MARYJA STRASZY KOŃCEM ŚWIATA Â Str. 12
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
ŹNA O R G TA SEK IELE OŚC KIM K W LIC O KAT Â Str. 3
 Str. 7
Nr 14 (631) 12 KWIETNIA 2012 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Uważamy w redakcji „FiM”, że już najwyższy czas skończyć z demonami przeszłości dalszej i bliższej. Zaciemniają, zatruwają nam one dzisiejszą rzeczywistość, a tylko ona się liczy. Zgadzacie się z nami? Jeśli tak, to życzmy sobie wszyscy wreszcie Wesołych Świąt!
 Str. 14
ISSN 1509-460X
 Str. 8-9,
26
2
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Janusz Palikot wstępnie zapowiedział poparcie dla reformy emerytalnej Tuska w zamian za darmowe badania po 60. roku życia, waloryzację progów pomocy społecznej i fundusz żłobkowy. Miejmy nadzieję, że skończy się na „wstępnie”, bo Jonasz przebąkuje o swoim transferze do PiS… „To było siedem lat dla Polski chudych” – ogłosiły zgodnie katolickie media, cytując niektórych biskupów i zgrabnie nawiązując do wiadomej rocznicy. Z Biblii pamiętamy, że po nich nastąpiły lata tłuste… A to może być przepowiednia zapowiadająca likwidację Funduszu Kościelnego i dojście Palikotów do władzy! Dziwnym trafem z siedmioletnią rocznicą zbiegło się oświadczenie ks. Odera, tzw. postulatora procesu kanonicznego JPII, że za sprawą jego protegowanego do ołtarzy zdarzył się „pierwszy, prawdziwy, potwierdzony cud”. Naszym zdaniem prawdziwy cud będzie wtedy, gdy Kościół przestanie czcić pseudoautorytety. Od siedmiu lat, gdy przychodzi dzień 2 kwietnia, niezmiennie ogarnia nas lęk, że pukający do Domu Ojca usłyszał: „Nikogo nie ma w domu”. Władze wielkich miast (np. Warszawy, Krakowa czy Rudy Śląskiej) są jednak innego zdania, więc na koszt podatników organizują całonocne czuwania i inne hucpy. W stolicy ustawiono np. labirynt, do wyjścia z którego prowadziły słowa papieża. Niektórzy podobno do dziś w nim błądzą. „Zamiast człowieka w centrum zainteresowania są pieniądze, a nad przyzwoitością zapanowała żądza zysku” – nie wiedzieć czemu te słowa z komunikatu Konferencji Episkopatu Polski przeszły bez echa. Przecież to najważniejsze oświadczenie Kościoła po tym, jak Chrystus powiedział, że trzeba dostrzegać belkę we własnym oku, a nie drzazgę w cudzym! 4 tysiące zł kary nałożyła na Rydzyka Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji za uprawianie przez lata niedozwolonej kryptoreklamy w Radiu Maryja. Coś się w Polsce zmienia? Gówno się zmienia. Wystrachana KRRiT mogła nałożyć ponad 62 razy większą grzywnę, jak to „odważnie” czyni w przypadku innych nadawców. Tego samego dnia 4 tys. grzywny dostał w Kwidzynie pijany rowerzysta. Obu dżentelmenów łączy jedno: w dupie mają polskie prawo! Znacznie chyba dotkliwszą karą niż śmieszna kara KRRiT była dla Rydzyka wypowiedź Pieronka, który oświadczył, że ktoś, kto twierdzi, iż Radio Maryja i Telewizja Trwam to „katolicki głos w twoim domu”, opowiada brednie. To tylko na pozór głos krytyczny, bo Rydzyk naprawdę mówi katolickim głosem, w dodatku tym najbardziej gorliwym. „Cyrk Rydzyk” wyrusza na tournée po Kanadzie. Bilety na uroczyste bankiety z udziałem dyrektora RM są do nabycia… w „Cepelii” w Toronto. Że też jeszcze kiczowata instytucja nie wymyśliła Rydzyków drewnianych! Odkręcasz, a w środku drugi, mniejszy Rydzyk. Rozpoławiasz tego, a wewnątrz kolejny. Wszystkie pomalowane błyszczącą emalią. W wersji luksusowej „Cepelia” mogłaby zaoferować Rydzyka z pozytywką, a dla łasuchów – marcepanowego. Szansonista Krawczyk popielgrzymował (samochodem) do Częstochowy, aby podziękować Panience za rozwód z pierwszą żoną i ślub z drugą. Autentycznie! „Kiedy proces (rozwodowy) się zakończył, spocony padłem w kościele przed Chrystusem na kolana” – wyznaje Krawczyk. I wówczas usłyszał ponoć głos: „Weź prysznic!”. Koniecznie zimny. W roku 33 n.e. niejaki Poncjusz Piłat wsadził na plecy Chrystusa krzyż i kazał nieść go pod górę. Dwadzieścia wieków później dyrektor wydziału zarządzania kontaktami z mieszkańcami Urzędu Miasta Łodzi nakazał pięciu podległym sobie urzędnikom dźwigać krzyż podczas inscenizacji Pasji. I jeszcze powiedział, że to zaszczyt. Jeszua z Nazaretu byłby innego zdania. W internecie pojawiły się strony, które namawiają do wpłacania pewnych sum na podane konto, a w zamian obiecują wstawiennictwo św. Rity – patronki spraw beznadziejnych. „To szalbierstwo. Przestrzegamy przed oszustami!” – ogłosili na swoich stronach zakonnicy od św. Katarzyny. Mają całkowitą rację. Święta Rita – małpa jedna – jest dużo mniej prawdziwa niż św. Kaśka. I w ogóle to nie jej rejon. Poseł Ziobro, też z PiS, ale nie Zbigniew, tylko Jan, złożył w Sejmie interpelację, w której kategorycznie domaga się zaprzestania ograniczania liczby kapelanów w polskiej armii, bo to wpływa negatywnie na jej zdolność bojową! No jasne… Talibowie na widok księdza w sutannie prowadzącego do boju oddział Gromu narobili w majtki i wkrótce ich szeregi zaczęła dziesiątkować krwawa dyzenteria. Mel Gibson będzie kręcił sequel „Pasji”. „Zmartwychwstanie” ma się rozpoczynać dokładnie w momencie, gdy kończy się makabrycznie krwawa część pierwsza. Marzyliście kiedyś o produkcji prawdziwego filmu. Jest okazja. Współproducentem „dzieła”, którego akcja ma się dziać w czasie rzeczywistym (40 dni w kinie?!), może być każdy, kto wpłaci 25 dolarów. My wolimy zainwestować w prequel Martina Scorsese pt. „Przedostatnie kuszenie Chrystusa”.
Labirynt T
ydzień temu pisałem o konieczności gruntownego zre- bank centralny powinien swoje zyski przeznaczać na speformowania systemu rentowego i pobocznych sekto- cjalny państwowy fundusz inwestycyjny. Powinien on takrów, głównie zdrowia i oświaty. Nie może być tak, że lu- że zacząć pożyczać rządowi środki na inwestycje, i to dzie pracujący dłużej będą pozostawieni samym sobie, w formie bezzwrotnych kredytów, z ominięciem reguł bez darmowych badań i kursów umożliwiających przekwa- zwiększających deficyt budżetowy. To nakręci lepszą kolifikowanie. A przede wszystkim bez gwarancji pracy po 60. niunkturę, a lepsza koniunktura to większe wpływy poroku życia. Pewien przedsiębiorca zapytał mnie, jak moż- datkowe i mniejszy deficyt budżetowy. na dać taką gwarancję, skoro firmy padają jedna po druWażne jest również zachowanie względnej równości giej. Otóż powinni ją dawać nie właściciele firm, tylko pań- w dochodach pomiędzy obywatelami. Sprzyja to budowastwo, które powinno wówczas oferować prace w publicz- niu sprawniejszych i bardziej innowacyjnych gospodarek nym sektorze (choćby sprzątania miast), tak by każdy był (patrz: Skandynawia). Rozwiązaniem jest także powszechspokojny, że zdąży wypracować gwarantowane świad- na emerytura obywatelska, którą powinien finansować czenia. Państwo polskie ma również obowiązek stworzyć powszechny podatek emerytalny – obligatoryjny i zrypułap minimalnej emerytury gwarantowanej, aby chronić czałtowany, przeznaczony tylko na ten cel. Pozwoliłoby to najuboższych. Stanie się to tym bardziej ważne po refor- uprościć system emerytalny. Powszechny podatek budumie, bo jeśli za 20–30 lat wymiernie nie wzrosną płace, je więź człowieka z państwem i z innymi podatnikami. Teto przy narastającej inflacji grożą – zwłaszcza kobietom go właśnie brakuje Polakom – więzi z państwem i między – wypłaty z ZUS rzędu obecnych 250–300 zł. Rząd powi- sobą. Prosta konstrukcja podatku emerytalnego to także nien zagwarantować, że dopłaci do każdeniskie ryzyko jego omijania. Powszechny podatek będzie go świadczenia poniżej określonej kworelatywnie niski. Pracodawcy zainteresoty – na przykład do 1500 zł. Oczywiwani utrzymaniem stabilnego zatrudnieście budżet centralny dopłaca nia mogliby wówczas inwedo ZUS już teraz, gdyż OFE marnustować w komercyjne proją setki milionów, a cały system gramy emerytalne lub gwajest nieszczelny (zwolnienia rantować z własnych środksięży i najbogatszych ze ków wyższe świadczenia składek). Kwoty dopłat pod warunkiem przepracowarządowych podwyższa nia u nich określonej liczby także bezrobocie, nielat. Wreszcie pracownik byłby ozusowane umowy najważniejszy na rynku pracy. śmieciowe oraz skanPozwoliłoby to także wprowadalicznie niskie, jak dzić rozwiązania, w których dla na Europę, płace większopewnych zawodów mielibyśmy niżści Polaków. To wszystko skłoszy wiek emerytalny, a koszty tego niło Donalda Tuska do podwyższepokrywałyby zainteresowane firmy. nia wieku emerytalnego. Ale czy naObecny system generuje znaczne prawdę najlepszym wyjściem było uzakoszty po stronie pracodawców i ZUS. leżnienie wysokości emerytur od gry giełW tym ogromne wydatki na archiwidowej i wyceny obligacji Skarbu Państwa? zowanie akt pracowniczych i w ogóle Obligacji, które państwo emituje, aby wypłacić pieniądze na bezproduktywną biurokrację. Koszty rosną, a im więkOFE?! A jeśli kryzys się pogłębi? Jeśli giełda i wycena ob- sze koszty, tym mniej środków na edukację, od której ligacji spadną na łeb na szyję – to co wtedy? Czy można zależy poziom rozwoju. Niższy poziom rozwoju to niższe egzystencję milionów starszych osób uzależniać od gry lo- kwalifikacje pracowników, a więc i niższe płace. Niższe sowej? Czy może są jakieś racjonalne rozwiązania? płace to mniejsze wpływy podatkowe do budżetu pańOtóż są. Wymagają tylko – i aż – zauważenia, że sys- stwa i niższy popyt (brak kasy na rynku) na towary i usłutem emerytalny jest tylko – i aż – częścią systemu go- gi. Niższy popyt to mniej pieniędzy w firmach, czyli… niżspodarczego. Trzema kluczami do trwałej naprawy budże- sze płace pracowników i umowy śmieciowe. A więc i niżtu Polski i wiecznie wysychającego systemu emerytalne- sze wpływy państwa, co powoduje, że mamy mniej ingo są: 1) niskie bezrobocie; 2) wysokie płace; 3) szczel- westycji. Państwo się nie rozwija. Brakuje środków ny system. Oto trzy gwarancje wysokich wpływów do ZUS. na wszystko, w tym na ochronę zdrowia. Ludzie umieraNa zatrudnienie decydujący wpływ ma system podatko- ją dużo wcześniej i… I w tym właśnie obecny rząd upawy. Niższe podatki dla firm tworzących miejsca pracy truje jedynej nadziei, bo wypracowane składki zostaną zwracają się bardzo szybko. Niestety, na razie w Polsce w budżecie. Opis tego labiryntu, na pozór bez wyjścia, zwalnia się z podatków finansowych spekulantów. Na za- brzmi jak upiorny żart. Upiorny, bo my naprawdę możetrudnienie wpływa także polityka inwestycyjna państwa. my z niego wyjść i żartować sobie zupełnie na luzie. Banki mają nadmiar gotówki, ale jej nie pożyczają na inJONASZ westycje produkcyjne. Wolą dawać kredyty firmom zajmującym się spekulacją na giełdach lub same na nich spekulują. A od tego miejsc pracy nie przybywa. To patologia, że firmy zajmujące się przelewaniem pieniędzy pomiędzy państwami są wyżej wycenianie Wybrane komentarze naczelnego od stabilnych biznesów. Zwraca na to uwa„Faktów i Mitów” z lat 2000 - 2010 gę prof. Andrzej Sopoćko z Wydziału Zarząw dwóch tomach. dzania Uniwersytetu Warszawskiego. Obniżanie niemal do zera – przez banki centralne wielu krajów – realnej stopy procentowej nic nie daje. Mamy niską inflację, ale zero realnych inwestycji. Tutaj do gry musi wkroWAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki. czyć państwo. Zdaniem profesora Sopoćki
Księga Jonasza
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r. Katolicka Wspólnota Przymierza Rodzin „Mamre” ma swoją centralę w Częstochowie i według prawa jest „organizacją Kościoła Katolickiego w RP”, erygowaną dekretem miejscowego ordynariusza z 14 lutego 2000 roku, natomiast wedle jurysdykcji kanonicznej – „prywatnym stowarzyszeniem wiernych”. Nam owa wspólnota jawi się jako wyjątkowo niebezpieczna sekta!
GORĄCY TEMAT i organizują wyjazdy na takie spotkania. Moja znajoma nabawiła się później nerwicy, nie mogła spać po nocach, śniły jej się jakieś egzorcyzmy, modlitwy, krzyki i upadki. To, co zobaczyłam, mnie również nie dawało przez jakiś czas spokoju, więc chyba oddziaływanie na psychikę musiało być silne. Nawet zdrowy, normalny człowiek mógł zwariować
~ ~ ~ Sobota, 25 lutego 2012 r., archikatedra w Częstochowie. Według oficjalnego programu o godz. 16 rozpocznie się „spotkanie ewangelizacyjno-modlitewne dla młodzieży”. Najpierw „modlitwa wstępna ze śpiewem i konferencja o teologii ciała”, później msza, a po przerwie – od 20.30 – część druga, czyli „wprowadzenie
Nie trafiajcie do Mamre „Mamre” zaczynała od kilkunastu członków i skromnej siedziby we wsi Żarki-Letnisko. Duchową opiekę nad nimi metropolita abp Stanisław Nowak powierzył ks. dr. Włodzimierzowi Cyranowi (47 l.), ówczesnemu proboszczowi parafii św. Andrzeja Boboli w Częstochowie (rok później został odwołany z probostwa – pełni funkcję licencjonowanego egzorcysty i wykładowcy seminarium duchownego), ustanawiając go asystentem (czyt. nadzorcą) kościelnym, czyli tzw. moderatorem. Dzisiaj Wspólnota zapuściła już korzenie w 21 diecezjach, w każdej posiada kilkuosobowy sztab zwany „zespołem koordynatorów” dowodzonych przez księdza (niekiedy dwóch), jej majątek stanowią (bezpoKsiądz Cyran średnio lub poprzez Fundację Świętego Barnaby założoną rana do nocy jest zorganizowany przez ks. Cyrana) trzy duże nieruprzez moderatora i animatorów. Non chomości zabudowane nieopodal stop na obrotach: jazda po emoCzęstochowy – Albertów, Troniny cjach, straszenie diabłem i nai Poczesna. Organizacja skupia pogminne wyrzucanie złych duchów nad 1200 członków i kandydatów. z osób a to opętanych, a to znieStatut „Mamre” powiada, że wolonych. „Wszyscy zgrzeszyli i nie o przyjęcie do Wspólnoty może ubiema ani jednego sprawiedliwego” – tak gać się katolik, który ukończył zalerozpoczęły się moje pierwsze rekodwie 15 rok życia i przejdzie odpolekcje w „Mamre”. Później modliwiednią, co najmniej trzyletnią, fortwy o uzdrowienie, uwolnienie, wymację pod okiem wyznaczonych „odlanie Ducha i inne takie. Od rana powiedzialnych”, pozwalającą na „rodo późnej nocy, dzień w dzień. zeznanie powołania” przez specjalWszystko jest zaplanowane i zorganą „grupę proroków” uznanych przez nizowane od A do Z. Od śniadania moderatora. W szczególnie uzasaddo snu. Podają nawet, jakie książki nionych przypadkach ks. Cyran, i tyli prasę wolno czytać, a jakich nie, bo ko on, może skrócić okres przygozniewolą albo opętają... – wspomitowawczy do roku. na kandydat. Były kandydat opowiada: A oto relacja uczestniczki dwóch – Formacje odbywają się siedem publicznych imprez Wspólnoty: razy w roku w Częstochowie. Prowadzi je ks. Cyran. Trzeba ponadto – Były to msze o uzdrowienie bywać na mszach w archikatedrze i uwolnienie. Po nich modlitwy wsta(dla młodzieży) albo w kościele św. wiennicze, podczas których następoJózefa (dla dorosłych). Dochodzą wały masowe „upadki w Duchu Święjeszcze rekolekcje zamknięte i pratym”. Kilkadziesiąt lub nawet więcej ca z animatorami w diecezjach. osób na pewno leżało wtedy na podWszystko byłoby cacy, gdyby nie nadłodze. Ksiądz Cyran twierdził, że mierna ekscytacja cudownościami, wszystko, co niekatolickie, jest złe charyzmatami, dotknięciami, uzdroi prowadzi do opętania: zabawy anwieniami, proroctwami, które kiedrzejkowe, niekonwencjonalne metorują życiem „mamroków”. Zaobserdy leczenia, zainteresowanie innymi wowałem też kontrolowanie i manireligiami itp. Wmawiał ludziom, że pulowanie „mamrokami” za pomosą pod wpływem działania jakichś diacą Pisma Świętego, wykładów, kazań belskich sił, szatana, satanizmu... Naji spotkań w małych grupach, zwłaszgorsze jest to, że księża zachęcają cza podczas rekolekcji. Dzień od młodzież z parafii do uczestnictwa
pod wpływem tego, co widział i słyszał. Krzyki, ale takie specyficzne, przypominające wrzask pomieszany z ryczeniem... Nie wiem, co oni tam robią ludziom, ale efektem były właśnie takie sceny. Inna uczestniczka, jednorazowa, opowiada: – Warto na wstępie podkreślić, że było to spotkanie specjalnie dla młodzieży. Ksiądz Cyran wygłosił bardzo długie kazanie, w którym mówił m.in. absurdalne rzeczy o antykoncepcji (twierdził, że używanie prezerwatyw grozi zachorowaniem na AIDS). Sporo też było o szatanie. Facet wszystko demonizował – według niego wszędzie czai się szatan i prawie wszystko może człowieka doprowadzić do opętania. Słuchanie metalu lub rocka, medycyna naturalna, filmy, gry komputerowe, „nieodpowiednie” książki itp. Pod koniec zaczął wyczytywać prośby o uzdrowienie i uwolnienie. Zaczynał jakoś tak: „W kościele jest osoba, która...”. Gdy powiedział, że wśród zebranych jest ktoś, kto wyspowiadał się nieszczerze, kobieta (miała około 50 lat) zaczęła dosłownie ryczeć, bo krzykiem tego nazwać nie można. Inni zaczynali płakać, wpadać w histerię. Porządkowi z „Mamre” wyprowadzili ofiarę do zakrystii, gdzie egzorcysta miał jej udzielić fachowej pomocy. Według księży była to demonstracja sił demonicznych. Postanowiliśmy sprawdzić ks. Cyrana na własnej skórze...
do modlitwy wstawienniczej” oraz „posługa modlitwą wstawienniczą ze śpiewem i posługą charyzmatyczną”. Rozwieszone ulotki przypominają o absolutnym zakazie fotografowania lub filmowania obrzędów mających trwać do północy. O godzinie rozpoczęcia na przykościelnym parkingu i sąsiednich ulicach naliczyliśmy ponad 40 autokarów oraz 100 samochodów osobowych. Co rusz przyjeżdżają następne. Rejestracje z całej Polski. Przed wejściem kilka młodych panienek rozdaje materiały pomocnicze do wspólnego śpiewania (refreny) i reklamy Fundacji Świętego Barnaby z wezwaniem do wsparcia finansowego. Wewnątrz katedry trzy stoiska z dewocjonaliami oraz książkami religijnymi, głównie autorstwa ks. Cyrana. Jeśli chodzi o uczestników, to zdecydowanie przeważają osoby w wieku od 15 do 25 lat, ale nie brakuje również dzieci. Jedna trzecia to ludzie dorośli. Z głośników płynie kolejne przypomnienie, że nagrywanie i fotografowanie są zakazane, a każdy schwytany na gorącym uczynku zostanie wyprowadzony przez porządkowych. Jest ich w kościele cały tabun. Płci obojga, czujni, w nieustannym ruchu. Tego, co opowiadał podczas półtoragodzinnej konferencji ks. Cyran, wstyd powtarzać. Było m.in. o szatańskim rządzie planującym podniesienie wieku emerytalnego do 75 roku życia (sic!), o diabłach, demonach, wszechobecnym satanizmie, nielegalnym seksie przedmałżeńskim, etc. W tym samym czasie
3
około 40 księży spowiada. Ustawiają się do nich kolejki, bo – jak się wkrótce dowiemy – bez spowiedzi nie będzie można brać czynnego udziału w drugiej części imprezy. O 20.30 rozpoczynają się hipnotyczne śpiewy i rytualne tańce. Spod ołtarza wyrusza kilkadziesiąt grup (po 3–4 osoby każda) „proroków” ze Wspólnoty, przyodzianych w żółte chusty. Niektórym przewodniczy ksiądz. Rozmieszczają się równomiernie w całym kościele i przystępują do „modłów wstawienniczych”. Do każdej ekipy ustawia się długa kolejka osób wcześniej rozgrzeszonych. Przyjmowane są pojedynczo. Wszyscy członkowie grupy trzymają na delikwencie dłonie, jeden mamrocze mu coś do ucha. Najbardziej podatne ofiary padają na posadzkę (w kilku przypadkach musi interweniować służba medyczna), niektóre wyją niczym obdzierane żywcem ze skóry, szarpią się, histerycznie śmieją... Wtajemniczony „mamrot” tłumaczy nam, że jest to przejaw beznadziejnego oporu wypędzanych złych mocy. – To lepsze niż najlepszy horror, w dodatku na żywo i za darmo – zauważa jedna z przytomnych uczestniczek stojąca obok mnie. ~ ~ ~ „Młodzież wraz z nauczycielami (Gimnazjum nr 2 w Bystrzejowicach Pierwszych – dop. red.) wyruszyła na pielgrzymkę na Jasną Górę. Celem była wspólna modlitwa w intencji egzaminów. Przede wszystkim jednak młodzież pragnęła uczestniczyć w uroczystej Eucharystii o uzdrowienie duszy i ciała, sprawowanej pod przewodnictwem znanego kapłana, biblisty i egzorcysty, ks. Włodzimierza Cyrana” – czytamy w miesięczniku samorządowym Gminy Piaski. W ciągu dalszym zamieszczono „świadectwo” gimnazjalistki Izy K. Dziewczynka powtarza to, co sami widzieliśmy. Z tą różnicą, że ona jest zachwycona... Skąd młodzież ze wsi pod Świdnikiem – odległej od Częstochowy o ponad 300 km – wiedziała o ks. Cyranie? Kto zaprowadził do niego dzieci? „W sprawie szczegółów proszę kontaktować się z organizatorami: ksiądz Marek Sachadel z Gimnazjum nr 3 w Lublinie lub Pan Michał Jankowski, nauczyciel (religii – dop. red.) tut. Szkoły” – odpisał nam dyrektor Krzysztof Gałan. Zapytaliśmy także ks. Cyrana. Na przykład o to, czy młodzież uczestniczy w takich spotkaniach za wiedzą i przyzwoleniem rodziców, o wpływ odprawianych przezeń rytuałów na zdrowie psychiczne, o jego biznesy... Zamilkł. – Ksiądz uprzedzał nas o waszych próbach kontaktu i zastrzegł, żeby nie odpowiadać na żadne pytania – poinformowała nas „osoba pracująca w sekretariacie Wspólnoty”, która nie chciała się nawet przedstawić. Za tydzień napiszemy zatem o interesach „Mamre” i nie tylko... MARCIN KOS Współpr. D.N.
4
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Urodziny silikonu Zostawił mnie! Szybko się odzmarszczę, powiększę cycki, to weźmie i wróci – rozumuje wiele klientek chirurgów plastycznych. Bywają kobiety tak paskudne, że naprawdę potrzebują operacji plastycznych. Zwykle nie stać ich na to. Sponsora z wiadomych względów też nie mają. Są też kobiety, które operacji nie potrzebują, ale mają pieniądze, i to one najczęściej sobie powiększają albo podcinają. W tym roku okrągłe urodziny (odnotowane i uświetnione) obchodzą silikonowe cycki – najczęstsza operacyjna fanaberia. Zaczęło się w Stanach. Równo pół wieku temu. Niejaki Thomas Biggs, 29letni chirurg, skojarzył sobie, że torebki z krwią używane w czasie operacji przypominają w dotyku damską pierś. Wtedy wpadł na pomysł piersiowych powiększaczy. Pierwszą „szczęściarą” była psina o imieniu Esmeralda. Później trafiła się prawdziwa pacjentka. Panią Lindsey rzucił kochanek. Przyszła do szpitala, żeby usunąć z dekoltu tatuaż, na który namówił ją „eks”. Od Biggsa usłyszała, że mogą jej jeszcze zafundować „balony”. Gratis! Wolałabym poprawić uszy – powiedziała kobieta. Więc to też jej zrobili – w podzięce za to, że została pierwszym ludzkim królikiem
doświadczalnym. Dziś Lindsey ma 80 lat i nosi te same silikony. Nikt wtedy nie przypuszczał, że będzie to najpopularniejszy zabieg chirurgii kosmetycznej, mimo że baby od zarania dziejów powiększały sobie przód. W XIX w. praktykowano pocieranie płótnem ściernym, a później kombinowano ze wstrzykiwaniem różnych gąbek, szklanych kulek, poliestru... Dzisiaj alternatywą dla silikonu jest wstrzyknięcie tam własnego tłuszczu (np. z grubego tyłka) lub kwasu hialurynowego, wykorzystywanego też do spłycania zmarszczek. Zapłacimy kilkanaście tysięcy
Przyjęte przez koalicję założenia do reformy emerytalnej są niemożliwe do zaakceptowania. Samo ich zaproponowanie jest kompromitacją zarówno PO, jak i PSL. No więc dogadali się. PSL, grające rolę ugrupowania miękkiego, rzekomo prospołecznego, niemal matczynego, uzgodniło założenia tzw. reformy emerytalnej z Platformą, grającą rolę twardej, racjonalnej i ojcowskiej. Osiągnięto kompromis łączący rzekomo hałaśliwie propagowany wymóg podniesienia wieku emerytalnego z potrzebą chronienia osób, które w zaawansowanym już wieku nie dadzą rady pracować do 67 lat. To, co ustalono, jest wstrząsające. Mam na myśli przede wszystkim kwoty przewidywanych emerytur – zarówno tych wcześniejszych (od 62 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn), jak i tych pełnych, czyli 67 lat dla obydwu płci. Oto kilka przykładów, które przytaczam za „Gazetą Wyborczą”. Kobieta zarabiająca obecnie tzw. średnią krajową (ponad 3500 zł brutto), czyli uprzywilejowana, bo przecież 60 proc. Polaków zarabia mniej, może liczyć na 740 zł emerytury wcześniejszej i 1250 zł pełnej (po 67 roku życia, jeśli pobierała emeryturę wcześniejszą). Gdy przejdzie na emeryturę dopiero w wieku 67 lat, dostanie około 1700 zł. Brutto! Oczywiście wszystko to pod warunkiem, że pracowała przez 35 składkowych lat, czyli nie była zatrudniona na umowach śmieciowych lub na czarno. Ale dlaczego zajmować się osobami zarabiającymi średnią krajową? Na wielu obszarach Polski i w wielu
złotych. Efekt… nie utrzyma się nawet przez rok. Według różnych szacunków od 1962 r. na operację zdecydowało się około 10 milionów kobiet. Silikonowe biusty nie straciły na popularności nawet mimo różnych afer. Na przykład w zeszłym roku wyszło na jaw, że popularny francuski producent „wkładów” nie korzystał z silikonu medycznego, ale przemysłowego – używanego do produkcji materaców. Piersi w efekcie wybuchały, a silikon wędrował pod pachę albo jeszcze gdzie indziej. Wszczepiono je około 300 tys. kobiet na całym świecie – później bały się one spać na brzuchu i unikały sytuacji, które mogły się skończyć bolesnym kuksańcem. Pojawiły się opinie, że takie „bach” w środku cycka może wywołać nowotwór. Przerażone piersiaste wyszły na ulice protestować. Implanty bezpłatnie wymieniano, ale tylko tym paniom, które „robiły” piersi po mastektomii. Czemu akurat cycki? – zastanawiają się psycholodzy. W innych kręgach kulturowych, Japonii czy Chinach, częściej usuwa się sadło, poprawia powieki i nosy. Brazylijki najchętniej upiększają pupy. Sam ojciec implantów, doktor Biggs, który w swojej karierze uszczęśliwił jakieś 8 tys. kobiet, mówi: „To zewnętrzny symbol kobiecości, a my potrzebujemy i chcemy jej afirmacji. Implanty pomagają potwierdzić własną płeć przed samą sobą”. Wyglądają nienaturalnie, ale ich oglądanie stało się naturalne. To już stały element naszego pejzażu estetycznego! JUSTYNA CIEŚLAK
zawodach takie zarobki są niedościgłym luksusem. Weźmy więc jako przykład osobę, która zarabiała 2000 zł brutto (to i tak o 500 zł więcej od obecnej pensji minimalnej). Takich osób mamy całe miliony. Kobieta z takim zarobkiem może liczyć na 420 zł (sic!) emerytury wcześniejszej lub – jeśli chce i może pracować dłużej – na 961 zł w wieku 67 lat. Mężczyzna o takich zarobkach dostanie 480 zł emerytury wcześniejszej (mężczyźni muszą na nią pracować przynajmniej 40 lat!) lub 1010 zł emerytury pełnej. Ta tzw. emerytura wcześniejsza, nawet u osób nieźle, bo średnio, zarabiających, nie wystarczy przecież nawet na najskromniejsze utrzymanie! To nie jest więc prawdziwe świadczenie emerytalne, ale coś w rodzaju zapomogi na węgiel! Te skandaliczne założenia finansowe wzięły się nie tylko z ustaleń podjętych przez obecną koalicję, ale są także konsekwencją reformy z roku 1998, która stworzyła marnotrawne, złodziejskie OFE i przyjęła tzw. malejącą stopę zwrotu i indywidualne konta emerytalne. Te ostatnie uderzają szczególnie silnie w kobiety wypchnięte na długo z rynku pracy przez urlopy macierzyńskie i wychowawcze. Widać wyraźnie, że cały ten system rozpaczliwie wymaga zmiany. Tyle że jakoś nie ma chętnych, którzy chcieliby to zrobić. Dotychczasowy establishment polityczny z lewa i prawa stoi po stronie świata finansów, który zarabia na OFE. Podobnie zachowują się media głównego nurtu. O starszych ludziach nikt nie myśli. Tymczasem potrzeba dla naszych emerytur pilnego ratunku i to już – natychmiast! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Pełna kompromitacja
Prowincjałki Tonie w śmieciach cmentarz parafialny w Suchedniowie. Ludzie przynoszą pod mur wszystko – nawet stare wersalki i gruz z remontów, gmina za wywóz płacić już nie chce, bo tylko w zeszłym roku przeznaczyła na tę przyjemność 140 tys. zł. A proboszcz? A proboszcz mówi, że go na tak duże wydatki nie stać.
CMENTARZYSKO
Pobiła się starościna z wicestarostą z Aleksandrowa Kujawskiego (obydwoje z PO). Pan wicestarosta twierdzi, że koleżanka chciała mu poderżnąć gardło długopisem. Pani starościna zarzuty odpiera, utrzymując, że partyjny kolega wbił go sobie w szyję sam. Po tych ekscesach władze PO rozwiązały lokalną strukturę partii.
GARDŁOWA SPRAWA
Sposób na biznes wymyśliła sobie 36-latka z Chełmży. Przez internet oferowała sprzęt komputerowy, m.in. laptopy i drukarki. Za darmo! Kontrahenci mieli płacić jedynie 25–50 zł za przesyłkę. Z góry! Znalazło się aż 227 wierzących w cuda.
NAIWNOŚĆ W SIECI
Trudno się oprzeć wrażeniu, że niektórzy nasi rodacy kradną dla sportu lub dla zasady. I tak: wagę do ważenia świń ukradli dwaj bracia z Kowalewa Pomorskiego. Z Zarządu Mienia Komunalnego w Białymstoku dwaj złodzieje usiłowali ukraść piec kaflowy, a w Stalowej Woli w jednym z gabinetów stomatologicznych pacjent zwinął sztuczną szczękę, którą przyszedł jedynie przymierzyć.
ZASADY PO POLSKU
22-latek z gminy Czechowice-Dziedzice nie mógł wybaczyć swojej rodzinie tego, że zabroniła mu jechać pod Sejm, gdzie związkowcy protestowali przeciwko przedłużeniu wieku emerytalnego. Postanowił więc protestować w domu – wdrapał się na strych z butlą gazową i zapałkami i zagroził, że wysadzi się w powietrze. W porę przyjechała policja.
PROTESTANT
Na swoje ofiary polował na Polach Grunwaldzkich w przededniu rekonstrukcji bitwy. Upatrywał mieszkanek obozów rycerskich, a kiedy te oddalały się od grupy – napadał je i gwałcił. Za te czyny Janusz M. został skazany na 10 lat więzienia, 50 tys. zadośćuczynienia, a po odsiadce – 10-letni zakaz wstępu na Grunwald. Opracowała WZ
KRZYŻACKIE GWAŁTY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Wiązanie Kościoła z państwem to droga donikąd. Jestem za likwidacją Funduszu Kościelnego; w ogóle zrezygnowałbym z pieniędzy z budżetu na działalność kościelną. Zaproponowałbym dobrowolny podatek wiernym. Księża powinni sami płacić składkę na ubezpieczenie społeczne (…). Każdemu, kto mówi, że Kościół w Polsce jest prześladowany, powiem, że bredzi (…). Z ludźmi Palikota trzeba rozmawiać, a nie ich opluwać. W słowa zwolenników Ruchu Palikota należy się wsłuchiwać. (ks. Wojciech Lemański)
Ten zakłamany oligarcha z Torunia. (poseł Stefan Niesiołowski, PO, o ks. Rydzyku)
Nie wierzę polskim biskupom, gdy mówią o „zerze tolerancji dla pedofilów”. (Roman Graczyk, publicysta katolicki)
Znałem zakonnicę, która mówiła o piekle tak, jakby się tam urodziła. (Stefan Friedmann, aktor i satyryk)
Nie ma bardziej porażającego widoku, jak w świecie narastających nierówności i wykluczenia Kościół zdradzający pokaźne bogactwo materialne, a zarazem mizerię duchową. (Jarosław Makowski, filozof i teolog)
Uważam, że więcej korzyści przyniosłaby religia ludziom wierzącym i niewierzącym, gdyby nie Kościół. Jezus Chrystus bez Kościoła doskonale się obył. Najpiękniejsze fragmenty Ewangelii są wręcz antyklerykalne. (Luc Ferry, filozof francuski)
W ostatnich dwóch latach ubyło aż 2 mln wiernych przybywających na plac Świętego Piotra lub do Castel Gandolfo. Spadła popularność Benedykta XVI. (Marco Politti, watykanista) Wybrali: SH, AC
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
POLAK POTRAFI
UCHODŹCA
Kardynał Stanisław Dziwisz oświadczył, że „odejście Jana Pawła II było wydarzeniem paschalnym”. Do niedawna sądziliśmy, że takim wydarzeniem według Kościoła była śmierć Jezusa. Ale cóż, skoro Karol Wojtyła wygryzł już Boga Ojca (jako „Ojciec Święty”), to dlaczegóż miałby nie zrobić tego samego Jezusowi? Pozostaje teraz czekać na zesłanie „Ducha Wojtyły”. W ten sposób duchowni z Polski mogą przejąć wszelkie znane miejsca pracy, nawet te w niebie. MaK
W niewyjaśnionych okolicznościach popełnił samobójstwo ksiądz Ryszard K., 53-letni proboszcz z Kunowa w Wielkopolsce. Wiadomo na razie tylko tyle, że ten lubiany duchowny starannie przygotował się do samobójstwa, pisząc listy pożegnalne. Samobójstwa księży nie są czymś rzadkim – w samej diecezji tarnowskiej za rządów abp. Skworca odebrało sobie życie 6 duchownych. MaK
dopuścili do tego koledzy z PiS. Od tamtego momentu nie można było jednak w ogóle otworzyć przewodu sądowego, bo M. cały czas przedstawiał zwolnienia lekarskie. Sąd jednak stracił w końcu cierpliwość do tej zabawy i zarządził aresztowanie. KC
BYWAJ ZDRÓW!
