KSIĘŻA UPRAWIAJĄ MARIHUANĘ ! Str. 3 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 27 (487) 9 LIPCA 2009 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT)
...A ZAKONNICE HODUJĄ DZIECI Około 40 tysięcy samotnych kobiet w ciąży zgromadzono w przyklasztornych ośrodkach w Irlandii. Te żywe inkubatory miały jedno zadanie: urodzić i wstępnie odkarmić potomstwo. Później zakonnice ! Str. 15 – siostry miłosierdzia – siłą odbierały matkom dzieci i odsprzedawały je do adopcji.
! Str. 7
! Str. 3
ISSN 1509-460X
! Str. 11
2
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Na wieść o powodzi Caritas Polska strasznie, wprost dramatycznie się... uradował. I swoim zwyczajem ogłosił ogólnopolską zbiórkę pieniędzy na rzecz powodzian, podając oczywiście swoje konto. Jeszcze nie wyschły łzy po tragedii w chorzowskiej hali, a tu już nowe nieszczęście. Co za fart! Po „powodzi tysiąclecia” w roku 1997 kolejne rządy przekazywały niemałe środki na niwelowanie popowodziowych szkód i na programy inwestycyjne mające zapobiegać podobnym kataklizmom. 30 procent tych gigantycznych sum (także z Niemiec) poszło na renowację podtopionych kościołów Dolnego Śląska, Kotliny Kłodzkiej i Podkarpacia. A wały przeciwpowodziowe? A wała! Dwóch na trzech nastolatków oficjalnie deklaruje, że nie wierzy w Boga. Sześciu na dziesięciu uważa, że religie są przyczyną nienawiści, wojen, biedy i głodu. Chodzi o naszą młodzież? Nie, na razie o brytyjską. Ale przypominamy, że Polska jest krajem, w którym ponad 80 procent wiatrów wieje z Zachodu. PiS postanowił pokonać Palikota jego własną bronią, czyli śmiechem i złośliwością. Oto mąż senatorki Kaczej partii Doroty Arciszewskiej przejął Polmos w Toruniu i ogłosił, że będzie tamże produkował wódkę Palykot. Butelkę ma zdobić czarny profil posła PO. Może to być jednak PR-owski strzał w stopę, bo jak wódka będzie zła, to szef Polmosu nie zarobi, a jak dobra, to akcje Palikota wzrosną. Stefan Maliczewski, proboszcz parafii w Dretyniu (koło Szczecinka), w taki oto sposób wypomniał mieszkańcom podczas kazania, że na tacy lądują banknoty o niskich nominałach: „Dupę można sobie takimi banknotami podetrzeć w kiblu”. Szef miejscowego GS-u potwierdził, że pleban rzeczywiście od dawna nie kupował u niego papieru toaletowego. Wigierski Dom Pracy Twórczej, jedyna w województwie podlaskim państwowa placówka kultury – w dodatku znana w całej Europie z plenerów malarskich – przestanie istnieć. Rozmodlony minister kultury Zdrojewski oddał klerowi obiekty, w których WDPT mieścił się od dziesięcioleci. Przy okazji obiecał, że znajdzie dla placówki nowe lokum i pieniądze. Teraz z danego słowa się wycofał. Niestety, w przypadku Zdrojewskiego nie istnieje związek logiczny pomiędzy pojęciami minister kultury a kultura ministra. Po „Plebanii” i „Ojcu Mateuszu” TVParafialna zapowiada emisję kolejnego kościelnego serialu. Nazywać się będzie „Siostrzyczki” i ma opowiadać o zakonnicach pomagających ludziom w potrzebie. Mamy nadzieję, że akcja nie zostanie osadzona w realiach Irlandii. To raz, a dwa, to wydawało nam się, że telewizja od lat jest w Polsce kolorowa, a tu proszę, znów czarno-biała. Wypowiedzi posłanki Rokity, że bezpłodność można leczyć kolacją we dwoje, a tak w ogóle to bezpłodne są te kobiety, które wcześniej poddały się aborcji, wkurzyły nawet kler. „Kilka wypowiedzi posłanki Rokity bardziej zaszkodziło nauce Kościoła niż wielomiesięczna działalność feministek” – oświadczył ks. Artur Stopka. „Rokita zrobiła z wszystkich przeciwników sztucznego zapłodnienia oderwanych od rzeczywistości pajaców, którzy za nic mają prawdziwe i głębokie nieszczęście ludzi” – dodał ów niegłupi ksiądz. Benedykt XVI ogłosił, że właśnie odnaleziono grób świętego Pawła. Że w sarkofagu leży apostoł, stwierdzono w Roku... Świętego Pawła! Czy to z perspektywy 2 tys. lat przypadek, czy raczej cud? „Czcigodnym bratem” nazwał Benedykt XVI w telegramie z okazji 50-lecia święceń kapłańskich abpa Paetza. Papież przypomniał też, że arcybiskup w czasie kierowania diecezją poznańską dbał o duchowy rozwój podległych mu owieczek. Prawie się zgadza. Z tym, że nie duchowy, tylko dupowy... W Watykanie trwa ostra walka hierarchów niedobitków z ekipy JPII ze zwolennikami B16. Obie grupy nienawidzą się szczerze. Z miesiąca na miesiąc coraz bardziej widać jednak nadciągającą klęskę pogrobowców Wojtyły i odchodzącą w siną dal jego beatyfikację. Obecny papież konsekwentnie ruguje wojtyłowców. Tymczasem za spiżową bramą coraz częściej mówi się o... nowym konklawe. Czyżby wiedziano tam o czymś, czego świat się jeszcze nie domyśla? Profesor Richard Dawkins, autor książki „Bóg urojony”, brytyjski biolog, pomysłodawca wielu kampanii promujących ateizm, jest organizatorem i sponsorem pierwszych w Europie letnich ateistycznych kolonii dla dzieci. Ich uczestnicy (8–17 lat), wypoczywając, będą mogli na nich uczyć się podstaw humanizmu, filozofii, biologii, ewolucji i rozpoznawania religijnych nonsensów. W Katolandzie taka kolonia musiałaby się nazywać „oaza”. Somalijscy talibowie przejęli kontrolę nad całym krajem. I wprowadzili najbardziej drakońskie prawo koraniczne na świecie. Niemal za wszystko grozi kara śmierci. Kamienuje się nawet zgwałconą kobietę – za rozwiązłość oczywiście. I co? I nowy rząd uzyskał poparcie Zachodu, w tym USA – „ostoi wolności” – bo obiecał, że rozprawi się z piratami. W zwyczajnym życiu nazywa się to skurwysyństwem, na salonach – polityką.
Zgasła gwiazda a świecie zawsze żyli ludzie obdarzeni przez naturę wyjątkowymi zdolnościami, geniuszem w tej czy innej dziedzinie. Za takich zawsze uważałem – głównie z racji mojego umiłowania muzyki – wielkich kompozytorów i piosenkarzy: The Beatles, The Doors, Led Zeppelin, The Animals, ELO, ACDC, Pink Floyd, Queen, Beach Boys, Elvisa Presleya, Edith Piaf czy Michaela Jacksona. Ten ostatni właśnie zakończył karierę. Każdy z nas – w większym lub mniejszym stopniu – cierpi na nieuleczalną chorobę, która kończy się śmiercią. A jest nią ciągła pogoń za szczęściem; coraz większym, pełniejszym. Zazdrościmy gwiazdom ich wyglądu i popularności, przywódcom władzy, artystom zdolności. Wszystkim bogatszym od nas zazdrościmy pieniędzy. Sądzimy przy tym, że są to ludzie radośni, szczęśliwi, spełnieni. Bo jeśli nie oni, to w końcu kto? Tymczasem wielcy tego świata najczęściej są o wiele bardziej nieszczęśliwi i chorzy od nas. Potwierdzają to ich przedwczesne śmierci, ale przed wszystkim koleje życia, historie wielkiej pogoni za szczęściem. I może jednak jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie, bo ludzie żyjący skromnie potrafią cieszyć się drobnym rzeczami, które posiadają, czy choćby własnym zdrowiem. Bogacze i wszyscy ci „w czepku urodzeni” bywają zwykle nienasyceni; nie dostrzegają nawet gór złota, które już zdobyli, nie cieszy ich to, co w jednej tysiącznej uszczęśliwiłoby biedaka. Każdy z nich (nas) słyszał, że pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy z nich (nas) chce się o tym przekonać na własnej skórze. I mało kto doznaje spełnienia. Co gorsza, życie poświęcają ciągłej pogoni za mitycznym złotym runem, a po drodze gubią pokój ducha i „drobne” radości dnia codziennego, które składają się na prawdziwe szczęście. Autor Księgi Koheleta pisze: „Kto kocha się w pieniądzach, pieniądzem się nie nasyci (...), gdy dobra się mnożą, mnożą się ich zjadacze (...). Piękną jest rzeczą jeść i pić, i szczęścia zażywać przy swojej pracy, którą się człowiek trudzi pod słońcem (...) bo tylko to jest mu dane”. Na chorobę nienasycenia chorował Michael Jackson. Sekcja zwłok jego ciała właściwie nie wykazała konkretnej przyczyny śmierci. Bo nie ciało było chore, lecz dusza. Kiedy inne dzieci w jego wieku były noszone na rękach przez rodziców, jego nosili już fani. Miał wszystko, o czym marzy przeciętny człowiek, ale przecież on też marzył... Chciał mieć własny pałac, park rozrywki, własne zoo, kina. W końcu zapragnął być biały. I miał, i był. I wszystko to osiągnął, łącznie ze szczytami kariery. W końcu chyba zabrakło mu wyobraźni i marzenia się wyczerpały, bo popadł na kilkanaście lat w depresję, lecząc się garściami lekarstw na wszystko. Leki na wszystko i narkotyki – ostatnia ułuda pełni szczęścia – to zresztą nie nowina wśród gwiazd. Wykończyły wielu, m.in. Marilyn Monroe i Presleya, który pod koniec życia przed snem połykał całą ich szklankę.
N
Tak więc życie wielkich tego świata często bywa tragiczne, zwłaszcza w przypadku osób mających słabą wolę. Nie umniejsza to ich wielkości jako kompozytorów, aktorów, wynalazców. Należy im się podziw i oczywiste jest poruszenie całego świata po śmierci kogoś wybitnego. Bo przecież to był „tylko” i „aż” człowiek. Dlatego Jacksona – z wyjątkiem watykańskich i północnokoreańskich mediów – opłakuje cały świat. Korespondent „FiM” z Danii relacjonował nam, że dokładnie 24 godziny po jego śmierci kilkutysięczny tłum zebrany na placu Ratuszowym w Kopenhadze uczcił jego pamięć 2 minutami ciszy. Na słynnym festiwalu muzyki rockowej w duńskim Roskilde także uczczono pamięć MJ. W stałym programie duńskiego cyrku zdjęto skecz, w którym naśmiewano się z niego. Po prostu umarł KTOŚ. A co działo się (poza Polską) 2 kwietnia 2005 roku, gdy umarł Jan Paweł II, podobno Wielki? Ani światowe media, ani światowa opinia publiczna specjalnie się tą śmiercią nie przejęły i nie zajmowały. Na 2 kwietnia 2005 r. wieczorem zaplanowany był w Kopenhadze wielki koncert z okazji 200-lecia urodzin Hansa Christiana Andersena. Brała w nim udział m.in. duńska królowa, ambasadorowie, politycy, biznesmeni itp. I nikomu nie przyszło do głowy, aby chwilą ciszy czy choćby jednym słowem uczcić śmierć papieża. Nie było też żadnego spotkania przed kopenhaskim ratuszem, nikt nie zawieszał żadnych programów satyrycznych. A warto wiedzieć, że papież i religia to ulubione tematy duńskich żartów. Następnego dnia po śmierci JPII nieliczne duńskie kościoły katolickie... świeciły pustkami. Podobna cisza panowała po śmierci Matki Teresy z Kalkuty, wylansowanej przez Watykan na świętą, a tak naprawdę – jak się okazało później – sadystką i hochsztaplerką, która setki milionów dolarów przesyłanych jej z całego świata, zamiast na głodujące dzieci oddawała Watykanowi na budowę kościołów. A co działo się po śmierci księżnej Diany, z całą pewnością nie świętej katolickiej? Płakali po niej wszyscy, może oprócz watykańskich i północnokoreańskich mediów. Bo to tak działa – idole Kościoła i świata dziwnie się rozmijają. Kiedy byłem klerykiem w seminarium, zmarł Freddie Mercury. Ksiądz profesor od liturgiki skomentował to jakoś tak: „Wykitował zboczeniec i narkoman, nie warto po nim płakać”. Ale miliony płakały. Jak widać, w krajach, w których ideologia (także religijna) odgrywa dominującą rolę, śmierć własnego ideologa zawsze będzie przez usłużne i/lub ogłupione media przedstawiana jako wydarzenie najważniejsze dla całej ludzkości. Natomiast życie lub śmierć osoby naprawdę wielkiej i zdolnej jest przemilczane lub pomniejszane. Chwała więc Michaelowi Jacksonowi! JONASZ PS Oczywiście NOKIA to firma fińska, a nie szwedzka. Przepraszam.
Drodzy Czytelnicy. Jestem Wam winien wyjaśnienie, dlaczego wciąż nie ma radia antyklerykalnego, na które zbieraliśmy pieniądze. Pisałem już, że nie jest możliwe, aby z funduszy, które zebraliśmy i które posiadamy, zorganizować ogólnopolskie radio ze stacjami naziemnymi. Zdecydowaliśmy więc, że będzie to radio internetowe. Pierwszy etap na drodze do jego powstania mamy już za sobą – zupełnie nowy, bardzo rozszerzony portal internetowy „FiM”, do którego odwiedzenia zapraszam. To na tym portalu będą nadawane audycje radiowe. Wymaga to jednak czasu i pracy. Mam nadzieję, że radio ruszy do końca tego roku. Przypominam, że równocześnie pracujemy nad nową szatą graficzną naszej gazety.
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r. strów Tumski w Poznaniu to dzielnica, której centralna część niemal w całości należy do kat. Kościoła. Bazylika archikatedralna, pałace wszystkich pięciu biskupów z imponującą rezydencją metropolity poznańskiego abpa Stanisława Gądeckiego, kuria metropolitalna, Arcybiskupie Seminarium Duchowne, Muzeum Archidiecezjalne, trzy żeńskie domy zakonne, redakcja Katolickiego Radia Emaus, Papieski Wydział Teologiczny... Krótko mówiąc: enklawa przypominająca Watykan w Rzymie.
O
Jednym z takich rarytasów jest przylegająca do ich posiadłości prawie hektarowa ogrodzona działka (w papierach geodezyjnych oznaczona numerem 14/4) przy ul. Dziekańskiej. Przed laty pozwolili ją uprawiać zakonnicom z sąsiedztwa, a dzisiaj rosną tam już tylko pokrzywy i jakieś krzaczory. – Szkoda dobrej ziemi. Czasem kręcą się tu klerycy z seminarium, ale nic nie sieją ani nie sadzą, choć przecież można by hodować warzywa – pożaliła się nam zakonnica, którą zagadnęliśmy o możliwość kupna leżących za płotem kloców świeżo ściętego drzewa.
GORĄCE TEMATY Działka Chrystusowców przy ul. Dziekańskiej jest ogrodzona, a dostępu do niej chroni zamknięta na kłódkę brama. Nawiasem mówiąc, całkiem niepotrzebnie, bo złodzieje tam nie zaglądają. Wokół są sami swoi i każda obca twarz od razu wzbudza niezdrowe zaciekawienie tubylców z Ostrowa Tumskiego. Od strony domu zakonnego można się na Dziekańską przedostać niepostrzeżenie od strony torów kolejowych lub ogromnego ogrodu przylegającego do płotu. My jednak postanowiliśmy wleźć tam przez dziurę.
Henasa) znaleźliśmy prawdziwy skarb: setki roślin o charakterystycznym wyglądzie konopi indyjskich, częściowo zamaskowanych chroniącymi doń dostępu pokrzywami. Zdaniem pewnego specjalisty, który zajmuje się chałupniczym przetwarzaniem konopi, te z ul. Dziekańskiej są jak najbardziej oryginalne, zaś z całej plantacji można by wyciągnąć co najmniej 20 kg aromatycznej marihuany. A dlaczego przeprowadziliśmy własną akcję, zamiast przekazać sprawę policji?
3
„FiM”. Kobieta nie ujawniła nazwiska, ale gdyby przełożeni jej szefa chcieli sprawdzić, kto zacz, to uprzejmie komunikujemy, że 29 czerwca o godz. 8.45 owa nieostrożna dama urzędowała pod telefonem nr 8415450. – Może więc spróbowałaby pani znaleźć któregoś z jego zastępców? – nalegał dziennikarz. – My nie rozmawiamy z prasą. Proszę się zwrócić do rzecznika. – Ale ja nie mam żadnych pytań. Chcę wam jednie jako obywatel udzielić informacji o dużej uprawie marihuany na terenie Poznania. To chyba ważne, prawda?
Wyznawcy maryśki W posiadłości zakonu znaleźliśmy ukryty skarb. Mnisi będą mieli cudowny odlot, jeśli zdążą go wykorzystać, zanim ruszy tyłki zdumiewająco oporna policja... Na owym Ostrowie przy ul. Panny Marii 4 mieści się też oszałamiająca wielkością światowa centrala męskiego zgromadzenia zakonnego noszącego nazwę Towarzystwo Chrystusowe dla Polonii Zagranicznej, a owo Towarzystwo ma tam również własne Wyższe Seminarium Duchowne i znoszące złote jajka Wydawnictwo „Hlondianum”. Chrystusowcy to renomowana firma, która szczyci się swoim wielkim założycielem (prymas Polski kard. August Hlond), 25 parafiami w Polsce i prawie setką placówek w świecie oraz... zasadniczym celem funkcjonowania. W ichniej konstytucji czytamy, że polega on na „uwielbianiu Boga i uświęcaniu się poprzez naśladowanie Jezusa Chrystusa”. Nie szczycą się natomiast specjalnie majątkiem, ale uchodzą za jeden z najbogatszych zakonów (w środowisku kościelnym nazywani są dolarowcami z uwagi na wiele placówek w USA), a za grunty, jakie posiadają na Ostrowie Tumskim, mogliby zainkasować kilkanaście milionów złotych z pocałowaniem ręki.
Co ciekawe: od 2–3 lat ziemia Chrystusowców leży odłogiem, a jednak przynosi takie plony, że daj Boże zdrowie! ! ! ! Konopie indyjskie to roślina zawierająca substancję o działaniu psychotropowym i narkotycznym. Z wysuszonych liści i kwiatostanów konopi uzyskuje się marihuanę. Wkładając nieco więcej pracy, można wyprodukować haszysz, czyli mieszaninę żywicy ochraniającej wierzchołki kwiatowe oraz kwitnących szczytów rośliny. Jedno i drugie jest narkotykiem, którego produkcja, posiadanie i rozpowszechnianie jest w Polsce nielegalne i grozi surowymi karami z więzieniem włącznie. Podobnie zresztą jak samo uprawianie konopi indyjskich, które grozi plantatorowi karą do 8 lat pozbawienia wolności, jeśli „uprawa może dostarczyć znacznej ilości żywicy lub ziela konopi”. Tak powiada ustawa z 29 lipca 2005 roku o przeciwdziałaniu narkomanii. ! ! !
rzekazywanie państwowych nieruchomości Kościołowi katolickiemu ma znacząco przyspieszyć i rozszerzyć swój zakres – oto efekty tajnego porozumienia zawartego 25 czerwca pomiędzy rządem Tuska a Episkopatem! Po ostatnim skandalu z przekazaniem (po wielokrotnie zaniżonej cenie) Kościołowi wartych miliony gruntów w Białołęce i Piasecznie wydawało się, że osławiona Komisja Majątkowa przestanie istnieć. Tym bardziej że konstytucjonaliści coraz głośniej mówili o drastycznej niezgodności jej powołania i działania z ustawą zasadniczą (np. ustawowy, ale niekonstytucyjny zapis jednoinstancyjności decyzji!). Nic podobnego jednak się nie stało. Wręcz przeciwnie!
P
Po co? Ano po to, żeby przekonać się, czy jest coś na rzeczy w krążących wśród poznańskich księży pogłoskach, jakoby podczas niektórych imprez kościelnych raczono się skrętami wyprodukowanymi przez „jakichś zakonników” mających przy klasztorze specjalnie na ten cel wydzielone poletko... Na działce Chrystusowców (zgodnie z informacjami naszego zawsze niezawodnego cicerone
Ano wobec haniebnej indolencji Zarządu Centralnego Biura Śledczego w Poznaniu, gdzie... w ogóle nie chcieli z nami gadać, gdy oznajmiliśmy, że wiemy co i gdzie... – Naczelnika nie ma i nie wiadomo, kiedy będzie – oznajmiła nam policjantka z CBŚ, po charakterystycznym, acz niedokładnym zasłonięciu dłonią mikrofonu i naradzie z mężczyzną, którego zapytała, czy zechce rozmawiać z dziennikarzem
Dawać szybciej i więcej! 25 czerwca obradowała w Warszawie Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu. Wynik rozmów był nieznany, bowiem nie opublikowano żadnego komunikatu końcowego. Media spekulowały jednak, że było to spotkanie w pewnym sensie „pożegnalne” i dalszego rozdawnictwa już nie będzie... Jak się dowiedziały „Fakty i Mity”, przedstawiciele Tuska i biskupi podpisali porozumienie, na mocy którego zwrot zagrabionych (w trójnasób już oddanych) dóbr kościelnych ma zostać zintensyfikowany, a jego
zakres rozszerzony. W tym celu rząd przekaże odpowiednie kompetencje wojewodom i to już na ich szczeblu podejmowane będą wiążące decyzje. Wojewodowie mają też – UWAGA! – „mobilizować starostów powiatów, w których gestii pozostają państwowe grunty, do przygotowywania terenów zastępczych tam, gdzie zwrot pierwotnego mienia jest już niemożliwy”. Ale to nie koniec. Porozumienie rząd–Episkopat RP stanowi także, że wycena gruntów
– Proszę zwrócić się do rzecznika prasowego – odparła niewiasta, po naradzie ze stojącym obok mężczyzną. Zostawiliśmy tym specom z CBŚ numery redakcyjnych telefonów, gdyby jednak zechcieli zmienić zdanie. Nie zechcieli... ANNA TARCZYŃSKA Współpraca T.S. Fot. T.S.
[email protected]
przekazywanych Kościołowi należy do ich dotychczasowego gestora (wojewoda lub starosta). Tylko w przypadkach spornych należy powoływać uprawnionego rzeczoznawcę. Za którego pracę ma oczywiście zapłacić państwo. To są zapisy niebywałe. Wynika z nich, że już żadnej afery białołęckiej nigdy więcej nie będzie, bo ziemia albo nieruchomości przekazywane Kościołowi tyle są warte, na ile pan wojewoda – z reguły dobry znajomy miejscowego biskupa – je wyceni. Do tego niesłychanego skandalu wrócimy na łamach „FiM” za tydzień. MarS
4
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Kobieta pracująca ...żadnej pracy się nie boi. Może być bufetową, sprzedawczynią, prowadzić gospodarstwo rolne, świnie ubijać, szynszyle hodować, a nawet, jeśli zajdzie potrzeba, zboże na torach wysypać i sfałszować podpisy dla dobra ukochanej partii! Eksposłanka Beger Renata – nieco już zapomniana, a szkoda! – która to wszystko potrafi, pochwaliła się nową fuchą. Pani Renia została – uwaga! – „ambasadorką doktor Nony na region pilski”... O co chodzi, a przede wszystkim... Co to za Nona?! Historia Nony Kuchiny przypomina losy innych „wielkich” cudotwórców. Rosyjska pani doktor, która – jak czytamy na oficjalnej stronie internetowej – w okresie wczesnej młodości „była w gościnie u śmierci”, szczęśliwie ozdrowiała dzięki tajemniczym chińskim miksturom, a teraz pomaga innym, czyli... handluje ziółkami, maściami i kosmetykami „na wszystko”, kilka lub kilkanaście razy droższymi od tych dostępnych na naszym rynku. Boskie specyfiki wyprodukowane przez jej
firmę zwykły śmiertelnik może nabyć drogą internetową lub bezpośrednio od „ambasadora”. Takiego jak pani Renata! Niezapomniana prawa ręka przewodniczącego Leppera w udzielanym kilka lat temu wywiadzie dumnie oznajmiła, że zaprzestała chodzenia do kosmetyczki i w ogóle pindrowania się, bo „przy takiej biedzie, w jakiej ludzie żyją, wstyd rozczulać się nad własnym ciałem”. Ale to było zanim szlag trafił piękną karierę i zanim nielitościwy sąd kazał zapłacić 30 tys. grzywny za sfałszowane podpisy na listach poparcia Samoobrony.
ostatnich tygodniach strażnicy katolicko-narodowych „Okopów Świętej Trójcy” jeszcze szerzej niż zwykle rozwarli swoje twarze. Tym razem samozwańcza śmietanka moralna narodu stanęła w obronie... kóz. Ale tylko po to, aby tym silnej dokopać ludziom. Polscy szermierze chrześcijańskich wartości – tacy jak agresywny Terlikowski („Rzeczpospolita”, „Wprost”, TVP) i publicznie miotający przekleństwami Ziemkiewicz (jest chyba we wszystkich mediach) – mają ostatnio powody do zmartwień. W wielu krajach świata dobiega końca zainicjowana przez Kościół 1600 lat temu dyskryminacja ludzi homoseksualnych. Co kilka tygodni dowiadujemy się, że w jakimś kraju zalegalizowano związki partnerskie osób tej samej płci lub zrównano je z małżeństwami. Albo że po raz pierwszy w historii świata premierem zostaje – tak jak na Islandii – kobieta nieukrywająca, że żyje w związku z inną kobietą. Ponieważ Ziemkiewicze, Terlikowscy, „Rzeczpospolite” i „Nasze Dzienniki” są wobec tych faktów bezsilni, pozostaje im miotanie obelg. I tak „Rzeczpospolita”, dziennik niemal w połowie należący do państwa, ale kierowany przez fanatycznie katolicką i pro-PiS-owską ekipę, zamieściła rysunek, w którym porównano związek dwóch mężczyzn do związku człowieka i... kozy. Kampania przeciw Homofobii zażądała przeprosin. W odpowiedzi na to „Rzepa” zamieściła... list kozy do gejów, w którym dowodzi, że porównanie do homoseksualizmu obraża miłośników zoofilii. Te żenujące dowcipy rozeszły się po świecie i moraliści z „Rzeczpospolitej” poczuli się dotknięci coraz liczniejszymi potępieniami. Zaczęli krzyczeć, że łamana jest wolność prasy, że dławi ich „homoseksualna rewolucja”. Na pomoc pospieszyli im inni wyrafinowani
W
Pani Beger osobiście poznała doktor Nonę i przeszła odpowiednie szkolenie. Nieziemskie mazidła, którymi handluje, najpierw wypróbowała na sobie i swojej familii: siebie wyleczyła z bólu łokci, męża z nadchodzącej ślepoty, wnuczka z gorączki, a synową ze skaleczonego palca. Praca w firmie dr Nony może być opłacalna. Dość wspomnieć, że ziółka na pospolite zatwardzenie są tak cudowne, że kosztują ponad dwie stówy. Potencjalnych klientów przekonuje się wielofunkcyjnością produktów: szamponem myje się zęby, kremem do twarzy, nadającym się również do bezpośredniego spożycia – leczy łupież, rozwolnienie, zatwardzenie, a nawet... impotencję i depresję (na ADHD, zdaniem dr Nony, pomagają kąpiele w solach jej produkcji, używanie specjalnego szamponu i... maseczka do nóg). Jak wieść niesie, uzdrawiającymi papkami doktor Kuchiny i nią samą zainteresowały się już polskie władze sanitarne. O naszą ambasadorkę na region pilski martwić się nie trzeba. Kobieta tak doświadczona zawodowo długo bezrobotna nie będzie. JUSTYNA CIEŚLAK
znawcy wartości – redaktorzy „Gościa Niedzielnego”. To ci sami, którzy zrobili z Alicji Tysiąc morderczynię, a sędziów Trybunału w Strasburgu, którzy ją poparli, porównali do esesmanów. Chrześcijańską buzię w obronie rysunkowej kozy otworzył także bezżenny, bo benedyktyński, showman Leon Knabit. Prawicowi katolicy, którzy zwykle za nic mają los czworonogów (patrz „FiM” 25/2009), porównanie ludzi do zwierząt uważają za stosowne i godne obrony tylko wtedy, kiedy ma to na celu wdeptanie w ziemię bliźniego swego. Terlikowski w końcu poszedł na ostro i napisał, że „jeśli prokreacja, wychowanie i wierność nie mają znaczenia w stosunkach dwóch partnerów, a celem ich jest zadowolenie, to nie ma powodów, by czynić różnicę między relacją homoseksualną a zoofilską”. Tyle że także w parach hetero, również w tych z kościelnym ślubem, często nie chodzi o „prokreację i wychowanie”, bo chodzić nie może np. ze względu na bezpłodność. Czy Terlikowski, idąc tropem własnej logiki, powie swoim bezdzietnym współbraciom, że mogliby równie dobrze zawrzeć ślub kościelny z kozą, skoro uprawiają seks „tylko dla zadowolenia partnerów”? Tym słowom wtórował Ziemkiewicz w tekście o wyrafinowanym tytule „Won!” (to pod adresem działaczy gejowskich), gdzie homoseksualistów nazwał „perwersami”. Pogardliwe zestawianie ludzi i zwierząt ma swoją bogatą tradycję. Taka propaganda ma pogłębić nienawiść dla jakiejś grupy społecznej, czasem po to, aby tym lepiej uzasadnić jej eksterminację. Ja wiem, że panom od wartości chrześcijańskich nie o to chodziło zapewne, chociaż... Ziemkiewicz napisał kiedyś wielostronicową pochwałę inkwizycji katolickiej. Ona już wiedziała, jak skutecznie rozprawiać się z „heretyckim robactwem” i innymi „niewiernymi psami”. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Moralne delikatesy
Prowincjałki Krzysztof B. i Ryszard K. od kilku lat regularnie okradali kościoły i kaplice. Nie byli wybredni, więc ich łupem padały obrazy, krzyże, świeczniki, kielichy mszalne, tabernakulum, a nawet elementy ołtarza. Wpadli przez dwa anioły, które najpierw zakosili z kościoła w Oleśnie, a później wstawili do jednego ze stołecznych domów aukcyjnych. Dobra kościelne, których panowie nie zdążyli sprzedać, oszacowano na mniej więcej 2 miliony złotych.
