Seks w tajnym wydziale. Samobójstwo na komendzie...
POLICYJNE AFERY INDEKS 356441
ZA TYDZ IE NUMER Ń POSZERZ ONY – CENA B
BEZ ZMIA N
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
 Str. 3
Nr 27 (592) 14 LIPCA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Prawdziwi Polacy! Przyjeżdżajcie do Warszawy, bo na Krakowskim Przedmieściu niedługo już nie będzie komu pilnować smoleńskiego namiotu! Taki apel „Solidarnych 2010”, dramatycznie wykrzyczany w internecie, nie mógł pozostać bez naszej odpowiedzi. Ekipa „FiM” niezwłocznie pojawiła się pod Pałacem Prezydenckim. I ochoczo przystąpiła do pilnowania!
 Str. 13
 Str. 9
 Str. 23
ISSN 1509-460X
 Str. 10
2
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY We Wrocławiu doszło do pierwszego w Polsce zbiorowego aktu apostazji. Kilkanaście osób zadało sobie kilka trudnych pytań. Między innymi: czy zgodnie z nauką Jezusa można być chrześcijaninem bez świadomego wyboru?; czy osobę, która ma inną wizję życia i świata niż ta, którą głosi Kościół katolicki, można nadal uznawać za przynależną do tej instytucji? Gdy okazało się, że jedyną odpowiedzią jest „nie”, 18 osób podpisało oświadczenia o wystąpieniu z Krk. Szczegóły wkrótce. 1 lipca Polska przejęła prezydencję w Unii, ale już wiadomo, że będzie to kadencja nieudana, pełna wpadek, porażek i kompromitacji. Przynajmniej Rychu Czarnecki to wie i na łamach „Naszego Dziennika” nawet nie próbuje ukryć, że bardzo go taka perspektywa cieszy. PiSlamizacja Polski postępuje. Katolickie media chcą wymóc na biskupiej hierarchii, by ta zakazała udzielania komunii prezydentowi Komorowskiemu. A to za jego oświadczenie, że tzw. kompromis aborcyjny jest dobry i nie potrzeba go zmieniać. Tymczasem – według najnowszego sondażu CBOS – aż 65 proc. Polaków ufa Bronisławowi Komorowskiemu. Jest to najlepszy od lat wynik w badaniach popularności polskich polityków. Portal „Fronda” skomentował to krótko: „Buraki głosują na buraka”. A kto głosuje na wariata, którego sąd skierował na badania psychiatryczne? W PJN kryzys już naprawdę poważny. Oto Ela Jakubiak – po konstatacji, że średnia sondażowych badań daje partii niecałe 2 proc. – zaapelowała do członków, aby brali pożyczki na kampanię wyborczą pod zastaw… własnych domów. W październiku Poncyljusze i reszta z pięknego snu obudzą się nie na Wiejskiej, lecz na politycznej wsi, pod mostem. Herold prawicy Ziemkiewicz twierdzi, że zacny prezes PiS – UWAGA! – celowo zamierza przegrać wybory, by nie wchodzić w kompromitującą koalicję z SLD. Natomiast za 4 lata triumfalnie powróci na białym koniu (może kucyku?), witany entuzjastycznie przez miliony Polaków wykiwanych przez PO i lewicę. A potem będzie panował długo i bez waśni. I to właśnie koniec baśni. „Ze Stolicą Apostolską mówimy tym samym językiem troski o świat wartości, które muszą być obecne w rozwoju Unii Europejskiej. Watykan jest państwem z Polską zaprzyjaźnionym” – wyznał Radosław Sikorski po wizycie w Rzymie. Czytając te akty strzeliste, jeden z Czytelników „FiM” kliknął na forum TVN24, by napisać, jaki to z ministra jest kawał ch…wata, po czym wyskoczył mu komunikat, że akurat tego newsa nie da się skomentować… Kardynał Dziwisz wybiera się 7 lipca na wakacje do Chorwacji, a później odwiedzi Italię. Ciekawe, czy w takiej sytuacji w dobrym tonie jest życzenie: krzyż na drogę?! Zadymy wokół in vitro i aborcji już nie wystarcza. Katolickie media otworzyły kolejny front awantur o transplantacje. Że to bezbożne zabiegi, bo – pobierając narządy – nigdy nie wiadomo, czy dawca ostatecznie umarł. Dobrze, że medycyna nie potrafi przeszczepiać mózgów, bo dostać taki mózg po Terlikowskim to dopiero byłoby religijne przeżycie. Tomasz Poręba – szef sztabu wyborczego PiS – zapowiedział, że z list partii Kaczyńskiego wystartują „piękne i inteligentne” kobiety. Bardzo wierzymy. Boć to przecież i Kempa, i Wróbel, i Szczypińska. Że o Sobeckiej może już lepiej nie wspomnimy! W „Rzeczpospolitej” płacz i zgrzytanie zębów. Dziennik kupił prywatny biznesmen Hajdarowicz (właściciel lewicującego „Przekroju”), więc prawicowo-smoleńska redakcja trzęsie portkami i wrzeszczy (a najgłośniej Wildstein), że został sprzedany. No bo do tej pory był tylko sprzedajny… A jednak nie wszyscy betonowi prawicowcy płaczą po sprzedaży „Rzepy”. Sakiewicz już zapowiedział, że „na gruzach rozwalonego pomnika dziennikarskiej niezależności” stworzy lada dzień nową gazetę codzienną, do której zaprasza Wildsteinów et consortes. „Bilet do wolnego świata wkrótce będzie dostępny w kioskach” – obiecał naczelny „Gazety Polskiej”. I tylko nie dodał, że „do świata wolnego od myślenia”. Związany z lewicą burmistrz Ursynowa kosztem 3 mln złotych chce urządzić podobny do starożytnych mauzoleów Gaj Pamięci Ofiar Katastrofy Smoleńskiej. W nim na pow. 1 ha znajdą miejsce sarkofagi, urny, obeliski oraz specjalnie zbudowana świątynia dumania. A rozum… niestety nie – na rozum miejsca już tam zabraknie. Częstochowa jest ponoć duchową stolicą Polski, ale przecież nawet nie stolicą województwa. To skandal! – krzyczą prawicowcy z PiS i zamierzają uchwałą sejmową zweryfikować mapę Polski. Podpowiadamy PiSiorom matołkom, że miasto wojewódzkie można też zrobić z Pacanowa. Zaledwie 10 tys. osób (w tym liczni zakonnicy i księża) wyruszy z Polski na Światowe Dni Młodzieży do Madrytu. Obecność Benedykta nie spowodowała wzrostu zainteresowania imprezą. Pośród spodziewanego miliona uczestników Polacy będą więc garsteczką. A jeszcze 10 lat temu obecność 50 tys. pątników znad Wisły uważano w Krk za porażkę.
Kapitał cz. II T
ydzień temu pisałem o tym, jak Kościołowi papieskiemu, przy pomocy zastępów cywilnych sługusów, udało się wyprzeć z polskich szkół królową nauk – matematykę – i zastąpić ją katolickimi bajkami spisanymi przez kolejnych papieży. Traktowanie po macoszemu przedmiotów ścisłych odbiło się na poziomie całego szkolnictwa i spowodowało niedobór kadr w gospodarce. Tylko wrodzonym zdolnościom i samouctwu Polaków zawdzięczamy ich sukcesy w olimpiadach informatycznych. Panie ministrowe Hall i Kudrycka co prawda powstrzymały defensywę matematyki, ale bój z klerykałami o szkolne pryncypia – wiedzieć albo wierzyć – trwa nadal. Nowoczesne państwa nie mają już podobnych problemów. Skupiają się na najbardziej efektywnym transferze owoców światłej edukacji – w tym głównie innowacji i wynalazków – do gospodarki. Przoduje w tym Skandynawia. Nie znaczy to jednak, że inne kraje nie przechodziły podobnej do polskiej drogi wyzwalania się z klerykalnych wpływów. Warto uczyć się na dobrych przykładach i brać wzór ze sprawdzonych rozwiązań. 30 lat temu rząd izraelski uznał, że leżąc w jednym z najbardziej zapalnych punktów świata, należy prowadzić taką politykę, aby mocarstwom opłacało się bronić niepodległości Izraela nie tylko z powodów moralnych (mit odbudowy Izraela jako formy zadośćuczynienia za holocaust już się wyczerpywał), ale czysto pragmatycznych – ze względu na zlokalizowanie tam centrów badawczych wielu zachodnich firm. Jak to osiągnąć? – zastanawiali się Żydzi. Postawili na spójną edukację i postawili się religijnym ortodoksom. Nauczanie religijne odseparowali od pozostałych przedmiotów. Dali w ten sposób (w kraju totalnie wówczas sklerykalizowanym) jednoznaczny przekaz – prawda religijna nie jest prawdą naukową; do niej stosujemy inne narzędzia oceny. I tu tkwi totalna różnica: w Polsce katecheza w szkole traktowana jest jako jeden z przedmiotów, jako część naukowego postrzegania świata. W Izraelu nawet szkoły prowadzone przez fundamentalistów religijnych, o ile chciały korzystać z państwowych dotacji, musiały pogodzić się z takim podejściem. Pełen program matematyki wykłada się tam także w klasach o profilu humanistycznym. Chodzi o to, aby nie było matematycznych analfabetów. Szkoły inżynierskie oraz prowadzące badania w dziedzinach nauk ścisłych otrzymały poważne wsparcie z budżetu. Politycy wszystkich partii promowali swoje państwo jako kraj, który już niedługo będzie miał największą na świecie liczbę inżynierów w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców. A skoro tak, to będzie to superatrakcyjne miejsce do ulokowania centrum badawczego. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Na przełomie lat 80. i 90. w Izraelu swoje centra badawcze ulokowały największe światowe koncerny. Kolejne przyszły na zasadzie: nie możemy być gorsi. Ale sama obecność koncernów to nie wszystko. Rząd Izraela zbudował najsprawniejszy w świecie system wsparcia przedsiębiorców, którzy wykorzystują odkrycia naukowe i nowe rozwiązania technologiczne. Kapitał i liczne koncerny tam obecne czują oddech konkurencji, więc wkładają w swoje izraelskie centra i badania coraz więcej pieniędzy. Rząd ze swej strony założył fundusze inwestycyjne. Wspomagają one wyszkolonych i doświadczonych inżynierów przy uruchomieniu firmy oraz w zdobyciu pełnej ochrony patentowej.
Pomoc jest nagrodą wyłącznie dla dobrych i już sprawdzonych, w ten sposób kasa się nie marnuje. Rządowe fundusze inwestycyjne udzielają startującym firmom poręczeń kredytów bankowych i gwarancji wobec odbiorców, że dana umowa zostanie przez nie wykonana. Światowe koncerny nie boją się więc zawierać z nowo powstającymi żydowskimi firmami umów o współpracy i kooperacji. Nie boją się, ponieważ obok doświadczonego właściciela mają także gwarancje rządowe. O wyborze firmy, która otrzyma wsparcie takiego funduszu, nie decydują znajomości polityczne, ale wynik niezależnych analiz. Dzisiaj Izrael przoduje na świecie w liczbie nowych innowacyjnych przedsięwzięć informatycznych i nie tylko takich. Efektem jest permanentny – niezależny od kryzysów i światowej koniunktury – wzrost gospodarczy. Spójna, świecka edukacja przy mądrej pomocy państwa przełożyła się na sukces przemysłu i rolnictwa (np. największą na świecie wydajność żydowskich krów mlecznych) i faktyczny brak bezrobocia. A my? Nasze uczelnie wypuszczają informatyków należących do najlepszych na świecie. Niewykorzystanie ich talentów jest głupotą państwa, czyli polityków. To nie w ilości krwi papieskiej czy w wielkości kopuły Świątyni Opatrzności Glempa, ale w naszych głowach jest klucz do sukcesu jednostek i państwa. Otwarte, wolne od religijnych dogmatów umysły Polek i Polaków prędzej czy później i tak odmienią tę ziemię, choć różni Terlikowscy będą gryźli tę samą ziemię, aby było inaczej. Rządzący muszą nam tylko trochę pomóc albo przynajmniej nie przeszkadzać. Priorytetem władzy nie mogą być interesy watykańskiej mniejszości, gdyż mniejszości tej zależy akurat na jak najdłuższym wstrzymywaniu reform, zwłaszcza w szkolnictwie. Do tego jednak, Panowie Politycy, potrzeba, abyście zrozumieli, że wchodzenie w tyłek biskupowi czy proboszczowi już niekoniecznie przekłada się na wynik wyborczy. A coraz częściej może w tym wyniku wręcz zaszkodzić. Obecnie właściwe wykorzystanie funduszy unijnych to dziejowa szansa, aby Polska – ze swoim kapitałem w postaci naprawdę zdolnych ludzi – stała się jednym z europejskich centrów nowych technologii, a potem może i jednym z centrów światowych. Zamiast dofinansowywać z funduszy UE budowę katolickich uczelni teologicznych (m.in. Warszawa, Kraków, Rzeszów) czy seminariów duchownych, rządzący powinni włożyć te pieniądze w fundusze inwestycyjne wspomagające innowacyjne firmy. Dlaczego nie robią nic, aby ściągnąć do Polski centra badawcze światowych koncernów? Izraelczycy, Japończycy, a ostatnio Hindusi udowadniają, że jest to możliwe. Dlaczego? Bo akurat obywatele tych państw, podobnie jak Polacy, wykazują zdolności do nauk ścisłych, a tamtejsze rządy uważają tylko, że to ważniejsze od owocnej współpracy z jakimś kościołem... Polska musi się stać nowoczesnym państwem, którego znakiem rozpoznawczymi nie będzie zakonnik Rydzyk rodem ze średniowiecza i najbardziej drakońska na świecie ustawa antyaborcyjna, ale siedziby centrów badawczych liczących się firm światowych i setki naszych innowacyjnych biznesów. Świat ucieka… JONASZ
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r. Niebezpieczny seks w strefie bezpieczeństwa, tajemnicze samobójstwo, popijawa i strzelanina w hotelu... Wydarzyło się to w sobotę, gdy w opustoszałych komendach spotkać można tylko służby dyżurne. „Przyszedłem do pracy o godz. 7.15 na swoją planowaną zgodnie z grafikiem dwunastogodzinną służbę, która miała się rozpocząć o godz. 7.30. Na sygnał wideofonu pomieszczenia głównego służbowego nr 210 przez dłuższy czas nikt nie odpowiadał, więc poczekałem około pięciu minut i ponownie zadzwoniłem. Zza drzwi dochodziły odgłosy szybkiego krzątania...” – tak rozpoczyna się notatka służbowa aspiranta sztabowego Krzysztofa K. z Wydziału Łączności i Informatyki Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie. Tą notatką ściągnął na siebie kolosalne kłopoty... Z dalszego ciągu owego dokumentu dowiadujemy się, że po dłuższej chwili drzwi otworzyła mu wreszcie koleżanka, którą miał zmienić na dyżurze. Nazwijmy ją umownie Heleną. Funkcjonariuszce drżał głos i była wyraźnie zdenerwowana, choć usiłowała zachować pozory spokoju. Tłumaczyła zwłokę tym, że nikogo się nie spodziewała, bo przecież w piątek wieczorem prosiła go w rozmowie telefonicznej, aby się nie spieszył, i ustalili, że będzie w robocie godzinę później. No, ale skoro już jest, to niech przejdzie do kancelarii tajnej, bo ona musi się trochę ogarnąć. Ponieważ oprócz wspomnianego pomieszczenia głównego Wydział Łączności posiada kilka pokoi i nie było problemu, żeby Helena „ogarnęła się” w którymkolwiek z nich, Krzysztof K. grzecznie, ale stanowczo, odmówił. Gdy kobieta niemal demonstracyjnie zaczęła się przy nim przebierać, uległ i przeszedł do pokoju z faksami. Jako gliniarz z prawie 25-letnim stażem czuł przez skórę, że coś jest nie tak. Ale czy to możliwe, żeby na terenie wydziału znajdującego się w specjalnej strefie bezpieczeństwa komendy ktoś się ukrywał? Po zmianie lokum natychmiast włączył wideofon. Chciał obserwować śluzę prowadzącą do strefy. Policjantka była jednak nie mniej bystra. Znając parametry kamery, otworzyła drzwi w taki sposób, że całkowicie zasłoniła swoim ciałem obraz monitoringu, dzięki czemu za jej plecami mógł się niepostrzeżenie wyśliznąć nawet pluton szpiegów. Następnie kobieta wróciła do wydziału, chwilę się jeszcze pokręciła, odebrała telefon i po krótkiej rozmowie definitywnie wyszła. Pełen najgorszych podejrzeń aspirant natychmiast rozpoczął śledztwo. Błyskawicznie namierzył numer telefonu, z którego dzwoniono do koleżanki tuż przed opuszczeniem wydziału. Okazało się, że jest to
ogólnodostępny automat w holu wejściowym do budynku KWP. Policjant przepytał pełniącą tam służbę Stanisławę J., kto z tego aparatu korzystał. Strażniczka zeznała, że znany jej z widzenia funkcjonariusz, który około godz. 7.30 wyszedł z gmachu, ale chwilę później cofnął się i skorzystał z automatu. Krzysztof K. nie miał już cienia wątpliwości, że na jego tajnym podwórku grasował obcy. Identyfikacja owego osobnika nie nastręczała większych trudności, ale aspirant nie miał uprawnień do przejrzenia zapisu z kamer monitorujących ruch w komendzie. Gdy zrobił już wszystko, co mógł, o godz. 7.57 złożył telefoniczny meldunek swojej przełożonej – Beacie Ł.
GORĄCY TEMAT ~ ~ ~ Komisarz Izabela T. z Wydziału Kryminalnego KWP w Lublinie strzeliła sobie w serce ze służbowego pistoletu Glock. Zrobiła to w swoim pokoju na terenie komendy. Przeżyła 34 lata, z czego dziewięć ostatnich poświęciła policji. Pracowała w Zespole do walki z Handlem Ludźmi, zajmującym się także pedofilią i prostytucją małoletnich. Wcześniej pełniła służbę w Zespole Werbunkowym i Operacji Specjalnych. Ponieważ nie zostawiła żadnego listu, nie przeżyła miłosnego zawodu, nie była uwikłana w afery, a na jej szyi nie zaciskała się pętla długów, nikt nie umiał znaleźć sensownej odpowiedzi na pytanie, dlaczego postanowiła
bo naczelnik Jacek H., niegdyś dobry kolega i kompan wspólnych imprez, od czasu awansu „nieustannie się czepia”; ~ Gdy mimo zwolnienia lekarskiego przychodziła do pracy, naczelnik zarzucał jej „podejrzane kombinacje” i kłamstwa, a nawet groził postępowaniem dyscyplinarnym. Choć wypalała 5–7 papierosów dziennie, zwracał uwagę, że „nic nie robi, tylko pali i się obija”, zabraniał wychodzenia z pokoju służbowego i rozmów z kolegami, miał ciągłe pretensje o rzekomo niestosowny ubiór (krótkie spódniczki i zbyt głęboki dekolt), a nawet jego kolorystykę („chodzisz do pracy jak na plażę”). Zablokował przyznany
Zabij się, glino! – a następnie lojalnie uprzedził Helenę, że w zaistniałej sytuacji nie miał po prostu innego wyjścia. Kilka godzin później do wciąż jeszcze pełniącego służbę aspiranta zatelefonował funkcjonariusz P. Przyznał, że spędził z Heleną całą noc z piątku na sobotę, i nalegał, żeby sprawę „jakoś odkręcić”. Ponieważ Krzysztof K. w sprawach służbowych twardo trzyma się przepisów, wszystko, co wyżej przedstawiliśmy, spisał na papierze i wręczył za pokwitowaniem Beacie Ł. Co spotkało go za tę godną najwyższego uznania czujność? Dokładnie jedenaście dni później komendant wojewódzki nadinsp. Wojciech Olbryś zawiadomił aspiranta, że w ramach „planowanej reorganizacji” zamierza przenieść go wkrótce do komendy miejskiej, więc jeśli ma jakieś zastrzeżenia, może już od teraz „składać wnioski i oświadczenia”. Policjant (z orzeczonym przez komisję lekarską ograniczeniem w pełnieniu niektórych obowiązków) tak się wzruszył wizją odejścia z Sekcji Szyfrów, że zaniemógł na zdrowiu psychicznym. Nie bacząc na zaświadczenia, po trzech miesiącach nadinsp. Olbryś wykopał go na pierwszą linię frontu „zapobiegania i zwalczania przestępczości”. „(...) leży to w interesie społecznym i służbowym” – czytamy w rozkazie personalnym komendanta. W interesie wewnętrznych układów sprawę bzykania w zakazanej strefie bezpieczeństwa zamieciono pod dywan... Szef zachodniopomorskiej policji stanowczo odrzuca jakiekolwiek skojarzenia terminu podjęcia decyzji o skierowaniu Krzysztofa K. do czynnej walki z bandytami i złodziejami ze złożonym przezeń raportem o „nieprawidłowości” (tak określa wpuszczenie kochanka do specjalnie chronionego miejsca). Warto jeszcze dodać, że panie Helena i Beata są serdecznymi psiapsiółkami, a ta druga jest bratanicą byłego zastępcy komendanta...
ze sobą skończyć. Prokuratura wszczęła rutynowe śledztwo, które wkrótce umorzono wobec niestwierdzenia jakiegokolwiek udziału osób trzecich, psychicznego znęcania się czy mobbingu. Tymczasem z zeznań matki tragicznie zmarłej Izabeli, jej dwóch braci, ciotki, koleżanek (w tym jednej emerytowanej policjantki) i byłego narzeczonego wyłonił się taki oto obraz: ~ Komisarz T. od około sześciu miesięcy przed śmiercią sygnalizowała, że w pracy dzieje się niedobrze,
jej wcześniej urlop, rujnując dopięte na ostatni guzik przygotowania, otwierał szafę służbową pod jej nieobecność („Obawiała się, że Jacek H., chcąc ją zniszczyć, może coś podłożyć, dopisać lub zabrać” – zeznała była policjantka), oskarżał o „psucie wizerunku wydziału”, w obecności innych pracowników urządzał jej upokarzające „wywiadówki” itp. W skrócie rzecz ujmując, z relacji świadków wynikało, że komisarz T. była permanentnie gnębiona i osaczana przez szefa. Dlaczego miałby to czynić?
3
Zdaniem rodziny i osób znających Izabelę T. prywatnie, naczelnik obawiał się, że koleżanka znająca zbyt wiele kompromitujących go okoliczności, m.in. urządzoną kiedyś pod wpływem alkoholu strzelaninę w hotelu, zechce tę wiedzę wykorzystać, więc za wszelką cenę pragnął pozbyć się jej z wydziału. Przesłuchani przez prokuraturę funkcjonariusze z Wydziału Kryminalnego mieli bardzo różne opinie o Izabeli T. jako kobiecie, koleżance i pracownicy. Jedni twierdzili, że była supersympatyczna, uczynna i doskonale dawała sobie radę w pracy, drudzy utrzymywali, że nie miała bladego pojęcia o kryminalnej robocie, więc wciąż trzeba ją było prowadzić za rękę, jeszcze innych raziło to, że często rzucała grubym słowem, co przecież kobiecie nie przystoi. Kilku zeznało, że była nazbyt impulsywna i bałaganiarska. Co ciekawe: absolutnie żaden nie widział ani nie słyszał, aby naczelnik H. lub jego zastępca – Piotr W. – zachowali się kiedykolwiek niestosownie wobec nieżyjącej koleżanki. Przekonywali, że w wydziale, bądź co bądź kryminalnym, zawsze panowała pełna kultura, savoir-vivre i różne takie... Jacek H. wyjaśnił w prokuraturze, że komisarz T. była początkowo całkiem niezłym i dyspozycyjnym pracownikiem, choć jej „koncepcyjność oraz inwencja” pozostawiały dużo do życzenia. Poważne problemy pojawiły się po objęciu przez nią działki handlu ludźmi. Żeby im zaradzić, przeprowadzał z podwładną „rozmowy dyscyplinujące”, bowiem nadzorowała ważną sprawę operacyjną o zasięgu międzynarodowym. Strzelanina po pijaku? Stara historia, za którą został już ukarany... Prokuratura doszła do wniosku, że nie ma czego szukać. Ot, wpadła kobieta w psychiczny dołek, a zamiast strzelić kielicha na poprawę nastroju, strzeliła sobie w serce. Taką konkluzję można wyczytać między wierszami postanowienia kończącego sprawę. Tymczasem po umorzeniu śledztwa wyszło na jaw, że w jego pierwszej fazie popełniono koszmarny błąd, nie wnikając w zawartość pamięci komputera zmarłej. Skoro nie było żadnego papierowego listu, aż prosiło się, żeby sprawdzić, czy aby nie wysłała go komuś mailem. W przypadku komisarz T. nikt na ten pomysł nie wpadł, choć dla każdego dochodzeniowca jest to standard. Gdy rodzina zmarłej wychwyciła niedopatrzenie i podniosła larum, do mieszkania Izabeli ktoś się włamał. Zabrał futro, kilka drobiazgów, ale przede wszystkim interesowały go dokumenty. Kryminalnym wystarczył miesiąc, żeby umorzyć śledztwo wobec „niewykrycia sprawców” nazbyt profesjonalnej kradzieży. Zajmującego się samobójstwem prokuratora nie poinformowano o tym jakże banalnym incydencie. Dlaczego? Do sprawy wkrótce wrócimy... DOMINIKA NAGEL
4
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Wierność, kotku! Starożytni twierdzili, że małżeńskich zdrajców należy przykładnie karać. Tak, żeby innym się odechciało! Słowianie na ten przykład wiarołomnego męża przybijali do drzewa za mosznę, a do ręki dawali nóż. Zdrajca miał wybór: popełnić samobójstwo lub uwolnić się i zostać eunuchem, co wiązało się z dożywotnią hańbą. Niewierną żonę karano równie przykładnie: śmierć lub... wycięcie tego, co służyło przyjemności i rozrodowi, a co potem – ku przestrodze – zawieszano na drzwiach domu. Stopniowo kary za niewierność, przynajmniej na naszej szerokości geograficznej, ograniczono do publicznej zniewagi, co poskutkowało daleko idącą patologią. Dziś zdrada małżeńska traktowana jest jak romantyczna przygoda. Jedyne, co pozostaje boskim emisariuszom, to przypominanie, że za niewierność odpowiemy „po tamtej stronie”, „gdzie kary czyśćcowe lub piekielne są podobno o wiele cięższe niż te, które w swojej fantazji potrafi wymyślić człowiek” (patrz artykuł dotyczący zdrady na portalu „Fronda”). W ostatnich dniach w katolickim światku podsumowano spektakularną akcję pt. „Wierność, kotku!”. Kampania ograniczyła się do portali internetowych, a konkretnie
– coraz popularniejszego Facebooka, gdzie tłumaczono na wszelkie sposoby, że wierność jest „seksowna” i w ogóle super! Głównym impulsem przedsięwzięcia był film „Och, Karol 2” – przeróbka ekranizacji z 1985 roku o tym, jak to pewien żonaty facet żadnej nie przepuści, a potem kochanki dowiadują się o sobie nawzajem i przychodzą do jego domu zrobić rozpierduchę. Film promowała piosenka Natalki Kukulskiej. Tym razem nie o Puszku Okruszku, ale o tym, że „wierność jest nudna”. Na taką sobie komedyjkę (nie mniej wulgarną od innych superprodukcji) posypały się katolickie gromy. „Wierność, kotku!” poparł Wojciech Cejrowski (rozwodnik, ponownie żonaty), który stwierdził odkrywczo: „Pan Bóg wybacza, ale natura nie wybacza nigdy”. Coś mi się jednak zdaje, że nastawionej na rozród naturze nasza rozwiązłość wcale nie przeszkadza.
Tymczasem, według najnowszych badań, przepaść między liczbą zdrad wśród mężczyzn i kobiet stopniowo zanika. Naukowcy z Uniwersytetu Indiana przepytali na tę okoliczność tysiące osób. Proporcje układały się tak: 19 proc. zdradzających kobiet, 23 proc. zdradzających mężczyzn. Jeszcze w latach 90. tylko 10 proc. pań skakało na boki, więc równouprawnienie zbiera seksualne żniwa. Ankietowane znajdowały kochanków głównie w pracy i przez internet. Według ankiet przeprowadzonych na angielskim portalu randkowym Zooks, kobiety zdradzają nawet częściej. Dla 43 proc. Wyspiarek jednorazowy numerek z nieznajomym to w ogóle żadna zdrada. Podobny pogląd wyznaje tylko 33 proc. tamtejszych panów. Tradycyjnie kobiecą niewierność usprawiedliwia się zaniedbaniem ze strony jej partnera. Obecnie doszedł inny usprawiedliwiacz. Zdaniem naukowców babskie puszczalstwo może mieć związek z genami przekazywanymi przez rozwiązłego ojca. Chodzi prawdopodobnie o hormony związane z odczuwaniem przyjemności. Jakkolwiek by było – wina znów leży po stronie samców. JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki Mieszkanka Stębarka kupiła po okazyjnej cenie 200-litrową beczkę z paliwem. Ucieszona pochwaliła się mężowi, który przytomnie beczkę otworzył i... I wtedy okazało się, że za 700 zł baba kupiła wodę, która po transakcji w benzynę przemienić się nie chciała.
oszuKANA
Złodzieje biorą wszystko: w Knurowie-Szczygłowicach ukradli ok. 50 metrów liny nośnej podtrzymującej trakcję elektryczną; w Katowicach-Muchowcu – 100 metrów kompletnej sieci trakcyjnej, 15 metrów drutu nośnego oraz 200 metrów sieci elektrycznej; w Gliwicach 53-latek wpadł podczas kradzieży kolejowego kabla teletechnicznego tuż po tym, jak zdemontował klocki hamulcowe z wagonów; za stacją kolejową w Świdwinie zniknęło 56 obciążników sieci trakcyjnej.
KOLEJ NA ZŁOM
Wieczór wspólnie spędzony w sopockiej dyskotece tak rozpalił ich instynkty rozrodcze, że postanowili pójść do hotelu. Właśnie tam po upojnej nocy obudził się amant. I dostrzegł, że ma problem, bo namiętna kochanka wyniosła nie tylko jego portfel, telefon i dokumenty, ale nawet ubranie.
NAGI INSTYNKT
Szpital w Lipnowie to kolejna w kraju placówka, w której można rodzić nie w bólach, ale na wesoło. Wszystko przez mieszankę podtlenku azotu i tlenu (gaz rozweselający podawany pacjentkom w ramach znieczulenia). Opracowała WZ
RODZĄ ZE ŚMIECHU
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nie potrafiłbym narzucić innym heroizmu obowiązkowego urodzenia dziecka powstałego w wyniku gwałtu czy z kazirodztwa. Postawy heroizmu muszą wynikać z własnego przekonania i nakazu moralnego, a nie z przymusu prawnego. (prezydent Bronisław Komorowski)
Cóż robili chrzczący pogańską Europę misjonarze? Bez sentymentów burzyli drewniane bałwany, ale szanowali miejsca zbliżające do tajemnicy istnienia. Na „świętych górach” stawiali krzyże. W „świętych gajach” zakładali klasztory. (Wojciech Wencel, publicysta „Gościa Niedzielnego”)
Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę z tego, że jego partia nie wygra jesiennych wyborów parlamentarnych. Właśnie dlatego całą swoją siłę oparł na mediach ojca Rydzyka i jego zwolennikach. Taki sojusz jest najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski. (Cezary Michalski, publicysta)
C
oraz częściej przywódcy Kościoła podkreślają, że nie jest z nimi tak źle. To oczywisty znak, że jest coraz gorzej. Kilka tygodni temu Benedykt XVI zupełnie poważnie zapewniał wiernych zebranych na placu Świętego Piotra, że Kościół katolicki dlatego istnieje tak długo, bo stoi za nim sam Pan Bóg. Gdyby to była prawda, to Bóg musiałby także stać za wieloma innymi Kościołami chrześcijańskimi, szczególnie tymi starszymi od katolicyzmu (prawosławie, Kościół koptyjski), no i oczywiście także za wieloma jeszcze starszymi religiami, choćby takimi jak buddyzm czy dżinizm. Znaczyłoby to, że Bóg wspiera zupełnie sprzeczne i zwalczające się wzajemnie poglądy i organizacje. Zatem musiałby być wewnętrznie sprzeczny, a to by znaczyło, że nie jest Bogiem. Zapewne nie tego chciał dowieść papież Ratzinger, tylko tak mu po prostu głupio wyszło. Kilka dni temu podobnie absurdalny wywód przeprowadził ksiądz Charles Scicluna, promotor sprawiedliwości (cóż za tytuł!) z Kongregacji Nauki Wiary. Jest on w Watykanie głównym specem od spraw pedofilii kleru, czyli osobą, która siedzi w samym centrum afery. Znany jest m.in. z takiej oto wypowiedzi: „Kościół uważa niewinność dzieci za jeden z najcenniejszych skarbów”. Doprawdy, trudno sobie wyobrazić większą bezczelność i tupet po tym, jak hierarchowie Kościoła po tysiąckroć udowodnili, że w tej aferze bardziej niż dobro dzieci liczy się wszystko inne – samopoczucie księży przestępców, opinia o Kościele, kariery biskupów, pieniądze. No chyba że dla Kościoła skarb
niewinności dzieci jest w tym sensie najcenniejszy, że właśnie jego niektórzy księża najbardziej na świecie pożądają. Otóż tenże komik w kolarce oświadczył właśnie: „Kościół nie upadł mimo tych skandali, co oznacza, że ma nadprzyrodzone fundamenty”. To jest jeszcze bardziej żałosne niż wypowiedź Benedykta XVI. To nieziemska wręcz pycha przykryta dla niepoznaki kołderką pseudopokory, to bicie się w piersi w celu wskazania własnej niezwykłości. Wbrew jednak wszelkim zapewnieniom i zaklęciom Kościół katolicki na wielu frontach już upadł i nic nie zapowiada jego zmartwychwstania. W całej Skandynawii został po prostu zlikwidowany administracyjnie już w XVI w. i do dziś katolicy stanowią tam nie więcej niż 3 proc. populacji. Ogromna większość z tej garstki zresztą nawet już nie praktykuje. W Czechach i Francji, która robiła kiedyś za katolicki kręgosłup Europy, zostało ledwie po kilka procent katolików regularnie praktykujących i w dodatku nie zawsze posłusznych Watykanowi. Jeśli to nie jest upadek, to co takiego miałoby być tym upadkiem? Kościół katolicki traci wszędzie. Nawet w Polsce – jedynym chyba miejscu na świecie, w którym zyskał (dzięki JPII) w ostatnim pokoleniu politycznie i finansowo – stracił jednocześnie w 20 lat 10 proc. regularnie praktykujących, czyli prawie 3 miliony. Może to nie jest jeszcze upadek, ale z pewnością jego początek. Trendy społeczne dotrą wszędzie, także nad Wisłę, tak jak dotarły telefony, telewizja satelitarna i internet. To tylko kwestia czasu. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Upadł i leży
Dostałem wiadomość, że pana Jarosława Kaczyńskiego sąd skazał czy coś, nakazał, coś tam takiego… Do psychiatry. Wiecie, jak to sobie skojarzyłem? 45 rok, za Stalina tak było. To się dzieje, to jest to. Do wszystkiego się posuną. (o. Tadeusz Rydzyk)
Jest niewątpliwą prawdą, iż nie ma sprzeczności między polskością a śląskością; że śląskość jest jedną z bardzo ważnych i znaczących form polskości. (Jarosław Kaczyński)
Ten psychiatra, który zajmuje się Kaczyńskim, mógłby mieć trochę roboty przy Macierewiczu. (marszałek Stefan Niesiołowski, PO)
Jestem za zakazem in vitro, bo życie ludzkie jest najważniejsze. Jestem także przeciwny związkom partnerskim, bo instytucja małżeństwa przetrwała kilka tysięcy lat. (Jacek Rostowski, minister finansów, PO)
Miałem często wrażenie, że w PO jest przechył klerykalny. PiS co chwilę zgłaszał propozycje uchwał dotyczących świętych i błogosławionych. Powtarzałem, że Senat nie jest dobudówką do biskupa. A jednak te uchwały przechodziły – także głosami PO – mimo moich sprzeciwów. (Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu, PO)
Ja się panu Niesiołowskiemu nie wtrącam w jego motylki, ćmy czy muchy, którymi się zawodowo zajmuje. I niech się on nie wtrąca do tego, co ja mówię w danej sprawie. (biskup Wiesław Mering, w odpowiedzi na krytykę ze strony marszałka Niesiołowskiego)
Czesław Miłosz spoczął na Skałce nie dlatego, że był święty, bo w swoim długim życiu zrobił sporo zła. (ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego”) Wybrali: AC i ASz
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
NA KLĘCZKACH
LEPIEJ PÓŹNO... Po tym, jak prezydent Gdańska Paweł Adamowicz z PO przekazał Kurii Metropolitalnej działkę wartą 2,8 mln zł za 28 tys. zł oraz nieruchomość o powierzchni 3,3 tys. mkw., przylegającą do nowej rezydencji abp. Sławoja Leszka Głódzia, wartą 457 tys. zł za... darmo – radni Gdańska (głównie koledzy z PO) nareszcie powiedzieli basta i odebrali prezydentowi możliwość przekazywania Kościołowi nieruchomości z jakimkolwiek upustem. Do tej pory prezydent mógł oddawać hierarchom działki za procent ich wartości. Jeszcze teraz chłop sobie z tego wszystkiego coś zrobi... ASz
po łacinie. Przypuszczamy, że Dziwisz utoczył Wojtyle takie ilości krwi, że starczy dla każdej polskiej parafii, która się odpowiednio „postara”. MaK
I PO SPRAWIE!
