RĘCE PRECZ OD ŻYCIA POCZĘTEGO! INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 14 (370) 12 KWIETNIA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
2
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Kultu jednostki ciąg dalszy. Pod hasłami wiary i miłości do „wiecznie żywego” Ojca Świętego „cały naród” po raz drugi zamarł o godzinie 21.37.
Życie po życiu
Dziennikarze, a nawet księża, półgębkiem przyznawali, że chociaż trwałej przemiany w Polakach nie ma, a uczucie do JPII jest powierzchowne, to i tak fajnie jest się powzruszać!
Już na długo przed 2 kwietnia przez Polskę przetoczyła się kampania promująca pamięć o Nim. W szkołach organizowano uroczyste akademie z dziećmi ubranymi na galowo, na uczelniach odbyły się specjalne sesje naukowe i drogi krzyżowe. A papa Ratzinger co do świętości mówi na razie NEIN! Podobno boi się, że powstanie CZWÓRCA ŚWIĘTA.
Poseł Jacek Kurski przegrał kolejny proces o zniesławienie. Sąd nakazał mu przeproszenie Donalda Tuska za publiczne, bezpodstawne oskarżenia pod jego adresem. Poszło o brednie Kurskiego w telewizji, dotyczące kampanii billboardowej lidera PO. Że bulterier ma odszczekać, podoba nam się bardzo, że zapłaci grzywnę – jeszcze bardziej, ale że (oczywiście) Caritasowi, to już dużo mniej.
Sejm nie wyraził zgody na uchylenie immunitetu posłance Małgorzacie Ostrowskiej. Prokuratorzy nagle – po czterech latach śledztwa w sprawie mafii paliwowej – znaleźli świadków, którzy opowiedzieli, jak to działaczka SLD brała łapówki za informacje dotyczące atrakcyjnych nieruchomości w Malborku. Wiarygodność owych świadków (skazanych wcześniej za kłamstwa) była dla Ziobry bezsprzeczna. Tyle że dla wielu Polaków to ekipa Ziobry nie jest wiarygodna.
Wysłannicy PiS znaleźli wreszcie 90 wykładowców akademickich popierających totalną lustrację. Jak za dawnych czasów – potępiają oni swoich kolegów profesorów, protestujących przeciw głupim pomysłom koalicji rządowej. Swój podpis złożył m.in. wicemarszałek Senatu, wróg tolerancji – prof. Ryszard Legutko. Naukowców zlustrują tak, żeby nikt nie miał wyższego niż Kaczory wykształcenia. Nadzieja w tym, że nie zaczną równać co do wzrostu!
Głęboki niż demograficzny zachwiał stabilnością finansową przedszkoli, podstawówek, gimnazjów i liceów prowadzonych przez kościelne instytucje. Minister Giertych musi pomóc tym instytucjom. Chce on z ramion duchownych i świeckich dyrektorów prywatnych katolickich szkół zdjąć przynajmniej ciężar wydatków na podnoszenie kwalifikacji pracujących tam nauczycieli. Zrobi to za nich budżet państwa. Oczywiście, prezent wicepremiera nie dotrze do żadnych innych placówek poza kościelnymi. Giertych zapewne sam chętnie podniósłby wyż demograficzny, ale na przeszkodzie staje mu... niezwykle skuteczny kalendarzyk małżeński.
Zdaniem znanego antysemity ministra Romana Giertycha, znany antysemita ksiądz Henryk Jankowski jest wzorem cnót, wybitnym nauczycielem i osobą szczególnie zasłużoną dla polskiej szkoły. I dlatego otrzyma Medal Edukacji Narodowej. Jankowski powinien teraz w ramach rewanżu uwiecznić Giertycha w swoim bursztynowym ołtarzu, np. jako króla Heroda.
Poważne problemy ma kierownictwo LPR oraz marszałek Marek Jurek. Byli posłowie tej partii domagają się zwrotu weksli, jakie podpisywali przed wyborami w 2005 roku. Mirosław Orzechowski – szef klubu Ligi – twierdzi, że żadnych weksli nie było, a jego wyjaśnienia uznał za wiarygodne Jurek. Wobec tego byli narodowi katolicy oskarżyli aktualnych narodowych katolików o perfidne kłamstwa i grę polityczną. Tak na święta...
Sprawa rzekomej współpracy arcybiskupa Stanisława Wielgusa ze służbami specjalnymi PRL nie zostanie rozstrzygnięta. Duchowny poddał się naciskom ze strony kolegów biskupów i wycofał wniosek z sądu o autolustrację. Uratował w ten sposób dobre imię nuncjusza Kowalczyka oraz IPN-u. Sprawę w sądzie miał wygraną, ale gdzie później znajdzie pracę w tym wieku?
Fiaskiem zakończyła się wycieczka prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Kazachstanu i Azerbejdżanu. Celem wyjazdu miało być sfinalizowanie prac nad projektem ropociągu Odessa–Brody–Gdańsk. Przywódcy obydwu azjatyckich republik negatywnie ocenili polski pomysł wciągania Astanu i Baku do wspólnych działań na szkodę Moskwy. Prezydent Kazachstanu osobiście zablokował naszemu koncernowi Orlen prawo do korzystania z tamtejszych złóż ropy naftowej. Pojęcie „dywersyfikacja” okazało się dla Kaczora równie trudne do zrealizowania, co do wymówienia.
Kwalifikacje polskich lekarzy docenił rząd Nepalu. Poprosił ich o pomoc w szkoleniu tamtejszych lekarzy w takich m.in. specjalnościach jak neurochirurgia czy transplantologia. Koszty wyjazdów opłacają amerykańskie fundacje rozwoju medycyny. Na naszych lekarzy stać wszystkich – nawet z Burkina Faso. Tylko nie Polaków. USA/IRAN Wysłannikom prezydenta Busha nie udało się nakłonić irańskiej opozycji do obalenia władzy ajatollahów. Ograniczone zainteresowanie dostawami amerykańskiej broni wykazali także mieszkający w Persji Kurdowie. Wobec fiaska pomysłu na rozsadzenie Iranu od środka – władze USA chcą same wykonać własny wyrok. Co prawda ewentualny atak byłby bezprawny, ale ekipa Busha potrzebuje jakiegoś – nawet najmniejszego – sukcesu. Sukces? Bush ma go zawsze pod ręką. Wystarczy, że zadzwoni do Warszawy, każąc Kaczorom np. nakwakać na Rosję i schować się za tarczę.
D
wa dni – 29 i 30 marca – spędziłem w Warszawie na konferencji poświęconej przyszłości mediów w Polsce i na świecie. Plan bardzo napięty – chyba ponad dwadzieścia konferencji i tyluż prelegentów z Polski, Anglii, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Rosji i Ukrainy. Tysiące informacji, danych i wykresów, od których w końcu rozbolała mnie głowa. A to głównie z tego powodu, że jestem do szpiku kości humanistą, natomiast poruszane tematy dotyczyły prawie wyłącznie nowych technologii odbioru i przetwarzania danych, obrazów, plików, przesyłu danych itp., itd. Po raz pierwszy zobaczyłem kilkanaście najnowszych urządzeń, które tak się mają do adapteru, magnetofonu czy telewizora, jak kolej na poduszce magnetycznej do lokomotywy na parę albo do dyliżansu. W USA mają już polimerowe, organiczne, miękkie ekrany, które można sobie nosić pod pachą, a w razie potrzeby rozłożyć na stole i ściągać na nie teksty z elektronicznych gazet lub strony internetowe. To samo, a nawet dużo więcej można już robić za pomocą komórek nowej generacji – oglądać przez nie telewizję, internet, GPS lub pisma. Choćby takie jak niemiecki „Spiegel Online”, który jest pierwszą gazetą aktualizowaną na bieżąco, oczywiście w internecie. Redaktor Fot. WHO BE naczelny „Spiegla” pokazywał, jak to na stronach tej „gazety”, która jest już właściwie telewizją, czyta się ciągle wymieniane, aktualne informacje, artykuły i komentarze. Pomiędzy nimi zaś są „ilustracje” do tekstów, a dokładnie filmy wideo lub po prostu bezpośredni przekaz kamerą ze studia „gazety” lub z dowolnego punktu na świecie. I tak artykuł o nowej serii zamachów terrorystycznych w Iraku jest ilustrowany filmem z miejsc po wybuchach bomb, ze szpitali, wypowiedziami rannych itp. Zamiast więc kupować gazetę drukowaną, która zawsze ma opóźnienie co najmniej jednego dnia i jest wizualnie martwa, można sobie czytać i oglądać na gorąco – co się chce i kiedy się chce, 24 godziny na dobę. Gazety powszechnie wdrażają też możliwie jak najwięcej form kontaktu z czytelnikami. Ci mogą dyskutować z autorami poprzez czaty, a nawet sami zamieszczają swoje teksty lub polemiki do artykułów na stronach internetowych pisma. Redakcje stawiają w każdym numerze setki pytań i problemów, na które czytelnicy odpowiadają poprzez płatne SMS-y. W angielskim piśmie „Daily Mirror” 40 procent przychodów wydawcy pochodzi z SMS-ów, a 60 procent ze sprzedaży wersji drukowanej, internetowej i z reklam. Na ten pokaz wodospadu zupełnie nowatorskiej wiedzy zaproszono głównie wydawców polskich papierowych gazet, ale chyba tylko po to, aby uświadomić nam, że wkrótce przyjdzie pora albo się pakować, albo próbować oprócz wersji drukowanej utworzyć np. wersję on-line. Zaproszeni na dyskusję panelową goście – redaktorzy naczelni „Polityki”, „Przekroju” i „Dziennika” oraz prezes „Wyborczej” – pocieszali się nawzajem, że gazety papierowe ostaną się nawet za 100 lat. Ja jestem pesymistą i twierdzę, że owszem, ale tylko w antykwariatach... Wszak już w tym roku znane na całym świecie pismo „Life” przechodzi wyłącznie na sprzedaż przez internet, a redakcja wielkiego „Washington Post” zapowiedziała, że zrobi to najdalej za pięć lat. Niezwykle ciekawe były prelekcje dwóch największych wydawców prasy z Rosji i Ukrainy. Każdy z nich, zanim zaczął mówić o kondycji własnej prasy, nakreślił ogólną sytuację gospodarczą kraju. Zwłaszcza w Rosji skala przemian jest po prostu niewyobrażalna. Po trosze jest to (np.
11-procentowy roczny przyrost PKB!) spowodowane dziesięcioleciami opóźnienia wobec Zachodu. Ale Rosjanie idą w dobrym kierunku: władza stawia na najnowsze technologie, promuje przedsiębiorczych obywateli, tworzy dobre prawo, oferuje ulgi podatkowe itp. Nikomu do głowy nie przychodzi grzebać się w archiwach KGB i wyciągać stamtąd na pierwsze strony gazet dziadków agentów albo pozbawiać kogoś pracy lub emerytury za to, że 20–30 lat temu w taki czy inny sposób pracował dla swojego państwa. Rosja, a nawet Białoruś, w wielu dziedzinach prześcignęły już Polskę, i to z prostego względu – oni idą do przodu, a my żyjemy przeszłością, więc się cofamy. Poza tym to my jesteśmy najbardziej zadłużonym krajem na świecie (na jednego mieszkańca), a oni długów nie mają. Żadnych! Był drugi dzień konferencji. Byłem już nieźle zmęczony, tym bardziej że załapałem jakiegoś wirusa. Ale chyba najbardziej osłabiło mnie przygnębienie. Dzień wcześniej nabiłem sobie głowę najnowszymi technologiami, które my, Polacy, możemy tylko kupować z Zachodu i adaptować u siebie. Bo już na badania złotówek brak. Zresztą naukowców zlustrować trzeba... No i dzień następny – dwie długie opowieści o skoku cywilizacyjnym za wschodnimi granicami. Słuchać hadko... W przerwie obiadowej postanowiłem więc głęboko odetchnąć i wyszedłem z Hotelu Victoria na plac Piłsudskiego. Pogoda była piękna, więc przeszedłem się tuż obok żołnierzy trzymających wartę przy Grobie Nieznanego Żołnierza i zajrzałem do Ogrodu Saskiego. A tam właśnie coś z rozmachem budowano. Widzę przez siatkę wielki cokół i pytam pierwszego z brzegu pracownika: – Przepraszam uprzejmie, co tu robicie? – Fontannę, chyba największą w Polsce – odparł pan w kombinezonie. A mnie na to, psia mać, wyrwało się spod serca głośne westchnienie: – Całe szczęście, bo już myślałem, że to kolejny pomnik papieża! Czar spaceru prysł w jednej sekundzie, słońce schowało się za chmury, bo facet odwrócił się z dzikim wyrazem zaczepki na twarzy i warknął: – A panu to by przeszkadzało?! – Tak, przeszkadzałoby mi! – odparłem szczerze. Na co tamten posłał mi z miejsca wiązankę z radiomaryjnego koncertu życzeń, nienadającą się do cytowania w ogólnopolskim piśmie. Jak jakiś żyd, który zabłądził na procesji Bożego Ciała, zakręciłem się na pięcie i puściłem przez środek placu, 60 metrów dalej... pod sam krzyż otoczony wieńcami i wiązankami. „Tu stał Papież, na pamiętnej mszy...; Stąd w ostatnią drogę odszedł Prymas Tysiąclecia...” i coś tam jeszcze było z rozmachem wyryte w marmurze. Przypomniałem sobie, że w tym miejscu ma stanąć największy pomnik JPII. Kobiecina, przyklęknąwszy na jednym kolanie, zapalała znicz i poprawiała stos przywiędłych kwiatów. Wzruszające. Pięknie by wyglądało na polimerowym ekranie – pomyślałem. I zrozumiałem, że Polska nie leży pomiędzy Wschodem a Zachodem. Polska leży pod pomnikami papieża. JONASZ
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
Rozmowa z aktorem Zbigniewem Zapasiewiczem – Jak Pan – mistrz słowa – ocenia język Polaków i ich kulturę wysławiania się? – Nasz język codzienny jest plugawy. Do tego dochodzi pośpiech, nawał informacji i internet, które sprawiają, że mówimy niechlujnie, korzystając w sposób nieuzasadniony z zapożyczeń językowych. Moim zdaniem, za kilkadziesiąt, a może kilkaset lat w Europie wytworzy się jakiś język wspólny, coś na kształt esperanto. – Może zatem powinniśmy chronić nasz język jako wyraz tożsamości narodowej? – Z pewnością. – Można odnieść wrażenie, że Pana aktorstwo nie jest podatne
– Czuję się odpowiedzialny za ten durny i błazeński zawód, dlatego traktuję go bardzo poważnie. To nie jest zawód do występowania, a do badania rzeczywistości. Życie jest drogą, dlatego ciągle idę, choć jestem już stary. Chcę jednak iść do końca... – W licznych rolach ukazywał Pan portret psychologiczny Polaka okresu powojennego. Jaki ten Polak jest dzisiaj – świętoszek, idealista czy romantyk? A może cwaniak, zakłamany bigot? – To bardzo trudne pytanie, bo przecież ludzie są różni. Władza – zarówno ta przeszła, jak i obecna – wykazuje pogardę dla ludzi myślących. Stąd klęska inteligencji, szczególnie tej humanistycznej. Władza zamyka się coraz bardziej przed ludźmi. – Jaki zatem jest ten Polak A.D. 2007? – W filmach Zanussiego, Wajdy czy Zaorskiego prezentowano rozterki inteligenta polskiego, które w gruncie rzeczy nadal są aktu-
ZAMIAST SPOWIEDZI – Kościół nie jest jednolity – inne miejsce zajmuje w nim ksiądz Tischner, a inne ojciec Rydzyk. Światli ludzie Kościoła, tacy jak na przykład Życiński, mają wewnętrzne dylematy, ale próbują znaleźć styk z rzeczywistością. Nie jestem człowiekiem Kościoła, razi mnie jego pompatyczność, teatralność, nieschodzenie w dół, brak komunikacji z szarymi ludźmi w imię „wielkiej tajemnicy”... To ewidentne błędy. – Ale w tymże Kościele jest też inne podejście do człowieka. – Z pewnością inaczej jest u protestantów, gdzie do religii podchodzi się bardziej praktycznie, rozbudzając jednocześnie ludzką aktywność. – No właśnie, takie podejście przydałoby się i Polakom... – U nas Kościół akceptuje od wieków model wierzącego ubogiego, kalekiego, niedojdy i cierpiętnika, godnego współczucia i litości. Na tym m.in. bazuje ojciec Rydzyk. A moim zdaniem, Kościół powinien lan-
Życie jest drogą na to wszystko, co dzieje się w Polsce. Czy aktor Zbigniew Zapasiewicz stoi obok... – Nie stoję obok i nie jestem zamknięty w szklanej kuli. Gdyby tak było, nie rozumiałbym ludzi i zachodzących zmian. Jako aktora najbardziej interesuje mnie to, co rodzi się u odbiorcy, a nie we mnie. – Ale nie schlebia Pan igrzyskom gawiedzi, nie występuje w telenowelach... – ...bo nie lubię blichtru. To nie jest mój świat. Jestem wychowany na innych zasadach i dlatego nie wierzę w tych nowych „profesorów”. Bez problemów mogę spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie, że godnie przeżyłem życie, że nie rozmieniłem się na drobne. – W tym zawodzie to chyba nie było zbyt łatwe?
W
alne i nawet twórcy chcą je pokazywać, choć widzów to raczej nie interesuje. Przeciętny Polak zajmuje się dziś czymś innym, z pewnością nie metaforą losu ludzkiego. – Czy nie razi Pana to zakłamanie Polaków – z jednej strony papież Polak i modły, a z drugiej złodziejstwo, chamstwo, cwaniactwo, oszukiwanie i dowalanie bliźnim? – Nie wyciągamy żadnych wniosków, myślimy krótką perspektywą. Wydaje się pisma Jana Pawła II, ale mało kto je czyta. Stąd spór Polaków ze zmarłym papieżem. Ludzie nie rozumieją jego przesłania. Chodzą do kościoła, ale dekalog w życiu codziennym jest dla nich nadal czymś martwym. – Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa polski kler i Kościół?
strętna niemiecka gadzinówka „Die Welt” uczciła drugą rocznicę śmierci Jana Pawła II. Poświęciła mu całą rubrykę satyryczną. Niemieccy satyrycy twierdzą na przykład, że cudem JPII było to, iż Fidel Castro, którego papież odwiedził, przez 50 lat unikał śmierci z rąk agentów CIA. Dziennik twierdzi, że Wojtyła zdobył sławę dzięki napisaniu takich książek jak: „Nigdy nie było palenia czarownic”, „Oświecenie, czyli żydowski spisek”. Ale czego dobrego można spodziewać się po Niemcach?! Co innego Polacy katolicy. Oto jak zareagowali oni na to świętokradztwo na forach internetowych: ¤¤¤ W pełni się zgadzam! Co to? Już nie można myśleć inaczej? Czy ten świat jest tylko dla fanatycznych katolików, dla których papież jest kilka razy ważniejszy od Boga? Mirek
sować model pozytywistyczny i pomagać w wychodzeniu z tej biedy. – Skąd się bierze tak archaiczne podejście Kościoła? – Może z naszego romantyzmu. Zapewne dlatego tak źle widziani byli nasi pozytywiści. – Kościół wciąż nie liczy się z jednostką... – Gdyby było inaczej, ksiądz Twardowski, który zmarł przed rokiem, spocząłby tam, gdzie sobie tego życzył, tymczasem wolą kardynała Glempa spoczął w podziemiach Świątyni Opatrzności Bożej. Zresztą budowa tego kościoła to jeszcze jeden przykład nieliczenia się z rzeczywistymi potrzebami narodu. Zamiast tego jeszcze jednego martwego pomnika mogłoby powstać na przykład 20 przedszkoli. Dotyczy to także upiornej świątyni w Licheniu.
Zbigniew Zapasiewicz – rocznik 1934 r., znakomity odtwórca zarówno królów, pijaków, jak i księży. Grał w wielu filmach Krzysztofa Zanussiego i Andrzeja Wajdy, m.in. w „Bez znieczulenia”, „Za ścianą” i „Ziemia obiecana”. Od lat jest aktorem Teatru Powszechnego w Warszawie, gdzie obecnie gra Becketta. – Jak Pan ocenia nasze przemiany i to wszystko, co dzieje się wokół nas? – Mam dość tej zakłamanej polityki, opartej wciąż na lustracjach i rozliczeniach dokonywanych w oparciu o dzisiejsze miary, bez uwzględniania realiów przeszłości. Takiego Wałęsę i innych atakuje się brutalnie bez stosowania obiektywnych kryteriów. Hiszpanie potrafili odciąć przeszłość, przynajmniej na razie, by iść do przodu i rozwijać się. – Aktorstwo to – jak Pan mówił – „sprawa wyobraźni”... – ...ale i własnego doświadczenia. Gdy Artur Rubinstein przyjechał do Łodzi i zagrał fantastycznie, ale wolno, poloneza, zapytano, dlaczego tak to zrobił. „Bo umiem” – odpowiedział wielki artysta. Miał doświadczenie, nie epatował sobą. Podobnie jest ze mną – im więcej wiem, tym dokładniej komunikuję się, innego rytmu słów używam na scenie.
Nie będzie Niemiec...? ¤¤¤ Jak można szanować człowieka, który stawiał sobie pomniki za życia? Ciekawy ¤¤¤ Bardzo słusznie. Należy drwić z ciemnoty, zacofania, „cudów”! Długotrwała akcja tego rodzaju doprowadzi (mam nadzieję) do rozjaśnienia w głowach! Papa Smurf ¤¤¤ Wszyscy uważają zwykłego człowieka za świętego. „Die Welt” dobrze robi, że nabija się z każdego, bo świadczy to o wolności. Popieram takie żarty! Amor-king ¤¤¤
3
Papieża oceni historia i niekoniecznie musi to być ocena tylko pozytywna. Fanatykom religijnym trzeba mówić zdecydowanie nie, a ten szał zachwytów w Polsce nad życiem i działalnością Polaka papieża jest sztucznie przez media nagłaśniany, a nie pokazuje się złych stron jego działalności. W sklerykalizowanej Polsce o papieżu można mówić tylko na klęczkach. Zdrowo myślący ¤¤¤ Satyra nie powinna podlegać ocenie, jaka by nie była... Poza tym nie każdy postrzega świat tak, jak przeciętny hipokryta katolik Polak Anonim
– Do perfekcji doprowadził Pan sztukę przekazu słowa. Czym ono jest dla Pana? W filmie „C.K. Dezerterzy” jako kapitan Wagner mówi Pan bardzo mało, ale widz sercem i duszą jest po Pana stronie... – ...bo widza zawsze trzeba mieć po swojej stronie, nawet gdy się gra Hitlera. Nawet takiego zbrodniarza i psychopatę trzeba grać jak... człowieka. Był z pewnością postacią tragiczną, ale aktor musi odczytywać jego psychikę. – Co w życiu nie udało się Zbigniewowi Zapasiewiczowi? – Życie prywatne – dopiero od dwudziestu lat mam je zorganizowane. Nie zbudowałem rodziny, nie mam dzieci, poświęciłem się w całości pracy w teatrze i teraz tego żałuję. Zbyt długo wierzyłem, że teatrowi trzeba poświęcić się do końca. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
¤¤¤ Czy ktoś pamięta, by choć raz w trakcie pielgrzymki do Polski papież prosił, by nie stawiać mu pomników? Żeby tak powiedział podczas przemówienia? Ani razu! FJ ¤¤¤ Obudź się, obywatelu! Demokracja to państwo, gdzie nie ma równych i równiejszych, świętych i wyjętych spod prawa! Kilkaset lat indoktrynacji i bałwochwalstwa zrobiło swoje na umysłach tych mniej rozgarniętych. Pamiętajcie, Polacy, jesteście OBYWATELAMI, nigdy zaś owieczkami! PS ¤¤¤ A my w „FiM” nawet nie chcemy myśleć, co było napisane w tych opiniach internautów, które zostały odrzucone przez moderatorów... Wybrali Marta i MaK
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Gujcie żumę! Zdecydowanie popieram akcję PiSiołków Wesołków dotyczącą dekomunizacji nazw ulic! Sam grzmotnę do nich krótkie przesłanie na temat zlustrowania mojego osiedla. Chłopaki, gujcie żumę! Niech was grzywka w móżdżek nie szczypie! Uprzejmie donoszę, że tam, gdzie mieszkam, są podejrzane nazwy ulic, niezgodne z moralnością chrześcijańską i narodową, jak na przykład: Czerwonego Kapturka, Kubusia Puchatka oraz Jasia i Małgosi. Czerwony Kapturek – Chryste Panie, królu Polski, jeśli tego nie zlikwidujecie, jednojajowi bliźniacy Kaczyńscy, to ja się wypisuję z IV RP! Dlaczego kapturek jest „czerwony”? Wiadomo, komuchowata gadzina! Chyba to dla wszystkich jasne, a Lechowi Kaczyńskiemu się wytłumaczy. Kubuś Puchatek? Przecież to gej, panie Romku Giertychu. On prawdopodobnie współżyje z tym przemądrzałym, obleśnym Prosiaczkiem. Natomiast likwidacji nazwy Jasia i Małgosi nawet nie trzeba uzasadniać, szanowny panie wicegiertychu, Mirosławie Orzechowski. To miłość zbyt wczesna, przedślubna, być może kazirodcza (sic!), i nie możemy tego propagować wśród naszej polskiej dziatwy! Myślicie, że to żarty, że mi słonko przygrzało?! Nic podobnego. W takim Wrocławiu o zmiany nazw ulic wnioskował Norbert Tomczyk, a poparł go wicemarszałek Sejmu
O
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
Janusz Dobrosz z LPR. Spośród nazw wrocławskich ulic zniknie m.in. Jan Brzechwa i Franklin D. Roosevelt. Z tym Rooseveltem to ja się zgadzam: jako prezydent USA kolaborował podczas II wojny światowej z Józkiem Stalinem, a więc niech spada, bo mu Dobrosz da z podeszwy. Ale Brzechwa... No ja rozumiem, chłopcy giertychowcy, że to Żyd (ale Niepokalana Dziewica z Częstochowy to też Żydówka, apostołowie też!). Cóż, nie będę bronił jego pochodzenia, bo Młodzież Wszechpolska każe mi spadać na molo ryby doić. Ale, kochaniutcy, bez przesadyzmu. Przecież Brzechwa to wizjoner, jasnowidz. Przypomnę kilka jego wierszy, jak np.: „Kaczka Dziwaczka” (skąd wiedział, że Kaczory dorwą się do władzy?), „Szelmostwa Lisa Witalisa” (toż to elokwentny Endriu Lepper!), „Wyssane z nogi”
kazuje się, że ustawa lustracyjna nie tylko jest sprzeczna z polską konstytucją, obowiązującym prawem, poczuciem sprawiedliwości i zdrowym rozsądkiem. Najpewniej narusza ona także... konkordat. Fakt, że najbardziej katolicka koalicja rządowa wszelkich numerów RP, a może i wszech czasów, uchwaliła prawo naruszające stosunki z naszym „strategicznym partnerem”, czyli Watykanem, jest chyba najlepszym dowcipem ostatnich lat. O tym, że ustawa lustracyjna może godzić w postanowienia konkordatu, regulujące m.in. status i prawa Kościoła rzymskokatolickiego w naszym kraju, doniósł z oburzeniem arcybiskup Tadeusz Pieronek, przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej. Chodzi o to, że konkordat gwarantuje Kościołowi watykańskiemu w Polsce niezależność i autonomię. A tymczasem na mocy obowiązywania ustawy lustracyjnej oświadczenia o stanie współpracy ze służbami składać muszą wszyscy wydawcy i dziennikarze, także duchowni. Sam ten fakt nie narusza co prawda niezależności Kościoła, ale w przypadku stwierdzenia kłamstwa lustracyjnego taki duchowny publicysta (może nawet biskup!) na 10 lat straci możliwość publikowania w mediach. Innymi słowy – ustawa lustracyjna w ten sposób naruszy wolność Kościoła, że niektórzy duchowni zostaną pozbawieni prawa nauczania o katolickiej Bozi za pomocą środków masowego przekazu, w tym mediów katolickich. Nie będą mogli także wydawać czegokolwiek, nawet gazetki parafialnej, jeśli dowiedzie się im kłamstwa lustracyjnego.
