Kardynałowie i polscy samorządowcy nie dadzą zbiednieć Kościołowi i „szyją”...
NOWE BUTY DLA FRANCISZKA Â Str. 2, 6, 7
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 14 (683) 11 KWIETNIA 2013 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
W Częstochowie Kościół ukrywa skandal. Jeden z prominentnych księży (na zdjęciu) uwiódł mężatkę i doprowadził do rozwodu. Mimo że oszukany małżonek apelował do arcybiskupa, duchownego nie ukarano nawet zwyczajowym przeniesieniem na inną parafię. Tak w praktyce wygląda „obrona wartości rodzinnych” Â Str. 3 w polskim Kościele.
 Str. 15
 Str. 12 ISSN 1509-460X
 Str. 10
2
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Polacy długo nie zapomną tych świąt Wielkiej Nocy. Zaczęło się od żartów, że trzeba ubierać choinki. Potem potężne śnieżyce pozbawiły prądu dziesiątki tysięcy domów. To skutek silnego ocieplenia. W Arktyce… Wrocławscy naukowcy stworzyli superjajo wzbogacone o witaminy i kwasy tłuszczowe omega-3. Stworzyli pokarm, który być może posłuży za suplement diety oraz za cudowny lek zapobiegający chorobom cywilizacyjnym. Jeśli jeszcze odpowiedzieli na pytanie, „co było pierwsze: kura czy jajko”, to Nobel gwarantowany. Trzeba tylko wybrać kategorię. Jednym z najbardziej jaskrawych przejawów biedy i kryzysu społecznego w danym kraju jest zapadalność na gruźlicę. W Unii wynosi ona 14 osób na 100 tys. W Polsce – 22. Można powiedzieć, że przecież jesteśmy niezamożnym krajem, ale Czechy i Słowacja mają ten współczynnik niższy o połowę… od średniej unijnej! Rząd przyjął projekt ustawy umożliwiającej sprzedaż większościowego pakietu akcji PLL LOT, dając zielone światło na prywatyzację firmy. Zdaniem ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego decyzja ta nie będzie skutkować „automatyczną utratą kontroli Skarbu Państwa nad spółką”, a silny inwestor zapewni przewoźnikowi „dynamiczny rozwój”. Skoro tak, to dlaczego nie był on możliwy pod pełną kontrolą Skarbu Państwa? Jarosław Gowin, minister w rządzie Tuska, solidaryzuje się z Lechem Wałęsą w „sprzeciwie wobec ideologii gejowskiej”. Co to jest ta ideologia, nie wiadomo, ale wiadomo, że minister sprawiedliwości zbiera u byłego prezydenta „plusy dodatnie”. Rozłam w „rodzinie smoleńskiej”. Adwokat Rafał Rogalski nie będzie już reprezentował Jarosława Kaczyńskiego jako poszkodowanego w katastrofie smoleńskiej. Ponoć dlatego, że nie do końca wierzy on w prawdy objawiane przez Macierewicza, czyli w rozmaite sztuczne mgły, wybuchy trotylowe i eksplozje. Na mszy wielkoczwartkowej u abpa Głódzia stawiła się piątka posłów PiS oraz miejscowi radni z tej partii. Zajęli dwie pierwsze ławki. To wyraz poparcia dla arcybiskupa. Zamiast staruszkom zajmować ich miejsca w ławkach, mogli na znak poparcia przynieść flaszkę. W Żorach na Śląsku rada miasta podjęła historyczną decyzję. Komunikacja miejska będzie tam wkrótce za darmo. Żory idą w ślady estońskiego Tallina, gdzie komunikacja jest darmowa od stycznia 1013 r., co pozwoliło m.in. znakomicie ograniczyć korki na ulicach i tłok na parkingach. Papież Franciszek podczas poniedziałkowego spotkania z owieczkami życzył im nie tylko ufności, nadziei i ogólnie wesołych świąt, ale też dobrego obiadu. To już kolejna papieska wzmianka o smacznym posiłku. Jeśli głodnemu chleb na myśli, to Franciszek zacznie wietrzenie Watykanu od kuchni. Media niemieckie („Die Welt”) przypominają, że w Watykanie wolno legalnie uprawiać seks z 12-letnimi dziećmi, a niektóre inne kraje katolickie mają podobnie bardzo niską granicę dopuszczalności. W Hiszpanii podniesiono ją dopiero za władzy socjalistów do lat 13. I może m.in. dlatego biskupi tak gwałtownie atakowali tamten rząd. Jak można było księżom zrobić coś takiego! Władze oświatowe w katolickiej (do końca XX wieku) Belgii postanowiły zmienić nazewnictwo ferii szkolnych w duchu większego poszanowania świeckości. Ferie wielkanocne będą odtąd nazywane wiosennymi, a bożonarodzeniowe – zimowymi. Polskie media nazwały to „skandalem”. Nic dziwnego, skoro w Polsce nawet 1 Maja jest już coraz częściej Dniem Świętego Józefa Robotnika. Sąd Najwyższy USA ma w czerwcu wydać wyrok w sprawie legalności małżeństw jednopłciowych w USA. Chodzi o to, czy brak federalnego uznania tych małżeństw dyskryminuje zainteresowanych obywateli, oraz o to, czy można w drodze referendum takich małżeństw zakazać. Ewentualne wyroki pozytywne na rzecz mniejszości seksualnych mogą spowodować zmiany nie tylko w praktyce i mentalności amerykańskiej, ale także światowej. Zwłaszcza że za takimi małżeństwami opowiedziały się niedawno władze Wielkiej Brytanii i Francji. Polscy żołnierze przekazali Afgańczykom odpowiedzialność za utrzymanie bezpieczeństwa w prowincji Ghazni. Polacy zajmą się ochroną baz przed atakami moździerzowymi oraz rakietowymi; nie przestaną też patrolować drogi z Kabulu do Pakistanu. Wojskowi zapewniają, że ich afgańscy koledzy zapanują nad sytuacją w prowincji. Tyle że wojna w Afganistanie trwa już 12 lat i do tej pory wojska ISAF (w tym Polacy) nie zdołały opanować sytuacji. Dysponująca bronią atomową Korea Północna kolejny raz straszy świat. Ogłosiła stan wojny z Koreą Południową, zagroziła też atakiem na amerykańskie bazy wojskowe w Japonii. Seul zapowiedział, że odpowie na prowokacje Phenianu. Ale prowokacji nie będzie. Nowy Kim korzysta ze starego pomysłu na uzupełnienie zapasów żywności.
Czarne buty P
olskie media od wyboru Franciszka tradycyjnie wcho- sutanny wciąż topniejącą liczbę nowych kandydatów na księdzą papieżowi w cztery litery: Ojciec Święty sam za- ży, zwłaszcza w Afryce. Znosząc celibat, mógłby zbilansopłacił za hotel, pojechał autokarem z kardynałami, prze- wać tę liczbę po odejściach z powodów materialnych. Naszedł się pieszo, chodzi w czarnych butach, które dostał leżałoby zreformować całe podejście Kościoła do seksualod wdowy po zmarłym związkowcu. A na dodatek nie ności człowieka, znieść antyhumanistyczne ograniczenia chce rezydować w odnowionych apartamentach papieży, w takich kwestiach jak antykoncepcja, in vitro, badania pretylko w „zwykłym mieszkaniu”. Nie w smak to kardynałom natalne itp., które odstręczają od rzymskiego katolicyzmu i biskupom, których apartamenty w Watykanie i Rzymie miliony ludzi na świecie. Papież powinien też odciąć się mają średnio po 400 m2 powierzchni. Kiedy papież Bene- od zbrodniczej historii swojej instytucji, wprowadzić w niej dykt XVI ewakuował przestępcę kard. Lowa z USA do Wa- przynajmniej quasi-demokrację, zrewidować „nieomylne” tykanu i mianował go archiprezbiterem jednej z najwięk- dogmaty pod kątem ich zgodności z ewangelią itd. Jeśli szych bazylik (Matki Bożej Większej), kardynał nie chciał instytucja Kościoła ma być bardziej przyjazna dla narodów, przyjąć 250-metrowego apartamentu na Zatybrzu, gdyż uznał, to musi być taką w całej rozciągłości, gdyż propagowaniem że jest zbyt skromny. Także większość polskich biskupów samej skromności materialnej Franciszek może ma własne lokale w Rzymie, gdyż wypada mieć dom w swotylko zdziesiątkować szeregi swoich jej prawdziwej ojczyźnie. To całe podniecenie mediów i ich płatnych najemników w sutannach. komentatorów w koloratkach związane z objawaAle raczej cała watykańska pieriemi skromności Franciszka jest bardzo śmieszstrojka na tym właśnie się ne. Oczywiście dla nas, bo już nie dla Kozakończy, bo Bergoglio to ścioła. Albowiem w Kościele rzymskowielki konserwatysta. Zakatolickim – którego poziom doktem Kościół ubogi bętrynalnego skostnienia porównydzie oznaczał również walny jest z cmentarzyskiem przegrany. dinozaurów – nie można roKtoś powie, że nowy bić jednej reformy, nie ropapież – wybrany w sabiąc szeregu innych. mym środku światowego Nie jest na przykład kryzysu – nie miał innego dla nikogo tajemnicą, że wyjścia i musiał dać przyniemała część młodych kład oszczędności, jeśli mężczyzn wybiera drogę chciał zabiegać o przychylrzymskiego kapłaństwa ność opinii puz powodów nad wyraz blicznej. W tym przyziemnych. Chodzi im jest sporo prawgłównie o świetnie płatną pracę i dostatnie, wygodne ży- dy, choć Ratzinger, obejmując tron w 2005 roku, nie miał cie. Takich wyborów dokonują młodzieńcy zwłaszcza w bied- ani takich chęci, ani takich dylematów. A może postąpił nych krajach katolickich, gdzie bycie kapłanem Krk jest dla mądrzej, gdyż Bergoglio, robiąc z siebie pierwszego papiewielu pochodzących z niezamożnych rodzin jedyną szansą ża biedaka, daje poprzez media jasny przekaz: żaden dona zrobienie jakiejkolwiek kariery. Uważam, i nie jestem tychczasowy papież nie naśladował w ubóstwie Jezusa w tym odosobniony, że w takich państwach jak Polska, i apostołów, wręcz przeciwnie – wszyscy pławili się w ziemMeksyk, Brazylia, Chile czy Argentyna większość kandyda- skim przepychu. A zatem jakby… mylili się, postępowali tów na księży idzie do seminariów po prostu dla kasy (wy- źle. Doprowadzenie przez Franciszka do takiej konstatacji starczy porównać dużą liczbę tamtejszych „powołań” z prak- bardzo nie podoba się na przykład polskim katotalibom: tycznym zanikiem „powołań” w krajach bogatych). Polacy Mielcarkowi, Zakrzewskiemu czy Dominikowi Zdortowi katolicy mogą tę ofiarną służbę mamonie zaobserwować z „Rzeczpospolitej”. W ten sposób głupota o podłożu relina swoich parafiach, gdzie proboszczowie mieszkają w ple- gijnym zatacza koło. baniach wielkości małego bloku, a najtańszy samochód Żadnemu z tych panów nie przeszkadza naturalnie wiernona parafialnym parkingu jest wart 60 tys. zł. poddańcza depesza polskiego premiera do nowego przyI nagle zjawia się papież Franciszek, który na każdym wódcy Krk, w której szef rządu świeckiego państwa zapewkroku pokazuje, jaki jest skromny, i innych do skromnego nia o zamiarze wspólnej z Watykanem „obrony kultury chrzeżycia zachęca. Pytanie, czy robi to szczerze? Moim zda- ścijańskiej w Europie i na świecie” – przeciwko czemu ostro niem tak, ale odpowiedź na to pytanie jest bez znaczenia, zaprotestowałem w Sejmie. Z pewnością bardzo się taka bo w jednym i drugim przypadku papież bardzo szkodzi swo- deklaracja „przysłuży” naszym kontaktom z Rosją i krajami jemu Kościołowi. Na dodatek nie wie chyba, w co ten Ko- arabskimi. Chyba że premierowi Tuskowi chodzi o propaściół tak naprawdę pakuje. Jeśli jednak poszedł do zakonu gowanie wspólnie z Franciszkiem skromności i ubóstwa. z tzw. powołania, to może nie rozumieć innych, a jest ich Ma w końcu na tym polu wielkie doświadczenie i zasługi. na świecie co najmniej połowa, którzy poszli tam dla kaJONASZ riery. Oni za chwilę będą rozliczani i sekowani za swój hedonizm przez wiernych, bo skoro papież może żyć jak święty Franciszek… Przełoży się to negatywnie na wartość „tacy” i inną ofiarność. Kościół zacznie biednieć, a księża zaczną zrzucać sutanny. Pustoszejące już teWybrane komentarze naczelnego raz seminaria będą zamykane. „Faktów i Mitów” z lat 2000 - 2010 Franciszek powinien wiedzieć, że jego czarw dwóch tomach. ne, znoszone buty mogą do tego doprowadzić, ponieważ papież nadaje styl całemu KościoRELAX NAD BIAŁYM Sp. z o.o. łowi. A jeśli o tym wie, to po obniżeniu swoimi gestami standardu życia duchowieństwa powinien natychmiast znieść celibat. DlaczeWAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki. go? Bo celibat powstrzymuje przed założeniem
Księga Jonasza
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
P
odczas 33 Pielgrzymki Obrońców Życia na Jasną Górę, która odbyła się 23 marca z udziałem prawie 2 tys. działaczy, najważniejszym akcentem imprezy była msza w kaplicy tzw. Cudownego Obrazu. W płomiennej homilii abp Depo ostro zaatakował zdobycze nauki i techniki, które umożliwiają regulację poczęć, potępił antykoncepcję, wezwał do „zespolenia wysiłków Kościoła, szkoły i innych
GORĄCE TEMATY
3
W momencie akcji ksiądz W. i Karolina są kochankami. Ze względu na jej sytuację rodzinną spotykają się okazjonalnie, zaś w przerwach między randkami gawędzą wieczorami za pomocą „zdobyczy techniki” w postaci komunikatora internetowego, co jemu pozwala spokojnie się w tym czasie masturbować, a jej gwarantuje bezpieczeństwo, że mąż w pokoju obok nie usłyszy. Oto jedna z takich rozmów:
(anty)Koncepcja arcybiskupa Ultrakonserwatywny na pozór metropolita częstochowski abp Wacław Depo nie ma nic przeciwko stosowaniu antykoncepcji. Ale tylko przez swoich księży romansujących z mężatkami... środowisk celem odbudowania szacunku dla tradycyjnych wartości rodziny i kultywowania ich w procesie wychowawczym, w którym powinni współpracować wszyscy wraz ze środkami społecznego przekazu”. Odpowiadając na to wołanie do mediów o współpracę, zaprezentujemy historię znaną dotychczas tylko jej głównym aktorom w osobach: księdza kanonika W. (proboszcz jednej z najatrakcyjniejszych finansowo parafii archidiecezji) i Karoliny (żona Marka, matka ich kilkuletniego dziecka) oraz arcybiskupa i kilku wysokich rangą urzędników kościelnych w Częstochowie. Zna ją także sąd orzekający o rozwodzie małżonków z wyłącznej winy kobiety. Dla dobra dziecka imiona rodziców zmieniliśmy.
Karolina: – Mogę zadać nieprzyzwoite pytanie? Kanonik: – Tak, proszę. – Co czujesz, jak jesteś we mnie, jak ON jest w niej? – Najpierw wilgoć, potem ciepło, czuję jak rośnie... a potem ogień i rozkosz. Czuję, jak JEJ wargi obejmują GO całego, czuję je przy brzusiu, a ON doświadcza przestrzeni w NIEJ. A ty, co wtedy czujesz? – Za każdym razem, kiedy ON jest tak blisko, to jest mi gorąco i cudownie, a pytałam, bo nie wiem, czy tobie ONA odpowiada... – ...i za każdym razem, kiedy się spotykamy, mówisz: bo zapragnę więcej. Co masz wtedy na myśli?
– Żebyś był we mnie tak do końca. – Nie stosujesz niczego, więc jest pewne ryzyko. – To się zmieniło już od 3 miesięcy. Nie poczułeś, jak ostatnio się widzieliśmy? Miałam na lewej łopatce przyklejony mały plasterek. Te plastry nazywają sie EVRA (z ulotki producenta: „złożony, hormonalny lek antykoncepcyjny” – dop. red.). – Nie zauważyłem. – Tylko to mogę używać, nic innego... – Czemu one służą? – Mogę je jeszcze na ramieniu przyklejać lub na brzuszku. Działają antykoncepcyjnie. – Jaka pewność? – Lekarz gwarantuje mi 99 procent. – Szkoda, bo ja jednak chciałbym tysiąc procent. – Niestety, nie ma takiego zabezpieczenia.
– A gdyby zastosować podwójnie? – Co podwójnie? – Zabezpieczenie... – No, ale ja nie mogę. – Czemu nie możesz? – Tabletek nie mogę, bo trzustkę mam chorą, a na prezerwatywy jestem uczulona. Chyba że są jakieś nowoczesne. – To znaczy jakich konkretnie nie tolerujesz? – Nie wiem, zdarzyło mi się to dwa razy w życiu. Musiałabym z lekarzem uzgodnić. Pamiętam, że była to firma Unimil. – Chcesz to uzgodnić? – No chcę, żebyś nie musiał się o nic martwić. – Dzięki, wiesz, że to dla mnie bardzo ważne. – Jeśli sobie życzysz, to mogę ci pokazać wyniki badań. Nie chcę dla ciebie źle. – Nie musisz, ufam tobie...
Mąż Marek zorientował się, że jest rogaczem. Zabezpieczył pełną dokumentację kilkudziesięciu podobnych rozmów i osobiście poinformował o romansie kanonika z jego żoną centralę archidiecezji, w tym abp. Depę. Od ks. dr. Andrzeja P. usłyszał zapewnienie, że z winowajcą zostanie przeprowadzona... rozmowa dyscyplinująca. Finał? Wielebnemu W. włos z głowy nie spadł, małżeństwo się rozpadło, a sąd powierzył dziecko opiece ojca. „Dostrzegamy, że szczególnie w ostatnich miesiącach nasiliła się walka różnych środowisk z małżeństwem, rodziną, z pozytywnymi wartościami moralnymi i Kościołem katolickim. To, co kilka lat temu było niewyobrażalne, dzisiaj próbują realizować skrajnie lewicowe ośrodki i liberalne siły” – ogłosili sprzed jasnogórskiego ołtarza „obrońcy życia”. Wsłuchującemu się w te słowa abp. Depie nawet powieka nie drgnęła... ANNA TARCZYŃSKA
Stacja I: szkoła Kiedy szkoła publiczna zamienia się w kościół, nie ma już wyjścia ewakuacyjnego. Rekolekcje wielkopostne dla młodzieży Zespołu Szkół w Siemiatyczach zostały przygotowane niezwykle precyzyjnie. Popołudniami pogadanki w miejscowej parafii św. Andrzeja Boboli. Przed południem – zajęcia na terenie szkoły. Było więc oglądanie „misterium męki pańskiej”, był konkurs wiedzy biblijnej i była też – co wielu rodziców wprawiło w zdumienie… – droga krzyżowa po szkolnych korytarzach (na zdj.). Obecność obowiązkowa. Krzyż dźwigali także uczniowie lubelskiej podstawówki (nr 51). W tej szkole podczas rekolekcji patio zamieniło się w kaplicę. Zawisły w niej poszczególne stacje drogi krzyżowej, a dzieciaki klękały i modliły się przed nimi. Czy to aby nie za wiele? – zastanawiają się przytomni rodzice. „Droga krzyżowa w szkole jest możliwa, jeśli takie zasady rekolekcji ustali dyrektor szkoły wspólnie z parafią” – utrzymuje Ministerstwo Edukacji Narodowej. Podobne atrakcje mają też uczniowie w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Ożarowie. Tam droga krzyżowa traktowana jest jako szkolna tradycja, a odbywa się w poniedziałki po niedzieli palmowej. Tegoroczna procesja z krzyżem na czele szła korytarzami publicznej placówki pod hasłem: „Każde spojrzenie na krzyż,
Niech niepokojem zagości, Bo wszystko w życiu to nic, Wobec tak wielkiej miłości”. W ramach rekolekcji wielkopostnych uczniowie szkół, w których rzekomo panuje konstytucyjna wolność światopoglądowa, mają różne atrakcje. I tak na przykład w Poznaniu 13-latki z pierwszej klasy gimnazjum oglądali „Rytuał” – mocny i mroczny film o ciemnej stronie wiary i konfrontacji z demonami. „Nie cenzuruję tego, co szykuje proboszcz z katechetami. Rekolekcje wyglądają tak – co jest zresztą zgodne z prawem oświatowym – że ja udostępniam sale i daję uczniom opiekę nauczycieli. Kompletnie nie wnikam w treści duchowe” – wyjaśniła szczerze (do bólu) dyrektorka. W szkole podstawowej w Uhowie uczniowie zgromadzeni w sali gimnastycznej oddawali się refleksji nad własnym postępowaniem wobec Boga i bliźnich. „Sumienia uczniów zostały poruszone podczas medytacji, która pomogła im ocenić swoje zachowanie w świetle przykazań Bożych i kościelnych” – czytamy na stronie placówki. ~ ~ ~ Kwiecień to czas, kiedy jak kraj długi i szeroki rodzice poszukują dla swoich pociech odpowiedniej szkoły. Z tej okazji jeszcze raz przypominamy, że w Polsce „publiczna” wcale nie równa się „świecka”. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
4
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Naga broń Kiedy wolno nam wszystko, to tego wszystkiego szybko się odechciewa. A feministki, które już wywalczyły to, co chciały, mogą się zrobić świętsze od papieża. Przynajmniej na Zachodzie tak się dzieje. Sztandarowy przykład – Islandia. Zaczęło się kilka lat temu, kiedy premierem została Johanna Sigurdardottir. Czyli kobieta. Wojująca feministka i lesbijka na dodatek. To drugie by się naszym kościelnym aktywistom nie spodobało, ale i tak wyszło z tego więcej dobrego niż złego. Według klerykalnej logiki przynajmniej. Skrajnie feministycznemu odłamowi tradycyjny seks heteroseksualny może się kojarzyć ze zniewoleniem. Ich – kobiet – zniewoleniem. Według wielu komentatorów islandzkiej premier też się kojarzy. Stąd niedługo po tym, jak objęła stanowisko, wprowadziła odpowiedzialność karną za korzystanie z usług seksualnych. Samym prostytutkom – jako tym nieszczęsnym i wykorzystywanym – nic nie grozi. Gorzej z ich klientami, którzy mogą iść na 2 lata odsiadki. Po prostytutkach przyszła pora na striptizerki – też nieszczęsne i też wykorzystywane.
Zakazano wszelkiej działalności, która wykorzystuje nagość do zarabiania. Kiedy nad tym głosowano, niemal połowa przedstawicieli narodu – żeby nie uczestniczyć w absurdzie – nie pojawiła się na obradach. Za to ci, którzy się pojawili, byli jednogłośnie „za” i przepis przyklepano. Tyle że z jednym i drugim zakazem jest podobnie jak u nas z tym skrobankowym. Niby nie można, ale można, bo chętnych do ścigania brakuje. Wiele klubów ze striptizem pozmieniało tylko szyldy. Atrakcje ze środka się nie zmieniły. Jeszcze później pojawiły się tzw. ochotnicze patrole moralności. Podobne do naszych patroli modlitewnych, czyli grup dewotek, które spacerują po ulicach, przystają, żeby odmówić różaniec, i idą dalej – „bo źle się dzieje”. Chociaż patrole islandzkie – teoretycznie – więcej mają wspólnego z feminizmem niż Kościołem. Tamtejsze szczególnie aktywne sufrażystki przyjęły nazwę Wielka Siostra i patrolowały internet. Tam udawały
prostytutki, żeby mężczyzn, którzy chcieli zapłacić za skorzystanie z ich tyłków, oddać w karzące ręce sprawiedliwości. Ale policja karać nie chciała. „Zwyrodnialców” odnotowano tylko w kartotece na dalekie „zaś”. Wiadomo, że dzisiaj głównym wrogiem pragnących żyć wybitnie moralnie jest internet. Wcale nie chodzi tylko o tanią goliznę. Łapy wirtualnej cenzury są bardziej wysublimowane. Przykłady niekoniecznie islandzkie. Przesadnie przyzwoici okazali się giganci stron WWW, tacy jak Google czy Facebook. Dziarsko interweniują, kiedy jakiś zbulwersowany użytkownik coś doniesie. Chodzi o to, żeby chronić i tych użytkowników, i wolność słowa. W praktyce wychodzi zabawnie... Duński artysta Frode Steinicke został na jakiś czas wywalony z Facebooka za opublikowanie tam zdjęcia XIX-wiecznego obrazu Gustave’a Courbeta „Pochodzenie świata”. Chociaż trudno malowidło uznać za szczególnie gorszące. Ot, naga kobieta. A z internetowej amerykańskiej księgarni zniknęła powieść Salwy an-Nu’ajmi „Smak miodu”, bo na okładce były niewieście pośladki, wcale nie wypięte, lecz spokojnie spoczywające na satynowej kołderce. Do czego prowadzi przesada w temacie? Znów Islandia. Tamtejszy rząd na całego walczy z internetową pornografią. I Islandia jest jednym z europejskich liderów pod względem liczby gwałtów w przeliczeniu na jednego mieszkańca. W wyzwolonych seksualnie Niemczech czy Holandii aż takiego problemu nie mają. JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki Ze znakiem drogowym zderzył się komendant policji z Karczewa. Panowanie nad kierownicą uniemożliwiły mu płynące we krwi promile. Odwołanie go ma być formalnością. Nieco dłużej idzie odwoływanie Zbigniewa K., prokuratora z Mrągowa, który szalał po lokalnych drogach, mając we krwi ponad 3 promile. Sprawę pana prokuratora sąd rozpatruje za zamkniętymi drzwiami i wiadomo tylko tyle, że po raz kolejny została odroczona.
WŁADZA RZĄDZI
25-latek z Kamionki najpierw się napił, a później ruszył pokazywać światu, jak bardzo go nienawidzi. W tym celu biegał po ulicach i wywijał tasakiem. Złość – na szczęście dla przechodniów – rozładował na zaparkowanym samochodzie.
Z TASAKIEM PRZEZ ŚWIAT
W tejże samej Kamionce pewien 19-latek chciał odzyskać swoją dziewczynę. Zaplanowawszy wszystko w szczegółach, najpierw się napił, później ukradł rower, a na koniec przyjechał nim do policjantów. Miał nadzieję, że ci zamkną go w areszcie, skąd skorzysta z jednego przysługującego mu telefonu, wykręci numer byłej dziewczyny i weźmie ją na litość. Do aresztu rzeczywiście trafił, ale dzwonić mu stamtąd nie pozwolili…
MISTERNY PLAN
Gospodyni domowa z Michowa odkryła całkiem intratne zastosowanie maszynki do makaronu. Za jej pomocą całkiem zgrabnie produkowała papierosy, które następnie sprzedawała po 3 złote za paczkę. Chyba za drogo, bo ktoś ją władzy zakapował. Opracowała WZ
TYTONIOWE SPAGHETTI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Polska przypomina dzisiaj państwo fundamentalistyczne, w którym granica między Kościołem a państwem się zatarła. Katolicy moralnie terroryzują resztę narodu, bez przerwy na wszystko się obrażając. (Kazimierz Kutz, senator)
Kler zamroczony bogactwem, alkoholem i pychą nie obudzi się, dopóki ludzie go nie porzucą. (poseł Robert Biedroń, Ruch Palikota)
Gorliwi polscy katolicy straszą rodaków Europą. Że umiera z bezbożności, że bankrutuje, no i w ogóle jest paskudna… Prawica przykościelna nienawidzi Europy. Albo może tego, co się z nią kojarzy. Gorliwi wyznawcy kościelnego światopoglądu boją się i nie rozumieją jej, a jeśli rozumieją, to chcą na wzniecaniu strachu przed nią coś dla siebie ugrać. Co ich tak bardzo przeraża? Najgłośniej słychać o tym, że Europa rzekomo umiera. Demograficznie. Bo Europejczycy nie chcą mieć dzieci, a przynajmniej nie tyle, ile zalecają im posiadać rozmaici Terlikowscy. Pobożni publicyści piszą niesłychane bzdury o rzeczach, o których nie mają pojęcia, malują czarne pejzaże kompletnie wyssane z pobożnych paluchów. Terlikowski pisze na przykład, że „Europa sama z własnej woli wybrała unicestwienie i samozagładę”. Tymczasem najbardziej laicki kraj kontynentu – Francja – ma dodatni przyrost naturalny i rozrasta się corocznie o 200–300 tys. osób. Dwa inne kraje Europy, którym rekordowo przyrasta ludności, mają wprawdzie tzw. przyrost naturalny ujemny, ale realny wzrost liczby mieszkańców jest wprost rewelacyjny. Gdy z Polski w dwie dekady ubyło 3 miliony ludzi, w Hiszpanii przybyło 7 milionów (sic!), a Szwecja ma co roku większą, rekordową liczbę mieszkańców. W Wielkiej Brytanii z powodu postępującego przeludnienia 3 lata temu uchwalono ustawę chroniącą tereny zielone i wiejskie przed eksplozją budownictwa i rozrostem miast. Anglicy nie chcą, aby cały kraj zamienił się im w jedno wielkie miasto. W Norwegii w parę lat przybyło pół miliona ludzi, choć kraj ma niewiele więcej
mieszkańców niż województwo mazowieckie. To jest śmierć i zagłada? To raczej eksplozja demograficzna! Wyludnia się rzeczywiście część Europy Środkowo-Wschodniej (z wyjątkiem Czech) z powodu permanentnego kryzysu społecznego, wywołanego przez nieludzką politykę gospodarczą, lansowaną przez prawicowców, w tym katolickich. Natomiast Europa Zachodnia (z wyjątkiem swojego katolicko-prawosławnego Południa) mimo różnych kryzysów i zamętów trzyma się dzielnie, zalewa świat swoimi produktami, a jej koncerny ciągle są w czołówce światowej myśli technicznej. Osiąga to – co godne podkreślenia – najmniejszym w świecie nakładem pracy, bo wielu Europejczyków pracuje tylko 35 godzin w tygodniu i ma długie urlopy. Dla polskich proroków śmierci to jest „utrata zdolności rozwoju i chęci do życia”. Moim zdaniem to jest dopiero początek życia, bo tylko człowiek mający sporo wolnego czasu ma możliwość myślenia i realizowania własnych pragnień. Obawiam się, że ten wrzask zawodowych katolików ma zakryć prawdę o krainie, w której z życiem faktycznie nie jest najlepiej. To Polska – ostatni bastion katolicyzmu w Europie, zaprojektowany i wybudowany w ostatnim ćwierćwieczu przez kościelnych inżynierów dusz, świeckich i duchownych. To kraj, z którego ucieka kto może i w który nie wierzą jego obywatele. Ludzie nie chcą tu rodzić dzieci – dla ich i swojego dobra. Niemal niczego się tu nie wymyśla i nie kreuje, za to fetuje zgony, masakry i katastrofy. Prawdziwa cywilizacja śmierci. A nad nią krzyż. Las krzyży coraz gęstszy… ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Jeszcze Europa nie umarła
Nie raz byłem świadkiem, jak różne złe duchy w człowieku komunikowały się ze sobą czy rozkazywały sobie. Z cudów opisanych w Ewangeliach nie widziałem jeszcze dotąd chyba tylko wskrzeszenia, a wierzę, że i to mi da Pan Bóg doświadczyć. (ks. Michał Olszewski, egzorcysta)
Wszyscy bez wyjątku zachwyceni są nowym Ojcem Świętym. (tygodnik katolicki „Niedziela”)
Mnie, jako katolikowi, żyłoby się w Polsce lepiej, gdyby katolicyzm był oficjalną religią RP. Były już w Rzeczypospolitej takie czasy, gdy nasze państwo uznawało katolicyzm za swoją religię państwową, a i był to jednocześnie złoty wiek RP, a ponadto czasy wyjątkowej tolerancji dla innowierców. (Wojciech Cejrowski, dziennikarz katolicki)
Chcemy waszego szczęścia! Ale Bóg przekazał nam, że małżeństwo jest drogą do szczęścia, która jest przeznaczona jedynie dla mężczyzny i kobiety. (kard. Timothy Dolan – do gejów i lesbijek)
Z ust Zbigniewa Ziobry wysmarowanych Pismem Świętym znów usłyszałem parę dni temu, że trzeba przywrócić karę śmierci. Z tymi poglądami szef Solidarnej Polski ma szansę dostać posadę halabardnika w Watykanie. (Stanisław Tym, aktor i satyryk)
Kiedyś siłą Kościoła było milczenie. Mafijna zmowa milczenia przy ciszy Kościoła to było nic. Dziś kamerdyner wynosi dokumenty i cały świat wie, co się dzieje za Spiżową Bramą. (Andrea Camilleri, pisarz włoski)
Religia smoleńska to potężna biznesowa machina. Na samym jeżdżeniu po Polsce prawicowi dziennikarze zarabiają krocie. Nie mogą wyjść z tych butów, bo nie będą mieli na życie (...). Gdy zaczął mi się zmieniać światopogląd, poczułam, że nie ma dla mnie miejsca w Kościele katolickim. Dokonałam apostazji i przeszłam do Kościoła ewangelicko-reformowanego. (Eliza Michalik, dziennikarka Superstacji, była publicystka prawicowa) Wybrali: AC, PPr, SH
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
NA KLĘCZKACH
KONGRES BEZ KOBIET? Sławnym Polkom brakuje czasu na działalność feministyczną, więc rozstają się z Kongresem Kobiet. Trend zainicjowała Jolanta Kwaśniewska, która porzuciła ruch ponoć ze względu na nawał obowiązków w swej Fundacji „Porozumienie bez Barier”. W jej ślady poszła Henryka Krzywonos-Strycharska, legendarna tramwajarka z Wybrzeża, która najpierw wymawiała się brakiem czasu, aż wyznała, że pożegnała się z Kongresem, bo „było jej z nim nie po drodze”. Media spekulują, że panie mogły się pokłócić o Janusza Palikota, który nieopatrznie przy jednej z feministek wypowiedział słowo gwałt. MZB
się powtórzy, to uzna się to za celowe przewlekanie postępowania, a wobec oskarżonych zostaną zastosowane środki zapobiegawcze. TI
SYMPOZJA NIEWIEDZY
DO HYMNU!
