Jeśli szef rządu 12 kwietnia nie wybroni się przed komisją sejmową...
Hausner zastąpi Millera?! INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
Ü Str. 3
http://www.faktyimity.pl
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
P
ięć lat studiów prawniczych, dwa lata aplikacji, trzy i pół roku asesury, egzamin, nominacja z rąk prezydenta i... i już możesz być sędzią obdarzonym immunitetem i zaufaniem społecznym lub... groźnym przestępcą – członkiem mafii. A to się znacznie bardziej opłaca. Do czasu! Pierwsi w Polsce ujawniamy kulisy trądu w pałacu sprawiedliwości.
Fot. PAP/Tomasz Gzell
Ü Str. 10, 11
2
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y ŚWIAT Wzmaga się potępienie wojny w Iraku. Nawet sojusznik USA, prezydent Egiptu Mubarak, ostrzega, że wojna wyhoduje „stu kolejnych bin Ladenów”. Opór tężeje, ochotnicy do walki z „niewiernymi” zjeżdżają do Bagdadu, upał się wzmaga... ...a do polskiego kapelana w Iraku, porucznika Wiesława Okonia z Gliwic, podobno ustawiają się kolejki do spowiedzi. POLSKA Marek Dyduch, sekretarz generalny SLD, powiedział trochę prawdy o Kościele, a prawda – jak wiadomo – w oczy kole katoprawicę. Na zjeździe wojewódzkim SLD w Bydgoszczy przyznał, że kler terroryzuje SLD i mnoży oczekiwania materialne wobec biednego państwa. Od wypowiedzi Dyducha zdystansowali się Miller i Oleksy, a poparli go m.in. wicemarszałek senatu Ryszard Jarzembowski i Mieczysław Rakowski. Biskupi tradycyjnie i miłosiernie obrzucili Dyducha błotem („batiuszka Stalin”, „Albin Siwak”). Ile u Dyducha otrzeźwienia, a ile chęci pozyskania elektoratu? Premier Miller, uzasadniając w Sejmie decyzję o udziale naszych wojsk w inwazji na Irak, przyznał, że pogorszyło to stosunki z UE: „Rozumiemy racje i argumenty naszych europejskich partnerów (...). Podjęliśmy ze swej strony działania, które mogą przywrócić właściwy poziom naszych stosunków”. Miller mądry po szkodzie. Czy te „działania” to jakieś ustępstwa...? 29.03 odbyła się w Warszawie największa jak dotąd demonstracja przeciwko wojnie (3 tysiące osób). Odczytano także pacyfistyczny list sygnowany przez 80 organizacji kobiecych. A mężczyźni? Czyżby popierali wojaczkę? Ojciec (?) Tadeusz Rydzyk zapowiedział, że... (tu śpiewają chóry anielskie) TV Trwam rusza od Wielkanocy! (Tymczasem skończyła nadawać TV Puls). Ojciec oferuje przyszłym odbiorcom TV Trwam kompletne nadajniki satelitarne z pełnym osprzętem za 440 zł. W USA i Kanadzie TV Rydzyk rusza od połowy maja. Oj, WIELKA to będzie NOC! Ojcze Rydzyku, „FiM” – Jest, Pamięta, Czuwa! Danuta Waniek została nową przewodniczącą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a Marek Balicki – po kilku tygodniach kierowania ministerstwem zdrowia – złożył dymisję. Balicki nie trawi Naumana, prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia, kolegi byłego ministra Łapińskiego. Balickiego zastąpi Ewa Kralkowska z UP. Ludzie Millera się nie trawią, a co mają powiedzieć chorzy? W klubie SLD zrodził się pomysł, aby zakazać policji karania mandatami pijanych posłów kierowców. Aby wyegzekwować sprawiedliwość, policja musiałaby się każdorazowo zwracać do Sejmu z prośbą o uchylenie immunitetu. Od pomysłu odciął się minister Janik. Czym różni się polski poseł od indyjskiej świętej krowy? Krowa nie chodzi pijana. W dużych miastach rusza skandalizująca akcja plakatowa „Niech nas zobaczą”. Na billboardach zobaczyć można pary jednopłciowe trzymające się za ręce. Organizatorem akcji jest Kampania przeciwko Homofobii, a sponsorem m.in. Kancelaria Premiera; cel – tolerancja. Wściekła się Liga Polskich Rodzin i Młodzież Wszechpolska. Psychiatrzy twierdzą, że najbardziej homofobiczni są ukrywający się i nieakceptujący siebie homoseksualiści. Giertych, no ciekawe... WARSZAWA Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła dochodzenie przeciwko Lechowi Grobelnemu, okrzykniętemu aferzystą nr 1 w III RP. Skazany był na 12 lat więzienia za zagarnięcie 736 tys. starych złotych na niekorzyść własnej spółki Dorchem. Straciło 11 tys. osób, klientów jego Bezpiecznej Kasy Oszczędności. Grobelny po 5 latach pobytu w więzieniu będzie domagał się od państwa odszkodowania. Pierwsza afera i już klasyka: tysiące okradzionych, winnego nie ma! ŁÓDŹ Pod naciskiem krytyki wewnątrz SLD i mediów (w tym „FiM” 8/2003) oskarżany o korupcję Andrzej Pęczak, zwany skarbnikiem SLD, nie kandydował na szefa rady wojewódzkiej Sojuszu. Leszek Andrzeja jakoś pocieszy, nie wątpimy. W budynku publicznej Szkoły Podstawowej nr 41 ma powstać „publiczna szkoła katolicka”. Kościelny nowotwór będzie w pełni korzystać z samorządowych pieniędzy i realizować program... kurii biskupiej. Nauka ma być bezpłatna. W przyrodzie pasożyty wysysają krew lub składają jaja w organizmie żywiciela. W Katolandzie robią jedno i drugie. GDAŃSK 28 marca został odwołany prezes Grupy Stoczni Gdynia SA Janusz Szlanta, co przepowiadaliśmy pierwsi od miesięcy, a dokładną datę odwołania podaliśmy trzy tygodnie temu! Według związkowców, prezes Szlanta oparł swój program naprawy stoczni na przerzuceniu ciężaru finansowania kosztów budowy statków na armatorów, co Leszek Świątczak, szef „Stoczniowca”, określił „zbiorem pobożnych życzeń”. Solidarność stanęła po stronie byłego prezesa i szantażuje Ministerstwo Finansów strajkiem głodowym. Jest nadzieja, że „kolebka” nie wykarmi już więcej solidaruchów. Na terenie parafii bł. Urszuli Ledóchowskiej znaleziono dwa tiry z identycznymi numerami rejestracyjnymi. Proboszcz parafii jest... przedstawicielem firmy spedycyjnej „Parton”, która przewozi m.in. podpaski. Są podejrzenia, że duchowny chciał obejść koncesję na transport międzynarodowy. Sprawę bada policja. Zaraz tam przestępstwo! To było cudowne rozmnożenie. LUBIN Byli prezesi Polskiej Miedzi SA zostali skazani na zapłacenie po 30 tys. zł grzywny za sfinansowanie pobytu Mariana Krzaklewskiego i jego ekipy w 2001 r. w hotelu Bornit w Karpaczu. Ile dostaną za dziesiątki milionów darowane Kościołowi? Nic. WATYKAN Wydano długo zapowiadany „Leksykon rodziny i życia”, na razie tylko w języku włoskim. Na 867 stronach znajdują się katolickie zasady moralności seksualnej, czyli potępienie antykoncepcji, aborcji, homoseksualizmu, rozwodów itp. Ultrakonserwatywny „Leksykon” wzbudził już liczne protesty we Włoszech. 867 stron! Ktoś rzeczywiście ma problem z seksem! Papa zapowiedział wydanie w Wielki Czwartek nowej encykliki o eucharystii i opieprzył spowiedników za udzielanie porad niezgodnych z jego nauczaniem. „Zdarza się, że wierni odchodzą od konfesjonałów pełni zamętu, bo nie znajdują tam osób podzielających ich poglądy” – skarży się papież. Księża bardziej liberalni od wiernych? To jest możliwe... tylko na liberalnym Zachodzie.
Złodzieje niepodległości T
rudno to sobie nam – bądź co bądź Europejczykom – wyobrazić, ale Saddam Husajn jest autorytetem dla Irakijczyków. Część naszych genów, tych narosłych w cywilizacji Zachodu, nie może tego pojąć. Tysiące oddają życie za tyrana, który izoluje swój kraj i głodzi własnych braci. Jednak druga część Polaka – Słowianina – tęskni do władcy silnego, bezwzględnego, stojącego na straży prawa i porządku. Niewielu z nas pamięta dziś o pionierach demokracji II Rzeczypospolitej: prezydencie Narutowiczu, premierach Daszyńskim i Witosie, światłym ministrze Grabskim. Za to wciąż żywy jest kult Piłsudskiego, który nie zawahał się wydać rozkazu strzelania do Polaków w maju 1926 roku, a pod koniec życia założył obóz koncentracyjny dla swoich przeciwników politycznych w Berezie Kartuskiej. A jednak to właśnie jego pogrzeb był jednym z największych w historii, zaś imieniem Marszałka nazywane są liczne szkoły i ulice miast. Gdyby teraz wystąpił nowy dyktator pokroju Piłsudskiego – ojciec narodu wymagający od siebie i innych – wnet porwałby za sobą większość z nas (mnie również); wszystkich tych, którym obrzydła demokracja made in Poland. Za jednym hasłem polskiego Saddama: „Rozpirzyć całe to towarzycho!” – poszłyby dzisiaj miliony głodnych i bezrobotnych. Oczywiście to tylko teoria, gdyż od dawna nie ma już mechanizmów do realizacji takich przewrotów. Miejsce zdrowego rozsądku, patriotyzmu zastąpiły klucze partyjne, prezydenckie koterie i rządowe fanaberie. Władzy w Polsce nie sprawują silniejsi, mądrzejsi i bardziej uczciwi, ale sprytniejsi i bezczelniejsi od innych. Nie dziwmy się przeto wschodnim ludom Azji, że idą w ogień za własnym wodzem, ciemięzcą. Taka jest bowiem ich mentalność i obraz autorytetu. Nie dziwmy się, tym bardziej że my – Polacy, w odróżnieniu od Irakijczyków, nie mamy obecnie żadnych wzorców do naśladowania, a jeśli już kogoś podziwiamy, wynika to bardziej z naszej merkantylnej zazdrości, aniżeli rzeczywistych powodów do szacunku. Stopniowa dewaluacja autorytetów to w dużej mierze zasługa Solidarności, która na swych sztandarach niosła Boga, Honor i Ojczyznę, a przyniosła pazerny Kościół, relatywizm moralny i kolesiów. O własnych debilnych elitach nie wspominając. W postsolidarnościowej ojczyźnie Ojca Świętego nic już nikogo nie może zaskoczyć, nawet matka Polka, katoliczka, która topi w rzece trójkę swoich dzieci. A oto kilka mniej drastycznych, ale jakże wymownych, przykładów polskiej degrengolady z ubiegłego tygodnia. Skandal w Sejmie – kolejny i nie ostatni – dwaj posłowie SLD głosowali za swoich dwóch nieobecnych kolegów. Inni Sojusz-nicy podobno oferowali po 5 tysiaków za głosowanie przeciwko wotum nieufności wobec ministra Pola. Dlaczego? To oczywiste. Interes partyjny, czyli własny, z reguły wyklucza uczciwość względem ogółu. Tak było już za Rz-plitej szlacheckiej. Proponuję posłom Chaładajowi i Jarmolińskiemu – wobec których prokuratura wszczęła śledztwo – bronić się pod hasłem: tradycja w narodzie, rzecz święta! Precedensów znajdą się miliony. Dokładnie tyle, ilu jest bezkarnych oszustów. SLD natychmiast wydalił z siebie najwierniejszych posłów... chyba ze wstydu, bo po aferach Rywina i „baronów”, słowo „korupcja” w języku polskim można już zastępować słowem „socjaldemokracja”. À propos Rywina, z prowadzenia śledztwa w jego sprawie zrezygnowała prokurator Baranowska. Powód? Według prokuratora Kapusty: „W odniesieniu do pani prokurator Baranowskiej podjęto takie, a nie inne próby dyskredytowania jej w opinii publicznej (...) także próby docierania do członków jej rodziny i mamy takie efekty”. No to pięknie, od tej pory przestępcy mogą zastraszać prokuratorów,
a ci będą rezygnować. Myśl o ściganiu przestępców szantażujących prokurator Baranowską nikomu bowiem nawet nie przyszła do głowy! OBOP przeprowadził sondaż, według którego 64 proc. Polaków uważa, że nigdy nie dowiemy się, kto posłał Rywina do Michnika; według 70 proc. dochodzenie w tej sprawie obrazuje bezsilność państwa w walce z korupcją. Podobnie niskiego zaufania do rodzimego wymiaru sprawiedliwości trudno szukać nawet w bantustanie. Ale skoro to sama głowa państwa stoi za całą aferą... Rywin prawdopodobnie nigdy nie odpowie za swoją niemoralną propozycję. Odpowiedziała za to przed sądem 67-letnia legniczanka, skazana na zapłatę 120 złotych za zjedzenie w hipermarkecie batonika o wartości 69 groszy. Kobieta chora na cukrzycę twierdzi, że połykała w sklepie tabletkę, ochroniarz jednak uważa, że był to batonik. Zważywszy na niedużą szkodliwość czynu, sąd odstąpił od zbadania treści żołądkowych i kału oskarżonej. W poprzednim i obecnym numerze udowadniamy, że operatywni sędziowie nie tylko skazują bandytów, ale piją też z nimi wódkę, „jedzą grilla” i robią ciemne interesy. O kradzieżach popełnianych przez „wysokie sądy” oraz braniu przez nie łapówek pisaliśmy wielokrotnie. A czy policjanci mieliby być gorsi? Stoją wszak niżej w hierarchii stróżów porządku. W ubiegłym tygodniu Centralne Biuro Śledcze schwytało w Starachowicach dwóch policjantów, którzy (do spółki ze starostą i wiceprzewodniczącym rady powiatu!) wymuszali haracze, legalizowali i handlowali kradzionymi samochodami. Za to ostatnie przestępstwo w Bydgoszczy aresztowano policjanta z 11-letnim stażem. Wkrótce ujawnimy wielką aferę w jednej z wojewódzkich komend i udowodnimy, że następczyni Milicji Obywatelskiej potrafi dziś obywateli... mordować. Hitem miesiąca jest proces Zbigniewa Farmusa – asystenta byłego wiceministra obrony narodowej, Romualda Szeremietiewa. Farmus żądał podobno wysokich łapówek i załatwiał wygrane przetargi, np. na dostawę samochodów dla wojska. To, że czynił to w imieniu samego Szeremietiewa, jednej z „legend” Solidarności, nie powinno już chyba dziwić nikogo. Obaj panowie przywłaszczyli sobie pieniądze Fundacji Niepodległości Polski, którą kierowali. Trwają ustalenia, na ile „legendy” okradły niepodległość. Jacy wychowawcy, tacy wychowankowie – to powiedzenie w granicach RP odnosi się szczególnie do Kościoła, który sprawuje niekwestionowany nadzór moralny nad narodem. Przykład obłudy, podwójnej moralności i materializmu pozbawionego jakichkolwiek zahamowań idzie z góry – z ambon i ołtarzy. Skoro ksiądz, czy nawet biskup, może kraść, gwałcić, wyłudzać, kłamać, to przecież tym bardziej ja – chudopachołek i kościelny poddany. A sam papież? Obecnie potępia wojnę w Iraku i jest to postawa godna naśladowania. Jednak twierdzę, że nigdy by się nie poważył na sprzeciw wobec rządzących USA, gdyby nie zależało mu na, choćby częściowym, odbudowaniu sympatii społeczeństw świata po ujawnieniu plagi skandali seksualnych z udziałem duchownych. Mimo młodego wieku pamiętam niedawne czasy, gdy autorytetami dla dzieci byli ich rodzice – prawi ludzie przedwojennej szkoły – walczący z hitlerowcami i odbudowujący ojczyznę ze zgliszczy wojennych. Teraz ci starzy ludzie cierpią biedę, a bieda nie jest asumptem do bycia autorytetem. A może to jest tak, że kiedyś było z kim walczyć i co odbudowywać, więc byli też ludzie na miarę wyzwań? Kto dziś przekona młodych Polaków, że ojczyzna, że TAKA ojczyzna, to ich „wielki zbiorowy obowiązek”? JONASZ
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
GORĄCY TEMAT
W
sekretariacie wita mnie wylewnie nobliwa pani sekretarka: – Herbatkę, może kaweczkę? Co? Pan z „Faktów i Mitów”?! Czytamy, czytamy wszyscy. Co piątek „Fakty” są u pana sekretarza na biurku. No to kawkę...? Piję już przy „moim ulubionym” biurku sekretarza kaweczkę, a sam gospodarz stawia mi obok szklaneczkę whisky. Marek Szenborn: – Proste pytanie i krótka piłka: czy żyjemy w państwie wyznaniowym... ot, w takim Iranie Europy? Marek Dyduch: – Na szczęście jeszcze nie, ale w państwie klerykalnym jak najbardziej. Kościół we wszelkich niemal dziedzinach życia jest wszechwładny. Wiele spraw cenzuruje i ma jakiś dziwny monopol na mówienie, co jest moralne, a co nie jest moralne. Uzurpuje sobie prawo do bycia wyrocznią we wszystkim i dla wszystkich. To jest fatalne zjawisko, jeśli chodzi o poszanowanie państwa świeckiego. – Czyli państwem świeckim już nie jesteśmy? – Z pozoru jesteśmy. Zachowujemy bowiem elementy świeckości w prawie, jednak wszechobecność Kościoła jest zatrważająca. Na przykład biskup Życiński poucza rząd, a rząd potulnie się na to godzi. W tym momencie rozmowa zostaje przerwana dzwonkiem telefonu komórkowego sekretarza. Ze strzępów rozmowy orientuję się, że telefonuje Józef Oleksy. Rozmowa obu panów wygląda od strony Marka Dyducha tak: – Źle to, Józek, rozumiesz. Ja nie jestem przeciwnikiem Kościoła, tylko jestem za państwem świeckim (...). – (...) – Rzeczywiście nie spodziewałem się, że wywoła to taki oddźwięk społeczny. – (...) – Dobrze, nazywają mnie stalinowcem, Albinem Siwakiem, aparatczykiem i to jest właśnie retoryka Kościoła. – (...) – Wczoraj miałem, Józek, godzinę z Pieronkiem w trzecim programie radia. I biskup w pewnym momencie sam się zagotował. Tak dalece, że dziennikarka musiała puścić muzykę i powiedzieć słuchaczom, że nastąpiły usterki. Wcale nie nastąpiły. Tylko Pieronek wpuścił się na przykład w takie stwierdzenie, że Kościół ma prawo do zajmowania się każdym szczegółem życia politycznego Polski. Ja to podchwyciłem i pytam: jak to jest, ponoć żyjemy w państwie świeckim? I tu go zatkało. A następnie puścili głos z telefonu, który go totalnie skrytykował, więc Pieronek oniemiał po prostu. Jest kuty na cztery nogi, a dał się wpuścić tak strasznie! Rozmowa obu panów trwa jeszcze czas jakiś, ale szanując prywatność Marka Dyducha, nie będziemy jej do końca cytować. Wracamy więc do wywiadu... – Włącza Pan telewizor i widzi, jak Leszek Miller odwiedza
3
Mówię coraz głośniej o pewnych kwestiach i ten mój głos zaczyna być coraz bardziej dostrzegalny. Najważniejsze, że ludzie w tak zwanym terenie to dostrzegają. Na szczęście coraz więcej osób rozumie, że nie wystarczy wygrać w wyborach, jeszcze trzeba mieć jakiś katalog wartości, których się przestrzega... do cholery! – Wartości? O czym Pan mówi, np. o pośle Pęczaku z Łodzi? – Tym ma się zająć Komisja Etyki. Jednak niech pan nie będzie taki okrutny w ocenach. SLD to wszak niemowlak na scenie politycznej i w tym tyglu dopiero wszystko się kształtuje. Może błędem było niepytanie się nowych członków, z jakich pobudek przychodzą do partii? Trudno powiedzieć...
Skandalista Dyduch Rozmowa z Markiem Dyduchem, sekretarzem generalnym SLD. Skandalistą? A może człowiekiem odważnym i uczciwym, co jest na obecnej scenie politycznej równie częste jak śnieg w lipcu lub dwudziestoletnia dziewica... w świętej Brygidzie prałata Jankowskiego, przynosząc mu na tacy setki ton bursztynu. I co? Szlag Pana nie trafia? – Byłem zdecydowanym przeciwnikiem tej wizyty. Do tej pory nie wiem, kto wpadł na ów pomysł, aby premier spotkał się z Jankowskim. Przypuszczam, że to inicjatywa jakichś lokalnych działaczy. Były wtedy wybory samorządowe, ale takie gesty wcale nie ułatwiają relacji lewicy z Kościołem. Mogę ten fakt wytłumaczyć jedynie w ten sposób, że premier stara się mieć dobre stosunki ze wszelkimi środowiskami – w tym także z kościelnymi. Widocznie taka była motywacja premiera, ale to był gest na wyrost, a jego konsekwencje okazały się znamienne. – Czy podobnie jak msze odbywające się w pałacu prezydenckim? – A o czym ja panu mówię? Właśnie podkreślam, że proporcje państwa świeckiego są zachwiane. Oto jest dobry przykład, z jaką klerykalizacją państwa mamy do czynienia. Uroczystości państwowe powinny mieć charakter typowo świecki, a kościelne niech sobie będą kościelne. Po prostu marzę o takiej odrębności. Tymczasem jesteśmy świadkami takiej oto wszechobecności Kościoła. Ja się z taką filozofią nie zgadzam! – Czy jest Pan człowiekiem wierzącym? – Hm... powiem tak... wierzę, że istnieje COŚ. Jakaś siła sprawcza, jakaś magia. Nie wykluczam istnienia Boga... czymkolwiek komukolwiek On się wydaje. – Coś jak mój szef, Jonasz... – Miło mi. Ale religia jest osobistą sprawą każdego człowieka. Proszę zauważyć, że nigdy nie zaatakowałem ludzi wierzących. Ich wiara jest ich sprawą i mam dla niej szacunek. Rozdzielmy jednak
religię i Kościół w Polsce, a ten jest niesamowicie agresywny. – Niesłychane, cudowne rzeczy Pan mówi! Jednak zamiast mieć poparcie, choćby wśród swoich kolegów z SLD, spotyka się Pan z ich dezaprobatą. – Członków rządu, którzy formułują wobec mnie takie czy inne opinie, rozumiem. Ot, takie są – niestety – relacje współpracy z Episkopatem. Natomiast inni koledzy z SLD... cóż, powinni pomyśleć, że choć dotykam problemów kontrowersyjnych, np. ostatnio aborcji, może i trudnych problemów, to jednak coś w tym jest. – Dobrze... powiedzmy otwarcie... kilka minut temu telefonował do Pana Józef Oleksy. Przepraszam, trochę słuchałem. Rozmowa była grzeczna i towarzyska, a przecież powinien pan – po jego wypowiedziach na swój temat – oświadczyć jasno: spieprzaj, facet. Czyż nie tak? – Nie chcę zaostrzać relacji wewnątrz SLD. – A prywatnie nie jest Panu przykro?
O
– Mnie? To koledzy muszą w końcu ustalić, w ramach jakich wartości poruszają się jako lewica. Otóż lewica musi w końcu być czytelna i jasna, a nie jest. Ludzie muszą wiedzieć, czego mogą się po nas spodziewać, a czego nie. – OBOP podał dziś, że przeciwko rządowi jest już 75 procent społeczeństwa. – No właśnie... bo lewica jest mało wyrazista, nie jest sobą. Nie twierdzę, że ma być skrajna, że komunistyczna, tylko – do diabła! – niech będzie wyrazista. – W takim razie, gdyby został Pan – czego szczerze życzę – na przykład prezydentem tego kraju, to zdelegalizowałby Pan media skrajne... ot, choćby faszystowskie pisemko „Szczerbiec” lub... Radio Maryja? – Trzeba by się bardzo poważnie nad tym zastanowić. Radio Maryja to problem głębszy. Nie mam wątpliwości, iż jakaś kontrola tego radia powinna przebiegać w aspekcie prawnym. Nie myślę tu o żadnej cenzurze, lecz o polskiej, państwowej jurysdykcji. – Dlaczego Dyduch tkwi w strukturach partii, którą sam nazywa niewyrazistą czy wręcz skostniałą? – Jeśli chcę coś zmieniać, to muszę być wewnątrz struktur.
trzymaliśmy nieoficjalną informację, że wielce prawdopodobna jest zmiana na stanowisku premiera rządu. Według naszego informatora, jeśli premier Miller „da ciała 12 kwietnia, podczas przesłuchania przed komisją sejmową”, tj. jeśli przed kamerami „nie wybroni się medialnie” z grzechu zaniechania zawiadomienia prokuratury o sprawie Rywina – będzie musiał odejść. Wiemy, że ostro szykują się na niego posłowie: PO – Jan Maria Rokita i PiS-u – Zbigniew Ziobro. Przypomnijmy, że premier Leszek Miller – jak sam przyznał – dowiedział się o fakcie nagrania rozmowy Michnika z Rywinem już 22 lipca 2002 roku. Po ujawnieniu afery przez „Gazetę Wyborczą” osoba premiera przewijała się
– Z kim z członków władz SLD najchętniej umówiłby się Pan na wódkę? – To zależy, o czym miałbym rozmawiać. – O dupie Maryni... – Proszę o następne pytanie... – A ze strony Kościoła – z kim warto wypić drinka? – Nie spotykam się z ludźmi Kościoła... – A gdyby tak...? – Może z arcybiskupem Gulbinowiczem... i jeszcze z takim jednym księdzem ze Śląska, który jest gorącym orędownikiem SLD. Nazywamy go nawet kapelanem partii, ale jak pan rozumie, nie mogę wymienić jego nazwiska. – Rozumiem, oczywiście, tym bardziej że „Fakty i Mity” o nim pisały. A czy przyjąłby Pan zaproszenie na słynne, doroczne imieniny księdza Jankowskiego? – Nie! – Jest pan Don Kichotem, ale te wiatraki w końcu poucinają Panu ręce. Czy jest pan marzycielem, czy wariatem? – Nie warto żyć bez marzeń. Z jednego w całym życiu nie zrezygnuję. Z własnych poglądów. Może i jestem Don Kichotem? Ciekawa kwestia... Rozmawiał MAREK SZENBORN Fot. Autor
w mediach, a także w relacjach na żywo z przesłuchań komisji sejmowej, jako prowodyr całej łapówkarskiej afery, czyli ten, który wysłał Rywina. Wielokrotnie dowodziliśmy na naszych łamach, że tak nie jest, a cała intryga została misternie utkana w pałacu prezydenckim. Stawką miała być głowa premiera Millera, co właśnie staje się faktem. Najbardziej prawdopodobnym kandydatem na stanowisko nowego szefa rządu jest – zgodnie z naszymi ustaleniami – minister gospodarki, pracy i polityki socjalnej Jerzy Hausner. W następnej kolejności – minister obrony narodowej Jerzy Szmajdziński. Choć w kontekście wojny – raczej wątpliwe. Obyśmy tylko zdrowi byli... R.K.
Z ostatniej chwili
4
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Piłat i inni Wysoka komisja ONZ uznała właśnie, że w Polsce ma miejsce dyskryminacja rasowa. A to dopiero odkryli Amerykę! O tym stanie rzeczy pisaliśmy już rok temu, złożyliśmy konkretne doniesienie do prokuratury, a ta uznała wówczas, że żadnej sprawy nie ma. Czy „Fakty i Mity” mają w sobie coś z wieszcza? Jeśli mają, to jest to wieszczenie kasandryczne, czyli takie, któremu nikt nie wierzy, chociaż zapowiada ciąg przyszłych nieuchronnych zdarzeń. Ja już w tym momencie nie mówię nawet o Jonaszu (gość mnie chwilami przeraża, np. dokładnie 12 lutego założył się ze mną – o stówę – co do daty ataku na Irak i pomylił się „aż” o sześć godzin), ale o sobie. Oto niemal rok temu (26 kwietnia 2002 r.) napisałem, że w Polsce istnieją i działają pod osłoną prawa organizacje i media faszystowskie. W artykule „Bubel polski” opisałem plugawą gazetkę o nazwie „Tylko Polska” (red. nacz. to rzeczony Bubel właśnie), informującą czytelników, że całe zło tego świata sprowadza się do Żydów, których należy eliminować z życia społecznego, a nawet fizycznie eliminować, czyli uśmiercać. Akurat nie jestem Żydem ani trochę, ale i tak szlag mnie trafił, więc o ewidentnym przestępstwie (odnośnie do artykułu w Konstytucji RP i „Kodeksie karnym”) powiadomiłem prokuraturę. Później, w kilkuset listach od Czytelników, dostałem zapytanie: „No i co dalej? Zaczyna Pan sprawę i jej nie kończy? Wstyd!”.