(oberprorok Zbyszko Ziobro?). A czy nie przewidział upadku klakierów aktualnie miłościwie panujących nam premiera i prezydenta, tych różnych Cymańskich, Kuchcińskich, Putrów, pisząc wiersz pod tytułem „Agonia”? No właśnie, może faktycznie za dużo pisał... Ale już idzie nowy ciąg z falą gnojówki. Prezes IPN Janusz Kurtyka apeluje do radnych, żeby pozbyli się nazw patronów wszystkich ulic kojarzących się z PRL-em. To nieważne, ile pieniędzy z budżetu pójdzie na dekomunizację ulic. To nieważne, ile zapłaci się za zmianę pieczątek, papierów firmowych, dowodów osobistych, aktów notarialnych, praw jazdy itp. Ważne jest jedno, że kiedy Kaczyńscy zdekomunizują już wszystko i wszystkich – będą na końcu musieli zdekomunizować siebie. Oddadzą swoje świadectwa maturalne (bo z PRL), dyplomy wyższych uczelni (też z PRL) oraz prace magisterskie i doktorskie, w których sławili wyższość socjalistycznego prawa. A naród ich wypluje jak gumę do żucia. I tylko dlatego warto jeszcze żyć w tym porąbanym kraju! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki O niebagatelnym szczęściu może mówić 70-latek z Bochni, który zgubił saszetkę, a wraz z nią 22 tysiące złotych. Zguba trafiła w ręce pani Marty ze Staniątek, a ta bez wahania oddała ją właścicielowi. Rzecz to niebywała, bowiem wszelkie sondaże wskazują, że jedynie jedna piąta Polaków katolików postąpiłaby podobnie.
CUD JPII
Edukacja seksualna w naszym narodzie doprawdy kuleje! Pewna 46-letnia łodzianka trafiła do szpitala, skarżąc się na dotkliwe bóle brzucha. Lekarzy przekonywała, że to z pewnością pęcherzyk żółciowy, ale oni nie dali się zwieść. Po nieskomplikowanym porodzie na świat przyszła dwuipółkilogramowa dziewczynka.
ZAPYLONA
Rodzinne biznesy mają się w Polsce dobrze. W Bydgoszczy na przykład tatuś z córeczką wprowadzali w obieg lewe 200-złotówki. W końcu 20-latka wpadła, kupując kawę w McDonaldzie, i od razu wyśpiewała policji, skąd ma fałszywki. Córeczka trafiła do aresztu, tatuś milczy jak grób.
GRUNT TO RODZINKA
Po ulicach Starachowic przechadzał się zupełnie nagi mężczyzna. Strażnicy miejscy ustalili, że jest nim 52-letni mieszkaniec miasta, który spokojnie wytłumaczył stróżom prawa, że wybierał się właśnie do kolegi na papieroska. Lekarze stwierdzili, że facet ma klepki poukładane jak należy. A w samotności pewnie palić nie lubi. Opracowała WZ
NAGUS WIECZOROWĄ PORĄ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Sytuację, która wytworzyła się na uczelniach i innych placówkach naukowych po ustawie lustracyjnej, uważam za objaw ciężkiej choroby. (Lech Kaczyński)
¶¶¶
Jak Boga kocham (...) naprawdę te opisy spotkań to jakieś bzdury. Jedyne, co mam sobie do zarzucenia, to te kontakty z lat 70. Potem się urwały i byłem z tego powodu szczęśliwy. (Maciej Damięcki)
¶¶¶
Jarosław Kaczyński najwyraźniej nie przewidział takiego biegu spraw, bo zakłopotany wyjaśniał, że nie miał zamiaru wyrządzać krzywdy Kościołowi. Powiedział także znamienne słowa o tym, że „duchowni mają wszystkie prawa obywatelskie, mają też w ogromnej mierze te same obowiązki”. A więc prawa są te same, ale z obowiązkami u duchownych już jakby gorzej. To także szczera prawda, bo każde dziecko wie, że księża rzymskokatoliccy mają znacznie mniejsze obciążenia podatkowe i ubezpieczeniowe niż przeciętny Polak. Pieronek, skarżąc się na ustawę lustracyjną, powiedział, że spod jej obowiązywania wyłączone są... uczelnie katolickie w Polsce, ponieważ mają one „konkordatowe gwarancje niezależności”. To stwierdzenie ilustruje w sposób perfekcyjny to, o czym od 7 lat piszemy na łamach „FiM” – konkordat sprawia, że Kościół rzymskokatolicki w wielu dziedzinach jest po prostu państwem w państwie, co godzi w suwerenność Rzeczypospolitej Polskiej. Bo jeśli Pieronek ma rację, to znaczy, że polskie prawo, gwarantując autonomię uczelniom wyższym, mniej niezależności gwarantuje uczelniom świeckim (podlegają lustracji), a więcej – szkołom kościelnym! Zatem arcybiskup Pieronek dowiódł tego, czemu klerykalni i kościelni publicyści zawsze zaprzeczali – że Polska z chwilą ratyfikowania konkordatu straciła na swej niezależności. Serdecznie dziękujemy za tę przysługę, księże arcybiskupie! Choć marne to dla nas pocieszenie... ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Kaczka po watykańsku
My mieliśmy dwa lata temu ogromną niepowtarzalną szansę, żeby wyzwolić energię Polaków. Do tego wyzwolenia nie doszło. Sądzę, że ponownie taką szansę będziemy mieli, kiedy w życie publiczne wejdzie to pokolenie nastolatków, którzy doświadczyli odchodzenia Jana Pawła II, czyli tej ostatniej, może najważniejszej lekcji, jakiej nam udzielił. (Jarosław Gowin, Platforma Obywatelska)
¶¶¶
Starałem się kontynuować linię prymasów (...) przede wszystkim Stefana Wyszyńskiego. Polega ona na oddziaływaniu przez Kościół na społeczeństwo, ale nie poprzez przyspieszanie przemian politycznych, lecz raczej poprzez wskazywanie rozwiązań zgodnych z Ewangelią. (kard. Józef Glemp)
¶¶¶
Byłemu prezydentowi (Aleksandrowi Kwaśniewskiemu – dop. red.) przydałby się powrót do formy, jakieś leczenie. (Jarosław Kaczyński)
¶¶¶
Równie dobrze można nam przypisywać winę za nieurodzaj w zbiorach orzeszków ziemnych w Gabonie. To towarzystwo jest takie, że się nawzajem nagrywa, że rozmawia takim językiem i opinia publiczna powinna to ocenić. Ale robienie opinii publicznej (...) wody z mózgu to jest coś, czemu uczciwe media powinny się przeciwstawiać. (Jarosław Kaczyński o tzw. taśmach Oleksego)
¶¶¶
On (Józef Oleksy – dop. red.) dotknął naszych domów, naszych żon, naszych dzieci, naszych psów, naszych świnek morskich. On po prostu wkroczył swoim głupim gadaniem w sferę prywatną, która musi być chroniona dla dobra każdego z nas. (Aleksander Kwaśniewski)
¶¶¶
Aleksander Kwaśniewski w żadnym wypadku nie przypomina mi muła. Raczej rączego jelenia. (Leszek Miller)
¶¶¶
Jak patrzę na siebie sprzed lat, to dziś byłbym pierwszy, który kopnąłby takiego „artystę” w dupę. (Zbigniew Wodecki w odniesieniu do swego wyglądu sprzed lat) Wybrała OH
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
NA KLĘCZKACH
FAUSTYNA NA PÓŁ ETATU Brzmi to jak żart primaaprilisowy. Premier Jarosław Kaczyński niespodziewanie doznał „świetlistości Bożej”, uświadamiając sobie, że wpisanie Faustyny Kowalskiej do statutu Łodzi jako świętej patronki miasta może być traktowane jako naruszenie zagwarantowanego konstytucyjnie rozdziału państwa od Kościoła (jakby to było coś nowego!). Jego zdaniem, Faustyna może, oczywiście, patronować łodzianom, ale bez zapisu w statucie, czyli jakby na 50 procent lub tylko symbolicznie. BS
Newskiego sprzedaje kwatery, nie bacząc nawet na to, że w miejscach tych znajdują się szczątki hitlerowskich ofiar. Arcybiskup Szymon, osobiście zainteresowany tym lukratywnym handelkiem, nie reaguje na protesty ludzi pamiętających groby z czasów ostatniej wojny. To profanacja! – mówią prawosławni. Oczywiście, gospodarze miasta do kościelnych interesów się nie wtrącają. BS
HERETYCY
NIEPOWSZEDNI Co ma wspólnego JPII z kapitalistycznym krwiopijcą Łodzi Karolem Scheiblerem? Okazuje się, że obydwaj siedzieli na tym samym fotelu, który teraz należy do najcenniejszych pamiątek po papieżu. Oczywiście, nie jest to jedyny fotel papieski w tym mieście – drugi, ten, na którym JPII siedział podczas mszy odprawionej w katedrze przed 20 laty, znajduje się w łódzkim Muzeum Archidiecezjalnym. Wśród licznych pamiątek po papieżu Łódź zachowała do dziś oryginalny... bochenek chleba, wręczony mu przez dzieci na Lublinku podczas wspomnianej wizyty w 1987 roku. Chlebuś nadal wygląda, jakby niedawno opuścił piec. Cud? PS
ZIEMIA OBIECANA Koalicja radnych PiS i PO w Łodzi bije rekordy głupoty. Zmieniła już nazwy kilku starych, m.in. stuletnich ulic. Nowymi patronami są głównie księża, o których nikt z łodzian nie słyszał. Wymiana dokumentów i tablic kosztuje setki tysięcy. Ostatnio radni uchwalili, że w parku Ocalałych postawią pomnik Polaków Ratujących Żydów. Ogromny, betonowy monument w postaci gwiazdy Dawida będzie można podziwiać z lotu ptaka, bo z boku będą widoczne jedynie betonowe ściany. Koszt imprezy to 1,1 miliona złotych! Ale co robić z pieniędzmi, kiedy ulice w Łodzi równiusieńkie, trawniki pięknie przycięte, klomby miejskie toną w kwiatach, a kamienice mienią się od nowych elewacji? A prezydent Kropiwnicki? Niedawno przyleciał z Syrii i ledwo zdążył na samolot do Rzymu. Ten to się naogląda nowego pomnika! RK
KASA, GŁUPCZE! Na cmentarzu prawosławnym w Łodzi (na Dołach) może spocząć każdy – katolik, muzułmanin, ateista czy złodziej. I dobrze! Szkoda tylko, że podstawowym kryterium jest jednak niemała kasiora – dwa tysiące od truposza (na innych cmentarzach kilkaset zł). Parafia św. Aleksandra
POLITYCZNE MODŁY Radni Sejmiku Podkarpackiego będą się modlić. I to nie w zaciszu własnego domu czy w kościele, ale wspólnie, przed każdą sesją. Za formułkę posłuży fragment z Piotra Skargi: „Boże, rządco i panie narodów, z ręki i karności twojej racz nas nie wypuszczać”. Inicjatorem pomysłu jest Kazimierz Jaworski, radny PiS. Od modlitwy rozpoczynają się już spotkania podkarpackiego klubu PiS-owców. Radny Jaworski umyślił sobie, że należy ten zwyczaj rozpowszechnić, bo dzięki modlitwie koledzy z sejmiku będą powstrzymywać złe emocje. Nie zbija go z tropu nawet to, że wśród radnych mogą się znaleźć osoby niewierzące. – Nie ma takiej siły. Wszyscy są wierzący! – ucina wszelkie dyskusje na ten temat. OH
ŚWIĘTSI OD PAPIEŻA
Fot. DP
Na ciekawy pomysł głoszenia swoich racji wpadł Kościół Boży w Warszawie. Jego przedstawiciele wyszli na ulice i zachęcają Polaków katolików do... kupowania biletów. „Jazda na gapę to łamanie Prawa Bożego: Nie będziesz kradł” – czytamy w ulotce kolportowanej przed stacją metra. Jedna z rozdających je osób przyznała, że życie niekatolików w Polsce bywa niczym tortura. Ale najfajniejszy był napis na tabliczce, którą protestanci kusili przechodniów – „Modli się pod figurą, a ma diabła za skórą”. Czyżby jakaś aluzja? DP
KOMÓRKI Z KOMÓRKI Na kobiecych brzuchach kapitał chcą zbić wszyscy: a to twardogłowi księża i politykierzy rozmaitej maści, a to ginekolodzy zainteresowani tym, aby podziemie w Polsce rosło w siłę, przez co im żyć będzie się dostatniej, a to... firmy telefoniczne. Jak to? A tak to, że w minionym tygodniu tysiącom osób poczęły w sprawie poczęcia pipczeć komórki. Zdumieni przecierali oczy, czytając taki SMS: „Sondaż! Czy jesteś za zmianą konstytucji w sprawie ochrony życia poczętego? Odpowiedz na numer 71830: TAK, NIE, NIE MAM ZDANIA. Koszt 1,22 (z VAT)”. Ciekawe, ile osób dało się nabrać na ten bezczelny drenaż kieszeni? MarS
Inowrocławscy radni muszą się teraz chować po bramach i innych kątach, gdyż śmieje się z nich całe miasto. Po niefortunnej uchwale w sprawie bezpłatnego parkowania pojazdów przez księży („FiM” 13/2007) odezwali się bezpośrednio zainteresowani, czyli miejscowi kapłani, domagając się natychmiastowego wycofania przepisów, o które nikogo nie prosili. Na najbliższej sesji rada przegłosuje wycofanie uchwały, o której będzie chciała szybko zapomnieć. RP
NAPIŁ SIĘ I SKRUSZAŁ Wikary z parafii Tyszowce (diecezja zamojsko-lubaczowska) od lat z zawzięciem gromił wiernych za spożywanie alkoholu i... wpadł za kierownicą swojego opla... Oto podczas rutynowej kontroli drogowej policjanci poczuli od niego wódeczkę, a badania wykazały 0,8 promila alkoholu we krwi. Po wytrzeźwieniu sutannowy wykazał jednak wielką skruchę i zapewne dlatego sąd pozbawił go prawa jazdy tylko na rok oraz zasądził zaledwie 800 zł grzywny. Dla przeciętnego Kowalskiego Temida w Katolandzie jest, niestety, znacznie surowsza. RP
ŻELAZNY JÓZEF Papież B16 przy okazji audiencji generalnej w Watykanie wskazał wiernym na całym świecie, co mają robić, by dostąpić wiecznej szczęśliwości w niebie. Jak się okazuje, czynienie dobra nie jest wcale najważniejsze. Najistotniejsze jest... słuchanie się biskupów i samego papieża. Papa stwierdził również, że „nauka Kościoła płynie od Jezusa i Boga”,
a następnie „jest przekazywana poprzez apostołów i ewangelistów biskupom w nieprzerwanym łańcuchu”. Jak to się odbywa, by tak powiedzieć, technicznie (zwłaszcza że apostołowie już nie żyją) – tego już B16 nie wyjaśnia. Jednak, powołując się na św. Ireneusza z Lyonu – obrońcę ortodoksji – stwierdza jednoznacznie, że inne Kościoły muszą uznać prymat papiestwa, gdyż ma ono prawdę bożą „na wyłączność”. A
WIELKIE REWIE Zmartwychwstanie Chrystusa bywa pretekstem do sprawienia sobie nowej garderoby w celu zaprezentowania jej podczas mszy rezurekcyjnej. Ale jedynie w krajach anglosaskich ten zwyczaj włączono do ścisłego kanonu obowiązkowo kultywowanych tradycji wielkanocnych. W wielu angielskich i amerykańskich miastach po zakończeniu niedzielnych nabożeństw w kościołach różnych wyznań chrześcijańskich z wielkim rozmachem organizowane są tzw. parady wielkanocne. Jest to swoisty pokaz mody, ale obecnie przeważają kreacje z minionych epok. Akcent kładzie się na eksponowanie najwymyślniejszych kapeluszy i innych nakryć głowy, które ozdabia się wstążkami i wiosennymi kwiatami. Co roku największe i najsłynniejsze parady wielkanocnych kapeluszy (Easter Bonnets) odbywają się w Nowym Jorku na Fifth Avenue i w Harlemie oraz w Londynie na Battersea. SK
PIWNICZKA APOSTOŁÓW Producenci win bardzo lubią wspierać się biblijnym autorytetem. W hiszpańskim Jerez de la Frontera, światowej stolicy wina jerez (bardziej znanego pod angielską nazwą
5
sherry), wśród kilkudziesięciu winiarni wyróżnia się Piwnica Apostołów. Nazwa pochodzi od zgromadzonego tam tuzina wielkich dębowych beczek zwanych apostołami. Każda z baryłek nosi imię jednego z dwunastu apostołów. W jedenastu znajdują się różne gatunki sherry, natomiast w dwunastej, zwanej Judaszem, przechowuje się inną specjalność – Gonzáles-Byass, czyli ocet winny. Wszystkie dwanaście beczek apostołów ustawiono wokół jednej ogromnej kufy zwanej El Cresto (Chrystus) o pojemności 33 zwykłych baryłek wina, symbolizującej wiek ukrzyżowanego Jezusa. Spragnionym atrakcji turystom wmawia się, że jest to najstarsza beczka na świecie. W rzeczywistości beczka została wykonana w 1862 roku z okazji wizyty w Jerez królowej Izabeli II. AK
PO ŚLADACH ICH POZNACIE Relaksujący spacer po plaży można przy okazji potraktować jako misję ewangelizacyjną. Wystarczy jedynie założyć specjalne buty, które będą zostawiać na mokrym piasku napis „Jesus loves you” (Jezus cię kocha), aby każdym swoim krokiem „chwalić Pana”. Zachęca do tego firma Shoes of the Fisherman, oferująca oryginalne „misjonarskie” klapki, sandały i kalosze w cenie do kilkudziesięciu dolarów. Ręcznie produkowane w Tajlandii. Sam pomysł na deptaną reklamę to jednak żadna nowość. Jest tak stary jak historia obuwia. Już w starożytnej Grecji czy Rzymie stosowne ślady na piasku lubiły zostawiać kobiety nader swobodnych obyczajów. W tym celu kazały sobie nabijać gwoździami podeszwy sandałów, tak by układały się w zachęcający napis: „Chodź za mną”, wyznaczający właściwy kierunek... AK
6
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
Fot. BAR
Niech żyje bal! „Sprawiedliwość zatriumfowała, w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. To słowa Romana Szota, byłego radnego lubelskiego z Ruchu Patriotycznego. Wypowiedział je rok temu. Ciekawe, czy taki sam znak krzyża na piersi Szot uczyni obecnie. Szot (na zdjęciu) radnym już nie jest, ale wciąż pełni załatwioną mu przez partyjnych kolesi funkcję wicedyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Lublinie. W weekend na przełomie marca i kwietnia br. policja zatrzymała go, gdy kompletnie pijany siedział za kółkiem swojego auta.
Moher na gazie Wersja policji: Szot był widziany, kiedy „wężykiem” jechał samochodem ulicami Lublina. Ktoś zadzwonił pod 997. Patrol zatrzymał Szota pod jego domem, gdy siedział jeszcze za kierownicą. Przewieziono go „na dołek”. Badanie krwi wykazało 3,3 promila alkoholu! Wersja Szota: – Nie prowadziłem samochodu, tylko w nim siedziałem. Auto było zaparkowane pod moim domem. To prawda, że wewnątrz pojazdu piłem alkohol. Ale nigdzie nie jechałem. Mam na to świadków... Wiceszef WORD spędził w izbie zatrzymań całą dobę. Gdy trochę wytrzeźwiał, stanął przed 24-godzinnym sądem doraźnym. Do winy się jednak nie przyznał, upierając się, że autem nie jeździł. Dlatego też sprawa odbędzie się w trybie zwykłym. Rozprawę wyznaczono na 13 kwietnia. Słowa o triumfie sprawiedliwości Szot wygłosił jeszcze jako radny miejski, kiedy rok temu Sąd Rejonowy w Lublinie oddalił skargę grupy mieszkańców Sławinka na umorzenie przez prokuraturę śledztwa w sprawie nielegalnego wzniesienia nadajników Telewizji TRWAM („FiM” 29/2005). Teraz jest szansa, że sprawiedliwość dla Szota zatryumfuje po raz drugi... Przedstawiciele nadrzędnego dla WORD Urzędu Marszałkowskiego zapowiedzieli, że Roman Szot wyleci z pracy w trybie dyscyplinarnym. KC
K
arnawałowe bale minęły już dawno, ale w dobie internetu łatwo trafić na ślady tego, jak przedstawiciele różnych środowisk świętowali minione ostatki... Jak na młodych i energicznych ludzi przystało, bal przebierańców zorganizowali sobie członkowie wspólnoty charyzmatycznej „Kontakt” do spółki z Duszpasterstwem Akademickim „Dąb”. Wszyscy z Warszawy. Na co dzień uczą się, jak mówić ludziom o Jezusie, modlą się, adorują. Od czasu do czasu muszą więc poszaleć. Niespodziewanie i zapewne całkiem niezamierzenie charyzmatycy
P
zobligowali naszych szanownych Czytelników do aktywności. Ci ostatni zasypali nas bowiem e-mailami wyrażającymi święte oburzenie na to, jak się bawi katolicka młodzież. Zajrzeliśmy i... Czy w czasach, kiedy podopieczni wielkiego Romana Edukatora zamawiają piwo gestem sieg hail, powinno dziwić to, że charyzmatycy spod jezuickich skrzydeł celują sobie w głowę z pistoletu, dumnie dzierżą karabiny maszynowe czy leją się po mordzie?
rawdziwa demokracja powinna panować nie tylko w parlamencie przy Wiejskiej, ale i w każdej wsi czy przysiółku. Jednak w Niestępowie, sporej miejscowości w Pomorskiem, m.in. za sprawą proboszcza jest inaczej. O tym, że o demokracji łatwiej się mówi i pisze, niż ją realizuje na co dzień, przekonał się na własnej skórze redaktor naczelny lokalnego portalu internetowego i gazetki „Wieś-ci Niestępowa” – Tomasz Grzmociński. Ostatnio stało się o nim głośno, bo naraził się miejscowym notablom, na czele z proboszczem. Niestępowo to duża wieś w pobliżu Trójmiasta, do tego z perspektywami. Ostatnio wydano tu aż 200 zezwoleń na budowę nowych domów. Oznacza to, że w szkołach – zamiast niżu demograficznego – lada moment odnotuje się wyż. I właśnie z tego powodu mieszkańcy bronią szkoły w sąsiednim Sulminie, choć na budynek ma chrapkę Gerard Dawidowski – były nauczyciel, a prywatnie teść przewodniczącego Rady Gminy. Ludziska nie chcą też likwidacji zerówki w samym Niestępowie. W końcu w spór między władzą i mieszkańcami zaangażował się sam wielebny ks. Alojzy Weltrowski, żyjący tu już ponad trzydzieści lat. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że ksiądz stoi po stronie uczniów i ich rodziców. – To skandal – mówi pani Aniela, mieszkanka Sulmina. – Kiedyś było znacznie mniej uczniów i szkoła funkcjonowała, a teraz chce się ją sprzedać, zapominając, że będzie przybywać dzieci. Nikt nie chce też pamiętać, że pomagaliśmy wyremontować budynek, który dziś jest w bardzo dobrym stanie.
Wszak umiłowanie militarnych gadżetów i niewybrednych gestów cieszy się wśród polskiej prawicowej młodzieży wielkim poważaniem.
Jedno jest pewne – przed Wielkim Postem trzeba się wyszaleć. A każdy bawi się jak potrafi... JULIA STACHURSKA
Nie(po)stępów Pan Tadeusz, który sprowadził się tu zaledwie kilka lat temu, patrzy z boku na konflikty i atak na miejscowego dziennikarza: – Gdyby nie miejscowa gazetka lokalna, niewiele wiedzielibyśmy na ten temat, bo wójt milczy niczym sfinks i woli zajmować się przyjemniejszymi sprawami. Tymczasem redaktor Grzmociński uzmysłowił nam, że nie tylko w szkole dzieje się źle. Właśnie dlatego, po licznych artykułach ukazujących kulisy wielu śmierdzących spraw w Niestępowie i gminie, do frontalnego ataku na dziennikarza ruszył ksiądz – inspirowany i wspierany przez władzę, mającą już dość żurnalisty patrzącego jej na ręce. – Zamiast pomóc dzieciom i ich rodzicom, ksiądz stanął po stronie dyrektora szkoły, który przez wiele lat nie robił nic, by wyremontować budynek zerówki – opowiada pani Elżbieta, jedna z mieszkanek Niestępowa. – Rada pedagogiczna pod presją dyrekcji wypichciła list wybielający szefa szkoły, a proboszcz zaprezentował ten dokument na ambonie, grzmiąc z całej siły i przy okazji mieszając z błotem redaktora. Według księdza, gazeta i portal internetowy Grzmocińskiego służą złej sprawie, a poza tym przekazują same kłamstwa. Wielu parafianom obecnym na mszy nie podobał się tak jawny atak na wolność prasy,
a przede wszystkim dziennikarza, ale poza komentarzami wygłaszanymi po kątach nie zrobili nic w tej sprawie. Siedzą cicho, bo nie chcą się narażać proboszczowi, choć pamiętają doskonale, że już przed laty bił on uczniów podczas lekcji religii, o czym w szkole wiedziano doskonale, ale udawano, że nie ma problemu. Nie podoba im się też ciągłe zajmowanie polityką i publiczne besztanie ludzi w świątyni. Gdy pytaliśmy, dlaczego milczą, odpowiadali krótko: „Proboszcz lada moment odejdzie na emeryturę, musimy jeszcze trochę wytrzymać”. – Nie zależy mi na dolewaniu oliwy do ognia, bo moją rolą jest jedynie informować ludzi o tym, co się dzieje w gminie – wyjaśnia nam naczelny „Wieś-ci Niestępowa”. – Chcę też doprowadzić do załagodzenia konfliktów. Dlatego zaskoczył mnie atak proboszcza, który raczej powinien być sojusznikiem dziennikarza. Zwróciliśmy się o komentarz w tej sprawie do księdza Weltrowskiego. Gdy przy okazji zadaliśmy mu kilka pytań, usłyszeliśmy jedynie: „Nie mam ochoty rozmawiać na ten temat”. To zresztą normalne, bo wielebny nie lubi dziennikarzy niczym diabeł święconej wody, nie lubi też zresztą i tych, którzy mają inne zdanie niż on. Ot, taka „drobna” księżowska przypadłość. PIOTR SAWICKI
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
W
ielki Post to dla katolickiej części społeczeństwa czas oczekiwania na zmartwychwstanie Chrystusa. Polacy katolicy przygotowują się więc solennie, poszczą, wyrzekają się przyjemności i... ...słuchają rekolekcji, które – według nauczania Kościoła katolickiego – są zespołem praktyk religijnych, mającym na celu osiągnięcie przez człowieka skupienia wewnętrznego i odnowienia moralnego. Wszystko po to, aby odzyskać pokój serca, radość ducha i kierować się w życiu miłością Boga i bliźniego. Mamy też w naszym kraju rekolekcje szkolne – na mocy Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z 14 kwietnia 1992 r., które gwarantuje uczniom uczęszczającym na naukę religii trzy dni zwolnienia od zajęć szkolnych, żeby dzieciaki spokojnie mogły się wymodlić, nie zawracając sobie głowy jakąś głupią matematyką czy geografią. Program rekolekcyjnych spotkań opracowują zazwyczaj katecheci w porozumieniu z proboszczem parafii. Należy zadbać o to, aby było choć trochę oryginalnie i ciekawie, bo w przeciwnym razie młodzież się ulotni. „Urozmaiceń” jest co niemiara – występy wyzwolonych z nałogów, uzdrowionych przez Boga z różnych chorób, konferencje, występy pantomimy, a także świadectwa tych, którzy doświadczyli miłości i zbawiennego wpływu Jezusa na swe ułomne życie. Przed uczniami Gimnazjum nr 2 z Nowego Targu zatańczyły na przykład siostry albertanki. Nie mniej ciekawe były rekolekcje w łódzkiej parafii Niepokalanego Serca NMP. Żadne siostry co prawda nie tańczyły, za to ksiądz rekolekcjonista zafundował uczniom słuchającym nauk świadectwo na temat onanizmu („FiM” 13/2007). W kościele pojawiła się studentka, która bez rumieńca wstydu opowiedziała dzieciakom o tym, jak
N
to przez 7 lat nie mogła się wyrwać ze szponów samogwałtu, aż w końcu Jezus powstrzymał jej... ręce i uwolnił ją od grzechu, za co ona kocha go bezgranicznie. Księża klaretyni nie widzą nic złego w takim sposobie uświadamiania młodzieży, bo – jak
SZKOŁY ODZYSKANE tej samej płci”; „angażowałem się w przedłużone pocałunki i pieszczoty, które doprowadziły mnie do wytrysku nasienia”; „współżyłem z żoną, używając prezerwatyw”; „popełniłem grzech zoofilii”; „molestowałem seksualnie dziecko”. Na tym tle punkty:
¤¤¤ Powodów do zadowolenia nie mają też nauczyciele. Nie dość że 3-dniowa przerwa komplikuje prowadzenie lekcji, to jeszcze w kościele muszą pilnować, żeby dzieciaki nie gadały, nie pisały SMS-ów, nie
Czas oczekiwania
twierdzą – najważniejsza jest walka z ciężkim grzechem masturbacji. Jednak to same małolaty poczuły się dość niekomfortowo. Jeszcze lepiej miały dzieciaki ze Szkoły Podstawowej nr 3 w Słupcy. Rekolekcje w parafii Błogosławionego Biskupa Michała Kozala prowadził ks. Bogumił. Albo chłopina był zapracowany, albo nie do końca przytomny, bo wcisnął dzieciom od 10 do 12 roku życia (!) „warunki dobrej spowiedzi” ujęte w 126 punktów. Jeśli kogoś zniechęciła długość tekstu, to pół biedy, ale każdy dzieciak, który zapragnął się dowiedzieć, co robić, aby mieć czyste i rozgrzeszone sumienie – zbaraniał. Wśród zagadnień, które musiałby rozważyć, chcąc uczynić swą spowiedź lepszą, znalazły się na przykład takie: „popełniłem grzech nieczystości z osobą
a czas wielkopostnych rekolekcji w licznych publicznych podstawówkach i gimnazjach przestaje obowiązywać konstytucja. Regulacje dotyczące rekolekcji wydane przez ministra A. Stelmachowskiego w 1992 r. pozwalają na dowolną interpretację obowiązków nauczycieli. Na ich podstawie można im, niestety, nakazać pójście do kościoła i pilnowanie małolatów. Według naszej wiedzy, cały jego wkład w wydanie tego bubla legislacyjnego polegał na splagiatowaniu innego dokumentu – instrukcji, którą spłodził w sierpniu 1990 r. ówczesny minister edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego – profesor Henryk Samsonowicz. Przewidywała ona, że nagle, od pierwszego września 1990 r., w szkołach pojawią się katecheci. Obserwatorom od razu wydało się podejrzane tempo przygotowania i opracowania kwitów, nikt też nie potrafił wskazać podstawy prawnej wydania owej instrukcji. Wątpliwości te potwierdził Trybunał Konstytucyjny. W swoim wyroku z 30 stycznia 1991 r. uznał ministerialną instrukcję za nieobowiązującą. Na ponad dziesięciu stronach maszynopisu jedenastu profesorów prawa wymienia akty, które złamał minister Samsonowicz.