NAUKA POSZŁA W KRZYŻ Wyniki tegorocznych próbnych egzaminów dojrzałości są katastrofalne. Aż 57 proc. maturzystów nie poradziło sobie z matematyką, a prawie 40 proc. oblałoby język polski. Tylko 18 proc. licealistów zdałoby maturę z wynikiem lepszym niż 60 proc. możliwych do uzyskania punktów. Na to jest tylko jedno lekarstwo – więcej pielgrzymek dla maturzystów i w ogóle więcej katechezy w szkołach. ASz
UBODZY BOGACZE Arcybiskup Józef Michalik – zapytany przez „Gościa Niedzielnego” o skromne życie lansowane przez papieża Franciszka – odpowiedział, że „przestrzegałby przez zbytnimi skrótami. Czy ewangelizacja zyska na tym, że papież Franciszek opuści stary pałac papieski i zamieszka w bloku? Albo że będzie sobie gotował, zamiast zaprosić na obiad i twórczą rozmowę ciekawych ludzi, jak robił Jan Paweł II?” – pyta retorycznie. Polscy hierarchowie prędzej porzucą swojego papieża niż swe pałace, fury i pełne konta… ASz
„PATRIOTA” OSKARŻONY Artur Z. – były poseł PiS i Prawicy Rzeczypospolitej, dawny przewodniczący komisji śledczej ds. banków i nadzoru bankowego, a obecnie jeden z liderów środowisk nacjonalistycznych – wraz z trzema innymi osobami jest oskarżony o oszustwo przy przejęciu udziałów lubelskiej spółki „Tempo” (branża bioenergetyczna). Sprawa z aktu oskarżenia wniesionego przez pokrzywdzonych, do którego przystąpiła jednak również prokuratura, powinna toczyć się przed tamtejszym Sądem Okręgowym. Powinna, jednak nie ruszyła z miejsca, gdyż na pierwszej rozprawie nie stawił się żaden z oskarżonych ani ich obrońca. Sędzia ostrzegła, że jeśli taka sytuacja
w tym, że ta strategia przypomina schemat zarządzania kryzysem, zamawiany w renomowanych agencjach public relations przez korporacje borykające się z poważnymi problemami wewnętrznymi… MZB
Posłowie PiS razem z kościelną hierarchią rozpoczęli serie konferencji, na których będą straszyć in vitro. Pierwsze spotkania odbyły się w kościołach w Legnicy i Jeleniej Góry, gdzie bp Stefan Cichy wespół z senator Dorotą Czudowską tłumaczyli wiernym na przykład, że „wykorzystując zapłodnienie pozaustrojowe, sprzeciwiamy się naturalnemu powstawaniu życia”. I pomyśleć, że głoszą to zwolennicy czegoś równie naturalnego jak celibat! ASz
Gdyńscy politycy PiS – posłanka Dorota Arciszewska-Milewczyk oraz radny Marcin Horała – zaapelowali do szkół, „aby w ramach zajęć lekcyjnych w szkołach publicznych każdy nowy tydzień nauki zaczynać od wspólnej recytacji hymnu przez całą klasę lub na apelu przez całą szkołę”. To, że PiS-owcy chcą ze szkół zrobić koszary, wiedzieliśmy dawno, nie wiemy natomiast w jakiej wersji hymn miałby być śpiewany. Polskiej czy wolskiej? ASz
ZIEMIA OBIECANA Rolnicy z województwa łódzkiego postawili na... uprawy konopi oraz maku. Samorząd poszedł im na rękę i zgodził się przeznaczyć aż 60 ha na pola pięknych, czerwonych kwiatów i bujnych, zielonych krzewów. Chodzi oczywiście o konopie włókniste i mak niskomorfinowy. No cóż, piwo bezalkoholowe też doczekało się koneserów. MZB
PRZESADNIE WINNY Leszek Sławoj Głódź – wobec tzw. wiedzy powszechnej – de facto przyznał się do zarzutów stawianych mu ostatnio przez media. Powiedział wprawdzie, że został „pomówiony”, ale tylko „przesadnie”, czyli że w tym, co się ukazało w prasie, jest sporo prawdy. Potwierdził także, że są to materiały wywodzące się z wnętrza Kościoła, od księży – jego współpracowników. Dlaczego mieliby oni kłamać, ryzykując zemstę i ataki autorytarnej organizacji? Nie wyjaśnił. Bo zapewne nie potrafił. MaK
NOC OSTATNIEJ SZANSY Polski kler postanowił udowodnić, że pracuje ofiarnie. I z tego powodu już po raz czwarty zorganizował „noc konfesjonałów”. Co najmniej sto parafii wydłużyło godziny spowiedzi do północy. Duchowni podeszli do sprawy profesjonalnie. Wynajęli agencję PR, która utrzymuje kontakty z mediami i odpowiada za wizerunek wydarzenia. Akcja reklamowana była za pomocą aplikacji na smartfony i na tablety, a także w mediach społecznościowych. W Niedzielę Palmową w popularnych galeriach handlowych młodzież rozdawała chętnym kieszonkowe rachunki sumienia. Sęk
POSEŁ TYTONIOWY PiS, jak wiadomo, specjalizuje się w trotylu, ale nie tylko. Poseł Przemysław Wipler bronił interesów części przemysłu tytoniowego, a wcześniej jego Fundacja Republikańska dostała pieniądze od… tegoż przemysłu, a konkretnie British American Tobacco. Wipler głosi wiarę w niewidzialną rękę rynku, ale ręka ta, choć niewidoczna, najwyraźniej sama nie jest ślepa. MaK
CHU…OWA OFIARA Jak na razie dyrektor Teatru Dnia Ósmego z Poznania Ewa Wójciak nie straciła swojego stanowiska za nazwanie nowego papieża „chu…em”, ale jest już inna ofiara tego skandalu. Z funkcji wicedziekana na KUL-u zrezygnowała po medialnej histerii środowisk katolickich prof. Zofia Kolbuszewska, za to tylko, że stanęła w obronie zagrożonej zwolnieniem Wójciak, choć nie pochwalała bynajmniej jej wypowiedzi. Dla katolickiej gawiedzi taka dymisja to jednak za mało – Wojciech Cejrowski na znak protestu przeciwko niedostatecznym represjom zrezygnował z pisania doktoratu na KUL. Jego zdaniem Kolbuszewską „powinni wywalić na zbity pysk” także z funkcji profesora. MaK
5
SCHYŁKOWA WIARA
POWODY DO WSTYDU
W płockiej katedrze pojawił się napis: „Wierzysz w Boga? Nie jesteś sam”. To oczywista aluzja do akcji środowisk ateistycznych, które ostatnio billboardem takiej treści (z „Nie” przed „wierzysz”) pocieszały niewierzących w naszym kraju. Najwyraźniej katolicy zaczęli czuć się tutaj mniejszością. Rozumiemy i widzimy, że z Kościołem jest coraz gorzej, ale czy to nie jest jednak przesada? MaK
Śląski „Dziennik Zachodni” (gazeta ponoć świecka) uraczył swoich czytelników na święta dwiema odezwami biskupów. Katolickich oczywiście. W tekście o praktykach religijnych (oczywiście katolickich) na Śląsku i w Zagłębiu autor ubolewał, że w kwestii chodzenia do kościoła (a jakże – katolickiego) „nie mamy powodów do dumy”. Czyli że nie jest najlepiej. Oczywiście nie jest najlepiej z jedynego możliwego punktu widzenia – kościelnego. MaK
KRZYŻ NIEZGODY W sali im. Karola Musioła w opolskim ratuszu, gdzie odbywają się posiedzenia rady miasta, zawisł krzyż. Na czwartkowej sesji rady stał się głównym tematem kuluarowych rozmów, tym bardziej że… żaden z klubów nie przyznaje się do jego zawieszenia. Prezydent Opola Ryszard Zembaczyński ponoć wie, ale nie powie. Jego zdaniem taki symbol powinien pojawić się na sali, bo „wszyscy wychowaliśmy się w kulturze chrześcijańskiej”. Radny SLD Adam Pieszczuk stwierdził, że on się wychował w innej kulturze, jest ateistą, a idąc tropem wypowiedzi prezydenta, na ratuszowej sali powinna się też pojawić Gwiazda Dawida. Z nieoficjalnych informacji wynika, że za sprawą stoją radni PO. PPr
KATOLICY PONIEWIERANI A jednak… Dziennik „Rzeczpospolita” piórem Mariusza Cieślika przekonuje, że katolicy są w Polsce źle traktowaną mniejszością. Przynajmniej w mediach. Jednak ogląd mediów w okresie świątecznym zdaje się temu przeczyć – na każdym kanale rozpychali się zadowoleni z siebie księża i biskupi, którym nadskakiwali dziennikarze; telewizja publiczna nadawała wielogodzinne bloki religijne, a nawet filmy pobożne, zakłamujące w duchu katolickim dzieje chrześcijaństwa. Jeżeli to są prześladowania Kościoła, to aż strach pomyśleć, jak wyglądałaby Polska, gdyby katolicy powstali z kolan, na które rzucili ich ponoć ateiści. MaK
DZIECI WE MGLE Kiedy i gdzie poznała się i pobrała „pierwsza para”, jak angażował się w politykę Lech Aleksander Kaczyński, dlaczego jego żona musiała zrezygnować z pracy i jak na imię miały ich ulubione zwierzęta, kim z zawodu jest mąż ich córki Marty i ile lat mają ich wnuczki… – to wszystko muszą znać na pamięć uczniowie Szkoły Podstawowej im. Lecha Kaczyńskiego w Chełchach. Jeszcze gorzej mają dzieciaki z ochrzczonej imieniem Marii i Lecha Kaczyńskich – również publicznej – Szkoły Podstawowej w Podsarniu. Rocznicę katastrofy smoleńskiej szkoła święci „przejmującą” akademią pt. „Pamiętamy! Katyń – 1940, Smoleńsk – 2010” wspólną modlitwą w intencji patronów oraz udziałem we mszy. Z okazji rocznicy nadania imienia dzieciaki rywalizowały w turnieju wiedzy o życiu patronów Marii i Lecha Kaczyńskich, a na deser dyrekcja „ubogaciła” je zafałszowanym filmem o katastrofie smoleńskiej pt. „Mgła”. W programie wychowawczym zapisano, że misją nauczycieli szkoły im. M. i L. Kaczyńskich jest „dostarczenie uczniom wzorów do naśladowania”, a istotę wysiłków pedagogicznych stanowią „wartości moralne wynikające z dekalogu”, zaś rozwój duchowy dokonuje się poprzez poznanie zasad wiary i kontaktu z Bogiem. W zamian uczniowie pokornie zobowiązani są do „myślenia wartościującego” i „świadomego posłuszeństwa”. Programowo w szkole zakazane jest „bezpośrednie podważanie autorytetu lub opinii”. AK
6
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
NASI OKUPANCI
Z tej biednej ziemi... Hojność władz lokalnych opisujemy w „FiM” regularnie, z kronikarską wręcz starannością. Oto kilka ciepłych jeszcze przypadków: ~ Bogatynia. Miejscowy burmistrz postanowił uhonorować lokalną parafię św. Maksymiliana Kolbego ładnym kawałkiem ziemi. Jego wniosek opiewał na trzy sąsiadujące z kościołem działki o powierzchni 0,16 ha. Decyzją radnych (uchwała
Wizję miał biskup Ignacy Dec niekompletną, bo o ziemi, na której mógłby pobudować kolejny kościelny przybytek, rzecz jasna nie pomyślał. Kościelni spryciarze standardowo poszukali sposobu na to, aby ładny kawałek gruntu zyskać od gminy. Najpierw po prośbie poszli do władz Wałbrzycha, ale te – choćby nawet chciały – dać już nie miały z czego.
Bardzo chciałbym, żeby Kościół był ubogi i dla ubogich – mówi nowy papież Franciszek. Kościołowi w Polsce, niestety, ubóstwo nie grozi. Starają się o to bardzo sumiennie lokalne samorządy. nr LVIII/956/13) ma to być bezprzetargowe zbycie nieruchomości z gminnego zasobu z bonifikatą (95 proc.). Teraz do pracy przystąpi rzeczoznawca, który wyceni wartość podarunku. ~ Kościan. Radni zdecydowali sprzedać parafii w Choryni działkę, na której znajduje się kawałek cmentarza oraz kaplica. Z bonifikatą i bez przetargu (przypominamy – jest to zgodne z polskim prokościelnym prawem). „Nie zbudujemy na tym naszej potęgi finansowej ani też nie zbankrutujemy” – w taki sposób zgodę uzasadnił wójt Henryk Bartoszewski. Podobnie jak w Bogatyni, wyceną nieruchomości zajmie się teraz rzeczoznawca. ~ Szczawno-Zdrój. W 2010 r. kuria świdnicka wydzieliła na terenie wałbrzyskiego Konradowa parafię Matki Boskiej Częstochowskiej.
W końcu duchowni zajrzeli za miedzę i znaleźli: 1,2 ha na terenie Szczawna-Zdroju. Działka idealna, w sąsiedztwie komunalnego cmentarza (patrz foto), wyłączona z zabudowy jednorodzinnej. Władze miasta poczuły się zaszczycone i z tej radości dały proboszczowi maksymalną bonifikatę (99 proc.). Finalizację „transakcji” blokowała wyłącznie konieczność zmiany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego (na studium budowlane, podział nieruchomości, opracowanie planu zagospodarowania przestrzennego i wycenę nieruchomości gmina wydała 25 tys. zł). Teraz na darowanym gruncie proboszcz pobuduje kościół, dzwonnicę oraz plebanię. Burmistrz Szczawna Tadeusz Wlaźlak informuje, że ziemia, którą zdecydował się oddać Kościołowi, ma wartość 307 tys. zł. Nie ma jednak wyrzutów
sumienia, że zarobił na niej ledwo 3 tys. zł. „Myślę, że w ten sposób rozwiązuje się wiele takich transakcji, jeśli chodzi o symboliczną opłatę, bo przekazać bezpłatnie nie można. Prawo nie pozwala” – ubolewa.
A w ogóle, to nie ma o czym mówić, bo – jak twierdzi – proces przekazania tej działki i tak trwał za długo. – Okoliczni mieszkańcy sprzeciwiają się temu, aby był tam kościół. Ksiądz już ma kapliczkę, która mu
REKLAMA
NOW „Sensacyjna OŚĆ! monografia Marka Szenborna »Czarownice i heretycy. Tortury, procesy, stosy« burzy miłe, ułatwiające życie przekonanie o dobroci i szlachetności ludzkiej natury. To literatura faktu, a raczej faktów niewygodnych dla Kościoła” – prof. Joanna Senyszyn
Zamówienia: Telefonicznie i przez internet
Caritas Płock cd. Skarb Państwa ma na minusie około 15 mln zł, bo Caritas Diecezji Płockiej w sposób co najmniej dyskusyjny realizował idee wpisanego w statut miłosierdzia. Lokalna kuria zapewnia, że charytatywna instytucja kasę odda co do grosza, ale dopiero po prawomocnym wyroku sądu nakazującym zapłatę. Wobec takich deklaracji dziennikarz „FiM” ustalił, na jakim etapie obecnie znajduje się postępowanie sądowe i jakie są szanse na to, aby wyrwać Kościołowi państwowe miliony. Okazuje się, że przez chwilę piłka była po właściwej stronie. Ale tylko przez chwilę. Przypomnijmy: ks. prałat dr Jerzy Z. i jego następca ks. Janusz W., szefowie Caritas Diecezji Płockiej, wraz ze swoimi świeckimi pomocnikami (głównie do fałszowania dokumentów) długo żyli na koszt Skarbu Państwa, który to za pośrednictwem PFRON-u przelał na ich konta ponad 15 mln zł (por. „FiM” 13/2013) w ramach czterech projektów pomocowych finansowanych z kasy publicznej („Razem możemy więcej”, „Praca bez barier”, „Ośrodki aktywizacji zawodowej osób niepełnosprawnych”, „Pomocna dłoń”). Caritas uciekał się do takich praktyk, jak martwe dusze na listach podopiecznych czy preparowanie dokumentacji szkoleń.
wystarcza, a ze Szczawna chodzi tam może z 10 osób. Nie rozumiem filozofii tej władzy – mówi Artur K., mieszkaniec Szczawna. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
– W rzeczywistości Caritas nie zrealizował żadnego projektu. Musieliśmy rozwiązać umowy i zażądaliśmy zwrotu wypłaconych pieniędzy. Dwukrotnie wzywaliśmy do zapłaty, ale nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Podjęliśmy więc decyzję o skierowaniu roszczenia do windykacji, a równolegle złożyliśmy też pozew, w którym domagamy się zwrotu całej kwoty, czyli ponad 16 mln zł, wliczając odsetki. Czekamy na rozstrzygnięcie naszego powództwa przez sąd – wyjaśniał „FiM” Tomasz Leleno, ówczesny rzecznik PFRON-u. Eldorado skończyło się z chwilą, gdy prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko trzem duchownym oraz dziesięciorgu cywilom. Sumę zdefraudowanych pieniędzy podatnika wyliczono wówczas na 13,6 mln zł (grozi za to do 10 lat więzienia). A jak sytuacja wygląda obecnie? – W I instancji PFRON wygrał sprawę na około 11 mln zł (wyrok częściowy), ale na skutek apelacji Caritas Diecezji Płockiej Sąd Apelacyjny w Warszawie (II instancja) prawomocnym wyrokiem zmienił zaskarżony wyrok, oddalając powództwo PFRON o zasądzenie kwoty 11 046 149,40 zł wraz z odsetkami ustawowymi od 31 maja 2010 r. do dnia zapłaty. Obecnie analizowane jest uzasadnienie wyroku sądu II instancji pod kątem ewentualnej kasacji do Sądu Najwyższego – informuje „FiM” Ewa Balicka-Sawiak, rzecznik prasowy PFRON. Do sprawy wrócimy. JULIA STACHURSKA
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Styczeń 2008 r.
Kwiecień 2010 r.
KULtywacja lasów Kompleks leśny w graniczącej z północno-zachodnim Lublinem wsi Dębówka jest własnością Skarbu Państwa, reprezentowanego przez Państwowe Gospodarstwo Leśne „Lasy Państwowe” (PGL LP). Nasza armia, a ściślej 3. Brygada Zmechanizowana, użytkowała tam niegdyś trzy działki o łącznej powierzchni 12 hektarów, a na nich kilkanaście budynków (magazynowe oraz mieszkalne
na poszukiwanie wód geotermalnych mających ogrzewać uczelnię ojca dyrektora), nie trzeba było dwa razy powtarzać i już w czerwcu dyrektor generalny Lasów Państwowych Andrzej Matysiak (człowiek, który podczas wprowadzania go na urząd przez Szyszkę, znajomego z okresu studiów, stwierdził, że poprawi politykę kadrową swojego poprzednika, bowiem „związani z prawicą leśnicy
dyskrecji, a informacji na jej temat nigdzie nie opublikowano. – Dla nas najistotniejszym warunkiem było bezpośrednie przejęcie przez uniwersytet od Rejonowego Zarządu Infrastruktury w Lublinie (organ zajmujący się m.in. administracją nieruchomościami pozostającymi we władaniu instytucji wojskowych – dop. red.) urządzeń i obiektów kubaturowych, co zwalniało armię z kosztów
rzecz po imieniu: państwo zostało ordynarnie oszukane przez kościelne władze uczelni! Okazało się bowiem, że jedyną formą zaangażowania w „cele nauki, dydaktyki oraz ochrony przyrody” na wziętych jak swoje hektarach było przesunięcie budy wciąż tego samego pieska bliżej płotu i wynajęcie profesjonalnych z wyglądu ochroniarzy, pilnujących, żeby nikt nie spoglądał wielebnym na ręce.
Prywatna uczelnia kościelna „rąbie” Lasy Państwowe, aż trzeszczy. Urzędnicy są ślepi i głusi... dla strzegących obiektu żołnierzy). Nieruchomość jest po prostu perełką: uzbrojona (prąd, woda, kanalizacja), ogrodzona, skomunikowana z miastem i drogą krajową E12 (Warszawa–Lublin). – Za wynajem takiego terenu można by uzyskać około 500 tys. zł rocznie. Gdyby zaś podzielić go na działki i sprzedać, łączna cena sięgnie 18 mln zł – oblicza Ryszard K., miejscowy biznesmen z branży budowlanej. W 2005 r. wojsko stwierdziło, że już nie potrzebuje magazynów. „Zgłosiliśmy rezygnację z tych gruntów, a Nadleśnictwo Świdnik wyraziło zgodę na rozwiązanie umowy i przekazanie terenu pod warunkiem usunięcia naniesień i rekultywacji terenu na koszt MON” – wyjaśnił nam rzecznik prasowy resortu obrony. Wkrótce hektary wróciły do Lasów, ale zwiedział się o nich jakimś cudem Katolicki Uniwersytet Lubelski. W maju 2007 r., gdy rząd Jarosława Kaczyńskiego chylił się już ku upadkowi, rektor KUL ks. prof. Stanisław Wilk poprosił ministra nauki i szkolnictwa wyższego Michała Seweryńskiego (dzisiaj senator PiS), żeby skłonił ministra środowiska Jana Szyszkę (nadzorował wówczas PGL LP, obecnie poseł PiS) do pilnego przekazania nieruchomości kościelnej uczelni, bo licho nie śpi i może ją wyrwać kto inny. Szyszce, powszechnie znanemu z robienia dobrze o. Tadeuszowi Rydzykowi (vide sprawa 27 mln zł
mają uzasadnione pretensje, iż zostały im złamane kręgosłupy”) wystawił upoważnienie do zawarcia w jego imieniu przez Nadleśniczego Nadleśnictwa Świdnik umowy z KUL-em o nieodpłatnym i bezterminowym przekazaniu kompleksu w Dębówce „na cele nauki, dydaktyki oraz ochrony przyrody”. Dodajmy, że w świetle prawa Matysiak był czysty, bowiem ustawa o lasach (art. 40) pozwalała mu na taki gest w stosunku do „jednostki organizacyjnej wskazanej przez zainteresowanego ministra lub organ wykonawczy samorządu terytorialnego”, przy czym miał obowiązek: ~ precyzyjnego określenia w umowie warunków użytkowania i organu sprawującego bezpośredni nadzór nad jej realizacją; ~ odebrania prezentu (na wniosek właściwego terytorialnie dyrektora regionalnej dyrekcji Lasów Państwowych) „w przypadku wykorzystywania niezgodnie z celami, dla których został oddany w użytkowanie”; ~ ujawnienia swojej decyzji w urzędowym Biuletynie Informacyjnym. Zgodnie z otrzymanym pełnomocnictwem 2 lipca 2007 r. nadleśniczy Jerzy Jamróz ze Świdnika, jako organ mający w przyszłości czuwać nad prawidłowością realizacji postanowień umowy, podpisał wszystkie konieczne papiery i Dębówka trafiła w ręce Kościoła. Operację przeprowadzono przy zachowaniu najwyższej
Marzec 2013 r.
rekultywacji terenu i rozbiórki budynków – mówi oficer z MON. – Gdy sprawa wyszła na jaw, nasza Generalna Dyrekcja kłamliwie tłumaczyła, że pozbycie się działki było bardzo korzystne, bo za rozbiórkę magazynów musiałyby rzekomo zapłacić Lasy – wspomina leśniczy spod Lublina. W połowie stycznia 2008 r. przeprowadziliśmy w Dębówce pierwszą wizję lokalną, żeby skontrolować, jak uczelnia wywiązuje się ze złożonych państwu obietnic. Stwierdziliśmy, że nie wywiązuje się ani na jotę, ale nie wszczynaliśmy z tego powodu rabanu, zakładając, że być może wielebni mieli zbyt mało czasu na rozpoczęcie inwestycji, o której strzegący obiektu młody „wartownik” z psem nie miał bladego pojęcia (por. „KULt pieniądza” – „FiM” 5/2008). Po upływie kolejnych dwóch lat z okładem, w końcu kwietnia 2010 r., sprawdziliśmy ponownie i nazwaliśmy
7
– Byli tu kiedyś z „Faktów i Mitów”, no i kierownik administracyjny uniwersytetu powiedział, że jak złapie tego, co pozwolił im zrobić zdjęcia, to wyrzuci na zbity pysk z roboty. A co tu się dzieje tajnego? Absolutnie nic. Zarówno tajnego, jak i jawnego. Właśnie dlatego mamy zakaz udzielania jakichkolwiek informacji – tłumaczył nam wówczas pracownik ochrony (por. „Kłusownicy” – „FiM” 21/2010). Pod koniec ubiegłego roku dowiedzieliśmy się, że 20 listopada rektor KUL ks. prof. Antoni Dębiński osobiście przyjechał do nadleśniczego Jamroza i długo o czymś w cztery oczy konferowali. – Podobno uzgadniali taktykę na wypadek kolejnych pytań o Dębówkę – twierdził nasz informator. Trochę odczekaliśmy, by w marcu zwrócić się do kierownictwa KUL z niewinnym pytaniem, jakie konkretne
pożytki przynosi oddany im we władanie kompleks leśny. „Aktualnie trwa analiza i ocena możliwości realizacji planów wykorzystania nieruchomości zgodnie z założeniami przyjętymi przez Senat Uczelni w strategii rozwoju Uniwersytetu przyjętej przed kilkoma laty” – odpisała jednym zdaniem rzecznik prasowy Lidia Jaskuła. Poprosiliśmy więc PGL LP o informację, jakie mechanizmy wpisano do umowy z lipca 2007 r., aby zagwarantować, że przekazane Kościołowi hektary lasu faktycznie będą „służyły celom nauki, dydaktyki oraz ochrony przyrody”, i jakie działania kontrolne podejmował w tej sprawie organ strzegący interesów państwa. Uzyskaliśmy wyjaśnienie, że wszystko jest w absolutnie najlepszym porządku, bo nadleśniczy ze Świdnika lub upoważniona przez niego osoba „ma w każdym czasie prawo wstępu na nieruchomość w celu przeprowadzenia kontroli zgodności użytkowania gruntu z ustaleniami zawartymi w umowie”, i gdyby coś było nie tak, kontrakt już dawno zostałaby rozwiązany „bez wypowiedzenia w trybie natychmiastowym”, a KUL-owi „nie przysługiwałyby żadne roszczenia z tytułu poniesionych nakładów”. – Zapisy takie w pełni zabezpieczają interes Skarbu Państwa – uspokoiła nas Anna Malinowska, rzecznik Generalnej Dyrekcji LP. Postanowiliśmy mimo wszystko upewnić się na własne oczy. Zobaczyliśmy dokładnie to samo, wcześniej, czyli nic, a nawet jeszcze mniej, bo w Dębówce nie było już nawet ochroniarzy ani psa. Reasumując: ~ KUL przez prawie sześć lat nie ruszył palcem w bucie, żeby wywiązać się z przyjętych zobowiązań; ~ Państwo od prawie sześciu lat toleruje zgoła kryminalną sytuację spenalizowaną art. 231 par. 1 Kodeksu karnego („Funkcjonariusz publiczny, który (...) nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego (...), podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”); ~ Straty z „rąbania” Lasów przez wielebnych idą w miliony. Stosowne zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa już złożyliśmy w prokuraturze. MARCIN KOS
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
NASI OKUPANCI
Protokoły zbieżności Podczas posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu (koalicyjna ekipa SLD-PSL z Waldemarem Pawlakiem w roli premiera) i Episkopatu z 7 grudnia 1994 r. rozpatrywano finansowanie księży katechetów. Kwestią tą zajęto się w odpowiedzi na stanowcze żądanie biskupów, aby od nowego roku budżetowego państwo zaczęło płacić także duchownym. Ci, w odróżnieniu od świeckich katechetów, nie otrzymywali dotychczas wynagrodzenia, bo taka była dobrowolna decyzja Episkopatu, mająca na celu złagodzenie fatalnych reperkusji społecznych po wprowadzeniu religii do szkół „tylnymi drzwiami”. Kiedy sprawa się wyciszyła, Kościół zmienił zdanie… Współprzewodniczący Komisji, wicepremier Aleksander Łuczak (PSL), przedstawił biskupom przygotowaną przez resort oświaty analizę dotyczacą liczebności i kosztów utrzymania w szkołach ich emisariuszy (ok. 16 tys. etatowych katechetów) oraz kalkulację wydatków po ewentualnym wpisaniu na listę płac 10 tys. księży pracujących dotychczas „społecznie”. Mówił o koszmarnym zadłużeniu placówek oświatowych i o wprowadzeniu ograniczenia zajęć w małych szkołach do absolutnego minimum. W konkluzji podkreślił, że ceną za pensje dla księży będzie obniżenie płac, a nawet konieczność pozbycia się nauczycieli innych przedmiotów (oryginalne zapisy protokołu wyróżnione kursywą): „Wynagrodzenie nauczycieli jest systematycznie obniżane, co powoduje zrozumiałe protesty. W tej sytuacji jedyną możliwością wygospodarowania środków dla księży katechetów jest ograniczenie wydatków na pensje dla pozostałych nauczycieli i redukcja wydatków na środki rzeczowe. Skutkiem byłoby dalsze zmniejszenie zatrudnienia i zmniejszenie nakładów na utrzymanie szkół”. Gdy Łuczak poprosił, żeby ze względu na trudności budżetowe stan nieodpłatnej religijnej indoktrynacji przedłużyć na kolejny rok, hierarchami zatrzęsło: ~ Metropolita poznański abp Jerzy Stroba (drugi współprzewodniczący Komisji) stwierdził, że liczby są wzięte z sufitu, bowiem według danych Sekretariatu Episkopatu religii naucza około 20 tys. osób, w tym raptem 7 tys. księży. „Budżet państwa łoży duże sumy na rzecz walki z religią. Wykorzystuje do tego celu podatki, które płacą obywatele będący w większości katolikami. Kościół nie ma też żadnej gwarancji, że za rok sytuacja taka znowu się nie powtórzy!” – grzmiał arcybiskup; ~ Arcybiskup Tadeusz Gocłowski (metropolita gdański) odrzucił argument, iż wynagradzanie
dwaj nowi zawodnicy: minister sprawiedliwości Jerzy Jaskierni (także prokurator generalny) i minister edukacji narodowej Ryszard Czarny (wyjątkowo zastępowany w tym dniu przez podsekretarza stanu Kazimierza Derę). W drugiej części posiedzenia uczestniczyli premier Oleksy i prymas kard. Józef Glemp, zaś głównym tematem narady była ratyfikacja konkordatu. Na wstępie bp Stroba zatęsknił za komuną! Ubolewał, że „sytuacja
katechetów może odbywać się tylko kosztem pensji innych. Uznał to za pogląd niezwykle groźny, bo antagonizujący społeczność nauczycielską „w kontekście bardzo dobrej dotychczasowej współpracy Kościoła ze szkołami”; ~ „Rezygnacja z wynagrodzenia za nauczanie religii może dla wielu księży oznaczać poważne trudności w opłaceniu podatku osobistego” – przekonywał, a raczej groził bp Zygmunt Kamiński (ordynariusz płocki). Wypada w tym miejscu odnotować, że w 2013 r. proboszcz średniej wielkości parafii (4–5 tys. mieszkańców) płaci zryczałtowany podatek w wysokości 606 zł, natomiast wikariusz – około 400 zł (kwartalnie!), a podatki w latach 90. ubiegłego wieku były jeszcze niższe. W sukurs biskupom przyszedł Leszek Miller (SLD), ówczesny minister pracy i polityki socjalnej. Popierając stanowisko, że księżom absolutnie Oleksy: – W imieniu rządu i lewicy należy się wynagrodzenie, wskazał na błąd popełniony w rozKomisji jest obecnie dużo bardziej nieporządzeniu Ministra Edukacji Naustabilizowana niż w okresie PRL. rodowej z 1992 r., gdzie zapomniaDawniej zespół uczestniczący w obrano o rozstrzygnięciu tej bolesnej kwedach miał możliwość podejmowania stii. Pocieszył partnerów, że prognodecyzji i ich realizacji. Dziś decyzje zazy na rok 1995 przewidują poprawę padają poza tym gremium – w parstanu gospodarki i finansów, więc lamencie. Fundament współpracy zo„problem wynagradzania księży katestał naruszony”. Wspomniał o karychetów znajdzie swe pomyślne rozwiągodnych zachowaniach przedstawizanie”, a w razie jakiejś awarii „obeccieli rządu zajmujących w sejmowych ny stan trzeba będzie przeciąć decygłosowaniach stanowisko niechętne zją Rady Ministrów”. ratyfikacji, mimo iż spowiadając się Ostatecznie stanęło na tym, że na Komisji, solennie obiecywali poSekretariat Episkopatu wyznaczy prawę. „Sprawy zaaprobowane przez dwóch rewizorów, którzy skontrolurząd powinny być wnoszone do Sejją prawidłowość rachunków ministermu, inaczej bowiem nie ma szans, stwa w zakresie faktycznej liczby kaby ustalenia Komisji miały gwarantechetów i kosztów związanych z ich cję realizacji” – zauważył metropowynagradzaniem. lita. Sekretarz generalny Episkopa~ ~ ~ tu bp Tadeusz Pieronek ironizoW lutym 1995 r. prezydent Lech wał, że „najpierw przedstawiciele stroWałęsa stracił sentyment do prezeny rządowej, członkowie Rady Minisa PSL i zagroził rozwiązaniem parstrów, sami deklarują, że ratyfikacja lamentu (korzystając z weta ustawy konkordatu jest elementem polskiej budżetowej), jeśli koalicja nie wystaracji stanu, potem zaś w parlamenwi nowego premiera. Pawlak został cie zajmują stanowisko odmienne. odwołany w trybie konstruktywneRodzi się pytanie, czy członek rządu go wotum nieufności, a szefem rząw parlamencie reprezentuje państwo, du został (od 7 marca) dotychczaczy partię”. sowy marszałek sejmu Józef OlekMiller podkreślił, że decyzje Kosy (SLD). Pierwsze po tej roszadzie misji nie mają – niestety – mocy wiąspotkanie Komisji odbyło się już żącej dla wszystkich organów władzy 1 kwietnia. Strona kościelna wystąpii choćby nawet zyskały akceptację Rady Ministrów, to „trudno przyjąć, ła w niezmienionym składzie, a w reże parlament zgodzi się na rolę maprezentacji rządu, obok Łuczaka, Milszynki do głosowania”. Żeby udolera i Marka Pernala (dyrektor Biubruchać biskupów, zaoferował im ra ds. Wyznań URM), pojawili się
(5)
dobrej woli stron w poszukiwaniu porozumienia. Oleksy stwierdził, że „ostatnie głosowania sejmowe dowodzą, iż bez nowego impulsu trudno będzie uzyskać korzystny wynik matematyczny dla ratyfikacji konkordatu”, a przecież „staspecjalną uchwałę rządu dotyczącą łoby się źle, gdyby został ratyfikowazadań i statusu Komisji. Przechony jednym, dwoma głosami”. Gorądząc do zasadniczej kwestii konco też zaapelował o zabieranie głokordatu, ubolewał, że umowę podsu przez Komisję w debacie nad nopisała w 1993 r. ekipa (premier Hanwą Konstytucją oraz „w imieniu rząny Suchockiej) bez zaplecza pardu i lewicy zapewnił, że istnieje wolamentarnego i gdyby poczekano la zawarcia kompromisu co do arz tym kilka miesięcy, już dawno bytykułów dotyczących światopoglądu łoby po ratyfikacji. Teraz jest pei Kościoła”. wien kłopot, ale „przewodniczący Glemp zapewnił, że przyjmuje in[klubu parlamentarnego SLD i sejtencje rządu z radością, ale choć zdamowej Komisji Konstytucyjnej pracuje sobie sprawę z kłopotów („w syjącej nad nową ustawą zasadniczą] tuacji, w jakiej się znajdujemy, trudno oczekiwać na powszechne oklaski”), to jednak okoliczności związane z ratyfikacją konkordatu budzą zaniepokojenie. Tym bardziej, że na mieście „mówi się o intencji politycznej przygotowania Konstytucji mało demokratycznej, do której konkordat nie będzie pasował”, dzięki czemu „można by go odrzucić lub domagać się renegocjacji”. Oleksy odparł, że za jego panowania w stosunkach państwo–Kościół nigdy nie będzie żadnych gier politycznych, „ponieważ zawsze dzieje się to z uszczerbkiem dla obyczajów, prawa i morale społecznego”. Stroba wystawił mu za tę zapewniam, że załatwimy konkordat... wypowiedź ocenę celującą: „W debacie nad ratyfikacją Aleksander Kwaśniewski zrobił wiekonkordatu przywódcy lewicy zbliżyle, by zmienić ten klimat nieufności”, li się do stanowiska Kościoła. Zrozaś Oleksy gorąco pragnie przełazumienie widać zarówno w wypowiemania impasu. „Członkowie rządu dziach Pana Premiera, jak i pana w Komisji Wspólnej są szczególnie Aleksandra Kwaśniewskiego. Wydaje zainteresowani znalezieniem skuteczsię, że mamy wspólnych przeciwninego rozwiązania powstałej sytuacji” ków, emocjonalnie zaangażowanych, – zapewnił towarzysz Leszek. niepatrzących na rację stanu”. Stroba pochwalił go za pomysł Miller potwierdził, że w kierowz uchwałą stabilizującą sytuację Konictwie jego partii „jest coraz więcej misji, podkreślając, że trzeba nieosób, które doceniają znaczenie ratyfiustannie myśleć, co jeszcze uczynić kacji”, ale zaznaczył przy tym, że „lewidla jej ratowania… Zwrócił ponadca w Sejmie to nie tylko SLD, ale takto uwagę na konieczność każdoraże Unia Pracy i część Unii Wolności”. zowego zajmowania przez Radę Mi„Rząd miałby znacznie łatwiejszą synistrów przychylnego stanowiska tuację, gdyby nie wiele emocjonalnych w kwestiach omówionych przez Kowypowiedzi przedstawicieli Kościoła” misję, bowiem „zmieniałoby to za– wyznał biskupom „żelazny kanclerz”. sadniczo rangę tych ustaleń”. W trakcie wzajemnych duserów Gdy Jaskiernia ujawnił, że „poi przekomarzania padło nagle zaskadziały wewnątrz koalicji są bardzo złokujące pytanie Jaskierni, czy to prawżone” i „wokół konkordatu trwa walda, jakoby w sprawach Konstytucji ka propagandowa”, biskup łowicki odbywały się jakieś potajemne spoAlojzy Orszulik wskazał prokuratkania oraz negocjacje między torowi generalnemu konieczność zdeKwaśniewskim a Pieronkiem... cydowanej pacyfikacji głosów sprzeCzytając ten protokół, nie dowierzaciwu, bo „prowadząc rozmowy z Koliśmy własnym oczom: oto jeden ściołem w sprawie tak poważnej, rząd z najważniejszych ministrów – pronie może zrezygnować z tego, by dąkurator generalny – u biskupów zażyć do zmniejszenia opozycji wobec sięga wiedzy o działaniach lidera swokonkordatu”. O zalecanych metodach jej lewicowej formacji! nie wspomniał. Kardynał Glemp chyba też pomyślał, że Jaskiernia żartuje, więc Po przybyciu obu Józefów (Olekszczerze odpowiedział. A co konkretsy i Glemp) jako pierwszy głos zanie powiedział, ujawnimy w kolejbrał premier, który rubasznie oświadnym odcinku... czył, że ich wspólne wejście na saANNA TARCZYŃSKA lę obrad jest wyraźnym sygnałem Fot. PAP
8
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Ostatnie prace niższej i wyższej izby parlamentu, czyli Sejmu i Senatu, zobligowały nas do prześwietlania ich działalności pod kątem przymilania się do kościelnych dostojników. O jakich pracach mowa? Tak zwana profanacja „Cudownego Obrazu Matki Bożej na Jasnej Górze” wywołała wśród posłów burzę. Kolejne zespoły polityków prześcigały się w pomysłach na ukaranie albo chociaż oficjalne potępienie zachowania człowieka, który za nieudaną próbę uszkodzenia jasnogórskiego obrazu i tak prawdopodobnie przesiedzi długie lata w zakładzie psychiatrycznym. Coby innym zawczasu ręce uschły! W sprawie „profanacji” obrazu głos zabrały m.in.: Parlamentarny Zespół Członków i Sympatyków Ruchu Światło-Życie, Akcji Katolickiej oraz Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, a także parlamentarne
Aby zostać pochwalonym przez Senat, wystarczą czasem same święcenia duchowne. Swoich osobnych uchwał doczekali się m.in. zmarły niedawno kard. Józef Glemp, ks. Stanisław Streich oraz abp Ignacy Tokarczuk. Aby zwrócić na siebie uwagę katolickich polityków, nie trzeba być nawet księdzem. PiS doszedł do takiej wprawy, że jego politykom zdarzyło się zgłosić projekt uchwały w 100 rocznicę powołania… parafii pod wezwaniem Świętego Krzyża w nowojorskiej dzielnicy Maspeth. Żeby było bardziej „ludzko”, to musieli także przypomnieć o 70 rocznicy powstania Narodowych Sił Zbrojnych, które bez zająknięcia o dwuznacznej przeszłości tak bardzo ubóstwia się na prawicy. „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, czcząc ich pamięć, stwierdza, że Narodowe Siły Zbrojne dobrze zasłużyły się Ojczyźnie” – i kropka. Szkoda, że posłowie nie zechcieli pochylić się nad losem rodzin ofiar członków NSZ. Wiele z nich do tej pory nie może zlokalizować miejsc, w których ich bliscy zostali zamordowani, a ciała porzucone przez prawicowe bojówki. Były już uchwały w sprawie uczczenia 25 rocznicy męczeńskiej śmierci sługi bożego księdza Jerzego Popiełuszki; poszanowania krzyża; 150 rocznicy urodzin św. abpa Józefa Bilczewskiego; ogłoszenia roku 2011 Rokiem Świętego Maksymiliana Marii Kolbego; uczczenia postaci i dokonań błogosławionego ojca Stanisława Papczyńskiego; oddania hołdu wybitnemu patriocie księdzu Piotrowi Skardze w czterechsetlecie jego śmierci; udziału katolików świeckich i duchownych w debacie publicznej; uznania św. o. Rafała Józefa Kalinowskiego za wzór patrioty, oficera, inżyniera, wychowawcy i kapłana – zakonnika; w sprawie uznania o. Mariana Żelazka Człowiekiem Roku 2006; w sprawie przypadków prześladowań chrześcijan w Indiach; wzywająca prezydenta, premiera oraz ministra spraw zagranicznych do podjęcia działań w obronie chrześcijan prześladowanych w różnych częściach świata i wiele innych. Uchwały, rezolucje, plany, głosowania i postanowienia w sprawach kościelnych są nieodłączną częścią prac naszych polityków. Na to nie skąpią swego czasu, wysiłku i pieniędzy. Tylko czy wrzucając swój głos do urny, chcemy wybierać ministrantów palących świeczki w katolickich kapliczkach, czy raczej sprawnych twórców mądrego prawa? ARIEL KOWALCZYK Collage T.Kapuściński
Wybory parlamentarne niosą nadzieję, że będzie choć trochę lepiej. Niestety, politycy mają „lepsze” rzeczy do roboty… Naiwny jest ten, kto uważa, że wymienione wyżej przypadki są odosobnione. Okazuje się, że okazji do potępiania, upamiętniania, czczenia, modlenia, klęczenia w parlamencie jest mnóstwo. Oto kilka przykładów pobożnego zapracowania naszych posłów i senatorów. Oddawanie czci Janowi Pawłowi II wydaje się wewnętrznym obowiązkiem niemal każdej partii. Przez lata kolejne ugrupowania ścigały się w podlizywaniu Kościołowi i papieżowi poprzez upamiętnianie go na tysiąc możliwych sposobów. Prześwietlając ostatnią dekadę prac
Kruchta na Wiejskiej zespoły ds. przeciwdziałania ateizacji Polski, na rzecz katolickiej nauki społecznej oraz na rzecz ochrony życia i rodziny. Wymienione zespoły zgłosiły nawet w tej sprawie uchwałę, w której „powodowani faktem profanacji Cudownego Obrazu Matki Bożej na Jasnej Górze w Częstochowie – wyrażają swoje głębokie oburzenie i ubolewanie. Ten bezprecedensowy akt wandalizmu w Kaplicy Cudownego Obrazu musi zostać surowo potępiony. Nie może być i nie będzie zgody na niszczenie najważniejszych dla wszystkich Polaków świętych symboli, fundujących trwałość narodowej tożsamości i nienaruszalność narodowych tradycji”. Z oburzeniem katolickich zespołów parlamentarnych spotkał się również prof. Janusz Ostoja-Zagórski, rektor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, który słusznie uznał, że sale senatu uczelni oraz gabinet rektora to miejsca publiczne, w których z całą pewnością krzyż katolicki oraz żaden inny religijny znak nie powinien wisieć. Jego stanowisko spotkało się z gwałtowną krytyką, a prawicowi posłowie wysmażyli nawet specjalną rezolucję, w której wyrazili swój „niepokój w związku z tą decyzją”. Ponieważ według nich to „wyraz braku szacunku nie tylko dla chrześcijan, ale także dla historii i narodowej tradycji oraz świadectwo nietolerancji i propagowania światopoglądu laickiego. Krzyż jest uniwersalnym znakiem szacunku dla wszystkich ludzi, niezależnie od wyznawanych przez nich poglądów”.
