Czy po przegranym głosowaniu nad traktatem, jako kapłan i człowiek honoru...
RYDZYK POPEŁNI SEPPUKU? INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 14 (422) 10 KWIETNIA 2008 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
384 za 56 przeciw
Str. 8, 9
Str. 3
Str. 15 ISSN 1509-460X
Str. 8,
9
2
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Głosami 384 za (56 przeciw, 12 wstrzymujących się) Sejm przyjął ustawę o ratyfikacji Traktatu lizbońskiego. Tym samym zaczął się rozpad PiS (hurrra!) i zakończył mariaż Rydzyka z braćmi K. Nie wiadomo tylko, czy bracia przekalkulowali sobie, że na oszołomstwie mogą stracić jeszcze więcej, czy naprawdę poszli po rozum do głowy. Jedno jest pewne, Polska straciła kolejne tygodnie na nikomu niepotrzebne bicie piany. Ciało złożone w szklanej trumnie (mamy nadzieję, że szczelnej), z woskową maską pośmiertną na szczątkach twarzy – oto jak będzie wyglądał nowy grób Jana Pawła II w Bazylice św. Piotra. Takie rewelacje ogłosili dziennikarze „La Stampa”. Kult zmarłych przywódców systemów totalitarnych ociera się o absurd. Ale Lenina przynajmniej zmumifikowano... No i nareszcie znamy przyszłą, wąską specjalizację świętego Karola (Wojtyły). Otóż „liczne osoby modlące się przy grobie papieża doświadczyły łaski potomstwa. Nawet te uznane przez lekarzy za nieodwracalnie bezpłodne” – oświadczył kardynał Dziwisz w wywiadzie dla włoskiego dziennika katolickiego „Avvenire”. Ciekawe, czy przy papieskim grobie modły zanosił Amerykanin Thomas Beatle – pierwszy na świecie mężczyzna w ciąży... „Do Rzymu cały czas przychodzą listy z całego świata na adres: Jan Paweł II – Raj” – oświadczył ksiądz Sławomir Oder, postulator procesu beatyfikacyjnego byłego papieża. Nie dodał jednak, że wracają one do nadawców z adnotacją: „Adresat nieznany”. Świnie uwzięły się na prezydenta RP i atakują go. Ależ nie, wcale nie chodzi tu o dziennikarzy „FiM”, tylko o autentyczne dzikie świnie, które z jakąś niewyjaśnioną pasją niszczą ogrodzenie, a właściwie zasieki wokół helskiej posiadłości głowy państwa. Płot został przerwany w kilkudziesięciu miejscach. Wszyscy wiedzą, że idzie wiosna, ale żeby tak świnia z kaczką... Nie od dziś wiadomo, że słuchacze Radia Maryja to melomani koneserzy. Ich uszy pieści emitowany ostatnio na antenie Rydzyka przebój, w którym „wybitny artysta” Rosiewicz Andrzej śpiewa m.in. tak: „Nowe wiadomości płyną już z Pułtuska / Że w Pułtusku pomnik chcą postawić Tuska / Tam na rynku w Pułtusku ktoś usłyszał / że ten pomnik ufunduje Krauze Ryszard”. Dopiszmy jeszcze ze dwa wersy do tego hitu: „Jeszcze nowsza jest wiadomość / co się wszystkim przyda / że ten pieszczoch Gorbaczowa / to po prostu gnida”. Należąca do franciszkanów (pakiet większościowy) Telewizja PULS cenzuruje emitowane filmy w ten sposób, że wycina z nich sceny erotyczne. Nożyczki poszły w ruch np. przy „Perle w koronie” Kutza i „Gorączce” Holland. „To wszystko w trosce o widza” – rozbrajająco oświadczają szefowie stacji. Informację tę agencje podały 1 kwietnia. W prima aprilis. Ale to nie jest prima aprilis. Bo w Polsce żarty to się już dawno skończyły. Do dziennika „Polska” dołączono płytę CD „Ulubione pieśni Jana Pawła II”. Jest ich 15, a wszystkie gra podhalańska kapela. „Barka” – oczywiście jest; piosenki z filmu „Och, Karol” – nie ma. Trenerowi Dariuszowi W., któremu udowodniono czynną korupcję – kupowanie meczów (w grę wchodzą setki tysięcy złotych łapówek) – grozi aż 5 lat więzienia. Osiemnastoletniej Beacie M. z Ełku, która ze strachu przed konsekwencjami jazdy autobusem bez biletu (1,40 zł) podała kontrolerom nieprawdziwe nazwisko, grozi tylko 5 lat! PiS przestał rządzić, a prawa i sprawiedliwości jak nie było, tak nie ma. Płacić abonament RTV, czy raczej go nie płacić? Jeśli nadal nurtuje cię to iście hamletowskie pytanie, to może w udzieleniu odpowiedzi pomoże ci informacja, że Telewizja Polska SA postanowiła przekazać 500 tysięcy złotych darowizny na remont kościoła św. Brata Alberta i św. Andrzeja Apostoła w Warszawie. Podczas ostatniej audiencji generalnej Benedykt XVI miał dziwnie podpuchnięte oczy. Płakał? Rozpaczał? Biczował się? Niewykluczone, bo oto podano oficjalny komunikat, że po raz pierwszy w historii liczba muzułmanów przekroczyła liczbę katolików. Czyli że Niemiec (w odróżnieniu od Wojtyły) nie jest już przywódcą największej religii. Jaka to satysfakcja dla pokolenia JPII! Otrząsnąwszy się z przygnębienia, 30 marca ten sam B16 ogłosił urbi et orbi, iż Miłosierdzie Boże to jest takie coś, co sprawia, że na świecie panuje „autentyczny pokój między narodami oraz odmiennymi kulturami i religiami”. Z powodu kanonady wybuchów słów papieża nie dosłyszeli mieszkańcy Bagdadu. Dodatkowo zostały one zagłuszone przez jęki obywateli Darfuru umierających z głodu i ran oraz przez głuche uderzenia pałek w Tybecie. „Karol Marks jest mi bliski, bo opowiadał się przeciwko prymitywnemu i pozbawionemu granic kapitalizmowi, nieszanującemu godności człowieka pracującego” – czy to cytat z „Trybuny Ludu” z roku 1953? Być może też, ale kilka dni temu słowa te zagościły w ustach arcybiskupa Monachium, Reinharda Marksa. Albo kryptokomunista, albo krewniak.
Przedmurze N
asi krytycy zwykli mawiać, że potępiamy Kościół w tzw. czambuł, że nie widzimy jasnych stron mocy. Oczywiście, to, co jest z gruntu złe, może mieć też pozytywne przejawy, ale – wybaczcie – dziś jeszcze nie o tym. Zastanówmy się raczej, czym różni się Kościół rzymski od radykalnego islamu. Europa, do której należymy, ma generalnie najmniej problemów ze wszystkich kontynentów, ale jeden jest szczególnie palący i delikatny – rosnąca liczba muzułmanów. Sprawa niepodległości Kosowa wzbudziła wielkie emocje. Politycy radykalnej prawicy mówili przy tej okazji zwłaszcza o zagrożeniu islamskim. Zapomnieli, że muzułmanie żyją w Europie od wieków i że islam nie jest jednorodny. Powiedzieć o muzułmanach, że to wyłącznie terroryści, to jakby określić kler katolicki mianem stada alkoholików i pedofilów. Prawica katolicka wybitnie też nie zauważa, że pomiędzy stanowiskiem radykałów islamskich a koncepcjami politycznymi Benedykta XVI nie ma różnic. Zamachy z września 2001 r., a później te z Madrytu i Londynu, po raz pierwszy od II wojny światowej pokazały Europejczykom realne zagrożenie. Poukładany świat stanął w obliczu niewiarygodnego wprost oszołomstwa. W końcu terroryści samobójcy cieszą się, że to ich wybrano, że czeka na nich w niebie zbawienie i szczęście wieczne. Warto wobec tego poświęcić miłość, majątek, bo są to rzeczy nieważne. W ten sposób kształtowane są umysły części młodych muzułmanów. Oni – często nawet dobrze wykształceni – są w stanie wykonać najbardziej idiotyczne, zbrodnicze polecenie, bo wmówiono im, że świat doczesny to tylko narzędzie (i to marne) do realizacji wielkiej misji. Misji zleconej im przez Boga. Za późno już na zamykanie granic, a w dobie globalizacji jest to nawet niemożliwe. Z fanatyzmem trzeba więc walczyć. Europa czyni to na dwa sposoby. Po pierwsze, monitoruje siatki islamistów, a po drugie – podjęła się wielkiego i kosztownego trudu oswojenia, ucywilizowania społeczeństw muzułmańskich. Potencjalnym przyszłym terrorystom trzeba pokazać, że można być szczęśliwym już na tym świecie, że godne i wygodne życie jest dostępne również dla nich. Dlatego Unia przyjmuje do siebie muzułmanów (Francja – 5 mln, Niemcy – 3 mln), chce wciągnąć do Wspólnoty Turcję. Rachunek jest prosty: im więcej ludzi zostanie wyrwanych z biedy, tym mniej chętnie będą oni chcieli ginąć w imię wojny o Boga. Niestety, ogromne wysiłki Europy mogą pójść na marne. Nie wystarczy bowiem kasa i program polityczny. Potrzeba do tego jeszcze współpracy wszystkich działających w Europie partnerów społecznych. A takiej roli nie chce odgrywać Kościół rzymskokatolicki. Benedykt XVI podkreśla nierozerwalny związek Europy z katolicyzmem i wraca do myśli Augustyna, a ten święty niewiele się różni od mułłów i szejków, którzy rozsyłają po świecie islamskich terrorystów. Koncepcje filozoficzne tego ojca Kościoła opierały się na następujących założeniach: wzorem wszelkiej doskonałości jest Bóg; świat materialny przysłania nam sens życia, a jest nim wyłącznie zbawienie; państwo cywilne z założenia jest złe i niesprawiedliwe, ale obowiązkiem człowieka jest być posłusznym rozkazom władzy; szczęśliwość i porządek zapewni wyłącznie przyszłe państwo Boże. Taką samą ofertę składa człowiekowi radykalny islam: nie ma możliwości pogodzenia sprawiedliwości boskiej i ludzkiej; ludzie są grzeszni i źli; jedynym sposobem na trzymanie zła w ryzach jest państwo; jego przywódcy powinni – za pomocą represyjnego prawa – hamować złe popędy człowieka (podporządkowanie prawa państwowego religii). A oto inne, wspólne cechy augustynizmu i islamizmu: seks jest złem; władza ziemska ma reagować na rozpowszechnianie się herezji; jej zadaniem jest walka z wrogami Boga (i religii),
z nieprawowiernymi myślami i poglądami; nawracanie może być dokonywane za pomocą siły; uprawnienia ziemskich władców pochodzą od Boga (powrót do średniowiecza), a jeżeli od Niego, to Kościół, który jest ziemską emanacją Stwórcy, ma prawo nadzorować i wydawać polecenia ziemskiej władzy; poza moją religią nie ma zbawienia; własność jest wytworem ludzkim i nie ma żadnego znaczenia, o ile nie służy zbawieniu; do prawdy możemy dojść wyłącznie za pośrednictwem Kościoła; dar poznania prawdy należy spłacić pobożnym życiem, czyli wykonywaniem poleceń przewodników duchowych. Jan Paweł II był mistrzem w podmiataniu wszelkich problemów pod watykański dywan. Ale Benedykt XVI postanowił stawić czoła kryzysowi rzymskiej religii. Mógł nagiąć Kościół do świata (znieść celibat, zaaprobować antykoncepcję, in vitro, rozwody, zeświecczenie) lub pójść na konfrontację. Wybrał to drugie. Niemiec poszedł na wojnę, więc teraz musi zejść do ciasnych okopów i wystawić z nich ostre bagnety. Jego decyzje mówią wprost, że wszelkie reformy w Kościele są złe, katolicy mają za zadanie bronić wiary i tradycji bez względu na koszty, a każde odejście od doktryny oznacza herezję. Kościół to armia, której zadaniem jest nawracać niewiernych. Poza nim nie ma zbawienia. Pluralizm religijny prowadzi do zła. Radykalny islam mówi dokładnie to samo! Ekstrema spotkała się w jednym miejscu. Tyle że w przeciwnych obozach, co grozi konfliktem – latami walki, poniżania, niepokojów i zamachów. Watykan przemawia z innej – europejskiej, tj. cywilizowanej pozycji, więc oczywiście nie głosi haseł wojny religijnej, co nie zmienia faktu, że może do niej doprowadzić. Radykalne hasło „Europejczyk = chrześcijanin” już wymiernie szkodzi relacjom Europy z islamem. Zamiast wspierać proces rozkładania jego radykalnego odłamu, Kościół papieski zachęca islamistów do konsolidacji i religijnej wojny z niewiernymi. Radykalny islam zna bowiem tylko jedną odpowiedź: przemoc, gwałt i zniszczenie w imię boże. Powiecie, że papieskiej Polski – która w historii w większość wojen angażowała się w obronie katolicyzmu i która właśnie walczy z muzułmanami w Iraku i Afganistanie – to nie dotyczy? A ja Wam powiadam: do czasu... JONASZ Drodzy Czytelnicy „FiM”. W ubiegłym tygodniu przy numerze konta, na które zbieramy pieniądze na antyklerykalne radio, nie podaliśmy nazwy naszego wydawnictwa „BŁAJA News”. Jeśli ktoś nie dopisał tej nazwy wraz z adresem firmy, wysłane pieniądze wróciły na jego konto. Wpłaty prosimy przelewać na konto: „BŁAJA News” Sp. z o.o., 90-601 Łódź, Zielona 15, nr 65 1750 1093 0000 0000 0349 7437, z dopiskiem: „Na powstanie radia antyklerykalnego”. Dane do poprawnego wypełnienia przelewu dla Czytelników z zagranicy: Raiffeisen Bank Polska SA „BŁAJA News” Sp. z o.o., 90-601 Łódź, Zielona 15, PL 65 1750 1093 0000 0000 0349 7437; BIC: RCBWPLPW
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r. o głośnej aferze z nieudaną próbą zatuszowania wyczynów arcybiskupa Juliusza Paetza, który molestował seksualnie młodych księży i kleryków seminarium duchownego, poznańska kuria metropolitalna wreszcie zaczęła rozpatrywać wszelkie zgłoszenia o niegodziwych zachowaniach kapłanów. Badający oskarżenia biskupi stosują najbardziej wyrafinowane (czytaj: nieznane wybitnym policyjnym specjalistom) techniki śledcze, aby nawet pyłek nie umknął ich uwadze i przypadkowo nie wydostał się... spod dywanu! Oto przykład sprzed kilkunastu zaledwie dni... ~ ~ ~ Sebastian był kiedyś całkowicie oddany Kościołowi. Zaczynał jako ministrant i oazowicz, a jeszcze jako
P
przez mojego ojca, który to problem – wraz z nieciekawą atmosferą panującą w domu – rzeczywiście zaprzątał wówczas wiele moich myśli, ale przecież w najmniejszym stopniu nie wpływał na moją postawę. Ksiądz Wygralak dał mi kilka godzin na spakowanie rzeczy i ewakuację z seminarium. Nikogo nie obchodziło, gdzie się podzieję i czy mam choćby parę złotych na autobus czy jedzenie – opowiada Sebastian. Przez kilka tygodni bezskutecznie zabiegał o audiencję u abpa Gądeckiego, łudząc się nadzieją wyjaśnienia nieporozumienia i powrotu do seminarium. – Arcybiskup w ogóle nie chciał rozmawiać, nawet telefonicznie. Jeden z zaprzyjaźnionych księży skłonił mnie wówczas, żebym zaczął raz jeszcze, gdzieś z dala od rodzinnego domu. Złożyłem więc dokumenty do
GORĄCY TEMAT na plebanii w końcu listopada 2007 roku. Interesował się, co robię, gdzie mieszkam, jakie mam plany życiowe. Ot, takie sobie niewinne pogaduszki. Nalegał, żebym za tydzień znowu przyszedł. Podczas tego drugiego spotkania obsypywał mnie komplementami, jaki to jestem śliczny i zadbany, zapewnił, że specjalnie zgolił brodę, żeby nie wydawać mi się zbyt starym, a w pewnym momencie rzekł: „Wiesz, byłem na szkoleniu rehabilitacyjnym. Chodź do drugiego pokoju, pokażę ci, jakiego wspaniałego masażu relaksacyjnego się nauczyłem”. Faktycznie, czułem się po tym masażu jak młody bóg, choć Jurek strasznie się przy nim zasapał. Tak mi się przynajmniej wówczas wydawało, gdy słyszałem, jak dyszał i jęczał... Ks. Jerzy, niczym najtroskliwszy opiekun, zapewniał młodzieńca, że
Wychowany w duchu pobożności i najwyższego zaufania do księży, Sebastian późno dostrzegł, że kontakty z wikarym zdają się odbiegać od duszpasterskich reguł, o których słyszał na wykładach w seminarium. – Gdy przestałem u Jurka bywać, nieustannie wydzwaniał, przysyłał SMS-y, zapraszał na wspólne oglądanie filmów, jakieś wieczory kawalerskie... Zgodziłem się na ponowne odwiedziny, bo wymogła je na mnie matka, kobieta bardzo głęboko wierząca. Nie chciałem wojny w domu, więc dla świętego spokoju poszedłem na tę plebanię. W niedzielę 2 marca, około godziny 22.30... ~ ~ ~ Ciąg dalszy owego wieczoru obfituje w szczegóły zbyt drastyczne, aby je tu przytaczać. Najogólniej rzecz ujmując: rozpalony do białości ks. Jerzy usiłował – wbrew woli Sebastiana
3
Hierarcha pozwolił Sebastianowi się wygadać, po czym wyjął z szuflady trzy strony zeznań... oskarżonego ks. Jerzego, a następnie zaczął go punktować: – Już pierwszy strzał wyprowadził mnie z równowagi, gdy zapytał, czy jestem gejem. „A gdybym nawet był, to co ma piernik do wiatraka? Tu chodzi o to, że wasz kapłan usiłował mnie zgwałcić!” – odparłem zirytowany. Biskup czytał dalej, jakobym opowiadał Jurkowi, iż sypiałem z jednym z profesorów seminarium duchownego. Pytał mnie, czy to prawda, że w wyborach do Sejmu głosowałem na lewicę, czy ojciec jest alkoholikiem, a rodzice się rozwiedli... Poprosiłem, żeby skończył i przeszedł do istoty rzeczy, czyli molestowania seksualnego. „Ale mówił pan księdzu Jerzemu, że Ojciec Święty jest głupi i nieodpowiedzialny,
Niepotrzebni nie mają racji Kuria metropolitalna w Poznaniu bada skargę byłego kleryka, który twierdzi, że jeden z księży próbował go zgwałcić. „A czy pan przypadkiem sam nie jest gejem?” – indagował przesłuchiwanego biskup... nastolatek sprawował (z nominacji metropolity poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego) w swoim rodzinnym miasteczku funkcję członka Parafialnej Rady Duszpasterskiej. Nie widział dla siebie innej drogi życiowej niż tylko kapłaństwo. Zaopatrzony w doskonałą opinię od proboszcza, zdał egzamin oraz przeszedł przez sito testów psychologicznych... „Z radością pragnę poinformować, że Jego Ekscelencja Arcybiskup Stanisław Gądecki przychylił się pozytywnie do przedłożonej Mu prośby i przyjął Pana w poczet alumnów Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu” – zakomunikował Sebastianowi w lipcu 2005 r. ksiądz rektor Paweł Wygralak, życząc przyszłemu kapłanowi udanego spędzenia ostatnich w cywilu wakacji i przypominając „o zobowiązaniu płynącym z zaszczytnego tytułu kleryka, a także o postawie dawania świadectwa wierze”. – Z nauką nie miałem żadnych problemów, wszystko zaliczałem w terminie i nikt nigdy nie powiedział mi złego słowa. A jednak po dziewięciu miesiącach kazali się wynosić. Pamiętam, jakby to było dzisiaj: 13 maja 2006 r., nazajutrz po powrocie z jednodniowej pielgrzymki kleryków do Częstochowy, ksiądz prefekt Krzysztof Różański polecił, żebym pilnie stawił się przed obliczem rektora. Ten powiedział krótko: „Musisz odejść, bo bardziej troszczysz się o sprawy rodzinne niż duchowe”. Napomknął, że chodzi o kwestię nadużywania alkoholu
Wyższego Seminarium Duchownego Metropolii Warmińskiej „Hosianum” w Olsztynie, nie zapomniawszy uprzedzić w podaniu, że zostałem usunięty z Poznania. Okazało się, że nie stanowi to żadnej przeszkody i 9 sierpnia 2006 r. – osobistym pismem księdza rektora Władysława Nowaka – zostałem powiadomiony o przyjęciu. W lutym 2007 r. ten sam ksiądz Nowak wyrzucił mnie na bruk. Bez słowa uzasadnienia. Na pożegnanie powiedział tylko: „Jeśli jesteś mężczyzną, to musisz się trzymać”. Nie wolno mi było nawet wejść do swojego pokoju, a wszystkie moje rzeczy osobiste pakowali koledzy z roku. Po powrocie do Poznania dowiedziałem się od jednego z kleryków, że ksiądz prefekt już wiedział o Olsztynie i opowiadał o mnie, jakobym „ośmielił się pójść do innego seminarium bez zgody poprzedniego”, za co zostałem z Olsztyna usunięty. To był definitywny kres moich marzeń o kapłaństwie... ~ ~ ~ Sebastian znalazł sobie w Poznaniu kąt i zaczął pracować. Na weekendy jeździł do najbliższych, a podczas jednej z takich wizyt spotkał na ulicy księdza Jerzego, swojego starszego kolegę z okresu pobytu w seminarium, a dziś – wikariusza w jego rodzinnym mieście. – Gdy zorientował się, gdzie mieszkam, wyłudził od mojego młodszego rodzeństwa numer telefonu. Zadzwonił, zaprosił na okazjonalną kawę. Odwiedziłem go po raz pierwszy
zawsze może do niego przyjść w odwiedziny, a jeśli tylko zechce, to nawet przenocować. Bardzo przy tym nalegał, żeby wpadał w późnych godzinach wieczornych, bo on wtedy dopiero ma czas. – Tkwiłem w dołku psychicznym i dużo mu o sobie opowiadałem, zwierzałem się, a nawet ostro krytykowałem Kościół, wspominając, że byłem niedawno z gronem przyjaciół w klubie gejowskim, gdzie widziałem zabawiających się księży Adama i Krzysztofa (znani „FiM” duchowni pracujący w kurii metropolitalnej – dop. red.). Jurek chętnie wysłuchiwał, po czym za każdym razem wyciągał mnie do drugiego pokoju na masaż. Sprawiał mu wyraźną przyjemność, a i ja nie czułem jakiegoś niesmaku, bo zawsze leżałem na brzuchu, wszystko odbywało się przez ubranie i czułem się później naprawdę zrelaksowany. „Tylko pamiętaj, żeby o naszych spotkaniach nikt się nie dowiedział, bo będę miał kłopoty” – przestrzegał, gdy zaczął mi dawać pieniądze oraz drobne prezenty...
– odbyć z nim oralny stosunek seksualny, a kto wie, czy tylko taki... – Zdołałem wyrwać się i chciałem uciec. Drzwi były jednak zamknięte na klucz. Przed ich otwarciem próbował jeszcze wcisnąć mi 100 zł za milczenie... Roztrzęsiony Sebastian pobiegł do kolegi. Ten – kilka minut po północy – zatelefonował do proboszcza parafii, informując go o próbie gwałtu. „Niech Sebastian przyjdzie do mnie jutro” – ziewnął w słuchawkę pleban. – W poniedziałek 3 marca zatelefonowałem do kurii i opowiedziałem, co się stało. Biskupów podobno nie było, bo – jak mi wyjaśniono – przygotowywali się do Konferencji Plenarnej Episkopatu (odbyła się w dniach 5–6 marca – dop. red.). Ksiądz, z którym rozmawiałem, obiecał, że oddzwonią, i faktycznie – odezwali się już nazajutrz, wyznaczając termin spotkania w kurii na sobotę 8 marca o godzinie 11.30. Śledztwo prowadził poznański biskup pomocniczy Zdzisław Fortuniak, a notariusz kurii ksiądz Piotr Garstecki przesłuchanie protokółował...
a wszyscy księża to rasowi geje. Dlaczego?” – nie ustępował biskup. Gdy próbowałem mu przerywać, dyktował do protokołu, że jestem arogancki i agresywny. Wyśmiał moje obawy, że sprawa zostanie zamieciona pod dywan, a po niespełna godzinie skończył, zapowiadając, że za kilka dni zostanę zaproszony na ponowne przesłuchanie... Minęły trzy tygodnie i kuria milczy. Sebastian kilkakrotnie tam telefonował, dopominając się przyspieszenia śledztwa, lecz okazuje się, że nikt nic nie wie, a bp Fortuniak jest nieustannie zajęty lub nieobecny. ~ ~ ~ – Jeszcze nigdy nie zetknąłem się z taką sytuacją, żeby przesłuchiwać najpierw podejrzanego, bez odebrania od pokrzywdzonego szczegółowych zeznań o domniemanym przestępstwie. No bo o cóż można w takiej sytuacji pytać obwinionego...? – zdumiewa się w rozmowie z „FiM” policjant z prawie 20-letnią praktyką dochodzeniowo-śledczą. – Dziękuję za umożliwienie mi wypowiedzi, ale w żaden sposób nie chcę odnosić się do tej sprawy – powiedział naszemu dziennikarzowi ks. Jerzy, pozostający wikariuszem wciąż tej samej parafii. A na zakończenie historia z całkiem innej – miejmy nadzieję – beczki: sprawcą styczniowego zabójstwa proboszcza parafii w Serbach pod Głogowem okazał się niedoszły ksiądz. Raptownie odwrócił się od kat. Kościoła, a nawet zapałał otwartą doń nienawiścią, gdy został wykorzystany seksualnie przez pewnego kapłana, który nie poniósł z tego tytułu żadnej odpowiedzialności. Na szczęście Sebastian jest chodzącą łagodnością... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
4
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Himalaje głupoty W Himalajach słoń powiesił się na jajach. Dlaczego? Bo dowiedział się, co w Polsce wyprawia Ewa Sowińska oraz ile zarabiają aktorzy serialowi. Niezłą kasiorę trzepią znani polscy aktorzy. No i bezrobocie im nie grozi. Małgosia Kożuchowska, równolegle występująca w „M jak miłość” i „Tylko miłość”, za dzień zdjęciowy ma dostawać 7 tys. złotych. Znany z roli w „Facetach do wzięcia” Paweł Wilczak dostanie 8 tys. złotych za dzień pracy. Małgorzata Foremniak występująca obok Bogusława Lindy w „I kto tu rządzi?” dostanie mniej od swojego serialowego partnera. Jej stawka to „tylko” sześć i pół koła. Linda otrzyma za dzień 10 tysiaków. Katarzyna Cichopek i bracia Mroczkowie chowają do portfela po 5 tys. zł dziennie na łeb tylko za „M jak miłość”, choć serial ten zrobił z nich gwiazdy i to oni powinni zapłacić „Dwójce”. Póki co chłopaki biją szczyty farciarstwa. A jaki jest szczyt zręczności? Złapać komara za lewe jajo prawą ręką w rękawicach bokserskich. Szczyt rasizmu: pić whisky Black & White w dwóch oddzielnych szklankach. Aha, aha, znałem jeszcze szczyt skąpstwa: oddawać prezerwatywy do wulkanizacji. Hela, żona Kazika, sołtysa z mojej wsi, powiedziała mi jeszcze o szczycie sadyzmu: dać teściowej żyletkę, wmówić
N
jej, że to harmonijka ustna i patrzeć, jak jej się uśmiech poszerza... Niedawno poznaliśmy szczyt głupoty! Seks poniżej 18 roku życia ma być zabroniony – tak, według „Dziennika”, chce rzecznik praw dziecka Ewa Sowińska (ksywka: Tinky Winky), skamielina byłej koalicji stworzonej przez mądrusia Jarusia K. i wykonawca najgłupszych pomysłów Rydzyka, multimilionera z Torunia. Ona jeszcze nie wie o tym, że jak Rydzyka Bóg stworzył, to gorzko zapłakał! A w przygotowaniu jest druga wersja „Titanica”, w której pasażerowie dowiadują się, że płynie z nimi Rydzyk, i sami wyskakują za burtę. Mój koleś o ksywce Zwiadowca Szoguna odstawił browara i rzekł: – Mam pomysła! Proponuję, by każda uczennica nosiła obowiązkowy pas cnoty, zakładany
ie zostaliśmy Wałęsową drugą Japonią. Bardzo chcemy osiągnąć poziom Tuskowej drugiej Irlandii. Na razie jesteśmy jednak czymś w rodzaju europejskiej Brazylii. Trochę wstyd... Nie mam nic przeciwko polskiej drugiej Brazylii, gdyby chodziło o zainstalowanie nad Wisłą miłego klimatu z okolic Rio de Janeiro lub jeszcze bardziej łagodnego z Pôrto Alegre. Żaden efekt cieplarniany nie zrobi jednak z Ustki Copacabany. Za to nasi sprzedajni wobec interesów wielkiego kapitału politycy rozmaitych opcji zrobili z Polski kraj powoli przypominający społeczne klimaty z okolic São Paulo, a to ze względu na poszerzającą się przepaść między dochodami. Grodzone i strzeżone dzielnice bogaczy obok ulic zamieszkanych przez rodziny, które nie stać na zapewnienie godnego życia i wykształcenia własnym dzieciom. I nie są to tylko narzekania sfrustrowanego lewicowego dziennikarza – to goła statystyka. W Polsce odsetek dzieci żyjących w nędzy jest większy niż w Rumunii. Co czwarte dziecko żyje w dotkliwym niedostatku, i to mimo pozytywnych zmian na rynku pracy, jakie zaszły w ciągu ostatnich lat! W Łodzi wystarczy zresztą skręcić w bok na 500 metrów z luksusowej Piotrkowskiej, aby zobaczyć obrazki nędzy dziecięcej jak z latynoskiego horroru. Po nagłośnieniu w mediach skali nędzy dziecięcej opublikowano zawstydzający raport na temat losu polskich chorych na stwardnienie rozsiane (SM) – neurologicznej choroby, która może dopaść każdego z nas. Okazuje się, że na to schorzenie, które powoli niszczy życie kilkudziesięciu tysięcy osób w Polsce i dotkliwie je skraca, istnieją
przez wychowawcę w szkole. Kod do elektronicznego zamka w pasie powinna znać tylko woźna i ksiądz proboszcz (nasz jest gejem). Moglibyśmy w naszej wsi zacząć produkcję takich pasów i nareszcie będzie kasiora! A ja jestem innego zdania niż chłopy z mojej wsi: Sowa, odpuść se teletubisiów i śledź Żwirka i Muchomorka, bo chyba pedałują ze sobą. Co ja gadam, co ja gadam, wystarczy na nią spojrzeć. Te oczy błagają o rozum! Józek Oblatywacz wysłuchał moich argumentów i powiedział do bufetowej Jadźki: – Sowińską z jej himalajskim szczytem głupoty przebija tylko inny szczyt! – Jaki? – zapytała niekumata Jadźka, a Józek mówi: – Szczyt bezrobocia: Pajęczyna między nogami młodej aktorki! ANDRZEJ RODAN www.arispoland.pl
Prowincjałki Serwisy informacyjne po rosyjsku, przegląd rosyjskiej prasy, muzyczne przeboje prosto z Moskwy. Gdzie? W największej olsztyńskiej rozgłośni komercyjnej WaMa, która na początku roku została przejęta przez rosyjskie konsorcjum medialne... I nie jest to żart primaaprilisowy.