„doradzałem aborcję”, „ćpałem i wąchałem klej” czy „zdradzałem żonę/męża” – brzmią niewinnie. Ksiądz Bogumił zapewne modli się teraz gorąco, aby dzieciaki jego „warunków spowiedzi świętej” nie potraktowały jako sposobu na dorosłe życie. Na razie nie wiadomo nic o ich duchowej odnowie, dopytują natomiast swoich rodziców z nieukrywaną ciekawością, czy ci współżyją w prezerwatywie i co to jest zoofilia. – Takie „wpadki” nie są dla mnie żadnym zaskoczeniem. Mój jedenastoletni syn wrócił z rekolekcji i zapytał, czy wiem, jaki jest najstarszy zawód świata – mówi mama Dominika, ucznia jednej z pabianickich podstawówek. – Później okazało się, że ksiądz zafundował im pogadankę o prostytucji.
Należy postawić wobec tego pytanie: dlaczego ten wybitny historyk, były rektor Uniwersytetu Warszawskiego, zdecydował się na wydanie owego knota? W sytuacji totalnego oblężenia i braku efektów reform Balcerowicza najbliżsi współpracownicy premiera Mazowieckiego zaczęli szukać sposobu na przetrwanie. Wielu z nich wypatrywało także poparcia dla jego kandydatury w zbliżających się wyborach prezydenckich. W swojej naiwności takie tuzy polityki jak Aleksander Hall czy Kazimierz Michał Ujazdowski wymyślili, że parasol ochronny nad rządem rozciągnie Kościół rzymskokatolicki. Nie chcieli jednak iść do prymasa z pustymi rękami. Wymyślenie podarunku było jednak niezwykle trudne. W końcu życzenia Kościoła w sprawach finansowych załatwił półtora roku wcześniej premier Rakowski. Jedyną rzeczą, którą można by zachęcić hierarchię do powstrzymania ataków na rząd Mazowieckiego, okazała się nauka religii w szkołach. Późną wiosną 1990 r. w Ministerstwie Edukacji Narodowej zaczęły się prace nad stosownymi aktami prawnymi. Toczyły się one w tak głębokiej tajemnicy, że nie wiedzieli o nich pozostali ministrowie. Co tam oni – nie wiedział o tym sam Kościół! Gdy
szarpały się, nie pluły na krzesła kolegów, którzy poszli do komunii... Często stawia się ich także przed trudnymi wyborami. Pewna nauczycielka ze Śląska (nazwisko znane redakcji) jest protestantką, czego zresztą nigdy nie ukrywała. Z tego powodu nikt jej nie nakłaniał do uczestniczenia w katolickich naukach, dopóki nowa dyrekcja nie oświadczyła, że towarzyszenie uczniom w wyprawach do kościoła to święty nauczycielski obowiązek. – Dopiero kiedy twardo się sprzeciwiłam, mój dyrektor oświadczył, że „jakoś się to załatwi” – opowiada. Trudno się oprzeć wrażeniu, że sprawa, która dotyczy tak wielu ludzi, jest wciąż wmiatana pod dywan. Jeśli są dyskusje, to toczą się wyłącznie na internetowych forach, które zapewniają względną anonimowość.
w sierpniu 1990 r. biskupi dostali projekt ministerialnej instrukcji, zawyli z radości. Państwo nie dość, że przejmowało koszty katechezy na swoje barki, to jeszcze zrezygnowało z wszelkiej kontroli programów nauczania, podręczników czy kwalifikacji nauczycieli religii. To się nie mieściło (i nie mieści!) w standardach żadnej szkoły publicznej. Na czas rekolekcji normalne zajęcia w szkołach miały być zawieszane. Żyć, nie umierać! W zamian za ten niezwykły i niespodziewany prezent prymas Józef Glemp obiecał względną neutralność Kościoła w trakcie kampanii prezydenckiej. Jak zwykle naiwni politycy uwierzyli w te bajki. Biskupi i proboszczowie masowo nawoływali do głosowania na Lecha Wałęsę. Niektórzy pozwalali sobie dodatkowo na miotanie pod adresem darczyńcy Mazowieckiego obelg w stylu: Żyd, mason, pseudokatolik, przyjaciel komunistów. Dla obserwatorów sceny politycznej takie postępowanie Kościoła nie było niczym nowym. Wcześniej w podobny sposób sam załatwił się wspomniany już premier M.F. Rakowski. Nauczka, jaką Kościół dał temu wybitnemu politykowi lewicy, niczego elit nie nauczyła. Premier przegrał wybory i w Belwederze zamieszkał Wałęsa.
7
„Jestem nauczycielem i źle się czuję, gdy z przydziału dostaję od katechetów wypiskę, że mam przez dwa dni po dwie godziny z dziećmi (11–12 lat) wykonywać ilustracje do drogi krzyżowej, a następnie zaprowadzić dzieci do kościoła i zadbać o ich godną w nim postawę” – pisze sfrustrowany belfer i od razu prowokuje dyskusję: ¤ „A u nas dzieci mają około 2 godzin rekolekcji, a nauczyciele wracają do szkoły i muszą tam być tyle czasu, ile mieliby lekcji w tym dniu! W zeszłym roku, żeby się nam nie nudziło, każdy robił inwentaryzację w swojej sali lekcyjnej” – donosi „agulka 04”; ¤ „Jestem nauczycielem geografii w LO z coroczną dużą grupą maturzystów i... gotuje się we mnie niezadowolenie, bo (...) odprowadzam 18-latków na rekolekcje” – informuje „hipolit 73”; ¤ „Uczniowie uczęszczający na naukę religii uzyskują trzy kolejne dni zwolnienia z zajęć szkolnych w celu odbycia rekolekcji wielkopostnych, jeżeli religia lub wyznanie, do którego należą, nakłada na swoich członków tego rodzaju obowiązek. Pieczę nad uczniami w tym czasie powinni zapewniać katecheci” – zauważa „RomanS”. ¤¤¤ Takie anonimowe dyskusje niczego oczywiście nie zmienią. Może jednak uświadomią choć jednemu Polakowi katolikowi, że są i tacy, których osiąganie skupienia wewnętrznego przed zmartwychwstaniem Mesjasza obchodzi tyle co zeszłoroczny śnieg. Bo ma do tego prawo. A poza tym żyjemy – podobno – w państwie świeckim i niezależnym od katolickiego czy jakiegokolwiek Kościoła, a więc przymuszanie do uczestniczenia w obrządkach religijnych to łamanie praw i wolności obywatelskich. WIKTORIA ZIMIŃSKA Fot. WHO BE
Prezentu Kościół już nie dał sobie odebrać. Należy jednak wspomnieć, że przez ponad rok lekcje religii odbywały się w publicznych szkołach na dziko. Także rekolekcyjne ferie nie miały żadnej podstawy prawnej. Na nowo zalegalizował ów proceder wspomniany Andrzej Stelmachowski. Reprezentanci Kościołów mniejszościowych (jak to bywa w państwie prawa respektującym zasadę równości) o planach ufundowania przez rząd lekcji religii i dodatkowych ferii dowiedzieli się przez przypadek. ¤¤¤ Nie wiemy, czy w swojej bezczelności, czy raczej ignorancji reprezentanci Kościoła podczas prac nad konkordatem zapomnieli wpisać do jego tekstu gwarancji zwolnień małolatów z lekcji w trakcie rekolekcji. Przypomnijmy, że owe ferie zapisane są w najniższym rangą akcie prawnym, czyli rozporządzeniu. Wystarczy jeden podpis ministra i dodatkowe ferie dla katolików znikają ze szkolnego kalendarza. Skończy się wymuszanie udziału nauczycieli w mszach świętych, do przeszłości przejdzie też stres rodziców, którzy nie wiedzą, co się dzieje z ich dziećmi po rekolekcjach. Marzenia... MiC
8
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
Katooszołomy urządziły ogólnonarodową kampanię na rzecz „obrony życia poczętego”. Powołują się na prawo naturalne oraz wolę i miłość Boga. Zobaczmy przeto, jak naprawdę traktuje życie ich katolicki Bóg i Kościół. Biorąc pod uwagę dziesiątki milionów ludzi pomordowanych przez Kościół strojący się w piórka „obrońcy życia”, trzeba nazwać rzecz po imieniu: „cywilizacja śmierci” to katolicyzm. Po owocach ich poznajemy... Wszystko na tym świecie jest stworzeniem Boga i to nie ulega wątpliwości. Także rak, cholera, dżuma, AIDS, syfilis, ptasia grypa, wojny, głód, powodzie, susze, tsunami, trzęsienia ziemi oraz zbrodniczy Kościół katolicki. Niech jakiś ksiądz teraz
ponieważ w ten sposób chwali Chrystusa”. Można się do tego świętego świra modlić. Katolicki zbrodniarz, inkwizytor Konrad z Marburga: „Spaliłbym stu niewinnych, gdyby tylko znalazł się między nimi jeden winny”. Wielu morderców inkwizycji jest świętymi Kościoła kat. Taki jest jego stosunek do życia. Czy taki świat mógł stworzyć miłosierny Bóg? Wykluczone. Taki świat mógł stworzyć tylko patologiczny sadysta. Czy miłosierny Bóg może być
Flaszki? O nie, to już przesada. Jeszcze inny „ojciec”, św. Augustyn z Hippony: „Kobieta jest istotą poślednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie”. I jeszcze ciekawiej: „Niczego nie należy unikać tak, jak stosunków płciowych”. To jak tu poczynać życie? Niepokalanie?! Kolejny „ojciec” – św. Jan Chryzostom: „Kobiety przeznaczone są głównie do zaspokajania żądzy mężczyzn”. Następny katolicki „mędrzec”, św. Franciszek z Asyżu: „Kto obcuje z kobietami, narażony jest na skalanie swego ducha, tak samo jak ten, co idzie przez ogień, narażony jest na poparzenie stóp”. Teraz wiemy, skąd tylu homoseksualistów wśród duchownych... Kolejny „ojciec” to św. Odo.
mordowali ludzi bez skrupułów i opamiętania przez blisko 1500 lat. To prawdziwa „cywilizacja śmierci”. Tak „cywilizowali” ludzi aż do oświecenia, kiedy mordować z powodów religijnych już nie było można. Za to ile ludzkich istnień kosztowało wydarcie Kościołom zagarniętej władzy? Przecież rewolucje francuska i rosyjska były buntami przeciwko potwornemu wyzyskowi, którego filarem była religia. Holokaustu nie byłoby, gdyby nie dwa tysiące lat katolickiego antysemityzmu. Czołowi zbrodniarze hitlerowscy: Hitler, Himmler, Goebbels, Kaltenbrunner, Eich-
watykańską kolonię, i liczył na wdzięczność. Ale inni obiecali klechom więcej. I nie ma „premiera z Krakowa”. Kościół ma też ukryty cel: dobrobyt zawsze prowadzi do myślenia racjonalnego, indyferentyzmu religijnego, spadku wpływów i dochodów pasożytów. Jednym ze sposobów obrony jest wpędzanie ludzi w nieszczęście. Bo jeśli kobieta będzie musiała urodzić upośledzone dziecko, to ta rodzina będzie nieszczęśliwa. Ciągła opieka nad upośledzonym całkowicie dzieckiem absorbuje rodziców, hamuje ich rozwój, powoduje alienację, a koszty leczenia i opieki rujnują. Ludzie wpędzeni w nieszczęście, biedę i alienację szukają pocieszenia. I wtedy zjawia się ksiądz ze swymi bajkami. Polska ma największy w Europie odsetek niepełnosprawnych – kilka razy większy od kraju drugiego w kolejności. Żaden system opieki społecznej i zdrowotnej na świecie tego nie wytrzyma. Ciekawe, że jeszcze 350 lat temu Kościół palił na stosach np. epileptyków – jako opętanych przez szata-
mann, Frank i wielu innych, pochodzili z rodzin katolickich i otrzymali katolickie wychowanie. Swoje zbrodnicze bandy wzorowali na hierarchii i organizacji zakonu jezuitów. Spór, od kiedy zaczyna się życie, jest śmieszny, szczególnie gdy cytuje się wspomnianego św. Tomasza z Akwinu. Bo dlaczego od momentu poczęcia? Przecież plemnik żyje, ma swój cel: zapłodnić jajeczko. Czyli to też jest życie! Udaje się jednemu, miliony giną. Bóg zabija żywe plemniki. Zbrodnia? O co więc chodzi z tą „obroną życia”? Jak zwykle o władzę i kasę! Awanturę wszczęła partyjka, której śmierć polityczna zajrzała w oczy. Muszą zaistnieć, bo nie wejdą do Sejmu i z czego będą żyli? Przecież umieją tylko z naszych podatków. Stracą splendory, nie będą pleść swoich głupstw do kamery. Za tym wszystkim stoi jak zawsze Kościół, który wypuścił tych harcowników i liczy zyski. Jak oszołomy zrobią swoje, Kościół będzie szukał następnych naiwnych, którzy mu obiecają więcej. Tak w odstawkę poszedł „premier z Krakowa”. Dał Kościołowi konkordat, którym zrobił z Polski
na! Podczas zeszłotygodniowej manifestacji słuchaczy Radia Maryja krzyczeli oni w stronę posłanki Senyszyn: ciebie trzeba było wyskrobać! A zatem są za obroną życia, ale wybiórczą. To takie chrześcijańskie... Dlatego cała ta wrzawa wokół „obrony życia” to tylko przejaw obłudy Kościoła, jego i jego harcowników walka o kasę i władzę. Zawsze trochę naiwnych da się nabrać. Oby jak najmniej. A teraz racjonalnie. Wydaje się logiczne, że skoro nauka przyjmuje za koniec życia ustanie funkcji mózgu, to początkiem życia jest zawiązywanie się mózgu u płodu, a to jest jedenasty tydzień ciąży. Co nie znaczy, że każdą ciążę można usunąć. W krajach, gdzie aborcja nie jest bezwzględnie zakazana, prowadzi się edukację seksualną, pomaga rodzinie i dba o wzrost zamożności obywateli. Aborcje są więc marginesem (Francja ze swoją aborcją na życzenie ma dwa razy więcej urodzin niż Polska), a podziemie aborcyjne nie istnieje. Ale edukacja seksualna w katolickim kraju? Starzy kawalerowie w czarnych kieckach na to nie pozwolą. LUX VERITATIS
Obłudnicy bronią życia udowodni, że to wszystko jest dowodem „miłości” Boga. Tylko bez argumentów typu „w tym jest boży plan”. Taki kit to moherom wciskać, żeby później z nich wycisnąć. Kasę. Zacznijmy od naszych „braci mniejszych”. Np. samice torbaczy rodzą 30–40 maleństw. Natychmiast rozpoczynają one wyścig do torby matki i przyczepiają się do sutek. Samica diabła tasmańskiego ma cztery sutki. Czyli z około 40 maleństw przeżyć mogą tylko cztery. Reszta musi zginąć. Kto je zabija? Odpowiedź: ten, kto to stworzył, czyli Bóg. I on to zaplanował, a więc zabił z premedytacją! W przypadku zwierząt morskich młode natychmiast po urodzeniu są... pokarmem. W głębinach mórz kto żyw morduje mniejszego i go zjada. Dorasta nikły procent nowo narodzonych. Przetrwają tylko gatunki rodzące więcej niż inni zdążą zamordować. Cały ten „cud życia” to niekończąca się dzika orgia mordu, czyli łańcuch pokarmowy. Przerwanie go grozi zagładą całym gatunkom. Zwierzę, by przeżyć, musi zamordować inne. Często zjadają swoje ofiary żywcem. Zwierzęta morskie najczęściej połykają swoje ofiary i giną one rozpuszczane żywcem w kwasach żołądkowych drapieżcy. W tę orgię mordu wpisuje się człowiek, „stworzony na obraz i podobieństwo”. Nie dość, że wymordowaliśmy setki gatunków zwierząt, to hodujemy ich miliony w potwornych warunkach, byle szybciej i taniej, aby je zabić i zeżreć. By żyć, musimy mordować naszych „braci mniejszych”. Po to, żeby nas było więcej, musimy mordować ich jeszcze więcej. Gdzie ich prawo do życia? Prawo do życia katolicyzm przez wieki odbierał także ludziom. Choćby innych wyznań. Oto św. Bernard z Clairvaux: „Chrześcijanin okrywa się chwałą poprzez zabicie poganina,
patologicznym sadystą? Wykluczone. O rany! Nieopatrznie przeprowadziliśmy dowód, że boga nie ma! Takie dowody są nielogiczne, bo nie można udowadniać nieistnienia czegoś, co nie istnieje. Tłumaczy nas tylko to, że boga wymyślił człowiek, by wyłudzać kasę od naiwnych. Jak powiedział Wolter, „pierwszym prorokiem był pierwszy nikczemnik, który spotkał grupę frajerów”. Prawdziwy stosunek Kościoła katolickiego do życia poczętego i kobiet zawarty jest w „mądrościach” ojców Kościoła i jego „uczonych”. Św. Tomasz z Akwinu zdefiniował życie poczęte: „Zarodek męski staje się człowiekiem po 40 dniach, żeński po 80. Dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów”. Ten pogląd obowiązywał w doktrynie Kościoła, dopóki było mu to wygodne i dopóki nauka nie zaczęła tych „mądrości” ośmieszać. Po oświeceniu nie można już było bezkarnie mordować ludzi, a Kościół nie może żyć bez wroga. Wygodnym wrogiem stali się więc obrońcy wolności, a hasłem (o ironio!) „obrona życia”. Pogląd kleru na kobiety to też obraz jego prawdziwego stosunku do życia poczętego. Wyżej wymieniony „uczony” św. Tomasz głosił, że „kobiety są błędem natury (...) z tym ich nadmiarem wilgoci i temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu (...) są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny (...). Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna”. A my, normalni faceci, za ten rozkoszny nadmiar wilgoci i temperaturę ciała dalibyśmy się pokroić. I jeszcze flaszka chłodnego piwa. Po. Inny „ojciec” Kościoła, św. Ambroży: „Kobieta powinna zasłaniać oblicze, bowiem nie zostało ono stworzone na obraz Boga”. To ten ich bóg może ma twarz na przykład gen.
Ten to już nachalnie propagował homoseksualizm, co dajemy pod rozwagę Giertychowi młodszemu: „Powab kobiety składa się z flegmy i krwi, wilgoci i żółci. Gdyby ktokolwiek zastanowił się, co kryje się w dziurkach od nosa, gardle i w brzuchu, doszedłby do wniosku, że są tam tylko nieczystości. A jeśli nie możemy nawet czubkiem palca dotknąć flegmy czy kału, to jak przeto możemy pragnąć obejmować worek łajna?”. Warto jeszcze zacytować Lutra, twórcę protestantyzmu. Nim się zbuntował przeciw papieżom, jako dominikanin przeszedł klasyczne katolickie pranie mózgu: „Jeśli kobieta zmęczy się, czy nawet umrze, to nie ma znaczenia. Pozwólmy im umierać przy porodzie”. Zaś papież Pius II, wszak nieomylny, w XV wieku głosił: „Kiedy patrzysz na kobietę, myśl, że to szatan. Kobieta jest jak otchłań piekielna”. Przytoczyliśmy tu tylko kilku z całej zgrai świrów, żeby nikt nie mówił, że zdarzył się wyjątek. Te poglądy dowodzą pogardy Kościoła dla kobiet. Ale jak można mówić o obronie życia, tak gardząc kobietami? Zważcie, że cytujemy ŚWIĘTYCH katolickich. Skoro Kościół tych pełnych pogardy i nienawiści popaprańców nie usuwa z panteonu świętych i czci w nich „ojców Kościoła”, to dowodzi, że te brednie nadal są jego nauką. Chrześcijanie rzymscy mordują ludzi niemal od chwili, kiedy cesarz Konstantyn dał im trochę władzy. Potem kombinowali, jak powiększyć zakres władzy, wydrzeć przywileje i majątki. Aż papieże doszli do twierdzenia o wyższości władzy kościelnej nad świecką. Dla jej utrzymania
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
W
Iraku straciło już życie 24 naszych rodaków. Za samą tam obecność polskich wojsk zapłaciliśmy dotychczas 771,5 mln zł. Do końca roku dołożymy kolejne 81 milionów. Irakijczycy – niegdyś przychylni – nienawidzą nas do bólu. Kaczyńscy są dumni z naszej misji. Żołnierzy ze stacjonującej obecnie w Iraku VIII zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego (PKW) trapią nie tylko regularne ataki terrorystów, czy – jak kto woli – bojowników ruchu oporu... Do planowanego na lipiec powrotu z misji niejedno jeszcze będą musieli znosić. I. „Polish jokes”, czyli ciężkostrawne żarty amerykańskich sojuszników Przy każdej nadarzającej się okazji jankesi nazywają naszych „papierowym wojskiem”. Można by się odszczeknąć, że sami mają papierowe mózgi, skoro nie pojmują, iż polska misja w Iraku ma charakter „szkoleniowo-doradczy” w stosunku do tamtejszych formacji zmilitaryzowanych, gdyby nie drobiazgi, których żadną miarą wytłumaczyć się nie da. Przykładowo: baza „Echo” w Ad Diwaniyah jest siedzibą dowództwa Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe (WDCP) z gen. dyw. Pawłem Lamlą na czele, więc zwłaszcza tam wszystko musi być regulaminowe oraz zapięte na ostatni guzik. No i zdarzyło się niedawno amerykańskim tajnym agentom węszącym w przebraniu po mieście, że zostali rozpoznani, a ich życie zawisło na bardzo cienkim włosku. Salwując się ucieczką, usiłowali znaleźć schronienie w bazie. Oczywiście, znaleźliby je bez trudu, gdyby tylko znali zarządzenie pułkownika Zbigniewa Błażewicza, szefa sztabu dywizji, że do bazy wolno wjeżdżać tylko jedną bramą, konkretnie wskazaną w instrukcji. Gdy zdyszani amerykańscy szpiedzy pojawili się u wrót niewłaściwej, strzegący jej wartownik porozumiał się z dowództwem i... grzecznie wskazał jankesom dalszą drogę ucieczki. Mieli sporo szczęścia, że zdążyli dojechać do właściwej bramy, zanim dopadli ich uszczęśliwieni zachodnią demokracją Irakijczycy. A ileż to później było „gratulacji” i komentarzy wśród naszych sojuszników... No i tych ich dowcipów, od których można po prostu dostać zajadów. Ulubionym „dowcipem” jest pytanie zadawane różnym Mongołom, Rumunom, tudzież Kazachom wchodzącym w skład WDCP: Co każdy Polak ma długie, twarde i jest z tego cholernie dumny?
PRAWDA O IRAKU
Misja specjalna (2) Prawidłowa odpowiedź, za którą jankes stawia colę, brzmi: Nazwisko! II. Śledztwo żandarmerii w tzw. aferze koszulkowej Wspomniana wielonarodowa dywizja w języku angielskim nosi nazwę Multinational Division Central-South (MND CS). Żeby wkupić się w łaski ludności irackiej, polskie dowództwo wymyśliło akcję promocyjną polegającą na zaopatrywaniu dzieci tubylców w kolorowe koszulki, czapki, piłki i tym podobne gadżety z nadrukiem MND CS. Dotarło ich do Ad Diwaniyah całe mnóstwo, ale w tychże koszulkach oraz czapkach zaczęły także chodzić setki małolatów w... Żaganiu i kilku innych polskich miastach (pojawiły się nawet na bazarach!), skąd wywodzi się kadra dowódcza VIII zmiany oraz jej zluzowanych w styczniu 2006 r. poprzedników ze zmiany VII. Sygnał o tym dziwnym zjawisku dotarł już do Żan-
III. Uczucia wyzwolonych Irakijczyków Oglądamy czasem w telewizorach uściski wymieniane przez polskich dowódców z przedstawicielami lokalnych irackich władz. Słyszymy o wdzięczności za udzieloną pomoc i różne temu podobne dusery. Wydawać by się więc mogło, że nic nie stoi na prze-
darmerii Wojskowej, która nudziła się dotychczas w bazie łapaniem niższych szarż „za berety” (niedopięte guziki munduru itp.), wyrozumiale odwracając wzrok od niektórych podchmielonych oficerów... Śledztwo „koszulkowe” prowadzone jest nadzwyczaj dyskretnie, żeby nie osłabić u naszych dzielnych wojaków ducha walki, ale – jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy – gdy tylko podejrzani wrócą do kraju (do tej pory „zjechało” już z powodów dyscyplinarnych i psychologicznych, ok. 40 „misjonarzy” z VIII zmiany PKW), czeka ich sporo kłopotów. Dotyczy to zwłaszcza kilku oficerów i podoficerów pewnej jednostki logistycznej, o czym zainteresowanych uprzedzamy, bo – naszym zdaniem – polskie dzieci sroce spod ogona nie wypadły i też im się koszulki oraz piłki należą...
szkodzie, aby polski żołnierz wyszedł sobie po służbie na spacer. Ot, choćby na rozlokowany w sąsiedztwie bazy egzotyczny bazar... Nic z tych rzeczy, o czym przypomina wywieszone na bramie ostrzeżenie, że ktokolwiek wychyli za nią nos bez należytego uzbrojenia i obstawy oraz zgody dowódcy, wróci w trybie ekspresowym do kraju. Czemu aż tak ostro? – Irakijczycy nienawidzą Polaków tak samo jak Amerykanów – wytłumaczył „FiM” pewien oficer sztabowy z VII zmiany PKW. Naszym żołnierzom – zwłaszcza misyjnym nowicjuszom – wbija się więc do głów jedno: „zarżną cię jak prosiaka, a ciało odeślą w paczce”. Mało tego: odeślą dopiero wtedy, gdy dostaną należyty okup!
Nawiasem mówiąc, wszelkie wyjazdy z bazy to loteria, bo – zdaniem naszego informatora – dostarczone nam przez Amerykanów hummery powinny już dawno trafić na złom, a ich opancerzenie jest kilkakrotnie słabsze niż w nowych pojazdach jankesów. Z drugiej wszakże strony, takie dysproporcje niespecjalnie dziwią, skoro zdecydowaną większość patroli bojowych wyjeżdżających z „Echa” tworzą chłopcy z US Army, którzy bez wątpienia ryzykują najbardziej, aczkolwiek trudno dla nich znaleźć usprawiedliwienie, że nazywają naszych twardzieli „papierowymi”... IV. Stan „burzowy” na barometrze nastrojów Podstawową siłą (ok. 60 proc.) 900-osobowego polskiego kontyngentu wchodzącego w skład wielonarodowej dywizji jest 11. Lubuska Dywizja Kawalerii Pancernej z Żagania. W Iraku są również obecni żołnierze 25. Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa
Mazowieckiego, 10. Brygady Logistycznej z Opola, oraz 49. Pułku Śmigłowców Bojowych z Pruszcza Gdańskiego. Uzupełnia ich pododdział Żandarmerii Wojskowej oraz ludzie z Centralnej Grupy Wsparcia Współpracy Cywilno-Wojskowej i Centralnej Grupy Działań Psychologicznych. Jeśli zaś chodzi o szarże, sytuacja przedstawia się z grubsza następująco: około 200 oficerów starszych (od majora wzwyż) oraz 300 oficerów młodszych (podporucznik, kapitan). Do najcięższej zaś i najbardziej niebezpiecznej roboty służy korpus około 220 podoficerów i 180 szeregowych.