parlamentu, natrafiliśmy na mnóstwo rezolucji dotyczących tej postaci. W 2003 roku SLD w dwudziestą piątą rocznicę rozpoczęcia pontyfikatu zgłosiło uchwałę, w której czytamy, że „Senat Rzeczypospolitej składa Jego Świątobliwości Janowi Pawłowi II wyrazy najwyższego szacunku i podziękowania za nieustające wysiłki zmierzające do krzewienia pokoju i braterstwa w odwołaniu do godności człowieka oraz praw wszystkich narodów. Senat wyraża również wdzięczność Jego Świątobliwości za wkład w historyczne przemiany, które nastąpiły w ostatnim ćwierćwieczu XX wieku w Polsce”. Partią kierował wówczas Leszek Miller – polityk, który zarzuca Palikotowi… klerykalne inicjatywy. Z projektu zgłoszonej uchwały dowiadujemy się także, że trzeba wysoko cenić dokonania Jana Pawła II, wskazując jednocześnie na potrzebę ich popularyzacji w dobie zagrożenia pokoju na świecie, szerzącej się przemocy i nietolerancji. Dodatkowo „lewicowi” senatorzy ochoczo życzyli „Jego Świątobliwości, aby Jego pontyfikat długo jeszcze niósł ludzkości nadzieję jedności i pokoju”. Trudno doprawdy zliczyć podobne hołdy ze strony pisowsko-platformerskiej. Mieliśmy m.in. uchwałę dotyczącą 30 rocznicy „wyboru Kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową”, autorstwa byłego ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego z PO, albo wiernopoddańczą rezolucję w sprawie
uczczenia rocznicy śmierci „Ojca Świętego Jana Pawła II”. Nasi politycy są też zafiksowani na punkcie błogosławionych i świętych Krk. Senator Adam Biela z Prawicy Rzeczypospolitej wnioskował w swojej uchwale o uznanie „św. o. Rafała Józefa Kalinowskiego za wzór patrioty, oficera, inżyniera, wychowawcy i kapłana – zakonnika”. Wyższa izba parlamentu nie zapomniała także o św. Andrzeju Boboli. W 10 rocznicę ogłoszenia go patronem Polski Senat mętną uchwałą przypomniał, że Bobola dostąpił tych zaszczytów dzięki swoim „dokonaniom i świadectwu życia, które zadecydowały o tym, że za czasów pontyfikatu naszego Wielkiego Rodaka Błogosławionego Ojca Świętego Jana Pawła II, 16 maja 2002 roku, św. Andrzej Bobola został ogłoszony patronem Polski”. Swoją drogą, ciekawe, o które dokonania dokładnie chodzi? Czyżby o jego prozelickie, w tym zbrojne, nawracanie na katolicyzm żydów i prawosławnych, dla których Bobola jest symbolem prześladowań i represji, a nie świętości? Senatorowie najwyraźniej mają to gdzieś, i to nawet wówczas, gdy polski Kościół prawosławny w oficjalnych pismach słusznie zarzucał Boboli, że ten zaślepiony nawracaniem innowierców był współwinny powstaniom kozackim i rzeziom Polaków oraz Ukraińców. W kolejnych „pracach” Senat przypomniał narodowi, że istniał ktoś taki jak Karolina Kózkówna, błogosławiona Kościoła katolickiego, która na początku XX w.
została zamordowana przez rosyjskiego żołnierza. Według kościelnych doniesień, Kózkówna przez całe swoje krótkie życie „trwała w czystości”, więc – tu cytujemy senacką uchwałę – „uważamy za swój obowiązek przypominanie opinii publicznej o tej młodej dziewczynie z niedalekiej przeszłości, której postać zasługuje na szczególną uwagę i może być wzorem do naśladowania dla współczesnych. Błogosławiona Karolina Kózkówna stanowi wzór do naśladowania (czyli… prześladowania? – A.K.), pobudzając do zmiany życia, do odkrywania świata i miłości Boga, do odwagi w obronie swoich przekonań i wartości, do budowania szlachetnej osobowości”. Z biznesowego punktu widzenia uchwała przypominająca o zamordowanej dziewczynie jest niezwykle istotna, bowiem jej relikwie od lat krążą po Polsce i przyciągają setki wiernych, co oczywiście przekłada się na pełniejsze portfele proboszczów przyjmujących w swoich kościołach… kawałki jej ciała. Podobnych uchwał jest wiele, a warto jeszcze przypomnieć tę dotyczącą uczczenia 100 rocznicy śmierci bł. ks. Bronisława Markiewicza. „Ten charyzmatyczny wychowawca i wybitny organizator założył świeckie towarzystwo »Powściągliwość i Praca«, krzewiące wśród dzieci i młodzieży z ubogich rodzin ideę rzetelnej pracy” – pisali w uzasadnieniu swojej decyzji politycy. Godną upamiętnienia była także św. Jadwiga Królowa Polski, którą pisowscy senatorowie w 15 rocznicę kanonizacji postanowili sławić kolejną dewocyjną uchwałą.
9
10
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
POD PARAGRAFEM
Niebezpieczne zbliżenie Zapamiętywanie kodu PIN i rozmaitych numerów zabezpieczających nasze konta powoli przechodzi do lamusa. Banki masowo wydają karty zbliżeniowe. Ale czy są one bezpieczne? Według wyliczeń Narodowego Banku Polskiego Polacy korzystają z 33,3 mln kart płatniczych, z czego połowa to karty zbliżeniowe. Większość posiadaczy „zbliżeniówek” nawet nie wie, że takie karty posiada. Bank nie ma obowiązku pytania swojego klienta, czy chce on z takiego rozwiązania korzystać. W związku z tym miliony osób nawet nie wiedzą, że noszą w portfelu kawałek plastiku, który dla złodzieja jest otwartą drogą do ich kont!
Karta zbliżeniowa, zwana w zależności od producenta paywavem albo paypassem, umożliwia płacenie w sklepach bez wsuwania jej do czytnika i podawania kodu PIN lub składania podpisu. Wystarczy tylko zbliżyć kartę do specjalnego czytnika i w sekundę transakcja zostanie zrealizowana. Ten na pozór rewolucyjny wynalazek doprowadził do tego,
że tysiące osób codziennie staje się ofiarami kradzieży. Wielu z nas zdarzyło się zgubić kartę do bankomatu, ale do tej pory nieuczciwy znalazca, złodziej, aby dobrać się do cudzych pieniędzy, potrzebował kodu PIN. Bez niego karta była bezużyteczna. Dziś „zbliżeniówki” takich zabezpieczeń nie mają, w związku z czym banki wprowadziły dzienne limity pieniężne, zabezpieczając portfele swoich klientów. W teorii użytkownicy kart mogą w sposób „zbliżeniowy” wydać jednorazowo 50 zł i w zależności od banku może to być maksymalnie kilka transakcji na dobę. 24 godziny to czas, jaki banki dają swoim klientom na zorientowanie się, że karta zginęła lub została skradziona i należy ją natychmiast zablokować. W praktyce to rozwiązanie, niestety, nie działa do końca. W celu zapewnienia komfortu transakcje mogą być dokonywane w trybie offline (bez kontaktu z bankiem – przyp. red.), dzięki czemu można błyskawicznie zapłacić za zakupy, tyle tylko, że bez łączności z bankową placówką. Nie trzeba mieć na koncie żadnych pieniędzy. Ostatecznie, po późniejszym zaksięgowaniu kwoty, pojawi się debet. Potencjalny złodziej może w takim wypadku płacić czyjąś kartą
Porady prawne Ulgi dla inwalidów resortowych Jedna kwestia nie daje mi spokoju i wiem, że jest różnie interpretowana. Mianowicie czy osoby posiadające jedynie resortową grupę inwalidzką, na przykład policjanci, mogą odliczać sobie koszty zakupów leków, sprzętu rehabilitacyjnego itp. tak jak inwalidzi z ZUS-u? Mamy lato, liczne wyjazdy rehabilitacyjne, sanatoria itp. Zbierać te faktury czy nie? Liczni czytelnicy „FiM” ze służb mundurowych posiadający resortowe grupy inwalidzkie w kwestii możliwości odliczeń „rehabilitacyjnych” są podzieleni równo po 50 proc., tzn. połowa odlicza od podatku koszty leków i rehabilitacji, a druga połowa z kilkudziesięciotysięcznej rzeszy byłych mundurowych nie odlicza i dużo traci. Któraś ze stron jest w błędzie. Warto więc jednoznacznie wyjaśnić ten problem. Problem jest złożony i, nie znając każdorazowo konkretnego stanu faktycznego, w zasadzie trudno go
rozwiązać. Korzystanie z ulgi na cele rehabilitacyjne jest możliwe, ale decydujące znaczenie będzie miała treść samej decyzji, oznaczony w niej stopień niepełnosprawności, a także data jej wydania. Zasadniczo od podstawy opodatkowania można odliczyć kwoty wydatków na cele rehabilitacyjne, ponoszone przez podatnika będącego osobą niepełnosprawną lub podatnika, na którego utrzymaniu są osoby niepełnosprawne. Przez osobę niepełnosprawną w rozumieniu ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych należy rozumieć osobę, która posiada: a) orzeczenie o zakwalifikowaniu przez organy orzekające do jednego z trzech stopni niepełnosprawności, określonych w odrębnych przepisach, lub b) decyzję przyznającą rentę z tytułu całkowitej lub częściowej niezdolności do pracy, rentę szkoleniową albo rentę socjalną, albo c) orzeczenie o niepełnosprawności osoby, która nie ukończyła 16 roku życia, wydanego na podstawie odrębnych przepisów. Przy czym jako odrębne przepisy rozumie się w ww. przypadkach ustawę z dnia 27 sierpnia 1997 r.
o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych oraz ustawę z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Na marginesie warto zauważyć, że dla skorzystania z ulgi nie jest konieczne, aby podatnik dysponował ww. orzeczeniem przez cały okres trwania roku podatkowego. Nawet jeśli stosowna decyzja zostanie wydana w grudniu roku podatkowego, to podatnik nabywa prawo do ulgi podatkowej za ten rok. Odnosząc się do „orzeczeń resortowych”, należy wskazać, że odliczenia z tytułu ulgi rehabilitacyjnej mogą być dokonane również wówczas, gdy osoba, której dotyczy wydatek (sam podatnik albo osoba pozostająca na jego utrzymaniu), posiada orzeczenie o niepełnosprawności wydane przez właściwy organ na podstawie odrębnych przepisów obowiązujących do dnia 31 sierpnia 1997 r. Orzeczenia o zaliczeniu do grupy inwalidzkiej, wydane przed 1 stycznia 1998 r., traktuje się na równi z odpowiednim orzeczeniem o stopniu niepełnosprawności – jeżeli nie utraciły ważności.
bez żadnych finansowych ograniczeń! Dodatkowo transakcje w trybie offline nie wliczają płatności do 50-złotowego limitu ustanowionego przez bank. Mało tego, nawet po zastrzeżeniu karty można nią dalej płacić we wspomnianym trybie offline! Zanim bank uaktywni blokadę, konto może być dawno wyczyszczone. Ofiarą nowoczesnego systemu „zbliżeniowego” padło już mnóstwo osób. Kilka dni temu jeden z naszych rozmówców stracił swoją kartę w drodze do pracy. Prawdopodobnie była to robota kieszonkowca. Okradziony dopiero po kilku godzinach zorientował się, że stracił kartę. Oczywiście natychmiast ją zablokował, ale nie miało to już żadnego znaczenia, bowiem złodziej już kilka minut po kradzieży dokonał transakcji na kwotę ponad 1000 zł. W banku obiecali, że pieniądze zwrócą, ale kiedy to zrobią i na jakich zasadach – nie wiadomo. Policja jest bezradna. Pomóc może jedynie śledztwo na własną rękę, czyli sprawdzenie, czy w miejscu dokonania płatności jest monitoring, który mógłby nagrać złodzieja. Bez kamer namierzenie go jest w zasadzie niemożliwe. Jak się przed tym zabezpieczyć? Niestety, większość banków nie ma
już w ofercie kart płatniczych innych niż zbliżeniowe, więc wymiana nie wchodzi w grę. Jedyną receptą – choć niesie to za sobą inne konsekwencje – jest zablokowanie funkcji „zbliżeniowej”. – Taką procedurę można wykonać tylko raz, bez możliwości powrotu do płacenia zbliżeniowo. Wyłączenia można dokonać jedynie przez telefon. Nie da się tego zrobić nawet przez stronę internetową banku. Dodatkowo po zablokowaniu „zbliżeniówki” zostaje również zablokowana możliwość płatności w miejscach, gdzie automaty płatnicze pracują w trybie offline, czyli – jak poinformował mnie pracownik banku – na przykład w „Tesco” już kartą nie zapłacę – mówi nasz rozmówca. „MasterCard”, czyli jedna z największych instytucji finansowych na świecie i zarazem czołowy producent kart płatniczych, uspokaja, twierdząc, że „zbliżeniówki” są tak samo bezpieczne jak standardowe karty. Gigant finansowy ma prawo tak twierdzić, bowiem wpływ na blokady, wypłaty i opłaty ma bank. To bankowi pracownicy ustalają zasady działania „zbliżeniówek”. Masowe blokady tej usługi może w końcu wpłyną na bankowców, którzy tylko z oszczędności nie próbują usprawnić tego systemu płatności. Wystarczy przecież, aby sklepowe terminale płatnicze kilka razy na dobę łączyły się z bankiem i pobierały informacje o stanie konta, jego dostępności lub jej braku. ARIEL KOWALCZYK
Orzeczenie o zaliczeniu do: 1. I grupy inwalidów traktowane jest na równi z orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności; 2. II grupy inwalidów traktowane jest na równi z orzeczeniem o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności; 3. III grupy inwalidów traktowane jest na równi z orzeczeniem o lekkim stopniu niepełnosprawności. Wyjątek stanowi orzeczenie III grupy inwalidztwa wydane przez organy orzecznicze Ministerstwa Obrony Narodowej (wojskowe komisje lekarskie) i organy orzecznicze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (komisje lekarskie MSWiA). Traktowane jest ono jako orzeczenie o braku niepełnosprawności, ponieważ dotyczy osób zdolnych do pracy poza służbą. Zakwalifikowanie do lekkiego stopnia niepełnosprawności może mieć miejsce tylko wtedy, gdy orzeczenie o III grupie inwalidztwa z tytułu niezdolności do służby mundurowej zawiera równocześnie orzeczenie III grupy inwalidztwa z ogólnego stanu zdrowia. Należy także wspomnieć, że niektóre rodzaje wydatków mogą być odliczone wyłącznie przez osoby niepełnosprawne zaliczone do I lub II grupy inwalidztwa.
Należy tutaj wskazać, że przepis art. 26 ust. 7f ustawy stanowi, że ilekroć mówi się o osobach zaliczonych: a) do I grupy inwalidztwa – należy przez to rozumieć odpowiednio osoby, wobec których, na podstawie odrębnych przepisów, orzeczono: ~ całkowitą niezdolność do pracy oraz niezdolność do samodzielnej egzystencji, ~ znaczny stopień niepełnosprawności; b) do II grupy inwalidztwa – należy przez to rozumieć odpowiednio osoby, w stosunku do których na podstawie odrębnych przepisów orzeczono: ~ całkowitą niezdolność do pracy, ~ umiarkowany stopień niepełnosprawności. Podsumowując, wskazuję jedynie, że problem zasadności skorzystania z ulgi rehabilitacyjnej to zagadnienie, które należy rozważać za każdym razem indywidualnie i konkretnie. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
K
olej to jedna z nielicznych dziedzin polskiej rzeczywistości, którą po 1989 r. całkowicie zdekomunizowano. Za szefowanie spółkom kolejowym wzięli się panowie z „Solidarności”, na co, nie wiedzieć czemu, zgadzali się kolejni ministrowie transportu. Ludzie „S” przez lata wstrzymywali wiele inwestycji, głównie tych najistotniejszych – w tory i trakcję.
W żółwim tempie Ograniczanie wydatków doprowadziło do tego, że ogromna część naszych sieci kolejowych w ogóle nie powinna być używana. Na wielu liniach konieczne stało się wprowadzenie drastycznych ograniczeń prędkości pociągów. Ot, choćby na szlaku Łódź–Kutno, będącym częścią połączenia południa Wielkopolski i Ziemi Łódzkiej z Pomorzem. Znajdziemy ją w wykazie tzw. linii o pierwszorzędnym znaczeniu państwowym. Mimo takiej rangi tory i trakcję doprowadzono na tym odcinku do fatalnego stanu technicznego. Pociągi wloką się w tym miejscu ze średnią prędkością 35 km na godzinę. Czas przejazdu 68 kilometrów wynosi obecnie nawet 2 godziny! Jeszcze gorzej jest na szlaku łączącym aglomerację katowicką i krakowską. Tam pociągi na pokonanie 58 km potrzebują czasem nawet 3 godzin. Podobnie jest na najbardziej dochodowych liniach. W 2005 r. rozpoczęto remont trasy Łódź–Warszawa, który do tej pory pochłonął kilkadziesiąt milionów złotych. Pociąg pokonuje tę drogę w około 100 minut, co odtrąbiono jako sukces. Chichotem historii jest fakt, że w 1938 r. kolejowa podróż między tymi miastami trwała dokładnie tyle samo. Anulowanie połączeń kolejowych to następny problem. Od 1990 roku zlikwidowano ponad 4 tys. kilometrów torów. Spółka Polskie Linie Kolejowe na tym nie kończy i planuje rozebrać kolejne 5 tys. km. Dodatkowo do końca grudnia 2013 r. PKP wyłączy z eksploatacji 90 odcinków linii o długości 2 tys. km. Kolejarze zapowiadają, że przyniesie im to olbrzymie oszczędności, i to właśnie pieniądze są w ich przypadku kartą przetargową, bowiem liczne protesty ludzi, którzy niedługo nie będą mieli jak dojeżdżać do pracy, szkół czy na studia, nie robią na PKP żadnego wrażenia. W Białymstoku przeciwko likwidacji połączeń kolejowych w regionie protestowali niedawno sami pracownicy kolei. Zdaniem Andrzeja Massela, wiceministra transportu, oraz Remigiusza Paszkiewicza, prezesa państwowej spółki PLK, te zabiegi likwidacyjne mają pomóc w rozwiązaniu „systemowych problemów kolei”. Według nich zadłużenie spółek kolejowych zniknie po wysłaniu na złom ponad 25 proc. istniejących torów. Da to oszczędności rzędu
Wykolejeni 60 mln zł rocznie. Drugie tyle da zastąpienie biurokracji, czyli papierowych dokumentów w spółkach kolejowych – elektronicznymi. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że to i tak niższe kwoty od wydatków na utrzymanie zarządów, rad nadzorczych
oraz na ochronę środowiska. 40tonowy tir w 3 sekundy rozjeżdża drogę tak, jak 163 tysiące samochodów osobowych przejeżdżających przez ten sam punkt. Akcję „Tiry na tory” poparło już niemal 90 tys. osób. Odpowiedzialni za transport
Drogie bilety, brud, pluskwy, nieogrzewane wagony, likwidacja połączeń, obrzydliwe toalety, obskurne dworce, tłok – tak wygląda codzienność pasażerów polskich pociągów. oraz konsekwencji urzędniczych błędów. Wiele linii przeznaczonych do zamknięcia było wcześniej wyremontowanych za miliony złotych z budżetów państwa, samorządów wojewódzkich i funduszy unijnych. Dotyczy to między innymi tras: Wrocław–Trzebnica, Opole–Kluczbork, Międzyrzecz–Rzepin, Ocice–Rzeszów. Przedsiębiorcy zwracają uwagę, że likwidacja wielu linii do zakładów przemysłowych może spowodować, że kolejne tysiące ton ładunków trafią na drogi, na trasy wynoszące nawet kilkaset kilometrów. Fatalny stan dróg jest przecież spowodowany m.in. ciężkim transportem kołowym.
Tiry nie tory W państwach Europy, Azji czy Ameryki Łacińskiej władze zachęcają przedsiębiorców do nadawania kontenerów pociągami. Taki system działa m.in. w Szwajcarii. Propagują go też polscy aktywiści w ramach obywatelskiej akcji „Tiry na tory”. Im mniej TIR-ów na drogach, tym mniejsze są wydatki na ich remonty
ignorują ten fakt, bo pozornie opłaca im się likwidować tory, zamiast je budować. Tymczasem załatanie półmetrowej dziury w jezdni kosztuje nawet 1000 zł, więc oszczędzając na jednym, mnoży się koszty gdzie indziej. Poza likwidacją linii kolejowych, do transportu pociągiem zniechęcają olbrzymie stawki za przejazd po szynach. Za przewiezienie węgla pociągiem na przykładowej trasie Śląsk–Szczecin płaci się podobnie jak za wynajęcie masowca na kursie Ameryka Południowa–Port Północny w Gdańsku. Warto przy tym pamiętać, że Polska dysponuje unikalnym w Europie tzw. suchym portem w Sławkowie, umożliwiającym bezpośrednie szerokotorowe połączenie z siecią kolejową Rosji, Białorusi, Ukrainy, Mongolii i Chin. Korzystają z niego Niemcy, Czesi i Słowacy, ale prawdopodobnie niedługo przestaną, ponieważ po likwidacji wielu polskich linii wspomniane połączenie przestanie być bezpośrednie. Zdaniem przedsiębiorców akceptowane przez rząd plany PKP doprowadzą do ostatecznego
zmarginalizowania roli kolei w Polsce i uniemożliwienia jej rozkwitu w przyszłości. Rząd PO chce także zaniechać budowy sieci Kolei Dużych Prędkości. System takich połączeń mają już niemal wszystkie państwa europejskie. W zamian za to będziemy mieli Pendolino, którego prędkość maksymalna to około 130 km/godz. W Niemczech i Czechach z taką szybkością jeżdżą tabory regionalne, a pociągi dalekobieżne rozpędzają się tam nawet do 220 km/godz. Chińczycy mogą podróżować z prędkością 330 km/godz. Zamiast stosować się do sprawdzonych wzorców, kupujemy technologię, która na tle Europy i świata jest już przestarzała.
