Najcenniejsi agenci SB nie byli formalnie rejestrowani
JANKOWSKI, TY KŁAMCO! ! Str. 3 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 14 (474) 9 KWIETNIA 2009 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT)
Nie pilnuj mnie... przede mną wąskie korytarze i blaszane drzwi przede mną ogromne jak żadne przedtem Otwórz je, znieś barierę, pozwól ujrzeć inny świat... To fragment wiersza więźniarki. Jednej z tych, które popełniły najcięższe przestępstwa i tego się nie wypierają. Od lat za murami polskich zakładów karnych czują na plecach oddech resocjalizacji. Nie zawsze świeży. ! Str. 9
! Str. 21 ! Str. 21
ISSN 1509-460X
-13
! Str. 12
2
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Episkopat Polski pod postacią abpa Głódzia żąda (sic!) od rządu wyjaśnień, z jakiego to powodu w projekcie ustawy medialnej nie znalazł się zapis o ochronie wartości chrześcijańskich. W miejsce starego zapisu wmontowano passus o przeciwdziałaniu dyskryminacji. Przeciwdziałanie dyskryminacji to dyskryminacja dyskryminujących – tak najkrócej można streścić oburzenie arcybiskupa. Gosiu w imieniu klubu PiS zwrócił się do marszałka Sejmu RP, aby ten odwołał obrady parlamentu 2 kwietnia. „Bo w tym dniu przypada 4 rocznica śmierci JPII. W związku z tym potrzeba posłom skupienia i czasu na uczestniczenie w nabożeństwach” – oświadczył szef Kaczego klubu. Idąc tym tropem, powinno się także uczcić urodziny Wojtyły, imieniny Karola, jego chrzest, pierwszą komunię, święcenia, sakrę biskupią, konklawe, zamach, wszystkie pielgrzymki do Polski itp. Wówczas Sejm pracowałby raz na cztery lata. 29 lutego, bo wówczas nic nie wypada. W sondażu pod tytułem „Czy IPN powinien być rozwiązany?” wzięło udział ponad 60 tysięcy respondentów. 70 procent z nich odpowiedziało, że natychmiast! Instytucja Patologicznej Nienawiści twierdzi, że to skutek medialnej nagonki. Możliwe, ale i tak bardzo lubimy, gdy myśliwy zamienia się w zwierzynę. Poseł PiS Marek Łatas został złapany przez policję, kiedy prowadził samochód pod wpływem... jabłek. Alkomat wskazał 0,7 promila, a inkryminowany tłumaczył się, że jabłuszka popił wodą i... chyba jeszcze musiał zagryźć drożdżami. Teraz czeka go wyrok. No bo wychodzi na to, że Łatas jest jednym wielkim destylatorem do nielegalnego pędzenia bimbru. „Chcemy pomóc kibicom wszystkich krajów w godnym przeżywaniu Euro 2012 – mówi bp Marian Florczyk, delegat episkopatu ds. duszpasterstwa sportowców. W związku z tym księża kapelani mistrzostw Europy w piłce kopanej uczą się języków obcych, aby w nich odprawiać nabożeństwa. Czyli chłopaki nie próżnują. A Ty co z siebie dajesz, Antyklerykale? „Sytuacja Polski jest obecnie gorsza niż przed rozbiorami” – mówił ojdyr Rydzyk w jasnogórskiej kaplicy do studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. „Ta konfrontacja została wpisana w plany Bożej Opatrzności; jest to czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski w szczególności” – zawodził Rydzyk, mając zapewne w pamięci, że tuż po rozbiorach Polacy wieszali na drzewach biskupów zdrajców. Młodzi Polacy – jak wynika z ostatnich badań – marzą o prawdziwej miłości, dostatnim życiu, niezależności i wolności wyboru. Na życie zgodne z regułami religii katolickiej stawia... całe 3 procent populacji młodzieży! To z grubsza przychówek katechetek i kościelnych – całe pokolenie JPII. „Jan Paweł II od dawna jest już w gronie błogosławionych, a nawet świętych” – wie to na 100 procent i mówi o tym postulator procesu kanonizacyjnego JPII, ksiądz Oder. Oczywiście! Nawet wiadomo, że w niebieskim chórze śpiewa w trio ze św. Jerzym i św. Barbarą, którzy nigdy nie istnieli. Ależ to był hicior. „Wielki test z historii” zorganizowała w Operze Krakowskiej Telewizja Polska. A ponieważ historia to życiorys JPII, więc quiz tego właśnie dotyczył. Startowali dziennikarze, sportowcy i politycy. W tej liczbie byli... ministranci Kalisz i Olejniczak. I nawet daleko zaszli. Teraz liczą na wzrost poparcia katolików dla SLD. Oby się przeliczyli. Do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga trafił akt oskarżenia przeciwko byłemu ministrantowi i byłemu dyrektorowi Instytutu Księdza Jankowskiego (w jednej osobie) Mariuszowi O. Bohater naszych publikacji, w których informowaliśmy o jego licznych nadużyciach i wyłudzeniach, ma zarzuty... licznych nadużyć i wyłudzeń, za które może posiedzieć nawet 8 lat. Teresa Król, redaktorka katolickiego miesięcznika dla nauczycieli „Wychowawca”, postuluje na łamach „Dziennika Polskiego”, by edukacji seksualnej w szkołach nauczały katechetki, które powinny głosić, że w seksie nie ma niczego ciekawego ani przyjemnego. Ciekawe, czy młodzież uwierzy. Idąc tym tropem, wychowania plastycznego powinni uczyć niewidomi, zaś muzyki – głuchoniemi. Władze polskiego Kościoła zleciły profesjonalnej agencji marketingowej przygotowanie filmów promujących życie w zakonach. Ma to być antidotum na dramatycznie spadającą liczbę powołań. Jeśli obrazy zostaną nakręcone rzetelnie i pokażą autentyczne życie za murem, to niejeden dewiant może się skusić. Radni Legnicy nadali (SLD był za!) tytuł honorowego obywatela grodu urzędującemu tu od 3 lat biskupowi. Legniczanie są zbulwersowani, czemu dają wyraz na lokalnym forum internetowym. „Przecież ten gość niczym się nie zasłużył” – piszą. Nooo, to może i nawet dobrze, że miasto jeszcze od niego nie ucierpiało, bo biskup nazywa się Cichy. A cicha wod... W Montanie (USA) rozbił się samolot. Zginęło 14 osób, w większości małe dzieci. Ofiary to rodzina Irvinga Moore Feldkampa – właściciela sieci klinik, w których legalnie dokonywano aborcji. Maszyna gruchnęła w cmentarz, tuż koło symbolicznego grobu nienarodzonego dziecka. „To kara boska za zbrodnie i znak od Niego” – nie bez ukrywanej satysfakcji doniosły katolickie (także polskie) media. Z niezmienną od stuleci i właściwą sobie katolicką miłością bliźniego.
TopPieronekCap morą życia człowieka mediów jest konieczność bycia na bieżąco z polityką, niezależnie od tego, jaki ona poziom prezentuje. W polskim piekiełku sprowadza się to do oglądania tych samych gadających głów, obrzucających się nawzajem błotem. Do studiów i na łamy pism na poważne dyskusje zapraszane są „autorytety”, które często nawet z niezłą swadą i elokwencją głoszą poglądy, które w normalnych demokracjach skutkowałyby wyśmianiem i izolacją oszołoma. Niestety, nawet tak inteligentni dziennikarze jak Lis czy Olejnik nie zauważają, że dobór rozmówców wystawia świadectwo im samym. A przecież głoszenie poglądów antyklerykalnych powinno być – podobnie jak lansowanie faszyzmu – ścigane przez prawo. A nawet bardziej, bo klerykalizm jest dziś w Polsce większym zagrożeniem. Tymczasem klerykalno-faszyzujące oświadczenie biskupa Pieronka na temat ustawy medialnej, w którym opowiedział się on za dyskryminacją ludzi ze względu na orientację seksualną, rasę, płeć i wyznanie... pozostawia się w największych mediach bez komentarza! Niedobrze się robi od nadmiaru wazeliny. Podobnie jak od aktualnego festiwalu pod hasłem: sławne nazwiska na pierwsze miejsca list wyborczych do europarlamentu. Słowa „kompetencja”, które powinno być kluczem w obecnej kampanii, prawie nie słychać. Liczy się sztuka i gęba, koniecznie znana z telewizora. No bo przecież nie wiedza, szerokie horyzonty czy języki obce, których zresztą prawdziwi Polacy z PiS czy LPR nie mają zamiaru lub nie są w stanie się nauczyć. Ale całą tą polską patologią nie wolno się załamywać. Ku pokrzepieniu serc pamiętajmy zawsze, że oprócz Polski D jest również Polska A. I Polacy A, jak Asy. To ci, którzy używają obydwu półkul mózgowych i nie byli poczęci po pijaku pod świętym obrazem. Zacznijmy od informatyków. Od ponad 8 lat polscy licealiści i studenci informatyki (z Politechniki Warszawskiej i Koszalińskiej oraz Uniwersytetu Warszawskiego) co roku miażdżą swoich konkurentów na wszelkich światowych konkursach programowania. Od 2005 roku pierwsze miejsce w rankingu uczelni kształcących najlepszych programistów zajmuje Wydział Informatyki UW. W najważniejszym światowym systemie konkursowym TopCoder gwiazdą od 2003 roku jest Tomasz Czajka, student UW. W tym roku wśród 24 finalistów TopCoder Open znalazło się 4 Polaków. A do finału najtrudniejszego konkursu TopCoder Collegiate Challenge dostała się piątka naszych. Inne szczawiki znad Wisły od 6 lat co roku wygrywają w Zespołowych Mistrzostwach Świata w Programowaniu – gromią swoich kolegów z Europy Zachodniej, USA, Chin, Japonii i Rosji. Rząd tej ostatniej funduje swoim najlepszym studentom informatyki stypendia po kilkadziesiąt tysięcy dolarów miesięcznie. Wszystko na nic – i tak wygrywają Polacy. W tym roku w rozgrywkach zadaniem było przygotowanie oprogramowania dla sterowników robotów obsługujących mikroprecyzyjne maszyny. Do ścisłego finału po morderczych rozgrywkach weszły 4 polskie drużyny, które zajęły 4 pierwsze miejsca na 24. Ponadto Polacy zaprojektowali oraz administrują drugą na świecie platformą internetową, dzięki której co dzień toczą się międzynarodowe rozgrywki programistów. Biznesowe rozwiązania polskich informatyków rozkładają konkurencję na łopatki. Wśród nich jest m.in. najlepszy na świecie anglojęzyczny syntezator mowy.
Z
A to wszystko w państwie, które jeszcze do II połowy lat 90. było objęte embargiem na dostawy najnowszych technologii. Ów fenomen jednak łatwo wyjaśnić. Otóż Polska ma tradycję wysokiego poziomu nauczania matematyki. W XX wieku słynęliśmy z tak zwanej polskiej szkoły matematyki. Tak więc edukacja procentuje! Talenty łowiono w szkołach poprzez konkursy, zawody i olimpiady – głównie za „obrzydliwej komuny”, ale dziś także. Tyle że, według ekspertów, łowi się za późno, bo dopiero w liceum. Zmarnować talent – poprzez brak bodźców i możliwości rywalizacji z innymi – jest bardzo łatwo. W krajach, gdzie zamiast w rozwój sieci parafii postawiono na sieć internetową, rówieśnicy młodych Polaków od najmłodszych lat są poddawani bacznej obserwacji. Bardzo szybko wyławia się talenty idące potem indywidualną ścieżką edukacyjną. I to wszystko bez zabierania dzieciństwa. U nas PiS i Kościół walczą z zerówkami w szkołach. Robią to z premedytacją, wiedząc, że ich wyznawcy nie grzeszą intelektem, po co więc mnożyć szeregi oponentów. Przy okazji osłabiają wielki potencjał młodych umysłów, jakim Polska dysponuje. Ale może wkrótce – przy tak wielkich nakładach na katechizację – usłyszymy o polskich olimpijczykach z dziedzin: Wojtyłologia, demonologia, klerowłazidupstwo stosowane, czy choćby klepanie różańca na czas. Problem w tym, że nikt takich olimpiad nie organizuje. Poza Polską... Niestety, w Polsce nie ma za to powszechnego dostępu do szybkiego internetu, a ten pomógłby skutecznie pomnożyć talenty. W aktualnym – na 2009 rok – światowym rankingu rozwoju społeczeństwa informacyjnego nasz kraj spadł w porównaniu z rankingiem z przełomu roku 2006/2007 aż o sześć miejsc. Zajęliśmy 69 miejsce za Rumunią, Ukrainą, Bułgarią. Zawdzięczamy to historycznym (od zajmowania się historią) rządom PiS i niemocy ekipy Donalda Tuska, która postanowiła przesunąć środki z UE – przeznaczone jeszcze przez Marka Belkę na budowę sieci światłowodowych – na... inne cele. Tak więc wysiłki trzech ww. uczelni są osamotnione. Ale są! I drugi fenomen: w zwykłym warsztacie powstał przebój rynkowy – Bielik vel Orlik, mały lekki samolot odrzutowy, przeznaczony na szkolenia, patrole i powietrzne taksówki. To dzieło polskiego inżyniera Edwarda Mariańskiego i jego rodzinnej firmy. Do zawojowania światowych rynków brakuje jednak kilkunastu milionów złotych, niezbędnych do zakończenia budowy platformy szkoleniowej dla Bielika. Pozwoli to na pełne pokazy i pierwsze zamówienia. Według szacunkowego popytu – i to teraz, w kryzysie – przy produkcji Bielika pracę znalazłoby od zaraz 9 tysięcy ludzi. A bielscy inżynierowie mają w zanadrzu jeszcze jeden hit – czeka na produkcję Diana, lekki bezzałogowy samolot patrolowy zaadaptowany z szybowca. I znowu brakuje trochę kasy i rządowego patronatu. Przy wsparciu ze strony państwa Polska może stać się centrum produkcji małych samolotów. Nie zapominajmy, że dzisiaj samolot to jeden wielki komputer. A nasi informatycy są najlepsi. Już wyobrażam sobie te czasy, kiedy Polska słynie w Europie nie z wetowania, lecz z nowych technologii! I jeszcze z wykształconych, światłych, przedsiębiorczych ludzi, którymi w większości jesteśmy. Pieronkowi i Kaczyńskim na złość. JONASZ
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r. PN odkrył Amerykę i ogłosił, że legendarny (uchodzący za kapelana „Solidarności”, bo nikt nie śmie zauważyć, że w archiwach kościelnych nie ma śladu takiej nominacji) ksiądz prałat Henryk Jankowski kolaborował z nieboszczką Służbą Bezpieczeństwa, która traktowała go jako „wyjątkowo cennego agenta wpływu”. „Z naukową pewnością rozstrzygamy, że ks. Jankowski to kontakt operacyjny „Libella” vel „Delegat” – potwierdził 25 marca 2009 r. szef Biura Edukacji Publicznej IPN Jan Żaryn na łamach gazety „Dziennik”, zaś „Rzeczpospolitej” tłumaczył, dlaczego ich tak
I
formalnie niezarejestrowanym (najcenniejsi agenci nie byli rejestrowani), „Libellą” a sztabem kryzysowym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdzie latem 1980 r. przygotowywano treść homilii prałata do strajkujących stoczniowców. Świadkowie tamtych dni opowiadali na łamach „FiM”: ! „Ostateczną, zaaprobowaną przez ministra wersję homilii z wyeksponowanym wątkiem o potrzebie pracy wręczono »Libelli« tuż przed jego wyjazdem do stoczni. »Przeczytaj ją, Heniu, dokładnie, żebyś szefa nie przeskoczył« – oznajmił major. Chodziło o to, że kilka dni wcześniej prymas Wyszyński wygłosił
GORĄCY TEMAT „Tylko idiota mógł oczekiwać, że »Delegat« pójdzie pod prąd. Co, miał mówić, że komuna jest piękna?! W Gdańsku byłoby to równoznaczne z samobójstwem. No i straciliśmy go bezpowrotnie, gdy we wrześniu 1983 roku z polecenia ministra Kiszczaka wszczęto przeciwko Jankowskiemu śledztwo o „nadużywanie wolności sumienia i wyznania”. Sami wypromowaliśmy Henia na bohatera narodowego” – ironizował „nasz major” Ryszard B. w rozmowie z dziennikarzami „FiM”. ! ! ! W późniejszych artykułach obszernie opisywaliśmy m.in., jak zazdrosna bezpieka broniła się przed
! „Przed wizytami udzielaliśmy »Delegatowi« instruktażu. Spotykaliśmy się z nim w Warszawie, w naszym mieszkaniu konspiracyjnym na Krakowskim Przedmieściu” – ujawnił „FiM” tajemnice przygotowań płk J. z Departamentu IV MSW; ! „Henryk bał się tam cokolwiek powiedzieć i w zasadzie tylko słuchał. Wskazując mi na kontakty w ścianach, łapał się za uszy, sugerując możliwość istnienia podsłuchu. Nie chciał również otwarcie rozmawiać u Wałęsy. »Dajcie mi jakiś dyktafon, to wyjdę z Leszkiem do ogrodu i spokojnie z nim pogadam«, poprosił” – wspominał major Ryszard B.
3
Gdy tylko ks. Jankowski dowiedział się, że został zdemaskowany już jak najbardziej oficjalnie i przez instytucję państwową, zaczął opowiadać straszne głupstwa... ! Przyznał, że znał z widzenia majora Ryszarda B. i czasem mówili sobie „dzień dobry”. „On miał kiedyś tu w budynku plebanii mieszkanie. Na dole, gdzie teraz jest jadalnia. Był tu zanim ja się sprowadziłem i mieszkał jeszcze jakiś czas, a w stanie wojennym się wyprowadził” – bujał prałat reporterów radiowych; ! Kilkanaście godzin później mówił im: „Ten ubek próbował [wykorzystując fakt czasowego zamieszkiwania vis-à-vis jego gabinetów] ze
Kapuś „Solidarności” Po niemal pięciu latach namysłu Instytut Pamięci Narodowej przyznał nam rację. Ksiądz Jankowski apeluje, żeby dać im za to po ryju... nagle naszło: „Postanowiliśmy zamknąć tę niegdysiejszą dyskusję i podać rozwiązanie zagadki”. O jakąż to „dyskusję” chodzi? ! „Trzy lata temu media po raz pierwszy pisały o osobie z bliskiego otoczenia Lecha Wałęsy i prymasa Stefana Wyszyńskiego, która od grudnia 1980 r. do maja 1982 r. była informatorem SB. Nie ustalono jednak wówczas, kto nim był” – twierdzi telewizja TVN; ! „Sugestie, że KO „Libella” vel „Delegat” to ks. Henryk Jankowski, pojawiły się w tekstach opublikowanych w „Rzeczpospolitej”, ale nikt do tej pory nie napisał o tym wprost” – wypina piersi dziennikarka „Rzepy”, nawiązując do artykułu z 5 sierpnia 2006 r., w którym – jak sprawdziliśmy w archiwum – dwaj dzielni dziennikarze tej gazety zdradzili straszną tajemnicę, że już „domyślają się”, kim był pewien ważny agent bezpieki działający na styku Kościół – „Solidarność”, jednak nie mają odwagi podzielić się tą wiedzą z opinią publiczną. „Może być i tak, że jego nazwisko nigdy nie ujrzy światła dziennego” – napisali. No, chyba że „on sam opowie, jak było”... ! ! ! „Agent Libella”, to tytuł naszego artykułu z sierpnia 2004 r. („FiM” 34/2004). Napisaliśmy wówczas jasno i wyraźnie, że po serii rozmów operacyjnych zachowanych przez ks. Jankowskiego w tajemnicy przed przełożonymi taki właśnie pseudonim nadał mu oficer, o którym gdańscy księża mówili ciepło: „nasz major”. To on był łącznikiem między głęboko zakonspirowanym, nigdy
bardzo stonowane przemówienie nawiązujące do strajków na Wybrzeżu i nie chcieliśmy, żeby »Libella«, który w tym momencie stawał się niezwykle cennym agentem wpływu, wyskoczył przed szereg”; ! „Wprawdzie jego informacje trafiały tylko na najwyższe piętra władzy i były zniekształcane tak, by zakamuflować źródło, jednak ktoś, kto zadałby sobie trud przeanalizowania całości meldunków, z łatwością domyśliłby się, od kogo pochodzą. Agent otrzymał więc
nowy pseudonim: Delegat, a jego kolejnym zadaniem była salka BHP, czyli pertraktacje przywódców strajku z delegacją rządową. Przekazywał niezwykle cenne informacje o przebiegu rozmów i taktyce negocjatorów Wałęsy”. W rzeczonym 2004 r. wyjaśniliśmy również, jak to się stało, że ks. Jankowski przeszedł na drugą stronę barykady, gdy owocną współpracę z SB zakłócił stan wojenny. Odreagowywał go ostrymi kazaniami, a że nic tak nie boli jak zdrada, Warszawa postawiła ultimatum: zaprzestanie drażniących władzę wystąpień publicznych albo wytoczą mu proces karny.
próbami „wypożyczenia” ks. Jankowskiego przez radzieckie KGB („Delegat” – „FiM” 33/2006), a w lipcu 2008 roku pokazaliśmy kilka atutów trzymanych w rękawie na wypadek procesu, który prałat nam głośno obiecywał, ale jakoś później zapomniał... Z „Prałata w sosie własnym” („FiM” 28/2008) można się było wówczas dowiedzieć, że:
! po ogłoszeniu stanu wojennego Wałęsa nie został od razu formalnie internowany, lecz był „gościem” – jak to określano – władz. Z przewiezionym do rządowej willi w Chylicach pod Warszawą i ściśle odizolowanym od świata przewodniczącym NSZZ „Solidarność” prowadzono poufne rozmowy w sprawie rekonstrukcji związku, a w tym najgorętszym okresie ks. Jankowski odwiedzał go z błogosławieństwem Służby Bezpieczeństwa aż czterokrotnie;
! gdy w stanie wojennym specsłużby poszukiwały ukrywającego się Bogdana Borusewicza, ks. Jankowski zaalarmował pewnego dnia swojego opiekuna z SB: „Widziałem »Borsuka« w mieście. Zapuścił wąsy i nosi teraz okulary”.
Innym razem raportował: „On ma dupę, ekspedientkę w Domu Książki we Wrzeszczu. Była u mnie po lekarstwa na wrzody żołądka, a pamiętam, że Borusewicz się na nie uskarżał. Te lekarstwa z pewnością były dla niego. Pochodźcie za nią, doprowadzi was prosto do celu” – doradzał „Delegat” prowadzącemu go oficerowi. ! ! !
mną rozmawiać, uzyskiwać jakieś wiadomości z kurii i tak dalej, ale mnie to nie interesowało w ogóle, bo nie zajmuję się głupotami i dokładnie wiedziałem, kim pan Ryszard B. jest”. Zanim ks. Jankowski ochłonął, zdążył jeszcze zaapelować, żeby z IPN-em „nie dyskutować, tylko wyrżnąć jednego w gębę i do widzenia”, zaś w pierwszej kolejności unieszkodliwić Żaryna („kopniętego w głowę”, „umysłowo chorego” – jak go określił). Tego samego, który jak mógł próbował załagodzić wydźwięk „naukowo pewnego” komunikatu o „Libelli” vel „Delegacie” i sugerował w późniejszych wywiadach, że – konspirując z bezpieką – prałat: ! „najprawdopodobniej nie wiedział o rejestracji”; ! „mógł wyobrażać sobie podczas rozmów z oficerem prowadzącym, że uczestniczy w grze politycznej” itp. ! ! ! Opanowany przez czarną prawicę IPN jest w obecnym kształcie instytucją, o której mamy bardzo niedobrą opinię. Uważamy, podobnie zresztą jak ks. Jankowski, że częstokroć realizuje się tam paskudne – czasem gołym okiem widoczne – zapotrzebowania polityczne. Ale czyż z tej zbieżności ocen wynika, że powinniśmy milczeć, gdy prałat notorycznie łże w żywe oczy? Po raz kolejny zarzucamy mu kłamstwo, bo mamy twarde dowody, że major Ryszard B. nigdy nie mieszkał w budynku dzisiejszej plebanii parafii św. Brygidy. Dzielnym reporterom śledczym „Rzepy” podpowiadamy (i mamy nadzieję, że za kilka lat o tym u nich przeczytamy): owym lokatorem był pan Edward Bender – ówczesny wicedyrektor Muzeum Stutthof, który z bezpieką miał tyle wspólnego, co „Libella”–„Delegat” z, pożal się Boże, kapelanem „Solidarności”. ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Huzia na Józia Feministka Gretkowska napisała: „Mężczyzna jest urządzeniem łatwym w obsłudze, bo ma tylko jedną wajchę”. Mądrym kobietom taka wiedza wystarcza. Reszta czyta „bestsellery” o tym, że faceci są z Marsa, one z Wenus, i tym podobne pierdoły. Babskie rubryki ojczyźnianych brukowców co rusz informują o jakimś doniosłym odkryciu dotyczącym kwestii fundamentalnych – jak się podobać, jak poderwać. Wszystkie oparte na wnikliwych obserwacjach i potwierdzone przez „wybitnych ekspertów”. Oto parę epokowych mądrości z ostatnich tygodni: Dzięki amerykańskim naukowcom wiemy, że stosowany w wiejskich gospodarstwach wybielająco-usztywniający krochmal doskonale usztywnia także dwa damskie zwisy. „Wystarczy, że poprosicie partnera, żeby wykrochmalił wam biust, a miseczka A zamieni się w pełne D”. Z kolei uczeni niemieccy zaobserwowali, że piersi rosną też w czasie zmywania naczyń. Wystarczy kilka razy dziennie energicznie wyszorować gary i... efekt gwarantowany! Przełomowe odkrycie, na potrzeby prasy, potwierdziła uśmiechnięta młoda dziewoja, warszawianka, która bardzo cierpiała, bo jej piersi przypominały „małe cytrynki”. A teraz? Ho, ho! Dziewczynie tak urosły, że nie można jej od zlewu odgonić. Rewelacyjnego newsa
poświadczył nasz rodzimy lekarz i fizjoterapeuta, przypominając jednakowoż, że „jak już biust się ładnie uformuje, to też ciągle trzeba ćwiczyć”. Szczęśliwie dowiedzieliśmy się i o tym, że zimne piwko to nie tylko kusząca pianka i błogosławione procenty, ale – uwaga – witaminy i inne cenne składniki, które zapewniają jedwabistą skórę. „Odkąd robię sobie piwny prysznic, mam jędrną i lśniącą skórę” – zwierzyła się na łamach prasy bardzo uradowana Polka. Trzeba tylko wziąć browarek, wstrząsnąć i polewać. Nie do szklanki, ale na siebie. Żeby wszystko było jasne, młoda pani zapozowała w wanience, w różowym bikini, z dwiema butelkami piwa marki „Łomża”.
„Zdaniem seksuologów, odkurzanie dywanu i zmywanie podłóg na kolanach może doprowadzić chłopaka do szaleństwa. W trakcie wykonywania domowych prac kobieta odczuwa silną ekscytację i świadomie uwodzi mężczyznę” – obwieścił „Super Express”. Dla niedowiarków są zdjęcia. Na pierwszym modelowa polska famme fatale żwawo odkurza. Jej partner siedzi na kanapie z pilotem do telewizora, ale... już łapczywie zerka! Zdjęcie drugie: już po odkurzaniu, nasza uwodzicielka – na kolanach, uzbrojona w szmatę i wiadro z mydlinami – pucuje podłogę. Jej partner wymienił pilota na puszkę piwa i jeśli wierzyć parafce pod zdjęciem, „z trudem opanowuje pożądanie”. Dla wytrwałych, którzy zastosują się do powyższych rad, jest nagroda! Można przyłączyć się do wielkiej akcji „Cała Polska wącha piersi”. Wybitni naukowcy (którym wybitnie się nudziło...) zlokalizowali na kobiecym ciele „trójkąt miłości”. To miejsce, w którym stykają się piersi, mniej więcej na wysokości mostka, gdzie wprost roi się od feromonów. „Chcesz, żeby on szalał z miłości do ciebie, żeby wciąż patrzył na ciebie wygłodniałym wzrokiem? Wystarczy, że dasz mu zanurzyć nos w swoje piersi i pozwolisz, by upajał się ich zapachem”. Ponoć wystarczy kilka sekund. Aha! Działaniu „trójkąta miłości” wybitnie szkodzą perfumy, wszelkie antyperspiranty oraz... mycie. Naturalny zapach najważniejszy. O który – jeśli w pierwszej kolejności zafundujemy sobie krochmalenie, zmywanie garów, odkurzanie, szorowanie podłóg i polewanie „Łomżą” – martwić się już właściwie nie trzeba. JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki W niecodzienny sposób podchodził do swoich obowiązków pewien listonosz z Będzina. Policjantom wyjaśnił, że korespondencji nie wyrzucał, tylko mu wypadała, kiedy się przewracał. A przewracał się, bo równowagi pozbawiała go za ciężka torba. No i jeszcze coś... Pan listonosz pracował z 3 promilami w wydychanym powietrzu.
LUDZIE, ZEJDŹCIE Z DROGI...
Przez cztery lata 28-letni mieszkaniec Katowic dorabiał do taksówkarskiej pensji jako kurier. Przewoził amfetaminę, marihuanę, tabletki ecstasy oraz kokainę. Łącznie 50 kilogramów o wartości około 420 tysięcy złotych.
TAKSÓWKARZ
Nie na wnuczka czy inkasenta, ale na wielką wygraną w loterii jednego z hipermarketów naciąga starszych mieszkańców Dębicy młody mężczyzna podający się za menedżera. Jedna z poszkodowanych kobiet straciła ponad 19 tysięcy złotych, które tytułem podatku wpłaciła za wygrany na loterii samochód. Teraz jeździ zeznawać na policję. Autobusami.
