporem praktykowany jest w parafiach. Katolikom, którzy się przeciw takiemu dyscyplinowaniu buntują, ks. Wiesław Śmigiel z diecezji pelplińskiej przypomina, że zasadniczym celem kartek jest troska o poznanie parafii oraz zachęta do spowiedzi. Jednak najważniejszym argumentem mającym przemawiać za utrzymaniem zwyczaju stosowania kartek, na który powołuje się ksiądz, jest jego geneza historyczna. Otóż okazuje się, że kartki do spowiedzi wielkanocnej to tradycja wywodząca się jeszcze z czasów... zaboru pruskiego, kiedy „umiłowanie porządku oraz pragnienie jak najszerszej kontroli nad wiernymi sprzyjało takim praktykom”. Bunt wiernych skierowany przeciw narzuconemu wiele lat temu przez znienawidzonego zaborcę „porządkowi” (który tak bardzo przypadł do gustu Kościołowi) należałoby chyba potraktować jako wyraz patriotyzmu... AK
WALENIE I DAWANIE Dużą dozą nowatorstwa kaznodziejskiego popisał się rekolekcjonista z zakonu redemptorystów z Torunia, zaproszony do Myszkowa, by głosić rekolekcje dla gimnazjalistów. Jak donosi „Gazeta Myszkowska”, duchowny przestrzegał młodzież przed „waleniem konia” oraz „dawaniem dupy” (dosłownie).
stwierdziwszy, że ten żył z kobietą bez pokropku. Dopiero po wielkiej awanturze i pod presją rodziny na odprawienie mszy w kościele zdecydował się wikary. Proboszcz jednak kategorycznie zabronił wniesienia trumny do kościoła. Do naprawdę gorszących scen doszło nad mogiłą. Gdy ksiądz powiedział, że boleje nad tym, iż zmarły nie miał czasu na Pana Boga, rodzina błyskawicznie zareagowała i stwierdziwszy, że kapłan nie ma prawa osądzać zmarłego – niczym Bóg – przepędziła sutannowego despotę precz. To nie pierwszy taki przypadek. Dlatego coraz częściej pogrzeby odbywają się bez udziału wielebnych, których zastępują świeccy celebransi – ludzcy i do tego... znacznie tańsi. BS
19 marca prezydent miasta Poznania przekaże prezent arcybiskupowi Stanisławowi Gądeckiemu. Będzie to cyfrowa mapa... poznańskich parafii. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż prezent ów zafundowano z pieniędzy wszystkich mieszkańców Poznania. Na prezenty forsa jest, a dla najuboższych poznaniaków przychodzących do MOPS – nie ma. Normalka. Aj
Z badań Instytutu ARC Rynek i Opinia wynika, że Polacy to wciąż jeszcze najbardziej katolickie społeczeństwo w Europie. Mimo to katolicyzm zaczyna nas uwierać. 7 na 10 badanych jest zdania, że Krk nie ma godnego przywódcy, a JPII był w tej roli niezastąpiony. Wiarę w sutannę podważają też pedofilskie ekscesy sukienkowych – aż 70 proc. ankietowanych uznało, że gdyby nie media, podobne sytuacje nie wyszłyby na jaw, bo hierarchia nie jest zainteresowana wyjaśnianiem prawdy. Z kolei co drugi badany wytyka duchownym chciwość, szczególnie przy pobieraniu opłat za kościelne usługi. Jak na polską schizofrenię przystało – w tym samym badaniu niemal 90 proc. respondentów oświadczyło, że przed Wielkanocą poleci opowiedzieć księdzu o swoich grzechach! AT
JAJA NA DOŁKU Przedświąteczny spęd urządzono w godzinach pracy w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Przybyła mundurowa wierchuszka garnizonu, pobożny marszałek regionu Krzysztof Grabczuk z PO i Genowefa Tokarska – były PSL-owski wójt gminy Biszcza, a obecnie wojewoda lubelski. Ale nie tylko. „Ks. biskup Artur Niziński poświęcił jajka i inne potrawy, życząc wszelkiej pomyślności i błogosławieństwa w policyjnej służbie, która w jest w pewnym sensie powołaniem” – poinformowała komenda w oficjalnym komunikacie. KC
ZMARŁY II KATEGORII Ksiądz z podkonińskiego Brzeźna nie chciał pochować mężczyzny tragicznie zmarłego w wypadku,
MB OŚLEPIAJĄCA Dramatycznie zakończył się dla wielu wiernych „cud”, jakiego spodziewano się w Kottayam w południowych Indiach. Około 50 osób straciło wzrok po tym, jak przez dłuższy czas wpatrywało się w słońce, oczekując objawienia Matki Boskiej. Cud nie nastąpił, natomiast kilkadziesiąt osób hospitalizowano z poważnymi poparzeniami siatkówki oka. MaK
KACI DLA OFIARY Kościół katolicki planuje wystawienie w Ogrodach Watykańskich pomnika Galileuszowi, człowiekowi prześladowanemu za swoje badania naukowe przez inkwizycję. Pomnik chce mu wystawić Papieska Akademia Nauk. Można by ten pomysł uznać za akt zadośćuczynienia wielkiemu uczonemu za krzywdy,
jakich doznał od Kościoła, gdyby nie wyjaśnienie szefa akademii, Nicoli Cabibba, który podkreślił, że pomnik ma wskazywać na... „związki pomiędzy religią i nauką”. Innymi słowy, ofiara Kościoła pośmiertnie miałaby pracować na korzyść swoich katów. Pomysł godny wyrafinowania watykańskich salonów. MaK
ALBO, ALBO... Rodzice cierpiącego na celiakię (zaburzenia trawienia związane z nietolerowaniem glutenu) małego Hiszpana z Aragonii, który za kilka tygodni ma przystąpić do Pierwszej Komunii, zwrócili się do proboszcza, by umożliwił chłopcu przyjęcie hostii z mąki kukurydzianej zamiast pszennej. Wielebny odmówił i poparł go biskup. Obaj powołali się na dokument z 1995 r. dzisiejszego papieża B16, który stwierdził, że sakrament udzielony z użyciem bezglutenowych hostii jest nieważny. Zamiast opłatka, Kościół proponuje małemu Hiszpanowi... konsekrowane wino. Ciekawe, czy Krk zmieni swoje stanowisko w sprawie celiakii, bo szacuje się, że na chorobę tę tylko w Polsce cierpi 1 procent społeczeństwa, czyli ok. 400 tys. osób, a wino serwowane dzieciom to chyba głupi pomysł. BS
CHRYSTIANOFOBIA „Chrystianofobia” to internetowy portal powstały w Wiedniu z inicjatywy stowarzyszenia Europa dla Chrystusa. Jego ideą jest informowanie internautów o wszelkiego rodzaju przejawach szeroko i przeważnie bardzo subiektywnie rozumianej nietolerancji w stosunku do chrześcijan w Europie. Terminem „chrystianofobia” inicjatorzy przedsięwzięcia określają irracjonalny lęk lub nienawiść wobec chrześcijan i chrześcijaństwa. A mieszczą się w nim antychrześcijańskie uprzedzenia, które – zdaniem antychrystianofobów – prowadzić mają do stopniowej marginalizacji osób deklarujących
5
chrześcijańskie przekonania. Pod adresem: www.christianophobia.eu – wedle deklaracji twórców – odnotowywane są przypadki dyskryminacji, przejawy racjonalistycznej „awersji”, krytyka chrześcijańskich poglądów (np. przez feministki czy środowiska gejowskie), żądania usunięcia symboli chrześcijańskich z miejsc publicznych, akcje organizowane przez przeciwników chrześcijaństwa (np. protest przeciw wizycie Benedykta XVI na uniwersytecie La Sapienza), a nawet „ataki na wiarę” w sztuce, filmie i telewizji. AK
UNI-KATO-WERSYTET Ubiegająca się o fotel prezydenta USA Hillary Clinton nie wystąpiła na uniwersytecie katolickim w Teksasie, bo sprzeciwił się temu tamtejszy arcybiskup. Nie podobały mu się poglądy byłej pierwszej damy, m.in. na temat aborcji. A że przy okazji młodzi Amerykanie stracili okazję do bezpośredniego spotkania i poznania poglądów być może przyszłego prezydenta USA – takimi duperelami arcybiskup nie zawracał sobie głowy. Na uniwersytecie, który z natury rzeczy powinien być raczej pluralistyczny, nawet w wydaniu kat., mogą być prezentowane – jak się okazuje – tylko „słuszne” poglądy. W katolickich uczelniach Katolandu jest podobnie. BS
BETON DO BETONU Około 400 tys. wyznawców Kościoła anglikańskiego z całego świata planuje przejście do Kościoła rzymskokatolickiego. Wierni ci są skupieni w sympatyzującym od dawna z Rzymem ruchu o nazwie Tradycyjna Wspólnota Anglikańska. Członkowie tego nurtu anglikanizmu nie zgadzają się m.in. na wyświęcanie kobiet na duchownych ani na równouprawnienie homoseksualistów. Na czele wspólnoty stoi 60 biskupów. Benedykt XVI odnosi się z sympatią do planów tej masowej konwersji. MaK
6
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
Szkoła z „powołaniem” P
rzygotowany przez władze Łęcznej projekt restrukturyzacji oświaty, przewidujący m.in. likwidację Liceum im. Stefana Wyszyńskiego, napotkał na zdecydowany protest rodziców. W obronę łęczyńskiej „prymasówki” zaangażowała się również redakcja lubelskiej „Niedzieli”, mając nadzieję, że podobnie jak przed czterema laty i tym razem uda się „wymodlić odwołanie restrukturyzacji”. Tyle że koronny (i właściwie jedyny) argument mający przemawiać przeciwko likwidacji placówki, jaki przytacza katolicki tygodnik w artykule „W prymasowskiej szkole”, należy do gatunku „jedynie słusznych” i streszcza się następująco: „(...) szkoła podtrzymuje więź z najstarszą parafią miasta i zarazem dzielnicą miasta oraz kultywuje tradycje, których nie sposób zamknąć tylko w muzeum”. A oto co składa się na „tradycje” kultywowane w publicznej szkole: zwyczaj rozpoczynania roku szkolnego przez pierwszoklasistów składaniem „Aktu zawierzenia”, udział licealistów we wrześniowej
pielgrzymce integracyjnej, organizowanie przynajmniej raz w miesiącu wspólnej modlitwy w kościele, wręczanie pedagogom z okazji ich święta „modlitewników nauczyciela”, odmawianie przez młodzież różańca, udział we mszy za ojczyznę w przeddzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, modlitewne spotkania na drodze krzyżowej w czasie Wielkiego Postu oraz święto patrona. Poza tym w całym artykule nie napisano nawet jednego zdania na temat jakości nauczania oferowanej przez łęczyńską „prymasówkę”. Ale to chyba zdaje się mało istotne, skoro za największe sukcesy, jakimi to liceum „z tradycjami” może się pochwalić, „Niedziela” uznaje – uwaga! – ubiegłoroczne powołania do stanu zakonnego i zdobycie drugiego miejsca (w etapie diecezjalnym) w Ogólnopolskim Konkursie Wiedzy Biblijnej. AK
Przepili Chrystusa W
Tarnowie na Górze św. Marcina miał stanąć 80-metrowy pomnik Jezusa Króla, który swoją wielkością przyćmiłby nawet ten słynny 37-metrowy posąg z Rio de Janeiro. I przyćmił. Gigantyczną kompromitacją. Pomysłodawca całego przedsięwzięcia – Fundacja ,,Millennium 2000” – jeszcze kilka lat temu roztaczała wspaniałą wizję jedności Polonii z macierzą, której uwieńczeniem miał być niebotyczny monument przedstawiający Jezusa z rozpostartymi rękoma stojący na olbrzymiej kuli symbolizującej ziemię. W jej środku planowano siedzibę Centrum Jedności Polonii, zaś w samej figurze miały być dwa tarasy widokowe z windami, ołtarz polowy, hotele, restauracje i sklepy. Autorem projektu był prof. Stefan Dous, a koszt inwestycji szacowany był na 15 milionów dol. (zbiórki Polonii z całego świata). Władze Tarnowa szybciutko przekazały dwuhektarową działkę i z niecierpliwością oczekiwały, aż fundacja zbierze planowane fundusze. Rozgłos, jaki nadano całemu przedsięwzięciu, oraz fakt, iż wielu polonusów mieszkających w USA pochodzi właśnie z regionu tarnowskiego, kazał wierzyć w powodzenie całego przedsięwzięcia. Prezes fundacji Bożena M.-W. – wraz
z najbliższymi współpracownikami – rozpoczęła zbiórki po świecie, odwiedzając USA, Kanadę, Amerykę Południową, Australię. I nawet udało się nieco uzbierać – bo całe 300 tys. dol., co po ówczesnym kursie dawało niebagatelną kwotę ok. 1,2 miliona złotych.
C
zy święta Faustyna Kowalska może być patronką Łodzi, jak zadecydował w 2005 r. Watykan? Zdaniem radnego PO i jednocześnie pastora protestanckiego Johna Abrahama Godsona – nie. Jego stanowisko w tej sprawie wywołało prawdziwą burzę podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej.
– Obserwuję to miasto od lat i tak po prostu myślę, a utwierdzają mnie w tym liczni mieszkańcy przychodzący na moje dyżury radnego i proszący o pomoc w rozwiązywaniu ich problemów. Mówiąc jednoznacznie o tych sprawach, nie zamierzam kogokolwiek obrażać, nie widzę też powodu do wszczynania walki religijnej. Łodzi potrzeb-
Protestant protestuje „FiM”: – Dlaczego sprzeciwił się Pan ustanowieniu św. Faustyny patronką Łodzi? J.A. Godson: – Nie mam nic przeciwko Kościołowi katolickiemu, ale dlaczego o patronowaniu Łodzi przez św. Faustynę ma decydować Watykan, a nie samorząd? Właśnie dlatego zaapelowałem do radnych o zmianę zapisu w statucie miasta. A ponadto w Łodzi jest wiele Kościołów i żyją tu także niewierzący, więc o takiej sprawie nie powinien decydować Kościół jednej religii, choć największy i najbardziej wpływowy. A ponadto Konstytucja RP gwarantuje rozdział państwa od Kościoła – dlatego wpisanie św. Faustyny do statutu miasta uważam za naruszenie ustawy zasadniczej. – Jednak ostatecznie radni nie podzielili Pana poglądów i Rada wpisała Faustynę do statutu miasta jako patronkę Łodzi. – Przegrałem tylko częściowo, bo w uchwale Rady nie będzie zapisu mówiącego o tym, że „św. Faustyna została ustanowiona patronką Łodzi na mocy decyzji Stolicy Apostolskiej”.
D
Jednak przyjemności, jakie daje zwiedzanie świata, mieszkanie w luksusowych hotelach i w ogóle wystawne życie, tak pochłonęły panią Bożenę, że ani się obejrzała, a fundusze – zamiast wzrastać – zaczęły lawinowo topnieć i... stopniały do zera. Dziś kasa świeci pustkami, polonusi, którzy wyłożyli kasę, czują się oszukani i bardzo wkurzeni, a o pomniku można już tylko pomarzyć. No ale przynajmniej Wrona sobie po świecie polatała! MAREK PAWŁOWSKI
– Wcześniej miał Pan również zastrzeżenia do finansowania przez miasto pomnika tej świętej... – Moim zdaniem, samorząd ma znacznie poważniejsze problemy do rozwiązywania niż zajmowanie się jeszcze jednym pomnikiem. – A może nie ma Pan racji i Faustyna, jak mówił podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej je-
den z rajców, przyczyni się do lepszej promocji miasta w kraju i na świecie? – To bzdura! Znam wiele znacznie skuteczniejszych sposobów promowania Łodzi. Miasto powinno wykorzystywać choćby takie atuty jak znakomite położenie w samym centrum Polski, na skrzyżowaniu ważnych szlaków komunikacyjnych, dysponowanie olbrzymim potencjałem intelektualnym, kulturowym i historycznym. Moim John Abraham Godson zdaniem, Łódź może stać się prawdziwą „dona jest dziś spójna wizja rozwoju liną krzemową” – między innymi w duchu miasta „czterech kultur” dzięki Dellowi, kilkudziesięciu wyżi autentycznego dialogu religijnego. szym uczelniom i 120 tysiącom stuJeśli łodzianie szczycą się współistdentów, a nie świętej patronce. nieniem w przeszłości różnych wy– Grzeszy Pan okrutnie, naznań religijnych i kultur, i dziś porażając się przy okazji przykowinni dawać temu wyraz. RP ściółkowym władzom i kolegom Fot. Autor radnym.
uszpasterze na przeróżne sposoby starają się skłonić swe owce do hojności. Wyczytywanie z ambony przestaje być szczytem... inwencji. Księża z Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łomży obskakują prawie 11 tysięcy wiernych. To potencjał, którym nie wypada gardzić. Wobec powyższego porozdawano ludziom dość niecodzienną instrukcję finansowania swojego proboszcza. To znaczy... kościoła. W owej instrukcji stoi jak byk, że „zobowiązania materialne wszystkich chrześcijan wobec zaradzenia potrzebom materialnym Kościoła wpisane są w przykazania kościelne”. Wobec takich argumentów żaden prawdziwy Polak katolik nie powinien pozostać obojętny. Na wszelki jednak wypadek jako narzędzia perswazji pleban Jerzy Abramowicz używa nie byle czego, bo samego Pisma Świętego, udowadniając przy tym ponad wszelką wątpliwość znajomość odpowiednich (do potrzeb) fragmentów: „W Księgach Historycznych Starego Testamentu wskazano, że z całości własnych dochodów 1/10 przeznaczana jest na sprawowanie kultu (patrz: Pwt 14. 22–16, 17)”. Gdyby jakiejś owieczce przez myśl przeleciało, że taki zapis już dawno stracił aktualność, ksiądz proboszcz pospiesznie wyjaśnia: „Chrystus nie zmienia obowiązującego Prawa Przymierza, lecz potwierdza je i umacnia Przykazaniem Miłości”.
Ktoś ciągle wątpi? I na to jest riposta: „Pytającym złośliwie powie, że »należy oddać Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga« (Mt 22. 15–22 oraz Mk 12. 12–17). Natomiast Piotrowi nakaże złowienie ryby, wyjęcie z niej statera i zapłacenie obowiązującego ich podatku (Mt 17. 24–27)”. Ciągle za mało? Proszę bardzo: „Obserwując wchodzących do świątyni oraz wrzucających monety do skarbony, pochwala wdowę, która dała nie z tego, co jej zbywało, ale wszystko, co posiadała”... ~~~ Wszystkim poruszonym taką niebanalną sztuką perswazji pozostaje już tylko jedno – zapłacić. Żeby na tym etapie nikt nie pobłądził, jest jeszcze słowo w kwestii organizacyjnej: „Zobowiązania materialne przekazujemy w kopercie na tacę, w zakrystii lub przelewem bankowym”. Żeby zaistnieć w kościelnej kartotece, należy jeszcze tylko wypełnić deklarację rodzinną na rok 2008 (!), przy każdym z dwunastu miesięcy wpisując oferowaną kwotę. I... ofiara spełniona! „Zobowiązanie rodzinne nie jest podatkiem – zastrzega ksiądz Abramowicz – lecz wypełnieniem posługi wobec Kościoła w zakresie troski o jego dobro materialne. Jest także troską o to, aby kościół – dom Bogu poświęcony – nie był namiotem wobec cedrowych pałaców naszych mieszkań i domów”. Biskupowi Stanisławowi Stefankowi gratulujemy tak postępowej kadry! JULIA STACHURSKA
Wstyd nie dać
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
Prezes Jarosław Kaczyński ustanawiający bez porozumienia z Episkopatem nowych biskupów to absolutny hit na marcowej liście przebojów Radia Maryja...
P
o wyborze o. Ryszarda Bożka na prowincjała redemptorystów tata Rydzyk nieco przysiadł na sutannie, ale niezwłocznie przystąpił do odrabiania zaległości, gdy tylko jego nowy szef ogłosił, że „dopóki ojciec dyrektor żyje, na pewno będzie dyrektorem Radia Maryja”. A doprawdy jest co robić, bo – według najnowszego sondażu GfK Polonia – o. Tadeusz zajął raptem dziesiąte miejsce w rankingu najbardziej wpływowych obywateli naszego kraju, ulegając nie tylko znienawidzonemu w rozgłośni Lechowi Wałęsie (3 miejsce), ale nawet swojemu najzdolniejszemu uczniowi Jarosławowi Kaczyńskiemu (8). Owszem, Rydzyk zdystansował arcybiskupów Sławoja Leszka Głódzia (28), Kazimierza Nycza (31) i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski Józefa Michalika (32), ale znalazł się, niestety, za plecami kardynałów Józefa Glempa (5) i Stanisława Dziwisza (7), co dobitnie świadczy o tym, że leniuchowanie mu nie służy. Na dobry początek, 14 marca udzielił instruktażu prezesowi Kaczyńskiemu, który po blisko pięciomiesięcznej nieobecności na antenie RM wyraźnie stracił orientację, jak wybrnąć z ratyfikacji – podpisanego przez brata i ogłoszonego wielkim sukcesem PiS-owskiego rządu – tzw. Traktatu lizbońskiego reformującego Unię Europejską. – Szczęść Boże, panie premierze, kłaniam się. Widzę, głos zmęczony – zauważył na wstępie rozmowy o. Rydzyk, choć Kaczyński wisiał przy telefonie setki kilometrów od Torunia. – Szczęść Boże, kłaniam się ojcu dyrektorowi. Zmęczony, no bo w tej chwili dużo pracy... – potwierdził prezes. – Czy może grypa jakaś, czy przeziębienie? – nie dowierzał o. Tadeusz. – Nie, na szczęście nie – upierał się Kaczyński. – No, bo teraz przeziębienia panują – dyrektor zatroskał się, czy aby mama dopilnowuje prezesa, iżby przed wyjściem z domu zakładał czapkę i szalik. Przechodząc do zasadniczego tematu audiencji, o. Rydzyk zagaił: – Panie premierze, ja mam tylko takie jedno pytanie: właściwie
to kto wie w Polsce, o co chodzi w tym traktacie? Bo chcą podpisać, chcą koniecznie wprowadzić, nawet nie wiedząc. Sam premier podobno się przyznał, że nie przeczytał tego i opiera się na kimś tam i tak dalej. I drugie pytanie od razu: naród też nie wie, ja osobiście nie wiem, nie wiem, co to jest, jaki jest rachunek
– Nie czytam niepolskich pism! – żachnął się o. Tadeusz, dyskretnie reklamując swój „Nasz Dziennik”. Kaczyński przyznał, że to bardzo dobra zasada, bo „ojciec dyrektor i Radio Maryja są ciągle włączane na siłę, bez najmniejszej podstawy do jakiejś polityki nienawiści, rozgrywek i szantaży”, ale on, prezes, musi nie-
Rydzyk specjalnej troski strat, zysków, jakie dobrodziejstwa, jakie niebezpieczeństwa. Tego nie wiem. I nie rozumiem, dlaczego naród nic nie wie. Tylko tak „hurra”. Widzę, jakbym był jeszcze przed ilomaś laty w tym układzie ze Związkiem Radzieckim. Zawsze było „hurra” i wszystko bardzo dobrze i nic nie wolno było zapytać. Jakaś ta dawna mentalność jest w dalszym ciągu. Szef PiS-u wytłumaczył, że broni Polski i wartości chrześcijańskich przed podstępnymi zakusami „powracającego do polityki bezrefleksyjnej spolegliwości” zniemczałego Donalda Tuska, usiłującego m.in. otworzyć furtkę do małżeństw homoseksualnych, tfu! Po długim monologu i towarzyszących mu zmaganiach z gonitwą myśli prezes grzecznie zapytał: – Czy „mogę jeszcze, jeśli wolno, o jednej sprawie?”... – Ojciec pewnie czytał, że wszystko, co w tej chwili robimy, to na skutek – proszę mi wybaczyć użycie tego słowa – szantażu ze strony ojca dyrektora... – poskarżył się, gdy już dostał pozwolenie.