Mgławica spółek Platforma kontynuuje także prowadzoną od 1990 r. politykę nierównego podziału środków budżetowych (a od 2004 r. – także unijnych) pomiędzy drogi a szlaki kolejowe. Proporcje w tej chwili wynoszą 85:15 na korzyść dróg. Specjaliści ze Szkoły Głównej Handlowej ostrzegają, że taka marginalizacja skończy się oferowaniem coraz gorszych usług. Pogarszają się przy tym standardy bezpieczeństwa ruchu pociągów. Od rozbicia kolei w 2000 r. na 69 spółek odnotowujemy coraz więcej wypadków. Pociągi jadące w dwóch różnych kierunkach spotykają się na tych samych torach i tylko w 2012 r. doszło z tego powodu do kilku katastrof (Szczekociny, stacja Warszawa ZOO, Palędzie). W niszczeniu kolei lubują się szczególnie politycy PiS i PO. Ci pierwsi w 2004 roku
11
namówili Adama Struzika, ówczesnego marszałka województwa mazowieckiego, do powołania lokalnej spółki o nazwie Koleje Mazowieckie. Kontynuacją tego projektu jest oddanie przez rząd PO w 2009 r. największej spółki pasażerskiej, czyli Przewozów Regionalnych, w ręce 16 marszałków województw. A oni – zamiast troszczyć się o nią – tworzą własne koleje. Oczywiście bilety na pociąg jednej spółki co do zasady nie są ważne w pociągach drugiej. Z biletem linii TLK nie można na przykład jechać Przewozami Regionalnymi, nawet gdy pociągi obu spółek obsługują tę samą trasę. Dla pasażerów oznacza to najczęściej kolejne niepotrzebne wydatki. Dodatkowo spółka InterCity przez 11 lat bezprawnie wymuszała na studentach i uczniach zakup normalnych biletów na połączenia krajowe obsługiwane przez pociągi EuroCity, choć przez ten czas brała dotację z budżetu państwa z tytułu sprzedaży studenckich biletów ulgowych. Chodzi o niewprowadzenie obowiązkowych zniżek 51 proc. dla żaków i 37 proc. dla uczniów. Niektórzy przepłacali nawet 70 zł za jednorazowy przejazd. PKP IC przeprasza, ale o zwrocie pieniędzy nie chce słyszeć. Od niedawna praktykuje się też zastępowanie niektórych pociągów autobusami. Pasażerowie muszą się przesiadać w wynajmowane przez spółki kolejowe stare autokary, które w porównaniu z pociągami mieszczą znacznie mniej osób. Na przykład w Rzepinie (woj. lubuskie) po 80 pasażerów kolei przyjechał autobus mający zaledwie… 51 miejsc. Planowane jest także zlikwidowanie wielu międzynarodowych połączeń, które oblegane są głównie w sezonie wakacyjnym. Zagraniczni przewoźnicy już otwarcie mówią o przejęciu polskich pasażerów, i to bez żadnych budżetowych dopłat. Jest mała nadzieja, że dzięki oszczędnościom zostaną w końcu wyremontowane dworce – wizytówki miast. Z raportu Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej wynika, że do tej pory za ich przebudowy wielokrotnie przepłacano. Nie udało się także znaleźć chętnych do prowadzenia sklepów i knajpek na terenie odświeżonych dworców. Pustostany straszą m.in. na stacjach Wrocław Główny, Gdynia Główna, a nawet Warszawa Centralna. Fatalny stan kolei jest zmorą każdego pasażera. Zimne, często nieogrzewane pociągi, obskurne toalety, fotele, w których – jak to miało miejsce w pociągu „Uznam” na trasie z Krakowa do Szczecina Głównego – lęgną się pluskwy. Częste opóźnienia składów, brud, tłok, drogie bilety – oto codzienność dla osób stale podróżujących koleją. Bez racjonalnej polityki bez polityków będzie coraz gorzej. ŁUKASZ LIPIŃSKI MICHAŁ CHARZYŃSKI
12
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Burdel pod palmami Od wczasów pod palmami do śmietnika z pomysłami – taka jest, w skrócie, droga, jaką przebyły w ciągu 13 lat nasze przyszłe emerytury. Te rzekomo cudowne i zasobne świadczenia, wypracowane przez nas samych i OFE. 13 lat temu ogłoszono, że dotychczasowy system oszczędzania na emerytury rzekomo się przeżył i że odtąd każdy będzie pracował sam na siebie. Żadnej solidarności pokoleń ani żadnej solidarności między większymi i mniejszymi szczęściarzami na rynku pracy, także między kobietami i mężczyznami, nie przewidywano. I wprowadzono OFE. Nasze składki – za sowitą zapłatę – powierzono prywatnym funduszom, a te puściły je m.in. na giełdę, czyli do czegoś w rodzaju kasyna, aby tam zarabiały. Albo traciły. Jak to w kasynie. Ale same Fundusze zawsze brały swoją prowizję. Trzy lata temu, w samym oku cyklonu kryzysowego, rząd postanowił przykręcić kurek z miliardami przelewanymi co roku na konta OFE. Transfery spadły o ponad połowę – z około 20 miliardów zł rocznie do około 9 miliardów zł. W ten sposób uratowano budżet przed przekroczeniem przewidzianych
P
przez konstytucję progów długu publicznego. Nie rozstrzygnięto jednak wówczas tego, czy same OFE to dobry, czy może jednak zły z samej swej natury pomysł. Może dlatego, że osoby reformujące w tych dniach system to te same, które kiedyś go Polsce narzuciły, czyli m.in. Donald Tusk i spółka. Jednym z największym problemów związanych z OFE jest to, że nikt do tej pory nie wie, kto i jak będzie wypłacał ubezpieczonym te nieszczęsne emerytury. Nie rozstrzygnięto na przykład podstawowej kwestii – co się stanie, jeśli emeryt będzie uporczywie żył, choć fundusz wypłaci mu już wszystkie zaoszczędzone przez niego składki. Przecież według logiki nowego systemu każdy ma mieć to, na co sam zapracował, a fundusz emerytalny nie jest organizacją dobroczynną. Zatem kiedy w ostatnich tygodniach rozeszły się pogłoski, że z powodu trudnej sytuacji finansowej
o naszym artykule na temat Polskiego Związku Wędkarskiego dostaliśmy mnóstwo listów, w tym jeden autorstwa rzecznika Związku Antoniego Kustusza, który zarzucił nam „nierzetelność”. W obronie naszych tez stanęło wielu wędkarzy, w tym osoby zarządzające niektórymi okręgami PZW. Poniżej, posiłkując się ich wiedzą, odpowiadamy na postawione nam zarzuty. Napisaliśmy, że wędkarze od lat płacą gigantyczne haracze. Zdaniem rzecznika PZW „rzeczywistość jest taka, że członkowie PZW, a przecież to także wędkarze, płacą składki, a nie haracze, bowiem składki są dobrowolną daniną, zaś haracze wymuszoną płatnością, w wysokości najniższej z możliwych wobec wielkości kosztów organizacyjnych oraz kosztów gospodarki rybackiej i wędkarskiej”. Wysokość składek jest niewielka może dla Zarządu PZW. Faktycznie stanowi poważne obciążenie uboższych wędkarzy. Trzeba pamiętać, że Sejm już w 1922 r. oddał do bezpłatnego korzystania obywatelom lasy, drogi i wody publiczne. Potwierdził to Sejm w 2001 r., przyjmując prawo wodne. Rodzi się pytanie, za co płaci składkę członek PZW? Na pewno nie za prawo wędkowania. Nie jest ono bowiem tożsame z pojęciem racjonalnej gospodarki rybackiej. W innym przypadku wędkarze mieliby prawo do handlu złowionymi rybami. A tego dzisiaj im robić nie wolno. Obecnie w wielu krajach, na przykład w Szwecji, obywatele nie płacą za amatorski połów ryb.
kraju rząd znów wprowadzi restrykcje dla OFE – w ogóle zawiesi wpłacanie tam składek albo da Polakom wolność wyboru pomiędzy dalszym oszczędzaniem w OFE a przeniesieniem całości emerytury do ZUS-u – fundusze emerytalne postanowiły wykonać atak uprzedzający. Zaproponowały, że problem wypłaty emerytur (jak wspomnieliśmy – dotąd nierozwiązany) mógłby zostać rozstrzygnięty tak, że świadczenie z OFE będzie wypłacane… tylko przez około 10 lat (najwyżej – kilkanaście), licząc od mementu przejścia na emeryturę. Każdy, kto będzie chciał ją otrzymywać dożywotnio, zostanie zmuszony do opłacania dodatkowego ubezpieczenia, a jego środki nie będą mogły zostać odziedziczone przez spadkobierców w przypadku śmierci. Ta propozycja wywołała konsternację i efekt chyba odwrotny niż ten, jaki OFE chciały osiągnąć. Sprawa spowodowała powszechną złość i falę kolejnych wątpliwości co do sensu istnienia takiego systemu. Nie
Na temat prywatyzacji wód śródlądowych rzecznik PZW pisze: „Zgodnie z prawem wodnym do wykupienia na własność mogą być przeznaczone tylko wody, które nie posiadają naturalnych połączeń z wodami płynącymi i nie tworzą obwodów rybackich. Wszystkie pozostałe wody są własnością Skarbu Państwa i mogą być wydzierżawione po konkursach ofert na podstawie umowy cywilno-prawnej (…). Nie wiemy, co postanowią w tym prawie zmienić posłowie Ruchu Palikota, ale z argumentacji autorów artykułu wynika, że raczej nic dobrego”.
dość, że emerytury w nowym systemie będą niższe niż w dotychczasowym, to jeszcze ich część pochodząca z OFE miałaby być wypłacana czasowo?! A co się stanie z niemal osiemdziesięcioletnimi ludźmi, których i tak marne dochody nagle drastycznie się skurczą? Kto weźmie ich na utrzymanie? Minister Jacek Rostowski powiedział, że jest „porażony” pomysłami zaprezentowanymi przez OFE, i zaznaczył, że rząd nigdy się na to
konkretny okręg lub obszar wodny. Tych pierwszych PZW nigdy nie sprzedawał, ale organizował egzaminy na nie. Za sugerowanie, że tak się dzieje, przepraszamy. Nie rozumiemy jednak, dlaczego PZW uznaje za rzecz oczywistą sprzedaż zezwolenia na wędkowanie. Sejm przecież oddał wody publiczne wędkarzom za darmo. Kolejnym mitem jest rzekomo nasze stwierdzenie, że „pod kontrolą Związku znajduje się obecnie 216 tys. ha i jest to działalność niezwykle dochodowa, o czym świadczy wysokość budżetu PZW”.
Ryba psuje się od PZW W ten sposób rzecznik odnosi się do argumentów posła Tomasza Makowskiego. W Polsce następuje dzika prywatyzacja wód śródlądowych. Jak inaczej możemy nazwać stan, w którym do jezior czy odcinków wielu rzek nie ma dostępu ze strony lądu, bo właściciele nabrzeżnych działek grodzą je i to oni wygrywają przetargi na dzierżawę wód i ustalają warunki dostępu do nich. Naszym zdaniem prawo powinno zapobiegać takim praktykom. „Mitem jest, że każdy amator tego sportu musi wykupić od Polskiego Związku Wędkarskiego kartę wędkarską oraz specjalne zezwolenie na konkretny okręg wędkarski lub obszar wodny”. Rzeczywiście mylnie połączyliśmy kartę wędkarską oraz specjalne zezwolenie na
PZW, dzierżawiąc obwody rybackie, które na pewno nie są obwodami wędkarskimi, de facto je kontroluje. Nie negujemy wielu pozytywnych inicjatyw PZW w zakresie gospodarki rzekami i jeziorami. Nie są to jednak jego wody, ale wody Skarbu Państwa. Jak więc Związek może prowadzić działalność statutową (na co przeznacza, jak pisze Pan rzecznik, składki członkowskie), skoro nie ma własnych wód? Podtrzymujemy nasze zdanie, że łączenie przez PZW cech stowarzyszenia, przedsiębiorstwa, a także związku sportowego może rodzić wiele wątpliwości. Tak samo jak pobieranie dużo większych należności za wędkowanie od osób nienależących do PZW. Zdarzają się także, niestety, przypadki rabunkowej gospodarki rybackiej na obszarach dzierżawionych przez PZW.
nie zgodzi. Ruch Palikota w specjalnym oświadczeniu nazwał „fiaskiem” cały system emerytalny wprowadzony w czasach Jerzego Buzka i poddał pod rozwagę opinii publicznej system kanadyjski, w którym podstawową emeryturę każdy, nawet niepracujący wcześniej na stałe, otrzymywałby w identycznej kwocie, skromnej, ale pozwalającej na godne przeżycie. Oczywiście, propozycja czasowych emerytur to skandal nie do zaakceptowania, porównywalny chyba tylko z tym, co stało się ostatnio na Cyprze. Rodzą się jednak pytania natury podstawowej. Co właściwie wyobrażali sobie twórcy tego całego systemu, skoro nie przewidzieli takiego obrotu sprawy? Sądzili, że OFE będą działać charytatywnie na rzecz emerytów żyjących dłużej, niż średnia trwania życia? Dlaczego niemal przez 10 lat cała klasa polityczna w Polsce – z lewa i z prawa – milczała na temat zagrożeń związanych z OFE? No i najważniejsze – co z tym całym emerytalnym burdelem – odziedziczonym po Buzku, Tusku i Leszku Balcerowiczu – teraz zrobić? MAREK KRAK
„Z artykułu wynika głębokie przekonanie, że połowy ryb, nawet dla celów sportowych i hobbystycznych, muszą być opłacalne. Autorzy wierzą, że PZW stosuje haracze, by się wzbogacić na łowiących ryby, a wszyscy, którzy myśleli, że będą żyli z wędkarzy, a więc samorządy, hotelarze, agroturystyka – tracą. Stąd postulaty o potrzebie powszechnego dostępu do otwartych wód publicznych, o potrzebie obniżenia wysokości składek, o zaniechaniu odłowów rybackich itd. (…). Niestety, fakty podpowiadają coś innego. Trzeba wybrać – albo uwzględniamy stan, że aby ponad 1,5 mln wędkarzy uzyskało w Polsce prawo do wędkowania na ok. 500 tys. ha wód, to muszą oni te wody utrzymać za własne pieniądze, z własnej kieszeni, albo państwo będzie musiało dopłacać do gospodarki rybackiej ogromne pieniądze. Musimy pogodzić się z faktem, że szczególne korzystanie z wód publicznych do celów rybackich, to jeden z równoprawnych sposobów korzystania z tych wód, podobnie jak do celów komunalnych, żeglarskich, rekreacyjnych itd. W innym wypadku nad wodami zapanuje chaos, który doprowadzi do ich ostatecznej degradacji”. Nie wiemy, na jakiej podstawie rzecznik wysnuł taki wniosek. Pisaliśmy tylko, że bariery stawiane wędkarzom uderzają w państwo i społeczeństwo. Ograniczają w sposób sztuczny dostęp do wędkowania. Jego rozwój przyniesie korzyści także żeglarzom i rybakom. Na razie brakuje tej równowagi. MICHAŁ CHARZYŃSKI ŁUKASZ LIPIŃSKI
(2)
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r. Kiedy oddani Kościołowi ludzie przekonują się, że w praktyce są tylko pionkami w rękach duchownych, pozostaje im żal. I bunt. Historia Jana Oleska, byłego kościelnego parafii Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Dobczycach, i jego 10-osobowej rodziny („FiM” 3/2013) jest smutna, bo dotyczy nie tylko utraty pracy, ale i wiary w instytucję, która dawała nadzieję, a w bogobojnej Małopolsce cieszy się szacunkiem bezkrytycznym. Przypomnijmy: dwa tygodnie przed wigilią Olesek stracił posadę kościelnego, która była podstawowym źródłem utrzymania jego 10osobowej rodziny. Proboszcz, ksiądz
Żalu do instytucji Kościoła, którą przez wiele lat swego życia bezkrytycznie wspierał. Po naszym artykule posypały się dla rodziny Olesków słowa współczucia i deklaracje wsparcia. To dzięki wsparciu Czytelników „FiM” udało się zorganizować materialną i rzeczową pomoc. Od tego czasu minęły trzy miesiące. – Proszę podziękować wszystkim ludziom dobrej woli – prosi były kościelny.
PATRZYMY IM NA RĘCE
13
– Do dziś nie sprostowali tego zwolnienia, nie doszło też do porozumienia. Tylko raz ksiądz proboszcz próbował z nami negocjować, narzucając warunki, które były nie do przyjęcia – twierdzi Jan Olesek. Mówi, że najbardziej zależy mu na publicznych przeprosinach i na wyjaśnieniu sytuacji. Tak, żeby przeciąć wszelkie domysły, uciąć docinki, które dzieci słyszą w szkole. Bo dobczycka społeczność jest w ocenie podzielona. I trudno się temu dziwić – z tej miejscowości „wyszło” 12 księży i 4 zakonnice. Ich rodziny murem stoją za instytucją. Dodatkowo ksiądz Kazimierz, który jest zdania, że Jan Olesek usiłuje wszczynać awantury i kreślić
Wspomożenie wiernych Kazimierz Turakiewicz, zwolnił go dyscyplinarnie, bez słowa wyjaśnienia. Dla Oleska, który swoją posługę pełnił od 10 lat, był to cios w plecy. Mówi, że pracował zawsze solidnie i niezawodnie. Nie miał do niego uwag poprzedni proboszcz, nie mieli parafianie. A robił wszystko – sprzątał, mył kościół, przygotowywał go do mszy i nabożeństw, dbał o czystość otoczenia. – Ksiądz zabiera nam ostatni chleb. To powinno iść na cały świat, żeby wreszcie każdy zrozumiał, jakich mamy księży, co to jest katolicyzm. Nie chodzi o mnie, tylko o dzieci. To jest największy ból dla mnie, żeby moje dzieci przez księdza, który ma być głową parafii, płakały! Żeby bały się do kościoła wejść – opowiadał nam wówczas Jan Olesek. Jego rodzinie święta Bożego Narodzenia upłynęły w smutku i żalu.
Ma na myśli świeckich, bo ze strony duchownych do dziś nie doczekał się zrozumienia. Przedstawiciele kurii, których błagał o pomoc, najpierw namawiali do spokoju i zalecali, żeby się modlił, a także patrzył na tabernakulum. Kardynał Stanisław Dziwisz wyraził nawet „słowa serdecznej troski” oraz przekazał swoje błogosławieństwo. Żona kościelnego, Krystyna, dostała symboliczną zapłatę za lata darmowej pracy na rzecz kościoła w Dobczycach (prała i prasowała obrusy oraz szaty liturgiczne – dop. red.). Poza tym kuria starym zwyczajem nie robi nic, by ludzi jakoś wspomóc. Tymczasem Olesek największe pretensje ma do proboszcza o to, że jego zwolnienia, które zaklasyfikował jako „dyscyplinarne”, nigdy społeczności lokalnej nie wytłumaczył.
negatywny wizerunek parafii, czyta z ambony następujące słowa: „Utworzyła się niewielka agresywna grupa, która zamiast słuchać Jezusa i żyć mądrością Jego Ewangelii, rozsiewa zamęt, tworząc plotki o rzekomej krzywdzie i niesprawiedliwości wobec zatrudnionych pracowników (...). Dlatego prosimy o dalszą modlitwę w tej sprawie, aby zło przestało się panoszyć”. Są jednak także tacy, którzy patrzą na krzywdę ludzką i obiektywnie współczują. „Chciałam bardzo serdecznie podziękować za bezinteresowne, nacechowane autentyczną troską i współczuciem zainteresowanie Jego losem, tragiczną sytuacją rodzinną i życiową, zgotowaną przez osoby duchowne, tj. przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego. Dla przeciętnego człowieka sytuacja, w której znalazł się Pan Jan
Łyszczyński wraca do stolicy W Wielką Sobotę, kiedy rano wierni święcą pokarmy w kościołach, a wieczorem rozpoczyna się wigilia Zmartwychwstania, na Rynku Starego Miasta w Warszawie odbywa się inscenizacja egzekucji Kazimierza Łyszczyńskiego – patrona ateistów. 324 lata temu, 30 marca 1689 r., w tym samym miejscu, kat ściął mu głowę, a jego zwłoki wywieziono z miasta i spalono. Przed śmiercią był torturowany. Wyrwano mu język i obcięto rękę. Kazimierz Łyszczyński nazywany jest polskim Giordanem Brunem, ponieważ obaj byli filozofami i zawarli w swoich dziełach wolnomyślicielskie poglądy (Łyszczyński napisał pierwszy polski ateistyczny traktat „De non existentia
Dei” – „O nieistnieniu Boga”). Obaj też zostali oskarżeni o herezję i skazani przez trybunał inkwizycyjny na śmierć. O zamordowaniu Giordana Bruna wie jednak cały świat, a o naszym wolnomyślicielu zapomnieli nawet jego rodacy. Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów zorganizowało więc rekonstrukcję historyczną stracenia Łyszczyńskiego, której pomysłodawcą był prof. Jan Reszka. Autorzy pomysłu postanowili przypomnieć postać i myśl filozoficzną Łyszczyńskiego na dowód, że istnieje także rdzennie polska tradycja ateizmu. Chcieli też pokazać, w jaki sposób 300 lat temu Kościół rzymski traktował wolnomyślicieli i ateistów. IŻ
i jego rodzina, jest wprost niewiarygodna. Niestety, w mojej praktyce lekarskiej nie jest to odosobniony przypadek – napisała do „FiM” psycholog Urszula Grabiec. Ksiądz Kazimierz nie ma też wielu zwolenników na lokalnych forach: ~ Dlaczego ubyło ponad 70 proc. ministrantów i lektorów? Z jakiego powodu parafianie nagminnie odchodzą od parafii? Kto sprawił, że młodzi biorą śluby w innych parafiach? – pyta „Parafianka”; ~ Tak go parafianie poważają, że około 900 osób przestało chodzić do kościoła, i to dlatego, że nie pamięta, co to Dekalog, miłość bliźniego, szacunek do osoby ludzkiej, dla zmarłych i do przyrody – zauważa „Zośka”; ~ Ten proboszcz myśli, że może za pieniądze mieć wszystko. Niestety,
zaufania i szacunku nie kupi – podsumowuje „Florida”. ~ ~ ~ – Podczas audiencji u kardynała usłyszeliśmy m.in., że mamy sobie szukać innego kościoła, a syn, który został wyproszony z kościoła w Boże Narodzenie, może służyć gdzie indziej. Dla niego, który wcześniej dwa razy dziennie był w kościele, to jest nie do zniesienia. Moja babcia nosiła jedzenie pracownikom przy budowie kościoła, mój dziadek dawał konie, które cały dzień woziły tam kamień, wydobywany w kamieniołomie przez mojego tatę, wobec tego nie będę szukał sobie innego kościoła – deklaruje Olesek. Jest przygnębiony. Traci wiarę w sprawiedliwy koniec. – Zostaliśmy na lodzie – mówi ze smutkiem. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
14
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
BEZ DOGMATÓW
T
ymczasem uzależnienie jej od istnienia Boga, dobrych uczynków, nagrody w postaci „nieba” i kary za złe czyny w postaci „piekła” to absurd, ponieważ brak wiary w religię nie jest równoznaczny z odrzuceniem zasad moralnych. Obecnie, gdy Kościół uzurpuje sobie monopol na filozofię moralności, etyka niezależna to pojęcie niemal nieznane pokoleniom wychowanym na katolickich autorytetach moralnych. Mimo że twórcą koncepcji etyki niezależnej, odrzucającej chrześcijańskie uzasadnienie norm moralnych jest chyba najsłynniejszy polski filozof – Tadeusz Kotarbiński. Stworzył on system etyczny nieograniczony religią czy ideologią, wolny od doktryn teologicznych i światopoglądowych oraz od tak zwanych autorytetów moralnych. „Jeśli komu się zdaje, że mądrość życiowa wymaga objawienia bożego, wiedzy nadprzyrodzonej, wiary
Tadeusz Kotarbiński (1896–1981) – jeden z najwybitniejszych polskich filozofów, autor idei prakseologii i etyki niezależnej.
Jak żyć, ateisto? „Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno” – brzmi koronny argument kościelnej indoktrynacji. Kościół przekonuje, że Bóg musi istnieć, by mogły funkcjonować zasady etyczne. Ponoć bez Boga etyka nie ma racji bytu… w życie pośmiertne, myli się tak samo dogłębnie, jakby się mylił ktoś, kto by uważał racje tego rodzaju za potrzebne do rozumnego uprawiania rzemiosła, zawodu, gospodarstwa” – powiada Kotarbiński. Występując przeciw religijnemu opieraniu etyki „na kruchej podstawie naiwnych wierzeń”, wszelkie irracjonalne odwołania do nadprzyrodzonego sumienia postuluje zastąpić zdrowym rozsądkiem. Wszak warto żyć zacnie i porządnie nie dlatego, że to nakaz boski, ale przez wzgląd i szacunek dla innych ludzi.
Etyka niezależna w przeciwieństwie do religijnej nie bazuje na autorytarnych normach moralnych, lecz racjonalnie je uzasadnia. Jej istotą jest sformułowanie zasad powszechnych oraz oddzielenie sfery moralności objętej normami etycznymi od prawa regulowanego zasadami religijnymi. Zgodne współistnienie nie musi wynikać ze strachu przez wiecznym potępieniem ani z nadziei na życie wieczne, ale jest wyrazem wzajemnego szacunku. Ze względu na ważność każdej żywej istoty stanowi wartość samą w sobie. Etyka niezależna ma zatem charakter uniwersalny. Normy są zawsze i wszędzie takie same: chodzi o uczciwość, dobroć, prawość. Wcale nie bazują one na negacji
Boga. Jego istnienie nie ma tu żadnego znaczenia. Punktem wyjścia etyki niezależnej jest bowiem doświadczenie moralne. Kotarbiński uważa, że prawdy takie nie wymagają dowodu. Ich źródłem są bowiem oczywiste sądy, oceny bazujące na stosunkach międzyludzkich. Intuicyjnie uznajemy konkretne zachowania za godziwe i zacne. Wartości te to dobroć rozumiana jako życzliwość, braterstwo, męstwo, opanowanie. Haniebne – okrucieństwo, złośliwość, tchórzostwo, zdrada, słabość charakteru. Dobre czyny zasługują na szacunek same przez się, a nie ze względu na zbawienie w życiu wiecznym. Dla różnorodności ocen moralnych, jakim podlega postępowanie człowieka, zawsze można znaleźć wspólny mianownik. Ostatecznie, całkowicie niezależnie od swych przekonań religijnych czy światopoglądowych, wszyscy zgodnie cenią sobie takie cechy jak uczciwość, ofiarność, życzliwość, wytrwałość i potępiają ich przeciwieństwa. Celem etyki niezależnej jest dążenie do poprawy zachowań człowieka wobec bliźnich. Przy czym bliźni w rozumieniu Kotarbińskiego to nie tylko człowiek, ale każda żywa istota, czyli także zwierzęta. Również przyrodę etyka niezależna traktuje inaczej niż chrześcijaństwo, dla którego człowiek jest panem
świata i może wykorzystywać przyrodę dla swych potrzeb („czyńcie sobie ziemię poddaną”). Dla Kotarbińskiego natura jest wartością samą w sobie, a człowiek – jednym z jej elementów. Wzorcem osobowym postawy jednoczącej zestaw pozytywnych cech jest kierujący się czcigodnymi wartościami
opiekun spolegliwy, ktoś godny zaufania, na kim można polegać, wrażliwy na cierpienie i potrzeby innych oraz wykazujący gotowość do przyjścia im z pomocą. Krótko mówiąc – człowiek prawy i szlachetny, uczciwy oraz uczynny. Opiekunem spolegliwym może być każdy, na kogo można liczyć w trudnych sytuacjach, przejawiający takie cechy jak dobroć, męstwo i opanowanie. Ale wzór spolegliwego opiekuna, inaczej przyzwoitego człowieka, nie spadł z nieba. – Bycie porządnym człowiekiem polega na dążeniu do eliminacji zła i cierpienia – twierdzi Kotarbiński. Tylko tyle i… aż tyle! Żaden opiekun spolegliwy nie jest zobowiązany do starań o czyjeś szczęście czy przyjemności. Jego obowiązkiem moralnym jest pomoc, opieka, ochrona przed klęską oraz nieszczęściem. Normy takiego opiekuna są w tym zbieżne z chrześcijańskimi, nakazującymi poświęcenie swego szczęścia dla eliminacji cudzego nieszczęścia. Czyni to walkę z cierpieniem bliźniego podstawowym nakazem moralnym każdego chrześcijanina. Jednak w miejsce systemu nakazów i zakazów Kotarbiński proponuje określony typ postawy, postulując realizm
Dobro ma ręce związane, gdyż zawsze się czymś krępuje, zło jest wolne, gdyż nie krepuje się niczym. ~ ~ ~ Wystarczy być kosmopolitą, by nie móc znaleźć sobie miejsca gdziekolwiek na świecie. ~ ~ ~ Pamiętajmy, że Polska pośród narodów jest dużą myszą, nie małym słoniem. ~ ~ ~ Antytezą miłości nie zawsze jest nienawiść; bywa nią inna miłość. ~ ~ ~ Co do mnie, rad zaliczam do ludzkości psy, a nie zaliczam hyclów. ~ ~ ~ W obliczu ogromu zła na świecie byłoby bluźnierstwem posądzać Boga o istnienie. ~ ~ ~ Polak, jak mu przyjdzie fantazja do głowy, może być całkiem porządnym człowiekiem. ~ ~ ~ Jeden jest tylko rodzaj spokoju godny postawienia na czele dążeń – spokój sumienia. ~ ~ ~ Mądrość sama sobie nie ufa, głupota sama sobie udziela kredytu bez granic.
praktyczny. Etyka niezależna ma bazować na czynach, co oznacza, że nie wystarczy kultywowanie określonych ideałów. Wzorce moralne trzeba skutecznie wprowadzać w życie. Imperatyw etyczny filozofa można streścić następująco: postępuj tak, jak przystoi spolegliwemu opiekunowi. Bycie takim mentorem ewoluuje w aktywny wariant miłości bliźniego, całkowicie niezależny od przekonań i uzasadnień religijnych, bo do miłości bliźniego religia nie jest potrzebna. Wystarczy życzliwość, odwaga, sprawiedliwość, godność i szacunek. Etyka spolegliwego opiekuństwa nie formułuje przykazań tak, jak to czyni ta chrześcijańska w Dekalogu. Nie serwuje też konkretnych odpowiedzi na pytanie: „Jak żyć?”. „Etyka jest niezależna jeszcze i w tym sensie, że własnego głosu sumienia niepodobna zastąpić cudzym – stwierdza Kotarbiński. – W istocie rzeczy każdy z nas, niezależnie od kogokolwiek innego, odwołuje się przede wszystkim do własnego sumienia. Ono jest dla nas sędzią nad sędziami. Wydaje w każdej sprawie moralnej sąd surowy, bezwzględny, ostateczny”. Zakłada ona minimalizm i realizm praktyczny. Zamiast pustych haseł propagowanych przez chrześcijańską etykę „miłości bliźniego” – wprawdzie szczytnych, ale nierealnych – za wystarczające uznaje zasady nieszkodzenia innym, poniechanie wrogości i nienawiści. Dopiero bazując na tym, można realizować ofiarność i miłość. Minimum obowiązków moralnych polega na zapobieganiu czynom haniebnym. Realizm praktyczny polega na liczeniu się z rzeczywistością
w planowaniu i realizacji działań. Nadrzędnym celem staje się walka ze złem. Jest to
etyka czynu, a nie pustych deklaracji. Jej jedyne uzasadnienie tkwi w doświadczeniu, a jej sensem jest racjonalność podejmowanych decyzji. W przeciwieństwie do chrześcijańskiego utopizmu, który wyznacza pułap idealnego dobra i dąży do niego bez względu na okoliczności. Prostym przykładem takiego utopizmu jest katolicka idea ochrony życia za wszelką cenę. Realista widzi granice możliwości działań i bierze pod uwagę to, co jest w danej chwili najważniejsze. Zapobiega większemu złu, bo celem działania jest minimalizacja cierpienia oraz dążenie do dobra swojego i innych. Warto przypomnieć pogląd Tadeusza Kotarbińskiego na kwestię eutanazji. „Życzliwość wymaga, by skrócić udrękę biednego stworzenia. I oto paradoks: cofamy się przed okazaniem człowiekowi takiego aktu życzliwości, na jaki zdobywamy się wobec zwierzęcia” – stwierdza filozof, uznając prawo osoby cierpiącej do dobrowolnego i godnego zakończenia własnego życia. Jak zatem powinien postąpić w takiej sytuacji człowiek prawdziwie etyczny? „Nie tylko nie przeszkadzać bezwzględnie i wszelkimi sposobami osobom, które po namyśle chcą przyspieszyć koniec własnego bytu i wyzwolić się z nieuchronnej udręki, lecz przeciwnie, okazać im pomoc prawną i techniczną. Niechże nauczy nas wszystkich medycyna, jak to robić, a pono można to robić nie tylko bez męczarni. Lecz nawet z poczuciem euforii”– uważa prof. Tadeusz Kotarbiński. AK
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Zabójca w sutannie Hans Schmidt to dotąd jedyny rzymskokatolicki duchowny, na którym wykonano w USA wyrok śmierci. Księdza skazano za zamordowanie Anny Aumüller, jego… żony. Jednak wielebny był zabójcą seryjnym. 5 września 1913 roku dwóch nastolatków spacerowało w New Jersey brzegiem rzeki Hudson. Nagle jeden z nich potknął się o leżący na brzegu worek, z którego wypadło ciało kobiety, a dokładniej – odcięty w talii tors, pozbawiony głowy i ramion. Nazajutrz, trzy mile w dół rzeki, odnaleziono nogi ofiary, które płynęły zapakowane w poszewkę z wyszytym inicjałem „A” oraz metką handlową. Części zawinięto w gazetę z 31 sierpnia 1913 roku. Koroner ocenił, że były to zwłoki kobiety niespełna 30-letniej, mającej mniej więcej 160 cm wzrostu oraz ważącej około 60 kg. Stwierdził także, że niedługo przed śmiercią kobieta urodziła dziecko. Dla detektywów Faurota i Cassassa większą pomocą okazała się jednak nietypowa poszewka oraz metka. Dzięki tej ostatniej odnaleźli producenta i uzyskali wgląd w księgę zamówień. Ustalili, że wszystkie (a wyprodukowano ich tylko 12) trafiły do jednego sklepu w Nowym Jorku. Detalista sprzedał zaledwie dwie, a do tego obydwa zamówienia zrealizowano, dostarczając towar do domów klientów. W pierwszym mieszkała kobieta, ale swoją poszewkę miała na łóżku. Natomiast w drugim policja zastała zamknięte drzwi. Był to apartament, który – jak się okazało na miejscu – wynajął niejaki Hans Schmidt dla „młodej kobiety należącej do jego rodziny”. Gdy policjanci weszli do środka, odkryli ślady krwi na podłodze i ścianie oraz kufer, a w nim – dopiero co umyte narzędzia – nóż rzeźnicki oraz piłę ręczną. W mieszkaniu znajdowały się też kajdanki oraz listy do Anny Aumüller, które – jak się później okazało – były adresowane do domów jej pracodawców. W tym do parafii św. Bonifacego na 42 ulicy. Policja zaczęła przepytywać osoby zatrudniające ofiarę. Zaczęli od domów prywatnych. Nikt bowiem nie podejrzewał, że w całą sprawę może być zamieszany ksiądz. Wiadomo – księża to przecież porządni ludzie. Śledczy zebrali sporo informacji o samej Annie i dowiedzieli się, że była 21letnią sprzątaczką, która do Nowego Jorku trafiła pięć lat wcześniej z Austrii. Ale nie mogli znaleźć jakiegokolwiek podejrzanego. Przynajmniej
do czasu, gdy udali się pod ostatni z odnalezionych adresów – do proboszcza „od Bonifacego”. Wprawdzie początkowo i tam nic nie zapowiadało przełomu w śledztwie, ale pod koniec rozmowy padło znajome nazwisko. Proboszcz wspomniał, że kobieta przestała pracować u niego wkrótce po tym, jak pożegnał się z wikarym... Hansem Schmidtem. Księdzem, który teraz pracował w innej parafii. U św. Józefa.
Ksiądz, fałszerz, morderca Hans Schmidt urodził się w 1882 roku w okolicach Frankfurtu. Do seminarium trafił za sprawą świętoszkowatej matki, która całe dnie spędzała na modlitwach i twierdziła, że jej syn jest dzieckiem wybranym przez Boga. I jako takie „specjalne” dziecko musi uczyć się Biblii (na pamięć) oraz modlić się często i gorliwie, co zresztą młody Hans robił bez najmniejszych oporów. Jako dziewięciolatek zbudował sobie w pokoju ołtarz, a ściany ozdobił stacjami drogi krzyżowej. Matka uszyła mu nawet małe... sutanny, w które od czasu do czasu się ubierał.
