1 Tłum: mary003 Ich światy zderzyły się w Leave Me Breathless. Sprawdźcie, jak doszło do tego, że między Ghostem, a Macy zaiskrzyło... Kiedy zobaczyła...
7 downloads
18 Views
198KB Size
1
Tłum: mary003
Ich światy zderzyły się w Leave Me Breathless. Sprawdźcie, jak doszło do tego, że między Ghostem, a Macy zaiskrzyło... Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, od razu wiedziała, że będą z nim problemy, jednak to nie powstrzymało Macy przed przyjęciem propozycji Ghosta, który zaprosił ją na dziką przejażdżkę. Coś w nim ją intrygowało. Wystarczyło jedno spotkanie, z którego nie zdawała sobie sprawy, że wciągnie ją w taki skandal i stanie w obliczu decyzji, które mogą zranić zarówno jego, jak i kilka ważnych dla niej osób. Zawsze musi być ten pierwszy raz... a ich nie mógł nadejść bardziej nie w porę. UWAGA: Jest to krótkie opowiadanie, mające miejsce w czasie akcji Rock Me.
2
Dla wszystkich tych, którzy zastanawiali się, co wydarzyło się na tyłach GTO…
Rozdział 1. Seth „Ghost” Warren potarł dłonią czubek swojej głowy, bezskutecznie próbując pozbyć się bólu głowy i myśli o tym, jak bardzo nie chce być teraz w pracy. Ostatniej nocy naprawdę nieźle zaszalał; hałas wciąż dudnił w środku jego czaszki – przypominając brutalnie, dlaczego nie robił już tego gówna zbyt często. Ale czasami dobrzy przyjaciele, dobra muzyka i dobrze spędzony czas wygrywają z rozsądkiem. Tak było ostatniej nocy w Dallas po rockowym festiwalu, ale warto było się wyszaleć… a przynajmniej tak sobie wmawiał. Na szczęście w Dermamanii szło gładko – więcej obijania się, niż pracy i nie było żadnych wielkich zleceń, do których potrzebowałby asystowania innego tatuażysty. Miał dzisiaj tylko jednego stałego klienta. Ziewnął i zerknął na komórkę, próbując rozgryźć zagadkową wiadomość, którą otrzymał od nieznanego numeru z kodem z Dallas. Oczywiście jakaś dziewczyna, ale nie przypominał sobie, by się z jakąś spiknął. Nawet nie pamiętał, żeby podawał jakiejś swój numer. I choć grzeczność nie zawsze bywała jego mocną i kolorową stroną, to chyba nie wypadało odpisać Kim ty kurwa jesteś? do kogoś z kim zaczął rozmawiać, gdy był narąbany. Z coraz większym znudzeniem próbował poskładać wczorajszą noc, ziewnął i rozejrzał się, zauważając, że nikt nie odzywał się za wiele. Zazwyczaj miejsce tętniło rozmowami, żartami, śmiechem lub przynajmniej głośną muzyką. Teraz było spokojnie. Napięcie wiszące w powietrzu nie mogło być tylko jego wyobraźnią. Brian, jego najlepszy przyjaciel/cierpliwy szef był dziwnie odporny na ciągłe docinki Ghosta na temat jego nowej dziewczyny, która obecnie zaszyła się w jego biurze, gdzie się uczyła. Albo ukrywała przed rodzicami. Albo coś innego. Przez wszystkie te lata, jakie znał Briana – prawie czternaście już – nigdy nie widział, żeby koleś tak się spinał z powodu laski. Zwłaszcza kiedy te dwa gruchające ciągle ze sobą gołąbki zniknęli ostatniej nocy.