ANIOŁY I DEMONY
Wakacje się zaczęły. Dla niektórych nie najlepiej. W Żninie dwóch nastolatków założyło się o to, który z nich wdrapie się wyżej na słup wysokiego napięcia. Zakład wygrał 17-letni Marek C. Niestety, wszedł na tyle wysoko, że został porażony prądem. Zginął na miejscu. Podobnie jak 21-letni bydgoszczanin, który – stojąc na dachu wagonu – postanowił pobujać się na trakcji kolejowej...
ADRENALINA
Nawet osiem lat pozbawienia wolności grozi 37-letniej poznaniance, która trudniła się pośrednictwem w załatwianiu unijnych dopłat. Szkopuł w tym, że nieistniejące fundusze obiecywała samotnym matkom, od każdej inkasując minimum 150 euro tytułem zaliczki. Wyłudziła w ten sposób co najmniej kilkaset tysięcy złotych.
POLITYKA PRORODZINNA
W Szydłowcu pierwszy dzień lata świętował 10-latek wraz ze swoim wujkiem i jego konkubiną. Chłopiec skończył imprezę w szpitalu z wynikiem 1,2 promila alkoholu. Wujek miał 4, a konkubina – 2 promile.
TOAST
W Ciechocinku jest deptak. To wiemy z piosenki. Ale jest też dworzec kolejowy, na którym nie ma... kasy biletowej. W miejscu kasy jest za to salon miejscowej wróżki. Pani wróżka – pytana, gdzie można kupić bilet – denerwuje się: „A co to, czy ja Duch Święty jestem?!”.
CIEMNOWIDZĄCA
Wszczął awanturę domową, zniszczył drzwi, porozbijał glazurę. W ten sposób przywiązanie do matki wyraził 32-letni Marcin B. spod Lubartowa. Przybyli na interwencję policjanci ustalili przy okazji, że Marcin B. jest z zamiłowania ogrodnikiem, czego potwierdzeniem była plantacja konopi indyjskich (55 drzewek). Zatrzymany naturalnie twierdzi, że uprawiał je wyłącznie na własny użytek.
ECH, SYNUŚ...
Zamiast tracić czas na tropienie przechodniów, którzy dopuszczają się wykroczeń, podkomisarz Cezary G., obrotny policjant z Białej Podlaskiej, pracował na premie, fałszując statystyki. Wymyślił ponad dwadzieścia fikcyjnych zdarzeń, które przypisał Bogu ducha winnym kierowcom zatrzymywanym do rutynowej kontroli. Wyniki miał tak dobre, że aż awansował. Kiedy sprawa się rypła, za wielokrotne poświadczenie nieprawdy został skazany na pół roku w zawieszeniu na dwa lata. Opracowała WZ
PAPIERKOWA ROBOTA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Gdyby w PiS była połowa zamordyzmu, jaki jest w PO, to mielibyśmy 70 procent poparcia. (Joachim Brudziński)
!!! PiS, wchodząc do nowej frakcji konserwatystów, od razu strzelił sobie gola i skazał się na margines. (Stefan Niesiołowski)
!!! Przytulanie może źle brzmi, ale to jest przywitanie, które stosuję na co dzień. Wylewnie witam się z przyjaciółmi i życzliwymi ludźmi. Są takie posłanki, z którymi mógłbym się witać co chwilę. (Józef Bisztyga, senator PO)
!!! Pałac Prezydencki, przepraszam bardzo – z całą sympatią i dla mężczyzn, i kobiet – jest trochę dla starszych panów. To trzeba dojrzeć do bycia prezydentem, tak mi się wydaje. (Nelly Rokita)
!!! Jeśli będziemy się umawiać z PO na kawę, pewnie za każdym razem będziemy za nią płacić (...). Między nami został wykopany bardzo głęboki rów. Zasypanie go to zadanie PO. (Jerzy Szmajdziński, SLD)
!!! Polityka nie polega dziś na przekonywaniu, tylko na uwodzeniu. I Donald Tusk się doskonale sprawdza w roli Don Juana, Casanowy. (Leszek Miller) Wybrała OH
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
WOLĄ MAURO Jak wiadomo, jest obecnie dwóch kandydatów na stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego: Jerzy Buzek i Mario Mauro z Włoch. Wydawałoby się logiczne, a nawet oczywiste, że polska prawica ze względów ideowych i patriotycznych poprze Buzka. Tymczasem „Gość Niedzielny” zareklamował Mauro jako lepszego kandydata – także dla Polaków. Mauro jest fanatycznym katolikiem z bliskiej B16 organizacji Communione e Liberazione przypominającej Opus Dei. Buzek, choć totalnie usłużny wobec papiestwa, jest jednak ewangelikiem. „Czy Włoch Mauro nie będzie lepiej dbał o wartości?” – zastanawia się katolicki tygodnik. Oto patriotyzm i lojalność polskiego Kościoła w całej okazałości. MaK
uczestnicy V Kongresu Polskiego Towarzystwa Medycyny Perinatalnej. Płyt CD będzie aż tysiąc, a pomysłodawcami obdarowania lekarzy audiobookami są organizatorzy Marszu Wdzięczności za Dar Życia. Celem akcji jest krzewienie wśród lekarzy postaw wrogich aborcji, zapłodnieniu in vitro i antykoncepcji. PPr
POZNAŃ ALBO KOŚCIÓŁ
Rydzykowy „Nasz Dziennik” ogromnie wnerwił się na Ambasadę Amerykańską w Warszawie. Otóż od czasów nastania postępowego prezydenta Obamy współpracuje ona z Kampanią przeciw Homofobii, organizując m.in. projekcje filmów o amerykańskim ruchu gejowskim. Organ prasowy Rydzyka, nie mogąc zdzierżyć takiej „promocji homoseksualizmu”, zasugerował Amerykanom, aby raczej rozdawali polskim gejom zielone karty, które upoważniają do banicji za oceanem. Jest to, jak należy chyba rozumieć, twórczy wkład myśli katolickiej w ostateczne rozwiązanie kwestii gejowskiej. MaK
TOMCZAK UMORZONY! Skandal! Trwający od 10 lat głośny proces b. europosła Witolda Tomczaka zakończył się umorzeniem. Co prawda prokurator domagał się wydłużenia procesu o 15 miesięcy, bo parlamentarzysta zrzekł się immunitetu dopiero jesienią 2000 roku, ale sędzia odmówiła. W ten sposób W. Tomczak umknął sprawiedliwości. Temida oskarżyła go o to, że przed 10 laty jechał samochodem „pod prąd”, a zatrzymany przez policjantów znieważył ich obelgami. Tomczak unikał wizyt w sądzie w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie kolejne rozprawy toczyły się w towarzystwie wojujących zwolenników Radia Maryja. 27 czerwca nastąpiło formalne przedawnienie sprawy. Za trwający 10 lat proces kosztami obciążony został Skarb Państwa, czyli my. PS
Znów powraca sprawa gmachów VIII LO i Szkoły Muzycznej przy ul. Głogowskiej w Poznaniu, które chce przejąć Kościół. Tamtejsza kuria wystąpiła do sądu o przyznanie jej prawie 33 mln zł odszkodowania za rzekomo utracone zyski, jakie miałaby, gdyby nie użyczała uczniom wspomnianych budynków. Miasto nie zgadza się z takim wyliczeniem, twierdząc, że Kościół bardzo zawyżył odszkodowanie. Kto ma rację w tej sprawie – zadecydują biegli sądowi. Temida będzie też musiała rozstrzygnąć wreszcie inne kwestie związane ze wspomnianymi obiektami, bo np. okazuje się, że w 1964 roku kuria nie chciała majątku po budowniczym szkoły ks. Piotrowskim. Dlaczego? Bo ów majątek szkoły obciążony był potężnymi długami, zaciągniętymi przez Piotrowskiego na jej budowę, wartymi dziś mniej więcej 17 mln zł. BS
HOJNY MINISTER Minister kultury lekką rączką wydaje publiczne pieniądze na zabytki kościelne, podczas gdy brakuje środków choćby na utrzymanie i budowę bibliotek. Ostatnio aż 250 tys. zł resort przeznaczył dla parafii Wniebowzięcia NMP i św. Mikołaja w Bolesławcu. Nie mamy nic przeciwko ratowaniu zabytków, także sakralnych, ale nie powinno się też zapominać o innych potrzebach, tym bardziej że Kościół dysponuje olbrzymim majątkiem. PS
CD INDOKTRYNACJA Lekarze w Polsce będą douczani, tym razem przez Kościół rzymskokatolicki, za sprawą encykliki papieża Pawła VI „Humanae vitae”. Dostaną ją w wersji dźwiękowej
(dużo więcej niż zwykle w okresie wakacyjnym). 13 najstarszych księży przeszło na emeryturę, 30 prosiło szefa o przeniesienie na inne parafie, a spora grupa najstarszych wikariuszy została wreszcie proboszczami. Skutek będzie taki, ze jedna z najdroższych polskich diecezji (pogrzeb kosztuje tam ponad 1000 zł) jeszcze podniesie ceny usług religijnych. Przecież odeszli księża, którzy już się nachapali, a ich miejsce zajęły głodne „młode wilki” z biedniejszych, wikariuszowskich etatów. o.P.
KOD KATOLIKA
POWRÓT BANICJI?
PRZEPROWADZKI... ...w diecezji płockiej. Pod koniec czerwca biskup Piotr Libera dokonał prawie 50 zmian personalnych na stanowiskach proboszczowskich
5
NA KLĘCZKACH
Na XXII Międzynarodowym Spotkaniu Młodych w Dębowcu zakonnicy oraz katolicka młodzież z całej Polski będą rozmawiać o... sile kodu PIN, który – zdaniem saletynów – posiada indywidualnie każdy chrześcijanin. Jak się okazuje, kod PIN to nie tylko numer indentyfikacyjny m.in. telefonów komórkowych czy kart kredytowych; służy on także do identyfikowania się z Bogiem, z wiarą, z Kościołem i wartościami, których ten naucza. Na spotkanie z młodzieżą mają przybyć duszpasterze i zakonni znawcy sekt oraz nowych ruchów religijnych. Wspólnie będą się starać odkryć tajemniczy kod, dzięki któremu jako prawdziwi chrześcijanie przestaną lękać się wyzwań i wyborów, które muszą podejmować. MaHus
DO KOŚCIOŁA JAK DO SZKOŁY I co z tego, że rozpoczęły się wakacje? Proboszcz parafii pw. Matki Bożej Różańcowej w Lisiej Górze przypomina dzieciom ze szkoły podstawowej i gimnazjalistom, że „do kościoła w niedzielę na Mszę św. należy przychodzić ubranym tak jak na zakończenie roku szkolnego”. To znaczy: „Chłopcy nie mogą przychodzić w podkoszulku, tylko w koszuli z kołnierzem, a dziewczynki w sukience z przykrytymi ramionami”. Co więcej – „te same zasady obowiązują dorosłych”. AK
CHERCHEZ LA FEMME Nowe idzie w Watykanie! Benedykt wyposaża Kongregację Kleru w uprawnienia ułatwiające usuwanie z zawodu księży przestępców. Jak nic papież ma na myśli tych wszystkich bydlaków w habitach, którzy gwałcą i molestują dzieciaki – pomyślicie. Któż inny bardziej zasługiwałby na ekspresowe wykluczenie z kapłaństwa? Na wszelki wypadek czytamy i... dowiadujemy się, że Biały Papa zapala najpierw zielone światło dla
relegowania duchownych, którzy mają pożycie z kobitkami! „Księża, którzy próbowali lub zawarli cywilne związki małżeńskie, mają stosunki seksualne z kobietami” – to właśnie jest dla Kościoła „poważny skandal”. Po nich na przyspieszone zdarcie sutann zasługują gagatki samowolnie porzucający swe duszpasterstwa na więcej niż 5 lat. Tak więc samozwańczemu zastępcy Pana Boga na ziemi wcale nie chodzi o księży pedofilów. Ich wyczynów nie kwalifikuje jako „postępowanie głęboce skandaliczne”. Kardynał Claudio Hummes, który podał papieski dekret do wiedzy mas wiernych, nie pozostawia co do tego wątpliwości. A co ze zbokami? Kardynał zapewnia: „Prawo każdego księdza do obrony jest święte”. Och, jak to uraduje kościelną ferajnę zboczeńców! PZ
ZAKAZ MÓWIENIA W pogrążonych w kryzysie krajach bałtyckich przyszedł czas na polowanie na czarownice. Z niedostatku prawdziwych wiedźm to geje robią za czarownice. Sejmas, czyli litewski parlament, zakazał publicznego rozmawiania z dziećmi i młodzieżą na temat homoseksualności, np. w szkołach. Dziwaczne przepisy zostały sformułowane przez tamtejszych konserwatystów oraz partię o nazwie Porządek i Sprawiedliwość, która Polakom nasuwa pewne skojarzenia... Po wielkiej międzynarodowej kampanii sprzeciwu wobec takiego kuriozalnego prawa ustępujący prezydent Adamkus odmówił podpisania ustawy i odesłał ją do Sejmasa, gdzie miałaby być przeredagowana. „Gość Niedzielny” sugeruje tymczasem z nadzieją, że PiS i... PSL chętnie wprowadziłyby takie prawo nad Wisłą. MaK
STOP DLA MODLITWY Pod groźbą postępowania dyscyplinarnego pracownicy brytyjskiej służby zdrowia nie będą mogli modlić się za pacjentów. Jak wyjaśniono, może to bowiem urazić ateistów lub innowierców. Powyższe zalecenie jest konsekwencją afery, do jakiej doszło w hrabstwie Somerset, gdzie jedna z pacjentek złożyła skargę na modlącą się za jej zdrowie pielęgniarkę należącą do Kościoła baptystów. W Polsce takich problemów nie mamy. Gdy sutannowy jedynej słusznej wiary przekroczy próg szpitala, wszyscy kłaniają mu się w pas. PS
PASTOR KSIĘDZEM Protestancki pastor, żonaty, ojciec czwórki dzieci i dziesięciorga wnuków, został wyświęcony na katolickiego księdza. Jest pierwszym żonatym duchownym katolickim w stanie Nebraska. Okazuje się, że w Stanach Zjednoczonych żyje około 100 żonatych księży katolickich, którzy wcześniej byli duchownymi protestanckimi. Zatem małżeństwo nie przeszkadza w uzyskaniu katolickich świeceń, pod warunkiem że było się kiedyś pastorem... PPr
POKUTA Amerykanin Damiene Iriarte jest notowanym przestępcą seksualnym. Kilka lat temu został skazany za gwałt, później za inne seksualne wykroczenia. 17 kwietnia znaleziono go broczącego krwią spomiędzy nóg za budynkiem na Brooklynie. Po bliższych oględzinach sanitariusze stwierdzili, że mężczyzna odgryzł sobie penisa. Policja nie jest w stanie ustalić, dlaczego to uczynił, ani, co ciekawsze, jak udało mu się tego dokonać. TN
6
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
Wakacje przetrwania „Temperujemy charaktery kochanych maleństw” – apeluje do rodziców ks. Piotr Natanek, organizator obozu rekolekcyjnego dla dzieci w wieku od 9 do 15 lat w pustelni „Niepokalanów” w Grzechyni koło Makowa Podhalańskiego. Ksiądz ostrzega: „Nie pakuj na wyjazd!!! – telewizorów, magnetofonów, radia, kart i wszelkich gier na baterie oraz »chełmofonów« (pisownia oryginalna – przyp. redakcji). W razie wykrycia wymienionych przedmiotów zostaną one odebrane właścicielowi i zniszczone. To zastrzeżenie związane jest ze stylem prowadzenia ośrodka rekolekcyjnego i metody wychowawczej”. Wysyłane na obóz dziecko obowiązkowo musi być po spowiedzi, by mogło przystępować do komunii, oraz obowiązkowo mieć ubranko kościółkowe (dziewczynki – długa spódnica i ładna bluzeczka, chłopcy – eleganckie spodnie, dwie koszule i krawat). Bez eleganckiego ubrania, które osobiście skontroluje ks. Piotr, żadne dziecko nie zostanie przyjęte. Program wakacyjnego „temperowania” dziecięcych charakterów, opracowany przez księdza „obdarowanego charyzmatami Ducha Świętego”, przewiduje codzienną mszę św. z kazaniem
(przed śniadaniem!), codzienną poranną i wieczorną modlitwę, różaniec, koronkę do Bożego Miłosierdzia, a w piątek – post, drogę krzyżową, spowiedź oraz pielgrzymkę do Kalwarii Zebrzydowskiej. Zaś rozkład obozowego dnia prezentuje się następująco: 8.00 – wstawanie, 8.30 – modlitwa, 9.00 – msza św., 10.15 – śniadanie, 12.00 – Anioł Pański, 13.00 – obiad, 17.00 – różaniec, 18.00 – kolacja, 20.00 – pogodny wieczór, 21.00 – modlitwa, 22.00 – cisza nocna. Jedenastodniowy turnus katolickiego surwiwalu ks. Piotr wycenił od 520 zł (ministranci i członkowie scholi) do 570 zł (niezrzeszeni) plus 40 zł na przejazd autokarem do Kalwarii Zebrzydowskiej oraz „małe upominki dla wychowawców”. Do tego rodzice zobowiązani są zaopatrzyć swoje „maleństwa” w prowiant: 3 konserwy mięsne, 3 konserwy rybne, 2 dżemy, kilogram cukru oraz pół kilograma margaryny. AK
Napis pogrobny Według dokumentu opublikowanego przez biuro prasowe Watykanu, przyczyną śmierci papieża Polaka był „szok septyczny i nieodwracalna zapaść sercowo-naczyniowa”. Ale są tacy, którzy wiedzą lepiej... W akcie zgonu podpisanym przez Renato Buzzonettiego, osobistego lekarza JPII, po raz pierwszy oficjalnie przyznano, że Wojtyła cierpiał na chorobę Parkinsona. Jednak część fanatyczno-prawicowych rodaków znalazła jeszcze inną przyczynę jego śmierci.
Na skwerku w Ciechanowie (centrum miasta) ktoś 10 czerwca napisał sprayem na metalowych drzwiach: „Żydzi skrócili życie papieżowi” (foto). Najciekawsze jest jednak to, że lokalne instytucje – zawiadamiane po kolei o rasistowskim napisie – nie wykazywały chęci, by go usunąć. Na przykład straż miejska nie mogła zrozumieć, jak może do nich dzwonić ktoś, kto nie jest właścicielem pomazanych drzwi... Swoją drogą, to napisem z centrum Ciechanowa powinna zainteresować się Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych. Może doszłaby do wniosku, że JPII powinien być wyniesiony na ołtarze wraz z Piusem XII. Pierwszy umarł przez Żydów, Żydzi umierali przez drugiego... i mamy katechetyczny przykład uzupełniania się świętych Kościoła katolickiego. o. P.
ermin przyjazdu biskupa wyznaczony, sztandar u zakonnic w szyciu, obrazy i popiersie zakupione i... I Szkoła w Bartkowie Nowym nosić dumnie imienia Jana Pawła II... nie będzie! Tak postanowili radni gminy w Karczewie. W całym powiecie szok, który rozlewa się na kraj. To bodaj pierwszy taki przypadek w III RP! Pikanterii sprawie dodaje fakt, że z wnioskiem na patrona dla wiejskiej placówki oświatowej wystąpił OSOBIŚCIE sam biskup drohiczyński Dyrycz. Miejscowe przykościółkowe mohery, które rozdzierają szaty, przypominają sobie teraz, że gminni radni od dawna coś knuli: a to przesuwali termin głosowania z sesji na sesję, a to padały wnioski, by było ono tajne, a to brakowało quorum. W końcu jednak miejscowy pleban osobiście pofatygował się na sesję i zaczął grzmieć, że to wstyd przed całym światem. Zawstydzeni i ponagleni faktem, że świat cały patrzy na Bartków, rajcowie przystąpili zatem do głosowania. Dziewięciu było przeciw
T
Janowi Pawłowi, a tylko dwóch za. Proboszcza zamurowało. Godzinę później zatkało przebywającego właśnie na odpuście biskupa. Ale zaniemówił tylko na chwilę, by zaraz potem oznajmić publicznie, że za nadanie szkole wymarzonego imienia oraz za właściwą (nową) decyzję radnych będzie
wnioskującej, że właśnie JPII, a nie np. Kot w Butach? O... i to jest kluczowe pytanie. Szkoła jest malutka. Uczęszcza do niej mniej niż 60 dzieci, więc w gminnych planach od dawna przeznaczona jest do likwidacji, a raczej tzw. wygaśnięcia (uczniów z roku na rok jest coraz mniej). Nie w ciemię bici mieszkańcy wymyślili więc sobie nie bez racji (a o tajną pomoc poprosili biskupa), że jak będzie patron Jan Paweł, to sam minister edukacji prędzej się..., niż wyda decyzję o pozbyciu się placówki. Nic z tych planów nie wyszło, ale reklamę Bartków ma za to na całą Polskę. MAREK SZENBORN
JPII odrzucony się modlił. Dodał też, że zdaniem radnych, a i on tak uważa, szkoła w Bartkowie Nowym ma od tego dnia patrona, a jest nim JPII. A skąd ten upór niewielkiej lokalnej społeczności
iemal 1,2 miliona złotych otrzymał Płock i okolice na ratowanie i renowację swoich zabytków. No więc forsę ochoczo rozdysponowano. W życiu nie zgadniecie, na co... Trzymam w ręku (dzięki naszemu Czytelnikowi) „Sygnały Płockie”. Bardzo poważne pismo, bo Urzędu Miasta Płocka. Gazeta na stronie nr 3 przynosi radosną dla płocczan wiadomość: Sejmik Województwa Mazowieckiego przyznał kasiorę na ich zabytki. Dodajmy,
N
! wymiana stolarki okiennej w płockim Zgromadzeniu Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia przy Starym Rynku – 30 tys. zł; ! remont organów w kościele św. Michała Archanioła – 20 tys. zł; ! wymiana pokrycia dachowego na plebanii parafii katedralnej – 35 tys. zł; ! wymiana stolarki okiennej w kościele św. Mikołaja – 10 tys. zł;
Wszystko co nasze... dość zrujnowane, za to piękne. Uradowali się tedy mieszkańcy grodu i czytać poczęli, ile konkretnie forsy i na co pójdzie. A my czytaliśmy wraz z nimi, że: ! konserwacja obrazu Matki Bożej Czerwińskiej oraz prace konserwatorsko-remontowe i adaptacyjne pomieszczeń w części wschodniej klasztoru pochłoną 60 tys. zł; ! na podobną kwotę (55 tys.) mogą liczyć prace restauratorsko-konserwatorskie ołtarza głównego w parafii pw. św. Stanisława BM w Starej Wronie; ! tyle samo będzie kosztować renowacja posadzki kościoła w parafii Świętego Jana Chrzciciela; ! identyczna kwota pójdzie na remont elewacji kościoła św. Bartłomieja w Płocku; ! wymiana stolarki okiennej w płockim Seminarium Duchownym – 15 tys. zł; ! konserwacja elementów ołtarza głównego w kościele pw. św. Jana Chrzciciela w Płocku – 15 tys. zł; ! konserwacja ołtarza św. Andrzeja apostoła – 15 tys. zł; ! konserwacja zabytkowych organów w parafii św. Stanisława Biskupa – 15 tys. zł;
! prace malarskie wewnątrz kościoła pw. Przemienienia Pańskiego – 20 tys. zł; ! naprawa murów w parafii św. Barbary w Sikorze – 25 tys. zł; ! wymiana pokrycia dachowego w kościele św. Marcina – 25 tys. zł. ! ! ! I jak Wam się podoba konstytucyjny rozdział Kościoła od państwa? Jednak on istnieje. Mam na to dowód. Otóż całe 20 tys. złotych przeznaczono na remont więźby i wymianę pokrycia dachowego w Domu pod Trąbami w Płocku. Całkiem niekościelnego obiektu, jak zapewniają miejscowe władze. Coś mi się jednak w tę „cywilność” wierzyć do końca nie chciało, więc zapuściłem żurawia do internetu i przeczytałem, że... pod tymi „trąbami” znalazły swoją siedziby różne organizacje... katolickie. Zatem wspomniany rozdział istnieje. I takie ma właśnie proporcje. MarS
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
7
Chłopcy (prze)malowani Na czele MON stoi niedoszły psychiatra, a całym szkolnictwem wojskowym zawiaduje filozof – specjalistka od „moralnych znaczeń sztuki”. W uczelniach mających kształcić oficerów prawie 90 proc. studentów to cywile. Armia podobno zmierza do profesjonalizacji... W wyższym szkolnictwie wojskowym dzieją się cuda. Niektóre wywołują wyspecjalizowani w tej robocie faceci w czarnych sukienkach, ale sprawcami cudów najcudowniejszych są – o dziwo! – szamani bezpośrednio odpowiedzialni za sprawność bojową armii i wykształcenie jej kadry oficerskiej. Przyjrzyjmy się ich dokonaniom, poczynając od cudów lżejszego kalibru: ! 10 czerwca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie odbyła się z wielką pompą konferencja naukowa, której celem była analiza „głównych aspektów transformacji” naszej armii w latach 1989–2009, czyli wzajemne przekonywanie się, że za komuny było w wojsku strasznie, a teraz jest już super. Kościelna uczelnia zorganizowała tę szwanc-paradę „z inicjatywy i pod patronatem ministra Bogdana Klicha” oraz przy współpracy (czytaj: finansowaniu) Ministerstwa Obrony Narodowej. Wśród przybyłych gości dostrzegliśmy biskupa polowego gen. dyw. Tadeusza Płoskiego (fot. obok), byłych szefów resortu obrony – Janusza Onyszkiewicza, Zbigniewa Okońskiego, Jerzego Szmajdzińskiego i Radosława Sikorskiego (nie odliczył się tylko Aleksander Szczygło) – oraz całą kadrę dowódczą polskich Sił Zbrojnych. Obradom współprzewodniczyli: gen. broni Mieczysław Cieniuch (bliski współpracownik min. Klicha, absolwent rosyjskiej Akademii Sztabu Generalnego) i ksiądz prof. Ryszard Rumianek (rektor UKSW). – Nie chodzi o to, że przez kilka godzin pieprzono o sprawach znanych z gazet, tudzież „etosie i morale” żołnierzy, a prelegent reprezentujący UKSW napluł niektórym z obecnych w twarz, mówiąc o konieczności pozbycia się „wyższych dowódców wychowanych w sowieckich akademiach wojskowych”. Kwestią zasadniczą jest fakt, że konferencję zorganizowano na terytorium kościelnej uczelni, podczas gdy w Warszawie istnieją dwie akademie wojskowe! W każdej
zmieściliby się oficjele i generalicja, a także kadra dydaktyczna. No cóż, minister najwyraźniej bał się spotkania z ludźmi kształcącymi oficerów, bo dopiero od nich dowiedziałby się o prawdziwych problemach ważących na przyszłości naszej armii – zauważa wykładowca z Akademii Obrony Narodowej, obecny w charakterze mumii na zlocie u ks. Rumianka; ! 20 czerwca wyruszyła spod komendantury Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie 1. Pielgrzymka Rowerowa żołnierzy zawodowych i podchorążych WAT na Jasną Górę. Kilkunastu pielgrzymów pobłogosławił na drogę wicerektor płk Tadeusz Szczurek i ks. płk Jan Domian – dziekan Warszawskiego Dekanatu Wojskowego.