W czasie gdy jego rodzeństwo się bawiło, on ćwiczył mszę łacińską. W okresie dorastania zainteresował się chłopcami i – jak pisał Mark Gado, biograf Schmidta – utrzymywał kontakty seksualne z jednym z braci. Dla nikogo nie było zaskoczeniem, gdy jako 19-latek poszedł do seminarium w Mainz, gdzie dorabiał, grając po knajpach. Kościelną edukację skończył w 1906
lub 1907 roku, gdy wyświęcono go na księdza. Początkowo pracował w Niemczech, ale w 1908 roku trafił do USA. Najpierw do Kentucky, a następnie do Nowego Jorku. Detektywi odnaleźli go w tamtejszym kościele św. Józefa. Kiedy dowiedział się, że odwiedzili go policjanci, niemal zemdlał. Zaczął się trząść i zasłaniać dłońmi. Wytrawni dochodzeniowcy – którzy bynajmniej nie szli do Kościoła, by księdza aresztować – w kilka sekund zyskali pewność, że mają winnego. Ten jednak zaprzeczał, by znał Annę Aumüller. Przycisnęli go nieznacznie („No, dalej. Znamy prawdę! Przyznaj się!”) i ksiądz, zaledwie po kilku minutach, potwierdził. – Zrobiłem to z miłości. Poświęcenie należy uświęcać krwią – powiedział Schmidt, którego natychmiast zatrzymano. Dalsze zeznania oraz śledztwo rzuciły nieco światła na kontekst zbrodni oraz postać samego zbrodniarza. Schmidt poznał śliczną 21latkę podczas pracy u św. Bonifacego. Uwiódł ją. Wkrótce przeniesiono go do nowej parafii, która znajdowała się po drugiej stronie miasta. Nie przerwało to jednak romansu. Wkrótce zresztą romans zmienił się w... małżeństwo. Para skorzystała bowiem z tego, że „pan młody” mógł udzielać sakramentów. Zorganizowali ślub, w czasie którego ks. Hans Schmidt pobłogosławił związek swój i swojej kochanki – Anny Aumüller. Wszystko przebiegało bez większych problemów do czasu, gdy Anna zaszła w ciążę. To wtedy wielebny postanowił pozbyć się problemu i wynajął dla niej apartament, w którym zginęła. Przygotowując się do zabójstwa, kupił kilka przedmiotów: w tym piłę ręczną, nóż rzeźnicki oraz worki i papier pakowy, które chciał wykorzystać do pozbycia się dowodów. 3 września 1913 roku poszedł do apartamentu wynajętego dla swojej żony. Śpiącej kobiecie poderżnął gardło. – Nie wiedziała, co się stało – mówił policjantom. Następnie zajął się zwłokami. Wprawnie poćwiartował ciało – jeszcze w Niemczech przez kilka miesięcy
studiował chirurgię – oddzielając głowę i ramiona, oraz przeciął je w talii. Wszystko zapakował do worków oraz poszewki. Głowę zawinął w papier, a wszystko obwiązał sznurkiem. Bał się jednak, że całość będzie za lekka, poszedł więc pozbierać kamienie, które miały dodatkowo obciążyć „pakunki”. Po wszystkim zaniósł je nad rzekę Hudson, zapakował na łódkę, wypłynął na środek, gdzie nurt był najbardziej wartki, i wrzucał do wody. Chodziło o to, by nie wypłynęły przed dotarciem do oceanu. Wrócił do apartamentu, z którego wyniósł zakrwawiony materac i spalił go na podwórku. Później próbował zmyć plamy krwi, jednak nie zdążył tego zrobić, zanim policja wpadła na jego trop.
Bóg mi kazał! Postawiono go przed sądem, a prokuratura zażądała kary śmierci. Schmidt wprawdzie nie zaprzeczał swojej winie, ale obrońcy bronili go, twierdząc, że był niepoczytalny. Argumentowali, że kierowała nim nieokiełznana „żądza krwi”. A sam oskarżony z radością opowiadał, że zabił, ponieważ Bóg kazał mu poświęcić własne dziecko, oraz że tego właśnie wymagała miłość do Anny Aumüller. Oskarżyciele dowodzili natomiast, że wszystko to, co Schmidt zrobił, było dokładnie zaplanowane i o żadnej niepoczytalności nie może być w tym wypadku mowy. Tym bardziej że w czasie śledztwa okazało się, iż wielebny ma jeszcze drugie mieszkanie i żyje nie tylko
15
z bycia duchownym, ale też z udawania lekarza, przeprowadzania aborcji oraz z fałszerstw. Argumentowano, że nie chodzi o owładniętego religijną ekstazą wariata, tylko o mordercę, który z zimną krwią pozbawił życia młodą kobietę. To jednak nie przekonało przysięgłych. A przynajmniej nie przekonało wszystkich – a w wypadku przestępstw najcięższych werdykt musi zapaść jednomyślnie. Ława podzieliła się i z wynikiem 10 do 2 za, sędzia nie miał wyboru – musiał unieważnić proces. W drugim podejściu wszystko przebiegało bardzo podobnie. Oskarżenie i obrona sięgnęły po te same argumenty. Tym razem jednak sędzia poinstruował udających się na obrady ławników w następujący sposób: „Użyjcie swojego zdrowego rozsądku. Waszego doświadczenia z ludźmi. Zapamiętajcie, że nie każda forma umysłowej niesprawności może być wymówką dla przestępcy”. Pouczenie zadziałało. Tym razem obradowano zaledwie dwie godziny i jednogłośnie uznało księdza za winnego morderstwa. Tydzień później zarządzono, że Schmidt zasłużył na karę śmierci. Wykonano ją w 1916 roku w słynnym więzieniu Sing-Sing. ~ ~ ~ Skazano go tylko za jedno morderstwo, jednak prawdopodobnie nie było to morderstwo jedyne. Kilka lat przed sprawą Aumüller w piwnicy jednego z kościołów, w których pracował Schmidt, odnaleziono spalone zwłoki dziewięcioletniej Almy Kelmer. Za morderstwo skazano wówczas mężczyznę sprzątającego budynek, ale historycy, którzy zajęli się życiem Schmidta, sądzą, że to on był sprawcą. Zwłaszcza że zwłoki dziewczynki ktoś próbował poćwiartować przed spaleniem. Wielebny Schmidt mógł także zabić inne dziecko, gdy mieszkał jeszcze w Niemczech. Podejrzewano go, ale sprawy nigdy nie wyjaśniono, ponieważ wyjechał do Stanów Zjednoczonych. W czasie śledztwa odkryto także, że przygotowywał się do dokonania całej serii zabójstw. W drugim mieszkaniu, które wynajmował, odnaleziono cały plik pustych aktów zgonu. Jak się okazało – Schmidt planował dokonać serii mordów, których celem byłoby wyłudzenie pieniędzy od towarzystw ubezpieczeniowych. Nie zdążył tego zrobić tylko dlatego, że wcześniej go złapano. KAROL BRZOSTOWSKI
16
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
ZE ŚWIATA
CHLEB ZA KAMIEŃ Więzienie najbardziej przyjazne więźniom znajduje się na norweskiej wyspie Bastoy. Komfortowe warunki dla morderców i gwałcicieli wzbudzają wiele kontrowersji. Tymczasem wskaźnik recydywy wśród opuszczających ten przybytek jest najniższy w Europie – wynosi 16 proc. Dla porównania – w Anglii i Walii, jak obliczono kilka lat temu, ponad 70 proc., co przy średnich rocznych kosztach 40 tys. funtów (200 tys. zł) na każdego więźnia oznacza ogromne straty dla państwa. Jak wygląda odsiadka na Bastoy? Wszyscy pracują: uprawiają owoce i warzywa, zajmują się zwierzętami hodowlanymi, wykonują różne prace na terenie więzienia. Zarabiają równowartość około 30 zł dziennie. Dodatkowo przysługuje im dodatek żywnościowy o wartości około 350 zł na miesiąc. Tylko jeden posiłek dziennie wydawany jest na stołówce. Ponieważ więźniowie mają do dyspozycji dobrze zaopatrzony supermarket, kupują i jedzą co chcą. Oczywiście papierosów i alkoholu nie kupią. Jest za to kaplica, biblioteka… Skazańcy mieszkają w 4–6-osobowych domkach. Każdy ma swój pokój. Na terenie więzienia pracuje kilkudziesięciu strażników. Ich głównym zadaniem jest podliczanie więźniów: rano, dwukrotnie w ciągu dnia pracy i na koniec przed godz. 23 – zanim zostaną zamknięci w domkach. „Jeśli ludzi w więzieniu traktuje się jak zwierzęta, tak właśnie będą się zachowywać. Jeśli okazuje się im szacunek, nauczą się okazywać go innym” – przekonują strażnicy. „Wiemy, że jesteśmy więźniami, ale tu czujemy się jak ludzie” – dodają skazańcy. „Lokatorzy” innych więzień mogą się starać o przeniesienie do Bastoy, kiedy do odsiadki zostaje im najwyżej 5 lat. Decyduje nie rodzaj popełnionego wcześniej przestępstwa, ale przekonanie kuratorów, że więzień w przyszłości zechce żyć uczciwie.
ZASIŁEK NA FAJKI Życie bezrobotnego na Wyspach nie jest tak smutne jak u nas. Spółdzielnia mieszkaniowa w Manchesterze wystosowała oficjalne pismo do wszystkich bezrobotnych lokatorów. Zaapelowała o „rozsądne planowanie wydatków”, żeby nie mieli problemów z opłatami za mieszkanie. Sensowna rada uraziła obywatelkę Tracey MacDonald. Kobieta wystąpiła w telewizji śniadaniowej i dzierżąc w dłoni „niestosowne” pismo, uroczyście oświadczyła, że nie ma zamiaru oszczędzać, a zasiłek – jak do tej pory – będzie wydawała na... papierosy i alkohol.
PSI OBOWIĄZEK Każdemu psu trzeba pobrać próbkę DNA. Jak narobi na chodnik, a właściciel nie sprzątnie, będzie wiadomo, kogo ścigać – wymyślił holenderski urzędnik.
To pomysł Pieta Boeijena. Chce, żeby właściciele psów zaprowadzili czworonogi do weterynarza na pobieranie próbek materiału genetycznego, które później trafią do centralnej bazy. Akcja ma być dobrowolna, ale każdy, kto się zdecyduje, będzie płacił mniejszy podatek za psa. Pomysł sprawdza się już w amerykańskim miasteczku Lebanon w stanie New Hampshire. Tam próbki DNA pobiera się także od kotów.
(NIE)ZIEMSKIE LODY W Tokio powstała restauracja, w której głównym składnikiem wszystkich dań jest... ziemia. Ale nie jest tanio!
żadne naukowe badania. Ale jak ktoś uwierzy... Śniadaniowa paczka kosztuje około 10 dolarów. „Seks to bardzo ważna i poważna sprawa” – przypomina Ehrilch.
RAK WE FRYTKACH Jedzenie potraw smażonych na głębokim tłuszczu sprzyja powstawaniu raka prostaty – zbadali angielscy naukowcy. Każdego roku na ten rodzaj nowotworu umiera na Wyspach około 10 tys. mężczyzn. Zachorowalność wzrasta. Często występuje w zmutowanych i szczególnie złośliwych formach. Winna jest głównie niezdrowa dieta – uznali uczeni. U mężczyzn w wieku od 35 do 74 lat dania poddawane bardzo wysokim temperaturom i wrzucane na głęboki tłuszcz (frytki, pączki, smażone w panierce mięso itp.), zjadane częściej niż raz w tygodniu powodują przyrost niebezpiecznych komórek rakowych o jakieś 30 procent. Jedynym wyjściem jest pożegnanie się z fast foodami i zdrowa dieta.
w tym, że w rosyjskim prawodawstwie – jeśli o przestępstwa seksualne chodzi – funkcjonuje tylko określenie „poszkodowana”. „Poszkodowanych” mężczyzn oficjalnie nie ma.
FABRYKA POEZJI Nawet najzwyklejszy robotnik potrzebuje duchowej strawy – do takiego wniosku doszli organizatorzy nietypowej akcji. W czterech portugalskich fabrykach – m.in. w produkującej części do parasoli – urządzono poetyckie przerywniki. W praktyce maszyny zatrzymywano, robiło się cicho, robotnicy siadali wygodnie, a na środek wychodził jakiś pan poeta. I czytał. Reakcje słuchaczy były ponoć fantastyczne. Akcja miała na celu urozmaicenie monotonnej roboty, a przy okazji zachęcenie monotonnie pracujących do czytania książek. Nie w każdym przypadku się to udało… „Cóż mogę poradzić na to, że gdy tylko zaczynam czytać, zaraz zasypiam?” – pyta retorycznie jeden z pracowników.
ZUŻ(U)YTY MOST ZABAWA BEZ FAJEREK
Chodzi o knajpkę „Ne Quittez Pas” (fr. nie odchodź). Toshio Tanabe, właściciel, używa tylko najlepszej gleby. Takiej przebadanej w laboratorium, a następnie pieczonej w wysokich temperaturach i gotowanej. To, co zostaje, trzeba jeszcze przesiać – żeby oddzielić nawet najmniejsze ziarnka piasku – a później wymieszać z żelatyną. Powstaje „coś” o konsystencji kremu, które służy jako podstawa różnych potraw. Tanabe przyrządza m.in. zagęszczone ziemią zupy, risotto z takim dodatkiem i jeszcze lody na deser. Zdaniem konsumentów (stoliki trzeba rezerwować na tydzień naprzód) potrawy mają wyjątkowy, delikatny smak. Wielu specjalistów uważa, że są też zdrowe – glina wchłania roślinne trucizny, chroniąc układ pokarmowy. Ciekawe, co na to biedacy z Haiti, którzy z głodu dodają ziemię do placków kukurydzianych…
W Australii wprowadzili zakaz palenia świeczek na tortach urodzinowych. Domagał się tego tamtejszy Instytut Zdrowia. W ten sposób najłatwiej przenosi się zarazki – twierdzą autorzy raportu. Nie wiadomo, jak państwo planuje kontrolować, co dzieje się w prywatnych mieszkaniach. Zdmuchiwania urodzinowych świeczek na pewno nie będzie w przedszkolach, szkołach czy lokalach. A co z wkładaniem łapą opłatka do buzi?
NA WŁASNĄ RĘKĘ Brazylijscy lekarze nie zawsze pojawiali się na dyżurach. Ale mieli swój sposób na zaliczenie frekwencji.
Lekarka Thaunes Ferreira wyszykowała silikonowe odlewy palców swoich kolegów. Dzięki temu wynalazkowi można było oszukać czytnik biometryczny przy wejściu do budynku pogotowia w mieście Ferraz de Vasconcelos. Kobieta wpadła przez donos. Zeznała, że do zrobienia odlewów przymusił ją jej bezpośredni przełożony. Chciał w ten sposób chronić kolegów, którzy dorabiali wizytami u prywatnych pacjentów. Kolegów i swoją córkę, która – oficjalnie zatrudniona 3 lata wcześniej – nie przepracowała w placówce ani jednego dnia.
DUCHY CZY PROJEKCJE? TAXI SEXI Taksówkarze z Petersburga żądają ochrony od państwa. Nie chodzi o morderców ani złodziei, ale o... molestujące ich pasażerki.
SEKSOWNE ŚNIADANIE Od samego rana powinniśmy mieć podwyższone libido – przekonuje Peter Ehrilch, producent nowych płatków śniadaniowych. Kanadyjczyk wymyślił Sex Cereal dla kobiet i dla mężczyzn. Te pierwsze to mieszanka imbiru, słonecznika, migdałów i nasion lnu. Żeby zrobić „męskie”, wymieszano czarny sezam, jagody, nasiona dyni i pyłek pszczeli. Nad płatkami pracował sztab dietetyków. Ich obiecanego efektu (wyrównany poziom hormonów i „poprawa jakości życia seksualnego”) nie potwierdziły
Mieszkańcy Indii uwielbiają żuć tytoń. Chociaż szkodzi on nie tylko im samym, ale nawet obiektom budowlanym! Chodzi konkretnie o most Howrah w Kalkucie. Codziennie przełazi przez niego około pół miliona pieszych. Często takich żujących tytoń właśnie, który – zużyty – wypluwają pod nogi. Takie przeżute resztki są żrące i osłabiają stalową konstrukcję – udowodniono. Plującym wlepia się mandaty. Zamiast stalowych płyt mają się też pojawić osłony z włókna szklanego.
– ustalili uczeni. Po prostu ustalenie takiej zasady pozwoliło stworzyć rozwinięte, wspierające się wspólnoty, bez dodatkowych konfliktów i mordobicia.
ODPŁATNA DRZEMKA Nie ma możliwości, żeby Chińczycy nie opanowali świata… W jednej z podstawówek w Zhuhai wprowadzono opłatę – karę za drzemkę w czasie przerwy obiadowej – informuje dziennik „Nanfang Zhuomo”. Dzieciom często zdarza się wtedy przysnąć, a ten czas można przecież wykorzystać efektywniej. Na przykład na odrabianie prac domowych – tłumaczą nauczyciele. Opłaty – na szczęście symboliczne, bo w wysokości 1 juana (ok. 45 gr) – zatwierdziło kuratorium oświaty. Choć drzemka jest ponoć bardzo zdrowa…
MĘSKA SOLIDARNOŚĆ
Kierowcy zbierają podpisy pod wspólną petycją. Panie bywają szczególnie natarczywe w imprezowe weekendy, kiedy – pijane, ale wciąż niezaspokojone – wracają do domu. „Niektóre klientki w przypadku niespełnienia ich seksualnych wymagań otwarcie nam grożą lub biją” – skarżą się kierowcy. Problem
Jak się okazuje, faceci rzadko podrywają żony czy dziewczyny swoich kolegów. Mimo że okazji nie brakuje. Sprawę zbadali naukowcy z University of Missouri w USA. Zauważyli, że panowie nie tylko nie mają ochoty bałamucić dziewczyn zajętych przez kolegów, ale jeszcze w ich obecności spada u nich poziom testosteronu. To wymyśliła sama ewolucja
W 2011 roku przez Japonię przeszło tsunami, które zabiło niemal 19 tys. ludzi. O takiej tragedii trudno zapomnieć. Coraz więcej japońskich psychologów i psychiatrów przyjmuje pacjentów, którzy twierdzą, że widzieli... duchy ofiar. Co ciekawe, większość widuje zjawy w tych samych miejscach – tam, gdzie kiedyś były sklepy czy inne miejsca pracy, ale zniknęły z powierzchni ziemi. „Według nas zjawiska takie jak widzenia duchów są w rzeczywistości psychicznymi projekcjami strachu i trosk, które związane są z tymi miejscami” – wyjaśnia psycholog Keizo Hara. Ale nie każdy „widzący” wyjaśnia to sobie zespołem stresu pourazowego. Coraz większą popularnością cieszą się egzorcyści. Do nich chadzają ci, którzy czują się nawiedzani we własnych domach. Nastrój grozy udziela się wszystkim. Wielu taksówkarzy odmawia kursów w miejsca, gdzie zniszczeń i ofiar było najwięcej – ze strachu, że do ich samochodu mógłby wsiąść pasażer widmo. Opracowała JUSTYNA CIEŚLAK
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Katolicy przyjęli wybór nowego papieża z ostrożną nadzieją na przełom w podejściu do przestępstw seksualnych popełnianych przez kler. W końcu nowy papież metrem jeździł... W zwykłym mieszkaniu rezydował, a nie w pałacu... Matko Boska, nawet sam za noclegi w Rzymie zapłacił i osobiście zabrał walizki z hotelu – już jako papież! Czy
nie różnił się od większości hierarchów w Argentynie i Watykanie. 22 marca pojawiły się doniesienia o przetłumaczonym na język angielski zapisie rozmów z kard. Bergogliem, które w roku 2010 prowadził rabin Abraham Skorka i które zostały wydane w postaci książki. Hierarcha prezentuje się tam jako zwolennik „opcji zerowej”, czyli zupełnego braku tolerancji wobec pedofilów.
Nowa miotła Kościoła? to oznacza nowe podejście także w innych dziedzinach? Czas pokaże. W świetle przeszłych zachowań kardynała Bergoglia rozpasany optymizm nie jest usprawiedliwiony. Oto dlaczego… Ksiądz Julio Cesar Grassi (na zdjęciu) był gwiazdorem archidiecezji Buenos Aires. Autentycznym celebrytą, sprawnie poruszającym się we współczesnym, świeckim świecie. Oswojony z mediami, młody i dynamiczny duchowny miał sieć bogatych sponsorów, którzy łożyli na katolickie szkoły, sierocińce, programy zawodowego szkolenia młodzieży ze społecznych nizin. Obsypywany pochlebstwami i nagradzany przez polityków, był oczkiem w głowie swego pryncypała, kardynała Bergoglia. Przemija jednak chwała tego świata... Dziś Grassi jest skazanym prawomocnie przestępcą seksualnym. W roku 2009 dostał wyrok 15 lat więzienia za molestowanie dzieci. Ale kapłan nie gnije w więzieniu, jest na warunkowym zwolnieniu dzięki energicznemu wstawiennictwu
swego szefa, który – mimo niepodważalnych dowodów – utrzymywał, że ks. Grassi jest niewinny. Przez kilka lat po skazaniu pupila Bergoglio odmawiał przyjęcia na audiencji ofiar swego „ulubieńca” i innych argentyńskich księży. Nie przyszło mu do głowy przepraszać za występki sług bożych ani oferować im zadośćuczynienie finansowe. Nawet w przypadkach, gdy sprawcy szli do więzienia, a nawet gdy inni hierarchowie argentyńscy potępiali ich czyny. Obrońcy praw człowieka twierdzą, że podczas 14 lat kierowania archidiecezją Buenos Aires kardynał Bergoglio nie podejmował żadnych zdecydowanych akcji po ujawnieniu przestępstw seksualnych popełnianych przez jego podwładnych, nie przepraszał też poszkodowanych. – Zachowywał całkowite milczenie – konstatuje Ernesto Moreau z działającego w Argentynie pod auspicjami ONZ Stałego Zgromadzenia ds. Praw Ludzkich. – Pod tym względem Bergoglio
Twierdzi, że rekomendował biskupom, by zawiadamiali policję po wykryciu przypadków molestowania seksualnego. Kardynał odniósł się do sytuacji panującej przez dekady w USA: „Rozwiązanie przyjęte w Stanach, tj. przerzucanie księży pedofilów do innych parafii, to głupi pomysł”. Trudno ocenić, czy kardynał zmienił podejście, czy też wysyłał apel: „Skupiajcie się na tym, co mówię, nie na tym, co robię”. Fakty są wymowniejsze od słów... Z pewnością prawdziwe intencje nowego papieża pokaże jego stosunek do kard. Bernarda Lawa, w którego bazylice Bergoglio modlił się po raz pierwszy już jako papież. Jeśli Law zniknie w jakimś klasztorze, będzie to oznaczało, że nowy szef Kościoła nie zgadza się z tym, by skompromitowany obroną pedofilii były arcybiskup Bostonu zachował synekurę prowadzenia jednej z najważniejszych świątyń w mieście. Jeśli Law będzie dalej brylował na watykańskich salonach, trudno się łudzić, że Franciszek stanie się nową miotłą w Kościele. PZ
Premier przeprasza za kler Rząd australijski oficjalnie przeprosił ofiary przymusowych adopcji dokonanych w latach 1951–1975. Ich inicjatorem i wykonawcą były kościoły oraz zakony. W wyniku wymuszanych adopcji, które były zalegalizowaną formą brutalnego kidnapingu, 225 tys. dzieci straciło matki. Odbierano je kobietom niezamężnym, które zaszły w ciążę (macierzyństwo pozamałżeńskie było uznawane za grzeszne i niemoralne). Kwestia opieki nad dziećmi i ewentualne zaniedbania nie miały nic do rzeczy, bo często zgodę na adopcję wymuszano, zanim dziecko się urodziło. „Matek nie informowano o przysługującym im prawie do odmowy, były poddawane presji i manipulowano nimi. Dawano im fałszywe gwarancje. W nieuczciwy, nieetyczny sposób zmuszano je do składania podpisów wyrażających zgodę, co było nielegalne, lub wręcz
We Francji liczba wyznawców Krk nie przestaje spadać. Można zaryzykować stwierdzenie, że we Francji Kościół katolicki doświadcza kryzysu niemal od 300 lat, czyli od czasów Oświecenia. Od czasu do czasu zdarzają się krótkie religijne odnowy, ale nie pozwalają one w żadnym stopniu
fałszowano ich podpisy na dokumentach. Matki skazywano na życie w bólu i cierpieniu” – mówiła premier Australii Julia Gillard. Wiele rodzicielek walczyło potem o zwrot dzieci przekazanych pobożnym, moralnym rodzinom mającym śluby kościelne, ale wmawiano im, że adopcje są prawnie nieodwracalne. Ich dzieciom fałszowano często metryki urodzin, wpisując nazwiska nowych „rodziców”. Podobnie jak w Kanadzie, gdzie niedawno rząd kajał się za odbieranie rodzicom małych Indian i Eskimosów i osadzanie ich w obozach reedukacyjnych prowadzonych przez zakony religijne – żadna instytucja religijna nie zabrała głosu, nie przyznała się do winy ani nie wyraziła skruchy. I podobnie jak w Kanadzie, rząd, przepraszając, dyskretnie przemilczał informację, że to głównie Kościół papieski jest odpowiedzialny za przymusowe adopcje. PZ
Mądra córka odrobić strat. Jeszcze 60 lat temu około 25 proc. katolików francuskich odwiedzało Kościół co niedziela. Teraz jest ich pięć razy mniej, a odsetek ten nie przestaje
spadać. Podobnie jak sama liczba osób deklarujących jakikolwiek związek z papiestwem. I tak „najstarsza córa Kościoła” rozstaje się z Rzymem. MaK
17
Kanapa na cmentarzu S
haron Carr chciała na grobie postawić pomnik mężowi, który zginął w samochodowym karambolu. Trafiła do sądu.
„Zawiadowca” cmentarza w Indianapolis, miejscowa archidiecezja katolicka, powiedziała „nie” projektowi Carr. Wdowa wymyśliła bowiem, że ma on mieć kształt kanapy, na której spoczywają: pies, jeleń oraz insygnia rajdów samochodowych NASCAR i drużyny sportowej Indianapolis Colts. Taka forma nagrobka miała odzwierciedlać zainteresowania denata. Słysząc odmowę archidiecezji, Sharon Carr zawrzała gniewem i pozwała Kościół do sądu. Oświadczyła, że
kiedy zamawiała pomnik i płaciła 9600 dolarów, nie wiedziała nic o ograniczeniach. Archidiecezja obstaje przy twierdzeniu, że nagrobek jest „świecki” i niestosowny, więc nie może stać na katolickim cmentarzu. Kontrowersje wywołały dyskusje i podzieliły wiernych, a nawet – jak utrzymuje Carr – księży. „Ale to trzeba było zrobić!” – powiedziała krewka wdowa. Niezależnie od wyroku wdowa może mieć też problemy z wykupieniem miejsca przy mężu. JF
Religijna recydywa G
dyby ludzie byli bardziej religijni, byłoby mniej przestępstw. Za prawdziwość takiej tezy dałby się porąbać niejeden proboszcz i bigot. Niestety, nauka znów zawiodła wiarę. Na łamach periodyku fachowego „Theoretical Criminology” kryminolodzy Mary Bosworth z Oksfordu oraz Simon Cole z Uniwersytetu Kalifornijskiego opublikowali właśnie wyniki badań przeprowadzonych w Atlancie. Badacze robili wywiady z recydywistami, zadając pytanie, jaki (jeśli w ogóle jakiś) wpływ na ich postępowanie ma religia. Okazało się, że ma, i to prawie dla wszystkich – umożliwia usprawiedliwienie przestępczego działania... „Bóg wybacza wszystkim, nawet tym, którzy w niego nie wierzą” – zapewnia 33-letni członek gangu, który ma na sumieniu kilka morderstw. 23-letni włamywacz
ukuł teorię, że okoliczności przestępstw usprawiedliwiają je: „Jezus wie, że nie miałem wyboru. On zdaje sobie sprawę, że mam w gruncie rzeczy dobre serce, ale musiałem to robić, aby przeżyć”. 25-letni diler narkotyków jest przekonany, że Bóg nie ma nic przeciwko temu, że złe rzeczy spotykają złych ludzi. „Jeśli obrabuję innego dilera albo pedofila, to się nie liczy przeciwko mnie, bo ja tylko wymierzam karę, jaką nałożył Jezus. To wola boska”. – Są podstawy, by uważać, że racjonalizacje i usprawiedliwienia na podłożu religijnym pełnią kryminogenną funkcję w podejmowaniu decyzji – konkludują badacze z Atlanty. PZ
W imię Buddy? W
yznawcy najbardziej pokojowej religii świata zgotowali swoim sąsiadom krwawą łaźnię.
Birma jest jednym z tych krajów Azji, gdzie ludność buddyjska stanowi większość. W ostatnich tygodniach po raz kolejny wybuchły tam zamieszki buddyjsko-muzułmańskie, których ofiarą padła przede wszystkim islamska
mniejszość. Zginęło ponad 30 osób, a tysiące straciły domy podpalone przez buddyjskich sąsiadów. Budda, który wzywał do współczucia wobec każdej istoty żywej, w grobie się przewraca… MaK
18
M
imo iż nowy monarcha absolutny watykańskiego państewka jest jezuitą, to bliższy mu od również jezuity, św. Franciszka Ksawerego, jest ponoć jego imiennik z Asyżu. Oddawanie przesadnej czci drugiemu z Franciszków, a przy tym komitywa z zakonami respektującymi jego regułę, kładzie cień na pontyfikacie argentyńskiego papieża już na samym jego początku. Rzecz nie tylko w tym, że żywot „biedaczyny” z Asyżu owiany jest niewiarygodnymi legendami, a bzdurne opowieści o tym, jakoby ptaki, a może i inne stworzenia miały słuchać jego kazań, należy włożyć między bajki. Mam na myśli przede wszystkim zbrodnie popełnione podczas II wojny światowej w Chorwacji przez zwolenników Adolfa Hitlera, franciszkanów właśnie, na bezbronnych Serbach, Żydach i Romach. Komendantem obozu zagłady w Jasenovacu, w którym zadano śmierć 120 tysiącom niewinnych osób, został franciszkanin Miroslav Filipović-Majstorović z zakonu braci konwentualnych, który lubował się w mordowaniu dzieci i kobiet poprzez podrzynanie gardeł i ciosy zadawane motyką. Nie ustępował mu, a w „wydajności” wręcz prześcignął, inny ojczulek z zakonu braci mniejszych, Peter Brzica, który jednego dnia – 28 sierpnia 1942 r. – ściął głowy 1360 ludziom. To jest właśnie franciszkańskie miłosierdzie. To jest umiłowanie ubogich i potrzebujących. 1 maja 1974 r. odsłonięto w Rzeszowie wzniesiony z funduszy społecznych Pomnik Walk Rewolucyjnych, wkrótce przypadnie zatem 39 rocznica tego wydarzenia. Twórca pomnika, wybitny rzeźbiarz prof. dr Marian Konieczny, opowiadał mi niedawno, jak to niecałe 2 lata temu odwiedził go prominentny przedstawiciel rzeszowskich bernardynów (odmiana franciszkanów), usiłując skłonić do napisania oświadczenia w sprawie wydania zgody na zburzenie monumentu. Artysta oniemiał
J
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Krew i brak honoru
Pomnik Czynu Rewolucyjnego w Rzeszowie
Nowo kreowany papież Franciszek miał ponoć oświadczyć składającym mu bałwochwalcze hołdy purpuratom, iż swoje niezwyczajne jak na ojców nieświętych imię przybrał na znak szczególnego przywiązania do św. Franciszka z Asyżu. na takie dictum, uznając chytry podstęp gwardiana za zdecydowanie zbyt bezczelny. Nawet jak na dzisiejsze czasy. Nawet jak na sojusz ołtarza z tronem. Zakonnicy z Rzeszowa zachowali się haniebnie. Jak można było zwrócić się do artysty, do twórcy, do rzeźbiarza, z propozycją, by zgodził się na unicestwienie własnego dzieła? Doprawdy, analogie ze zbrodniami chorwackich franciszkanów nasuwają się same, bo przecież Hitler, ich guru, protektor i idol, rozpoczynał właśnie od niszczenia dzieł sztuki, palenia książek, strącania pomników. Bezczelność bernardynów dowodzi m.in. tego, że nie ma dla nich znaczenia człowiek świecki (choćby był światowej sławy artystą) i niczym jest dla nich dzieło sztuki (o ile nie przedstawia Chrystusa, jego matki, pomniejszych świętych czy aniołków wymyślonych dla
eszcze 3, 4, 5 lat temu nie marzylibyśmy nawet o tego rodzaju spotkaniu w tym miejscu – tymi słowami poseł Robert Biedroń (RP) rozpoczął swoje przemówienie na międzynarodowej konferencji „Wolność ekspresji dla osób LGBT”, która odbyła się 19 marca br. w Sejmie. W połączeniu z obradami Komisji ds. Równości i Niedyskryminacji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, mającymi miejsce dzień wcześniej, stanowi ona istotny krok na drodze do walki z homofobią w Polsce i Europie. Jak wiele jest jeszcze do zrobienia w tej materii, znakomicie ilustrowała zademonstrowana przez posła mapa, dzieląca nasz kontynent na 2 części. Zielonym kolorem zaznaczono kraje, w których respektowane są prawa mniejszości homoseksualnych, zaś na czerwono – tzw. Europę B, w której geje i lesbijki nadal muszą walczyć o równe traktowanie. Nie było
ogłupiania wiernych). Jako że bernardyni należą do rodziny zakonów franciszkańskich, pragnę ze spokojem powiadomić ich, że żadnego prawa do decydowania o losach pomnika nie mają. Także przez wzgląd na ich „duchowe” pokrewieństwo z chorwackimi zbrodniarzami również franciszkańskiej reguły. Zdumieniem i niesmakiem napawa mnie bogobojne postępowanie jakoby lewicowego prezydenta miasta Rzeszowa – Tadeusza Ferenca. To on bowiem był głównym sprawcą podjęcia 11 lipca 2006 r. przez Radę Miasta Rzeszowa uchwały nr LXI/172/2006, mocą której wyrażono zgodę na sprzedaż gruntu konwentowi oo. bernardynów w Rzeszowie wraz z zastosowaniem 99-procentowej bonifikaty. Jak informuje mnie z upoważnienia prezydenta Rzeszowa sekretarz miasta Marcin Stopa
(pismo z 10 maja ub. r., ORA-K. 1431.63.2012), w oparciu o przywołaną uchwałę spisano 13 listopada 2006 r. akt notarialny, Rep. A. 617/2006, stanowiący dowód zbycia przez Miasto Rzeszów ślubującym ubóstwo, a słynącym z pazerności braciszkom nieruchomości oznaczonej jako działka nr 583/1 w obr. 207 – najatrakcyjniejszej parceli w samym centrum miasta. Działkę tę, o powierzchni 6807 m2, sprzedano za śmieszną kwotę 27 340,20 zł brutto. Na tej właśnie parceli stoi Pomnik Walk Rewolucyjnych, który z tytułu wspomnianego aktu notarialnego stał się własnością konwentu owych braci mniejszych. Sąsiadujący z monumentem zakonnicy w brązowych habitach ani myślą dbać o jego wygląd, uprzątać otoczenie, oczyszczać z ptasich odchodów, odśnieżać i odświeżać. Z relacji prof. Koniecznego wynika jasno, że celem konwentu jest unicestwienie unikalnego dzieła sztuki. Mściwy kler wspomagają w tym względzie służalczy prawicowi dziennikarze lokalnych gazet. Kilka tygodni temu podjudzony przez nosicieli habitów student postulował na łamach jednego z akademickich
Tęczowa demokracja zaskoczeniem, że granica przebiegała zgodnie z tradycyjnym podziałem na Europę Zachodnią i Środkowo-Wschodnią. – Mamy nadzieję, że pewnego dnia cała Europa będzie zielona – skomentował Biedroń. Jednym z czynników, który pomoże „zazielenić” mapę, jest prawo do wolności zgromadzeń. Poseł Biedroń argumentował, że da ono osobom LGBT (lesbijki, geje, biseksualiści i ludzie transpłciowi) poczucie bycia członkami tego samego społeczeństwa, pomoże przełamać wyobcowanie i samotność, jaka charakteryzuje osoby homoseksualne z małych miast i wsi, zbuduje wspólną tożsamość (także w oczach mediów) oraz wykorzeni nieuzasadniony wstyd, jaki odczuwa wiele osób LGBT.