WIELKA GRA
20-latek spod Jarosławia zaprosił do domu kilku kumpli i w towarzystwie matki nieźle sobie z nimi popił, a gdy goście wyszli, zaatakował śpiącą rodzicielkę i brutalnie zgwałcił. Już nie po raz pierwszy. Gdy usnął, kobieta uciekła do mieszkującej w pobliżu córki, która powiadomiła policję. W wiosce, gdzie oboje mieszkają, pojawiają się już opinie, że kobieta ,,wstydu nie ma i Boga się nie boi’’, bo wbrew zasadom porządnej katolickiej familii sprawy rodzinne wywleka na zewnątrz. Opracowali: WZ i JA
GRUNT TO RODZINKA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nie obchodzi mnie, czy moja ustawa dotycząca in vitro jest zgodna z nauczaniem Kościoła. (Jarosław Gowin, poseł PO)
!!! My nawet nie zdobyliśmy się na to, by po 1989 r. wysadzić w powietrze Pałac Kultury i Nauki. A II Rzeczpospolita potrafiła zerwać symboliczną więź z czasami niewoli i zburzyć cerkiew, która należała do najpiękniejszych w cesarstwie rosyjskim i stała na obecnym placu Józefa Piłsudskiego. (Janusz Kurtyka, prezes IPN)
!!! iała być mądra ustawa rządowa o in vitro, ale jej nie będzie. Miała być dyskusja o eutanazji, ale głos premierowi uwiązł w gardle. Kościół, największy papierowy tygrys naszego kraju, nie przestaje napędzać strachu rządzącym. W polityce, podobnie jak w innych dziedzinach życia, wygrywa ten, kto robi lepsze wrażenie. Może być tak, że lepsze wrażenie oznacza gorsze. Bo czasem sukces odnosi ten, kto przeciwnika potrafi porządnie przestraszyć i przekonać, że dalsza walka nie ma sensu. Potrafią to robić skutecznie także zwierzęta inne niż ludzie, strosząc pióra, rycząc lub demonstrując wielkość swojego ciała. Sztukę zastraszania i robienia wrażenia opanowała oczywiście także najbardziej sprawna politycznie organizacja świata – Kościół rzymskokatolicki. Kiedy rozmawia się z katolikami niezbyt wprawdzie gorliwymi, ale korzącymi się przed domniemaną wielkością Kościoła, można od nich często usłyszeć, że w tej instytucji jest „coś”, coś niezwykłego, co pozwoliło jej przetrwać stulecia. Zgadzam się z tym, że Kościół ma w sobie „coś”. Tym czymś jest bezwzględność. Potrafi on bez skrupułów wykorzystać każdą sytuację dla poprawienia swojej sytuacji. Kiedy nie ma innego wyjścia, kładzie się u stóp możnych tego świata; kiedy czuje własną siłę albo ma świadomość, że inni uważają go za silnego, potrafi swoich wrogów przyprawić nawet o śmierć. Oczywiście, najchętniej cudzymi rękoma. Tak jak wtedy, kiedy poparł i współtworzył jeden z najokrutniejszych reżimów Europy i świata
M
– Katolickie Państwo Narodu Chorwackiego Ante Pavelicia. Bywało, że włoscy faszyści i hitlerowcy brzydzili się swoim zwyrodniałym chorwackim sojusznikiem. Kościół nigdy się nim nie zgorszył. Schronienie przed aliantami zgotował Paveliciowi inny oddany syn i dobroczyńca Kościoła, generał Franco, rzeźnik Hiszpanii. Kiedy słyszę, jak katolicy mówią, że Bóg jest po stronie ich Kościoła, bo istnieje on już od 2000 lat, mam zwyczaj odpowiadać, że diabeł, w którego także wierzą, jest znacznie starszy i, gdy patrzymy na świat, to widać, że świetnie mu się powodzi. Możliwe nawet, że coraz lepiej. Nie wiem, czy pan Tusk o tym wszystkim wie, i dlatego boi się Kościoła. Pragnę go jednak zapewnić, że nie ma się już czego lękać. Kościół w Polsce A.D. 2009 jest już tyko wydmuszką po dawnej chwale i sile. Te nie więcej niż 20 procent prawowiernych katolików, którzy biorą poważnie wskazania episkopatu, nie głosuje raczej na Platformę. Nikt Kościołowi nie może w Polsce obiecać więcej niż Kaczyńscy, oddani biskupom tak jak pragnieniu władzy – bezwarunkowo, niczym niektórzy ministranci własnym proboszczom. Zrobią wszystko za snickersa władzy. Może więc warto, Panie Premierze, pomyśleć o zmianie frontu? Już raz Pan to zrobił: ze zwolennika prawa do aborcji przepoczwarzając się w prawowiernego katolika. Ludzie zapomnieli. I teraz zapomną. Proszę zobaczyć, jak Palikotowi pięknie się udało: z konserwatywnego wydawcy „Ozonu” w forpocztę obyczajowego liberalizmu. Nie opłacało się? ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Tusk ma wielkie oczy
Myślę, że ci ludzie, czasami tak bardzo agresywni wobec tego, co kościelne, co dobre, noszą w sobie wielkie rany. Oni potrzebują lekarza na miarę Chrystusa. Chciałbym powiedzieć tak: w tych ludziach Kościół jest zraniony, Kościół cierpi. (abp Józef Michalik)
!!! Nie stawiamy na gwiazdy z zewnątrz, nie podpalamy partii, postawiliśmy na twarze partii, na twarze lojalne. Stąd Kurski. W przeciwieństwie do PO. Teraz na listach brakuje niani Frani i braci Mroczków. (Joachim Brudziński o listach do Parlamentu Europejskiego)
!!! Przeciwko Samoobronie wytaczano działa największego kalibru, by nie mogła realizować swojego programu, który jest zagrożeniem dla tzw. elit. Nie poddamy się jednak. Im bardziej będziemy prześladowani, tym będziemy mocniejsi (...). Przepraszamy wszystkich za to, że weszliśmy w koalicję z ludźmi chorymi. Mieliśmy nadzieję, że PiS, formując rząd i przejmując władzę, chce poprawić sytuację Polaków. Okazało się, że władza była dla nich celem samym w sobie. (Andrzej Lepper)
!!! Narasta świadomość Polaków, że szarogęszenie się Kościoła przekracza wszelkie granice. Biskupi mają zdecydowanie za duży wpływ na życie publiczne i decyzje polityków. Zaproponowałbym hasło: Konstytucja powinna być ważniejsza niż Ewangelia. Jeżeli Kościół chce ewangelizować, to niech robi to za pomocą instrumentów charakterystycznych dla tego typu działalności. Niech naucza i świeci przykładem, a nie próbuje tworzyć prawo, którego zobowiązane są także przestrzegać osoby, które z nauką Kościoła w wielu sprawach się nie zgadzają. Polska powinna być państwem republikańskim, w którym rozdział Kościoła od państwa istnieje faktycznie, a nie tylko na papierze. (Leszek Miller)
!!! Trudno się dziwić, że są książki o Wałęsie, także idiotyczne, tak samo jak są idiotyczne książki o papieżu. (Andrzej Olechowski) Wybrali: OH i DS
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
NA KLĘCZKACH
WYŚCIG DO BRUKSELI Liderzy polskich partii politycznych nie wyciągnęli praktycznie żadnych wniosków z kończącej się właśnie pierwszej kadencji naszych eurodeputowanych. Zamiast ekspertów chcą do Brukseli wysłać politycznych awanturników i bankrutów. I tak PO rekomenduje Mariana Krzaklewskiego, fatalnego lidera AWS i propagatora intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski i Europy. Jarosław Kaczyński pragnie wysłać Zbigniewa Ziobrę (były minister sprawiedliwości), prof. Ryszarda Legutkę, który publicznie opowiada, że jest wrogiem tolerancji, oraz politycznego wędrownika Ryszarda Czarneckiego. Obok nich PiS rekomenduje eurodeputowanych: Urszulę Krupę, Mirosława Piotrowskiego i Witolda Tomczaka. Cała trójka znana jest ze związków z Radiem Maryja. W Brukseli zajmowali się dotąd modlitwami na sali obrad europarlamentu oraz walką z żydowsko-masońskim spiskiem. Politycy Ligi Polskich Rodzin skryli się pod nowym szyldem Libertas Polska. Pod nim mają się znaleźć między innymi: eurodeputowany profesor Maciej Giertych, który w Brukseli zajmował się głównie walką z teorią Darwina, Artur Zawisza – bohater naszych licznych publikacji – oraz Mirosław Orzechowski, były wiceminister edukacji (wsławił się akcją liczenia uczennic w ciąży). Swoje listy wystawić ma Samoobrona, ale bez Andrzeja Leppera. Za to mają się na niej znaleźć Sandra Lewandowska (miss poprzedniej kadencji Sejmu) oraz Janusz Maksymiuk – jej polityczny wychowawca. MiC
ZARZĄD WARTOŚCIAMI Zarząd Transportu Miejskiego, który odmówił reklamy społecznej organizatorkom Manify 8 Marca („FiM” 10/2009), z wdzięcznością przyjął plakaty archidiecezji warszawskiej. Agenda kościelna zaprasza w nich na Ogólnopolską Drogę Krzyżową Ludzi Pracy. Podsuwamy działaczkom kobiecych organizacji pomysł na przyszły rok – niech kolejna manifa będzie nazwana „Drogą Krzyżową Polskich Kobiet”. Zgodę na reklamę macie murowaną. Poza tym los kobiet w Katolandzie nie odbiega od smętnego nastroju katolickiego nabożeństwa, więc nazwanie tego „drogą krzyżową” jest absolutnie na miejscu. MaK
LECZNICZA PLEBANIA Prezydent Pabianic Zbigniew Dychto poprosił proboszcza parafii św. Maksymiliana Kolbego, prałata Ryszarda Olszewskiego, by zerwał umowę z Jackiem Wutzowem, byłym dyrektorem pabianickiego
CUD W MIELCU
SPZOZ (niegdyś wiceminister zdrowia), który w budynkach ogromnej plebanii zamierza uruchomić niepubliczny zakład opieki zdrowotnej. Skąd nietypowa prośba prezydenta? Jak się okazuje, Wutzow zasłynął doprowadzeniem niemal na skraj przepaści pabianickiego szpitala (100-milionowe zadłużenie) i dążeniem do przejęcia placówki. Udało się ją uratować w ostatniej chwili. Pabianiczanie mają dość cwaniaków żerujących na schorowanej służbie zdrowia. Tymczasem prałat twierdzi, że spełnienie żądań prezydenta będzie trudne, bo ruszyła już kosztowna adaptacja pomieszczeń dla Wutzowa. A kasa, jak wiadomo, rzecz święta... BS
SUPERKAPELAN
Straż Miejska w Słupsku ma od niedawna nowego kapelana. Został nim bohater naszych artykułów ks. Jan Giriatowicz, znany m.in. z nielegalnego ustawienia krzyża w centrum miasta. Z pomysłem powołania Giriatowicza na kapelana wyskoczył komendant SM Waldemar Fuchs. Lewicowy – z nazwy – prezydent Słupska Maciej Kobyliński (SLD) natychmiast podchwycił hasło i zaproponował Giriatowiczowi objęcie posady od marca. Giriatowicz jest już kapelanem wszystkich najważniejszych służb mundurowych w Słupsku – policji, wojska i straży pożarnej. Jednak bez wahania przyjął propozycję i w nagrodę podarował Fuchsowi statuetkę Anioła Stróża. Czy to ten sam stróż Anioł, co dbał o porządek w serialu „Alternatywy 4”? AS
JECHAŁ „PO MSZY” Ponad dwa promile wskazał alkomat u kierującego bmw księdza z parafii w Tomaszowie Lubelskim. 51-letni ks. Józef S. wpadł 26 marca podczas policyjnej akcji „Trzeźwość”, zorganizowanej w powiecie tomaszowskim. Księżowskie bmw odholowano na strzeżony parking. Miejmy nadzieję, że duchowny usłyszy zarzut kierowania samochodem pod wpływem alkoholu zamiast pocałowania w łapkę. AK
ŚWIĘTY MARSZAŁEK Co było najważniejszym punktem obrad lubelskiego sejmiku w miniony poniedziałek? Marszałek województwa Krzysztof Grabczuk zaprosił radnych, a także innych samorządowców, do wzięcia udziału w rekolekcjach, jakie miały się odbyć w jednym z lubelskich kościołów. Marszałek Grabczuk jest autorem naukowej pracy na temat wpływu katolickiej nauki społecznej na funkcjonowanie samorządu terytorialnego w Polsce. KC
CUD STRAŻACKI Gdy pacjent zostaje wyleczony, zasługi przypisuje się zwykle Panu Bogu, gdy zaś umiera – winien jest najczęściej lekarz. Przypomniały nam się te słowa w związku z 20 rocznicą obchodów szczęśliwego ocalenia Białegostoku. W marcu 1989 r. w rejonie ul. Poleskiej doszło do katastrofy kolejowej i wykolejenia 5 cystern z trującym chlorem. Dzięki akcji strażaków nie nastąpiło rozszczelnienie ani jednego zbiornika i wszystko zakończyło się dobrze. Na pamiątkę tego wydarzenia w miejscu katastrofy stanął krzyż i odbywają się rocznicowe modły dziękczynne. Cud przypisywany jest wstawiennictwu samego błogosławionego ks. Michała Sopoćki. Czemu nie św. Floriana, patrona strażaków? BS
JPII ODNOWICIEL Jeśli ktoś myśli, że Polacy obdarzyli Jana Pawła II wszystkimi możliwymi komplementami, to powinien zajrzeć na łamy ostatniego numeru tygodnika „Niedziela” (29 III). Tam w jednym z artykułów dominikanin o. Jan Góra nie tylko przyznaje papieżowi przydomek „Wielki”, ale i wnosi publicznie o uhonorowanie go tytułem... „Odnowiciela mowy polskiej”. Góra pisze m.in. tak: „Będąc jeszcze klerykiem, podziwiałem jego odwagę jako mówcy...”. Dalej wspomina lata komunizmu, w których rzekomo „wykoślawiły nam się słowa”, a JPII zaczął to naprawiać już od homilii w czasie inauguracji swego pontyfikatu. Można podejrzewać, że jakieś nadgorliwe katolickie jury naprawdę posłucha Góry i nazwie papieża Odnowicielem. Dlatego proponujemy nadać naszemu rodakowi jeszcze kilka iście królewskich przydomków. Co byście powiedzieli na JPII Kłótnik (patrz: wykrzyczana pielgrzymka do ojczyzny z 1991 roku), JPII bez Ziemi (gdy leciał samolotem), JPII Krzywousty (gdy kłamał o świętości Stanisława ze Szczepanowa), Szczodry (gdy masowo kanonizował współwyznawców), Śmiały (gdy przyjmował Peatza na prywatnej audiencji) itp., itd.? OP
Mielec nawiedził cudowny krzyż. Była procesja, droga krzyżowa, msza i adoracja relikwii. A tak, relikwii, bo za taką – choć świętego jeszcze nie ma – uznano już krzyż, który JPII trzymał ponoć w rękach na osiem dni przed śmiercią. A wszystko dzięki jego osobistemu sekretarzowi, obecnemu metropolicie lwowskiemu abp. Mieczysławowi Mokrzyckiemu, który po śmierci szefa przezornie zabrał to cacko do Polski. JA
JPII PRYWATNY Amok budowlany spiżowych postaci JPII skrytykowali wreszcie nawet hierarchowie Krk, co sprawiło, że nowych monumentów jest jakby mniej. Ale pojawiło się zjawisko dotąd prawie nieznane: papieskie pomniki fundują osoby prywatne. Po posągu przed DPS przy ul. Krzemienieckiej w Łodzi odsłonięto właśnie drugi w tym mieście prywatny monument papieża. Ufundowali go przed kościołem pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusowego małżonkowie Barbara i Piotr Klemmowie. Polak biedny, bo głupi. BS
NIEZASPOKOJONY WICE W wybiedniałym Wałbrzychu władze zorganizowały huczne obchody rocznicy śmierci JPII, oczywiście na koszt podatników. Zaprotestowały przeciw temu APP RACJA i stowarzyszenie Młodych Socjalistów. W odpowiedzi na protest wiceprezydent Wałbrzycha Piotr Sosiński z PiS zarzucił antyklerykałom... walkę z publicznym wyznawaniem wiary, a marnotrawienie środków publicznych tłumaczył chęcią „zaspokojenia potrzeb” miejscowej ludności. MaK
SKRUPUŁY ANGLIKANÓW Świetną okazję kupna nieużywanego obecnie kościoła pod wezwaniem św. Jerzego w Gordon w Anglii wywęszyło bractwo św. Piusa X, czyli ułaskawieni przez papieża lefebryści. Okazuje się jednak, że
5
do zakupu może w ogóle nie dojść, gdyż całej sprawie szkodzi wątpliwa popularność jednego z biskupów z bractwa, który neguje Holocaust. Swoje wątpliwości w tej sprawie zgłosił anglikański biskup Manchesteru, który jest jednocześnie przewodniczącym Narodowej Rady Chrześcijan i Żydów. Okazuje się więc, że anglikanie, którzy mogliby zarobić na transakcji, mają skrupuły moralne przed umową z lefebrystami. Wątpliwości takich nie miał Benedykt XVI, który ułaskawił ich zupełnie gratis. PPr
OSZUST Z CHARYZMĄ W Atlancie zmarł Earl Paulk – charyzmatyczny kaznodzieja i cudotwórca, założyciel jednego z pierwszych amerykańskich mega kościołów. W USA było o nim głośno także z innych powodów. Wielebny Paulk był oskarżony przez liczne panie o molestowanie i pod przysięgą przyznał, że utrzymywał stosunki pozamałżeńskie tylko z jedną kobietą. Sąd jednak był dociekliwy, a po zrobieniu przymusowego testu na ojcostwo okazało się, że ma dziecko także z własną bratową. Liczba owieczek Paulka stopniała wówczas z 10 tysięcy do tysiąca. Nic dziwnego, że się staruszek załamał. MaK
ŚLUB 8-LATKI CD. Sąd apelacyjny w Rijadzie (Arabia Saudyjska) odrzucił zarządzenie pierwszego sądu, który zezwolił 47-letniemu mężczyźnie poślubić 8-letnią dziewczynkę. Oznacza to, że małżeństwo jest co prawda nadal ważne, ale sąd uznał, że matka dziewczynki miała prawo walczyć o dziecko i może to robić nadal. Zgodę na ślub dziecka wyraził jego ojciec, który pozostaje w separacji z matką. Werdykt z radością przyjęły organizacje walczące o prawa człowieka i prawa kobiet. Sprawa ślubu 8-latki wybuchła w grudniu, kiedy sędzia z Onaizy odmówił anulowania małżeństwa z powodów prawnych. Małżeństwa dzieci, choć stosunkowo rzadkie, wzbudzają coraz większą irytację społeczeństwa Arabii, tym bardziej że wiążą się one ze zwykłą sprzedażą dziewczynek starszym mężczyznom. PPr
6
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
wystawą) wyraził wiceprezydent Ireneusz Pałac, uznając, że jakikolwiek sprzeciw byłby wyrazem
nietolerancji i naruszałby prawo do wolności wyrażania poglądów. Ciekawe, czy zgodziłby się na wystawę narzędzi tortur katolickiej inkwizycji... ! ! ! Hasła: „Chcemy traktować zwierzęta po ludzku, a ludzi traktujemy jak zwierzęta”; „Mord Ormian 1915–1923 – półtora miliona ofiar. Mord nienarodzonych co roku na świecie – 53 miliony ofiar” połączone z fotografiami mają przemówić do sumień i przekonać ludzi, że aborcja to zło. Niewielu przekonują. Były prezes Fundacji Pro Łukasz Wróbel cztery razy był oskarżony o wywoływanie zgorszenia w miejscu publicznym, zaś wyroki skazujące traktował jako przejaw represji i cenzury światopoglądowej. Rozprawy odbyły się w Łodzi (w pierwszej instancji na miesiąc ograniczenia wolności, czyli 40 godzin nieodpłatnej pracy na cele społeczne; w drugiej – uniewinniony), Lublinie (w pierwszej instancji kara grzywny w wysokości 2 tysięcy złotych; w drugiej – uniewinniony), Białymstoku (sąd pierwszej instancji uznał Wróbla za winnego, ale odstąpił od wymierzenia kary; w drugiej instancji – niewinniony) i Opolu (tutaj 23 marca 2008 r. zapadł wyrok uniewinniający). JULIA STACHURSKA Fot. AJ
kapłana, dowiedzieli się wszyscy w okolicy. Głos w sprawie makulatury zdobiącej płot zabrał w czasie niedzielnego nabożeństwa sam pan proboszcz. Zapewnił solennie, że to nie on podoczepiał kartki, ale jednocześnie zaapelował: „Spotkał nas atak medialny. Proszę was, domagajcie się tolerancji. Piszcie, e-mailujcie, wyrażajcie swoje opinie”. Apel proboszcza nie pozostał bez odpowiedzi. Na tablicy ogłoszeń parafialnych pojawiła się karteczka: „Jedna rodzina mieszkająca w bloku nie może znieść »strasznego« dźwięku parafialnego dzwonu. Wszyscy odczytaliśmy to jak kolejny zbrodniczy zamach na naszą parafię. Mimo to proboszcz zdecydował radykalnie skrócić czas dzwonienia, chcąc w ten sposób okazać dobrą wolę i wyjść naprzeciw żądaniom rodziny niecierpiącej dzwonów. Niestety, to tylko wzmocniło radykalne żądania wyłączenia dzwonu. Prosimy, by dzwon nadal dzwonił. Domagamy się poszanowania praw ludzi wierzących”. Pod petycją wierni złożyli swoje podpisy. Na stronie internetowej parafii przypomniano sobie o pożarze sprzed 5 lat, a co więcej, wreszcie – i to bez pomocy sądu! – ustalono, któż to taki dopuścił się podpalenia:
„Już od dłuższego czasu niektórzy mieszkańcy zgłaszali swe pretensje i skargi o to, że dzwony biją nad ranem, że śpiewy w kościele nie dają im spać. Czy to jednak przeszkadzało im aż do tego stopnia, że zdecydowali się na taki krok?”. Sąsiedzi Sztranców są z nich ponoć dumni. Kiedy rozmawiają z nimi prywatnie, gratulują odwagi i przyznają, że kościelne wycia im także przeszkadzają. Ale na tym sąsiedzkie wsparcie się kończy. „Nie mamy tyle odwagi co pani, nie chcemy się narażać, mamy dzieci w wieku komunijnym” – usłyszała Hanna Sztranc. W walce o normalne życie Sztrancowie zostali sami. A bardziej niż ksiądz proboszcz dopiekli im bracia katolicy. Zwłaszcza ci, którzy z kościołem nie sąsiadują, więc i problemu nie mają. Gremialnie ślą listy wszędzie, gdzie się da. Co piszą? Że to atak na cały Kościół. Że najwidoczniej, kiedy biją dzwony, Sztranców „sumienie rusza”, że dzwon był przed nimi, znaczy się – jest ważniejszy. A poza tym większość, czyli osławione 95 proc. katolików, nie będzie się naginać do mniejszości! Cóż z tego, że dzwony zagłuszyły zdrowy rozsądek? JUSTYNA CIEŚLAK
PRO-kkurator tu potrzebny Wystawa „Wybierz życie” od czterech lat krąży po Polsce, ukazując prawdę o aborcji. Prawdę widzianą oczami członków Fundacji PRO. „Co roku w wyniku aborcji na całym świecie zabijane jest około 53 miliony dzieci. Zbrodnia dokonywana jest legalnie, nielegalnie, z woli rodziców i pod przymusem państwa, na dziesiątki sposobów i z setek przyczyn. Za każdym razem kończy się jednak tym samym – śmiercią dziecka. Każdy z nas tworzy społeczeństwo, które może stać się przyjazne kobiecie i dziecku. Możemy również odwrócić się od nich. Zapomnieć o godności człowieka i jego podstawowym prawie, jakim jest prawo do życia, budując w ten sposób cywilizację śmierci” – z takimi poglądami wygłaszanymi przez skrajnych obrońców życia można się zgadzać bądź nie. Albo ich po prostu nie słuchać. Gorzej jest, kiedy słowa zamieniają się w obrazy i zostają umieszczone w centralnych punktach miast. Świdniczanie antyaborcyjną lekcję dostali w marcu br. W rynku, w samym centrum miasta, stanęły dobrze już znane mieszkańcom
Łodzi, Lublina, Opola, Wrocławia, Białegostoku, Chełma czy Warszawy ociekające krwią wielkoformatowe fotografie. Obrazy ludobójstwa w Afryce, eksperymentów na zwierzętach, mordów w byłej Jugosławii zestawione ze zdjęciami płodów w kolejnych tygodniach rozwoju. – Jestem oburzona. Dlaczego moje czteroletnie dziecko ma to oglądać? Brak słów na głupotę,
bezczelność i arogancję organizatorów. Kto na to zezwolił? – zastanawia się Adriana, która na krwawe strzępy ludzkich płodów trafiła podczas spaceru z dzieckiem. Odpowiadamy: zgodę na epatowanie makabrą (inaczej zwane
Ściany mają uszy ie może proboszcz Jan Popiel nacieszyć się sielskim życiem na plebanii. Niebiosa srodze go doświadczają! Najpierw ukradziono mu samochód, potem podpalono kościół, teraz dwie czarne owce z parafii obsmarowały wielebnego w prasie. Księżowscy oprawcy, Hanna i Zbigniew Sztrancowie, 7 lat temu przeprowadzili się do bloku na warszawskim Bemowie. Drewniany kościół po drugiej stronie ulicy, zaledwie 200 metrów od ich mieszkania, nic a nic im nie przeszkadzał. Bicie dzwonów trzy razy dziennie – też nie. Hałas tłumiła ściana kościoła. W 2004 roku, tego samego dnia, a raczej nocy, kiedy parafię św. Łukasza Ewangelisty nawiedziły czcigodne relikwie ojca Pio, ktoś kościół podpalił. Ocalał dom parafialny, dzwonnica oraz... święte szczątki (szczelnie zamknięte). Podczas mszy odprawianej pod gołym niebem tuż po pożarze proboszcz obwieścił: „Spłonął nam kościół, ocalały relikwie.
N
To znak, że ojciec Pio jest z nami. Był świadkiem naszego cierpienia. Jego stygmaty otwierały się w piątki. W ten piątek otworzyły się w Waszych sercach”. Ze wszystkich ambon ogłoszono, że to Pan Bóg chciał dać stolicy „jakiś znak”. Wobec takiego cudu fakt, że świątynię szlag trafił, nie miał większego znaczenia. W miejsce kościoła wybudowano tymczasową kapliczkę i życie parafii popłynęło swoim rytmem. Za to życie świeckich sąsiadów proboszcza Popiela zmieniło się diametralnie! Kiedy zniknęła chroniąca przed kościelnym hałasem bariera w postaci kościoła, lokatorzy domów na Bemowie na własnej skórze przekonali się, jaką przyjemnością jest bliskie sąsiedztwo watykańskiej firmy... Pobudka o 6.30, bo wtedy dzwony biją po raz pierwszy, a poza tym – od kiedy ks. Popiel zamontował głośniki nad wejściem do kaplicy – ludzie mają darmowe koncerty organowe, przymusową naukę kościelnych kazań, pieśni, modły, litanie i tym podobne zawodzenia.