Rzeczywiście wstyd, ale nie odpowiadałem, bo – kurczę – czerwieniłem się z rzeczonego wstydu właśnie, wstydu, że w takim (a nie tym) kraju przyszło mi żyć. Jednak – wobec ostatnich OPINII BARDZO WAŻNYCH GREMIÓW – z milczenia zrezygnuję. Otóż, kochani moi, warszawska prokuratura... nie dopatrzyła się znamion przestępstwa w pisaniu na przykład tego, że naród ży-
dowski to naród urodzonych morderców i że jest on przyczyną wszelkiego zła ludzkości, a więc należy go eksterminować. Oczywiście, odwołałem się od tej decyzji do prokuratury wyższego szczebla, a ta – LUDZIE KOCHANI – uznała się za niekompetentną do rozpatrzenia owej kwestii i poprosiła o ekspertyzę sąd. Problem prawny istnieje więc nadal, a stan na dziś mamy taki, że głupi Szenborn sprawia kłopot kilkudziesięciu prawnikom, którzy za państwowe pieniądze mają ustalić, czy mądry Bubel namawiający do zbrodni jest przestępcą,
czy też nie jest. Jak znam życie, to sąd znowu coś tak porobi, aby Bubel był górą. Jednak obiecuję... dotrę w końcu i do Strasburga, a nie odpuszczę. A dlaczego nie odpuszczę? A dlatego, że wstrętna mi jest WSZELKA ksenofobia, WSZELKIE dzielenie ludzi na gorszych i lepszych tylko z tego powodu, że mają inny kolor skóry, inną religię, inną rasę, preferencje seksualne czy płeć. Czyli że co? Że nie ma ludzi gorszych i lepszych? Ależ oczywiście, są! Jedni są przyzwoici, a drudzy są łobuzami i draniami. Jedni nazywają się np. Tadeusz Mazowiecki, a drudzy... Leszek Bubel. ONZ wypowiedziała się ostatnio w kwestii Polski, a konkretnie w kwestii polskich Bubli... sądowych i prokuratorskich. Napisała mianowicie, że niedopuszczalne jest to, że w naszym kraju nie delegalizuje się organizacji i mediów faszystowskich, choć obliguje do tego międzynarodowe i polskie prawo. Panie prokuratorze, któryś umorzył sprawę Bubla z braku znamion przestępstwa – jesteś Pan skończonym draniem i mam w dupie pański immunitet. Możesz mnie Pan ścigać za obrazę majestatu, po czym sprawić, abym był „ukrzyżowan, umarł i pogrzebion”. Mam to dokładnie w tym miejscu, w które Panu nakopię, jeśli Pana spotkam. A za co? A za to, że nie widzi Pan łajdactwa w dowcipie wydrukowanym w gazecie Bubla: „Co robi mały Żydek w kominie w Oświęcimiu? Czeka na mamusię”. Ostatnio Bubel obsobacza w swoich gazetkach naszą redakcję. Jest to zjawisko nad wyraz pozytywne. On jeden jedyny dostrzegł bowiem, że sprawa istnieje i że trzeba się odgryźć. A ty, prokuratorze łobuzie...? Piłacie jeden...? MAREK SZENBORN
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Pogoda dla bogaczy L
ubię polskich „polytyków”. Wprawdzie w sercach mają pazerność i draństwo, ale na ustach ukochany kraj, umiłowany kraj, hej, bracia wraz, nad nami orzeł biały i rozkwitały pęki białych róż. Lubię też sutannowych. Oni odwrotnie: na ustach Bóg i Maryja, a w sercu zachłanność nad zachłannościami. Jeśli chodzi o szmal, darowizny, działki, domy odbierane szpitalom, internatom, szkołom – czarni nawet burdel by przejęli, jakby kasę dawał. Ziewniesz, a oni ukradną ci złote zęby! Lubię naszych biskupów: to są czempioni hucpiarstwa i bizantyjskiego stylu życia. Lubię też pogrobowców styropianowego gangu. Oni to mieli pomysły. Solidarnościowy prezes kombinatu miedziowego zarabiał cztery razy więcej niż prezydent kraju i premier! Żeby było ciekawiej, tenże kombinat eldorado zakończył rok... stratą 147 mln zł, ale jeszcze zdążył dać prałatowi Jankowskiemu kupę szmalu na jego bursztynowy ołtarz. Polskie Sieci Elektroenergetyczne miały 559 mln zł strat, co nie przeszkadzało ładować morza forsy w plajtującą telewizję katolicką. Poczta Polska na granicy bankructwa, ale hojnie dotowała bogobojne pienia Arki Noego. Zresztą, wszystkie spółki Skarbu Państwa miały wówczas lekką rąsię do obdarowywania wszystkiego, co miało w nazwie bądź tytule „solidarność” i „katolicki”. Lubię Samoobronę.
Szczególnie, kiedy Lepper obraża dwudziestu polityków – w tym ośmiu słusznie – bo świnie, a dwunastu niesłusznie, ale tylko na razie, bo i oni się ześwinią. Jędruś jest na fali. W końcu albo dorwie przyjaciół królika, albo oni jego połkną, jak wilk babcię Czerwonego Kapturka. Lubię Ligę Polskich Rodzin, zwłaszcza Romana Giertycha, nowego zagłuszacza „Wolnej Europy”. Lubię też lewicę. Jakże wzruszający był były minister skarbu, Wiesław Kaczmarek, kiedy tłumacząc się z powołania na stanowisko prezesa Polskich Sieci Elektroenergetycznych – trzecie miejsce na liście największych polskich firm – swojego kolegi, który nigdy nie zarządzał żadnym przedsiębiorstwem, powiedział rozbrajająco, z wdziękiem nastolatki: „...bo Staszek chciał spróbować swych sił w biznesie!”. Przypomnę, że chodziło o Stanisława Dobrzańskiego, jednego z rekinów PSL. Czas na zmiany, ale nadal u czerwonych baronów króluje nepotyzm, klientelizm polityczny, złodziejstwo, łapówy, geszefciarskie koterie, jak za dawnych lat. Nic się nie zmieniło oprócz pogody, ale ona niezmiennie jest dla bogaczy. Kiedy oni skończą swe cyniczne gierki z narodem? Wtedy, kiedy piekło zamarznie! Lubię naszych „polytyków”. I z tego powodu już najwyższa pora, abym poszedł do doktora. Do psychiatry! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Jan Koguciuk z Pogranicza (woj. lubelskie) dostał rentę i starym zwyczajem kupił wino marki sikacz. Znużony popijaniem usnął pod sklepem. Traf chciał, że przed tymże sklepem popijali również sąsiedzi rencisty: 19-letni Krzysztof K., 23-letni Sławomir K. i 19-letni Andrzej R. Chłopaki tak się wnerwili na widok Koguciuka śpiącego z niedopitą flaszką w ręku, że skopali go po żebrach i głowie, potem rozebrali, czołgali nagiego po żwirze, buciorami poskakali po jego twarzy, a kiedy zmasakrowany mężczyzna nie dawał znaków życia, walnęli go kilka razy butelką w krocze i na zakończenie „zabawy”... obsikali zwłoki. Zmęczyli się i poszli do baru „Sonia” w Dorohusku cosik popić i zjeść, a przygodnym kolesiom mówili: „właśnie zabilim człowieka”. Resztki Koguciuka rodzina pochowała. Mordercy zostali zapuszkowani i Sąd Okręgowy w Lublinie skazał ich na 8 lat więzienia. Adwokaci złożyli apelację, w wyniku czego wyrok zmieniono na... 11 miesięcy więzienia! Tydzień temu chłopaki wyszli na wolność. Grzywny nie dostali. A teraz popijają w barze „Sonia” i podobno kombinują wystąpić o pieniężne odszkodowanie za niesłuszną odsiadkę...
ACH, TE CHŁOPAKI!
Trójka nastolatków z Łodzi (dwóch 17-latków i jedna 16-latka) – zamiast „szklanki mleka dla każdego dziecka” – popijała tanie wino. Kiedy mieli już zdrowo w czubach, poszli na boisko szkolne podstawówki nr 2 przy ul. Sienkiewicza. Woźny, próbował ich przegonić, ale... wyrwali mu grabie i dali mu nimi po głowie. Potem poszli do dyrektorki szkoły i złożyli... skargę na woźnego. Dyrektorka zamiast bluesa poczuła woń jabola i kazała im wynosić się z terenu szkoły. Małolaty uniosły się ambicją i pobiły dyrektorkę oraz sekretarkę. Woźny przybiegł z odsieczą, więc znów dostał zdrowo po gębie. Chłopaki rozwalili komputer, faks, meble i zdemolowali magazyn. 16-letnia dziewczynka, ich kumpelka, próbowała uspokoić kolesiów. Niestety, nie potrafiła wyartykułować żadnego zdania, miała bowiem we krwi... 2,8 promila alkoholu! Dorodną mamy młodzież i o tęgich łbach. Przyszłość narodu!
MŁODE WILKI
Lekarz orzecznik legnickiego ZUS, Józef T., decydował o przyznawaniu rent. Miał 62 lata i postanowił dla zdrowotności uprawiać jogging. Nie miał jednak sportowych butów. Kiedy przyszła do niego mieszkanka ze Złotoryi z wnioskiem o przyznanie jej renty chorobowej, Józefa T. olśniło: zaproponował jej zaakceptowanie wniosku, ale pod warunkiem... że kupi mu piękne, nowe adidasy. Kobieta kupiła buciki, jakich żądał orzecznik, ale pochwaliła się, że na targowisku, tanio, bo za 30 złotych. Lekarz się spienił: on ma biegać w tandecie?! Wywalił kobitkę za drzwi i renty nie przyznał. Niedoszłej rencistce zostały nowe adidasy. Ma w czym latać do Prokuratury Rejonowej w Legnicy, a lekarz też ma dużo czasu na jogging, bo zawieszono go w pełnieniu czynności służbowych.
SPORTOWIEC MIMO WOLI
Na wysypisku śmieci w Baryczy (zwozi się tam odpadki z Krakowa i okolicznych miejscowości) znaleziono... poufne meldunki Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. W dokumentach walających się na śmietniku widnieją imiona, nazwiska i adresy poszkodowanych, świadków, sprawców przestępstw. W protokołach zeznań znajdują się dokładne dane osobowe zgwałconej kobiety, kierowcy, który potrącił motocyklistę, męża pobitego przez żonę i jej kochanka, a także kobiety, dzięki pomocy której policja złapała dwóch złodziei samochodów. Te „poufne” policyjne meldunki skierowane były do prokuratorów i żandarmerii wojskowej, ale trafiły na śmieci. Może to taka nowa forma abolicji?
ŚMIETNIK
W kropiwnicko-millerowskiej biednej Łodzi ktoś miał „pomysła”. Żeby poprawić samopoczucie bezrobotnym kobitkom, dogadano się ze szkołą fryzjersko-kosmetyczną. I od tej chwili nudzące się w domu laski są przez uczniów szkoły za darmo czesane, malowane, manicurowane, pedicurowane i pudrowane. Kiedy pójdą po głodowy zasiłek do urzędu pracy lub po darmowy, czerstwy chleb do Caritasu, będą wyglądały jak Kim Basinger przed pierwszym liftingiem. Wybrał A.R.
LIFTING DLA BEZROBOTNYCH
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE Zauważcie, że w krajach zachodnich, gdzie erotomania jest w modzie, rodziny zamiast dzieci wolą mieć psy i koty, a jeżeli już mają dzieci to najwyżej jedno albo dwoje... Tylko Pan Jezus może wyrwać Cię z erotycznego zniewolenia, ale trzeba zachować cierpliwość i dać Jezusowi czas na leczenie. (Ks. M. Piotrowski, katolicki dwumiesięcznik „Miłujcie się”) ¶¶¶ Powinniście być pocztą elektroniczną Bożego serwera. (Klub Inteligencji Katolickiej, Internet, „Opoka”) ¶¶¶ Wojna z Husajnem to także wojna o przyszłą niepodległość Polski. („Głos”, 29.03.2003)
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
NA KLĘCZKACH
WŁADCY SUMIEŃ W USA rozpętała się wokół wojny z Irakiem walka biskupów na listy pasterskie. Najpierw greckokatolicki biskup Botean wydał odezwę, w której stwierdził, że „jakakolwiek forma wspierania wojny przeciwko Irakowi jest grzechem i złem”. W odpowiedzi na to amerykański odpowiednik Głódzia, arcybiskup polowy Edwin O’Brien, stwierdził, że żołnierze z „czystym sumieniem” mogą poddać się rozkazom swoich dowódców. Wyraził także uznanie dla decyzji prezydenta Busha o rozpoczęciu wojny. I cóż teraz mają począć biedni katolicy zobowiązani do posłuszeństwa wobec kościelnych hierarchów?! A.C.
homoseksualnych wprowadzono z kolei w argentyńskich stanach Buenos Aires i Rio Negro. A.C.
ŁABĘDZI ŚPIEW
OJ, ZDZICHU!
POLSKA RASISTOWSKA Mimo zobowiązań wynikających z konstytucji i konwencji antyrasistowskiej Polska wciąż toleruje jawny rasizm. Brak kroków w sprawie delegalizacji rasistowskich organizacji zarzuca nam Komitet ds. Eliminacji Dyskryminacji Rasowej ONZ. Punktem wyjścia do oceny, oprócz raportu rządowego, były kontrraporty organizacji pozarządowych: „Nigdy Więcej”, Fundacji Helsińskiej i Europejskiego Centrum Praw Romów. Rasiści i antysemici skupiają się w NOP i związanej z LPR Młodzieży Wszechpolskiej. Polskim sądom zarzucono częste umarzanie spraw o rasistowskie napaści ze względu na niską szkodliwość społeczną albo kwalifikowanie czynu jako zwykłą napaść. ONZ-owski Komitet zalecił nam przeszkolenie policji, prokuratorów i sędziów tak, by przestępstwa na tle rasowym były traktowane z całą surowością prawa. PaS
Bez rewolucji zakończyły się sobotnio-niedzielne konwencje wojewódzkie SLD. We wszystkich województwach wybrani zostali zaufani ludzie Leszka Millera. W Łodzi, widoczny na zdjęciu Andrzej Pęczak („FiM” nr 8/2003) – w wystąpieniu podsumowującym sprawowanie rządów w łódzkim SLD – stwierdził, że ataki w mediach na jego osobę nie mają charakteru merytorycznego, zaś dziennikarzy napuścili na niego jego polityczni przeciwnicy. Na szczególne względy byłego przewodniczącego zasłużyły „Fakty i Mity” oraz „Gazeta Wyborcza”, jedyne tytuły, jakie w tym kontekście wymienił z nazwy. Pęczak oddał władzę. Spytałem Jonasza w imieniu PT Czytelników, ile dostał za „ugotowanie” posła P. Wyśmiał mnie mój własny naczelny, więc do Pawła Jędrasa z łódzkiej „Wyborczej” nawet nie dzwoniłem. JS
KTO JEST CHORY? Jak wynika z raportu ONZ dotyczącego AIDS, w Polsce ponad połowa pracodawców nie zatrudniłaby nosicieli wirusa HIV. Dlaczego? Bo – jak twierdzi Henryk Banaszak z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego – „stopień niewiedzy Polaków na temat AIDS jest zatrważający”. Oświadczył on również, że „powszechna ignorancja powoduje wypychanie tego problemu poza obszar normalności, a 60 proc. Polaków aprobuje pogwałcenie prawa w stosunku do chorych i zwalnianie pracowników”. MARH
TRZECI ŚWIAT GÓRĄ Afryka wyprzedziła nas w kwestii praw człowieka. Sąd Najwyższy RPA uznał, że pary homoseksualne powinny być zrównane w prawach z heteroseksualnymi. Dodajmy, że konstytucja tego kraju zabrania dyskryminowania „ze względu na orientację seksualną” (takiej gwarancji nie ma w polskiej konstytucji). Zrównanie w przepisach majątkowych dla par
w liturgii Wielkiego Tygodnia. Marka Borowskiego oskarżył o „celową próbę ograniczenia praw religijnych”. Skruszony marszałek obiecał, że w piątek posiedzenia nie będzie, a w czwartek zorganizuje je tak, by „nie uchybić żadnym potrzebom religijnym”. PaS
CIEMNO NA JASNEJ Trzy lata po naszej publikacji (12–13/2000) tygodnik „Wprost” (12/2003) opublikował tekst poświęcony obronie Jasnej Góry przed Szwedami. Potwierdzono w nim naszą tezę, że przeor Kordecki uznał zwierzchnictwo króla Szwecji Karola Gustawa. Sam Kordecki kłamliwie przedstawił przebieg wydarzeń w swoim pamiętniku, a następnie mit o „bohaterskiej i cudownej obronie” podchwyciła oficjalna historiografia, zaś utrwalił Henryk Sienkiewicz w „Potopie”. Kler nadal bezwstydnie eksploatuje mit jasnogórski, zaszczepiając w umysłach wiernych przekonanie o rzekomym patriotyzmie duchowieństwa. A.C.
ZGORSZONY Gorszącą i nieroztropną decyzją nazwał Jan Łopuszański z koła Porozumienie Polskie zaplanowanie w Wielki Tydzień obrad Sejmu. Prawicowiec zażądał od marszałka Sejmu, aby umożliwił on katolickim parlamentarzystom uczestniczenie
W Radomiu, mieście z niemal 28 procentowym bezrobociem, 20 tysięcy złotych z kasy miasta poszło na remont klasztoru oo. Bernardynów. Jest to część ekstradochodów Radomia, pochodzących z gwarancji bankowych niedoszłej inwestycji. Po prostu izraelska firma miała wybudować centrum rozrywki, ale zabrakło jej szmalu. Zgodnie z umową, Radom zażądał stosownych kar finansowych i pieniądze otrzymał. Do wydania będzie jeszcze 200–300 tysięcy złotych. Ciekawe, jakie to jeszcze pilne kościelne inwestycje wesprze prezydent – były komendant policji – pan Zdzisław Marcinkowski? MP
ZAWSZE ŻYCZLIWY Nowe prawicowe władze Wałbrzycha, z prezydentem Piotrem Kruczkowskim (zw. Czarnym Piotrusiem) na czele, wprosiły się na audiencję do biskupa Tadeusza Rybaka, by porozmawiać o włączeniu... księży do pomocy udzielanej ubogim mieszkańcom. Biskup wysłuchał tej propozycji z życzliwością i zrozumieniem, a owocna narada obrodziła komunikatem prasowym. Główne przesłanie było takie, że zatroskany o los biedaków biskup podkreślał urok wałbrzyskich ulic i zastanawiał się, jak przyciągnąć do naszego miasta turystów. W ofercie turystycznej radzimy pokazać wałbrzyskie biedaszyby. Nawet z Mongolii przyjadą oglądać ten kopalniany skansen dramatu i rozpaczy. J.Sz.
KSIĄDZ, NASZ PAN Prawie 20 proc. prostytutek przyznało, że ich klientami są księża – wynika z pierwszych pełnych naukowych badań nad nierządem, przytoczonych przez „Newsweek”. Okazuje się, że to ulubiony klient, bo – jak mówią dziewczyny – „nigdy nie narzeka, nie zrzędzi, a jak coś mu się nie podoba, to płaci i zmienia dziewczynę”. Z raportu wyłania się prawdziwy obraz Polaka katolika. Jak ujawnia jedna z pracownic agencji usytuowanej w sercu osiedla, „czasami około godziny 23 mamy cztery psy przywiązane do parkanu”. To dobrzy mężowie wyszli z pupilami na spacer. Tyle że z wolności korzystają sami. W prawdziwe osłupienie wprawił jednak pracowników agencji sąsiad, który wpadł do nich ze
święconką w czasie ubiegłorocznej Wielkanocy. „Postawił na barze koszyczek, wbiegł na górę i... po 45 minutach wyszedł”. Widać katolicy nie przejmują się naukami Kościoła. „Nie robię nic złego – zwierza się z kolei jeden z mężów – to, że przytulę się raz na jakiś czas do mojej dziewczyny w porcie Warszawa, daje mi siłę do przetrwania w małym miasteczku z żoną nauczycielką i trzema córkami...”. PaS
OSZCZĘDZAJ NA FURY Spółka Miedź-Pol Trans – córa Polskiej Miedzi – zakupiła ostatnio pięć czarnych limuzyn: dwa volkswageny i trzy audi dla pracowników biura zarządu KGHM i prezesów miedziowej firmy transportowej. Cacka kosztowały 750 tysięcy złotych plus ubezpieczenia. Wśród załogi zawrzało, bo to jej się tłumaczy nieustannie, że trzeba szukać oszczędności. Na 1400 pracowników tylko 70 w ostatnich dwóch latach doczekało się podwyżki, a zakładowe tuzy dostają co roku nowe zabawki. Liczne wolne związki siedzą cicho. Takie czasy... J.Sz.
CZECHOM NA ODSIECZ Polscy księża pomagają naszym sąsiadom w... szerzeniu wiary chrześcijańskiej. Czechy są podobno krajem misyjnym, bowiem społeczeństwo jest zeświecczone i brakuje tam księży. Polscy kapłani – jak twierdzą – spłacają dług wdzięczności za szerzenie wiary u nas... tysiąc lat temu. W samej archidiecezji praskiej pracuje 29 polskich księży, którzy „stanowią wielką pomoc”. Hm, już raz Czechom pomogliśmy... Do dziś nas przeklinają. PaS
DOGADALI SIĘ? Jak donosi prasa niemiecka, prawnicy Busha pracują nad możliwością ograniczenia wysokości odszkodowań za molestowanie seksualne ze strony funkcjonariuszy Krk – do 250 tys. dol. Wobec licznych procesów amerykańskiego Kościoła – ograniczenie takie może go uchronić przed rychłym bankructwem. Czyżby „gołąbek pokoju” z Watykanu dogadał się z waszyngtońskimi „jastrzębiami wojny”? Jeśli
5
tak, to może niedługo również stanowisko papieża wobec wojny w Iraku ulegnie zmianie? PN
REFORMATOR MIMO WOLI W wieku 83 lat zmarł austriacki kardynał Hans Hermann Groeger. Oskarżenia o molestowanie seksualne zmusiły go w 1995 r. do rezygnacji z funkcji głowy Krk w Austrii. Po skandalu Groeger – nie udzielając żadnych wyjaśnień – opuścił Austrię i na stałe osiadł w Niemczech. Casus Groegera, jak o sprawie pisały austriackie media, stał się jednak przyczynkiem wzrostu popularności organizacji „My Jesteśmy Kościołem” (zaprzyjaźnionej z „FiM”), walczącej m.in. o zniesienie przymusowego celibatu, powodu wielu dewiacji. Doprowadziło to do największej w czasach nowożytnych schizmy. PN
POD PRĄD HISTORII Ponad 64 proc. obywateli Liechtensteinu poparło w referendum zmiany w konstytucji zaproponowane przez księcia Hansa Adama II. Odtąd Jego Książęca Wysokość ma prawo rozwiązywać parlament, powoływać i odwoływać ministrów oraz mianować sędziów. W ten sposób w Europie są już dwie monarchie absolutne. Watykan ma się całkiem dobrze, może więc pomysł nie jest taki głupi... PN
PREMIER NA GAZIE Gordon Campbell, premier kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej, został skazany na karę grzywny w wysokości 913 dolarów oraz czternastogodzinny kurs nt. niemożności pogodzenia picia alkoholu i jazdy samochodem. Kara została wymierzona przez sąd na Hawajach. Wypoczywający na wakacjach premier Campbell został zatrzymany za jazdę „na bani”. Z wynikiem 0,161 promila w wydychanym powietrzu dwukrotnie przekroczył dopuszczalną w tym stanie normę. Na zwołanej po powrocie do Kanady konferencji prasowej premier przeprosił mieszkańców prowincji, którą rządzi. Panie Premierze Campbell, na następne wakacje przyjedź Pan do Polski. Nie znajdzie Pan sądu, który skarze polityka (broń Boże – posła!) za łamanie prawa. PN
6
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
O
bok Rodziny Radia Maryja mamy w Polsce jeszcze inną znaną familię. Nie jest fanatyczna jak ta pierwsza, można nawet powiedzieć, że jest liberalna. Jest także znacznie bardziej zamożna i wpływowa.
P
olski cukier krzepi, ale zachodnie firmy i cudze budżety. Czy grozi nam śmierć polskich cukrowni? W każdym normalnym kraju rząd jak może chroni własny rynek przed nieuczciwą konkurencją. Ale nie w Polsce. W Unii Europejskiej o imporcie cukru nawet się nie myśli. Po prostu wyznaczone są gigantyczne cła zaporowe.
Towarzystwo okołopałacowe zrzucało się po parę stów na zakup obrazu Wojciecha Kossaka „Bitwa pod piramidami”. Co ciekawe, do zrzutki zaproszono (pół roku po tym, jak składał propozycję łapówkarską Michnikowi!) Lwa Rywina. O afe-
Rodzina
Bitwa o cukier
Rodzina ta nie nosi wspólnego nazwiska ani nie ma określonej siedziby. Jest związana ze sobą mnogością rozmaitych więzów – wagi i charakteru wielu z nich musimy się tylko domyślać. Rodzina, o której mowa ma jednak jedną wspólną cechę – lubi imprezować. Wokół jednego szwedzkiego stołu spotykają się wtedy Olki, Leszki, Zbigniewy, Jasie i... Lwy. W ostatnich dniach prasa ujawniła, kto w grudniu ubiegłego roku składał się na prezent imieninowy dla prezydenta Kwaśniewskiego. Na liście znalazło się 218 osób: polityków, biznesmenów i artystów.
rze było, zwłaszcza w kręgach władzy, wiadomo od dawna. Widocznie nikomu to nie przeszkadzało. Sprawa imienin prezydenta jest przede wszystkim kolejnym dowodem na to, że wielki biznes i świat polityki w tym kraju żyją w bliskich i bardzo zażyłych stosunkach. Dotyczy to także polityków lewicowych. Nic tu nie pomoże pośpieszne wycofywanie przez prezydenta swoich urzędników z planowanych imprez u biznesmenów ani udawane zgorszenie bankietowaniem. Prasa i telewizja dostatecznie długo karmiły nas zdjęciami Kwaśniewskiego grającego w tenisa ze
W
Wielki Post...ęp w dojeniu
Wielki Post się pości, a jak się pości, to wydaje się mniej pieniędzy na żarcie – czyli się oszczędza. Co zrobić z tym nagłym przypływem kasy? Problem rozwiązał za Was Caritas archidiecezji częstochowskiej.
We wszystkich parafiach częstochowskich, podczas nabożeństw w środę popielcową, wiernym rozdawane były tekturowe pudełka nazwane skromnie „Rodzinnymi Skarbonkami Jałmużny Wielkopostnej”. Pojemniki krążą teraz po Częstochowie – od mieszkania do mieszkania – po to, by w Wielki Piątek i Sobotę trafić z powrotem do kościołów parafialnych. Oczywiście pełne. Zdaniem Caritasu: „Skarbonka winna znaleźć
Szczęście (nie) jest w dawaniu J
an Paweł II wygłosił orędzie na Wielki Post. Nawiązał w nim do słów z Dziejów Apostolskich: „Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu”. Powtórzył za św. Pawłem: „Korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy”. Papież przypomniał, że skłonność do dawania jest wpisana w naturę człowieka. Krótko po tym wyjechałem na wycieczkę do Rzymu. W Watykanie widziałem ogrom zgromadzonego bogactwa. Obserwowałem urzędników Ojca Świętego, którzy paradowali w najdroższych garniturach. Jakoś nie mogłem sobie wyobrazić, że chętnie dzielą się z biednymi. Przyznaję, że papież miał w jednym rację. W Watykanie dostąpiłem łaski dawania. Zewsząd wyciągano do mnie ręce. Nawet w zwiedzanych kościołach nic nie było za darmo. Postępowałem zgodnie z nauką
papieża i z pustymi kieszeniami wróciłem do kraju. Wieczorem włączyłem telewizor. Pokazywano obrady synodalne polskich biskupów, którzy już na pierwszy rzut oka byli zaprzeczeniem przykazań papieskich. Poszedłem do kościoła. Tuż przy wejściu natknąłem się na skarbonkę i apel: „Złożona ofiara przekazana zostanie ubogim i potrzebującym”. Wrzuciłem pieniążek. Przed wejściem do kościoła dwie żebraczki przypomniały mi o skłonności do dawania. Dałem im kilka groszy. Wróciłem do domu. Ze skrzynki pocztowej wyciągnąłem kartkę. Siostry z pewnego klasztoru prosiły o drobny datek. Im również dałem. Pamiętałem cały czas, że szczęście jest w dawaniu. Spojrzałem do portfela. Był pusty. Stałem się ubogi i potrzebujący. Nie byłem szczęśliwy. Papież nie miał racji. JANUSZ SPIEGEL
swoim przyjacielem Kulczykiem albo popijającego drinki u Gudzowatego. Na liście imieninowych darczyńców znaleźli się m.in.: Sobiesław Zasada, Ryszard Krauze i Zbigniew Niemczycki. Słowem, znaczna część listy stu najbogatszych Polaków. Czemu służy ta zażyłość lewicy i biznesu? Wiemy z całą pewnością, jakie interesy w kontaktach z władzą
– gdzie powodzenie zależy od koncesji, przetargów i zamówień publicznych – mają przedsiębiorcy. A jakie interesy mają politycy w kontaktach z przedsiębiorcami? Trudno uwierzyć, że jedynie leczą w obecności rekinów biznesu swoje pokomunistyczne kompleksy albo łaszą się na dobre krawaty, jakie prezentuje przyjaciołom Kulczyk... ADAM CIOCH
się w każdym katolickim domu, a rodzice i dzieci powinni składać do niej datki zaoszczędzone z okazji wielkopostnych wyrzeczeń. Post i jałmużna mają na celu zweryfikowanie naszego stosunku do dóbr materialnych. Stąd w imię miłości Boga i bliźniego odmawiajmy sobie czegoś, do czego jesteśmy najbardziej przywiązani i zaoszczędzone pieniądze, które wydalibyśmy na zaspokojenie swoich potrzeb, wkładajmy do skarbonek”. No... dech po prostu zapiera w piersiach. Apel jest kierowany do przeciętnego częstochowianina, który np. właśnie stracił pracę w upadającej Hucie Częstochowa.
