11 Rozdział 2. Macy Rogers przygryzała paznokcie wpatrując się w zegar na wyświetlaczu radia. Siedziała w swojej Acadi na parkingu w Dermamanii, ostat...
9 downloads
24 Views
209KB Size
11
Rozdział 2. Macy Rogers przygryzała paznokcie wpatrując się w zegar na wyświetlaczu radia. Siedziała w swojej Acadi na parkingu w Dermamanii, ostatnim stworzonym przez Boga miejscu, w którym powinna być. Nawet nie znała imienia tego faceta. I na dodatek zgodziła się z nim spotkać – widziała go tylko dwa razy – więc będzie naprawdę żenująco spytać go o imię. Była 10:43. Była wcześnie. Ale nie chciała ryzykować i pozwolić mu wyjść z pracy przed czasem i myśleć, że go wystawiła. Mimo, że udawała niezdecydowaną, tak naprawdę ani przez chwilę nie rozważała, że mogłaby nie przyjść. To nie miało sensu, ale pragnęła tego od momentu gdy jej to zaproponował. Pragnęła tego naprawdę, naprawdę mocno. Biorąc kilka drżących wdechów, wpatrywała się w budynek, aż światła w nim zaczęły rozmywać jej wizję. Podskoczyła, gdy nagle się wyłączyły, jej serce waliło mocno w piersi. Gdyby nie czarny samochód na parkingu, byłaby tam zupełnie sama. Może powinna już wyjść, aby się z nim spotkać… Za późno. Otworzyły się boczne drzwi i obserwowała, jak przechodzi przez nie i je za sobą zamyka. Tak bardzo nie w jej typie. Uderzyło ją to jeszcze bardziej, gdy wpatrywała się w niego przez słabe światło przydrożnych latarni. Ale bardziej uderzyły ją – jak i wtedy gdy spotkała go po raz pierwszy, gdy przyszła do Dermamanii z Candace – jego szerokie ramiona. Usta. Mimo, że nie widziała ich teraz zbyt wyraźnie, to nigdy ich nie zapomni. Siedząc w poczekalni salonu i czekając, aż Brian skończy robić Candace jej pierwszy tatuaż, Macy wpatrywała się w usta tego faceta myśląc, że byłyby w stanie pożreć ją żywcem. Coś w nim sprawiało, że miękły jej kolana, mimo tej ogolonej głowy, tatuaży, kolczyków i cynicznego sposobu w jakim się wypowiadał. Nigdy w życiu nie była fanką ani jednej z tych czterech rzeczy. Ale była tu.
12
Mając zamiar się z nim spotkać. Sama. W nocy. Z dzikim, wygłodniałym imprez tatuażystą. Z typem faceta przed którym ostrzegała swoją najlepszą przyjaciółkę. Do diabła, jej hipokryzja sama w sobie powinna być niezaprzeczalnym powodem do zostania w domu. Jak Macy mogła namawiać Candace aby uciekała od faceta takiego, jak Brian, skoro sama spotykała się w środku nocy z jego najlepszym kumplem? Odwrócił się i dostrzegł ją, szeroki uśmiech rozciągnął się po jego twarzy i w tej chwili było już za późno na jakiekolwiek wahanie. Jeśli wyglądał dobrze gdy był zamyślony i skoncentrowany, gdy się uśmiechał wyglądał podwójnie dobrze. Seksownie. Niebezpiecznie. Pełen psot. Ciemne brwi ściągnęły się nad jego równie ciemnymi oczami, które marszczyły się w kącikach. Podbiegł do niej i opuściła okno. - Doszłaś. – powiedział, nie tracąc tego uśmiechu. O tak, dojdę. Myśl ta pojawiła się znikąd i miała nadzieję, że nie było tego widać na jej twarzy. Powolny ogień rozprzestrzeniał się po miejscach, w których nigdy nie płonął. Nie teraz. Nie przy nim. - Doj… to znaczy, tak. Jestem. Wygląda na to, że jestem. – cholera! Wzięła głęboki wdech, wciągając go głęboko do płuc i starała się nie pokazać, jak wiele ją to kosztowało. Co u diabła w nim było? Najseksowniejszy kowboj, jakiego spotkała – a spotkała ich wielu – nigdy nie sprawił, że była tak onieśmielona i że jej język się plątał. Pewnie dlatego, że z tamtymi facetami była w swoim żywiole. W swoim świecie. Z nim – kimkolwiek on był – czuła się, jak z Marsa. Głodna tlenu i spójnych myśli, których nie potrafiła odnaleźć. To był zły pomysł. Już otworzyła usta, aby to powiedzieć, gdy ją uprzedził i otworzył drzwi samochodu. – Chodź. - Eee, gdzie?