Dochodzący z kościoła gwar przeszkadza wszystkim. Na oficjalny protest odważyli się tylko Sztrancowie. Już kilka lat temu zgłosili problem proboszczowi, spółdzielni mieszkaniowej i władzom dzielnicy. Z księdzem Popielem wynegocjowali tylko tyle, że dzwony walą pół minuty, a nie całą, spółdzielnia mieszkaniowa nie zechciała się wypowiedzieć, a od władz dzielnicy dowiedzieli się, że kościelne dzwony to „część naszego narodowego dziedzictwa”. W tym roku Sztrancowie zainteresowali swoją sprawą jedną z gazet. No i zaczęło się... Terenem walki między nimi a świątobliwymi parafianami – obrońcami dzwonów – stał się drewniany płot otaczający kościół. Na dobry początek porozwieszano na nim kilkadziesiąt kopii artykułu opisującego perypetie Sztranców z proboszczem. Oryginalny tytuł „Kiedy ranny bije dzwon” zastąpiono uszczypliwym: „On, niestety, bije pani Sz.”. O tym, że małżeństwo Sztranców odważyło się donieść na wielebnego
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r. stróda (woj. warmińsko-mazurskie) liczy ok. 34 tys. mieszkańców, a władzę w mieście sprawuje lewicowy burmistrz Jan Nosewicz. Zaznaczmy od razu, że tej władzy nawet wrogowi byśmy nie życzyli... 13 marca 2008 r. odbyła się w Ostródzie sesja Rady Miejskiej i w punkcie „wolne wnioski, informacje, interpelacje” głos zabrała radna Maria Andrzejewska – przewodnicząca Komisji Oświaty Kultury i Sportu, katechetka pracująca w miejscowej szkole podstawowej, która przebojem wdarła się do lokalnego parlamentu za jednomyślnym poparciem aż 130 osób spośród... 11 tys. 338 głosujących w wyborach samorządowych 2006 r. Andrzejewska ostro zaatakowała burmistrza, a mówiła o sprawach tak ważkich, że zadaliśmy sobie trud sporządzenia stenograficznego zapisu obszernych fragmentów jej wystąpienia. „Panie burmistrzu, mam pretensję. W ubiegły piątek z racji tego, że w hali Ostródzkiego Centrum Sportu i Rekreacji były 77. Mistrzostwa Polski w Tenisie Stołowym, przyszedł taki odgórny nakaz do szkół, aby w ramach lekcji wuefu nauczyciele wraz z dziećmi uczestniczyli w mistrzostwach w charakterze widowni. Mieliśmy to kiedyś podczas Tour de Pologne, gdy kolarze świsnęli i trzeba było piechotą wracać” – zagaiła świątobliwa niewiasta. Opowiadała później o rzekomych męczarniach dzieci biorących udział w imprezie sportowej i licznych w tej sprawie skargach rodziców, aż wreszcie przeszła do istoty problemu nękającego jej umysł. „Dla mnie, jako radnego reprezentującego Chrześcijański Ruch Społeczny, bardziej drażliwą rzeczą jest fakt, że był piątek. Większość radnych to chrześcijanie i chyba wiemy, o co chodzi. Jest Wielki Post, piątek jest dniem drogi krzyżowej i był to w dodatku pierwszy piątek miesiąca! Każdy katolik wie, co to znaczy, zwłaszcza dla ludzi młodych! I oto o godzinie 15.30 dzieci wychodzą sobie na imprezę, choć bardzo dużo chciało iść na drogę krzyżową” – irytowała się radna. Dalej była tyrada o docierających do niej bardzo brzydkich komentarzach rodziców („Co ci nauczyciele wymyślają?! Robią to specjalnie, żeby odciągnąć dzieci od Kościoła i tak dalej”), po czym stwierdziła: „No, tak nie może być! My nie możemy dziecka ani nauczyciela stawiać przed takimi dylematami. Jeżeli nie będziemy mówili jednym głosem, to wychowanie jest totalną porażką. Kto podjął taką nieodpowiedzialną i nieetyczną decyzję?!”. Przemówienie Andrzejewskiej wywołało burzliwą dyskusję. Pojawiały się głosy, żeby burmistrz „przeprowadził dyscyplinującą rozmowę” ze swoimi podwładnymi, bo „gdyby
O
sprawa trafiła do kuratorium, to może wyjść chryja” (radny Ryszard Kowalski, niezrzeszony), o skandalicznym przekroczeniu uprawnień przez osobę sugerującą ostródzkim szkołom udział w mistrzostwach Polski (radny
POLSKA PARAFIALNA zorganizować inaczej i kiedy indziej, bo tego piątku już nikt nie zmieni, bo trzeba by się było cofnąć o 2 tysiące lat wstecz. No!”. Jednym słowem: tylko twardy przymus
Ludzie często łapią się za głowę i biadolą: „Gdzie my żyjemy!”. Podczas wyborów samorządów lokalnych warto się wreszcie nad tym poważnie zastanowić...
dopuszczone do komunii” – wywaliła kawę na ławę radna Barbara Jankowska („Klub Aktywnych”); ! „A ja składam wniosek, żebyśmy wystąpili do kurii biskupiej o zbadanie, czy aby nie zostało naruszone prawo kanoniczne, i czy wolno w piątek w okresie Wielkiego Postu iść na imprezę sportową” – ironizował radny Andrzej Konopka (SLD). Przewodniczący Rady Miasta Czesław Najmowicz (PiS) miał już ciepło w spodniach. „Mam bardzo wielką prośbę, żebyśmy te delikatne sprawy zostawili i ich nie poruszali, bo to jest bardzo dla nas, Polaków... Ja bardzo proszę, żebyśmy ten temat zakończyli” – błagał i wybłagał... ! ! ! Olesno to ponad 10-tysięczne miasteczko w woj. opolskim zarządzane przez mniejszość niemiecką i bezpartyjną prawicę skupioną w kilku komitetach wyborczych różniących się jedynie nazwą. 25 marca odbyła się tam sesja Rady Miejskiej, podczas której rajcy przyjęli uchwałę o „zawierzeniu dalszych dziejów Olesna Trójjedynemu Bogu i macierzyńskiej
Na peryferiach Grzegorz Kierozalski, Prawo i Sprawiedliwość), a nawet zapowiedź oficjalnego wystąpienia klubu Platformy Obywatelskiej do Kuratorium Oświaty i Wychowania w Olsztynie o zbadanie, czy i kto w ratuszu złamał prawo, wysyłając dzieci na imprezę sportową (radny Grzegorz Żynda). Burmistrz Nosewicz był w potrzasku, a najważniejszym jego dylematem zdawała się rozterka, czy Andrzejewską podpuściła kuria biskupia, czy ona tylko tak sama z siebie. Początkowo szukał winnych w osobach swojego zastępcy i urzędniczki zajmującej się oświatą, ale wreszcie ochłonął. „To jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo nikt nikogo nie odciąga od Kościoła. Bo to, co organizuje Kościół, to jest pełna swoboda i dzieci oraz młodzież uczestniczą w nabożeństwach czy innych uroczystościach” – przekonywał Nosewicz, pozwalając sobie nawet na uwagę, że zarzuty przykościelnej radnej uważa „za wyssane z palca”. W bardzo pouczającym ad vocem Andrzejewska przywołała władzę do rozumu: „Nic tu nie jest wyssane z palca, panie burmistrzu. Zwróciłam uwagę, że chodzi o piątek, bo mamy Wielki Post i jeżeli dziecko ma alternatywę, że ma być tu lub tu, to już jest źle. Wiele można
religijny, bo w przeciwnym wypadku wychowanie dzieci okaże się „totalną porażką”... W Ostródzie na szczęście nie brakuje ludzi odważnych i rozumnych: ! „Mam dzieci w wieku od 18 do 11 lat, więc bardzo często jestem na wywiadówkach. I ani razu się nie zdarzyło, żeby którykolwiek rodzic miał pretensje, że dzieci chodzą tu, czy tam. A znowuż słyszałam bardzo dużo, że jak dzieci przygotowują się do komunii, to rodzice – czy chcą, czy nie chcą – muszą chodzić do kościoła na spotkania i jest taka sytuacja, że jeśli rodzic raz czy dwa nie przyjdzie, to się zastrasza dzieci, że nie zostaną
trosce Bogarodzicy Maryi”. Imprezą wieńczącą owo zawierzenie będzie uroczysta koronacja pomnika „Matki Boskiej posadowionej na XVII-wiecznej Kolumnie Maryjnej” (fot. górne). Dokona jej 3 maja ordynariusz opolski arcybiskup Alfons Nossol i od tego momentu Olesno stanie się już miejscem powszechnej szczęśliwości, a radni będą wreszcie mogli wziąć się za jakieś pożyteczne zajęcia. „Już dziś serdecznie zapraszam Państwa do udziału w tym, jakże ważnym dla naszego miasta i parafii, wydarzeniu” – czytamy w komunikacie burmistrza Sylwestra Lewickiego, opublikowanym po spotkaniu „z władzami kościelnymi Diecezji Opolskiej”.
7
Odwiedziliśmy Olesno i – nie afiszując się zbytnio – zajrzeliśmy w kilka kątów położonych w promieniu 100 m od pomnika (fot. dolne). Powiedzmy otwarcie: potrzeba tam będzie wprost nadzwyczajnej „macierzyńskiej troski” i patronka będzie miała pełne ręce roboty, bo miasto aż się prosi o kilka cudów... Pozostańmy jeszcze przez chwilę na Opolszczyźnie... Oto 4 lutego 2009 r. Rada Miejska w Nysie hurtem uchwaliła, że niżej wymienione parafie otrzymają z kasy publicznej: ! Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Kępnicy – 33 tys. zł na remont ołtarza; ! św. Mikołaja w Wierzbięcicach – 56,5 tys. zł (elewacja i wymiana rynien); ! św. Katarzyny w Złotogłowicach – 35 tys. zł (remont ambony); ! św. Dominika w Nysie – 130 tys. zł (remont dachu); ! św. Jakuba i św. Agnieszki w Nysie – 80 tys. zł (remont dachu). Ładnie zachowali się też radni z Kluczborka, którzy 3 marca podjęli uchwałę o przyznaniu 100 tys. zł na „wykonanie I etapu wymiany nawierzchni placu wokół kościoła parafialnego Matki Bożej Wspomożenia Wiernych”. Drugi etap nadejdzie nieuchronnie i tak szybko, że tylko świśnie... ! ! ! Ostrołęką (woj. mazowieckie) i jej mieszkańcami (ok. 54 tys. osób) rządzi niepodzielnie PiS z należącym do tej partii prezydentem Januszem Kotowskim (absolwent Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie). Starają się jak mogą, żeby miejscowym wielebnym zrobić dobrze. W ubiegłym roku miasto lekką ręką rzuciło na tacę 660 tys. zł na budowę parkingu przy parafii Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny (por. „Braćtwo” – „FiM” 41/2008), a 26 marca podczas sesji Rady Miejskiej Kotowski et consortes klepnęli uchwałę o przeznaczeniu 120 tys. zł na iluminację... lasu otaczającego kościół parafii pw. Zbawiciela Świata. „Oświetlenie poprawi stan bezpieczeństwa w tym rejonie” – tak burmistrz tłumaczył powody sponsorowania księdza proboszcza Jana Świerada ze środków publicznych. Ludność Ostrołęki przyjęła tę wersję ze zrozumieniem, wpisując na forum portalu internetowego moja-ostroleka.pl ponad setkę opinii typu: ! „Pomysł dobry. Wszystkie lasy oświetlić, to będzie można wieczorem grzyby zbierać. Ulice nie są takie ważne, bo latają po nich tylko psy i koty, a one dobrze widzą w nocy, więc światła nie potrzebują”; ! „Panie prezydencie, weź pan te 120 tys. zł, zbierz cały swój urząd i za naszym przyzwoleniem wyjedźcie, gdzie chcecie. Tylko już nie wracajcie!”. I to jest chyba jakiś pomysł, żeby niektórym samorządowcom wykupić bilety w jedną stronę... ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
U NAS I GDZIE INDZIEJ
Polskie piekło niemieckie Zamiast łączyć – dzieli. Zamiast pomagać – ściąga kasę. Do tego psuje wizerunek Polski i Polaków. Kto? Proboszcz polskiej parafii w Kolonii w Niemczech. Jednym z zadań dyplomacji jest wspieranie i integracja własnych obywateli zamieszkałych za granicą. Silne organizacje emigrantów i ich sukcesy są bowiem najlepszą wizytówką danego państwa. Mogą też one skutecznie lobbować na rzecz kraju, z którego pochodzą. W historii zapisały się w 1992 r. działania nielicznej, ale dobrze zorganizowanej grupy Chorwatów zamieszkującej Niemcy. Dzięki nim władze RFN błyskawicznie uznały niepodległość tego państwa. ! ! ! Przez lata na relacje Polska–Polonia kładła się cieniem wielka polityka. Polscy emigranci unikali kontaktu z dyplomatami. Ci zaś bez woli samych polonusów wiele nie mogli zrobić. W tak powstałą lukę wpasował się idealnie Kościół rzymskokatolicki. Po 1945 roku w wielu państwach powstawały placówki tak zwanej Polskiej Misji Katolickiej. Obrastały one w szkoły, czytelnie i tym podobne placówki. Stawały się także nieformalnymi biurami pośrednictwa pracy czy też wynajmu mieszkań. Pod kościołami kwitł handel polską prasą i książkami. Po 1989 roku miał być porządek. Życie Polaków za granicą miało się koncentrować wokół naszych dyplomatycznych agend. Niestety, ambasady i konsulaty okazały się biedniejsze od parafii i nic nie mogły zorganizować. Skoro zostało po staremu, biskupi zażądali dofinansowania dla polskich parafii. I dziś dostają one spore dotacje od państwa polskiego. Budżety zawodowych dyplomatów są za to znacznie obcięte. Księża mają więcej kasy, ale... ich wierni coraz odważniej krytykują ich działalność. W oporze jednoczą się różne pokolenia emigrantów
(patrz „FiM” 20/08 i 43/08), ale duchowni mają głos wiernych w pogardzie. Przykład? Marianie w Wielkiej Brytanii – wbrew opinii polskich środowisk – sprzedali historyczne placówki, a uzyskane środki bez rozliczenia przetransferowali do Lichenia. Kolejnym miejscem, gdzie możemy obserwować prawdziwą wojnę na linii proboszcz–wierni, jest Kolonia. ! ! ! Do jesieni 2008 roku tamtejsza placówka Polskiej Misji Katolickiej była otwarta na wszystkich Polaków. Traktowali oni coniedzielne msze święte jako wydarzenie towarzyskie i czas na zakupy rodzimej żywności oraz prasy. Księża dojeżdżali także do mniejszych miejscowości, w których mieszkali Polacy. Wszyscy byli zadowoleni. Jesienią 2008 roku do parafii przybył z Holandii nowy proboszcz – ks. Stefan Ochalski. Na dzień dobry nie spodobało się mu się, że w składzie rady parafialnej zasiadają jawni przeciwnicy Radia Maryja. Za pomocą intryg doprowadził do tego, że skład rady zmniejszył się o połowę. Odeszli ludzie cieszący się szacunkiem zarówno wśród Polaków, jak i Niemców. Pozostała kadłubowa rada parafialna straciła cały dotychczasowy
Polsce co roku przybywa wysokich budynków, a ich dachy przypominają lasy. Tak dużo jest na nich anten i nadajników. A co z bezpieczeństwem? Na świecie nie ma w masowej produkcji strażackich drabin pozwalających na dotarcie na wysokość powyżej 68 metrów od poziomu jezdni. Podejmowane eksperymenty kończyły się dotąd klęską. A wysokich budynków przybywa. Dlatego też na całym świecie służby ratunkowe inwestują w śmigłowce, dzięki którym ewakuacja ludzi z wyższych pięter jest możliwa. W Polsce jest inaczej. 1. Nasza straż pożarna jako jedna z nielicznych w UE nie dysponuje własnymi śmigłowcami. W razie nieszczęścia
W
autorytet, a organizowane przez nią zbiórki na rzecz ojca Tadeusza nie cieszą się popularnością. Zainteresowania nie wzbudzają także publikacje o żydomasońskich spiskach. Czystka w radzie nie zakończyła zmian wprowadzanych w organizacji pracy Polskiej Misji Katolickiej przez
musi prosić o pomoc policję lub... Straż Graniczną. 2. Nikt nie dysponuje aktualnymi rejestrami urządzeń zamontowanych na dachach budynków. 3. Nikt nie wie, czy śmigłowiec będzie mógł bezpiecznie zbliżyć
księdza Stefana Ochalskiego. Zlikwidował on niedzielną mszę świętą dla dzieci, a rodziców przychodzących z maluchami na msze dla dorosłych wypraszał z kościoła. W efekcie wierni zaczęli się przenosić do niemieckich parafii. Ale spadek frekwencji nie wywołał zmiany postępowania księdza. Życie PMK zaczęło zamierać. ! ! ! Na swoją kolejną ofiarę ksiądz Ochalski wybrał Janusza Niemira, który zaopatruje Polaków z Kolonii i okolic w polską prasę i żywność. Działa tak od ponad 17 lat. Polskie czekolady, syropy, ciasta, kiełbasy i piwo kupują też Niemcy, Turcy, Hiszpanie i inne nacje. Do stycznia 2009 roku mobilny punkt handlowy nikomu nie przeszkadzał. Polacy chwalili sobie jakość usług Niemira, który jako jedyny oferował pełną paletę tytułów polskiej prasy (także na zamówienie). Nagle okazało się, że samochód dewastuje chodnik, przeszkadza, a klienci brudzą i śmiecą. Na polskich forach dyskusyjnych znaleźliśmy opinie, że w rzeczywistości księdzu Stefanowi nie podobało się to, że Polacy mogli w niedzielę kupić „Fakty i Mity”. A szczególnie zabolało go to, że jego ulubiony „Nasz Dziennik” miał tylko dwóch (!) czytelników. Oznajmił więc Niemirowi, że sobie nie życzy takiej działalności. Problem tylko w tym, że ksiądz Ochalski nie był i nie jest dysponentem świątyń i parafialnych budynków.
jest Zamek Królewski. 4. Włodarze miast i województw zapomnieli i o tym, że jak już pilotowi uda się bezpiecznie ewakuować ludzi, to nie ma gdzie ich wysadzić. Nie wyznaczono bowiem lądowisk dla śmigłowców.
Metalowe lasy się do danego obiektu. Rzecz w tym, że budynki oddziałują na siebie, tworząc powietrzne kominy, które mogą zassać śmigłowiec. Na przykład według ekspertów Instytutu Lotnictwa, obiektem w stolicy, do którego śmigłowce nie powinny się zbliżać,
W Warszawie, stolicy 40-milionowego państwa, teren pod lądowisko dla helikopterów zarezerwowano przy trzech szpitalach. I tyle. W końcu strażakom postanowili pomóc naukowcy. Eksperci z Instytutu Lotnictwa
Ich właścicielem są parafie niemieckie, które je użyczają Polskiej Misji Katolickiej. I to niemiecki proboszcz wydaje pozwolenie na handel. To jednak nie dotarło do szefa kolońskiej PMK i przez cały styczeń z pozycji właściciela podejmował próby nakłonienia Niemira do wycofania się z biznesu. Bez skutku, więc zmienił taktykę i zaczął rozsyłać po wszelkich niemieckich instytucjach donosy na handlowca, w których oskarżył go o handel wódką, papierosami i żywnością bez zezwolenia władz. Do listy zbrodni przeciwko niemieckiemu urzędowi skarbowemu (akcyza od używek) proboszcz dodał rzekomą... dystrybucję narkotyków. Kilkakrotne kontrole policyjne ustaliły, że Janusz Niemir dysponuje wszystkimi pozwoleniami. Nie znalazły także śladu narkotyków. Nie zraziło to proboszcza, który swoje zarzuty zaczął powtarzać w kazaniach na każdej mszy świętej. Skutek był taki, że frekwencja na nabożeństwach spadła jeszcze bardziej. Jednocześnie wzrosła liczba klientów polskiego biznesmena. Janusz Niemir bezskutecznie próbował rozwiązać cały konflikt bez włączania w to niemieckich sądów. Kilkakrotnie usiłował umówić się na rozmowę z klechą. Ten nie miał dla niego czasu i odmówił też przyjścia z kolędą. ! ! ! Księdza Ochalskiego do zmiany postępowania nie nakłoniły kilkakrotne wezwania adwokata Janusza Niemira do zakończenia akcji zniesławiania oraz wyjaśnienia wszystkich aspektów sprawy. Parafianie namawiają Janusza Niemira do złożenia w niemieckim sądzie pozwów (cywilnego i karnego) przeciwko proboszczowi. Według internautów, duchowny może beknąć za zniesławienie. Już wiadomo, że nie ma świadków na potwierdzenie swoich pomówień. Porażka proboszcza jest pewna. I teraz rozumiemy, dlaczego polskie władze ograniczyły środki konsulatowi w Kolonii i chcą przekazać prowadzenie polskiej szkoły księdzu Ochalskiemu. Za przegrane procesy trzeba płacić. A wierni nie chcą dawać dodatkowej kasy. MiC
[email protected]
do spółki z Centrum Naukowo-Badawczym Ochrony Przeciwpożarowej, Lotnictwem Policji oraz z PZL Świdnik zabrali się do przygotowania programów komputerowych, dzięki którym da się zaplanować akcję ratowniczą. Przygotowano już wstępne wersje systemów obrazowania parametru lotu śmigłowca w danych warunkach technicznych i pogodowych, symulacji zassania śmigłowca przez wiry wytworzone przez układ anten i budynków. Czym mogą się tutaj skończyć braki w szkoleniu, mogliśmy oglądać podczas jednej z akcji policyjnych w USA. Pilotowany przez niedoświadczonego pilota śmigłowiec sieci telewizyjnej został zassany pomiędzy dwa budynki. MCH
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE W Polsce jest niemal trzy tysiące osadzonych za kratami kobiet. Żyją w świecie, w którym znaczek pocztowy czy karta telefoniczna to przedmioty najwyższego pożądania. Nie słyszą śmiechu swoich dzieci. Mają za to zasłużoną resocjalizację.
Babiniec M
arta* to petka (słowniczek gwary więziennej na końcu tekstu). Siedzi za głowę – artykuł 148, paragraf 2. Wyrok: 15 lat. Natalia jest na oddziale o zaostrzonym rygorze. Też za głowę. Wyrok: 15 lat. Iwona do kryminału trafiła jako małolatka, co miało znaczenie o tyle, że na jej całodzienne wyżywienie przeznaczano o złotówkę więcej niż na starsze koleżanki. Artykuł 280 paragraf 1 („Kto kradnie, używając przemocy wobec osoby lub grożąc natychmiastowym jej użyciem albo doprowadzając człowieka do stanu nieprzytomności lub bezbronności, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12”). Wyrok: 10 lat. Trafiły za kraty za ciężkie przestępstwa. Nie starają się nikogo przekonywać, że ich nie popełniły. Wszystkie twierdzą zgodnie, że ryż zajeżdżający domestosem, zupa, której rodzaju nie można określić, czy przepełnienie – to najmniej istotne niewygody więziennej egzystencji, gdzie z każdym kolejnym rokiem traci się poczucie czasu, nie pamięta twarzy, imion czy zdarzeń. Gdzie ktoś inny decyduje o tym, kiedy mają iść na spacer, kiedy zatelefonować, kiedy spać. Najchętniej podejmowane tematy to tzw. rok penitencjarny skrócony z 12 do 8 miesięcy, czyli automatyczne obniżenie wyroków o jedną trzecią, obroże dla ulungów i nadzieja na dekret. O tym można mówić godzinami. ! ! ! – Miałam 19 lat, przed sobą dwa miesiące sankcji. Trafiłam na celę przejściową przeznaczoną dla trzech osób. Ja byłam piąta. Z jakąś
zawszoną starszą kobietą spałam na rozłożonych na podłodze materacach. Zaduch. Dziewczyny nie miały fajek, paliły pokruszone skórki z cebuli pomieszane z herbatą. Smród z tego nie do opisania. Ściany całe w napisach. Imiona, sentencje, serca: „Kocham swoje dzieci”, „Kocham wolność”, „Jebać sąd i prokuraturę”. Wszędzie daty, nawet sprzed 10 lat – wspomina swoje początki Iwona. Później była cela 102 na jednym z babińców – nawet przez służbę więzienną nazywana ginekologią. To dlatego, że małolatki lubiły się nawzajem postraszyć butelką. Do pełnego gwałtu nigdy nie doszło. A przynajmniej żadna – jak twierdzi Iwona – się nie skarżyła. Ona też nikomu nie skarżyła się na swoje pierwsze za murem badania ginekologiczne. Na to, że ginekolog zwężone z powodu braku współżycia mięśnie jej pochwy rozszerzał metalowym wziernikiem. Miała po tym dwutygodniowy krwotok. I czuła się jakby została zgwałcona. ! ! ! Długowyrokowcy trzymają się razem, bo dla nich więzienie to coś więcej niż mury i kraty. – Ja tu żyję, ja tu mieszkam, dlatego szanuję kuchenkę czy pralkę. Jak ktoś przyjdzie na pół roku czy na 2 lata – jemu nie zależy. A właśnie niskowyrokowcy są najbardziej roszczeniowi, wymagają najwięcej. Jak ja bym miała wyrok 2 lata, tobym mogła
spać nawet pod furtą – zapewnia Marta. Za kratami jest od 8 lat, zaliczyła 4 zakłady. Do obecnego razem z nią trafił światowy kryzys. Przez kilka godzin dziennie nie ma prądu i wody. Trzeba było nauczyć się bez nich żyć. Tak jak bez wielu innych rzeczy. Marta potrafi na przykład żyć bez podpasek. Miesięczny ich przydział to 10 sztuk i zwykle, choć dużo zależy od reguł panujących na danym babińcu, nie ma możliwości, żeby zdobyć więcej. – Nikogo
nie obchodzi, czy masz okres przez trzy, czy przez siedem dni. Dziewczyny drą prześcieradła albo ubrania, ja nauczyłam się przytrzymywać krwawienie. Dopiero, gdy czuję, że jestem pełna, biegnę do toalety. W ten sposób mogę jedną w miarę czystą podpaskę nosić przez cały dzień – Marta zdradza swój patent na higienę. Łaźnia przysługuje dwa razy w tygodniu. W pozostałe dni podmywają się wodą z butelek. Na kilkuosobowej celi kobiety z całą gamą chorób i tylko jedna miska do
mycia i prania. Butelkę każda ma swoją. Zaznaczoną. Przy kipiszu wszystkie lądują na korytarzu. Nie ma tłumaczenia. Za tydzień lub dwa znów mają butelki i znów – przy następnym kipiszu – są im zabierane. I tak w kółko. ! ! ! Kobiety, które siedzą w więzieniu, mają przejebane – tak uważa Natalia. Dlaczego? – Mężczyźni nie dadzą sobie podskoczyć. Z nami jest łatwiej. Ciągłe szantaże emocjonalne, przemoc słowna, poniżanie, popychanie, straszenie nieprzydzieleniem przepustek. A tu każda chce iść do domu, zobaczyć dzieci, rodzinę – opowiada. Ona na przepustce jeszcze nie była. Nie wpisała się też nigdy na listę dziewięćdziesiątek. Takich, które chcą przepracować 90 godzin społecznie, bo to nieco zwiększa szansę na pierwsze wyjście za mury. Nie zapisała się dlatego, że nie chciała sprzątać kogutów. Tu, gdzie obecnie przebywa, osadzone robią to raz na tydzień, w sobotę. – Strażnicy w wieżyczkach sikają do butelek bądź wiaderek. W najgorszym przypadku – bezpośrednio na podłogę. Sprzątanie to początek drogi do więziennych awansów, tzn. do lepszych prac – wyjaśnia. Kilka miesięcy temu przeszła na półotworek. Prawie nieograniczony dostęp do telefonu, otwarte w ciągu dnia cele i prawo do trzech widzeń w miesiącu. – Odwiedziny to totalny chaos. Duża sala, każdy krzyczy. Niektóre pary bez skrępowania pieszczą się na oczach wszystkich. Wokół biegają dzieci – Natalia wspomina widzonka. ! ! ! Więzienia – według kobiet, które witają za murem kolejną wiosnę – to krainy absurdów. Za zabronione
9
na celach odświeżacze powietrza służy płyn do płukania tkanin rozpylany z dozowników po płynie do okien. Wszystko się po tym lepi, ale przynajmniej jest świeży zapach. Zimą cele dogrzewają suszarkami do włosów. Czasem robią tosty, używając do tego dwóch żelazek, między które pakują kanapki. Tu – jak przekonuje Iwona – więcej zależy od wychowawcy czy zwykłego gada niż od dyrektora. Co z tego, że dyrektor zgodzi się na dodatkową poduszkę, jak wpadnie gad na kipisz i ją zabierze. Ale gada to przynajmniej można zakokietować, wtedy przymknie oko na przemyty, poda coś na inny oddział. Bo tutaj ludzie skazani są na innych ludzi, przejawiają głód uczuć, pragnienie bycia z kimś, a jednocześnie są spychani w kąt. To rodzi kolejne patologie – wymuszony homoseksualizm, przemoc, nękanie, kradzieże, pobicia. – Pocięcia, połyki, próby samobójcze – w miesiącu jest minimum kilka takich przypadków. Są karniaki, gdzie nie dają już chloru do czyszczenia ubikacji. Były kobiety, które mazały się nim, chcąc wydostać się na szpital albo świrować do sprawy – wspomina Iwona. Rzadko – jak twierdzi – zdarzają się gwałty, bo jeśli któraś nie chce, to jest dziesięć innych chętnych. Reguły gry są proste: coś za coś. Ty mi usługę, a ja ci na wypisce kupię kartę telefoniczną za 20 złotych. Ale są też sytuacje, że w celach czteroosobowych są dwie pary i żyją jak rodzina. Seks uprawiają pod prysznicem albo w celi. Oddziałowe udają, że nie widzą. Widzą jeszcze mniej, kiedy któraś z nich sama ma romans ze skazaną... Ile kobiet zmaga się z odpowiedzialnością za swoją przeszłość? W dniu 28 lutego 2009 r. w jednostkach penitencjarnych przebywało ich 2630. Tymczasowo aresztowanych – 441; skazanych – 2141; ukaranych – 48. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. MaHus * Imiona kobiet zostały zmienione
babiniec – oddział bądź zakład karny dla kobiet dekret – amnestia furta – drzwi do celi gad – funkcjonariusz Służby Więziennej kipisz – przeszukanie celi kogut – wieżyczka strażnika, zwykle nieskanalizowana małolatki – skazane poniżej 21 roku życia petka – pierwszy raz karana pocięcia, połyki – samouszkodzenia ciała półotworek – system półotwarty sankcja – tymczasowy areszt świrować do sprawy – symulować chorobę psychiczną ulung – niskowyrokowiec wypiska – zakup w kantynie za głowę – za morderstwo
10
ychudzone ciała i smutne dziecięce oczy budzą współczucie. Jeśli dodać do tego ikonę miłosierdzia, jaką Kościół uczynił z Matki Teresy z Kalkuty – można liczyć na naprawdę duże zyski. „Drogi Przyjacielu Ubogich, z pewnością zgodzisz się, że Matka Teresa była kobietą o wielkim sercu, bo poświęciła swoje życie niesieniu nadziei i pomocy potrzebującym, ubogim i chorym” – zagaduje siostra Myrna Valesco z Fundacji Dzieci Matki Teresy (MTCF) w liście, jaki od kilku miesięcy trafia do rąk adresatów w całej Polsce. Do każdego dołączony jest różaniec. Wyjątkowy, bezpłatny podarunek, symbol misji miłosierdzia Matki Teresy z Kalkuty. Różaniec, na którym obdarowany ma się modlić o nadzieję i pocieszenie dla biednych dzieci. Jeszcze lepiej – jak zamiast klepania zdrowasiek podeśle na konto fundacji darowiznę miłosierdzia. 50 zł to kwota, która pomoże nakarmić dwoje lub troje głodnych dzieci przez tydzień; 100 zł wystarczy na żywność, ubrania, schronienie i lekarstwa dla sierot przez miesiąc; 160 zł to zapewnienie bytu na dwa miesiące, 210 zł – pomoże fundacji wypełnić wszystkie nasze zobowiązania programowe oraz zapewnić wyżywienie wszystkim głodnym dzieciom (!). „Piszę do Ciebie dzisiaj, ponieważ mam nadzieję, że jesteś dobrą i szczodrą osobą, której zależy na losie dzieci umierających każdego
W
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
POD PARAGRAFEM
Misja dnia na ulicach z głodu, ubóstwa i chorób” – kokietuje dalej siostra Myrna ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Ubogich (Missionary of the Poor Sisters). Dla kogo to wszystko? Internetową stronę fundacji zapełniają zdjęcia i smutne historie. Na przykład takie: ! Lalita ma tylko 4 lata i mieszka w najbardziej obskurnych warunkach na jednej z ulic w Bangalore. Widok ten szokuje i powoduje szybsze bicie serca – warunki oraz widok są nie do zniesienia! Brakuje czystej wody, a mała Lalita błąka się na ulicach, szukając odpadków pożywienia, aby zapełnić głodny brzuszek. Dziewczynka zasypia na ulicy, narażona na niebezpieczeństwo i przykryta szmatami w celu ochrony przed nocnym chłodem. Mała Lalita nie ma nadziei na lepsze jutro i lepsze życie. Jedyną pomocą, na jaką może liczyć, jest program pomocy MTCF. Dzięki miłosiernym darczyńcom MTCF może zapewnić pomoc jej oraz innym małym dzieciom w formie jednego posiłku dziennie, czystej wody, schronienia i pomocy medycznej. ! Dla Alii i jej młodszej siostry Sonii Kuchnia Matki organizowana przez fundację okazała się niezbędna do przeżycia. Ta dwójka dzieci
mieszkała na ulicach Bangalore od dawna, nie pamięta już, jak umarli ich rodzice. Alia najlepiej jak umiała opiekowała się małą Sonią, ale – jak nam powiedziała – każdego dnia martwiła się, czy znajdą jedzenie lub miejsce na nocleg. Całe dnie chodziły w poszukiwaniu jedzenia lub żebrały, ale nigdy nie udawało im się znaleźć dość jedzenia. Wygląda na dużo więcej niż 8 lat, gdy z nami rozmawia i mówi, że dla niej nie musi starczyć jedzenia, ale nie ma serca powiedzieć swojej siostrze, że nie mają co jeść. A bywało tak niejednokrotnie, zanim na ich ulice dotarła „Kuchnia Matki”, dostarczając im nadzieję w momencie, gdy tego potrzebowały najbardziej. Alia powiedziała nam: „Jestem bardzo wdzięczna Fundacji Dzieci Matki Teresy za wysłanie do nas Kuchni Matki. Za każdym razem, gdy słyszę, że się do nas zbliża, widzę szeroki uśmiech na twarzy Sonii, która biegnie na jej spotkanie. Teraz już jestem spokojna o nas obie”. Oczywiście – Alia nie byłaby spokojna, gdyby nie szczodrość ludzi
Porady prawne Zwracam się z prośbą o udzielenie mi następującej porady prawnej. Od dziecka do 20 roku życia i ukończenia szkoły średniej mieszkałam z rodzicami i pomagałam im w prowadzeniu gospodarstwa rolnego. Następnie podjęłam pracę, wyszłam za mąż i w roku 1984 wyprowadziłam się. W chwili obecnej mam łącznie 23 lata stażu pracy. Obecnie wraz z mężem mamy ziemię orną. Oboje pracujemy jednak poza rolnictwem i nie opłacamy składek KRUS. Czy w moim przypadku pomoc w gospodarstwie rolnym moich rodziców wlicza mi się do pracowniczego stażu pracy? Jeśli tak, to czy ten staż uprawnia mnie do nabycia nagrody jubileuszowej za 25 lat pracy w Zakładzie Gospodarki Komunalnej podległym pod Urząd Miejski? Do okresu pracy uprawniającego do nagrody jubileuszowej pracowników samorządowych zatrudnionych w jednostkach organizacyjnych samorządu terytorialnego wlicza się wszystkie poprzednie zakończone okresy zatrudnienia oraz inne okresy, jeżeli z mocy odrębnych przepisów podlegają one wliczeniu do okresu pracy, od którego zależą uprawnienia pracownicze. Na przykład przewidziane przez kodeks pracy w art. 155 pewne okresy nauki, które wlicza się do okresu pracy, od którego zależy wymiar urlopu. Zgodnie
z przepisem par. 1, „do okresu pracy, od którego zależy wymiar urlopu, wlicza się z tytułu ukończenia: 1) zasadniczej lub innej równorzędnej szkoły zawodowej – przewidziany programem nauczania czas trwania nauki, nie więcej jednak niż 3 lata, 2) średniej szkoły zawodowej – przewidziany programem nauczania czas trwania nauki, nie więcej jednak niż 5 lat, 3) średniej szkoły zawodowej dla absolwentów zasadniczych (równorzędnych) szkół zawodowych – 5 lat, 4) średniej szkoły ogólnokształcącej – 4 lata, 5) szkoły policealnej – 6 lat, 6) szkoły wyższej – 8 lat. Okresy nauki, o których mowa w pkt 1–6, nie podlegają sumowaniu. Par. 2. Jeżeli pracownik pobierał naukę w czasie zatrudnienia, do okresu pracy, od którego zależy wymiar urlopu, wlicza się bądź okres zatrudnienia, w którym była pobierana nauka, bądź okres nauki, zależnie od tego, co jest korzystniejsze dla pracownika”. Zgodnie z tym, co Pani napisała, ukończyła Pani szkołę średnią, nie napisała Pani jednak jaką – oznacza to, że prawdopodobnie, zgodnie z powyższym przepisem, może Pani doliczyć sobie do okresu zatrudnienia uprawniającego do nagrody jubileuszowej 4 bądź 5 lat w zależności od rodzaju szkoły, jaki Pani ukończyła.