ROZNOSZENIE NIEBA Zdaniem ks. Konrada Krajewskiego – ceremoniarza Jana Pawła II – polski papież „był blisko Boga i dlatego roznosił po ziemi niebo”. Rzeczywiście, niektórzy Afrykańczycy (ale przecież nie tylko oni) szybciej znaleźli się w niebie za pośrednictwem AIDS, bo pod wpływem JPII nie używali prezerwatyw. Alleluja i do przodu! MaK
RELATYWIZM ROZWODOWY Rozwód, rzecz tak przez Kościół potępiana i wręcz niedopuszczalna, może się okazać zrządzeniem Opatrzności, gdy w grę wchodzi nawrócenie na katolicyzm. „Gość Niedzielny”, wspominając śmierć dawnego marksisty prof. Edwarda Ciupaka (ojciec prof. Magdaleny Środy), upublicznił fakt jego nawrócenia pod wpływem żony. Tyle tylko, że jego katolicka małżonka żoną była drugą z kolei, poznaną po rozwodzie z pierwszą. Nie przeszkadza to ks. Lorkowi ogłosić, że druga małżonka „została profesorowi postawiona na drodze przez Boga”. Cóż, jak mówi Pismo, co Bóg rozłączył… Czy jakoś tak... MaK
NARODOWIEC ZA KRATKAMI Ryszard M., pracownik lubelskiego Urzędu Miasta, a zarazem prezes Stowarzyszenia Narodowego im. Romana Dmowskiego i aktywista narodowo-katolicki, najbliższe 3 miesiące przesiedzi w areszcie. Powodem zamknięcia M. jest jego notoryczne niestawianie się przed Sądem Rejonowym Lublin-Zachód, gdzie występuje w charakterze oskarżonego. Prokuratura zarzuciła mu bowiem, że w trakcie procesu rozwodowego kierował groźby karalne wobec adwokata swojej żony. Akt oskarżenia wpłynął do sądu w listopadzie 2007 roku. Ryszard M. był naonczas przewodniczącym rady ławniczej przy sądzie rejonowym. Kierownictwo sądu chciało, by w takiej sytuacji Rada Miasta odwołała go z funkcji ławnika, ale w głosowaniu nie
wciąż zalegają półki w siedzibie Promocji Regionu Chojnickiego, to burmistrz Arseniusz Finster w 2012 roku postanowił wydać kolejne rozważania, tym razem autorstwa abp. Henryka Muszyńskiego. Ich edycji już na szczęście nie wsparł publicznymi pieniędzmi, ale – jak się chwali – osobiście wyszukał tajemniczego sponsora, który w kwocie 4 tys. zł sfinansował wydanie 3 tys. egzemplarzy. „Mam nadzieję, iż zawarte w niniejszej publikacji rozważania nad drogą krzyżową umocnią czytelników nie tylko w wierze, ale pozwolą ideały chrześcijaństwa przenieść na grunt życia codziennego i wzajemnych relacji międzyludzkich” – napisał Chojnicki burmistrz w przesłaniu zamieszczonym na okładce. Robi sobie chłop jaja na Wielkanoc… AK
UCZELNIANE „ALLELUJA” Urząd ds. Cudzoziemców nie przyznał Ugandyjczykowi prawa do azylu w Polsce, ponieważ jest gejem. Ludzie homoseksualni są w Ugandzie prześladowani, a za seks z osobą tej samej płci grozi więzienie. Polski urząd nie kwestionuje orientacji seksualnej Afrykańczyka, ale uważa, że… w Ugandzie nic mu nie grozi. W ciągu ostatnich pięciu lat na 17 osób, które w Polsce szukały ratunku z powodu swojej orientacji seksualnej, status uchodźcy przyznano tylko 1 osobie. MaK
CUD OPERACJI Kościół znalazł wreszcie „cud” wymagany do wyniesienia kardynała Stefana Wyszyńskiego na ołtarze. Chodzi o kobietę chorą na raka, której stan znacząco się poprawił po modłach do zmarłego kardynała i po operacji. W tej sytuacji na ołtarze wypadałoby wynieść także zespół chirurgów jako „narzędzi bożych” operujących „cudownie uzdrowioną”. No i jeszcze miliony „cudownie uzdrowionych” w podobny sposób. MaK
BURMISTRZ PROMOCJI Urząd Miasta Chojnice od 2010 roku czynnie angażował się w organizowaną w Wielki Piątek przez Akcję Katolicką drogę krzyżową. W 2010 i 2011 roku czynił to, współfinansując ze środków na promocję samorządu terytorialnego wydawanie drukiem rozważań na każdą stację drogi krzyżowej. I choć te „promujące samorząd” wydawnictwa kolportowane w cenie 10 zł
5
NA KLĘCZKACH
Uniwersytet Jagielloński słynie z wysyłania do swoich pracowników i kontrahentów kartek świątecznych z religijnymi życzeniami. Oto próbka tegorocznej wielkanocnej twórczości Biura Promocji UJ, zamieszczonej na kartce obok wizerunku Jezusa zmartwychwstającego: „Święto Wielkiej Nocy to czas odradzania się wiary w siłę Chrystusa (…). Życzymy, aby święta przyniosły wzajemną życzliwość…”. Gdyby uczelnia naprawdę była ludziom życzliwa, to nie częstowałaby tysięcy osób dawką nachalnej, religijnej propagandy. MaK
FREUDYZM PRZYKOŚCIELNY Krzysztof Masłoń, publicysta prawicowej „Rzeczpospolitej”, wdał się w analizę snów Mirona Białoszewskiego, wybitnego literata z czasów PRL, który był homoseksualistą. Z pamiętnikarskich zapisów Białoszewskiego wynika, że miewał on wizje senne z motywami religijnymi i erotycznymi. Masłoń oświadczył z wielką pewnością siebie, że „bierze się to po prostu z grzechu”. A skąd się bierze „grzech”? Czy nie z wyobraźni ludzi Kościoła? MaK
OCHOTNICY NA SZÓSTKĘ W Łodzi odbył się doroczny marsz młodych katolików z okazji Niedzieli Palmowej. W tym roku maszerowało około 1000 osób. Według „Gazety Wyborczej” niektórzy uczestnicy pobożnej imprezy przyznawali, że idą, aby dostać szóstkę z religii albo dlatego, że „katechetka kazała”. MaK
PIERŚCIONKI DLA ŚWIĘTEGO Wprawdzie huczna impreza z okazji jubileuszu sześćsetlecia urodzin św. Jana z Dukli planowana jest dopiero w 2014 roku, jednak ojcowie bernardyni z sanktuarium w Dukli już teraz dopraszają się o urodzinowe prezenty. W ramach „podziękowań św. Janowi” apelują do wiernych o składanie w zakrystii wotów dziękczynnych. Zdaniem bernardynów św. Jan z Dukli oczekuje prezentów w postaci biżuterii, a w szczególności łańcuszków, pierścionków i bransoletek. AK
ŚWIĘTA BEZCZYNNOŚĆ W trosce o powagę świąt wielkanocnych już od południa w Wielki Czwartek należy powstrzymać się od prac polowych – instruuje parafia pw. NMP w Obszy. W Wielki Piątek nie wolno oglądać telewizji, słuchać muzyki ani korzystać z internetu. To na szczęście dotyczy tylko „wierzących”. Jednak wielebny w Wielki Piątek nakazuje wszystkim właścicielom sklepów i restauracji zaniechać sprzedaży alkoholu. Do tego gromi urządzanie zabaw w… Wielkanoc! Sam Watykan co prawda bawić się w Wielkanoc nikomu nie zakazuje, ale zdaniem proboszcza z Obszy wielkanocne zabawy „niosą ze sobą smutne skutki”, to jest „utratę łaski uświęcającej, czyli możliwość przyjmowania komunii świętej” oraz lekceważenia następnego dnia uczestnictwa we mszy. I tu go mamy. Pasterz parafii pw. św. Jana Vianneya w Żabnicy kategorycznie
zabrania swoim owieczkom robienia zakupów i mycia okien w Wielki Piątek i Wielką Sobotę, a w parafii w Lachowicach duszpasterski zakaz kupowania (sic!) i sprzątania dotyczy całego Wielkiego Tygodnia. Wielebni z ambon nawołują, by Wielki Piątek stał się w Polsce – podobnie jak w Niemczech – „dniem ciszy”. Świeckie władze ochoczo się do tych nakazów stosują, choć Wielki Piątek wciąż jest w Polsce ustawowo dniem pracy. Nic to! O tym, że 6 kwietnia br. urzędnicy nie pracują, uprzejmie petentów informują urzędy gmin w Mszanie Dolnej, Krzyżanowicach, Chałupkach, Łapszach Niżnych, Wiśniowej… Ponadto w Wielki Piątek tradycyjnie od lat wolne robi sobie większość bibliotek publicznych. A od czwartku do niedzieli – kiedy dzieciaki mają wolne! – wolne robią sobie również kompleksy sportowe „Orliki 2012”. AK
ŚWIĘTY BANDYTA Telewizja RAI ujawniła, że to sam kardynał Ugo Poletti, były szef episkopatu Włoch, wydał zgodę na katolicki pogrzeb i uroczyste pochowanie włoskiego bandyty Enrica De Pedisa – niczym biskupa! – w bazylice Świętego Apolinarego. De Pedis był jednym z najbardziej znanych mafiosów Rzymu, a jego banda miała układy z katolickimi politykami i hierarchami. Według jednej z wersji grupa De Pedisa miała stać za porwaniem Emanueli Orlandi, nastoletniej obywatelki Watykanu, której do dziś nie odnaleziono. MaK
ŚWIĘCENIE NEOFITÓW Kościół uwielbia pokazywać światu przykłady nawróconych na katolicyzm. Po nawróconych Żydówkach (m.in. Edycie Stein) przyjdzie najprawdopodobniej pora na byłą mormonkę. Chodzi o żyjącą w I poł. XX wieku Corę Evans, amerykańską stygmatyczkę, która wychowała się w rodzinie mormońskiej, a nawet wzięła ślub w świątyni tego wyznania. Beatyfikacyjny proces ma poprowadzić diecezja w Monterey w Kalifiorni. MaK
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Fot.: pila.salezjanie.pl
6
Braterstwo broni Salezjanie księdza Jana Bosco zgodnie ze swoją regułą zajmują się przede wszystkim wychowaniem młodzieży. Wychowują – jak się okazuje – do wszystkiego. Ksiądz Michał Kollek (na zdjęciach), zanim trafił do seminarium, odbył służbę wojskową. Takie było zresztą największe jego marzenie. Żeby je spełnić, zgłosił się więc do Wojskowej Komisji Uzupełnień, gdzie dostał przydział na czteromiesięczny kurs dowódców drużyn, złożył przysięgę, no a później stał się pełnoprawnym żołnierzem. Swoje wspomnienia z tego okresu ksiądz Michał opisał w „Czasie łaski” – biuletynie Salezjańskich Wspólnot Ewangelizacyjnych (21/2010). Stamtąd dowiadujemy się m.in., że kadetem był niezwykle przykładnym i jeszcze bardziej pobożnym. Do koszar pojechał z Biblią w plecaku, a w końcu rozmodlił niemal całą kompanię.
J
Oprócz powołania do munduru odkrył w sobie w końcu zamiłowanie do sutanny. Kiedy więc wyszedł do cywila, wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego Towarzystwa Salezjańskiego. Obecnie ksiądz Michał jest katechetą w gimnazjum w Rumi i opiekunem liturgicznej służby ołtarza (dalej LSO) tamtejszej parafii Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych. Wygląda na to, że o koszarach nie zapomniał, zaś swoich podopiecznych usiłuje zarazić nie tylko miłością do Najświętszej Panienki, ale również do militariów… Zbiórka, w jakiej w jedną z sobót uczestniczyli licealiści i gimnazjaliści z LSO, urozmaicona była grą
ogińska mądrość mówi: „Odłącz się od przeszłości, aby podążać w przyszłość”. Wydaje mi się to – w naszym narodowym kontekście – wyjątkowo uzasadnione. Ciągle tkwimy w rozpatrywaniu narodowych klęsk i niepowodzeń. No i w religijnym cierpiętnictwie. Od dziecka zadawałam sobie pytanie: „Dlaczego świętujemy 1 września, a nie 9 maja?!”. I kiedy po raz enty widziałam w programie telewizyjnym „Akcję pod Arsenałem”, zastanawiałam się, co też takiego przynosi Polakom rozdrapywanie ran. Nie żebym nie szanowała poświęcenia polskich żołnierzy, cywili, tych wszystkich bohaterów wojennych lat, i tych, którzy robili co mogli, aby ratować ojczyznę i przetrwać zarazem, i tych, którzy ratowali innych. Ale czy to o nich mówi 1 września? O ileż logiczniejsze wydawało mi się radosne świętowanie zwycięstwa nad straszliwym nazizmem niż po pierwsze – rozdrapywanie zaschłych już ran, a po drugie – przypominanie o zwycięskim najeździe nazizmu (nietrwałym na szczęście!). Czy wyobrażacie sobie, że w byłych państwach kolonialnych zaczęto by nagle świętować wprowadzenie niewolnictwa zamiast rocznicy jego zniesienia?! Jakiż wywołałoby to niesmak i skandal – na skalę całego globu! Czy nie przyjemniej i logiczniej byłoby powiedzieć światu, a przede wszystkim następnym pokoleniom, które o wojnie mają już mgliste pojęcie: „Patrzcie, potrafiliśmy działać razem, logicznie myśleć, zniszczyć wielkie zło XX wieku”. I tak właśnie dzieje się w wielu innych krajach. We Francji na przykład nie wspomina się prawie wcale ani 1 września, ani rzeczywistej daty przystąpienia tego kraju
terenową. Polegała na tym, że chłopcy, sunąc po półmetrowym śniegu, mieli się dostać do punktu zbornego. Po drodze były zadania: zbieranie mleka kokosowego, stawanie na rękach czy zbijanie krzesła. Na koniec – ognisko z kiełbaskami. Uczestnikom „zabawy” dla zbudowania napięcia zasłonięto oczy, a żeby na pewno nic nie widzieli – dodatkowo zaklejono je taśmą. Starsi chłopcy mieli maski przeciwgazowe, a w rękach dzierżyli broń. Ot, takie kościelne gierki. Zdjęcia z owej „zabawy” zostały zamieszczone w internecie. Znaleźli się jednak tacy parafianie księdza Michała,
do II wojny światowej, za to 8 maja jest dniem wolnym od pracy, odbywają się też uroczystości cywilno-wojskowe. W Holandii nie pracuje się 5 maja z tego samego powodu. A skoro jestem już przy innych państwach i kulturach, to warto wiedzieć, z czym kojarzy się obcokrajowcom turystyka w Polsce. Pomyślicie pewnie, jak i ja w mojej naiwności, że z plażami nad Bałtykiem albo z wypoczynkiem narciarskim, ewentualnie z jeziorami lub Puszczą Białowieską. No, jeszcze jakieś pomysły?
którym tego rodzaju zabawy z bronią do gustu nie przypadły. Właśnie oni o sprawie zawiadomili „FiM”. – Z okazji każdej rocznicy śmierci świętego Jana Bosco jego następcy zastanawiają się jakoby, jak dziś prowadziłby on swoje dzieło,
A przecież kto mówi „Chrystus”, rozumie cierpienie, niesprawiedliwość, ból, smutek, śmierć. Szkoda, że w naszym kraju nie ma miejsca na Chrystusowe zmartwychwstanie… Mimo to odniosłam wrażenie, że coś w narodzie drgnęło. Otóż przed wyborami Wanda Nowicka powiedziała („FiM” 38/2011), że Polska zbyt często ogląda się w przeszłość. „Jak nie powstanie warszawskie, to Smoleńsk”. Bo oglądamy się głównie w smutną przeszłość. Dużym zaskoczeniem była dla mnie wypowiedź
Klęski umiłowane Otóż nie – dla statystycznego turysty z tzw. Zachodu polską „atrakcją” jest Oświęcim. Dobrze, że istnieje kraj, który tę trudną pamięć przechowuje. Ale, do licha, nikt mi nie powie, że miliony przybyszów z zagranicy postawiło znak równości między naszym krajem a obozem Auschwitz-Birkenau. Polska wyrobiła sobie taki image i wygląda na to, że to jej właśnie odpowiada. Wszak nie od dziś przedstawia siebie jako kraj bezbronny, wiecznie umęczony przez złych ludzi: jak nie przez Szwedów, to przez zaborców; jak nie przez zaborców, to przez Niemców; jak nie przez Niemców, to przez Związek Radziecki… i tak do wyboru, do koloru – w zależności od poglądów politycznych. „Polska Chrystusem narodów” – napisał Mickiewicz i wpakował nas w tę typową dla romantyzmu polityczno-katolicką kabałę na dobre, nikt bowiem nie potrafi jej przerwać.
Lecha Wałęsy w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. „Ja nie świętuję klęsk” – powiedział, ucinając próbę dyskusji na temat tego wydarzenia. I choć daleka jestem od nazwania stanu wojennego klęską, myślę, że znamienna i pozytywna jest taka chęć zerwania z rozdrapywaniem ran, z samookaleczaniem się niczym filipińscy biczownicy na Wielkanoc. Już po raz drugi przywołuję tu Chrystusa. Zauważyliście kiedyś, co stało się symbolem religii, którą zapoczątkował, a która w wersji katolickiej tak owładnęła Polakami i ich krajem? Krzyż. Krzyż, na którym umarł Chrystus i skonały tysiące innych skazańców tamtego okresu (była to wówczas dość popularna kara). Krzyż – symbol cierpienia i śmierci – stał się znakiem rozpoznawczym ogromnej religii, która milionom ludzi wytycza drogę, dyktuje, jak i o czym myśleć. W świetle tego faktu łatwiej zrozumieć polską tendencję do gloryfikacji
jak wychowywałby młodzież. Czy wywijanie kałasznikowem wpisałoby się w jego nauki? – pytali oburzeni. Autentycznie nie wiemy, co o tym myśleć, nie znamy też opinii dzieciaków; może im to odpowiada? Samo zajmowanie czasu młodym jest według nas pozytywne, ale czy na pewno w ten sposób? O to, skąd chłopcy mieli broń oraz czy to aby na pewno odpowiednia zabawa dla dzieci, zapytaliśmy więc księdza Michała. Odpisał proboszcz jego parafii, ks. Kazimierz Chudzicki: „Proszę wybaczyć, ale znając profil Państwa pisma, na Państwa pytania nie udzielimy odpowiedzi”. Amen. JULIA STACHURSKA
męczeństwa. Jesteśmy na wskroś przesiąknięci tezami i tradycjami wyznania, które męczeństwo i cierpienie podnoszą do rangi najwyższej wartości. Wygląda na to, że nie umiemy się cieszyć, bo jesteśmy katolikami. To chyba nie przypadek, że właśnie laickie społeczeństwa wolą – w przeciwieństwie do nas – świętować Dzień Zwycięstwa. Także w tych krajach pewne elementy chrześcijaństwa zacierają się – piekło nie ma tam powodzenia i kaznodzieje powstrzymują się od prawienia o nim, a spowiedź indywidualna przestała istnieć kilkadziesiąt lat temu, bo po co rozpamiętywać swoje błędy, skoro lepiej się na nich uczyć. Głęboko wierzący wolą zaś oznaczać się starochrześcijańską rybką (np. na samochodach) niż krzyżem. Jestem szczerze przekonana, że większa doza laickości pozwoliłaby nam zmienić sposób patrzenia na świat. Usunęłaby z nas strach przed popełnianiem błędów (będący pochodną kościelnej doktryny o piekle) i otworzyła na odważne planowanie przyszłości. Planowanie z rozsądkiem i nadzieją, bez oglądania się na minione katastrofy, których męczeństwo prawdziwe (wojna) lub domniemane (Smoleńsk) wszak i tak nie pomoże nam w życiu. Ani nas nie zbawi. Bo czy naprawdę w kraju, w którym już żyć ciężko, w którym wydaje się fortunę na leki, walczy o pracę i o przeżycie, potrzeba nam na dodatek ciągłego przypominania potknięć, błędów, klęsk, zła i cierpienia? „Nic tak nas nie mobilizuje do działania, jak powodzenie, nie mówiąc już o szczęściu” – napisała kiedyś Maria Czubaszek. Tego, niestety, katolicka filozofia Polakom nie zapewnia. AGNIESZKA ABÉMONTI-ŚWIRNIAK PARYŻ
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r. Giovanni Battista Montini, czyli Paweł VI sprawujący pontyfikat w latach 1963–1978, był gejem i nikomu to nie przeszkadzało. Do czasu, aż posunął się zbyt daleko w świątobliwej obłudzie i zaczął ostro piętnować ludzi homoseksualnych. Po jednej z takich papieskich mądrości o „ludziach wynaturzonych”, zakomunikowanej światu w styczniu 1976 roku, głos zabrał francuski pisarz Roger Peyrefitte, który na łamach włoskiego tygodnika „Il Tempo” (dokładnie 4 kwietnia w numerze 13/1976) przypomniał Pawłowi VI, że gdy był jeszcze arcybiskupem Mediolanu, odwiedził po cywilnemu lupanar dla mężczyzn. Miał tego dnia pecha, bo został schwytany przez karabinierów w niedwuznacznej sytuacji z pewnym „rudowłosym aktorem”, w którym kochał się tak bardzo, że przyjął jego imię – Paolo – z numerem porządkowym VI („piątką” był Camillo Borghese, zasiadający na tronie Piotrowym w latach 1605–1621). Choć Peyrefitte nie wymienił nazwiska niegdysiejszego partnera Montiniego, dla znawców tematu i środowiska artystycznego było oczywiste, że miał na myśli znanego włoskiego aktora Paola Carliniego (na zdjęciu obok). Artysta zagrał m.in. w „Rzymskich wakacjach” z Audrey Hepburn i Gregorym Peckiem. „Pracowałem z nim w 1970 roku przez sześć miesięcy w musicalu. Już na pierwszej próbie niemal wszyscy mówili mi: »Wiesz, że gra z nami chłopak papieża?«. To była tajemnica poliszynela. Jedna z aktorek podwoziła go swoim samochodem na teren Watykanu, a wcześniej – do rezydencji w Mediolanie. Carlini był utalentowanym i charyzmatycznym aktorem oraz uroczym człowiekiem. Fakt, że miał romans z papieżem, absolutnie nie promował go w karierze” – wspominał 30 lat później aktor Rodford Barrat. Publikacja „Il Tempo” tak bardzo ubodła papieża, że zareagował niesłychanie (jak na majestat urzędu) gwałtownie. Odniósł się do niej – mówiąc o brutalnym ataku – podczas modlitwy na Anioł Pański: „Wiemy, że nasz pełnomocnik kardynalski i włoska konferencja biskupów wezwała was do modlitwy za naszą skromną osobę, która stała się obiektem drwiny i strasznych, obelżywych aluzji ze strony pewnej gazety, której zabrakło należytego szacunku dla uczciwości i prawdy. Dziękujemy wam wszystkim za ten dowód szczerej wiary i poczucia moralności” – powiedział w Niedzielę
PRZEMILCZANA HISTORIA
Romans papieża Palmową do około 20 tys. osób zgromadzonych na placu św. Piotra, a Watykan zażądał od władz zniszczenia całego włoskiego nakładu jednej z książek Peyrefitte’a. Na marginesie dodajmy, że o sekretach uczuciowego i namiętnego seksualnie związku z Pawłem VI Carlini opowiedział tuż przed śmiercią (zmarł nagle 3 listopada 1979 r. w wieku 57 lat) swojemu przyjacielowi pisarzowi Biagio Arixiemu, który zbeletryzował tę historię w skandalizującej książce „Syn biskupa” (rok wyd. 1988), kontynuowanej pod tytułem „Grzech w szkarłacie” (2009 r.). W piątek 26 stycznia 2006 r. wybuchła kolejna bomba. Oto tygodnik „L’Espresso” dotarł do tajnych dotychczas notatek nieżyjącego dowódcy karabinierów generała Georgia Manesa (zastępca komendanta głównego w latach 1963–1968), z których wynikało, że w 1967 r. podjęto próbę zaszantażowania Pawła VI jego romansem. Grupa polityków żądała ustąpienia głowy Kościoła, a za sprawą miał stać prezydent Giuseppe Saragat. Oto notatki: „Prałat Franco Costa (przyjaciel Pawła VI – dop. red.) przyszedł do M. na pertraktacje” – cytowany w tygodniku zapis został sporządzony przez gen. Manesa 30 marca 1967 r. w oparciu o informację uzyskaną od Maria Tanassiego (wpływowy polityk partii socjaldemokratycznej, późniejszy minister obrony – dop. red.); „Chadecja chciałaby ocalić papieża, ale S. jest zdecydowany (według „L’Espresso” chodzi o Saragata – dop. red.). Prałaci wciąż przychodzą do niego, prosząc o pomoc w znalezieniu kompromisu” – odnotował po kilku dniach generał. 25 czerwca 1969 r. Manes napił się w miejscu publicznym kawy i... padł, jakby go piorun poraził. Miał 63 lata. Lekarz stwierdził atak serca, ale rodzina byłego komendanta karabinierów (żona Mary i syn Renato) nie miała wątpliwości, że został otruty. Tym bardziej że z domu zginęła cała walizka jego prywatnych dokumentów...
„Ojciec zdradził kiedyś w domu, że zanim Montini został papieżem, utrzymywał również kontakty seksualne z zakonnicą” – twierdził Renato Manes. „Peyrefitte mylił się całkowicie, ponieważ w ścisłych kręgach kościelnych nie było tajemnicą, że monsignore Montini, zanim w 1963 roku został papieżem, miał przyjaciółkę, a nie przyjaciela” – napisze później Federico Folconi (najprawdopodobniej pseudonim skrywający polskiego korespondenta akredytowanego przy kościelnej centrali) w nieznanej poza naszym krajem książce „Watykan za zamkniętymi drzwiami”, opowiadającej o skandalach obyczajowych i finansowych tzw. Stolicy Apostolskiej. Przez kilka dni największe włoskie gazety rozpisywały się o przeszłości Pawła VI. Wyszło m.in. na jaw, że tajna policja zgromadziła w latach 60. bardzo bogate dossier związku arcybiskupa Mediolanu z Carlinim. Spotkania w Sion (Szwajcaria), wspólne wypady do Paryża... Czas wszakże pokazał, że władza zdołała jakoś dogadać się z Kościołem i Saragat „odpuścił” papieżowi grzechy. ~ ~ ~ W 1993 r. Watykan rozpoczął przygotowania do beatyfikacji Pawła VI, a nasz rodak Jan Paweł II obwieścił: ~ „Zostałem powiadomiony o wszczęciu procesu kanonizacyjnego mojego poprzednika Pawła VI. Dla mnie był to ojciec – w sensie bardzo osobistym. Mogę więc tylko wyrazić swoją wielką radość i wdzięczność” (przemówienie z 13 maja do biskupów zgromadzonych na Konferencji Episkopatu Włoch); ~ „Pragnę, by w bardzo krótkim czasie mógł się szczęśliwie zakończyć proces beatyfikacyjny Pawła VI. Módlmy się, aby Pan rychło
pozwolił nam ujrzeć swego sługę wyniesionego do chwały ołtarzy” (7 sierpnia podczas uroczystości związanych z piętnastą rocznicą śmierci). Ten proces gwałtownie wyhamował w 1998 r. za sprawą ks. Luigiego Villi (doktor teologii, były osobisty sekretarz kardynała Alfreda Ottavianiego, wiceszefa Kongregacji Nauki Wiary będącej następczynią Świętej Inkwizycji). Ksiądz Villa podjął się roli „adwokata diabła” i w książce „Paweł VI
błogosławiony?” zmasakrował kandydata przede wszystkim od strony teologicznej, ale kilkakrotnie wypowiedział się również o kwestiach intymnych: ~ „jego życie moralne było bardzo niejasne”; ~ „niejednokrotnie mówił w sposób aluzyjny bądź między wierszami o swych »preferencjach«”; ~ „bezsprzecznie jego reputacja moralna jest zła”. „Trzeba być wyzbytym wszelkiej miłości do Kościoła i do dusz, nie mówiąc już o zdrowym rozsądku, aby ośmielać się wystąpić z inicjatywą mającą na celu ogłoszenie Pawła VI błogosławionym” – taki był finalny wniosek ks. Villi.