Cóż w tym dziwnego? – Organizatorem i finansowym sponsorem wyjazdu był nasz Wydział Wychowawczy dowodzony przez ppłk. Tadeusza Haducha, wybitnego specjalistę od imprez religijnych. Ale to jeszcze nic w porównaniu z opieką logistyczną, jaką zapewniono kolarzom. Otóż całą ponad 200-kilometrową trasę Warszawa–Częstochowa obstawiały patrole Mazowieckiego Oddziału Żandarmerii Wojskowej. Pilnujących było w sumie więcej niż pielgrzymów – wyjaśnia nam oficer z WAT; ! Wspomniana Akademia Obrony Narodowej ma status uczelni
publicznej i kształci bezpłatnie służby mundurowe oraz cywilów m.in. na kierunku bezpieczeństwo narodowe, a jednym z jej żywotnych interesów jest liczba słuchaczy, od której zależy wysokość dotacji finansowych. Dokładnie tego samego bezpieczeństwa narodowego uczy też prywatna Krakowska Szkoła Wyższa im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, ale pobiera 1700 zł czesnego za semestr plus kilkaset złotych opłat rekrutacyjnych. W czym tkwi cud? Okazuje się, że wśród tegorocznych maturzystów odwiedzających AON w Rembertowie pod Warszawą z myślą o podjęciu tam studiów, rozpowszechniane są foldery reklamowe konkurencyjnej szkoły w Krakowie. Czytamy w nich, że naukę pod Wawelem gorąco rekomenduje rektor – komendant AON gen. bryg. Janusz Kręcikij wespół z gen. broni Mieczysławem Bieńkiem, radcą pełnomocnym Ministra Obrony Narodowej (folder jest nieco zdezaktualizowany, bowiem gen. Bieniek został niedawno Polskim Przedstawicielem Wojskowym przy Komitecie Wojskowym NATO i Unii Europejskiej w Brukseli). – Ale najbardziej pikantną okolicznością owej kampanii reklamowej jest to, że gen. Kręcikij dorabia sobie do „skromnej” generalskiej pensji wykładami w Krakowskiej Szkole Wyższej, a za gen. Bieńkiem wciąż ciągnie się brzydki zapach wydzielany przez nierozliczoną jeszcze z jakichś dziwnych powodów słynną aferą bakszyszową w Iraku – mówi wysoki rangą urzędnik MON. ! ! ! Przejdźmy teraz od epizodów do reguł... W Polsce istnieją trzy akademie wojskowe (AON, WAT i Akademia
Marynarki Wojennej w Gdyni) oraz dwie wyższe szkoły oficerskie (Wojsk Lądowych we Wrocławiu i Sił Powietrznych w Dęblinie), a wszystkie bezpośrednio podlegają – poprzez Departament Nauki i Szkolnictwa Wojskowego – ministrowi obrony narodowej. Wypada podkreślić, że departament ten kierowany jest od kilku miesięcy przez 39-letnią Ewę Trojanowską – filozofa z doktoratem obronionym rozprawą pt. „Obrazy i Wartości – analiza moralnych znaczeń sztuki elitarnej i masowej”, której powierzono reformę tegoż szkolnictwa. A dlaczego nie jakiemuś znającemu armię na wylot oficerowi? No cóż, skoro ministrem obrony jest niedoszły (Klich ukończył studia medyczne, lecz nie zdołał uzyskać specjalizacji) psychiatra... Na dzień dzisiejszy szkoły oficerskie we Wrocławiu i w Dęblinie mają jeszcze dosyć klarowną sytuację prawno-organizacyjną, bowiem stacjonarnie uczą się w nich wyłącznie kandydaci na zawodowców, ale już w nadchodzącym roku akademickim zaczną przyjmować cywilów. Jeśli zaś chodzi o akademie, to w myśl ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym” są one jednocześnie: ! regularnymi jednostkami wojskowymi pozostającymi na garnuszku resortu obrony w zakresie utrzymania, inwestycji i remontów; ! uczelniami wojskowymi kształcącymi żołnierzy za pieniądze MON; ! szkołami publicznymi w pełni otwartymi dla ani myślących wdziewać munduru cywilów, za których naukę płaci (włącznie z pomocą materialną) Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Wszelkie zaś w tych uczelniach prace naukowo-badawcze finansowane są w zależności od ich natury: za wojskowe płaci armia, na cywilne kasę daje MNiSW. Krótko mówiąc, trudno wyobrazić sobie większy bajzel! Nie mniej pogmatwane są ścieżki wiodące do pierwszych gwiazdek na pagonach. Żeby zostać podporucznikiem w korpusie oficerów zawodowych, młody człowiek z maturą
musi zdecydować się na wybór między: ! szkołą oficerską bądź kierunkiem „mundurowym” na WAT lub AMW (AON nie prowadzi kształcenia kandydatów na żołnierzy zawodowych); ! zwykłymi studiami cywilnymi, po których będzie ubiegał się o przyjęcie na kilkumiesięczny kurs prowadzony przez szkoły oficerskie we Wrocławiu i Dęblinie. Obie te drogi zawęża liczba miejsc, limitowana przez MON w zależności od aktualnych potrzeb armii. Przykładowo: w ubiegłym roku akademickim na wszystkich omawianych uczelniach i prowadzonych przez nie kierunkach studiów kształciło się 12 323 osoby, spośród których zaledwie 1412 (11,5 proc.) nosiło mundury. Mamy przed sobą podpisany przez min. Klicha dokument, z którego dowiadujemy się, że w roku akademickim 2009/2010: ! do WAT, AMW i obu szkół oficerskich zostanie w sumie przyjętych na studia stacjonarne 725 kandydatów na żołnierzy zawodowych; ! 575 absolwentów cywilnych uczelni (w tym 5 miejsc zarezerwowanych dla teologów, czyli kolejnych kapelanów, jakby ich było mało) zacznie się przysposabiać na oficerów w ramach kursów. Jak interpretować te wskaźniki? – Od co najmniej dwóch lat wiadomo, że idea zaspokajania potrzeb kadrowych wojska absolwentami uczelni cywilnych jest grubą pomyłką. Kursant, który nie posmakował kilku lat koszarowego życia z jego twardym drylem, nocnymi alarmami, służbami i poligonami, nigdy nie będzie dobrym dowódcą. Innymi słowy: minister podjął decyzję, że niemal połowa przyszłych oficerów powinna zasiąść za biurkiem, aby nie narażać życia ich podwładnych. Jeśli tak ma wyglądać profesjonalizacja armii, to Boże chroń nas od wojny! – mówi „FiM” pułkownik, mający na swoim szlaku bojowym Irak i Afganistan. ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Krakowskie (2) abecadło W poprzednim odcinku rozpoczęliśmy naszą alfabetyczną wyliczankę z udziałem funkcjonariuszy watykańskiego Kościoła, ukazując, jak w bezwzględny i konsekwentny sposób postępuje proces przejmowania przez Watykan majątku publicznego w Polsce. Dziś ciąg dalszy... Felicjanki: przejęły kamienicę przy ul. Mikołajskiej 18, kilkadziesiąt metrów od krakowskiego rynku. Franciszkanie: dostali gmach przy pl. Wszystkich Świętych. Jezuici: „Ten polip odrósł i lud wyssał blady. Wygnać go była kiedyś wielka praca, ma nas za trupa ten szakal i wraca” – tak pisał niegdyś o nich wieszcz Słowacki. Zakon ten na kartach historii zapisał się jako organizacja zażarcie i podstępnie zwalczająca reformacyjny nurt Kościoła, która obecnie niektóre metody walki przeniosła do świata biznesu. Dziś w Krakowie Towarzystwo Jezusowe wyrasta na jeden z bardziej wpływowych i majętnych podmiotów gospodarczych. Oni zapoczątkowali sposób przejmowania majątku na tzw. stowarzyszenie. Polegać ma na tworzeniu jakiejś marionetkowej organizacji, która następnie uzurpuje sobie prawa do majątku stowarzyszenia, o którym już dawno słuch zaginął. Tak się stało z kilkudziesięciomilionowym majątkiem Związku Młodzieży Przemysłowej i Rękodzielniczej, organizacji powstałej w 1906 roku, której celem była pomoc ubogiej młodzieży. Choć podopiecznych wychowywała w chrześcijańskim duchu, organizacja ta była na wskroś świecka. Działała do 1950 roku i przez ten okres dorobiła się sporego majątku w postaci kwartału kamienic przy ulicy Skarbowej, gdzie obecnie mieści się m.in. Teatr Groteska (fot. 1) oraz dwie kamienice przy ul. Mikołajskiej i św. Tomasza (ścisłe centrum Krakowa). Po upadku nieboszczki
REKLAMA
Mam swój blog w internecie. Oto adres: pinko0202.blog.interia.pl
od kapłaństwa do ateizmu Zapraszam. Na ten temat wydałem książkę. Informacje w internecie pod takim samym tytułem.
komuny jezuici, wykorzystując fakt, iż jednym z dawnych prezesów ZMPR był jezuita ks. Mieczysław Kuznowicz, na prędce wskrzesili podobną organizację i na mocy kuriozalnej decyzji MSW z 29 marca 1991 r. stali się właścicielami wspomnianego majątku. Zważywszy, że początek lat 90. to szalejący w Polsce nowy kapitalizm i szczytowy okres włażenia do tyłka Kościołowi, cała sprawa na pewno przeszłaby bez echa. Jednak niespodziewanie doszło do wewnątrzorganizacyjnego konfliktu i wyrzucenia przez
z żyjącymi do dziś członkami pierwotnego stowarzyszenia, którzy potwierdzili jego wersję. Ostatecznie Agnowskiemu udało się doprowadzić do unieważnienia decyzji administracyjnej o przekazaniu majątku jezuitom, dowodząc, że dzisiejszy ZMPiR nie jest prawnym kontynuatorem przedwojennego związku. Powrót kamienic do miasta uniemożliwiają jednak odwołania ojczaszków. Agnowski próbuje również zarejestrować swoje stowarzyszenie ZMPiR, lecz jak na razie sąd odmawia mu wpisu do KRS-u. Agnowski o wszystko obwinia krakowską kurię i jezuitów, którzy boją się utraty majątku. Ojczulkowie oczywiście nie składają broni i walczą niczym „lwy Watykanu” o wymykający im się majątek na kuratora swego ZMPiR wybrali samego posła Zbigniewa Wassermanna, który jako członek Stowarzyszenia Polskich
3 jezuitów dotychczasowego dyrektora ZMPiR Romana Angowskiego. Ten zaś pobiegł do prokuratury, gdzie złożył zawiadomienie o popełnieniu przez jezuitów przestępstwa wyłudzenia mienia znacznej wartości. „Wskutek wyrafinowanych metod działania (oszustwa, fałszowanie i zatajanie dokumentów, kłamstwa i korupcja) Związek Męskiej Młodzieży Przemysłowej i Rzemieślniczej zawłaszczył nieruchomości po rozwiązanym stowarzyszeniu i mimo ostatnio wydanych decyzji Sądu Okręgowego i Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, nadal czerpie znaczne korzyści materialne z zawłaszczonego mienia Skarbu Państwa” – napisał Angowski w swym pozwie. Wszedł również w kontakt
Prawników Katolickich miał lobbować w ich sprawie. W odpowiedzi Agnowski wytoczył kolejne armaty, oskarżając jezuitów, iż wspierali finansowo byłego prezydenta Krakowa Józefa Lassotę (kojarzony z Unią Wolności), by ten im sprzyjał. Lassota nie zaprzecza, że należy do jezuickiego związku, a nawet że interesował się sprawą ZMPiR w MSW. Zapewnia jednak, że nie brał za to żadnych pieniędzy. Jak na razie spór trwa w najlepsze, a my całą sprawę będziemy z uwagą śledzić. Nie jest to jedyna biznesowa inwazja papieskich kontrreformatorów. Jezuici doprowadzili do likwidacji dwóch klinik: Toksykologii i Chirurgii Szczękowo-Twarzowej
1 Akademii Medycznej, a w poszpitalnych budynkach zainstalowali swoją Wyższą Szkołę Filozoficzno-Pedagogiczną Ignatianum (fot. 3) oraz centrum wydawnicze, które zmonopolizowało małopolski rynek w produkcji podręczników do religii (fot. 2) . Obrotni księża sprzątnęli również miastu sprzed nosa 4 ha ziemi w Bronowicach. Na czę2 ści tego terenu Ministerstwo Sprawiedliwości planowało budowę sądu i prokuratury, zaś obok miał powstać akademik Akademii Górniczo-Hutniczej. Sporny teren nigdy do jezuitów nie należał, jednak braciszkowie szachują Komisję Majątkową roszczeniami wobec kompleksu budynków w Lublinie, w których znajduje się miejski szpital. Kameduli: choć za murami klasztoru znajdującego się na szczycie Srebrnej Góry jest ich raptem kilkunastu, to apetyty mają spore, a że obowiązuje ich reguła milczenia i codzienna kontemplacja, mają czas by myśleć, jak wykroić sobie kawałek publicznego tortu. Już udało im się pozyskać w sąsiednich Przegorzałach 50 ha ziemi należącej do Akademii Rolniczej oraz spory obszar pomiędzy ulicami Księcia Józefa, Pajęczej i Jodłowej, gdzie m.in. znajduje się jedyne w okolicy boisko sportowe. W tym miejscu na zlecenie braciszków prywatny inwestor miał wybudować osiedle mieszkaniowe dla tysiąca osób. Jednak na razie rada Dzielnicy VII wraz z mieszkańcami skutecznie blokują inwestycję, która bezpowrotnie zmieniłaby ten urokliwy zakątek Krakowa. Klaryski: przejęły 25 ha ziemi należącej do Stacji Doświadczalnej Oceny Odmian Roślin w podkrakowskich Węgrzcach (wymarzone miejsce dla deweloperów). Kapituła Metropolitarna na Wawelu: żąda przekazania przeszło 22 ha ziemi w Nowej Hucie, gdzie mieszczą się należące do Gminy rodzinne ogrody działkowe: Mistrzejowice I, Mistrzejowice II, Kombatant, Zielony Gaj oraz część działek w użytkowaniu wieczystym osób fizycznych. Karmelici: są właścicielami pasażu handlowego przy ul. Karmelickiej.
Zakon ten spędza sen z powiek władzom Krakowa, gdyż rości sobie prawa do obszaru między ulicami Lublańską i Miechowity, gdzie znajduje się osiedle mieszkaniowe z całą infrastrukturą: szkoły, przedszkole, sklepy itp. Urząd Miasta wycenił te nieruchomości na 6103875 zł (dane z lutego 2000 r.). W sumie wszystkie ich roszczenia obejmują obszar 2,322 ha. (dane UMK z 2009 roku). Kuria krakowska: w zeszłym odcinku przypomnieliśmy, jak łupem archidiecezji padło Arcybractwem Miłosierdzia pod wezwaniem Bogurodzicy Najświętszej Maryi Panny Bolesnej, oczywiście wraz z całym inwentarzem szacowanym na kilkaset milionów złotych. Taki sam los zapewne wkrótce spotka Stowarzyszenie Dom Rodzinny, które również dysponuje pokaźnym majątkiem w postaci nieruchomości na krakowskim Kleparzu. Ponadto kuriewni są w posiadaniu kamienic w Rynku Głównym, przy ul. Franciszkańskiej, Wiślnej, Kanoniczej, alei Pokoju i wielu innych miejscach miasta. Prowadzą również luksusowy hotel „Mikołaj” przy ulicy Mikołajskiej 30, sąsiadujący z hotelem księdza milionera Fidelusa. Nie gorzej sprawa wygląda, jeśli chodzi o ziemski areał: 50 ha w dzielnicy Witkowice, 52 ha w Opatkowicach oraz 1,1100 ha w gminie Dobra robią wrażenie. Z pewnymi roszczeniami kuria występuje również do Filharmonii Krakowskiej oraz części budynków Uniwersytetu Jagiellońskiego i Teatru Kantora. Jeśli do tego dodamy majątek Caritasu przytoczony w pierwszym odcinku, to mamy wyobrażenie, jaką bajeczną fortuną dysponuje kardynał Dziwisz. MAREK PAWŁOWSKI
[email protected]
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
9
Wdzięczność kardynała błąd doktora, o czym przekonał się dopiero po kilku latach. Szefowa firmy od początku nie myślała bowiem spłacać długu i sprawa trafiła do organów ścigania. Tym nie przyszło do głowy pociągnąć do odpowiedzialności lekkomyślną bizneswoman, lecz bez skrupułów dobrali się do skóry doktorowi. Efekt był niezwykle bolesny: w 2000 r. został on skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu na lat 5. Widocznie sumienie nie pozwoliło żyć spokojnie małżonce doktora, bo wreszcie sama dobrowolnie zobowiązała się spłacać dług. Niestety, te obietnice pozostają tylko na papierze. W przeciwieństwie do żony doktor spłacił
już wcześniej pozbawiona została praw rodzicielskich. ! ! ! I tu zaczyna się sprawa, która do dziś nie pozwala doktorowi mówić spokojnie o tym wszystkim, co wówczas przeżywał. Gdy on wylądował za kratkami, piętnastoletnia córka Irena zastała umieszczona w domu dziecka. Dziewczyna nie mogła pogodzić się z tym, co spotkało jej ojca, i rozpoczęła batalię o jego uwolnienie. Do redakcji wielu gazet i telewizji wysyłała listy, błagając o pomoc, przy okazji odsłaniając tragedię dziecka katowanego i poniżanego przez matkę, która intratną pracę u boku męża zamieniła na proceder internetowej prostytutki, niestroniącej ani od alkoholu, ani narkotyków. Pomoc jednak nie nadeszła, więc zdesperowana dziewczyna usiłowała popełnić samobójstwo. Po tej nieudanej próbie przeniesiona została do Przemyśla, skąd kilkakrotnie
17 tysięcy złotych, ale niespodziewanie w lipcu 2006 roku pojawili się mundurowi i odstawili go... za kratki. Chodziło o długi. – To był najkoszmarniejszy okres w moim życiu – wspomina J. Rawicz-Popławski. – Nie dość, że brutalnie pozbawiono mnie wolności i wpakowano do celi, gdzie podupadłem na zdrowiu i straciłem godność, to jeszcze skazano na poniewierkę moją córkę, nad którą sprawowałem opiekę, jako że małżonka
uciekła. Za każdym razem znów trafiała do przemyskiego „bidula”. Choć mury krakowskiego aresztu są grube, do celi nr 350 dotarły informacje o losie córki doktora. W końcu stycznia 2007 r. więzień Rawicz-Popławski dowiedział się od kapelana, że za kilka dni w areszcie przy ul. Montelupich pojawi się sam kardynał Stanisław Dziwisz. Będzie wizytował cele, spotka się z więźniami. Doktor postanowił wykorzystać okazję, by przypomnieć
Wdzięczność nie jest najmocniejszą stroną kleru, o czym na własnej skórze przekonał się jeden z krakowian. Przed laty leczył schorowanego JPII, gdy zaś sam znalazł się w potrzebie, kardynał Dziwisz pokazał mu drzwi. Józef Rawicz-Popławski to nietuzinkowa postać. Jest specjalistą od medycyny niekonwencjonalnej, znakomitym śpiewakiem, współautorem książki „Pogranicza bio- i psychoenergoterapii”. Choć oficjalna medycyna nie zawsze akceptuje metody i dokonania takich specjalistów jak on, tysiące uleczonych ludzi stanowi najlepszy dowód skuteczności jego kuracji. I właśnie takie leczenie stało się powodem kłopotów doktora. ! ! ! Przez 10 lat Józef Rawicz-Popławski kurował ludzi w swoim gabinecie medycyny niekonwencjonalnej i psychologii stosowanej. Doktor zajmował się leczeniem, zaś jego młoda żona Iwona – prowadzeniem firmy. Gdy w małżeństwie zaczęło coś zgrzytać i z domowego sejfu w tajemniczy sposób wyparowały pieniądze, doktorowi zapaliła się pierwsza czerwona lampka. Potem było już tylko gorzej, no i w 2005 roku doszło do małżeńskiej separacji. Ale prawdziwe kłopoty miały się dopiero pojawić. Wkrótce, za sprawą m.in. małżonki, prokuratura przedstawia doktorowi zarzuty, że nie odprowadza podatków i bezprawnie używa tytułów naukowych. Ten pierwszy zarzut udało się szybko obalić, bo szefem firmy jest nie Rawicz-Popławski, a jego żona. Jeśli zaś idzie o drugi zarzut, musi upłynąć kilka lat, by sądy ostatecznie oczyściły z błota krakowianina – wszak jego dyplomy i zagraniczny dorobek mają taką samą wartość jak nasze krajowe. Gwoździem do trumny dla Rawicza-Popławskiego okazało się jednak 38 tysięcy pożyczki, jaką na zakup aparatury zaciągnęła pani Iwona. Pełen wiary w uczciwość żony podpisał stosowny dokument mówiący o tym, że pożyczkę gwarantuje swoim majątkiem. I to był wielki
o sobie i poprosić o pomoc. Przed laty właśnie na polecenie Stanisława Dziwisza, ówczesnego osobistego sekretarza papieża, ks. prałat Paweł Ptasznik z Watykanu prowadził z krakowianinem rozmowy w sprawie kuracji JPII. Wprawdzie z wyjazdu do Rzymu wyszły nici, ale dzięki doktorowi do Rzymu trafił specyfik, który przyhamował nieco zdrowotne kłopoty papieża. „Mam prośbę o minutowe spotkanie w tym odosobnieniu, ponieważ padłem ofiarą przestępczości zorganizowanej, zarówno ja, jak i moje dziecko” – pisze w liście do kardynała więzień. Chce prosić o umieszczenie córki w szkole i internacie prowadzonym przez zakonnice z ulicy św. Jana. Oczywiście obiecuje zapłacić za naukę i dach nad głową Ireny. Tego dnia Rawicz-Popławski daremnie wyczekuje kościelnego hierarchy. Kilka dni później otrzymuje list z kardynalskim herbem w nagłówku: „Niestety nie udało mi się wczoraj odwiedzić wszystkich cel. Życzę zdrowia i potrzebnych łask Bożych. Polecam opiece Matki Najświętszej”. Doktor nie daje za wygraną. Siostrzyczki chcą przyjąć Irenę, ale potrzebny jest sygnał od kardynała. Pisze więc kolejny list. Z krakowskiej kurii otrzymuje wkrótce odpowiedź podpisaną przez jakiegoś podrzędnego urzędnika: „Ksiądz Kardynał ani Kuria Metropolitalna w Krakowie nie mają kompetencji do interweniowania i nie będą podejmowały żadnych działań w tej sprawie”.
– Myślałem, że szlag mnie trafi, gdy przeczytałem te słowa – mówi Rawicz-Popławski. – Przecież prosiłem tylko o pomoc dla mojej córki, która bardzo źle znosiła życie w domu dziecka i kilkakrotnie usiłowała targnąć się na swoje życie. Czyżbym w ten sposób nadużywał chrześcijańskiej miłości księdza kardynała? ! ! ! 3 marca 2008 r. kończy się koszmar Ireny, bo tego samego dnia wolność odzyskuje jej ojciec. Dziewczyna jest szczęśliwa. Jednak zszargane nerwy i kłopoty z adaptacją sprawiają, że któregoś dnia niespodziewanie znika. W liście do ojca pisze: „Nie jestem w stanie tak żyć”. W domu nie pojawia się do dziś, ale od czasu do czasu dzwoni. Zapewnia o swojej miłości do ojca. O matce nie chce nawet słyszeć, podobnie zresztą o krakowskim kardynale i innych urzędnikach Pana Boga. ! ! ! J. Rawicz-Popławski walczy o swoje dobre imię. Powoli wychodzi na prostą. Po latach Temida potwierdziła, że tytułów naukowych mógł używać legalnie. Wygląda na to, że sąd dobierze się wreszcie do skóry małżonce doktora, choć zapewne w Wiśle upłynie jeszcze sporo wody, bo kobieta jest ustosunkowana i ma spore wpływy. Były więzień aresztu na Montelupich zamierza teraz domagać się odszkodowania za krzywdy i utratę zdrowia za kratkami. Dochodzić będzie sprawiedliwości, bo Polska już w 1994 roku ratyfikowała protokół nr 4. Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności mówiący wyraźnie o zakazie pozbawiania wolności za długi. Nasi sędziowie o tym widocznie nie wiedzą. BARBARA SAWA PS Niektóre imiona i nazwiska zostały celowo zmienione
10
ranciszkanki Maryi Nieustającej Pomocy to bardzo – jak na firmę działającą pod szyldem kat. Kościoła – pożyteczne niewiasty, które zajmują się ludźmi ciężko upośledzonymi, nieuleczalnie chorymi i starcami. Wszystkich panien należących do owej gałęzi wyrosłej z pnia franciszkanek jest na świecie ok. 70 (w zdecydowanej większości Polki), zaś swoją centralę mają w Krzyżanowicach koło Raciborza (diecezja opolska), gdzie rezyduje przełożona generalna zgromadzenia s. Maria – Kornelia Kramny. Siostry prowadzą dwa domy pomocy społecznej (we Wrocławiu oraz Krzyżanowicach), w których opiekują się ponad setką pensjonariuszek. W końcu lat 90. postanowiły (sprężyną przedsięwzięcia była s. Monika – Alina Rusek, ówczesna dyrektorka DPS we Wrocławiu) wybudować nowoczesne centrum dla 120 osób niepełnosprawnych i przewlekle chorych wymagających stacjonarnej opieki oraz rehabilitacji. Miało się zwać Domem Maleńkiej Miłości i dawać wakacyjne schronienie również dzieciom, a pracę – ok. 100 osobom świeckim. Znalazły odpowiedni teren w Kobylnicy nieopodal Słupska i w styczniu 2000 r. dostały od władz gminy za symboliczną opłatę (99 proc. bonifikaty) dwie działki o łącznej powierzchni prawie 1,5 hektara. Po typowych ceregielach religijnych polegających na poświęceniu terenu i zakopaniu kamienia węgielnego przez ordynariusza koszalińsko-kołobrzeskiego (był nim dzisiejszy metropolita wrocławski abp Marian Gołębiewski) rozpoczęto wstępne prace. Najpierw – z funduszy własnych zgromadzenia oraz środków holenderskiej fundacji – wzniesiono budynek, w którym zamieszkały dwie zakonnice, zaś kilka tygodni później także ich osiem podopiecznych (kobiety w wieku od 70 do 92 lat). Zasadnicza inwestycja ruszyła dopiero w październiku 2002 r., gdy starosta słupski podpisał pozwolenie na budowę zespołu budynków DPS w Kobylnicy (osiem pawilonów połączonych ze sobą w kształcie pierścienia z wewnętrznym ogrodem w środku),
Fot. MaHus
F
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA a watykański Sekretariat Stanu dał s. Rusek do ręki oficjalny papier, że papież Jan Paweł II jest osobiście zainteresowany sprawą i bardzo sobie „życzy, aby ten ośrodek mógł jak najszybciej rozpocząć swoją działalność i podjąć gorliwą posługę na rzecz bliźnich”. ! ! ! Według wstępnych szacunków, całość miała kosztować ok. 28 mln zł.