stety wiedzieć, co w trawie piszczy, i właśnie wyczytał w jednej z tych zakłamanych gazet, iż dyrektor uprawia ów szantaż za pośrednictwem „biskupa z zachodniej Polski”. – A na czym to polegał ten szantaż, panie premierze? – zagadnął o. Rydzyk, sztucznie, jak się wydawało, rozbawiony. – Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale biskup z zachodniej Polski miał mi przekazać to ultimatum ojca dyrektora. – Gdzie ta zachodnia Polska, który to biskup mógłby być? – Jeśli chodzi o zachodnią Polskę, to ja się w ciągu ostatnich tygodni spotkałem i miałem rzeczywiście bardzo miłą rozmowę z księdzem biskupem Stecem... – Z kim?! – przerwał Kaczyńskiemu zdumiony o. Rydzyk, który przecież doskonale orientuje się, że w gronie hierarchów kat. Kościoła nie ma biskupa o takim, czy choćby nawet ociupinkę podobnym nazwisku. W eterze dało się usłyszeć gorączkowe szepty i manipulacje tzw. linią
opóźniającą (stosowaną w RM do cenzurowania wypowiedzi „zwykłych” radiosłuchaczy), ale nie pomogło. – ...z księdzem biskupem Stecem, więc pewnie by chodziło o niego. Tylko że w trakcie tej rozmowy ani jednego słowa na ten temat nie było – brnął niewzruszony Kaczyński, dodając, że twierdzenie, jakoby biskup straszył go o. Rydzykiem, „to jest kolejna insynuacja, kolejne pokazanie, jak bardzo no właśnie tego rodzaju gazety potrafią się zniżyć”. Dyrektor wolał już nie kontynuować niebezpiecznego egzaminu ze znanych prezesowi biskupów. – Pobłogosławić i swoje wiedzieć! To tak samo, panie premierze, jak to traktuje... dzisiaj jedna z telewizji. Tak przechodzę, bo pełno tych ekranów jest u nas w telewizji, przechodzę, widzę jakiś napis. Mówię: no wymyślili znowuż! Ciekawe, co jutro wymyślą. Oni wzięliby się do pracy i edukacji, bo jest tyle do zrobienia w Polsce. Niech ludzie wiedzą, co to jest ten traktat, wytłumaczyć, porozmawiać, a nie kłócić się – powiedział o. Tadeusz. Nie omieszkał wszakże podkreślić, że w jego biznesie musi czasem zwrócić baczniejszą uwagę na to, co nadaje konkurencja TV Trwam. – Słyszałem, że podobno w jakiejś telewizji nawet premier obecny też się wypowiadał. Pewno nie ma już żadnego tematu, nie ma widocznie nic innego do roboty. Takie primabaleriny, jeden przez drugiego lata i głupstwa opowiada – ubolewał dyrektor, którego już nie odwiedzają najwyżsi rangą urzędnicy państwowi. Na pożegnanie o. Tadeusz poinstruował Kaczyńskiego, żeby się nie kłócił, ale też nie wyciągał zbyt pochopnie ręki na zgodę, bo przeciwnik niechybnie „uściśnie ją imadłem”. – Wraca najczarniejsze stare. Nam też, gdzie tylko można, to nogi podkładają – tłumaczył zasępiony o. Rydzyk, nawiązując do kłopotów fundacji Lux Veritatis z doprowadzeniem do szczęśliwego dlań finału kwestii 27,3 mln zł dotacji wyłudzonej z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska na poszukiwanie złóż geotermalnych mających ogrzewać radiomaryjną Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. ~~~ „Wiercimy!” – triumfalnie obwieścił w styczniu rydzykowy „Nasz Dziennik”, gdy okazało się, że umowa zawarta między NFOŚ a Lux Veritatis ma charakter cywilnoprawny i jest nie do podważenia, podobnie zresztą jak koncesja na poszukiwanie wód geotermalnych udzielona fundacji przez PiS-owskiego ministra środowiska Jana Szyszkę. 29 stycznia 2008 r. fundacja podpisała umowę z wykonawcą (spółka „Poszukiwania Nafty i Gazu
7
Jasło” należąca do państwowego koncernu PGNiG) dziury w ziemi o przewidywanej głębokości 3 km, a nazajutrz przekazano górnikom teren, żeby jak najszybciej zaczęli kopać. W ostatnich dniach pojawiły się jednak problemy, bowiem fundacja Lux Veritatis nie złożyła NFOŚ w wymaganym terminie umówionego zabezpieczenia (hipoteka na działce o wartości 46 mln zł, do której redemptorystom przysługuje prawo wieczystego użytkowania, a usytuowane są na niej budynki WSKSiM). – Złożyli jedynie dokumenty o prawie do wieczystego użytkowania, podczas gdy w umowie był wyraźny zapis o ustanowieniu hipoteki – dowiadujemy się w NFOŚ. – Zgodnie z podpisaną umową, fundacja została zobowiązana do dostarczenia do NFOŚ różnych dokumentów. Pragnę podkreślić, że wszystkie zostały przez fundację dostarczone w terminie – twierdzi w „Naszym Dzienniku” o. Jan Król, uchodzący za ministra skarbu w gabinecie cieni o. Rydzyka. Ojciec Król lamentuje, że zarząd NFOŚ „z nieznanych powodów nie współpracuje z fundacją”. Co gorsza: „Słyszymy o różnych działaniach, które mają na celu doprowadzenie do zerwania podpisanej zgodnie z prawem umowy – skarży się zakonnik. Ale największa szansa na pokazanie o. Tadeuszowi figi tkwi w tym, że wiercenia – zgodnie z koncesją – miały się rozpocząć do 21 kwietnia. Jeśli do tego nie dojdzie, już nazajutrz zgoda na dziurę powinna stracić ważność. – Prace przygotowawcze już się rozpoczęły – uspokaja o. Król, choć nerwy musi mieć w strzępach, skoro 19 lutego fundacja padła przed NFOŚ na kolana, żebrząc o zmianę w umowie i przesunięcie terminu rozpoczęcia wierceń na III kwartał br. Tę informację polecamy szczególnej uwadze kompetentnych polityków Platformy, żeby pomyśleli o szansie odbicia ponad 27 mln zł, zamiast „jeden przez drugiego latać i głupstwa opowiadać”... DOMINIKA NAGEL
8
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
W czasie, kiedy świeccy i kościelni dygnitarze wciąż deliberują nad teorią migracji, toczy się życie. I to takie prawdziwe. Z badań przeprowadzonych przez Instytut Badania Opinii GfK Polonia wynika, że co czwarty mieszkaniec naszego kraju nigdy nie zetknął się z pojęciem „repatriant”, a co dziesiąty nie wie, co ono ozna-
Polaków z Kazachstanu sprowadza się w okolice Kazimierzy Wielkiej; grudzień 2006 r. – w Chorzowie osiedla się rodzina repatriantów z Republiki Uzbekistanu; wrzesień 2007 roku – do Szczecina przyjeżdżają re-
W końcu, licząc na dobry los, zamieszkali w domku letniskowym ośrodka formacyjno-rekreacyjnego należącego do katolickiej fundacji Metanoia. Ta ma w statucie zapisaną między innymi działalność charytatywną. Pomoc rodzinie w trudnej życiowej sytuacji wydawała się więc oczywista. Dla umęczonych ciągłą tułaczką ludzi pojawiła się szansa na stabilizację. Dzieci zaczęły chodzić do
że ich tak potraktowano. Że wyrzuca się ich z naszego i ich kraju – mówi 15-letni Łukasz, jeden z uczniów gimnazjum nr 9. Bo rodziny Kuleszowów w Lublinie już nie ma. Pod koniec lutego przed szóstą rano pod dom zajechało sześć policyjnych radiowozów. Wywieźli całą ósemkę do ośrodka dla cudzoziemców w Białej Podlaskiej. Prezes katolickiej Metanoi Dariusz Zduńczuk o niesub-
szkoły, a rodzice pracowali dorywczo. Przedstawiciele fundacji mieli pomóc w zalegalizowaniu pobytu, znalezieniu stałej pracy i załatwieniu mieszkania. Nie pomogli. Za to wkrótce kazali się wynosić. Najlepiej na Sybir. Tylko dokąd iść z szóstką dzieci? Tu, gdzie żyli, ich sąsiedzi nie powiedzą na nich złego słowa, podobnie jak szkolni koledzy dzieci. – Byli bardzo koleżeńscy, mili, chętnie pomagali innym uczniom, jeśli ci mieli kłopoty z nauką. Szkoda,
ordynacji Kuleszowów, którzy bezczelnie zajmowali mu metry kwadratowe, powiadomił bowiem sąd. W ten sposób kościelna Metanoia, której członkowie deklarują, że nic im tak na sercu nie leży jak bycie „znakiem żywotności Kościoła, narzędziem ewangelizacji i formacji nowego społeczeństwa zbudowanego na fundamencie cywilizacji miłości” – balastu się pozbyła. Ksiądz Piotr Kawałko, asystent kościelny z ramienia abpa Józefa Życińskiego, zamiast zareagować, zebrał
Czekając na wyrok cza. Tymczasem na przesiedlenie czeka co najmniej dwa tysiące osób, najwięcej z Kazachstanu, ale także z Federacji Rosyjskiej, Uzbekistanu, Ukrainy i Białorusi. Zgodnie z ideą pomocy tym, którzy chcą pamiętać, że mają polskie korzenie, samorządy dostają dotacje na organizowanie startu nowo przybyłym, a Urząd ds. Repatriacji i Cudzoziemców MSWiA prowadzi bazę danych „Rodak”, pozwalającą kojarzyć anonimowe polskie rodziny ze Wschodu z tymi gminami w kraju, które deklarują możliwości przygarnięcia rodaków. Także „rząd RP traktuje prowadzenie akcji repatriacyjnej jako spełnienie moralnego obowiązku wynagrodzenia historycznych krzywd Rodakom pochodzącym głównie z terenów azjatyckiej części byłego ZSRR. Ustawa o repatriacji ma umożliwić powrót do kraju tym osobom, bądź ich przodkom, które na skutek deportacji, zesłań i innych prześladowań narodowościowych i politycznych nie mogły się w Polsce nigdy osiedlić” – jak czytamy na stronie ministerstwa. Deklaracje przekładają się też na działania: listopad 2006 r. – rodzina
G
patrianci z Kazachstanu; styczeń 2008 – kolejni repatrianci sprowadzają się do Gdańska; luty 2008 – repatrianci z Kazachstanu znajdują swój dom w Będzinie. To niektórzy spośród tych, którym udało się szczęśliwie wrócić do kraju i którzy jeszcze ten kraj pamiętali albo znali tylko z opowiadań. Dostali mieszkanie, pracę i obywatelstwo. Często – po prostu drugie życie. Są jednak i mniej optymistyczne historie. ~~~ Swietłana i Arkadij Kuleszowowie osiem lat temu przyjechali z Nowosybirska do Polski, kraju przodków. Nie na zaproszenie polskich władz, ale w poszukiwaniu lepszego życia. W pociągu spędzili tydzień, dzieci owijali kocami, żeby nie przemarzły. W Polsce najpierw przez kilka miesięcy się tułali, aż w końcu osiedli w Lublinie. W starych księgach parafialnych znaleźli informacje tylko o jednym ze swoich pradziadków, który po klęsce powstania styczniowego został zesłany na Sybir. Pozostałe dokumenty zaginęły. Bezskutecznie więc starali się zalegalizować swój pobyt.
randa! Skazany prokurator chce pieniędzy z miejsca dawnego zatrudnienia, czyli prokuratury. Maciej S. był śledczym w Prokuraturze Rejonowej w Lubartowie. W roku 1998 w pobliskim Trzcińcu doszło do rozboju z kradzieżą. Jednym ze sprawców był Artur G. – syn prominentnego lubelskiego urzędnika Andrzeja G. Tatuś za wszelką cenę chciał synalkowi pomóc i w sprawę zaangażował m.in. adwokata Adama K. oraz prokuratora Macieja S. Ten ostatni za 1000 zł łapówki (co najmniej) wyniósł z prokuratury kserokopie zeznań pokrzywdzonej osoby. Kwity trafiły do mecenasa Adama K., co ułatwiło mu obronę klienta – młodego G. Podejmowane były też inne próby matactwa. Sprawa ostatecznie wydała się. Obecnie i adwokat K., i prokurator S. siedzą w więzieniu. Zanim to nastąpiło, Maciej S. był
Urlop za kratkami zawieszony w czynnościach służbowych, a nawet tymczasowo aresztowany. Zanim S. zatrzymano i zawieszono, miało miejsce odpowiednie postępowanie dyscyplinarne. A właściwie nie tak odpowiednie do końca, bo w trakcie popełniono kilka rażących błędów. Na przykład postanowienie o zawieszeniu Macieja S. w czynnościach służbowych i natychmiastowym odsunięciu od wykonywania obowiązków z 26 czerwca 2001 roku podpisał Zbigniew Wassermann. Sęk jednak w tym, iż Wassermann nie był prokuratorem krajowym, a jedynie pełniącym jego obowiązki. Ustawa
zaś nie przewidywała podejmowania w tych kwestiach decyzji przez p.o. W końcu jednak Macieja S. udało się skutecznie zawiesić, aresztować, a potem osądzić. Wyrok uprawomocnił się w grudniu 2006 roku. Niedawno Sąd Najwyższy odrzucił kasację i S. odbywa karę pozbawienia wolności. Z mocy prawa przestał też być prokuratorem. Tymczasem pozwem skierowanym w maju 2007 roku do VII Wydziału Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Rejonowego w Lublinie przeciw lubelskiej Prokuraturze Okręgowej – były prokurator Maciej S.
w garść sutannę i chyłkiem się z duszpasterzowania wycofał. Bo po co sobie głowę zawracać jakimiś „Ruskami”. ~~~ Wojewoda lubelski podjął już decyzję o deportacji rodziny Kuleszowów do Rosji. W odpowiedzi zawiązało się swoiste pospolite ruszenie. Starają się im pomóc sąsiedzi, dyrektorzy szkół, do których uczęszczały dzieci, oraz lokalni politycy. Senator Józef Bergier sytuację rodziny o polskich korzeniach przedstawił kierownikowi Biura Polonijnego Kancelarii Senatu oraz w MSWiA. Wciąż czeka na odpowiedź. – Staraliśmy się, jak również kilka innych szkół, do których uczęszczały dzieci Kuleszowów, pomagać na miarę naszych możliwości. Mamy zapewnienie, że po deportacji (jeśli do niej dojdzie) dzieci będą mogły wrócić do Polski. Jedna z sióstr, Elizaveta (na zdjęciu jako anioł w szkolnych jasełkach), była najlepszą uczennicą w szkole. Niezwykle pracowita – twierdzi Anna Pastusiak, dyrektor gimnazjum nr 9 w Lublinie. – To, że dzieci chodzą do polskiej szkoły, nie wystarczy, by pozwolić ich rodzicom na pobyt w kraju – tłumaczy z kolei Małgorzata Tatara, rzecznik prasowy lubelskiego wojewody. I właściwie ma rację, bo ten postępuje przecież zgodnie z literą prawa. Tylko że... Tylko że w tym samym czasie, kiedy Kuleszowowie czekają na wyrok, trwają na Lubelszczyźnie wielkie przygotowania do szumnego medialnie przedsięwzięcia „Wielkanoc w Polsce”. „Zwracamy się do mieszkańców Lublina i regionu, aby przyłączyli się do przedsięwzięcia »Wielkanoc w Polsce« i zaprosili do swoich domów gościa z dalekiej Syberii czy Kazachstanu. Zachęcamy mieszkańców naszego miasta, regionu, firmy, osoby prywatne do wsparcia naszego wspólnego dzieła. Każda forma pomocy będzie bardzo cenna” – apelują organizatorzy IX pielgrzymki Polaków ze Wschodu... WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
zażądał sprostowania świadectwa pracy poprzez wpisanie właściwej podstawy prawnej wygaśnięcia stosunku służbowego oraz stwierdzenia prawa do urlopu wypoczynkowego i wypłatę za niego ekwiwalentu. Wartość przedmiotu sporu określono na 35.430,20 zł. Maciej S. wywodzi, że nawet będąc w stanie zawieszenia, nabył prawo do urlopu. – Sprawa jest bezprecedensowa – przyznają nasi rozmówcy. Tymczasem z postępowania zdążyła się wyłączyć sędzia – koleżanka S. z czasów studiów. Poza głównymi żądaniami Maciej S. wniósł również o zwrot kosztów procesu. Te zapewne będą niebotyczne, gdyż w sądzie reprezentuje go własna żona, pani adwokat Agata S. Twierdzi, że „z racji miejsca pobytu” ma utrudniony kontakt ze swoim klientem. KAZIMIERZ CIUCIURKA
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r. szystko rozwalić, a później „się zobaczy” – weryfikacja żołnierzy byłych Wojskowych Służb Informacyjnych stanowi wyborną ilustrację pomysłów na Polskę á la bracia Kaczyńscy&Co. Pułkownik rezerwy Krzysztof Polkowski jest byłym oficerem Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (wywiad). Zajmował się tam kryptoanalizą, czyli – najogólniej rzecz ujmując – łamaniem szyfrów. Po zmianach organizacyjnych trafił w 1991 r. do WSI, gdzie jako szef oddziału informatyzował wywiad i kontrwywiad. W ostatnich dwóch latach istnienia WSI był szefem Centrum Bezpieczeństwa Teleinformacyjnego – jednej z formacji służby ochrony państwa. Nie chciał wsiąść na karuzelę kadrową, do której doszło w WSI po objęciu władzy przez PiS, i zwolnił się z zawodowej służby wojskowej. Odszedł z niej w końcu stycznia 2007 roku. Przez trzy lata (1996–1999) reprezentował Polskę w USA jako zastępca attaché obrony. Ma w dorobku ważne funkcje w NATO (w okresie grudzień 1999 r. – lipiec 2003 roku był szefem planowania łączności i informatyki Regionalnego Dowództwa w Heidelbergu w Niemczech). W jego kolekcji odznaczeń znajduje się m.in. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (2002 r.) oraz amerykański The Meritorious Service Medal („Medal za Zasługi dla Sił Zbrojnych”), przyznany dotychczas zaledwie kilkunastu polskim oficerom „za szczególne zasługi i wspieranie wspólnego bezpieczeństwa”. Zdaniem Antoniego Macierewicza – wyrażonym w opublikowanym 16 lutego 2007 r. raporcie z likwidacji WSI – płk Polkowski jest sowieckim szpiegiem i notorycznym przestępcą, stanowiącym niewyobrażalne wprost zagrożenie dla bezpieczeństwa naszego kraju... „FiM”: – Nieźle musieli pana Rosjanie wyszkolić, skoro tak skutecznie wodził pan wszystkich za nos i dopiero niezawodny druh Macierewicz pokazał, że nikt i nic się przed nim nie ukryje. Krzysztof Polkowski: – Gdyby traktować tego człowieka poważnie, to rzeczywiście bardzo mizernie wyglądałyby służby kontrwywiadu Stanów Zjednoczonych oraz pozostałych państw NATO, które od 1992 r. szkoliły mnie, powierzały odpowiedzialne stanowiska i dowodzenie swoimi żołnierzami, a nawet odznaczały. Dosyć pikantnym zaś szczegółem obrazującym pewne rozdwojenie jaźni byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego jest to, że właśnie jego decyzją zachowałem poświadczenie bezpieczeństwa umożliwiające dostęp do informacji niejawnych o najwyższej klauzuli „ściśle tajne”, choć namaszczony przez pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego ówczesny szef WSI, generał Jan Żukowski, stawał na głowie, żeby mi ten glejt odebrać.
W
– Jest pan jedną z dziewięciu osób, które w 2006 r. poddały się procedurze weryfikacyjnej, nie składając akcesu do nowych służb wywiadu i kontrwywiadu. Czy mając zapewnioną emeryturę, warto było ryzykować utratę wolności od 6 miesięcy do 8 lat za złożenie niezgodnego z prawdą oświadczenia? – A czegóż miałbym się obawiać, skoro wiem, co robiłem w życiu i nigdy nie przekroczyłem granicy, za którą musiałbym się czegoś wstydzić? W moim żołnierskim pokoleniu istnieje ponadto coś takiego jak honor, zobowiązujący oficera do stawania wobec trudności z podniesioną przyłbicą. Darzę więc uznaniem wszyst-
POD PARAGRAFEM przy Akademii Dyplomatycznej w Moskwie, dał opinii publicznej wyraźnie do zrozumienia, że jestem oczywistym zdrajcą, o czym niezwłocznie zawiadomi prokuraturę. – Wypadało tylko czekać na aresztowanie... – Nie pozostałem bierny. Poinformowałem Macierewicza, Sejmową Komisję ds. Służb Specjalnych oraz ministra koordynatora Zbigniewa Wassermanna o kryminalnych pomówieniach zawartych w raporcie. W odpowiedzi Macierewicz napisał, że jego pretorianie coś tam jednak na mnie znaleźli podczas styczniowego spotkania. Co? Tego nie wiem do dzisiaj, bowiem nie postawiono mi dotychczas żadnych for-
jej procedurę ukończono wobec 814. Dziś już wiadomo, że Olszewski też się skompromitował, bo nie sfinalizuje swojej pracy do końca czerwca. Powiedzmy sobie wyraźnie: ta cała weryfikacja oraz raport Macierewicza są jedną wielką lipą i okazały się totalną kompromitacją ówczesnej władzy. – Może pan uzasadnić tę opinię choćby jednym przykładem? – Dowodziłem setką zdolnych ludzi, przyzwoitych i dysponujących unikalną wiedzą. Ich kariery w WSI rozpoczęły się wraz z wejściem Ustawy o ochronie informacji niejawnych, czyli w 1999 r. W latach 2005–2006, w wyniku decyzji ministra obrony Jerzego Szmaj-
„Szybcy” i wściekli kich, którzy poddali się weryfikacji, kładąc na szali swoją wolność. Tym bardziej że nikt z nas nie miał gwarancji, że weryfikacja będzie przeprowadzona uczciwie. – Jak w pańskim przypadku przebiegła ta procedura? – Rzecz w tym, że wciąż przebiega i polega wyłącznie na czekaniu. 3 sierpnia 2006 r. złożyłem stosowne oświadczenia wraz z pismem do przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej. Zakomunikowałem Macierewiczowi, że choć nie ufam gremium, na którego czele stoi, to jednak postanawiam wypełnić swój moralny obowiązek i dobrowolnie poddać się weryfikacji, bez chęci dalszej pracy w nowych służbach. Dopiero 24 stycznia 2007 r. stanąłem przed obliczem komisji. Stawiłem się na wezwanie, choć przed spotkaniem nie zostałem poinformowany – mimo ciążącego na przewodniczącym tejże komisji prawnym obowiązku – o jakichkolwiek rozbieżnościach pomiędzy danymi zawartymi w moich oświadczeniach a istniejącymi dokumentami. Na miejscu okazało się, że nic nie muszę wyjaśniać. Odpowiedziałem na kilka trywialnych pytań, po czym został sporządzony protokół, w którym nie było ani jednego zarzutu o naruszeniu przeze mnie w przeszłości obowiązującego prawa. – Rozumiem, że nie spodziewał się pan wówczas, że zostanie jednym z niesławnych „bohaterów” raportu Macierewicza? – Byłem w szoku, widząc tam w kilku miejscach swoje nazwisko jako człowieka „związanego z GRU” (wywiad wojskowy b. ZSRR, a obecnie Rosji – dop. red.) i „nielegalnego lobbysty” działającego w zorganizowanej grupie przestępczej. Macierewicz nie nazwał mnie wprost „sowieckim szpiegiem”, ale sprytnie żonglując faktem, że od września 1983 r. do czerwca 1984 r. uczestniczyłem w organizowanym przez GRU kursie dowódczo-sztabowym
Weryfikator Olszewski ośmieszony, ale wciąż wesoły...