13
Wzruszył swoimi szerokimi ramionami. – Nie wiem. Bez obaw. Możemy pojechać na przejażdżkę, jeśli chcesz. Albo możemy wejść do środka, albo posiedzieć tutaj i po prostu pogadać. Wejście do środka nie było jej ulubioną opcją; salon tatuaży ją przerażał. Postanowiła wtedy, że zanim zajdzie to jeszcze dalej, musi trzymać się swojego wcześniejszego założenia. – Wybacz, ale… jak masz na imię? Uśmieszek powrócił. – Mów mi Ghost. - Ghost? - Nie podoba ci się? - Cóż… chyba spodziewałam się… prawdziwego imienia? - Jak konwencjonalnie. – kiwnął głową w stronę czarnego samochodu zaparkowanego kilka miejsc dalej. – Wychodzisz? Czy chcesz zrobić coś innego? - Sekundę. – zasunęła okno i chwyciła swoją torebkę, a następnie opuściła swoją bezpieczną przystań i przystanęła obok niego w środku nocy. Przez chwilę było słychać jedynie słaby szum ulicznych latarni nad ich głowami. O czym mieliby w ogóle rozmawiać? Przesunęła butem po asfalcie i wsadziła dłonie do kieszeni dżinsów. Przebrała się przed przejazdem, decydując się na dżinsy, bluzkę z długimi, świecącymi rękawami i kowbojskie buty. Przypominało jej to o tym kim kiedyś była i kim już nie może być. – Raczej nie ma tu nic do roboty w niedzielną noc? Zaśmiał się. – W takim razie nie trafiłaś w odpowiednie miejsca. - Cóż… Nie jestem w nastroju na wybryki. - Wybryki. To mi się podoba. – chwycił ją za rękę. Była duża i ciepła i bez namysłu chwyciła ją mocniej. – Pozwól, że ci przedstawię moje oczko w głowie. Samochód. O tak, wiedziała już co ją czeka. GTO, gładki i lśniący, praktycznie iskrzył pod latarniami. – Cudowny. Który rocznik? - 69.
14
Zerknęła na niego tylko po to, by dostrzec jak powstrzymuje śmiech. – Niech zgadnę. Twój ulubiony numer. - Macy! – powiedział z udawanym oburzeniem. - Daj spokój. Umierałeś aby to powiedzieć. - Dopiero co się spotkaliśmy, a ty już myślisz, że znasz mnie tak dobrze. – otworzył drzwi od strony pasażera i machnięciem ręki zaprosił ją do środka, uśmiechając się przy tym w sposób, który obiecywał różnego rodzaju niegodziwą przygodę. – Wskakuj. Pokażę ci co potrafi. - Przywieziesz mnie w jednym kawałku, prawda? - Tego nie mogę obiecać. - Pocieszające. - Jesteś w najlepszych rękach, kochana. – skinął głową w stronę zacienionego wnętrza. – Pozwól mi to udowodnić. Przez to pieszczotliwe określenie zmiękły jej kolana. Jeszcze więcej tego, a pozwoli mu na udowodnienie jego najdzikszych fantazji. Chociaż facet taki jak on posiada pewnie takie