7
Kolejny dotkliwy cios zadał Franco Bellegrandi, profesor historii najnowszej uniwersytetu w Innsbrucku (Austria), były Szambelan od Kapy i Miecza Jego Świątobliwości oraz współpracownik watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano”. W okresie pontyfikatu Pawła VI sprawował funkcję członka Guardia Nobile – parawojskowej formacji wolontariuszy rekrutujących się z rodzin szlacheckich, a zajmującej się asystowaniem papieżowi przy różnych oficjałkach. W 1977 roku napisał on książkę „Nikitaroncalli: inne życie papieża” (wydana dopiero 17 lat później), w której promocji osobiście uczestniczył kardynał Silvio Oddi, mimo że zawartość owego dzieła była dla Kościoła porażająca. Bellegrandi ujawnił m.in., że: ~ związek z Carlinim trwał jeszcze po wyborze Montiniego na papieża; ~ aktor miał nieskrępowany dostęp do watykańskiej alkowy Pawła VI („Często był widywany przy papieskiej windzie nawet w nocy. Mógł swobodnie wejść i wyjść, kiedy chciał”); ~ obaj panowie spędzali wspólnie wakacje, „uciekając wówczas w Alpy Szwajcarskie”. Temat preferencji seksualnych Pawła VI odżył we włoskich mediach w 1998 roku po tragicznej śmierci znanego arystokraty. Enrico Sini Luzi nosił tytuł Cerimoniere del Papa, jedno z najwyższych kościelnych wyróżnień, jakie może otrzymać osoba świecka. Uprawnia do osobistego posługiwania papieżowi, otwiera drzwi do jego prywatnych apartamentów, pozwala na kontakt z głowami państw, gdyż to właśnie cerimoniere doprowadza królów i prezydentów przed oblicze głowy Kościoła. Wszedł na salony watykańskie w okresie pontyfikatu Pawła VI i sprawował tę zaszczytną funkcję do 4 stycznia 1998 roku, kiedy to został zmasakrowany kandelabrem w wynajmowanej przez siebie garsonierze. Śledztwo wykazało, że był aktywnym homoseksualistą, a mieszkanie służyło mu do miłosnych schadzek. Zabójstwo przypisano rumuńskiemu nielegalnemu imigrantowi Paulowi Badei (nigdy nie przyznał się do winy), choć jeden z członków rodu Luzich zeznał, że zamordowany krewniak opowiadał kiedyś z wyczuwalnym strachem, iż nosi w sercu tajemnicę, której ujawnienie mogłoby wstrząsnąć Kościołem. Miał się tak wyrazić tuż po wspomnianej na wstępie publikacji Peyrefitte’a w „Il Tempo”... ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE zatoczyła koło. W tym samym miejscu zrodziło się inne kłamstwo, któremu świat nie może pozwolić trwać. 10 kwietnia 2010 roku wydarzyła się tragedia, która nie miała prawa się zdarzyć. Rządowe maszyny cywilizowanych krajów, prowadzone przez najlepszych pilotów, z najwyższymi delegacjami na pokładzie nie ulegają katastrofom. A jednak tak się stało (...)”. Co autorzy sugerują, to my tu nad Wisłą dobrze wiemy od dwóch lat, ale Belg, Francuz czy inny Hiszpan musi się w tym momencie zamienić w wielki znak zapytania. Tym bardziej że dalej czyta, iż temu, co się stało, nie są winni sami tylko „Ruscy”, ale w pewnym sensie i przywódcy jego rodzinnego kraju: „Lech Kaczyński był politykiem odważnym, pryncypialnym i zawsze kierującym się prawdą. Powtarzali to wszyscy światowi przywódcy, niestety, częściej dopiero wówczas, gdy go już zabrakło. W czasie piastowania najwyższej funkcji w Polsce nie zawsze chętnie przyznawano mu
chciała wyprowadzić maszynę, lecz ta wciąż niebezpiecznie szybko się zniżała (...). Nie doszłoby do tych krytycznych chwil, gdyby kontrolerzy zamknęli lotnisko”. No a dlaczego nie zamknęli? Zwariowali? Spili się? Nic podobnego: „Wiadomo jednak, że to nie kontrolerzy podejmowali kluczowe decyzje. Kto na nich naciskał? Najwyraźniej przełożeni z Moskwy (...)”. Mało tego... Ci przełożeni (w domyśle Putin i jego kamanda) spowodowali, że „akcja ratunkowa była fikcją”, bo pogotowie ratunkowe przybyło – jak twierdzi broszura – dopiero 29 minut po katastrofie! Że to kłamstwo? A skąd nasz Belg, Francuz czy Hiszpan mają o tym wiedzieć? Znikąd. Tym bardziej że natychmiast muszą odpowiedzieć na pytanie: „Czy przy tak przeprowadzonej akcji była szansa na uratowanie kogokolwiek?”. A może jednak ktoś przeżył? Na ten temat też znajdziemy w dziełku Macierewicza mało zawoalowane sugestie:
Katastrofa rozumu Tu-154 spadł w Smoleńsku, bo Rosjanie rozpylili sztuczną mgłę, a przedtem zdetonowali na pokładzie samolotu co najmniej dwie bomby. Zanim jednak one wybuchły, piloci byli oszukiwani przez rosyjskich kontrolerów. A jak już na ziemi dopalały się szczątki maszyny, to agenci Putina dobijali rannych strzałami w tył głowy. Otóż nie, ten tekst nie powstał 1 kwietnia (w prima aprilis) jako okrutny żart sadystycznego wariata. To résumé głównych myśli zawartych w angielskojęzycznej broszurze, rozdawanej przez członków PiS w Brukseli, Strasburgu i Luksemburgu i oczywiście na Wiejskiej w Warszawie. Dostał to każdy z blisko ośmiuset europarlamentarzystów, ich asystentów, urzędników UE, NATO, ambasadorów, dziennikarzy itp. W sumie rozdano ponad 8 tys. egzemplarzy broszury pt. „Katastrofa smoleńska – ODRZUCONA PRAWDA”. Na szczęście zachodnia prasa pisała o publikacji w kategoriach politycznego folkloru, fanatycznego zacietrzewienia lub podawała ją za przykład cynicznego grania ciałami ofiar dla bieżących celów politycznych. Media polskie – nawet prawicowe – milczały na temat broszury, no bo raczej nie ma się czym chwalić… My jednak, dbając jak zwykle o to, aby Czytelnicy „FiM” byli najlepiej poinformowani, przedstawiamy fragmenty dzieła, które według naszych informacji wyszło spod pióra
tzw. zespołu Macierewicza (przy udziale „Gazety Polskiej”), a i ON sam, naczelny Policmajster IV RP, może się pochwalić osobistym autorstwem około 30 proc. tekstu. Zatem do dzieła… Na początku „durny czytelnik”, Europejczyk, do którego publikacja jest adresowana, musi wiedzieć, że do katastrofy smoleńskiej nie doszło ot tak sobie, lecz jest ona konsekwencją pewnego ciągu przyczynowo-skutkowego. Czyli kontekstu historycznego, bowiem „polska elita patriotyczna straciła życie w drodze do świętego miejsca dla Polaków – lasu, w którym w 1940 roku ponad 20 tysięcy polskich oficerów zginęło z rozkazu Stalina zabitych strzałami w tył głowy. Przez blisko 50 lat prawdę o tym straszliwym mordzie ukrywano. Za próby jej odkrywania groziła śmierć. Dopiero w latach 90. Moskwa przyznała, kto odpowiada za tę zbrodnię, choć wciąż robiła trudności – i robi do dziś – z rehabilitacją ofiar i ujawnianiem dokumentów (...)”. Co to ma wspólnego z dramatem, który wydarzył się 10 kwietnia 2011 roku? Bardzo wiele, bo „po 70 latach okrutna historia
rację, bo jego działania nie poddawały się politycznej poprawności, tak często wiążącej ręce europejskim politykom. Jednym z symboli jego prezydentury była wyprawa do Tbilisi 12 sierpnia 2008 roku (...)”. Tam, osamotniony wśród tłumu, wyrywał murom zęby krat, wołając: „Jesteśmy po to, aby podjąć walkę. Po raz pierwszy nasi sąsiedzi pokazali twarz, którą znamy od setek lat. To Rosja, to kraj, który chce podporządkować sobie sąsiednie kraje. My mówimy nie! Ten kraj uważa, że dawne czasy upadłego imperium wracają (...)”. Co na to Rosjanie? No przecież wytrzymać takich obelg nie mogli. Dodatkowo okrutny strach ich obleciał, że mały rycerz może stanąć na czele armii gruzińskiej i ruszyć na Moskwę. Ale od klęski wojennej jeszcze bardziej przerażająca była dla Moskwy „stanowczość polskiego prezydenta w dążeniu do zapewnienia Polsce bezpieczeństwa energetycznego poprzez uniezależnienie się od surowców rosyjskich (...)”. Ooo, to już współczesny parlamentarzysta powinien zrozumieć! Katyń był dawno i daleko, ale ropa i gaz to wciąż palące problemy. Po takich wstępach dzieło „Katastrofa smoleńska – ODRZUCONA PRAWDA” przechodzi ad rem: „Raport (rosyjski) w ogóle nie podjął wątku pracy kontrolerów z Siewiernego. Stwierdzono, że ich zachowanie nie przyczyniło się do katastrofy (...)”. Tymczasem każdy głupi, a każdy Prawdziwy Polak to już na pewno, wie, że „załoga
„Według doniesień medialnych w tajnych aktach polskiego śledztwa znajdują się zeznania oficera Biura Ochrony Rządu, który przyznał, że widział odjeżdżające na sygnałach z miejsca zdarzenia trzy karetki pogotowia. Rzecznik polskiego MSZ w pierwszym komunikacie poinformował, że trzy osoby przeżyły katastrofę. Dopiero później to zdementowano (...)”. Zatem trzy osoby przeżyły. Może prezydent? Może jego żona? I ktoś jeszcze. Świadkowie, wiadomo… Macierewiczowi i spółce nawet tak obrzydliwych sugesti jest mało. Bo oto w broszurze czytamy dodatkowo, że „oddzielną kwestię stanowi zagadkowy film z miejsca katastrofy, który krótko po tragedii pojawił się w internecie. Nakręcony został telefonem komórkowym 2–5 minut po katastrofie – prawdopodobnie (do dziś nie ustalono autora z całą pewnością) – przez pracownika pobliskiego warsztatu samochodowego. Na nagraniu widać miejsce katastrofy z małymi ogniskami, jeszcze przed przyjazdem straży pożarnej. W tle biegają niezidentyfikowani ludzie, słychać okrzyki, ale najbardziej tajemnicze wydają się cztery wybuchy, brzmiące jak strzały z broni palnej! (...)”. Podobnie jak Wy jesteśmy bardzo ciekawi, czy ktokolwiek z kilku tysięcy czytelników kolportowanego przez PiS wydawnictwa uwierzył, że ze smoleńskiej katastrofy ocalały trzy osoby (później zostały gdzieś w karetkach wywiezione i pewnie zamordowane), ale
była też pewna liczba pasażerów mniej lub bardziej rannych, które to ofiary tajna rosyjska policja dobijała strzałami w głowę. Na miejscu katastrofy! A jednak to nie ofiary rozstrzeliwane na miejscu i umierające na płycie smoleńskiego lotniska są największym kłamstwem dotyczącym katastrofy. A co nim jest? A brzoza! Nie jest możliwe – zdaniem Macierewicza i jego ekspertów – aby wielki samolot mogł się rozbić o gałąź. „Największą manipulacją smoleńską jest hipoteza o śmiercionośnym zderzeniu Tu-154 z drzewem, które miało zapoczątkować proces rozpadania się maszyny, zarówno według polskiej, jak i rosyjskiej komisji. Do zderzenia miało dojść kilkaset metrów przed pasem startowym, w wyniku czego tupolew miał stracić kilkumetrowy fragment skrzydła (...)”. No co? Tylko głupi może w to uwierzyć. Głupi albo ktoś, kto nie wie, że wszelkie zdjęcia ściętej przez Tu-154 brzozy i innych drzew na trasie spadającej maszyny są zmanipulowane! A tak, dobrze przeczytaliście – ZMANIPULOWANE! W photoshopie. Broszura donosi o tym tak: „Jak w takim razie wytłumaczyć wszystkie ścięte drzewa, znane ze zdjęć zarówno w oficjalnych raportach, jak i na wielu stronach internetowych? Problem w tym, że autorem większości z nich jest człowiek o niskiej wiarygodności. To Siergiej Amielin, fotograf ze Smoleńska, który po katastrofie wykonał ponad 100 zdjęć (...)”. ~ ~ ~ I może to by było na tyle. Istnieje wszak jakaś masa krytyczna, nie tylko bomb, które miały rozerwać prezydencki samolot (o tym jest w innym miejscu broszury), ale przede wszystkim bredni, które może przyjąć najcierpliwszy nawet papier. Nasz – Polaków – problem jest jednak taki, że do tej pory z podobnymi kretyństwami musieliśmy zmagać się na własnym podwórku. Dla głupców, których nad Wisłą nie sieją, okazało się ono jednak zbyt małe i trzeba im było wypłynąć na szersze, europejskie wody. Cyniczna gra w trupy przeniosła się ze stron „Gazety Polskiej” na ulice Brukseli i Strasburga. Jakimś małym pocieszeniem jest być może fakt, że autor tych idiotyzmów jest bardzo dumny ze swojego cynicznego szaleństwa, bo tak oto chwali się w broszurze: „Dużą pracę przy odkrywaniu prawdziwych okoliczności katastrofy wykonano dzięki (...) zaangażowaniu (...) zespołu parlamentarnego kierowanego przez posła Antoniego Macierewicza. Ujawnił on mnóstwo sprzeczności, nieścisłości oraz fałszerstw w oficjalnych przekazach, w tym sporo wspomnianych powyżej (...)” BREDNI!!! MAREK SZEBNORN ARIEL KOWALCZYK
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
KORESPONDENCJA „FiM”
9
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Bruksela
nie wierzy łzom 28 marca 2012 roku, godz. 9.50, z dwudziestominutowym opóźnieniem rozpoczyna się kolejna odsłona posmoleńskiego obłędu PiS. Tym razem w Brukseli. Na publicznym wysłuchaniu o demagogicznym tytule: „Smoleńska katastrofa – Odrzucona prawda” siedzi 120, a stoi ze 30 osób przywiezionych z Polski. Nie bardzo wiadomo po co. W kraju byłoby taniej i tłoczniej, a efekt zdecydowanie większy, bo Bruksela nie wierzy posmoleńskim łzom. I nie chce ich oglądać. A międzynarodowej komisji nie powoła, bo nie ma takich kompetencji. Toteż europosłów innych niż polscy nie widać. Naszych, oprócz PiS-owskich, zaledwie czterech – Cymański, Kolarska-Bobińska, Migalski – ale murem, od początku do końca, wysiedziała tylko osoba czwarta, czyli Wasza korespondentka. Jako że nie masochistka – wyłącznie z dziennikarskiego obowiązku. Przywitanie mam miłe: „Ojej, kto to przyszedł!!!”, ale natychmiast organizatorzy grzecznie wskazują rząd pustych miejsc zarezerwowanych dla europejskich parlamentarzystów. Siadam i czekam. Rozglądam się po sali. Przed stołem prezydialnym, posadowiona na fotelu, kamienna tablica z krzyżem i napisem: „Pamięci Polaków na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim, którzy 10 kwietnia 2010 r. zginęli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem w drodze na uroczystości upamiętnienia 70 rocznicy sowieckiej zbrodni ludobójstwa w Lesie Katyńskim dokonanej na jeńcach wojennych oficerach Wojska Polskiego w 1940 r. Polonia belgijska”. Wreszcie przybywają spóźnieni goście honorowi: Marta Kaczyńska i poseł Antoni Macierewicz. Misterium może się zaczynać. Otwarcia dokonuje prof. Ryszard Legutko, szef delegacji PiS do PE. Przed oddaniem głosu posłowi Macierewiczowi stwierdza, że „wątpliwości w sprawie katastrofy narastają”, a śledztwo w tej sprawie „jest największym skandalem w historii lotnictwa po II wojnie światowej”. Ten wątek ciągną wszyscy kolejni mówcy. Macierewicz zaczyna od „podsumowania wiedzy, kto jest odpowiedzialny za zagładę kierownictwa państwowego”. To zaiste piorunująca wiedza. Według niego „trzy kwestie są udowodnione: rząd Tuska działał systematycznie na szkodę prezydenta Lecha Kaczyńskiego i związanej
z nim elity. Winni śmierci prezydenta i 96 najwybitniejszych polskich przywódców są Rosjanie. Minister Sikorski nie dokonał uzgodnień, nie zapewnił zezwolenia na lądowanie, a informacja, że lotnisko jest nieprzygotowane, dotarła 12 kwietnia, czyli 2 dni po wypadku”. Ponadto „są dowody stwierdzające bezspornie, że gen. Błasika nie było w kokpicie, nie odnotowano dźwięku uderzenia skrzydła o brzozę, czyli uderzenia w drzewo nie było, a nawet gdyby samolot uderzył w drzewo, zostałoby ścięte drzewo, a nie skrzydło, samolot nigdy nie zszedł poniżej 20 m nad ziemię”. Wodze fantazji popuścił, odpowiadając na zadane przez siebie pytanie: „Co ukrywają Rosjanie i rząd Tuska?”. Oświadczył mianowicie, że „karetki i lekarze, którzy przybyli na miejsce katastrofy, zostali odesłani; nie badali ciał, nie próbowali ratować tych, którzy ewentualnie jeszcze żyli”. Na zakończenie przedstawia, „jak naprawdę wyglądał przebieg katastrofy: 8.32.57 – Protasiuk przekazał załodze decyzję, że w przypadku nieudanego podejścia odchodzą w automacie; 8.40.55 – samolot wznosi się na 30 m; 8.41 – dwa silne wstrząsy. Na telefon żony posła, p. Joanny, przyszła poczta głosowa: »Asiu, Asiu!«. W tle słychać było trzaski i głosy ludzi, jakby głos tłumu. Trzaski krótkie, ostre dźwięki i wiatr wdzierający się do kokpitu. Nagranie, przekazane władzom, już nie istnieje. Podobno zostało skasowane”. Według Macierewicza nie ma wątpliwości, że „KATASTROFA BYŁA W POWIETRZU”. Kolejni prelegenci, polscy naukowcy z uczelni w USA, też nie mają wątpliwości, że oficjalne raporty nie podają rzeczywistej przyczyny katastrofy. Według dr. Nowaczyka „eksplozje nastąpiły krótko przed lądowaniem”, a zdaniem prof. Biniendy „nie jest możliwe, by skrzydło samolotu zostało ścięte w wyniku uderzenia w brzozę (…). Niewielki uszczerbek skrzydła nie powinien wpłynąć na możliwość lotu całego samolotu”. Na dowód prezentują ekspertyzy i symulacje komputerowe. Mało czytelne, ale przyjmowane z dużym aplauzem przez zwolenników zamachowej teorii katastrofy na skutek świadomego działania osób trzecich.
Z jeszcze zaś większym zdumieniem przez nielicznych zdroworozsądkowych, niezainfekowanych przez Macierewicza słuchaczy. Amerykańska prawniczka Maria Szonert-Binienda oceniła, że „polityczna decyzja nieobwiniania strony rosyjskiej doprowadziła do przyjęcia wersji błędu pilota i wykluczenia innych scenariuszy – błędu technicznego lub ataku terrorystycznego”. Z powodu niemożności połączenia się ani z kolejnymi ekspertami będącymi poza Brukselą, ani z prezesem Jarosławem Kaczyńskim rozpoczęły się wystąpienia bliskich ofiar. Jako pierwsza głos zabrała p. Ewa Błasik. Bolesna wdowa, w nieutulonym żalu, łamiącym się głosem, przełykając łzy, czytała z kartki tekst, będący swoistym konglomeratem heroicznego CV męża, opisu własnej gehenny oraz oskarżeń pod adresem MAK, a także rosyjskich i polskich władz. Słuchacze, niektórzy ku swojemu zdumieniu, dowiedzieli się, że gen. Błasik „walczył z reliktami komunizmu w wojsku” i „był symbolem, gwarancją zerwania z postkomunistyczną moralnością”. Następnie p. Błasik oświadczyła: „My, rodziny ofiar katastrofy, nadal nie wiemy, jak zginęli nasi najbliżsi”. W dodatku sama musiała stawić czoła kampanii oszczerstw i stanąć w obronie honoru polskich lotników, gdyż z generała „zrobiono niemoralnego człowieka”, „budowano obraz człowieka niespełna rozumu”. „MAK, aby do końca pohańbić NATO-wskiego generała, opublikował dane naruszające tajemnicę”. Na szczęście „prezydent Obama zapewnił syna generała, że zasługi nie zostaną zapomniane”. Na zakończenie powiedziała: „To bardzo bolesne, że w mojej ojczyźnie nie mogłam liczyć na pomoc polskich władz”, i poprosiła „o dobrą pamięć”. Wdowa Błasikowa otrzymała długie oklaski na stojąco i – jako jedyna – ogromny bukiet. Jeszcze raz podziękowała „wszystkim rodakom rozsianym na całym świecie i w Polsce” oraz oświadczyła, że „prawda jest tylko jedna – musimy walczyć”. To wezwanie usłyszał zapewne prezes Kaczyński, z którym wreszcie
się połączono, bo mówił ostro, zaczepnie, oskarżycielsko i patriotycznie. „Musimy bronić polskiego honoru. Zginął na służbie prezydent. Polska ma święty obowiązek, by prawda o katastrofie smoleńskiej została ujawniona, niezależnie od tego, jaka będzie treść tej prawdy”. Zdaniem Kaczyńskiego trzeba odpowiedzieć na trzy pytania: „Dlaczego samolot spadł?; Dlaczego tak się rozbił?; Dlaczego wszyscy zginęli?”. Uznał, że „gdyby katastrofa tak wyglądała, jak była opisana raportach, nie miałaby takich następstw”. Sugerował, że analizując „remont samolotu, można znaleźć klucz, dlaczego tak się stało”. Przede wszystkim zaś uznał za niesamowite, że „minister Sikorski już po godz. 9 wiedział, że wszyscy zginęli, a kilkanaście minut potem wiedział, że to był błąd pilota”. Dramatycznie pytał: „Kto chciał ukryć prawdę? Dlaczego nie przeprowadzono w Polsce sekcji zwłok? Skąd twierdzenie, że właścicielami zwłok jest państwo rosyjskie, a potem państwo
polskie, a nie rodziny?”. Uznał, że wszystko związane z katastrofą to „wielka tajemnica, wielkie pytanie i wielka odpowiedzialność (…). Wersja rosyjska jest bezpodstawna. Te wszystkie fakty dziś pokazane nie są znane w świecie”. Wyraził oburzenie, że „toczy się walka o to, by prezydenta RP, który zginął na służbie, nie upamiętniać (…). Ten proces wymuszonej amnezji, wymuszonej niepamięci trwa”. Na zakończenie skierował „apel do parlamentarzystów PE, a przez nich do państw, aby na to spojrzały (…). Jeśli ta katastrofa coraz bardziej wygląda na ZAMACH, to jest to raczej nowa jakość w polityce międzynarodowej”.
Oklaski dostał słabe i na siedząco, co zapewne nie zostanie zapomniane organizatorom brukselskiego wysłuchania ani Macierewiczowi, który miał większy aplauz. Drugie łączenie, z prof. Badenem, nie wniosło nic nowego, ale zwolenników teorii zamachowej utwierdziło w słuszności ich przekonań o skandalicznym, fałszującym rzeczywistość prowadzeniu śledztwa oraz braku zabezpieczenia i dokładnego przebadania szczątków samolotu i ofiar. Zapewne celowym. Kolejna wdowa, p. Zuzanna Kurtyka, której nie udało się na trumnie męża wjechać do Senatu RP, czytała z kartki monotonnie i bez emocji. Może dlatego, że już po raz drugi występowała w Brukseli i miała świadomość nieskuteczności takich wysłuchań. Narzekała, że „nie znalazł się w Polsce nikt, kto zainteresowałby się sposobem prowadzenia śledztwa i sposobem traktowania rodzin ofiar (…). Mimo 45 tys. podpisów pod petycją odmówiono powołania międzynarodowej komisji”. Pokazywała jakieś slajdy, które mimo ich wyjaśniania były kompletnie niezrozumiałe. Uznała, że „szczególnie bolesny jest sposób traktowania rodzin i (...) bliskich, którzy zginęli przez rząd polski. Żadnej akcji ratunkowej nie było. Dramatyczny jest aspekt medycznej dokumentacji dowodowej. Zabroniono otwierania trumien i sekcji ciał przetransportowanych do kraju. Dziś, po dwóch latach, zarządzono sekcje. Zapłaciliśmy samymi sobą za karygodne zaniedbania. Rosyjskie sekcje były wykonane pro forma. Określenie urazy wielonarządowe jest trywialne i śmieszne nawet dla laika. Rosjanie dopuścili się zbezczeszczenia”. Pani Kurtyka nie byłaby wdową po prezesie IPN, gdyby nie poinformowała triumfalnie, że „minęły czasy, kiedy byliśmy obywatelami sowieckiej strefy wpływów”, choć z jej wcześniejszych żalów i pretensji wynika raczej, że nie minęły. Na koniec zaapelowała „o wsparcie zabiegów o dochodzenie przed Komisją Praw Człowieka”. Oklaski początkowo na siedząco, potem trochę na stojąco. Bez kwiatów.
 Ciąg dalszy na str. 26
10
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
POD PARAGRAFEM
Tchórzem podszyty Macierewicz wezwał na świadka samego Pana Boga, uroczyście ślubując w Sejmie „przestrzegać praw Rzeczypospolitej Polskiej”. Kłamał lub całkiem już o tej przysiędze zapomniał... W Wydziale I Cywilnym warszawskiego Sądu Okręgowego toczy się proces z powództwa gen. bryg. Henryka Miki przeciwko Ministrowi Obrony Narodowej (sygn. akt. I C 975/08) za kalumnie autoryzowane przez Antoniego Macierewicza w raporcie z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Jest to jedno z kilkudziesięciu trwających, zakończonych (dotychczasowe porażki kosztowały Skarb Państwa około 500 tys. zł) lub zapowiadanych postępowań zainicjowanych przez ofiary pomówień. Dlaczego MON musi świecić oczami i przepraszać na łamach wielkonakładowych dzienników oraz wypłacać zadośćuczynienia (wszystko z naszych podatków) za cudze grzechy? Najogólniej rzecz ujmując, dlatego,
że odpowiada za treść raportu jako „spadkobierca” Komisji Weryfikacyjnej. Samego zaś Macierewicza nie można rozliczyć w trybie cywilnym, bo podobno „działał w granicach prawa” (tym, którzy go dopadli, głupio się podłożył wykraczającymi poza raport oszczerczymi wypowiedziami w mediach), a w postępowaniu karnym chroni go immunitet i za żadne skarby nie chce z niego dobrowolnie zrezygnować. Mika rozpoczął służbę w 1957 roku, ukończył Wojskową Akademię Techniczną, pracował w ministerstwie jako dyrektor departamentu uzbrojenia, u schyłku kariery był attaché w Chinach (1997–1999), a rok po powrocie, w wieku 61 lat, definitywnie odszedł z armii. Ponieważ
w inkryminowanym raporcie spreparowano mu życiorys, przedstawiając jako absolwenta Akademii Wojskowej im. Frunzego w Moskwie i człowieka na usługach WSI, żąda odszczekania pomówień oraz 80 tys. zł zadośćuczynienia. MON bije się w piersi oraz proponuje ugodę: przeprosiny w wybranej przez Mikę gazecie pod warunkiem odstąpienia od roszczeń finansowych. 73-letni dziś generał z pewnością przyjąłby ofertę, bo nie chodzi mu o kasę (mimo ewidentnej wygranej wcale nie jest powiedziane, że w ogóle cokolwiek dostanie) i niewątpliwie o wiele przyjemniej jest zajmować się wnukami, niż włóczyć po sądach. Bardzo chciałby jednak usłyszeć, co Macierewicz ma do powiedzenia na obronę raportu.
Porady prawne Koszty przesyłki reklamowanego towaru Zakupiłem w sklepie internetowym sprzęt, jednak po krótkim czasie zaczął on szwankować. Na stronie internetowej sklepu zamieszczony był formularz gwarancji, który w przypadku reklamowania towaru należało wypełnić i wysłać wraz z uszkodzonym towarem do sklepu. Tak też zrobiłem. Uznano moją gwarancję i odesłano naprawiony towar. Wystąpiłem jednak do sklepu z żądaniem zwrotu kosztów wysyłki zepsutego towaru do ich sklepu. Odmówiono mi, twierdząc, że na ich stronie w regulaminie zamieszczono informację, iż koszty te ponosi reklamujący. Ja słyszałem, że koszty przesyłki zawsze ponosi sklep. Jak jest faktycznie?
W przypadku konsumenta przede wszystkim należy rozróżnić dwie sytuacje – reklamację na podstawie ustawy z dnia 27 lipca 2002 r. o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej i o zmianie Kodeksu cywilnego oraz reklamację na podstawie gwarancji udzielonej przez producenta/sprzedawcę. Ze sprzedażą konsumencką będziemy mieli do czynienia w sytuacji, gdy nabędziemy towar od profesjonalisty w celach niezwiązanych z prowadzeniem działalności gospodarczej lub zawodowych. Jeżeli dochodzi do takiej sprzedaży, a sprzedawca załączy gwarancję, to do konsumenta należy wybór, czy chce skorzystać z regulacji ustawowej, czy z gwarancji sprzedawcy. Jeżeli klient zdecyduje się na reklamację z ustawy, wtedy koszty wysyłki – zarówno w jedną, jak i w drugą stronę – obciążają sprzedawcę. Stanowi o tym art. 8 ww. ustawy, w którym czytamy o możliwości „nieodpłatnej naprawy i wymiany”.
Określenie to wytłumaczone zostało w par. 2 tegoż artykułu i oznacza ono, „że sprzedawca ma również obowiązek zwrotu kosztów poniesionych przez kupującego, w szczególności kosztów demontażu, dostarczenia, robocizny, materiałów oraz ponownego zamontowania i uruchomienia”. Sytuacja może się kształtować zgoła inaczej w przypadku wyboru naprawy z gwarancji. Wprawdzie przepisy regulujące instytucję gwarancji w Kodeksie cywilnym również przewidują, że koszty przesyłki ponosi gwarant, jednakże w przypadku sprzedaży konsumenckiej przepisy te zostały wyłączone przez art. 1 ust. 4 ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży. Oznacza to, że przy sprzedaży konsumenckiej, o ile sprzedawca zdecyduje się załączyć swoją gwarancję, może w sposób dowolny kształtować warunki, na jakich będzie ona realizowana – w tym również dotyczące kosztów przesyłki uszkodzonego towaru.
– Będąc pozwanymi, pragniemy zminimalizować straty, więc naturalną koleją rzeczy zgłosiliśmy go na świadka, żeby ujawnił sądowi, dlaczego podał fałszywe informacje oraz na jakich opierał się źródłach, jeśli czynił to nieświadomie – tłumaczy prawnik z MON. Macierewiczowi zrobiło się ciepło w majtkach, bo cokolwiek w tej sprawie powie, kompromitacja jest pewna jak amen w pacierzu. Wybrał grę na zwłokę. Za pierwsze nieusprawiedliwione niestawiennictwo na rozprawie mimo prawidłowo doręczonego wezwania dostał 500 zł grzywny. Drugie (w listopadzie 2011 r.) kosztowało go już maksymalne 1000 zł, a ponadto sąd wystąpił do marszałka Sejmu o przemówienie posłowi do rozumu, bo tak demonstracyjne lekceważenie prawa ma swoje granice. Gdy 22 marca 2012 r. obsikał Temidę po raz trzeci, sędzia Alicja Fronczyk zarządziła 1000 zł kary i... przymusowe doprowadzenie świadka Macierewicza na kolejną rozprawę (29 maja). Czy to oznacza, że należy już rezerwować bilety do cyrku? – Sytuacja jest dosyć skomplikowana, ponieważ doprowadzenie wiąże się z zatrzymaniem, na co Sejm musi wyrazić zgodę. Sąd o nią wystąpi, bo klamka zapadła, ale wątpię, żeby posłowie zdążyli przeprowadzić formalności w niespełna dwa miesiące. Przypuszczamy, że pan Macierewicz zechce jednak uniknąć kontynuowania żenującego spektaklu i dobrowolnie stawi się na rozprawie – zauważa prawnik. Ale tu powraca problem pierwotny. W chwili pojawienia się w drzwiach sądu Macierewicz musi
być zatrzymany i doprowadzony do dyspozycji sędziego. Ale ma immunitet. No i koło się zamyka. Może być wszakże i tak, że zejdzie w podziemie, a prezes Jarosław Kaczyński znowu, niczym w stanie wojennym, będzie musiał ratować swojego człowieka z opresji, czyniąc zeń drag queen: „Przychodzę do niego, ale nie pali się tam światło. Żona Macierewicza, Hanka, wprowadza mnie do łazienki. Antek siedzi na sedesie. Podekscytowany krzyczy: niech mnie rozstrzelają! A żona: mogą cię rozstrzelać, ale na razie siedzisz na klozecie” – opowiada Kaczyński w wywiadzie rzece „O dwóch takich...”, przypisując sobie osobiste zasługi w spokojnym zrobieniu przez podkomendnego kupy, a to dzięki znalezieniu pań, które „ogoliły, wymalowały i przebrały Antka, po czym wyprowadziły jako elegancką wysoką damę”... ~ ~ ~ 23 marca do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta wpłynął poprawiony wniosek warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej o uchylenie Macierewiczowi immunitetu (por. „FiM” 1/2012) celem postawienia mu zarzutów przekroczenia uprawnień oraz ujawnienia tajemnicy państwowej w raporcie z likwidacji WSI. „Odbieram to jako osobistą zemstę środowiska wojskowych i próbę odzyskania wpływów przez byłych funkcjonariuszy” – powtarza starą śpiewkę tchórzem podszyty. A czyż nie prościej byłoby odważnie stawić czoła Temidzie i udowodnić swoje racje, zamiast czekać aż przyjdą i wywloką niczym szczura z nory? ANNA TARCZYŃSKA
Należy zatem uważnie zapoznać się z warunkami udzielonej przez sprzedawcę gwarancji i dopiero wtedy zadecydować, z jakiej reklamacji chcą państwo skorzystać.
do 30 dni od powzięcia wiadomości o zaprzestaniu opieki. W tej sytuacji straci więc Pani przysługującą jej ochronę przed rozwiązaniem stosunku pracy. Osobie przebywającej na urlopie wychowawczym, jeżeli dochód na członka rodziny nie przekracza określonej kwoty, przysługuje wypłacany w ramach systemu świadczeń rodzinnych dodatek z tytułu przebywania na urlopie wychowawczym. Wypłatą świadczeń zajmują się urzędy gmin lub ośrodki pomocy społecznej właściwe ze względu na miejsce zamieszkania osoby uprawnionej do dodatku. Jeśli podejmie Pani pracę uniemożliwiającą sprawowanie osobistej opieki nad dzieckiem, straci Pani prawo do tego dodatku. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Dorabianie na urlopie wychowawczym Przebywam na urlopie wychowawczym. Z tego tytułu dostaję dodatek. Chciałabym w tym czasie dorobić. Jeśli podejmę pracę, to czy grożą mi jakieś konsekwencje? Co do zasady pracownik przebywający na urlopie wychowawczym ma możliwość podjęcia w tym czasie pracy lub też innej działalności u dotychczasowego lub innego pracodawcy. Warunkiem jest jednak to, by praca ta nie wyłączała osobistej możliwości sprawowania opieki nad dzieckiem. W praktyce więc wybór pracy może być ograniczony. W sytuacji gdy pracodawca ustali, że trwale zaprzestała Pani sprawowania opieki nad dzieckiem, może Panią wezwać do pracy, wyznaczając do tego odpowiedni termin, w przedziale od 3 dni od wezwania
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Nauczmy się mówić Brońmy swoich praw, nawet gdy władza udaje, że nie słyszy naszych racji. Cierpliwi zwyciężają! Od ponad 20 lat trwa w Polsce naukowa debata o metodach zachęcania Polek i Polaków do zainteresowania się sprawami państwa i wspólnot lokalnych. Socjologowie, prawnicy i politolodzy prześcigają się w pomysłach, ale na nic się zdadzą wymyślne zachęty, jeśli rządzący będą odstręczać obywateli od aktywności. Czynią tak na różne sposoby władze wszelkich szczebli – na przykład poprzez fikcyjne konsultacje społeczne projektów prawa i decyzji, ukrywanie podstawowych dokumentów o zamierzeniach administracji lub pobieranie wygórowanych opłat za najprostsze urzędowe informacje.
Fikcja konsultacji Socjologowie obserwują od kilku lat rosnące i niepokojące społeczne poparcie dla idei rządów silnej ręki. Lekarstwem na to może być tak zwana demokracja deliberatywna. W słownikach myśli socjologicznej czytamy, że wywodzi się ona z łacińskiego pojęcia oznaczającego rozmyślanie, debatowanie, dochodzenie do kompromisu. Zdaniem Chantal Mouffe, belgijskiej profesor socjologii, wciągnięcie „mas społecznych do procesu podejmowania decyzji” pozwoli na demokratyzację polityki i ograniczenie partyjniactwa. Krytycy jej wprowadzenia w naszym kraju podkreślają, że większość obywateli nie ma dostatecznej wiedzy, aby uczestniczyć w debacie. Nie mamy także stabilnych poglądów, nie umiemy prowadzić sporu, argumentować i dochodzić do kompromisu. Zwolennicy wprowadzenia zasad demokracji deliberatywnej odpowiadają, że nie stanie się ona z dnia na dzień powszechną metodą podejmowania decyzji. Dochodzenie do niej to proces wymagający czasu. Warto także pamiętać, że to rządzący wyznaczają zakres udziału obywateli
w procesie stanowienia prawa. Sprawne i uczciwe rządy przyczyniają się do uspokojenia nastrojów społecznych i rozładowywania napięć. Służą także zainteresowaniu obywateli sprawami kraju i gminy. Przedstawiciele Centrum Monitoringu Legislacji Pracodawców RP twierdzą, że od 2007 roku rządzący wyznaczają organizacjom społecznym, zawodowym oraz obywatelom coraz krótsze terminy na przedstawienie opinii. Skrajnym przykładem może być sprawa dokumentu ACTA. Społecznicy mieli dwa dni na przedłożenie Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego swoich uwag do ostatecznego projektu umowy. Dla większego zamętu swoje trzy grosze dokładają sędziowie Trybunału Konstytucyjnego. Kilkakrotnie uznali, że „brak konsultacji społecznych nie jest podstawą do uznania ustawy za sprzeczną z konstytucją”.
wcześniejszym opiniom związków zawodowych i organizacji pracodawców – rząd zagwarantował sobie prawo do samodzielnego ustalania zasad waloryzacji emerytur i rent. Bez wysłuchania partnerów społecznych podniesiono także wysokość składki rentowej. Rząd utrzymał również na niezmienionym od lat poziomie wysokość minimum socjalnego oraz progów dochodów uprawniających do świadczeń z pomocy społecznej. Zdaniem ekspertów pozwoli to na znaczące ograniczenie liczby osób korzystających z państwowych
koncepcjach i planach zagospodarowania przestrzennego miejscowości. Jednym z najpopularniejszych sposobów jest metoda na załącznik, którego się… nie załącza. Samorządowcy tłumaczą, że z powodów technicznych w internetowych Biuletynach Informacji Publicznej nie znajdziemy dołączanych do uchwał rad wykazów inwestycji, szczegółowych danych dotyczących budżetu, map i planów. Do ukrywania istotnych danych samorządowcy wykorzystują także przepisy ustawy o ochronie danych osobowych. W ich opinii nie można podać informacji o wydatkach gmin, powiatów i komunalnych spółek na reklamę, obsługę prawną, ochronę budynków, bowiem na fakturach i zamówieniach znajdują się imiona oraz nazwiska wykonawców usług.
Martwa Komisja Trójstronna Obok konsultacji społecznych jednym ze sposobów uprawiania demokracji deliberatywnej jest Komisja Trójstronna przedstawicieli rządu, zrzeszeń pracodawców oraz związków zawodowych. Tego rodzaju gremia świetnie działają m.in. w Skandynawii i są jednym z fundamentów tamtejszego modelu społecznego. Zdaniem ekspertów polska Komisja przez lata była szkołą rozmowy, dialogu i dochodzenia do kompromisu. Do osiągnięć Komisji eksperci zaliczają tak zwaną ustawę antykryzysową z 2009 roku. Na jej mocy zawieszono liczne przywileje pracownicze. Treść przepisów ustalili samodzielnie związkowcy i pracodawcy. Niestety, rząd PO-PSL – podobnie jak PiS – robił wszystko, aby sparaliżować prace Komisji Trójstronnej. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, zawieszenie jej prac na ponad siedem miesięcy pozwoliło rządowi PO-PSL na przepchnięcie przez parlament kilku dziwnych rozwiązań. I tak – wbrew
i samorządowych zasiłków, bowiem ubodzy Polacy staną się – w świetle prawa oczywiście – ludźmi żyjącymi w dostatku. Rząd potajemnie przekazał znaczną część środków Funduszu Pracy na łatanie dziury budżetowej. Zgodnie z prawem miał on finansować szkolenia i staże dla bezrobotnych oraz pożyczki na tworzenie nowych miejsc pracy.
Przykład idzie z góry Dialog z obywatelami sabotują także samorządowcy. W opinii działaczy organizacji pozarządowych włodarze gmin i powiatów prześcigają się w wynajdywaniu sposobów na ukrywanie przed mieszkańcami swoich oświadczeń majątkowych czy danych o budżecie gminy, udzielonych dotacjach, ogłoszonych przetargach,
Chcesz wiedzieć, to płać Obywateli od zainteresowania się sprawami publicznymi mają także odstraszać opłaty za udostępnienie informacji publicznej. W ich ustalaniu samorządowców nic nie ogranicza. Przekonali się o tym społecznicy z pisma „Stacja Tłuszcz”. Pod koniec 2011 roku dowiedzieli się, że za podstawowe informacje dotyczące działalności miejscowego Centrum Kultury, Sportu i Rekreacji muszą zapłacić… 9156,40 zł. Podobne praktyki stosują również rządowe agendy. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej zażyczył sobie 3 milionów złotych od Marka Hasiorań z publicznego Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego za komplet danych
11
z trzech stacji meteorologicznych. Główny geodeta kraju za udostępnienie działaczom społecznym pliku zawierającego geograficzne współrzędne granic powiatów i województw zażądał 15 tysięcy złotych. Do blokowania dostępu do danych służy także prawo autorskie. Przekonał się o tym pewien naukowiec, który chciał obejrzeć sporządzoną przez Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej Komputerową Mapę Podziału Hydrograficznego Polski (MPHP). Spotkał się z odmową, gdyż – w opinii urzędników Zarządu – jej „udostępniania zakazują klauzule ochrony praw autorów do integralności dzieła”.