malnych zarzutów ani też nie zostałem poproszony o wyjaśnienie rzekomych kłamstw zawartych w moich pisemnych oświadczeniach złożonych przed komisją. Nie omieszkałem też zawiadomić prokuratury o niezgodnych z prawem działaniach prowadzonych przez przewodniczącego i członków komisji oraz wystąpić z pozwem do sądu. – I co? – Groch o ścianę. – Od listopada 2007 r. przewodnictwo komisji objął Jan Olszewski. Zapowiadał, że weźmie się ostro do roboty, bo przecież z końcem czerwca 2008 r. organ ten definitywnie kończy swoją działalność... – Jest połowa marca, a jedyne, co od niego dostałem, to pismo, że moja weryfikacja „jest w toku” i że „nie ma w chwili obecnej dostępu do zdeponowanych w Kancelarii materiałów”. Przypomnę, że do chwili obecnej spośród 2179 żołnierzy i pracowników WSI, którzy zadeklarowali chęć poddania się weryfikacji,
dzińskiego o przydzieleniu dodatkowych etatów oficerskich i dzięki staraniom ówczesnego szefa WSI, generała Marka Dukaczewskiego, przyjąłem ponad 40 absolwentów Wojskowej Akademii Technicznej – kryptologów, elektroników i informatyków, którzy mieli zapobiec istniejącej zapaści w obszarze bezpieczeństwa systemów teleinformatycznych, a szczególnie ochrony kryptograficznej. Wszyscy przeszli badania na wariografie i testy psychologiczne. Wiadomo mi, że ponad połowa tych młodych specjalistów nie pracuje w nowej komórce SKW, choć złożyli oświadczenia i chcieli służyć dalej. W kwietniu 2007 r. wielu moich byłych podwładnych otrzymało oficjalne pisma informujące, że nie ma dla nich miejsca w nowej Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Nie przeprowadzono ich weryfikacji, nie mówiąc już o tym, że nie podano im żadnej przyczyny odmowy. Jeśli intencją ustawodawcy był taki właśnie sposób weryfikacji kadr WSI, to wystarczyło po prostu zlikwidować tę
9
firmę, wyrzucić wszystkich na bruk oraz utworzyć nowe „patriotyczne” służby według przepisu Macierewicza. Po co oszukiwać Polaków, że chodziło o sprawiedliwość, o dobro ludzi i kraju? – Jest pan kryptologiem, więc nie powinno panu przysporzyć kłopotu rozwiązanie zagadki, kto stwierdził: „Macierewicz był jedynym człowiekiem, który potrafił rozwiązać WSI. Mam nadzieję, że dożyję dnia, kiedy dostanie za to jakieś bardzo, bardzo wysokie odznaczenie państwowe”. Dla ułatwienia dodam, że wypowiedziano te słowa 8 lutego 2008 r. na antenie pewnego radia. – To chyba tylko u ojca Tadeusza Rydzyka... Może Wassermann – „szorstki przyjaciel” Antoniego? – Były premier Jarosław Kaczyński w „Sygnałach Dnia” Polskiego Radia. – Cały on, „mały, wielki strateg”... Powiem tak: sama idea przeprowadzenia weryfikacji była słuszna, lecz przeprowadzono ją szesnaście lat za późno i nieprofesjonalnie, a przede wszystkim z ogromną szkodą dla naszego kraju. Opublikowanie zaś raportu zawierającego mnóstwo wrażliwych danych o wojskowych służbach specjalnych było skandalem i wielką głupotą. Jeszcze trochę poczekamy i zobaczymy, czym zakończy się weryfikacja oraz ile osób pomówionych w raporcie z likwidacji WSI zostanie skazanych prawomocnymi wyrokami sądu. Bardzo jestem ciekawy, co wówczas powie Macierewicz i jego polityczni sponsorzy. – Już dzisiaj twierdzą, że stare kadry WSI zaczynają wracać do służb, więc wytłumaczenie będzie proste... – Takie wypowiedzi to kolejna gierka polityczna ludzi nieznających ustawy, która mówi, że bez poddania się weryfikacji nikt ze „starych” nie ma szans na pracę w nowych służbach, a termin składania oświadczeń i wniosków minął 7 sierpnia 2006 r. Ponadto nie wierzę, aby doświadczeni upokorzeniami koledzy chcieli odbudowywać te ruiny. Ja na pewno nie wrócę do służb, a nawet do wojska. Zdjąłem mundur i drugi raz go nie założę. Nasza rodzinna tradycja mówi, że mundur wkłada i zdejmuje się tylko raz w życiu, chyba że u bram ojczyzny staje wróg. Dziadek i ojciec na pewno nie wybaczyliby mi sprzeniewierzenia się tej zasadzie. Czekam na wynik weryfikacji, gdyż mam dopiero 55 lat i nadal chcę wspierać swoją wiedzą oraz doświadczeniem działania wszystkich ludzi, którym bezpieczeństwo kraju i rozwój narodowej kryptografii leży na sercu. Na pewno pozytywny wynik weryfikacji da mi motywację do dalszego zajmowania się tą problematyką. Zaś wynik negatywny to odpowiedź na kolejne życiowe pytanie: kryptografia czy definitywna emerytura. – Życzymy, panie pułkowniku, tego pierwszego i dziękujemy za rozmowę. ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
MITY KOŚCIOŁA
Oficjalne kroniki i nekrologi przedstawiają legendarnego obrońcę Jasnej Góry w aureoli bohatera narodowego. Ale wystarczy poszperać w zakonnych archiwach, by dostrzec, że świetlany wizerunek jest porysowany... Paulin Augustyn, z domu Klemens Kordecki, wychwalany pod niebiosa, ale jakoś dziwnie nie mogący się doczekać wyniesienia na ołtarze, jest dziś sztandarową postacią kat. Kościoła i każdej patriotycznej inicjatywy. „Wielkość o. Kordeckiego polegała na tym, że w chwili śmiertelnego zagrożenia Ojczyzny przez szwedzki potop dobrze ocenił
obozu silniejszego, by obficie korzystać z uroków, jakie życie dawało w tamtych czasach ludziom inteligentnym. Ta właśnie mądrość sprawiła, że kilkakrotnie piastował w zakonie ważne urzędy. ~~~ „W 1655 r. cała Polska znalazła się w ręku najeźdźców. Istny potop szwedzki zalał kraj. Poddały się bez
mocy Dziewicy z Jasnej Góry, iż w momencie istnego »potopu« mocą swej wiary wyciągnął okręt z toni” – czytamy w opowieści, którą paulini uraczyli pielgrzymów przybyłych na Jasną Górę z okazji rocznicowych ceremonii. I pomyśleć, jak piękną byłaby legenda, gdyby nie te przeklęte szwedzkie archiwa... „Ponieważ całe królestwo polskie posłuszne jest Najjaśniejszemu Królowi Szwecji i uznało Go za swego Pana, przeto i my wraz ze świętym miejscem, które dotąd królowie polscy mieli we czci i poszanowaniu, pokornie poddajemy się Jego Królewskiej Mości Panu Szwecji, zgodnie z listem z dnia 28 października, na-
dworów. Do końca życia pozostał jednak zakompleksionym mieszczuchem i nawet sława defensora nie wyleczyła go z tej przypadłości. W kronikach zakonnych znajdujemy taką oto historię: Kiedy wybitny i światły paulin Wincenty Śleszkowski – absolwent kilku zachodnioeuropejskich uniwersytetów – zarzucił Kordeckiemu na kapitule niezgodny z prawem kanonicznym wybór na prowincjała, Augustyn urządził mu prawdziwy holokaust i nie skończyło się bynajmniej na życiu doczesnym. Złamanie konfratrowi kariery okazało się zbyt słabą zemstą katolickiego duchownego, więc legendarny obrońca Jasnej Góry urządził – wzorem
paulinów coraz częściej pojawiały się zapisy o wypłatach honorarium „cyrulikowi od leczenia tłuczonego razu na głowie”. No cóż, książek mieli zakonnicy jak na lekarstwo, ale przy każdym klasztorze po kilka browarów. Nic więc dziwnego, że przy topieniu smutków sprokurowanych przez złego szefa wdawali się często w bijatyki. ~~~ „20 marca 1673 r. o godz. 16.00, w otoczeniu modlących się współbraci zakonnych, odszedł do Pana po wieczną nagrodę wielki przeor Jasnej Góry – o. Augustyn Kordecki. Stało się to w paulińskim klasztorze w Wieruszowie, gdzie przeprowadzał wizytację jako wikariusz prowincjalny i prze-
papieża Stefana VII – nad zwłokami Śleszkowskiego „synod trupi” (pośmiertne osądzenie oraz pozbawienie czci, zorganizowane przez kat. Kościół po raz pierwszy w 897 r.). Kronikarze opłacani przez Kordeckiego wypisywali w nekrologach bzdury, jakoby Wincenty – doktor z Padwy i Bolonii – kupił sobie te tytuły. Na wszelkie możliwe sposoby szydzono – pod batutą Augustyna – ze zmarłego i zacierano dobrą o nim pamięć. Kordecki nie szanował ani ludzi wykształconych, ani nauki w ogóle. Owszem, paulini za czasów jego rządów remontowali biblioteki, ale żal mu było pieniędzy na zakup ksiąg, choć ówczesne konstytucje zakonu i kapituły nakładały na niego taki obowiązek. Niszczenie wybitnych jednostek, faworyzowanie karierowiczów oraz rozwód z nauką zaowocowały szybkim upadkiem moralnym i intelektualnym białych mnichów. Pod koniec XVII wieku w księgach rachunkowych
or Jasnej Góry. Jego doczesne prochy przewieziono na Jasną Górę” – twierdzi współczesny kronikarz zakonu. Opowiada bajkę, bowiem dawni paulini mieli zwyczaj ukrywania zwłok swoich współbraci. Robiono to w celu utrudnienia ewentualnego kultu, a zakonnicy nie starali się o wyniesienie na ołtarze zmarłych kolegów. Dlaczego? Jedni mówią, że przez pokorę, inni – że przez lenistwo i chciwość (w Rzymie trzeba było „posmarować”...). Dzisiejsi pielgrzymi wchodzący do kaplicy jasnogórskiej widzą po lewej stronie urnę. Napis informuje, że są to prochy Kordeckiego. W rzeczywistości jego szczątki nigdy się nie odnalazły, a w urnie znajduje się trochę popiołu zmiecionego z krypty. Nic realnego nie zostało po Kordeckim. Tylko sława bohatera, którym faktycznie nie był, kronikarza, który mijał się z prawdą, i pasterza, którego sam jego mistrz nazwałby najemnikiem. o. Pius, ST
Odcedzone z „Potopu” sytuację i ukazał siłę, do której zawsze odwołać się można, w imię której Polacy zdolni są do każdego wysiłku. Podjął on obronę i zwyciężył, ratując Sanktuarium Jasnogórskie i całą Polskę. Tą siłą Polaków jest wiara w Boga żywego, przywiązanie do Chrystusowego Kościoła, miłość i cześć dla Najświętszej Maryi Panny” – czytamy w specjalnym komunikacie Biura Prasowego paulinów, przygotowanym z okazji przypadającej 20 marca zaokrąglonej 330. rocznicy śmierci ich konfratra. Odłóżmy na półkę Sienkiewiczowski „Potop” i popatrzmy, kim Kordecki był naprawdę... ~~~ Przyszedł na świat 16 listopada 1603 r. w Iwanowicach pod Kaliszem jako syn Doroty i Marcina – miejscowego burmistrza. Po skończeniu nauki w szkole parafialnej studiował filozofię w Kaliszu, a następnie teologię w Poznaniu. Do paulinów zgłosił się w wieku 30 lat. Zaczął w szeregach stronników prowincjała Bartłomieja Bolesławskiego, zbuntowanego przeciwko ówczesnemu generałowi zakonu – „światłemu i pobożnemu” Marcinowi Gruszkowiczowi. Efektem zaś „przedwczesnej śmierci” (tak kroniki określają faktyczne zabójstwo) generała w 1636 r. było zablokowanie wszelkich zainicjowanych przez niego reform. Czy Kordecki uczestniczył w spisku mającym na celu definitywne wyeliminowanie Gruszkowicza? Tego nigdy się nie dowiemy. Nie ulega natomiast wątpliwości, że wielebny Augustyn posiadał wyczucie czasu. Wiedział, kiedy porzucić przegraną sprawę i przenieść się do
oporu najpotężniejsze twierdze. Bezradny król Jan Kazimierz opuścił granice Ojczyzny. Ale pozostał maleńki skrawek ziemi wolny od wroga – Jasna Góra, sanktuarium narodowe, pauliński klasztor, którego przeorem był człowiek nieugiętego ducha – o. Augustyn Kordecki” – entuzjazmuje się współczesny apologeta o. Jan Stanisław Rudziński. W rzeczywistości przeor Kordecki był po prostu niezłym dyplomatą. Poddał klasztor władcy Trzech Królestw Karolowi X Gustawowi (otrzymał od króla list żelazny gwarantujący bezpieczeństwo twierdzy), ale nie otworzył bram przed jego żołdactwem, co sprowokowało gen. Burcharda Müllera do trwającego przeszło miesiąc (od 18 listopada do 26 grudnia 1655 r.) oblężenia Jasnej Góry. Między bajki należy też włożyć peany określające Augustyna „rycerzem broniącym Maryi”. Obraz Czarnej Madonny oraz inne najcenniejsze precjoza wywiózł z Częstochowy już 7 listopada 1655 r. Teofil Bronowski, ówczesny prowincjał paulinów, zabezpieczając skarby na zamku Andrzeja Cellariego w Lublińcu, a następnie w Głogówku u tamtejszych paulinów. Na Jasnej Górze – oprócz kilkuset kilogramów wdowiego grosza – pozostała kopia „cudownej ikony”, o czym obrońców fortecy Kordecki, oczywiście, nie powiadomił, coby ducha nie gasić... „Przeor Jasnej Góry nie był szaleńcem, był realistą, ale Bożym realistą. Nie podjął obrony bez nadziei na zwycięstwo (...). Zasługa przeora Kordeckiego polega na tym, że tak bezgranicznie zawierzył zwycięskiej
desłanym nam przez Wielmożnego Posła Wittenberga. Nasze poddanie się ponawiamy w liście do Warszawy (rezydował tam wówczas król Karol Gustaw – dop. red.), na który łaskawej obecnie czekamy odpowiedzi. Jako wierni poddani Jego Królewskiej Mości Króla Szwecji, a naszego Najmiłościwszego Pana, nie myślimy podnosić więcej oręża przeciwko wojsku Waszej Dostojności” – napisał Kordecki 21 listopada 1655 roku w liście do gen. Müllera. Dodajmy, że list znany był już od 1904 r. (por. „Obrona Jasnej Góry” – „FiM” 24/2005), kiedy to Theodor Westrin – dyrektor królewskiego archiwum Szwecji – odnalazł rękopis Kordeckiego, którego kopią nie zainteresowało się dotychczas żadne muzeum w Polsce. Dlaczegóż więc gen. Müller w ciągu jednej nocy zwinął obóz i nieoczekiwanie wycofał się spod Jasnej Góry? Historycy twierdzą, że Szwed dostał oczekiwany okup lub przestraszył się zmierzającej ku Częstochowie odsieczy starosty babimojskiego Krzysztofa Żegockiego. Paulińscy kronikarze przekonują oczywiście, że sprawę załatwiła Matka Boska Częstochowska przechadzająca się po murach klasztoru i osobiście kierująca lotem pocisków armatnich wystrzeliwanych w kierunku stanowisk protestanckich heretyków... ~~~ Mit obrońcy klasztoru wprowadził Augustyna na salony i o mały włos nie został on generałem zakonu. Dostał nawet propozycję objęcia biskupstwa, ale odrzucił ją z niechęci do przenoszenia się na prowincję, skąd blask jego gwiazdy mógłby nie sięgać najważniejszych
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
NASI OKUPANCI
11
Jak Kościół Polskę okradał (cz. X) Historia pospolitego kościelnego złodziejstwa jest niemal tak długa jak historia Kościoła. Spośród setek afer tu opiszemy zaledwie kilka co ciekawszych „świętych” przypadków z naszego podwórka. Pobór świętopietrza – poborcami (kolektorami) zawsze byli duchowni. Było to jedno z najbardziej lukratywnych stanowisk w ówczesnej Europie. Byli bezkarni i silni stojącym za nimi Kościołem. Dysponowali zbrojnymi oddziałami, a władcy musieli im udzielać wszelkiej pomocy. Do tego bez skrępowania szafowali klątwą i interdyktem. Krociowe zyski poborców brały się z wysokiej prowizji i braku kontroli. Dodatkowo łupili trzodę przy wymianie walut. Dla usprawnienia grabieży zatrudniali podpoborców. Wielu z nich było pospolitymi złodziejami, którzy często znikali z pieniędzmi. W teren ruszali wtedy następni. Jeśli chłop nie miał pokwitowania, płacił jeszcze raz. Mało który miał, bo prawie żaden nie umiał czytać i pisać, a podpoborca, który planował ukraść podatek, wystawiał analfabetom co chciał. Nadużyć i tragedii ludzi było co niemiara, bo złodziejski proceder trwał przez cały okres pobierania z Polski świętopietrza, tj. około pół tysiąca lat! Spośród polskich poborców świętopietrza szczególną bezwzględnością wsławili się miłosierni po katolicku biskupi łupieżcy: krakowski Jan Muskata, kujawski Gerward, poznański Uriel Górka i krakowski Piotr Tomicki. Tak wielki i dochodowy przywilej papieże nadawali tylko zdrajcom zaprzedanym bez reszty interesom Kościoła, najczęściej tożsamym z interesami Niemiec, a później – niemieckich Habsburgów. Wyłudzenie wielkich dóbr nowogrodzkich – w roku 1258 biskup kujawski Wolimir ich zapis dla diecezji wyłudził na łożu śmierci od umierającego wojewody Boguszy, który nie miał syna. Jego córki, zgodnie z ówczesnym prawem, nie mogły dziedziczyć ziemi. Hiena w sutannie wykorzystała nieobecność krewnych wojewody, którzy byli akurat na wyprawie z księciem Kazimierzem Konradowicem. Bez trudu więc biskup osaczył umierającego, postraszył wiecznym potępieniem za grzechy i jako pokutę wyzbaczył zapis dóbr Kościołowi. Krewnych pominięto. Nic dziwnego, że pokrzywdzeni wystąpili na drogę prawną. Wybuchł zażarty spór. Książę Kazimierz bał się zadrażniać stosunki z biskupem i pewny wyniku, „zepchnął” sprawę do rozstrzygnięcia księciu seniorowi Bolesławowi
Wstydliwemu. Ale przeliczył się, bo senior klęczon był przez Kościół trzymany na krótkiej smyczy, no i wiadomo, że Kościół nigdy niczego nie odda. Rzeczywiście, Bolesław zatwierdził testament Boguszy, a wkrótce klepnął to też synod biskupów złożony z kumpli Wolimira. Dopiero teraz książę Kazimierz przestraszył się wzrostu potęgi biskupa kosztem jego państwa – wszak z tych ogromnych dóbr nie miał już dostać ani grosza podatku. Także ze zwykłego poczucia sprawiedliwości nie uznał tych decyzji. Hiena w sutannie odwołała się do... papieża. Papież Aleksander IV bullą z 11.03.1259 r. oczywiście zatwier-
większej KASY! Książę korony nie doczekał. Złodziej w sutannie, wiedząc, że nie ucieknie, wykorzystał fakt, iż na dworze księcia miał wsparcie... własnego brata, lekarza władcy. Wiele wskazuje, że też był to duchowny. On właśnie otruł księcia. Wypadki te opisuje kilka ówczesnych niezależnych od siebie źródeł. Bezpotomna śmierć zaledwie 33-letniego księcia Henryka Probusa zniweczyła zjednoczenie Polski ze Śląskiem. Wywołała kolejną krwawą wojnę domową i otworzyła drogę do polskiej korony zgermanizowanym czeskim Przemyślidom. Polska straciła Pomorze
Miał pełne poparcie papiestwa, które hojnie opłacał. Toteż wytoczone mu przez arcybiskupa Świnkę, a potem Łokietka procesy, Muskata wygrał. Wygnanego przez Łokietka biskupa Kościół dwa razy przywracał na stolec biskupi, a nawet zatwierdził jego klątwę na księcia. Drogo kosztowało Polskę i Łokietka jej zdjęcie. To są te „zasługi Kościoła dla Polski”. Czopowe biskupa – biskup Piotr Tomicki popisał się bezczelnym numerem. W roku 1518 Zygmunt Stary odstąpił mu czopowe (płacili ten podatek mieszczanie od wyrobu, sprzedaży i importu wódki, miodu i piwa) na 2,5 roku,
dził wyłudzony testament. Tempo niebywałe, uwzględniając komunikację w tamtych czasach. Ponieważ książę testamentu nadal nie chciał uznać, biskup go wyklął. Z pewnością na prośbę Wolimira papież polecił bronić biskupstwa... Krzyżakom. Nawet zbrojnie! Dał Krzyżakom pretekst do wtrącania się w sprawy księstwa. Spór z księciem zakończył się w 1262 r., oczywiście po myśli biskupa Wolimira. Z pokrzywdzonymi krewnymi Boguszy konflikt trwał aż do 1350 r. Wynik wiadomy. To tylko jedna z setek takich afer!!! Otrucie księcia Henryka IV Probusa – po opanowaniu Krakowa Henryk Probus podjął w Rzymie starania o koronę królewską. Z tym zadaniem w roku 1290 wysłał do papieża swego legistę, oczywiście duchownego. Jako że w „bożym” Kościele nic za darmo, zaopatrzył go w olbrzymią sumę 12 tys. grzywien. Klecha część tej sumy ukradł i uciekł. W zachowanych listach papież Mikołaj IV żądał, oczywiście,
i Śląsk. Zhołdowali go Czesi przy wydatnej pomocy biskupów wrocławskich. Biskup krakowski Jan Muskata – zniemczony Ślązak, prawa ręka Przemyślidów. Na jednym z procesów wyraził swoje katolickie credo: „Gdybym nie miał dokonać tego, co zacząłem, i gdybym nie miał wytępić narodu polskiego, wolałbym umrzeć”. Oskarżony był o morderstwa, gwałty, grabieże i rozwiązłość. Okazji do bezkarnych grabieży miał bez liku, bo w latach 1285–1293 z nadania papieża był generalnym poborcą świętopietrza na całą archidiecezję gnieźnieńską, nadto jako starosta rządził w imieniu króla Wacława II. Zakamieniały wróg Władysława Łokietka, prowadził z nim otwartą wojnę. Żeby zdobyć pieniądze na zaciąg wojsk oraz wystawne życie, złupił i spalił kilka miast, kilkadziesiąt wsi, okradł groby biskupów krakowskich w katedrze wawelskiej, ograbił dziesiątki kościołów. Do ich otwarcia używał jako klucza... topora.
pod warunkiem że biskup ufortyfikuje Radymno i zbuduje zamek obronny. Słynny z pazerności biskup pieniądze wziął, a o zamku w Radymnie do dziś nie słychać. Otoczył tylko murami dwór biskupi i rozbudował swój biskupi zamek w Siewierzu. Miasto Radymno było własnością biskupów przemyskich. Leżało na szlaku najazdów tatarskich. Już samo ładowanie publicznych pieniędzy we własność Kościoła, i to przynoszącą mu znaczne zyski, jest przestępstwem (a trwa do dziś!). Do tego biskup kasę ukradł, a najazdy tatarskie nadal pustoszyły kraj aż po Wisłę. Ale biskup był podkanclerzym i miał ogromny wpływ na Zygmunta Starego, toteż sprawa rozeszła się po kościach. Złodziejowi w sutannie włos z głowy nie spadł, nawet nie stracił stołka ani nie musiał oddawać nakradzionego. A twierdz na kresach nie było za co budować... Afera Leszczyńskich – potęga rodu była oparta na wysługiwaniu się Niemcom, Habsburgom
i na wpływach w Rzymie. W 1650 roku król Jan Kazimierz mianował Bogusława Leszczyńskiego podskarbim koronnym, dzięki poparciu jego kuzyna Andrzeja, biskupa i podkanclerzego, klienta Habsburgów. Bogusław „trzymał kasę” Polski aż do 1658 roku. W tym czasie, kryty przez krewnych Leszczyńskich – dwóch biskupów oraz prymasa – dokonał niebywałych nadużyć. Skalę złodziejstwa obrazuje fakt, że gdy opuszczał stanowisko, aby otrzymać absolutorium na sejmie... przekupił wszystkich posłów! Mimo to odezwał się jeden głos sprzeciwu. Wówczas podkanclerzy bez skrępowania zapytał: „A który tam taki syn, com mu nie dał?!”. Nie tylko włos mu z głowy nie spadł dzięki poparciu tym razem stryja Wacława, prymasa Polski, ale jeszcze awansował na podkanclerzego koronnego! Fałszowanie pieniędzy przez Tymfa i Boratiniego – dzięki „opiece” po primaaprilisowych ślubach lwowskich, na Polskę „spłynęła łaska” kolejnej wielkiej afery. I to kiedy całkowicie zrujnowana po potopie przechodziła wielki kryzys gospodarczy i monetarny, potrzebowała pilnie pieniędzy na odbudowę zniszczeń i opłacenie wojska, które – czekając na zaległy żołd – łupiło kraj. Kanclerz wielki koronny biskup Prażmowski wziął udział w fałszerstwach monet dokonywanych na masową skalę przez dzierżawców mennic Tymfa i Boratiniego. Fałszerze, kryci przez złodzieja biskupa kanclerza, tak się rozzuchwalili, że na jednego dukata trzeba było ponad kilogram miedzianych boratynek! W końcu Tymf musiał uciekać z Polski, a Boratiniemu zamknięto mennicę. To do dziś największa w historii Polski afera z fałszowaniem pieniędzy, skalą swą nie do pobicia. Kościelni fałszerze historii nie zająkną się o udziale w niej patrona zbrodniarza w sutannie (bo fałszowanie pieniędzy było i jest zbrodnią), który cieszył się potem bezkarnością, zdrowiem, stanowiskiem i nakradzionymi pieniędzmi. Innych fałszerzy torturowano, ścinano, a obciętą prawą rękę przybijano do bram miejskich, co było karą standardową. Skutki tej afery były dla Polski katastrofalne, chaos monetarny trwał dziesiątki lat. Wojsko nie chciało przyjmować żołdu w niepełnowartościowym pieniądzu, buntowało się i łupiło kraj. Olbrzymie straty ponosił handel, gospodarka nie mogła się podźwignąć, a Polacy żyli w nędzy. Cdn. LUX VERITATIS
12 1
ROZWIĄZANIE KONKURSU „FiM” 2
9
8
W numerze bożonarodze tograficzny na najbardziej ok liśmy około 50 zdjęć z całe i domy parafialne. Zdjęcia p (3), Wiśniowej (4), Kadzidła (8), Osin Nowych (9). Więk Laureatami naszego konk Karpiński, Marian Kozak, T za zdjęcia opublikowane na ł ną prenumeratę naszego tygo łych plebanii.