3
Starla, z kolei, wyznała mu w pełnym zaufaniu, że nowa miłość Briana może być dla odmiany dziewicą. Więc może ostatnia noc nie poszła jednak tak dobrze. Gdy tylko klient wyszedł z salonu, Starla postała chwilę, a potem poszła zapalić, a Brian gapił się pusto w ladę przez jakieś dwie minuty. Ghost dostał swoją szansę. – Stary, jaki masz problem? Brian uniósł głowę, a jego twarz jak zwykle wyrażała beztroskie oblicze, ale Ghost uniósł czujnie brwi. Nie ma mowy, koleś. Znam cię dużo lepiej, niż sądzisz. - Żaden. – odpowiedział Brian. - Gówno prawda. – Ghost skrzyżował ramiona. Od razu pomyślał, że między nim, a jego nową dziewczyną – Candace, prawda? – musiało ostatniej nocy coś zaiskrzyć. – Wal śmiało. Brian machnął ręką. – Małe problemy z jej rodziną. Widzą we mnie robaka, którego trzeba zgnieść. - Naprawdę tego ci trzeba? - Czy trzeba? Nie. - Tylko mówię. - Co? – Brian zerknął w stronę swojego biura i ściszył głos. – Dać sobie z nią spokój, bo jest związana z jakimiś kretynami? - To będzie trudna rozgrywka. - Poradzę sobie. Cholera, będzie musiał się naprawdę namęczyć. – Jeszcze masz czas się ewakuować. - Nie zamierzam się ewakuować. Ona… - Brian przeczesał palcami włosy. – Kurwa. Pamiętasz ze szkoły Jamesa Andrewsa? - Nigdy nie zapomnę tego dupka. Nie skopałem mu przypadkiem dupy? Brian ściągnął brwi. – Skopałeś? - Coś mi tak świta.
4
- Skoro tak, to jest na dwóch. Jest starszym bratem Candace. Przyjebałem mu. Na oczach jej matki. Ghost wygładził dłonią swoją bródkę. – Niezbyt dobry sposób na zrobienie dobrego wrażenia. - Nie, jeśli na moich oczach wyzywa się moją dziewczynę od kurw. No wiesz, jest jego młodszą siostrzyczką. – Brian mruknął z frustracji i odsunął się od lady. – Nie chcę o tym gadać. Idę do niej i zabiorę ją do domu. Możecie zamknąć i też spadać, jeśli chcecie. Dzisiaj i tak nic się tu nie dzieje. - Chyba Starla ma później klienta. Poobijam się z nią. - Spoko. Gdy Brian kierował się korytarzem do wyjścia, Starla wróciła do środka, stukając obcasami o podłogę. – Nudzę się. – oznajmiła, wskakując na stołek przy ladzie z komputerem. – I wciąż dzwoni mi w uszach po ostatniej nocy. Brian wyszedł? - Tak. Powiedział, że my też możemy, jeśli chcemy. - Nie mogę. Jason ma przyjść wpół do siódmej. – spięła swoje różowo-blond włosy w niechlujny kok. - Tak myślałem. Powiedziałem B, że zostaję z tobą. Starla wzruszyła ramionami, opierając podbródek o rękę, gdy siedziała przed kompem, jakby się nad czymś zastanawiała. – Nie musisz. Nie ma mowy, może i mogła zostać sama, ale tyle było teraz słychać o całym tym syfie wkoło. Nie chciał zostawiać jej tu samej, nawet jeśli pracowała. Oczywiście często żartowała, że o wiele bardziej musi obawiać się samego Ghosta, ale tu zawsze chodziło o zabawę. – Nie muszę nic robić. - W takim razie wiesz co myślę? Jedno z nas mogłoby pójść po sushi. Bez wątpienia ich dwójka świetnie się ze sobą rozumiała, mimo, że Starla nie wyglądała, jakby w ciągu godziny była w stanie ruszyć się z miejsca. I to mu pasowało; musiał się gdzieś ruszyć. Sięgnął do szuflady po kluczyki od samochodu i kręcił nimi, gdy szedł do drzwi. – Tempura z krewetek? - Niech cię bóg błogosławi. Później oddam ci kasę.