PUTRA ŹLE KOJARZONY Krzysztof Putra, zmarły w katastrofie smoleńskiej wicemarszałek sejmu z PiS-u, przegrał batalię o patronat nad rondem w Świętej Wodzie ze św. Krzysztofem. Miejscowość leżąca w okręgu wyborczym, gdzie zmarły poseł otrzymał najwięcej głosów poparcia, jest bramą obwodnicy Wasilkowa (koło Białegostoku). I to właśnie wasilkowscy radni postanowili, że nie Putra, a św. Krzysztof zostanie patronem ronda. Decyzję swą rajcowie umotywowali faktem, że na rondzie owym... nigdy nie doszło do żadnych tragicznych wypadków. PaR
ZNAKOWANIE OSŁÓW Członkowie Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej „Stop aborcji” zapowiadają, że będą jeździć po Polsce i bacznie przyglądać się kandydatom do Sejmu i Senatu, a także przysłuchiwać się temu, co kandydaci mówią. Ci, którzy podczas tej wizytacji wypadną dobrze, otrzymają „certyfikat kandydata przyjaznego rodzinie”, który powinien być wskazówką dla wyborców, jak i na kogo głosować. Ależ świetny pomysł! Szczególnie dla zdezorientowanych często pokrętną agitacją wyborców prawdziwej lewicy. Jednak sam certyfikat to za mało. Wszak można go schować do kieszeni albo zjeść. Lepszy byłby świadczący o rodowodzie kolczyk w nosie, a jeszcze lepsze – piętno... na przykład rybka wypalona na czole. MarS
KREW NAS ZALEWA! Tym razem krwią Jana Pawła II cieszą się – jakkolwiek dziwnie by to brzmiało – kustosze sanktuarium i pątnicy w Licheniu oraz parafianie ze Studzionki w powiecie pszczyńskim. Ci ostatni szczycą się także certyfikatem od samego Dziwisza, potwierdzającym autentyczność krwi, na dodatek spisanym
BOGU DZIĘKI W minionym tygodniu podczas burzy grom z jasnego nieba trafił w wieżę kościoła pw. św. Jadwigi Śląskiej w Zalesiu Śląskim. Uderzenie pioruna pogrążyło kościół w ciemności i ciszy – uszkodzone zostały sterowniki, czujniki i bezpieczniki wszystkich kościelnych dzwonów, oświetlenie świątyni i jej nagłośnienie. „Dzięki Bogu (?) jednak kościół był ubezpieczony i – jak zapowiada proboszcz – jako parafia czynimy starania o odszkodowania od ubezpieczyciela”. AK
CZUWAJCIE BRACIA! Początek wakacji biłgorajscy samorządowcy uczcili dzielnie i ochoczo udziałem w I Samorządowej Pielgrzymce Rowerowej na Jasną Górę, zorganizowanej z inicjatywy starosty biłgorajskiego Mariana Tokarskiego. W ciągu czterech dni 32 samorządowców przejechało na dwóch kółkach prawie 360 km. Swój trud pielgrzymkowy urzędnicy i radni ofiarowali za wszystkich mieszkańców ziemi biłgorajskiej. Celem pielgrzymki – co podkreślali – miało być zbliżenie samorządu miejskiego z powiatowym oraz zjednoczenie i pojednanie radnych z koalicji i opozycji. W czasie jazdy (sic!) miały być nawet omawiane kwestie stanu biłgorajskich dróg i chodników. Jednak główną intencją polityczną – jak ujawnił lokalnej telewizji starosta biłgorajski, czyli pomysłodawca imprezy – było wymodlenie, aby sprawa najważniejsza dla Biłgoraja, jaką jest przekształcenie tamtejszego szpitala w spółkę, przestała wreszcie budzić jakiekolwiek kontrowersje. AK
CUD OZDROWIENIA Były przeor ojców kamedułów Witold K., oskarżony trzy lata temu o przywłaszczenie 110 tys. zł oraz kradzież mebli, zabytkowej rzeźby Chrystusa Frasobliwego i XIX wiecznego obrazu, może być sądzony. Do tej pory udawało mu się omijać Temidę, ponieważ przedstawiał zaświadczenia, że jest ciężko chory. Niedawno wyszło na jaw, że duchownemu od ponad 2 lat narzekającemu na zły stan zdrowia nic nie dolega. Okazało się, że były przeor od jakiegoś czasu pracuje w wadowickim starostwie, więc biegli lekarze przebadali go ponownie. Wyniki pozwalają na postawienie go przed sądem. Grozi mu nawet 10 lat więzienia, ponieważ rzekomo skradziona przez niego figura Chrystusa jest dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Witold K. nie przyznał się do winy. ASz
Młodzi ludzie „uczestniczą w swoich parafiach w mszach świętych, gdzie uczą się służby liturgicznej; mają też na zbiórkach apele ewangeliczne, gdzie rozważają fragmenty Pisma Świętego. Na obozach również dbamy o rozwój religijny. Na przykład na moim obozie będziemy poznawali, kim jest Duch Święty, jakie są dary Ducha Świętego. Codziennie będzie polowa msza święta w lesie, apele ewangeliczne, oczywiście modlitwa poranna i wieczorna, a także modlitwa przed i po posiłkach. Chcemy, aby wiara nie kończyła się tylko na słowach (...). Uczymy też służby dla innych”. Czy to wyznanie członka fanatycznej sekty ewangelizacyjnej? Ależ skąd, to fragment wywiadu z Michałem Pałamarzem – liderem Harcerstwa Rzeczypospolitej. MarS
HETEROŚMIECIARKI W łódzkim przedsiębiorstwie oczyszczania miasta nastanie wkrótce wielkie malowanie. Z ulic miasta znikną śmieciarki w kolorze tęczy, które ożywiały wielobarwnością szare miasto, i pojawią się pojazdy pomarańczowe. Nowy zarząd podjął decyzję o ich przemalowaniu ponoć na skutek skarg pracowników, których niezadowoleni klienci nazywali czasem „gejami”. MaK
TYSIĄCE OFIAR Niewielki Kościół katolicki w Holandii zapłaci odszkodowania zdumiewająco wysokiej liczbie osób. W niespełna 17-milionowej Holandii katolicy stanowią 1/3 społeczeństwa (jest ich ok. 6 milionów). W ostatnich latach zgłosiło się aż 1975 osób poszkodowanych w dzieciństwie przez katolicki kler. Specjalna niezależna komisja zdecydowała o wypłacie odszkodowań w wysokości od 5 do 100 tysięcy euro na osobę. Liczba poszkodowanych poraża. Gdyby przełożyć to na liczbę
katolików w Polsce, okazałoby się, że w naszym kraju żyje więcej niż 10 tysięcy ofiar księży. Biorąc pod uwagę wyjątkowo ślepą wiarę dużej części Polaków, należy jednak przypuszczać, że poszkodowanych wśród Polaków jest dużo więcej. Zatem wielka afera katolicko-pedofilska w Polsce jest jeszcze przed nami. Wybuchnie, gdy ofiary zbiorą się na odwagę ujawnienia... MaK
KRWISTE RELIGIE W Holandii słowo stało się ciałem – zapowiadana ustawa o zakazie rytualnego uboju zwierząt została przegłosowana przez niższą izbę parlamentu. Żydzi i muzułmanie mieszkający w Holandii mają problem. Niewielka Partia Praw Zwierząt namówiła większość deputowanych do wprowadzenia poprawki do prawa o traktowaniu zwierząt, zakazującej rytualnego uboju. Religijny ubój polega na poderżnięciu gardła zwierzęcia przed jego ogłuszeniem. Ta religijna procedura jest sprzeczna z normalnym prawem, ale dotąd niemal wszędzie na świecie robiono wyjątki z powodów religijnych. Holendrzy powiedzieli: dosyć! Decyzja deputowanych wywołała żywe protesty duchownych, którzy uznali ją za prześladowanie. Nie jest jednak jeszcze pewne, czy wyższa izba parlamentu zaakceptuje nowe prawo albo czy Trybunał Konstytucyjny oceni je jako konstytucyjne. MaK
KOMU ABORCJĘ, KOMU? Prywatne kliniki usuwające ciążę w Wielkiej Brytanii będą mogły legalnie reklamować się w radiu i telewizji – tak zdecydował Komitet Nadawców ds. Praktyk Reklamowych (BCAP). Decyzję BCAP ostro krytykują przeciwnicy usuwania ciąży. „Zgoda na to, aby kliniki aborcyjne ogłaszały się w telewizji, tak jakby się niczym nie różniły od firm samochodowych czy producentów proszków do prania lub piwa, jest szokująca” – uważa Joanne Hill ze stowarzyszenia Life (Życie). Podobny ton utrzymuje grupa Right To
5
Know (Prawo, by wiedzieć) – według jej raportu kliniki będą wręcz chciały namawiać kobiety do usuwania ciąży. PaR
STRACILI ZAUFANIE Większość mieszkańców Austrii nie ma zaufania do Kościoła katolickiego. Aż 61 procent Austriaków nie ufa Kościołowi katolickiemu. Natomiast 35 procent z nich takie zaufanie deklaruje. Dzieje się to w kraju, który pod panowaniem Habsburgów był – obok Hiszpanii – ostoją i ratunkiem europejskiego katolicyzmu. MaK
WITAJ, NIE ŻEGNAJ Będzie można dostać nawet 5 lat więzienia za publiczne przeżegnanie się. Nie, nie w Iranie – w Szkocji. Wbrew pozorom kara nie ma wielkiego związku z prześladowaniami na tle religijnym. Nie będzie się można żegnać tylko w okolicach stadionów piłkarskich i pubach, wtedy gdy będą rozgrywane mecze. Chodzi o to, że kibice wrogich drużyn (na przykład w Glasgow) dzielą się na „katolików” i „protestantów”, a robienie znaku krzyża jest rodzajem prowokacji i zaczepki. Razem z zakazem żegnania się wprowadzono także zakaz śpiewania brytyjskiego hymnu – w tych samych okolicznościach. MaK
TĘCZA NA KLONIE Dalton McGuinty, premier prowincji Ontario w Kanadzie, oświadczył, że wszystkie szkoły wspierane publicznymi pieniędzmi, również te katolickie, mają obowiązek zezwolić na zakładanie uczniowskich klubów walczących z homofobią. Wśród katolickich fundamentalistów (także w Polsce, która – jak wiadomo – blisko Kanady leży) zawrzało. A wrzenie przeszło w skowyt, kiedy akcję poparli... niektórzy kanadyjscy biskupi. Ów skowyt bierze się stąd, że bardzo wierni katolicy nakazują kochać bliźniego swego, ale po pierwsze – nie każdego, a po drugie – bez przesady i nie za mocno. MarS
6
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Pokątna hipokryzja W piątek 1 lipca, w dniu przejęcia przez Polskę prezydencji w Unii Europejskiej, większość naszych posłów pokazała, że trend postępującej laicyzacji w Europie nie ma dla nich żadnego znaczenia. Oczy starego kontynentu zwrócone na nasz kraj zobaczyły, jak 254 polskich posłów opowiedziało się za całkowitym zakazem aborcji. Rządzący poparli Inicjatywę Ustawodawczą „Stop aborcji”, która przekazała do Sejmu projekt ustawy zabraniający legalnego usuwania ciąży w każdej sytuacji. Wypracowany w 1993 roku kompromis aborcyjny zakłada, że aborcji można dokonać w trzech wyjątkowych okolicznościach: ~ ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej (do momentu osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej); wystąpienie tej okoliczności stwierdza lekarz inny niż przeprowadzający zabieg aborcyjny; ~ badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu (do chwili osiągnięcia przez
płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem kobiety ciężarnej); wystąpienie tej okoliczności stwierdza lekarz inny niż przeprowadzający zabieg; ~ zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego (gwałt, kazirodztwo) (do 12 tygodni od poczęcia);
ani posłowie nie odpowiadają na to pytanie. Nie tłumaczą też, dlaczego zgwałcona kobieta musi urodzić. To, że antyaborcyjni działacze i kler twierdzą, że płód nie należy do kobiety, tylko do Boga, jest przecież niedorzeczne. W Sejmie mamy około 80 proc. mężczyzn, którzy w większości nie mają zielonego pojęcia,
„Poprowadzimy, jeżeli będzie trzeba, przed sąd trzydzieści tysięcy kobiet, które oskarżą się same i powiedzą: Prosimy, zamknijcie nas do więzienia, ale wszystkie! Niech rzecz dojdzie do absurdu. Bo można niedorzeczne prawa jakiś czas cierpieć przez szacunek dla ich dawności, ale nie ma chyba racji od niedorzecznych praw zaczynać” (Tadeusz Boy-Żeleński, „Piekło kobiet”, 1929). wystąpienie tej okoliczności stwierdza prokurator. Działacze pro-life i episkopat polski chcą całkowicie znieść te prawa. Swoją postawę motywują m.in. „ochroną życia”. To oczywista hipokryzja, bo jak ową ochronę życia można skonfrontować z przypadkiem zagrożenia życia matki? Kto w takim wypadku ma umrzeć, a kto przeżyć? Niestety, ani pomysłodawcy,
jakie lęki i katusze przeżywają kobiety, więc podchodzą do sprawy nader egoistycznie. Znaczna mniejszość posłów (PO – 108, SLD – 34, niezrzeszeni – 5, SDPL – 3, PSL – 1) chce kontynuować dotychczasowy kompromis aborcyjny, a tylko co bardziej lewicowi działacze pragną go rozszerzyć i dać kobietom więcej praw. Chcą też świeckiego i światłego wychowania
seksualnego w szkołach. Do tej pory lekcji tego typu jest jak na lekarstwo, bo są sprzeczne z dużo ważniejszymi lekcjami katechezy. A to przecież brak odpowiedniej w tym temacie edukacji jest głównym powodem niechcianych ciąż. Temat seksu wśród młodzieży jest wszechobecny, ale wiedza o nim jest, niestety, na skandalicznie niskim poziomie. Nastolatki o antykoncepcji i skutkach jej stosowania nie wiedzą prawie nic. Ten fakt jest głównym czynnikiem rozszerzającego się w Polsce podziemia aborcyjnego. Podziemia, które już teraz kwitnie przez funkcjonujący w Polsce niby-kompromis aborcyjny. Oficjalne statystyki (dane z 2009 roku – nowszych nie ma) mówią, że w kraju przeprowadzono 538 legalnych zabiegów aborcji z powodu zagrożenia życia płodu lub matki, 27 przypadków genetycznego uszkodzenia płodu, 510 przypadków gwałtów i kazirodztwa, jeden przypadek pedofilii. Organizacje prokobiece, na przykład Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, szacują, że nad Wisłą dochodzi rocznie nawet do 100 tys. nielegalnych zabiegów usuwania ciąż (niektóre źródła mówią o 200 tys.). Ta liczba
z pewnością nie wyda się wygórowana, jeśli uwzględni się, że w Polsce żyje ok. 10 mln kobiet, a nieoficjalne statystyki dotyczące przestępstw na tle seksualnym i nastoletnich ciąż są bardzo wysokie. Według nich w naszym katolickim kraju dochodzi do 20 tys. gwałtów rocznie (!), 20 tys. kobiet poniżej 19 roku życia zachodzi w ciążę (nie jest też tajemnicą, że dzieci mają już 12–13-latki), a dochodzą do tego ciąże zagrażające życiu matki lub płodu. W Polsce dostęp do pokątnej aborcji jest niezwykle łatwy. Ceny zabiegów są dostosowane do portfeli nawet najmniej zamożnych. – Nam udało się za 500 zł, ale więcej nie chcę tego powtarzać – mówi „FiM” 27-letnia Marta z Łodzi. Zabieg za taką kwotę odbył się w mieszkaniu lekarki (o ile nią była), w warunkach mało sterylnych. – Było czysto, ale z powodu psa szczekającego w drugim pokoju o mało nie zemdlałam. Marta usunęła ciążę, bo nie była na nią przygotowana, jej chłopak też. Próbujemy sami sprawdzić, czy faktycznie znalezienie „ginekologa” i umówienie się na wizytę jest takie proste. Znaleźliśmy mnóstwo ogłoszeń: ~ GINEKOLOG! Witam. Oferuję szybkie przywracanie miesiączki metodą farmakologiczną – w 100% bezpieczne – profesjonalna kontrola przez okres cyklu – skuteczność 100%
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
P
rzedstawiciele katolickiego Kościoła liczą, że od państwa i samorządów zawsze dostaną, co chcą. Czasami jednak zdarza się im przeliczyć. Zazwyczaj bywa tak jak w Nowej Rudzie na Dolnym Śląsku, gdzie wójt Sławomir Karwowski zdecydował (uchwała 45/XI/11), aby z budżetu ocierającej się o banktuctwo gminy wesprzeć lokalne duchowieństwo. I tak 68 tys. zł przeznaczono na odnowienie elewacji w kościele Michała Archanioła w Ludwikowicach Śląskich. Kolejne 22 tys. zł dostał proboszcz z Bożkowa (tego ostatniego wspomogą także urząd marszałkowski, minister ochrony zabytków oraz starostwo powiatowe). Chociaż – jak zauważyła Teresa Październiak, jedna z radnych – remontowanie kościołów nie jest zadaniem własnym gminy. Nie zmienia to faktu, że jest priorytetem: – Lekką ręką wydaje się pieniądze z naszych podatków. Nie jest to pierwsza danina na rzecz kościołów, wójt jest znany z hojności. A zakłady opieki społecznej żebrzą u prywatnych firm o dotacje na leczenie i wyżywienie dzieci, bo na to gmina nie ma funduszy – mówi jedna z mieszkanek Nowej Rudy.
7
św. Jadwigi – ks. Ryszard Piasecki. Plany miał ambitne, bo w budynku po byłej mleczarni, który został mu przyobiecany w ramach darowizny, chciał urządzić Dom Jana Pawła II, który w Dębicy jeszcze domu swojego nie miał. Tej treści baner zawisł nawet na elewacji. Wszystko wskazuje na to, że trzeba będzie baner zdjąć, bo nie wzruszył serc prywatnych sponsorów ani lokalnej władzy. Nikt nie chce wyłożyć kwoty potrzebnej księdzu na podatek, który musiałby zapłacić fiskusowi, a już tym bardziej – na samo urządzanie świetlicy, biblioteki i klubu seniora, chociaż patronować miał im sam papież Polak. Andrzejewo – tuż przy granicy z Litwą. Tutejsza gmina Szypliszki miała na zbyciu budynek po byłej szkole podstawowej. Żaden z włodarzy jakoś nie pomyślał, żeby nieruchomość oraz ponad pół hektara przylegającego doń gruntu wystawić na sprzedaż i wesprzeć lokalny budżet. Pomyśleli za to, aby podarować ją Kościołowi. Caritas Diecezji Ełckiej, bo to on stał się nowym właścicielem, przyrzekł stworzyć tu dom spokojnej starości, co zresztą zapisano w stosownej uchwale. Czas mijał,
Bóg wypłać – do 12–14 tyg. Badania USG po cyklu 0 zł. MASZ PROBLEM? ZADZWOŃ!; ~ Ginekolog-położnik, USG, ANTYKONCEPCJA, także 72 h, w sprawach pilnych szybkie terminy, wizyta już od 55 zł; ~ Bezbolesna regulacja cyklu, przywracanie miesiączki, antykoncepcja. Dzwonimy pod jeden z podanych numerów. Podajemy dane: – Nie wiem dokładnie który tydzień. Ósmy, może jedenasty? Chłopak powiedział, że mnie zostawi... Nie było problemu z wolnym terminem: – Kiedy pani pasuje? Za dwa dni mam okienko po południu. Proszę się nie martwić, to prawie bezbolesny zabieg. Można przyjść z chłopakiem. Nie ma problemu. Całość kosztuje 1200 złotych, tylko gotówką! – usłyszeliśmy. Takich ofert są setki. Każda Polka bez najmniejszego problemu może w tej chwili usunąć ciążę niezależnie od wieku. Nie musi powiadamiać rodziny – w zasadzie o całej sprawie wie tylko pacjentka i lekarz. Poza zabiegiem ciążę można usunąć farmakologicznie. Znajdujemy ogłoszenie: ~ Sprzedam poronny zestaw. Sama jestem po udanej kuracji. Skład zestawu: 1 szt. RU-486 (MTpill, mifepriston, mifegyne) + 6 szt. misoprost
200 mg (misoprosto). Skuteczność 98%. Cena 380 zł. Wszystko to partyzantka, a tymczasem zabieg aborcji powinien być przeprowadzany w szpitalu, na wypadek powikłań, i w warunkach sterylnych. „Aborcja przy użyciu środków farmakologicznych wymaga przynajmniej dwóch wizyt lekarskich. W czasie pierwszej z nich pacjentka poddawana jest badaniu, którego celem jest dokładne określenie wieku ciąży oraz sprawdzenie, czy nie jest to ciąża pozamaciczna. Lekarz przeprowadza również wywiad dotyczący ogólnego stanu zdrowia pacjentki i przebytych chorób. Jeśli kobieta nie cierpi na żadną z dolegliwości, która uniemożliwiałaby w jej przypadku przeprowadzenie aborcji tą metodą, pacjentce podawana jest pierwsza tabletka. Kobieta otrzymuje również drugą tabletkę, którą aplikuje sobie sama kilkanaście godzin później. Po przyjęciu leku większość kobiet odczuwa skurcze i krwawienie podobne do tych, jakie występują w przypadku wczesnego poronienia lub obfitej miesiączki. Poronienie następuje zazwyczaj w ciągu czterech godzin od przyjęcia drugiej
tabletki, zdarza się jednak, że jej działanie następuje dopiero w ciągu 24 godzin i więcej. W niektórych przypadkach konieczna jest jeszcze jedna wizyta lekarska i przyjęcie dodatkowej dawki leku (…). Wśród skutków ubocznych podawanych leków wymienia się: nudności, bóle i zawroty głowy, wymioty, biegunkę, podwyższoną temperaturę ciała” – pisze Weronika Chańska w Biuletynie Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Bardziej zamożne kobiety wybierają profesjonalne kliniki w sąsiednich, normalnych krajach. Tylko w jednym niemieckim szpitalu w Prenzalu lekarze przyznają, że na zabiegi usuwania ciąży przyjeżdża prawie pół tysiąca Polek rocznie. Kierunki turystyki aborcyjnej obejmują także Austrię i Holandię. Jeśli rząd polski całkowicie zakaże aborcji, to obok Malty i Irlandii będziemy jedynymi krajami w Europie z tak nieludzkim i niebezpiecznym prawem. „Demokracja jest państwem prawa (…). Cele moralne demokracji i sposób realizacji tych celów nie muszą się pokrywać z celami moralnymi Kościoła” – głosił ks. Józef Tischner. ARIEL KOWALCZYK Współpraca: JOANNA GAWŁOWSKA
Cieszą się też na Jasnej Górze, gdzie grube miliony regularnie inwestuje Unia Europejska. Ostatni zastrzyk to ponad 35 mln zł, za które ojczulkowie m.in. wykuli sobie dodatkową bramę w wałach, naprawili więźbę dachową, dachy pokryli blachą, wyremontowali kaplicę różańcową i organistówkę, wymienili posadzkę i zainstalowali ogrzewanie podłogowe. Urzędników nie zastanowiło wcale, że paulini robią u siebie remonty co kilka lat... Bywa i tak, że kościelni oddają miastu swoje mienie pod warunkiem jednak, że im ruiny urzędnicy wyrychtują. I tak ostatnio parafia w Krywałdzie (dekanat Knurów) miała na stanie zdewastowaną kapliczkę św. Barbary – najstarszy obiekt sakralny Knurowa. Miała, bo oddała ją miastu, które przyobiecało przeprowadzić jej gruntowny remont. Kuli u nogi pozbyli się także w Pakości, gdzie sypiącą się kalwarię kościelni użyczyli (!) gminie tylko po to, aby ta doprowadziła ją do świetności (radni niemal jednogłośnie przyklepali uchwałę, na mocy której zdecydowali o zaciągnięciu na ten cel kredytu długoterminowego w wysokości 5 mln 139 tys. 014 zł w trzech transzach (2010 r. – 1 228 204 zł; 2011 r. – 2 136 238 zł; 2012 r. – 1 774 572 zł). Tuż po remoncie mają cudeńko oddać... Ostatnio jednak słyszymy o pierwszych odmowach i porażkach watykańczyków, co do tej pory było nie do pomyślenia. W Dębicy musiał obejść się smakiem proboszcz parafii
a chałupa – zamiast kwitnąć – popadała w ruinę. Okazało się bowiem, że ani Caritas, ani ełcka kuria nie zamierzają inwestować ze swoich. „W budynku nie jest prowadzona żadna działalność. Jest niezabezpieczony i ulega dewastacji (m.in. brak stolarki okiennej i drzwiowej). Pomoce naukowe i książki po byłej szkole pozostały w budynku i zostały zniszczone” – zapisali członkowie gminnej komisji rewizyjnej, którzy wybrali się z wizytacją. Jako że wójt wciąż poganiał kościelnych, a jakoś nie palił się, żeby sypać groszem, obrażeni przedstawiciele Caritasu w końcu nieruchomość gminie... oddali. Nie udało się również fundacji Brata Alberta zaadaptować – zgodnie z umową zawartą ze zgierskim magistratem – zabytkowego domu tkacza (notabene: 3 lata temu odnowiony został za unijne pieniądze). Miał tam powstać dom dziennego pobytu dla osób niepełnosprawnych. Ale nie powstał, bo fundacji nie wystarczyło funduszy na zaadaptowanie wnętrza budynku, a magistrat nie czuł się w obowiązku, aby do bezpłatnego 10-letniego użyczenia dokładać jeszcze środki na remont. O jakiejś dotacji przebogatej łódzkiej kurii czy Caritasu nie było nawet mowy, bo dom nie przynosiłby dochodu. Nieruchomością nie zajmowała się fundacja, więc zrobili to wandale. Pomazali elewacje, zniszczyli okna. W takim stanie budynek wrócił do miejskich zasobów. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
8
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Drogi donikąd Według rodzimych biurokratów stan dróg w Polsce nie odbiega znacząco od średniej unijnej. Niestety statystyki policji oraz Eurostatu psują ich dobre samopoczucie. Okazało się bowiem, że bijemy wszystkie unijne rekordy, jeżeli chodzi o liczbę drogowych katastrof. W latach 2000–2010 statystki policyjne odnotowały 505 508 wypadków drogowych, w których zginęło 55 tysięcy osób (14 procent ofiar wypadków w całej UE). Wypadki kosztują nas rocznie 2,5 procent PKB. W 2010 roku była to kwota ponad 30 miliardów złotych: to między innymi koszty leczenia i rehabilitacji rannych, koszty pracy służb ratunkowych i policji, rent, zasiłków... Czy można ograniczyć skalę wypadków i ich skutki? W wielu państwach UE wdraża się specjalne programy na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowego. Jednym z jego warunków jest rozbudowa tak zwanego transportu intermodalnego. Pod tym pojęciem kryje się przewożenie tirów lub samych kontenerów pociągami. Choć główni zarządzający liniami kolejowymi i siecią dróg podlegają temu samemu ministrowi, to wypracowanie wspólnej oferty przez kolejarzy i drogowców nie było możliwe. Tiry na torach nie niszczą i nie korkują dróg, nie wydzielają spalin. Warto przy tym pamiętać, że dysponujemy jedyną w Europie szerokotorową linią kolejową, która bez potrzeby zamiany
K
wagonów i lokomotyw zapewnia połączenie niemal z całym obszarem Federacji Rosyjskiej i Ukrainy. Naszym zdaniem jedną z przyczyn niewdrożenia projektu była rotacja na stanowiskach ministrów. Cezary Grabarczyk jest pierwszym od 10 lat pełnokadencyjnym szefem resortu, jednak dopiero pod koniec urzędowania, i to nie bez problemów, udało mu się wdrożyć jasny system poboru opłat za korzystanie z dróg
tylko nadmiernie niszczą drogi, ale stwarzają śmiertelne zagrożenie dla innych uczestników ruchu. Prawo zabrania wprawdzie jazdy przeciążonym tirom, ale jest to regulacja martwa. Jedno z nielicznych miast, gdzie ów problem jest traktowany serio, to Rzeszów. Jego prezydent zainwestował w system elektronicznych wag, co bardzo szybko przeniosło się na wzrost bezpieczeństwa ruchu.
