Fundusz skąpi na profilaktykę i skuteczną terapię, produkuje kaleki i rencistów
NFZ AMPUTUJE, ZAMIAST LECZYĆ! Str. 3, 11
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
JAK NIE PŁ AC ZALEG IĆ Ł ABONA EGO MENTU RTV
Nr 14 (735) 10 KWIETNIA 2014 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Str. 1
2
Kościół rzymskokatolicki ma wiele starych tradycji. Jedną z nich jest wyłudzanie majątków na łożu śmierci. W ten sposób – strasząc mękami piekielnymi swoich wiernych – w ciągu wieków wszedł w posiadanie „nieziemskich” majątków, które jeszcze niedawno zwracała Komisja Majątkowa i państwo polskie. Ten proceder wyłudzania trwa nieprzerwanie. Oto najnowszy przykład z Hospicjum Bonifratrów im. św. Jana Bożego we Wrocławiu. Str. 7
Str. 12
Str. 13
ISSN 1509-460X
Str. 21
2
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Zróbmy Majdan!
Donald Tusk nie ma wyjścia i dalej brnie w swoim dość bezczelnym pomyśle na kampanię wyborczą PO – zastraszyć Polaków Ruskimi, bo w stanie zagrożenia kraju ZAWSZE wzrastają notowania władzy. Przepowiadaliśmy, że premier się na tym przejedzie. Już prawie 70 procent Polaków nie wierzy w wojnę polsko-ruską. I nie chce jej. A to może oznaczać pokój… I wolność. Od Platformy Obywatelskiej. Premier wyznał też publicznie, że wraca ze swoimi oszczędnościami emerytalnymi do ZUS. Bo bardziej ufa publicznemu Zakładowi niż prywatnym OFE. Bardzo to efektowny zwrot, zważywszy, że Tusk jest jednym z tych polityków, którzy Polaków w OFE wrobili. Ponad 20 lat po opuszczeniu Polski przez ostatnich żołnierzy rosyjskich nasze władze zapraszają obce armie. Według prasy brytyjskiej rząd Tuska poprosił o 10 tys. żołnierzy NATO. Kto pierwszy zrzuci bombę… na ten głupi rząd! Prezydent Bronisław Komorowski znów na klęczkach. Tym razem w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Taki to już mamy majestat Rzeczypospolitej – w pozycji na kolanach. W nagrodę za uniżoną postawę dostał lampion od arcybiskupa Stanisława Dziwisza. Ma nieść iskrę miłosierdzia. Już lepiej, żeby go lampion oświecił. Kardynał Kazimierz Nycz nie przeprosił publicznie za zamordowanie przez sejm i Kościół swojego imiennika, ateisty Łyszczyńskiego, największego polskiego filozofa XVII wieku. Zamiast tego ubliżał ludziom niewierzącym, którzy obchodzili rocznicę jego śmierci. Czyli nic się w Kościele od XVII wieku – poza strachem przed mordowaniem niewinnych – nie zmieniło. „Gazeta Wyborcza” opublikowała dane, z których wynika, że tzw. umowy śmieciowe to droga donikąd dla większości zatrudnionych w ten sposób. 60 proc. zatrudnionych po pięciu latach nadal nie ma etatu. „Śmieciówka” miała być formą wstępu do normalnej pracy, a stała się tylko kolejną formą wyzysku. Arcybiskup Dziwisz nazwał pistolet Ali Agcy, z którego postrzelił on Jana Pawła II, „narzędziem świętości”. Strach zatem pomyśleć, co stałoby się z papieżem, gdyby nie ten zamach. Poszedłby do piekła? No i rozumiemy też, dlaczego kler, na przykład ten hitlerowski, tak lubi święcić broń. Bo to są narzędzia świętości! „Nasz Dziennik” Rydzyka dystansuje się od tez zespołu Macierewicza. Ostatnio gazeta radiomaryjna opublikowała trzy teksty podważające religię smoleńską. To droga do uniknięcia dalszej kompromitacji oraz zemsta za marne miejsca ludzi Rydzyka na pisowskich listach wyborczych do PE. Szefem odpowiednika polskiego IPN na Ukrainie został prof. Władymyr Wiatrowycz, który neguje rzezie Polaków na Wołyniu. Uważa on, że masakry były po prostu „wojną polsko-ukraińską”. No tak, a Hitler w Auschwitz po prostu bronił się przed Żydami… W Polsce i na świecie nasila się zjawisko kradzieży katolickich relikwii. Ostatnio doszło do kradzieży w Wieluniu. To kwestia pobożności? Nie, chciwości. Chodzi o złote lub srebrne relikwiarze. Szok w Jastrzębiu-Zdroju. Rok temu miastem wstrząsnęła wieść o spaleniu się matki i czwórki dzieci. Prokuratura właśnie oskarżyła męża i ojca rodziny o wzniecenie pożaru. Chodziło o wyłudzenie ubezpieczenia. Podejrzewany o zabójstwo był niezwykle pobożnym aktywistą kościelnym, w tym szafarzem komunii (rozdający). Do sprawy wrócimy za tydzień. Nie będzie procesu z prywatnego aktu oskarżenia przeciwko arcybiskupowi Józefowi Michalikowi. Sąd oddalił zażalenie Małgorzaty Marenin, działaczki Twojego Ruchu, na decyzję niższej instancji. Marenin wskazywała, że duchowny za plagę pedofilii wśród kleru oskarżył m.in. rozwiedzionych rodziców. Czyli co, miał rację? Biskup Limburga Tebartz-van Elst nie wróci do swojej diecezji. Taka jest decyzja papieża. Ostatnio wyszły na jaw kolejne nieprawidłowości finansowe hierarchy. Okazało się, że zamówił sobie najnowsze bmw. Hierarcha jest też zagrożony zupełnie świeckim procesem za sprzeniewierzenie funduszy i składanie fałszywych zeznań. Cóż, Niemcy to nie Polska – tam się z arcybiskupami nie patyczkują. We Włoszech (podobnie jak w Polsce) biskupi uznali, że nie warto zawiadamiać organów ścigania o wykrytych w Kościele przypadkach pedofilii kleru. Episkopat stwierdził, że nie ma takiego obowiązku prawnego, lecz jedynie moralny. Cóż, biskupów – jak wiadomo – normalna moralność nie obowiązuje. Katolicki arcybiskup Atlanty w USA przeprosił wiernych za nową rezydencję wartą 2,2 mln dolarów. Uczynił ten gest po licznych protestach wiernych. Nie chodzi tylko o wystawność. Dom wybudowano za pieniądze podarowane w testamencie przez jednego z milionerów na cele religijne i charytatywne. Ech, ci wierni! Nie mogą zrozumieć, że najbardziej potrzebującą osobą w diecezji jest arcybiskup. Na Słowacji kiszka. Konkretnie – nowy prezydent Andrej Kiska, tj. multimilioner, o którym w polityce nikt nie słyszał. Media do tego stopnia postraszyły Słowaków ubiegającym się o prezydenturę lewicowym premierem Fico, że większość wybrała Kiskę, czyli takiego słowackiego Tymińskiego.
T
rzeci tydzień trwa w sejmie protest rodziców i opiekunów chorych dzieci. Patrzę na nich z podziwem i trzymam kciuki, żeby wytrwali jak najdłużej. Sam widok tego bajzlu na marmurach sejmowych, pośród wymuskanych, rumianych i pewnych siebie wybrańców narodu, którzy tuż obok krzyczących dzieci mądrują się do kamer, jest bezcenny! Oto sprawcy ludzkiej niedoli muszą się tłumaczyć na tle swoich ofiar. Bolesna polska rzeczywistość zawitała do nadętej świątyni polskiej pychy pomieszanej z głupotą. Tymczasem pod sejmem obóz rozłożyli już opiekunowie dorosłych. Idą coraz cieplejsze dni i jest pewne, że kolejnych protestujących grup będzie przybywać. Także dlatego, że Tusk już obiecał jednym podwyżki, a jak wiadomo – wszyscy mają te same żołądki. Tego się władza boi najbardziej – damy jednym, żeby przeżyli, to żreć i żyć zechcą następni. I słusznie. Niech tylko zechcą! Niech się odważą! Niech protesty obejmą cały kraj, a koczowiska wyrosną także pod siedzibą premiera (naprzeciwko są Łazienki, gdzie można rozbić tysiące namiotów!), przed ZUS-em, ministerstwami, pałacem Komorowskiego. Przez polskie ulice niechaj na okrągło przetaczają się demonstracje, manifestacje i frustracje. Powróćmy do lepperowskiej idei blokad dróg i torów kolejowych, na które rolnicy mogą wysypywać zboże, a na przykład oszukani podwykonawcy autostrad – piasek. Zlekceważeni eksporterzy na rynek rosyjski powinni obrzucać budynki rządowe jabłkami i podłożyć Tuskowi wielką, zdechłą świnię. Niech do stolicy zjadą górnicy, niech puszczą w ruch swoje trzonki od kilofów, włączą syreny, rzucają race. Ogłośmy wiosnę ludu przeciwko klasie politycznej III RP. Pogońmy rodzimych Janukowyczów! Zróbmy wreszcie nasz polski Majdan. Czy dlatego, że kradną jak na Ukrainie, mordują swych przeciwników politycznych, nie potrafią niczego zbudować? Nie, nie chodzi dokładnie o to. Rzecz w tym, że popełniają grzech równie ciężki – marnują dorobek ciężkiej pracy milionów Polaków. A Polacy mają 5 miejsce na świecie pod względem czasu przeznaczanego na pracę. Ponadto są operatywni, pomysłowi, karni, cierpliwi… I może właśnie powinien wreszcie nadejść kres tej cierpliwości, ponieważ odrodzone po 1989 roku państwo polskie nie zechciało przez 25 lat odwdzięczyć się własnemu narodowi ludzką opieką zdrowotną, godnymi świadczeniami, przyjaznymi urzędami, skuteczną policją i wymiarem sprawiedliwości, racjonalnym prawem, etc. Dlaczego? Chodzi o krótką kołdrę, czyli o brak kasy, o czym przekonuje władza. I na tym polega jej grzech – na KŁAMSTWIE, bo przecież pieniądze są. Jest cała góra pieniędzy, które załatwiłyby WSZYSTKIE najpilniejsze potrzeby Polaków i pozwoliły im żyć godnie na poziomie średniej europejskiej. Przyjrzyjmy się tylko wycinkowi wołającego o pomstę do nieba MARNOTRAWSTWA, które dotyczy wszelkich dziedzin życia i gospodarki. Kwoty są zmienne, ale marnowane zwykle rok do roku.... Fundusz Kościelny – 90 mln zł – wygasł w 1991 roku. Mimo to do dziś państwo opłaca ubezpieczenia rentowe i zdrowotne za księży w części oraz w całości za misjonarzy, zakonnice i zakonników. Katecheza – 1,3 miliarda na płace katechetów, choć żadna ustawa czy konkordat nic nie mówią o płaceniu z budżetu, tylko o organizacji zajęć. Bezprawnie działają też kapelani katoliccy w policji, Straży Granicznej, Służbie Celnej i Straży Pożarnej, razem z Ordynariatem Polowym Wojska Polskiego – 70 mln. Darowizny na kult religijny – ok. 30 mln. Nielimitowana ulga podatkowa na kościelną działalność charytatywno-opiekuńczą – ok. 170 mln. Dotacje państwa dla kościelnych mediów – 20 mln.
Finansowanie z budżetu państwa kościelnych szkół wyższych, wydziałów teologicznych i seminariów duchownych (konkordat mówi wyłącznie o wsparciu państwa dla KUL i PAT, obecnie Uniwersytet JPII) – 400 mln. Subwencje oświatowe dla podstawowych i średnich szkół katolickich – 371 mln. Emerytury „nauczycielskie” duchownych – 30 mln. Zwolnienia podatkowe dla podmiotów kościelnych (usługi kościelne + biznesy) – 10 mld! Zwolnienie z podatku PIT biskupów oraz nałożenie na pozostałych duchownych symbolicznych kwot PiT-u. Dotacje (od budżetu centralnego po gminne) na budowę świątyń. Tylko na Świątynię Opatrzności Bożej Ministerstwo Kultury oraz samorząd województwa mazowieckiego przeznaczyły 48 mln zł, a Fundacja KGHM Polska Miedź (Skarb Państwa) – 13 mln na samą kopułę Świątyni. Ze środków Ministerstwa Kultury, UE, Narodowego i Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz wojewodów i samorządów opłaca się remonty, utrzymanie, oświetlenie i odnowienie świątyń oraz innych gmachów należących do Watykanu. Do tego dochodzi sprzedaż z rabatem do 99 procent atrakcyjnych nieruchomości dla podmiotów kościelnych (projekt ustawy o likwidacji złożyłem w styczniu 2012 – czeka w „zamrażarce”), a są to sumy niepoliczalne. Rozdęta, lecz niewydolna biurokracja w opiece społecznej i w ochronie zdrowia (mniejszą liczbę szpitali niż w 1999 roku nadzoruje dziś o 30 procent więcej urzędników) – 600 mln. Do 2014 roku zyski spółek komandytowych nie podlegały opodatkowaniu (sieci supermarketów, firmy winiarskie, producenci papierosów, kolporterzy prasy, firmy telekomunikacyjne), a to też są straty budżetu liczone w miliardach złotych. Do 2014 roku budżet państwa tracił rocznie ok. 400 mln na wyłudzeniach VAT przy handlu złomem; w połowie 2013 roku ponad połowa polskiego rynku złomu znajdowała się pod kontrolą mafii. Największe w Europie (proporcjonalnie do PKB) wydatki na zbrojenia – dziesiątki miliardów. Brak akcyzy przy sprzedaży surowego tytoniu do produkcji papierosów – 1 miliard. Transfery zysków polskich filii zagranicznych koncernów za granicę, w tym do rajów podatkowych – 12 miliardów. Zwolnienie ze składek ZUS pensji menedżerów powyżej 8 tys. – 1 miliard. Koszty wniosku o organizację Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Polsce w roku 2022 – 12 mln. I tak dalej, i tak dalej… Podobne przypadki wyrzucania w błoto ogromnych pieniędzy, które NALEŻĄ SIĘ POLAKOM w postaci zwiększenia obecnych, skandalicznie niskich, najróżniejszych świadczeń, można mnożyć. A po co nam senat, połowa dublujących się agencji, połowa posłów szkodników? Po co planowana rozbudowa sejmu itp.?! Tylko w ostatnich miesiącach rządzący naszym krajem, własnymi piersiami „broniąc polskich granic” przed Putinem, pozbawili polskich producentów i eksporterów kilku, a w dalszej perspektywie pewnie setek miliardów złotych. To marnowanie lub zabieranie pieniędzy ludziom, którzy je wypracowali, stało się bezceremonialne. Może dlatego Polacy już się przyzwyczaili, że pensji ma nie wystarczać do pierwszego, że trzeba za wszystko słono płacić, a za darmo i za dużo dostają zawsze ci inni – korporacje, politycy, kolesie, Watykańczycy, Amerykanie. Ale przecież chyba nawet niewolnicy nie przyzwyczajają się do swojego niewolnictwa, bo w głębi serca ludzie czują się wolni. Wielkie przewroty zaczynały się od małych pretekstów – zapalników. W Polsce na przykład od podwyżek kiełbasy o kilka złotych albo od wyrzucenia z roboty suwnicowej Walentynowicz. No to tym bardziej powinny się zacząć od wku…enia opiekunów chorych. JONASZ
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
M
inisterstwo Pracy w przypływie empatii postanowiło pomóc najbardziej potrzebującym Polakom, w tym przede wszystkim bezdomnym. Na ten szczytny cel minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL) znalazł aż 49 mln zł. Moglibyśmy oczywiście przyklasnąć panu ministrowi i pisać peany na jego cześć, bowiem ktoś w końcu zauważył, że z pomocy społecznej na co dzień korzysta ponad 3,5 mln Polaków (dane według GUS), a więc jest komu pomagać. Niestety, jak to zwykle bywa przy wydawaniu ogromnych
GORĄCE TEMATY
nawet nie wspominając. To nie koniec absurdów związanych z nowym „dzieciątkiem” ministra Kamysza, ale zanim do tego przejdziemy, oddajmy głos resortowi, który wytłumaczy, po co w ogóle owa Emp@tia powstała: „Tworząc tę witrynę, chcieliśmy, żeby w jednym miejscu mogli państwo znaleźć kompletne i aktualne informacje potrzebne przy ubieganiu się o pomoc i od razu o tę pomoc zawnioskować. Już teraz mogą Państwo uzyskać tutaj szczegółowe informacje dotyczące: rodzaju pomocy, o którą można się ubiegać, zasad jej przyznawania oraz instytucji publicznych jej udzielających. Już teraz też w większości województw,
Resortowa emp@tia Bezdomni w Polsce wcale nie są tacy biedni, na jakich wyglądają… Tak przynajmniej uważają urzędnicy, według których najbiedniejsze osoby w kraju mają komputery z internetem i drogim oprogramowaniem. ieniędzy, nie obyło się bez nieprap widłowości, i tak z projektu dla biednych wartego kilkadziesiąt milionów przez 4 miesiące funkcjonowania skorzystało ledwie kilkaset osób… Tym wartym fortunę projektem jest internetowy portal Emp@tia, z którego wedle planów ministerstwa mają korzystać najbiedniejsi Polacy, a więc osoby, które w większości nie mają nawet komputerów, o internecie
które zgłosiły się do programu pilotażowego do części instytucji działających na ich terenie, mogą Państwo złożyć drogą elektroniczną wniosek o pomoc społeczną dla siebie lub innej osoby”. Nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem osobą bezdomną, również nigdy nie byłem beneficjentem pomocy społecznej, jednak z dziennikarskiej ciekawości postanowiłem podać się za kogoś, kto potrzebuje wsparcia,
i zarejestrować się na portalu. Okazuje się, że aby wysłać jeden z licznych e-wniosków, czyli skorzystać z tej „pomocy”, którą obiecuje ministerstwo, muszę posiadać tzw. „bezpieczny podpis elektroniczny”. Jak go zdobyć? To proste. Wystarczy, że wykupię go w jednym z proponowanych przez resort sklepów za… 149 zł, czyli za kwotę pozwalającą osobom, dla których powstała Emp@ tia, przeżyć sporą część miesiąca… Poza wspomnianymi 49 mln zł roczny koszt utrzymania serwisu wynosi 2 mln zł, czyli prawie 5,5 tys. zł dziennie… Ministerstwo zasłania się tym, że w wydatkach na serwis Emp@tia znalazło się także
3,5 tys. laptopów, które mają pomóc pracownikom pomocy społecznej w przeprowadzaniu niezbędnych wywiadów środowiskowych ze swoimi podopiecznymi. Pytałem o ten fakt w kilku MOPS-ach w całej Polsce i wszędzie słyszałem podobną odpowiedź. Dla pomocy społecznej chodzenie z najnowszymi laptopami do ludzi, którzy często mają problem z prawem, są na warunkowych przepustkach z więzień albo po prostu kradną, bo nie mają za co żyć, jest niebezpieczne. Nikt nie ma zamiaru ryzykować, więc świeżo zakupiony sprzęt będzie się kurzył na półkach, a w obiegu pozostaną wysłużone kartki i długopisy. Politycy
Narodowy Fundusz Zdzierców NFZ zamiast dobrem pacjentów kieruje się własnym interesem. Jego działania nie są przejrzyste, co sprzyja korumpowaniu urzędników – twierdzi Najwyższa Izba Kontroli. Według marcowych badań sondażowni CBOS aż 78 proc. Polaków źle ocenia działalność Narodowego Funduszu Zdrowia. Dobre zdanie o NFZ ma tylko co szósty z nas. Nic nie wskazuje na to, aby fatalna opinia o działalności Funduszu miała się w najbliższym czasie zmienić – świadczy o tym chociażby ostatnia kontrola NIK, która potwierdza, że NFZ funkcjonuje wprost fatalnie. Kontrolerzy informują, że zawieranie kontraktów na usługi medyczne w lecznictwie szpitalnym i specjalistycznym w wielu przypadkach nie jest przejrzyste, a procedury stosowane przez NFZ nie zapewniają wyboru najlepszych świadczeniodawców, czyli zakładów opieki zdrowotnej, które gwarantowałyby pacjentom odpowiednią jakość i dostępność usług. Zatem nie liczy się pacjent, lecz atrakcyjna oferta, jaką pracownikom Funduszu przyszło oceniać. Atrakcyjna, czyli tania. Zgodnie z przepisami podpisywanie kontraktów na usługi zdrowotne między NFZ a Z OZ-ami powinno przebiegać dwuetapowo – poprzez
jakościowy ranking placówek oraz cenowe negocjacje. Założenia były takie, aby pacjenci otrzymywali możliwie najlepsze usługi medyczne za możliwie najniższą cenę. Niestety, liczą się tylko oszczędności na chorych ludziach… W publicznym lecznictwie szpitalnym sens owej procedury wypacza to, że cena za oferowaną usługę medyczną, przyznawana na ostatnim etapie podpisywania kontraktu, nie podlega negocjacjom bez względu na jakość oferty przedstawionej na wcześniejszych etapach postępowania. Oznacza to, że szpitale publiczne, które zgłosiły swoje oferty, podpisują na nie umowy poza tzw. rankingiem placówek, kosztowną klasyfikacją uwzględniającą jakość oferowanych świadczeń, dzięki której ceny miały być negocjowane. W przypadku ambulatoryjnej opieki specjalistycznej wspomniany ranking również nie jest brany pod uwagę, a jedynym kryterium są ceny świadczeń zaproponowane przez zakłady opieki. Na podstawie tych cen komisje negocjacyjne wybierające oferty medyczne ustalają zupełnie nowy ranking i według własnych, zmiennych reguł – często przekazanych przez przełożonego ustnie – arbitralnie przydzielają kontrakty, narzucając swoje warunki, a przy
braku dokumentów i wyłącznie słownych poleceniach otwiera to korupcyjną furtkę. Kontrola NIK wykazała także przypadki zmniejszenia przez Fundusz, z własnej inicjatywy, liczby wykonywanych w ZOZ świadczeń, zmiany obsady personelu i godzin przyjmowania już po kilku miesiącach od zawarcia kontraktu. Poza tym warunki finansowe z góry narzucane ZOZ-om nie odpowiadają kosztom rzeczywiście przez nie ponoszonym. Podobnie jest w leczeniu specjalistycznym. Fundusz nie monitoruje rynku usług i nie dysponuje realnymi wycenami procedur medycznych w poszczególnych regionach kraju. Kontrola u wybranych świadczeniodawców wykazała, że nie było zależności między ceną kontraktową a rzeczywistymi kosztami udzielania danej usługi. Zdaniem większości pracowników ZOZ cena ustalana na etapie rozmów z NFZ oscyluje na granicy opłacalności lub nawet poniżej. Oto przykłady, do czego mogą prowadzić karygodne działania Funduszu: Nadużycia związane z podpisywaniem kontraktów skutkują tym, że większość umów podpisuje się w ostatniej chwili, aby uniknąć kolejek na początku nowego roku. Jednak w większości przypadków, na przykład
3
SLD zapowiedzieli, że zgłoszą sprawę do prokuratury. Z kolei PiS chce, aby portalem zajęła się Najwyższa Izba Kontroli, choć akurat partia Jarosława Kaczyńskiego nie powinna w tej kwestii zabierać głosu, bowiem projekt Emp@tia powstał na początku 2007 r., czyli za jej rządów, i miał wówczas kosztować… 91 mln zł. To, niestety, nie koniec idiotycznych wydatków naszych rządzących. Przedstawiamy kilka najnowszych: Na „obsługę i wsparcie procesu ubiegania się o prawo organizacji igrzysk olimpijskich” w Krakowie lada moment wydamy zakontraktowane już 3,75 mln zł. Sam logotyp oraz strona internetowa tej sportowej imprezy kosztowały kolejno 67 tys. zł i 79 tys. zł. Wydano te pieniądze, mimo że większość Polaków nie chce igrzysk, a prezydent Krakowa, choć już kasę przepuścił, to jednak postanowił w końcu zapytać mieszkańców miasta, czy są za organizacją IO. Oczywiście wszystko odbędzie się poprzez referendum, czyli za kolejne tysiące złotych; Ministerstwo Edukacji na 3 kampanie promujące „reformę sześciolatków” wydało 23 mln zł. Ich efekt był fatalny, bowiem do szkół w 2013 r. wybrało się mniej dzieci niż rok wcześniej, kiedy kampanii nie było; Ministerstwo Spraw Zagranicznych w latach 2009–2013 kupiło aż… 3,2 tys. sztuk mebli, co kosztowało podatników 4,4 mln zł. Sam stół kupiony na potrzeby polskiej prezydencji w UE kosztował 174 tys. zł, przy czym był używany aż… 19 razy. ARIEL KOWALCZYK
w Wielkopolsce i na Dolnym Śląsku, jest już za późno na wybór dobrej oferty, przez co pacjenci czekają na wizyty u specjalistów nawet kilka lat; W Małopolsce NFZ przez 2 tygodnie negocjował ponad pięć tysięcy ofert, co automatycznie doprowadziło do fatalnej jakości usług medycznych, bo nikt nie jest w stanie w takim krótkim czasie w pełni ich zweryfikować; Krótki czas na decyzję o wyborze oferty może prowadzić do tragicznych skutków. Fundusz często podpisywał kontrakty z placówkami, które nie spełniały wymagań. W województwie łódzkim przyjął m.in. oferty, w których wykazywano tego samego lekarza specjalistę pracującego po kilkanaście godzin dziennie w miejscach oddalonych od siebie o ponad 10 km. Ostatnim znanym efektem działania przepracowanego lekarza była śmierć bliźniąt we włocławskim szpitalu („FiM” 6/2014). Podsumowując, według Najwyższej Izby Kontroli NFZ tylko pozornie organizuje konkursy na najlepsze oferty medyczne, bowiem w ogromniej większości przypadków ich wybór zależy wyłącznie od widzimisię urzędników. Cena jest najważniejszym kryterium. Fundusz nie kieruje się zatem dobrem pacjentów, lecz dba wyłącznie o siebie. Może dlatego, że jest chory? O nieprawidłowościach w NFZ czytaj też na stronie 11. ŁUKASZ LIPIŃSKI Źródło: nik.gov.pl
4
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Waginalne embargo Kobieca seksualność to potężna broń, dzięki której sporo można zdziałać. Czasem w małych osobistych potyczkach, a czasem w sprawach wagi państwowej. Historia zna kilka takich przypadków. W 2003 r. kobiety z Liberii w Afryce ogłosiły, że przestają uprawiać seks ze swoimi partnerami. W ten sposób chciały wymusić na mężczyznach zakończenie wojny domowej. Ponoć pomogło. Dwa lata temu – za przykładem „sióstr” z Liberii – to samo zrobiły mieszkanki Togo. Miało to skłonić ich partnerów do szybszego przegonienia nielubianego prezydenta Faure Gnassingbé. „Mamy wiele środków, dzięki którym mężczyźni zrozumieją, czego chcą kobiety w Togo” – mówiły organizatorki strajku, chociaż tylko o jeden wspólny „środek” w całej tej akcji chodziło. Pochwowe embargo z założenia potrwało tylko tydzień. Za krótko, bo prezydent do tej pory się nie zmienił. Warto jeszcze wspomnieć o paniach z Barbacoas – kolumbijskiej wioski. One z kolei odmawiały swoim facetom penetracji, bo chciały, żeby władze wybudowały porządną drogę z ich osady do stolicy prowincji. Problem nie był błahy – coraz częściej zdarzało się, że ludzie umierali, bo nie udawało się dowieźć ich na czas do szpitala. Protest nazwano „ruchem
skrzyżowanych nóg”. Okazał się strzałem w dziesiątkę – głównie dzięki nagłośnieniu tej ciekawostki w mediach. Urzędnicy znaleźli środki na budowę. W czasach większego seksualnego równouprawnienia mężczyznom też zdarzyło się mieć podobny pomysł. Kilka lat temu lider ugandyjskiej opozycji Stanley Kalembaye zaapelował do wszystkich mężczyzn, których żony popierały urzędującego prezydenta, żeby nie sypiali z tymi babami, dopóki nie zmienią one poglądów! Niezaspokajaniu małżonek miało towarzyszyć spokojne tłumaczenie im, jak katastrofalna jest sytuacja w kraju i skąd ta „kara”.
Jarosław Kaczyński może otwierać butelki szampana. Jego najbardziej zapiekli wrogowie myślą i mówią jego słowami. Polski grajdoł polityczny rządzi się specyficznymi prawami. Jego podstawową cechą jest konserwatyzm. Nieważne, czy się jest z PO, PiS, SLD, czy z „Gazety Wyborczej” – jak życie przyciśnie, a język się rozwiąże, niemal wszyscy mówią jak w jednym chórze. Mogliśmy do woli oglądać ten spektakl przy okazji kryzysu ukraińskiego i „w rosyjskim zagrożeniu”. Wcześniej także wtedy, gdy organizowano napaść na Irak. Trudno w takiej sytuacji odróżnić Cimoszewicza od Kaczyńskiego, albo Kwaśniewskiego od Tuska. Także antyniemieckie wygłupy Protasiewicza z PO pachną bardziej PiS-em niż czymkolwiek innym. To samo dotyczy wielu kwestii światopoglądowych. Jak wiadomo, Kaczyński głosi chwałę Kościoła katolickiego jako niezbędnego nauczyciela moralnego Polaków. A co opowiada Adam Michnik, niby wróg Kaczyńskiego, w swojej „Gazecie Wyborczej”? To samo! Że bez Kościoła widzi Polskę jako „czarny obraz”, że „Biblia to najmądrzejsza księga, jaką napisano”, i że boi się „odrzucenia Dekalogu”. A przede wszystkim, że Krk „to jedyne miejsce, do którego zwykły Polak przychodzi co niedziela i dowiaduje się, gdzie jest dobro, a gdzie zło”. To prawdziwe wyznanie wiary konserwatysty. Dodajmy, że konserwatysty bardzo cynicznego. Bo Michnik ogłasza, że do moralnego życia Polakom potrzebny jest Kościół, ale nie dotyczy to oczywiście jego samego i jego sztandarowo ateistycznego towarzystwa. Oni mogą się obyć bez „chodzenia co niedzielę” i bez
Teraz do podobnego strajkowania wzięły się Ukrainki. Wymyślona w połowie marca akcja „Nie daj Ruskiemu” ma dotknąć wyłącznie najeźdźców ze Wschodu. Z rodakami nadal zamierzają sypiać. Logo kampanii to dwie kobiece dłonie, ale tak splecione, że przypominają waginę. „W obecnej sytuacji państwo potrzebuje wyjątkowych rozwiązań” – tłumaczą organizatorki. Pomysł podchwycili internauci. Prawdą jest, że zawzięte na Ruskich Ukrainki częściej są obiektem kpin niż zrozumienia – na przykład naczelny rosyjskiego nacjonalistycznego portalu „Sputnik&Pogrom” nazwał zwolenniczki wybiórczego celibatu… prostytutkami. Bardzo spodobały się natomiast koszulki, które noszą strajkujące dziewczyny – takie białe z napisem o „niedawaniu Ruskim”. Można je kupić za około 70 zł, a pieniądze mają trafić do ukraińskiej armii. Dzięki Photoshopowi i pomysłowości wirtualnych dowcipnisiów w takim T-shircie wystąpiło już sporo znanych kobiet, m.in. Hillary Clinton i Michelle Obama. Ale najczęściej internauci przyozdabiają nimi znane panie zajmujące się polityką. Często te, które – delikatnie mówiąc – nie grzeszą urodą (takie odpowiedniki naszej Wróblowej czy Pawłowicz), co w połączeniu z deklaracją o celibacie wygląda dosyć zabawnie. W tak ponurej sytuacji, w jakiej znalazła się Ukraina, trochę poczucia humoru nikomu nie zaszkodzi. Poza tym już nasze prababcie miały swoje hasło: „Nie uchybisz swojej cnocie, jak się oddasz patriocie!”. JUSTYNA CIEŚLAK
wiary w Dekalog. Jest to dowód nie tylko cynizmu, ale i bezczelnej arogancji. Bo oni nie mają się za „zwykłych Polaków”. Michnik nawet nie wie zresztą tego, że ci „zwykli Polacy” nie chodzą już „co niedzielę do kościoła”. Trafia tam regularnie nie więcej niż 25–30 proc. rodaków. Reszta jakoś się obywa bez tego. I to zapewne nie ta większość kradnie batoniki w sklepach, gwałci i morduje. W tym numerze (str. 16) piszemy na przykład o tym, że nawet w USA odsetek ateistów wśród kryminalistów jest kilkadziesiąt razy mniejszy niż średnia w tamtejszym społeczeństwie. Konserwatywne zabobony trwają i rządzą w tym kraju także dlatego, że głoszą je środowiska, które uważają się za forpocztę postępu, nowoczesności i „modernizacji”. Konserwatyści wzięli tu wszystko: lewicę, prawicę, liberalizm, a nawet ateizm – wszak znaczna część publicznych ateistów żałuje braku „łaski wiary”. To oni odpowiadają za to, że w ćwierćwiecze po wyzwoleniu z rzekomej komunistycznej niewoli jesteśmy ciągle w tej samej czarnej dziurze pod patronatem Kościoła. Że w wielu ważnych kwestiach mamy regres zamiast postępu. Ale na szczęście wszystko na tym świecie przemija, choć konserwatyści nie bardzo w to wierzą. Przeminie więc także polskie zachowawcze śmierdzące bajoro. Skompromitowało się już na każdym odcinku – od gospodarki, przez kwestie społeczne, po wolności osobiste i obywatelskie. Teraz na koniec jeszcze polska konserwa wciągnie na swój święty sztandar obrońcę pedofilów i wzorzec wszelkiej zachowawczości – Jana Pawła II. I mam nadzieję, że pod tą wyświęconą banderą ostatecznie pójdzie na dno. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
W czarnej dziurze
Prow inc jałk i SAMOPOTRĄCENIE 39-latka z Wodzisławia Śląskiego wpadła pod samochód. Swój. Została potrącona, gdy starała się wsiąść do staczającego się z górki auta, aby uchronić je przed niechybnym roztrzaskaniem o znajdujący się na końcu drogi płot. Nie udało się.
CO MA WISIEĆ… Inną niewiastę, tym razem mieszkankę Zabrza, policjanci zdjęli z płotu, na którym spędziła kilka godzin. Pani wracała do domu po imprezie i zapragnęła sobie skrócić drogę. Pech chciał, że utknęła jej noga. Wisiała tak kilka godzin.
I POZAMIATANE Michał W., 30-letni rudzianin, pracował jako zamiatacz w kopalni. Swoją małą uliczną zamiatarką penetrował uliczki między kopalnianymi budynkami. Za bramę zamiast śmieci wywoził jednak węgiel. W dniu, gdy został złapany, miał go w swoim pojeździe aż tonę.
KUCYKA CZAR 28-latek z Mysłowic nawet na 12 lat może trafić do więzienia za rozbój, którego dokonał w Bielsku-Białej. A ukradł kilka zabawkowych różowych kucyków Little Pony, uprzednio solidnie obijając ich właścicieli.