ZDRAWSTWUJTIE
Nieznani sprawcy wymalowali farbą fluorescencyjną gdański kościół św. Stanisława Biskupa – patrona Polski i jej zdrajcy. Elewację ozdobił odwrócony krzyż, gwiazdy satanistów i „diabelskie” napisy. Dzieło zwieńczyły trzy szóstki zdobiące katolicki krzyż misyjny. W gust zarządzającego świątynią prałata Andrzeja Rurarza malarze jednak nie trafili. W nasz akurat też nie.
NA ZŁOŚĆ ZDRAJCY?
Ksiądz Stanisław Składzień od Trójcy Przenajświętszej w Mielcu głosił adwentowe nauki dla uczniów II LO w Dębicy. Było odlotowo. Dzieciaki dowiedziały się na przykład, że chodzą do szkoły, która nie ma przyszłości, a innym placówkom nie dorasta do pięt. Ksiądz Składzień ostrzegł też młodzież całkiem poważnie, że Bóg „zniszczy i zmiażdży” wszystkich, którzy w czasie nabożeństwa stoją przed kościołem. Smarkaczom kopary z wrażenia opadły.
NU PAGADI!
Nie są znane powody, dla których z okna toalety na pierwszym piętrze przedszkola w Opolu Lubelskim wyskoczył 5-letni Jaś. Niezauważony przez opiekunkę chłopiec najpierw zamknął się tam na klucz, a następnie wyrzucił przez okno kilkanaście pluszowych zabawek, na które skoczył. Dzięki takiej amortyzacji Jaś doznał jedynie rozcięcia brody i lekkiego wstrząsu mózgu. Z kolei w Wodzisławiu – także z pierwszego piętra – wyleciał w nocy czterolatek. Chłopiec po upadku wstał i powędrował do sąsiadki. Rodziców nie było w domu.
LATAJĄCE DZIECI
Oparzeniami II i III stopnia sięgającymi od stóp do podbródka skończyła się dla 21-latki z Jastrzębia-Zdroju impreza z okazji jej urodzin. Wszystko przez to, że nie miała za co postawić wódki. Jej rozzłoszczona tym faktem koleżanka najpierw poszła na melinę z telefonem komórkowym jubilatki, który tam wymieniła na pięciolitrowy baniak spirytusu technicznego, a później – zirytowana pytaniami o komórkę – polała jej właścicielkę zdobytym „alkoholem” i podpaliła. Grozi jej do dziesięciu lat więzienia. Opracowała WZ
URODZINOWA ŚWIECA
skuteczne leki, które mogą powstrzymać chorobę. Narodowy Fundusz Zdrowia ich nie refunduje, więc z powodu wysokich kosztów terapii leczy się nimi zaledwie 2 procent chorych. Chorzy na SM żyją w Polsce o 20 lat krócej niż w większości krajów UE i doświadczają koszmaru postępującego niedołęstwa, choć mogliby normalnie żyć i pracować. Polski rzekomo nie stać na ich leczenie, ale za to stać na wypłacanie chorym przez lata rent inwalidzkich z powodu postępów choroby oraz kosztownej opieki nad ofiarami SM w fazie terminalnej! Oto jest paranoja. Ważniejsze od głodnych polskich dzieci i od chorych obywateli jest również, a może przede wszystkim finansowanie zachcianek obcego państwa – Watykanu – ale o tym piszemy już chyba dość często... Jeżeli niektórzy uważają, że wstyd być Polakiem z powodu Kaczyńskich, Giertychów i Rydzyka, to o ileż bardziej wstyd z powodu systemu niesprawiedliwości społecznej, który w Polsce wprowadzono kilkanaście lat temu, i który kolejne ekipy umacniają i pogłębiają. Także Kaczyńscy, mający gęby pełne „Polski solidarnej”, wprowadzili takie reformy podatkowe (spadkowe i dochodowe), które pogłębiają niczym nieuzasadnione podziały społeczne. PO nie obiecywała niczego lepszego, wręcz przeciwnie, ich plan reform podziały te miał raczej ugruntować. Cała nadzieja w tym, że pod wpływem nacisków społecznych i sensownej refleksji PO zrealizuje nie to, co zamierzało. Wydaje się, że w niektórych dziedzinach już to następuje, o czym świadczy część pomysłów Tuskowego Ministerstwa Pracy. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Brazylia nadwiślańska
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Zapateryzacja Polski jest nieunikniona. Już mamy obiecujące początki tego procesu. Nie wiem, jak udała się impreza Ministerstwa Pracy zorganizowana na zakończenie Europejskiego Roku Równych Szans dla Wszystkich. Gwiazdą miała być tzw. drag queen oraz występ z płonącym penisem. Zapatero pewnie teraz sprawi sobie niebieskie włosy. A może Sikorski by go wyprzedził? Czy nie fajnie wyglądałby Schetyna z kolczykiem w nosie? („Gazeta Polska” 19 marca br.)
Dyskryminacja homoseksualistów nie jest najsilniejsza, jeżeli chodzi o zawieranie przez nich związków partnerskich. Najgorzej jest w pracy. A przecież homoseksualista, jeśli tylko jest dobrym pedagogiem, może spokojnie uczyć w szkole. (Elżbieta Radziszewska, pełnomocnik rządu ds. równego statusu prawnego)
Dziennikarze to w 90 procentach zdeklarowani ateiści. Co tu się dziwić atakom na Kościół. (Jerzy Robert Nowak)
Dlatego tylko, że jestem Polakiem i księdzem katolickim, zależy mi na tym, co Chrystus mówi, co Kościół mówi, zależy mi na ojczyźnie i Polakach, za to jesteśmy – ja również – oczerniani, dyskryminowani przy współudziale tego rządu. (o. Tadeusz Rydzyk)
Chciałbym, żeby mówiono o mnie „polski Zapatero”. (Grzegorz Napieralski)
Jacek Kurski to męski odpowiednik femme fatale, czegokolwiek się dotknie, to popsuje. (Marek Borowski)
Tylko człowiek zwariowany, mając absolutną władzę, może ją oddać w połowie kadencji. (Andrzej Lepper o Jarosławie Kaczyńskim) Wybrała OH
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
NA KLĘCZKACH
PREZENTY ZA NASZE Monopoliści dostarczający nam prąd i gaz zapowiadają kolejne drastyczne podwyżki cen. W przypadku Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa mogą one sięgnąć nawet 30 proc. Tak drastyczne podwyżki budzą przerażenie, szczególnie tych najmniej zarabiających oraz rencistów i emerytów. W jednym z listów nadesłanych do redakcji z Olsztyna ci ostatni pytają wprost: dlaczego PGNiG wspiera Kościół znacznymi kwotami (np. dla Caritasu), skoro potem biadoli i wyciąga pieniądze z kieszeni konsumentów gazu? Dodajmy, że analogicznie jest ze „szczodrobliwymi” energetykami, a także pocztowcami. Za ich prezenty czynione Kościołowi (m.in. darmowe oświetlanie budynków kościelnych, zwalnianie z opłat pocztowych) płacimy potem my wszyscy. BS
wprost do „zmiany postaw wobec podstawowych wartości, jakimi są prawda, miłość, miłosierdzie, i po pewnym czasie owocuje wypraniem mózgów” – pisze ta bardzo chora kobieta. MarS
PIELGRZYM
PLUCIE NOWAKA
OFIARA RAZY 27 W każdym kościele wierni bez trudu znajdą co najmniej kilka skarbonek na ofiarę. Ale repertuar kościelnych ofiar może być znacznie bogatszy. Wrocławskie wydawnictwo Lamis produkuje aż 27 różnych tabliczek na kościelne skarbonki. Oprócz napisu „ofiara” w ofercie firma proponuje jeszcze inne „ofiary”: dla biedniejszych od Ciebie, dla ubogich, na obiady dla ubogich, na chleb św. Antoniego, na msze św. za zmarłych (zbiorową), na bibliotekę parafialną, na prasę katolicką, na budowę kościoła, na remont kościoła, na odnowienie kościoła, na ogrzewanie kościoła, na oświetlenie kościoła, na sprzątanie kościoła, na potrzeby kościoła, na kościół, na potrzeby parafii, na KUL, na seminarium duchowne, na Fundusz Obrony Życia, na ratowanie życia dzieci poczętych, na cele charytatywne, na misje, na kwiaty, na kwiaty do Bożego Grobu, na szopkę i na budowę Świątyni Opatrzności Bożej. AK
WYPRANIE MÓZGU Z głębokim smutkiem donosimy, że choroba lekarki Hanny Wujkowskiej (felietonistka „Naszego Dziennika”) pogłębia się i wkrótce osiągnie stadium terminalne, to znaczy takie, po przekroczeniu którego szlag ją nagły trafi z nienawiści. Otóż Wujkowska w „ND” z 31 marca donosi, że do obrzydliwego wynaturzenia, wręcz zezwierzęcenia, doszło w powiecie wołomińskim, gdzie w ramach celebrowania (także przez księży) Święta Miłosierdzia Bożego... zbierano datki na zakup nowoczesnego inkubatora dla noworodków wcześniaków. Zgroza! Bowiem robiono to „na wzór Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, przy okazji tańca ognia i innych pogańskich imprez i przy wykorzystaniu autorytetu Kościoła”. A to prowadzi
wybory. Niemal bezustannie, z całą świtą, jeździ po świecie; głównie do Izraela, oczywiście na koszt podatników. Na dodatek wykorzystuje swoje podróże do celów prywatnych. Plonem jego wypraw jest m.in. wydana niedawno opasła książka opisująca Izrael i miejsca święte w tym kraju. Maluczkim prezydent opowiada wciąż bajki o robieniu interesów z Żydami. RP
Nawet 8 lat więzienia grozi 24-letniemu Damianowi K. z Koszalina, który podawał się za studenta II roku seminarium duchownego i wyłudzał pieniądze od naiwnych przechodniów, wręczając im kolorowe święte obrazki. Od jednej ze starszych kobiet wziął 100 zł, ale zamiast rozmienić i zwrócić jej 95 zł, oszust dał nogę. Miał jednak pecha, bo wpadł w ręce policji. Okazało się, że już wcześniej ukarany został rokiem aresztu w zawieszeniu na 3 lata za zbieranie pieniędzy na pomoc powodzianom. Zamiast na pielgrzymkę do Watykanu – jak uzasadniał ostatnio zbieranie datków – trafi za kratki. PS
ŚWIĄTYNIA JPII Kraków pozazdrościł Warszawie Świątyni Opatrzności Bożej i na terenie dawnego „Solvayu” zbuduje Centrum JPII, które ma się stać entym już miejscem pamięci polskiego Papy. Z udziałem głównego protektora kardynała Stanisława Dziwisza rozstrzygnięto konkurs na zagospodarowanie w Łagiewnikach 10 ha wyszarpniętych od miasta za ziemię rzekomo podobnej wartości, na której powstaną... drogi wiodące do Centrum. Zwyciężył projekt 33-letniego architekta Andrzeja Mikulskiego. Oprócz kaplicy (600 mkw.) i muzeum (ok. 7 tys. mkw.) powstanie tu także potężny plac tworzący z pozostałymi obiektami świątynię pod gołym niebem. Koszt tej gigantycznej inwestycji szacowany jest wstępnie na 200 mln zł, ale zapewne będzie znacznie wyższy – podobnie jak w przypadku ŚOB. BS
PRECZ Z ŁODZIĄ! Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki najwyraźniej nienawidzi miasta, w którym przyszło mu wygrać
Jerzy Robert Nowak, czołowy ideolog Radia Maryja, jeżdżąc po Polsce i plując na ostatnią książkę Jana Tomasza Grossa, rozpowszechnia też antysemickie hasła. Czyni to w wielu kościołach, na co ma przyzwolenie hierarchów, i wywołuje zgorszenie w miarę światłych katolików. Ostatnio – mimo sprzeciwu szefa przykościelnej poradni małżeńskiej i twórcy miejscowego Koła Inteligencji Katolickiej – zaproszono Nowaka do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w Lubaniu, na co wyraził zgodę sam biskup legnicki Stefan Cichy. Protestującym nie pozostało nic innego, jak wysłać do biskupa list z zapytaniem, jak mają się słowa Nowaka do nauki Jana Pawła II... PS
EKUMENIZM Spory szok przeżyła Olga Wilamowska z Byczyny (woj. opolskie). Proboszcz Tadeusz J. oświadczył bez ogródek, że prędzej mu kaktus wyrośnie, niż ochrzci jej córeczkę Natalkę. A to z tego powodu, iż pani Olga ma ze swoim mężem jedynie ślub cywilny. Byłby to przypadek jeden w wielu, gdyby nie fakt, iż z odsieczą niezwłocznie pospieszył miejscowy pop. Nie dość, że odprawił sakrament, to jeszcze i mszę w obrządku... katolickim. Z tego (i tylko z tego) powodu księdza J. czekają konsekwencje ze strony arcybiskupa Alfonsa Nossola. Bo biskup może znieść w szeregach swojej firmy łobuza, ale nie konkurencję. MarS
KSIĄDZ DOJARKA W Kończycach Wielkich pod Cieszynem za sprawą pazernego proboszcza Andrzeja Wieliczki kolęda odbywa się... cztery razy w roku, co oznacza, że ponad 2 tys. parafian musi nie raz, a czterokrotnie płacić haracz Kościołowi. Wielebny ustalił minimalną kwotę roczną od rodziny – 150 zł, bo – jak twierdzi – potrzeby jego... o pardon! – parafii są bardzo duże. Ks. Wieliczka wymusza też inne daniny: poszczególne rodziny i mieszkańcy posesji muszą co tydzień (zgodnie z harmonogramem publikowanym
na łamach „Anioła Kończyckiego”) sprzątać świątynię i... plebanię, a do tego dochodzą niemałe obciążenia finansowe z tytułu chrztów, ślubów i pogrzebów. Także miejscowy samorząd co roku wspiera wielebnego kwotą 20 tys. zł z publicznej kiesy. PS
„RZEPA” NA KOLANACH „Rzepa” włączyła się do ogólnonarodowego kolejnego spazmu z okazji rocznicy śmierci JPII, informując na pierwszej stronie, że „Polacy chcą święta Jana Pawła II”, czyli dnia wolnego od pracy z okazji rocznicy śmierci polskiego papieża (2 kwietnia). Tymczasem z treści artykułu wynika, że za takim rozwiązaniem opowiedziało się 47 procent ankietowanych przez OBOP, czyli nawet nie połowa. Jak podaje dziennik, dla wielu Polaków święto JPII ma być ważniejsze od wydarzeń 11 listopada czy 3 maja, bo te... „były dawno”. Chrzest Polski i bitwa pod Grunwaldem były jeszcze dawniej... BS
PAPA I PO MORDZIE Kibice Cracovii szczycą się tym, że JPII wielokrotnie podkreślał swoją sympatię do ich klubu. Postanowili więc uhonorować trzecią rocznicę śmierci Papy i przed sobotnim spotkaniem (29.03.2008 r.) z łódzkim Widzewem uczczono to wydarzenie chwilą ciszy. Ponadto nad sektorem zajmowanym przez najzagorzalszych fanów zawisł transparent z podobizną papieża. Ale kilka minut później duchowa obecność patrona nie przeszkodziła kibicom w chamskich wyzwiskach i okładaniu się nawzajem pięściami. W czasie meczu doszło między nimi do regularnej bitwy. To już standard w zachowaniu pokolenia JPII. PP
PAPA WCIĄŻ ŻYWY! Z okazji trzeciej rocznicy śmierci Jana Pawła II Związek Miast Polskich zaprosił burmistrzów i prezydentów „miast papieskich” do
5
Centrum Jana Pawła II w Krakowie na VI Spotkanie Miast i Gmin Papieskich, zorganizowane pod hasłem „Rodzina wspólnotą pokoju”. Przedstawicielom wojtyłowskich miast i miasteczek organizatorzy – w ramach bezpłatnego, czyli dotowanego seminarium „Perspektywy i szanse dla rodziny w XXI wieku. O wychowaniu rodzinnym” – zaproponowali wysłuchanie dwóch półgodzinych wykładów poświęconych współczesnym zagrożeniom dla polskiej rodziny, zjedzenie „lunchu” w restauracji „Smak Ukraiński” (na koszt własny) oraz udział we mszy o kanonizację JPII. AK
WYGASZANIE ŚWIATEŁ Kryzys Kościoła w Niemczech najjaskrawiej widać na terenach, na których katolicy są w mniejszości. I tak w diecezji Hildesheim w Dolnej Saksonii, gdzie katolicy stanowią zaledwie 12 procent wszystkich mieszkańców, władze Krk zdecydowały o zamknięciu w przyszłym roku z przyczyn finansowych 80 z 438 czynnych kościołów, czyli co piątego obecnie czynnego. Msze dla praktykujących jeszcze katolików mają być odprawiane w parafiach ewangelickich, do których miejscowa kuria zwróciła się z prośbą o gościnne udostępnienie lokali. Cóż, w biedujących Niemczech Kościół musi oszczędzać... AC
AMERYKĘ ODKRYŁ... Profesor John Alford z Rice University przeanalizował przypadki ponad 12 tysięcy bliźniąt i ogłosił wstrząsające odkrycie: jednojajowcy (chodzi o poczęcie, a nie wadę anatomiczną) mają w przeważającej liczbie przypadków identyczne poglądy polityczne. Toż to jest zwyczajny plagiat! I jeśli pan profesor liczy na Nobla, to niech wie, że spotka się z protestem 38 milionów Polaków, którzy do identycznych wniosków – i to popartych empirycznymi badaniami na własnej skórze – doszli wiele lat temu. MarS
6
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
Skansen Katolicki P
onad 17 hektarów niezwykle atrakcyjnych gruntów, które sprzątnięto sprzed nosa innym inwestorom, zajmie Park Papieski na Błoniach przy rzeszowskiej katedrze. Powstanie w ciągu sześciu lat i będzie kosztować stolicę Podkarpacia 26 milionów złotych. Realizację inwestycji podzielono na sześć etapów. W pierwszym, planowanym na drugą połowę br., rozpoczną się prace na terenie 1,5 ha wzdłuż alei Przesłania Papieskiego, którą zdobią już granitowe płyty zawierające cytaty z JPII. Obok drzew i krzewów, alejek spacerowych oraz ławek infrastrukturę mają tworzyć takie cymesy jak: drugi plac pamięci JPII (z rzeźbą symbolem), „papieski” strumyk, plac zabaw i scena w miejscu, gdzie podczas wizyty Wojtyły w Rzeszowie stał ołtarz. Ambicją twórców parku jest, aby od jego centralnej części, w której znajduje się plac z kamieniem upamiętniającym JPII, roślinność „wznosiła się w kierunku katedry, płynnie przechodząc od najniższych krzewów do drzew, co ma zapewnić dobrą ekspozycję”. Sprawy mogą się jednak skomplikować, bo dawni właściciele 4 ha gruntów w rejonie katedry domagają się zwrotu ziemi, z której
ich wywłaszczono z zamiarem stworzenia nowych miejsc dzięki nowym inwestycjom handlowo-usługowym. Skoro celu wywłaszczenia nie zrealizowano, byli właściciele rozpoczęli starania o odzyskanie działek i kto wie, czy nie trzeba będzie dołożyć z kasy miasta jeszcze kilku milionów, aby koncept parku nie upadł. „»Ukrzyżować« i »spapizować« każde miasto i każdą wioskę na Podkarpaciu, a potem otworzymy Podkarpacki Skansen Katolicki i będziemy trzepać kasiorę z tych bezbożników, którzy będą przyjeżdżać i oglądać, jak się pięknie modlimy” – oto jeden z pierwszych komentarzy rzeszowskich internautów uradowanych tym, że – zamiast kilkuset miejsc pracy lub po prostu terenów zielonych z ławeczkami – przybędzie w mieście 17 „uświęconych” hektarów. Jest to dzieło poprzedniego prezydenta miasta – Andrzeja Szlachty z PiS. J. ADAMSKI
No to kaplica L
ekcje religii czy krzyże w polskich szkołach od dawna przestały kogokolwiek dziwić. Ale kaplica pod dachem świeckiej placówki oświatowej?! Katolicką kaplicę z prawdziwego zdarzenia (z nawą, kopułą, ołtarzem, tabernakulum i świętym obrazem) – jakiej z całą pewnością może pozazdrościć niejedna parafia – posiada wewnątrz budynku szkolnego I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Czarnieckiego w Chełmie. Ostatecznie jednak nie każda szkoła ma szczęście mieścić się w kompleksie odziedziczonym po carskim prawosławnym seminarium duchownym. W 1919 roku, kiedy gmach po byłym seminarium przekazano na potrzeby polskiego gimnazjum, górującą nad nim kaplicę pw. św. Leontiusza, która służyła wcześniej prawosławnym alumnom, przerobiono oczywiście na katolicką kaplicę pod wezwaniem patrona młodzieży – św.
Stanisława Kostki. Po wojnie, w czasach PRL-u, istnienie kaplicy w szkole nie mogło mieć miejsca. Pomieszczenie straciło więc swoje sakralne przeznaczenie, zyskując w zamian status sali teatralnej, która przez kilkadziesiąt lat służyła uczniom. Kiedy po upadku „komuny” świeckość szkolnictwa uznano za przeżytek dawnego reżimu, katodyrekcja chełmskiego ogólniaka zadbała o to, by „sprofanowanej” kaplicy szkolnej przywrócić sakralny charakter. Uroczystej rekoncyliacji dokonano w 1993 roku i od tej pory kaplica wykorzystywana jest jako sala katechetyczna oraz modlitewna. Mieliśmy pewne obiekcje co do druku tego tekstu, by rzecz nie stała się precedensowa... SK
Coraz bardziej wymyślnymi ceremoniami kuszą wiernych sanktuaria. Nie mniej oryginalne jest to z Wąwolnicy (woj. lubelskie). W oficjalnym zaproszeniu do odwiedzenia tamtejszego sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej ks. Jan Pęzioł pisze: „Cywilizacja laicka przełomu XX i XXI w. wypłukuje z wielu ludzkich sumień wartości duchowe (...). Zło wchodzi w życie człowieka i czyni wielkie spustoszenie duchowe, psychiczne i fizyczne. Kościół, działając mocą Chrystusa, idzie z pomocą tym ludziom, ogarniając ich troską duszpasterską. Jedną z form takiego duszpasterstwa jest Nabożeństwo o uzdrowienie duchowe i uwolnienie od wpływów złego ducha”. Prowadzone przez egzorcystę (niekiedy nawet dwóch) wąwolnickie nabożeństwa o uzdrowienie duszy i ciała odbywają się w każdą czwartą sobotę miesiąca, po różańcu i mszy sprawowanej w intencjach polecanych przez wiernych. A ich najbardziej rozreklamowanym „fenomenem” są tzw. zejścia w Duchu Świętym, podczas których egzorcyzmowani wierni nagle doznają lekkości ciała i upadają na kamienną posadzkę, podobno nie nabijając sobie przy tym nawet guza czy siniaka. Wąwolnickie „uzdrawianie” wiernych trwa zwykle około dwóch
Zejścia w Duchu Świętym
godzin i rozpoczyna się od poświęcenia wody, soli i lekarstw. Potem następują egzorcyzmy zbiorowe, czyli modły za „doznających udręczeń ze strony mocy ciemności”, „targanych lękami” oraz o „uwolnienie od chorób fizycznych, psychicznych i moralnych” i „uzdrowienie relacji międzyosobowych”. Nabożeństwa egzorcysta kończy indywidualnym błogosławieniem
C
o ma zrobić ksiądz, gdy okaże się, że „słynący cudami” ulubiony obraz papieża Polaka to przerobiony z innego malowidła falsyfikat? Taka właśnie zagwozdka przytrafiła się ks. Pawłowi Sukiennikowi – proboszczowi parafii, w której pierwsze kapłańskie kroki stawiał Karol Wojtyła.
pielgrzymów polegającym na nałożeniu rąk na głowę. I na ten moment z ogromną niecierpliwością czekają wszyscy przybyli, bo właśnie wówczas niektórym przydarza się autentycznie zemdleć ze zmęczenia lub wrażenia, czy jak kto woli – doświadczyć słynnego „zejścia w Duchu Świętym”. AK Fot. Autor
namalowała kopię niegowickiej Madonny. Teraz pozostało dorobić legendę tej świeżej malowance i... po problemie. Tym zajął się ksiądz Jarosław Cielecki – dyrektor Vatican Service News w Watykanie, niegowicki ziomek (był z Jonaszem na jednym roku w seminarium). Załatwił onże specjalny pokropek ganz nowego obrazu przez samego papieża Benedykta XVI (20 marca br.). Następnie pomysłowy księżulo namówił 30 Włochów, by z okazji trzeciej rocznicy śmierci JPII przebiegli się z Rzymu do... Niegowici. Makaroniarze (chyba nie wiedzą naiwniacy, ile to kilosów!) mają biec w sztafecie i zamiast pałeczki dzierżyć w dłoniach świeżo poświęconą malowankę. A... i jeszcze świeczkę zapaloną na mogile JPII. Maraton ten dumnie nazwano ,,Fiaccola di Lolek”, czyli płomień Lolka. Poza tym będą jeszcze inne atrakcje: obraz – jako ten, do którego modlił się „polski papież”!!! – będzie obnoszony w procesjach po Rzymie, wystawiany w kościołach i na koncertach ku czci JPII. W naszym kraju maryjny maraton do Niegowici przebiegnie przez Zakopane i Nowy Targ. Tam dołączą do niego polscy ochotnicy i dalej wszyscy popędzą przez Wieliczkę do Łagiewnik, gdzie zaplanowana jest uroczysta msza z udziałem kard. Dziwisza. A jakie będą dalsze losy uświęconego i czcigodnego malowidła pani Ewuni? Zapytany przez nas ks. Paweł Sukiennik powiedział, iż tak wiele miast chce gościć u siebie Najświętszą Panienkę, że „na razie będzie ona nawiedzać różne miejsca w kraju”. Zapewne po takim trudzie Maryja Niegowicka szybko będzie musiała znów udać się do renowacji. I historia w cudowny sposób się powtórzy! MAREK PAWŁOWSKI
Jaka to Madonna? Niegowić to miejscowość położona na południowy wschód od Krakowa. W miejscowym kościółku znajduje się „cudowny” obraz Matki Boskiej Niegowickiej, do którego wprost kochał modlić się całymi dniami wikary Wojtyła. Niestety, lata robią swoje i z Madonny (może od tego świdrującego wzroku Karola) zaczęła płatami odłazić farba. Obraz powędrował więc do renowacji i... – O BOŻE! – okazało się, że to... lipna Maryja, a dopiero pod nią kryje się XVII-wieczny obraz Maryi z Gwadelupy. Biedny Wojtyła nie wiedział, do jakiej Madonny się modlił! Czyżby wtedy jeszcze nie był nieomylny? Sytuacja zrobiła się zabawna, zważywszy na fakt, iż sufit niegowickiego kościoła zdobi wizerunek Papy modlącego się do fałszywego portretu, który 3 listopada 2006 roku został dodatkowo – z wielką pompą – wyświęcony przez kardynała Dziwisza. Co tu robić? Co tu robić? – trapi się ks. Sukiennik. Zmartwienie było tym większe, że kompromitacja wisiała w powietrzu. Oto właśnie w Niegowici obchodzony jest rok Karola Wojtyły – z rzeczonym malunkiem w roli głównej. Dumał księżulo, dumał i wpadł na koncept taki: malarka Ewa Gadnicka-Włodarczyk na prędce
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
7
Wczasy pod krzyżami D
om rekolekcyjno-misyjny w Bąblinie nieopodal Obornik Wielkopolskich. Tuż nad Wartą. To tutaj odbywają się całoroczne rekolekcje świętorodzinne z kuracją oczyszczającą. Po polsku – wczasy zdrowotne pod hasłem: „Postem i modlitwą leczymy ciało i ducha”. Jak to działa w praktyce? Reklama, między innymi w Radiu Maryja i z ambon, sprawia, że dom od kilku już lat pęka w szwach. Trafiłam do Bąblina akurat w przerwie między turnusami, żeby dowiedzieć się, że na ten rok trudno znaleźć wolny pokój („Zawsze można się wpisać na listę rezerwowych i czekać, aż ktoś nie zapłaci zaliczki” – usłyszałam w kancelarii), a organizatorzy profilaktycznie przygotowali już grafik na rok 2009. A że ludziska zjeżdżają na kurację odchudzającą, to i na przygotowanie wykwintnego żarcia nie trzeba się wysilać. Kuracjusze ojców misjonarzy są żywieni według diety dr Ewy Dąbrowskiej. Pałaszują więc przede wszystkim warzywa pod każdą postacią – korzeniowe, kapustne, dyniowate, psiankowate, liściaste, a także owoce. Wszystko po to, by „oczyścić organizm z nagromadzonych przez lat złogów i toksyn cywilizacyjnych i przywróceniu mu naturalnej odporności” oraz wpoić sobie zasady zdrowego żywienia. Nie należy spożywać zbóż, orzechów, ziemniaków, roślin strączkowych, chleba, mięsa, mleka, oleju ani słodkich owoców – są zbyt odżywcze i hamują spalanie wewnętrzne. Dodanie ich do diety przestawia odżywianie na tor spalania zewnętrznego, co może spowodować szereg niedoborów pokarmowych – dowiaduję się już z internetu, bo stron omawiających tę dietę cud jest tu pod dostatkiem. Stąd też wiem, że czas trwania podobnej diety to od 2 do 6 tygodni.