Obywatelskie sukcesy Coraz częściej obywatele wygrywają jednak spory z urzędami. Upór mieszkańców stolicy zablokował na razie pomysł „poszerzenia” parafialnego cmentarza przy ul. Ryżowej w Ursusie do rozmiarów wielohektarowego miasteczka cmentarnego. Wnioskował o to kilkakrotnie kardynał Kazimierz Nycz. Co ciekawe, chciał on także przejąć ponad 6 hektarów prywatnych, zabudowanych działek. Nikogo nie pytano o opinię. Sprawa została ujawniona przypadkiem. Mieszkańcy zebrali tysiące dokumentów poświadczających, że ów projekt łamie obowiązujące reguły poszerzania cmentarzy. Jest także sprzeczny ze studium zagospodarowania przestrzennego stolicy, bo nie ma w nim żadnej wzmianki o ursuskim cmentarzu przy ul. Ryżowej. Jakie więc miejsce pochówku chcieli „poszerzać” kardynał Nycz i pani prezydent Gronkiewicz-Waltz? Na internetowych forach dyskusyjnych wielu zainteresowanych optowało za pozwaniem władz miasta o ewentualne odszkodowanie za doprowadzenie do utraty wartości okolicznych działek. Wstępna, mocno zaniżona wycena potencjalnych strat opiewała na kwotę ponad 60 milionów złotych! Radni, zapewne z obawy przed gniewem obywateli, zawiesili bezterminowo prace nad projektem poszerzenia cmentarza. MiC
ROZLICZ SIĘ NA STRONIE FUNDACJ I „FiM” Pod linkiem: www.bratbratu.pl/1procent znajduje się nasz darmowy program rozliczeniowy PIT 2011 Nasza redakcja patronuje fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”. Fundacja ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także przewlekle chorym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”. NASZA FUNDACJA NIE MA ŻADNYCH KOSZTÓW WŁASNYCH. PRACUJĄ W NIEJ SPOŁECZNIE DZIENNIKARZE „FiM”. Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291, KRS: 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
12
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
KONIEC ŚWIATA
Wiemy o tym po lekturze katolickiego bestsellera pt. „A.D. 2012. Czy nadchodzi koniec świata”. Tak w ogóle to w powodzi podobnych bredni zalegających księgarskie półki pewnie nie zwrócilibyśmy uwagi na tę książkę, gdyby nie nazwa szacownego wydawnictwa ZNAK oraz moc entuzjastycznych recenzji w katolickich mediach. No i jeszcze gdyby nie autor – Andrea Tornielli
w północnej Afryce, trwająca od 23 października do 4 listopada 1942 roku, w której pokonano siły generała Rommla. Kolejnego aktu zawierzenia dokonał Jan Paweł II w roku 1984, gdy ludzkość przeżywała inny, szczególnie dramatyczny moment historii zimnowojennej opozycji między Wschodem i Zachodem. Kilka lat później upadł sowiecki komunizm (…).
prawdziwemu życiu ludzkiemu (…). O, już słyszymy, jak jakiś niedowiarek mówi, że to rewelacje cokolwiek nieświeże. Nieświeże? No to mamy bardziej aktualne. Oto w roku 1959 Zawsze Dziewica pokazała się aż 56 razy Holenderce Idzie Peerdeman, której skromnie oświadczyła, że jest Panią Wszystkich Narodów.
Bogowie na greckim Olimpie rywalizowali ze sobą, byli złośliwi, małostkowi i podstępni. Wygląda na to, że w niebie katolików nie jest lepiej. A jedna taka Zawsze Dziewica ogłosiła nawet ostatnio, że jak nie zostanie „Współodkupicielką”, to zgotuje nam koniec świata! – znany w Polsce z pisanego na kolanach hagiograficznego dzieła pt. „Santo subito”, traktującego o wiadomo kim. Aby zachęcić czytelnika katolika do wybulenia 30 złotych za broszurę, już na jej okładce napisano: Klęski żywiołowe, kryzys ekonomiczny, upadek moralności, epidemie, katastroficzne przepowiednie fałszywych proroków. Czy to wszystko jest zapowiedzią bliskiego końca naszych czasów? W ciągu ostatnich dwustu lat wybrane osoby poznały niezwykłe proroctwa dotyczące przyszłości, które wkrótce się sprawdzały. Co przekazała ludzkości Maryja przy Rue du Bac, w La Salette, Lourdes, Fatimie, Medjugorie, Kibeho, Civitavecchia i wielu innych miejscach? Czy ujawniono całość trzeciej tajemnicy fatimskiej? Co zawierają ostatnie proroctwa, w których Maryja zapowiedziała m.in. wprowadzenie stanu wojennego w Polsce i zamachy terrorystyczne w Nowym Jorku? Tylko dzięki tej książce możesz uzyskać odpowiedź na te i wiele innych intrygujących pytań! No i jak po takich obietnicach książki nie kupić? Kupiliśmy i zajrzeliśmy, a tam czarno na białym stoi, że Zawsze Dziewicę trzeba zwyczajnie przekupywać. Normalne łapówy należy jej wręczać, bo jak nie, to dosłownie niech nas ręka boska broni. Łapówkami są cięgiem odmawiane modlitwy i koronki oraz liczne tytuły, które trzeba jej nadawać. Że o złotych sukienkach wysadzanych rubinami nie wspomnimy. Oto przykład: W 1942 roku Pius XII podjął decyzję o zawierzeniu świata Maryi (…). W kilka dni po dokonaniu aktu zawierzenia świata Niepokalanemu Sercu Maryi nastąpiło to, co angielski premier Winston Churchill nazwał „punktem zwrotnym konfliktu” – druga bitwa pod El-Alamejn,
Skąd ten pomysł „zawierzenia” świata komuś tam? Otóż, jak się wydaje, wpadła na niego sama Zawsze Dziewica (ZD). I podzieliła się tym konceptem z pastuszkami w Fatimie. Dlaczego nie z uczonymi, na przykład podczas wręczania Nobli w Sztokholmie? Tego akurat nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że z tą tzw. trzecią tajemnicą fatimską coś jest nie tak i że jest w niej więcej, niż JPII ujawnił. Stoi o tym czarno na białym w omawianym dziele Andrei Torniellego: W ostatnich latach niektóre wspólnoty fatimskie i badacze, także ci renomowani – jak włoski dziennikarz Antonio Socci – podają w wątpliwość fakt ujawnienia całej treści tajemnicy i wysuwają przypuszczenia o istnieniu dwóch oddzielnych tekstów: pierwszego – opisującego wizję i ujawnionego – oraz drugiego – zawierającego wyjaśnienia Dziewicy Maryi dotyczące ukazanej wizji, które miałyby być wyłączone przez papieży z opisów pozostawionych przez widzącą i „zarchiwizowane” wraz z licznymi powiadomieniami, listami, taśmami, jakie w ciągu wielu lat siostra Łucja dos Santos wysyłała do Watykanu. To hipoteza „brakującej hipotezy”, która według niektórych miała mówić o karach, jakie spadną na ludzkość (…). No dobrze, a co konkretnie ujawniła ZD? Ujawniła w Fatimie plany szatana, by pociągnąć za sobą ludzi w nienawiści do Boga, ku wiecznej zatracie. Szatan zaplanował wykorzystanie wrogich katolicyzmowi politycznych potęg (od komunizmu po nazizm) oraz potęg ekonomicznych i medialnych, wrogich
Z wypiekami na twarzy przewracamy kolejną kartkę „A.D. 2012. Czy nadchodzi koniec świata” i czytamy, co poniżej: Co do wezwania ustanowienia dotyczącego piątego i ostatniego dogmatu o Maryi „Współodkupicielce, Pośredniczce i Orędowniczce”, powtarzanego wielokrotnie przez Panią Wszystkich Narodów do Idy Peerdeman – sama Maryja była świadoma, ile trudności to spowoduje, chociaż na koniec zatwierdzenie dogmatu musi nastąpić: „Powstanie z jego powodu wiele dyskusji. Powtarzam Ci raz jeszcze: Kościół, Rzym, doprowadzi do jego ogłoszenia i będzie o niego walczył. Kościół, Rzym, napotyka opór i go pokona. Kościół, Rzym, stanie się żywotniejszy i silniejszy, w miarę jak podejmować będzie tę dyskusję. Mój plan i moje zadanie dla ciebie to nic innego, jak tylko nakłaniać Kościół, teologów, do tej walki. Bowiem Ojciec, Syn i Duch Święty chce zesłać na ten świat jego Współodkupicielkę i Orędowniczkę, Tę, która została wybrana, by wydać na świat Zbawiciela (…). Ale durna ludzkość coś zwlekała z ustanowieniem Zawsze Dziewicy „Współodkupicielką”, więc ta – nie na żarty rozeźlona – ukazała
się w roku 1973 Japonce Agnes Katsuko Sasagawa i już nie groziła paluszkiem, tylko straszyła i przerażała: Ojciec Niebieski ześle wielką karę, jeśli ludzkość się nie nawróci. Będzie to kara surowsza niż potop, kara, jakiej dotąd nie było. W to nie wolno wątpić. Ogień spadnie z nieba i wielu ludzi zginie, także duchownych i wiernych. Cierpienia tych, którzy pozostaną przy życiu, będą tak straszne, że zazdrościć oni będą tym, którzy pomarli. Jedyną obroną będzie odmawianie świętego Różańca i znak Syna (…). A teraz przeczytajcie powyższy akapit jeszcze raz. I jeszcze… To mówi ta, o której śpiewają, że „Była piękna i cicha jak wiosna”, że to „Matka, która wszystko zrozumie… itd. Jakoś mało do tego pasuje cukierkowo śliczna święta Panienka z Krużlowej. Raczej posępna Czarna Madonna o nieprzejednanym obliczu. Idźmy jednak dalej… Oto na początku lat 80. ZD zaczęła nawiedzać miejscowość Kibeho w Rwandzie. Aby powstrzymać krwawe, prowokowane przez Kościół katolicki nieludzkie masakry etniczne? Ale gdzie tam! Miała stokroć ważniejsze rzeczy na głowie. Szóstce tamtejszych dzieci przekazała mianowicie komunikat: Przybyłam, by przygotować drogę mojego Syna, dla waszego dobra, a wy nie chcecie zrozumieć. Czasu pozostało bardzo niewiele, a wy jesteście rozproszeni. Rozpraszają was krótkotrwałe dobra tego świata (toż to się musiały głodne Murzyniątka zawstydzić, że im Panienka „dobra tego świata” wypomina). Widziałam wielu moich zagubionych synów i przyszłam, by pokazać wam prawdziwą drogę (…). Poznacie moment mojego powtórnego przyjścia, kiedy zobaczycie, jak wybuchają wojny religijne. Kiedy zobaczycie, że to się dzieje, wiedzcie, że ja wkrótce przybędę. Nic nie będzie mogło zatrzymać tych wojen i przerażenia i pożogi (…). No i co? No i nic! Nadal – pomimo straszenia – z nowym dogmatem o „Współodkupicielce” nic nie wychodziło… Nawet podczas pontyfikatu JPII! Wściekła jak diabli Zawsze Dziewica ukazała się więc Brazylijczykowi Pedrowi Regisowi. Hurtowo. Autor „A.D. 2012. Czy nadchodzi koniec świata” relacjonuje to tak: W prawie trzech tysiącach pięciuset przesłaniach, jakie do tej pory zostały przekazane Regisowi w objawieniach (między nami mówiąc, gość ma przerąbane), głównymi
tematami są: nawoływanie do modlitwy i nawrócenia, podkreślenie, że prawda mieszka w łonie Kościoła katolickiego, wezwanie, by jak najczęściej uczestniczyć we Mszy św. i przystępować do spowiedzi i Eucharystii. Zauważmy, że ZD w każdym przesłaniu dopomina się przestrzegania wymyślonych papieskich doktryn. Żąda odprawiania rytuałów, modlitw; bardzo rzadko mówi o realnej odmianie życia, o przemianie serca, staniu się lepszym człowiekiem. ZD nie byłaby też sobą, gdyby przy okazji mocno biednego Regisa (i świata) nie spietrała takimi oto wizjami: Płaczę, bo wy, ludzie, jesteście w krytycznym stanie (…). Świat jest na skraju śmierci, a kiedy przybywam mu na ratunek, wy mnie odrzucacie (…). Ponieważ ludzkość (i Watykan) w głupocie swojej nadal nie chciała ogłosić dogmatu o „Współodkupicielce”, „Współodkupicielka” in spe pokazała się 2 lutego 1995 roku w Civitavecchia we Włoszech. I zaczęła płakać krwawymi łzami. Trudno się dziwić. Dokładnie to nie Ona się popłakała, ale Jej gipsowa figurka, zawszeć to jednak coś! Cytowana książka donosi, co było później: 9 czerwca 1995 roku Jan Paweł II, w wielkiej tajemnicy, przyjął w papieskich apartamentach biskupa Civitavecchia, który przyniósł figurkę Małej Madonny. Karol Wojtyła długo pozostawał przed nią w modlitwie. [Następnie powiedział:] „Na razie będzie ksiądz milczał i nie będzie o tym nikomu mówił. Ale pewnego dnia będzie ksiądz mógł powiedzieć światu, że Jan Paweł II uczcił Madonnę z Civitavecchia (…)”. Innymi słowy: jakby coś, to w razie czego, na przykład w razie końca świata, proszę powiedzieć komu trzeba, że uczciłem, a może nawet chciałem „współodkupicielstwo” doprowadzić do szczęśliwego finału, ale nie zdążyłem. Niech więc męczy i pretensje ma do następcy… Ale następca też w tej mierze nic nie robi. Czyli igra z Niebem. A tam Zawsze Dziewica chciałaby w końcu zasiąść w Czwórcy i powiedzieć synkowi: Posuń się na tym tronie. No bo Ona wciąż nie ma do tego prawa. Ostatnio więc zesłała na święty Kościół katolicki skandal pedofilski. A tak! Według Andrei Torniellego to też jest kara przez Nią nasłana. Ludziska purpurowe! Weźcie, do cholery, i w końcu zróbcie z Zawsze Dziewicy tę „Współodkupicielkę”, bo Ona naprawdę nam koniec świata wyrychtuje. Albo jeszcze coś gorszego. Tak się umówiła z Majami. Ma to nastąpić, według „A.D. 2012. Czy nadchodzi koniec świata”, gdzieś pod koniec bieżącego roku. Autorowi to z przepowiedni wychodzi. MAREK SZENBORN ARIEL KOWALCZYK
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
U NAS I GDZIE INDZIEJ
Kiedy firmy prywatne zwietrzyły świetny interes na produkcji programów komputerowych dla rozwijającej się jak burza informatyki, powstał niejako w reakcji ruch wolnego oprogramowania, który nabrał dynamiki w latach 80. XX wieku. Jest on związany m.in. z osobą
Kliknij się do Paryża Zwiedzaj Warszawę, starówkę w Krakowie, Nowy Jork, Sidney i inne miejsca na świecie – zupełnie za darmo, nie ruszając się z domu! Od 22 marca w Polsce działa Google Street View w oparciu o popularne Google Maps i Google Earth. Street View to w pełni darmowa usługa dająca możliwość 360-stopniowego panoramicznego widoku z poziomu ulicy, chodnika albo ścieżki wybranego przez nas miejsca ziemi, oczywiście takiego, gdzie byli już pracownicy Google (patrz zdj.).
Miłośnicy informatyki doskonale wiedzą, co oznacza dziwnie brzmiące słowo ubuntu. Kryje się za nim znacznie więcej, niż można by oczekiwać od systemu komputerowego.
Więcej niż oprogramowanie Richarda Stallmana (zdjęcie poniżej) oraz jego Free Software Foundation. Ten były absolwent Harvardu i pracownik najlepszej uczelni technicznej świata – legendarnego Massachussets Institut of Technology (MIT) – jest współtwórcą projektu GNU, który stoi za tym, co wszyscy miłośnicy technologii znają jako GNU/Linux, czyli otwarty program operacyjny Linux, wspólne dzieło programistów z całego świata, konkurencyjne wobec takich komercyjnych potęg jak Microsoft i jego produkty. Dla osób niezorientowanych zbytnio w kwestiach komputerowych niech wystarczy takie porównanie: Linux jest w informatyce mniej więcej tym, czym w wiedzy o świecie słynna Wikipedia. Każdy z tych pomysłów jest powszechnie dostępnym dziełem wspólnym mnóstwa autorów: w pierwszym przypadku – informatyków, w drugim – redaktorów haseł encyklopedycznych. Autorzy obydwu inicjatyw pracują nie dla bezpośredniego zysku czy zapłaty, ale dla satysfakcji, przyjemności oraz wspólnego pożytku. Dlatego porównanie Linuxa z Wikipedią wydaje się adekwatne, choć są to pomysły z dwóch absolutnie różnych dziedzin. No i Linux jest w pełni profesjonalny. Jednym z najbardziej znanych oprogramowań stworzonych wokół Linuxa są różne wersje systemu operacyjnego o nazwie ubuntu. Jest to oprogramowanie przeznaczone do użytku domowego i biurowego, wznawiane i poprawiane w odstępach sześciomiesięcznych. To trzeci co do wielkości system na świecie,
13
jeśli chodzi o liczbę użytkowników, po Microsoft Windows i Apple Max OS X. Ale wróćmy do samej afrykańsko brzmiącej, dziwnej nazwy. Co ma wspólnego Afryka z informatyką? Otóż bardzo wiele! Poza tym, że projekt ubuntu nazwał i wspiera Mark Shuttleworth (górne zdjęcie) , południowoafrykański biznesmen i działacz społeczny, chodzi także o filozofię nazwaną od pojęcia oznaczającego „człowieczeństwo wobec
innych”, pochodzącego z języka ludów Zulu i Xhosa (południowe ludy Bantu). O co chodzi z tym człowieczeństwem wobec innych? To bodaj najciekawsza myśl filozoficzna, jaką Czarna Afryka wniosła do światowej refleksji nad ludzkim życiem. Jest to absolutnie świecki sposób myślenia, mimo że jego współcześnie najbardziej znanym orędownikiem jest abp Desmond Tutu, anglikański duchowny z RPA, znany czytelnikom „FiM” noblista i antyklerykał. Głosicielem ubuntu jako drogi życiowej jest także inny noblista – Nelson Mandela. Zacznijmy
od tego, że słowo „ubuntu” można jeszcze tłumaczyć jako „jestem, ponieważ jesteśmy”, „jestem, bo ty jesteś” albo „osoba staje się osobą dzięki innym osobom”. Dosyć to pojemne pojęcie, ale pozwala zrozumieć, że chodzi o jednostkę ludzką rozpatrywaną nie pojedynczo, ale w kontekście społecznym. Filozofia ubuntu wzywa ludzi do otwartości na innych, zerwania ze skoncentrowaniem wyłącznie na sobie, dołożenia starań do podniesienia jakości więzi wspólnotowych oraz dobrostanu osób żyjących wokół nas. Chodzi także o taki sposób dbania o swoje sprawy, aby inni ludzie też na nich skorzystali, a nie czuli się przez nas ograbieni lub wyzyskiwani. Ubuntu oznacza także tego rodzaju nabieranie sił przez samego siebie, aby ono wzmacniało, a nie osłabiało otoczenie. Pojęcie to wiąże się także z takimi wartościami jak hojność, uprzejmość, szacunek. Generalnie ubuntu sprzeciwia się nadmiernemu indywidualizmowi, który depcze interesy i prawa otocznia. Na gruncie europejskim podobne poglądy głosił m.in. Paul d’Holbach, oświeceniowy myśliciel i antyklerykał niemiecko-francuski. Według Desdmonda Tutu człowieczeństwa nie wyraża słynne powiedzenie: „Myślę, więc jestem”, ale raczej stwierdzenie: jestem człowiekiem, bo przynależę, uczestniczę, dzielę się. Jest to wprawdzie myślenie kolektywistyczne, ale taka jego odmiana, która nie chce jednostki stłamsić, tylko ją rozwinąć. Tyle że nie obok innych, ich kosztem lub wbrew ich interesom, ale razem z innymi. ADAM CIOCH
Państwa świata dostępne w Google Street View Państwa, które mają się znaleźć w Google Street View (oficjalnie) Państwa, które mają się znaleźć w Google Street View (nieoficjalnie)
W ubiegłym roku podczas ciepłych miesięcy po największych polskich miastach poruszały się samochody posiadające „(…) 15 obiektywów wykonujących zdjęcia w zakresie 360 stopni. Wyposażone (…) również w czujniki ruchu do rejestrowania własnej pozycji, dysk twardy do zapisywania danych, niewielki komputer obsługujący cały system, a także lasery zbierające dane 3D do (...) określania odległości na zdjęciach Street View”. Te nowoczesne pojazdy robiły tysiące zdjęć, które co jakiś czas były aktualizowane, aby każdy z nas mógł zwiedzać kraj bez ruszania się sprzed komputera. Kto na tym skorzysta? Usługa z pewnością przyda się turystom, ponieważ od teraz mogą przed każdą wycieczką obejrzeć miejscowość, do której jadą, sprawdzić, jak wygląda hotel, i wyznaczyć trasy zwiedzania. Agencje nieruchomości zaczną za darmo umieszczać zdjęcia swoich budynków i ich okolic, co na pewno zadowoli ich klientów. Władze miast mogą ograniczyć środki na promocję ciekawych miejsc, bowiem Google Street View wskaże je gratis. W końcu skorzystają na tym wszyscy, którzy zamiast lustrować mapy i szukać konkretnego punktu, mogą zafundować sobie docelowy wirtualny spacer.
Jak to działa? Na stronie mapy.google.pl wybieramy interesujące nas miejsce i przeciągamy na nie tzw. Pegmana – pomarańczowego ludzika znajdującego się na miarce „powiększ/pomniejsz” – i z nim rozpoczynamy wycieczkę. W Polsce na razie możemy zwiedzać Warszawę, Kraków, Łódź, Wrocław, Poznań, Gdańsk, Szczecin, Lublin, Białystok, Gdynię, Toruń (tylko Stare Miasto), Gniezno, Świnoujście, Sopot, Kazimierz Dolny (Rynek), Malbork (rejon zamku), Zakopane (Krupówki), Zamość (Stare Miasto), Ciechocinek (rejon tężni), Hel, Dolinę Chochołowską, Pruszków, Ożarów Mazowiecki, Piaseczno, Konstancin-Jeziorną, Otwock, Sulejówek, Wołomin, Ząbki, Legionowo oraz Łomianki. Więcej miejscowości ma się pojawić w czerwcu wraz z Euro 2012. Nie tylko Polska Dzięki Google Street View możemy w kilka sekund znaleźć się nad wodospadem Niagara, oglądać słynnego Big Bena w Londynie albo wieżę Eiffla w Paryżu, odwiedzić Disneyland, zwiedzać stadiony piłkarskie, na przykład te z mistrzostw świata w RPA, albo spacerować po parkach narodowych. Dokładniejsze dane na temat prac Google nad panoramicznymi mapami są ściśle strzeżone. Kamerzyści, kierowcy samochodów czy operatorzy aparatów podpisują specjalną klauzulę, która zobowiązuje ich do zachowania tajemnicy. Mimo że Street View wydaje się świetnym rozwiązaniem, to w wielu miejscach na świecie ta usługa nie jest mile widziana. Znakomita jakość zdjęć pozwala bowiem na dokładne rozpoznawanie twarzy przechodniów i rejestracji samochodów. Po wielu protestach zdecydowano się na rozmywanie niektórych części zdjęć, zawierających pewne dane identyfikacyjne. ŁUKASZ LIPIŃSKI
14
SZKIEŁKO I OKO
Bogowie zmartwychwstali W starożytności cud niepokalanego poczęcia, śmierci i zmartwychwstania boga dokonywał się często. Oczywiście dokonywał się w mitach i umysłach wiernych. Kapłani rozmaitych kultów wykorzystywali łatwowierność epoki i głosili, że kobiety mogą odbywać stosunki seksualne z istotami boskimi i w ich następstwie rodzić „synów bożych”. Żydowski historyk Józef Flawiusz pisał, jak to pewien rzymski żołnierz, usiłując posiąść szlachetną panią, niejaką Paulinę, wykorzystał jej wiarę w boginię Izydę. Dał łapówkę kapłanom świątyni Izydy, aby przekonali Paulinę, że bóg zmarłych Anubis (syn Izydy) pragnie się z nią cieleśnie połączyć. Kobieta uwierzyła w to zapewnienie i udała się do świątyni, w której ją zamknięto. Kiedy pogaszono ognie, w ciemnościach przybył do niej Rzymianin Decjusz Mundus udający Anubisa. Uwiedziona kobieta nie miała wątpliwości co do prawdziwości stosunku z bogiem, a nawet chwaliła się tym przed swoim mężem i znajomymi, którzy także jej uwierzyli. („Starożytności żydowskie”, 18.3.4). Przykład ten świadczy o rozpowszechnionym w starożytności przekonaniu, że
O
intymne stosunki między bogami i ludźmi są absolutnie możliwe. Opowiadano, że wśród dzieci cudownie poczętych i urodzonych z dziewicy byli między innymi Sargon I, Amenhotep III, Herakles, Perseusz, Jowisz, Budda i Zaratusztra. Szczególnie rozpowszechnione było wierzenie o bóstwie płodności i wzrostu roślin, które wkrótce po złożeniu do grobu powstawało z martwych i w cyklicznym rytmie ożywiało obumarłą przyrodę. Niektórzy z owych bogów doznawali cierpień i mąk, a byli też i tacy, którzy doświadczali śmierci krzyżowej – ginęli za młodu, by powstać z martwych trzeciego bądź czwartego dnia. Pokazywano też puste groby bogów, mające dowodzić ich zmartwychwstania. Historia zna grób Heraklesa w Kadyksie, Zeusa w Knossos, Baala w Babilonie, Apollina i Dionizosa w Delfach a także wiele grobów Ozyrysa. Starożytność znała również pogański okres „wielkiego postu” poprzedzającego zmartwychwstanie. Według orientalnego mitu bogiem, którego urodziła dziewica (zapłodniona poprzez zjedzenie owocu z drzewa migdałowego) i który umarł jako młody człowiek, a następnie został wskrzeszony z martwych, był frygijski bóg wegetacji Attis – odpowiednik syryjskiego Adonisa, czczonego między innymi w Betlejem. Uważany był za małżonka Kybele – frygijskiej Bogini Matki – a w pewnej wersji mitu dokonał samokastracji i został jej
d czasu do czasu słyszy się, że pomiędzy wieloma bóstwami starożytnych religii, na przykład Horusem, Dionizosem, Heraklesem czy też Mitrą a Jezusem z Nazaretu, występują istotne podobieństwa (poczęcie, działalność, wybór uczniów, śmierć, zmartwychwstanie, ubóstwienie). Jak je wyjaśnić? Czy nie jest tak – jak niektórzy twierdzą – że Jezus jest jedynie postacią mityczną? To prawda, że prawie wszystkie starożytne kulty solarne cechowała idea cierpiącego bóstwa, zmartwychwstania, a wszyscy wymienieni bogowie urodzeni zostali przez dziewice 25 grudnia, czyli w dniu tzw. Bożego Narodzenia. O podobieństwach tych – między Jezusem a bóstwami solarnymi – pisał m.in. Rudolf Bultmann, protestancki teolog, który usiłował doprowadzić do demitologizacji Nowego Testamentu. Jak zatem ustosunkować się do wszystkich tych podobieństw? Czy życie Jezusa Chrystusa rzeczywiście jest tylko repliką wcześniejszych kultów solarnych; czy może sam rzeczywiście był prorokiem i prawdziwym Zbawicielem? Rozpocznijmy od różnic. Pierwsza różnica polega na tym, że Jezus – w przeciwieństwie do bóstw solarnych – to postać historyczna. Także przekonania religijne Żydów i chrześcijan wywodzą się z konkretnych doświadczeń Abrahama, Izaaka, Jakuba, Mojżesza i Jezusa – osób, które narodziły się i umarły w określonym miejscu i czasie. Po drugie – bóstwa solarne nie umierały za innych, jak miało to miejsce w przypadku Jezusa (por. Mt 20. 28). W kultach solarnych
pierwszym kapłanem. Przedstawiano go jako młodego pasterza z Frygii i nazywano „młodymi kłosami pszenicy” albo „zielonym zżętym kłosem”. Mit o Attisie i Kybele był popularny na całym Bliskim Wschodzie prawdopodobnie od czasów prehistorycznych i należy do najstarszych, jakie znamy. Do I w.
Herakles
Ozyrys był jednak w Rzymie zakazany ze względu na zgorszenie, jakie budziły ekscesy kapłanów rzezańców. Według jednego z wariantów mitu nimfa Nana, córka boga rzeki, spożyła migdał i stała się brzemienna, a jej synem był właśnie Attis (według innej wersji owoc wniknął w jej łono; mówi się też, że był to granat). Potem Attis zakochał się w pewnej kobiecie, ale w dniu ślubu na uroczystości pojawił się Agdistis – kochający go potwór,
który przybrał postać Kybele. Wszystkich obecnych ogarnął nagle szał, a narzeczona Attisa, widząc swojego oblubieńca wyznającego miłość innej kobiecie, zadała sobie śmiertelne rany. Oszalały z rozpaczy Attis pozbawił się męskości pod drzewem świerku (lub jodły) i zmarł (został w to drzewo zamieniony). Inny wariant mitu mówi, że Attisa zabił dzik. Święta, tj. rocznice śmierci i zmartwychwstania Attisa, obchodzili uroczyście jego wyznawcy podczas wiosennego zrównania dnia z nocą od 15 do 28 marca. Za dzień śmierci Attisa uchodził 21 dzień marca. Przynoszono wtedy do świątyni ścięty świerk (lub jodłę), który był świętym drzewem boga, pień
Jezus a bóstwa pogańskie inicjatywa zawsze wychodziła od człowieka, który chciał przypodobać się Bogu, natomiast według Biblii tym, który podejmuje inicjatywę, zawsze jest Bóg, który szuka prawdziwych czcicieli (J 4. 23), aby ich zbawić i pojednać w Chrystusie ze sobą (por. 2 Kor 5. 18–19; Ef 2. 8). Po trzecie – Biblia jednoznacznie mówi, że aby to zbawienie mogło się dokonać, „Chrystus umarł za grzechy nasze” (1 Kor 15. 4). Jezus uczynił więc coś, czego nie uczynił żaden ze wspomnianych bogów. Po czwarte – śmierć Jezusa była aktem jednorazowym, natomiast bóstwa solarne umierały i powstawały do życia corocznie. Ponosiły też one śmierć w różnych okolicznościach, podczas gdy Jezus złożył swe życie w dobrowolnej ofierze. Jak jednak wytłumaczyć wszelkie liczne podobieństwa pomiędzy Jezusem a bóstwami solarnymi? Przede wszystkim należy w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że nawet największe podobieństwo pozostanie tylko podobieństwem. Jezus rzeczywiście umarł, i to nie dlatego, że identyfikował się z Ozyrysem, Horusem czy Mitrą, ale dlatego, że przyszedł wypełnić Pisma (Łk 24. 26–27, 44), utożsamiając się z biblijnymi proroctwami.
Odnośnie podobieństw warto również podkreślić, że jak chrystianizm wyrósł z judaizmu, a wszystkie obecne kościoły z pierwotnego chrześcijaństwa, tak też wszystkie religie w pewnym sensie wyrosły z jednego pnia (por. Dz 17. 26–27). Od samego początku oczekiwano przecież na „potomka niewiasty”, który „zdepcze głowę węża” (Rdz 3. 15). Stąd też różne wyobrażenia owego „nasienia” i podobieństwa występują w różnych religiach. Na szczególną uwagę – moim zdaniem – zasługują te wierzenia i elementy kultu, które rzeczywiście zostały zaanektowane przez chrześcijaństwo IV stulecia. Wiadomo przecież, że Kościół rzymski przejął z pogaństwa nie tylko koncepcję tzw. Trójcy Świętej, pogański kult dziewiczej matki boskiej z dzieckiem na ręku (np. egipska Izyda z Horusem, babilońska Semiramis z Tammuzem – Ez 8. 14, por. Jr 44. 15–18; Dz 19. 23–28) i datę 25 grudnia jako dzień narodzin wielu bóstw solarnych, ale także cały szereg innych elementów i wierzeń, m.in. wieczne męki piekielne, czyściec, modlitwy za zmarłych, różaniec, niedzielę (święty dzień Mitry – boga słońca) i wiele innych elementów związanych z kultem i szatami liturgicznymi.
owijano bandażami jak nieboszczyka, a w środku przytwierdzano doń obraz Attisa. Drzewo przedstawiało umarłego boga. Chrześcijański pisarz Firmicus Maternus, zaciekły wróg pogaństwa z IV w., potwierdził to, pisząc: „W kulcie frygijskim, zwanym kultem matki bogów, ścina się rokrocznie świerk i pośrodku drzewa przywiązuje doń wizerunek młodzieńca”. Po trzech dniach, 25 marca, następowała eksplozja radości, gdy rankiem obwieszczano zmartwychwstanie boga. Był to dzień „radości”, w którym kapłani głosili: „Attis powrócił, cieszcie się z powodu jego obecności!” i smarowali oliwą usta boga, pocieszając wiernych słowami: „Bóg ocalał, więc i dla nas z jego męki wyniknie ocalenie”. Zapalano pochodnię, tak jak dziś pali się w Krk świecę wielkanocną. 28 marca odbywały się inicjacje neofitów. Neofita był wyświęcany krwią byka lub barana (taurobolium i criobolium), a ofiara ta zastępowała ryt samookaleczenia, ponieważ ofiarowywano Wielkiej Matce Kybele organa rozrodcze ofiary. Charakterystyczne jest również, że wyznawcy Attisa sycili się swoim bóstwem, jedząc chleb i pijąc wino. Firmicus Maternus zinterpretował to jako demoniczny i zgubny odpowiednik chrześcijańskiej eucharystii. Alegoryczna interpretacja misteriów sprawiła, że Attis został w końcu upodobniony do Słońca. Teolodzy Attisa obiecywali wtajemniczonym „zmartwychwstanie”, „wieczne odrodzenie” i „nieśmiertelność”. Cesarze rzymscy, szczególnie ostatni Antoninowie, bardzo popierali kult frygijski w nadziei powstrzymania rozwoju chrześcijaństwa. ARTUR CECUŁA
Tego rodzaju zapożyczenia, fałszerstwa, wypaczenia i kompromisy, czyli zwyrodniałe formy religijności, nie świadczą o podobieństwach Chrystusa do bóstw pogańskich, ale o odstępstwie papiestwa. To one powinny budzić nasz sprzeciw, nie Chrystus, który przecież walczył z tym wszystkim. Poza tym cokolwiek by powiedzieć o podobieństwach pomiędzy Jezusem a mitycznymi bohaterami, należy pamiętać również o tym, że o Chrystusie świadczyli nie tylko Jego wyznawcy, ale również Żydzi stojący w opozycji wobec niego. Jakże wymowne w tym kontekście są słowa Gamaliela skierowane do tych, którzy chcieli zabić pojmanych apostołów: „Mężowie izraelscy, rozważcie dobrze, co z tymi ludźmi chcecie uczynić. Albowiem nie tak dawno wystąpił Teudas, podając siebie za nie byle kogo, do którego przyłączyło się około czterystu mężów; gdy on został zabity, wszyscy, którzy do niego przystali, rozproszyli się i zniknęli (…). Odstąpcie od tych ludzi i zaniechajcie ich; jeśli bowiem to postanowienie i ta sprawa jest z ludzi, wniwecz się obróci; jeśli jednak jest z Boga, nie zdołacie ich zniszczyć, a przy tym mogłoby się okazać, że walczycie z Bogiem” (Dz 5. 38–39). Warto więc o tym pamiętać przy krytycznej ocenie Chrystusa i chrześcijaństwa. Jezus bowiem – w przeciwieństwie do Horusa, Tammuza, Dionizosa, Heraklesa czy Mitry – nadal ma miliony wyznawców na całym świecie. BOLESŁAW PARMA
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
A
ntysemityzm to pojęcie szerokie; oznacza niechęć i wrogość nie tylko wobec Żydów, ale ogólnie do ludów semickich, także Arabów. Bardziej precyzyjnym pojęciem odnoszącym się do niechęci wobec Żydów jest antyjudaizm. Warto także pamiętać, że antyjudaizm jest starszy niż chrześcijaństwo, a surowe zasady narzucane przez jednego Jahwe, który był nietolerancyjny i wymagający, oraz zakaz tworzenia jego wizerunków wywoływały wśród Żydów silne poczucie wyjątkowości, natomiast u ich sąsiadów – wrogość i nienawiść. Ludy ościenne, modlące się do obrazów i figur swoich bóstw, nie rozumiały monoteistycznej wiary Izraelitów.