POCIĄGOSTOPOWICZ Lokomotywa pociągu relacji Bydgoszcz–Lublin złamała rękę 23-latkowi, który metodą „na stopa” usiłował zatrzymać skład w Motyczu Leśnym. Po tym jak wydmuchał ponad 2 promile, został odwieziony do szpitala.
OBCINA I KROI Przez dwa lata Anna S., 41-letnia fryzjerka z Elbląga, wyciągała swoim klientkom pieniądze z torebek. Śledczy ustalili, że sprytna stylistka dorobiła sobie w ten sposób ponad 43 tysiące złotych. Opracowała WZ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Pan premier straszy nas Rosjanami. Wszedł w buty Jarosława Kaczyńskiego, który straszył Angelą Merkel. (Monika Olejnik, publicystka)
Donald Tusk jest chyba największym socjalistą wśród polskich premierów po 1989 r. (Tomasz Lis, publicysta)
Słyszymy od Julii Tymoszenko, że „kacapów” na Ukrainie trzeba unicestwić atomem. To nam trochę wyjaśnia, dlaczego i z ogłoszeniem niepodległości, i z przyłączeniem się do Rosji krymscy Rosjanie tak się spieszyli. (prof. Bronisław Łagowski, historyk idei)
Zamiast zajmować się uwalnianiem szkół od gender, uwolnijmy Kościół od pedofilii. (posłanka Wanda Nowicka, wicemarszałkini sejmu)
Kościół nie umie korzystać z wolności, tylko wierzga i kąsa. Dzieli, oskarża, stygmatyzuje. Jak ktoś tyle lat ma władzę niemal nieograniczoną, to zapomina, co znaczy proste pojęcie: zachowywać się przyzwoicie. Jeśli ktoś dziś opowiada o zniewoleniu większym niż za komuny, to musi mieć nierówno pod biretem albo mieć słabą odporność na sugestie szatana. Co na jedno wychodzi. Ale nareszcie lud wstaje z kolan. Kiedyś byłoby nie do pomyślenia, by wyjść z kościoła, jeśli się słyszy, że ksiądz gada bzdury. (Andrzej Stasiuk, pisarz, publicysta)
Jeśli coś, co się nazywa Bogiem, w ogóle istnieje, to nie możemy o nim nic powiedzieć (...). Jest takie coś, co od biedy dałoby się nazwać Bogiem albo absolutem, i niechby sobie to było, jakie chce, tylko wydaje mi się, że to ma bardzo mało wspólnego z tym, co rzekomo mieszka w kościołach. (Jacek Podsiadło, dziennikarz, poeta)
Kościołowi i prawicy słowo gender pomyliło się ze słowem danger. (prof. Joanna Senyszyn, europosłanka) Wybrali: AC, SH
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
NA KLĘCZKACH
wartość ludzkiego cierpienia. Boże zachowaj przed takim hospicjum. MaK
z mieszkańców do wezwania Straży Miejskiej. Interwencja funkcjonariuszy zakończyła się… mandatem dla duchownego! Coś nam się widzi, że wkrótce w Chwałowicach będzie zbierana specjalna taca na cele mandatowo-grzewcze. ŁP
WYKLĘCI BANDYCI
KRZYŻYK BRZOZOWY
Po wydarzeniach ukraińskich krążył po Polsce dowcip, że wkrótce w czasie święta żołnierzy wyklętych będą czczeni w Polsce „bohaterowie z UPA”. Otóż powoli sprawy idą właśnie w tę stronę! „Fakt” opublikował tekst pt. „Żołnierze wyklęci w sojuszu z UPA” o wspólnym zwalczaniu przez AK i UPA sił komunistycznych, m.in. w Hrubieszowie po II wojnie światowej. Oby obecny „sojusz” polsko-ukraiński nie skończył się wymordowaniem 100 tysięcy niewinnych Polaków. MaK
Na portalu aukcyjnym Allegro pojawiła się osobliwa oferta – za 29 złotych można sobie zamówić... krzyżyk z brzozy smoleńskiej. Wprawdzie opis nie zawiera informacji, czy jest on wykonany akurat z TEJ brzozy, jednak już sama nazwa raczej to sugeruje. To kolejny sposób żerowania na tej katastrofie, nieróżniący się wiele od PiS-owskich happeningów politycznych, czyli notorycznego pieczenia „kaczki po smoleńsku”. ŁP
CI STRASZNI ROSJANIE
DZIEŃ UPADŁYCH KOBIET
Po tym jak Daniel Olbrychski demonstracyjnie zrezygnował z roli w rosyjskiej sztuce „Porwanie Europy”, twierdząc, że „granie dziś w Rosji to jak granie w Berlinie w 1938”, PiS i Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej zażądały, by Warszawa wycofała się z obchodów Roku Rosji w Polsce oraz Roku Polski w Rosji. Wydarzenie to planowane jest na 2015 r., a przygotowywane od 2012 r. Daje ono szansę na reklamę i przyciągnięcie sponsorów. Nic dziwnego, że do udziału w fecie zgłosiło się ponad 200 instytucji, przedstawiając projekty wycenione łącznie na ponad 65 mln zł. Cóż, Olbrychski już jako Kmicic niejedną kupę (zbrojnych) rozbił i poprowadził. MZB
Niektóre mieszkanki Zbąszynka na długo zapamiętają tegoroczny Dzień Kobiet. Po pierwsze dlatego, że spędziły go w lokalu z męskim striptizem, a po drugie – zostały za ten czyn potępione przez proboszcza. Duchowny podczas wszystkich niedzielnych nabożeństw, nawet tego dla dzieci, oburzał się z ambony na taką formę rozrywki. Szczególnie zgorszył go fakt, że wśród bawiących się kobiet były również takie, które posiadają wyższe wykształcenie. No i czy to nie wstyd oglądać obcych gołych facetów, gdy własny proboszcz marnuje się na plebanii? ŁP
Ksiądz Piotr Natanek znany z prowadzenia internetowej parafii i potępiania wszystkiego, co możliwe i niemożliwe, nie ustaje w trudzie duszpasterskim. Zaczął rozsyłać innym księżom listy ze swoimi publikacjami zawierającymi treści rzekomych proroctw, których jest powiernikiem i głosicielem. Wirtualny kaznodzieja próbuje trafić do jak najszerszego grona. Ma jednak problem, bo w internecie jest wyśmiewany, zaś w świecie realnym został potępiony przez kurię krakowską. Można się domyślać, że kieruje się biblijną frazą, że „nikt nie jest prorokiem we własnym kraju”, ale my byśmy go z Polski nie wyrzucali. To zbyt piękny okaz klerykalnej schizofrenii. ŁP
DIABELSKA MUZYKA
MAGIA SUTANNY
Kobiecie mieszkającej w pobliżu zakładu pogrzebowego w Chełmie właściciel tegoż zakładu groził... donosem do kurii i ekskomuniką. Wszystko przez to, że wspomniana pani w czasie odbywającej się ceremonii pożegnania zmarłej za głośno słuchała muzyki. Sama „oskarżona” twierdzi, że nie zrobiła nic złego, ponieważ była na swojej posesji i nie były to godziny nocne, zaś właściciel domu pogrzebowego zareagował zbyt emocjonalnie. Historia Kościoła zna wiele kuriozalnych powodów ekskomuniki, więc nie należy wykluczać, że za słuchanie muzyki we własnym domu (o ile nie są to pieśni religijne) też się ona należy. ŁP
Chociaż Marek N. nie ukończył nawet szkoły średniej, stał się wielkim przedsiębiorcą. Dorobił się na krzywdzie potrzebujących. Najpierw, jeszcze jako katolik, prowadził dom opieki w Lelowie, skąd wyleciał w atmosferze skandalu. Potem przystąpił do Kościoła Starokatolickiego. Przyjął nawet niższe święcenia – subdiakonat – i założył zakład opiekuńczo-leczniczy im. Jana Pawła II (chociaż starokatolicy nie uznają zwierzchności papiestwa!),
OSZCZĘDZIĆ NA LUDZIACH Polska w ciekawy sposób chroni prawa człowieka. Podpisuje stosowne konwencje i umowy, ale ich nie ratyfikuje. Profesor Irena Lipowicz, rzecznik praw człowieka, dopatrzyła się aż 71 takich przypadków! Chodzi m.in. o konwencję bioetyczną Rady Europy, konwencję o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet czy konwencję o zakazie broni kasetowej. Najprawdopodobniej nie ratyfikujemy ich ze skąpstwa. Rząd boi się, że jeśli do nich przystąpi, będzie musiał wypłacać odszkodowania. A broni kasetowej nie chce zakazać, bo – jak twierdził Bogdan Klich, były już minister obrony – taki ruch miałby fatalne konsekwencje dla naszego przemysłu obronnego. Innymi słowy, nasza gospodarka stoi (raczej leży) na bombie. MZB
LEPSZE BOŻKI Jako że wielkimi krokami zbliża się hucpa związana z kanonizacją JPII, ksiądz Dariusz Kowalczyk z fundacji Nowego Tysiąclecia ostrzega przed… fałszywymi relikwiami. „To, że człowiek chce mieć relikwie, nie jest niczym dziwnym, ale ich kupowanie, zwłaszcza z niepewnych źródeł, to krok w złym kierunku. W ten sposób popełnia się grzech świętokradztwa” – głosił na antenie Polskiego Radia 24 duchowny, który jednocześnie przestrzegał, by nie oddawać czci bożkom, którymi są przedmioty materialne. No właśnie, panie Kowalczyk! MZ
SZUKAJĄ „SZPIONÓW” Dwa czołowe polskie tygodniki opinii – „Wprost” i „Newsweek Polska” – szukają rosyjskich zdrajców w Polsce. Jeden przepytał skrupulatnie aktora Pawła Deląga na okoliczność pracy w rosyjskich filmach, a drugi zdemaskował polskich „popleczników Putina” pracujących dla rosyjskiego radia. Zabawne jest to,
że „Newsweek Polska”, który lustruje zagraniczne powiązania dziennikarzy, zawiera w nazwie tytuł amerykańskiego czasopisma, a sam jest wydawany przez mocno upolityczniony niemiecki koncern konserwatywny. Natomiast „Wprost” był pismem sterowanym przez PZPR, potem powiązanym z PiS, a jego obecny naczelny ma przeszłość co najmniej tajemniczą. I kogo tu trzeba zlustrować? MaK
ZABAWKOWY SZATAN
Nieustraszony tropiciel szatana ksiądz Sławomir Kostrzewa właśnie wskazał nowe „zagrożenie duchowe”. Diabeł tkwi ponoć w klockach Lego z serii „Monsters Fighters” oraz „Zombie”, rzekomo zdominowanych przez nekroestetykę. Ksiądz zapewnia, że jego tezy są podparte poważnymi naukowymi badaniami mimiki ludzików Lego... Podobno ostatnio plastikowe postaci mają coraz bardziej wściekłe miny. Pewnie dlatego, że muszą wysłuchiwać bredni płynących z ust Kostrzewy. MZB
PONIEŚLI I WÓJTA Prawdziwe prawo i prawdziwa sprawiedliwość dopadły Daniela F. z PiS, wójta gminy Raniżów na Podkarpaciu. „Dziennik Trybuna” donosi, że wójt ma kilkanaście zarzutów postawionych przez prokuraturę, a dotyczą one głównie niegospodarności i rozmaitych przekrętów gospodarczych. Wójta zatrzymano, a razem z nim główną księgową gminy oraz dwóch innych pracowników urzędu. MaK
PORTRET OWALNY Hospicjum na warszawskim Mokotowie, które ze swej natury powinno przynosić ciężko chorym ulgę w cierpieniu, wykazuje się czarnym humorem. Tygodnik „Niedziela” donosi, że w korytarzu placówki wisi portret Matki Teresy z Kalkuty, która „jest tam wzorem”. Jak wiadomo, ta święta katolicka odmawiała chorym leków uśmierzających ból, bo ceniła rzekomo uświęcającą
CZARNY DYM W parafii Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus w Rybniku-Chwałowicach proboszcz oszczędzał na ogrzewaniu. W piecu palił starymi meblami i śmieciami. Gęsty i gryzący dym wydostawał się z komina probostwa, co dało się we znaki dzieciom z pobliskiego przedszkola i szkoły. To sprowokowało jednego
NATANEK LISTY PISZE
5
żeby zaciągać kredyty na nieświadomych pensjonariuszy. Nakłaniał ich także do zapisywania mu mieszkań. Sami podopieczni, według świadków, pozbawieni byli podstawowej opieki medycznej i mieli odleżyny. Niedawno Marek N. jak gdyby nigdy nic wrócił na łono Kościoła rzymskokatolickiego. Czy to uchroni go przed poniesieniem odpowiedzialności? ŁP
KOŚCIÓŁ W SZKOLE Publiczna szkoła nie powinna być miejscem kultu religijnego. Tymczasem w sali gimnastycznej dyrekcja publicznej Szkoły Podstawowej nr 12 im. JPII w Ostrowcu Świętokrzyskim zorganizowała dla uczniów… drogę krzyżową z Janem Pawłem II. Miało to być „duchowe przygotowanie społeczności szkolnej do wielkiego wydarzenia”, czyli kanonizacji patrona. Poprzez kolejne stacje drogi krzyżowej uczniowie mieli okazję „przeżywać drogę Karola Wojtyły do świętości”. Szkoła Podstawowa w Golinie zaplanowała w ramach rekolekcji przeprowadzenie w budynku szkoły (!) spowiedzi i mszy świętej. W Publicznej Szkole Podstawowej w Bełcznej zorganizowano zarówno drogę krzyżową, błogosławieństwo, jak i spowiedź uczniów. W Zespole Szkół Ogólnokształcących w Płaskiej drogę krzyżową przeprowadzono w sali gimnastycznej. Drogi krzyżowej w szkole nie odpuścił swoim uczniom także Zespół Szkół w Kleszczewie, „ubogacając” ich dodatkowo mszą św. w hali sportowej. AK
PASIBRZUCHY Narodowy Uniwersytet Kostaryki przeprowadził badanie, z którego wynika, że większość księży katolickich tego kraju (aż 76 proc.) cierpi na otyłość i nadwagę. W dodatku duchowni źle się odżywiają, mają nadciśnienie, chorują na cukrzycę i serce. Wynika to z ich siedzącego trybu życia, nieuprawiania sportów i objadania się. Konferencja Episkopatu Kostaryki wezwała księży do podjęcia aktywności fizycznej i walki z otyłością. I niech ktoś jeszcze powie, że tzw. powołanie kapłańskie nie naraża człowieka na prześladowania. Niemal na męczeństwo! ŁP
6
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
POLSKA PARAFIALNA
Dni Ateizmu
Polscy ateiści mają dość dyskryminacji i życia w kraju dryfującym ku teokracji. W ostatni weekend marca „wyszli z szafy” i pokazali się na Dniach Ateizmu w Warszawie. Trzydniowe wydarzenie przyciągnęło tłumy. Wbrew pogróżkom Krystyny Pawłowicz (PiS) nikt nie został zaatakowany przez „zorganizowane grupy prawdziwych katolików” ani deportowany „na Białoruś czy do Rosji”. Widocznie pani poseł poskąpiła diety na katobojówki i zapomniała dokonać rezerwacji w wagonach bydlęcych. A niewierzący mogli bezproblemowo przemaszerować stołecznym Traktem Królewskim oraz obejrzeć rekonstrukcję kaźni Kazimierza Łyszczyńskiego (w tę rolę wcielił się Jan Hartman), XVII-wiecznego filozofa, autora traktatu przeczącego istnieniu Boga. „Łyszczyński” został stracony na rynku Starego Miasta. Egzekucję odtworzono z najdrobniejszymi szczegółami. „Instygator” odczytał zarzuty, postanowienie o podziale dóbr należących do straconego między denuncjatora i skarb państwa, zaś kat wyrwał skazańcowi język, uciął dłoń, a w końcu głowę. Organizatorzy przekonywali, że nie chcieli epatować okrucieństwem, tylko upamiętnić zbrodnię dokonaną na intelektualiście przez Kościół do spółki z państwem. – Nie chcemy nikogo przekonywać do ateizmu. Chcemy pokazać, że zblatowanie władzy świeckiej i kościelnej prowadzi do teokracji, nietolerancji, a w konsekwencji do zbrodni – mówił Hartman. Twórcy Dni Ateizmu nie ograniczyli się tylko do marszu oraz rekonstrukcji – zorganizowali także debatę na temat sytuacji osób niewierzących w Polsce oraz wpływu religii na demokrację. Mówiono, że kolejne rządy III RP konsekwentnie ignorują fakt, iż ateiści i agnostycy stanowią aż 10 proc. polskiego społeczeństwa,
a liczba ich rośnie. Władze pozostają głuche na postulaty rozdziału Kościoła od państwa, wyprowadzenia religii ze szkół czy wprowadzenia podatku kościelnego. W efekcie ateiści muszą się dostosowywać do wrzaskliwej większości, tolerować krzyż w Sejmie, znosić doroczne obchody księży wymuszających haracze elegancko zwane kolędą, chrzcić i posyłać do komunii dzieci, żeby którejś z babć nie było przykro, i posyłać je na religię, aby nie musiały siedzieć same w szatni. Mają spokojnie wysłuchiwać obelg z ust Krystyny Pawłowicz czy Tomasza Terlikowskiego, akceptować fakt, że aptekarze sprzedają leki nie na podstawie recepty, a „katolickiego światopoglądu”, i oglądać nabożeństwa, w tym relacje z kanonizacji „największego Polaka w historii”, pokazywane w telewizji publicznej! Agnostycy, ateiści, humaniści i racjonaliści przez lata kładli uszy po sobie, byli cichą mniejszością gnębioną przez bezkarnych klerykałów. Aż w końcu miarka się przebrała. – Nastąpił zwrot w świadomości społecznej, ateiści wychodzą z cienia. Stają się świadomi faktu, że mają prawo do własnego światopoglądu i domagają się tego, by konstytucja gwarantująca równouprawnienie stała się obowiązującym światopoglądem w Polsce – mówiła „FiM” wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka. – Chcemy pokazać społeczeństwu, że my też istniejemy i mamy prawo do publicznego wyrażania naszych poglądów – powiedziała dodała Anna Korzeniowska-Bihun ze stowarzyszenia Racjonalizm, Humanizm, Świeckość. Fakt, że ateiści postanowili zaistnieć na arenie publicznej, podziałał na klerykałów jak płachta na byka.
Terlikowski wygadywał, że ateiści mają na rękach krew tysięcy chrześcijan (sic!). Pawłowicz grzmiała, iż Dni Ateizmu zagrażają konstytucji oraz zostały sfinansowane przez tajemnicze „agendy”. Organizatorzy tylko pukali się w czoło. – Sfinansowaliśmy się sami, ze składek członkowskich naszych organizacji. Zresztą cała impreza była zorganizowana po partyzancku. Artyści za darmo udostępnili nam prace, – na przykład Zenon Kalafatowicz pozwolił bezpłatnie wyemitować swoje filmy, a Jan Reszka sam uszył kostiumy wykorzystane podczas sobotniego Marszu Ateistów – tłumaczyła Korzeniowska-Bihun. Warto wspomnieć, że organizatorzy zmagali się nie tylko z finansami, bo mieli też kłopoty z wynajęciem lokalu. – Ateizm odstrasza ludzi. Katolicy czy stowarzyszenia neutralne nie mają takich kłopotów. Nawet w kosmopolitycznej Warszawie właściciele boją się udostępnić lokal stowarzyszeniu ze słowem „ateizm” w nazwie – narzekała Korzeniowska-Bihun. Okazało się jednak, że strach ma wielkie oczy. Właściciele baru Państwomiasto oraz Klub Księgarza, którzy odważyli się pomóc ateistom, zacierali ręce, bo ich lokale pękały w szwach. Podczas Marszu Ateistów i rekonstrukcji egzekucji dopisało wszystko – od pogody po frekwencję. Kongres Ateistów był intelektualną rozkoszą. Zaproszono nań panelistów takich jak Iranka Maryam Namazie, która musiała uciekać z kraju, bo publicznie powiedziała, że jest eksmuzułmanką, i hindus Sanal Edamaruku, któremu katolicy grozili śmiercią po tym, jak zdemaskował cud „płaczącego krucyfiksu” w Bombaju. Sanal ujawnił, że za cudem stała awaria w pobliskim WC… W trakcie trzydniowej imprezy Polacy w końcu dowiedzieli się, o czym marzą ateiści. W Polsce brakuje świeckiej literatury w księgarniach, ateistycznych wystaw w galeriach i przedstawień w teatrach. No i ateistycznej telewizji na multipleksie! MAŁGORZATA BORKOWSKA
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
D
o Hospicjum Bonifratrów im. św. Jana Bożego we Wrocławiu przybył 21 listopada 2012 r. notariusz w celu urzędowego poświadczenia umowy, w myśl której Aurelia S. sprzedała za 101 tys. zł swoje mieszkanie (dwa pokoje, kuchnia, łazienka, ubikacja o łącznej powierzchni 42 mkw.) przy ul. Wieczystej małżonkom Annie i Walentemu O. Oto istotne okoliczności związane z transakcją: 69-letnia wówczas Aurelia (osoba samotna) była pensjonariuszką hospicjum, zaś 47-letnia Anna (absolwentka liceum medycznego blisko spokrewniona z bratem Kazimierzem Wąsikiem, jednym z najznamienitszych i wpływowych bonifratrów) – dyrektorką tej placówki oraz członkiem prestiżowej Rady ds. Seniorów przy prezydencie Wrocławia; Przeorem wrocławskiej ekspozytury zakonu (konwentu) i głównym nadzorcą hospicjum był brat Karol Siembab (na zdjęciu – z kieliszkiem), członek ścisłych władz Prowincji Polskiej Bonifratrów (trzeci w hierarchii po prowincjale i jego zastępcy), pod którego skrzydłami rozkwitały niebywałe skandale seksualne, opisywane na naszych łamach (por. „Homofratrzy”, „Big Sex Brothers”, „Uczucia ojcowskie” – „FiM” 4, 10/2006 i 32/2012). Bez wiedzy oraz zgody brata Karola w hospicjum nie miało prawa wydarzyć się cokolwiek istotnego; Starsza pani trafiła do zakonnego ośrodka jesienią 2012 r. Przewieziono ją tam bezpośrednio ze szpitala (z pominięciem długiej kolejki!) po stwierdzeniu, że cierpi na chorobę nieuleczalną i niechybnie umrze w ciągu paru miesięcy. Wiele lat wcześniej Aurelia uwikłała się w drobne kredyty konsumpcyjne w różnych instytucjach finansowych, a według stanu na dzień zawarcia umowy z dyrektorką suma lawinowo narastającego (odsetki!) zadłużenia obciążającego hipotekę przekroczyła 97 tys. zł (w tym koszty wszczętej już egzekucji); Zaniepokojony diagnozą lekarską komornik obwieścił 22 października pierwszą licytację mieszkania Aurelii. Rzeczoznawca oszacował wartość nieruchomości na 230 tys. 200 zł, a cenę wywoławczą stanowiło 172 tys. 650 zł. Aby przystąpić do wyznaczonego na 12 grudnia przetargu, należało złożyć rękojmię w kwocie 23 tys. zł; Wpisaną do aktu notarialnego z 21 listopada (Rep. A nr 14379/2012) rażąco niską cenę nabycia lokalu uzasadniała klauzula, że Anna O. zaspokoi dodatkowo roszczenia komornika, co nabywczyni faktycznie uczyniła jeszcze tego samego dnia. Powyższe zestawienie suchych danych sugeruje, iż dyrektorka hospicjum jedynie połakomiła się na okazję, aby zaoszczędzić około 30 tys. zł, zaś pensjonariuszka uzyskała dzięki temu spokój i 101 tys. zł gotówki, za którą mogła jeszcze trochę pożyć jak królowa. Nic bardziej mylnego...
7
iedzielnemu” franciszkanin o. Piotr N Kwoczała, kapelan hospicjum. Pozostaje ścisłą tajemnicą, na ile zwolnionych mieszkań przekłada się ta statystyka... A jak jest w innych kościelnych instytucjach? – Żeby położyć swoją siostrę w hospicjum w Sz... (tu pełna nazwa ośrodka – dop. red.), żona musiała załatwić oddanie jej mieszkania dla księdza dyrektora i 70 proc. emerytury. Szwagierka leżała i jęczała – bez żadnych lekarstw, bez kroplówek, choć jeść już nie mogła. Sam ją myłem pod prysznicem z wolontariuszką i dopiero po awanturze otrzymała
20 września – „Bonifratrzy Park I” sp. z o.o. (zarządzanie nieruchomościami); 17 października – „Manufaktura Bonifratrów” sp. z o.o. (prowadzenie szkół). Jego wspólnikami zostali: Przemysław K., były dyrektor Wojskowej Agencji Mieszkaniowej, i Jerzy D., niegdyś wybitny działacz „Solidarności”, a później radny z listy PiS. Pierwszym widocznym efektem działalności spółek jest apartamentowiec wznoszony na zakonnej działce u zbiegu ulic Komuny Paryskiej i Pułaskiego we Wrocławiu. Budowa ma zostać zakończona do końca roku. Osiem
jakieś leki, po których odzyskała świadomość. Na pytanie o stan zdrowia usłyszeliśmy: „Człowiek odchodzi”. I tylko tyle. Ksiądz Marek K. nie zatrudniał na stałe żadnego lekarza. Po zwróceniu mu ostrej uwagi wpadł na salę, gdzie leżała szwagierka, z wrzaskiem: „Proszę zabierać panią B. Ja nie potrzebuję takich, co będą się wtrącać w nie swoje sprawy. Ja jestem kapłanem!”. Wściekły, że odebraliśmy mu glejt na mieszkanie, chciał umierającą wyrzucić na ulicę. W domu chorowała pół roku, a w hospicjum po trzech tygodniach zmarła – relacjonuje mieszkaniec woj. zachodniopomorskiego. „Wezwani specjalnym powołaniem do realizacji naszego posłannictwa w środowiskach, gdzie człowiek cierpi z powodu choroby lub znajduje się na marginesie społecznym, czujemy się zobowiązani żyć ubóstwem, które ślubowaliśmy i dawać mu wyraźne świadectwo (...). Taka postawa wymaga unikania w naszych dziełach pogoni za zyskiem” – czytamy w konstytucjach bonifratrów. Były przeor z Wrocławia – w chwilach wolnych od zmieniania chorym pampersów – dał temu „wyraźne świadectwo”, organizując w 2013 r. (jeszcze przed ewakuacją do Legnicy) kilka komercyjnych interesów: 13 lutego – „Bonifratrzy Park” sp. z o.o. (wydobywanie minerałów i budownictwo); 13 marca – „Bonifratrzy Park” sp. z o.o. Spółka komandytowa; klasztor wniósł do niej m.in. aport (nieruchomość) oszacowany na 2 mln 480 tys. 776 zł;
ondygnacji, 48 luksusowych mieszk kań (31 już sprzedano), klatki schodowe wyłożone granitem, podziemny garaż... (wizualizacja powyżej). Według cennika za wszystkie lokale inwestor zainkasuje ponad 14,8 mln zł (nie licząc trzech pomieszczeń usługowych na parterze). Anna O. jakby zapadła się pod ziemię, a wielebny Siembab nie rozmawia z dziennikarzami. Godną szacunku otwartość okazał natomiast brat Eugeniusz Kret, prowincjał bonifratrów. „Po ujawnieniu dokonania niewłaściwej transakcji przez Annę O. Prowincja Polska podjęła zdecydowane działanie zmiany na stanowisku dyrektora Hospicjum. Przeprowadzono kontrolę, jak też spowodowano, by podobne zdarzenia nie miały miejsca w przyszłości. Transakcja odbyła się za aprobatą Brata Karola Siembaba, byłego Przeora Konwentu. Brat Karol po złożeniu wszelkich pełnionych w Zakonie urzędów został przeniesiony do Konwentu w Legnicy. Śląska Delegatura Prowincjalna nie jest zaangażowana kapitałowo w żadnej spółce prawa handlowego, jednakże faktem jest, że na jej terenie zostało założonych osiem spółek. Żaden organ Kościoła nie wydał zgody na udział Zakonu w spółce prawa handlowego, jak również na aport gruntów. Nie była też udzielana w tym zakresie zgoda stosownych władz Zakonu” – zapewnił nas dr Marek Krobicki z centrali bonifratrów w Krakowie. Otwarty pozostaje problem, kto w tej wyjątkowo niezręcznej sytuacji zgodzi się przyjąć kilkanaście milionów łupu z apartamentowca... MARCIN KOS
Zakonna spółdzielnia mieszkaniowa Na wolne miejsce w hospicjum chory musi zazwyczaj długo czekać, ale w niektórych placówkach kościelnych można to załatwić ekspresowo. Pod warunkiem, że nie ma się spadkobierców... Aurelia S. zmarła 3 maja 2013 r. Nie miała żadnych potencjalnych spadkobierców, w hospicjum odwiedzały ją tylko sąsiadka, bratowa i koleżanka z córką. Według ich zgodnych twierdzeń Aurelia wypłakiwała się, że nie otrzymała należnych pieniędzy (część chciała podobno ofiarować dzieciom nieżyjącego brata) ani obiecanego przez dyrektorkę „osobnego pokoiku”. Gdy w sierpniu 2013 r. aferę wzięła pod lupę Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia-Krzyki Zachód, Anna O. szybko złożyła rezygnację ze stanowiska, zaś przeor Siembab został wycofany z grona władz zakonu i przeniesiony do klasztoru w Legnicy. Po wstępnych czynnościach wyjaśniających postępowaniu nadano rangę śledztwa (powierzonego do dalszego prowadzenia policji) „w sprawie doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem pensjonariuszki hospicjum poprzez wprowadzenie jej w błąd co do warunków sprzedaży należącego do niej mieszkania, na rzecz dyrektora tejże placówki”. Okazuje się, że przestępstwa nie było... – Zebrany w tej sprawie materiał dowodowy w postaci zeznań świadków, dokumentów związanych z transakcją kupna-sprzedaży oraz opinii biegłego z zakresu pisma ręcznego nie dał podstaw do stwierdzenia, aby na którymkolwiek etapie rozmów prowadzonych z pokrzywdzoną na okoliczność zbycia nieruchomości, jak też w czasie finalizowania tej transakcji przed notariuszem oraz w obecności komornika sądowego,
pokrzywdzona została wprowadzona w błąd w zakresie warunków umowy lub by miała pozostawać w błędzie, zachowując nieodpowiadające rzeczywistości wyobrażenie co do ceny mieszkania i oczekiwanej przez nią z tego tytułu kwoty. Mając na uwadze te ustalenia, śledztwo w dniu 12 marca 2014 r. umorzono wobec stwierdzenia braku znamion czynu zabronionego – wyjaśnia nam prokurator Aleksandra Cader-Krupa. – Koledzy odbili się od ściany, bowiem w papierach wszystko było lege artis, zaś ludzie, którzy mogliby opowiedzieć, jak wyglądała rzeczywistość, poumierali. Mamy głębokie przekonanie, że sprawa Aurelii S. nie była wyjątkiem, ale żeby rozszyfrować cały proceder, należałoby zbadać procesowo więcej przypadków osób samotnych, które skończyły życie w hospicjum. Niektórzy świadkowie podpowiadali, jakoby pewien zakonnik zaopatrzył w mieszkania całą rodzinę albo że u bonifratrów można było kupić lokal za pół ceny... Ale przestępstwa nikt nie zgłasza. Czy podpisując dokumenty o sprzedaży bądź o darowiznach, pensjonariusze (częstokroć odurzeni silnymi środkami przeciwbólowymi) mieli świadomość, co czynią? Tego również dzisiaj się już nie dowiemy – zauważa policjant z Wrocławia. W placówce bonifratrów umiera co roku ponad 360 pensjonariuszy. „W czasie mojej posługi w tym miejscu od czerwca tego roku odeszło do Pana ponad 100 osób, czyli średnio jedna na dzień” – wyznał w grudniu 2012 r. „Gościowi
8
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Przewietrzmy politykę Wszyscy, którzy rządzą w Polsce, wchodzą w układy z Kościołem katolickim. Uważają, że jak oddadzą przysługę Kościołowi, dostaną bonus w postaci wyborców – mówi „Faktom i Mitom” Barbara Nowacka*, „jedynka” lubelskiej Europy Plus Twojego Ruchu do Parlamentu Europejskiego – Po co – używając patriarchalnej retoryki – baba pcha się do europarlamentu? – Bo jest nas (bab, kobiet) za mało w polityce. Proszę spojrzeć na nasz Sejm, iluż tam siedzi niekompetentnych facetów. Udowadniają swoją niekompetencję już którąś kadencję i nikomu to nie przeszkadza. Czas to zmienić. Mnie samo oglądanie przed telewizorem tego, co się dzieje z polityką w Polsce, nie wystarcza. Mam chęć, energię i wewnętrzną potrzebę działania. Chodzę na demonstracje, biorę udział w życiu społecznym, ba, jestem w komitecie rodziców w przedszkolu. Mam dwójkę dzieci i właśnie to najbardziej skłania mnie do powrotu do aktywności politycznej. Nie po to mamy demokrację, żeby moje dzieci nie mogły skorzystać z prawa wyboru. Żeby miały gorzej, niż miałam ja w czasach, kiedy się uważało, że demokracji nie ma. Żeby były zmuszane do podejmowania decyzji, czy uczestniczyć w grupie, która idzie na religię, czy nie. To nie jest łatwy wybór dla dziecka. – A jak Pani pojedzie do Brukseli, to co z dziećmi? – A co z dzieckiem Ryszarda Kalisza? – Ma na miejscu matkę. – A moje mają ojca. Coraz więcej ojców ma i chce mieć udział w wychowaniu. Nie brońmy im tego. – Żeby się dzieciom w głowach pomieszało i zaczęły – jak wypisują katoliccy publicyści – mylić ojca z matką?! – Dzieci doskonale umieją rozróżnić, kto jest mamą, a kto tatą. Wiedzą też, co to za byt „rodzice”. I często bez znaczenia, czy mają jednego, czy dwoje rodziców, czy na przykład dwie mamy. Ważne, żeby je ktoś kochał, a nie krzywdził i bił. – Wróćmy do polityki… – Jest wiele rzeczy do zrobienia. Spraw, które zostały odłożone „na później”, którymi teraz nikt się nie zajmuje. Prawa kobiet, które są mi bardzo bliskie, także w szerszym wymiarze praw społecznych. Przecież niż demograficzny mamy w dużej mierze na własne życzenie. Obowiązuje kult dziecka poczętego, natomiast rodzina jest zostawiona sama sobie z dzieckiem już urodzonym. Bo jak już rodzic chce iść do pracy, to okazuje, że przedszkola czy żłobka nie ma albo są niedostępne. – Uważa Pani, że te problemy dobrze widać z perspektywy Brukseli? – Na każdym szczeblu je widać. Nie ma miejsca, gdzie działanie
olityczne byłoby łatwiejsze – czy to p będzie rada dzielnicy, ława w sejmie, czy Bruksela. Tylko że Parlament Europejski daje możliwość m.in. lobbowania za sensownym budżetem i przynoszenia do Polski tematów ważnych, a celowo wypieranych z debaty publicznej. Nie mówi się o tzw. raporcie Lunacek, związanym z prawami osób LGBT. A przecież 80 proc. prawa stanowionego w Polsce pochodzi z Unii Europejskiej! Druga rzecz – bardzo ważna – to przybliżanie idei wspólnej Europy. Zapraszanie dzieciaków ze szkół czy przedszkoli do różnego rodzaju konkursów europejskich, pokazanie im, po co jest Unia Europejska i dlaczego warto w niej być, ma duże oddziaływanie edukacyjne. – Startuje Pani z Lublina, mocno klerykalnego regionu Polski... – …ale to nie tak, że klerykalna jest cała Lubelszczyzna! Tam jest bardzo wiele osób, które myślą inaczej, wolnościowo, świecko. I mam wrażenie, że nikomu się nie chce o nich upomnieć – o tych wszystkich, którzy nie wpisują się w stereotyp o Polsce wschodniej. A ja wierzę, że dyskusja, dialog, przedstawienie argumentów, praca oddolna są podstawą działania polityków. W polityce wszyscy się biją o duże miasta, bo to jest wygodnie – wystartuję, pokażę się w mediach. Ale to nie jest praca polityka. – Co nią jest? – Przekonywanie do swoich racji. Być może dużo przyjemniej jest pójść na modny plac Zbawiciela w Warszawie i posiedzieć w gronie lewicującej młodzieży, ale to niczego nie zmieni. Nie wprowadzi zmiany społecznej. Spotkanie z ludźmi na Hrubieszowszczyźnie czy we Włodawie będzie miało dużo większy potencjał zmian w przyszłości. – Praca u podstaw? – No oczywiście! Mnie Lubelszczyzna po prostu korci. Mam duszę fighterki. Przekonywanie przekonanych, tkwienie w oderwaniu od realnego świata to nie jest sposób na robienie polityki. Trzeba patrzeć szerzej na społeczeństwo, a nie tylko przez pryzmat partykularnych interesów jednostki. Stąd mój zarzut do tych, którzy są od wielu lat posłami zawodowymi, z pewnością doskonale wiedzą, jak działa Sejm, jak pisać ustawy, ale bardzo często nie wiedzą, jak działa ten świat zewnętrzny, bo są od niego daleko. Trzeba rozmawiać z ludźmi, bo świetnymi pomysłami to możemy siebie ucieszyć. A trzeba wiedzieć, czy spełnimy oczekiwania obywatelek i obywateli.