W Bąblinie cackają się z pacjentami raptem 9 dni, a efektem ma być profilaktyka i stuprocentowe przywrócenie człowiekowi całkowitego zdrowia... Ponadto „post jako lek i narzędzie ma za zadanie uwolnić człowieka z dominacji zmysłowo-intelektualnej w pojmowaniu życia i świata i wyzwolić w nim drzemiący potencjał ducha, który pogłębiony medytacją i kontemplacją pozwoli mu ostatecznie wejść w siebie i odkryć serce” – przekonują ojcowie. A jak realizują swój cel? Program niezwykle napięty. Pobudka o godzinie 7, później półgodzinna modlitwa, gimnastyka rozluźniająca (45 minut), a w końcu – śniadanie (warzywa). Przedpołudniowe zajęcia ruchowe (gimnastyka przed domem, spacer, ewentualnie wyjazd na basen do Obornik). Od 11.30 – wykłady i prelekcje. Animator opowiada o tym, jak się odpowiednio odżywiać, a psycholog – jak sobie radzić z myślą o śmierci... Po tej dawce informacji – obiad (znów warzywa), kontemplacja ikony Świętej Rodziny, która jest „złotym tłem całej przygody” (jak ojciec dyrektor Krzysztof Sielski się rozkręci,
kontemplacja może trwać nawet 2,5 godziny!), pogłębiona ascezą postu oraz kierownictwem duchowym i osobistą modlitwą. Jej zadaniem jest wprowadzenie uczestnika w świat tajników komunikacji międzyosobowej, czyli w świat serca,
integracyjny, czyli... gimnastykę przy muzyce, o ile czas liturgiczny pozwala. Ale nic to! Najważniejsze, że „każdego kolejnego dnia uwolnione Dobro zaczyna z duchową pomocą Świętej Rodziny coraz bar-
„Misjonarze Świętej Rodziny starają się kształtować rodziny współczesne poprzez pracę, modlitwę i towarzyszenie na drogach codzienności”. Przy okazji tłuką na tym niezłą kasę. pomagając mu wyrwać się z relacji czysto przedmiotowych i nawiązać kontakt z samym sobą, z drugim człowiekiem i z Bogiem – tak reklamują się ojczulkowie... O odpoczynku po duchowym wysiłku nie ma mowy, bo za pasem kolacja (warzywa) i msza święta z konferencją. Jeśli ktoś to wytrzyma, może się jeszcze udać na wieczór
dziej rozlewać się w naszych sercach potężnym strumieniem upragnionej łaski”! ~~~ I na koniec – cennik. Za dziewięciodniowy post połączony z modlitwą liczą sobie misjonarze bąblińscy od 860 zł (cena za osobę w pokoju czteroosobowym) do 1500 zł (pokój jednoosobowy z łazienką).
Jeśli komuś przyszłoby do głowy, że skoro cena nie odbija się w jedzeniu, to może jej wysokość wynagrodzi standard pokoi – też się zawiedzie. W każdym z nich proste łóżko, stolik, krzesełko i krzyżyk na ścianie. Wiadomo – pokuta. W cenie – spacery, przejażdżki rowerowe i gimnastyka. Za masaże, dodatkowe korzystanie z basenu czy niewarzywne posiłki trzeba, oczywiście... dopłacić. O rabatach i opustach nie ma mowy. Chyba że ktoś odwiedza przybytek misjonarzy po raz czwarty, to dostanie 10 proc. upustu Nie przeszkadzają też ojcom zdeklarowani ateiści. Jeśli tylko – tak jak mąż pani Haliny z Kościana – pragną towarzyszyć partnerowi, nie uczestnicząc jednak w ćwiczeniach duchowych, dostaną na zachętę 10 proc. zniżki. Gdyby pokusić się o odrobinę arytmetyki, wyniku można tylko pozazdrościć. W 2008 roku turnusów będzie 18 (na 2009 r. misjonarze szykują o jeden więcej). Na każdym 90 osób. Dochód: co najmniej 2 miliony złotych! Ale nie są ojcowie misjonarze tacy ostatni. Mają pewnie świadomość, że inkasują kasę, za którą spokojnie można by spędzić co najmniej tydzień nad Morzem Śródziemnym. Toteż organizują swoim kuracjuszom wycieczki. Na zamek w Szamotułach (15 km), do klasztoru Sióstr Urszulanek w Pniewach (36 km) albo do... sanktuarium Misjonarzy Świętej Rodziny w Górce Klasztornej (75 km)! Wszędzie jest możliwość wypełniania skarbonek, zakupu mszy itp. Poza tym do dyspozycji oddają trzy stołówki, cztery sale służące jako wykładowe, bibliotekę klasztorną, a w niej 10 tysięcy woluminów, sklepik z dewocjonaliami i księgarnię. Żyć nie umierać! WIKTORIA ZIMIŃSKA Fot. Autor
8
Rozgrywa się właśnie kolejna batalia o media publiczne. PiS najgłośniej drze gębę, że wszelkie próby zmian w ustawie o radiofonii i telewizji to zamach na wolność słowa. Tak krzyczą najwięksi zamachowcy... W Europie od lat 50. państwa rezygnowały z monopolu na emisję wpierw programów radiowych, a od końca lat 70. także telewizyjnych. Rozdziałem częstotliwości zaczęły zajmować się niezależne komisje, na czele których stanęli eksperci. Znacznie trudniej politykom poszło dogadanie się w kwestii organizacji mediów publicznych. Pod koniec XX wieku w Europie ukształtowały się dwa modele zarządzania nimi: Pierwszy, tzw. włoski. Tu główne opcje po prostu podzieliły się programami. Każda licząca się partia ma „swój” kanał i decyduje o tym, jakie informacje widz obejrzy. Drugi, tzw. wzorcowy, to model BBC. Brytyjscy politycy nie bez awantur przyjęli do wiadomości, że ich wpływ na program publicznej radiofonii i telewizji jest zerowy. Nie powołują oni ani rady nadzorczej, ani tym bardziej zarządu tej największej brytyjskiej korporacji medialnej. Osoby nadzorujące
sięża uciekają z zawodu. Dramatu jeszcze nie ma, ale jak tak dalej pójdzie, biskupi wystąpią o amnestię dla rezerwy kadrowej przebywającej obecnie w więzieniach... Polscy pracodawcy narzekają, że ponoszą ciężkie straty, bo nie mają bata na ludzi, którzy – wobec wyraźnego spadku bezrobocia oraz otwarcia europejskich rynków pracy – z dnia na dzień znikają im z roboty. Zjawisko nagłego opuszczania przez personel powierzonego posterunku daje się odczuć również w kat. Kościele. Coraz boleśniej, bo liczba powołań spada (w roku akademickim 2007/2008 do seminariów zgłosiło się o 10 proc. mniej kandydatów niż w latach ubiegłych), a sutanny rzucają coraz młodsi. Dla hierarchów problem jest nadzwyczaj wstydliwy (abstrahując od fatalnych przypadków, gdy kryminalistów w sukienkach zabiera z plebanii policja), bo nie ma dlań dobrego wytłumaczenia. No bo co? Przekonywać owieczki, że ich pasterz zbaraniał? Ujawnić, że przejrzał na oczy? A może przyznać, że „obdarzony łaską powołania” kapłan dość już miał tajnych schadzek z partnerką(-em)? Odejścia księży do „cywila” należą więc do kategorii informacji
K
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Pasma wojen na górze i kierujące pracą BBC nie mogą należeć do partii politycznych. W obliczu zmian na rynku medialnym (nowe stacje nadające bez żadnych pozwoleń) politycy uznali, że Radiokomitet zarządzający radiem i telewizją (rządowa agenda) to złe rozwiązanie. Spory bałagan na rynku mediów wprowadziła też ustawa o stosunku państwa do Kościoła rzymskokatolickiego z 1989 roku. Na jej podstawie biskupi, a nawet niektórzy proboszczowie zaczęli zakładać własne stacje radiowe, zabierając pasma według uznania. Po długich, partyjnych targach zimą 1992 roku przyjęto w Sejmie nową ustawę o radiofonii i telewizji. Opierała się ona na następujących zasadach: dotychczasowe rządowe stacje radiowe oraz TVP zostały przekształcone w sieć spółek prawa handlowego (18 radiowych oraz 1 telewizyjną), które miały przynosić zysk, a jednocześnie wypełniać obowiązki związane z misją publiczną (wspierać kulturę, emitować ambitne programy); ich dochody powinny pochodzić z abonamentu i reklam;
władzami TVP i Polskiego Radia miały być apolityczne rady nadzorcze oraz wybierane przez nich takie same zarządy. Kadencja rady to trzy lata, zaś zarządu – cztery; ten cały biznes – przyznawać koncesję oraz sprawdzać, jak pracują władze publicznej radiofonii i telewizji – miała kontrolować Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Jej znaczenie podniosła w 1997 r. konstytucja, która zrobiła z niej strażniczkę: wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego. W latach 1993–2005 liczyła ona dziewięciu członków powoływanych przez Sejm (4 osoby), Senat (2 osoby) oraz prezydenta (3 osoby). Członkom Krajowej Rady nie wolno było należeć do partii politycznych. Jedynymi politykami, którzy do końca debaty twardo mówili takim regulacjom: NIE!, byli parlamentarzyści... Porozumienia Centrum (pierwsza partia Jarosława Kaczyńskiego). Regulacje ustawowe, niestety, nie zablokowały prób wpływania przez polityków na pracę dziennikarzy publicznej telewizji. Za
wyjątkowo nieudaną decyzję personalną można uznać powierzenie obowiązków szefa Radia Kraków Bronisławowi Wildsteinowi. Zdołał on w ciągu trzech miesięcy zmniejszyć krąg jego słuchaczy z ponad 40 proc. do... 3 proc. (!). W przypadku telewizji „nowe” zaczęło się wyjątkowo źle, bowiem stanowisko prezesa objął Wiesław Walendziak z Opus Dei. Pod jego rządami przez ponad dwa lata TVP zajmowała się odkryciami Wojciecha Cejrowskiego i „Frondy” na temat dręczenia dzieci przez homoseksualistów. Po rządach Walendziaka pozostał wstyd i długi. Spłacał je Ryszard Miazek. Zastąpił go po dwóch latach Robert Kwiatkowski. Ten bezpartyjny sympatyk lewicy robił wszystko, aby TVP odzyskała zarówno widownię, jak i wpływy reklamowe. To za jego czasów TVP rozpoczęła produkcję popularnych seriali i angażowała się w duże produkcje filmowe. Jednocześnie rosły w niej wpływy Kościoła. To na polecenie biskupów prezes wyrzucił dziennikarzy łódzkiego ośrodka TVP, którzy poinformowali opinię publiczną
o ukazaniu się pierwszego numeru tygodnika „Fakty i Mity”. To on osobiście ukarał szefa Wiadomości Piotra Sławińskiego za to, że ten w wewnętrznej notatce nazwał Jana Pawła II „panem Karolem Wojtyłą”. Rolę cenzorów państwowej telewizji przejęli kolejni szefowie redakcji katolickiej (jezuici: Andrzej Koprowski, Krzysztof Ołdakowski oraz Andrzej Majewski). Pilnowali oni, żeby TVP na antenach ogólnopolskich nie emitowała programów antyklerykalnych. Filmy klasy D prezentujące brutalną przemoc nie podlegały ocenie... Największym błędem Roberta Kwiatkowskiego było zaangażowanie się przy okazji tak zwanej afery Lwa Rywina w walki frakcyjne na lewicy. Porażka grupy, na którą postawił (ekipa Włodzimierza Czarzastego), doprowadziła do jego odejścia. W fotelu prezesa TVP – nie bez pomocy ludzi lewicy – zastąpili go Jan Dworak (radny PO na Mazowszu) oraz Piotr Gaweł (członek Opus Dei, bohater naszych licznych publikacji). Panowie ci zabrali się za przywracanie TVP prawicy. Na antenie pod hasłami misji publicznej zagościł Jan Pospieszalski ze swoim „Warto rozmawiać”. Gdy jesienią 2005 roku PiS wygrał wybory, okazało się, że najpilniejszym zadaniem parlamentu na początku nowej kadencji jest błyskawiczne znowelizowanie ustawy o radiofonii i telewizji. „Władzę w TVP i Polskim Radiu chce przejąć postkomunistyczny układ” – grzmiał Marek Kuchciński. Prace komisji sejmowej trwały pięć dni, w trakcie których koalicja PiS-LPR-Samoobrona
W poszukiwaniu straconego czasu starannie w Kościele ukrywanych: nie wydaje się na ten temat żadnych komunikatów, „byłych” wykreśla się natychmiast z wszelkich statystyk i spisów; nie sposób też uzyskać w diecezjach jakichkolwiek oficjalnych informacji o nich, ani też danych o skali zjawiska. Staramy się jednak trzymać rękę na pulsie... Ostatnią kościelną „zgubą” jest 33-letni ksiądz Sebastian N., wikariusz parafii Chrystusa Króla w Dzierżoniowie (diecezja świdnicka). Człowiek zniknął w tajemniczych okolicznościach tuż przed świętami wielkanocnymi, miasto o nim huczy, a żadna policja nie szuka. Dlaczego? – Wyjechał na ferie, zabierając utarg z kolędy, i nie wrócił, ale ksiądz proboszcz Krzysztof Ambrożej nie zgłasza kradzieży, bo nie chce rozgłosu ani skandalu – poinformował nas były kolega ks. Sebastiana.
– Sprawa jest prosta: zmarły niedawno świętej pamięci ksiądz Józef Kania, dotychczasowy proboszcz parafii Chrystusa Króla, tolerował fakt, że jego wikary miał od kilku już lat dziewczynę, którą często przechowywał na plebanii. Nowy proboszcz Ambrożej zapowiedział, że zniesie podobne obyczaje, więc ksiądz Sebastian – bardzo moim zdaniem przytomnie – odliczył sobie z kolędy należność za 3-miesięczny okres wypowiedzenia i zamieszkał w Legnicy ze swoją wieloletnią partnerką, którą prawdopodobnie lada miesiąc poślubi – utrzymuje pracownik parafii. Jakkolwiek by było, Sebastian N. jest księdzem już tylko na papierze i ani chybi zostanie lada tydzień oficjalnie wyklęty („ukarany karą suspensy zabraniającej wykonywania wszystkich aktów władzy święceń oraz noszenia stroju duchownego” – jak to się określa w ichnim języku) przez ordynariusza świdnickiego bpa Ignacego Deca.
I nie pomoże ks. Sebastianowi fakt, że był w dotychczasowej karierze: wychwalanym pod niebiosa duszpasterzem Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”; opiekunem ministrantów i grupy Odnowy w Duchu Świętym; rejonowym duszpasterzem „Domowego Kościoła”; katechetą szczycącym się stopniem nauczyciela mianowanego religii (ostatnio w dzierżoniowskim II Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Pawła II). Wspomnieliśmy na wstępie, że rezygnacje księży z zawodu nabierają tempa. Żeby nie być gołosłownym, popatrzmy na kilkanaście przykładów (tylko z okresu minionego roku!) ilustrujących owo zjawisko: ks. Artur G. (40 l.) z diecezji gliwickiej, ostatnio widziany w parafii katedralnej św. Apostołów Piotra i Pawła w Gliwicach, po 14 latach
od wyświęcenia „zaciągnął suspensę latae sententiae” – jak czytamy w dokumentacji kurii biskupiej – związaną z zawarciem cywilnego małżeństwa. W tej samej diecezji podobnego „przestępstwa” dopuścił się po 10 latach kapłaństwa ks. Grzegorz Sz. (36 l.), były wikariusz parafii św. Anny w Bytomiu, oraz – po 3 latach w zawodzie – ks. Rafał D. (29 l.). Jeśli zaś chodzi o ks. Michała D. (29 l.), to jemu, już trzy lata po wyświęceniu, przestało się w tej robocie podobać i powiedział adieu; ks. Tomasz S. (34 l.) i ks. Piotr S. (37 l.) z diecezji rzeszowskiej, którzy po spędzeniu odpowiednio sześciu i ośmiu lat w kapłaństwie zostali skazani na potępienie, za „trwanie w nieposłuszeństwie” wobec ordynariusza bpa Kazimierza Górnego; ks. Mariusz K. (34 l.), po 8 latach noszenia sutanny (ostatnio w Cikowicach k. Bochni), pożegnał się z biskupem tarnowskim Wiktorem Skworcem;
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r. zastosowała szereg sztuczek... Na przykład takich jak zwoływanie komisji za pomocą SMS-ów, wyrzucenie za drzwi reprezentantów środowisk twórczych oraz oddalenie wszelkich uwag sejmowych ekspertów, którzy wskazywali szereg błędów w przygotowanym projekcie. Większość sejmowa przyjęła nową regulację dzień przed Wigilią. W nocy z 29 na 30 grudnia 2005 roku w rządowej drukarni wydrukowano Dziennik Ustaw. Nowa Rada w pięcioosobowym składzie zaczęła jednak swoje prace 31 stycznia 2006 roku. Na początek powołała nowe rady nadzorcze Polskiego Radia, rozgłośni regionalnych i TVP. Kandydatów do tych ciał osobiście wyznaczał prezes PiS Jarosław Kaczyński (przewodniczącą RN TVP została emerytka, która parzyła wodzowi herbatki). On także wybrał kandydatów na prezesów Polskiego Radia i TVP – Krzysztofa Czabańskiego i Bronisława Wildsteina. Obaj panowie zabrali się do czystek i ręcznego redagowania programu. Ale krnąbrny Bronek popadł bardzo szybko w konflikt z prezesem Kaczyńskim. Poszło nie tylko o zbyt powolne czystki, ale i ośmieszanie idei IV RP poprzez osobistą wojnę prezesa TVP z kultowymi serialami (m.in. „Czterej pancerni i pies”, „Stawka większa niż życie”, „07 zgłoś się”). Fora internetowe aż kipiały od kpin, a ich adresatem był głównie Jarek Kaczyński. Bronka zastąpił szef Kancelarii Prezydenta Andrzej Urbański. Zmiana – jak przystało na standardy PiS – nastąpiła w nocy. W podobny sposób odwoływano prezesów regionalnych rozgłośni Polskiego Radia (Rzeszów,
Łódź, Opole, Białystok, Kielce). Ich następcami zostawali lokalni funkcjonariusze partii rządzącej. Niektóre rozgłośnie od lutego 2006 r. zmieniły władze kilka razy (w Kielcach dwa razy wymieniano członków zarządu, a mazowieckie „Radio dla Ciebie” ma już trzeciego prezesa). W TVP zasiada np. osoba prowadząca działalność konkurencyjną wobec TV (Sławomir Siwek) oraz dawniejszy publicysta faszystowskich pisemek Piotr Farfał. O kompetencjach władców z nadania PiS świadczyć mogą nie tylko spadki zysków mediów publicznych (za czasów prezesa Wildsteina TVP traciła dziennie na wartości 4 miliony złotych), ale i krąg odbiorców (średnio o kilkanaście procent, a w przypadku Radia Kraków i Katowice ponad 70 procent!). Przez dwa lata udało się TVP zakończyć rozpoczętą jeszcze za Dworaka produkcję filmu „Katyń” Andrzeja Wajdy, i na tym koniec „sukcesów”. Choć nie, bo mamy przecież słynny już raport OBWE. Jej eksperci po raz drugi w historii Europy uznali, że telewizja i radio IV RP w trakcie niedawnej kampanii wyborczej służyły za tendencyjne tuby ogłoszeniowe rządzącej partii. Wcześniej podobnej treści raport sformułowano tylko wobec mediów Białorusi. Podobnie opinia publiczna oceniała działalność Patrycji Koteckiej, nadzorującej serwisy informacyjne TVP. To ona wydała polecenie zagłuszania sygnału TVN 24 w trakcie protestu środowisk dziennikarskich pod jednym z gmachów TVP. Z Wiadomości TVP zrobiła także jeden wielki słup ogłoszeniowy służb specjalnych oraz IPN. MiC
ks. Adam W. (35 l.) z diecezji łomżyńskiej wymówił posłuszeństwo bpowi Stanisławowi Stefankowi. Hierarcha zabronił buntownikowi „wykonywania wszystkich aktów władzy święceń, jurysdykcji oraz przepowiadania słowa Bożego”, co ks. Adamowi jest dzisiaj naprawdę obojętne; ks. dr Jacek L. (42 l.) z diecezji łowickiej wybrał uroczą kobietę, kosztem niespecjalnie apetycznego bpa Andrzeja Dziuby. Zaoczny wyrok: „zakaz wykonywania wszystkich aktów władzy święceń, jurysdykcji oraz przepowiadania słowa Bożego i noszenia stroju duchownego”; aż dziw natomiast bierze, że nie stanął przed sądem wojennym ks. Paweł G. (32 l.), który po dwóch zaledwie latach pracy ośmielił się porzucić generała Tadeusza Płoskiego, biskupa polowego Wojska Polskiego; ks. Marek R. (33 l.) z archidiecezji gnieźnieńskiej wytrzymał w kapłaństwie 7 lat, po czym podziękował abpowi Henrykowi Muszyńskiemu za współpracę w charakterze wikariusza parafii św. Mikołaja w Witkowie. Ks. Tomaszowi R. (29 l.) cierpliwości wystarczyło na 3 lata;
w diecezji płockiej wikariusze jakby się zmówili, bo niemal jednocześnie porzucili robotę księża: Radosław D. (30 l.), znany moderator oazowy i opiekun ministrantów Krzysztof L. (33 l.) oraz Krzysztof M. (43 l.). Na szczęście bp Piotr Libera ma w rezerwie kadrowej trzech kapłanów oczekujących na zapomnienie głośnej afery związanej z molestowaniem seksualnym kleryków i ministrantów; nie mniejszy kłopot ma abp Sławoj Leszek Głódź, któremu hurtowo wymówili księża: Józef K., Jacek K. i Paweł Rz. W minionym roku rzucili też sutanny i wzięli się za odrabianie straconego w Kościele czasu księża: Ryszard J. (41 l.) z archidiecezji łódzkiej, działacz przykościelnego harcerstwa Arkadiusz K. (30 l.) i Sebastian P. (30 l.) – obaj z Wrocławia, Stanisław D. (56 l.) z Łomży, Grzegorz K. (40 l.) z Łowicza, Bogusław W. (41 l.) i Jacek J. (41 l.) – obaj z Tarnowa, a także kilkunastu jeszcze duchownych, których dokładną liczbę weryfikujemy, żeby kościelnym statystykom nie wyszło później, że dwa dodać dwa to jeden... DOMINIKA NAGEL
A TO POLSKA WŁAŚNIE
9
Re-torsje
P
rzez portal internetowy Wirtualna Polska przetoczyła się 10 marca istna nawałnica komentarzy (708 wpisów) o przestępczości seksualnej wśród duchowieństwa katolickiego i tuszowaniu afer pedofilskich przez hierarchię kościelną. Jeden z naszych Czytelników ośmielił się zabrać głos w dyskusji, wymieniając „Fakty i Mity” jako źródło cennych informacji dotyczących rzeczonej tematyki. Wpisał tę uwagę, pozostawiając nieostrożnie swój adres e-mailowy, czym umożliwił bezpośredni z sobą kontakt ludziom dyszącym pragnieniem wyrażenia opinii ad personam. Odezwał się jeden, ale taki, który mógłby robić za dziesięciu: „Jeśli dla ciebie »Fakty i mity« są wiarygodne, to bujaj się dalej z waszą partyjką »Racja« z dyktatorskim kretynem – kandydatem na prezydenta! (...). Oczywiście jesteś z tych, co dostrzegają słomkę w oku bliźniego – ilu jest księży i ile procent z nich jest nieuczciwych? Uważaj, żebyś nie pomówił, bo to jest karalne, PALANCIE!!!” – nie przebierał w słowach internauta, który wysłał swój list o godz. 8.49 z adresu
[email protected], czyli z serwera Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie, instytucji jak najbardziej publicznej; Kilka chwil później, ten sam nadawca coś sobie jeszcze przypomniał, bo o godz. 9.05 napisał: „A masonów w swojej ukochanej redakcji nie widziałeś? To sprawdź – kto należał (należy?) do loży »Wolność przywrócona«, he he!!!”. Kolejne listy wysłane przez „ggrabskiego” z jego skrzynki służbowej były utrzymane w podobnym tonie, choć w jednym z nich podkreślał swoje świetne pochodzenie (zastrzegając, żeby nasz czytelnik „nie onanizował się tą informacją”)
i przynależność do grona kawalerów Orderu św. Stanisława... Zadaliśmy sobie nieco trudu i odkryliśmy, że w czasie godzin pracy urzędnik „ggrabski” (na zdjęciu) pisze nie tylko paszkwile na „FiM”, ale bierze też aktywny udział w dyskusjach na forach internetowych. Czasu wolnego ma
Złapaliśmy pewnego urzędnika państwowego na rozpowszechniu paszkwili na „FiM” w czasie godzin pracy, wykorzystując do tego sprzęt służbowy... w państwowej robocie tak dużo, że nadaje nawet obszerne korespondencje do internetowego biuletynu, prowadzonego w Niemczech przez pewnego znerwicowanego emigranta, który – posługując się kryptonimem Sowa – nęka media i instytucje publiczne, zapychając im skrzynki pocztowe codziennymi przesyłkami o „wadze” kilkunastu megabajtów każda. Oto próbki wynurzeń urzędnika korespondenta: „Z dużą ciekawością czytam nadchodzące do mnie od Pana wiadomości, jako zaczerpnięcie świeżego oddechu po zindoktrynizowanych różowo-czerwono-nie powiem co (bo ściany mają uszy, he, he!!!) »polskich portalach« typu Wirtualna Polska, czy Onet”; „Widzę, że w zawoalowany sposób usiłuje Pan zwalczać Kościół Katolicki, tylko jeszcze
nie odkryłem, czy wpisuje się tu Pan w nurt obecny w środkach przekazu – w imię właśnie »społeczeństwa otwartego«, he he, czy też robi to Pan dla służb specjalnych (wszystko jedno których – dawne SB, WSI, judeo-UOP), które zawsze chciały unieszkodliwić Kościół, traktując go jako konkurencję (tak!!!)”. Autor cytowanych wynurzeń jest niespełnionym politykiem Ligi Polskich Rodzin (w wyborach samorządowych do Rady m.st. Warszawy uzyskał 199 głosów) i prominentnym funkcjonariuszem pewnego stowarzyszenia działającego pod auspicjami Rycerskiego i Szpitalnego Zakonu Świętego Łazarza z Jerozolimy. Pracuje zaś na eksponowanym stanowisku w Wydziale Funduszy Pomocowych WFOŚiGW w Warszawie. Zapytaliśmy szefa tegoż wydziału, czy „ggrabski” ma jakieś specjalne zezwolenie na załatwianie w biurze swoich prywatnych porachunków oraz dawanie wyrazu udrękom publicystycznym. – Nie wiedziałem, że wykorzystywał w ten sposób biuro i służbowy sprzęt. Podobne zajęcia są u nas absolutnie niedopuszczalne w miejscu pracy, na co niezwłocznie zwrócę mu uwagę – zapewnił dyrektor Jarosław Sarul. Sam urzędnik zrejterował przed naszym dziennikarzem. Dlaczego? „Po dowiedzeniu się o próbach zastraszenia mnie w formie donosu do mojego zwierzchnika” – napisał w SMS-ie „ggrabski”. I żeby podobni „ggrabskiemu” pamiętali: każdemu wolno mieć i wyrażać o „FiM” jak najgorsze opinie. Nie obrażamy się nawet za wymioty i „kretynów”. Ale wara od nazwania choćby jednego naszego Czytelnika „palantem”... ANNA TARCZYŃSKA, S.T.