5
- Jak chcesz. – wyszedł w łagodny wiosenny wieczór w sam raz, aby zobaczyć wycofujący z parkingu samochód Briana. Biedny facet. Brian był przy Ghoscie, kiedy dziewczyna, z którą był związany kilka lat temu wykręciła mu niezłe gówno, więc Brian pewnie nie zasłużył na głupią radę od swojego najlepszego kumpla typu „zawsze możesz się ewakuować”. Ale to był jedyny sposób na uniknięcie tego całego syfu – trzymaj się z dala, zanim się zacznie. Tak. Jego GTO 69’ był jedyną dziewczyną, jakiej potrzebował. Jeśli go zawiedzie, zawsze będzie mógł ją naprawić i ponownie ją prowadzić. Nie mógł powiedzieć tego samego w związku z ludźmi, czy z kobietami. Myśl ta była komfortowa. Żadnych więcej dramatów. Tylko dobra zabawa z dziewczynami, które nie szukają nikogo na stałe. Mógł to zrobić. Czego nie mógł, to pogodzić się z obawą przed Brookami, czy Rainami tego świata. Dwie skrajności. Nie był w stanie zatrzymać przy sobie Brooke, a Rainy nie mógł od siebie odpędzić. Tajemnicza laska z ostatniej nocy nie była jedyną, która wydzwaniała do niego przez całą noc – jego najnowsza była z dredami na głowie również maltretowała go nieustannymi telefonami. Dzięki Bogu, że Raina nie została w salonie. Nie nawiedziła go w pracy i była niebezpiecznie blisko przypasowania do niej dzwonka Slipknot „People=shit” – jego zwyczajnej ostrzegającej metody na dowiedzenie się, że dzwoni ktoś niepożądany. Wjechał swoim GTO na parking przed barem sushi, zadowolony ze swoich życiowych wyborów. Gdy zaparkował i dostrzegł kto jeszcze się właśnie pojawił, chciał wyrzucić za okno wszystkie swoje zasady. Przyjaciółka Candace… Macy. Przyjechała z Candace do Dermamanii kilka tygodni temu i przez nią trudno było mu się skupić na robocie. Była zajebiście piękna. Piękna w sposób nigdy – nie – spojrzę – na – ciebie – dwa – razy, mimo, że spojrzała. O tak, złapał jej spojrzenie… więcej niż dwukrotnie. Pół żartem zapytał wczoraj Candace w drodze do Dallas o numer do Macy, ale tego się właśnie spodziewał. A teraz siedział w swoim samochodzie i patrzył bezradnie na Macy idącą przed nim przez parking. Jej długie, ciemne włosy opadały na plecach w bujnych, luźnych lokach i miała na sobie szorty, które ukazywały jak szczupłe i opalone miała nogi i wymodelowane w sposób, który go zdziwił. Nie tylko pruderyjna,
6
jak jej przyjaciółka. Chryste, jedynym o czym mógł teraz myśleć, to jej nogi owinięte wokół jego bioder… Potrząsnął głową, aby się ogarnąć, kiedy opuścił swój bezpieczny samochód… nawet jeśli wszystko w nim krzyczało, żeby do niego wrócił i gdzieś odjechał. Okrążył blok. Przyjechał później. Jeśli pójdzie tam za nią, tak czy siak, zrobi z siebie osła. Jednak nie posłuchał tego maleńkiego głosu, który nieustannie próbował trzymać go z dala od syfu – nigdy go nie słuchał. Po pierwsze, dlatego, że był