– Mam wrażenie, że słyszymy to przed każdymi wyborami. – Trzeba by w końcu dokonać czegoś ponad podziałami. – U nas?! – Dlatego właśnie tę scenę polityczną trzeba przewietrzyć. Jeżeli od 15 lat w jednej partii jest pan Iks, a w drugiej pan Igrek i oni się coraz bardziej nienawidzą, chodzą do każdego studia i coraz bardziej się lżą, to razem niczego nie zrobią. Myślenie w polskiej polityce jest zwykle bardzo krótkofalowe, czyli „do końca kadencji”. To wynika głównie z niestabilnej jeszcze u nas demokracji. Na szczęście jesteśmy coraz mądrzejszym społeczeństwem, widzimy więcej, rozumiemy na przykład, że jeśli ktoś otwiera bardzo dużo dróg, nie oznacza, że je zbudował. – Są i takie spory, których podłoże wcale nie jest polityczne, tylko religijne. – To jedno z największych nieszczęść, że dopuszczono do tego, iż w momencie przemian w latach 80. i 90. Kościół katolicki przestał pełnić rolę przewodnika duchowego osób wierzących, a stał się politycznym graczem. – Episkopat twierdzi, że to nieprawda. – To niech wreszcie opublikują wszystkie protokoły z posiedzeń komisji w Ministerstwie Sprawiedliwości, o co od dłuższego czasu zabiega profesor Monika Płatek. Przecież biskupi i księża nie wchodzą do rządu, bo zwyczajnie nie muszą – tylu jest usłużnych polityków. Takich, którzy robią wszystko, aby nasze prawo państwowe było takie samo jak prawo kanoniczne. Niestety, wszyscy, którzy rządzili w Polsce, wchodzili w układy z Kościołem katolickim – czy to
rząd PiS-u, PO, czy SLD. Bo gdy ksiądz powie z ambony, żeby ludzie poszli głosować, to pójdą. Stąd wielu polityków, zamiast prowadzić niezależną politykę państwa, liczy na te głosy. Zamiast popracować, uważają, że jak oddadzą przysługę Kościołowi, dostaną bonus w postaci wyborców. „Uczynność” jest porażająca. – To się nazywa polityka kompromisu. – Te kompromisy to zmora. Na przykład nieszczęsny „kompromis aborcyjny”. SLD nie zrobił nic, żeby złagodzić ustawę, choć miał większość w Sejmie. Oglądał się na to, co powie kler. Jednocześnie ostatnio coraz częściej okazuje się, że dużo więcej można zakonowi, klasztorowi, parafii niż obywatelowi. I ludzie, nawet wierzący, się buntują. Dziwię się Kościołowi, instytucji z wielowiekową tradycją, że popełnia błędy kardynalne. – Trudno się dziwić, skoro społeczeństwo nie punktuje. – Jesteśmy czasem mało odważnym, czasem konformistycznym społeczeństwem, nie chodzimy na wybory, żyjemy biernie, często na przykład ochrzcimy dziecko „dla rodziny”, a później sobie ponarzekamy na koszty chrztu oraz farsę sakramentu. A bierność nie spowoduje zmian. Jeśli ktoś ma poglądy, to trzeba ich bronić, bo inaczej będziemy zblazowanym stadem baranów i owiec. To jest długotrwały proces, choćby z uwagi na koszmarną indoktrynację, jakiej jesteśmy poddawani. – Dlatego część społeczeństwa uwierzyła w to, że trzeba bać się gender? – Mamy tak olbrzymi poziom nieufności wobec siebie, nieustającej wojny polsko-polskiej, że jeżeli powie nam coś oponent polityczny, to my to od razu uznajemy za nieprawdę. A jeżeli powie nam ktoś, kogo cenimy, w przypadku pewnych grup osób wierzących będzie to na przykład ksiądz Oko, to oni w ogóle nie włączają analizy. To pęknięcie na pół społeczeństwa widoczne od dawna, a szczególnie wyraźne od katastrofy smoleńskiej, powoduje olbrzymią niechęć do siebie. – Jak Pani – córka ofiary tej katastrofy – ocenia chocholi taniec, który wciąż obserwujemy? – Jest mi ogromnie przykro z powodu tego, co się stało z Polską po Smoleńsku. Wiele bardzo złych
*Barbara Nowacka – niegdyś aktywna działaczka Federacji Młodych Unii Pracy i Unii Pracy. Współzałożycielka Fundacji im. Izabeli Jarugi-Nowackiej, która każdego roku przyznaje Okulary Równości – nagrodę za szczególne osiągnięcia w działalności na rzecz praw kobiet, mniejszości i przeciwdziałanie dyskryminacji, a także za działalność na rzecz sprawiedliwości społecznej i zwalczania ubóstwa. Do Parlamentu Europejskiego startuje z Lublina. Prywatnie – mama Kuby i Zosi. mocji, słów i czynów wokół niej nae rosło. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać, choć na początku wydawało się, że dostaliśmy szansę – prawda, że okrutną – aby się przestać kłócić, oskarżać. A potem ci, którzy mieli władzę i możliwości, zaczęli to zaprzepaszczać. I niechęć zaczęła się budować. Nastąpił podział, w którym ludzie musieli się opowiedzieć, po którejś ze stron – czy „wierzą w zamach”, czy nie. Ten, kto wierzy w zamach, na 90 proc. wierzy też w „złego gendera”. A ten rozpad jest bezsensowny – niszczy nas. A w dodatku rozgrywa bardzo smutne emocje. – Jedni wciąż unoszą się na fali Smoleńska, a o innych nie słychać. – Jesteśmy różni – jedni chcą temat drążyć, inni przeżyć w ciszy. Zresztą i zaangażowanie się jednych i wycofanie drugich rozumiem. Proszę pamiętać, że wiosną i latem 2010 roku nikt nie mówił o spisku i zamachu. Byłam na kilku spotkaniach, które organizował rząd, i było wyczuwalne, że to może się skończyć konfliktem. – Dlaczego? – Z jednej strony byli zdesperowani ludzie, którzy szukali odpowiedzi. Z drugiej – niechęć do ich udzielania. Mam ogromny żal do rządu Donalda Tuska za to, że w pierwszych miesiącach po katastrofie w dużej mierze doprowadził do tego, że te teorie spiskowe miały gdzie zakiełkować. Rozumiem, że działali w sytuacji napięcia i olbrzymiego stresu, ale później zaczęli – moim zdaniem brutalnie – rozgrywać to, co się działo w PiS. Nie uważam, żeby mieli coś do ukrycia. To po prostu była walka polityczna. Poza tym nikt się nie poczuł do odpowiedzialności, żaden z ministrów nie powiedział: nawaliłem. Później zaczęła się ta hańba z krzyżem pod Pałacem Prezydenckim! Można to było skończyć wcześniej, a nie pozwolić na narastanie agresji i nienawiści ludzi do siebie. Ale części klasy politycznej, karmiącej się podziałem na dwie partie, to bardzo na rękę. Bo wtedy nie rozmawiamy o rzeczach przyszłościowych, problemach gospodarczych, tylko dyskutujemy, jak eksplodują parówki. Nie uważam, żeby była potrzeba „wałkowania” w mediach Smoleńska. Od tego jest komisja Macieja Laska, która ma za zadanie rozwiewać wątpliwości. A my próbujmy budować dobrą Polskę. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI Ryszard Bańkowicz
Polska jest bezpieczna, nie widzę istotnego zagrożenia. Jeżeli Rosja ma jakieś plany, to myśli o przywróceniu wpływów na wschodniej Ukrainie, w Mołdawii – mówi „FiM” Ryszard Bańkowicz, przewodniczący Rady Etyki Mediów i Polskiego Klubu Publicystyki Międzynarodowej. – Czy wie Pan, jaki jest najgorętszy wakat świata? – Nie wiem. – Wakat na „stanowisko” globalnego przywódcy. Jak to możliwe, że w XXI w. świat nie zdołał wyłonić lidera wielkiego formatu? – Okresy, w których Europa – a na nią kierujemy wzrok – nie miała ludzi potrafiących patrzeć w przyszłość, oceniać zagrożenia, były bardzo częste. Politycy patrzący dalej niż najbliższe wybory, gotowi zaryzykować karierę po to, by spełnić swoją i podzielaną przez podobnych sobie ludzi wizję, pojawiają się bardzo rzadko. Mam na myśli ludzi, którzy po wielkich tragediach międzynarodowych, na przykład po II wojnie światowej, szukali rozwiązań korzystnych dla Europy, mogących trwale uchronić nasz kontynent przed wojną. Obecnie nie jestem w stanie wskazać kogoś na miarę na przykład francuskiego premiera Roberta Schumana czy kanclerza Konrada Adenauera, czyli polityków, którzy zakładali Europejską Wspólnotę Węgla i Stali po to, by zapewnić Europie trwały pokój. Podkreślmy, że były to strategiczne surowce, o które przez wiele lat walczono. Obecnie w Europie do przywódczych stanowisk dobiera się ludzi mało wyrazistych, bez własnego zdania, takich na przykład jak obecna szefowa unijnej dyplomacji lady Catherine Ashton, która daje gwarancję, że nigdy nie powie nic interesującego. Kolejni przewodniczący Komisji Europejskiej są politykami wyśmiewanymi we własnych krajach za nieudolność i niekompetencję. Ci ludzie zdobywają te pozycje, ponieważ rządy najważniejszych państw członkowskich potrzebują tam ludzi bez własnego zdania. – Jak w takiej sytuacji wyglądają szanse premiera Donalda Tuska na wybór na przewodniczącego Komisji Europejskiej? Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski właśnie przegrał rywalizację z Jensem Stoltenbergiem o stanowisko szefa NATO. – Zapewne nie uzyska tego stanowiska. Tusk i Sikorski wyrastają poza rangę polityków akceptowalnych w Unii Europejskiej i żaden z nich nie odpowiada przedstawionej przeze mnie charakterystyce polityka bezbarwnego. Przypomnijmy, że Radosław Sikorski już raz ubiegał się o stanowisko szefa NATO, zajmowane obecnie przez Andersa Fogha Rasmussena.
– Jednym ze skutków ubocznych braku lidera z wizją są wybuchające co jakiś czas konflikty w Egipcie, Syrii oraz obecnie na Krymie. Nic nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek wiedział, jak je rozwiązać. Jakie będą tego konsekwencje? – Zachód jest coraz mniej zainteresowany tymi konfliktami, bo wie, że zmontowanie koalicji umożliwiającej skuteczne wspólne działanie jest niemożliwe. Warto wspomnieć budowę sojuszu, który podjął się interwencji w Libii. Gdy go tworzono, okazało się, że nie da się niczego przeprowadzić bez militarnego wsparcia Stanów Zjednoczonych. A gdy w końcu przeprowadzono tę interwencję, zaczęto zadawać sobie pytania: „Po co?”. Doświadczenia wynikające
Sezon na niemowy
z interwencji w Iraku oraz w Afganistanie każą wątpić, czy w tych krajach w ogóle można zrealizować zakładane cele, czyli zaprowadzić tam wolność i demokrację. – Jak Pana zdaniem rozwinie się sytuacja na Ukrainie? I czy Rosjanie wejdą, czy nie wejdą do Polski? Premier Donald Tusk dramatyzował, że 1 września polskie dzieci mogą nie pójść do szkoły... – Polska jest bezpieczna, nie widzę istotnego zagrożenia. Jeżeli Rosja ma jakieś plany, to myśli o przywróceniu wpływów na wschodniej Ukrainie czy w Mołdawii. Myślę, że Władimir Putin bada gotowość Zachodu do reakcji i do zrobienia czegokolwiek więcej. Zachód podejmuje decyzje, by zademonstrować, że nie pozostaje bierny, bo nakładanie sankcji – przynajmniej takich jak do tej pory – do niczego nie doprowadzi. Rosja jest zainteresowana budową swojej strefy wpływów. Ta neoimperialna polityka nie została ukuta przez Władimira Putina – ona ma swoje korzenie w Związku Radzieckim oraz w carskiej Rosji. I tak jak zachodnie imperia zdobywały kolonie za oceanami, Moskwa
szukała ich wokół siebie. Ta odwieczna polityka wynika z maniakalnego poczucia okrążenia przez wrogów oraz z przeświadczenia, że Rosjanie są wyjątkowi, mają unikalną, lepszą duszę, której inni nie rozumieją. Na niedawnym spotkaniu członków Polskiego Klubu Publicystyki Międzynarodowej ambasador Rosji Aleksander Aleksiejew przypomniał, że w 2012 r. w Warszawie zaatakowano kibiców rosyjskich, a w 2013 r. – budynek ambasady. Powiedział, że wraz z kolegami z ambasady zastanawia się, jaki cel wybiorą Polacy w 2014 r. – Moskwa wprowadziła embargo na import naszej wieprzowiny; podobno ze względu na znalezienie w naszym kraju ognisk afrykańskiego pomoru świń. Nie trzeba być jednak demonem dedukcji, by się domyślić, że to odwet za nasze zaangażowanie na Ukrainie. – Podobno te zarażone dziki przywędrowały do nas z Białorusi, ale faktycznie znaleziono je w Polsce. Faktem jednak jest, że tuż po tym, jak Mołdawia parafowała umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską, mołdawskie
wina okazały się w Rosji trujące, tak jak trująca jest tam gruzińska woda Borzomi. Pamiętam też okres, kiedy dla Rosjan trujące okazywały się holenderskie sery i norweskie łososie. – Jak w tej sytuacji powinna zachowywać się Polska? Na razie panuje atmosfera histerii. Furorę robi okładka przedstawiająca Władimira Putina jako Adolfa Hitlera. – Wprawdzie wspomniana okładka była kiepskim pomysłem redakcyjnym, ale przypomnijmy, że w podobny sposób Grecy przedstawiali kanclerz Angelę Merkel. Liderka Niemiec miała wąsik i swastykę na ramieniu. Istotne jest, aby polska polityka zagraniczna nie wybiegała przed ustalenia Unii Europejskiej i by Rosjanie nie mieli podstaw do wytykania, że Warszawa mąci i jątrzy. Nasz kraj oczywiście powinien wpływać na politykę unijną tak, aby z naszego punktu widzenia była ona skuteczniejsza, ale jeśli już coś uda się wspólnie w Brukseli ustalić, to powinniśmy się tego trzymać. Nie mają racji ci, którzy mówią, że nasz rząd powinien być bardziej stanowczy.
9
– Jak dalej powinniśmy się zachowywać wobec Ukraińców? – Powinniśmy im uświadamiać to, co sami przeszliśmy. Jeżeli chcemy dla nich korzystnych zmian, to trzeba im pomóc je przeprowadzić. Jeżeli pragniemy, by demokratyczny świat traktował Kijów jak partnera, Ukraina musi wdrożyć bardzo trudne reformy, połączone z pogorszeniem sytuacji ekonomicznej ludności. Przez lata Wiktor Janukowycz wmawiał mieszkańcom Ukrainy, że Unia Europejska widzi w niej smaczny kąsek. Społeczeństwo nie zdawało sobie tam sprawy, że członkostwo w UE to nie tylko awans cywilizacyjny, ale i następstwo niezbędnych bardzo głębokich przemian, często bolesnych. Wielu Ukraińców uwierzyło, że Bruksela na nich czeka z otwartymi ramionami, i teraz bardzo trudno będzie im wytłumaczyć, że jest inaczej, że Ukraina musi się najpierw zmienić, choćby wyplenić przeżerającą ją korupcję. – A jak się zachowywać wobec Rosji? – Rozsądnie. – A czy zachowujemy się rozsądnie? Faktem jest, że to, o czym wspominał ambasador, czyli pobicia i podpalenie, rzeczywiście się wydarzyło. – Oczywiście, że się wydarzyło. Ale w jakim stopniu determinuje to postawę Polaków wobec Rosjan? W żadnym. To, że jakaś grupa kretynów spaliła budkę strażnika przed ambasadą, albo to, że jedni kibole pobili innych, bo wśród ich bandy ktoś rzucił hasło: „Bij Ruska!”, nie odzwierciedla dominujących w Polsce postaw wobec Rosji. – A może dla ocieplenia stosunków warto by pomyśleć o przywróceniu lekcji języka rosyjskiego w szkołach. – Oczywiście, źle się stało, że nikt się w Polsce nie uczy języka rosyjskiego. Nie chodzi tu nawet o ocieplanie wzajemnych stosunków – po prostu ten język powinien być Polakom przydatny. Szkoda, że go w szkołach nie ma, ale nie ma w nich wielu rzeczy. Można zapytać, dlaczego nie ma w nich chińskiego. Warto się uczyć takiego języka, który stwarza możliwości znalezienia dobrej pracy. A wydarzenia na Ukrainie nie przemawiają za tym, by polscy pracodawcy mieli w najbliższych latach uganiać się za kandydatami ze znajomością rosyjskiego. – A czy nie będzie tak, że za kilka miesięcy Rosja wróci na salony i do G8? – Nie wykluczam tego. Niektóre kraje Zachodu ze względu na własne interesy gotowe są położyć uszy po sobie i zaakceptować obecną sytuację w złudnej wierze, że to, co się stało, zaspokaja apetyt Moskwy. Rozmawiała MAŁGORZATA BORKOWSKA
10
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
POD PARAGRAFEM
CO W PRAWIE PISZCZY
Promocja dziecioróbstwa Panuje w Polsce przekonanie o korzyściach płynących z dziecioróbstwa. Zdaniem zwolenników tej tezy im więcej dzieci, tym bogatsze społeczeństwo i większa dynamika jego rozwoju. Tezie tej przeczą fakty: najwyższy współczynnik dzietności mają Niger, Mali, Somalia, Uganda i Burkina Faso – największa bieda i masowe zgony z niedożywienia. Ponadto rodzenie i wychowywanie dzieci zabiera czas, jaki ludność winna przeznaczyć na pożyteczniejsze zajęcia – na przykład pracę, która istotnie zwiększa dochód narodowy, albo też na dokształcanie, mycie się lub rzeźbienie w glinie. W inicjatywach na rzecz dziecioróbstwa celuje prawica. To nie może dziwić: prawicowość jest w ogóle stanem chorobliwym i polega na wierze w rozmaite cuda-niewidy, w tym w licznych bogów (np. Wojtyłę), niewidzialną rękę rynku (ku wiecznemu zdziwieniu prawicowców nieodmiennie sięgającą do kieszeni zwykłych ludzi), mity historyczne (np. „Polacy masowo ratowali Żydów”), a także podniecenie wynikające z posiadania paszportu, zwane „patriotyzmem”. Jednym z wielu takich prawicowych mitów jest właśnie wiara w dobroczynność dziecioróbstwa. Ponieważ prawicy udało się w Polsce narzucić język i ton debaty publicznej, nikt już nie kwestionuje prawicowej mitologii. Ludność powszechnie uwierzyła w zbawienny charakter mechanizmu rynkowego, który spowodował, że polskie przedsiębiorstwa sprzedaliśmy za bezcen i dzisiaj zyski z nich trafiają do państw zamieszkiwanych przez mądrzejsze społeczeństwa. Takoż uwierzyliśmy w wielkość historii naszego państwa, niepomni tego, że ma ono cechy
epizodyczności (przez ostatnie 2,5 stulecia najczęściej państwo to nie istniało). Zaufaliśmy mitowi o dobrym wpływie religijności, nie zauważając, że wiara w jakiekolwiek dogmaty zwalnia z myślenia, czego skutkiem jest na przykład uradowanie milusińskim papieżem, który z wielkiego, złotego Kościoła gromko nawołuje do troski o biednych. Wreszcie uwierzyliśmy też w mit o tym, jak wspaniałe jest płodzenie licznych dzieci, nie zauważając, że bogactwo bierze się z pracy, a nie z dzieci (wyjąwszy handel narządami, rzecz jasna). Co pewien czas politycy podejmują nowe inicjatywy, których celem ma być wzmożenie niechlujstwa seksualnego, znanego jako dzietność. Jedną z ostatnich inicjatyw jest projekt ustawy autorstwa posłów Solidarnej Polski „o świadczeniach dla osób, które wychowały co najmniej troje dzieci do ukończenia pełnoletności”. Projekt ten uczynił mi wiele radości, którą pozwolę się podzielić się z państwem. Już sam tytuł ustawy jest intrygujący – pozostawia wszak pewną dwuznaczność: czy ustawodawca zamierza wspierać osoby, które wychowywały dzieci do ukończenia przez te dzieci pełnoletności, czy też raczej chodzi o wspieranie tych naszych współobywateli, którzy wychowywali dzieci, zanim sami stali się pełnoletni? Ustawa zakłada, że minister ds. rodziny przyzna świadczenie osobie, która „wychowywała co najmniej troje dzieci”. Ustawa nie
recyzuje jednak, co oznacza „wyp chowywanie dzieci”. Wydaje się więc, że o świadczenie będą mogły się ubiegać osoby, które na przykład zwracały uwagę dzieciom sąsiadów, żeby nie darły pysków pod oknami. Jest to niewątpliwie forma wychowywania. Również nauczyciele z definicji zajmują się wychowywaniem dzieci – zgodnie z ustawą wystarczy tylko mieć pod opieką pedagogiczną dziecko przez co najmniej 10 lat i już możemy liczyć na świadczenie. Dzieci wychowują też niewątpliwie księża, w tym liczni pedofile. Wreszcie o świadczenie mogliby ubiegać się celebryci – wszak taki Kuba Wojewódzki czy artystka Dorota Rabczewska „wychowują” dzieci
TO IDZIE MŁODOŚĆ!
RekoLekcje Mamy pełnię sezonu na tzw. szkolne rekolekcje wielkopostne. To taki rodzaj szopki, tyle że z okazji Wielkanocy. Nie wystarcza biskupom katechezy, którą większość uczniów traktuje albo z pobłażaniem – jako czas na odrobienie lekcji lub zabawę telefonem – albo jako okazję do podwyższenia średniej ocen. Więc skoro takiej edukacji religijnej klerowi za mało, postanowiono zaordynować także zajęcia praktyczne. Czyli wspólny, pod czujnym okiem belfra, wymarsz do świątyni. Teoretycznie nie ma żadnego obowiązku, aby w tym uczestniczyć, ale życie życiem. Jeśli ktoś nie chce iść do
kościoła, musi się usprawiedliwiać, uzasadniać, zapewniać, że w tym czasie nie będzie robił nic złego. Idą zatem. Jedni jak na ścięcie, drudzy obojętni, trzeci nawet zadowoleni. Ot, jeszcze jedna okazja do wygłupów. A przy okazji będzie sobie można popatrzeć na pociesznego kaznodzieję grubaska, który za wszelką cenę będzie się starał być młodzieżowy i cool. Weźmie gitarkę, pośpiewa tandetne oazowe piosenki. Wygłosi kazanie, wplatając w nie młodzieżowe zwroty, co da żenujący, ale trochę zabawny efekt. Słowem: darmowy kabaret w ramach zajęć szkolnych.
o wiele bardziej niż na przykład rodzice. Gdyby więc znaleźli się w niedostatku, mogą liczyć na hojność naszego państwa. Ponieważ prawicowi posłowie cechują się nadzwyczajną wręcz odpornością na wiedzę, po 10 latach członkostwa Polski w Unii Europejskiej nie przyswoili sobie jeszcze tego, że warunkiem uzyskania świadczenia nie może być ani obywatelstwo polskie, ani też zamieszkiwanie na terytorium RP. Polacy mają bowiem prawo – wynikające z obywatelstwa Unii – wybrać życie poza terytorium „zielonej wyspy” i udać się do takich pogrążonych w kryzysie państw jak na przykład Francja, Dania czy Niemcy. Nie
Takie podejście wynika z wszechobecności religijnych imprez – na apelu z okazji czegoś tam Jana Pawła II, z powodu przyjazdu biskupa, rocznicy związanej ze świętym patronem itp. Ponadto każda sala lekcyjna, komputer czy mapa musi być (ze względu na przepisy BHP?) poświęcona – jeśli nie przez biskupa, to przynajmniej przez proboszcza. Z biegiem czasu człowiek na to po prostu obojętnieje. Ale właściwie dlaczego kler ładuje się we wszystkie dziedziny życia? Najpierw pcha się na chama, by po kilkakrotnej swojej obecności bezczelnie powiedzieć, że tak jest „od zawsze”. A przecież nie jest! Niestety, sporej grupie ludzi udaje się to wmówić. Buta duchownych mimo upadającego autorytetu (a może właśnie przez to?) ciągle rośnie. Obecność na rekolekcjach uważają za obligatoryjną dla „zaliczenia” katechezy, ale jakby im i tego było mało, niejednokrotnie wymagają
mogą być z tego tytułu pozbawiani prawa do świadczeń tego rodzaju, jak objęte projektem ustawy. Nie ma też żadnego powodu, aby mieszkający w Polsce obywatele innych państw Unii byli pozbawiani prawa do świadczenia tylko z powodu nieposiadania polskiego paszportu. Tego rodzaju rozwiązania mają charakter dyskryminacyjny, co nie dziwi, gdyż klubik Solidarnej Polski słynie ze słabości do dyskryminowania obywateli (warto wspomnieć choćby niesłychane wygłupy pani Kempy walczącej z „dżenderem”). Żenującego obrazu projektu żenującej ustawy dopełniają zawarte w nim odesłania do nieistniejących przepisów, pokazujące niechlujstwo legislacyjne. Taki gniot mógł się narodzić tylko w goniącym za jakąkolwiek społeczną popularnością klubie Solidarnej Polski – nietrudno sobie wyobrazić, jak bardzo taka wyszczekana Kempa czy Wróblowa muszą bać się pośredniaka, więc nie może dziwić ich legislacyjna biegunka. Autorzy projektu oczywiście nie zaprzątają sobie swoich rozmodlonych głów refleksją nad tym, jakie jest uzasadnienie wprowadzania proponowanych rozwiązań. Są one tymczasem z gruntu obrzydliwe i krzywdzące, bo polegają na tym, że osoby bezdzietne albo cechujące się większą powściągliwością w rozsiewaniu swoich genów miałyby utrzymywać dzieciorobów żerujących na owocach cudzej pracy. Nikt oczywiście nie pamięta, że kiedy dzieciorób popadnie na starość w niedostatek, jego dzieci będą musiały dziecioroba utrzymać. Takiej możliwości nie mają używający środków antykoncepcyjnych podatnicy, którzy zostaną obłupieni przez państwo w celu dopieszczenia niechlujów seksualnych, ale sami nie będą mieli roszczeń alimentacyjnych do progenitury dzieciorobów. To rozwiązanie niesprawiedliwe, ale przecież nie można po Ziobrze czy Kempowej spodziewać się rozumienia idei sprawiedliwości. Projekt zasługuje na wyekspediowanie do kosza na śmieci, a razem z nim winno się tam umieścić jego autorów. JERZY DOLNICKI
potwierdzenia odbytej spowiedzi, obrzędu wyjątkowo bezsensownego i upokarzającego. Takim sposobem sami zniechęcają ludzi do siebie i swojej instytucji. Środki przymusu działają zazwyczaj przeciwnie, ale księża najwyraźniej tego nie widzą lub nie chcą widzieć, przyzwyczajeni do stosowania średniowiecznych metod. Tylko niech potem się nie dziwią, że po opuszczeniu szkoły młodzież do kościoła już nie wraca, nawet po ślub, preferując tzw. kocią łapę. Grupa „oburzonych” i antyklerykalnych się rozszerza. Nawet w usłużnych zazwyczaj wobec Kościoła mediach już goszczą pierwsze jaskółki zmian, zwiastujące odwilż i wiosnę, które przełamie ten skostniały stan rzeczy. Wiosna nasza! Rodzice coraz odważniej sprzeciwiają się obowiązkowym praktykom religijnym organizowanym przez szkoły, a i sama młodzież nie pozostaje w tyle. Monopol Kościoła katolickiego na rząd dusz ewidentnie kruszeje. ŁUKASZ PIOTROWICZ
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
Oszczędzanie = ucinanie Jak biurokraci z Narodowego Funduszu Zdrowia oraz Ministerstwa Zdrowia pomagają chorym na stwardnienie rozsiane i cukrzycę? Skazują ich na cierpienie, ból i niepełnosprawność.
A wszystko to zgodnie z prawem i procedurami. Urzędnicy tłumaczą swoje działania rachunkiem ekonomicznym, twierdząc, że wybrali dużo tańsze metody diagnozy i monitoringu choroby oraz jej leczenia. Innego zdania są specjaliści od farmakoekonomiki, którzy koncentrują się na skuteczności terapii. Wnioski z ich badań są następujące: resort zdrowia i NFZ wybierają najgorsze metody pomocy chorym na SM (stwardnienie rozsiane) i cukrzycę. Skuteczne terapie są przerywane. Częstym sposobem leczenia cukrzycy są całkowite lub częściowe amputacje nóg i rąk, po których w większości przypadków pacjenci są kierowani na renty. Taki właśnie sposób traktowania chorych zalecali neoliberalni ekonomiści z tak zwanej szkoły chicagowskiej, którzy wyliczyli, że „wartość życia przeciętnego zdrowego młodego mężczyzny wynosi 160 dolarów” (dane wg analizy Tomasza Kasprowicza, dra ekonomii z Wydziału Finansów Southern Illinois University). Echa takiej neoliberalnej metody leczenia pobrzmiewają jedynie w niektórych państwach Azji i Afryki, bo większość rządów już od niej odeszła. Na stwardnienie rozsiane cierpi ponad 45 tysięcy Polek i Polaków. Według profesora Pawła Liberskiego z Uniwersytetu Łódzkiego istotą tej choroby jest „atak układu odpornościowego pacjenta na jego własny układ nerwowy. W jego następstwie tracą oni czucie w dłoniach i nogach,
ich równowaga jest zaburzona, mają kłopoty ze wzrokiem oraz słuchem. Są przewlekle zmęczeni, a także zdenerwowani. SM prowadzi do dużej niepełnosprawności”. Dotknęła ona m.in. naszych Czytelników: Irenę z Łodzi, Marię z Warszawy, Henryka z Gorzowa Wielkopolskiego, Witolda z Przemyśla, Pawła z Jarocina. Dzieli ich wszystko: wykształcenie, stan cywilny, wykonywany dotąd zawód. Łączy jedynie wiek – wszyscy są po 30. Pięć lat temu ówczesna minister zdrowia, Ewa Kopacz, zgodziła się na uruchomienie finansowanego z budżetu państwa niewielkiego specjalnego programu nowoczesnej terapii SM. W Europie standardowo państwo opłaca terapię 30–40 proc. pacjentów chorych na SM. W Polsce z takiej terapii korzysta zaledwie 12 procent chorych. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, tak niski wskaźnik wynika z bardzo restrykcyjnych zasad kwalifikacji chorych do programu. Ci, którym udało się przez nie przebrnąć, otrzymują refundowane przez państwo specyfiki zmniejszające skalę uszkodzeń nerwów. W gronie tych, którzy mieli możliwość skorzystania ze skutecznej terapii, znalazła się także piątka naszych Czytelników. Dzięki temu udało się powstrzymać u nich rozwój choroby. Niestety, na początku tego roku utracili prawo do korzystania z leków refundowanych przez państwo i choroba bardzo szybko powróciła, i to z podwójną siłą – niedługo wszyscy
POD PARAGRAFEM
będą musieli przejść na rentę. Wraz z postępem schorzenia stracą możliwość samodzielnego ubrania się, przygotowania sobie jedzenia i umycia się. Będą potrzebowali niemal całodobowej pomocy innej osoby. A wszystko przez jeden drobny przepis w rozporządzeniu o ustanowieniu programu lekowego: chory na SM może korzystać z leków tyko przez pięć lat. Takiego „świetnego” pomysłu nie wymyślono w żadnym państwie europejskim! Urzędnicy resortu zdrowia tłumaczą, że prawo nie pozwala na dłuższe leczenie. Innego zdania są specjaliści. Ich zdaniem „przedłużenie okresu stosowania substancji czynnych, czyli leków stosowanych w terapii SM, jest uzasadnione i znajduje oparcie w rekomendacjach klinicznych oraz opiniach ekspertów”. Specjaliści dowodzą, że „pacjenci dłużej leczeni uzyskali istotne zmniejszenie liczby rzutów (ujawnionych objawów choroby – przyp. red.) oraz istotne, trwające nawet 22 lata, wydłużenie stanu dobrej sprawności ruchowej pomimo choroby”. Zwracają także uwagę na to, że nie zaobserwowano żadnych efektów ubocznych z powodu stosowania specyfików opóźniających SM. Co ważne, zagraniczne odpowiedniki polskiej Agencji Oceny Technologii Medycznych zalecają prowadzenie terapii tak długo, jak długo wykazywana jest skuteczność stosowanego leczenia, bowiem jej nagłe przerwanie wywołuje gwałtowne nasilenie choroby i znaczące ograniczenie sprawności. Od ponad 3 lat stowarzyszenia pacjentów oraz eksperci proszą resort zdrowia o usunięcie limitu czasowego, ale według urzędników z inicjatywą odpowiednich zmian powinni wyjść producenci leków. Ci – nakłaniani przez chorych
i ich lekarzy oraz licznych parlamentarzystów – przesłali w lipcu 2013 r. stosowane wnioski, ale Ministerstwo Zdrowia zaczęło je analizować dopiero w marcu 2014 roku. Urzędnicy zobowiązali się do załatwienia sprawy do końca I półrocza 2014 roku. Zobaczymy, opiszemy. Jeszcze mniej szczęścia mają pacjenci chorzy na cukrzycę. Dla urzędników NFZ najlepszą metodą jest doprowadzenie do stanu, w którym jedynym sposobem na uratowanie życia pacjenta z cukrzycą jest amputacja zniszczonych przez chorobę nóg. Rocznie w Polsce przeprowadza się 14 tysięcy takich zabiegów. Z licznych raportów oraz roczników statystycznych wynika, że od połowy lat 90. ubiegłego wieku obserwujemy znaczący wzrost liczby przypadków cukrzycy w Polsce. Pod koniec 2013 roku na jej różne typy chorowało już 3,5 miliona osób. Według badań ekspertów z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego prawie jedna trzecia chorych nie korzysta z żadnej formy terapii, a to z powodu kosztów leczenia oraz braku dostępu do specjalistycznych terapii diabetologicznych. W Europie pod tym względem gorzej jest tylko w Kosowie oraz Bośni i Hercegowinie. Polska bije także dwa inne europejskie niechlubne rekordy. Jesteśmy na szarym końcu, jeżeli chodzi o szybką diagnozę cukrzycy. Zajmujemy za to jedno z czołowych miejsc, jeżeli chodzi o skalę jej nowych przypadków wśród dzieci i młodzieży. Do rozwoju choroby przyczyniają się bowiem popularne wśród nich wysoko słodzone napoje chłodzące i energetyczne, nieuczęszczanie na lekcje WF oraz nadwaga. Z tą ostatnią borykało się w 2012 roku ponad 21 procent małych Polek i Polaków. Na razie polski rząd nie ma pomysłu na prewencję cukrzycy ani na szybkie jej wykrywanie. A od tego zależy skuteczność terapii. Rośnie za to liczba przypadków
11
pełnej amputacji nóg u pacjentów z cukrzycą. NFZ takie zabiegi wycenia bardzo dobrze, a znacznie gorzej płaci za dobrą prewencję i właściwą terapię cukrzycy. Źle zdiagnozowani i leczeni pacjenci częściej korzystają ze zwolnień lekarskich oraz często idą na rentę. Taki los spotkał naszych Czytelników chorujących na cukrzycę – panią Jadwigę z Gdańska i pana Tomasza z Łodzi. Oboje w wieku 46 lat po amputacji nóg musieli przerwać pracę zawodową. Dołączyli tym samym do grona ponad 200 tysięcy chorych na cukrzycę, którym świadczenia wypłaca ZUS. Łączna kwota różnych typów rent wypłaconych w 2013 roku diabetykom wyniosła ponad 367 milionów. Należy do tego dodać 448 milionów złotych wydanych przez ZUS i przedsiębiorców na zasiłki chorobowe pracowników z cukrzycą. W tym samym czasie NFZ wydał na wszystkie badania, leki i zabiegi diabetologiczne łącznie 430 milionów złotych. Jest on szczególnie skąpy, jeżeli chodzi o diagnozę i leczenie najmłodszych cukrzyków oraz ich rehabilitację. Na te pierwsze świadczenia w 2013 roku wydał tylko 27 milionów złotych. Na rehabilitację zaś – 231 tysięcy złotych. Konieczne są – tak jak w innych państwach UE – powszechne, bezpłatne okresowe badania przesiewowe. Naukowcy przypominają, że dzięki programowi powszechnych badań przeciwgruźliczych udało się w latach 60. XX wieku niemal zupełnie wyeliminować w Polsce nowe zakażenia prątkami. Eksperci z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia przy Uczelni Lazarskiego proponują także zwiększenie wydatków na edukację zdrowotną o objawach cukrzycy. Większość Polek i Polaków nie dysponuje aktualnymi informacjami na ten temat, a szybkie wykrycie choroby to mniej powikłań, zwolnień lekarskich i rent. Czyli WIĘCEJ KASY – Drodzy Państwo dla NFZ! MC
Zapraszam Czytelników i Sympatyków tygodnika „Fakty i Mity” do spędzenia wolnego czasu w naszym Ośrodku Rekreacyjno-Wypoczynkowym „Białe Źródła” w Gorzewie nad urokliwym Jeziorem Białym.