10
W
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
POD PARAGRAFEM
okresie od lutego 1987 r. do stycznia 2004 r. pływałem na statkach u armatora zagranicznego. Właścicielem tej floty był pewien Austriak. W sumie przepracowałem u niego 16 kontraktów, o różnych cyklach długości, z przerwami wynikającymi z obowiązkowej rotacji załóg. Podobno przyczyną niezatrudniania mnie na dalszych kontraktach był wiek – tak powiedziano w Agencji Morskiej w Gdyni – 1 kwietnia 2004 r. miałem ukończyć 62 lata. W 2005 r., kiedy nasz kraj był już członkiem UE, zwróciłem się do radców prawnych Agencji z pytaniem, czy nabyłem prawa emerytalne dzięki pracy na kontraktach. Odesłano mnie do ZUS-u. Tam poinformowano mnie, że powinienem dowiedzieć się u armatora, czy uiszczano tam za mnie składki emerytalne. Jak mam dalej postępować, aby uzyskać definitywne wyjaśnienie, czy nabyłem jakieś uprawnienia emerytalne, czy też nie? W wypadku marynarzy urodzonych przed dniem 1 stycznia 1949 roku nabycie uprawnień emerytalnych zależy od spełnienia dwóch przesłanek: 1) osiągnięcia wieku emerytalnego, który jest obniżony o 5 lat wobec standardowego; 2) posiadania odpowiedniego stażu pracy (okresu składkowego i nieskładkowego). Jeśli był Pan zatrudniony jako marynarz w szczególnych warunkach, czyli wykonywał pracę opisaną w załączniku A do rozporządzenia (m.in. prace na statkach morskich w żegludze międzynarodowej i w polskim ratownictwie okrętowym – członkowie załogi tych statków z listy, pracownicy personelu pływającego na statkach żeglugi śródlądowej, pracownicy na jednostkach pływających w portach morskich i stoczniach morskich, prace na torach wodnych i łowiskach morskich, prace przy regeneracji paliw płynnych i oczyszczaniu wód balastowych na statkach, cumowanie statków, prace przeładunkowe), to nabycie uprawnień emerytalnych następuje co do zasady przy osiągnięciu wieku 60 lat i łącznie 25 lat okresów składkowych i nieskładkowych, z czego przynajmniej 15 lat w warunkach szczególnych. Jeśli praca była wykonywana na rzecz zagranicznego pracodawcy, należy dołączyć zaświadczenie zagranicznego pracodawcy potwierdzające charakter wykonywanej pracy, a w wypadku pracodawcy polskiego – tzw. świadectwo pracy w szczególnych warunkach, które należy od niego uzyskać. Oczywiście konieczne jest opłacanie przez pracodawcę składek. Jeśli składki nie były odprowadzane, to uprawnienia emerytalne nie
powstaną. W takiej sytuacji należy rozważyć drogę sądową – jeśli zaniedbanie w opłacie składek powstało rzeczywiście z winy pracodawcy, będzie Pan mógł domagać się odszkodowania. (Podstawa prawna: Rozporządzenie Rady Ministrów z 7 lutego 1983 r. w sprawie wieku emerytalnego pracowników zatrudnionych w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze, DzU nr 8, poz. 43 z późn. zm.) ~~~ W najbliższym czasie mam zamiar wstąpić w związek małżeński. Proszę o poradę prawną dotyczącą losu mojej własności po moim ewentualnym ślubie. (Irena z S.)
1) przedmioty majątkowe nabyte przed powstaniem wspólności ustawowej, 2) przedmioty majątkowe nabyte przez dziedziczenie, zapis lub darowiznę, chyba że spadkodawca lub darczyńca inaczej postanowił, 3) prawa majątkowe wynikające ze wspólności łącznej podlegającej odrębnym przepisom, 4) przedmioty majątkowe służące wyłącznie do zaspokajania osobistych potrzeb jednego z małżonków, 5) prawa niezbywalne, które mogą przysługiwać tylko jednej osobie, 6) przedmioty uzyskane z tytułu odszkodowania za uszkodzenie ciała lub wywołanie rozstroju zdro-
W przypadku rozdzielności majątkowej każdy z małżonków zachowuje zarówno swój majątek sprzed umowy, jak i majątek nabyty później. Stosunkowo nowy jest ostatni ustrój, wprowadzony nowelizacją z 2005 r., czyli rozdzielność majątkowa z wyrównaniem dorobków. Upraszczając – za dorobek uważa się wzrost wartości majątku każdego z małżonków po zawarciu intercyzy. Po ustaniu tego ustroju ten z małżonków, którego dorobek jest mniejszy, może żądać wyrównania dorobków poprzez zapłatę lub przeniesienie prawa (przy czym z ważnych względów małżonek, którego dorobek jest większy, może żądać
Porady prawne Zawarcie związku małżeńskiego rodzi także daleko idące konsekwencje dotyczące majątku poszczególnych małżonków. Losy Pani własności będą zależeć od przyjętego w małżeństwie ustroju majątkowego. Zgodnie z regulacją art. 47 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, małżonkowie mogą zawrzeć majątkową umowę małżeńską, tzw. intercyzę, zarówno przed zawarciem małżeństwa, jak i w czasie jego trwania. Umowa taka musi być pod rygorem nieważności zawarta w formie aktu notarialnego i jest skuteczna od momentu zawarcia małżeństwa, lub – w przypadku zawarcia umowy podczas trwania małżeństwa – od chwili zawarcia umowy. W wypadku braku takiej umowy – stosuje się ustrój ustawowy (tzw. wspólność ustawowa). Obejmuje ona przedmioty majątkowe nabyte w czasie jej trwania przez oboje małżonków lub przez jednego z nich (w szczególności takie: pobrane wynagrodzenie za pracę i dochody z innej działalności zarobkowej każdego z małżonków, dochody z majątku wspólnego, jak również z majątku osobistego każdego z małżonków, środki zgromadzone na rachunku otwartego lub pracowniczego funduszu emerytalnego każdego z małżonków) oraz przedmioty zwykłego użytku domowego służące obojgu małżonkom. Natomiast do majątku osobistego małżonków należą, zgodnie z art. 33 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, co do zasady przedmioty majątkowe nabyte przez małżonków przed powstaniem wspólności, tak jak i te nabyte przez dziedziczenie, zapis lub darowiznę (chyba że spadkodawca lub darczyńca postanowili inaczej). Wszystkie przedmioty majątkowe nabyte za składniki majątku osobistego i szereg innych kategorii wymienionych – wchodzą do majątku osobistego małżonków:
wia albo z tytułu zadośćuczynienia za doznaną krzywdę; nie dotyczy to jednak renty należnej poszkodowanemu małżonkowi z powodu całkowitej lub częściowej utraty zdolności do pracy zarobkowej albo z powodu zwiększenia się jego potrzeb lub zmniejszenia widoków powodzenia na przyszłość, 7) wierzytelności z tytułu wynagrodzenia za pracę lub z tytułu innej działalności zarobkowej jednego z małżonków, 8) przedmioty majątkowe uzyskane z tytułu nagrody za osobiste osiągnięcia jednego z małżonków, 9) prawa autorskie i prawa pokrewne, prawa własności przemysłowej oraz inne prawa twórcy, 10) przedmioty majątkowe nabyte w zamian za składniki majątku osobistego, chyba że przepis szczególny stanowi inaczej. Wśród ustrojów umownych polskie prawo obecnie przewiduje wspólność majątkową, rozdzielność majątkową i rozdzielność majątkową z wyrównaniem dorobków. Pierwszy z tych ustrojów zezwala na określenie przez małżonków, które składniki ich majątków osobistych zostaną wniesione do majątku wspólnego – z pewnymi zastrzeżeniami z art. 49; pewne bowiem kategorie przedmiotów i praw (jak np. nabyte z tytułu spadku) nie mogą wejść do majątku wspólnego.
zmniejszenia obowiązku wyrównania dorobków). W razie braku zgody można ewentualny spór poddać pod rozstrzygnięcie sądu. (Podstawa prawna: ustawa z dnia 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964, nr 9, poz. 59 z późn. zm.) ~~~ W 2004 r. Sąd Rejonowy orzekł rozwód bez orzekania o winie. Do czasu rozwodu mieszkałem z żoną wspólnie w służbowym mieszkaniu. Sąd przyznał nam prawo do korzystania z mieszkania w następujący sposób: dla mnie i byłej żony po jednym pokoju do wyłącznego korzystania, a wszystkie pozostałe pomieszczenia do korzystania wspólnego. W 2007 roku wykupiłem to mieszkanie i od dnia 18 września stałem się członkiem wspólnoty mieszkaniowej. 1. Czy w sytuacji, kiedy stałem się wyłącznym właścicielem mieszkania, nadal obowiązuje orzeczenie sądu co do zasad użytkowania mieszkania? 2. Czy w takiej sytuacji mam prawo jako właściciel mieszkania określić wysokość opłat za użytkowanie mieszkania w stosunku do byłej żony? W jaki sposób mogę je egzekwować? Czy konieczne jest sporządzenie umowy najmu lokalu? Jak należy
postąpić, jeśli małżonka nie zechce takiej umowy podpisać? Sąd, orzekając o sposobie korzystania ze wspólnego mieszkania małżonków (zgodnie z dyspozycją art. 58 par. 2 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego), obejmuje swoim rozstrzygnięciem w zasadzie każdy rodzaj mieszkania zajmowanego wspólnie przez małżonków, tzn. znajdującego się w ich faktycznej dyspozycji niezależnie od posiadanego przez nich (lub nawet nie) tytułu prawnego do tego mieszkania. Nie ma też znaczenia, w skład majątku którego z małżonków mieszkanie wchodzi. Natomiast sąd może w każdej chwili podczas wspólnego zamieszkiwania rozwiedzionych małżonków w danym mieszkaniu normować ich sytuację poprzez wydanie odpowiednich nakazów albo zakazów. O wydanie takich nakazów albo zakazów może Pan, oczywiście, wnioskować do sądu. Natomiast samo orzeczenie sądu w ww. zakresie nadal obowiązuje. Oznacza to, że nie może Pan pobierać opłat od żony za użytkowanie mieszkania; nie może ich Pan też egzekwować. Umowa najmu między państwem mogłaby zatem zostać uznana za bezskuteczną. Nic, oczywiście, nie stoi na przeszkodzie, by zawarł Pan umowę z małżonką co do dzielenia się przez Państwa kosztami użytkowania mieszkania – takich jak udział w comiesięcznych opłatach z tytułu wywozu śmieci, ogrzewania. ~~~ Zwracam się z prośbą o prawne wyjaśnienie, czy lokator mieszkania położonego nade mną, może, nie pierwszy zresztą raz, bezkarnie i bez żadnej dla siebie konsekwencji zalewać moje mieszkanie wodą? Oczywiście, Pana sąsiad nie może bezkarnie zalewać mieszkania. Kodeks cywilny w art. 433 określa sytuację, w której szkoda wyrządzona jest wyrzuceniem, wylaniem lub upadkiem jakiegokolwiek przedmiotu z pomieszczenia. Jednakże istnieją spory dotyczące zastosowania owego przepisu do wypadku zalania mieszkania. Stanowisko SN jest zmienne, natomiast pogląd przemawiający za objęciem hipotezą przepisu art. 433 sytuacji zalania mieszkania wsparty jest wykładnią funkcjonalną oraz przeważa w literaturze. Może Pan zatem występować o odszkodowanie. ~~~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r. „Łaski” z nieba spływające na naszą szczęśliwą ojczyznę wyliczyliśmy w art. „Plagi jasnogórskie” („FiM” 21/2007). Przypomnimy również „deszcz łask”, jakim „Królowa i Opiekunka” od 352 lat olewa Lwów, w którym król ICR primaaprilisowe śluby składał. Lwów swą świetność zawdzięczał położeniu na szlakach handlowych i królewskim przywilejom. Dwutygodniowe prawo składu dawało kupcom lwowskim monopol w handlu towarami orientalnymi. Co ważne, podatki miejskie płacili wszyscy mieszkańcy, także szlachta i... księża. Lwów był miastem niemieckim, dominował niemiecki patrycjat, nawet księgi miejskie prowadzono po niemiecku. W XVI w. zastąpiła go łacina, a polski zapanował dopiero w XVII w. Wzrost żywiołu polskiego spowodował, że w katedrze obok ambony dla kaznodziei niemieckiego ustawiono drugą – dla polskiego. Wielki pożar w 1527 r. całkowicie zniszczył miasto, drewniana zabudowa ściśnięta murami obronnymi spłonęła jak stóg siana. Ocalały tylko ściany murowanych kościołów, ratusza i... jeden dom. Ogromu zniszczeń dowodzi zwolnienie mieszczan z wszelkich podatków na 20 lat. Żydów zwolniono tylko na pięć, co oznacza, że oni utrzymywali miasto. Według kroniki franciszkanów, „ocalenie od pożaru” (sic!) miasto zawdzięczało „wstawiennictwu” bł. Jakuba. „Ocalenie” całkowicie spalonego miasta to iście katolicka prawda. To nie koniec kleszych oszustw i bredni. Kiedy w 1648 r. Lwów odparł dwa szturmy Chmielnickiego i ratował się wielkim okupem (zresztą zebranym od Żydów), ocalenie zawdzięczał nie świetnemu dowódcy Krzysztofowi Arciszewskiemu (kalwinowi!) i żydowskim pieniądzom, ale... św. Janowi z Dukli! No bo kto udowodni, że prochy lub dusza jakiegoś mitycznego świątka nie znaczą więcej niż worki złota albo dywizja wojska...? W czasie potopu na krótko został stolicą państwa. Stąd ICR organizował opór i 1 kwietnia 1656 roku na prima aprilis złożył śluby. I zaczął spadać na Lwów „deszcz łask”. Oto niektóre z nich... Do miasta zjeżdżał, kto tylko myślał o oporze i chciał zbliżyć się do dworu. Toteż kompletnie ogołocono Lwów z pieniędzy, a okolicę objedzono i spustoszono. W 1664 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
11
Lwów w deszczu łask spłynęła na miasto kolejna „łaska” wielkiego pożaru. W roku 1672 Lwów oblegli Turcy, a obrońcy jak zawsze spalili przedmieścia. Turcy odstąpili po kilku dniach walk i rozpoczęciu układów zakończonych haniebnym traktatem w Buczaczu i za okupem 80 tys. talarów. Miasto było już tak ogołocone, że zebrano tylko 5 tys. talarów i dano zakładników późniejszej spłaty. „Łaski” niebieskiej dopełniło złupienie przez Tatarów okolicy i uprowadzenie ludności w jasyr. Lwów znalazł się na zapleczu trwającej aż do 1699 r. wojny z Turcją. Handel upadł, Tatarzy pustoszyli okolice w latach 1675 i 1696. Co nie udało się Szwedom podczas potopu, osiągnęli później, w 1704 roku. Karol XII zdobył miasto; oblężenie trwało... jeden dzień, choć Szwedzi nie mieli nawet armat (to ten cud katolicki?)! Miasto złupili i wyznaczyli niebotyczny okup 300 tys. talarów. Wycisnęli z mieszkańców tylko 130 tys., a Stanisław Leszczyński wyjednał obniżenie okupu do tej sumy. Odchodząc, Szwedzi wysadzili wszystkie 171 miejskich dział. Zostawili Lwów bezbronnym, a wojna – wraz z domową – trwała aż do 1717 r. (sejm niemy). Obce wojska przywlokły zarazę, która w latach 1707–1711 wyludniła miasto. Dzięki takim „łaskom” Lwów się rozwijał, ale w kierunku dna i zupełnego upadku. Prawie połowa kamienic w rynku stała pusta, mury były w ruinie, budowano jedynie kościoły i klasztory. Nie płaciły one żadnych podatków do miejskiej kasy, podobnie jak jurydyki szlacheckie. W „mieście mnichów” było kilkanaście klasztorów katolickich i dwa razy tyle kościołów. W 25-tysięcznym Lwowie garstka mieszczan musiała utrzymywać tę bandę darmozjadów! Budżet spadł czterokrotnie – w 1757 roku nie było za co kupić... prochu, by na powitanie nowego arcybiskupa strzelać na wiwat! Nic dziwnego, że król August III kazał staroście i magistratowi zbadać przyczyny upadku miasta. Najwięcej podatków płacili Żydzi, a powodem napięć z nimi była konkurencja handlowa. Jan Kazimierz wkrótce po ślubach zakazał chrześcijanom wynajmowania domów Żydom, bo to „obraża Boga”. W 1664 r. uczniowie jezuiccy na czele motłochu urządzili wielki pogrom. Zamordowano 129 Żydów, obrabowano i zniszczono domy, sklepy i 3 synagogi. Wobec ogromu strat król Michał Korybut zwolnił Żydów z podatków i opłat na czas odbudowy oraz zrównał prawa ich kupców z kupcami chrześcijańskimi.
Kościół, który sam podatków nie płacił, za upadek miasta oskarżał Żydów; kolejne pogromy wybuchały więc w latach 1718, 1732, 1751 i 1762. Nieustanne okupy dla księży i urzędników zrujnowały gminę żydowską. W 1727 r. była winna miastu ponad 400 tys. zł, a w roku 1784 – zadłużona na ok. 500 tys. zł w samym tylko... Kościele, głównie w klasztorach. Widać, kto miał pieniądze. Jak zawsze. W 1728 r. kler oskarżył Żydów o zmuszanie przechrztów do powrotu do judaizmu żydowskiego. Aresztowano wszystkich rabinów z okolicy. Trzech
– pierwszy rozbiór Polski. Lwów bez jednego wystrzału zajęła Austria. Lwowski arcybiskup Sierakowski odprawił dziękczynną mszę pontyfikalną, podczas której gubernatora austriackiego Pergena posadził na tronie, okadzał kadzidłem i honorował jak króla. Urzędnicy i mieszczanie odmówili udziału w tej zdradzieckiej kleszej szopce. Rok później zaborca zażądał od obywateli przysięgi wierności. Jak sprawozdał Pergen, arcybiskup „wyszczególnił się przystojnym zachowaniem” – celebrował sumę, intonował Te Deum.
Żydów za poduszczeniem kleru skazano na wyrwanie języków, spalenie rąk, ćwiartowanie żywcem i na koniec spalenie na stosie. Ich majątki skonfiskowano. Jeden skazany uciekł, drugi popełnił samobójstwo w więzieniu. Stracono trzeciego, spalono też zwłoki samobójcy. Żydzi wykupili ich prochy i pochowali. Proces był głośny, dwa razy pisała o nim paryska „Gazette”... Nie ominęły miasta „łaski” polskiego warcholstwa: w 1738 r. gwałty i rabunki słynnego warchoła Mikołaja Potockiego ukróciła interwencja Augusta III. Konfederacja barska, durna katolicka wojna domowa, pustoszyła okolice w latach 1768–1772, a ponieważ w mieście stacjonowały wojska rosyjskie, trzeba je było żywić. W 1769 r. odparto szturm barżan, tradycyjnie paląc przedmieścia. Ucierpiało też miasto, bo wiatr przeniósł ogień. „Deszcz łask” nie ustawał... W 1772 roku spłynęła kolejna
Zdrajca w sutannie listem pasterskim z 16.12.1773 r. podsumował konfederację barską i ostatnie lata władzy Polski: „Po pięciu latach niepokojów, zaburzeń i wyniszczania kraju zawinęliśmy wreszcie do bezpiecznej przystani, gdy Najjaśniejsza Pani, Apostolska Monarchini, Maria Teresa rządy tego kraju objęła, za co Bogu dziękować i modlić się za nią trzeba”. Ustanowił specjalne nabożeństwo wieczorne, a uczestniczącym udzielił 40 dni odpustu. Bogu dziękował za rozbiory i modlił się za zaborców. Czy ktoś chce zaprzeczać, że Kościół jest „czwartą potencją rozbiorową”? Już wówczas powszechnie tak określaną?! Oto te „zasługi Kościoła dla Polski”. W 1777 r. spłynęła pierwsza prawdziwa łaska: arcykatolicki cesarz Austrii zlikwidował 18 kościołów katolickich, 7 greckokatolickich i 3 ormiańskie, skasował też klasztory. Budynki oddano na cele publiczne, a majątki na
fundusz religijny. Trzeba było wrednego zaborcy, by uwolnić „miasto mnichów” od bandy pasożytów i zapoczątkować jego rozwój. Ale i później wstrząsały Lwowem „łaski” wojen napoleońskich i Wiosny Ludów. Były więc przemarsze coraz to innych wojsk, ale nie tylko. W 1848 r. w austriackim bombardowaniu zginęło 55 ludzi, spłonął uniwersytet, ratusz, a także biblioteka z bezcennym księgozbiorem. W międzyczasie, w 1830 roku, spadła na miasto „łaska” głodu, a w 1831 r. „łaska” cholery. Po 1870 r. długi okres pokoju, ranga stolicy Królestwa Galicji i Lodomerii oraz przywrócenie samorządu przyczyniły się do rozkwitu Lwowa. Ale „Opiekunka” nie próżnowała – wybuchła I wojna światowa. Młodzież popędzono na front, a arcybiskup Bilczewski (święty!) wzywał Polaków, by bili się za Austrię. Już na początku wojny spłynęła „łaska” rosyjskiej okupacji. Powrót Austriaków to represje i rekwizycje. Przetopiono nawet dzwony kościelne i zdarto z dachów blachę miedzianą. Z rozpadem Austro-Węgier spłynęły inne „łaski”: trzytygodniowe walki uliczne z Ukraińcami, wielki pogrom Żydów (52 zamordowanych), czteromiesięczne ukraińskie oblężenie, akty zbiorowego mordu (także dzieci) i zrujnowanie kawału miasta. Po 20 latach pokoju znowu dała o sobie znać „opieka Królowej”. „Deszcz łask” po kolejnym oblężeniu miasta i klęsce Polski zalał Lwów komunistycznym potopem. Z „łaską” wcielenia do bezbożnego Związku Radzieckiego na ludność spadły rozliczne „łaski” sowieckie z wywózkami do syberyjskiego raju na czele, potem okupacja niemiecka z masakrą profesorów lwowskich, zagładą ludności żydowskiej i rzeziami Polaków na Podolu i Wołyniu. Wreszcie, uświęcony primaaprilisowymi ślubami i „cudownymi” obrazami Lwów – nie bacząc na „majestat i opiekę Królowej” – ostatecznie oddano jej śmiertelnym wrogom, bolszewikom, których pod Warszawą pobiła „cudem” w 1920 roku. Ludność doznała „łaski” wysiedlenia z rodzinnych gniazd. Tak pod „nieustającą opieką Królowej” katolicki i polski Lwów, „miasto mnichów”, dostał się bezbożnym komunistom, a teraz potomkom rezunów, którzy wyrzynali katolickich księży i zakonników. Ten „deszcz łask”, a raczej potworna lawina nieszczęść, nasuwa pytanie: czy zgraja czarnych oszustów nie robi sobie z Polaków kpin z tą „opieką”, „Królową” i jej „łaskami”? To się chyba nazywa pytanie retoryczne... LUX VERITATIS
12
KOSOWO – SERCE SERBII
Serbska dusza – Wiele się mówi o Kosowie, ale prawie wcale o tym, dlaczego jest ono tak ważne dla Serbów. – Kosowo jest dla nas tym, czym dla Polaków Kraków, Gniezno czy Częstochowa, a np. dla Żydów Jerozolima. I to wszystko na jednym, małym obszarze. To jest miejsce, gdzie powstało nasze państwo i naród. Serbia wówczas była jednym z najsilniejszych krajów w Europie, a przynajmniej na jej południowym obszarze. To jest, można powiedzieć, miejsce dla nas święte. Poza tym występuje tu tzw. mit kosowski jeszcze z czasów bitwy przeciwko Turkom w 1389 roku, kiedy Serbowie walczyli o powstrzymanie islamu w Europie. Wówczas już świadomie podjęto decyzję o walce do ostatniego rycerza, mimo że spodziewano się przegranej. Pamięć o tym przechodzi z pokolenia na pokolenie. Po tym wszystkim Serbowie nie mogą się zgodzić na oddanie tego terytorium, swojego serca i swojej duszy. Jesteśmy niezadowoleni ze sposobu, w jaki międzynarodowa wspólnota podeszła do sprawy Kosowa. Tak naprawdę zostało to narzucone wbrew prawu międzynarodowemu, to upokarzanie Serbii. A przecież jesteśmy krajem demokratycznym, zorientowanym na Europę. – Około 80 procent mieszkańców Kosowa to jednak Albańczycy. Może czuli się dyskryminowani, może władze Serbii nie zauważały ich potrzeb, co wywołało frustrację? – To sięga dalekiej historii. Już po walce w 1389 r. Serbowie zaczęli się z tych obszarów wycofywać, a Albańczycy szli razem z Turkami. Przechodzili na islam, żeby lepiej wykorzystywać sytuację, dostawali ziemię i osiedlali się. W czasie I wojny wielu Serbów musiało uciekać przed nienawiścią albańską. Pod koniec XIX w. pojawiła się idea Wielkiej Albanii, aby zjednoczyć ziemie zamieszkane przez Albańczyków. Podczas II wojny światowej zamordowali oni kilka tysięcy Serbów, a ponad 100 tys. musiało uciekać z Kosowa. Po wojnie komunistyczne władze Jugosławii nie pozwoliły tym Serbom wrócić, a w Kosowie osiedliło się 200 tys. kolejnych Albańczyków, którzy zresztą nigdy nie dostali obywatelstwa, ani jugosłowiańskiego, ani – później – serbskiego. Wtedy Albańczycy już mieli bardzo dużą autonomię, właściwie sami sobą rządzili, a ich przywódcy byli we wszystkich instytucjach państwowych. Kosowski parlament niższego rzędu mógł nawet zawetować inicjatywy serbskiego rządu, a odwrotnie już nie. Serbia wówczas nie mogła tego zmienić, a nawet gdy próbowała, to przedstawiano to jako nacjonalizm. Mimo to Albańczycy
dążyli do uczynienia Kosowa republiką, aby móc się odłączyć tak jak inne po rozpadzie Jugosławii. Gdy Milošević doszedł do władzy, chciał tak zmienić prawo, aby Kosowo nie mogło blokować funkcjonowania prawa Serbii. Wówczas Albańczycy zaczęli organizować formacje paramilitarne UCK (Armia Wyzwolenia Kosowa), które atakowały przeciwników. Na początku nawet USA uznawały je za terrorystyczne, później za wyzwoleńcze. Gdy Serbia nie mogła już zwy-
fachowców, życie oparte jest na przemycie. Szaleją złodziejskie gangi. – Ma pan żal do premiera Tuska, że tak szybko podjęto tę decyzję, czy że w ogóle ją podjęto? – Nie sądziliśmy, że Polska podejmie ten krok. Uważaliśmy, że Polacy, mając takie doświadczenie z rozbiorów i wojen, mogą rozumieć, co znaczy dla Serbów zabranie części ich terytorium. Bardzo żałujemy, że polski rząd podjął taką decyzję, zwłaszcza że słyszeliśmy jej usprawiedliwie-
Czym dla Serbów jest Kosowo i czy Polska będzie miała kłopoty wynikające z uznania jego niepodległości – o tych i o innych bałkańskich kwestiach mówi Nicola Zurovac – chargé d’affaires Serbii w Polsce. kłymi siłami ich zatrzymać, wysłała wojsko na Kosowo, co skończyło się bezprawnym zbombardowaniem Serbii przez USA za prezydentury Clintona. Zaznaczam przy tym, że Milošević popełniał błędy nie do obrony, ale patrząc całościowo, doszło do eskalacji konfliktu w Kosowie. – Ale czy rząd serbski podejmował wobec Albańczyków jakieś działania dyplomatyczne, jakieś rozmowy, które mogłyby tej secesji zapobiec? – Oferty były. Proponowaliśmy rozwiązanie, które w ramach kraju demokratycznego byłoby dobre dla Albańczyków – chcieliśmy dać prawo do samorządzenia, podczas gdy Serbia zatrzymywałaby tylko kwestie bezpieczeństwa i polityki zagranicznej. Nawet w ramach bezpieczeństwa chodziło tylko o ochronę granic całej Serbii. Albańczycy w ogóle nie chcieli negocjować. Rozmowy trwały tylko 16 godzin. Ale po co Albańczycy mieli negocjować, skoro z góry im powiedziano, że w przypadku braku wyników w ciągu 120 dni dostaną niezależność, a to przecież było ich celem? My im proponowaliśmy więcej niż autonomia, choć mniej niż republika, czyli bardzo dużo. Nie mogliby tylko zmieniać granic, nazwy i mieć przedstawicieli w organizacjach międzynarodowych. Kiedy jeszcze była Jugosławia, republiki tworzące ją płaciły na rozwój Kosowa. Nie wiadomo, co Albańczycy robili z tymi pieniędzmi, bo wciąż to niezwykle biedny region. Teraz, w wyniku tych decyzji, to Unia Europejska, czyli także Polska, będzie musiała finansować Kosowo. Tam nie ma gospodarki, nie ma infrastruktury,
nie: że Polska chce być w głównym nurcie Unii Europejskiej, i że to zrobiła z solidarności, choć – naszym zdaniem – przeciwko prawu międzynarodowemu. To nie jest dobre tłumaczenie. Otrzymaliśmy za to duże poparcie od społeczeństwa polskiego, wiele wyrazów solidarności. Nasze media to poparcie zauważyły, ja też opowiedziałem o nim w kraju. Jestem dość związany z Polską, tu studiowałem, poznałem Polaków i widzę, że jesteśmy bliscy językiem i kulturą, nawet historią, walecznością i dumą. – A czy rząd polski w jakikolwiek sposób próbował się konsultować z Serbami przed ogłoszeniem uznania niepodległości Kosowa? – Nie rozmawiano o tym. Uważamy, że wasz kraj nie musiał uznawać niepodległości, a przynajmniej mógł się nie spieszyć, bo nic by to nie zmieniło, a stosunki między naszymi krajami byłyby dużo lepsze. Stosunki dyplomatyczne z państwami, które uznały Kosowo, są pogorszone. Z Polski wprawdzie nie wezwano do Serbii ambasadora, ale tylko dlatego, że go obecnie nie ma. – Wiele krajów UE opowiedziało się za niezależnym Kosowem. Czy w tej sytuacji po drodze jeszcze Serbom z Unią?