Polska bije unijne rekordy w liczbie wypadków drogowych i liczbie rządowych agend zajmujących się drogami. przez samochody ciężarowe i autokary. System opiera się na zasadzie: jedziesz wybraną dobrą drogą, to za nią płacisz. Okazało się jednak, że nawet powierzenie systemu dużej sprawdzonej zagranicznej firmie nie oznacza sukcesu. Program komputerowej rejestracji pojazdów zawieszał się, pod punktami wydawania czytników ustawiały się gigantyczne kolejki, na wielu odcinkach dróg objętych opłatami nie założono jeszcze elektronicznych bramek itp. Zabrakło także woli zbudowania ogólnopolskiego systemu ważenia tirów. Przeładowane pojazdy nie
andydaci na posłów mają życzenie zasiąść w ławach sejmowych, więc życzenia rozsyłają elektoratowi na prawo i lewo. Intencje są tak szczere jak wyborcze obietnice. Znowelizowany kodeks wyborczy zabrał komitetom możliwość reklamowania swoich kandydatów w radiowych i telewizyjnych spotach. W zamian mamy rozkręcający się z każdym miesiącem koncert życzeń. Pierwszą dobrą okazją do zaistnienia w świadomości wyborców były wielkanocne święta. Skorzystał z tego m.in. Arkadiusz Mularczyk (PiS). Pan poseł na Sejm RP za biurkiem, a w tle życzenia zdrowych i spokojnych świąt – tej treści plakaty przyozdobiły ulice w Nowym Sączu. Chociaż Mularczyk zaprzeczał, jakoby inicjował kampanię wyborczą, przyznał, że chciał skorzystać z najlepszej metody dotarcia do mieszkańców. Dobra kampania to połowa sukcesu, szczególnie gdy nie trzeba na nią wydawać partyjnych pieniędzy. A doskonały sposób, żeby się wypromować za publiczne, to wykorzystanie zajmowanego jeszcze stołka. Zbigniew Włodkowski – podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji i jeden z czołowych działaczy PSL – nie przepuścił sposobności i z okazji Wielkanocy postanowił przypomnieć o swojej skromnej osobie. Wesołego
Wiceminister od autostrad Radosław Stępień
Alleluja posłał pocztą m.in. sołtysom. „Alleluja dziś śpiewajmy, Bogu cześć i chwałę dajmy, bo zmartwychwstał nasz Zbawiciel, tego świata odkupiciel” – zachęcał pan minister, nie troszcząc się specjalnie o światopogląd odbiorców swej korespondencji. Ponieważ ta życzeniowa agitacja odbyła się na koszt podatnika, postanowiliśmy poznać stanowisko pana ministra, którego zapytaliśmy między
Za ogólnopolskie fiasko koordynacji wdrażania systemu opłat oraz za opieszałe wprowadzanie wag odpowiada wiceminister Radosław Stępień. Według naszych informatorów ten uzdolniony prawnik jest dobrym negocjatorem, ale zupełnie nie radzi sobie z typowo urzędniczymi obowiązkami. Tropem potwierdzającym tę opinię jest sytuacja organizacyjna Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Od 4 lat Ministerstwo Infrastruktury próbuje bezskutecznie wybrać jej szefa. Konkursy na to stanowisko koordynował właśnie Stępień, który jeszcze jako szef gabinetu politycznego ministra infrastruktury nie zapobiegł rozproszeniu środków na budowę dróg. Zajmuje się tym trzech wiceministrów, którzy na dodatek część swoich planów muszą uzgadniać z ministrem spraw wewnętrznych i administracji. Szef MSWiA ma bowiem od 3 lat własny program remontów i budowy dróg lokalnych, a to pogłębia chaos w drogownictwie. Nikt nie jest też w stanie doprowadzić do tego, aby z dróg zniknęły samochody, które już dawno powinny pójść na złom. Są ich tysiące,
w gminach, które odwiedzał, biorąc udział w różnego rodzaju wydarzeniach oświatowych. Sołtysi są reprezentantami społeczności lokalnej skupionej najczęściej wokół szkoły, która, szczególnie na wsi, jest miejscem spotkań integrujących mieszkańców (rodziców, dziadków uczniów czy ich rodzin). Tradycyjnie, życzenia wysyłane są do wielu instytucji, w tym lokalnych samorządów. Są często podziękowaniem
Poseł ci pożyczy innymi o to, ile takich przesyłek rozesłał bez wniesienia opłaty pocztowej, czy ich odbiorcami byli także urzędnicy samorządowi oraz sołtysi z innych regionów Polski niż ten, z którego startował w wyborach do Sejmu w 2007 r., a później do Sejmiku Województwa Mazurskiego (2010 r.). „Przesyłanie życzeń okolicznościowych jest dobrym obyczajem każdej instytucji, stąd Ministerstwo Edukacji Narodowej nie jest tu odosobnione. Zwyczajem lat poprzednich ministrowie wysyłali życzenia z okazji różnego rodzaju świąt, w tym religijnych. W tym roku Podsekretarz Stanu Zbigniew Włodkowski wysłał życzenia m.in. do sołtysów z miejscowości
za życzenia już otrzymane. Jednocześnie przekazywane są nie tylko do samorządów czy też instytucji znajdujących się wyłącznie na terenie jednego województwa. Światopogląd czy wyznanie adresatów jest sprawą bardzo indywidualną, stąd też nie ma zwyczaju zasięgania tego typu informacji” – zaraportowało biuro prasowe resortu edukacji. No a później przyszedł maj i maturzystom (czyt. młodym wyborcom) powodzenia życzył wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak wraz z resztą Polskiego Stronnictwa Ludowego. „Życzę sukcesu i szczęścia na maturze i w życiu” – tak spod szkolnej tablicy z napisem „Matura 2011” głosił
bo nie działa zcentralizowany system badań samochodów. Naszym zdaniem katastrofalnych perturbacji na budowie centralnego odcinka autostrady A2 można było uniknąć. Rzecz w tym, że przyjęty przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad plan jego budowy przypominał realizację obwodnicy Ropczyc – niewielkiej inwestycji wartej nieco ponad 167 milionów złotych. Dyrekcja zamówiła ją wiosną 2008 roku, mimo że nie miała w budżecie odpowiednich środków i dodatkowo nie sprawdziła dokładnie kondycji finansowej wykonawcy oraz tego, czy dysponuje on niezbędną kadrą i specjalistycznym sprzętem. Zrezygnowała także z żądania wpłaty przez niego pełnego zabezpieczenia. Zdaniem naszych rozmówców z branży takie zachowanie to zaproszenie do ubiegania się o zyskowne państwowe zamówienia drogowe firm liczących na to, że wynajmą gdzieś polskich podwykonawców. Braki w doświadczeniu wykonawcy i chaos na budowie doprowadził do opóźnienia oddania obwodnicy do użytku. Zamiast 31 grudnia 2009 roku stało się to 10 listopada 2010 roku. Podwykonawcy wielokrotnie nie dostawali zapłaty, a ich faktury – z obawy, że zejdą z placu budowy – opłacała bezpośrednio Generalna Dyrekcja. Niemal taki sam scenariusz powtórzył się na odcinku centralnym A2. Dziwi nas brak reakcji na ropczycką wpadkę Generalnej Dyrekcji nadzorującego ją wiceministra Radosława Stępnia. A może nic o niej nie wiedział lub miał na głowie ważniejsze sprawy? Bo w to, że mógł świadomie ją zlekceważyć, nie chce nam się wierzyć. (mc)
wicepremier. Spoty pokazywano m.in. w telewizji publicznej, a ich prawdziwy przekaz brzmiał do bólu agitacyjnie: „Polskie Stronnictwo Ludowe – człowiek i praca”... Przyszli kandydaci nie odpuszczają nawet w wakacje. Na Kielecczyźnie do Sejmu kandyduje cała wierchuszka województwa. Jest więc wojewoda i wicewojewoda, marszałek, przewodniczący sejmiku, nawet kurator (PSL) i wicekurator (PO) oświaty. Ten ostatni – Lucjan Pietrzczyk – na telebimach ustawionych w Kielcach życzy mieszkańcom słonecznego lata. Robi to – jak twierdzi – z dobrego serca. Z kolei bezpiecznych wakacji życzy wszystkim Adam Stoksik, kandydat do Sejmu z PSL, obecnie dyrektor biura europosła Czesława Siekierskiego. Życzy oczywiście z billboardów rozstawionych w Świętokrzyskiem: „Woda – uczmy dzieci pływać, dajmy dobry przykład zachowania nad rzeką, jeziorem, nie przeceniajmy swoich umiejętności” – czytamy na plakacie, z którego spoziera sam Stoksik. Pan kandydat utrzymuje, że nie prowadzi kampanii, a jedynie troszczy się o bliźniego: „Jeśli dzięki tej akcji uda się uratować choć jedno życie, będzie to sukces” – mówi. Że wyborczy – nie dodaje. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
oPiS kłamstwa Kaczyńskiemu i jego ekipie brzydko pachnie z buzi. To efekt odżywiania się gównem. Po raporcie z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, którego drugiej części nawet prezydent Lech Kaczyński nie opublikował, tłumacząc, że autorowi mieszają się fakty z dowolnymi interpretacjami, Antoni Macierewicz znowu chwycił za pióro. Dzieło nosi tym razem tytuł „Biała księga smoleńskiej tragedii”, a twórca z właściwą sobie swobodą wciąż demaskuje, oskarża i osądza... Ludzie znający się na rzeczy odmawiają jakiejkolwiek dyskusji z bredniami („To, co przedstawił Macierewicz, jest stekiem bzdur i manipulacji” – ucina płk Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych), ale PiS zażarcie broni „pisarza”, odwołując się do jego dorobku: „Pamiętam po opublikowaniu pierwszej części raportu WSI bardzo silną falę krytyki i procesy, które były wytaczane. Ale jak ostatnio pytałem Macierewicza, jak wyglądają te procesy, to na osiem sześć wygrał, a dwa się jeszcze toczą. Jak rozumiem nastawienie polskiego wymiaru sądowego, pupilem Macierewicz nie był, a mimo to potrafił obronić swoje racje” – mamił słuchaczy radia TOK FM rzecznik partii Adam Hofman, akcentując, że jego towarzysza „bronią fakty”. Ujawnijmy je zatem... Na łamach wielkonakładowych dzienników ukazują się co jakiś czas płatne ogłoszenia, w których „Minister Obrony Narodowej, działając w imieniu Skarbu Państwa, przeprasza…” określone osoby za „nieuprawnione, krzywdzące i podważające wiarygodność” bądź „bezpodstawne
i sprzeczne z faktami pomówienia” zamieszczone w raporcie z likwidacji WSI. Minister – prawny spadkobierca dokonań Macierewicza na posadzie przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej – wykonuje w ten sposób wyroki bądź ugody sądowe. Musiał już przepraszać (lub wkrótce to uczyni): Jana Sieńkę (były poseł SLD), Jerzego M. Nowakowskiego (ambasador RP na Łotwie), Piotra Nurowskiego (były szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego), Andrzeja Grajewskiego (kierownik działu tygodnika katolickiego „Gość Niedzielny”), Jacka Wojnarowskiego (prezes Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego), Piotra Kuczyńskiego (dziennikarz ekonomiczny), Marcina Krzyszychę (były pracownik Kancelarii Senatu), Wojciecha Pogonowskiego (były dyrektor Oficyny Wydawniczej Wojskowej Akademii Technicznej), Jana Wejcherta i Mariusza Waltera (współtwórcy TVN), Bogusława Zalewskiego (były dyrektor Międzynarodowych Targów Poznańskich), Macieja Ziębę (były konsul RP w Montrealu), Andrzeja Maderę (były prezes Nafty Polskiej) i Jarosława Szczepańskiego (były szef sejmowego biura prasowego). Do tej pory przeprosiny te kosztowały podatników ponad 320 tys. zł (218 tys. zł – ogłoszenia, 85 tys. zł – odszkodowania, 18,5 tys. zł – koszty procesowe), a będzie więcej, bo 15 postępowań jest w toku, zaś kilkanaście osób jeszcze się waha, czy warto tracić czas i nerwy (dotychczasowe procesy trwały średnio 3–4 lata) na egzekwowanie sprawiedliwości od państwa, skoro bezpośredniego sprawcy, czyli Antoniego M., nie można dopaść z powodów kruczków prawnych, o których za chwilę... Przegrane przez MON procesy obnażyły stosowane przez Macierewicza triki: ~ Sprawa Pogonowskiego – w uzasadnieniu wyroku warszawski sąd okręgowy stwierdził, że zawarte
w raporcie informacje na jego temat to „nawet nie pół prawdy”; ~ Wyszło na jaw, że w 7 zdaniach raportu udało mu się zmieścić 11 kłamstw o Kuczyńskim; ~ Z uzasadnienia wyroku dotyczącego Zalewskiego dowiadujemy się, że świadek Macierewicz próbował zaczarować rzeczywistość „argumentem, że istnieją jakieś akta, ale nie można ich przedstawić, bo są objęte tajemnicą”. Kilkanaście pomówionych w raporcie osób usiłowało wytoczyć Macierewiczowi sprawy karne (z oskarżenia prywatnego), ale sądy konsekwentnie je umarzały. Powód? „Działań przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej nie można uznać za bezprawne, ponieważ sporządzenie i publikacja raportu było działaniem na podstawie ustawy” – ten motyw oraz stwierdzenie, że oskarżyciel „nie wykazał, iż autor dokumentu urzędowego, jakim był raport, wykroczył poza swe ustawowe kompetencje przy jego tworzeniu”, przewijały się we wszystkich postanowieniach o umorzeniu.
Innymi słowy: nie można go dzisiaj skazać za łgarstwa, skoro wytworzył je legalnie jako szef komisji, a ludzie nimi dotknięci nie potrafią wykazać, że nie są wielbłądami. – Nie potrafią, bo nie mają szans! Żeby doprowadzić do skazania Macierewicza w procesie karnym, oskarżyciel musi wykazać fałsz zawartych w raporcie twierdzeń lub sugestii oraz to, że przewodniczący komisji świadomie podpisał się pod nieprawdą. Podobnie zresztą w postępowaniu cywilnym, gdzie pozwany cieszy się „domniemaniem prawdziwości dokumentu urzędowego”, a powód ma sam udowodnić, że nie był dajmy na to szpiegiem. Bez dostępu do tajnych akt rzecz niemożliwa – zauważa emerytowany oficer WSI. „Skuteczne przeprowadzenie prawidłowego postępowania cywilnego w sprawie o ochronę dóbr osobistych, w którym większość materiałów archiwalnych i operacyjnych WSI nie może zostać zbadanych, jest wysoce utrudnione, o ile nie całkiem niemożliwe” – alarmował w marcu 2008 roku rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski. Niektórzy próbowali dosięgnąć Macierewicza już nie za sam raport, lecz za późniejsze wystąpienia w mediach. Okazało się jednak, że nie tędy droga. „W wywiadzie przedstawiono treść raportu sporządzonego przez Komisję, której przewodniczącym pozostawał oskarżony. Bez względu na sposób i miejsce prezentacji opinii publicznej dokumentu urzędowego (...) osoba przedstawiająca ten dokument nie może być sprawcą przestępstwa [pomówienia], o ile nie wykracza w swej wypowiedzi poza ramy prezentowanego aktu” – wyjaśnił sąd, umarzając postępowanie zainicjowane przez Waltera i Wejcherta. Bardzo bliski sukcesu był Grajewski, ale po 3 latach procesu wytoczonego Macierewiczowi za wypowiedź, że typował dziennikarzy do werbunku, sprawę umorzono. „Na ostatniej rozprawie, kiedy dla uczestników postępowania było jasne, że wyrok będzie dla mnie korzystny, Macierewicz zasłonił się immunitetem poselskim, uniemożliwiając sądowi rozstrzygnięcie sprawy” – ujawnia Grajewski, tłumacząc, że zdecydował się wówczas zawlec do sądu MON, ponieważ prawo
9
nie dawało mu już żadnej innej możliwości obrony dobrego imienia. A co na to nasz bohater? „Wszystkie procesy wytaczane mi w związku z Raportem WSI zostały przeze mnie wygrane lub toczą się jeszcze bez ostatecznego rozstrzygnięcia. Zobowiązania płacone przez Ministra Obrony Narodowej są konsekwencją jego decyzji zawarcia ugody ze skarżącymi i przegranie procesów wobec najczęściej tych samych osób, których skargi przeciwko mnie zostały przez sąd odrzucone” – napisał w specjalnym oświadczeniu. Po raz kolejny minął się z prawdą. Nie wygrał żadnego procesu, lecz tylko uratował skórę, bo cała odpowiedzialność za jego wyczyny spadła na MON. Tak wyglądają fakty, które mają go rzekomo bronić. ~ ~ ~ Macierewicz nie jest ewenementem, bowiem skutecznie dorównuje mu kilku innych dygnitarzy partyjnych. Przykładowo: ~ Po odwołaniu z funkcji szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński (obecnie członek ścisłego kierownictwa PiS) zwołał 27 października 2009 roku konferencję prasową, podczas której popisywał się przed dziennikarzami wiedzą, że za nieudaną prywatyzacją stoczni w Gdyni i Szczecinie stoi współpracujący z terrorystami handlarz bronią Abdul Rahman El Assir. Przed miesiącem Kamiński dyskretnie przyznał się do oszczerstwa, zawierając z pełnomocnikiem Libańczyka ugodę sądową. Z jej treści dowiadujemy się, że czerpał swoje rewelacje z prasy i wyraża głębokie ubolewanie za bezpodstawne przypisania El Assirowi powiązań z Hezbollahem oraz konszachtów z Al-Kaidą; ~ 23 sierpnia 2007 roku Kamiński – na konferencji prasowej wspólnej z ówczesnym ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą – oskarżał zatrzymanego dzień wcześniej szanowanego neurochirurga gen. bryg. prof. Jana Podgórskiego z Centralnego Szpitala Klinicznego MON, że za łapówki „organizował najgroźniejszym przestępcom w Polsce dokumentację medyczną”. Po 4 latach profesor został całkowicie oczyszczony z zarzutów, ale przeprosin od oszczerców jakoś nie słychać. W międzyczasie sąd zmusił Ziobrę do odszczekania pamiętnych słów „już nikt nigdy przez tego pana (kardiochirurga Mirosława Garlickiego – dop. red.) życia pozbawiony nie będzie”. Przykład dał im prezes Jarosław Kaczyński, który pod względem liczby przegranych procesów za rozmaite kłamstwa i pomówienia (m.in. Bronisława Komorowskiego, SLD, Lecha Wałęsę i Mieczysława Wachowskiego, koncern ITI, Aleksandra Gudzowatego, Ludwika Dorna) jawi się jako zgniły recydywista... ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
BEZ DOGMATÓW
1
3
2
Smród i ubóstwo Zajrzeliśmy za kulisy teatru działań wojennych. A tam... aż wstyd pisać. W podziale sojuszniczych obowiązków Polska odpowiada w Afganistanie za prowincję (odpowiednik województwa) Ghazni. Na jej obszarze nasz kontyngent wojskowy rozmieszczono w pięciu bazach: Ghazni, Warrior, Giro, Vulcan i Qarabagh. Giro, położone najbliżej granicy z Pakistanem, jest najmniejszą z nich, a zarazem najbardziej niebezpieczną. W ramach IX Zmiany PKW stacjonuje tam obecnie kilkudziesięciu żołnierzy z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, dowodzonych przez kpt. Pawła Szczyszka. O Giro (fot. 1) było niedawno głośno, bo właśnie tu pełnił
służbę st. kpr. Jarosław Maćkowiak, który 2 czerwca odniósł ciężkie rany w potyczce z talibami i – mimo błyskawicznego przewiezienia do szpitala polowego – stał się 27 polską ofiarą „misji pokojowej”. Choć wizytujący Afganistan dygnitarze z Warszawy unikają Giro jak ognia, we wrześniu 2009 roku zdarzyło się, że bazę odwiedził szef resortu obrony narodowej Bogdan Klich. Jak zwykle w takich sytuacjach bywa, z zatroskaną miną wysłuchał narzekań na spartańskie warunki życia i pracy żołnierzy oraz obiecał radykalną poprawę, chętnie pozował do zdjęć, spotkał się z afgańskimi policjantami (fot. 2), a następnie „wziął udział w krótkim patrolu w rejonie bazy”, by po szczęśliwym z niego powrocie wyrazić „zadowolenie z rozwoju sytuacji”. Tak donosiła wojskowa propaganda. Miał szczęście, że nie zjadł wcześniej czegoś niestrawnego...
Żołnierz nawet na wojnie musi czasem zrobić kupę. W Giro służy do tego zbudowana ze sklejki czterostanowiskowa latryna, zwana przez wdzięcznych wojaków TOY-Klichem. Procedura polega na tym, że kuca się nad przeciętymi na pół beczkami, zaś cały urobek jest dwa razy na dobę (rano i wieczorem) utylizowany poprzez spalenie (fot. 3). Ot, tak po prostu: dyżurni odstawiają beczki pod płot tej minibazy, nalewają do nich ropę naftową i puszczają gówno z dymem, który ma tę właściwość, że przenika przez najmniejsze szparki... – Nawet prymitywna kanalizacja załatwiłaby sprawę, ale podobno nie ma na nią pieniędzy. Najgorzej jest w dni bezwietrzne, bo wszędzie rozchodzi się smród nie do opisania. Amerykanie omijają Giro
4 niczym zarazę i wpadają tylko wtedy, gdy już muszą – opowiada jeden z żołnierzy. Z sikaniem jest o wiele prościej, bo nasi dzielni „misjonarze” dysponują na ogół celnym okiem i trafiają bez pudła do rur wbitych głęboko w ziemię (fot. 4). Pewien kłopot sprawiają one jednak paniom wchodzącym w skład kontyngentu... – Mamy poważne problemy z wodą. Przy awarii lokalnego ujęcia, a zdarza się to dosyć często,
baza zaopatrywana jest z powietrza w wodę butelkowaną. Obcięte wówczas racje wystarczają jedynie na zaspokojenie pragnienia. O porządnym umyciu się, że już nie wspomnę o przepierce ciuchów, trzeba oczywiście zapomnieć – dodaje nasz rozmówca. „Dajemy radę i naprawdę nic oprócz naszych bliskich nam tu nie brakuje” – czytamy na oficjalnej stronie internetowej kontyngentu... ANNA TARCZYŃSKA
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Izba leniwsza parlamentu Jana Pawła II. Co ciekawe, inicjatorzy tej akcji wywodzili się z Klubu Sojuszu Lewicy Demokratycznej... „Papież” odwdzięczył się im w ten sposób, że w następnych dwóch wyborach Sojusz nie zdobył ani jednego senackiego mandatu. Ale tę „patriotyczną” misję kontynuowali reprezentanci PiS i PO. To ich głosami jesienią 2006 roku przyjęto ustawę, która zalegalizowała praktykę dotowania przez samorządy województw remontów kościelnych zabytków. Pół roku później senatorowie pod kierunkiem adwokata
Projekt skrajnie restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej, walka z gejami i lesbijkami oraz nakaz czczenia świętych i błogosławionych Kościoła watykańskiego – oto 22-letnie dokonania polskiego Senatu. Kosztowały nas one 2 miliardy sześćset milionów złotych. Senat przedstawiany jest jako izba refleksji i rozwagi. Liczne przywileje (wysokie uposażenie, bezpłatne przejazdy, biura i limuzyny) senatorowie zawdzięczają Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. To on znalazł wczesną wiosną 1989 roku sposób na wyjście z impasu, w jakim znalazły się rozmowy okrągłego stołu. Opozycja szybko zgodziła się na jego pomysł powołania drugiej izby parlamentu, wybieranej w całkowicie wolnych wyborach większościowych. O tym, że powołanie wyższej izby parlamentu było kuriozalną pomyłką, Polacy mogli się przekonać już 4 lipca 1989 roku. Setka senatorów przez półtora dnia debatowała, jak mają się... przedstawiać. Propozycje były cztery: pierwsza – tylko imię i nazwisko, druga – imię i nazwisko poprzedzone zwrotem „senator ziemi...”, trzecia – „senator (imię i nazwisko) województwa...”, a czwarta – imię i nazwisko poprzedzone tylko tytułem „senator”. Do dnia dzisiejszego, ku „rozpaczy” rodaków, nie udało się tego problemu rozstrzygnąć... Za to senatorowie już jesienią 1990 roku mieli gotowy projekt konstytucji wprowadzający reżim państwa wyznaniowego – zaplanowali m.in. uprzywilejowanie prawne hierarchii i wiernych Kościoła katolickiego. Całość władzy w państwie miała być skoncentrowana w rękach prezydenta, który mógłby w dowolnej chwili rozwiązać parlament. To nie wszystko: senatorowie zaproponowali Sejmowi przyjęcie ustawy legalizującej wprowadzenie latem 1990 roku katechezy do szkół publicznych jako przedmiotu obowiązkowego! Także na maturze. Posłowie po długich bojach – głosami nieformalnej koalicji formacji lewicowych i liberalnej części Unii Demokratycznej – odrzucili co bardziej poronione propozycje senatorów. Nie powstrzymało to jednak przedstawicieli izby wyższej przed złożeniem projektu całkowitego zakazu badań prenatalnych i przerywania ciąży, który szczęśliwie okazał się zbyt radykalny nawet dla betonowych polityków formującego się na początku lat 90. XX wieku Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego.
Członkowie izby refleksji chcieli także wprowadzić, i to już w 1990 roku, radykalną wersję ustawy lustracyjnej i dekomunizacyjnej. Zakładała ona między innymi zakaz zatrudniania byłych aktywistów
PZPR i pracowników byłej SB na wyższych uczelniach, na stanowiskach kierowniczych oraz w mediach. Te i podobne inicjatywy posłowie odrzucili. Jednak niektóre dla świętego spokoju zaakceptowali. Na przykład dwa buble legislacyjne przygotowane przez senatorów I kadencji. Pierwszym była ustawa, na mocy której hurtowo rehabilitowano członków tak zwanego zbrojnego podziemia niepodległościowego i wypłacano im wysokie odszkodowania. Drugim była zmiana prawa spółdzielczego – ustawowo zlikwidowano niezależne centralne branżowe związki spółdzielcze, a państwo przejęło ich własność. Senatorowie następnych kadencji tradycyjnie wnosili do Sejmu projekty ustaw budzące kontrowersje. W 1992 roku chcieli, aby posłowie przyjęli drugą, jeszcze bardziej restrykcyjną, wersję ustawy lustracyjno-dekomunizacyjnej. Zaproponowali także unieważnienie wszelkich amnestii i abolicji, które w latach 1946–1989 ogłosiły władze Polski Ludowej. Wiosną 1998 roku senatorowie poszli na całość i przyjęli uchwałę, w której wezwali posłów, rząd Jerzego Buzka i ówczesnego prezydenta
Aleksandra Kwaśniewskiego do unieważnienia literalnie wszelkich aktów prawnych wydanych w latach 1944–1989. Gdyby do tego doszło (a o mało tak się nie stało!), wdrożenie pomysłu senatorów oznaczałoby konieczność natychmiastowej wypłaty gigantycznych odszkodowań Niemcom przesiedlonym z Ziem Zachodnich i Północnych, bo swoją moc traciły automatycznie dekrety o przejęciu majątków poniemieckich. Konieczne byłoby także przygotowanie, i to w trybie pilnym, nowych traktatów granicznych z Rosją, Czechami i Słowacją, gdyż przebieg granic wyznaczały umowy międzynarodowe, które też podlegałyby uchyleniu. Chcąc poprawić swój nieco nadszarpnięty wizerunek, senatorowie zaproponowali nadanie statusu kombatanta wszystkim uczestnikom zamieszek na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. I tu posłowie niemal jednogłośnie zaakceptowali ten pomysł. Podobnie zresztą jak przygotowany późną wiosną 2005 roku projekt ustawy o ustanowieniu dnia 16 października Dniem Papieża
Piotra Łukasza Andrzejewskiego przygotowali projekt dekomunizacji, na mocy którego członkowie centralnych, wojewódzkich, gminnych i zakładowych władz PZPR oraz funkcjonariusze byłej SB nie mogli pełnić wielu funkcji (np. ministra, członka rady nadzorczej lub zarządu spółki skarbu państwa) oraz pracować w administracji rządowej i samorządowej. Projekt upadł w wyniku skrócenia kadencji parlamentu po tak zwanej aferze gruntowej, lecz niewykluczone, że odżyje. Udało się za to senatorom przyjąć antyrosyjską uchwałę w sprawie Katynia, oddać cześć Solidarności Rolniczej, a także uznać wszystkich protestujących w Poznaniu w 1956 roku i Radomiu w czerwcu 1976 roku za bohaterów narodowych. Wiosną 2007 roku Senat polecił CBA, by zwróciło uwagę na majątki działaczy lewicy. Jakby tego było mało, senatorowie jednogłośnie poprosili władze o wzmocnienie roli księży katechetów w szkołach. Bez tego bowiem nie ma ich zdaniem szans na wychowanie populacji godnej miana „pokolenia Jana Pawła II”. Członkowie PO, którzy po wyborach w 2007 roku przejęli władzę w Senacie, nie
11
chcieli być gorsi i w ciągu niecałych czterech lat uznali za pilne przemianowanie święta 1 maja na Dzień Beatyfikacji Ojca Świętego Jana Pawła II i zakazanie do 2014 roku zamrażania ludzkich zarodków. Chcą także, aby samorządy pilnie zmieniły nazwy tych wszystkich ulic, placów, szkół, przedszkoli i podobnych placówek, które kojarzą się z przedwojenną i powojenną lewicą. Zdaniem senatorów młodzież ma obowiązek poznać życiorysy i oddawać cześć (np. na apelach szkolnych itp.) wielkim Polakom: Romanowi Dmowskiemu, dwóm zakonnikom – o. Maksymilianowi Marii Kolbemu (franciszkanin) i o. Stanisławowi Papczyńskiemu (założyciel Zgromadzenia Marianów) – oraz świętemu arcybiskupowi lwowskiemu Józefowi Bilczewskiemu. Ten ostatni wsławił się budowaniem na masową skalę świątyń przed I wojną światową oraz tuż po niej. Senatorowie PiS i większość reprezentantów Platformy postanowili też bronić polskiej rodziny przed zamachem ze strony środowisk homoseksualnych. I dlatego robią wszystko, aby uniemożliwić gejom i lesbijkom prowadzenie domów dziecka oraz wykonywanie zadań rodzin zastępczych. Posłowie na razie (?) te kuriozalne propozycje odrzucili. Podobny los spotkał pakiet senackich zmian w ustawie Prawo międzynarodowe prywatne, traktujących zawarte za granicą związki partnerskie za nieistniejące. Wobec takiego obrotu spraw senatorowie RP poinformowali eurodeputowanych, pracowników Komisji Europejskiej oraz parlamentarzystów z 26 państw UE, że stawiają veto wobec unijnego rozporządzenie o zasadach uznawania spraw majątkowych związków partnerskich. W ramach opieki nad Polonią Senat przez 22 lata finansował rozbudowę katolickich parafii misyjnych ze szczególnym uwzględnieniem terenów byłego ZSRR. Na przykład w 2011 roku franciszkanie z Krakowa otrzymali ponad milion złotych na odbudowę swojego klasztoru w Bołszowcach na Ukrainie (w 2010 roku zakonnicy otrzymali na ten sam cel 900 tysięcy złotych); za pośrednictwem Stowarzyszenia Wspólnota Polska katolicka szkoła w Wilnie dostała ponad 11 milionów złotych, a ZHR – w kilku transzach – ponad pół miliona złotych na katolickie kolonie dla młodych Polaków z Ukrainy. Takich przykładów są setki. Szkoda, że jakoś w niepamięć odeszły popularne jeszcze nie tak dawno pomysły lewicy i liberałów dotyczące likwidacji Senatu. O tyle szkoda, że przez 22 lata ta banda szkodników i darmozjadów kosztowała nas całe 2 miliardy 600 milionów złotych... I dużo, dużo nerwów. MiC
12
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
BEZ DOGMATÓW
Na uniwersytecie w Białymstoku została obroniona na 5! praca magisterska inspirowana artykułami publikowanymi w „Faktach i Mitach” oraz audycjami Radia „FiM”. Krzysztof Tyszka – czytelnik, a nawet entuzjasta „Faktów i Mitów” – napisał pod kierunkiem profesora Waltera Żelaznego pracę pt. „Mowa nienawiści po katastrofie smoleńskiej w »Naszym Dzienniku« i »Gazecie Polskiej«”. W liście do redakcji opisał to tak: Drogi Jonaszu. Jestem 24-latkiem, który czyta Was od dwóch lat. „Fakty i Mity” stały się moim drogowskazem na życiowym zakręcie (…). Po jakimś czasie zacząłem uświadamiać sobie, że to wszystko, w co do tej pory musiałem (tak, musiałem!) wierzyć, okazało się iluzją i jakąś fikcją! (…) byłem zagubiony. Bóg i kościół – do tej pory bardzo ważne wartości w moim życiu – stawały się obce i niezrozumiałe. Nie mogłem pojąć, dlaczego przestaję wierzyć w jakąś Boską moc, a „mój” kościół staje się moim wrogiem, odrzuca mnie i to, kim jestem (…). To dzięki Wam na nowo ukształtował się mój światopogląd. Przeżyłem z Wami swojego rodzaju „oczyszczenie duchowe”. Taki chrzest antyklerykalny. Za to jestem serdecznie wdzięczny (…). Tytuł mojej pracy dyplomowej to: „Mowa nienawiści po katastrofie smoleńskiej w »Naszym Dzienniku« i »Gazecie Polskiej«„. Długo nie mogłem się zdecydować, o czym chciałbym napisać. Inspiracją do tego tematu, nie ukrywam, stały się cotygodniowe audycje w Radiu „FiM” pod tytułem „Katoprasówka”. Za nie również jestem bardzo wdzięczny. Gdyby nie te audycje, prawdopodobnie napisałbym jakiś temacik dawno oklepany, na zasadzie „kopiuj-wklej”. A teraz ad rem... Sporo czytam, może nawet zbyt sporo, więc jako czytelnik jestem pewnie ciut zblazowany, a na pewno bardzo wymagający. Jako recenzent bywam wręcz okrutny. Z tym większą więc przyjemnością muszę stwierdzić, że dawno nie czytałem czegoś równie zajmującego, jak praca Krzyśka. Niby wszystko jest w niej oczywiste i nie ma niczego, o czym i my, dziennikarze, i Wy, Czytelnicy „FiM”, nie wiedzielibyśmy, a jednak... A jednak cały materiał pozbierany do kupy i starannie usystematyzowany robi piorunujące wrażenie. I jeszcze bardziej przygnębiające... Bo to nie tylko posegregowanie licznych przykładów frazeologii gazet „Prawdziwych Polaków”. To także, a może przede wszystkim, praca o kondycji moralnej nas jako narodu. Niektórych z nas.
Krzysztof pisze: Mowa nienawiści może być porównywana do języka propagandy używanego jeszcze przed 1989 rokiem (…). Można zaobserwować, że język nienawiści w prawicowej prasie czerpie z języka PRL-u i języka przedwojennej endecji; używanie tego języka, niegdyś zarezerwowane dla władz, dziś występuje powszechnie. Ci, którzy nim mówią, wywodzą się przede wszystkim, choć nie tylko, z kręgów narodowo-katolickich. Można ich uznać nie tylko za przekonanych użytkowników, ale nawet gorliwych wyznawców. Żyją oni w świecie, którego integralną częścią jest język propagandy.
(...) Mowa nienawiści łączy w sobie również funkcję perswazyjną i nakłaniającą. Wszyscy, którzy jej używają, piszą bądź mówią po to, aby nakłonić czytelnika/słuchacza, żeby myślał, czuł, postępował tak jak autor tekstu. Trudno nie ulec sztuczkom, które działają na podświadomość odbiorcy. Oczywiście, aby osiągnąć zamierzony efekt, posługujący się mową nienawiści – (...) szczególnie w tekstach „Naszego Dziennika” i „Gazety Polskiej” – często nawiązuje do synonimu słowa Polska. „Ojczyzna”, „Państwo”, „Rzeczpospolita”, „Nasz kraj”. Przeważnie są one wymieniane w kontekście czegoś złego, co dzieje się z krajem (np. w kontekście rozbiorów, braku
Z powyższego wiersza można wyciągnąć kilka wniosków. Po pierwsze – stanowi doskonały przykład mowy nienawiści. Co prawda autor nie wymienia konkretnie z imienia i nazwiska, do kogo wiersz jest adresowany, ale uważny czytelnik „Gazety Polskiej” domyśli się, że chodzi o niektóre media, polityków, szczególnie Platformy Obywatelskiej, czy część społeczeństwa, niepopierającą Lecha Kaczyńskiego. Wiersz ma na celu przypisanie najgorszych cech tym środowiskom i osobom. Pojawiają się zarzuty kłamstwa, braku inteligencji, zaszczucia prezydenta, kpin, niewybrednych żartów czy barku szacunku do symboli narodowych. I to wszystko w jednym,
Mowa nienawiści
Fot. A.Sz.