– Na ciąg dalszy kasy już zabrakło. Kobitki wpędziły się w poważne długi u Bronisława B. – jednego z najbogatszych w Słupsku biznesmenów, oraz proces sądowy z Markiem W. – inspektorem nadzoru, któremu nie zapłaciły należnego wynagrodzenia. Ja też mam u nich parę złotych, ale już zaliczyłem je na straty – mówi „FiM” inny wierzyciel franciszkanek.
Po kilku tygodniach zaczęła torpedować budowę, a gdzieś tak od połowy 2006 r. miałyśmy już ostro pod górkę – żali się panna od Maryi Nieustającej Pomocy. – Wkrótce siostry Józefa i Monika dostały pierwsze polecenie natychmiastowego powrotu do Krzyżanowic na „rekolekcje”. To był niemalże wyrok śmierci na ich podopieczne, staruszki niezdolne do
Cenę negocjował z s. Kramny i watykańską nuncjaturą w Warszawie, bowiem przepisy kościelne stanowią, że do wyzbycia się dóbr o wartości przekraczającej pół miliona dolarów „potrzebne jest zezwolenie Stolicy Świętej”. Papieskiego nuncjusza abp. Józefa Kowalczyka skręcało z żalu, ale ostatecznie stanęło na tej jednej złotówce (faktycznie gmina zapłaci
Mniszki walczące Miały 3 mln zł i taką pasję, że nawet żona pana prezydenta chciała się z nimi fotografować. Oddały wszystko na chorych i ubogich. Kościół surowo je ukarał... Zakon takich pieniędzy nie posiadał, więc panny kwestowały. Początkowo tylko w kościołach i na cmentarzach oraz przy okazji parafialnych festynów. Mocno rozkręciły akcję od jesieni 2003 r., kiedy to do Kobylnicy przyjechała s. Józefa – Teresa Szada-Borzyszkowska, która wraz z s. Moniką zorganizowała dziesiątki imprez charytatywnych (m.in. mecz piłkarski weteranów ze słynnego klubu FC Barcelona z polskimi emerytowanymi kopaczami), kołatały do serc zamożnych sponsorów, namawiały do współpracy samorządy okolicznych gmin. Dzięki pomocy grupy entuzjastów skupionych w zarejestrowanym w sierpniu 2005 r. Stowarzyszeniu „Dom Maleńkiej Miłości” z s. Józefą w charakterze prezesa mniszki zebrały w sumie ok. 3 mln zł, co wystarczyło na wylanie fundamentów całego obiektu i wzniesienie dwóch pawilonów w stanie surowym.
– Idea była piękna i zakonnice stawały na głowie, żeby ją zrealizować, ale porwały się z motyką na słońce, bo zebranie kilkunastu milionów złotych całkowicie przerosło ich możliwości, a biskupi nie kiwnęli nawet palcem w bucie, aby pomóc mało dochodowej inwestycji. Siostra Józefa żaliła mi się kiedyś, że na Kościół i Caritas w ogóle nie może liczyć – dodaje słupski radny. – Gdy pan Lech Kaczyński został prezydentem, Pierwsza Dama bardzo chętnie objęła długoterminowy patronat nad naszym Domem Maleńkiej Miłości. Niestety, tylko honorowy... Obawiam się, że pani Marii Kaczyńskiej chodziło przede wszystkim o efekt medialny, bowiem zarówno od niej, jak i od Kancelarii Prezydenta nie uzyskaliśmy najmniejszego choćby wsparcia materialnego – zauważa jedna z franciszkanek. ! ! ! Inwestycja w Kobylnicy (na zdjęciu) padła na pysk. S. Józefa stanowczo odmówiła nam rozmowy na ten temat, ale zdołaliśmy poznać okoliczności katastrofy z innych źródeł. – Gdy przełożoną generalną naszego zgromadzenia była matka Joanna – Irena Grobelna, zakon wspierał tę inicjatywę wszystkimi siłami i wolnymi środkami. W kwietniu 2006 r. nową szefową została matka Kornelia Kramny, dotychczasowa przeorysza klasztoru we wsi Hat nieopodal czeskiej Ostrawy.
samodzielnej egzystencji – twierdzi wolontariuszka ze Stowarzyszenia „Dom Maleńkiej Miłości”. – Teresa miała ukończone studium medyczne i podjęła w tym czasie studia pielęgniarskie. Zrobiła licencjat, choć przełożona kazała jej przerwać naukę. Postanowiła zostać w Kobylnicy, łudząc się nadzieją, że ordynariusz opolski abp Alfons Nossol sprawujący kanoniczny nadzór nad zgromadzeniem, a także abp Gołębiewski mający Kobylnicę na sumieniu, coś z tym fantem zrobią. Żywiła się niestety iluzją – dodaje koleżanka s. Józefy. – Jesienią 2008 r. przełożona generalna zgromadzenia zaproponowała nam, żeby gmina przejęła rozpoczętą inwestycję z dobrodziejstwem inwentarza, czyli samą ideę, nieruchomość z posadowionymi już na niej budynkami oraz zadłużenie. Nie chcąc dopuścić do marnotrawstwa dotychczasowych starań sióstr oraz dalszej degradacji niszczejącego od ponad roku obiektu, pan wójt Leszek Kuliński zaaprobował tę ofertę i zainicjowaliśmy procedurę wykupienia nieruchomości. Postawiliśmy wszakże warunek, że nie zapłacimy za nią więcej niż symboliczną złotówkę – podkreśla w rozmowie z „FiM” Jan Plutowski, sekretarz gminy Kobylnica. „Przejmuje się nieruchomości położone w Kobylnicy oznaczone działkami nr 901/5 i 901/6 o łącznej powierzchni 1,4994 ha, których właścicielem jest Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek MNP w Krzyżanowicach z przeznaczeniem na cel publiczny. Przejęcie zostanie dokonane w drodze umowy sprzedaży” – czytamy w podpisanym przez wójta Kulińskiego zarządzeniu z 14 listopada 2008 r.
ok. 300 tys. zł w ramach rozliczeń z Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, który też zainwestował w budowę). – Brakowało nam tylko trochę oddechu i 600–800 tys. zł, żeby te dwa pawilony ruszyły i zaczęły się samofinansować, ale nikt w Kościele nie chciał nam pomóc. Dzisiaj biskupi przyjęli postawę Poncjusza Piłata. Mówią, że to Watykan zadecydował. A przecież w nuncjaturze wiedzieli tylko tyle, ile biskupi im powiedzieli – żali się „FiM” panna franciszkanka. – W maju podpisaliśmy akt notarialny i niedoszły Dom Maleńkiej Miłości jest już własnością gminy. Żeby całkiem nie zaprzepaścić zbożnego celu oraz intencji darczyńców, częściowo dokończymy budowę. Tylko dwóch pawilonów, które wydzierżawimy później niepublicznemu zakładowi opieki zdrowotnej – zapewnia sekretarz Plutowski. ! ! ! S. Józefa konsekwentnie odmawiała szefowej wyjazdu z Kobylnicy, bowiem było to równoznaczne z pozostawieniem na pastwę losu podopiecznych – ośmiu schorowanych i bezradnych staruszek, z którymi nie było co począć. S. Monika po trzech monitach pękła. Przed kilkunastoma dniami zapadł na obie niewiasty wyrok: ! s. Monika zainkasowała pisemne upomnienie i pokutę; ! s. Józefa została dyscyplinarnie usunięta z drużyny Franciszkanek Maryi Nieustającej Pomocy za „zaniedbywanie obowiązków życia konsekrowanego i uporczywe nieposłuszeństwo prawnym nakazom przełożonych w poważnej materii”. DOMINIKA NAGEL
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r. dy na początku tego roku lewicowa opozycja ostrzegała lidera Platformy Obywatelskiej przed dziurą budżetową, ten odpowiadał, że nie wolno Polaków straszyć kryzysem. Wszystko jest pod kontrolą – chwalił się w programach telewizyjnych. Już wiosną okazało się jednak, że tak dobrze wcale nie jest. Miała wtedy miejsce pierwsza akcja pod hasłem: rząd szuka oszczędności w administracji. Zmniejszono budżet przeznaczony na drogi, linie kolejowe, sieci telekomunikacyjne, pomoc dla najuboższych dzieci i finansowanie specjalistycznych zabiegów medycznych. Policjanci dostali symboliczne przydziały paliwa do radiowozów (patrz „FiM” 8/2009). Efekt oszczędności? – ubodzy biskupi mogli dostać więcej kasy! Utrzymano nielegalny Fundusz Kościelny, a państwo ma w całości finansować KUL i Uniwersytet Jana Pawła II. Latem 2009 r. rząd zaczął rozważać rezygnację z programu budowy autostrad. Te pomysły rządu PO i PSL idą na przekór działaniom, jakie podejmują politycy w Europie Zachodniej. Tam zwiększa się limity wydatków na inwestycje i cele społeczne, aby podtrzymać popyt oraz aktywność gospodarczą. ! ! ! Do pomocy premierowi włączył się także naczelny „Faktów i Mitów”. W liście otwartym z 5 marca 2009 roku dokładnie wyliczył, że w budżecie państwa – dzięki tylko niektórym ograniczeniom w finansowaniu Kościoła watykańskiego – pozostaną 3 miliardy złotych. Tusk nie odpowiedział. W czerwcu do poszukiwania źródeł dodatkowych pieniędzy na ważne
G
L P.
I MIÊ
Szukajcie, aż znajdziecie Premier Donald Tusk rozgląda się, gdzie by tu zaoszczędzić. Jeszcze w tym roku swoje wydatki muszą zmniejszyć dyrektorzy szkół, rektorzy państwowych świeckich uczelni, szefowie pomocy społecznej. Lewicowa młodzież proponuje: skończmy z finansowaniem szkolnej katechezy! cele społeczne włączyła się lewicowa młodzież. Autor bloga „Lewy sierpowy” zaproponował premierowi, aby zabrał się za renegocjację konkordatu pomiędzy Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską. Młodzież chce zwolnienia państwa polskiego z obowiązku organizacji zajęć z religii w publicznych przedszkolach, szkołach i innych placówkach oświatowo-wychowawczych. Dodatkowo zamarzyło im się uchylenie wszystkich ustaw i rozporządzeń regulujących katechezę w szkole. Swoje żądanie opierają na kilku argumentach. Po pierwsze – zauważyli, że Konstytucja RP zobowiązuje władze publiczne do zachowania bezstronności w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Na dodatek zakazuje zmuszania do udziału w praktykach religijnych
I NAZWISKO
11
PATRZYMY IM NA RĘCE
lub ujawniania swoich przekonań religijnych. Praktyka jest inna. Władze publicznych przedszkoli i szkół zmuszają rodziców do pisemnych zeznań, czy należą do Kościoła katolickiego. Ograniczając przy tym pole wyboru jedynie do zajęć z katolickiej katechezy. Innowierców oraz osoby zainteresowane zajęciami z etyki postawiono przed absurdalnymi wymogami co do liczebności grup, dla których organizuje się takie zajęcia. Powszechną praktyką jest wymuszanie udziału dzieci i młodzieży w mszach czy nabożeństwach poprzez włączanie religijnych obrzędów w program szkolnych uroczystości. Nie podoba im się także to, że katecheci otrzymują bezprawnie dane osób nieuczęszczających na religię. W ten sposób państwo pozwala na łamanie prawa do zachowania w tajemnicy informacji o światopoglądzie obywatela. Po drugie – jak likwidacja szkolnej
ADRES
ZAMIESZKANIA
katechezy, to znaczące oszczędności dla budżetu państwa. Ich wysokość szacuje się na kwotę co najmniej l miliarda 800 milionów złotych. Pozwoliłoby to, zdaniem inicjatora akcji, zmniejszyć koszty obsługi długu państwa lub kontynuować akcję dożywiania dzieci. Lub starczyło na obiecane podwyżki dla nauczycieli. Ważne jest to, że zniesienie obowiązku organizacji szkolnej katechezy w żaden sposób nie przyczyni się do zwiększenia bezrobocia. Po prostu prawie trzy czwarte kadry prowadzącej zajęcia z katolickiej religii to duchowni i zakonnice. Premierowi Tuskowi podpowiadamy także i to (tylko po co?!), że rząd Polski w 1998 roku zagwarantował sobie w specjalnym oświadczeniu towarzyszącym konkordatowi prawo do podejmowania samodzielnie wszelkich decyzji w sprawach wydatków budżetu państwa na Kościół – bez potrzeby uzyskiwania zgody katolickich biskupów. A umożliwienie organizacji zajęć z religii w szkole publicznej nie musi wiązać się z jej finansowaniem. ! ! ! Próby przemilczenia akcji przez poważne media nie zdały się na nic. Młodzież błyskawicznie zbudowała nieformalną sieć informacyjną. Obok
PESEL
internautów w zbieranie podpisów pod apelem do premiera włączyła się lewicowa organizacja młodzieżowa – Federacja Młodych Socjaldemokratów (związana z SLD). Środowiska konserwatywne długo szukały sposobu na odpowiedź. I znalazły. Zaczęły zasypywać skrzynki e-mailowe organizatorów polemikami. Oto wybrane najłagodniejsze epistoły: „Łapy precz od Kościoła!!! Nie chcesz religii w szkole, to na nią nie chodź lub nie posyłaj swoich dzieci, ale nie odbieraj tego prawa tym, którzy chcą poszerzać swoją wiedzę na temat religii. A może by tak informatykę zrobić w formie szkółki niedzielnej. Też przyniesie duże oszczędności do budżetu, dzięki temu będziemy mieli mniej takich blogerów jak Ty” (list studenta Akademii Rolniczej w Krakowie). Słuchaczowi elitarnej Akademii Morskiej wszystko kojarzy się z seksem i w liście wzywał do akcji: „Precz z pedalstwem! Nie w tym kraju! Nie wkopujcie naszej Ojczystej Ziemi do gówna!!!”. Inny wyzwał organizatora akcji od cegieł, pisząc: „Posłuchaj, pustaku, bo inaczej nie będę zwał po imieniu, nie po to moi ojcowie oddawali życie za wolną Polskę i za powrót religii do szkół, żeby dziś jakiś chłoptaś zbierał podpisy o wycofaniu jej. Jak ci się wartości chrześcijańskie nie podobają, droga wolna, marsz do Iraku. Niech komuchy oddadzą zagrabioną ziemię, życie ks. Popiełuszki i innych. Holandia bardziej finansuje muzułmanów i nikomu to nie przeszkadza, więc jedyne, co możesz, to poszczekać sobie na swoim komunistyczno-sowieckim blogu”. Lewicowcy chcieli z autorami tych pełnych miłości wpisów porozmawiać, ale ci nie mieli ochoty na rzeczową polemikę. MiC
P ODPIS
Wysyłać na adres: Renegocjujmy Konkordat, Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów O/Kraków, ul. Wadowicka 6b. lok. 4, 30-415 Kraków
12
PRZEMILCZANA HISTORIA
Leonardo ze Wzdowa Konstruktor silnika do pierwszego samolotu odrzutowego, a jednocześnie poeta. Człowiek wszechstronny. W czasach, w których żył, nie do końca rozumiany. W czasach nam współczesnych – niemal zapomniany. zdów to maleńka podkarpacka wioska na pograniczu Beskidu Niskiego i Bieszczadów. Życie płynie tu wśród śpiewu ptaków i wszechobecnej zieleni. Czym się zatem wyróżnia? To tutaj w 1860 roku urodził się książę Adam Ostoja-Ostaszewski, późniejszy absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, który uczył się o rachunku różniczkowym w Paryżu, a kursy matematyki ukończył w Berlinie. Doktor prawa i filozofii, naukowiec i wynalazca zafascynowany lotnictwem. Wybitny i fascynujący, a przede wszystkim – wszechstronny. Ponad to, że był literatem, dramatopisarzem, odkrywcą i konstruktorem, z równym zapałem rzeźbił, malował, grał na skrzypcach i fortepianie, a nawet komponował. Interesował się optyką, fizyką, akustyką, hydrostatyką, elektrycznością i magnetyzmem, chemią, mechaniką, zoologią, botaniką, mineralogią, paleontologią, geologią, agrotechniką, geografią, historią, archeologią, heraldyką, muzyką, architekturą, sztuką, sportem i techniką. Uprawiał jazdę konną, szermierkę i kolarstwo. Choć szokował, zadziwiał, intrygował, nie bez powodu nazywany był Leonardem ze Wzdowa. Znał dwadzieścia języków obcych (biegle posługiwał się angielskim, francuskim i niemieckim, ale władał także m.in. arabskim, perskim, japońskim czy chińskim), opracował nawet własną koncepcję języka międzynarodowego, która stała się prototypem esperanto. Ostaszewski do końca życia opracowywał słownik „swojego” języka. Kochał również poezję, i to z wzajemnością, skoro w wieku zaledwie 17 lat został przyjęty do prestiżowego wówczas Koła Literacko-Artystycznego
W
w Krakowie. „Wszyscy mówili, że śliczny wierszyk, a po recenzji w »Czasie« wszyscy mi winszowali tytułu, który mi zacny »Czas« nadał: jednego z młodszych naszych poetów” – tak w listach do ojca relacjonował młody Adam swoje sukcesy na literackim gruncie. Ale bez reszty nie oddał się tej muzie. W 1876 r. – jeszcze jako uczeń gimnazjum – zbudował model sterowca. W 1881 roku skonstruował model samochodu. 7 lat przed odkryciem Roentgena stwierdził istnienie promieni przenikliwych. W 1888 r. odbył w Berlinie swój pierwszy lot balonem wolnym, co prawda jako pasażer, ale za to z polską flagą w ręku. W późniejszych latach pracował nad pierwszym silnikiem wybuchowym (odrzutowym) napędzanym benzyną. W 1900 r. opatentował we Francji silnik hydrauliczny, zaś osiem lat późnej w Anglii – zabawkę latającą. Zbudował też automat do gry w szachy, był twórcą urządzeń naukowo-badawczych z zakresu fizyki, astronomii i techniki druku. Czasy, w których żył polski Leonardo, to okres fascynacji i wielkich nadziei związanych z lotnictwem. „Upowszechnienie żeglugi napowietrznej nada nową postać cywilizacji ludzkiej, dokonując zmian wszelkich stosunków politycznych, handlowych, wpływając na życie społeczne, postęp oświaty, zgoła na byt moralny i materialny człowieka (...) wtenczas dopiero powiedzieć będzie można, że człowiek stał się panem planety swojej, i że gdzie się kończą granice jego władzy, zakreślić niepodobna” – rozpisywała się prasa pod koniec XIX wieku. Nie mogło więc w tej dziedzinie zabraknąć dokonań człowieka tak wszechstronnego jak Ostaszewski. I rzeczywiście, był dziedzic
ze Wzdowa konstruktorem wielu modelów samolotów. Między innymi prototypu helikoptera, płatowca, odrzutowca oraz dwupłatowców, na których latał po francuskim niebie. W 1909 r. otrzymał we Francji patent na koncepcję „Stibora – 2” – latającego pionowzlotu (samolot startujący i lądujący pionowo – dop. red.). Zafascynowany wszechświatem na jednym ze wzniesień wzdowskiego parku zbudował Adam Ostaszewski obserwatorium astronomiczne. Okoliczni mieszkańcy mawiali, że za pomocą cyrkla liczy gwiazdy. On zajmował się jednak rzeczą znacznie w swoim pojęciu poważniejszą – próbował bowiem obalić kopernikowską teorię uporządkowania świata. Być może właśnie dlatego przez sobie współczesnych traktowany był niezbyt serio: „Pan Ostoia-Ostaszewski ze Wzdowa w Galicji czyni kontrrewolucję w astronomii, pragnie ją cofnąć tam, gdzie była przed Kopernikiem (…) dowodzi, że znalazł jakieś nieznane rękopisy Kopernika, które dowodzą, że p. O. nie myli się wcale” – pisała prasa o poczynaniach księcia Adama.
Ten się jednak naigrawaniem z własnych poczynań w ogóle nie zrażał. Przedstawiał swój system kosmologiczny na całym świecie. Wystąpił nawet przed paryską Akademią Nauk. „Szczęśliwie dla amatorów nowości znalazł się człowiek uzbrojony w wiedzę i pełen odwagi, który usiłuje zrewolucjonizować niebo (…). Cóż za hekatomba! W oczekiwaniu Akademia Nauk siedzi blada” – ironizował jeden z francuskich dziennikarzy. „Oto są moje naukowe idee: taka jest prawda, lecz trzeba wieków, by zatriumfowała” – prostymi słowy odpierał wszelkie ataki. I konsekwentnie udowadniał swoją teorię. ! ! ! Największy człowiek wszech czasów (jak go niektórzy określali), który o sobie mawiał, że wciąż jest zajęty mnóstwem odkryć bardziej ważnych od tych już dokonanych, zmarł w Krakowie w 1934 roku. Bynajmniej nie w poczuciu niezrozumienia: „Jest oczywistym, że ta ogromna ilość odkryć, pomysłów, studiów jest niczym w porównaniu z przedstawieniem prawdziwego systemu świata” – pisał o swoich dokonaniach Adam Ostaszewski. I dodawał mniej skromnie: „Osiągnąłem tak wielką sławę z tytułu swych odkryć,
że nikt nie może mi dorównać, a tym samym bardziej przewyższyć. Pieśni potomnych głosić będą chwałę moją. Niektóre z nich na wieki rozsławią ród Ostoja”. Dziś niewielu jednak pamięta o spuściźnie, podobnie jak o miejscu narodzin i pracy mistrza Leonarda. We wzdowskim pałacu znajdowała się bowiem pracownia (tam powstała m.in. wspomniana koncepcja „Stibora-2”) oraz przebogata biblioteka Ostaszewskiego. Na terenie przepięknego, choć obecnie zaniedbanego parku, przed frontem pałacu, stoi posąg człowieka skłóconego ze światem, człowieka, który przerósł epokę, w której żył oraz konsekwentnie i w samotności tworzył. To jedyny znak jego tam obecności. Przez lata w przestronnych pałacowych salach funkcjonował Małopolski Uniwersytet Ludowy – jedyna tego typu szkoła w kraju. To tutaj przez niemal pół wieku uczono się rękodzielnictwa, rzemiosła artystycznego i animacji społeczno-kulturalnej. To tutaj zjeżdżali ludzie z całego kraju, żeby uczyć się malarstwa, tkactwa, rzeźbiarstwa i dziergania koronek, a zniszczone wojnami sztukaterie i freski przykrywać utkanymi własnoręcznie gobelinami. Tutaj odbywały się plenery, przyciągające wykładowców Lwowskiej Akademii Sztuki. Uniwersytet nie przetrwał jednak próby czasu. W świecie, w którym twardą ręką rządzi mamona, przegrał długą i żmudną walkę o egzystencję. Wraz z uniwersytetem ze wzdowskiego pałacu wyprowadziło się życie. Dziś to miejsce, które kryje wielką historię, wykupione przez jedną z firm deweloperskich czeka na kolejną odsłonę. Jaką? Czas pokaże. JULIA STACHURSKA
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r. oczątkowo kreacjoniści głosili, że Bóg stworzył wszystkie gatunki zwierząt jako gotowe, a od czasu Kreacji nie powstał żaden nowy gatunek, gdyż Bóg stworzył wszystko na samym początku. Z czasem, kiedy teoria ewolucji uzyskała liczne dowody obserwacyjne, wyłoniło się „liberalne” skrzydło kreacjonizmu, które głosi, że możliwa jest tylko ewolucja na poziomie gatunku (nie międzygatunkowa). Zawęzili więc swoje tezy i obecnie twierdzą, że Bóg stworzył jedynie „podstawowe rodzaje” i dopuścił ograniczone zmiany ewolucyjne w ich obrębie. Wycofali się więc zasadniczo z potępienia ewolucji jako takiej, dopuszczając mikroewolucyjne zmiany, odrzucają jednak możliwość makroewolucji (przemiany międzygatunkowe). Z braku sensownej alternatywnej koncepcji kreacjonizm uznaje więc ewolucję częściowo... Gould pyta zatem: „Jeżeli Bóg stworzył każdy z pół tuzina gatunków człowieka odkrytych w skałach, to dlaczego stworzył je w nieprzerwanej sekwencji czasowej cech stopniowo coraz bardziej współczesnych: wzrastająca objętość mózgu, zredukowana twarz i zęby, większy rozmiar ciała? Czy stwarzał po to, by imitować ewolucję i w ten sposób sprawdzić naszą wiarę?”. „Liberałami” są też tacy, którzy uważają się za „staroziemskich kreacjonistów”. „Kreacjoniści młodoziemscy” nadal utrzymują pogląd, że Ziemia ma ok. 10 tys. lat (a nie 4,6 mld lat, jak mówi nauka). Ruch kreacjonistów jest bardzo prężny i wydają oni setki publikacji. Wprawdzie głównym bastionem kreacjonizmu jest amerykański fundamentalizm chrześcijański, ale i w Polsce można (w prasie i internecie) spotkać artykuły, które głoszą, że Ziemia powstała mniej więcej 10 tys. lat temu (bo tak wynika z sumy długości życia wszystkich patriarchów biblijnych). Sytuacja kreacjonizmu uległa radykalnej zmianie po roku 1968, kiedy nauczycielka Susan Epperson zaskarżyła do Sądu Najwyższego antyewolucjonistyczne prawo stanu Arkansas. Zakończyło się to orzeczeniem o jego niezgodności z Pierwszą Poprawką. Oznaczało to wielki cios dla całego amerykańskiego kreacjonizmu. To właśnie stało się przyczyną (koniecznością?) nowej lisiej taktyki – tzw. naukowego kreacjonizmu. „Nic nie jest w stanie powstrzymać prawdziwego wyznawcy. Kreacjoniści przegrupowali się i wrócili na pole walki z nową strategią mającą na celu obejście konstytucyjnych przeszkód. Do tej pory zawsze honorowo określali swój alternatywny system jako wyłącznie teologiczny i w sensie doktrynalnym oparty na dosłownym rozumieniu Biblii. Teraz przeczesali swoje teksty i wynaleźli oksymoroniczną koncepcję »nauki kreacjonistycznej«. W odróżnieniu od poprzednich wypowiedzi wydaje się, że teraz religia nie ma żadnego wpływu na zagadnienie” (S. Jay Gould). A więc „naukowy” kreacjonizm powstał tylko dlatego,
P
13
Ewolucja kreacjonizmu Jak zauważył Stephen Jay Gould, „kreacjonizm naukowy jest pojęciem pozbawionym znaczenia i wewnętrznie sprzecznym przykładem tego, co Orwell nazywał nowomową”. aby przemycić teologiczną koncepcję dla szkoły strzegącej rozdziału państwa i Kościoła – tylko w ten sposób mogli tego dokonać. „Naukowy” kreacjonizm jest od początku do końca inicjatywą stricte polityczną, w żadnym razie nie naukowo-intelektualną. Czasami kreacjoniści firmują swoje materiały nazwiskami z tytułami naukowymi. Mało jednak osób wie, że w ogromnej większości uczeni, którzy zasilili ruch kreacjonistyczny, to ludzie reprezentujący specjalności bardzo luźno albo zupełnie niezwiązane z naukami biologicznymi, to znaczy z tymi dziedzinami, które są wymagane do miarodajnej oceny krytycznej ewolucji. Kreacjoniści nie mają już argumentów. Ich propaganda ogranicza się więc do chwytów argumentacyjnych i przytłaczania laików specjalistycznymi terminami, dlatego jedynie ludzie zajmujący się ewolucją zawodowo potrafią wyeksponować bzdury przez nich wypisywane. Wiedza o ewolucji szybko się zmienia. „To skandal, że wciska się w szkołach wiedzę narażoną na tak szybkie zdezaktualizowanie”. Czy przez to, że dziś może być inny punkt widzenia na kolebkę ludzkości, bądź na ilość ogniw pośrednich, mamy o tym nie nauczać? Daje to wiedzę ogólną i gdyby tego zaniechano, to dla człowieka, który przeczytałby w gazecie, że mamy już inny pogląd na australopiteka, informacja taka byłaby nieistotna, bo niezrozumiała. Ten czy ów pomyślałby sobie może, że potwierdzono naukę biblijną i odkryto na przykład biblijne olbrzymy, a czytając o „mitochondrialnej Ewie”, myślałby sobie z całą pewnością, że nauka potwierdziła opowieść o raju, Adamie i Ewie. Na poparcie swych tez lub zasianie wątpliwości u innych kreacjoniści cytują często dawno zdyskwalifikowane błędne poglądy ewolucjonistów. Przykładem jest np. ultraselekcjonizm Wallace’a, według którego wszystkie zmiany powstają w wyniku działania doboru naturalnego,
a każda zmiana jest rezultatem przystosowania. Jednak już Darwin pisał, iż dobór nie jest wszechwładny, że działają też inne siły ewolucyjne, lecz dobór jest tą najważniejszą. Nie jest więc tak, że wszystkie cechy muszą być wynikiem przystosowania i przyczyniać się bezpośrednio do sukcesu reprodukcyjnego (Gould, „Niewczesny pogrzeb Darwina”). Do dziś kreacjoniści przypisują ewolucjonistom ten pogląd. Brakujące ogniwa. Sztandarowym argumentem przeciw ewolucji jest rzekomo niewielka liczba odnalezionych form pośrednich, zwłaszcza
z początku linii ewolucyjnej. Jednak historia tylko naszej cywilizacji stawia nas przed irytującą koniecznością stwierdzenia, że o wielu sprawach wiemy żenująco mało, o innych wiemy źle, fałszywie. Darwin to samo twierdził o zapisie kopalnym: to jak książka, w której zachowały się nieliczne strony, nieliczne wiersze na każdej stronie i nieliczne słowa w każdym wierszu, a badamy jeden krok na tysiąc (dopiero półtora stulecia, ale ciągle jest coś nowego). Choć zapis kopalny nie jest doskonały, jednak kompletną bzdurą jest twierdzenie kreacjonistów, że nie potwierdza ewolucji. Przeciwnie: potwierdza ją jednoznacznie, choć jest pełen
luk. Między innymi Dawkins uważa, że „zapis kopalny jest pełen wspaniale stopniowych przejść, choć oczywiście pojawiają się pewne luki – niektóre bardzo duże, ale i łatwe do przyjęcia, jak na przykład u zwierząt, których ciało nie ulega fosylizacji”. Dziś wiemy, że zapis ten z natury musi być przerywany. Skały osadowe formują się w ten sposób, że krótkie epizody formowania się warstw są rozdzielane licznymi przerwami w sedymentacji. Po prostu skały nie „zapisują” zawsze „pełnego czasu geologicznego”. Do tego dochodzą kolejne naturalne przeszkody dla zachowania się tych dokumentów naturalnych: powstanie skamieniałości po organizmie żywym zależy przede wszystkim od środowiska jego bytowania oraz podatności jego szczątków na skamienienie. Mówiąc inaczej: żeby powstawały liczne i pełne zapisy różnych form, musiałyby przez długi (geologicznie) czas trwać warunki sprzyjające powstawaniu skamieniałości. Te warunki tymczasem są wyjątkiem, a nie regułą. Mimo to kopaliny dostarczają naprawdę wielu jednoznacznych potwierdzeń ewolucji. Poza tym ciągle jest to wiedza uzupełniana. Cały czas odnajdywane są różne formy przejściowe, o czym można czytać np. w „Świecie Nauki”. Jednym z takich przykładów jest Archeopteryx – forma przejściowa na drodze od gadów do ptaków. Od czasów Darwina ogniw pośrednich, łączących różne taksony, znaleziono tysiące. Ewolucja to tylko teoria. Innym nieporozumieniem jest twierdzenie, że ewolucja jest tylko teorią. Jednak ewolucja jest zarówno teorią, jak i faktem, czy po prostu faktem, jak zauważył Tad Clements: „Otóż jestem przekonany, że ewolucjonizm także nie jest teorią naukową. Wbrew twierdzeniom niektórych uczonych i wszystkich kreacjonistów, słowo »ewolucja« (w biologicznym sensie) znaczy tyle co »dziedziczenie z tendencją do zmian przystosowawczych«, a to, że zmiany takie występowały i nadal występują, jest dobrze znanym faktem, a nie zaś teorią. Rzeczywistego zachodzenia zmian tego rodzaju dowodzą nie tylko liczne świadectwa pośrednie pochodzące z bardzo wielu źródeł (takich jak genetyka, dystrybucja geograficzna, kopaliny, embriologia porównawcza,
anatomia porównawcza, serologia porównawcza, geologia i klimatologia), lecz także wiele przypadków bezpośrednio obserwowanych przemian ewolucyjnych”. Dyplomatyka ewolucji. Historycy mają naukę o dokumentach, która nazywa się dyplomatyką. W pewnym sensie „dyplomatyką” ewolucjonizmu jest nauka o ewolucji molekularnej. Jest to przy tym „dyplomatyka” znacznie lepsza niż jej klasyczna odpowiedniczka. Człowiek chętnej zafałszuje świadectwa przeszłości niż Natura. Biologia molekularna, dziedzina wiedzy jeszcze nieistniejąca w czasach Darwina, jest dziś źródłem najbardziej przekonujących dowodów na rzecz ewolucji. Ewolucja jest zapisana dość wyraźnie, choć oczywiście trzeba znać odpowiedni język – trzyliterowych słów alfabetu ACGT zapisanych „atramentem nukleotydowym” w malutkich cząsteczkach nas samych. Dokumenty te zawiera kod DNA (rozkazy i plany z bardzo odległych epok biologicznych). Są tam nie tylko „annały historii życia”, ale i „podręczniki mechanizmu ewolucyjnych zmian”. W sekwencjach tych „słów” odnajdujemy rodowody, które obejmują nie kilka pokoleń, ale prawie całą drogę od powstania życia. „Nukleotydowym lingwistą” jest filogenetyk, który – w odróżnieniu od genetyka – w DNA szuka informacji historycznych. Wnioskiem z tej lektury jest m.in. głębokie pokrewieństwo wszystkich istot żyjących na ziemi. Analiza sekwencji ACGT istot żywych dostarcza wniosków o ich funkcjonalnych podobieństwach tego typu, że jedyną sensowną implikacją jest wniosek, iż za pozorną różnorodnością życia kryje się fundamentalna jedność. Aby tę kwestię poznać bez drastycznych uproszczeń, należałoby wziąć się za czytanie poważnych prac naukowych, a nie broszur pseudonaukowych produkowanych przez kreacjonistów. Perspektywa kreacjonistyczna ma jeszcze jedną zasadniczą wadę: gdyby nasze organizmy stanowiły projekt jakiegoś Kreatora, należałoby oczekiwać znacznie lepszego ich wykonania. Biolog George C. Williams pisze o tym tak: „(...) nie ma dowodów, by Bóg wykazywał jakąś szczególną biegłość inżynierską (...). Zgodnie z naszymi przewidywaniami, rozwiązania spotykane w żywych organizmach wykazują liczne absurdy, cechy nie- (lub a-) funkcjonalne, które powstają, gdy brak rozumnego nadzoru lub planowania”. Cechy tego wykonania doskonale jednak odpowiadają temu, co wiemy o bezrozumnej, choć budzącej respekt i podziw Naturze. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
14
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
ZE ŚWIATA
TŁUSTOWIECZNOŚĆ Proszę państwa: zapomnijcie o wszystkich pouczeniach i poradach, że obżeranie się skraca życie. Nieprawda – wydłuża. Przynajmniej według Japończyków.