fantazje, których nawet nie będzie w stanie pojąć. Decydując się w końcu, podeszła do niego, czując się tak, jakby zostawiała za sobą wszystko co znała… i to było w porządku. Pięć minut później, zaciskała kurczowo pięści w fotelu i starała się utrzymać włosy w jednym ładzie, gdy nagle wycofał i zastanawiała się nad tym ponownie. Jednak to nadal było w porządku. - Zginiemy! – krzyknęła próbując się przebić przez szum wiatru i ryk piosenki metalowej rozbrzmiewającej w głośnikach. Śmiejąc się, odrzucił do tyłu i głowy i zawył. Szalony! Był kompletnie szalony, ale przecież już o tym wiedziała, prawda? Musieli jechać jakieś 90 i nic nie istniało oprócz niej i ciemności, gwałtownie mijanego krajobrazu i podzielonej metalową barierką autostrady. Serce dudniło jej w gardle i była dosłownie o krok od zasłonięcia oczu, gdy w końcu popuścił z
15
gazu. Odwróciła się widząc, jak się do niej uśmiecha. – Tak, tak, wybacz. Wciągnęło mnie. W gorącej wodzie kąpana, co nie? Jej tata ciągle tak mówił. Macy wygładziła włosy i odetchnęła. – Taa. Trzymasz w swoim schowku wszystkie mandaty? - Nie w tej chwili. Po dość łagodnym refrenie, piosenka znowu nabrała tempa. Dzięki Bogu, że on za nią nie podążył. Podejrzewała, że jego sposób jeżdżenia w znacznym stopniu był dopasowany do rodzaju muzyki. – Boże! Co to za piosenka? - Avatar, paniusiu! „Smells Like a Freakshow”. - Nic mi to nie mówi, ale chyba nie powinnam być zaskoczona. No i nazwał ją paniusią. Bardziej podobało jej się kochana. Jak tylko wjechał z powrotem na parking Dermamanii i zahamował aby się zatrzymać, otworzyła szybko drzwi i wygramoliła się na zewnątrz. - Hej! – zaprotestował. - Wybacz, ale chyba zaraz padnę i ucałuję ziemię. – naprawdę drżały jej kolana. Ale gdy się odwróciła i spostrzegła, że praktycznie wyleguje się na siedzeniu kierowcy w swoim seksownym jak cholera samochodzie, zaczęła się zastanawiać, czy może zganiała to na jego wstrząsającą jazdę, a tak naprawdę chodziło o coś znacznie bardziej niepokojącego. Pewnie przez adrenalinę mogła myśleć jedynie o wczołganiu się na niego, dosiedzeniu go okrakiem i… - Powiedziałem, że zwrócę cię w jednym kawałku. Dotrzymuję obietnic. - Właściwie to nie obiecywałeś tego. - No cóż… Powiedziałem, że jesteś w dobrych rękach. Czyli tak jakby powiedziałem. To było zbyt wiele. Był zbyt seksowny. Odwróciła się i uciekła do swojego bezpiecznego azylu, czyli Acadi, którą ani razu jeszcze nie przekroczyła nigdzie dozwolonej prędkości.