Kto go kieruje? Ci, którzy posiadają piękne domy (plebanie), gosposię, luksusowe samochody, wykwintne posiłki podane pod nos, cotygodniowe wpływy w wysokości kilku lub kilkunastu tysięcy. Bezwstydny kler żąda forsy od biedoty, zamiast zacząć oszczędzanie od siebie. Ponoć datki mają być przeznaczone na dofinansowanie dożywiania ubogich dzieci w szkołach. Akurat! Jak świat światem głodne dzieci widzą zawsze jedynie okruchy z pańskiego, czyli kościelnego, stołu. A bardzo Wielki Post, to one mają przez okrągły rok! RAFAŁ KĘDZIORA
W
– Konsekwencje służbowe za brak należytej reakcji poniesie też funkcjonariusz komisariatu w Pilźnie – zapowiada mł. insp. Anna Konopczyńska, komendant powiatowy policji w Dębicy.
diecezji tarnowskiej wierni dzielą się na posłusznych i na chamów. Nową klasyfikację ukształtowała awantura, do której doszło 16 marca br. we wsi Zwiernik (pow.
Chamy kontra biskup Dębica). Trzech dziarskich staruszków (każdy w wieku około 70 lat) obezwładniło, nieakceptowanego przez większość wiernych, 44-letniego ks. Piotra Poślińskiego – nowego proboszcza tamtejszej parafii pw. św. Marcina – w celu zabrania klucza od tabernakulum. Chcieli owo insygnium przekazać odwołanemu przez biskupa poprzedniemu proboszczowi, ks. Stanisławowi Krawczykowi, wyobrażając sobie, że wymuszą w ten sposób zmianę decyzji biskupa. Interweniowała policja i po krótkim pościgu staruszków zatrzymano, klucz odzyskano, zaś sprawą zajęła się dębicka Prokuratura Rejonowa.
Incydent skomentował wicekanclerz kurii biskupiej w Tarnowie, ks. Zbigniew Duszo: „Osoby, które domagają się powrotu księdza Krawczyka, to chamy. Bo jak nazwać fakt kopania, szturchania, przeklinania. Co jest najdziwniejsze, robiły to najczęściej kobiety”. Wicekanclerz wezwał zwolenników nowego proboszcza, by dokopali wichrzycielom. W przeciwnym razie „Zwiernik nie będzie miał proboszcza. Ta druga możliwość jest bardziej prawdopodobna. Nie ma najmniejszego sensu utrzymywać dłużej tej patologicznej sytuacji” – ostrzegł ks. Duszo. ANNA TARCZYŃSKA
Przez 9 lat polskich cukrowni nikt nie chronił, gdyż nie było cła na cukier aż doszło do procesu prywatyzacji zadłużonych cukrowni. O ekonomiczne trupy rozpoczęła się prawdziwa wojna. Zachodnie koncerny wręcz biły się o każdą z nich. Bunty załóg i plantatorów opanowano przekazując im nieodpłatnie część akcji. Szybko okazało się jednak, że nowi zachodni właściciele nie zamierzają wcale produkować cukru. Pracownikom i plantatorom wręczano po 100 zł za cały należny im pakiet akcji. Po przejęciu pełnej kontroli nowi właściciele podejmowali decyzje o... zamknięciu zakładu. Każda cukrownia ma bowiem coś bardzo cennego. Jest nim limit produkcji ustalony przez ministra rolnictwa i rozwoju wsi. Oznacza to maksymalną ilość cukru, jaką może ona wyprodukować. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej zagraniczni właściciele naszych cukrowni otrzymają nowe ogólnoeuropejskie limity.A gdzie będą je przerabiać, zależy to już tylko od nich. Każda cukrownia to około 150 miejsc pracy plus gospodarstwa dostarczające buraki, plus zakłady kooperujące. Razem daje to 500–600 miejsc pracy. Po likwidacji cukrowni plantatorom proponowano dostarczanie buraków do innego zakładu, oddalonego o 100–300 km od ich miejsca zamieszkania. Koszt transportu buraków sięgał nawet 1/3 sumy, jaką dotychczas dostawał rolnik za sprzedaż tego surowca. Jest jednak nadzieja, że nie powiedzie się misternie przygotowany plan opanowania (i likwidacji) naszego cukrowego rynku. Pracownicy Cukrowni Pelpin zmusili właściciela do spełnienia wszystkich swoich zobowiązań (inwestycyjnych i socjalnych), a nawet zablokowali likwidację przynoszącej dochód firmy. Musimy złożyć gratulacje pracownikom Ministerstwa Skarbu Państwa, którzy tym razem odważnie poparli żądania załogi cukrowni i plantatorów. Okazuje się, że Gabriel Janowski nie bez powodu walczył o polski cukier. MP
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
DODAWANIE PO KOŚCIELNEMU
2+2=5 „Za sprawą mediów, finanse Kościoła stały się swego rodzaju mitem” – twierdzą biskupi. Ujawnijmy więc trochę faktów. Ustawa z 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania w art. 10 ust. 2 orzeka: „Państwo i państwowe jednostki organizacyjne nie dotują i nie subwencjonują kościołów i innych związków wyznaniowych. Wyjątki od tej zasady regulują ustawy lub przepisy wydane na ich podstawie”. Końcowa klauzula sprawia, że w świetle licznych przepisów określających owe „wyjątki”, chociaż jestem ateistką, muszę jako podatnik partycypować m.in. w utrzymywaniu uczelni wyznaniowych (w tym np. Papieskiej Akademii Teologicznej), ponoszę koszty nauki religii w szkołach publicznych, płacę wszelkiego rodzaju kapelanom (wojskowym, policyjnym, więziennym, szpitalnym) i odejmuję sobie od ust, by uregulować kato-duchowieństwu składki ZUS (80 procent za „zwykłego” księdza czy zakonnicę, a 100 – za członków zakonów klauzurowych oraz misjonarzy). Poza rozmaitymi przywilejami podatkowymi i celnymi istnieje też mnóstwo uregulowań prawnych, które ułatwiają kościelnym instytucjom pozyskiwanie z puli publicznej „żywej gotówki” w formie dotacji, subwencji, pomocy itp. Jakiego rzędu są to kwoty, nie wie nikt. Sam „Kościół nie jest w stanie tego policzyć” – twierdzi ks. Jan Drob, główny ekonom Episkopatu
N
Polski. Z kolei biskup Wiktor Skworc, przewodniczący Komisji Ekonomicznej Episkopatu, zapewnia: „Kościół w Polsce posiada to, co otrzyma od swoich wiernych w postaci ofiar, i zasadniczo nic więcej. Niektóre parafie wynajmują domy katechetyczne czy oddają w dzierżawę grunty rolne. Najczęściej mamy zresztą do czynienia z formą użyczenia, kiedy to parafia czy diecezja (...) odstępuje nieodpłatnie swoje nieruchomości, by pomóc lokalnej społeczności”. Choć biskup mocno naraża się na śmieszność, wciskając ludziom taką ciemnotę, przyjmijmy, że istotnie ciężar utrzymania większości katolickich parafii w Polsce spoczywa wyłącznie na wiernych. A kto utrzymuje kurie biskupie? „Ofiary z parafii to jedyne źródło finansowania instytucji kościelnych” – podkreśla bp Skworc. – „Większość kurii diecezjalnych nie udostępnia mediom rocznych sprawozdań, co nie oznacza oczywiście, że one nie istnieją. Poza tym publikowanie przez niektóre kurie rocznych bilansów już w styczniu może być mało wiarygodne, bo nie można tego zrobić w tak krótkim czasie, o czym dobrze wie każdy księgowy”. Żeby zweryfikować cytowane opinie, sięgnęłam do raportu „Kościół na przełomie wieków”, opublikowanego 15 marca br.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI przez ogólnopolski dziennik, w którym poświęcono nieco miejsca kosztom funkcjonowania delegatur watykańskich w Polsce. Nie znalazłam odpowiedzi, ponieważ tylko jedna lubelska kuria archidiecezjalna ujawnia w raporcie dane o swoich finansach za 2002 rok (patrz tabela). Choć rzecz to już znana – odosobnionej inicjatywie abp. Życińskiego nadano uroczystą, pełną zachwytów oprawę medialną – zatrzymajmy się nad tym sprawozdaniem, zwłaszcza że wynika z niego, iż w Lublinie ktoś bezczelnie „rąbnął” ekscelencji 2,56 mln złotych. Wynikiem zsumowania pozycji 1–4 bilansu jest, bez wątpienia, wy-
Skąd w ogóle wzięły się pieniądze wydatkowane przez centralę lubelskiego Kościoła? W każdej diecezji zarówno parafie, jak i księża zobowiązani są do ściśle określonych świadczeń finansowych na rzecz kurii biskupich, lokalnego seminarium duchownego, funduszu „Wzajemnej pomocy kapłańskiej”, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Stolicy Apostolskiej (tzw. świętopietrze), Bazyliki Grobu Pańskiego w Jerozolimie czy wreszcie świadczeń na cele misyjne. Część należna ordynariuszowi i jego współpracownikom powstaje z tzw. daniny „od duszy”. Jest ona zależna od liczby wiernych w parafii oraz od „zo-
„Archidiecezja lubelska skończyła ubiegły rok bez zadłużeń. Jej wydatki wyniosły 9,4 miliona złotych” – ogłosił abp Życiński już 4 stycznia 2003 roku. Rozchody wyszczególnił bardzo precyzyjnie: 1. Wydatki kurii – 4 mln 500 tys. zł, na którą to kwotę składają się: a) budowa Ośrodka Dialogu Wschód-Zachód w Lublinie – 900 tys. zł b) remont domu rekolekcyjnego w Nałęczowie – 127 tys. zł c) modernizacja serwera komputerowego – 85 tys. zł d) badania socjologiczne życia religijnego – 80 tys. zł e) pomoc misjonarzom z Lubelszczyzny – 70 tys. zł f) pensje 33 pracowników kurii – 478 tys. zł g) opłaty za telefony, gaz, energię – 163 tys. zł h) opłaty pocztowe – 8 tys. zł 2. Wyższe Seminarium Duchowne – 1 mln 400 tys. zł 3. Prace remontowe w archikatedrze – 1 mln 700 tys. zł 4. Caritas archidiecezji – 1 mln 800 tys. zł Łącznie:
9 mln 400 tys. zł
mieniona przez abpa Życińskiego kwota 9,4 mln zł. Jednak, w wyniku dodawania liczb przyporządkowanych wydatkom z punktu 1 od (a) do (h), mimo kilkakrotnych prób, za każdym razem wychodziło mi 1 mln 911 tysięcy. Kto zagarnął resztę, czyli prawie 2,56 miliona?!
Urbańczykiem, dopuściły do tego skandalu, zaś a wykupienie od archidiecezji kawszystkie próby protestu były torpedowane. Już towickiej terenów w Zabrzu, przew grudniu 2002 r. ekonom archidiecezji, ks. kazanych jej przez Skarb Państwa, Mirosław Piesiur, zaproponował władzom miasto wyda nie 52,5 mln zł, ale przynajmiasta, aby odkupiły te nieruchomości za 52,5 mniej 61 mln złotych. mln zł. Jednocześnie postawił ultimatum: jeśli Publikacje w „FiM” („Wilczy głód” nr nie będzie odpowiedzi w ciągu trzech tygodni 30/2002 i „Zabrali Zabrze” nr 5/2003) odsła– mamy już w kolejce innych kupców. niające kulisy zgarnięcia przez archidiecezję katowicką ponad 903 ha w strategicznych punktach Zabrza – w ramach rekompensaty za nieruchomości utracone w PRL – wywołały prawdziwą burzę. W naszej redakcji rozdzwoniły się telefony, egzemplarze gazety w mig rozchwytywano. Wielu mieszkańców kserowało artykuły i rozsyłało do miejskich urzędników, radnych. Niektórzy rozdawali „ulotki” na chodnikach. Nasz czarny scenariusz sprawdził się: Kościół stał się właścicielem strategicznych terenów inwestycyjnych miasta. Koalicja radnych zgrupowana wokół byłego kościółkowego prezydenta Romana Urbańczyka (Rodziny Zabrzańskie) chciała storpedować próby odkupienia tych terenów przez nowe władze Zabrza, co stworzyłoby większe możliwości biznesmenom z Krk. Przypomnijmy: w październiku 2002 roku Komisja Majątkowa Rządu i Episkopa- Prezydent Gołubowicz prezentuje walory tu przekazała archidiecezji ponad 900 ha odkupowanych gruntów miejskich gruntów położonych w Zabrzu, a będących Nowe władze Zabrza podjęły pertraktacje we władaniu opolskiego oddziału Agencji Właz katowicką kurią. Miały nadzieję, że uda sności Rolnej Skarbu Państwa (AWRSP). się zbić przynajmniej 20 procent proponoW ręce archidiecezji katowickiej trafiły kowanej ceny, a Kościół rozłoży zapłatę na mercyjne działki wycenione na 52,5 miliona kilka lat. Nic bardziej mylnego! W interesach zł. Ówczesne władze miasta, z prezydentem
bowiązania osobistego kapłanów pracujących w duszpasterstwie”, czyli ryczałtu, którego wysokość (z uwzględnieniem liczebności parafii) biskup ustala dekretem. Choć diecezje nie stosują jednolitych mnożników i stawek, to wyliczane na ich podstawie kwoty wpłacane
nie ma litości. Dodatkowo kościelni mieli argument do szantażu, gdyż bez tych właśnie gruntów rozwój miasta jest praktycznie niemożliwy. Podczas rozmów w urzędzie miasta 23 stycznia br. władze zaproponowały 40 mln zł, tłumacząc się pustym skarbcem i rosnącymi wydatkami, m.in. na pomoc społeczną. Nie było jednak mowy o żadnych ustępstwach. Trzeba zapłacić ca-
Złupili Zabrze! łą kwotę, ostatecznie w dwóch ratach: w bieżącym i przyszłym roku. Koronnym argumentem, którym podpierała się ciągle strona kościelna, była zaakceptowana przez AWRSP cena 52,5 mln zł i ani złotówki mniej. Nie przeszły propozycje spłaty w czterech ratach. Jednocześnie kościelni podali swoje warunki: miasto wpłaci 40 mln zł w ciągu 7 dni od daty podpisania umowy, pozostałe 12,5 mln zł ma wpłynąć do 31 marca 2004 r. Wszystko było zatem ustalone. Teraz radni miejscy mieli wyrazić zgodę na zwiększenie wydatków budżetowych o 40 mln zł i wydać zgodę na całą transakcję. I tak jak można się było spodziewać, na pierwszej sesji rady miasta, którą poświęcono odkupieniu od Kościoła własnych gruntów, radni Rodzin Zabrzańskich storpedowali sprawę, chcąc ją przenieść dopiero na kwiecień. Na to tylko czekała katowicka kuria, bo wówczas kościelni mogliby powiedzieć: zostańcie
7
przez księży i parafie równorzędne pod względem liczby dusz są bardzo podobne. Przekonały mnie o tym dane z diecezji pelplińskiej i łomżyńskiej oraz archidiecezji łódzkiej. Na przykład lubelska kuria dysponuje na swoje całoroczne potrzeby kwotą około 2,9–3 mln zł, na którą składają się: 1. Zobowiązania osobiste proboszczów – 245 parafii x ok. 750 zł = 183750 zł; 2. Zobowiązania osobiste wikariuszy i kapelanów – 575 księży nie będących proboszczami x ok. 500 zł = 287500 zł; 3. Danina „od duszy” – ok. 1,02 mln katolików x 0,2 zł x 12 m-cy = 2448000 zł. Uwzględniając brak godnych uwagi zysków z funkcjonowania Muzeum Archidiecezjalnego oraz należącego do kurii Wydawnictwa „Gaudium” i pamiętając, że „diecezja odstępuje nieodpłatnie swoje nieruchomości, by pomóc lokalnej społeczności” (o czym zapewnia bp Skworc...), wygląda na to, że w Lublinie wydają około 1,5 mln zł więcej, niż wpływa do kasy i nie popadają przy tym w długi! Sytuację ratuje fakt, że ordynariusz Życiński nie pobiera (oficjalnie!) swojego wynagrodzenia z kurii, zadowalając się pensją (1652 zł) profesora KUL. Gdy goście w sukienkach kpią sobie z wiernych, jest to problem tych ostatnich. Nie mogę jednak uwolnić się od wrażenia, że kpią z wszystkich Polaków. ANNA TARCZYŃSKA Z ostatniej chwili: W kontekście wypowiedzi sekretarza SLD, Marka Dyducha nt. pazerności Kościoła – odezwał się ekonom Episkopatu, ks. Drob: „Kościół katolicki w Polsce nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej i nie jest opłacany przez państwo, tylko z tacy”. NIESAMOWITA BEZCZELNOŚĆ!!!
z Bogiem, ziemię w kawałkach sprzedamy drożej innym chętnym. Podczas sesji wszyscy dowiedzieli się, że w mieście ludzie mówią tylko o antyklerykalnych „FiM”, które opisują kuluary transakcji. Radni w stosunku 13 do 10 głosów, przy jednym wstrzymującym się, odrzucili dotychczasowe ustalenia. Powołano specjalną komisję składającą się z władz miasta i radnych do dalszych pertraktacji z kurią. Prezydent zirytowany postawą rady złożył wniosek o zwołanie nadzwyczajnej sesji rady poświęconej wykupieniu gruntów. Rozmowy handlowe z kurią ponownie nie przyniosły żadnych rezultatów. Kuria, pod presją społeczną, zgodziła się jedynie zrezygnować z odsetek za przyszłoroczną ratę. Podczas marcowej nadzwyczajnej sesji prezydent Gołubowicz dwoił się i troił, żeby przekonać radnych o celowości wykupienia tych terenów, tak ważnych dla przyszłości miasta. Wyświetlał nawet zdjęcia lotnicze, by uzmysłowić, jak cenne są to ziemie. Za wykupieniem gruntów opowiedziało się 23 radnych, jeden się wstrzymał. W końcu władze miasta podpisały umowę z archidiecezją, zobowiązując się, że pierwszą ratę – 40 mln zł przekażą biskupowi do 30 czerwca br. W najbliższym czasie zostanie rozpisany też przetarg na 7-letni kredyt inwestycyjny. Łatwo obliczyć, że jeśli nie wzrośnie inflacja, same odsetki wyniosą przynajmniej 8,5 mln zł. Samorządowcy zatem wydadzą na całą transakcję nie 52,5 mln, ale co najmniej 61 mln zł. Czyim kosztem? Naszym. JAROSŁAW RUDZKI
8
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
NA NASZĄ NUTĘ
Bezbożny... Bluff W
Poznaniu mówią o nich, że są diabelnie dobrzy i z tej racji nie robią szmalu i nie są na właściwym topie, bo nie płyną z prądem komercyjnej mody muzycznej. Mają luzackie pomysły, przewijające się nie tylko w tekstach piosenek, ale również w muzyce. Wylansowali m.in. „świętokradczy” rock o kopulacyjnym rytmie i przewrotnym tytule, nawiązującym do głośnej afery z abp. Juliuszem Paetzem. BISKUP (PRZELAETZĘ CIĘ) Hej Kotku ... Mały, chodź tu. Czy masz ochotę na sex? Bez zahamowań, bez zobowiązań, Bez obłudy, bez pruderii. Tak dla sportu, bez obawy, Tak po prostu dla zabawy. To chodź ... A ja, a ja, a ja ... Wyrucham cię! A ja, a ja, a ja ... Przelaetzę cię! A ja, a ja, a ja ... Przelaetzę cię! ¤¤¤ Czy ktoś się jeszcze dziwi, że są ignorowani przez bogobojne i purytańsko obłudne stacje radiowe? Bluff płaci frycowe za swoje antyklerykalne przekonania. Nie pierwszy raz słyszą od jury „przeglądów jakichś tam”: – No... tak, gracie świetnie, ale macie przerąbane za ten utwór o biskupie! Brali udział w „Jesieni z Bluesem” w Białymstoku pod koniec minionego roku. Mimo fantastycznego aplauzu publiczności, jury nie zwróciło na nich w ogóle uwagi. Na szczęście Bluff ma to wszystko w ...głębokim „paetzowskim” poważaniu. Są cenieni za swój własny styl,
Zdjęcia: archiwum Bluff
osadzony w tradycjach rocka lat osiemdziesiątych. Najczęściej grają w poznańskich pubach i klubach, takich jak: Dubliner, Svejk, Stajenka Pegaza, Fort Colomb, Piwnica 21 i w innych. Szczególnie popularni są w środowisku studenckim, ale na ich koncertach bawią się również ludzie po trzydziestce. Zwłaszcza ci wychowani na zespole Pink Floyd, bo wyraźnie – chociaż chłopcy z Poznania się do tego nie przyznają – w ich muzyce słychać typowy cover akurat tej grupy. Zresztą tak się przyjęło, że „do kotleta” grają kawałki znanych zespołów, natomiast na większych scenach wyłącznie własny repertuar. Zespół założył basista Michał Ewicz w 1995 roku. Nazwę wziął od zespołu swojego ojca działającego na przełomie lat 60. i 70. Obecny skład skrystalizował się 3 lata temu. Od zarania byli takim „judaszem wśród rockmanów – Krawczyków”. PRZEBUDZENIE Każdy ranek to snu koniec, tego co się działo w nim. Znowu byłeś wojownikiem, ale rozwiał się jak dym. Wrogów swoich powaliłeś i dotarłeś tam, Na szczyt góry, gdzie poczułeś, że nie jesteś sam.
Jakie życie, taki rap – śpiewa polski hiphopowiec Peja. I dalej: „Jestem z tych MC, co pieprzą jak człowiekowi ciężko”. Takich MC (Mistrz Ceremonii – raper – przyp. red.) mamy obecnie wielu. Lepsi i gorsi, ci znani w całej Polsce i ci, którzy rymują dla siebie i kumpli, mówią w większości o tym samym: o przygnębiających realiach, które sami znają aż za dobrze. Częsty brak reakcji doprowadza do frustracji Piętno biurokracji doprowadza do wariacji... Za sześć stów zapierdalasz, na opłaty ci nie starcza. Nie dożyjesz sześćdziesiątki, zmarszczysz się jak pomarańcza W ten sposób nic nie trafisz, ususzysz się jak śliwka A więc stoi cham małolat w ręku browar, w drugiej fifka Dzień za dniem taka rozrywka, monotonię musi zabić Życia spieprzonego nikt z młodych nie chce naprawić (Peja) Moda na hip-hop (HH) nie wzięła się znikąd. To wynik bezrobocia, istnienia szarych blokowisk, braku perspektyw i zakłamania, jakie młodzi ludzie dostrzegają w świecie dorosłych. Raperzy opisują to, czego doświadczyli we własnym życiu. Bez ściemy, nie bojąc się brutalnej szczerości. Niestety, tej głębi opisu nie towarzyszy refleksja, dlaczego ta rzeczywistość jest taka, jaka jest, a nie lepsza. Być może HH w Polsce jest jeszcze na to za młody... Owszem, jest trochę „starych” raperów, którzy przekroczyli... 20., ale ich publikę stanowią głównie nastolatki. Nastolatki, dla których rodzice najczęściej
Sen to jest, to tylko sen X 4 Obudź się! Na obrazach wiszą święci, pomyśl, że to ludzie są. Tak to prawda są nadęci, pewnie bo w kaplicach tkwią. Myślisz bracie, że w kościele na ołtarzu mieszka Bóg. Nie spodziewaj się zbyt wiele, to pogańskich wierzeń trup. Sen to jest, to tylko sen X 4 Obudź się! Spójrz na klechów co u władzy, tak koniecznie pragną być. Gdyby chociaż byli nadzy, można by ze śmiechu wyć. Duma, pycha i pazerność rozpierdala ich. I głupocie własnej wierność, ideałów pustych krzyk! Sen to jest X 4 Obudź się! Przebudzenie nastąpiło, powiał jakiś inny wiatr. Nigdy jeszcze tak nie było, kolorowy stał się świat! Muzyka: Jacek Ziółek Tekst: Jacek Ziółek Są estradowymi prześmiewcami polskiej codzienności i mentalności. Grają też „Deklotekę”, będącą swoistego rodzaju hymnem o dresowcach, od których roi się na ulicach
nie mają czasu i nie stanowią wzoru do naśladowania. HH kreuje własne wzorce. I nic tu nie pomogą żadne zakazy. A już na pewno nie pomoże moralna nauka Krk. Dla młodych religia instytucjonalna nie liczy się wcale. To, w co wierzą, nijak się ma do katolickich dogmatów. Wiara w Boga – to co innego. Wielu się do niej chętnie przyznaje, ale zdecydowanie nie do końca jest to ten sam Bóg, o którym nauczają księża. Dla przykładu, raper Łona rozmawia z Bogiem w sposób bardzo kumpelski. Bóg, niezbyt dobrze zorientowany w ziemskich sprawach, pyta się, co się dzieje na dole. Łona odpowiada: – A kicha, każdy bezimienny, wszędzie jak nie wojna, to przynajmniej stan wojenny, władza to banda cwaniaków, z największym na czele, a Biblia dawno przestała być bestsellerem. – Hm, to może jeszcze raz Mesjasza ześlę? – Nie wygłupiaj się, skończy na elektrycznym krześle! Nie warto, szkoda czasu, ludziom w głowach się przewraca, jest już za późno by nawracać. (Łona) Im bliżej Boga, tym mniej miejsca zostaje też dla pośredników – księży. Wszystkim fanom HH chciałabym, zamiast podsumowania, dedykować własny krótki rym na ten temat. Jeśli stanie się on źródłem inspiracji lub skłoni do polemiki, to tym lepiej! Czarna dziura Koloratka nie robi z nikogo świętego, władza i pieniądze zdeprawować mogą każdego, kto nie ma prawidłowego kręgosłupu moralnego. Grzecznie dasz na tacę albo możesz spadać. Nie wiem jak Bóg może na to pozwalać. ANGELIKA KRUCZKOWSKA & Lufi
Poznania. Od strony skinów grozi im najwyżej mordobicie, lecz antyklerykalne nastawienie repertuarowe skazuje ich na muzyczny niebyt. Wiedzą o tym. Przekonują, że jak wszyscy normalni ludzie dość mają Rydzyków, Jankowskich i im podobnych. Większość tekstów komponuje i pisze gitarzysta Jacek Ziółek. Bez wahania zgadza się na rozmowę: – Wasze największe muzyczne sukcesy? – Na przeglądzie zespołów rockowych w Komornikach 2002 – II miejsce dla zespołu i I miejsca w poszczególnych kategoriach dla muzyków zespołu. Podczas przeglądu twórczości artystycznej „Baszta 2002” w Gołańczy – wyróżnienie za utwór „Dekloteka”. Braliśmy także udział w poznańskiej edycji imprezy Rock Front w czerwcu 2002 roku. Co roku występujemy w finałowych koncertach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tak na marginesie – przypadkowo w maju 2001 r. w pubie Dubliner dołączył do nas na kilka utworów Fish (znany jako wokalista Marillion).