To, co poróżniło chrześcijan i Żydów, i to niemal od początku, to fakt, że obie zbiorowości pretendowały do miana narodu wybranego, podczas gdy „wybrańcem” mogła być tylko jedna z nich. Nowy Testament i ojcowie
– W dziełach Jana Chryzostoma, ojca Kościoła, synagoga przyrównana jest do teatru, burdelu, jaskini morderców, siedliska dzikich zwierząt i siedziby szatana. Sami zaś Żydzi nie są lepsi niż świnie czy barany, a ich dusze
zabijają już swoich dzieci, to przecież zamordowali Chrystusa, co jest jeszcze gorsze”; – W oczach Diogenesa Żydzi są głupi, zabobonni, obłudni, a ich zwyczaje dotyczące postu, szabasu i obrzezania są śmieszne; – Bazyli wzywał: „Niech Żyd będzie pohańbiony”; – Konstantyn, pierwszy cesarz chrześcijański, mawiał: „Z tą okropną hordą – Około 160 r. n.e. poŻydów nie chcemy mieć wstał utwór Justyna pt.: nic wspólnego”. W je„Dialog z Żydem Tryfonem”. go oczach Żydzi byli To swoista kompilacja cyta„ludem odtrąconym”, tów ze Starego Testamen„ludźmi splamionymi tu. Autor nazywał Żydów krwią” i z „wrodzonym słabeuszami, nikczemnikaobłędem”; mi. Według Justyna Żydzi – „Złe traktowanie Ży(wszyscy!) to ludzie rozwiąźdów uważa się za dzieło li, nieprawi, gardzą przymiemiłe Bogu” – twierdził rzem z Bogiem, mordują w XII wieku Abelard. chrześcijan, prześladują proPrzykład, jak zawsze, roków; idzie z góry. Nie dziwi za– Tertulian stwierdził, tem fakt, że „mądrości ojże bóg Żydów nie jest tym ców Kościoła”, a jest ich samym Bogiem, którego w tym tekście tylko mała mają chrześcijanie. Ponadcząstka, stanowiły inspirato głosił, że represje wobec cję dla sutannowych podchrześcijan w pierwszych żegaczy tuż przed pogrowiekach zaczynały się w symami, jakie przetaczały się nagogach; przez gminy żydowskie roz– Biskup Cyprian siane po całej Europie. Dotwierdził, że „Szatan jest dać trzeba, że „argumenOjcem Żydów”; ty”, jakimi kierowali się – Doktor Kościoła chrześcijańscy antyjudaiści, Efrem uważał, że „Żydzi w swojej żądzy krwi nie Rycina przedstawiająca mord rytualny na Szymonie z Trydentu to żadne argumenty. To irracjonalne oskarżenia, nieznajdują żadnego umiaru”. słusznie obciążające całą społeczność, zamieszkuje szatan. Autor twierdził, Dalej zalecał: „Uciekaj przed Żydami, i to tysiące lat po opisanym w Biblii że „własnymi rękami zabijają swoje bo twoja śmierć i twa krew nic dla nich ukrzyżowaniu pewnego Żyda... dzieci”. Później nieco zweryfikował nie znaczą”, a przy tym „są oni 99 raMARCIN ZWIERCIAK ten pogląd, głosząc, że „nawet jeśli nie zy gorsi niż nie-Żydzi”; wzorem apostołów, obarczał ich winą za represje wobec proroków, odmawiał prawa do posiadania Świętej Księgi. Ponadto przyrównywał ich do świń (wielka obelga) i obwiniał o seksualne zdeprawowanie;
Nienawiść z teologii Kościoła chętnie dzielą Żydów na tych „dobrych” – starotestamentowych Hebrajczyków oraz proroków – i tych „złych” – z czasów Chrystusa i Apostołów. Do tych pierwszych chętnie nawiązują, podczas gdy zdecydowanie
Wrogość wobec Żydów jest wpisana w Kościół rzymski od samych jego początków. Rozwinęła się w instytucji, która chełpi się tym, że uczy swoich wiernych miłości do bliźniego. Ba, nawet do wroga! Skąd wzięła się awersja do Żydów w chrześcijaństwie, które z judaizmu czerpie niemal wszystko? Najczęstszym zarzutem było to, że zabili Syna Boga, Jezusa, choć przecież powinni występować tylko jako „realizatorzy” planu zbawienia; poza tym bez nich nie byłoby chrześcijaństwa. Przeświadczenie o zabiciu przez Żydów Chrystusa Kościół podpiera słowami z Ewangelii św. Mateusza: „A cały lud zawołał: »Krew Jego na nas i na dzieci nasze«”(Mt 27. 25). W komentarzu do tej ewangelii wczesnochrześcijański filozof Orygenes z Aleksandrii (III w. n.e) napisał: „Oni [Żydzi] są zatem winni nie tylko krwi proroków, lecz także krwi Chrystusa (…) po wszystkie ich pokolenia, aż po kres czasów”.
15
odżegnują się od tych drugich. Ewangelia św. Jana także przepełniona jest niechęcią do Żydów. Apostoł Jan nazywa ich „synagogą diabła” i odmawia im prawa wywodzenia się z plemienia Abrahama, uznając, że prędzej wywodzą się oni od samego szatana. Teologia i nauczanie Kościoła już od pierwszych wieków jego istnienia zawierają w sobie przesłania antyżydowskie: – Około 130 r. n.e. powstał w Syrii „List Barnaby” – we wczesnym chrześcijaństwie bardzo ceniony, przez Klemensa Aleksandryjskiego i Orygenesa uważany nawet za część Pisma Świętego. Barnaba zaprzecza w nim, by Żydzi kiedykolwiek zawarli przymierze z Bogiem. Autor,
Żydzi, żyjący przez stulecia w chrześcijańskim potrzasku, wynaleźli ideologiczną odtrutkę, która pomogła im przetrwać we wrogim świecie. W świecie antycznego Rzymu Żydzi traktowani byli jako religijni, pyszałkowaci dziwacy, nieceniący świeckiej kultury i nieszczególnie dbający o czystość, bo nie podzielali zamiłowania tzw. pogan do życia łazienno-kąpielowego. Zostawiano ich na ogół w spokoju, dopóki nie gardłowali zbytnio na rzecz niepodległości. Sytuacja Żydów zmieniła się jednak diametralnie, gdy cesarstwo wzięło ślub z oficjalnym Kościołem. Chrześcijaństwo jako religia stosunkowo młoda, także wywodząca się z Jerozolimy i z pism hebrajskich, cierpiało już wówczas na żydowski kompleks i rywalizowało z wyznawcami judaizmu o boskie pierwszeństwo. Chrześcijańska pogarda i niechęć wobec Żydów (patrz tekst wyżej) przeszła na aparat państwowy i uczyniła z wyznawców judaizmu element podejrzany, nawet wrogi, a w późniejszych czasach także atakowany bez pardonu. Żydzi żyjący w chrześcijańskiej masie musieli jakoś odnieść się do roszczeń chrześcijan jako nowego „plemienia wybranego” oraz do osoby Jezusa. Dla większości Żydów Jezus z czterech Ewangelii był bluźniercą i heretykiem, a kościelny kult obrazów i tzw. Trójcy Świętej (Jezusa ok. IV wieku n.e. uczyniono
Bogiem) tylko potwierdzał w ich oczach przekonanie, że chrześcijanie błądzą. Na podstawie m.in. wzmianek o Jezusie w Talmudzie (starożytna księga żydowska będąca komentarzem do Biblii hebrajskiej) powstała ok. VI wieku „Historia Jeszu” („Toledot Jeszu”), która jest jakby alternatywną „ewangelią”, historią życia Jezusa z Nazaretu, tyle tylko, że odartą ze świętości i nadprzyrodzoności. Ma coś ze stylu Ewangelii wg Mateusza, która była pismem skierowanym do Żydów.
powstały na początku średniowiecza, ale spójną wersję opowieści opracowano dopiero w XV wieku. Historia Jeszu dawała więc Żydom ideologiczny oręż w walce z propagandą chrześcijańską, która nie tylko przedstawiała Jezusa jako niezwykłą postać i cudotwórcę. Można także powiedzieć, że „Toledot” był jedną z pierwszych prób demitologizacyjnych, które podejmowały tematy trudne zarówno dla niechrześcijan, jak i dla chrześcijan – takie jak
w swej istocie antyżydowską prowokacją. Synod żydowski w Lublinie w 1561 roku zabronił publikacji tej księgi i ocenzurował Talmud. Trzeba jednak zaznaczyć, że opowieść o tym, iż żołnierz Pandera (Pantera albo Józef Pandera) jest ojcem założyciela chrześcijaństwa, jest bardzo stara i z pewnością nie jest jakimś wczesnośredniowiecznym wynalazkiem. O Panderze pisze już Celsus, autor „Prawdziwego słowa”, pierwszej wielkiej krytyki chrześcijaństwa. Ten grecki pisarz w II poł. II wieku (czyli ledwie 4 pokolenia po czasach apostolskich!) wskazuje na krążącą wśród ówczesnych Żydów opowieść o Panderze. I coś z jakimś Panderą (Panterą?) musiało być na rzeczy, bo nieco późniejszy Orygenes, jeden z pierwszych filozofów chrześcijańskich, twierdzi, że to Józef, prawny ojciec Jezusa, nosił taki przydomek po swoim ojcu, Jakubie zwanym ponoć Panterą. Z punktu widzenia historycznego i racjonalistycznego nic pewnego ani o samym istnieniu Jezusa, ani o wiarygodności starożytnych źródeł na jego temat (chrześcijańskich lub antychrześcijańskich) nie jesteśmy w stanie powiedzieć. Tym bardziej dziwi zapiekłość, pewność siebie oraz zapalczywość, z jaką wyznawcy rozmaitych teologii i Kościołów wypowiadają się na temat osób i zdarzeń, o których tak naprawdę niczego wiarygodnego nie wiedzą. MAREK KRAK
Jezus, syn Pandery Trzeba jednak zaznaczyć, że Jeszu to Jezus tylko i aż na… 99 proc. Bo historia z „Toledot” nie jest właściwie o Jezusie, to znaczy Jeszui, ale o Jeszu, czyli o kimś, kogo „imię i pamięć ma zaginąć”. Tenże Jeszu był synem Miriam, Żydówki zgwałconej przez rzymskiego żołnierza Panderę. Jeszu był fałszywym prorokiem i bluźniercą, cudotwórcą wykorzystującym czarną magię. Został on zabity na rozkaz rabinów, a jego uczniowie wykradli ciało i opowiadali, że Jeszu zmartwychwstał. Zatem może Jeszu i Jeszua to są dwie różne osoby, ale podobieństwo obydwu historii, tej z ewangelii i tej z „Toledot Jeszu”, jest zdumiewające. Pierwsze wersje „Toledot”
niezwykłe poczęcie Jezusa, jego niezwykłe czyny i zmartwychwstanie. Oczywiście podobieństwo Jeszu do Jezusa nie uszło uwagi chrześcijan. Księga była zwalczana przez inkwizycję, a czasem nawet przez samych… Żydów. Rabini i starsi gmin żydowskich bali się, i to bardzo zasadnie, że drukowanie i posiadanie „Toledot” może ściągnąć na nich prześladowania, podpalenia, a nawet zabójstwa z ręki chrześcijan. Już zresztą antychrześcijańskie wersety Talmudu wzbudzały złość katolików i kończyły się atakami, a także próbami cenzury. Także na ziemiach polskich. Rabini i kierownicy szkół talmudycznych uważali, że rozpowszechnianie „Toledot” jest
16
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
ZE ŚWIATA
AIR HORROR Ktoś starający się o egzemplifikację stanu szoku mógłby przedstawić taką sytuację: po pokładzie pasażerskiego odrzutowca na wysokości 10 km nad ziemią miota się jego kapitan wykazujący wszelkie symptomy szału…
Takie właśnie niezapomniane wrażenie stało się udziałem 130 pasażerów airbusa 320 linii JetBlue, który 27 marca wystartował z nowojorskiego lotniska Kennedy’ego w 5-godzinny rejs do Las Vegas. Kontrolę nad sterami sprawował 40-letni kapitan z 20-letnim stażem – Clayton Osbon. Wkrótce po starcie drugi pilot zorientował się, że coś jest nie tak. Osbon wyłączył radiostację, zaczął perorować o swym kościele, o tym, że „rzeczy nie mają znaczenia”, o „grzechach Las Vegas”. Potem oświadczył: „Nie polecimy do Las Vegas”. Drugi lotnik zasugerował mu odświeżenie się w toalecie, a gdy Osbon wyszedł i natychmiast zaczął walić w jej drzwi, ponieważ była zajęta, ściągnął do kokpitu innego kapitana, obecnego na pokładzie w charakterze pasażera. Para zamknęła się od środka i zmieniła kombinację cyfrowego zamka. Osbon najpierw usiłował otworzyć drzwi, posługując się starym kodem, a potem jął łomotać w nie tak mocno, że pilotujący samolot obawiali się, iż zaraz je wywali i rzuci się do sterów. Kapitan wykrzykiwał: „Musimy zmniejszyć ciąg silników! Musimy skierować maszynę ku ziemi!”. W końcu ruszył w drugą stronę. Pasażerowie relacjonowali później, że wyraźnie zdezorientowany doszedł do ogona odrzutowca i zaczął wykrzykiwać bez sensu. O Iranie, Iraku, Izraelu, Afganistanie. „Teraz się, kurwa, módlcie do Jezusa Chrystusa!” – wrzasnął. Usiłował otworzyć drzwi maszyny, a dwie stewardesy nie były w stanie poskromić rosłego i muskularnego mężczyzny. „Nikt nie wiedział, co robić – wspomina pasażer Don Davis. – To był przecież dowódca samolotu. Nie można ot tak zaatakować kapitana”. Gdy przez głośnik rozległo się wezwanie drugiego pilota, by Osbona obezwładnić, pasażerowie przystąpili do akcji. Kapitan był w stanie szału, który
dawał mu ogromną siłę, toczył pianę z ust, bełkotał o panu Bogu, duszach, bombie i Al-Kaidzie. Dopiero szóstce dobrze zbudowanych mężczyzn udało się powalić go na podłogę. Podane przez stewardesy plastikowe kajdanki kapitan dwukrotnie zrywał. Związali go wreszcie własnymi paskami i siedzieli na nim przez 20 minut. W tym czasie drugi pilot komunikował się z wieżą lotniska w Amarillo w północnym Teksasie: „Alarm na pokładzie, musimy natychmiast lądować. Ściągnijcie policję i karetkę”. Kilka godzin później setki milionów telewidzów oglądało z niedowierzaniem, jak przywiązany do wózka Osbon znoszony jest przez funkcjonariuszy po trapie airbusa. Profesor William Sledge, psychiatra z Uniwersytetu Yale i pilot, twierdzi, że kapitan miał objawy ostrej psychozy. Stwierdził, że przypadki te u pilotów nie są rzadkie. Obowiązkowe okresowe badanie nie obejmuje, niestety, oceny psychologicznej. Eksperci konstatują, że piloci często ukrywają schorzenia psychiczne, bo ich ujawnienie oznacza definitywny koniec kariery. Kilka tygodni wcześniej w psychozę wpadła stewardesa American Airline. Krzyczała o bombie, o katastrofie, usiłowała otwierać drzwi; została obezwładniona, a samolot miał lądowanie awaryjne. Linia nie wyciągnęła żadnych konsekwencji. W zeszłym roku rozwścieczony utarczką z pasażerem steward otworzył na lotnisku wyjście awaryjne odrzutowca, zabrał z szafki piwo i zjechał po dmuchanym trapie. W roku 2008 pilot Air Canada dostał ataku psychozy podczas lotu z Toronto do Londynu i został obezwładniony. Kilka godzin po sprawie Osbona załoga US Airways w trakcie lotu na Florydę musiała wiązać pijaną pasażerkę, która dostała szału. Kapitan Osbon trafił do szpitala, ale jednocześnie został oskarżony o zakłócanie pracy załogi samolotu. Grożą mu dalsze zarzuty i wyrok do 20 lat więzienia oraz ćwierć miliona dolarów grzywny. Gdyby nie drugi pilot i pasażerowie, mogła być powtórka z 11 września roku 2001… PZ
FARMAGEDON Leki przeciwbólowe uzależniają tak samo jak narkotyki czy alkohol – ostrzegają lekarze. Ból podarowała nam natura. To znak, że dzieje się coś złego: stres, przemęczenie, początek poważnej choroby. My coraz rzadziej zastanawiamy się nad jego przyczyną, tylko łykamy kolejną tabletkę. Bez kontroli lekarza, bez zastanawiania się nad skutkami ubocznymi. Robimy zapasy, a nawet... konsumujemy profilaktycznie. W ciągu ostatnich 20 lat spożycie tzw. analgetyków wzrosło trzykrotnie. To już światowa epidemia!
W Stanach i Japonii pracodawcy obok automatów z kawą i herbatą ustawiają takie z różnymi aspirynami. „Na świecie 3 proc. ludzi cierpi na bóle głowy spowodowane nadmiernym spożyciem analgetyków. W Rosji aż 6 procent” – opowiada Jelena Fiłatowa z Moskiewskiej Akademii Medycznej. W Stanach już około 30 tys. osób rocznie umiera z powodu przedawkowania leków (m.in. takie gwiazdy jak Michael Jackson czy Whitney Houston). Nowe zjawisko nazwano „farmagedonem”. Coraz popularniejszy jest tam Oksykodon – silny lek stosowany w leczeniu bólów nowotworowych, który okazał się świetnym źródłem zysku dla nieuczciwych lekarzy i ich pośredników. Lekarstwo wywołuje przyjemne otępienie. Człowiek czuje się jak w mydlanej bańce. Nic nie boli, nic nie stresuje. Oksykodonem narkotyzują się także nastolatki, przekonane, że skoro środek przepisują lekarze, nie może im zaszkodzić. Karen Perry z Florydy, której 21-letni syn zginął po przedawkowaniu „oxies”, założyła fundację walczącą o utworzenie kontrolnej bazy danych – żeby policja i władze znali źródła pochodzenia oksykodonu i mogli likwidować nielegalne fabryki pigułek. JC
KOMENDANT SWATKA W Chinach, gdzie mężczyzn jest więcej niż kobiet, trudno znaleźć żonę. Ale nie wtedy, gdy ma się duży… pistolet.
RYZYKO ZAWODOWE
Zmartwił się tym szef komisariatu z prowincji Syczuan. Sam jest żonaty, ale nie chciał, żeby młodzi podwładni pomarli w starokawalerstwie. Założył portal randkowy tylko dla milicjantów. Wszystko reklamowane hasłem: „Jestem silnym facetem z dużym pistoletem”. Już w drugim tygodniu istnienia portal miał prawie 40 tys. wejść. Panny na wydaniu zaczęły też nawiedzać posterunek. Zadowolony komendant domaga się tylko informacji o ożenkach kolegów. JC
WIEEELKI POST BELFER NOWEJ DATY Nauczyciel przyszłości będzie maszyną – zapewniają koreańscy futuryści.
Nowy program kształcenia testowany jest w Korei Południowej. Robot Silbot ENGKEY uczy języka angielskiego, rozpoznaje twarze i głosy uczniów, poprawia nieprawidłowe odpowiedzi. Żeby maszyna wyglądała bardziej swojsko, na jej monitorze widać ludzką twarz. Do końca roku nauczyciele nowej generacji zagoszczą jeszcze w 830 placówkach, a do 2013 r. – także w przedszkolach. Nie jest to pierwszy koreański eksperyment z robotami. Władzom marzy się większy udział mechanicznych pomocników w codziennym życiu obywateli. Mieliby prać, sprzątać, gotować i prasować, a nawet zajmować się dziećmi. JC
Amerykanie, którzy czekają na dzidziusia, używają komputerowego programu „Kick to pick” (wybór przez kopnięcie). Na brzuchu ciężarnej (kiedy już wiadomo, co się urodzi), kładzie się iPhone’a, który kolejno wyświetla wpisane imiona. Kiedy dziecko kopnie, zamontowany czujnik zatrzymuje ekran na tym „wybranym”. Następnie jeszcze nienarodzonemu obywatelowi zakłada się konto na Facebooku, Twitterze i innych popularnych portalach. Ze zdjęciem z USG… JC
Jak szybko schudnąć? Po prostu nie jeść! Dietę prawie głodową wymyślił lekarz z Włoch. Profesor Gianfranco Capello opracował tzw. dożołądkową dietę niskowęglowodanową. Przez 10 dni – głodówka. Przeżycie zapewnić ma specjalny płyn odżywczy, który dociera do żołądka przez umieszczoną w nosie rurkę. Sprzęt możemy odczepić od siebie tylko na godzinę dziennie. Poza tym wolno pić wodę i ziołowe herbatki. Po 10 dniach takiej męczarni pacjent traci ponoć od 4 do 9 proc. masy ciała i... może odczekać 10 dni, a potem znów to samo. Dieta trafiła z ziemi włoskiej do brytyjskiej. W Londynie sprzedaje się najlepiej – 375 funtów za kurację. Pacjenci są pod opieką lekarzy. Częstym skutkiem ubocznym są zaparcia. Poza tym, z powodu innej przemiany materii, nasz pot może być wyjątkowo smrodliwy. Podobnie jak oddech. Głodzenie wymyślone przez doktora Capello objechali dietetycy. Twierdzą, że chudnie się za szybko, żaden grubas nie zmienia swoich rzeczywistych nawyków żywieniowych, co doprowadzi do słynnego efektu jo-jo i kolejnego spotkania z rurką. JC
E-DZIECKO Jesteś do tyłu z technicznymi nowinkami? Wstydź się! W dobie internetu już płody uczą się z nich korzystać.
Bo kraść trzeba umieć! – mawiają doświadczeni w tym fachu. Gang z Manchesteru przez pół roku kopał 30-metrowy tunel do bankomatu. Wszystko było perfekcyjnie przygotowane: wzmocniony strop tunelu, drabinki, światło elektryczne... W efekcie udało się ukraść 6 tys. funtów. Policyjni eksperci obliczyli, że gangsterom na pewno nie zwróciły się koszty akcji. Z kolei brazylijskie media doniosły o złodzieju, który planował opróżnić konto bankowe, posługując się fałszywym dokumentem. Do zmyślonych personaliów dołożył jeszcze zdjęcie... Jacka Nicholsona. Liczył na to, że w jego kraju nikt nie rozpozna amerykańskiego gwiazdora. Policjanci znaleźli przy oszuście jeszcze 5 innych dowodów osobistych i 36 „lewych” książeczek czekowych. JC
KOCIE KAWIARNIE Japończycy postanowili: wieczorami pieski i kotki muszą siedzieć w domach.
Nowy przepis wejdzie w życie 1 czerwca. Po godz. 20 domowe zwierzęta nie będą przebywały w miejscach publicznych. To dla dobra czworonogów, zmuszanych do pracy w nocnych lokalach – tłumaczą władze. Chodzi o „kocie kawiarnie”. Samotni Japończycy idą do miejsca pełnego mruczków, z którymi można się pobawić, popijając kawę. Klienci to także miłośnicy zwierząt, którzy mieszkają w ciasnych klitkach lub pracują całymi dniami, więc nie mogą mieć swojego pupila. Lokale cieszą się takim powodzeniem, że koci wieczór należy dużo wcześniej zarezerwować. „Przecież koty prowadzą nocne życie!” – dziwią się ich „pracodawcy”, którzy od czerwca mniej zarobią. JC
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
17
Raport hańby Po niewyobrażalnym skandalu pedofilskim w Kościele katolickim, jaki w 2009 roku wyszedł na światło dzienne w Irlandii, Watykan postanowił sprawdzić, jak się obecnie miewają tamtejsi biskupi. Przypomnijmy, że niemal przez 9 lat komisja irlandzkiego rządu pracowała nad raportem traktującym o pedofilii w Kościele. Tzw. Stolica Apostolska – wówczas z Janem Pawłem II na czele – wielokrotnie próbowała zakłócić jej prace, ale na szczęście jej się nie udało. Liczący 2600 stron dokument, który opublikowano w 2009 roku, zawierał zeznania tysięcy ofiar zboczeńców w sutannach i innych pracowników kościelnych, w tym również osób świeckich. Znakomita większość molestowanych dzieci (ich liczbę szacuje się na ok. 40 tys.) to wychowankowie katolickich domów dziecka i ośrodków wychowawczych. Irlandzki rząd do tej pory wypłacił odszkodowania ponad 12 tys. poszkodowanych i co roku przygotowuje w budżecie kolejne miliardy euro na ten cel. Kościół katolicki płacić nie musi, bo to państwo kierowało dzieci do sierocińców, więc – według tamtejszego wymiaru sprawiedliwości – to państwo, a nie Krk ponosi odpowiedzialność…
N
Dziś, po ponad 3 latach od publikacji raportu, watykańscy hierarchowie przeprowadzili kontrolę polegającą na sprawdzeniu, co słychać w Krk na Zielonej Wyspie. Oficjalnie nazywało się to „udzieleniem pomocy tamtejszemu Kościołowi na drodze jego odnowy”. Efektem tej inspekcji jest kolejny dokument opisujący obecną sytuację w irlandzkim Kościele. I co? I nic… Watykan oczywiście kolejny raz wyraził „zdumienie zbrodniami”, a zboczeńców ponownie nazwał zdrajcami, którzy dopuścili się karygodnych czynów, ale poza podobnymi deklaracjami nikt (a przede wszystkim ofiary pedofilii) nie doczekał się żadnych konkretów. „Podczas swego pobytu w Irlandii wizytatorzy mogli sami przekonać się, jak wiele uchybień z przeszłości przyczyniło się do niewłaściwego zrozumienia i reakcji na straszliwe zjawisko wykorzystywania nieletnich, także ze strony różnych biskupów i przełożonych zakonów. Z wielkim bólem i wstydem trzeba uznać, że wewnątrz wspólnoty chrześcijańskiej młodzi ludzie byli wykorzystywani przez duchownych i zakonników, których opiece zostali powierzeni, podczas gdy ci, którzy powinni zachowywać czujność, nie zdołali czynić tego skutecznie” – oświadczył bezczelnie Watykan, a hierarchowie nie zmienili swojego stanowiska i wciąż, tak jak przed trzema laty, całą winę zrzucają wyłącznie na irlandzkich duchownych, którzy „powinni zachować czujność”.
a wizycie Benedykta XVI w Meksyku cieniem położyła się afera Maciela („FiM” 13/2012) i związki Kościoła z mafią. W katedrze w Leon, do której zjechali wszyscy biskupi z Ameryki Łacińskiej, ich szef dość ogólnikowo skrytykował hierarchów za „słabość i błędy”. Miały się one przejawiać m.in. w kontaktach wielu księży i dygnitarzy kościelnych z przedstawicielami mafii narkotycznej. Komentatorzy byli bardziej konkretni niż przybysz z Watykanu, na przykład Federico Estevez, politolog z Autonomicznego Instytutu Technicznego w Mexico City, stwierdził, że pieniądze z przemytu narkotyków przeznaczane są na budowę i remont kościołów. „Pójdźcie i spójrzcie, jak teraz błyszczą. To wszystko pieniądze narkotyczne”. Jeden z głównych założycieli gangów narkotycznych, ze względu na swą brutalność zwany Katem, sfinansował elegancką kaplicę w swym rodzinnym mieście Pachuca. Niektórzy hierarchowie i ich podwładni rzeczywiście uważają, że cel uświęca środki. Na meksykańskiej podróży Benedykta poważnym cieniem położyła się publikacja książki pt. „Wola niewiedzy” (jej termin wybrano nieprzypadkowo). Bohaterami są najwyżsi dostojnicy watykańscy i ich rola w chronieniu
Problem w tym, że rządowy raport nt. pedofilii dotyczył lat 1930–1980, a więc czasu, kiedy funkcjonował (od pontyfikatu Jana XXIII) watykański dokument „Crimen sollicitationis”, zakazujący duchownym pod karą ekskomuniki donoszenia do organów ścigania w sprawach gwałtów na nieletnich! Ci, którzy jednak informowali organa ścigania
przed kompromitacją i odpowiedzialnością zakonnika Marciala Maciela – założyciela Legionu Chrystusa, osławionego kryminalisty, a zarazem pupila Jana Pawła II. Na ten temat napisano wiele; ta książka jest odmienna, bo niepodważalność stawianej tezy (Watykan znał prawdę o przestępstwach Maciela od roku 1944) ilustruje 211 dokumentów z archiwum watykańskiego, przekazanych autorom przez anonimowych duchownych z Rzymu. Jednym z bezpośrednio oskarżanych jest
o zboczonych praktykach kolegów w sutannach (były takie pojedyncze przypadki), byli karani przez Watykan najsurowszymi karami wynikającymi z prawa kościelnego! Hierarchowie, podsumowując niedawną inspekcję, napisali, że „za winy trzeba jeszcze raz prosić o przebaczenie Boga i ofiary”, i przytoczyli cytat z JPII, który zadeklarował, że „w kapłaństwie i życiu zakonnym nie ma miejsca dla tych, którzy krzywdzą młodzież”. Żaden z recenzentów watykańskiego dokumentu nawet się nie zająknął, że to właśnie podczas pontyfikatu Wojtyły księża pedofile byli kompletnie bezkarni. Po co w takim razie ta hucpa z kolejnym raportem? Czytamy dalej, że podczas wizytacji „zwrócono szczególną uwagę na pomoc finansową (?) oferowaną przez Irlandzki Kościół ofiarom nadużyć seksualnych”. Jaka to finansowa pomoc – biskupi nie precyzują. Zachodnie media też nie wiedzą i sugerują, że może chodzić o kościelnych pseudoprawników, którzy mają za darmo pomagać ofiarom pedofilii. Do tej pory nie ujawniono, ile
naczelny ekspert prawa kanonicznego w Kongregacji Doktryny Wiary, z myślą o ochronie Maciela zmienili okres przedawnienia w prawie kanonicznym, i to z mocą działania wstecz. „Na korzyść założyciela Legionu Chrystusa i ze szkodą dla nas, ofiar” – twierdzi Barba. Po opuszczeniu kongregacji Bertone został arcybiskupem Genui i jako taki napisał pochwalny wstęp do pamiętników Maciela pt. „Chrystus w moim życiu”, w których zaprzeczał zarzutom o gwałceniu nieletnich.