Autor twierdzi, nie bez racji, że mowa nienawiści eskaluje, bo jest dla jej użytkowników przydatna. Z kilku powodów: Po pierwsze i najbardziej oczywiste – mowa nienawiści jest językiem bardzo prostym, czasami wręcz prostackim; jest czytelna, zrozumiała. Najłatwiej trafia do osób niewykształconych, które zaczynają posługiwać się nią, ponieważ głosi rzeczy oczywiste i zrozumiałe. Po drugie – mowa nienawiści czerpie z języka potocznego, a więc używanego przez wszystkich i najprostszego do napisania. Po trzecie – mowa nienawiści jest doskonała w sytuacjach kryzysowych, podczas emocjonalnych debat, gdzie zdrowy rozsądek schodzi na dalszy plan. W końcu po czwarte – osoby posługujące się mową nienawiści, a także ci, do których ona trafia, nie potrzebują konkretnych dowodów na czyjąś winę. Osoba oczerniona, która została w sposób „odpowiedni” opisana w prasie, staje się automatycznie podejrzaną. Górę biorą insynuacje i podejrzenia, a często oskarżenia. A do czego coś podobnie plugawego przydać się może?:
suwerenności, złego rządzenia przez przeciwników politycznych itd.). Dzięki wartościowaniu zostaje wykreowany pewien kontrastowy obraz polskiej rzeczywistości. Zatem podział na MY – PRAWDZIWI POLACY – i oni – fałszywi, nieprawdziwi, czyli nie-Polacy, a więc ci źli. A przecież taka frazeologia wpływa na świadomość publiczną. Stosuje się przemilczanie informacji niewygodnych, niesprawdzonych, insynuacje, operowanie lękiem, agresją itd. Krzysztof Tyszka jako kwintesencję mowy nienawiści podaje przykład wiersza Marcina Wolskiego, który pojawił się na pierwszej stronie „Gazety Polskiej”: Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni, Będą zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie, Dzisiaj lekko pobledli i trochę strapieni, Jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie! Nie potrzeba łez waszych, komplementów spóźnionych. Waszej czerni, powagi, szkoda słów, niema co, Dzisiaj chcemy zapomnieć wszystkie wasze androny, Wasze żarty i kpiny wylewane przez szkło, Bo poeta pamięta, zapamięta też naród, Wasze jady sączone bez ustanku, dzień w dzień. Bez szacunku dla funkcji, dla symbolu, sztandaru… Karlejecie pętaki, rośnie zaś Jego cień! (...) Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej. Nie potrzeba milczenia mącić fałszu małą nutą. Na kolana łajdaki, sypać popiół na głowę! Dziś możecie go uczcić tylko wstydu minutą!
krótkim wierszu! Jego celem jest zohydzenie, wzbudzenie wstrętu wobec „łajdaków”, a z prezydenta Lecha Kaczyńskiego uczynienie męża stanu. Warto zwrócić uwagę na fragmenty: „Jeśli chcecie coś zrobić to przynajmniej milczcie!” – autor powstrzymuje się przed mocniejszym słownictwem, co może sugerować wykrzyknik. W zamyśle „milczcie” może oznaczać: „zamknijcie się!”. O tym, jak ogromna złość i nienawiść do ludzi myślących inaczej płynie z tekstu, niech świadczy jeszcze ten fragment: „Karlejecie pętaki, rośnie zaś Jego cień!”. Wolski odczuwa niebezpieczne podniecenie z faktu, że jego przeciwnicy „karleją”. Przypuszczam, że polski język nienawiści cały czas ewoluuje (...). Po 1989 roku wydawać by się mogło, że mowa nienawiści zniknie. Zginie śmiercią naturalną. Stało się zupełnie inaczej, Zaczęła przekształcać się i przystosowywać do współczesności. Nie zmieniło się tylko jedno – spadek pototalitarnej formy ciąży nad całą niemal komunikacją społeczną w Polsce. Dewastacja języka w Polsce stała się faktem (...). Dlaczego ten język trafia na tak podatny grunt? Czy zmanipulowane społeczeństwo może stanowić poważne
zagrożenie, już nie tylko w tekstach pisanych, ale w bezpośrednich czynach, wobec ludzi myślących inaczej? Należy pamiętać, że mowa szybko reaguje na zmiany społeczne, co oczywiście wpływa na kształtowanie już nie stylu przełomu, który jakoby się dokonał, ale ludzkich postępowań. (...) Dziesiątego kwietnia 2010 r. język polskich mass mediów uległ zmianie. Wcześniej o języku atakującym przeciwnika i pokazującym tylko i wyłącznie prawdę mówiło się „język propagandy”, w powieści Orwella pt. „Rok 1984” użyto pojęcia newspeak, którego polską kalką stało się pojęcie „nowomowy”, która stała się podłożem do języka nienawiści. Obecnie mamy do czynienia z jeszcze inną formą języka – to „język smoleński”. Praca Krzysztofa liczy blisko 100 stron i jest ilustrowana licznymi cytatami – przykładami „mowy nienawiści”. Przykładami, od których włos wszystkim przyzwoitym ludziom jeży się na głowie. To niestety tyleż fascynująca, co przygnębiająca lektura. Jeśli czegokolwiek mi zabrakło w magisterce Krzyśka, to odpowiedzi na wstrętny tekst Wolskiego. Cudownego antidotum na jego plugawą mowę opakowaną w maskujące określenie „poezja”. Bo są wielcy poeci, którzy znajdują przeciwwagę dla plwocin felietonisty „Gazety Polskiej”. Oto Wisława Szymborska w wierszu „Nienawiść” pisze tak: Spójrzcie, jaka wciąż sprawna, jak dobrze się trzyma w naszym stuleciu nienawiść. Jak lekko bierze wysokie przeszkody. Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść. (...) Religia nie religia – byle przyklęknąć na starcie. Ojczyzna nie ojczyzna – byle się zerwać do biegu. Niezła i sprawiedliwość na początek. Potem już pędzi sama. Nienawiść. Nienawiść. Twarz jej wykrzywia grymas ekstazy miłosnej. (...) Zdolna, pojętna, bardzo pracowita. Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni. Ile stronic historii ponumerowała. Ile dywanów z ludzi porozpościerała na ilu placach, stadionach. (...) Jest mistrzynią kontrastu między łoskotem a ciszą, między czerwoną krwią a białym śniegiem. A nade wszystko nigdy jej nie nudzi motyw schludnego oprawcy nad splugawioną ofiarą. Do nowych zadań w każdej chwili gotowa. Jeżeli musi poczekać, poczeka. Mówią, że ślepa. Ślepa? Ma bystre oczy snajpera i śmiało patrzy w przyszłość – ona jedna.
Jeśli ktoś z Państwa jest zainteresowany lekturą całej pracy Krzyśka (do czego bardzo namawiam), to napiszcie do niego na adres:
[email protected]. Obiecał, że odpowie na każdy list i niezwłocznie prześle swoje dzieło w formie elektronicznej. A jeżeli dodatkowo chcecie, by młodzieniec odpoczął sobie na naprawdę zasłużonych wakacjach, to możecie do prośby o przesłanie pliku dołączyć z 10 złotych honorarium autorskiego. Należy się chłopakowi jak mało komu. MAREK SZENBORN
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
13
Ostatni szaniec, czyli... Obrońców krzyża i namiotu oraz zwolenników smoleńskiej teorii spiskowej jest na Krakowskim Przedmieściu coraz mniej. Błagają więc w internecie: „Pomóżcie!”. Nie mogliśmy pozostać nieczuli... Prosimy o zgłaszanie się do pomocy przy trzymaniu namiotu w dniach 4–5 lipca w godz. 11.00–22.00; zgłoszenia można przysyłać na maila: *****@solidarni2010.pl lub telefonicznie, pod numer 535 *****. Czekamy na Was! Na to ogłoszenie trafiłem, sprawdzając, co słychać u moich starych przyjaciół spod krzyża. Piszę „starych przyjaciół”, bo w sierpniu ubiegłego roku własną piersią słynnego krzyża bronić pomagałem, co dokładnie na łamach „FiM opisałem. Wówczas tłum, dziś nędzna, zabiedzona, przemoknięta garstka najprawdziwszych z prawdziwych, solidarnych patriotów. Nie mogłem zostawić ich w potrzebie, zatem rączo pospieszyłem do stolicy wprost na Krakowskie Przedmieście. Trochę z duszą na ramieniu: poznają czy nie poznają. Nie mogli poznać, bo to już zupełnie inni „prawdziwi”. – Skąd jesteś? – zapytali podejrzliwie lokatorzy namiotu. – Z Rzeszowa – dumnie wypiąłem pierś zamaskowaną nabytym wcześniej znaczkiem „Solidarni 2010”. – O, to świetnie! Tylko z Małopolski pochodzą naprawdę bogobojni i uśmiechnięci ludzie. Od razu widać, że jesteś swój. Dla pewności podsunęli mi protest z żądaniem dymisji Tuska. Kiedy podpisałem, stałem się swój jeszcze bardziej. Do tego stopnia, że już po dwóch godzinach wspólnego pod namiotem protestowania zaczęli wtajemniczać mnie w swoją tajną wiedzę i działania...
Namiot cyrkowy
– Widzisz zdjęcie „okrągłego stołu”? Jest na nim napis: „Zdrada!” Myśmy to zrobili, jeszcze nie zauważyli i nie zamalowali – mówi z nieukrywaną dumą ich przywódca Tomasz (na zdjęciu z Coca Colą), postawny czterdziestoletni lokator namiotu, pokazując palcem pobliską wystawę. Wyrażam podziw dla heroizmu i odwagi, więc słyszę o dalszych planach „Solidarnych”: – Teraz będziemy malować wszędzie dwie litery – „NS”, czyli „nieznany sprawca”. Litera N będzie zrobiona jak solidarność. Na witrynach sklepów namalujemy, na ścianach, wszędzie! Tomek jest coraz bardziej wylewny, choć z drugiej strony ostrożny, bo wiadomo: – Wszędzie są ICH agenci... Automatycznie rozglądam się i ja, a on konspiracyjnie ścisza głos: – Wiesz... Ja to z tych najbardziej radykalnych jestem. Nie boję się użyć siły. Raz taki podszedł, pijany trochę. Coś buczał, to rzuciłem go na znicze. Padł jak przecinak w te lampki (śmiech). Potem wrócił z jakąś dziwką, to zaraz oboje leżeli. Ty to jesteś w porządku. Widać od razu. Chodź ze mną, coś ci dam! Poszedłem, choć nie bez kiełkującego strachu, bo już oczami wyobraźni i siebie w tych lampkach
widziałem. Tym bardziej że gość coraz bardziej się rozkręca i oświadcza, że jak mu się ktoś nie podoba, to przyłożyć bardzo lubi. I umie jak mało kto. Wierzę na słowo. – O, tu mam samochód, chodź! Na parkingu stał duży, biały dostawczak (patrz zdjęcie). – To tu na noc chowacie namiot? I macie pewnie drugi w zapasie, jakby psy zabrały? – Za dużo, kurwa, chciałbyś wiedzieć – mówi zaczepnie, więc moja ciekawość natychmiast się ulatnia. Nawet wtedy udaję obojętność, gdy widzę wewnątrz auta prawdziwy magazyn Solidarnych 2010. Flagi, naklejki, parasole, setki gadżetów w pudłach. – Dam ci kilka gazet. To „Biuletyn Informacyjny Solidarnych 2010”. Jego oficjalnie już nie ma. Rozumiesz? Jak cię z nim złapią, to może być prokurator, ale tu jest napisana cała prawda. Przeglądam, udając zaaferowanie, ale widzę powtarzane do znudzenia te same banały w rodzaju: „Polski samolot jest terytorium Rzeczypospolitej. Rząd PO i PSL sprzeniewierzył się polskiej konstytucji, zezwalając, by część naszej Ojczyzny gniła w błotach smoleńskich bagien”. Na innej stronie tekst księdza Łukasza Kachnowicza: „Kiedy patrzę
na Krakowskie Przedmieście w Warszawie, widzę namiot. Namiot jest domem tego, który nie ma stałego domu; tego, który musi być w drodze. Jest to miejsce schronienia przed żywiołami; miejsce, gdzie można znaleźć wytchnienie podczas trudu dnia codziennego. Naród Wybrany w drodze do Ziemi Obiecanej żyje pod namiotami, oczekując w nadziei na to, że w końcu osiądzie w kraju, który uczyni prawdziwie swoim, gdzie będzie mógł wznieść na stałe swój dom ojczysty”. – Piękne. A dlaczego inne media nie piszą prawdy? – pytam naiwnie. – Bo to wszystko nie jest polskie. Już nawet „Rzepa” nie jest polska. Wiesz, że ją sprzedali? Myślę, że to ten kret Ziemkiewicz przyłożył do tego rękę. – Nigdy mu nie ufałam, szczególnie po tym, co napisał o Jarosławie – wtrąca się do rozmowy pilnująca namiotu mocno starszawa niewiasta. – Ziemkiewicz? Ten Ziemkiewicz? Przecież to niemożliwe – przyznaję się do swojej nikczemnie niskiej wiedzy. – A czytałeś jego książkę „Czas wrzeszczących staruszków”? Zobaczysz, co tam napisał. Ja tego nie mogę nawet wymówić. A wydał ją, żeby Michników spłacić i się im przypodobać – stwierdza kobieta i zaczyna podejrzliwie mi się przyglądać:
– A kto ty właściwie jesteś? Po co tyle pytań zadajesz? Gorąco zapewniam, że tylko chcę pomóc, że całą noc tłukłem się pociągiem, bo czytałem, że sprawy „Solidarnych” coraz bardziej kiepsko stoją: – Ogólnie to da się wytrzymać, ale fakt – chętnych mało. Czasem się pośmiejemy, czasem ponudzimy. Jak to w życiu... Mieliśmy nosić namiot całą dobę, potem stanęło, że od 10 do 22. Teraz ciężko się zebrać nawet na tą 10. Startujemy tak o 11. Ważne, żeby były cztery osoby, jakby trzeba było przenieść namiot. – W telewizji mówili, że nosicie go cały czas. – A skąd! Tylko jak straż miejska patrzy. Podnosimy go do góry i przenosimy. Kto by go nosił w tę i z powrotem. Zresztą nie powinniśmy tego robić, bo pod nim zbieramy podpisy przecież. O dymisję Tuska, Sikorskiego, Arabskiego i Millera za zdradę ojczyzny. I żądamy międzynarodowej komisji. Trzeba nam miliona podpisów. Na razie nie liczyliśmy, ale mamy już z 700 tysięcy. Pod namiotem „Solidarnych” spędzam ponad 6 godzin. W tym czasie pod apelem podpisy złożyły trzy osoby. Rozmawiamy, politykujemy, śmiejemy się, klniemy, spiskujemy. Słucham coraz bardziej szalonych fantasmagorii: – W rządzie jest kilka cwanych osób. Na przykład jaśnie pan Wincent. On w ogóle się na ekonomii nie zna, ale zobaczysz, jak zauważy, że ta tratwa PO tonie, to ucieknie z polskimi pieniędzmi gdzieś na Arubę. Jednak nie tylko „Wincent” planuje ucieczkę. Nogi za pas wzięła też pomysłodawczyni namiotu, słynna Ewa Stankiewicz. – A pani reżyser to jeszcze przychodzi? – Czasem, ale ostatnio coraz rzadziej. Wkrótce i mnie przyjdzie opuścić tonący (nie tylko w strugach deszczu) namiot „Solidarnych”. Obiecuję na odchodnym, że wkrótce znów przyjadę, ale z tego, co widzę, za dwa, trzy tygodnie już nie będzie po co. ARIEL KOWALCZYK Fot. Mac
14
MITY KOŚCIOŁA
Rzecz o spuszczalskich Święty Kościół od wieków uznaje masturbację za zbrodnię przeciwko ludzkości – odbiera przecież chęci na prokreację i marnotrawi (dosłownie!) dzieci boże. „Mężczyźni stracą do żeniaczki ochotę, a kobiety do zamążpójścia, kiedy tym sposobem zaspokoją swe nieskromne apetyty” – przestrzegał teolog Jean Benedicti w 1601 roku. Jak wówczas było wiadomo, samogwałt wśród młodzieży, zwłaszcza płci męskiej, stanowił źródło poważnych problemów zdrowotnych, a jako nałóg prowadził wprost do śmierci! A nawet jeszcze gorzej. Dziś nie ukazują się już teologiczne i medyczne rozprawy poświęcone tej katastrofalnej kwestii. A szkoda, bo zapewne chcecie wiedzieć, czym kończy się seks na własną – nomen omen – rękę? Mam oto przed sobą przekład książki „Niebezpieczeństwa onanizmu. Listy i porady dotyczące leczenia chorób nim wywołanych. Dzieło przydatne ojcom rodzin oraz wychowawcom”, wydanej przez paryskiego doktora J.L. Doussin-Dubreuila w 1825 roku. Zatrważająca opowieść o zgubnych skutkach nałogu, który od niepamiętnych czasów wyniszcza społeczeństwa. Autor przytacza ponoć autentyczne (?!) świadectwa „spuszczalskich młodzieńców”, którzy na własnej skórze, a może raczej prześcieradle, odczuli skutki niecnych praktyk. ~ ~ ~ Kiedy liczyłem prawie 17 lat, pewien rozpustnik, ułożywszy się ze mną, nauczył mnie przeklętego ruchadełka, które uprawiam jak tylko mogę najczęściej. Zaledwie 17 lat rozpocząwszy, zachorowałem – od zmroku do świtu ruszać się nie mogłem. Przez miesiąc zostawałem w takim położeniu, później sił nieco odzyskałem, mogłem chodzić z trudnością, na kiju się wspierając, często upadałem, bo nogi mi nie służyły i uginały się kolana. ~ ~ ~ W wieku lat 15 oddano mnie na pensję, bym uczęszczał do gimnazjum. Wedle zwyczaju przydzielono mi kamrata do łóżka. On zapoznał mnie z tym, o czym wolałbym nie wiedzieć przez całe moje życie. Oddawać się począłem masturbacji, niczego nie wiedząc o jej skutkach. Po roku zapadłem na chorobę, której przyczyn nikt dociec nie potrafił. Wstawałem wszelako z łóżka, ale życie moje zmieniło się w pasmo cierpień. Leżę ciągle albo w łóżku, albo na kanapie i bóle odczuwane we wszystkich mych członkach z piersi wyrywają mi jęki tak przeraźliwe, że całe otoczenie drży. Wychudłem tak przeraźliwie, że wszystkie me kości policzyć łacno, ledwo co postać ludzką przypominam.
~ ~ ~ Padłem ofiarą występków, którym młodzieńcy zwykli się oddawać. Każda polucja sprawia, że słabnę, a siły wracają w miarę i stosownie do długości spoczynku. Oczy mam zapluszczone, dłużej nie mogę ani czytać, ani pisać, szczególnie po polucji. Pamięć utraciłem. Po oddaniu moczu muszę się zawsze umyć w zimnej wodzie, bo inaczej jeśli się schylę lub jeśli chodzę, uryna cieknie nadal. Żołądek dokucza mi najbardziej, niczego wydalić nie mogę, nawet szklanki wody. Nawet po 5 minutach chodzenia łapie mnie kolka i natychmiast zatrzymać się muszę. Ten młodzieniec – dopowiada doktor – walcząc z grzechem, zdecydował się wszystkie noce spędzać w krześle na siedząco, z obrożą na szyi i rękoma przywiązanymi do poręczy. Po roku nieszczęsny na tyle uwierzył w swoje siły, że wrócił do spania w łóżku. „Znaleziono go rankiem w stanie wycieńczenia. Wyznał, że nie mógł oprzeć się masturbacyjnej pokusie”. Dwa dni później... umarł.
„Oko błędne, przyćmione, słabe i często zaczerwienione; twarz pożółkła i wychudzona; trawienie trudne, kał nieczęsty, uryna zgęstniała, najczęściej smrodliwa; skłonność do rzygania częsta, a rzygi tłuste; wielka słabość nerek oraz nóg, trzęsionka nieustająca...”. Oto skutki onanizmu! ~ ~ ~ Liczyłem prawie lat 15, kiedy nadużywać zacząłem mojego temperamentu, silnego nadzwyczajnie. Do złowieszczego przyzwyczajenia dołączyła gorączka czterdziestostopniowa, trawiąca mnie przez 6 miesięcy. Co najmniej od 4 lat marnieję. Przez pierwsze 2 lata mej choroby marzłem, nawet w upał, nic mnie nie cieszyło, żadnych przyjemności nie czułem, znudzony niepomiernie, brzuch bolał mnie bardzo, wypróżniać się nie mogłem. W końcu żywot mój stał się tak nieznośny, że śmierci czekałem jakoby wyzwolin. ~ ~ ~ Sekrety masturbacji odkryłem w wieku lat 14, przyjęty do wyborowej szkoły, w której występek ten znali prawie wszyscy uczniowie. Kiedy dochodziłem 16 roku życia, odczuwałem bóle w żebrach, jakby mi nowe rosły, oraz ogromne trudności w oddychaniu. Najbardziej ucierpiało moje przyrodzenie. Nie nabrało ono ani rozmiarów, ani sprężystości właściwej
organom młodzieńców w moim wieku. Miewam erekcje częste, a właściwie nieustanne, mocz mam gęsty, mętny i białawy, byle co powoduje utratę nasienia. ~ ~ ~ Spuszczałem się najczęściej jak tylko mogłem do 19 roku życia. Umysł mój osłabł tak bardzo, że więcej ukryć zgłupienia nie mogłem. A kiedy pomyślę, że to moja własna dłoń wydrążyła przepaść zła, w którą wpadłem, z trudnością bronię się przed jedynym wyjściem przede mną otwartym. ~ ~ ~ Cztery razy zmieniałem pensję i wszędzie widziałem libertyńskie ekscesy. Na pensji ostatniej, kiedy kończyłem szkołę, 12 lub 15 kamratów się zbierało, by uprawiać wspólnie żałosne bezeceństwa. Tylko sile mego temperamentu zawdzięczam, że prawie wszystkich mych kamratów przeżyłem. Jednego tylko dość często spotykam. Smutny on żywot wiedzie. Reszta pomarła w najstraszliwszych mękach. ~ ~ ~ Jak leczyć spuszczalskich? Oto kilka praktycznych rad dla rodziców i nauczycieli. Doktor Doussin-Dubreuil poucza, że w walce z nałogiem pomogą kąpiele w zimnej wodzie, lekkostrawna dieta i codzienne ćwiczenia fizyczne. Ponieważ większość onanistów uskarża się na problemy z jelitami i „zaparcie bywa czasami tak uporczywe, że spotkać można masturbantów, którzy przez całe tygodnie, a nawet dłużej nie wskórali niczego na desce”, naszym milusińskim należy też zaaplikować solidną dawkę środków przeczyszczających i lewatyw wodą z mydlinami. Szczególna odpowiedzialność – przekonuje autor – spoczywa na zarządcach pensji (obecnie dotyczy to akademików, burs i różnych szkół z internatem), do których trafiają setki młodych i bardzo jurnych mężczyzn. Ponieważ do haniebnych czynów dochodzi nawet w czasie lekcji, nauczyciel powinien widzieć uczniów całych, od stóp do głów, a podejrzewanych o onanizm posadzić jak najbliżej swojego biurka. W sypialniach zawsze powinno palić się światło, bowiem, jak wiadomo, ciemność występkowi sprzyja... Należy też zadbać, żeby młodzi nie sypiali na puchowej pościeli, „bo w miękkim spuszczają się jeszcze chętniej niż zazwyczaj”. Zamiast puchów zaleca się siennik wypchany słomą. Jeśli istnieją podejrzenia, że nasz podopieczny dokonuje „obrzydliwego rękodzieła”, koniecznym jest wzięcie go na spytki i zmuszenie do wyznania grzechu. Takiego osobnika należy natychmiast leczyć i – oczywiście – „od chwili, gdy zdemaskuje się winowajcę, trzeba go natychmiast odizolować od osobników niewinnych, bo onaniści są potworami przeznaczonymi do usunięcia z klasy, zwanej Naturą!”. JUSTYNA CIEŚLAK
Straszny o g pali wnętr ień zności. Cierpi na potworne boleści żo łądka. gdyś Włosy, nie , e st ę g k ta ypadają. garściami w du. ło m Łysieje za
„Straszliwe skutki masturbacji” – ilustracje z książki wydanej anonimowo w Paryżu w 1830 r.
Umiera, rniach, w męcza lat 7 ledwie 1 licząc.
Całe ciało w krostac h. Cóż za straszny w idok!
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
15
Jeden za wszystkich... W
czasach kryzysu Unii Europejskiej dobrze jest popatrzeć na Szwajcarię – mozaikę religii i języków, która stworzyła niezwykle oryginalny system wspólnego życia i działania. Zdaje on egzamin od ok. 700 lat, choć wydawałoby się – wbrew logice. Bo co to za naród, który mówi czterema językami, a od czasu reformacji jest także podzielony na dwa zwalczające się wyznania! A jednak Szwajcarzy mimo różnic żyją razem i ta wola wspólnoty przewyższa wszystkie potencjalne problemy w myśl naczelnej dewizy kraju: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Zacznijmy od wyjaśnienia podstawowego nieporozumienia. Po pierwsze, Szwajcaria nie jest w zasadzie państwem, lecz związkiem państw – konfederacją kantonów, czyli czegoś w rodzaju wielkich gmin. Prawdopodobnie nikt z czytających te słowa nie jest w tej chwili w stanie wymienić nazwiska żadnego znanego polityka szwajcarskiego, prawda? Ale to nikomu w konfederacji nie przeszkadza. Bo też w Szwajcarii władza należy przede wszystkim do ludzi, a politycy grają rolę drugorzędną. Ten fakt widać na wielu poziomach. Wyrazem tej zależności władzy od obywateli jest instytucja referendum, stosowanego powszechnie zarówno na poziomie kantonów, jak i na poziomie federacji. Społeczeństwo jest pytane nieustannie o różne kwestie i chętnie na nie odpowiada.
B
Ludzie są rozpolitykowani, ale w innym sensie niż w wielu tzw. krajach demokratycznych. Nie pasjonują się tym, co który polityk palnął w TV ani jaką garsonkę ma żona prezydenta. Są rozpolitykowani, czyli interesują się swoim otoczeniem, gminą i krajem, bo wiedzą, że to ma wpływ na ich życie. Bo polityka to ich życie, a nie życie polityków. Wystarczy 50 tys. podpisów, aby poddać pod głosowanie w referendum każdą ustawę przyjętą przez parlament i ewentualnie ją obalić. Zatem deputowani muszą uważać, co uchwalają, i liczyć się z natychmiastową reakcją społeczeństwa.
Ten kraj nie powinien w ogóle powstać, a skoro już powstał – nie powinien przetrwać. Tymczasem on istnieje i ma się zupełnie dobrze. Stanowi nawet przedmiot zazdrości całego świata. Na poziomie konfederacji niepodzielną władzę sprawuje Zgromadzenie Federalne, czyli dwuizbowy parlament. Tamtejszy rząd, czyli Rada Federalna, to prawdziwe kuriozum na skalę światową. Nie ma premiera, natomiast prezydent nie ma właściwie żadnego znaczenia poza rolą reprezentacyjną i awaryjną, gdy trzeba
elgia za przykładem Francji chce ograniczyć manipulowanie wiernymi przez przywódców religijnych. Jednak kwestia ta budzi wielkie kontrowersje. Niektórzy wieszczą koniec wolności słowa i wyznania. Pomysł tępienia manipulacji o podłożu religijnym wydaje się na pierwszy rzut oka nie budzić wątpliwości. Wszak każdy wie, ile nieszczęść przynosi ślepe posłuszeństwo różnej maści duchownym i nauczycielom „dróg poznania prawdy”. Dość przypomnieć masakrę w Gujanie, zagładę sekty Davida Koresha albo Zakon Świątyni Słońca, który przyprawił o śmierć po kilkunastu Francuzów, Szwajcarów i Kanadyjczyków. Te dwa ostatnie wydarzenia i ekscesy ruchu Aum Najwyższa Prawda w Tokio sprawiły, że politycy pod koniec lat 90. zainteresowali się tak zwanymi nowymi ruchami religijnymi i związanymi z ich działalnością nieszczęściami. Zastanawiano się, czy można jakoś skutecznie przeciwdziałać dziesiątkom ofiar. Francuzi orzekli, że można, i uchwalili w 2001 roku słynne już prawo About-Picard (od nazwisk legislatorów). Celem jego ogłoszenia było wzmocnienie nadzoru nad sektami i przeciwdziałanie przestępstwom w nich popełnianym. Prawo grozi więzieniem i grzywną osobom oraz instytucjom (kara delegalizacji),
Referendum w wersji tradycyjnej podejmować pilne decyzje pod nieobecność rządu. Każdą taką niezwyczajną decyzję rada musi później zatwierdzić. Zatem wyobrażenie o rządach Szwajcarzy mają niesłychanie kolegialne – nie ma tam żadnych wodzusiów, żadnych silnych premierów, kanclerzy itp., a mimo to system działa. Rząd jest ledwie 7-osobowy, a prezydentem na roczną kadencję jest po prostu jeden z ministrów. Rząd musi reprezentować różne środowiska językowe i wyznaniowe oraz muszą w nim zasiadać reprezentanci trzech najważniejszych kantonów – Berna, Zurychu i Vaud. A najciekawsze bodaj jest to, że w rządzie są reprezentowane wszystkie najważniejsze partie – zatem nie ma podziału na rząd i opozycję! Wszyscy są odpowiedzialni za to, co dzieje się w kraju. Rząd nie ma czegoś takiego jak
które – aby komuś zaszkodzić – wykorzystują sytuację osób będących w trudnym położeniu psychicznym spowodowanym wiekiem, sytuacją zdrowotną lub poddanym presji. Chodzi m.in. o eksploatację finansową, popychanie do działań szkodliwych dla zdrowia lub życia itp. Można by odetchnąć z ulgą, że wreszcie ktoś znalazł bicz na religijnych manipulantów, gdyby nie mnóstwo wątpliwości, które się natychmiast rodzą.
program – on po prostu rozwiązuje problemy. Mało tego – decyzje rządu są przyjmowane w tajnym głosowaniu ministrów (albo jednomyślnie). Przebieg głosowania jest tajny, a ujawnienie, kto jak głosował, to przestępstwo. I to wszystko jakoś działa! Niezwykłe jest także to, że parlament ma pełną władzę wykonawczą na szczeblu konfederacji – on wszystkim kieruje i powołuje wszelkie inne władze. Nikt nie może go rozwiązać. W Szwajcarii nie ma też Trybunału Konstytucyjnego, a wszelkie spory kompetencyjne rozstrzyga Zgromadzenie Federalne. I na koniec jeszcze jedno dziwactwo – Szwajcaria jest domem wielu organizacji międzynarodowych, ale nie zawsze sama do nich należy. Do ONZ kraj ten wszedł dopiero w 2002 roku i głosowało za tym tylko
co chcą? Państwo może orzec, że są manipulowani, ale w tej sytuacji państwo stawia się w roli recenzenta religijnych (i innych) wierzeń, czyli dosyć niebezpiecznej roli, z której zrezygnowało już w XIX wieku. Prawo About-Picard było stosowane rzadko. Skazano z tego paragrafu niejakiego Arnauda Mussy’ego, który ogłosił się Chrystusem i zapowiedział koniec świata, w wyniku czego jedna osoba odebrała sobie życie, a dwie
ludzi do wiary w „zmyśloną siłę (władzę)”. Prawdę mówiąc, kogoś przestraszonego piekłem można uznać za „zdestabilizowanego psychicznie” przez wiarę w „zmyśloną siłę”, czyli na przykład w Boga. Na dobrą sprawę takie prawo zabraniałoby działalności większości Kościołów chrześcijańskich... Ma być także zabronione namawianie do przystąpienia na przykład do organizacji o charakterze religijnym albo do wyjścia z takiej organizacji. Czyli prozelityzm oparty na zastraszaniu. Wydaje się mało prawdopodobne, aby prawo tego rodzaju zostało uchwalone. Po pierwsze – dlatego że jest zbyt niejasne, po drugie – dlatego że będzie miało zbyt wielu przeciwników. Interesujące jest natomiast to, że prawodawcy w Europie dostrzegają problem religijnej manipulacji i że niepokoją manipulantów poprzez same próby formułowania przepisów. Szkoda natomiast, że politycy nie podejmują pomysłu, który my, i zapewne nie tylko my, przedstawiliśmy już dawno – należy w szkołach uczyć dzieci i młodzież odporności na różne formy presji i manipulacji, czy to religijnych, politycznych, czy związanych z reklamą biznesową. Nikogo nie trzeba przy tym wsadzać do więzienia, a można dzięki temu uratować życie wielu ludzi. I mnóstwo ich pieniędzy. ADAM CIOCH
Młot na czarowników Nie bardzo wiadomo, jak to prawo stosować, poza ewidentnymi sytuacjami, takimi jak podburzanie do samobójstwa. Ale do tego akurat nie trzeba nowego prawa, bo w każdym normalnym kraju taka ochrona już istnieje. Czy można na przykład ukarać jakiś Kościół za zbieranie pieniędzy za życie wieczne? Wszak pod presją odbiera się w pewnym sensie komuś pieniądze. Albo zakazać zakonów klauzurowych? Wszak izoluje się tam od świata osoby poddane nadzorowi ścisłej władzy duchownej. Ale rodzi się od razu problem – przecież pieniądze dają i w klasztorach zamykają się ludzie dorośli! Czy nie mogą robić ze sobą tego,
inne próbowały to zrobić. Ukarano na podstawie tego prawa także parę osób, które okradały powierzone ich pieczy starsze osoby. Wydaje się, że być może główną dobrą stroną tego prawa jest możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności całej instytucji. To zawsze jest jakiś straszak na manipulatorów, bo oznacza, że można im po prostu zamknąć biznes, a liderów wsadzić do więzienia. Tymczasem grupa socjalistycznych deputowanych belgijskich zaproponowała właśnie nowe prawo, które wydaje się iść dalej niż prawo francuskie. Będzie ono karać za „destabilizację psychiczną” oraz potępiać namawianie
52 proc. wyborców. W Szwajcarii bardzo źle działa zasada, że należy coś robić, bo inni to robią, np. zapisują się do czegoś albo wypowiadają komuś wojnę. Szwajcarzy robią tak, jak uważają za stosowne, i to się im opłaca. A liczyć to oni naprawdę umieją. W końcu to kraj bankierów. I na koniec: Szwajcaria – jeden z najbardziej pacyfistycznych krajów świata, zawsze gotów pomagać w negocjacjach pokojowych – należy jednocześnie do państw najbardziej… zmilitaryzowanych. Jest krajem tolerancyjnym i otwartym, także na uchodźców, ale lubi się zabezpieczać. To, co jednak u nich najciekawsze, to właśnie ta demokracja, w której wszyscy uczestniczą. Demokracja, która nie jest tylko dekoracją dla kliki zawodowych polityków. MAREK KRAK
16
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
ZE ŚWIATA
MSZA ZA GEJÓW Podczas gdy niektórzy księża w Detroit otwarcie zignorowali polecenie swego arcybiskupa, zakazujące uczestnictwa w konferencji liberalnej Amerykańskiej Rady Katolickiej, w archidiecezji bostońskiej doszło do podobnego aktu otwartego wypowiedzenia posłuszeństwa hierarsze.