16
- Macy! – usłyszała jak wychodzi i zatrzaskuje drzwi, docierając do niej akurat, gdy usadowiła się w swoim fotelu. Nie miała pojęcia co ona sobie myślała – nie chciała jeszcze jechać, ale nie była w stanie znieść już dłużej jego atrakcyjności. Zanim zdążyła się choćby ruszyć, on już siedział na siedzeniu pasażera. – Hej, przestraszyłem cię? Chryste. Przepraszam. Tak, cholernie mnie przestraszyłeś. Ty. Właśnie ty. - W porządku. To… - nie chciała tego wyjaśniać. Szybkość, jakakolwiek prędkość – napędzała jej niezłego świra, odkąd miała wypadek na koniu. Ale nie chciała mu o tym mówić. Zazwyczaj nie wpływało to na nią, aż tak ekstremalnie. Zazwyczaj mało ją to ruszało. Aż do teraz. - Więc co naprawdę sądzisz o Candace i Brianie? – zapytał, a ona doceniła zmianę tematu. Macy, próbując się uspokoić, złapała za jakąś leżącą gumkę i związała nią włosy, ponieważ znajdowały się pewnie w niezłym bałaganie. - Nie znam go. Wiem tylko, że bardzo go lubi. - Tak, on też wydaje się myśleć o niej bardzo poważnie. - Będą mieli ciężką drogę. Zwłaszcza, jeśli jej rodzina będzie go obwiniać o pominięcie przez nią wczorajszego wesela, a pewnie będą. Znam ich tak dobrze, jak ją. Sama miałam iść na to wesele, ale mamy chorego konia na ranczu moich rodziców i musiałam im pomóc. - Nie mogą go za to winić. Przecież nie przystawił jej pistoletu do głowy. - Nie wiem co się stało. Muszę do niej zadzwonić. - Mogę ci przysiąc, że jej nie porwał. Ani nawet nie zaciągnął za rękę. Na twoim miejscu zostawiłbym ich teraz w spokoju. Zeszłej nocy się trochę zabarykadowali. Macy przygryzała przez chwilę paznokcia. Biedna Candace. – Więc co się dokładnie wydarzyło? – zapytała. - Wiem tylko, że pojechała z nami na koncert i że wyszli razem gdzieś w środku nocy. Zgaduję, że wynajęli pokój w hotelu. Zatrzymaliśmy się u przyjaciół.
17
Candace spędziła noc z Brianem. Macy westchnęła i pozwoliła opaść głowie o zagłówek siedzenia. Za każdym razem gdy pojawiał się Brian, ich przyjaciółka Samantha żartowała z Candace o oddaniu swojej „wizytówki” i wygląda na to, że w końcu to zrobiła. Cóż… dobrze dla niej. Serio. Najwyższy czas. Dziewczyna miała dwadzieścia trzy lata i z nieznanych powodów – pewnie z powodu strachu przed dezaprobatą rodziców albo po prostu wkurzeniu ich – rzadko kiedy się umawiała. Macy długo czekała na faceta, o którego zawalczy Candace… tylko nie spodziewała się, że będzie nim Brian Ross. - A więc wyszli. A co ty wyprawiałeś zeszłej nocy? – zapytała z ciekawości. Roześmiał się i potarł oczy kciukiem i palcem wskazującym. - Nic. Ja jestem święty. - Racja. Zadzwoniła jego komórka w kieszeni dżinsów, a gdy ją wyciągnął warknął z frustracji. – Szlag, nie wiem kto to jest. - Co jest? - Dostaję smsy od tej osoby. Wydaje się mnie znać, ale ja nie znam jej. Wychyliła się aby wyrwać ją z jego dłoni mimo, że nie spodziewała się sukcesu i roześmiała się, gdy zrobił unik. - Ej! To moja prywatna sprawa. - Jak wiele prywatnych spraw jeszcze masz? Czy są one prywatne również dla siebie nawzajem? - Zazwyczaj są prywatne tylko dla mnie. Już mówiłem, że nie mam pojęcia kto to kurwa jest. Pewnie ktoś z kim gadałem zeszłej nocy. - Podczas przyswajania masowych ilości różnych rzeczy? - No cóż… nie poszedłem spać. Wiedziałbym. Wow. To była odpowiednia rozmowa na… co to było? Randkę? Nie. Nic takiego. To było tylko spotkanie dwójki przyjaciół swoich przyjaciół. - Ale to dziewczyna?