poprzez żaby aż po ptaki i ssaki. Okazuje się, że mają one znacznie szerszy zasięg. Samce delfinów uprawiają petting, a nawet penetrację. Pingwiny wiążą się w długotrwałe jednopłciowe związki. Ropuchy nie rozróżniają płci, podobnie jak muszki owocowe, którym brakuje genu odpowiedzialnego za płciowość. CS
SZWECJA NIE WIERZY W BOGA
W szkole medycznej Uniwersytetu Tohoku przez 12 lat prowadzono badania 50 tys. ludzi w wieku 40–79 lat. Konkluzja jest taka, że chudzi żyją krócej niż umiarkowanie puszyści. Ludzie z niedowagą umierają wcześniej, bo mają większe skłonności do chorowania, np. na zapalenie płuc, a ich układ krwionośny jest mniej odporny. Japończycy zaznaczają, że ich badań nie można interpretować jako zielonego światła do obrastania sadłem. Raczej jako sugestię, by chudzi jedli nieco więcej i zbliżyli się do regularnej wagi; jeśli ją nieznacznie przekroczą – nie będzie nieszczęścia. JF
RAKOBÓJCZA MARCHEWKA Marchewka ma właściwości rakobójcze. Substancja, którą zawiera – falkarinol – hamuje rozrost guzów nowotworowych u szczurów laboratoryjnych. Naukowcy z Newcastle University wykryli, że właściwości owe są o 25 proc. większe, jeżeli przed gotowaniem marchewka nie jest pokrojona. Siekanie zwiększa jej powierzchnię, a tym samym wypłukiwanie substancji aktywnej oraz cukru i witaminy C. Ponadto marchewka gotowana w całości ma lepszy smak. Karmione marchewką szczury miały o jedną trzecią mniej rozwiniętych guzów niż gryzonie na innej diecie. CS
HOMOSEKSUALIZM W NATURZE... ...jest powszechny. Taka jest obiektywna prawda naukowa. Biolodzy stwierdzają, że homoseksualizm jest nie tylko szeroko rozpowszechniony w naturze, ale pomaga w ewolucji fizjologii zwierząt i ich społecznych zachowań. Nathan Bailey i Marlene Zuk z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside skonstatowali, że stosunki w obrębie tej samej płci są „uniwersalnym fenomenem w świecie zwierzęcym”. Poczynając od robaków,
Kilka miesięcy temu brytyjscy ateiści zorganizowali w Londynie kampanię plakatową pod hasłem „Prawdopodobnie Boga nie ma”. Podobnie jest w Szwecji. W początkach czerwca plakaty z wieścią „Boga prawdopodobnie nie ma” pojawiły się w sztokholmskim metrze oraz innych miejscach publicznych. Towarzyszą im emblematy trzech głównych religii (chrześcijaństwa, judaizmu i islamu) w kolorach flagi szwedzkiej. Autorem kampanii ateistycznej jest Szwedzkie Stowarzyszenie Humanistów, organizacja licząca 5 tys. członków, którzy płacą składki w wysokości 390 dol. rocznie. Z ich pieniędzy sfinansowano akcję. Stowarzyszenie przypomina, że w kraju jest mniej niż 20 proc. religijnych obywateli. „Pragniemy, by ludzie uświadomili sobie, że religia ma niesprawiedliwie większy wpływ na życie pozostałych niereligijnych 7 mln ludzi” – deklarują inicjatorzy. Zdaniem humanistów, dogmaty fundamentalistyczne i religijne trendy ograniczają wartości demokratyczne. „Ugrupowania religijne otrzymują od państwa corocznie ogromne sumy – przypominają. – Nie chcemy blokować działalności religijnej, pragniemy tylko przywrócić należyte proporcje”. Wierzący na razie nie wystąpili z ripostą. JF
GORĄCA WIARA W życiu religijnym rodziny Lauradin z Nowego Jorku miały miejsce przykre komplikacje zdrowotno-religijne. 29-letnia Haitanka Marie Lauradin odprawiała rytuał wudu, wykorzystując do tych praktyk swoją 6-letnią córkę, która w rezultacie znalazła się w szpitalu z ciężkimi oparzeniami na jednej piątej ciała. Aby zyskać przychylność bogów, p. Lauradin oblała jedynaczkę rumem i podpaliła. Lekarze musieli wprowadzić dziecko w stan farmakologicznej śpiączki i nie wiadomo, czy przeżyje mszę mamy. Brała w tym udział również babcia. Adwokat oskarżonej utrzymuje, że religijna Lauradin nie chciała skrzywdzić dziecka. Pobożni wudyści: rum należy pić za zdrowie bogów! ST
INNY KOŚCIÓŁ, INNA TACA Dla polskich plebanów zabrzmi to jak prowokacja czy nieporozumienie: po kościele krąży taca, a każdy sobie z niej... bierze, ile potrzebuje.
Jeśli nie potrzebuje, może coś położyć. Dla tych, którzy są w potrzebie. Taka niebezpieczna innowacja kryzysowa narodziła się w niekatolickim rzecz jasna kościele chrześcijańskim Timber Cross Community Church w Agryle w Teksasie z inicjatywy pastora Toby’ego Slougha. Przyniosła nieoczekiwane rezultaty: datki na tacę są wyższe niż kiedykolwiek. Zresztą nawet te wpływy, w wysokości pół miliona dolarów, zostały rozdane potrzebującym, i to niezależnie od tego, czy byli członkami kościoła, czy nie. Przed kilku tygodniami pastor wręczył każdej z 1400 rodzin uczęszczających do kościoła 50 dolarów z apelem, aby ofiarowali te pieniądze ludziom, którzy ich potrzebują. ST
SAMI SIĘ SPOWIADAJCIE! Wierni nie chcą się spowiadać! – załamuje ręce Watykan. Z lamentami tej treści wystąpił w watykańskim radiu arcybiskup Mario Piacenza.
członkom jej wyznania. Our Lady Club należał do parafii i duchowni sprzeciwili się wynajęciu go za 175 funtów na balangę z okazji Balu Wiedźm. „Impreza jest sprzeczna z etosem placówki” – oświadczyła diecezja. „Nie planowaliśmy żadnego zlotu czarownic na Łysej Górze – argumentuje oburzona Davis. – Nie byłoby czarnych szat i spiczastych kapeluszy... Chodziło o rozrywkę”. „Religia to nie rozrywka” – ripostuje diecezja. „Nie możecie stosować kryteriów religijnych przy wynajmie klubu” – twierdzi najwyższa kapłanka wiedźm. CS
Z CELI NA AMBONĘ Radosne wydarzenie w katolickim Kościele w Singapurze: na wolność wyszedł ks. Joachim Kang. 61-letniego duchownego sąd zaprosił w roku 2004 do celi w związku z defraudacją 5,1 mln dol. zebranych od wiernych z kościoła św. Teresy. Arcybiskup Nicholas Chia przywitał podwładnego z otwartymi ramionami i natychmiast przywrócił go do wszystkich funkcji sakralnych. W Singapurze trzymają się za portfele. TN
OBLICZA KRYZYSU
Spowiedź i towarzysząca jej kara za grzechy są od dziesięcioleci „w głębokim kryzysie”. Coraz mniej wiernych pojawia się w konfesjonale, bo – zdaniem hierarchy – coraz mniej ludzi odróżnia dobro od zła. Ludzie nie mają poczucia grzechu, „mylą konfesjonał z kozetką psychologa” – biadoli arcybiskup. Watykan planuje opublikowanie w tym roku podręcznika do spowiedzi, który ma „odrodzić entuzjazm” do wyznawania grzechów. A może jest inaczej? Może nie wszyscy wierni przestali rozróżniać dobro od zła... może część zamiast bezgranicznego dobra, w które dotąd wierzyła, ujrzała w Kościele zło, które w ostatnich latach nieprzerwanie wychodzi na jaw. Mało byłoby chętnych do korzystania z sądów, gdyby rolę sędziów pełnili kryminaliści; nikt by nie wzywał straży pożarnej, wiedząc, że zatrudnia podpalaczy... PZ
A TO WIEDŹMY! Do czego to dochodzi: pogańskie wiedźmy występują do sądu z pozwem przeciw Kościołowi katolickiemu. 61-letnia Sandra Davis, „najwyższa kapłanka” sekty Crystal Cauldron, oskarżyła brytyjską diecezję Shrewsbury o odmowę udostępnienia klubu
Roger Hamilton czekał na autobus na przystanku w Oklahoma City i rozsmarowywał majonez na kanapce z mortadelą, gdy podchwycił czyjeś badawcze spojrzenie. Moment później jakiś facet strzelił go z piąchy w uzębienie i wyrwał bułkę. Po czym zbiegł. Policja oszacowała stratę na 76 centów. Porywacza mortadeli nie udało się ująć. Pan z Tajwanu został wypuszczony z więzienia i nie miał pracy, a więc i gotówki na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Najpierw ukradł buty w sklepie. Złapano go, aresztowano, łup odebrano i puszczono wolno. Nie zraził się: ukradł ze sklepu paczkę waty. Znowu komisariat, areszt, tym razem na dłużej. Zaciekawionym policjantom wyjaśnił, że był głodny i miał wielki apetyt na paczki lanczowe, jakie wydają w więzieniu. Na Tajwanie panuje poważny kryzys. Kryzys towarzyszy nam do śmierci, ale czyni ją tańszą – dla żałobników. W Indianapolis cmentarz rozpoczął akcję promocyjną: kup jeden grób, dostaniesz drugi darmo! TN
WYRAFINOWANA NIESKUTECZNOŚĆ Często samobójcy miewają oryginalne plany związane z odejściem definitywnym, np. wybierają do tego celu malownicze miejsce jak most nad zatoką San Francisco, a czasem opracowują oryginalną technikę. W czołówce tej drugiej grupy plasuje się niewątpliwie 27-letni mężczyzna z Mesa w Arizonie. Przymocował sztylet na sztorc na kierownicy auta i rąbnął w mur domu
(nie swojego), licząc na to, że siła ciężkości dokona dzieła. Tymczasem auto przebiło mur, przejechało przez pokój, staranowało płot i wylądowało w basenie. Poduszka powietrzna, otwierając się, zmieniła trasę noża. Niedoszły samobójca wylądował w szpitalu z rozciętym karkiem, co nie zagraża życiu. Czy wymyśli coś nowego na powtórkę? Statystyki pokazują, że większość samobójców nie próbuje jeszcze raz. JF
POLINEZJA ORALNA Propozycji dotyczącej zmiany nazwy kraju z Polska na... „Pieszczenie Łechtaczki” nie wymyśliłaby nawet nasza głowa państwa. Ale... Zaproponował to patriotycznie i niepodległościowo motywowany prezydent Polinezji Francuskiej, pan Oscar Temaru. Dotychczasowa nazwa niesłusznie podkreślała kolonialną przeszłość, przeto wystąpił z inicjatywą zamienienia jej na Maohi Nui. Nawiązuje ona do nazwy tubylczego plemienia. Przynajmniej w języku używanym na Tahiti, najbardziej znanej wyspie archipelagu. Ale dla mieszkańców Markizów znaczy to coś zupełnie innego – pieszczenie łechtaczki właśnie. Czego się nie robi, żeby w kryzysie przyciągnąć turystów... PZ
MIŁOŚNIK ZWIERZĄT Troy Whitson ze stanu Washington był wielkim miłośnikiem zwierząt.
Jako taki należał do stowarzyszenia Furries (Sierściuchy). Członkowie identyfikują się ze zwierzętami do tego stopnia, że przebierają się za nie. Z powodu swych upodobań został właśnie skazany na 30 dni kicia, bo posunął się jeszcze kilka kroków dalej. Koledzy Sierściuchy donieśli na policję, że Whitson chwalił się seksem ze swymi psami. Klub deklaruje, że ich statut nie konstytuuje aż takiej zażyłości. Psy – rasy malamute – mają obecnie nowych właścicieli, którzy zobowiązali się, że będą je mniej kochać. PZ
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r. statnia część raportu o przerażającym i haniebnym procederze Kościoła katolickiego w Irlandii i Szkocji dotyczy jego najmniej znanej, ale za to jednej z najczarniejszych kart. Sprawy miały się tak: w katolickiej Irlandii (ale także w Szkocji i Walii) w latach 1930–1965 (a nawet później) świadomość społeczna była skrajnie niska: pruderyjna, purytańska, fundamentalnie zachowawcza i religijna. Dla lokalnych społeczności nie do pomyślenia było, aby samotna kobieta mogła zajść w ciążę. Na taką „ladacznicę” spadał bezpowrotny ostracyzm, a na rodzinę hańba. No, chyba że rodzina publicznie potępiła ciężarną i wyrzekła się jej raz na zawsze. Niestety, natura nie zna próżni i w czasach przyspieszonej industrializacji, a co za tym idzie – migracji ludności wiejskiej do miast (i życia robotników w ciasnych skupiskach) przypadki ciąż niezamężnych kobiet były coraz częstsze. Problem narastał i w końcu stał się prawdziwą społeczną plagą. Kobiety w ciąży wyrzucane były z fabryk jako nieprzydatne do ciężkiej pracy, a wracać nie miały dokąd, bo rodziny nie chciały ich znać. Fala samobójstw zmusiła rząd do przyjrzenia się problemowi i do próby rozwiązania go. I znów, jak w przypadku sierot po emigrantach udających się za chlebem za ocean, Kościół pospieszył z „pomocą” i stworzył cały system domów „opieki” dla samotnych matek. W nich to najczęściej młode dziewczyny miały spokojnie oczekiwać rozwiązania. Ciąży i swoich strasznych życiowych problemów. Praktyka jednak – jak zwykle w przypadku Krk – okazała się biegunowo różna od teorii. Domy opieki były de facto więzieniami albo obozami pracy, w których przyszłe matki wykonywały najcięższe prace całkowicie za darmo – głodzone i poniżane przez zakonnice. Urodzone dzieci były, ku rozpaczy matek, odbierane siłą i sprzedawane bezdzietnym rodzinom w Irlandii i poza nią. Nawet za ocean. Później, niepotrzebne już nikomu, niemające dokąd wracać „żywe inkubatory” kończyły zazwyczaj w słynnych pralniach sióstr Magdalenek. Albo na ulicy, co w kontekście „miłosierdzia” zakonnic wydaje się z perspektywy lat stokroć nawet lepszą alternatywą. Oto relacja June, położnej zatrudnionej w jednym z ośrodków dla samotnych matek prowadzonym przez siostry miłosierdzia. Młoda pielęgniarka opisuje to wszystko, co z rosnącym przerażeniem oglądała. Od pierwszych chwil przyjazdu do ośrodka, aż do momentu, gdy powiedziała dość:
O
Zwolniłam, by pokonać wejście do domu opieki. Na prawo moim oczom ukazał się cementowy budynek otoczony wysokim, jakby więziennym murem z małą, metalową bramą.
! ! ! Powiedziano mi, że mieszka tu trzysta pięćdziesiąt dziewcząt, więc wizja wszystkich czekających mnie porodów była przerażająca. Gdy zbliżałam się do szpitala, zauważyłam klasztor. To był wielki, pokryty bluszczem gregoriański budynek. Podziwiając nieskazitelne trawniki i podjazd, zastanawiałam się, kto utrzymuje je w tak wspaniałym stanie, skoro nie widziałam żadnych ogrodników. Wkrótce miałam się dowiedzieć. ! ! ! Powiedziano mi, że kobiety po porodzie pozostawały w Domu, pracując tu do momentu, gdy ich dzieci kończyły trzy lata. Następnie dzieci
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI ! ! ! – Na kolana i zabierajcie się za rwanie trawy! – powiedziała siostra przełożona. – Pamiętajcie, nie wyrywajcie z ziemią, tylko po skosie. Trawę wkładajcie do kieszeni fartuchów. Dwadzieścioro dziewcząt z każdej strony. Idźcie na środek trawnika i kierujcie się w stronę cementowych ścian. Teraz widziałam już wszystko: dziewczyny kosiarki. Przed moim odejściem dane mi było oglądać ten spektakl jeszcze wiele razy. Pięknie wypielęgnowany trawnik bez żadnych narzędzi – tylko przy użyciu rąk ciężarnych kobiet. ! ! !
Częścią tego miejsca było też ogromne gospodarstwo rolne ze stadem krów, które każdego ranka i każdego wieczoru dojone były przez ciężarne dziewczęta, podczas gdy inne orały ziemię pługiem. Szklarnie produkowały owoce i kwiaty – tym również zajmowały się dziewczęta. Produkty sprzedawano potem do sklepów należących do zakonnic. ! ! ! Młode matki przez siedem dni w tygodniu dostawały chleb z margaryną i herbatę. I jeszcze dwa jajka tygodniowo na podwieczorek. ! ! ! Stopniowo zaczęłam się domyślać, że oprócz obowiązującego mnie
Brojlery Wtedy je ujrzałam. Osiem czy dziesięć dziewcząt w różnym stadium ciąży, obok nich stosy kamyczków, palące się ognisko do podgrzewania kadzi ze smołą i walec, który był tak ciężki, że pchały go we trzy. Pomachały mi, gdy mijałam pokrywaną gorącą smołą aleję. ! ! !
zakazu rozmów z dziewczętami lub wysyłania za nie listu panował jeszcze jeden – również dziewczętom w szpitalu i w klasztorze nie wolno było absolutnie z sobą rozmawiać. Nie mogły też zdradzać swojej prawdziwej tożsamości ani tego, skąd pochodziły. Beznadzieja i desperacja bijąca z tego miejsca z dnia na dzień coraz bardziej mnie przytłaczała. ! ! ! – Gdzie są wszyscy? – zapytałam. Zaczerwieniła się. – To jest pierwszy piątek miesiąca. Wszystkie dziewczęta, my wszystkie, musimy uczestniczyć w nabożeństwie, podczas którego przez piętnaście minut stoimy bez ruchu z wyciągniętymi
W budynku z czerwonej cegły, w którym znajdowała się pralnia, było ciemno i wilgotno przez parujące kotły, w których stale gotowała się pościel, ubiory dziewcząt i pieluchy. Wszędzie wisiały mokre szmaty, a okna umieszczone były wysoko, tak więc nie dochodziło tu światło. Dziewczęta, rękami czerwonymi tak jak i ich twarze, mocowały się w ciszy z mokrym praniem. Nie słychać było ani jednego dźwięku. ! ! !
ramionami. – Zamilkła na widok przerażenia na mojej twarzy. – Proszę, nie mów, że ci powiedziałam. Siostra przełożona twierdzi, że to pokuta za nasze grzechy. ! ! ! Spytałam pozostałe dziewczęta czy Sadie rodzi. Powiedziały, że ma skurcze od rana, ale siostra przełożona mimo to kazała, aby wykonała swoje codzienne obowiązki i wyszorowała podłogi. ! ! !
Tysiące samotnych, ciężarnych kobiet gromadzono w ośrodkach sióstr miłosierdzia w Irlandii. Urodzone dzieci siłą odbierano matkom i sprzedawano do adopcji. Noworodki nazywane były przez zakonnice brojlerami. odbierano im i oddawano do adopcji. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego dzieci nie były adoptowane (jeżeli już musiały być) tuż po urodzeniu, by zaoszczędzić bólu obu stronom. Chciałam zakwestionować słuszność tej procedury, jednak ugryzłam się w język. Przyglądałam się, jak siostra przełożona nadzoruje proces karmienia z uczuciem takim, iż byłoby ono o wiele bardziej na miejscu w żołnierskich koszarach. Podała noworodka jednej z dziewcząt innej matce – już z trzymiesięcznym dzieckiem, które karmione było co cztery godziny. Czekałam na wybuch płaczu czy choćby skargę obu matek, lecz zauważyłam, że obie spuściły głowy i zagryzły drżące wargi. ! ! ! Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to miejsce było zwykłym więzieniem, a nie domem opieki. Moja praca z tymi nieszczęśliwymi kobietami miała otworzyć mi oczy na świat, o którym wcześniej nie miałam pojęcia. ! ! ! Pacjentki wykonywały swoje codzienne czynności: polerowały, szorowały podłogi, odkurzały... Wszystkie czterdzieści oczekujące na poród dziewczyny pracowały w ten sposób każdego dnia. ! ! ! Ciężarne dziewczęta rąbały lub cięły piłą kloce drewna. Później te kloce pakowały na taczki, a inne zmiatały wióry. Przed przybyciem do tego miejsca nie miałam pojęcia, że taką pracę w ogóle mogą wykonywać kobiety. A że ciężarne, to nie do pomyślenia!