W kościele katolickim św. Cecylii zaplanowano mszę w intencji praw gejów i lesbijek. Archidiecezja natychmiast wystosowała zakaz, ale ks. John Unni nie zawahał się zignorować polecenie zwierzchniości i msza się odbyła. Nigdy wcześniej u św. Cecylii końca kazania nie nagrodziły tak gromkie oklaski wiernych. „Akceptujemy wszystkich. Jesteście mile widziani niezależnie od tego, czy jesteście homo-, czy heteroseksualistami, biednymi czy bogatymi, czarnymi czy białymi” – mówił ks. Unni. Celem nabożeństwa było poparcie Bostońskiego Miesiąca Dumy Gejowskiej. Ksiądz Unni, od 7 lat odprawiający msze w tym kościele, nie poczuł się onieśmielony obecnością biskupa Roberta Hennessy’ego, a nawet zwrócił się doń osobiście: „Jak powiedział biskup, dobra miłość zawsze wymaga wyrzeczeń. Naszym posłannictwem nie jest czynienie tego, co jest łatwe, ale tego, co jest święte”. Odnosząc się do konserwatystów (świeckich i duchownych) którzy wywierali nań presję, by zrezygnował z afirmacji miesiąca gejów, Unni oświadczył, że „stara się nie ulegać instrukcjom nakazującym, co ma robić”. TW
DZIECI KAPŁONY W Indiach narodziny córki to hańba i kłopot dla całej rodziny. Hindusi w okrutny sposób radzą sobie z tym problemem. Małe, niczego nieświadome dziewczynki poddaje się długotrwałej i bolesnej operacji zmiany płci, zwieńczonej kuracją hormonalną. Teoretycznie jest to zabieg przeznaczony tylko dla obojnaczych dzieci i dorosłych transseksualistów. W tego typu operacjach specjalizuje się klinika w mieście Indore. Koszt to równowartość ok. 10 tys. złotych. Zabiegom poddaje się nawet jednoroczne dzieci. Rodzicom sztucznie zrobionych
„chłopców” nie przeszkadza nawet fakt, że niby-męski potomek będzie bezpłodny. JC
SIĘ POKIEŁBASIŁO… Trzy młode Ukrainki w nietypowy sposób uczciły pamięć weteranów wojennych. W Kijowie stoi Grób Nieznanego Żołnierza, przed którym pali się tzw. wieczny ogień – symbol pamięci o żołnierzach, którzy polegli w walce o ojczyznę. Trzy pomysłowe dziewczyny na owym ogniu… usmażyły kiełbaski i zrobiły jajecznicę. I nie był to pijacki żart ani zaplanowana profanacja, ale happening, który miał zwrócić uwagę na trudną sytuację kombatantów. „Chciałyśmy pokazać, jak państwo źle traktuje weteranów. Dzisiaj nie mogą sobie pozwolić nawet na taki posiłek, jaki tutaj przygotowałyśmy” – tłumaczyły. Za zbezczeszczenie grobu dziewczynom grozi 5 lat więzienia. JC
NEKROGODY We Francji od 1959 roku istnieje możliwość poślubienia... nieboszczyka.
Zrezygnowano z form „ona” i „on”, zastępując je neutralnymi „ono” lub „przyjaciel”. Dzieci bawią się lalkami, u których nie widać płci. Twórcy przedszkola wychodzą z założenia, że pary heteroseksualne są wszędzie, a dzieci warto nauczyć tolerancji, pokazując im inne modele rodziny. Lektury, które czyta się przedszkolakom, opowiadają o samotnych rodzicach i parach homoseksualnych. Wychowawcy zapewniają, że nikt nie zaprzecza istnieniu różnic pomiędzy płciami. Chodzi raczej o pokazanie, że biologiczne różnice nie muszą wpływać na nasze postrzeganie i zachowania. JC
SEKSMISJA W szwedzkim przedszkolu Egalia nie ma podziału na dziewczynki i chłopców.
BRUDNY SEKS W Indiach żyje mężczyzna, który nie myje się od kilkudziesięciu lat. Wierzy, że dzięki temu urodzi mu się upragniony syn.
HOMOWEJRZENIE Jak wiadomo, gej to najlepszy przyjaciel kobiety. Ale panie z góry wiedzą – na ojca ich dziecka się nie nadaje! Naukowcy z University of Toronto przeprowadzili badania, z których wynika, że kobietom wystarczy jedno spojrzenie na twarz mężczyzny, żeby określić jego orientację seksualną. Ten biologiczny talent uaktywnia się zwłaszcza w czasie dni płodnych, kiedy każda kobieta podświadomie ma ochotę na romans i gorączkowo szuka wokół siebie odpowiednich genów. Panie oglądały zdjęcia 80 mężczyzn. Każdy miał podobny wyraz twarzy, a mimo to geje zostali natychmiast zdemaskowani. Aby płodne kobiety wprowadzić w odpowiedni nastrój, przed eksperymentem odczytano im miłosno-erotyczne opowiadanie… JC
LODZIK W PAKIECIE
Do zaślubin może dojść w sytuacji, kiedy formalności przedślubne były załatwione, a jedno z narzeczonych niespodziewanie umarło. Najczęściej w ten sposób zabezpiecza się przyszłość niedoszłych żon żołnierzy lub policjantów poległych na służbie. W ostatnich dniach prezydent Sarkozy decydował w sprawie ślubu 22-letniej Karen Jumeaux i niejakiego Anthonego Maillota, który 2 lata temu zginął w wypadku samochodowym. W liście do prezydenta dziewczyna opisała dramatyczną historię ich znajomości – Anthony był jej pierwszą i ostatnią miłością, a zmarł tuż po narodzinach ich synka. Prezydent okazał się romantykiem – wyraził zgodę na nietypowe zaślubiny. Jeśli Karen pozna inną „miłość życia”, będzie musiała oficjalnie rozwieść się z mężem nieboszczykiem. JC
twierdzą, że seks oralny jest dla mężczyzn naturalną potrzebą i poza tym robią to, bo taki jest trend wśród ich koleżanek. Z badań wynika również, że 82 proc. badanych dwudziestokilkulatek przyznaje, iż ten rodzaj uniesień sprawia im niebywałą przyjemność. 25 proc. traktuje to jako urozmaicenie stosunków, a 14 proc. wybiera miłość francuską, ponieważ dodatkowo nie wiąże się to z ryzykiem ciąży. ASz
Miłość francuska to zobowiązanie, ale głównie przyjemność – twierdzą naukowcy.
Kailash Singh, 65-letni ojciec siedmiu córek, 37 lat temu usłyszał od duchownych, że całkowitą rezygnację z higieny bogowie wynagrodzą mu męskim potomkiem. Od tamtej pory co wieczór mężczyzna pali marihuanę, modli się, tańcząc wokół ogniska, a potem próbuje zapłodnić... 60-letnią żonę. Kobieta ma dosyć śmierdzącego męża. Kiedy przed laty powiedział jej o swojej decyzji – krzyczała, płakała i szantażowała odmową współżycia. To ostatnie nie wchodziło w grę – w Indiach mąż to rzecz święta. „Nie mam syna, więc nigdy już nie będę się mył” – deklaruje Kailash. JC
– wszystkie jej dzieci poczęte są metodą in vitro. Początkowo Nadya sporo zarabiała dzięki wywiadom i występom w reklamach. Teraz żyje dzięki pomocy państwa. „Żałuję, że je urodziłam” – wyznaje. JC
SŁODKIE KWILENIE Jaki jest najnieznośniejszy dźwięk na świecie? Nigdy nie zgadniecie. Odpowiedzi udziela nauka: jest to płacz i marudzenie małego dzieciaka. Ta konkluzja jest efektem badań prof. psychiatrii Rosemarie Chang z Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku w New Paltz. Osobom biorącym udział w eksperymencie polecano wykonywanie nieskomplikowanych zadań matematycznych przy wtórze różnych niemiłych dźwięków. Żadna piła tarczowa czy wycie kapeli metalowej nie miało tak destrukcyjnego wpływu na rezultat rachunków, jak płacz milusińskich. Nie ma znaczenia, czy dotyczyło to rodziców, czy ludzi, którzy nigdy dzieci nie mieli. Nieważne, czy torturze akustycznej poddawano kobiety, czy mężczyzn – wszyscy pracowali wolniej i popełniali więcej błędów, gdy akompaniamentem był ryk bachora. Aby mieć pewność, że nie chodzi o słowa wypowiadane w trakcie marudzenia i kwękania, stosowano obcy język. Okazało się, że problemem jest sam dźwięk. Bezdzietni – odetchnijcie z ulgą! CS
BIG CYC Mieszkanka Atlanty (USA) Annie Hawkins-Turner może się pochwalić największym biustem na świecie – waży on 25,5 kg.
WYLĘGARNIA
Z badań przeprowadzonych przez Komisję Planowania Rodziny w Nowej Południowej Walii wynika, że co druga dwudziestokilkuletnia kobieta uważa, iż oferowanie seksu oralnego swojemu partnerowi jest jej obowiązkiem. Kobiety z pokolenia Y, czyli urodzone w czasie wyżu demograficznego w latach 80.,
Amerykanka Nadya Suleman, słynna matka ośmioraczków, wyznała, że... nienawidzi swoich dzieci. Nadya, nazywana oktomamą, przed urodzeniem ośmioraczków miała już sześcioro dzieci. Obecnie wychowuje więc 14-osobową gromadkę. W wywiadzie dla czasopisma „In Touch Weekly” 36-latka określiła swoje dzieci mianem „zwierząt”, które wymknęły jej się spod kontroli. Dodała, że nie jest w stanie podołać ich wychowaniu, także z powodów finansowych. Kobieta nabawiła się ciężkiej depresji, miewa myśli samobójcze. Bywa, że na kilka godzin zamyka się w łazience, żeby tylko nie widzieć i nie słyszeć swojego przychówku. Zachowanie „oktomamy” od lat budzi kontrowersje. Kobieta najpierw zafundowała sobie szereg operacji plastycznych, żeby upodobnić się do aktorki Angeliny Jolie. Później zdecydowała się na sztuczne zapłodnienie
54-letnia kobieta, która niedawno obroniła tytuł posiadaczki rekordowo wielkich piersi, nie ma w swoim ciele ani grama silikonu, a rozmiar jej stanika to 102ZZZ. „Pierwszy biustonosz zaczęłam nosić, gdy miałam 10 lat. Z początku nie miałam świadomości tego, że coś mnie wyróżnia. Ale któregoś dnia poszłam do szkoły i zorientowałam się, że nie mogę usiąść w ławce, bo moje piersi się tam nie mieszczą” – mówi szczęśliwa rekordzistka. Kobieta twierdzi, że nigdy nie miała problemów z kręgosłupem. Jest bardzo dumna ze swoich piersi i chętnie pozuje do zdjęć nago. ASz
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r. BISKUPI OLALI PAPĘ Czy to możliwe, by biskupi zignorowali polecenie papieża? I to w dodatku naszego, błogosławionego? Jak najbardziej!
Kiedy 10 lat temu prawicowe elity Wenezueli siłami części wojska przeprowadziły zamach stanu, lewicującego prezydenta Chaveza wywieziono ze stolicy, a nową głową państwa samozwańczo ogłosił się biznesmen Pedro Carmona. W tej sytuacji Jan Paweł II nakazał episkopatowi wenezuelskiemu trzymać się z dala od politycznej zadymy. Tymczasem biskupi podpuszczeni przez ówczesnego lidera USA, Busha juniora – wbrew temu poleceniu – rzucili się w wir wydarzeń, promując puczystów. Wikileaks weszło w posiadanie depesz Departamentu Stanu USA, z których wynika, że dyplomaci watykańscy dzielili się z Amerykanami informacjami o zaniepokojeniu papieża ewentualnym zaangażowaniem purpuratów w zamach stanu, ale przyznawali, że jego polecenie jest zlekceważone. „Stolica Apostolska niepokoi się perspektywą przemocy w Wenezueli i sam papież wezwał tamtejszych biskupów, by ochłonęli, poskromili swój polityczny aktywizm i zaangażowali się w popieranie dialogu” – napisał wtedy w tajnej depeszy Jim Nicholson, ambasador USA w Watykanie. Stany nie potępiły nielegalnego puczu, podobnie jak Watykan i Hiszpania. Jak widać, papież nie chciał przemocy, ale gdyby z tej przemocy wynikło coś miłego dla Watykanu, to nie chciał wyjść na wroga nowych władz. Jednak po kilku dniach było po wszystkim. Za obalonym prezydentem opowiedziała się ulica i większość armii. Chavez powrócił i przejął ster rządów. No i od tego czasu jego stosunki z Kościołem katolickim w Wenezueli są lodowate – teraz wiadomo dlaczego. Zresztą biskupi wciąż angażują się w politykę i usiłują podkopywać Chaveza, który w związku z tym użył wobec Kościoła określenia: „rak na ciele społeczeństwa Wenezueli”. CS
BÓG HAZARDU Parafianie kościoła św. Waltera w Roselle pod Chicago nie wiedzieli, że przez dwa lata przeznaczali swe pieniądze na hazard…
Od 2006 do 2008 roku datki parafialne przepuszczane były regularnie w kasynach na pokładach statków rzecznych. Wierni nie grzeszyli hazardem osobiście – robili to za pośrednictwem swego księdza dobrodzieja, Johna Regana. 46-letni kapłan sprzeniewierzył ponad 400 tys. dolarów, które owieczki przekazały na kościół, co wskazuje zarówno na poziom ich zamożności, jak i pobożności. Ksiądz Regan wpłacał sute datki z tacy na konto, do którego tylko on miał dostęp i o którym nie wiedział nikt inny w parafii. Na ruletce, pokerze i automatach przerzynał forsę parafian prawie tak szybko, jak ci łożyli ją na zbożne cele. W momencie gdy go nakryto, z konta ulotniło się ponad 320 tys. dolarów. Duchowny nałogowiec nie miał innego wyjścia, jak kraść, bo roczna pensja w wysokości 25 tys. dolarów nie dawała szans na finansowanie hazardu. Regan przyznał się do defraudacji, a diecezja – by uniknąć szału owieczek – przekazała na konto parafii św. Waltera 295 tys. dolarów. Ciekawe, skąd je wzięła? Hazardzista został skierowany na odwyk, ale tytułu księdza nie stracił. W toczącym się obecnie procesie obrońcy Regana (proszę zgadnąć, kto im płaci...) starają się o wyrok w zawieszeniu, ale prokurator zapewnia, że kapłan będzie musiał swoje odsiedzieć i zwrócić 410 tys. dolarów. Diecezja będzie więc musiała dać mu dużą podwyżkę. A może spróbuje się odkuć w kasynie? PZ
KASA DLA KATA Ksiądz Kevin Dillon, popularny katolicki duchowny z Australii, występując przeciw kumplom, drastycznie naruszył zasady mafijnej lojalności obowiązujące pracowników Kościoła.
Powodem był kolejny proces 70-letniego seryjnego gwałciciela małoletnich chłopców, zakonnika Roberta Besta, członka Christian Brothers. Postawienie drapieżnego pedofila przed obliczem sprawiedliwości trwało dekady, bo zakon z ogromnym oddaniem bronił swego członka, nie szczędząc milionowych wydatków. Besta oskarżano o 27 przestępstw seksualnych (choć mówi się o setkach) dokonanych na chłopcach w wieku 11–12 lat. Popełnił je w latach 1969–1988. Teraz wreszcie przyznał się do winy.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI Kościół powinien wydać pieniądze nie na obronę Besta, lecz na pomoc jego ofiarom – powiedział otwarcie ks. Dillon, nie kryjąc oburzenia. Niektórych z nich nie stać na zakup żywności. „Na Boga, na co poszły te pieniądze! Życie młodych ludzi zostało zrujnowane, ich zaufanie zdradzono w straszny sposób. Każdy ma prawo do obrony i procesu, ale tego już za dużo, jeśli ma się do czynienia z seryjnym przestępcą” – woła Dillon. Zapewne Best otoczony zostanie w więzieniu troskliwą opieką współbraci, zaś ks. Dillona jako zdrajcę wspólnoty duchownych czeka ostracyzm – w najlepszym razie. JF
DOŚĆ TEGO! Iskrzy, i to jak diabli, na linii Kościół–świeckie władze krajów tradycyjnie katolickich. Hierarchowie przyzwyczaili się, że bez ich łaskawego przyzwolenia świeccy liderzy nie mogą nic zrobić. Ale będą musieli się odzwyczaić!
Uległość władz niektórych państw się kończy, ale purpuraci się nie poddają – nie zamierzają bez walki rezygnować z pozycji rozgrywającego. Choćby oznaczało to pogłębianie podziałów i napięcia społeczne. Meksykański prezydent Felipe Calderon przeforsował historyczną poprawkę do konstytucji, która nakazuje poszanowanie praw ludzkich i respektowanie międzynarodowych traktatów. Spotkało się to z aplauzem większości parlamentu jako ważny krok do przodu w kraju przez dekady eksploatowanym, zabiedzonym, skorumpowanym. Poprawka gwarantuje obywatelom prawo do: jedzenia i picia (sic!), pracy, wolności słowa, sumienia i wyznania oraz zakazuje dyskryminowania na tle preferencji seksualnych. Jak to?! Nie będzie wolno potępiać i poniżać homoseksualistów?! Trzeba tolerować związki jednopłciowe?! – ryknął Kościół. No pasaran! To otwiera drzwi do wszelakich aberracji, takich jak pedofilia i zoofilia – oświadczył kardynał Juan Sandoval. Z kolei na Filipinach wyższy kler atakuje prezydenta Benigna Aquina, bo nie jest tak uległy wobec Kościoła jak poprzednik – Gloria Arroyo. Rzecznik dostrzegł zorganizowane próby destabilizacji prezydentury pod batutą hierarchów katolickich. W atakach na obecną głowę państwa przoduje bp Juan Pueblos, zwolennik poprzedniej administracji. „Biskup Pueblos wykazuje
cechy wielkiego inkwizytora; nie ma w nim chrześcijańskiej pokory duszpasterza. Taktyka kościelna przypomina machinę propagandową hitlerowców” – bezpardonowo odparował rzecznik prezydencki. TN
PRZEŁOŻONA ZWOLNIONA Z powodu sporu o kasę – a dokładnie o fundusz emerytalny – pracę straciła przełożona Zgromadzenia Córek św. Pawła w Bostonie. Ośmieliła się oskarżyć arcybiskupa! Zakonnice przez lata próbowały wystąpić z funduszu zarządzanego przez arcybiskupstwo w Bostonie, wreszcie to zrobiły. I podały arcybiskupa do sądu. Ich prawnik uważa, że tę decyzję podjęły z wielkim bólem serca, jednak nie miały innego wyboru. Jak się okazuje, pozew wpisuje się w cały szereg archidiecezjalnych kłopotów związanych z funduszem emerytalnym. Archidiecezjalny fundusz dla świeckich pracowników Kościoła – w którym są umieszczane również składki zakonu – ma poważne problemy z niedoinwestowaniem. Siostry nie walczą jednak o swoją kasę, tylko o pieniądze ludzi świeckich, którzy są zatrudnieni przez Zgromadzenie. Żądają pełnej wiedzy na temat finansów oraz wyodrębnienia zakonnych środków, a ponadto pokrycia kosztów reprezentacji prawnej. Roszczenia opiewają na kwotę około 1,4 mln dolarów. PPr
17
Jest to w równej mierze problem wielu krajów Azji. Czeka nas pilne zadanie opracowania środków zaradczych zapobiegających aktom przemocy seksualnej na dzieciach, których sprawcami są ludzie Kościoła – oświadczyli hierarchowie najmniej katolickiego kontynentu na świecie, przygotowujący się do szczytu liderów i duchownych Kościoła katolickiego tego regionu, który odbędzie się w listopadzie w Bangkoku pod hasłem „Wpływ pedofilii na Kościół katolicki”. Hierarchowie zobowiązują się, że potraktują problem przestępczości seksualnej „otwarcie i bez opieszałości, zanim wyrwie się spod kontroli, jak to stało się w innych krajach świata”. Tylko czy branie się za sprawę dopiero w 2011 roku nie świadczy już o opieszałości? CS
WATYKAN O DZIECIACH Tak zwana Stolica Apostolska zebrała się w sobie i oświadczyła ustami abp. Silvana Tomasiego, że przedłoży ONZ raport o przestrzeganiu praw dzieci, który wymagany jest od wszystkich sygnatariuszy Konwencji praw dziecka z roku 1997.
RELIGIA KONTRA HUMANITARYZM Coraz częściej stare obyczaje religijne zderzają się z mentalnością współczesnych społeczeństw. Trudno w tej sytuacji o porozumienie. W Kalifornii grupa inicjatywna zebrała dostateczną liczbę podpisów, aby rozpisać stanowe referendum w sprawie obrzezania. Zwolennicy nowego prawa chcą zakazu okaleczania dzieci z przyczyn religijnych lub (pseudo)medycznych. Ze zrozumiałych względów Żydzi i muzułmanie podnieśli lament nad zagrożeniem wolności religii. W Holandii przygotowuje się propozycję ustawy zakazującej uboju rytualnego stosowanego przez ortodoksyjnych Żydów i muzułmanów, który nakazuje poderżnąć zwierzętom gardła przed ich ogłuszeniem. Podobnie jak w przypadku obrzezania te same środowiska religijne zgłosiły protesty i przypomniały, że rytualnego uboju zakazywał już… Adolf Hitler. MaK
TERAZ AZJA! Tam, gdzie pojawi się katolicki kler, zawsze pozostawi po sobie spustoszenie. Niezależnie od kontynentu i odsetka katolików w danej okolicy. „Nie dajmy się uśpić przeświadczeniu, że pedofilia kleru jest problemem Zachodu i innych kontynentów.
Watykan miał przedłożyć stosowny raport 14 lat temu. Ale nie uznał tego za stosowne. Dlaczego? Nie wiadomo – nie odpowiadał na pytania. W ubiegłym roku Watykan zbył nagabywania o raport słowem „wkrótce”. Teraz Tomasi tłumaczy, że „w tradycji kościelnej oznacza to bardzo długi czas”. Zresztą wciąż nie wiadomo, czy raport naprawdę zostanie przedstawiony. Tomasi bąknął tylko: jesień... październik, może listopad. Nie wiadomo także, jak potraktowana zostanie kwestia narażania dzieci na niebezpieczeństwo kontaktu z pedofilami chronionymi przez hierarchię. Nie bez powodu Kościół zwlekał 14 lat – nie ma się czym chwalić. Może albo iść w zaparte, albo uderzyć w skruchę. Obie opcje nie wyglądają dobrze. Ugrupowania obrony praw człowieka nalegają, by Watykan wytłumaczył się z chronienia pedofilów. Wcześniej w czerwcu oenzetowski Komitet przeciwko Torturom wezwał rząd irlandzki, by przeprowadził śledztwo w sprawie pastwienia się nad dziewczętami i kobietami w tzw. pralniach magdalenek, które prowadzone były przez zakony katolickie. JF
18
W
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
październiku 1985 r. odbyły się w Polsce wybory parlamentarne, a funkcję rządowej platformy zrzeszającej wszystkie ugrupowania polityczne zajął – w miejsce zlikwidowanego Frontu Jedności Narodu – Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego (PRON) z prokatolickim publicystą Janem Dobraczyńskim (na zdjęciu) na czele. Działająca w podziemiu „Solidarność” wzywała do bojkotu wyborów, ale według oficjalnych danych udział w nich wzięło 78,8 proc. uprawnionych, natomiast według danych konspiracyjnej „S” w miastach poszło do głosowania 66 proc. Polaków. Po wyborach nastąpiły w Polsce istotne zmiany polityczne. Marszałkiem Sejmu został szef Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego Roman Malinowski, przewodniczącym Rady Państwa – generał Wojciech Jaruzelski, premierem – profesor ekonomii Zbigniew Messner, natomiast ministrem do spraw młodzieży – rozpoczynający wielką karierę Aleksander Kwaśniewski. We wrześniu 1986 roku Rada Państwa ogłosiła powszechną amnestię, w wyniku której Polska jako jedyny kraj bloku wschodniego stała się państwem bez więźniów politycznych. Warto podkreślić, że nasi partnerzy z bloku wschodniego jeszcze długo stosowali surowe represje wobec więźniów sumienia, a na cztery dni przed rozpoczęciem rozmów polskiego okrągłego stołu zaczynał się w Pradze proces Vaclava Havla – lidera opozycji czeskiej. Niestety, sytuacja ekonomiczna Polski lat 80. nie napawała optymizmem. Dawały o sobie znać skutki długotrwałych strajków, które z różnym natężeniem ciągnęły się od pamiętnego Czerwca ’76, aby podczas 16 miesięcy legalnego istnienia „Solidarności” zupełnie sparaliżować polską gospodarkę. Do tego doszły jeszcze skutki handlowego embarga i innych sankcji ekonomicznych wprowadzonych przez kraje zachodnie, które na początku lat 80. również przeżyły głęboką recesję. Skutkiem światowego kryzysu był gwałtowny wzrost stóp oprocentowania, co miało niebagatelny wpływ na wzrost polskiego zadłużenia – z 20 miliardów dolarów w 1980 roku (koniec rządów Gierka) przez okres stanu wojennego wzrosło ono prawie o jedną trzecią. W 1982 roku polska gospodarka sięgnęła przysłowiowego dna. Ciągle rosła różnica pomiędzy ilością pieniądza na rynku a podażą towarów. Aby ratować budżet, rząd objął reglamentacją kartkową coraz więcej towarów oraz wprowadził podwyżkę cen żywności o 241 proc., a energii – o 171 proc. Na skutek wspomnianych sankcji ekonomicznych – głównie wstrzymania importu zbóż i pasz – załamała się w Polsce hodowla bydła, świń i drobiu. Dodatkowo sytuację w kraju pogorszyła gwałtowna powódź, która nawiedziła centralne regiony kraju.
HISTORIA PRL (66)
Przedwiośnie Dziś w powszechnej opinii za ojców przemian ustrojowych w Polsce uważa się Jana Pawła II i Lecha Wałęsę, jednak proces, który doprowadził do okrągłego stołu, był organicznym i konsekwentnym wysiłkiem wielu środowisk.
W kwietniu 1983 roku Sejm przyjął Narodowy plan społeczno-gospodarczy, który zakładał m.in. stopniowe odchodzenie od narzuconego przez ZSRR tzw. promilitarnego charakteru industrializacji przemysłu w stronę bardziej konsumpcyjnych gałęzi gospodarki – głównie sektora budownictwa i przemysłu spożywczego. Wznowiono również negocjacje z Klubem Paryskim (konsorcjum zrzeszające największych polskich wierzycieli), które zaowocowało czasową zgodą na zawieszenie spłaty długu. Poruszając tę kwestię, warto poświęcić trochę uwagi stereotypowi zadłużenia Polski przez rząd Edwarda Gierka, które miało być rzekomo balastem rozwoju III RP. Gierek zostawił Polskę zadłużoną na sumę około 20 miliardów dolarów, jednak związane ze stanem wojennym restrykcje finansowe nałożone na nasz kraj podcięły polskiej gospodarce skrzydła, uniemożliwiając terminowe spłaty kredytów. W ten sposób niespłacone należności były wraz z karnymi odsetkami doliczane do sumy zadłużenia, co drastycznie powodowało jego wzrost. Mimo że rząd PRL w latach 80. przeznaczył nadludzkim wysiłkiem 18 miliardów dolarów na spłaty kredytów, to zadłużenie do czasu powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego wyniosło już 42,3 miliarda dolarów. Jednak przy obecnym zadłużeniu III RP, opiewającym na sumę 277 miliardów dolarów (i – co gorsza – przy znacznym wyprzedaniu wytworzonego w czasach Polski Ludowej majątku, z którego tylko do 2003 roku rząd III RP uzyskał 40 mld dol. dochodu, co z nawiązką pokryło wytworzony w czasie PRL-u dług) nie wystawia ono tamtejszej epoce najgorszego świadectwa. Oceniając rzetelnie 40-lecie PRL, należy przyznać, że pod względem społecznym przewyższa ono III RP niemal w każdej dziedzinie. Wystarczy sięgnąć po pierwszy lepszy rocznik statystyczny i porównać zestawienia z dziedziny chociażby budownictwa i inwestycji gospodarczych, opieki socjalnej i zdrowotnej, wczasów pracowniczych, bezrobocia, a nawet
kultury, sztuki i sportu. Tylko na początku lat 90. dochód narodowy spadł o 18 proc., płace realne spadły o 25 proc., 2 miliony Polaków zostały bez pracy, a 30 proc. społeczeństwa znalazło się w sytuacji życiowej poniżej minimum socjalnego i de facto bez opieki medycznej. W latach 80. tylko 1,5 proc. ludzi w Polsce nie posiadało żadnego wykształcenia, podczas gdy na przykład we Włoszech odsetek ten wynosił 19 proc. Co również istotne, PRL jako główny pracodawca prowadził politykę pełnego zatrudnienia i w zasadzie wszyscy pracownicy mieli pełnoetatowe umowy na czas nieokreślony. Tymczasem obecnie w Polsce ponad 1/4 społeczeństwa jest zatrudniona czasowo, a jest to wskaźnik najwyższy w Europie. Należy też pamiętać, że w latach 1945–1989 doszło w Polsce do bezprecedensowego w skali Europy 60-procentowego przyrostu naturalnego (ok. 1,5 proc. rocznie). W marcu 1985 roku najważniejszym przywódcą państw bloku wschodniego stał się 54-letni Michaił Gorbaczow. Ten młody jak na radzieckie standardy polityk odszedł od twardej breżniewowskiej polityki i zainicjował reformy gospodarcze, które przeszły do historii jako pieriestrojka (przebudowa stosunków społeczno-politycznych), głasnost’ (jawność życia politycznego) oraz uskorienie (przyspieszenie ekonomicznego rozwoju państwa). ZSRR w praktyce odchodził też od prowadzonego z USA niezwykle kosztownego wyścigu zbrojeń, a sam Gorbaczow stał się politykiem niezwykle popularnym na Zachodzie, co miało wymierne korzyści w postaci kredytów i licznych inwestycji kapitału zachodniego w ZSRR. Jednak już na samym początku jego przywództwo zostało poddane ciężkiej próbie. 26 kwietnia 1986 roku w elektrowni w Czarnobylu (obecnie ukraińskie miasto leżące przy granicy z Białorusią) w wyniku wybuchu wodoru w jednym z reaktorów doszło do największej katastrofy w historii energetyki jądrowej. Władze ZSRR, bojąc się utraty prestiżu, nie podały
komunikatu ostrzegawczego, jednak przekroczenie norm promieniotwórczych zostało szybko wykryte przez państwa zachodnie i wkrótce o katastrofie informowały już wszystkie europejskie media. Dwa dni po katastrofie stacja monitoringu radiacyjnego w Mikołajkach zarejestrowała znaczne przekroczenie dopuszczalnych norm promieniotwórczych w powietrzu, wobec czego Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej ogłosiło alarm. Zebrana pośpiesznie rządowa komisja zadecydowała o podaniu dzieciom i młodzieży jodu w postaci płynu Lugola oraz zarządziła zakaz wypasu bydła we wschodnich województwach. Świat zachodni potępił ZSRR za próbę zatajenia rozmiarów czarnobylskiej katastrofy. I słusznie. W tym samym czasie nie mówiono jednak nic na temat francuskich prób nuklearnych na atolu Mururoa, choć skutki skażenia będącego ich następstwem w dużej mierze dotknęły Australię i Nową Zelandię. ~ ~ ~ Polityczne przeobrażenia w Europie Wschodniej z pewnością nie miałyby miejsca bez odwilży w ZSRR oraz inspiracji i przyzwolenia Gorbaczowa, a byłyby nie do pomyślenia przy kultywujących twardy kurs jego poprzednikach. Gorbaczow zdecydował się na bardzo niepopularny na Kremlu proces wycofania wojsk z Afganistanu i nie stosował nacisków politycznych na rewolucyjne przeobrażenia w państwach bloku wschodniego. Nie zdecydował się też na wysłanie wojsk do ogarniętej krwawą rewolucją Rumunii, nawet pomimo wyraźnych sugestii państw NATO. Jego postawa została doceniana przez Komitet Noblowski, który w 1990 roku przyznał mu Pokojową Nagrodę Nobla. Gorbaczow wielokrotnie podkreślał, że polskie doświadczenia i reformy z lat 80. były swoistym „laboratorium” dla późniejszych przemian w ZSRR. Jako pierwszy z radzieckich przywódców podjął też temat Katynia i wyrażając głębokie ubolewanie, publicznie przyznał, że zbrodnia ta została
popełniona przez organy władzy radzieckiej i NKWD, oraz przekazał na ręce przywódcy państwa polskiego – generała Wojciecha Jaruzelskiego – listę zamordowanych oficerów. W październiku 1986 roku Gorbaczow był podejmowany przez Jana Pawła II. Później papież, nazywając radzieckiego przywódcę „człowiekiem z zasadami”, częstokroć powtarzał, że „bez zasadniczych przemian w Związku Radzieckim nie udałoby się dokonać historycznego przełomu w Polsce, a następnie w całym bloku”. Konkludował nawet, że to „opatrzność zesłała nam Gorbaczowa”. Mówiąc o „polskim laboratorium” dla późniejszych przemian politycznych, trudno nie przyznać racji Gorbaczowowi, gdyż Polska politycznie wyróżniała się na tle innych państw bloku. W latach 80. pomimo delegalizacji „Solidarności” trudno mówić o monopolu władzy PZPR, skoro działał już Trybunał Konstytucyjny, Trybunał Stanu, Rzecznik Praw Obywatelskich, a społeczeństwo miało możliwość wypowiedzenia się w formie referendum. Znacznie wzrosła też pozycja dotychczasowych pezetpeerowskich przybudówek: ZSL i SD. Autonomiczną komórką był również Kościół katolicki, który wkrótce przed okrągłym stołem na mocy ustawy „O stosunku państwa do Kościoła katolickiego” uzyskał osobowość prawną i szereg przywilejów. Episkopat ochoczo też się włączył we współtworzenie Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa generale Jaruzelskim. Miał to być wyraz pluralizmu politycznego i próba dialogu z opozycją. Prymas Józef Glemp zachęcał niektórych katolickich działaczy do przystąpienia do tej inicjatywy, jednak wielu z nich, obstawiając już solidarnościową kartę, było sceptycznie nastawionych do współpracy z władzą. Do Rady nie zaproszono zresztą nikogo z „S”, która właśnie powołała Tymczasową Radę NSZZ „Solidarność” – pierwszą od czasów stanu wojennego jawną strukturę polityczną. Na propozycję prymasa wiceszef „Tygodnika Powszechnego” Krzysztof Kozłowski odparł: „Grupa bankrutów polityczno-gospodarczych próbuje ratować się podpórką w postaci Rady i Rada może razem z tą grupą utonąć”. 6 grudnia 1986 roku doszło w Belwederze do inauguracyjnego spotkania Rady, której założeniem było, że przy akceptacji przewodniej roli PZPR w państwie oraz sojuszu Polski z ZSRR można dyskutować o wszystkim. Trzon 60-osobowej Rady stanowili rektorzy: Uniwersytetu Warszawskiego – Grzegorz Białkowski, Jagiellońskiego – Józef Gierowski oraz Politechniki Warszawskiej – Zbigniew Grabowski. Nie zabrakło również działaczy katolickich, m.in. Andrzeja Święcickiego, Macieja Giertycha i Janusza Zabłockiego. Rada działała do czasu okrągłego stołu. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
LISTY Rydzyk albo Palikot Rydzyk jest potrzebny Kościołowi także z tego względu, że trzyma w ryzach wiernych, którzy mają podobny punkt widzenia na „wiarę” jak on i PiS. Bardziej racjonalni odchodzą od Kościoła i jego dogmatów, pozostają tylko ci, którzy samodzielnie nie myślą, można im każdą głupotę wmówić, a oni i tak będą twierdzić, że „taka jest wola Boża” i „oto jest słowo Pańskie”. Takich ograniczonych wiernych skupia wokół siebie Rydzyk, i to oni stają się dzisiaj elitą Kościoła, bo tylko tacy mogą przy nim trwać. A teraz gorsza wiadomość – takich wiernych Rydzykopodobnych jest jeszcze w naszym kraju dużo, dlatego tak trudno wprowadzić normalność. Ci wierni przecież też są wyborcami, z którymi liczą się partie polityczne. Lewica jest w kontrze do Kościoła, dlatego ma niższe notowania, ale racjonalność musi w końcu wziąć górę, i w końcu to partie klerykalne będą dołowały w sondażach, a racjonalne, świeckie, będą zwiększały swoje poparcie. Następuje zmiana pokoleniowa, dla której przyszłością, może nawet za 4 lata, będą ugrupowania świeckie, takie jak lewica czy Palikot z RACJĄ PL. Badania pokazują, że tendencja wzrostu poparcia będzie skierowana właśnie na partie o charakterze świeckim, bo rozdział państwa od Kościoła jest dla coraz szerszego społeczeństwa sprawą bardzo ważną, a dla znacznej części stanie się nawet priorytetem. Dlatego już w tych wyborach warto udzielić lewicy oraz ugrupowaniom antyklerykalnym, takim jak Palikot i RACJA PL poparcia, bo im silniejsi będą teraz, tym szybciej tych zmian będzie można dokonać. J.F.