Przybyłym gościom, którzy okażą nam na recepcji egzemplarz tygodnika „Fakty i Mity”, oferujemy największą zniżkę – do 40%! trasa na Nowy Duninów
Promocja ważna tylko do końca kwietnia.
trasa na Płock
Szczegółowe informacje o cenach i wolnych pokojach można uzyskać pod numerem telefonu 723 668 868 lub adresem poczty elektronicznej
[email protected]
Adres Ośrodka Rekreacyjno-Wypoczynkowego „Białe Źródła”: Relax nad Białym Sp. z o.o., Gorzewo 72B, 09-500 Gorzewo Nr konta: 65 1050 1461 1000 0090 3009 9296 NIP 727-278-61-91 www.bialezrodla.pl Współrzędne GPS do nawigacji: N 52°29'30.0936", E 19°29'51.9277"
Serdecznie Państwa zapraszam – Roman Kotliński „Jonasz”
12
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Gdzie dwóch Polaków... Sejmowy protest rodziców niepełnosprawnych dzieci zmienił się w żenujący spektakl. Zdominowała go jedna grupa protestujących i politycy.
Niektórzy protestujący rodzice mają dobre kontakty z politykami, inni są odpychani i zmuszani do milczenia. – Nic mi o tym nie wiadomo. Pomagam rodzicom od samego początku, więc teraz poczuwam się do tego, żeby się nimi zająć i ich wspierać. Ale nie ustalam żadnych komunikatów, nie udzielam żadnych instrukcji – zapewnił poseł Arkadiusz Mularczyk (Solidarna Polska) w rozmowie z „FiM”. Podkreśla, że on nie odpowiada za wszystkich protestujących, a w Sejmie pojawiają się różni ludzie. Rodzice, którzy opuścili parlament, są zniesmaczeni. „FiM” dotarły do wielu osób z Warszawy i z Krakowa, które miały nam wiele do powiedzenia na temat sejmowego spektaklu z udziałem polityków z różnych klubów poselskich, ale nigdy pod nazwiskiem. Byli zszokowani faktem, że sejmowy protest został zdominowany przez agresywnych werbalnie rodziców, toczących swoją walkę polityczną i wyzywających całą resztę od intrygantów, kolaborantów i spiskowców. Można to było zobaczyć
podczas telewizyjnej transmisji spotkania protestujących z premierem Donaldem Tuskiem z 23 marca. Widać było, że jedna z matek przyjęła ofertę premiera. Została publicznie okrzyknięta prowokatorką, a liderki protestu twierdziły, że ta kobieta pojawiła się w Sejmie znikąd i nikt jej nie zna. „FiM” dotarły do „prowokatorki”. To Anna Kalbarczyk. Przyznaje, że chciała przyjąć ofertę premiera Tuska, ale pod określonymi warunkami; twierdzi też, że po opisanej scenie namawiano ją do opuszczenia parlamentu. Podkreślmy, że ta konkretna osoba walczy o wsparcie dla chorych dzieci prawie od blisko czterech (!) lat. Widać ją zresztą na zdjęciach ilustrujących artykuły poświęcone protestom rodziców chorych dzieci z listopada 2010 r. oraz sierpnia 2013 r. Mamy te zdjęcia. Wskutek awantur protestujący podzielili się na dwa obozy. Jeden manifestuje pod Sejmem, razem z opiekunami dorosłych niepełnosprawnych, a drugi – w środku. Grupa „spod Sejmu” twierdzi, że obóz „sejmowy” wydaje własne komunikaty
Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie kradną. (Mt 6. 19–20) prasowe w imieniu wszystkich i nie dopuszcza nikogo z zewnątrz. Nie liczy się z tymi, którzy chcieliby dołączyć do protestujących albo po prostu ich wesprzeć, i wyrzuca wszystkich, którzy mają inne zdanie. Ci „z Sejmu” twierdzą, że to kłamstwa. – To, co się dzieje, jest nie do opisania. Przyjechałem do Warszawy w poniedziałek 24 marca. Grupa mam nie chciała, żebym dołączył do protestu, więc spałem w samochodzie pod Sejmem. Udało mi się tam wejść we wtorek 25 marca. Chciałem przekazać do kamer postulaty i troski znajomych rodziców niepełnosprawnych dzieci oraz własne przemyślenia. Ale mi się nie udało – mówi „FiM” Daniel Sobczyk z Krakowa, tata 6-letniego Stasia, chorego na przepuklinę oponowo-rdzeniową.
Sobczyk przyjechał do Warszawy wraz z inną mamą i chciał przekazać protestującym 1000 zł. – W środę wyjechałem z Sejmu, bo była pikieta w Krakowie. Po moim powrocie na Wiejską non stop były awantury. Nie chciano wydzielać mamom kosmetyków, a gdy jedna dostała okresu, krew lała się jej po nogach. Wskutek awantur w grupie protestujących doszło do rozłamu, ale nie w sprawie dzieci, tylko postępowania części rodziców. W piątek 28 marca zasugerowano mi, żebym poszedł do domu. Usłyszałem: „My cię tu nie chcemy, mamy wszystko dogadane”. Ostatecznie wyszedłem w sobotę, żeby to wszystko móc powiedzieć do telewizji, bo w środku nie dopuszczano mnie do kamer – powiedział Daniel Sobczyk. – Wiem, że dochodziło do różnych sytuacji. Proszę wziąć jednak pod uwagę, że te panie protestują od wielu dni, żyją w potwornym stresie – tłumaczył poseł Mularczyk. Próbowaliśmy skontaktować się z jedną z liderek protestu, p. Iwoną Hartwich, ale nie odbierała
Sposób na abonament Istnieje w pełni legalna i – co najważniejsze – skuteczna metoda na anulowanie długu za niepłacenie abonamentu RTV. Z nowej możliwości szczęśliwie korzysta coraz więcej osób. O podatku RTV, czyli – jak mawiał premier Donald Tusk – „haraczu ściąganym z ludzi”, pisaliśmy wielokrotnie („FiM” 11, 22, 41, 42/2013). Skrupulatnie wymienialiśmy rozmaite sposoby na legalne niepłacenie, umorzenie części długu bądź wywalczenie należnej zniżki w opłacie abonamentowej. Niestety, z różnych prawnych powodów nie każdy mógł skorzystać z naszych rad, a przez rozmaite problemy finansowe, z jakimi zmagają się najbiedniejsze polskie rodziny, ich dług rośnie, bowiem opłatę RTV trzeba skrupulatnie uiszczać. Kto tego nie robi, może się spodziewać, że w najbliższej przyszłości dostanie zbiorcze wezwanie do zapłaty, opiewające często na sumę, która może mocno naruszyć domowy budżet.
Wprawdzie nie pojawił się jeszcze sposób na całkowite zaprzestanie płacenia tego „haraczu”, ale istnieje w pełni legalna możliwość, aby Poczta Polska, czyli instytucja desygnowana do ściągania abonamentowych należności, w całości umorzyła dług, który przez lata niepłacenia podatku RTV mógł urosnąć nawet do kilku tysięcy złotych. Ową możliwość zaproponował niedawno Czesław Starosta, radny z Orzesza (woj. śląskie), który tworzył skuteczną i pełnoprawną metodę na odmowę zapłaty zaległego abonamentu RTV oraz wszelkich kar i odsetek z tym związanych. Radny Starosta zaznacza przy tym, że nie nawołuje do łamania jakichkolwiek przepisów, ale irytują go jawne próby wyłudzeń, których w tym zakresie notorycznie dopuszczają się urzędnicy. Samorządowiec podaje przykład jednej z mieszkanek Orzesza, która dostała wezwanie do zapłaty zaległego abonamentu. Zwróciła się wtedy do Poczty Polskiej, aby ta zgodnie z art. 73
Kodeksu postępowania administracyjnego wydała jej z akt sprawy „uwierzytelnione odpisy dokumentów, na podstawie których wysunięto wobec niej roszczenia”. W odpowiedzi Poczta przyznała, że jej żądania pieniężne były bezzasadne, i… anulowała cały dług. Według Czesława Starosty tak diametralna zmiana decyzji wzięła się stąd, że to sami urzędnicy nie przestrzegają prawa, a dokładnie Rozporządzenia Ministra Transportu z dnia 25.09.2007 r. w sprawie warunków i trybu rejestracji odbiorników radiofonicznych i telewizyjnych, które mówi, że wszystkie rejestracje odbiorników RTV straciły ważność po roku od wejścia w życie Rozporządzenia, czyli po listopadzie 2008 r. Przepisy mówią, że nadawca publiczny miał później aż rok na nadanie dotychczas zarejestrowanym odbiornikom indywidualnych numerów identyfikacyjnych, a o tym fakcie obowiązkowo musiał listownie poinformować każdego użytkownika telewizora i radia. Nikt oczywiście nie musi
od „FiM” telefonów. Wysłaliśmy jej SMS-a z prośbą o komentarz oraz list poprzez Facebooka, ale nie odpowiedziała. Protest rodziców powoli zmienia się w hucpę, która przesłania cierpienia niepełnosprawnych dzieci. To ogromna szkoda, bo desperacja protestujących jest w pełni uzasadniona, podobnie jak ich postulaty. Rodziny niepełnosprawnych żyją w nędzy i potrzebują pomocy. Nie może być dalej tak, że państwo cynicznie na nich zaoszczędza. Podobnie jak na opiekunach dorosłych niepełnosprawnych siedzących pod Sejmem razem z podopiecznymi. Właśnie ruszył tam strajk głodowy… W momencie wysyłania gazety do druku dowiedzieliśmy się, że grupa „z Sejmu” postanowiła zawiesić strajk okupacyjny. – Nie kończymy protestu i w maju wrócimy z podwójną siłą, nie będziemy sami. Mamy już plan i to będzie niespodzianka. Coś naprawdę mocnego. To będzie o wiele mocniejsze niż protest w Sejmie – mówi jedna z protestujących Maja Szulc. MZB
pamiętać, czy 6 lat temu dostał takie pismo, więc jeśli w ostatnim czasie ktokolwiek znalazł w swojej skrzynce wezwanie do zapłaty, to niezwłocznie powinien zwrócić się do Poczty Polskiej ze stosownym zapytaniem, powołując się na wspomniany art. 73 k.p.a., który mówi, że „w każdym stadium postępowania organ administracji publicznej obowiązany jest umożliwić stronie przeglądanie akt sprawy oraz sporządzanie z nich notatek i odpisów”. Treść listu, który należy wysłać na adres nadawcy, może wyglądać następująco: „W związku z wezwaniem (nr i data) na podstawie art. 73 k.p.a. proszę o wydanie akt sprawy, na podstawie których Poczta Polska rości wobec mnie opłatę zawartą w ww. piśmie. Proszę o listowne przesłanie dokumentów”. Jeśli w 2008 r. „dłużnik” pisma od nadawcy nie dostał, to zaległy abonament powinien zostać umorzony. Podobny list można wysłać nawet wówczas, kiedy rzekoma zaległość w opłacaniu abonamentu została uiszczona. Urzędnicy mogli przecież błędnie wysłać zawiadomienie o długu, co skutkowało nielegalnym pobraniem pieniędzy na jego pokrycie… ŁUKASZ LIPIŃSKI
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
P
olski rząd oficjalnie wspiera nowe władze na Ukrainie, gdzie najwyższe stanowiska piastują osoby gloryfikujące oficerów UPA, którzy wydawali rozkazy mordowania Polaków na Wołyniu. Chcielibyśmy więc przypomnieć naszym rządzącym, co wydarzyło się w 1943 r. na terenie byłego województwa wołyńskiego. Później podobne wydarzenia miały miejsce m.in. na terenie dawnych województw – lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego. Ukraińscy bandyci wymordowali wówczas blisko 100 tys. Polaków, a robili to tak, by zadać jak największy ból. Skalpowanie, patroszenie, ucinanie siekierą kończyn, palenie żywcem… Żaden inny naród od wieków nie torturował w tak bestialski sposób innego narodu w Europie. O „czyszczeniu” Ukrainy z Polaków opowiadają świadkowie tej masakry. Oto ich wspomnienia: Henryk Janeczek, wieś Siomaki, pow. kowelski w woj. wołyńskim: W sierpniu 1943 r. dotarły do nas wieści o masowych morderstwach. Moi rodzice z ostatniego sierpnia na 1 września czuwali całą noc. Byli zdecydowani opuścić Siomaki i wyjechać do Maciejowa lub Kowla. Wszystko było spakowane. Spaliśmy w odzieży. Matka czuwała do rana. Spałem z bratem na jednym łóżku i nagle usłyszałem wołanie matki: „Uciekajcie, gdzie kto może, koniec naszego życia”. Wybiegłem boso, po drodze chwyciłem czapkę, która leżała na stole maszyny do szycia, i bez chwili namysłu pobiegłem przez podwórko za stodołę. Widziałem pochylone osoby biegnące w stronę domu sąsiadów. Napastnicy zarąbali ich siekierami, gdyż zastali ich śpiących (rodzice i czworo dzieci). Mordowali w bestialski sposób. Przybili do stołu szewskiego, wygarnęli jelita i tak zostawili, aby skonali. Podobno też dobijali ludzi szpadlami. Po nagłym alarmie matki w dniu 1 września, kiedy byłem już za stodołą, usłyszałem strzał karabinowy. Natychmiast zacząłem biec w stronę lasu odległego około 800 metrów. Gdy przebiegłem 50, może 100 m, usłyszałem, że na terenie mojej posesji oddano drugi strzał, a później zaczęto strzelać do mnie – początkowo co kilka sekund, a później bardzo często. Biegłem po zaoranym polu, widziałem, że pociski padały 4–5 m przede mną. Trafili mnie w lewą rękę. Odczułem taki ból, że aż mną targnęło. Spojrzałem na ranę – ręka wyglądała jak przekrojona słonina, z której zaczęła ociekać posoka… Stanisław Kazimierów, wieś Kołodno, pow. krzemieniecki w woj. wołyńskim: Wiosną roku 1943 rozstrzelano czterech mężczyzn. W nocy skrępowano im ręce drutem kolczastym, a ciała przywiązano do słupów telefonicznych powrozami, po czym zastrzelono ich z bliskiej odległości; strzelono im w czoło. Między tymi ofiarami było dwóch Polaków z sąsiednich wiosek oraz dwóch Rosjan, którzy byli przetrzymywani w tej
PRZEMILCZANA HISTORIA
13
Jak czyszczono Ukrainę Od wielkiej masakry na Wołyniu minęło 71 lat. Polscy politycy o tym fakcie zapomnieli i dzisiaj bratają się ze spadkobiercami morderców naszych rodaków. Dobrze to czy źle? okolicy jako jeńcy z roku 1941 r. Nad każdym z tych zastrzelonych wisiał napis, że wykonała to armia ukraińska i że ciała można będzie odwiązać i pogrzebać dopiero po 48 godzinach. Miała to być przestroga dla tych, którzy będą chcieli działać przeciw ich armii. Całą tę tragedię widziałem na własne oczy. Podobne zajście miało miejsce w miejscowości Witkowce. Było to dzień przed Świętami Wielkanocnymi w 1943 r. W nocy zabrano z domu trzech mężczyzn i zamordowano w bestialski sposób – wyprowadzono za wieś w kierunku drogi prowadzącej z Kołodna do cmentarza parafialnego, po czym przywiązano ich żywych za nogi do wozu konnego i tak ciągnięto aż na cmentarz (około 2 km), po czym na cmentarzu porąbano im doszczętnie głowy siekierami i zakopano. Rankiem pies jednego z pomordowanych odnalazł ich ciała. Poszedł za tym śladem, jak ich ciągnięto za wozem. Rodziny pomordowanych rozpoznawały swoich po ubraniach, bo głowy były całkowicie porąbane, co miałem możność osobiście widzieć, ponieważ byłem z moją mamą na pogrzebie. I tak cały czas odbywały się takie kilkuosobowe mordy w różnych miejscowościach (…). Kazali nam kłaść się twarzą do ziemi, ponieważ oni chcieli przeprowadzać rewizję w mieszkaniu. Moja mama już wiedziała, w jakim celu trzeba się kłaść. Zaczęła błagać tych bandytów, mówiąc do nich: „Za co wy chcecie nas mordować, co ja, stara kobieta, jestem wam winna z tym małym chłopcem”, ale nie dawało to żadnego efektu. Zaczęli nam grozić, że dostaniemy bagnetem. W tym czasie ja dostałem kolbą w plecy i musiałem się kłaść jako pierwszy. Kiedy się kładłem, popatrzyłem jeszcze przez
okno na zachodzące słońce i nie miałem żadnych nadziei, że jeszcze kiedykolwiek będę mógł je zobaczyć. Tego przeżycia przed bliską śmiercią dokładnie opisać nie można, ale strasznie mi było żegnać się z tym światem. Mama moja jeszcze błagała o darowanie życia, ale otrzymała uderzenie kolbą. Mama położyła się, kładąc swoją głowę na moje nogi. Wreszcie nastąpił strzał, po którym odwróciłem głowę, żeby zobaczyć, jak ten bandyta ładuje karabin. Zrobił do mnie ruch bagnetem, krzycząc: „Ty, sukinsyn, czego patrzysz!”, po czym padł drugi strzał, a ja ciągle miałem takie odczucie, że żyję. Pada trzeci strzał, ja nadal żyję, ale już się nie ruszam, pada czwarty, po czym w głowie zrobił się bardzo silny huk. Ja nadal żyję, w co w ogóle trudno uwierzyć, ponieważ strzały były oddawane na odległość nie większą jak dwa metry. Bardzo dobrze zapamiętałem, że w czasie oddawania strzałów w mieszkaniu było dwóch bandytów. Jak długo wówczas leżałem po tej strzelaninie, nie mogę tego określić, ale cały ten czas jak leżałem, miałem takie odczucie, że nie zostałem zastrzelony, ponieważ czułem, jak strasznie biło moje serce. Nie ruszałem się, ponieważ nie miałem żadnej pewności, że ci bandyci opuścili mieszkanie. Wreszcie zrobiłem kilka ruchów głową, później rękoma, a w końcu wstałem, wyciągając swoje nogi spod ciała martwej mamy, która jakby chciała mnie osłonić. Kiedy wstałem, sprawdziłem, czy nie mam gdzieś na głowie ran. W tym też czasie zauważyłem dużą kałużę krwi, która wypłynęła z głowy mojej mamy. Mama już leżała martwa, ale ja mimo to schwyciłem ją jeszcze za tę skrwawioną głowę i wołałem kilka razy: „Mamo, mamo”… Katarzyna Kolasińska, Kolonia Sielce, pow. kowelski w woj. wołyńskim: Stryjowie i ja uciekliśmy z Mielnicy jeszcze przed żniwami. Moja cała rodzina została w Sielcach. Dochodziły nas wieści, że ich już nie ma, że nie żyją. A oni od wiosny do żniw sypiali po łąkach, zbożach i lasach. W okolicznych wioskach już nie było Polaków. A mojego ojca i brata Władysława Ukraińcy zmuszali do zbierania zboża. Po żniwach Polacy nie
byli już potrzebni. Na mieszkańców Kolonii Sielce wydano wyrok. Zebrało się kilka rodzin, w sumie czterdzieści osób, w tym ostatnim dniu życia. Mama opowiadała, jak uciekali. Wyszli z domu o zmroku, kto mógł, wziął bagaż do ręki. Mama niosła rocznego braciszka Czesława i prowadziła czteroletnią siostrę Janinę. Opuścili dom, zostawiając konia, krowy, drób, psa na łańcuchu, tylko kot szedł za nimi. Było już bardzo niebezpiecznie, szli więc przez łąki, bagna i moczary. Na takich bagnistych łąkach w nocy banderowcy ostrzelali grupę uciekających. Była tam ośmioosobowa rodzina Gruszków. Po jakimś czasie przywieziono ich zmasakrowane zwłoki. Łucja Arczyńska, Janowa Dolina, pow. kostopolski w woj. wołyńskim: Z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek w nocy obudziły mnie krzyki, blask pożaru domów oraz nawoływania Ukraińców. Zbudziłam męża i dzieci. Zaczynał się palić nasz dom, a Ukrainiec krzyczał: „Żeńka, pidpałaj dwery”, więc oknem uciekł mąż z 8-letnią córką i 6-letnim synem, a ja zostałam, chcąc schwycić coś z odzieży dziecięcej, ale w tym popłochu i ze strachu nic nie wzięłam i również wyskoczyłam oknem. Strzelający za mną Ukrainiec ranił mnie w nogę. Ojciec mój, gdy spostrzegł, co się dzieje, podbiegł naprzeciwko budzić sąsiadów, a mama z 10-letnim bratem dobiegła do nas do lasu. Gdy ojciec wyszedł z domu, Ukrainiec był tuż przy drzwiach, napadł go, postrzelił i spalił żywcem w ogródku obok wejścia do domu. Sąsiedzi, których ojciec miał budzić, byli ukryci w piwnicy i tam spłonęli. Kryjąc się w lesie, widzieliśmy, jak Ukraińcy, których przyjechało wozami bardzo dużo, okradali podpalane mieszkania, ładując zdobycz na wozy, oraz w jak okrutny sposób znęcali się nad naszymi sąsiadami. Przywiązali ich do drzew, odcinali kończyny, strzelali lub podpalali. Zaczęliśmy kluczyć ostrożnie po lesie, gdyż cała Janowa Dolina była okrążona przez Ukraińców. Dotarliśmy do
rzeki Horyń. Potem powędrowaliśmy do babci do Żytynia. Obok Janowej Doliny były wsie zamieszkane przez Polaków, ale również zostały spalone, zrabowane, a ludność wymordowana. Do dziś nie wiem, kto wówczas się uratował i co się stało z pomordowanymi. Gdzie znaleźli miejsce wiecznego spoczynku? Uratowanie się z tej pożogi i miejsca nieludzkiego mordu traktuję jak cud… Józef Winiarski, Kolonia Głęboczyca, pow. włodzimierski w woj. wołyńskim: Było przekonanie, że Ukraińcy nie mają powodu do mordowania Polaków, od pokoleń spokojnie tu z nimi żyjących. Ukraińcy mówili nam nawet: „W naszej wsi spokojnej żaden napad wam nie grozi”. Już wiosną okazało się, jakie obłudne i kłamliwe było to uspokajanie Polaków. Na naszej wsi Głęboczycy dochodziło do pierwszych mordów. Ciała znajdywano po kilku dniach w lesie, w zamaskowanym rowie, ze śladami okropnego pastwienia się nad nimi (…). Pod osłoną drzew Ukraińcy wbiegli do dziesiątek osób stojących w zbożu, w którym wszyscy się ukrywali. Może by się im udało zachować życie, gdyby nie pozostawiony w zagrodzie uwiązany na łańcuchu pies, który donośnie wył. Kiedy bandyci wpadli do mieszkania, w którym nie było kogo rąbać, zainteresowali się wyciem psa. Chwycili go i wypuścili z uwięzi. Pies wyrwał się bandytom i pogonił do tych ukrytych w zbożu. Nie było dla nich ratunku. Banda UPA z Ukraińcami z Dulib i Turyczan zamordowała wszystkich. Mojego kuzyna z wściekłości chyba, że się ukrył, przywiązano łańcuchem do uprzęży konia i tak go wleczono za galopującym zwierzęciem, aż zostały z niego tylko nagie strzępy ciała… ARIEL KOWALCZYK Źródło: www.wolyn1943.pl Opowieści świadków ludobójstwa pojawiły się także na wystawie „Wołyń 1943. Wołają z grobów, których nie ma”, autorstwa Ewy Siemaszko – badaczki wołyńskiej masakry.
Fragment listu Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu do marszałek sejmu Ewy Kopacz: Niepokoi nas, że wszystkie siły polityczne w Parlamencie, a także Rząd Polski i Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jednogłośnie i bezkrytycznie popierają dążenia sił politycznych, które w sposób otwarty nie odcięły się od poglądów faszystowskich, ksenofobicznych i antypolskich, stanowiących istotną część tzw. Majdanu wolności. My, Polacy urodzeni na Wołyniu, którym dane było przeżyć to straszliwe ludobójstwo zapoczątkowane przez ukraińskich nacjonalistów przed siedemdziesięciu jeden laty, mamy moralne prawo i obowiązek upominać się, aby zarówno jego ofiary, jak i żyjący świadkowie nie stali się po raz kolejny zakładnikami stosunków polsko-ukraińskich i politycznej poprawności, która prowadzi do przekłamywania historii i służy tylko tym, którzy prawdę o wołyńskim ludobójstwie próbują relatywizować, usprawiedliwiać ją czy w końcu negować; przy cichym przyzwoleniu władz Rzeczypospolitej, co musimy ze smutkiem stwierdzić. Nasze uzasadnione obawy wzbudza skład obecnego ukraińskiego Rządu, w którym zasiada kilka osób o poglądach faszystowskich, antypolskich oraz antysemickich.
14
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
NIE DO WIARY
Oni tu byli?
Skoro to Obcy stworzyli człowieka, jak chcą wierzyć niektórzy badacze, to musieli tu być. A skoro byli, to muszą być też dowody ich obecności. I są. Na całym świecie znaleziono tysiące artefaktów, na których widać tajemnicze sylwetki. Göbekli Tepe to miejsce wykopalisk w tureckiej Anatolii, nad którym od kilkunastu lat pracują niemieccy archeologowie. Trochę przypomina to brytyjskie Stonehenge i tak samo nie mamy pewności, do czego służyło. Wiemy za to, że przez tysiąclecia skrywało się przed oczami ludzi i zostało odkryte dopiero w latach 60. ubiegłego wieku. Poważne badania rozpoczęto tam zaledwie dwie dekady temu. Dziś uznaje się, że odkrycie tego miejsca zrewolucjonizowało naszą wiedzę o początkach ludzkiej cywilizacji. Ian Hodder ze Stanford University mówił całkiem niedawo, że „Göbekli Tepe zmienia wszystko”. Jednak gdy Klaus Schmidt, archeolog kierujący pracami, wbijał tam łopatę, niewiele wskazywało na to, że to, co wykopie, będzie przełomem. Wszystko dlatego, że Göbekli Tepe skrywało się – i w ponad 90 proc. skrywa nadal – pod ziemią, a na warstwach starszych były pokłady młodsze. No i starsze, zgodnie z naszą ówczesną wiedzą, nie miały prawa istnieć w takiej formie. Wykopane „sanktuarium” zostało zbudowane z ogromnym rozmachem. W jego najstarszej wersji naliczono jak na razie 200 kolumn ustawionych w 20 kręgach. Wiele z nich ma charakterystyczny kształt
litery T oraz bardzo umiejętnie wykonane zdobienia, które przedstawiają zwierzęta i antropomorficzne sylwetki. Największe z nich mają 15 metrów wysokości i ważą do 20 ton. Jednak samo to nie byłoby jeszcze wyjątkowe. Istnieją w końcu na świecie budowle złożone z większych bloków. Tyle tylko, że nie ma budowli równie starych. Kiedy zaczęto datować najstarszą odkopaną warstwę, okazało się, że... kolumny mają około 12 tys. lat. Oznacza to, że „sanktuarium” (dominują domysły, że miejsce pełniło funkcję świątynną) zostało postawione we wczesnym neolicie, mniej więcej pięć tysięcy lat przed powstaniem cywilizacji sumeryjskiej, której niedawno przypisywano honor bycia „pierwszą”. Odkrycie Göbekli Tepe oznacza, że datę naszego ucywilizowania się trzeba cofnąć o pięć tysięcy lat, a jego miejsce przenieść do tureckiej Anatolii.
Bogowie z góry Olimp Chyba że… „sanktuarium” nie zbudowali ludzie. A taką tezę stawiają zwolennicy teorii kosmitów, którzy jakoby odwiedzali naszą planetę w starożytności. I wskazują od razu, że na miejscu wykopaliska nie znaleziono ani narzędzi,
Göbekli Tepe Sumeryjska płaskorzeźba pokazując a zstępujące z niebios Anunnaki
ani… śmieci, które zwykle znaczą ludzką obecność. W każdym razie nie z tego okresu. I choć nie wiadomo, co skrywa reszta stanowiska, bo na razie odkopano zaledwie kilka procent całości, a sam Schmidt chce większą część zostawić kolejnym pokoleniom, to brak ludzkich śladów nie jest jedynym argumentem za taką tezą. Wspiera ją też... sumeryjska mitologia. Dokładnie jeden z mitów o stworzeniu człowieka, na który powołują się zresztą nie tylko ufolodzy – sam Schmidt też to robił. Otóż Sumerowie wierzyli, że rolnictwo, hodowla zwierząt i tkactwo trafiły do nich ze świętej góry Ekur. Była ona czymś w rodzaju greckiego Olimpu, z tą tylko różnicą, że nie mieszkali na niej Zeus Gromowładny i piękna Hera, ale... pochodzący z nieba Anunnaki (ci sami, o których pisaliśmy tydzień temu). Schmidt w wydanej w 2006 r. książce interpretował to podobnie, jak robi się z większością mitów o stworzeniu człowieka. Mówił, że mit o górze Ekur jest jakąś formą gatunkowej pamięci o wychodzeniu z paleolitu. Ale spece od antycznych astronautów pytają, dlaczego nie potraktować tego mitu poważnie? Czy uznanie, że Anunnaki byli z kosmosu, jest
r zeczywiście mniej prawdopodobne niż teza, że w ten sposób niepiśmienna ludzkość przechowała przez tysiące lat wiedzę o miejscu, w którym zaczął się neolit? Zwłaszcza że przekazy o obcych w tym rejonie świata są też zawarte w innych mitologiach. Także w chrześcijańskiej Biblii, w której prorok Ezechiel przekazuje relację z ich wizyty w... okolicach Babilonu. Oto starotestamentowy opis: „Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielki obłok i ogień płonący oraz blask dokoła niego, a z jego środka promieniowało coś jakby połysk stopu złota ze srebrem. Pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących. Oto ich wygląd: miały one postać człowieka...”. I dalej następuje opis... kosmicznego lądownika, który poruszał się na
ołach, a wewnątrz niego zasiadało k czterech kosmitów. Jest on zresztą tak dokładny i przekonujący, że kilkadziesiąt lat temu Joseph Blumrich, jeden z inżynierów NASA, po jego przestudiowaniu doszedł do wniosku, że to musiało być UFO, i w oparciu o Biblię zbudował nawet model takiego pojazdu. Dołożył do niego także hangar, w którym ów boży rydwan miał być trzymany.
