KS IĄDZ W. PAWŁOWICZ, PEDOFIL – AKTOREM I AUTOREM FILMÓW PORNO Z UDZIAŁEM DZIECI!!! INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 27 (122) 5 – 11 lipca 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
J
est noc. Syn kolejny raz zasiedział się na plebanii. Ma 12 lat i o tej porze nie powinien sam wracać do domu. Matka idzie więc po niego. Odnajduje chłopca w łóżku z księdzem wikarym. Trwa właśnie doodbytniczy stosunek seksualny. Pracuje kamera wideo...
Ü Str. 6, 7
2
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FA K T Y POLSKA UOP przeszedł do historii, a na bruk poszło pół ty-
siąca jego funkcjonariuszy. Wyjaśnień w sprawie zwolnień oficerów domaga się Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych. W miejsce jednego UOP-u utworzono dwie instytucje: Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencję Wywiadu. A nam się marzy, że ktoś kiedyś stworzy Urząd Ochrony Państwa... Kowalskich. Marek Belka podał się do dymisji, z „powodów osobistych” – wypalił mu się potencjał energetyczny. Jak wieść niesie, poszło o zbyt duży (zdaniem Belki) deficyt budżetowy i konflikt z premierem. Natychmiast spadł złoty. Na resztę musimy poczekać. Kto zechce warować przy pustej kasie? MIASTA PAPIESKIE Władze 45 polskich miast, które odwie-
dził Jan Paweł II, podpisały deklarację wspierania uzdolnionej młodzieży. Miasta zaczęły przygotowania do obchodów w październiku drugiego już „Dnia papieskiego”. Impreza będzie miała rozmach ogólnopolski, organizowane będą wystawy, koncerty, konferencje, i to trzydniowe. Kasę wyłożą na to samorządy. Dla zdolnej młodzieży jak zwykle niewiele już zostanie. KRAKÓW Przed papieską pielgrzymką policja w Krakowie zdążyła już przeszukać około 50 tys. ludzi i 40 tys. mieszkań. Krakowski korespondent „FiM” z wyrzutnią rakiet zszedł do katakumb. KATOWICE W całej archidiecezji katowickiej zbierano datki na wykupienie zboża od polskich rolników i wysłanie tego zboża do... Afryki, bo w Bieszczadach już widać dostatek. Żeby tylko Murzynki zobaczyły chociaż część tych pieniędzy... GDYNIA 35-letni kapłan z Nowego Sącza razem z parafianami przyjechał tu na wycieczkę autokarową. W nocy sięgnął po flaszkę, a potem... po autokar. Pijany ksiądz ukradł kierowcy kluczyki i ruszył w długą drogę. A właściwie krótką, bo szybko rozbił inny samochód i walnął w bramę. W końcu 2 promile to nie byle co. Teraz ksiądz wybuli 7 tys. zł, gdyż za tyle narozrabiał. Grozi mu też ośmioletnia odsiadka, co zapewne pozostanie teorią. Najgorsze przed nim: wyciągnięcie konsekwencji zapowiedział jego szef, biskup tarnowski. Ciekawe jakich... może awans w innej parafii – i znów okazja... WATYKAN Jan Paweł II nigdy nie zrezygnuje z tronu zwierzch-
nika Kościoła kat. – doniosła w sobotę włoska gazeta „Corriere della Sera”. Sam zainteresowany skromnie porównał się do apostołów Piotra i Pawła, którzy do końca doprowadzili swą misję. Nasz rodak nie widzi różnicy między tronem a krzyżem. Stolica Apostolska 26 czerwca oficjalnie ratyfikowała konwencję przeciw torturom i innym okrutnym, nieludzkim, poniżającym karom lub sposobom traktowania ludzi. Dokument uchwaliła ONZ w 1984 roku. Watykan jest 129 państwem, które go ratyfikowało. Tyle na przemyślenia? Czyżby sentyment do dawnych wieków? Watykan nadał strukturę prawną Neokatechumenatowi (założonemu w Hiszpanii) – działającemu od blisko czterdziestu lat popularnemu ruchowi w Kk. Tzw. Droga Neokatechumenalna obecna jest w ponad 100 krajach świata, w tym w Polsce, i liczy ponad 15 tysięcy wspólnot. Wspólnoty neokatechumenalne starają się pomóc wiernym w ponownym odkryciu sakramentu chrztu świętego. Najpierw się chrzci bezwolne niemowlęta, a później dopiero każe się odkrywać ów sakrament. I tak pogłowie katolików rośnie. USA Setki protestantów różnych nurtów przeszło w ostatnim dziesięcioleciu na łono Kościoła katolickiego w Stanach Zjednoczonych. Tak przynajmniej podają katolickie źródła. W trosce o nowicjuszy powołano nawet specjalną organizację, która ma im pomóc odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W Ameryce setki przychodzą do Kk, a miliony z niego odchodzą... do kościołów protestanckich. Niestety, bilans ujemny. WĘGRY W wypadku autobusowym na Węgrzech w nocy z niedzieli na poniedziałek zginęło 19 Polaków, w tym dwoje dzieci. 32 osoby... „dzięki Bogu” przeżyły. Ofiarami są uczestnicy pielgrzymki do Medjugorie, zorganizowanej przez franciszkanów. „Wierzymy, że Matka Boska wyjedna im zbawienie i jak nie dotarli do jej sanktuarium w Medjugorie, tak sprawi, aby dotarli do sanktuarium Boga w Niebie” – tak pocieszał rodziny zabitych prowincjał zakonu franciszkanów, o. Grzegorz Bartosik. Ojcu wychodzi na to, że pielgrzymi mieli dużego farta... MUNDIAL Brazylijczycy niczym Polacy pod Grunwaldem
załatwili Niemców w Jokohamie. Jak na germańskiego ducha przystało, Szwaby skwitowały, że Brazylia zwyciężyła, choć była słabsza. Gdyby Brazylia wchodziła do UE, po klubach Canarinios nie byłoby teraz śladu...
