Papież potajemnie udziela zgody na...
MAŁŻEŃSTWA KSIĘŻY! INDEKS 356441
Ü Str. 7
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 16
a naszych oczach dzieją się rzeczy niepojęte. Łagodne i pokorne dotąd owieczki, strzyżone przez stulecia nożycami watykańskich pasterzy, pokazują wilcze kły i pazury. Coraz częściej i coraz odważniej zmuszają biskupów i proboszczów do popuszczania łańcuchów. Mało tego, podnoszą na nich bezbożną rękę, nie bacząc, że może im ona uschnąć. I gdzie się to dzieje? W katolickiej Polsce, pod światłym panowaniem Białego Ojca. Mamy w tym swój maleńki udział. Ü Str. 8, 9
N
Mąż pastora
Ü Str. 10
Sodoma i gomora czy wolna miłość pod okiem Pana Boga? W Polsce byliby ukamienowani za jawnogrzesznictwo. We Francji pastor Fabrice Lebert wraz ze swoim mężem Thierrym Sereno wspólnie prowadzą parafię kościoła MCC – domu duchowego dla wszystkich wierzących chrześcijan, bez względu na ich orientację seksualną. Powiedzcie im: – „Jesteście wyklęci”, a oni odpowiedzą, że nic złego nikomu nie czynią, że kochają się i wspólnie modlą do Stwórcy.
Powiedziały „FiM”
Ü Str. 3
Izabella Sierakowska – założycielka SdRP, legenda i ostoja prawdziwej, ideowej polskiej lewicy. Wielokrotnie sprowadzana na ziemię przez zachowawczych klerykałów z Sojuszu, w końcu zepchnięta na margines partii, pozostaje w jej wewnętrznej opozycji. Joanna Sosnowska – młoda i pełna (podkopywanej) wiary w rozsądek lewicy i parlamentu. Wytrwała obrończyni prawa kobiet do legalnej aborcji. Po kongresie obie posłanki myślą o odejściu z SLD.
2
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Słowa, słowa, słowa
POLSKA Zakończył się kongres SLD. Trochę pustych haseł i kolejny sukces Millera. Powstanie szkoła kształcąca kadry SLD w duchu Millerowym. Kwaśniewski, przyjaciel miliarderów, wezwał lewicę do przyjęcia nowej (sic!) opcji – na rzecz pokrzywdzonych i ubogich. Kościół na takiej obłudzie prosperuje 2000 lat, to czemu nie SLD... Trwają przymiarki do stworzenia nowej partii wokół prezydenta Kwaśniewskiego. Wystawi on w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego własnych kandydatów: Waldemara Dubaniowskiego (były członek KRRiT) i Bronisława Geremka (klub Michnika). Ładny numer wykręcił kolegom z SLD tuż przed kongresem! Po trzech miesiącach przerwy, dzięki pomocy Polsatu Telewizja Puls zmartwychwstała jako Telewizja Niepokalanów Puls. Na razie nadaje powtórki z TV Familijnej i Anteny 1 M. Terleckiego. Zombi Pulsa i tak nie przebije głupotą TV „Trwam” w rywalizacji o kruchtową widownię. Od 1 lipca mamy nową ustawę antykorupcyjną. Zaostrzono kary, pozwolono łapówkodawcom bezkarnie donosić na łapówkobiorców, ułatwiono konfiskatę dóbr nabytych drogą korupcji – majątek niepotwierdzony w zeznaniach podatkowych może być skonfiskowany. No i mamy gotowy przepis, jak odebrać nasze Kościołowi! WARSZAWA Zapadł wyrok w sprawie o zabójstwo ministra Dębskiego. Halina G., „Inka”, została skazana na 8 lat więzienia za pomoc w morderstwie. To o 3 lata więcej, niż chciał prokurator (!), i o 17 mniej, niż życzyła sobie rodzina Dębskiego. Morderca – jak to zwykle u nas bywa – nie żyje. ŁÓDŹ Zatrzymano byłego wicewojewodę z SLD, Mirosława M. Podejrzany jest o sfałszowanie dokumentów skarbowych na kwotę 2,7 mln zł i wyprowadzenie z zarządzanej przez siebie firmy farmaceutycznej 8 mln złotych. Nie doczekał biedaczek kongresu, a byłby się na nim niechybnie nawrócił. BYDGOSZCZ W Katolandzie można być zabitym nawet za uczciwość. Prokuratura postawiła zarzut dealerowi Mercedesa, który kazał zabić dyrektora regionalnego oddziału PZU, bo ten kwestionował jego wnioski o odszkodowania. Czasem bardziej opłaca się zamordować, niż dać łapówkę; tym bardziej po wejściu w życie nowej ustawy antykorupcyjnej... RZESZÓW Prokuratura Okręgowa wniosła pozew przeciwko księdzu Tadeuszowi N. oskarżonemu o przejechanie po rannej 8-letniej dziewczynce leżącej na jezdni, ucieczkę z miejsca wypadku i nieudzielenie jej pomocy, w wyniku czego dziecko zmarło („FiM” 20/2003). Za to wszystko może na 12 lat trafić do więzienia. Świadkowie twierdzą, że w pierwszym samochodzie, który potrącił dziewczynkę, jechał biskup... ...ale to już za wysokie progi dla polskich prokuratorów. WŁADYSŁAWOWO Wstyd i farsa. Za każdym wypłynięciem statku „Langenort” przelicza się tabletki, Holenderki ciąga się na przesłuchania, grozi odebraniem paszportów. Nikt jednak nie przesłuchuje posła Strąka i jego kolegów z LPR, którzy biją polskie kobiety. Feministki potępiła także rada miejska Władysławowa, oświadczając, że „trzyma się Boga” i potępia aborcję za przykładem Ojca Świętego. Holenderki nie rozumieją polskich obyczajów... Trzeba było najpierw złożyć pokłon i obdarować abp. Gocłowskiego, dać ofiarę na ołtarz św. Brygidy, a potem akcja poszłaby jak z płatka. HOLANDIA Rodacy „Kobiet na falach”, ale z organizacji o programie zbliżonym do Ligi Polskich Rodzin, potępili aktywistki ze statku „Langenort”. W oświadczeniu przyznali jednak, że reprezentują poglądy zaledwie kilkuset tysięcy Holendrów (na ponad 15 mln!). Polscy ligowcy zapowiedzieli wysłanie misji ku nawróceniu Holandii. Oszołomy wszystkich krajów, łączcie się! Oto nasze zadanie w Unii! NIEMCY W Ratyzbonie święcenia kapłańskie otrzymał nawrócony na katolicyzm pastor ewangelicki Robert Ploss. Nowy ksiądz jest żonaty i ma trójkę dzieci, a specjalnej dyspensy udzielił mu Papa. Wojtyła nawróconemu pastorowi gotów nawet teściową uzdrowić! WIELKA BRYTANIA Brytyjski polityk i działacz gejowski Peter Tatchell wezwał anglikańskiego arcybiskupa Yorku, Davida Hope’a (drugiego w hierarchii ważności), do publicznego przyznania się, że jest gejem. To już dziesiąty „zdemaskowany” biskup w karierze Tatchella. Chyba już pora demaskować tych żyjących w czystości. KANADA Biskupi kanadyjscy wzorem kolegów z USA powołali do istnienia komisje do walki z nadużyciami seksualnymi katolickiego kleru. W ich skład wchodzą biskupi, psycholodzy, lekarze i adwokaci. Kiedy swoje własne komisje powołają molestowane ofiary, kościoły w Kanadzie przerobią na paśniki dla reniferów. WATYKAN JPII wydał adhortację apostolską o chrześcijańskich korzeniach Europy. Papież uraczy także świat swoją kolejną książką. Tym razem będzie to komercyjny bestseller o jego „duszpasterskim i ludzkim doświadczeniu jako biskupa”. To biskupi mają jakieś ludzkie doświadczenia i uczucia?! USA „Grzech sodomski”, czyli stosunki oralne i analne, nie jest już karalny. Jeszcze przed 40 laty we wszystkich stanach „ojczyzny wolności i demokracji” funkcjonowało prawo rodem z Talibanu. Sąd Najwyższy orzekł, że jest ono sprzeczne z konstytucją USA. Ostatni wyrok w obronie „rodziny i prokreacji” zapadł przed 5 laty w Teksasie... ...ojczyźnie W. Busha. Nic dziwnego, że ciągnie go do islamu. IRAK Nawet amerykański Departament Stanu podał w wątpliwość jakość materiałów szpiegowskich CIA, które były oficjalną przyczyną napaści na Irak. Tymczasem – na kilka dni przed wyjazdem polskich sił okupacyjnych nad Eufrat – władze lotnicze USA zdegradowały PLL Lot do niższej kategorii linii lotniczych, co uniemożliwi naszemu państwowemu przewoźnikowi zwiększenie liczby lotów za ocean. To taki kuksaniec od przyjaciela, w ramach zacieśniania sojuszniczych więzów...
J
estem zodiakalną Rybą i mam podobno kobiecą intuicję. A zresztą, co mi tam... Żadne „podobno”, ja mam po prostu fenomenalną intuicję! Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, naturalnie poza decyzją o wstąpieniu do seminarium duchownego. Jednak ten wyjątek tylko potwierdza regułę, a przy okazji wskazuje na to, czym naprawdę jest intuicja. Otóż obecnie dominuje pogląd, że jest ona wypadkową przesłanek, które rozum poddaje analizie. Nie są to więc żadne czary-mary, energie kosmiczne czy magnetyczne. To by się zgadzało, bo kiedy szedłem do seminarium, byłem młody, głupi i niezdolny do prawidłowej analizy przesłanek. Intuicja nie mogła mnie przestrzec przed jeszcze jednym życiowym wstąpieniem – do SLD. Przesłanek po temu nie miałem wcale, a te, które pochodziły z mediów, były mylące. Członkiem Sojuszu zostałem cztery lata temu z dwóch powodów: w ramach retorsji i odreagowania rządów Buzka, a także z ciekawości, bo nigdy wcześniej do żadnej partii nie należałem. Przez trzy lata byłem członkiem ideowym i z tego też powodu – tj. po niespełnieniu przez SLD-owski rząd Millera kilku ideologicznych obietnic wyborczych – rok temu odszedłem. Nie liczyłem na cuda w gospodarce, choć po Buzku nawet średnio rozgarnięty szympans byłby niezłym premierem. Miałem za to nadzieję na przykręcenie śruby biskupom, na legalną aborcję, ochronę edukacji i najbiedniejszych. Miałem nadzieję, nawet wbrew intuicji... W głowie mi się po prostu nie mieściło, że można tak po prostu olać własnych wyborców. Najlepszy to dowód na to, że polskie elity przyzwyczaiły się do cyklicznych zmian warty i krótkiej pamięci wyborców. Zresztą, przesłanek po temu, by rzucić partyjną legitymacją (której nigdy nie dostałem), dostarczał mi każdy kontakt z moją partią. Na zebraniach gminnych było bardzo miło i przaśnie. Na kilometr wyczuwało się, że ci, którzy tam przychodzili, mieli coś do załatwienia, a do zrobienia – najchętniej nic. Liczba nowych członków zwiększała się wprost proporcjonalnie do wzrostu notowań SLD w przedwyborczych sondażach. Ludzie, jak to ludzie, każdy się trzęsie o swoją pracę i rodzinę, czyli o portfel. Każdemu przydałaby się większa pewność jutra, jakieś wsparcie, plecy, znajomości – to wszystko miała zapewnić partia. Daleko im było do władzy, polityki, ideologii. Zostawiali to „górze”, czyli jeszcze bardziej sprytnym i lepiej ustawionym niż oni. Działaczom „na dołach” obce były takie na przykład rozterki, jak obecność sztandaru SLD w kościele podczas mszy 3 maja. – Skoro jest msza za ojczyznę, to nie powinno nas zabraknąć – usłyszałem w odpowiedzi na mój zdecydowany sprzeciw. Taką właśnie 150-tysięczną armią „ideowców” (z wieloma zacnymi wyjątkami) dysponuje Leszek Miller. Czy należy mu się zatem dziwić, że do lamusa odłożył własne przedwyborcze obietnice świeckości państwa? A co nowego przyniósł kongres? Jak zwykle – nowe słowa, deklaracje, zapewnienia i parę nowych pomysłów, koniecznie takich, których jeszcze nie było, co daje nową (starą) nadzieję, że a nuż właśnie one się spełnią. Miller to ciągle ten sam wyrafinowany gracz, co nie znaczy, że chłop nie ma dobrych intencji. Jednak ma również – podobnie jak wszyscy jego poprzednicy – kompleksy: ulotności władzy, krótkiej polskiej kołdry, a na dodatek obrzydliwy kompleks sutanny, dlatego nigdy nie będzie go stać na przeprowadzenie prawdziwych, radykalnych reform. Tych zaś połowicznych zagrywek, które stosuje pod publiczkę, nie myśli nawet wprowadzać w życie. Pod Platformę, liberałów i część SLD zagrał premier zmniejszeniem podatków (Niemcy zmniejszają je właśnie średnio o 10 procent!) i podatkiem liniowym, ale wprowadzenie tegoż obwarował warunkami i odłożył na dwa lata, czyli na nigdy. Jeszcze nie minął miesiąc, jak na Radzie Krajowej SLD mamił złagodzeniem przepisów ustawy antyaborcyjnej, a już na kongresie – kiedy został ponownie wybrany na szefa – mówił tylko o „potrzebie egzekwowania zapisów obecnej ustawy”. Chcem tak, ale muszem inaczej – skąd my to znamy?
Jeśli ma być przełom w pracach rządu, to powinna być nowa strategia. I znalazła się, a jakże – „Strategia warszawska”: dogonienie Unii, powrót na pozycję lidera krajów pretendujących do UE. Przedsiębiorcom wypadało obiecać zmniejszenie podatku PIT i CIT do 19 proc., nauczycielom wcisnąć, że edukacja to „filar”, popegeerowskim dzieciom otrzeć łzy „stypendiami”. Dla każdego coś miłego, jak zwykle. Ile z tego zostanie? – historia uczy, że prawie nic. Podobny program tego rządu, przedstawiony w euforii półtora roku temu pod nazwą „Przedsiębiorczość – Rozwój – Praca”, pozostał na papierze. Trzeba też było powiedzieć coś o mitycznych sukcesach, nieumiejętnie zagospodarowanych i pożartych przez... „kanibalizację”. Po Łapińskim, autostradach na papierze, Rywinie i setkach innych afer, w których umoczyli się wybrańcy szefa – konieczna była także wyważona samokrytyka... czego byliśmy świadkami. Powinienem cieszyć się jak dziecko z powołania „wewnątrzpartyjnego prokuratora” ds. afer i z definitywnego „końca pogody na korupcję”, ale kiedy zobaczyłem na kongresie znajome twarze m.in. nierozłącznych kolegów – Kwiatkowskiego i Czarzastego – pusty śmiech mnie ogarnął i ręce załamałem, że moi dawni towarzysze tak małą wagę przywiązują do pozorów. Uśmiałem się jak norka, kiedy Czarzasty do kamery TVN tłumaczył się rzeczowo, że kiedy go gdzieś proszą, to przychodzi. Po nim sekretarz Dyduch do tej samej kamery oznajmił, iż nikt Czarzastemu zaproszenia nie dawał... Resztki pozorów próbował za to zachować wicepremier Hausner, na którym zawiodłem się najbardziej, gdyż, znając człowieka, nie sądziłem, iż będzie firmował swoim nazwiskiem całą tę hucpę z ożywieniem gospodarki poprzez jej przyspawanie do respiratora. Hausnerową kroplówkę dla żywego trupa ma stanowić zwiększenie deficytu i ustawa o promocji zatrudnienia; zaś mityczne pieniądze, czyli lek na całe nasze zło, przyniesie rządowi cięcie wydatków i likwidacja wszelkich ulg. Wyjątek stanowią wspólne opodatkowanie małżonków i (naturalnie!) darowizny na Kościół jako konsekwencja konkordatu. Premier Miller umiejętnie gra na ludzkich emocjach, potrafi rozbudzić nowe oczekiwania i dać im pożywkę. Jest naprawdę niezłym psychologiem. Wie też dobrze, jakich członków ma SLD i zna mentalność obywateli Katolandu. Założę się, że wkrótce po tym, jak zapalił kobietom aborcyjną świeczkę (choć szybko ją zagasił), poleci teraz do Watykanu z ogarkiem dla Ojca Świętego albo ofiaruje prałatowi Jankowskiemu koncesję na wydobycie złota w Złotoryi. Niestety, intuicja – ta oparta na rozumowych przesłankach – podpowiada mi, że tak naprawdę na kongresie premier zabiegał tylko o jeszcze dwa lata przy korycie dla siebie i kolegów. Niestety, znowu mu się udało. Co gorsze, każdy inny pomysł dla Polski byłby na dziś jeszcze gorszy. Prezydent Kwaśniewski rzucił z mównicy pytanie, czy partia po przejściach może się stać lepsza, tak jak na lepsze potrafi się zmienić pojedynczy człowiek, nauczony doświadczeniem. Zadzwoniłem do przyjaciela, który uczestniczył w „kongresie przełomu”, i zapytałem, co go najbardziej na nim uderzyło; czy cokolwiek różniło ten kongres od innych. Odpowiedział bez zastanowienia: – Tak, była różnica. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby delegaci tak ignorowali przemawiających kolegów. Może jedna dziesiąta słuchała, a inni rozmawiali ze sobą albo przez komórki. Bywało, że podczas obrad połowy ludzi w ogóle nie było na sali. Pomyślałem sobie, że doświadczenia uczą mądrego człowieka pokory, a ta wyraża się m.in. w słuchaniu innych. A ja mam już dosyć pokory! Nawet własnej intuicji nie będę słuchał. Bo i po co, kiedy wszystko jest jasne? JONASZ
POWIEDZ O NAS SWOIM ZNAJOMYM!
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
3
„FiM” ROZMAWIAJĄ Z IZABELLĄ SIERAKOWSKĄ. JEDNĄ Z NIELICZNYCH „MĘŻCZYZN” W SLD – Czy jest Pani „kobietą na falach”? – Bez wątpienia. Jest to organizacja feministyczna, a feminizm zgodnie z doktryną lansowaną przez Kościół jest największą obelgą dla kobiety. Baba bowiem powinna znać swoje miejsce, czyli... gary, miotła, pranie i łóżko. Tymczasem feminizm walczy z takimi właśnie stereotypami. „Kobiety na falach” to rodzaj prowokacji do dyskusji nad naszą rolą we współczesnym świecie. Przecież nie o aborcję tu chodzi, a histeria związana z przypłynięciem holenderskiego statku jest po prostu śmieszna. Każda Polka chcąca pozbyć się niechcianej ciąży może to zrobić w jednym z kilkuset gabinetów ginekologicznych zupełnie jawnie reklamujących się w prasie. I bardzo dobrze, że może, choć – niestety – muszą za to nieszczęsne kobiety słono płacić. Prokuratora jakoś nie interesują anonse typu: „Zabiegi ginekologiczne. Pełen zakres”; woli ścigać Bogu ducha winne Holenderki we Władysławowie i tropić tabletki RU 486. Bo to jest znacznie bardziej medialne i opłacalne... dla kariery. A pokątne ciąże są pokątne i dlatego nikogo w oczy nie kłują, więc niech sobie będą... Tymczasem w tym samym Władysławowie i stu innych miastach w Polsce tabletki RU można nabyć bez trudu za 200 złotych. Nie tak znów dawno „przerabialiśmy” kierowniczą rolę PZPR, teraz mamy kierowniczą rolę Kościoła. Każdy, kto jest innego zdania niż hierarchowie, automatycznie umieszczany jest poza nawiasem społecznym z etykietą „zły człowiek”. Jeden totalitaryzm zastąpiono innym – kto wie, czy nie groźniejszym. Dlatego ludzie ze strachu wolą potakiwać i przymilać się „jedynie słusznej władzy”. – Obawiam się, że – paradoksalnie – mówi Pani o swoich kolegach partyjnych... – Mówię o niektórych moich kolegach. – Co się stało z ideałami lewicy, z ideałami tych właśnie
Gdybym była młodsza...
kolegów, którzy teraz patrzą na świat z perspektywy klęcznika? – To jest bardzo trudne i smutne pytanie. Gdy dwa lata temu prezentowaliśmy program wyborczy, zapowiadaliśmy fundamentalne zmiany gospodarcze, ale nie tylko. Przede wszystkim – zmiany w ludzkiej mentalności. I... niewiele z tego wyszło. Miał być równy status kobiet i mężczyzn, miało być państwo neutralne światopoglądowo, przyjazne obywatelowi. Tymczasem ta nasza chęć przypodobania się wszystkim, a zwłaszcza Kościołowi, spowodowała, że zachwiane zostały granice przyzwoitości i zdrowego rozsądku. – A może chodziło o zwykły handel? O poparcie dla Unii w zamian za kasę, za aborcję, za wpływy... – Pewnie tak. Ale nie na zasadzie sztuka dla sztuki. Moim kolegom marzyło się przejście do historii. Do podręczników, by później mogli mówić: to my wprowadziliśmy Polskę do Europy, to my wyrwaliśmy kraj z tak zwanego Wschodu.
– Dlaczego Miller i Kwaśniewski zdradzili polskie kobiety? – Prawdopodobnie nie chcą wszczynać awantury z biskupami. – A powinni? – Naturalnie! – Czyli znów zwyciężyła polityka? – Niestety, tak. Zapewne stanowisko Millera i Kwaśniewskiego wynika także i z tego, że nie traktują oni poważnie problemu aborcji w naszym kraju. Premier jest konserwatystą i tak naprawdę sprawa ta go nie dotyczy i nie obchodzi, podobnie zresztą, jak i prezydenta. – Co Pani czuła, oglądając hucpiarskie przepychanki wokół holenderskiego statku „Langenort”? – Radość i... obrzydzenie. Serce mi rosło, gdy patrzyłam na dzielne dziewczyny, a obrzydzenie czułam z powodu chamstwa i głupoty przeciwników legalnej aborcji. Przypłynięcie do Polski tej kliniki jest prostą konsekwencją tego, że kobietom zamyka się usta. To w gruncie rzeczy krzyk rozpaczy kobiet. Zarówno pływająca klinika aborcyjna, jak i ostatnie wypowiedzi Millera i Kwaśniewskiego na
– Warto było płacić taką cenę? – Sama sobie zadaję to pytanie. Z drugiej jednak strony trzeba się zastanowić, co by się stało, gdybyśmy do tej Europy nie weszli. Niestety, pozostalibyśmy marginalnym, zaściankowym krajem bez znaczenia, bez wyrazistości. Dla mnie wejście do Unii też było marzeniem i w związku z tym – priorytetem działań. Tylko czy musieliśmy płacić aż taką cenę? Pójść aż na takie ustępstwa wobec Kościoła? Nie sądzę. – Czy ceną było np. podarowanie Jankowskiemu koncesji na wydobycie bursztynu? Czy Miller musiał to zrobić? – Nie. To była – delikatnie mówiąc – przesada. Obrzydzeniem napawają mnie wizyty premiera u Jankowskiego. Myślę, że i sam Kościół doskonale wiedział, że to kunktatorstwo, nieszczerość i konformizm. Po co to było – nie wiem. Natomiast nasz elektorat odebrał to jednoznacznie – jako złamanie zasad lewicowości, a nawet zwykłej
przyzwoitości. To się nam jeszcze, w przyszłości, odbije czkawką. – A jaka będzie ta przyszłość? – Przyszłość partii miał wyznaczyć kongres SLD. Naiwni wierzyli, że coś się zmieni. Tymczasem karty zostały rozdane znacznie wcześniej i scenariusz rozpisano tak, aby wszystko było po staremu – z Leszkiem Millerem na czele. Dowodem braku chęci na zmiany jest wykreślenie wszystkich młodych ludzi, którzy kandydowali do Rady Krajowej SLD. Nie rozumiem tej części wystąpienia przewodniczącego partii, w której mowa była o konieczności zmiany pokoleniowej, a w rezultacie wszystko pozostało po staremu. Jest mi wstyd za moich kolegów, którzy bardzo chętnie zatrudniają młodych ludzi, np. do obsługi kongresu, lubią się nimi otaczać, angażować do kampanii wyborczych na swoim terenie, ale w sytuacjach ważnych dla partii wręcz ich marginalizują. – Całkiem liczna grupa posłów spoza SLD wie, że to ich ostatni raz. Że już tylko będą sobie mogli śnić o Wiejskiej i apanażach parlamentarzysty sięgających kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Miller gwarantuje im spokojny byt, wycofując się z przedterminowych wyborów. – Myślę, że premier – wycofując się z publicznej obietnicy przedterminowych wyborów – złamał ustalenia między nim a prezydentem. Wszak Aleksander Kwaśniewski tę decyzję żyrował uściskiem dłoni przed kamerami telewizji. – W Pani głosie jest dużo goryczy, ale i determinacji. Czy Izabella Sierakowska myśli o innej, lewicowej i alternatywnej partii? – Gdybym była młodsza... Zresztą, kto to wie... Na razie jednak wierzę, że wielu kolegów z Sojuszu myśli jak ja i może razem coś zmienimy. Może...
– A głosy o partii prezydenckiej tworzonej na bazie „Ordynackiej”? Czy to nie jest jakieś wyjście z lewicowego pata? – Niewątpliwie. Takie pogłoski krążą od dawna i nawet jeśli nie są do końca prawdziwe, to dają jasny sygnał decydentom z SLD: panowie, nie jesteście jedyną lewicą w kraju. Są siły, które mogą stworzyć alternatywę. Na dobrą sprawę – to taka alternatywa już istnieje i nazywa się Unia Pracy. Wielu ideowych członków SLD przechodzi ostatnio do UP. Wydaje się, że ta partia jest uczciwsza w realizowaniu swojego programu. – Uczciwsza o tyle, że nie dała się sklerykalizować? – W pewnym sensie tak. Sama mam już dość uczestniczenia w uroczystościach typu dożynki, gdzie pierwsze skrzypce gra ksiądz. A przecież nawet święta państwowe zostały zawłaszczone przez Kościół. Święto 3 Maja bez księdza jest dziś nie do pomyślenia. – Czyli nadziei na normalność już nie ma? – Mam nadzieję, że jeszcze jest. Wyobraźmy sobie mocny rząd lewicowy... – Millera...? – Czysto teoretycznie. I powiedzmy, że exposé premiera ciałem się staje. Mamy wzrost produkcji i spadek bezrobocia. Wówczas naprawdę mocny premier, mający poparcie w społeczeństwie, może powiedzieć hierarchom: panowie, wy zajmujecie się swoimi sprawami, a my swoimi i wara od spraw państwa. Nie wchodźmy sobie w drogę. – Dlaczego tak się nie dzieje? – Bo rząd jest, niestety, za słaby. Rozmawiali: MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI Fot. R. Poradowski
ROZMOWA Z POSŁANKĄ JOANNĄ SOSNOWSKĄ
Państwo jak sutener jej temat, ukazały obłudę rządzących, którzy kobiecy elektorat traktują przedmiotowo. Jeszcze raz okazało się, że sprawa aborcji to nie problem tysięcy kobiet, lecz sprawa tylko polityczna... Czuję się oszukana, ale najbardziej oszukane są polskie kobiety. – Co z tego wynika dla Pani osobiście? – Zastanawiam się, czy nie wybrać się na polityczną emigrację i poszukać przy okazji prawdziwej lewicy. – Jednak udzielono Pani głosu podczas kongresu SLD... – Powiedziałam, że przyszłam do lewicy 12 lat temu, bo czułam się sponiewierana przez prawicę, a dziś jest podobnie, choć rządzi lewica. Gdy mówiłam te słowa, na sali panowała cisza... – A potem były oklaski...