– Można kupić kasety z Waszymi nagraniami? – Właśnie jesteśmy w trakcie projektowania okładki do naszej płyty, którą będziemy sprzedawać – z braku środków – na własną rękę, wśród fanów. Mamy również w planie nakręcenie wiosną tego roku teledysku do utworu „Dekloteka”. Najczęściej można nas posłuchać w pubach lub... na sali prób, ha, ha, ha. – Najbliższe plany? – W jak najbardziej profesjonalny sposób „wydać” naszą płytę, następnie nakręcić teledysk do „Dekloteki” i do „Biskupa”, jeżeli znajdzie się odważny sponsor. Bardzo byśmy chcieli zagrać w tym roku na Przystanku Woodstock. Mamy nadzieję, że „Biskup” spodoba się Jurkowi Owsiakowi. – Jako starszy fan waszej muzyki życzę szybkiej realizacji ambitnych zamierzeń. – A my gorąco pozdrawiamy naszą gazetę „Fakty i Mity”, notabene, jesteście moją ulubioną lekturą po piątkowym śniadaniu. Tak trzymać! JAN SZCZERKOWSKI
Po prostu EMINEM T
en słynny biały raper naprawdę nazywa się Marshall Bruce Mathers III, a dziś dla wszystkich: Eminem. Urodził się 17 X 1972 r. w St. Joseph, w stanie Missouri. W chwili jego narodzin matka miała 17 lat, a gdy miał 6 lat, ojciec ich opuścił i wyjechał, nie dawszy odtąd znaku życia. „Gdziekolwiek jesteś, mam nadzieję, że już nie żyjesz”, zaśpiewał po latach o ojcu w jednej ze swoich piosenek. Po trzykrotnym powtarzaniu III klasy w liceum na zawsze pożegnał się ze szkołą. Chciał zostać raperem, bo – jak mówi – czuł w sercu tę muzykę. O jego karierze zdecydował przypadek. Marshall miał 21 lat, nie miał domu ani pieniędzy, właśnie kolejny raz rozstał się z matką swojej córeczki i stracił pracę. Wtedy w skrzynce pocztowej znalazł bilet lotniczy do Los Angeles i zaproszenie na konkurs raperów. I już następnego wieczoru stał na scenie jako uczestnik „Rap Olympies” dla amatorów. Wygrał. Droga do sukcesu byłaby dłuższa gdyby nie czarny raper, szef płytowej wytwórni „Aftermath” – Dr Dre. Usłyszał Eminema w 1997 roku w Los Angeles i zaproponował mu współpracę. Dzięki temu Eminem nie tylko szybko dołączył do hiphopowej czołówki, ale i został zaakceptowany przez czarną widownię. Tylko w pierwszym tygodniu sprzedaży album Eminema „The Marshall Mathers LP” rozszedł się w 1,7 mln egzemplarzy. Wizytówką Eminema jest nie tylko muzyka hiphopowa, ale i ciuchy, które nosi – luźne spodnie, biały T-shirt, bluzy z kapturem, czapka z daszkiem, sportowe buty. Przez jednych znienawidzony, przez innych uwielbiany, biały raper przekształcił swoje życie i twórczość w spektakl pełen skandali,
w którym niczego nie można być pewnym. Eminem uwielbia szokować i jego zachowanie często budzi sprzeciw ludzi: „jestem po to – mówi – aby zachwiać równowagę w człowieku, podważyć to, co wydaje się normalne i oczywiste. Nie ma tematów tabu!”. Jego teksty mówią o przemocy, morderstwach i o niechęci do gejów; używa wulgarnych słów, bulwersuje. Eminem jest typowym ekshibicjonistą – pierwszym, który zatarł granice pomiędzy własnym „ja” a kreacją artystyczną. Gra wkurzonego na wszystko. Na liście jego „ofiar” jest żona wiceprezydenta Lynna, Bill Clinton, Gianni Versace, bin Laden, Britney Spears i inni. Al-Qaida rzuciła na niego klątwę, a wszystko za sprawą singla „Without Me”, w którym raper naigrawa się z Osamy. Na wszelki wypadek chronią go goryle. Eminem po aferach pedofilskich wśród amerykańskich dostojników Krk niemal z pianą na ustach krzyczał: – „gdyby taki kutas skrzywdził moją córeczkę lub dziecko z mojej rodziny, wziąłbym siekierę i tak, jak moja matka w głodnych czasach odrąbywała łeb ukradzionemu kogutowi, który miał być na obiad, tak takiemu skurwysynowi bez mrugnięcia oka odrąbałbym fiuta”. Wszystko, co dla niego ważne, nanosi na swoją skórę, dlatego tyle ma tatuaży na całym ciele. Ostatnio jednak Eminem, który chce być odrażający, staje się ulubieńcem, na dodatek wszystko, co robi, zmienia się w ogromne pieniądze i sukces. Ten najbardziej znaczący to w ostatnich miesiącach główna rola w filmie Curtisa Hansona „8. Mila”. To film, w którym miliony młodych na całym świecie ujrzało kliszę z własnym życiem. ADRIANA POLAK
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
C
zy w Polsce można uczciwego człowieka pozbawić majątku stanowiącego jego dorobek życia? Można, i to w majestacie prawa. Za każdą taką sprawą kryją się ogromne ludzkie dramaty. Można odnieść wrażenie, że sprawiedliwość celowo zawieszono na kołku, a Temida zasłania oczy opaską, by nie widzieć morza łez i ogromu draństwa. Wiele spraw w polskich sądach toczy się latami i nie widać ich końca. Dotyczą najczęściej majątków. Jak zgodnie oceniają prawnicy, są to sprawy najtrudniejsze i często beznadziejne. Z danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi wynika, że tylko w 2001 roku do departamentu Gospodarki Ziemią i Infrastruktury Wsi, wpłynęło prawie 2,1 tys. skarg i wniosków oraz ponad 320 odwołań od decyzji administracji wojewódzkiej, czyli prawie o 20 procent więcej niż w roku poprzednim.
przed laty dokonano fałszerstwa polegającego na przesunięciu granicy działek i sankcjonującego kradzież majątku Maśliszów. Maślisz odkrył, że przesunięcia granic dokonano na zlecenie Jana Ryłka, właściciela drugiej połowy czworaka, człowieka niegdyś mocno ustosunkowanego w Podczachach. W swoim czasie był on przewodniczącym gminnej rady, sekretarzem PZPR i działaczem ORMO.
TO JEST POLSKA WŁAŚNIE prokuratury wojewódzkiej, a potem apelacyjnej i krajowej. Zresztą wszystkie odwołania i tak trafiają ostatecznie do Kutna na te same biurka. Maśliszowie do dziś szukają sprawiedliwości. Pisali do kilku premierów i prezydenta RP, nawet do Komendy Głównej Policji. Bez efektu. Nawet sąd, który wreszcie pofatygował się do Podczach na wizję lokalną, nie chciał zbadać kwestii kluczowej – sfałszowanych dokumentów.
Sprawiedliwość na kołku
Skradziono dom – Już kilkanaście lat walczę o sprawiedliwość, ale nie mogę się jej doczekać ani w urzędach, ani w sądzie – mówi Mieczysław Maślisz z Kutna. Mieczysław i Halina Maśliszowie mieszkają w Kutnie od kilkudziesięciu lat. Ojciec p. Haliny w 1945 r. otrzymał od państwa 5 ha ziemi znajdującej się w pobliskich Podczachach. Wraz z trzema córkami zamieszkał w solidnym czworaku. Kilka lat później zakupił połowę tego ośmiomieszkaniowego domu. Z czasem dom i ziemia przeszły na własność dzieci. Druga połowa domu znalazła się w rękach innej rodziny. W 1989 roku spadkobiercy właściciela drugiej połowy domu zagrodzili drogę Maśliszom, uniemożliwiając korzystanie z ich części czworaka. Pan Mieczysław złożył doniesienie do prokuratury i na policję. Jakież było jego zdziwienie, gdy w urzędzie geodezyjnym odkrył nagle mapę, z której wynikało, że już
R
Pieniążki wędrowały z rączki do rączki, płynęła wóda. W tym haniebnym procederze brali udział nie tylko urzędnicy, ale i nasz ksiądz Jan G. To on rozdawał karty, to właśnie na plebanii zapadały decyzje o tym, komu dać ziemie lepsze, komu gorsze. Tak o komasacji w Skoszewach Starych (gm. Nowosolna) pod Łodzią opowiada Kazimierz Bielecki, rolnik, który nie może się pogodzić z krzywdą, jakiej doznał od państwa.
Mieczysław Maślisz od lat nie może wejść do swojego domu Na skutek interwencji Maśliszów policja nakazała rozebranie płotu zagradzającego wejście do ich części czworaka. Kilka miesięcy później ogrodzenie pojawiło się jednak powtórnie, ale stróże prawa dziwnie jakoś nie chcieli interweniować. Choć od tamtego momentu minęło już 13 lat, Maśliszowie nie mają prawa wstępu do swojego domu, który powoli zamienia się w ruinę. Mimo to, do dziś płacą podatek za ten dom. W połowie 1991 r. prokuratura w Kutnie umarza śledztwo z uwagi na brak... przestępstwa. Maśliszowie udowadniają, że złamano prawo, że dopuszczono się fałszowania dokumentów. Nikt jednak nie chce ich słuchać. Nie pomagają odwołania do
yszard Nawrat miał być lekiem na całe wrocławskie zło, a okazał się wojewodą bezbarwnym. 21 marca Leszek Miller oficjalnie odwołał Nawrata, dziękując mu za pracę. Za jaką pracę?!! Nawrat jest postacią dobrze znaną na Dolnym Śląsku. Aktywista i etatowy pracownik ZSMP. W prowadzonych przez niego studenckich klubach zbierała się sama dzisiejsza śmietanka rządowa, wywodząca się z Dolnego Śląska, jak chociażby Szmajdziński czy Chaładaj. Częstymi gośćmi prowadzonej przez niego Piwnicy Świdnickiej, a następnie prywatnego i ekskluzywnego hotelu „Maria Magdalena” – były tuzy socjaldemokracji, z Millerem i Kwaśniewskim na czele. Później Nawrat okazał się bardzo zręcznym biznesmenem. Zaczął od importowania mięsa i owoców z Czech, Bułgarii i krajów Beneluksu. Jednak głośniej zaczęło być o Nawracie z chwilą wybudowania przez niego wielopoziomowego parkingu i Centrum Handlowego TGG. Najpierw był w tej dewelopersko-inwestycyjnej spółce dyrektorem, następnie... współwłaścicielem. Firma zasłynęła wybudowaniem 25 stacji benzynowych dla potężnego koncernu British Petroleum (BP). Chłop miał rozmach – kupował, sprzedawał, budował, handlował nieruchomościami. Nic
– A przecież od nich zaczęło się całe zło – mówi zirytowany Mieczysław Maślisz. – Sąd z nieznanego mi powodu dawał wiarę jedynie tym fałszywym dokumentom, nie chcąc przeciąć raz na zawsze pasma bezprawia.
Prywatna wojna Bieleckiego – Gdy w latach 1977–1979 przeprowadzano w gminie komasację gruntów, tak kombinowano i tak liczono, że ostatecznie otrzymałem 1,6 ha ziemi mniej. Tłumaczono mi, że w zamian dostałem lepszą ziemię, ale to była nieprawda, gdyż zafałszowano klasy. Kto dał większą łapówkę geodecie, ten otrzymywał lepszą działkę.
też dziwnego, że uważany był za jednego z najbogatszych ludzi nie tylko w regionie. Ktoś, kto się z nim zetknął po raz pierwszy, nigdy by nie podejrzewał, że człowiek tak niepozorny, noszący się standardowo i jeżdżący samochodem wcale nie najwyższej klasy – to multimilioner. Nie dziwiły pogłoski, że po wygraniu przez lewicę ostatnich wyborów parlamentar-
W 1980 roku doszło do bójki Bieleckich z sąsiadami. Oczywiście, o ziemię źle podzieloną. W uzasadnieniu wyroku sędzia ze Zgierza napisał znamienne słowa: „Daleki od doskonałości system działania administracji państwowej doprowadził do tego, że Bieleccy i Piórkowscy znaleźli się w stanie konfliktu”. Przedstawiciel Temidy nie omieszkał też podsumować tego wszystkiego, co kładło się cieniem na krzywdzącej ludzi komasacji: „Geodeta nadzorujący prace scaleniowe w Skoszewach ob. Andrejko postępował nieobiektywnie. Kto wręczył mu korzyść majątkową, ten dostawał lepszą ziemię (...), został on skazany przez Sąd Rejonowy w Zgierzu”. Ukaranie geodety oszusta nie rozwiązało jednak problemów Bieleckiego. W tym samym roku minister rolnictwa uchyla decyzje scaleniowe dotyczące gruntów zarówno Bieleckiego, jak i kilku innych rolników, ale do happy endu jeszcze daleko. Niewiele się zmienia także po wyroku NSA, który dostrzega wiele nieprawidłowości. Pod taką presją minister rolnictwa uznaje wiele argumentów skrzywdzonych rolników, ale nie doprowadza sprawy do końca. Jakimś dziwnym sposobem „gubi” po drodze 0,80 ha ziemi Bieleckiego i zapomina o należnym odszkodowaniu, więc
scysji ze strajkującymi pracownikami służby zdrowia. Marszałek sejmiku rzeczowo potraktował okupujące jego siedzibę pielęgniarki z Rydygiera i innych placówek, załatwił im pomoc finansową, dał nadzieję na uratowanie miejsc pracy. A co zrobił Nawrat? Po prostu wezwało panisko policję i wyrzuciło zrozpaczone kobiety na zbitą buzię.
Fucha wojewody nych będzie głównym rozdającym zaszczyty i fawory. Przebąkiwano o powierzeniu mu władzy w KGHM (podobno było to już przesądzone) czy nawet teki ministerialnej w ważniejszym resorcie gospodarczym. Dowodem na to, że zamierza pójść w urzędy, miało być pozbycie się przez niego udziałów w TGG i sprzedanie „Marii Magdaleny”. Aspiracje miał wysokie, ale... został tylko dolnośląskim wojewodą. Oczekiwano od niego rozmachu, efektywności, a wyszło wielkie nic. Najpierw zaangażował się w sprawę przegraną, czyli Expo 2010, i... wiadomo. Partyjni koledzy mieli mu za złe utrzymywanie zażyłych stosunków z politykami prawicy, z którymi Nawrata łączyły interesy. Drugiej plamy nabawił się wojewoda podczas
Z dnia na dzień Nawrat wyprowadził się z gabinetu wojewody. Dziennikarzom oświadczył, że rezygnuje, bowiem znalazł lepszą pracę. Podobno mocno go zaniepokoiły ustalenia Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, związane z aferą Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie. Ten wątek enigmatycznie potwierdził szef prokuratury, Zygmunt Kapusta. Stwierdził, że „faktycznie w śledztwie przewija się sprawa wyprowadzenia dużych pieniędzy z PZU Życie i ich zainwestowania we wrocławskie nieruchomości przez krakowską firmę »Code«”. Nie potrzeba wielkiego trudu, by skojarzyć pewne fakty dotyczące zdarzenia sprzed pięciu lat. Wtedy to Wieczerzak i jego PZU
9
rolnik ze Skoszew w marcu 1999 roku śle kolejne odwołanie. Do dziś ministerstwo nie raczyło odpowiedzieć staremu już człowiekowi! Bielecki nie poddaje się, choć jego rodzina ma już dosyć tej beznadziejnej walki. Ponad dwa lata temu stracił żonę, więc teraz na placu boju pozostał sam. – Państwo czeka na moją śmierć, bo wtedy nikt już nie będzie walczył, bo nawet moja rodzina ma już dość tego zakłamania, oszustw i beznadziei. A ja chcę tylko prawdy i sprawiedliwości. Oszustw dopuścili się urzędnicy, m.in. z Brzezin, i to oni powinni zapłacić kary z własnej kieszeni. Bielecki ma też do wyrównania rachunki krzywd z Kościołem. – Za cara podzielono tutejsze włości, ale nie wszyscy dostali równo. Ksiądz otrzymał włókę ziemi, czyli około 30 mórg, podczas gdy pracownikom folwarku przypadło po 4,5–5,5 morgi. We wsi karczmę prowadził Żyd, co nie bardzo odpowiadało księdzu Wiśniewskiemu. Podczas nieobecności Żyda zbuntował chłopów, którzy w ciągu jednej nocy rozebrali karczmę. Żydowi nie pozostało nic innego, jak wynieść się z tych stron. Po I wojnie ksiądz sprzedał ziemię, na której stała karczma, co nie przeszkodziło kolejnemu proboszczowi upomnieć się o nią. Choć Bielecki nabył trochę tej ziemi w 1939 r., sąd okazał się niezwykle łaskawy dla księdza. Po sześciu latach procesu Bielecki przegrał pojedynek z proboszczem. Wiele krzywdy nie tylko podczas komasacji gruntów wyrządził ludziom wspomniany ks. Jan G. dziś kierujący parafią w podłódzkim Konstantynowie. – Gdy przebywał u nas, uczestniczył w wielu libacjach, podczas których zapadały decyzje o losach wielu spraw i mieszkańców – wspomina jeden ze skoszewian. – Odetchnęliśmy z ulgą po jego przeniesieniu. PIOTR SAWICKI Fot. Autor
Życie pożyczyło firmie „Code” 15 mln dolarów, których zabezpieczeniem były nieruchomości we Wrocławiu. Chodziło o zakupioną wcześniej przez krakusów cukrownię bankruta, „Klecina”, usytuowaną w bardzo atrakcyjnym punkcie Wrocławia. Nabywcy nie ukrywali, że jest to przyszła inwestycja pod hipermarket lub aquapark. Wiadomo, że działka zyska sporo na wartości po uprzątnięciu z niej starych budynków. Miała się tym zająć firma TGG, z której jednak odszedł już Nawrat, zakładając nową spółkę APS Consulting. Jej właśnie zlecono rozbiórkę. Nawrat spisał się należycie i rudery wyburzył. Niedługo potem krakowska firma... splajtowała. Niedawno CBŚ przesłało do prokuratury wniosek o przedstawienie Nawratowi zarzutów dotyczących udziału w wyłudzeniu wspomnianej pożyczki. Niemniej jednak trzy dni po swojej dymisji były wojewoda zasiadł za stołem prezydialnym na zjeździe wojewódzkim SLD. Oczywiście, że zapytaliśmy go o prawdziwe przyczyny rezygnacji i jego związek z Wieczerzakiem. Zaprzeczył wszystkiemu. Jeszcze raz powtórzył, że dostał bardzo intratną propozycję pracy od firmy zagranicznej i za kilka miesięcy zacznie dla niej pracować. To wszystko! Czy na pewno... wszystko? JAN SZCZERKOWSKI
10
TRĄD W PAŁACU SPRAWIEDLIWOŚCI
Sprzysiężenie sędz W
ubiegłym tygodniu, w artykule „Przyszedł sędzia do mafii”, zapowiedzieliśmy ujawnienie szczegółów zainicjowanego przez nas dziennikarskiego śledztwa dotyczącego powiązań funkcjonariuszy Temidy z ludźmi zbrodni i występku. Powiązań, których skutkiem była tragiczna śmierć jednego z rzeszowskich sędziów. Dzisiaj twierdzimy, że mamy oto do czynienia z największym skandalem w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości.
wsławił się w nieodległej przeszłości licznymi oszustwami polegającymi na wyłudzeniach kredytów (w uzyskaniu jednej z pożyczek wspomógł go swoim autorytetem, czyli poręczeniem, sędzia Ryszard Kot), za co otrzymywał wyroki w pełni zasługujące na miano symbolicznych. Obecnie J. znalazł się w gronie 38 oskarżonych w najgłośniejszej (tu padł jeden z rekordów wysokości kaucji – 16,5 mln zł – wpłaconej za uwolnienie jednego z aresztowanych) w ostatnich latach aferze gospodar-
Badając sygnał o największym skandalu w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości, otrzymaliśmy ostrzeżenie: „Szczerze radzę zostawić tę sprawę. To jest kaliber, przy którym bardzo możliwym jest zabójstwo na zlecenie”. 26 kwietnia 2002 roku do gospodarstwa agroturystycznego położonego na terenie wsi Hamernia (przebiega tu granica powiatów jarosławskiego i lubaczowskiego w woj. podkarpackim) przybyło kilku wysokiego szczebla pracowników Temidy. Choć różnie ocenia się ich liczbę, to ponad wszelką wątpliwość obecni byli: prezes Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie Zbigniew Różański, wiceprezes Sądu Apelacyjnego Zbigniew Kallaus, prezes Sądu Okręgowego w Rzeszowie Tadeusz Pokrzywa, prezes Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu Edward Loryś, sędzia Sądu Najwyższego w Warszawie Józef Szewczyk (na stałe mieszkający w Nisku koło Stalowej Woli), wiceprezes Sądu Okręgowego w Rzeszowie Andrzej Kret oraz sędzia Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie Ryszard Kot. Właśnie ten ostatni był inicjatorem imprezy. „Zorganizowałem ją z okazji moich imienin. 3 kwietnia, akurat w Ryszarda, zaczęły się egzaminy sędziowskie, więc spotkanie przełożyłem na piątek 26 kwietnia i tego dnia po południu pojechaliśmy do Hamerni” – wyjaśni później. Atmosferę „przełożonych imienin” zakłóciła tragiczna śmierć sędziego Kreta. Wezwany na miejsce zdarzenia szef Prokuratury Rejonowej w Lubaczowie, Jan Michalczyszyn, po przeprowadzeniu z udziałem lekarza oględzin zewnętrznych zwłok oraz przesłuchaniu świadków uznał, że doszło do nieszczęśliwego wypadku (utopienia). Gdy tylko żona zmarłego złożyła prośbę „o odstąpienie od przeprowadzenia sekcji zwłok”, postępowanie przygotowawcze w sprawie zgonu sędziego zostało w dniu 29 maja 2002 roku umorzone. Decyzja ta zapadła, zanim wyszło na jaw, że wielce szacowne grono prawników podejmował w Hamerni znany na Podkarpaciu Kazimierz J. Ten 56-letni technik budowlany
czej tzw. Kolmer Holding. Ta mafijnie zorganizowana grupa przestępcza wyłudziła od Skarbu Państwa co najmniej 32 mln zł („część” pana Kazimierza oszacowano na 2,8 mln zł) i usiłowała wyłudzić dalsze 38 mln zł. Akt oskarżenia w tej sprawie został wniesiony do Sądu Rejonowego w Stalowej Woli w dniu 18 grudnia 2000 r. przez Prokuraturę Okręgową w Tarnobrzegu. Kryminalna biografia Kazimierza J. była istotną, lecz nie jedyną okolicznością powodującą niebywały pośpiech szefa lubaczowskiej prokuratury. Zauważmy, że „nieszczęśliwy wypadek” zaistniał w piątek ok. godziny 22, a (mimo weekendu) już
w poniedziałek sprawę kategorycznie zamknięto! „Sędzia nie padł ofiarą przestępstwa. Prawdopodobnie zasłabł, potknął się i wpadł do stawu” – orzekł Michalczyszyn, zaś oznaczone sygnaturą Ds. 446/02 akta stały się od tej chwili najpilniej strzeżoną tajemnicą. Zdołaliśmy uchylić jej rąbka. Uzyskaliśmy wgląd w treść zeznań i oświadczeń uczestników imprezy w Hamerni oraz – specjalnie dla „FiM” – komentarz od rezydującego w Rzeszowie wysokiego rangą oficera (dalej nazywać go będziemy Policjantem) służb specjalnych. Jego wiedza wynika z faktu, że J. z powodów, które zobowiązaliśmy się utajnić, wciąż pozostaje w operacyjnym tychże służb zainteresowaniu. „Nie pamiętam, w jakich okolicznościach poznałem Kazimierza J. On nie brał udziału w naszym spotkaniu, choć był w ośrodku. Uważałem go za człowieka niekaralnego w świetle prawa. Poprzednia sprawa uległa zatarciu, a o sprawie wniesionej przez prokuraturę tarnobrzeską dowiedziałem się dopiero po tragedii. O żadnej jego sprawie tarnobrzeskiej nie wiedziałem. Zdecydowanie żaden z kolegów nie wiedział, gdzie i do kogo jedzie. A z J. oni nigdy w życiu nie spotkali się, nie
Kazimierz J. (fragment biografii) Debiutował w przedsiębiorstwie polonijnym „Karpatia”. W 1987 r. wszedł w posiadanie 10 ha ziemi i zespołu dworskopałacowego (należącego niegdyś do Krasickich) w Bachórzcu Dworze k. Dynowa. W 1988 r. założył Przedsiębiorstwo Handlowo-Usługowe „Ika” zajmujące się przetwórstwem owoców i warzyw. Wyspecjalizowany kredytobiorca: marzec 1990 r. – z Banku Rozwoju Gospodarki Żywnościowej w Przemyślu pożyczył 1 mld st. zł na rozbudowę zakładu; czerwiec 1992 r. – pożyczył 300 tys. dolarów z Pierwszego Polsko-Amerykańskiego Banku SA w Krakowie na zakup maszyn do produkcji drzewnej; styczeń 1993 r. – kredyt w „Rolbanku” – 2,5 mld st. zł; luty 1993 r. – 6 mld st. zł kredytu w Pierwszym Komercyjnym Banku SA w Rzeszowie. Biorąc kolejne kredyty, często poświadczał nieprawdę. W 1995 roku, oskarżony o wyłudzenie 7,8 mld st. zł, spędził w areszcie 2,5 miesiąca. Skazany skandalicznym wyrokiem Sądu Wojewódzkiego w Rzeszowie na karę 7 tys. zł grzywny i 2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. W 1998 r. oskarżony o oszustwa podatkowe. Sąd Rejonowy w Przemyślu skazał go na grzywnę w wysokości 4300 zł. Obecnie oskarżony o wyłudzenie nienależnego zwrotu podatku VAT w kwocie 2,8 mln zł.
widzieli go i nie znali” – zapewniał prokuratora sędzia Kot, i tę wersję zgodnie powtarzali pozostali świadkowie – uczestnicy imprezy w Hamerni. – Nie słyszeli o bohaterze najgłośniejszej afery w obrębie swojej apelacji? Zostawmy tę bajkę małym dzieciom – ironizuje Policjant i dodaje:
własnym autem pospiesznie oddalić się z trefnego miejsca. Był jednak w takim stanie nietrzeźwości, że wylądował na pierwszym z możliwych drzew. Z kraksy wyszedł bez szwanku, czego nie można powiedzieć o samochodzie. Wróćmy jednak na chwilę do tamtych wydarzeń. Dzięki ładnej
– Dzisiaj już wiemy, że popijali wspólnie i ostro. Sięga do notatek: – Nawiasem mówiąc, w sprawie Kazimierza J., poza Lorysiem i nieżyjącym Kretem, dwukrotnie (2 grudnia 1994 roku i 7 marca 1996 roku) orzekał Kallaus, przy czym w tym drugim przypadku w składzie sędziowskim obecny był również Szewczyk. „Wszyscy mieli wrócić do domu jeszcze tego samego dnia. Nikt z nas nie zamierzał tam nocować. Obecni byli tylko koledzy, bez osób towarzyszących” – oświadczył prokuratorowi prezes Różański, dodając: „Większość z nas wyjechała do domów jeszcze przed tragedią”. Szczególnie sędzia Loryś nalegał żeby w protokole znalazło się jego stwierdzenie, że odjechał jako pierwszy około godz. 18. „Mój” oficer nie chce potwierdzić ani zaprzeczyć informacji, że o „osoby towarzyszące”, a ściślej o kilka ekskluzywnych rosyjskojęzycznych prostytutek, zadbał gospodarz ośrodka. Zauważa: – To ciekawe, że przy takiej ilości spożytego alkoholu zamierzali zasiąść za kierownicą. A ponadto, istnieją niewielkie szanse, żeby wyjechać w środku nocy z tej leśnej głuszy, gdzie jedynie nadzwyczajny zmysł orientacji pozwala trafić po dwu-, trzykrotnych odwiedzinach w świetle dnia. Proszę zwrócić uwagę, że sędzia Kot w swoim oświadczeniu przyznaje, iż 26 kwietnia zmylił drogę, mimo wcześniejszej wizyty w Hamerni. Coś w tym jest, bo nam z kolei udaje się ustalić, że po tragicznej śmierci Kreta sędzia Kot próbował
pogodzie imieninowe przyjęcie odbyło się na wolnym powietrzu. „Grillowaliśmy pod zadaszeniem blisko stawu. Niektórzy koledzy wyjechali wcześniej i zostaliśmy w czwórkę. Około godziny 22 zastanawialiśmy się, czy też już wyjechać. W trójkę (według naszych ustaleń: Kallaus, Kot i Szewczyk) odeszliśmy od ogniska w stronę samochodów. Sędzia Kret pozostał. Nagle usłyszeliśmy krzyk: »Człowiek w wodzie!«. Popędziliśmy w kierunku stawu. W wodzie był już J. i pracownik ośrodka, wyciągali Andrzeja na rower wodny. Ja też im pomagałem. Na brzegu stosowaliśmy sztuczne oddychanie, jednak bezskutecznie. Nie wiem, jak wszedł do stawu i czy się zachłysnął” – twierdził sędzia Kot. – Ten fragment przebiegu wydarzeń uzgodnili niezbyt dokładnie – komentuje Policjant. Pokazuje nam urywek opatrzonej datą 5 lipca 2002 r. analizy, sporządzonej w Prokuraturze Krajowej: „Stwierdzono, że krytycznego wieczoru ok. godz. 22 Andrzej Kret niezauważony przez nikogo oddalił się, a jego nieobecność spostrzeżono dopiero po usłyszeniu odgłosów pluśnięć w pobliskim stawie”. Zatelefonowali po pogotowie ratunkowe. Przybył ambulans z pobliskiego Radymna oraz powiadomiony przez dyspozytora stacji policjant z Komendy Powiatowej w Jarosławiu. Funkcjonariusza (UWAGA!) nie wpuszczono na teren ośrodka w Hamerni.