15
Ta biedna dziewczyna zbliżała się do końcowego rozwiązania, a jednak kilkakrotnie została skarcona przez siostrę przełożoną za wydawane z siebie ciche jęki. To było surowo wzbronione! ! ! ! Kitty nie mogła wytrzymać przy następnym skurczu i wrzasnęła, na co siostra przełożona zrobiła się czerwona ze złości: – Nie rób tego więcej – syknęła w stronę zrozpaczonej dziewczyny. – Nie będzie tu żadnych krzyków. To absolutnie zakazane. ! ! ! Dziewczyna po porodzie miała małe rozdarcie, ale wydawało mi się, że będzie dobrze założyć choć jeden szew. Jednak siostra przełożona odmówiła i twierdziła z całą stanowczością, że nie ma potrzeby zszywać pacjentki. Według niej, dziewczęta powinny cierpieć i pogodzić się z bólem, bo za swój straszny grzech muszą odpokutować. ! ! ! To był jedyny poród w ciągu całego mojego pobytu w tym miejscu, podczas którego był obecny lekarz. Założył kilka szwów na bardzo rozdarte krocze dziewczyny, a ja nie mogłam nie zauważyć wzroku siostry przełożonej, którym dosłownie odmierzała długość cennego włókna. ! ! ! W końcu zaczęłam lepiej poznawać reguły domu. Dowiedziałam się między innymi, że państwo płaciło klasztorowi jednego funta tygodniowo za każdą dziewczynę i dwa szylingi i sześć pensów za każde dziecko. Przez trzy lata. To były wielkie pieniądze. Żadnej z dziewcząt nigdy nie wolno było zatrzymać dziecka lub udać się z nim do domu. ! ! ! Te dziewczyny były tak delikatne, tak samotne i bez cienia nadziei. To było najgorsze w tym miejscu. Tu były tylko łzy, rozpacz i znój, żadnej pomocy, żadnej nadziei. A w końcu... odebranie dziecka. I żadna z nich nie wiedziała i już nigdy się nie dowiedziała, gdzie jest jej dziecko. ! ! ! Szacuje się, że w kościelnych domach opieki na Wyspach przebywało w latach 1930–1965 (70?) od 30 do 50 tysięcy kobiet w ciąży. Za ich utrzymanie płaciło państwo. Za oddawane do adopcji dzieci zakonnice pobierały (w różnych okresach) od 100 do 300 funtów. W owych czasach była to prawdziwa fortuna. Wystarczy kwoty te przemnożyć przez skalę zjawiska, by zobaczyć, jakiej kolejnej góry pieniędzy dorobił się na ludzkim nieszczęściu Kościół katolicki. Ponieważ dokumentacja adopcyjna była sukcesywnie (i zapewne nie bez kozery) w domach opieki niszczona, więc los tysięcy odebranych matkom dzieci nie jest znany. I nigdy już poznany nie będzie. MAREK SZENBORN PS Wstrząsające wspomnienia położnej June Goulding można przeczytać w książce „Światło w oknie” wydanej przez wydawnictwo Olimp Media.
16
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (13)
Wielkomorawskie imperium Pierwsze organizmy państwowe zaczęły się pojawiać u Słowian już w VII w. Powstały one w najbliższym sąsiedztwie ziem polskich – na Morawach i Słowacji. Pierwszym wczesnofeudalnym państwem słowiańskim było państwo Samona (od imienia Samo, jego władcy, kupca frankońskiego), które – o ile wiadomo – utrzymywało kontakty z jakimś władcą plemiennym na Śląsku. Powstało ono na początku VII w. (ok. 624 r.) na obszarach Moraw, Czech, Łużyc i Panonii (była to nazwa dawnej prowincji rzymskiej nad środkowym Dunajem) i istniało przez niemal 40 lat, rozpadając się następnie na mniejsze księstewka. Po tym czasie przez około 100 lat nie pojawiają się żadne informacje o większych państwach słowiańskich. Na powstanie drugiego dużego państwa Słowian trzeba było czekać aż do początku IX w. Do jego konsolidacji doszło również na Morawach i stąd niektórzy badacze sądzą, że mogło ono być spadkobiercą państwa Samona. Państwo Wielkomorawskie (Wielkie Morawy lub Rzesza Wielkomorawska) nie tylko pojawiło się w bezpośrednim sąsiedztwie ziem polskich, ale swoim zasięgiem objęło ich południową część. Władzę w Państwie Wielkomorawskim sprawowała dynastia rodzima, której założycielem był książę Mojmir I (panował do 846 r.) uznający wschodniofrankijskie zwierzchnictwo polityczne i kościelne (przyjął chrzest
F
w 831 r.). Na Morawach i w zachodniej Słowacji chrześcijaństwo głoszone było już latach 30. IX w., głównie przez frankońskich misjonarzy z Bawarii. Słowiańscy możni szybko jednak pożałowali swojego otwarcia na „cywilizację chrześcijańską”. Wraz z dyktatem Krk wdarło się bowiem w ich kraj niemieckie panowanie, gdyż w następstwie aktu chrztu zmuszeni zostali do płacenia trybutu królewskiego. Drugą uciążliwością było włączenie ich ziem do diecezji niemieckiej i świadczenia materialne na rzecz biskupa. Ponieważ rezygnacja z chrystianizacji dawałaby ciągły pretekst do najazdów w imię Chrystusa, u książąt morawskich pojawił się chytry plan stworzenia własnej organizacji kościelnej, która miała pozostać niezależna od Niemców. W tym właśnie celu na wiosnę 863 r. w bezpośrednie sąsiedztwo ziem polskich przybyła misja bizantyjska, której przewodziło dwóch braci – Cyryl i Metody. Przy sprzeciwie biskupów niemieckich stworzyli oni niezależną od arcybiskupstwa w Salzburgu metropolię morawską, na czele której stanął Metody. Jego jurysdykcja kościelna, której faktycznie nie zakreślono, sięgała tak daleko, jak daleko sięgała wyrąbana mieczem władza księcia morawskiego
undamentaliści chrześcijańscy, żydowscy i islamscy wierzą, że ich święte księgi powstały pod boże dyktando. I sami na siebie zastawiają w ten sposób pułapkę. Księgi Biblii powstawały w ciągu wieków w niejasnych dla nas okolicznościach i właściwie nic albo niewiele wiemy o ich autorach. Nie jest też oczywiste, kto ponadawał im tytuły i czy ich nazwy też są sprawą „natchnienia”. Czy jeśli księga nosi nazwę „Mojżeszowa” lub „Samuela”, to znaczy, że należy wierzyć, że te właśnie postaci są ich autorami? A jeśli np. Mojżesz jest autorem także V Księgi Mojżeszowej (czyli Księgi Powtórzonego Prawa), to jakim cudem opisał własną śmierć i żałobę po niej? Wierzący w Biblię twierdzą, że jej słowa są światłem, które mają oświecać drogi ludzkiego postępowania. Ale w jaki sposób to, co samo jest niejasne, nawet w kwestii swego pochodzenia, może rozjaśniać cokolwiek innego? Sprawy nie ułatwia mnóstwo miejsc w Biblii, które są wysoce wątpliwe moralnie. Oto jedno z nich: Druga Księga Królewska, rozdział 2, wiersze 23–24. Ten i okoliczne rozdziały opowiadają o wielkim żydowskim proroku Elizeuszu, który czynił wielkie cuda i tępił sromotnie kulty konkurencyjne
Świętopełka I (870–894). Ten wojowniczy książę po zakończeniu konfliktu morawsko-frankońskiego podjął rozległą akcję zdobywczą, w zasięgu której znalazły się również plemiona polskie. Nie jest pewne, jak daleko sięgała na północ władza Świętopełka. Nie ulega jednak wątpliwości, że wpływy jego państwa, w różnej formie, objęły Lędzian, Grody Czerwieńskie, część plemion śląskich oraz plemię Wiślan. Państwo Wielkomorawskie miało w dziedzinie różnorodnej wytwórczości wiele cech niezwykle charakterystycznych, stąd też zabytki z tego kręgu są dziś łatwo rozpoznawalne. Nikt już w zasadzie nie wątpi, że zanim powstało państwo piastowskie, Śląsk wchodził w skład Wielkich Moraw. Szczególnie na terytorium plemienia Ślężan odnaleziono liczne zabytki typowe dla kultury wielkomorawskiej: elementy stroju i ozdoby, uzbrojenie i narzędzia. Najbardziej charakterystyczne dla tego kręgu kulturowego zabytki pozyskano w grodzisku w Gilowie koło Niemczy, gdzie znajdują się pozostałości grodu wielkomorawskiego,
wobec religii Jahwe. Ciekawe, że z jakiegoś powodu współcześni mu Żydzi bardziej cenili rozmaite „obce” bóstwa niż Boga Izraela, „tego, który ich wywiódł z ziemi egipskiej”. Może mieli ku temu swoje powody?
funkcjonującego na przełomie IX i X w. Z „Żywota św. Metodego” wynika, że Wielkomorawianie na podbitych przez siebie ziemiach krzewili chrześcijaństwo. Można stąd przypuszczać, że na południowe ziemie Polski chrześcijaństwo dotarło o wiele wcześniej niż na inne obszary. „Chrzest Śląska” musiał nastąpić przed rokiem 906, kiedy to Państwo Wielkomorawskie przestało istnieć. Chrzest w tym przypadku był w obrządku słowiańskim. U schyłku IX w. ofiarą Państwa Wielkomorawskiego padł również związek terytorialny Wiślan. Książę Wiślan, jak to wynika z „Żywota św. Metodego”, otrzymał ultimatum przyjęcia chrztu dobrowolnie albo pod przymusem. Wiślanie nie chcieli u siebie chrześcijaństwa. Z całą
na ogół jego czytania w kościołach, bo byłoby to niesłychanie pedagogiczne. Niesforna dzieciarnia zamiast szurać butami, chichotać i przeszkadzać dorosłym w pobożnych czynnościach na inne sposoby, zamarłaby z przerażenia,
ŻYCIE PO RELIGII
Oto słowo natchnione? Otóż Elizeusz – zaraz po tym jak został namaszczony na proroka po swoim mistrzu Eliaszu, który uniósł się na ognistym rydwanie do nieba – spotkał na swej drodze „małych chłopców, którzy wyszli z miasta i naśmiewali się z niego, mówiąc doń: Chodź no, łysy, chodź no, łysy!”. I cóż czyni Elizeusz? Czy karci niesforną dzieciarnię? Otóż nie, sługa boży funduje chłopcom... ostateczne rozwiązanie kwestii pyskaczy: „Obróciwszy się więc i spojrzawszy na nich, przeklął ich w imię Pana. Wtedy wyszły z lasu dwa niedźwiedzie i rozszarpały z nich czterdzieści dwoje dzieci”... „Oto słowo Boże”, pobożnie westchną chrześcijanie. A jak Wam się ten „natchniony” tekst podoba? Doprawdy szkoda, że unika się
wyglądając, jak zza drzwi wynurzy się niedźwiedź i rozszarpie je „w imię Pana”. Ciekawe, jaki morał wypływa z tej niezbyt mądrej i na szczęście z pewnością zmyślonej opowiastki. Że nie wolno być niesfornym dzieciakiem? Że trzeba uważać na łysych? Że należy profilaktycznie wymordować wszystkie niedźwiedzie? Że Bóg bywa do celów zbrodniczych manipulowany przez pochopnie mianowanych przez niego proroków? A może sam Bóg bywa kapryśny i jak się porządnie wnerwi, to zabija, co mu pod rękę wpadnie, choćby nawet dzieci? I jeszcze jedna budująca opowieść, tym razem z Księgi Sędziów (11. 30–40; podaję tylko kluczowe fragmenty): „A Jefta złożył Panu ślub tej treści: jeżeli wydasz Ammonitów
pewnością można stwierdzić, że pozostawali oni w konflikcie z potężnymi sąsiadami z południa. Przez jakiś czas wyrządzali szkody chrześcijanom, co oznacza, iż najprawdopodobniej najeżdżali na posiadłości sąsiedniego, schrystianizowanego już Państwa Wielkomorawskiego. Ze wspomnianego źródła wynika, że książę Wiślan został w końcu pokonany, wzięty do niewoli i na obczyźnie ochrzczony. Wpływ Wielkich Moraw na ziemie polskie bez przesady uznać można za dalekosiężny. Przez Morawy przeniknęła na północ cywilizacja zachodnia w karolińskiej odmianie, czyli mająca swoje źródło w państwie Franków za panowania Karolingów. Na wzór Wielkich Moraw na ziemiach polskich zaczęły się kształtować struktury feudalne i prawno-ustrojowe według modelu zachodnioeuropejskiego. Również postęp cywilizacyjny w państwie Polan należy najprawdopodobniej łączyć z uchodźcami wielkomorawskimi. Pojawiła się nawet hipoteza, że gród w Poznaniu założyli uchodźcy z Nitry na Słowacji (na terenie ziemi nitrzańskiej aż do XIII w. istniał ród Poznan, nazywający się tak od imienia, które najczęściej nosili jego przedstawiciele). Przypuszczalnie nie bez wpływu potężnego wówczas Państwa Wielkomorawskiego doszło też w Gnieźnie do obalenia panującej nad Piastami dynastii, której ostatnim przedstawicielem był Popiel. Jest wysoce prawdopodobne, że gdyby Państwo Wielkomorawskie przetrwało dłużej, to Polska jako państwo oraz polskość jako tożsamość narodowa – nie zdążyłyby się ukształtować. ARTUR CECUŁA
w moje ręce, to wówczas, gdy cało powrócę z wyprawy, do Pana należeć będzie i na całopalenie złożę mu to, co wyjdzie na moje spotkanie jako pierwsze (...). A gdy Jefta zbliżał się do domu swego, oto córka jego wyszła na jego spotkanie z bębnami i tańcami; była zaś ona jedynaczką (...). Gdy ją zobaczył, rozdarł swoje szaty (...). Poprosiła tylko swojego ojca: daj mi dwa miesiące czasu, abym mogła chodzić po górach i opłakiwać moje dziewictwo (...). Kiedy powróciła do swojego ojca, on zaś uczynił z nią zgodnie ze ślubem, jaki złożył...”. I tu ponownie wraca echem kwestia składania ofiar z ludzi. Najwyraźniej nie były one wśród ówczesnych Żydów niczym szczególnym, skoro Bóg przyjął tego rodzaju zakład i nie uczynił niczego, aby uratować dziewczynę. Tekst kładzie nacisk na to, że córka był jedynaczką, a nie na to, że czymś obrzydliwym jest składanie ofiar z ludzi. Jefta, gdy ślubował swemu Bogu, najwyraźniej dopuszczał mord rytualny, tylko nie spodziewał się, że jego ofiarą stanie się jego własne dziecko. Przypomina się historia z Izaakiem i Abrahamem podnoszącym na niego nóż. Czy w tej sytuacji warto Żydom i chrześcijanom tak bardzo gorszyć się Kananejczykami i ich rzekomym dzieciobójstwem? MAREK KRAK
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r. wórcą pryscylianizmu w początkach hiszpańskiego Kościoła był Pryscylian (zm. 385). Sulpicjusz Sewer, chrześcijański kronikarz z Akwitanii, przedstawiał go (Kronika II.46) jako szlachetnie urodzonego i bogatego człowieka, który bez święceń oddał się studiom, w tym nad pogańską wiedzą. Zaczął propagować ascetyczny styl życia i wegetariańską dietę. Pryscylianie odrzucali małżeństwo. Podzielali manichejsko-gnostycki dualizm, wedle którego istniały dwa królestwa: Światła i Ciemności. Preegzystujące dusze ludzkie zostały przez Boga zaplanowane do podbicia Królestwa Ciemności, ale poległy i zostały uwięzione w materialnych
T
Biskupi oburzają się nawet na to, że radykalizm pryscylian posunął się tak daleko, że nie chcieli jeść nawet warzyw, które były gotowane z mięsem (anatemat XIV, całość w: Jennifer M. Corry, „Perceptions of Magic in Medieval Spanish Literature”, Google Books). Autorzy „Historii Kościoła” widzą w pryscylianizmie skrzyżowanie neognostycyzmu, iluminizmu i nadmiernego ascetyzmu. Laik Pryscylian przekonał do swego ascetycznego kierunku wielu hiszpańskich chrześcijan, w tym dwóch biskupów. Był z pewnością reformatorem chrześcijaństwa, który przeciwstawiał się „konstatynizacji” Kościoła, trzymanego żelazną obręczą przez duchowną hierarchię.
PRZEMILCZANA HISTORIA tronie biskupa Rzymu, nawet ich nie przyjął. Sfrustrowany „heretyk” nie cofnął się przed przekupstwem dla obrony swojej grupy, opłacając mediolańskiego marszałka dworu, Macedoniusza, dzięki czemu edykt karny został zniesiony, a heretycy mogli wrócić na swoje biskupie stołki. Co więcej – Pryscylian zdobył nawet nakaz aresztowania swoich najbardziej zagorzałych przeciwników. Wobec takiego obrotu sprawy Idacjusz zwrócił się z kolei o wsparcie do dworu w Trewirze, gdzie władzę objął Magnus Maksymus (zm. 388), ogłoszony cesarzem przez swoich legionistów. Ten dla wsparcia swojej uzurpatorskiej władzy postanowił zdobyć uznanie hiszpańskiego episkopatu. Z jego
Jeszcze tego samego roku w Bordeaux przez katolicką tłuszczę zlinczowana została pryscylianka, a wielu „heretyków” spalono. Samozwańczy cesarz za namową wyższego duchowieństwa skupionego wokół Itacjusza rozesłał trybunów wojskowych z prawem miecza, by tropili i niszczyli kacerzy. Zadowolony z siebie neofita napisał nawet list do papieża, żeby pochwalić się swymi zasługami dla katolicyzmu poprzez likwidację „manichejczyków”. Na soborze w Toledo w 400 r. inni biskupi drogą aklamacji uznali jednak Pryscyliana za prawowiernego katolika i świętego męczennika. Wszystkich ich usunięto jednak wkrótce z urzędów, a biskup Astrogii Sympozjusz musiał złożyć św. Ambrożemu
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (10)
Przeciwko milczeniu owiec Pryscylianizm, który w IV–VI w. odgrywał ważną rolę na Półwyspie Iberyjskim, jest przykładem herezji wyrosłej z inicjatywy świeckich chrześcijan, którzy chcieli nieco uniezależnić się od władzy biskupiej i rozwijać chrześcijaństwo w bardziej duchowym kierunku. Inicjatywa zakończyła się pierwszą egzekucją chrześcijanina dokonaną przez chrześcijan. Za herezję. więzieniach. Siły dwóch królestw są obecne w człowieku: siła światła symbolizowana przez Dwunastu Patriarchów, byty niebiańskie, które korespondują z poszczególnymi mocami człowieka, oraz siła ciemności reprezentowana przez znaki zodiaku odnoszące się do materii. Pryscylianie zachęcali do samodzielnej lektury Pisma Świętego, które przyjmowali niemal w całości, interpretując jednak alegorycznie. Wysoko cenili profetyzm i nie dyskryminowali kobiet. Biorąc pod uwagę treść siedemnastu anatezmatów przeciwko pryscylianom z synodu w Bradze z 565 roku, można przyjąć, że w sporze o Trójcę byli antytrynitarzami – utrzymywali, że trzy osoby boskie to po prostu różne nazwy jednej osoby boskiej, a nie jak nierozsądnie utrzymują inni chrześcijanie – jednego boga w trzech osobach. Wierzyli poza tym, że ludzkie dusze są z tej samej substancji co anioły. Ciała zaś zostały stworzone przez diabła (w macicy demony kształtują ludzkie ciało). Kolejna ich potępiona teza jest bardziej manichejska – diabeł nie istniał wcześniej jako anioł stworzony przez Boga, lecz wyłonił się jako siła zła z chaosu i ciemności, po czym stworzył na ziemi trochę różnych potworów, które wspomagają jego dzieło. Potrafi też wywoływać grzmoty, błyskawice, sztormy i susze. Art. IX potępia pryscyliańsko-pogańskie wierzenie we wpływ gwiazd na los ludzi.
Tępienie pryscylianizmu rozpoczęło się w roku 379 od alarmującego listu, jaki biskup Kordoby Hygin napisał do Idacjusza, biskupa Meridy i metropolity Luzytanii, wzywając go do zajęcia się grupą świeckich chrześcijan działających w jego prowincji, którzy głoszą gnostycko-manichejskie doktryny i dodatkowo praktykują ascetyzm. Idacjusz podjął wówczas radykalne środki przeciw swoim owieczkom, którym zachciało się teologizować. 4 października 380 r. w Saragossie odbył się pod kierownictwem Idacjusza synod dwunastu biskupów, który potępił niektóre nauki i praktyki propagowane przez zwolenników Pryscyliana. Ten zrozumiał, że jako świecki nie ma szans ani na obronę przed biskupami, ani na przeforsowanie swoich nauk na łonie Kościoła. Postanowił więc zostać biskupem, w czym pomogli mu dwaj biskupi sprzyjający pryscylianizmowi: Instancjusz i Salwian, którzy konsekrowali go w 381 r. na biskupa Avila. Wobec buntu części episkopatu metropolita Idacjusz postanowił sięgnąć po pomoc państwa. Poskarżył się cesarzowi Gracjanowi na wrzód manichejski, który rozwija się w Luzytanii i okolicach, w wyniku czego władza cesarska rozkazała tępienie „manichejczyków i pseudobiskupów”. Pryscylian ruszył wtedy osobiście szukać pomocy na dworach Mediolanu i Rzymu. Święty Damazy (366–384), pierwszy Hiszpan na
Złota moneta z wizerunkiem Magnusa Maksymusa – pierwszego chrześcijańskiego cesarza, który prześladował „heretyków”
rozkazu wiosną 385 r. rozpoczęło się śledztwo przeciwko herezjom Pryscyliana i jego najbogatszych zwolenników. Jako oskarżyciele wystąpili biskupi Idacjusz i Itacjusz Sławny z Ossonoby. Ofiary zostały poddane torturom, podczas których przyznały się do winy. Pryscyliana i kilku innych jego zwolenników skazano na śmierć przez ścięcie za uprawianie sztuk magicznych (maleficium) oraz praktykowanie orgii. To ostatnie pomówienie było pewnie związane ze znaczącą rolą kobiet w tym ruchu. Wyrok niezwłocznie wykonano. Wśród zamordowanych była jedna kobieta – bogata wdowa Euchrotia. Egzekucja wywołała duże poruszenie w świecie chrześcijańskim i przez wielu została potępiona. Niemniej była ważnym precedensem współpracy władzy świeckiej i kościelnej w mordowaniu heretyków.
obietnicę, że nie będzie czcił Pryscyliana jako męczennika i będzie unikał jego nowinek w nauczaniu. Rozpuszczano też coraz więcej pomówień o prowadzeniu się Pryscyliana, czyniąc z niego rozpustnika modlącego się nago wraz z lubieżnymi kobietami. Zarzucono mu także, że za pomocą ziół dokonał aborcji dziecka, które począł z Proculą (córka straconej Euchrotii). Kiedy w 1886 r. odnaleziono niektóre pisma pryscylian, okazało się, że magami nie byli, a manicheizm potępiali, tak jak i wiele innych sekt gnostyckich. Herezja pryscyliańska odegrała istotną rolę na Półwyspie Iberyjskim, na terenach dzisiejszej Hiszpanii i Portugalii. Ale reakcja na nią wiele też mówi o kształtowaniu się podejścia Kościoła do ortodoksji, której jednym z ważniejszych ośrodków był właśnie kler hiszpański.
17
Około 445 r. biskup Turybiusz z Asturyki po wizytacji swojej diecezji stwierdził w niej obecność pryscylian, o czym w szesnastu rozdziałach doniósł papieżowi Leonowi I Wielkiemu, wyliczając ich najważniejsze kacerstwa. Jakkolwiek Turybiusz nie przedstawiał pryscylian jako manichejczyków, to Leon I, który ledwie wytrzebił manichejczyków w swoim Rzymie, od razu dostrzegł w hiszpańskich prysylianach nową gałąź uciążliwej zarazy manichejskiej. Znów rozległ się hałas przeciwko pryscylianizmowi, „tej niecnej herezji”, „wstrętnej sekcie”, „bezbożnemu szaleństwu”, z powodu którego znów „wszelka obyczajność doznaje szkody, wszelkie więzy zostają zniesione, a wszelkie prawo boskie i ludzkie zostaje zniszczone”. Jeśli po egzekucji Pryscyliana część prawowiernego kleru była tym oburzona, to teraz w osobie Leona I zbrodnia ta zyskała papieską pochwałę. Sam Leon pisał: „W czasach, kiedy wybuchła ta bezbożna herezja, nasi ojcowie słusznie (merito) zmobilizowali po całej ziemi wszystko, by usunąć z Kościoła ten bezbożny obłęd; także władcy świeccy zbrzydzili sobie tę występną brednię tak bardzo, że jej twórcę i bardzo wielu (plerisque) uczniów mieczem praw publicznych zgładzili”. Dodaje przy tym obłudnie, jakąż korzyścią dla Kościoła była współpraca z państwem w likwidowaniu herezji: „Ta surowość przez długi czas była z korzyścią dla kościelnej łagodności, która, jakkolwiek zadowolona z sądu biskupiego, unika krwawych kar, wszelako surowe prawa chrześcijańskich władców wspomagają ją, gdyż do duchownego lekarstwa często uciekają się ci, którzy boją się kar cielesnych”. Papież Leon zwołał synod w Galicji, który potępił nauki pryscyliańskie, lecz mimo to nie udało mu się herezji zgnieść całkowicie. Jeszcze w roku 561 pierwszy synod w Bradze zajął się głównie wyklinaniem błędów pryscyliańskich, czyli jeszcze wówczas na tych terenach herezja musiała dawać się biskupom we znaki. Może nie była nawet potężna, ale jako oddolna inicjatywa świeckich chrześcijan naruszająca religijne kompetencje władzy biskupiej była zwalczana ze szczególną zajadłością. Kiedy błądzi jakiś duchowny, to sprawa jakby bardziej zrozumiała. On powinien zajmować się teologią, a tym samym ma prawo zbłądzić. Ale Lud Boży winien tylko słuchać, co kapłani mają do powiedzenia. Nie powinien się wychylać. Słusznie piszą autorzy pięciotomowej „Historii Kościoła”: „Herezja, ów uboczny produkt twórczości teologicznej, jest zawsze objawem aktywności”. Między słowem pasterskim a godzinkami owieczek jest czas na prokreację, a nie na próżne rozmyślanie. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Tylko ludowładztwo Moim zdaniem, działalność partii politycznych w RP powinna być zakazana. Zważywszy na kryminogenny charakter państwa po 1989 r., demokracja, czyli ludowładztwo, powinna być bezpośrednia. Partie polityczne działające w RP po ’89 r. kojarzą mi się z dobrze funkcjonującymi mafiami. Nie w głowie im dbanie o losy narodu, lecz prywata i interesy własnej grupy. W polu widzenia tych partii leżą: władza, mamona, pławienie się w beztroskim dobrobycie, zawłaszczanie sobie wszystkiego wokół. Partie te zawsze dbały o poprawne stosunki z klerem, który może ich poprzeć. Wydawanie ogromnych środków na te byty polityczne jest bezcelowe dla państwa i narodu. A zatem ludowładztwo: jak to zrobić? Prosto! Oto recepta. Wybory wstępne (bezpośrednie głosowanie jawne): – Pierwszy etap: meeting wyborczy na poziomie wsi i dzielnic. Elektorat wyborczy meetingu wybiera wiejską-dzielnicową komisję desygnacyjną elektoratu wyborczego. Zadaniem komisji jest desygnować na listy wyborcze właściwych i kompetentnych ludzi. Po ocenie kandydatów przez meeting wyborczy następuje głosowanie jawne popierające ich lub nie; – Drugi etap na poziomie gminy. Gminną komisję elektoratu wyborczego tworzą przewodniczący komisji wiejskich i dzielnicowych. Meeting wyborczy gminny dokonuje weryfikacji kandydatów z list wiejskich-dzielnicowych i proponuje ich na listy wyborcze gminne. Po dyskusji oceniającej przydatność kandydatów następuje zatwierdzenie gminnej listy wyborczej przez głosowanie jawne.