– Bo mówiłam też o aborcji, którą na kongresie potraktowano marginesowo. A ja powiedziałam wprost, że powinniśmy szybko rozwiązać ten temat po to, by po 14 latach przestać nim męczyć społeczeństwo. – Wciąż bije Pani głową w mur, zapowiadając własny projekt ustawy antyaborcyjnej. Czy naprawdę wierzy Pani, że uda się ją przeforsować w tej kadencji Sejmu? – Gdybym nie miała wiary, nie brałabym się za ten temat. Moim zdaniem, argumenty proaborcyjne obronią się same. Wierzę, że ta zła, restrykcyjna ustawa zostanie poprawiona. Tego po prostu wymaga zdrowy rozsądek. – Ale ten rząd nie poprze żadnych zmian... – Polityka polityką, a w parlamencie nie zasiadają przecież sami idioci i argumenty
merytoryczne dotrą zapewne do części posłów. Rząd z pewnością nie zajmie się tym projektem, ale posłowie – tak. W tym widzę szansę dla ustawy aborcyjnej. Ü Dokończenie na str. 18
4
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Szare twarze szarych ludzi. Bez uśmiechu, bez błysku w oczach, twarze bierne i drętwe. Kilka dni temu patrzyłem w jedną taką twarz: starą, pomarszczoną, smutną. Jej właścicielka ma doktorat z filolologii polskiej i przez czterdzieści lat była nauczycielką elitarnego liceum. Teraz jest na „zasłużonej” emeryturze. Przeżyła bierutowskie „rozkułaczanie”, gomułkowskie „bodźce ekonomiczne”, gierkowskie „pomożecie”, jaruzelską noc generała, przeżyła okrągłe stoły, Wałęsów i Krzaklewskich, a teraz powoli umiera. I to nawet nie ze starości, nie z choroby jadowitej, tylko z głodu i rozpaczy. Tak, tak... Janina M. – w XXI wieku, w demokratycznym kraju, w przededniu wejścia do Unii – kładzie się spać głodna i głodna wstaje. Tej mądrej, starannie wykształconej kobiecie, która uczciwie przepracowała całe życie, zostaje bowiem po opłaceniu czynszu, gazu i światła pięć złotych na przeżycie każdego dnia. Za te pięć złotych musi się najeść i ubrać. Z tych pięciu złotych oszczędza, by kupić gazetę, książkę, czasem bilet do teatru i... odłożyć na pogrzeb, bo jest na świecie sama jak palec. 150 kilometrów od mieszkania Janiny obraduje elita rządząca tym krajem. Mężczyzna zatrudniony na etacie premiera rządu – podobno lewicowego – zapewnia o „nowym otwarciu”, o przyspieszeniu gospodarczym,
o wzroście PKB. Staruszka nie pamięta już, ile takich „nowych otwarć” przeżyła, ale wie jedno. – Jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak źle... tak beznadziejnie źle – wzdycha, rozpuszczając łyżeczkę cukru w słomkowym płynie. Jakże to, myślę, ta działaczka opozycyjnego podziemia, współtwórczyni „Robotnika”, wzdycha do przeszłego, minionego, niesłusznego „okresu pogardy dla człowieka”? – Przecież to pani właśnie walczyła o wolność – mówię naiwnie, aby przerwać milczenie, a ona odpowiada mi tekstem Bułata Okudżawy: – Cóż znaczy wolność? Piechotą iść i mieć w pogardzie konie? Ma rację... Można obrazić się na konia i uniezależnić od niego, ale wówczas trzeba drałować na piechotę. Cóż po wolności, gdy trzeba pięć deko pasztetowej rozsmarować cienko na kilku kromkach i posiłek taki nazwać obiadem. Zaglądam do Rocznika Statystycznego, żeby popatrzeć na liczby... może choć one jeszcze w tym kraju nie kłamią. Już ponad 50 procent Polaków deklaruje, że w latach 60. i 70. żyło im się znacznie lepiej niż teraz. Porównajmy: w 1970 roku przeciętny Kowalski zjadał rocznie 74,5 kilograma mięsa, teraz – o piętnaście kilogramów mniej. Nie inaczej było z chlebem, bo: odpowiednio – 131 kilogramów i 112 kg; z ziemniakami – 200 kg i 119; mlekiem
– 270 i 180 litrów. Czegokolwiek by się tknąć, wskaźniki kiedyś były albo lepsze, albo znacznie lepsze: w 1970 roku do teatru poszło 19 milionów Polaków, trzydzieści lat później o połowę mniej, do kina – 138 milionów, a w 2002 r. – niecałe 20 milionów. Nawet książek wydawano wówczas o 50 procent więcej niż obecnie. Cóż... życie Janiny dobiega kresu. Wkrótce przekroczy smugę cienia, poprawiając statystyki rządzących. Bo szansa na to jest jedynie wówczas, gdy ludzie dramatycznie biedni, chorzy, niedołężni odejdą raz na zawsze. Ale przecież wybrańcy ludu w Sejmie, Senacie i na rozmaitych kongresach oraz zjazdach nie śpią, tylko się głowią, jak by tu ulżyć ludzkiej nędzy. Najlepiej było to widać kilka dni temu w Sejmie III (Wolnej) RP. Podczas głosowania nad wotum zaufania dla lewicowego rządu sala pękała w szwach. Nawet czułą na ludzką krzywdę posłankę Piekarską przyniesiono na noszach (bo się niebożątko zakrztusiło cukierkiem), żeby głosowała na swojego kanclerza, co to serce ma po lewej stronie. Następnym punktem programu tego kabaretu zwanego Sejmem była dyskusja nad losem osób niepełnosprawnych (światowy dzień poświęcony tym ludziom). I co się stało? Nic się nie stało, bo prawie nikogo już nie było na sali, tylko sejmowe restauracje i bufety zapełniły się włazidupcami, którym spieszno było, żeby przekazać gratulacje. Odkorkowywano buteleczki z zamrożonym smirnoffem. Wybrańcy ludu... taka wasza mać! MAREK SZENBORN
Przychodzi baba do lekarza, a lekarz na to: – Nie widziałem pani od dwóch miesięcy. Co się stało? – Byłam chora. Jaką mamy służbę zdrowia – każdy wie; pisaliśmy o tym wielokrotnie, ale kryzys pogłębia się z dnia na dzień. Zauważyłem na portalu lekarskim ostrzeżenia, że sytuacja szpitali w Polsce staje się dramatyczna. Ich długi szacuje się na 8 miliardów złotych, jedna trzecia placówek nie wypłaca świadczeń należnych pracownikom, drugie tyle zwalnia wykwalifikowany personel, a pacjenci skarżą się na odległe terminy zabiegów. Dla przykładu: najbliższe terminy przyjęć do Wojewódzkiej Przychodni Kardiologicznej w Opolu to koniec... stycznia przyszłego roku. W Legnicy dyrekcja pogotowia, mając bardzo ograniczony budżet, zaczęła szukać oszczędności. I znalazła. Od lipca br. tzw. karetki ogólnolekarskie nie będą już pełniły całodobowych dyżurów, jak do tej pory. Ich praca ograniczy się do... 12 godzin. Niebawem może się okazać, że szpitale w Kujawsko-Pomorskiem (i nie tylko!) zanim przyjmą chorego, będą żądać od niego pisemnego potwierdzenia, że Narodowy Fundusz Zdrowia zapłaci za jego leczenie. NFZ póki co jest – podobnie jak kasy chorych – niezdrowy i bez funduszów, szpitale są bezradne,
przychodnie muszą przestrzegać limitów przyjęć chorych (sic!), zaczyna brakować strzykawek i leków, a pacjenci boją się, czy dożyją wizyty u lekarza. Minister zdrowia, Leszek Sikorski, oznajmił, że resort pracuje nad koncepcją urato-
Wszyscy dobrze wiemy, ile kosztują „bezpłatne” operacje w szpitalach, wiemy, że ciężko chorych wypisuje się ze szpitala, aby nie powiększać statystyki umieralności, słyszeliśmy o uśmiercaniu pacjentów w pogotowiu dla pieniędzy za „skórę”,
Wolność Janiny
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Przychodzi baba wania szpitali, czyli próbą zamiany długów krótkoterminowych na... długoterminowe. Mało tego, lekarze w całym tym burdelu prowadzą jakieś swoje prywatne gry i zabawy. W obowiązującym Kodeksie etyki lekarskiej w punkcie 1, art. 66 wpisali sobie, że: „Lekarz ma prawo umawiać się o wysokość honorarium przed rozpoczęciem leczenia” (!) . A więc żegnaj bezpłatna służbo zdrowia: chory jesteś – płać! Nie masz szmalu – zdychaj! W punkcie 3 tegoż artykułu stoi jak byk (cytuję): „Lekarz może leczyć bezpłatnie”. Przynajmniej szczerze. Zresztą lekarze już intensywnie pracują nad zmianami w KEL, a jedna z tych zmian określa zapłodnioną komórkę jajową „człowiekiem w stanie embrionalnym”.
o lekarskiej pazerności (nie chcę uogólniać), a oni dyskutują o kondomach, embrionach, środkach poronnych, spiralkach, aborcji – zamiast zająć się tymi, którzy (jeszcze) żyją. Bo niebawem stanie się tak, że Śmierć z kosą już nie będzie przychodzić po ludzi. Nie opłaci się jej. Narodowy Fundusz Zdrowia i lekarze poradzą sobie lepiej od kostuchy. I może to nawet niektórych ucieszyć, tak jak w tej anegdocie: Przychodzi baba do lekarza: – Panie doktorze, dziękuję za wspaniałe leczenie. Jest pan genialny! – Ależ ja leczyłem pani męża, nie panią! – Tak, tak, zgadza się, ale ja po nim wszystko dziedziczę. ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki W Wylatowie (woj. kujawsko-pomorskie) na polu państwa Filipczaków od kilku lat ląduje... UFO. Przybysze z „kosmosu” pozostawiają w zbożu specjalne kręgi i za każdym razem w inne wzory – jakby chcieli coś Ziemianom przekazać. Ufolodzy czujnie dyżurują w przyczepach kempingowych z kamerami i lornetkami. Wokół pola mają być zainstalowane kamery i prowadzony monitoring elektroniczny. Przygotowana jest również pani Katarzyna Filipczak, właścicielka pola. Otworzyła kramik, gdzie sprzedaje pocztówki i kalendarze ze „zbożowymi kręgami”. A dawnymi czasy wieśniacy narzekali, że będzie głód, bo się żyto położyło... A.R.
BLISKIE SPOTKANIA
Kasia jest aktorką filmów pornograficznych. Ma ładne ciało i chętnie je pokazuje. Jej pierwszy film w obsadzie międzynarodowej to „Midori Big Sister”. Kasia ma 20 lat i właśnie zakochała się w 50-letnim reżyserze i scenarzyście pornosów, Jacku Banachu (z wykształcenia psycholog). Mieszkają razem, kochają się, zamierzają pobrać i mieć dzieci. Kasia od tej pory nie występuje już w scenach damsko-męskich, ale wyłącznie w filmach lesbijskich. Jej przyszły mąż mówi z zachwytem, że jest ona czysta i niepokalana. I to by się zgadzało, bowiem Kasia jest bardzo religijna. Kiedyś należała do katolickiej OAZY, była zakochana w kleryku i zamierzała wstąpić do zakonu. Otwórzcie sobie w Internecie portal randki.interia.pl. – co druga laska dla sponsora to gorliwa katoliczka! A.R.
PORNOOAZOWICZKA
Więźniowie dostają pieniądze z opieki społecznej. Mimo że w kiciu dostają za friko wikt, lokal i opierunek, to jeszcze ci, którzy na wolności dostawali stały zasiłek lub rentę socjalną, mogą na nie liczyć, siedząc za kratkami. Jeśli okaże się, że więzień jest osobą samotną, ośrodki pomocy społecznej również płacą za niego czynsz. I czegóż się dziwić, że ludzie tak chętnie łamią prawo i pchają się do więzienia! A.R.
WSPARCIE DLA KRYMINALISTÓW
Straszliwego pecha miał radny miejski SLD w Stalowej Woli. Podczas czerwcowej wakacyjnej przejażdżki zatrzymali go policjanci. Funkcjonariuszy zdumiały dokumenty, jakimi posługiwał się wspomniany polityk. Wśród papierów wozu znalazło się bowiem nieudolnie sfałszowane, kupione na rynku, prawo jazdy. Równo rok temu Sąd Grodzki w Stalowej Woli na dwa lata zabrał politykowi prawo jazdy za jazdę po pijaku. Tamto było prawdziwe, jak najbardziej. M.P.
LEWE PAPIERY
W Mławie zuchwali przestępcy włamali się do kiosku przy ul. 3 Maja. Właściciel kiosku po dokonanej inwentaryzacji stwierdził jedynie brak jednego egzemplarza... „Playboya”. Inni kolesie z okolicznego Zakrzewa napadli na właściciela „malucha” i zabrali dwie... płyty CD. A.R.
EROTOMELOMANI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE W porcie we Władysławowie cały czas czuwali obrońcy życia. Było ich nadal bardzo wielu. Pragnęli być wyrzutem sumienia dla tych, którzy chcieli zabijać polskie dzieci w cieniu holenderskiej bandery. Obrońcy proszą o modlitwę za nich oraz w intencji dzieci poczętych. („Nasz Dziennik”, 30.06.2003 r.) ¶ ¶ ¶ Podstawowym argumentem feministek na rzecz wprowadzenia ustawodawstwa zezwalającego na zabijanie dzieci poczętych jest istniejące jakoby w naszym kraju na dużą skalę tzw. podziemie aborcyjne. W całkowitej sprzeczności z ich twierdzeniami są dane, które przeczą istnieniu w Polsce takowego podziemia. Z tych względów prokuratura powinna przesłuchać każdą sufrażystkę, która publicznie twierdzi, że w Polsce istnieje tzw. podziemie aborcyjne. (jw.) ¶ ¶ ¶ Cały Stary Rynek był wypełniony ludźmi. Tu ludzie stali, a wśród nich przechodziła procesja. W pierwszych latach proboszczowania aż zapomniałem, że niosę Pana Jezusa, bo chciałem się napatrzeć chłopakom od chorągwi, pannom od obrazu i moim ślicznym lalkom – dziewczynkom łowickim sypiącym kwiatki Panu Jezusowi pod stopy. (ks. Tymoteusz, „Niedziela”, 22.06.2003 r.) ¶ ¶ ¶ W katowickiej katedrze ustawiono tron, na którym Papież zasiadł w tej świątyni 20 lat temu. („Nasz Dziennik” 142/2003) Wybrał A.R., D.P.
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
NA KLĘCZKACH
SAKRAMENTALNE „NIE” Katoliku, chcesz być wiernym synem Kościoła także po rozwodzie cywilnym? Wiedz zatem, że tylko prawomocny wyrok Trybunału Kościelnego (w dwóch instancjach) może stwierdzić nieważność małżeństwa, co pozwala na ślub kościelny z inną osobą. Nie wiesz, co zrobić? Zgłoś się do fachowców z jedynej w Polsce firmy, która specjalizuje się w doradzaniu, jak unieważnić małżeństwo kościelne. Firma Nullitas Matrimonii w Lublinie chętnie udzieli nie tylko niezbędnych informacji w kwestii nieważności małżeństwa kościelnego, ale napisze również skargi powodowe oraz ewentualne apelacje od wyroków trybunałów kościelnych. Pomoże również ustalić tytuł prawny do rozpoczęcia procesu w konkretnych przypadkach. Na przykład może wykazać, że – w świetle prawa kanonicznego – ślub kościelny został zawarty nieważnie, czyli że małżeństwo od początku było nieważne, chociaż w kościele odbyła się wielka ceremonia zwieńczona sakramentalnym „tak” wypowiedzianym przez obie strony (por. „FiM” 16/2003). Jak widać, rynek usług wyczuwa, na czym w Katolandzie można zrobić interes, i szybko reaguje na potrzeby klientów. A.K.
morskiego w celu udowodnienia Holenderkom jego złamania. Strąk-man, wraz z całą słupską ferajną spod znaku Młodzieży Wszechpolskiej, koczuje nad morzem, zapominając o własnym biurze poselskim, do prowadzenia którego jest zobowiązany ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora. W jego kwaterze przy al. Sienkiewicza w Słupsku nikt nawet nie odbiera poczty, która mnoży się z każdym dniem. Obsługiwanie wyborców jest obowiązkiem posła, ale burdy i zadymy to dla posła LPR wyższa konieczność... Adam Sito
PRZECHRZCZONY POMNIK Fot. Autor
OLEKSY NA PIELGRZYMCE Oleksy idzie na piechotę do Fatimy. Codziennie pokonuje 50 kilometrów i przebytych kilosów ma już za sobą ponad 3 tysiące. Niesie śpiwór, butlę gazową, jedno ubranie na zmianę, różaniec – rzecz jasna – i nadzieję, że do celu dotrze 13 lipca – w dniu uroczystości fatimskich. Spokojnie... chodzi nie o Józefa, tylko o Włodzimierza – byłego burmistrza Muszyny. Choć ten pierwszy też lubi sobie poklęczeć. MarS
GEJE I MOLE Mieszcząca się dotąd w Krakowie przy ul. Świętego Jana galeria „Burzym & Wolff” została wyrzucona na bruk przez pełnomocnika właściciela kamienicy. Czy „galernicy” nie płacili czynszu lub urządzali pijackie burdy? Bynajmniej. Zorganizowali tylko słynną już wystawę zdjęć par homoseksualnych pt. „Niech nas zobaczą”. Szefowie galerii usłyszeli najpierw od pełnomocnika, że „nie życzy sobie organizowania podobnych imprez”, a potem dostali wypowiedzenie najmu. Właściciel kamienicy nazywa się Kazimierz Lubomirski de Bourbon. Nazwisko jakoś dziwnie kojarzy się z przykruchtową arystokracją i molami. A.C.
ROBERT, ODBIERZ POCZTĘ! Słupski poseł LPR Robert Strąk zajęty jest ostatnio obrzucaniem kobiet farbą we Władysławowie oraz studiowaniem przepisów prawa
Grupa rosyjskich dziennikarzy zbaraniała z wrażenia na widok pomnika. Obelisk (na zdjęciu) znajduje się w miejscowości Kruszyn w pobliżu zjazdu na autostradę A4. Postawiony został w celu upamiętnienia huzara Nataloszki, który własną piersią zasłonił pułkownika, ratując mu życie. Rzecz działa się podczas wojen napoleońskich, a wdzięczny pułkownik wystawił bohaterskiemu wybawcy pomnik, którym opiekowali się później jego potomkowie. Ostatniej renowacji dokonano całkiem niedawno, a lokalni decydenci postanowili dodać obeliskowi element... narodowy. Otóż na cokole pomnika huzara – prawosławnego jak najbardziej – pojawił się łaciński krzyż z lastriko, który drażni wyznawców prawosławia. Rosyjscy dziennikarze obfotografowali „dziwo” i nijak nie mogli zrozumieć, że Polacy – wyczuleni na punkcie własnych mogił – inne traktują bezdusznie i po głupiemu. P.P.
SIOSTRY PRZECIW RADZIE MIASTA Łomżyński ciemnogród dał głos w sprawie zmiany nazwy ulicy Radzieckiej na bardziej zgodną z wartościami. Nie pierwsza to taka próba, a tym razem ciemnogród reprezentowało Zgromadzenie Sióstr Służek NMP Niepokalanej, prowadzące katolickie przedszkole właśnie przy ulicy, tfu!, Radzieckiej. Do pustych, choć wielebnych, głów zakonnic nie dotarło, że kilkaset lat temu rajcy
miejscy nadaniem takiej właśnie nazwy chcieli uczcić... miejski samorząd. W wielu innych starych miastach, w których uchowały się zabytkowe starówki, istnieją do dziś ulice Rady Miasta, czyli Radzieckie – prowadzące do miejskich ratuszów. Nie inaczej było w Łomży, która prawa miejskie otrzymała w 1418 roku. Ulica Radziecka istnieje tu od 300 lat, a sama nazwa, jak każdy zabytek, jest już chroniona prawem. Po takim pomyśle zakonnic już tylko przerażeniem może napawać fakt przyznania tym kobietom prawa do prowadzenia przedszkola – instytucji stanowiącej przecież pierwsze i niezwykle ważne ogniwo w łańcuchu wychowawczo-edukacyjnym Europejczyków. Jerzy Rzep
M.B. NA CAŁE ZŁO Jasnogórskim paulinom lato grozi przepracowaniem. Obok Akcji Katolickiej, Rycerstwa Niepokalanej, radiomaryjniaków itp. na Jasnej stawili się albo wkrótce się stawią posłowie, pracownicy telekomunikacji, honorowi dawcy krwi, służba zdrowia, harcerze, diabetycy, pocztowcy, samorządowcy... Kustosze zostali pouczeni, jak mają się opiekować sanktuariami, „by Matka Boża z nich przemawiała, by wypraszała cuda, łaski i żeby wstawiała się za naszym ludem”. Pracownicy TP SA oklaskiwali swego prezesa Marka Józefiaka oraz szefową zakładowej „Solidarności” Elżbietę Pacułę, którym paulini wręczyli medal „Przyjaciela Zakonu św. Pawła I Pustelnika”. Na czele honorowych dawców krwi pielgrzymowali: prezes PCK Jerzy Czubak i główny inspektor Państwowej Inspekcji Sanitarnej Andrzej Trybusz. Lekarze i pielęgniarki po rekolekcjach powierzyli Marii „rozwiązanie trudnych spraw środowiska medycznego”. I po co jakieś okrągłe stoły? PaS
PIERWSZY RAZ PO PIJAKU W parafii pw. Zesłania Ducha Świętego, w dzielnicy Piaski, w Malborku, pierwszokomunijną mszę odprawił ksiądz nawalony jak stodoła w żniwa. Ks. Marek K. chwiał się na nogach, bełkotał niezrozumiale, krzyczał coś do osób filmujących ceremonię. – Nasze dzieci nie zapomną tego do końca życia! – mówią wzburzeni rodzice. Dodają, że podczas mszy kapłan przeklinał. – Pan Bóg kazał przebaczać wszystkim, także pijakom. Zawsze mówię, że nie można nienawidzić kogoś z powodu alkoholizmu. Irlandczycy mają nawet świętego, który był pijakiem – tłumaczył ks. dziekan Jan Żołnierkiewicz zdenerwowanym rodzicom, którzy do dzisiaj nie mogą otrząsnąć się z widoku „wesolutkiego” księdza w dniu święta ich dzieci.
Podawanie dzieciom komunii w stanie delirki zostało ukarane przez obecnego biskupa elbląskiego przeniesieniem „pechowego” księdza do innej parafii. Dziekan uważa, że mimo wszystko sakrament udzielony dzieciakom jest ważny... Anna K.
BOJKOT TACY Mieszkańcy 6-tysięcznej Pakości (woj. kujawsko-pomorskie) twierdzą, że od lat nie mają szczęścia do proboszczów. Jednego z nich władza kościelna odwołała po tym, jak zrobił panience dzidziusia, innego zakablowano, kiedy „kochał” doodbytniczo parafialnego działacza, a obecny lubi tylko intrygi i pieniądze. Otton R., bo on ci to jest aktualnym proboszczem, tak się naraził bogobojnym Kaszubom, że wystąpili o jego odwołanie. Ale ludziska dobrze już wiedzą, że wysyłać listy do władz kościelnych, to tak jakby je słać na Berdyczów. Wiedzą też, co najbardziej zaboli sukienkowych: zmniejszenie wpływów finansowych. I ludziska przestali dawać na tacę! Od kilku tygodni w Pakości trwa finansowy bojkot kościelnej władzy. R.K.
ŚMIERĆ ZA PORONIENIE W 28 amerykańskich stanach wprowadzono przepisy uznające nienarodzony płód za istotę ludzką chronioną prawem. W 14 stanach płód chroniony jest od chwili poczęcia, w innych od momentu, kiedy może przeżyć samodzielnie. Spowodowanie śmierci płodu starszego niż 20-tygodniowy może pociągnąć za sobą zarzut morderstwa karany nawet dożywociem. Gotowy jest już projekt ustawy, według której zabicie płodu zostanie uznane za przestępstwo federalne, jeśli miało miejsce podczas innego przestępstwa federalnego. Jeśli np. podczas napadu na bank poroni ciężarna klientka, napastnik odpowie za morderstwo karane śmiercią. Projekt ustawy poparła właśnie grupa senatorów, a rychłe jej przyjęcie uznaje się za pewnik. Boże, w jakim my postępowym kraju żyjemy! PaS
CUD-TABLETKA Amerykańska firma farmaceutyczna Ceremedix rozpoczęła testowanie nowej tabletki uodporniającej,
5
która ma ponoć przedłużyć życie ludzkie do 120 lat! Lek stymuluje organizm do wytwarzania antyutleniaczy zwalczających choroby. Kilka miesięcy wcześniej dwaj amerykańscy lekarze zapowiedzieli, że wystarczy przeżyć dwadzieścia następnych lat, aby potem... żyć wiecznie. Nadzieję wiążą oni z rozwojem medycyny, a zwłaszcza nanotechnologii, która pozwoli rozprawić się z chorobami i starzeniem. Słowem: żyć, nie umierać! A.C.