UWAGA, CZYTELNICY! W związku ze zmianą lokalu redakcji podajemy nasz nowy adres: Tygodnik „Fakty i Mity” 90-601 Łódź ul. Zielona 15
KOMENTARZ NACZELNEGO
Manipulacja T
elewizja to najgroźniejsza współczesna broń, ponieważ ludziom każe wierzyć w to, że są wolni, tymczasem owa wolność jest ułudą tworzoną pod dyktando ramówki TV ustalanej przez medialnych producentów. Innymi słowy, mając w ręku pasmo TV, można bezkarnie robić oglądaczom wodę z mózgu. Pomijam tu debilne programy typu „Big Brother”, które wymyślono dla czystego zysku i z powodu braku innych pomysłów. Chodzi o co innego. O to, że dzisiaj całe narody gromadzą się każdego wieczoru przed paroma miliardami szybek, aby wysłuchać i obejrzeć aktualności. Meldują się w komplecie całe rodziny. Dzieci – bo zagapiły się po bajce; dziadkowie – oczekujący na kolejne podwyżki emerytur i relacje z wypadków drogowych; tatusiowie – z satysfakcją patrzący, że innym żyje się jeszcze gorzej; i wreszcie mamusie, bo po wiadomościach będzie pogoda, czyli informacja, jak się jutro ubrać. Manipulowanie ludźmi w telewizyjnych radach programowych określa się mianem kreowania właściwych postaw, co naukowo nazywane jest funkcją formacyjną mediów. Oczywiście, te właściwe postawy mają być właściwe dla właścicieli stacji. Takie na przykład „Fakty i Mity” u nikogo nie mogą doprosić się własnej reklamy. Co tam doprosić – chcemy ją kupić za ciężką kasę, a mówią nam nieustannie: wała. Jednocześnie w Polsce każdego dnia puszcza się kilkadziesiąt reklam chipsów o różnej grubości i niesmaku. „FiM” bronią publicznych pieniędzy przed zaborcami z Watykanu i polskie dzieci przed księżmi dewiantami. Dewianci są dla szefów telewizji nieszkodliwi, a „FiM” są szkodliwe jak jasna cholera. Tymczasem chipsy zawierają od diabła związków rakotwórczych (jak ostatnio ponad wszelką wątpliwość orzekli szwedzcy naukowcy), więc ich kupowanie i pożeranie, zwłaszcza przez nasze pociechy, jest postawą – jak widać – właściwą. Śmierdzące pecunia za podobne reklamy non olet; pecunia Jonasza – olet jak najbardziej. Telewidzów można dowolnie i na różne sposoby rozweselać lub przygnębiać; podbudować lub zdołować, pobudzać do refleksji (niezmiernie rzadkie zjawisko!) albo karmić spreparowaną, ogłupiającą papką. Na usprawiedliwienie dyrektorów programowych trzeba zaznaczyć, iż praktycznie każda informacja lub (częściej) zestawienie kilku informacji jest manipulacją, nierzadko dokonaną w sposób nieświadomy. Prześledźmy to na konkretnym przykładzie. Oto ciąg newsów: 1. Co drugi stoczniowiec ze Szczecina straci pracę, a część z nich wyjeżdża za chlebem do Norwegii; 2. Z sądu uciekł bandyta, szef zbrojnego ramienia łódzkiej „ośmiornicy”; 3. Planowane zwolnienia w „Cegielskim”; 4. Od 8 lipca drożeje prąd; 5. Ostatecznie zaakceptowano projekt Świątyni Opatrzności (współfinansowanej przez państwo); 6. Tysiące policjantów przeszukuje mieszkania wzdłuż trasy planowanego przejazdu Ojca Świętego (trasa może się zmienić!); 7. Książę Karol podniósł papierek nad Morskim Okiem. Ktoś tu mąci, i to nieźle, bo na kilometr śmierdzi kryptoantyklerykalizmem, co daję pod rozwagę prezydentowi i premierowi, obrońcom wartości całą gębą. Realizatorzy programu w oczywisty sposób insynuują, iż podatki Polaków – zamiast zapewnić im pracę, chleb i bezpieczeństwo – przeznacza się na fanaberie... pardon, na inwestycje... pardon – na zbożne cele Kościoła. Inny przykład. Każdy przedszkolak u nas wie, że Polacy biją na głowę Amerykanów dosłownie we wszystkim. Jesteśmy bardziej zaradni, lepiej wykształceni, szczuplejsi, mamy zdrowszą żywność i mocniejsze głowy, wyznajemy w większości najsłuszniejszą wiarę i już za półtora roku możemy być w Europie. O wygranym meczu 3:1 z Ameryką nawet nie wspomnę. A przy okazji – nie jest sztuką cieszyć się jak Murzyn blaszką z 8 miejsca w mistrzostwach świata, a tak podobno przeżywali ten fakt zawodnicy i kibice USA. Sztuką jest przerżnąć dwa razy z rzędu, po czym wygrać graczami z ławki rezerwowych. Dopiero takiej drużynie (naszej) należy się owacyjne przyjęcie na lotnisku. Pożeracze obleśnych hot dogów popijanych odrdzewiaczem o nazwie coca-cola nigdy nie będą mieli naszego patriotycznego ducha, nie będą zdolni do powstań i zrywów narodowych, bo zamiast do katolickiego Boga modlą się do swoich dolarów, gnuśniejąc we własnych biznesach