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
ziów – Wprawdzie jeszcze jedna próba reanimacji nie ożywiła „topielca”, ale pozwoliła na ciekawe spostrzeżenie: w jego płucach nie było wody – uzupełnia Policjant. W końcu panowie sędziowie uzgodnili, że najlepiej będzie wezwać prokuratora Michalczyszyna z Lubaczowa. Prokurator przyjechał
wraz ze swoim znajomym lekarzem (dr. Januszem Burym, specjalistą chirurgii ogólnej), niebędącym notabene biegłym sądowym. Michalczyszyn osobiście sporządził dokumentację fotograficzną. Na zdjęciach wyraźnie widać poprzeczną, krwawą pręgę na karku oraz głębokie zadrapania na lewej stronie szyi denata. – Michalczyszyn albo musiał, albo bardzo chciał uwierzyć w zapewnienia, że ten ślad powstał w chwili wyciągania Kreta z wody – zauważa Policjant. Na zadane dzisiaj szefowi lubaczowskiej prokuratury pytanie: „Czy na ciele sędziego nie zauważył pan
budzących wątpliwości śladów?”, Michalczyszyn, jakby czując zbliżające się niebezpieczeństwo ujawnienia prawdy, próbuje rozmyć swoją odpowiedzialność: „Ja po to miałem lekarza. Nie decydowałem sam”. W sobotę rano sędzia Kot powiadomił o „wypadku” żonę zmarłego. – Przekonał ją, by zrezygnowała z sekcji zwłok. Argument był prosty: bardzo wysokie ubezpieczenie przepadnie, jeśli zostanie ujawniona zawartość alkoholu w organizmie ofiary rzekomego wypadku – informuje mnie rzeszowski prokurator. Żona Kreta – dziś emerytowana pielęgniarka ze szpitala MSWiA napisała więc: „Przyczyna śmierci męża jest mi znana. Nie wnoszę zastrzeżeń i nie nalegam na sekcję zwłok”. – Obiecali jej sowite zadośćuczynienie. Była najsłabszym ogniwem tej zmowy. Przez pewien okres, już po zamknięciu śledztwa, trochę się odgrażała, lecz wkrótce zamilkła... – twierdzi Policjant. Gdy pytamy go, dlaczego zginął sędzia Andrzej Kret, odpowiada: – Dla zrozumienia istoty wydarzeń zwieńczonych wypadkiem w Hamerni, należy prześledzić wędrówkę sprawy Kolmer Holding, w której termin przedawnienia upływa już za rok. A oto ta sprawa. Gdy – po upływie sześciu miesięcy od wniesienia oskarżenia – Sąd Rejonowy w Stalowej Woli zdołał przeczytać 108 tomów akt (sygn. II K 645/00), adwokaci podsądnych złożyli wniosek o powołanie dodatkowych świadków, a w konsekwencji o „...przekazanie sprawy do merytorycznego rozpoznania warszawskiemu Sądowi Rejonowemu”. Argumentowali, że „większość osób, które należy wezwać na rozprawę, mieszka w okręgu działania tego sądu”. Akta powędrowały do jednostki nadrzędnej, gdzie wniosek zaaprobowano. – O przeniesieniu sprawy zdecydowało trzech sędziów Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu. Wśród nich sędzia Edward Loryś – mówi Ewa Stawiarska, przewodnicząca X Wydziału Karnego SO w Warszawie. 18 stycznia 2002 roku, po kilku miesiącach „leżakowania” akt, stołeczny Sąd Rejonowy zwrócił się do Sądu Apelacyjnego w Warszawie z prośbą „o przekazanie sprawy innemu sądowi równorzędnemu z uwagi na niemożność jej rozpoznania w terminie zabezpieczającym uniknięcie przedawnienia karalności przestępstw”. – Do tej pory ludziom z Kolmer Holding szło jak po maśle. Wiem z wiarygodnych źródeł, że w efekcie solidarnej zrzutki przeznaczyli na „przedawnienie” astronomiczne pieniądze – twierdzi osoba, którą zarekomendowano nam jako „eksperta
od układów” w środowisku prawniczym Podkarpacia. Pierwszy sygnał o kłopotach dotarł do Rzeszowa w połowie kwietnia ubiegłego roku. Trudno określić, kto uzyskał dostęp do składu Sądu Apelacyjnego mającego rozstrzygnąć o kolejnym przekazaniu akt. W każdym razie – na kilkanaście dni przed spotkaniem w Hamerni – osoby zainteresowane sprawą Kolmer Holding dysponowały wiedzą, że warszawscy sędziowie nie pójdą na żaden układ i w najbliższym czasie należy spodziewać się decyzji o rozpoczęciu procesu. – J. i jego mafijnych kompanów mało szlag nie trafił, gdy okazało się, że tak kosztowna inwestycja legła w gruzach. Co gorsza, ten człowiek po dużej wódce dostaje małpiego rozumu. Gdy Kret wdał się z nim w dysputę wybuchła awantura i po bezładnej początkowo szarpaninie sędzia otrzymał silny cios w kark tym, co akurat było pod ręką – najprawdopodobniej wiosłem. Wylądował w wodzie. Gdy po wyłowieniu okazało się, że nie żyje, ci z uczestników imprezy, którzy nie czuli się zaangażowani w układ z Kolmerem, w popłochu uciekli z Hamerni. Wiemy, kto wyprowadził ich z lasu. Jednolitą treść zeznań sędziowie uzgodnili nazajutrz. I to jest absolutnie wszystko, co mogę ujawnić, dla bezpieczeństwa naszego informatora. Nawiasem mówiąc, szczerze wam radzę zostawić tę sprawę właściwym służbom. O ile mi wiadomo, kierownictwo Centralnego Biura Śledczego otrzymało już stosowny raport. To jest kaliber, przy którym bardzo
11
Zapis ostatnich chwil życia A. Kreta (dokonany na podstawie naszych ustaleń) wraz z hipotetycznymi dialogami: Godz. 22–22.05 Przed chwilą wzniesiono kolejny toast za zdrowie Ryszarda – solenizanta. Kazimierz J. wstaje od stołu: – Andrzej, mogę cię prosić na słowo? – zwraca się do sędziego Kreta. Ten wymienia porozumiewawcze spojrzenie z Szewczykiem i Kotem. Lekko zataczając się, odchodzi w kierunku oczekującego J. Zatrzymują się około 30 metrów dalej, nad brzegiem stawu. Godz. 22.10–22.20 Kazimierz J.: – Jak mamy rozumieć te sygnały z apelacyjnego w Warszawie? Sędzia Kret: – Są trudności. Wygląda na to, że odrzucą przekazanie. J. (wzburzony): – A co mnie, k...a, obchodzą wasze trudności! Wyciągniesz z powrotem pieniądze? Masz pojęcie, jakie kary mi naliczą? K. (próbuje tłumaczyć): – Jak to sobie wyobrażasz? Przecież nikt nie pójdzie do ludzi, którzy zrobili swoje, i nie powie: oddajcie... J. (bliski szaleństwa, chwyta za leżące pod nogami wiosło): – Czy wiesz, ch...u, ile za to zapłacę? K.: – To było wasze ryzyko... W bezładnej szarpaninie K. (190 cm + 110 kg) uzyskuje przewagę. J. chwyta za wiosło i uderza. K., trafiony w szyję, osuwa się do wody. J. błyskawicznie przytomnieje, wchodzi do wody. Stwierdza, że K. nie daje znaku życia. Popycha ciało w kierunku środka zbiornika. Szybko okrąża staw i wraca tą samą drogą z M., swoim zaufanym pracownikiem. Po drodze gorączkowo tłumaczy, jak mają się zachować. Godz. 22.25 W Hamerni rozbrzmiewa krzyk: „Człowiek w wodzie!”.
możliwym jest nawet zabójstwo na zlecenie. Za trzy godziny nie chcę was już widzieć w Rzeszowie – ostrzegł Policjant. Wobec tak mało zabawnego ostrzeżenia wypowiedzianego z ust osoby, która raczej wie, co mówi, nie mieliśmy już szans zweryfikować informacji „eksperta od układów”, że tej samej nocy, kilka godzin po śmierci sędziego Kreta, jeden z sędziów biorących udział w imprezie – wraz ze znanym
Kolmer Holding (zarys działalności) Firma założona przez trzech mieszkańców Pruszkowa z Janem S. na czele. Rozpoczęła działalność w Warszawie jako zorganizowany system pozornego obrotu towarami i usługami. Po przeniesieniu do Mikułowic k. Buska Zdroju opanowała południowo-wschodni obszar Polski, od Kielc po Przemyśl, Krosno, Stalową Wolę, Tarnobrzeg, Rzeszów. W 1996 roku spółka pozyskała do współpracy „księcia północy”, czyli Stanisława P., bogacza z Pomorza Zachodniego, wraz z siostrą Romaną W. W okresie rozkwitu holding skupiał około stu, powiązanych personalnie i kapitałowo, firm z całej Polski, zajmujących się przede wszystkim bezprawnym odzyskiwaniem podatku VAT. „Przedsiębiorcy” kupowali złom, stare mundury OHP czy winylowe płyty i, dzięki licznym pośrednikom, wielokrotnie zawyżali ich wartość. Przykładowo: kupili 100 tys. winylowych płyt Wifonu po 4 grosze za sztukę. Po wędrówce przez łańcuszek firm, w dokumentach SAD okazanych na przejściu granicznym płyty kosztowały już 13 zł za sztukę. Za przejściem granicznym płyty niszczono... (Na trop afery KH jako pierwszy wpadł dziennikarz „Gazety Wyborczej”, dziś pracujący w „FiM”). Upadek holdingu zainicjowało kupno, w 1996 r., bankrutującego Galicyjskiego Trustu Kapitałowo-Inwestycyjnego, słynnej „piramidy” działającej w Rzeszowie i 14 innych miastach, która kilku tysiącom osób nie wypłaciła lokat pieniężnych ani obiecanego procentu. Kontrola zarządzona wówczas w spółkach powiązanych z Kolmer Holding ujawniła oszustwa. Efektem żmudnego śledztwa jest akt oskarżenia wniesiony w dniu 18 grudnia 2000 r. do Sądu Rejonowego w Stalowej Woli przez Prokuraturę Okręgową w Tarnobrzegu. Aktualnie, decyzją sędzi Marii Alicji Rozenbengier, sprawa wróciła do Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu „celem uzupełnienia postępowania przygotowawczego”.
rzeszowskim adwokatem Andrzejem R. (obrońcą w sprawie Kolmer Holding) – został przyjęty w Warszawie przez wpływowego polityka. Pominęłam też błahy w gruncie rzeczy fakt, że wypędzone z Hamerni prostytutki wiele godzin błąkały się po lesie, zanim odnalazły drogę do stacji kolejowej. Jedna z nich dotarła tam ubrana jedynie w szpilki i kuse figi. Część panienek czekała aż do 6 rano, by udać się do Rzeszowa pociągiem z Horyńca. 20 maja ub.r. w Rzeszowie spotkała się z sędziami i prokuratorami Podkarpacia ówczesna minister sprawiedliwości, Barbara Piwnik. W trakcie narady pojawiła się sprawa Hamerni: „To niedopuszczalne zaniechanie! Jak można było nie rozwiać wątpliwości co do przyczyn śmierci sędziego Kreta! Proszę wczuć się w sytuację rodziny wiceprezesa. Rodzinie to wyjaśnienie po prostu się należy!” – wykrzyczała zebranym. Minął miesiąc i już nie była ministrem, sędziowie pozostali na stanowiskach, wątpliwości przerodziły się w podejrzenia. Czy otrzymamy kiedykolwiek w pełni wiarygodną ich weryfikację? Czy jest to możliwe w środowisku, które nie może się uporać z ludźmi Kościoła kat. bezkarnie zabijającymi dzieci na drogach i pajęczyną zwaną przez prawników Rzeszowa „jarosławskim sprzysiężeniem prokuratorów”? O tych równie bulwersujących zjawiskach napiszemy za tydzień. ANNA TARCZYŃSKA JOANNA GAWŁOWSKA Fot. archiwum
12
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
ZE ŚWIATA
W roku 2002 księża rzymskokatoliccy uprawiali seks na wszystkich kontynentach i we wszelkich możliwych odmianach. I dobrze. Tyle że ekspresja ich seksualności często kolidowała z kodeksem karnym. Tak wynika z raportu amerykańskiej organizacji „Katolicy za Wolnym Wyborem”.
Kardynał tonie T
ematyka wojenna nie zdołała stłumić głośnej od ponad roku afery pedofilii kleru. Wieści, komentarze i analizy jej dotyczące wciąż trafiają na czołówki mediów w USA. W połowie marca uwaga wszystkich skupiła się na osobie kardynała Rogera Mahony’ego, szefa największej w Stanach archidiecezji – Los Angeles, który – po upadku bostońskiego kardynała Lawa – jest aktualnie najwyższym rangą duchownym katolickim w kraju. Nad jego głową gromadzą się coraz czarniejsze chmury i prawdopodobnie podzieli los arcybiskupa Bostonu. Niewykluczone też, że będzie oskarżony w pierwszej sprawie karnej przeciw dostojnikowi kościelnemu tak wysokiego szczebla. Trwa zbieranie dowodów. Archidiecezja robi, co może, żeby nie ujawnić obciążających jej danych. Ponad 300 ofiar kleru oskarża kard. Mahony’ego, że z premedytacją krył pedofilów. Organa ścigania prowadzą śledztwa w sprawach 50 kapłanów. Policja ściga licznych duchownych (niektórzy z nich uciekli już za granicę) a ława przysięgłych wezwała czterech biskupów – najbliższych współpracowników kardynała – na przesłuchania. Kardynałem Mahonym zajmuje się William Hodgman, kierownik wydziału przestępstw seksualnych. „To odsłania się stopniowo jak afera Watergate – mówi Hodgman. – Dostaniemy w swe ręce dokumenty i księża pójdą do więzienia”.
„Praca przy otwartej kurtynie, w pełnym świetle, to puste deklaracje biskupów – stwierdza Keating. – Jestem po prostu zszokowany, że usiłujemy ukrywać fakty!”. Podczas śledztwa prokuratura natrafiła na ślad grupy towarzyskiej składającej się z absolwentów Seminarium św. Jana, które słynie z tolerancji wobec pedofili. Jednym z członków tej grupy był... kardynał Roger Mahony. Inny, zaprzyjaźniony z nim od lat 60. i zatrudniony przezeń, bp Patrick Ziemann, zapowiadał się na gwiazdę Kościoła. Jednak, gdy kierował diecezją Santa Rosa, inny ksiądz oskarżył go o szantaż i zmuszanie do usług seksualnych. Sprawę zatuszowano kwotą 535 tys. dolarów. Biskupa Ziemanna oskarżono potem o molestowanie seksualne nieletnich w latach 1967–1992. Ziemann musiał ustąpić – zostawił diecezję z długami w wysokości 16 milionów dolarów. Organa ścigania uważają, że to niemożliwe, by Mahony nie wiedział o przestępstwach Bakera i Ziemanna. Inny ślad prowadzi do kontaktów kardynała Los Angeles z bp. Moreno z diecezji Tucson, który właśnie ustąpił „z powodu złego stanu zdrowia”, a wcześniej był oskarżany o ukrywanie aktów pedofilii. Kilku innych hierarchów, przyjaciół
RAPORT WIĘKSZOŚCI, CZYLI...
Seksbohaterzy Obszerne opracowanie opisujące 379 wybranych seksbohaterów – to swoista podróż dookoła świata śladami kościelnej hipokryzji i obowiązkowego celibatu. Autorzy raportu powołują się prawie wyłącznie na źródła amerykańskie lub angielskie, a poza tym w podpunkcie „Polska” uwzględniają jedynie ujawnioną przez „FiM” sprawę arcybiskupa Paetza. O kilkudziesięciu innych aferach seksualnych, opisanych przez nas, nie ma tam ani słowa. Jak rozumiemy zatem, aby uzyskać rzeczywistą liczbę kościelnych afer erotycznych wykrytych przez światowe media, należy pomnożyć przez kilkadziesiąt powyższą cyfrę. Trzeba sobie także zdawać sprawę z faktu, że skandale ujawnione przez media to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Ta góra to zwłaszcza kraje i okolice ubogie, zacofane, gdzie dostęp do prasy jest minimalny,
a strach przed zemstą Kościoła i ostracyzmem środowiska – wszechobecny. Przecież o masowym wykorzystywaniu seksualnym Afrykanek przez katolickich misjonarzy dowiedzieliśmy się tylko dlatego, że ofiarą księży – wobec plagi AIDS – zaczęły padać także białe zakonnice z zachodniej Europy. Gwałcone kobiety wszczęły alarm wśród swoich rodzin, a te poinformowały prasę, a nawet polityków. Dodać należy, że raport obejmuje doniesienia z jednego zaledwie roku – 2002! Daje to wyobrażenie o skali zjawiska i totalnej kompromitacji instytucji celibatu. O wszystkich najgłośniejszych sprawach pisaliśmy na bieżąco na naszych stronach międzynarodowych. Poniżej prezentujemy garść mniej znanych, bulwersujących lub bardziej egzotycznych geograficznie seksskandali. Dzięki temu można zauważyć,
pierwszej komunii. Przeniesiono go do innej diecezji, gdzie został proboszczem. Australia – Gerald Ridsale – skazany na 18 lat więzienia za wykorzystanie seksualne 21 dzieci. Jedna z ofiar twierdzi, że kiedy poskarżyła się w 1993 r. na postępowanie duchownego jego przełożonemu, arcybiskupowi Pellowi, ten za milczenie zaoferował jej pieniądze. Bośnia – Jozo Zovko – wykorzystywał seksualnie kobiety (często kalekie) pielgrzymujące do sanktuarium w Medjugorie. Brazylia – Salomao Soares de Oliveira – finansował jednocześnie cztery kochanki, w tym dwie niepełnoletnie. Alexander Nicolaus Weber – były dyrektor katolickiej szkoły dla chłopców, wykorzystał w pokoju hotelowym sześciolatka. Chile – Victor Carrera Trivinio – zgwałcił brutalnie 13-letnią
J
Konserwatywny dziennik amerykańskiej finansjery z przekąsem zauważa, że współpracownicy papieża
motyw akcji Busha podaje dostęp do irackich złóż ropy naftowej, oraz nazwanie przez watykańskiego sekretarza stanu, abp. Jean-Louisa Taurana, interwencji w Iraku – wojną agresywną. „Journal” powołuje się też na fragment z biografii papieża, pióra George’a Weigla, dotyczący równie nieprzejednanego stosunku Karola Wojtyły do pierwszej wojny w Zatoce Perskiej. Papież – argumentuje „WSJ” – twierdzi, że wojna może być uznana za sprawiedliwą, jeśli uzyska zatwierdzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jednak pierwsza wojna, która miała na celu wyparcie wojsk Husajna z Kuwejtu takowe imprimatur posiadała, co ani trochę nie złagodziło krytycyzmu Watykanu. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że naczelny amerykański duszpasterz sił zbrojnych, Edwin O’Brien, w liście wysłanym do kapelanów wojskowych przypomina, że wedle katolickiego katechizmu ocena kryteriów moralnej zasadności wojny jest sprawą rozsądnego osądu tych, którzy ponoszą odpowiedzialność za sprawy publiczne. Komentarz „WSJ” jest dobitnym potwierdzeniem, że gdy prawica musi wybrać między lojalnością wobec wywodzącego się z jej grona prezydenta a apelem przywódcy religijnego, wybiera tego pierwszego. To wybór ryzykowny o tyle, że jeśli zwycięstwo militarne Ameryki będzie pyrrusowe, znaczna część wyborców odwróci się od konserwatystów. K.Z.
an Paweł II nie rezygnuje ze swej kampanii na rzecz pokoju na Bliskim Wschodzie. Konserwatyści kontrolujący rząd USA zaczynają otwarcie okazywać poirytowanie aktywnością papieża. 14 marca br. wiodący organ prasowy prawicy i biznesu w Stanach Zjednoczonych, dziennik „The Wall Street Journal”, zamieścił komentarz redakcyjny pod znamiennym tytułem „Dywizje papieża”. Redakcja przytacza najostrzejsze z dotychczasowych określeń wojny użytych przez lidera katolicyzmu: „zbrodnia przeciw ludzkości”. Trudno o bardziej drastyczne oświadczenie, zwłaszcza z takiego źródła.
Dokumenty, które chce widzieć prokuratura, to archiwa archidiecezji. W nich właśnie jest (prawdopodobnie) cała prawda o postępowaniu i mentalności Kościoła. Broniąc się przed udostępnieniem prokuraturze akt, kardynał Mahony sięgnął po argument konstytucyjny – Pierwszą Poprawkę do konstytucji gwarantującą wolność religii. Utrzymuje też, że korespondencja księży z biskupami ma przywilej... prywatności. Publiczne zszokowanie stanowiskiem kardynała wyraził Frank Keating stojący na czele utworzonej przez konferencję biskupów komisji monitorującej przestrzeganie postanowień, przyjętych przez hierarchów w czerwcu ub.r. w Dallas.
Mahony’ego ze starej gwardii od św. Jana, też ma poważne problemy. Za ich radą księża pedofile uciekli przed policją za granicę: jeden do Meksyku, drugi na Filipiny. Nie wiadomo, czy postawienie przed sądem kardynała się powiedzie – byłby to krok drastyczny, o wymiarze politycznym. W innych diecezjach hierarchów uchroniło przedawnienie. Unikalne prawo kalifornijskie, które znosi przedawnienie w sprawach molestowania seksualnego dzieci, zostało przez Kościół zaskarżone do Sądu Najwyższego USA. Jeśli nawet Mahony wymiga się od procesu i kary, nie będzie łatwo utrzymać go na stanowisku. Papież ma kolejny problem. TOMASZ SZTAYER
że Kościół wszędzie, nawet na Antypodach, jest taki sam: zakłamany aż do bólu, gotowy zrobić wszystko, aby skandal ukryć i z obrzydliwej afery wyjść obronną ręką. Argentyna – Virginio Isotton – oskarżany o molestowanie dziewczynek, które przygotowywał do
Prezydent czy papież i kontrolowane przez Watykan media jeszcze agresywniej niż on sam potępiają USA. Do jeszcze mocniejszych zarzutów redakcja zalicza komentarz Radia Watykan, który jako
Przez post do zwycięstwa Wyzwalanie narodu irackiego nie idzie zgodnie z przyjętymi założeniami. Naród iracki, miast spieszyć z wiązankami kwiatów na powitanie wyzwolicieli – jak było zaplanowane – zachowuje się niewłaściwie i nieodpowiedzialnie: strzela, rozrywa się trotylem w pobliżu oswobodzicieli, robi na nich niecne zasadzki i nie łakomi się na szczodre dary żywnościowe. Ameryka jest rozczarowana, głęboko zawiedziona postępowaniem kraju, który najwyraźniej nie dojrzał do roli wyzwalanego spod jarzma. Na dodatek postępy opisywanego miesiącami przez propagandę blitzkriegu są zdecydowanie mniej imponujące, niż tego oczekiwano.
Czas, by Kongres USA dał niepomyślnym tendencjom zdecydowany odpór. Tak też się dzieje. Izba Reprezentantów w rezolucji – przegłosowanej stosunkiem głosów 346 do 49 – wzywa głównodowodzącego prezydenta do wyznaczenia dnia modłów i postu: „Społeczeństwo musi pościć i modlić się, by Opatrzność zapewniła błogosławieństwo i ochronę narodowi Stanów Zjednoczonych i jego siłom zbrojnym”. Uprzednio w swej burzliwej historii „najlepszy” naród na ziemi wzywał do postu i modłów w intencji pomyślności polityki państwowej tylko czterokrotnie – ostatni raz w roku 1863, podczas wojny domowej. T.S.
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r. dziewczynkę. Kościelny sąd skierował go na terapię i „pacjent” czym prędzej wyjechał do Włoch. Na prośbę rodziny poszkodowanej Sąd Najwyższy Chile zażądał od państwa włoskiego ekstradycji Trivinio. Enrique Valdenbenito – oskarżony o zgwałcenie dwóch chłopców (9- i 10-letniego). Mimo toczącego się procesu, biskup pozostawił go na dotychczasowym stanowisku. Kolumbia – Enrique Diaz Jimenez – prawdziwa seksgwiazda recydywy na międzynarodową skalę! Oskarżony przed dekadą o masowe wykorzystywanie chłopców w czasie „praktyki duszpasterskiej” w USA (Nowy Jork), wyjechał za poręczeniem biskupa Brooklynu do Wenezueli. Po latach został aresztowany w Kolumbii za wykorzystanie dwóch miejscowych chłopców. Irlandia – siostra Dominika (Nora Wall) – zakonnica oskarżona o seksualne wykorzystywanie dzieci. Dopuściła się dwóch gwałtów w sierocińcu, gdzie była zatrudniona. Meksyk – Nicolas Aguilar – oskarżony o molestowanie 60 (!) małoletnich w wieku 11–13 lat.
ZE ŚWIATA
Diecezja zaciekle broniła księdza, tłumacząc go „problemami zdrowotnymi”. Filipiny – Macario Apuya – zgwałcił 14-latkę.
RPA – Frank Goodall – oskarżony przez byłą zakonnicę o wielokrotny gwałt, skazany wyrokiem sądu, nadal sprawuje funkcje duszpasterskie. Obecnie w Anglii.
Włochy – Margarito Reyes Marchena – oskarżony o molestowanie czwórki dzieci i osadzony w areszcie domowym. Niejako mimochodem, raport odkrywa nowe znaczenie słowa „katolickość”, czyli „powszechność” – obecność Kościoła na całym świecie sprawia, że łatwo można przerzucać przestępców nawet z kontynentu na kontynent. Dzięki takiej katolickości duchowni skandaliści unikają kary doczesnej; z wieczną radzą sobie za pomocą spowiedzi. Na zdrowy rozsądek, po opublikowaniu raportu obrazującego łamanie celibatu na tak masową skalę, hierarchia kościelna powinna zapaść się ze wstydu pod ziemię bądź – przynajmniej – natychmiast zaprzestać publicznego wypowiadania się w kwestiach moralnych. Nic takiego się jednak nie stanie – purpuratów te wieści nie zaskakują, wszak znają oni od zawsze dużo pikantniejsze historie z własnych, wewnątrzdiecezjalnych dochodzeń. Dla nich to bułka z masłem, integralna część życia „jednego, świętego i apostolskiego Kościoła”. ADAM CIOCH
Śmierć w technikolorze K
ażdy konflikt zbrojny powoduje wzrost zysków w firmach bezpośrednio zaangażowanych w produkcję dla wojska. Nie ma znaczenia, czy produkują „inteligentne” rakiety, czołgi, czy żywność w pakietach – swoje zarobią. Lecz nie tyle, ile zarobią najwięksi zwycięzcy ostatnich wojen – koncerny medialne. Informacje o wojnie w Iraku atakują nas w każdych wiadomościach radiowych, telewizyjnych i specjalnych programach, spychając na plan dalszy inne wydarzenia. Po wojnie w Wietnamie, a zwłaszcza po „Pustynnej Burzy” w Kuwejcie – koncerny medialne zrozumiały, że od sukcesów na „zamorskich frontach” ważniejszy jest ich sukces we własnym kraju. Konflikty zbrojne stały się największymi na świecie reality show. Media wysyłają dziś korespondentów w sam ogień wydarzeń. „Pustynna Burza” jako pierwsza była relacjonowana „na żywo” przez należącą do imperium Teda Turnera telewizję CNN. Te same obrazki, przedstawiające ataki bombowe i rakietowe, oglądaliśmy we wszystkich stacjach telewizyjnych. Logo CNN poznali wszyscy mieszkańcy ziemi. Nikt natomiast nie poznał ludzi, którzy te informacje cenzurowali w celu potwierdzenia np. „chirurgicznej precyzji nalotów”. Rzetelność przekazów określił James Harff, prezes Finn Global Public Affairs: „Nie jest naszym zadaniem sprawdzanie informacji pod kątem ich zgodności z prawdą... Nasza rola polega na tym, by szybko udostępnić ludziom informacje, które służą naszej sprawie”. Doktor Goebbels uśmiechnąłby się, widząc godnego następcę. Monopol Turnera i CNN postanowił złamać inny magnat medialny, Robert Murdoch, właściciel m.in. brytyjskich gazet: „The Sun”, „The Sunday Times”, „The Times”, amerykańskiego „The New York Post” oraz stacji telewizyjnej Fox TV.