ŻYDZI ROZLICZAJĄ Przewodniczący Światowego Kongresu Żydów, Israel Singer, zapowiedział, że przedstawiciele jego organizacji będą odwiedzać europejskie konferencje episkopatów katolickich i domagać się wydania oświadczeń potępiających antysemityzm. Pomysł ten, według Singera, był konsultowany z papieżem, który miał go zaaprobować. Żydzi są zaniepokojeni wzrostem nastrojów antysemickich w Europie i oczekują, że biskupi w każdym kraju przeproszą za milczenie wobec holokaustu, wzorem episkopatów Niemiec i Francji w latach 90. Nie wierzymy w powodzenie misji ŚKŻ w Polsce: po pierwsze – Glemp, Frankowski i inni antysemici w episkopacie nie zwykli za nic nikogo przepraszać, a po drugie – w Europie jest już jeden naród wybrany, wyspecjalizowany w cierpieniach, znoszeniu prześladowań i świętości (Polacy) i wszelka konkurencja w tym względzie jest nie do pomyślenia. AC
DIABEŁ W NUTACH Czy poglądy religijne mogą skomplikować życie zawodowe? Zdecydowanie tak. Pewien wiolonczelista orkiestry symfonicznej w Strasburgu, wyznawca jednego z radykalnych nurtów protestantyzmu, odmówił grania utworów Ryszarda Wagnera i popadł w konflikt z przełożonymi. Zdaniem zbuntowanego muzyka, niemiecki kompozytor – rozmiłowany w mitologii germańskiej, a więc bezbożnej i pogańskiej – był pod wpływem szatana i tenże wpływ można odczuć, słuchając jego muzyki. No i jak długo jeszcze Zachód nam będzie wytykał oszołomstwo? A.C.
6
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
R
zadka to rzecz w Katolandzie, gdy osoba sprawująca funkcję publiczną sięga wzrokiem dalej niż na głębokość własnej kieszeni. Kiedy już się to zdarzy – budzi niedowierzanie... i demony.
ewentualne darowizny i zapisy testamentowe. Przez pięć lat działalności nie przekroczyły one jednak kwoty 20 tys. zł. Kadra, łącznie z prawnikami, pracuje na zasadzie wolontariatu, nie pobierając wynagrodzeń. Miesięczne fundusze zarządu w Warszawie
marca 2002 r. darmowych porad i odtąd mogli na nie liczyć tylko najbiedniejsi, o zarobkach poniżej 600 zł miesięcznie. Pomoc dla pozostałych miały warunkować 40-złotowe wpłaty – darowizny. Prezes zapewnił w oświadczeniu
Polowanie na uczciwych Od 1998 r. działa założone przez Adama Sandauera, Stowarzyszenie Pacjentów „Primum non nocere”. Świadczy ono bezinteresowną i niezobowiązującą pomoc poszkodowanym wskutek błędów i wypadków lekarskich, zabiega o wprowadzenie koniecznych zmian w zawiłych punktach prawa medycznego (które trzyma zazwyczaj stronę winowajcy),włącza się w organizowanie pomocy społecznej, pomaga wyegzekwować od państwa należną rentę czy znaleźć pacjentowi odpowiednią lecznicę. Współpracujący ze stowarzyszeniem prawnicy udzielają bezpłatnych porad w pisaniu pozwów i pism procesowych osobom bezradnym wobec bezdusznego systemu opieki zdrowotnej. Źródłem utrzymania stowarzyszenia są sporadyczne składki członków, z których zwolnieni są najubożsi, oraz
(400–500 zł) nie są w stanie nawet w połowie pokryć minimalnych kosztów (czynsz za wynajem lokalu, opłaty za prąd, artykuły biurowe, rachunki telefoniczne). Prezes Adam Sandauer przez cztery lata uzupełniał finansowe braki z własnych oszczędności, które jednak uległy w końcu wyczerpaniu. Państwo, w dużym stopniu wyręczane przez stowarzyszenie w swoich obowiązkach względem pokrzywdzonych, nie przeznaczyło na jego działalność ani grosza. „Lista tych instytucji, które odmówiły nam wsparcia lub nie odpowiedziały na prośby o dotacje, jest bardzo długa” – mówi Adam Sandauer. Z miesiąca na miesiąc rosło zadłużenie stowarzyszenia. W lutym ubiegłego roku przekroczyło kilka tysięcy złotych. Aby uchronić tak potrzebną instytucję przed niechybnym bankructwem, podjęto decyzję o ograniczeniu od 15
zamieszczonym na stronie internetowej „Primum non nocere” o wstrzymaniu tych ograniczeń po uzyskaniu zadowalającej stabilizacji materialnej. Dramatyczną sytuację stowarzyszenia perfidnie wykorzystał „Dziennik Łódzki”. 27 lutego 2002 roku opublikował oszczerczy i pełen przekłamań artykuł pt. „Biała mafia górą”. Autor (ukryty pod pseudonimem Asesor) bezpodstawnie zarzucił Sandauerowi opłacanie prawników (co miałoby pomniejszać pomoc dla pokrzywdzonych) i przejmowanie kompetencji ustawowo zastrzeżonych dla adwokatów i radców prawnych. Zasugerował także, że „Primum non nocere” „powinno się znaleźć pod lupą organów uprawnionych do kontrolowania działalności stowarzyszeń”. Publikacja ta naruszyła dobre imię prezesa Sandauera i naraziła stowarzyszenie na utratę publicznego zaufania. „Dziennik Łódzki” ma to gdzieś, gdyż zbagatelizował prośbę Adama Sandauera o wydrukowanie nadesłanego sprostowania. 29 maja 2003 r. sprawa trafiła na wokandę Sądu Okręgowego w Łodzi. „Fakty i Mity” będą relacjonowały przebieg procesu. DAMIAN PLUTA Zachęcamy do wpłat na rzecz Stowarzyszenia. Pieniądze można przesyłać na konto: 10201068298609-270-1 PKO BP VI oddz. w Warszawie. Jak zwykle pierwsi dajemy dobry przykład.
Grupa podwyższonego ryzyka D
laczego księża jak smoki ciągną gorzałę? Zagadkę tę katolickiemu społeczeństwu objaśnił ks. Wacław Oszajca w rozmowie z Michałem Okońskim, dziennikarzem „Tygodnika Powszechnego” (15.06.2003 r.). Otóż drodzy Parafianie! Nie dziwcie się, że wasz pleban nabaniaczony odprawia mszę, prowadzi samochód i rozwala innych użytkowników dróg, na plebanii urządza orgie, chlasta współbiesiadników nożem. On może to robić, bo – według ks. Oszajcy – jest z takiej samej gliny jak inni. Przyczyną alkoholizmu księży jest fakt, że sutannowi należą do „...grupy podwyższonego ryzyka, podobnie jak lekarze czy policjanci”. Trochę trudno w to uwierzyć, bo wykonywanie czynności służbowych (w tym prowadzenie samochodu) po pijaku przez lekarzy i policjantów – to wypadki raczej sporadyczne. Natomiast nie ma tygodnia, aby prasa nie informowała o zatrzymaniu księdza prowadzącego samochód w stanie upojenia, często bez prawa jazdy, które zabrano mu wcześniej za prowadzenie pojazdu... też w stanie wskazującym. Nie
słychać też, żeby lekarze i policjanci wykorzystywali seksualnie dzieci. Dla tych, których nie przekonał ten argument (podobnie jak nas), ksiądz Oszajca ma inny. Obalanie gorzały przez biskupów, księży, zakonników i zakonnice wynika... ze złożenia ślubów czystości! Czarni znajdują się w bardzo trudnej sytuacji, ponieważ nie mogą sobie poradzić z wyrażaniem emocji poprzez ciało. Nie mogą swych emocji wyrazić nie tylko podczas stosunku seksualnego, ale też poprzez wiele innych gestów: „...my jesteśmy odcięci od języka ciała, mamy w sobie bardzo mocną blokadę. Alkohol może dać złudne poczucie relaksu, więc coraz częściej się do niego wraca, żeby się rozluźnić”. I my to rozumiemy. Kler jest ofiarą celibatu i musi pompować w siebie wódę, żeby odreagować i tę blokadę przełamywać. Tylko po co ta cała hipokryzja z posłannictwem, powołaniem i życiem według wartości? Mówcie otwarcie, że to tylko dla innych! JACEK KOSER
Niedyskretny urok tablic Z
roku na rok ubywa na polskich drogach aut ze starymi, czarnymi tablicami rejestracyjnymi. A szkoda! Mają one zdecydowanie więcej uroku niż te nowe. I jakże wiele mówią o naszym charakterze narodowym! W przygranicznych gminach dawnego województwa chełmskiego jeżdżą prawie same CUD-y. Konkurować z nimi mogą tylko RAJ-e – jeszcze do niedawna rejestrowane w byłym województwie radomskim. Za to w dawnym woj. katowickim postraszą nas KAT-y – to tak na wszelki wypadek, żeby nikt nie zapomniał, gdzie żyje. Na szczęście sytuację nieco równoważą LUZ-y z byłego woj. lubelskiego. Prawdziwym jednak hitem wśród czarnych tablic są te z napisem SEX,
rejestrowane w dawnym województwie siedleckim. W katolickim kraju, a fe! Teraz już wiadomo, dlaczego koniecznie trzeba było zmieniać rejestracje! Tyle SEX-u zaparkowanego przed kościołami musiało siać zgorszenie. A.K. Fot. Autor
Fatalne przeoczenie Z
dawałoby się, że Kościół przydzielił już świętych patronów reprezentantom wszelkich możliwych profesji i grup społecznych. Niektórym nawet po kilku. Swoich orędowników mają rolnicy, urzędnicy, pocztowcy, murarze, piekarze, oberżyści i dentyści, dziennikarze, kolejarze, poborcy podatkowi itp. Na specjalne wstawiennictwo konkretnych świętych liczyć mogą starcy i dzieci, studenci i emeryci, sprzedawcy tapet, producenci kart do gry i filateliści, stare panny, zdradzane żony i gospodynie księżowskie, a także: głodujący, żebrzący i alkoholicy, prostytutki, więźniowie i złodzieje, a nawet... odrzucający religię! W tej sytuacji aż wierzyć się
nie chce, że bez swojego orędownika wciąż pozostają... katecheci! Ostatnio upomnieli się zatem pilnie o przydzielenie patrona, ze szczególnym wskazaniem na św. Jana Chrzciciela. Tylko czy św. Jan Chrzciciel podoła? Jest już bowiem patronem kowali i misjonarzy, tkaczy, krawców, kuśnierzy, garbarzy, farbiarzy, siodlarzy, właścicieli winnic, kominiarzy, stolarzy, architektów, murarzy, kamieniarzy, właścicieli kin, pasterzy, rolników, muzyków, tancerzy, pieśniarzy, abstynentów, karmelitów i joannitów. Ponadto opiekuje się winnicami, zwierzętami domowymi oraz bywa okazjonalnie wzywany w przypadku padaczki, bólu głowy, chorób dziecięcych, w trwodze i w razie gradobicia. A.K.
W
rektoralny) – 70 tys.; św. Elżbiety – 50 tys.; św. Doroty – 110 tys.; św. Anny (Pracze Odrzańskie) – 60 tys.; św. Wojciecha – 70 tys.; Bożego Ciała – 350 tys.; katedra św. Jana Chrzci-
rocław chwali się odnowionym rynkiem, lecz wystarczy krótki spacer ze Starówki do śródmiejskiej dzielnicy, żeby zobaczyć typowe slumsy.
Wymodlone dotacje Załamanie się planu remontów domów tłumaczone jest mniejszymi wpływami do kasy miasta. Wszystko to prawda, jednak nie do końca. Bo mimo wszystko znaleziono pieniądze dla gospodarzy i właścicieli „historycznych obiektów”, które nie należą do gminy. Czy już wiadomo, o jakie obiekty chodzi? 1,5 mln zł przyznano w sumie bibliotece Ossolineum, klubowi sportowemu Gwardia oraz... 16 parafiom. Kościoły otrzymały od miasta: Wniebowzięcia NMP (Ołtaszyn) – 20 tys. zł; Michała Archanioła – 50 tys.; św. Macieja – 180 tys.; św. Macieja (kościół
ciela – 80 tys.; Matki Bożej Królowej Polski (Jerzmanów) – 50 tys.; katedra prawosławna Narodzenia Przenajświętszej Bogarodzicy – 25 tys.; św. Wincentego – 130 tys. złotych. Klasztory: Sióstr Urszulanek – 25 tys., oo. Franciszkanów – 20 tys. złotych. Warto też przy okazji przypomnieć darowiznę sprzed paru lat złożoną przez ówczesnego ministra kultury Michała Ujazdowskiego – 1 milion złotych – na remont kościoła św. Stanisława, Doroty i Wacława. To, co kościelne, musi błyszczeć, ale to, co dla szarych ludzi – może śmierdzieć. J.SZ.
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
OBALAMY MITY KOŚCIOŁA
Żona dla księdza Czy księża mogą się żenić za zgodą papieża? Jak najbardziej, bo przecież papież wszystko może. Muszą tylko poprosić o dyspensę, a następnie złożyć przysięgę zachowania sekretu. czoła instytucji klerykalnej wywołaPierwszym, który wyjawił świeckiemu światu szczegóły tej proceduło tyle emocji, że wkrótce został ry, był Maurice Weitlauff (na zdjęjej zagorzałym przeciu), francuski duchowny. Już w laciwnikiem. tach 60. – w atmosferze wielkiego Pierwszą rzeczą, skandalu – jego historię opublikoktórą zrobił Mauriwano w międzynarodowej prasie. Jedce, przekraczając nanak Kościół zrobił wszystko, aby kaz absolutnej tajemo sprawie zapomniano, więc my ponicy, to zaangażowaspiesznie ją przypominamy... nie dziennika „Le Maurice urodził się w małej miejMonde” w ujawniescowości na przedmieściach Paryża nie szczegółów relii – zgodnie z życzeniem praktykujągijnego ślubu księdza cej rodziny – w wieku 12 lat wstąpił z diecezji wersalskiej. do niższego seminarium duchowneArtykuł na ten temat go w pobliskim Wersalu. Tam też rozukazał się 5 września poczęło się – jak to później określił 1964 roku wywołując – pranie mózgu. Nastoletni kandydaświatową sensację. ci do kapłaństwa byli uczeni, że najDla opinii publicznej większymi cnotami są posłuszeństwo i czystość. Chłopiec nie rozumiał, co to ma znaczyć, ponieważ nikt nie sprecyzował znaczenia tych słów. Pamiętał natomiast dobrze ten moment, kiedy wreszcie pojął, o co chodziło. Pewnego dnia, podczas wspólnego odrabiania lekcji, ksiądz opiekun zażądał, żeby wszyscy wyjęli swoje słowniki Larousse’a, i przechodząc od ławki do ławki, wyrywał kolorowe kartki z ilustracjami nagich kobiet na reprodukcji obrazu „Trzy Gracje”. Rozmyślając nad tym zdarzeniem, Maurice doszedł do wniosku, że ów był to pierwszy, konkretny dowód na ksiądz musiał być owładnięty przez, to, że celibat nie jest konieczny do jak to nazywali nauczyciele, demona kapłaństwa. Za pośrednictwem tegoż cielesności. Skutkiem edukacji w madziennika Maurice i Viviane (na zdjęłym seminarium było to, że wszyscy ciu) zaczęli otrzymywać listy od luuczniowie żyli dzi z całego świaw wielkim strata. Najczęściej byPilnie strzeżoną tajemnicą Watykachu przed poli to księża żyjący nu pozostaje liczba tajnych pozwopełnieniem grzew związkach z koleń na małżeństwa duchownych. Co chu cielesnego, bietami, którzy do legalnych dyspens, wiadomo, że uznawanego za dziękowali za udzielał ich pod surowymi obwanajcięższy. Byli wskazanie, że istrowaniami papież Paweł VI. „Nasz” też przekonani, nieje dla nich spoWojtyła szczyci się, że nie pomógł że wyrzeczenie sób wyzwolenia. w tym względzie żadnemu księdzu się seksu ściąga Inni dzielili się (wyjątek robi tylko dla pastorów na ich głowę swoim cierpieniem i popów chcących zmienić wyznawielkie błogosławynikającym z konie). Zapewne tylko nieliczny krąg wieństwo. nieczności życia wtajemniczonych biskupów i księPo skończow sekrecie, z nieży wie, ile tajnych pozwoleń na nej nauce Mauzrozumienia i głukatolickie śluby wydali papieże. rice został wypoty środowiska święcony, a dalej wszystko potoczyło rodzinnego i społecznego. Dla tych się zupełnie inaczej, niż mógł przywszystkich ludzi Maurice i Viviane puszczać. W jednej z kolejnych paopisali swoje przejścia w książce: „Les rafii poznał kobietę i zakochał się. To pretres mariés” (Żonaci księża), któniespodziewane uczucie spowodowara ukazała się we Francji w 1969 roło wielkie zamieszanie w życiu księku. Maurice nie był pierwszy. Zanim dza, w którym programowo nie było odważył się powiedzieć – nie, poświęmiejsca na miłość. Mógł odepchnąć cił wiele lat na refleksje i poszukiwaukochaną i podporządkować się prania. Momentem przełomowym było wu. Mógł też kompletnie zerwać dla niego odkrycie w paryskiej biblioz Kościołem albo, czego żadne z nich tece łacińskiego dokumentu, który zasobie nie życzyło, mógł się ukrywać, wierał rady dane przez kardynażyjąc w hipokryzji. W końcu wpadł łów papieżowi Juliuszowi II w dniu na szalony pomysł, żeby poprosić jego elekcji w 1550 roku. Oto one: Rzym o pozwolenie na małżeństwo. „Lektura Ewangelii powinna być udoPo latach otrzymał od Pawła VI dysstępniana, jak najmniej to możliwe, pensę pozwalającą na małżeństwo, zwłaszcza w tłumaczeniach na języki które jednak miało się odbyć w najwspółczesne. Te fragmenty, które czywiększym sekrecie i bez świadków. ta się podczas mszy, powinny wystarMaurice dopiął swego, ale stawienie czyć i należy zabronić komukolwiek
czytać więcej. Dopóki lud będzie się tym zadowalał, dopóty interesy Kościoła będą szły dobrze, ale gdy tylko ludzie będą chcieli czytać więcej, interesy podupadną. Biblia jest księgą, która bardziej niż jakakolwiek inna spowoduje bunty przeciw nam i rewolty, które możemy przegrać.
W sumie każdy, kto uważnie przeanalizuje rady Ewangelii i porówna z tym, co dzieje się w naszych kościołach, znajdzie szybko sprzeczności i zobaczy, że nasze nauczanie często przeciwstawia się biblijnemu. Jeśli lud się w tym zorientuje, zostaniemy ośmieszeni i staniemy się przedmiotem powszechnej nienawiści. Jest więc
koniecznością, by Biblia została odebrana ludowi, jednak w sposób taki, by nie wywołało to zamieszania” (bibliotheque de Paris-feuille 1089-volume II 641–650-ref.fonds latin N° 12558-année 1550). Maurice pamiętał doskonale ten moment, kiedy po raz pierwszy przedstawił swoją sprawę biskupowi. Powiedział w kilku zdaniach, że decyzja małżeństwa
M
jest nieodwołalna i w takim razie prosi o dyspensę od celibatu. Biskup zareagował teatralnie. Najpierw długo milczał, następnie trzęsącym się z emocji głosem odpowiedział, że jest to niemożliwe, gdyż Kościół nigdy nie udzielał i nie udzieli takiego pozwolenia. Dalej dyskusja toczyła się nad tym, czy instytucja klerykalna jest Kościołem Jezusa Chrystusa. Dla biskupa było to jednoznaczne, dla Maurice’a absolutnie nie. Biskup nie miał wielu kontrargumentów, ale posiadał władzę. Odpowiedział, że krytyczny wobec Kościoła stan umysłu Maurice’a jest rzeczą niepokojącą i w takim razie nie ma dla niego miejsca wśród kleru. Decyduje więc wnieść do Rzymu prośbę o dyspensę, której jednocześnie ma towarzyszyć redukcja do stanu laikatu. Były to jednak tylko pogróżki. Kiedy w końcu nadszedł moment ceremonii ślubnej, odegrano się na podwładnym i jego wybrance. Urzędnik kościelny czekał na młodą parę w małym biurze, szarym od dymu papierosowego. Przysięgi zostały wymienione nad popielniczką pełną niedopałków. Wszystko to trwało niecałe pięć minut. Przy wyjściu poinformowano ich, że biskup zwalnia Maurice’a z sekretu wobec własnej matki. – Za późno – odpowiedział nowożeniec. – Matka o wszystkim wie. Kilka miesięcy później Maurice Weitlauff zdecydował się udzielić wywiadu prasie. Rzym, przyparty do muru, musiał się zdemaskować. 6 września 1964 r. w „L’Osservatore Romano” napisano, że procedura watykańska dotycząca Maurice’a i Viviane nie była niczym nadzwyczajnym, ponieważ „celibat nie jest przymusem”(!). Przyznano, że tego typu procedury były ostatnio „liczniejsze niż w przeszłości”, a to z uwagi na coraz częstsze odejścia księży. Ujawniono też, że Maurice Weitlauff nie był ani pierwszy, ani wyjątkowy. Potwierdzono, że dyspensy takie są objęte całkowitą tajemnicą. Na temat bezprawnego narzucania celibatu, szczególnie oskarżycielsko wypowiedział się niemiecki
iesięcznik psychologiczny „Charaktery” zamieścił niezwykle frapującą wzmiankę o amerykańskich badaniach, które dotyczą życia seksualnego duchowieństwa katolickiego obojga płci. Wyniki badań przeprowadzonych przez Sheilę Murphy po raz kolejny potwierdziły absurdalność kościelnego wymogu życia w celibacie. Wykazały mianowicie, że zaledwie 38 proc. księży i zakonników katolickich oraz tylko 51 proc. sióstr zakonnych nie miało kontaktów seksualnych od momentu złożenia ślubów! Spośród aktywnych seksualnie duchownych 24 proc. mężczyzn i 3 proc. kobiet przyznało się do posiadania więcej niż pięciu partnerów seksualnych od chwili złożenia ślubów. W tych liczbach nie należy się doszukiwać żadnych zagranicznych sensacji. W Polsce wyniki z pewnością
7
Biblia o małżeństwie pasterzy i celibacie: „Biskup powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny...”. apostoł Paweł 1 List do Tymoteusza 3. 1–2 „Diakoni, niech będą mężami jednej żony, rządzący dobrze dziećmi i własnymi domami”. apostoł Paweł 1 List do Tymoteusza 3. 12 „W tym celu zostawiłem cię na Krecie, byś zaległe sprawy należycie załatwił i ustanowił w każdym mieście prezbiterów. Jak ci zarządziłem [może nim zostać], jeśli ktoś jest nienaganny, mąż jednej żony, mający dzieci wierzące, nie obwiniane o rozpustę lub niekarność”. apostoł Paweł, List do Tytusa 1. 5–6 „Duch zaś otwarcie mówi, że w czasach ostatnich niektórzy odpadną od wiary, skłaniają się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów. [Stanie się to] przez takich, którzy obłudnie kłamią, mają własne sumienie napiętnowane. Zabraniają oni wchodzić w związki małżeńskie, [nakazują] powstrzymywać się od pokarmów, które Bóg stworzył, aby je przyjmowali z dziękczynieniem wierzący i ci, którzy poznali prawdę.” apostoł Paweł 1 List do Tymoteusza 4. 1–3 cytaty za Biblią Tysiąclecia (tłumaczenie rzymskokatolickie) opr. A.C.
teolog Hans Küng z katolickiego uniwersytetu w Tybindze: „Nie będzie spokoju w Kościele tak długo, jak długo celibat nie zostanie przywrócony wolnej decyzji jednostki i dokąd prawo kanoniczne zmuszające do celibatu nie zostanie anulowane. W naszych czasach coraz wyraźniej nabieramy pewności, że zawłaszczanie praw człowieka nie pozwala nie tylko dotrzeć do tej wolności, jaka była na początku Kościoła, ale także nie przystaje do tego, jak dzisiaj postrzegamy wolność jednostki”. A. DOAN (za „Catholicisme et sexualite net”)
byłyby bardzo podobne, gdyby tylko ktokolwiek odważył się tego rodzaju badania przeprowadzić. Bulwersujący jest natomiast fakt, że Kościół łamie podstawowe prawa człowieka, odmawiając swoim zawodowym przedstawicielom normalnej realizacji zarówno w sferze życia seksualnego, jak i rodzinnego. Tymczasem powszechna „Deklaracja praw człowieka” mówi wyraźnie, że „nie wolno ingerować samowolnie w czyjekolwiek życie prywatne” (art. 12) oraz: „Mężczyźni i kobiety, bez względu na jakiekolwiek różnice rasy, narodowości lub wyznania, mają prawo po osiągnięciu pełnoletności do zawarcia małżeństwa i założenia rodziny (...)” (art. 16). Problem polega na tym, że prawa te oparte są na WARTOŚCIACH zaczerpniętych z Pisma Świętego, a takich Kościół przeważnie nie respektuje. A.K.
Seks w celibacie
8
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
NIEWIERNI WIERNI
Prałat na taczkę Ksiądz prałat Norbert Rucki z Aleksandrowa Łódzkiego, którego wyczyny opisywaliśmy na naszych łamach („FiM” 16/2001, 1/2003), ma pecha. Tym razem obraził kobiety, a te są uparte i nie darują. Jeśli jednak kuria znów okaże się ślepa i głucha, do akcji wkroczą mężczyźni. Taczka dla proboszcza już czeka...