9
Co tych „z dolnej półki” najbardziej wkurza? Niemożność skutecznej odpowiedzi na atak. Owszem, mogliby to uczynić w przypadku tzw. rozpoznania celu, czyli wypatrzenia miejsca, skąd moździerz czy wyrzutnia rakietowa ostrzeliwuje bazę. I tak się niejednokrotnie dzieje, że faktycznie widzą, jednak dowództwo nie zezwala na artyleryjski rewanż. Dlaczego? Doszły nas sygnały, że w wysyłanych do kraju meldunkach dotyczących ostrzału bazy sztabowcy generała Lamli na ogół wpisują: „Cel nie został rozpoznany”. Dla świętego spokoju. I żeby nas jeszcze bardziej nie znienawidzili. W ostatnich dniach w bazie gruchnęła... wyjątkowo nie rakieta, lecz wieść. Otóż Warszawa doszła do wniosku, że trzeba przeformować szyki i wycofać do kraju osoby zajmujące około 70 stanowisk ds. niepotrzebnych, a w ich miejsce przysłać grupę szturmową żołnierzy, która mogłaby gonić kota terrorystom, zanim ci zdążą ustawić swoje wyrzutnie i moździerze. Jak ten znakomity (wreszcie...) pomysł będzie realizowany w praktyce (czytaj: jak oderwać od koryta – z pensją circa 9 tys. zł – kilkudziesięciu umundurowanych urzędników)? Ze wstępnych przymiarek dowództwa VIII zmiany wynika, że najbardziej niepotrzebne okażą się stanowiska zajmowane przez... szeregowców. Wartowników, konwojentów itp. Efekt zaś będzie wówczas taki, że „szturmowcy” staną na bramkach, a przybędzie roboty – i oby nie miał jej za wiele... – księdzu podpułkownikowi Władysławowi Jasicy (na zdjęciu), sprawującemu w Iraku opiekę nad duszami. Jego przydatności, oczywiście, nikt nie kwestionuje. Ba, wysoki stopień, na który „zwykły” oficer musi pracować latami, dowodzi niewątpliwych zasług bojowych tego 34-letniego kapłana, wyświęconego całkiem przecież niedawno, bo w roku 1999. Zasług nie na tyle wszakże znaczących, by otrzymać wsparcie, jakie przygotowywane jest dla jego następcy – księdza kapelana z IX zmiany. Nasz informator z MON-u twierdzi, że przy formowaniu (właściwie już zakończonym) nowego kontyngentu uwzględniono dodatkowe etaty dla... organisty i ministranta! Czyżby przewidywano więcej odpraw na „wieczną wartę”...? ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
POD PARAGRAFEM
N
ie widzę dla siebie przyszłości w Polsce i chciałbym zaciągnąć się do armii Stanów Zjednoczonych. Czy przyjmują obcokrajowców i jakie warunki trzeba spełnić? Słyszałem, że wystarczy nawet minimalna znajomość angielskiego. (Adam N.) Prawdopodobnie konieczne jest m.in. posiadanie tzw. zielonej karty. W celu uzyskania bliższych informacji, odsyłam Pana na stronę internetową Konsulatu Generalnego USA w Krakowie – http://polish.krakow.usconsulate.gov/, ewentualnie pod nr tel. 12 424 5100.
wynajęcia przez nią mieszkania, które zajmie wraz z dzieckiem (podstawa prawna: Ustawa z 22.06.1995 o zakwaterowaniu Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, DzU 2005 r., nr 41, poz. 398; Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 roku, nr 9, poz. 59). ¤¤¤ W czasie wymiany instalacji wodno-kanalizacyjnej zleconej przez administrację domu zalane zostało moje mieszkanie. Administracja sporządziła protokół, z którego wynika, iż szkody powstały z winy pracowników firmy remontowej oraz jednego z lokatorów. Ubezpieczyciel firmy remontowej i lokator zrzucają na
się nie zalicza. W przypadku osób, których niezdolność do pracy powstała po ukończeniu 30 roku życia, wystarczy posiadanie minimum 5 lat okresów składkowych i nieskładkowych. Otrzyma Pan jednak rentę, jeżeli został Pan uznany za całkowicie niezdolnego do pracy, ponieważ posiada Pan wymagany ustawowo dla mężczyzn okres składkowy i nieskładkowy – 25 lat. Przy spełnieniu takiego warunku nie obowiązuje bowiem wymóg, aby niezdolność do pracy powstała w określonym czasie. W sytuacji, gdy Pana niezdolność do pracy ma tylko częściowy charakter, nabycie prawa do renty nie będzie niestety możliwe (podstawa prawna: Ustawa
Mama, przekazując siostrze swoją część spadku, wyzbyła się jego własności za życia. Nie wchodzi on zatem w skład spadku po matce. Do niego należy natomiast wszystko, co było jej własnością w chwili śmierci. Po mamie dziedziczy Pani oraz Pani rodzeństwo w częściach równych. Zakładając, że matka nie pozostawiła żadnego majątku, nic się Pani nie należy. Jeżeli ojciec pozostawił majątek wchodzący w skład wspólności ustawowej, to dziedziczeniu podlegać mogła połowa tego majątku, gdyż pozostała część była własnością matki. W takim wypadku połowę majątku – po matce – dziedziczy Pani oraz rodzeństwo. Mogło się zdarzyć, że
Porady prawne ¤¤¤ Córka jest w trakcie sprawy rozwodowej. Otrzymała wraz z mężem mieszkanie z Agencji Wojskowej na pobyt stały. Mąż każe jej się wynieść z tego mieszkania wraz z czteroletnim dzieckiem. Czy córka musi opuścić lokal, który został przyznany im wspólnie? Czy matce z dzieckiem nie przysługuje żadna ochrona i wojsko może wyrzucić ich na ulicę? (Jolanta G., Częstochowa) Prawo do zamieszkiwania lokalu przyznaje się żołnierzowi. Jednakże powierzchnia użytkowa takiego lokalu zależy od liczby członków rodziny, którzy razem z nim lokal ten mają zamieszkiwać. Zgodnie z przepisami, do członków rodziny zalicza się małżonka oraz dzieci do czasu wstąpienia przez nie w związek małżeński, nie dłużej jednak niż do dnia ukończenia przez nie 25 roku życia. W mojej ocenie, była żona nie ma prawa do zajmowania takiego lokalu po rozwodzie. Mieszkanie wojskowe to nie to samo, co mieszkanie własnościowe, nabyte wspólnie przez małżonków. Lokale te stanowią bowiem mienie Wojskowej Agencji Mieszkaniowej i są przyznawane żołnierzom na warunkach przewidzianych w ustawie. W związku z tym, nadużyciem byłoby w takiej sytuacji korzystanie przez zięcia z lokalu, którego powierzchnia została przeznaczona dla trzech osób. Istnieje, jak sądzę, podstawa do odebrania mu tego lokalu i przyznania mu lokalu o mniejszej powierzchni. Pozbawienie córki praw do lokalu nie oznacza, że na zięciu nie ciąży żadna odpowiedzialność za rodzinę, którą założył. Jeżeli w wyniku rozwodu córka znajdzie się w niedostatku, będzie mogła wystąpić przeciwko byłemu mężowi o alimenty na jej rzecz. Będzie on również bezwzględnie zobowiązany płacić alimenty na ich wspólne dziecko. Sąd, ustalając wysokość alimentów, weźmie pod uwagę sytuację materialną córki, również konieczność
siebie wzajemnie winę. Administracja domu przerzuca natomiast na mnie ciężar dochodzenia roszczeń odszkodowawczych. Czy słusznie? (Kazimierz S., Warszawa) Jeżeli zalane mieszkanie jest Pana własnością, to jest Pan poszkodowanym, a zatem tą osobą, która ma interes prawny w dochodzeniu roszczeń odszkodowawczych. Skoro z protokołu zalania wynika, iż winę ponoszą zarówno lokator, jak i firma remontowa, może Pan skierować do sądu pozew o odszkodowanie przeciwko obojgu, powołując się na protokół sporządzony na okoliczność powstałej szkody. W toku procesu konieczne może okazać się powołanie dowodu z opinii biegłego, który oceni, kto i w jakim stopniu przyczynił się do szkody. Jeżeli wina zostanie udowodniona i ustalony zostanie stopień przyczynienia się do szkody obu pozwanych, sąd zasądzi od nich na Pana rzecz stosowne odszkodowanie (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93; Kodeks postępowania cywilnego, DzU z 1964 r., nr 43, poz. 296). ¤¤¤ Urodziłem się w styczniu 1954 roku. Przepracowałem w Polsce 25 lat i 4 miesiące, w tym 10 i pół roku jako górnik dołowy. W latach 2000–2005 pracowałem w Holandii na tzw. „podwójne obywatelstwo”. Dowiedziałem się, że pracodawca holenderski nie odprowadzał składek emerytalno-rentowych. W 2006 r. zachorowałem i lekarz stwierdził niezdolność do pracy. Złożyłem wniosek o przyznanie renty z ZUS-u. Otrzymałem informację, że sprawa jest załatwiana z Holandią. Czy spełniam warunki, aby otrzymać rentę chorobową? (Henryk A.) Co do zasady, prawo do renty nabywa się wówczas, gdy niezdolność do pracy powstała w określonych w przepisach okresach składkowych i nieskładkowych albo w ciągu 18 miesięcy od ustania tych okresów. Czas pracy za granicą do takich okresów
z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004, nr 39, poz. 353). ¤¤¤ W 1983 r. doszło do podziału spadku po moim ojcu, który moja matka, ja oraz dwójka rodzeństwa nabyliśmy – w 1/4 części każde z nas. Później matka oddała swoją część spadku siostrze w zamian za rentę. Matka zmarła 2 lata temu. Rodzeństwo twierdzi, że mnie nic się nie należy, bo matka oddała swoją część w zamian za rentę. Czy to prawda? (Teresa G., Bibice k. Krakowa) Nie pisze Pani, czy majątek pozostawiony przez ojca wchodził w skład wspólności majątkowej małżeńskiej, czy stanowił majątek odrębny ojca. Jeżeli był to jego majątek osobisty, rodzeństwo ma rację.
matka poza swoją częścią spadku po ojcu, oddała siostrze swoją część majątku wspólnego. Jak każdy właściciel miała prawo swobodnego rozporządzania swoim majątkiem za życia. Jeżeli tak się właśnie stało – niestety, nie przysługują Pani żadne roszczenia względem rodzeństwa (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 roku, nr 16, poz. 93). ¤¤¤ Od 1964 r., tj. nieprzerwanie od 42 lat jestem w posiadaniu działki rolnej. Jej właściciel zmarł, zanim jeszcze wszedłem w jej posiadanie. Wiem, że miał troje dzieci w Stanach Zjednoczonych. Do tej pory jednak nikt nie zgłosił się jako spadkobierca. Jak rozpocząć procedurę zasiedzenia? Czy dam radę załatwić to bez prawnika? (Czesław P., Kraków)
Nabycie nieruchomości przez zasiedzenie możliwe jest w sytuacji, gdy posiada się nieruchomość nieprzerwanie od lat dwudziestu jako posiadacz samoistny w dobrej wierze. Brak dobrej wiary, czyli wiedza o tym, że są osoby, które mają prawo do nieruchomości, powoduje, że nabycie jej w drodze zasiedzenia możliwe jest dopiero po upływie lat trzydziestu. Ponieważ wiedział Pan o istnieniu spadkobierców, jest Pan posiadaczem w złej wierze. Aby nabyć nieruchomość przez zasiedzenie, musi Pan złożyć do sądu właściwego dla miejsca położenia nieruchomości wniosek o stwierdzenie jej zasiedzenia. We wniosku tym musi Pan przedstawić dowody na to, że nieprzerwanie od 42 lat włada Pan tą nieruchomością jak właściciel. Inaczej mówiąc, powinien Pan wykazać, że traktuje Pan tę nieruchomość jak swoją własność, np. płaci Pan za nią podatki i nie jest Pan jej dzierżawcą, najemcą, użytkownikiem i nie sprawuje Pan nad nią pieczy w czyimś imieniu. Posiadanie samoistne to także faktyczne władztwo nad rzeczą, które przejawia się w wykonywaniu takich czynności jak koszenie trawy, ogrodzenie posesji, stawianie budynków itp. Wskazane jest powołanie świadków, w szczególności sąsiadów, którzy potwierdzą te okoliczności. Wniosek musi określać datę, w której zasiedzenie nastąpiło, tj. dzień, w którym upłynął trzydziesty rok jej posiadania. Nadto, powinien Pan napisać, że nie zna Pan miejsca pobytu spadkobierców zmarłego właściciela i dołączyć do wniosku wypis z księgi wieczystej nieruchomości oraz akt zgonu jej właściciela, o który musi się Pan uprzednio zwrócić do Urzędu Stanu Cywilnego. Wniosek taki podlega opłacie stałej w kwocie 2 tys. zł i dowód jej uiszczenia powinien zostać dołączony do wniosku. Dalszy los sprawy będzie zależał od tego, czy zgłoszą się spadkobiercy. Pojawienie się ich w toku sprawy z pewnością nie będzie dla Pana korzystne, gdyż mogą oni składać odmienne zeznania. Sąd, dążąc do wszechstronnego wyjaśnienia stanu faktycznego sprawy, zobowiąże Pana do ich poszukiwania w drodze ogłoszenia, w sytuacji gdy ustalenie ich miejsca pobytu w Polsce w inny sposób nie będzie możliwe. Jeżeli pojawią się spadkobiercy, warto zlecić dalsze prowadzenie sprawy profesjonalnemu pełnomocnikowi (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93; Kodeks postępowania cywilnego, DzU z 1964 r., nr 43, poz. 296). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
P
remier Jarosław Kaczyński jest naprawdę dobry w opowiadaniu bajek. Jedną z jego ulubionych jest ta, w której zachęca mały i średni biznes do inwestycji w maszyny czy inne urządzenia oraz do stawiania murów fabryk za pieniądze Unii Europejskiej. W roku 2005 w trakcie kampanii wyborczej politycy Prawa i Sprawiedliwości obiecywali, że jak tylko dorwą się do władzy, znikną wszelkie bariery w wykorzystaniu funduszy europejskich. Aby sprostać temu niezwykle trudnemu zadaniu, powołano nawet specjalne ministerstwo – resort rozwoju regionalnego. Nie będziemy bronić premiera Marka Belki i jego drużyny jak niepodległości, bowiem wiele wymogów przez nich wymyślonych nie służyło nikomu i niczemu. W pomysłach ujednolicania wszystkiego niektórzy z nich przechodzili samych siebie. A to wymyślali obowiązkowy kolor teczki, w jakich miały być składane dokumenty, a to szerokość marginesów, a to co do milimetra mierzyli rozmieszczenie pieczątek i podpisów. Wszystko pod hasłem: „Unia tak każe”. Co było bujdą. Komisja Europejska nie zajmuje się takimi drobiazgami. Owe idiotyczne wymogi ułatwiały także niesłychanie ocenę (przesiew) wniosków: na początek – zamiast czytać biznesplany – wystarczyło obejrzeć kolory teczek – te w niewłaściwym szły do kosza; potem mierzono marginesy i tym podobne. Po takiej weryfikacji zostawało do dalszych analiz jakieś 20 procent wniosków. Panowie Jerzy Hauser i Jacek Piechota – każdy z osobna – bili rekordy w rywalizacji: kto wyda najgrubsze i najmniej zrozumiałe rozporządzenie. Niektóre regulaminy liczyły 900 stron formatu A-4, a podręczniki do nich – kilka tysięcy stron. Dodatkowe niespodzianki polegały na tym, że zarządzenia panów ministrów zmieniały się nawet co tydzień! W grudniu 2005 r. ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz
S
PATRZYMY IM NA RĘCE
Kacze obiecanki powyrzucał do kosza najbardziej idiotyczne wymogi. Rząd Prawa i Sprawiedliwości okazał się jednak mocny tylko w poprawieniu ewidentnych głupot swoich poprzedników. Dostał on zresztą od zrzeszeń biznesmenów księgę zawierającą projekty niezbędnych poprawek. Cały twórczy wkład Marcinkiewicza ograniczył się do ich przepisania i wydania drukiem w Dzienniku Ustaw. O wiele gorzej poszło Prawym i Sprawiedliwym napisanie projektu podziału środków z UE w latach 2007–2013. We wspólnocie obowiązuje obyczaj, że to rząd przygotowuje plan rozwoju. Zapisuje w nim, co chciałby osiągnąć, na co mają pójść miliardy euro i jakie będą efekty inwestycji. Dobrym obyczajem jest to, że wspomniany dokument jest dokładnie konsultowany z opozycją. Gdy już wszyscy projekt planu obwąchają, jest on przyjmowany przez parlament. Nikomu nie przychodzi do głowy pomysł nagłej rewolucji. W Polsce jest oczywiście na odwrót. W 2004 r. ówczesny premier Marek Belka przedstawił (w odróżnieniu od skandalicznych przepisów biurokratycznych) świetny wstępny projekt Narodowego Planu Rozwoju na lata 2007–2013. Powołano zespoły ekspertów, zamówiono opracowania. Debata nad tym dokumentem nie odbywała się w świetle kamer telewizyjnych i pewnie dlatego działacze PiS jak ognia jej unikali... Projekt, jaki przedstawił Belka, był spójny, logiczny, dawał nadzieję, że
pośród tysięcy oświadczeń majątkowych polskich polityków wyłowiliśmy swego rodzaju perłę. Jej autor bogactwem nie grzeszy, przynajmniej tym materialnym... 58-letni Józef Mlost jest radnym SLD powiatu wadowickiego. Piastuje swój urząd kolejną kadencję. Mieszka w Stanisławiu Górnym, niewielkiej wsi w województwie małopolskim. Na co dzień prowadzi wraz z córką biuro usług prawniczych „Aneks”. Co go wyróżnia? Dość oryginalne poczucie humoru. Z racji piastowanego stanowiska musiał poinformować społeczeństwo o swoim majątku. Podszedł do tego obowiązku w sposób niebagatelny, chcąc – jak zapewnia – umilić czas czytającym, a przy okazji wyrazić swój stosunek do majątkowej lustracji. Dokument opatrzył nagłówkiem: „Tajne przed przeczytaniem”. Ale najlepsze jest w środku. W punkcie I – zasoby pieniężne w walucie polskiej – radny Mlost oświadcza:
nie zmarnujemy miliardów euro na niepotrzebne nikomu cudeńka. A przykłady, że wyrzucić w błoto pieniądze z Brukseli jest niezwykle łatwo, dostarczyli nam Grecy i Hiszpanie. Chwaliła nas Bruksela, a rządy w Pradze czy Bratysławie czytały polski plan z zaciekawieniem. W załączniku był rozrysowany podział funduszy europejskich na tak zwane programy operacyjne (między innymi takie jak: rolnictwo, ochrona środowiska). Marek Belka postanowił nie przeprowadzać tutaj większej rewolucji i pozostawił podział przygotowany jeszcze przez minister Danutę
Hübner w 2004 r. W końcu każdy program to oddzielne podręczniki, zespoły ekspertów, specjalistyczne procedury kontroli. Tego wszystkiego nie da się nauczyć w ciągu roku. Członkowie zespołów oceniających (poza programami dla biznesu) uczyli się swojej roli nawet dwa lata. A nie byli to ludzie przypadkowi, lecz wybitni naukowcy i praktycy życia gospodarczego i społecznego. Kazimierz Marcinkiewicz dostał coś, co mógł z łatwością wykorzystać. Jego decyzja była jednak inna. Dokument opracowany przez ponadpartyjny (a więc nie PiS-owski!) zespół ekspertów poszedł do kosza. „Mój
„Łącznie posiadam około 71 tysięcy złotych plus odsetki od lokat, których nie znam, gdyż nie upłynął jeszcze termin i nie mam wydruków. Oszczędności kieszonkowe przed »Mikołajem« – 125,66 zł”.
rząd przygotuje własną strategię rozwoju kraju” – oświadczył premier. Początek nie był taki łatwy. Eksperci, którzy pracowali nad NPR okazali się niesłuszni; słuszni – to jest funkcjonariusze PiS – mieli pewne trudności z przygotowaniem najprostszych dokumentów wyjściowych. Latem 2006 roku nieco zniecierpliwiona Bruksela zapytała Warszawę, jak w końcu z tym programem jest. W odpowiedzi dostała 32 strony maszynopisu dumnie zatytułowanego „Narodowe Strategiczne Ramy Odniesienia”. Jakość dokumentu była tragiczna. Komisja Europejska zgodziła się jednak, aby dzieło podpisane już przez Jarka stało się podstawą do rozpoczęcia negocjacji w sprawie szczegółowych zasad podziału środków. Ale z tym już idzie ekipie premiera Kaczyńskiego fatalnie. Składają się na to: niechlujnie przygotowana tzw. Strategia rozwoju kraju na lata 2007–2013, czyli opracowanie, co rząd chce zrobić, aby Rzeczpospolita była państwem opartym na nowoczesnej gospodarce. Ów dokument stanowi uszczegółowienie sposobu podziału środków z UE. Według Tomasza Grzegorza Grosse, jest ona nadmiernie upolityczniona i niespójna, Jeszcze gorzej wygląda sprawa dokumentów poszczególnych programów operacyjnych. Od stycznia są one martwe. Wyczerpała się pula środków z lat 2004–2006. Przygotowane przez rząd dokumenty kilkakrotnie
Jednak prawdziwie gawędziarskie zacięcie wykazał radny dopiero w punkcie IX oświadczenia, w którym zapytuje się polityków o składniki posiadanego mienia ruchomego o wartości powyżej 10 tysięcy złotych.
Wszystko, co mam... Środki pieniężne zgromadzone w walucie obcej to z kolei: „762,05 skrwawionych dolarów USA, pięć funtów angielskich, 68 rubli CCCP /ZSRR/, inne drobne monety i banknoty różnych krajów”. Do nieruchomości, które stanowią jego własność, oprócz domu o powierzchni 112,38 metra kwadratowego, zaliczył „około 6 metrów kwadratowych – nieruchomość na mieniu komunalnym przeznaczona na życie pozagrobowe – na parceli 322/3 we wsi Wysoka”. Wartość: 3 tysiące złotych.
Okazuje się, że i takich dobrodziejstw Mlost ma niemało. A znajdują się wśród nich m.in.: ¤ medale i odznaczenia z czasów PRL – 10 159,04 zł; ¤ autoportret jego podobizny w wieku 70 lat pt. „Po przeżyciach dokonanych przez »Solidarność« i ich następców”; ¤ akta stanu cywilnego z 1973 r. – „bezgraniczna wartość, w porywach uczuć może osiągnąć kwotę 95 000 złotych”; ¤ młodzieńcze listy z wątkiem patriotycznym – 10 251 złotych;
11
wracały z Brukseli do Warszawy. Po prostu zawierały masę błędów. W końcu nie ma się czemu dziwić, gdyż społeczne konsultacje (z przedstawicielami biznesu, świata nauki, samorządu) ograniczono do minimum. Na dodatek, trwa kolejna fala czystek wśród urzędników zajmujących się funduszami. Jak wynika z analiz Lewiatana (jedna z największych organizacji biznesu), przez 14 miesięcy wymieniono prawie 60 procent kadry. W niektórych przypadkach nawet kilkakrotnie. Optymiści mówią, że uda się wynegocjować program pomocy dla przedsiębiorców w sierpniu 2007 roku. To oznacza, że – zamiast wiosną – kwota 9 711 629 740 euro (nie licząc 16 programów regionalnych i programu dla Polski wschodniej) dla polskich biznesmenów będzie dostępna najwcześniej w listopadzie, grudniu. Tyle czasu zajmie przygotowanie całej machiny. Jak to się nie uda, to polski biznes może liczyć na środki z UE dopiero od wiosny 2008! Co to znaczy dla przedsiębiorcy planującego od paru lat dużą inwestycję? Przeważnie jej kompletne załamanie. Niespodzianką będzie także jeszcze bardziej skomplikowany i nieczytelny wniosek o płatność. Po prostu pani minister postanowiła połączyć dwa dokumenty w jeden i w efekcie papierów do wypełniania będzie jeszcze więcej, ze względu na powtarzające się pytania w rubrykach. I wcale nie myśli o wprowadzeniu możliwości składania dokumentów drogą elektroniczną. Na dodatek, umieszczenie na stronie internetowej państwowej agendy prostego i banalnego programu pomagającego przedsiębiorcom w składaniu wniosków przekracza możliwości tej ekipy. I nie ma się czemu dziwić. W końcu program do monitoringu i kontroli funduszy, tzw. SEMIK, okazał się całkowitą klapą. No i właśnie tyle zostało z obietnic tańszego państwa i przyjaznej administracji. MiC
¤ „jedna trzecia wartości samochodu łada niwa, rok produkcji 1995 (Rosja). (...) wartość rynkowa tego radzieckiego samochodu przeznaczonego na drogi powiatu wadowickiego i IV RP – około 21 tysięcy złotych”. Kończy tę litanię kornym: „Więcej finansowych dobroci nie pamiętam”. Józef Mlost informuje także, że jego zobowiązania pieniężne wobec kolegów, koleżanek, datków kościelnych i klubu sportowego zmniejszyły się od czasu, gdy składał poprzednie oświadczenie majątkowe do kwoty 700 złotych. Przyznać trzeba, że na tle jednobrzmiących i nudnych sprawozdań finansowych, które w każdej kadencji smaruje tysiące polityków, oświadczenie radnego Mlosta robi wrażenie. A Urząd Kontroli Skarbowej przez cztery miesiące miał co robić, bo uwzięli się panowie, żeby zobaczyć wszystkie zaświadczenia potwierdzające wykazany „majątek”. WIKTORIA ZIMIŃSKA
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r. – AT), czyli chciał wystąpić z zakonu. To nie przyniosło żadnego rezultatu, nie został przyjęty, więc zwrócił się z podobną prośbą tutaj, do diecezji monachijskiej. Też nie został przyjęty. Spotkał się z decyzją odmowną i wtedy podjęto starania, żeby znaleźć dla ojca Rydzyka jakieś sensowne zajęcie tutaj”. Ostatecznie o. Galiński załatwił przybłędzie robotę kapelana sióstr zakonnych w Oberstaufen – niewielkim (około 7,5 tys. mieszkańców) miasteczku tuż przy granicy z Austrią i Szwajcarią. Jedna z sióstr doskonale o. Tadeusza pamięta, bo nigdy nie mogła pojąć, o co mu chodziło z zaświadczeniami o darowiznach „na cele kultu religijnego”, zwalniającymi duchownych w Polsce – przypomnijmy – z opłat celnych i podatków: „On mieszkał tutaj jeszcze w roku 1989. Organizował wysyłki samochodów do Polski. Mnie prosił o pieczątkę. Chodziło o sprawy celne. Do ojca Rydzyka przyjeżdżało wiele osób i coś zabierali do Polski” – opowiada zakonnica, ujawniając przy okazji, że właśnie wtedy o. Tadeusz zaraził się radykalną ksenofobią, nawiązując kontakt z lokalną rozgłośnią Radio Maria International (zamkniętą później przez biskupa augsburskiego, bo zagrażała jedności diecezji, i przekształconą w Radio Horeb) w pobliskim Balderschwang. Co było dalej, z grubsza wiadomo: w 1991 r. powstała lokalna stacja Radia Maryja w Toruniu, która błyskawicznie rozwinęła się dzięki megaprzekrętowi z cegiełkami na ratowanie stoczni gdańskiej. Medialne imperium urosło w siłę, no i mamy dzięki temu w Polsce to, co mamy... A czego do dzisiaj o założycielu Radia Maryja nie wiemy? Przede wszystkim nie wiemy, kim był jego biologiczny tatuś, bowiem synek urodzony 3 maja 1945 roku w Olkuszu raz opowiada (wywiad z 2001 r. dla „Posłańca Ducha Świętego”), że urodził się w rodzinie robotniczej, jako przedostatni z sześciorga rodzeństwa („rodzice ciężko pracowali, my dbaliśmy o porządek w domu”), a innym razem, że wychowywała go owdowiała matka. Jedno jest pewne: Franciszek Rydzyk, mąż mamy Tadeuszka i ojciec jego starszego rodzeństwa, trafił do Konzentrazionslager Dachau (tamże zginął) na długo... przed poczęciem Tadeusza. Natomiast Rafał Maszkowski, jeden z najwybitniejszych w Polsce specjalistów od wiedzy tajemnej na temat szefa toruńskiej rozgłośni, podaje na swojej stronie internetowej (www.radiomaryja.pl.eu.org), że Tadeusz Rydzyk „po wstąpieniu do Wyższego Seminarium Duchownego Ojców Redemptorystów w Tuchowie wygnał ojca z domu (ów mieszkał w Rybniku, nie istnieje już jego grób usunięty w latach 90.)”. ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor
13
Krzyżem na łonie borcyjny czwartek 30 marca miał się okazać wielkim zwycięstwem moherowych beretów, wszechpolaków, ligusów i innej maści religijnych fanatyków.