i komercji. Wykwitami idiotycznego amerykańskiego stylu życia są podniebne pomniki pychy w rodzaju World Trade Center, budowane na obrazę Allachowi. Jak to się ma do naszych świętych pomników Ojca Świętego i słusznych drapaczy chmur górujących nad każdą polską osadą – chyba nie muszę tłumaczyć. Po prostu bezsens i głupota. Polska telewizja słusznie więc wyśmiała jakąś głupią jankeską babę, która poszła do suchego jak wiór lasu, rozpaliła ognisko i spaliła w nim list od męża (kłania się zanik wartości w rodzinie!). W wyniku tego spalił się stan Kolorado, a ogień podszedł prawdopodobnie aż pod szyby naftowe Blake’a Carringtona, co może dodatkowo opóźnić emisję nowych odcinków „Dynastii”. Specyfiką Ameryki jest to, że na głupoty przeznacza się tam miliardy dolarów. Głupie pomysły, np. lot na Księżyc, biorą się u nich z filmów, a także z komiksów, na których powstała tamtejsza pseudocywilizacja. Film „Gwiezdne wojny” zaowocował budową wahadłowców i tarczą antyrakietową, za którą można byłoby wyżywić pół świata, a która ruskich będzie kosztowała opłacenie jednego agenta w NASA. Amerykańska pazerność też nie zna granic. Nie dość, że benzynę mają prawie tak tanią jak woda, to niedawno wpakowali półtora miliarda baksów w badania nad samochodem, z napędem na wodę oczywiście. Nazwali toto: necar. Bolid przejechał z zachodniego na wschodnie wybrzeże, tankując po drodze 10 razy, przy średniej prędkości 65 km/godz. Tyle pieniędzy w błoto! Polacy od lat jeżdżą dwa razy szybciej na tanim jak mineralka oleju opałowym, bez żadnych wcześniejszych badań i eksperymentów. Jak wiadomo, ojczyzną stonki i wszelkiej korupcji jest Ameryka właśnie. Koniecznie zatem trzeba piętnować takie afery, jak ta w amerykańskim koncernie WorldCom, gdzie sprytna księgowa (u nas szukają pracy sprytniejsze) wpisała koszty innych firm do własnej, w wyniku czego WorldCom odnotował ponadmiliardowy zysk zamiast czteromiliardowej straty. U nas przekręt na podobną skalę (poza aferą FOZZ, której, jak się ostatnio dowiedzieliśmy... mogło wcale nie być) zrobił tylko Bagsik i Gąsiorowski, Żydy oczywiście. Tam robi to zwykła księgowa! Teraz w koncernie pracę straci szesnaście tysięcy ludzi, a w naszej stoczni szczecińskiej tylko – che, che – około trzech tysięcy. Szczytem upadku i podniebnym dnem, osiągalnym w opanowanych przez protestantów Stanach, jest kolejny fakt: oto pięć pracownic zwolnionych z WorldCom, dla brudnych pieniędzy pozowało do „Playboya” (gdzież mogły powstać taka i jej podobne gazety?!). Rzecz nie do pomyślenia w przypadku np. katolickich łódzkich prządek. Ameryka najwidoczniej za daleko leży od Watykanu i papieskie nauki o czystości, pokorze i zdaniu się na wolę Bożą tam nie docierają. Po prostu sodoma i gomora made in USA. Pytam się jednak grzecznie – po jaką cholerę w tym samym programie informacyjnym obraża się matki Polki, kłamiąc przy tym w żywe oczy telewidzów, że 90 procent urodzeń w Polsce ma miejsce przed 9 miesiącem po ślubie! To potwarz! Kto to sprawdził? Teraz już wiemy, po co Millerowi potrzebny był spis ludności – żeby obrażać sakramentalne polskie małżeństwa! Zaraz potem pasmo defetyzmu połączonego z dezinformacją. Kanclerz Schroeder: żadnych dopłat dla polskich rolników; negocjator z UE, Truszczyński: 22-procentowy VAT na budownictwo nie będzie podlegał negocjacjom; w latach 1998–2000 budżet stracił na kratkach montowanych w samochodach 5 miliardów złotych (ale ludzie i firmy zyskały!); za 23 lata co czwarty Polak będzie miał 60 lat. Przy tej ostatniej informacji, zamiast cieszyć się prognozowanym spadkiem śmiertelności, podkreśla się wydatki z nim związane. Tak, tak, to celowa robota tych na górze. Trzeba tak zdołować naród, żeby potem każdy suchy kęs chleba smakował jak wedlowska czekolada. Co prawda, mówi się również lojalnie, że jak wejdziemy do UE, to będzie lepiej, ale co z tego, jeśli możemy w ogóle do niej nie wejść, bo ludziska po takich wizjach zagłady puszczanych w telewizji załamią ręce i na referendum nie pójdą? Zaczną też jeść surowe kartofle, żeby nie stracić witamin i nie umrzeć na raka, oglądając na wideo „Czterech pancernych...”. Bo chociaż „Rudy” palił dwieście litrów ropy na sto kilometrów, to do Europy wjechaliśmy nim przed Amerykanami. JONASZ