Pomrocznej. Do niedawna władza w mieście była więc na jego usługach, dopiero w tej kadencji porobiło się zupełnie inaczej, z czym ambitny proboszcz nie może się pogodzić. Dlatego mąci bezustannie, skłóca parafian i robi wszystko, by zdyskredytować nowych rządzących. O dziwo, nie z SLD, lecz z Platformy Obywatelskiej, wśród których nie brakuje młodych ludzi pragnących podźwignąć miasto z ruiny. Poplecznicy Ruckiego zostawili kasę pustą i długi sięgające 15 mln zł. W swym zacietrzewieniu prałat zagalopował się jednak i nawet nie zauważył, że znaczna część mieszkańców ma już dość jego rządów. Zapewne do takiej postawy ludzi przyczyniła się też pazerność proboszcza, który łupi bez opamiętania swoje owieczki. Świadczy o tym choćby wyeliminowanie wszelkiej konkurencji z jedynego w mieście cmentarza i narzucenie wysokich cen za usługi. Doszło już nawet do tego, że na terenie plebanii uruchomił produkcję betonowych elementów do grobowców, żeby puścić z torbami inne zakłady kamieniarskie; zresztą wspomniany cmentarz od dawna jest dla niego maszynką do robienia kasy. Proboszcz administruje również ponad dwudziestoma obiektami handlowymi w centrum miasta, inkasując co miesiąc olbrzymią kasę. Nie waha się też wynajmować na różnorodne usługi (m.in. lekarskie) części potężnej plebanii. Ludzie pamiętają również handlowanie samochodami i darami trafiającymi
Spór mieszkańców Aleksandrowa Łódzkiego z ks. Norbertem Ruckim (na zdjęciu) znów rozgorzał ze zdwojoną siłą. Trwa on już od kilku lat, o czym świadczy choćby opisanie wyczynów proboszcza przez naszego naczelnego. Jonasz, będąc jeszcze księdzem, poznał grzeszki Ruckiego i w swojej książce ujawnił ich sporo. Rucki twierdził potem, że to wszystko jest bujdą na resorach, tymczasem życie dowiodło, iż Jonasz miał rację. O tym, jak aleksandrowianie traktują swojego pasterza, świadczy niedawne pobicie go przez jednego z parafian, a także apele różnych organizacji, by Rucki zaprzestał mącenia i mieszania się do polityki. Ostatnio nawet burmistrz i część Rady Miejskiej wysłali w tej sprawie pismo do kurii. Ostry protest wystosował również miejscowy aktyw SLD, a także młodzież licealna. Pretekstem do wybuchu ostatniej fali gniewu stało się publiczne obrażenie przewodniczącej Rady Miejskiej – Elżbiety Opalskiej. Prałat, wyraźnie znerwicowany i tracący grunt pod nogami, nazwał ją „kwadratową umysłowością”. W odpowiedzi ponad 70 kobiet, które także poczuły się
dotknięte, podpisało ostry list protestacyjny adresowany do Kurii Archidiecezjalnej. Członkinie Ligi Kobiet Polskich, które murem stanęły za Opalską, domagają się usunięcia Ruckiego z Aleksandrowa. Kanclerz kurii Andrzej Dąbrowski, który spotkał się z mieszkankami Aleksadrowa, udawał, że po raz pierwszy słyszy o konflikcie w tym mieście. Bidula pocił się mocno, by ukryć, że Ruckiego i Aleksandrów zna jak własną kieszeń. Na nic się to jednak zdało. Kobiety są zdesperowane i powiedziały, że nie pozwolą się obrazić po raz kolejny. Nie chodzi jedynie o niewyparzony jęzor proboszcza, który od lat traktuje swoich parafian jak kupę śmieci. Proboszczem w Aleksandrowie jest już od prawie 27 lat i dał się poznać przede wszystkim jako polityk oraz wyjątkowy zdzierca. Takie zarzuty artykułowane były w mieście publicznie, szczególnie podczas kampanii wyborczych, w które proboszcz angażował się niezwykle aktywnie. Popierany przez przykościółkowe towarzystwo – od kilku kadencji jest radnym, co zaliczyć należy do ewenementów nawet w skatoliczałej
N
Bunt w Leźnicy
ie chcemy pazernego księdza, nie damy się szantażować – mówią mieszkańcy Leźnicy Wielkiej k. Ozorkowa. – Nasze liczne protesty przesyłane do łódzkiej kurii nie przyniosły efektu, sami więc postanowiliśmy zrobić porządek z księżulkiem. – To nie ksiądz, a komornik – mówi o proboszczu jedna z mieszkanek Leźnicy. – Przekonałam się o tym, gdy przyszło mi pochować męża. Choć nie miałam pieniędzy, ksiądz nie chciał nawet słyszeć o obniżeniu taryfy za pogrzeb. Dla mnie 700 zł to duża kwota, a przecież chciał jeszcze 300 zł za plac. Gdy jeden z mieszkańców naszej wsi chciał pochować żonę i powiedział proboszczowi, że nie ma pieniędzy, gdyż jest bezrobotny, ten kazał mu wykopać grób w ogrodzie. – Ksiądz nie tylko zmuszał nas do płacenia olbrzymich „dobrowolnych” składek, na przykład na malowanie kościoła, ale i terroryzował parafian, sprawdzając listę obecności na mszy, wyczytując publicznie nazwiska zarówno darczyńców, jak i tych zalegających ze „składkami”, czy zmuszając ludzi do różnych prac – mówi jeden z parafian. – Jeśli ktoś nie mógł wykonywać wyznaczonych robót, ksiądz kazał sobie płacić. Jedna dniówka wynosiła u niego minimum 50 zł.
w swoim czasie na plebanię. Bez jakichkolwiek skrupułów korzysta za darmochę z energii elektrycznej opłacanej przez podatników, oświetlając nie tylko otoczenie kościoła, ale i plebanii, a także z wody dostarczanej prawdopodobnie z pominięciem licznika, m.in. do wspomnianego zakładu betoniarskiego. Proboszcz z Aleksandrowa po wrześniowych wyborach odczuł wyraźnie, że zarówno jemu, jak i jego poplecznikom, grunt usunął się spod nóg, bo nowy burmistrz Jacek Lipiński (Platforma Obywatelska) znalazł w mieście innych sojuszników. Marionetkowy kandydat Ruckiego, mimo obrzydliwej kampanii wyborczej prowadzonej nawet na terenie świątyni i w gazetce parafialnej, nie został burmistrzem. Także mieszkańcy miasta powiedzieli: „dość”, odmawiając kasy m.in. na budowę kolejnego w mieście kościoła. W zadłużonym
na 14,9 milionów mieście na każdym kroku widać biedę i bezrobocie. – Mamy już dosyć proboszcza i nie zamierzamy ustąpić – mówi jedna z kobiet. – Nie dość, że okrada ludzi, to jeszcze ich obraża. – Jesteśmy zdesperowani i nie ustąpimy – twierdzi jeden z mieszkańców, który zebrał wśród aleksandrowian ponad 1000 podpisów w sprawie usunięcia proboszcza. Gdyby ks. prałat miał odrobinę godności i postępował zgodnie z tym, co mówi w kościele, już dawno zniknąłby nam z oczu. Takiego kapłana mamy dość. Na dokumencie, który podpisują mieszkańcy, znajduje się hasło: „Aleksandrów Rucki – NIE!” Protest podpisany przez ponad 1000 osób ma wkrótce trafić do Watykanu. Wielu aleksandrowian nie wierzy bowiem, że łódzka kuria przetnie wrzód, który już dawno napęczniał i cuchnie. PIOTR SAWICKI Fot. Alex Wolf
W
plebanii i przychodzi modlić się do kościoła. Nowy proboszcz od miesięcy mieszka u dziekana w Łękach. Nie chce przeprowadzić się do Zwiernika, póki jest tu jego poprzednik. Od kilku tygodni zwolennicy ks. Piotra P. zbierali się pod kościołem i domagali się od ks. Stanisława, by opuścił wieś. Padały coraz okropniejsze wyzwiska, aż wreszcie tej feralnej nocy ktoś przystawił drabinę do okna i grupka parafian wywlekła księdza na zewnątrz. Walili pięściami, gdzie
ciemnościach ktoś przystawił drabinę do okna proboszcza. Rozległy się odgłosy strzałów, wybuchy petard. Parafianie wywlekli na dwór księdza Stanisława K. i pobili go. Zanim doszło do incydentu, wieś podzieliła się na dwa obozy. Jedni bronią starego proboszcza, Stanisława K., drudzy mają go serdecznie dość i chcą nowego kapłana. Konflikt zaczął się kilka lat temu. Niektórzy mawiają, że Stanisław K. był dobrym gospodarzem.
Strzelanina na plebanii – Bezustannie zbierał pieniądze, np. po 50 zł i więcej na parkan, a podobnie było z malowaniem świątyni – mówi jedna z mieszkanek Leźnicy. – Z kolei gdy przychodził z kolędą, był najwyżej 3–4 minuty i kazał sobie płacić najmniej 50 zł na kościół plus kilkadziesiąt złotych na jego osobiste potrzeby. Skąd ludzie mają brać tyle pieniędzy? Jeśli ktoś nie miał pieniędzy na ślub czy pogrzeb – zastawał kościół zamknięty. Proboszcza bali się także
uczniowie, których uczył religii. Pod skargą do biskupa podpisało się ponad 300 osób. Odpowiedź z kurii nie nadchodziła. W niedzielę rano parafianie wyznaczyli termin usunięcia proboszcza Franciszka K. Tymczasem ksiądz zniknął gdzieś na kilka dni. Pojawił się w sobotę wieczorem i udzielił ślubu młodej parze, a potem znów zniknął. Na drugi dzień parafian powitał jego następca. P. Saw. Fot. Autor
– Prawdopodobnie za mało pieniędzy posyłał biskupowi, bo ten odesłał go na emeryturę, choć proboszcz ma dopiero 59 lat i mógłby jeszcze długo pracować – opowiada jedna z mieszkanek Zwornika – sporej i dostatniej wsi w Podkarpackiem. – Nie o pieniądze poszło – dodaje inna z kobiet. – Proboszcz wtrącał się w sprawy wsi, wypowiadał się publicznie na temat romansu dyrektorki szkoły i nauczyciela. Wchodził z buciorami w ludzkie życie i sumienie. Wbrew poleceniu biskupa tarnowskiego Wiktora Skworca – stary proboszcz nie opuścił Zwiernika. Mieszka w nowej części
popadło, słychać było strzały i wybuchy petard. Podobno wśród napastników był nowy proboszcz... Domniemanie to potwierdza śledztwo, jakie wobec młodego plebana prowadzi prokuratura w Ropczycach. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów. – Za dwa, trzy tygodnie będę mógł powiedzieć więcej – mówi prokurator Olewiński z Dębicy. A ludzie ze Zwiernika mają już dosyć tej zawieruchy. Najbardziej boją się likwidacji parafii, czym podobno grozi kuria. Wierni boleją też nad tym, że ich spokojna dotąd wieś już nigdy nie będzie taka sama jak dawniej, bo w Zwierniku pobili kapłana. R.P.
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r. Wrocławska kuria lekceważąco określa ich mianem „tak zwani wierni”. Dopiero gdy w korytarzach biskupiej rezydencji rozpoczęli protestacyjną głodówkę, pychę zastąpił rozum. Biskupi wyraźnie nie nadążają za zmianami w społecznej mentalności. Skończyła się bezpieczna egzystencja pod opieką komuny, przebrzmiały hasła walki z „wrogim i bezbożnym systemem”. Polak ma to do siebie, że rajcuje go owoc zakazany, a Kościół – utożsamiany z opozycją – sprzedawał właśnie takie frukta. Dziś, kiedy kler zainteresowany jest tylko zyskiem, coraz trudniej o bezmyślne, pokorne owieczki, znoszące bez sprzeciwu fanaberie pasterzy. Wyznawcy bezczelnie pytają: „Z czyich pieniędzy żyjecie?”, a nawet żądają „szacunku i liczącego się głosu w Kościele”. Pod niejedną piuską myśl o takim stanie rzeczy pomieścić się nie może. Tymczasem wierni biorą sprawy w swoje ręce. Oto przykład jeszcze gorący, czyli relacja z wydarzeń, którym towarzyszyliśmy. Ksiądz Antoni Janas, będąc jeszcze proboszczem parafii św. Jana Chrzciciela w Smogorzowie (gmina Namysłów, diecezja wrocławska), pozwolił sobie tuż przed ubiegłorocznymi wyborami samorządowymi na grubą nieostrożność. Wypowiedział z ambony kilka ciepłych słów o kandydatach do władz Namysłowa, konkurujących z Wiesławą Gudzowską, która reprezentowała miłe sercu biskupów Forum Rozwoju Ziemi Namysłowskiej. Kilka tygodni później urażona pani G. wystosowała do kurii pismo w sprawie politycznej schizofrenii księdza, informując kłamliwie o jego ciężkim alkoholizmie, wszczynaniu bójek oraz lekceważeniu obowiązków duszpasterskich. „Do odpustu pozostanie po nim tylko wspomnienie” – zapowiedziała publicznie i wkrótce słowo ciałem się stało. Sprawę sygnalizowaliśmy w numerze 26/2003. W parafii zawrzało na wieść, że z dniem 25 czerwca ks. Janas zostanie odwołany. Zawiązany ad hoc komitet społeczny zebrał ponad tysiąc podpisów pod petycją w sprawie pozostawienia proboszcza. – Trzy razy jeździliśmy do Wrocławia prosić biskupów o zmianę decyzji. Potraktowali nas jak wariatów – mówi Dariusz Głąb, radny Namysłowa stojący na czele komitetu. Raz zdołali się dostać przed oblicze samego kardynała Gulbinowicza, później próbowali pertraktować z biskupem Janiakiem. – Ekscelencja stwierdził, że Kościół podjętych decyzji nie zmienia, a demokracji możemy sobie poszukać gdzie indziej – dodaje pan Dariusz. Decyzja rady parafialnej była jednomyślna: „Skoro biskupi, których finansujemy, traktują nas jak śmieci i nie chcą rozmawiać w kurii, to zmusimy ich, żeby się pofatygowali do nas”. 21 czerwca na bramie kościoła zawisła kłódka, a kilkusetosobowy
NIEWIERNI WIERNI
Kosy na sztorc tłum zademonstrował ostry sprzeciw wobec kierownictwa diecezji. „Już nie oddamy im ani złotówki”, „Kościół to wierni, a nie biskupi” – skandowali parafianie. Najstarsi mieszkańcy Smogorzowa nie pamiętają takiej solidarności mieszkańców wsi. – Ustaliliśmy, że nie pozwolimy zabrać naszego proboszcza, a nowego nie wpuścimy – relacjonuje sołtys, Stanisław Żmigrodzki. Obawiając
W tym czasie we wrocławskiej kurii gorączkowo kombinowano, jak spacyfikować nastroje, nie tworząc precedensu, że oto pasterze ulegają swym durnym, wiejskim owieczkom. Toż skandal byłby na całą Polskę, a do tego te śmichy-chichy wśród kolegów w episkopacie... Biskupi postanowili nie ustępować ani na krok i wysłać buntownikom mediatora pomniejszego rangą.
zbiorowo modlili się przy prowizorycznym ołtarzu polowym. – Jesteśmy zdeterminowani, aby walczyć o naszą godność i szacunek dla prostych ludzi. Aż do skutku. Biskupi pewnie liczą, że „odpuścimy” ze względu na prace polowe. Bardzo się pomylą. Jeśli do jutrzejszego wieczora nic się nie zmieni, zgotujemy im nie lada niespodziankę – zapowiedzieli przedstawiciele Komitetu Obrony Parafii. Zapoznali mnie ze szczegółami akcji, która zostanie przeprowadzona już za kilkanaście godzin. Rankiem 1 lipca, do drzwi kurii zakołatało trzech interesantów. Wpuszczeni do środka zablokowali wejście. Dali sygnał oczekującym na zewnątrz i już po chwili na korytarzach zaroiło się od około 50 smogorzowian. Policja, która przybyła na wezwanie kościelnych urzędników, otoczyła kurię, spodziewając się kolejnej fali protestujących. Dopiero po kilku kwadransach biskupi nieco ochłonęli i do nieoczekiwanych go-
się „odbicia” ks. Janasa, rozpoczęli całodobowe dyżury pod plebanią. Każde niebezpieczeństwo (sygnalizowane wyciem syreny strażackiej) błyskawicznie gromadziło ludzi z całej okolicy. Metropolitalny sztab antykryzysowy wysłał na przeszpiegi ks. dziekana Bogdana Grabowskiego (na zdjęciu). „Czekamy na biskupa” – usłyszał. Oczywiście, nikomu w kurii nawet przez myśl nie przeszło, żeby spełnić to bezczelne żądanie. Postanowili dać „przeciek”, potwierdzający wersję o zaawansowanym alkoholizmie ks. Janasa. Ksiądz kanclerz dr Leon Czaja oświadczył lokalnym mediom: „Dla dobra samego zainteresowanego nie możemy ujawnić powodów odwołania (...). Podaliśmy mu rękę, żeby zajął się swoimi problemami zdrowotnymi”. Pytany o możliwość blokady plebanii – odparł: „Nie będziemy zaskoczeni zachowaniami tak zwanych wiernych”. Ks. Janas, tłumacząc swoim obrońcom, że „kuria go wykończy, jeśli się jej nie podporządkuje”, wykonał polecenie opuszczenia Smogorzowa z dniem 25 czerwca. Nie zdołał się spotkać z ks. Andrzejem Mleczką, którego wyznaczono na jego następcę. Parafianie odprawili nominata grzecznie i stanowczo: „Bez obrazy – niech ksiądz wraca tam, skąd przyszedł”. Mimo asysty rosłych ochroniarzy, nawet nie próbował przedrzeć się przez tłum blokujący kościół. Zgromadzeni po raz kolejny zamanifestowali sprzeciw wobec wielkopańskiej postawy władców diecezji. Owacją przyjęto deklarację przywódców buntu: „Żądamy szacunku od biskupów. Niech przyjadą do nas, by powiedzieć ludziom o przyczynach odwołania księdza Janasa”.
26 czerwca w Smogorzowie znowu zawyła syrena alarmowa. Ponieważ ksiądz dziekan Grabowski i tym razem skupił się na przekonywaniu, jak wielką szkodę parafianie wyrządzają swojemu Kościołowi, spotkanie trwało bardzo krótko. – Przyjechał do nas w garniturze, jakby się wybrał z prywatną wizytą. Szkalował i obrażał księdza Janasa. Rozzłościł ludzi – Dariusz Głąb tłumaczy wrogi nastrój. – Nie ma tu z kim spokojnie porozmawiać. Obrażają hierarchię. Chcą, żeby z decyzji personalnych tłumaczyć się przed tłumem. To bzdura – skomentował spotkanie z 300-osobową grupą „tak zwanych wiernych” ks. Grabowski. Na moje pytanie: „Czy jest szansa, że biskup zmieni decyzję w sprawie proboszcza?”, ksiądz dziekan oświadczył kategorycznie: – Ksiądz Janas z pewnością już tu nie wróci! Ponownie zagadnęłam kanclerza kurii metropolitalnej, czy biskupi zamierzają zareagować na prośby wiernych ze Smogorzowa. – Tam, gdzie się pali, nie ma sensu dorzucać do ognia – odparł enigmatycznie. – A może warto go ugasić? – Nie udzielamy żadnych informacji w tej sprawie – zakończył ks. Czaja. W niedzielę 29 czerwca mieszkańcy Smogorzowa i okolicznych wsi
ści zeszli bp Tyrawa, bp Janiak oraz kanclerz Czaja. Wstępne pertraktacje toczyły się w kaplicy. Biskupi bezskutecznie przekonywali buntowników o zbawiennych efektach mających nastąpić po zdymisjonowaniu ks. Janasa. „Wasz proboszcz sam prosił o przeniesienie. Nic złego go nie spotkało, okresowo tylko przebywa w domu księży emerytów”
9
– twierdził bp Janiak. „Nie wyjdziemy. Będziemy tu modlić się i głodować aż do skutku” – odpowiedzieli parafianie. Kurialni dopiero po kilku godzinach zdołali skontaktować się telefonicznie z ks. Janasem. „Zadzwoń i uspokój ich za wszelką cenę, bo kardynał nigdy ci tego nie wybaczy” – usłyszał ksiądz i wykonał polecenie. W rozmowie z D. Głąbem prosił o rezygnację z okupowania kurii. „Przecież on mówi, co mu kazali” – protestujący nie mieli wątpliwości i twardo oznajmili kanclerzowi: „Czekamy na wycofanie decyzji o odwołaniu”. Dopiero po konsultacji z przebywającym w Rzymie kard. Gulbinowiczem biskup Janiak zmienił taktykę. – Odszczekał, że nasz ksiądz jest alkoholikiem. Zapytaliśmy: „Czy jest chory i wymaga leczenia?”. Biskup odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby – cieszy się Dariusz Głąb po powrocie z kolejnej tury rozmów. Nie dowierzam uszom, słysząc, jak ekscelencja uroczyście przeprasza „tak zwanych wiernych”, że zlekceważono ich głos, podejmując decyzję o obsadzie parafii. Oznajmia: „Ksiądz Janas został przywrócony do pracy duszpasterskiej. Będzie mógł wybrać sobie parafię. Ma zielone światło i sam zdecyduje, czy chce wrócić do Smogorzowa”. To zapewnienie sprawia, że po krótkiej naradzie zapada decyzja: „wracamy”. Smogorzowo entuzjastycznie powitało swoich bohaterów. „Wierzymy, że ksiądz Antoni odważy się pozostać z nami” – słyszę na każdym kroku. W minioną środę, w samo południe, gdy maszyny rozpoczęły drukować ten reportaż, z kościoła w Smogorzowie zdjęto łańcuchy. Ksiądz Janas odprawił mszę i... Będziemy tam wraz z dzielnymi ludźmi, którzy, biorąc sprawy w swoje ręce, pokazali biskupom ich miejsce w szyku. ANNA TARCZYŃSKA Fot. Alex Wolf
Najgłośniejsze konflikty parafialne z lat 2002–2003 Czerwonka (diec. łomżyńska) – pobicie i przepędzenie z parafii ks. Mariana Łupińskiego. Szczepki (diec. ełcka) – zbiorowe żądanie usunięcia ks. Kazimierza Żelaźnickiego. Stolec (diec. kaliska) – ks. Edmund Puterczak oblężony przez wiernych na plebanii. Czermno (diec. radomska) – ks. Roman Uraziński salwuje się ucieczką w obawie przed samosądem. Braciejówka (diec. sosnowiecka) – ks. Jacek Doroszewski zabarykadowany na plebanii w obawie przed pobiciem. Kilka dni później odwołany. Zwiernik (diec. tarnowska) – pobicie ks. Stanisława Krawczyka oraz ks. Piotra Poślińskiego. Sokołowiec (diec. legnicka) – ks. Bernard Łasoń zraniony siekierą. Wierzbna (archidiec. wrocławska) – zbiorowe żądanie usunięcia ks. Andrzeja Walów. Konin (diec. włocławska) – manifestacje parafian protestujących przeciw odwołaniu ks. Lucjana Wiatrowskiego. Kalnik (diec. elbląska) – zbiorowe żądanie usunięcia ks. Józefa Kożuchowskiego. Kiezmark (archidiec. gdańska) – zbiorowe żądanie usunięcia ks. Krzysztofa Podkońskiego.
10
SODOMICI CZY CHRZEŚCIJANIE?
Mąż pastora Świat się zmienia, a z nim społeczeństwo, modele rodziny, nawet formy działania wspólnot chrześcijańskich. Pastor nie żonaty, ale zamężny? Dlaczego nie? Metropolitan Community Church to kościół założony przez Troya Perry’ego, byłego pastora baptystów, który z jedenastoma innymi osobami w 1968 r. postawił sobie za cel stworzenie domu duchowego dla wszystkich wierzących chrześcijan bez względu na ich orientację seksualną. Była to prawdopodobnie pierwsza taka inicjatywa w historii chrześcijaństwa, odkąd – jeszcze w starożytności – Kościół czasów pokonstantyńskich ze-
Perry bywał gościem Białego Domu za prezydentury Cartera i Clintona. W ślad za MCC wiele kościołów chrześcijańskich (niektóre ewangelickie, anglikańskie, metodystów, starokatolików, a przede wszystkim unitarianie) zaakceptowało przedstawicieli mniejszości seksu-
w wielotysięcznych teoretycznie parafiach katolickich na niedzielnej mszy bywa czasami tylko kilka osób. Wspólnota istnieje od sześciu lat – tak samo długo jak związek Fabrice’a i Thierry’ego (obaj mają po 32 lata), tzn. pastora i sekretarza wspólnoty. Fabrice Lebert jest byłym franciszkaninem (siedem lat stażu zakonnego). Jak sam mówi, nie żałuje prze-
Pastor (po lewej) i jego mąż
porzucenia dawnych przekonań. To jest także niezwykłe i – co tu dużo ukrywać – trudne. W małej parafii Montpellier gołym okiem widać nurt katolicki (niektórzy praktykują pewne formy kultu maryjnego) i protestancki (ze szczególnym respektem dla Biblii wśród osób wywodzących się ze środowisk zielonoświątkowych i baptystycznych). Fabrice i Thierry tłumaczą mi, że próby pojednania pomiędzy tymi dwiema tradycjami nie są łatwe, ale w końcu na tym polega chrześcijaństwo, aby znosić się nawzajem i żyć razem. Zresztą każda z parafii MCC jest inna, bo jej koloryt zależy od ludzi, którzy ją budują. Nie ma jakiegoś jednego, narzuconego z góry wzorca. Nie przez przypadek symbolem kościoła jest gejowska tęczowa siedmiokolorowa flaga – symbol różnorodności. Kręci mi się od tego w głowie, bo przyznacie, że ikona z zapalonymi przed nią świeczkami to w protestanckiej kaplicy widok dosyć niezwykły. W MCC, jak w każdym „porządnym” kościele, jest także komunia. I to pod dwiema postaciami: wina i chleba (chleb jest specjalnie na tę okazję pieczony przez Thierry’ego, geja). Każdy ma prawo interpretować jej znaczenie tak, jak podpowiada mu sumienie – czy to ja-
Biblia i ikona. Próba pogodzenia różnych tradycji chrześcijańskich alnych jako pełnoprawpchnął homoseksualistów do podzienych członków swoich mia. Watro zauważyć, że założenie wspólnot. w Kalifornii MCC o rok wyprzedziło Aby zbadać fenomen eksplozję ruchu emancypacji gejów MCC, pojechaliśmy nad i lesbijek, która nastąpiła po rozruMorze Śródziemne, do chach w nowojorskim Stonewall Inn. Montpellier, gdzie mieści Na prawo MCC rozszerzyło swoją działalność się jedyny francuskojęna wszystkie kontynenty i liczy obeczyczny kościół należący do tej mięnie 50 tys. wiernych skupionych w podzynarodowej wspólnoty. Parafia jest nad trzystu wspólnotach. Rozwój nie niewielka i liczy zaledwie kilkudzieodbył się jednak bez dramatycznych sięciu członków (w tym jedna Polka!), wydarzeń. Było nawet kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych na skutek podpaleń kościołów MCC w fanatycznie protestanckich południowych stanach, czyli w „biblijnym pasie” USA – znanym z gorącej pobożności, działalności Ku-Klux-Klanu, dyskryminacji kobiet, Murzynów i mniejszości seksualnych. MCC nie jest bynajmniej kościołem wyłącznie dla osób homoseksualnych – jest otwarty dla wszystkich, choć pracę wśród mniejszości seksualnych traktuje jako swoje specjalne powołanie. W niektórych parafiach nawet połowa członków wspólnoty to heteroseksualiści, czasem Chrzest miał być przez zanurzenie, ale woda małżeństwa z gromadką okazała się za zimna... dzieci. Przyciąga ich otwarmężczyzn i kobiet w równych proportość MCC i atmosfera pozbawiona hicjach. Obecność na nabożeństwach pokryzji. Kościół znany jest w USA zaledwie garstki wiernych nie jest we z uwagi na walkę o prawa człowieka Francji niczym szczególnym – nawet i troskę o chorych na AIDS. Sam
od pastorskiej pary siedzą mamy ich przyszłego dziecka... szłości, choć ocenia, że do klasztoru doprowadził go brak akceptacji dla własnej seksualności. Thierry Sereno, partner życiowy pastora, a z zawodu nauczyciel, również wywodzi się ze środowiska katolickiego. W parafii żartobliwie nazywa się go gosposią proboszcza, pewnie dlatego, że lubi gotować... W MCC istnieje całkowita równość płci i każda funkcja jest w takim samym stopniu dostępna dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Przełożoną Fabrice’a, czyli kimś w randze biskupa, jest właśnie kobieta, Brytyjka Cecilia Eggleston. Cechą charakterystyczną wspólnot MCC jest daleko posunięty ekumenizm. Tolerancja jest tak niewiarygodna, że dopuszcza nawet podwójną przynależność kościelną (ewenement na skalę ogólnochrześcijańską!). Właśnie w parafii Montpellier aktywnymi członkami są dwie osoby pracujące zawodowo w instytucjach Kościoła katolickiego. W MCC nikomu to nie przeszkadza, bo tam liczy się poszczególny człowiek i jego dobro, a nie sztywna doktryna i kartoteka parafialna. Choć Kościół ma określoną doktrynę – liberalny protestantyzm – to nie wymaga od nowych członków
ko rzeczywistą, fizyczną obecność Chrystusa na sposób katolicki, czy też symbolicznie – na sposób protestancki.