Przeszkody, które trzeba przezwyciężyć, aby wolność zgromadzeń osób LGBT przestała być szczytnym hasłem, a stała się rzeczywistością, to m.in. ograniczenia administracyjne, brak współpracy z policją (jej rolą jest ochrona, a nie rozbijanie pokojowych demonstracji) i akty przemocy, na przykład ze strony kibiców. Swój udział w kreowaniu atmosfery wokół osób LGBT mają także politycy posługujący się homofobicznym językiem. Ostatnio – chociażby Wałęsa. Najefektywniejszym narzędziem w walce o wolność zgromadzeń jest prawo, zarówno na poziomie międzynarodowym (art. 12 Karty praw podstawowych, art. 11 Europejskiej konwencji praw człowieka), jak i krajowym. Jednak nie zawsze jest ono przestrzegane,
czasopism, by pomnik zburzyć, a na jego miejsce postawić nowy monument, tym razem poświęcony podejrzanej konduity osobnikowi, wysławianemu obecnie jako jeden z „żołnierzy” słusznie wyklętych. Obrony Pomnika Walk Rewolucyjnych – najbardziej znanego symbolu Rzeszowa i jednego z najcenniejszych przykładów nowoczesnej rzeźby monumentalnej w Polsce – podjęło się zarejestrowane 29 sierpnia 2012 r. Stowarzyszenie „Save the Pippa”, utworzone z inicjatywy Dariusza Dziadzi, jego obecnego prezesa, posła Ruchu Palikota. Na konferencji prasowej, zorganizowanej 18 marca br. u stóp pomnika, zaprezentowano plany stowarzyszenia zmierzające w pierwszej kolejności do odebrania pomnika władającym nim zakonnikom i przywrócenia jego własności społeczeństwu. Skoro monument ten wznoszony był ze składek rzeszowian, z ofiarności tak osób indywidualnych, jak i kolektywów pracowniczych, nie może ani rada miasta, ani „lewicowy”, a w praktyce uwieszony u biskupiej klamki prezydent oddawać go byle komu za byle pieniądze. Skoro miasto wspaniałomyślnym gestem odstąpiło zakonnikom pomnik za 1 proc. jego wartości, „Save the Pippa” gotowe jest – również za 1 proc. wartości – odkupić go i roztoczyć nad nim wszechstronną opiekę. Słowo „bernardyn” ma co najmniej dwa znaczenia. Po pierwsze, oznacza rasę psa słynącą z oddania i bezinteresownego bohaterstwa w niesieniu pomocy (najsłynniejszy bernardyn, Barry, miał zginąć podczas odkopywania na przełęczy św. Bernarda czterdziestej pierwszej uratowanej przez siebie osoby). Po drugie, oznacza gatunek zakonnika słynącego z chciwości, która objawia się w częstym wyciąganiu rozcapierzonej dłoni – a to po datki wiernych, a to po nieruchomości, którymi hojnie, a z naruszeniem wszelkich możliwych zasad szafują władze gmin. Zdecydowanie wolę psa. Dr Maciej Kijowski
i wtedy właśnie należy stanowczo reagować. – Jesteśmy za to odpowiedzialni, bo jako członkowie Rady Europy zobowiązaliśmy się do ochrony demokracji i praw człowieka – apelował do zebranych na sali polityków poseł Biedroń. Publikacja sprawozdań, odwiedzanie krajów, w których prawa osób LGBT są zagrożone, negocjacje, odwołania do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, wspieranie organizacji pozarządowych – to tylko niektóre z instrumentów przeciwdziałania wykluczeniu. Poseł Ruchu Palikota podkreślił, że politycy mają większą moc sprawczą – poprzez dostęp do mediów, wpływ na edukację, rozmowy z samorządami, szkolenie policji, a przede wszystkim poprzez zwalczanie mowy i przestępstw nienawiści. Ponadto mogą zmienić społeczeństwo po to, by w pełni wykonywać art. 11 konwencji, który mówi, że każdemu przysługuje prawo stanowiące papierek lakmusowy demokracji – prawo do zgromadzeń. Ruch Palikota
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
LISTY Franciszek zamieszał Ojciec Święty Franciszek (po wyborze na papieża każdy z automatu jest święty) narobił sporo zamieszania głoszeniem ubóstwa w Kościele. Dotychczas bieda zawsze kojarzyła się z ludem, a nie z hierarchami Kościoła. Biskup Wojciech Polak w rozmowie przeprowadzonej z dziennikarzami – Stanisławem Karnacewiczem i Pawłem Rozwodem (wiadomości – Wirtualna Polska z 30.03.2013 r.) – zaznaczył, że Kościół nie jest jedną z organizacji charytatywnych – jego najważniejszym zadaniem jest głoszenie zbawienia i Ewangelii. Dodał przy tym, że Kościół solidaryzuje się z ludźmi ubogimi… w sferze duchowej. Gdy chodzi o konkretną pomoc, to są inne organizacje charytatywne, które zrobią to czasami lepiej niż Kościół, bo są do tego powołane. Głos zabrał również kard. Nycz podczas mszy rezurekcyjnej. Prawił o godności człowieka i wartości życia od poczęcia do naturalnej śmierci, eutanazji, a także o małżeństwie. Podkreślił również, że chrześcijańskie sumienia są „tłamszone”, gdyż od posłów wymaga się, aby głosowali niejednokrotnie wbrew swemu sumieniu. Narzuca się też dyscyplinę głosowania, co jest niedopuszczalne w sprawach wartości i moralnych. Stosując taką definicję, należy uznać, że księża i biskupi również „tłamszą” sumienia, wskazując przed wyborami, na kogo należy głosować. Prześladowania i tłamszenie sumień najlepiej można zobrazować na przykładzie programu państwowej TVP1 w dniu 31.03.2013 r.: godz. 6.55 – Święty Piotr; 8.40 – film dokumentalny o cudach; 10.15 – Msza św.; 12.35 – Papież Franciszek; i tak do 13.05. Jeżeli kardynał Nycz miał na myśli między innymi taki rodzaj „tłamszenia”, to najzupełniej się z nim zgadzam, gdyż 6 godz. i 10 minut to zbyt długie katowanie telewidzów nawet na takie święto jak Wielkanoc. Ivo
Młodzieżowe wszy Takie ugrupowania narodowe jak NOP, ONR czy Młodzież „Weszpolska” urosły w siłę, ponieważ miały duże wsparcie ze strony PiS. Obecnie Kaczyński chyba zaczyna zauważać swój błąd, bo wychodzi na to, że uczeń zaczyna przerastać mistrza, i te narodowe ugrupowania zaczynają być konkurencyjne dla PiS-u, a nie są jego sprzymierzeńcem, jeśli idzie o wyborców. Obawiam się jednak, że Kaczyński obudził się za późno. W normalnych czasach byłaby szansa na ich zmarginalizowanie w krótkim okresie, ale obecnie mamy kryzys. Jak wiemy, kryzys jest pożywką dla
takich skrajnie nacjonalistycznych ugrupowań; ich populizm trafia na podatny grunt. Wcześniej mieliśmy już coś podobnego z Samoobroną Leppera, który w trudnych dla społeczeństwa czasach trafiał ze swoim populizmem do dużej części społeczeństwa, ba, dostał się nawet do parlamentu i brał udział w rządzie. Po wejściu naszego kraju do UE sytuacja się poprawiła, Lepper stracił rację bytu i odszedł. Gdyby obecny kryzys szybko się
SZKIEŁKO I OKO niewygodny dla wszystkich czterech partii: SLD, PSL, PO, PiS, które okopały się na swoich pozycjach w Sejmie od dziesięcioleci i mają nadzieję, że RP podzieli los Samoobrony i LPR. Bronią zaciekle dostępu do korytka i zwalczają konkurencję, jaką jest niewątpliwie RP. Ugrupowania te połączyło wspólne opluwanie i plują jeden przez drugiego, nawet pani Joanna Senyszyn, moja ulubiona felietonistka z „FiM”, nie odpuszcza; może taka dyrektywa
pewne zastrzeżenia, jeśli chodzi o walkę o świeckie państwo Urbana i prof. Senyszyn. Urban nie miał innego wyjścia po upadku PRL. Był powszechnie znienawidzony za głoszenie kłamstw jako rzecznik prasowy komunistycznego reżymu i chcąc się ratować, założył tygodnik ,,Nie”. Nie było to dobrowolne i patriotyczne przedsięwzięcie. Prawdą natomiast jest, że prof. Senyszyn głosi ideały państwa świeckiego, jednak jej przynależność jako działaczki do politycznego skansenu SLD świadczy o przywiązaniu do formacji politycznej, której działacze nie byli i nadal nie są zwolennikami świeckiego państwa oraz lewicowych idei. Przywileje kleru, służalcza wobec niego postawa władz państwowych i samorządowych w czasach rządów SLD to ,,zasługa” w dużej mierze prawicowych i religijnych hipokrytów z tego środowiska. Zygfryd z Grudziądza
Cywilizacja okrucieństwa zakończył, to podobny los może spotkać owych narodowców, ale gdyby trwał dłużej, to oni mogą jeszcze urosnąć w siłę, która w przyszłości może zacząć odgrywać u nas znaczącą rolę. Samoobrona w porównaniu z narodowcami to mały pikuś – oni są dużo bardziej niebezpieczni niż Lepper i już powinno się zacząć myśleć, jak im się przeciwstawić, bo jutro może być za późno. J.F.
Nowa nagonka Jeszcze raz uważnie odsłuchałem „Kropkę nad i”, aby zrozumieć nową nagonkę na Ruch Palikota i jego przewodniczącego. W całym programie Janusz Palikot może trzy razy powiedział o wcześniejszej inicjacji seksualnej młodzieży; że wiek ten obniżył się do 13 lat. Stwierdził to po prostu – jako istniejący fakt. To Monika Olejnik zadała pytanie, czy Palikot chciałby, aby jego 13-letnia córka współżyła z mężczyzną o 20 lat starszym. I teraz to Olejnik kłamie, wmawiając, że takie słowa padły z ust Palikota. Być może to jest jej kara za to, że Palikot nie zachwycał się nowym papieżem? Bo sama Pani Monika jest wniebowzięta wspaniałością Franciszka. Henry
Płaszcze dla Palikotów Od dłuższego czasu obserwuję w mediach głównego nurtu zmasowany atak słowny na członków Ruchu Palikota, a w szczególności na Janusza Palikota. Opluwanie przy każdej okazji ma na celu zdyskredytowanie Ruchu Palikota i jego przywódcy oraz uniemożliwienie RP wejście do Sejmu po następnych wyborach parlamentarnych. RP jest
z góry? Mam taki pomysł, żeby wszyscy członkowie i członkinie RP poruszali się w Sejmie w płaszczach lub pelerynach przeciwdeszczowych o zabarwieniu pomarańczowym – dla ochrony przed plującymi (pawianami). Jarzy Zabielski, Gdańsk
Pieprzenie polityków Zaskoczył mnie agresywny atak prof. Joanny Senyszyn na Janusza Palikota w ostatnim wydaniu ,,FiM” (13/2013). Nie mam zamiaru bronić Janusza Palikota, bo większość zarzutów prof. Senyszyn pod jego adresem popieram. Sam go krytykowałem na łamach ,,FiM” za sprzedajne poparcie wydłużenia wieku emerytalnego przez Donalda Tuska. Profesor Senyszyn zarzuca Palikotowi, że „nie po raz pierwszy Palikot pieprzy, ale teraz obrona tego oralnego ataku ma służyć odchamianiu polityki”. Z mojej wieloletniej obserwacji poczynań polityków wynika, że większość z nich nic nie robi dla dobra społeczeństwa, tylko ciągle pieprzy o byle czym. Na przykład w programie ,,Kropka nad i”, w którym pseudogwiazda polskiego dziennikarstwa Monika Olejnik to ich pieprzenie usiłuje ,,wciskać” telewidzom. Taki dyletancki program nie służy merytorycznemu dyskursowi politycznemu i jest zarzewiem niepotrzebnych sporów o sprawy nieistotne dla społeczeństwa. Gośćmi tego programu bywają z wielką ochotą również prof. Senyszyn i Janusz Palikot. Profesor Senyszyn zarzuca Palikotowi, że nie jest w awangardzie walki o świeckie państwo, że nie stworzył żadnej nowej koncepcji, a jedynie powiela istniejące. I dodaje, że prawdziwa awangarda to Urban, Kotliński, a z polityków choćby ona sama. I tu mam
Podzielam przekonanie, że Krk jest „prawdziwą cywilizacją śmierci” („FiM” 11/2013), ale uważam, że jest to określenie stosunkowo łagodne. Krk w robieniu z Boga sadysty zapędził się tak daleko, że uznał Jahwe za Boga zbyt łagodnego, chociaż niektóre fragmenty Biblii przedstawiają go jako bezwzględnego kata. Uznał, że najwyższa kara biblijna, czyli śmierć bez możliwości zmartwychwstania, to za mało. Okrucieństwo biblijnego Boga, który skazuje na wieczną śmierć, do pięt nie dorasta okrucieństwu Trójcy Świętej w wersji katolickiej, która skazuje na wieczną superdepresję w piekle. Można zatem śmiało powiedzieć, że cywilizacja stworzona przez Krk jest cywilizacją najwyższego okrucieństwa. Irena Matejek
Moderatura Na stronie internetowej „Wprost” chciałem wziąć udział w debacie dotyczącej wypowiedzi p. Ewy Wójciak, która niezbyt pochlebnie wyraziła się o naszym nowym, ukochanym papieżu. I napisałem, co następuje: „Najeździła się kobieta po świecie i myślała, że u nas też już jest Europa. A tu w dalszym ciągu Orient i święte krowy, które nie podlegają żadnej ocenie. Tymczasem pani Wójciak użyła jednego ze słów z bogatego repertuaru p. Głódzia...”. Następnie kliknąłem na „Wyślij”, a za moment pojawiła się pod moim (niedoszłym) komentarzem informacja czerwoną czcionką: „Treść komentarza została odrzucona – wulgaryzmy”. I teraz nie wiem, co w tym krótkim tekście było dla cenzora (obecnie nazywany jest elegancko „moderatorem”) wulgarne. Czyżby nazwisko Głódź?! W. Galant
19
Trójca niepojęta W pieśni wielkopostnej śpiewa się: „(…) wisi na krzyżu Pan, Stwórca nieba”. Jestem osobą dociekliwą, więc zapytałam księdza, jak to jest naprawdę. Bo przecież to Syn Boży, a nie sam Bóg wisiał na krzyżu. Syn Boży, ten umiłowany, w którym Ojciec miał upodobanie tak wielkie, że skazał go na męczeńską śmierć. Ksiądz odpowiedział, że Bóg, Jezus i Duch Święty to jedna i ta sama osoba. Wobec tego nasuwa się kolejne pytanie: dlaczego Jezus modlił się do Boga, czyli swojego ojca? Czyż tym samym nie modlił się sam do siebie? Bo przecież według nauki Kościoła cała tzw. Trójca Przenajświętsza to jedna i ta sama osoba. Czy zatem Jezus, będąc Bogiem, nie mógł odsunąć od siebie „tego kielicha”? Dlaczego prosił o to Boga? Czegoś tu nie rozumiem… A teraz kilka słów na temat relikwii. Ostatnio „Gazeta Krakowska” rozpisywała się o tych cudownych szczątkach świętych: tu kawałek kości, tam czaszka itp. Mam wobec tego pytanie: czy to nie jest bezczeszczenie zwłok? A może relikwie to tylko pic na wodę – wystarczy przecież naiwnym wiernym powiedzieć, że to fragment ciała świętej/świętego, a całe rzesze będą się do „tego” modlić, nie mając pewności, czy to aby nie kawałek świńskiej kości. O cudownie rozmnażanej krwi papieża już wiemy. Tak więc religia pozwala na rozkawałkowanie zwłok świętej/świętego, natomiast nie zezwala na rozrzucenie prochów, na przykład we własnym ogrodzie. A dlaczego? Bo klecha na pogrzebie nie zarobi! A czy to nie my sami powinniśmy decydować o tym, co się z nami stanie po śmierci?! I na koniec wspaniały katolicki zwyczaj: jest Wielka Sobota, święcenie pokarmów, przed ołtarzem wystawiony krzyż z wizerunkiem cierpiącego Jezusa, a obok krzyża co? Koszyk na kasę, a jakże! A przed krzyżem kolejka wiernych na kolanach. I najlepsze: wszyscy po kolei całują wizerunek Jezusa. Doprawdy, bardzo higieniczne. Żadnej owieczce (nie będę się brzydko wyrażać, choć co innego mam na myśli) nie przychodzi do głowy, ile na tym krzyżu jest zarazków. Choć… zaraz, zaraz. Jeśli krzyż został skropiony cudowną wodą święconą, to z pewnością ma moc oczyszczającą. Oznacza to, że zmywa wszelkie zarazki! MBS
Radio „FiM” nadaje! Szukajcie nas i włączajcie na stronie www.faktyimity.pl. W czwartek i piątek audycję rozpoczynamy, tradycyjnie już, o godzinie 12. Telefonujcie do nas bezpośrednio na antenę pod numer 695 761 842.
20
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
P
apieże potrydenccy byli zainteresowani misjami rozumianymi jako nawracanie pogan i innowierców. Wbrew interesowi hiszpańskiego i portugalskiego patronatu, którego celem było całkowite podporządkowanie wszelkich misji władzy królewskiej, papież Grzegorz XV ustanowił w 1622 r. Kongregację Propagandy Wiary. Świat podzielono na 13 okręgów: 8 w Europie oraz 5 w krajach pozaeuropejskich. Polska należała do okręgu, który obejmował kraje innowiercze: Szwecję, kraje bałtyckie i Rosję. Kraje pogańskie podzielono na trzy okręgi, a obejmowały one Bliski i Daleki Wschód, całą Amerykę i Afrykę. Utworzenie Kongregacji i rozmaite zmiany nie uratowały jednak misji katolickich w Afryce. Duży wpływ na to miało załamanie się politycznej dominacji krajów patronatu: Hiszpanii i Portugalii.
faktyczna stagnacja, a ostatecznie całym katolicyzmem wstrząsnęła do głębi Wielka Rewolucja Francuska. Europejska rywalizacja kolonialna, handlowa i religijna miała ogromny wpływ na życie Afrykańczyków. Tradycyjne instytucje plemienne przystosowywały się do handlu niewolnikami, tworząc złożone organizacje handlowe, a wprowadzenie broni palnej zachęcało do powiększania terytoriów. Tak było w przypadku konfederacji Aszanti (Złote Wybrzeże) na terytorium obecnej południowej Ghany, które to imperium, rozwijając się przez całe stulecie, pokonało swoich rywali, a około 1800 r. zagroziło nawet europejskim pozycjom na wybrzeżu. W XVIII w. imperium Aszanti ze stolicą Kumasi wyrosło z konfederacji miast-państw, tworząc najpotężniejsze imperium feudalne w Afryce Zachodniej, słynące
Do XIX w. niemal wszystkie katolickie misje w Afryce upadły. Brytyjskiemu panowaniu w Afryce Zachodniej zagroziło imperium Aszantów.
Papież Grzegorz XV
Jak chrzczono Afrykę Misjonarze niezmiennie też, czyli despotycznie, podchodzili do tubylców – nie szanowali ich godności ani własności. W oczach misjonarzy Afryka przedstawiała się jako kontynent, który czeka na odkupienie, a mit „dobrego dzikusa” z rzadka tylko skłaniał misjonarzy do bratania się z tubylcami. Jerome de Montesarchio, kapucyn prowadzący misje w Kongu (XVII w.), opowiadał: „Na swojej drodze natrafiłem na wiele bożków, które wrzuciłem do ognia. Właściciel tych bożków, Nganga Ngombo, czyli czarownik, bardzo się rozgniewał. Aby go uciszyć za pomocą upokorzenia, powiadomiłem go, że jeżeli będzie dalej trwał w gniewie, postaram się o to, aby jego samego spalono razem z jego bożkami”. Skuteczność misji zabił również handel niewolnikami. Obłudny Kościół katolicki potępiał tylko pewne jego aspekty: przede wszystkim zabraniał sprzedawać Murzynów heretykom, bo katolikom – zezwalał. Dlatego z początkiem XIX w. upadły wszystkie misje z wyjątkiem kilku słabych grup w takich miejscowościach jak Quidah i Elmina (Dahomej i Ghana) oraz w Angoli i Mozambiku. Afrykanie nie pokochali również katolickiego Jezusa z Fortu Jesus w Mombasie (południowo-wschodnia Kenia). Miejsce to stało się w 1729 r. twierdzą Arabów wyznających mahometanizm. W XVIII w. nastąpiła
ze swojego złota. Konfederacja podporządkowała sobie niemal wszystkie państwa Złotego Wybrzeża, rezerwując dla siebie kontrolę dróg handlowych łączących wybrzeże z regionem łuku Nigru. Konflikty, walki, oblężenia i represje były w tym regionie nieodłączną częścią stosunków afrykańsko-europejskich przez kilkaset lat. Często zwyciężał interes handlowy. Aszanti stali się potężni, bo kupowali broń za złoto i niewolników. Europejczycy, zarówno Portugalczycy, jak i Holendrzy, płacili miejscowym królom czynsz za forty, które zbudowali, a z drugiej strony sami nakładali na Afrykanów podatki na ich rybołówstwo i zabraniali utrzymywania kontaktów handlowych z kimś innym. Aszanti stawili silny opór próbom podbicia ich przez Europejczyków – Portugalczyków, Duńczyków, Holendrów, a potem jeszcze Brytyjczyków. Bronili, i to pod każdym względem, swojej niezależności – politycznej, terytorialnej oraz religijnej. Pisano o nich w 1680 r., że „mają takie usposobienie, że nie zniosą niczego narzuconego im przez Europejczyków”. Afrykanie dobrze zdawali sobie sprawę z roli misjonarzy w kolonialnym „rozdrapywaniu” Afryki. Kiedy radzie Aszantów przedstawiono Nowy Testament, ta zadeklarowała: „Słowo to od Boga pochodzi i winno być trzymane w tajemnicy. By nie zagroziło ustalonemu porządkowi”.
Jeden z wodzów, opisując smutne doświadczenia, bardzo trafnie scharakteryzował funkcję misjonarzy. „Oto zjawia się wśród nas biały człowiek – nauczyciel lub duchowny – i pozwalamy mu zbudować dom. Wkrótce przyłącza się doń jeszcze dwóch białych, a potem jeszcze kilku. Z biegiem czasu wkrada się do naszego kraju armia, która podporządkowuje sobie naszych wodzów i wprowadza władzę białych”. Inny z wodzów ukuł aforyzm: „Na początku pojawia się misjonarz, potem konsul, w końcu wojsko”. Imperium Aszanti przewodził władca tytułowany Asantehene. Do najbardziej pamiętnych postaci historii afrykańskiej należy Osei Kofi Tutu I, założyciel konfederacji (została urzędowo sformułowana w 1701 r.). Wielką rolę odgrywała również władczyni-matka, z której radami władca musiał się liczyć. Miała ona swój własny sztab wyższych urzędników i doradców. Władca był wybierany za radą władczyni-matki. Imperialna Anglia żądała od Aszanti takich uprawnień, jakie uzyskuje się w wyniku podboju. Domagała się również całkowitej wolności działania dla misji chrześcijańskich, bo doceniała znaczenie oddziaływania psychologicznego na Afrykanów. Doprowadziło to do licznych wojen Brytyjczyków z Aszanti, a walki toczyły się jeszcze na początku XX w. W 1821 r. rząd brytyjski anektował forty na Złotym
(14)
Wybrzeżu i podporządkował je administracyjnie gubernatorowi Sierra Leone. Jednak w styczniu 1824 r. brytyjski oddział został rozgromiony, a gubernator zabity. Wielu wodzów uznało protekcję Anglii, co zapoczątkowało przekształcanie Złotego Wybrzeża w kolonię angielską. Działalność misyjną wśród tubylców prowadziło angielskie Towarzystwo Propagandy Pisma Świętego (pierwszą stację misyjną założono już w 1752 r.), a począwszy od lat 40. XIX w. najbardziej aktywni stali się misjonarze metodyści, których głównym ośrodkiem był zamek Christianborg w pobliżu Akry. W głąb kraju zapuszczali się misjonarze Bazylejskiego Ewangelickiego Towarzystwa Misyjnego, ściśle związanego z niemieckimi kościołami protestanckimi. Pod koniec lat 60. XIX w. Towarzystwo mogło się pochwalić nawróceniem 1850 Afrykanów. Sukces zapewnić miało utworzone w 1848 r. seminarium, którego zadaniem było kształcenie niższych duchownych dla ludności tubylczej, jednakże akcja chrystianizacyjna natrafiała na zdecydowany opór plemion afrykańskich. Główne walki rozgorzały w 1873 r. Aszanti walczyli po bohatersku, lecz nie mogli dorównać angielskiemu systemowi militarnemu i łączności. Kolumny angielskie, wsparte przez lenne plemiona afrykańskie, wkroczyły w głąb ich ojczyzny i po zaciekłych walkach odniosły
zwycięstwo. Kumasi zdobyto i spalono. W 1874 r. rząd brytyjski formalnie zamienił przybrzeżne regiony na Kolonię Złotego Wybrzeża. Imperium Aszanti upadło. W 1896 r. podczas kolejnej wojny z Anglikami Afrykanie zakopali w ziemi swój złoty tron („Złoty stolec” – Sika dwa), aby nie dostał się w ręce najeźdźców. Według wierzeń sprowadzono go z niebios, a mieścił jakoby w sobie dusze narodu Aszanti. Był ponadto wcieleniem bogów i przodków – symbolem ciągłości narodu i jego siły. Wierzono, że Aszanti przestaliby istnieć, gdyby złoty stolec został im odebrany. Anglicy, oczywiście, próbowali tron przejąć. W 1900 r. angielski gubernator Frederick Hodgson zarządził jego poszukiwania, ale to bluźnierstwo wstrząsnęło Aszanti i spowodowało wybuch nowego powstania, trwającego kilka miesięcy. Hodgson uciekł do pobliskiego fortu i znalazł się pod oblężeniem. Ostatecznie fort został uwolniony, a Aszanti – poskromieni. Wprawdzie powstanie zostało stłumione, ale złoty tron pozostał w ukryciu. Po tych wydarzeniach w 1901 r. kraj Aszanti został włączony do imperium brytyjskiego jako kolonia Złotego Wybrzeża. Warto dodać, że w walkach z afrykańskim imperium użyto po raz pierwszy karabinów maszynowych Maxim. Afrykanie uporczywie bronili własnej religii. Berta Szarewska w pracy „Stare i nowe religie w tropikalnej i południowej Afryce” stwierdziła: „Mimo wysiłków misjonarzy propaganda chrześcijańska nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Gdy po wojnie 1873–1874 r. misjonarze metodyści zwrócili się do władcy Aszanti z prośbą o zezwolenie na otwarcie misji w Kumasi, otrzymali nader wstrzemięźliwą odpowiedź. »Zgadzamy się na otwarcie misji, jeżeli służyć będzie pokojowi wśród naszych ludów i rozwojowi handlu. Natomiast Biblia nie nadaje się dla nas – nigdy nie nawrócimy się na waszą wiarę«. Dopiero po dziesięciu latach metodyści podjęli na nowo swe starania, a w 1896 r. misja Towarzystwa Bazylejskiego mogła otworzyć swój ośrodek w Kumasi”. Pewien badacz kultury Aszanti zapytał jednego z kapłanów tego ludu, dlaczego lud ten nie czci jednego Boga. Otrzymał na to pytanie bardzo obrazową odpowiedź: „Nie wolno nam, ludziom krainy Aszanti, czcić tylko jednego boga lub jednej tylko bogini ziemi, lub jakiegokolwiek jednego tylko ducha. Musimy bronić się przed wszystkim, co grozi nam na świecie, i dlatego, ilekroć możemy, uciekamy się do duchów wszystkich rzeczy na ziemi i w niebiosach. Gdy stykam się z czteroma lub pięcioma Europejczykami, nie mogę dbać o jednego tylko, a lekceważyć pozostałych. Mógłbym przecież wzbudzić ich nienawiść”. ARTUR CECUŁA
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Pytania o Dekalog „Nie będziesz kradł” (Wj 20. 15). Tak mówi ósme przykazanie Dekalogu. Niestety, nie wszyscy przejmujemy się tym zakazem. Najmniej zaś ci, którzy kradną notorycznie. Najczęściej bywa tak, że na zakaz ten nie zwracają oni uwagi tak długo, aż sami padną ofiarą złodzieja. Ale czy tylko tego rodzaju kradzież narusza to przykazanie? Bynajmniej. Lista przeróżnych rodzajów kradzieży jest bowiem bardzo długa – począwszy od świętokradztwa, poprzez wszelkie przejawy złodziejstwa, oszustwa, nadużycia, z korupcją i kidnapingiem włącznie, a na lichwiarstwie, zdzierstwie, symonii, żebractwie, pasożytnictwie i marnotrawstwie kończąc. Spójrzmy zatem na niektóre z tych przejawów tak powszechnej dziś nieuczciwości.
Okradanie Boga Ponieważ dla ludzi wierzących Dekalog to zbiór najwyższych norm moralnych, za którymi stoi sam Bóg, dlatego też przykazanie „Nie będziesz kradł” dotyczy nie tylko relacji międzyludzkich, ale także stosunku wiernych do Boga. Pismo Święte głosi bowiem, że „Pańska jest ziemia i to, co ją napełnia, świat i ci, którzy na nim mieszkają” (Ps 24. 1) oraz: „Boska jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia i pobożności” (2 P 1. 3). W świetle tych słów od ludzi wierzących należy zatem oczekiwać, że w żaden sposób nie będą oni ani oszukiwać, ani okradać Boga. Kto bowiem sprzeniewierza się Bogu, działa nie tylko na własną szkodę, ale także na szkodę swych najbliższych oraz otoczenia. Rzecz ta dotyczy zaś nie tylko dóbr materialnych, które powinny być należycie wykorzystane, ale także zdrowia, zdolności, możliwości, czasu. Dobre i wierne szafarstwo obejmuje bowiem wszystkie te wartości, które powinny być wykorzystane zarówno dla dobra osobistego i rodzinnego, jak i dla dobra „domowników wiary” (Ga 6. 10) oraz społeczeństwa. Tym bardziej że wszyscy wierzący zgodnie przyznają, że są tylko „szafarzami tajemnic Bożych”, od których oczekuje się wierności (1 Kor 4. 1–2). Twierdzą też, że są robotnikami w winnicy Pańskiej (Mt 20. 1–16; 21. 33–36), sługami, którzy będą musieli zdać sprawę z powierzonych ich dóbr (Mt 25. 14–30). Co więcej, podkreślają też, że zostali odkupieni i „nie należą już do siebie samych” (1 Kor 6. 19). Oto zatem jak ważna jest wierność temu przykazaniu, jak ważna jest właściwie pojęta bojaźń Boża (Prz 8. 13). Kto uważa się za wierzącego, a postępuje wbrew temu
przykazaniu, jest gorszy niż niewierzący lub „poganie, którzy nie mają zakonu, a z natury czynią to, co zakon nakazuje” (Rz 2. 14). Ponieważ – parafrazując słowa Chrystusa – „kto Boga się nie boi, ten również z ludźmi nie będzie się liczył” (Łk 18. 2).
(11)
o takich duchowych przywódcach powiedział Jezus: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że zamykacie Królestwo Niebios przed ludźmi, albowiem sami nie wchodzicie ani nie pozwalacie wejść tym, którzy wchodzą. Biada wam (…), obłudnicy, że pożeracie domy wdów i to pod przykrywką długich modlitw; dlatego otrzymacie surowszy wyrok” (Mt 23. 13–14). Oczywiście na pewno nie można generalizować, bo Kościół prowadzi także działalność charytatywną, a wśród duchownych są i uczciwi księża. Nikt chyba nie ma jednak
Jana Pawła II, który nie zrobił nic, aby temu zapobiec. Bałwochwalstwem jest również wydawanie państwowych pieniędzy na budowanie mu pomników. „Ja, Pan (…) – czytamy w Biblii – nie oddam mojej czci nikomu ani mojej chwały bałwanom” (Iz 42. 8). 4. Potępiają synkretyzm, chociaż to właśnie Kościół rzymski zaanektował wiele zwyczajów, form i wierzeń wywodzących się z religii pogańskich. 5. Potępiają sekularyzm, a przecież to nie kto inny jak Kościół rzymski zawarł sojusz z Cesarstwem Rzymskim
wątpliwości – choć nieuczciwych duchownych można znaleźć również wśród niekatolickich wspólnot – że prym wiodą tu właśnie pasterze katoliccy, którzy – jak powiedział Jezus – „mówią, ale nie czynią” (Mt 23. 3).