idiotą. Po drugie, dlatego, że był masochistą. A dziewczyny takie, jak ona… szlag, strasznie go pobudzały. Te, które wyglądały cholernie niewinnie, kiedy były w pobliżu niego, zawsze wydawały się być nim dużo bardziej zainteresowane, niż te z którymi się zadawał… czyli takie, jak Raina, która pasowała do niego z wyglądu. Tylko, że on, w przeciwieństwie do niej nie był popieprzonym, psychopatycznym eks. Podbiegł do Macy w chwili, gdy jej delikatna ręka zaczęła sięgać po klamkę, wyprzedził ją i pociągnął za nią, zanim sama zdążyła otworzyć drzwi. Jej zaskoczone piwne oczy spotkały się z jego, a te wyśmienite usta wydały z siebie słabe westchnienie. - Proszę. – powiedział, posyłając jej koślawy uśmiech. - O… dzięki. – żadnego uśmiechu, żadnego zbędnego komentarza i co ważniejsze, żadnego błysku zainteresowania albo rozpoznania go. No dobra… nieważne. Nieważne, gówno prawda. Jest ci kurwa przykro, stary. A czego on się spodziewał? Dziewczyny nie zaczepiają facetów, kiedy idą zamówić sushi. Nie wydawała się być również najbardziej wylewną kobietą na świecie. Wzruszył na to, podszedł do baru i czekał, aż odbierze swoje zamówienie, które pewnie wcześniej złożyła, jej delikatny waniliowy zapach owładnął jego zmysły. Skąd on pochodził? Z włosów? Z miękkiego zagłębienia w szyi? A może z wewnętrznej strony nadgarstka, na którym widniała bladoniebieska żyła, gdy przekazywała swoją kartę kredytową…
7
Za bardzo się na niej skupiał. Ale chwilę później, kiedy się odwróciła, złapał siebie na ponownym wpatrywaniu się w jej oczy. Ponieważ były one utkwione w nim z taką bezpośredniością, że aż zaparło mu dech w piersi. - Studio tatuażu. Pracujesz z Brianem. – uśmiechnęła się w końcu, przywracając mu oddech… ale nie na długo. - Co? Nie wiem o czym mówisz. Roześmiał się, gdy na jej twarzy pojawiło się zdezorientowanie. – Owszem. Pracuję z Brianem. Tylko żartowałem. - Och. – zapadła niezręczna cisza, podczas której nie był w stanie rozsądnie myśleć po zobaczeniu, jak jej usta formują to słowo. Palnął coś bez zastanowienia, kiedy zaczęła się wycofywać. – No cóż… miło było cię zobaczyć… - Rozmawialiśmy o tobie wczoraj. Przykuł jej uwagę. Spojrzała na niego ostrożnie, odchylając nieco głowę, podczas gdy jej oczy wciąż były utkwione w jego. – Kto o mnie rozmawiał? - Ja i Candace. W drodze do Dallas. - Co ty i Candace robiliście w Dallas? - Zostawiła Briana. Uciekaliśmy. Roześmiała się i pokręciła głową. – Czy cokolwiek z tego, co wychodzi z twoich ust, jest prawdą? - Czasami. Candace i ja rozmawialiśmy wczoraj o tobie w drodze do Dallas. To na pewno jest prawdą. - Nie mówiła, że jedzie do Dallas ani z tobą, ani z kimkolwiek innym. - Mówi ci wszystko o swoim życiu? - Tak, mówi. – uniosła podbródek w geście niewielkiego buntu. Cholera, ale to go nakręciło. - Aha. - Więc co robiliście?