R
ęka Kościoła katolickiego sięgnęła i do Trieru (Niemcy). W tamtejszej miejscowości, pewna nauczycielka nie może już prowadzić zajęć z religii w gimnazjum. Kuria odebrała jej licencję, gdyż katechetka wzięła ślub z... kobietą.
Wspólnota z Montpellier przy całej swej różnorodności sprawia wrażenie mocno zespolonej i harmonijnej. Przyjazną, życzliwą atmosferę czuje się w powietrzu podczas wspólnych posiłków, spacerów, spotkań towarzyskich. Mniej jest męczącego dążenia – charakterystycznego dla środowisk religijnych – aby wydać się bardziej świętym, niż się jest w rzeczywistości. Spotkania kościelne nie rażą maskowaną uśmiechami sztucznością. MCC to także nowy model rodziny. Niektóre pary jednopłciowe, zwłaszcza lesbijskie, wychowują dzieci – najczęściej z poprzednich swoich małżeństw. Ale nie tylko... Thierry i Fabrice chcą zostać ojcami i razem z zaprzyjaźnioną parą kobiet (one wychowują już trójkę nastolatków) przygotowują się do tej doniosłej chwili. Thierry ma być biologicznym ojcem dziecka, a jedna z kobiet – matką. Poczęcie odbędzie się bez fizycznego zbliżenia (MCC uznaje wierność małżeńską), a dziecko będzie wychowywane na zmianę w obydwu domach. Zatem zamiast rodziny niepełnej, będzie miało rodzinę „nadpełną”, bo złożoną aż z dwóch ojców i dwóch matek. Można dyskutować nad moralnością tego typu eksperymentów, warto jednak przypomnieć, że geje i lesbijki od zawsze bywają ojcami i matkami. Często (ze względu na środowisko) zakładają heteroseksualne rodziny, a właściwe sobie życie płciowe uprawiają pokątnie. Nie dzieje się zatem nic szczególnie nowego; jest tylko trochę mniej hipokryzji. Kościołami takimi jak MCC można się gorszyć i można się nimi zachwycać, w zależności od punktu widzenia obserwatora. My wiemy jedno – idzie nowe, i to szybciej, niż moglibyśmy sądzić w naszym katolickim grajdole. Nowe formy życia kościelnego są obecne na naszym kontynencie nie tylko w Europie Zachodniej, ale także w Rosji i Rumunii. Prędzej czy później ci, którym odmawia się prawa do bycia chrześcijanami, podniosą głowy także w Polsce... MAREK KRAK Fot. Autor
sama poinformowała katolickie władze o „zamążpójściu”. „Dyskryminacja przez Kościół” – tak odpowiada na zarzuty Kościoła Kristin Fussan, rzeczniczka niemieckiego związku dla osób o innej orientacji seksualnej. Jak podaje gazeta „Trie-
Poślubiła kobietę „Powiadomiliśmy szkołę, że od przyszłego roku nauczycielka nie będzie w niej pracować” – powiedział Hans Casel, rzecznik prasowy kurii w Trierze. W związku z tym, że zawarła związek małżeński z osobą tej samej płci, zakłóciła porządek wyznaniowy i nie może kontynuować pracy w szkole. Jest to już drugi taki przypadek w Niemczech, że ze względu na orientację seksualną nauczycielowi została cofnięta missio canonica na nauczanie religii w szkole. 33-letnia pedagog
rischer Volksfreund”, nauczycielka z gimnazjum w Trierze może jednak nauczać etyki. Katoliccy biskupi w związkach małżeńskich przedstawicieli tej samej płci widzą „ciężkie wykroczenie przeciwko lojalności”, a powołują się na wyciąg z aktu prawnego Kościoła katolickiego z 1993 r. Punkt 2 artykułu 5 tej ustawy mówi, że „osoby tej samej płci, które zawrą związek małżeński, nie mogą pełnić jakichkolwiek funkcji w Kościele katolickim”. BART
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
W
cieniu wszelkiej maści sanktuariów i bazylik kler kręci kokosowe interesy. Im bardziej cudowne miejsce, a do tego nawiedzone przez Obywatela Wadowic, tym więcej pątników da się oskubać z gotówki. Trudno się dziwić, że jak grzyby po deszczu wyrastają w Katolandzie coraz to nowe zagłębia kultu. Odwiedziliśmy jedno z najbardziej znanych sanktuariów maryjnych w Polsce – Kalwarię Zebrzydowską. A oto efekt naszej „pielgrzymki”.
3
4
6
Maryland Już przed wejściem do kalwaryjskiej bazyliki stoi pomnik papieża, który zaprasza do „Marylandu” (fot. 1). Zaraz przy drzwiach wita nas audiowizualny informator turystyczny (fot. 2), gdzie za jedyne 2 złote możemy usłyszeć przez telefon krótką bajkę o tym, jak Maryja obrała sobie to miejsce na (którą to już z rzędu?!) rezydencję, możemy też zobaczyć na małym monitorze historyjkę o sanktuarium. W kościele zaś pełna swoboda w wyborze odpowiedniej skarbony: ofiara na misje (fot. 3), fundusz obrony życia (fot. 4) i oczywiście ofiara na msze za zmarłych (fot. 5). Prawdziwe eldorado zaczyna się w klasztornych krużgankach. Potężny sklep z dewocjonaliami, książkami i gadżetami kalwaryjskimi (fot. 6), gdzie kilku mnichów dwoi się i troi przy kasie, reklamując tandetne medaliki, różańce czy kopię „cudownego” obrazu maryjnego. Aby interes szedł dobrze, trzeba było wyeliminować wszelką konkurencję (fot. 7). Jak przystało na prawdziwych biznesmenów, bernardyni nie zapomnieli o hotelu, czyli tzw. domach (fot. 8) im. św. Franciszka, św. Jana z Dukli, bł. Szymona z Lipnicy, bł. A. Pankiewicza. Łącznie około 500 miejsc noclegowych. Doba w apartamencie kosztuje 200 zł, a w pokoju jednoosobowym – 50 zł. Na terenie sanktuarium jest restauracja (fot. 9) i kawiarnia – oczywiście w stylu papiesko-krzyżowym – gdzie można zjeść, choć dość drogo. Nie można zapomnieć o zapłaceniu przewodnikowi w habicie za oprowadzanie po „świętościach” (fot. 10). J. RUDZKI
11
8
1
5 7
2
9 10
Fot. Autor
12
Trybunał wyjaśni D
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
ŚLADAMI NASZYCH PUBLIKACJI
o Trybunału Konstytucyjnego wraca problem nierównych uprawnień kościołów w Polsce.
Opisaliśmy niedawno („FiM” 25/2003) okoliczności towarzyszące wydaniu przez Trybunał Konstytucyjny wyroku w sprawie zgodności z Konstytucją RP ustawy o stosunku państwa do Kościoła prawosławnego. Podnieśliśmy zarzut, że TK złamał art. 26 ustawy określającej zasady jego funkcjonowania, dopuszczając do udziału w przedmiotowej rozprawie sędziów, którzy z mocy prawa powinni być wyłączeni z orzekania. Przypomnijmy, że chodziło o sędziów, którzy w niedalekiej przeszłości jako parlamentarzyści (Jerzy Stępień) bądź urzędnicy (Jerzy Ciemniewski, Jadwiga Skórzewska-Łosiak) uczestniczyli w pracach nad zakwestionowaną przez prawosławnych ustawą. Wiceprezes Trybunału – prof. Andrzej Mączyński – wyjaśnił nam: „Trybunał nie popełnił w tej sprawie błędu. Już przed kilku laty rozważaliśmy
zasady stosowania przepisu o wyłączeniu sędziów. Po naradach przyjęliśmy, że jego wąska interpretacja wpłynie korzystnie na prace Trybunału. W myśl tych ustaleń – przyznaję, że nieformalnych – jedynie osoba czynnie zaangażowana w przeszłości w pracach nad aktem normatywnym nie powinna uczestniczyć w ewentualnym późniejszym badaniu jego zgodności z konstytucją”. Poglądu prof. Mączyńskiego nie podzielają prawnicy Kościoła prawosławnego. Do TK wpłynął właśnie wniosek o wznowienie postępowania, a wśród zarzutów podnoszących jego nieważność znajduje się dowód nader aktywnego zaangażowania senatora Jerzego Stępnia w przyjęcie spornej ustawy w obecnym kształcie. Ponieważ sprawa rozbudziła emocje Czytelników, będziemy uważnie śledzić dalszy jej rozwój. A.T.
Chór towarzyski (cd.) J
ak już informowaliśmy („FiM” 26/2003), przy okazji afery pedofilskiej w chórze „Polskie Słowiki”, prokuratura uzyskała dowody świadczące o stosowaniu podobnych praktyk wobec dzieci z poznańskiego Chóru Katedralnego. Ceniony w środowisku śpiewaków hojny sponsor Jean Pierre van A. z Belgii zwabił 12-letniego chłopca z Chóru Katedralnego do hotelu Merkury w Poznaniu, usiłując doprowadzić do seksualnego zbliżenia. Podobną próbę podjął wobec innego nastolatka podczas obozu szkoleniowego w Kamiennej. Metodą na skłonienie chórzystów do uległości było obdarowywanie ich zegarkami. Aktywną współpracę z Belgiem kierownictwo chóru podjęło w 2000 roku, po założeniu przez niego Federacji Chórów Unii
Europejskiej. „Nigdy nie docierały do nas informacje o tym, by któryś z chłopców był przez Jeana Pierra molestowany” – zapewnia Paweł Posadzy, obecny prezes Chóru Katedralnego. A jednak prokuratura ma co do tego wątpliwości i wkrótce zbada prawdziwość tych deklaracji. Jean Pierre van A. dobrze znany jest ze swych skłonności od czasu przeprowadzenia przed dwoma laty akcji przeciwko międzynarodowej siatce pedofilów. Wkrótce nowe fakty w tej sprawie. S.J.
Wiktor mówi bankowy N
asze proroctwo spełniło się („Wiktor, bój się Boga!” – „FiM” 25/2003). Na mocy decyzji synodu Kościoła polskokatolickiego biskup Wiktor Wysoczański otrzymał niebagatelne pieniądze i władzę na kolejne 5 lat.
Aby wszystko przebiegło gładko, nie dopuszczono do wyboru prezydium synodu ani do dyskusji nad programem obrad. Złożony przez kilku delegatów formalny wniosek o tajne głosowanie nad wotum nieufności dla bp. Wysoczańskiego pozostał niezauważony. Wybory zwierzchnika Kościoła odbyły się w atmosferze skandalu, gdyż zarządzono pełną ich jawność. Do władz przeniknęło więc grono przyjaciół ekscelencji, a wśród nich kilku byłych księży rzymsko-katolickich, zmuszonych do odejścia z Kościoła kat. ze względów obyczajowych.
Ponieważ uczestnicy synodu w większości nie otrzymali projektu zmian w prawie wewnętrznym, głosowali „w ciemno”, pozbawiając się szeregu demokratycznych uprawnień. Jak przewidywaliśmy, delegaci podejrzewani o krytykowanie biskupa... nie zostali wpuszczeni na obrady. Jedynie ks. Edward Więcław z Biłgoraja zdołał na krótko zmylić czujność ochroniarzy. Gdy ujawniono jego obecność na sali, sutanniarze usunęli go na tzw. kopach, a życie ocaliła buntownikowi szybka pomoc lekarska. Podział łupów nastąpi wkrótce. A.T.
K
siądz Marek S. z Częstochowy – sprawca tragicznego w skutkach wypadku drogowego i śmierci pięciu osób – miał pójść za kratki. Ale nie pójdzie, bo... uciekł.
nawala mu zdróweczko, potem twierdził, że nie może powędrować za kratki, gdyż musi rozliczyć się z kolonii, które organizował w swojej parafii. Sąd cierpliwie przymykał oczy na te bzdury i – jak to w Katolan-
z kraju i nie wiadomo, gdzie się obecnie znajduje. Rzecznik prasowy Sądu Okręgowego we Włocławku Zbigniew Siuber z rozbrajającą szczerością oświadczył „Faktom i Mitom”, że
Uciekinier Marek S. (lat 40) skazany został na pięć lat więzienia, czyli za każdą z ofiar wypadku miał odsiedzieć rok. Długotrwały proces potwierdził, iż feralnego dnia 18.06.1999 r. jechał za szybko i podczas wyprzedzania pod górkę, w miejscu niedozwolonym, staranował samochód jadący z przeciwka. Krewni zabitych byli wstrząśnięci zarówno skandalicznie niską wysokością kary, jak i butną postawą księdza, który nawet nie przeprosił za swoje przestępstwo i głupotę (o wypadku i kilkuletnim procesie pisaliśmy wielokrotnie: „FiM” 13, 19, 47/2001, 9/2003). Wkrótce po wyroku rozpoczęła się zabawa w kotka i myszkę. Ksiądz to odwoływał się od wyroku, to znów nie pojawiał się na kolejnych rozprawach i robił wszystko, by uniknąć odsiadki. Nic to jednak nie dało i w kwietniu ubiegłego roku wyrok uprawomocnił się. Jednak Marek S. i tym razem nie poddał się. Najpierw złożył wniosek o odroczenie kary na 3 miesiące, argumentując, że właśnie
dzie bywa – pozwalał sukienkowemu wodzić się za nos. Bezczelność Marka S. nie miała granic – w kolejnym wniosku poinformował on
Temidę, że nie może stawić się w więzieniu, bo... potrzebuje więcej czasu na przekazanie parafii swojemu następcy. Tymczasem zadbał o to, by jego wniosek o ułaskawienie trafił do prezydenta RP. Na szczęście sąd negatywnie zaopiniował tę prośbę i pozytywna dlań decyzja nie zapadła. W końcu miarka się przebrała. Gdy policjanci z Pabianic pojawili się pod wskazanym adresem (miejsce zameldowania), zastali tam tylko jego matkę. Kobieta stwierdziła najspokojniej, że jej syn wyjechał
nie spodziewano się, iż akurat ksiądz wywinie taki numer, dlatego nie odebrano mu paszportu, co zawsze w takich sytuacjach ma miejsce. – Policja nie zaprzestanie poszukiwań księdza – potwierdza sędzia Siuber. – Jeśli zajdzie taka potrzeba, zostanie wydany międzynarodowy list gończy i wcześniej czy później Marek S. trafi do więzienia. O mój ty Boże! Jak Wam nie wstyd tak polować na osobę duchowną?! RK, RP Fot. archiwum
Biskup w granicach prawa
Lubelscy przestępcy przeżywają ciężkie chwile, gdyż tamtejsi policjanci pozbawieni zostali pomocy duchowej, a co za tym idzie – miłosierdzia („FiM” 13/2003).
J
eśli jeździć po pijaku, to tylko w Elblągu. Warunek: trzeba być biskupem.
Barbara Marszycka, prokurator rejonowy w Elblągu, postanowiła odstąpić od ścigania biskupa Andrzeja Śliwińskiego. Do miejscowego sądu wystosowała wniosek o warunkowe umorzenie postępowania karnego na roczny okres próby. Zawnioskowała ponadto o nałożenie na biskupa obowiązku zapłaty tysiąca złotych na cele społeczne oraz roczny zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Przypomnijmy: w maju bieżącego roku pijany ekscelencja staranował 2 samochody, w efekcie czego dwie osoby trafiły do szpitala. Zaskakująco szybką decyzją Nuncjatury Apostolskiej w Polsce Śliwa został „zawieszony w pełnieniu posługi biskupiej”. Rozmawiam z rzecznikiem prasowym elbląskiej prokuratury. – Każdy pijany sprawca kolizji drogowej może liczyć na podobną Państwa łaskawość?
– Nie dysponuję wskaźnikami statystycznymi, ale ten wniosek o warunkowe umorzenie mieści się w strategii ścigania przestępstw – zapewnia prok. Jolanta Rudzińska. – Rozumiem, że sprawa jest rutynowa. – W tym akurat przypadku prokuratura uwzględniła ponadto poniesione przez sprawcę konsekwencje zawodowe i moralne. Wzięliśmy również pod uwagę dobrą opinię Andrzeja Ś. z miejsca zamieszkania, skruchę wyrażoną w specjalnym oświadczeniu oraz uprzednią niekaralność. Poszkodowani także odstąpili od żądania ścigania. – Czyli wszystko lege artis? – Oczywiście. Proszę pamiętać, że to sąd zdecyduje, czy przychylić się do naszego wniosku. Z naszych informacji wynika, że biskup Śliwiński zaangażował pokaźną „kasę” w pocieszenie ofiar swojego pijaństwa. Akurat tych ludzi łatwo zrozumieć. Tylko dlaczego prokuratura tak kompromitującą i skandaliczną decyzją po raz kolejny ośmiesza państwo? S.J.
Kapelan pod sąd Komendant Marek Hebda zawiesił w obowiązkach dotychczasowego kapelana, księdza Kazimierza J., i wszczął postępowanie wyjaśniające. Co tu jednak wyjaśniać, skoro wszystko jest jasne. Prokuratura Rejonowa w Puławach postawiła policyjnemu kapelanowi zarzut kradzieży 28 tys. dolarów i 2 tys. euro. Pobrał je z konta zmarłego księdza Franciszka S. Później tłumaczył, że posiadacz konta zapewniał go przed śmiercią, iż chce przekazać pieniądze na Kościół. Gdy „sprawa się rypła”, ksiądz Kazimierz pospiesznie zwrócił pieniądze rodzinie zmarłego, lecz – niestety – Temida się upomniała. A.T.
HEJ, KTO POLAK NA BAGNETY! Kogo obchodzi los jeńców WP 1939 pochowanych w RFN w ponad 500 miejscowościach. Pozbawieni praw Konwencji Genewskiej z 1949 r. www.cmentarze.de
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
P
ensacola – miasto przy granicy Florydy i Alabamy znane jest szerzej jako epicentrum najbardziej brutalnych aktów przemocy w wojnie wypowiedzianej przez religijnych fanatyków prawu dopuszczającemu przerywanie ciąży w USA.
ZE ŚWIATA
Rescue America, nabył parcelę przylegającą do przychodni, żeby organizować tam demonstracje, terroryzować personel i pacjentki. W przeddzień zabójstwa dra Gunna, Burt podejmował obiadem jego mordercę. Griffin oddał śmiercionośne strzały, wychodząc przed
Boży człowiek W marcu 1993 roku religijny świr Michael Griffin w trakcie demonstracji antyaborcyjnej przed przychodnią Women’s Medical Services zabił trzema strzałami w plecy wchodzącego do placówki ginekologa, dra Davida Gunna. Dostał za to dożywocie. Mimo to przeciwnicy aborcji nie doszli do wniosku, że w miejscu, w którym przelali krew i pozbawili życia człowieka, nie uchodzi organizowanie agresywnych demonstracji. Niecały rok później, w tym samym miejscu inny religijny oszołom, ksiądz Paul Hill, zabił strzałami z karabinu 69-letniego ginekologa dra Bayarda Brittona i Jamesa Barretta, emerytowanego pułkownika Air Force, który służył mu ochotniczo za ochronę. Żona Barretta odniosła rany. Hill czeka na wykonanie kary śmierci. Za tymi tragediami stoi aktywista organizujący manifestacje i faszerujący tłuszczę „prawdą o mordercach dzieci nienarodzonych”, których zbrodnie muszą zostać przerwane – John Allen Burt. Jeszcze w roku 1991, jako lokalny dyrektor antyaborcyjnego ugrupowania
grupkę demonstrantów kierowanych przez Burta. Burt towarzyszył ks. Hillowi, gdy ten fotografował dra Brittona, przygotowując nań zamach. Nawołujący do wysadzania w powietrze przychodni ginekologicznych Burt sam był podejrzany o podłożenie pod nie bomb w Boże Narodzenie 1984 roku. 2 lata później spędził 141 dni w areszcie za wtargnięcie do przychodni i zniszczenie wyposażenia. Morderstwa ginekologów przez religijnych ekstremistów wywołały w społeczeństwie USA szok i sprzeciw. W odpowiedzi Burt – były członek Ku-Klux-Klanu – zwołał konferencję prasową na schodach sądu powiatowego w Pensacoli, podczas której, trzymając niemowlę nad głową, wykrzykiwał: „O życie nam chodzi, nie o śmierć”. „On był jak magnes – mówi Dallas Blanchard, duchowny i emerytowany profesor socjologii z University of West Florida – ściągał tu wszystkich znaczących aktywistów ruchu antyaborcyjnego”. Pod koniec lat 90. w obliczu rosnącej dezaprobaty wobec swego postępowania i poglądów – Burt
zmienił profil działalności i w swoim domu w Milton na Florydzie utworzył „Our Father’s House” – prywatne, przez nikogo niekontrolowane schronisko i szkołę dla nieletnich ciężarnych. Przebywało w nim 13 dziewcząt w wieku 12–17 lat, które traktował, jak chciał, a rękę miał ciężką. Poranne, południowe i wieczorne modły z dobroczyńcą były obligatoryjne. Tu kończy się przydługi wstęp i czas na wyjaśnienie, dlaczego odgrzewamy Czytelnikom całą tę historię. 10 czerwca John Burt – męczennik wypełniający bożą wolę i ocalający dzieci nienarodzone – został po tygodniowym pościgu aresztowany 300 km od Pensacoli. Próbował sobie podciąć żyły, ale zrezygnował, bo bolało. Oskarżony jest o seksualne molestowanie i akty lubieżności wobec małoletniej matki, której dziecko ma się rychło urodzić pod jego dachem. Na razie przeciw Burtowi wysunięto 4 zarzuty. „To dopiero początek – mówi Jerry Henderson, rzecznik szeryfa. Niektóre skrzywdzone w przeszłości mogły się bać i milczały. Teraz, gdy wszystko wyszło na jaw, najprawdopodobniej więcej dziewcząt opowie o swych przeżyciach”. Linda Taggart, dyrektor przychodni, pod którą demonstrował Burt, od początku działalności schroniska otrzymywała telefony od zastraszonych dziewcząt skarżących się na przemoc seksualną, ale żadna nie chciała podać nazwiska. Policja nie miała więc dostatecznych podstaw do śledztwa. Poza tym – jak tu zaczepić Burta, wszak to taki boży człowiek... TOMASZ WISZEWSKI
„Niskie” jest piękne Na przypadające 6 lipca święto narodowe Czesi sprawili sobie prezent. Ich parlament zdecydowanie odrzucił ratyfikację konkordatu z Watykanem. Wypada przypomnieć, że święto narodowe Republiki Czeskiej obchodzone jest w dniu śmierci Jana Husa, wielkiego reformatora religijnego, który – uznany przez papieża za heretyka – został spalony na stosie w 1415 roku. Tragiczne wydarzenia sprzed 600 lat Krk przypomniał Czechom w latach 90. XX w., występując o zwrot nieruchomości, które przejęli husyci w XV wieku! Ten numer nie przeszedł. Zaprotestował zarówno czeski parlament, jak i społeczeństwo. Odrzucony obecnie konkordat miał zrównać rangę ślubów kościelnych z cywilnymi. Byłoby to sprzeczne z coraz powszechniej wyrażaną w Czechach opinią, że ślub kościelny powinien być pozbawiony znaczenia prawnego. W Polsce jest odwrotnie. Po zawarciu konkordatu w roku 1996 Krk nadal nie uznaje ślubów cywilnych, bowiem w świetle prawa kanonicznego pary małżeńskie nieposiadające ślubu kościelnego, a tylko cywilny, nadal żyją w grzechu. Nie mogą też wziąć ślubu przed ołtarzem, gdy np. jedna ze stron jest rozwiedziona. Wobec takich par Krk w Polsce występuje z propozycją „kompromisową”, rodem ze średniowiecza. Jest to życie małżeństwa w czystości. „Dotarliśmy do księdza, któremu opowiedzieliśmy nasze życie – czytam w „Magazynie Chrześcijańskim Księga Świętych”. – To on podsunął nam pomysł życia w czystości. Wytłumaczył, że to jedyna możliwość, by być znowu w pełni w Kościele, i że współżycie bez
13
Miłosierdzie JPII W
szystkie nieprawości – cynizm, obłuda, wzgarda wobec ofiar i prawa, poczucie nietykalności i arogancja, które odsłonił skandal seksualny kleru w USA – uwidaczniają się, skupione jak w soczewce, w osobie ekskardynała z Bostonu, Bernarda Lawa. Spotkała go za to nagroda: kolejna audiencja u Ojca Świętego. To od jego archidiecezji afera wzięła początek; to on dopuszczał się poczynań niewiarygodnych, jak na tzw. sługę bożego i tzw. księcia Kościoła, ignorując przez długie lata krzywdę gwałconych dzieci i pochylając się z troską nad zboczeńcami w sutannach, broniąc ich i ochraniając za wszelką cenę. Ceną okazała się też kariera, z którą musiał – bo innego wyjścia już nie było – pożegnać się 13 grudnia 2002 roku. Znaczna część bostońskich katolików sądzi dziś, że powinien stanąć przed sądem. Niestety, prawo jest tak skonstruowane, że Lawa nie da się odziać w ubranko w paski. A szkoda! Tymczasem protektor pedofilów na jakiś czas zniknął z horyzontu, pozostawiając swą archidiecezję u progu katastrofy finansowej, w epicentrum katastrofy moralnej, bez respektu ani zaufania wiernych, z perspektywą kilkuset procesów wytoczonych przez ofiary jego podwładnych. Później Law odnalazł się. I to gdzie? W zakonie Sisters of Mercy (Siostry Miłosierdzia...) nieopodal mieściny Clinton w stanie Maryland. Został tam kapelanem. Widać lepszego kandydata nie było. Ale co tam, przecież to biznes
Kościoła, jego cyrk, jego małpy. Można by domniemywać, że Law dokona żywota za świątobliwymi murami, modląc się do swego Stwórcy o litość i przebaczenie. Ale nie. Nie Law. Wszak to kardynalisko światowe, niestworzone do siedzenia w mnisiej celi. On potrzebuje oddechu wielkiego świata. Ma arcywpływowego protektora, który bronił go tak długo, jak się dało. Teraz też nie pozwala mu sczeznąć na odludziu. Bernard Law był właśnie w Watykanie, gdzie prywatną audiencją (gratką, na którą niejeden lider nie jest w stanie zasłużyć) wyróżnił go najukochańszy Ojciec Święty. Poza tym Law wziął udział w spotkaniach dwu watykańskich ciał, których wciąż jest członkiem. Ustąpić z bostońskiego stolca musiał, ale nie stracił absolutnie żadnego ze swych stanowisk ani względów w Watykanie, gdzie wciąż uważany jest za swojego. Przypomnijmy, że Wojtyła ani razu nie spotkał się z ofiarami zboczonych chuci swych podopiecznych, nawet gdy o to usilnie i wielokrotnie zabiegali. TOMASZ SZTAYER
Nie przystawał S
tary jak świat błąd popełnił ks. Robert Hoatson z New Jersey. Zapomniał, że nie wolno krytykować przełożonych ani instytucji, w której się pracuje.