(sojusz ołtarza z tronem) oraz możnymi tego świata. Do dziś też duchowni dopasowują się do tego „świata” i czerpią z niego, ile tylko się da. Wielu z nich zżera konsumpcjonizm. Walczą o majątki, o nieruchomości, wcześniej o Fundusz Kościelny, a teraz o podatek kościelny, o różnego rodzaju dotacje, ulgi i pensje kapelanów. Do tego wszystkiego dochodzą zaś różne nadużycia finansowe, chociażby te dotyczące Banku Watykańskiego, na czele którego stał biskup Paulo Marcinkus, który przyczynił się do nieuczciwego wzbogacenia się Kościoła i upadku Banco Ambrosiano. 6. Potępiają wojny, chociaż to papiestwo prowadziło krucjaty przeciwko niewiernym i powołało inkwizycję do zwalczania, torturowania i skazywania na śmierć „heretyków”. 7. Potępiają symonię, a przecież przez wiele wieków dopuszczali się jej sami biskupi Rzymu i inni dostojnicy Kościoła, chociaż apostoł Piotr wyraźnie powiedział do Szymona: „Niech zginą wraz z tobą pieniądze twoje, żeś mniemał, iż za pieniądze można nabyć dar Boży” (Dz 8. 20). Także ze zbawiennej łaski Bożej
Okradanie ludzi Jak już wyżej powiedziano, działanie na szkodę innych ludzi przybiera różne formy i często sprzyja temu samo prawo, czyli pewne nieprawidłowości w jego kształtowaniu, tworzenie luk, które od razu wykorzystują najbardziej zorientowani: nieuczciwi politycy, prawnicy, bankierzy i przedsiębiorcy. Nie nadaremno Chrystus powiedział, że „książęta narodów nadużywają swej władzy nad nimi, a ich możni rządzą nimi samowolnie” (Mt 20. 25). Słusznie też Biblia potępia tych, którzy „w swoich pałacach gromadzą skarby ze zdzierstwa i grabieży” (Am 3. 10), „którzy przemieniają prawo w piołun i gnębią niewinnego, biorąc łapówki” (Am 5. 7, 12) czy też „zatrzymują zapłatę robotnikom” (Jk 5. 4). Oszukiwani jesteśmy jednak nie tylko w sądach, bankach, różnych instytucjach, sklepach, na targowiskach, w restauracjach, na giełdach i przez różne reklamy, ale również w kościołach. Tymi zaś, którzy oszukują swoich wiernych, są oczywiście ich pasterze. Na czym konkretnie polega to oszustwo? Przede wszystkim na okradaniu wiernych z dóbr duchowych, czyli na głoszeniu pokrętnej ewangelii i wprowadzaniu ludzi w błąd, co w rezultacie prowadzi także do wykorzystywania materialnego. Księża bowiem nie tylko sprzedają swoim wiernym obietnice niemające nic wspólnego z Biblią (czyściec), ale także pobierają wygórowane stawki za swe usługi. Słusznie zatem coraz więcej ludzi się oburza. Bo inaczej przecież się czujemy, kiedy zostajemy oszukani na przykład w sklepie, a zupełnie inaczej, gdy oszukuje nas Kościół, czyli gdy czynią to duchowni, którzy nauczają, aby nie kradziono, i wzywają wiernych do „poprzestania na małym” (1 Tm 6. 6), a sami oszukują i żyją w luksusowych pałacach i jeżdżą limuzynami. Oto co
Przykłady 1. Hierarchowie powołują się na Biblię, a w rzeczywistości kierują się tradycją, czyli nauką tzw. ojców Kościoła, orzeczeniami papieży i soborów. Przez całe wieki Pismo Święte znajdowało się na indeksie ksiąg zakazanych, bo hierarchowie obawiali się, że księga ta obnaży ich przewrotne nauki i działania. 2. Mówią o świętości i niezmienności Dekalogu, a przecież to sami hierarchowie zmienili jego treść i usunęli drugie przykazanie, które zabrania kultu wizerunków (Wj 20. 4–6). 3. Potępiają bałwochwalstwo, a nie robią nic, aby je wykorzenić. Polska przecież tonie w bałwochwalstwie, w bałwochwalczym kulcie tzw. świętych z Marią, matką Jezusa, na czele, w kulcie ich obrazów i relikwii, a także w kulcie
21
Kościół rzymski uczynił przedmiot handlu. Przez całe wieki uczył bowiem, że poprzez ofiarowanie pieniędzy wierni nie tylko sobie mogą zapewnić odpust za grzechy, ale także wybawić z czyśćcowych płomieni swoich bliskich zmarłych. 8. Głoszą ubóstwo, a sami księża opływają w dobra niedostępne dla przeciętnego człowieka. Oprócz bowiem dochodów z nieruchomości nierolniczych, darowizn, opłat za miejsce na cmentarzach parafialnych czerpią oni także dochody z udzielania ślubów, chrztów, pogrzebów (tzw. pokropek), kolęd, intencji mszalnych, modlitw za zmarłych odprawianych 1 i 2 listopada (wypominki) oraz z pensji katechetycznych. Sami wierni donoszą, że wielu księży nastawionych jest wyłącznie na zysk, i to często kosztem najuboższych, najsłabszych i bezbronnych. 9. Przyznają, że Bóg nie mieszka w świątyniach ziemskich, a wciąż budują nowe, pełne przepychu obiekty (Licheń, Świątynia Opatrzności Bożej). Przypomnijmy, że za pieniądze ze sprzedaży odpustów, a więc za cenę nadużyć – oszukiwania wiernych – powstała m.in. Bazylika św. Piotra w Rzymie, która służy oddawaniu czci Bogu. 10. Mówią o moralności, a przecież plaga księżowskiej pedofilii dowiodła, że wielu duchownych wyzbytych jest jakichkolwiek odruchów moralnych. Jak bowiem nazwać gwałt zadany najbardziej bezbronnym? Czyż tacy zwyrodnialcy nie powinni już tu i teraz „otrzymać surowszego wyroku”? Czyż Jezus nie powiedział: „A kto by zgorszył jednego z tych maluczkich, którzy wierzą, temu lepiej by było, by zawiesić na jego szyi kamień młyński, a jego wrzucić do morza” (Mt 18. 6)? Oczywiście to tylko niektóre grzechy urzędników Kościoła hierarchicznego. Listę tę można więc uzupełniać na bieżąco, co też czyni nasz tygodnik. Tym zaś, którym się wydaje, że jest tendencyjna, pragnę przypomnieć, że o „tajemnicy nieprawości w Kościele” mówił już Benedykt XVI. Wiadomo również, że odnosił te słowa do struktur hierarchicznych. One bowiem najwięcej też mają na sumieniu i lubią tuszować swoje grzechy oraz unikać odpowiedzialności. Marcin Luter pisał o tym tak: „Tak już jest na świecie, że ci, którzy mogą publicznie kraść i rabować, chodzą sobie bezpiecznie i na wolności, niekarani przez nikogo, i domagają się jeszcze, aby ich szanowano. Tymczasem mniejsi, potajemni złodziejaszkowie, którzy raz targnęli się na cudzą własność, muszą ponosić karę i znosić hańbę, aby tamci mogli być uważani za rzetelnych i czcigodnych. Lecz niechaj wiedzą, że przed Bogiem są największymi złodziejami” („Mały i Duży Katechizm”, Warszawa 1973, s. 85). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
OKIEM SCEPTYKA
POLAK NIEKATOLIK (37)
Polowanie na pastorów Reformacja w Małopolsce szerzyła się z ogromną siłą. W odpowiedzi Kościół katolicki zorganizował akcję odwetową. Najbardziej narażeni byli duchowni ewangeliccy. Małopolska, historyczna dzielnica Polski, obejmowała w XVI w. województwa: krakowskie, sandomierskie, lubelskie i ruskie wraz z ziemią chełmską oraz księstwa: oświęcimskie, zatorskie i siewierskie. To tu w umysłach światłych Polaków niekatolików powstawały programy naprawy państwa polskiego. Począwszy od lat 40. XVI w. ruch reformacyjny w Małopolsce miał masowy zasięg. „Z taką siłą się u nas głosi kazania – donosił księciu Albrechtowi Hohenzollernowi w 1542 r. ekonomista, mincerz i historyk Ludwik Decjusz – jakby się to czyniło tylko w Kościele Chrystusowym. Jeden kaznodzieja ma tysiące słuchaczy”. W kolejnym liście dodał: „Słowo Boże i ewangelię głosi się po polsku na wielu miejscach w sposób czysty i z wielką perspektywą dobrej nadziei”. W Krakowie już od lat 20. panował ferment intelektualny. Sympatycy nowej wiary spotykali się na tajnych zebraniach. Przybywała na nie szlachta, mieszczaństwo, a nawet duchowieństwo dworskie. Zwolennicy reformacji zawiązali koła dyskusyjne (m.in. w domu Andrzeja Trzecieskiego, pisarza, wydawcy i tłumacza), z których wyszło później wielu wybitnych ewangelików.
M
Oddziaływanie reformacji rozszerzyło się także na przedstawicieli kleru niższego szczebla. Duchowieństwo zrywające z katolicyzmem było w przeważającej mierze pochodzenia mieszczańsko-chłopskiego. W 1546 r. z Kościołem katolickim zerwał Feliks Krzyżak, rektor szkoły w Niedźwiedziu, a w 1547 r. – Jakub Sylwiusz, były proboszcz i minister kalwiński z Chrzęcic, oraz Marcin z Opoczna. W 1548 r. – Andrzej Prażmowski, a po nim Walenty z Krzaczanowa, Jerzy Tobolko, Marcin Krowicki, Hieronim Piekarski i wielu innych. Owi plebejusze, zdolni i utalentowani, którzy z powodu panującego w Kościele papieskim zacofania nie mogli częstokroć osiągnąć w jego szeregach nawet godności kanoników katedralnych, stawali się w obozie innowierczym intelektualnymi liderami ruchu reformacyjnego. Rzecz jasna nie mogli oni prowadzić swobodnej działalności pod okiem władz kościelnych i państwowych. Na zbyt odważnych kaznodziejów, takich jak na przykład Leonard Słończewski, władze kościelne organizowały zbrojne napady... Ciosem dla zwolenników nowego ruchu był edykt Zygmunta Augusta
eandry dogmatów religijnych obnażają absurdalność wielu „prawd objawionych”. Chociaż by tę, że z religijnego punktu widzenia bardziej opłaca się nie żyć, niż żyć, a nawet umrzeć młodo i nigdy nie zostać wierzącym. Ostatnio gdzieś w internecie przeczytałem dowcipny dialog starego Indianina z chrześcijańskim misjonarzem. – Czy gdybym umarł, nigdy nie słysząc Ewangelii, to Bóg posłałby mnie do piekła? – pyta Indianin. – Ależ nie, to byłoby niesprawiedliwe – odpowiada misjonarz. – Po prostu Bóg osądziłby Twoje życie według tego, czy postępowałeś zgodnie z twoim sumieniem. Jeśli tak postępowałeś, to zostałbyś zbawiony. – Skoro tak, to po co tu przyjechałeś i dlaczego zawracasz mi głowę Ewangelią? – próbuje dalej dociekać Indianin. Na tak postawione pytanie żaden misjonarz nie znajdzie sensownej i przekonującej odpowiedzi… Wyznawcy chrześcijaństwa, niezależnie od wyznania, nie mieli nigdy dobrego pomysłu na to, co zrobić z całymi kategoriami ludzi, którzy wymykali się ich działalności misyjnej. Zaliczają się do nich pokolenia tych, którzy żyli przed Chrystusem, a także osoby, które nigdy nie słyszały „dobrej nowiny”, bo nie spotkały na swej drodze członków tego
z 12 grudnia 1550 r., oddający sprawy o herezję w ręce biskupów i zapewniający pomoc władzy państwowej w ich ściganiu. Centrum działań przeciw różnowiercom stała się kapituła krakowska, która zorganizowała akcję pełną „surowości ojcowskiej” i „terroru” przeciw „odszczepieńcom”. Chcąc przywrócić krwawą inkwizycję, hierarchowie katoliccy rozpoczęli energiczną akcję wymierzoną w duchownych ewangelickich, ich świeckich patronów oraz małopolskich mieszczan, „których niemała liczba wzrosła w regionie krakowskim”. Wskazywali m.in. na spotkania w klasztorze franciszkańskim organizowane przez Franciszka Lismanina, prowincjała generalnego franciszkanów. Przybywał na nie m.in. wspomniany Andrzej Trzecieski, a także Bernard Wojewódka, tłumacz i drukarz reformacyjny. Wskutek wzmożonego terroru ruch reformacyjny skupiony dotąd w Krakowie musiał szukać oparcia gdzie indziej. Na Śląsk uciekł Jakub Sylwiusz, szczególnie narażony z powodu spalenia hostii, i to w Wielką Sobotę. Feliks Krzyżak schronił się pod opieką magnata Jakuba Ostroroga w Wielkopolsce, zaś
lub innego Kościoła. Są to także dzieci, które umarły, zanim zaczęły cokolwiek rozumieć. Jedyną grupą religijną, która pozornie nie ma z tym problemu, są zwolennicy wiary w boskie wybranie do zbawienia, czyli predestynację. Zwykle uważają oni, że Bóg uratuje tylko
tropiony pastor oraz poeta Szymon Żak, który był wielokrotnym „klientem sądu biskupiego” pod zarzutem (prawdopodobnie fałszywym) współżycia z kobietą zamężną oraz z gospodynią i posiadania z tą ostatnią potomstwa, trafił na dwór protestantyzującego biskupa kujawskiego Jana Drohojowskiego. Popłoch i dezorganizację w szeregach przywódców nowego Kościoła wzmogło zabójstwo w Lipowcu ministra
zbawienie tak samo jak człowieka, który musiał oddać życie za wiarę, to także ma się wrażenie pewnej niesprawiedliwości. I nie chodzi o to, że męczennik sobie na zbawienie „zapracował”, bo ewangeliczne chrześcijaństwo wierzy w zbawienie z wiary, a nie
ŻYCIE PO RELIGII
Uroki pogańskiego zgonu nielicznych, a cała reszta będzie smażyć się w piekle lub zniknie w niebycie. Nie ma więc większego znaczenia, co się stanie ze zmarłymi niemowlętami lub niewiernymi w buszu. Tyle tylko, że ten pogląd zadowala obecnie nielicznych wierzących, natomiast większość słusznie wyczuwa w takim losie potężną dawkę niesprawiedliwości, która stawiałaby Boga w niezbyt korzystnym świetle. Ale jeśli tylko dopuści się, jak wierzy chyba w obecnych czasach większość chrześcijan, że można być zbawionym bez wiary – na przykład jako zmarłe niewinne dziecię – to rodzą się z tego powodu niezliczone problemy logiczne i teologiczne. Bo jeśli zmarłego w nieświadomości niemowlaka czeka
z uczynków, ale po prostu o to, że zmarłe niemowlę ma na pobyt w raju o wiele większą szansę niż człowiek, który normalnie żyje aż do starości. Dziecko ma to po prostu zagwarantowane na 100 proc. Tymczasem życie ludzi wierzących – i męczących się na ziemi przez dziesięciolecia – pełne jest pokus, upadków, niepewności i rozterek. Już sam początek życia zapowiada się nieciekawie. Można po prostu urodzić się w niewłaściwej religii. Tak się składa, że z punktu widzenia każdej religii pozostała część ludzkości, czyli „niewierna” (zawsze to jest większość ludzi), rodzi się w „niewłaściwych” rodzinach. Ale nawet ci, którzy mają szczęście dobrego urodzenia, mogą natrafić
ewangelickiego Mikołaja Kurowskiego. Jesienią 1553 r. do ucieczki za granicę został zmuszony minister Marcin Krowicki, dotąd wytrwale pracujący w Pińczowie. W 1554 r. kapituła krakowska ponowiła presję na biskupa krakowskiego Andrzeja Zebrzydowskiego, żądając „stanowczego wystąpienia przeciw heretykom, w szczególności owym klerykom apostatom, którzy nie tylko po wsiach i osiedlach szlachty swej sekty oraz innych swoich zwolenników i protektorów, ale tu nawet w Krakowie zwykli kręcić się po zaułkach i ulicach, publicznie i zuchwale się afiszując”. Pomimo ostrych prześladowań duchownym katolickim ciężko było powstrzymać rozwój małopolskiej reformacji. Dzięki możnym rodom i światłej części szlachty reformatorzy mogli kontynuować swe działania – zwłaszcza w północnej części województwa krakowskiego. Stworzyli tam organizację zborową i publicznie zrywali ze starą wiarą, na przykład popierając małżeństwa księży katolickich. Liczni duchowni zdecydowali się na ślub, między innymi Stanisław Orzechowski, Marcin z Opoczna i Walenty z Krzaczanowa. Byli to ludzie, którzy nie godzili się z celibatem oraz wieloma nieracjonalnymi dogmatami (np. przeistoczenie), wyłamywali się z więzów biskupiego poddaństwa i ascezy, a niekiedy, jak w przypadku ministra Wojciecha z Iłży, uprawiali wolną miłość. Wytaczane im procesy często nie przynosiły żadnych rezultatów, ponieważ szlachta brała oskarżonych w obronę. ARTUR CECUŁA
na obłudnych rodziców, którzy odwiodą ich od wiary. A gdy człowiek trochę urośnie, jest tyle pokus i tyle okazji do grzechu! Cała religijna etyka seksualna jest tak zawiła, że na każdym kroku można się sparzyć grzechem. A takie niemowlę, umierając, „załapuje się” na zbawienie, zanim jeszcze okaże się nieposłusznym dzieckiem, homoseksualistą, onanistą, nastolatkiem seksującym się przed ślubem, odstępcą, letnim chrześcijaninem, rozwodnikiem chcącym się ożenić, mężem umęczonym monogamią, alkoholikiem, byłym członkiem parafii zgorszonym przez duchownego, leniwym głosicielem dobrej nowiny, rozpustnym księdzem, niewierzącym pastorem albo zgorzkniałym na starość członkiem zboru… Patrząc na życie z tej pobożnej perspektywy, trzeba przyznać, że zupełnie się ono nie opłaca ze względu na mnogość pokus. Można powiedzieć, że błogosławieni są ci, którzy w niemowlęctwie lub w pogańskiej nieświadomości umierają. Wszak poganin, kierując się własnym sumieniem, przez całe życie nie wpadnie na to, że masturbacja lub rozwód to coś złego. I tak, żyjąc w zgodzie z sumieniem „nieoświeconym wiarą”, też dostanie się do nieba. Jak widać, poznanie religijnej „prawdy” tylko utrudnia ludziom drogę do zbawienia. MAREK KRAK
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
B
rewe „Dominus ac Redemptor” (patrz reprodukcja) – o likwidacji zakonu jezuitów – ogłoszone zostało 21 lipca 1773 roku. Oto najwięksi mąciciele Jego Świątobliwości zostali na lodzie. Czy nie dałoby się jednak wykorzystać ich zdolności w interesie innowierczych władców? Im bardziej polskim katolikom myśl ta wydawać się mogła niedorzeczna, tym skuteczniej mogła być zrealizowana. Fryderyk II alians jezuitów z innowiercami przewidywał bowiem już w 1769 roku, przed konklawe, które wybrało Klemensa XIV. W liście z 16 marca do swego brata Henryka Pruskiego cesarz pisał: „Może Wielki Mufti stanie się stronnikiem papieża jezuitów, bo w naszym wieku, w którym prawosławni działają na rzecz dysydentów w Polsce, a muzułmanie wspierają sprawę biskupów katolickich – wszystko jest możliwe”. Doszło oto do iście diabelskiego paktu: sprawcy największych nieszczęść innowierców, pierwsi rycerze kontrreformacji, zostali ocaleni od zagłady przez największych wrogów: luterańskiego króla i prawosławną carycę, wychowanych zresztą na antyjezuickich pismach filozofów Oświecenia. Władcy Prus i Rosji odmówili wcielenia w życie brewe papieskiego. Fryderyk wynegocjował z papieżem „przemalowanie” zgromadzenia i w 1776 roku śląscy jezuici stali się księżmi świeckimi zrzeszonymi w Królewskim Instytucie Literackim (przetrwał do roku 1800). Rząd pruski przejął ich majątki, z których ustanowił pensję dla „profesorów”. W dawnych Prusach Królewskich i Warmii takiej transformacji opierał się biskup Ignacy Krasicki, w końcu jednak nuncjusz wyprosił u Fryderyka kasatę (1780 r.). Ostatecznie więc to Rosji miała przypaść zasługa utrzymania zakonu jezuitów – aż do jego ponownego odrodzenia w 1814 r. W czasie kasaty zakonu na czele jego półformalnych struktur stali niemal wyłącznie Polacy. Dla jezuitów I rozbiór mógł się wydawać swoistym dopustem Bożym, gdyż ich struktury ocalały przed kasatą w 1773 r. dzięki temu, że rok wcześniej część polskich ziem przeszło we władanie innowierczych władców. W Rosji zakon jezuitów był nieobecny od roku 1721, kiedy Piotr Wielki ogłosił ich „wieczyste” wygnanie. Kiedy w 1772 r. Rosja przyłączyła ziemie białoruskie, znalazło się tam 201 jezuitów Rzeczypospolitej, których struktury w pozostałej jeszcze części Polski zostały skasowane już w następnym roku. Interes był obopólny, a w zasadzie trójstronny. Dla jezuitów – szansa
przetrwania. Dla carycy – ich usługi, pośród których nie najpośledniejszą rolę miało grać studzenie antycarskich nastrojów w Polsce. Ponieważ dla Katarzyny puste manifestacje nie mogły mieć znaczenia, jej wysłannicy w Rzymie starali się o uznanie decyzji carycy wobec jezuitów. Papiestwo, które wcześniej złożyło solenne obietnice skasowania jezuitów, o co dopominali się najpotężniejsi władcy katoliccy, nie mogło początkowo formalnie zalegalizować
OKIEM SCEPTYKA w Polsce papieskiego brewe: „Należy nam, z powodów miłości dobra publicznego, sarknąć na takie Rzymu układy, naszej i przodków naszych woli przeciwne, a, co największa, potomkom naszym arcyszkodliwe. Nie powinniśmy się zapatrywać na żądania obcych ministrów zniesienia tego zakonu... Mnie się
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (108)
Spór o jezuitów Jezuici oddali papiestwu niezliczone usługi, ale także zniechęcili katolicki świat swoją wszechwładzą, intrygami i arogancją. Polska znalazła się w samym środku zamieszania wokół likwidacji zakonu. zdaje, że ponieważ to jest partykularniejsza papieża wola, wolno i nam się przeciwko tej bulli protestować. Wiadomo całemu światu, że Francja nie jednej, ale wiele ich nie przyjęła”. 15 września 1773 r. nuncjusz Garampi pisał do papieża: „Wszyscy, nawet najrozsądniejsi (delegaci), powstali, wotując w Gurowskim za jezuitami, i zrobił się hałas i gwałt taki, że trzeba było obiecać koniecznie, że się ich zaspokoi”. Podaje, że nękano go z protestami i remonstrancjami nawet w domu: „(…) wprawiło mnie [to] w takie kłopoty, jakich nigdy nie miałem (...), tak, że mi głowę jak młyn rozdudnili i chcąc uspokoić umysły, musiałem wstrzymać się z publikowaniem brewe”. Ów zgodny chór obrońców sejmowych nie powstał jednak z miłości do jezuitów, ale z „oferty”, jaką przebiegli ojcowie złożyli w zamian za zablokoPapież Klemens XIV wanie papieskiego brewe w Polsce. Zaraz po jego nadejściu ks. Wyrwicz W Polsce dobra po skasowanym w imieniu zakonu przedłożył delezakonie uchwałą Sejmu z 14 paźgacji sejmowej nader atrakcyjną prodziernika 1773 roku zasiliły Komipozycję korupcyjną: w zamian sję Edukacji Narodowej, która zaza udaremnienie brewe jezuici poljęła się organizacją edukacji w duscy oddadzą cały swój majątek i zgochu Oświecenia. Początkowo jednak dzą się przejść na pensję państwoSejm Rozbiorowy, jaki wówczas obwą, a nawet mogą poprzestać na doradował, nie chciał się zgodzić na kabrowolnych jałmużnach. Układ ten satę jezuitów. Kiedy wieść o brewe udaremnił kanclerz Młodziejowski. kasacyjnym dotarła do Warszawy, Ostatecznie udało się nuncjuposłowie akurat układali notę do rząszowi złamać opór. Na posiedzeniu du pruskiego o utrzymanie na odSejmu z 2 października brewe pajętych terenach szkół jezuickich. Rapieskie przyjęto milcząco. Stało się fał Gurowski, kasztelan Przemęto możliwe dzięki zaangażowaniu tu, nawoływał do nieogłaszania ich istnienia, tym bardziej pod heretycką władzą. Na dodatek papieże wcale nie pałali entuzjazmem wobec kasowania jezuitów. Tak więc nieformalne początkowo struktury jezuickie funkcjonujące w Rosji z czasem stały się dla papiestwa nader wygodne.
biskupów: Massalskiego, Ostrowskiego i Młodziejowskiego. Warto odnotować to, że akt papieski w Polsce udało się wprowadzić w życie dzięki biskupom będącym carskimi agentami, pobierającymi wynagrodzenie w ambasadzie Rosji. Stanisław Cat-Mackiewicz wymienia ich jako głównych kolaborantów rosyjskich w Rzeczypospolitej: „Klęska militarna narodu rodzi wielkie nieszczęścia, między innymi to, że wypełzają wtedy na powierzchnię wszelkie gady, że tryumfują wszelkie hieny (...). W ogóle wyższe duchowieństwo zawiodło Polskę w XVIII wieku. Albo warchoły jak Sołtyk czy Krasiński, albo cyniczni zdrajcy jak Podoski czy Młodziejowski”. Nie podporządkowano się jednak brewe w zakresie przekazania majątku skasowanego zakonu pod zarząd biskupów i na cele religijne. Król dążył, by majątek ten przekazany został na potrzeby edukacyjne. Proces sekularyzacji dóbr jezuickich był jednak łupieski. Na wniosek biskupa Młodziejowskiego w 1774 roku ustanowiono dwie Komisje Rozdawnicze dla Korony i Litwy, które miały zająć się sprzedażą dóbr, realizowaną w sposób korupcyjny i malwersacyjny. Biskup Massalski, pierwszy prezes KEN, stał się wkrótce „bohaterem” największej afery defraudacyjnej w polskiej edukacji. Powstrzymano to dopiero w 1776 r., a komisji edukacyjnej udało się uratować część majątku zakonnego na rzecz potrzeb oświatowych. Między innymi dzięki tym środkom materialno-finansowym KEN mogła zapisać się w historii jako najpiękniejszy wzlot Oświecenia w Polsce. W grudniu 1773 r. papież napisał do biskupów zasiadających w KEN – Michała Poniatowskiego i Ignacego Massalskiego – a także do króla, by zapewniono biskupom kierownictwo religijne polskiej szkoły, a nadto, by nauczyciele podlegali władzy duchownej, zwłaszcza w sprawach wiary i interesów Kościoła: „Wypada zatem starać się, aby wszyscy kierownicy młodzieży obowiązani byli składać przed biskupami
23
przy obejmowaniu urzędu wyznanie wiary katolickiej i ponawiali takowe corocznie”. Zachęcał także, by katedry obsadzać eksjezuitami. W 1774 r. popierani przez nuncjusza eksjezuici wystosowali błagalny memoriał do króla Polski, domagając się uruchomienia przyznanych pensji. Biskup Młodziejowski zaoferował im wówczas, że przez miesiąc utrzymywać ich będzie z własnej szkatuły. Sposób wykonania papieskiego brewe nie nastrajał Rzymu nazbyt przyjaźnie do porozbiorowej Polski. Papieski sekretarz stanu kard. Lazzaro Opizio Pallavicini zarzucał Stanisławowi Augustowi, że wobec próśb jezuitów zachowuje się „bezbożnie i bezczynnie”. W tej sytuacji Rosja ukazała papiestwu swą nową twarz, oferując wyciągnięcie pomocnej dłoni ku jezuitom. 29 września 1773 r. z Sejmu Rozbiorowego w Warszawie biskup wileński Ignacy Jakub Massalski przesłał do rektora połockiego kolegium jezuitów reskrypt wyjaśniający, by nie reagował na wieści o kasacyjnym brewe, wskazując, że potrzeba na to zgody władzy cywilnej. Jednocześnie ten sam Massalski podjął w Warszawie zgoła przeciwne kroki, krusząc opór poselski wobec brewe. Wszystko więc wskazuje na to, że jezuici mieli tylko jednego dobroczyńcę: wielką imperatorową Wszechrosji. Zakon posiadał w Polsce większy rząd dusz niż papież czy jakikolwiek biskup, więc uczynienie przez carycę jezuitów swymi dozgonnymi dłużnikami było politycznym majstersztykiem. Jak jednak wytłumaczyć, że mimo związków zakonu z Rosją polscy politycy uporczywie walczyli o jezuitów aż do ostatecznego upadku kraju? Czy była to głupota, czy zdrada? Najlepszym tego obrazkiem jest „Oda na stracenie Towarzystwa Jezusowego”, którą pod koniec 1773 r. napisał Wacław Rzewuski herbu Krzywda, kasztelan krakowski, podówczas magnacki symbol opozycji antyrosyjskiej. Co ciekawe, w tym samym roku Rzewuski powrócił z zesłania w Kałudze, które za zasługi opozycyjne pięć lat wcześniej ufundowała mu ambasada Rosji. Seweryn Rzewuski, syn Wacława, prowadził po powrocie swe antyoświeceniowe i antykrólewskie kampanie, starając się je harmonizować z polityką zaborców, a karierę polityczną zakończył, prowadząc bój przeciwko Konstytucji 3 Maja pod patronatem carycy. Jeśli ktoś mógł nakierować te niemyślące żywioły polityczne upadającej Rzeczypospolitej, by realizowały swą działalność zgodnie z interesami oświeconych zaborców, zwłaszcza Katarzyny, to byli to jezuici, których miłość wobec imperatorowej była gorąca, szczera i uzasadniona. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
GRUNT TO ZDROWIE
mocno pienić. Wspomoże on leczenie infekcji gardła oraz nieżytu górnych dróg oddechowych. Świetnie też zastąpi cukier w domowych wypiekach lub posłuży jako środek słodzący do herbaty.
Niech nazwa tej rośliny nie zniechęci antyklerykałów do jej stosowania, ponieważ to naprawdę świetny sposób na wiosenne wzmocnienie naszej wątroby i nerek, a także podniesienie witalności całego organizmu. Mniszek jest nie tylko skuteczny, ale i tani. Rośnie prawie wszędzie i nie trzeba być doświadczonym zielarzem, żeby go zbierać i wykorzystywać. Wystarczy tylko znaleźć skrawek łąki z dala od dróg i innych źródeł zanieczyszczeń. Nie dość, że pomoże w dolegliwościach trawiennych oraz związanych z układem moczowym, to jeszcze spacery związane z jego pozyskiwaniem dodatkowo nas dotlenią i rozruszają po zimowym zastoju. Ziele to jest szczególnie zalecane w przypadku schorzeń woreczka żółciowego i wątroby (nawet w przypadku jej marskości) oraz przebytego wirusowego zapalenia. Ze względu na działanie moczopędne pomocny jest także w infekcjach dróg moczowych, chorobach pęcherza, nerek oraz kamicy moczowej. Moczopędne właściwości mniszka są dla organizmu bezpieczne, ponieważ roślina zawiera w liściach dużo potasu i zwiększone wydzielanie moczu nie powoduje strat tego pierwiastka. Mniszek stosowany jest również w początkowym stadium cukrzycy i miażdżycy, a także jako środek oczyszczający organizm z toksyn. Pobudza wydzielanie soku żołądkowego, dzięki czemu zalecany jest przy zaburzeniach trawienia. Syrop
K
z niego jest skutecznym środkiem łagodzącym kaszel. Można go stosować także zewnętrznie. Łagodzi stany zapalne skóry, przyspiesza gojenie się ran, ma działanie przeciwzapalne, pomaga usunąć brodawki i kurzajki. Do niszczenia tych ostatnich stosuje się mleczny sok wypływający ze świeżo zerwanego liścia – nakłada się go bezpośrednio na zmianę skórną. Natomiast regularnie pijąc oczyszczający i regulujący przemianę materii napar z korzeni i liści, usuniemy wypryski i plamy na skórze. Ta niepozorna roślina jest bardzo bogata w dobroczynne mikroelementy. Witaminy C, D, A oraz te z grupy B, garbniki, flawonoidy, potas, krzem, magnez, żelazo, związki triterpenowe o działaniu przeciwzapalnym,
ażdy z nas na pewno nie raz doświadczył przykrego uczucia palenia w przełyku. Zgaga może być bardzo uciążliwa. Jeśli występuje rzadko, nie ma powodu do obaw – wystarczy zastosować jeden z domowych sposobów na pozbycie się jej. Jeśli jednak problem powraca cyklicznie, nie można go bagatelizować i leczyć tylko objawowo, ponieważ przewlekły refluks żołądkowo-przełykowy (fachowa nazwa zgagi) może być przyczyną poważnych chorób. Schorzenie to jest najczęstszą dolegliwością związaną z układem trawiennym. Codziennie występuje nawet u 15 proc. populacji krajów wysoko uprzemysłowionych. Ze względu na olbrzymią liczbę osób nim dotkniętych, nadano mu status choroby cywilizacyjnej. Niestety, leczenie wiąże się z koniecznością trwałych zmian nawyków żywieniowych. Mechanizmem odpowiedzialnym za powstawanie refluksu jest patologiczne zarzucanie treści żołądkowej do przełyku. Choroba długo może mieć bezobjawowy przebieg. Jest to niekorzystna sytuacja dla pacjenta, ponieważ brak leczenia przyczynia się do powstawania zmian zapalnych przełyku. Do typowych objawów schorzenia, których obecności nie można bagatelizować, należy uczucie pieczenia za mostkiem oraz puste odbijania i cofanie się treści żołądkowej do przełyku. Dodatkowo może wystąpić poranna chrypka, suchy
przeciwwirusowym i antyoksydacyjnym wystawiają mniszkowi lekarskiemu dobre świadectwo. Zawiera on także inulinę – substancję wzmacniającą nasz system odpornościowy i mającą duże znaczenie w profilaktyce cukrzycy oraz miażdżycy.
Syrop z mniszka ~ 400 kwiatów mniszka lekarskiego, ~ 1 litr zimnej wody, ~ 1 kilogram cukru, ~ 2–4 łyżki soku z cytryny lub wyciśnięty sok z 1 dużej pomarańczy. Zebrane główki kwiatowe oczyszczamy, spłukujemy wodą i lekko osuszamy na ręczniku. Następnie kwiaty wkładamy do garnka, zalewamy zimną wodą i zagotowujemy. Zagotowane mlecze przykrywamy pokrywką i pozostawiamy do następnego dnia. Napar musi się moczyć około 12 godzin. Po tym czasie przecedzamy go przez sito, a kwiatki wygniatamy. Następnie wywar zagotowujemy, dodajemy cukier i mieszamy łyżką do chwili całkowitego rozpuszczenia się. Na koniec dodajemy wyciśnięty sok z cytryny (lub pomarańczy) i gotujemy na wolnym ogniu bez przykrycia około 1,5 godziny, co pewien czas mieszając. Syrop można uznać za gotowy, gdy zacznie się
kaszel, świszczący oddech oraz tępy ból w klatce piersiowej. W zaawansowanej postaci refluks może być także odpowiedzialny za pojawienie się astmy oskrzelowej lub zaostrzenie przewlekłego zapalenia oskrzeli. Badanie, które wykonuje się w celu zdiagnozowania schorzenia, to gastroskopia wziernikiem endoskopowym. Pozwala ona również
Napar z korzenia i ziela mniszka lekarskiego Do litra wody wrzucamy 50 gramów rozdrobnionego ziela z korzeniami i zagotowujemy pod przykryciem. Po 2 minutach od zagotowania napar z mlecza odstawiamy i zostawiamy do nasiąknięcia wodą na 10 minut. Napój pijemy 3 razy dziennie przed posiłkami w przypadku problemów z przewodem pokarmowym i drogami moczowymi. Naparu rozcieńczonego w przegotowanej wodzie można używać do przemywania twarzy przy trądziku, wysypkach lub plamkach barwnikowych.
Odwar z korzenia mniszka Sporządza się go, dodając do pół litra gotującej się wody dwie łyżki rozdrobnionych korzeni. Wodę gotujemy dalej na małym ogniu, pod przykryciem, przez 10 minut. Po ostygnięciu odwar należy przecedzić. Pije się go 2–3 razy dziennie przed jedzeniem jako środek ułatwiający trawienie, żółciopędnie i moczopędnie oraz w kuracjach oczyszczających.
Napar z kwiatów mniszka Łyżkę kwiatów parzy się we wrzącej wodzie (1/2 litra) pod przykryciem. Czas parzenia to około 10 minut. Następnie napar należy odcedzić. Napój pije się po 1/2 szklanki 2–3 razy dziennie podczas przewlekłych nieżytów jamy ustnej, gardła i oskrzeli, zaburzeń miesiączkowania, niedomagań jajników i zapaleniu przydatków.
i skuteczny środek przeciw zgadze. Posiłki powinny być mniejsze objętościowo oraz częstsze, tak aby nie doprowadzać do sytuacji zalegania w pustym żołądku dużej ilości soków trawiennych. Ważne jest także regularne odżywianie – wręcz z zegarkiem w ręku. Ostatni posiłek powinien być spożyty 2–3 godziny przed snem.