nie służy”, a Gonzalez przypomina o tym, nie kryjąc pogardy dla watykańskiego dostojnika. Komentatorzy określają poparte dokumentami oskarżenia pod adresem JPII, Ratzingera i Bertone jako „dewastujące”. Jason Berry, dziennikarz i autor książki o aferze Maciela, zauważa, że autorzy nowej pozycji nie uwypuklili dostatecznie kwestii związków dotacji finansowych Maciela dla tuzów watykańskich z jego bezkarnością. Apartamenty kard. Eduarda Pironio w Rzymie zostały wyremontowane na koszt Legionu Chrystusa. Jego następca na stanowisku prefekta Kongregacji Zakonów, kard. Eduardo Somalo, z premedytacją ignorował oskarżenia pod adresem Maciela w latach 90. Wcześniej przyjął od niego prezent: 90 tys. dolarów. Autorzy zamieszczają też dokumenty obrazujące zażyłe stosunki między kard. Pironio a Dziwiszem. Ten ostatni regularnie otrzymywał prezenty gotówkowe w wysokości 50 tys. dolarów. W zamian za to ofiarodawcy byli przezeń wpuszczani do małej, prywatnej kaplicy, w której co rano odprawiał msze Wojtyła. „Elegancki sposób przekupstwa” – stwierdza Gonzalez, wyrażając oburzenie wobec obu dostojników za to, że zaaranżowali zaakceptowanie przez JPII nowego regulaminu zakonnego, zakazującego krytykowania Maciela. PZ
Kościół zboczeńcem silny sam Ratzinger. „Gdy sprawa była w jego rękach, miał możność zaakceptować prawdę” – konstatują autorzy. Ich kompetencja, rzetelność i wiarygodność nie podlegają wątpliwości. José Barba, były seminarzysta i ofiara Maciela, jest emerytowanym profesorem Harvardu. Alberto Athie to były duchowny, który kierował akcjami charytatywnymi biskupów meksykańskich, a Fernando Gonzalez jest wykładowcą i autorem biografii Maciela. Najpoważniejszy zarzut pod adresem aktualnych włodarzy Watykanu wysuwa prof. Barba. W roku 2001 kard. Ratzinger i Tarcisio Bertone, jego
Athie, drugi z autorów (zdegustowany bezkarnością Maciela wystąpił z duchowieństwa), oskarża Jana Pawła II o stosowanie „podwójnych standardów moralnych”. Gonzalez natomiast skupia się na postaci kard. Velasia De Paolisa, który jako prawnik prawa kanonicznego nadzorował funkcjonowanie Legionu Chrystusa. De Paolis osobiście modyfikował konstytucję i prawa zakonu tak, by nakładały karę wykluczenia na każdego, kto nie będzie przestrzegał tajemnic lub ośmieli się skrytykować Maciela. Kardynał De Paolis intensywnie przekonywał, że dochodzenie w sprawie przeszłości Maciela „niczemu
i czy w ogóle ktokolwiek skorzystał z takich usług oraz czyje interesy tak naprawdę reprezentowaliby rzeczeni adwokaci. Podsumowując, „wizytatorzy stwierdzili, że oprócz przysporzenia cierpień ofiarom bolesne wydarzenia ostatnich lat otworzyły wiele ran w irlandzkiej społeczności katolickiej. Osoby świeckie doświadczyły utraty zaufania do swych duszpasterzy. Liczni niewinni księża i zakonnicy poczuli się niesprawiedliwie splamieni skojarzeniem z oskarżonymi w osądzie opinii publicznej. Niektórzy uznali, że biskupi i przełożeni nie stają w wystarczający sposób w ich obronie”. Tak wyglądają efekty „udzielenia pomocy irlandzkiemu Kościołowi na drodze jego odnowy”. Watykan od lat zapewnia wszystkich, że walczy z pedofilią i pomaga jej ofiarom. Problem w tym, że to tylko słowa. A skandale nadal będą wybuchać. Na samym końcu w państwach, gdzie Kościół katolicki ma nierzadko mocniejszą pozycję niż władze świeckie (Polska, Malta), a przyznanie się do przestępstw seksualnych graniczy z cudem. ŁUKASZ LIPIŃSKI
18
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Oto prawdziwa reforma Mam 63 lata. Jestem już emerytem i mam 1500 zł, a żona rencistka – 700 zł. I za te pieniądze jakoś żyjemy… Oczywiście na korzystanie z cienia palm na Majorce nas nie stać, ale żyć można. Jestem zbulwersowany ostatnimi działaniami premiera Tuska. Zastanawia mnie, kto mu przystawił pistolet do głowy, że brnie jak czołg w forsowanie tej rzekomej reformy emerytalnej. Ma być tak, jak sobie ubzdurał, i koniec. Już byli tacy „reformatorzy”, którzy finanse państwa i ZUS rozwalili, a teraz ten reformator od siedmiu boleści chce dobić nie tylko finanse, ale i społeczeństwo. A czy nie lepiej wreszcie rozgonić te złodziejskie fundusze emerytalne, pieniądze odebrać i wprowadzić do budżetu państwa? Efekt finansowy będzie lepszy, a ludzi, których to zaboli (myślę o szefostwie i właścicielach tych OFE), będzie garstka. Czas skończyć z tą pseudoreformą i budżet państwa wyprostować. Bo bardziej idiotycznego i bandyckiego pomysłu niż utworzenie OFE to chyba już wymyślić nie można. Gdy przedsiębiorca idzie do banku po kredyt, to musi zapłacić złodziejskie odsetki i prowizję za załatwienie kredytu. A tutaj daje się funduszom gigantyczne pieniądze do obracania i jeszcze płaci im się za to grube pieniądze. Przez te lata, w których OFE istnieją, zabrały one ponad 20 miliardów złotych legalnej prowizji z sumy, którą przekazał im ZUS. Tyle zarobili za nic dysponenci tej gigantycznej kasy. A ile stracili przez nietrafione decyzje biznesowe, to wie chyba tylko sam Pan
Bóg! Na dzień dzisiejszy otrzymali nie mniej niż 230 miliardów złotych, których brakuje w budżecie państwa i ZUS-u. Żeby było śmieszniej, to trzeba zauważyć, że państwo pożycza od OFE pieniądze na wysoki procent, żeby łatać dziury w budżecie ZUS-u. Pożyczka ta polega na tym, że państwo wypuszcza oprocentowane obligacje, które wykupują fundusze za… państwowe pieniądze. Są to właśnie pieniądze z ZUS, ze składek pracowniczych. Na całe szczęście nie mogą wydać wszystkich pieniędzy na obligacje, a tylko część, bo w niedługim czasie właścicielami Polski staliby się właściciele funduszy emerytalnych, które w większości należą do niepolskich lobby finansowych. Państwo daje im górę pieniędzy, i do tego jeszcze dokłada. Taki system mógł stworzyć albo człowiek chory, albo sabotażysta będący na usługach lobby finansowych. A nasi bezmyślni parlamentarzyści wszystko tylko przyklepali. I ten chocholi taniec trwa i trwa. A premier Tusk chce go jeszcze „udoskonalić”! Dlaczego żaden rząd nie może przeprowadzić prawdziwej reformy emerytalnej? Z prostego powodu. Na pewno nie zrobią prawidłowej reformy różnego rodzaju ekonomiści, którzy są uwikłani w różne związki z wielkimi lobby finansowymi. Każdy z nich ma swój interes, aby ją zrobić w taki, a nie inny sposób. Żeby zadowoleni byli ich bossowie od interesów. Nie jest
Pani pozna Pana: Wdowa, średnie wykształcenie, niezależna finansowo, pogodna, z dystansem do siebie, pozna kulturalnego Pana do lat 70, żeby zaprzyjaźnić się i mile spędzać czas. Panowie z ZK wykluczeni. Woj. wielkopolskie (1/a/14) Wolna, niezależna emerytka, szczupła, lubiąca przyrodę i muzykę, pozna Pana w wieku 65–70 lat, bez nałogów i zobowiązań. Woj. zachodniopomorskie (2/a/14) Wdowa, 64 lata, pogodna, bez zobowiązań, pozna Pana w wieku 65–75 lat, który chce oglądać jesienne liście we dwoje. Pabianice (3/a/14) Samotna, po 70., średni wzrost i waga, wyższe wykształcenie, z poczuciem humoru, aktywna i ciekawa świata, stała czytelniczka „FiM”, pozna niezależnego, kulturalnego Pana w stosownym wieku i o podobnym usposobieniu. Południowe Podlasie (4/a/14)
ważne, by zrobić to uczciwie, tylko żeby coś dla siebie wyrwać. Bo tutaj chodzi o potężne pieniądze. Ja – człowiek niezależny i życiowo doświadczony – widzę, że można to zrobić w bardzo prosty i skuteczny sposób. 1. Wprowadza się jednakową procentową składkę na ZUS od każdego wynagrodzenia – niezależnie od formy zatrudnienia i wysokości pencji. Wszyscy płacą jednakowy procent. Jednocześnie przedsiębiorca, który zatrudnia na „czarno”, powinien podlegać bardzo wysokiej karze grzywny, a nawet więzienia – bezwzględnego. Wszyscy na tym skorzystają: pracownik, budżet, ZUS. Jedynie pracodawca mniej zarobi. Ale na pewno zarobi. Nasi biznesmeni mają za punkt honoru, aby jak najszybciej się dorobić. Oczywiście kosztem innych. W Ameryce
Wolna i niezależna emerytka, ciut po 60., samotna, poszukuje bratniej duszy, spokojnego Pana, bez nałogów, w odpowiednim wieku. Mile widziani zmotoryzowani. Panowie z ZK wykluczeni. Warszawa (5/a/14) Wdowa, średni wzrost i średnia budowa ciała, pogodna, z poczuciem humoru, bez nałogów, pozna Pana, wolnego i kulturalnego, w wieku 64–74 lata. Woj. śląskie (6/a/14) Samotna, 35-letnia matka z małym dzieckiem, w trudnej sytuacji finansowej, pozna uczciwego Pana, który zaopiekuje się nią i jej dzieckiem. Potrafi się odwdzięczyć w 200 procentach. Woj. wielkopolskie (7/a/14) Emerytka bez nałogów, wszechstronne zainteresowania, pozna Pana w wieku 60–70 lat, bez nałogów i zobowiązań. Woj. śląskie i małopolskie (8/a/14) Pan pozna Panią: Dojrzały wiekiem, ale bardzo młody duchem i wyglądem, nawiąże kontakt z Panią, pełną wdzięku, o bogatym intelekcie, która umożliwi mu dojazd (i powrót) nad morze w maju i czerwcu. Pokrywa koszty podróży i oddzielnej luksusowej kwatery. Relacja wyłącznie w aspekcie
czy w Europie Zachodniej całe pokolenia pracowały na swoje fortuny, a nasi przedsiębiorcy chcą to uzyskać w ciągu kilku chwil. 2. Podstawą wyliczeń emerytury dla najwięcej zarabiających byłaby średnia krajowa. Tyle mogłaby wynosić najwyższa emerytura dla ludzi zarabiających powyżej średniej, z politykami włącznie. Każdy, kto chciałby mieć wyższą emeryturę, mógłby ze swoich pieniędzy dobrowolnie wpłacać składkę w jakimś dobrowolnie utworzonym funduszu emerytalnym. Oczywiście bez żadnego odliczania na PIT swoich wydatków na tę zachciankę. Podejrzewam, że większość wolałaby odłożyć sobie na własne konto, niż wzbogacać jakiś fundusz emerytalny. Gdyby od najwyższych wynagrodzeń odprowadzano tak duże (procentowo) składki, to
intelektualnym. Listy tylko polecone za zwrotnym pokwitowaniem. Rawa Mazowiecka (1/b/14) Wolny wdowiec, 74 lata, wzrost średni, zainteresowania wszechstronne, bez nałogów i zobowiązań, tolerancyjny, mieszkanie własnościowe, pozna szczupłą, trochę młodszą Panią na dalszą drogę wspólnego życia. Katowice (2/b/14) Chrześcijanin, 48 lat, obecnie w AŚ, z krętą drogą życia, pozna Panią w wieku 38–48 lat. Tylko poważne oferty. Jelenia Góra (3/b/14) Kawaler, 30 l., 180 cm wzrostu, uczciwy i bardzo uczuciowy, bez nałogów, wysportowany, pełen empatii, obecnie w ZK, nawiąże korespondencję z Panią. Łódź (4/b/14) Marek, 26 l., 176 cm wzrostu, obecnie w ZK, pozna kobietę na dobre i złe. Wygląd bez znaczenia. Bobolice (5/b/14) Inne: Kontrowersyjno-kreatywny singiel, emeryt, szuka uczciwych, chętnych do utworzenia społecznego ośrodka „Singielówka” jako wolontariackiej przystani, która zapewnia spokojną jesień życia oraz wzajemną pomoc opiekuńczą. Żywiec (1/c/14) Nawiążę korespondencyjną przyjaźń z antyklerykałami mieszkającymi w Łomiankach (2/c/14)
firmy byłyby bardziej powściągliwe w przyznawaniu im tak wysokich wynagrodzeń. Ktoś powie, że to bogaci mają dotować biednych. Nic bardziej mylnego – biedni istnieją właśnie dlatego, że bogaci zarabiają niewspółmiernie dużo. Właśnie kosztem tych gorzej uposażonych, którzy na nich pracują. Ludzie wysoko uposażeni przeważnie nie zarabiają tak dużo dzięki swym umiejętnościom, ale raczej dzięki układom, w których w odpowiednim czasie się znaleźli. 3. Zarabiający poniżej średniej powinni dostać emeryturę wyliczoną z zarobków z ostatnich 3 lat pracy w wysokości 85–90 proc. 4. Wszystkie emerytury powinny być uzależnione od przepracowanych lat składkowych, a wypłacane – po osiągnięciu pełnego wieku emerytalnego (kobiety – 60 lat, mężczyźni – 65 lat). Brak w wysłudze lat składkowych powinien skutkować odpowiednim pomniejszeniem emerytury. 5. Należy pokasować takie idiotyzmy jak 40-letni prokurator w stanie spoczynku z bardzo wysokim uposażeniem. I wiele podobnych. 6. Należy uszczelnić system przyznawania rent inwalidzkich. Emerytury i renty nie powinny być opodatkowane – to tylko zbędne mieszanie pieniędzy na papierze. Wiem, że gdyby zrealizowano reformę w taki sposób, to na pewno nie musiałoby się podnosić wieku emerytalnego, a pieniędzy na emerytury nigdy by nie zabrakło. Wszyscy powinni żyć godnie i bez obaw. Jeśli dwie osoby żyją przyzwoicie z powyższej kwoty, to z wyższych emerytur można będzie nawet sfinansować wyjazd pod palmy. Może warto moje sugestie przemyśleć. Tylko niech tego nie biorą na warsztat „autorytety” finansowe. Na pewno schrzanią wszystko dokładnie. Nowego Bismarcka z pewnością wśród nich nie ma. Andrzej Chorążewicz
Nie chcesz iść do domu starców? Ja też nie. Pomóżmy sobie nawzajem. Oferta dla osób bez nałogów. Woj. śląskie i małopolskie (3/c/14) Zaopiekuję się inwalidą lub domem czy gospodarstwem w zamian za dach nad głową. Jestem uczciwa, bez nałogów (4/c/14) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
LISTY Pętak premier Premier Polski nazywa pętakami ludzi, którzy mają inny niż on pogląd na jakiś temat. Pracy nie ma dla młodych, dla ludzi po 50., na pewno będzie w przyszłości dla starców… Tusk dodał, że Piotr Duda powinien zadać referendalne pytanie, czy Polacy chcą zarabiać dwa razy więcej. Pętak premier nie rozumie, że to powinno być robione bez żadnego referendum, poprzez podnoszenie płacy minimalnej. Dziwi mnie tylko zachowanie Ruchu Palikota, który moim zdaniem schował głowę w piasek, nie będąc ani za, ani przeciw. Waldemar Szydłowski, Gdańsk
ideałów. Ale co mi pozostało? Miałem głosować na prawicę? Aż tu pojawił się Palikot i Jonasz wszedł z nim w porozumienie. Wreszcie miałem na kogo zagłosować z czystym sumieniem. „Zdradziłem” więc SLD, ale nie potępiłem w czambuł. Millera też nie potępiłem, choć pamiętałem jego grzechy, np. spolegliwość wobec Kościoła. Potępianie po prostu nie leży w mojej naturze. Dlatego bardzo zabolał mnie ostatni wściekły atak Palikota na Millera. On go chce po prostu wymazać z życia politycznego. „Gazeta Wyborcza”, która Ruch Palikota ignoruje, a nieraz opluwa, znów wyciągnęła sprawę nieszczęsnych Szyman i amerykańskich więzień
No a teraz, młodzieży kochana, popalająca sobie czasem „ziółka”, wiesz już, że dla Leszka Millera i jego SLD jesteś tylko NAĆPANĄ HOŁOTĄ! Leszek M. vel żelazny kanclerz dostał za te słowa – wydalone z aparatu gębowego podczas debaty sejmowej – gromkie brawa od PiS-owskich trolli, więc jak mniemam zaczął już walczyć o katoendecki elektorat. Brawo, panie Leszku, brawo! Zwolni się dzięki takim kwiatkom więcej miejsca na lewicy. A na koniec życzę całej polskiej HOŁOCIE (w tym tej redakcyjnej) dobrego „bolka” z dużą zawartością THC i związanych z tym miłych wrażeń. Archii ze Zdzieszowic
Nie idź tą drogą! Nie można brać na poważnie sondaży, szczególnie tych, z których wynika, że młodzi są za „67”… Gdy miałem 22 lata i kończyłem służbę wojskową, byłem namawiany do pozostania w wojsku zawodowo. Kusili: „To tylko 25 lat i emeryturka”. Teraz żałuję! Ale wtedy te 25 lat to był kosmos! Okres nie do wyobrażenia dla młodego człowieka! I tak jest z obecną młodzieżą, która biernie i obojętnie podchodzi do tych 67 lat. Oni po prostu nie potrafią tego objąć wyobraźnią. Dlatego jeszcze raz powtarzam – skoro wciąż istnieją miejsca pracy ciężkiej, uciążliwej i inne podobne, to nie wolno takim ludziom podnosić wieku emerytalnego! To jawna kpina, skazanie człowieka na śmierć przez przepracowanie! I jeszcze jedno. To staż pracy, odpowiednio przeliczony, musi być głównym kryterium przejścia na emeryturę! Ponadto w naszych obecnych realiach nie powinno być emerytury wyższej niż 5 tys. zł. Co z tego, że pan X był prezesem, a pan Y – prawnikiem… Pracowali i dostawali sowite wynagrodzenie. Teraz są tylko emerytami, a mieli z czego oszczędzać w porównaniu z emerytem Kowalskim. Głosowałem na RP, a teraz muszę się „tłumaczyć” tym, których też namówiłem na oddanie na nich głosu. Mówią, że jak RP poprze ten chory Tuskowy projekt, to na pewno drugi raz nie zagłosują. JANUSZU, NIE IDŹ TĄ DROGĄ! Czytelnik
w Polsce. Miller jeszcze nie usłyszał zarzutów prokuratorskich, a Palikot już jeździ po nim jak po burej suce. Czyż po lewej stronie też trzeba się żreć, tak jak to robi polska prawica? Czy trzeba im pokazywać, że my też potrafimy skakać sobie do łbów. Przecież SLD, jeśli utrzyma się na powierzchni, mógłby być kiedyś partnerem Palikota. Dlatego proszę Was, nie gnojcie Millera. Mnie jest tego faceta po prostu, po ludzku żal. Ileż on cięgów zebrał od naszej tzw. prawicy, ile pomyj wylała na niego prawicowa prasa. I teraz jeszcze Palikot. Aż dziw bierze, że on to jeszcze wytrzymuje. Palikota cenię bardzo za inteligencję i za to, co zapowiadał i zapowiada, ale tym atakiem na Millera zdenerwował mnie okropnie. Przecież tak nie można. Uciszcie go, proszę, bo aż się trzęsę ze złości i jestem w rozterce podczas głosowania w przyszłych wyborach. Wierny czytelnik „FiM”
W obronie Millera
Pozdrawiam hołotę!
Nie podobają mi się ostatnie ataki pana Palikota na byłego premiera Millera. Ja zawsze miałem poglądy lewicowe i zawsze głosowałem na SLD, choć ostatnimi czasy z wielkim bólem, bo partia ta coraz bardziej odchodzi od lewicowych
Mury runęły! Leszek podstarzały macho Miller po raz kolejny zerwał kajdany i powiedział to, co myśli. I tak wiemy już na przykład, że „nieatrakcyjne kobiety odstraszają wyborców”, że „poseł Węgrzyn miał rację, bo myśli tak 80 proc. mężczyzn”.
19
SZKIEŁKO I OKO
O buńczuczności Gdyby okazało się prawdą, że więzienia CIA były w Polsce i przy tym złamano nasze prawo, to jestem za wyciągnięciem wszelkich konsekwencji wobec polityków, którzy świadomie brali w tym udział. Co do ustawy emerytalnej, to nie spełnia ona moich oczekiwań. Tusk zagrał bardzo cynicznie, bo nie dość, że potencjalnie wcześniejsze emerytury – 62 lata kobiety i 65 lat mężczyźni – byłyby głodowe (50 proc. normalnej emerytury), to jeszcze ich nabycie byłoby bardzo ograniczone, bo wprowadzono staż pracy składkowej – 35 lat kobiety i 40 lat mężczyźni. O taki wariant apelowało SLD, ale pod warunkiem, że ten staż dawałby prawo do emerytury pełnej, a nie cząstkowej. Gdyby tę SLD-owską opcję wprowadził Tusk w swoim projekcie, to byłby on do zaakceptowania przy stażu granicznym 67 lat – inaczej jest nie do przyjęcia. Taka ustawa wymaga konsensusu, żeby potem była kontynuowana, a to, co zrobił Tusk, jest
robione na siłę, wbrew woli społecznej i politycznej. Taka ustawa nie rokuje dobrze na przyszłość, bo po wyborach inni rządzący będą ją zaraz zmieniać, a nie na tym powinno to polegać – dalekosiężna ustawa wymaga kontynuacji i ewentualnej modyfikacji, a nie zmiany lub odstąpienia od niej, a na to się zanosi. Podczas uchwalania tej ustawy wyszła cała buńczuczność Tuska i PO, którzy nie liczą już się z nikim, nawet z koalicjantem PSL. J.F.
chwaliła się swoimi zainteresowaniami psychologią i kursami upoważniającymi ją do prowadzenia takich zajęć. Moje dziecko zna tę panią, bo kiedyś chodziło na religię, i jest przerażone, że będzie musiało chodzić na lekcje wychowania do życia w rodzinie, jeśli większość rodziców wyrazi zgodę. Już widzę, jak na którejś lekcji wyświetlają „Niemy krzyk”. Sama religia w szkole to pryszcz w porównaniu z całkowitym podporządkowaniem szkoły Kościołowi. Justyna z Wrocławia
Świat się nie zawali Potężne zdziwienie ogarnia mnie, gdy słyszę głosy polityków, szczególnie posłów, o rzekomo wielkiej krzywdzie, jaką wyrządza się Kościołowi poprzez likwidację Funduszu Kościelnego i o propozycjach zadośćuczynienia tej „krzywdy”. Nasuwa się pytanie: czy głowa rodziny, dobry menadżer zgadza się na ponoszenie nadzwyczajnych kosztów w sytuacji, gdy budżet cierpi? Podpisana umowa konkordatowa nie upoważnia do czerpania korzyści tylko przez jedną ze stron. Instytucja, która może się samofinansować, nie powinna – z punktu widzenia prawa – czerpać korzyści z kasy państwa, kasy podatników. Bez względu na to, czy jest to związek wyznaniowy, czy inna osoba prawna lub podmiot gospodarczy – ubezpieczenie społeczne należy zapłacić sobie samemu. Jeżeli panowie posłowie tak bardzo rozpaczają z powodu beznadziejnej sytuacji finansowej Kościoła, to widocznie zapominają o tym, że jest to wynik braku akceptacji społecznej dla poczynań kleru. Wierni powinni sami utrzymywać swoich wybrańców duchowych. Państwo niech dba o zabytki kościelne, ale ich finansowanie ma być jawne i rozliczane przez instytucje świeckie. Dlatego pytam: gdzie są minione wierzenia i bóstwa? Obecnie obowiązująca religia wymaga niewyobrażalnego wręcz nakładu środków finansowych. Minione wierzenia przebrzmiały i jakoś świat się nie zawalił, a skoro tamci bogowie się nie pogniewali, to może obecny też się nie pogniewa, gdy mu mniej zapłacimy. Piotr Bukowski
Kapitalizm? Nie! Przyznam, że jestem zdumiony kuriozalną treścią umieszczoną na czołówce numeru „FiM” 13/2012: „Zamiast pracować do śmierci, poprawmy kapitalizm!”. Rodzi się pytanie, jak można „naprawiać” antyludzki, zdehumanizowany i do szczętu skompromitowany system, który ostatecznie winien zająć miejsce na „śmietniku historii”, bowiem barbarzyństw kapitalizmu nie da się „uczłowieczyć”. Udręczone wspaniałościami społeczeństwa niejednokrotnie mają go po prostu serdecznie dosyć, o czym skutecznie zapominają i czego nie chcą widzieć korporacyjne media, brukowce rozmaitych opcji polityczno-światopoglądowych, a ich propagandowy bełkot dezinformuje skołowanego odbiorcę oraz w porażającym stopniu zakłamuje rzeczywistość. Doświadczywszy na własnych plecach dobrodziejstw kapitalizmu, mówię: Nie, dziękuję. Marcin N.
Zwracam honor Skrytykowałem kiedyś w „Faktach i Mitach” panią Marię Czubaszek za jej niezręczność, kiedy stwierdziła, że tym, którzy otrzymywali w PRL-u dodatkowe punkty za pochodzenie, słoma z butów wystawała. Jeżeli miała wtedy na myśli tylko Leszka Millera, to zwracam honor i chapeau bas! Bogdan Pokrowski
Świeccy mistrzowie ceremonii pogrzebowej Państwo Borowikowie
Biorą wszystko Właśnie napisałam oświadczenie w dzienniczku ucznia, że nie zgadzam się na uczestnictwo mojego dziecka w zajęciach wychowania do życia w rodzinie. Dzieci donoszą, że tym razem będzie je prowadzić KATECHETKA. Pani ta podobno
ZA TYDZIEŃ Życie i dzieło Kazimierza Łyszczyńskiego – jednego z pierwszych walczących ateistów nowożytnej Europy. Przerażająca relacja z jego procesu i kaźni oraz roli Kościoła katolickiego w prześladowaniach wielkiego polskiego humanisty.
tel. 601 299 227
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Mirosław Nadratowski tel. 721 269 207
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Stefan Szwanke Włocławek tel. 604 576 824
20
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
John Rock był głęboko wierzącym katolikiem, a jednocześnie jednym z twórców pigułki antykoncepcyjnej i pionierem badań nad metodą in vitro. Jak łączył jedno z drugim? Długo wierzył w rozsądek kleru i starał się go przekonać do swojego pomysłu. Bez powodzenia. W 1890 roku John Rock został ochrzczony w kościele w Marlborough w stanie Massachusetts. Był najmłodszym synem pary amerykańskich Irlandczyków – Freda i Ann – którzy należeli do drugiego pokolenia imigrantów. Jeszcze jego dziadkowie pamiętali katolicką Zieloną Wyspę, z której – jak wielu innych – wyjechali w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie i swoich dzieci. Irlandzka mniejszość pielęgnowała katolicyzm, który zresztą odróżniał ją od wcześniejszych fal imigracji do Stanów Zjednoczonych. Zauroczenie
miał to szczęście, że od rodziny otrzymał nie tylko religię. Frank był bowiem dość zamożnym lokalnym biznesmenem prowadzącym niewielki, ale dochodowy rodzinny interes, który – przynajmniej do czasu wprowadzenia w mieście prohibicji – opierał się o bar i sklep monopolowy. Dzięki temu matka mogła całkowicie poświęcić się wychowaniu pięciorga dzieci, a te mogły otrzymać bardzo przyzwoitą edukację. Nasz młody katolik postanowił zostać lekarzem. Brał pod uwagę jedynie dwie specjalizacje: psychologię
przede wszystkim po to, by pomóc parom, które nie mogły mieć dzieci, a nie tym, które nie chciały ich mieć. Rock założył pierwszą w USA klinikę „kalendarzyka”, której zadaniem było uczyć małżonków, kiedy najłatwiej zajść w ciążę. Ale jednocześnie stał się też adwokatem antykoncepcji. Studentów uczył możliwości wykorzystania tej metody do zapobiegania niechcianej ciąży. Zaangażował się w ruch walczący o to,
Katolicka pigułka religią nie ominęło i młodego Rocka, którego światopogląd zbudował się nie tylko w domu, ale też w lokalnej parafii, gdzie olbrzymi wpływ wywierał na niego miejscowy ksiądz. Młody chłopak codziennie o siódmej rano zjawiał się w kościele i przystępował do komunii. Starał się też kierować nakazami katechizmu, a w wolnych chwilach zgłębiał prace katolickich filozofów i teologów. W późniejszym życiu nad jego biurkiem wisiał krucyfiks, a w 1925 roku ślubu udzielał mu sam biskup Bostonu. W tamtym czasie – wspominał to w późniejszych latach – usłyszał od swojego duszpasterza: „John, zawsze kieruj się swoim sumieniem. Nikomu nie pozwól być ważniejszym od niego. I naprawdę mówię: nikomu”. Te słowa miały wywrzeć ogromny wpływ na formujący się światopogląd młodego człowieka. I to wpływ, który zapewne nie był taki, o jaki chodziło pouczającemu go duszpasterzowi. Rock, choć był wierzącym i zaangażowanym katolikiem, przedkładał swoje sumienie i ocenę sytuacji nawet ponad to, co twierdził papież. Można powiedzieć, że na szczęście, bo gdyby było inaczej, to historia pigułki antykoncepcyjnej mogłaby potoczyć się w innym kierunku, a jej powstanie niemal z całą pewnością odsunęłoby się w czasie.
Wierzący ginekolog Do stworzenia pigułki był potrzebny przede wszystkim doskonały lekarz i naukowiec. A Rock
i ginekologię. Uznawał je bowiem za powiązane z „dwoma najważniejszymi funkcjami człowieka: myśleniem i reprodukcją”. Dyplom zdobył w 1918 roku nie byle gdzie, bo w kolegium medycznym Harvardu. Kilka kolejnych lat poświęcił na specjalizację z położnictwa. W czasie rezydentury, później zresztą także, pracował w „wolnej klinice”, która zapewniała opiekę najbiedniejszym kobietom. Zetknął się wówczas z wieloma problemami, które przynosiła niechciana ciąża. Wielokrotnie miał też okazję bezpośrednio obserwować jej wpływ na matki i widzieć strach, który wiązał się z koniecznością zajęcia się kolejnym dzieckiem. Mimo to kontrola urodzeń nie była wtedy naturalnym wyborem i Rock zdecydował się na powiązaną karierę położnika i lekarza „od niepłodności”. W 1922 roku dostał etat w katedrze położnictwa harwardzkiego kolegium medycznego. Gdy zaczynał, ginekologia była w powijakach. Purytańska moralność powstrzymywała jej rozwój, a problemem było nawet przeprowadzenie zwyczajnego badania. Dobrze widać to choćby po prawie, które w niektórych stanach penalizowało nawet mówienie o antykoncepcji. Jednak przez kolejne 30 lat – między innymi za sprawą Rocka – wiele miało się zmienić. Jego zasługą był na przykład spory wkład w opisanie kobiecych cykli i co za tym idzie – opracowanie metody kalendarzyka. Choć to ostatnie starano się wówczas wykorzystywać
okresach – pracą dozorcy w laboratorium. W tym czasie eksperymentował z hormonami, które podawał królikom, i udało mu się dowieść, że w ten sposób da się powstrzymać owulację. Do kontynuowania badań potrzebował jednak finansowania, którego nie mógł zdobyć w firmach farmaceutycznych obawiających się o relacje z wierzącymi klientami. Z pomocą przyszły mu dwie kobiety:
podawania placebo, pozwalający na wystąpienie menstruacji i zachowanie naturalnego cyklu organizmu. W każdym razie Rock zaangażował się w prace Pincusa i pierwsze testy przeprowadził na 50 pacjentkach własnej kliniki. A następnie – ponieważ w USA nie mogli prowadzić badań nad antykoncepcją na wystarczającą skalę – przenieśli się do Portoryko, gdzie przez kilka miesięcy podawali hormony miejscowym kobietom, uzyskując zadowalające wyniki. Dzięki nim udało się wprowadzić pigułkę na rynek. Była sprzedawana pod nazwą Enovid jako lek na problemy z menstruacją. Informacje o jego antykoncepcyjnym działaniu szybko rozeszły się jednak wśród amerykańskich kobiet i w 1959 roku epidemia tego rodzaju „schorzeń” dotykała już 500 tys. Amerykanek. Między innymi dzięki temu rok później – w 1960 r. – udało się spełnić marzenie życia Margaret Sanger – zaczęto sprzedawać pigułkę jako legalny i skuteczny środek antykoncepcyjny.
Niezrozumiały opór
John Rock
by lekarze mogli doradzać pacjentkom w tej materii. A pod koniec lat 40. wydał nawet książkę o świadomym rodzicielstwie. Jednocześnie – z dużymi sukcesami – pracował nad nowymi metodami sztucznego zapłodnienia, a jego prace zakończyły się ogromnym sukcesem. Był pionierem w opracowaniu technik zamrażania i przechowywania ludzkiego nasienia, a także dokonał udanego zapłodnienia in vitro z wykorzystaniem ludzkich komórek. To ostatnie zapewniło mu zresztą uznanie i sławę. Wtedy po raz pierwszy, ale nie ostatni, stał się ulubieńcem dziennikarzy.