18
- Tak, tego akurat jestem pewien. Wkurzę się, jeśli okaże się, że to facet. - Co mówi? Włączył telefon, przewinął wiadomości i zaczął je odczytywać. – „Cześć, dotarłeś do domu?” „Cześć?” „ Teraz to już nie chcesz ze mną gadać?” „No dobra, teraz to zaczynam się martwić! Lol.” „Mam nadzieję, że nie leżysz martwy w jakimś pieprzonym rowie, to byłoby do bani, lol” „Czy nie bawiliśmy się wspaniale zeszłej nocy? Mam nadzieję, że wyskoczymy gdzieś, gdy wpadniesz tu następnym razem!” A teraz najnowsza: „POWIEDZIAŁEŚ, że zadzwonisz.” – potrząsnął głową z lekkim szyderstwem. – Cholera. Zawsze trafiam na jakieś nienormalne. - Odpisałeś? - Nie do cholery. Jak już mówiłem, zawsze trafiam na jakieś nienormalne. - Musiałeś zrobić niemałe wrażenie. - Pewnie tak. – powiedział to tak, jakby to było coś oczywistego, na co ona się roześmiała. - Cóż. Naprostujmy to nieco. – tym razem, gdy spróbowała, z sukcesem wyrwała mu telefon, a on spojrzał na nią z zaskoczonym grymasem. - Co ty kurwa robisz? Macy się uśmiechnęła. Mogła próbować oszczędzić swoich przyjaciół od dramatów, ale nie przeszkadzało jej to w przypadku zupełnie obcej osoby. Może będzie zabawnie. I… do diabła, podobnie jak wcześniej, nie wiedziała co ją opętało. Nacisnęła przycisk łączenia na wiadomości i przysunęła telefon do ucha. - O mój Boże. Jesteś nienormalna. – powiedział Ghost wpatrując się w nią z podziwem. - Mam swoje chwile… - urwała nagle, gdy w telefonie odezwał się witający, mruczący, kobiecy głos i zmusiła się, by brzmieć, jak najoschlej. – Kto tam? Głos po drugiej stronie słuchawki stał się jakby ostrożniejszy. – Kto mówi?
19
- Pytałam pierwsza. Istnieje jakiś powód, że przez cały dzień wydzwaniasz do mojego chłopaka? Po kilkusekundowym prychaniu, dziewczyna chyba odnalazła swoją odwagę. – Twój chłopak powiedział wczorajszej nocy, że nie ma dziewczyny, jakbyś chciała wiedzieć. - Dobrze wiedzieć. Dzięki za fatygę. Ale to nie znaczy, że mu się aż tak spodobałaś, jeśli chcesz możesz sama z nim teraz pogadać. Jak myślisz? Zapadła cisza po jej słodkim pytaniu i po chwili połączenie zostało zerwane. Rzuciła mu telefon, który ledwo złapał, ponieważ przez cały czas wpatrywał się w nią z podziwem. – Wygląda na to, że po problemie. – powiedziała puszczając do niego oczko. - Jesteś niesamowita. Nie powiedziała ci kim jest? I tak pewnie już nie zadzwoni. - Nie. Ale jeśli znów będziesz potrzebował mojej pomocy w wykurzeniu jakiejś maniaczki, daj znać. - Dam. Zdecydowanie dam. Właściwie to mam nawet jedną eks, którą mogłabyś odstraszyć. Ale nie zagłębiajmy się w to. Przez to staję się zły. - Żadnych eks. Okej. – też nie chciała o tym rozmawiać, więc cieszyła się z pozbycia się tematu. – Co jeszcze dzieje się w twoim życiu? Cokolwiek w czym mogłabym teraz pomóc? - Nic co wymagałoby szybkich rozwiązań. – wskazał na zaciemniony budynek przed nimi. – Niektóre sprawy dzieją się tam. Gram w zespole… teraz jednak mamy małą przerwę. Moja rodzina mieszka w większości w Oklahomie. Moja babcia nie czuje się zbyt dobrze. Przyjeżdżam tam, gdy tylko mam taką okazję, a ostatnio nie zdarza się to za często. - Oh. Twoi rodzice również tam mieszkają? - Nie żyją. - Oh. Oh… Boże, przepraszam. – pochyliła się nieco, aby mieć lepszy widok na jego twarz, ponieważ z tej pozycji mogła widzieć tylko jego profil. – Naprawdę jest mi przykro.