A
Przez wiele dni na antenie Radia Maryja i Telewizji TRWAM tatko Rydzyk prosił i groził, namawiał i straszył, jak mantrę powtarzając zaklęcie: wszyscy, którym życie napoczęte leży na sercu (na brzuchu?), mają obowiązkowo pojawić się w Warszawie na manifestacji. W całej Polsce wynajęto specjalne autokary gotowe zwieźć „obrońców”, przygotowano transparenty i stosowne hasła oraz okrzyki do skandowania... A tu klapa. Jeszcze cztery lata temu podobny rydzykowy marsz zgromadził blisko 20 tysięcy fanatyków. Teraz – niespełna pięć tysięcy. Odpowiedzią była kontrmanifestacja, która (w środek roboczego dnia) zgromadziła ok. tysiąc osób – praktycznie z samej tylko Warszawy – czyli nieźle. Owieczki Rydzyka stawiły się w kościele na placu Trzech Krzyży. Msza w intencji życia poczętego była okazją do dowalenia wszystkim, którzy są za „cywilizacją śmierci” – i tym z lewa, i tym z prawa. – Obecne prawo pozwala bezkarnie odbierać życie najbardziej niewinnym – użalał się bp Andrzej Dzięga. Przyklaskiwali mu m.in. Roman Giertych i „lewicowy” Andrzej Lepper. Zabrakło za to najważniejszych PiSuarów i samego ojca dyrektora. Po mszy „marsz życia” ruszył z kościoła w kierunku
Sejmu i był jak zwykle bogaty w stałe fragmenty gry: zawodzenie, klękanie, hasła antyunijne, odezwy patriotyczne itp., czyli nic, czego byśmy nie znali. „Mamusiu, twoje łono stało się moim krzyżem” – słuchaliśmy udawanych pisków wymieszanych z cy-
tatami z JPII i modłami. Zabrakło tylko biczowania. Kolportowano tony ulotek, „Naszego Dziennika” czy „Wszechpolaka” oraz jawnie antysemickie książki i broszury. Kontrmarsz też przedstawiał się „jak zwykle”. – Zrobimy jako SLD wszystko, aby zatrzymać radykałów. Rozpiszemy referendum. Obiecujemy, że was wspomożemy – tak Grzegorz Napieralski krzyczał do zgromadzonych, którzy z mieszanymi uczuciami przyjęli obecność
Marka Borowskiego. Ten i ów pamiętał bowiem, że projekt ustawy liberalizującej aborcję, złożony pod przewodnictwem Joanny Senyszyn do Sejmu w 2004 r., przeleżał wiele tygodni w szufladzie marszałka Borowskiego, by ostatecznie przepaść za rządów centrolewicy! Co ciekawe i kuriozalne, debata sejmowa nad prezydenckim projektem zmian w konstytucji odbywała się w tym czasie przy niemal pustej sali. Giertych pojechał tradycyjnie – papieżem, zabijaniem dzieci, ale – uwaga! – i faszyzmem, pytając czy aborcja i eutanazja to nie prawo Hitlera i III Rzeszy... Natomiast Jolanta SzymanekDeresz z SLD zaznaczyła, że jej klub jest przeciwny zmianom i dodała, że obowiązujący dziś kompromis to ład, „którego bronią wszyscy ci, którzy mają na uwadze najlepiej i najszerzej rozumiany interes społeczny”. Ale najsmaczniejsze zdanie poseł Szymanek-Deresz zabrzmiało później: „Dzisiaj obowiązujące warunki dopuszczalności przerywania ciąży są właśnie przejawem wolności, wolności wyboru”. Pytamy zatem: czy Olejniczak zapowiadający w „Wyborczej”, a Napieralski i Senyszyn w Polsacie pełną legalizację aborcji, nie chcą ładu i nie mają na uwadze interesu społecznego? Czy jedynej partii lewicy w parlamencie nie stać na spójne stanowisko? DANIEL PTASZEK Fot. WHO BE, Autor
14
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
ZE ŚWIATA
A
Jeż z penisa K
ilka lat temu Sonnet Ehler z RPA skonstruowała urządzenie, które ochrzciła mianem Rapex. Aż do tej pory starała się o jego opatentowanie. Wkrótce jej wzbudzający emocje i kontrowersje wynalazek trafi do handlu. Urządzenie przypomina kondom zaopatrzony w 25 igieł skierowanych w dół. Umieszcza się go w pochwie. Kiedy gwałciciel dokonuje penetracji, czeka go bardzo niemiła niespodzianka. Igły wbite w penis może usunąć tylko lekarz. RPA jest krajem znajdującym się w czołówce, jeśli chodzi o gwałty. Ehler twierdzi, że Rapex da kobietom bezpieczeństwo, natomiast przeciwnicy jej wynalazku krytykują go jako średniowieczne urządzenie i wskazują, że ból może
sprowokować gwałciciela do fizycznej zemsty na kobiecie. Nieprawda – odparowuje konstruktorka – bo kiedy pochłonięty jest on niespodziewanym i bardzo intensywnym bólem, ofiara ma czas na ucieczkę. „To nie to, że nienawidzę mężczyzn – przekonuje Ehler. – Ale dlaczego kobieta ma być degradowana faktem, że ją zgwałcono?”. Rapex ma być masowo produkowany w Chinach, co obniży cenę. Gwałciciele: zaopatrzcie się w pancerne kondomy. ST
Fortepian Chopina W
roku 1848 Fryderyk Chopin odbył tournée po W. Brytanii... Okazało się jego ostatnim, bo wkrótce potem zmarł w Paryżu. Pod koniec tournée sprzedał angielskiej arystokratce swój fortepian firmy Pleyel, której instrumenty uważał za „absolutnie perfekcyjne”. Do chwili obecnej wiadomo było, gdzie znajdują się trzy fortepiany Chopina: w Paryżu, na Majorce i w Polsce. Czwarty, sprzedany w Anglii, przepadł bez wieści. Ale odnalazł się dzięki szwajcarskiemu profesorowi muzyki Jeanowi-Jaques’owi Eigeldingerowi, który
zabawił się w detektywa. Okazało się, że fortepian Chopina za 2 tys. funtów kupił przed 20 laty na aukcji brytyjski kolekcjoner Alec Cobbe i ustawił w swej wiejskiej rezydencji w Surrey. Nie miał pojęcia, kto przed nim był właścicielem instrumentu. JF
frodyzjaki podniecają ludzi od 4 tys. lat. Konsumentów ekscytuje sama myśl o ich zażyciu i skutkach. Jest w tym wszystkim mnóstwo wody, w której pływają – zdarza się – fakty. Kompletnie lipne są wszystkie preparaty z wysuszonych i startych na pył jąder, pazurów czy rogów budzących
z insekta o tej samej nazwie, zawierający związek chemiczny canthadrin o właściwościach podrażniających. Podrażnione genitalia są bardziej wrażliwe na doznania. Mucha była powszechnie stosowana, by skłaniać samce zwierząt hodowlanych do kopulacji, więc ludzie postanowili spróbować. Niestety, jest toksyczna nawet w minimalnych ilościach:
widzenia męskiej potencji (sperma zawiera dużo tego pierwiastka). Naukowcy stwierdzili, że głównym warunkiem podniecenia płciowego jest węch. Ludzie pozbawieni węchu mają libido szczątkowe. Tu przypominają się feromony, czyli substancje, które – jak głoszą reklamy – dodane do perfum czy dezodorantu sprawią, że partner oszaleje z podniecenia.
Sztuka kochania respekt zwierząt, którym przypisuje się niezwykłą jurność. Niestety, wielu gatunkom grozi wymarcie, bo wybijają je kłusownicy odpowiadający na popyt rynkowy. Pewne realne właściwości wzmagania podniecenia mają niektóre warzywa, owoce i produkty żywnościowe: bazylia, migdały, lukrecja, miód, figi, ciemna czekolada, ostrygi, seler, awokado. W roku 1989 amerykańska agencja rządowa zatwierdzająca farmaceutyki wydała orzeczenie stwierdzające, że żaden ze specyfików dostępnych bez recepty nie ma właściwości pobudzających libido. Substancją o historycznym rodowodzie jest powszechnie znana tzw. mucha hiszpańska. To ekstrakt
Z
może spowodować poważne zniszczenia nerek i pęcherze na narządach płciowych. Innym znanym od wieku preparatem jest johimbina, produkowana z kory afrykańskiego drzewa o tej samej nazwie, która pobudza produkcję rozszerzającej naczynia krwionośne adrenaliny. Niestety, ona także ma nieprzyjemne skutki uboczne. Właściwie tylko ostrygi wykazują działanie pobudzające, a przy tym pozbawione są szkodliwych wpływów, co potwierdzono naukowo. W ich składzie wykryto związki chemiczne oddziałujące na mózg i stymulujące wydzielanie hormonów płciowych: estrogenu i testosteronu. Ostrygi zawierają też wiele cynku, ważnego z punktu
mniejszanie podatków miliarderom w USA sprawia, że coraz więcej ludzi ma problem, jak wydać posiadane pieniądze. Przemysł nastawiony na zaspokajanie ich zachcianek dwoi się i troi, by nie byli rozczarowani albo nie poczuli uszczerbku na luksusie. Najdroższą ruchomością, jaką można sobie sprawić, gdy fundusze nie są problemem, jest prywatny samolot. Och nie, nie mamy na myśli awionetek czy nawet małych odrzutowców w rodzaju laer jet albo gulfstream. W XXI wieku szlagierem bogaczy jest posiadanie wielkiego odrzutowca pasażerskiego i na tym rynku odnotowywany jest spory ruch. Oferta jest bogata: stosunkowo najtańszy jest boeing 737, potem, w miarę wzrostu cyfr w nazwie, cena idzie w górę. Goły jumbo jet boeing 747 kosztuje 180 mln dolarów, ale za godziwe wyposażenie jego wnętrza trzeba zapłacić dodatkowo około 50 milionów. Obecnie hitem jest boeing 787 dreamliner – odrzutowiec pasażerski mogący przewozić do 330 pasażerów... Ma wejść na rynek pod koniec 2008 roku, ale klienci już ustawiają się w kolejce z przedpłatami. Na konwencji i pokazach prywatnych odrzutowców firma Lufthansa Technik, potentat na rynku przeróbek odrzutowców pasażerskich na prywatne samoloty, wystawia dreamlinera z 35 miejscami, które mogą być rozkładane i tworzyć szerokie łoża. Cena – powyżej 150 mln dolarów. PrivatAir, szwajcarska firma specjalizująca się w wynajmowaniu luksusowych odrzutowców, jest
Badacze wykryli również związek między jedzeniem i seksem. I jedno, i drugie powoduje wydzielanie dopaminy. Szczury, które pozbawiono dopaminy, traciły całkowicie pożądanie i apetyt. W kwestii afrodyzjaków szykuje się jednak rewolucja. W laboratoriach USA wykryto w roku 2006 bezbarwną substancję bez zapachu o nazwie bremelanotide. Wdychana w spreju przez nos posiada ewidentne właściwości podniecające i jest pierwszym afrodyzjakiem w pełni zatwierdzonym naukowo. Działa na kobiety i mężczyzn. Za kilka lat powinna trafić na rynek i będzie niewątpliwie przebojem oraz wielkim sukcesem finansowym dla wytwórcy. TN
zainteresowana zakupem dreamlinerów. Obecnie ma na stanie 50 maszyn wypożyczanych rządom (najczęściej boeingi 757) i osobom prywatnym. Kilka razy w roku organizuje 21-dniowy rejs dookoła świata, głównie dla bogatych emerytów z USA. Cena – 50–70 tys. dolarów. Szejkowie arabscy stawiają na wielkość, pojemność i wygodę, bo gustują w podróżach z liczną świtą, haremem, a nawet z końmi wyścigowymi i rolls-royce’em na pokładzie. Wybierają więc jumbo jeta 747. W niektórych odrzutowcach tego typu instalowane są sale operacyjne, w których można w locie wykonywać operacje na otwartym sercu. Larry Page i Sergey Bron, założyciele wyszukiwarki internetowej Google, kupili właśnie używany odrzutowiec boeing 767 i pakują weń miliony, by sprostał oczekiwanym standardom wygody. O nabyciu dreamlinera myśli Willie Gary, prawnik z Orlando na Florydzie, który urodził się w biednej rodzinie robotników polowych, a teraz opływa w miliony. Na razie ma boeinga 737, na pokładzie którego odbywa konferencje, doprowadza do zakulisowych ugód i przesłuchuje świadków. Luksusowy świat rozczarowany jest opóźnieniami w produkcji airbusa A380. Ten latający moloch pozwoliłby rozwinąć skrzydła i pokazać, na co kogo stać. Niektóre korporacje planują już wykorzystanie górnego pokładu dla prezesów ze statusem seniora, a dolnego – dla prezesów juniorów. CS
Z życia wyższych sfer
Nie podrywajcie swojego szeryfa T
urystów odwiedzających ostatnio Filipiny zdumiewa postawa policjantów. I nie chodzi tu ani o grzeczność, ani jej brak, ale o pozycję ciała. Otóż filipińscy stróże prawa poruszają się tak, jakby kij od szczotki połknęli. Co to jest? Czyżby jakiś nowy pruski dryl? – zastanawiali się przyjezdni... Aż tu nagle zagadkę wyjaśnił rzecznik służb mundurowych Manili: wszyscy policjanci otrzymali pisemne polecenie (które ma być rygorystycznie egzekwowane pod groźbą wyrzucenia z pracy), aby podczas chodzenia nie poruszali
biodrami. A dlaczego? A dlatego, żeby nikt, broń Boże, nie wziął ich za gejów i nie czynił niestosownych propozycji, co się podobno wcześniej zdarzało. Ciekawe, czy następny dekret pozbawi manilskich szeryfów kajdanek, które dla niektórych też są podniecające? Że o pałce już nie wspomnimy... MarS
T
aki jest tytuł wystawy w Muzeum Neandertalskim w Mettman pod Düsseldorfem. Odwiedzający przy samym wejściu widzą rekonstrukcję nagiego, dorodnego neandertalczyka. Potem oglądają starożytne fallusy, najstarszy kondom świata, dowiadują się, jak robili to Grecy i Rzymianie oraz na jakich zasadach
100 tysięcy lat seksu kwitła prostytucja w epoce kamienia łupanego (seks za mięso). Ekspozycja zapoznaje też z poglądami naszych praprzodków na kwestie małżeństwa, homoseksualizmu i pedofilii. Aby zwiedzający nie
byli zawstydzeni, dostają dla animuszu kieliszek czerwonego wina (w cenie biletu). No tak, Niemcy mogą sobie robić takie wystawy, oni nie mają Ligi Rodzin Niemieckich... JF
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
M
oże brzmi to jak spóźniony żart primaaprilisowy, ale rzut beretem (nawet moherowym) od Polski są kraje, w których pies z kulawą nogą nie miał pojęcia, jakież to niezwykle ważne dla świata i ludzkości wydarzenie miało miejsce 2 kwietnia 2005 roku. Takimi ciemniakami są Skandynawowie. Poddani władców Szwecji, Norwegii i Danii już dawno zapomnieli – tj. zapomnieli ci, którzy w ogóle o tym wiedzieli – kto zacz dwa lata temu odszedł „do domu ojca”. W żadnym ze skandynawskich mediów – ani elektronicznych, ani drukowanych – nie był to temat na pierwszą stronę. Gorzej... Drugą rocznicę śmierci JPII najczęściej całkowicie pomijano. Największy duński dziennik „Jyllands-Posten” rocznicy poświęcił kilka linijek (w głębi swojego serwisu) i poinformował, że zdaniem biskupa Dziwisza, JPII jest świętym, bo był jednym z przyjaciół Jezusa. „Jyllands-Posten” taktownie nie skomentował tej interpretacji Pisma Świętego, w którym Karol Wojtyła dotychczas (!) nie był nigdy wymieniany... Powstrzymując się od jakichkolwiek złośliwości, podano też informację o cudzie, jakim było rzekome uzdrowienie przez JPII francuskiej zakonnicy. Zauważono jedynie, że to trochę za mało, bo do uznania JPII za świętego potrzeba co najmniej dwóch cudów. Informacja ta ilustrowana była niezbyt pięknym zdjęciem
ZE ŚWIATA
JPII, co można wytłumaczyć tym, że skandynawskie media za polskim papieżem niespecjalnie – by wyrazić się oględnie – przepadały, jeszcze za jego życia. Tym, którzy by o tym nie pamiętali, warto w tym miejscu przypomnieć, że kraje skandynawskie są jak najbardziej chrześcijańskie (nie mylić z katolickimi, bo to jednak co
tak, że aż robi się niedobrze. Z pozoru poważni ludzie całymi godzinami dyskutowali o duchach i byli w stanie zachować przy tym śmiertelną powagę. Padały nic nieznaczące pytania i takież odpowiedzi. Momentami przechodziło to w zupełnie bezsensowny bełkot, a i tak wszyscy sprawiali wrażenie zachwyconych.
I kto tu jest normalny? innego – ZD). Ludzie żyją tu dostatnio i szczęśliwie bez konkordatów, IPN-ów itp., a za to na przykład z aborcją. Coś musi być na rzeczy, nieprawdaż? W Skandynawii 2 kwietnia 2007 roku był zwykłym dniem. W Polsce wszyscy, nie tylko media publiczne, dostali kompletnego amoku. Jednak nie ma się czemu dziwić, jeżeli pamięta się uwagę biskupa Pieronka z początku lat 90. na temat mediów w Polsce. Tadeusz Pieronek (też podobno jakiś tam TW) przygroził wtedy, że „jeżeli Kościół nie otrzyma swoich mediów, to wejdzie w istniejące”. Z perspektywy skandynawskiej widać, że polski Kościół w polskie media nie tylko wszedł. On oblazł je wszystkie
Na szczęście znaleźli się w Polsce tacy, których druga rocznica nie wybiła z normalnego rytmu codziennej harówy. Tym chlubnym wyjątkiem (nie po raz pierwszy zresztą w podobnej sytuacji!) było Radio Maryja, które w tym dniu do swoich rozmów niedokończonych nie zaprosiło żadnego biskupa ani innego podobnego eksperta. Tym razem rozmawiano z Krzysztofem Pietraszkiewiczem, Prezesem Związku Banków Polskich. Ojciec dyrektor wie, że czas to pieniądz, więc jego radio nie traci go na głupoty, tylko zajmuje się tym, co naprawdę ważne. A przy tym wiadomo, że strona duchowa nie ucierpi, gdyż zadbają o to... media publiczne. Oto Polska właśnie! Z. DUNEK
Obłuda ponadwyznaniowa Amerykańska organizacja Survivors Network, która reprezentuje ofiary przestępstw seksualnych księży w USA, skupiała się dotąd na klerze katolickim. Nie dlatego, że wzięła go na celownik, ale dlatego, że z tego środowiska rekrutuje się najwięcej pedofilów. Poza tym duchowni innych wiar mogą się żenić. Ale w ostatnim okresie organizacja coraz częściej pomaga poszkodowanym przez pastorów największego wyznania protestanckiego w USA: południowych baptystów. Mimo różnic w kanonach wiary, kapłanów katolickich i baptystów łączy głęboka obłuda. Pastor Lonnie Latham z Teksasu, członek komitetu wykonawczego Konwencji Południowych Baptystów, był chodzącym gniewem bożym i ciskał werbalne pioruny w homoseksualistów. Potrząsając
Biblią i sławiąc Jezusa, wzywał ich do odrzucenia „grzesznego, destruktywnego stylu życia”. Trwało to do czasu, gdy został aresztowany za propozycję seksu oralnego, którą złożył policjantowi po cywilnemu. Działacze Survivors Network otrzymali w ciągu minionych 6 miesięcy 40 skarg na seksualne molestowanie przez pastorów baptystycznych. Pastor Dale Amyx zgwałcił 15-letnią dziewczynę. Kiedy zaszła w ciążę, baptyści kazali jej stawić się w kościele i prosić o przebaczenie, bo nie miała męża. Kościół wiedział, kto zrobił dziecko, ale zamiast poinformować policję, przerzucił Amyksa do Arizony. Na licznych stronach internetowych kościołów i organizacji chrześcijańskiej prawicy w USA o takich sprawach ani mru-mru. JF
Drozd cienko śpiewa „To dobry facet i dobry ksiądz. Czuje się okropnie, ma wyrzuty sumienia. Wierzę, że potrafi przejść od negatywów do pozytywów”. Tak swego klienta – ks. Mariana Drozda – reklamował jego adwokat podczas przedprocesowego przesłuchania sądowego w stanie New Jersey. Sąd wykazał wielkoduszność wobec oskarżonego polskiego duchownego. Drozd pojawił się w parafii św. Jana Ewangelisty w Lamberville
w lipcu 2006 roku i został wikarym. Już po miesiącu zaczął kraść pieniądze z tacy. W styczniu zorientowano się, że pieniądze gdzieś się ulatniają. Okazało się, że ks. Drozd – wyświęcony w Polsce w roku 1991 – przywłaszczył sobie ponad kilkanaście tysięcy dolarów. W ramach „programu alternatywnego” nakazano mu spłacenie 4 tys. (wcześniej oddał 11 tys. dol.) i przepracowanie 50 godzin na rzecz lokalnej społeczności. Jeśli wszystko
pójdzie dobrze, Drozd uniknie kary 5 lat więzienia za kradzież. Rzecznik diecezji Metuchen zapewnił, że do św. Jana polski kapłan już nie wróci, ale na razie nie wiadomo, gdzie zostanie przeniesiony. Z uwagi na okazaną przez ks. Drozda skruchę diecezja nie zamierza wnosić o jego zeświecczenie. Przed Lamberville Marian Drozd pracował w dwu innych parafiach w New Jersey. Dlaczego był gwałtownie przenoszony i czy odnotowano jakiś uszczerbek w kościelnych finansach parafii, które go wcześniej zatrudniały – na razie nie wiadomo. CS
15
Podryw na sukę K
apłani stosują zróżnicowane, często bardzo pomysłowe sposoby zwabiania małoletnich w celu ich seksualnego skonsumowania. Metoda przez lata z powodzeniem stosowana przez ks. Stephena Foleya nie ma nic wspólnego ze sztampą. Foley podrywał małolatów na... samochód policyjny. Ofiary (Foley ma na koncie 11 oskarżeń) opowiadają, jak imponowało im policyjne auto z kogutem, syreną i antenami, do którego ksiądz ich zapraszał, obiecując jazdę na miejsce wypadku. Gdy znaleźli się w środku, poił ich alkoholem i molestował seksualnie. Duchownemu (kapelan policji) nigdy włos z głowy nie spadł, a jego przestępstwa uległy przedawnieniu, za to archidiecezję Hartford chuć kapłana kosztowała miliony dolarów, wypłacone poszkodowanym w ramach zakulisowych umów. Ale kościelni pryncypałowie Foleya nigdy nie żywili doń urazy: od 14 lat ma zapewnione mieszkanie i wikt w seminarium. Za Bóg zapłać, rzecz jasna. Poza tym dostaje ubezpieczenie i comiesięczne stypendium.
Co ciekawe, ks. Foley wciąż ma taki sentyment do policyjnej suki, że nie może się z nią rozstać. Poszkodowani przez niego z rozgoryczeniem powiadomili, że wciąż wozi się policyjnym autem z bajerami, choć kapelanem policji i straży od dawna nie jest. W roku 2000 Foley nabył policyjną wersję limuzyny Ford Crown Victoria za 21 tys. dol. (stypendium musi być sowite...). Dwa lata później wymienił auto na nowe, korzystając z dealu tylko dla policjantów. Raport policyjny z roku 1994 stwierdzał, że samochód był kluczowym narzędziem do zwabiania nieletnich. Teraz archidiecezja i policja drapią się w głowę i próbują wyjaśnić, jakim cudem Foley wciąż kupuje policyjne auta i dlaczego wciąż ma na nie taki apetyt. ZW
Szatan na pasku S
etki mieszkańców rosyjskiej wioski Bogolubowo zaprotestowały przeciw wymianie paszportów, twierdząc, że nowe dokumenty są „grzeszne”. Chodzi o sekwencje elektronicznie odczytywanych pasków z zakodowaną informacją. Bogolubowianie uznali to za podstęp szatana; obawiają się, że kod może zawierać trzy szóstki, znane jako symbol diabła. Bestia przeniknie do kieszeni i ze zbawienia nici. Religijni
mieszkańcy odmówili też odbierania emerytur na poczcie, ponieważ pokwitowanie również zawiera paski z zakodowaną informacją. Szatana w paskach już przed laty wytropili amerykańscy dewoci, ale nie przyszło im do głowy, by z tego powodu odmawiać pieniędzy. ST
Indor świętej pamięci W
Kościele metodystów w Wales Township w stanie Michigan jest żałoba.