z całego świata i nieoceniona, choć bardzo tajemnicza, działalność fundacji. „Dzieci Matki Teresy” – jak informuje założyciel i prezes rady nadzorczej doktor Sajan George Kavinkalath – to niedochodowa organizacja charytatywna z siedzibą w Indiach, kierowana przez lokalny zarząd lub powierników na podstawie prawa obowiązującego w... Czechosłowacji (sic!). Posiada przy tym różne doradcze ciała, zapewniające
pomoc przy ocenie programów oraz wsparcie dla specyficznych inicjatyw i projektów, a także kierujące działaniami charytatywnych programów partnerskich w danych krajach. Między
Podstawa prawna: Ustawa z dnia 26 czerwca 1974 r. – Kodeks pracy, tekst jednolity: DzU 1998 r., nr 21, poz. 94; Rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 2 sierpnia 2005 r. w sprawie zasad wynagradzania pracowników samorządowych zatrudnionych w jednostkach organizacyjnych jednostek samorządu terytorialnego, DzU 2005.146.1222. ! ! ! Od ponad 13 lat płacę alimenty wraz z kosztami komorniczymi. 13 lat temu spóźniłem się z zapłatą alimentów miesięcznych (jedyny raz!). Matka dziecka złożyła wniosek do komornika i od tamtej pory ponoszę koszty komornicze oraz płacę alimenty. Niejednokrotnie w bezpośredniej rozmowie z matką dziecka, w listach oraz rozprawach sądowych prosiłem matkę dziecka, aby wycofała wniosek od komornika. Ja połowę kosztów komorniczych będę przekazywał synowi na zaspokojenie jego potrzeb – tak jest zapisane w aktach sprawy. Sędzia w trakcie rozprawy oświadczyła, że odwołanie wniosku może złożyć tylko matka dziecka, natomiast komornik stwierdził, że jak wpłacę do kasy sądu 12-miesięczne alimenty, to sąd pozwoli mi płacić alimenty dobrowolnie. Płacę obecnie 500 zł miesięcznie. Matka syna oświadczyła w sądzie, że syn obawia się, że jak ona wyrazi zgodę na dobrowolne płacenie alimentów, to ja wtedy nie będę płacił. Jestem emerytem, mój zakład emerytalny na wniosek komornika przesyła alimenty na syna. Uważam, że skoro jestem emerytem, nie ma zagrożenia, że nie będę płacił.
innymi w Niemczech, Czechach, Francji, we Włoszech czy Wielkiej Brytanii. Od niedawna – także w Polce. Przedstawiciele fundacji nie współpracują z kościelnymi misjonarzami charytatywnymi w Kalkucie, choć – jak przekonują – przyświeca im ten sam cel. Każdy z nas może więc mieć udział w niesieniu wsparcia w najbiedniejszych regionach świata, tworząc dziedzictwo Matki Teresy i umożliwiając kontynuowanie jej działalności. Wystarczy przekazać datek. Można nawet oddać fundacji cały swój majątek. „Wiele osób pragnie uwzględnienia dzieci będących w potrzebie podczas sporządzania testamentu, ale nie wiedzą, jak to zrobić. Prosimy o zasięgnięcie porady u notariusza odnośnie do uczynienia Fundacji Dzieci Matki Teresy beneficjentem w celu spełnienia obowiązujących lokalnie procedur i przepisów” – pouczają przedstawiciele MTCF, wyrażając przy tym wdzięczność i zapewniając, że wszelkie darowizny są dla wielu dzieci będących w potrzebie kwestią życia lub śmierci... No, takiej konkurencji to już Kościół katolicki nie zdzierżył! „Fundacja jest światową organizacją, której zarządu w żaden sposób nie można zlokalizować (…). My, siostry misjonarki Miłości (Siostry Matki Teresy z Kalkuty), nie jesteśmy w żadnej mierze związane z Fundacją Dzieci Matki Teresy!” – napisała ku przestrodze przełożona prowincjalna misjonarek – siostra Joseph. JULIA STACHURSKA
W tym celu złożyłem w sądzie pozew o dobrowolne płacenie alimentów – niestety, sąd nie uznał moich uzasadnień i dalej jest tak samo. W kodeksie rodzinnym i opiekuńczym jest zapis, że jeżeli zachodzi potrzeba, to strona może złożyć wniosek do zakładu emerytalnego o przekazywanie należności alimentacyjnych na rzecz strony. To jest chyba art. 28 wymienionego kodeksu. Dlaczego ja w tej sytuacji nie mogę dobrowolnie płacić alimentów? Czy autorzy kodeksu wzięli pod uwagę taką właśnie sytuację jak moja? Bardzo proszę o odpowiedź. Obawiam się, że bez dobrej woli wierzyciela, czyli matki Pana syna, wstrzymanie egzekucji będzie mało prawdopodobne. Zasadniczo postępowanie egzekucyjne zawiesza się na wniosek wierzyciela. Oczywiście, są też inne możliwości zawieszenia/umorzenia postępowania egzekucyjnego, ale obawiam się, że nie znajdą one zastosowania w Pana przypadku (chodzi tu np. o sytuację, gdy tytuł wykonawczy zostałby pozbawiony wykonalności bądź okazałoby się, że egzekucję skierowano do niewłaściwej osoby). Co do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego – jego przepisy nie znajdują zastosowania do postępowania egzekucyjnego. ! ! ! Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r. poprzednim odcinku pisaliśmy, jak Hitler przy wydatnej pomocy naszych polityków doprowadził do rozbioru Czechosłowacji. Czesi jeszcze nie zdążyli otrząsnąć się z dramatu, jakim była dla nich konferencja w Monachium, a już dotknął ich kolejny cios. Rząd polski 30 września 1938 roku wystosował do czeskich władz ultimatum, w którym kategorycznie domagał się oddania Polsce całego Śląska Zaolziańskiego, tj. powiatów cieszyńskiego i frysztackiego (w sumie 800 km2). Strona czeska miała 12 godzin na podjęcie decyzji, a nad graniczną rzeką Olzą czekało już na to gotowe do wymarszu wojsko polskie. Praga, przedłużając termin ultimatum o dwie godziny, ostatecznie przystała na polski dyktat, jednak Czesi długo nie kryli swego rozgoryczenia, nie mogąc zrozumieć, dlaczego strona polska posunęła się do tak drastycznych środków, skoro wcześniej prezydent Edward Benesz gotowy był do szerokich ustępstw terytorialnych na Zaolziu. Krok ten spotkał się również z bardzo negatywną oceną ze strony europejskich środowisk demokratycznych, a nasz kraj porównywano do szakala rozszarpującego ranną ofiarę i nawet zaczęto nazywać Polskę sojusznikiem hitlerowskich Niemiec. Z drugiej strony Polska miała uzasadnione pretensje, żeby domagać się tych ziem (zagarniętych przez wojska czeskie w 1919 roku), na których ludność polska stanowiła bezwzględną większość. Jednak w polityce, oprócz oczywistych racji, niewątpliwie istotna jest forma, sposób i czas, kiedy się swych praw dochodzi, a październik 1938 roku był z pewnością najgorszym ku temu okresem. A że można było postąpić inaczej, pokazali sanacyjnym przywódcom Litwini, którzy – namawiani przez Niemców w sierpniu 1939 roku, by wspólnie z nimi zaatakowali Polskę i odebrali sobie Wilno (historyczna stolica Litwy) – stanowczo odmówili. ! ! ! W Polsce decyzję czeskich władz przyjęto z wielką radością. Sanacyjna władza nie przeoczyła okazji, aby przedstawić to wydarzenie jako wielki triumf i oznakę mocarstwowości. Wojska grupy operacyjnej „Śląsk” 2 października przekroczyły graniczny most na Olzie. Oddelegowany przez rząd w Pradze gen. Hrabczyk, który uzgadniał z polskim dowództwem techniczne szczegóły przekazania Zaolzia, powiedział, iż spełnia swój ciężki obowiązek, jednak jest przekonany, że Polska niedługo odda te ziemie Hitlerowi. Nie upłynął nawet rok, a te prorocze słowa sprawdziły się. Ale do bezpośredniego konfliktu z Niemcami doszło już wtedy – otóż Wehrmacht, wbrew wcześniejszym ustaleniom, zajął miasto Bogumin wraz z przyległym węzłem kolejowym. Strona polska, która od samego początku zgłaszała pretensje do
W
tego obszaru, nie zamierzała zeń rezygnować. Linia telefoniczna Berlin–Warszawa rozgrzała się do czerwoności i po chwili napięcia Hitler polecił swym wojskom opuścić sporny obszar. Można było więc w Polsce zacząć świętować nowe zdobycze terytorialne. Sanacyjni przywódcy zadbali, aby wydarzeniom tym nadać należytą oprawę, dlatego większość społeczeństwa z entuzjazmem odniosła się do inkorporacji Zaolzia. Tradycyjnie już Ozon, organizował liczne wiece poparcia dla wodza naczelnego i rządu, w kościołach odbywały się nabożeństwa dziękczynne za łaski, jakie spłynęły
PRZEMILCZANA HISTORIA wielkie poruszenie u przychylnie nastawionych do Polski południowych sąsiadów. Słowacy, owszem, ulegli polskiemu dyktatowi, jednak całkowicie zweryfikowali swój stosunek do Polski, przerzucając swe sympatie na Niemców. ! ! ! Rząd polski zachęcał Węgrów, by zajęli należącą do Słowacji Ruś Zakarpacką, co miało dać Polsce wspólną granicę z Madziarami. Takiemu rozwiązaniu sprzeciwiał się Berlin, który po prostu nie zgadzał się na niezależną polską politykę. Jeśli interesy hitlerowskiej i sanacyjnej dyktatury były ze sobą zbieżne,
łączącą Rzeszę z jej wschodnią prowincją, a nade wszystko Polska miała przystąpić do wojskowego sojuszu przeciw ZSRR (pakt antykominternowski). W zamian Niemcy mieli uznać granicę z Polską i obiecać, że przez 25 lat nie napadną na nasz kraj. Lipski, poinstruowany przez Becka, uprzejmie, acz stanowczo, odrzucił niemiecką propozycję. Jednak żądania niemieckie stawały się coraz bardziej ostre i nachalne, więc nie można było przejść nad nimi do porządku dziennego. ! ! ! Początek 1939 roku to znów pasmo politycznych sukcesów Hitlera.
11
do tej pory z pewną rezerwą odnosili się do spraw europejskich. Dostrzegłszy fakt, że Niemcy niebezpiecznie urosły w siłę, brytyjski premier Neville Chamberlain w swym wystąpieniu w Izbie Gmin zadeklarował, iż w razie ataku Hitlera na Polskę rząd Zjednoczonego Królestwa udzieli rządowi polskiemu pomocy. Ta deklaracja, owszem, gwarantowała niezawisłość Polski, jednak nie zapewniała integralności terytorialnej (Brytyjczycy zostawili sobie furtkę dla ewentualnych targów z Hitlerem) – miała ona położyć tamę polityce Rzeszy, a także definitywnie rozbić wygasający już
CIENIE II RP (CZ. 9)
Taniec nad przepaścią Sanacyjni politycy tkwili w przekonaniu, że dobre relacje z Hitlerem uchronią Polskę przed niemiecką agresją. Jak się jednak okazało, była to tylko iluzja, gdyż Hitler w bezwzględny i konsekwentny sposób realizował swoją wizję, w której nie było miejsca dla niezależnej Polski.
Triumfalne zajęcie Zaolzia
w tych dniach na ojczyznę. Główne uroczystości kościelno-państwowe odbyły się w sanktuarium maryjnym w Piekarach Śląskich. Powstał nawet opowiadający o tych wydarzeniach film propagandowy „Salve Regina”, który stał się hitem wśród Polonii amerykańskiej. ! ! ! Dużym zaskoczeniem dla polskiego rządu była postawa Słowacji, rządzonej przez faszyzującą katolicko-ludową partię księdza Hlinki. W Warszawie myślano, że Słowacy odłączą się od Czechów i wejdą w strefę wpływów Polski lub Węgier. Jednak rząd w Bratysławie, uzyskawszy szerszą autonomię, postanowił nadal współtworzyć z Pragą wspólne państwo. Zawiedziony Beck 31 października wystosował do słowackiego rządu podobne ultimatum, jak do Czechów, żądając pod groźbą interwencji zbrojnej przekazania Polsce niewielkich obszarów na Spiszu i Orawie. Stanowisko to wywołało
wówczas niemieccy przywódcy słali przyjazne gesty, na które świetnie nabierali się polscy decydenci. Beck z Rydzem nie dostrzegali, że Polska nieuchronnie wpadała w misternie przygotowaną pułapkę, miotając się między wymuszoną przyjaźnią, a otwartą wrogością. Hitler w swych politycznych wizjach – owszem – dostrzegał rolę Polski, jednak wyłącznie jako swego satelitę. ! ! ! W końcu Hitler postanowił i nasz kraj ustawić odpowiednio w szeregu. Niespełna miesiąc po kryzysie czeskim Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych Rzeszy, złożył polskiemu ambasadorowi w Berlinie Józefowi Lipskiemu tzw. ofertę generalnego uregulowania wzajemnych stosunków. Żeby dalej żyć w przyjaźni z Hitlerem, Polska miała zrzec się praw do Gdańska, wyrazić zgodę na eksterytorialną dwupasmową autostradę i takową linię kolejową
5 marca, przy sporym nacisku niemieckich kanałów dyplomatycznych w sprawie wyboru papieża przychylnego idei faszyzmu, nową głową Kościoła został Eugenio Pacelli, który jako Pius XII w dużym stopniu wspierał i legitymizował politykę Rzeszy na arenie międzynarodowej. Również w Polsce ten wybór powitano z optymizmem, widząc w Pacellim pośrednika w pogarszających się kontaktach z Rzeszą. Zabiegał o to również wysłany niedawno na placówkę dyplomatyczną do Rzymu gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski, były adiutant marszałka Piłsudskiego znany z hulaszczego trybu życia. Nowy wybór papieża na tyle rozochocił Niemców, że ministrowi spraw zagranicznych Litwy Juozasowi Urbsysowi, który gościł w Rzymie na intronizacji Pacellego, polecili udać się niezwłocznie do Berlina i zmusili go do przekazania Rzeszy jedynego litewskiego portu – Kłajpedy. Wtedy też ostatecznie rozstrzygnęły się losy faszystowskiej rebelii generała Franco w Hiszpanii, więc Niemcy na zachodzie Europy zyskały potężnego sojusznika. Następnie Hitler ostatecznie zmusił czeskie władze do zrzeczenia się niepodległości i poddania się niemieckiej jurysdykcji. Do tego jeszcze w sąsiedniej Słowacji – pod kontrolą Niemiec i dzięki poparciu Watykanu – rządy objął zagorzały faszysta i ksiądz katolicki Józef Tiso. W tym momencie położenie geopolityczne Polski stało się katastrofalne, więc tym bardziej musi dziwić fakt, że nasz rząd jako pierwszy uznał nowe państwo słowackie. Taka zmiana układu sił na starym kontynencie, zaczęła coraz bardziej wzbudzać obawy Anglików, którzy
alians polsko-niemiecki. Beck niezwłocznie udał się do Londynu, gdzie przekształcił jednostronne deklaracje w dwustronny sojusz wojskowy. Poinformował też brytyjski MSZ, że Polska nie zgodzi się na żadne ustępstwa wobec Niemiec, a także kolejny raz odrzucił sugestie Francji o sojuszu z ZSRR. W Rzeszy polsko-brytyjski sojusz wywołał wielkie oburzenie, a Hitler oficjalnie stwierdził, iż Polska pogwałciła umowę z 1934 roku, i wypowiedział pakt o nieagresji. Wzmogły się też naciski na nasz kraj w sprawie Gdańska i korytarza. Odpowiedzią Polski było słynne sejmowe przemówienie ministra Becka, który 5 maja z trybuny sejmowej oświadczył, iż Polska od Bałtyku odepchnąć się nie da, akcentując, iż Polacy nie znają pojęcia,, pokój za wszelką cenę”, a wartością najwyższą dla narodu jest honor. Było to bez wątpienia doskonałe medialnie i propagandowo wystąpienie szefa polskiej dyplomacji, jednak oznaczało całkowitą klęskę i definitywny koniec politycznej koncepcji Becka, dotyczącej poprawnych i niezależnych stosunków z Niemcami oraz budowy pod polskim przywództwem sojuszu państw środkowoeuropejskich. Cała ta misternie tworzona koncepcja runęła niczym domek z kart, nie pozostawiając Beckowi nic prócz honoru, który jednak jest wątpliwym miernikiem oceny politycznych dokonań. Sytuacja Polski zaczęła coraz bardziej przypominać położenie Czechosłowacji z września 1938 roku. Mimo to polscy przywódcy cały czas konsekwentnie odmawiali jakiegokolwiek zbliżenia z ZSRR. Może właśnie dlatego ziścił się scenariusz najczarniejszy z czarnych, czyli skierowany przeciw Polsce pakt Hitlera ze Stalinem, a w takim układzie na żadnych sojuszników nie można już było liczyć. MAREK PAWŁOWSKI
[email protected]
12
POLSKA PARAFIALNA
Ksiądz kurator kategorycznie odmawiał. To szkole zależało bardziej na tym, aby rekolekcje przebiegły w sposób właściwy, choć nie ona jest organizatorem (...). Dziwi mnie fakt, iż w poprzednich latach (przy innych proboszczach) rekolekcje odbywały się bez problemu, a gdy
dyrektorki, więc proboszcz sam zrezygnował z rekolekcji podczas zajęć, a szkoła ma to potwierdzone na piśmie. „W końcu zawiadomiłem ich już tylko, żeby na czas rekolekcji chociaż zrezygnowali z zajęć pozalekcyjnych” – mówi nam ks. Nawrot. Dyrektor szkoły Leokadia Kuper mogła zamknąć temat rekolekcji, jednak rozporządzenie jest mętne i mówi tylko, że „powinna była być powiadomiona”. Nie zawiadomiła więc księdza,
proboszczem został T. Nawrot, doszło do konfliktu. Człowiek myślący wyciągnie wnioski. Wierzący rodzic” – tak na forum „Głosu Pomorza” napisał Gumiś. Cała afera o rekolekcje poszła o to, że proboszcz (zgodnie zresztą z wewnętrznymi instrukcjami kurii) – chciał, aby nauczyciele stawili się karnie u niego w kościele w roli strażników dzieciarni. Ci jednak nie chcieli wykonać polecenia kogoś, kto ich obraża. Tak minął miesiąc na powiadomienie
żeby się wreszcie ożenił, tylko dla świętego spokoju spełniła jego prośbę, którą on nazywa zawiadomieniem, i odwołała zajęcia pozalekcyjne tak, by rekolekcje mogły się odbywać po południu (dlaczego wszędzie tak nie jest?!). Druga sprawa to zaangażowanie w sprawę wiceburmistrza Kurowskiego. Istnieją poszlaki, że to księżowska intryga, mająca na celu odsunięcie dyrektorki lub zaszkodzenie jej politycznie, gdyż jest ona radną powiatu słupskiego i przewodniczącą
W Ustce dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 2 poszły na rekolekcje po lekcjach. Z tego powodu stał się ogromny skandal. 14 kwietnia 1992 roku Andrzej Stelmachowski wydał Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych (DzU 1992, nr 36, poz. 155). Chodziło w nim o to, jak sklerykalizować polską oświatę, oddać uczniów pod władzę księży, wprowadzić duchownych do rad pedagogicznych i ogólnie przywrócić po bezbożnej komunie normy wypracowane na tym odcinku pod światłymi rządami generała Franco w Hiszpanii. Od 17 lat dzieci i młodzież mają też trzy dni wolnego na rekolekcje. Dla zachowania pozorów zostawiono jedynie listek figowy – „O terminie rekolekcji dyrektor szkoły powinien być powiadomiony co najmniej miesiąc wcześniej” (art. 10, ust. 2). Jesteśmy w Ustce. Stosunki między nauczycielami SP2 a proboszczem Tadeuszem Nawrotem z parafii NMP Gwiazdy Morza od dawna układały się źle. Zdaniem wielu osób, proboszcz ma wyjątkowo ciężki charakter. Wciąż politykuje, a podczas poprzednich rekolekcji krytykował nauczycieli przy uczniach. Do tego na siłę angażował w organizację rekolekcji wiceburmistrza Marka Kurowskiego. „Ksiądz T. Nawrot czuje się bezkarny, obraża nauczycieli, ocenia ich pracę (co nie należy do jego kompetencji). Na nieustanne prośby o spotkanie ze strony dyrekcji, jak również siostry Maksymiliany,
Diabeł czyha w spa ...a właściwie wszędzie. Jakież więc to szczęście, że właśnie ukazała się książka objaśniająca, czego należy unikać i czego się wystrzegać, by szatan nas nie opętał. Straciłeś nagle pracę lub długo nie możesz jej znaleźć; twoja firma zbankrutowała; nagle opuściłeś się w nauce; cierpisz na bezsenność; często w twojej obecności psują się różne urządzenia elektryczne, elektromechaniczne lub elektroniczne; nie chodzisz do kościoła i masz odruch wymiotny już na samą myśl o nim? Prawdopodobnie jesteś opętany przez demona! – twierdzą zgodnie ks. dr Włodzimierz Cyran i Michał Mikołajczyk, autorzy „Kroków do wolności od złych duchów. Przewodnika
duchowego dla osób zniewolonych i dręczonych” opracowanego na potrzeby Częstochowskiej Wspólnoty Przymierza Rodzin „Mamre”. To „epokowe dzieło” – jak czytamy we wstępie – powstało w oparciu o „dziesięcioletnie doświadczenia w posłudze duszpasterskiej, posłudze modlitwą wstawienniczą, modlitwą o uwolnienie, egzorcyzmowanie i posługą charyzmatyczną”. Działanie szatana może przybierać różne formy – twierdzą wyżej wymienieni eksperci od demonów – od niedających się zdiagnozować przez medycynę dolegliwości bólowych wywoływanych przez „cysty diabelskie” po przebiegające całkowicie bezobjawowo (np. bez reakcji na wodę
święconą) „opętanie doskonałe”. Najprościej „napaści złego ducha” nabawić się można poprzez przebywanie w „zainfekowanych przez szatana” miejscach (np. redakcji „FiM”?) lub kontakt z „zakażonymi” przedmiotami i zwierzętami. O tym, czego konkretnie należy unikać, szczegółowo informuje sporządzony przez Michała Mikołajczyka „Słownik zagrożeń”. A lista miejsc i przedmiotów, w których diabeł czyha na katolickie duszyczki – trzeba przyznać – jest imponująca. Poważnym narażeniem na „opętanie przez złe duchy” okazuje się nie tylko picie coca-coli czy posiadanie komórki w sieci Play (obie firmy trafiły na czarną listę za „szatańskie”
Klubu Radnych „Samorządność i Platforma Obywatelska” Rady Powiatu. Na kanwie tej afery Marcin Barnowski z „Głosu Pomorza” napisał artykuł pod dramatycznym tytułem „Nikt nie gra dziećmi, jednak dzieci tracą”. Nie był jednak łaskaw napisać, co tracą. Chyba te zajęcia pozaszkolne. Nie tracą jednak trzech dni nauki i dla „Głosu Pomorza” właśnie dlatego tracą. Powinszować logiki. SP2 w Ustce może się poszczycić wybitnymi sukcesami. Na własne życzenie rodzice zapisują tu dzieci spoza rejonu szkoły. Laureaci, finaliści ogólnopolscy, zwycięzcy, olimpijczycy, dyplomy, wyróżnienia. Co roku. W wielu dziedzinach – matematyczne Kangur i Alfik, Multitest, Omnibus, konkurs plastyczny, recytatorski, ortograficzny, informatyczny, olimpiada przyrody, wiele konkursów z angielskiego i niemieckiego, mnóstwo sukcesów w sporcie. Na liście sukcesów brakuje tylko tych z religii. Ale na drzwiach szkoły wisi reklama filmu „Popiełuszko. Wolność jest w nas”. Na piętrze duża gablota poświęcona Janowi Pawłowi II. Trzeba się bardzo starać, żeby w takiej szkole zrazić do siebie radę pedagogiczną. Wicedyrektor Beata Kostrzewska mówi, że jest dumna z sukcesów uczniów i nauczycieli. Na 53 aż 43 to nauczyciele dyplomowani. Współpraca z rodzicami i uczniami układa się idealnie. O dwóch nauczycielkach religii nie ma nic do powiedzenia. Przysłał je biskup, szkoła jest tylko od tego, żeby im płacić. – Także w usteckiej SP1 rekolekcje trwają 45 minut – dzieci wychodzą wtedy do kaplicy i wracają na naukę. Podobnie jest w SP10 im. Polonii w Słupsku. A jeśli ktoś chce rano, to co za problem, żeby to zrobić w sobotę? – usłyszałem od pani Beaty. Jak to dobrze, że w polskich szkołach są jeszcze mądrzy pedagodzy. MACIEJ PSYK
kampanie reklamowe), ale nawet używanie „mowy pogańskiej”, czyli określeń: „jesteś czarująca”, „urocze”, „zauroczenie”. Zagrożenie pochodzi tu od przywoływania czarcich zwrotów: czary, uroczysko, urok. Szatan ukrywa się także – zdaniem Mikołajczyka – w hologramach i awatarach (wirtualne postaci powszechnie używane na forach dyskusyjnych i w grach), podkowach i słonikach na szczęście, indyjskich ubraniach, biżuterii i ozdobach oraz w chińskiej porcelanie (często zdobionej chińskimi modlitwami). Źródłem ogromnych spustoszeń „duchowych i moralnych” w katolickich duszach są ponadto filmy i seriale („Z archiwum X”, „Gwiezdne wojny”, „Matrix” itp.), liczne bajki (np. „Niekończąca się historia” i „Harry Potter”), kreskówki, utwory muzyczne (zainteresowani na stronie wspólnoty „Mamre” znajdą wykaz blisko 200 „niebezpiecznych” zespołów), gry
Komentarz anonimowej nauczycielki: Kilka faktów o nauczaniu religii w szkole: 1. Co roku w sierpniu podczas układania planu lekcji religia jest z góry automatycznie w nim zakładana. Jest to dość ciekawe, jeśli układa się plan dla pierwszych klas – choć szkoła nie zna jeszcze dzieci, od razu zakłada, że będą chodziły na religię. Żeby dziecko nie musiało na religię chodzić, rodzic musi je pisemnie wypisać. Inna sytuacja jest z etyką. Jej w planie nikt nie ujmuje. Ale żeby była, rodzice muszą się sami zorganizować i znaleźć minimum 15 chętnych. O tym, że religia i etyka to alternatywa – czyli albo to, albo to, a nie i to, i to – już nie wspominam. 2. Księża uczący religii i katecheci są pełnoprawnymi członkami rad pedagogicznych, a zatem podejmują decyzje także w sprawie dzieci, które na religię nie uczęszczają. 3. Dyrektorzy szkół nie mają żadnego wpływu na to, kto w ich szkole uczy religii. Dyrektor nie może samodzielnie zatrudnić katechety bez zgody kurii. Tym samym zatrudnieni są ludzie z góry narzucani przez Kościół. Tworzy się ciekawa sytuacja: dyrektor nie ma wpływu na zatrudnienie katechety, ale całkowicie odpowiada za jego działania. 4. Policzcie sobie: miesięczna pensja katechety razy 12 miesięcy razy liczba katechetów uczących w Polsce. Czy nie lepiej za te pieniądze finansować dodatkowe zajęcia z języków obcych i dofinansować szkolne kluby sportowe, a religię przenieść tam, gdzie jej miejsce – do kościoła? HEH
komputerowe, a także lektury szkolne „zawierające kontekst przeciwny chrześcijaństwu i prawdziwej wizji człowieczeństwa” (np. czarcie „Balladyna” i „Świtezianka”). Niezwykle groźne okazuje się także kurowanie się ziołami... o. Klimuszki (o zgrozo, reklamowanymi w katolickiej prasie!), używanie miodu i produktów pszczelich w celach leczniczych, stosowanie olejków eterycznych, palenie kadzidełek, korzystanie ze spa i zabiegów oferowanych w gabinetach odnowy biologicznej oraz odwiedzanie grot solnych. A najgroźniejsze jest... pozytywne myślenie, które prowadzi do „zobojętnienia w wierze i odejścia od pojęcia grzechu, a to grzech przeciwko Duchowi Świętemu, który jest odrzuceniem potrzeby zbawienia”. A zatem wszyscy jesteśmy potępieni i nie ma już dla nas ratunku. AK
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r. anifestacja rozpoczyna się o godzinie 9.30. Są już przedstawiciele innych poznańskich szkół wspierających protest, nauczyciele, rodzice. Czarne transparenty na murach przypominają, o co toczy się batalia. „Szkoła to nie biznes! Ratujmy Liceum”, „Liczą się ludzie, wiedza, nauka, a nie pieniądze” – krzyczą hasła niesione przez młodzież. Pod pomnikiem Mickiewicza, patrona VIII LO, uczniowie w skupieniu wysłuchują opowieści Janiny Kondratiew, jednej z emerytowanych nauczycielek, która mówi, czym dla niej były mury placówki przy Głogowskiej. Po tej swoistej lekcji historii rozlegają się oklaski, a zaraz potem hymn szkoły. W eskorcie policji młodzież rusza w kierunku ratusza. A my wraz z nią. – Jesteśmy nastawieni pokojowo i nie chcemy żadnej awantury, ale nie dopuścimy do zamknięcia naszej szkoły – mówi nam Agata, której wtórują koleżanki. – Co prawda wiceprezydent miasta był u nas i mówił o trudnych rozmowach z Kościołem, ale my nie odpuścimy. – Miasto gotowe jest przenieść szkołę do innego budynku, ale to będzie oznaczać śmierć „ósemki” – dodaje Artur. Poznaniacy chętnie zatrzymują się i demonstrują poparcie dla protestujących, podpisując też listy, które potem wręczone zostaną gospodarzowi miasta. – Sama chodziłam do tej szkoły i nie wyobrażam sobie, by przestała istnieć. To skandal, że Kościół domaga się 1,8 mln zł rocznej dzierżawy za ten obiekt! A przecież przed wojną mój dziadek, który był znanym w mieście stolarzem, sprzedał cały komplet mebli, by wspomóc budowę tej placówki – mówi oburzona poznanianka. Mijamy po drodze liceum baletowe. Ten piękny budynek również stał się własnością Kościoła. Na nic zdały się protesty i procesy sądowe. Państwo co miesiąc płaci olbrzymi haracz za użytkowanie obiektu, który w całości odbudowało, przywracając mu dawną świetność. Pod ratuszem atmosfera gęstnieje. Wychodzi wiceprezydent Frankiewicz. Rozmawia z delegacją młodzieży i jednym z rodziców uczniów – Sławomirem Bździakiem. Przedstawiciel władz miasta mówi o pacie w rozmowach z kurią, ale... – Wierzę, że przełamiemy opory i dojdziemy do ugody – mówi Frankiewicz. Apeluje do tłumu, by tutaj zakończył manifestację, rezygnując z marszu pod kurię. Sławomir Bździak, na którego barkach spoczywa odpowiedzialność za przebieg manifestacji, nie waha się jednak ani przez moment i manifestujący idą dalej. „Nie ukrywam, że bałem się. Przecież w każdej chwili mogło dojść do jakiejś prowokacji i niekontrolowanych zdarzeń” – powie potem reporterowi „FiM”. Nic dziwnego – kurie to obecnie budynki niemal paramilitarne, chronione i monitorowane jak żadne inne. W końcu młodzież dochodzi do Ostrowa Tumskiego, gdzie czeka już
13
To pierwszy tak liczny protest polskiej młodzieży pod kurią biskupią. Nie ostatni...