20
Zajął się przesuwaniem kciukiem po krawędzi swojego telefonu. – Wypadek samochodowy, gdy miałem sześć lat. Nie, wszystko w porządku. To było dawno temu, ledwo ich pamiętam. - Mimo to… Nawet nie wyobrażam sobie najmniejszego bólu. Sądzę… że tak samo bolałoby niemienie żadnych wspomnień o nich. – pomyślała o swoich rodzicach i nie mogła sobie tego nawet wyobrazić. Wzruszył ramionami. – Nie wiem. Pamiętam wypadek. Byłem w samochodzie. Nie mam pojęcia, dlaczego byłem tam tylko ja – mam też siostrę i brata, ale pojechałem tylko ja. Pewnie dlatego, że byłem gnojkiem i nie zostałbym z opiekunką. Boże, co ona miała powiedzieć na coś takiego? Czy on w ogóle chciał o tym rozmawiać? Była w całkowitym mętliku, więc powiedziała pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy – pewnie niezbyt mądrą, ale tylko tyle była w stanie w tej chwili wymyśleć. – I po tym wszystkim wciąż lubisz życie na krawędzi, co? Spojrzał na nią. – Lubię? - Cóż… w porównaniu do kogoś takiego jak ja, to tak. A przynajmniej… w porównaniu do tego, jaka jestem teraz. - Więc… nie zawsze byłaś taka, jak teraz? Interesujące. Teraz była jej kolej tabu. – Byłam inna. - Jak inna? - Może trochę dziksza? Bardziej… nie wiem, niezwyciężona. A przynajmniej tak się czułam. - A teraz jesteś po prostu psujem. – zażartował. Roześmiała się i posłała mu delikatnego kuksańca. – Nie. Jesteś pewna, że zmieniłaś się aż tak bardzo? Właśnie zadzwoniłaś do laski, której w ogóle nie znasz i skłamałaś dla mnie. Nie każdy by to zrobił. - Zmieniłam się. – próbowała pozbyć się z głosu tego gorzkiego tonu, ale i tak się tam wkradł. - Dlaczego?
21
- Po prostu… tak postanowiłam. – tylko tyle. Tylko tyle była w stanie mu dać. Na razie. Nie wyglądał na przekonanego i spodziewała się tego, ale przynajmniej odpuścił. – Myślę, że oboje unikamy teraz względem siebie kilu spraw, Macy. Począwszy od tego, że nie wyznał jej swojego prawdziwego imienia. Nie zamierzała zagłębiać się w żadne głębokie, mroczne sekrety z dna swojej duszy, kiedy sam nie wyłożył wszystkiego na stół. Mowy nie ma. Był intrygującym facetem; i to by był na tyle, jeśli chodzi o jej wiedzę. Może potrzebowała małego przypomnienia z jego strony. Fajny facet z aurą tajemniczości. Nie musiała być tą, która będzie się zagłębiać w te ciemne, zagadkowe oczy. Bez względu na to, jak bardzo tego pragnęła. Siedział wpatrując się w zamyśleniu przed siebie, jego łokieć podpierał się o drzwi, a dłoń ocierała się w pobliżu tych kuszących ust. Zastanawiała się co by zrobił, gdyby się pochyliła i przyłożyła do nich usta. Trudno uwierzyć, że facet, który wręcz kipiał seksem, nie spróbował jeszcze dobrać się do jej spodni. Nawet nie snuł żadnych insynuacji. Macy walczyła desperacko przeciwko tej części siebie, która była rozczarowana. Obolała, potrzebująca część. Boże. Trochę minęło czasu. Za dużo. Pytanie za milion dolarów brzmiało, czy jeśli wykonałby ten ruch, to ona by mu na to pozwoliła? Naprawdę? Prawie przypomniały jej się czasy liceum… przesiadywanie nocą w samochodzie z kolesiem, scenariusz typu chce czy nie chce ciągle przebiegał przez jej myśli, jak i jej wyimaginowane odpowiedzi. Jego spojrzenie opadło na jego dłoń i wyobraziła sobie ją na swoim udzie, jej wagę i ciepło, które poczułaby przez spodnie. Kiedy zdała sobie sprawę, że prawie wszystkie jej odpowiedzi skłaniały się ku tak, tak, TAK! – cholera, teraz zmierzały do kategorii seksowny jak diabli – wiedziała, że pora się zbierać. - Wiesz, robi się późno… pracuję rano. - Łapię. Nie chciałem, żebyś przeze mnie się nie wyspała.