Przedhistoryczny świat Do tego Göbekli Tepe to nie jedyne miasto, którego – zgodnie z naszą wiedzą – nie powinno być. Jest nim również Dwarka, która przez pewien czas była jakoby domem boga Kriszny i później została zatopiona. Długo myślano, że była to jedynie baśń, ale „baśniowe
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
Podwodne ruiny Yonaguni
15
„Ściana głów” w kompleksie Puma Punku na której przedstawiono wszystkie ludzkie rasy
dnie, krążyły już od dawna, ale zet eorie” zostały obalone przez niePuma Punku – kamienne bloki wykonane dawne poszukiwania prowadzone spół naukowców znalazł zaginioz niemal chirurgiczną precyzją w okolicach półwyspu Kathiawar, ne ruiny dopiero w 2000 roku. Na położonego w stanie Gudżarat dnie jeziora odkryto świątynie oraz w Indiach. W tym miejscu, na dnie drogi, a ich kształt oraz metody Morza Arabskiego, znaleziono rubudowy wskazywały na preinkaską genezę i kierowały uwagę na Tiainy datowane przez niektórych na 12 tys. lat. huanaco, czyli pobliskie, antyczne Z kolei w Japonii znajdujemy miasto. Jego częścią jest zagadkopodwodne ruiny Yonaguni, które wy kompleks Puma Punku. Wiek pod koniec lat 80. odkrył Kichahikompleksu szacuje się na 3–4 tys. lat, choć są i tacy, którzy utrzymuro Aratake. Mężczyzna nurkował w okolicach jednej z wysp archiją, że mówimy o budowlach cztery razy starszych, co – ponownie – pelagu Riukiu i zauważył, że dno cofałoby nas do czasów, w których oceanu wygląda w tym miejscu... powinniśmy szukać jaskiń, a nie jak miasto. Jego odkrycie szybko transportować 100-tonowe bloki. ściągnęło na miejsce badaczy i cieA do budowy miasta wykorzystano kawskich nurków, którzy zaczęli fom.in. takie bloki. tografować okolicę i badać to, co chcieli uznać za kolumny i świąty- Freski z Puma Punku są zadziwiająco nie. Zajął się tym między innymi zbieżne z inny mi portretami Obcych Maasaki Kimura z Uniwersytetu Riukiu, który zarzeka się, że znalazł tam piramidy, ulice, a nawet stadion. Jego tezy spotykają się jednak ze sprzeciwem i nie brakuje takich, którzy twierdzą, tak doskonałe, że gładkość cięć że Kimura widzi to, co chce wiw zasadzie wyklucza, by używadzieć, a w rzeczywistości jest to no tam młotka i dłuta. Czego po prostu dno morskie uformozatem używano? Nie za bardzo wiadomo. A jak nie wiadomo... wane przez prądy w dość nietyWie w każdym razie Erich von powy sposób. Däniken i mówi, że to jasne: Sceptycy podkreślają, że jePuma Punku zbudowali bogożeli rzeczywiście miałoby to być miasto, to musiało zostało zbuwie, a potwierdzają to nie tylko wykopaliska, ale też miejscowa dowane przynajmniej 12 tys. lat mitologia. Zgodnie z nią było to temu (jeżeli za metodę datodzieło boga Wirakoczy, który do wania przyjąć zmiany poziomu pomocy stworzył olbrzymów (to oceanu). Był to ostatni mooni nosili bloki). Ale jest to też ment, kiedy to miejsce znajdomiejsce, gdzie Wirakocza stworzył wało się nad wodą. A przecież człowieka. Transportowano je nawet na gustowano wtedy raczej nie w staodległość 100 km. Po co i dlaczego? w boliwijskim mieście La Paz. Wydionach, a w ciepłych jaskiniach. Nie wiadomo. Do tego w komplekNo chyba że cywilizacja zaczęjątkowe, ponieważ pokrywają je Argumentacja wzory, które do złudzenia przypoła się wcześniej, niż myślimy, lub sie znajduje się też kamienna ściaà la religia Yonaguni nie zbudowali… ludzie. na zdobiona rzeźbionymi ludzkimi minają pismo Sumerów. Wychodzi głowami. To samo w sobie nie bywięc na to, że Indianie się z nimi Podobne przykłady można znaznali, a nie powinni. łoby niczym dziwnym, ale... znaleleźć w dziesiątkach innych miejsc Puma Punku No chyba że znali się z kimś, na całym świecie, a jak się je trochę ziono tam głowy przedstawiające kto ich znał – na przykład z Anupoobraca i pokaże z dobrej strony, reprezentantów wszystkich ludzkich Tutaj zwolennicy teorii staroto mogą być bardzo przekonujące. ras. Są tam Indianie, którzy być pożytnych kosmitów zwykle zabierają naki. To tłumaczyłoby także, jak Trzeba tylko pamiętać, że nie oznanas w podróż nad największe jeziopowstało Puma Punku. Warto podwinni, ale są też brodacze, Azjaro Ameryki Południowej, które jest ci, Afrykanie, a tych być tam nie kreślić, że jego budowniczy wykocza to wcale, że tak właśnie było. przez Indian uznawane za święte. powinno. Jest też naczynie, które Teoria starożytnych kosmitów jest rzystywali bardzo zaawansowane To Titicaca. Legendy o mieście, znaleziono w latach 50. ubiegłego tylko trochę więcej warta niż każtechnologie. Bloki kamienia (niemającym znajdować się na jego wieku i umieszczono w muzeum które w kształcie liter H) są tam da religia. Jej największą siłą jest
to, że przemawiają za nią liczne, naprawdę zagadkowe wykopaliska. A poza tym nie da się udowodnić, że coś nie istnieje. Nie da się udowodnić, że nie ma Boga lub Latającego Potwora Spaghetti i nie da się też dowieść, że ludzi nie stworzyli kosmici. Choć nie znaczy to przecież, że Bóg i Latający Potwór Spaghetti istnieją lub że stworzyło nas UFO. W zabawie to jednak nie powinno przeszkadzać. Zwłaszcza że akurat tutaj pojawia się coś bardzo ciekawego. W końcu Göbekli Tepe przesuwa początek ludzkiej cywilizacji o jakieś pięć tysięcy lat wstecz. To przesuwa czas powstania mitów o potopie, które trzeba umieścić mniej więcej 10 tys. lat p.n.e. Czyli... dokładnie wtedy, kiedy kończyło się ostatnie zlodowacenie. Zmiana klimatu spowodowała podniesienie poziomu wód, co dało się ludziom porządnie we znaki. Wygląda więc na to, że mity zawierają większe ziarno prawdy, niż dotąd myśleliśmy. Może zatem i z kosmitami coś jest na rzeczy? KAROL BRZOSTOWSKI
16
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
ZE ŚWIATA
Religia, portfel, rozum To był bardzo szeroki sondaż. Pew Research Center w latach 2011–1013 zadał ludziom z 40 krajów (ponad 40 tys.) tylko jedno pytanie: Czy wiara w Boga jest warunkiem, bez którego nie ma moralności? Wyniki są bardzo pouczające. W 22 krajach większość indagowanych odpowiedziała „tak” – bez Boga nie ma moralności. Przodowały w tym kraje afrykańskie i azjatyckie, z reguły ubogie. 99 proc. mieszkańców Indonezji i Filipin odpowiedziało twierdząco, kolejne miejsca zajęły San Salvador (93 proc.) i Brazylia (86 proc.). Przeciwnego zdania była zdecydowana większość krajów zamożnych i wysoko rozwiniętych: tylko 15 proc. Francuzów wiązało wiarę w Boga z moralnością, 19 proc. Hiszpanów, 20 proc. Brytyjczyków, 23 proc. Australijczyków, 27 proc. Włochów, 31 proc. Kanadyjczyków i 33 proc. Niemców. Był jeden wyjątek: zdaniem 53 proc. Amerykanów nie można być moralnym, nie będąc wierzącym. To przeświadczenie jest jednak pozbawione jakichkolwiek racjonalnych podstaw. Badania Federalnego Biura Więzień USA wykazały, że ateiści i agnostycy stanowią 0,209 proc. odsiadujących wyroki, tymczasem brak wiary deklaruje 15 proc. populacji. 38 proc. więźniów to świątobliwi katolicy, którym mroki dylematów moralnych rozświetla 10 przykazań. W sądach wielu z nich twierdzi, że wyspowiadało się już ze swoich czynów… Stany są także dość znamiennym przykładem innych prawidłowości dotyczących religijności. Badanie sondażowe Pew Research ujaw-
niło korelację dużej religijności i biedy. Najbardziej religijne są stany południowe USA, tzw. pas biblijny (Missisipi, Alabama, Arkansas). Nie jest przypadkiem, że te same stany zajmują czołowe miejsca na listach ubóstwa oraz zróżnicowania materialnego obywateli – pierwsza jest Missisipi, za nią Alabama i Arkansas. Najbogatsze, najlepiej prosperujące stany położone są na północy, zachodzie i wschodzie: Kalifornia, Waszyngton, Wisconsin, Nowy Jork, New Hampshire, Vermont. Są to stany najbardziej świeckie. Podobną prawidłowość można dostrzec w kwestii wykształcenia: jego poziom jest odwrotnie proporcjonalny do religijności. Brak wykształcenia i przywiązanie do wiary mają związek z podatnością na manipulacje, kłamstwa, propagandę i demagogię aplikowane przez Partię Republikańską, zwaną partią Boga, dominującą na południu. Pod wpływem jej agitacji niewykształceni, religijni biedacy z południa głosują przeciwko powszechnej opiece zdrowotnej, przeciw zasiłkom dla ubogich, przeciw pomocy finansowej na edukację, ale nie sprzeciwiają się subsydiom i lukom podatkowym dla bajecznie bogatego biznesu naftowego i zbrojeniowego oraz dla innych korporacji i miliarderów. Wszak bogactwo to błogosławieństwo boże. W wyniku indoktrynacji ideologicznej są przekonani, że należy popierać modlitwy w szkołach, eksponować 10 przykazań w miejscach publicznych i aprobować cięcia w pomocy finansowej dla szkół na posiłki dla ubogich uczniów. Kuba Podżegacz
Udręka czasu letniego
Niedawno nieprzyjemne przebudzenie godzinę wcześniej niż zwykle uświadomiło nam, że zmieniono czas na letni. Konsekwencje tego posunięcia nie ograniczają się do jednodniowego niedospania czy spóźnienia do pracy. Naukowcy twierdzą, że zmiana ma niebagatelne skutki zdrowotne. Organizm człowieka funkcjonuje w oparciu o naturalny rytm – 24-godzinny cykl aktywności i odpoczynku. Jego naruszenie jest poważnym zagrożeniem – ostrzega neuropsychiatra dr Julia Samton. Nawet jednogodzinna zmiana zakłóca cykl. – Za brak klarowności myślenia, „mgłę mózgową” odpowiada w znacznej mierze niedospanie – twierdzi. Wiele studiów badawczych potwierdziło, że zmianie czasu na letni towarzyszy podwyższona liczba wypadków przy pracy i na drogach, więcej jest też ataków serca.
Eksperci doradzają, by na 4 dni przed zmianą czasu zacząć przestawiać budzik o 15 minut dziennie, co spowoduje, że zmiana będzie bardziej łagodna. Sugerują także używanie łagodnych środków nasennych w pierwszych dniach nowego czasu, jeśli ma się kłopoty z zaśnięciem wieczorem. PZ
Lot w niebyt Dwa tygodnie temu scenę medialną świata zaanektowała tajemnica dematerializacji malezyjskiego boeinga 777, który zamiast polecieć do Pekinu, ulotnił się w niebyt. Ekscytacja tragicznym zdarzeniem przybiera formy patologicznej obsesji zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Po krótkiej, nierównej walce Ukraina, Krym i Putin przegrali współzawodnictwo o prymat na czołówkach mediów. Zapas dostępnych informacji o losie boeinga i jego pasażerów szybko się wyczerpał i ustąpił pola spekulacjom. Podsycane tym, że przez wiele dni wiadomo było tyle co nic. Liczba ekspertów – zwłaszcza amerykańskich – wypowiadających opinie rośnie lawinowo, a ich wypowiedzi są pieczołowicie podchwytywane i przekazywane odbiorcom w innych krajach świata do zaspokojenia potrzeby ekscytacji. 20 marca zaczęła się wyczerpywać inwencja kreowania scenariuszy o pewnym stopniu prawdopodobieństwa, więc TV CNN śmiało poszła w odmęty spekulacji science fiction, przytaczając tezę, że samolot mógł zostać wessany przez czarną dziurę. Świeżą teorię bezskutecznie usiłował popsuć niesmacznie przyziemny technokrata, który do niedawna kierował federalną komisją badania wypadków lotniczych. Zauważył, że nawet mała czarna dziura połknęłaby nie tylko
777, ale całą Ziemię. Nie zrobiło to na rozpalonych reporterach większego wrażenia. Zaraz urodziła się podteza kosmiczna: boeing przez szparę w czasoprzestrzeni wleciał do innego wszechświata i krąży w zaświatach, a pasażerowie cierpią z powodu nieuchronnego deficytu małych buteleczek. Wszystko to jest bardzo fascynujące i znakomicie rozprasza szarą monotonię codzienności, ale niektórzy powinni mieć poważne powody do zgryzot. Wygląda na to, że los lotu Malaysian Airlines jak pirania pożre nieprzemijającą tragedię naszego smoleńskiego tupolewa i już nikt się za granicą nie pokwapi do wykrywania spisku albo tworzenia międzynarodowych komisji potwierdzających „prawdę” Kaczyńskiego i Macierewicza. Kto wie, może amerykańscy eksperci komisji sejmowej już rozpracowują nową tajemnicę, osierociwszy mgłę, wybuch itd. Wydaje się, że pomocne byłoby ujawnienie, iż malezyjski odrzutowiec został uprowadzony przez Putina. Pragnął on w ten sposób odwrócić uwagę świata od zagarnięcia Krymu i faktu oblizywania się na resztę Ukrainy i kraiki Bałtów. Jeśli nawet wykryte szczątki na Oceanie Indyjskim przypisze się śp. boeingowi, będzie to oznaczać jedynie otwarcie nowego rozdziału jego epopei. Bo przecież trzeba będzie mozolnie przeczesywać dno, w yciągać to, co
na nie opadło, przesłuchiwać czarne skrzynki... A przecież nie ma pewności, że odpowie to na pytanie, po co ktoś (piloci?) zmienił zupełnie kurs i wyłączył sprzęt odbiorczo-nadawczy. Jest coś znamiennego w tym, że gatunek homo sapiens potrafi tak profesjonalnie i sugestywnie rozdąć incydent lotniczy, śmierć 234 osób, będąc jednocześnie permanentnie pogrążonym w oceanie śmierci, która dokonuje się dookoła i nie jest spowodowana naturalnymi okolicznościami biologicznymi. Co roku tysiące dzieci znikają bez śladu w otchłaniach przemysłu seksualnego, a milion nieletnich wykorzystuje się, by dać jednym forsę, a drugim orgazm. Codziennie 200 tys. ludzi na świecie umiera na raka, a 4 tys. na AIDS. Co roku od kul ginie w USA 32 tys. osób, ale łez i nagłośnienia doczekują się wyłącznie ci, którzy uczestniczą w bardziej zmasowanych spektaklach (strzelanina w kinie, szkole itp.). A gdzie nieustanne wojny (tylko ta w Syrii pochłonęła już ponad 160 tys. ofiar), wysadzanie w powietrze w imię tego, który bóg ważniejszy?! Jest coś znamiennego w tym, jak gospodaruje się i steruje uwagą i emocjami miliardów ludzi. Ale to już chyba przyczynek do badań dla socjologów z kosmosu, jeśli mają ochotę obserwować i analizować nasze ziemskie dokonania. Kuba Podżegacz
Życie życiu nierówne Co najmniej 29 uczniów szkoły z internatem zginęło w płomieniach, gdy religijni fanatycy islamscy podpalili nocą budynek. Jakoś mało kto tę tragedię zauważył. Bo to była Nigeria… Boko Haram znaczy „zachodnia edukacja jest grzechem” („FiM” 47/2013). Za ten grzech dzieci zapłaciły życiem. Ale już we wrześniu 2014 roku 40 studentów rolniczego college’u zostało zabitych przez tych samych ekstremistów wierzących, że wypełniają misję Allaha podczas nocnego ataku na uczelnię. Nauczyciele powiedzieli, że zabójcy odseparowali studentki i kazali im wracać do domu, wyjść za mąż i nie myśleć o edukacji. W tym roku z ręki siepaczy z Boko Haram straciło życie już prawie 300 osób. W lutym zgładzili szejka Mohammeda Awwala Albaniego, wybitnego nigeryjskiego wykładowcę islamu, który odważył się powiedzieć, że ich akcje są antyislamskie. Od roku 2009, kiedy Boko Haram rozpoczął kampanię na rzecz ustanowienia w Nigerii radykalnego reżimu islamskiego, fanatycy zabili tysiące ludzi. Świat spogląda na to dość obojętnie, ubolewając nad przemocą i wyrażając potępienie. Śmierć
w płomieniach 29 uczniów przemknęła po medialnych opłotkach. Kiedy 14 miesięcy temu obłąkany chłopak zabił 20 dzieci w szkole w Newtown w USA, świat był w szoku przez dobre kilka dni – to był główny temat serwisów agencyjnych. W Stanach wciąż się o tym mówi. Dzieci nigeryjskie zamieniły się w dym i popiół bez żadnej medialnej oprawy, nie mówiąc o jakiejś akcji. Nawet armia nigeryjska reaguje ospale. Po ostatniej szkolnej tragedii pomoc pojawiła się po 5 godzinach. Takie dysproporcje reakcji obserwować można w każdym przypadku – czy to chodzi o kataklizm natury, czy o katastrofę lotniczą itp. Gdy umierają tragicznie ludzie syci, dobrze ubrani, żyjący w komforcie, zadowoleni z tego i uznający to za normalny stan rzeczy, jest o tym głośno, zwłaszcza gdy rzecz zdarza się w Europie lub Ameryce. Gdy giną głodni, cierpiący biedacy, mało kogo to obchodzi i porusza. Nie rozdziera z tego powodu szat żaden kościół. Takie były i są reguły gry, akceptowane w milczeniu. Ale jak to pasuje do naszych wyobrażeń o moralności i dumnych wartościach humanistycznych? JF
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Zbrodnia i nagroda Dostojnicy Kościoła katolickiego hipnotyzują opinię publiczną zapewnieniami, że gwałcenie dzieci przez księży to przeszłość, karta bezpowrotnie zamknięta. Nie wiedzieliśmy, nie zdawaliśmy sobie sprawy... Teraz jest absolutnie inaczej, liczy się tylko bezpieczeństwo nieletnich. Molestowanie seksualne w Kościele jest teraz jak najsurowiej ścigane, zresztą nikt nie ma w tej mierze większych zasług niż Kościół – zapewnił właśnie nowy, rewolucyjny papież. W sferze słów wszystko (jak zawsze) wygląda ładnie, przekonująco, bo przecież każdy uczy się na własnych błędach. Ale wtedy coraz częściej ujawniane zostają fakty, które pokazują, że to nieprawda… Ksiądz Carlos Urrotigoity był księdzem w dwu amerykańskich parafiach (Shohola i Moscow) w Pensylwanii. W roku 2002 on oraz inny kapłan, Eric Ensey, stanęli przed sądem federalnym w roli oskarżonych. Towarzyszył im biskup diecezji Scranton James Timlin. Dwaj duchowni zatrudnieni w szkole katolickiej z internatem Saint Gregory Academy brali do łóżek uczniów (co najmniej czterech) i molestowali ich. Nazywali to „przewodnictwem duchowym”. Kiedy sprawa wyszła na jaw, bp Timlin zawiesił ich w pracy i posłał do Southdown Institute, kościelnego ośrodka psychoterapeutycznego w Kanadzie. Diagnoza była miażdżąca – w sprawie ks. Enseya „stanowczo rekomendowano” leczenie zamknięte, twierdząc, że cierpi na aberracje seksualne, których nie może opanować. W odniesieniu do ks. Urrotigoity’ego specjaliści zalecali wykluczenie go z aktywnego duchowieństwa, niedopuszczanie do żadnych czynności kapłańskich i kontaktu z dziećmi. Proces wlókł się przez kilka lat, wreszcie w roku 2006 adwokaci diecezji Scranton wywalczyli polubowne załatwienie sprawy, a poszkodowanym wypłacono ponad 400 tys. dol. odszkodowań. Jeszcze wcześniej miejsce bpa Timlina zajął bp Joseph Martino i… podjął decyzję o wysłanie ks. Urrotigoity’ego
do Paragwaju. Na tyle daleko, by wieści o jego pozaołtarzowych dokonaniach tam nie dotarły. Kariera duchownego rozwijała się dzięki temu bardzo pomyślnie, bo został awansowany na prałata, a w marcu 2014 r. na wikariusza generalnego diecezji Ciudad del Este – drugiego po biskupie. „Boję się o dzieci w Paragwaju – mówi Patrick Wall, były ksiądz, który teraz pomaga ofiarom przestępstw seksualnych kleru. – Z tego, co mi wiadomo, ojciec Carlos nie zaprzestał swoich praktyk seksualnych. Jeśli pozwolić komuś takiemu na niekontrolowany dostęp do dzieci, w ciągu życia zawodowego zalicza średnio kilkaset ofiar”. Wall przypomina, że od roku 1950 przestępstwa seksualne przeciw dzieciom popełniło w USA 6193 duchownych katolickich. Franciszek na kilka dni przed swym zapewnieniem, że nikt nie robi więcej niż Kościół, by zwalczać pedofilię, powołał do życia 8 najbliższych doradców. Na czele rady stoi prymas Australii kardynał George Pell, który nie ma czystej karty w kontekście zwalczania przestępstw seksualnych i chronienia
dzieci. Ale jego poczynania bledną na tle innego członka rady doradczej następcy św. Piotra. Chodzi o kardynała Oscara Rodrigueza Maradiagę. Ten purpurat z Hondurasu ma w swej przeszłości wypowiedzi skandaliczne i kompromitujące. Był jednym z tych, którzy zaraz po wyjściu na jaw skandalu w USA w roku 2002 uważali, że wystarczy wszystkiemu zaprzeczać, potępiać bezbożne media i chciwych prawników, a wszystko się szybko skończy i Kościół przetrwa w glorii chwały. W roku 2002 Maradiaga publicznie twierdził, że „New York Times”, „Boston Globe” (gazety, które zapoczątkowały ujawnianie afer pedofilskich w Kościele USA) oraz „Washington Post” prześladują Kościół pomówieniami i oskarżeniami. Kardynał porównywał rzekomą „furię” medialnych doniesień o skandalu kościelnym do tego, co „działo się za czasów Dioklecjana i Nerona, a ostatnio Stalina i Hitlera”. Maradiaga energicznie sprzeciwiał się zaleceniom amerykańskiego episkopatu, by biskupi zgłaszali organom ścigania przestępstwa seksualne podwładnych: „Wolałbym pójść do więzienia, niż skrzywdzić swego księdza. Jestem kapłanem, biskupem”. W przypadku Maradiagi alarmujące są nie tylko jego słowa, ale przede wszystkim czyny. Kilkakrotnie przenosił po świecie duchownego pedofila ks. Enrique Vasqueza. Do roku 2004 ukrywał go na parafii, gdy ksiądz zbiegł przed policją ze wsi Guinope. Wcześniej musiał uciekać z Kostaryki do USA, gdzie zadekowano go w archidiecezji nowojorskiej, zanim musiał uciekać dalej. Jeśli papież i najwyżsi dostojnicy kościelni będą promować takie postacie, słowa nie przesłonią faktów, zaś odnowa, z którą identyfikowany jest Franciszek, nie doprowadzi do żadnych rzeczywistych zmian, bo na razie ogranicza się głównie do stylu sprawowania pontyfikatu. Ale może o to właśnie chodzi... Kuba Podżegacz
17
Estyma i pedofile
P
edofilia staje się hasłem roku na Karaibach. Po Dominikanie skandal przeciekł do Kostaryki, choć na razie nie słychać o udziale sług bożych z Polski.
W Kostaryce zaczęło robić się tak gorąco, że Kościół zmuszony był zeświecczyć jednocześnie 6 księży z miasta Arecibo. Zaraz potem prokuratura ujawniła, że co najmniej 11 innych duchownych jest objętych śledztwem w związku z nadużyciami seksualnymi. To z kolei zachęciło do śmiałości ministra sprawiedliwości Cesara Mirandę, który oświadczył, że dochodzeniem objęto co najmniej 4 diecezje. Ostrzegł też, że akty oskarżenia będą sformułowane przeciwko hierarchom, którzy zatajali informacje o przestępstwach podwładnych. „Złapiemy ich i wsadzimy do więzienia” – obiecał Miranda. Wtóruje mu prokurator Jose Capo Rivera, wyznając, że
w centrum dochodzenia znajduje się biskup Daniel Fernandez, któremu zarzuca się czyny lubieżne wobec nieletnich. Skandale pedofilskie w Kościele mają to do siebie, że zaczyna się od jednego, dwu incydentów, a potem afera szybko się rozrasta. Ten model wydaje się potwierdzać w Kostaryce, choć to, co wykryto, i tak jest wystarczające, wziąwszy pod uwagę, że mówimy o kraju liczącym zaledwie 3,6 mln ludzi, którzy w 70 proc. wyznają katolicyzm. „Społeczności latynoamerykańskie są znacznie wolniejsze w formułowaniu oskarżeń przeciwko duchownym – stwierdza kalifornijski psycholog, były ksiądz Richard Sipe. – Księża są tam otaczani estymą”. JF
Ofiary świętego
K
anonizacja tuż-tuż, pielgrzymi pakują walizki, ale do Rzymu wyruszają także ludzie, którzy uważają, że polski papież w aureoli świętości to skandal, najdelikatniej mówiąc.
To głównie amerykańskie (i nie tylko) ofiary przestępstw seksualnych księży. Reprezentujące ich ugrupowanie Survivors Network w oświadczeniu stwierdza, że uhonorowanie Jana Pawła II zachęca Kościół do ukrywania przestępstw. Kościół musi potępić, a nie nagradzać tych, którzy przyczynili się do krzywdy dzieci. „JPII uczynił wiele rzeczy dobrych, ale także udawał, że nie dostrzega przestępstw duchownych i ich ukrywania – pisze Barbara Blaine, dyrektor amerykańskiego oddziału Survivors Network.
– Nagradzanie złych czynów prowokuje do nowych złych czynów. Faktem jest, że JPII nie uczynił prawie nic, by powstrzymać księży gwałcących dzieci oraz biskupów ich ochraniających”. „Papież musiał wiedzieć o wielokrotnych oskarżeniach m.in. pod adresem Marciala Maciela” – twierdzi Miguel Hurtado, lider Survivors Network w Londynie. Dołącza się do tego Nicky Davis, koordynator Survivors Network z Australii: „Ta kanonizacja to sypanie soli w rany ofiar i zdrada idei katolicyzmu”. PZ
Kardynał rebeliant
W
ostatniej dekadzie wydarzyło się w Kościele wiele rzeczy, które wcześniej wydawałyby się absolutnie nie do pomyślenia. Ale czegoś takiego chyba jeszcze nie odnotowano.