kościelnego ślubu (gdy jest on niemożliwy, np. w przypadku wcześniejszego rozwodu jednej ze stron – przyp. J.Ch.) zawsze będzie grzechem. Białe małżeństwo natomiast umożliwia rozgrzeszenie i przyjmowanie komunii”. Czechom wystarczają normalne – „ludzkie” – śluby cywilne. Podczas majowego głosowania przeciw konkordatowi opowiedziało się 110 spośród 177 posłów. Rzecznik Konferencji Biskupów Czech, ks. Daniel Herman, bezczelnie skomentował tę decyzję, jako wynikającą z „niskiego poziomu kultury politycznej” nad Wełtawą. Życzylibyśmy sobie nad Wisłą takiego poziomu politycznej kultury i z zazdrością spoglądamy na mądre czeskie elity, które ani myślą oddawać swego kraju w wasalstwo Krk śladem polskich przydupasów. Ale za to papież wyznaczył Polsce szczytną misję dokonania nowej ewangelizacji Europy. JANUSZ CHRZANOWSKI
Podczas dyskusyjnego forum (spęd sponsorowany przez legislaturę stanową) w stolicy stanu, Albany, 51-letni duchowny wezwał kongresmanów do uchwalenia surowszych praw chroniących dzieci przed przestępstwami seksualnymi. Trzy dni po tym wystąpieniu ksiądz wyleciał z pracy na pysk, czyli przestał prowadzić dwie szkoły katolickie w Newark. Jak zawsze w takich okolicznościach, strona biorąca odwet zapewnia, że represje nie były spowodowane krytyką. Ot, ksiądz Hoatson po prostu „sprawiał kłopoty” – zapewniają władze diecezji. „Wygląda na to, że kryzys pedofilski nie ma się ku końcowi – stwierdził na konferencji prasowej ks. Hoatson. – Wydaje mi się, że sytuacja się pogarsza. Nie
jestem pewien, czy jesteśmy otwarci i uczciwi wobec ofiar i wobec całego społeczeństwa”. Przy okazji ks. Hoatson podzielił się kilkoma jeszcze refleksjami. Wyraził żal, że gdy 20 lat wcześniej pracował w bostońskiej Catholic Memorial High School, nie złożył doniesienia na seksualne napastowanie uczniów przez monsignora Fredericka Ryana – wicekanclerza bostońskiej archidiecezji. Hoatson wyznał również, że jako 12-latek był przez 4 lata molestowany seksualnie przez seminarzystę, a potem przez 18 miesięcy przez zakonnika Irish Christian Brothers. No tak... Z takim bagażem doświadczeń i takimi poglądami ks. Hoatson stanowczo nie nadawał się na zaufanego człowieka Kościoła. T.N.
14
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Przodkowie Rydzyka XVI wiek. Dynamiczny rozwój reformacji w Europie doprowadza do rozpaczy hierarchów katolickich. Duch odnowy Kościoła dociera nawet do katolickiej Polski, więc przerażone duchowieństwo uderza na alarm. Po pomoc popędzono do Rzymu. Z odsieczą przybywają jezuici i w ciągu dwustu lat doprowadzają kwitnący kraj do ruiny. Powołani do istnienia przez hiszpańskiego żołdaka Ignacego Loyolę (1491–1556) mieli w sobie coś z ducha żołnierskiego i żołnierskiej organizacji. Główny cel: wspieranie Ojca Świętego w realizacji najtrudniejszych zadań i w walce z najpoważniejszymi zagrożeniami katolicyzmu. Na straży prawowierności Towarzystwa Jezusowego – tak brzmiała oficjalna nazwa zakonu – stał generał o wdzięcznej ksywie czarny papież. Zastępy jezuickie wkroczyły do Polski w 1564 roku dzięki zabiegom kard. Stanisława Hozjusza, przywódcy polskiej kontrreformacji. Początkowo osiedlili się w Braniewie na Warmii, gdzie założyli pierwszą szkołę. Niebawem dokonali bezkrwawego podboju Rzeczypospolitej, stając się państwem w państwie, bogatym w przywileje i swobody. „Było to zgromadzenie – pisał Hugo Kołłątaj – które chciało rządzić interesami religii i krajów, duchowieństwem i władzą świecką, odbywać poselstwa i misje do pogan, mieszać się we wszystko...”. Na dworze Zygmunta III Wazy przez ponad dwa dziesięciolecia niepodzielne rządy sprawował ambitny mówca, jezuita Piotr Skarga. Pełniąc „poselstwo od wielkiego Pana” – jak górnie określał swe zadania – uważał, że jest wezwany do nauczania „o wojnie, prawach, rządach, sądach, pokoju, ekonomii, sejmach, o ile to czci bożej i zbawieniu służy”.
T
W jakiś tam sposób, jezuitom tylko wiadomy, wszystko służyło zbawieniu i pomnażaniu czci bożej, a dokładnie odsunięciu innowierców od władzy. Żadna ważniejsza decyzja państwowa nie zapadła bez porozumienia z liderami jezuickiej partii. Jędrzej Kitowicz, osiemnastowieczny pamiętnikarz w sutannie, powie później bez ogródek: „Nie pospolitowali się z nikim podłym, ale zawsze szukali znajomości z osobami znacznymi i panami. Wdowy bogate i wielkie panie były ich obłowem, których sumień umiejąc zostawać kierownikami, ściągali na swój zakon wielkie dobrodziejstwa”. Chcąc wywierać wyłączny wpływ na najszersze kręgi, jezuici chwycili się edukacji publicznej. Był to strzał w dziesiątkę! Jak grzyby po deszczu rosły jezuickie kolegia, osławione ośrodki kształcenia młodzieży szlacheckiej. Stanowiły niezbędny środek do dopięcia priorytetowego celu: pozyskania dusz dla wiary katolickiej i papiestwa (skąd my to znamy!). Owiani zapałem nawracania innowierców na łono katolicyzmu, wychowywali młodzież polską w duchu skrajnej nietolerancji i fanatyzmu religijnego. Absolwenci mieli być janczarami, gotowymi do walki „z zarazą herezji” (dzisiaj antyklerykalizmu). Kolegia jezuickie, dające u progu
rzydziestoletni hiszpański szlachcic Ignacy Loyola (właściwe nazwisko Inigo Lopez de Racalde) został w 1521 roku ciężko ranny w nogę. Fakt ten w dużej mierze wpłynął na historię świata. Stało się to w czasie obrony twierdzy Pampeluna przed wojskami francuskimi. Okres choroby i rehabilitacji wykorzystał Ignacy na nawrócenie i przemianę wewnętrzną. Postanowił oddać swoje życie Bogu, błędnie utożsamiając Go z papieskim Kościołem. Wychowany na chrześcijańskiego pogromcę Maurów zgodnie z obowiązującym wówczas ideałem, do końca życia pielęgnował w sobie etos hiszpańskiego rycerza. Pojmował powołanie chrześcijańskie jako walkę u boku Chrystusa, a zakon katolicki jako jednostkę służb specjalnych podlegającą bezpośrednio Stolicy Apostolskiej. W takim też stylu wymyślił i założył (wraz z grupą konfratrów) Towarzystwo Jezusowe (Compania de Jesus), które papież Paweł III w 1540 roku uznał bullą Regimini militantis ecclesiae za zakon. Oprócz ślubów czystości i posłuszeństwa jezuici składali również ślub ubóstwa oraz przyrzeczenie absolutnej dyspozycyjności wobec papieża. Ignacy Loyola zmarł w 1556
działalności pewien zasób wiedzy, przekształciły się w twierdze obskurantyzmu, antysemityzmu i zacofania. Ponieważ – zdaniem jezuitów – najłatwiej jest manipulować ludźmi ciemnymi, więc dokładali wysiłków, by umysłów młodzieży nie rozwinąć, lecz zakuć je i zaklinować. Przyczynił się do tego bardzo szczupły i ograniczony program nauczania, ujednolicony w powszechnie obowiązującym „Ratio studiorum” z 1599 roku. Wystarczał jednak zupełnie do „wyrwania młodzieży z herezji i ratowania przez szkoły katolicyzmu”.
Dwa wieki upłynęły od momentu ogłoszenia przez Kopernika rozprawy o obrotach ciał niebieskich, a jezuici nadal piętnowali każdego, kto ośmieliłby się twierdzić, że to Ziemia obraca się wokół Słońca, a nie odwrotnie. Dzieła astronoma figurowały na indeksie ksiąg zakazanych. W szkołach jezuickich trzymano się z oślim uporem poglądów Arystotelesa, uważającego Ziemię za nieruchomy środek wszechświata. „Uczony” jezuita Benedykt
roku w osamotnieniu i bez ostatnich sakramentów. Pozostawił po sobie potężną paramilitarną organizację zakonną. W 1622 roku papież Grzegorz XV „uczynił” go świętym. Ignacy obudował Towarzystwo Jezusowe potężnym murem reguł, ustaw i przepisów. W 1558 roku zostały one oficjalnie zatwierdzone jako ostateczne konstytucje zakonu jezuitów, które pozostają aktualne
Chmielowski w encyklopedii „Nowe Ateny” – zbiorze wierutnych bzdur i zabobonów – uzasadniał błyskotliwie: „Gdyby Ziemia się obracała, toby ktoś rzuciwszy kamień do góry, powinienby z Ziemią odlecieć od niego na kilka tysięcy mil”. Na ścianach jezuickich kolegiów straszyły złote myśli typu: „Szkoła jest córą Kościoła”. Najgłębsze hasła humanizmu: wyzwolenie spod autorytetów, samodzielność i śmiałość myśli, tolerancja i szacunek wobec drugiego człowieka, wolność słowa i wyznania, spotykały się z zaciętym oporem czarnych nauczycieli. Jezuici dokonywali cudów w odsuwaniu od młodzieży rzekomych złych wpływów. Uczniowie, dniem i nocą poddani czujnemu oku przełożonych, ustawicznie musieli być zajęci. Nawet czas rekreacji organizowali nauczyciele, wiedząc z Biblii, że największe niebezpieczeństwo dla młodego człowieka to próżniactwo. Za wszelką cenę ograniczano kontakty młodzieży ze światem zewnętrznym, nagradzano donosicieli. Utrudniano nawet komunikację z rodziną jako źródłem wpływów, które nie dają się skontrolować. Starano się nie dopuścić żadnej myśli gorszącej, nawet autorów w wydaniach „oczyszczonych” przez kościelną cenzurę. Górowała atmosfera nieufności i podejrzliwości. Postępowanie młodzieńca bacznie obserwowano, rozpytywano służbę o sprawowanie uczniów, poprzez zręczną indagację młodzieży kontrolowano, co nauczyciel jezuita do niej mówi. Notowano z ukrycia, kogo brakowało na mszy, kto nie przystąpił do spowiedzi... Pomijając codzienne modły i obowiązkowy udział we mszy, w niedziele i święta uczniowie uczęszczali na kazania i nieszpory, odprawiali surowe ćwiczenia duchowe i wyczerpujące posty. Nabożeństwa, zdrowaśki, litanie, procesje, nowenny... A wszystko to ćwiczono na świeckiej przecież dziatwie szkolnej. „Wiele błazeństw, komedii, przebieraństwa – konstatuje pijar i reformator szkolnictwa Stanisław Konarski. – Czy jest to
w wydaniu polskim „Reguł Towarzystwa Jezusowego” z 1890 roku. „Kto atoli pragnie zupełną z siebie Bogu uczynić ofiarę, ten oprócz woli musi jeszcze ofiarować rozum, (...) tak dalece, żeby nie tylko tego samego chciał, ale i to samo rozumiał, co przełożony, i sąd swój jego sądowi poddawał, o ile może gorliwa wola nakłonić do tego rozum” – nauczał braci Loy-
Armia w służbie papieża do dzisiaj. Służą jako wytyczne do kształtowania charakterów i postaw nowych zastępów ignacjańskich żołnierzy. W imię jezuickiego przesłania „Ad maiorem Dei gloriam” (Wszystko dla większej chwały Bożej) młodzi adepci Towarzystwa przechodzą ciężką szkołę życia w duchu karności i absolutnego posłuszeństwa. „Niech każdy o tem będzie przekonany, że ci, co żyją pod posłuszeństwem, powinni dać się kierować Opatrzności Boskiej przez przełożonych swoich zupełnie jak trup, który się daje dokądbądź nosić i jakbądź ze sobą obchodzić się pozwala (...)” – czytamy
ola w swoim „Liście o cnocie posłuszeństwa” z 26 marca 1553 roku. Założyciel Towarzystwa nie omieszkał wyjawić trzech sposobów skutecznego podporządkowania zakonnym przełożonym: „Pierwszy (...) żebyście w osobie przełożonego (...) nie upatrywali człowieka błędom i ułomnościom podległego, ale samego Chrystusa (...); Drugi (...) żebyście się usilnie starali bronić zawsze wobec siebie samych, co przełożony rozporządza i sądzi, a nigdy tego nie ganić; Ostatni (...) abyście wyrobili w sobie to przekonanie, iż cokolwiek przełożony każe, to jest rozkazem samego Boga i wolą jego; a jak całem
prawdziwa pobożność? Śpieszy pani do kościoła, aby przyjąć komunię, a potem śpieszniej jeszcze do domu wraca i sługę po pysku pierze, bo kawy nie przygotowała. Klepie i szlachcic pacierze, a potem ostatnią skórę z chłopa zdziera, grzbiet mu kijem garbuje i traktuje jak ostatnie zwierzę. Co to za religijność, mości panie?”. Fundamentem wychowania było posłuszeństwo, które w wydaniu jezuickim fatalnie owocowało. Józef Wybicki rzuca na jezuitów namiętną inwektywę: „Barbarzyńcy! Chcieli mieć z młodzieży cienie i mary, z ludzi wolnych zwierzęta w jarzmie, z obywateli urodzonych do służby ojczyźnie nieczułe i ciemne twory”. Rózga to narzędzie wyborne do napędzania posłuszeństwa w oporne głowy. Bito za zaniedbanie nabożeństwa, za pomyłki w gramatyce, za mówienie po polsku zamiast po łacinie, za drobne występki, nawet „bez winy, iżby się chłopiec nie psuł”. Stosowano rózgi brzozowe, rzemienne dyscypliny na trzonku do bicia w tyłek (zwane „pieszczotliwie” kańczugami) oraz „placenty” do bicia po rękach. Wychowankowie opuszczali szkołę pogrążeni w zabobonnej trwodze przed potęgą Kościoła, nie mając wyobrażenia o szerszych horyzontach wiedzy. Nie dziw zatem, że tak dobry znawca epoki jak Stanisław Krzemiński określił szkoły jezuickie „pracowniami zguby narodowej”. Kuźnie ciemnoty – to ich nazwa obiegowa. Kasata jezuitów (breve papieża Klemensa XIV z 1773 roku), spowodowała konieczność zajęcia się prowadzonymi przez zakon szkołami (80 kolegiów i 2 uczelnie wyższe – Akademia Wileńska i Lwowska). Nowoczesny program dydaktyczny opracowała i zaczęła wcielać w życie Komisja Edukacji Narodowej, która stopniowo wyzwalała szkolnictwo spod zgubnego wpływu kleru. Nie sposób było jednak uratować zatrutej mentalności kilku pokoleń Polaków. DAMIAN PLUTA
sercem i natychmiast skłaniacie się do wierzenia w to, co wiara katolicka podaje, tak (...) do zrobienia tego, co przełożony powie, ślepym pędem woli chciwej posłuszeństwa, bez żadnego roztrząsania, biegnijcie”. Jak widać, martwił się Ignacy o właściwe rozeznanie świętej drogi posłuszeństwa pośród młodego kleru. Odpowiednie nastawienie umysłu i woli pozwalało rozwinąć cnotę samokontroli i pokory. Gdyby jednak nie okazała się ona dostateczna, przełożeni zakonni posiadali dodatkowe instrumenty kontroli: „Niech wszyscy codziennie odprawiają zwykły rachunek sumienia” – dowiadujemy się z lektury „Reguł Towarzystwa Jezusowego”. Ci, „którzy nie są kapłanami niech co tydzień do spowiedzi i do komunii Św. przystępują. Jeden zaś ma być spowiednik dla wszystkich od przełożonego postanowiony”. Nie o wszystkim jednak opowiada się przełożonemu. Nie zawsze mamy również pełne zaufanie do wyznaczonego nam z góry spowiednika. Ale przecież w środowiskach zamkniętych nawiązują się przyjaźnie pomiędzy towarzyszami niedoli. Takie relacje należy wykorzystać „dla większego postępu duchowego, a osobliwie dla większego uniżenia i upokorzenia własnego, każdy ma być temu
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r. gzekucjoniści, jak nazywano w XVI w. postępową szlachtę, postulowali wzmocnienie państwa i pozycji monarchy, głównie poprzez ograniczenie przywilejów Kościoła rzymskokatolickiego i episkopatu. W 1510 r. sejm zabronił przekazywania w testamentach nieruchomości na rzecz Kościoła. W 1511 r. posłowie żądali, niestety bezskutecznie, całkowitego zniesienia sądownictwa kościelnego i przeznaczenia części dóbr duchownych na obronę państwa.
E
duchownego: „...tak stoi, że kiedy kto księdza znajdzie u cudzej żony, aby go nie bił i mu nic nie czynił, tylko dowiózł go do biskupa bez żadnej obrazy. Ale nam się nie widzi, abyśmy tak na swoją żałość mieli patrzyć, hańbę naszą ich swawolą uczynioną cierpieć mieli na swoje pośmiewisko. Czyż za mało im tego, co i tak nam czynią, przydając zmartwień dodatkowych, tak że nie wiemy już, co sobie mamy rzec. A to dlatego, że brzemion żadnych z nami nie chcą nieść dla obrony ziem, a już nas pozywają o granice
PRZEMILCZANA HISTORIA przesyłane dotąd do Rzymu przez duchownych obejmujących godności kościelne, stanowiące równowartość rocznych dochodów na danym stanowisku), przeznaczyć na sfinansowanie obrony kresów państwa, a także, aby dobra kościelne na równi ze szlacheckimi wspomagały wysyłanie żołnierzy na wojnę. O to walczył Mikołaj Rej z Nagłowic (1505–1569) – jeden z największych polskich pisarzy renesansowych używających języka polskiego, a zarazem nieprzejednany przeciwnik religii katolickiej.
a więc we wszystkich kwestiach prawnych związanych z powstaniem gmin protestanckich. Zamierzano nawet zerwać z Rzymem i utworzyć polski Kościół narodowy (1555 r.) („FiM” 45/2001). To się jednak nie udało, niemniej zgodnie z powyższymi postulatami na sejmach z lat 1563–1569 nałożono na kler katolicki obowiązek płacenia podatków nadzwyczajnych (wyznaczanych np. w okresie wojen). Szczególne znaczenie miał fakt, że zniesiono też wykonywanie wyroków sądów ko-
Złoty wiek Rzeczypospolitej Ciężkim okresem dla Kościoła był tzw. złoty wiek (XVI w.) w naszym kraju. Jak się okazuje, pomyślność Polski i szczęście Kościoła to zależności odwrotnie proporcjonalne... Zawsze! Fakt, że duchowieństwo nie ponosiło kosztów na rzecz obrony państwa, spotykał się z krytyką szlachty wszelkich wyznań. 14 listopada 1534 r. na sejmiku w Środzie szlachta uchwaliła instrukcję poselską, która została następnie przedłożona przez posłów wielkopolskich na sejmie walnym w Piotrkowie. Czytamy w niej m.in.: „Najpierw o księżach, iż kontrybucje dawają, zezwalają, a nie wiemy, kędy się podziewają. Do skarbu nic nie dają, a jej wielkości nie ujawniają. Tak więc byście powiedzieli, aby za poprzednie lata odkąd Pan nasz królem jest, podskarbi lub księża niech nam przedstawią z tego sprawozdanie, bo ku obronie pospolitej miała być obrócona”. Jak widać, tajenie majątków i nieprzejrzyste podatki i dochody Kościoła to problem już bardzo stary. Krytyce poddano także bezwzględną nietykalność cielesną
przed kościelne sądy. Prosimy więc, abyście prosili Króla Jego Miłości, aby do papieża raczył posłać, opisując uciążliwości, jakie na nas spadają od księży”. Naiwność katolików skarżących się na kler do Watykanu też wydaje się być odwieczną... I wreszcie czytamy prośbę dotyczącą języka polskiego, co tym bardziej warto podkreślić, że często mówi się, iż kler położył szczególne zasługi w walce o polską mowę: „...prosimy, aby nam księża nie bronili drukować po polsku historii, kronik, praw naszych i innych rzeczy, a zwłaszcza Biblii. Albowiem sami wydają sobie rzeczy rozmaite, dlaczegóż więc nam nie wolno drukować niczego w naszym języku. Tu też nam wielka krzywda się widzi od księży. Albowiem każdy naród ma w swoim języku pisma, a nam księża każą głupimi być...”. Postulowano również w ruchu egzekucyjnym, aby annaty (opłaty
rad, żeby o wszystkich jego błędach i uchybieniach i o wszystkiem, coby w nim zauważono, ktobądź przełożonym donosił, o ileby się o tem poza spowiedzią dowiedział”. Wiele można się także dowiedzieć z korespondencji, którą „osadzeni” wymieniają z pozaklasztornym otoczeniem: „Gdyby kto z domowych do kogo pisał, niech najprzód otrzyma na to pozwolenie i niech list pokaże temu, który jest na to wyznaczony. Jeśli zaś do kogo z naszych list przyjdzie, niech wprzód będzie temu oddany, któremu to przełożony poruczył; a ten po przeczytaniu listu, odda go lub nie odda, temu do kogo pisano, według tego jak w Panu osądzi za lepsze dla jego pożytku i dla chwały Bożej”. A już na wszelki wypadek należy zachować prawo do rewizji rzeczy osobistych, i to bez wymaganego zezwolenia od prokuratora: „Niech nikt pokoju swego tak nie zamyka, iżby go z zewnątrz otworzyć nie można; nikt też bez pozwolenia przełożonego nie ma mieć ani skrzyni ani innego sprzętu zamkniętego”. Ważny jest również odpowiedni dobór lektur oraz wstrzemięźliwość w zdobywaniu niepożytecznej wiedzy. Wszystko to wynika z troski, żeby się kandydatom od
Jakże wymowny jest fakt, że niemal wszyscy, którzy postulowali reformę państwa polskiego, byli zarazem antyklerykalni. Jan Ostroróg (ok. 1435–1501), pisarz polityczny, dyplomata, kasztelan poznański, starosta generalny Wielkopolski i wojewoda poznański, w swym dziele „O naprawie Rzeczypospolitej” postulował uniezależnienie się od papiestwa. W traktacie tym, który stanowił szczytowe dzieło polskiej myśli politycznej i prawniczej średniowiecza, pisał m.in.: „Żywe kościoły Boga, ludzie, są podstępnie łupieni na to, aby martwe kościoły wznosić”. Inny starosta generalny Wielkopolski, Jakub Ostroróg (ok. 1516–1568), działacz reformacyjny i poseł sejmowy, postulując wzmocnienie władzy królewskiej, głosił konieczność ograniczenia uprawnień jurysdykcyjnych Kościoła. Jedną z przyczyn krytyki praw i przywilejów duchowieństwa było pozywanie szlachty innowierczej przed katolickie sądy duchowne. Sądy te orzekały w sprawach odstępstwa od wiary katolickiej, uchylania się od płacenia dziesięciny czy też zaboru mienia kościelnego,
ścielnych przez starostów (1563 r.), czyli odebrano Kościołowi prawo posługiwania się siłą świeckiej władzy państwowej, co dotychczas czynił nieustannie, egzekwując swoje żądania. Stwarzało to realne podstawy dla wolności sumienia w Polsce, a zarazem godziło w polityczną potęgę Kościoła rzymskiego. W 1564 r. zaprzestano płacenia papieżowi świętopietrza oraz annatów. Dotąd obciążenia z tego tytułu były znaczne. Tylko za panowania Zygmunta Augusta do Rzymu nadeszło z Polski i Litwy około 2 tys. wozów ze złotem i srebrnymi monetami. Jakże wyjątkowo brzmi uregulowanie dotyczące wynagrodzeń urzędników Rady Senatorów w pierwszej polskiej quasi-konstytucji – Artykułach henrykowskich z 1573 r.: „Ci mają mieć opatrzenie ze skarbu naszego i potomków naszych: biskupi z ruskich krajów i świeckiego stanu senatorowie (...); a panowie duchowni krajów polskich tego nie potrzebują, gdyż są dobrze opatrzeni” (pkt 8). Dziś coś takiego byłoby nie do pomyślenia: pierwotnie (tj. na początku lat 90.) Kościół obiecał, że księża katecheci
nadmiaru wrażeń w głowach nie poprzewracało. „Nikomu nie wolno mieć książek bez pozwolenia; w tych zaś, których mu dozwolono używać, niech nic nie pisze ani znaku żadnego nie czyni – głoszą „Reguły”. – Ci, którzy są do posług domowych przeznaczeni nie mają się uczyć ani czytać ani pisać; a jeśli który z nich co umie, niechaj się więcej nie uczy; (...) Lecz niech dosyć im na tem będzie, że Chrystusowi panu naszemu w świętej prostocie i pokorze służą”. Przede wszystkim obowiązuje przyzwoitość: „Nikt nie powinien spać w nocy z otwartem oknem w pokoju, albo bez koszuli, albo nie nakryty”. I godne reprezentowanie Towarzystwa Jezusowego w środowiskach obcych: „Wystrzegać się trzeba marszczenia czoła a tem bardziej nosa; aby i na zewnątrz objawiała się pogoda (...). Głowy nie należy na wszystkie strony płocho obracać, ale tylko gdzie potrzeba i z powagą; zresztą trzymać ją trzeba prosto, z miernym nakłonieniem naprzód, bez pochylania jej na bok”. Istotną dla klasztornej harmonii wydaje się zasada, aby nie prać własnych brudów poza obrębem zagrody. „Nikt niech obcym nie rozpowiada co się w domu działo lub się dziać ma. Chyba że wie, iż przełożony to pochwala – czytamy w „Regułach Towarzystwa Jezusowego”.