– Jednak część nie uznała tej republiki, i to duże i ważne kraje, np. Hiszpania. Trudno teraz powiedzieć, jaki będzie generalny kurs. Jeszcze za czasów Jugosławii, która była taką małą unią, czuliśmy się już prawie w Europie. Serbowie zawsze byli zorientowani na Unię i chcieli być jej członkiem. Rozpad, a później wojny zatrzymały ten proces. Większość Serbów była – i sądzę, że nadal jest – za kierunkiem na Unię. Sondaż pokazuje, że nawet 70 proc. Teraz może wzrosnąć niechęć do Europy. Nam mówiono, że Kosowo to tylko problem, że jak oddamy, to szybciej wejdziemy do Unii, co było dla nas nie do przyjęcia – takie targowanie się. Teraz ci, którzy nam zrobili krzywdę, niby podają nam rękę. To jest bardzo cyniczne. W Serbii prezydent i premier, reprezentujący dwie prodemokratyczne partie, a nawet przywódca radykalnej partii, którą określa się nacjonalistyczną, chcą do Europy, tylko różni ich sposób wejścia – czy zgodzimy się wejść z Kosowem, czy bez. Możliwe, że w najbliższych wyborach parlamentarnych nie będzie się liczył program, a kwestie Kosowa i UE. – Czy z perspektywy prawie 10 lat bombardowanie Serbii uważane jest nadal za akt agresji, czy może Serbowie bardziej przychylnie patrzą teraz na USA? – To bombardowanie w konsekwencji nie wywołało większej niechęci do Miloševicia, tylko odwrotnie – naród nawet bardziej się zjednoczył. Ci, którzy byli przeciwko rządowi, widzieli, że bomby
padają na wszystkich, niezależnie od poglądów. Jednak Miloševicia można było usunąć w inny sposób, a atak chyba nawet opóźnił jego odejście. Inną sprawą jest to, że obecne wydarzenia w Kosowie powodują u ludzi myślenie, że może jednak Milošević miał rację, wysyłając tam wojsko. – W przeszłości wielu Serbów zginęło w wyniku czystek etnicznych. Czy mógł mieć tu znaczenie aspekt religijny, zważywszy, że Serbowie nie są w swej większości katolikami? Watykan jednak popierał faszystów. – W samej Serbii czystek nie było, były za to w Bośni i Chorwacji. Więcej Serbów zginęło z rąk tych narodowości niż z rąk Niemców. To po części powód, że w wielu rejonach Serbii mieszkają inne narodowości innych religii, także powód wojen domowych z końca poprzedniego stulecia. Serbowie mówili wtedy: dwa razy szliśmy na rzeź, teraz już nie pozwolimy. Od czasów komunistycznych zawsze nas uważano za czynnik, który wywołuje problemy, straszono, że Serbowie chcą tylko zrobić Wielką Serbię, co było nieprawdą. Jednym z decydujących momentów, kiedy dochodziło do rozpadu Jugosławii, a później do wojen, było to, że oprócz Niemców to Watykan poparł niezależność katolickiej Chorwacji i Słowenii. To pociągnęło innych. Oczywiście, to nie miało dobrego wpływu na stosunki między Serbią a Watykanem, dlatego papież nigdy jeszcze nie był w Serbii i nie wiadomo, czy w ogóle przyjedzie. Rozmawiał DANIEL PTASZEK Fot. Autor
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
13
Kosowo zostało uznane przez wiele państw w Europie i na świecie. Serbów niezmiennie uważa się za tych złych. Do tego stopnia, że nie chce się ich wysłuchać i zrozumieć.
Demonstracja partii RACJA Polskiej Lewicy pod ambasadą Serbii
Belgrad po bombardowaniu w 1999 r. „Ta decyzja jest otwartym pogwałceniem zwierzchnictwa i terytorialnej integralności Serbii i bezpośrednio stoi w sprzeczności z zawartymi w Karcie Narodów Zjednoczonych zapisami, Aktem Helsińskim i prawem międzynarodowym” – to stanowisko władz serbskich wobec jednostronnego ogłoszenia niepodległości przez tymczasowe instytucje samorządne w Kosowie i Metiochii. Serbowie powołują się w pierwszej kolejności nie na własne ambicje, honor czy dumę, ale na ustalenia międzynarodowe po rozpadzie Jugosławii w zakresie nienaruszalności granic, m.in. Komisji Arbitrażowej Międzynarodowej Konferencji na temat Byłej Jugosławii i rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ. Serbia nie ma szczęścia do wewnętrznej i zewnętrznej stabilności. Od niepamiętnych czasów na Bałkanach tlą się konflikty, na których głównie traci właśnie to państwo. I to mimo faktu, że wspiera ich Rosja, a otoczenie stanowi już dziś Unia Europejska. Szczególnie dużo urazy mają do siebie Serbowie i Albańczycy. Państwowość Serbii sięga średniowiecza, a jej kolebką jest Kosowo, które jest także źródłem prawosławnej religijności Serbów. Pod panowaniem Turków przez blisko 300 lat (do roku 1804) napływali do Kosowa islamscy Albańczycy. Niepodległość udało się Serbii wywalczyć w dwóch powstaniach w XIX w., co umożliwił traktat berliński z 1878 roku. To z kolei stało się powodem wojen bałkańskich (1912–1913), wypowiedzenia Serbii przez Austro-Węgry wojny w 1914 r., a następnie – I
W kotle znów wrze wojny światowej, podczas której zginęło blisko 30 proc. serbskiej populacji. Po wojnie Serbia i Czarnogóra stworzyły królestwo Jugosławii, ale wybuchła II wojna. Okupacja Serbii i poparcie przez Watykan faszystów chorwackich skutkowało masowymi mordami na prawosławnych Serbach i Żydach. W ich miejsce do Kosowa napływała ludność albańska. Po wojnie Serbia rządzona przez komunistycznego Tito odbudowała Jugosławię. Jej upadek na początku lat 90. skutkował powołaniem przez Serbię i Czarnogórę nowej Republiki Jugosławii, którą kierował Slobodan Milošević. Ta postać to jeden z głównych zarzutów wobec Serbii. Kiedy odmówiono Kosowu autonomii i doszło do starć serbsko-albańskich, w 1999 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły bombardowania, a do Kosowa weszły siły międzynarodowe KFOR. W 2003 r. Jugosławia stała się państwem Serbia i Czarnogóra, a w 2006 r. Czarnogóra
odłączyła się od Serbii. 17 lutego 2008 roku Albańczycy w Kosowie także ogłosili niepodległość. Tuż po ogłoszeniu niepodległości nowe państwo uznały m.in. USA, Francja, Turcja i Wielka Brytania. Później również Australia, Niemcy, Włochy, Dania, Belgia i 26 lutego Polska. Zdecydowanie odmówiły: Hiszpania, Rosja, Rumunia, znaczna część krajów Ameryki Południowej – głównie te kraje, które również mają problem z walczącymi o niezależność mniejszościami etnicznymi. Niepodległość Kosowa podważyła dotychczasowy konsensus w sprawie nienaruszalności granic w Europie po II wojnie światowej. Mimo poparcia niezależności Kosowa przez rząd polski, wielu Polaków nie ocenia tej decyzji pozytywnie. O wstrzemięźliwość w podjęciu decyzji apelowały kluby LiD-u, a nawet PiS-u. Także organizacje
pozaparlamentarne wyraziły swoje poparcie dla Serbów. Demonstrację poparcia przed ambasadą zorganizowała tydzień temu partia RACJA Polskiej Lewicy. Uczestnicy nie mieli wątpliwości, że Kosowo jest sercem Serbii i powinno pozostać w jej granicach. Przewodnicząca partii prof. Maria Szyszkowska i reprezentant partii Jacek Gajda, który wiele lat spędził w Serbii, spotkali się z chargé d’affaires Serbii w Polsce, przekazując stanowisko RACJI: „Prawo Serbii do integralności terytorialnej zakotwiczone jest w Karcie Narodów
Zjednoczonych. Również w rezolucji nr 1244, na mocy której po zakończeniu działań wojennych w 1999 roku Rada Bezpieczeństwa ustanowiła w tej prowincji administrację ONZ, mowa jest o »istotnej autonomii« dla Kosowa, ale nie o niepodległości. Stany Zjednoczone doprowadziły, kosztem Republiki Serbii, do utworzenia skorumpowanego, przeżartego przestępczością i biednego państewka niezdolnego do samodzielnego funkcjonowania” – tak brzmi jego fragment. DANIEL PTASZEK
14
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
ZE ŚWIATA
Piwo zwykło się traktować w naszym kraju jako napój plebsu, tanią receptę na urżnięcie się. Wartościujące określenie: „facet spod budki z piwem” przetrwało, choć budki zniknęły. Tymczasem na świecie, gdzie ów niskoalkoholowy płyn nigdy nie był przedmiotem pogardy, piwo przeżywa renesans w aspekcie swych właściwości zdrowotnych. „Wino jest wciąż moralnie szlachetne – mówi prof. Charlie Bamforth, ekspert w zakresie wiedzy o żywności z Uniwersytetu Kalifornijskiego – ale piwo zasługuje na co najmniej takie same pochwały”. Liczne studia badawcze wykazały, że zbawienne działanie wina należy zawdzięczać głównie składnikowi obecnemu we wszystkich napojach wyskokowych: alkoholowi. To dzięki niemu u pijących niewielkie ilości ryzyko ataków serca jest o 35 proc. mniejsze niż u abstynentów. Przed miesiącem potwierdziły to wyniki badań amerykańskiego Krajowego Instytutu Zdrowia. Niewielka ilość alkoholu podwyższa poziom tzw. dobrego cholesterolu we krwi i wpływa pozytywnie na wewnętrzne ściany naczyń krwionośnych, utrudniając osadzanie się tłuszczu, który je zatyka – twierdzi prof. medycyny Curtis Elgin z Boston University. Są podstawy by przypuszczać, że alkohol zapobiega cukrzycy typu II u dorosłych. Piwo, dzięki zawartości witamin i minerałów, wpływa pozytywnie na mózg i redukuje ryzyko zapadania na choroby wieku starczego. Osoby powyżej 65 roku życia, pijące piwo umiarkowanie, są mniej narażone na ryzyko demencji niż niepijące. Jednocześnie stwierdzono, że u kobiet napoje alkoholowe zwiększają wydatnie ryzyko raka piersi. JF
WIELKIE MAŁE JASNE
Kochanie, nie dziś, dziś głowa mnie boli... Oto stereotypowy wykręt. Ale między seksem a bólem głowy jest i inny, autentyczny, związek. Czy stosunek może wywołać ból głowy czy też go uleczyć? Może być tak i tak, orzekają badacze migreny. Prof. James Couch, neurolog z Oklahoma Health Sciences Center, przepytał swe pacjentki cierpiące na bóle głowy. Niektóre mówią, że nie potrzebują pastylki, za to chcą dostać numer telefonu jakiegoś faceta... 61 proc. pań po seksie rejestruje ulgę w bólu. Całkiem nieźle, bo tabletki pomagają większości cierpiących (60 proc.). Natomiast prof. Randolph Evans, neurolog z Baylor College of Medicine, stwierdza, że w przypadku 10 proc. migrenowców bara-bara pogarsza sprawę. Szczególnie u mężczyzn. Bilans jest ewidentny: seks przeciwbólowy częściej działa pozytywnie, niż szkodzi. Ból głowy wymieniany jest jako jeden z ubocznych efektów viagry... ST
MIGRENA I ORGAZM
60
lat po Holokauście antysemityzm nie przeszedł do historii, ale jest zjawiskiem obserwowanym także obecnie – stwierdza raport Departamentu Stanu USA, rejestrujący eskalację tego zjawiska w różnych krajach świata. Ataki na Żydów, ich mienie, instytucje i świątynie zdarzają się nie
godnych odpowiedników po drugiej strony barykady. W połowie marca na łamach internetowego periodyku „Associated Content” pojawił się artykuł jakiegoś pana (podpisano: „Madjik”), któremu należałoby szybko zaaplikować szczepionkę przeciw antypolskiej wściekliźnie. Zatytułowany elegancko: „Ile razy pozwoli się Polsce
wszystkim myślę. Polska powinna zgnić i zniknąć z oblicza naszej planety. Będę pierwszym, który jak najbardziej dosłownie obetnie rękę każdego Żyda na tyle głupiego, by wyciągać ją do tych śmierdzących łajdaków i bękartów, którzy wygnali 1500 Żydów ze swego kraju zaledwie 30 lat po tym, jak całą populację Żydów mieszkających tam przed rokiem 1938 spędzono do gett
Antypolonizm tylko w krajach, gdzie mieszka wielu Żydów, ale także tam, gdzie ich prawie nie ma. „Żydzi w dalszym ciągu są oskarżani o podwójną lojalność oraz wpływanie na politykę rządów, a także sterowanie mediami”. Raport podkreśla, że w arabskich krajach Bliskiego Wschodu powszechne jest porównywanie Żydów do nazistów. Na liście krajów, których rządy i przywódcy podsycają antysemicką nienawiść, wymienia się Syrię, Białoruś, Wenezuelę, Egipt i Arabię Saudyjską. Wśród krajów, w których stwierdza się „społeczny antysemityzm”, na pierwszym miejscu widnieje Polska, a zaraz za nią Ukraina, Rosja, Francja, Niemcy i Wielka Brytania. Złą prasę mamy wciąż – co charakterystyczne – w środowiskach żydowskich w USA, gdzie długo pamięta się i powtarza nieprzemyślane wypowiedzi znanych postaci (np. Lecha Wałęsy) oraz prowadzoną z premedytacją kampanię antyżydowską pod wezwaniem Rydzyka. Pozostawiając casus dyrygenta radiomaryjnych mediów na boku, bo za jego poczynania całkowitą winę ponosi Kościół katolicki, warto zwrócić uwagę, że obłąkani w awersji do Żydów ekstremiści mają swych
B
wydrapywać nam oczy i gwałcić nasze puste czaszki? Moja odpowiedź na ostatnie przeprosiny polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego za wygnanie Żydów z Polski w roku 1968”. Autor niewątpliwie ma wiedzę o naszym kraju, czego dowodem wspomnienie „Dziadów” i bezbłędne przytoczenie nazwiska ich autora. Marna z tego satysfakcja, bo treść dobrze odzwierciedla amerykańskie sformułowanie o „rzucaniu w kogoś zlewem”. Skonstatowawszy, że wielu Żydów przyjeżdża jak gdyby nigdy nic do Polski, a niektórzy odważają się nawet podawać Polakom rękę, Madjik stwierdza: „Oto co o tym
ush ma jeszcze przed sobą prawie rok ciągania Ameryki po militarystyczno-polityczno-finansowych manowcach, a tymczasem już go podsumowują. Na stronie internetowej niedochodowej organizacji Center for Public Integrity podliczono tylko dwa lata jego rządów – już po skasowaniu reprezentacyjnych wieżowców nowojorskich i ukruszeniu kawałka Pentagonu. Jak się okazuje, w przemówieniach, oświadczeniach i wywiadach Bush i jego pretorianie wypowiedzieli 935 kłamstw. Prawie 1,3 kłamstwa dziennie, licząc niedziele i święta. Nie stanowi to bynajmniej ogółu kłamstw wypowiedzianych w tym czasie: chodzi tylko o te dotyczące zagrożenia ze strony Iraku. Były one „częścią skoordynowanej kampanii, która stymulowała opinię publiczną i w konsekwencji doprowadziła kraj do wojny w oparciu o niewątpliwie fałszywe powody. Mówiąc w skrócie, ekipa Busha wywołała ją na podstawie nieprawdziwych, metodycznie propagowanych informacji, których kulminacją była militarna akcja przeciw Irakowi 19 marca 2003” – stwierdzają kłamstwolodzy wywodzący się z organizacji dziennikarskich. Biały Dom odmówił komentarzy na temat sumarycznego zestawienia kłamstw szefa. Zasługami w ich kreowaniu podzielił się wielkodusznie ze światem:
i wkrótce potem wymordowano. Jak głupi musimy być, skoro żywimy coś przypominającego sympatię do tego cuchnącego kraju i jego krwiożerczych mieszkańców ignorantów o zbrodniczych instynktach i sadystycznej mentalności. Niech Polska i kraje jej podobne zgniją we własnych odchodach, aby kiedyś można było tereny po nich oczyścić i zrobić miejsce dla przyzwoitych ludzi, którzy kupują domy i żyją w nich jak istoty ludzkie, a nie wypełnione bigoterią ścierwo”. Może kiedyś jakiś raport Departamentu Stanu pochyli się także nad takimi Madjikami? JOHN FREEMAN
„Akcje przedsięwzięte w roku 2003 bazowały na zgodnym osądzie agencji wywiadowczych z całego świata” – oświadczył rzecznik. I znowu skłamał. Jak przystało na komendanta, w łgarstwach prowadzi Dablju (259), choć na plecach musi czuć oddech byłego sekretarza stanu – Colina Powella (244). Nie oszczędzał się nikt z kręgu najbliższych doradców i dygnitarzy, że wymienimy tu piranię Rice, wicka Cheneya oraz wierchuszkę Pentagonu: Rumsfelda i Wolfowitza. Wszyscy kłamali ofiarnie ku chwale ojczyzny. Kłamstwa dotyczyły głównie produkcji broni masowej zagłady, co miało stanowić hobby Saddama Husajna oraz domniemanej zażyłości prezydenta Iraku z al Kaidą. Przy wznoszonym pomniku dokonań Busha warto by postawić maleńki pomniczek jego najwierniejszych – po Anglikach – entuzjastów. Przez lata polscy politycy z lewa i z prawa z pełnym oddaniem ślubowali wierność Bushowi, deklarowali poparcie dla wszystkiego, co robił lub zamierzał zrobić. Gdyby się dobrze wsłuchać, to w tle chóru mediów amerykańskich można by usłyszeć i zgodny głosik przekaziorów polskich, nawet tych najtęższych, niestety. Dablju nas za to wyróżnił: to Polskę wybrał, by 29 maja 2003 roku obwieścić światu: „Odnaleźliśmy w Iraku bronie masowego rażenia”. PIOTR ZAWODNY
935 kłamstw
Ludzie żyjący razem – czy to w małżeństwie, czy w konkubinacie – mają się lepiej, są zdrowsi i żyją statystycznie dłużej niż samotni. To wiedziano już od jakiegoś czasu. Ale... ...ostatnio przeprowadzone badania pokazały, że związek związkowi nierówny. Badania w amerykańskim Brigham Young University wykazały, że ważniejsza niż życie w związku jest jakość owego związku. Szczęśliwe małżeństwa mają prawidłowe ciśnienie, ale ci, którzy żyją ze sobą jak pies z kotem, mają ciśnienie dużo gorsze niż samotni. ST
MAŁŻEŃSTWO Z ROZSĄDKU
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
T
ytuł z amerykańskiej gazety: „Niech diabli wezmą grzech. I tak wystarczająco ciężko być przyzwoitym” ilustruje stan umysłów znacznej części wierzących różnych wyznań we współczesnym świecie. Duchowni i teolodzy martwią się, że chrześcijanie celebrują śmierć Jezusa za ich grzechy oraz obietnicę
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Najnowszy sondaż w USA pokazuje, że aż 87 proc. dorosłych Amerykanów wierzy, że popełnia grzechy. Co ciekawe, za najpoważniejsze uznaje cudzołożenie (81 proc.) i rasizm (74 proc.). Górę bierze relatywizm – ocenia firma, która przeprowadziła sondaż. – Ludzie mają skłonność postrzegać grzech nie w ujęciu Boga, ale przez pryzmat swoich własnych
opis męczeństwa Chrystusa to literalna prawda, lecz nie przeszczepia tego przekonania do swego codziennego życia. 75 proc. indagowanych wyraża przekonanie, że pójdzie do nieba; tylko 0,05 proc. przyznaje, że są skazani na piekło. W telewizyjnych show religijnych w USA nie mówi się w ogóle o grzechu, a modlitwa jest zalecana jako sposób zjednania
Grzech do lamusa wiecznego życia, ale sami wcale nie uważają się za grzeszników i nie mają świadomości grzechu. Nowoczesny świat „zatraca pojęcie grzechu” – ubolewał ostatnio papież. Pastor Albert Mohler, rektor seminarium baptystów w Louisville w USA, z rozgoryczeniem konstatuje, że wielkie święta chrześcijańskie komercjalizują się, zatracając religijny charakter. „Pół biedy z Bożym Narodzeniem, Mikołaj przynajmniej był świętym. Ale wszystkie te wielkanocne jaja i zajączki”...
doświadczeń i opinii. Organizacja Barna Research badająca trendy chrześcijanizmu zauważa, że ludzie podporządkowują się tradycyjnym klasyfikacjom, ale interpretują je po swojemu – w sposób, który pozwala im zachować... poczucie bezgrzeszności. 75 proc. Amerykanów uważa, że biblijny
sobie przychylności Stwórcy, który modlącego się obdarzy szczęśliwością. „Ludzie wiedzą, co to grzech. Ale po prostu już weń nie wierzą” – mówi ks. Michael Horton, profesor teologii z kalifornijskiego seminarium Westminster. „Ludzie są zaślepieni egocentryzmem, ich dusze są nieczułe na grzech” – dodaje Benedykt XVI. Laicyzację życia duchowego widać dobrze w Ameryce – deklaratywnie religijnej, rozmodlonej i rozczytanej w Biblii. Niepostrzeżenie narasta inna tendencja, wywołana konsumpcyjnym stylem życia. Ponad 22 proc. Amerykanów twierdzi, że do kościoła nie chodzi nigdy. 12,1 proc. zwierza się, że „nie wierzy w nic konkretnego”. PZ
Religia i depresja Jedną z zalet religii jest to, że daje wierzącemu pewność, iż – w zamian za modlitwy – Bóg nad nim czuwa, a po śmierci wpuści go do raju. Jednak religijność nie zawsze pomaga ludziom. Może mieć pozytywny wpływ, ale może i szkodzić. Zależy od wyznania. „Są wyznania, które szkodzą ludziom – mówi dr Patricia Murphy, psychiatra z Rush University. – Niektóre Kościoły twierdzą, że depresja jest grzechem, tymczasem same przyczyniają się do jej powstania. Religie uczą, że jedyna droga do zbawienia prowadzi przez ich wyznanie. U ludzi powoduje to stresy potęgujące depresję. Bóg staje się problemem i religia staje się problemem”. Te spostrzeżenia najwyraźniej odnoszą się do katolicyzmu, bo tylko papież straszy, że droga do nieba prowadzi wyłącznie przez jego Kościół. Susan Gregg-Schroeder, duchowna Kościoła metodystów i koordynator Duszpasterstwa Zdrowia Psychicznego, stwierdza: „Badania pokazują, iż liderzy religijni w najmniejszym stopniu oferują wsparcie osobom z psychicznymi problemami. Mówią im: módl się
mocno, a uda ci się z tego wyjść. A ja ciągle chodzę na pogrzeby ludzi, którym kapłani wmawiali, że jedyne, co potrzebują, to modlitwa do Jezusa. Przestawali więc brać lekarstwa”. Szczególnie niebezpieczny bywa wpływ religii na pewne grupy społeczne, np. homoseksualistów, którzy żyją wbrew regułom religijnym. „Dysonans między cechami osobowościowymi człowieka a jego religią to bardzo poważny problem” – konstatuje dr Lechner, psychiatra i psycholog z Miami. Religia może pomagać w przezwyciężeniu problemów psychicznych. Trzeba tylko być związanym z odpowiednim Kościołem i naprawdę głęboko wierzyć. „Pacjentom w depresji silna wiara czasem pomaga – twierdzi Harold Koenig, profesor psychiatrii z Duke University. – Lepiej się czują i szybciej dochodzą do siebie”. Ale ostentacyjna, zewnętrzna religijność to za mało. Potwierdza tę opinię profesor socjologii Monica Ardelt z University of Florida: „Lepiej już nie mieć żadnej religii, niż traktować ją płytko lub symulować. Silnie wierzący i ateiści nie obawiają się Sądu Ostatecznego”. JF
Powrót do katakumb Paulos Faraj Rahho, katolicki arcybiskup chaldejski z Mosulu, został porwany. Po kilku tygodniach porywacze poinformowali, gdzie zakopali jego ciało. Trzy osoby towarzyszące hierarsze również zostały zabite. Ibrahim Ibrahim – amerykański biskup chaldejski ze stanu Michigan – twierdzi,
że za ich śmierć winę ponosi rząd USA. Ekipa Busha jest odpowiedzialna za terroryzm i zabójstwa chaldejskich katolików w Iraku. „Przed inwazją nie było w Iraku żadnego terroryzmu – mówi biskup. – Chrześcijanie i muzułmanie żyli w zgodzie jak bracia i siostry. Ameryka okupuje Irak i jest odpowiedzialna za
zapewnienie bezpieczeństwa każdemu Irakijczykowi”. W ciągu minionych 8 miesięcy ataki na chrześcijan irackich uległy eskalacji. W czerwcu ubiegłego roku zamordowano księdza i trzech diakonów, w październiku porwano dwóch duchownych, w styczniu pod czterema kościołami i klasztorem wybuchły podłożone bomby. „Zabójstwa – stwierdza biskup – zmuszają Kościół do zejścia do podziemia, tak jak w pierwszym i drugim wieku”. TN
15
Odwilż w Arabii N
ajbardziej wsteczna sotnia muzułmańska – saudyjscy wahabici – zaczynają odpuszczać z radykalizmu religijnego. Szejkowie zdecydowali się nawet podjąć negocjacje z Watykanem w kwestii budowy kościoła katolickiego w Arabii Saudyjskiej. Ze strony katolickiej prowadził je abp Paul-Mounged El-Hachem – nuncjusz papieski na Katar, Kuwejt, Jemen, Bahrajn i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Jak na Arabię Saudyjską – kraj, w którym przestępstwem jest posiadanie Biblii, krzyży i różańców – to niebywały postęp. Dotąd władze nie zezwalały na istnienie jakichkolwiek nieislamskich świątyń, a nabożeństwa innych wyznań były zakazane. We wszystkich pozostałych krajach arabskich kościoły katolickie już istnieją. W Arabii Saudyjskiej mieszka 800 tys. katolików. Wprawdzie kraj ten nie ma stosunków dyplomatycznych z Watykanem, ale w listopadzie 2007 roku król Abdullah – jako pierwszy saudyjski monarcha – odwiedził Watykan i spotkał się z papieżem. Benedykt
XVI, nalegając na pozwolenie otwarcia kościoła katolickiego, wskazywał, że we wszystkich krajach europejskich muzułmanie mają nieskrępowane prawo praktykowania swej religii. Rzym zezwolił wszakże na budowę jednego z największych meczetów na kontynencie. Początki odwilży w Arabii Saudyjskiej uwidaczniają się i gdzie indziej. Otwarto właśnie pierwszy na Bliskim Wschodzie hotel tylko dla kobiet. 25-pokojowy, luksusowy Luthan Hotel and Spa mieści się w Rijadzie. Saudyjki mogą tam przebywać same, bez męskiego strażnika. Doktryna wahabityzmu nakazuje ścisłe rozdzielenie płci w miejscach publicznych. Kobietom nie wolno prowadzić aut ani pojawiać się samotnie. Żeby podróżować, muszą mieć... pisemną zgodę samca. TN
Prawie jak Jezus K
apucyni włoscy trafili do mediów. Żadna z tego satysfakcja, skoro przyczynił się do tego ich przełożony – ks. Fedele Bisceglia – którego oskarżono o zgwałcenie zakonnicy. W obezwładnieniu ofiary pomagał mu jego sekretarz Antonio Gaudio. Ojciec Fedele zastosował swoistą taktykę obronną. „Jestem w więzieniu, bo broniłem dzieci i biednych w Instytucie Papieża Jana. Jestem niewinny. Niektórzy ludzie chcą mnie sprzedać, tak jak zrobili to kiedyś z Jezusem” – oświadczył. Porównanie nie jest w 100 procentach trafne, bo Syna Bożego nie oskarżano o gwałt, co najwyżej niektórzy sugerują, że miał romans z Marią Magdaleną. Gdyby jeszcze o gwałt oskarżała prostytutka, ojciec Fedele mógłby podważać jej wiarygodność. Z zakonnicą nie będzie łatwo. Kiedy
zgwałcona poprosiła sąd o zamknięcie procesu dla widowni ze względu na zeznania, które mogą ją krępować, zakonnik sprzeciwił się. W jego opinii to także... element spisku przeciw niemu. Olał go jednak (wydalił) zakon kapucynów. Zapewne również spiskowcy. TN
Minaret? O nie! G
łos muezina nawołujący z minaretu do modłów to prowokacja. W Austrii. Tak brzmi diagnoza biskupa diecezji Voralberg, Elmara Fishera. Meczet hierarcha jeszcze jakoś zniesie, ale minaretu – nie! Ludność Austrii przełknęła pokoje modlitewne i świątynie muzułmańskie. Akt wolności religijnej nie dawał możliwości, by ich zabronić. Muzułmanie stanowią 4 proc. populacji kraju, ale w Voralbergu jest ich 9 proc. Biskup twierdzi, że większość Austriaków jest przeciwko minaretom. Wyznawcy islamu nie są
faworyzowaną grupą społeczną w Austrii. W lutym władze regionalne Karyntii wydały zakaz budowy meczetów. Najwyższy rangą duchowny kraju, kardynał wiedeński Christoph Schoenborn, sprzeciwia się tym nastrojom. „Mamy w Wiedniu meczety z minaretami. Jaki problem? Ja nie widzę żadnego”. CS
16
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (81)
Walka o szkolnictwo Przez wieki Krk rościł sobie wyłączne prawo do kształcenia i wychowywania dzieci i młodzieży. Pierwsza szkoła świecka – a więc niepodporządkowana Krk – powstała w Polsce dopiero w drugiej połowie XVIII w. Krk od zawsze dążył do pełnej klerykalizacji życia społecznego, a droga do tego wiodła w pierwszym rzędzie przez opanowanie szkolnictwa. Średniowieczne szkolnictwo w całości podporządkowane było Kościołowi. Funkcjonowały wówczas szkoły parafialne, klasztorne i katedralne, w których wychowywano młodzież w duchu uległości i posłuszeństwa wobec hierarchii, zaś treść nauczania nie mogła być sprzeczna z papieskimi dogmatami. Dopiero reformacja tchnęła nowe życie w oświatę, wychowanie, szkolnictwo i naukę. Od połowy XVI w. zaczęły powstawać nowoczesne szkoły ariańskie zakładane przez braci polskich, z których światowy rozgłos zdobyło zwłaszcza pięcioklasowe gimnazjum humanistyczne w Rakowie (zwane Atenami Rakowskimi). Kształciła się tam młodzież różnych wyznań, a nakaz tolerancji religijnej traktowany był w tej szkole jak święty (Ł. Kurdybacha, „Historia wychowania” t. I, str. 458). Zapoznawano w niej studentów z najnowszymi osiągnięciami naukowymi, w tym z odkryciem Mikołaja Kopernika. Po wypędzeniu arian z Polski szkoły ariańskie zostały przejęte przez zakon jezuitów.