Klątwa papieża Prymitywne typy spod znaku PiS, których cechuje fanatyzm, dewocja, nieuctwo i rusofobia, twierdzą, że Rosja poniża naród polski. Żaden prawidłowo i logicznie myślący człowiek tego nie potwierdzi. Stwierdzi jednak, że to Watykan nie liczy się w ogóle z narodem polskim i to on go poniża oraz nim pogardza. Jednak tym typom już to nie przeszkadza. Pomijając inne, chciałbym się skupić tylko na jednym dowodzie. Gdyby bitwę pod Grunwaldem 15 lipca 1410 roku wygrały wojska zakonu krzyżackiego i ich sojusznicy, to Polska (czego chciał i na co liczył papież Grzegorz XII) zniknęłaby na zawsze z map świata, a naród polski zostałby – jak to ujął papież – wyplewiony do ostatka... A jednak – mimo że przed bitwą papież błogosławił Krzyżaków i życzył im zwycięstwa nad Polakami – to właśnie Polacy tej bitwy nie
przegrali. Rozgromili zakon – zabili 8 tysięcy rycerzy, a 14 tysięcy wzięli do niewoli. Wtedy też papież rzucił klątwę na króla polskiego, a rozpoczynała się ona słowami: „Za walkę przeciw Kościołowi Świętemu…”. W tym roku 15 lipca od bitwy pod Grunwaldem minie już 601 lat, a do tej pory żaden papież (nawet
Jan Paweł II) tamtej klątwy nie zniósł. Czyżby żaden fanatyk religijny i „patriota” z PiS-u nie dostrzegł tego faktu? S.M., Wołomin
Polska bieda Zarobki netto w Europie są 3–4 razy niższe niż w starej Europie. To przepaść, która po dwudziestu latach przemian powinna być dużo mniejsza, a nie jest tak dlatego, że nasi politycy i ekonomiści rzucili nas na żer naszemu i obcemu kapitałowi. Bez politycznej ingerencji w rynek będziemy zawsze skazani na pracę za minimalne wynagrodzenie. Dlaczego hipermarkety, które w Polsce opanowały handel, niszcząc jednocześnie handel rodzimy, płacą nam grosze, podczas gdy u siebie za tę samą pracę muszą płacić wielokrotnie więcej? W Polsce za rządów PO obowiązuje propaganda sukcesu – jak za komuny. Ominął nas kryzys, jesteśmy zieloną wyspą, rozwijamy się. Bezczelne kłamstwo! 300–400 euro to nie jest nawet zasiłek dla bezrobotnych w krajach Unii. My, aby otrzymać europejski zasiłek, musimy iść do pracy i na niego zarobić. Głosowanie w przyszłych wyborach na liberałów z PO to kontynuacja polskiej biedy, o PiS lepiej nie mówić. SLD z plastikowym Napieralskim też moim zdaniem nic nie zmieni. Jestem niestety pesymistą, gdy chodzi o przyszłość naszego kraju. Dziwi mnie tylko to, dlaczego Polacy jak „potulne barany” spokojnie znoszą zafundowaną im biedę. Polacy Polakom zgotowali ten los. Waldemar z Gdańska
Ludzie bezdomni cd. Chciałbym odnieść się do artykułu pt. „Ludzie bezdomni” („FiM” 26/2011). Otóż mieszkam w Poznaniu i właśnie Poznań jest w trakcie realizacji programu przesiedlania ludzi do kontenerów. Obecnie urząd
SZKIEŁKO I OKO miasta zamówił kontenery o wartości 750 tys. zł. Osobiście uważam to za totalną niedorzeczność, ponieważ w tym samym czasie władze miasta remontują mieszkania będące w zasobach miasta i sprzedają je, a tymczasem ludzie czekają od kilku lat na mieszkania socjalne. Ponadto miasto płaci prywatnym właścicielom za mieszkania, które wynajmują
osoby oczekujące na mieszkania socjalne. W Poznaniu w ciągu roku wydano na ten cel 85 milionów zł! Niestety, budownictwo socjalne nie zdało egzaminu. Mieszkania w TBS-ach są droższe niż w spółdzielni mieszkaniowej. W Poznaniu mieszkań prawie się nie buduje, za to za 700 mln zł wybudowano stadion na ulicy Bułgarskiej. A że stadion ma mnóstwo usterek, to już wydano 200 mln zł na nową trawę... Myślę więc, że wina leży zarówno po stronie zarządu miast, jak i przepisów, które nie wymuszają na zarządach miast budowania mieszkań dla ludzi mniej zamożnych. Należałoby wprowadzić przepisy, które zmuszą zarządy miast do budowy określonej liczby mieszkań w skali roku. Powinny być też zmienione przepisy o sprzedawaniu kościołowi budynków z 99-procentową zniżką, bo ten przepis jest niekonstytucyjny. Chciałbym również powiedzieć o planowanych na rok 2012 zmianach w prawie lokalowym. Nowe prawo lokalowe ma dać właścicielom budynków mieszkalnych uprawnienia większe, niż mieli do tej pory. Lewica powinna zwrócić się zawczasu do Prezydenta Polski o niepodpisywanie nowego prawa lokalowego, ponieważ doprowadzi ono do wielu dramatów. Czytelnik z Poznania
Pasą pasożytów cd. Chciałbym się odnieść do listu Eryka Antykleryka („FiM” 26/2011). W swej wypowiedzi podejmuje on temat finansowania Caritasu przez rozmaite firmy pod płaszczykiem rzekomej dobroczynności. Pisze, że do grona chybionych dobroczyńców dołączył ostatnio producent jego ulubionej wody mineralnej – Krynki. Drogi Eryku! Pytasz, czy szefowie Krynki nie wiedzą o bogactwie i sposobach działalności (czyt. zdobywanie majątku) Caritasu? Otóż zapewne nie mają o tym zielonego pojęcia! Dlatego proponuję takie
działania: zgromadź archiwalne numery „FiM”, powiedzmy z ostatnich 5 lat, w których mowa o Caritasie, i wyślij je – wraz z listem na temat – na adres producenta wody (do rąk własnych szefostwa). List powinien być konkretny, wyjaśniający, ale pozbawiony emocjonalnych deklaracji. Po prostu coś w stylu: drodzy państwo, uważam, że powinniście wiedzieć, iż wspierając fundację Caritas, popełniacie taki a taki błąd; wasze – a także nasze, konsumentów i waszych klientów – pieniądze trafiają do instytucji bogatej, nie spełniając przeznaczonej im roli wspierania ubogich; na dowód załączam archiwalne numery tygodnika „Fakty i Mity”, dotyczące działalności Caritasu, w których mowa o konkretnych sprawach, opatrzonych konkretnymi numerami przez sądy i prokuraturę; myślę zatem, że warto dobrze przemyśleć dobór beneficjentów waszego sponsoringu. Abstrahując od argumentów na temat chybionej pomocy ubogim – jako zwolennik świeckości państwa i racjonalizmu, a także z uwagi na konstytucyjnie gwarantowaną wolność wyznania i możliwość niewspierania religijnych osób fizycznych czy prawnych – z dniem dzisiejszym zaprzestaję kupowania waszej wody. Do tego samego będę namawiał znajomych, którzy namówią swoich znajomych itd. „Fakty i Mity” czytają tysiące podobnie myślących ludzi w kraju i za granicą – ich też logo Caritasu od waszych produktów odstręczy itp., itd. Myślę, że Redakcja pomoże, udostępniając konkretne archiwalne numery w tak szczytnej i przyszłościowej sprawie. Podobne przesyłki proponuję wysłać do każdej firmy szczycącej się wspieraniem Caritasu i obserwować, czy z etykiet ich produktów zniknie logo fundacji. Tego wszystkim normalnym – i sobie – życzę. Bartek
Rydzyk show Ostatnio ludziska Znowu oniemieli, Słuchając, jak Rydzyk Skarży się w Brukseli. W świetle jupiterów, Nie kryjąc swej złości, Domagał się Prawa I Sprawiedliwości. Oznajmił przed światem, Ojciec nasz kochany, Że on dziś przez Tuska Jest prześladowany. Że Polska jest krajem Komuny, terroru, A totalitaryzm Kwitnie bez nadzoru. Widać, że Tadziowi Puściły już nerwy, Gdy nie dostał kasy Na swe geotermy.
19
Pewno miał nadzieję, Hochsztapler z Torunia, Że mu parę groszy Sypnie hojna Unia. Że znowu naciągnie Brukselskich frajerów, Jak ongiś na stocznię Ograbił moherów. Ale towarzystwo Nie było tak głupie I te jego brednie Ma, jak widać, w dupie. Dość, że ani centa Nie dostał idiota, To jeszcze do Benia Poszła ostra nota. Może wreszcie Beniu Jako biskup Rzymu Nakręci mu uszy Za robienie dymu. Ja nie wiem, dlaczego Nie ma dzisiaj śmiałka, Co wziąłby za mordę Wrednego pyszałka. Choć Polskę opluwa I robi przekręty, Wciąż w oczach Temidy Ten człowiek jest święty. Czy rządzi Donaldo, Czy Lech z Jarosławem, Ten gościu bezkarnie Stoi ponad prawem. A może tak w imię Polskiej Racji Stanu Wysłać go na misję Do Afganistanu? Custani, czerwiec 2011 r. REKLAMA
20
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Starożytnych Rzymian nie straszono od kołyski mówieniem, że uleganie pokusom ciała grozi ogniem piekielnym. W tamtej epoce w ogóle nie wiązano seksu z grzechem. Mimo braku potępienia dla seksu w świecie rzymskim ludzie nie mieli problemu ze stworzeniem etyki seksualnej, która miała tę przewagę nad produktem Kościoła, że nie powodowała powstawania licznych nerwic. Powiązanie seksualności z poczuciem grzechu to dopiero wczesnochrześcijański wynalazek. Zresztą ojcowie Kościoła i różnorodni kościelni polemiści, tworząc podwaliny katolickiej etyki seksualnej, uwielbiali opisywać Rzym w kategoriach miasta upadłego. Odnosili się przede wszystkim do schyłkowego okresu jego historii. W ich przekazach stolica imperium była prawdziwą Sodomą. „Chrześcijańscy polemiści, szukając argumentów na rzecz niemoralności czy absurdalności pogańskich religii, troskliwie przekazują nam pewne ich szczegóły, których archaiczny, a niekiedy zarazem prymitywny charakter mógł dyskredytować wiarę adwersarzy” – pisał o wiarygodności ich przekazów prof. Pierre Grimal, długoletni wykładowca paryskiej Sorbony.
Priap, fallus i Wenera Wynikało to przede wszystkim z faktu, że swobodny, ale też dość rozsądny – z wyłączeniem matron i dziewczynek z patrycjuszowskich rodów – stosunek Rzymian do cielesności stał w całkowitej opozycji do tego, czego wymagał Kościół. Wystarczyło sięgnąć do pism medycznych. Zbigniew Lew-Starowicz w „Seksie w kulturach świata” przypomniał postać Galena z Pergamonu, słynnego lekarza, który m.in. opisał rzeżączkę i stworzył jej łacińską nazwę, a przy tym – w przypadku wystąpienia podniecenia seksualnego i braku możliwości rozładowania go – zalecał masturbację. Motywował to troską o zaburzenia psychiczne, które może wywołać utrzymujący się stan pobudzenia. Jednak oczywiście nie pisma medyczne stanowiły główny problem dla katolików. Najbardziej oburzające przykłady dotyczyły przede wszystkim kultów fallicznych oraz świąt poświęconych Bachusowi. Sporo miejsca poświęcono na przykład bożkowi o zabawnym imieniu Mutunus Tutunus. Czczony prawdopodobnie od początku istnienia Rzymu, odpowiadał za płodność oraz chronił małżeństwa. Młode dziewczyny, które miały zawrzeć małżeństwo, odwiedzały jego sanktuarium i siadały… na jego członku. Zdaniem pisarzy chrześcijańskich – choćby św. Augustyna – była to obsceniczna utrata dziewictwa. Zdaniem
współczesnych – raczej okazja do zapoznania się z anatomiczną budową mężczyzn i możliwość uniknięcia zawstydzenia w czasie nocy poślubnej. Dziś powiedzielibyśmy zapewne, że chodziło o lekcje przygotowania do życia w rodzinie. W ogóle Priap (bóstwo symbolizujące męską płodność) był podstawową figurą, która miała budzić obrzydzenie i odrazę do zepsutych starożytnych. Działo się tak zapewne przede wszystkim przez wzgląd na jego przedstawienia (zawsze pokazywano go z olbrzymim członkiem w stanie erekcji), które obrażały nowo nabyte przez chrześcijan poczucie wstydu. Podobnie, jako obsceniczne, traktowano umieszczanie figurek fallicznych na progach domów lub polach, gdzie miały zapewniać ochronę przed złymi mocami. Także w świątyni, w której westalki pilnowały świętego ognia, można było odnaleźć ustrojony posąg przedstawiający męski członek.
się kolejne kulty, przy których Floralia mogły się wydawać zabawą dla grzecznych dziewczynek. Większość z nich przybywała ze Wschodu. Przykładem może być choćby Kybele – bogini płodności. Podczas obrzędów jej przeznaczonych miało ponoć dochodzić do samokastracji kapłanów opętanych religijną ekstazą. Te nowinki niekoniecznie docierały jednak do rolniczych społeczności Półwyspu Apenińskiego. Tam ograniczano się do bardziej tradycyjnego uhonorowania boga
Seks bezgrzeszny W powszechnym użyciu, czego dowiodły prace archeologiczne w Pompejach, były też różnorodne wisiorki i figurki o fallicznych kształtach. Mimo że służyły przede wszystkim jako amulety przynoszące szczęście, chroniące przed złymi mocami lub pomagającymi w podbojach miłosnych, to – kiedy zaczęto je odkopywać w XIX wieku – zostały ukryte przed wzrokiem publiczności i wylądowały w magazynach neapolitańskiego muzeum.
Floralia i bachanalia Równie oburzające były przekazy o religijnych świętach, podczas których celebrowano nagość, a niekiedy dochodziło również do orgii. Krytykowano kult Libera, Priapa, Bachusa i Flory. Na przykład Zdzisław Wróbel w „Erotyzmie w religiach świata” opisywał, jak w czasie Floralii kurtyzany „przystrojone w długie welony, pod którymi na nagich ciałach miały tylko ozdoby, ciągnęły z muzyką ze swoich domów do cyrku, gdzie tłumy widzów oczekiwały podniecającego widowiska. Na arenie zrzucały okrycia i demonstrowały swoją nagość w całej krasie biegając, tańcząc, skacząc, błaznując i walcząc jak atleci. Wtargnięcie na arenę nagich mężczyzn rozpoczynało publiczną orgię”. Oczywiście nie wszystkie z tych świąt miały aż tak orgiastyczny charakter. Chociaż z czasem pojawiały
płodności. „W Italii praktykowano kult Libera na skrzyżowaniach dróg w tak wszeteczny i rozwiązły sposób, że na cześć boga adorowano męskie genitalia, i to nie w ukryciu, lecz publicznie i bez żadnego wstydu” – oburzał się w „O Państwie Bożym” św. Augustyn. „Ale przecież matrony obnoszące w procesjach po mieścinach Lacjum wizerunek fallusa nie były ani rozpustnicami, ani prostytutkami. Brak zakazów związanych z cielesnością nie wykluczał bynajmniej wychowania dzieci w poczuciu wstydu” – odpowiadał mu Grimal w „Miłości w starożytnym Rzymie” i podkreślał, że brak kategorii grzechu odnoszonej do seksu nie oznacza w żadnym wypadku braku przyzwoitości. Przede wszystkim dlatego, że praktyczni Rzymianie uważali, iż nadmierna namiętność zagraża racjonalności. Z tego też względu – szczególnie za republiki i wczesnego cesarstwa – nie była czymś specjalnie pożądanym. Wentyl bezpieczeństwa stanowiła – jak w większości starożytnych społeczeństw – domowa służba, niewolnicy oraz... prostytucja.
Po naukę i spokój Dla Rzymian do seksu – o ile w grę nie wchodziła czyjaś żona – nie stosowały się normy moralne. Nie oznacza to jednak braku jakichkolwiek zasad. Funkcjonowały liczne zakazy i ograniczenia wynikające
przede wszystkim z przekonania o wartości rzymskiej krwi, która zgodnie z przekonaniem mogła zostać zbrukana, gdy stroną bierną stosunku była obywatelka (lub obywatel) miasta. Tak więc wolno było wszystko, ale nie z każdym. Głową można było odpowiedzieć za stosunek seksualny z matroną. Podobna kara groziła mężczyznom za homoseksualny stosunek, w którym stroną bierną był rzymski obywatel. Nie było natomiast żadnych problemów, gdy
Auguste Levêque – Bachanalia
chodziło na przykład o prostytutkę, ponieważ uprawiania najstarszego zawodu świata nie oceniano w kategoriach moralnych i nie potępiano tego zajęcia. „W Pompejach bez żadnej hipokryzji i zahamowań uprawiano seksualny handel” – pisał Norman Davies. Grimal przytacza historię ojca, który obawiając się o syna zakochanego w niewłaściwej osobie, postanowił zaspokoić żądzę chłopaka i – przed żeniaczką – kazał mu spędzić nieco czasu w towarzystwie kurtyzany. „Kiedy zaspokoił już wymagania ciała, poczuł, że ma o wiele mniej zapału do podejmowania ryzyka, jakie niosło spotkanie z ukochaną. A powtórzona kilkakrotnie kuracja uleczyła go w końcu całkowicie” – pisał profesor Sorbony. Zgodnie z jego relacją nawet sam znany z przestrzegania rygorystycznych norm moralnych Katon Starszy nie miał nic przeciwko prostytucji jako metodzie zaspokajanie męskich potrzeb. „Odwagi, chłopcze! Słusznie robisz, odwiedzając niewiasty lekkich obyczajów, niechając uczciwych!” – miał powiedzieć do chłopca, który wychodząc z domu publicznego, natknął się na cenzora i zawstydził. Zupełnie inny kodeks postępowania funkcjonował jednak w odniesieniu do legalnie zawartych małżeństw oraz – zwłaszcza patrycjuszowskich – żon. Mitologicznym uzasadnieniem dla pozycji żony było podanie o porwaniu Sabinek i zapewnienie złożone w nim przez Rzymian, że ich kobiety będą zwolnione od pracy i zostanie im zapewniony byt. Na gruncie prawa stała za nim koncepcja „zbrukania krwi”,
która powodowała, że w małżeństwie kobiety obowiązywał bardzo rygorystyczny kodeks moralny.
Gdzie ty, Gajusz, tam ja, Gaja Z jednej strony apologeci rzymskiej etyki oraz stworzonej przez cywilistów formy małżeństwa podkreślają wyjątkową pozycję matron oraz dobrowolność rzymskiego małżeństwa. Z drugiej zaś – nie sposób nie zauważyć, że cała konstrukcja była wybitnie patriarchalna. Chociaż i tak przyznawała kobietom więcej praw i możliwości zadbania o swój interes, niż miało to miejsce w średniowieczu. Było tak choćby ze względu na możliwość przeprowadzenia rozwodu, co wiązało się ze zwrotem otrzymanego przez męża wiana, a w określonych przypadkach – nawet z przekazaniem znacznej części majątku. Rola pani domu, matrony, polegała też na współgospodarowaniu i zarządzaniu wspólnym majątkiem lub jego częściami. W czasie nieobecności męża pełniła też funkcję „głowy” rodziny. Jednak mimo to kobieta – jako nieposiadająca osobowości prawnej – była w znacznie gorszej sytuacji niż mężczyzna. Mogła na przykład zostać w każdej chwili odprawiona. W określonych sytuacjach nie przysługiwało jej nawet żadne odszkodowanie. Było tak, gdy mąż uznał, że dopuściła się cudzołóstwa, świadomego wywołania poronienia lub pijaństwa. W wypadku cudzołóstwa, które groziło zanieczyszczeniem rodowej krwi, kobiecie groziła zresztą nawet kara śmierci. „Jeśli przyłapiesz żonę na cudzołóstwie, będziesz mógł zabić ją bez sądu, i to bezkarnie; ale jeśli ty byś popełnił cudzołóstwo (…), ona nie odważy się tknąć cię nawet palcem, a zresztą nie ma do tego prawa” – mówił Katon, którego przytacza Grimal. Mężczyznom wolno było więcej, ponieważ ich niewierność nie groziła „zbrukaniem”. Jednocześnie zachowały się przekazy, głównie z okresu republiki i wczesnego cesarstwa, które dokumentują wyjątkowy szacunek, którym cieszyły się matrony. Zdarzało się, że mężczyzna porzucający żonę ze zbyt błahych powodów musiał złożyć urząd senatorski. Zwyczaje Rzymian można oceniać różnie. Robiąc to, trzeba jednak pamiętać, że mówimy o czasach, które poprzedzały średniowiecze. Nie sposób zatem uznać je za wzór godny naśladowania, choć niektóre – związane na przykład z małżeństwem cywilnym – zdają się być bardziej postępowe niż dzisiejsza oferta Kościoła. Ciekawe jest natomiast to, że ponad 2 tysiące lat temu Rzymianie zauważali coś, z czym katolicy mają problem do dziś. Otóż to, że brak poczucia grzechu i obawy przed karą nie musi oznaczać braku przyzwoitości i rozsądku. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Wieża Babel Interesuje mnie historia wieży Babel. Czy jest prawdziwa? A jeśli tak, to czy Bóg, który podzielił ludzi przy jej budowie, nie jest odpowiedzialny za brak porozumienia i dialogu między wszystkimi narodami? Skoro bowiem przez Niego ludzie nie byli w stanie się ze sobą komunikować, i jest tak przez całe wieki, to przecież Bóg musi być za to odpowiedzialny. Co Biblia mówi na ten temat? Czy był to kolejny kaprys Boga, aby ludziom utrudnić i tak już wystarczająco skomplikowane życie? Zacznę od tego, że opowiadanie o wieży Babel znane było również w wielu innych kulturach. Przede wszystkim znane było ludom Mezopotamii, o czym świadczyć może inskrypcja Nabuchodonozora. W swej książce „The Signature of God/The Handwriting of God” („Podpis Boga/Pismo Boga”) Jeffrey R. Grant pisze o tym tak: „Rząd francuski wysłał profesora Opperta w celu sporządzenia raportu na temat inskrypcji zapisanej pismem klinowym, odkrytej w ruinach Babilonu. Oppert przetłumaczył długą inskrypcję Króla Nebukadnesara, w której król odwoływał się do tej wieży w chaldejskim języku jako Barzippa, co znaczy Wieża językowa” (s. 40). Jak brzmi treść tej inskrypcji? Oto jej dosłowne tłumaczenie: „Dopełniłem jej wspaniałość srebrem, złotem, innymi metalami, kamieniem, glazurowanymi cegłami, jodłą i sosną. Pierwsza, która jest domem podstawy ziemi, najstarsza z pomników Babilonu (…). Dawny król zbudował ją, lecz nie dokończył jej głowy. Od odległego czasu ludzie porzucili ją, bez ładu wyrażając swoje słowa. Od tamtego czasu trzęsienie ziemi i grzmot rozproszyły wysuszoną na słońcu glinę. Cegły pokrycia popękały, a ziemia z wnętrza rozproszyła się na stosy. Merodach, wielki bóg, pobudził mój umysł, bym naprawił ten budynek. Nie zmieniłem jej miejsca ani też nie zabrałem fundamentu (…). Przyłożyłem moją dłoń, by ukończyć ją. I by wywyższyć jej głowę. Jak to było w starożytnych dniach, tak ja wywyższyłem jej szczyt”. Jak widać, z treści inskrypcji wyraźnie wynika, że Nabuchodonozor jedynie odbudował wieżę, którą dawno temu usiłował zbudować inny król. C.W. Ceram pisze tak: „Inskrypcje mówiły o tym, że wieża niegdyś istniała. Wprawdzie wieży, o której mówi Biblia (a która niewątpliwie została niegdyś zbudowana), przypuszczalnie nie było już za czasów Hammurabiego, lecz wznosiła się tu wieża późniejsza, zbudowana dla upamiętnienia dawnej. Nabopolasar pozostawił po sobie te oto słowa: »W owym czasie nakazał mi Marduk,
abym wieżę Babilonu, która w czasach przede mną została osłabiona i obrócona w gruzy, mocno oparł fundamentami o pierś pod ziemią, wierzchołkiem zaś podniósł ku niebu«. Jego syn Nabuchodonozor kontynuował to dzieło: »Przyłożyłem rękę do tego, aby nasadzić wierzchołek na Etemenanki, tak iżby szedł z niebem w zawody«” („Bogowie, groby i uczeni”, tom II, s. 105). Niektórzy badacze uważają więc, że wieża Etemenanki („Fundament nieba i ziemi”), o której wspominają również teksty klinowe pochodzące z ok. 2000 r. p.n.e., zbudowana była na niedokończonej wieży Babel. Biblijna opowieść o wieży Babel nie musi więc być mitem, jak uważają sceptycy. Tym bardziej że podobne opowieści znane były nie tylko w Mezopotamii, ale również we Wschodniej Azji, Afryce oraz… w Ameryce Środkowej. Na przykład według Tolteków, którzy wywarli ogromny wpływ na Majów i Azteków, ludzie wznieśli ową ogromną wieżę w celu uratowania się na wypadek drugiego potopu. Również wśród Indian z Cholula (Meksyk), gdzie znajdowała się piramida schodkowa, znane były podobne podania. Diego Duran (1537–1588) w swoim dziele „Historia Antigua de la Nueva Espana” pisał: „Na początku, zanim światło słońca zostało stworzone, ziemia była w niewyraźnych kształtach i ciemności, i pozbawiona wszelkiej stworzonej rzeczy; wszystko było równiną, bez wzgórza czy wzniesienia, otoczoną w każdej części wodą, bez drzewa czy stworzonej rzeczy; i natychmiast po tym jak światło i słońce wzeszły na wschodzie, to pojawili się olbrzymi ludzie o zniekształconej posturze i posiedli ziemię, i pragnąc widzieć narodziny słońca, jak również jego zachód, zaproponowali, by pójść i szukać ich. (…) nie znajdując sposobów na dotarcie do słońca, będąc zakochani w jego świetle i pięknie, postanowili zbudować wieżę tak wysoką, że jej szczyt sięgnąłby nieba. Zgromadziwszy materiały na ten cel, znaleźli bardzo lepką glinę i bitum,
Lucas van Valckenborch – Wieża Babel
za pomocą których szybko zabrali się do budowania wieży”. W świetle przytoczonych świadectw nie ulega wątpliwości, że podania Indian meksykańskich, teksy klinowe i inskrypcje Chaldejczyków mają wspólne źródło. Co więcej, wielu badaczy uważa, że korzenie cywilizacji Ameryki Środkowej wywodzą się z Azji. Tym bardziej że – jak pisał Zenon Kosidowski – „archeolodzy (…) zgoła milczą o stopniowym rozwoju owych cywilizacji, o ich wielowiekowym narastaniu i dojrzewaniu. Sądzić by można po znaleziskach, że pojawiły się one z dnia na dzień w kształcie już udoskonalonym (…). Zjawisko raptownego pojawienia się owych dojrzałych kultur może mieć jedno wytłumaczenie: Indianie nie byli na kontynencie amerykańskim tuziemcami, lecz zjawili się tam jako emigranci z wieloma już zdobyczami swej rasy” („Gdy Słońce było bogiem”, 1969, s. 366, 367). Poza tym „ludy kontynentu amerykańskiego były ze sobą blisko spokrewnione zarówno rasowo, jak i kulturalnie. Wskazuje na to wiele zbieżności w ich obyczajach i religii. Wszyscy Indianie budowali świątynie na podwyższeniach w kształcie piramid, uprawiali kult słońca i księżyca oraz wierzyli w mit białego brodatego boga, którego emblematem był upierzony wąż” (tamże, s. 366). Jak widać, wszystko wskazuje na to, że opowiadanie biblijne o wieży Babel, podziale języków i rozproszeniu narodów jest prawdziwe. Jak jednak wytłumaczyć postępowanie Boga? Czy nie jest On odpowiedzialny za wszelkie nieporozumienia międzyludzkie? Czy celowo przez wszystkie wieki utrudnia ludziom życie? Co mówi Biblia na ten temat?
Przede wszystkim Biblia od pierwszych stronic mówi, że wszystko, co Bóg stworzył, stworzył dla człowieka, i wszystko to było bardzo dobre (Rdz 1. 31). Bóg nie uczynił więc nic, aby utrudnić ludziom życie. Wręcz przeciwnie – obdarował ludzkość wszystkim, co jest potrzebne do życia. Człowiek sam skomplikował sobie życie z chwilą, kiedy sprzeniewierzył się Bogu i uwierzył pierwszemu kłamstwu: „(…) będziecie jak Bóg” (Rdz 3. 5). Jak przykre i bolesne były tego skutki, ukazuje już następna scena, kiedy Adam próbuje zrzucić winę na swoją żonę, a nawet na Boga (Rdz 3. 12). Oboje zresztą – Adam i Ewa – zrzucają z siebie winę, a nieco dalej czytamy już o pierwszym morderstwie – bratobójstwie (Rdz 4. 8). Według Biblii stało się tak dlatego, że zerwana została więź z Bogiem. To jest główna przyczyna nieporozumień, podziałów i wszelkiego zła wśród ludzi. Zło związane jest bowiem z naturą i działaniem człowieka, a nie z naturą lub działaniem Boga. Jego przyczyną nie jest więc odrębność narodowa lub językowa. Przynależność do tej samej narodowości lub grupy językowej nie gwarantuje przecież nikomu bezpieczeństwa ani też zgody i jedności społeczeństwu (widzimy to chociażby na ulicach i stadionach). Jedno i drugie może nam zagwarantować jedynie powrót do duchowej harmonii z Bogiem. I dopiero wtedy można byłoby mówić o prawdziwej jedności, wspólnocie ducha, celów i interesów oraz o bezpieczeństwie. W innym przypadku – ani unia polityczna, ani wspólny język nie są w stanie zabezpieczyć nam przyszłości bez podziałów, konfliktów i wojen. W istocie opowieść o pomieszaniu języków i rozproszeniu budowniczych wieży Babel wcale nie świadczy
21
przeciw Bogu. Mówi raczej o przeciwdziałaniu złu. Wiadomo bowiem, że wieża Babel uważana była przez Żydów za symbol ludzkiej pychy i bałwochwalstwa – tak zresztą, jak i późniejsze babilońskie zikkuraty. Z taką też oceną spotykamy się m.in. w Księdze Izajasza: „Bo dla Pana [JHWH] Zastępów nastanie dzień sądu nad wszystkim, co pyszne i wysokie, i nad wszystkim, co wyniosłe, aby było poniżone (…). I nad każdą wysoka wieżą, i nad każdym murem obronnym” (Iz 2. 12, 15). Z podobną reakcją spotykamy się również w Księdze Daniela: „Odezwał się król i rzekł: »Czy to nie jest ów wielki Babilon, który zbudowałem na siedzibę króla dzięki potężnej mojej mocy i dla uświetnienia mojej wspaniałości?«. Gdy słowo to było jeszcze na ustach króla, zagrzmiał głos z nieba: »Oznajmia ci się, królu Nebukadnesarze, że władza królewska zostaje ci odjęta (…) aż poznasz, że Najwyższy ma władzę nad królestwem ludzkim i że je daje temu, komu zechce«” (Dn 4. 27–28, 30). Ponadto w Babilonie i wieży Babel Żydzi widzieli ucieleśnienie wszelkiego innego występku. C.W. Ceram pisze: „Podobnie jak egipskie piramidy, tak i wieża Babel jest dziełem rąk niewolników. Jak tam, tak i tutaj świszczały baty dozorców” (tamże, s. 107). Komentarz Tory dodaje, że „gdy spadła cegła i roztrzaskała się, wszyscy lamentowali: »Jakże trudno będzie ją zastąpić!«; jednak gdy człowiek zginął w trakcie pracy, nikt nawet nie zwracał na to uwagi” (Pardes Lauder, Księga pierwsza, s. 70). Warto również przypomnieć, że od samego początku Boże polecenie brzmiało: „Rozradzajcie i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię” (Rdz 1. 28). Natomiast budowniczowie miasta i wieży przeciwstawili się temu poleceniu, i to prawdopodobnie tylko dlatego, aby stworzyć imperium, które będzie łamać zarówno prawa Boga, jak i innych ludzi. Rozproszenie ludzi miało zatem temu przeciwdziałać. „Z jednego pnia wywiódł [bowiem] Bóg wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania, żeby szukały Boga, czy go może nie wyczują i nie znajdą, bo przecież nie jest On daleko od każdego z nas” (Dz 17. 26–27). Cokolwiek by zatem powiedzieć o budowniczych wieży Babel, to – według Biblii – Bóg nikomu nie chciał utrudniać życia. Przeciwnie, Bóg „nie omieszkał dawać o sobie świadectwa przez dobrodziejstwa, dając z nieba deszcz i czasy urodzajne” (Dz 14. 17). Jezus powiedział: „Słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5. 45). Poza tym „Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Go miłują” (Rz 8. 28) i „w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje” (Dz 10. 35). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (38)
Kontrreformacja w Inflantach Polacy byli zdobywcami ziem łotewskich. Próbowali odzyskać luterańskie Inflanty dla katolicyzmu. Związki Polski z Łotwą, ziemiami łotewskimi i ich mieszkańcami datują się od połowy XVI wieku. Wcześniej, bo od XII wieku, Łotwa była terenem ekspansji Duńczyków i Niemców, czemu towarzyszył stopniowy podbój kraju. Dążąc do opanowania wschodniego wybrzeża Morza Bałtyckiego oraz ziem ruskich, feudałowie niemieccy założyli na Łotwie (1202 r.) Zakon Kawalerów Mieczowych. Kawalerowie podbili przodków Łotyszy – to jest plemiona bałtyckie: Kurów, Latgalów i Zemgalów oraz ugrofińskich Liwów – i narzucili im chrześcijaństwo. Zorganizowani w podobny sposób jak Krzyżacy, Kawalerowie Mieczowi połączyli się z nimi w 1237 roku i odtąd jako Zakon Inflancki stanowili część Zakonu Krzyżackiego z oddzielnym wielkim mistrzem krajowym, tzw. landmistrzem. Podobnie jak historia Niemców, tak i historia Polaków na Łotwie ma swój jasno określony moment. Wypowiedzenie wojny zakonowi przez Zygmunta Augusta i pokaz siły w postaci koncentracji armii na granicy Litwy z Inflantami spowodowały, że 5 marca 1562 r. ostatni wielki mistrz Kawalerów Mieczowych oraz arcybiskup ryski uroczyście złożyli hołd lenny na zamku w Rydze królowi polskiemu. W zastępstwie króla hołd przyjął kanclerz Litwy
B
Mikołaj Radziwiłł Czarny. Ten dzień (poddanie się Inflant Polsce) można uważać za początek ery polskiej na ziemiach łotewskich. Na mocy unii wileńskiej Księstwo Kurlandii i Semigalii (tereny dzisiejszej południowo-zachodniej Łotwy) od tego czasu aż do III rozbioru Polski pozostawało w stosunku lennym do króla polskiego. W ślad za tym na terenie Widzme i Latgalii utworzono Księstwo Zadźwińskie, które zostało inkorporowane do monarchii jagiellońskiej. Niezależność zachowała jedynie Ryga, ale tylko do 1581 roku, bo wtedy Stefan Batory włączył ją do Rzeczypospolitej. 12 marca 1582 r. Batory wjechał do luterańskiej Rygi, witany owacyjnie przez patrycjat miasta (entuzjazm ten brał się oczywiście ze strachu). Trzeba jasno powiedzieć, że Polacy i Litwini byli zdobywcami Inflant i jako zdobywcy przyznawali sobie prawo zaprowadzania porządków, często wbrew woli tamtejszej ludności. Eryk Jekabson – łotewski historyk polskiego pochodzenia, profesor uniwersytetu w Rydze – stwierdził: „Mówiąc o bezpośrednich narodowościowych stosunkach polsko-łotewskich, należy pamiętać, że Polacy byli zdobywcami tych ziem, Łotysze zaś – dawnymi mieszkańcami terytorium podbijanego, w dodatku stanowili warstwę uboższą w stosunku
adania pracy mózgu wnoszą coraz więcej do naszego zrozumienia tego, czym są przeżycia religijne. Nie bez znaczenia są także badania nad niektórymi odmianami epilepsji. Coraz większa liczba naukowców na świecie zajmuje się badaniem przeżyć religijnych i mistycznych, obejmujących m.in. słyszenie głosów, doświadczanie obecności zmarłych oraz istot duchowych. Jednym z takich „badaczy mózgu” jest profesor Michael Persinger – Amerykanin, który pracuje w Kanadzie i od 40 lat zajmuje się zjawiskami paranormalnymi i religijnymi. Profesorowi Persingerowi udało się nawet zbudować urządzenie stymulujące pracę mózgu w ten sposób, że wywołuje ono paranormalne przeżycia duchowe. W każdym razie 80 proc. osób, którym nakłada się wykonany przez ekipę Persingera „hełm Boga”, relacjonuje niezwykłe przeżycia. Hełm ów jest rodzajem kasku motocyklowego zaopatrzonego w elektrody stymulujące określone powierzchnie mózgu. Osoby poddane badaniom, zwłaszcza religijne, widywały Chrystusa, demony, słyszały głosy, płakały. Jakieś 20 proc. badanych nie doświadczało jednak niczego szczególnego. Szwedzka ekipa naukowców próbująca powtórzyć eksperymenty Persingera
do właścicieli ziemskich, tzn. szlachty polskiej. Polacy już od dawna mieli swą świadomość jako wielki, historyczny, jednolity naród. Rodowici mieszkańcy Inflant stanowili zaledwie zaczątek przyszłego narodu łotewskiego. Nie mogli oni też manifestować jednolitej postawy wobec wydarzeń czy procesów historyczno-politycznych, ponieważ brakowało im świadomości swojego położenia i celów politycznych”. Polakom szło o administracyjne połączenie tych ziem z Rzecząpospolitą oraz o urzędy i dobra, Litwinom – o realną władzę nad krajem, zaś Krk – o rekatolicyzację Inflant po wcześniejszym zwycięstwie wyznania augsburskiego. Wszelkie donacje szły dla zdobywców. Rodowici mieszkańcy Inflant z niezadowoleniem patrzyli na bogate uposażenia w majątkach, jakie otrzymywali jezuici i biskupstwo.