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r. – Pisząc o filozofii Miguela de Unamuno zestawia pan profesor w swojej książce „Rozum między chaosem a dniem siódmym stworzenia” dwie postawy – kupca i inkwizytora, opowiadając się – wbrew Unamunowi – po stronie kupca. Dlaczego? – Bo postawa kupca jest koncyliacyjna, nastawiona na pozyskanie drugiego człowieka, nie zaś na jego zniewolenie. Unamuno postawę kupiecką odrzuca jako niezaangażowaną i opowiada się po stronie inkwizytora, bo widzi w niej wcielenie maksymalnej ideowości, zaangażowania. Człowiek, jego zdaniem, będąc przekonany co do wartości swoich ideałów, powinien uczynić wszystko, aby drugi też je przyjął. Misjonarz – inkwizytor w przekonywaniu drugiego – nie zrezygnuje z żadnych środków. I z tego powodu, że inkwizytor gotów jest przekonywać drugiego za wszelką cenę i wszelkimi środkami, opowiadam się przeciwko inkwizytorowi, a po stronie postawy kupieckiej. – A jaką rolę, pana zdaniem, w przemianach polskich ostatnich dwóch dekad odegrał Kościół i jaką rolę odgrywa dziś: czy bardziej kupiecką, czy inkwizytorską? – Kościół już dzisiaj roli inkwizytora odgrywać nie może, bo nie są mu dostępne „bogate środki” działania, którymi dysponował w epoce inkwizycji. Misję ma taką jak dawniej, ale środkami inkwizytorskimi już nie dysponuje. Z tym że treścią kościelnej misji nie są tylko, a może nawet nie są przede wszystkim, ewangeliczne ideały, bowiem istotną częścią, może nawet dominującą, misyjnych treści działań Kościoła jest jego władza, zwierzchność wobec ludzi. W „Kościele konstantyńskim” (w istocie rzeczy dotąd innego Kościoła nie było; niektórzy sądzą, że Sobór Watykański II tę erę konstantyńską zakończył) sojusz ołtarza (tego co boskie) i tronu (władzy) był i jest regułą. W tym Kościele działał też i ciągle działa inny sojusz – sojusz misji ewangelicznej i bogactwa, czyli postawy kupieckiej. Inkwizytor w dzisiejszych czasach jest już bezzębny, zostały mu więc środki „kupieckiego” przekonywania. Kościół dziś już nie może zmuszać ludzi. A jednak, o dziwo, widzę dość dużą wymuszoną jakby uległość wobec Kościoła. Gdy ludzie bali się inkwizycji realnej, czyli środków przymusu w czasach stalinowskich, to było jasne, zrozumiałe. Ale ten rozlewający się dziś u nas dość szeroko konformizm wobec Kościoła jest dla mnie tylko częściowo zrozumiały. Dostrzegam znowu podwójną mowę. Z jednej strony jakże szeroko rozlewająca się uszczypliwość wobec Kościoła, niekiedy wielkie rozżalenia, a nawet szyderstwo, a z drugiej strony – oficjalnie – publiczne konformistyczne posłuszeństwo,
ZAMIAST SPOWIEDZI
WYWIAD Z FILOZOFEM, PROF. ZDZISŁAWEM CACKOWSKIM
Lepszy kupiec a nawet uległość. Objaśniam ją częściowo tym, że pewna część społeczeństwa chyba jednak wierzy w zbawczą moc działania Kościoła;
po drugie, jakaś część populacji wie i liczy się z faktem, że Kościół jest wyrazicielem opinii społecznej, zwłaszcza lokalnej; po trzecie, wielu ludzi wie, że Kościół w obecnej Polsce ma realną i dość znaczną władzę; po czwarte wreszcie, wielu ludzi uzasadnia swoją lojalność wobec Kościoła jego pozytywną rolą w dziejach Polski, także w ostatnich przeobrażeniach ustrojowych. Te czynniki decydują razem o znacznej lojalności i znaczącym posłuszeństwie wobec Kościoła nawet wtedy, gdy jego obecna rola oceniana jest krytycznie. Słowem, nawiązując do pytania, życie ustawia Kościół na tory coraz bardziej koncyliacyjne, czyli „kupieckie”. Królestwo Boże, jak powiada hiszpański etyk Savater, nie jest być może z tego świata, ale królestwo Kościoła jest jak najbardziej z tego świata. Uświadomienie sobie tego faktu przez Kościół i jego otoczenie jest warunkiem przyzwoitego traktowania Kościoła przez dzisiejszy świat i przyzwoitego traktowania tego świata przez Kościół. – Sądzi pan więc, że dziś jeszcze Kościół dysponuje argumentem strachu przed piekłem i nadzieją na zbawienie pośmiertne? – Nie mogę tego wykluczyć. Wręcz w jakimś stopniu to zakładam, choć wiara w piekło wśród wierzących katolików polskich zdecydowanie spada (w istnienie piekła podobno wierzy tylko około 60 proc.). Sam zaś uważam, że posługiwanie się maczugą mąk piekielnych jest moralnie niedopuszczalne. Pytałem kiedyś publicznie bardzo wykształconych katechetów, jak oni sobie radzą w katechezie dla dzieci z kościelnym nauczaniem