W
Skupił on w swoich rękach niemal całe szkolnictwo polskie, które było całkowicie wyjęte spod kontroli państwowej. Jak trafnie ocenił Michał Bobrzyński („Dzieje Polski w zarysie”, 1879 r.), „nauczanie jezuickie trzymało młodzież z dala od wszelkiej wiedzy. (...) karmiono młodzież okruchami nauki, z której zdarto wszelki cień swobodnego badania i myśli”. Historycy – z wyjątkiem tendencyjnych publicystów katolickich – są zgodni w opinii, że szkolnictwo jezuickie przyczyniło się do upadku politycznego Polski i do zaborów. Wyłomem w szkolnictwie polskim (choć jeszcze nie przełomem) było Collegium Nobilium, utworzone w roku 1740 przez Stanisława Konarskiego – czołowego prekursora polskiego oświecenia. Wprowadzono w nim nowy program nauki i wychowania. Do programu szkolnego włączono nauki przyrodnicze oparte na najnowszych zdobyczach naukowych, geografię, historię powszechną i ojczystą oraz naukę języka polskiego. Metodę uczenia się na pamięć zastąpiono w znacznej mierze metodą poglądową, opartą na rozumowaniu. Z Collegium Konarskiego wyszło wielu ludzi o szerszych
świecie coraz bardziej niereli gijnym mniejszościowym gru pom religijnym udaje się na rzucić realizację własnych interesów niezadowolonym z tego społeczeństwom. Jak właściwie działa ten mechanizm? Kilka dni temu włoski dziennik „Corriere della Sera” nazwał ekstremizmem katolickim przekonania religijne braci Kaczyńskich i ich patrona z Radia Maryja. To trafne sformułowanie dobrze opisuje sytuację, w której ideologia religijna podzielana przez nie więcej niż 20 procent społeczeństwa trzyma w szachu całą resztę. Oczywiście, na katolicki ekstremizm choruje w Polsce nie tylko środowisko radiomaryjne. Skrajny, czyli ekstremistyczny, mamy niemal cały episkopat, a jedynym wyjątkiem wydaje się arcybiskup Józef Życiński, którego wypowiedzi w kwestiach etycznych wyglądają czasem mniej fanatycznie niż popisy medialne reszty jego kolegów. Cóż jednak z tego, skoro umiarkowanie w kwestii np. zapłodnienia in vitro nadrabia arcybiskup lubelski nieumiarkowanym klerykalizmem i upartym wtrącaniem się w nie swoje, czyli niekościelne sprawy. Wydaje się, że jedną z taktyk ruchu antyklerykalnego w Polsce powinno być uświadamianie społeczeństwu różnic, jakie występują pomiędzy większością świeckich katolików, a mniejszościową, ekstremistyczną frakcją
horyzontach umysłowych, czynnych działaczy i mężów stanu, zdolnych do zrozumienia konieczności reform w kraju i przejęcia przez państwo całego systemu wychowania. Konarski w swojej działalności napotykał na ogromne problemy. Z gwałtownymi atakami przeciwko niemu występowali zwłaszcza jezuici, a także profesorowie Akademii Krakowskiej. Działalność takich jednostek jak Konarski torowała drogę w walce o postęp. Pierwszą w Polsce całkowicie świecką szkołą państwową – niepodporządkowaną Krk, a więc wychowującą w duchu obywatelskim – była utworzona w 1765 r. Szkoła Rycerska (Korpus Kadetów). Świetnie wyposażona w pomoce naukowe, miała doskonałych nauczycieli, w większości świeckich, często cudzoziemców – Francuzów i Niemców. Skoszarowana i umundurowana młodzież uczyła się zarówno przedmiotów wojskowych, jak i ogólnokształcących. Szkoła Rycerska wykształciła wybitnych wojskowych, polityków i pisarzy. Stamtąd wyszli między innymi: Tadeusz Kościuszko, Jakub Jasiński, Karol Kniaziewicz, Józef Sowiński, Stanisław Fiszer i Julian
Kościoła, skupioną wokół episkopatu. Sądzę, że powinniśmy demaskować ten ekstremizm i ciągle go unaoczniać, aby wykazać, że linia politycznego, a czasem także światopoglądowego podziału nie przebiega bynajmniej tylko
Ursyn Niemcewicz. Nie była ona jednak w stanie zlikwidować olbrzymiego zacofania na polu oświaty. Reforma szkolnictwa była sprawą pilną, a zarazem zadaniem trudnym, gdyż bardzo kosztownym. Niejednokrotnie wysuwano projekty przejęcia przez państwo szkół zakonnych wraz z olbrzymimi majątkami zakonów, jednakże zdawano sobie sprawę, że papiestwo nie dałoby na to zgody. Dopiero kasata w roku 1773 znienawidzonego zakonu jezuitów przyspieszyła i ułatwiła reformę oświaty. Do organizacji szkolnictwa powołane zostało pierwsze w świecie ministerstwo oświaty – Komisja Edukacji Narodowej, której podporządkowano wszystkie szkoły (z wyjątkiem Szkoły Rycerskiej). Przystąpiła ona do budowy nowej, postępowej, świeckiej szkoły narodowej. Komisja opracowała nowe programy nauczania, w których ograniczono rolę łaciny i usunięto teologię. Po raz pierwszy w Polsce zorganizowano
światopoglądowego nie biegnie pomiędzy liniami formalnej przynależności do danych Kościołów lub religii. Przekonał mnie o tym wymownie zdumiewający tekst, jaki przeczytałem w ultrakatolickiej „Niedzieli”. Otóż, jak
ŻYCIE PO RELIGII
Nasi ekstremiści pomiędzy katolikami a niewierzącą mniejszością. Ona przebiega między ludźmi prezentującymi racjonalne poglądy na temat roli Kościoła w państwie czy etyki seksualnej a wpływowym, religijnie fanatycznym, choć nielicznym lobby, podzielającym skrajne poglądy Radia Maryja i episkopatu. Takie postawienie sprawy wybije biskupom z ręki argument o rzekomym reprezentowaniu w mediach i w kontaktach z państwem poglądów i oczekiwań polskich katolików. Katolicy w większości kwestii nie zgadzają się przecież ze swoimi biskupami i Watykanem. Hierarchia i jej słudzy muszą czuć, że tak naprawdę są w naszym kraju mniejszością, i musimy zrobić wszystko, aby świadomość tej sprawy nieustannie się poszerzała. Zresztą druga ekstremistyczna strona także zdaje sobie sprawę, że linia podziału
donosi katoprawicowy tygodnik, w trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi w USA konserwatywna część katolików popierała Mitta Romneya jako kandydata republikanów. Romney w końcu przepadł, ale ciekawy jest fakt, że polityk ten zdobył entuzjastyczne poparcie katolickiej konserwy, choć sam jest praktykującym... mormonem. Tekst z „Niedzieli” jest pełen entuzjazmu dla wyznawcy Kościoła Świętych Dni Ostatnich, którego to kościoła katolicy i protestanci nie są nawet łaskawi uznać za wyznanie chrześcijańskie. Mormoni są uważani za groźną sektę postchrześcijańską m.in. dlatego, że wyznanie to opiera się na dodatkowej świętej księdze, nieuznawanej przez resztę chrześcijan. Okazuje się jednak, że w USA, gdzie ci pogardzani i wściekle zwalczani „sekciarze” są mocni i wpływowi,
seminaria nauczycielskie, które miały uniezależnić szkolnictwo od nauczycieli duchownych. Ponieważ brakowało świeckiej kadry nauczycielskiej, posiłkowano się nauczycielami zakonnymi, ci zaś – z wyjątkiem pijarów – albo nie chcieli, albo nie umieli uczyć „po nowemu”. Zdecydowanie wrogą postawę wobec nowej szkoły zajęła hierarchia kościelna oraz ciemna szlachta, podjudzana przez eksjezuitów. Jeszcze w roku 1790, a więc prawie 20 lat po utworzeniu Komisji, niektóre sejmiki szlacheckie żądały jej zniesienia, przywrócenia zakonu jezuitów i oddania w jego ręce wychowania publicznego. Ostateczny cios Komisji zadała konfederacja targowicka. Na wielu członków Komisji (z Hugonem Kołłątajem na czele) wydano zaoczne wyroki śmierci, a jej mienie konfiskowano i grabiono, tak jak to uczynił biskup inflancki Józef Kossakowski. Nowy etap batalii o szkołę i jej charakter rozpoczął się w odrodzonej Polsce. Konkordat z 1925 r. wprowadził obowiązkową naukę religii w szkołach państwowych, jednak roszczenia kleru wykraczały daleko poza faktyczny stan prawny. Głównym jego celem było stworzenie szkoły wyznaniowej, czyli takiej, w której dzieci innych wyznań nie mogłyby pobierać nauki wspólnie z dziećmi katolickimi. Do swoich największych wrogów kler zaliczał Związek Nauczycielstwa Polskiego, który optował za wprowadzeniem szkoły czysto świeckiej. Działalność nauczycieli zrzeszonych w ZNP mobilizowała opinię publiczną przeciwko roszczeniom klerykalnym. ARTUR CECUŁA
mogą się oni stać... bezcennymi sojusznikami w promowaniu tzw. wartości chrześcijańskich. Bo mormonów, fundamentalistów protestanckich oraz prawowiernych katolików łączy kult tradycyjnej rodziny, protekcjonalny stosunek do kobiet, fobia aborcyjna, nienawiść do edukacji seksualnej oraz pogarda dla homoseksualistów. To spoiwo okazuje się trwalsze niż dogmatyczne i organizacyjne różnice, a nawet kwestia zbawienia wiecznego. „Niedziela” cytuje popularnego w Polsce George’a Wiegela, biografa Jana Pawła II, który podzielił się kiedyś takim oto marzeniem: gdyby w amerykańskim życiu publicznym zastąpić wszystkich aktywnych katolików mormonami, to zasady moralne głoszone przez Kościół znalazłyby – paradoksalnie – wierniejszych obrońców i zwolenników”. A więc w kwestiach polityczno-moralnych mormon jest lepszym katolikiem od formalnie katolickiego Johna Kerry’ego, byłego kandydata na urząd prezydenta USA, i formalnie praktykującego katolika, lecz także m.in. zwolennika znienawidzonego przez Watykan prawa do aborcji! Cóż, ekstremiści wszystkich Kościołów, łączcie się! Ale łączcie się także wszyscy trzeźwo, niedogmatycznie myślący, także wierzący, także katolicy. Nie wolno nam oddać pola krzykliwej, fanatycznej mniejszości. MAREK KRAK
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r. oznajemy coraz więcej, lecz ciągle wynajdywane są jakieś rzeczy niewyjaśnione, tajemnicze, jednym słowem – boskie. Kiedy te rzeczy zostają naukowo objaśnione, porzuca się je bez zażenowania i przechodzi do innych, później do kolejnych itd. A wyspy niewiedzy stale się zmniejszają. Leszek Kołakowski zauważył te samozachowawcze rejterady religii i bazowanie na ludzkiej niewiedzy (to jest najwidoczniej istota rozdzielności „dwóch prawd” – zajmowanie przez religię tych wycinków wiedzy, których jeszcze nie wypełniła nauka): „Religia, niczym lichwiarz na biedzie klienta, spekuluje na niedostatkach
P
mechanistycznej teorii życia proces zdrowienia po chorobach i urazach oraz zjawisko reprodukcji jest nie tylko nieznane, ale wręcz nie można w żaden sposób wyobrazić sobie jego mechanizmu: „Po prostu nie potrafi ona [tj. mechanistyczna teoria życia] podać żadnego wyjaśnienia poza tym, że zjawiska te są tak złożone i dziwne, że wciąż nie potrafimy ich zrozumieć. Całkiem podobnie przedstawia się w związku z tym sprawa zjawiska reprodukcji. Nie potrafimy, nawet przy niezwykłym wysiłku wyobraźni, wymyślić delikatnego i złożonego mechanizmu (...)”. Wystarczyło jednak kilka dziesięcioleci, by nie tylko można było to sobie wyobrazić, ale i za sprawą
PRZEMILCZANA HISTORIA dla religii, dualizm poznawczy formułowano na ogół po to, by chronić religię (moderniści i współcześni głosiciele tej teorii). Awerroiści interpretujący Arystotelesa w niezgodzie z doktryną Kościoła musieli się uciec do teorii dwóch prawd, żeby mieć możliwość „legalizacji” swych teorii. Następcy Awerroesa twierdzili, że to, co mówi filozofia, nie musi być zgodne z tym, co mówi religia, a zarazem owa sprzeczność nie jest realna, lecz pozorna, gdyż poznanie poprzez wiarę i poprzez rozum są wzajemnie niezależne. Przywódcą tego ruchu w Paryżu był Siger z Brabantu, wykładowca uniwersytecki. Już w 1266 roku spotkały go represje, w roku
Royal Society. Towarzystwo Królewskie w Londynie uważane jest za pierwsze w świecie towarzystwo nauk. Jego zalążki związane są z zebraniami uczonych londyńskich, odbywanymi od 1645 r., oraz oksfordzkich – od 1648 r. Zostało ono oficjalnie zawiązane w 1660 r., czyli w okresie Restauracji po angielskiej wojnie domowej. W przyszłości miało odegrać dużą rolę w rozwoju nauk przyrodniczych. Uczestnicy tych pierwszych zebrań byli chrześcijanami, lecz wyrażali opinię, że instytucjonalne chrześcijaństwo – krwawe i nietolerancyjne – jest barierą dla rozwoju badań naukowych. Jedną z idei, jaka im przeświecała, było takie zajmowanie się nauką
KOŚCIÓŁ I NAUKA (8)
Uświęcanie niewiedzy Przez wszystkie wieki, aż po dziś dzień, apologeci kościelni dla forsowania swoich racji bardzo często wykorzystują naszą niewiedzę na temat jakiegoś zjawiska. nauki: każde zjawisko nie dość wyjaśnione i zbadane jest dla niej pretekstem do reklamowania własnych, niezbitych i absolutnie zadowalających wyjaśnień: przyczyny nadprzyrodzone”. Każda porażka i każde wyznanie indolencji przez świat nauki w jakiejś kwestii są z radością witane wśród apologetów religijnych. Nawet publiczne wyrażanie sceptycznych sądów czy wątpliwości dotyczących kwestii, która nie jest jeszcze całkowicie zrozumiała, jest niebezpieczne: dzień później wypowiedź tę triumfalistycznie przytoczy większość serwisów apologetycznych, a w szczególności kreacjoniści. Każdy jednak, kto aktualną niewiedzę naukową na temat jakiegoś zjawiska czy procesu wykorzystuje w argumentacji na rzecz religii, daje tylko dowody swej ignorancji. Kiedyś człowiek „wiedział”, że błyskawice to gromy, którymi od czasu do czasu ciskał Zeus. Dziś ludzkość „podejrzewa”, że pioruny nie są jednak dziełem Zeusa. Roztropny człowiek wyciągnął z tej lekcji naukę: nie przypisywać Bogu zjawisk, których jeszcze nie potrafi wyjaśnić. Nauka ta jest całkowicie ignorowana przez wielu apologetów. Większość dzisiejszego stanu wiedzy naukowej nie tylko nie była znana przed kilkoma wiekami, ale pewnie nawet nie mogła być wyobrażona przez ludzi żyjących w nieodległej przeszłości. W 1912 roku nauka wyśmiała udokumentowaną wynikami obliczeń teorię podróży międzyplanetarnych z wykorzystaniem napędu rakietowego. Uważano to za mrzonki chorego umysłu. Inny przykład: w roku 1932 brytyjski fizjolog J.S. Haldane ogłosił artykuł, w którym pisał, że na gruncie
immunologii i biologii molekularnej – całkiem dobrze je rozumieć. Czy przed wiekiem ktoś uwierzyłby, że klonowanie będzie możliwe? Dziś jednak wielu jest takich, co głoszą, że to lub owo jest na amen (dosłownie!) dla nauki zaryglowane. Jak pisał Leszek Kołakowski, „gdy nowa teoria naukowa groziła naruszeniem dogmatu, [Kościół] zwalczał ją gwałtownie, a gdy została powszechnie przyjęta, ograniczał jej ważność lub interpretował w duchu biblijnym. W ten sposób teoria ewolucji, godząca w mit o stworzeniu gatunków, była zrazu bezkompromisowo i z pieniacką zajadłością prześladowana przez Kościół. Z czasem orzeczono, że nie jest ona sprzeczna z objawieniem, o ile się wyłącza z ewolucji człowieka. Potem pojawiły się głosy powiadające, że i człowieka można włączyć w bieg ewolucji, ale tylko pod względem ciała, dusza bowiem musi mieć pochodzenie nadprzyrodzone”. Bardzo mocnym nurtem we wzajemnych relacjach religii i nauki była i jest teoria dwóch prawd. Teoria ta – mówiąca o niezależności poznawczej naukowego i religijnego sposobu myślenia – rzadko kiedy formułowana była jako wyraz czystych dociekań intelektualno-filozoficznych. Na ogół bowiem pełnić miała określone role instrumentalne, bądź to na rzecz nauki, bądź też religii. Zawsze służyła słabszemu. Niegdyś, kiedy religia była wszechobecna i potężna, teoria dwóch niezależnych płaszczyzn poznania służyła wyzwoleniu nauki spod wpływu religii (awerroizm, kartezjanizm, początki Royal Society). Kiedy od XIX w. nauka umocniła się na tyle, że zaczęła stanowić zagrożenie
Kartezjusz (fr. René Descartes, łac. Renatus Cartesius). Portret pędzla Fransa Halsa z 1649 r.
1270 biskup paryski Stefan Tempier potępił tezy awerroizmu, a w roku 1277 wydano kolejny dekret – tym razem potępiający aż 219 różnych tez. Sam Siger stanął przed trybunałem wielkiego inkwizytora Francji. Kartezjusz o rozdziale między nauką i religią mówił na podstawie przekonania o dualizmie duszy i ciała. Dziedzina materii i dziedzina ducha nie mogą się ze sobą splatać. Pisał ponadto o niezależności myśli od dyktatu autorytetów i objawienia. „Zasada taka prowadzi m.in. do sytuacji, do której Kościół od wieków stara się nie dopuścić – do niezależności nauki od dogmatu” (Kołakowski). Jego koncepcja wywarła znaczny wpływ na myślicieli XVI w. i późniejszych oraz przyczyniła się do rozwoju czysto mechanistycznego przyrodoznawstwa. Pod zarzutem wywrotowego wpływu na czytelnika w roku 1663 jego prace znalazły się na indeksie ksiąg zakazanych; nawet w tolerancyjnej protestanckiej Holandii miał problemy z władzami i oskarżany był o... ateizm.
– w szczególności na forum Towarzystwa – które oddziela sprawy naukowe od religijnych, te drugie pozostawiając poza swym zainteresowaniem. Można więc uznać, że była to pierwsza tego typu próba praktycznej realizacji idei rozdziału nauki i religii i traktowania ich jako całkowicie odrębnych dziedzin wiedzy i poznania. Modernizm. Alternatywnym nurtem w Kościele wobec odrodzonej scholastyki był modernizm, który ukształtował się na przełomie XIX i XX w. we Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii. Czołowymi jego przedstawicielami byli Alfred Loisy, E. Le Roy i A. Fogazzar. Modernizm negował możliwość rozumowego poznania Boga, utrzymując, iż religia polega na irracjonalnych uczuciach wyłanianych z podświadomości. Kiedy dziewiętnastowieczny boom naukowy przerodził się wręcz w uwielbienie nauki, katoliccy moderniści wskrzesili średniowieczną teorię dwóch prawd, głosząc pozorną sprzeczność między nauką i religią. Jak pisał Leszek Kołakowski, „w średniowieczu
17
teoria ta służyła uniezależnieniu nauki od religii. Dzisiaj rola jej jest całkiem odmienna – uniezależnia ona religię od naukowej krytyki i to stanowi o jej bezwzględnej reakcyjności. (...) jej funkcja polega (...) na światopoglądowej neutralizacji nauki, neutralizacji, której konsekwencją praktyczną jest całkowite oddanie problematyki światopoglądowej we władanie obskurantyzmu. (...) niemniej jednak odmawia religii prawa ingerencji w kwestie naukowe, pozbawiając tym samym Kościół, teoretycznie przynajmniej, możliwości wtrącania się w postęp nauki i tępienia wszystkiego, co się nie godzi z jego doktryną. (...) wbrew stanowisku Kościoła, który swoją walkę z postępem naukowym osłania frazesami o poszanowaniu wiedzy, modernizm torował drogę »prawdom« objawionym przez jawną deprecjację nauki i otwartą apologię najczarniejszego irracjonalizmu”. Papież tak przeraził się tym nurtem w łonie swego Kościoła, że nie tylko dwukrotnie go potępił (w dekrecie Lamentabili i encyklice Pascendi z 1907 roku), ale i całemu klerowi nakazał składać słynną przysięgę antymodernistyczną (odwołaną dopiero na Soborze Watykańskim II). Dziś koncepcja dwóch prawd również ma wielu zwolenników w świecie nauki, a nade wszystko – religii. Faktem jest, że z generalnego indyferentyzmu naukowców w stosunku do religii wynika to, że nie są oni zainteresowani nie tylko współpracą z religią, ale i jej zwalczaniem. Można to ująć innymi słowami: chcą, aby religia dała nauce „święty” spokój, i dlatego wolą raczej głosić całkowitą odrębność obu sfer życia niż jakikolwiek ich związek. Ujmuje się to w formułę wzajemnej odrębności poznawczej obu prawd, ich logicznej rozłączności, separacjonizmu. Zasadę tę S.J. Gould – jeden z wybitniejszych współczesnych ewolucjonistów amerykańskich (oczywiście ateista) – określił jako NOMA (Non-Overlapping Magisteria – niezachodzące na siebie obszary dociekań). Warto jednak pamiętać o tym, że natura średniowiecznych postulatów rozdziału religii od nauki nie wynikała bynajmniej z teoretycznych przeświadczeń o ich rzeczywistej odrębności, lecz miała całkiem praktyczny cel – uwolnienie nauki spod wpływu teologii. Tak i dzisiejsze postulaty i głosy naukowców dotyczące zasady NOMA mają zapewne inne podłoże niż przeświadczenia o teoretycznej słuszności takich koncepcji: indyferentyzm i brak zainteresowania religią. Ponadto zasada NOMA nie wydaje się zgodna ze stanowiskiem Kościoła. Wprawdzie Krzysztof Szymborski imputował papieżowi rzekomą deklarację poparcia dla idei NOMA, lecz mało to przekonujące. Czytając encyklikę Fides et Ratio, jesteśmy bliżej rzeczywistości w tej kwestii. Kościół wciąż chce mieć wpływ na cenzurowanie nauki. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Nie znalazłam Boga w kościele Od lat mieszkam w Brazylii, nigdy jednak nie straciłam kontaktu z krajem, który odwiedzam raz na dwa lata. Czytam również z regularną częstotliwością kilka czasopism polskich wydawanych w internecie. W ten sposób natknęłam się na wzmiankę o „Faktach i Mitach”... ...z ciekawym (dla mnie), a uszczypliwym komentarzem, „że jesteście radykalnie antykościelni”. Zaraz „pobiegłam” do Waszej strony internetowej i z przyjemnością stwierdziłam, że wzmianka o Was była całkowicie prawdziwa. Teraz czytam wszystkie zaległe wydania internetowe Waszego czasopisma. To, co piszecie, nie jest właściwie nowością dla mnie, gdyż od lat myślę podobnie. Jest natomiast nowością fakt, że znajdują się w Polsce osoby, które właśnie tak myślą i czują. Chciałabym podzielić się z Wami kilkoma spostrzeżeniami, o których właściwie nie mam z kim mówić, bo osoby, z którymi mam kontakt z Polsce, albo nie mają czasu, aby zajmować się takimi „duperelami”, albo są im diametralnie przeciwni. Urodziłam się w połowie lat 50., wychowałam więc i wykształciłam w okresie panowania systemu obecnie tak potępianego. Z Bogiem, religią i Kościołem miałam dość egzotyczny kontakt, bo ojciec, gorący ateista, wychowywał mnie w duchu całkowitej negacji czegokolwiek, co mogłoby mieć związek z Bogiem. Ciekawe jednak, że nie robił tego z fanatyzmem czy nienawiścią. Jedynie prawdziwą antypatię czuł do księży i do osób fanatycznie „kościelnych”. Nie religijnych, a właśnie „kościelnych”. Z drugiej strony była rodzina mojej mamy (niepraktykująca katoliczka), która – mimo że nie przejawiała fanatyzmu katolickiego – litowała się nade mną, czyli biednym dzieckiem, które tak cierpiało z powodu ojca ateisty. Te różnice „światopoglądowe” nie przeszkadzały
Z
w tym, aby cała rodzina świetnie się razem czuła i kochała. Różnice uwidaczniały się jedynie czasami i to raczej w dość komiczny sposób. Na przykład kiedy tato wychodził na odświeżający spacer podczas kolędy albo kiedy milczał, gdy ciotka wchodziła ze swoim „niech będzie pochwalony”. Z drugiej strony, każdy „nieodpowiedzialny” gest taty był kwitowany „cierpiącym” westchnieniem lub skinięciem głowy z dezaprobatą. Te różnice zdań nie przeszkodziły w tym, aby mnie ochrzczono. Ciocia wykorzystywała każdą nieobecność taty, aby wciskać mi do głowy przeróżne modlitwy, które ja odklepywałam przed obrazkiem Matki Boskiej Karmiącej, klęcząc z „uduchowioną” miną, która wydawała mi się odpowiednia do okazji. Nigdy nie miałam zbytniej ochoty na te seanse, ale ciocia kazała każdą modlitwę kończyć tymi samymi słowami: „Ten paciorek jest za zdrowie mamusi, siostry i za duszę tatusia, aby wreszcie zaczął wierzyć w Boga”. Mnie nie zależało na tym, aby tatuś zaczął wierzyć, ale zależało mi na zdrowiu mamusi i siostrzyczki, a więc na wszelki wypadek gorliwie, codziennie, choć z rezygnacją, klękałam przed obrazkiem. Mój tato, tak dla przekory, czasami spoglądał z niesmakiem na obrazek i mówił: „A co ta Matka Karmiąca ma tak piersi na widoku? Ludzi tym gorszycie!”. Co ciekawe, obrazek przetrwał do dzisiaj! To wszystko działo się, zanim skończyłam 10 lat. Mimo że ciocia opowiadała mi różne historyjki o Jezusie, Bogu, Marii, nie bardzo rozumiałam, o co właściwie chodziło. Czy Jezus to był ten Bóg? Czy też odwrotnie? A jeśli Jezus to Bóg, to jakże Maria mogła być jego matką? Matkę mogą mieć jedynie „zwykli” ludzie. Zamieszanie zwiększyło się, gdy zaczęłam uczęszczać na lekcje religii, no bo doszedł Duch Święty i potem zaczęto mówić o Trójcy Świętej! To wszystko jest dla mnie niezbyt zrozumiałe do dzisiaj.
imno, zimno, coraz zimniej... Tak będą brzmiały kolejne meldunki wiertaczy, drążących szyb dla uzyskania geociepła dla ogrzania panarydzykowych posiadłości. Za naszą kasę. Rozumiemy, iż ciepłe berety i sama wiara dostatecznie ich nie ogrzeją. Lecz przecież kto jak kto, ale Ojciec powinien znać najsłynniejszy bodaj w dziejach chrześcijaństwa raport z badań podziemi. To „Piekło” – pierwsza część „Komedii” Dantego, której zachwycona potomność nadała przymiotnik „boska”. Rzecz napisana w oparciu o gruntowne studia filozoficzne i teologiczne, w oparciu o całą „wiedzę”, jaką w tym przedmiocie dysponował ówczesny świat chrześcijański.