nie odniosła podobnych sukcesów, podobno dlatego, że nie dość dokładnie trzymała się zaleceń wynalazcy hełmu. Pojawiły się też teorie, że wynalazek Persingera działa na zasadzie placebo – ludzie
O Batorym, mimo że był katolikiem, zwykło się mówić, że tolerował prawa innowierców, nie dopuszczając do tumultów religijnych, zaś surowo karał winnych naruszenia pokoju publicznego. Tam jednak, gdzie było to możliwe, tworzył przyczółki dla Krk i jego ekspansji. Miał podziw dla potęgi oraz zwartości Krk i jako autokrata widział w Towarzystwie Jezusowym (jezuitach) – jego hierarchii, oddaniu idei i posłuszeństwie – wzór do naśladowania. Mawiał, że „jeśli nie byłby królem, zostałby jezuitą”. Dla faworyzowania katolicyzmu zawsze znajdował usprawiedliwienie. „Wszak mi z mej własnej skóry wolno sobie but i co chcę postanowić i uczynić; dostałem tego mieczem, czemu mi takich rozporządzeń nie wolno czynić?” – grzmiał do prawosławnej
są badania Persingera nad niektórymi odmianami epilepsji. Otóż w przypadku epilepsji płatów skroniowych mózgu dochodzi czasem do objawów mających charakter religijny oraz związanych z zachowaniami dosyć typowymi
ŻYCIE PO RELIGII
Boska padaczka doświadczają niezwykłych przeżyć pod wpływem wiedzy o tym, że inni doświadczają ich w „hełmie”. Gdyby tak było, to sprawa byłaby jeszcze ciekawsza – oznaczałoby to, że w przeżyciach duchowych ogromną rolę odgrywa sugestia i autosugestia. Przeciwko teorii placebo protestuje jednak brytyjska badaczka zjawisk nadnaturalnych, profesor Susan Blackomore, która sama doświadczyła tak niesamowitych przeżyć w gabinecie Persingera, że przypisywanie ich samej sugestii, a nie wpływowi stymulacji elektrycznej, uznała za mało prawdopodobne. Odstawmy jednak na bok kontrowersyjny „boski hełm”. Nie mniej interesujące, a związane do pewnego stopnia z hełmem,
dla pewnej kategorii osób pobożnych. Dochodzi do tzw. hiperreligijności, której wyrazem są pogłębione doznania religijne oraz ekstrawaganckie zachowania. Niektóre osoby dotknięte tą odmianą padaczki tracą zainteresowanie życiem seksualnym (doskonali kandydaci na mnichów i mniszki!), a poza tym mają potrzebę... ręcznego kopiowania tekstów. Ten ostatni objaw przywodzi na myśl mnichów kopistów i ich zamiłowanie do pisma oraz kopiowania świętych tekstów. Takie zamiłowania obecne w religiach abrahamicznych mogą, jak widać, mieć przyczyny neurologiczne. Ale to nie wszystko. Wielu chorych na wspomnianą odmianę epilepsji przed i po
szlachty w Połocku po założeniu kolegium jezuickiego na uposażeniu… cerkiewnym. Tak też jego przyjazd do Rygi rozpoczął w Inflantach protestanckich kontrreformację, a przez to – tarcia z miejscową ludnością. Był to zamach na uprzywilejowaną pozycję luteranizmu w Inflantach, do przestrzegania czego zobowiązał się Zygmunt August. Król nakazał zwrócić katolikom dwa kościoły, w tym kościół św. Jakuba, który należał do Łotyszy. W procesie tym aktywnie uczestniczył „pierwszy szermierz kontrreformacji” i pierwszy rektor Akademii Wileńskiej – Piotr Skarga. Na utrzymanie katolickich kościołów miało łożyć luterańskie miasto. Pod koniec 1582 r. utworzone zostało dla całych Inflant Rzeczypospolitej biskupstwo wendeńskie ze stolicą w Wenden, a rok później przybyło do Rygi 13 jezuitów z prowincjałem o. Campano, którzy otworzyli w Rydze kolegium. Gdy z nakazu króla i papieża wprowadzono kalendarz gregoriański, w Rydze i Parnawie wybuchły rozruchy. Po prowizorycznym rozejmie nastąpiły nowe i w 1587 r. jezuitów wypędzono z Rygi. Ryżanie porwali się nawet na zamek, gdzie stacjonowali żołnierze królewscy. Ostatecznie Batory skazał przywódców na banicję, a nowy kalendarz i tak wprowadził. Nienawiść do katolicyzacji i polonizacji Łotwy podsycali Szwedzi. W czasie wojen polsko-szwedzkich w XVII w. chłopi łotewscy bez wahania stawali po stronie Szwedów. Niekiedy chłopi zbierali się w kilkutysięczne grupy i z lasów atakowali oddziały polskie. Były przypadki, gdy 10–20 chłopów atakowało 100 Polaków. ARTUR CECUŁA
ataku choroby doświadcza religijnych halucynacji. Wydaje się im, że opuszczają własne ciało (np. „widzą” je z zewnątrz), słyszą głosy istot duchowych, otrzymują od nich polecenia. Mają także wrażenie przemieszczania się w czasie i przestrzeni oraz doświadczają innych potężnych przeżyć, na przykład silnego poczucia zrozumienia sensu życia i świata. Do tego dochodzą wizje słynnego już tunelu i eksplozji świetlnych. Jak widać, efekty padaczkowe przypominają te, które podobno produkuje „boski hełm”. Wspólnym mianownikiem jednych i drugich jest zapewne silne pobudzanie określonych obszarów mózgu. Możliwe jest także, że w pewnych warunkach wyładowania mózgowe mogą wystąpić u kogoś bez związku z chorobą lub zewnętrzną stymulacją. Niektórzy badacze sugerują na przykład, że taki charakter mają przeżycia towarzyszące śmierci klinicznej. Tak czy inaczej, niejedna korona świętości ofiarowana mistykom przez Kościół przypadła zapewne osobom chorym na padaczkę. Pewnie też niejeden „opętany” skończył na stosie, zamiast trafić do szpitala. Na szczęście nad krainą religijnych mroków zapalają się coraz to nowe światła naukowego poznania. Szczęśliwie nie są to rozbłyski epileptyczne. MAREK KRAK
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r. Po śmierci papieża Honoriusza II (XII w.) Stolica Apostolska znów została opanowana przez nową schizmę. Partie watykańskie wciąż nie potrafiły dojść do jakiegokolwiek porozumienia i różnice zdań rozstrzygano wśród intryg i starć zbrojnych.
czy papież Frangipanich ze swoimi 16 kardynałami? Okazało się, że ten drugi miał lepszych znajomych. Przyjmuje się, że szersze uznanie dla Innocentego załatwił cysters św. Bernard z Clairvaux (1090–1153), późniejszy organizator II krucjaty, który przeciągnął na stronę Innocentego II króla Francji Ludwika VI Grubego oraz króla Anglii Henryka I. Faktem jest, że w ówczesnym Kościele cysterski teoretyk krucjat cieszył się najwyższym autorytetem, górujący nad papieżami i antypapieżami.
OKIEM SCEPTYKA polskiego Niemcom, co miało być pierwszym etapem podporządkowania politycznego. Innocenty naturalnie popierał inicjatywę świętego, ale trzeba było formalnego uzasadnienia takiego aktu. Spreparowano więc szereg falsyfikatów, pochodzących jakoby z XI w., w których bulle orzekają przynależność ziemi na wschód od Odry do metropolii magdeburskiej. Pierwsza bulla przekazująca Kościół w Polsce Niemcom była gotowa już w 1131 r., ale nie weszła w życie. Kiedy sytuacja Innocentego nieco się ustabilizowała, św. Norbert
Wkrótce też rozleciał się sojusz Innocentego z Francją. Nastoletni król Ludwik VIII, choć był dewotem (jego żona miała powiedzieć, że myślała, iż wychodzi za króla, a wyszła za mnicha), to jednak dewotem niepokornym wobec papieża, i obaj śmiertelnie pokłócili się o obsadę arcybiskupstwa Bourges. Król zamknął przed papieskim nominatem bramy miasta i zaklął się na relikwie jakiegoś świętego, że prędzej zginie, aniżeli pozwoli mu objąć urząd. Innocenty odpowiedział inderdyktem Francji.
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (44)
Polska popiera antypapieża Stronnictwo mniejszościowe ukryło dogorywającego Honoriusza w murach posiadłości Frangipanich, aby jego śmierć ogłosić wraz z nowym papieżem. Kiedy papież umarł, pochowano go naprędce w prowizorycznym grobie i niezwłocznie wybrano nowego. Na elekcję zaproszeni zostali jedynie członkowie partii Aimeryka, nieposiadający większości wśród kardynałów. Był to jawny zamach stanu, kolejny spreparowany przez „młode wilki” w Kościele. Stary papież zmarł w nocy z 14 na 15 lutego 1130 r. Już z rana kanclerz Kościoła ogłosił, że jest nowy papież – Innocenty II. Większość kardynałów nie uznała tego potajemnego wyboru i jeszcze tego samego dnia hierarchowie zebrali się, by wybrać na papieża lidera rodziny Pierleonich – czcigodnego Pietra, który przybrał imię Anaklet II. Na Anakleta głosowało 25 kardynałów, a Innocentego wybrało 16. To, że dziś ten ostatni jest uznawany za „legalnego” papieża, a ten pierwszy – za antypapieża, jest zasługą dyplomacji i oręża, które Innocentemu zrekompensowały niedostatek głosów. Innocenty nie miał wiele czasu w Rzymie, w którym rodzina Pierleonich sprawowała całkowitą władzę. Zdążyli jeszcze wydobyć zwłoki starego papieża, które uroczyście pochowano w bazylice laterańskiej, po czym musieli uciekać. Innocenty II udał się na emigrację do Francji. Obaj zaczęli rozsyłać listy i poselstwa po całym chrześcijańskim świecie oraz przekonywać, że to właśnie oni są prawdziwymi wikariuszami Chrystusa. Wyszukiwano też haki na konkurenta. Innocenty zarzucał swemu przeciwnikowi, że prowadził rozrywkowe życie: sypiał z własną siostrą i innymi krewnymi, utrzymywał pewną prostytutkę jako kochankę, gwałcił mniszki, płodził dzieci, a w trakcie wypraw legackich zawsze towarzyszyła mu konkubina. Wytykano mu również żydowską krew. Czy prawdziwy był papież Pierleonich, za którym stało 25 kardynałów,
Zdobycie przez Innocentego poparcia w Niemczech wydawało się naturalne, wszak cesarz nie mógł poprzeć kandydata starych gregorianów. Głównym agentem papieża w Niemczech był arcybiskup Magdeburga św. Norbert z Xanten, założyciel zakonu premonstratensów (kanonicy regularni). W marcu 1131 r. w Liège Innocenty spotkał się z królem niemieckim Lotarem III (1125–1137), któremu obiecał uroczystą koronację cesarską w Rzymie w zamian za atak na papieża Anakleta. Wkrótce potem Innocenty zorganizował synod w Reims, gdzie wyklął swego konkurenta i w dniu 25 października 1131 r. koronował syna swego francuskiego sprzymierzeńca – jako Ludwika VII Młodego. Wiosną 1133 r. wraz z królem Lotarem wyruszył na Rzym, ale nie udało im się go opanować. Bazylika św. Piotra i strzegący do niej dostępu Zamek Anioła pozostały w rękach Pierleonich, wobec czego koronację przeprowadzono na Lateranie. Innocenty za koronację dostał majątki po hrabinie Matyldzie Toskańskiej, która najpierw z własnej woli przekazała je Państwu Kościelnemu, a później (1111 r.) została zmuszona do zapisania ich na rzecz cesarza. Po powrocie cesarza do Niemiec Innocenty musiał uciekać z Rzymu, który Pierleoni odzyskali bez trudu. Osiadł wówczas w Pizie, gdzie najpierw zorganizował synod, który ekskomunikował papieża Anakleta i jego głównego protektora Rogera II Sycylijskiego (1095–1154). Tam właśnie zapadł wyrok przeciwko schizmatyckiej Polsce. Otóż książę Polski Bolesław Krzywousty, pozostający w konflikcie z Niemcami, po podwójnej elekcji papieskiej opowiedział się za papieżem, który miał z czasem zostać uznany za „antypapieża”. Wykorzystując tę okoliczność, św. Norbert – papieski agent w Niemczech, będący jednocześnie doradcą królewskim – od początku lat 30. XII wieku prowadził zabiegi wokół podporządkowania Kościoła
A. Favray – Antypapież Wiktor IV przed papieżem Innocentym II
znów nasilił naciski i w końcu doprowadził do wezwania polskich biskupów przed oblicze Innocentego. Czysta formalność, bo przecież nie uznawali go za papieża. Wobec tego niesłychanego aktu niesubordynacji wobec „Namiestnika Boga na ziemi”, w dniu 4 czerwca 1133 r. Innocenty II wydał bullę Sacrosancta Ecclesia Romana, która załatwiała sprawę całkowicie po myśli św. Norberta. Dopiero w 1135 r. – po złożeniu cesarzowi hołdu lennego i uiszczeniu trybutu przez Bolesława Krzywoustego – papież zgodził się anulować na synodzie w Pizie bullę z 1133 r. Wówczas Polska, siłą okoliczności, przeszła do obozu papieża Innocentego II. W 1136 r. Innocenty i Lotar podjęli drugą próbę odbicia Rzymu. Nieco wcześniej Bernard z Clairvaux pozyskał dla nich Mediolan i zmontował wielką koalicję francusko-angielsko-niemiecką przeciwko Anakletowi i jego „półpogańskiemu królowi”. Król Sycylii Roger II przetrwał najazd cesarski. W czasie tej kampanii Lotar poróżnił się z Innocentym i opuścił Italię bez zajęcia Rzymu. Zmarł jednak w drodze powrotnej do Niemiec (4 grudnia 1137 r.).
25 stycznia 1138 r. zmarł papież Anaklet. Jego frakcja wybrała następcę, który przybrał imię Wiktor IV, ale złamał się on pod rosnącym uznaniem dla Innocentego i złożył mu hołd po dwóch miesiącach. Dostał obietnicę od św. Bernarda, że zachowa biskupstwo. W ten sposób zakończyła się ośmioletnia schizma papieska. Zauważmy, że mimo zdobycia większego uznania przez Innocentego II, praktycznie do samej śmierci Rzym znajdował się we władaniu antypapieża Anakleta. Po jego śmierci Innocenty II postanowił przypieczętować swój triumf i rozprawić się z dziedzictwem papieża Anakleta poprzez zorganizowanie soboru generalnego. Odbył się on w kwietniu 1139 r. i jest znany jako Sobór Laterański II. Sobór powtórzył wcześniejsze kanony dotyczące symonii i celibatu. Kanon 5 wyklinał wszystkich, którzy dziedziczą lub w inny sposób przejmują dobra po zmarłych biskupach, księżach lub klerykach. To, co zgromadzili w swoim życiu ludzie Kościoła, należy do Kościoła („Jeśli w przyszłości ktoś poważy się na to, niech będzie wyklęty”). Kanon 8 zakazywał małżeństwa zakonnicom. Kanon 9 zakazywał
23
mnichom i kanonikom regularnym zajmowania się prawem i medycyną dla dóbr doczesnych, bo cierpią na tym dobra duchowe („Zaniedbują leczenie dusz i odkładają na bok cel swojego zakonu, a obiecują zdrowie w zamian za obmierzłe pieniądze, tym samym czynią siebie lekarzami ludzkich ciał. Ponieważ zmysłowe oko jest posłańcem zmysłowego serca, a rzeczy tych winni wystrzegać się dobrzy ludzie, religia nie powinna leczyć – a zatem zakonnicy winni unikać tego”). Kanon 10 groził piekłem za przekazywanie świętych pieniędzy do rąk osób świeckich („posiadających [dziesięcinę] uznaje się winnymi świętokradztwa i grozi im wieczne potępienie” – z kościelną kasą nie ma żartów!). Kanon 14 potępiał turnieje rycerskie, które służyły pokazom rycerskiej sprawności i odmawiał ich uczestnikom chrześcijańskiego pochówku. Kanon 18 ustalał pokutę dla podpalaczy – rok krucjaty w Jerozolimie lub rekonkwisty w Hiszpanii. Kanon 21 odsuwał wszystkich księżych synów od służby ołtarza, chyba że zostawali mnichami lub kanonikami regularnymi. Z punktu widzenia późniejszego biznesu kościelnego znamienity jest kanon 24: sakramenty mają być świadczone nieodpłatnie („krzyżmo, olej i pochówek”). Kanon 27 zabraniał zakonnicom śpiewać w chórach razem z kanonikami lub mnichami. Najbardziej bodaj oryginalny był kanon 29: „Zabraniamy pod groźbą anatemy śmiertelnych i niemiłych Bogu proc i kusz przeciwko chrześcijanom i katolikom”. Kusze mogły być za to stosowane w czasie wypraw krzyżowych przeciwko niewiernym. Jak można to rozumieć? „Postanowienia tego soboru można potraktować jako pierwszą w historii Europy międzynarodową konwencję o zasadach prowadzenia wojny. Chrześcijanie wyrzekli się stosowania kuszy w walkach pomiędzy sobą”. W ramach soboru papiestwo uznało zatem, że Kościół nie powinien mieszać się do leczenia ciał, bo rzecz to niegodna, ale do prowadzenia wojen – jak najbardziej! Sobór unieważnił również wszystkie akty Anakleta i złożył go z urzędu, nadto potępił jako heretycką naukę Arnolda z Bresci, ucznia wybitnego filozofa Pierre’a Abélarda (ten został potępiony rok później). Na fali entuzjazmu soborowego papież postanowił osobiście rozprawić się z księciem Sycylii. Zebrał olbrzymią armię i ruszył latem 1139 r. na Rogera II, ale został pokonany przez syna Rogera w bitwie nieopodal Monte Cassino. Trafił wówczas do niewoli. Uwolniono go trzy dni później, kiedy podpisał traktat z Mignano, który kończył dziesięcioletnią wojnę Rogera z koalicją papieską. Papież został zmuszony uznać prawa Rogera do Sycylii, Apulii i Kalabrii. Kiedy Innocenty umierał, Rzym wrzał rewolucyjnie. Ludzie mieli dość świeckiej władzy papieży, która miała wkrótce zostać obalona na pół wieku. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Tuning mózgu Mózg możemy porównać do komputera sterującego wszystkimi naszymi funkcjami życiowymi. Jest zatem najważniejszym organem naszego ciała. O ile możemy oczyszczać i regenerować inne ważne organy, to nasuwa się pytanie: czy w podobny sposób możemy usprawnić ten najważniejszy? Znaczenie roli mózgu w naszym ciele obrazować może jego zapotrzebowanie na składniki odżywcze i energię. Przy swojej wadze wynoszącej zaledwie około 1,5 kilograma zużywa 20 procent wszystkich dostarczanych naszemu organizmowi składników odżywczych oraz 20 procent wdychanego przez nas tlenu. Ma olbrzymi apetyt na witaminy, minerały, aminokwasy, glukozę i tlen. Niestety, większość z nas nie dostarcza swojemu mózgowi odpowiednich składników potrzebnych do jego rozwoju. Przyczynia się do tego fałszywe przekonanie, że inteligencja, pamięć oraz ogólna sprawność umysłowa są uwarunkowane wyłącznie genetycznie. Większość osób nie próbuje więc rozwijać możliwości swojego mózgu. A przecież, chociaż liczba neuronów mózgu jest ustalona przy urodzeniu, możliwości jego rozwoju przez całe życie wydają się nieograniczone. Niezbędny jest jedynie odpowiedni trening intelektualny – tak jak w przypadku potęgowania naszej sprawności fizycznej i muskulatury potrzebne są ćwiczenia oraz odpowiednie odżywki. Złą wiadomością dotyczącą mózgu jest fakt, że w przeciwieństwie do innych komórek naszego ciała, które co pewien czas ulegają „wymianie”, neurony nie podlegają odnowie. Z biegiem czasu kumulowane są w nich toksyczne produkty przemiany materii, które mogą prowadzić nawet do ich obumierania. Proces ten powoduje przedwczesne starzenie się mózgu. Niezbędna jest więc nauka odpowiedniego odżywiania, które ma za zadanie ochronić stałą liczbę neuronów mózgu. Około 15 procent wdychanego tlenu łączy się z tłuszczami i innymi substancjami, tworząc wolne rodniki odpowiedzialne za destrukcję naszego organizmu. Na szczęście mamy w zanadrzu sporą armię substancji odżywczych mających zdolność neutralizowania wolnych rodników. Aby zlikwidować ociężałość umysłową, poprawić nastrój, uzyskać większą jasność umysłu – szczególnie jeśli czeka nas wyczerpująca praca lub nauka – możemy używać naturalnych oraz syntetycznych składników odżywczych usprawniających pracę mózgu. Badania naukowe wykazały, że składniki odżywcze przedłużają życie zwierząt laboratoryjnych o 30–50 procent.
Jako ogólną zasadę stymulowania mózgu do wydajniejszej i szybszej pracy możemy przyjąć fakt oddziaływania na niego antagonistycznych aminokwasów: L-tyrozyny z L-fenyloalaniną i L-tryptofanu oraz L-tyrozyny i L-fenyloalaniny. Nasz mózg używa ich do syntezy neuroprzekaźników noradrenaliny i dopaminy, czyli elementów wpływających na szybkość, jasność i sprawność jego działania. Także i L-tryptofan jest wykorzystywany jako substancja pomocna w syntezie neuroprzekaźników. Jednak produktem jego działania jest serotonina – substancja odpowiedzialna za zwalnianie tempa pracy mózgu i usypianie go, a także wywołująca uczucie senności i sytości po posiłku. Tak się szczęśliwie składa, że możemy mieć kontrolę nad tymi aminokwasami, ponieważ dostarczamy je wraz ze spożywanym pokarmem. I tak L-tyrozyna znajduje się w produktach bogatych w białko (np. mięso, drób, ryby, owoce morza, rośliny strączkowe), natomiast L-tryptofan – w produktach z zawartością węglowodanów (np. banany, nasiona słonecznika, mleko, warzywa kapustne, pieczone ziemniaki, pszenica oraz wszelkie makarony). W zależności od tego, jak skomponujemy pierwszy poranny posiłek, możemy osiągnąć określone działania stymulujące nasz „komputer” do pracy. Śniadanie obfite w białka z niewielką ilością węglowodanów dostarczy do naszego mózgu L-tyrozynę i L-fenyloalaninę, co spowoduje jego optymalną pracę przez cały dzień dzięki podwyższonej od rana produkcji dopaminy i noradrenaliny. Posiłki bogate w węglowodany powinny być zaplanowane w naszym popołudniowym i wieczornym menu, kiedy to organizm wycisza się, regeneruje po całym dniu pracy i szykuje do snu. W ciągu dnia musimy pamiętać o przyjmowaniu cukrów, gdyż to one są paliwem dla naszego mózgu. Jednak najlepiej, aby to były cukry przyjmowane w postaci węglowodanów złożonych, zawartych w różnego rodzaju kaszach, pełnoziarnistych produktach zbożowych czy słodkich owocach i warzywach. Unikajmy cukru rafinowanego, gdyż jego szybkie efekty odżywcze są chwilowe, a gwałtowny spadek z krwiobiegu owocuje nagłymi stanami senności i spadkiem aktywności.
Przejrzyjmy teraz naturalne suplementy diety dostępne w aptekach lub sklepach ze zdrową żywnością, mające na celu wspomaganie pracy mózgu. ~ Zacznijmy od L-tyrozyny – skoro jest to aminokwas, i to o tak pożądanym działaniu, to nie może go zabraknąć w ofercie. Występuje jako samodzielny preparat pod własną nazwą lub w preparatach mieszanych (na przykład: Olimp Beta Solar, ActiveLife L-Tyrosine, Apptrim). ~ Wielce pożyteczna jest też wspomniana L-fenyloalanina, która podobnie jak L-tyrozyna jest stymulatorem wytwarzania neuroprzekaźników o witalnym działaniu na układ nerwowy, podnosi naszą czujność, pewność siebie, chęć i motywację do działania, a poprzez zwiększenie poziomu endorfin wykazuje także działanie przeciwbólowe. Jest składnikiem takich preparatów jak Amino 75 czy Herbamind. ~ L-glutamina dodaje energii, pobudza, likwiduje senność i głód, zwłaszcza na rzeczy słodkie. Jest prekursorem kwasu glutaminowego będącego oprócz cukrów paliwem dla mózgu oraz ważnym suplementem dla pamięci i koncentracji. Jednak zbyt duża dawka ma negatywne efekty: kwas glutaminowy w nadmiernych ilościach jest toksyczny i zabija komórki w mózgu. Nie należy przesadzać z dawką, tym bardziej że zwykle nie mamy jego niedoboru, ponieważ nasza dieta jest bogata w składniki potrzebne do syntezy tej substancji. L-glutamina jest sprzedawana pod własną nazwą w czystej postaci oraz jest składnikiem większości białkowych odżywek dla sportowców. ~ Kofeina to najpopularniejszy stymulator mózgu. Działa pobudzająco na ośrodkowy układ nerwowy oraz na wiele innych organów (co jest efektem niepożądanym). Polepsza procesy kojarzeniowe, zmniejsza zmęczenie i senność, ale zwiększa stres i zdenerwowanie. Filiżanka kawy zawiera 100–200 mg kofeiny, filiżanka herbaty – ok. 60 mg. Kofeina przy zbyt dużej dawce obniża zdolność koncentracji oraz uzależnia. Czas półtrwania (czas, po którym stężenie we krwi spada o połowę) to zwykle ok. 6 godzin. ~ Acetyl-l-karnityna (ALC, ALCAR) poprawia samopoczucie i pamięć. U ludzi chorych na chorobę Alzheimera ALC pomaga powstrzymywać jej rozwój. Bywa pomocna w przypadku depresji, a nawet przypisuje się jej działanie zwiększające długość życia. Skutecznie
wpływa na jakość pracy mózgu, jednak zbyt duża dawka powoduje poirytowanie i ból głowy. Występuje w składzie preparatów: Olimp ALC, Kers On, Vita-Miner Energia czy Zdrovit Activ-Logic. ~ L-theanina zwiększa zdolność uczenia się i koncentracji, zmniejsza stres i niepokój, uspokaja (nie powodując senności), zmniejsza ciśnienie krwi. Działa już po 30, 40 minutach od spożycia. L-theanina występuje głównie w zielonej herbacie, która dzięki temu zyskała tak dobrą opinię w świecie medycyny naturalnej. Jest to także silny przeciwutleniacz pozwalający na pozbycie się toksycznych produktów przemiany materii. Czas półtrwania w organizmie to 1 do 4 godzin. Jest składnikiem takich preparatów jak: Benosen, Neofemin PMS, Olimp Stress Control. ~ Magnez – jego niedobory w naszym organizmie spowodowane są głównie niezdrowym trybem życia i złymi nawykami żywieniowymi. Na jego brak narażone są przede wszystkim:
z osoby prowadzące stresujący tryb życia, pijące dużo kawy, herbaty, alkoholicy; z uczniowie będący pod wpływem dużego wysiłku umysłowego oraz sportowcy; z pacjenci z cukrzycą, nadciśnieniem, nadczynnością tarczycy; z kobiety ciężarne oraz będące w okresie menopauzy; z osoby stosujące często restrykcyjne diety odchudzające; z kobiety przyjmujące doustne środki antykoncepcyjne lub pacjentki stosujące hormonalną terapię zastępczą; z osoby przyjmujące przewlekle silne środki przeczyszczające, które mogą doprowadzić do odwodnienia. Niedobór magnezu objawia się najczęściej zwiększoną podatnością na stres, nadmierną ruchliwością, nadpobudliwością, drażliwością,
wahaniem nastrojów, trudnościami ze snem, zawrotami i bólami głowy, omdleniami, bólami w okolicy serca i jego niestabilną pracą, kurczami mięśniowymi, szczególnie w okolicy łydek oraz nasilającymi się w nocy, drganiem powieki. Preparaty z magnezem są bardzo liczne i łatwo dostępne nawet w sklepach spożywczych. ~ L-tauryna występuje praktycznie tylko w mięsie. Jest szczególnie zalecana dla wegetarian narażonych na jej niedobór. Efekty działania tauryny są subtelne. Uspokaja i wycisza. Jej wpływ na neuroprzekaźniki nie jest dokładnie znany, wiadomo jednak, że jest pozytywny (niedobór L-tauryny, szczególnie u dzieci, powoduje nadpobudliwość i brak możliwości skupienia się). W połączeniu z kofeiną mocno i szybko pobudza. Występuje w takich preparatach jak: Luteina Lux, Nort Memo+, Prelox. ~ Ważnym suplementem diety są nienasycone kwasy tłuszczowe Omega-3, które opisywałam już kilkakrotnie. W aptekach kupimy naturalny olej rybi, który jest w nie bogaty. Można też po prostu jeść dużo ryb. Ważne, aby były to ryby morskie. Brak kwasu Omega-3 w diecie przyczynia się do depresji, a także do zwiększenia poziomu cholesterolu i szkodliwych trójglicerydów oraz do podniesienia ciśnienia krwi. Preparaty z tym olejem to chociażby popularny niegdyś, a zapomniany ostatnimi czasy, tran. ~ Co ciekawe, niewielką skutecznością wykazują się preparaty z lecytyną tak usilnie reklamowane przez ich producentów. Co prawda są one źródłem pożytecznej choliny usprawniającej pracę mózgu, ale intensywność ich działania jest niewielka. ~ Podobnie rzecz ma się z preparatami z Ginko – miłorzębu japońskiego. Okrzyknięty swego czasu remedium na starzenie się mózgu, okazuje się przereklamowany. Nie można znaleźć ani jednego badania naukowego z grupą kontrolną placebo, które by wykazało, że miłorząb ma jakikolwiek wpływ na pracę umysłową. Natomiast prac wykazujących brak wpływu jest sporo. Jak widać, odżywek dla mózgu jest sporo. A co ze wspomnianymi na początku ćwiczeniami? Bez nich i bez stymulacji mózgu do pracy efekty suplementacji nie będą w pełni wykorzystywane. Dobrym i lubianym przez wielu treningiem może być codzienne rozwiązywanie krzyżówek i przeróżnych łamigłówek. Także – w zależności od zainteresowań – czytanie książek, gra na instrumentach muzycznych, gry komputerowe. Ważne tylko, aby zachować umiar i rozwijając w ten sposób mózg, nie dostać garba od siedzenia przy biurku. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Patrioci i kolaboranci Jeżeli podsycanie przez ultraprawicowych prowodyrów przedwyborczych niepokojów społecznych będzie eskalować, to gdzieś pod koniec września warszawska ulica zacznie przypominać ateńską z końca czerwca. Na razie mamy względny Wersal (sprzed rewolucji?), czyli „tylko” groźne pomruki szantażu. Tyleż groteskowe, co niebezpieczne. Oto na kilka godzin staje kolej, oto pracownicza „Solidarność” opowiada się za ultraprawicową partią PiS, czyli jest karpiem proszącym o przyspieszoną wigilię. Kilka dni temu na barykady prowadził ją Kukiz – niczym Delacroix swoją „Wolność” – i postulował założenie partii „Pobłogosław biednym”. Czyli zapewne jemu. Cóż... faktycznie Kukiz jest biedny, a nawet coraz biedniejszy... To pobłogosławienie ma podnieść związkowcom płacę minimalną do połowy płacy średniej. Ciekawy z matematycznego punktu widzenia postulat: no bo jeśli rząd spełni te oczekiwania, to automatycznie średnia podskoczy, i to znacznie, zatem minimalne zarobki znów trzeba będzie zwiększać. I tak w nieskończoność. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że populistyczne okrzyki wznoszą związkowi liderzy,
R
których pensja przekracza często 3, 4, a w niektórych przypadkach i 10 razy płacę średnią. Ale z pełnym brzuchem można wrzeszczeć bez strachu, że opadnie się z sił. Oczywiście podniesienie minimalnej płacy to automatyczne podniesienie wskaźników bezrobocia, o czym wie student I roku ekonomii i zapewne po cichu rozumie to lider „S” Duda, ale co tam będzie roztaczał przed falującym tłumem czarnowidztwo. Tym bardziej że ten tłum to w przeważającej liczbie uprzywilejowane grupy pracownicze, które nic a nic ze swoich wywalczonych płonącymi oponami dodatków branżowych nie chcą oddać naprawdę biednym. Ot, taka to jest ichnia solidarność. Dobrym sposobem na wzniecanie kolejnych niepokojów jest odgrzewanie przedwyborczego pasztetu, jakim jest ustawa antyaborcyjna. Jak cynicznie gra nią PiS, pamiętają co baczniejsi obserwatorzy sceny politycznej. Przecież niecałe 4 lata temu z drakońskimi postulatami (podobnymi jak dziś Kaczyński) wystąpił Jurek i skończyło się to dla niego wyrzuceniem z partii. Tylko że wtedy dla PiSiorów podnoszenie tego tematu było niewygodne, a dziś można wygodnie trafić nim w Tuska, Napieralskiego
ówno 70 lat temu, 4 lipca 1941 roku, został zamordowany Tadeusz Boy -Ż Żeleński – lekarz, tłumacz, satyryk, wielki humanista i antyklerykał. Jakie do dziś wzbudza kontrowersje, niech świadczy fakt, że za przybliżenie jego sylwetki na antenie Radia „FiM” jeden ze słuchaczy nazwał mnie komunistą. Urodził się w 1874 roku w rodzinie z kilkusetletnimi tradycjami. Ojciec kompozytor i matka znawczyni literatury prowadzili otwarty dom, w którym bywał syn Adama Mickiewicza, Władysław, a także Gierymski, Tetmajer, Paderewski, Kasprowicz, Asnyk i inni. Studia medyczne rozpoczął w Krakowie i zaraz je przerwał dla kart, alkoholu i kobiet. Był tak ujmującym i przystojnym mężczyzną, że do samej śmierci rozkochiwał w sobie coraz to nowe rzesze pań. W przybytkach krakowskiej bohemy trafił na Przybyszewskiego. Ta znajomość, a może bardziej ukryta miłość (najprawdopodobniej nieodwzajemniona) do żony poety, Dagny, odmieniła jego życie. Po tajemniczej śmierci pięknej Norweżki załamany Tadeusz wraca na studia, ale już wie, że jego powołaniem – ważniejszym niż medycyna – jest literatura. Właśnie w wyniku tej fascynacji żeni się z Zofią Pareńską – Zosią z „Wesela” Wyspiańskiego. Rezygnując z medycznej kariery naukowej, Boy rozpoczyna współpracę z kabaretem „Zielony Balonik”, który dzięki jego błyskotliwym tekstom satyrycznym (jadowicie antykościelnym i pikantnie erotycznym) zyskuje nieprawdopodobną popularność, a bilety
i Palikota. Przy poparciu Rydzyka, Terlikowskiego i innych dyżurnych demonów, które budzą się chętnie, gdy rozum śpi. I znów mamy tu do czynienia z obrzydliwym politycznym teatrem, bo zaostrzenie i tak już arcyrestrykcyjnej ustawy to tak naprawdę zgodzenie się na aborcję w pokątnym, niesterylnym gabinecie ginekologicznym, w mieszkaniu, w piwnicy lub skorzystanie z drogiej turystyki aborcyjnej. To nakazanie dziecku, by rodziło dziecko, zgwałconej kobiecie, aby poczęła owoc obrzydliwego przestępstwa, chorej, aby umarła, bo centymetrowy płód ma więcej praw niż ona. Według ostrożnych statystyk w polskim podziemiu wykonuje się ok. 70 tysięcy nielegalnych aborcji (niektórzy mówią nawet o 200 tysiącach). Gdyby ustawa w owym kształcie weszła w życie, liczba abortowanych płodów wzrosłaby niepomiernie, gdyż do dotychczasowej liczby zabiegów należałoby dodać jakąś ciemną liczbę aborcji na skutek wprowadzenia zakazu stosowania pigułki „dzień po”. Ale tu oczywiście o żadne dzieci nienarodzone nie chodzi – chodzi o doraźne zyski polityczne, a te zyski generowane są przez nieustające awantury. Bo rozedrganej emocjami ulicy można wmówić
wyprzedawane są na miesiące do przodu. Dziś wiele osób, mówiąc, „bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz”, nie wie, że cytuje tekst Boya z „Zielonego Balonika”. W tym samym czasie rozpoczyna tłumaczenie literatury francuskiej i dokonuje rzeczy niebywałej – przekłada na język polski
wszystko. Nawet to, że Kaczyński jest opatrznościowym mężem stanu. Rok temu Kluzikowej prawie się to udało, za co teraz nieszczerze się kaja. O co tak naprawdę idzie gra, wyjawił ideolog kaczyzmu, „intelektualista” Jarosław Marek Rymkiewicz. W wywodzie dla „Uważam Rze” wyartykułował on niesłychane wprost credo swojej formacji: „Jest w nas potencjał wielkości i jest potencjał małości. To wynika z tego, że istnieją, tuż obok siebie, dwie Polski – a jeśli istnieją dwie Polski, to muszą też istnieć dwa narody Polaków. Te narody oddzieliły się od siebie i zaczęły wieść życie osobne kilkaset lat temu. Jeden to naród patriotów, drugi – naród kolaborantów. W narodzie patriotów marzenie o wielkości Polski jest wciąż żywe. Naród kolaborantów jest ogarnięty i obezwładniony obsesją swojej małości, nędzy, podłości, znikczemnienia. Co oczywiście nie przeszkadza i nigdy nie przeszkadzało polskim kolaborantom twierdzić, że kolaborują z przyczyn patriotycznych (...). Naród kolaborantów jest przekonany, że w interesie kolaborantów jest poddanie się obcej sile, zewnętrznej potencji, że to jest jedyne wyjście w fatalnej polskiej sytuacji.