W zmasowanym ataku na reżim Husajna oraz na bezmyślną „starą Europę” media Murdocha zupełnie pomijają fakt, że Husajn ustanowił i utrzymał władzę w Iraku dzięki protekcji USA (np. pod koniec lat 80. liczne kraje próbowały uchwalić w ONZ rezolucję potępiającą Husajna za zbrodnie przeciwko ludzkości i ta właśnie rezolucja została zablokowana przez USA). Imperium Murdocha rozrosło się wyraźnie po zmianie ekipy rządzącej w Waszyngtonie. „Niezależne media” w krajach postkomunistycznych okrzepły na tyle, by płacić prawdziwymi pieniędzmi, ale nie na tyle, by podnieść się z klęczek przed jedyną prawdą serwowaną przez Wielkiego Brata. Widać to wyraźnie po polskich nadawcach komercyjnych. Polsat związał się z CNN, zmieniając nawet nazwę swojego głównego programu informacyjnego na „Informacje CNN – Polsat”. W programach informacyjnych TVN i TVN24 ciągle widzimy logo ulubionej stacji Białego Domu – FOX TV. Koncerny medialne przypominają perpetuum mobile. Mogą wywołać konflikt międzynarodowy, zarabiając na jego relacjonowaniu i nadawaniu reklam miliardy dolarów! Tym bardziej niepokoi wypowiedź jednego z komentatorów FOX TV: „Do listy reżimów, które muszą zniknąć w mrokach historii, należy dopisać Unię Europejską i V Republikę (Francję – przyp. red.). Niepewne jest jedynie to, w jaki sposób nastąpi ich upadek”. Od zmiany prezydenta politykę zagraniczną w Stanach kształtują komentatorzy tacy jak Jonah Goldberg, który np. o pacyfistach wyraża się per „kapitulanckie małpy”. W tym kontekście wasalizm pp. Kwaśniewskiego i Millera wobec USA nabiera cech pragmatycznych. Teoretycznie lepiej trzymać ze zwycięzcami, nawet jeśli na razie są tylko potencjalni. PAWEŁ A. NOWAK
13
Sutek Maryi D
oniesienie ze stanu Wyoming: „Narciarze odczuwają dyskomfort!” Czemu? Coś ze śniegiem nie tak? Nie. Chodzi o... sutek. Wielgaśny sutek – dodajmy. Nad ośrodkiem sportów zimowych Grand Targhee Ski Resort stoi góra, która gorszy maluczkich a bogobojnych. Właściwie to gorszy nie tyle góra, co jej nazwa: Maryas Nipple – Sutek Maryi. Moralni narciarze, szusując, wywracają się ze zgrozy i łamią nogi. Na władzę napierają, żeby wyuzdaniu kres położyć i nazwę zmienić. A władze, jak to władze, nie chcą się narażać, zwłaszcza na zarzut obrony świństwa i pornografii. Urzędnicy nakazali więc pospiesznie zalepienie plastrem drugiego członu imienia góry. Teraz zwie się pobożnie, choć nie do końca sensownie, Maryas. Nowe tablice już zamówiono. Ale górale się burzą, w głowy pukają. „Dla mnie i dla 99,9 proc. tubylców zawsze to będzie Sutek Mary i w dupę mogą mnie pocałować” – deklaruje Mark Franklin. Wyjaśnia też pochodzenie nazwy: „Trzy dekady temu, kiedy modny był streaking, czyli publiczne bieganie na golasa, przez ośrodek przemknęła
golutka i nieco wstawiona barmanka z Targhee Trap Bar, co obserwatorom nasunęło paralelę kształtu jej gruczołów mlecznych z sylwetką góry”. Podobny alarm rozległ się w Nashville w stanie Tennessee. Uwaga, zgorszenie! Co się okazuje? Ojciec szedł ulicą z dziecięciem płci żeńskiej, które rozglądało się ciekawie. W pewnym momencie dziecię dojrzało stojący na czerwonym świetle mikrobus, zapuściło żurawia do środka i wyciągniętym palcem zwróciło uwagę rodziciela na to, co wykryło. Papa zdębiał. Pasażer vana oglądał na wideo film, który sprawiał wrażenie pornograficznego. Wstrząśnięty do żywego rodziciel, zasłonił córci oczęta i – jak stał – pomknął do biura stanowego kongresmana, Marka Norrisa, by złożyć skargę. Kongresman w lot pojął powagę sytuacji i już wkrótce senat Tennessee przyjmował ustawę o zakazie oglądania pornosów w vanach. Chyba, że ma się zasłonki albo czarne szyby – wtedy wolno. T.S.
Bojkot P
rzeciwnicy wojny w Iraku bojkotują wszystko, co amerykańskie. Jedna firma nie przyjęła nawet kupy forsy, bo pomoc płynęła z USA. Wszystkich przebił jednak pewien lekarz. W Niemczech część klientów unika kupowania wyrobów made in USA lub korzystania z McDonald’sów. W niektórych restauracjach na czas wojny zawieszono sprzedaż wyrobów Coca-Coli i to pomimo tego, że napoje te są produkowane nad Renem. Znalazły się także firmy niemieckie, które zrezygnowały ze współpracy z amerykańskimi dostawcami. W Chorwacji jedna z instytucji pozarządowych, protestując przeciwko wojnie, zrezygnowała z pomocy amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID) i tym samym dobrowolnie pozbawiła się 100 tys. dolarów. Natomiast
dr Eberhard Hoffman, dermatolog z Rendsburga, w proteście przeciw wojnie w Iraku ogłosił, że nie będzie leczył pacjentów „narodowości amerykańskiej, brytyjskiej ani ich sympatyków”. Taką informację wywiesił na drzwiach swego gabinetu. Oburzeni są nie tylko pacjenci, ale i lekarze. Koledzy zrzeszeni w izbie lekarskiej złożyli na niego skargę, domagając się natychmiastowego usunięcia wywieszki. Dobrze, że Hoffman jest dermatologiem. Ciekawe, jaką taktykę wybrałby, gdyby był dentystą. Może usuwanie zdrowych zębów? Oczywiście bez znieczulenia. A.C., PaS
Polak i Włoch – dwa bratanki I
znów objawienie. Tym razem nadgorliwcy dopatrzyli się wracającego zza grobu ojca Pio.
W miejscowości Latina położonej na południe od Rzymu, na ścianie jednej ze szkół średnich ukazał się wizerunek ojca Pio. Tak przynajmniej uważają mocno wierzący w katolickie zjawy. Sceptycy twierdzą, że jest to zwykła plama wilgoci. Zainteresowanie
„cudem” jest tak wielkie, że policja zmuszona była zamknąć dla samochodów pobliską ulicę. Biorąc pod uwagę podobieństwo mentalności, powinniśmy nasz kraj przyłączyć, jeśli nie do Europy, to z pewnością do południowych Włoch. A.C.
14
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Jak Polska uniknęła nocy świętego Bartłomieja Łuny pożarów rozświetlają noc, z domów wywlekani są ludzie, których motłoch wyzywa od heretyków i sługusów szatana, a następnie morduje. Czym popadnie: kijami, toporami, młotkami, a głównie nożami – długimi nożami kuchennymi. Ofiarami są francuscy protestanci zwani hugenotami. Krew spływa ulicami Paryża. Jest 24 sierpnia 1572 roku, noc św. Bartłomieja. Katolickim tłumem manipulowali wielcy możnowładcy. Rzezią kierował przywódca francuskich katolików Henryk de Guise i inni przedstawiciele, związanego z papiestwem, rodu Gwizjuszy. Osobą, która pociągała za sznurki była królowa Francji, Katarzyna Medycejska. Pomagali jej synowie – Karol i Henryk. Zamordowano wówczas we Francji 20 tysięcy protestantów. Na wieść o rzezi papież Grzegorz XIII kazał odśpiewać hymn dziękczynny „Te Deum laudamus”. W jakim stopniu królewicz Henryk był odpowiedzialny za rzeź hugenotów? Dlaczego nas to interesuje? Bo w półtora roku po tym wydarzeniu Henryk zasiadł na polskim tronie. Norman Davies w „Bożym igrzysku” nazywa go „jednym ze sprawców masakry”. „Sam Henryk Walezy nie brał udziału w tej akcji – piszą Marcin Spórna i Piotr Wierzbicki („Słownik władców Polski”) – ale podobnie jak przywódca katolików, Henryk de Guise, został uznany za głównego jej sprawcę”. Brat Ludwika, Karol IX „obserwował z narożnego okna Luwru rzeź dnia świętego Bartłomieja i krzykiem zachęcał siepaczy do energiczniejszego działania”, natomiast Henryk „z lubością przyglądał się zwłokom politycznych przeciwników, a widok ich wprawiał go w seksualne podniecenie” – pisze Ludwik Stomma („Życie seksualne królów Polski”).
P
Henryk był biseksem o skłonnościach sadystycznych. Zaborcza matka od dawna marzyła, aby zasiadł na polskim tronie, gdyż wiadomo było, że ostatni z Jagiellonów, Zygmunt August, umrze bezpotomnie. Udział Ludwika w nocy św. Bartłomieja mógł zniweczyć plany Katarzyny Medycejskiej. Na francuskim dworze wiedziano bowiem dobrze, że w Rzeczypospolitej panuje religijna tolerancja, a protestanci pełnią wysokie funkcje państwowe. Toczyły się trudne negocjacje z delegacją polską, w której skład wchodzili też protestanci. Polacy, jako podstawowy warunek zaakceptowania Henryka na kandydata do tronu, zgodnie wysuwali gwarancję tolerancji religijnej. Co więcej, w ramach postulata polonica, czyli polskich postulatów, domagali się, aby Francuzi zaprzestali prześladowań protestantów i przestrzegali zasady wolności wyznaniowej w swoim kraju. Henryk przyjął te warunki, choć wcale nie zamierzał ich respektować. Piątego kwietnia br. mija 430. rocznica pierwszej w polskich dziejach wolnej elekcji. Po raz pierwszy szlachta wybrała króla. Tłum zgromadzony na warszawskich polach elekcyjnych, wybierał nowego monarchę spośród kandydatów, którymi byli: austriacki arcyksiążę Ernest Habsburg, francuski królewicz Henryk de Valois, szwedzki król Jan III Waza oraz car Iwan
rzez stulecia Kościół katolicki używał ofi cjalnej i publicznej klątwy jako oręża, za pomocą którego załatwiał swoje interesy polityczne. Władca obłożony klątwą tracił nie tylko zbawienie wieczne, ale przy tym również po słuszeństwo poddanych, czyli rzecz podstawową dla sprawowania wszelkich rządów. Pozornie po tężni królowie katolickiej Europy, jeśli tylko nie byli dość posłuszni, łatwo mogli stać się zabaw ką w ręku papiestwa. Jedną z najbardziej znanych w historii klątw była ta, którą rzucił papież Grzegorz VII na cesarza Henryka IV (XI w.). „Zabrania się rządów nad całym niemieckim i włoskim państwem i rozwiązuje wszystkich chrześcijan z zaprzysiężonych zobowiązań, jakie świadczyli mu (...) zakazuję też każdemu, by mu usłużył jako królowi. Upomnieniami, które mu przepisałem wzgardził (...), przeto związuję go węzłem klątwy (...) takim sposobem, aby wszystkie ludy wiedziały i dowiedziały się”. Cesarz, aby zmyć winę, musiał podczas srogiej zimy przebrnąć przez Alpy do zamku Kanossa, w którym bawił papież. Tam, ubrany w wór pokutny, przez trzy dni i noce, drżąc z zimna i głodu, musiał błagać o przebaczenie. Kiedy papieżowi znudził się już widok upokorzonego cesarza, zezwolił mu na wejście do
Masakra dokonana w noc św. Bartłomieja – wg Francois Dubois, paryskiego malarza, protestanta, świadka tych wydarzeń
Groźny lub jego syn, Fiodor. Zwycięstwo odniósł Henryk, gdyż obiecywał wszystko to, czego Polacy żądali, a więc: całkowitą tolerancję religijną zarówno w Polsce, jak i we Francji, zachowanie wszystkich szlacheckich przywilejów, zwoływanie sejmu co dwa lata, rozbudowę na własny koszt polskiej floty wojennej, sprowadzenie regimentu gaskońskiej piechoty, pokrycie długów zmarłego Zygmunta Augusta, poślubienie jego siostry – Anny i wiele innych rzeczy. Wszystko to nazwano „artykułami henrykowskimi”, nad przestrzeganiem których czuwała rada senatorów. Już podczas uroczystości koronacyjnych Henryk Walezy został doprowadzony do białej gorączki. Nie dość, że jego nominację na króla ogłosił protestant, marszałek wielki koronny Jan Firlej, to jeszcze zażądał od króla, by ten złożył odrębną przysięgę, że będzie wierny podjętym zobowiązaniom. Firlej miał czelność zawołać do króla: „Jurabis aut non regnabis!” (Przysięgniesz albo nie będziesz rządzić!). Król odparł na to, że dołoży starań. Czuł, że został przez protestanta upokorzony i zapewne myślał już o zemście. Od chwili przybycia króla elekta do Krakowa, Polacy bez przerwy
zamku, aby tam, przy ołtarzu, przyjąć w końcu jego skruchę i zdjąć klątwę. Wcześniej klątwą podporządkował sobie monarchów frankońskich papież Mikołaj I. Jeszcze w połowie XIX wieku papież Pius IX klątwą obłożył wszystkich zwolenników przyłączenia Rzymu do państwa włoskiego. W Polsce już za czasów Bolesława Chrobrego biskup Gaudenty, który nawią-
patrzyli Henrykowi nie tylko na ręce. Nie podobały się na Wawelu obyczaje króla, który nosił kolczyki, otaczał się pięknymi młodzieńcami, a oprócz tego słał do Paryża setki listów miłosnych, których adresatami byli przedstawiciele obu płci. Polacy chcieli króla ożenić z Anną Jagiellonką, starszą od Henryka o 26 lat. Francuz przeraził się, gdy zobaczył ostatnią damę z rodu Jagiellonów. Polscy protestanci, którzy mieli na Wawelu wielkie wpływy, obawiali się, że Henryk planuje urządzić im nową noc świętego Bartłomieja. Nie bardzo się mylili. Papież Grzegorz XIII wykazywał wielką aktywność, aby szkodzić protestantom w całej Europie. W celu doprowadzenia Anglii na łono katolicyzmu chciał wesprzeć tajny spisek przeciw królowej Elżbiecie I. Papiescy legaci i agenci działali na dworach Francji, Hiszpanii, Portugalii, księstw niemieckich, Szwecji, a szczególnie aktywnie w Polsce, którą Rzym uważał za państwo zagrożone zwycięstwem reformacji. Grzegorz XIII liczył na to, że Henryk, zaprawiony w bojach przeciw hugenotom, będzie potrafił doprowadzić do triumfu katolicyzmu nad Wisłą. I nie cofnie się przed niczym.
Z listy biskupów, którzy chętnie szafowali klątwą, należy również wymienić biskupa Kietlicza i biskupa Pawła z Przemankowa. W historii Polski znane są przykłady, które dowodzą, że Rzym właśnie poprzez rzucanie klątw bronił swoich przedstawicieli, mimo że byli oni zaciętymi wrogami Polski. Przykładem poparcia udzielonego biskupowi, który wystąpił przeciwko władcy, była sprawa bi-
Broń zwana klątwą zał kontakty z cesarzem niemieckim, chciał nie tylko obłożyć króla klątwą, ale i wzniecić przeciwko niemu bunt. Nie doszło do tego jedynie dzięki przenikliwości króla. Do najostrzejszego zatargu między królem a władzami kościelnymi doszło w Polsce za czasów Bolesława Śmiałego. W wyniku konfliktu śmierć poniósł biskup Stanisław ze Szczepanowa, który był przeciwnikiem silnej władzy królewskiej. Do dziś przyczyny tajemniczej śmierci króla, któremu pomimo śmierci biskupa nie udało się zniweczyć knowań przeciw sobie, łączone są z zemstą Kościoła.
skupa Jana Muskaty, wielkiego przeciwnika Władysława Łokietka. Biskup wielokrotnie rzucał klątwy na króla i sam organizował przeciw niemu wojsko. Podobne zatargi z biskupami miał jeden z synów Bolesława Krzywoustego – Władysław Wygnaniec, który musiał uchodzić z kraju, bowiem został wyklęty przez biskupa gnieźnieńskiego Jakuba ze Żnina. Inni synowie Krzywoustego też nie byli wolni od klątwy. Warto w tym kontekście podać przykłady tych królów, którzy nie ulękli się klątwy. Do nich należał m.in. Kazimierz Wielki, tenże
Mimo że religijna tolerancja mocno się w Polsce zakorzeniła, Henryk miał nadzieję, że w większości katolicka szlachta zechce rozprawić się z protestantami. „Słownik władców Polski” podaje, że Walezy „zamierzał stworzyć silne stronnictwo katolickie, na którym chciał oprzeć swoje rządy, odsuwając od władzy protestantów”. Walezy nie rozumiał kraju, w którym przyszło mu panować. Nie rozumiał też polskich katolików, którzy przy każdej okazji żegnali się znakiem krzyża i wykrzykiwali „Jezus, Maria!”, a jednocześnie krytykowali papieża i kler. Henryk Walezy zbyt krótko przebywał w Polsce, aby móc ocenić, do czego doprowadziłaby jego polityka. Zmierzała ona jednak do religijnego konfliktu i prześladowań innowierców. Być może nawet do rzezi na wzór nocy św. Bartłomieja albo do klęski króla w starciu z XVI-wieczną polską tolerancją. Gdy po czterech miesiącach doszły go słuchy o śmierci brata, króla Karola IX, potajemnie uciekł z Polski z nadzieją na francuską koronę. Po powrocie do Francji, Henryk zasiadł na tronie i panował przez 15 lat, lecz nigdy nie zrezygnował z tytułu króla Polski. Z biegiem lat stawał się coraz bardziej tolerancyjny wobec hugenotów. Nie zniosła tego Święta Liga Gwizjuszów, nadal ściśle związana z Rzymem, potępiająca seksualne preferencje monarchy i dążąca do całkowitego wytępienia „heretyków”. Wreszcie, pewien fanatyczny mnich – Jacques Clement – rzucił się na króla ze sztyletem. Było to 1 sierpnia 1589 roku. Tak zginął król Francji i Polski, człowiek, któremu nie udało się zorganizować w naszym kraju nocy św. Bartłomieja. JANUSZ CHRZANOWSKI Fot. archiwum
bowiem naraził się biskupom po obłożeniu podatkiem ich krakowskich dóbr. Wtedy, korzystając z przywileju zwalniania poddanych od obowiązku usług poddańczych dla wyklętego, biskup Bodzanta próbował wykląć króla. Jednak król, zamiast przyjąć wyrok w pokorze, kazał posłańca, księdza Baryczkę, zaszyć w worek i wrzucić do Wisły. Z czasem Bodzanta musiał cofnąć wszystkie swoje zakazy. Podobnie próbowano postąpić z Władysławem Jagiełłą. Biskup Oleśnicki, korzystając z małoletności Władysława Warneńczyka, dał Krzyżakom ziemię chełmińską, michałowską i pomorską. Kiedy jednak w 1432 roku Krzyżacy spustoszyli ziemię dobrzyńską, mieszkańcy, którzy uszli z życiem, przyjechali do króla z prośbą o pomoc. Król dał im w użytkowanie dobra kościelne gnieźnieńsko-poznańskie, co bardzo nie spodobało się Zbigniewowi Oleśnickiemu. Przyszedł do króla grożąc mu klątwą, jednak widząc jego stanowczość, nie miał odwagi na wprowadzenie swej groźby w życie. Tak więc katoliccy królowie musieli pamiętać, że w razie konfliktu z Kościołem ostatnie słowo ma do powiedzenia Rzym. Przecież to z jego nadania i za jego błogosławieństwem zarządzali swoim kawałkiem Europy. WACŁAW KOPRAS
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r. Teren, na którym rozciąga się dziś Irak to kolebka cywilizacji. To tutaj zbuntowani ludzie mieli budować wieżę Babel, tu mieściło się Ur, z którego wyszedł Abraham, tutaj dotarł prorok Jonasz, by nawrócić mieszkańców Niniwy. Najsławniejsze jednak było królestwo Babilonu. W starożytności nie było miasta równie sławnego jak Babilon. Izajasz nazwał go „perłą królestw” (Iz 13. 19), a Jeremiasz „złotym kielichem upijającym ziemię” (Jer 51. 7). Historyk grecki – Herodot – napisał, że „jego splendor górował nad wszystkimi miastami świata”. Czy była to tylko retoryczna przesada starożytnych? Odpowiedź przyniosły prace archeologa niemieckiego – Roberta Koldeweya. W trakcie trwających 18 lat badań, uczeni zlokalizowali zarys miasta i najważniejsze zabytki, pracując w skwarze sięgającym 58 stopni w cieniu. Wykopaliska odsłoniły część dawnej metropolii, a jednak w pełni uzasadniają zachwyt starożytnych. Babilon wypełniały piękne pałace i liczne świątynie. W mieście były też dwa cuda starożytnego świata: Wiszące Ogrody oraz wieża Etemenanki, w której niektórzy dopatrują się pozostałości po wieży Babel.
Większość tych zapowiedzi pochodzi z księgi proroka Izajasza, który żył około 700 r. p.n.e., kiedy Babilon tętnił życiem, a lata największej świetności miał dopiero przed sobą. W sto lat później Babilończycy złamali potęgę Asyryjczyków, a w 605 r. p.n.e. Nabuchodonozor pobił Egipcjan pod Karkemisz, czyniąc królestwo babilońskie największym mocarstwem ówczesnego świata. W 597 r. Babilończycy najechali na zbuntowaną Jerozolimę. W podobnych okolicznościach uderzyli na Judeę w 587 r. p.n.e., kiedy po 18-miesięcznym oblężeniu zdobyli
KOLEBKA CYWILIZACJI Na jednej z tabliczek klinowych jest tego rodzaju zapis: »26 dnia 12 miesiąca 37 roku Nabuchodonozora, do miasta Borsippa dostał się szakal«. Oczywiste jest, że w owych czasach dziwna byłaby zapowiedź, że dzikie zwierzęta uczynią sobie mieszkanie we wspaniałych pałacach”.
Uczta i upadek Perski król, Cyrus, długim marszem przerzucił swe wojska na teren dzisiejszej zachodniej Turcji i ruszył na Lydię. Państwem tym władał słynący z bogactwa król, Krezus. Stanął on z wojskiem na
Prorok Daniel wyjaśnił Baltazarowi znaczenie napisu, który okazał się wyrokiem: „Twoje panowanie dobiegło kresu; zostałeś zważony i znaleziony lekkim; Babilon zostanie wydany w ręce Persów” (Dn 5. 26–28). Tymczasem żołnierze Cyrusa wykopali kanał, aby odprowadzić wody Eufratu z miasta. Poziom rzeki, i tak niski o tej porze roku, opadł jeszcze bardziej. Persowie wdarli się wysuszonym korytem i otworzyli bramy miasta. Babilon upadł w październiku 539 r. p.n.e. Przez pewien czas pozostawał metropolią, aż król Kserkses (485–465) zrównał go z ziemią. Aleksander Wielki chciał
Babilon – starożytna perła
Wieczne miasto? Za czasów Nabuchodonozora (605–562 p.n.e.) Babilon mierzył 16 km w obwodzie. Dla porównania Niniwa miała 12 km, cesarski Rzym 10 km, zaś Ateny u szczytu potęgi 6,5 km. Miasto otaczał podwójny mur, każdy grubości około 8 m. Przestrzeń między nimi wypełniał gruz, dzięki czemu ich łączna grubość wynosiła 24 m, tak, że na szczycie mogły się wyminąć dwa czterokonne zaprzęgi! Zapasy żywności pozwalały mieszkańcom przetrwać wiele lat oblężenia. Przepływająca przez miasto rzeka Eufrat nawadniała ziemię uprawną wewnątrz murów i dostarczała świeżej wody do picia. Babilon nazywano wiecznym miastem, gdyż uważano, że jest nie do zdobycia, a jednak upadł i to w ciągu jednej nocy! Prorocy biblijni zapowiedzieli, obok samego upadku miasta, kilka intrygujących szczegółów: • będzie niczym Sodoma i Gomora (Iz 13. 19) • nie zostanie ponownie zamieszkany (Iz 13. 20; Jer 51. 26) • Beduini nie postawią na jego terenie swoich namiotów (Iz 13. 20) • nawet owce nie będą tam wypasane (Iz 13. 20) • dzikie zwierzęta uczynią w nim swe leża (Iz 13. 21; Jer 51. 37) • jego teren nie będzie często odwiedzany (Jer 51. 43) • miasto pokryją mokradła (Iz 14. 23)
murami miasta. W nocy zaś hucznie świętowali ku czci Marduka i Isztar, zakrapiając obficie winem swe domniemane zwycięstwo. W Babilonie sprawował wówczas władzę Baltazar, syn króla Nabonida, który z nieznanych względów usunął się do odległej pustynnej miejscowości Tema. Baltazar wydał wielką ucztę dla wszystkich dostojników (Dn 5. 1). Rozkazał też, żeby przyniesiono naczynia ze świątyni Bożej, które jego dziadek, Nabuchodonozor, wywiózł z Jerozolimy (Dn 5. 3). Te poświęcone Bogu naczynia trafiły w ręce książąt i ich nałożnic. Pili z nich wino, czcząc babilońskie bożki. Ten akt
15
Ruiny dawnego Babilonu
Jerozolimę i spalili świątynię, wywobrzegu rzeki Halys. Wahał się, czy żąc jej skarby do Babilonu. Opis rozpocząć wojnę z Persami. Posłał tego podboju, odkryty i odczytany z zapytaniem do wyroczni w Delfach, skąd przyszła odw kronikach babipowiedź, że jeśli lońskich, pokrywa przekroczy rzekę się z biblijną Halys, wielkie pańwersją wydarzeń stwo runie. Krezus (2 Krn 24. 10–17). wziął te słowa za Zgodność ta była pomyślny znak i rukolejnym podwaszył do walki. Dożeniem argumenznał straszliwej tów XIX-wiecklęski. Przewrotna znych krytyków biKronika nabonida wyrocznia nie moblijnych, którzy gła się mylić, bo utrzymywali, że „wielkim państwem” była wtedy nie Nabuchodonozor był legendarną potylko Persja, ale i Lydia. stacią wymyśloną w celach propagandowych przez kapłanów izraelskich! Jesienią 539 r. p.n.e. Cyrus ruszył na Babilon. Już po pierwszym Proroctwo Izajasza (Iz 13. 21; natarciu zorientował się, że giganJer 51. 37), mówiące o tym, że Batycznych murów tego miasta nie bilon popadnie w taką ruinę, wydaweźmie szturmem. Jego doradca, wało się nierozsądne. Niemiecki archeolog, Siegfried Horn, napisał: Chrysantas, obchodząc Babilon „Wtargnięcie szakala do ufortyfikozwrócił uwagę na szerokie koryto wpawanego miasta, a nawet do pałacu dającego do miasta Eufratu, co podbyło w starożytności zdarzeniem tak sunęło mu fortel, który dopracował rzadkim i niesłychanym, że odnotoz Cyrusem. Za dnia Babilończycy szywano je w oficjalnych dokumentach. dzili z Medo-Persów stojących poza
przywrócić miastu dawną chwałę. Kazał podnieść świątynie z ruin i odnowić składanie ofiar Mardukowi, ale wkrótce zmarł i odbudowy Babilonu zaniechano. Historyk, Strabon z Amazei, gdy odwiedził ruiny Babilonu, napisał: „To wielkie miasto stało się pustkowiem”. Perła królestw stała się niczym Sodoma i Gomora, jak zapowiedzieli prorocy wieki wcześniej (Iz 13. 19–20; Jer 51. 26). Dzisiejsze wsie arabskie leżą w dawnym Brama Isztar wiodąca do Babilonu korycie Eufratu lub poza obszarem, jaki zajmował Babilon w czasach Izajasza. Tylko nieliczni odwiedzają jego ruiny, jak zapowiedział Jeremiasz (Jer 51. 43). Beduini omijają je z dala i nikt nie wypasa tam owiec, jak prorokował Izajasz (Iz 13. 20). Spora część dawUczta Baltazara wg obrazu Rembrandta nego miasta to mokradła (Iz 14. 23). Babilon stał Baltazara nabrał w Biblii archetyposię pustkowiem zamieszkanym przez wego wymiaru, symbolizując wymiedzikie zwierzęta (Iz 13. 21), zgodnie szanie prawdy Bożej z odstępstwem z zapowiedzią: „I stanie się Babilon oraz religii z władzą świecką. Nazykupą gruzów, siedliskiem szakali, miejwany duchowym „nierządem” (Jer scem grozy i gwizdania, bez miesz2. 20–31; Oz 2. 5) i „obrzydliwością” kańców” (Jer 51. 37). (Ap 18. 9) pojawia się w ApokalipBiblijne proroctwa dotyczące sie w proroctwie mówiącym o odBabilonu, podobnie jak Niniwy, spistępczym systemie religijnym, który sano w dniach największej chwały w czasach chrześcijańskich wymietych miast. Jakże trudno byłoby wtesza prawdę z fałszem, próbując nady przewidzieć, że akurat te kwitrzucać swe doktryny przy pomocy nące metropolie zamienią się w ruwładzy świeckiej (Ap 13–18). iny, w przeciwieństwie do innych Mieszkańcy Babilonu bawili się stolic dawnych imperiów – Rzymu, w fałszywym poczuciu bezpieczeńAten, Damaszku, Istambułu czy Jestwa, nieświadomi, że z ciemnością rozolimy, które przetrwały do dziś. nocy zapadł na nich wyrok śmierci. ALFRED J. PALLA Otrzeźwieli dopiero wtedy, gdy nie(autor jest historykiem i biblistą) widzialna ręka napisała na ścianie Fot. archiwum cztery słowa: Mene, mene, tekel, uparsin (Dn 5. 25). Strach ścisnął ich serca. Baltazar obiecał wtedy Wojna? najwyższą – po sobie i swoim ojcu Gdzie są prawdziwi chrześcijanie? – pozycję w państwie temu, kto wyJezus z Nazaretu darował Kazania na Górze. jaśni znaczenie tych słów. Nikt jedDziś jako Chrystus poprzez prorocze słowo nak nie potrafił (Dn 5. 29). Zapamówi do nas ponownie. Cena książki 11,00 zł plus koszty wysyłki. dła konsternacja. Wtedy na salę Życie Uniwersalne weszła królowa, matka Baltazara, Skr.poczt.550, 58-506 Jelenia Góra 8 Internet: www.das-wort.com i wskazała Daniela (Dn 5. 11–12).