M
Protest młodzieży poznańskiej „ósemki” przebiegał wzorowo. Klasę wykazał także wiceprezydent miasta Maciej Frankiewicz, który wyszedł do ponad 1000osobowej manifestacji i nie unikał trudnych pytań. Za to kuria tradycyjnie pogroziła młodzieży palcem.
Lekcja wychowawcza sporo gapiów i policjantów... także niemundurowych. Młodzież zatrzymuje się przed pałacem i czeka na spotkanie z arcybiskupem Stanisławem Gądeckim, ale ekscelencja nie myśli nawet kiwnąć palcem z okna. Gdy wreszcie młodzi ludzie zaczynają głośno komentować butę metropolity, pojawia się któryś z urzędników władcy i pozwala wejść do środka jedynie Sławomirowi Bździakowi i dyrektorowi VIII LO – Jadwidze Walkowiak. Jak się później okazuje, są zbyci ogólnikami; zero dobrej woli, żadnych zobowiązań. – To, niestety, nie napawa optymizmem – komentuje jedna z nauczycielek. – Kościół chce prawie 40 złotych miesięcznie za metr kwadratowy dzierżawionego obiektu przy Głogowskiej, a sam za budynki udostępnione przez miasto płaci rocznie jedynie 2 złote. Czy to nie jest skandaliczne?
Dlaczego do tego dopuszczono? Nawet jeśli dzierżawa zmniejszona zostanie o połowę, to i tak będzie wyższa kilkadziesiąt razy od tej płaconej miastu przez Kościół. – Wygląda na to, że do ekscelencji będziemy musieli się pofatygować jeszcze raz. Może wtedy doceni dzisiejszą pokojową manifestację – mówi jeden z licealistów. – Ten styl rozmowy kleru ze społeczeństwem jest nie do przyjęcia – komentuje wyraźnie wkurzony Jakub Sypniewski z klasy II. ! ! ! Nawet wśród kleru podnoszą się głosy, że tak demonstracyjna pazerność się nie opłaci. „Skoro Kuria przyjmuje styl działania polegający na unikaniu spotkań i klarownych wypowiedzi, to powinna być świadoma, że daje tym samym świadectwo lekceważenia ludzi (...).
Czy nikt z dostojników poznańskiego Kościoła nie zastanawia się, jaką cenę przyjdzie zapłacić za taką postawę? Czy nikt na Ostrowiu Tumskim nie myśli, jak wiele wysiłku będzie wymagać przywrócenie nadwątlonego zaufania młodych ludzi, którzy dziś zasiadają w ławkach VIII LO? Ile rozmów, spotkań, kazań, ile dni sensownej obecności księży, zakonnic czy katechetów, będzie konieczne, by przekonać społeczeństwo, że Kościołowi bardziej zależy na żywych ludziach niż najdroższych nawet murach?” – pisze na swoim blogu poznański dominikanin Paweł Kozacki. Młodzi ludzie z Poznania zobaczyli przez chwilę prawdziwe oblicze watykańskiego pasożyta. Oby na zawsze zapamiętali tę godzinę wychowawczą. BARBARA SAWA
Z OSTATNIEJ CHWILI: jest w Poznaniu wstępne porozumienie, do którego ciut się przyczyniliśmy ubiegłotygodniową publikacją. Oto pod naciskiem mediów i opinii społecznej poznańska kuria odstąpiła od pomysłu, by pobierać niemal 2-milionowy czynsz od liceum, które jakoby zajmuje kościelny budynek (co jest piramidalną bzdurą). Władze miasta dogadały się z kurią, że w zamian za obiekt VIII LO dadzą biskupom inną nieruchomość. No i obie strony są zadowolone. Jedna z udanego szantażu, druga – z uratowania jednego z lepszych ogólniaków w Polsce.
14
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Rozmowa z Grzegorzem Kupczykiem – wokalistą, muzykiem i kompozytorem – Witaj, Grzegorz, powiedz mi, ile to już lat w służbie muzycznej? – Uuu, ciężkie pytanie, ale myślę, że spokojnie będzie 35 lat, licząc z grubsza. – Powiedz mi, czy po tylu latach masz jeszcze zapał i siły na tworzenie czegoś nowego? – Cały czas mam zapał, bo bardzo kocham to, co robię. Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie, abym mógł robić coś innego. Na samą myśl, że miałbym wrócić do ciężkiej, fizycznej pracy – bo przecież pracowałem kiedyś na budowie i w kopalni – dostaję drgawek. Mam przykre doświadczenia z tzw. klasą robotniczą – bardzo źle to odbierałem, intelektualnie
– To pytanie, które spędza mi często sen z powiek. Świat jest bardzo zły i idzie w bardzo złym, niebezpiecznym kierunku. Jestem przerażony wszelkimi wojnami oraz konfliktami. Jestem także przerażony lokalnymi konfliktami między ludźmi, między politykami, i nie potrafię zrozumieć, dlaczego zwierzęta, które uznaje się przecież za podgatunek, potrafią się ze sobą porozumieć nawet w ferworze walki, a ludzie nie potrafią. Nie akceptuję żadnych wojen, żadnej przemocy, jestem tolerancyjny wobec wszystkich i tego samego oczekuję wobec mnie. Uważam, że ludzie powinni być na tyle mądrzy, aby się ze sobą porozumieć,
– Zmienimy trochę temat... Masz na swoim koncie dziesiątki nagranych płyt, a jak będzie wyglądała twoja najnowsza produkcja? – 9 listopada w Kaliszu odbył się koncert C.E.T.I. z towarzyszeniem Filharmonii Kaliskiej, w pięknej hali po brzegi wypełnionej publicznością. Przedsięwzięcie było bardzo dobrze przygotowane oraz rewelacyjnie przyjęte przez publiczność, owacje na stojąco, niegasnące oklaski, sto lat. Takiego czegoś nie przeżyłem przez ponad 30 lat swojej kariery artystycznej. Właśnie tam zarejestrowaliśmy materiał, na scenie znalazło się ponad sto osób, chór, orkiestra i oczywiście my. W tej chwili jesteśmy w trakcie zgrywania tego materiału, a nie jest to łatwe, bo musimy tak połączyć klimat orkiestry symfonicznej
– Nie jest żadnym tabu, że muzycy biorą kasę za WOŚP. Ja jestem jak najbardziej po stronie koncertów charytatywnych, jeżeli są one charytatywne w 100 procentach. Jeżeli WOŚP robi koncerty i są one charytatywne, to ja nie rozumiem pewnych rzeczy. Dlaczego ciągle powtarza się, że muzycy grają za darmo? Wobec tego co z nagłośnieniem, oświetleniem, transportem, wypożyczeniem scen – oni wszyscy biorą pieniądze, a są to miliony złotych. Następnie transmisje telewizyjne, reklamy, do tego wypłaty redaktorów, którzy to prowadzą... Ja się pytam, dlaczego ciągle mówi się o muzykach! Nie rozumiem, dlaczego wszyscy mają dostać pieniądze, tylko nie muzycy. Niech to będzie koncert w 100 procentach charytatywny, a więc wszyscy robimy to za
Religia w szkole to bzdura przede wszystkim, choć to nie znaczy, że czuję się w jakiś sposób lepszy, absolutnie nie. Chodzi mi o poziom ludzi, który, mówiąc delikatnie, jest dramatyczny. Jako muzyk czuję się dużo lepiej, i mimo że skończyłem już 50 lat, czuję się lepiej niż 20 lat temu. Jestem bardziej dojrzały, bardzo zachowawczy, wiem, czego oczekiwać, i na razie nie zamierzam kończyć działalności artystycznej. Jeśli tylko zdrowie mi dopisze, będę to robił nadal. Mam nadzieję, że na razie nikt nie wymyśli samplowanych wokali, jak to się ma do wielu instrumentów, i będę mógł sobie jeszcze pośpiewać. – W jakim stopniu i czy w ogóle interesujesz się polityką? – Odpowiem w ten sposób – jestem zmuszony interesować się polityką, bo prawie w każdym programie widzę ten straszny cyrk, ale interesuję się nie w sensie uczestniczenia w życiu politycznym, tylko obserwuję to skretyniałe zoo. Widzę, jak bardzo ryba lubi psuć się od głowy, widzę utratę autorytetów, brak kompetencji, korupcję itd. Polityką interesuję się, ponieważ jest to dla mnie wspaniałe studium zatytułowane „Co robić, by nie zostać idiotą”. Kiedy obserwuję wszelkie obrady Sejmu, Senatu, te wszystkie kłótnie, które mają tam miejsce, to wiem, jakich błędów nie popełniać. Ci wszyscy politycy – mimo swojego wykształcenia – są nierozerwalną częścią tej złej rasy robotniczej, o której ja z budów mam jak najgorsze zdanie. Ci wszyscy ludzie właśnie tam powinni się znaleźć, bo umieją wyciągać brudy z kanałów i do tego się świetnie nadają. Tam podobne charaktery mają prawo bytu, a chamstwo i pijaństwo jest na budowach mile widziane. – Jak postrzegasz sytuację na świecie, w szczególności konflikty, które ostatnimi czasy coraz bardziej się nasilają?
darmo – kierowcy, którzy dowiozą tym bardziej że mamy możliwość poz zespołem heavymetalowym, aby nie sprzęt nie biorą kasy, w bakach aut rozumiewania się językiem. Psy czy zatracić w tym wszystkim proporcji. będą mieli paliwo, które ufundował koty nie mają takiej możliwości, a przePłyta i zarazem DVD będzie miała np. Orlen, jedzenie będzie darmocież potrafią żyć w zgodzie. W sumie swoją premierę 22 maja podczas konwe, bo ufunduje je firma cateringonie jest to dobry czas dla ludzi, jakicertu z Orkiestrą Symfoniczną w Warwa, a kanapki będą z chleba, który mi są artyści wszelkiej maści. szawie. Chcemy, żeby widzowie moufundowała piekarnia. Niech transgli wyjść z koncertu z materiałem, – Jakie masz zdanie na temisje będą za darmo, a prąd, który który przed chwilą obejrzeli, gdyż bęmat chęci wprowadzenia obozostanie zużyty na potrzeby WOŚP, dziemy grali dokładnie taki materiał, wiązkowej lekcji religii do szkół niech będzie ufundowany przez elekjaki ukaże się na wydawnictwie. świeckich? trownię. To są rzeczy, o których się – Czy bierzecie udział w kon– Jestem absolutnie przeciwny, nie mówi. Ja osobiście bardzo pocertach charytatywnych i czy fakbo jest to, najprościej mówiąc, brak pieram inicjatywę Jurka, ale nie kietycznie są one charytatywne? Chotolerancji. Absolutnym brakiem torujmy się obłudą. A tak na margidzi mi o sytuację, jaka miała miejlerancji jest też wieszanie krzyża nesie: w tym roku graliśmy za zwrot sce podczas ostatniego finału Orw szkołach i innych świeckich obiekkosztów podróży i miskę zupy. kiestry Świątecznej Pomocy. tach, bo to akt poniżenia wszystkich innych religii. Jest to akt wy– Masz jakiś wyższania siebie, swoich pogląpomysł na to, dów ponad wszystkie inne. Jeczym zainteresożeli już wywieszamy krzyż, to wać dzisiejszą powinniśmy wywiesić wszystkie młodzież, z któinne symbole religijne, jakie istrą ani rząd, ani nieją na świecie, tak aby były system sobie nie sobie równe. Jeżeli wprowadziradzi? my obowiązkową naukę reli– Wystarczy gii, to co będą robić uczniowie cofnąć się jakieś 20 innego wyznania? Co mają na lat, i popytać tzw. lekcji robić uczniowie o pogląkomunistów, co rodach ateistycznych lub uczniobili, aby młodzież wie nieakceptujący religii w pomiała zajęcie. To staci, jaką nam się narzuca? Nabyli wykształceni uka religii, kościół, msza, nie ludzie, na bardzo mogą być obowiązkiem – to wysokim poziomie musi wynikać z czystości i chęi co tu dużo mówić ci ducha. Wszystko, co jest na– wykształcili więkrzucane odgórnie, staje się naszość polityków, chalne, a my musimy mieć swoktórzy dziś na nich bodę decyzji. Podobnie ma się plują. Komuna wiesprawa z chrztem – chrzczenie działa, co zrobić, dziecka, które nie jest świadoaby młodzież zająć me tego, co się dzieje, jest i jak młodzież zaw moim pojęciu straszliwym jąć. Było mnóstwo błędem. Dziecko, które później domów kultury, poGrzegorz Kupczyk – nagrał ponad 30 płyt długogradorasta i zmienia swoje pogląwstawało tysiące jących. Od 1980 roku związany z legendą Polskiej mudy pod kątem wiary, jest nazyszkół, w domach zyki – zespołem TURBO. Współpracował z Czesławem wane przechrztą. Tak, jestem kultury był sprzęt, Niemenem oraz z wieloma znanymi zespołami, m.in. przeciwnikiem nauczania relimożna było dać Dragon, Non Iron, Panzer X, Kruk. Od 11 lat prowagii w świeckich szkołach, bo to upust swym zaintedzi w Radiu Merkury audycję „Z-ROCK 50”. W 1989 zupełna bzdura i paranoja oraz resowaniom lub roku założył zespół C.E.T.I., z którym odnosi najwiękbrak szacunku i tolerancji woukierunkować je. sze sukcesy i którego leaderem pozostaje do dzisiaj. bec poglądów innych ludzi. Dziś młodzież nie
obchodzi nikogo. Ja proponowałbym pójść do gen. Jaruzelskiego, przeprosić go za to, co do tej pory mu się zrobiło złego, oddać mu honor i zapytać, jaką on ma propozycję w sprawie młodych ludzi. Wiem, że to, co powiedziałem, jest strasznie kontrowersyjne, ale komuna nie była złym ustrojem, była zła politycznie, ale jak w każdym ustroju – są dobre i złe strony. Współczesny ustrój w Polsce jest diametralnie i tragicznie zły – to jest feudalizm, a nie kapitalizm. Kiedyś na każdym osiedlu był dom kultury, a nawet dwa, świetlice, pracownie itd. W tej chwili na wszystko są pieniądze, tylko nie na kulturę. To dotyczy szkół, nauczycieli, placówek kultury, a jest to istny dramat. Chciało by się powiedzieć: komuno, wróć, ale niewiele osób ma na to odwagę. – Czy Grzegorz Kupczyk ma jakieś hobby poza muzyką? – Takim drugim hobby jest film polski – mam w swojej kolekcji kilkadziesiąt filmów polskich. Na trzecim miejscu jest literatura science fiction. Interesuję się także szeroko pojętym mistycyzmem, jest to coś, co mnie wciąga. – Czy wpuszczasz po kolędzie księdza? – Przez wiele lat nie wpuszczałem księży po kolędzie, bo mój stosunek do tej instytucji jest bardzo negatywny. Mam z księżmi doświadczenia bardzo przykre, bardzo osobiste, o których nie chciałbym wspominać. W tym roku postanowiłem, że spotkam się z księdzem, bo chcę się przekonać, czy nadal jesteśmy na etapie bałwochwalstwa księży. Na pewno nie dostanie pieniędzy, a rozmowa będzie na całkowitym luzie. Chcę sprawdzić, czy niesie ze sobą modlitwę, czy chce po prostu opróżnić mój portfel. – Czy też uważasz, że Kościół przejął w Polsce rolę dawnego PZPR i wydaje mu się, że wszystko do niego należy? – Oczywiście, że tak. Kościół przejął wiele aktywu dawnej PZPR, a w Polsce zmieniło się z czerwonego na czarne. Pamiętam sytuację z 1986 roku, kiedy na antenie radia pojawił się utwór TURBO „Sztuczne oddychanie” i pewnym momencie został wyciszony ze względu na tekst. W 1993 roku, kiedy ten sam utwór, ale nagrany w nowej wersji z C.E.T.I., pojawił się w radiowej Trójce i został w tym samym miejscu wyciszony, chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do Trójki z pytaniem, co jest grane. Odpowiedź była szokująca: utwór wyciszono na zlecenie proboszcza, bo była afera cenzuralna. Wcześniej zrobił to komisarz redakcyjny. Chyba w tym zestawieniu wydarzeń wszystko jest powiedziane. – Dziękuję Ci serdecznie za rozmowę. – Ja również bardzo dziękuję, pozdrawiam gorąco wszystkich Czytelników „Faktów i Mitów” i zachęcam do odwiedzenia mojej strony www.ceti–gk.com Rozmawiał ZBIGNIEW CIECHANOWICZ
[email protected]
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r. o brzmi sensacyjnie, przyznajemy. Ale jest taki ksiądz. Nazywa się Maurice Chase i od 24 lat co niedziela na tym samym rogu Skid Row, biednej dzielnicy Los Angeles, rozdaje potrzebującym plastikowe różańce, błogosławieństwa oraz... pieniądze.
T
ZE ŚWIATA
sławnych i bogatych ludzi. Ich pieniądze dawał biednym. „To boże dzieło. Przychodzę tutaj, by powiedzieć tym ludziom, że Bóg ich kocha i ja ich kocham, że komuś na nich zależy. To tutaj jestem najszczęśliwszy. Bardzo lubię tu przychodzić” – mówi
więcej by pomógł, oddając ją fundacjom na działania systemowe. To, że da ludziom po dwa czy trzy dolary, nic im nie pomoże. Poza tym na Skid Row zazwyczaj rozdaje się jedzenie, nie pieniądze”. A jednak osobista dobroczynność księdza niezwykle bezdomnych
Ksiądz rozdaje kasę! W miejscu, które jest największym w USA skupiskiem bezdomnych, ojciec Chase stanowi prawdziwą instytucję. Od lat w każdą niedzielę, a także Boże Narodzenie i Święto Dziękczynienia, na rogu przed katolicką misją im. Freda Jordana czeka na niego kilkaset osób. Ludzie na wózkach, matki z dziećmi, samotni mężczyźni. Każdy dostaje jakąś sumę. 17 marca ksiądz Maurice skończył 90 lat. Urodziny świętował z podopiecznymi – rozdał im na raz 15 tysięcy dolarów. Pieniądze pochodzą oczywiście z darowizn. Maurice Chase przez większość życia był asystentem rektora Loyola Marymount University. Poznał wielu
ze Skid Row ujmuje. Kochają go za to, że przychodzi sam, że daje im te parę groszy do ręki, że im ufa, traktuje jak ludzi. „On ma serce” – mówią. Poza tym ludzie ci są tak biedni, że 2–3 dolary znaczą dla nich bardzo wiele. Działalność księdza Maurice’a jest trochę anachroniczna. Ale bezdomnych podnosi na duchu bardziej niż zorganizowana, nowoczesna dobroczynność. Bo jest ludzka. Ksiądz daje pieniądze. Kto by pomyślał! Dlaczego u nas bywa tylko odwrotnie? Maurice Chase MAGDA HARTMAN
Ksiądz Chase nosi połatany sweter i baseballową czapkę. Organizacje charytatywne krytykują jego działalność: „Zamiast rozdawać kasę,
olski Kościół chciał, aby Maryja Panna była oficjalną patronką Unii. Grupa holenderskich protestantów twierdzi, że już od dawna jest. Dlatego zażarcie protestują przeciwko unijnym tablicom rejestracyjnym. Przekonują, że widoczny na nich gwiaździsty emblemat Unii... obraża ich uczucia religijne. Organizacja o tasiemcowej nazwie Narodowa Fundacja dla Zachowania Protestanckich Zasad Politycznych argumentuje, że 12 złotych gwiazdek ułożonych w okrąg na niebieskim tle to symbol kultu Matki Boskiej w Kościele katolickim. Jak powiedział gazecie „Nederlands Dagblad” prezes fundacji, P.H. op’t Hof, „Większość ludzi o tym nie wie, ale symbol Unii Europejskiej został stworzony przez Kościół katolicki ku czci Maryi”. Choć sąd miasta Leeuwarden uznał zasadność skargi jako kwestii sumienia, minister transportu Holandii Camiel Eurligs dwukrotnie odrzucał żądania usunięcia gwiazdek z tablic rejestracyjnych, obowiązujących kierowców w Holandii. Używany wcześniej przez Radę Europy emblemat Unia przyjęła w 1985 r. Już wtedy wielu specjalistów zwracało uwagę na jego podobieństwo do gwiezdnej aureoli widniejącej na wielu wizerunkach Maryi.
P
W roku 1989 watykańska gazeta „L’Osservatore Romano” podała, że autor godła, Arsène Heitz, wskazywał jako swą inspirację serię objawień maryjnych, jakie miały miejsce w XIX-wiecznym Paryżu. Wielbicielom teorii spiskowych ogromnie przypadł do gustu fakt, że Rada Europy przyjęła gwiaździsty krąg jako swe godło 8 grudnia 1955 roku, czyli w święto... Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Fundacja, która jest radykalnie kalwinistycznym odłamem SGP, najstarszej partii politycznej Holandii (wsławionej tym, że programowo nigdy nie weszła do żadnego rządu), ma jednak rozwiązanie. Rozprowadza nalepki z lwem, godłem Holandii, którymi można „maryjne” gwiazdki sobie zalepić. Jest to, rzecz jasna, nielegalne, ale fundacja zapewnia, że jeszcze nigdy nie było problemów. Toine Manders, holenderski europarlamentarzysta, uważa całą sprawę za kompletny absurd. Jak napisał na swojej stronie internetowej, „krąg 12 gwiazd spotyka się już w greckiej mitologii i jest to symbol o wiele wcześniejszy niż chrześcijaństwo”. To oczywiście prawda, jednak również krzyż był symbolem spotykanym wiele tysięcy lat przed ukrzyżowaniem Jezusa. I co z tego? MH
Unia Maryjna
larm w Ghanie wywołały poczynania pewnego pastora, który musiał przeczytać jedno z opowiadań „Dekameronu” Boccaccia o wyganianiu diabła i posłużył się opisaną „metodą”. Duchowny ów ogłasza swe zdolności metafizyczne, a swój przekaz kieruje do kobiet. Bóg Wszechmogący ujawnił mi tajemnicę – mówi. – Dzięki swej tajemnej wiedzy sprawię, że pozbędziecie się problemów, a wasze życie stanie się upojne. Należy tylko zgłosić się na „sesję modlitwy”. Podczas jej odmawiania ze świętym mężem wychodzi na jaw, że
A
kobieta jest opętana przez diabła. Ale spoko! – jest na to metoda i zna ją pastor. Jego penis ma ponoć zdumiewające własności egzorcystyczne...
pań. Oczywiście, kuracja nie jest darmowa! Niestety, nie obywa się potem bez problemów małżeńskich, bo nie wszyscy mężowie łykają wersję
Egzorcysta z erekcją Klientki, z reguły młode mężatki, ciągną do cudotwórcy, który ma pełne ręce (i nie tylko) roboty. Kobiety zgłaszające się na kurację muszą się rozebrać do naga. W ciągu jednej nocnej szychty kapłan jest w stanie przepędzić szatana z kilku
o cudownej terapii. Co gorsza, podejrzewa się, że cudotwórca zaraża wirusem HIV. Prawdziwe rozmiary zjawiska nie są znane, bo pastor straszy, że powiadomienie policji grozi śmiercią. Także wieczną... ST
15
Kupa... palce lizać oaleta służy do załatwiania czynności odwrotnych do jedzenia i nie ma tu żadnego pola manewru: nie defekuje się przy stole, nie je w klozecie. Ale właściwie... dlaczego nie?
T
W tajwańskiej restauracji „Modern Toilet” siada się na sedesie (zamkniętym), a posiłek serwowany jest w małych muszlach klozetowych. Popija się z niewielkiego pisuaru. „Ma to szokować i prowokować zmysły” – wyjaśnia menedżer lokalu Chen Min-Kuang. Nawet amerykańscy goście przyznają, że wszystko jest tu robione „bardzo taktownie”. I bezzapachowo. Choć nie każdy konsument spoza Azji łatwo przełyka nazwy potraw: „biegunka z twardymi
kawałkami”, „krwawa kupa” czy „zielona dyzenteria”. Chińczycy mają bardziej bezpośrednie podejście do funkcji fizjologicznych: bekają i popierdują bez zażenowania, bez przerwy publicznie charkają, tym bardziej że zainteresowania ubikacyjne są głęboko zakorzenione w historii Państwa Środka. Spłukiwaną toaletę znaleziono w grobie cesarza z dynastii Han, pochodzącego sprzed naszej ery. Chińczycy są też wynalazcami papieru toaletowego. ST
Szambonurek K
luczyków od samochodu warto dobrze pilnować – taki morał wypływa z poniższej historii.
Pan z Twin Falls w stanie Idaho podczas podróży samochodowej poczuł zew fizjologii i zatrzymał się na parkingu, by sobie pofolgować. Gdy już podciągnął spodnie i zbierał się do opuszczenia klozetu, zdał sobie sprawę, że nie może znaleźć kluczy do auta. Musiały wypaść – jęknął w duchu, spozierając w głąb szamba. Niezrażony zapachami zawartości, rozebrał górną część toalety i zanurzył się w ekskrementach w poszukiwaniu zguby. Nie dość, że jej nie znalazł, to jeszcze zdał sobie sprawę, że... nie może
wyjść, bo ugrzązł zbyt głęboko w śliskiej zawartości. Można sobie wyobrazić szok, jakiego doznał następny użytkownik toalety, gdy z głębi dołu kloacznego spojrzały nań bezradne oczy. Przybyła na miejsce ekipa ratunkowa odpompowała szambo, wydobyła poszukiwacza kluczy i z grubsza go opłukała. Odmówił pomocy medycznej, nie palił się także z podaniem nazwiska, co zostało przyjęte ze zrozumieniem. Nie był to koniec upokorzeń: klucze znalazł w tylnej kieszeni spodni!!! ST
Miasta na morzu I
nżynierowie i architekci z Seasteading Institute w San Francisco zapowiadają, że przyszłością urbanizacji są miasta na wodzie.