w owym czasie jest postawą wręcz heroiczną. Takim stanowiskiem egzemplifikowanym w twórczości wywołuje wściekłość polskiego zaścianka i ciemnogrodu oraz hierarchii Krk. Boy niemal codziennie dostaje liczne, pełne nienawiści anonimy – niekiedy z całkiem poważnymi groźbami śmierci. Bardzo się tym
25
Taka sama argumentacja była używana w epoce rozbiorów i w epoce komunizmu. I dziś też się uważa, że poddanie się wspólnoeuropejskiej potencji to jest jakieś wyjście”. Oto kliniczny wręcz przykład „mowy nienawiści”, o której piszemy na stronie 12. I jakiś demoniczny powrót do dziewiętnastowiecznej koncepcji Świętochowskiego „my i wy” w całkiem odwrotnym jej wydaniu. Tym bardziej że w Polsce słowo „kolaboracja” ma jak najbardziej negatywne konotacje. Powiedzenie o kimś kolaborant to praktyczne zerwanie wszelkich możliwości porozumienia. Bo czyż można znaleźć wspólną płaszczyznę dialogu ze sprzedawczykiem – na przykład kiedyś hitlerowskim lub stalinowskim sługusem? A teraz z euroentuzjastą? Rymkiewicz zrównuje te postawy, nawet nie bacząc, że dziś tacy „eurokolaboranci” to zdecydowana większość Polaków. Ale tu nie chodzi o jakąkolwiek prawdę, o przyzwoitość, że o elementarnej logice już nie wspomnę. Chodzi właśnie o ten podział na dwa narody, dwie Polski, na prawdziwych i nieprawdziwych Polaków. Dobrych i złych. Na my i oni. To nic, że tych „prawdziwych” może się po wyborach okazać garstka. Ale można się na czele tej garstki – przy dźwiękach werbli wygrywanych na smoleńskich trumnach – okopać w razie tragicznie przegranych wyborów. I pluć z okopów na całą resztę. I być małym wodzem wielkiej sprawy. MAREK SZENBORN
postawa Boya po wybuchu II wojny światowej. W roku 1939 Żeleński przenosi się wraz z żoną do Lwowa. Gdy miasto zostaje opanowane przez Armię Czerwoną, Boy zapisuje się do Związku Pisarzy Radzieckich (Ukrainy) i zaczyna pracować jako wykładowca francuskiej literatury na miejscowym uniwersytecie.
O Boyu słówek kilka cały jej kanon: Moliera, de Laclosa, Balzaka, Rousseau, Woltera, Diderota i innych. W sumie przetłumaczył 125 dzieł 42 pisarzy. Czegoś podobnego nie dokonał nikt przed nim ani po nim w całej historii światowej literatury. W międzyczasie przyjaźni się i prowadzi niekończące się dysputy humanistyczne ze Słonimskim, Lechoniem, Tuwimem, Iwaszkiewiczem, Pawlikowską-Jasnorzewską, Witkacym i Schillerem. Długoletni romans z Ireną Krzywicką – pisarką i feministką – sprawił, że zainteresował się sprawami kobiet, by wkrótce stać się tych spraw najbardziej znanym obrońcą i orędownikiem. Ta postawa musiała zaowocować sprzeciwem wobec wszechwładzy Kościoła. Powstają wówczas „Nasi okupanci”, „Piekło kobiet”, „Reflektorem w mrok” i „Dziewice konsystorskie”. Boy otwarcie opowiada się za antykoncepcją, za prawem kobiet do przerywania ciąży (choć traktuje to jako smutną ostateczność), a nawet za prawami gejów, co
przejmuje, choć udaje silnego mężczyznę. Przyjaciele wiedzą jednak, że prawda jest inna. Niestety, zupełnie niezrozumiała (przynajmniej z dzisiejszego punktu widzenia) staje się
Pisuje także w radzieckim „Czerwonym Sztandarze”. Kiedy do Lwowa wkraczają Niemcy (1941 r.), Boy nie ucieka wraz z wycofującą się armią (a ma taką możliwość) – zostaje aresztowany jako jeden z pierwszych przedstawicieli lokalnej inteligencji i rozstrzelany w nocy z 3 na 4 lipca. Choć do dziś wielu niechętnych Boyowi krytyków zarzuca mu stalinowską kolaborację, to być może powodem postawy pisarza jest jego nieprawdopodobny – wręcz obsesyjny – lęk przed śmiercią. Nim zaczniemy osądzać jednego z największych polskich humanistów, spróbujmy zrozumieć artystę, intelektualistę i pięknoducha w zderzeniu z makabrycznymi miazmatami totalitarnych machin zagłady. Kto wie, jak sami byśmy się wówczas zachowali... Ja nie wiem. Grób rodziny Żeleńskich znajduje się na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. I choć wypisano na nim imię Boya, jego prochów tam nie ma. A gdzie są? Tego nikt nie wie. MAREK SZENBORN
26
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
POd butem Kościoła
Zaledwie dziesięć miesięcy temu w czasie kampanii prezydenckiej w 2010 roku biskup kielecki w trakcie kazania, w czasie ciszy wyborczej, pytał, czy Komorowski jest Polakiem – sugerując, że jest Żydem! W tym samym czasie proboszczowie w całym kraju straszyli, że głosowanie na Komorowskiego to grzech! I nie będzie za to rozgrzeszenia. Złożyłem w jednej z takich spraw wniosek do prokuratury o złamanie ciszy wyborczej, ale niestety – prokurator przygotował taki akt oskarżenia, że sąd go odrzucił. Minęło niewiele czasu od haniebnego zaangażowania Kościoła katolickiego w politykę, a w dodatku zaangażowania przeciw urzędującemu prezydentowi, a tu nagle okazuje się, że Komorowski całkowicie zależy od Kościoła i stchórzył w sprawie dwudniowych wyborów. Prezydent zapowiedział wybory jednodniowe – dziewiątego października, a więc w niedzielę. Argumentując to – kolejna wpadka – świętym spokojem! Tymczasem ostatnia rzecz, jakiej potrzeba w państwie, gdy łamie się prawo, to święty spokój! Nieświęta głupota i tyle! Ma się poza tym wrażenie, że prezydent honoru nie ma i byle klecha może mu „narobić” na głowę! Dwudniowe wybory to była szansa na to, aby przynajmniej część wyborców głosowała nie pod presją Krk. Nasze państwo jak powietrza potrzebuje rozdziału od Kościoła i przebieg wyborów nie tylko w niedziele bardzo by służył tej sprawie. Okazuje się, że bezwstydny ślub kościelny Tusków tuż przed wyborami prezydenckimi w 2005 roku to coś więcej niż tylko głupota sztabu – to stały element polityki PO. Równie
zdumiewający jak decyzja prezydenta o wyborach jest wynik głosowania w Sejmie w sprawie zaostrzenia ustawy aborcyjnej! Otóż posłowie PO głosowali przeciw wnioskowi o odrzucenie w pierwszym czytaniu kretyńskiej ustawy PiS-u o radykalnym zaostrzeniu obecnych przepisów. Mamy najbardziej restrykcyjną ustawę antyaborcyjną w Europie! Tylko w szalonych pisowskich głowach mógł się urodzić pomysł, aby ją jeszcze bardziej zaostrzyć. Nasze prawo jest najbardziej restrykcyjne w Unii w wielu kategoriach. Setki tysięcy skazanych za jazdę po piwie na rowerze, za palenie marihuany i inne bzdury to tylko wierzchołek góry lodowej. Można by więc oczekiwać, że kolejna bzdura nie przejdzie. Przecież jedynym skutecznym ograniczeniem aborcji jest powszechność środków antykoncepcyjnych. Zdrowy rozsądek nakazuje zliberalizować dzisiejsze prawo. W kraju jest bowiem ogromna szara strefa i aborcja nie znika tylko dlatego, że się jej zabrania. Przeciwnie, ma się doskonale, choć kosztem bezpieczeństwa i zdrowia matki! Okazuje się, że rozsądek to za mało. Zwłaszcza gdy ma się zgięty kark i wzrok wbity w buty proboszcza! Widać, że PO jednak klęka przed księdzem, choć Tusk jeszcze dwa tygodnie temu zapowiadał, że rząd nie będzie już klękał! Trzeba wyraźnie powiedzieć, że te przypadki pokazują, kto w kraju rządzi, i że różnica pomiędzy PO i PiS jest taka, że PiS robi interesy z Rydzykiem, a PO – z Dziwiszem. Z punktu widzenia państwa i konstytucji to różnica bez znaczenia. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wyborcy będą wiedzieć, że PO jest pod butem Kościoła. JANUSZ PALIKOT
Spotkania Janusza Palikota z wyborcami 8.07., piątek: 13.00–15.00, Wadowice, okr. wyb. 12; 17.00–17.15, nagranie w Radio Gliwice; 17.30–19.00, Zabrze, okr. wyb. 29; 20.00–21.30, Czeladź, okr. wyb. 31. 9.07., sobota: 12.00–13.30, Ruda Śląska, okr. wyb. 31; 14.00–15.30, Bytom, okr. wyb. 29; 17.00–18.30, Chorzów, okr. wyb. 31. 12.07., wtorek: 12.00–13.00, Płońsk, okr. wyb. 16; 14.00–15.00, Ciechanów, okr. wyb. 16; 16.00–17.30, Sierpc, okr. wyb. 16; 19.00–20.30, Płock, okr. wyb. 16.
Zabić dziecko Początek lipca 2011 roku zapisze się na zawsze w dziejach głupoty polskiego parlamentaryzmu. Sejm podjął ambitną próbę wcielenia w życie słynnej kononowiczowskiej koncepcji idealnego państwa powszechnej szczęśliwości: „Żeby niczego nie było”. Na początek w sferze życia seksualnego i reprodukcyjnego. W tym celu marszałek Schetyna w ekspresowym tempie skierował do pierwszego czytania, a sejmowa większość – do dalszego procedowania w komisjach, obywatelski projekt ustawy o ochronie życia ludzkiego od poczęcia. 254 posłów – z tego 140 PiS-owców, 69 PO-wców, 28 PSL-owców, 13 PJN-owców i 4 niezrzeszonych – uznało, że warto pracować nad propozycją likwidacji aborcji, badań prenatalnych, antykoncepcji, edukacji seksualnej w szkołach i pomocy dla uczennic w ciąży. Przynajmniej wstępnie opowiedzieli się za nowym ładem społecznym, w którym zapłodnionym jajeczkom nadaje się pełnię praw obywatelskich. Nie przeszkadzało im, że oznacza to ograniczenie konstytucyjnie zagwarantowanych praw kobiet, w tym prawa do życia, zdrowia. Posłowie z rządzącej koalicji tłumaczyli mętnie, że nie chcieli odrzucać obywatelskiej inicjatywy przez szacunek dla osób, które go podpisały. Ciekawe, czy gdyby do Sejmu wpłynął projekt ustanawiający w Polsce dyktaturę, też mieliby zrozumienie dla oszołomów, którzy go zgłosili. Zrównanie praw zarodków, zygot i płodów z prawami człowieka wymagało radykalnej zmiany mentalności. Ponieważ myślimy słowami, najpilniejsze było wprowadzenie nowego, nieznanego w świecie słownictwa. Przeciwnicy seksualnych i reprodukcyjnych praw kobiet, w tym zwłaszcza kler, w miejsce powszechnie obowiązujących terminów „aborcja” i „przerywanie ciąży” zaczęli używać słów o ogromnym ładunku emocjonalnym: „zabicie dziecka poczętego”, a następnie już tylko „zabicie dziecka”. Dokonujący aborcji stali się automatycznie mordercami niewinnych dzieci. Nowa terminologia, sączona dzień po dniu niczym jad, docierała do coraz szerszych kręgów odbiorców. Z czasem stała się powszechnie obowiązująca. Przynajmniej w kręgach kościelnych i prawicowych. Właśnie taką z gruntu fałszywą nowomową posługują się autorzy i zwolennicy obywatelskiego projektu zakazującego aborcji. Używają sformułowań szerzących nienawiść, szkalujących III RP, jej organy i obywateli. I co gorsza, za zgodą marszałka robią to z trybuny
sejmowej. Poniżej próbki ich wypowiedzi, na które, niestety, nikt stanowczo nie odpowiedział. Przedstawiciel Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej Mariusz Dzierżawski: „Stoję dziś przed wami w imieniu ponad pół miliona obywateli, którzy wsparli swoimi podpisami projekt ustawy zapewniającej prawo do życia każdemu dziecku w Polsce (...). W 2009 roku w Polsce (...) legalnie pozbawiono życia 538 dzieci – aż 510 z nich z powodu podejrzenia, że są chore (...). Zabijanie chorych dzieci jest czynem wyjątkowo odrażającym. Przepis ten stawia współczesną Polskę obok hitlerowskich Niemiec, które uważały chorych za bezwartościowe śmieci (...). Czy można sobie wyobrazić coś bardziej piekielnego niż to, że lekarz powołany do ratowania życia ludzkiego morduje dzieci?”. Posłanka Anna Sobecka (PiS): „Czy dziecko chore przed narodzeniem ma otrzymać karę śmierci? Jak możemy w naszym systemie prawnym utrzymywać karę śmierci? (...) Kara śmierci dla przestępców została zniesiona w Unii Europejskiej jako niehumanitarna, a dla niewinnych dzieci, tych najmniejszych, najsłabszych, nadal obowiązuje”. Poseł Czesław Hoc (PiS): „Tymczasem najwyższy wymiar kary dotyka niewinnego dziecka. Państwo musi zapewnić dziecku opiekę, zagwarantować możliwość wychowania tego dziecka, a nie przyzwalać na jego śmierć, skazywać je na nią, namawiać do tego (...). Całkowicie bezbronnemu dziecku nie daje się żadnych praw do obrony. Dzieci nie mogą być zabijane za grzechy ich ojców (...). Podstawową normą prawną w demokratycznym społeczeństwie jest zasada niedyskryminowania. Jakże można odebrać fundamentalne prawo do życia osobie, dziecku, tylko z powodu jego choroby?”. Poseł Wojciech Kossakowski (PiS): „Nie jestem w stanie zrozumieć, jakimi przesłankami kierują się ci posłowie i senatorowie oraz inni, którzy dają przyzwolenie współczesnej rzezi niewiniątek. W 2009 roku zabito w polskich szpitalach ponad 500 dzieci. Jak wielkim egoistą, pozbawionym najmniejszej kropli człowieczeństwa, trzeba być, aby godzić się na mord w obliczu prawa?”. Posłanka Jolanta Szczypińska (PiS): „500 dzieci, które zamordowano, to więcej niż osób na tej sali. To dużo. Te 500 dzieci mamy wszyscy na sumieniu (...). 90 proc. aborcji, czyli zabójstw, odbywa się wtedy, kiedy podejmuje się decyzje o zamordowaniu dzieci chorych, z wadami genetycznymi (...). Apeluję
do wszystkich państwa: nie pozwólmy, aby je dalej mordowano i zabijano (dzieci z zespołem Downa – przyp. JS), tak jak wszystkich innych niepełnosprawnych i słabych”. Poseł Jan Dziedziczak (PiS): „Zwolennicy aborcji są za tym, żeby tego człowieka zabić (...). Aktualne przepisy sytuują osoby niepełnosprawne, osoby poczęte w wyniku gwałtu na pozycji osób drugiej kategorii, bo jak inaczej możemy traktować niepełnosprawnych, jak inaczej możemy traktować żyjące wśród nas osoby poczęte w wyniku gwałtu, jeżeli uważamy, że w pewnym okresie ich życia można je zabić, jeżeli to będzie wygodniejsze (...). Uważam, że tego typu przepisy (obecna ustawa – przyp. JS) po prostu dyskryminują niepełnosprawnych, dyskryminują osoby poczęte w wyniku gwałtu”. Posłanka Maria Nowak (PiS): „Otóż rocznie z powodu podejrzenia o uszkodzenia genetyczne zabija się w świetle prawa około 500 dzieci”. Poseł Jerzy Gosiewski (PiS): „Dlaczego rząd nie podjął dotychczas żadnych przedsięwzięć, które wyeliminowałyby wadliwy dotychczasowy stan prawny, umożliwiający zabijanie bezbronnych, małych dzieci?”. Poseł Andrzej Mikołaj Dera (PiS): „Jakie przepisy w polskim prawie zezwalają dzisiaj na bezkarność zabijania w świetle prawa? Tylko trzy” (przepisy obecnej ustawy, dopuszczające przerywanie ciąży – przyp. JS). Poseł Andrzej Ćwierz (PiS): „Dzisiaj parlamentarzyści będą decydowali o tym (...), czy ktoś będzie żył, czy nie będzie”. Poseł Zbigniew Kozak: „Z tej liczby zabitych dzieci 467 zostało uznanych za chore i to była przyczyna ich unicestwienia (...). Jakie to konkretne choroby są dzisiaj przyczyną zabijania dzieci? (...). Czy ministerstwo przeanalizowało, ile przypadków chorobowych od 1993 roku, kiedy to w życie weszła ustawa o legalnym zabijaniu dzieci, stało się w XXI wieku przypadkami uleczalnymi?”. Posłanka Beata Mazurek (PiS): „Dzieci nie mogą być zabijane ze względu na grzechy nieodpowiedzialnych panów, bo trudno ich nazwać ojcami. Dzieci nie mogą być zabijane ze względu na chorobę”. Niezależnie od dalszych losów obywatelskiego projektu zło już się dokonało. W pierwszym dniu polskiej prezydencji w świat poszedł komunikat, że w III RP, bezkarnie, w majestacie prawa morduje się dzieci i posłowie wreszcie postanowili zrobić z tym porządek. JOANNA SENYSZN www.senyszyn.blog.onet.pl
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Mężczyzna, mając 20 lat, kocha wszystkie kobiety. Mając 30 lat, kocha już tylko jedną. Mając 40 lat, kocha znowu wszystkie oprócz tej jednej. ~ ~ ~ Dlaczego psychoanaliza mężczyzn zabiera mniej czasu niż psychoanaliza kobiet? Kiedy trzeba się cofnąć do dzieciństwa, oni już tam są...
1
M
2
A
A 10 13
W
35
P
N 20
I
12
S
S
I
S
T
54
O
K
L
30
K
O
S
T
M
O 44
D
13
M
L
I
O
N
O 46
A
42
R
R
E 59
24
R
5
I
15
A
35
U
49
R
56
K
O
B
37
M
27
P
O W
Ę
E E
19
N
28
E
N
I 28
A
Ń
17
C
C
11
P
S
49
Z
44
I
N
S
P 60
N 61
I
I
T
A
T
46
A
I
E
K
D
A
O 33
T
40
48
R
Z
34
R
N 8
R
A
R
K
I
58
N
6
E 34
A
L
L 41
Z
E
42 4
A
K
I
I
E
C
21
E C
33
Z A
A
N
C Y
P
M
A
O
S
N
A
Z 52
16
K
Ł
S
A
S
16
W Ó
Z J
E
U
K
B
39
D
S
A
10
O
A
B
R
T
K
O
N
O
I
12
R
W O
Z
A
K
D
56
R
15
O 39
I
38
Z
M
O W
T
47
O
M
30
63
E
23
E
S
57
C
26
K
K
O
N
54
A
S
E
24
M
27
N
Z
M
31
O
Y
43
3
32
41
A 19
E 21
D
N
Y
K
K
20
R
T
A
E 26
Ó
I
55
Ż
2
8
K
R
O
R 48
E
D R
A
A
7
I
O
R
L
O
I
I
S
E
I
A
B
L
D
L
C
53
14
S
U
P
O 23
6
U
D 18
45
S Z
A
Z
K
7
T 32
C
43
47
51
A
E
O
U
11
A
P
B
T
L
29
S
Y
Ś
Ć
36
I Z
A
A
9
51
O 53
62
Z
Z
D K
N
K
40
52
Ł
S
S
R
N
O
5
Ż
14
C
L
9
O
O
22
38
4
A
I
E
Ż
55
A
57
D
I
T
1
S
R
U
O
Ł
T
A
I
O 50
31
E
22
S
J E
H
E 37
A
25
K
K 36
C
R
E
29
O
A E
3
I
U
17
O
E KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) tapeta na kobietach, 5) nieobiektywny sprzedawca, 9) głos z Malty, 10) laptop bez niego jest do niczego, 11) już niedługo będzie papugą, 13) rejestracja w PiS-ie, 14) kosmiczny porządek, 15) skok w tył, do pieca, 17) jedna z czterech świata, 18) czupryna ściągnięta z Indianina, 20) znajdziesz ją w gruncie rzeczy, 21) wino z wyspy, 22) dostał czapę, 25) to przez nią zapomniałem, czego chciałem, 26) zrzuciły złote kajdany małżeństwa, 27) przyczyna w sądzie, 29) spec od rondli z kotem, 32) wieje na południe Francji, 35) język, nie narodowy, ale światowy, 36) kocha się, 39) tam idziesz, by pojechać, 43) przed akcją, 44) tego bóg, co ścina z nóg, 46) kropelkuje na tuje, 47) umiejętność na parkiecie w cenie, 50) z mlekiem pod nosem, 52) co Bóg obiecał Żydom?, 53) powtarzający się stale deseń na materiale, 54) jeden BOR na Ukrainie, 55) co mają wspólnego Jarek i kanarek?, 57) stąd wyjdzie malarz z dyplomem, 58) używane będą w kendo, 59) rozbitek odmieniony przez przypadki, 60) bawełną prawdy upiększanie, 61) metal w środku półlitrówki, 62) gdy pobolewa szóstka górna lewa, 63) potrafi zatruć i ojca, i syna. Pionowo: 1) nieziemski batonik, 2) z kuchni blisko ma do kruchty, 3) złoty polski płaszcz, 4) ryba taka, co zje pływaka, 5) narodowy ze schodami dobrymi do połowy, 6) jego praca polega na spychaniu, 7) w ręku Kosa, 8) aby mur nie miał dziur, 10) o broni przy skroni, 12) spojrzenia byka nie unika, 13) wysnuty z dysputy, 16) szczeka z panią, 17) zestarzała się, leżakując, 19) kultura dla piekarza, 22) odgłos taki wydają ptaki, 23) zwalcza wersy przeciwnika, 24) takie nieco szersze Spectrum, 27) centrum świata, wokół którego wszystko lata, 28) sąsiad składa na sąsiada, 30) rzeka w sieci, 31) o udział Polski w Euro 2008 walczył jak lew, 33) atlety wzór, 34) jak jednak to piwo nazwano, 36) (do) pieska miłość, 37) miód pożera w locie, 38) moneta z kraju Moneta, 40) rozległy z jednym arem, 41) zagraża całości kości, 42) jeden z obrazów poświęcił dziewczynie przy pianinie, 45) łebska wędlina, 46) może pójść na frytki, 48) odgłos omegi na Cykladach, 49) wyjazd oliwek z Grecji do Szwecji, 51) muzułmanie dominujący w Iranie, 52) kubańscy żołnierze w południowej Rosji, 56) jest przy niej gruby, 58) ogon Rokity.
R
S
O 25
P
K
N
18
N J
50
E
T
45
N
A
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
J
E
1
2
18
25
T
38
J
50
I
19
Ż
3
E
4
E
20
L
I
C
H
5
21
22
I
S
I
Ę
O
Z
N
A
Ś
R
26
27
39
U
51
40
Ż
52
28
41
53
T
6
C
23
54
R
8
R
C
Z
Y
O
D
A
30
43
55
Z
9
E
10
C
11
I
D
12
13
Z
14
I
15
E
16
17
24
P
29
42
7
44
56
31
45
A
32
C
33
Ż
46
O W
A
Ć
E
T
O
34
47
35
36
48
37
49
57
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 25/2011: „Gdy mężczyźnie źle – szuka żony, gdy mężczyźnie dobrze – żona jego szuka”. Nagrody otrzymują: Elżbieta Grywaczewska z Jastrzębia, Janina Otrząsek z Opola, Wojciech Pilarski z Kalisza. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 56 zł na trzeci kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 56 zł na trzeci kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Nr 27 (592) 8–14 VII 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Cud rozmnożenia
Fot. J.K.
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Ślub miał się odbyć nazajutrz. Poprzedzającego wieczora dałem trochę czadu – chlańsko, striptiz, panienki, takie tam, w sumie nic szczególnego, ale... Tak czy owak po wszystkim byłem konkretnie sponiewierany. Jak bardzo? No, bardzo. W każdym razie w dniu,
kiedy miałem stanąć przed ołtarzem, musiałem mieć jeszcze niezłą banię, bo jak mi potem mówili, uśmiechałem się wciąż głupkowato, burczałem coś pod nosem, ze dwa razy się widowiskowo wyjeb*łem, a na koniec narzygałem pannie młodej w dekolt. Myślę, że po tym wszystkim, po tym wstydzie, biskup przeniesie mnie na inną parafię...
W
lipcu obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień UFO. Według słynnej teorii spiskowej, tego dnia w 1947 roku w Roswell kosmici mieli nieudane lądowanie, a ich ciała do dziś ukrywa rząd amerykański. ~ Pierwszym pasjonatem UFO był Metrodos, grecki uczony z III w. p.n.e., który deklarował: „Twierdzić, że jesteśmy sami we wszechświecie, to tak, jakby zakładać, że na ogromnym zasianym polu może wyrosnąć tylko jeden kłos pszenicy”. ~ Około 20 proc. Ziemian uważa dziś, że kosmici żyją wśród nas, tyle że odpowiednio zakamuflowani. Najgłębszą wiarę w kosmitów wykazują mieszkańcy Chin i Indii. ~ Rosyjscy naukowcy już wiedzą, kiedy oficjalnie poznamy kosmitów! Według ich wyliczeń nastąpi to najpóźniej w 2031 roku. Autorem tej tezy jest Andriej Finkelstein – dyrektor Instytutu Astronomii Stosowanej przy Rosyjskiej Akademii Nauk. Zdaniem Finkelsteina około 10 proc. planet okrążających słońca w naszej galaktyce przypomina Ziemię. Także ufoludki są ponoć podobne do nas – mają głowę, dwie ręce i dwie nogi. ~ Jeszcze oficjalnie nie przylecieli, a już można na nich zarobić. „Uwaga! Tu spotkasz kosmitów!” – znaki z takim napisem
CUDA-WIANKI
Nie z tej ziemi ustawili urzędnicy rosyjskiego Ministerstwa Rozwoju Przedsiębiorczości i Handlu w pobliżu miejscowości Molebka. Chcą zachęcić zagranicznych turystów do odwiedzin obszaru nazywanego Trójkątem Molebskim. Od lat płyną stamtąd doniesienia o wizytach UFO. ~ Wiarę w kosmitów deklarował prałat Corrido Balducci – teolog watykański. Zapewniał, że Watykan otrzymuje wiele informacji o pozaziemskich istotach od ambasad różnych krajów. Obcy przybysze – uspokajał Balducci – nie chcą zrobić nam krzywdy.
~ We wszechświecie roi się od inteligentnych kosmitów, którzy mają też dusze – zapewnił z kolei Guy Consolmagno, papieski astronom. Dodał, że byłby szczęśliwy, mogąc... ochrzcić napotkanego obcego. ~ Wiara w UFO dotarła do wszystkich zakątków świata. Mieszkańcy tajskiej prowincji Si-Saket znaleźli w dżungli stwora ze zdeformowaną głową, wydatnym brzuchem i krótkimi nóżkami. Istotę, którą oficjalnie uznano za poroniony płód bawołu, wieśniacy uznali za kosmitę, przenieśli zwłoki do świątyni i modlili się do niego. ~ Armie wielu krajów interesują doniesienia pilotów i kosmonautów z ich spotkań (a nawet rozmów!) z obcymi. Z odtajnionych raportów (np. Nowej Zelandii) wynikają dwie konkretne informacje: kosmici mają stopy w rozmiarze... 440, a Ziemianie po śmierci wznoszą się w górę w niewidzialnej postaci „niczym atomy wodoru”. JC