Na religię uczęszczałam, oczywiście, bez wiedzy taty, i to tylko dlatego, że kościół znajdował się niedaleko mojej szkoły podstawowej i pierwszoklasiści byli zapisywani automatycznie w kościele. Lekcje religii odbywały się 2 razy w tygodniu, zaraz po lekcjach w szkole. Cała klasa szła więc grupą do kościoła. Tylko ja nie szłam. Nie powiem, aby inne dzieci uważały to za dziwne. Nikt się ode mnie nie odsuwał ani mnie nie szykanował, ale było mi smutno, że nie mogłam być z koleżankami i kolegami. W końcu mama zdecydowała, że nic się nie stanie, jeśli zrobi coś bez wiedzy taty i kazała mi chodzić na religię razem z klasą. Bardzo lubiłam ten okres – nie ze względu na religię, ale dlatego, że mogłam być dłużej z innymi dziećmi. Czasami chodziliśmy na specjalne msze, jeszcze po łacinie, które mnie zachwycały. Moja wiara w Boga była jednak ciągle na tym samym etapie, tzn. nic mi On nie mówił. Na nic się zdały lekcje religii, „teoria”, katechizm. Nie wiem, jak się sprawa miała z innymi dziećmi, ale podejrzewam, że czuły to samo co ja. Jest niemożliwe, aby małe 6- czy 7-letnie dziecko miało jakąkolwiek świadomość czegoś, co moglibyśmy określić mianem Boga. Dziecko utożsamia się jedynie z tym, co przekazują mu dorośli, a więc „naśladuje” jedynie wiarę. Ono jej jeszcze nie posiada. Po pewnym czasie zostałam przeniesiona do innej szkoły. Ponieważ w pobliżu nie było żadnego kościoła, zostałam „zwolniona” z religii. Przez następne lata mój kontakt z religią ograniczał się do sporadycznego chodzenia na msze w towarzystwie którejś z ciotek. Ale wtedy msze już mi się nie podobały. Były odprawiane po polsku, a więc całkowicie zrozumiałe, ale to, co mówiono, wydawało mi się nadzwyczaj nudne. Rozglądałam się po kościele, obserwowałam ludzi dla zabicia czasu i starałam się zrozumieć, co oni czują. Chciałam tak bardzo czuć
to, co oni czuli (jeśli czuli to w rzeczywistości), ale nie potrafiłam! Ogarniały mnie wątpliwości – czyżbym była inna niż oni? A może wszyscy obecni na mszy są w takiej samej sytuacji jak ja i jedynie „wierzą, że wierzą”? Większość moich koleżanek i kolegów chodziła na niedzielne msze regularnie. Nie było z tego powodu żadnych podziałów. Oni chodzili – ich sprawa, ja nie – moja sprawa. Gdy byłam dużo starsza, wpadałam do kościoła już sama, ale jedynie wtedy, gdy bywał pusty. Lubiłam usiąść sobie w jednym z ostatnich rzędów starych ławek, pomyśleć spokojnie o problemach osobistych i nawet pomodlić się w myśli. I to wszystko, gdyż określałam siebie jako ateistkę. Wyjechałam z Polski, gdy miałam 22 lata. Nie ze względów politycznych ani ekonomicznych. Wyszłam za mąż za pana z Brazylii. Mój mąż, osoba głęboko wierząca, pokazał mi inną drogę do Boga, do wiary. Pokazał, że można dotrzeć do niego bez kościoła, bez religii. Była to dla mnie nowość, bo jak dotąd w mej „polskiej” głowie Bóg był nieodłącznie związany z kościołem. Po latach dyskusji, rozmów mogę powiedzieć, że wreszcie coś zmieniło się w moim „czuciu” – może jeszcze nie jest to wiara, ale dzisiaj nie nazwałabym już siebie ateistką. Wracam do Polski często. Ostatni raz byłam kilka miesięcy temu. Jak zwykle chciałam wpaść do mego „starego” kościoła i usiąść na „mej” ławce. Ale jakież rozczarowanie mnie spotkało! Wnętrze zostało odnowione w stylu kiczowato-nowoczesnym. Wejście „bronione” przez strażników, a atmosfera panująca wewnątrz przypominała zlot aktywistów partii. Szybko uciekłam! Moim rodzinnym miastem jest Łódź (stąd te ciotki, trochę dewotki). W czasie odwiedzin, po 25 latach nieobecności, chciałam pokazać
mężowi kościół, w którym byłam ochrzczona. Malutki kościółek na Widzewie, skąd wywodzi się rodzina mamy. Następne rozczarowanie! Kościół był zamknięty i taki pozostał w ciągu miesiąca mojego pobytu. Na moje zapytanie, dlaczego tak się dzieje, odpowiedziano, że ze względu na rabunki! Cooo? Rabują kościoły??? Kto? Katolicy! Za „okrutnej” komuny nigdy nie spotkałam zamkniętych kościołów, a to chyba znaczy, ze komuniści ich nie okradali... Jeszcze ostatnia dygresja. Gdy został wybrany papież Polak, przyznaję, że odezwał się we mnie patriotyzm – byłam wtedy dumna. Tyle o nim mówiono dobrego, że nawet poczułam do niego sympatię. Do człowieka, nie do papieża. Aż do dnia, gdy zobaczyłam film dokumentalny o wizycie papieża w Nikaragui w 1983 r. Było to w czasie, gdy „teologia wyzwolenia” była bardzo rozpowszechniona w Ameryce Południowej. A Nikaragua miała już jako prezydenta Daniela Ortegę. Wtedy to na lotnisko w Managui wyszła na przywitanie papieża grupka duchownych. Wśród nich był ówczesny minister edukacji ksiądz Ernesto Cardenal. Oczywiście, podpadł papieżowi dużo wcześniej, bo Jan Paweł II nie trawił „teologii wyzwolenia”. Wszyscy witali papieża niskim ukłonem, ale ksiądz Ernesto padł na kolana... Wtedy wzruszyłam się bardzo, ale gdy w kadrze filmu ukazała się twarz papieża, jego obojętny wzrok, zamarłam w oczekiwaniu tego, co stanie się za chwilę. I zobaczyłam: papież przeszedł obok klęczącego księdza i nawet na niego nie spojrzał! Po tym „incydencie” nie mogę nawet słuchać opowieści o dobroci papieża Polaka. Kończę w tym miejscu ten długaśny list, bo nie jestem pewna, czy ktoś w redakcji będzie miał cierpliwość, aby go przeczytać. Z poważaniem, Renata K. Rocha Guarapari ES, Brazylia
Piekielne odwierty ojca Rydzyka Aby przypomnieć O. Dyrektorowi i jego naiwnym sponsorom „konstrukcję” piekła, pozwolę sobie najogólniej rzecz przedstawić. Piekło otóż ma kształt olbrzymiego leja znajdującego się pod powierzchnią ziemi, zwężającego się amfiteatralnie i dzielącego na 9 kręgów. W tych kręgach „rezydują” grzesznicy odpowiednio do rodzaju grzechów i związanej z nimi kary – im sroższa kara, tym głębiej. Miota grzesznikami lodowaty wicher, grad, śnieg. Aż do dna piekieł, gdzie w lodowatej
wodzie pływają zdrajcy. Tam w lodowatym jeziorku tkwi po ramiona Lucyfer, kąsający trzema paszczami trzech największych zdrajców: Judasza, Brutusa i Kasjusza („Piekło” powstało w 1314 roku. Nie była wówczas znana tzw. Ewangelia Judasza, zaś płk Kukliński miał działać za lat 700). Doprawdy trudno te czynniki uznać za źródła ciepła. Inne kary, np. pływanie w rzece krwi czy szarpanie przez harpie, mają charakter termicznie raczej obojętny
i nie wpływają na bilans cieplny piekła, który oscyluje w okolicach 0 stopni Celsjusza. Trudno się więc po piekle spodziewać, aby instytucja ta podzieliła się z ojcem kaloriami, których – wbrew obiegowym opiniom – sama nie posiada. Ponadto naruszenie piekielnych struktur wkurzy do białości diabelskie zastępy, które – uwolnione otworem wiertniczym – zasilą talibów, alkaidowców i innych wrogów, których tak pracowicie sobie sprokurowaliśmy. Jacek Dobrowolski, Kielce
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
LISTY Nieodpowiedzialni A propos księży pedofilów opisywanych w Waszej gazecie. Uważam, że w tych sprawach jeszcze większą winę niż księża ponoszą nieodpowiedzialni rodzice, którzy posyłają swoje dzieci do księży, a także zapisują je do katolickich gimnazjów i przedszkoli (sic!), skazując w ten sposób na psychiczne okaleczenie. Ciekawe, czy posłaliby dziecko do szpitala (nie ubliżając szpitalom), o którym z góry byłoby wiadomo, że panuje tam żółtaczka albo można się zarazić HIV-em lub inną nieuleczalną chorobą fizyczną... A czy psychika dziecka jest mniej ważna od zdrowia fizycznego? Jest faktem stwierdzonym oficjalnie przez psychologów, psychiatrów i pedagogów, że psychika dziecka do lat 12 jest wyjątkowo wrażliwa na wszelką indoktrynację i dziecko w tym wieku powinno być chronione przed narzucaniem mu „jedynie słusznych” poglądów, zwłaszcza religijnych. A tymczasem w Polsce katolickich mitów uczy się już czterolatki w przedszkolach! Dlaczego pedagodzy i lekarze powyższych specjalności nie biją na alarm?! Oni też ponoszą odpowiedzialność za to, co się dzieje z polskimi dziećmi! Irena Opalińska, Warszawa
Grzeszny mur Pod takim tytułem został wydrukowany artykuł w „Tygodniku Siedleckim”. Dotyczy on muru, który 19 marca br. (dzień św. Józefa) runął na zaparkowane samochody. Miało to miejsce w czasie gdy ich właściciele gorąco się modlili. Modlili się nie gdzie indziej, tylko w kościele pod wezwaniem Najświętszej Marii PANNY. Proszę zauważyć: PANNY, a nie mężatki. Zapewne mur to przestroga dla tych, co żyją w konkubinacie jak... Maria z Józefem, wychowując nieślubne dziecko. Za straty spowodowane przez spadający na samochody mur zapłaci ubezpieczyciel, a nie właściciel, czyli Pan Proboszcz. Zapewne potraktuje się to zdarzenie jak katastrofę budowlaną. Marian Kozak Siedlce
Niedowiarek Powiem wprost – mam wrażenie, iż „FiM” ma klapki na oczach. Nie da się zbudować wszystkiego na totalnej negacji jednego jedynego, choć – przyznaję – ważnego elementu polskiej rzeczywistości. Potrzebne jest szukanie dobrych i złych stron, ale wszędzie – nie tylko w ogródku swojego głównego przeciwnika. Zło jest wszędzie, w szeregach SLD czy LiD-u też. Przecież Pan dobrze wie, Jonaszu, że cokolwiek by Pan robił, NIGDY
nie odwiedzie Pan większości Polaków od Kościoła. Księża pedofile, złodzieje i zwyczajne bydlaki byli, są i będą, bo Kościół taki po prostu jest. Jest taki, jakie jest społeczeństwo. Kościół nigdy nie zniesie celibatu. Nigdy nie mów nigdy, powie ktoś, ale ja w to nie wierzę. Ludzie muszą przecież w coś wierzyć – jak nie w Boga, to przynajmniej w lepszy świat. Socjalizm, który mieliśmy w Polsce od 1945 do 1989 roku, przynajmniej dawał jakiś cień szansy, a to na fiata 126p, a to na mieszkanie, a to na jakąś namiastkę sprawiedliwości społecznej.
LISTY OD CZYTELNIKÓW Hiszpania dała przykład, że można zrzucić jarzmo watykańskie w ciągu dwu lat!!!??? A my co? A Pan co?!!! Roman Kotliński – Jonasz
Oszukana Katoliczko! Pozdrowienie, które skierowałaś do Jonasza, wymyślili katolicy, których nie należy mylić z chrześcijanami. Jak podaje historia, stało się to w noc św. Bartłomieja, kiedy katolicy wymordowali około 3 tysięcy protestantów i dla odróżnienia ich od
przeistoczenia chleb i wino przestają istnieć (sic!), a zamiast nich pojawia się prawdziwe ciało i krew Chrystusa, to (jeśli dobrze kombinuję) badanie pod mikroskopem powinno wykazać istnienie w opłatku komórek ludzkich! Księża opowiadają bajkę o rzekomym cudzie, który miał ponoć miejsce przed wiekami: jakiś ksiądz w czasie mszy miał zwątpić w prawdziwość obecności Chrystusa w opłatku, przełamał go więc, a wtedy z opłatka popłynęła krew. Twierdzą, że tak powstało święto Bożego Ciała. Pół biedy byłoby, gdyby np. głosili, że Chrystus jest obecny w opłatku w jakiś sposób duchowy, a nie fizyczny. To byłoby bardziej rozsądne. Ale oni mówią, że jest to prawdziwe ciało i krew pod postacią chleba i wina. Nie wiem, doprawdy, jak to pojąć, ale to jest tak (jeśli dobrze rozumuję), jakbym komuś przed nosem postawił naleśnika i powiedział: to jest prawdziwy kotlet schabowy pod postacią naleśnika! Czytelnik
Jezus jak inni Dziś mamy pełne półki w sklepach, ale świat powoli pozbywa się jakiejkolwiek nadziei. Kolejne rządy mniej lub bardziej udolnie zmagają się z reformą państwa. Dziś reformatorem jest PO, ale wystarczy, że nie wyjdzie reforma zdrowia i gwiazda tej partii nieodwracalnie zgaśnie. POlska w wersji Tuska może – szybciej niż myślimy – stracić walor atrakcyjności dla elektoratu, i co wtedy? Wracamy do braciszków? A co proponuje Olejniczak? Co do pomysłu tworzenia ANTYTRWAM RADIA... Tu też mam mieszane uczucia, bo nie wystarczy, że założycie taką radiostację... W końcu na takie przedsięwzięcie potrzeba około 10 mln zł. To i dużo, i mało. Nie przetrwa Pan bez dotacji, a zwłaszcza reklam – to pomysł raczej nierealny. WS Witam Pana! Rozumiem, że polska rzeczywistość może na Panu robić przygnębiające wrażenie, ale myli się Pan, pisząc, że nic się już nie da zrobić. Nie takie systemy się dewaluowały i upadały. A czy nie warto walczyć o deklerykalizację paraliżującą rozwój naszego kraju, a obecną na ziemiach polskich od 8 wieków?! To o co i z kim mamy walczyć? A może pogodzić się z ogłupianiem i okradaniem Polaków? Albo z tym, że co trzecie polskie dziecko głoduje, podczas gdy państwo finansuje fanaberie watykańskiego kleru? Uważam, że to zaszczyt i WIELKA MISJA walczyć z tą hydrą, a przede wszystkim TO KONIECZNOŚĆ I OBYWATELSKI OBOWIĄZEK. Rezultaty tej walki są widoczne, piszemy o nich każdego tygodnia. A że nie jest jeszcze dobrze i sprawiedliwie – pewnie nigdy nie będzie. Co nie znaczy, że trzeba odpuszczać. Przez takich zgorzkniałych Polaków ten kraj zawsze będzie w ogonie Europy i wszelkiego postępu.
katolików wymyślili to hasło. Każdy, kto nie znał odzewu, był mordowany. Ginęli wtedy i ci katolicy, którzy nie mieli możliwości, aby go poznać. Na hasło: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” odpowiedzią było: „Na wieki wieków. Amen”. Bóg ludzi nie karze. Dał im wolną wolę i prawo dobrego postępowania. A Kościół katolicki tak długo będzie wieczny i powszechny, jak długo ludzie będą dawali się okłamywać i będą utrzymywać owych kłamców w dobrobycie, straszeni piekłem i wymyślonymi przez nich grzechami. A tak mało trzeba. Poczytać choćby tylko Pismo Święte czy trochę historii. Już Jan Kochanowski pytał: „Czemu to prałacie sami nie żywiecie, jako nauczacie”; na co ksiądz mu odpowiedział: „Mojemu kazaniu się nie dziwuj, bo mam 500 na nie, a nie wziął bych i 1000, mogę rzec to śmiele, gdybym miał żyć, jako nauczam w kościele”. Sam Jezus powiedział: „Macie uszy, a nie słyszycie. Macie oczy, a nie widzicie”... A ja dodaję – macie rozum, a nie robicie z niego użytku. Skoro umiesz pisać, Katoliczko, to czytać też. Poczytaj, ile milionów ludzi wymordował Kościół katolicki. Czy w takim Kościele może być Bóg, który dał ludziom przykazanie „Nie zabijaj”? Danuta G. z Warszawy (była katoliczka i zakonnica)
Bajka o cudzie Witam Szanowną Redakcję! W sprawie artykułu w „FiM” o transsubstancjacji proponuję, aby zbadać pod mikroskopem opłatek wyniesiony z kościoła po tzw. przeistoczeniu. Po co katolicy mają mieć problem z uwierzeniem w prawdziwość (lub nie) kościelnego dogmatu, skoro można sprawdzić to laboratoryjnie. Skoro Kościół twierdzi, że w momencie
Bolesław Parma, ekspert biblijny „FiM”, bagatelizuje podobieństwa żywota Jezusa do dawnych bóstw solarnych, np. Horusa z Egiptu („FiM” 12/2008). Nie widzi w tych podobieństwach nic zdrożnego. Te pierwowzory są nieprawdziwe, bo nie są historyczne. Historyczność Jezusa ma być najważniejszym dowodem prawdziwości chrześcijańskich dogmatów. Ale historycy i kronikarze tego okresu nie napisali nic o działalności i cudach powszechnie znanej i ściągającej tłumy osoby Jezusa. Napisali natomiast o Janie Chrzcicielu, Szymonie Magu i innych wybitnych Izraelitach. Mesjasza nie zauważono, bo pojawił się w opisach dopiero po swej śmierci. Jak by to mogło być, żeby Chrystus nie pojawił się na ziemi, skoro go w pismach zapowiadano... Nie można było podważyć autentyczności starych pism, więc jakiś mesjasz musiał się zjawić. Co prawda do tego miana kandydowało kilku innych, ale polityka i układy... Horus natomiast, według B. Parmy, jest osobą mityczną całkowicie. To nic, że był uczłowieczeniem boga słońca przez 3 tys. lat,
Autor: Henryk Dudor Na 320 stronach książka ujawnia prawdę o Jezusie, skrzętnie ukrywaną przez Kościół. Cena: 30 zł plus koszt wysyłki. Zamówienia: Listownie: Urząd Pocztowy Toruń 17, ul. Łyskowskiego 18, skr. poczt. 36; Telefonicznie: (056) 645 10 51, tel. kom.: 0 509 279 472
19
że wykuto jego liczne wizerunki, że spisano dokładnie jego życie, nauczanie, zdradę i ukrzyżowanie (o zmartwychwstaniu już nie wspomnę). Możliwe, że jego dzieje też były wzorowane na jakimś jeszcze starszym pierwowzorze, ale oficjalnie to są mity. Historia Jezusa to całkiem co innego. To są, według pana Parmy, fakty. Sprzeczności, zapożyczenia, wybiórczość, przeinaczenia, naciąganie i dopasowywanie... Tak się tworzy religie. To nic, że znaleziono już kolejny grób Jezusa, w tym jeden z kompletną świętą rodziną. To nic, że „święte” pisma wzajemnie się wykluczają. Nie ma takiego dowodu materialnego, który by podważył wiarę i instytucje z niej żyjące. Nic, co proste, nie musi być zaraz dobre. Nie po to wymyślono teologię, by człowiek sam z siebie rozumiał i czuł istotę Boga. Trzeba mu „wytłumaczyć” (najlepiej za młodu i pod przymusem), dlaczego człowiek jest grzeszny, niegodny, zły do szpiku kości i kompletnie bez przyszłości. Kto to ma tłumaczyć i naprawić? Ano ci, co to wymyślili, twórcy Kościołów wszelakiej maści, mający „wiedzę” i stosowne „instrumenty” do odkupienia. Zbigniew Kosiński
Antyklerykałowie w Krakowie RACJA PL w Krakowie zaprasza wszystkich członków i sympatyków partii oraz Czytelników „FiM” na antyklerykalne spotkanie RACJI PL i gorącą dyskusję o bieżących problemach. Gośćmi będą m.in. liderka partii prof. Maria Szyszkowska i sekretarz Jan Barański. Każdy chętny otrzyma numery „FiM” i ciekawy dodatek „Kościół ubogich”. Zapraszamy do krakowskiej „Kuźnicy” (ul. Miodowa 41) 19 kwietnia na godz. 16.00.
Czat internetowy W środę 9 kwietnia od godziny 12 do 13 odbędzie się internetowy czat z zastępcą redaktora naczelnego „FiM” Markiem Szenbornem. Wszystkich naszych Czytelników internautów zapraszamy w tym czasie na stronę www.faktyimity.pl. Redakcja
20
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Armagedon Od pewnego czasu z wielką uwagą czytam księgę Apokalipsy św. Jana. Zetknąłem się też z różnymi opiniami na temat wydarzeń w niej przedstawionych. Przyznaję, że nie jest to księga łatwa do zrozumienia, a mnie bardzo interesuje Armagedon, o którym rozmawiałem kiedyś ze świadkami Jehowy. Mam więc kilka pytań: czym jest Armagedon? Czy jest on zagładą nuklearną, czy katastrofą kosmiczną? Czy zacznie się kryzysem na Bliskim Wschodzie? Czy rzeczywiście do niego dojdzie, a jeśli tak, to kiedy, i jakie ma to znaczenie dla współcześnie żyjących ludzi? Aby zrozumieć przesłanie zawarte w Apokalipsie św. Jana, przede wszystkim należy, choćby tylko ogólnie, zaznajomić się z całym Pismem Świętym. Apokalipsa koresponduje bowiem z wszystkimi prawie księgami Biblii, a w szczególności z Księgą Daniela, Ezechiela, Joela i Zachariasza. Ponadto należy też uwzględnić, że księga ta mówi nie tylko o wydarzeniach minionych, ale również przyszłych. Wskazują na to słowa zapisane już na początku tej księgi: „Napisz, co widziałeś i co jest, i co się stanie potem” (Ap 1. 19). Jest to ważne choćby z tego względu, że wielu badaczy uważa, iż Apokalipsa mówi wyłącznie o wydarzeniach przeszłych, związanych z dominacją Imperium Rzymskiego. Prawda jednak jest taka, że jakkolwiek księga ta jest dziełem swoich czasów (stąd też należy uwzględnić kontekst historyczny), mówi ona również o wydarzeniach przyszłych, które rozpoczęły się wraz ze śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa, a które kończą się opisem sądów Boga nad wrogimi siłami. Księga ta omawia więc wydarzenia rozgrywające się pomiędzy pierwszym a drugim przyjściem Mesjasza. Powtórne przyjście Mesjasza wiąże się właśnie z Armagedonem. Co zatem Apokalipsa mówi o Armagedonie? Jan podaje, że Armagedon jest częścią szóstej plagi, która położy kres wrogiej koalicji religijno-politycznej. Czytamy: „A szósty wylał czaszę swoją na wielką rzekę Eufrat; i wyschła jej woda, aby można było przygotować drogę dla królów ze wschodu słońca, i widziałem trzy duchy nieczyste jakby żaby wychodzące z paszczy smoka i z paszczy zwierzęcia, i z ust fałszywego proroka; A są to czyniące cuda duchy demonów, które idą do królów całego świata, aby ich zgromadzić na wojnę w ów wielki dzień Boga Wszechmogącego (...). I zgromadził ich na miejscu, które po hebrajsku nazywa się Armagedon” (Ap 16. 12–14, 16). Jak wskazuje szerszy kontekst (rozdziały 12–19), koalicję „królów całego świata” tworzy „smok”, „zwierzę”
której punktem kulminacyjnym będzie Bliski Wschód. Nie wszyscy jednak podzielają ten pogląd i nie wszyscy lokalizują ów ostateczny konflikt na Bliskim Wschodzie i pod Megiddo. Wielu wierzących jest bowiem zdania, że Armagedon symbolizuje światową klęskę wrogów Boga. Uważa się, że skoro siły zła, czyli „Babilon”, odnoszą się do zjednoczonego systemu religijnego z siedzibą w Rzymie (Ap 17. 5, 9, 18), a „wody [Eufratu], nad którymi rozsiadła się wszetecznica, to ludy i tłumy, i narody, i języki” (Ap 17. 15, por. 16. 12), to również Armagedon jest terminem symbolicznym. Jest obrazem ostatniego moralno-duchowego kryzysu świata, ostatecznego buntu potęg religijno-politycznych przeciwko Bogu i końcowej próby zniszczenia ludu Bożego na całym świecie oraz symbolem całkowitej klęski wrogów Boga. Za tym poglądem zdaje się też przemawiać fakt, że Jan nie wspomina o wojnie dwóch przeciwstawnych potęg religijno-politycznych. Mówi natomiast o jednej koalicji królów całego świata, która występuje przeciwko Bogu Wszechmogącemu (Ap 16. 14). Po jednej stronie autor
Nie można więc wykluczyć, że chociaż Armagedon będzie przede wszystkim kulminacją buntu sił zła wobec Boga, będzie on również rzeczywistym wyzwaniem rzuconym Bogu. W książce „Armagedon – inwazja z kosmosu”, Don Neufeld napisał: „Tu [w Objawieniu 16] opisana jest inwazja z kosmosu (...). Chrystus i aniołowie, którzy są istotami ze sfer niebiańskich, zbliżą się do ziemi z kosmosu. Nietrudno zauważyć, że narody powaśnione i podzielone, jak to dziś ma miejsce, zjednoczą swoją militarną potęgę w powszechnej obronie, gdy planeta, którą zamieszkują, zostanie zaatakowana”. Która z tych wizji się ziści? I kiedy to nastąpi? Biblia nie podaje czasu tego wydarzenia. Jak powiedział Jezus, „o tym dniu i godzinie nikt nie wie; ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec” (Mt 24. 36, por. Dz 1. 7). Spełniające się jednak proroctwa, tzw. znaki czasu dotyczące zarówno ogólnoświatowej ewangelizacji (Mt 24. 14), odstępstwa (2 Tes 2. 1–10), powszechnej demoralizacji (2 Tm 3. 1–5, 13), przy jednoczesnych zapewnieniach o dążeniu do pokoju i bezpieczeństwa (1 Tes 5. 1–4), jak
(bestia) oraz „fałszywy prorok”, czyli Szatan, Antychryst i odstępcze chrześcijaństwo. To te trzy siły mają wpłynąć na królów ziemi, aby prześladować lud Boży, Żydów i nie-Żydów (Ap 12. 17; 13. 7; 18. 24; 19. 18–21). Według Biblii, wojna pod Armagedonem zainspirowana więc będzie przez moce demoniczne. Co to znaczy? Oznacza to, że Armagedon nie będzie ani zagładą nuklearną ludzkości, ani ogólnoświatową katastrofą kosmiczną. Nie zginą też wszyscy ludzie, ale – jak podaje Jan – wyłącznie ci, którzy staną w opozycji do Boga (Ap 19. 20–21). Czy oznacza to, że terenem wojny będzie cała ziemia, czy tylko Bliski Wschód? Jan zdaje się zapowiadać, że polem walki będzie rzeczy- „Czterech jeźdźców Apokalipsy” – Wiktor Wasniecow wiste miejsce, „które po hebraji zgromadzenia rozproszonego naroApokalipsy sytuuje więc siły religijsku nazywa się Armagedon” (Ap 16. du żydowskiego w Ziemi Obiecanej no-polityczne, które stoją po stronie 16), czyli „góra Megiddo” (hebr. (Iz 43. 5–7; Ez 37) dowodzić mogą, zła, a po drugiej zaś przedstawia BoHar-Magedon) wznosząca się nad że zbliża się długo oczekiwane urzega oraz powtórnie przychodzącego doliną Jezrel (około 260 kilometrów czywistnienie Królestwa Bożego (Dn Jezusa z „wojskami niebieskimi” (Ap kwadratowych). Miejsce to oddalo2. 44; 7. 27). 16. 15; 19. 14). ne jest od Jerozolimy osiemdziePrzypomnijmy, że pojęcie ostaIstnieje jeszcze inny pogląd, któsiąt kilometrów. Sam termin „Artecznej walki między siłami zła a Bory zakłada, że jakkolwiek nie chodzi magedon” wiąże się więc ze starogiem jest bardzo stare. Już w jedtu o typową wojnę między narodażytnym miastem Megiddo oraz roznym z Psalmów czytamy: „Powstają mi, nie oznacza to, że wojny zapowiaległą równiną, która w starożytnokrólowie ziemscy i książęta zmawiają dane przez Jezusa (Mt 24. 7), z konści odegrała ogromną rolę. się społem przeciw Panu [Jahwe] i Pofliktem na Bliskim Wschodzie włączWarto przypomnieć, że gdy Jan mazańcowi jego” (Ps 2. 2). Według nie, nie mają żadnego znaczenia propisał Apokalipsę, Judeę okupowali Biblii, stroną zaczepną od samego poroczego. Przeciwnie, zarówno wojny, Rzymianie, a pod Megiddo stacjoczątku aż do końca są więc siły zła, nasilające się kataklizmy, zmiany klinował jeden z największych legioktóre doprowadzą ostatecznie do Armatyczne i wiele innych „znaków”, nów rzymskich. To, że Jan walkę magedonu. Wtedy też – jak podaje o których mówi Biblia, to zapowiedzi między dobrem a złem sytuuje w doApokalipsa – wszyscy stojący w opozbliżającego się Armagedonu. Niewylinie pod Megiddo, ma więc sens. zycji do Boga zginą (por. Ap 11. 18; kluczone więc, że konflikt na Bliskim W miejscu tym stoczono bowiem po16. 21; 19. 17–21). Nastąpi koniec Wschodzie zbiegnie się z „dniem Bonad trzydzieści krwawych bitew. świata, jaki znamy. To znaczy, że Bóg ga Wszechmogącego” (Ap 16. 14). Apokalipsa podaje, że w końcu te położy kres wszystkim wojnom (Mi Tym bardziej że już starotestamentosame pola pokryje krew wojsk Sza4. 3), „(...) i śmierci już nie będzie; wi prorocy zapowiadali, że ostatnia tana. Jak podaje Jan, siły dobra ostaani smutku, ani krzyku, ani mozołu straszliwa wojna rozegra się w Dolitecznie zwyciężą siły zła. już nie będzie; albowiem pierwsze rzenie Jozafata (Jl 3. 7, por. Za 12. 2). Wielu ewangelicznie wierzących czy przeminęły” (Ap 21. 4). Ponadto wiele też zdaje się wskazyprzekonanych jest, że powstanie Armagedon mówi jednak nie tylwać na to, że prawie sześćdziesięciopaństwa Izrael (1948 r.), a w szczeko o zagładzie tych, którzy stoją po letni konflikt pomiędzy Arabami gólności odzyskanie kontroli nad Jestronie zła, ale mówi również o ocaa Żydami w każdej chwili może przerozolimą (1967 r.) oraz postępujący leniu wszystkich, którzy stoją po strorodzić się w dużo większą, straszliwą kryzys arabsko-izraelski to znaki wynie dobra. Zdaniem wielu chrześciwojnę, która ostatecznie może dopropełniających się proroctw, być może jan, w tej kwestii scenariusz tej księgi wadzić do Armagedonu. trzeciej i ostatniej wojny światowej,
nie podlega interpretacji. Rozbieżności istnieją jedynie co do szczegółów i być może „nigdy” nie znikną. „Teraz bowiem widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce, wówczas twarzą w twarz” (1 Kor 13. 12). W kwestii chronologii biblijnych wydarzeń większość wierzących jednak jest zgodna: powszechnie wierzy się, że czasy apokaliptyczne już nastały. Stąd też wielu wierzących nie może doczekać się powrotu Mesjasza, zmartwychwstania najbliższych i spotkania z nimi (Łk 21. 28, por. Rz 8. 22–23). A zatem chrześcijanie bardzo mocno podkreślają, że Apokalipsa nie tylko ostrzega przed nadchodzącym dniem Sądu Ostatecznego, ale że zapowiada ona również całkowite zwycięstwo dobra nad złem. Wierzą, że interwencja Boga będzie miała na celu dobro i ocalenie ludzkości. Zapowiedź Armagedonu wiąże się bowiem nie tylko z sądem nad zdeprawowanym światem, ale również z nowym początkiem dla ludzi, którzy „oczekują (...) nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość” (2 P 3. 13). Przesłanie Apokalipsy jest więc podstawą nadziei, że Bóg raz na zawsze oczyści ziemię z wszelkiego rodzaju zła i tych, którzy je popełniają (por. Mt 13. 41, por. Mt 7. 23; Ap 21. 8). Nikt zatem, kto postępuje sprawiedliwie, nie musi obawiać się Armagedonu. Jak czytamy w jednym z listów Piotra: „Któż wyrządzi wam co złego, jeżeli będziecie gorliwymi rzecznikami dobrego” (1 P 3. 13). Cokolwiek by więc powiedzieć o Armagedonie, jedno jest pewne: Apokalipsa napisana została w tym celu, aby ludzie wiedzieli co, dlaczego i jak się stanie. Napisana została po to, aby uprzedzić mieszkańców ziemi o tym, co będzie w przyszłości i jak się przygotować na te wydarzenia. Prorok Amos napisał: „Zaiste, nie czyni Wszechmogący Pan nic, jeżeli nie objawił swojego planu swoim sługom, prorokom” (Am 3. 7). Jedna z ostatnich rad Apokalipsy brzmi: „Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca” (Ap 22. 11). BOLESŁAW PARMA
W sprzedaży jest książka
Bolesława Parmy „Pytania dotyczące Biblii” (394 str., format A5, cena egzemplarza – 35 zł, w cenie książki uwzględniono już koszty przesyłki). Książka zawiera najważniejsze artykuły ukazujące się w ramach cyklu „Pytania Czytelników”. Zamówienia można składać na adres: Bolesław Parma, skr. poczt. 35, 44-300 Wodzisław Ś., na e-mail:
[email protected] lub przez tel. kom. – 661 316 897.