Po dzikim indyku. Pamięć ptaka uczczono minutą ciszy, bo nie był to zwyczajny ptak, ale religijny – nigdy nie opuścił mszy. Od roku, gdy przybył w okolice kościoła, pojawiał się tuż przed pastorem,
właził na dach samochodu i w skupieniu słuchał kazania aż do ostatniego słowa. Niestety, Bóg wezwał go do swego domu. Indyka rąbnął samochód i zrobił zeń świętej pamięci befsztyk. ST
16
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (32)
Prześladowania protestantów Hierarchowie kościelni czynili wszystko, by zapobiec szerzeniu się reformacji w Polsce. Ośmieszali, urządzali rewizje, palili podejrzane książki, a nierzadko także ich właścicieli. Z początkiem XVI w. pojawiła się w Polsce „sekta” tzw. jamników. Jej członków oskarżono przed trybunałem św. inkwizycji, że schodząc się potajemnie w nocy w „jamach”, wyszydzają sakramenty i oddają się orgiom seksualnym. Krakowski inkwizytor Albert z Płocka wyłapał sekciarzy (w rzeczywistości byli to niezależni badacze Biblii), poddał ich chłoście, a następnie spalił na stosie. W podobny sposób zlikwidowano tę „sektę” we Lwowie. W tym właśnie czasie, idąc śladem soboru w Konstancji, który spalił Jana Husa, ze szczególnym nasileniem palono na stosie księży podejrzanych o herezję. Inkwizytorzy w pocie czoła pracowali nad stłumieniem opozycji antykatolickiej. Około 1500 r. biskup inowrocławski kazał spalić księdza, rozdającego komunię pod dwiema postaciami. Palono oczywiście także Żydów. Jednym z dzieł polskiej inkwizycji tego okresu było spalenie Żyda na rynku krakowskim w roku 1508 z rozkazu dominikanina Mikołaja. Reformacja 1517 roku wywarła silny wpływ na ziemie polskie – zarówno na Śląsk, jak i Prusy Królewskie, a zwłaszcza na Gdańsk i Elbląg oraz Wielkopolskę, gdzie dość silne były pozostałości wpływów husyckich i gdzie znaleźli schronienie (szczególnie w dobrach Leszczyńskich) bracia morawscy – radykalne
R
skrzydło husytów, prześladowanych w Czechach i na Morawach. Kler z niepokojem śledził szybkie postępy ruchu reformacyjnego w Polsce. Na żądanie biskupów król Zygmunt I Stary wydał już w roku 1520 edykt przeciwko „nowinkom” religijnym, zakazał sprowadzania do kraju ksiąg luterskich i wyjazdów za granicę, zwłaszcza na studia do Wittenbergi. Jednakże zakazy królewskie nie były wykonywane skutecznie, ba – nawet na dworze królewskim „nowinkami” bardzo żywo się interesowano. Najwcześniej i najsilniej przyjął się luteranizm w Gdańsku. Biedota plebejska, przyjmując „czyste słowo boże”, wystąpiła pod tym hasłem przeciwko ciemiężącemu ją patrycjatowi i wyższemu klerowi już w roku 1518. Olbrzymi
ichard Dawkins, biolog i ewolucjo nista brytyjski, to bodaj najbardziej znany w świecie popularyzator nauki oraz promotor ateizmu. Takie dokład ne przeciwieństwo Macieja Giertycha. Książki Richarda Dawkinsa rozchodzą się w olbrzymich nakładach. W języku polskim wydano dotąd jego „Samolubny gen”, „Ślepego zegarmistrza”, „Rozplatanie tęczy” i „Fenotyp rozszerzony”. Ostanie dzieło Dawkinsa – „Iluzja Boga” (The God Delusion) – nie ukazało się dotąd po polsku, ale przez długie miesiące było na początku listy bestsellerów w Wielkiej Brytanii i USA. Nic w tym dziwnego – Dawkins pisze o podstawowych sprawach egzystencjalnych z talentem i pasją. Oto próbka jego twórczości – wypowiedź Dawkinsa na temat charakteru Boga Starego Testamentu: „Jest on prawdopodobnie najmniej przyjazną postacią całej literatury pięknej: zazdrosny i dumny z tej zazdrości; małostkowy, niesprawiedliwy, roszczeniowy, krwiopijczy zwolennik czystości etnicznej; mizoginiczny, homofobiczny, rasistowski, mordujący dzieci, ludzi w ogóle, czy też synów w szczególności, zsyłający plagi, megalomański, sadomasochistyczny, kapryśnie manifestujący brak zrozumienia despota”.
wpływ na wzrost nastrojów buntowniczych wywarła wojna chłopska w Niemczech. W 1525 r. w Gdańsku doszło do powstania zbrojnego. Masy plebejskie i część pospólstwa opanowały władzę w mieście, usunęły radę katolicką, a wybrały nową – luterańską. Nowa rada, w której zasiedli również reprezentanci plebsu, ustanowiła m.in. kontrolę skarbowości miasta, wszystkim obywatelom zapewniła równość wobec prawa i nakazała kasację klasztorów, jako „siedlisk rozpusty”. Wprowadzono głoszenie „czystego słowa bożego”. Wszystkie reformy omawiane były na zebraniach ludowych i za zgodą ludu wprowadzane w życie. Ten stan nie mógł jednak trwać długo. Zagrożony kler skutecznie zmobilizował Zygmunta Starego do zdławienia rebelii. Z obawy przed
Dawkins, który zajmuje się działalnością popularyzatorską od trzech dekad, stawia sobie kilka celów. Po pierwsze, chce on bronić naukowej wizji świata przed naporem pseudonauki zwanej „naukowym
rozszerzeniem się ludowej reformacji wiosną 1526 r. król wyruszył zbrojnie do Gdańska. Miasto zostało zajęte przez wojska królewskie; większość przywódców ludowych pojmano i stracono, zaś inkwizycja kościelna poczęła prześladować wyznawców luteranizmu. Pomimo szalejącego terroru nie udało się jednak klerowi przywrócić w Gdańsku katolicyzmu. Ciekawe, że w stłumieniu rebelii czynny udział wziął książę pruski Albrecht Hohenzollern, który przyjął luteranizm. Książę ten – wyjąwszy niechlubny epizod 1526 r. – okazał się wielkim protektorem luteranizmu w Polsce i na Litwie. Na uniwersytecie w Królewcu, założonym w 1544 r., istniała katedra, która kształciła kaznodziejów luterańskich dla Polski. Polska drukarnia w Królewcu wydawała liczne druki różnowiercze i tam właśnie wyszedł drukiem pierwszy przekład Biblii na język polski. Pierwszymi rozporządzeniami, które zabraniały czytania książek heretyckich i wprowadziły indeks ksiąg zakazanych, były dwa uniwersały Zygmunta Starego: z 24 lipca 1520 i 7 marca 1523 roku. Według tych rozporządzeń, kościelni inkwizytorzy mieli prawo przeprowadzać rewizje, zaś za czytanie książek zakazanych, głównie pism Marcina Lutra, groziła
kara śmierci i konfiskata majątku. Dekret królewski z roku 1523 polecał biskupowi Janowi Konarskiemu, „iżby skoro mu się wyda potrzebnym, wysłał śledźce swoje z strażą na dochodzenia ksiąg heretyckich. Aby wobec urzędu miejskiego, który ma im dawać pomoc, obeszli domy i przerzucali pilnie sklepy i skrzynie. U kogo znalazłoby się zakazane księgi, takich aby zawołali do sądu na ukaranie”. W tymże dekrecie pod karą zagrożono drukarzom, aby na przyszłość nie ważyli się drukować książek, których nie zobaczyłby rektor akademii lub osoba przez biskupa do tego wyznaczona. W roku 1556 i 1558 podobne dekrety wydał – pod naciskiem kleru – Zygmunt August, a obowiązywały one formalnie aż do roku 1774. Wielką zuchwałością i bezczelnością wykazywał się Melchior z Mościsk, inkwizytor i spowiednik Zygmunta Augusta. Zdarzyło się nawet, że kiedy monarcha chciał podpisać zgodę na druk ksiąg protestanckich, Melchior „królowi z ręki pióro wyrwał, kałamarz strącił i za to królowi pokutować kazał”. Z heretykami siły kościelne walczyły nie tylko za pomocą represji, ale również zręcznej propagandy. Negatywne cechy psychiczne heretyka przedstawiano w symbolice zwierzęcej. Heretyka symbolizowały głównie wilk i lis, zaś symbolika ta miała swoją tradycję w Biblii (Mt 7. 15). W sztuce symbolika ta znalazła swoje odzwierciedlenie między innymi w przedstawianiu wilków porywających owce i przeganianych przez czarno-białe psy (inkwizytorzy dominikańscy) lub wbicie krzyża w paszczę powalonego wilka. Charakterystyczny był też motyw owczej skóry, którą kojarzono z fałszywą pobożnością – grzech ten kaznodzieje katoliccy stale zarzucali heretykom. Zarzut hipokryzji był niezwykle sugestywną bronią, bo nadawał herezji cechy pułapki i podstępu. ARTUR CECUŁA
i wynikające z nich niezliczone animozje stoją za konfliktami zbrojnymi, prześladowaniem kobiet i mniejszości seksualnych, niezliczonymi okrucieństwami i zbrodniami. Dawkins dowodzi, że świat bez religii
ŻYCIE PO RELIGII
Apostoł ateizmu kreacjonizmem”. Dowodzi, że teoria Darwina w niczym nie straciła na swej aktualności, a ataki kreacjonizmu nie mają podstaw naukowych, lecz są ideologiczną odpowiedzią środowisk fundamentalistycznych, zagrożonych poprzez rozszerzanie się światopoglądu racjonalistycznego. Bezlitośnie rozprawia się z popularną w środowiskach chrześcijańskich ideą tzw. inteligentnego projektu. Po drugie, Dawkins zwraca uwagę na to, że religie przynoszą ze sobą więcej złego niż dobrego. Podaje niezliczoną liczbę przykładów na to, że to odrębności religijne
byłby miejscem znacznie bardziej pokojowym i przyjaznym człowiekowi. Po trzecie i nie mniej ważne, Dawkins stara się dodać otuchy ludziom niewierzącym. Pokazuje przy okazji, jak bardzo niezasłużenie złą prasę mają ateiści. Na przykład obywatele USA chętniej na przywódcę kraju wybraliby kobietę, Murzyna lub homoseksualistę niż ateistę. Tymczasem Dawkins ma dla niewierzących słowa zachęty: „Być ateistą to żaden wstyd. Wprost przeciwnie: wyprostowana postawa, która pozwala spoglądać dalej, powinna być powodem do dumy – bo ateizm prawie zawsze świadczy
Richard Dawkins
o zdrowej niezależności umysłu czy wręcz umysłowym zdrowiu. Wielu jest ludzi, którzy w głębi duszy wierzą, że są ateistami, ale boją się do tego przyznać nawet własnej rodzinie, a niekiedy nawet samym sobie”. MAREK KRAK
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r. rzede wszystkim jednak starano się praktycznie zrealizować rozdział państwa od Kościoła, co czasami prowadziło do konfiskaty części majątków oraz likwidacji placówek kontemplacyjno-zakonnych. Musiało to budzić sprzeciw w Rzymie. Kościół przekonał się na własnej skórze, co to znaczy demokracja, bo kiedy w XIX w. w państwie papieskim urządzono plebiscyt, około 233 tys. głosów padło za przyłączeniem ziem pod suwerenność króla Wiktora Emanuela, zaś jedynie 1,59 tys. (!) za pozostawieniem ich pod papieskim zwierzchnictwem. To nawet nie 1 proc. głosujących! Jednak pozostawiono papieżowi jeszcze Rzym i okolice. W roku 1870 odbył się plebiscyt w sprawie tych ziem i znów wynik
P
liberalnego i głosił swą niechęć dla wszelkiego postępu. W encyklice Mirari vos (1832) potępił zmiany, jakie nastąpiły w wyniku rewolucji francuskiej, oraz poddał krytyce teorię suwerenności ludów, której przeciwstawił zasadę praw nabytych monarchów, a liberalizm nazywał „szkaradną doktryną”. Ksiądz Hugo Felicjan Robert de Lamennais (1782–1854) był zdecydowanym orędownikiem (jednym z pierwszych) katolickiego liberalizmu, „otwarcia Kościoła na świat”, rozdziału Kościoła od państwa, współpracy Kościoła w dziele reform społecznych, a także przeciwnikiem kary śmierci. Jego organem publikacyjnym był „Avenir”. Oczywiście, nie znalazł poparcia w szeregach wyższej hierarchii kościelnej. W 1831 roku
PRZEMILCZANA HISTORIA wzrost niezadowolenia oraz radosne powitanie zjednoczeniowych przedsięwzięć Cavoura. Leon XIII (1878–1903) prowadził już nieco oględniejszą krytykę. Wskazał, że kościelne potępienie demokracji dotyczy nie wszystkich jej elementów, lecz przede wszystkim koncepcji suwerenności ludu, którą zdecydowanie odrzucał. Początkowo przychylny był nawet dla idei demokracji chrześcijańskiej, z czasem jednak wycofał swoje poparcie. W encyklice Diuturnum Illud z 29 czerwca 1881 pisał: „Z tej herezji [chodzi o protestantyzm – przyp. aut.] wywodzi się owa, w ubiegłym wieku zrodzona, fałszywa filozofia i owo prawo, zwane nowym, owa żądza panowania ludu i ta nieokiełznana swoboda, nazywana przez wielu ludzi wolnością”.
lecz także i publiczny”. Występował przeciw teorii suwerenności narodu, która po pierwsze przeczy Objawieniu, a po drugie – niezwykle osłabia ducha dyscypliny oraz wartości hierarchiczne. „Sillon” to nazwa ruchu (i pisma zarazem), który może być niejako pewnym następcą lub spadkobiercą „Aveniru”. Zaczął się rozwijać od roku 1899, a jego przywódcą był student Marc Sangnier (1873–1950). Jego naczelnym celem było „schrystianizować nowoczesną demokrację dzięki aktywności ludzi świeckich owianych duchem apostolskim, starając się zwłaszcza, zdobyć dla Kościoła masy pracujące oraz pojednać Kościół z republiką”. Sangnier podjął wiele inicjatyw w tym kierunku – m.in. rozwijał grupy studyjne,
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (50)
Diabelska demokracja Spotkaniu Kościoła z demokracją towarzyszyła wzajemna wrogość. W państwach, gdzie wprowadzano tę formę rządów (np. Anglia, Francja, Włochy), parlamenty musiały jednocześnie ograniczać prawa Kościoła: wprowadzać wolność wyznania, zmniejszać wpływ Kościoła na szkolnictwo itp. był policzkiem dla papieża: 134 tys. za przyłączeniem do Włoch, 1,5 tys. za pozostawieniem ich przy papieżu. Jeszcze bardziej jaskrawe były wyniki w samym Rzymie: 41 tys. za Włochami, 46 osób za papieżem. W związku z wydarzeniami rewolucji francuskiej oraz Deklaracją Praw Człowieka i Obywatela z 1789 roku papież Pius VI (1775–1799) potępił koncepcję władzy wynikającej z umowy społecznej oraz demokratyczną równość ludzi. W brewe Quod aliquantum z marca 1791 roku, skierowanym do biskupów francuskich zasiadających w Zgromadzeniu Narodowym, pisał: „To prawo monstrualne [wolność myśli, słowa i wyznania – przyp. aut.] wynika dla Zgromadzenia z wolności i równości naturalnej ludzi, ale czyż może być coś bardziej nierozumnego niż ustanowienie owej wolności i równości wyuzdanej? Ta wolność (...), którą Zgromadzenie Narodowe daje człowiekowi jako niezbywalne prawo przyrodzone, jest sprzeczna z prawem ustanowionym przez Boga Stworzyciela. Przecież, jak powiedział św. Augustyn, społeczeństwo ludzkie nie jest niczym innym niż ogólną umową słuchania królów, których władza pochodzi nie z umowy społecznej, lecz od Boga”. Ostrą krytykę demokracji jako systemu laickiego i antyklerykalnego podjął również Grzegorz XVI (1831–1846). Obrany dzięki pomocy Metternicha, od samego początku pontyfikatu wyrażał swe potępienie dla rozwijającego się ustroju
kilku francuskich biskupów wystosowało listy pasterskie, ostrzegając wiernych przed głoszonymi przez „Avenir” nowinkami „bez względu na to, jak bardzo wydają się atrakcyjne”. Z czasem czuł się w Kościele coraz gorzej. „Wyższe duchowieństwo – pisał z goryczą – wciąga religię w głupie i podłe intrygi (...). Biskupi zepsuli wszystko: zabraniają ludziom czytać nasze pismo, prześladują księży podejrzanych o sympatie dla naszych doktryn”. Został pośrednio potępiony przez encyklikę Mirari vos (1832), napiętnowany następnie w brewe papieskim z maja 1833 roku. 25 czerwca 1834 r. papież Grzegorz XVI wydał encyklikę Singulari nos affecerant gaudio skierowaną do biskupów Królestwa Francuskiego, która zawierała już bezpośrednie potępienie Lamennais’go i jego ostatniej publikacji o „małej objętości, ale olbrzymiej przewrotności i bezbożności”. Podobnie jak Grzegorz XVI wypowiadał się Pius IX (1846–1878), który nazwał liberalizm „błędem stulecia”. Później mówiono już tylko o „grzmiących potępieniach liberalizmu”. Podobnie odnosił się do demokracji, utożsamiając ją z rewolucją, a tę ostatnią ze zburzeniem wszystkich tradycyjnych wartości chrześcijańskich. W swoim dominium, do czasów włączenia ich do odrodzonego państwa włoskiego, stosował w praktyce antydemokratyczne porządki, które nie pozostawiały obywatelom żadnych uprawnień politycznych. Oczywiście, budziło to
Eugène Delacroix – „Wolność wiodąca lud na barykady”
Swoją wizję społeczeństwa opierał na istnieniu naturalnej hierarchii i nierówności oraz na podziale klasowym. Utrzymywał, iż jakkolwiek forma rządu rozwinęłaby się w przyszłości, nie do pomyślenia jest, aby zniesione mogły być różnice stanowe. „Centralny punkt teologii politycznej Leona XIII stanowił zawsze »książę«, którego obowiązkiem było formowanie społeczeństwa i dbałość o jego cnoty, obywatele zaś traktowani byli przede wszystkim jako poddani (...). Ponad wszelką wątpliwość ulega wpływowi absolutystycznej tradycji XVI i XVII wieku. Zresztą zarówno na swe usposobienie, jak i formację intelektualną jest przeciwieństwem demokraty” („Historia Kościoła”, t. 5). Pius X (1903–1914), autor przysięgi antymodernistycznej obowiązującej do II soboru watykańskiego, był radykalnym przeciwnikiem wszelkiego liberalizmu. W 1906 r. w demokratycznej Francji parlament uchwalił rozdział Kościoła od państwa. Spotkało się to z zarzutami o bluźnierstwo. Już 11 lutego 1906 r. w encyklice Vehementer nos pisał, że jest to „poważna obraza Boga, założyciela ludzkich społeczności i stwórcy wszystkich ludzi, któremu na skutek tego należy oddawać kult nie tylko prywatny,
które zajmowały się kwestiami społecznymi i w których na zasadzie całkowitej równości bratali się młodzi intelektualiści z młodymi robotnikami. Zakładał także instytuty ludowe, a silloniści snuli wizje nowego chrześcijaństwa – wspólnoty duchowej o charakterze demokratycznym. Zostali oczywiście potępieni. W liście skierowanym do episkopatu francuskiego z 25 sierpnia 1910 roku papież zarzucił im między innymi: infiltracje modernistyczne; niesłuszne roszczenia autonomii w stosunku do hierarchii kościelnej w przedmiocie moralności oraz stosunku do heretyków; „zajęcie stanowiska niezgodnego z tradycyjną katolicką doktryną społeczną, przypominające tak często potępiane »doktryny pseudofilozofów XVIII wieku, spod znaku rewolucji i liberalizmu«, dotyczące zwłaszcza początków i sprawowania władzy, równości wszystkich ludzi, konieczności radykalnych zmian w celu rozwiązania problemów społecznych”. Oprócz potępionych niemal wszyscy byli zadowoleni: prawicowa prasa odtrąbiła chwałę takiej decyzji, skrajnie prawicowa Action Française pisała: „Nigdy od czasów »Syllabusa« Piusa IX doktryny rewolucyjne nie zostały potępione z taką precyzją
17
i jasnością. Nigdy też doktryny tradycyjne nie zostały potwierdzone z taką siłą”. Ale i lewica była ukontentowana, bo potwierdzały się jej ostrzeżenia, że nie da się pogodzić Kościoła z republiką, demokracją i postępem. Katolicki profesor Binchay pisał: „Pius XI był człowiekiem mającym pogardę dla ludu i dla instytucji parlamentarnych. Od chwili jego wstąpienia na tron papieski, polityka Watykanu oparta została na bezkompromisowej wrogości wobec klasy robotniczej i ustroju demokratycznego”. Poprzez odmowę poparcia dla katolickiej partii księdza don Sturza (przeciwnik faszyzmu) w znacznej mierze przyczynił się do upadku włoskiej demokracji. R. Aubert, katolicki historyk Kościoła, pisze: „(...)właśnie ta odmowa przyczyniła się do gwałtownego upadku włoskiej demokracji parlamentarnej, czego – jak się wydaje – papież bardzo nie żałował”. Bezpośrednio po marszu na Rzym Mussoliniego i opanowaniu Włoch przez faszyzm papież w encyklice Ubi arcano Dei (23 grudnia 1922), inaugurującej jego pontyfikat, protestował przeciw „współczesnym rządom reprezentacyjnym”, w których „lud bierze zbyt wielki udział w kierowaniu państwem”, a przy tym żalił się: „Ponieważ usunięto Boga i Jezusa Chrystusa z dziedziny praw i spraw państwowych, ponieważ nie od Boga już, ale od ludzi wywodzono początek władzy, dlatego stało się, że... zburzono fundamenty pod tą władzą”. Tak więc postawiono wówczas na faszyzm, odrzucając demokrację liberalną. „Osservatore Romano” – oficjalny organ Watykanu – pisał 2 grudnia 1925 r.: „Reżim faszystowski wprowadził bez wątpienia sprawiedliwe reformy, która to zasługa tym bardziej rzuca się w oczy, kiedy ją przeciwstawić z jednej strony agnostycyzmowi państwa liberalnego, a z drugiej strony... antyklerykalnemu sekciarstwu rządów demokratyczno-masońskich. Faszyzm natomiast uznaje społeczne znaczenie religii i Kościoła jako siły pożytecznej dla rządów samego narodu... To trzeba uczciwie przyznać i należną zasługę przypisać Mussoliniemu, wyrażając życzenie, aby dalej szedł po tej samej linii dla największego dobra naszego kraju”. O ówczesnych biskupach niemieckich brytyjski historyk Paul Johnson pisze: „(...) większość biskupów to monarchiści. Liberalizmu i demokracji nienawidzili znacznie bardziej niż Hitlera”. Kiedy po II wojnie światowej stało się jasne, kto będzie układał nowy porządek społeczny, Kościół musiał dokonać werbalnego nawrócenia na demokrację. Jest to jednak „nawrócenie” ze wszech miar nieszczere i warunkowe. Z wypowiedzi większości hierarchów Kościoła wynika bowiem, iż choć Kościół demokrację już toleruje, to jej nie rozumie. Słusznie zauważa Horst Herrmann: „Gdy arcypasterze mówią o demokracji, to tak jakby ślepy mówił o kolorach”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
ŚWIĄTECZNIE – JAJECZNIE
J
ajo. Jest jednym z najdziwniejszych i najdoskonalszych zarazem tworów natury. Postawione na sztorc, wytrzymuje półtorej tony nacisku. Jego krzywizna opisana jest ponad stoma skomplikowanymi wzorami matematycznymi. Można z niego sporządzić około 200 tysięcy potraw, a za jego pomocą rozwiązać – tak jak Kolumb – niejeden problem. Różne znano w świecie jaja. A więc na przykład...
Jaja chińskie Prawdziwymi specjalistami w przyrządzaniu jaj są Chińczycy. Słynne stuletnie jaja należą do delikatesów kuchni chińskiej. Są to kacze jajka, niegdyś tradycyjnie moczone w końskiej urynie, a współcześnie – wedle oficjalnie podawanych przepisów – konserwowane przez sto dni w mieszaninie niełuskanego ryżu, liści herbaty, wapna, saletry, gliny i przypraw.
ołowiu (pochodzi z mieszaniny, w której były przechowywane), co może powodować uszkodzenia mózgu i centralnego układu nerwowego. Innym oryginalnym specjałem chińskiej kuchni jest na pół ugotowane jajko z prawie całkowicie uformowanym embrionem kurczaka w środku...
Jaja w muzeum Najsłynniejsze muzeum pisanek znajduje się w Kołomyi na Ukrainie. Mieści się w dużej, kolorowej pisance. Tyleż oryginalny, co budzący liczne kontrowersje budynek w kształcie
i wprowadzania ich do obrotu handlowego do dziś jakoś żadna władza nie raczyła uchylić.
Jaja na pomniku Pomniki wystawiono jaju w Sant Antoni de Portmany na Ibizie i w Wilnie. Największy jajeczny pomnik, będący zarazem największą pisanką na świecie, znajduje się jednak w Vegreville w Kanadzie. Jajo gigant o średnicy 7,8 m i wysokości 5,5 m waży prawie 2,5 tony. Zdobi je wzór składający się z 3512 elementów w kolorach brązu, złota i srebra. Do tego specjalna konstrukcja pozwala
Biały kawior, zwany też kawiorem po francusku, wymyślił w 1985 roku Alain Chatillon. Ten niezwykły delikates produkowany jest na farmie Renre-le-Château we Francji z jaj ślimaków. Przeciętnie każdy z miliona specjalnie sprowadzonych z Tybetu
Ale jaja! jaja wybudowano w 2000 roku w rekordowo krótkim czasie – zaledwie czterdziestu dni. W jego wnętrzu zgromadzono ponad sześć tysięcy pisanek, głównie ukraińskich. W Polsce Muzeum Pisanki mieści się Ciechanowcu i prezentuje ponad tysiąc eksponatów z różnych regionów Polski, a także z Rosji, Ukrainy, Czech, Słowacji, Węgier, Rumunii oraz Bliskiego i Dalekiego Wschodu.
pisance, ustawionej na 12-tonowym cokole, obracać się pod wpływem podmuchów wiatru – mimo olbrzymiej wagi! – dookoła własnej osi. Kolejną osobliwością wzniesionego w 1975 roku pomnika „pisanki” jest to, że postawiono go bynajmniej nie na cześć świąt wielkanocnych, ale dla... uczczenia setnej rocznicy powstania policji kanadyjskiej (RCMP).
Jaja nielegalne
Mają charakterystyczną czarną skorupkę, konsystencję jajka na twardo, zielone lub granatowe białko i wyjątkowo „oryginalny” smak. Obrane ze skorupki podaje się je jako przekąskę poprzedzającą inne potrawy. Według raportu Instytutu Konsumenckiego z Hongkongu z 1983 roku, jaja stuletnie zawierają pięciokrotnie wyższe niż dopuszczalne stężenie
Jaja ślimacze
W celu zapobieżenia marnowania jaj magistrat miasta Krakowa na podstawie reskryptu c.k. Namiestnictwa z dnia 28 marca 1915 r. zakazał farbowania jaj (tzw. pisanek wielkanocnych) i wprowadzania ich do obrotu handlowego. W stosunku do wszystkich łamiących ten zakaz przewidziano zastosowanie kar określonych w rozporządzeniu cesarskim z dnia 20 kwietnia 1854 r. Dz.u.p. nr 96. Dowcip polega na tym, że choć c.k. monarchia dawno przeszła do historii, to zakazu malowania pisanek wielkanocnych
Pani pozna Pana Wolna, bezdzietna, zadbana, niezależna finansowo, optymistka z poczuciem humoru, niepaląca – pozna pana w wieku 62–65 lat, kulturalnego, bez nałogów, chętnie zmotoryzowanego z Bielska lub najbliższej okolicy. (1/a/14) Jeśli masz 60–65 lat, wszechstronne zainteresowania, a z nadejściem wiosny chcesz poznać kobietę dojrzałą, otwartą na ludzi i świat, napisz! Lublin i okolice (2/a/14) Samotna, kobieca, niezależna 58-latka o miłej aparycji, młodym wyglądzie, z temperamentem i chęcią do życia, pozna uczciwego, zdecydowanego Pana, lubiącego turystykę, takiego do przyjaźni i miłości. Tylko poważne oferty. Wyjdźmy szczęściu naprzeciw i poznajmy się. Woj. kujawsko-pomorskie (3/a/14) Zagubiona, ufna i prostolinijna 45-letnia łodzianka, kochająca przyrodę, zwierzęta i ludzi, lubiąca
podróżować i zwiedzać, ale również domatorka, pragnie ciepła i bezpieczeństwa – wiek, wykształcenie i status majątkowy bez znaczenia. Liczy się człowiek. (4/a/14) Wolna, pracująca 49-latka, 170 cm wzrostu, bez zobowiązań, ze średnim wykształceniem, własnym mieszkaniem – pozna uczciwego Pana do 58 lat, wzrostu ponad 170 cm, niezależnego finansowo, wolnego lub wdowca. Tylko poważne oferty. Wołomin (5/a/14) Szczupła i dojrzała kobieta po 60., 165 cm wzrostu, mocno stąpająca po ziemi, niezależna wdowa z własnym mieszkaniem i średnim wykształceniem, chętnie nawiąże kontakt z panem o takich samych walorach, w wieku do 72 lat i wzroście minimum 175. Otyli wykluczeni. Gdynia (6/a/14) 56-letnia warszawianka, pracująca, bezdzietna, pozostająca w separacji, lubiąca ludzi i przyrodę, umiejąca słuchać ze zrozumieniem, pozna pana o dobrym sercu, inteligentnego, wykształconego, z poczuciem humoru, wiek nieistotny. (7/a/14) 49-letnia puszysta ateistka bez zobowiązań, niewstrząsającej urody, pracująca, z małym, ale własnym mieszkaniem, wzrost 167 cm, pozna pana w wieku 60–65 lat, ateistę miłego w obejściu,
ślimaków znosi 2,8 g jaj rocznie. Jajeczka są następnie moczone w solance (jej skład jest objęty ścisłą tajemnicą), aby uzyskały w wyniku maceracji niepowtarzalny ponoć smak i silny aromat. Aż 85 procent całej produkcji wysyła się jest do Stanów Zjednoczonych, Japonii i Wielkiej Brytanii. Białe jajeczka ślimaków mają szansę gościć tylko na najbogatszych stołach i sprzedawane są w nielicznych sklepach, a to ze względu na cenę tego frykasu – 3 tysiące dolarów za kilogram.
Jaja papieskie Benedykt XIII (1724–1730) jest jedynym papieżem, którego imieniem ochrzczono danie kulinarne. Jajka określane dziś w książkach kucharskich mianem jaj a la Benedykt lub jaj po benedyktyńsku były jego ulubioną potrawą. Serwuje się ją w następujący sposób: tzw. jajka lekko ścięte przez 3 minuty w roztworze wody z octem układa się na chrupiących tostach z podsmażonymi plasterkami szynki
ceniącego spokój, lubiącego długie spacery i koncerty w filharmonii, niezależnego finansowo, najchętniej z Warszawy lub okolic. (8/a/14) Pan pozna Panią Wolny, bez nałogów, ze średnim wykształceniem, 49/176/70, młodszy wygląd, pozna miłą, szczupłą panią. (1/b/14) Samotny 30-letni kawaler obecnie przebywający w ZK, otwarty na świat i ludzi, pozna listownie dziewczynę w wieku 18–30 lat. (2/b/14) Samotny, wolny emeryt, antyklerykał, w wieku 62/175, ze średnim wykształceniem, niezależny finansowo, tolerancyjny i bez zobowiązań, o wszechstronnych zainteresowaniach, pozna uczciwą panią o podobnych cechach i zainteresowaniach, niezależną materialnie i mieszkaniowo, w wieku 58–68 lat, z okolic Stalowej Woli lub Podkarpacia, szukającą przyjaznej duszy. (3/b/14) Wyrozumiały wdowiec, wzrost i wykształcenie średnie, bez nałogów i zobowiązań, z mieszkaniem w Katowicach, interesujący się sportem, wycieczkami, podróżami i dobrą imprezą, pozna wolną szczupłą panią ze Śląska lub województw ościennych, o podobnych walorach, w celu matrymonialnym. (4/b/14)
lub bekonu i polewa sosem przyrządzonym z 3 żółtek, 100 g słodkiej śmietanki, kostki roztopionego masła i soku z połowy cytryny.