15
nie będą pobierać wynagrodzeń z budżetu państwa, ale słowa, zgodnie z tradycją, nie dotrzymano... W 1570 r. zawarto ugodę sandomierską w sprawie tolerancji religijnej w kraju. Zwieńczeniem ruchu egzekucyjnego było uchwalenie tzw. konfederacji warszawskiej, 28–29 stycznia 1573 r. Był to akt, który wprowadzał oficjalnie wolność sumienia w Rzeczypospolitej oraz zakaz prześladowania za wiarę. Rzecz nie do pomyślenia! Był to pierwszy taki akt w Europie. Episkopat katolicki nigdy nie uznał tej ustawy. Na synodzie w Piotrkowie w 1577 r. została ona obłożona klątwą, jak i wszyscy ci, którzy ją podpisali. Największe przekleństwa miotał fanatyczny Piotr Skarga, który w swych słynnych „Kazaniach” mówił m.in.: „O Boże, jaka to wielka brzydkość i jako szkodliwe cudzych grzechów uczestnictwo, gdy katolik do tej konfederacjej namniejsze i ciche przyzwolenie przypuści... Kto na tę konfederacją nie tylko zezwala, ale i palcem się jej jednym dotyka, dzieło czyni niezbożnych i się w ich grzechach wichle i pomstę heretycką na się przywiedzie, choć katolikiem się być wyznawa...”. Był to szczytowy moment wpływów reformacji w Polsce, która, jak żaden inny kraj europejski, cieszyła się tolerancją religijną i dawała schronienie prześladowanym. Dzięki temu kraj nasz nie zaznał potwornych wojen religijnych pustoszących w tamtym okresie Francję i Niemcy. Mówiło się wówczas – „jeśli szukasz jakiejś zaginionej religii – zaglądnij do Rzeczypospolitej”. Religioznawca S. Reinach zauważył, że: „W drugiej połowie XVI wieku Polska zdawała się prawie straconą dla Kościoła rzymskiego; szlachta była luterańską lub kalwińską; istniało więcej niż 2000 gmin reformowanych”. Jak zwykle, to co piękne, szybko się skończyło. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
– Nie wolno też bez wyraźnego pozwolenia przełożonego, udzielać im Ustaw ani innych podobnych książek lub pism, zawierających Instytut albo przywileje Towarzystwa”. Śmiem zauważyć, że przeciętnemu czytelnikowi reguł i przepisów jezuickich trudno jest powiązać nauki Jezusa Chrystusa o miłości, zaufaniu, braterstwie i wzajemnym noszeniu krzyża z bezwzględnymi zasadami „prania mózgu” i stymulowanego donosicielstwa, jakie obowiązują adeptów ignacjańskiej armii. Przyznam, że chociaż sam pochodzę z jezuickiej parafii, nie wiedziałem dotąd, że wszystkie posługi dla wiernych zwolnione są tam od opłat, choć reguła zakonu dużo mówi o ubóstwie i „darmowym dawaniu”. Dlatego apeluję do Was, Drodzy Czytelnicy, jeżeli pośród Was znajdują się jezuiccy parafianie, w żadnym wypadku nie dawajcie ofiary za msze i posługi sakramentalne. A jeżeli gdziekolwiek takiej opłaty by od was zażądano, biegnijcie natychmiast ze skargą do biskupa. W imię prastarej ignacjańskiej zasady, która głosi, że „(...) ktoby się dowiedział o ciężkiej pokusie drugiego, niech uwiadomi o tem przełożonego, aby tenże z ojcowską troskliwością i zapobiegliwością mógł stosownem lekarstwem przyjść na pomoc”. TYMOTEUSZ
16
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
NIE DO WIARY
Zgodnie z odwieczną tradycją sezonu ogórkowego „wrzucamy luz”. Przez dwa miesiące będziemy na tej stronie publikować teksty z pogranicza nauki i fikcji. Co naprawdę jest faktem, a co mitem – ocena należy do Was.
HISTORIA UFO
Przybysze z kosmosu Bywało, że słynni naukowcy wyśmiewali idee, które później okazały się trafne. Bywało i tak, że wielcy uczeni wydawali opinie, które okazywały się beznadziejnie fałszywe. Czy tak stanie się kiedyś z pozaziemskimi cywilizacjami i UFO, które pojawia się prawie na całym świecie, w tym również i w Polsce? Unidentified Flying Object (Niezydentyfikowany Obiekt Latający) – pojęcie to sformułowano po raz pierwszy w wojskowej agencji „Blue Book” mającej na celu wyjaśnienie zjawiska UFO. Współtwórcą naukowego wyjaśnienia fenomenu UFO był J. Allen Hynek, uznany astronom pracujący na Uniwersytecie Northwestern (stan Illinois). Jednym z pierwszych liczących się „ufologów” był również Martin Gardner, amerykański pisarz, demaskator pseudonaukowego maniactwa. Sprawą przybyszów z kosmosu zajmowali się uczeni, pisarze, dziennikarze, filmowcy, jak również utalentowany (bajko?) pisarz szwajcarski Erich von Däniken. To właśnie jego książki – „Wspomnienia z przyszłości” i „Bogowie z kosmosu”, jak również hollywoodzkie filmy: „Gwiezdne wojny” (reż. George Lukas), „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”, „E.T.” (Steven Spielberg), „Obcy – ósmy pasażer Nostromo” (Ridley Scott), „Dzień Niepodległości” (Roland Emmerich) – wpłynęły na kształtowanie naszej wyobraźni w zakresie latających istot spoza naszej planety.
kołysząc się nad wysokimi szczytami gór „błędnym drgającym ruchem”. Wylądowawszy w Pendleton (stan Oregon), Kenneth Arnold natychmiast zgłosił się do miejscowej gazety i zakomunikował reporterowi, że te niezidentyfikowane obiekty „leciały jak rzucony płasko na wodę spodek, gdy odbija się od jej powierzchni”. Już następnego dnia wszystkie agencje telegraficzne USA przekazały tę historię, używając właśnie słowa „spodek” (saucer) na określenie wspomnianych obiektów. Nazwa przyjęła się i tak rozpoczęła się spodkomania. Na redakcje gazet w całym kraju spadła lawina telefonów od podnieconych ludzi, którzy informowali o dostrzeżonych spodkach. W ciągu kilku tygodni z każdego stanu – a także z Australii, Kanady, Francji, Iranu – donoszono o spodkach. Przy okazji pojawiły się wiadomości o obiektach mających inne kształty. Były to
¤¤¤
Martin Gardner relacjonuje, że we wtorek, 24 czerwca 1947 r., Kenneth Arnold, właściciel przedsiębiorstwa dostarczającego sprzęt przeciwpożarowy w Boise, w stanie Idaho, leciał swoim samolotem nad Górami Kaskadowymi w stanie Waszyngton. Arnold był wtedy przystojnym, atletycznie zbudowanym mężczyzną (niegdyś skrzydłowy reprezentacji piłkarskiej stanu Północna Dakota) i miał 35 lat. Swego samolotu używał do rozwożenia sprzętu przeciwpożarowego. W pobliżu Mount River zobaczył 9 mijających go obiektów, które tworzyły rodzaj skośnego łańcucha i poruszały się z ogromną prędkością. Arnold określił rozmiary tych obiektów jako nieco mniejsze od samolotu DC-4. Obiekty poruszały się – jak to później opisał Arnold – jakby były związane ze sobą,
więc ogniste kule, stożki podobne do tych, w jakich sprzedaje się lody, tajemnicze światła na niebie, latające czapeczki o kształcie przykrywki na piastę samochodową, a nawet obwarzanki. Raz doniesiono o maszynie w kształcie cygara, bez skrzydeł, z rzędem oświetlonych okien i pomarańczową smugą spalin. Davis La Vrence z „US News” oznajmił, że latające spodki stanowią tajemnicę lotnictwa amerykańskiego i są „kombinacją nowoczesnego helikoptera z szybkim samolotem odrzutowym”. Latający spodek szybko zastąpiony
został nazwą latający talerz, a następnie – UFO. Gardner uważa, że stało się to za sprawą kapitana Thomasa F. Mantella juniora. Lotnik ów wystartował w styczniu 1948 r. z bazy lotniczej koło fortu Knox w stanie Kentucky na bojowym samolocie P-51. Tuż po starcie kpt. Mantell dostrzegł na niebie biały, okrągły przedmiot, który określił jako talerz. Mantell gonił go do wysokości 18 tys. stóp i wtedy zapowiedział przez radio: „Idę na wysokość 20 tys. stóp. Jeśli się nie zbliżę do tego latającego talerza, zaniecham pogoni”. Był to jego ostatni meldunek. Prawdopodobnie po osiągnięciu 30 tys. stóp samolot Mantella wpadł w korkociąg, spadł na ziemię, a pilot zginął. Siły zbrojne USA początkowo uchylały się od zajmowania sprawą latających spodków, traktując je jako zbiorową halucynację. Później jednak, gdy doniesienia zaczęły się mnożyć, zorganizowano akcję pod nazwą „Plan: Spodek”. Poczyniono w tej sprawie wiele
szczegółowych badań. Po piętnastu miesiącach zakomunikowano, że nie ma żadnych dowodów,
które można by zinterpretować inaczej niż złudzenie bądź też pomylenie z balonami czy innymi znanymi obiektami na niebie. Prezydent Truman w oficjalnym wystąpieniu zaprzeczył, jakoby armia posługiwała się jakimkolwiek typem powietrznych maszyn odpowiadających opisom latających spodków. W lutym 1951 r. Biuro Badań Morskich wydało dziesięciostronicowy raport o pojawiających się na niebie olbrzymich balonach, używanych przez marynarkę jako sondy do badań promieniowania kosmicznego, a obiekt taki może przypominać latający dysk. Nie wszyscy uwierzyli w te wyjaśnienia, szczególnie że coraz więcej pojawiało się informacji, iż latające talerze mają załogę, która często usiłuje nawiązać kontakt z Ziemianami... Przybysze z kosmosu usiłowali wylądować na Ziemi, ale niestety, próba ta zakończyła się katastrofą pojazdu. 3 lipca 1947 r. Mc Brazel, właściciel rancza, dostrzegł wiele dziwnych szczątków rozrzuconych na jego terenie. Sądził wówczas, że to pozostałości rozbitego samolotu. Powiadomił o tym szeryfa George’a Wilcoxa, a ten zawiadomił lotnisko w bazie wojskowej w Roswell. Wojskowi natychmiast zabezpieczyli teren. 8 lipca 1947 r. płk Wiliam Blanchar, komandor grupy 509 z Roswell, podał mediom informację, że znaleziono szczątki latającego dysku. Wiadomość o katastrofie przybyszów z kosmosu zelektryzowała Amerykę. Parę godzin później dowództwo US Air Force zaprzeczyło tej informacji, utrzymując, że były to szczątki balonu atmosferycznego. Rozpętała się polemika, którą władze starały się wyciszyć, aby nie siać paniki wśród ludności.
Porucznik Jesse Marcel był obecny na miejscu katastrofy. W wywiadzie przeprowadzonym w 1979 r. powiedział reporterom telewizji: „To nie był balon atmosferyczny. Tworzywo, z jakiego zbudowany był pojazd, nie chciało się palić, było bardzo lekkie i cienkie, cieńsze nawet niż folia z opakowania papierosów. Ten wrak był nie z tej ziemi”. Ocenę tę potwierdził generał Arthur E. Exon (był wówczas porucznikiem lotnictwa) w wywiadzie udzielonym w 1990 r.: „Analizy chemiczne, wytrzymałościowe, ciśnieniowe i inne szczątków wykazały, że są one na pewno z kosmosu. Próbowaliśmy zniszczyć te kawałki »folii«, z której pojazd był zbudowany, ale nie udało się mimo użycia wierteł i młotów pneumatycznych”. Według zeznań wielu świadków w środku pojazdu znajdowały się ufoludki. Glenn Davis był wówczas przedsiębiorcą pogrzebowym w firmie „Ballard Funeral” i to właśnie do niego zwróciło się dowództwo lotniska w Roswell w sprawie przygotowania małych, półtorametrowych metalowych trumienek. Relację Davisa potwierdza wielu ludzi, ale szczególnie ważna jest opinia profesora
Roberta Saurbachera (fizyk), który w latach pięćdziesiątych zajmował wysokie stanowisko w Departamencie Obrony USA. Saurbacher powiedział, że do tej pory przechowywane są szczątki kilku rozbitych pojazdów pozaziemskich, kadłubów pojazdów, paneli z instrumentami i innych systemów kontrolnych. Nie wyklucza się, że w pojazdach znajdowali się kosmici, ufoki, ufoludki czy inni, jakkolwiek ich nazwiemy, gwiezdni podróżnicy – istoty z innych planet. Ale ten temat do tej pory objęty jest najbardziej ścisłą tajemnicą wojskową. ¤¤¤
UFO w Polsce po raz pierwszy zauważono 21 stycznia 1959 roku w Gdyni. Później pojawiło się nad poligonem w Nadarzycach. Następnie nad wsią Gierałcice (Opolszczyzna), w Namysłowie, Pile, Ligocie Książęcej oraz w Olsztynie koło Częstochowy. Z tych wydarzeń spisano relacje naocznych świadków. Ale o tym już w następnym numerze. PAWEŁ R. NEIVIL Fot. archiwum
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
W
ielebny ks. Czesław Bartnik w artykule „I co teraz...?”, opublikowanym na łamach „Naszego Dziennika” (13 czerwca 2003 r.), usiłuje raz na zawsze rozprawić się z Unią Europejską.
mitologiczną córką króla fenickiego Agenora i Telefassy. Odznaczała się niezwykłą pięknością. Grecki bóg Zeus przybrał postać byka i uprowadził ją na Kretę, gdzie spłodził z nią aż trzech synów. Na Krecie czczono ją jako boginię!
I co teraz?! „Po referendum unijnym (...) w kołach rządzących, wśród większości partii, wśród nowobogackich, a także wśród różnych mniejszości, zwłaszcza żydowskiej, zapanowała nieopisana radość – pisze ksiądz Czesław. – Nasze władze, politycy, biznesmeni zapędzili nas do Unii w jakimś swoim celu, bez rozeznania całości problemu i bez mądrego rozumienia, co znaczy wolność Narodu i państwa”. I może ma chłop swoją rację, tyle że nie wymienia wszystkich, którym zawdzięczamy nasze referendalne „tak”. Zapomniał biedaczyna o papieżu i episkopacie, których jest poddanym. Czyżby papież i prymas, którzy na równi z premierem i prezydentem zaganiali nas do UE, „o wolności Narodu i państwa” nie mieli zielonego pojęcia? A może świadomie działają na naszą niekorzyść?! Dalej wielebny Bartnik uchyla rąbka tajemnicy: „Oni śpiewają już swój nowy hymn, nie narodowy »Jeszcze Polska nie zginęła«, lecz pogański – »Odę do radości« (...). Jest to wiersz wczesnego romantyka niemieckiego Fryderyka Schillera (...) jest odą, czyli utworem patetycznym, pieśnią pogańską na cześć idei radości na Olimpie. (...) dziś ten wiersz, jako hymn ma być swego rodzaju manifestem ideowym UE. Dlaczego wybrano takie infantylne i mitologiczne banialuki? Chodziło chyba głównie o to, żeby w hymnie europejskim nie było ani »iskry« chrześcijańskiej. Czy inżynierowie Europy mogą nam zaoferować jedynie mitologię starogrecką?”. No cóż, nawet nazwa naszego kontynentu sama w sobie nie posiada ani krzty chrześcijańskiego pochodzenia. Europa (gr. Europe) była
C
Ksiądz Czesław wprowadza czytelników w arkana wiedzy tajemnej o międzynarodowej zmowie: „Odżyła walka między czerwonymi (postkomuniści) a różowymi (lobby żydowsko-amerykańskie i liberałowie). Przez czynniki zagraniczne popierani są raczej różowi, bo postkomuniści polscy zachowują w sobie mimo wszystko dużo polskości i nie nadają się tak dobrze z jednej strony do tłamszenia polskości w kraju, z drugiej do odgrywania roli konia trojańskiego dla Ameryki w Europie”. No i proszę, docze-
kała się polska „lewica” uznania w oczach księdza Bartnika! „Żeby Polska była łatwiejsza do strawienia przez kosmopolityczną UE, ośrodki zagraniczne zabiegają o to, by wzmocnić Unię Wolności, Platformę Obywatelską i różne inne ugrupowania pozostające pod dominacją masońską i ateistyczną. Jednocześnie starają się marginalizować i osłabiać takie ugrupowania, jak Samoobrona, Liga Polskich Rodzin, Ruch Katolicko-Narodowy i wszystkie inne, o ile tylko reprezentują »klasyczną Polskę«. Trwa potężna dywersja wewnętrzna przeciwko ugrupowaniom patriotycznym, specjalizują się w tym wywiady obce”. Włos się na głowie jeży! A więc nawiedzony Rokita, Śledzińska jakaś tam i inne dewoty z Platformy – to wszystko (krypto?) masoni
zym jest właściwie tolerancja? Przyzwoleniem i akceptacją czy może tylko znoszeniem z zaciśniętymi zębami cudzych fanaberii? A może w imię tolerancji należy zwalczać wrogów tolerancji? Na rynku wydawniczym ukazała się właśnie niezwykła książka: „Tolerancja”. To owoc pracy kilkunastu autorów, specjalistów w rozmaitych dziedzinach, a także działaczy społecznych. Jest wśród nich aż pięcioro profesorów i mnogość doktorów, a mimo to książkę da się czytać... Zasługa to niewątpliwa redaktorów nowej publikacji – znanej doskonale czytelnikom „Faktów i Mitów” profesor Marii Szyszkowskiej i doktora Tomasza Kozłowskiego z Uniwersytetu Warszawskiego – oraz lekkiej grafiki Jerzego Stępnia.
17
NAUKA I WIARA i ateiści! Cała Unia pozostaje w zmowie przeciwko biednej, katolickiej Ojczyźnie?! Tym bardziej że: „Jako środek do osłabienia pozycji Kościoła ma też służyć nałożenie nowych podatków na hierarchów i na katolików świeckich, m.in. wysokiego podatku katastralnego, od stypendiów mszalnych, od zbiórek charytatywnych i innych. Nacisk fiskalny uzasadnia się ciężką sytuacją ogólną, rzekomym bogactwem Kościoła...”. Już wyobrażam sobie rzesze urzędników, którzy nękają bezbronny kler podatkiem katastralnym! Na wszelki wypadek podpowiadam – każdy urzędnik powinien być z innej parafii, żeby nie miał przerąbane u swojego proboszcza. „Stałym elementem tej gry – wyjaśnia ks. Czesław – ma być wielostronna kompromitacja duchowieństwa i podporządkowanie seminariów duchownych ideologii unijnej”. Chyba już uwierzyłem, że świat zmierza ku końcowi. Ale co z nami – Polakami i katolikami, drogi ojcze Czesławie?! „Wreszcie bardzo bolesna, choć i pobudzająca dla nas będzie konieczność bronienia katolicyzmu w Polsce niemal na wszystkich odcinkach, choć największy nacisk będzie wywierany na naszą świadomość religijną i na nasze media, jak Radio Maryja, »Nasz Dziennik«, »Niedziela« i inne”. Uff! Okazuje się, że Unia Europejska nie jest, jak dotychczas błędnie myśleliśmy, jedynie międzynarodowym układem ekonomiczno-politycznym, ale skomplikowaną intrygą o zasięgu ogólnoświatowym. A za tym wszeteczeństwem ani chyba stoi żydowski spisek. I pomyśleć, że całe to zamieszanie europejskie skierowane jest głównie przeciwko Lepperom, Giertychom i Rydzykom oraz ugrupowaniom i mediom przez nich reprezentowanym. Czyżby groziła nam nowa zimna, święta wojna?! Po przeczytaniu artykułu oniemiałem z przerażenia i zabarykadowałem drzwi i okna. Siedzę w domu, w najciemniejszym kącie, komunikując się ze światem jedynie za pomocą podłączonej do sieci komórki. Mdleję z przerażenia, kiedy pomyślę o tym, co będzie, jak przejdziemy na unijny prąd... TYMOTEUSZ
Książka jest wyjątkowo różnorodna, dlatego wszelkie próby jej streszczenia są daremne. Wystarczy zasygnalizować, że problem tolerancji ujmuje z rozmaitych punktów widzenia: historycznego, społecznego, filozoficznego. Wśród omawianych zagadnień znajdziemy m.in. wegetarianizm i satanizm, a ten ostatni ujęty w sposób bardzo odważny. Oprócz tego mnóstwo ciekawostek i nowinek, chociażby o apotemofilii, czyli pragnieniu pozbawienia się zdrowych kończyn. Książka zdecydowanie do przeczytania; polecam wszystkim, którym nie jest obcy trud myślenia. ADAM CIOCH „Tolerancję” można nabyć w księgarniach lub u wydawcy: Spółdzielnia Wydawnicza „Anagram”, ul. Grochowska 357/119, 03-822 Warszawa, tel.: 22/698 70 70, 22/698 70 69
Tolerancja
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Czy po dwudziestym wieku naznaczonym dyktaturami, które miały swój początek w rozważaniach filozoficznych, warto jeszcze zaufać filozofii i filozofom? Czy warto zajmować się tą dziedziną wiedzy? – Pana pytanie byłoby dla mnie bardziej zrozumiałe, gdyby powszechnie zadawano pytanie: po co jeszcze chrześcijaństwo, skoro tak fatalnie zaznaczyło się ono w historii ludzkości? Rzezie, mordy, inkwizycja, nieustanna walka o władzę – to wszystko kompromituje tę religię. Niekorzystnie wygląda historia chrześcijaństwa zwłaszcza wtedy, gdy porówna się ją z dziejami buddyzmu, religii, która nie zabiega o władzę polityczną dla swego kleru. Filozofia jest niezbędna każdemu czło-
Fot. Krzysztof Krakowiak
artykuły z tego zakresu w „Czasopiśmie Aptekarskim”. Zatem aptekarzom i farmaceutom także potrzebna jest filozofia. – Pani profesor powołała do istnienia także filozofię codzienności. Czym różni się ona od innych szkół filozoficznych? Sposobem interpretacji świata? – Celem filozofii codzienności jest oswojenie z filozofią i wskazanie, że każdemu, bez względu na wykształcenie, jest ona potrzebna jako pewien drogowskaz. Filozofia codzienności to nowy dział, którego
OKIEM HUMANISTY (31)
Po co filozofia? wiekowi. Po pierwsze – płynie z niej określona koncepcja sensu i celu życia. Dawniej, kiedy telewizja nie była jeszcze powszechna i kiedy czytało się książki, to poprzez wielkie dzieła literackie można było stykać się z poglądami filozofów. Czytając Londona, poznawało się poglądy Herberta Spencera, angielskiego filozofa. Te przykłady można mnożyć. Chcę przez to powiedzieć, że filozofia jest użyteczna dla każdego człowieka, który chce świadomie pokierować swoim życiem. Ponadto filozofia jest potrzebna, żeby głębiej poznać świat. Nauki przyrodnicze docierają do zjawisk świata przyrody, do tego, co można zważyć, zmierzyć, dotknąć. Człowiek jednak od wieków jest ciekawy istoty rzeczy: czym jest świat sam w sobie? I właśnie owo docieranie do istoty rzeczy – niepoznawalnej poprzez zmysły – stanowi domenę filozofii. Warto przy tym pamiętać, że to z filozofii wyodrębniły się wszystkie nauki. W starożytności filozofia była wszechnauką i zarazem mądrością. Pierwsi filozofowie byli mędrcami, często lekarzami i poetami. Kiedy wiedza zaczęła się rozrastać, z filozofii zaczęły się wyodrębniać rozmaite nauki. Na przykład psychologia jako odrębna nauka wyodrębniła się z filozofii w połowie XX wieku. Filozofia jest nam obecnie potrzebna również z tego powodu, że następuje ogromna specjalizacja wiedzy. Kiedyś w Białymstoku zobaczyłam wywieszkę: Klinika kolana. A więc są już lekarze, którzy nie leczą całej nogi, ale wyłącznie kolano! Żeby zrozumieć świat, a nie być jedynie specjalistą od jakiegoś fragmentu rzeczywistości, potrzebna jest myśl filozoficzna. Powołałam niedawno do istnienia filozofię farmacji, regularnie publikuję
przedmiotem dociekań jest to, co zwykłe, powszednie, czyli to, w czym każdy z nas jest „zanurzony”. Filozofia codzienności daje tylko bardzo ogólne recepty i drogowskazy, bo nie wolno nikomu narzucać żadnego, określonego już, systemu filozoficznego. Ta filozofia pozostawia każdemu możliwość odnalezienia takich poglądów, które do niego najmocniej przemówią. – Czyli zadaniem filozofii codzienności jest przybliżenie refleksji filozoficznej zwykłemu człowiekowi? – Tak, jej celem jest pokazanie, jakie wnioski praktyczne płyną z filozoficznego sposobu myślenia. Wskazuje pewne wartości, ale nie przesądza o wyborze takiego czy innego poglądu na świat. Odwrotnie, płynie z niej wniosek, że każdy ma poszukać sobie takiego spojrzenia na świat, który będzie zgodny z indywidualnymi pragnieniami, wyobrażeniami, strukturą psychiczną. Tak więc filozofia codzienności głosi krytykowany przez Kościół relatywizm. – Filozofia codzienności może zatem, w pewnym sensie, zająć miejsce religii i etyki religijnej... – Oczywiście, bo większość ludzi nie jest religijna, wbrew temu, co zwykło się powtarzać. Boleję nad tym, że nie funkcjonuje u nas zwyczaj spotykania się osób areligijnych, chociażby w niedzielne popołudnia. Każdy ma potrzebę odświętności, wspólnej dyskusji czy zabawy. Takie osoby nie mają się nawet gdzie spotkać, niestety, bo nie istnieją odpowiednie lokale. Zamykanie się w domach z włączonym telewizorem czy Internetem jest zabójcze dla psychiki człowieka i oddala nas od siebie – zamiast przybliżać. Rozmawiał ADAM CIOCH
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
TO I OWO
Ü DOBRZY SĘDZIOWIE Odważni pracownicy Izby Skarbowej w Olsztynie powiedzieli „stop” darowiznom na Kościół. Nakazali pewnemu małżeństwu zapłacić zaległy podatek od tego typu darowizn. Ci pobiegli na skargę do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wszyscy liczyli na to, że wyda on jasne orzeczenie, jakie przepisy należy stosować przy darowiznach na kościoły i ich działalność, bo nawet pracownicy skarbówki poprosili o odpowiedź, jakich kwitów mogą domagać się od Kowalskiego. Szczególnie interesowało ich to, czy pokwitowanie proboszcza powinno mieć jakąś formę urzędową, czy wystarczy papier toaletowy. Uchwała NSA raz na zawsze przecięłaby wszelkie dyskusje. No i stało się. Sędziowie stanęli na wysokości zadania i... odmówili odpowiedzi na pytania olsztyńskiej skarbówki. Z interesem Kościoła się nie dyskutuje.