22
- W porządku. Z wyjątkiem tej części, w której obawiałam się o swoje życie, to dobrze się bawiłam. Dobrze było… cię poznać. – ugh. Te niezręczne pożegnania. Nienawidziła ich. – Skoro nasi najlepsi przyjaciele są teraz nierozłączni. - Racja. Dzięki za odgonienie mojej najnowszej prześladowczyni. Macy się roześmiała. – Nie ma problemu. – zabawne było to, że nie chciała już jechać, nawet jeżeli jutro czeka ją ciężka praca. Był kimś kogo zawsze wyobrażała sobie do całonocnych rozmów i długo nikogo takiego nie miała. - Zanim cię puszczę, muszę mieć dowód tego co się stało. – pochylając się do niej, wyciągnął przed nich swoją komórkę. – Uśmiech. – zrobiła głupią minę. Kiedy zrobił zdjęcie i odwrócił telefon aby sprawdzić efekty, roześmiali się jednocześnie – on też miał głupią minę. Mówiąc jej, żeby chwilę zaczekała, wysiadł i obserwowała, jak okrąża z przodu samochód. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, zauważyła skradającego się po ulicy czarnego SUVa. Dziwne, ponieważ wyglądał dość znajomo – wyglądał jak Navigator brata Candace z tą białą naklejką na tylnej szybie. Jameson miał w tym miejscu naklejkę Baylor. Nie chciała myśleć o niczym z wyjątkiem tego, że Jameson był tak samo opiekuńczy względem Candace, jak jej rodzice, a z tego co mówił Ghost, teraz, gdy była z Brianem, pewnie się to nasili. Przez chwilę pomyślała o zwróceniu uwagi Ghosta na samochód. Ale znając życie pewnie nie należał do Jamesa i pewnie znowu miała jakąś paranoję. Więc siedziała cicho. W każdym razie, co było z Ghostem? Opierał się wygodnie o bok jej samochodu, rozmawiając z nią przez chwilę, ale poza tym nie wykonał żadnego ruchu. Nie dotknął jej. Nie pocałował. Nie… przycisnął do niej swojej twardości i nie włożył dłoni między jej nogi. Boże, co się z nią działo? Była napalona, to się działo i wpływało na jej racjonalne zachowanie. - Dobrej nocy, Macy. – powiedział w końcu, gdy ich rozmowa znów zaczęła blaknąć do niezręcznej ciszy.
23
Uśmiechnęła się do niego. Jego wzrok pobłądził do jej ust. O to chodziło. Zamierzał ją pocałować. – Nawzajem. – powiedziała, opierając się pokusie przesunięcia językiem po swoich ustach. - Powinniśmy to powtórzyć. Jej serce podskoczyło. – Oh? - Jasne. Jakieś zastrzeżenia? - Nie. – ta jedna sylaba wymsknęła się jej bez wahania. - Daj mi swój numer. – wstukał go w telefon, gdy mu recytowała. – Mam. Wyślę ci swój. I obiecuję nawet odpisać. Jeśli chcesz, nie mam nic przeciwko byś mnie prześladowała. - Będę o tym pamiętać. – ponownie uśmiechnął się w sposób zatrzymujący serce, zwiększając jeszcze bardziej jej szaleństwo i sprawiając, że mózg dotarł do końcowego etapu. Wyprostował się. Oparł dłonie o drzwi, ponownie powędrował wzrokiem w dół. Pocałuj mnie. - W porządku. – powiedział. Przerwał. – Śpij dobrze. A potem zamknął drzwi. Co? Odszedł. Nie mogła przestać go obserwować, a gdy znalazła się później w swoim pustym łóżku, musiała się zmusić by zasnąć i przestać wyobrażać sobie jego silne ciało obok siebie.