„Musimy być odważniejsi w dialogu z Kościołem. Narzekamy, że Rzym ma zbyt dużo władzy, ale powodem siły Rzymu jest nasza słabość. Otrząśnijmy się z letargu, przezwyciężmy bierne zgadzanie się na wszystko, co nam z góry »podają do wierzenia«” – oto słowa kogoś bardzo zbuntowanego. Cóż w tym nadzwyczajnego? Przecież od kiedy odwaga staniała i po Kościele można bezkarnie jeździć jak po burej suce, takich rewolucjonistów i antyklerykałów namnożyło się bez liku. N iespodzianka
olega na tym, że autorem owych p buńczucznych wezwań do walki o prawa wiernych jest… niemiecki książę Kościoła, były przewodniczący konferencji biskupów niemieckich arcybiskup Karl Lehmann z Moguncji. Powiedział to w niedawnym wywiadzie dla dziennika kolońskiego „Koelner Stadtanzeiger”. Kardynał ostrzegł, że nie należy oczekiwać, iż całą odnowę w Kościele załatwi papież: „Denerwuje mnie, kiedy oczekujemy wszystkiego od papieża, ale nie czynimy nic sami, tylko siedzimy cicho”. CS
18
Powstają z kolan
C
odziennie chodzę do supermarketu, w którym są obszerne półki z prasą. Czytam i przeglądam dzienniki oraz tygodniki. Ostatnio spotkało mnie przy tym miłe przeżycie. eleganckie fury! Ludzie nie mają na Obok mnie w sklepie stoi też zwyjedzenie, na czynsz, a jak zdarzy się kle kilka osób w różnym wieku i robi pożar lub powódź, to nie mają gdzie to samo. Dzisiaj usłyszałam niechcąsię podziać. Biskupi nie przyjmą pod cy rozmowę dwóch mocno starszych swój dach ubogich, nie zaproszą do emerytów. Byli bardzo poruszeni tym, stołu, tylko tacę na mszach po nos że matki niepełnosprawnych dzieci podstawiają! muszą u premiera Donalda Tuska Byłam zdumiona taką radykalizawalczyć o podwyżkę, bo to, co otrzymują, nie wystarcza na leki, pieluchy cją poglądów, i to u starszych osób. i inne rzeczy. Jeden z nich powieMówili dalej: – Tusk tylko obiecudział: – Tusk powinien natychmiast je, a nic nie robi. Młodzi wyjeżdżają usunąć religię ze szkół i już by było z tego kraju, aby przeżyć. Wychowa1,3 miliarda dla tych dzieci. Drugi mu łem dwójkę dzieci i co z tego mam? wtórował: – Masz rację, kiedyś religia Teraz, kiedy potrzebuję opieki, bo już była w salkach przy parafiach i komu nie te siły, to oni pracują za granicą to przeszkadzało? Chodził kto chciał i najwyżej na święta przyjadą. A ta i rząd nie wywalał na to forsy. pedofilia wśród księży to nie tylko Odwróciłam się i powiedziałam, u nas jest... Papież Franciszek gada że ja też mam takie zdanie, że już i uśmiecha się, ale z jego inicjatywy najwyższy czas, aby kolejne rządy jeszcze żaden ksiądz nie siedzi. Nawet przestały finansować Kościół katolinaszego Wesołowskiego ukrywa. Mócki, podczas gdy i te matki, i emeryci wię wam, że nie doczekamy w Polsce wegetują, ledwo wiążąc koniec z kończasów, aby ofiary dostały odszkodocem. W odpowiedzi usłyszałam: – Ma wanie od Kościoła. I na pewno papani rację, ja od miesięcy nie kupupież nie dopuści do tego, żeby forsa, jaką zgromadził Watykan, poszła dla ję leków, bo nawet zamienniki są za ubogich… drogie. A te waloryzacje emerytur to więcej kosztują, niż my dostajemy do Najciekawsze są takie sponkieszeni, bo przecież armia urzędnitaniczne dyskusje, które powstają w różnych miejscach. Wynika z nich, ków to wylicza. Czy słyszeliście, aby że zwykli ludzie myślą samodzielTusk i jego ministrowie dali sobie po 13 zł podwyżki?! Oni to od razu biorą nie, obserwują, mają już dosyć biepo kilkadziesiąt tysięcy albo i więcej. dy i chcą zmian radykalnych, a nie A że dyskusja zrobiła się ożywiona, tylko kosmetycznych. Dzisiaj nic się włączyły się jeszcze dwie osoby. Usłyjuż nie załatwi samym gadaniem. Poszałam: – Wywalić z pałaców tych winni to wreszcie zauważyć rządzący. wypasionych biskupów, zabrać im te Iwona Rajewska
Plagi polskie C
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
hciałabym się odnieść do komentarza redaktora naczelnego „Plagi egipskie” („FiM” 12/2014). Poruszył mnie właściwie list od czytelnika Z. z Choszczna, zacytowany przez Jonasza. Oto mamy oszołoma nr 2, czyli również rozgrzeszy obozy koncentranastępcę Terlikowskiego! cyjne w czasie drugiej wojny, HoloNie wiem, czy Pan Z. posiada kaust, bo „takie były wtedy kary”?! jakieś wykształcenie powyżej podA może Pan sobie uświadomi (…), że mamy XXI wiek? Całe stawówki, ale podejrzewam, że nie. szczęście, że zwycięża nauka i humaA może ma przed nazwiskiem mgr, ale czyta tylko „Gościa Niedzielnenizm. Ludzie już nie są zastraszani „szatanem” i zaczynają myśleć! Pisze go”? Może najadł się szczawiu i poPan, że instytucja Kościoła istnieje pił mirabelkami w towarzystwie posła już 2 tys. lat, a czy zastanowił się Niesiołowskiego? Pan dlaczego? Bo mnie się wydaPan Z. pisze, że Jonasz ma marzenia, aby zostać papieżem. Paje, że całą tę instytucję podtrzymuje m.in. celibat, czyli czyli kasa, którą nie Z., był kiedyś taki jeden bardzo się pomnaża, która nie jest rozdzieszczery i prawdomówny papież, który powiedział tak: „Nie mogę wyjść ze lana na rodzinnych spadkobierców! zdumienia, gdy myślę, ile dla nas, dla Myślę, że Pan się rozminął z logiką. Kościoła, zarobiła głupiutka bajeczW swoje gniazdo to Pan narobił, bo w czasach „komunistycznych” to Pan ka o Jezusie”. Był to papież Leon X się wychował. Mam dla Pana kilka (1475–1521). wyliczeń, bo uważam że matematyPan Z. pisze, że „FiM” opisują niesprawdzone rzeczy. Widzę, że Pan ka dociera nawet do największych wierzy w cuda! Gdyby gazeta „FiM” oszołomów: opisała chociaż jedną niesprawdzoną wynagrodzenie dla katecherzecz na temat Kościoła, toby natychtów – 1,3 mld zł rocznie; nieruchomości i rekompenmiast została zlikwidowana! Kościół w Polsce ma dłuuugie ręce! Pisze Pan, saty dla Kościoła przyznane przez że średniowiecze to epoka barbarzyńKomisję Majątkową – nawet 240 mld zł w ciągu ostatniego ćwierćwiecza! ska, bo „takie były wtedy kary”, i rozTo mało?! Jadwiga Piotrowska grzesza Pan inkwizycję. To może Pan
Priorytet – zdrowie Kolejki do lekarzy nie znikną. Nie pomoże chorym czekającym w wieloletnich kolejkach żaden minister zdrowia, ponieważ nie stworzy niezbędnych warunków do poprawy sytuacji. A do tych warunków należą: większa liczba szpitali, większa liczba lekarzy zatrudnionych w szpitalach, a nie u siebie w domu, i oczywiście wyższe nakłady finansowe. Niestety, zamiast budować szpitale, rząd likwiduje te, które już istnieją. Na czyje życzenie i według czyich dyrektyw? A lekarze? Ilu absolwentów akademii medycznych wychodzi z nich co roku i co się z nimi dzieje? Tysiące. Jadą przeważnie za granice, żeby – wykształceni w Polsce, za polskie pieniądze – mogli robić to, czego nie chcą albo nie mogą robić w Polsce. Brak szpitali i lekarzy. I brak pieniędzy. Nie od społeczeństwa, nie od orkiestry Owsiaka, tylko od państwa. Tyle tylko, że silnego państwa nie ma, bo przeszkadzało tzw. demokracji i byłoby niepotrzebne. To, co nazywamy w Polsce demokracją, obeszło się bez państwa, ale nie obeszło się bez wolnego rynku. Dwa wykluczające się wzajemnie systemy w jednym: demokracja bezpańska i niekontrolowany liberalizm. Demokracja wolnorynkowa w polskiej wersji jest bezwzględna dla wyrzuconych na margines życia. A przecież
jeśli chodzi o ludzkie zdrowie i życie, nikt nie powinien się wymądrzać ani zadawać pytania: a skąd na to pieniądze? Ponieważ zdrowie i życie narodu jest priorytetem nad priorytetami! Nie podbój kuli ziemskiej przez Amerykę, nie opłacanie opozycji na Białorusi, nie pomoc finansowa Ukrainie ani nie lekceważenie praw człowieka w Chinach czy w Rosji, tylko zdrowie i życie POLSKIEGO narodu. To nie do pomyślenia, żeby w państwie demokratycznym ludziom odmówiono prawa do normalnego życia i do leczenia, skazując ich na przymusową, przedwczesną śmierć w kolejkach! Dawniej w nich staliśmy, żeby coś kupić, teraz – żeby w nich umrzeć. Komu potrzebna jest taka demokracja? Rządowi, który nie konsultuje się z narodem, czy narodowi, który podobno rządzi w demokracji, ale nie ma nic do powiedzenia? Wieloletnie kolejki do lekarzy i do szpitali to nie jest problem ministra zdrowia, bo żadna pojedyncza osoba nie może odpowiadać za system. Jest to wina systemu opartego na błędnych założeniach z importu. Minister może i powinien odpowiadać za to,
Jarosław Kaczyński nie przegapia okazji do przedstawienia swoich populistycznych haseł. Spotkał się z rodzicami niepełnosprawnych dzieci okupującymi budynek sejmu. Dobrze, że jaśnie prezes ma do dyspozycji tabun ochroniarzy, gotowych nie tylko strzec, ale i służyć Kaczyńskiemu. Niewykluczone, że bez pomocy osiłków nie trafiłby do protestujących i błądziłby jak przed laty na zakupach w małym, osiedlowym sklepie. Co Kaczyński obiecał protestującym? Nic nowego: życie jak w Madrycie, luksusy, hojną opiekę państwa itp. historie. Oczywiście pod warunkiem, że szanowni rodzice zagłosują w najbliższych wyborach parlamentarnych na PiS, po drodze oddając głos na tę partię w eurowyborach. Kaczyński ogłupia ludzi, twierdząc, że jest zdecydowanym zwolennikiem wprowadzenia minimalnej płacy dla rodzica opiekującego się niepełnosprawnym dzieckiem. Ten człowiek łatwo i bez zastanowienia wydawał publiczne pieniądze, kiedy był premierem, ale jeszcze łatwiej idzie mu wydatkowanie, kiedy jest zwykłym szefem jednej z opozycyjnych partii. Nic prostszego, jak mamić zdesperowanych ludzi, wyborców, obiecując im złote góry! Wypadałoby przypomnieć, co zrobił PiS, kiedy sprawował
co należy do jego obowiązków, ale nie za to, co jest wypaczeniem systemu w imię błędnie pojętej demokracji i równie błędnie pojętego wolnego rynku. Błędnie, bo na zasadzie małpowania obcych idei i obcej Polsce rzeczywistości rodem z Argentyny. Nic zresztą dziwnego, że kryzys ekonomiczny stał się nieodłączną cechą demokracji wolnorynkowej w Polsce i jeżeli coś go może rozwiązać, to chyba tylko kolejna rewolucja. Problem w tym, że Stany jej już w Polsce nie przeprowadzą, bo to, co się dzieje w Polsce, ich nie interesuje. A Polacy sami jej nie zrobią, bo są doszczętnie ukościelnieni, więc nie dojrzeli jeszcze do pełni świadomości i zawsze będą czekać na Godota, na USA i na przypadek zwany cudem. Szpitale są nierentowne? Za tzw. komuny nie stawiano takiego zarzutu. Bo jeżeli szpitale są nierentowne, to i chorzy ludzie są nierentowni, niepotrzebni rządowi i też należy ich eliminować. Poprzez nakłanianie ich do eutanazji? Ta nieludzka komuna była chyba bardziej ludzka od cudownej propagandowo demokracji. Bo „bezbożna” komuna starała się zaspokoić potrzeby wszystkich, a nie tylko niektórych, jak obecnie, za czasów katolickiej demo(n)kracji. I na koniec pytanie: czy trzeba odwoływać ministra ze stanowiska, żeby było to samo, co jest? tewu
władzę? Czyżby świadczenia, dziś zbyt niskie dla opiekunów dorosłych niepełnosprawnych, w latach 2005–2007 były większe od emerytury Głódzia? Nie, stanowiły jej cząstkę i połowę wartości świadczeń obecnych. Ciśnie się na usta pytanie: dlaczego do tej pory prawicowe rządy, tak trzęsące się nad plemnikami, in vitro, dbające o „życie nienarodzone”, nie kiwnęły palcem w sprawie niepełnosprawnych i ich opiekunów? Bo wygodniej i bardziej koniunkturalnie (pod dyktando biskupów) było debatować o prawach i uczuciach zarodków! Wypadałoby wyjaśnić, skąd PiS, tj. Jarosław Kaczyński, zamierza zdobyć pieniądze na świadczenia, które obiecuje. Komu zabierze? Watykan mu pożyczy via Tadeusz Rydzyk? Przed laty prof. Grzegorz Kołodko porównał budżet państwa do tortu: ten kawałek przypada tej instytucji, ten mniejszy – tamtej, ten największy – Kościołowi. Profesor wyjaśnił, że nie wszystkim odpowiadają wielkości części tortu, wszyscy chcieliby więcej, ale tak się nie da. Trzeba tak kroić, by wystarczyło dla wszystkich. Tortu wystarcza z nawiązką dla partii politycznych i dla Kościoła. Dla was, opiekunowie i niepełnosprawni, zostają ochłapy. Paweł Krysiński
Krojenie tortu
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
LISTY Nie dla rusofobów Wygląda na to, że następcą Andersa Fogha Rasmussena, byłego premiera Danii, liberała, na stanowisku sekretarza generalnego NATO zostanie Jens Stoltenberg, były dwukrotny socjaldemokratyczny premier Norwegii. Tak twierdzą media duńskie, powołując się na informacje z Francji i Niemiec, gdzie Stoltenberg ma pełne poparcie prezydenta i pani kanclerz. Stoltenberg nie ma też żadnych zadr z Amerykanami, co w pewnym momencie stawiało pod znakiem zapytania kandydaturę A.F. Rasmussena. Nie ma też żadnej antyrosyjskiej obsesji, co wyklucza na przykład Radosława Sikorskiego, który mieszka w „strefie zdekomunizowanej” (taką tablicę przybił przed swoim domem), i wszystkich innych, którym kiedykolwiek przytrafiły się jakiekolwiek antyrosyjskie wypowiedzi. Gdyby taki Radosław stał w tej chwili na czele NATO, to wojska rosyjskie stałyby już może nawet nie na polskiej granicy, ale w samej Polsce, a NATO – chcąc nie chcąc – zostałoby w taki konflikt wciągnięte. Dlatego Sikorski nie miał żadnych szans poprzednio, nie ma ich także teraz. To samo dotyczy innych najwyższych stanowisk w Unii – nie dostanie ich nikt, kto mógłby kierować się w swoich działaniach jakimikolwiek antyrosyjskimi fobiami. A nasi – jak wiadomo – cali są antyrosyjskimi fobiami, od stóp do głów. I dlatego nikt nie powierzy im odpowiedzialnych stanowisk, na które bierze się odpowiedzialnych ludzi, polityków z prawdziwego zdarzenia, a nie kościelne podnóżki. Zatem Tusk też nie ma raczej szans. W świecie wielkiej polityki nikt nie potrzebuje niepoważnych pajaców. Włodzimierz Galant Kopenhaga
Wygrywamy! W Warszawie odbył się marsz ateistów połączony z inscenizacją ścięcia polskiego szlachcica Łyszczyńskiego, który zginął w XVII wieku na szafocie za swój ateizm. Łyszczyński stał się naszym patronem, a przemarsz ateistów pokazywały wszystkie stacje TV, co oznacza, że nasza praca zaczyna przynosić efekty. Zaczynamy być postrzegani jako część składowa naszego społeczeństwa, a nie jako wybryk natury w katolickim do bólu kraju. Na temat tego marszu wypowiadali się także księża, biskupi oraz ludzie tacy jak Kempa, Pawłowicz czy Błaszczak. Księża oraz biskupi o dziwo wypowiadali się dosyć umiarkowanie (głównie współczuli ateistom…), a owi posłowie to chyba nie muszę pisać,
bo wszyscy ich znamy. Wypowiedzi pełne inwektyw i kalumnii, ale oni już tak mają – jest to typowe katolickie miłosierdzie. Nie przejmujmy się nimi, za pewien czas i tak my będziemy górą, bowiem zaścianek nie może wygrać z racjonalizmem i humanizmem. J.F.
Kościół zamiast sklepu Temat wolnych niedziel powrócił jak bumerang. Gadanie polityków o odpoczynku po ciężkim tygodniu spędzonym w pracy jest śmieszne.
SZKIEŁKO I OKO ogmaty. To wy, przydupasy Kośd cioła, wykorzystujecie władzę, by przypodobać się hierarchom Kościoła za obietnicę wyborczego poparcia. I pan śmie zarzucać komuś prowadzenie wojny religijnej tylko dlatego, że wolałby on dać pieniądze potrzebującym rodzicom, a nie opasłemu klerowi?! Wypowiedziany przez pana argument, jakoby nauka religii przyczyniała się zapobiegania różnych przestępstw i patologii, świadczy jedynie, że wyszedł pan ze wsi, ale nie wieś z pana. Argument bez pokrycia tak jak to, że włażąc w d… Kościołowi, pójdzie pan do nieba.
i w trakcie tej wypowiedzi pochwalił się, że został przez niego obdarowany kilkulitrowym naczyniem z cudownym olejem, którym będzie namaszczał wszystkich, którzy przyjadą na Lednicę, a i teraz w studiu jest gotów namaścić prowadzącą program i Radosława Pazurę. Agata Młynarska jak rażona piorunem padła na kolana, a Jan Góra, wypowiadając słowa ekspiacji, namaścił jej czoło i ręce. Podobnie postąpił w stosunku do Pazury, z tym że jego namaszczał na siedząco. Zaniemówiłem… W studiu państwowej – ba, świeckiej! – instytucji, jaką jest TVP, urządza się nabożeństwo deprekacyjne, posiłkując się modlitwami! Irracjonalizm za abonenckie pieniądze. Zachowanie namaszczonych i namaszczającego oceniam jako totalny infantylizm. Omnipotencja kleru jest widoczna na każdym kroku. Jan Dziamski
Bujdy na resorach
Wiadomo, że tylko kler miałby na tym skorzystać. Choć jakoś tego nie widzę w dobie, gdzie coraz więcej osób omija kościół coraz większym łukiem. Już to sobie wyobrażam: piję kawkę, a tu nie ma mleka, więc lecę do kościoła kupić – śmiechu warte. Aspekt ekonomiczny takiego posunięcia mówi sam za siebie: zmniejszenie etatów, wzrost bezrobocia, pogłębienie kryzysu. Roczne dochody ze sprzedaży weekendowej w całej Polsce wynoszą ponad 300 milionów złotych. Stać nas na takie straty? A ateiści i tak nie skorzystają z promocji: „Chodźmy do kościoła w niedziele”. Zbigniew z Torunia
Głupawka religijna Premier spotkał się z rodzicami dzieci niepełnosprawnych. Na pewno żądania są słuszne, oparte na wcześniejszych niedotrzymanych obietnicach. Ten będący na czasie temat został poruszony m.in. w programie „Kawa na ławę”. I co między innymi tam słyszę? Na sugestię polityka Roberta Kwiatkowskiego, że zamiast na katechetów pieniądze te można by przeznaczyć na pomoc rodzinom dzieci niepełnosprawnych, minister Marek Sawicki (PSL) mało nie dostał wylewu. Oburzony skomentował to, cytuję z pamięci: „Ja już panu mówiłem, żeby w tym studio nie używać wojny religijnej do swoich celów”. Cóż tak pana zdenerwowało, panie ministrze Sawicki? Czyżby dotknięto instytucji, która pomaga wam tkwić we władzach?! Pytanie oczywiście retoryczne. To tacy jak pan toczą wojnę religijną, narzucając całemu społeczeństwu kościelne
Ale przy tej okazji nasunęła mi się brutalna prawda. Niestety, często ludzie zawierzają księżom zamiast nauce i zdrowemu rozsądkowi. Czy nie jest tak, że zastraszeni ogniem piekielnym niektórzy decydują się na rodzenie chorego potomstwa, chociaż wiedzą, że będzie skazane na wegetację?! Kościelne powiedzenie mówi, że jak Pan Bóg dał, to i pomoże wychować. Mówić to oni potrafią, bo to ich nic nie kosztuje. Jednak dla rodziny zaczyna się codzienna, całodobowa opieka nad takim dzieckiem. I mimo wielkiej miłości i pracy, jaką wkładają rodzice, sami nie dają rady. Fizycznie i materialnie nie wytrzymują zderzenia z tym problemem i słusznie oczekują pomocy od państwa. Na pewno z chwilą przyjścia takiego dziecka na świat obowiązkiem cywilizowanego państwa jest niesienie pomocy. I tu dyskusji nie ma. Dyskusja powinna być w innym temacie. Mianowicie na ile kler ze swoimi dogmatami i interesami ma prawo przyczyniać się do ludzkich tragedii? Ile w końcu będziemy popierać polityków dbających o Kościół, a nie społeczeństwo? Kiedy wreszcie doczekam się dnia, że z polityki wyleci taki Sawicki za głoszenie, że odebranie kasy bogatemu klerowi i danie kalekim dzieciom jest wojną religijną. KIEDY?! Wojtek z Przemyśla
Czary-mary w TVP Oglądałem w TVP1 program prowadzony przez p. Agatę Młynarską, w którym uczestniczyli m.in. Radosław Pazura i dominikanin Jan Góra. Tenże Góra zaczął sławić obecnego papieża Franciszka
Jestem przerażony, że ludzka głupota nie zna granic. Ostatnio oglądałem program „Kossakowski szósty zmysł” na temat niekonwencjonalnych metod leczenia lub uzdrawiania. Kossakowski jeździ po Europie wschodniej (Rosja, Bułgaria, Rumunia) i pokazuje pracę pseudolekarzy szarlatanów, na przykład jak przecięcie języka żyletką spowoduje krwotok, a co za tym idzie – usunięcie... toksyn z organizmu. Na mój rozum osoby, które poddają się takim praktykom, muszą być podatne na sugestie, jednak najgorszy był widok osób czekających w kolejce na taki zabieg... W Polsce też mamy niecodzienne metody leczenia, na przykład stawianie baniek. Osobiście nie wierzę absolutnie w nic i w nikogo: horoskopy, wróżki, znaczenie snów, metody szarlatanów, duchy, życie pozagrobowe, aniołki, diabły, bożki. Są to dla mnie bujdy na resorach. Czytelnik
Skazani na żebractwo „Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz”. Fraszka Jana Kochanowskiego jest aktualna do dzisiaj. Przekonał się o tym mieszkaniec Siedlec pan Krzysztof, kiedy stracił oko. Ponieważ inwalidą stał się podczas wykonywania prac na rzecz państwowego pracodawcy, otrzymał rentę inwalidzką z tytułu wypadku przy pracy. Obecnie siedlecki Zakład Ubezpieczeń Społecznych rękoma swojego orzecznika ją mu odebrał. Odbierając, pozbawił pana Krzysztofa jakichkolwiek pieniędzy i zmusił człowieka do życia poniżej godności. Straciwszy zdrowie i pieniądze, zmuszony był przełamać wstyd i ambicję i wyciągnąć rękę do opieki społecznej. Pomoc sąsiedzka ludzi dobrej woli nie pozwala
19
mu umrzeć z głodu. W roku 2013 próbował potwierdzić swoje trwałe inwalidztwo, stając przed komisją orzecznictwa przy Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej, ale państwowa instytucja orzekła, że nadaje się do pracy, chociaż już stan drugiego oka się znacznie pogorszył. Jednak otrzymał jednorazowe dofinansowanie do czynszu i energii elektrycznej. Żyjąc w Rzeczypospolitej, nie spodziewał się, że będzie zmuszony przez nią do żebractwa. Przecież przepracował dla ojczyzny kilkanaście lat. Konstytucja RP gwarantuje każdemu jej obywatelowi godne życie. Czy takie życie zafundował mu orzecznik siedleckiego ZUS-u? Stan jego zdrowia radykalnie się pogorszył, ponieważ naprawiając sprzęt w swoim gospodarstwie domowym, uszkodził sobie wiązadła ręki. Leżąc w szpitalu, zapewne myśli, co dalej z jego marnym życiem. Przebywając w szpitalu, ma przynajmniej zapewniony wikt i nie jest zdany na żebranie. Takich chorych i ambitnych ludzi jak pan Krzysztof są w Polsce tysiące, ale w „DEMOKRATYCZNYM KRAJU” pokazano im ,,gest Kozakiewicza”. Marian Kozak, Siedlce
Stworzyli nas kosmici? Serdecznie dziękuję za wspaniały artykuł „Nie z tej ziemi” („FiM” 13/2014). Oddaje on to wszystko, o czym dawno myślę i staram się o tym mówić. Oczywiście mało ludzi tego słucha, a jeszcze mniej wierzy, ale pytań i niewiadomych jest mnóstwo – na przykład dlaczego różne rasy ludzi (różne kolory skóry, różne rysy twarzy itp.) są rozrzucone w różnych miejscach ziemi i o sobie długo nic nie wiedziały? Czy nie było stworzeń (bytów) typu pegaz, smok, sfinks itd.? Czy wzięły się one tylko z wyobraźni? A może były to błędy kosmicznych genetyków? Jak ludzie dowiedzieli się, że jakieś rośliny można jeść, a inne są trujące? Jak zbudowano piramidy przy tak prymitywnej technice? Pamiętam doskonale wczesne lata 60., kiedy to wiele mówiono w radiu o zwiększonej ilości UFO widywanych nad Ziemią oraz o zwiększonej aktywności słońca i możliwych związanych z tym katastrofach energetycznych. Marek z Białegostoku
Radio „FiM” nadaje! Szukajcie nas i włączajcie na stronie www.faktyimity.pl. Jak zwykle moż na nas słuchać w czwartki i piąt ki od godziny 12.00 do 13.30. Te lefonujcie do nas podczas trwania audycji pod numer 695 761 842 i piszcie na Gadu-Gadu: 23105300 lub adres e-mail: radio@fakyimity.pl. Zapraszamy!
20
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Muza dwupłciowa Pisarka Maria Komornicka żyła 73 lata, z czego większość jako mężczyzna. W rodzinie i tak zwanym przyzwoitym otoczeniu miano ją za wariatkę. Krytycy literaccy widzieli w niej genialną autorkę.
Kiedy temat gender jest na topie, warto przypomnieć sylwetkę zapomnianej już pisarki, która za nic miała płciowe konwenanse. I to przeszło 100 lat temu! Literatka Maria Komornicka życie spędziła trochę jako kobieta, trochę jako mężczyzna. Od początku… Urodziła się w 1876 r. w Grabowie nad Pilicą. Jej ojciec – August Komornicki – był tyranem. Za byle co karał żonę i dzieci biciem. Mimo to zorientował się, że córka Marysia jest utalentowana, i nie żałował pieniędzy na to, żeby kształciła się w stolicy. Sponsorował też pierwsze wydania jej dziewczęcych opowiadań. A Maria, już jako 7-latka, rozpoczęła spisywanie historii swojej rodziny. Zadebiutowała w wieku 16 lat tekstem „Z życia nędzarza”, opublikowanym w „Gazecie Warszawskiej”. Poza pisaniem Komornicka miała inną pasję – romanse. Niestety, kiepsko jej się wiodło w tym zakresie. Po pierwszych niepowodzeniach miłosnych postanowiła… utopić się w Wiśle. W tym celu
wyszła któregoś wieczoru z domu, ale w drodze nad rzekę zgarnęli ją policjanci. W tamtych czasach damy samotnie spacerujące nocami były traktowane jak prostytutki i odwożone na posterunek. Niedoszłą samobójczynię też tak potraktowano. Wylądowała jeszcze na upokarzających cielesnych oględzinach. Mówiła, że od tamtej pory niezmiennie miała ochotę na miłostki, ale sprawy seksu i ewentualnej ciąży z tym związanej bardzo ją brzydziły. Maria po „cudownym” ocaleniu wdała się w romans z dwoma sporo starszymi panami jednocześnie. Jednym z nich był żonaty Wacław Nałkowski – ojciec znanej pisarki Zofii, autorki „Medalionów”. O trójkącie mówiła cała Warszawa. Żeby sprawa przycichła, pan Komornicki wysłał córkę na studia do Cambridge. Maria – zniesmaczona „miernotą intelektualną angielskiej młodzieży” – już pół roku później wróciła do Polski i zamieszkała u… żonatego kochanka. Razem z jego
żoną i córkami. Kiedy Augustyn Komornicki zmarł w tym czasie na zawał, rodzina nie miała wątpliwości – winna była puszczalska córeczka! Bracia Marii domagali się, żeby pominąć ją w testamentowych zapisach. Młoda poetka śmiercią ojca specjalnie się nie przejęła. Pisała jeszcze więcej i jeszcze odważniej. Lubiła też przesiadywać w knajpach z kolegami literatami. Podczas jednej z takich posiadówek w 1900 r. zakochał się w niej poeta Jan Lemański. Z miejsca porzucił pracę urzędnika, żeby dniami i nocami wystawać pod oknem dziewczyny. Udało mu się namówić Marię na ślub. Rodzina poetki odetchnęła
Gorsza od prostytutki Miała zaledwie 16 lat, gdy pozwała ojca do sądu i wygrała. Zaciekle walczyła o prawa człowieka bez względu na płeć czy pochodzenie. A to wszystko działo się na początku XIX wieku! Ernestyna Potowska, bo o niej mowa, przyszła na świat w 1810 r. w Piotrkowie Trybunalskim. Kiedy miała zaledwie 2 lata, zmarła jej matka. Ojciec, rabin, zadbał o bardzo staranne wykształcenie córki. Niestety, po latach musiał sobie pluć z tego powodu w brodę, bo pewnego dnia Ernestyna z całą powagą oświadczyła tatusiowi, że nie tylko nie wierzy w Jahwe, ale w żadnego boga w ogóle. Dla rabina na początku XIX wieku była to wiadomość nie do przyjęcia. Chcąc utemperować zapędy 16-letniej córki, postanowił wydać ją za mąż. Wybór padł na kawalera zamożnego, religijnego i dwa razy starszego od Ernestyny. Dziewczyna jednak w ogóle nie zamierzała dyskutować z ojcem na temat swojego zamążpójścia, a narzeczonemu oświadczyła jedynie, że go nie kocha, i zażądała rozwiązania umowy przedślubnej. I tu zaczęły się schody, bowiem dziewczyna odziedziczyła po matce
ogromny majątek, który – nawet w sytuacji, gdy do ślubu nie doszło – zgodnie z ówczesnym prawem zostawał przy narzeczonym. Na to rezolutna Ernestyna nie mogła pozwolić. Udała się więc do Kalisza z petycją do Trybunału Koronnego o zwrócenie jej wolności. Paradoksalnie, jej głównym atutem okazało się pochodzenie, bo w ówczesnym Królestwie Polskim nastroje antysemickie były bardzo żywe i tylko czekano na okazję, by móc walczyć z żydowskimi tradycjami. Ernestyna wygrała. Nie tylko nie musiała wychodzić za mąż, ale też i sama mogła decydować o swoim majątku. Oczywiście w rodzinnym domu nie było już dla dziewczyny miejsca, tym bardziej że ojciec, być może na złość córce, poślubił jej rówieśnicę. Ernestyna wyjechała do Berlina, by tam zacząć nowe życie. I zaczęła… w charakterystyczny dla siebie sposób, czyli od skandalu.
z ulgą, bo „wreszcie się ustatkowała!”. Nie na długo. Już w czasie podróży poślubnej Lemański dał popis swojej obsesyjnej zazdrości. Kiedy zobaczył Marię na spacerze z obcym mężczyzną (jak się później okazało, jej kuzynem), nie zastanawiając się ani trochę, chwycił za pistolet. Maria była ranna, krewnemu nic się nie stało, a porywczy małżonek został aresztowany. Cała sytuacja bardziej pisarkę podnieciła, niż przeraziła. Kiedy tylko opatrzono jej rany, poszła do więzienia negocjować uwolnienie męża. Kulę, którą z niej wyjęli, kazała oprawić jako dowód dozgonnej miłości współmałżonka. Tyle że już pod koniec podróży poślubnej postanowiła, że się rozwiedzie. Bała się, że zazdrosny mąż będzie ją zanadto kontrolował. I tak kolejny raz stała się tematem plotek. W tym samym roku wydała mocno autobiograficzne „Baśnie” i „Psalmodie”. Poza tym publikowała w prasie. Czasem podpisywała się „Piotr Włast”. Komornicka pisała coraz lepiej, ale zbyt bogate życie towarzyskie sprawiło, że zaczęła mieć problemy sama ze sobą. Miewała ataki szału, omamy... ubzdurało jej się, że lada moment zamieni się w anioła. Ćwiczyła mięśnie nóg i rąk, żeby moc poradzić sobie z fruwaniem. Kazała też usunąć sobie... wszystkie zęby.
Według lokalnego prawa Żydzi, którzy chcieli się osiedlić w mieście, musieli mieć pruskiego sponsora. Tym razem jednak dziewczyna nie udała się do trybunałów, ale do samego króla, by prosić go o zgodę na stały pobyt. Na sugestię monarchy, że powinna zmienić religię, bez żadnego skrępowania stwierdziła: „Nie po to schodziłam z gałęzi judaizmu, by teraz wejść na gałąź chrześcijaństwa”. Nie wiedzieć czemu po tych słowach władca zgodził się nie tylko na to, by Ernestyna osiedliła się w Berlinie, ale też na to, aby otworzyła taki biznes, jaki jej odpowiada. Według jednych źródeł siedemnastolatka zajęła się produkcją perfumowanego papieru, według innych – odświeżaczy do powietrza. Ważne, że Ernestyna miała do biznesu prawdziwą smykałkę i dorobiła się dużych pieniędzy. Po dwóch latach Berlin okazał się jednak dla niej za ciasny i w 1829 r. popłynęła statkiem na Wyspy Brytyjskie. Przeżyła wprawdzie katastrofę morską, ale straciła cały swój majątek. Specjalnie to jednak dziewczyny nie załamało, bo w Londynie udało jej się
W 1907 r. pisarka, która aniołem nie została, spaliła wszystkie swoje damskie ubrania i obwieściła, że... będzie mężczyzną. Wspomnianym Piotrem. Reagowała już tylko na to imię. Wymyśliła też odpowiednie nazwisko – Odmieniec Włast. Rodzina, żeby nie było obciachu, w tajemnicy zamknęła ją w warszawskim psychiatryku. Znajomi literaci szukali jej i szukali, aż w końcu doszli do wniosku, że Maria umarła. Tymczasem Maria, alias Piotr, wysyłała z tego przybytku rozpaczliwe listy do swojej matki, która może by się nad nią zlitowała, gdyby nie fakt, że epistoły podpisane były: „Kochający syn”. Dopiero kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, nie było wyjścia – Marię zabrano do domu. Tam „dziadzio Piotr”, jak nazywano Marię, spędził(a) kolejne lata. Niezmiennie jako mężczyzna. Komornicka po „zmianie płci” wciąż sporo pisała. Głównie recenzje. Wciąż też ćwiczyła ręce i nogi, żeby zamienić się w anioła. W czasie II wojny światowej Komorniccy utracili majątek, a Odmieniec Włast trafił do domu starców. Udająca mężczyznę pisarka zmarła tam w 1949 roku, w Dniu Kobiet. Zakonnice ubrały ją do trumny w sukienkę – pierwszą od kilkudziesięciu lat. JUSTYNA CIEŚLAK
tworzyć sklep podobny do tego, jaki prowao dziła w stolicy Prus. Mniej więcej w tym samym czasie Ernestyna poznała też Roberta Owena, rzecznika utopijnego socjalizmu. Wspólnie założyli Stowarzyszenie Wszystkich Klas Wszystkich Narodów, którego celem stała się pomoc każdemu – bez względu na rasę, wyznanie czy płeć. Tę ostatnią Ernestyna w płomiennych mowach nazywała „kolejnym szkodliwym przesądem, takim samym jak religia”. William Rose, jubiler, który przychodził na spotkania owenistów, okazał się tym, dla którego dziewczyna totalnie straciła głowę. Jako zdeklarowani ateiści wzięli ślub cywilny i wyjechali do Nowego Jorku. Był rok 1836. Ernestyna otworzyła perfumerię, w której sprzedawała kreowane przez siebie zapachy. Tuż obok jej mąż otworzył sklep jubilerski. Ernestyna nie zrezygnowała jednak z walki o prawa człowieka. Przeciwnie, pole jej działania poszerzyło się na rzecz batalii o zniesienie niewolnictwa. Gdy w 1855 roku w Maine wygłosiła prelekcję na ten temat, lokalna prasa napisała, że „kobieta będąca tak jak ona ateistką, tysiąc razy gorsza jest od prostytutki”. Paradoksalnie, abolicjonistka zyskała dzięki temu jeszcze większy rozgłos i jeszcze więcej zwolenników. Przez cały czas w aktywnym życiu Ernestyny nie zmieniało się jedynie to, że zupełnie odcinały się od niej środowiska żydowskie, mimo że zaciekle walczyła z antysemityzmem. Do Europy wraz z mężem wróciła w 1869 r. Ernestyna Potowska-Rose zmarła w 1892 r. w Brighton w Anglii. PAS
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r. Bez poparcia cesarzy, ustawodawstwa rzymskiego i stolicy cesarstwa nie byłoby papiestwa. Wszystko zatem, czym ono jest – jego pochodzenie, władza, stolica, hierarchiczne struktury – pozostaje oparte na zasadzie bezwzględnego posłuszeństwa. Jego nazwa (Kościół rzymski), język łaciński, a nawet szaty liturgiczne świadczą o tym, że instytucja ta powstała z pogańskiego Rzymu i ze swej natury jest przeciwieństwem wszystkiego, co głosi Biblia. A oto i dowody wynikające z porównania doktryny Kościoła rzymskiego z tym, co głosi Biblia. Papież. Kościół katolicki uznaje apostoła Piotra za pierwszego papieża. Nie jest to jednak prawda, ponieważ dopiero w III wieku biskupi Rzymu zaczęli domagać się szczególnych przywilejów, przywództwa, zaś nad całym Kościołem – za pontyfikatu Leona I (440–461). Papieżem (gr. pappas, łac. papa – ojciec) w tym czasie nazywano każdego biskupa. Dopiero za pontyfikatu Grzegorza VII (1073–1085) tytuł ten w „Dyktacie papieskim” został zastrzeżony wyłącznie dla biskupa Rzymu. Przypomnijmy, że tytuł „ojciec” (w sensie duchowym) przysługuje wyłącznie Bogu (Mt 23. 9; J 17. 11; Ap 15. 4), więc nazywanie człowieka „ojcem świętym” jest bluźnierstwem i z biblijnego punktu widzenia zasługuje na potępienie. Przypomnijmy też, że chrześcijanie do II wieku w ogóle nie posługiwali się tym tytułem w odniesieniu do ludzi. Przełom nastąpił dopiero pod koniec II wieku, kiedy doszło do podziału na duchownych (kapłani) i świeckich (laicy). Prymat. Kościół rzymskokatolicki twierdzi, że apostoł Piotr, bo takie imię Szymonowi nadał Jezus, był zwierzchnikiem apostołów i całej wspólnoty judeochrześcijańskiej (Kościoła). Prawda natomiast jest taka, że Piotr był prostym rybakiem, miał dom w Kafarnaum, był żonaty i według Ewangelii Jana nawet nie on został pierwszym uczniem Jezusa, lecz Andrzej, jego brat, i inny uczeń Jana Chrzciciela, którego ewangelista nie wymienił z imienia (J 1. 37–40). Według tej Ewangelii Piotr nie był także pierwszym, który nazwał Jezusa Mesjaszem, Synem Bożym i królem Izraela, lecz wspomniany Andrzej (J 1. 41) oraz Natanael (J 1. 49). Nie był też pierwszym wśród apostołów. Chrystus nie wyniósł go bowiem nad pozostałych ani nie uczynił go swoim zastępcą, bo gdyby to zrobił, apostołowie dobrze by o tym wiedzieli i nie zastanawialiby się nad tym, „kto z nich jest największy” (Mk 9. 34, por. Mt 18. 1). Również Jan i Jakub nie prosiliby Jezusa o to, aby zająć miejsce po jego lewicy i prawicy w odbudowanym Królestwie Izraela (Mt 20. 21–23, por. Łk 24. 21; Dz 1. 6–7), na co pozostali apostołowie zareagowali oburzeniem (w. 24). Co ciekawe, nie Piotr (nikt z apostołów)
OKIEM BIBLISTY Papież Grzegorz VII
dokonał odkrycia pustego grobu Jezusa, lecz Maria Magdalena, Maria Jakubowa i Salome (Mk 16. 1; Mt 28. 1; Łk 24. 10; J 20. 9). Nie jemu też najpierw ukazał się zmartwychwstały Chrystus, lecz Marii Magdalenie (Mk 16. 9; J 20. 11–16).
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Antychryst O tym, że Piotr nie był zwierzchnikiem apostołów, świadczą również następujące fakty: nie Piotr nominował Macieja na miejsce Judasza, bo nastąpiło to w drodze wyboru i losowania (Dz 1. 15–26); nie Piotr zarządzał gminą jerozolimską, lecz kolegium apostolskie, które zadecydowało też o wysłaniu go do Samarii (Dz 8. 14); Piotr musiał się tłumaczyć przed apostołami i innymi wierzącymi, dlaczego poszedł do pogańskiego domu Korneliusza (Dz 11. 1–4); nie Piotr przewodniczył obradom tzw. soboru w Jerozolimie, lecz Jakub, który także zamknął owe obrady (Dz 15. 19–20, 22); o jego rzekomym prymacie ani jednym słowem nie wspominają Listy św. Pawła, Jakuba, Jana ani on sam; Piotr był co prawda jednym z trzech filarów w gminie jerozolimskiej (Ga 2. 9), lecz jego działalność skupiała się głównie na „obrzezanych” (Ga 2. 7–8); nie był też nieomylny, bo przeczy temu jego naganne zachowanie, za które został publicznie zganiony (Ga 2. 11–14), i to przez „najmniejszego z apostołów” (1 Kor 15. 9). O tym, że Piotr nie przewodniczył „Kościołowi” i nie przyjmował hołdów, świadczą również jego własne słowa i postawa: „A gdy Piotr miał wejść, Korneliusz wyszedł mu naprzeciw, padł do nóg jego i złożył mu pokłon. Piotr zaś podniósł go, mówiąc: „Wstań, i ja jestem tylko człowiekiem” (Dz 10. 25–26); „Starszych wśród was napominam jako również starszy (…); Paście trzodę Bożą (…) nie jako panujący (…), lecz jako wzór dla trzody” (1 P 5. 1–3).