Ü CO WOLNO WOJEWODZIE Pracownicy administracji państwowej (m.in. 6 wojewodów) i samorządowej już po raz trzynasty pielgrzymowali na Jasną Górę. Przyjechało tylko 500 osób, ale za to w jakim składzie! Pokłon Królowej Paulinów
ZŁOWIONE W SIECI Wakacje, dla dzieciaków pełny wypas. Przez dwa miesiące żadnej nauki i żadnych wpisów do dzienniczka. Nauczyciele też nie będą się męczyć nad celnym sformułowaniem uwag wypisywanych dla rodziców. Przypomnijmy najbardziej trafne spostrzeżenia ciała pedagogicznego. Śmialiśmy się z uczniów – pośmiejmy się z nauczycieli. Ukradł dziennik lekcyjny, nie chce oddać i żąda okupu. Pluje pod nogi nauczyciela. Upomniany twierdzi bezczelnie, że bada siłę grawitacji. Wyrwany do odpowiedzi mówi, że nie będzie zeznawał bez adwokata. Wyrzucił koledze teczkę przez okno i powiedział, że „jak kocha to wróci”. Kowalski w trakcie lekcji uprawiał cyrklem ziemię w doniczce. Syn lata z gołym brzuchem po błocie. Zabrał z ubikacji przetykacz do WC i robił stemple na ścianie. Na lekcji zajęć praktyczno-technicznych umyślnie piekła ciasto bez mąki. Wlał wodę do kontaktu w pracowni fizycznej na lekcji plastyki. Przemek bawi się na lekcji wszystkim, nawet chorym palcem.
Przy korycie złożyło np. całe SLD-owskie kierownictwo Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego – z wojewodą Lechosławem Jastrzębskim i wicewojewodą Teresą Randak na czele. Gorsi od przedstawicieli premiera nie mogli być też samorządowcy. Najgłośniej w piersi bił się marszałek Michał Czerski (oczywiście SLD) i jego zastępca Jan Grela (Samoobrona). Koszty wycieczki urzędników i ich rodzin pokrył budżet państwa i samorządy.
– będzie pięciu. Było pięciu – będzie ośmiu. Takim na przykład Wojewódzkim Funduszem Ochrony Środowiska
opóźnia się. Decyzje w tej sprawie może podjąć tylko jedna osoba. Jest nią Marek Kolarski, dyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami, Geodezji i Katastru – zaufany Kaczyńskiego. Najgorzej na rządach Lecha wyszli ci, którzy robili interesy z były-
Ü MAZOWIECCY STOLARZE Co może połączyć polityków LPR, Prawa i Sprawiedliwości, Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz Platformy Obywatelskiej? Oczywiście stołki. Panowie Giertych, Kaczyński, Kalinowski Piskorski zawiązali wielką koalicję w mazowieckim sejmiku. Liczba stanowisk jest jednak ograniczona, a apetyty wręcz odwrotnie. Rozwiązaniem zadania, jak podzielić trzy stołki pomiędzy czterech pretendentów, była operacja zmiany statutów wszystkich wojewódzkich instytucji. Było trzech prezesów i
18
Zamknął nauczyciela na klucz i odmówił zeznań. Przyniósł do szkoły trutkę na szczury z zamiarem wypróbowania jej na wychowawczyni. Schowany za podręcznikiem z fizyki wydaje odgłosy przyprawiające mnie o mdłości. Podpalił koledze teczkę na lekcji i zapytał, czy może wyjść po gaśnicę. Wysłany w celu namoczenia gąbki wrócił z mokrą głową i suchą gąbką. Po napisaniu na lekcji kartkówki, nie oddał jej, twierdząc, że zostawił ją w domu. Ukradł sedes z ubikacji szkolnej. Stale obraża się na nauczycieli. Zjada ściągi po klasówce. Naraża kolegów na kalectwo, rzucając kredką po klasie. Na lekcji biologii rzucił we mnie łopatą. Wysłany po kredę przyniósł ślimaka. Wkłada kapiszony do kontaktu, czym doprowadził nauczycielkę na pogotowie. Rozbiera atomy na cząsteczki i kładzie sobie na oczach. Gra w karty na j. angielskim w sali 24. W czasie wyścigu międzyszkolnego umyślnie biegł wolno, by – jak stwierdził – zyskać na czasie. Z rozmowy na wywiadówce z udziałem wychowawczyni klasy, rodziców i dzieci: Nauczycielka: – Proszę zwrócić uwagę swojemu dziecku, żeby mnie nie przedrzeźniało! Mama: – Robert, przestań robić z siebie idiotę! Wybrał JĘDREK
I właśnie w ten sposób spółka JPB Investement Jacka Kapicy dogadała się z władzami Wilanowa. Wybrano ją w drodze publicznego, jawnego przetargu. Podpisano stosowne umowy. Wszystko szło pięknie, a inwestor ładował w budowę własny szmal. Niestety, miał pecha. Zgodę na podział działki musi teraz wydać miasto. I zaczyna się zabawa. Dyrektor Kolarski znajduje tysiąc powodów, aby zgody na podział działki nie wydać. Gdy skończyła się kasa firmy Jacka Kapicy – budowa, w którą włożono trzy miliony złotych, stanęła. JBP Investement traci dziennie na zabezpieczeniu stanu surowego budynku kilkanaście tysięcy. A co w ratuszu? Dziękuję, wszyscy zdrowi.
Ü NA MAZOWSZU DO DECHY i Gospodarki Wodnej szefował zarząd trzyosobowy (i to od czterech lat), a teraz będzie pięcioosobowy. Oficjalny powód zmian: oooogrom pracy.
Ü LECH ZA TRZECH Czy Lech Kaczyński rozłoży budownictwo w stolicy? Takie pytanie zadają sobie właściciele firm budowlanych z Warszawy i okolic. Otóż 1 stycznia 2003 r. prezydent stolicy cofnął pełnomocnictwa pracownikom urzędów dzielnic. Od tej pory wszystkie dokumenty mogą przygotowywać wyłącznie urzędnicy Ratusza. Zaczyna się prawdziwy horror. Procedura wydawania zezwoleń budowlanych
Ü Dokończenie ze str. 3 – Jaka ma być ta ustawa? – Proponuję powszechną dostępność do taniej antykoncepcji i badań prenatalnych, umożliwienie refundowania drogich zabiegów in vitro, umożliwienie przerywania ciąży z uwagi na bardzo trudne warunki życiowe kobiety. – Czy jako posłanka może Pani spokojnie patrzeć w oczy kobiet, które wybrały Panią do Sejmu? – Nie, nie mogę, choć na przykład u siebie, w Olsztynie, mam olbrzymie poparcie kobiet, które doskonale rozumieją moją bezsilność. Tego poparcia nie czuję jednak w parlamencie. Zrobiłam projekt ustawy i, zanim zajął się nim klub, już usłyszałam głosy, że niepotrzebnie wszczynam awanturę, że to temat zbyteczny. A przecież projekt ustawy powstał na zlecenie klubowego zespołu na rzecz wolności obywatelskiej. – Jakie zatem będą losy tego projektu? – Jestem już po rozmowie z Jerzym Szteligą – szefem wspomnianego zespołu – i zamierzamy przedstawić projekt Klubowi Parlamentarnemu SLD. – A jeśli okaże się, że nic z tego nie wyniknie, że być może wykorzystano Panią do zamydlenia oczu postępowej części elektoratu SLD, a następnie Pani praca pójdzie do kosza? – Cóż, może będę musiała zastanowić się nad celowością dalszej pracy w parlamencie. Przecież nie
mi gminami (dziś – dzielnicami). Oto przykład: Jacek Kapica wszedł w porozumienie z władzami Wilanowa. Umowa była prosta jak konstrukcja gwoździa: dzielnica ma działkę, ale nie ma kasy, Kapica ma kasę, ale nie ma działki. Można więc robić interes. W krajach cywilizowanych nazywa się to partnerstwem prywatno-publicznym. Siedziby urzędów czy bibliotek łączy się z budynkami na wynajem. Prywatny inwestor stawia gmach, oddaje miastu jego część, a na pozostałej zarabia, pobierając czynsz. Gmina dostaje także od niego część kasy z najmu. Po upływie określonego w umowie czasu całość staje się własnością samorządu.
Miłośnikom szybkiej jazdy przedstawiamy region, w którym łamanie kodeksu drogowego uchodzi praktycznie bezkarnie. To województwo mazowieckie. Kiedy policjanci nas złapią i wystawią mandat kredytowy, nie musimy go wcale płacić. O naszą bezkarność zadbają pracownicy urzędu wojewódzkiego. Szanse na to, że nasz mandat trafi do komornika oscylują wokół zera. Po prostu do systemu ewidencji trafiają one po trzystu dniach od wystawienia. Następne trzysta dni czekają na wysłanie do skarbówki w celu egzekucji. Efekt: ponad 77 proc. mandatów uległo przedawnieniu. Inspektorzy NIK wyliczyli, że były one warte 29 mln złotych. Opracował MP
Państwo jak sutener (cd.) mogę dłużej nadużywać zaufania ludzi, których reprezentuję. Nie chcę jeździć do Sejmu, by jedynie podpisywać listę obecności. – Odnoszę wrażenie, że polskich polityków tak samo, jak los kobiet, obchodzą dzieci – ofiary przemocy. Pedofilia traktowana jest wciąż jako zjawisko marginesowe i niegroźne... – Nie da się chować głowy w piasek. Trzeba doprowadzić do tego, by sądy należycie traktowały te sprawy i nie wydawały symbolicznych wyroków. Materię mamy z pewnością bardzo delikatną i dlatego niezbędna jest ostrożność, bo przecież łatwo skrzywdzić człowieka. W Poznaniu jednak od lat wiedziano o problemie i nie chciano go ujawnić. – Nie boi się Pani mówić głośno o tak trudnych sprawach w skatoliczałej Polsce? – Robię swoje, choć jednocześnie muszę się liczyć z konsekwencjami politycznymi, że mogę być odbierana jako osoba szkodząca lewicy, jak choćby Waniek czy Sierakowska. Dostaję obrzydliwe paszkwile, atakują mnie jakieś podejrzane organizacje, od czasu do czasu na moim osiedlu ktoś obrzuca jajami mój samochód. Zapyta pan, dlaczego jednak walczę? Z prostego powodu – jako kobieta chcę sama decydować o swoim losie. A ponadto jest to walka o godność.
– A hierarchowie Kościoła dają Pani spokój? – Na razie tak, ale od czasu do czasu atakuje mnie Radio Maryja. – Dlaczego Sierakowska jako jedyna odważyła się sprzeciwić Millerowi? – Iza ma silną pozycję, jest ikoną lewicy, założycielką SdRP. Ponadto Miller ceni siłę i nie lekceważy silnych przeciwników. – Ale lekceważy sporą część swojego elektoratu... – To prawda. Sprawa aborcji dotyczy przecież młodszej części społeczeństwa – ludzi aktywnych zawodowo, pracujących, wychowujących dzieci i na ogół niechorujących, choć płacących wysokie podatki, także na służbę zdrowia. Wypadałoby im coś dać – choćby tanią i legalną antykoncepcję. Jeśli państwo tego nie zrobi, to będzie jak sutener, który wykorzystuje kobiety, nic im w zamian nie dając. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
LISTY Pod wpływem „FiM” Pod wpływem Waszej gazety postanowiłem rozliczyć się z moją wiarą i Kościołem katolickim. Postanowiłem dowiedzieć się, w co wierzę jako katolik i zainteresowałem się historią chrześcijaństwa oraz Kościoła katolickiego, a także dogmatami Krk. Konfrontacja wiedzy i wiary wyniesionej z lekcji religii i z Oazy (trudno mi teraz w to uwierzyć) z faktami historycznymi, okazała się zgubna dla Kościoła. Wcześniej odczuwałem dyskomfort psychiczny z powodu niemożności spełnienia oczekiwań Kościoła (tzw. sumienie) i, jak powiedział Kant w 1784 roku, postanowiłem wyjść ze stanu małoletniości i odważyłem się posługiwać się swoim rozumem. Sapere aude! Chcę zrzucić ten krzyż, który starają się wcisnąć każdemu katolikowi funkcjonariusze Krk – księża. Obecnie zastanawiam się nad decyzją o wypisaniu się z Krk. Uczynię to po głębokim przemyśleniu decyzji i świadomy tego, jakie konsekwencje niesie to za sobą. Teraz bardzo ciekawie wyglądają moje rozmowy w rodzinie oraz ze znajomymi na temat Krk i dogmatów. Wyposażony w wiedzę historyczną i teologiczną, z rozbawieniem oglądam zażenowanie i zmieszanie moich rozmówców pod wpływem faktów historycznych ukazujących prawdziwe oblicze Krk, gdy napór tych faktów zmusza ich do myślenia i zastanowienia się nad swoimi poglądami i podstawami wiary. Krzysztof Witczak PS Będę głosował na partię APP RACJA i nie ulegnę lansowanemu mitowi o zmarnowanym głosie na małe partie i ugrupowania. Na ten numer dałem się nabrać, głosując na UW i SLD. Nie pójdę na żadne kompromisy ani układy. Macie mój głos.
Przy okazji zastanawiam się, co za 10 czy 20 lat zrobią z tymi paskudnymi architektonicznie budowlami nasze dzieci i wnuki? Danuta Myślicka
Byłem molestowany Informuję Redakcję, że w dniu 21.06.2003 r. wysłałem do kurii we Wrocławiu (
[email protected]) list o poniższej treści: Niniejszym informuję, że w latach 1960–1963, będąc ministrantem w kościele rzymskokatolickim
Nie mam nic przeciwko ponownej wizycie papieża w 2004 roku. Ponieważ jednak wieść niesie, że przy okazji ma nastąpić poświęcenie nowej potężnej Świątyni Opatrzności Bożej, nasuwa się pytanie, ileż to pieniędzy na tę budowlę przeznaczyli wszyscy sutannowi z prywatnych kieszeni? Wszak to ponoć dar dla Boga od całego społeczeństwa?! A może oni są zwolnieni, jako obywatele innego państwa?
i korzeni chrześcijańskich, pytam: gdzie jest polska lewica i świeckie państwo, w którym ponoć żyjemy? Przypominają mi się czasy Cyrankiewicza i Gomułki, którzy nie wyobrażali sobie innej rzeczywistości niż oparta wyłącznie na ustroju socjalistycznym. Teraz – zdaniem biskupów – nie ma alternatywy dla katolicyzmu. Co tak cennego znajdujemy w historii tej ideologii? Albo w wojnach krzyżowych, świętej inkwizycji czy w wymordowaniu milionów inaczej myślących? Czym wycieczki do Watykanu i codzienne telewi-
na których pojawiły się już zalążki SLD-owskich gruszek, rosnących tam z woli Leszka biskupa Millera! Leon Bod Bielski
Pokaz głupoty Jestem mieszkańcem Władysławowa. Tak się składa, że miałem okazję podziwiać pokaz głupoty i zacofania w wydaniu fanatyków spod znaku Ligi i Krk. Ludzie, to się w pale nie mieści. Tych ludzi powinno się zamknąć i nigdy nie wypuszczać. Piękny daliśmy pokaz przed światem. Jeżeli mam żyć w Polsce oszołoma Giertycha, to ja nie chcę być Polakiem. Zresztą i tak już mi brzydnie życie w tym cyrku. Tomasz Dębiński Władysławowo
Babcia i aborcja
w parafii Kudowa-Czermna pw. św. Bartłomieja, byłem molestowany seksualnie przez ks. wikarego Franciszka Szyrockiego. Proboszczem był ks. Michał Kruczek, zarządcą diecezji kard. Kominek. Byłem molestowany nie tylko ja, ale również inni ministranci, którzy służyli razem ze mną do mszy św. jeszcze po łacinie. Molestował mnie w zakrystii kościelnej i na plebanii, gdzie mnie i kolegów często zapraszał. Było to tolerowane przez ks. Kruczka i jego przełożonych, czyli Kurię Wrocławską. Dopiero po dobrych kilkunastu latach, aby mieć spokój z ks. Szyrockim, wydalono go do Niemiec, gdzie zapewne też molestował. Edward Korab
Nie ma alternatywy? Czyj to dar?
LISTY OD CZYTELNIKÓW
Gdy Pan Prezydent zaprzyjaźnił się z papieżem i corocznie wysyłał mu zaproszenia, przebolałem to i zrozumiałem, bo zapowiedział, że będzie prezydentem wszystkich Polaków, również tych rozmodlonych. Trudniej mi było zrozumieć tolerowanie coraz to nowych biskupich żądań drenujących państwowy budżet i przejmowanie przez Kościół państwowego mienia. Ale gdy Pan Premier Miller zapowiedział publicznie ostrą walkę o preambułę konstytucji europejskiej, w której chce odwołania do Boga
zyjne informacje z życia JPII różnią się od wyjazdów do Moskwy i poddańczego piania na cześć Breżniewa? Nie dziwię się, że elektorat lewicowy odwraca się ze wstydem od Leszka Millera. Rafał Potocki, Gdańsk
Neofiuty z SLD Pierwszy ministrant rządu, niejaki Miller, zapowiedział w „Sygnałach dnia”, w I pr. PR, że „rząd nie planuje ani teraz, ani w przyszłości żadnych kroków w celu złagodzenia ustawy antyaborcyjnej”. Zrozumiałe, taki krok w kierunku złagodzenia ustawy, która była głównym zawołaniem lewicy w kampanii wyborczej dwa lata temu, jest prostą drogą do kościelniackiej klątwy, a to dla „neofiutów” z SLD prawdziwa tragedia! Ze wszystkich neofickich sił SLD zbiera pieniądze na przyszłoroczną sproszoną już do III RParafialnej pielgrzymkę Wojtyły. Media podały, że stosowne, tajne/poufne zarządzenie o konieczności ograniczenia o 15 proc. kontraktów NFZ ze szpitalami i konieczności dociążenia pacjentów drobnymi opłatami w placówkach służby zdrowia – zostało właśnie wydane! Czekamy z niecierpliwością na następne, lewicowe posunięcia. Niech żyje lewica, jej programy, niech wysoko rosną wierzby,
Pomysł z holenderskim statkiem aborcyjnym pochwalam z całego serca. Jestem 26-letnią kobietą, której w demokratycznym (rzekomo) kraju odebrano prawo decydowania o własnym ciele i przyszłości. Jestem w tej dobrej sytuacji, że wiem, jak się pozbyć ciąży metodami naturalnymi naszych babć. Sztuki tej nauczyła mnie moja nieżyjąca już babcia, która urodziła tylko troje dzieci, bo wiedziała, jak „spędzić płód”. Wiedzę tę otrzymała od swojej matki, a ta z kolei od swojej itd. Błogosławię moje przodkinie, że tę wiedzę przekazywano w mojej rodzinie „po kądzieli”. Dzięki temu pomogłam wielu moim koleżankom na studiach, a także ich koleżankom, i uratowałam ich przyszłość. Moja metoda jest całkowicie naturalna. Polega na odpowiednim preparowaniu ziół, masowaniu ciężarnej i poddawaniu jej innym zabiegom. Wszystko to ma na celu
19
wywołanie poronienia. Zabieg trwa 2–3 godz., po czym dziewczyna trafia do szpitala na oddział ginekologiczny z rozpoznaniem „poronienie w toku”. Tam otrzymuje fachową opiekę lekarską, a lekarze niczego się nie domyślają. Po moim zabiegu dziewczyny zachodziły później w ciążę i nie miały żadnych problemów z jej utrzymaniem ani z porodem. Pragnę nadmienić, że na kierunku, który studiowałam, obowiązkowa była anatomia człowieka i fizjologia. Tak więc nie jestem przypadkową znachorką, lecz kobietą z fachową wiedzą i umiejętnościami. Piszę o tym wszystkim dlatego, że chcę pokazać, jak chore jest prawo antyaborcyjne w Polsce. Żaden zakaz nie zmniejszy liczby aborcji. Dopóki będzie ono obowiązywało, podziemie aborcyjne będzie kwitło i miało się bardzo dobrze. Miałam 16 lat, kiedy moja babcia nauczyła mnie, jak przyrządzać zioła. Podczas tej nauki powiedziała prostą, życiową prawdę: „kobiety od zawsze szukały sposobu, jak nie zajść w ciążę, i od zawsze usuwały tę, której nie chciały. Tak było, jest i będzie”. Jeśli w przyszłości będę mieć córkę, na pewno przekażę jej całą wiedzę, jaką ofiarowała mi babcia. Kizeta
UWAGA! Za tydzień napiszemy o prowadzonym przez zakonnice domu dziecka, w którym seks dwunastolatków jest elementem procesu dydaktycznego, przemoc jest na porządku dziennym, a opiekuńcza miłość to zjawisko nieznane. Wszystko oczywiście dzieje się w naszym Katolandzie.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 20 czerwca na trzeci kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 27 (174) 4 – 10 VII 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Gołe ciało
PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO, CZYLI
Feralna trzynastka
Publikujemy unikalne zdjęcie naturysty przed ołtarzem. Akcja rozegrała się 19.06.2003 r., pięć minut przed procesją Bożego Ciała w kościele św. Wojciecha w Lidzbarku Warmińskim. Policja stanęła po stronie proboszcza Fot. M. Raczyński
Czarny humor
¤¤¤
– Ma pan tam może papier toaletowy? – Niestety, u mnie też nie ma. – A ma pan może jakąś gazetę albo czasopismo? – Przykro mi. Po chwili milczenia pierwszy facet znów pyta: – A może ma pan rozmienić stówę?
Dwóch facetów korzysta z sąsiadujących ze sobą kabin. W pewnym momencie jeden z nich orientuje się, że w jego kabinie nie ma papieru toaletowego. Puka więc do sąsiada.
Przyszedł ksiądz z kolędą. Po modlitwie i poświęceniu domu zwrócił się do małej dziewczynki: – Umiesz się żegnać, dziecko? – Umiem. Do widzenia.
Rys. Tomasz Kapuściński
Wchodzi mąż do sypialni i, widząc żonę w łóżku z kochankiem, pyta: – Co wy tu robicie?! Na to żona do kochanka: – A nie mówiłam, że to debil?!
¤¤¤
Mąż niespodziewanie wraca do domu. Żona otwiera okno i mówi do kochanka: – Skacz! – Coś ty, przecież to trzynaste piętro! Zabiję się! Z trzynastego nie skoczę! – Skacz! Nie czas na przesądy! Jeśli jest trzynasty i, nie daj Boże, jeszcze piątek, to Polaków ogarnia groza. Coś złego powinno się wydarzyć. I nawet czterolistna koniczynka lub znak zodiaku (że nie wspomnę o szkaplerzu zawieszonym na szyi) nie pomoże. Och, gdyby tak mieć podkowę albo sznur, na którym powiesił się człowiek, to co innego. Takie przedmioty muszą odczynić złe uroki i przynieść szczęście. W hotelach, szpitalach, a nawet w numeracji domów mieszkalnych opuszcza się nieszczęsną trzynastkę, wprowadzając zamiast niej 12B. Jeśli gości na przyjęciu jest akurat trzynastu, na gwałt szuka się czternastego biesiadnika. Jeszcze nie tak dawno, jeśli budowa domu została zakończona trzynastego – zwiastowało to śmierć i choroby. Aby urok odczynić, brano czarnego kota, który miał przejąć na siebie całe zło. Dawano mu miskę mleka i jeśli kot wypił – sprawa była załatwiona. Gorzej, gdy zwierzę było nażarte. Oznaczało to,
że opanował je Zły, i wtedy topiono kota w worku, gdyż pozostawiony wolno nawiedzałby mieszkańców. Uff! To były czasy, mimo że nie było jeszcze Ligi Polskich Rodzin.
„Okropny to zabobon, który popełnia ten, kto jakiejś rzeczy przypisuje moc, jakiej Bóg jej nie nadał” – tak wyrokuje Katechizm Krk. Są jednak ludzie pobożni, którzy nie hołdują obrzydliwym zabobonom – oni wiedzą, że nie wolno nam poniżać ani ośmieszać uczuć religijnych głupimi przesądami. Podaję przykład.
Po skończonej audiencji u biskupa młody kleryk pochyla się, aby ucałować pierścień. – Jaki przepiękny diament ma Wasza Eminencja na ręku! Biskup nachyla się do ucha kleryka i szepcze: – Mam też pasujące do niego kolczyki z trzynastoma brylancikami. Mogę je dla ciebie założyć wieczorem. I te trzynaście biskupich brylancików to zdecydowane wyrwanie chwastów obrzydliwych zabobonów wypaczających prawdziwą postawę cnoty religijnej, bowiem Katechizm kategorycznie stwierdza w punkcie 2110: „Zakazuje się zabobonu i bezbożności”. A w 2111: „Zabobon jest wypaczeniem postawy religijnej”. Lęk przed trzynastym to straszny przesąd, zabobon nad zabobony. Jestem kobietą nowoczesną i nie wierzę w takie głupstwa. Rozśmieszają mnie. Nie wierzę w czterolistną koniczynkę, w czarnego kota przebiegającego drogę, we wróżby cyganki, przepowiednie z kart, w stryczek wisielca itd. Chociaż... nie trzymałabym w domu kota cyganki, która powiesiła się trzynastego grudnia – nie lubię kotów. ZOSIA WITKOWSKA