„Naturalna” pigułka Był to także okres szybkiego rozwoju wiedzy na temat kobiecych hormonów. Sam Rock brał udział w badaniach tego rodzaju, a jego celem była przede wszystkim pomoc dla małżeństw chcących mieć dzieci. Jednak pojawiali się też naukowcy, którzy dostrzegali antykoncepcyjne możliwości zastosowania leków hormonalnych. Jednym z nich był Gregory Pincus, błyskotliwy biolog, który zasłynął w latach 30. udanymi zabiegami in vitro u królików. Później został za to wyrzucony z Harvardu. Zmusiło go to do niezbyt dochodowych, gościnnych wykładów na jednym z mniej znaczących amerykańskich uniwersytetów, które łączył z próbami zarabiania na rozwijaniu badań stosowanych w biologii i – w gorszych
Margaret Sanger, aktywistka od lat walcząca o prawo kobiet do antykoncepcji, oraz Catherine McCormick, dysponująca fortuną, którą chciała wydać na ten cel. Panie skontaktowały się z Pincusem i zaproponowały mu pracę nad pigułką. Ten, oczywiście, się zgodził. Wiedział jednak, że króliki nie wystarczą, by uzyskać zgodę na dystrybucję leku. Potrzebował testów na ludziach, a do ich przeprowadzenia konieczny był naukowiec i lekarz. Wybór padł na Johna Rocka, którego Pincus poznał na jednej z konferencji ginekologicznych i był pod jego wrażeniem. Obawiano się jedynie, że barierą może być katolicyzm lekarza. Okazało się jednak, że tak nie było. Rock postrzegał bowiem pigułkę jako naturalną metodę, która działała tak samo jak kalendarzyk. Myślał, że skoro Kościół akceptuje ten ostatni, a więc dopuszcza seks między małżonkami w „okresie bezpłodnym”, to nie będzie także problemu, gdy za jego wywołanie będzie odpowiadać podanie hormonu występującego w organizmie. Pigułka była dla niego przede wszystkim wywołaniem naturalnej reakcji organizmu i nie widział powodu, by uznawać ją za sprzeczną z nauczaniem Kościoła, dla którego, nawiasem mówiąc, sprawa nie była wówczas tak jasna jak dziś. Przejawem tego myślenia było stworzenie formuły podawania leku 21+7, w której po trzech tygodniach przyjmowania hormonów następował tydzień
Jednocześnie John Rock, wierząc w rozsądek Kościoła i uznając swój wynalazek za coś niemal identycznego z akceptowanym kalendarzykiem, rozpoczął walkę o uznanie pigułki przez Watykan. Liczył, że to się powiedzie, tym bardziej że Rzym zgodził się już, by korzystały z niej kobiety, które potrzebowały „wyregulować” cykl miesiączkowy, aby skutecznie korzystać z „kalendarzyka”. Na dodatek nasz wierzący ginekolog uznawał, że wykorzystuje jedynie hormony i tak obecne w kobiecym organizmie oraz – a to niezwykle istotne dla watykańskich celibatariuszy – nie stwarza bariery dla męskiego nasienia. Wszystko to opisał m.in. w wydanej w 1963 r. książce pt. „Czas nadszedł. Propozycje katolickiego lekarza, by zakończyć bitwę o kontrolę urodzeń”. Jego argumenty zostały jednak odrzucone i w 1968 roku – kiedy pigułka była już najpopularniejszą metodą antykoncepcji w USA – wszelkie „sztuczne” metody zapobiegania ciąży zostały potępione w encyklice papieża Pawła VI Humanae vitae. Sam Rock do końca życia nie mógł zrozumieć tej decyzji i – mimo że niegdyś był głęboko wierzącym katolikiem, który nad pigułką pracował z krucyfiksem wiszącym na ścianie – odwrócił się od Kościoła. Głośno mówił o swoim rozgoryczeniu decyzją Pawła VI i niezrozumieniu dla jej podstaw. Lepiej rozumiała to natomiast Sanger, która mówiła: „A skąd oni mogą cokolwiek wiedzieć? Myślę, że to jednak są celibatariusze, którzy nie wiedzą nic o miłości, o małżeństwie, nie wiedzą nic o wychowywaniu dzieci lub jakichkolwiek innych problemach małżeńskiego życia. I wciąż przemawiają do ludzi, jakby byli Bogiem”. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Spór o Wielkanoc Kościół rzymskokatolicki wiąże Wielkanoc ze świętem Paschy (Przaśników). Nie wszyscy jednak wiedzą, że „zmieniając czasy i Prawo” (Dn 7. 25), Kościół zmienił również datę obchodzenia tego święta. Jak do tego doszło i co Biblia mówi na temat samej Paschy? Według Księgi Wyjścia święto Paschy (hebr. pasachti znaczy: przechodzić, omijać, ochraniać – Wj 12. 13, 23, 27) obchodzone jest na pamiątkę wyzwolenia narodu izraelskiego z niewoli egipskiej. Jest więc ona najważniejszym świętem żydowskim, o którego ustanowieniu zadecydował sam Bóg, który powiedział do Mojżesza i Aarona, co następuje: „Dziesiątego dnia tego miesiąca niech wezmą sobie – każdy człowiek – jagnię dla rodziny, jagnię dla domu (…). Będzie to jagnię bez skazy, samiec jednoroczny, weźcie go spośród owiec lub spośród kóz. Będzie przez was strzeżony aż do czternastego dnia tego miesiąca. I cała zgromadzona społeczność Jisraela zarżnie go po południu. Niech wezmą z krwi jagnięcia i nałożą na obie strony odrzwi i na nadproże w domach, gdzie będą jedli. Będą jedli mięso tej nocy, będą jedli je upieczone na ogniu, razem z macami i z gorzkimi ziołami (…). Tak będziecie go jedli: wasze biodra będą przepasane, na waszych nogach będą sandały, a w waszych rękach będą laski. Będziecie jedli go w pośpiechu. To jest ofiara pesach dla Boga. Tej nocy objawię się w ziemi egipskiej i zabiję każde pierworodne w ziemi egipskiej, od człowieka po zwierzę. I na wszystkich bożkach Egiptu dokonam sądu – Ja Bóg. A krew będzie dla was znakiem na domach, w których jesteście. Zobaczę tę krew i oszczędzę was, omijając was. I nie będzie u was śmiertelnej plagi, gdy uderzę ziemię egipską. Ten dzień będzie dla was pamiątką. Będziecie go świętować jako święto dla Boga. Przez wszystkie wasze pokolenia będziecie świętować ten dzień jako wieczny bezwzględny nakaz” (Wj 12. 3, 5–8, 10–14 wg „Tora”, Księga Druga, Edycja Pardes Lauder, Kraków 2003). Również w innym miejscu czytamy: „W miesiącu pierwszym, czternastego dnia tegoż miesiąca o zmierzchu jest Pascha Pana” (Kpł 23. 5). Jaki był stosunek Jezusa do Paschy? Zarówno On, jak i Jego uczniowie obchodzili to święto zgodnie z biblijnym nakazem. Według Łukasza Jezus po raz pierwszy brał w niej udział, gdy miał dwanaście lat (Łk 2. 41–42). Ostatni zaś raz obchodził ją tuż przed swoją śmiercią, gdy w pierwszy dzień Przaśników wraz z nastaniem wieczoru zasiadł przy stole z dwunastoma uczniami
i ustanowił Nowe Przymierze (Mt 26. 17–30; Mk 14. 12–25; Łk 22. 1, 7–20, por. J 2. 13; 5. 1; 6, 4; 11. 55–57). Podobnie postępowali pierwsi chrześcijanie. Tym bardziej że pierwotna wspólnota mesjaniczna składała się głównie z Żydów. Poza tym – jak czytamy – Jezus nie przyszedł znieść Prawa, lecz je wypełnić (Mt 5. 17–20). Dał więc przykład swoim uczniom, aby i oni postępowali, jak On postępował (por. 1 J 2. 6). Potwierdzeniem świętowania Paschy przez pierwszych chrześcijan są również słowa św. Pawła: „Wyrzućcie stary kwas (...), jako że przaśni jesteście. Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha. Tak przeto odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości i przewrotności, lecz – przaśnego chleba czystości i prawdy” (1 Kor 5. 7–8). Z tekstu tego wynika również, że Jezus postrzegany był jako baranek paschalny, przez którego Bóg wyzwala swój lud z niewoli grzechu (por. Iz 53. 7; J 1. 29, 36; 1 P 1. 18–19; Ap 5. 6; 7. 14; 13. 8). Tak też uważa David H. Stern, który pisze: „Podaję w wątpliwość popularne założenie, że paschalny język Szaula ma w tym miejscu charakter czysto przenośny. Nie dostrzegam w kontekście żadnego istotnego powodu, który skłaniałby do zignorowania prostego sensu słów: Świętujmy więc seder [wieczerza w wigilię Paschy]. Wydaje się raczej, że pierwsi wierzący nie-Żydzi również obchodzili żydowskie święto Pesach. Jak zobaczymy, w obchodach tych łączono tradycyjną żydowską symbolikę paschalną z nową symboliką odnoszącą się do centralnej roli Jeszui Mesjasza w historii Żydów i świata. Zgromadzenie korynckie najwyraźniej obchodziło Pesach…” („Komentarz żydowski do Nowego Testamentu”, s. 638). Również ks. Bogusław Nadolski pisze, że „pewną sugestią w tym względzie [w świętowaniu Paschy] może być 1 Kor 5.7nn (…). Najstarszymi [zaś] świadectwami obchodu chrześcijańskiej Paschy są: Epistola Apostolorum (Listy Apostołów, ok. 150 r., rozdz. 15–18), a zwłaszcza homilia wielkanocna Melitona z Sardes (166–180), odnośnie zaś do Rzymu pisma papieży: Aniceta (zm. 166) i Wiktora I (zm. 200). Świadectwa
Wieczerza paschalna
powstały w związku ze spotkaniem z biskupem Polikratesem ze Smyrny i z listem Ireneusza z Lyonu” („Liturgika”, t. II, Pallottinum, Poznań 1991, s. 55). Podobnie czytamy w „Encyklopedii biblijnej”: „Wielkanoc pierwotnie świętowano w dniu następującym po zakończenie postu paschalnego (14 Nisan), niezależnie od dnia tygodnia. W połowie II w. niektórzy chrześcijanie pochodzenia pogańskiego zaczęli jednak świętować Wielkanoc w niedzielę po 14 Nisan (…). Wynikły z tego spór o właściwą datę obchodzenia święta Wielkanocy doszedł do zenitu w 197 r. po Chr., gdy papież Wiktor ekskomunikował chrześcijan upierających się przy 14 Nisan. Spór trwał do początków IV w., kiedy kwartodecymanie (od łac. 14) zostali zobowiązani przez cesarza Konstantyna do dostosowania się do powszechnej w całym cesarstwie praktyki świętowania Wielkanocy w niedzielę po 14 Nisan, a nie 14 Nisan” (Warszawa 1999, s. 1336). Warto zauważyć, że cały ten spór zarówno o datę, jak i o sposób obchodzenia chrześcijańskiej Paschy – jak przyznaje Kościół – wywołali chrześcijanie pochodzenia pogańskiego. Euzebiusz z Cezarei pisał o tym tak: „Podniesiono naonczas kwestię sporną niemałego znaczenia. Otóż kościoły całej Azji sądziły (…), na podstawie bardzo starej tradycji, że święto Paschy Zbawicielowej należy obchodzić czternastego dnia księżyca, kiedy Żydzi mieli rozkaz ofiarowania baranka (…). Tymczasem tego sposobu wszystkie inne kościoły świata całego się nie trzymały (…). W sprawie tej odbywały się synody i zgromadzenia biskupów”. „Na czele biskupów azjatyckich, którzy podtrzymywali twierdzenie, że należy strzec dawnego zwyczaju, z pierwotnych przejętego czasów, stał Polikrates. Wyłożył on osobiście w Liście napisanym do Wiktora i do kościoła rzymskiego tradycję przez siebie przejętą, w słowach następujących:
»My tego dnia nie święcimy lekkomyślnie; nic nie dodajemy i nic nie ujmujemy. Albowiem w Azji wielkie zaszły gwiazdy, które wzejdą w dniu Przyjścia Pańskiego, kiedy z niebios przyjdzie w chwale i wzbudzi wszystkich świętych, Filipa, jednego z dwunastu apostołów, spoczywającego w Hierapolis (…). Jest jeszcze i Jan, który spoczywał na piersi Pana, który (…) spoczywa w Efezie. Jest jeszcze i Polikarp w Smyrnie (…). Ci wszyscy przestrzegali czternastego dnia Paschy, według ewangelii, i w niczym od tego nie odstąpili, ale szli zawsze za wiary zasadą. Tak i ja, Polikrates, najmniejszy spośród Was wszystkich, idę za tradycją krewnych swoich (…). Tedy ja, Bracia, który żyję w Panu siedemdziesiąt i pięć lat i który obcowałem z braćmi świata całego, i który dokładnie się wczytałem w całe Pismo Święte, ja się nie boję żadnych pogróżek, albowiem więksi ode mnie powiedzieli: Należy więcej słuchać Boga aniżeli ludzi«” („Historia Kościelna”, Poznań 1924, Księga Piąta, s. 237–240). Jak na to pismo zareagował biskup Rzymu? Ekskomunikował „wszystkie gminy azjatyckie oraz kościoły sąsiednie, jak gdyby były innowiercze” (Tamże, s. 241). Powyższa decyzja nie została jednak przyjęta z aprobatą. Co więcej, wielu biskupów z Ireneuszem włącznie wyraziło wobec niej swój sprzeciw. Ten ostatni apelował również do Wiktora, aby nie wykluczał „całych kościołów bożych, które zachowują tradycję pradawnego zwyczaju”. Uzasadniał to tym, że „Polikarp nie tylko był uczniem apostolskim, nie tylko żył razem z wielu ludźmi, którzy widzieli Pana, ale apostołowie ustanowili go w kościele smyrneńskim biskupem dla Azji (…). Tego zawsze uczył, co przejął od apostołów, co również kościół podaje, co wreszcie jest jedyne i prawdziwe” (Księga Czwarta, s. 161). Wiktor wycofał wówczas swój dekret, ale i tak spór trwał aż do soboru nicejskiego w 325 r., kiedy to
21
Konstantyn wydał tzw. edykt wielkanocny, nakazujący świętować Wielkanoc w niedzielę, po 14 Nisan. Dlaczego to uczynił? Dlaczego tak ważna była zmiana biblijnej Paschy na rzymską Wielkanoc? Ponieważ biskupi rzymscy z cesarzem Konstantynem na czele, od dawna czynili starania, aby odciąć się od żydowskich korzeni i „schrystianizować” pogańskie święta i zwyczaje. David Hargis podaje, że „angielska nazwa Wielkanocy – »Easter« – wiąże się z imieniem pogańskiej bogini nazywanej Eastre wśród Anglosasów, Ishtar w Arabii, Izyda w Egipcie. Bogini ta była i jest znana jako matka-ziemia, bogini płodności oraz królowa niebios. Jej święto było obchodzone w Imperium Rzymskim w pierwszą niedzielę po pierwszej pełni księżyca po wiosennej równonocy. Kościół [rzymski] zaadoptował więc wszystkie starożytne symbole Wielkanocy: kolorowanie jajek, święcenie żywności i niedzielne nabożeństwo o wschodzie słońca jako hołd dla słońca nadchodzącego ze wschodu oraz honorowanie niedzieli jako szabatu. Uczynił to, aby się odciąć od judaizmu i przyciągnąć do siebie nawracających się pogan” (,,Spisek Konstantyna”). Ponadto sam Konstantyn stwierdził, że Żydzi zostali definitywnie odrzuceni przez Boga, ponieważ to oni doprowadzili do śmierci Zbawiciela. Uznał też, że święta katolickie znacznie przewyższają te, które znajdują się w Biblii. Dlatego we wspomnianym edykcie napisano: „Zabraniamy praktykowania zwyczajów i obchodzeniu świąt żydowskich, ponieważ Żydzi są skalani bezbożną zbrodnią, umysły tych nędzników są ślepe (...). Dlatego nie będziemy mieli nic wspólnego z Żydami, którzy są naszymi przeciwnikami (...). Zabrania się wszelkich kontaktów z tą złą drogą (...), są to ludzie zupełnie zdeprawowani (...). Dlatego (…) nie [chcemy] nigdy więcej mieć czegokolwiek wspólnego z tymi (...) mordercami naszego Pana” (za biskupem Teodoretem z Kyrrhos, „Historia Kościoła”). O tej demonicznej wprost wrogości do narodu izraelskiego i antyżydowskim fundamencie Kościoła papieskiego świadczy również następujący cytat: „Odnośnie do sporu o świętowanie Wielkanocy postanowił sobór nicejski obchodzić ją w niedzielę po pełni księżyca, przypadającej po wiosennym zrównaniu dnia z nocą. Wypada więc, że gdyby 14 Nisan przypadł na niedzielę, to chrześcijanie świętować będą Wielkanoc nie razem z żydowska paschą, ale o tydzień później (…). Mimo tych uchwał różnice w świętowaniu Wielkanocy bynajmniej się nie zakończyły, owszem – trwały aż do czasów Karola Wielkiego (…). Dopiero pod koniec VIII w. doszło do świętowania paschy w jednym dniu w całym chrześcijaństwie” (ks. dr Józef Umiński „Historia Kościoła”, t. I. s. 187). Oto więc jak doszło do jednej z wielu zmian, dzięki którym narodził się Kościół Konstantyna. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (81)
Powstanie leskie W 1932 r. doszło w Bieszczadach do ludowego buntu. W historiografii PRL-u zyskał on miano powstania leskiego. Zrywy chłopskie na ziemiach polskich mają długą tradycję. Wkrótce po przyjęciu przez Polskę chrześcijaństwa większość chłopów znalazła się w zależności feudalnej. Feudałowie polscy – zarówno świeccy, jak i duchowni – uciskali i wyzyskiwali chłopów różnej narodowości (nie tylko polskiej) poprzez całą gamę świadczeń feudalnych. Zaborczą działalność na tym polu prowadził Krk, który dążył do powiększenia swoich zasobów różnymi środkami – także przez fałszowanie dokumentów prawa własności wsi, dokumentów fundacyjnych i przywilejów. Niesprawiedliwość ustroju państwowego wielonarodowościowej Rzeczypospolitej szlacheckiej sprawiała, że chłopi podejmowali rozmaite próby samoobrony oraz walki z uciskiem i wyzyskiem – od zbiegostwa po zbójowanie i krwawe rebelie. Położenie chłopów w Polsce uległo poprawie dopiero w wyniku reform przeprowadzonych w XIX w. przez rządy państw zaborczych, które nadały chłopom prawo własności do całości lub części użytkowanej przez nich ziemi w zamian za płacone bezpośrednio lub pośrednio odszkodowanie. Na terenie zaboru pruskiego pańszczyznę zniesiono w kilku etapach w okresie 1807–1850 (w Wielkim Księstwie Poznańskim – w 1823 r.), na terenie zaboru austriackiego nastąpiło to w 1848 r.,
D
a w Królestwie Polskim – w 1863 r. (przez władze powstania styczniowego) i dekretem carskim w 1864 r. (wskutek przyłączenia Królestwa Polskiego do Rosji, gdzie pańszczyznę zniesiono dwa lata wcześniej). Wraz z nią zlikwidowano dziesięcinę, której następczynią były przymusowe podatki na rzecz Krk, egzekwowane przy pomocy administracji państw zaborczych. Okres międzywojenny w II Rzeczypospolitej był nieustannym pasmem krwawych demonstracji i strajków chłopskich. Przyczyną powstawania wielu konfliktów natury społecznej były niezwykle ciężkie warunki bytowe ludności wiejskiej, idące w parze z nieudolną, krótkowzroczną polityką władz. Szczególnie obszar Bieszczadów, zamieszkany głównie przez Bojków, i terenów przyległych należał przed II wojną światową do najbiedniejszych w kraju. Odnosiło się to zwłaszcza do powiatu leskiego, turczańskiego i dobromilskiego. Dlatego w Bieszczadach w 1932 r. doszło do jednego z najpoważniejszych buntów chłopskich. Wszedł on do literatury historycznej pod nazwą powstania leskiego. Bunt wziął swój początek od pomysłu hr. Jana Potockiego z Rymanowa, który wymyślił ideę zorganizowanych bezpłatnych prac przy poprawie stanu dróg, mostów, szkół
ane statystyczne potwierdzają, że jakość postaw moralnych nie j e s t u z a l e ż n i o n a o d wiary re ligijnej lub jej braku. Religia na wy rost reklamuje się więc jako opoka moralności. Przed kilkoma tygodniami „Newsweek” przytoczył garść danych na temat życia etycznego ludzi niewierzących i zestawił je z zachowaniami osób deklarujących religijność. Okazało się po raz kolejny, że wiara lub jej brak nie ma decydującego wpływu na decyzje etyczne. Najwyraźniej ludzie w rzeczywistości czerpią swoją etyczną siłę (lub bezsiłę) ze źródeł innych niż te, które lubią deklarować. Dotyczy to zwłaszcza osób religijnych, bo to one zwykle wiążą swój światopogląd z moralnością. Ateiści są do tego mniej skorzy i rzadko można usłyszeć, że na przykład ktoś komuś pomógł, bo jest ateistą. Niewierzący pomagają lub nie pomagają, ale do swoich czynów dolepiają mniej etykietek. Wspomniany tygodnik przytoczył badania na temat bezpłatnych działań pomocowych organizowanych przez amerykańskich lekarzy. Grupa badanych była liczna – 2 tys. osób. Wprawdzie wśród religijnych medyków
i innych obiektów użyteczności publicznej, szumnie nazwaną „świętem pracy”. Na terenie Bieszczadów ideę tę postanowił wprowadzić starosta leski. Eksplozja gniewu chłopów bieszczadzkich nastąpiła 21 czerwca 1932 r. w bojkowskich Berechach Dolnych. Na zebraniu z przedstawicielami lokalnych władz chłopi nie zgodzili się na pracę bez wynagrodzenia i doszło do pyskówek. Podniesiono hasła, że nie chodzi wcale o „święto pracy”, tylko o przywrócenie pańszczyzny. 23 czerwca doszło do groźnej manifestacji, w której wzięło udział około 300 chłopów
w kolejnych wsiach bieszczadzkich, którzy w liczbie 2 tys. przybyli do Berechów Dolnych, żądając uwolnienia aresztowanych, zniesienia przymusowej bezpłatnej pracy i wycofania policji. Starosta przyrzekł chłopom spełnić ich żądania, lecz słowa nie dotrzymał i zarządził roboty na drogach we wsiach Łobozew, Teleśnica Sanna i Teleśnica Oszwarowa. Istotną rolę w wybuchu powstania odegrała zbudowana w 1848 r. kapliczka w Bóbrce, upamiętniająca zniesienie pańszczyzny. Po zlikwidowaniu przez Austriaków pańszczyzny miały miejsce jej tzw. pogrzeby, podczas których księgi powinności wobec dworu wkładane były do trumienki i zakopywane w symbolicznym grobie. Chłopi przysięgali, że nie dopuszczą do powrotu pańszczyzny i wykopania ksiąg i rzucali klątwę na każdego, kto odważyłby się odkopać „pańszczyznę”. W 1932 r.,
uzbrojonych w widły, siekiery, motyki i drągi. Policja aresztowała 39 osób, co tylko zmobilizowało chłopów
był większy odsetek osób deklarujących, że udzielanie pomocy potrzebującym jest dla nich ważne, ale w praktyce okazywało się, że udzielają tej pomocy nieco rzadziej niż ateiści. Trzeba uczciwie przyznać, że między
zwrotne między zaangażowaniem a stopniem zamożności społeczeństw oraz pozytywny wpływ kultury postprotestanckiej na jakość społeczeństwa obywatelskiego (Skandynawia, Holandia).
ŻYCIE PO RELIGII
Wierność nie-w wiernych wierzącymi a niewierzącymi nie ma jakiejś zdecydowanej różnicy w tej materii: 35 proc. ateistów i agnostyków deklarowało konkretne, własne zaangażowanie na rzecz niesienia pomocy medycznej dla biednych pozbawionych ubezpieczenia medycznego. Wśród protestantów takie działania wykazywało 28 proc. ankietowanych, a wśród katolików – 26 proc. Podobnie jest z zaangażowaniem w pracę organizacji społecznych. Najmniej wolontariuszy znajdziemy w krajach stosunkowo pobożnych (np. Polska lub Turcja), a najwięcej – w laickich (np. Szwecja, Finlandia i Holandia). Sądzę, że tutaj dochodzą także względy kulturowe – sprzężenie
Robiono także badania wśród uczniów szkół wyznaniowych i świeckich. Okazało się, że odsetek nastolatków oszukujących był podobny zarówno wśród osób mniej, jak i bardziej religijnych. Podobnie było wśród biznesmenów. Zarówno wierzący, jak i niewierzący w podobny sposób odnosili się do zjawiska korupcji, z której mogli mieć jakiś zysk. Badano również przestępczość w rozmaitych okręgach USA, zestawiając ją z poziomem religijności na danym terenie. Doktor Paul Heaton z Uniwersytetu w Chicago doszedł na podstawie tych badań do wniosku, że nie ma istotnych związków pomiędzy pobożnością a moralnością. A badania
kiedy podczas poszerzania drogi w Bóbrce zaszła potrzeba przesunięcia kapliczki, chłopi wywnioskowali, że panowie odkopują pańszczyznę i chcą ją przywrócić. Rozpędzili robotników drogowych, porozbijali posterunki policji i napadli na urzędników państwowych. Władze użyły do stłumienia powstawania znacznych sił, w tym dwóch kompanii II Pułku Strzelców Podhalańskich z Sanoka, oddziałów policji konnej oraz eskadry samolotów. Celem odciągnięcia chłopów od buntu rozdawano we wsiach cukierki, a do Leska wysłano dla najbiedniejszych kilka wagonów mąki, soli i nafty. Powstańcy podzieleni na grupy stoczyli z wojskiem i policją cztery regularne bitwy: pod Łobozowem, Teleśnicą Oszwarową i Bóbrką. Pod ogniem karabinów maszynowych słabo uzbrojeni chłopi wycofali się na południe – w góry. Do starć doszło na stokach Jawora, Stożka i innych lesistych wzgórzach okolicy. Rozproszeni powstańcy napadali znienacka, stosując taktykę partyzancką. Wobec dysproporcji sił musieli jednak ulec. W początkach lipca pacyfikujące oddziały dotarły do Wetliny, Berechów Górnych, Ustrzyk Górnych i Wołosatego. Liczba zabitych powstańców sięgnęła kilkunastu, a rannych – kilkuset, przy czym dokładnej liczby ofiar nie można ustalić, bowiem chłopi potajemnie leczyli i grzebali ofiary z obawy przed represjami. Aresztowano około 800 osób. Powstanie objęło około 15 tys. ludzi z 19 wsi i trwało od 21 czerwca do 9 lipca. W Bóbrce władze PRL-u postawiły pomnik upamiętniający to wydarzenie. ARTUR CECUŁA
były solidne – dotyczyły niemal całego XX wieku. Jakie z powyższego płyną wnioski? Takie mianowicie, że tak reklamowany strach przed Bogiem jako napęd moralności ani tym bardziej miłość do Chrystusa jako zachęta do miłości bliźniego nie mają istotnego wpływu na zachowania ludzi. Oczywiście u niektórych ludzi z moralnością jest lepiej, a u innych – gorzej, ale religijny strach i miłość nie mają tu szczególnego znaczenia. Wydaje się, że istotne znaczenie mają natomiast warunki, w jakich ludzie żyją, ich stosunek do otoczenia i rodzaj kultury, który kształtuje ich myślenie i zachowanie. W krajach dobrze rządzonych i zorganizowanych ludzie są zwykle wobec innych lepiej nastawieni. Nie można też wykluczyć, że ponieważ są dobrze nastawieni do bliźnich, sami lepiej rządzą i organizują, gdy znajdą się na stanowiskach decyzyjnych. I nie bez znaczenia jest też równość społeczna, która jest świadectwem tego, że społeczeństwo jest sprawiedliwe, co budzi społeczne zaufanie, a oddala zachowania oparte na frustracji oraz pomniejsza chęć nieuczciwego „wyrównania szans” w dostępie do dóbr materialnych. MAREK KRAK
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
I
nnocenzo wywodził się z najgłębszych nizin społecznych: matka żebraczka, ojciec nieznany. To, że trafił do sypialni kardynała Del Monte, późniejszego papieża, oznaczało dla niego ogromny awans społeczny, szczególnie że nie był jedynie przedmiotem wykorzystywania seksualnego. 60letni kardynał bezgranicznie zakochał się w poznanym 14-letnim chłopcu i z czasem stworzyli pewną formę związku partnerskiego, w którym zamożny kardynał starał się zapewnić swemu ukochanemu karierę na drabinie społecznej. Duchowny po raz pierwszy spotkał nastolatka na ulicach Parmy,
kardynała adoptował go jego brat Baldovino Ciocchi Del Monte. Od tej pory chłopiec kardynała mógł rozpocząć nieco bezpieczniejszą karierę jako formalny „bratanek”. Kiedy fortuna w czasie konklawe uśmiechnęła się do kardynała Giovanniego Marii Ciocchi Del Monte, przyszłego papieża Juliusza III, nie był on wcale kandydatem wyróżniającym się swoimi dokonaniami. Przeciwnie, wybrano go wreszcie po dwóch miesiącach trudnego konklawe, i to tylko dlatego, że jawił się jako kandydat kompromisowy i nijaki, a co za tym idzie – dawał nadzieję na to, że własną osobowością nie wpłynie za mocno
OKIEM SCEPTYKA ma żadnych zasług poza tym, że był w nim ślepo zakochany nowy, ale stary wiekiem papież, nie jest godzien, by zasiadać między nimi – książętami Kościoła. Dlatego cieszący się respektem kardynał Reginald Pole starał się skłonić Juliusza do zmiany decyzji, podkreślając, że reformatorskie czasy nie sprzyjają takiej ekstrawagancji. Ponadto uzmysławiał mu, że w niepewnej sytuacji papiestwa w Europie sam strzela sobie samobója, mianując kardynałem „tego jawnie niegodnego i bezbożnego młodego łotrzyka”. Jeszcze ostrzejszych słów używał Carafa, kardynał zajmujący się inkwizycją rzymską, który twierdził, że był
jego romansu z chłopcem, twierdząc, że sypiają ze sobą niewinnie, „jako syn z ojcem”). Onofrio Panvinio (1529–1568), historyk papieski tego okresu, pisał, że Juliusz żył bez opamiętania pogrążony w bieżących luksusach i swoim libido, „uwikłany w miłość do chłopców”. Natomiast francuski poeta renesansowy Joachim du Bellay (1522–560) w sonecie 105. ze zbioru „Les Regrets”, podsumowując swój pobyt w Rzymie w roli sekretarza kardynała, pisał: „Jednak widząc lokaja, dziecko, bydlaka Łotra, tchórza mianowanego kardynałem
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (79)
Chłopiec Juliusza III Najsłynniejsza historia z czasów papieża Juliusza to dzieje kościelnej kariery jego nastoletniego kochanka Innocenza. Papieski amant okazał się przy tym jednym z najbardziej zdeprawowanych kardynałów Kościoła. kiedy jego małpa zaatakowała ulicznego chłopca. Po całym incydencie, w czasie którego młodzieniec dzielnie poradził sobie z małpą, został zabrany do pałacu kardynała, gdzie już pozostał. Nie wiadomo, czy imię Innocenzo było mu nadane na chrzcie, ale wydaje się całkiem prawdopodobne, że nadał mu je sam kardynał. Nazwanie pochodzące od „niewinności” musiało w wyobraźni kardynała dobrze korespondować ze skojarzeniami, jakie miał z chłopcem. Innocenzo nie miał żadnych skłonności do nauki, dzięki którym mógłby później bezproblemowo pełnić szereg funkcji kościelnych. Kiedy kardynał zabrał go z ulicy, był analfabetą, a i w trakcie późniejszej kariery niewiele posunął się do przodu w swojej edukacji. W pewnym jednak sensie swój awans zawdzięczał własnym cechom: wpadł w oko niemłodego wszak kardynała, gdyż wyróżniał się witalnością i urodą. Swoją karierę w domu Del Monte zaczynał od samego dołu. Zajmował się wszelkimi pracami w pałacu kardynała, włącznie z pilnowaniem małp, przez co później, kiedy już został purpuratem, nazywano go „małpim kardynałem”. Następnie awansował na prepozyta kapituły katedralnej w Arezzo, a był to tytuł czysto honorowy – nie wiązały się z nim żadne konkretne obowiązki, tylko pewne dochody. Jeszcze w okresie kardynalskim Innocenzo został wciągnięty do rodziny – na prośbę
na politykę papiestwa. Juliusz początkowo zaangażował się w wojnę pomiędzy cesarstwem a Francją, stając ze swoimi wojskami po stronie cesarstwa, przeciwko Francji i Ottavio Farnese – nepotowi swojego poprzednika. „Ojciec święty” mówił wówczas, że jest rzeczą nie do zniesienia, „by taki nędzny robak jak Ottavio Farnese podnosił rebelię przeciwko cesarzowi i zarazem przeciwko papieżowi”. Sojusz papiesko-cesarski doświadczył spektakularnej porażki, którą zgotowali mu Francuzi w porozumieniu z protestantami. Juliusz III – wbrew przewidywaniom – nie przeżywał tego w rozpaczy… Raczej z pewną ulgą, gdyż skorzystał z okazji i zawiesił sobór trydencki, który coraz mocniej ingerował w jego prawa. Odtąd porzucił wielką politykę i ograniczył swój pontyfikat do spraw czysto hedonistycznych: budowli, zabaw, uczt. Nade wszystko jednak – do promowania swojego chłopca. Zaledwie kilka tygodni po zakończeniu konklawe, wiele zgorszenia i oburzenia wywołało mianowanie siedemnastoletniego już Innocenza kardynałem. Odbyło się to na tajnym konsystorzu, ale w czasie, kiedy wzmagała się presja protestancka i reformatorska w Kościele, więc tego rodzaju działania dawały doskonałą broń wszelkim wrogom papiestwa. Pomijając już groźbę kompromitacji zewnętrznej Kościoła, kardynałowie uważali, że wzięty prosto z rynsztoka analfabeta, który nie
Onanizujący się chłopcy – fresk z papieskiego pałacu Villa Giulia
to przejaw „przerażającego sprostytuowania godności Świętego Kolegium, jak również skrajny przykład papieskiego faworytyzmu”. Mimo to w listopadzie 1551 roku papież ustanowił swojego kochanka szefem służby dyplomatycznej Watykanu oraz swoim agentem politycznym. Od tej pory nuncjusze wszystkich krajów mieli się kontaktować z papieżem poprzez kardynała Innocenza. Szybko się okazało, że purpurat nepot nie jest w stanie realizować swoich obowiązków w Kurii i trzeba mu było stworzyć jakiś dumnie brzmiący urząd, z którym nie wiązałyby się żadne specjalne obowiązki ani żadna odpowiedzialność. Taka była geneza urzędu „kardynała sekretarza stanu”, który w ciągu wieków wszedł na najważniejszy po papieżu urząd w Kurii Rzymskiej. I pomyśleć, że powstał tylko po to, aby dogodzić papieskiemu kochankowi półgłówkowi. 13 maja 1552 roku ukazała się bulla papieska, która legitymizowała nieprawe pochodzenie Innocenza, na wypadek gdyby kardynałowie od tej strony starali się obalić tę papieską nominację. Europejskie dwory huczały tymczasem od plotek i drwin z papieskiego faworyta. Matteo Dandolo, ambasador wenecki, pisał, że kardynał Innocenzo był małym łajdakiem, którego Juliusz „wziął do swojej sypialni i swojego łoża jako swojego syna lub wnuka” (papież bronił się bowiem przed plotkami na temat
Za to, że dobrze opiekował się małpami, Widzę Ganimedesa w czerwonym kapeluszu (...). Takie cuda, mój drogi Morelu, dzieją się tylko w Rzymie”. Ganimedes to w mitologii greckiej kochanek boga – piękny młodzieniec porwany przez Zeusa na Olimp, gdzie został jego umiłowanym oraz podczaszym. Postać ta dobrze charakteryzowała pozycję samego Innocenza w Rzymie. Nastolatek zaczął gromadzić w swoim ręku bardzo dochodowe urzędy kościelne, a w latach 1552–1554 był już legatem w Bolonii. W tym samym czasie dostał urząd komendatariusza opactwa na Wzgórzu Świętego Michała oraz Świętego Zenona w Weronie. Później otrzymał jeszcze opactwa św. Saby, Miramondo, Grottaferrata oraz Frascati. Był też administratorem diecezji Mirapoix. Dużym rozczarowaniem dla Juliusza III był romans „Ganimedesa w czerwonym kapeluszu” z jego krewną – poetką Ersilią Cortese (ur. 1529). Papież rozważał nawet degradację swojego ukochanego kardynała, ale nie przekuł swej złości w czyn. Wiadomo też, że Juliusz III szczególnymi względami darzył wybitnego pisarza renesansowego Pietra Aretina (1492–1556), uznawanego za twórcę literackiej pornografii (m.in. „Żywoty kurtyzan”, które musiały być papieżowi znacznie
23
bliższe aniżeli żywoty świętych). Aretino zresztą kochał się także w młodych chłopcach. Pomysł papieża, by tego pornografa uczynić kolejnym kardynałem Świętego Kolegium, rozbawił cesarza. Ostatecznie „ojciec święty” poprzestał na uczynieniu go rycerzem św. Piotra, przy czym publicznie pocałował go w usta. Jeśli w trakcie pontyfikatu Innocenzo był kardynałem faworytem, to po śmierci papieża stracił wszelkie hamulce i został kardynałem bandytą. Najciekawsze jednak jest to, że nie upadł wraz ze śmiercią swojego dobroczyńcy, lecz jeszcze przez ponad dwie dalsze dekady uświetniał swoją osobą Święte Kolegium. W roku śmierci Juliusza, Innocenzo brał udział aż w dwóch konklawe. Zmierzając na kolejne, w 1559 roku, zamordował w Nocerze dwóch mężczyzn: ojca i syna, którzy niewłaściwie się o nim wypowiedzieli. Może powtórzyli krążące od lat plotki, że był nałożnicą papieską i małpim kardynałem? Purpurat odsiedział za to kilkanaście miesięcy w Zamku Świętego Anioła, po czym karę zamieniono na odosobnienie w klasztorze na Monte Cassino. Dzięki wstawiennictwu Medyceuszy i dwóch kardynałów wkrótce całkowicie go uwolniono, musiał jednak złożyć przysięgę, że zrzeknie się kapelusza kardynalskiego, jeśli popełni kolejne przestępstwo. W latach 1565–1566 brał ponownie udział w konklawe. Kiedy w grudniu 1569 roku ujawniono kolejne przestępstwa kardynała (zgwałcił w Brevii dwie kobiety z gminu), w Rzymie powołano specjalną komisję śledczą złożoną z sześciu kardynałów, która miała zająć się zarzutami. Orzekli oni, że przestępstwa te nie były na tyle poważne, aby pozbawiać za nie kapelusza kardynalskiego. Mimo to na mocy decyzji ówczesnego papieża przez kilka kolejnych lat przetrzymywany był w odosobnieniu w różnych opactwach. W międzyczasie awansował do godności kardynała protodiakona, czyli pierwszego w Świętym Kolegium, więc w 1572 roku przypadł mu nawet zaszczyt koronowania nowo wybranego papieża Grzegorza XIII. I tenże papież uwolnił go z więzienia i pozwolił w spokoju umrzeć w Rzymie (1577 r.). Żywot papieskiego kurtyzana został wyczerpująco opisany w książce Francisa A. Burkle-Younga i Michaela L. Doerrera „The Life of Cardinal Innocenzo Del Monte: A Scandal in Scarlet” (Renaissance Studies, V. 2, 1997). Kilka dekad później ród Del Monte wydał kolejnego kardynała rozmiłowanego w chłopcach – był to Francesco Maria Del Monte (1549–1627). W 1594 roku w pałacu tego dostojnika kościelnego schadzki ze swoimi młodymi kochankami urządzał… Michelangelo Merisi da Caravaggio. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Do niedawna polecana była dla osób z dolegliwościami nerek, pęcherza i dróg moczowych, ponieważ zakwaszając je, hamuje rozwój bakterii odpowiedzialnych za infekcje tych narządów. Działanie żurawiny jest jednak o wiele rozleglejsze. Badania przeprowadzane nad owocami żurawiny wyjaśniły mechanizm ich dobroczynnego oddziaływania na nasze drogi moczowe. To nie zakwaszanie żurawiną jest kluczem do zdrowia, ale biologicznie czynne substancje znajdujące się w tych owocach. Otóż uniemożliwiają one chorobotwórczym bakteriom E. coli przyczepianie się do ścianek
Niezwykła żurawina
dróg moczowych. Bakterie nie mogą stworzyć na tyle licznych i trwałych kolonii zagnieżdżonych w błonie śluzowej, aby wywołać infekcję i stan zapalny. Samo zakwaszenie też oczywiście przyczynia się do stworzenia środowiska niekorzystnego dla bakterii. Ale to nie wszystko. Podobnie ochronne działanie wykazują owoce
To wyjątkowo nieestetyczne schorzenie może doprowadzić nie tylko do zniszczenia płytek paznokciowych, ale także przyczynić się do eskalacji grzybicy ogólnoustrojowej, będącej poważnym problemem zdrowotnym. Grzybica paznokci dotyka aż koło 20 proc. populacji. Jej początki mogą wyglądać niewinnie (grzybica paznokci może bowiem przez pewien czas przebiegać bezobjawowo), a jej symptomy to pogrubienie płytki paznokciowej, zażółcenie, pojawienie się bruzd i nierówności (ze względów estetycznych nie zamieszczamy ilustracji…). Pierwszym widocznym etapem choroby jest rozwarstwianie płytek paznokci, aż do ich kruszenia się, a nawet odpadania od skóry. Paznokieć staje się biały, matowy i wygląda, jakby znajdowało się pod nim powietrze. Jednak grzybica przebiega bardzo różnie, więc nie sugerujmy się podręcznikowymi zdjęciami zmian grzybiczych. Pewnikiem jest tylko to, że nieleczona grzybica paznokci nigdy sama nie mija, a najczęściej postępuje, prowadząc do dalszych zakażeń, i to nie tylko kolejnych paznokci. Na dodatek chorzy na grzybicę sami stają się źródłem zakażenia następnych osób, zwłaszcza domowników, którzy korzystają z tych samych ręczników, kabiny prysznicowej itp. Zarazić się też można na basenie albo w saunie. Najczęściej zaczyna się od grzybicy skóry stóp, która przy sprzyjających dla niej okolicznościach rozszerza się na płytkę paznokci stóp, a później rąk. Ekstremalnie złą sytuacją jest zagrzybienie całego ciała, czyli grzybica ogólnoustrojowa. Po stwierdzeniu niepokojących objawów należy bezzwłocznie udać się do dermatologa. Powinien on skierować na badanie mykologiczne, polegające na pobraniu wycinka paznokcia i poddaniu go badaniu laboratoryjnemu pod mikroskopem. Obecność grzybów
żurawiny w przypadku próchnicy, chorób dziąseł i przyzębia. Także i tu kwaśna żurawina zapobiega przyczepianiu się bakterii do zębów i błony śluzowej jamy ustnej. A co z zakwaszaniem moczu przez żurawinę? Przecież spożywana codziennie mogłaby sama stać się źródłem podrażnień pęcherza moczowego. Owszem, jest to możliwe,
będzie wówczas bezspornie wykazana. Zanim jednak podejmie się leczenie, trzeba określić rodzaj grzybów, a w tym pomoże wykonanie posiewu. Przy zakażeniu drożdżakami wynik jest po 7 dniach. Dermatofity rozwijają się wolniej, więc na wynik badania trzeba poczekać 3 tygodnie. Obecnie popularnym i łatwo dostępnym lekiem zwalczającym grzybicę paznokci jest terbinafina, która działa grzybobójczo i grzybostatycznie. Niszczy zarówno drożdżaki, jak i dermatofity, a znana jest pod nazwą handlową Lamisilat. Działanie leku polega na
ale jej dzienna dawka musiałaby wtedy być większa niż 6 szklanek czystego soku (ponad 1,5 litra), nie należy więc aż tak przesadzać. Ostatnie badania nad żurawiną dowiodły, że posiada ona także silne działanie probiotyczne – wspomaga i chroni wzrost pożytecznej mikroflory naszych jelit, niszcząc jednocześnie znajdujące się tam patogeny.
oddziaływanie na grzyby połączone ze stałą i dość trwałą obecnością substancji przeciwgrzybicznych. Decydując się na wymienione terapie, nie zapominajmy poinformować lekarza o innych zażywanych lekach, na przykład obniżających poziom cholesterolu, które mogą być przyczyną szkodliwych dla zdrowia interakcji. Skuteczność terapii przeciwgrzybicznych jest zazwyczaj powiązana z wiekiem pacjenta. Im młodsi chorzy, tym lepiej. Prawidłowo stosowana prowadzi do całkowitego wyleczenia 70–80 procent osób w młodym i średnim wieku.