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
13
3 4
eniowym („FiM” 51–52/2007) rozpisaliśmy konkurs fokazałe plebanie, jakie odnajdą nasi Czytelnicy. Otrzymago kraju i prezentujemy najbardziej luksusowe plebanie pochod zą z Krasnegostawu (1), Siedlec (2), Królewca a (5), Łukęcina (6), Jastrzębi k. Ciężkowic (7), Baranowa kszość to zatem niewielkie wsie... kursu zostali: Cezary Szymaniak, Jacek Pyrek, Eugeniusz Turysta z Torunia, Korba i RTS. Gratulujemy! Zwycięzcy łamach „FiM” otrzymują honorarium autorskie oraz roczodnika. Wkrótce na łamach „FiM” kolejne zdjęcia okazaRedakcja
5
7
6
14
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
ZE ŚWIATA
Prezydent Bush złożył wizytę BUSH, BÓG I WÓDKA w ośrodku odwykowym Kościoła episkopalnego w Baltimore i pogadał z jego pacjentami jak nałogowiec z nałogowcami. „Nałóg jest trudny do przezwyciężenia – podzielił się odkrywczą refleksją z autopsji. – Jak pamiętacie, sam piłem za dużo w pewnym okresie życia”. Kiedy w listopadzie 2000 r. wyciągnięto mu z przeszłości aresztowanie za jazdę po pijaku, oświadczył: „Czasami wypiłem za dużo”. Wyznanie, że był nałogowcem, nie wchodziło wówczas w rachubę, bo wiadomo, że większość uzależnionych nawet po kuracji znów wpada w szpony nałogu. Widmo prezydenta zataczającego się po korytarzach Białego Domu nie przypadłby do gustu wyborcom – zwłaszcza popierającym go ewangelickim fundamentalistom. „Przestałem pić po szczególnie wódczanych 40 urodzinach w 1986 roku” – wyznał Bush. Obecnie może się już zdobyć na szczerość, która zapewne wzbudzi sympatię części Amerykanów. Tym bardziej że stwierdził, iż zerwał z nałogiem „dzięki Bogu”, bo stał się akurat niezmiernie religijny i „urodził się na nowo”. „Najważniejsze to uznać istnienie siły wyższej. To mi pomogło w życiu. Pomogło mi skończyć z piciem” – pouczył przechodzących kurację odwykową. Coś się tu jednak nie zgadza. Gdyby wiara w Boga miała tak skuteczne działanie antyalkoholowe, Polacy, naród wierzący na potęgę, byliby całkowitymi abstynentami... JF
Jest kategoria rzeczy, zjawisk BŁONA ODNAWIALNA i przeżyć, którą Czesi kwalifikują zgrabnym określeniem „to se ne vrati”. Na przykład dziewictwo... Nic podobnego! W ciągu ostatnich kilku lat chirurdzy plastyczni w USA (w tym kraju najwięcej ludzi uważa, że jak się chce i ma pieniądze, to wszystko można) obserwują zwiększający się popyt na zabiegi regeneracji błony dziewiczej. Pacjentki z takim zleceniem zjawiają się w gabinetach co kilka dni. Zazwyczaj są to mieszkające w USA kobiety wywodzące się z innych kultur, traktujących dziewictwo jako warunek sine qua non małżeństwa. By poślubić partnera ze starego kraju, decydują się na operację niwelującą błędy młodości. „Czyżbyś już odpakowała swój bezcenny dar dziewictwa? – pytają na stronie internetowej Pregnancy Resource Center. – Czujesz się teraz jak towar używany? Czy chciałabyś ten skarb odzyskać, by ofiarować go przyszłemu mężowi? Nie uwierzysz... Możesz to zrealizować. Zapakować ten dar z powrotem, zachować abstynencję płciową i ofiarować go w noc poślubną...”. „Znaczenie dziewictwa jest od długiego czasu zagmatwane” – pisze w książce „Dziewictwo utracone: Intymny portret pierwszych doświadczeń seksualnych” dr Laura Carpenter, psycholog z Vanderbilt University w Nashville. Dziewictwo można rozpatrywać w aspekcie technicznym i metafizycznym. Pierwsza wersja przywracania utraconego hymenu wymaga interwencji chirurgicznej: do strzępków błony zwisających ze ścian pochwy przyszywa się membranę. Za 5 tysięcy dolarów. Albo... 23-letnia Victoria Watts z Kanton rozstała się ze skarbem w wieku 16 lat, w przyjemnych wówczas okolicznościach, za sprawą chłopaka z klasy. Na pamiątkę ostała się samotnej matce para potomstwa. Victoria była wnuczką pastora zielonoświątkowców. Jej matka również była pastorką, więc dziewczyna musiała być uświadomiona, że seks pozamałżeński to zło. „W kategoriach religijnych czułam się fatalnie” – zwierza się. Zapragnęła dziewictwo odzyskać. Lecz nie za pomocą lekarza i cerowania. Podjęła modły i rozmyślania, w finale których zakomunikowała, że... znów jest dziewicą: „Określam się dziewicą odnowioną”. Inne reprezentantki tej samej szkoły nazywają się „dziewicami urodzonymi na nowo”. Nie są osamotnione w wysiłkach na rzecz odzyskania hymenu. Ugrupowania chrześcijańskich fundamentalistów promują „czyste małżeństwa”. Po misji wydania na świat potomstwa małżonkowie deklarują pełną prohibicję seksualną i tytułują się „duchowymi dziewicami”. JF
CZEKANIE NA MORFEUSZA Bezsenność – problem zaganianych, zestresowanych ludzi na całym świecie. Coraz ich więcej. Zwłaszcza kobiet.
godz. 5 a 8 rano, zdarza się najwięcej ataków serca i przypadków wylewu krwi do mózgu: ludzie budzą się ze snu, organizm przestawia się na aktywne stadium i krew zaczyna krążyć pod większym ciśnieniem. Szczepionkę trzeba będzie wstrzykiwać dwa razy w roku. CS
łanie jak ćwiczenie tych partii mięśni. W wyniku ciąży, porodu, częstego kaszlu i postępującego wieku mięśnie te wiotczeją, co utrudnia osiągnięcie satysfakcji seksualnej i przyczynia się do nietrzymania moczu. Ważne, by szpilki miały właśnie 5 cm wysokości, bo wyższe będą powodować bóle krzyża i kostek. TN
TŁUSTY WIRUS
Amerykańska Krajowa Fundacja Snu twierdzi, że 60 procent pań ma z tym kłopoty i nie jest to problem tylko amerykański. Na bezsenność cierpią zwłaszcza pracujące matki: średnio sypiają mniej niż 6 godzin na dobę. Powoduje to, że są zestresowane, spóźniają się do pracy, nie mają siły na życie towarzyskie, rodzinne ani seksualne. Kobiety sypiające mniej niż 5 godzin przybierają na wadze średnio 15 kg, mimo że śpiące normalnie jedzą więcej. Specjaliści twierdzą, że bezsenność może zredukować odpowiednia dieta. 4 godziny przed udaniem się na spoczynek należy jeść banany, potrawy z kartofli lub przetworów zbożowych. Węglowodany podnoszą poziom serotoniny ułatwiającej zasypianie. Warto, zdaniem dietetyków i lekarzy, spożywać niesłodzone potrawy zawierające mało protein i dużo węglowodanów, bo symulują one produkcję tryptofanu w mózgu, ten zaś z kolei zwiększa wydzielanie serotoniny. Na kilka godzin przed nocą można jeść jabłka, owsiankę, plasterki indyka, krakersy. Należy się natomiast wystrzegać potraw sycących i pikantnych, bo pełny brzuch i zgaga nie pozwolą zasnąć. Kawa, nawet bez kofeiny (w rzeczywistości ma jej trochę), nie ułatwi spania. Lepiej napić się herbaty ziołowej. Alkohol może wywołać senność, ale jest ryzyko obudzenia się w środku nocy i sen nie jest już taki zdrowy. Na godzinę przed spoczynkiem warto przygasić światła, by organizm przygotował się do snu. CS
Dlaczego epidemie grypy występują zimą? Powszechnie uważa się, że łatwiej zarazić się z powodu wychłodzenia organizmu. Amerykańscy naukowcy wykryli jednak prawdziwy powód: wirusy grypy na zimę opatulają się warstwą tłuszczu, która zabezpiecza je przed mrozem. Przekazywane są przez kaszel, kichanie i wycieranie nosa. Przylepiają się też do opuszków palców. Gdy wirusy znajdą się w drogach oddechowych, otoczka tłuszczu przypominającego masło rozpuszcza się pod wpływem ciepła i wirus przystępuje do akcji. Sam nie jest w stanie się rozmnażać i musi w tym celu zaatakować komórki organizmu. Otoczka tłuszczowa sprawia, że wirus grypy jest odporny na niektóre detergenty, więc nawet sumienne mycie rąk nie zawsze zabezpiecza. Odkrycie uczonych z Krajowego Instytutu Zdrowia Dzieci pozwoli na opracowanie nowych metod walki z grypą. JF
SEKS W SZPILKACH Mężczyźni zaawansowani wiekowo, którzy pragną zachować sprawność seksualną, sięgają na przykład po viagrę. Kobiety nie mają tak komfortowej sytuacji, bo damski odpowiednik viagry jest wciąż w stadium badań i testów.
SZCZEPIONKA NA NADCIŚNIENIE Wygląda na to, że mamy bezprecedensowy przełom w medycynie. Jest szansa na uratowanie milionów ludzi od przedwczesnej śmierci. Zespół dra Martina Bachmana ze szpitala uniwersyteckiego w Lozannie opracował szczepionkę na nadciśnienie tętnicze. Podczas prób laboratoryjnych preparat znacznie redukował ciśnienie tętnicze pacjentów. Szczepionka oddziałuje na hormon angiotensin, którego działanie powoduje kurczenie się naczyń krwionośnych i wzrost ciśnienia krwi. Co jeszcze bardziej obiecujące, szczepionka wykazuje najbardziej efektywne działanie w godzinach porannych. O tej porze, między
Dzięki urologom ze szkoły medycznej Uniwersytetu Werony we Włoszech panie dowiedziały się właśnie, że mogą poprawić swą seksualną kondycję bez szpikowania się chemią o niebezpiecznych potencjalnych skutkach ubocznych i słonej cenie. Wystarczy, że będą nosić szpilki. Stwierdzono, że uniesienie pięty pod kątem 15 stopni w stosunku do ziemi (to odpowiednik mniej więcej 5-centymetrowego obcasa) pobudza elektryczną aktywność mięśni podbrzusza. Noszenie szpilek ma podobne dzia-
SZPIEGOWANIE MÓZGU George Orwell (autor „Roku 1984”) pewnie nigdy nie uwierzyłby, jak szybko i w jak wielu sferach zaczną się ziszczać wizje społeczeństwa wszechstronnie kontrolowanego. Kolejny milowy krok w stronę społeczeństwa orwellowskiego zrobiono na Uniwersytecie Kalifornii w Berkeley. Prof. Jack Gallant i jego naukowy zespół ogłosili, że skonstruowali maszynę do czytania myśli. Bazuje ona na skomputeryzowanej technice interpretacji impulsów mózgu, obserwowanych za pośrednictwem aparatury prześwietlającej magnetycznym rezonansem. Komputer był w stanie trafnie – w dziewięciu przypadkach na dziesięć – stwierdzić, na jaki obrazek patrzy osoba poddawana testowi. Wkrótce może być możliwe – stwierdza prof. Gallant – wyciąganie z mózgu i rekonstruowanie utrwalonych tam obrazów. Śledczy szczerzą już zęby i zacierają ręce. Skończy się ciężka robota przy biciu i torturowaniu zatrzymanych... PZ
MUZEALNE CUDA Gdy pół roku temu w stanie Kentucky otwierano Muzeum Kreacjonizmu, krytycy – głównie naukowcy – sugerowali, że to będzie wielka klapa. Stosując sprytne chwyty, zaawansowane technologicznie eksponaty i podszywając się pod naukowy styl, muzeum przekonuje, że Ziemia powstała 6 tys. lat temu po 6 dniach boskiej pracy, że Adam i Ewa zabawiali się z dinozaurami, a Wielki Kanion w Arizonie powstał w rezultacie biblijnego potopu... Nadzieje zwolenników nauki i ewolucji nie spełniły się, bo wierzy w nią – w czystej formie – 15 procent Amerykanów. Zaś 51 procent da się posiekać za to, że Bóg stworzył człowieka z gliny i wszystko inne było dokładnie i dosłownie tak, jak opisuje Biblia. Dlatego frekwencja przeszła oczekiwania organizatorów. W ciągu pół roku odnotowano przeszło ćwierć miliona zwiedzających, a 10 tys. wykupiło wejściówki całoroczne. Wielbiciele kreacjonizmu walą autobusami zorganizowanymi przez szkoły religijne i Kościoły. Lawrence Krauss, szef Centrum Edukacji i Badań Kosmologicznych i Astrofizycznych z Case Western Reserve University, konstatuje, że ta frekwencja jest kompromitująca... PZ
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r. WATYKAŃSKIE MŁYNY... ...mielą powoli. Ale powinny być jakieś granice opieszałości, tym bardziej że gdy Stolicy Apostołów zależy, potrafi działać błyskawicznie, np. dyscyplinując wolnomyślicieli wśród księży i teologów.
W roku 2003 śledztwo w Filadelfii ujawniło, że 63 księży molestowało seksualnie setki dzieci. Przez kilkadziesiąt lat. Zwierzchnicy archidiecezji, biskupi i kardynałowie, otrzymywali skargi, ale jedyną reakcją było przenoszenie winnych do innych parafii. W czołówce przestępców plasował się ks. David Sicoli, wyjątkowo drapieżny pedofil. Poił ministrantów (co najmniej jedenastu) alkoholem i zmuszał do seksu oralnego oraz wzajemnej masturbacji. Skargi na Sicoliego składali nawet jego koledzy księża. Reakcja hierarchów była zawsze taka sama – szurnięcie do następnej parafii. Przez czas jakiś Sicoli był nawet dyrektorem programu edukacyjnego dla młodzieży. Wreszcie zboczeńca trzeba było zawiesić w obowiązkach duchownego: w roku 2004 prokuratura stanowa wszczęła w jego sprawie śledztwo. Kolejnych czterech lat potrzebował Watykan, by Sicoliego zlaicyzować. To jedyna kara, jaka go spotkała. Wyroku uniknął: przedawnienie. Archidiecezja odmawiała ujawnienia, gdzie obecnie mieszka, ale prywatni detektywi wywęszyli. Ma kondominium... naprzeciw placu zabaw dla dzieci. 30 lat trzeba było, by Kościół coś zrobił z pedofilem – konstatuje komentarz redakcyjny gazety „Philadelphia Inquirer”. – „Nic dziwnego, że tylu ludzi straciło wiarę, iż Kościół potrafi się sam kontrolować”. PZ
biskupowi, ten zaczął się na nim mścić. Zawiesił go w obowiązkach duchownego, wysłał do szpitala psychiatrycznego i w końcu doprowadził do zeświecczenia. Ks. Coover twierdzi, że jednym z motywów zemsty hierarchy było to, że posiadał kompromitujące informacje na temat związku biskupa z ks. Paulem Shanleyem, gwałcicielem nieletnich i głównym bohaterem skandalu pedofilskiego w Bostonie. Biskup wydał oświadczenie, że wszystkie zarzuty to bzdura i zwrócił się do sądu o ich oddalenie, utrzymując, że gwałcą gwarantowaną konstytucyjnie wolność religii. Sędzia wyeliminował kilka oskarżeń, ale pozostałe skierował do sądowego rozpatrzenia. Nie pierwszy to bowiem raz ktoś wykrywa w diecezji Manchester kolekcję pornografii... Po śmierci ks. Richarda Connorsa w roku 1999 taka kolekcja została znaleziona przez innego kapłana. Zawierała zdjęcia i filmy pornograficzne przedstawiające homoseksualistów, zabawki seksualne oraz takie rekwizyty sadomasochistyczne jak skórzana bielizna i łańcuchy. Zwierzchnicy diecezji nakazali pozbyć się kolekcji i zachować milczenie. Ksiądz, który ją znalazł, wniósł sprawę do sądu w roku 2002. Wygląda na to, że część sług bożych z diecezji Manchester ma poważne zainteresowania pikantnym seksem i stara się dawać wycisk tym kolegom, którzy usiłują je ujawnić. CS
KLEROMACANKA Siedem uczennic liceum w Cebu (Filipiny) poskarżyło się, że ksiądz Benedicto Ejares obmacywał je, szczypał i łaskotał podczas spowiedzi.