Podobny sposób przeprowadzenia meetingów wyborczych dotyczy też poziomów: powiatowych i wojewódzkich. Meetingi wojewódzkie ustalają i utwierdzają ostateczną listę kandydatów do Sejmu i Senatu. Z każdego województwa wybrana jest jedna osoba do Krajowej Komisji Wyborczej. Skład Sejmu: 160 posłów (średnio po 10 osób z każdego województwa. Skład Senatu: 48 senatorów (średnio po 3 z każdego województwa). Głosowania w Sejmie i Senacie: we wszystkich sprawach decyduje zwykła większość głosów, w przypadku remisu przechodzi opcja, za którą głosował marszałek prowadzący obrady. Znika tu tzw. wymagana większość, która do tej pory była hamulcem w tworzeniu prawa. Rola posła czy senatora sprowadza się do funkcji łącznika między Sejmem a elektoratem wyborczym, który go wybrał. Poseł ma „śmigać” co chwilę do elektoratu wyborczego po instrukcje, jak dobrze tworzyć przyjazne prawo dla ludzi żyjących na
Pani pozna Pana Zadbana jasnowłosa wdowa, 66/165, młoda duchem i aparycją, bez nałogów, czuła i bardzo kobieca, pozna Pana uczciwego, bez zobowiązań, szczerego, z poczuciem humoru, w celu towarzyskim. Woj. śląskie (1/a/27) Wdowa ze średnim wykształceniem, niezależna finansowo, z poczuciem humoru i dystansem do siebie, pozna kulturalnego Pana w wieku 62–70 lat, bez nałogów, z Poznania lub okolic. Panom z ZK dziękuję. (2/a/27) Samotna 60-latka, o ciepłym charakterze, pozna Pana dającego wsparcie i silne ramię. (3/27)
dołach, w wolnym kraju. W Sejmie RP z pozostałych zaoszczędzonych 300 etatów należy utworzyć tematyczne zespoły legislacyjne do tworzenia projektów ustaw. Uwagi końcowe: partie polityczne dotowane z budżetu państwa mają finansową siłę przebicia się ze swoimi kandydatami do Sejmu i Senatu. Ludzie desygnowani z partii politycznych i dostający się na fotele posłów czy senatorów nie zawsze mają kwalifikacje do pełnienia tych funkcji. Na tym systemie wyborczym (partyjnym) tracimy wszyscy, bo ludzie młodzi, dobrze wykształceni, co to mają trochę oleju w głowie, bez dużej kasy nie mają szans na to, aby ich wybrano. Dlatego też widzimy, jak wygląda nasz kraj: dziadostwo, zapyziałość, zacofanie, brak nowoczesnej lotnej myśli w tworzeniu warunków do normalnego samospełnienia się ludzi tu żyjących. Ale to może się zmienić. Amen. Jan Ciosek, Gryfice
Jeszcze pracująca, w separacji, bezdzietna, umiejąca słuchać ze zrozumieniem, pozna Pana, tylko wykształconego, z Warszawy. Kryminaliści wykluczeni. (4/a/27) Wolna, samotna, bez nałogów i zobowiązań, 62/160/68, pozna miłego, zadbanego Pana, również bez nałogów, najlepiej z własnym mieszkaniem, w celu stałego związku. (5/a/27) Wdowa z dzieckiem w wieku szkolnym, ładna, zgrabna, nieduża, o łagodnym usposobieniu, ze średnim wykształceniem, z własnym mieszkaniem i ogródkiem w mieście, pozna w celu matrymonialnym Pana do lat 55, bez nałogów, o stałych dochodach i bez obciążeń finansowych. (6/a/27) Pan pozna Panią Emeryt, 60/175/88, z własnym M., zauroczony naturą, kulturą i filozofią życia Wschodu, romantyk, domator, pozna Kobietę w odpowiednim wieku, która chce kochać i być kochaną. (1/b/27)
uż po wyborach, łupy podzielone i czas na lizanie ran. A ja mam pomysł, jak zwiększyć frekwencję wyborczą w następnych i kolejnych wyborach. Obejdzie się bez kosztownej kampanii, bez obelg, bez nasyłania na pierwsze miejsca „spadochroniarzy” itp. Sprawa jest prosta jak przysłowiowa budowa cepa. Organizację następnych i kolejnych wyborów proponuję przekazać naszemu kochanemu okupantowi, czyli klerowi katolickiemu, czyli Episkopatowi.
J
jesteś samotny). Musisz być przygotowany na pytania o stosunek do aborcji i in vitro. Jeśli dobrze wypadniesz w oczach szanownej komisji, dostajesz kartę do głosowania z zaznaczonym już kandydatem, czyli jedynym słusznym i prawym Polakiem. Twoim zadaniem będzie tylko przejść do urny i wrzucić kartę, czyli spełnić swój obywatelski obowiązek „wyboru”. Oczywiście, otumaniony demokracją i przysługującymi ci prawami (oj, naiwny!), zerkasz na listę, aby zobaczyć, na kogo głos
Po wyborach Do takiego wniosku doszedłem, czytając o tym, co wydarzyło się w lokalach wyborczych w krakowskim Dziwiszowie czy też w Dziwiszowym Krakowie. Wyobraźcie sobie następne wybory. Wchodzisz do lokalu wyborczego usytuowanego przeważnie na plebanii albo w innej świetlicokaplicy, a tu za stołem siedzą na przemian: moher – kleryk – zakonnica – moher – kleryk – zakonnica, a nad wszystkim pieczę ma oczywiście miejscowy proboszcz. Składasz na wejściu stosowny pokłon, głosem przytłumionym i strachliwym chwalisz obecnych na sali, w radyjku i tych w niebiesiech, bijesz się w klatę i rozglądasz za miejscem, gdzie mógłbyś złożyć stosowną darowiznę. Miejsce to – w kolorach biało-niebieskich – znajdziesz niedaleko stołu, za którym siedzi święta komisja, tym łatwiej, że będzie większe niż biało-czerwona urna na głosy. Po spełnieniu tych obowiązkowych powinności podchodzisz jak wystraszony szczurek do stołu i podajesz swoje dane łącznie z datą chrztu i ślubu kościelnego (chyba że
Pracujący, 46/184, mieszkający w Kiel (Niemcy), obecnie przebywający w AŚ, pozna Panią w wieku 30–40 lat. Mile widziane foto. (2/b/27) Ciemny blondyn, 41/175, z ciągłym poczuciem humoru, którego marzeniem jest odnalezienie swojej drugiej połowy, obecnie przebywający w ZK, pozna Kobietę do 50 lat o podobnych marzeniach, w celu zbudowania szczerego rodzinnego związku. Wielkopolska. (2/b/27) Strzelec, 33 l., o miłej aparycji, kochający w ludziach uczciwość i zaangażowanie we własnych dążeniach, mający wiele zainteresowań, uwielbiający książki, plastykę, długie rozmowy i spacery, którego razi ludzka oziębłość, pozna wrażliwą Panią, która odczuwa monotonię dnia codziennego. Może być Pani samotna, z dziećmi i doświadczeniem życiowym. Może wspólnie rozświetlimy szarość dnia codziennego. (3/b/27)
oddajesz. Widzisz, że ten zaznaczony przez świętą komisję kandydat na państwową kasę nawet do pasania świń się nie nadaje i chcesz to zmienić. Udajesz się za kotarę... I co? Jak zmienisz, to głos jest nieważny, bo na jednego się głosuje i na jednego krzyżyk się stawia, a po drugie, po to jest pleban na sali, aby takich odważnych, idących za kotarę w kajeciku umieścić i z ambony wyczytać. To nie słyszałeś przedwyborczych nawoływań, że prawych katolików się wybiera, a nie skreśla, że głosujemy bez skreśleń? Do kościoła nie chodziłeś? No to teraz będzie cię to dużo kosztowało, i to dosłownie! Oczywiście, wybory będą obowiązkowe, podobnie jak przystępowanie do sakramentów i ofiara na mszę. Biorąc pod uwagę to, że w Polsce jest ok. 95 proc. wierzących, jaka może być frekwencja na kolejnych wyborach? Nie tylko Europę zadziwimy, ale i świat! Cholera, który mnie do szklanki mszalnego nalał!!! HenryK., Gryfice
Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
LISTY Rada dla Tuska Rząd Premiera Tuska w czasie obecnego kryzysu szuka oszczędności. Ja proponuję, żeby zaczął od Kościoła, likwidując instytucję wszelkiego rodzaju kapelanów, m.in. w służbach mundurowych. Jeżeli policjanci, wojskowi itp. chcą ich mieć, niech utrzymują ich z własnych poborów. To samo dotyczy szkolnych katechetów. Powinni być finansowani przez zainteresowanych rodziców, a nie przez państwo! Gdyby do tego doszło, zobaczylibyśmy, ilu jest gorliwych wiernych! Państwo polskie powinno także wycofać się z konkordatu, bo może kiedyś płacić za grzechy naszych czarnych pedofilów. Pe-Wu, Lubliniec
CentroRychu W dniu 18.06.09 r. gościem TVN był (skądinąd nawet sympatyczny) poseł SLD Kalisz. Odpytywany przez prowadzącego program bajdurzył, że rozmawiając z przew. Napieralskim serdecznie go namawiał, ażeby ten został przywódcą charyzmatycznym. Być może jest to dobra rada... Uważam jednak, że charyzmatyczność jest cechą wrodzoną, której się nie zdobywa – charyzmatycznym się jest lub nie. Następnie p. poseł R. Kalisz krygował się, że nie jest, broń Boże, żadnym aparatczykiem i na sercu leży mu wyłącznie to, aby kraj nasz był mlekiem i miodem płynący, a ludowi żyło się sielsko i dostatnio. Z wypowiedzi wynikało, że p. poseł Ryszard pracuje nad tym niezmordowanie i w pocie czoła, ponieważ jest lewicowcem. Ale – uwaga – natychmiast wniósł poprawkę, że jednak
LISTY OD CZYTELNIKÓW
jest on... centrolewicowcem. Osobiście jestem wdzięczny p. posłowi SLD R. Kaliszowi, iż publicznie się zdeklarował, zarazem służę dobrą radą: ażeby p. poseł kupił (i nosił z sobą) solidną poduchę, aby w razie spotkania z biskupem i konieczności rąbnięcia na kolana zachował rzepki w dobrym stanie do następnego
zdominowanych przez wyznawców prawosławnych stanęła świątynia katolicka i piękny dom duszpasterski. Wracając ze szlaku, zauważyłem, że do „Betanii” zawitali gospodarze. Szokujący był dla mnie widok zaparkowanych samochodów, a to dlatego, że były to najdroższe auta z najwyższej półki, np. jaguary,
Kościoła katolickiego, nie padło z ich ust słowo „przepraszam” za szerzącą się pedofilię i homoseksualizm w środowisku duchowieństwa; nie odnieśli się również do rabowania majątku narodowego przez Komisję Majątkową, jak również nie zajęli stanowiska w sprawie oszczędności i utrzymania dyscypliny budżetowej państwa w okresie kryzysu. Proponuję, aby biskupom przesłać zestawienie nakładów na rzecz Kościoła, które obciążają budżet państwa w 2009 roku, a które przedstawił premierowi redaktor naczelny „Faktów i Mitów” w dniu 05.03.2009 r. Franciszek z Chorzowa
Pańskie wczasy Jestem wielbicielem pieszych wędrówek i jeśli tylko mam okazję na wyjazd, to kieruję się na szlaki Beskidu Niskiego. Obcowanie z naturą, w ciszy i spokoju, dodaje mi energii i pozwala na egzystencjalne oczyszczenie. Niedawno miałem okazję zwiedzić Dolinę Ciechania, ale zanim tam dotarłem, musiałem zatrzymać się w Hucie Polańskiej. Tam przy schronisku zaparkowałem samochód i wytyczoną wcześniej trasą skierowałem się do doliny. W Hucie Polańskiej jest nieliczna grupa ludzi w kilku domach, schronisko „Hajstra”, no i oczywiście kościół oraz dom duszpasterski „Betania”. Trochę się zdziwiłem, że na terenach
„BYŁEM
jeden sportowy, a drugi bardzo ładny terenowy – ze srebrnymi felgami. Wszystkie na tablicach rzeszowskich. Na tarasie siedział klecha w pozie greckiego myśliciela, z książką w dłoni, a drugi robił mu zdjęcia. Był to weekend, więc ojczulkowie z archidiecezji rzeszowskiej przyjechali sobie do domu „Betania” na wywczasy. Zapraszają tam swoich znajomych i balują za pieniądze z tacy. Naprawdę żal mi tych zaślepionych i oszukanych wyznawców katolickiego Kościoła. Irek
Troska biskupów Podczas procesji Bożego Ciała katolicy oddawali cześć sakramentowi, natomiast biskupi w wygłoszonych kazaniach ubolewali nad „przerażającym” językiem używanym przez polityków w debatach politycznych. W tak doniosłym święcie jak Boże Ciało, które ustanowili hierarchowie
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
Bracia słabsi
Chcę przedstawić mój filozoficzny wywód na temat powstania religii. Tysiące lat temu pewien osobnik zaczął rozmyślać nad tym, jak powstało życie. Nie mogąc odpowiedzieć na to pytanie, uznał, że musiała brać w tym udział osoba nadprzyrodzona, i nazwał ją Bogiem. Wynika z tego, że Boga stworzył człowiek na wzór i podobieństwo swoje. Osobnik ten przelał swoje rozmyślania na papier i tak powstała księga zwana Biblią, która w zależności od sytuacji była co jakiś czas modyfikowana i dotrwała do dzisiaj. Nieweryfikowalność tego poglądu wykorzystuje Kościół. Wymyślając dodatkowo piekło, żeby straszyć nieposłusznych, oraz niebo, żeby obiecywać raj tym, którzy mu się podporządkują. W ten sposób Kościół uzależnił od siebie ludzi i żerując na ich naiwności, ciągnie profity materialne z tego, co ktoś wymyślił i czego nie można przekonująco zweryfikować. Józef Frąszczak
Przeczytałem z ciekawością ostatni felieton naszego guru Jonasza „Bracia gorsi”. Nie zdziwił mnie stosunek katolików do całego świata zwierzęcego. Uważają się oni za coś lepszego od żaby, ptaka, drzewa... Pamiętam, jak w czasie zwycięskiej obrony Doliny Rospudy przed zapędami człowieka do jej dewastacji miejscowi katolicy z krzyżem w rękach oburzali się, że ktoś może bardziej dbać o ptaszki czy roślinki niż o człowieka. Nie rozumieją, że nadszedł ostateczny czas, żeby człowiek, który zdewastował przyrodę na całym świecie i odebrał przestrzeń życiową zwierzętom, zaczął ponosić za to odpowiedzialność. Gdzie mają się podziać zwierzęta, gdy człowiek rozmnożył się do granic wytrzymałości przyrody? Ludzi jest za dużo – ponad 6 mld. To nie daje szans na koegzystencję człowieka i przyrody. Człowiek wygrał, przyroda przegrała. Ale czy mamy prawo cieszyć z tego zwycięstwa? Wiele gatunków zwierząt i roślin zginęło bezpowrotnie w ostatnich kilkudziesięciu latach. Człowiek to zwierzę najgorsze z całej fauny. Katolicy bronią się przed stawianiem człowieka w równym szeregu ze zwierzętami, a wystarczy tylko zerknąć do encyklopedii czy Biblii (ks. Koheleta), by wiedzieć, że człowiek to zwierzę i nic ponadto. Zwierzęta to nasi bracia w walce o przetrwanie, ale religia przyczynia się do wypaczania naszego stosunku do przyrody. To ona mówi, że człowiek ma czynić sobie ziemię poddaną. Wstyd być człowiekiem, szczególnie Polakiem, gdy żyje się w takim kraju jak Polska. Waldemar Szydłowski Gdańsk
Tekst o SKOK-ach
Profil Jonasza
Informujemy, że ze względu na potrzebę dalszego zbierania materiałów przenosimy na kolejny numer zapowiedzianą przed tygodniem publikację następnego artykułu o SKOK-ach. Za zamieszanie przepraszamy. Redakcja
Z powodu ataku hakerów na mój profil na Naszej-klasie zmuszony byłem go zawiesić. Za niedogodności przepraszam. Czytelników zapraszam do korespondencji pod adresem mojego sekretariatu:
[email protected]. Jonasz
O powstaniu religii
przyklęku. Wiem, co piszę, bo wnikliwie obserwuję centrolewicowców, a takie ich zachowania nie są żadną rzadkością. Mir
19
UWAGA! Za tydzień rozpoczniemy konkurs wakacyjny dla wszystkich, którzy zakupili „Księgę Jonasza” (35 tysięcy sprzedanych egzemplarzy!). Polecamy. BARDZO ATRAKCYJNE NAGRODY!!!
I
II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce
III Owce ofiarami pasterzy
Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Wydawnictwo „NINIWA”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, e-mail:
[email protected], lub telefonicznie (0-42) 630-70-66
Owoce zła Przy zakupie sagi – opłata 30 złotych plus koszt przesyłki
Prezent – czwarta książka niespodzianka – gratis!!!
20
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Depresja a opętanie Dziękuję za opisany przypadek Annelise Michel. A co pan sądzi o depresji? Czy ta choroba – jak twierdzą niektórzy – to opętanie? Czy w ogóle ludzie wierzący (biblijnie) mogą popaść w depresję? Czy Biblia mówi coś na ten temat? Chociaż Biblia nie mówi o depresji wprost, mówi jednak o pewnych objawach typowych dla tej choroby. W wielu miejscach mówi bowiem o przygnębieniu, zniechęceniu, negatywnym myśleniu, poczuciu winy, osamotnienia i bezużyteczności oraz bezsenności, braku apetytu, a nawet życzeniu sobie śmierci. Ludzie od zarania dziejów cierpią więc na depresję, jednak dopiero wraz z rozwojem medycyny chorobę tę podzielono na kilka kategorii, dzięki czemu możemy mówić o różnych postaciach depresji: o przypadkach lżejszych, z którymi żyje wielu otaczających nas ludzi (zanim zaczną się leczyć), o depresji endogennej (ciężkiej) oraz o depresji dwubiegunowej (najcięższej). Te dwa ostatnie typy depresji oprócz terapii psychologicznej wymagają przede wszystkim leczenia psychiatrycznego (farmakologicznego), często z hospitalizacją włącznie. Przykre jest więc to, że niektórzy wierzący z kręgów ewangelicznych, którzy nigdy sami nie doświadczyli depresji lub nie zetknęli się z nią w kręgu swoich najbliższych, wciąż uważają, że ludzie duchowo odrodzeni nie mogą jej ulec, a kiedy depresja pojawia się w ich środowisku (jeśli nie jest to ktoś z najbliższych), zwykle taka osoba jest podejrzana o brak uduchowienia, inicjatywy (nadmierne litowanie się nad sobą), życie w grzechu, a nawet o demoniczne opętanie. Powstaje zatem pytanie: czy rzeczywiście również duchowo odrodzeni wierzący mogą popaść w depresję, czy tylko nominalni chrześcijanie? Już sam fakt, że depresja jest chorobą, świadczy o tym, że może tak jak każda inna choroba dotknąć każdego człowieka: niewierzącego i głęboko wierzącego (i to bez względu na jego przynależność konfesyjną). Nie jest więc tak, że ewangelicznie wierzący nie mogą zachorować na depresję. Mogą i chorują. Tym bardziej że bardzo często do chrześcijańskich zborów trafiają ludzie, którzy już w dzieciństwie doświadczyli braku poczucia bezpieczeństwa, odrzucenia, a później wielu innych traumatycznych przeżyć. Ponadto nie możemy również zapominać o uwarunkowaniach genetycznych tej choroby. Niezależnie od przyczyn depresji, już w Biblii znajdujemy przykłady
ludzi cierpiących na tę chorobę. W Księdze Psalmów czytamy: ,,Głośno wołam do Boga i krzyczę, głośno wołam do Boga, aby mnie usłyszał. Szukam Pana w dniu mej niedoli, ręka moja jest wyciągnięta w nocy i nie mdleje. Dusza moja nie chce przyjąć pocieszenia. Gdy wspominam o Bogu, jęczę, gdy rozmyślam, duch mój omdlewa. Trzymałeś otwarte powieki oczu moich, abym nie spał, byłem zaniepokojony tak, iż nie mogłem mówić. Przywodzę na pamięć dni dawne, wspominam lata odległe. Rozważam w nocy w sercu, rozmyślam i duch mój docieka: Czy Pan na wieki odrzuca i nigdy już nie okaże łaski? Czy ustała na zawsze łaska jego? Czy cofnięta została obietnica jego na wieki? Czy Bóg zapomniał litości, czy w gniewie stłumił miłosierdzie swoje?” (Ps 77. 2–10). Z powyższego tekstu wynika, że cierpienie, bezsenność, poczucie beznadziejności, zwątpienia i oddalenia od Boga były (i są) udziałem również ludzi głęboko uduchowionych. Przykładem tego może być nie tylko autor przytoczonego psalmu – Asaf, ale również Eliasz, który życzył sobie śmierci (1 Krl 19. 3–4), nienaganny Hiob, który na skutek nieszczęść i fizycznych boleści popadł w depresję (Hi 3. 1–4), oraz Dawid (i wielu innych), który z kolei z powodu grzechu znalazł się na skraju rozpaczy. Wołał: ,,Nie ma nic zdrowego w kościach moich z powodu grzechu mojego. Winy moje bowiem wyrosły ponad głowę moją, są jak wielki ciężar, zbyt ciężki dla mnie. Rany moje cuchną i ropieją z powodu głupoty mojej. Jestem zgięty i pochylony bardzo, cały dzień chodzę w żałobie. Ogień pali lędźwie moje i nie ma zdrowego miejsca na ciele moim. Jestem osłabiony i bardzo przygnębiony, krzyczę, bo wzburzone jest serce moje” (Ps 38. 4–9). Jak widać, każdy wierzący w określonej sytuacji może ulec depresji, chociażby tej reaktywnej, która jest reakcją na bolesne doświadczenia, np. rozczarowania, śmierć bliskiej osoby, rozpad małżeństwa, chorobę czy utratę pracy. Niestety, nie wszyscy jednak zdają się przyjmować do wiadomości, że depresja może mieć różne przyczyny. Niektórzy bowiem w zaburzeniach depresyjnych dopatrują się przede wszystkim opętania. Jedni na przykład uważają, że depresja to
choroba ducha, czyli choroba wcześniej zmarłej osoby, która za życia cierpiała na jakąś chorobę i życzyła sobie śmierci. Kiedy zaś umarła, zamiast jako duch przejść na drugą stronę kurtyny śmierci, pozostaje ona w świecie ludzi żywych i nawiedza ich, aby czerpać z nich energię. W ten sposób duch ten rzekomo powoduje, że w dotąd zdrowym człowieku zaczynają pojawiać się myśli i emocje – ze skłonnościami samobójczymi włącznie – których wcześniej nie miał. Zwolennicy tej koncepcji uważają więc, że leczenie farmakologiczne w przypadku
wpływu na to, co dzieje się tu – na ziemi. W księdze Hioba czytamy: ,,Jak obłok się rozchodzi i znika, tak nie wraca ten, kto zstąpił do krainy umarłych. Nigdy już nie wróci do swego domu, a miejsce jego zamieszkania nie wie już nic o nim” (Hi 7. 9–10, por. Hi 14. 12, 21). ,,Umarli [bowiem] nic nie wiedzą (...) i nigdy już nie mają udziału w niczym z tego, co się dzieje pod słońcem” (Koh 9. 5–6). Twierdzenie, że depresja i większość chorób wywołana jest przez obecność duchów w człowieku, jest więc z gruntu niebiblijne, zwodnicze i niebezpieczne. Niebezpieczne chociażby z tego powodu, że wmawia się chorym opętanie, które zwykle pogłębia psychozę oraz kwestionuje skuteczność stosowania leków antydepresyjnych. Podobnie należy potraktować drugą koncepcję, która głosi, że depresję wywołują demony. Chociaż
Egzorcyzmy były i są odpowiedzią wielu chrześcijan na problemy natury psychicznej
depresji nie może w żaden sposób pomóc cierpiącemu, bo leki działają tylko na człowieka, a nie na ducha, który go opętał. Stąd też uważają oni, że cierpiący na depresję potrzebuje przede wszystkim uwolnienia od duchów. Inni z kolei uważają, że depresja to nic innego jak opętanie przez demony. Głoszą, że do opętania może dojść przez kontakty z ezoterycznymi towarzystwami, udział w okultystycznych obrzędach, w seansach spirytystycznych, ale również na skutek spożywania alkoholu, narkotyków oraz uczestnictwa w perwersjach seksualnych itp. Zachodzi pytanie: ile w tym wszystkim jest prawdy? I komu zależy na przekonaniu innych, że depresję wywołują duchy zmarłych ludzi albo upadłych aniołów? Czy duchy zmarłych mają wpływ na nasze życie? Według Biblii, nawet gdyby przyjąć istnienie jakiejś formy życia po śmierci, zmarli nie mają już żadnego
bowiem medycyna nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa na temat przyczyn chorób depresyjnych, na ogół przyjmuje się, że w przypadku depresji endogennej, dystymii (depresji nerwicowej) i depresji dwubiegunowej są nimi uwarunkowania biologiczne (niedobór amin biogenicznych, spadek poziomu norepinefryny oraz serotoniny), urazy i mikrourazy mózgu oraz czynniki genetyczne, a nie opętanie demoniczne. Warto zauważyć, że wiele osób cierpiących na depresję, tym bardziej jeśli są to osoby ewangelicznie wierzące, zazwyczaj nigdy nie uczestniczyło w żadnych praktykach okultystycznych i seansach spirytystycznych. Bardzo często są to również abstynenci, ludzie kierujący się w swym życiu zasadami ewangelii. Ponadto gdyby przyjąć, że wyżej wymienione praktyki i zachowania sprzyjają opętaniu, konsekwentnie należałoby uznać, że opętani powinni być wszyscy, którzy dopuszczają
się innych złych czynów. Przecież według ap. Pawła, Szatan ma przystęp do wszystkich ludzi, którzy kłamią, kradną, złorzeczą, mówią nieprzyzwoite słowa i pielęgnują ducha nieprzebaczenia (Ef 4. 25–32), a wielu z tych ludzi być może nigdy nie popadnie w głęboką depresję. Nie oznacza to, że istoty demoniczne nie mogą wpływać i pogłębiać stanu chorobowego danego człowieka. Pamiętać jednak należy, że w wielu przypadkach sama choroba osłabia go duchowo. Zwykło się przecież mówić, że w zdrowym ciele, zdrowy duch. Tak więc jeśli nawet długotrwała choroba ciała może osłabić duchowo człowieka, to tym bardziej depresja, która zazwyczaj prowadzi przecież do całkowitego wyczerpania psychicznego i fizycznego, i w ten sposób stwarza sprzyjające warunki do ataków z zewnątrz. W Ewangelii czytamy: ,,Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając, kogo by pochłonąć” (1 P 5. 8). Zresztą nie trzeba być w depresji, aby ulec zwątpieniu. Wystarczy znaleźć się w sytuacji bez wyjścia, podobnie jak Jan Chrzciciel, który gdy znalazł się w więzieniu, zaczął przeżywać duchowe rozterki. Kazał bowiem uczniom swoim zapytać Jezusa: ,,Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też mamy oczekiwać innego?” (Mt 11. 3). Do jego wątpliwości nie przyczynił się jednak sam pobyt w więzieniu, ale jego błędne postrzeganie Jezusa jako mesjasza politycznego. Czy można zatem mieć żal do ludzi cierpiących na depresję, że tracą zainteresowanie jakimikolwiek przejawami życia duchowego, skoro nie są w stanie w ogóle normalnie funkcjonować? Przecież my wszyscy, w większym lub mniejszym stopniu, „dopóki jesteśmy w tym namiocie, wzdychamy, obciążeni...” (2 Kor 5. 4). Ludzie cierpiący na depresję nie mogą zatem być traktowani jako skończeni grzesznicy, opętani lub stuknięci. Należy więc ubolewać, że bardzo często jeszcze dziś – w XXI wieku – tak tych ludzi się traktuje. Nie do przyjęcia powinno być również to, że kiedy poddają się hospitalizacji, to z powodu braku oddziałów typowo depresyjnych umieszcza się ich na oddziałach nie do końca przystosowanych do leczenia depresji, na których, co gorsza, znajdują się chorzy z poważnym upośledzeniem psychicznym powodujący swoim zachowaniem jeszcze większe poczucie zagrożenia. Zamiast spokoju panuje tam bowiem atmosfera trudna do zniesienia (krzyki, agresja, interwencje sanitariuszy, czyli sceny jeszcze bardziej przytłaczające). Można jedynie żywić nadzieję, że wraz z dostosowywaniem się naszego kraju do norm Unii Europejskiej, ten smutny stan rzeczy niebawem ulegnie zmianie. Wszystkim zaś cierpiącym na depresję należy życzyć zrozumienia i przyjaznego traktowania w rodzinie, w pracy i w szpitalu. BOLESŁAW PARMA
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
21
GŁASKANIE JEŻA
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o seksie, ale baliście się zapytać Gwałt jest karą za rozwiązłość kobiety. Homoseksualistów należy izolować od społeczeństwa. Seks bez prokreacji jest brudny i potrzebny zwierzętom, nie ludziom, a antykoncepcja to wymysł szatana – takich rewelacji uczy się w państwowych szkołach polska młodzież. Przy Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny działa grupa wolontariuszy „Ponton”. Jej członkowie sami siebie określają mianem edukatorów seksualnych i choć już samo takie pojęcie wywołuje rumieniec oburzenia wśród purytańskiej populacji ciemnogrodu, nie chodzi o naukę pozycji seksualnych, lecz o antykoncepcję, o profilaktykę chorób przenoszonych drogą płciową, o świadome decyzje... Co ciekawe, „Ponton” stawia na tzw. edukację rówieśniczą, czyli młodzi ludzie rozmawiają o sprawach trudnych ze swoimi rówieśnikami. To nastolatkom znacznie bardziej trafia do przekonania niż tyrady jajogłowych mędrców. ! ! ! Właśnie trzymam w ręku tyleż świeżutki, co wstrząsający dokument sporządzony przez „Ponton”. Raport nosi tytuł: „Jak naprawdę wygląda edukacja seksualna w Polsce”, a sporządzony został na podstawie badań ankietowych wśród setek uczniów szkół różnych szczebli. Zanim przystąpię do jego omówienia, bardzo proszę Szanownych Czytelników, aby podczas lektury cały czas pamiętali, że opisywany model edukacji nie dotyczy sposobu kształcenia młodych Tutsi w Rwandzie, nawet nie Czukczów z Czukotki, tylko edukacji polskiej młodzieży w środku Europy na początku XXI wieku. Do dzieła zatem... Przedmiot, na którym zgodnie z programem Ministerstwa Edukacji powinny być wykładane elementy wychowania seksualnego, nazywa się „Wychowanie do życia w rodzinie” (WDŻ). To teoria. 40 procent uczniów szkół wszelkiego typu i szczebla twierdzi bowiem, że nigdy z podobnymi lekcjami się nie spotkało. Zaledwie 9 procent takie zajęcia miało w liceum lub technikum, pozostały odsetek rozkłada się na podstawówki i gimnazja. A kto prowadzi zajęcia? Kiełkuje w Was jakieś straszne podejrzenie? I słusznie kiełkuje, bowiem jedna czwarta wszystkich nauczycieli prowadzących zajęcia WDŻ z elementami wychowania seksualnego
to... katechetki i katecheci. Zazwyczaj zakonnice lub księża! Zaiste, ich wiedza na temat ludzkiego libido musi być fascynująca i pełna, jeśli (z założenia!) do takiej wiedzy wystarczą seksualne fantazje. Oprócz katechetów wychowania seksualnego uczą nauczyciele fizyki, informatyki, chemii, wychowania fizycznego, a nawet bibliotekarki. W tej grupie nauczyciele biologii stanowią niecały 14-procentowy odsetek. Wszyscy wyżej wymienieni są najczęściej polecani lub opiniowani przez miejscowego proboszcza. Wypełniająca ankiety młodzież zwracała uwagę, że pedagodzy prowadzący WDŻ traktują ten przedmiot albo jako zło konieczne, albo bojaźliwie i wstydliwie. Najczęściej zaś nie są do niego w najmniejszym nawet stopniu przygotowani. Oto kilka wypowiedzi uczniów: „(...) lekcje WDŻ prowadzi u nas ksiądz. Pokazywał, gdzie w kobiecie dochodzi do zapłodnienia. Według niego, w jajniku, nie w jajowodzie. I tak wygląda nasze wychowanie seksualne”. ! ! ! „Zajęcia prowadziła pani pedagog w sprawie seksu z zupełnie innej epoki, seks przedstawiała nam jako coś wstrętnego, coś, co wiąże się jedynie z przykrościami. Na wszelkie nasze pytania dotyczące antykoncepcji unika odpowiedzi. Jest też przekonana, że wszelkie formy edukacji seksualnej to zło i demoralizacja. Słowa seks nie użyła ani razu. Przez sposób, w jaki nauczyciele nas uczą, to odechciewa się dorastania i życia”. ! ! ! „Zajęcia w gimnazjum prowadziła pani w spódnicy mini z długimi tipsami. Zaproponowała, że może nauczyć nas, jak dbać o paznokcie”. ! ! ! „Nauczyciel puścił nam film o związkach i rozmnażaniu, był przy tym cały czerwony i przez czas trwania filmu nerwowo szukał czegoś w szafkach, aż cała klasa miała wrażenie, że celowo zagłusza dźwięk z filmu”. Bywa jednak jeszcze gorzej. Większość nauczycieli w ogóle pomija kwestie ludzkiej seksualności i WDŻ traktuje jako okazję do wykładów na temat – UWAGA! – nauki dekorowania wnętrz, zabezpieczania domu przed złodziejami, poprawności manier przy stole oraz sposobów dbania o cerę. Czyli jako godzinę wychowawczą. 80 procent uczniów twierdzi, że podczas lekcji o seksie nie miało prawa zadawać jakichkolwiek pytań.