Grzybica paznokci hamowaniu biosyntezy ergosterolu (grzyb odpowiedzialny za rozwój grzybicy paznokciowej) poprzez wytwarzanie toksycznej dla niego substancji, tj. skwalenu mającego właściwości grzybobójcze. Inną metodą na pozbycie się tej nieprzyjemnej dolegliwości jest tzw. terapia pulsowa. Polega ona na pokryciu paznokcia lekiem o nazwie Itrakonazol. Pozostaje on w paznokciach jeszcze długo po podaniu, przez co terapia ta osiąga wysoki poziom skuteczności. Dzięki temu spełnia też rolę prewencyjną, i to nawet przez kilka miesięcy. Krótki okres jego aplikacji (3 tygodnie) powoduje, że jest to lek stosunkowo bezpieczny dla naszego organizmu, ponieważ nie dochodzi do wystąpienia skutków ubocznych jego stosowania. Wszystko to powoduje, że terapia pulsowa jest skuteczniejsza niż leczenie terbinafiną. Na rynku dostępne są też nowoczesne preparaty do leczenia grzybicy w postaci lakierów do paznokci. Ich zaletą jest miejscowe
Gorzej wygląda to u osób starszych, zwykle z bardziej zaawansowaną grzybicą, często połączoną jeszcze z grzybicą stóp, a nawet z infekcją układu pokarmowego. W ich przypadku konieczne są zintensyfikowane terapie mieszane, połączone z odbudową odporności układu immunologicznego. Podczas walki z tym dokuczliwym problemem konieczna jest weryfikacja naszego codziennego jadłospisu. Niestety, dieta wysokowęglowodanowa – bardzo popularna ze względu na postęp cywilizacyjny – jest głównym winowajcą masowych zachorowań na wszelkie grzybice. Z tego też względu podczas kuracji należy bezwzględnie usunąć węglowodany z diety. I dotyczy to nie tylko cukru, słodyczy, słodkich napojów czy alkoholu, ale także białej mąki i produktów z jej zawartością, owoców, octu, a nawet białego ryżu czy ziemniaków. Z grzybicą można też walczyć za pomocą metod naturalnych. W połączeniu z wyżej opisaną dietą dają one (według osób je stosujących)
Co więcej, terapia antybiotykowa przebiega skuteczniej, jeśli w trakcie jej przeprowadzania zjadamy żurawinę. Wystarczy wypijać dziennie dwie szklanki soku lub zjadać na śniadanie dżem żurawinowy albo owoce pod różnymi postaciami: suszu, wyciągów lub przypraw do mięs. Te pożyteczne owoce pomagają też zwalczać wrzody żołądka i dwunastnicy spowodowane okrytą złą sławą bakterią Helicobacter pylori oraz spożywane regularnie podwyższają stężenie dobrego cholesterolu HDL, który jest antagonistą swojego „krewniaka” odpowiedzialnego za miażdżycowe zmiany w naszych naczyniach krwionośnych. Dzieje się tak dzięki zawartym w nich bioflawonoidom, które zapobiegają zakrzepom krwi i rozszerzają naczynia krwionośne. Ma to znaczenie m.in. w zmniejszeniu rozległości zawału, a także w ograniczeniu jego negatywnych skutków. Na koniec trzeba przestrzec, że nie wszyscy mogą korzystać z dobrodziejstw żurawiny. Nie powinny spożywać jej osoby z zalegającymi, nieleczonymi kamieniami nerkowymi oraz ludzie cierpiący na osteoporozę. Przyjmujący leki przeciwzakrzepowe na bazie warfaryny również powinni usunąć nadmiar żurawiny ze swojego menu. ZA
stuprocentową gwarancję wyleczenia. Na dodatek są proste do przeprowadzenia i tanie. Większość z nich bazuje na produkcie pszczelim – propolisie.
Sposób I Co najmniej przez dwa tygodnie przykłada się na paznokieć i skórę wokół rozgnieciony plasterek kitu pszczelego (propolis). Jeśli paznokieć jest zdeformowany, należy dokładnie wypełnić nim wszystkie zagłębienia. Propolis zachowuje swoją aktywność nawet przez kilka dni, więc nie trzeba zmieniać go codziennie. Najlepiej mieć kit z kilku źródeł, ponieważ nie każdy jego rodzaj jest tak samo silnie grzybobójczy. Bierze się to stąd, że propolis pełni w ulu różne funkcje – służy m.in. zabezpieczaniu nieczystości produkowanych przez pszczoły (i dlatego posiada tak silne właściwości bakteriobójcze i grzybobójcze), uszczelnianiu ramek itd. Kit jest twardy, ale pod wpływem temperatury naszych dłoni stanie się miękki i będzie możliwe dokładne obłożenie chorego miejsca.
Sposób II Jest to metoda na wszelkie grzybice, nawet te wewnętrzne. Polega na przygotowaniu i przyjmowaniu nalewki propolisowej. 5 dkg kitu pszczelego zalewamy 250 ml spirytusu i stawiamy w ciemne, ciepłe miejsce na 14 dni. Codziennie potrząsamy butelką. Zażywamy 5–10 kropli w łyżce wody 2–3 razy dziennie. Podczas jej picia stosujemy rygorystyczną dietę wyłączającą cukier oraz przykładamy propolis na miejsca zaatakowane przez grzyby. Taki podwójny atak na pasożyty powinien przynieść nam wymierne efekty w postaci cofnięcia objawów grzybicy oraz uodpornienia naszego organizmu na powtórne infekcje. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Jak Kuba Bogu... ...tak Bóg... Fidelowi – mówi znane porzekadło. A może coś pokręciłem? W każdym razie więźniowie polityczni na karaibskiej wyspie popłakali się ze szczęścia: dzięki Benedyktowi XVI mają wolny Wielki Piątek. Od pracy. I od bicia. Zastanawia Was, jakie pytanie zadają podczas castingu na papieża? I jakich umiejętności oraz jakich cech osobowościowych oczekują ci, którzy po wyborze katolickiego X Factora wypuszczają biały dym z komina? Dość łatwo to ustalić, przyglądając się kolejnym zwycięzcom konkursu. Po pierwsze, Mister Vaticanum musi być głuchy, ślepy, nieczuły oraz pozbawiony niektórych organów wewnętrznych – w tym koniecznie serca. Dodatkowo obligatoryjnie nie wolno mu posiadać uczuć wyższych typu empatia, a już o zwykłej litości mowy być nie może. Jeśli kandydat spełnia te i jeszcze inne oczekiwania jury, może liczyć na dożywotnią pensję, pogrzeb i grób na koszt ludzkości, a nawet na miejsce w Domu Ojca wraz z tytułem santo. Dobrym przykładem na trafność powyższych spostrzeżeń co do kryterium wyboru watykańskiego X Factora jest poprzedni, a jeszcze lepszym – obecny laureat. W Meksyku nie spotkał się z ofiarami księży pedofilów,
bo zniesmaczyła go natarczywość. Molestowanych, nie molestujących. Następnie kopsnął się przez Zatokę i wylądował w Hawanie. Witały go tłumy, które „dobrowolnie” zwieziono rozklekotanymi autobusami z całej wyspy. „Aktywiści religijni” nawet niespecjalnie kryli się przed dziennikarzami z tym, że sprawdzane są listy… nieobecności. Cóż, ci, co nie przybyli, mają czego żałować. Niektórzy już żałują. Na przykład tego, że nie zobaczyli, jak przywódca jednego bezwzględnego reżimu robi niedźwiedzia i w ogóle świetnie się czuje w towarzystwie przywódcy reżimu drugiego – dziwnie bliźniaczego. Spotkali się więc przywódcy dwóch archaicznych i upadających reżimów, a media bez większego wstydu relacjonowały, iż starsi panowie dwaj odkryli bardzo radośnie, że są w niemal identycznym wieku, a nawet, że obaj mają braci. Z tym że jednemu na chrzcie dano Raul, a drugiemu – Georg. Boki zrywać. – Masz jakieś zmartwienie? Widzę to. Co cię gryzie, stary? – klepnął Benedykta w plery Fidel. – Nic się przed tobą nie ukryje, Fidku. Taką prośbę mam maleńką… – Dobra… Wiem, o co ci chodzi… Ilu mam z pierdla wypuścić dysydentów? Mówisz, Benek, i masz!
– E tam, zaraz wypuszczać… Mnie chodzi o to, żeby u ciebie Wielki Piątek był od roboty wolny. – A to już – widzisz – trudniejsza sprawa. Che Guevara w grobie się przekręci. Ale zobaczę, co da się zrobić… Nie wiadomo, czy tak dokładnie wyglądała pogawędka dwóch satrapów, ale chyba zbytnio się nie mylę w jej zrelacjonowaniu. Kuba właśnie ogłosiła, że Wielki Piątek jest świętem narodowym i w związku z tym do roboty się nie idzie. I nagle trwający dekady palący problem tej karaibskiej wyspy został przez Białego Ojca rozwiązany. A ileż było przy okazji radości! Innych problemów Kuba w ogóle nie ma. Co prawda w więzieniach politycznych – np. w Ciego
de Avila – zarządzono ścisły post (czyli ściślejszy niż zwykle), ale za to odłożono dwie egzekucje. „Santo subito!” – wrzeszczały na hawańskim placu rodziny skazańców. Dwa i pół miliona kubańskich emigrantów, uciekinierów, wygnańców (1/6 całego narodu) plus kolejne trzy miliony osób uznanych przez reżim za „niepewnych politycznie” czekało z nadzieją na najmniejszy bodaj gest głowy katolickiego Kościoła. I nie doczekało się niczego. Ktoś powie, że duchowy protoplasta Castro – Józef Wissarionowicz – miał rację, i papież może dyktatorowi skoczyć, bo nie ma dywizji. To prawda, ale ma wycelowane w siebie obiektywy kamer telewizji całego świata, mikrofony tysięcy stacji i czołówki najpotężniejszych gazet. Dziś to większa siła rażenia niż megatonowa bombka i wszyscy marines razem wzięci. No i co? No i nic! Zupełnie jak jeszcze kilka lat temu, kiedy JPII olewał wołania ofiar księży pedofilów i jeszcze kilkadziesiąt lat wstecz, kiedy Pius XII wypiął się na miliony
25
ofiar Holokaustu. Kolejni papieże nie zawodzą swoich wyborców… Rzecznik Watykanu ksiądz Lombardi opowiedział akredytowanym przy pielgrzymce dziennikarzom z całego świata rewelacyjny dowcip. Naprawdę dobry. Tak świetny, że słuchacze pokładali się ze śmiechu, więc przytoczę go tu niemal w całości: „Wołanie prześladowanych jest z całą pewnością obecne w sercu Ojca Świętego, ale ze względu na bardzo napięty program tej podróży nie można było włączyć do niego spotkania z grupami dysydentów (…). Po prostu nie dało się zmieścić w programie wizyty żadnej szczególnej grupy ludzi (…). Ale papież, przemawiając i mówiąc o innych sprawach, cały czas pamięta o cierpieniach dysydentów”. A tam przemawiając… On nawet jak śpi, to pamięta, nawet jak je kawior z bieługi i homara, nawet jak później tego homara i ten kawior wytegowuje… też nie zapomina! Nic to… Benedykt XVI nie po raz pierwszy udowodnił światu, że został w castingu wybrany na następcę JPII nie przez pomyłkę. Że posiada wszystkie potrzebne cechy i kompetencje do pełnienia tego urzędu, chociaż… Chociaż refleks u staruszka już nie ten. Przecież mógł dodatkowo poprosić Fidela o zniesienie kary śmierci za pedofilię. Castro by kumplowi nie odmówił. Ale może Papa zdąży jeszcze raz odwiedzić karaibską wyspę. Choćby po to tylko… MAREK SZENBORN PS A w Polsce w Wielki Piątek nadal się pracuje. Dziki kraj!
Matki więzionych chciały spotkania z papieżem
D
zieje postu w Polsce to fascynująca wielowiekowa historia obłudy i samozakłamania. Przestrzeganie katolickich postów to nie tylko sprawa honoru, ale również przejaw żarliwego patriotyzmu – apelowała do sumień polskich niewiast Juliuszowa Albinowska w pierwszej dekadzie XX wieku we wstępie do „Oszczędnych obiadów postnych”. „Liczne domy z winy gosposi naszych zatracają święty nasz obrządek i tradycyę matek i babek naszych, nie szanując dni postnych. Cała generacja wyrasta, uważając zachowanie postów za przesąd i rzekomo zbytek zamożnych” – lamentowała. I pouczała: „Rozchodzi się zaś przede wszystkiem o zachowanie przepisów naszej wiary świętej, naszego obrządku, nakazów Kościoła, których strzec i bronić każdej Polki jest obowiązkiem sumienia, bo z tego ma zdać rachunek Bogu i społeczeństwu”. Dzielnie stojąc na straży polskich i kościelnych świętości, nie omieszkała przy tym użyć argumentów „naukowych”. Kościół nie pragnie przez post zaniku sił wiernych, lecz „walki z chęcią używania i dogadzania”, a obdarzony „świętą misyą” od zamierzchłych czasów chrześcijańskich „przez wyższe natchnienie” przejrzał wartość potraw, zanim dokonała tego nauka. „Po potrawach poznacie najlepiej człowieka i jego wartość moralną” – twierdziła Albinowska w swojej postnej książce kucharskiej, a katolicki post miał się skutecznie przyczyniać do „polepszenia zdrowia i sił duszy”. Zanim więc podała przepisy na zupę karmelicką i kluski kapucyńskie, skrupulatnie informowała swoje czytelniczki o tym, kiedy i w jakich
Obłudna tradycja ilościach wielebni zezwalali swoim owieczkom na konsumpcję mięsa. I tak sto lat temu ścisłe poszczenie polegało na tym, by tylko raz dziennie zjeść do syta, a rano i wieczorem połowę tego, co zwykle. W ścisły post należało wstrzymać się od jedzenia mięsa i nabiału. Do tego dochodziły „suche dni kwartalne” w środy, piątki i soboty, oznaczone krzyżykiem w kalendarzu i ogłaszane z ambony. Ale – uwaga – na mocy specjalnej dyspensy papieża wolno było wiernym używać nabiału i krasić potrawy smalcem we wszystkie dni Wielkiego Postu, a mięso jeść w południe i na wieczór we wszystkie dni oprócz piątku i środy. Ryb z mięsem w dni Wielkiego Postu jako zbytku (!) jeść katolikom kategorycznie nie było wolno, i to nawet w niedziele. Można było natomiast spożywać w dni postne na przykład mięso w południe, a rybę na wieczór lub na odwrót. Całemu ogółowi wiernych w Wielkim Poście przysługiwały za to różne ulgi. Konsumować mięso w Wielkim Poście dozwolone było w niedziele – ile razy kto chce. W poniedziałki, wtorki i czwartki – tylko na obiad, względnie raz do sytości. Uboższym Kościół zezwalał ponadto okraszać potrawy smalcem codziennie, z wyjątkiem Środy Popielcowej i Wielkiego Piątku. Jednak biskupi, proboszczowie, wikariusze i spowiednicy z upoważnienia „Stolicy Apostolskiej” pojedynczym
wiernym udzielają licznych dyspens od surowych postów. Wszelkie dyspensy dotyczące postu ogłaszano z ambon. Co ciekawe, pobożny katolik nie tylko musiał swój wielkopostny jadłospis konsultować z księdzem, ale jeszcze pół wieku temu winien był zaopatrzyć się na dokładkę w wagę do ważenia swoich kulinarnych grzechów. „Na śniadanie wolno spożyć około 70 gramów, a na wieczerzę około 300 gramów stałych pokarmów” – precyzował ks. Franciszek Bączkowski w „Prawie kanonicznym”, wydanym w Polsce w 1958 roku. Konsumpcja w czasie postu pokarmów przekraczających 120 gramów w ciągu dnia poza przewidzianymi posiłkami była równoznaczna z popełnieniem grzechu ciężkiego – i to bez względu na to, czy została zjedzona na raz, czy w mniejszych porcjach. W praktyce dla pewności zachowania postu wielebny nakazywał ująć sobie jedną trzecią z tego, co zwykle spożywano na śniadanie lub wieczerzę. Spożycie w czasie postu do 20 gramów mięsa ks. Bączkowski klasyfikował jako grzech lekki, natomiast konsumpcję ponad 60 gramów traktował już bezwzględnie jako grzech śmiertelny. Na temat samej definicji mięsa w religii katolickiej powstała niejedna rozprawa teologiczna. Wedle prawa kanonicznego mięsem nie są ryby, a ściślej zwierzęta wodne, choć
– gwoli ścisłości – do VII wieku Kościół również ryby traktował jako mięso zakazane podczas postu. Później jednak wolno już było pobożnemu katolikowi z czystym sumieniem w poście objadać się rybami, żółwiami, żabami, ślimakami czy owocami morza. Co ciekawe, do XIX wieku do miana postnego pokarmu za błogosławieństwem kościelnym pretendowały także bobry, wydry i ptaki wodne! „Smak żab jest zbliżony do mięsa młodych kurcząt, tylko jeszcze delikatniejszy i dlatego żabki mogą stanowić bardzo przyjemną potrawę postną” – polecała mięsożercom ponad sto lat temu Maria Gruszecka w „Kucharzu krakowskim dla oszczędnych gospodyń”. Dawniej było jeszcze zabawniej. W „Kucharzu doskonałym” Wojciecha Wielądka z 1783 roku dzikie kaczki jakby nigdy nic zostały zaliczone do… ryb, które „w dzień postny jeść się godzi”. Paradoksalnie w tym samym czasie, gdy jedzenie kaczek, bobrów, wydr, żółwi, raków, żab i ślimaków uchodziło za poszczenie, „mięsem ciężko gwałcącym post” okazywały się… jaja. W przepisach z anonimowej litewskiej księgi kucharskiej z XVII wieku można znaleźć nawet „jajecznicę postną”, do której przyrządzenia nie użyto ani jednego jaja, smażona była bowiem na oliwie z utartego z cukrem maku z dodatkiem rodzynek. Oficjalnie z diety postnej długo też wykluczone było masło, mleko, ser i śmietana. Na spożywanie nabiału w poście wystarczyło sobie jednak wykupić u kościelnych urzędników stosowną dyspensę. AK
26
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Bruksela nie wierzy łzom
Cudotwórca z Podlasia Żył na przełomie XIX I XX wieku na Białostocczyźnie. Zwali go prorok Ilja. Lud wierzył, że Ilja dokonywał cudów: uzdrawiał i leczył ludzi. Miał masę wyznawców. Na jego nabożeństwa przychodziło nawet ponad 30 tysięcy ludzi. Aby spełniło się proroctwo, a grzech został odkupiony, postanowili go ukrzyżować. Ostatecznie do tego nie doszło, ale powiesił się ten wyznawca proroka Ilji, który wcielił się w rolę Judasza (odegrano bowiem całą biblijną historię). Tak jakby tylko Judasz dźwigał prawdziwy ciężar odkupienia. Jego ofiara jest bowiem najcięższa. Z historii proroka Ilji – marzenia o pełnej misce i seksie jako prawdziwej komunii chleba i miłości – pozostaje zdumiewający brak resentymentu. Chrześcijaństwo, jakie dziś znamy, całe oparte jest na resentymencie, czyli przeniesieniu poczucia winy za grzeszne życie. Tymczasem dokonuje się tu przemiany chrześcijaństwa w prostą i rubaszną historię. Znane było umiłowanie proroka
 Ciąg dalszy ze str. 9
do życia – przygarniał kobiety jak wiatr liście. Dopiero w chłopskim zajadaniu się, piciu wódki i seksie rozumianym jak każda inna potrzeba fizjologiczna dochodzi do skutku odnowienie życia – zmartwychwstanie. To jest sens nowego przedstawienia Tadeusza Słobodzianka – wielkiego tropiciela prawdy o chrześcijaństwie – w teatrze na warszawskiej Woli. Idźcie i oglądajcie! JANUSZ PALIKOT
Kontakty wojewódzkie RACJI PL dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie i śląskie podkarpackie podlaskie i warm.-maz. pomorskie świętokrzyskie wielkopolskie zachodniopomorskie
Paweł Bartkowiak
[email protected] Józef Ziółkowski
[email protected] Tomasz Zielonka
[email protected] Czesława Król
[email protected] Halina Krysiak
[email protected] Sławomir Mastek
[email protected] Tomasz Bazaliński
[email protected] Dariusz Lekki
[email protected] Andrzej Walas
[email protected] Krzysztof Stawicki
[email protected] Ziemowit Bujko
[email protected] Leszek Sikora
[email protected] Krzysztof Woźniakiewicz
[email protected] Ryszard Dąbrowski
[email protected]
tel. 606 471 130 tel. 607 811 780 tel. 504 715 111 tel. 530 983 592 tel. 607 708 631 tel. 509 984 090 tel. 604 113 242 tel. 784 448 671 tel. 606 870 540 tel. 512 312 606 tel. 606 924 771 tel. 887 867 791 tel. 608 175 730 tel. 726 771 907
Córka RPO, p. Marta Kochanowska, odczytała z kartki wystąpienie w języku angielskim. Treść byłaby jeszcze mocniejsza, gdyby – zamiast czytać – mówiła o traumie, jaką przeżywają rodziny ofiar, co „spotyka się z uznaniem całego świata”. Ponieważ na miejsce katastrofy przyjechały trzy karetki, p. Marta oświadczyła z całkowitą powagą: „Może to żałosne, ale ja cały czas myślę, że może mój ojciec był w jednej z tych karetek. Mówiło się, że dziesięć osób przeżyło katastrofę, ale nie podano kto. Niefrasobliwe podejście (…). Rodziny przeszły przez piekło niepewności”. I biły brawo na stojąco, ale kwiatów nie dały. Wreszcie swoją kartkę odczytała, dość beznadziejnie, Pierwsza Sierota III RP, p. Marta Kaczyńska. Uznała, że „umiędzynarodowienie dochodzenia powinno być racją stanu”, i zaapelowała o powołanie międzynarodowej komisji, gdyż „przyczyny śmierci jej rodziców są zafałszowane, a zakres nieprawidłowości rozległy i większy niż w grudniu 2010 roku”. Przedstawiła pretensje pod adresem prezydenta Komorowskiego, „który potwierdził rosyjską wersję wydarzeń”; premiera Tuska („Na czele rządu stoi osoba, która winą obciąża polskich pilotów”); ministra Sikorskiego, gdyż „10 kwietnia 2010 r. o godz. 10.40 poinformował, że katastrofa została spowodowana przez błąd pilotów” i minister Kopacz, która kłamliwie zapewniała, że teren był dobrze przeszukany, a sekcje zwłok rzetelne. Według Marty Kaczyńskiej rosyjskie sekcje były pozorowane, ciała zbezczeszczone, wrak niezabezpieczony, czarne skrzynki nieoddane, gen. Błasika nie było w kokpicie, nikt nie wywierał presji na pilotów, a rosyjscy kontrolerzy powinni zamknąć lotnisko. Nigdy dotąd nie było też przypadku, by samolot tak się rozpadł. Marta Kaczyńska pochwaliła posła Macierewicza i jego Zespół, bo bez ich pracy w Polsce panowałoby błędna ocena przyczyn katastrofy. Uznała, że „dziś jesteśmy bliżej wyjaśnienia”. Na zakończenie zwróciła się o pomoc do parlamentarzystów „jako córka śp. Rodziców, a także obywatelka Europy”. Obiecała, że „nigdy się nie podda”. Cokolwiek miałoby to oznaczać. Kwiatów nie dostała, ale oklaski na stojąco i owszem. Tyle że dość słabe. Było dawno po zaplanowanym terminie, kiedy zaczęły się pytania i głosy w dyskusji. Niektóre
wstrząsające, inne – mimo powagi tematu i chyba wbrew intencjom pytających – zabawne. Zdecydowana większość dowodziła braku zdrowego, a nawet chorego rozsądku, świadczyła o upojeniu teorią zamachową i o zaniku nie tylko logicznego, ale jakiegokolwiek myślenia. Dlatego przytaczam je bez podania autora. Oto garść najbardziej kuriozalnych pytań i odpowiedzi: „Czy nie istnieje obawa, że można przyspieszyć gnicie tych
zostaną w ludzkiej infamii. Są ludzie dobrej woli, którzy poświęcają swój czas, zdolności, aby tej prawdy dociekać. To jest rola rządu, ale jeśli takiego dobrego rządu nie ma, to my to robimy. W dzisiejszej Polsce jest bardzo trudno żyć. Coś, co jest najoczywistsze, musi być robione przeciw rządowi. Krąg ludzi dobrej woli rośnie, ale w tej instytucji, w której jesteśmy, nie jest to ani łatwe, ani oczywiste”.
ciał, można wstrzykiwać coś, co spowoduje szybsze gnicie?”. Odpowiedź Macierewicza: „Przeprowadzenie jak najszybciej sekcji jest absolutnie konieczne”. Pytanie: „Czy są znane przypadki, że podobne samoloty, po utracie części skrzydła, lądowały bezpiecznie?”. Odpowiedź Macierewicza: „Analizujemy wszystkie takie przypadki katastrof samolotów Tu-154”. Marta Kaczyńska dodała: „Słyszałam, że drzewa zamortyzowały upadki”. Pytanie: „Czy można się odnieść do filmiku ze strzałami?”. Odpowiedź Macierewicza: „To jeden z najważniejszych dowodów. Został odłożony na półkę. Nie znam żadnej osoby, która nie potwierdza, że słychać na nim strzały”. Uzupełnienie odpowiedzi z sali: „Te strzały nie padają z broni polskich BORowców”. Pytanie: „Czy był to zamach?”. Odpowiedź Macierewicza: „W mojej opinii, po dzisiejszym wysłuchaniu, możemy powiedzieć, że do tej tragedii doszło na skutek działania osób trzecich”. Pytanie: „Czy pierwsi świadkowie katastrofy, Rosjanie, jeszcze żyją?”. Odpowiedź Macierewicza: „Nie mam informacji, że jeszcze żyją, ale nie mam też informacji o niewyjaśnionych śmierciach”. Podsumowując wysłuchanie, przewodniczący, prof. Legutko, powiedział: „Aczkolwiek długa to droga będzie, do tej prawdy dojdziemy. Ci, którzy za tę pogardę odpowiadają,
I byłoby wzniosłe zakończenie, gdyby nie uznała za konieczne dołożyć swoje trzy grosze p. Magdalena Merta, smoleńska wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie. Powiedziała ni mniej, ni więcej: „Składam najgorętsze Bóg zapłać. Bez względu na to, kto wygrywa wybory na Miss Polonia, najpiękniejsza Polka jest tutaj z nami i nazywa się... Ewa Błasik. Niezłomna, nieugięta w dążeniu do prawdy, do obrony godności ofiar i rodzin”. Prawdziwy szok: Ewa Błasik piękniejsza od Marty Kaczyńskiej i bardziej niezłomna niż Antoni Macierewicz! Niby dorośli ludzie, a bawią się jak dzieci. Niestety, nie w teatr lalek, a w teatr nieboszczyków. W wystawionym w Brukseli posmoleńskim spektaklu grali słabo. Najlepsza była wdowa po gen. Błasiku. I ukradła gwiazdom show. Tego jej nie zapomną. Niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu. Jest nadzieja, że po takim afroncie unikniemy dalszych smoleńskich wysłuchań w Parlamencie Europejskim. Niemniej, gdyby były, znowu pomęczę się dla Redakcji „FiM”, a przede wszystkim dla Was, moi Drodzy Czytelnicy, byście mieli relację z pierwszej ręki i głowy niezaczadzone kadzidłem ani trupim jadem. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 621 41 15
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
2
1 5
4
3
6
50
26
22
7
8
21 28
9
10
4
11
15
14
13
16
22
19
20
23 12
95
25
24
111
28 48
23
30
26
6
54
125
16 17 27
Wywieszka w jednej z miejskich toalet
Prawoskośnie: 1) z owieczek na obiadeczek, 3) plebs, biedota, 5) katastrofalne resztki, 7) co leci do śmieci?, 8) tam się byczy motorniczy, 9) jego dzieła to... Marcowe obrazy, 11) rudera bez portiera, 13) wtręt, drobnostka, ciekawostka, 15) dyletanccy katolicy, 18) o skutkach swego „Tak” myśli wciąż, 20) o kocurach w naszych górach, 21) przechodzi nad torami, 23) gdy koń się śpieszy do stajennych pieleszy, 25) co ma na oku klient, w Maroku?, 28) po takim skoku zwykle zostaje się na lodzie, 30) skandalista Flynt, 31) odmiana Nissana, 33) w tym modelu Renault sporo zmieścisz na pace, 36) tam najwyżsi kontrolerzy, 38) korzeń, który znajdziesz w curry, 40) pierwszy oka, 41) żal mu wydawać szmal, 42) z doskoku, 46) komputer z klasą, 48) zamiast Andrzeja, 50) przed Neptunem, 53) rozciąga się przed grą, 54) nie jedzą, nie piją, a rosną i biją... po kieszeni, 55) ziarno na oku, 59) badanie języka, 61) gwiazda z Orlenu, 63) to dzięki niemu cewka ma moc, 65) stuka w podłogę, 67) zakłopotanie z flintą, 69) stryj Zbyszka, 71) cel wędrówki starożytnych Greków, 73) to tu królowie piechotą chodzą, 76) owocowa konieczność, 77) niechętny wariant A, 79) marząc o raju, uciekli z kraju, 81) zakaz opuszczania miejsca zamieszkania, 83) chłopak na posyłki w damskim ubraniu, 85) najdroższe jabłko świata, 87) wychodzi z komórki. Lewoskośnie: 2) na najwyższej półce w spółce, 4) do niej Spartanie mieli powołanie, 6) kuzyn kuzyna, 7) tatusiów na Jurze, 8) przykuł Józka do wózka, 10) błagalny utwór wokalny, 12) tu Lech ma ulicę, nie tylko tablicę, 14) chryja z rakiem, 16) kwiatek z ramy lisa, 17) krwi u Londona, 19) szpilka to jego znak, 22) początek szlaku po Jezioraku, 24) wydawane w Watykanie, 26) jakie kości grzeją zimą?, 27) szczypta do nosa, 29) na głowie łysinę i to też, miał żandarm z Saint-Tropez, 32) model Citroena, dzisiaj w dobrych cenach, 34) ma kijek i ryjek, 35) kłopoty z desek, 37) wy też to macie – w bloku lub chacie, 39) bar z ale, 43) nie było mu zamku Horeszków żal, 44) przed panien sznurem, 45) ta część Kanady zbliża się do Paryża, 47) władca angielskich szos, 49) o ustawce na trawce, 52) wymarzony kochanek fanek, 56) piękna szata albo szmata, 57) posłanie w kiepskim stanie, 58) chwat, co śpieszył się na świat, 60) miga szybciej niż kierunkowskaz, 62) boskie ministerstwo, 66) jak na niej świetnie widać, 68) co ma olej z Jarka?, 70) tarta na kotlecie, 72) nim stolarz zrobi wariata, 74) znaki szczególne: czerwona skóra, na głowie pióra, 75) jaki dźwięk wydobywa się z deski?, 78) po to i w dowodzie, 80) atlantyckie psy, 82) bredzi nim objedzony, 84) lwia część Afryki, 86) wyszli z kościoła na dobre, 88) kieł, który wyrósł w miejscu dziury.
18
35
2
31
12
15
43 17
21
20
9
33
29
30
29
1
32
33
3
39
34
18 96
35
36
41
13
42
14 40
59
45
11
39
69
43
24
51
52
53
41
10
34
65
37
116
59
58
65
66
112
38
60
61
62
49
46
31
67
5
64 42
87
70
71
44
115
75
92 58
57
79 52
80
81 119 82
102
81
91
73
76
110 100
68 84 27
72
73
68
62
74
99 97 94
98
77
85
82
78
32
61
101
93
114
107
75
57
109
74
122
53
56
103
63
78
69
118
70
86
89
83
48
66
25
36
47
123
105
67
44
8
50 19
7
51
77
40
49
55
45
55
38
46
80
54
37
85
84
83
47
124
86
87 120 88
106
63
56
79 64
60
113 88
72
108
71
126 76
104
90
121
117
itery z pól ow zndolnym aczonyrogu ch w dolnyrozwiązanie m rogu utw orzą rozwiązanie krzyżówki Litery z pólLoznaczonych utworzą krzyżówki. 1
2
3
4
5
6
7
8
9
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
41
42
45
46
47
48
49
50
51
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
107
108
111
112
113
114
115
43
109
44
110
10
116
11
12
13
31
32
33
52
53
74
75
98
99
100
117
118
14
15 34
54 76
119
16
17
18
19
20
35
36
37
38
39
40
55
56
57
58
59
60
61
62
63
83
84
85
77
78
79
80
81
82
101
102
103
104
105
106
120
121
122
123
124
125
86
87
126
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 12/2012: „Jeśli laska ma króciutką spódniczkę, to facetowi powiewa, czy jej torebka pasuje do butów”. Nagrody otrzymują: Barbara Machowska z Lubania, Marian Wilk z Hagen w Niemczech, Jan Jabłoniec z Lublina. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł za drugi kwartał 2012 r., cena 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., cena 48 zł za czwarty kwartał 2012 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za drugi kwartał 2012 r., 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., 48 zł za czwarty kwartał 2012 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-0020-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
M
ŚWIĘTUSZENIE
Humor Żona do męża: – Wiesz, kochanie, bardzo miła para mieszka nad nami. Oni się bardzo kochają. On ją całuje na powitanie i na pożegnanie. Czy ty nie mógłbyś też tak robić? – Daj spokój. Prawie jej nie znam. ~ ~ ~ Pijany mąż wraca do domu, a z nim jego kolega. Drzwi otwiera żona:
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 14 (631) 6–12 IV 2012 r.
JAJA JAK BIRETY
– No nie! Marian, teraz to już przesadziłeś. Masz szlaban na seks do końca miesiąca. A ty, Benek, się nie śmiej, ciebie też to dotyczy. ~ ~ ~ Kobieta umarła i poszła do nieba. W obłokach spotyka swojego męża. – Heniu, jak to cudownie, że znowu jesteśmy razem! – cieszy się żona. – Zaraz, zaraz... Umowa była, że dopóki śmierć nas nie rozdzieli!!!
atka natura wymyśliła „drinki”, zanim jeszcze wymyśliła nas. Zwierzęta też lubią być wstawione. ~ Etanol wytwarzały już prehistoryczne rośliny. Wszystko po to, żeby kusić zwierzątka, które roznosiły nasiona. ~ Im gorętszy klimat, tym większa wydajność fermentacji w dojrzewających owocach i większa szansa na upicie się ich konsumentów. W amerykańskim stanie Indiana widziano jemiołuszki tak pijane, że nie potrafiły odfrunąć z dachu i spadały na ziemię. Sekcje zwłok wykazały zatrucie alkoholem po zjedzeniu przejrzałych owoców głogu. ~ Frank Ervin, profesor z Montrealu, przeprowadził alkoholowe badanie z koczkodanami. Zamknięte małpy miały do wyboru napoje bezalkoholowe, czyste alkohole lub procenty wymieszane z sokiem. Najbardziej smakowały drinki. Jakieś 15 proc. badanych małp zaczęło pić codziennie. Te drinkujące bywały agresywne lub miały ochotę na seks. Jedne upijały się na wesoło, drugie łapały doła. Jak u nas! Towarzystwa opieki nad zwierzętami potępiły eksperyment. ~ W Skandynawii ostrzegają przed pijanymi łosiami. Jeśli zwierzak idzie chwiejnym krokiem, lepiej nie robić zdjęć, tylko uciekać! W 2002 r. nabzdryngolone norweskie stado stratowało sześć osób.
CUDA-WIANKI
Pod te święta! Rogacze upijają się sfermentowanymi jabłkami. ~ Władze Ukrainy ukarały restauratorów, którzy trzymali w lokalach niedźwiedzie. Zakratowane misie były rozrywką dla gości, którzy – jak to na Wschodzie – częstowali je wódką. Dla przepitych zwierząt powstała specjalna odwykówka. ~ Do dziś pokutuje przesąd, że podawanie wódki zwierzętom kopytnym sprawi, że będą zdrowsze i silniejsze. W rumuńskiej miejscowości Gorj pijany koń wyrwał się pijanemu woźnicy i na śmierć stratował przechodzącego mężczyznę.
~ Koguty poczęstowane alkoholem stają się lepszymi ojcami – to rzecz sprawdzona. Procenty – inaczej niż u mężczyzn – tłumią ich agresję. Męskim kurakom odechciało się walk i kopulacji, za to zachciało opiekowania przychówkiem. ~ Pozbawione seksu muszki owocówki piją więcej alkoholu niż ich spółkujący koledzy! – odkryto. Samce muszek poddano eksperymentowi. Podzielono je na dwie grupy. W pierwszej miały do towarzystwa apetyczne i napalone samiczki. Był seks. W grupie drugiej „dziewczyny” były tuż po kopulacji i nie miały ochoty na powtórkę. Seksu nie było. Po takich schadzkach – mniej lub bardziej udanych – samce zapraszano na wyżerkę. Miały do wyboru zwykłe jedzenie lub wzbogacone alkoholem. Osobnik niezaspokojony częściej rzucał się na procenty. Jak się okazało, miał też – w porównaniu z kolegami, którzy zaznali przyjemności – niższy poziom neuropeptydy F, substancji chemicznej w mózgu, która działa na ośrodek nagrody. Alkohol podnosił jej poziom i nastrój owada wracał do normy. JC