KSIĄDZ NA TELEFON W obliczu pogłębiającego się deficytu księży Watykan drapie się po głowie i narzeka. Są jednak tacy, co wzięli sprawy we własne ręce. Nie oglądając się na papieża. Louise Haggett z Chicago nie była w stanie znaleźć lokalnego duchownego, który mógłby odwiedzić jej matkę w domu starców. Dało jej to do myślenia i powołała do życia organizację Celibacy is the Issue (Celibat jest problemem). Świadczy ona usługi pod hasłem „Rent a Priest” (Ksiądz do wynajęcia). Od momentu powstania instytucja rozrosła się do rozmiarów międzynarodowych; zapewnia obsługę ślubów, chrztów i pogrzebów. Usługi religijne świadczą księża, którzy musieli zrezygnować z uprawiania zawodu pod auspicjami Kościoła, kiedy ożenili się. Tylko w stanie Illinois firma dysponuje 24 duchownymi czekającymi na wezwanie. Haggett przeanalizowała prawo kanoniczne i wyszukała 21 paragrafów stwierdzających, że księdzem jest się na całe życie, niezależnie od faktu małżeństwa. Ks. Terrence McNicholas, zatrudniony przez agencję wynajmu księży, rozstał się z archidiecezją chicagowską ponad dekadę wcześniej. Od tego czasu codziennie odprawia mszę w swym mieszkaniu. „Wierzę, że mam powołanie, by być księdzem. Otrzymałem je nie od żadnego biskupa czy papieża, ale od Boga”. Watykan, oczywiście, nie akceptuje działalności Celibacy is the Issue, ale na razie nie zwalcza organizacji za pomocą ekskomunik. Jej śluby nie są jednak uznawane przez Kościół. Klientelę agencji stanowią liczni katolicy, którzy przestali uczęszczać na msze i brać udział w zorganizowanym życiu religijnym. ST
PIEWCA SEKSU
DINTOJRA W DIECEZJI W diecezji Manchester w stanie New Hampshire typowa dla stanu kapłańskiego solidarność duchownych, czyli lojalność i posłuszeństwo księży wobec przełożonych, legła w gruzach. Ksiądz Thomas Coover, jeszcze niedawno kapłan diecezji, wytoczył proces biskupowi Johnowi McCormackowi i księdzu Edwardowi Arsenaultowi. Postawił im 11 zarzutów, które w odniesieniu do sług bożych brzmią dość niecodziennie: fałszerstwo, zniesławienie, naruszenie prywatności, nielegalne uwięzienie i zwolnienie z pracy, zerwanie kontraktu itd. Ks. Coover wnosi, że wykrył w zakrystii kolekcję homoseksualnej pornografii i informatory o miejscach spotkań gejów na terenie całego kraju. Gdy zameldował o tym
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Oskarżony przez prokuratora duchowny przyznał się, twierdząc, że „eksperymentował”, pragnąc złagodzić napięcie grzeszniczek. Nie przypomina sobie tylko „strzelania” ramiączkami od biustonoszy, ale mogło się to przydarzyć niechcący. Prokurator, człek pobożny, od oskarżenia odstąpił. Ale trafił się inny, który ponownie wniósł oskarżenie do sądu. „Te niestosowne akcje, podejmowane przez sługę Boga, urągają świętości i uroczystemu charakterowi działalności religijnej, wpływając negatywnie na morale i wartości duchowe nieletnich” – twierdzi prokurator. ST
Kościół i modlitwa – to oferta szczególnie atrakcyjna dla starszych, polisa ubezpieczeniowa obiecująca przepustkę w niebiosa, gdy ziemskie rozrywki mają się nieodwołalnie ku końcowi. Ale młodzi? Co ich może w tym zafascynować, jeśli nie zostali zindoktrynowani już w wieku przedszkolnym? Wreszcie znalazł się duszpasterz, który pomyślał o religijnym przesłaniu mogącym zainspirować młodszych. Seks codziennie! – tak brzmi religijny apel pastora Paula Wirtha z kościoła Relevant Church w Tampie na Florydzie. Wbrew pozorom kapłan ów nie jest pogrobowcem ideologii pokolenia dzieci kwiatów. Przyświeca mu na wskroś katolicka idea ograniczenia liczby rozwodów. Uznał, że najlepszym antidotum na rozpad małżeństwa będzie maraton kopulacyjny. Na razie przez 30 dni. Pastor, niestety, nie poszedł na całość i wzywa do akcji tylko małżeństwa. Ale nie domaga się prokreacji i to stawia go lata świetlne przed kolegami propagującymi dyrektywy Watykanu. PZ
15
Ostatnio księża coraz donośniej i natarczywiej domagają się prawa do ożenku. Przyjrzyjmy się na dwu przykładach, jakie mogą być tego konsekwencje. W jednym przypadku przyjemne, w drugim mniej... Parafia katolicka w Dundee pogrążyła się w żalu, gdy jej ksiądz (od 17 lat), 61-letni Eugene O’Sullivan, jeden z najbardziej znanych duchownych w Szkocji, oznajmił smutną wieść: ma raka i odchodzi, by dożyć ostatnich dni w Irlandii. Biskup potwierdził rezygnację z przyczyn zdrowotnych i życzył kapłanowi wszystkiego dobrego. Parafianie zebrali dla niego 3 tys. funtów w formie pożegnalnego prezentu. Żałość po stracie duchownego jeszcze ich nie opuściła, a modły za spokój jego duszy nie zakończyły się, gdy dowiedzieli się z gazety „Sunday Mail”, że ich duszpasterz nie przebywa w szpitalu czy na cmentarzu, ale w hiszpańskim kurorcie Benalmadena Pueblo. Prowadzi tam bar, który nabył, a w willi za 300 tys. funtów żyje na kocią łapę z 20 lat młodszą rozwódką Fioną Aitken, której ongiś własnoręcznie udzielał ślubu. Dla wiernych to szok tym boleśniejszy, że w tym samym miesiącu władze kościelne odkryły, iż szef O’Sullivana, prałat Joseph Creegan, miał 18-letni romans z parafianką. Kościół pod wezwaniem św. Amora, czy co? Przyciśnięty do muru przez reporterów O’Sullivan usiłował przekonywać, że nie ma intymnych kontaktów z Fioną, choć... planuje z nią ślub. Ale zaraz znaleźli się świadkowie i opowiedzieli, jak para się pieściła. Były mąż Fiony stwierdził, że od lat podejrzewał, iż puszcza się ona z klechą. O’Sullivan zapewnił, że forsy na dom i bar nie podwędził, lecz ją odziedziczył. „Przyszłość przede mną – oświadczył 61-latek. – Spróbuję być normalnym człowiekiem. Nie chciałem dłużej żyć w uścisku Kościoła. Celibat nie powinien być obowiązkowy”. To historia z happy endem – przynajmniej dla głównego jej bohatera. W drugim przypadku pogwałcenie restrykcji celibatu miało smutne konsekwencje. Za 51-letnim księdzem Rodneyem Rodisem z diecezji Richmond w Wirginii zamykają się właśnie więzienne bramy. Dostał 63-miesięczny wyrok za kradzież – w ciągu 4 lat – ponad 600 tys. dolarów z kasy swego kościoła. Sędzia łupnął mu najwyższy dopuszczalny wyrok, i w dodatku kazał spłacić zdefraudowane fundusze. Po odsiadce duchowny ma zostać deportowany na Filipiny, skąd pochodzi. Podczas procesu ks. Rodis wyjaśnił, że pieniądze wydał na utrzymanie żony i trojga dzieci, ponadto posyłał czeki rodzinie na Filipinach. Gdyby wstrzymał się od dziecioróbstwa i zaspokajał chucie z gosposią, całego ambarasu by nie było. TN
PO CELIBACIE
Zakończyła się kolejna runda trwającej od 4 lat walki polskiej parafii św. Stanisława Kostki w St. Louis z arcybiskupem Raymondem Burke. Świecka rada parafii, powołując się na przywilej otrzymany w XIX wieku, odmawia odprowadzania zebranych pieniędzy do diecezji. Od 2,5 roku konflikt koncentruje się na osobie polskiego duchownego – ks. Marka Brożka. Na prośbę rady porzucił – bez zgody biskupa – swój kościół w pobliskim Springfield i objął parafię Kostki, w której po retorsjach Burke’a nie było księdza. Burke obłożył radę i Brożka ekskomuniką za prowokowanie schizmy. Kapłan buntownik, zamiast iść na dywanik do biskupa, zorganizował konferencję prasową, by oświadczyć: „Nie poddam się dalszemu ciągowi tego upokarzającego traktowania. Sądzimy, że arcybiskup zdaje sobie sprawę, że przegrywa tę batalię i społeczeństwo St. Louis opowiada się zdecydowanie po naszej stronie. Robi nam tylko darmową reklamę”. Taka postawa młodego księdza wobec przełożonego jest w Kościele ewenementem. Burke jest zszokowany i wściekły. 5 marca oświadczył, że wszczyna proces laicyzacji Brożka. Polski ksiądz zapewniał dziennikarzy: „Nie sprzeniewierzamy się żadnym dogmatom Kościoła. Zarzuty dotyczą tylko dyscypliny i tradycji. Niektóre prawa są niesprawiedliwe i krzywdzące, więc powinny być zmienione. W Kościele powinna mieć miejsce reforma”. Ks. Brożek ujawnił, że porozumiewa się z innymi hierarchami, którzy byliby skłonni zaakceptować jego samego i jego stanowisko w parafii św. Stanisława Kostki. Większość świeckiej rady wyraża solidarność ze swym proboszczem. Na konferencji prasowej stojący obok Brożka jej przewodniczący, William Bialczak, zapewnił, że ksiądz nadal będzie proboszczem parafii. PZ
BUNTOWNIK W SUTANNIE
16
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (79)
Majętny Kościół Majątki ziemskie i dobra nieruchome Krk należały w okresie feudalizmu do największych w Polsce. Jeszcze w XX w. posiadał on przeszło 240 tys. ha ziemi i lasów. W końcu XVIII w. przed ostatecznym upadkiem państwa polskiego w jego posiadłościach pracowało ponad 900 tys. chłopów pańszczyźnianych. Tylu ich trzeba było, ażeby wyżywić 12 tys. księży i zakonników! Poważne straty materialne poniósł Krk dopiero w związku z kasacją zakonu jezuitów, którego posiadłości przeznaczono na cele oświaty. Następne straty poniósł w związku z rekwizycją ze strony państw zaborczych. Po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości sytuacja materialna Krk była gorsza w porównaniu z okresem przedrozbiorowym. Nie zmienia to jednak faktu, że w wielu regionach kraju posiadłości kościelne wciąż obejmowały tysiące hektarów. Krk nie tylko bronił tych dóbr przed parcelacją, nazywając sejmowy projekt parcelacji ziemi „zamachem na elementarne zasady wiary katolickiej” (tak to określił poseł w sutannie, ks. Józef Kurzawski) – ale walczył o powiększenie swego stanu posiadania w tym zakresie. Służyły temu akcje rewindykacyjne, wymierzone przede wszystkim w Cerkiew prawosławną. Z danych na rok 1939 wynika, że w posiadaniu Krk – pomimo częściowej
C
parcelacji – znajdowało się wciąż łącznie 240 194 ha ziemi ornej, łąk i lasów. Dobra te w dalszym ciągu stanowiły środek eksploatacji dziesiątków tysięcy ludzi, ponieważ ziemia kościelna uprawiana była zwykle przez siłę najemną (lub z tytułu dzierżawy). Pod względem rozmieszczenia największe posiadłości kościelne znajdowały się w województwach północno-zachodnich (woj. poznańskie – 47 312 ha, pomorskie – 25 799 ha) i południowo-wschodnich (lwowskie – przeszło 45 tys. ha, krakowskie – 23 624 ha). Pod względem uposażenia w dobra ziemskie rej wodzili najwyżsi dostojnicy kościelni – arcybiskupi i biskupi, których majątek ziemski grubo przekraczał 20 tys. ha ziemi i lasów. Wielkie dochody z majątków ziemskich czerpała też część zakonów. Najbogatsze zakony mieściły się na terenach byłego zaboru austriackiego. Według wykazu na rok 1939, na liście najbogatszych przodowały: Klasztor pp. Benedyktynek w miejscowości Staniątki w powiecie bocheńskim z 1029 ha; Zakon ss. Miłosierdzia Szarytek w Rohatyniu – 1150 ha; Klasztor oo. Karmelitów Bosych w Czernej w powiecie chrzanowskim – 849 ha; Kongregacja ks. ks. Filipinów w Drzeczewie
zas świąt Wielkiej Nocy to w Polsce okres zwiększonej medialnej agresji panów w czerni, specjalistów od objawiania tajemnic oraz od nadawania sensu życiu. To żniwa menadżerów od zarządzania brakiem wiedzy. Słowo „zarządzanie” zrobiło wielką karierę w ciągu ostatnich dwóch dekad. Obecnie można nie tylko skutecznie zarządzać firmą czy personelem tej firmy, ale czasem nawet kryzysem lub strachem. Spróbujmy to modne określenie zastosować do działu gospodarki polegającej na sprzedaży ubezpieczeń na życie wieczne, czyli do branży religijno-kościelnej. Wielokrotnie na tych łamach dowiedliśmy, że Kościół żyje z ludzkiej niewiedzy. Kiedy wiedza naukowa była jeszcze w powijakach, religie udzielały odpowiedzi na pytania dotyczące pochodzenia świata i człowieka. Nie przez przypadek Kościół tak zapiekle zwalczał wolną myśl naukową, skoro ona wydzierała mu pole, na którym prosperował, psuła mu rynek. Odkąd przegrał tę walkę, skupił się bardziej na nadawaniu celu ludzkiemu życiu, na sprzedawaniu na przemian strachu i nadziei. Odkąd już prawie nikt nie boi się piekła, pozostało handlowanie nadzieją. Święta Wielkiej Nocy to doskonała okazja do przypomnienia o świadczonych usługach. Kościół z wielką pewnością siebie opowiada
(województwo poznańskie) – 799 ha oraz Zakon oo. Dominikanów w Uzinie (województwo stanisławowskie) – 759 ha. Z kolei grunta beneficjalne stanowiły jedno z istotnych źródeł dochodów znacznej części parafii. W 1939 r. na ogólną liczbę 5018 parafii obrządku łacińskiego grunta beneficjalne posiadało 4049 parafii, czyli ponad 80 proc. W zależności od wielkości beneficjum, ilości dusz w parafii i ich ofiarności popularne stały się określenia parafii jako „tłustych” lub „chudych”. Niektóre grunta beneficjalne przekraczały 0,5 tys. ha. Przenoszenie księży na parafie „tłuste” lub „chude” było typowym narzędziem nagradzania lub karania podległego kleru przez hierarchów. O tym, kto gdzie wyląduje, decydowały lojalność, postawa, aktywność, a także koneksje.
o zmartwychwstaniu pewnego żydowskiego proroka sprzed dwóch tysięcy lat. W tamtych czasach nie wierzyli w to zmartwychwstanie nawet niektórzy z jego wyznawców, o czym święty Paweł pisze ze sporym żalem. Inni
Inną poważną pozycję w majątku nieruchomym Krk stanowiły budynki. Były to najczęściej budynki mieszkalne, klasztorne, plebanie, budynki administracyjne, ochronki, szpitale, zakłady opiekuńcze i inne o podobnym przeznaczeniu. Nieruchomości te przedstawiały niejednokrotnie dużą wartość, przekraczającą milion ówczesnych złotych (na przykład budynek seminarium kurii biskupiej w Częstochowie, mieszczący się w Krakowie, oszacowano na 1 mln 200 tys. zł). Warto tutaj zaznaczyć, że na mocy konkordatu z 1925 r. – niezwykle kosztownego haraczu na rzecz Watykanu – państwo polskie zrzekło się podatków od kościelnych nieruchomości służących celom religijnym. Aby „rozwiać wszelkie wątpliwości” co do tego, czy posiadanie przez Krk olbrzymich bogactw nie pozostaje w jawnej sprzeczności z nauczaniem Chrystusa, wypowiedzieli się w tej sprawie znawcy prawa kanonicznego. Ks. E. Nowicki w książce „Kościelne prawo majątkowe”, wydanej w 1936 r., orzekł, iż prawo Kościoła do posiadania majątków wywodzi się z „pozytywnej woli Bożej”. Podkreślił
I tak w jednym z tegorocznych przemówień Benedykt XVI dowodził, jak bardzo potrzebna jest wiara i teologia, skoro nauka „nie może powiedzieć, kim jest człowiek, skąd przybywa i dokąd zmierza”. Papież pięknie
przy tym, że prawo to nie ogranicza się bynajmniej do ruchomości, ale obejmuje również dobra nieruchome. Nietrudno jest zrozumieć taką argumentację, zważywszy na fakt, że Krk swój największy majątek miał zawsze ulokowany w dobrach ziemskich i nieruchomościach. Zyski osiągane przez księży z eksploatacji tych ziem w okresie międzywojennym szły w dziesiątki milionów złotych rocznie. Oddając grunty beneficjalne w dzierżawę, kler najczęściej kierował się własnym interesem materialnym, a nierzadko – bezdusznością i bezwzględnością. Z reguły wydzierżawiania ziemi odmawiano starającym się o nią chłopom małorolnym, obawiając się ich niewypłacalności – faworyzowano natomiast kułaków. Potwierdzeniem tej reguły były wypadki we wsi Lęgowo w powiecie wągrowieckim. 6 czerwca 1933 r. chłopi małorolni wystosowali list do Józefa Piłsudskiego, skarżąc się na miejscowego proboszcza, dysponenta 530morgowego (morga – ok. 5,6 tys. metrów kwadratowych) gospodarstwa parafialnego. Otóż proboszcz zignorował ich prośby o wydzierżawienie ok. 5 ha ziemi beneficjalnej i wydzierżawił potajemnie całą ziemię bogatemu chłopu, endekowi, właścicielowi 70-morgowego gospodarstwa. Pomimo obietnic biskupa Antoniego Laubitza z Gniezna – do którego udała się delegacja chłopów w tej sprawie – zostali, poza dwoma endekami, załatwieni odmownie. Na zażalenie zaś wystosowane do kardynała Augusta Hlonda nie otrzymali żadnej odpowiedzi. ARTUR CECUŁA
Benedykt XVI – i nie jest to pytanie, na które można oczekiwać odpowiedzi zgodnej z prawidłami logiki. Nie mamy danych, aby na nie odpowiedzieć, bo dane te znajdują się w przyszłości, czyli w czymś, czego jeszcze
ŻYCIE PO RELIGII
Zarządzanie cudzą niewiedzą widzieli ponoć swego mistrza żywego, ale nie poznali, tak bardzo ów cud go odmienił. Ale duchowni po upływie tysiącleci wiedzą o zmartwychwstaniu z niezachwianą pewnością, choć dotąd nie udało się ustalić, gdzie właściwie przebywa owa zmartwychwstała i ponoć bardzo aktywna osoba. Nie mniej pewni okazują się redaktorzy programów telewizyjnych goszczący panów w czerni. Zmartwychwstanie to już nie tylko przedmiot wiary chrześcijan, to pewnik, fakt empirycznie stwierdzony – przynajmniej na terenie współczesnej Polski... Skoro przedmiot wiary Kościoła „nie podlega wątpliwości”, dla lepszego efektu wypada jeszcze zakwestionować to, co już nauka potrafi w miarę obiektywnie ustalić.
narysował szczelinę, w której schronił się Kościół, uciekając przed nawałem współczesnej nauki – to pytania o cel i sens człowieczeństwa. To nieważne, że nauka zna większość odpowiedzi na Benedyktowe pytania, ważne, że ludzie o tym nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć. I właśnie tą ich niewiedzą firma papieska bardzo skutecznie zarządza. Nauka od dawna wie, kim jest człowiek. Otóż jest on ssakiem, jednym z podgatunków istot człekokształtnych, którego historia ma najwyżej kilkaset tysięcy lat. Wiadomo też, skąd przybywa – z równin wschodniej Afryki, a uczeni są w stanie dzięki badaniom genetycznym prześledzić nawet poszczególne fale i kierunki jego migracji. A dokąd zmierza? Tego nie wie nikt – nawet
nie ma. Obserwując historię rozmaitych gatunków zwierząt, można jedynie domniemywać, że prędzej czy później znikniemy – za sprawą własnych działań lub w przegranym pojedynku z naturą. O sensie życia człowieka nie da się też powiedzieć niczego innego poza tym, że każdy z nas może go sam sobie nadać. Istnieje wiele powodów ku temu, aby być rozczarowanym losem, jaki natura zgotowała człowiekowi; można się o to obrażać lub nawet gniewać. Ale zatykanie sobie uszu, by nie usłyszeć prawdy i zastępowanie jej opowieściami głoszonymi przez rozmaitych cwanych menadżerów od niewiedzy wydaje się niegodne homo sapiens – człowieka myślącego. MAREK KRAK
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r. Jako dowód, że religia jest zgodna z nauką, podaje się czasami przykłady wybitnych naukowców, którzy byli zarazem ludźmi przywiązanymi do religijnych wyobrażeń. Często były to po prostu postawy niekonsekwentne lub takie, w których nie poświęcało się zbyt wiele czasu refleksji ogólnej. Oczywiście, nie zawsze tak było. Max Planck stwierdził nawet: „Uwierzyłem. Uwierzyłem, ponieważ
genialny może mieć w sobie zalążek szaleństwa i że staje się dzieckiem, gdy w słabości swojej ulega własnym przesądom. Pascal powiada sam, że umysł może być mocny i ciasny, równie rozległy, jak słaby” (Meslier). Najlepszym komentarzem do jego postawy mogą być jego własne słowa: „Można mieć rozum przenikliwy, a niejednakowo podchodzić do wszystkich rzeczy; istnieją bowiem ludzie, którzy widząc jasno pewne rzeczy, są zaślepieni, gdy chodzi o inne”. Innym przykład stanowi Isaac Newton, naukowiec jeszcze wybitniejszy niż Pascal. Ten z kolei, choć urodził się anglikaninem, po pewnym czasie opowiedział się za arianizmem (w Polsce religia bezlitośnie
PRZEMILCZANA HISTORIA rozwijała się w zgodzie z treściami teologicznymi, respektując katolicką metafizykę. Na tym tle do zabawnej sytuacji doszło, kiedy Watykan powołał inne obserwatorium, tym razem w Arizonie. Jak pisał J. Reston, w latach 90. XX wieku doszło na tym tle do sporu o... profanację: „Apacze zmieszali z błotem Watykan za to, że zbezczeszczono świętą ziemię przez budowę nowoczesnego obserwatorium astronomicznego na indiańskim obszarze grzebalnym w Arizonie”. Niejeden kardynał mógłby sobie w takiej sytuacji pomyśleć: Do czego to doszło! Indianie podnoszą głos na Kościół, a tymczasem powinni się cieszyć, że już się ich nie eksterminuje w imię Jezusa Chrystusa...
o człowieku i jego przeznaczeniu. (...) egzegeta i teolog musi być poinformowany o osiągnięciach nauk biologicznych”, aby w ten sposób „określić sens i właściwą interpretację Pisma Świętego”. Jak widzimy, to całkowite przeciwieństwo tego, co głosił św. Tomasz, a co Kościół przez wielki popierał jako stanowisko obowiązujące. Nowością jest zapewne język teologii, który w sprawach stosunku do nauki na ogół wolny jest od pogardy i przesadnej wyższości. Jednym z przejawów tych pojednawczych zabiegów była konferencja pod hasłem „Kosmiczne pytania”, zorganizowana w połowie kwietnia 1999 r. przez Amerykańskie Towarzystwo Popierania Nauk w waszyngtońskim Narodowym
17
Słowacji, zrozumiałem, że muszę tam być. Poza normalnym wykładem z zadaniami matematycznymi zaproponowałem też inny, dotyczący stosunków między wiarą a matematyką. Na pierwszy temat gospodarze zgodzili się bez oporów, na drugi nie bez oporów, co można zrozumieć, bo materiał wykładu nie należy do łatwych”. W tym miejscu przypominają się niepochlebne opinie św. Augustyna o matematykach oraz kazanie z 21 grudnia 1614 r., które wygłosił brat Ceccini przeciw wszystkim matematykom i matematyce, będącej dziełem diabła i powodem wszystkich herezji. Dyskusja nie była najwidoczniej zbyt lekka i optymistyczna, gdyż dr Kasuba kończy swój list, pisząc: „Dyskusja trwała prawie
KOŚCIÓŁ I NAUKA (6)
Butelka Heisenberga doszedłem w myśleniu do końca, a wszyscy przerywamy myślenie zbyt wcześnie”. Podobnie mniemał Heisenberg: „Pierwszy kieliszek z butelki nauk przyrodniczych robi z nas ateistów, ale na dnie tej butelki jest Bóg”. Zdecydowana jednak większość naukowców powiedziałaby może nieco złośliwie, iż Heisenberg pomylił Boga z korkiem owej butelki, który prawdopodobnie znajduje się na jej dnie. Być może Bóg jest lub bywał w istocie tym korkiem zatykającym „butelkę nauk przyrodniczych”, a po jej otwarciu... spoczął na dnie. Musisz pić z tej butelki rozważnie, a nie zbyt raptownie, gdyż może się zdarzyć tak, że Bóg korek znów zatka butelkę w razie zbyt nachalnego jej nachylania... Z religijnych naukowców nowożytnych wymienić można na początku Johannesa Keplera (1571–1630), niemieckiego astronoma i matematyka, który opracował tablice ruchu planet (tzw. prawa Keplera) i odkrył eliptyczny kształt orbit planetarnych. Był on jakoby „gorliwym luteraninem”, choć wiadomo, że w swoich pracach naukowych pozostawał częściowo pod natchnieniem „pogańskiego” kultu Słońca (przypominającego nauki Zoroastra). Dalej należy wymienić Blaise’a Pascala (1623–1662), wybitnego francuskiego matematyka, fizyka, filozofa i pisarza. Był to zagorzały obrońca sekty jansenistycznej. Napisał słynne „Prowincjałki”, w których ośmieszył jezuitów. W porządku moralnym i religijnym głosił wyższość poznania uczuciowego i intuicyjnego (fideizm). Sformułował słynny „zakład Pascala” (lepiej wierzyć, niż nie wierzyć, bo profit może być duży). „Dowodzi to, że ludzie genialni mogą mieć przesądy, mogą być małoduszni, mogą mieć wyobraźnię, która ich zwodzi i uniemożliwia zbadanie rzeczy z zimną krwią. Przykład Pascala bynajmniej nie przemawia na korzyść religii, świadczy on o tym jedynie, że człowiek
prześladowana). Pozostawał pod wpływem myśli Jana Crella (rektor z Rakowa) i uważał za swój obowiązek odczytanie nie tylko księgi Natury, ale i księgi Pisma Świętego. Na łożu śmierci odmówił naleganiom na przyjęcie anglikańskich sakramentów. Jednak nie był on w istocie do końca uczciwy w podejściu do konsekwencji, jakie dla idei Boga rodziły jego prawa i teorie. „Newton był bardzo zmartwiony z powodu nieistnienia absolutnego położenia zdarzeń lub też nieistnienia absolutnej przestrzeni, jak to wtedy nazywano, ponieważ nie zgadzało się to z jego koncepcją absolutnego Boga. W istocie rzeczy odmówił on przyjęcia do wiadomości braku absolutnej przestrzeni, choć była to konsekwencja jego praw ruchu. Za tę irracjonalną postawę krytykowało go ostro wielu ludzi” (Hawking). Henryk Cunow pisał: „Można być bardzo cenionym fizykiem i jednoczenie pisać lub mówić głupstwa w sprawach społecznych lub religijnych. Dowodzi to tylko niekonsekwencji wewnętrznej takiego uczonego, ale nie pogodzenia religii z nauką”. Religia może być uzupełnieniem światopoglądu opartego na nauce, lecz na ogół pozostaje alternatywa, a poznanie naukowe nadal produkuje więcej ateistów niż inne procesy społeczne (być może poza wzrostem dobrobytu). Żeby zatrzeć niekorzystny wizerunek instytucji wrogiej nauce – co było niejako wyrazem kompleksów Kościoła – Watykan z czasem począł tu i ówdzie powoływać placówki naukowe. W 1891 r. Leon XIII założył Obserwatorium Watykańskie, co po wiekach prześladowania teorii astronomicznych było czymś symbolicznym. Ale z drugiej strony, z całą pewnością można odczytać to jako wyraz praktycznej realizacji doktryny neotomizmu, odnowionej niedawno scholastyki (upłynęło dwanaście lat od wydania encykliki Aeterni Patris), która dążyła do tego, by nauka
Werner Heisenberg
O możliwości reinterpretacji metaforycznej ustępów biblijnych niezgodnych z niekwestionowanymi faktami przyrodniczymi pisał św. Augustyn. Nauka ta nie zdołała ugruntować się w Kościele i na wieki obowiązującą stała się reguła przeciwna, podana przez św. Tomasza z Akwinu: „Jeżeli między Słowem Bożym a rezultatem dociekań intelektualnych pojawia się pozorna sprzeczność, pierwszeństwo ma Słowo i wypada nam przyjąć, że intelekt pobłądził w kategoriach swych własnych prawideł”. Z czasem jednak reguła ta utraciła możliwość realnej jej egzekucji i w efekcie zaistniała potrzeba zmiany paradygmatu. W 1757 r. Benedykt XIV dozwolił na symboliczne tłumaczenie scen biblijnych dotyczących ruchów Słońca. W 1948 r. papieska komisja, w związku z teorią ewolucji, orzekła, iż Pięcioksiąg można rozumieć „niedosłownie”. Choć zasadniczo Kościół nie wycofał się z neotomistycznego stanowiska względem nauki, lecz osłabił te akcenty i usubtelnił je, trend ku niwelowaniu wzajemnych barier nauki i religii przybrał na sile. Papież Jan Paweł II w 1996 r. nakazał duchownym śledzenie nauk przyrodniczych, aby w stosownych granicach eliminować w drodze odpowiedniej interpretacji powstałe ewentualnie sprzeczności między Biblią i nauką: „Nie może być sprzeczności między ewolucją a nauczaniem wiary
Muzeum Historii Naturalnej (warto zaznaczyć, że konferencja była finansowana przez Fundację Templetona, która wspiera religię). „Był to, ogólnie rzecz biorąc, dialog przesycony duchem wzajemnej tolerancji i życzliwości, jakiej dwie zaangażowane strony nie okazywały sobie chyba przez jakieś 300 ostatnich lat. Nastrój pojednania i szacunku w tej duchowo-intelektualnej debacie osiągnął, prawdę mówiąc, takie nasilenie, że niektórzy jej uczestnicy o bardziej radykalnych poglądach manifestować zaczęli ostentacyjne znudzenie” (Szymborski). Do tej pory odbyło się wiele podobnych konferencji, seminariów, „forów dialogu” i innych inicjatyw (którymi bardziej zainteresowana jest strona kościelna) służących niwelowaniu barier i antagonizmów między nauką i wiarą (np. spotkania w Castel Gandolfo). O jednej z takich konferencji, która odbyła się na Słowacji, pisał w „Tygodniku Powszechnym” dr Romualdas Kasuba – wykładowca matematyki, który awansował na katechetę. „Z zawodu jestem matematykiem, wieloletnim wykładowcą przedmiotów ścisłych na Uniwersytecie Wileńskim, a od dziesięciu lat także nauk katechetycznych w szkołach podstawowych i gimnazjach wileńskich – pisze doktor Kasuba. – Kiedy otrzymałem zaproszenie na konferencję naukową do niedawno otwartego uniwersytetu katolickiego w Ružomberoku na
2 godziny i raz jeszcze dowiodła, jak wielka jest potrzeba rozmów o relacjach między nauką i wiarą”. No i wreszcie: oto dialog i pojednanie mogą się po prostu... opłacać. Bardziej niż jakiekolwiek odkrycia naukowe... 18 maja 1999 r. „New York Times” zasugerował, że zgodę między religią i nauką można kupić. Aby tego dowieść, porównano wartość pieniężną Nagrody Nobla za osiągnięcia naukowe i Nagrody Templetona. I tak za postęp naukowy wynosiła ona w poprzednim roku 979 tys. dol., a za postęp religijny – 1,24 mln dol.! Jej wysokość stale rośnie (w tym roku to już 1,6 mln dol.). Ufundował ją w 1977 r. amerykański milioner John Templeton, który na fundusz nagród dla uczonych ofiarował 550 milionów dolarów. Nagroda jest przyznawana „za pobudzenie wiedzy o Bogu wśród całej ludzkości”. Jednak w świecie naukowym Nagroda Templetona – mimo milionów dolarów – nie cieszy się poważaniem, a sami naukowcy nie piją z butelki Heisenberga. Wedle badań przeprowadzonych przez Edwarda J. Larsona i Larry’ego Withama (publikacja w „Świecie Nauki” w roku 1999), „przekonania naukowców amerykańskich niewiele się zmieniły od lat trzydziestych, a najwybitniejsi uczeni są jeszcze większymi ateistami niż kiedykolwiek”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
NO TO POD JAJECZKO!