Mają nieco przypominać platformy wiertnicze, ale funkcjonować będą na zupełnie odmiennych zasadach. Domy i inne obiekty nie zostaną zbudowane w jednym miejscu na stałe – można je będzie przenosić, a miasta zostaną połączone wiszącymi mostami. Nowatorstwo budowlane ma iść w parze
z zupełnie innymi, niepraktykowanymi na stałym lądzie normami życia. Konstruktorzy i wizjonerzy mówią o wspólnej własności intelektualnej, o legalizacji marihuany... Prototyp pierwszego pływającego miasta-komuny ma powstać nieopodal San Francisco już za 3 lata. CS
16
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (133)
Zguba Polski w Rzymie W wystąpieniu sejmowym w 1925 r. poseł Kazimierz Czapiński stwierdził fakt, że w dziejach świata los państw silnie związanych z rzymskim katolicyzmem był zawsze tragiczny. Dlaczego rzymski katolicyzm tak negatywnie wpłynął na losy Polski? W 966 r. książę z dynastii Piastów, Mieszko I, przyjął wraz ze swoim dworem chrzest w obrządku łacińskim. Nie wiadomo, gdzie odbyła się ceremonia chrztu – być może na Ostrowie Lednickim (wyspa niedaleko Gniezna) albo też na Ostrowie Tumskim (wyspa w Poznaniu). Faktem jest, że od tej pory ziemie państwa gnieźnieńskiego, a następnie ziemie Polski znalazły się w sferze wpływów chrześcijańskiego Zachodu, a tym samym papiestwa. Dlaczego Mieszko I w ogóle zdecydował się na ten krok? Na pewno nie ze względu na wdzięki Dąbrówki i samą chęć jej poślubienia. Prawdziwym powodem był wąsko pojęty interes klasy panującej. Przede wszystkim, wymagał on ideologicznego usankcjonowania i uprawomocnienia przemian, które dokonywały się na ziemiach polskich w okresie od VI w. a następnie zostały utrwalone przez chrześcijaństwo – rozbiły one pierwotny egalitaryzm Słowian i podzieliły społeczeństwo na bogatszą arystokrację rodowo-plemienną i biedne, zależne masy, płacące daniny. Do usankcjonowania tego stanu rzeczy najlepiej zaś nadawała się rzymska wersja chrześcijaństwa – religia
P
feudalizmu, która nakazywała posłuszeństwo władzy, jakoby pochodzącej wprost od Boga (Rz 13. 1–7). Nie bez znaczenia był też fakt, że Mieszko I, jako poganin, miał już politycznie chrześcijański nóż na gardle; chrześcijaństwo było więc de facto propozycją nie do odrzucenia. Jednak, wbrew klerykalnej teorii historycznej, to nie zwierzchnictwo papieskie ocaliło Polskę przed brutalną chrystianizacją z Zachodu, lecz jej siła militarna. To, że Mieszko I pobił na głowę grafa niemieckiego Wichmana, zdobywając ujście Odry wraz ze Szczecinem; że pod Cedynią nad Odrą pobił margrabiego Hodona (972 r.); a także to, że Bolesław Chrobry, który toczył 3 wojny z Niemcami, odebrał im Łużyce i że nie pytając o zgodę ani cesarza, ani podległego mu wtedy papieża, koronował się, podkreślając w ten sposób suwerenność polskiej władzy państwowej. Od samego początku idea bliskich związków z papiestwem nie entuzjazmowała większości narodu polskiego. Wyrazem tego był słowiański ruch oporu, a następnie – w okresie reformacji – próby ostatecznego zerwania z Rzymem i utworzenia Kościoła narodowego,
rzed tygodniem ustaliliśmy, że każdy człowiek rodzi się ateistą. Nic nie wie o Stwórcy i religii, dopóki emisariusze prawd objawionych nie wpiszą mu w mózg „potrzeby Pana Boga”. Pozwolę sobie raz jeszcze nawiązać do listu, od którego rozpocząłem przed tygodniem. Nasi Czytelnicy i przyjaciele „FiM” zza oceanu zwracają uwagę na to, że „religijna indoktrynacja powoduje wszelkiego rodzaju zahamowania, fałszywości charakteru i brak umiejętności logicznego myślenia”. Jako mieszkaniec ziemi, tej bardzo religijnej przecież ziemi, wolałbym, aby było inaczej: aby religia była źródłem tego, co pozytywne. Dla mojego własnego dobra. Niestety, muszę zgodzić się z naszymi Czytelnikami, że początkiem zła w religii jest zachwaszczanie umysłu. Kilka tygodni temu słuchałem na pewnej konferencji wykładu przedstawiciela religii bahai. Ta stosunkowo tolerancyjna, ekumeniczna i pokojowo nastawiona religia głosi m.in., że we wszelkich dotychczasowych religiach można znaleźć prawdę boskiego objawienia. Na uwagę jednego ze słuchaczy, że przecież istniejące religie są ze sobą sprzeczne, wyjaśniono, że wspólnota poglądów dotyczy spraw podstawowych w owych religiach, a poza tym
co niewątpliwie wykreowałoby Polskę na światowe mocarstwo, podobnie jak wzmocniło Anglię Henryka VIII i jego następców. W opinii rzetelnych badaczy, działalność Krk, prowadzona przezeń polityka, grabież majątku i głoszona nauka społeczna, miały na Polskę ujemny wpływ, i to właściwie pod każdym względem – politycznym, gospodarczym, społecznym i etycznym. Skutkiem tego były rozbiory Polski – bezprecedensowy podział wielkiego państwa i narodu. Jednak z perspektywy czasu trudno mu się dziwić, gdyż żaden naród i państwo nie było tak uzależnione od Kościoła. W 1818 r. Adam Czarnocki, prekursor badań nad Słowiańszczyzną, w książce pt. „O Słowiańszczyźnie przed chrześcijaństwem” oskarżył Krk o doprowadzenie narodu polskiego do upadku i utraty tożsamości słowiańskiej. Jego zdaniem, od „wczesnego polania nas wodą zaczęły się zamazywać wszelkie cechy nas znamionujące”. A Polska słowiańska miała niewątpliwie szansę być liderem całego słowiańskiego wschodu. Dominacja wtórnej kultury chrześcijańsko-zachodnioeuropejskiej nad rodzimą kulturą słowiańską przyniosła w efekcie znaczne ograniczenie ludzkiej wolności – przede wszystkim zniewolenie chłopów i w konsekwencji klęskę dziejową Polski. Poza tym, że Krk bronił interesów
sprzeczności pomiędzy nimi są jedynie pozorne, zaś kiedy ludzkość intelektualnie dorośnie, wówczas to, co obecnie wydaje się sprzeczne, uznamy za logiczne... Innymi słowy – rzekomą jedność wielkich religii (oraz całe przesłanie
feudalnych bogaczy, podtrzymując pańszczyznę i poddaństwo, okazał się on również zaprzeczeniem wszelkiej pozytywnej wykładni etycznej w kwestiach państwa, małżeństwa, pracy i wolności. Wyżej od państwa stawiał bowiem Kościół papieża, bardziej niż małżeństwo cenił przeciwny naturze celibat, wyżej niż pracę stawiał ubóstwo i ponad wolność przedkładał ślepe posłuszeństwo, często swoją instytucją zastępując ludzkie sumienie i wolność decyzji. Dewaloryzował życie doczesne, zalecając bierność i pokorę. To prawda, że w średniowieczu Krk lansował hasło „módl się i pracuj” (ora et labora), ale owo „módl się” było przed „pracuj”. Podejście to z pewnością nie sprzyjało rozwojowi gospodarczemu Polski. Różniło się też w sposób zasadniczy od protestanckiego etosu pracy, w którym na czele hierarchii cnót znalazły się pracowitość i solidność zawodowa oraz zapobiegliwość materialna (tutaj obowiązywała zasada orat qui laborat – „modli się ten, kto pracuje”).
w życiu konkretnych ludzi. 20-letnia córka moich katolickich znajomych właśnie zaszła w ciążę. Jej rodzice niedawno zbankrutowali i ledwie wiążą koniec z końcem – w domu czasowo bywa wyłączany gaz i prąd, bo rachunki są
ŻYCIE PO RELIGII
Zachwaszczenie bahai) trzeba przyjąć teraz na wiarę, a kiedyś wszystko nam się w rozumkach ładnie poukłada. Zatem teraz wierzmy, później myślmy. „Później” znaczy często „nigdy”, bo czas oświecenia ma nadejść bądź w Królestwie Niebieskim, bądź w czasie, gdy ludzkość „dojrzeje”, czyli zapewne nie za naszego życia. Zdolność logicznego i sprawnego myślenia jest niezbędna do dokonywania właściwych wyborów moralnych. Zatem umysł raz zaburzony przez religijną dogmatykę musi z konieczności wydać zatrute owoce w życiu codziennym, w relacjach z innymi ludźmi. Oto przykład z ostatnich tygodni, który pokazuje, jak religijna demoralizacja umysłu działa
płacone nieregularnie. Atmosfera w domu jest fatalna, na krawędzi rozwodu, bo rodzice wzajemnie obwiniają się o katastrofę finansową. Na domiar złego ich córka straciła pracę, jest bez zawodu i bez dobrego wykształcenia. Zdążyła się też śmiertelnie pokłócić z ojcem przyszłego dziecka, swoim byłym chłopakiem... W domu o antykoncepcji się nie mówiło, w szkole też nie, bo to nie jest temat dobry dla katolickich nastolatków. Pamiętam, jak kiedyś jej matka gorszyła się w rozmowie ze mną, że na Zachodzie rozwiązłe rodzicielki uczą nastoletnie córki antykoncepcji... O aborcji oczywiście nie ma mowy, bo to „porządny dom”, więc nikt nawet nie rozważał
Próżniactwu, lenistwu i oglądaniu się na innych sprzyjało też katolickie postrzeganie Boga – silnie związane z kultem i wiarą we wstawiennictwo tzw. Matki Boskiej i świętych. Katolicy bardziej niż protestanci przywykli wierzyć w cuda, że „jakoś to będzie”, że Maryja lub ten czy inny święty wyjedna im to, o co proszą, czyli „załatwi” pomyślny los. Inaczej protestanci – ci bowiem wierzyli i wierzą, że sami muszą uczynić „cud”, że prawie wszystko zależy od ich własnej woli i wysiłku. Katolicyzm zakwestionował protestancką zapobiegliwość, która lepiej sprzyjała rozwojowi. Stąd też przedsiębiorczość i działalność gospodarcza nigdy nie była w krajach katolickich traktowana priorytetowo. Gdyby nie zwycięstwo katolickiej kontrreformacji, Polska znalazłaby się dziś na zdecydowanie wyższym poziomie rozwoju społeczno-gospodarczego. Uniknęłaby niedorozwoju, osiągnęłaby szybki postęp cywilizacyjny. Prawdopodobnie uniknęłaby też rozbiorów i utraty aż na 123 lata niepodległości. Niestety, stało się inaczej. Dołączyła do państw podległych Rzymowi, zaprzepaszczając tym samym swoją dziejową szansę. Powstał w zamian mit Polski jako przedmurza chrześcijaństwa, Polaków zaś (tj. próżniaczej szlachty katolickiej) – jako narodu wybranego. Jezuici i inni duchowni uparcie podtrzymywali tę wiarę. Rozbudziła ona w narodzie polskim głupie, naiwne zaufanie w opatrzność bożą i pomoc z nieba, podtrzymywała zaś lenistwo, bezmyślność i zacietrzewienie. Czym to się skończyło, wszystkim doskonale wiadomo. (koniec) ARTUR CECUŁA
takiego tematu. Zatem w całe to piekło, które jest jakąś niesłychaną mieszanką głupoty, zabobonu i nędzy nieuchronnie wpadnie za kilka miesięcy nowy mały człowiek, którego los jakby najmniej obchodzi otoczenie. To, że przyjdzie na świat istota zupełnie przez nikogo niechciana ani nie oczekiwana, że od pierwszych dni przyjdzie jej znosić odrzucenie, niedostatek, brak nadziei i perspektyw, to „obrońców życia nienarodzonego” zupełnie nie obchodzi. Oni za bardzo „szanują życie ludzkie”, aby prawdziwe życie prawdziwego człowieka traktować poważnie i odpowiedzialnie. „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” – ten banał słyszany od dzieciństwa potrafi zagłuszyć wszystko, także racjonalny głos sumienia, który powinien powstrzymywać przed tyleż radosnym, co pochopnym rozmnażaniem, które przecież jest nie tylko „dawaniem życia”, ale także dawaniem łez, chorób, cierpienia, frustracji, a w końcu śmierci. Można bez ryzyka wielkiego błędu przyjąć, że jakieś 20 procent z 300 tysięcy corocznych narodzin w samej tylko Polsce prowadzi do podobnych koszmarów z religijnym, beztroskim rodzicielstwem w tle. 60 tysięcy nowych katastrof życiowych co roku! A to tylko ułamek nieszczęść, które produkuje dogmatyczna religia w naszym kraju... MAREK KRAK
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r. oczątki portugalskiej masonerii sięgają 1802 r., kiedy powstał Grande Oriente Lusitano. Do 1812 r. istniało jedynie 13 lóż w samej Lizbonie. Do 1912 r. liczba wolnomularzy nie przekraczała 3 tys., co jednak – jak na małą Portugalię – było liczbą wcale dużą. Portugalska masoneria od swych początków zrzeszała republikanów knujących przeciwko monarchii. Już w 1817 r. aresztowano i ścięto głowę portugalskiej masonerii, gen. Gomeza Freyre’a, za spiskowanie przeciwko monarchii, jakkolwiek w wolcie Freyre’a masoni byli jeszcze po obu stronach konfliktu. W Rewolucję Liberalną z roku 1820, która doprowadziła do zastąpienia monarchii absolutnej – konstytucyjną, zaangażowali się już niemal
P
karbonariuszy (Carbonária), wzorowana na karbonaryzmie włoskim, rekrutująca się głównie z niższych sfer klasy średniej. Było to antyklerykalno-rewolucyjne towarzystwo konspiracyjne po wojskowym przeszkoleniu. Zorganizowane w dużej mierze na wzór masoński i łączone z wolnomularstwem, bo choć karbonaryzm nie jest masonerią, to jednak często orbitował wokół masonerii (choćby poprzez personalne powiązania). Karbonaryzm był znacznie bardziej radykalny w swych założeniach i formach działania, niż dopuszczała to masoneria, trudno jednak zaprzeczyć temu, że portugalski republikanizm to dziecko masonów i karbonariuszy. Carbonária odrodziła się w radykalniejszym wydaniu w 1896 r. z tajnego stowarzyszenia studentów – Akademickiego Wolnomularstwa
PRZEMILCZANA HISTORIA kolejnych rządów to wolnomularze. Trzech wolnomularzy obejmowało urząd prezydencki: Bernardino Machado, Sidónio Pais i António José de Almeida. W owym czasie ok. 77 proc. ludności nie umiało czytać ani pisać. Historyk A.H. de Oliveira Marques stwierdził ironicznie, iż Portugalczycy ulegali wówczas wpływom fanatycznych księży i czarownic. Wprowadzenie republiki początkowo rozegrało się pokojowo. Mówiło się, że proklamowano ją przez telegraf. Szybko jednak Ojcowie Założyciele doszli do przekonania, że na drodze szybkiej modernizacji stoją mocne wpływy Kościoła. Pierwszym krokiem władz, trzy dni po proklamowaniu republiki, była zatem kasata wszystkich kongregacji zakonnych oraz wydalenie z kraju tych
wszystkich wyznań, zakazywał nauki religii w szkołach oraz nauczania przez osoby duchowne, wprowadzał wymóg uzyskiwania zezwoleń na publikację listów pasterskich, nacjonalizował własność kościelną (włączając w to obiekty sakralne i ich wyposażenie) oraz wprowadzał nadzór administracyjno-policyjny nad zbiorowymi praktykami religijnymi. Autorem tego dekretu był minister sprawiedliwości, lider Partii Republikańskiej, brat Afonso Costy. Utworzono wreszcie „stowarzyszenia kultowe” (associaçaoes cultuais) kontrolujące organizację i przebieg nabożeństw katolickich, do których nie mogli należeć księża ani tym bardziej nimi kierować. Oczywiście skasowano wszystkie wydatki publiczne związane z kultem religijnym oraz utrzymaniem kleru,
HISTORIA MASONERII (16)
Od republiki do Fatimy Masoneria była matką portugalskiego liberalizmu i antyklerykalizmu. Portugalską masonerię od początków tworzyła klasa średnia, zwłaszcza jej wyższa część, z niewielkim wsparciem arystokratów. Dzięki niej Portugalia przeżyła swój gwałtowny projekt laicki oraz równie gwałtowną nań reakcję. jednomyślnie. To najważniejsze dokonanie polityczne portugalskich wolnomularzy w XIX w. (później jeszcze, w 1867 r., doprowadzili do zniesienia kary śmierci). Wkrótce po przewrocie liberalnym, od lat 30. XIX w., masoni obrali wyraźny kurs antyklerykalny, w Kościele upatrując źródeł wielu problemów ówczesnej Portugalii. Wydano wówczas pierwsze ustawy o konfiskacie dóbr kościelnych, przede wszystkim zakonnych, a wszystkie zgromadzenia zostały usunięte z kraju. W latach 30. XIX w. król powierzył władzę wykonawczą – jako premierowi – czołowemu wolnomularzowi tego okresu, Pierwszemu Markizowi Sá da Bandeira Bernardo de Sá Nogueira de Figueiredo. W 1848 r. uformowała się Komisja Rewolucyjna Lizbony, która jest postrzegana jako zarodek późniejszej Partii Republikańskiej, odgrywającej czołową rolę polityczną w okresie Pierwszej Republiki. Komisję Rewolucyjną utworzyli w większości wolnomularze – wielcy mistrzowie António Rodrigues Sampaio i José Estevão de Magalhâes. Wkrótce po Rewolucji Liberalnej, w 1822 r., powstała organizacja
(Maçonaria Académica), kierowanego przez bibliotekarza Luz de Almeida, który rok później został inicjowany do loży masońskiej Wielkiego Wschodu Portugalii (organizacja dysydencka wobec Grande Oriente Lusitano), jakkolwiek później związał się z Grande Oriente Lusitano. W roku 1900 Almeida był współzałożycielem loży Montanha (GOL), która stała się główną centralą republikanizmu i aktywizmu politycznego w Wielkim Wschodzie, a także jego łącznikiem z karbonaryzmem. W 1908 r. karbonariusze Alfredo Costa i Manuel Buiça zorganizowali zamach na króla Carlosa I i jego najstarszego syna, co okazało się kluczowym wydarzeniem dla proklamowania w 1910 roku Pierwszej Republiki. Władzę objęli wówczas wolnomularze. Prawnik i pisarz Teófilo Braga (1843–1924) został prezydentem rządu tymczasowego, ministrem spraw wewnętrznych – António José de Almeida (1866–1929), a ministrem sprawiedliwości – Afonso Costa. Większość parlamentarzystów była również członkami lóż. W zasadzie w okresie całej Republiki, do 1926 r., mniej więcej połowa ministrów
Afonso Costa
zakonników, którzy nie zgodzili się porzucić życia monastycznego. Oczywiście wygnano też jezuitów. Po raz drugi w historii Portugalii. 19 października 1910 r. odwołano ambasadora przy Stolicy Apostolskiej, a nuncjusz musiał opuścić Portugalię; dzień wcześniej usunięto z budynków publicznych symbole katolickie; 22 października zakazano nauczania religii w szkołach wszelkich stopni i typów, 23 października zlikwidowano wydział teologiczny, katedrę prawa kościelnego na uniwersytecie w Coimbrze oraz 8 z 13 seminariów duchownych; 26 października zniesiono święta katolickie jako dni wolne od pracy, a niedziele nazwano „dniami odpoczynku” (dias de folga), zaś Boże Narodzenie było okresem świątecznym jako „Święto Rodziny”; 28 października usunięto z armii kapelanów, a umundurowanym wojskowym zakazano uczestnictwa w nabożeństwach. Wzorowany na ustawodawstwie III Republiki Francuskiej dekret Rządu Tymczasowego z 20 kwietnia 1911 r. przeprowadzał całkowity rozdział Kościoła od państwa (tzw. Lei da Separação), ogłaszał równość
ustanawiając jednocześnie pensje księży legalistów. Księżom zakazano ponadto noszenia publicznie sutann, a zakonnikom habitów, święta kościelne zastąpiono ceremoniami świeckimi, a procesje stały się nielegalne. Laicyzacja sięgnęła także prawa cywilnego i życia społecznego; ustawa z 3 listopada 1911 r. wprowadzała prawo rozwodowe, niezależnie od rodzaju ślubu (kościelnego czy cywilnego), natomiast dwie ustawy ogłoszone w grudniu tegoż roku wprowadziły śluby cywilne dla wszystkich par, zlikwidowały anachroniczne pojęcie prawne „głowy rodziny” i zrównały w prawach dzieci pozamałżeńskie z małżeńskimi. Znowelizowany 18 lutego 1911 r. kodeks cywilny pozbawiał skutków prawnych jakiekolwiek akty religijne (chrzty, śluby etc.), a cmentarze zsekularyzowano. W odwecie za protest episkopatu przeciwko laicyzacji państwa, edukacji i prawa małżeńskiego oraz za sprzeciw papieża Piusa X w encyklice „Iamdudum in Lusitania” (24.05.1911 r.), biskupi, począwszy od ordynariusza Beji, a skończywszy na arcybiskupie Évorym, byli skazywani na banicję ze swoich diecezji, a niektórzy w ogóle
17
z kraju, tak że już w połowie 1912 r. ani jeden biskup z metropolii nie urzędował w swojej diecezji; w 1913 r. zostały zerwane stosunki dyplomatyczne z Watykanem. Laicyzacja ta nie była wolna od przejawów przemocy, w czym celowali karbonariusze. Costa zapowiedział, że katolicyzm zostanie wykorzeniony w ciągu dwóch pokoleń. W latach 1915–1917 zginęło około 4 tys. Portugalczyków i spalono 100 kościołów, a to najgorszy sposób krzewienia ateizmu. Niedźwiedzia przysługa dla wolnomyślicieli. Wielki Wschód zorganizował w 1913 r. w Lizbonie Międzynarodowy Kongres Wolnomyślicieli. Kościół nie dawał sobie rady z połączonymi siłami masonów, wolnomyślicieli, demokratów i liberałów. Na pomoc wezwano samą Matkę Boską, która w Fatimie opowiedziała się przeciw liberalnej i bezbożnej demokracji. Im bardziej rząd był ateistyczny, im bardziej ograniczał wolność wierzenia, tym wyraźniej widziano Matkę Boską w dziwnych zjawiskach atmosferycznych („cud Słońca”) nad Fatimą. Cud był reakcją stricte polityczną, nadzwyczajną odpowiedzią na nadzwyczajny ucisk i brak innych środków samoobrony. Powinien być też rozpatrywany z punktu widzenia psychologii społecznej. Matka Boska przyniosła nowinę: „Portugalia zawsze zachowa wiarę”. Według prof. Manuela Bragi de Cruz, wykładowcy historii na Uniwersytecie Lizbońskim, „Pierwsza Republika była próbą zmodernizowania narodu na siłę i wbrew jego woli”. W roku 1926 przeprowadzono skutecznie wojskowy zamach stanu. W 1931 r. poświęcono Portugalię zwycięskiej Matce Boskiej z Fatimy. Rok później Salazar objął pełnię władzy i zlikwidował resztki demokracji i parlamentaryzmu. 1 stycznia 1933 r. proklamowano „Nowe Państwo” (Estado Novo). Wprowadzono, jak w innych autorytarnych i faszystowskich krajach, ustrój korporacyjny. Matka Boska triumfowała! Przynajmniej do 1974 r., kiedy przysypano ją goździkami i – dzięki wojskowemu przewrotowi, który spotkał się z gorącym aplauzem społecznym – rozpoczęła się II Republika. Nie popełniła ona błędów tej pierwszej i nie starała się modernizować na siłę i ekspresowo. Portugalia miała wówczas 15 proc. bezrobotnych, a do tego wielki dług wewnętrzny i zewnętrzny. W 1986 r. przystąpiła do EWG. Nie gnębi religii. Bieżąc swoim naturalnym tempem, z pomocą międzynarodową, kraj się rozwija, integruje europejsko i... ateizuje. Chrześcijaństwo powoli zanika. Portugalia upodabnia się sukcesywnie do reszty rozwiniętego kontynentu. Dziś Portugalia znajduje się na liście 50 najbardziej zateizowanych państw świata. Kościół portugalski wciąż pokłada nadzieję w sile Fatimy. Wszystko jednak wskazuje na to, że Matka Boska blefowała. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
List polskiego ucznia Zwracam się o pomoc w rozwiązaniu kilku problemów związanych m.in. z rekolekcjami wielkopostnymi. Jestem licealistą, przerażonym tym, co dzieje się w mojej szkole (pewnie nie tylko w mojej), działaniami w stronę całkowitego sklerykalizowania polskiej oświaty. Do Kościoła praktycznie nie chodzę, darzę Krk jako instytucję sporą niechęcią z różnych powodów, których chyba nie ma sensu wymieniać, bo u każdego te powody są podobne. Uczęszczam na lekcje religii (ściślej: propagandy kościelnej, bo tak ten przedmiot nazywam), a w pamięci mam dość bolesne doświadczenia z katechezy w szkole podstawowej, gdzie dość brutalnie próbowano indoktrynować kolejne pokolenie uczniów. Jako pasjonat nauk przyrodniczych, głównie biologii, już w szkole podstawowej zadawałem katechetom niewygodne pytania. Pamiętam jak dziś odpowiedź zakonnicy na moje pytanie: – Skąd wziął się człowiek, bo czytałem o tym, że człowiek powstał w wyniku ewolucji i pochodzi od małpy? – Nie wiem, pimpusiu, gdzie wyczytałeś takie brednie, ale być może ty masz coś wspólnego z małpami, bo ja i reszta klasy na pewno nie. Klasa zareagowała śmiechem. Przez kilka następnych tygodni byłem wyśmiewany przez kolegów. Wtedy jeszcze nie byłem świadomy tego, co próbuje mi się wcisnąć do głowy, nie byłem świadomy poglądów, które teraz wyrażam. Razem z procesem uświadamiania sobie pewnych spraw, powoli zaczął się bunt... Lekcje religii zaczęły mi przeszkadzać. W gimnazjum proporcje między liczbą godzin religii w tygodniu a innych przedmiotów typu biologia, chemia, fizyka, jęz. obcy były dla mnie absurdem. Gdy byłem w 3 klasie gimnazjum, pojawiły się plotki o pomyśle wliczania religii do średniej ocen, ale traktowałem to jako żart, no bo przecież
Polska to kraj świecki, gdzie istnieje rozdział Kościoła od państwa, gdzie wolność światopoglądową gwarantuje konstytucja... Pierwszy dzień w szkole średniej był szokiem. Dowiedziałem się, że zgodnie z rozporządzeniem szanownego pana ministra Romana Giertycha, ów kawał stał się rzeczywistością! Inni boją się fizyki, matematyki, wychowania fizycznego, a ja panicznie bałem się religii; bałem się, że będzie mi obniżać średnią ocen, którą zawsze miałem bardzo wysoką. Ktoś powie: przecież mogłeś przynieść oświadczenie od rodziców. Mogłem, ale nie miałem na tyle odwagi, bałem się, że w nowej szkole, w nowym środowisku skaże mnie to na izolację. Zresztą trudno mieć odwagę w siedmiotysięcznym mieście, w szkole, w której proboszcz zapraszany jest na każdą uroczystość. Po prawie 2 latach zmieniło się moje podejście do religii. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym na nią nie chodzić; przecież moja obecność na lekcji jest jedyną gwarancją względnej normalności. W razie łamania pewnych zasad moralnych przez siostrę zakonną mogę podnieść rękę do góry i zaprotestować, obronić siebie oraz swoich przyjaciół przed ewidentnym łamaniem praw człowieka pytaniami typu: kto był w niedzielę w Kościele? Kto był u spowiedzi? W razie kłamliwej propagandy mogę zabrać głos i przedstawić inny punkt widzenia; pokazać, że nie wszystko, co mówi Kościół, jest prawdą. Mogę choć trochę przyhamować proces prania mózgu, odgórnego narzucania opinii Krk na wiele tematów, np. in vitro, aborcji, antykoncepcji i wielu innych, pokazać, że są inne poglądy niż te, które głosi zakonnica. W czwartek (13 marca) stało się coś, na co od dawna czekałem – pojawiły się pierwsze efekty siłowego narzucania religii. W szkole od samego rana było wyczuwalne zamieszanie, a na korytarzach wzmożone dyskusje. Jak się przekonałem
Drogi Konradzie Postępowanie pani dyrektor narusza nie tylko polskie przepisy, ale także umowy międzynarodowe, którymi Polska jest związana. Zakazy dyskryminacji ze względu na przynależność religijną, w tym przymuszania do praktyk wyznaniowych, przewiduje między innymi Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, Europejska konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Polska konstytucja w artykule 53, ustęp 6, jasno przewiduje, że „nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych”.
później, część grona pedagogicznego mojej szkoły zareagowała podobnie. Otóż katecheci poinformowali o rekolekcjach wielkopostnych, które odbędą się w dniach 18–20 marca. Zazwyczaj było tak, że rekolekcje odbywały się w kościele, kto chciał to chodził, kto nie chciał, zostawał w domu, bo w szkole nie odbywały się lekcje ani żadne inne alternatywne zajęcia. W tym roku zdecydowano się na inny sposób zorganizowania rekolekcji: w środę i czwartek (18 i 19 marca) uczniowie przyjdą do szkoły na sprawdzenie obecności (godzina 8), a potem całą klasą razem ze swoim
wychowawcą i innymi nauczycielami pójdą do hali sportowej, gdzie... odbędzie się msza święta ze specjalnie przedłużonym na tę okazję kazaniem. Potem będą inne zajęcia związane z rekolekcjami. W środę puszczą nam jakiś religijny film, a w czwartek ksiądz historyk (podobno z IPN) będzie opowiadał o ks. Jerzym Popiełuszce. Piątek zaczyna się podobnie, z tym że zamiast na halę idziemy do Kościoła, gdzie najpierw odbywa się spowiedź, a następnie msza i droga krzyżowa. Wszystko kończy się około godziny 12.30.