o Bogu, który maleńkim dzieciom zmarłym bez chrztu przeznacza wieczne męki piekielne. Nie otrzymałem odpowiedzi. Katolickie nauczanie o człowieku, raju, grzechu pierworodnym, jak powiada francuski historyk i katolik Jean Delumeau, to jest dopiero nadciągający wielki skandal. – Czy w laicyzacji Polska pójdzie śladami Europy Zachodniej? – Trudno mi stanowczo prognozować, ale sądzę że tak. Z tym jednak, że zależy to od dalszych losów Europy. Jeśli będą pomyślne, a Polska do tych losów się przyłączy, to będzie dalsza laicyzacja. Gdyby jednak przyszły nieszczęścia, to – jak poucza chłopska mądrość: „jak trwoga, to do Boga” – wówczas przyszedłby znowu czas skomlenia o cuda. – Jak pan ocenia słynną formułę André Malraux, że „wiek XXI albo będzie religijny, albo nie będzie go wcale”? – Ja tę formułę odwracam i powiadam: „Wiek XXI albo przestanie
być religijny albo przepadnie”. Świat się integruje. Spotykają się ze sobą bardzo niegdyś odległe kultury i cywilizacje. Dawniej, gdy były one od siebie bardzo oddalone, wiara w dysponowanie absolutnymi prawdami i wartościami przez każdą z nich mogła być wewnętrznie budująca, a na zewnątrz niezbyt groźna. Ale gdy te absolutyzmy muszą się teraz ze sobą spotykać, to może z tego wyniknąć zderzenie katastrofalne. Dla łagodzenia tych spotkań potrzebne jest spuszczenie z tonu każdego z religijnych absolutyzmów, odreligijnienie ich. Tylko różne prawdy (ludzkie) mogą się ze sobą w jakiejś mierze porozumiewać. „Prawda Boska” widzi natomiast po drugiej stronie tylko „prawdę szatańską”, z którą porozumienia być nie może. – A co z posagiem chrześcijańskich wartości, jakie do Unii Europejskiej ma wnieść Polska? Czy nie narażamy się na śmieszność? – Jestem człowiekiem niewierzącym, ale cenię i szanuję chrześcijańskie wartości, te, które prezentowane są w ewangeliach i uosabiane przez postać Jezusa w nich opisaną. Gdy jednak studentom mówię o „chrześcijańskim średniowieczu”, to nie mogę przy tej okazji nie powiedzieć, że w tamtych
3
czasach Kościół katolicki miał wielką władzę i wielkie wpływy, ale chrześcijaństwa było tyle, co kot napłakał. Jan Paweł II powiada, że rewolucja francuska zniszczyła ołtarze i przydrożne krzyże, odrywając w ten sposób „moralne dziedzictwo chrześcijaństwa” (wyrażone w hasłach wolności, równości i braterstwa) od podłoża ewangelicznego. Wielki to paradoks, że gdy owo podłoże ewangeliczne było głoszone powszechnie, to w życiu poniewierane było „moralne dziedzictwo chrześcijaństwa”. Dopiero od czasów oświecenia i rewolucji francuskiej zaczęło się coś pozytywnego dziać na rzecz realizacji owego „moralnego dziedzictwa chrześcijańskiego”. Powiem jeszcze, że humanitaryzacja stosunków międzyludzkich w Europie szła w parze z laicyzacją. A co my możemy wnieść do wartości kultury europejskiej? Powinniśmy uświadomić sobie, że wielu pozytywnym cechom transformacji ustrojowej w Polsce towarzyszą też dokuczliwe, destrukcyjne moralnie zjawiska: drastyczne nierówności społeczne, ogrom ludzi zmarginalizowanych, cynizm bogactwa, deprecjacja ludzkiego zdrowia i życia. Społeczny darwinizm, moralny nietzscheanizm, a jednemu i drugiemu towarzyszy Niagara święconej wody i „miłości bliźniego”. Hipokryzja! Ograniczenie tego wszystkiego, zmniejszenie hipokryzji – oto co możemy wnieść do Europy, jeśli skutecznie wysilimy się i skorzystamy z pozytywnych wzorów europejskich. Rozmawiał KRZYSZTOF LUBCZYŃSKI Fot. Igor Dębski
W sobotę, 26 czerwca, spotkały się w Łodzi zastępy diabłów rogatych i czarownic – czyli koordynatorów APP RACJA. Kolejny raz w kolejnej siedzibie SLD: tym razem w mateczniku premiera Millera. Nie mając innego wyjścia, za tło obrałem sobie logo Sojuszu. Dyskusja była burzliwa, ale twórcza. Zagrzewaliśmy się do wspólnej walki, zasypując nawzajem lawiną różnych pomysłów. Konkluzja – trzeba działać, ruszać z kampanią wyborczą do samorządów, nie czekając na rejestrację Partii w sądzie... Do 30 lipca zakładamy komplet kół powiatowych. Później akcje promocyjne. Spotkacie nas między innymi we wszystkich choć trochę znanych nadmorskich miejscowościach. Wy również, Kochani – wyjeżdżając na letni wypoczynek – nie zapominajcie o głoszeniu dobrej nowiny o antyklerykalnej partii i tygodniku. JONASZ PS Siedzibą APP RACJA jest Łódź. Czy kandydat na posła – Leszek Miller – wiedział, że na swoim plakacie zamieścił prorocze słowa?