Palący problem uwidocznić ewentualną obecność przepukliny rozworu przełykowego oraz niedomykalność wpustu, które to zazwyczaj nasilają objawy refluksu. Dzięki niej możemy także stwierdzić powikłania nieleczonej od początku choroby, takie jak przełyk Barretta czy zwężenie przełyku. W pierwszej kolejności kurację należy oprzeć na zmianie nawyków żywieniowych i stylu życia. W dużej liczbie przypadków działania te wystarczają, by zapobiec eskalacji problemu. Podstawą jest ograniczenie spożycia tłuszczu, alkoholu (zwłaszcza wina), napojów gazowanych, kawy oraz mocnej herbaty. Należy też ograniczyć palenie oraz zrezygnować z octu, ostrych przypraw i czekolady. Wyjątkiem jest ocet jabłkowy, wręcz polecany jako doraźny
Leczenie farmakologiczne polega na przyjmowaniu leków hamujących wydzielanie kwasu solnego (np. Bioprazol), leków zobojętniających kwas solny i osłaniających błonę śluzową (np. Ranigast) oraz leków prokinetycznych, tzn. poprawiających perystaltykę przewodu pokarmowego (np. Gastronax). Jeśli i takie leczenie zawodzi, oznacza to poważne dysfunkcje w obrębie przewodu pokarmowego, których pozbycie się należy rozważyć leczeniem operacyjnym. Schorzenie leczone tylko objawowo może skutkować takimi powikłaniami jak bolesne połykanie, utrata masy ciała czy nawet krwawienie z górnego odcinka przewodu pokarmowego. Częste są bóle w okolicy serca, kojarzone przez chorych z zawałem. Długofalowo
Sok ze świeżych liści i korzeni Przygotowuje się go tylko wiosną z młodych liści. Zebrany surowiec należy dokładnie umyć pod bieżącą wodą i osuszyć. Należy przy tym odrzucić uszkodzone lub chore liście i odciąć korzenie boczne. Po osuszeniu korzenie i liście przepuścić przez sokowirówkę lub zmiksować na pulpę, a następnie wycisnąć w lnianej szmatce. Świeży sok służy do leczenia brodawek i kurzajek (zewnętrznie). Można go również pić po łyżce 2–3 razy dziennie przy niestrawności lub niewydolności wątroby, nerek oraz pęcherzyka żółciowego. Ma on także działanie oczyszczające. Sok można utrwalić spirytusem w proporcjach 5:1 (na 5 części soku 1 część spirytusu) i przechowywać w lodówce. Mniszek może być też składnikiem smacznych i zdrowych przystawek oraz sałatek. W tym celu wykorzystujemy listki będące cennym źródłem witamin, soli mineralnych oraz błonnika. Liście mniszka – podobnie jak szpinak – po wypłukaniu moczymy przez pół godziny w słonej wodzie (aby pozbyć się goryczki). Następnie na patelni rozgrzewamy oliwę z przekrojonym ząbkiem czosnku i wrzucamy partiami liście. Smażymy 2–3 minuty. Sałatka z tej rośliny jest szczególnie ceniona we Francji. Przyrządza się ją z surowych liści, również wymoczonych w zimnej, osolonej wodzie, które łączy się ze szczypiorkiem lub drobno posiekaną cebulką i olejem. Można do niej dodać gotowane jajko oraz żółty ser. Przyprawiona solą, pieprzem, cytryną lub octem jabłkowym – oprócz walorów zdrowotnych – jest też smaczną potrawą. ZENON ABRACHAMOWICZ
taki stan może być przyczynkiem do rozwoju choroby nowotworowej. Ze zgagą możemy też walczyć lekami naturalnymi. Nawracających bólów pozbędziemy się, stosując się do rad związanych z nawykami żywieniowymi, zaś najlepszym sposobem na osłonę i przyspieszenie regeneracji błon śluzowych przełyku i żołądka jest codzienne kilkakrotne picie zaparzonego siemienia lnianego. Oprócz funkcji osłonowych i kojących posiada ono także właściwości zobojętniające kwas żołądkowy. Przyjmować go należy długoterminowo, traktując jako swoisty balsam osłonowy. Doraźnie uczucia pieczenia pozbędziemy się za pomocą imbiru, którego kłącze to według wielu osób najskuteczniejszy środek na zgagę. Wchłania on kwasy cofające się z żołądka do przełyku i łagodzi jego podrażnienia. W tym celu należy spożyć na surowo mały, 1–2-centymetrowy kawałek lub zaparzyć 2 cm pokrojonego imbiru w połowie szklanki wrzątku. Błyskawicznie zadziała również soda spożywcza – jedną jej łyżeczkę rozpuszczamy w szklance wody, pijemy i po kłopocie. Warto pamiętać, że także stres i nerwowy tryb życia sprzyjają zwiększonemu wydzielaniu się kwasu żołądkowego, dlatego leczniczo można popijać 2–3 razy dziennie napar z melisy jako uzupełnienie kuracji. Z.A.
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Dwie demokracje Demokracja nie jest łatwym ustrojem. Niby wszystko jest jasne: rządzą wszyscy za pośrednictwem swoich reprezentantów wybieranych w wolnych wyborach. Nic o nas bez nas! Niestety, to trochę za mało. Wszak ci reprezentanci mogą użyć swojej władzy do ciemiężenia swoich przeciwników, a nawet mogą zaprowadzić ustrój autorytarny. Demokracja, która może przemienić się w tyranię, nie jest żadną demokracją. Bo przecież o to właśnie chodzi, że demokracja ma zastąpić tradycyjną władzę autorytarną. Bez gwarancji wolności i równego traktowania wszystkich obywateli, bez jasnych, przejrzystych procedur i jawności działań instytucji, bez praworządności i niezawisłego sądownictwa nie da się tego osiągnąć. Żeby demokracja nie zmieniła się w samowolę większości, która robi co chce, depcząc prawa mniejszości i narzucając im sposób życia, jaki większość uważa za najlepszy, w ustrój demokratyczny muszą być wbudowane konstytucyjne gwarancje swobód obywatelskich oraz osobistych. Bez nich wybrana przez większość władza niechybnie będzie nadużywana i zmieni się w autorytarny rząd, który może robić z obywatelami, co tylko mu się zechce, chełpiąc się w dodatku
demokratycznym mandatem do takich działań. Ofiarą takiej niby-demokracji padają najpierw mniejszości, a zaraz potem większość, gdyż zamiłowanie autorytarnej władzy do formułowania nakazów i zakazów daje się we znaki wszystkim – nawet tym, którzy podzielają wartości, w imię których takie restrykcje sformułowano. Bo ludzie mają prawo do tego, by postępować dobrze nie z rozkazu, lecz z własnej woli. Kiedyś, gdy dopiero rodziła się nowoczesna myśl demokratyczna, a więc w XVIII wieku, myślano, że demokracja w istocie swej polega na tym, że lud jako całość wyraża swą wspólną wolę, „wolę powszechną”. Tak myślał zwłaszcza Jean Jacques Rousseau. Faktycznie – w starożytnych i średniowiecznych wspólnotach plemiennych znane było zjawisko wiecowania, które prowadziło do czegoś w rodzaju zbiorowej
decyzji przez aklamację (a raczej przez wymachiwanie dzidami). Kto był przeciw, temu w łeb. Coś takiego pobrzmiewa w instytucji liberum veto: zgoda musi być powszechna i zupełna. Ta idea polityczna wciąż uchodzi czasami za demokratyczną i wciąż jeszcze wielu ludzi myśli, że
CO W PRAWIE PISZCZY
Żłobki w służbie pedofilom Prawicowi parlamentarzyści chcą umożliwić podglądanie dzieci w żłobkach. Czy pomyśleli, czym może się to skończyć? Grupa posłów Solidarnej Polski (partia magistra Ziobry) przedstawiła projekt ustawy o zmianie ustawy o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3 (tzw. „ustawa o żłobkach”). Celem projektu jest uregulowanie możliwości, a na żądanie opiekunów prawnych dzieci – obowiązku instalowania monitoringu placówki, czyli systemu kamer i rejestratora, nagrywających to, co dzieje się w przedszkolu, a także udostępniającego obraz ze żłobka on line. Do referowania projektu w Sejmie upoważniono „panią poseł Beatę Kempa”. Ustawa jest mniej więcej równie udana jak jej nieodmieniona referentka. Pani Kempa ukończyła administrację i – zamiast być z tego dumna – pisze na swojej stronie, że jest „prawnikiem z zamiłowania”. Jak się wydaje, jednostronnego… Projekt został uzasadniony następująco: „Ostatnie przypadki skandalicznego zachowania opiekunek w żłobkach w Żarach i w Warszawie dobitnie pokazują, że brak zewnętrznej kontroli rodziców nad pracą personelu żłobka,
do którego uczęszcza ich dziecko, może prowadzić do sytuacji znęcania się psychicznego lub fizycznego opiekunek nad dziećmi”. Tak więc zdaniem posłów, jeżeli tabloidy napiszą o jakimś „skandalicznym zachowaniu”, należy natychmiast pospieszyć z legislacyjną odsieczą. Niektórzy nazywają taki stan poselskich umysłów biegunką legislacyjną (chodzi nie tyle o wartość prawa, ile o efekt populistyczny). Warto zauważyć, że założeniem ustawy jest konieczność monitoringu „skandalicznych zachowań”. Pamięć podpowiada, że do „skandalicznych zachowań” dochodzi również w innych miejscach, na przykład w hotelu poselskim (podobno dochodziło tam do przypadków korupcji politycznej, a nawet molestowania seksualnego) czy też na plebaniach (księża częstokroć zbyt intensywnie okazywali tam miłość do dzieci). Czemuż więc akurat żłobki mają być wyróżnione? Zainstalujmy monitoring również w innych miejscach, w których dochodzi do „skandalicznych zachowań”. Idźmy jeszcze dalej – do wielu „skandalicznych zachowań” dochodzi w polskich domach, dlaczego więc nie obejmiemy
demokracja to po prostu ustrój, w którym większość robi to, co chce, a dokładnie: demokratycznie wybrani przywódcy robią to, co chcą. Na szczęście coraz szersze kręgi społeczeństwa pojmują, że wartość demokracji polega na czymś innym, a mianowicie na zabezpieczeniu równych i jak najszerszych praw obywateli. A jednak te dwa pojęcia demokracji – „masz większość, więc robisz, co chcesz” oraz „masz większość, więc rządzisz, dbając o równe traktowanie wszystkich obywateli i starając się jak najlepiej chronić ich swobody” – wciąż ze sobą w realnym życiu politycznym współistnieją. Najbardziej uderzającym tego przykładem jest dwoisty charakter władzy publicznej, która dzieli się na państwową i samorządową. Ta państwowa wystrzega się dyskryminowania różnych grup obywateli i dba o sprawiedliwe, jawne procedury, w których wszystkie podmioty mają równe prawa. Władze samorządowe, zwłaszcza niższego szczebla, zachowują się tymczasem tak, jakby były takimi wczesnonowożytnymi republikami miejskimi jak Genewa Rousseau. Po prostu robą, co chcą, „bo mają mandat społeczny”. Ich skłonność do faworyzowania jednych kosztem innych, do stosowania arbitralnych nakazów i zakazów, a więc po prostu do autorytaryzmu, jest tym większa, im więcej mają autonomii. Radni i różni
ich także monitoringiem? Ja proponuję monitoring również pod pierzynami, a kontrolerami niech będą znani specjaliści od seksu i życia rodzinnego, czyli żyjący w celibacie kler. Projektodawcy ustawy oczywiście nie zaprzątają sobie swoich ślicznych główek drobiazgami. Po pierwsze – ustawa jest zbędna. Za jej przyjęciem nie przemawiają ani „skandaliczne przypadki”, ani też braki w istniejącym ustawodawstwie. Po drugie – co z dziećmi, których rodzice nie życzą sobie, aby ktoś je podglądał? Czy posłanka Kempa własnym ciałem będzie osłaniać moje dziecko, jeżeli ja nie życzę sobie, aby ktoś (np. jakiś rodzic pedofil) na nie patrzył przez kamery monitoringu? Po trzecie – projektodawcy z rozbrajającą prostotą napisali, że „koszt instalacji systemu pokrywany będzie solidarnie przez rodziców lub opiekunów prawnych dzieci przebywających w placówce oraz dyrektora placówki”. Przez wszystkich rodziców? Także tych, którzy byli przeciwni jego instalacji? A dyrektor placówki z własnej pensji wyłoży na ten monitoring? Jeżeli wszyscy mają pokrywać te koszty „solidarnie”, jak wynika z uzasadnienia ustawy, to znaczy, że każdy rodzic (a także dyrektor placówki) będzie musiał wyłożyć całość kosztów instalacji, jeżeli wykonawca tego od niego zażąda. Taka jest natura zobowiązań solidarnych, proszę Państwa z Solidarnej Polski. Oczywiście, pani „poseł Kempa” tego nie musi wiedzieć, bo studia kończyła dawno, a z prawem łączyło ją chyba tylko studiowanie w tym samym budynku. Zresztą
25
tam naczelnicy czy burmistrzowie zwykle niewiele słyszeli o wartościach konstytucyjnych. Po prostu odzwierciedlają w swym działaniu realny układ sił społecznych. Rząd centralny nie stara im się w tym przeszkodzić, gdyż byłaby to ingerencja w samorządność, a więc podkopywanie fundamentów samej demokracji. I w ten sposób w imię demokracji toleruje się jej poniewieranie na poziomie gminnym czy powiatowym. Przykładem jest oddawanie ziemi Kościołowi za symboliczną złotówkę. Duch demokracji nakazuje, by wszystkie podmioty miały równe prawa. Jeśli coś w tej gminie kosztuje złotówkę, to powinno tyle kosztować dla wszystkich, a nie tylko dla Kościoła. A jeśli wszystko w tej gminie sprzedaje się po cenach rynkowych, to i ziemia dla Kościoła tak powinna być sprzedawana. A jednak praktyka jest inna. W imię czego? Ano w imię owej archaicznej idei „woli powszechnej”. Lud chce, by Kościół pomnażał swój majątek, więc z woli ludu ofiarujemy go Kościołowi z zasobów gminy. Tu rządzi wola większości, a mniejszość nie ma nic do gadania. No, ale na wszelki wypadek ludu nie pyta się o zdanie – wystarczy uchwała rady. Tak to działa i będzie działać – dopóki całe społeczeństwo nie dowie się, o co chodzi z tą demokracją, równością i wolnością. A tymczasem radzę gminom, aby uchwaliły demokratycznie, że ziemia i budynki za złotówkę należą się również radnym. Z wolą większości wszak się nie dyskutuje! JAN HARTMAN
kto by się przejmował takimi szczegółami. Posłowie muszą „błysnąć pomysłem”, żeby wspomniano o nich na pierwszej stronie „Faktu” lub „Super Expressu”, zaraz obok doniesień o potworze widzianym w jednym z mazurskich jezior. Na zakończenie ustawy czytamy, że projekt „nie jest objęty prawem Unii Europejskiej”. Z pewnością, ale tylko tą jego wersją, którą znają posłowie Solidarnej Polski. Ich przywódca, pan magister Ziobro, od kilku lat deputowany do Parlamentu Europejskiego, zapewne nie zdążył się jeszcze dowiedzieć (zajęty innymi sprawami – np. popiskiwaniem na wiecach politycznych), że akurat ochrona danych osobowych to dziedzina silnie regulowana prawem UE. A oglądanie szczegółów anatomii dwulatka przez obce osoby za pomocą systemu monitoringu to ingerencja w jego sensytywne dane osobowe. Na przykład obcy ludzie dowiedzą się, że ma małego siusiaka – wyjaśnijmy, dla uprzystępnienia problemu panu magistrowi Ziobrze i „pani poseł Kempa”. To zadziwiające, że tak zawsze czujni posłowie Solidarnej Polski nie zauważyli, że ich projekt to wspaniały prezent dla pedofilów. Pokonanie kodów dostępu i podglądanie sikających dzieci to żaden kłopot dla przeciętnie sprawnego znawcy komputerów. Pedofile z całego świata powinni wysłać posłom Solidarnej Polski listy dziękczynne. Ponieważ głupota jest w polskiej polityce nieśmiertelna, wróżę ustawie entuzjastyczne przyjęcie przez Sejm. JERZY DOLNICKI
26
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Woda święcona z mózgu
Narodowcy i Europa
Nacjonaliści znów coraz bardziej obecni w Polsce są nie tylko wyzwaniem, ale i znakiem. Są mianowicie świadectwem tego, że wielu młodych nie ma szansy nie tylko na awans, ale nawet na jakąkolwiek pracę. Mieliśmy dwa spotkania w Zagłębiu i na Śląsku: w Dąbrowie Górniczej i w Tychach. I tu, i tam przyszli narodowcy. Był też strach – a to nowa rzecz, której nie było wcześniej. Strach, czy przyjdą i jak się będą zachowywać. Byliśmy w szoku, bo przyszli w dużej grupie i byli bardzo obecni. Ich lęk i prawdziwy ból wiele mówiły o tym, jaka jest dziś Polska. Jest wiele nienazwanych spraw. Wiele agresji w ciszy. Musimy z tym żyć. Trzeba to rozładować, bo inaczej agresja nieakceptacji zasłoni nam wszystko. Pozostanie tylko walka. Nic więcej. To nie jest dobre jednak. Miałem poczucie, że różnica między nami nie jest wielka i nie jest ideologiczna, choć dziś ubrana jest w ideologię. Jest to różnica pewności szansy. Pewności odbicia się od dna. Jakakolwiek dyskusja o demokracji musi się zaczynać od tego, czy mam pracę, czy mogę mieć pracę. I dziś odpowiedź jest niedemokratyczna: nie ma pracy dla wielu ludzi! Zmiany, jakie są potrzebne i jakie proponuje Ruch Palikota, są
rewolucyjne. Są to zmiany w całym myśleniu. My chcemy państwa aktywnego, polityki antytransferowej, wsparcia małego i średniego biznesu. Te zmiany wraz z integracją Europy mogą dać efekt polegający na wzroście miejsc pracy w przemyśle w całej Unii. Aby to stymulować, potrzebna jest głębsza integracja europejska. Wielu się jej boi i całkiem niesłusznie! Europa jest w trakcie rekonstrukcji i potrzebuje nowych bodźców: energicznego przyspieszenia w ciężkich czasach szalejącego kryzysu gospodarczego. Inaczej damy przyzwolenie na rosnący nacjonalizm. Co mogłoby być takim przyspieszeniem? Prawdziwy federalizm europejski! Państwo z jednym wojskiem, jedną walutą i jednym prezydentem. Powrót do rozmów o EWO (Europejska Wspólnota Obronna) i EWP (Europejska Wspólnota Polityczna), o Europie z głową państwa wybieraną w bezpośrednich wyborach w krajach członkowskich. Wystarczy, że powrócimy do rozmów, na które Europa nie była gotowa w 1954 r. Europie bezwzględnie potrzebny jest impuls, potrzebna jest nowa wizja, potrzebny jest Aleksander Kwaśniewski – Prezydent Unii Europejskiej. JANUSZ PALIKOT
Dla polskich hierarchów oświadczenie papieża Franciszka, że „chce Kościoła ubogiego i dla ubogich”, jest jak grom z jasnego nieba. Oni chcą Kościoła bogatego i dla siebie. Nie po to w PRL szli na księdza i na współpracę, a w III RP tworzyli swój mit pogromców komuny, oszukiwali, wyłudzali, dawali fałszywe świadectwo, żeby z powodu fanaberii jakiegoś argentyńskiego jezuity rezygnować z rajskiego życia. Za dużo nagrzeszyli i nałamali prawa dla osiągnięcia bogactwa, by się go wyrzec. Za bardzo się do niego przyzwyczaili, by oddać bez walki. Wierni tylko w teorii tworzą Kościół. W praktyce to jedynie dawcy. Na tacę, co łaska, 0,5 proc. podatku, darowizn, dotacji, unijnych środków. Oczywiście także w tym aspekcie bogaci i wpływowi są bardziej pożądani niż biedacy, choć i wdowi grosz wart Bóg zapłać, zwłaszcza że łatwo go wyciągnąć. Niemniej robienie czegokolwiek dla biednych polski kler uznaje za zajęcie jałowe i bezsensowne. Jednak słowa Franciszka nie mogły pozostać bez odzewu. Biskupi zaczęli nerwowe poszukiwania korzystnej dla siebie interpretacji papieskich słów o ubóstwie. I znaleźli. Widmo ewentualnych ograniczeń wzniosło ich na rzadko spotykane – nawet w Kościele – wyżyny obłudy. Przed samymi świętami, w wywiadzie dla PAP, sekretarz Episkopatu Polski bp Wojciech Polak wyjaśnił: „Kościół nie jest jedną z wielu organizacji charytatywnych, ale to wspólnota, która przede wszystkim głosi zbawienie ludziom ubogim. Oczywiście, Kościół jest wezwany do niesienia konkretnej pomocy, ale przede wszystkim do głoszenia Ewangelii. Tak więc nie chodzi tylko o zaspokajanie materialnych potrzeb człowieka, bo to robią różne organizacje, niejednokrotnie lepiej niż Kościół”. Jednym słowem biedni niech pozostaną biedni, a w nagrodę łatwiej dostaną się do Królestwa Niebieskiego. Bezczelność tej wypowiedzi jest niesłychana, a logika porażająca. Nigdy wcześniej Episkopat Polski, ustami swojego przedstawiciela, nie wyraził tak dobitnie obojętności i pogardy dla ubogich, ale i dla papieskich zaleceń.
Dla złagodzenia, ale i zatarcia tego fatalnego wydźwięku w rezurekcyjnym kazaniu kard. Kazimierz Nycz, nawiązując do Kościoła dla ubogich, pytał i odpowiadał: „Ale czy to znaczy, że papież wypisze z Kościoła ludzi zamożnych? Czy to znaczy, jak niektórzy myślą, że papież będzie pozbywał się tych wszystkich zabytków i dzieł dwóch tysięcy lat Watykanu? Nie! Papież doskonale rozumie istotę ubóstwa chrześcijańskiego, tego, o którym mówi Jezus: „Błogosławieni ubodzy w duchu”. Istota tego ubóstwa polega na tym, jakie ma człowiek ręce, czy one się nie kleją zbytnio do rzeczy materialnych, do których się przywiązuje”. I żeby nie pozostawiać wątpliwości, dodał: „Ks. prof. Józef Tischner mawiał, że ubogim jest milioner, który nie przywiązuje się do tego, co ma, i potrafi się dzielić, a nie żebrak, który żyje w nieustannym pragnieniu posiadania rzeczy materialnych”. Ustami metropolity warszawskiego Episkopat Polski, jako pierwszy na świecie, wyjaśnił wiernym, że ubóstwo chrześcijańskie to naprawdę zamożność. Im człowiek bogatszy w dobra materialne, tym uboższy w najważniejszym wymiarze, czyli w duchu. I jako taki będzie błogosławiony. Wszelako pod warunkiem, że się do majątku nie przywiązuje. I o nim nie myśli. Zupełnie jak w starym dowcipie, kiedy jeden milioner mówi do drugiego: – Ci biedacy są okropni, myślą tylko o pieniądzach. W życiu polscy biskupi są takimi właśnie bezdusznymi milionerami. Natomiast w duchu – jak najbardziej ubodzy. W obydwu znaczeniach tego słowa. Nie przywiązują się kurczowo do starych dóbr, bo wciąż dostają nowe. Wyłudzone nieruchomości natychmiast sprzedają, żeby w razie wykrycia przekrętu, nie oddawać. Przede wszystkim zaś są ubodzy duchem w rozumieniu potocznym: spętani obłudną ideologią, zniewoleni praktycznym materializmem, pozbawieni życia wewnętrznego, o ciasnych horyzontach umysłowych. Pozwala im to wypowiadać najrozmaitsze brednie ku pokrzepieniu serc, zwłaszcza biedniejszych owieczek. Właśnie w tym duchu kard. Nycz uzupełnił swój wywód: „Nie ma
prawdziwego szczęścia, nie ma prawdziwej radości bez trudu, wyrzeczenia, ofiary, krzyża. Taką drogą do zmartwychwstania szedł Jezus, taką drogą musimy iść wszyscy, jeżeli chcemy spełnić wolę bożą, jeżeli chcemy być prawdziwie, trwale i głęboko szczęśliwi”. Przezornie nie dodał, że biedni idą po błocie i grudzie, a krzyż niosą samotnie, kler zaś ozłocony, po czerwonym dywanie, w asyście pomocnych wiernych. Aby słowo ciałem się stało, kard. Nycz osobiście, choć wspólnie z podwładnymi, niósł kilkumetrowy, drewniany krzyż w wielkopiątkowej drodze krzyżowej. Kto to widział, łatwiej uwierzy w wypowiadane przezeń słowa, że „nie można krzyża usunąć z życia, z przestrzeni społecznej, że nie można krzyża usunąć ze swojego życia, próbować go ominąć, pozostawić na boku”. I lżej będzie mu nieść własny krzyż. Także krzyż niedostatku. Biskupi, a w ślad za nimi księża, od dwóch tysięcy lat robią wiernym wodę z mózgu, obiecując, że prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż się bogaty dostanie do raju. Potem tę wodę, jako święconą, drogo sprzedają. Interes dobrze się kręci, ale od czasu do czasu nastaje papież, który chce bardziej sprawiedliwego podziału dóbr już tu, na ziemi. Jeśli przy okazji zapowiada porządki w rzymskiej kurii, kończy pontyfikat szybko, jak Jan Paweł I. Jaki będzie Franciszek? Czy za słowami pójdą czyny? To wciąż wielka niewiadoma. Wiadome jest, że już wielu przeklina chwilę, kiedy biały dym oznajmił wybór argentyńskiego jezuity. Dla polskiego duchowieństwa i rzymskich kurialistów ten dym jest czarny – niczym z czeluści piekieł, w których by się znaleźli, gdyby istniały. Skoro jednak piekła nie ma, dlaczego mieliby je sobie robić na ziemi. Wszak wystarczy papieża Franciszka przeczekać. A do tego czasu można zejść do podziemia. Wszak z pedofilią, aferami, kochankami, dziećmi są w nim cały czas i już się nawet przyzwyczaili. A Franciszek nie jest nawet trzeciej młodości. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.eu
FUNDACJA „FiM” Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2012 Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź. ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Trzy kobiety rozmawiają o swoich córkach. Pierwsza: – Nie ma lepszej córki niż moja Zosia. Ona jedyna mnie kocha. W lecie zabiera mnie na Mazury, a zimą do Zakopanego... Na to mówi druga: – Moja córeczka jest najlepsza. Nikt nie kocha mnie bardziej niż ona! Lusia w lecie zabiera mnie na Hawaje, a w zimie do Szwajcarii. Trzecia machnęła ręką i mówi: – To wszystko nic. Najlepszą córką na świecie jest moja Gosia! – A dlaczego? – pyta jedna z kobiet. – Trzy razy w tygodniu jedzie na wizytę do psychiatry i płaci mu 150 złotych, żeby tylko o mnie porozmawiać! ~ ~ ~ Pub. Facet pyta sąsiada: – Przepraszam, czy mogę postawić panu drinka? Taki pan przystojny. – Och, jaki pan sympatyczny. Jest pan gejem? – Nie, a pan? – Też nie. – Szkoda... – No, szkoda… ~ ~ ~ Późna jesień. Sklep zoologiczny. W pewnym momencie wpada klientka: – Mają państwo sweterki dla psów? – Tak, oczywiście, mamy. – To poproszę czerwony. – Dobrze, ale proszę przyprowadzić psa na przymiarkę. – Nie mogę... To ma być niespodzianka.
55 Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. dwie ostatnie litery odgadniętego wyrazu są równocześnie pierwszymi dwiema literami następnego 1) po co się teraz chodzi do galerii?, 2) choroba w proszku, 3) Al, 4) grupa go docenia z racji doświadczenia, 5) do chrupania podczas oglądania, 6) jakiż to Franek miał mnóstwo fanek?, 7) wędruje, więc nie ma stałego sąsiada, 8) dobra nad pijakiem, 9) w Bangladeszu waluta, wiesz jaka?, 10) dół, a w nim woda i muł, 11) papuga znana z leżakowania, 12) panna daje, gdy nie ma ochoty na zaloty, 13) jego smrodu nie zniósłby nawet Rambo, 14) w tych superautach na początku boli, 15) gdyby była mała, wymówką by została, 16) nie tknie mięsa ani kęsa, 17) choć jest ze złota, nie nosi jej żadna babka, 18) (nie tylko) przez owieczki opłacani, 19) z zakutymi łbami, 20) wspiąć się fasoli pozwoli, 21) najlepsi piłkarze? To się okaże, 22) niewiasta z władz miasta, 23) tam są wierni w karnawale, 24) kolega gazika, 25) krzyżyk wyborczy, 26) robi kopie nie tylko dla rycerzy, 27) statek wyspecjalizowany, w proroctwie, 28) szczyt radości z przyjemności, 29) popis zręczności, umiejętności, 30) na deszczu noszę, 31) w milionie jest ich sześć, 32) rosną na nich kwiatki, 33) larwy do prania, 34) nie może istnieć bez nowych numerów, prawie jak kabaret, 35) lepsza na diamencie niż na honorze, 36) czasem zalatuje, 37) ta choroba to przekleństwo, 38) cały stetryczały, 39) Halski dla przyjaciół, 40) ważą się, gdy jury obraduje, 41) ojczyzna nierozłącznych braci, 42) ją piją w Bombaju, by żyć wiecznie w raju, 43) do tarcia pilniki, 44) ogon Rokity, 45) ojcowskie auto, 46) kręci się w fabryce, 47) zwyczaj radosny witania wiosny, 48) zbytnie zbliżenie do nieba przypłacił życiem, 49) Pokemon z makaronu, 50) on to cenny chalcedon, 51) wieczyste, 52) łuska, po strzale pusta, 53) na co romantyk mierzył siły?, 54) koryto pod dachem, 55) nie idzie w las, 56) krzyżówka bez żadnego słówka, 57) brzęczy w marakasach, 58) kotlet bez panierki z aut, 59) budka suflera tam występuje, 60) on nadaje partii ton, 61) kto ma skarpety, ten ją wyrzuca, 62) a to stary baran.
47
2
1
11
54
3
10
22
9
46
12 61
21 58
60 23
25 21
52
5
42
27
26
6
31
14
23
6 15
16
13
17
18,34 19
30
36
28
18
7
32
11
16
29 25
59
10
37
19
51
17
20
41
5 33
26
20 8
24 12
44
53
27
30
15
2
22
29
40
45
50
14 57
1
4
7 24
13
39
8
49
28
9
4
3
48
56
62
38
35
43
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie rozmowy: – Pani mnie wyrzuciła z lekcji za minispódniczkę, umalowane usta i manicure! – Ja to bym jej powiedział!
1
19
20
2
3
4
5
6
7
8
21
22
23
24
25
26
27
, 28
9
10
29
30
11
12
13
14
15
16
17
18
?!
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 12/2013: „Tylko jednego, ten drugi to mój narzeczony”. Nagrody otrzymują: Jadwiga Dudek z Kielc, Jan Skrodzki z Gdańska, Patryk Mostowski z Jeleniej Góry. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn , Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41, (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66 (pn., czw., pt.); Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna – cena 52 za II kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 za II kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
P
ŚWIĘTUSZENIE
Rano przyszła Maria Magdalena do igloo i ujrzała kawał kry na bok odwalony, a potem dwóch Pingwinów we frakach uroczystych, jednego u głowy, a drugiego u nóg, gdzie leżało zmarzłe ciało Jezusa. A Pingwini rzekli do niej: – Dlaczego szukasz rozmrożonego wśród zamrożonych? Nie ma go tu, albowiem odtajał. I pobiegła do wioski Eskimosów ogłosić im nowinę.
– Dzień dobry. Proszę przepisać na nas swoje mieszkanie. – Powariowaliście?! – Przepraszam, nie od tego
zacząłem. Czy wierzy pan w Boga? ~ ~ ~ – Marnie wyglądasz. Co brałeś? – Kredyt...
Humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 14 (683) 5–11 IV 2013 r.
JAJA JAK BIRETY owiedzenie „w dupach się poprzewracało” pasuje do wielu gwiazdorów – tych śpiewających i nie tylko. ~ Niedawno koncertował w Łodzi Justin Bieber. To 19-letni chłopiec, za którym sikają nastolatki jak świat długi i szeroki. Dzięki temu chłopiec – jeśli tylko się nie stoczy – już teraz jest ustawiony do końca życia. A że milioner powinien mieć wymagania... Przed koncertem Justin zażyczył sobie trzech opakowań żelków owocowych. Takich w Polsce niedostępnych, więc trzeba je było sprowadzić. W sześciu pomieszczeniach, z których korzystała jego koncertowa obsługa, musiało być 150 kg kostek lodu, 336 białych ręczników i jeszcze 72 czarne. ~ Piosenkarka Jennifer Lopez wymaga, żeby wszystko w hotelu było białe – meble, kwiatki, świeczki... Bawełna, w której śpi, najlepiej egipska, musi mieć odpowiednią grubość, a temperatura w pokoju wynosić dokładnie 25,5 st. C. No i najważniejsze – Jennifer życzy sobie, żeby jej kawa była mieszana w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. ~ Prince dla odmiany chce wokół siebie dużo czerni. I wszystko musi być nowe, zapakowane w fabryczną folię. Kiedy negocjował serię występów w Londynie, próbował wymusić na organizatorach wybudowanie domu dla niego tuż przy sali koncertowej.
CUDA-WIANKI
Gwiazdki z nieba ~ Piosenkarce Mariah Carey „przewraca się” w temacie „deska klozetowa” – musi być zainstalowana tuż przed jej przybyciem do pokoju hotelowego. Za to w garderobie musi być zawsze... pudło ze słomą. ~ Madonna też musi mieć deskę „nówkę”. Ale jak już raz na takiej usiądzie, „nówka” przestaje być „nówką”... Deska klozetowa w jej pokoju jest więc regularnie wymieniana. ~ Śpiewający i przystojny Justin Timberlake chce 22 st. C w pokoju. I dezynfekcji wszystkich klamek co kilka godzin.
~ Muzyk Marilyn Manson (reprezentant metalu alternatywnego i hard rocka) bardzo stara się zasłużyć na miano świra. Podczas jednego z koncertów zamówił do pokoju butelkę absyntu, żelki i panią do towarzystwa – koniecznie... łysą i bezzębną. ~ Cher domaga się osobnego pomieszczenia na wszystkie peruki, które zabiera w trasę. ~ Britney Spears to zdeklarowana patriotka. Nie zje i nie wypije niczego, czego nie wyprodukowano w Stanach. ~ David Hasselhoff – ten ze „Słonecznego patrolu” – nie wyobraża sobie garderoby bez własnej kartonowej podobizny naturalnej wielkości. Aktor żyje zgodnie z zasadami feng shui i zdarza mu się odkryć, że meble w pokoju hotelowym stoją nie tak jak trzeba. Czyli wydzielają złą energię. Wymusza natychmiastowe przemeblowanie lub przeprowadzkę. ~ Nicolas Cage na plan filmu, w którym grał, wezwał szamana. Uważał, że nad produkcją ciąży klątwa. JC