8
- Nic podejrzanego. Jechaliśmy naszą paczką na koncert. Candace się przyłączyła. - A to było wczoraj? Miała być na ślubie swojej kuzynki. - Więc pewnie nie była, bo była z nami. Co oznacza, że najwyraźniej nie mówi ci wszystkiego. Macy zmarszczyła brwi. Zastanawiał się, czy uderzył w czuły punkt. – Nic dziwnego, że nie odpowiadała na moje telefony. O Boże. Rodzice ją zabiją. Ja ją zabiję. – wyglądało na to, że mówiła sama do siebie. - Chwila. Jest dużą dziewczynką. Potrafi sama podejmować decyzje. - Słucham? Znam Candace od urodzenia. I sądzę, że wiem lepiej od ciebie, jakie decyzje powinna podejmować. - Może spojrzenie na to z innej perspektywy dobrze by ci zrobiło. Zostaw ją w spokoju. Niech ona i Brian sami załatwią swoje sprawy z jej starymi. - Nie można tak po prostu „załatwić swoich spraw” z rodzicami Candace. - A czy to w ogóle twój interes, Macy? Serio? W końcu nie powiedziała ci gdzie się wybiera, tak? Dla mnie to oznacza, że po prostu nie chciała, żebyś wiedziała. - Uwierz mi, że doskonale wiem, kiedy nie chce, żebym o czymś wiedziała. – odpowiedziała z goryczą. Odsunął się na chwilę. Dziewczyna była… wściekła. Wszystko przez jakieś bzdury. Jakby życie Candace należało też do niej. Co za cholerna maniaczka kontroli. - Taa. – powiedział. – Ja też wiem. Wpatrywała się w niego, gdy przeszedł obok niej wprowadzić swoje zamówienie i spodziewał się, że gdy skończy, to jej już tam nie będzie. Ale kiedy się odwrócił, ona wciąż tam stała. Wyglądała żałośnie w cieniu przykrości, która chwyciła ją zaledwie kilka minut temu. Powinien odejść, bo ostatniej rzeczy, jakiej teraz potrzebował, było mieszanie się w cały ten dramat, ale pomimo starcia z Macy, było w niej coś tak
9
wrażliwego, że nie mógł przejść obok niej obojętnie. Po raz kolejny nie posłuchał swojego rozsądku. - Hej. – powiedział. – W porządku? Unikała jego spojrzenia. – Tak. - Czy… - niech to szlag, co on sobie do cholery myślał? Wyglądała, jakby właśnie straciła swoją najlepszą pieprzoną przyjaciółkę i nie mógł tego znieść. Może potrzebowała kolejnego… - Nie wiem, może chcesz dokończyć tą rozmowę później? Muszę teraz wracać do pracy, ale… Machnęła dłonią i ruszyła do drzwi. – Nie, wszystko w porządku. - Macy. Poczekaj. – złapał ją za rękę. Spojrzała w dół na jego dłoń, niezdolny odczytać jej minę – była urażona? A może chciała tego? - wolał pozostać ostrożny i odsunął rękę. – Nie wkurzaj się na mnie. Czuję się z tym źle. - Nie jestem na ciebie zła. - W takim razie… wyskocz ze mną później. Nie musimy gadać o tym syfie. Tylko… wyglądasz, jakbyś potrzebowała się trochę pośmiać, a jeżeli jest coś w czym jestem dobry, to właśnie w śmianiu się. Roześmiała się. - Widzisz? Już się śmiejesz. Wpatrywała się tylko w niego. - Oh, daj spokój. Widzę, że chcesz. Powinnaś podążyć za instynktem. Zwykle nie prowadzi nas źle. Jej oczy zabłyszczały z najmniejszą iskierką radości. – A może mój instynkt podpowiada mi bym tego nie robiła. - W takim razie pierdol go. Spotkaj się ze mną. - Pomyślę o tym. - Pomyślę? – był prawdopodobnie daleko od jej ligi, ale biorąc pod uwagę jej niewinny uśmiech Mona Lisy, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że prawie ją miał. Więc rzucił się na nią. – Powiem ci coś. Prawdopodobnie skończę około
10
jedenastej. Jeśli chcesz się spotkać, po prostu przyjdź do salonu. A jeśli nie chcesz, no cóż, nigdy ci tego nie wybaczę, ale powiedz mi o tym i się nie krępuj. Umowa? Pokręciła głową, odrzucając z ramion na plecy swoje długie, kręcone włosy. Okej. Zgoda. Kiedy wyszła, posłała mu przed zamknięciem drzwi ostatni uśmiech i zapragnął upaść z wdzięczności na kolana, że nigdy nie posłuchał tego pieprzonego instynktu.