Czytamy także, że to nie Piotrowi, lecz Chrystusowi Bóg poddał wszystko, „a jego samego ustanowił (...) Głową Kościoła, który jest ciałem jego” (Ef 1. 22–23). Tak więc to nie Piotr, lecz Chrystus jest Głową, i to na zawsze, ponieważ żadne ciało nie może mieć dwóch głów. Opoka. Piotr nie został także nazwany opoką. Chociaż Kościół rzymskokatolicki powołuje się na fragment z Ewangelii Mateusza: „Ty jesteś Piotr, i na tej opoce zbuduję Kościół mój” (16. 18), warto przypomnieć, że aż do III wieku nikt z biskupów rzymskich nie powoływał się na ten tekst. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że Biblia wymaga, aby każda sprawa była oparta na zeznaniu dwóch albo trzech świadków (2 Kor 13. 1). Jest to podstawowa zasada hermeneutyki biblijnej, która głosi, że im bardziej jakiś tekst jest niejasny lub wątpliwy, tym bardziej należy go odczytywać w szerszym kontekście, tj. w świetle innych fragmentów Pisma Świętego (por. Łk 24. 27). W przypadku tekstu z Ewangelii Mateusza (16. 18) jest to niemożliwe, ponieważ stwierdzeń mówiących o opoce i Kościele nie znajdziemy ani w pozostałych Ewangeliach, ani w żadnym innym miejscu Nowego Testamentu. Oto dlaczego wielu badaczy uważa, że tekst ten jest jedynie parafrazą lub komentarzem tekstu pierwotnego. To by też tłumaczyło, dlaczego aż do III wieku nikt nie powoływał się na ten fragment. Kiedy zaś zaczęto to czynić i wysuwać pojęcie Piotra jako opoki, Jan Chryzostom (ok. 350–407) tak tłumaczył te słowa: „A jać też powiadam, żeś ty jest Piotr; a na tej opoce zbuduję Kościół mój – to znaczy na wierze tego wyznania” (Komentarz do Mateusza 16. 18., par. 3. – Kazanie 54).
(5)
Krótko mówiąc, jeśli nawet przyjąć ten tekst za autentyczny, to Chrystus i tak nie nazwał Szymona „skałą”, ponieważ gr. petros (forma męska) oznacza kamień, natomiast petra (forma żeńska) oznacza opokę, skałę. Poza tym Chrystus nie przyszedł zakładać „Kościoła”, bo przyszedł „do owiec zaginionych z domu Izraela” (Mt 15. 24). D.H. Stern pisze, że greckie słowo ekklesia, które oznacza zgromadzenie, wspólnotę, „w odróżnieniu od słowa »Kościół«(…) nigdy nie odnosi się do organizacji albo do budynku” („Komentarz żydowski do Nowego Testamentu”, s. 80). Co więcej, Biblia wyraźnie mówi, że taką niewzruszoną opoką jest Bóg: „Jahwe skałą i twierdzą moją i wybawieniem moim, Bóg mój opoką moją, na której polegam” (Ps 18. 3, 32, por. Pwt 32. 3–4; Ps 71. 3; 95. 1; 2 Sm 23. 3). Czytamy też, że „fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus” (1 Kor 3. 11, por. 1 P 2. 4–8). Rzym. Nowy Testament ani jednym słowem nie wspomina także o tym, aby ap. Piotr kiedykolwiek był w Rzymie, a tym bardziej – aby był biskupem gminy rzymskiej. Gdyby Rzym był siedzibą Piotra, stolicą apostolską – jak głoszą hierarchowie rzymscy – czyż fakt ten nie powinien być odnotowany w Nowym Testamencie, i to co najmniej kilkakrotnie? Czy tak jest? Nic podobnego. Milczą na ten temat nawet Listy Pawła, chociaż on w Rzymie był i stamtąd przesyłał pozdrowienia od wszystkich wierzących (Fil 4. 22). W Liście do Kolosan imiennie wymienił jedynie Łukasza i Demasa (Kol 4. 14). Natomiast w Drugim liście do Tymoteusza – na krótko przed swoją śmiercią – dodał: „Tylko
21
Łukasz jest ze mną” (2 Tm 4. 11). Czy to normalne, żeby Paweł ani jednym słowem nie wspomniał o Piotrze? Czy nie uczyniłby tego, gdyby Piotr rzeczywiście przebywał w Rzymie i był namiestnikiem Chrystusa? Odpowiedź nasuwa się sama. Jan Wierusz Kowalski tak o tym pisze: „(…) tradycja o pobycie i męczeństwie Piotra w Rzymie nie została dotychczas udowodniona bezspornymi świadectwami. Rozpoczęte z polecenia Piusa XII wykopaliska w podziemiach bazyliki watykańskiej odkryły wprawdzie ślady jakiegoś cmentarzyska – nie brakuje ich w podglebiu Wiecznego Miasta – ale o jakimkolwiek rozpoznaniu grobu czy kości Piotra apostoła nie może być mowy” („Poczet papieży”, Warszawa 1988, s. 6–7). Poza tym, gdyby nawet przyjąć, że Piotr w Rzymie był, to i tak „nie mógł być biskupem Rzymu ani nawet wyznaczyć swego następcy, gdyż – jak twierdzą zgodnie historycy chrześcijaństwa – instytucja jednoosobowej funkcji biskupiej nie była jeszcze w tym okresie znana” (tamże, s. 6). Ponadto starsi (biskupi) nie byli następcami apostołów, lecz przełożonymi lokalnych gmin. Ich kompetencje były więc ograniczone wyłącznie do lokalnej wspólnoty (Dz 14. 23), co przemawia przeciwko nauce Kościoła papieskiego, która głosi, że biskupi w Rzymie byli następcami Piotra, pełniącymi monarchiczny urząd. Co więcej, nikomu z apostołów nawet na myśl nie przyszło, aby tworzyć jakieś struktury hierarchiczne lub „stolicę apostolską”, tym bardziej w Rzymie. Skąd ta pewność? Stąd, że zarówno oni, jak i wszyscy wierzący w tamtych czasach oczekiwali na rychły powrót Jezusa i odbudowę królestwa Izraela ze stolicą w Jerozolimie (Dz 1. 6–7). Po co komu hierarchia, zaszczyty, pałace, skoro – jak wierzono – „sędzia już u drzwi stoi” (Jk 5. 9). Poza tym – jak już wyżej wspomniano – skoro Chrystus nie przyszedł budować „kościoła”, nie jest On też twórcą Kościoła rzymskokatolickiego (Mt 15. 24). Przypomnijmy, że wspólnota mesjaniczna, „społeczność izraelska” (Ef 2. 12), której Jezus dał początek, nie powstała w Rzymie, lecz w Jerozolimie, kiedy to w dniu Pięćdziesiątnicy pozyskano i ochrzczono około trzech tysięcy dusz (Dz 2. 41). W tym czasie Rzym był pogańską i bałwochwalczą siedzibą cezarów! Krótko mówiąc, stwierdzenie, że Piotr był opoką i głową „Kościoła” oraz pierwszym biskupem Rzymu, jest bezpodstawne, kłamliwe i antychrystusowe. Pismo głosi bowiem, że to Jezus jest jedyną „Głową ciała, którego jest Zbawicielem” (Ef 5. 23). On też powiedział: „Panu Bogu swemu pokłon oddawać i tylko jemu będziesz służył” (Łk 4. 8), a nie samozwańczym zastępcom, których zachłanność przez całe wieki była tak wielka, że kazali tytułować się „Pan Bóg nasz papież”. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
OKIEM SCEPTYKA
POLAK NIEKATOLIK (87)
Czas prosperity Za czasów Kazimierza Wielkiego w Polsce mieszkała liczna społeczność żydowska. Wielu Żydów zrobiło wielkie kariery – na przykład Lewko z Krakowa i Wołczko z Drohobycza. Polski Kościół katolicki od zarania swych dziejów wrogo odnosił się do Żydów. W XIII w. na synodach we Wrocławiu w 1267 r. i w Budzie na Węgrzech w 1279 r. (uczestniczyło w nim duchowieństwo polskie) sprecyzowano, jak ma wyglądać znak hańby, odróżniający Żyda od katolika. Wdrożono w ten sposób rozporządzenia IV soboru laterańskiego z 1215 r., sugerujące rozmaite metody „znakowania”, czyli piętnowania przedstawicieli tej społeczności. Polski i węgierski kler nakazywał zamieszkującym polskie ziemie Żydom przyszywać czerwone naszywki. Wprawdzie duchowieństwo nieustannie poprawiało antysemickie ustawy, ale Polacy nie przywiązywali do nich większej wagi. W efekcie ustawa o znaku hańby pozostała w Polsce martwa. Społeczność żydowska uważa czasy panowania króla Kazimierza Wielkiego za swą „złotą epokę”. Kronikarz Jan Długosz wspominał o romansie króla z piękną Żydówką Esterką, córką krawca z Opoczna. Podobno urodziła ona bezdzietnemu królowi dwóch synów i dwie córki. Dziewczynki wychowano w wierze matki. XIX-wieczna historiografia żydowska wynosiła Esterkę pod niebiosa, określając ją mianem „najpiękniejszej polskiej królowej”, a króla
K
azimierza – jej „panem i małżonK kiem”. Zaś Długosz napisał o niej i królu po upływie siedmiu lub ośmiu dziesięcioleci, kiedy sprawy te były jeszcze żywe, co pozwala wnioskować, że świadectwo to jest prawdziwe. Wspomniał też, że to właśnie ukochana nakłoniła króla do zatwierdzenia przywilejów dla tej mniejszości. Faktem jest, że Kazimierz Wielki chętnie otaczał się Żydami. Doceniał ich żyłkę biznesową; uważał, że to żydowskie inwestycje uczyniły Polskę krajem bogatym, a jego władcę – zasobnym w gotówkę. Dlatego w 1367 r. na prośbę Żydów krakowskich, sandomierskich i lwowskich potwierdził przywilej generalny (zbiór zapisów regulujących status prawny ludności żydowskiej w Polsce) przyznany im przez jego dziada Bolesława Pobożnego. W tym czasie poszczególni Żydzi robili w Polsce wielkie kariery. Taką na miarę sławnego, współczesnego mu bogacza, mieszczanina krakowskiego Wierzynka, zrobił Żyd Lewko (zm. w 1395 r.), syn bogatego kupca
olejne ateistyczne imprezy w naszym kraju są świadectwem wolności ducha, który nie chce się dać sterować ani chodzić w tłumie. To jest dla mnie współczesna Polska, która walczy o swoją prawdziwą niezależność. Nigdy chyba jeszcze nie pisałem, że jestem ogromnie dumny z cyklu, który znajduje się zwykle nad „Życiem po religii”. Opowieść o Polakach niekatolikach to pionierskie dzieło „Faktów i Mitów”, które stawia sobie za cel naszkicowanie dziejów wolnej myśli religijnej i niereligijnej w naszym kraju. Im dłużej o tym myślę, tym lepiej rozumiem, że mniej więcej 1/4 Polaków będąca obecnie w twardej opozycji wobec Kościoła nie wzięła się znikąd. No bo właściwie jak to się dzieje, że od ćwierćwiecza znów mamy tu wszechobecną dyktaturę katolickiego myślenia – od Sejmu, przez szkołę i media, aż po życie codzienne i media – a ludzi, którzy się temu sprzeciwiają jest coraz więcej? Gdy jednak poczyta się o „Polakach niekatolikach”, to dzieje antykościelnego ruchu oporu układają się w pewną spójną całość.
Jordana. Źródła z początku lat 60. XIV w. opisują go jako właściciela wielu krakowskich domów i gruntów, a także jako największego bankiera tego miasta. Był potentatem finansowym i wpływową postacią na dworze królewskim, bo wspomagał króla wielkimi pożyczkami. Cieszył się zaufaniem władcy, który powierzył mu administrację żup
To jest ciągłość nasączona niezliczonymi wydarzeniami oraz osobami, i to już od samego początku. Pierwsze nasze powstanie narodowe w XI wieku było antyfeudalne i antykatolickie; jedno z pierwszych dzieł napisanych po polsku było husyckie w swej wymowie; pierwsze podręczniki do języka polskiego – ewangelickie; ojciec literatury polskiej to kalwinista; hymn
królewskich w Wieliczce i Bochni oraz mennicy krakowskiej. Później był bankierem króla Ludwika Andegaweńskiego, Władysława Jagiełły i królowej Jadwigi. Pożyczał także pieniądze mieszczanom i szlachcie, m.in. książętom mazowieckim. Był nawet poborcą podatkowym arcybiskupa gnieźnieńskiego Bodzanty. Także za panowania króla Władysława Jagiełły niejeden Żyd zrobił karierę, i to w sytuacji gdy zaczęto ich coraz częściej oskarżać o mordy rytualne i profanowanie hostii. Sukcesy odnosili przede wszystkim bankierzy, dzierżawcy ceł i podatków, salin oraz mennic, którzy pieniędzmi umieli sobie zaskarbić łaskę na dworze królewskim i wielkoksiążęcym. W bezpośrednie układy z królem wszedł Jakub Ślomkiewicz z Łucka, dostarczający dworowi towary i gotówkę. Do klientów bankiera Aarona z Poznania należał sam król. Największą osobistością owych czasów wśród Żydów polskich był Wołczko Czolner (zm. w 1441 r.), kupiec, dzierżawca ceł i faktor królewski. Po c h o d z i ł o n z Drohobycza, ale większość życia spędził we Lwowie. Zajmował się dzierżawą dóbr
niekatolików. Nie zawsze można było być jawnym niekatolikiem i przeżyć, a i teraz spore grono ludzi formalnie należących do Kościoła w rzeczywistości jest mu wrogie. Zatem dzieło oporu i wolnej myśli ma w naszym kraju głębokie korzenie w różnych środowiskach, a my wszyscy należymy do niego, nawet jeśli nie zdajemy sobie sprawy z tej
ŻYCIE PO RELIGII
Polska walcząca narodowy został napisany przez antyklerykała Wybickiego, a mówi o maszerującym masonie Dąbrowskim; najwybitniejszy kompozytor – Chopin – był wolnomyślicielem; najsłynniejsza uczona – Curie-Skłodowska – była niewierząca, a dzieło najznamienitszego naukowca – Kopernika – trafiło na kościelny indeks ksiąg zakazanych. Niekoniecznie było tak, że ten ruch niezależności i sprzeciwu obejmował samych
bogatej przeszłości. Wszak poprzednie pokolenia stworzyły glebę, na której wyrośliśmy i umysłowy „tlen”, którym oddychamy, nawet jeśli o tym nie myślimy i nie wiemy. To ogromny zaszczyt, że gdzieś w tym wszystkim sami jesteśmy i przedłużamy to trwanie wolnej myśli na różne sposoby. Nawet przez samo nasze istnienie, nasze słowa i decyzje. Zwykle tego nie doceniamy, a tymczasem nasze uparte trwanie jako wolnych ludzi jest
rólewskich i miejskich, m.in. żup k solnych i rogatek królewskich. Król Jagiełło obdarzył go zaszczytnym tytułem officialis noster, tj. nasz (nadworny) urzędnik. Jego kariera była nieco inna niż Lewka, bowiem nie zadowolił się stanowiskiem dzierżawcy i bankiera królewskiego, lecz dzięki poparciu Jagiełły zdołał obejść ograniczenia obowiązujące Żydów i podjąć działalność osadniczą. Z polecenia monarchy od 1423 r. zajmował się zakładaniem nowych wsi na słabo zaludnionym terenie Rusi Czerwonej, w części z nich pełniąc funkcję wójta. Król Jagiełło nadał mu wieś Werbiż nad rzeką Szczerzec, a następnie położone obok ziemie, nakazując mu je zagospodarować i sprowadzić tam osadników. Łaska królewska odwróciła się od Wołczka dopiero wówczas, gdy zdecydowanie odmówił przejścia na katolicyzm. Duchowieństwo zaś, wychodząc ze skóry, by Żyd nie miał zwierzchności nad katolickimi chłopami, wykupywało z jego rąk wieś po wsi. Ostatecznie Wołczko pozbawiony został urzędu i powrócił do Lwowa, do swoich dawniejszych zajęć. Jednostki, które zrobiły zawrotne kariery, mogły się skuteczniej bronić przed skutkami antysemityzmu niż przeciętni Żydzi. Antyżydowskie nastroje sprzyjały również uszczuplaniu praw nadanych Żydom w przywileju generalnym. Szerokim echem odbił się krakowski pogrom z 1407 r. sprowokowany wygłoszonym przez ks. Budka kazaniem obwiniającym Żydów o zamordowanie dziecka katolickiego dla celów rytualnych. Wielu Żydów schroniło się w kościele św. Anny, który napastnicy podpalili. Za panowania Kazimierza Jagiellończyka do Krakowa wpuszczono krzyżowców, którzy zamordowali około 30 Żydów. ARTUR CECUŁA
czymś zupełnie podstawowym, aby niezależna myśl mogła w ogóle przetrwać. Bo nasze życie jest czymś ważniejszym od wszelkiej pożytecznej działalności oświatowej. I życie ludzi wolnych sprawia, że pewne myśli mogą przechodzić z pokolenia na pokolenie. Nie mielibyśmy zapewne wolnomyślicielskiego geniuszu Tadeusza Boya-Żeleńskiego, gdyby nie wychowała go matka – kobieta o niezależnej umysłowości, która z kolei ukształtowała się pod wpływem pierwszej polskiej feministki – Narcyzy Żmichowskiej. Czasem więc, aby powstało coś bardzo wybitnego albo ktoś nietuzinkowy, potrzeba pracy całego środowiska, i to nieraz przez wiele pokoleń. Myślę o tym w tych dniach, w których m.in. we Wrocławiu i Warszawie (Dni Ateizmu – czytaj na str. 6) mieliśmy kilka imprez ateistycznych, i to o ogólnokrajowym rozgłosie. Tego w ostatnich latach chyba jeszcze w takim natężeniu nie było! Być może oznacza to przejście środowiska polskich humanistów niereligijnych w nowy wymiar działalności – do silniejszego oddziaływania na polskie życie umysłowe. MAREK KRAK
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA Teresa z Lisieux
Samoudręczający się asceta uchodził za wzór świętości, a poczucie winy za grzechy oraz wstręt do własnego ciała doprowadziły do rozwoju kultu cierpiętnictwa w Kościele. Sam Jezus nie był ascetą. Nie mieszkał jak Jan Chrzciciel na pustyni – przeciwnie, oponenci nazywali go żarłokiem i pijakiem. Wprawdzie żył skromnie, ale w przeciwieństwie do wielu „mężów bożych” nie uciekał przed kobietami. Nie tylko przestawał z nimi, ale nawet nie potępił cudzołożnicy. Czynił dobro i głosił dobrą nowinę o nadejściu Królestwa Bożego, które uwolni ludzi od wszelkiego zła i cierpienia oraz na trwałe połączy ich z Bogiem.
zdominowała poczucie boskiego miłosierdzia i przebaczenia. Żadna pokuta nie wymazywała grzechów. Poczucie winy wywoływało chęć oczyszczenia się, a co za tym idzie – prowadziło do dalszego, niekończącego się umartwienia. Było to błędne koło i w związku z tym ludzie popadali w najrozmaitsze dziwactwa. W późnej starożytności oprócz poczucia winy ważna była także niechęć, czy wręcz nienawiść do ciała, zapożyczona przez chrześcijan
Święci nieświęci
(13)
Rychło jednak nastąpiła w chrześcijaństwie zasadnicza zmiana – cierpienie wskazano jako „królewską drogę zbawienia”, a samoudręczających się toksycznych świętych przedstawiano jako wzorowych wiernych. Powiązanie grzeszności z cielesnością doprowadziło do rezygnacji z możliwości zaspokojenia potrzeb życiowych, w tym również popędu seksualnego. Wierni umartwiali się, by ugasić grzeszne pragnienia ciała, a nawet by osiągnąć duchową ekstazę. W średniowieczu świadomość własnej grzeszności stała się na tyle silna, że
z greckiej filozofii – Platona i neoplatoników, głównie Plotyna. Twierdzili oni, że dusza ma niebiańskie korzenie i jest wieczna. Propagowali dogmat, że ciało jest grobem duszy i ono ściąga duszę na ziemię. O jej przeznaczeniu Platon pisał w dialogu „Timajos”: „Kto czas odpowiedni przeżyje dobrze, ten znowu pójdzie mieszkać na gwieździe, do której prawnie przynależy i życie będzie miał szczęśliwe i takie, do którego nawykł” („Timajos” 24b). Platoński idealizm, a zwłaszcza pogląd, że „człowiek jest duszą władającą ciałem jak narzędziem”,
wywarł wielki wpływ na myśl grecką, a następnie żydowską oraz na chrześcijańską teologię i filozofię. Pogarda dla ciała wzmocniła poczucie własnej grzeszności i winy wśród chrześcijan. Sprawiła, że od IV w., kiedy to na dobre przyjął się chrześcijański neoplatonizm, zaczęto praktykować ascezę na pustyniach i tworzyć wspólnoty zakonne, w których stosowano rozmaite techniki, mające doprowadzić duszę do zbawienia. Asceza łagodziła poczucie winy, umożliwiała ponoszenie kary za własne grzechy, w yniszczała
z nienawidzone ciało. Asceci sądzili, że umartwiając się, kroczą śladami samego Chrystusa. W ten sposób naśladowanie Jezusa koncentrowało się na aspekcie jego cierpienia. Umartwiający się święci byli przekonani, że cierpiąc, najpełniej upodobniają się do Chrystusa. Wrogość wobec ciała i zmysłowości, objawiana przez histerycznych ascetów i świętych, pozostała też najwyższym ideałem średniowiecza. Wszystko, co wiązało się z seksem, było uznawane za grzeszne, każda żądza
Przeciw religijnej maskaradzie Mija właśnie 220 lat od wybuchu powstania kościuszkowskiego. Jego wódz naczelny był nie tylko wybitnym wojskowym i myślicielem oświeceniowym, ale także zdeklarowanym antyklerykałem. Tadeusz Kościuszko, generał, inżynier, polityk i reformator społeczny, to jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci z polskiej historii. W kraju stoi niejeden jego pomnik, niejedna szkoła nosi jego imię, a podobnie jest z setkami ulic. Niewielu jednak Polaków wie, że ten nietuzinkowy umysł, dziecko Oświecenia, człowiek wykształcony we Francji i ukształtowany w duchu rewolucji amerykańskiej, był także zagorzałym przeciwnikiem Kościoła katolickiego i wszelkiej zorganizowanej religii. Był nie tylko wrogiem religijnego wyzysku, ale też wielkim sceptykiem, który nie wierzył w możliwość reformy kościelnej instytucji. Uważał mianowicie, że „nie można żywić nadziei, by duchowni zmienili swój sposób postępowania, gdyż jest w ich żywotnym interesie stymulowanie ludzi kłamstwem poprzez lęk przed piekłem, poprzez chimeryczne dogmaty, abstrakcyjne i niezrozumiałe myśli teologii”. Doktor Jan Pytel w swojej znakomitej książce „Kim naprawdę był Kościuszko?” przytacza i taki fragment wypowiedzi
olskiego bohatera narodowego: „Widzieliśmy p rządy despotyczne, posługujące się religią, sądząc, że będzie to najsilniejszym oparciem dla władzy. Wówczas wyposażono w jak największe bogactwa kapłanów kosztem nędzy ludzkiej, przyznano im oburzające przywileje, sadzając ich nawet obok tronu, słowem tak dalece nie poskąpiono klerowi przywilejów, dóbr i bogactw, że z tego powodu połowa narodu jęczy i cierpi w biedzie, podczas gdy on, wcale nie pracując, obfituje we wszystko. Kapłani zawsze będą korzystali z ciemnoty ludzi, jego przesądów i będą posługiwali się religią (bądźcie tego pewni!) jak maską, pod którą kryją się hipokryzja i zbrodniczość ich poczynań”. Powyższe cytaty znalazły się w memoriale do księcia Adama Jerzego Czartoryskiego napisanym przez Kościuszkę pod koniec życia. Nie jest jasne, jaki właściwie światopogląd wyznawał wódz powstania. Możliwe, że ewoluował wraz z życiem generała od pozycji raczej chrześcijańskich i formalnie katolickich ku modnemu wśród zwolenników Oświecenia deizmowi. Tak czy inaczej – kler patrzył podejrzliwie na to, że Kościuszko nie praktykował zbyt chętnie katolickich obrzędów. Warto także popatrzeć na naszą gwiazdę narodową pod kątem przekonań społecznych.
Polska publicystka ceni jego działania narodowowyzwoleńcze, ale raczej przemilcza inne poglądy. Nic dziwnego, ten postępowiec we współczesnej Polsce mógłby zostać uznany za lewaka, a to – zdaniem wielu – uwłaczałoby pamięci takiego bohatera. Kościuszko cierpiał z powodu zniewolenia większości rodaków, czyli chłopów, i uważał zmianę ich sytuacji za sprawę absolutnie pierwszoplanową – obok odzyskania niepodległości. Nie mógł jednak iść na jawny konflikt z większością szlachty, bo to z kolei pokrzyżowałoby plany niepodległościowe. Stąd kompromisowy ton Uniwersału połanieckiego, dokumentu powstańczego, który miał zapewnić w przyszłości wyzwolenie chłopów. Ponieważ powstanie upadło, trzeba było czekać jeszcze przez dziesięciolecia (poza progresywnym zaborem pruskim), aby ideały kościuszkowskie zostały zrealizowane. I tego, czego nie potrafili i nie chcieli dokonać Polacy wobec swoich rodaków, dokonali tzw. zaborcy, czyli obca, siłą narzucona administracja. Także wolnościowe, republikańskie przekonania sprawiły, że Kościuszko nie ufał Napoleonowi. Uważał go za niebezpiecznego tyrana, który żeruje na zdobyczach i entuzjazmie rewolucji francuskiej. Swoje poglądy realizował, ale płacił za nie wysoką cenę, i to bardzo
23
chodziła za p odszept szatana, u a wstrzemięźliwość była wychwalana pod niebiosa. Najwięksi święci niezmiennie lżyli grzeszne ciało jako „kopalnię nawozu”, „siedlisko zgnilizny”, „pełne brudu i ohydy”. Tak też narodziła się droga katolicyzmowi koncepcja „ewangelii cierpienia”, wychwalana przez Jana Pawła II, a będąca esencją życia takich świętych jak Teresa z Lisieux, Faustyna, Matka Teresa z Kalkuty, o. Pio, Edyta Stein czy Franciszek z Asyżu. Uważali oni, że przyjmując na siebie cierpienie nakładane przez Boga, przyczyniają się w jakimś stopniu do zbawienia siebie i świata. Nie byle kto, bo przecież sam św. Franciszek kazał ciało „nienawidzić, gdyż chce ono żyć w cielesności”, nakazywał traktować „chuć jako coś niegodnego, poskramiać ją i pogardzać nią”, a św. Franciszek Salezy mówił, że zachowywanie powściągliwości jest „jak owies dla osła, żeby szybciej biegł”. W tym samym nurcie pozostawali ci, którzy tarzali się nago w mrowiskach albo w cierniach (Makary, Benedykt i inni) bądź chodzili brudni, jak wielki asceta św. Antoni – twórca monastycyzmu i anachoretyzmu. Od niego właśnie zakon antonitów otrzymał przywilej hodowania świń, zaś sam święty został patronem zwierząt domowych. Jego atrybut, czyli świnia, stał się też atrybutem tego zakonu. Święty Atanazy Wielki opisał go jako wielkiego ascetę walczącego z demonami oraz apologetę chrześcijaństwa występującego przeciw poganom i heretykom. ARTUR CECUŁA
wymierną – jeszcze na długo przed słynnym powstaniem poprawił sytuację chłopów we własnym majątku, co sprowadziło na niego kłopoty finansowe. W testamencie natomiast przeznaczył pieniądze na wykupywanie niewolników amerykańskich (bolał nad tym, że Stany Zjednoczone nie zniosły niewolnictwa), a poza tym kazał uwolnić chłopów ze swojego majątku i zapewnić im odpowiednią oświatę. Generalnie uważał, że sprawa wyzwolenia zniewolonych dotąd ludzi jest kluczowa. Był nie tylko zwolennikiem ich kształcenia, ale także zerwania kajdan poddaństwa, bez którego nie będą w stanie nauczyć się normalnego życia. Pisał: „Mniemają niektórzy, że trzeba pierwej oświecać lud, zanim dać im wolność. Ja rozumiem przeciwnie, że chcąc oświecać lud, trzeba go uwolnić”. Warto pamiętać, że Kościuszko, który walczył w dwóch wojnach polsko-rosyjskich i był w carskiej niewoli, nie czuł nienawiści do Rosjan. Przeciwnie, surowo oceniając carską dyktaturę, żywił do Rosjan sympatię jako do ludzi uciemiężonych. Nie cierpiał też na żadne antysemickie skrzywienia, przeciwnie – przyjął na żołd oddziały żydowskich ochotników powstańczych pod dowództwem Joselewicza i Aronowicza. Innymi słowy, miał poglądy, format i klasę człowieka światowego (otrzymał zresztą kilka obywatelstw), prawdziwego demokraty i internacjonalisty, który jednak nie zapomniał nigdy, skąd pochodził. MAREK KRAK
24
S
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
GRUNT TO ZDROWIE
tosuje się ją po zabiegach chirurgicznych oraz radiologicznych. Bywa też używana jako jedyna terapia w niektórych przypadkach zachorowań. Jej zadaniem jest zlikwidowanie szybko duplikujących się komórek raka. Prawidłowo dobrane leki cytostatyczne potrafią zlikwidować do 99 proc. patologicznych komórek. Oznacza to, że pozostaje jeszcze sporo komórek nowotworowych mogących się w sprzyjających warunkach szybko rozmnożyć i doprowadzić do przerzutów. Dlatego stosuje się zazwyczaj cyklicznie lek o największej skuteczności w zwalczaniu danego rodzaju raka. Wczesne rozpoznanie choroby sprawia, że odsetek wyleczeń jest wysoki. Terapia zazwyczaj musi być jednak szokowa – podjęta natychmiast z zastosowaniem metod zabójczych dla intruza. Chemioterapia chemioterapii nierówna, jednak każda z nich osłabia organizm pacjenta. Jest kilka jej rodzajów: radykalna – ma na celu całkowite zlikwidowanie komórek nowotworowych; wstępna – stosowana przed zabiegiem operacyjnym, na przykład w celu zmniejszenia masy guza; uzupełniająca – stosuje się ją po radykalnym zabiegu operacyjnym, aby zapobiec powstaniu mikroprzerzutów; paliatywna – stosowana u chorych z zaawansowaną chorobą nowotworową w celu zmniejszenia dolegliwości, spowolnienia postępu choroby i poprawy jakości życia; regionalna – miejscowe stosowanie cytostatyków; cytotoksyczna – działa toksycznie na komórki nowotworowe; antyangiogeniczna – działa toksycznie na sieć naczyń krwionośnych nowotworu; metronomiczna – podawana w małych dawkach w krótkich odstępach czasu; skojarzona – stosowana łącznie z radioterapią. Leki cytostatyczne są substancjami toksycznymi, ale mogą zatrzymać rozwój komórek nowotworowych. Chociaż do pewnego stopnia dzieje się to selektywnie, bo najsilniej oddziałują one na szybko rosnące komórki patologiczne, w przeciwieństwie do wolniej rosnących zdrowych komórek naszego ciała, to jednak przez chemioterapię cierpi cały organizm. To efekt wyjałowienia z wielu cennych substancji niezbędnych w procesach życiowych. Silne cytostatyki często są ze sobą łączone w celu przyspieszenia procesów leczniczych, ale zaburzają pracę zdrowych komórek, co wywołuje wiele skutków niepożądanych. Do najczęstszych należy zaburzony obraz krwi, na który składają się: niski poziom białych krwinek (neutropenia); niski poziom czerwonych krwinek (niedokrwistość, anemia);
Chemioterapia to nieodłączny element leczenia nowotworów, stosowany przez medycynę klasyczną. Wzmocnienie i odtrucie organizmu po niej warunkuje odbudowę i poprawną pracę układu immunologicznego pacjenta.