To, co czyni pani dyrektor, jest dowodem, że nie zna ona prawa oświatowego. Zgodnie z Ustawą z 7 września 1991 roku o systemie oświaty oraz Rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych, organizacja rekolekcji to wyłącznie sprawa proboszcza. Jedynym obowiązkiem szkoły jest zwolnienie z lekcji uczniów zainteresowanych rekolekcjami. Dla pozostałych są to zwykłe szkolne dni! Wszelkie próby zmuszania nauczycieli do udziału w rekolekcjach (także w oficjalnych zarządzeniach kurii) pod hasłem opieki nad uczniami są niedopuszczalne. Nie bójcie się katechety grożącego, że obniży oceny za brak udziału w rekolekcjach.
Gdy wczoraj na lekcji religii zostaliśmy poinformowani przez siostrę zakonną o sposobie odbycia się rekolekcji, część mojej klasy oburzona faktem, iż narzuca nam się odgórnie obowiązek uczestniczenia w praktykach religijnych, rozpoczęła burzliwą dyskusję z zakonnicą (podobnie było w innych klasach). Dyskusja przeszła również na wiele kontrowersyjnych z punktu widzenia Krk tematów. Część klasy oświadczyła, że wolałaby mieć normalne zajęcia szkolne, po czym siostra zakonna niebędąca w stanie rzeczowo odpowiadać na nasze pytania nazwała nas nieodpowiedzialnymi i postraszyła Sądem Ostatecznym, gdzie Bóg oceni nas właściwie za niechęć i opuszczanie mszy rekolekcyjnych.
Poczułem, że nadszedł najwłaściwszy moment, aby zacząć walkę z największą patologią polskiego systemu edukacji, aby zatrzymać ten zamach na świecką szkołę. Natychmiast podjąłem rozmowy z częścią nauczycieli. Ci, z którymi rozmawiałem, podzielali moją opinię, że wyciąganie konsekwencji za nieuczestniczenie w praktykach religijnych, jakimi są zajęcia rekolekcyjne, jest karygodne, a brak możliwości wybrania zajęć alternatywnych w szkole: lekcji lub innych zajęć dydaktycznych jest niedopuszczalne w świeckim państwie, w szkole państwowej, która jako
Zakazują tego kościelne zasady wystawiania ocen z religii. Jak się bronić przed nielegalnymi praktykami dyrekcji szkół i katechetów? Po pierwsze, domagać się, aby dyrekcja szkoły pokazała podstawę prawną swoich decyzji. Każdy ma prawo do dostępu do informacji o aktach prawnych. Po postawieniu takiego żądania często dyrektorzy szkół, bojąc się kompromitacji, wycofywali się z bezprawnych zarządzeń. Po drugie, należy sprawą zainteresować działającą w szkole Radę Rodziców. Dyrekcja placówki ma obowiązek wysłuchać jej stanowiska. Tak samo jak samorządu uczniowskiego. Gdyby próby załatwienia sprawy na forum szkoły okazały się bezowocne, pozostaje
instytucja publiczna powinna zachowywać bezstronność w sprawach przekonań religijnych i światopoglądowych (Konstytucja RP, art. 25 pkt 2). Niestety, gdy namawiałem ich do działania, odpowiadali: „Odpuść sobie, z nimi nie wygrasz, przyniesiesz usprawiedliwienie od rodziców i będziesz miał godziny rekolekcji usprawiedliwione”. Podobnie zachowywali się uczniowie oraz członkowie samorządu uczniowskiego, wszyscy mimo świadomości, że to, co się dzieje, pogwałca ich wolność sumienia i światopoglądu, boją się zareagować. W końcu jedna z nauczycielek po rozmowie z częścią mojej klasy oraz – jak sama mówiła – również ze sporą częścią uczniów szkoły, zaproponowała nam zorganizowanie lekcji w szkole. Miała pójść załatwić to z dyrekcją. Niestety, szanowna pani dyrektor nie wyraziła zgody, ponieważ – jak to powiedziała – „odpowiednie zarządzenia mówią o tym, że wszyscy uczniowie mają obowiązek uczestniczenia w rekolekcjach i nie może nic w tej sprawie zrobić”. Ze względu na to, że nie uzyskałem pomocy w szkole, nie udało mi się zebrać grupy osób, która zaprotestowałaby przeciwko takiej sytuacji, gdyż wszyscy boją się wychylić, obawiam się, że sam nie jestem w stanie osiągnąć odpowiednich rezultatów. Wolałbym również zachować anonimowość. Chciałbym zapytać, czy działanie mojej szkoły jest zgodne z prawem? Czy pani dyrektor rzeczywiście ma jakieś zarządzenie mówiące o zastosowaniu takiego rozwiązania? Jeżeli moja szkoła łamie prawo, to proszę o pomoc we wskazaniu mi odpowiedniej drogi postępowania, ewentualnie o polecenie odpowiednich organizacji i stowarzyszeń pozarządowych, które mogłyby zareagować na tę sytuację choćby przez powiadomienie odpowiednich instytucji państwowych. Piszę ten list w trosce o lepszą Polskę, a lepsza Polska to wyłącznie Polska świecka. A nie może być mowy o Polsce świeckiej, rozwiniętej, ze świadomym społeczeństwem bez świeckiej i wolnej światopoglądowo szkoły, dlatego ten problem jest dla mnie bardzo ważny. Konrad
udanie się do urzędu, który prowadzi daną szkołę (urzędu gminy, miasta w przypadku przedszkoli, szkół podstawowych oraz gimnazjów, starostwa lub władz miasta-powiatu grodzkiego w przypadku szkół ponadgimnazjalnych). Tam na ręce wójta, burmistrza, prezydenta lub starosty możecie złożyć oficjalną skargę na postępowanie dyrekcji waszej szkoły. Zmuszanie do udziału w praktykach religijnych jest podstawą do dymisji takiego dyrektora. Gdyby włodarz waszej gminy (miasta, powiatu) odmawiał zajęcia się sprawą, należy skierować skargę do właściwego Kuratorium Oświaty. No i oczywiście nie zapomnijcie poinformować o sprawie naszej redakcji. Redakcja
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
LISTY Oto jest pytanie! Ostatnio dużo się mówi i pisze o politykach wykorzystujących swoje stanowiska do celów prywatnych. A to senator Misiak, a to minister Nowicki i jeszcze wielu nieujawnionych. Takim osobom powinno się odbierać immunitet i natychmiast powinna zająć się nimi prokuratura. Każdy narażający kraj na straty powinien odpowiadać materialnie do trzeciego pokolenia. Po co ich wsadzać do więzienia (Pęczak, Dochnal) na koszt podatników? Niech pracują i odrabiają to, co zagrabili albo utracili. Ale czy możliwe jest, by sami takie prawo na siebie ustanowili?
[email protected]
„papież Polak” itp. Czyli pogarda dla ludzi nauki, kultury, sztuki. Policzek wymierzony tym, którzy tysiąc razy więcej zrobili dla Polski niż papież. Co zrobił JPII dla Polski? Został papieżem. I to wszystko. Jak to się ma do poziomu życia Polaków, do uznania dla Polski w świecie, do problemu bezrobocia i nędzy, do plag demokracji i wszystkich innych patologii w dziedzinie polityki, gospodarki, lecznictwa, szkolnictwa, wymiaru sprawiedliwości, rodziny, jednostki i społeczeństwa?
LISTY OD CZYTELNIKÓW jeszcze nie doszli”. I nieprędko dojdziemy. Za pomocą modlitwy, obrazów, pielgrzymek, nawiedzeń i autorytetów w sutannach do niczego nie doszliśmy. Abstrahując od nędzy życiowej i umysłowej. tewu
Wyroki opatrzności O tym, że Rzeczpospolita staje się przybudówką Państwa Kościelnego, chyba nie trzeba przekonywać. Oto jeszcze jeden kwiatek. Na
Apel do księży Za pośrednictwem redakcji, zwracam się do biskupów katolickich w całej Polsce i wszystkich księży (wiadomo, że wielu z nich czyta Wasz tygodnik) z gorącym apelem: Szanowni bracia kapłani, na okres adwentu, Wielkiego Postu i nadchodzących świąt wielkanocnych powstrzymajcie się koniecznie od uprawiania polityki w kościołach, zbiórek mamony i wszelakich innych sposobów czyszczenia portfeli owieczek. Niechaj te dni będą wyrazem pokuty i zastanowienia nad własnym postępowaniem oraz żalem za grzechy. Marian Spryszak
Krk boi się historii List do redakcji został zainspirowany przez wypowiedź znanego polityka Cymańskiego. Stwierdził on w TV, że „Kościół nigdy nie obawiał się rozliczania z historią”. Jeżeli jest tak, jak ten polityk mówi, to dlaczego JPII tylko półgębkiem zamarkował kiedyś, że przeprasza za błędy i grzechy Kościoła? Papież Polak chyba nie mógł lub nie chciał mocniej pokajać się za ogrom grzechów popełnionych w imię Boga (ofiary samej tylko inkwizycji szacuje się na 30 milionów zamęczonych lub spalonych żywcem). Tak więc teza i przesłanie pana Cymańskiego i jemu podobnych polityków, tak broniących czystości i świętości Kościoła, mijają się całkowicie z prawdą, bowiem Krk boi się na ten temat dyskutować, co zresztą można i zrozumieć. On próbuje być przeczysty i... nietykalny. Ateista
Wojtyłomania, czyli sukces polski I oto mamy kolejny miesiąc kościelnej propagandy. Jeżeli JPII jest największym autorytetem tysiąclecia, to chyba największym polskim osiągnięciem we wszystkich dziedzinach życia, nauki, techniki, polityki, literatury, gospodarki, oświaty, kultury i sportu jest wojtyłomania. Telewizja publiczna bezmyślnie powtarza utarte slogany bez pokrycia. Gorzej, jeżeli utarte slogany jako prawdy jedyne polskiej telewizji zamieniają się w podręcznikowe aksjomaty nauki i w dogmaty wiary, czyli w coś jedynie słusznego (skąd my to znamy?), niepodważalnego, nietykalnego i obowiązującego wszystkich bez wyjątku w państwie „jednolitym”, czyli ideologicznie totalitarnym, w którym rożne partyjne instytuty patologii narodowej dyktują swoje reguły gry. „Największy Polak”, „największy autorytet moralny wszystkich czasów”, „znany na całym świecie”,
msze święte. Po przeczytaniu licznych artykułów zamieszczonych na stronach „FiM” doszedłem do wniosku, iż niezagorzali katolicy mogliby zaprzestać płacenia podatków dopóty, dopóki w Polsce nie zaprzestanie się finansowania Kościoła katolickiego. Moim zdaniem, nikt nie odważy się zamknąć jednej czwartej polskiej ludności za brak tej opłaty! Chciałbym podzielić się moim pomysłem z innymi czytelnikami i w razie możliwości usłyszeć ich opinie na ten temat. Jerzy Kowalski
A „nauka” papieża? Nie nazywajmy nauką tego, co nauką nie jest. Pouczania i roztrząsania problemów fikcyjnych nie można nazywać nauką! Czy ktoś zna tę „naukę” JPII, na którą powołują się jego wielbiciele? Frazesy typu: „nie lękajcie się” i „po maturze chodziliśmy na kremówki” to nie jest żadna nauka, a to jest przecież jedyne, co z tej „nauki” ludzie zapamiętali. Podobnie jest z innymi „zasługami”, które Wojtyle się przypisuje, żeby zrobić z niego „autorytet moralny”. Czy moralne było ukrywanie przed światem pedofilskich wyczynów biskupów i księży? Myślał tylko o tym, żeby zgnilizna Kościoła nie wyszła poza mury Watykanu. Ale nie myślał o tysiącach skrzywdzonych na całe życie dzieci. Papież pouczał i popisywał się. Żenujące czytanie napisów obcojęzycznych z kartek świątecznych, które Kościół nazywał „przemawianiem papieża w językach obcych”, żeby podkreślić, jakim darem Ducha Świętego został obdarzony, jest wciskaniem kitu, a nie poliglotyzmem. A „pokolenie JPII”? Ostatnie przejawy bandytyzmu tego pokolenia po meczu w Irlandii, a także, miedzy innymi, informacje w telewizji o wzroście agresji wśród młodzieży, nie mówiąc o zabójstwach z zimną krwią, są dowodem na to, czym jest to pokolenie, któremu JPII ukazał „prawdę jedyną” i „drogę Chrystusową”. No cóż, sama modlitwa i zapatrzenie się w obraz, jak widać, nie wystarczy, żeby być człowiekiem. Władysław Orkan w dramacie „Wina i kara” włożył w usta jednej z postaci zdanie: „Niby do Boga dążymy, a do człowieka my
Lubelszczyźnie orzekał ostatnio sąd w sprawie pirata drogowego, który omal nie uśmiercił trójki rodzeństwa. Skończyło się na ciężkich połamaniach z komplikacjami. Pirat otrzymał karę 3 lat więzienia oraz karę pieniężną. Pan sędzia Wojciechowski w ustnym uzasadnieniu stwierdził: tylko dzięki lekarzom i opatrzności boskiej należy zawdzięczać to, że wypadek nie zakończył się śmiercią. Nie wiem, czy taka „podstawa prawna” znalazła się w pisemnym uzasadnieniu wyroku. Tak więc sędziowie sędziują już nie tylko w oparciu o własne widzimisię, ale również swoje przekonania religijne. Zbigniew Wiechnik
Ciemnota do kwadratu Usłyszałem w PR o kursie dla 75 księży – przyszłych egzorcystów, którzy mają wypędzać diabła z ludzi przez niego opętanych. Kurs jest niezbędny, twierdziła spikerka, bo księża muszą nauczyć się odróżniać chorobę psychiczną od opanowania chorego przez czarta. Ja po prostu nie wierzyłem własnym uszom, że w XXI wieku coś takiego w Polsce może istnieć! Okazuje się, że każdy biskup musi mieć przynajmniej 2 egzorcystów – tak twierdziła spikerka. Dokąd my zmierzamy? M.S., Lębork
Nie płaćmy podatków na Kościół! Szanowna Redakcjo, jestem jednym z waszych czytelników, lecz nie regularnym. Wprawdzie zostałem ochrzczony, ale nie uczęszczam na
Najcelniejszy strzał Szanowny Panie Redaktorze, gratuluję listu do premiera rządu RP („FiM” 9/2009). Gratuluję pomysłu i odwagi, na którą w obecnej, jedynie słusznej i pobożnej Rzeczypospolitej nie pozwoliłby sobie żaden polityk ani dziennikarz. Gdy chodzi o poruszony przez Pana, jakże aktualny i ważny temat, wszyscy udają głupich (chociaż tak naprawdę wielu z nich udawać nie musi!). Moim zdaniem, treść Pana listu ma znaczenie wręcz historyczne (taki bowiem „wytyk” nie miał dotąd miejsca, chociaż wszyscy „znaczący” ludzie i mający możliwość publicznego zabierania głosu w wyniku dostępu do mediów, zachowają zapewne – jak zawsze w takich sytuacjach – układne milczenie i będą udawać, że takiego listu nie było. Podobnie, jak udają, iż nie ma tygodnika „Fakty i Mity”. Inni zaś, tzw. wierni, rozpoczną czuwania oraz nieustające odmawianie różańca w intencji nawrócenia „grzeszników” atakujących święty Kościół. Wraz z Panem będziemy czekać na jakiekolwiek reakcje adresata listu czy jego otoczenia, o czym Redakcja „FiM” z pewnością poinformuje czytelników. Lux Rationis
Rusofobia Gratulacje, Jonaszu, za komentarz o stosunkach z Rosją. Jak można nienawidzić kraju, w którym zachodzą korzystne zmiany społeczne i polityczne?! Szczególną nienawiścią do Rosji pałają Kaczory, no
19
i niektórzy dziennikarze. Skąd ta rusofobia? Chyba za to, że 600 tysięcy radzieckich żołnierzy poległo podczas wyzwolenia Polski. Powodem nienawiści jest z pewnością Katyń, ale zapominamy jakoś, że na Wołyniu Ukraińcy zamordowali 10-krotnie więcej Polaków. M. Piotrowski
Panie Jonaszu! Pański list otwarty do D. Tuska zasługuje na Nagrodę Nobla. Gdyby to ode mnie zależało, już by ją Pan miał. Niestety, adresat to prosty kaszubski chłop, który na wstępie swojej kariery politycznej w charakterze premiera rządu RP poddał się kościelnemu praniu, biorąc ślub w kościele, choć 20 lat żyło mu się spokojnie po cywilnym. Gdzie jemu przyjąć do wiadomości, które mu Pan podaje jak na tacy, jak przysłowiową kawę na ławę. Każdy uczciwy i rozumny Polak, a tym bardziej polityk, powinien już dawno na tę sytuację zareagować. Nie czekać, bo każda godzina zwłoki to upadek rządu, ruina społeczeństwa i kryzys. Wielu spośród tych, którzy nas okradają i doją, po przeczytaniu Pana listu powinno popełnić samobójstwo, połowa winna odejść z tej instytucji, a reszta zatwardziałych oszołomów ze wstydu uciec do Watykanu. Tam jest ich miejsce, nie w Polsce. List otwarty, ale nie do Tuska. Tusk jest za mały. On się wyładowuje w kopaniu piłki na boisku. Do takiego dzieła, które Pan podsuwa premierowi, trzeba WIELKIEGO CZŁOWIEKA, nie wzrostem, lecz umysłem, nie ciężkiej wagi, lecz WIELKIEGO ODWAGĄ, aby zmierzyć się z bezwzględnym przeciwnikiem. Tusk to nie jest ten format. On mógł najwyżej zmierzyć się z małym potworkiem, poprzednio rządzącym. Żyjemy w czasach pańskich – Anno Domini. To nie są lata Polski Ludowej, władzy jakże łagodnej, robotniczo-chłopskiej, choć i wtedy Kościołowi nic nie brakowało. Lecz dziś to naprawdę czasy pańskie – permanentne ucztowanie, bezwzględne czasy, pełne zakłamania, bez miłosierdzia i miłości. Jeśli jakiś kraj żywi okupanta z Watykanu, to taki kraj nigdy się nie podźwignie z kryzysu. I o to im chodzi. Im gorzej, tym bardziej do Boga, czyli Kościoła. Nasi zaś genialni posłowie, senatorowie, ministrowie, rząd i pan „pręzydęt”, którzy podszywają się pod miano polityków, zwyczajnie dorwali się do miejsca przy korycie i podziału łupów, wysokich apanaży, przywilejów i nietykalności. Ich można nazwać tylko cwaniaczkami. Pana list otwarty do Tuska nie wywoła skutku, bo Tusk schowa głowę w poduszkę, udając, że nie czyta takiej prasy, lecz list ten będzie kiełkował i dojrzewał. Ziarno zostało posiane, a kiedyś na jego bazie wyrośnie PLON. Jerzy Lubocki, Sędziwosz
20
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Biblijne święta Interesują mnie biblijne święta. W związku z tym mam kilka pytań: jakie to święta i co wyrażają? Czy są one zbieżne ze świętami, które obchodzi Kościół katolicki? I wreszcie, czy nadal obowiązują one chrześcijan? Rozpocznijmy od świąt. Najważniejszym świętem dla Żydów jest cotygodniowy szabat (Wj 20. 8–11). Z dorocznych zaś świąt w Izraelu Księga Kapłańska wymienia kolejno: Paschę (23. 5), Święto Przaśników (w. 6), Święto Tygodni, nazwane później Pięćdziesiątnicą (w. 15–16), Święto Trąbienia (Rosz ha-Szana – w. 24–25), Dzień Pojednania, zwany też Dniem Sądu (Jom Kipur – w. 27), oraz Święto Szałasów, nazywane również Świętem Namiotów lub Kuczek (w. 34). Szabat, czyli sobota, jest świętem na cześć Boga Stworzyciela i ma również przypominać o wyzwoleniu Żydów z niewoli egipskiej (Pwt 5. 15). Z kolei pierwsze trzy z dorocznych świąt przypadają na okres wiosenny i upamiętniają przede wszystkim interwencję Jahwe w Egipcie, czyli sąd nad pierworodnymi, wyprowadzenie Żydów z niewoli oraz nadanie Prawa na górze Synaj. Pozostałe zaś święta (jesienne), oprócz upamiętnienia pobytu Izraelitów na pustyni, wzywały do pokuty i pojednania z Bogiem. Wskazywały więc na potrzebę łaski i Boże przebaczenie. Czy oznacza to, że święta te odnosiły się wyłącznie do starożytnego Izraela, czy również do Chrystusa i jego wyznawców? Otóż według Nowego Testamentu, wszystkie te doroczne święta nazwane zostały „cieniem rzeczy przyszłych” (Kol 2. 17). Mówią więc nie tylko o Bożych zbawczych dziełach w historii Izraela, ale zawierają również bogatą symbolikę, która wskazuje zarówno na Chrystusa, jak i na jego lud oraz wydarzenia eschatologiczne. Przyjrzyjmy się zatem znaczeniu niektórych elementów wspomnianych świąt. Pierwszym z nich był baranek paschalny, który w świetle Nowego Testamentu symbolizuje „Baranka Bożego, który gładzi grzech świata” (J 1. 29). Obraz baranka paschalnego uczy więc, że jak Izraelici zostali wybawieni z niewoli egipskiej (Wj 12. 7, 13), tak wierzący w Jezusa Chrystusa są odkupieni z niewoli grzechu i śmierci przez krew Nowego Przymierza (Łk 22. 20). Innym bardzo ważnym elementem wieczerzy paschalnej był przaśny niezakwaszony chleb, który spożywano razem z barankiem paschalnym. Miał on przypominać Izraelitom zarówno o ucisku i pośpiechu, z jakim musieli opuścić Egipt, jak
też o usunięciu grzechu ze swego życia, bo w Biblii kwas to symbol grzechu. Stąd też w jednym z listów apostolskich czytamy: „Usuńcie stary kwas, abyście się stali nowym zaczynem, ponieważ jesteście przaśni; albowiem Chrystus został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Obchodźmy więc święto nie w starym kwasie ani w kwasie złości i przewrotności, lecz w przaśnikach szczerości i prawdy” (1 Kor 5. 7–8). Oto dlaczego w wieczór paschalny Jezus wziął przaśny chleb i powiedział: „To jest ciało moje za was wydane” (1 Kor 11. 24). Uczynił tak, ponieważ jako Zbawiciel musiał być bez grzechu, a symbolem tego jest właśnie przaśny chleb. Ale dla Pawła Jezus Chrystus był nie tylko bezgrzesznym barankiem paschalnym, ale również „snopem pierwocin” (Kpł 23. 10–11), czyli pierwiastkiem zmartwychwstania w dniu Jego powrotu (1 Kor 15. 20–23). Poza tym mesjańskie znaczenie ma też Święto Tygodni. Według Dziejów Apostolskich, wylanie Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy nastąpiło bowiem za przyczyną zmartwychwstałego Mesjasza (Dz 2. 32–33). On to przecież chrzci Duchem Świętym (Mt 3. 11) i „zapisuje” Prawo Boże w ludzkich umysłach i sercach (Hbr 8. 10; 10. 16). A co z jesiennymi świętami? Czy one również łączą się z osobą Mesjasza? Jaki sens miało na przykład Święto Trąbienia pierwotnie, a jaki ma dzisiaj? Co Bóg dawniej chciał powiedzieć Izraelowi w dzień dęcia w róg barani (szofar), a co dzisiaj? Przede wszystkim dźwięk trąby miał za zadanie obudzić Izraelitów z duchowej drzemki. Wzywał ich do pokuty, aby się przygotowali na nadchodzący Dzień Pojednania z Bogiem (Kpł 23. 23–28). Ponadto był też przestrogą przed nadchodzącym sądem, ponieważ, jak napisano: „Każdy, kto się nie ukorzy w tym dniu, będzie wytracony ze swojego ludu” (w. 29). W roku jubileuszowym dźwięk trąby obwieszczał również wolność dla wszystkich zaprzedanych w niewolę (Kpł 25. 9–10). I z podobnym przesłaniem spotykamy się w pismach Nowego Testamentu (Łk 4. 18–19, por. Mk 1. 14–15; J 8. 34, 36), gdzie dźwięk trąby zapowiada również powrót Chrystusa. „Gdyż sam Pan na dany rozkaz, na głos archanioła i trąby Bożej
zstąpi z nieba; wtedy najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie...” (1 Tes 4. 16). Krótko mówiąc, biblijny dźwięk trąby jest zapowiedzią nowych czasów i zachętą, aby nie tracić ducha i czasu na marności tego świata. Jest wezwaniem, aby „podnieść głowy swoje, gdyż zbliża się odkupienie” (Łk 21. 28, por. Jl 2. 1). A zatem, jak Dzień Trąbienia obwieszczał m.in. konieczność przygotowania się na Dzień Pojednania, tak Nowy Testament ogłasza, że „Bóg w Chrystusie świat z sobą pojednał, nie zaliczając im ich upadków” (2 Kor 5. 19, por. Rz 5. 10–11; Kol 1. 20). W ten sposób doszliśmy do ostatniego święta. Jest nim Święto Szałasów (Namiotów), podczas którego Żydzi zamieszkują w nich na siedem dni. Upamiętnia ono jednak nie tylko czas pielgrzymowania Żydów przez pustynię, ale obrazuje również naszą egzystencję na tym świecie. Przypomnijmy, że Biblia przyrównuje nasze ciała i życie do takich właśnie nietrwałych i kruchych namiotów (2 Kor 5. 1–9). Mówi więc, że czas naszego życia jest krótkotrwały (Ps 90. 10), a ów „namiot” jest tylko doraźnym miejscem naszego zamieszkania. Poza tym Święto Szałasów przypomina nam o Tym, któremu Izraelici wszystko zawdzięczali i który nadal troszczy się o Swój lud (Mt 6. 25–34). To znaczy, że święto to nie tylko upamiętnia wszystko, czego Bóg dokonał dla Izraela, ale również zapowiada czas dobrobytu, kiedy to wszyscy będą „oddawać pokłon królowi, Jahwe Zastępów, i obchodzić Święto Szałasów” (Za 14. 16). Innymi słowy: Święta Pańskie, bo tak je Biblia nazywa, objawiają zarówno prawdę o zbawiającym Bogu, jak i o Jego zamierzeniach wobec świata. Zawierają więc cały plan zbawienia, aż do dnia Sądu Ostatecznego. Słusznie zatem wielu zastanawia się i pyta, jakie stanowisko wobec nich zajmuje Kościół katolicki i inne Kościoły? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo krótka: zarówno Kościół rzymskokatolicki, jak i Kościoły protestanckie, nie obchodzą wyżej omawianych świąt. Nawiązują co prawda do niektórych z nich, szczególnie do Paschy, czy też zesłania
Ducha Świętego, ale uroczystości te obchodzi się w zupełnie innym czasie. Oto na przykład co na temat Wielkanocy czytamy w Encyklopedii biblijnej: „Wielkanoc pierwotnie świętowano w dniu następującym po zakończeniu postu paschalnego (14 Nisan), niezależnie od dni tygodnia. W połowie II w. niektórzy chrześcijanie pochodzenia pogańskiego zaczęli jednak świętować Wielkanoc w niedzielę po 14 Nisan, poprzedzający piątek obchodząc jako dzień ukrzyżowania Jezusa, nie bacząc na datę, jaka w tym dniu wypadała. Wynikły z tego spór o właściwą datę obchodzenia święta Wielkanocy doszedł do zenitu w 197 r. po Chr., gdy papież Wiktor ekskomunikował chrześcijan upierających się przy 14 Nisan. Spór trwał do początków IV wieku, kiedy kwartodecymanie (od łac. »14«) zostali zobowiązani przez cesarza Konstantyna do dostosowania się do powszechnej w całym cesarstwie praktyki świętowania Wielkanocy w niedzielę po 14 Nisan, a nie 14 Nisan” (s. 1336).
Jak widać, o odejściu od biblijnego dziedzictwa wiary zdecydowali „chrześcijanie pochodzenia pogańskiego”, następnie sojusz Kościoła z państwem oraz wrogość przywódców kościelnych i politycznych wobec narodu żydowskiego. Dość wspomnieć, że na zastąpienie świąt biblijnych innymi ogromny wpływ wywarł cesarz Konstantyn, który już w 321 r. usankcjonował kult niedzielny (w miejsce szabatu), a w 325 r. na soborze nicejskim tzw. edyktem wielkanocnym nakazał świętować Wielkanoc w niedzielę. Jak bardzo Kościół dążył do tego, aby odciąć się od biblijnych korzeni oraz narodu żydowskiego i schrystianizować pogańskie święta, świadczy również poniższy cytat: „Wypada, że gdyby 14 Nisan przypadł na niedzielę, to chrześcijanie
świętować będą Wielkanoc nie razem z żydowską paschą, ale o tydzień później” (Ks. Józef Umiński, „Historia Kościoła”, t. I, s. 187). W związku z tak wyraźnym antyjudaizmem w doktrynie Kościoła, nasuwa się pytanie: czy chrześcijanie rzeczywiście powinni stronić od żydowskich świąt? Czy wolno im zmieniać ich daty? A może święta te nadal obowiązują również chrześcijan? Co Biblia mówi na ten temat? Przede wszystkim należy podkreślić, że Biblia przestrzega przed dodawaniem lub ujmowaniem czegokolwiek z Bożych postanowień (Pwt 4. 2). Jakiekolwiek zmiany, choćby tylko w datach, są więc niedopuszczalne. Wyjątkiem była Pascha, która w szczególnych okolicznościach mogła być obchodzona miesiąc później, ale również czternastego dnia (Lb 9. 1–12). Poza tym warto przypomnieć, że kiedy król Jeroboam sam od siebie „ustanowił w ósmym miesiącu piętnastego dnia tegoż miesiąca święto na wzór święta [Szałasów]” (1 Krl 12. 32), został za to surowo zganiony. Można co prawda upamiętniać jakieś ważne wydarzenia historyczne, jak to zresztą czynili Żydzi, ustanawiając święto Chanuka (1 Mch 4. 59) czy Purim (Est 9. 20–22), ale nie wolno przy tym naruszać Świąt Pańskich. Czy to znaczy, że skoro omawiane święta „są uroczystościami świątecznymi Pana” (Kpł 23. 2, 4), chrześcijanie powinni je zachowywać? Nowy Testament nie mówi o tym wprost. Jedynie w odniesieniu do Paschy czytamy: „Obchodźcie święto...” (1 Kor 5. 8). Poza tym nie ma wyraźnego nakazu ani zakazu, aby te święta zachowywać. Oczywiście, można i warto je obchodzić, ale nie w sposób legalistyczny. Święta te bowiem powinny być raczej wyjątkową okazją do rozmyślań nad wielkością Bożego dzieła zbawienia, wyrażenia Mu naszej wdzięczności oraz okazją do duchowego identyfikowania się z wierzącymi Żydami, a nie sposobem zapracowania na zbawienie. Chociaż więc zachowywanie świąt biblijnych nie jest warunkiem zbawienia, mamy prawo je obchodzić. Tym bardziej że jako chrześcijanie jesteśmy duchowymi spadkobiercami przymierza z Izraelem. Stąd też bliższe powinny nam być te właśnie święta niż święta kościelne, często o rodowodzie pogańskim. BOLESŁAW PARMA
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Kapucyn bosy Chodzący boso Wojciech Cejrowski jest jak żarówka firmy OSRAM, o której mówi się, że „wisi nad głową i groźby nie spełnia”. On też groził, a raczej obiecywał. Że wyjedzie do Ekwadoru. Niestety, nie wyjechał, za to słowo „osram” można w jego ustach traktować jak najpoważniej. Są takie chwile, że bluźnię. Nie przeciwko Bogu, bo przecież nie można bluźnić przeciwko czemuś, w co się nie wierzy. Ja bluźnię czasem przeciwko akademickiej nauce. Otóż łapię się na grzesznych rozważaniach, czy aby Karol Darwin miał tak do końca rację. Jego teoria ewolucji zakłada bowiem celowość, pielęgnuje determinizm. Zgodnie z tą ideą potrafię od biedy rozumieć, po jaką jasną cholerę natura stworzyła muchę ścierwnicę, krętka bladego, malarycznego komara, glistę, wirusa Ebola i świerzb. Ale na co był jej potrzebny Cejrowski, Pospieszalski oraz Korwin-Mikke? Tego pojąć już nie potrafię. Chyba że to jakaś boczna ścieżka czy coś w rodzaju wyrostka robaczkowego...