Jajo z niespodzianką Czekoladowe jajko z zabawką w środku wymyślił w 1974 roku włoski cukiernik Michele Ferrero. Obecnie jest to gigantyczny przemysł, wypuszczający na rynek nawet 100 milionów jaj rocznie. Szacuje się, że dotychczas na całym świecie sprzedano ponad 30 miliardów kinderniespodzianek, a liczbę wzorów zabawek określa się na kilkanaście tysięcy. O dziwo, jaja z niespodzianką znacznie bardziej fascynują dorosłych niż dzieci. Pełnoletnich kolekcjonerów kinderkowych zabawek są na całym świecie tysiące i nie brak ich również w Polsce. Światowym centrum zbieraczy kinderniespodzianek i zarazem największym rynkiem kinderjaj są jednak Niemcy. Wbrew pozorom – nie jest to wcale tanie hobby. Żeby stworzyć
kolekcję liczącą 100 niepowtarzających się figurek, trzeba kupić całe dziesiątki kilogramów czekoladowych jaj. Jeszcze większym wyzwaniem jest zbieranie ściśle określonych tematycznie serii zabawek. A gromadzenie trudno dostępnych unikatów, np. z edycji ze szkockimi wampirami, wycofanej ze sprzedaży po licznych protestach, wymaga stosownie zasobnego portfela. Ale nawet im daleko do rekordowych cen, jakie osiągają figurki z pierwszych edycji – tysiąc euro za sztukę. AK
Inne 69-letnia, pogodna, miła, uczciwa wdowa odstąpi umeblowany pokój na pierwszym piętrze w nowym budownictwie, z dostępem do kuchni i łazienki, emerytowi lub renciście innego wyznania niż rzymskokatolickie. Grudziądz (1/c/14) Nieźle sytuowany 40-latek szuka partnera na stałe. Wiek i status materialny obojętne. Zamość (2/c/14) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,35 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,35 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
LISTY „Zmienił ich życie” Jestem uczniem III klasy technikum w Andrychowie, powiat Wadowice. W poniedziałek była któraś tam rocznica śmierci JPII i wszystkie szkoły (z wyjątkiem zawodówek) pojechały tam, „gdzie wszystko się zaczęło”, aby z wielką pompą uczcić śmierć JPII. Program wyglądał następująco: wszystkie szkoły spod kościoła w Gorzeniu wyruszyły w kierunku centrum, ale żeby to nie był zwykły „biały marsz”, zrobiono z tego drogę krzyżową. Dano nam duży krzyż do niesienia, taki na 8 osób. Każda szkoła niosła krzyż przez jedną stację, aż pod kościół w centrum, i tam, jak w zeszłym roku, było kilka godzin biadolenia czarnych. Dlaczego o tym piszę? A dlatego, że zostałem zmuszony do targania tego niepotrzebnego kawałka drewna. Na nic nie pomogły moje tłumaczenia, że ja nie chcę w taki sposób uczcić śmierci JPII, ani powoływanie się na konstytucję. Muszę iść i kropka! Jedynym sposobem na to, aby nie iść, byłoby zwolnienie lekarskie, którego nie chciało mi się załatwiać. Jakoś to przeżyłem i popatrzyłem sobie, jak czarni omamiają młodzież. Najbardziej jednak denerwuje mnie to, że szkoły nie mogły uczcić tego dnia w normalny sposób, czyli w postaci apeli na własnym terenie. Czarni jak zwykle musieli wszystko zrobić największe, aby biedny lud czuł się malutki wobec ich władzy. Patryk S.
Serce i rynek Ostatnio Pan Orzechowski, zwany ministrem, oraz LPR promują zmiany konstytucyjne dotyczące ochrony życia poczętego, wierząc, że całkowity zakaz wykonywania skrobanek doprowadzi do zwiększenia przyrostu naturalnego. Wydaje mi się, że zanim zajmiemy się jakimś problemem, powinniśmy określić cel, jaki mamy osiągnąć, a likwidować powinniśmy przyczyny niepożądanych zjawisk – nie ich skutki. Tak przynajmniej czynią mądrzy ludzie, a nawet niektóre zwierzęta. Moim zdaniem, celem zmiany Konstytucji RP w tym względzie (i automatycznie ustawy antyaborcyjnej) powinno być ograniczenie liczby wykonywanych zabiegów przerwania ciąży. Tymczasem zmiany te nakładają kary i piętnują kobiety, zamiast im pomóc! A gdyby tak zalegalizować aborcję (która i tak jest i będzie wykonywana) i zostawić to tylko do rozstrzygnięcia w sercach i umysłach kobiet? I tak: 1. Aborcja całkowicie legalna i bezpłatna, ale tylko w zaakceptowanych przez NFZ placówkach. Co mamy z tego? Znika raz na zawsze podziemie aborcyjne i mamy 100procentową wiedzę na temat liczby
wykonywanych zabiegów oraz warunków, w jakich są one wykonywane. Olbrzymie pieniądze przepływające do kieszeni lekarzy zostałyby w gospodarstwach domowych. 2. Zanim kobieta trafi do zabiegowego, musi ona (oraz jej najbliżsi) przejść serię spotkań ze specjalnie przeszkolonymi psychologami, którzy spowodują, że ciąża będzie pojmowana jako szczęście. Wiadomo bowiem, że kobieta, która zaszła w niechcianą ciążę, postrzega ją jako problem. A co się robi z problemem? Usuwa.
LISTY OD CZYTELNIKÓW człowiekiem, powinna odpowiedzieć nauka, a nie politycy, kapłani czy ulica. Podobnie nie można przez głosowanie przyjąć poglądu, że Ziemia kręci się wokół Słońca, czy też odwrotnie. Dopóki panował pogląd lansowany przez kapłanów, głoszenie teorii Kopernika groziło stosem i jeszcze wieki po ogłoszeniu dzieła Kopernika pozostawało ono na indeksie ksiąg zakazanych. Humanistyczna myśl musiała z trudem torować sobie drogę przez labirynty obskurantyzmu, zanim zwyciężyła. Jeszcze w końcu XX w. słyszałem,
to, co zgodnie z naturą już powinno nie żyć?! Dzięki Bogu, mamy więc paradoks prawny w pełnym tego słowa znaczeniu. Poseł Robert Strąk (prawnik LPR) w „Kropce nad i” (28.03.07.) stwierdził, że w każdym przypadku życie ludzkie musi być chronione od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Nawet wówczas, gdy urodzenie stanowi zagrożenie dla życia matki, powinno się chronić życie dziecka – powiedział poseł. Wychodzi więc na to, że tu akurat „moralność katolicka” nie ucierpi, gdyż matka rzeczywiście umrze w sposób naturalny – przy porodzie. Ciekawe, co by się stało, gdyby przypadki zejść przy porodzie przytrafiały się tylko tym kobietom, które tak gorąco optują za ochroną życia poczętego z ramienia LPR, PiS oraz Ojca Dyrektora... I jak tu żyć? Zwłaszcza będąc kobietą. Witold Pater
Wyznanie lustracyjne
3. Karać zakazem wykonywania zawodu (raz na zawsze!) lekarzy, którzy dokonali nielegalnej aborcji. Osobiście znam lekarzy, którzy na hasło „zabieg” pytają tylko, który miesiąc oraz podają cenę i termin. Panowie z LPR-u! Poczytajcie książki o prawach rynku. Na towar zakazany, niedostępny lub ograniczony zawsze rośnie popyt. Aborcja też jest na rynku towarem... Tak samo w czasach prohibicji było z alkoholem. Był dostępny tylko nielegalnie i za duże pieniądze, a spożycie nie było wcale niższe niż zwykle. Gdy miały spaść ceny alkoholu w Polsce, słyszało się krzyki o totalnym alkoholizmie. I co? Kompletnie nic. Rządzący, słuchajcie: Polacy to nie bezmyślna hołota, której trzeba tłumaczyć i pokazywać, jak ma postępować. Każde ograniczenie swobody wyboru powoduje bunt i chęć do łamania ustalonego prawa. Uważajcie, bo to się bardzo mści! Piotr
Bez jaj proszę! Fanatycy religijni rozpoczęli spór o poprawki w konstytucji na temat aborcji. Osobiście nie zabieram głosu w tej sprawie z dwóch powodów. Po pierwsze, nie znam się na biologii (jestem fizykiem z wykształcenia), a po drugie, nie jestem kobietą, więc mnie ta sprawa nie dotyczy. Uważam jednak, że na to, czy zapłodniona komórka jajowa jest już
jak biskup Zawitkowski mówił w czasie mszy radiowej, że bez chrztu nie ma zbawienia. Pomyślałem sobie wtedy, że 83 proc. ludzi na ziemi to potępieńcy, bo tylko 17 proc. to chrześcijanie! Może i tę sprawę należałoby poddać pod głosowanie w referendum? W związku z głoszonym przez kler poglądem, że człowiek ma prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, mam pytanie do nauki polskiej: czy zapłodniona komórka jajowa jest już człowiekiem? Kto to ustalił (jak chce tego Giertych) i na jakiej podstawie? Jeśli tak, to zapłodnione jajo kurze jest już kurczakiem. Na wiejskim podwórku chodzą sobie kury z kogutem. Część jaj sprzedawanych przez gospodynię na targowisku jest zapłodniona, a więc w myśl teorii lansowanej przez kler – to już nie jaja, tylko kurczęta! Jeśli katolik zrobi sobie jajecznicę z jaj zapłodnionych, to już nie jajecznica, ale gulasz. Co zatem z jedzeniem takiej jajecznicy w piątek, czyli w dzień postu? Mam nadzieję, że głos w tej sprawie zabiorą obiektywni, a więc wolni od fanatyzmu, biolodzy i ginekolodzy. Exkatolik
Polskie piekiełko Zgodnie z prawem naturalnym, na które bez przerwy powołuje się Krk oraz prawica, a zwłaszcza LPR, człowiek nie powinien być sztucznie podtrzymywany przy życiu. Jak można bowiem sztucznie podtrzymywać
Nadchodzi czas świąteczny, który sprzyja refleksji. Po posypaniu głowy popiołem postanowiłem się rozliczyć z mroczną przeszłością mojej rodziny. A więc po kolei. Pradziadek ze strony ojca donosił służbom Bismarcka; ten ze strony matki – ochranie. Po jej upadku w wyniku rewolucji październikowej, w dowód wyjątkowego uznania dla jego fachowości, został przyjęty do czerezwyczajki. O dziadkach wiem niewiele – tylko tyle, że jeden był członkiem KPP, a drugi PPS, ale nie wiem, czy można to traktować jako współpracę ze służbami specjalnymi. Dla porządku wymieniam. Ojciec donosił do KGB, stryj do Stasi. Ja tylko do zakrystii, ale czyniłem to w sposób niekrzywdzący nikogo. Bo czyż można nazwać krzywdą wytyk z ambony? Potomstwo idzie chyba różnymi drogami. Jedno ma odchyłki w stronę GRU, drugie w stronę Mossadu. Ciekawe, w którą stronę skieruje się kilkuletnia wnuczka. Mimo że cały czas się bawi, jest wyjątkowo czujna. Wystarczy, że zniknę jej na moment z oczu, a już pyta: A gdzie dziadzia? Ma inklinacje! Mam nadzieję, że tradycje rodzinne nie zaginą. Dysten
Fanatycy teczek Rozkochani w lustracji fanatycy kościelno-polityczni przytaczają argument ciężkiego kalibru: lustracja ma podnieść media. Bzdura tysiąclecia! No bo jeżeli jest prawdą to, co mówią, to media w państwach, w których nie było i nie ma lustracji, nie są wiarygodne. A jeżeli są, to ich wiarygodność jest bardzo mała. Wiarygodność mediów nie zależy od lustracji i modlitwy. Co ma piernik do wiatraka? Jeżeli „obiektywne” i „niezależne” media są na
19
usługach kleru, amerykańskiego lobby i klerykalnego rządu, to jak mogą być wiarygodne? Co piszą o zagrożeniach tarczy amerykańskiej dla Polski i Europy? Rozpływają się w zachwytach, nie oponują. A co piszą o panoszeniu się kleru w instytucjach państwa? Ano nic, to jest dla „wiarygodnych” mediów całkiem normalne. Glemp powiedział, że teczki SB są cmentarzyskiem grzechów poprzedniego ustroju. Powiedział trafnie. A mógł jeszcze dodać, że na tym cmentarzysku pojawiły się sępy padlinożerne, które bez żerowania na padlinie nie potrafią prowadzić żadnej normalnej polityki ani sprawować normalnych rządów. tewu
Wolna wola Słówko o Marianie Piłce. Jak wiemy, chce on całkowitego zakazu rozpowszechniania, a nawet przechowywania pornografii. A ja mam pytanie. Panie katoliku Piłka! Uczyli Pana w kościele, że każdy człowiek posiada wolną wolę. Więc katolicy co najwyżej mogą PROPONOWAĆ taki, a nie inny sposób życia, zgodnie z Chrystusowym: „Jeżeli chcesz”. A nie PRAWNIE zakazać ludziom czegoś takiego jak oglądanie nagich kobiet. Piłka twierdzi, że to poniża kobiety. Ja myślę, że nie, bo pozują do zdjęć dobrowolnie i za wielką kasę. No i chyba wiele kobiet chce być obiektem zainteresowania czy pożądania. Ktoś powiedział, że skoro człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, cóż złego jest w oglądaniu rozebranego „podobieństwa Boga”? Jeszcze ktoś inny powiedział, tym razem w telewizji, że Piłka chyba dąży do tego, aby zamknąć w więzieniu 70 proc. populacji. Czytelnik
Wstyd Premier Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Polskiego Radia, Program I, godzina 7.15, 20.03.2007 r.: – jak będzie trza... – one przecież majom... – teraz oświetlimy drugom część sceny... – to trza będzie... – kierujemy się tym, by coś zdziać... – do czegoś się trza odwoływać... – bo tudno powiedzieć... – politycy pewnego dnia wchodzą do Tybunału Konstytucyjnego... – tu można przed wszystkim... – osoby, które som niezwiązane całkowicie... Po pierwsze – skończył prawo. Szkoda, że skończył, bo miał okazję wiele się nauczyć. Po drugie – legitymuje się tytułem naukowym. Po trzecie – pełni funkcję tak wysoką, że reprezentuje wszystkich Rodaków, którzy słuchają go uważnie i... wstydzą się za niego. Marian Skrzypek, Rzeszów
20
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Czy Jezus naprawdę zmartwychwstał? W czasie wielkanocnym wielu wierzących w duchu podąża za swym zmartwychwstałym Zbawicielem. Z drugiej jednak strony, to najważniejsze wydarzenie, jakim jest zmartwychwstanie, wciąż dla wielu pozostaje wyzwaniem. Wątpliwości dotyczą głównie dwóch kwestii. Po pierwsze – czy zmartwychwstanie Jezusa rzeczywiście miało miejsce? Po drugie – czy istnieją jakieś dowody, które by uwiarygodniały to wielkanocne wydarzenie? Pytania te dotykają fundamentalnych prawd wiary. A zatem odpowiedź na nie ma decydujące znaczenie. Apostoł Paweł napisał: „Jeśli Chrystus nie został wzbudzony, tedy i kazanie nasze daremne, daremna też wasza wiara; wówczas też bylibyśmy fałszywymi świadkami Bożymi, bo świadczyliśmy o Bogu, że Chrystusa wzbudził, którego nie wzbudził” (1 Kor 15. 14–15). Innymi słowy: jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, wtedy wiara i nadzieja chrześcijan nie ma żadnego znaczenia, sami chrześcijanie ulegli zwiedzeniu, a apostołowie byli największymi oszustami, jakich kiedykolwiek oglądał świat. Jeśli jednak zmartwychwstanie Jezusa miało miejsce, to trzeba przyznać, że jest ono najważniejszym wydarzeniem w dziejach ludzkości, a świadectwo pierwszych chrześcijan zasługuje na wiarę. Jak zatem przedstawia się sprawa zmartwychwstania Jezusa i na czym oparta jest wiara w to wydarzenie wielkanocne? Przede wszystkim podstawą wiary w zmartwychwstanie Jezusa jest świadectwo samych apostołów, które zostało zamieszczone w Ewangeliach, Listach i Dziejach Apostolskich. Najwcześniejsze pisemne świadectwo o tym wydarzeniu pochodzi z Pierwszego Listu do Koryntian, w którym czytamy: „Najpierw podałem wam to, co i ja przejąłem, że Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism i że został pogrzebany, i że dnia trzeciego został z martwych wzbudzony według Pism, i że ukazał się Kefasowi, potem dwunastu; potem ukazał się więcej niż pięciuset braciom naraz, z których większość dotychczas żyje, niektórzy zaś zasnęli; potem ukazał się Jakubowi, następnie wszystkim apostołom; a w końcu po wszystkich ukazał się i mnie jako poronionemu płodowi” (1 Kor 15. 3–9). Przypomnijmy, że tekst ten powstał około 56 roku po Chrystusie i przytacza słowa, które Paweł już wcześniej przekazał Koryntianom, kiedy w roku 50 po Chrystusie po raz pierwszy dotarł do tego miasta (w. 1). Przypomina też o tym, że pewne wiadomości Paweł otrzymał już kilkanaście lat wcześniej (w. 3), gdy odwiedził tych, którzy przed nim byli apostołami (Ga 1. 18–20). A zatem ap. Paweł pisał o czymś, czego nie tylko
on sam doświadczył (por. Dz 9. 1–17; 22. 6–16; 26. 12–18), ale czego świadkami byli również inni apostołowie oraz pozostali wyznawcy zmartwychwstałego Chrystusa. Znaczy to, że nowotestamentowe relacje o zmartwychwstaniu, spisane na podstawie relacji naocznych świadków, od samego początku w każdej chwili mogły być sprawdzone. Wielu bowiem świadków osobistego spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem wciąż żyło. Jednym słowem, wiara w zmartwychwstanie oparta jest na mocnym fundamencie naocznych świadków – głównie apostołów; Pism starotestamentowych (Ps 16. 10; Iz 53. 10–12; Oz 6. 2) oraz na słowach (zapowiedziach) samego Chrystusa, które przytaczają ewangeliści (Mt 12. 39–40; 16. 21; 17. 22–23; 20. 18–19; Mk 8. 31; 9. 31; 10. 33–34; Łk 9. 22, 44; 18. 31–33). Co jednak z zarzutem, że cała ta historia jest świadomym i kłamliwym wymysłem? Czy jest możliwe, że apostołowie i pozostali wyznawcy Chrystusa rzeczywiście kłamali? Na jakiej podstawie można im wierzyć? O wiarygodności apostołów przede wszystkim zaświadcza ich charakter i życie, jakie prowadzili. Byli to ludzie, których postawa etyczna nie budziła najmniejszych wątpliwości, nawet wśród ich przeciwników. Czy ta zmiana, jaka dokonała się w ich życiu, bezinteresowne poświęcenie oraz głoszenie zmartwychwstałego Chrystusa, z narażeniem własnego życia, nie dowodzi, że głosili prawdę? Czy jest możliwe, by z taką determinacją i odwagą – i to w obliczu męczeńskiej śmierci – głosić coś, o czym się wie, że jest kłamstwem? A gdyby zmartwychwstanie Jezusa było tylko wymysłem apostołów i ich zwolenników – czy jest do pomyślenia, by w chwili męczeńskiej śmierci ani jeden z nich nie przyznał się do popełnionego oszustwa, aby ratować własne życie? Czy tak zachowują się przestępcy? Czy nie zdradzają siebie nawzajem, aby ratować własną skórę, nawet wtedy, gdy kara jest niska? Jezus, apostołowie i ich zwolennicy to nie kłamcy. Nikt bowiem nie odda życia za coś, o czym wie, że jest wymysłem. Ale nie wszyscy krytycznie nastawieni do wydarzeń wielkanocnych używają takich oskarżeń. Niektórzy
wysuwają inne opinie, zakładając, że uczniowie Chrystusa nie musieli wcale kłamać, ponieważ mogli ulec zwyczajnemu złudzeniu lub halucynacji. Jednak i ta próba wyjaśnienia zmartwychwstania jest nie do przyjęcia. Niemożliwe jest bowiem, żeby wszyscy, którzy spotkali się ze zmartwychwstałym Chrystusem, ulegli halucynacji. Tym bardziej że do czegoś takiego musiałoby dojść w każdym przypadku, o którym wspomina Nowy Testament, również wtedy, gdy świadkami tego wydarzenia była większa liczba osób. Jest to po prostu niemożliwe, aby kilkanaście czy jeszcze więcej osób uległo w tym samym czasie i w tym samym miejscu tego samego rodzaju złudzeniu lub halucynacji. Dowiedzione jest bowiem, że doznania tego typu mają charakter indywidualny i dotyczą osób o specyficznych skłonnościach psychicznych, które przez jakiś czas tworzą w wyobraźni określoną sytuację, myślą o niej i spodziewają się jej wypełnienia. W przypadku uczniów Chrystusa mamy do czynienia z czymś wręcz przeciwnym. Nie tylko nie myśleli o śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, ale nawet nie docierało do nich, że mógłby umrzeć i powstać z martwych, mimo iż trzykrotnie o tym słyszeli (Mk 9. 30–32; Łk 9. 43–45; 18. 31–34). Uczniowie myśleli bowiem o czymś zupełnie innym: „A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela” (Łk 24. 21), czyli, że „odbuduje królestwo Izraelowi” (Dz 1. 6). Co więcej, Ewangelie podają, że uczniowie Chrystusa byli zaskoczeni wiadomością o pustym grobie i początkowo niektórzy nawet powątpiewali w Jego zmartwychwstanie (Mt 28. 17; Mk 16. 11; Łk 24. 11). Dopiero, kiedy Go zobaczyli, usłyszeli, a nawet mogli Go dotknąć (Łk 24. 36–43; J 20. 24–29), ich wątpliwości zostały rozwiane. O rzeczywistości zmartwychwstania Jezusa świadczą więc również ogromne zmiany, jakie nastąpiły w życiu apostołów. Wcześniej przerażeni – teraz zaczęli z odwagą głosić zmartwychwstałego Chrystusa (Dz 4. 9–13). Tym bardziej jest godne uwagi, że czynili to wbrew wszelkim zakazom i restrykcjom, nawet „radując się, że zostali uznani za godnych znosić zniewagę dla imienia jego”
(Dz 5. 41). Uznali bowiem, że „nie mogą nie mówić o tym, co widzieli i słyszeli” (Dz 4. 20) oraz że „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5. 29). Cokolwiek by więc powiedzieć o tego rodzaju gorliwości, jedno jest pewne: cechuje ona ludzi, którzy albo z podjętą misją wiążą namacalne korzyści (finansowe, wyższy status społeczny), albo takich, którzy naprawdę pewni są tego, co „widzieli i słyszeli”, jak wyznawcy zmartwychwstałego Chrystusa. Tym bardziej że o zmartwychwstaniu Jezusa świadczy też powstanie pierwotnej wspólnoty judeochrześcijańskiej. Gdyby Jezus nie zmartwychwstał, taka wspólnota najprawdopodobniej w ogóle by nie powstała. Uczniowie Chrystusa bowiem nie tylko byli rozczarowani (Łk 24. 21)
i przerażeni (J 20. 19), ale również pozbawieni jakiejkolwiek motywacji do dalszego działania. Sytuacja ta zmieniła się dopiero po spotkaniu z Jezusem. Gdyby do takiego spotkania nie doszło, uczniowie Chrystusa powróciliby do swoich zwyczajnych zajęć i nie byłoby nawet mowy o nowej wspólnocie, czyli powstaniu chrześcijaństwa. Gdyby zaś mimo wszystko powstała, i tak wkrótce umarłaby śmiercią naturalną (por. Dz 5. 34–37). Trafnie ujął to Gamaliel: „(...) jeśli to postanowienie albo ta sprawa jest z ludzi, wniwecz się obróci; jeśli jednak jest z Boga, nie zdołacie ich zniszczyć, a przy tym mogłoby się okazać, że walczycie z Bogiem” (Dz 5. 38–39). A zatem głównych przyczyn powstania chrystianizmu nie należy upatrywać jedynie w sprzyjających uwarunkowaniach kulturowych, społecznych i politycznych, ale przede wszystkim w wydarzeniach wielkanocnych. Przemienione życie wyznawców Chrystusa, ich niebywałe wręcz poświęcenie, dynamiczny rozwój
apostolskiej misji w Izraelu i poza jego granicami oraz ogromny duchowy i moralny wpływ na Żydów i nie-Żydów – to wszystko skutki wydarzeń wielkanocnych. Gdyby więc Jezus nie zmartwychwstał, nie byłoby śmierci pierwszego męczennika – Szczepana (Dz 7.), kapłani nie przyjmowaliby Chrystusa (Dz 6. 7), nie doszłoby do nawrócenia Jakuba – brata Jezusa, wcześniej niewierzącego (J 7. 5), a tym bardziej nie doszłoby do nawrócenia Saula – „srodze prześladującego zbór Boży” (Ga 1. 13). Wszystkie te wydarzenia – czy tego chcemy, czy też nie – wiążą się ze zmartwychwstaniem Jezusa. Podobnie zresztą jak każde prawdziwe duchowe odrodzenie, które powoduje, że „jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem” (2 Kor 5. 17). Jak jednak wyjaśnić sprzeczności w ewangelicznych opisach zmartwychwstania Jezusa? Gdyby porównać te opisy, można by rzeczywiście znaleźć wiele różnic. Dotyczą one jednak pewnych szczegółów związanych ze zmartwychwstaniem, a nie samego zmartwychwstania. Różnice te nie podważają więc wiarygodności Ewangelii. Przeciwnie. Gdy się uwzględni czas ich powstania, intencje piszących, ich główny cel, wówczas wszystkie te różnice zamiast obalać – ostatecznie potwierdzają wiarygodność Ewangelii. W ich wiarygodność moglibyśmy wątpić dopiero wtedy, gdyby opisy te, dotyczące na przykład zmartwychwstania, zgadzały się w każdym szczególe. To dopiero byłoby podejrzane. Tak jednak nie jest, ponieważ ewangeliści nie tworzyli pracy zbiorowej, nie pracowali nad ujednoliceniem tekstu, lecz pisali niezależnie od siebie. Tak więc, chociaż zmartwychwstanie Jezusa może dla wielu wydawać się niewiarygodne, chociaż ewangeliści różnią się w pewnych szczegółach, jedno nie ulega wątpliwości: wszyscy oni zgadzali się co do spraw zasadniczych, a mianowicie, że Jezus był kimś wyjątkowym we wszystkim, co czynił i czego nauczał, że umarł i został pogrzebany, że zmartwychwstał według Pism, opuścił grób i ukazał się swoim uczniom, którzy następnie o tym „składali z wielką mocą świadectwo” (Dz 4. 33). Podobne świadectwo złożył w roku 1832 prof. Thomas Arnold, autor 3-tomowej „Historii Rzymu”. Oto jego słowa: „Przez wiele lat studiuję historię innych epok, oceniając i ważąc dowody przytaczane przez tych, którzy o nich pisali. Nie znam w historii ludzkości żadnego faktu, który byłby poparty mocniejszymi i pełniejszymi dowodami jakiegokolwiek rodzaju czyniącymi zadość wymaganiom bezstronnego badacza, niż ten wielki znak, jaki dał nam Bóg, iż Chrystus umarł i powstał z martwych”. BOLESŁAW PARMA
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
U
marł mój kolega. Pił i palił od 14 roku życia, jadł wyłącznie tłusto, po polsku, tradycyjnie... Czy zmartwychwstanie? Księża mówią, że każdy ma taką szansę, ale czy on? Ksiądz, który odprawiał mszę, mówił, że jak się pomodlimy o jego zbawienie, to na pewno, ale sam chyba w to nie wierzył. W końcu, co zawodowiec, to zawodowiec, więc nie trwonił sił na modlitwę przesadnie żarliwą.