W niektórych rejonach świata konsekwencją kultywowania katolickich tradycji związanych ze świętami ku czci zmartwychwstania Chrystusa jest poważna dewastacja środowiska naturalnego. I tak w Nikaragui wyginięcie grozi objętej ścisłą ochroną iguanie (jaszczurka), ponieważ gotowana z niej zupa uważana jest przez tamtejszych katolików za tradycyjną potrawę postną i spożywana powszechnie w czasie Wielkiego Tygodnia. Jeszcze większe spustoszenie w przyrodzie powodują katolicy w Kolumbii. Co roku z okazji Niedzieli Palmowej wycinają tysiące olbrzymich liści palmy woskowej tylko po to, by pomachać nimi podczas tzw. procesji Niedzieli Palmowej oraz udekorować kościoły. Przy okazji przyczyniają się do wyginięcia znajdującej się pod ochroną papugi żółtouchej, dla której owe palmy stanowią jedyne środowisko życia. W poście spożywają iguany, a także jaja wydobywane... z żywych żółwi, które w ten sposób skazują na śmierć w męczarniach w wyniku infekcji. I na nic zdają się protesty ekologów, bo przecież katolicka tradycja – rzecz święta. SK
ŚWIĄTECZNA ZAGŁADA
Zamojska figura Świętego Piątka to jeden z najoryginalniejszych i tajemniczych zabytków wotywnych związanych z Wielkanocą. Pochodząca z pierwszej połowy XVII wieku późnorenesansowa kapliczka ma formę czworoboku – z płaskorzeźbami ze scenami Męki Pańskiej i stiukowymi maskami brodatych starców – ustawionego na siedmiometrowym ośmiobocznym słupie. Świętego Piątka, według jednej z zamojskich legend, mieli ufundować kupcy ormiańscy z wdzięczności za pomoc udzieloną im przez mieszkańców Zamościa po tym, jak w Wielki Piątek zostali napadnięci i obrabowani przez nieznanych zbójców. Wedle innych przekazów, figura Świętego Piątka została ustawiona przez zamościan w miejscu, gdzie dawniej karano najgroźniejszych przestępców (w średniowieczu egzekucje skazańców tradycyjnie, poprzez skojarzenie z męczeńską śmiercią Chrystusa, wyznaczano na piątek). AK Kapliczka św. Piątka w Zamościu Fot. Autor
ŚWIĘTY PIĄTEK
Wielkanocnych jaj poszukiwać można nie tylko w koszyczku ze święconką czy ukrytych przez wielkanocnego zajączka w domu lub w ogrodzie, ale również w... komputerze. Mianem wielkanocnych jaj (easter eggs) zwykło bowiem określać się różnego rodzaju ciekawostki i niespodzianki umieszczane przez programistów dla zabawy w programach komputerowych, np. wyszukiwarkach internetowych (Google) czy grach (Warcraft). Do najpopularniejszych jaj wielkanocnych należą „zaszyte” w niektórych programach proste gierki oraz w sprytny sposób poukrywane w grach zdjęcia ich twórców. Odkrycie dowcipu wymaga wykonania ściśle określonych czynności – użycia odpowiedniej kombinacji klawiszy, wielokrotnego kliknięcia na ikonę itp. SK
INTERNETOWE JAJA
Podobno na świecie są tylko trzy miejscowości noszące nazwę Wielkanoc. Jedną z nich jest położona 40 km od Krakowa wieś Wielkanoc w gminie Gołcza (woj. małopolskie) – niespełna 70 domów i 260 mieszkańców, ale za to wzmiankowana już w dokumentach z 1382 roku. W latach 1616–1884 Wielkanoc zasłynęła jako silny ośrodek protestantyzmu ze zborem, szkołą, drukarnią i cmentarzem. A w 1768 roku w tamtejszym zborze luterańskim miał miejsce ślub Maurycego Beniowskiego – podróżnika, awanturnika, bohatera poematu Juliusza Słowackiego – z luteranką Anną Zuzanną Hönsch ze Spiskiej Soboty. Ceremonia ślubna w Wielkanocy zaplanowana bynajmniej nie była. Będącej w ciąży narzeczonej najzupełniej przypadkowo w Wielkanoc udało się dopaść udającego się z wojskową misją Beniowskiego i nakłonić go do zawarcia ślubu. AK
WIEŚ WIELKANOCNA
Wielkanoc – święto wiosny Nieprzypadkowo też większość wielWielkanoc – najważniejsze z chrzekanocnych symboli i tradycji ma oczyścijańskich świąt, utożsamiane ze wisty związek z odrodzeniem (zmarzmartwychwstaniem Chrystusa twychwstaniem) przyrody i płodno– wywodzi się ze znacznie wcześcią. Ale nie tylko. Stara tradycja święśniejszych świąt wiosennych, obta wiosny zdołała przetrwać nawet chodzonych w czasie zrównania w nazwach chrześcijańskiej Wielkiej dnia z nocą. Nocy – Easter w języku angielskim Na długo przed pojawieniem się i Ostern w niemieckim. Eastre (Eostre) chrześcijaństwa równonoc wiosenną i Ostara – to w mitologii celtyckiej świętowano zarówno jako przebudzei starogermańskiej imiona bogini wionie się przyrody po zimowym uśpiesny, świtu i płodności, władającej jedniu, jak i zwycięstwo życia nad śmiernocześnie światem zmarłych. cią oraz triumf dobra nad złem. Z tym najważniejszym w całym cyklu rocznym świętem odradzania się życia, przypisywanego różnym siłom nadprzyrodzonym, łączyło się wiele rytuałów mających zapewnić urodzaj zbiorów. Część z nich przetrwała do naszych czasów, a niektóre – nawet w postaci szczątkowej – zostały włączone do wielkanocnych zwyczajów (święcenie pokarmów, śmigus-dyngus, rozpalanie Uliczne dekoracje wielkanocne na Rodos ognisk, odwiedzanie groW obchodach świąt wiosennych bów). Inne, związane z uśmiercaniem z kultem życia ściśle wiązano kult zimy, jak topienie Marzanny (prawdozmarłych. Idea śmierci i zmartwychpodobnie bogini starości i zapomniewstania łączyła się z przesileniem wionia) czy palenie Smertnicy (bogini sennym, m.in. w wierzeniach Egipśmierci) zostały przy dacie 21 marca. cjan, Greków czy Żydów. Na czas I choć w celu wykorzenienia pierrównonocny przypadały słynne starowotnych pogańskich kultów związażytne Adonie, świętowane w Fenicji nych z wiosenną równonocą w 325 i innych krajach starożytnego Wschoroku n.e. sobór nicejski ustanowił obdu, a następnie w Grecji na cześć chodzenie Wielkanocy na pierwszą bóstwa wegetacji – pięknego młoniedzielę po pierwszej wiosennej pełdzieńca Adonisa. Według mitologii ni księżyca (obecnie przypadającej greckiej, po śmierci Adonisa, który pomiędzy 22 marca a 25 kwietnia), zginął rozszarpany przez dzika, jego to w ten sposób, paradoksalnie, jej kochance Afrodycie udało się wypierwotny rodowód został trwale zaprosić u Zeusa, by co roku na wiosnę chowany. W prastary pogański cykl i lato Adonis mógł ponownie powraksiężycowy chrześcijańską Wielkanoc cać na ziemię. Kilkudniowe Adonie, wpisuje przede wszystkim uzależniepodczas których najpierw opłakiwano nie daty od równonocy wiosennej.
S
pecjalnością świątecznej tradycyjnej kuchni włoskiej są rozliczne ciasta, ciastka i ciasteczka dedykowane świętym. Dawniej przygotowywane były wyłącznie z okazji fiest poświęconych danemu patronowi, obecnie coraz częściej przez wiele włoskich cukierni serwowane są przez cały rok jako charakterystyczny regionalny deser. Pierożki świętego Józefa nadziewane słodkim twarożkiem, migdałowo-cynamonowe pierniczki świętej Katarzyny z Sieny, chrupiące rurki z kremem świętego Błażeja, migdałowo-orzechowe ciasto świętego Mikołaja, herbatniki świętego Marcina do maczania w winie, półsłodkie obwarzanki świętego Wita, fantazyjnie dekorowane ciasto świętego Pawła i sezamowe ciasteczka świętego Antoniego... Kulinarna dewocja przybiera jednak szczególny wymiar dopiero na terenie Sycylii. Najsłynniejsze z sycylijskich przysmaków to oczka świętej Łucji z Syrakuz w kształcie litery S, z mąki, białego wina i oliwy, oraz kusząco ponętne piersi świętej Agaty z Katanii. Te ostatnie dostępne są co najmniej w dwóch wariantach – jako
śmierć Adonisa, a następnie cieszono się z jego zmartwychwstania i powrotu na ziemię, to niewątpliwie pierwowzór chrześcijańskiej Wielkanocy i poprzedzającego ją Wielkiego Tygodnia. A zielony owies czy rzeżucha na wielkanocnym stole to nic innego, tylko przypomnienie tzw. ogródków Adonisa... Były to szybko rosnące rośliny wysiewane w naczyniach, którymi starożytni dekorowali domy oraz złożoną w symbolicznym grobie figurę Adonisa. Mimo ewidentnych zapożyczeń i adaptacji wielu pogańskich tradycji, chrześcijaństwo zwalczało relikty pierwotnych kultów wiosny. Z bardzo prostej przyczyny. Poganie wiosenne święta kojarzyli z nowym życiem, płodnością oraz ekspansją i radością życia doczesnego, chrześcijaństwo zaś za wszelką ceFot. OH nę starało się nadać tradycjom wielkanocnym wyłącznie wymiar duchowy, całkowicie eliminując tak charakterystyczny dla pogańskich świąt wymiar erotyczny. Ale i tak najważniejsze wielkanocne atrybuty kojarzone ze świętem zmartwychwstania Chrystusa związane są z płodnością. Przede wszystkim jajka, które – jako pogański symbol początku nowego życia, wiosny, słońca, a nade wszystko płodności – długo były zwalczane przez chrześcijaństwo, zanim Kościół skapitulował, wprowadzając zwyczaj ich święcenia, i uznał za symbol zmartwychwstania Chrystusa. Podobnie rzecz się ma z wielkanocnym zajączkiem – zwierzęciem pierwotnie przypisanym bogini Eastre, będącym uosobieniem nadzwyczajnej płodności. AK
lukrowane babeczki z budyniowym nadzieniem, starannie wymodelowane w kształcie piersi, lub równie ponętne ciastko typu pasta reale (odpowiednio formowany marcepan robiony z mielonych migdałów, cukru i białek) z dodatkiem owoców kandyzowanych, stosownie przyozdobione wisienką. Delektowanie się tymi łakociami to niewątpliwie szczyt dewocyjnej perwersji, zważywszy że wedle kościelnych przekazów święta Łucja, aby uniknąć grzechu, wyrwała sobie oczy, które urzekły pewnego pogańskiego adoratora, i przesłała mu je w prezencie, a święta Agata, odmówiwszy swojej ręki rzymskiemu namiestnikowi, została przez niego skazana na tortury, w tym na obcięcie piersi. W Polsce jedynym powszechnie znanym przykładem ciasta kojarzonego z katolickim patronem są słynne poznańskie rogale świętego Marcina nadziewane słodką masą z białego maku z bakaliami. Jak głosi legenda, dawno temu proboszcz kościoła św. Marcina w Poznaniu w święto patrona (11 listopada) postanowił rozdawać biednym słodkie rogale, żeby chociaż w ten jeden dzień mogli zjeść coś naprawdę dobrego. SK
Nadziewane piersi Agaty
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
LISTY Prawdziwy Polak Jarosław Kaczyński oświadczył w mediach (15.03.08), że jako prawdziwy Polak nie może zgodzić się na podpisanie przez Polskę Traktatu lizbońskiego w jego obecnej formie, gdyż to otworzyłoby u nas możliwość zawierania małżeństw homoseksualnych. Mamy więc wzorzec prawdziwego Polaka: jest starym kawalerem (a Kościół zastanawia się, dlaczego nas ubywa), nie ma prawa jazdy, nie potrafi posługiwać się komputerem, przynajmniej raz w tygodniu bierze udział w niedzielnych mszach, a jego wyrocznią jest ojciec Rydzyk (człowiek na okrągło łamiący prawo i nieukrywający swojego antysemityzmu), z którym za każdą cenę chce utrzymać dobre stosunki. Z tej wypowiedzi wynika także, że jest ksenofobem, gdyż jest wrogo usposobiony do napływających do nas nowości z krajów Wspólnoty Europejskiej, o wiele bardziej od nas rozwiniętych i o wiele bogatszych, z których powinniśmy brać przykład. Przemawia za tym także fakt nieznajomości przez ww. obcych języków, a zwłaszcza angielskiego (mimo posiadanego doktoratu), który jest obecnie językiem biznesmenów i polityków całego świata. Można także wysnuć wniosek, że pan Jarosław jest również antysemitą (miłość do Rydzyka), do czego jednak się nie przyznaje, gdyż wie, czym by mu to groziło. Zważywszy na te wszystkie negatywne cechy „prawdziwego Polaka” (a jest ich o wiele więcej), obraz naszego narodu wyłania się złowrogi i ponury, a także konserwatywny aż do bólu. Gdyby nie fakt, że o wiele mniej mam przed sobą niż za sobą, wyrwałbym się chętnie z tego kraju przynajmniej na parę lat i wrócił dopiero wówczas, gdy już minie w Polsce era takich właśnie i im podobnych – „prawdziwych Polaków”! WP
Winni Uważam, że poszkodowani mówią prawdę, że byli wykorzystani seksualnie przez księdza Andrzeja. Ja miałem podobną sprawę z księdzem katolickim, który molestował mnie w łaźni publicznej. Nie ukrywał przy tym, że jest księdzem. Później widziałem go w kościele odprawiającego mszę wraz ze ślubem młodej pary. Do dziś pozostał uraz. Uważam, że przejścia z tym księżulkiem zaważyły na fakcie, że nigdy się nie ożeniłem. Poszkodowani mówią prawdę. Jest w tym dużo winy celibatu, który jest wypaczeniem normalnych zachowań ludzkich, powoduje zboczenia wśród tych, którym ten przymusowy i idiotyczny sposób życia jest narzucany. Ale celibat nie może być usprawiedliwieniem dla tak ohydnych poczynań. Uważam, że sąd
LISTY OD CZYTELNIKÓW
biskupi urwie łeb tej sprawie, a przecież winowajca powinien trafić do sądu cywilnego, do wydziału karnego. Mija 30 lat od tej chwili, kiedy ksiądz mnie molestował, a było to w USA. Gdybym rozpoznał tego księdza, to też pozwałbym go do sądu albo w ostateczności opłaciłbym nie kastrację, ale całkowite usunięcie organów płciowych.
Kiedy podobne skandale w USA zostały ujawnione i ocenione przez niezawisłe sądy, a winni kapłani skazani, kard. Law został ściągnięty do Watykanu, aby nie musiał ponieść odpowiedzialności za ukrywanie pedofilów w sutannach. Przypomnę też, że JPII nigdy nie zgodził się na spotkanie z ofiarami księży pedofilów.
Ksiądz Andrzej i ci, którzy gwałcą dzieci, powinni otrzymać właśnie taką kurację. Eryk A. Kaminski Suchowola
W Wielki Tydzień będziemy oglądali spektakl misteryjny w wykonaniu kapłanów, którzy wiedzieli lub brali udział w skandalu pedofilskim w Ośrodku Brata Alberta, a nic nie robili, aby tym dzieciom pomóc. Jest to coś strasznego, szatańskiego w swej istocie, gdy ludzie mieniący się pasterzami wiernych i naśladowcami Jezusa są tak zakłamani. Lepiej, aby zamilkli... Czytelnik
Wielka obłuda Ubogaceni kasą bracia hierarchowie w swoich wygodnych biskupstwach! Ślę Wam do przemyślenia słowa na Wielki Tydzień. Przez ów Wielki Tydzień będziecie czytać historię o Męce Pańskiej. Będziecie odmieniać przez wszystkie możliwe przypadki, jak to Jezus poświęcił swoje życia dla zbawienia grzeszników. Będziecie mówili i pisali o miłości, wybaczaniu, grzechu, którego trzeba się wystrzegać, o drzazdze w oku bliźniego, nie dostrzegając w swoim belki. Będziecie ciężko za ciężką kasę pracowali, aby wiernych kolejny raz przyciągnąć do siebie. Będziecie obmywali nogi starcom – usadowionymi wyżej, abyście nie musieli się schylać. Z pewnością, szanowni hierarchowie, coś będziecie wspominali o skandalu obyczajowym w Ośrodku Brata Alberta, ujawnionym przez kolejną gazetę. Będziecie przekręcać fakty, mataczyć z całą powagą i dostojeństwem, że sprawa jest już dawno badana (zbadana), tylko złe media atakują Kościół. Sprawa badana przez sąd biskupi ok. 13 lat – to jest prawie jak wieczność... A tymczasem molestowane dzieci są już dorosłymi ludźmi – niektórzy dotąd nie mogą sobie ułożyć życia po tak wstrząsających przeżyciach pedofilskich. Nikt z Was, biskupów, nie odwiedził chłopców, nie porozmawiał z nimi, nie posłał psychologa, jak to się czyni w cywilizowanych państwach. Zamiast tego będziecie brali udział w misteriach wielkanocnych podczas triduum, bez mrugnięcia okiem, na zimno... I znów będziecie mówili o etyce i moralności... Przypomnę znane fakty z życia zmarłego papieża Jana Pawła II.
Kasa płynie Obywatele nie mają pojęcia, jakie astronomiczne kwoty przechodzą przez wyciągnięte ręce Kościoła kat. W styczniu zakończyło się coroczne „chodzenie po kolędzie”, a już w marcu, w niedzielę, ksiądz z parafii Smardzowice (powiat krakowski, gmina Skała k. Ojcowa) ogłosił, że podczas peregrynacji MB z wioski do wioski na adres każdej rodziny przyśle list. W kopercie będzie informacja, jak należy godnie przyjąć obraz. Ale – uwaga! – każda rodzina ma koniecznie do tej samej koperty (z danymi personalnymi) włożyć po 30 zł i przynieść na plebanię. Jest to parafia na głębszej prowincji, ergo – ludność biedniejsza. Mam też wiadomości z bogatszej parafii – w Raciborowicach, tuż na granicy z Krakowem. Tam już podczas 12 czy 13 dnia kolędy wolny termin na indywidualną mszę św. za zmarłych był na listopad, a wcześniejsze są wykupione. Pewna parafianka przygotowała się tak: „Proszę bardzo, tu jest za kolędę (50 zł), a tu (100 zł) za 2 msze – rodzice i syn”. Oczywiście, odbędą się one dopiero w listopadzie. Pieniążki na wypominki listopadowe daje się, oczywiście, odrębnie. W Raciborowicach (bogatszych) 1 listopada ubiegłego roku „wypominki” w drodze na cmentarz czytano 45 min. Dlaczego urząd skarbowy się tym nie interesuje? Maciupeńki kiosk musi zapłacić podatek od pudełka zapałek... I.O.