Jan Pospieszalski (to ten gorliwy, rozmodlony katolik od programu „Szkoda gadać” w TVP) był łaskaw niedawno powiedzieć, że geje „w opaczny sposób pojmują rolę kiszki stolcowej w organizmie mężczyzny”. To skatologiczne, prymitywne, wulgarne chamstwo bożyszcza „publicznej” jest takiej samej próby jak wykład Wojciecha Cejrowskiego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. „WC Kwadrans” na KUL-u? A tak. Takie będzie młodzieży chowanie, jacy ich uniwersyteccy mentorzy. Niestety! Cejrowski przyjechał do Lublina na zaproszenie Akademickiego Klubu Myśli Społeczno-Politycznej Vade Mecum. Owa grupka żaków (która nawet swoją nazwę pisze błędnie) wsławiła się do tej pory tym, że zapraszała na spotkania postaci o skrajnie prawicowych poglądach. Młodym gospodarzom pryka podróżnika dedykuję słynny cytat z Clemenceau: „Kto za młodu nie był lewicowcem, ten na starość będzie łajdakiem”.
O
dkąd w 1215 roku Kościół wpro wadził obowiązek corocznej spo wiedzi wielkanocnej, bujnie roz wija się literatura poradnikowa służąca uświadamianiu wiernym popełnianych przez nich grzechów. Również współcze śnie wiele parafii dba o zamieszczanie na swoich stronach internetowych roz budowanego rachunku sumienia.
No więc ci, o których prawił Clemenceau (tak, to o was), słyszeli takie oto rewelacje w wydaniu WC Kwadransa: – Chodzi o stałe i uporczywe potępianie grzechu sodomskiego, którego oni (geje) się dopuszczają. U zdrowego mężczyzny pederasta wzbudza obrzydzenie. Ale także obrzydzenie w oczach Boga. A my mamy obowiązek wytykać ich palcami, to im uratuje duszę wieczną przed potępieniem. – Celem człowieka jest dążenie do zbawienia. – Będę zachęcać, by ciemnogród przestał być luźną grupą ludzi. Nikt nie reaguje, gdy lewica chce zalegalizować grzech. Kiedy w „WC Kwadransie” mówiłem w takich sytuacjach „nie”, ludzie bili mi brawo. Ale siadali na dupskach i czekali na następny odcinek. Dlatego będę wołał, żeby nie siedzieć na dupskach. – Nie warto płacić podatków, bo one są przeznaczane na zabijanie dzieci w Chinach. – Gejów należy tępić wszelkimi dostępnymi metodami.
z Boga i Świętych Pańskich?”, „Czy gdy widzę księdza idącego z Eucharystią do chorego, uciekam na drugą stronę ulicy tylko po to, żeby nie musieć przyklęknąć?”, „Czy opłacam rachunki za korzystanie z radia i telewizji, za pobieranie prądu i gazu? Czy nie kradnę cudzego czasu i nie jestem przyczyną wyższych opłat za rozmowy telefoniczne, prowadząc zbyt długie i mało ważne rozmowy?”,
! ! ! Czy mnie się wydaje, czy ten katotalib zachęca do fizycznych porachunków z „kochającymi inaczej”? Żeby to sprawdzić, już powiadomiliśmy na wszelki wypadek prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Bo coś mi tu znajomego pobrzękuje. Coś nazistowskiego: „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”, eksterminacja Cyganów, bicie Murzynów, polnische Schweine... To już kiedyś przerabialiśmy. A co na to władze katolickiego uniwersytetu? „Ależ my nie mamy z tym nic wspólnego. My tylko daliśmy salę na spotkanie” – bronił się rektorat KUL-u, oskarżany o sekundowanie quasi-faszystowskiemu spędowi. „Tylko daliśmy”? Może tak, może nie. Pewien restaurator z Monachium też „tylko” udostępnił swoją knajpę jednemu brunecikowi z wąsikiem. Natomiast „młodzi katoliccy intelektualiści” z darmowej sali zrobili wcale dochodowy biznes, bo wejście na WC Kwadrans (water-closet?) było płatne – 20 złotych za bilecik. Kiedy już o wykładzie Cejrowskiego zrobiło się głośno (i powstał skandal), głos zabrał Korwin-Mikke. Gość, który niegdyś stwierdził, że kobietom nie powinno się badać piersi, a dzieci niepełnosprawne są
niedawania ofiar na utrzymanie świątyni, seminarium duchownego czy KUL-u. Stosowną pomocą w przygotowaniu się do spowiedzi penitentom służy także parafia pw. Matki Bożej Różańcowej w Warszawie, podpowiadając, że grzechem jest nie tylko branie czynnego lub biernego udziału w zwalczaniu wiary religijnej, w usuwaniu emblematów religijnych, ale również
Wyspowiadaj się z bimbru! A lista grzechów, z których księża każą się spowiadać, jest bardzo ciekawa. Obejmuje zarówno pędzenie bimbru, niepłacenie abonamentu radiowo-telewizyjnego, odchudzanie, depresję, tolerancję względem innych niż katolicka religii, jak i odmowę seksu małżeńskiego. Proboszcz parafii pw. Zmartwychwstania Pańskiego w Poznaniu przed przystąpieniem do spowiedzi proponuje, by wierni odpowiedzieli sobie na pytania przygotowane przez parafialne wspólnoty (m.in. koło przyjaciół Radia Maryja, Akcja Katolicka). Na przykład: „Czy dbam w rodzinie, wśród bliskich, znajomych, by nowy członek rodziny miał imię chrześcijańskie?”, „Czy praktykuję i uczę młodych chrześcijańskiej tradycji – znaku Krzyża świętego, przed wyjściem z domu, tym znakiem kroić nowy chleb, zdejmować nakrycie głowy lub żegnać się, gdy mijam kościół; gdy spotykam księdza z Panem Jezusem?”, „Czy modlę się, obejmując sercem tych, którzy odeszli od Kościoła; zbłądzili i kpią z wartości chrześcijańskich,
„Czy z upodobaniem oglądałem filmy, czasopisma, książki, widowiska o treściach nieskromnych (bezwstydnych) i o nich myślałem? Czy innym udostępniałem zdjęcia, filmy, czasopisma, książki o treściach bezwstydnych? Czy prowadziłem nieprzyzwoite rozmowy?”, „Czy po rozwodzie wszedłem w następny związek?”. Wielkopostną ściągę z grzechów swoim owieczkom podrzuca także parafia pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bojarowie. Na czarnej liście znalazło się między innymi podglądanie życia seksualnego innych, „zwlekanie z rodzeniem dzieci z urojonych przyczyn”, brak „znaku wiary w mieszkaniu (krzyż, obrazy religijne)” czy udział w seansach spirytystycznych. Z kolei w parafii pw. Nawiedzenia NMP w Sosnowcu wierni zobowiązani są wyspowiadać się z „wdawania się w dyskusje na tematy religijne z osobami wrogo nastawionymi do wiary”, „unikania potomstwa w sposób grzeszny”, „dla własnej wygody ograniczania liczby dzieci”, czytania podniecających książek lub czasopism oraz
(czynne lub bierne) hamowanie budowy, odbudowy lub rozbudowy obiektów sakralnych. Oprócz tego tamtejsi wierni powinni spowiadać się z „posuwania się w tolerancji innych religii do twierdzenia, że wszystkie religie są sobie równe”, krytykowania duchowieństwa, obojętności wobec powołań kapłańskich oraz ośmieszania dziewictwa i czystości. Młodzież – z wiary w zabobony (czarny kot, siostra zakonna, kominiarz), czytania horoskopów oraz noszenia na szyi innych niż medalik czy krzyż przedmiotów. Małżonkowie – z używania antykoncepcji i nieznajomości naturalnej metody poczęć, złego wyrażania się o rodzinach wielodzietnych, odmawiania pożycia małżeńskiego, „nieprzepajania miłości erotycznej miłością Boga”. Rodzice – z tolerowania u dzieci fałszywych poglądów. Wszyscy – z nieskromnych ubiorów i strojenia się, nadużywania kosmetyków, odchudzania, przesadnego troszczenia się o zdrowie oraz popadania w depresję po stratach i niepowodzeniach.
21
toksyczne i szkodliwe dla tych normalnych. Korwin ruszył do obrony Cejrowskiego tymi słowy: „Geje to importowana z zagranicy formacja faszystowska, usiłująca, jak ludzie SA Ernsta Röhma, narzucić nam swoje poglądy siłą”. ! ! ! No i co z tym zrobić? Dać w mordę? Grubym słowem zwymyślać? Nie sądzę. Sądzę natomiast, że trzej wspomniani katokoryfeusze mają spore problemy z identyfikacją obiektu swojego libido. Już Freud zauważył, że mężczyźni agresywni homofobicznie są bardzo często kryptogejami. Bardziej lub mniej uświadomionymi. Dochodzi tu bowiem do znanego w psychologii zjawiska tak zwanego „wyparcia się”. Mężczyzna stricte heteroseksualny ma do gejów stosunek całkiem obojętny, a często przyjazny. Nie stanowią oni bowiem dlań żadnej konkurencji biologicznej, czyli zagrożenia. O tym, czy prokuratura podzieliła nasze obawy co do przestępstwa popełnionego przez Cejrowskiego, poinformuję Państwa, jak tylko od Szanownej Jurysdykcji otrzymam stosowną informację. MAREK SZENBORN PS Jeżeli chcielibyście przypadkiem wyrazić swoje „uszanowanie” panu Wojciechowi Cejrowskiemu, to akurat przypadkowo mam jego adres internetowy:
[email protected]
Nie mniej skrupulatni są karmelici z parafii pw. św. Anny w Trutowie. W sporządzonym przez nich zestawie grzechów umieścili, obok „łamania pracą zarobkową dnia świętego”, „delektowanie się jedzeniem”, „bimbrownictwo, czyli nielegalne pędzenie alkoholu domowym sposobem” oraz przynależność do SLD!!! Trutowskim karmelitom spowiadać się mają małżonkowie, „jeśli stosują stosunki niedokończone, prezerwatywy, spirale, pigułki hormonalne”, oraz ci, „co takie nadużycia seksualne propagują, pochwalają, produkują, nimi handlują (...) a także ci, co krytykują katolickie zasady moralności seksualnej”. Również rodzice – „jeśli zezwalają narzeczonym żyć seksualnie ze sobą, zwłaszcza w ich domu, czy nawet zezwalają zamieszkać razem bez ślubu kościelnego, czy pozwalają żyć z rozwiedzionym lub rozwódką, związanymi już z kimś ślubem kościelnym”, a także jeśli przeszkadzają dzieciom w realizacji powołania kapłańskiego lub zakonnego. Ponadto w Trutowie spowiadać się trzeba z „buntowania ludzi przeciw księdzu i najaktywniejszym katolikom, rzucania na nich oszczerczych kalumnii, torpedowania prac przez nich w parafii zainicjowanych, zniechęcania ludzi do angażowania się w kościele”. Nade wszystko jednak ze skąpstwa i lenistwa „w trosce” o kościół i swoją parafię! W tym przypadku – instruują swoje owieczki karmelici – od grzesznika, który „nigdy nie daje albo daje bardzo skąpo i z niechęcią, daje, wymawiając i dokuczając tym, co zbierają” na budowę, uposażenie kościołów, kaplic i prowadzenie misji, „do ważności rozgrzeszenia” Kościół żąda stosownego... „naprawienia szkód i krzywd”. Przed ogniem piekielnym może wtedy uchronić tylko morda w kubeł i stosowna ofiara materialna. AK
22
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
RACJONALIŚCI owstaniec styczniowy, malarz i poeta. Ludwik Benedyktowicz tak oto w wierszu (fragment) „Zaklęte jezioro” widział patriotyzm Polaków. Gorzkie to słowa, ale jakoś nic przez ponad 100 lat nie straciły na aktualności.
P
Okienko z wierszem Zaprawdę dziwny naród ci Polacy – Gotowi ginąć za kraj jako tacy, W podjętym boju za wolność ojczyzny Nadstawiają piersi na rany i blizny; Zstąpią do kopalń; pełni w sercach kiru, Będą kostnieli na śniegach Sybiru; Zniosą katusze więzień i wygnania, Na śmierć męczeńską pójdą bez wahania – Lecz wróć którego z owych bohaterów Bohaterów tej drogi krzyżów, kajdan i spacerów, Oswobódź z więzów niedoli i nędzy, Daj wolność, paszport i dużo pieniędzy, To on, poczuwszy karbowańce w kiesie, Tak się z tej Polski piorunem wyniesie, Tak z tych ojczystych wyfrunie ci błoni, Że i w sto koni nikt go nie dogoni.
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warmińsko-mazurskie wielkopolskie zachodniopomorskie
Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Jan Barański Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel.
0 698 0 607 0 606 0 604 0 607 0 692 0 501 0 667 0 606 0 502 0 691 0 606 0 609 0 698 (0-61) 0 510
873 811 924 939 708 226 760 252 870 443 943 681 483 831 821 127
975 780 771 427 631 020 011 030 540 985 633 923 480 308 74 06 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Trudna droga po rozum do głowy Są ludzie, którzy nie potrafią się uczyć inaczej niż na błędach. W dodatku własnych. Są tacy, którzy podróż po rozum do głowy zaczynają dopiero kopnięci w zadek. Pół biedy, jeśli to osoby prywatne. Ich problem. Jeśli publiczne, niestety – nasz, czyli wszystkich Polaków. Słaba pociecha, że niektóre wyczyniane przez nich głupoty legislacyjne ostatecznie obracają się przeciwko nim samym lub grupie, z której pochodzą i która ich do władzy wyniosła. Uchwalona 18 grudnia 1998 r. ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, mimo kilkakrotnych nowelizacji, pozostała zła. Z gruntu błędna była bowiem sama idea Instytutu Pamięci. Miał być młotem na komuchy. Spaliło to na panewce, bo to nie oni donosili, lecz im donoszono. Od nastania Kurtyki i jego wściekłej sfory, z sadystycznym wręcz zapamiętaniem IPN niszczy mit o szlachetnej, demokratycznej opozycji walczącej z podłym ustrojem, o styropianowych przyjaźniach i nieugiętych postawach wobec funkcjonariuszy SB i o dzielnych księżach, którzy się komuchom nie kłaniali. Szkoda, bo my, Polacy, bardzo mity lubimy. Jeszcze większa, bo niejednokrotnie narusza nasz narodowy interes. Jakże trafnie ujął to pierwszy
prezes IPN, prof. Kieres, mówiąc: „Nie mogę nie zgodzić się z poglądem, że IPN może doprowadzić do sytuacji dramatycznych z punktu widzenia interesów Polski”. Kurtyka nie ma w tym zakresie żadnych hamulców. Podczas jednej z nowelizacji z roty ślubowania prezesa Instytutu wykreślono słowa, że ma on „strzec praworządności”. Zawsze uważałam, że IPN należy zlikwidować. Teraz brzmi to jak oczywista oczywistość i wywołuje aplauz. Przynajmniej myślącej większości. W 2003 roku, kiedy podczas debaty nad projektem ustawy budżetowej na rok 2004 oświadczyłam, że „wskazana jest likwidacja Instytutu Pamięci Narodowej, który nas kosztuje prawie 100 mln zł rocznie, a jego działania przynoszą jak dotąd więcej szkody niż pożytku i nic nie wskazuje, aby miało się to zmienić”, oklasków nie było. Kiedy latem 2005 roku w Radiu Zet w rozmowie z red. Moniką Olejnik powiedziałam: „IPN, ja go nazywam Instytutem Prześladowań Narodu, powinien być, tak jak to ciągle mówię, zlikwidowany. A archiwa powinny zostać spalone”. Palić – tyle że mnie – chciał Nałęcz. Sekundowała mu prawica. Nikt wtedy nie chciał widzieć, że IPN upolitycznia archiwa i niszczy trójpodział władzy, zastępując częściowo władzę sądowniczą, a częściowo wykonawczą, gdyż prezes IPN może w szczególnie
uzasadnionych wypadkach zezwolić na ujawnienie wiadomości stanowiącej tajemnicę państwową. Dzisiaj roi się od krytyków IPN. Posądzani o współpracę robią to we własnym interesie, a nie – jak ja – pro publico bono. Wielu powtarza też moją ideę likwidacji IPN. Nikt z nich nawet się nie zająknie, kto jest autorką. Oczywiście cieszy mnie, że byłam prorokiem. W dodatku we własnym kraju. Zobaczymy, czy krytykom starczy determinacji, aby doprowadzić do zlikwidowania instytucji, która za ponad 200 mln zł rocznie łamie prawo i niszczy demokrację. Ostro ich zachęca Lech Wałęsa. Zapowiedział: „W związku z tym, że te ataki (na niego) wychodzą z instytucji demokratycznych struktur państwa, o które walczyłem, do chwili opanowania w obowiązującym prawie rezygnuję z wszelkiego uczestnictwa w rocznicowych uroczystościach i podobnych spotkaniach. Jeśli i to nie pomoże, w następnym ruchu zwrócę wszystkie nagrody i zaszczyty, poproszę dzisiejszych właścicieli tych pamiątek o zwrot do ofiarodawców, a w następnym ruchu wyjadę z kraju”. Jeśli cofnie groźbę, że przestanie głosować na Platformę, może premier Tusk się ugnie i IPN – jako Instytut PiS-owskiej Nienawiści – stanie się tylko historią. Historią, która nie powinna była się zdarzyć. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
RACJA walczy o in vitro Wojna ideologiczna w Polsce trwa. Jej ofiarą może paść nowoczesna medycyna, a w szczególności sporne procedury, takie jak na przykład sztuczne zapłodnienie, czyli popularne z nazwy in vitro. Nadzieja w rozsądnych posłach PO i szerokim komitecie obywatelskim na rzecz ustawy o dostępności in vitro. W jego prace włączyła się ostatnio RACJA Polskiej Lewicy. Społeczny Zespół ds. Przygotowania Obywatelskiego Projektu Ustawy w sprawie Zapłodnienia In Vitro to odpowiedź na klerykalne zakusy posła Jarosława Gowina i próby dochodzenia do nierealnych kompromisów wewnątrz Platformy. To także reakcja na dwa skrajne pomysły całkowitego zakazu in vitro – ze strony PiS-u i innego obywatelskiego komitetu Contra In Vitro. Co najciekawsze, trzon komitetu stanowią w dużej części ci ludzie świata nauki, którzy nie tak dawno pracowali z Gowinem w rządowym zespole ds. ustawy bioetycznej. Ich drogi się rozeszły, kiedy w konsekwencji wpływu Kościoła powstała karykatura, a nie odpowiedzialne, rozsądne propozycje do przyszłej ustawy.
Dziś pod założeniami programowymi komitetu podpisuje się większość organizacji politycznych i społecznych. W prace włączył się też wiceprzewodniczący RACJI Polskiej Lewicy Krzysztof Mróź. Jak podkreślają działacze RACJI, walka o prawo bezdzietnych rodzin i osób do in vitro to jeden z podstawowych obowiązków lewicowej, a szczególnie antyklerykalnej partii, jaką tworzą. W tym szerokim gronie są też m.in. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Demokratyczna Unia Kobiet, Zieloni 2004, Polska Partia Pracy, SdPl, Europejska Feministyczna Inicjatywa, Kampania przeciw Homofobii. Wsparcie w walce o normalne prawo zapewnia swoimi licznymi artykułami także tygodnik „Fakty i Mity”. Do tego szerokie grono reprezentantów środowiska naukowego, które swoim autorytetem popierają cywilizowanie Polski. Jednak nie tylko osoby znane i organizacje mogą wspierać prace komitetu. Każda osoba indywidualna ma możliwość wyrażenia woli wsparcia poprzez stronę kierowanej przez Wandę Nowicką federacji: www.federa.org.pl.
Może też poprzez petycję Nowickiej do premiera Donalda Tuska przeciwko propozycjom posła Gowina. Im więcej nas zgłosi swój sprzeciw, im więcej przystąpi do działania, choćby w tak
symboliczny sposób, szanse na odrzucenie nieracjonalnych rozwiązań będą rosły. Petycję można podpisać pod adresem: www.petycje.pl/3700. DP
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Przychodzi baba do lekarza ze skarpetą na głowie. Lekarz pyta: – Co pani dolega? A baba na to: – Nic mi, k...a, nie dolega, to jest napad! " " "
Dwa rekiny zauważyły łebka na desce windsurfingowej. Jeden mówi do drugiego: – O, i to jest obsługa. Ładnie podane, na tacy, z serwetką... " " "
Rząd Ukrainy zastanawia się, co zrobić z ziemią wokół Czarnobyla: – Nie możemy tam nic uprawiać, ani ziemniaków, ani kukurydzy... – Możemy zasiać tytoń, a na paczkach papierosów umieścimy napis: Ministerstwo Zdrowia ostrzega po raz ostatni... " " "
Spotykają się dwaj sąsiedzi na ulicy. – Czy uprawiał sąsiad seks we troje? – pyta jeden. – Jeszcze nie – odpowiada pytany facet. – A chce sąsiad? – Oczywiście! – To biegnij sąsiad do domu, ale szybciutko! zył wysokość Lecący balonem mężczyzna uświadomił sobie nagle, że się zgubił. Zmniejs niej: do ł krzykną i niżej jeszcze się lotu i zobaczył w dole kobietę. Opuścił że dolecę do niego – Przepraszam, czy może mi pani pomóc? Obiecałem przyjacielowi, .. jestem. gdzie w ciągu godziny, ale sam już nie wiem, Kobieta odpowiedziała: się około 10 me– Jest pan w balonie napełnionym gorącym powietrzem, unoszącym ści geograszeroko ej północn m stopnie 41 a 40 trów nad ziemią. Znajduje się pan między iej... zachodn i długośc ficznej oraz między 56 a 60 stopniem – Pani jest inżynierem? – spytał mężczyzna z balonu. – Tak – odpowiedziała kobieta – a skąd pan wie? z merytorycznego – No cóż – rzekł baloniarz – wszystko to, co pani powiedziała, jest bladego pojęcia, mam nie ciągu dalszym w ja ale iwe, i fachowego punktu widzenia prawdz . Szczerze mózgubiłem się że takie, są fakty a co zrobić z tymi wszystkimi informacjami, jestem jeszcze panią przez nawet to czo, zasadni tak a wiąc, w ogóle pani mi nie pomogła, bardziej spóźniony. – A pan na pewno jest dyrektorem! – odpowiedziała kobieta. zna. – Skąd pani – Niesamowite! Faktycznie jestem dyrektorem... – odpowiedział mężczy wiedziała? ł pan tę pozycję, – No cóż... Nie wie pan, gdzie jest, nie wie pan, dokąd zmierza, osiągną ać, oczekudotrzym stanie w jest nie której ę, obietnic zużywając dużo powietrza, złożył pan fakty są tym Poza y. problem pańskie ą rozwiąż że je pan od ludzi, którzy znajdują się niżej, dził, wprowa sam pan się jaką w i, sytuacj samej tej takie, że nadal jest pan dokładnie w ale uważa pan, że to moja wina... Rok 17 n.e. Do niewielkiego mieszkanka w Jerozolimie wraca ze szkoły Jezus z nosem spuszczonym na kwintę. Podaje Józefowi karteczkę z ocenam i na półrocze: Matematyka – 1 (według programu Ministerstwa Edukacji, przez ostatni semestr nauczano dzielenia na przykładzie bochenka chleba, ale Jezus cały czas go mnożył); chemia – 1 (na lekcjach przemieniał wodę w wino, łamiąc tym samym ustawę o wychowaniu w trzeźwości i o zakazie wnoszenia na teren szkoły alkohol u); wychowanie fizyczne – 1 (nie nauczył się pływać. Za to cały czas wskakiwał do basenu, chodził po wodzie i ochlapywał kolegów). Józef, przeczytawszy oceny, zwraca się do chłopca: – No, pięknie , pięknie. Za takie oceny możesz sobie postawić krzyżyk na ferie wielkanocne.
KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką. Poziomo: 1) kobieta inspirująca Moneta ! stacja z muszlą ! nakrywa się, lecz nie nogami 2) tajny ma cel ! o bułce na półce ! czasem jest asem 3) w co idą karty? ! strzelający gnat ! pstrąga wyciąga 4) to jej wada, że stal zjada ! dom-ogrom ! spuszczana ze statku w razie wypadku 5) okrzyk z Rawy ! ona taka, jaka matka ! łączy blachę z pawiem 6) odgrodzi od powodzi ! nakrycie głowy dla skazańca ! ciepłe w Balatonie ! na nie szacowanie 7) wystrzałowy stopień z muszką ! o rety, jakie wredne kobiety! ! można po niej wejść z rabinem 8) tam się przeciera ! rodzinne i winne ! taśmowe zdjęcie Pionowo: A) nieaktualna po obiedzie ! złoty B) z PiS-em na taśmie ! nie grozi ludziom bez serca ! co ma szczęściarz w fartuchu? C) ma swoje kulisy ! przerżnąć może wszystko ! żyje w Tybecie i pyta, tak? D) gaz z półwyspu ! dźwięki spod ręki ! o motorze w traktorze E) jaki John nadaje ton? ! kurna ! okrągła liczba F) spory, ale nie duży ! w legendzie będzie ! można się od niego odbić G) na dworcu w Toruniu ! rekord za rekordem ! w oknie u pastora H) rudy chytrusek ! przez nią wszystko rośnie ! na co ci kopytka? I) gdy łupie przy pupie ! dumny ptak ! nie król, a w koronie
A
B
1 2
C 3
9
D
E
F
23
1 13
11
I 8
7 16
5
19
6
25
24
10
5
21
15
17 2
7 8
H 20
4
3 4
G
6
18
22
12
14
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie
1 2 14
3
4
15 16
5
6
7
8
9 10 11 12 13
17 18 19 20 21 22 23 24 25
?
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 12/2009: „Apostoł ludzkości rzadko pości”. Nagrody otrzymują: Marek Szymczak z Bełchatowa, Marian Koziński z Oświęcimia, Agnieszka Pawlak z Głogowa. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Bóg podgląda?
„Wielki Brat. Jezus nie chce głosować przeciwko tobie” – przekonuje jeden z angielskich Kościołów reformatorskich. Reklamowanie Boga jako megapodglądacza wydaje się trochę dziwne. Ale to już nie nasz problem...
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 14 (474) 3 – 9 IV 2009 r.
JAJA JAK BIRETY ama natura sprawiła, że stałem się dyplomatą – oświadczył Bismarck, kanclerz Rzeszy Niemieckiej. – Urodziłem się bowiem pierwszego kwietnia. Oficjalnie stosunki między naszym krajem a RFN zostały zawiązane dopiero w 1970 r., po tym, jak sąsiedzi uznali naszą zachodnią granicę. Ale już dużo wcześniej rozwijały się między Polską a Zachodnimi Niemcami ożywione dyskusje czy to gospodarcze, czy kulturalne. W Warszawie urzędowało nawet przedstawicielstwo handlowe, którego reprezentantem był dyplomata z tytułem ambasadora. Nie inaczej też był on traktowany przez zachodnie placówki, które zapraszały go na wszelkiego rodzaju uroczystości i przyjęcia. Na początku lat 60. zdarzyło się jednak, że zamiast ministra posadzono przy uroczystym stole w jednej z europejskich ambasad innego polskiego urzędnika, niemającego jak to tej pory nic wspólnego ze sprawami niemieckimi. Dla naszego rodaka, który lata wojny spędził w niemieckim obozie, było to pierwsze od tego czasu
S
SZTUKA DYPLOMACJI (6)
Szanuj sąsiada spotkanie z przedstawicielami RFN. Targany przykrymi wspomnieniami siedział sztywno, nie reagując na próby nawiązania towarzyskiej
rozmowy przez sąsiada. Ten jednak nie rezygnował. Po deserze Niemiec zapytał Polaka, co porabiał w czasie wojny. Zielony z wściekłości minister wysyczał ostro, że bite 5 lat siedział w niemieckim obozie. Wyraźnie zasmucony tym wyznaniem zachodni sąsiad pokiwał tylko głową, po czym smutnym głosem dodał, że... on też. Polak oniemiał i wyraźnie się zawstydził. Ale zanim zdążył się zreflektować, wstawano już od stołu i o dalszej konwersacji nie było mowy. Dopiero po latach nasz rodak dowiedział się, że ów Niemiec za postawę antyhitlerowską został osadzony w obozie, a jego brata, za udział w spisku na Hitlera, stracono. Wniosek z tego taki, że każdy dyplomata powinien zawsze zachowywać się dyplomatycznie. PAR