Dyskusja na temat wykładu (jeśli jakimś cudem dotyczył on seksualności) była niedopuszczalna. A oto garść rewelacji przekazywanych młodym ludziom przez nauczycieli WDŻ: ! homoseksualistów należy przymusowo izolować i leczyć; ! gwałt jest karą za rozwiązłość i kobieta jest sama sobie winna, powinna być ekskomunikowana; ! każda kobieta z kolczykiem w pępku prędzej czy później skończy jako prostytutka; ! antykoncepcja to wymysł diabła; ! tylko kalendarzyk małżeński może zapobiec ciąży; ! jest jeszcze i taki sposób, by kobieta położyła się w wannie wypełnionej wodą z octem (chwilę po...). ! prezerwatywy zupełnie nie zabezpieczają przed AIDS i innymi chorobami przenoszonymi drogą płciową, gdyż zarazki są mniejsze niż pory w lateksie i swobodnie przez nie się przedostają; ! kupowanie prezerwatyw to wstyd; ! kondomy oraz masturbacja powodują bezpłodność zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn; ! kondom powoduje odcięcie dopływu krwi do penisa, co skutkuje trwałą impotencją; ! używanie prezerwatyw świadczy o braku miłości partnera do partnerki; ! seks dla przyjemności jest dopuszczalny tylko dla zwierząt, ludzie powinni współżyć wyłącznie wtedy, gdy chcą mieć potomstwo; ! nawet w małżeństwie wolno współżyć tylko w dni płodne kobiety; ! każda kobieta, która z seksu czerpie przyjemność, będzie potępiona na wieki; ! jeśli żona odmawia mężowi seksu, nie powinna się wcale dziwić, gdy ten ją zdradza; ! kobieta, która w noc poślubną nie jest dziewicą, jest jak zgniłe jabłko, którego nikt nie chce; ! dziewczyna powinna dostać okres najwcześniej w wieku 16 lat. Jeśli nastąpi to wcześniej, znaczy, że jest albo chora, albo rozwiązła; ! akt prokreacji należy rozpocząć wyłącznie po ciemku, najlepiej podczas wspólnej w tym czasie modlitwy męża i żony; ! nagi mężczyzna wygląda ohydnie (z wykładu w żeńskim liceum); ! uprawianie seksu w innym celu niż spłodzenie dziecka jest najlepszym sposobem na zmarnowanie sobie życia;
! tamponów OB pod żadnym pozorem nie wolno używać, bo przyrastają do pochwy i grzesznie podniecają. ! ! ! No i jak to się Państwu podoba? Jeszcze raz, jakby się komuś przypadkiem zapomniało, przypominam, że mamy początek lipca 2009 roku, żyjemy w środku Europy, w kraju, gdzie nauczyciele od WDŻ nauczają także o funkcji społecznej rodziny. Cóż twierdzą na przykład? A to, że rodzina niepełna (z jednym rodzicem) jest patologiczna. Dzieci dorastające w takiej rodzinie będą – już jako osoby dorosłe – prawie na pewno nienormalne (sic!). Lepiej, żeby w domu dochodziło do awantur, pijaństwa, nawet rękoczynów. Wszystko to jest lepsze dla dziecka niż bycie półsierotą. Jeśli jednak rodzina jest pełna, to dla dobra dzieci matka powinna zrezygnować z zawodowych ambicji i poświęcić się domowemu ognisku. Od zarabiania pieniędzy jest mężczyzna. ! ! ! Nadzwyczaj chętnie natomiast poruszany jest podczas zajęć WDŻ temat aborcji. W ten sposób, że młodym ludziom wyświetla się niezwykle brutalne filmy z bardzo późno wykonywanych zabiegów – horrory antyaborcyjne. Na lekcje zapraszani są księża, fanatyczni lekarze i rozkrzyczane działaczki pro-life. Jedna z gimnazjalistek swoją przygodę z takimi lekcjami opisuje następująco: „Umierałam na nich z obrzydzenia. Oczywiście nie obyło się bez filmów z akcji aborcyjnych,
których celowo nie oglądałam, starając się patrzeć wszędzie, byle nie w ekran telewizora, bo jestem bardzo wrażliwa i takie obrazki powodują u mnie ataki nerwicowe. Specjalnie nie oglądam drastycznych scen w filmach itd., a tutaj fundują mi takie coś w czasie lekcji! (Zresztą podczas religii było to samo). Ale tłumaczenia na nic się zdały – kiedy tylko prowadząca zajęcia zorientowała się, że celowo unikam patrzenia, znów specjalnie przyczepiła się do mnie i zaczęła bardzo męczący monolog, że co to ma znaczyć, że uciekam przed prawdą, że takie jest życie, i że muszę na to patrzyć, bo skoro ten zarodek musi to przejść, to ja muszę chociaż to zobaczyć, żebym tego samego nie zrobiła (...)”. ! ! ! Tytuł zaczerpnięty z filmu Woody’ego Allena (1972) jest tyleż przewrotny, co w tym przypadku mało śmieszny. Kto wie bowiem, czy wobec takiego modelu kształcenia (i wychowania) w polskich szkołach nie jest już naprawdę lepszy podwórkowy sposób uświadamiania. Wiem, że drastycznie obsceniczny, prymitywny, wulgarny. Jednak z całą pewnością nieposługujący się zakłamaną indoktrynacją religijno-moralizatorską. Nieczyniący aż takich spustoszeń w głowach młodych ludzi. Niepielęgnujący stałego poczucia winy i oczekiwania nieuchronnej kary. A najlepiej, Kochani Rodzice – póki nic się nie zmieni – wziąć sprawy we własne ręce. Może czas na tajne komplety? MAREK SZENBORN
PecUNIA non olet Tak bardzo chcieli do Brukseli, że gotowi byli duszę diabłu zaprzedać. Dlaczego? Aby godnie reprezentować Polskę? Być może też, ale... Pensja europosła to 7655 euro miesięcznie. Do tego za każdy dzień posiedzenia PE lub komisji – 298 euro, a jeśli wyjeżdża gdzieś poza Unię, dostaje dodatkowo 149 euro dziennie i jeszcze na prowadzenie biura i pensje asystentów 17 500 euro miesięcznie (bez potrzeby rozliczania się). Jeśli chce (a każdy chce) otworzyć biura w Polsce, Unia dołoży mu 4200 euro miesięcznie, a po zakończeniu kadencji przysługuje mu emerytura
1300 euro miesięcznie oraz bezpłatne zakwaterowanie i częściowo bezpłatne wyżywienie. Gdyby zaś szczęśliwie któryś z naszych został szefem komisji, to dostanie pensję 24 400 euro na miesiąc plus dodatek mieszkaniowy 35 tys. euro rocznie, do tego coroczny fundusz reprezentacyjny 7 tys. euro i przez trzy pierwsze lata dodatek w wys. 65 proc. pensji podstawowej, czyli 14 400 euro miesięcznie, a po zakończeniu kadencji dożywotnia renta wynosi 4 tys. miesięcznie. Teraz nareszcie zrozumieliśmy, co to tak naprawdę oznacza „umierać za miliony”. MarS
22
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
RACJONALIŚCI ontynuujemy – zgodnie z obietnicą, no bo lato i wakacje – nieco lżejszą nutę naszego Okienka. Dziś „Swojskie stworzenie świata” nieśmiertelnego Mariana Załuckiego. Zwróćcie uwagę, że wiersz, choć napisany na początku lat sześćdziesiątych, nic a nic się nie zestarzał.
K
Okienko z wierszem Świat mi się całkiem nie podoba: W kosmosie gospodarka do kitu. Gwiazdy się palą, jak okrągła doba – nawet w godzinie szczytu! „Na Marsa – namawiają – poleć!” . A któż by głowę pchał pod nóż? Na Mlecznej Drodze pewnie gołoledź, bo znów nie posypał Anioł Stróż!... Burzliwe wiosny, mokre sierpnie – słowem – gdzie spojrzę – pełno wad... Lecz na myśl jedną skóra aż cierpnie: co by to było, co by to było, gdyby tak Polak stworzył świat?! Gdyby tak Polak – trafem jakim, nasz rodak z wąsem w kształcie wiechcia! Lub... gdyby Pan Bóg był Polakiem... Nie! Tego nawet Bóg by nie chciał. Po prostu przed miliardem lat gdyby bieg rzeczy zmianie uległ i gdyby Polak stworzył świat... O – rany Julek! Kulą nie byłaby ta Ziemia! Nie kulą byłby Księżyc blady... Sześcianem? ... Nie wiem. Jedno wiem ja: Bez kantów nie dałoby rady!
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Czy lewica jest potrzebna? Tytułowe pytanie jest powszechnie uznawane za retoryczne lub herezję. Wszyscy, od lewa do prawa, twierdzą, że oczywiście tak. Argument jest jeden. Rodem z komuny, czyli internacjonalny, a precyzyjniej – innonacjonalny. Skoro wszędzie na świecie jest lewica, znaczy, że jest potrzebna. I basta. Czasy się jednak zmieniają. My – jak widać, słychać i czuć – niekoniecznie razem z nimi. Zapominamy, że mówić logicznie, wcale nie znaczy mieć rację. Przykładem są lodowce topniejące pod wpływem ocieplania klimatu. Logika nakazuje cieszyć się, że wreszcie nad Bałtykiem będzie upalnie niczym nad Adriatykiem. Nic bardziej błędnego. Masa lodowatych, arktycznych wód oziębi ciepły prąd Golfstrom i w Polsce będzie tundra. Na szczęście nie tak szybko, jak prorokują ekolodzy. W polityce też następuje ochłodzenie uczuć do lewicy. Takiej, jaka jest. Kiedyś pierwszy po Bogu znaczyło kapitan. Dziś to dla PiS-owców Kaczyński, dla PO-wców Tusk, a już nie do końca wiadomo, kto dla PSL-owców. Jasność jest
tylko w kręgach Radia Maryja. Dla moherowych beretów Rydzyk jest nawet pierwszy przed Bogiem. Przejął tę rolę po Janie Pawle II, bo nieobecni nie mają racji. Głównie z braku dostępu do mediów. Na mostku kapitańskim lewicy wciąż przepychanki. Pretendentów do steru z roku na rok więcej. Wszyscy byli są w swoim mniemaniu aktualni. I marzą o powrocie na polityczną scenę. Ta choroba nie omija także młodych. Choć minął rok od kongresu SLD, Olejniczak nie pogodził się z utratą stanowiska przewodniczącego partii. Podpuszczany przez swój dwór, wciąż podgryza Napieralskiego, tyle że coraz słabiej, bo w wyborach do Parlamentu Europejskiego stracił totumfackiego Szejnę i zęby. Miał być „Energią dla Warszawy”, ale nastąpiła dywersyfikacja dostaw. Odbiorcy zdecydowanie postawili jedynie na Danutę Hübner (311 018 głosów). Pozostałych dostawców – Michała Kamińskiego (88 791), Wojciecha Olejniczaka (72 854) i Pawła Zalewskiego (51 529) – potraktowali jako ewentualny bufor bezpieczeństwa, gdyby gwiazda PO zgasła i przestała oświetlać miasto.
Wynik Olejniczaka – mniej niż 1 proc. w skali kraju – jest o tyle słaby, że w 2004 roku Rosati przekonał do siebie 76 834 warszawiaków, co stanowiło 1,26 proc. ważnie oddanych głosów. Do nowego eurodeputowanego SLD te prawdy nie docierają. W wygłoszonym podczas Rady Krajowej przemówieniu podsumowującym wybory przedstawił się jako polityk najskuteczniejszy, cieszący się największym społecznym zaufaniem, najmądrzejszy z całej wsi. Wyborcza lekcja niczego go nie nauczyła. Tymczasem wybory do PE pokazały, że Polacy chcą lewicy czerwonej, a nie aparatczykowskiej. Lewicy, która nie wstydzi się swojej historii i potrafi wyciągać z niej naukę. Są gotowi popierać partie, a zwłaszcza ludzi prawdziwie ideowych, wyrazistych, odważnych, aktywnych. Ludzi, którzy nie cierpią na amnezję i nie wypierają się PRL-u. Nawet w Dziwiszowym Krakowie postawili na Waszą Senyszyn, która się biskupom nie kłania. To ważna lekcja dla SLD. I wskazówka na kolejne wybory. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
RACJA i „FiM” na Dniach Morza W połowie czerwca szczecińska organizacja RACJI Polskiej Lewicy zorganizowała podczas Dni Morza stoisko „Faktów i Mitów”.
Spitsbergen byłby – gdzie Kalkuta. Alpy na głowie by stały... Włochy by miały może kształt buta, lecz pewnie o numer za mały! Tylko przez Polskę płynęłaby wartko szeroka Wisła... z czerwoną kartką! Nad nią cytryny szumiałyby z cicha, na każdej gałązce – zagrycha! A gdyby już była gotowa ta rzeka, Polak by chyba dłużej nie zwlekał i by się wreszcie (cieszcie się, cieszcie!) wziął do stworzenia Człowieka! Nie powiem, jak byśmy wyglądali... (Za dużo dorosłych na sali!) To nawet głupstwo już, że Adam pomieszałby mu się z Ewą, bo i tak (ja się z Wami zakładam!) co ważniejsze – poszłoby na lewo! ...Tyle że może w bezhołowiu ciał Opatrzność zrządziłaby bystra, że przez pomyłkę plecy bym miał nie tu – lecz u Pana Ministra.
Rozdaliśmy ponad 5 tys. egzemplarzy archiwalnych „Faktów i Mitów”, blisko 2 tys. ulotek „bogaty kościół = biedne państwo” oraz 3 tys. ulotek partyjnych. Jak ciepłe bułeczki szły też książki Romana Kotlińskiego „Byłem księdzem”. Z antyklerykalnym pozdrowieniem Zbigniew GOCH
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r. Z życia infolinii...
I czego oni od nich chcą? Zasłyszane Kryzys na świecie zaczął się od spadków na giełdach. Koniec kryzysu spowodują wzrosty. Giełda w USA wzrośnie, bo wzrosną giełdy w Europie i na Dalekim Wschodzie, te z kolei wzrosną po wzrostach w Ameryce. KRZYŻÓWKA Krzyżówkę rozwiązujemy, wpisując po DWIE LITERY do każdej kratki Poziomo: 1) widać, kiedy spanie w planie, 4) dla hydraulika z maturą, 8) klatka bez krat, 9) instrument Apollina z monetą rzymianina, 11) kanapka wyłowiona z fosy, 13) przy brzegu pucharu, 15) nosiciele cech, 16) zamiast laski w wehikule, 17) mieszkali w koszu, 19) cena wykształcenia, 20) ściera bez charakteru, 21) zabawki w samochodzie, 23) wyrzucanie ziarna w błoto, 26) mruczek z papugą zasłoną długą, 28) jakie narzędzie do kucia dobre będzie?, 31) to jarosz czuje, gdy małże żuje, 33) nie Jan Maria, lecz Rokita, 34) dwie profesje na medal, 36) późna długo trzyma, 37) w mieście turysta z niego korzysta, 38) co też rowerzysta ma powyżej uszu?, 40) namiastka bobaska, 41) tłuszcz w transie, 42) jajeczny kształt, 44) takie doświadczenie to nie eksperyment, 45) wykłada, chociaż nie jest profesorem. Pionowo: 2) dziewczę z drzewka, 3) kiedyś to był łobuz, 5) w co ogrodnik może wpuścić?, 6) kolejna porcja w karykaturze, 7) jej wymiar w koronie, 10) działa po laicku, 12) cóż to znów ten nów?, 14) na budowie pcha się, ale nie rozpycha, 15) pochodzenie, które bywa niewiadome, 16) ta przyjaciółka wszystko rozumie, 18) cyk, cyk, cyk – tak się powtarza, 20) co chirurg zdjąć może z głowy?, 22) pociąg bez wagonów, 24) przy niej się ustawia blok, 25) pożąda rzeczy, która nie jest jego, 26) raz jej śmierć, 27) to w tym kącie stoją radia, 28) bryłka masła dla kosiarza, 29) gwóźdź do trumny się jej nie oprze, 30) dorobił się na suchych łodygach, 32) nie jeździ rowerem sama, 35) ostatnia w testamencie, 37) park dobrze zaplanowany, 39) psa żal, 41) maszyna, co kloce przecina, 43) ptak nurkujący w umywalce. Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
! ! ! Klient: – Ile ja mogę w sumie, ogółem, rozmawiać w ramach bezpłatnych minut? Konsultantka: – A w jakiej jest pan taryfie? Klient: – Kielce Taxi... Ale co to ma do rzeczy? ! ! ! Klient: – Panie, na wyświetlaczu koperta mi się pokazała. Konsultant: – Ma pan wiadomość na poczcie. Klient: – A to dziękuję, do widzenia. 15 minut później: Klient: – Panie, jaja sobie pan ze mnie robisz! Byłem na poczcie we wsi i tam żadnej poczty dla mnie nie ma! ! ! ! Klient: – Jak wyjadę na Hawaje, to ten telefon będzie działać? Konsultant: – Tak. Klient: – A ten z domu? Konsultant: – Przepraszam, czy pan chce zabrać telefon stacjonarny? Klient: – No właśnie, nie wiem, który lepiej działa. ! ! ! Konsultant: – Proszę podać nazwisko. Klient: – Moje czy żony? Konsultant: – Czy mają państwo różne nazwiska? Klient: – Nie... ! ! ! Klient: – Proszę pana, mi chodzi o ten aparat Motorola za 49 złotych netto. Czy to jest cena brutto? ! ! ! Klient: – Czy mogłaby mi pani rozciągnąć telefon na Niemcy? ! ! ! Klient: – Ja dostałem taki komunikat, że w celu tam-tego to coś-tam. Co mam teraz zrobić?
Klient: – Ja kupiłem ten telefon i co ja mam teraz zrobić? ! ! ! Konsultant: – Żeby zmniejszyć koszty na tym koncie, mogę jedynie zasugerować zmniejszenie ilości wykonywanych połączeń. Klient: – Aha... A na czym to polega? ! ! ! Konsultant: – Powinien pan wybierać numery bez zera, proszę pana. Klient: – Dokładnie tak robię. Konsultant: – Proszę mi więc podać numer, jaki pan wybiera. Klient: – 072... ! ! ! Klient: – Czy komórka może sama puszczać SMS-y? ! ! ! Klient: – Gdzie ja mogę zadzwonić, żeby kogoś opieprzyć?! ! ! ! Klient: – Proszę mi natychmiast podać lokalizację mojego drugiego aparatu. Wiem, że jest to możliwe, bo widziałem coś takiego na filmie SF. ! ! ! Klient: – Proszę pana, ja słucham, jak ktoś mi się nagrał na poczcie głosowej i staram się odpowiedzieć tej osobie, i krzyczę: „halo, halo!”, ale ona mnie nie słyszy. ! ! ! Klient: – Panie, mam problem! Nie mogę wejść w moją sekretarkę! ! ! ! Konsultantka: – W tej taryfie będzie miał pan szczyt od siódmej do dwudziestej. Klient: – To chyba po viagrze! 1
2
7
2
12
17
13
16
15
14
4
19
18 1
23
22
21
31
32
28
3 9
34
2
11
12
3
4
5
43 5
45
1
7
35 40
42
41 44
8
39
38
37
30
29
33
36
10
12
27
26
11
20
24
6
25
10
9
8
11
6
5
4
3
6
7
8
9
10
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 25/2009: „Wygraj milion w środę, a będziesz miał stu przyjaciół w czwartek”. Nagrody otrzymują: Stanisław Stankowski z Rogoźnicy, Stanisław Maciejewski z Kutna, Mirosława Pilarczyk z Turka. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Maja Husko; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 27 (487) 3 – 9 VII 2009 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Adoracja
Kontemplacja połączona z pobożną zadumą dobrze oddaje stosunek kleru do motoryzacji Fot. www.wrzuta.pl
Humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Przychodzi kobieta do mięsnego, przygląda się mrożonym kurczakom. Wybiera, przekłada, miesza, lecz nie znajduje dostatecznie dużego. Woła ekspedientkę. – Jutro będą większe? – Nie, ku*wa, nie będą. Są martwe. ! ! !
Wnuczek z miasta przyjeżdża na wieś do dziadka. Obejrzał całe gospodarstwo, posmutniał i zatęsknił za domem. Dziadek mówi: – A może tak wziąłbyś strzelbę, psy i poszedł do lasu postrzelać? Wnuczek ucieszył się i poszedł. Wraca po godzinie rozochocony: – Dziadek! A jeszcze jakieś psy masz?
edług jednej z językoznawczych teorii, etymologia słowa „Bieszczady” łączy się z albańskim słowem bjeska, oznaczającym halę górską. Ale wielu ma na temat jego pochodzenia zgoła inne zdanie... Lata całe temu, kiedy to kraina gór, lasów i połonin dziewiczym pięknem rozkwitała, żył na niej zły Bies. Postacią swą stwór człowieka przypominał, ale większy od niego i rogaty był, a z ramion dwa wielkie nietoperze skrzydła mu wyrastały. Bies zazdrość wielką o swą ziemię wszem wobec okazywał, za nic nie pozwalając, aby kupcy czy pasterze zatrzymali się na niej na dłużej. Razu pewnego pod wodzą mądrego, młodego i silnego Sana przybyło na połoniny plemię, które tak ukochało dzikość gór, że chaty nad największą z rzek pobudowało. Nie mógł tego znieść zły Bies, że obcy ludzie na ziemi jego ukochanej jęli się panoszyć, więc zaczął przybyszom na wszystkie możliwe sposoby dokuczać. I jak tylko ludziska drzewa wykarczowali, na ich miejsce nowe szybko sadził, a do zagród wilki wpędzał, coby owce wygryzły. Bies jednak, widząc, że w pojedynkę nie zdoła przybyszom dostatecznie życia uprzykrzyć, pomocników, Czadami zwanymi, stworzył. Owe pokraczne i ruchliwe stworki jęły szkodzić ludziom Sana jak tylko mogły. A to
W
DIABŁY POLSKIE (2)
Legenda bieszczadzka rozganiały pasące się bydło, a to w zbożu tańczyły, niszcząc wszystko doszczętnie. Ale nie wystraszył się ich dzielny przywódca ludzi, obiecując podwładnym, że Czady pokona. I tak razu pewnego, kiedy w lesie ściął rozrosły buk, usłyszał San z jego wnętrza cichutkie pojękiwanie. Był to głos starego pokracznego Czada, który w zamian za darowanie życia obiecał, że nie tylko przestaną ze współtowarzyszami szkodzić ludziom, ale że pomagać im będą, kiedy tylko potrzeba ku temu zajdzie. Ludziki słowa dotrzymały, przez co życie Sana i jego ludzi weselszym i lżejszym się stało.
Niedługo jednak szczęściem swym wszyscy nacieszyć się zdążyli, bo kiedy Bies o całej sprawie się dowiedział, rychło Czady unicestwić postanowił. Pognały wtedy ludki do Sana, by ten o świcie, kiedy Bies w rzece bez skrzydeł swych czarodziejskich kąpać się będzie, walkę z czartem stoczył. Posłuchał przywódca plemienia rad swych przyjaciół i dnia następnego o świcie w szranki z samym Biesem stanął. Walczyli ze sobą okrutnie, a za wygraną żaden dać nie chciał. Stary Bies skrzydła swe magiczne chciał przypiąć, ale stary Czad uratowany z drzewa, do rzeki je wrzucił. W wodzie jeno zakotłować się zdążyło, a wartki nurt wody porwał walczących ze sobą. Nazajutrz znaleziono ich martwych, w walecznym uścisku splątanych. Oddając hołd swemu przywódcy, ludziska rzekę ową Sanem nazwali, a góry wokół niej stojące – Bieszczadami, od imion złego Biesa i jego dawnych pomocników. PAR