16
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
WIARA I NAUKA
Potomkowie Seta z pewnością nie ustępowali linii Kaina pod względem wiedzy i zaawansowania technologicznego. Z imienia wnuka Adama, a syna Seta – Kenana, można wnioskować, że wyrabiał narzędzia zanim w linii Kaina urodził się Tubalkain, który produkował broń. Niewykluczone, że Kenan wyrabiał złożone narzędzia potrzebne w rolnictwie, budownictwie czy tkactwie. W każdym razie specjalistyczne zawody Kenana i Tubalkaina wskazują na to, że ludzkość osiągnęła już wtedy liczbę, która pozwalała na specjalizowanie się w różnych zawodach, a zatem Noe i jego synowie mogli przynieść ze sobą tylko część wiedzy przedpotopowej cywilizacji. Co przynieśli? W 1968 roku rosyjscy archeolodzy odkryli prehistoryczną fabrykę metalu z III tysiąclecia p.n.e. w po-
Ramajana, zawierają tak liczne opisy procesów produkcji pojazdów latających i tak szczegółowy instruktaż pilotażu, że trudno uznać je za fantazje. Niektóre z tych latających maszyn były wyposażone w broń. Poemat „Mahabharata” (ok. 500 r. p.n.e.) opisując wydarzenia z III tysiąclecia p.n.e., mówi o bogach-królach w metalowych pojazdach latających, którzy spowodowali katastroficzną eksplozję o skutkach, jakie towarzyszą wybuchowi bomby atomowej. W Indiach odnaleziono ślady, mogące świadczyć o... wybuchach jądrowych w starożytności. Na przykład w Radżastanie, 16 km na zachód od Jodhpur, pył radioaktywny (lub jego substytut) pokrywa powierzchnię 5 km kwadratowych. Kiedy zaczęto tam budować duże osiedle, wśród jego mieszkańców była tak wysoka zachorowalność na raka i rodziło się tyle upośledzonych dzieci, że wezwano naukowców w celu zbadania sprawy. Poziom radioaktywności okazał się tam tak wysoki, że natychmiast przerwano budowę, a rząd indyjski przesiedlił wszystkich mieszkających tam ludzi. Odkryto ruiny dawnego mia-
Z KSIĘGI POCZĄTKÓW (5)
Potomkowie Seta bliżu góry Ararat w Medzamor w Armenii, która zdumiewa rozmachem. Pracujący w niej hutnicy nosili rękawice i ochronne maski... Znaleziono tam 200 pieców hutniczych, w których wyrabiano ceramikę i szkło. Z różnych metali produkowano: wazy, noże, pierścienie, bransolety, a nawet instrumenty medyczne. Archeolodzy nie mogli wyjść z podziwu nad pincetą wykonaną ze stali niezwykle wysokiej jakości. Wciąż zdumiewają nowocześnie zaplanowane starożytne miasta, takie jak Harappa czy Mohendżo Daro, wyposażone w system wodociągowy i kanalizacyjny. Domy w Sumerze posiadały klimatyzację. Niektóre z systemów irygacyjnych ułożone były z dopasowanych piętnastotonowych kamiennych bloków o wysokości 10 m. W Maduru Oya w Sri Lance towarzyszyła im potężna tama ze śluzami o długości 10 km, która pozwalała regulować przepływ milionów litrów wody. Piramidy w Gizie i inne megalityczne budowle zbudowane wkrótce po potopie wymagały wiedzy matematycznej i astronomicznej, której brakowało późniejszym pokoleniom. Znane są rysunki na skałach (np. we Francji), przedstawiające przebieg skomplikowanych operacji medycznych sprzed kilku tysięcy lat. Wszystko to świadczy o tym, jak zaawansowana musiała być cywilizacja przed potopem. Dziadek Noego, urodzony 687 lat po stworzeniu świata, nosił imię Metuszelach (Matuzalem), które oznacza łucznika, a zatem wojownika. Technologia, w tym zbrojeniowa, mogła odżyć po potopie. Starożytne hinduskie przekazy, np.
sta, które mogło liczyć pół miliona mieszkańców, zniszczonego być może wybuchem o sile zbliżonej do bomby, która spadła na Hiroszimę. Pracujący na tym terenie archeolog Francis Taylor powiedział: „Nie mieści się w głowie, że jakaś cywilizacja dysponowała nuklearną technologią przed nami. Jednak pył radioaktywny przydaje wiarygodności dawnym indyjskim relacjom, które opisują wojnę atomową”. W wielu miejscach świata – na przykład w pobliżu Babilonu, w Gabonie, na Saharze i pustyni Gobi – znaleziono warstwę zielonego szkliwa, które mogło powstać z piasku stopionego w rezultacie wybuchu jądrowego. W pobliżu Babilonu tafla tego szkła leży pod warstwą babilońską, sumeryjską i neolityczną. Neolit to epoka kamienia, a więc tuż przed nią prawdopodobnie istniała na ziemi wysoko rozwinięta cywilizacja. Epoka lodowcowa, która mogła nastąpić w rezultacie zmian klimatycznych, jakie wywołał potop, a być może także wojna nuklearna, zahamowała technologiczny rozwój cywilizacji ludzkiej. Dla ludzkości oznaczało to epokę kamienia, gdyż znalazła się na najniższym poziomie i musiała walczyć o przetrwanie, zamieszkując jaskinie, a także posługując się prymitywnymi narzędziami. Większość przedpotopowej wiedzy i technologii poszła w zapomnienie. Pamięć o złotym wieku ludzkości przetrwała w legendach i nielicznych zapiskach. Z czasem, długowiecznych patriarchów o zdumiewającej wiedzy i technologii uznano za bogów albo – jak Däniken – za... przybyszów z kosmosu. A. J. PALLA
Czy nauka obala religię? Największą zdobyczą fizyki XX wieku nie jest ani teoria względności, ani mechanika kwantowa, ani też rozłożenie atomu, lecz ogólne zrozumienie, że nie zetknęliśmy się jeszcze z ostateczną rzeczywistością. To opinia czołowego fizyka i astronoma, sir Jamesa Jeansa. Ciekawie ujął ją wielki humanista prof. Carl Rogers, który stwierdził, że poszukiwanie podstawowej materialnej jednostki wszechświata okazało się bezowocne, gdyż taka nie istnieje. „Całe nasze postrzeganie rzeczywistości rozmyło się w nierzeczywistości”. Ken Wilber dokonał zestawienia wszystkich ważniejszych wypowiedzi na temat mistycznego i religijnego znaczenia nauki, autorstwa wielkich teoretyków nowoczesnej fizyki, takich jak Einstein, Schrödinger, Hiesenberg, Bohr, Eddington, de Broglie, Jeans, Planck. Po ich przestudiowaniu doszedł do wniosku, że zgodnie obnażają one mit o obaleniu religii przez naukę. Tym, którzy tak uważają, zaczepnie rzuca: „Wam, którzy kłaniacie się fizyce, jakby była religią, zadać chcę pytanie: Cóż myśleć o tym, że ojcowie waszej nowoczesnej nauki, teoretycy i badacze, pionierzy każdej teorii, której tak skwapliwie oddajecie dziś cześć, (...) byli co do jednego mistykami?”. Przez mistycyzm Wilber rozumie religię, która nie opiera się na dogmatach, lecz na osobistym doświadczeniu. Uczeni na ogół nie wątpią w istnienie Boga, Inteligentnego Kreatora, choć różnią się rozumieniem Jego natury.
Co jest mitem? Pogląd, że nauka obaliła religię i że wielki uczony nie może być człowiekiem wierzącym, jest wielką iluzją. Ciekawe, że większość noblistów i innych wybitnych teoretyków, którym zawdzięczamy nowoczesną fizykę, zgodnie uważa, iż mimo całego postępu nauki Bóg pozostanie dla człowieka jedyną znaczącą sprawą, jakkolwiek nie poddaje się naukowej analizie. Max Planck, ojciec nowoczesnej teorii kwantów, stwierdził, że nie przypadkiem najwięksi myśliciele wszech czasów byli osobami głęboko wierzącymi. Einstein doszedł do wniosku, iż „harmonia prawa naturalnego objawia Inteligencję tak ogromną, że w porównaniu z nią systematyczne myślenie i działanie człowieka jest jedynie maleńkim przebłyskiem intelektu”. Pierwsze odrzuciło Boga Oświecenie. Dojrzewająca „naukowość” głównego wroga postępu upatrywała w Kościele. A ponieważ ten (jako jej „strażnik”) posługiwał się Biblią raczej arogancko i interpretował ją jak chciał – fala gniewu została skierowana na wszelką nadprzyrodzoność. Judaizm i chrześcijaństwo odarto więc ze wszystkiego, co świadczyło o Bożej ingerencji we
wszechświat. Zrodziła się wówczas wiara, że ludzkość rozwiąże każdy problem i odpowie na każde pytanie. Jeśli chodzi o Boga, przestała istnieć „potrzeba takowej hipotezy”. Ale od tego czasu minęły stulecia, a nauka sama zweryfikowała swe założenia. Koncepcja przypadkowego powstania wszechświata i życia okazała się mało prawdopodobna. Stary pogląd o niepotrzebnym Bogu cieszy się dziś dużym powodzeniem jedynie wśród reprezentantów tzw. nauk społecznych. Znakomity fizyk Robert Griffiths stwierdził: „Jeśli potrzebujecie ateisty do rozmowy, to musicie się udać na wydział filozoficzny. Wśród fizyków takiego nie znajdziecie”.
Od fizyki do metafizyki Noblista Erwin Schrödinger, współtwórca mechaniki kwantowej, powiedział: „Naukowy wizerunek otaczającego mnie realnego świata jest bardzo ułomny. Podaje ogrom faktów (...), lecz okrutnie milczy na temat tego wszystkiego, (...) co ma dla nas znaczenie. (...) Nie wie nic o pięknie i szpetocie, dobru i złu, Bogu i wieczności. Bywa, że nauka zgłasza pretensje do roli wyroczni w tych dziedzinach, lecz jej odpowiedzi są najczęściej tak głupie, że nie można ich traktować serio”. Einstein zauważył, że studiowanie fizyki wiedzie nieodwołalnie ku metafizyce, wskazując na niematerialną (duchową) przyczynę istnienia wszechświata materialnego. Analizując pisma mistyczne największych fizyków Ken Wilber wnioskuje: „W dziedzinie fizyki teoretycznej nie istnieje już żadna poważniejsza obiekcja co do rzeczywistości duchowej”. Podkreśla, że opinia ta – uznawana przez wielkich teoretyków (Einstein, Sherrington, Heisenberg, Schrödinger, Planck, Eddington) – to „najbardziej rewolucyjna konkluzja w sprawie religii, jaką »oficjalnie« wygłosiła sama teoria naukowa”, a to oznacza „ostateczne podsumowanie starego sporu między naukami przyrodniczymi a religią”. Otwierając jedne drzwi, nauka odsłania jednocześnie dziesięć następnych – zamkniętych. I choć wiemy już dużo o cechach zjawisk takich jak energia, przestrzeń, czas, to nie jesteśmy wcale bliżsi wyjaśnienia ich natury od starożytnych badaczy. Nauka nie jest też w stanie wyjaśnić natury uczuć wyższych: piękna, miłości czy prawdziwego sensu istnienia. Absurdalność redukowania człowieka i wszechświata do przypadkowego tworu zauważył Eddington: „Kiedy z ludzkiej duszy, udręczonej tajemnicą istnienia, wyrywa się okrzyk: »Jakiż jest sens
tego wszystkiego?«, nie będzie prawdziwą odpowiedź: »Sens tego wszystkiego to atomy i chaos, sens to wszechświat ognistych kul pędzących ku rychłej zagładzie«”. Dla wielkiego astronoma Roberta Jastrowa, długoletniego szefa jednego z instytutów badań kosmicznych, bardzo prawdopodobne jest istnienie innych, bezcielesnych bytów, które, jak powiedział w jednym z wywiadów, „zacofani ludzie zwą duchami”, a które „dysponują siłami wedle naszych norm magicznymi”. Najbardziej zadziwia jednak inna jego wypowiedź: „Najistotniejsze elementy wiedzy astronomicznej są zgodne z biblijnym opisem zawartym w Księdze Rodzaju”. Nie wypowiedział tego chrześcijanin...
Kosmiczny projektant „Jesteśmy w sytuacji małego dziecka wchodzącego do olbrzymiej biblioteki wypełnionej książkami w wielu językach. Dziecko wie, że ktoś musiał napisać te książki. Ale nie wie jak” – to nie są słowa fundamentalisty, lecz fizyka, geniusza XX wieku, Alberta Einsteina. Penetrując swym badawczym umysłem wszechświat, nie miał wątpliwości, że istnieje – jak mówił – wyższa rozumna istota objawiona w niepojętym wszechświecie. Inny noblista w dziedzinie fizyki, Artur Holy Compton, stwierdził, że „faktem jest, iż tam, gdzie jest plan, istnieje inteligencja – uporządkowany, rozwijający się wszechświat świadczy o prawdzie najbardziej majestatycznego stwierdzenia, jakie kiedykolwiek wypowiedziano – »Na początku był Bóg«”. Uczeni przyznają dziś, że istnienie wszechświata, a zwłaszcza życia we wszechświecie, wymagało precyzyjnego dostrojenia się masy czynników. Choćby jeden z nich – jak wspomina Stephen Hawking – nie może być przypadkiem: „Gdyby tempo rozszerzania się wszechświata w sekundę po wielkim wybuchu było wolniejsze choćby o 1:10 17 wszechświat zapadłby się, zanim osiągnąłby swój obecny rozmiar”. Zauważył, że wiele podstawowych liczb związanych z prawami nauki „wydaje się bardzo precyzyjnie dobranych, aby umożliwić rozwój życia”. Ten zajmujący się kosmologią jeden z najwybitniejszych współczesnych fizyków dochodzi do zaskakującego dla wielu wniosku: „Bardzo trudno byłoby wyjaśnić, dlaczego wszechświat zaczął się tak, jak się zaczął, nie biorąc pod uwagę tego, iż powstał on z woli Boga”. Astronom Hugo Ross wymienia dwadzieścia sześć czynników, bez których życie we wszechświecie byłoby niemożliwe. Trzy z nich wymagają precyzji wyrażonej liczbą poprzedzoną 37 zerami po przecinku... I jeszcze laureat najwyższych nagród w dziedzinie astronomii – Alan Sandale: „Nie potrafimy w żaden sposób zrozumieć
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r. wszechświata bez odwołania się do czynnika nadprzyrodzonego”.
Skąd wzięło się życie? Wszystkie organizmy żywe składają się z komórek. Człowiek to średnio sto trylionów komórek. Jeszcze na początku XX wieku naukowcy uważali, że komórki są strukturami stosunkowo prostymi, stąd łatwiej było im przyjąć tezę o samoistnym i przypadkowym powstaniu życia. Dziś biochemicy są świadomi tego, iż nawet najprostsza komórka jest niezwykle złożona. Każde jądro komórkowe dowolnego or-
w zamierzchłej przeszłości”. Zdają sobie z tego sprawę jego koledzy. Na przykład czołowy ideolog współczesnego ewolucjonizmu globalnego, Richard Dawkins, w swej książce „The Selfish Gene” pisze, że związki białkopochodne i inne, niezbędne do powstania życia, tworzyły coś w rodzaju bulionu, ekstraktu zupy, w którym „powstała przypadkowo niezwykle ciekawa cząsteczka”, która z kolei przypadkowo otoczyła się błoną i równie przypadkowo zaczęła wytwarzać identyczne względem siebie struktury, które znów tak samo przypadkowo uformowały się w żywy orga-
NAUKA I WIARA jest przecież powiedzenie Einsteina, że prawdziwie religijnymi ludźmi w naszych zeświecczonych czasach są uczeni. Oni dotykają rzeczy, których pojęcie często wykracza poza nasze możliwości.
Dlaczego inni nie wierzą Według statystyk, najwięcej ludzi wierzących jest wśród przedstawicieli nauk ścisłych. Współczesna nauka dała człowiekowi możliwość ujrzenia, jak bardzo skomplikowany i nieprzypadkowy jest świat. Zaciera się już granica między na-
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Podkreśla Pani nieustannie potrzebę życia daną chwilą, mocnego przeżywania teraźniejszości, pogłębiania intensywności doznań. Dlaczego? – Poprzez intensywne przeżywanie tej chwili, która jest i która przemija, odczuwamy radość z tego, że istniejemy. Poza tym intensywne doznania powodują, że przestajemy myśleć o przyszłości, przestajemy rozpamiętywać przeszłość, żyjemy chwilą, która nigdy nie powróci. To jest wielka umiejętność – żyć tak, jakby nie było dnia wczorajszego i żyć w taki sposób, aby przyszłość nie przesłaniała teraźniejszości. Wiele osób marnuje sobie życie, bo nie umie się odciąć od tego, co było. Przykładem
Fot. Krzysztof Krakowiak
suficie. Wyłączenie światła i zapalenie świecy sprawia, że wnętrze staje się niebanalne, intrygujące, zmienia się nastrój, nawet twarze wyglądają inaczej. Nie mając wiele pieniędzy, możemy urządzić nasze mieszkania w sposób odmienny od jakiejkolwiek mody. Tak, aby nasz dom był wyrazem, przejawem naszego świata wewnętrznego. – Czasem ucieczką od rzeczywistości jest pogrążanie się we wspomnieniach.
OKIEM HUMANISTY (19)
Żyć teraźniejszością
ganizmu zawiera bazę danych większą niż trzydzieści tomów Encyclopedia Britannica. Na mikroskopowym poziomie wiele struktur prezentuje niewyobrażalną złożoność. Struktury te są nieredukowalnie złożone, co oznacza, że nie podlegają ewoluowaniu, bo zbudowane są z licznych części, które tylko w komplecie powodują, że całość może funkcjonować. Pochodzenie życia jako dzieła przypadku, bez zewnętrznego zamierzonego wkładu energii, jest wprost nieprawdopodobne – uznał prof. chemii, Michel Behe. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny Ernest Boris Chain podkreślił, że „laboratoryjna synteza nawet najprostszej komórki jest po prostu niemożliwa, a wyobrażenie człowieka, że może konkurować z Bogiem, jest absurdalne”. Na dużą szczerość odważył się inny medyczny noblista – prof. Georgie Wald: „Nie chcę uwierzyć w Boga. Dlatego też wolę wierzyć w to, o czym wiem, iż jest naukowo niemożliwe: samoistne wytworzenie się prowadzące do ewolucji”. Znany ewolucjonista Loren Eiseley przyznał, że „teologom zawsze zarzucano, iż nazbyt często powołują się na mity i cuda, a oto światu nauki nie pozostało nic innego, jak stworzyć własną mitologię, mianowicie założenie, że to, czego mimo usilnych starań nie udaje się dziś udowodnić, naprawdę zdarzyło się
nizm zdolny do odżywiania się i rozmnażania. Potrzebna po wielekroć tej tezie przypadkowość powoduje, że wiara ewolucjonistów staje się znacznie głębsza niż kreacjonistów. Ci ostatni wierzą bowiem w jeden cud, pierwsi natomiast – w cały ich łańcuch. Dzisiaj naukowcy raczej odrzucają tzw. dowód millerowski, na którym zbudowano współczesną teorię spontanicznego życia. Przeprowadzony 48 lat temu eksperyment Millera-Urny był na tyle naciągany, że jego twórca po wielu latach sam się z niego wycofał. Prof. William Thorpe, zoolog z uniwersytetu w Cambridge, stwierdził, że „wszystkie opublikowane w ciągu ostatnich dziesięciu do piętnastu lat rozważania mające na celu wyjaśnienie sposobu powstania życia okazały się nazbyt naiwne i mało sensowne”. Noblista Werner Arber dodaje: „Chociaż jestem biologiem, muszę przyznać, że nie rozumiem, w jaki sposób powstało życie... Możliwość istnienia Stwórcy, Boga, stanowi dla mnie satysfakcjonujące rozwiązanie tego problemu”. I uwaga: „Stworzenie jest poparte przez wszystkie dotychczasowe dane” – tak oficjalnie wypowiedział się nie biblista, lecz fizyk – laureat Nagrody Nobla Arno Penzias. Dlaczego badaczom nie sprawia problemu uznanie, że istnieje Bóg i że On jest Stwórcą? Znane
uką a religią. Kiedyś były antagonistyczne, teraz mogą się nawet uzupełniać. Fizyk Jon Polkinghorne, dyrektor Queens College na Cambridge Univercity podsumował: „W swoim poszukiwaniu prawdy nauka i religia są w rzeczywistości sobie bliższe niż się powszechnie przypuszcza”. Zdolność naukowych teorii do wyjaśniania fizycznych danych jest przyjmowana jako dowód ich prawdziwości. Np. naukowcy uważają, że kwarki należą do podstawowych cząstek, z których składa się cała materia. Polkinghorne zauważa: „Nikt nigdy nie widział kwarka i chyba nikt nie zobaczy... Dlaczego więc wierzę w te niewidzialne kwarki?... Istnienie kwarków jest adekwatnym wyjaśnieniem wielu zjawisk fizycznych”. Jeden z wierzących naukowców – próbując wyjaśnić fenomen wiary – powiedział, że duża wiedza pomaga wierzyć, mała przeszkadza. I w tym chyba tkwi tajemnica mistycyzmu uczonych. Im więcej odkrywają, tym bardziej zdają sobie sprawę z istnienia inteligentnego planu i jego Autora. Wszystko to może prowadzić do prostego wniosku: jeśli Bóg rzeczywiście istnieje i jest odpowiedzialny za nasze istnienie, to i my w jakiś sposób jesteśmy odpowiedzialni przed Nim. A to już nie wszystkim się podoba. PAULINA STAROŚCIK
niech będą groteskowe, ale powtarzające się sytuacje, kiedy żona krytykuje swojego męża, porównując go ze swoim poprzednim mężem i wskazuje, że obecny mu nie dorównuje. Powinniśmy w każdej chwili rodzić się na nowo – nie zestawiać tego, co jest, z tym, co było – oddawać się w pełni teraźniejszości. To przynosi poczucie głębokiej radości. Przeciwieństwem tej postawy życiowej jest cierpiętnictwo, ciągłe rozpamiętywanie, chociażby takie, jakie wylewa się z Radia Maryja. Poświęcanie się, cierpienie, rozważanie przemijania. Zostawmy to! Oddajmy się intensywności doznań, które są nam dostępne w danym momencie! Cieszmy się tym, że istniejemy! – Tym bardziej że przyszłość i przeszłość to jest coś, co naprawdę nie istnieje... – Tak, przeszłość już była i nie mamy na nią żadnego wpływu, a przyszłość tylko w jakimś stopniu zależy od nas. Po co się nią zamartwiać? Cieszmy się tym, co jest i wykorzystujmy każdą chwilę, mając oczywiście w perspektywie jakieś cele, do których chcemy zmierzać. – Jak można wzmocnić przeżywanie teraźniejszości? – To jest trochę jak w teatrze – to od nas zależy sceneria każdego dnia. To od nas zależy, czy spędzimy go w domu, przed telewizorem, czy pójdziemy np. do jakiejś kawiarni o bardziej niezwykłym wnętrzu. Chwila obecna zależy od nas! Poza tym nasze przeżycia zależą od ciekawości świata. Jest rzeczą wspaniałą poznawanie nowych ludzi. Oni mogą przecież wnieść ożywczą nowość w nasze życie. Teraźniejszość staje się bardziej barwna, gdy używamy odpowiednich rekwizytów. Nasze mieszkania są często fatalnie oświetlone, nie zniosłabym np. mieszkania z jedną lampą na
– Aby żyć w sposób pełny, trzeba przestać rozważać, trzeba mieć pustą głowę. Chcesz intensywnie żyć, miej głowę bez wspomnień, nie analizuj bez końca tego, co ci ktoś powiedział, tego, że cię skrzywdzono. W ten sposób marnuje się tylko czas, który ucieka bezpowrotnie. Co nie mniej ważne, musimy wyrobić w sobie poczucie tego, że postępujemy prawidłowo. Jeżeli dziś żałujemy tego, co zrobiliśmy wczoraj, to popełniamy podstawowy błąd. Wczoraj byliśmy inni niż dziś i nie możemy przykładać dzisiejszej miary do tego, co minęło. Trzeba sobie powiedzieć: widocznie nie mogłem wtedy postąpić inaczej. Trzeba umieć afirmować siebie. Jeżeli popełniliśmy błąd, to czuwajmy, aby go teraz nie popełnić. Faszerowanie siebie pretensjami prowadzi do rozstroju nerwowego, do depresji. Tkwiąc w przeszłości, marnujemy teraźniejszość. – Wiele systemów religijnych odrywa nas od teraźniejszości, a kieruje ku przyszłości – w stronę zbawienia, wiecznej zapłaty w niebie, kiedy wszystko się zmieni i wszyscy będą szczęśliwi... – Ale wtedy nigdy nie żyjemy naprawdę – żyjąc wizją przyszłości, która ma nam przynieść poczucie spełnienia i radości. To jest niebezpieczne, bo powinniśmy żyć w teraźniejszości. Ludzie np. dążą do zdobycia jakiegoś majątku, latami jadają chleb ze smalcem, aby kupić wymarzony samochód. Sądzą, że dopiero wtedy będą szczęśliwi. Po pierwsze, można owego szczęścia nie doczekać, a po drugie, może się okazać, że ów wyśniony cel wcale nie przyniósł nam takiej satysfakcji, jakiej oczekiwaliśmy. Lepiej zatem przeżywać swoje szczęście dzisiaj niż w przyszłości, która może nie nadejść lub nas rozczaruje. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
NASZA RACJA
OGŁOSZENIA PARTYJNE Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:
[email protected] Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, którzy chcą wspomóc finansowo jej działania, prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722. ¤¤¤ Zarząd Krajowy zwraca się do wszystkich, którzy w roku ubiegłym wysłali na adres redakcji tygodnika „Fakty i Mity” deklaracje poparcia dla powstania partii, o zgłaszanie się do naszych przedstawicieli w celu wypełnienia deklaracji członkowskich. ¤¤¤ Wszystkich zainteresowanych otrzymaniem pierwszego numeru biuletynu APP RACJA regionów centralnej i wschodniej Polski prosimy o kontakt: Piotr Musiał: 0-603 788 813, e-mail:
[email protected] lub pod adresem łódzkim Partii. Spotkania: Zapraszamy członków i sympatyków. Będzin, Czeladź – 13.04, godz. 17, ul. 35-lecia 1, świetlica „Omega”. Białystok – 11.04, godz.16, ul. JPII 54, hotel „Turkus” – zebranie wyborcze. Bielsko-Biała – 15.04, godz. 17, ul. Wyzwolenia 45. Bolków – 4.04, godz.17, bar „Marta” – zebranie założycielskie. Bydgoszcz – 6.04, godz.13, ul. 20 Stycznia 21 (delegaci i przewodniczący powiatowi – obecność obowiązkowa). Gośćmi spotkania będą wiceprzewodniczący zarządu krajowego. Bytom – 6.04, godz.16, ul. Dworcowa 2, spotkanie z przewodniczącym Rady Miasta Bytomia. Cieszyn – 16.04, godz.16.30, ul. Stawowa, OSP. Gdynia – 6.04, godz. 13, restauracja „Arkadia”. Gorzów Wlkp. – spotkania w każdy poniedziałek o godz. 17, kawiarnia „Pod Pałacem Ślubów”, ul. Kazimierza Wielkiego 1. Iława – 7.04, godz. 17, Ośrodek Wypoczynkowy „Perkoz”, ul. Konstytucji 3 Maja 7, tel.: 0-506 195 556. Katowice – 10.04, godz.17.00, ul. Sokolska 10a/4, Katowice – 15.04, godz. 19, kawiarnia „De Marco Bis”. Kraków – 17.04, godz. 17, ul. Bronowicka 5, restauracja „Dracena”, Kont.: Stanisław Błąkała (012) 636 73 48. Lublin – 4.04, godz. 15.30, ul. Mełgiewska 7/9, „Barek”. Opole – 4.04, godz. 19, ul. Domańskiego 21 – zebranie wyborcze. Płock – 4.04, godz. 17, ul. Kościuszki 26. Poznań – 7.04, godz. 17, ul. Garbary 54, oberża „Pod Dzwonkiem”, temat – „Kościół w Unii Europejskiej”. Udział przedstawicieli biura informacyjnego UE w Poznaniu. Pszczyna – 12.04, godz.17, ul. Dworcowa 3, restauracja „Sułtan”, zebranie założycielskie, tel. 0-692-950371. Siemianowice Śląskie – 7.04, godz. 17, ul. Okrężna, bar „Roxana”. Kont.: 0-501 797 260. Tarnów – 6.04, godz. 11, Rynek 14, restauracja „U Jana”, temat – „Prawda i kłamstwo”. Kontakt: B. Kuczek (014) 624 27 93. Warszawa (lewobrzeżna) – 8.04, godz. 19, ul. Dereniowa 6.