w kościele „kalendarzyk małżeński” stosuje tylko 2 proc. badanych, a 55 proc. bardziej wierzy prezerwatywom. Co prawda niewiele, bo tylko 25 proc., stosuje tabletki antykoncepcyjne, ale jest to wynik przymusu ekonomicznego wywieranego na ludziach przez sklerykalizowane państwo. Nie wszystkich stać na pigułki. Nie ulega wątpliwości, że polski katolicyzm nie radzi sobie ze współczesnym światem, że „tradycja” to coraz bardziej dekoracja, rzecz
MAREK & MAREK proc. wiernych zdeklarowało, że w trudnych sytuacjach życiowych nie chodzi już po radę do księdza. Nie u księdza szukają pomocy, nie jemu się zwierzają. A jeszcze nie tak dawno, jeszcze przed wojną, ksiądz we wszystkich sprawach był alfą i omegą – i to nie tylko na prowincji czy w zabitych dechami wsiach. To doprawdy niespotykana, spektakularna porażka kościelnego nauczania. Kościół polski w ciągu kilkudziesięciu lat zaprzepaścił wielowiekowy
ofiary katastrofy w Halembie... Od Owsiaka domaga się publicznego rozliczenia z jego Orkiestry, ale swoje rozliczenia chowa pod korcem. To tylko u nas jest możliwe. Jednocześnie w sferze ducha polski Kościół nie ma nic do zaproponowania. Nie wie, jak być przewodnikiem człowieka, który stoi w obliczu wyzwań współczesnej cywilizacji. Jakim zresztą przewodnikiem może być, skoro sam żyje w grzechu pychy, rozpusty, w kulcie złotego
COŚ NA ZĄB
Zajączek Lindt Ten ksiądz w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Inni uczestnicy mszy żałobnej też nie. A jeszcze kilkanaście lat temu, gdy ktoś stał podczas „podniesienia” wszystkie głowy zwracały się w jego stronę, wszystkie oczy były złe... Odmieniec jakiś. Żyd może? Koledzy mojego kolegi żałowali, że on świąt nie doczekał. Byłaby okazja, a tak będą pili już bez niego... Nie sądzę, żeby wiedzieli, na czyją pamiątkę się upiją. Że przed wiekami nie był to dzień Zmartwychwstania, ale wyjścia Żydów z Egiptu. I że u Żydów też jest Wielka Noc, tylko nazywa się Pesach. Koledzy mojego kolegi, którzy jeszcze nie umarli z przepicia jak on, nie są wyjątkami, przeciwnie – są raczej typowymi polskimi katolikami. Gdyby ich zapytać, czy kochają papieża Polaka, odpowiedzą, że tak. Ale co wiedzą o jego nauczaniu? Na przykład o ekumenizmie? Jak pokazują badania socjologiczne, 49 proc. polskich katolików deklaruje niechęć do Żydów, 35 proc. nie chciałoby, żeby ich córka wyszła za Żyda. A poza tym? Oto 48 proc. akceptuje środki antykoncepcyjne, tak reklamowany
umowna. Choć współczesne państwo polskie jak może spieszy Kościołowi z pomocą, choć we wszystkich telewizjach jest coraz więcej dewotek i dewotów, choć język księży i katolickich publicystów zalewa medialną polszczyznę, choć redaktorzy nie mówią już „papież”, ale wyłącznie „Ojciec Święty”, to jednak świat usuwa się polskiemu Kościołowi spod nóg. Demonstracyjny, ostentacyjny wręcz katolicyzm polskich środków masowego przekazu ma wręcz odwrotny skutek. Odpycha, a nie przyciąga, zniechęca, a nie wabi. Papież stał się towarem, „papieżem Polakiem” z baloników, gazetowych dodatków, z płyt CD. Tymczasem przepaść między zasadami wiary a codziennym życiem powiększa się. Podobnie jak między Kościołem a owczarnią. Co tu mówić o dogmatach, skoro 30 proc. wiernych jest zdania, że św. Józef był naturalnym ojcem Chrystusa i że sam Chrystus miał potomstwo. Szalona popularność „Kodu Leonarda da Vinci” jest bardzo przecież wymowna. Instytut Statystki Kościelnej alarmuje, że systematycznie zmniejsza się katolicyzm w polskim katolicyzmie. Aż 75
Fot WHO BE
dorobek. Jedyne, co dziś potrafi, to zaspokajać swoją pazerność, wykorzystując ciemniacką pazerność polityków na władzę. Wycisnął z państwa pensje dla swoich katechetów, wycisnął pozakonkordatowe dotacje dla swoich uczelni... Tu załatwi 20 milionów na Świątynię Opatrzności Bożej, tam drugie 20, tu zbierze forsę na ofiary hali targowej, tam na
GŁASKANIE JEŻA
Śmiech przez łzy Ludwik Waryński za walkę z carskim zaborcą o niepodległość ojczyzny zgnił w slisselburskiej twierdzy i teraz odmawia mu się prawa do patronowania ulicom. Roman Dmowski przeciwnie – był posłem do rosyjskiej Dumy i wielokrotnie zapewniając zaborcę o swojej lojalności, widział autonomię Polski wyłącznie jako prowincji pod rosyjskim protektoratem. W nagrodę wznosi mu się pomniki. Żaden obcokrajowiec nie jest w stanie zrozumieć polskich paradoksów. Ba... co tam innostrancy. My sami już się w tym wszystkim gubimy i największą brednię, najbardziej gigantyczne kretyństwo gotowi jesteśmy przyjąć za dobrą monetę. Oto w piątek 30 marca portal Onet.pl przedrukował (jako informację dnia) tekst z miesięcznika „Odra”, traktujący o tym, że
Liga Polskich Rodzin wypichciła tajny (na razie) projekt sejmowej uchwały odmawiającej raz na zawsze Janowie Brzechwie prawa do patronowania szkołom, ulicom i placom. W dokumencie LPR jest o tym, że Brzechwa (czyli Żyd Lesman) przez dziesięciolecia zatruwał dziecięce umysły niewinnymi na oko wierszykami, sącząc w nie jad przekonania o naszej narodowej „gorszości”. Oto poeta przedstawiał (zdaniem giertychowców) Polaków jako zarozumialców (np. „Samochwała w kącie stała”), notorycznych kłamców („Popatrz tylko, co ty pleciesz, to zwyczajne kłamstwo przecież”), nieudaczników gospodarczych („Zamienił stryjek siekierkę na kijek”), nierobów („Na tapczanie siedzi leń”), oszustów („Pchła Szachrajka”) i naciągaczy („Szelmostwa Lisa Witalisa”). Ów Witalis świadczy także o obrzydliwej germanofilii Brzechwy
cielca, ma kłopoty z niedawną przeszłością, a bywa też, że pije jak ten mój kolega, który umarł. Wszystko, co proponuje, to teatralizacja kultu „Ojca Świętego”. Kościelni „przewodnicy duchowi” bają o „pokoleniu JPII”, a tymczasem półtora miliona tego „pokolenia” szuka ojczyzny poza swoją ojczyzną – coraz bardziej duszną, ciasną, zatęchłą od kadzidła,
(„Był Witalis rodem z Polski, lecz kapelusz miał tyrolski!”). Jakby tego było jeszcze mało, w wierszach Brzechwy-Lesmana pojawia się demoniczna postać Ambrożego Kleksa – człowieka niewiadomej religii (choć może wiadomej – czarny chałat i długa broda...), który prawdopodobnie jest szpiegiem wschodnich państw, o czym świadczą jego kontakty z doktorem Paj Chi Wo. A czego w wierszach Brzechwy dziatwa nie znajdzie z całą pewnością? Otóż za grosz nie ma w nich sławienia polskiego oręża, patriotyzmu ani wierności Watykanowi. Po publikacji tego tekstu na Onecie zawrzało. Ponad siedem tysięcy internautów dosadnie wyraziło swoje opinie, co o ligusowskim projekcie ustawy myśli (np. „Czy ktoś zrobi wreszcie porządek z tymi klerykalnymi kretynami”), zaś około tysiąc osób pomysł Giertycha entuzjastycznie poparło, pisząc, że „nareszcie”, że „słusznie” i że „dzieciaki powinny czytać wyłącznie poezję Władysława Bełzy, np.: „Kto ty jesteś... Polak mały...”. Czyli ludziska dali się głupio nabrać na primaaprilisowy żart? Wyszli na łatwowiernych idiotów? Otóż nie! Przecież nawet
21
gęstniejącą od nienawiści, szczucia i podejrzeń. W obliczu tych zjawisk Kościół wymownie milczy, choć przecież nie tak dawno księża wręcz specjalizowali się w „grobownictwie komentarzowym”. Tradycję „grobów wielkanocnych” wykorzystywali do bezwzględnego krytykowania PRL-owskiej rzeczywistości. Słynny ksiądz Jankowski, prawdziwy klasyk „grobownictwa”, dzięki komentarzom okołogrobnym zdobył wręcz sławę legendarnego kapelana „Solidarności” – podtrzymywacza ducha narodowego. Dziś proboszczowie nie mają nic do powiedzenia, nic ich nie niepokoi, nic ich nie oburza... Relatywizm i interesowność to ważne i widoczne postawy polskiego Kościoła, które są przyczyną podmywania jego społecznych fundamentów i mistycznego znaczenia. Gdy kilkanaście lat temu razem ze swoimi nowojorskimi znajomymi spędzaliśmy święta wielkanocne w hotelu w Daytona Beach na Florydzie, to żeby przy śniadaniu podzielić się jajkiem, musieliśmy je zamówić u kelnera. Pośród rozebranych, gotowych do wyjścia na plażę gości, byliśmy jedynymi, którzy pamiętali o „tradycji”. Minęło kilkanaście lat i w Polsce o „tradycyjnych świętach” bardziej się mówi, niż się je przeżywa. Rozłączone rodziny nie piszą do siebie listów, znajomi nie wysyłają sobie świątecznych kartek, bo teraz wysyła się SMS-a. W koszyku ze święconką jest jeszcze tradycyjna kiełbasa, chleb i sól, ale obok kupionej w sklepie pisanki i kurczaczka ślicznego jak z taśmy. Jakby wymytego w „Persilu” i wypłukanego w „Perwolu”... Nikt by nie powiedział, że chińskiego. Jednak nie kurczaczek i nie pisanka jest przebojem tegorocznej Wielkanocy. Przebojem jest owinięty w złotko, czekoladowy zajączek szwajcarskiej firmy Lindt – „150 lat czekoladowej tradycji”. Pokropiony przez księdza „ubogaci” i polską tradycję. MAREK BARAŃSKI
Onet.pl, drukując ten tekst (30 marca) wziął go za dobrą monetę. Nie inaczej było i w redakcji „FiM”. Na początku uwierzyliśmy w to wszystko bez specjalnych zastrzeżeń, czego dowodem były gęste „...wamacie” latające w powietrzu. A dlaczego? Czyżbyśmy już tak wszyscy do kupy i do reszty zidiocieli, zinfantylnieli? Otóż nic podobnego... Przecież – jeśli się chwilę zastanowić – to taka ustawa (i jej cytowane uzasadnienie) jest w Polsce jak najbardziej możliwa. Co więcej, nikt wykluczyć nie może, że dowcip ten prędzej czy później stanie się ciałem. Czy ktokolwiek może przysiąc, iż tak nie będzie? Czy ktokolwiek przez moment przypuszczał, w najczarniejszych sennych koszmarach miał wizję, że na przykład w Polsce na początku XXI wieku ministrem edukacji, pierwszym nauczycielem kraju będzie człowiek, który podczas jednej tylko (ubiegłotygodniowej) konferencji prasowej trzykrotnie użył słowa „wyłanczać”, dwa razy powiedział „promocjom” i tyleż razy zapewniał, że w ministerstwie była „kontrol”, zaś do dziennikarki zwracał się „prosze paniom”? MAREK SZENBORN
22
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
RACJONALIŚCI
T
en napisany przed stu laty utwór Tadeusza Boya-Żeleńskiego w sam raz pasuje do naszych „wierszy niepokornych”. Przy okazji pokazuje, jak to historia lubi się powtarzać, i uczy jednego – tego mianowicie, że jeszcze nikogo niczego nie nauczyła...
Okienko z wierszem Nowa wiara Zewsząd chóry brzmią radosne: Ma cel wreszcie egzystencja; Cel, co wskrzesi rajską wiosnę, A tym celem – A b s t y n e n c j a . Nazbyt długo ludzkość biedna Ścigała marę zwodniczą, Gdy jest droga tylko jedna, Zgodna z wiedzą przyrodniczą. Już rozpadły się w kawały Dawne majaki mistyczne; Nowe mamy ideały: Higieniczno-statystyczne. Zamiast błądzić w ciemnym mroku Ludzkich instynktów wyzwoleń, Jedno trzeba mieć na oku: Z d r o w o t n o ś ć setnych pokoleń. Chyba wariat jeszcze szuka, Gdzie drga silnych wzruszeń tętno, Gdy dziś kreśli nam nauka Szczęścia ludzkości p r z e c i ę t n ą . Czegóż więcej – każdy przyzna – Możesz żądać, dobry człeku, Patrząc, jak się ta krzywizna Dumnie wznosi – w przyszłym wieku. Już obliczył nam dokładnie Akademii „były docent” Ile za lat tysiąc spadnie Śmiertelności ś r e d n i procent. Trzymaj zatem na obróży Namiętności swoje szpetne: Będzie prawnuk twój żył dłużej O dwa zera i trzy setne. Witajmy więc ludzkość czystą! Zewsząd pieją już Hosanna: Na wyścigi z onanistą ”Działająca” stara panna; Lada kiep, co od kolebki Ani pije, ani... pali, Afiszuje swoje klepki, Wprawdzie c z t e r y – lecz ze stali. W bohaterstwa nowe szranki Wlecze młodzian puste łóżko: Żyj lat dziesięć bez kochanki, Obwołają cię Kościuszką! I w małżeństwie bez ekscesów! Kontrolują serca bicie, Czy pamiętasz wśród karesów, Że masz stworzyć nowe życie? Troska sen im z oczu płoszy: Wielki problem w głowach świeci, Jak przy m i n i m u m „rozkoszy” M a k s y m a l n i e płodzić dzieci! Odmawiajcie, abstynenci, Higieniczny wasz różaniec Niech się mały światek kręci W ten świętego Wita taniec; Pijcie wodę w cnym skupieniu, Ale mnie przechodzi mrowie, Że gdzieś w trzecim pokoleniu Znajdzie się ta woda w głowie...
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Aż do śmierci Aż do śmierci chcą być ze sobą zakochani. Jednak coraz niechętniej to ślubują. Nie chcą się narażać na rozwodowe, a w przypadku ślubu kościelnego – unieważnieniowe korowody. Koszty i przewlekłość postępowania nie tyle więc ograniczyły rozwody, co małżeństwa. Księża i prawicowi politycy rwą sobie włosy z głowy. Rzecznik Praw Dziecka zaproponowała rejestrację związków nieformalnych, aby stały się równie uciążliwe, co formalne. Wszystko na nic. Liczba zawieranych małżeństw spada, a rozwodów – rośnie. Przepisy prawne są mało skutecznym regulatorem życia. Zwłaszcza w jego prywatnych aspektach. Najdobitniej widać to po tzw. ustawie antyaborcyjnej. Restrykcyjne prawo nie przyczyniło się do zwiększenia dzietności kobiet ani przyrostu naturalnego. Stworzyło jedynie świetnie prosperujące podziemie aborcyjne. Ostatnie wydarzenia jeszcze je umocniły. Ceny zabiegów poszły w górę i sięgają już trzech tysięcy zł. Może spadną, kiedy Szwecja zaoferuje Polkom bezpłatne aborcje. Hipokryzja tzw. obrońców życia polega na tym, że walczą o likwidację stu kilkudziesięciu legalnych zabiegów rocznie, zamiast doprowadzić do zmniejszenia ich ogólnej liczby. Do tego jednak konieczna jest edukacja seksualna i bezpłatna antykoncepcja, czym w najwyższym stopniu się brzydzą. Oczywiście boją się przyznać, że faktycznie dążą do całkowitego zakazu przerywania ciąży. Nawet gdy zagraża ona życiu i zdrowiu kobiety, jest następstwem gwałtu
lub kazirodztwa oraz gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie upośledzony. Już w trakcie pierwszego czytania projektu ustawy o zmianie Konstytucji RP uznali za niewystarczający zapis o ochronie życia od momentu poczęcia. Pod wpływem nacisków Kościoła, a przede wszystkim swojego guru – Rydzyka, zaproponowali rozszerzenie ochrony aż do naturalnej śmierci. Sformułowanie o tyle bezsensowne, że śmierć jest bezprzymiotnikowa. Nie ma śmierci ani naturalnej, ani nienaturalnej. Przez setki lat obowiązywało klasyczne kryterium śmierci. Było nim ustanie krążenia i oddychania. Postęp medycyny sprawił, że wcale nierzadko zarówno oddech, jak i krążenie można przywrócić. Tym samym śmierć stała się poniekąd odwracalna. Dlatego w 1968 roku Deklaracja z Sydney wprowadziła termin śmierci mózgowej. Polska zalegalizowała nowy termin w 1984 roku. Obecnie w większości krajów za śmierć organizmu jako całości przyjmuje się śmierć pnia mózgu. Ponieważ śmierć jest zjawiskiem zdysocjowanym, poszczególne tkanki i układy obumierają w różnym czasie. Umożliwia to przeszczepy żywych jeszcze tkanek z organizmu martwego jako całości. Choć wciąż trwają dyskusje nad nową definicją, nawet jej krytycy nie przeczą, że śmierć pnia mózgu oznacza dezintegrację i niezdolność organizmu do dalszego życia. Jan Paweł II, przemawiając w 2000 roku w Rzymie na Kongresie Transplantologów, uznał mózgowe kryterium śmierci. Nasza katoprawica jest,
oczywiście, bardziej papieska niż papież. Rości sobie pretensje do ustalania granicy i kryteriów „śmierci naturalnej”. Ignorantom nie przeszkadza, że w nauce taki termin nie występuje. Zgodnie z mózgową definicją śmierci, nie żyją także bezmózgowe noworodki oraz chorzy w przewlekłym stanie wegetatywnym. Czy zatem i życia poczętego nie należy datować od pojawienia się pnia mózgu i jego funkcji? Jeśli tak, to w żadnym razie nie można mówić o życiu ludzkim przed wykształceniem się mózgu. Jego zawiązki pojawiają się dopiero w dwunastym tygodniu ciąży, a zarys półkul mózgowych – w piątym miesiącu. Paradoksalnie zatem, zapis „do naturalnej śmierci” nie uniemożliwia prawnej legalizacji eutanazji, a wyznacza jedynie logiczną granicę początku ochrony płodu na moment wykształcenia mózgu, czyli nie mniej niż 12 tygodni. Tego nie chcą (nie mogą?) zrozumieć nawiedzeni obrońcy życia „od poczęcia do naturalnej śmierci”. Logika jest im obca. Kierują się tylko ideologią i fobią wypływającą z syndromu nawróceńca proaborcyjnego. Mają jeden cel: żeby w Polsce nie było legalnej aborcji ani eutanazji. Nielegalne im nie przeszkadzają. O zmianę przepisów będą walczyć do śmierci. Z braku odpowiedniego organu, raczej nie mózgowej. JOANNA SENYSZYN PS Czytelnikom i Redakcji życzę uroczego wiosennego wypoczynku na łonie i zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa): ING Bank, nr: 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty) Najnowsze książki pod red. prof. Marii Szyszkowskiej – „Oczekiwane wartości w polityce” i „Między kapitalizmem a socjalizmem” – można tanio nabyć w warszawskim biurze RACJI PL (ul. E. Plater 55/81). Prosimy o wcześniejszy kontakt telefoniczny: (022) 620 69 66.
Trzy, dwa, jeden... START! Dobiegł końca nasz „Wielki Konkurs”. To już ostatni element układanki. Wszystko jasne? Jeśli tak, to, Czytelnicy, pospieszcie do piór, do telefonów lub wysyłajcie SMS-y. Kto pierwszy, ten lepszy! Jeszcze raz ponawiamy pytania postawione na początku zabawy: Jaki to obraz? Czyjego pędzla? Na czym polega drobna zmiana wprowadzona przez naszego grafika?
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r. Prawoskośnie: 1) kampania krzyżowa, 3) trup w szafie, 5) płaci za tanie państwo, 7) szpadelek harcerek, 8) pogania do kochania, 9) stacja bez dystrybutorów, 11) zalane dokucza, 13) ma na swym koncie „Ostatnie kuszenie Chrystusa”, 15) w pończoszkach, 18) biegnie obok szosy, 20) skórka okularnika, 21) majątek ogniem i mieczem zniszczony, 23) do wpuszczania jak maliny, 21 25) niemoralne grzęzawisko, 28) styropianowy zbiór wartości, 30) już nie myśli o niedzieli, odkąd głowę mu ucięli, 31 31) ostatni pojazd, 33) od do do do, 36) ten aktor tekstu się nie uczy, 41 38) gra w karty, 40) straszy w duchowieństwie, 41) wymyśla teorię lub 70 28 bada historię, 54 42) rodak w krzaku poziomek, 46) siny bezkres, 20 48) grzeje ławę w sądzie, 100 50) z łuku strzela, myśląc 67 o weselach, 53) ostra selekcja, 54) podwodny kapitan, 55) dla zięciulka córkę chowa, 59) brzuchologia, 61) ojciec bombowej laski, 63) ma na języku wieści bez liku, 65) spora kasiora, 67) beznadziejny facet, 69) zabijany zmusza do myślenia, 71) osiołkowi dano, 73) ... domowa – na gesty i słowa, 76) wyrwany nie boli, 77) taniec z linką, 79) nie lada parada, 81) odpowiedź jak strzała, 83) piękność z ginem bez toniku, 85) książka z legendami, 87) nagie panie na ścianie.
2
1
4
3
60
5
6
42 44
7
9
59
9
39
11 65
38 10 11
14
13 19
17
15
61
25
41 21
27
22
20 1 24
19
23
53
58
48
27
49
28 45 102 32
98
34
29
30
33 10
51
40
82
2
35
36
104
37
38
12 45
46 101
56
92 49
16
95
50 77
106
55 88 43
57
51
52
53
4
35
29
105
50
58
59 23 60
61 81 62
103
107
65 26
39
47
43
42 69
79
5
63
36
63 99
3
52
33
70
71
64
97
69
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
22
96
75
76
81 17 82
83
30
14
72
24
80
77 32 78
79
80
85 108
84
86
67
31
83
72 89
68
76
Lewoskośnie: 2) strach jako powód ucieczki owieczki, 4) ustalone, tradycją uświęcone, 6) „Seks nie tylko dla orłów”, 7) muszla bez ślimaka, 8) jaja z PIS-em, 10) pilnuj swego nosa, nie cudzego... jego, 8 12) jaszczurka – mała jak palec, a zła jak..., 14) oznacza małpę z bogacza, 16) wdowi grosz, 12 17) władał, w Szwajcarii, 19) chęć przystąpienia do stowarzyszenia, 16 22) dla hultaja od Mikołaja, 24) skrzyżowanie w kapeluszu, 18 26) ustęp bez tekstu, 37 27) kaaawał czasu, 25 6 55 26 29) pruski w ramie, 32) bogini prawa i sprawiedliwości, 85 91 34) coś pod czymś, 93 71 35) dobrze, gdy jest w interesie, 34 37) forsa ze szlamu, 39) po szosach mknie noce i dnie, 43) specjalista od siusiania, 40 62 44) utrzymanek w dłoni, 44 45) co można zrobić z wrotek?, 47 48 54 84 75 47) gdy miła, to ją chłoń, 49) na końcu świata, 15 7 52) raj w kredensie, 87 46 56) łebska wędlina, 57 56 57) co dziad rozpuszcza?, 64 58) wtykanie nosa do cudzego 8 trzosa, 66 94 60) Maryja w eterze, 62) ujmujący szpiega, lecz nie 68 uśmiech, 66) zachęta dla biednego konsumenta, 68) nauka o kostkach i wyrost73 74 kach, 70) ganianie z łapaniem, 66 72) ptak pokojowy, 78 74 74) święta na desce, 13 75) biały z klasera, 87 88 86 78) co pijaczki mają z kaczki?, 80) rakietowa gra, 82) śliwka bez pestki, 18 84) nazwij go obrazem, to się obrażę, 86) ta pani żyje bez Pana, 88) jaka tkanina welur przypomina?
109 73 90
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
77
78
79
80
81
91
92
93
94
95
96
97
98
99
103
104
105
106
76 100
101 102
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
56
57
58
59
60
61
62
63
64
82
83
84
85
86
87
88
89
90
107
108
29
30
31
32
33
34
35
36
65
109
Litery z pól oznaczonych w dolnym rogu utworzą rozwiązanie krzyżówki – świąteczne życzenia Rozwiązanie krzyżówki z numeru 12/2007: „Gdzie zamki z piasku, tam i baby”. Nagrody otrzymują: Marian Jandziński z Ełku, Czesław Kaproń z Biłgoraja, Wiesława Dylańska z Wrocławia. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 14 (370) 6 – 12 IV 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE Uwaga, Jezus na drodze!
T
ym razem przeróżne pisma urzędowe. Cytaty! Mój mąż bez najmniejszego powodu opuścił mnie i ukrywa się na Ziemiach Odzyskanych. ¤¤¤
¤¤¤ Proszę uprzejmie o odroczenie mi dostawy tucznika, gdyż brak paszy stanął mi na przeszkodzie w wykonaniu tego obowiązku. ¤¤¤
Rzeczywistość PRL Umieszczanie takich haseł na polskich drogach jest niebezpieczne – grozi wypadkiem, a co najmniej wyrwaniem drzwi! Fot. W.Z.
Humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Nawalona mysz podchodzi do orkiestry, kładzie stówkę na stół, mówi: – Panowie! Grajcie Myszerej! – A co to jest? – Płacę i wymagam! Grajcie! – No dobrze, ale jak to idzie? – Myszerej pancerni... ¤¤¤ Późny ciemny wieczór na dworcu we Włoszczowie.
Do ruszającego pociągu, nie patrząc na klasę wagonu, z trudem wskakuje podchmielony gość. Idzie ciemnym korytarzem i widzi wszędzie zasłonięte firanki w przedziałach. „Muszę się kogoś zapytać”, myśli i otwiera drzwi ciemnego przedziału. – Przepraszam, czy to może druga...? Nie zdążył dokończyć pytania, gdy z głębi usłyszał zachrypły głos: – Nie! Dopiero pierwszą otworzyliśmy!
Dyrekcja Zespołu Państwowych Gospodarstw Rolnych udziela Obywatelowi nagany za pozostawianie biurka w stanie otwartym. ¤¤¤ Prosimy natychmiast załadować 70 ton ziemniaków jadalnych i wysłać pod adresem Młodzieżowa Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna. ¤¤¤ Zwracamy się z prośbą o wyrażenie zgody na rozszerzenie produkcji cukierków owocowych nadziewanych. ¤¤¤ Do Prezydium Powiatowej Rady Narodowej. Wydział Rolnictwa i Leśnictwa. Zawiadamiamy, że rzeka Tymianka we wsi Roztopy wylała. Prosimy wydelegować do nas towarzysza inżyniera, aby pokierował pracą.
Zwracam się z uprzejmą prośbą o sprzedanie mi 150 sztuk kurcząt jednodniowych rasy leghorn w celu założenia przygospodarskiej hodowli kur. ¤¤¤ Prosimy o powiadomienie nas, dlaczego przerwaliście skup śliwek. ¤¤¤ Kuratorium Oświaty i Wychowania uprzejmie prosi o przesądzenie, czy palacze centralnego ogrzewania zatrudnieni w szkołach mogą otrzymywać mleko. Prosimy jednocześnie o wyjaśnienie nam – w przypadku przesądzenia, że palaczom przysługuje to uprawnienie, czy mleko powinno być spożywane na miejscu. Opracowała @
Nowa ramówka TV PiS 7.00 Premier czy prezydent? 8.00 Wiadomości z rządu 8.30 Muminki w krainie WSI 9.00 PiSanie na śniadanie 10.00 Domowe przedszkole z Opus Dei 11.00 Klan – saga rodu Kaczyńskich 11.30 Kącik koalicjanta – z wizytą w chlewni Leppera 11.45 Wiadomości na żywo z Kancelarii Prezydenta: prezydent właśnie wstał 12.00 Modlitwa z wieży bazyliki w Licheniu 13.00 Śladami papieża – program młodych tropicieli 13.30 Plebania – live z Torunia 14.00 Co po maturze? – wizyta w seminarium duchownym 15.00 Wiadomości z Kancelarii Premiera 15.30 Prezydent da się lubić 16.00 Moda na sukcesję 17.00 Teleteczki 18.00 Jaka to teczka? 19.00 Smurfy i konfident Gargamel 19.30 Wiadomości z rządu i kancelarii 20.00 M jak miłość do Braci 21.00 Megahit – Raport mniejszości 23.00 Detektyw Macierewicz donosi 0.00 Zakończenie programu opracował Dysten