Po chemioterapii
(1)
niski poziom płytek krwi (trombocytopenia). Poza tym codzienną aktywność utrudniają przykre dolegliwości: nudności, wymioty, wypadanie włosów i zębów, przemęczenie. Poważnym skutkiem ubocznym chemioterapii jest obniżenie odporności organizmu. Wyraźnie wskazuje na to obniżenie liczby białych krwinek oraz płytek krwi, a są to istotne elementy układu immunologicznego. To one walczą z intruzami, chroniąc nasz organizm przed infekcjami i stanami zapalnymi. To one także bezustannie niszczą komórki nowotworowe u osób całkowicie zdrowych. Dzieje się tak, ponieważ w organizmie każdego z nas pewna liczba komórek ciągle przekształca się w komórki nowotworowe, które są lokalizowane i unicestwiane przez sprawny układ odpornościowy. Dopóki nasze siły obronne są sprawne, a liczba komórek nowotworowych pozostaje na standardowym poziomie, wszystko jest w normie. Jednak kiedy w wyniku czynników kancerogennych wzrasta lawinowo liczba komórek patogennych, układ immunologiczny może nie nadążyć z ich likwidacją – zwłaszcza kiedy jest osłabiony, a jego działanie upośledzone. I tutaj dochodzimy do meritum. Im sprawniejszy nasz układ immunologiczny, tym mniejsze ryzyko wystąpienia nowotworu. Nie należy o tym zapominać również podczas oraz po stosowaniu chemioterapii. Należy wszelkimi sposobami w tych krytycznych chwilach starać się ochraniać i odbudowywać nasze siły obronne. W wielu przypadkach przedwcześnie zabija nie sam rak, ale także forsowna chemioterapia,
która powoduje wyniszczenie organizmu. Dlatego tak ważna jest właściwa suplementacja – pomimo wymiotów i nudności będących skutkiem ubocznym „chemii”. Prawidłowo prowadzona dieta powinna złagodzić te objawy. Odpowiedni jadłospis też jest podstawą szybkiego odtrucia organizmu poprzez pozbycie się toksyn i pozostałości po agresywnej terapii antynowotworowej. Jest to niezwykle ważne, ponieważ odciąża organy kluczowe dla utrzymywania organizmu w „czystości”, czyli wątrobę, nerki i jelita. Mogą one – tak jak reszta organizmu osłabionego po chemioterapii – wykazywać upośledzone, mniej wydajne działanie. Jak zatem wspomóc organizm w usunięciu szkodliwych metabolitów i jak zregenerować jego siły witalne po chemioterapii? Po pierwsze – należy pić co najmniej 2 litry czystej wody dziennie. Taka zwiększona podaż ma wywołać częstszą potrzebę oddawania moczu, a co za tym idzie – szybsze usuwanie toksyn. W trakcie i bezpośrednio po chemioterapii ryzykowne bywa przyjmowanie na przykład świeżych soków warzywno-owocowych, ponieważ mogą się one przyczynić do niepotrzebnych biegunek. Oczyszczanie i odbudowywanie sił obronnych należy rozpocząć od podstaw i temu służy czysta woda. Osoby o zasobniejszym portfelu mogą włączyć do diety wodę kokosową, czyli płynną zawartość niedojrzałych kokosów. Zawiera ona cenne witaminy oraz minerały i jest izotonikiem idealnym dla naszego organizmu. Zawiera duże ilości witaminy C (jej szklanka zaspokaja niemal całe dzienne zapotrzebowanie na tę substancję) oraz sporo witamin z grupy B (B1, B2, B3, B5
i B6). W tej wodzie znajdziemy też duże ilości protein, wapnia, żelaza, magnezu, potasu i cynku oraz kwasu laurynowego (stymulator pracy naszego układu immunologicznego dzięki właściwościom antygrzybicznym, antybakteryjnym i antywirusowym). Litr takiej wody kosztuje około 20 zł. Kuracja wodna to także ciepłe (40 st. C) kąpiele, które również przyczyniają się do wydalania toksyn i złogów. Szczególnie korzystnie działają one na wątrobę oraz nerki. Na polecenie zasługują ciepłe kąpiele z dodatkiem tzw. soli gorzkiej, czyli siarczanu magnezu (popularny środek oczyszczający). Medykament ten jest także dostępny w postaci żelu lub maści, bo koi bóle stawów i mięśni. Nas jednak powinien zainteresować fakt, że siarczan magnezu łatwo wchłania się przez skórę, co sprawia, że kąpiele solankowe są łatwym sposobem na odprężenie się przy zmęczeniu fizycznym i psychicznym, pozbycie się objawów stwardnienia tętnic, bólu pleców, mięśni i stawów. Przyspieszają też gojenie urazów, a przede wszystkim wspomagają oczyszczanie skóry i usuwanie toksyn. Zaabsorbowany przez skórę siarczan magnezu utrzymuje się we krwi 4 do 9 godzin i po tym czasie zostaje wydalony z moczem. Aby wydłużyć jego wchłanianie (i działanie), można pozostawić „zasoloną” wodę do wyschnięcia na skórze. Do przygotowania solankowej kąpieli wykorzystuje się około pół szklanki siarczanu magnezu na wannę wody, ale przedtem trzeba go dokładnie rozpuścić w gorącej wodzie. Optymalna temperatura kąpieli to 40 st. C, a czas jej trwania to 15–20 minut. Ze względu na tonizujące działanie bierzemy
ją przed snem, nie używając mydła ani innych detergentów. Drugą czynnością niezwykle istotną dla regeneracji organizmu po chemioterapii jest odbudowa naturalnej flory jelitowej, nieodzownej dla prawidłowego trawienia i przyswajania składników odżywczych. Można to robić za pomocą dostępnych w aptece probiotyków w kapsułkach (np. Dicoflor i Acidolac), ale wyśmienicie sprawdzi się w tej roli naturalny kefir. Można go przygotowywać samemu, korzystając z tzw. grzybka tybetańskiego, czyli ziaren kefirowych, lub kupować w sklepie. Warto jedynie sprawdzić jego skład, by wybrać ten bez zawartości mleka w proszku. Aby wybrać prawdziwy probiotyk, należy dokładnie czytać etykiety, ponieważ na produktach spożywczych podobnie jak na farmaceutykach musi być podana nazwa konkretnego szczepu, którym producent wzbogacił produkt, na przykład Lactobacillus acidophilus La-5. Nie wystarczy widniejąca na etykietce nazwa gatunku bakterii, na przykład Lactobacillus casei, bo świadczy tylko o zawartości w produkcie standardowych bakterii kwasu mlekowego, a nie szczepu probiotycznego. Jest to ważne dlatego, że nie wszystkie bakterie kwasu mlekowego z rodzaju Lactobacillus czy Bifidobacterium oddziałują na nasz organizm prozdrowotnie. Rzecz w tym, że właściwości probiotyczne powiązane są z konkretnym szczepem, a nie gatunkiem bakterii. Za tydzień dowiemy się, jak skomponować codzienną dietę po chemioterapii i jakimi produktami należy ją wzbogacać, aby maksymalnie skrócić czas powrotu do pełni sił. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Nie lękajcie się! Od lat pytają mnie ludzie, co to znaczy, że jestem ateistą, i dlaczego się z tym „obnoszę”. Sądzę, że i niektórzy z Czytelników dostają takie niewygodne, molestujące pytania. Jakoś wierzących nikt nie pyta, co to znaczy, że wierzą, i dlaczego ciągle na różne sposoby tę wiarę okazują. Sami wierzący chętnie się z nią wszak afiszują, nieraz nazywając to górnolotnie „dawaniem świadectwa”. Jednak traktując nagabywanie ateistów o powody ich aktywnego manifestowania swej postawy z należną życzliwością, faktycznie można doszukać się pewnej niejasności. Oto bowiem skoro boga nie ma, to tym samym, jak się wydaje, literalnie nie ma też o czym mówić. Ateista powinien więc być całkowicie bierny i w sprawy wiary się nie wtrącać. Na tę właśnie wątpliwość chciałbym dzisiaj odpowiedzieć. Przede wszystkim postawy ludzi niewierzących wobec religii są bardzo różne i bynajmniej nie ograniczają się do twierdzenia, że boga nie ma. Podobnie przecież i teiści uznają nieco więcej tez niż ta jedna, że wielki duch stworzył świat i sprawuje nad nim wiekuistą kontrolę. Niewierzący mogą być naturalistami, tłumaczącymi wszystko prawami przyrody, ale również mistykami, którzy widzą tę przyrodę jako kosmiczną duchową siłę, a nie tylko związki molekuł. Niewierzący mogą też być agnostykami
i sceptykami powstrzymującymi się od zdecydowanych wypowiedzi na temat istnienia i przymiotów tak czy inaczej pojmowanych bogów, albo mogą być ateistami radykalnymi, odrzucającymi istnienie nie tylko boga osobowego, lecz wszelkiego „bytu absolutnego”, nawet bardzo nieosobowo pojmowanego, jak „natura”. Jest o czym dyskutować i bynajmniej nie ma powodu, by ateiści byli w takich metafizycznych sporach mniej zaangażowani niż ludzie wierzący w takiego czy innego boga. Ponadto wierzący muszą pamiętać, że religia nie jest tylko ich sprawą prywatną, bo wielkie instytucje religijne wywierają ogromny wpływ na życie innych ludzi, w tym również ateistów. Nawet gdyby taki na przykład Kościół rzymskokatolicki nie wypowiadał się zaczepnie o ateistach (chociażby sugerując, że stoją etycznie niżej niż wierzący), ateiści mieliby pełne prawo komentować wiarę oraz poczynania duchownych, od których wiele w ich życiu zależy. A nawet gdyby Kościół nie wtrącał się do niczego i niczego od świata nie chciał, to i tak każdemu wolno krytycznie komentować, co tylko mu się podoba. Z prawa tego korzystają obficie katolicy, krytykując najróżniejsze prądy kulturowe, idee, style życia, które jako żywo do katolików oraz ich życia nijak się mają i wcale się do niego nie wtrącają. Mają wszelako ateiści bardzo ważne powody, by sprawy wiary
To, jak w Polsce żyją osoby niepełnosprawne i ich opiekunowie, jest najdobitniejszym dowodem barbarzyństwa panującego systemu. Nawet najsłabsi nie mogą liczyć na pomoc i współczucie rządu. Dlaczego? Ano właśnie dlatego, że są słabi, a w tym systemie możni tego świata liczą się wyłącznie z silnymi. Zdawać by się mogło, że premier ugnie się przed siłą moralną protestu, który toczy się równolegle na korytarzach sejmowych i pod parlamentem. Aby tak się jednak stało, protestujący musieliby otrzymać masowe wsparcie od ogółu społeczeństwa. Tak, niestety, nie jest. To dowód powszechnej znieczulicy. Dominuje rozumowanie: „Co ja będę z tego miał?”; „Mnie też jest ciężko”; „Oni przynajmniej coś dostają, a ja muszę na wszystko zapracować” itp. W efekcie tej znieczulicy oraz braku empatii każdy cierpi i ginie sam. A chory, antyludzki system trwa. To my poprzez brak podstawowych ludzkich odruchów pozwalamy Donaldowi Tuskowi na bezczelne ignorowanie bólu, cierpienia, nędzy ludzi przykutych do łóżek i wózków inwalidzkich oraz ich opiekunów, którzy z miłości i przywiązania do najbliższych cierpią niedostatek, a nierzadko też głód. Dla państwa ta ich miłość i poświęcenie to wielka oszczędność. Utrzymanie osób niepełnosprawnych w placówkach publicznych kosztowałoby bowiem kilka razy więcej. A tak
omentować. Niek stety, nie są w stanie spełnić życzenia Kościoła, by siedzieli cicho, a do wiary odnosili się z szacunkiem, a w najgorszym razie obojętnie. Te powody to na przykład presja instytucjonalna wywierana na rodziców, by posyłali swe dzieci na lekcje religii, a w konsekwencji chrzcili. To na przykład niczym nieuzasadnione przywileje fiskalne Kościoła i szczególne względy, jakimi cieszą się u władz
– nie ma praktycznie dnia, by ludzie opiekujący się swymi dotkniętymi przez los i chorobę dziećmi, rodzicami, braćmi, żonami i mężami nie musieli wybierać między kupnem leków, żywności czy płaceniem rachunków. Rząd, który nie prowadzi już żadnej polityki społecznej, stoi na stanowisku, że to nie państwo, lecz rodzina powinna ponosić koszty bezrobocia, niskich płac, wysokich cen, kryzysu gospodarczego, wreszcie chorób, kalectwa,
biskupi i w ogóle ludzie Kościoła. Powinno to oburzać wszystkich, bez względu na wiarę, lecz psychologiczne racje przesądzają o tym, że w walkę z klerykalizmem i naruszaniem zasad świeckości państwa prowadzą raczej ateiści niż wierzący. Nie poczuwając się do solidarności z Kościołem, łatwiej przychodzi bronić równościowego ładu publicznego właśnie im niż członkom Kościoła.
yborów dochodzi lewica, która sprawiedw liwiej dzieli dochód narodowy, prowadząc do postępu społecznego i zmniejszania się tradycyjnych obszarów nędzy. Na zachodzie Europy w wielu państwach wciąż funkcjonuje szczodry system pomocy społecznej, a w szczególności wsparcia osób chorych i niepełnosprawnych. Jest to element obowiązującej tam poprawności politycznej, która nie dopuszcza do dyskryminowania najsłabszych i chroni ich
GŁOS OBURZONYCH
Niesioł – oblicze władzy niedołęstwa. A kiedy proponujemy opodatkowanie bogatych, olbrzymich zysków banków i korporacji, odpowiadają nam ludzie pokroju Stefana Niesiołowskiego, że to bolszewizm. Że bogaci dobrowolnie niczego nie oddadzą. Bo tak są przywiązani do swojego bogactwa, że po to, żeby się nim podzielili, trzeba ich będzie zastrzelić. To dość charakterystyczne, że na spokojną propozycję nałożenia podatków, propozycję mieszczącą się w kanonie demokracji zachodniej, przedstawiciele obozu rządowego natychmiast zaczynają mówić o przemocy. W krajach Ameryki Łacińskiej raz po raz do władzy w wyniku demokratycznych
przed społecznym wykluczeniem. Tylko nasza pożal się Boże „elita” władzy toczy pianę z pyska na samą wzmiankę o bardziej sprawiedliwym podziale, o uszczupleniu niebotycznych zysków finansjery i międzynarodowych korporacji. Niesiołowski przypomina, niczym jakaś karykatura z lat dwudziestych, „łańcuchowego psa” kapitalizmu. Bo nawet w tzw. Trzecim Świecie coraz rzadziej postępowe reformy społeczne i finansowe wywołują prawicowe pucze wspierane przez USA. Minęły czasy, kiedy CIA szkoliła w stosowaniu tortur większość aparatów represji w Ameryce Południowej.
25
I oto dziś, na przekór wezwaniom do milczenia („niech się cieszą, że są tolerowani”), polscy ateiści podnoszą głowy i śmiało wychodzą na ulicę. Mówią światu: „Jesteśmy!”. I mówią to samym sobie. Bo przecież niełatwo być ateistą na wsi czy w małym miasteczku. Marsz ateistyczny oraz inscenizacja ścięcia Kazimierza Łyszczyńskiego są naszym wezwaniem do niewierzących Polaków: „Nie lękajcie się!”. Gdy słowa te mówił Jan Paweł II, miał na myśli odrzucenie lęku przed publicznym wyznawaniem katolicyzmu. Dziś to samo pragnę powtórzyć w odniesieniu do tych, którzy katolicyzmu nie wyznają. Oto więc nie lękajcie się! Nie lękajcie się być sobą, mieć i posługiwać się wolną wolą! Mówcie, jeśli się wam podoba, że nie wierzycie w boga, a dogmaty wiary macie za fałsz lub zmyślenie. Mówcie, jeśli się wam podoba, o swoim laickim bądź ateistycznym światopoglądzie. Nie dajcie sobie wmówić, że o religii i przekonaniach religijnych z zasady nie wolno mówić krytycznie. Nie dajcie się szantażować groźbą wytoczenia przeciwko Wam zarzutu o „obrazie uczuć religijnych”. My, ateiści, też mamy swoje uczucia, które od niepamiętnych czasów są deptane. Mamy jednakże dość dumy, by nie bronić naszych uczuć przed sądami. I dość dystansu do samych siebie, by nie pałać świętoszkowatym obłudnym oburzeniem, gdy wierzący mówią o ateizmie z pogardą. Niech sobie mówią, co chcą. To wolny kraj. I nam już ust nie zamkną! JAN HARTMAN
Terror, wojny prewencyjne i tortury nie zniknęły. Odbywają się one pod pretekstem wojny z terroryzmem, ale już nie z powodu reform systemu podatkowego. Każda lewicowa, socjaldemokratyczna propozycja sprawiedliwszego rozłożenia ciężarów była określana jako groźny komunizm przez ludzi pokroju Pinocheta, którzy pod pozorem obrony zachodnich wartości przed „czerwoną zarazą” niesioną przez ruch studencki, intelektualistów i związki zawodowe – mordowali, porywali, razili prądem i rzucali z helikopterów do morza swoich oponentów. Najwyraźniej Stefan Niesiołowski odwołuje się do tej właśnie faszystowskiej retoryki skrajnie prawicowych reżimów, jakie szalały w latach 70. w Urugwaju, Chile czy Argentynie. Ktoś powie: – Niesiołowski to świr, nażarł się szczawiu z nasypu i majaczy, ale przecież ktoś go do tych wszystkich programów telewizyjnych wysyła i jest to oczywiście partia rządząca Donalda Tuska. Pan premier tymczasem pełni rolę dobrego policjanta i zdarza mu się nawet pochylić nad losem słabszych i poszkodowanych. Ale prawdziwa twarz Platformy Obywatelskiej to chora z nienawiści twarz mizantropa (to taki, co nie lubi ludzi) Niesiołowskiego. Warto o tym pamiętać w obliczu nadchodzących wyborów. PIOTR IKONOWICZ
26
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
RACJONALIŚCI
Świecki kapitał
Szanuję Adama Michnika za jego walkę o wolną Polskę i za odwagę, która zaprowadziła go do więzienia. Ale oburzyły mnie jego słowa w wywiadzie opublikowanym w „Gazecie Wyborczej”: „Kościół to jedyne miejsce, do którego zwykły Polak przychodzi co niedziela i dowiaduje się, gdzie jest dobro, a gdzie zło”. Tę opinię mógłby Michnik wypowiedzieć w XIX wieku albo jeszcze przed II wojną światową, gdyby wtedy żył. Po pierwsze – Kościół Rydzyka, Michalika, a tym bardziej pedofilów Wesołowskiego czy Gila to z pewnością nie jest miejsce czy środowisko, które uczy dobrych wyborów moralnych. Właściwej, humanistycznej etyki nie nauczy nas także arcybiskup Hoser, ksiądz Oko czy Tomasz Terlikowski. A właśnie tacy ludzie zdominowali dzisiejszy Kościół. Po drugie – Polacy mają coraz więcej miejsc, instytucji i autorytetów, które odpowiadają duchowi czasów, w których żyjemy. Jurek Owsiak, Jan Hartman, Magdalena Środa, Cezary Wodziński – to na ich wykładach polscy studenci, a także „zwykli Polacy”, choćby z telewizji dowiadują się, co jest dobre, a co złe. Fakt, że taki człowiek (poza wszystkim ateista) jak Adam Michnik kapituluje przed Kościołem Rydzyka, który dziś panuje w Polsce, musi przygnębiać. Ponieważ z klerykalizmem toruńskim, z tym Kościołem, w takiej postaci, trzeba walczyć, a nie kapitulować! W przeciwnym wypadku powtórzymy błędy Kołakowskiego czy Mazowieckiego, który oddał polską świecką szkołę na pastwę zdeprawowanych biskupów – nadzorców, niedouczonych
katechetów bez przygotowania pedagogicznego, oszołomów w sutannach, którzy uczą młodzież pogardy dla ateistów, gejów czy wyznawców innych religii. Etyka świecka jest dostępna tylko w nielicznych szkołach (4,5 proc.). Nic dziwnego, że efektem tego jest potem wysoka przestępczość wśród Polaków, brak wzajemnego zaufania, a nawet przypadki takie jak ten na Śląsku, gdzie człowiek, który zastępował księdza w rozdawaniu komunii, spalił swoją rodzinę. Kościół jako instytucja nauczająca moralności skompromitował się w historii i kompromituje się w teraźniejszości. A przecież sam głosi za Biblią, że tylko po owocach możemy poznać prawdę. Te owoce działalności wiary papieskiej są gorzkie. Co więcej, tłumią rozwój świeckiej etyki, zaś ciągłe, syzyfowe wspieranie przez państwo instytucji kościelnych przy jednoczesnym pozbawieniu tego wsparcia instytucji świeckich wstrzymuje budowanie świeckiego kapitału społecznego. Tak bardzo nam dziś potrzebnego w nowoczesnej Europie! Tym bardziej że już miliony Polaków porzuciły Kościół, a proces ten przyspiesza. Tym ludziom i ich dzieciom trzeba dać fundamenty etyczne na miarę wyzwań – globalizacji i powszechnej w Europie tolerancji. Polak nie może być na tle innych narodów chamem, który bije gejów i kolorowych, potępia ateistów albo nienawidzi drugiego człowieka za to, że ten nie ma zdefiniowanej płci. A takich zachowań uczą dziś (lub co najmniej tolerują je) środowiska kościelne. Świecka etyka i świecki kapitał społeczny to nasze główne cele, które powinny być również celami i priorytetami polskiego państwa! JANUSZ PALIKOT
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Gra w kolory Grasz w zielone? Gram. A masz zielone? Mam. I oczywiście trzeba było mieć coś zielonego. Kto nie miał, był gapą, fajtłapą. Słowa równie anachroniczne i zapomniane jak PRL-owska gra w zielone. Kiedyś wręcz kultowa, choć w zasadzie niczego się nie wygrywało ani nie przegrywało. Ot, taka dziecięca zabawa. Wymyślona w czasach, kiedy nie było telewizji, internetu ani komputerowych gier, a była skakanka, grało się w klasy i w dwa ognie. Kiedy dzieci po lekcjach bawiły się razem na podwórkach, zamiast samotnie siedzieć przed ekranem. Dziś młodzi nawet nie wiedzą, że istniała jakaś gra w zielone, do której potrzebne było zaledwie źdźbło trawy albo listek, ale własnoręcznie zerwany i przezornie ukryty w kieszeni lub tornistrze (co to takiego?) właśnie po to, by z dumą go wyjąć w odpowiedzi na zadane znienacka pytanie, czy grasz w zielone. Gra dawno już wyszła z mody, a raczej została wypchnięta przez wciąż nowe, kosztowne gadżety, które obowiązkowo trzeba mieć, żeby być fajnym. Trzeba, bo nikt nie chce datować, czyli być passé. Może z wyjątkiem partii Zielonych, choć akurat ona nie potrafi wykorzystać nostalgii do czasów, kiedy zielone oznaczało „luz blus”, a nie tylko nepotyzm PSL i ortodoksyjną walkę z nieekologicznym postępem cywilizacji. Nawet w nietolerancyjnej Polsce minęły, oby bezpowrotnie, czasy, kiedy bezkarnie kpiło się z kolorów. Przynajmniej skóry. Wprawdzie napady na uroczy, namawiający do tolerancji wierszyk o Murzynku Bambo są absurdalne, ale faktycznie trzeba uważać. Wychowani w kulturze rasistowskiej – nie do końca, a może nawet i nie od początku – czujemy dyskryminację ze względu na kolor skóry. Tak jak nie dostrzegamy dyskryminacji kobiet, dzieci, seniorów, niepełnosprawnych, wykluczonych. W Polsce hasło: „Bić czerwonych” kojarzy się w zasadzie wyłącznie z nawoływaniem do rozprawy z byłymi członkami PZPR, a nie z rdzenną ludnością Ameryki Północnej. Dowodzi to powszechnego ulegania stereotypom. Tak jak wierzymy, że Ameryka jest naszym przyjacielem, Rosja odwiedzanym wrogiem, a Polak, Węgier dwa bratanki i do szabli, i do szklanki.
Dziś gra w kolory kojarzy się w pewnej mierze z Ukrainą. Czerwony pas znad Prutu i Czeremoszu kontra czarny pas Putina, z czerwono-czarnymi barwami ukraińskich nacjonalistów w tle kijowskiego majdanu. Aneksja Krymu po bezprawnym referendum jest oficjalnie przedstawiana przez Kreml jako odpowiedź na zagrożenie swobód ludności rosyjskiej. Już bowiem w niedzielę, czyli zaledwie dzień po obaleniu prezydenta Janukowycza, Werchowna Rada unieważniła ustawę językową, uznającą za urzędowy ten język, którym posługują się w danym regionie duże skupiska obywateli. Dotyczyło to nie tylko rosyjskiego, ale też polskiego i węgierskiego, ale wymierzone było przede wszystkim w Rosjan, gdyż w 13 z 27 ukraińskich obwodów rosyjski był drugim językiem państwowym. Z parlamentarnej trybuny padały nawet wezwania, by karać za używanie rosyjskiego. To szokujące nacjonalizmy jak na kraj z ambicjami wstąpienia do Unii Europejskiej, której dewizą jest jedność w różnorodności. Oczywiście Rosja zareagowała natychmiast skargą do Rady Europy na naruszenie Europejskiej karty języków regionalnych lub mniejszościowych. Co ciekawsze, przeciwko decyzji swojego parlamentu zaprotestowali Ukraińcy. We Lwowie, gdzie większość mieszkańców mówi po ukraińsku, ogłoszono środę, 26 lutego, dniem języka rosyjskiego. Lwowianie demonstracyjnie postanowili mówić wyłącznie po rosyjsku w pracy, na ulicy, nawet we własnym domu, aby dać wyraz solidarności z dyskryminowanymi przez nowe władze mieszkańcami wschodniej i południowej Ukrainy. Oficyna „Wydawnictwo Starego Lwowa” zapowiedziała wydanie pierwszej od 11 lat książki po rosyjsku. Z kolei Unia Europejska w geście solidarności z Ukrainą podpisała polityczną część umowy stowarzyszeniowej. Ma to znaczenie głównie symboliczne, ale i tak jest zdecydowanie na wyrost. Polityczne rozdziały porozumienia mówią o wspólnych wartościach, dialogu, współpracy w zakresie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Cała reszta, w tym części dotyczące współpracy handlowej, gospodarczej i w sferze wymiaru sprawiedliwości
między UE i Ukrainą, mają być podpisane po wyborach prezydenckich i parlamentarnych wyznaczonych na 25 maja oraz wyłonieniu nowego rządu. Co jednak będzie, jeśli wybory wygra nacjonalistyczna partia Swoboda, o Prawym Sektorze nie wspominając? Już obecnie pięć kluczowych stanowisk w rządzie Ukrainy, w tym wicepremiera, ministra obrony i prokuratura generalnego mają nacjonaliści ze Swobody. Deputowani tej partii wtargnęli do gabinetu szefa telewizji publicznej Ołeksandra Pantalejmonowa, pobili go, zmusili do napisania dymisji, a następnie wywieźli w nieznanym kierunku. Słuch po nim zaginął – tak jak po wielu protestujących na Majdanie. Nowa władza niewiele się różni od starej, a już na pewno nie pod względem metod działania, które z demokracją nie mają nic wspólnego. Zwraca na to uwagę amerykański naukowiec Robert English, który w komentarzu opublikowanym w „Los Angeles Times” napisał, że „legitymizacja skrajnych nacjonalistów ukraińskich jest większym zagrożeniem dla tego kraju niż manewry Putina. To ohydni ludzie, wyznający odrażającą ideologię”. Chodzi o neofaszystowskie aspekty działań planowanych przez skrajną prawicę, w tym m.in. wycofanie z ukraińskich szkół lekcji rosyjskiego; obywatelstwo tylko dla tych, którzy zdadzą specjalne egzaminy, i wpisywanie w nowych paszportach informacji o rasie i pochodzeniu etnicznym. Unia Europejska, wspierając Ukrainę, zapomina, że dwa lata temu Parlament Europejski potępił rasizm, antysemityzm i ksenofobię prawicowej, nacjonalistycznej Swobody. Z kolei polska prawica, w obłędnej niechęci do Rosji i budzonym przez rząd Tuska strachu przed rzekomą rosyjską agresją na III RP, stoi pod nacjonalistycznymi czarno-czerwonymi sztandarami, wykrzykuje banderowskie hasła i udaje, że nie słyszy głosów o powrocie Przemyśla i jeszcze kilkunastu powiatów do ukraińskiej macierzy. A przecież zmiana barw na Ukrainie może się okazać dla Polski groźniejsza niż działania Putina. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.natemat.pl senyszyn.eu
ROZLICZ SIĘ Z FUNDACJĄ „FiM”
Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2013 Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinte resowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź. ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
Odgadnięte wyrazy 6-literowe wpisujemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając od pola oznaczonego strzałką. 1) kraina Stalina, 2) motel, ostatni na Litwie, 3) w filharmonii zwykle jest poważna, 4) musi mieć dobrze poukładane, 5) niezbędna, by szpak dziobał bociana, 6) jest niemłodą wódką z brodą, 7) w kopie jest ich pięć, 8) cen w maju – na futra z gronostajów, 9) gdy jej zapach się roztacza, czart próg przekracza, 10) zapnij rozporek, bo dziś nie ..., 11) wylewna skała z porem, 12) mięsień piwny, 13) i Sodoma, i Gomora, 14) rodzaj spinki dla blondynki, 15) przemądrzały Jędrek, 16) kładzie arkusze blachy na dachy, 17) mały gad, co ma jad, 18) hazardzista o małe nie grywa, 19) na wylot to na to, 20) w Unii ona zjednoczona, 21) bryłka masła dla kosiarza, 22) od zimy do lata, 23) kocia toaleta, 24) lipny surowiec, 25) życie poczęte w bajorze, 26) Republika Chińska, ale nie Ludowa, 27) muza z wkładem do reaktora, 28) w pracy ma kontakt z przecinkami, 29) wśród zagonów rów, 30) leci spod pociągu, z kotem, 31) nim pracodawca wyrzuca strajk na aut, 32) zaprawa, ale nie poranna, 33) nasz apasz, 34) ... sieci intryg, knucie, 35) miejscowość znana z masztu i bitwy, z końcem szyn, 36) w architekturze po roku oko, 37) rzeka z ordą, 38) kto był w dzieciństwie Burczymuchą?, 39) umyta okowita, 40) krew po ścięciu, 41) cały czas się śmieje, z... z karpi, 42) bursztynowa Anna, 43) klapa bez zawiasów, 44) z przodu kolumny, 45) głupi jak koza równać się z nią może, 46) z tym do Budy, 47) droga niebieska, 48) płatne od ręki, 49) ruski na talerzu, 50) podnosi paletę bez widlaka, 51) jak na nią pęka sznurowadło, 52) skrzydlate bobaski, fruwają sobie ku ozdobie, 53) przyniósł z ochotą do Betlejem złoto, 54) na co komu strach?, 55) damski na ring nie wychodzi, 56) maryśka, 57) przeciwnik postępu, 58) kto dał nam Tango?, 59) żołnierz na koniu walczący, z rajem, 60) Harry – robi czary.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Facet żali się kumplowi, że jego żona co rok wyjeżdża z koleżankami do sanatorium i wraca bardzo rozpromieniona i zadowolona. Kolega poradził, żeby ten pojechał do tego sanatorium i zbadał sprawę. Mąż po powrocie żony z sanatorium jedzie do tego uzdrowiska. Udaje się do portiera, myśląc, że ten na pewno wszystkich zna. Pokazuje mu zdjęcie żony z koleżankami i wskazując jedną z koleżanek, pyta, czy zna tę kobietę. – O, znam! To puszczalska jakich mało! – A tą drugą pan pamięta? – pokazuje drugą koleżankę. – Panie, to jeszcze większa puszczalska; większej tu nie było! – A tę pan pamięta? – pokazuje na żonę. – O taak! Pamiętam! Ta to najporządniejsza! Z mężem przyjechała, z mężem wyjechała. Pewnego dnia dwóch facetów pojechało na biwak. Jeden z nich został zaatakowany przez żmiję, która ukąsiła go w penisa. Wrzasnął do kolegi: – Dzwoń do lekarza i spytaj, co mamy robić! Kolega więc mówi lekarzowi, że kumpel został zaatakowany przez żmiję. Lekarz poradził: – Musi pan wyssać truciznę, inaczej w ciągu 12 godzin umrze. Ukąszony pyta: – I co powiedział lekarz? – Że umrzesz w ciągu 12 godzin. – Jaka jest miłość Rosji do Ukrainy? – Bezgraniczna. – Baco, czym zabiliście sąsiada? – A synecką, wysoki sądzie... – Wieprzową czy wołową? – Kolejową... Facet poszedł do wróżki, by mu przepowiedziała przyszłość: – Do czterdziestego roku życia będziesz cierpiał w ubóstwie. 5 3 4 6 1 2 – A potem? 2 – A potem się przyzwyczaisz. 9 7 8 10
1 12
11
7 17
5
17
36
44
7
8
9
27
26
7
28 23
38 28
33
41 6
1
37
45 38
41
8
24
29
30
1
35
39
29
42
43 34
30
40
4
35
39
4
40
42
44
16
20
34
27
37
10
20
24
33 6
32
23 15
3
22
32
31
9
16
2
19
2621
25 36
3
14
18
25 31
2213
6
9
19
21
5
5
15 4
14
188
12
11
133
2
43
45
Litery z pól ponumerowanych utworzą rozwiązanie – dokończenie scenki. Lekarz ogląda rentgenowskie zdjęcie pacjenta i ogromnie się dziwi. – Proszę pana, to niewiarygodne, ale ma pan w żołądku zegarek. Czy to nie sprawia panu żadnych problemów?
-–
1
2
3
4
,
5
6
7
8
9
?
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 12/2014: „Dwadzieścia osiem, jak zwykle”. Nagrody otrzymują: Zdzisław Ciesielski z Fabianek, Bogusław Stasiak z Poznania, Urszula Rydzewska z Gdańska. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło , ? krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres -redakcji podany w stopce. 3 4 5 6 7 8 9 1 2 TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. Warunki prenumeraty: 1. Prenumerata redakcyjna – 52 zł za III kwartał 2014 r., 100 zł za II połowę 2014 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za III kwartał 2014 r., 100 zł za II połowę 2014 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Nr 14 (735) 4–10 IV 2014 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Starosta przy żłobie
Rys. Tomasz Kapuściński
Fot.: Michał Ap
T
en, komu marzy się skok w bok, musi liczyć się z wpadką. I to w najmniej oczekiwanym momencie. Mieszkańcowi Tasmanii ubzdurało się, że w jego domu są duchy. I rozrabiają. Żeby udowodnić, że ma rację, mężczyzna zainstalował gdzie się dało kamery wideo. Duchów na nagraniach nie było, zobaczył za to… swoją 28-letnią narzeczoną namiętnie baraszkującą z jego 16-letnim synem z poprzedniego związku. Chłopak przyznał się, że romans trwał już od roku. Kobietę skazano na odsiadkę za molestowanie małoletniego. Marina Wojnowa, 24-letnia Rosjanka, przeglądała internetowe mapy swojego miasta. Takie w dużym powiększeniu, na których widać ulice, domy i ludzi. Na zdjęciach własnego domu dziewczyna zobaczyła swojego narzeczonego Saszę obściskującego się z jakąś obcą babą. Ślub odwołano. „Dziękuję za fantastyczną randkę. Moglibyśmy robić to częściej” – napisała w SMS-ie do swojego kochanka 46-letnia policjantka z Kornwalii. Wiadomość niechcący wysłała swojemu małżonkowi, który akurat przebywał w podróży służbowej. Następnego dnia kobieta nałykała się tabletek nasennych i umarła. Osierociła dwoje dzieci.
CUDA-WIANKI
In flagranti 99-letni Włoch Antonio C. robił przed świętami porządki w szafkach. Niespodziewanie wśród papierów znalazł listy miłosne żony od kochanka. Chociaż korespondencja była pamiątką po przelotnym romansie sprzed… 60 lat, a młodsza o 4 lata małżonka zapewniała, że żaden skok w bok już jej się więcej nie przytrafił, włoski temperament zrobił swoje – Antonio wyprowadził się do syna i zażądał rozwodu. Narzeczona Jamesa Harrisona urodziła mu bliźniaki – dwóch chłopaków. Kiedy dzieci miały już 11 miesięcy, James nie mógł się nadziwić, że są do siebie tak nie-
podobne. Zlecił badania genetyczne, które ujawniły przykrą prawdę – tylko jeden chłopczyk był jego „produkcji”. Drugi był efektem przelotnego romansu, który miał miejsce mniej więcej w tym samym czasie co zaciążenie z Harrisonem. James wybaczył zdradę i ojcuje dwójce dzieci. Pan Adam z woj. zachodniopomorskiego odwiedził kumpla w Świnoujściu. Panowie popili i nabrali ochoty na wizytę w burdelu. Tam Adam ujrzał swoją szanowną… małżonkę. Kobieta latami kłamała, że pracuje jako księgowa. Ich 14-letnie małżeństwo zakończyło się. Równie, a może jeszcze bardziej zszokowany był w podobnej sytuacji niejaki Titus Ncube, mimo że nie chodziło o żonę. Ten obywatel Zimbabwe też nabrał ochoty na panią do towarzystwa, ale zamówił ją sobie do domu. Przyjechała… jego rodzona córka. Titus z wrażenia zemdlał. Ta „niespodzianka” wyszła obojgu na zdrowie: mężczyzna obiecał skończyć z prostytutkami, a jego córka – z prostytucją. JC