4
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
Monokultura W czasach tzw. realnego socjalizmu Polska była krajem dwuświatopoglądowym – marksistowskim i katolickim. Teraz, w dobie pluralistycznej demokracji, media państwowe pozostały już tylko rzymskokatolickie... Według ostrożnych i wiarygodnych danych, przynajmniej 8 proc. mieszkańców kraju nad Wisłą to ludzie nie należący do żadnego związku wyznaniowego: ateiści, agnostycy, ludzie wierzący, lecz nie identyfikujący się z żadnym kościołem. Mamy więc 3 miliony takich obywateli. Do nich należy dodać kilkanaście procent katolików tylko z nazwy – nie praktykujących, nie przyjmujących kolędy i gwiżdżących na watykańskie i biskupie dyrektywy. Są to osoby de facto bezwyznaniowe, choć widnieją w parafialnych kartotekach jako wierzące. Ludzie ci posyłają na ogół pociechy na katechezę, ot, dla świętego spokoju. Jeżeli zsumujemy obie liczby, to otrzymamy rzeszę liczącą, bagatela, 9 mln osób! Niestety, demokratyczna Polska nie przewiduje dla grupy stanowiącej niemal 1/3 dorosłych obywateli jakiejkolwiek formy publicznego zaistnienia w państwowych mediach! Jedyna ideologia wszechobecna w radiu i telewizji to katolicyzm w swym ortodoksyjnym wydaniu. Warto na ową prawowierność zwrócić uwagę, ponieważ większość członków Kościoła rzymskiego
w Polsce to wierni nieprawomyślni, nie podzielający (w mniejszym lub większym stopniu) poglądów watykańskiej centrali. Ci liberalni katolicy nie mają jednak dostępu do mediów państwowych – programy religijne w publicznej TV tworzy Redakcja Programów Katolickich, instytucja w pełni kontrolowana przez biskupów i reprezentująca ich poglądy i interesy. Istnieje jeszcze symboliczna Redakcja Ekumeniczna TVP, która prezentuje poglądy siedmiu kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej (w sumie ponad pół miliona wiernych). Reprezentuje, ale tylko przez chwilę – ma bowiem do dyspozycji 15 minut tygodniowo w poniedziałkowe południe, czyli w porze możliwie najmniejszej oglądalności! Tak więc okazuje się, iż rzeczywisty dostęp do telewizji ma w Polsce tylko jedna grupa wyznaniowa, w dodatku... mniejszościowa, czyli prawowierni katolicy. Stanowią oni około 20 proc. populacji. Jakby tego było mało, polskie media, zgodnie z ustawą o radiofonii i telewizji, mają respektować tzw. chrześcijański system wartości. Nikt nie wie,
GŁASKANIE JEŻA
Hołdys Z
poniedziałkowych „Faktów” w TVN dowiedziałem się rzeczy, o których dotąd nie miałem zielonego pojęcia, że istnieją na świecie strefy „zadżumione", w których PRAWDZIWYM POLAKOM KATOLIKOM bywać absolutnie nie wolno. Chodzi o medialny szum, jaki powstał po podróży kilku parlamentarzystów do Korei Północnej. SKANDAL! ZGROZA! HAŃBA! – darły się drukowanymi literami katolickie, prawicowe media. Specjaliści od trwonienia publicznych pieniędzy, którzy dla jaj nazwali swoją partię Prawo i Sprawiedliwość, skierowali wniosek do Sejmowej Komisji Etyki o ukaranie posła SLD Cezarego Stryjaka, inicjatora wyprawy. Wszystko rozbiło się o fakt, że ta akurat Korea rządzona jest od dziesięcioleci przez komunistyczny, totalitarny beton. Zgoda. To prawda. Sam – delikatnie mówiąc – nie przepadam za żadnym ustrojem mającym za nic prawa jednostki: w tej grupie jednak jednym tchem mogę wymienić zarówno komunistyczną Koreę pod rządami papy Kima i syncia Kima, jak i Polskę pod rządami jeszcze innego Papy.