Potrzebna kastracja Szybko reaguje Kościół na „pomówienia” swych pracowników. Grozi palcem, gdy ktoś interesuje się sferą życia prywatnego panów w sukienkach. Ciekawe, że panowie ci mogą ingerować w prywatne życie każdego obywatela. Jest to uzurpowanie sobie władzy absolutnej, gdyż klecha nie znosi sprzeciwu. Ciekawe też, że biskup szczeciński nie wziął pod uwagę sfery prywatnej ludzi poszkodowanych. Te sprawy ich nie obchodzą. Może by wprowadzić prawo, żeby na księdza szli tylko ci poddawani kastracji? Skończyłby się problem z dewiacjami już w seminariach, a i wierni czuliby się bezpieczniejsi przed molestowaniem. Panowie z Episkopatu Polski, przemyślcie to i dążcie, by Watykan rozciągnął waszą inicjatywę na wasz cały światowy klan. Życie będzie wtedy naprawdę wspaniałe, a i księża czuliby się bezpieczni przed mediami. Roman Zimniak
Troskliwy pleban Kiedyś, jeszcze jako nastolatka, poszłam coś załatwić do biura parafialnego na wsi. Do dziś pamiętam szok, który wtedy przeżyłam. Proboszcz w trosce o moje zdrowie wsunął rękę pod moją spódniczkę, aby sprawdzić, czy mam grube majtki... Było zimno i „mogłabym się przeziębić”. Jako cnotliwa i wierna parafianka nie odważyłam się komukolwiek powiedzieć o swoich odczuciach przez ćwierć wieku. Dopiero kilka lat temu w rozmowie z przyjaciółką przeszło mi to przez usta. Cudnie drążycie podstawy tej zmurszałej opoki. Elżbieta
19
rekolekcje. Dziś po pierwszej lekcji młodzież przeszła do pobliskiego kościoła i dopiero tam ogłoszono, że po 2 godzinach rekolekcji nie będzie już zajęć w szkole. Ci uczniowie, którzy nie chodzą na religię, przyszli więc do szkoły tylko na jedną lekcję, a potem mogli wrócić do domu albo zostać w bibliotece, ale tylko 2 godziny. Ponieważ nie chodzę na religię, pojechałem do centrum miasta. Spotkałem tam wielu uczniów z naszej szkoły, którzy zamiast być na rekolekcjach, pili piwo w mieście. Jutro mają być tylko 3 lekcje, ale według zmienionego planu. I znowu rekolekcje, a ja będę mógł wrócić do domu. Jeżeli już mają być te rekolekcje, to dlaczego nie po południu?”. Takich dni jest w roku szkolnym więcej. To jest oczywiście bezprawie, bo pozbawieni są lekcji uczniowie, którzy w rekolekcjach nie uczestniczą. Zamiast debatować nad skróceniem letnich wakacji, lepiej nie dopuszczać do marnowania czasu w ciągu roku szkolnego. Teresa Jakubowska RACJA Polskiej Lewicy
Zarząd Dolnośląski Związku Żołnierzy LWP im. Armii WP jest wydawcą książki „Stan wojenny – wspomnienia, komentarze”. Pozycja ukaże się w kwietniu. Zainteresowani jej kupnem proszeni są o dokonanie przedpłat w kwocie 20 zł na konto bankowe Zarządu Dolnośląskiego ZŻ LWP, nr: 55106000760000320000682498. Promocyjną imprezę związkową planujemy na 11 maja br. w Uniejowicach (k. Złotoryi) z okazji uroczystych obchodów Dnia Zwycięstwa.
Czat z Jonaszem Krótsze wakacje? Pomysłodawcom skrócenia wakacji letnich dedykuję poniższą relację na temat rekolekcji w jednym z gimnazjów w dużym mieście na południowym zachodzie Polski. Relację nadesłał młody sympatyk RACJI PL: „Dziś i jutro kosztem wielu lekcji odbywają się w naszej szkole
Autor: Henryk Dudor Na 320 stronach książka ujawnia prawdę o Jezusie, skrzętnie ukrywaną przez Kościół. Cena: 30 zł plus koszt wysyłki. Zamówienia: Listownie: Urząd Pocztowy Toruń 17, ul. Łyskowskiego 18, skr. poczt. 36; Telefonicznie: (056) 645 10 51, tel. kom.: 0 509 279 472
W środę 26 marca od godziny 12.00 do 13.00 odbędzie się internetowy czat z redaktorem naczelnym „FiM”. Wszystkich naszych Czytelników internautów zapraszamy w tym czasie na stronę www.faktyimity.pl. Redakcja
20
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Kim był Jezus? Niedawno na stronie internetowej www.zeitgeist.com oglądałem interesujący film pt „Zeitgeist”(Duch epoki). Dowiedziałem się, że takie postacie jak Horus, Attis, Kriszna, Dionizos czy Mitra miały wiele cech wspólnych z Jezusem Chrystusem. W filmie tym lansowane jest też twierdzenie, że Jezus jest jedynie postacią mityczną, a chrześcijaństwo jest największym oszustwem wszech czasów. Czy to prawda? Czy Jezus rzeczywiście był jedynie postacią fikcyjną, a religia chrześcijańska została narzucona światu tylko po to, aby sprawować kontrolę nad ludźmi? Twórcy filmu „Zeitgeist” rzeczywiście zrobili wszystko, aby przedstawić Jezusa jako postać wyłącznie mityczną. Według nich, zarówno działalność Jezusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie, jak i wybranie dwunastu apostołów to jedynie parodia wcześniejszych kultów solarnych, w których również występowała idea cierpiącego bóstwa, zmartwychwstania, a wszyscy wymienieni bogowie urodzeni zostali przez dziewice 25 grudnia, czyli w dniu tzw. Bożego Narodzenia. Przypomnijmy, że nie jest to wcale nowy pogląd. Już bowiem w Imperium Rzymskim niektórzy obrońcy pogańskich kultów w działalności, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa widzieli jedynie mit podobny do mitu Ozyrysa, Horusa, Attisa, Dionizosa czy Mitry. W czasach współczesnych zaś o podobieństwach między Jezusem a bóstwami solarnymi pisał m.in. protestancki teolog Rudolf Bultmann, który usiłował doprowadzić do demitologizacji Nowego Testamentu. Również Karlheinz Deschner, w wydanej w języku polskim książce „I znowu zapiał kur”, wykazuje wiele podobieństw pomiędzy kultami solarnymi. Poglądów co do istnienia Jezusa oraz tego, kim był, jest więc bardzo dużo. Jedni widzą w nim wyłącznie postać mityczną, inni zaś uznają Jego historyczność. Jedni uważają, że był zwykłym człowiekiem, inni, że był obiecanym mesjaszem. Podczas gdy chrześcijanie wierzą, że Jezus umarł i zmartwychwstał, inni głoszą, że po rzekomej śmierci i zmartwychwstaniu Jezus żył nadal. Oto co na ten temat pisze Wacław Korabiewicz: „Z Damaszku Jezus udał się do Nisibis [Edessa]… O tym pobycie między innymi świadczy korespondencja wymieniona pomiędzy królem Edessy Abgarem a Jezusem przebywającym w Damaszku. Te dwa listy musiały wyglądać prawdziwie i poważnie, skoro katolicki kronikarz Euzebiusz umieścił je w swojej »Historii Kościoła«” („Tajemnica młodości i śmierci Jezusa”).
Jak zatem ustosunkować się do wszystkich tych poglądów? Czy życie Jezusa Chrystusa przedstawione w Ewangeliach rzeczywiście jest tylko repliką wcześniejszych kultów solarnych, czy może jest tak, jak wierzą wyznawcy Chrystusa? A może Jezus faktycznie żył, ale nie umarł i nie zmartwychwstał, jak głoszą niektórzy? Rozpocznijmy od różnic. Utożsamianie bowiem Jezusa Chrystusa z mitycznymi bóstwami solarnymi jest błędem, który łatwo wykazać, przedstawiając różnice między nimi. Pierwsza i zasadnicza różnica polega przede wszystkim na tym, że Jezus – w przeciwieństwie do bóstw solarnych – to postać historyczna. Zarówno judaizm jak i chrystianizm mają charakter historyczny. Przekonania religijne Żydów i chrześcijan nie wywodzą się więc z mitów starożytnego Egiptu, Persji czy Grecji; zbudowane są nie na podaniach mitycznych, lecz na konkretnych doświadczeniach Abrahama, Izaaka, Jakuba, Mojżesza i Jezusa, czyli na osobach, które narodziły się i umarły w określonym miejscu i czasie, czyli w określonym kontekście historyczno-politycznym. Po drugie – Biblia mówi, że Jezus jako „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz aby służył i oddał życie swoje na okup za wielu” (Mt 20. 28). To znaczy, że misja boskiego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, zasadniczo różniła się od bóstw solarnych. Tamci nie umierali za innych, jak miało to miejsce w przypadku Jezusa. W kultach solarnych inicjatywa zawsze wychodziła od człowieka, który chciał przypodobać się Bogu. Natomiast według Biblii, tym, który podejmował inicjatywę, zawsze był Bóg, który od samego początku „szukał” Adama (Rdz 3. 9), aby w Chrystusie „szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19. 10). W wierze biblijnej przychylność Boga jest więc darmowa; „Łaską zbawieni jesteśmy przez wiarę” (Ef 2. 8). Po trzecie – Biblia jednoznacznie mówi, że aby to zbawienie się dokonało, „Chrystus umarł za grzechy
nasze według Pism” (1 Kor 15. 4). Jezus uczynił więc coś (umarł za nasze grzechy), czego nie uczyniło żadne bóstwo solarne. Podczas gdy Biblia bardzo poważnie traktuje każdy grzech – jako prowadzący do ruiny duchowej i moralnej – oraz reguluje na przykład relacje między mężczyzną i kobietą, w pogańskich kultach za normalne uznawano wszelkie rodzaje seksu – włącznie z homoseksualizmem, zoofilią i prostytucją sakralną. Oto dlaczego Biblia tak bardzo podkreśla potrzebę zbawienia człowieka od grzechu (Mt 1. 21; J 8. 34, 36), a tym samym zachowania wierności Bogu (Pwt 6. 4–5). Zanik wiary w Boga prowadzi
bowiem do pogańskiej idolatrii, wiary w zabobony, magii, wróżbiarstwa itp. (por. Ga 5. 19–21). Po czwarte – śmierć Jezusa była aktem jednorazowym, natomiast bóstwa solarne umierały i powstawały do życia corocznie. Ponadto bóstwa te poniosły śmierć w różnych okolicznościach, podczas gdy Jezus złożył swe życie w dobrowolnej ofierze. Powiedział: „Nikt mi go [życia] nie odbiera, ale Ja kładę je z własnej woli” (J 10. 18). Innymi słowy, wszystkie najważniejsze informacje ewangeliczne dotyczące miejsca urodzin i zamieszkania Jezusa, rzemiosła, które wykonywał, Jego misji, powołania dwunastu apostołów, opozycji, roli, jaką pełnili Annasz, Kajfasz, Herod i Piłat, oraz miejsca Jego śmierci i zmartwychwstania mają charakter historyczny. Natomiast życie i śmierć bóstw solarnych było jedynie mitycznym wyrażeniem heliolatrii (wielbieniem słońca) oraz odradzającej się przyrody. Warto dodać, że o historyczności Jezusa świadczyli nie tylko Jego wyznawcy, gotowi na śmierć za Zmartwychwstałego, ale również pozostali Żydzi, którzy nie przyjęli Jezusa jako mesjasza. O Jezusie wiele mówił na przykład Talmud. Rabin i filozof Marc-Alain Ouaknin napisał: „Talmud mówił o Jezusie jako o nauczycielu Miszny, a nie Bogu czy Mesjaszu. Był nauczycielem, który założył swoją szkołę, miał uczniów, apostołów, lecz jego przesłanie zostało wypaczone. Talmud, jak już mówiłem, mało się zajmuje historią, za to
reaguje na historyczne wydarzenia. Zareagował więc na wydarzenie, jakim był Jezus i narodziny chrześcijaństwa, a zwłaszcza na ideę Mesjasza” („Najpiękniejsza historia Boga”, str. 88). Czy to nie zastanawiające, że nawet ci Żydzi, którzy nie uznawali w Jezusie mesjasza, nigdy nie negowali Jego istnienia? Ale jak wobec tego wytłumaczyć wszelkie podobieństwa pomiędzy Jezusem a bóstwami solarnymi? Przede wszystkim należy w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że nawet największe podobieństwo na zawsze pozostanie tylko podobieństwem. Często spotykamy się z takim podobieństwem wśród ludzi i dopiero po dokładnym przyjrzeniu się albo próbie nawiązania kontaktu okazuje się, że mamy do czynienia z zupełnie kimś innym niż przypuszczaliśmy. I tak jest również w przypadku pewnych podobieństw pomiędzy chrystianizmem a kultami solarnymi.
Nie możemy mówić o identyczności tych kultów. To, że jakaś postać mityczna umarła męczeńską śmiercią, powieszona podobnie jak tysiące innych ukrzyżowanych ludzi, czy też jak Jezus, o niczym jeszcze nie świadczy. Nie podważa to więc faktu, że Jezus rzeczywiście umarł, i to nie dlatego że identyfikował się z Ozyrysem, Horusem czy Mitrą, ale dlatego, że przyszedł, aby wypełnić Pisma (Łk 24. 26–27, 44). On sam przecież powiedział, że „jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak musi być wywyższony Syn Człowieczy” (J 3. 14, por. J 12. 31–33). Podobnie jest z wieloma innymi elementami pozornie podobnymi do siebie. Tak na przykład jest z wybraniem dwunastu apostołów. Jezus nie wybrał ich w tej liczbie ze względu na mitologiczne podobieństwa (znaki zodiaku), ale dlatego, że jest ona symbolem całego ludu Bożego. Wybrał więc dwunastu apostołów na wzór pokoleń Izraela, aby zapoczątkować dzieło odnowy duchowej i moralnej tego narodu (Dz 7. 8; 26. 7; Mt 10. 2; 19. 28; Jk 1. 1; Ap 21. 12, 14).
Oczywiście, nie wszystkie podobieństwa są pozorne. Pewne elementy chrześcijaństwo IV stulecia rzeczywiście zaanektowało dla siebie. Należą do nich m.in.: Trójca Święta, wiara w nieśmiertelność duszy, wieczne męki piekielne, data 25 grudnia jako dzień narodzin wielu bóstw solarnych, niedziela – święty dzień boga Słońca Mitry, kult świętych, relikwii i ich wizerunków, hierarchia kapłańska z określonymi tytułami, takimi jak np. pater patrum, czyli ojciec ojców, czy też pontifex maximus (najwyższy kapłan), idea sakramentów, hostia opatrzona znakiem krzyża, codzienne msze z tą najważniejszą w niedzielę i wiele innych elementów związanych z kultem i ubiorem duchownych katolickich. A co ze stwierdzeniem Wacława Korabiewicza, że Jezus w rzeczywistości nie umarł, a nawet prowadził korespondencję z królem Edessy? Każdy może twierdzić, co chce. Faktem jednak pozostaje – jak podaje Karlheinz Deschner – że list Jezusa do króla Edessy Abgara Ukkamy (4 p.n.e. – 50 n.e.) został sfabrykowany przez nadgorliwych chrześcijan, podobnie jak list Piłata do cesarza Tyberiusza i jeszcze parę innych tekstów („I znowu zapiał kur”, str. 27). Tego rodzaju wypaczenia, fałszerstwa, kompromisy i układy z kolejnymi cesarzami rzymskimi doprowadziły właśnie do tego, że religia chrześcijańska stała się państwową, co sprawiło, że z czasem została ona narzucona światu, aby rzeczywiście sprawować kontrolę nad ludźmi. Ten bolesny fakt nie oznacza wcale, że w historii nawet tak odstępczego systemu, jakim jest papiestwo, nie było żadnych dobrodziejstw czy też ludzi zacnych, dążących do pewnego ładu społecznego. Zarzut skierowany jest tu raczej w stronę zwyrodniałej formy religijności rzymskokatolickiej, w stronę skostniałej i niereformowalnej instytucji tego Kościoła, a nie w zdezorientowanych i oszukiwanych wyznawców. O tym więc zawsze należy pamiętać, zarówno przy krytycznej ocenie historii chrześcijaństwa, jak i czołowych postaci różnorodnych kultów religijnych. A zatem fakt, że istnieje chrześcijaństwo odstępcze, nie oznacza wcale, że nie ma prawdziwych, biblijnie wierzących wyznawców Chrystusa. I podobnie jest z czołowymi postaciami kultów religijnych. To, że większość z nich należy zaliczyć wyłącznie do postaci mitycznych, nie oznacza, że takim był również Jezus z Nazaretu. Chociaż więc Ewangelie nie są biografią Jezusa we współczesnym rozumieniu, opisują historyczne wydarzenia, z tym najważniejszym wydarzeniem paschalnym włącznie. Cokolwiek by więc powiedzieć o Jezusie, jedno nie ulega wątpliwości: na pytanie, kim był, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. A zatem jego pytanie: „Za kogo mnie uważacie?” (Mt 16. 15) – pozostaje wciąż aktualne. BOLESŁAW PARMA
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
T
o chichot historii, że głęboki sens bon motowi Lecha Wałęsy nadają Kaczory, najwięksi wrogowie Wielkiego Elektryka. No bo jak to: wynegocjować, odtrąbić sukces i świętować podpisanie traktatu, a potem go podważać?! „Oscarowa rola”! Tyle tylko, że głupka.
Polaków. Zamiast tym się zająć „w interesie narodowym”, rozrabiali samorządowców oświadczeniami majątkowymi. To doktorzy prawa, a jednemu nawet „profesurę” nadały Uniwersytet Gdański i Uniwersytet K.S. Wyszyńskiego. Uprzejmie donosimy o tym rodzicom, gdyby chcieli posłać tam dzieci na nauki.
TRZECIA STRONA MEDALU zawarte w państwach Unii. Jeżeli ktoś ma ochotę walczyć z gejami, to ma pole do popisu: najwięcej jest ich wśród księży katolickich. Nieustanną rozróbą Kaczory prowokują do przedterminowych wyborów. To kusząca szansa nie tylko na osłabienie Kaczego dołu w ławach sejmowych, ale i uzyskanie
Z GRUBEJ RURY
Za, a nawet przeciw Chocholi taniec PiS-u wokół Traktatu lizbońskiego szef dyplomacji Sikorski nazwał w języku dyplomatycznym „syntezą paranoi z nieuctwem”. Przypomnę, że jako pierwszy o paranoi Kaczyńskich napisał Jonasz, ale to miło, że PO się uczy. A jak to określenie z dyplomatycznego przetłumaczyć na polski? Wprawdzie to rubryka „z grubej rury”, ale takiego kalibru rury nawet my nie mamy. Bez Huberta H. nie razbieriosz... Kaczory dziś straszą, że Niemcy odbiorą swoją własność. To co, do jasnej cholery, wynegocjowali?! Do tego, będąc u władzy, mieli dwa lata na uporządkowanie ksiąg wieczystych nieruchomości na ziemiach odzyskanych i zabezpieczenie praw
Jeszcze trochę, a Kaczory swoim paranoicznym rozrabiactwem i ośmieszaniem Polski obudzą tęsknotę Polaków za porządkiem, choćby to był porządek niemiecki. Dwa miliony emigrantów już coś mówi. Tak mogą zmaterializować się antyniemieckie fobie. Równie głupia jest homofobia. Wszak gejów i lesbijki stworzył Bóg, jak wszystko na tym padole. Gej pozostanie gejem, tego się nie leczy, co stwierdziła medycyna. Zmuszanie ich do życia w związkach hetero to sprzeciwianie się woli Boga, nie mówiąc o zabronionej prawem dyskryminacji z powodu orientacji seksualnej. Także budząca przerażenie Sodoma i Gomora, czyli małżeństwa homoseksualne, już w Polsce są, z importu,
większości do odrzucania weta PiSprezydenta oraz... do jego impeachmentu! I tak muszą się odbyć wcześniej, bo ich konstytucyjny termin przypada na polską prezydencję w Unii. Powód wystarczający, a najlepszy termin wydaje się być teraz, bo jest jeszcze szansa na wysoką frekwencję wyborczą. Ostatnie 54 proc. w warunkach plebiscytu to i tak beznadziejnie mało.
Warto wykorzystać fakt, że jeszcze nie opadł zapał wyborców, co nastąpi już niebawem. Wprawdzie Kaczory usilnie mobilizują młodzież przeciw PiS-owi, ale na zimne trzeba dmuchać: ordynację wyborczą należy dostosować do współczesności. Głosowanie musi być dwudniowe, bo samo niedzielne to oddawanie losów Polski w ręce moherów, mobilizowanych w kościołach i sterowanych falami Rydzyja. Uniemożliwi to łamanie prawa, bo Kościół nie przestrzega ciszy wyborczej. W kościołach uprawiana jest bezczelna agitacja wyborcza. To doświadczenie
nie tylko polskie, ale także z ostatnich wyborów w Hiszpanii. Głosowanie przez internet to dość odległa przyszłość ze względów technicznych – zabezpieczenie danych osobowych i eliminację oszustw. Chociaż słychać o młodym geniuszu z Krakowa („FiM” 11/2008), który przytulił 15 tys. dol. nagrody za rozwiązanie tego problemu. Niech pokaże, za co wziął kasę. Wymowne są słowa posła Cymańskiego: „Bardzo pracujemy
GŁASKANIE JEŻA
w internecie”, co widać po lawinie obelżywych postów. Ale zabrzmiało jak ostrzeżenie. Poważne obawy budzą niektóre pomysły, np. głosowanie przez pełnomocników. Stawiany głosowaniu przez internet zarzut braku powagi aktu wyborczego tu jest jaskrawy. Ale jak okazję wykorzysta i co z pełnomocnictwami zrobi Rydzyjo? A także proboszczowie w środowiskach przez nich rządzonych? Fanatyczne moherowe watahy pójdą ławą z mszy. Demokracja w starciu z fanatyzmem jest bez szans. Oczyma wyobraźni już widzimy trójki parafialne chodzące od drzwi do drzwi i wyłudzające pełnomocnictwa dla proboszcza. Stworzy to pole do niebywałych nadużyć, grozi lawiną przewlekłych śledztw i procesów. Dlatego lepiej dmuchać na zimne i z tego pomysłu zrezygnować albo wprowadzić daleko idące obostrzenia. Jeśli Platforma okaże naiwność, jak kiedyś głosując za PiS-owskimi ustawami o CBA i weryfikacji służb, to strzeli sobie samobója. Tym razem dorżną ją moherowe watahy. Dodajmy do tego, że jeszcze prawie milion Polaków nie odebrało dowodów osobistych. I co będzie, gdy zajęci piwkiem i pornolkami przy internecie wnuczkowie nie zauważą, że babcia schowała im dowód? LUX VERITATIS
zacny redaktor do ukrywania pedofilskich praktyk. No i tu zaczyna się moja historia... Jest listopad 2002 roku. Od kilku miesięcy tropię (wraz z redakcyjnymi kolegami) pedofila w sutannie, niejakiego Wincentego Pawłowicza spod Łodzi. Ów „ciepły, gorliwy kapłan” nie tylko gwałcił ministrantów (okaleczył im przy tym odbytnice), ale nawet odstępował ich swoim kolegom księżom do równie udanej „zabawy”. Wyjątkowo parszywego typa ścigamy po
przy zaangażowaniu niemałych środków, trwa ponad miesiąc, ale w końcu (opisaliśmy to w „FiM” 47, 48/2002) odnajdujemy Pawłowicza ukrywającego się w jednym z klasztorów na... głębokiej Ukrainie i powiadamiamy prokuraturę o miejscu jego pobytu. Już tylko godziny pozostały do aresztowania. Księży pedofilów ci u nas dostatek, ale zatrzymanie na granicy takiego, który ukrywał się miesiącami, to już chyba temat do telewizji... Biorę do ręki telefon i dzwonię do
– Nawet tego nie żądamy. Chodzi nam tylko o telewizyjny materiał – nagłośnienie sprawy i problemu. – Rozumiem. To piękne podejście do sprawy. Bardzo proszę o zaczekanie na nasz kontakt – mówi Tomasz Lis. I rzeczywiście. Kilkadziesiąt minut później telefonuje asystent pana redaktora: – Redaktor Szenborn? No... więc... po naradzie w redakcji, która się właśnie zakończyła, polecono mi zakomunikować panu, że nasza telewizja nie jest zainteresowana tego typu tematem. – Pan żartuje?! Przecież... – Nie! Nie będziemy kręcić księdza pedofila. Tyle kazano mi powiedzieć! Nic więcej nie wiem. Do widzenia.
całej Polsce, bo hierarchia kościelna, czując nasz oddech na plecach, chowa go w coraz to innej parafii lub kolejnym domu księdza emeryta. W międzyczasie prokuratura i policja (wobec niezbitych, przedstawionych przez nas dowodów) również rusza w pościg za zboczeńcem. Wydany zostaje list gończy. Wszystko na nic. Słuch po Pawłowiczu ginie na kilka miesięcy. Kamień w wodę! W końcu Jonasz ma dość braku postępów i w naszym, i w policyjno-prokuratorskim śledztwie: „Macie czas, macie firmowe pieniądze i samochód, musicie drania znaleźć!” – nakazuje. Realizacja polecenia szefa,
Tomasza Lisa, wówczas szefa „Faktów” w TVN. Nasza rozmowa wygląda mniej więcej tak: – Panie redaktorze, za sześć godzin zostanie aresztowany pedofil w sutannie (tu objaśniam dokładnie i długo, o kogo i o co chodzi). Myślę, że powinniście być tam z kamerą. – To bardzo ciekawe. Najdalej za godzinę skontaktuje się z wami mój asystent celem omówienia szczegółów. Co chcecie w zamian za tę informację? – Nic! – Jak to: nic? Nawet podania, że to „Fakty i Mity” go wytropiły?