Warszawa (prawobrzeżna) – 8.04, godz. 18, ul. Grochowska 136. Wisła – 13.04, godz. 17, ul. 1 Maja 45, restauracja „Ogrodowa”. Włocławek – 4.04, godz 17, hotel „Kujawy”. Zabrze – 5.04, godz.15, pub „Galeria” u zbiegu ulic Szczęść Boże i 3 Maja. Kontakty: KUJAWSKO-POMORSKIE Bydgoszcz – Stanisław Świąder, 0-502 043 170, Stanisław Kontorowski, 0-606 358 817, Bydgoszcz – powiat – Edmund Poraziński, (052) 381 40 50, Chełmża – Jerzy Kowalski, (056) 675 67 54, Grudziądz – Teresa Nowaczyk, 0-605 924 182, Inowrocław – Stefan Grabek, 0-503 129 745. Gniewkowo – Marian Kras, (052) 567 13 14, Świecie – Sylwester Salwierz, (052) 331 43 59, Toruń – Stanisław Gęsicki, (056) 651 93 58, Włocławek – Ryszard Kwiatkowski, 0-606 956 094. ŁÓDZKIE Skierniewice – zapraszamy w soboty w godz. 14–17, ul. Dworcowa 1 pok. 109. Kont. 0-503 162 608. MAZOWIECKIE Sympatyków chcących wstąpić do APPR prosimy o kontakt: Piotr Musiał 0-603 788 813. ŚLĄSKIE Dyżury: Bytom, ul. Dworcowa 2, każdy poniedziałek od 14.00–16.00, Katowice, ul. Sokolska 10a/4, w każdy czwartek od 15.00–18.00, Komunikaty: Wszystkich chętnych do zorganizowania nowych struktur APP RACJA na Podbeskidziu proszę o kontakt, tel. 0-692 950 371. Informacja i pomoc w organizowaniu nowych struktur APPR – tel. 0-609 091 051. WARMIŃSKO-MAZURSKIE Olsztyn – Jan Kuliziak, (089) 534 23 66, Biskupiec – Tadeusz Markiewicz, (089) 715 31 98, Elbląg – Daniel Justyński, (055) 643 32 80, Ełk – Zbigniew Draniewicz, (087) 610 18 79, Giżycko – Bożena Markwordt, (087) 428 32 96, Iława – Kazimierz Jeziorski, (089) 649 34 08, Ostróda – Jan Bobowski, (089) 646 63 37. ZACHODNIOPOMORSKIE Białogard – poszukujemy lokalu na zebrania członków i sympatyków APPR. Kont.: Jerzy Grzelak 0-604 814621. Kołobrzeg – dyżury członków zarządu w każdy wtorek 17–19, ul. Narutowicza 15, pizzeria „De Marco Bis” ¤¤¤ Chętnych do tworzenia struktur na terenie powiatów: Świdwin, Drawsko Pomorskie, Sławno, Szczecinek proszę o kontakt. Tel. 0-600 368 666.
Drodzy Koledzy i Przyjaciele, Członkowie APP RACJA Niniejszym rezygnuję ze stanowiska Przewodniczącego APP RACJA. Proszę Was jednocześnie o zrozumienie tej trudnej dla mnie decyzji. Nasza Partia, którą wraz z grupą Przyjaciół założyłem rok temu, zdążyła już okrzepnąć i jest obecnie jedną z największych sił politycznych w Polsce, choć jeszcze nie wyszła z cienia. Wielu w niej światłych ludzi, patriotów i społeczników, którzy już teraz samodzielnie i owocnie kierują kołami wojewódzkimi oraz powiatowymi. Jestem przekonany, że wśród nich jest wielu godnych kandydatów na stanowisko Przewodniczącego.
Powód mojej rezygnacji jest tylko jeden – permanentny brak czasu na rzetelne wypełnianie coraz większej ilości obowiązków. Doszedłem do wniosku, że nie mogę być jednocześnie dobrym redaktorem naczelnym „FiM” i oddanym, dyspozycyjnym przywódcą Partii. Oddanie wymaga bowiem poświęcenia czasu, który w pełni zajmuje mi praca w redakcji. Nawiązując do mojego dzisiejszego komentarza – nie chcę być marionetkowym liderem, a tym bardziej autorytetem, który nawet nie wie, czym jego Partia żyje, jakie są
jej problemy. Nie mam prawa podpisywać się pod Waszymi sukcesami; nie mogę też brać odpowiedzialności za to, co jest w naszej Partii złe, co niedomaga. Pozostanę dobrym duchem, patronem naszej wspólnej sprawy, a tygodnik „Fakty i Mity” będzie nadal przekaźnikiem antyklerykalnych, w tym również partyjnych, treści. Wszystkim Wam gorąco dziękuję za współpracę i jednocześnie przepraszam za to, że nie zawsze, a raczej rzadko, byłem do Waszej dyspozycji. JONASZ
LISTY
wywiązuje się ze swoich wyborczych obietnic, a do tego jeszcze jest podzielone w tak istotnej sprawie. Mimo wszystko gratulujemy panu Markowi Dyduchowi odwagi i poruszenia tego niewygodnego dla wielu problemu. Piotr Sumiński Zbór Braci Polskich w Poznaniu www.bracia.dekalog.pl
Czułam się idiotycznie, niezręcznie, jak komediantka. Dzieci nie modliły się dla modlitwy, ale dla zajęcia czasu, trzeba było je często uspokajać, zmuszać do zachowania powagi i ciszy (podobnie jak na lekcjach religii). Z biegiem czasu, już bez nakazów czy zakazów, obyczaj odmawiania modlitwy na lekcjach „umarł śmiercią naturalną”. Nikt nie protestował, nikt nie domagał się jego przywrócenia – ani dzieci, ani ich rodzice, ani wreszcie my – nauczyciele. Może tylko katecheci. Tak zostało do dziś. I Bogu dzięki! E.W.
Dyduch ma rację Sekretarz generalny SLD Marek Dyduch ma, niestety, rację. Kościół rzymskokatolicki był i jest zbyt kosztowny. Wysokie koszty utrzymania tego Kościoła w XVI wieku dały impuls do zorganizowania się polskiej szlachty w Jednotę Braci Polskich, a także odpływu wiernych do kościołów protestanckich. Podobnie jest dzisiaj. Jednota Braci Polskich nie pobiera z budżetu państwa ani złotówki, a mimo to radzi sobie świetnie dzięki ludzkiej pomysłowości i energii! To prawda, że Zbór Ariański we współczesnej Polsce jest malutki w porównaniu z katolickim gigantem, ale 9 wydziałów teologii katolickiej na polskich uniwersytetach – przy praktycznie całkowitym braku liczących się choćby katedr teologii protestanckiej czy judaistycznej – to chyba zbyt kosztowna przesada. Z całą pewnością rewizja zasad finansowego funkcjonowania wszystkich kościołów i związków wyznaniowych w Polsce, a nie tylko Krk, jest uzasadniona i konieczna w interesie nas wszystkich. Szkoda tylko, że SLD z tak wielkim opóźnieniem
Farsa w szkole W nawiązaniu do listu „Żółte kalendarze” („FiM” 11/2003), którego autor wspomina „wejście” religii do szkół, pragnę jako nauczycielka, która uczestniczyła w tej farsie, dodać, co wówczas czułam. Był to pierwszy rok mojej pracy. Szkoła zakupiła jednakowe krzyże, które zostały powieszone w każdej klasie, w świetlicy i gabinetach; a nas, nauczycieli, odgórnie zobowiązano do odmawiania modlitwy wraz z dziećmi w pozycji stojącej z twarzą zwróconą w kierunku krzyża. Mieliśmy obowiązek czynić to każdego dnia na pierwszej i ostatniej lekcji, po uprzednim zapytaniu dzieci, czy chcą się pomodlić. Oczywiście chciały zawsze, ponieważ uciekało parę minut. Mnie jako nauczycielce zdarzało się więc modlić kilka razy w ciągu paru godzin pracy z różnymi klasami.
Wystarczy chcieć Niedawno przeczytałam w „FiM” artykuł pt. „Namaszczona zbrodnia”, którego autorem jest p. W. Zabrzański. Twierdzi on, że Biblia, która zawiera wiele opisów zbrodni, nie zasługuje na to, aby ją czytać. Z takim stwierdzeniem nie można się pogodzić. Mogę z całą pewnością stwierdzić, że gdyby ten pan kiedykolwiek przeczytał całe Pismo Święte i zrozumiał je oraz gdyby zechciał zdobyć więcej wiadomości o opisanych tam wydarzeniach i ówczesnych realiach, to nigdy by czegoś tak niestosownego nie napisał. Brydzia z Brodnicy
„REPORTERZY BEZ GRANIC” O POLSKIEJ PROPAGANDZIE Tekst ten został rozesłany do największych polskich mediów w Polsce, lecz nie spotkał się z żadną odpowiedzią. Przedrukowujemy go poniżej. 30 marca 2003 w wieczornym wydaniu dziennika na pierwszym kanale polskiej telewizji publicznej (TVP, najwyższa oglądalność w Polsce) prezenter wyraził zaniepokojenie z powodu ciągłego funkcjonowania telewizji irackiej i podkreślił natychmiastową potrzebę jej uciszenia tak, by zaprzestała uprawiania propagandy. Wyraził swoje niezrozumienie, dlaczego siły sojusznicze – w których Polska bierze aktywny udział – pozwalają nadawać tej telewizji, mimo jej widocznego wpływu na iracką ludność i opinię międzynarodową. Przyjął w studio dziennikarza, który wrócił właśnie z Iraku, gdzie w ciągu dwóch dni towarzyszył wojskom amerykańskim w drodze na Bagdad. Obaj sugerowali telewidzom, że należało zbombardować telewizję iracką już pierwszego dnia ofensywy. Tłumaczyli, że ta telewizja podtrzymuje morale Irakijczyków, co szkodzi armiom sojuszniczym i jest być może powodem wstrzymania natarcia wojsk lądowych, co opóźnia ostateczne zwycięstwo. Dziennikarz, którego wysłano do Iraku, pracuje w polskiej telewizji od czasów stanu wojennego generała Jaruzelskiego. W oczach
opozycji demokratycznej ówczesna polska telewizja miała cele czysto propagandowe. Ten punkt widzenia (w sprawie bombardowania irackiej telewizji) jest bardzo charakterystyczny dla najbardziej popularnych mediów w Polsce. Nie informują one, że celowanie w media jest sprzeczne z Konwencjami Genewskimi. Prawa międzynarodowe były wspomniane tylko raz, przy okazji pierwszych zdjęć amerykańskich jeńców wojennych. Prezydent republiki w wywiadzie prasowym podkreślił zresztą, że nie chodzi o wojnę, a jedynie konflikt zbrojny. Widzenie aktualnego konfliktu pozostaje dość manichejskie: „Na frontach zewnętrznych zmagamy się z nadspodziewanie silnie opierającymi się inwazji sił sprzymierzonych wojskami Saddama Husajna, ścieramy się z sojusznikami Husajna we Francji, Niemczech i kilku innych krajach Europy, wadzimy się z setkami użytecznych idiotów i milionami popierających ich pacyfistów na całym świcie, w tym z sejmową partią Saddama” – pisze zastępca redaktora naczelnego dużego, opiniotwórczego tygodnika „Wprost” (prawica). Międzynarodowa Organizacja Reporterzy bez granic Warszawa 2003.03.20
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
LISTY List do prezydenta Wyrażenie zgody na wysłanie polskiego wojska przeciwko Irakowi jest skandalem i obelgą dla polskiego społeczeństwa. Okrył Pan moją ojczyznę hańbą i izolacją międzynarodową niemającą przykładu w historii Polski. Wstyd mi jest za pański czyn i wstyd mi obecnie, że jestem Polakiem. Brzydzę się Panem, choć głosowałem na Pana dwa razy. Jakie ma Pan pojęcie o wojnie? Ile Pan miał lat w czasie ostatniej wojny? Przypominanie zdradzieckich obietnic Francji i Anglii z 1939 r. oraz stwierdzenia, że nie będziemy umierali za Gdańsk, to mydlenie oczu społeczeństwu polskiemu. Wedle Pana słów jesteśmy mądrzejsi, bo chcemy umierać za iracką ropę dla psychopaty Busha. Jak to dobrze, że już nie będę na Pana głosować, a ciężar hańby i skandalu z udziałem Polski w wojnie przeciwko Irakowi, będzie Pan miał na sumieniu do końca Pana życia. mgr inż. Józef Barski
– wbrew woli większości społeczeństwa – podjął prezydent Kwaśniewski wspólnie z rządem L. Millera. Decyzję tę uważamy za wiernopoddańczy gest – panów reprezentujących obecnie RP – w stosunku do przywódców amerykańskiego molocha. Wiemy też, że USA napadły na Irak, realizując cel, który przyświecał wszystkim (a może prawie wszystkim) prezydentom USA, od Waszyngtona począwszy, i którego motto brzmi: „bóg = pieniądz, pieniądz = bóg”.
LISTY OD CZYTELNIKÓW Lisy w owczej skórze Szanowna Redakcjo! Identyfikuję się z Waszym stanowiskiem w sprawie wojny toczącej się w Iraku. Starzy towarzysze z PZPR, mam tu na myśli Millera i Kwaśniewskiego, mają w genach służalczość i jak nie wchodzą do jakiejś d..., wschodniej czy zachodniej, to po prostu nie potrafią żyć. Śmieszą mnie watykańskie poczynania i nawoływania Ojca, koniecznie świętego, do pokoju. Przecież to Kościół inicjował w przeszłości najbar-
Ateista z Chile
Przypominamy, że w historii Stany Zjednoczone nigdy jeszcze nie udzieliły Polsce konkretnej pomocy, przeciwnie – w okresie stanu wojennego nałożyły na nasz kraj sankcje, które uderzyły bezpośrednio w polskie społeczeństwo. Aleksandra, Katarzyna i Czesław Buczkowscy
Ludobójstwo Terroryści Pan prezydent, premier i ministrowie RP we wszystkich wywiadach podkreślają, że Polska nie jest w stanie wojny z Irakiem. Zastanawia mnie zatem, jaki status prawny przysługuje żołnierzom polskim wziętym do niewoli. Skoro nie jesteśmy w stanie wojny, to żołnierze GROM-u wzięci do niewoli, mogą być potraktowani jak terroryści, a zatem... Stalin wszystkich swoich żołnierzy, którzy dostali się do niewoli, traktował jak zdrajców. Prezydent RP nie wyrzeka się swoich żołnierzy, on ich skazuje na śmierć. Jerzy Bojdo, Tarnów
Protestujemy Protestujemy przeciwko zaangażowaniu Polski w agresję na Irak. Wiemy, że decyzję w tej sprawie
do końca katechizmu. Mogę też dodać, że nieznanie katechizmu jest tylko wymysłem księdza. Nawet uczeń z literą „S” przy nazwisku bez problemów zdał na piątkę. Moim zdaniem jest to niesprawiedliwe, więc czy ów ksiądz ma prawo nie dopuszczać do tego obrzędu? Od redakcji: Oczywiście, że ksiądz ma takie prawo. Wynika ono z konsekwencji. Jeżeli ktoś jest katolikiem, to powinien stosować się do wszystkich zakazów i nakazów swojej religii. Ta zaś zakłada, że każdy ksiądz jest „alter Christus”. Jak więc można nie słuchać Boga?! Jonasz
Strzelają fanatycy
SLD przeciw narodowi Stanowczo protestuję przeciwko decyzji prezydenta i premiera o udziale polskich wojsk w wojnie z Irakiem. Dlatego zawieszam swą działalność w SLD, bowiem występuje on przeciw narodowi polskiemu, który nie chce wojny. Ponadto kierownictwo SLD – także w Łodzi – nie realizuje programu wyborczego, ośmiesza członków partii. Kazimierz Górecki, Łódź
nie, nie warto poświęcać tyle uwagi dziełu, w którego treści jest tyle odrażających opisów i zbrodni”. Nie sądzę, aby tych negatywnych opisów było w Biblii więcej niż 1 proc. Co więc z pozostałą treścią? Czy pozytywnych rzeczy nie dostrzegamy? Może byłoby piękniej, gdyby w Biblii pewne sprawy były przemilczane, tak jak robi to Krk, który nie pamięta swoich zbrodni. Uważam, że nieprzemilczanie pewnych błędów świadczy tylko na korzyść prawdziwości i rzetelności Biblii. Oceniam pozytywnie treść Waszego pisma, między innymi z powodu publikowania artykułów z książek dra Alfreda Palli. Dane do wiad. red.
19
Trwa bandycka wojna, w której Polska bierze haniebny udział, wpisując się w tradycję Zaolzia, Czechosłowacji. „Wolna prasa” zachwyca się tą agresją, wychwalając pod niebiosa „humanitaryzm” działań. Normalni, psychicznie zdrowi ludzie, których w Polsce, sądząc po sondażach, są miliony, nie potrafią zrozumieć, jak bandycką agresję można nazwać „rozbrojeniem Iraku”. Przypomnijmy, że hitlerowcy akcji zagazowania milionów Żydów nie nazwali „ludobójstwem”, a „ostatecznym rozwiązaniem”. Widać, z kogo bierze przykład dzisiejsza propaganda i kto jest dla niej idolem. Jak na nich patrzę, to się wstydzę, że jestem Polakiem. Przemysław, Warszawa PS Przypomnijcie sobie, co kilkanaście lat temu śpiewał punkowy Dezerter: „Wszyscy walczą o pokój, aż się leje krew”.
dziej krwawe wojny religijne i krucjaty na Wschód. Papież JPII sam też prowadzi wojnę, której na imię ekumenizm. Hipokryzja rozmów z innymi kościołami jest aż nadto widoczna i prowadzi do przeforsowania racji jedynie słusznej wiary. Pan Lis z TVN, wielki adorator Stanów Zjednoczonych, relacje z przebiegu wojny przekazuje tak, jakby to on był co najmniej głównodowodzącym. Równie podniecony był, gdy przekazywał relacje z pobytu Papy w naszym kraju. Wszystko razem, ta cała katolicka moralność, niewarte jest dla mnie funta kłaków. Jedyna pociecha w tym, że są jeszcze normalni ludzie, którzy wydają normalną gazetę, i którzy przedstawiają i nazywają rzeczy po imieniu. Co robią ortodoksyjni katolicy, mieliśmy okazję przekonać się, kiedy zaatakowali redakcję „Faktów i Mitów”. e-mail do wiad. red.
Prawdziwa i rzetelna Do napisania do Was sprowokował mnie artykuł z „FiM” 11/2003, pt. „Namaszczona zbrodnia”, w którym W. Zabrzański stara się pouczać redakcję, co należy publikować, a czego nie. Może więc należy zatrudnić Zabrzańskiego na etacie cenzora? Cytuję go: „Bez względu na to, czy Biblia ma historyczne uzasadnienie, czy
Chciałbym Was tylko kongratulować za doskonałą robotę. Muszę też Was podziwiać za odwagę. Jestem obywatelem Chile, który mieszkał w Polsce przez 10 lat i muszę Wam powiedzieć, że pochodząc z katolickiego kraju, stałem się w Polsce jeszcze większym ateistą. To naprawdę nie było łatwe mając polską żonę! To przeważnie było z tych względów, co wy wspominacie w każdym wydaniu waszego pisma. Teraz mieszkam w Anglii od wielu lat i jestem czytelnikiem Waszego website i nie uwierzycie, jak Wam powiem, że mam Wasz site jako home page... Przepraszam za byki, ale po polsku bardzo rzadko piszę. Sto lat i wszystkiego najlepszego z okazji 3 rocznicy. All the best Marcello (Zachowaliśmy oryginalną pisownię – bez urazy...)
Drgnęło w Tarnowie! W prokościelnym Tarnowie jednak coś drgnęło. W tym roku, przynajmniej w naszej dzielnicy, księża po kolędzie nie chodzili. Do kościoła nie chodzę i księdza po kolędzie nie przyjmuję już od dobrych paru lat. Sąsiadka mówiła, że księża ogłosili, iż w tym roku po kolędzie nie pójdą, ponieważ przyjmuje ich tylko co czwarta rodzina! Nieźle! Sympatyk M.
Ksiądz na prawie Jonaszu! Wiedząc, że był Pan księdzem, postanowiłem zwrócić się do Pana z prośbą. Moja koleżanka powinna mieć teraz bierzmowanie, lecz katecheta (ksiądz) nie chce jej do niego dopuścić, gdyż nie zna ona
Szanowna Redakcjo, pragnę przekazać Wam wyrazy solidarności w związku z ostrzelaniem Waszej siedziby. Oto jeszcze jeden dowód na to, że katolicyzm w wydaniu niektórych osób nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem ani miłością bliźniego. Nienawiść to cecha wyróżniająca fanatyków, którzy chrześcijanami przecież nie są, podobnie jak Bush, który rozpętuje ohydną wojnę, i Miller z Kwaśniewskim, którzy tej wojnie przyklaskują. Życzę Wam Bożego błogosławieństwa, zarówno tym wierzącym, jak i niewierzącym, i proszę – nie kierujcie się nienawiścią jak Wasi wrogowie... Grzegorz W.
Kwiz o „FiM” Wróciłam z dużego studenckiego spędu, gdzie zrobiliśmy sobie kwiz na temat „Faktów i Mitów” i o tym, kto jest dobry. Pierwsze miejsce zajął Jonasz, bo wizjoner i mu się przepowiednie sprawdzają, no i dobrze pisze. Drugie miejsce zajął Rodan, bo kąśliwy i młodzieżowy nowoczesny język. Na trzecim wspólnie Poradowski i Szenborn, bo dorwali księdza pedofila Pawłowicza, a to sztuka wsadzić czarnego. Ucałowania dla Naczelnego i całej Redakcji, a zwłaszcza babskiej części, Witkowskiej i Tarczyńskiej!!! Agnieszka Garlicka (
[email protected])
Prośba o pomoc Rodzice, czytelnicy „FiM”, proszą o pomoc finansową dla chorej na białaczkę 8-letniej córki: PKO S.A. I O/KRAKÓW 56 10202892 110020982 lub BPH I O/KRAKÓW 10601376-330000012326
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska – tel. (0-42) 639-85-41; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch, Paulina Starościk – tel. (0-42) 630-72-33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
Nr 14 (161) 4 – 10 IV 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE „Dalekowzroczny” prezydent
PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO, CZYLI
Dzień chłopa
Fot. archiwum
Góralskie kawały Jasiek z Murzasichla sie obabił, napalony zaprowadził żonke do pokoju i pado do ni: – A teraz, Maryna, pódź tukej, popatrzaj se na Giewont, na Kasprowy. Żona na to: – A dyć jo tutejsa jezdem, syćkie wirchy znom! Na to Jasiek: – Popatrzaj sobie, Maryna, bo bez dwa tygodnie ino sufit bedzies widziała! ¤¤¤
Baca onanizuje się nad potokiem. Widzi to turysta i wyraźnie zgorszony mówi: – A cóż to, baco, robicie? – A dyć dziecioki posyłom nad morze na kolonie. ¤¤¤
Rys. Tomasz Kapuściński
Młoda para wynajęła pokój na poddaszu u gazdy. Nie schodzą dzień,
dwa, trzy. W końcu gazda krzyczy z podwórka: – Hej, je tam kto żywy jesce, nie schodzita jeść, pomarliśta cy co? Na to z góry odzywa się głos: – Jemy gazdo, jemy owoce miłości i niczego nam nie brakuje! Gazda na to: – Krucafiks, ino nie zucejta skórek bez okno, bo mi sie kacki dławiom! ¤¤¤
Złachany do cna turysta ujrzał nikłe światełko na zboczu i ostatkiem sił dotarł do bacówki. Ugoszczony zupą, jadł ją z rosnącym w miarę znikania głodu niesmakiem, coraz trudniej mu to szło, w końcu pyta bacę, co to za zupa, bo jeszcze takiej nie jadł. Baca na to: – Bo to wicie, panocku, jest cofka. Mi sie cofła, babie sie cofła, psu sie cofła... ooo... i wom tyz sie cofa!
W tym roku, 4 kwietnia, Dzień Mężczyzn nie jest tak uroczyście i masowo obchodzony jak Międzynarodowy Dzień Kobiet. Ale mężczyźni sami o to zadbali, nie doceniając inteligencji kobiet. Podejrzewam, że oni nas w ogóle nie znają. Wiecie, jaka jest najcieńsza książka na świecie? Jej tytuł to: „Co mężczyźni wiedzą o kobietach”. Mimo tego, w naszej redakcji złożyłyśmy najlepsze życzenia mężczyznom, ale dziennikarze „FiM” to są absolutnie wyjątkowi supermani – przystojni jak Robert Redford sprzed dwudziestu lat, pracowici, że siedmiu krasnoludków kuca, inteligentni jak połączenie Einsteina z niedoszłym magistrem Kwaśniewskim, przebojowi niczym rakieta Tomahawk, wrażliwi na ludzką krzywdę jak matka Teresa z Kalkuty. Jonasz ich tak wytresował, że od rana mówią nam komplementy i często (bez okazji) przynoszą kwiatki. Szenborn to nawet przesadza z kwiatami (mam dosyć jego tulipanów po trzydzieści groszy za sztukę!). Mnie te dusery nie biorą, ale inne nasze laski rajcuje to
niesamowicie. Tarczyńska – która jest mężatką – tak się wzruszyła w Dniu Mężczyzn, że przestała w toalecie opowiadać swoje durnowate dowcipy o chłopach, takie jak ten: „Dlaczego faceci lubią mądre kobiety?” – odpowiedź: „Bo przeciwieństwa się przyciągają”. Albo taki głupawy
i obrażający naszych cudownych panów: „Co dla mężczyzny oznacza robienie porządków w domu?” – odpowiedź: „Podniesienie nogi tak, byś mogła poodkurzać”.
Niech w Redakcji będzie burza, ale napiszę prawdę! Nie lubię Karwowskiej, bo ma większe piersi ode mnie. Nie przepadam za Tarczyńską, bo jest szczęśliwa w małżeństwie. Na Gawłowską patrzeć nie mogę, bo się wdzięczy do naczelnego. Ja uwielbiam mężczyzn. Uwielbiam Jonasza, bo jest przystojny (och!) i inteligentny (ach!). Lubię Tomka, Jacka, Czarka, Ryśka, Adasia, Michała (tego od komputerów), bo są pokręceni i dowcipni. A Rysiek (on to jest powaga!) trzy razy odwiózł mnie do domu i nawet na lampkę wina nie chciał wejść. Nie kręci mnie Rodan, bo codziennie jest w nowej koszuli jak jakiś picuś-glancuś. Ups! Kończę. Kochamy Was chłopy i w Dniu Mężczyzn cała żeńska część „FiM”, składa Wam jak najbardziej serdeczne życzenia. Bez Was świat byłby martwy jak premier Miller, kiedy go przesłucha komisja śledcza w sprawie Rywina. Nikt nie zastąpi mężczyzny. Nikt i nic. Nawet wibrator! Wiecie dlaczego? Ponieważ wibrator nie wyniesie śmieci! Wasza ZOSIA WITKOWSKA