Czy to jednak oznacza, że kraju takiego nie wolno odwiedzać? Jeśli tak, to co robili posłowie katolickiej prawicy w apartamentach generała Pinocheta, któremu jeszcze ludzka krew nie zdążyła zastygnąć na rękach? Przybyli doń, emablowali go, prezenty wręczali... Zbawca ludzkości przed widmem komunizmu – psia jego mać! Jak by kto nie pamiętał, to zbiry Pinocheta stadion piłkarski zamienili w obóz koncentracyjny, w którym mordowano ludzi. Mordowano w szczególny – chrześcijański – sposób: słynnemu bardowi Victorowi Harze obcięto obie dłonie, położono na kolanach gitarę i rozkazano grać. Jakoś nie chciał, więc strzelono mu w tył głowy. Pinochet, przyjaciel Umiłowanego Ojca Świętego, powinien wisieć sto razy, a tymczasem u klamki wisieli mu katoliccy posłowie znad Wisły, honorując bestię srebrnym ryngrafem z Matką Bożą. A takie na ten przykład Chiny? Czy rząd imć Buzka zaprzestał sprowadzania do Polski towarów z Państwa Środka – wytworzonych w obozach koncentracyjnych, w których maszyny mają cenę, a ludzkie życie żadnej wartości?
czym owe „wartości chrześcijańskie” są, ale też katolickim ustawodawcom nie o ochronę żadnych konkretnych cnót chodziło. Celem zapisu jest danie pretekstu hierarchom kościelnym do cenzurowania programów emitowanych w państwowych i prywatnych przekaźnikach. Episkopat odniósł spektakularny sukces – państwowe media zostały w praktyce zaanektowane do propagowania jedynie słusznej ideologii rzymskokatolickiej. Słynny zwrot „Ojciec Święty” powszechnie używany przez spikerów TVP na określenie watykańskiego monarchy
Czy zniesmaczeni podróżą do Korei posłowie prawicy posiadają wiedzę, że w chińskich więzieniach ludzi traktuje się jak żywe magazyny organów do transplantacji, a dzieci urodzone nadprogramowo są zabijane? Pewnie, że posiadają, ale z Chińczykami handlowali ludzie z partii katoprawicowych, a więc o programowo czystych sumieniach. A czyste sumienie – w ich przypadku – oznacza sumienie mało używane. Nasz handel z koncentracyjnymi Chinami za rządów Buzka wzrósł dwukrotnie (to chyba jedyne osiągnięcie tego nierządu). Nie mam nic przeciwko temu, jeśli polski podatnik na tym skorzystał. Dlaczego jednak Korea Północna gorszą ma być od Chin? Bardziej jednak niż oświadczenie ultrakatolickich oszołomów traktujące o koreańskiej wycieczce lewicowych posłów zbulwersowała mnie wypowiedź premiera Millera. Nazwał on podróż do Korei dziwacznym pomysłem. No to ja Panu, Panie Premierze, coś powiem: – stokroć bardziej dziwaczne i niesmaczne są dla mnie Pańskie wycieczki do Watykanu i do siedziby episkopatu. Przypuszczam, że gdyby Matejko żył w naszym stuleciu, to miast „Hołdu pruskiego” powstałby „Hołd polski”. Bo z Pana zrobił się ostatnio zawodowy hołdys – przepraszam za porównanie PERFECT-ionistę. MAREK SZENBORN
jest tej aneksji wymownym przykładem. Lekceważy się uczucia i potrzeby milionów telewidzów niezainteresowanych klerykalizacją mediów. Mimo że oni także są płatnikami abonamentu, uczyniono z nich obywateli drugiej kategorii, dając do zrozumienia, że ich przekonania i poglądy odbiegają od ogólnokrajowej normy. Niekatolicy i katolicy liberalni to „Polacy inaczej” – można ich bezkarnie lekceważyć, odmówić im prawa głosu, traktować po macoszemu. Taka jest rzeczywistość pluralistycznej demokracji w Polsce. Media prywatne niewiele w tym względzie odbiegają od publicznych – strach przed Kościołem sprawia, iż niechętnie podejmują one drażliwe tematy, nie mówiąc już o udzieleniu głosu mniejszościom światopoglądowym. Każdy jak ognia boi się stracić reklamodawców zniechęconych przylepieniem danej stacji antykościelnej łatki. Ponadto – ataki ze strony Kościoła mogłyby popsuć układy przedsiębiorców