~ ~ ~ Ksiądz Wincenty Pawłowicz został uznany winnym i skazany na trzy lata więzienia. Podczas odsiadki poddany był (w więzieniu w Załężu koło Rzeszowa) terapii mającej w przyszłości powściągnąć jego zboczone żądze. Czy leczenie przyniosło skutek? Gdzie teraz jest i co porabia (ewentualnie z kim) ten święty kapłan? Na to pytanie próbujemy od kilku miesięcy odpowiedzieć. Obawiam się, że Tomasz Lis nam nie pomoże. Przecież musi realizować kolejny, interesujący program. MAREK SZENBORN
Tomasz Lis na żywo Pochylając się nad losem biednych, molestowanych dzieci (zwłaszcza za bardzo się pochylając, i w dodatku mało szczerze), można stracić równowagę i upaść. To wynika z praw fizyki i praw etyki. Dziennikarskiej... Zanim opowiem Państwu pewną historię, kilka słów tytułem wstępu: 17 marca, tuż po godzinie 21.10, pół Polski usiadło przed telewizorami, żeby obejrzeć program Tomasza Lisa o molestowaniu seksualnym dzieci. Przez księży! I sam Lis, i temat – gwarantowały wielomilionową publikę. Było o księdzu z Tylawy, o („naszym”) biskupie Paetzu, no i oczywiście o sensacji tygodnia, czyli o księdzu Andrzeju ze Szczecina. W studiu stawili się: były ksiądz, aktualny ksiądz, socjolog oraz Mirosław Orzechowski z LPR. O wypowiedziach tego ostatniego mogę powiedzieć tylko tyle, że jako ateista zaczynam gdzieś podświadomie pragnąć, aby Bóg istniał naprawdę. No bo ktoś musi w końcu ukarać tego łobuza! Reszta panów rozmawiała w miarę rozsądnie, jeśli za „w miarę rozsądnie” można uznać pozostawienie widzów w przeświadczeniu, iż mamy do czynienia z przypadkami co prawda wstrętnymi, ale przecież w Kościele, na szczęście, jednostkowymi. Tak jakby to nie była zaraza tocząca Krk od dawna i rozsadzająca go od środka. Ot, pojedyncze „wypadki przy pracy”. Lis moderował dyskusję w taki sposób, że widać było, iż z jednej strony stara się nie dolewać oliwy do ognia, z drugiej zaś – widz miał za zadanie zrozumieć, jaki to wstręt ma
21
22
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
RACJONALIŚCI
M
niej więcej raz w tygodniu otrzymujemy list, w którym kolejny Czytelnik wpada na ciekawy pomysł, aby wydrukować jakiś wiersz (tekst), który byłby przesłaniem wspólnym dla wszystkich antyklerykałów, agnostyków, Czytelników „FiM”. To dobra myśl, tylko czy istnieje coś takiego WSPÓLNEGO? Wszak oprócz identyczności przesłania trzeba by jeszcze trafić w identyczność gustów i wrażliwości. To raczej niemożliwe. Chociaż – może te wszystkie kryteria spełnia „Bez” Tadeusza Różewicza...
Okienko z wierszem największym wydarzeniem w życiu człowieka są narodziny i śmierć Boga ojcze Ojcze nasz czemu jak zły ojciec nocą bez znaku bez śladu bez słowa czemuś mnie opuścił czemu ja opuściłem Ciebie życie bez boga jest możliwe życie bez boga jest niemożliwe przecież jako dziecko karmiłem się Tobą jadłem ciało piłem krew może opuściłeś mnie kiedy próbowałem otworzyć ramiona objąć życie lekkomyślny rozwarłem ramiona i wypuściłem Ciebie a może uciekłeś nie mogąc słuchać mojego śmiechu Ty się nie śmiejesz a może pokarałeś mnie małego ciemnego za upór za pychę za to że próbowałem stworzyć nowego człowieka nowy język opuściłeś mnie bez szumu skrzydeł bez błyskawic jak polna myszka jak woda co wsiąkła w piach zajęty roztargniony nie zauważyłem twojej ucieczki twojej nieobecności w moim życiu życie bez boga jest możliwe życie bez boga jest niemożliwe
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Odwracanie kota ogonem W powszechnej opinii najlepszy w odwracaniu kota ogonem jest Jarosław Kaczyński. Palmy pierwszeństwa nie odebrało mu nawet pominięcie w plebiscycie na Kociarza Roku 2007 i uhonorowanie tym tytułem jego brata – prezydenta. Teraz jednak pojawili się naprawdę groźni konkurenci. Hierarchowie Kościoła – Kamiński, Pieronek, Przykucki, Stefanek – mogą na dobre zachwiać liderską pozycją byłego premiera. Biskupi z zasady kryją niecne sprawki swoje i swoich sutannowych podwładnych. Jeśli już muszą, rozważają je w kategoriach nie przestępstwa, ale ludzkiej ułomności, grzechu, błędu, do którego wszyscy mają prawo. Jak ognia piekielnego boją się sądów powszechnych. Wolą biskupie, bo biskup księdzu łba nie urwie, nie zszarga opinii, nie odrze z godności. Nawet jeśli i opinia, i godność dawno utracone – dostaną rozgrzeszenie i przeniesienie. Jak ujął to ks. Sowa: „W tak delikatnych sytuacjach jak oskarżenia o pedofilię Kościół niechętnie przyjmuje zarzuty z zewnątrz”. Aby ich było jak najmniej, kler wmówił wiernym, że to działanie na szkodę Kościoła. Nawet jeśli nie uwierzyli, boją się zadzierać z pośrednikami do życia wiecznego. W doczesnym też mają zbyt wiele do stracenia. Chcą kościelnego ślubu, chrztu, pogrzebu, a nie wyklinania z ambony. Siedzą więc cicho. Potem jest to wykorzystywane przeciwko nim. W sprawie
afery ks. Andrzeja z Ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie ks. Sowa wykazał wyjątkową obłudę. Uznał, że „brak procesu cywilnego działa na niekorzyść oskarżycieli”. Proces karny nawet nie przyszedł mu do głowy. Wszak w kodeksie są paragrafy na zwykłych ludzi. Nie na sutannowych. W Kościele obowiązuje omerta, czyli czarnomafijna zmowa milczenia. Potępiani są nie sprawcy haniebnych czynów, lecz ci, którzy je ujawniają. Bp Pieronek powiedział wręcz: „(...) byłoby rzeczą najgorszą, gdyby on (abp Kamiński – przyp. JS) publicznie oskarżał swojego księdza”. Tak oczywiście nie jest i nie będzie. Niedoczekanie spragnionych sprawiedliwości. Przynajmniej dopóty, dopóki w Polsce jest Lumpenepiskopat im. abp. Paetza. Metropolita Kamiński oskarżanego księdza uznaje za jedynego pokrzywdzonego i współczuje mu. Wystosował w tej sprawie dwa kompromitujące go listy. Do prowincjała dominikanów o ukaranie o. Mogilskiego, który ujawnił pedofilską aferę i fakt jej tuszowania przez lokalnych biskupów i księży. Zarzucił mu „podważanie autorytetu Stolicy Apostolskiej”. I tak dobrze, że nie samego Pana Boga. Ojciec Popławski uratował honor przyzwoitych księży i nie tylko nie skarcił swojego podwładnego, ale udzielił mu publicznego poparcia. Abp Kamiński wystosował więc list do wiernych i nakazał jego odczytanie we wszystkich kościołach
archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Treść listu kwalifikuje autora do natychmiastowego zdjęcia ze stanowiska. Pedofilia jest w nim zaledwie „przestępstwem przeciwko moralności”. Dalej jest jeszcze gorzej. „Ubolewam, że tak łatwo wystawiono na widok publiczny sferę intymną człowieka. Jeszcze raz przypominam, że każda ze stron ma prawo do dobrego imienia. Trudno zrozumieć, jakie motywy kierowały autorami wspomnianego tekstu oraz osobami dostarczającymi im materiałów. Okazuje się, że w dzisiejszym świecie tak łatwo publicznie można odrzeć człowieka z jego godności”. Jarosław Kaczyński robi co może, by nie dać się zdetronizować abp. Kamińskiemu. Po tym liście będzie trudno. Nie pomoże nawet sejmowa afera z Traktatem lizbońskim. Zwłaszcza, że w sprawę wykręcania ratyfikacyjnego kota ogonem włączył się Kociarz Roku. W dodatku też w Niedzielę Palmową i też w kościele. Zapewnił, że dyskusja wiąże się nie z tym, „że ktoś chce dzisiaj nieratyfikowania Traktatu”, ale z tym, że jego postanowienia, choćby te związane z rzymską wiarą, muszą zostać zabezpieczone tak mocno, jak to w prawie świeckim jest możliwe. To „nie jest chęcią kłótni, a przyjęcia najlepszego dla Polski i narodu rozwiązania”. Lepsze jest jednak wrogiem dobrego. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Dość krwi za ropę! Nie chcemy być tarczą USA!; Stop okupacji Iraku!; Nie chcemy wojny z Iranem!; Bush to terrorysta... Kilkaset osób popierających Inicjatywę „Stop wojnie” protestowało, jak co roku, przeciwko wojnom, także z udziałem Polski. „Składamy jako Rada Ministrów, na wniosek ministra obrony narodowej, wniosek o przedłużenie mandatu do października 2008 r., tak aby – jak zapowiadałem – do października zakończyć misję wojskową w Iraku” – ogłosił w grudniu premier Donald Tusk. Po męsku, bez obaw o stosunki z USA, bez patrzenia na SLD i PiS – tych, którzy żołnierzy tam wysyłali. Zapadła decyzja, jakiej oczekiwała miażdżąca większość społeczeństwa. Druga decyzja może zapaść w najbliższym czasie, a będzie dotyczyła zgody na umieszczenie elementów tarczy antyrakietowej na terytorium Polski. Prezydent USA George Bush godzi się na polskie warunki, twardo stawiane przez Tuska i Sikorskiego. Niezgoda na Irak i bliska zgoda na tarczę to znaczące decyzje, jakie zapadły pomiędzy ubiegłoroczną i tegoroczną manifestacją antywojenną. Poza tym żadnych zmian – żołnierze giną, cywile giną. Większych szans na uspokojenie sytuacji – ani w Iraku, ani w Afganistanie – nie ma. Amerykańscy konserwatyści chętnie zaatakowaliby jeszcze Iran i przeznaczyli kolejne miliardy dolarów na zbrojenia. John McCain, republikański kandydat na prezydenta, nie ukrywa, że... wojny to „jeden z jego priorytetów”! Na szczęście wygra demokrata, a zarówno Clinton, jak i Obama zapowiadają wycofanie wojsk z Iraku. Z drugiej strony, zaniepokojenie może budzić konflikt na Bałkanach. Większość tych nadziei i obaw podzielają uczestnicy dorocznej demonstracji antywojennej, która odbyła się w Warszawie. Demonstranci przeszli spod pałacu prezydenta do Sejmu, a następnie pod ambasadę amerykańską. Barwne flagi licznych organizacji, w tym m.in. RACJI Polskiej Lewicy i Młodych Socjalistów, mieszały się z transparentami: „Żadnej tarczy bez referendum!”, „Polskie wojska won z Iraku!” czy „Rząd na front, jedzenie zamiast bomb!”. Czy podczas manifestacji za rok będziemy już po przełomie? DANIEL PTASZEK
RACJA POLSKIEJ LEWICY ZAPRASZA DO UDZIAŁU W DEMONSTRACJI PN. KOSOWO JEST SERCEM SERBII 29 marca 2008 r., w godz. 14–16 pod ambasadą Republiki Serbii, ul. Rolna 175 A/B (skrzyżowanie z ul. Niedźwiedzią) w Warszawie. Dojazd metrem do stacji Służew. Autobusy: 117, 141, 189, 193, 401. Tego samego dnia, w godz. 16–18.30, RACJA PL zorganizuje demonstrację protestu pod ambasadą USA, Aleje Ujazdowskie 29/31 w Warszawie, przeciwko agresywnej i interwencjonistycznej polityce Stanów Zjednoczonych, prowadzonej zarówno na terenie Europy, jak i w innych częściach świata. Krzysztof Mróź, Sekretarz Zarządu Wojewódzkiego Mazowsza RACJI PL
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r. KRZYŻÓWKA Prawoskośnie: 1) szatańska podpowiedź, 3) w morzu potrzeb, 5) tam się łączy żebra z dziobem, 7) łopatka bez kości, 8) kabel bez izolacji, 9) na nich to się rośnie, 11) bije, póki żyje, 13) najważniejszy w powiecie, 15) facet z Monaru, 18) uszy mu opędzlowali, 20) nie droga dziewczyna?, 21) jest taka, bo spod tasaka, 23) wygodnie mieć z niego spodnie, 25) część główki lodówki, 28) kawał śledzia w opłatku, 30) czyści ciągle okulary, 31) bobkowy zwycięzca, 33) groszowy dusiciel, 36) kulturalny rewolucjonista, 38) od tych gór do Jałty blisko, 40) wełna z barana zebrana, 41) okrywa bohatera, 42) wydawana przez barmana, 46) puszcza się na stadionie, 48) odtrąbiony z każdej strony, 50) twarz w Soplicowie, 53) kawałeczek Grecji w Szwecji, 54) cztery kąty i on piąty, 55) wydobywa dźwięk z farb woni, 59) projektuje dom z kucykiem, 61) hulanka do ranka, 63) pyszny grzech, 65) z Murmańska do Gdańska, 67) Lech dla Lecha, 69) nieco zieleni w miejskiej przestrzeni, 71) wnosi się, lecz nie wynosi, 73) gminny autorytet, 76) kosmaty kosmita, 77) zna się na DNA, 79) cenny podpis, 81) Ryś z dowodem, 83) gęś z nim gadać nie potrafi, 85) Indianin w czapie, 87) niby nic, ale z ogonkiem. L e w o s k o ś n i e : 2) chętnym ksiądz ją w usta wkłada, 4) bezpodstawne wyrzuty, 6) piosenki do ręki, 7) okrągła deska, 8) „ojcze” nigdy nie usłyszy, 10) jedna z dwóch bliźniaczek w sankach, 12) pali nałogowo, 14) zabierz mu fale – nie zagra wcale, 16) w środku przedszkola, 17) na boczny się spycha, 19) depcze po piętach bardziej doświadczonym, 22) złota przy welonie, 24) jaka kuchenka ma pomocników?, 26) o robocie na szafocie, 27) do prania wieszania, 29) rzeka Miłosza, 32) stara niezdara, 34) jego łono nie pociąga, 35) na co się mówi?, 37) północny demon, 39) błąd w serwisie, 43) łasi się, 44) podrzucona, lecz nie w górę, 45) polewa na garnki, 47) pełnia szczęścia w rajstopach, 49) na starcie, 52) panda bez futra, 56) Pismo bada, choć nie jest grafologiem, 57) koty w butach zniewala, 58) taniec z laską, 60) ważna część ciała organisty, 62) nauka, która kopie, 66) miał swój cel – ocalić Nel, 68) stoi przy łóżku, 70) gwiazdki z nieba, 72) zdjęty z głowy, lecz nie problem, 74) pisał o Tomku z St Petersburga nad Missisipi, 75) ma dziury w karoserii, 78) wodzony z Nagłowic, 80) statek, z nogą – kulejący, 82) sejmowe wykopki, 84) o niej łysy może śnić, 86) przecinek piętro wyżej, 88) żywisz ją wciąż, a chuda jak wąż.
23
KRZYŻÓWKA ŚWIĄTECZNA
2
1
4
3 118
5
6 126
7
117 120
9
2
80
20
31
3
14
15 125
9
16
13
81
31
7
19
23
8
27
28 128
40
82
35 45
11
121
37
38
46 37
39
52
17
113
110
65 63
26
32
60
61
39
69
28
43
46
108
62
64
52
93
100
66 127
51
33
56
73
72
74
122
103
75
76
81 49 82
83
78
124
38
109
30
79 75 80
78
77
68 65
107
71
70
99
55
57
56
64
24
25
70
44
68
97
90 91
48
105
60
69
44 34
63
62
67 74
27
53
41
59
40
19
47
50 12
58
112
111
34
18
23
51
55
76
21
61
49 89
29
16
43
42
45
94
33 87
84
26
30 88
29 83
22
115
86
32
36
1
25 123
24
72
92
6
41
20
36
4 73
18 79
15
22
85
12
10
35
54
14
11
5
21
77
8
10
13 17
119
116
54
85 58 86
84
87 57 88
53
47 102
104
66
48
106
101
95 96
50
114
59 42
98 71
67
Litery z pól oznaczonych w dolnym rogu utworzą rozwiązanie krzyżówki – świąteczne życzenia
Litery z pól oznaczonych w dolnym rogu utworzą rozwiązanie krzyżówki - świąteczne życzenia. 1
2
3
4
23
24
47 66
25
26
27
48
49
50
51
52
53
67
68
69
70
71
88
89
87 105
106
107
108
5
6
7
28
29
9
10
11
30
31
32
54
55
56
72
73
74
75
93
94
95
112
113
90
91
92
109
110
111
8
33
12
13
14
15
34
35
36
37
60
61
62
80
81
57
17
18
19
20
21
22
38
39
40
41
42
43
63
64
65
82
83
84
85
86
58
59
77
78
79
96
97
98
99
100
101
102
103
104
115
116
117
118
119
120
121
122
123
76
114
16
124
44
45
46
125
126
127
128
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 10/2008: „Pod względem politycznym jestem zerem”. Nagrody otrzymują: Czesław Kaproń z Biłgoraja, Jerzy Stefaniak z Poznania, Beata Fokt z Czechowic-Dziedzic. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. ♥
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska ; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 12 (420) 21 – 27 III 2008 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Czarny papież
P
rofesor dendrologii, zagorzały przeciwnik teorii ewolucji, wyznawca poglądów rasistowskich i antysemickich. Od 2004 r. (NIESTETY!!!) eurodeputowany do Parlamentu Europejskiego. Oto cytaty z Macieja Giertycha.
Dowiedziałem się, że moja dziedzina dostarcza dowodów dla teorii ewolucji. Że ewolucja to skutek drobnych mutacji, dzięki którym organizmy wykształcają przydatne cechy. A czy ktokolwiek potrafi podać przykład korzystnej mutacji? Nie! Mutacje są zawsze szkodliwe. Jeden z naukowców pokazał mi zdjęcie amerykańskiego boksera. Miał wszystkie cechy neandertalczyka. Tacy ludzie są wśród nas. To rasa człowieka, kiedyś może bardziej rozpowszechniona, ale wciąż istniejąca. „Jestem bardzo rad z tego, co się stało” (w rozmowach z oficerem SB na temat antysemickiej kampanii w 1968 r. agresję na Czechosłowację nazywał „konieczną i uzasadnioną ze strony Rosji” – dop. red.).
Rys. Tomasz Kapuściński
Nawet egipscy sprzedawcy pamiątek z Dahab nad Morzem Czerwonym wiedzą, czego najbardziej pragną prawdziwi Polacy katolicy. Fot. Marcin
Coraz więcej mamy niezdolnych do odpowiedzialności za rodzinę mężczyzn, aktywnych seksualnie, ale ubezpłodnionych, i coraz więcej homoseksualistów, czyli osób pozbawionych prawdziwej męskości.
Się powiedziało (17) Badania pokazują, że dinozaury były współczesne ludziom. Ze wszystkich kultur docierają informacje, że je pamiętamy. Szkoci – potwora z Loch Ness, my – smoka wawelskiego, a Marco Polo pisał, że smok był zaprzężony do karety cesarskiej w Chinach.
Jest w interesie Warszawy, by pozostać w sprzężeniu z Moskwą, nie opuszczać Paktu Warszawskiego ani RWPG, zwalczać ruch litewski niepodległościowy i odmawiać przystąpienia do Wspólnoty Europejskiej (wyp. z 1990 roku – dop. red.).
(...) antykoncepcja ma jeszcze jedną konsekwencję. Nie tylko czyni bezpłodnym sam akt płciowy, ale i ogranicza zdolność do prokreacji. Coraz więcej jest sygnałów, że hormonalne środki antykoncepcyjne ubezpładniają nie tylko osoby je stosujące, bo przecież po to je biorą, ale i wszystkich dookoła. Hormony te, wydzielane z moczem, trafiają do ścieków miejskich, nie są wyłapywane przez oczyszczalnie i wracają do człowieka wraz z wodą. Kobietę pozbawiają zdolności do owulacji (taki jest ich cel), a u mężczyzn powodują spadek żywotności nasienia. Szeroko już udokumentowana jest demaskulinizacja i redukcja płodności u ryb w rzekach poniżej wielkich miast. Równocześnie stale obserwuje się spadek żywotności nasienia u wszystkich mężczyzn. Coraz częściej tłumaczy się to wprowadzaniem do organizmu hormonów pochodzących właśnie ze środków antykoncepcyjnych.
Teraz dowiadujemy się („Nasz Dziennik” 14/2006 – dop. red.), że min. Meller w imieniu Polski zadeklarował poparcie dla przyjęcia Turcji do Unii Europejskiej. Przecież to kraj muzułmański, nietolerancyjny wobec swoich mniejszości! Dowodzona przez stryjecznego dziadka Jacka Kuronia bojówka okradła w 1907 roku fabrykę mojego dziadka. Od tego zajścia zaczęły się kłopoty finansowe jego fabryki, które ostatecznie doprowadziły do bankructwa. Politycznie nie wolno nam rezygnować z oparcia o Rosję. Potrzebny nam u steru ktoś, kto zapewni trwałość sojuszu ze wschodnim sąsiadem. Tylko pan, panie przewodniczący, może nam to zagwarantować (O Wojciechu Jaruzelskim na posiedzeniu Rady Państwa 17 lipca 1989 roku – dop. red.). Wybrała PAR