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
R
ozbrat SLD z Demokratami wieszczyliśmy dawno. Ogłosił go W. Olejniczak. Tyle że niewiele można z tego zrozumieć, a moment wybrany chyba... po pijaku. Kompromitująca awantura między prawicowymi partiami o traktat europejski to dla lewicy wymarzona okazja do punktowania. Niestety, zmarnowana. Katoprawica
świata. Nikt nie bojkotował. Kto śmie nazwać wizyty Jana Pawła II w PRL kolaboracją z reżimem? Bo jest oczywistą oczywistością, że składając oficjalną wizytę, jako głowa państwa, legitymizował PRL. To co, kolaborant? Kto śmie?! PRL nie była mniej niepodległa niż obecna Polska – jeszcze mocniej związana z Unią Europejską i NATO niż PRL z Układem Warszawskim.
TRZECIA STRONA MEDALU zbrodniczą, jak bredzą katooszołomy, to JPII ściskał ręce zbrodniarzom. A że doskonale wiedział, z kim ma do czynienia, to... „świętego” mamy z głowy! „Wielkiego” też. W tak prosty sposób katooszołomy robią z siebie głupków, a lewica tego nie punktuje. Przypomnijmy zas...trachanym politykom SLD kilka zasług lewicy, żeby biedacy wiedzieli, co mają
większe zasługi w obronie życia niż Kościół katolicki! Kto dziś w Polsce pamięta, że to polska lewica uchroniła w obozie sowieckim prywatne rolnictwo i rzemiosło? Do PZPR należało ponad 3 miliony Polaków i ich dzieci nie mają się czego wstydzić. Niech się wstydzą politycy lewicy, że nie pamiętają o jej dokonaniach, dają się biczować stalinowskimi zbrodniami
21
lidera. To Kaczor mobilizuje około 25 proc. lewicowego elektoratu. Olejniczak nie porwie tłumów. Napieralskiego na oczach widowni rozjechał w „Kropce nad i” prymitywny klecha. Dał ciała, zapytany, czy brał ślub kościelny. Brał. Ale lider jest. To wytrawny polityk i wie, że musi jeszcze poczekać. A że zwierzę polityczne, ruszy na łowy... Fot. PAP/CAF Gałązka
Z GRUBEJ RURY
Rozbrat ośmiesza się na każdym kroku, nawet wyrazisty marszałek Niesiołowski, gdy włączy swoją ZChN-owską półkulę, gada głupoty. Lewica nie potrafi tego wykorzystać. Miast ośmieszać, w takiej chwili ogłasza rozwód. Trudno o gorszy moment, ale to, niestety, efekt zakulisowej walki o władzę w partii. Tym bardziej lewa strona się pogrąża. Politycy lewicy wciąż jak dzieci tłumaczą się z PRL-u, bledną i kajają się na epitet „postkomuniści”. Wyraźnie potrzebują psychoterapii, by uwolnić się od tej traumy. Czy to oni muszą się tłumaczyć za to, że w łapy Stalina oddali Polskę nasi obecni sojusznicy, USA i Anglia, którym teraz katoprawica liże tyłki? Po wojnie nasi ojcowie chcieli żyć i odbudowywać Polskę. Mogli to robić tylko w takich warunkach, jakie im stworzono. PRL nie był żadną dziurą w historii Polski, ale legalnym państwem, powszechnie uznanym podmiotem prawa międzynarodowego, które odwiedzali przywódcy wszystkich państw
Ciekawe, jak zapieją chwalcy obecnej „niepodległości”, gdy przyjmiemy euro: czy w PRL walutą były ruble? Sorry, w Polsce będzie KLEURO, bo i tak dziesięcina z budżetu idzie na Kościół. Pachołków Moskwy zastąpili pachołki Watykanu. Kolonialnym konkordatem zrobili z Polski watykański bantustan. Gminni sekretarze PZPR nie mieli nawet cząstki tych przywilejów, jakie mają umundurowani na czarno, wszechobecni komisarze watykańskiego okupanta. Żaden nie trząsł tak gminą jak byle proboszcz, żaden nie cieszył się taką bezkarnością. Sekretarz mógł „wyspowiadać” co najwyżej członka partii, a ksiądz każdego. Mają środki przymusu: chrzty, komunie, ślub, pogrzeb, połajanki z ambony. A już porównanie sekretarzy wojewódzkich z biskupami wprost rzuca o glebę: to właśnie PRL była niepodległa! Jan Paweł II legitymizował też PZPR składaniem przywódcom wizyt i przyjmowaniem ich w Watykanie. Jeżeli PZPR była organizacją
gadać. To lewica zlikwidowała analfabetyzm, tak pielęgnowany przez Kościół katolicki przez stulecia, gdy dzierżył niepodzielnie edukację Polaków. Umożliwiła milionom naszych ojców zdobycie wykształcenia (także tatusiowi Kaczorów, a i samym Kaczorom). To lewica upowszechniła higienę, kazała się myć zamiast modlić! Zaprowadziła powszechną opiekę zdrowotną, czym uratowała życie milionom niemowląt i kobiet. Pieronka! Wychodzi, że lewica ma
z odległej przeszłości. Czemu nie rzucają katooszołomom w twarz stosów inkwizycji, wojen religijnych, Jasenovacu, Chile i Rwandy? Zresztą dzisiaj komuchy to przecież PiS! Wyborcy chcą sygnałów jasnych, preferują polityków wyrazistych. A Olejniczak się zaplątał. Podstawy sukcesu partii politycznej to szyld i lider. Szyld SLD odrzucił w czasie wyborów. Przywiódł go do tego błędu „judasz lewicy” („Kwaśne srebrniki” – „FiM” 39/2007). Brak SLD
GŁASKANIE JEŻA
Ojciec zadżumionych Szanowni Państwo, 1 kwietnia 2008 r. skończył się w Polsce Rydzyk, a i jego hałastra zadżumionych katooszołomów powoli odchodzić będzie w niebyt. Witamy w Europie! Jeszcze miał nadzieję. Jeszcze się miotał jak lis we wnykach. W poniedziałkowym i wtorkowym wydaniu „Naszego Dziennika” poświęcił po sześć stron na nawoływania i groźby. Jeszcze przerywał program w Radiu Maryja i TV Trwam, żeby osobiście zagrzmieć głosem dyrektora, czyli „głosem Boga”. „Kapitulacja w Juracie”, „Polska zostanie sprzedana”, „Samozniszczenie” – biły w oczy tytuły „ND”. We wtorek, gdy niemal jasne stało się, że Lech i Jarek go zdradzili, posunął się na antenie RM do ohydnego szantażu wobec posłów PiS i krzyczał: „My patrzmy, kto jeszcze oszukał. Będą wybory, nawet do tego eurowojewództwa, czyli Polski, to trzeba będzie wiedzieć, kogo wybrać”. I PRZEGRAŁ! Jak ktoś to policzył – w stosunku 8:1. Klęska, choć zakonnik z Torunia wciąż ma w Sejmie 56 posłów.
To wielkie zwycięstwo Polski. Ale o co tak naprawdę grał? Za jaką to „wielką sprawę” warto było położyć na szali jedność wiernego PiS-u, spolegliwość Kaczorów, a nawet swój mesjański autorytet i – co może ważniejsze – medialny biznes? Poszło, moi drodzy, o jedno jedyne słowo! Oto Rydzyk i reprezentowana przezeń część twardogłowego Kościoła jak diabeł święconej wody obawiają się (I SŁUSZNIE SIĘ OBAWIAJĄ!), że jakiś nowy rząd, jakiś przyszły parlament, przegłosuje podpisanie przez Polskę europejskiej Karty praw podstawowych. To rzeczywiście tylko kwestia czasu. A cóż takiego okropnego jest w tej Karcie? Nooo, faktycznie – jest tam jedno straszne, wręcz obrzydliwe słowo. To diabelskie słowo brzmi: GODNOŚĆ! Mówi o nim artykuł 1 KPP: „Godność ludzka jest nienaruszalna. Musi być szanowana i chroniona”, a rozwija artykuł 21: „Zakazana jest wszelka dyskryminacja ze względu na płeć, rasę, kolor skóry, pochodzenie etniczne lub społeczne, cechy genetyczne, język,
religię lub światopogląd, opinie polityczne lub wszelkie inne, przynależność do mniejszości narodowej, majątek, urodzenie, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną”. Zgodzicie się chyba Państwo, że ludzka godność jest nie do pogodzenia z nauką społeczną Krk. No bo jakże to, miałby gej prawo do jej poszanowania, czyli – nie daj Boże – do związku partnerskiego? Albo kobieta? Taka, na ten przykład, zgwałcona albo chora, która domaga się aborcji? Albo świadek Jehowy? Albo komuch? Albo Żyd lub Murzyn? Albo – o nie, to zbyt straszne – ateista?! Dopóki istnieje choćby minimalny cień szansy, jakiś ślad wątpliwości, że Polska może KPP podpisać, a tym samym uznać wartość ludzkiej godności,
Scena polityczna bez lewicy jest chora. Lewica na Zachodzie jest dzisiaj mniej lub bardziej liberalna, bo nikt nie kwestionuje kapitalistycznego modelu gospodarki. Pojęcie robotnika zastąpił pracownik, często wykształcony lepiej od pracodawcy. Żeby pracownik miał lepiej, najpierw musi mieć lepiej pracodawca. Państwo ma pilnować zachowania umiaru, a przede wszystkim dbać o rozwój. I tępić oszołomstwo. LUX VERITATIS
dopóty Kościół wszelkimi sposobami – podstępem, kłamstwem, groźbą, obietnicami – będzie robił wszystko, aby straszyć Polaków Unią, eurokonstytucją, utratą suwerenności, Niemcami i diabłem. Albo Judaszem. Dokładnie tak, wszakże jeszcze na minuty przed głosowaniem nad Traktatem lizbońskim nasza ulubienica Sobecka rwała z trybuny sejmowej szaty (na szczęście nie dosłownie...), łkając: „Straszny dzień został wybrany na fundamentalne decyzje dla polskiego społeczeństwa. W tradycji chrześcijańskiej 1 kwietnia to dzień urodzin Judasza! Czy nie ma w tym jakiejś symboliki?”. Ależ jest! Posługując się nawet tak prymitywnym porównaniem, trzeba zauważyć, że gdyby nie Judasz, nigdy nie doszłoby do zbawienia. A tak – doszło. Od Rydzyka i produktów rydzykopodobnych. Środowy „Nasz Dziennik” leżał w kioskach jak unurzana w błocie chorągiew pobitej armii. „Sejm wciela Polskę do państwa unijnego” – oznajmiał tytuł z pierwszej strony. No i bardzo dobrze, bo tym samym wykrawa jej granice z watykańskiego imperium. Mam nadzieję, że raz na zawsze! MAREK SZENBORN
22
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
RACJONALIŚCI
G
ałczyński, Tuwim, Przybora, Osiecka... Oto tekściarze „z tamtych lat”. Dziś takich mistrzów „podkasanej muzy”, czyli operetki, wodewilu i kabaretu już nie ma. Nie ma? Czy aby na pewno? Oto Andrzej Poniedzielski i jego (poszukiwany przez nas od kilku miesięcy) „Nos Kościuszki”. Wiersz o tak zwanych symbolach narodowych i jeszcze o tym, że nasza przyrodzona skłonność do klękania przed nimi bywa groteskowa. Namawiamy do poczytania jeszcze innych tekstów Pana Andrzeja. A i u nas cosik może jeszcze się trafi.
Okienko z wierszem Nos Kościuszki Pierwszy, drugi akt z Moniuszki Piórko z orła, Wernyhora I Szopena, I Szopena Toć on tyle pozamieniał Nut ludowych na klasyczne Bum Zygmuntem Bum, o! Ślicznie! Von Jungingen zbieżnym zezem Złe Tatarstwo hordą lezie A Batory to pod Pskowem A Sobieski to pod Wiedniem Szczerbiec, komu? Akcja Chochoł w każdym domu Niech przy kurtkach, spodniach, swetrach Będą zamki typu Rejtan Niech w spodenkach kąpielowych typ Elstera Ktoś z użyciem krytej żabki laury zbiera Tylko jeśli w moim wierszu Znajdzie się zaimek Ona To mnie potem nie pytajcie Poklepując familiarnie Czy na myśli miałem Polskę? Czy Bułgarię?
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Dobry, źli i brzydcy Odrażający, brudni, źli. 25 sierpnia 2007 r., po wysłuchaniu tajnych zeznań Kaczmarka, tak właśnie, tytułem włoskiego filmu Ettore Scoli, scharakteryzowałam kaczystów, czyli grupę trzymającą władzę w IV RP. Siedem miesięcy później, 28 marca 2008 r., Piotr Gursztyn, publicysta „Dziennika”, uznał, że w polskiej polityce jest jak w spaghetti westernie Sergio Leone. W każdej partii musi być tytułowy dobry, zły i brzydki. „Dobrzy to oczywiście liderzy. Ich wizerunki partyjne aparaty kształtują na wzór żywotów świętych i życiorysów wielkich wodzów. Brzydcy to drugi garnitur działaczy; to ludzie, którzy mają rozumieć i być rozumianymi przez teren. Ani za mądrzy, ani za głupi – czyli tacy jak cała Polska. No i są ci źli, których zadaniem jest czarna robota. Robią to, czego partia potrzebuje – coś, do czego innym brakuje chęci i odwagi (...) artykułują to, co myślą również ich koledzy, ale boją się lub wstydzą sami powiedzieć”. Rzeczywistość odbiega zazwyczaj od modelowych rozwiązań. Silnych osobowości nie da się dowolnie urabiać. Słabe i owszem. Są jak wosk. Najłatwiej uczynić „dobrym”. Każdy
Trzy tysiące nas 3000 imion, nazwisk, roześmianych buziek na zdjęciach. To już nie jest jakieś marginalne zjawisko. Na portalu Nasza-klasa.pl potężnieje i wciąż rośnie tłum ludzi, którzy zdecydowali się podnieść przyłbicę i ogłosić światu: TAK, JESTEM ANTYKLERYKAŁEM, HUMANISTĄ, CZYTAM „FAKTY I MITY”! I nazywam się... np. Artur Bereza. A tak! Właśnie Pan Artur jest „trzytysięcznikiem” w Rodzinie Antyklerykałów „Faktów i Mitów” i od dziś pilnie powinien wyglądać listonosza. Ten bowiem przyniesie mu pamiątkowy plecaczek z logo naszej gazety. Czterotysięcznikowi też przyniesie. No... Kto nim będzie?
Zaproszenie RACJA Polskiej Lewicy oraz Towarzystwo Kultury Świeckiej mają zaszczyt zaprosić Państwa na spotkanie z: redaktorem naczelnym tygodnika „Fakty i Mity” Romanem Kotlińskim filozofem Marią Szyszkowską i pisarzem, rzeźbiarzem, rysownikiem Janem Stępniem Spotkanie odbędzie się 12 kwietnia 2008 r. (sobota) o godz. 11 w Łodzi, przy ul. Piotrkowskiej 232, III p. Temat: „Wolność i miłość” Wstęp wolny
wierzy, że jest, więc z lubością się poddaje. Najtrudniej – „złym”. Brzydkich w ogóle nie trzeba kreować. W odróżnieniu od „złych”, rodzą się na kamieniu. I są. Jak chłopcy i dziewczyny z sąsiedztwa. Wizerunek „dobrego” najlepiej wypełnia Donald Tusk. Jako premier został wykreowany na apostoła miłości. Uczuciem, którym wcześniej darzył tylko siebie, teraz obdarowuje wszystkich. Naturalnie tylko przelotnie i bez zobowiązań, ale za to z jakimż wdziękiem. Uśmiechnie się do kamery. Bon mot rzuci do mikrofonu. Nie wdaje się w żadne spory. Jest rozjemcą. Nie dzieli i nie rządzi. Od tego ma zaufanych. Wprawdzie także nie łączy, ale przynajmniej sprawia odpowiednie wrażenie. Cały czas dba o wizerunek. Ostatnio wygląda, zachowuje się i mówi, jakby naprawdę uwierzył w swoje apostolstwo miłości. U prezydenta przemienił wino w miłość. Oceniając wynik helskich negocjacji w sprawie ratyfikacji Traktatu lizbońskiego, stwierdził: „Zastosowana przeze mnie w czasie rozmów strategia miłości przyniosła pożądane efekty”. Wprawdzie sam nie wie jakie, ale zapewnia: „Jestem spokojny, bo to, co ma się zdarzyć, zdarzy
się. Niczego nie można być jednak pewnym, dopóki nie zobaczymy wyników głosowania w Sejmie”. Pastor Jan Byrt, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Szczyrku, poszedł krok dalej. Chciał uczynić z Tuska apostoła Chrystusa, czyli człowieka, który wypłynie barką na głębię i będzie łowić ludzi dla Syna Bożego. Na Niedzielę Wielkanocną zaprosił premiera do czytania 24 rozdziału Ewangelii Łukasza. Uzasadnia prosto: „Prezes Rady Ministrów uzyskał ponad 80-procentowe poparcie wśród mieszkańców sąsiedniej Wisły podczas wyborów prezydenckich, a jego partia cieszy się wielką popularnością wśród górali. Poza tym Tusk jest człowiekiem otwartym na wszystkich – bez względu na przekonanie i wyznanie. To naprawdę premier wszystkich Polaków, z którym miejscowy lud chętnie się spotka”. Odwrotnej chęci nie było. Ekumenizm premiera Tuska ma swoje granice. Z jednej strony wyznacza je Dziwisz, z drugiej – Rydzyk. Połowy elektoratu są od Łagiewnik do Torunia. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Po Radzie Krajowej RACJI PL Przyjęcie Manifestu programowego oraz ustosunkowanie się do problemów uznania niepodległości Kosowa i traktatu z Lizbony wypełniły zebranie Rady Krajowej RACJI Polskiej Lewicy. Przyjęty jednogłośnie przez delegatów Manifest programowy ma być w założeniu jasnym i jednoznacznym określeniem stanowiska ideowego partii. „RACJA otwiera swoje szeregi dla tych, których wrażliwość i uczuciowość ma charakter lewicowy, i do tej części społeczeństwa kieruje swój Manifest programowy, syntetycznie precyzujący stanowisko partii wobec problemów światopoglądowych, gospodarczych, polityki społecznej, edukacji, kultury, sprawiedliwości, zdrowia i ubezpieczeń, polityki międzynarodowej, ekologii oraz stosunku do zwierząt” – brzmi fragment przyjętej uchwały. Członkowie Rady Krajowej odnieśli się też do istotnych kwestii międzynarodowych. Zdecydowanie skrytykowali uznanie przez Polskę niepodległości Kosowa. Decyzja ta, podjęta także przez inne państwa, otworzy przede wszystkim jeszcze szerzej Bałkany na Stany Zjednoczone i ich imperialne interesy, a może być też podstawą do destabilizacji regionu w wyniku dążeń mniejszości albańskiej z innych państw do utworzenia tzw. Wielkiej Albanii. Po raz kolejny skrytykowano również parlamentarną ścieżkę ratyfikacji traktatu z Lizbony. Według partii, społeczeństwo powinno mieć prawo głosu, także w sprawie Karty praw podstawowych. Nie padła natomiast opinia na temat samego dokumentu. Głosy krytykujące traktat, m.in. za neoliberalizm, mieszały się z pozytywnymi – np. w zakresie większej integracji, rozwoju i szansy na otwartość światopoglądową. RACJA uznała, że po rzetelnej kampanii informacyjnej każdy indywidualnie powinien zdecydować w referendum. Rada Krajowa przyjęła sprawozdanie finansowe partii za rok 2007 i podsumowała dotychczasowe otwarte spotkania antyklerykalne w Polsce (m.in. w Rzeszowie, Włocławku, Szczecinie). Zaplanowane są już kolejne: 12.04. – Łódź, 19.04. – Kraków, 26.04. – Gorzów, 7.05. – Gdańsk, 10.05. – Radom, 14.05. – Siedlce. Po Radzie Krajowej odbyły się dwie organizowane przez partię manifestacje przed ambasadami Serbii i USA. Osoby mające życzenie wsparcia partii mogą wpłacać darowizny na jedno z dwóch kont w ING lub Getin Banku. Partia utrzymuje się wyłącznie ze składek i darowizn. RACJA PL, ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa, Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (proszę podać PESEL darczyńcy). BP
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
Dwaj kumple rozmawiają przy piwie... – Ty, słyszałeś o tych badaniach na temat seksualności facetów? – Nie, a o co chodzi? – Naukowcy udowodnili, że 90 proc. facetów pod prysznicem się masturbuje, a tylko 10 proc. śpiewa. – No to rzeczywiście ciekawe... – No ciekawe, ciekawe, ale ja się zastanawiam, co oni takiego śpiewają pod tym prysznicem... – Nie wiem... ~ ~ ~ Kiedy kobieta przeżywa szokujący seks? – Kiedy zamiast orgazmu przychodzi mąż.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Spotyka się w knajpie dwóch górali, a ponieważ jeden z nich niedawno się ożenił, to drugi pyta, jak mu poszło w noc poślubną. – Ano, Stasiu, normalnie. Jak weszliśmy do sypialni, to się rozebrałem, żeby se, psiakrew, nie pomyślała, że się jej wstydzę. Potem dałem jej w gębę, żeby se nie pomyślała, że jej się boję. Na sam koniec sam się zaspokoiłem, żeby se, psiakrew, nie pomyślała, że jej potrzebuję. ~ ~ ~ Trzej faceci siedzą przy barze i narzekają, jakie to ich żony są przerażające. Pierwszy mówi: – Moja jest tak straszna, że jak ją postawiłem na polu zamiast stracha na wróble, to ptaki oddały zeszłoroczne czereśnie... Drugi na to: – A moja ma wymiary 90/80/60. – To całkiem nieźle. – Taaak...? Druga noga tak samo... Na to włącza się trzeci: – To jeszcze nic. Jak byłem z moją żoną na plaży, to przyszło Greenpeace i chciało ją zepchnąć do morza, myśląc, że to wieloryb. ~ ~ ~ – Ten lekarz jest niesamowity! W kilka sekund wyleczył moją żonę ze wszystkich dolegliwości! – Jak to zrobił? – Powiedział, że to objawy nadchodzącej starości... ~ ~ ~ Żona wraca po miesiącu z sanatorium, wchodzi do domu, a tam syn przy nowiutkim komputerze. – Skąd miałeś pieniądze na komputer?! – Ze zmywania. – Jak to ze zmywania?! – Tata dawał mi po 100 złotych, gdy chciał, żebym się zmył z chaty.
KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką. Poziomo: 1) tam bez soli się biadoli z okazały – z cegły cały z wojskowy rząd 2) kamień w Marmoladzie z wyliczanka z wyjście przy stoliku 3) uzależniony od Finlandii z bombowa akcja z pstrego ma konia 4) to kłamstwo da się wykorzenić z pajda na polu z śnieżne wieko 5) papierowa paczka z władca zagrożony z poszedł w las 6) nieliczny demograficzny z kafelkowy błękit z to coś kociego oburza wielebnego z rewanż w serwetce 7) lubi się powtarzać z partyjniacy przy pracy z gruby sztywniak, mieszka w bloku 8) ma bilety z nektaru z śmiałek z bakiem z drzewa, które rzeka oblewa Pionowo: A) jakąż to filię wielu księży prowadzi? z w niej niewiasta gniotła ciasta B) zwinięty, ale nie kradziony z tam się je ślimaki z ryżem z jak opłyniesz, to zasłyniesz C) wójta mina z przechyla się na korzyść z od a do niej, czyli wszystko D) majtkom rozkazuje z sprężyny na głowie z podły kawał zbója E) poniżej pasa z suk, nie psów z dom ma cztery kąty, on robi ten piąty F) bywa wylewna z skacze, kłuje i szachruje z ma paliwo koło ucha G) jedno oko na Maroko, a drugie na Kaukaz z barani na Nowy Rok z unoszą się w melinie H) dziewczyny młode prezentują modę z tam masz łaty, toś bogaty z wejście do książki I) rzymskie C z gotuje się w Warszawie z co na balu z lisa zwisa? Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie (aforyzm Aleksandra Fredry) Rozwiązanie krzyżówki z numeru 12/2008: „Na Wielkanoc od króliczka niech ci wpadną do koszyczka niezła kasa i kiełbasa, radość życia, coś do picia i na miłość chęci tyle, byś miał wszystko inne w tyle”. Nagrody otrzymują: Eugeniusz Karpiński z Mińska Mazowieckiego, Jolanta Spałek z Siemianowic Śląskich, Janina Pilarek ze Zduńskiej Woli. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. ♥
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska ; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty należy dokonywać na adres: „BŁAJA News” Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 z nr. konta: ING Bank Śląski 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777 lub przekazem pocztowym 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 14 (422) 4 – 10 IV 2008 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Głuchy telefon
B
yły prezes Unii Polityki Realnej. Zdecydowany konserwatysta w poglądach ustrojowo-społecznych, medialny błazen. Jego wypowiedzi potrafią zjeżyć włos na głowie albo rozśmieszyć do łez... Oto cytaty z Janusza Korwin-Mikkego.
Albo znajdzie się Pinochet, albo wszystko się zawali, albo przyjdzie Lepper. Ale któż ze zwykłych ludzi pomyślałby, że to właśnie ci stadionowi chuligani i bandyci w szalikach jako pierwsi poszliby walczyć za Ojczyznę, gdyby taka przyszła potrzeba? To właśnie ludzie cechujący się tak wielkim patriotyzmem broniliby kraju, gdyby urodzili się w czasach powstania warszawskiego lub wojny światowej. Blokady? Jakie blokady? Za mojej władzy żadna nie utrzymałaby się dłużej jak 5 minut. Blokadę bym rozwalił, chłopom poobijał mordy, a ciągniki spalił! Alternatywą dla demokracji jest normalność.
Rys. Tomasz Kapuściński
Przepraszamy! Abonent jest aktualnie niedostępny
Fot. A.K.
Się powiedziało (19) Białe jest białe, czarne jest czarne, a czerwone jest wredne! Generalnie rzecz biorąc, ja jestem w jednej dziedzinie za równouprawnieniem, a mianowicie: żeby w małżeństwie było 50 proc. mężczyzn i 50 proc. kobiet. Jak widzę tolerancyjnego socjalistę z ludzką twarzą – to mam ochotę wymierzyć solidnego kopa w środek tej twarzy. Ja, droga p. Kolendo-Zalewsko, publicystko, uważam akurat p. Anetę Krawczykową nie za „kobietę zboczoną”, co brzmi podniecająco, lecz za zwykłą k***ę – ale, oczywiście, nie będę się przy tej ocenie upierał. Ostatecznie p. Lepper zna Ją lepiej... Gdyby w ’39 co drugi Żyd miał broń, nie byłoby Holokaustu.
Kobieta przesiąka poglądami człowieka, z którym sypia.
Polityka to sztuka unikania kompromisu. Gdyby Chrystus poszedł na kompromis, nie byłoby chrześcijaństwa.
Demokracja to ustrój, w którym rządzi durnota – przecież wiadomo, że głupich jest więcej niż mądrych.
Nawet za Hitlera czy Stalina góral mógł sobie robić oscypki, jakie chciał, a dzisiaj stoi nad nim urzędnik unijny.
Kościół jednak nie tylko sprzedaje nadzieję: stanowi organizację przekonującą ludzi, że należy żyć przyzwoicie. Za to warto zapłacić. Inna sprawa, czy nie płacimy za dużo... Zbyt tłusty ksiądz to zazwyczaj zły ksiądz! „Dziennik” na pierwszej stronie informuje, że doradcą WCzc. Andrzeja Leppera jest zawodowy klown (pisany jako „Klaun” na pierwszym miejscu w zdaniu – myślałem, że to jakieś nazwisko...). Nie rozumiem, na czym ma polegać sensacja? Skoro w Sejmie trwa cyrk, to klown jest jak najbardziej na miejscu. Chcę zlikwidować służbę zdrowia, Ministerstwo Edukacji. Czy ktoś widział kiedyś, żeby koń wręczył kopertę weterynarzowi? Idiota z dyplomem to taki sam idiota, jak przedtem – tylko z pretensjami. Ja, w odróżnieniu od księdza, wierzę w Boga. Nie kradnij – rząd nie lubi konkurencji! Wybrała PAR