i właścicieli mediów z partiami prawicowymi i centroprawicowymi. Na to nikt nie może sobie pozwolić, bo wielki biznes dba o dobre stosunki ze wszystkimi ważnymi siłami w Sejmie i Senacie. Dobre układy tamże – to częstokroć gwarancja udanych interesów. Co więc pozostaje milionom zepchniętych na margines obywateli? Apatia? Zniechęcenie? Bynajmniej. Trzeba jasno i zdecydowanie domagać się swoich praw! Do zadań mediów publicznych należy, zgodnie ze wspomnianą ustawą, „rzetelnie ukazywać różnorodność wydarzeń i zjawisk w kraju i za granicą”, „umożliwiać obywatelom i ich organizacjom uczestniczenie w życiu publicznym poprzez reprezentowanie zróżnicowanych poglądów i stanowisk oraz wykonywanie prawa do kontroli i krytyki społecznej”. Przed laty jeden ze znajomych pastorów powiedział mi, że na jego sugestię, by w telewizji pokazywać także programy ukazujące ewangeliczną wersję chrześcijaństwa (miał nawet przygotowane tego typu filmy do emisji!), usłyszał w TVP: „mamy już programy katolickie i nie ma potrzeby, aby mieszać ludziom w głowach”... Przyszedł czas na zmiany. ADAM CIOCH
„Nie było przy tym Ducha Świętego” – tymi słowami skomentował biskup Tadeusz Pieronek wyświęcenie w Austrii, w ostatnią sobotę czerwca, jedenastu kobiet na księży katolickich. Gdyby coś takiego powiedział nieoceniony ksiądz Henryk Jankowski albo inny wiejski klecha, nie budziłoby to zdumienia. Ale biskup Pieronek uchodzi za jednego z najświatlejszych hierarchów polskiego Kościoła, a jego poglądy nie porażały fun-
Zaciekła krucjata przeciwko kapłaństwu kobiet (a także ich prawu do regulacji urodzin), odmawianie im praw do pełni człowieczeństwa, liczne przejawy ich dyskryminacji – dowodzą niezbicie, że Kościół piękniejszą połowę ludzkości traktuje jak – mówiąc wprost – podludzi. Upodabnia się w ten sposób do islamu, i to w najbardziej talibskim wydaniu. Nie bez powodu zatem trzy lata temu na Konferencji Ludnościowej Narodów Zjednoczonych w Ka-
Maryja bez duszy? damentalizmem. Był nawet za to atakowany przez swoich kolegów z episkopatu, np. kiedy zabrał głos w sprawie metropolity poznańskiego, twierdząc, że lider zespołu Paetz Shop Boys powinien natychmiast odejść. Tym razem jednak – komentarzem trącącym średniowieczem – dowiódł, że należy do kadry narodowej kapitana Glempa. Może jako rezerwowy, na co dzień grzejący ławę, ale wywoływany na murawę wtedy, kiedy trzeba strzelić karnego. Odmawianie kobietom przywileju posiadania duszy, a więc pełni człowieczeństwa, ma w Kk długą i bogatą tradycję. W ciągu minionego tysiąclecia dokonał się w tej materii taki postęp, że doktrynę, iż kobieta nie ma duszy, zastąpiło przekonanie, iż ją ma, ale mniejszą i gorszą od męskiej. Nawet wedle światłych umysłów – takich jak Pieronkowy – stan pełnego uduchowienia kwalifikujący do kapłaństwa dostępny jest jedynie osobnikom płci męskiej. Tak jakby Duch Święty wcielał się wyłącznie w ich organy płciowe...
irze delegacja Watykanu (a także katolickiej Polski) głosowała zgodnie z delegacjami krajów muzułmańskich przeciw uznaniu pełni praw kobiet, tworząc osobliwy sojusz bulwersujący światłą opinię międzynarodową. Tylko jak się ma do tego wszystkiego tzw. kult maryjny, rozbuchany przez obecnego papieża do granic absurdu? Kościół Ducha Świętego czci istotę nie w pełni uduchowioną, zaliczaną do duchowych podludzi? JAKUB DIAMANT
ie łatn p z Be
Książka, 60 stron. Zamówienia wraz ze znacz. poczt. 1,60 zł przyjmuje Życie Uniwersalne, skr. poczt. 550, 58-506 Jelenia Góra 8. Informacje: www.das-wort.com Miarka się przebrała – dosyć tego!
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
NA KLĘCZKACH
NIEDZIELNY HANDEL Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek powie Ci, Drogi Czytelniku, że handel i praca w niedzielę to grzech ciężki, nie wierz mu! W gdańskim kościele pw. Świętego Krzyża handlują i pracują w każdą niedzielę, co nikomu nie przeszkadza i nie powoduje gniewu Najwyższego. Co innego bowiem głosić wartości, a zupełnie co innego – stosować się do nich. Czy widział kto drogowskaz wędrujący w stronę, którą wskazuje? P.Ż.
DOBRY PASTERZ? Ksiądz z podrzeszowskiej wsi Jasionka zbudował nowy kościół i nie chce odprawiać dodatkowej mszy w starym kościółku (który stoi pusty), choć część mieszkańców tego żąda i do nowego kościoła nie chodzi. Proboszcz twierdzi, że ich diabeł opętał. Z większości domostw do nowego kościoła trzeba iść 20–30 minut bardzo ruchliwą drogą na Rzeszów, a w przypadku ludzi starszych czas ten jest jeszcze dłuższy. Parafianie z tej części Jasionki, w której stoi stary kościółek, o pomoc w rozwiązaniu tego problemu poprosili kurię biskupią. Wysłano w tej sprawie niejedno pismo (pod jednym z nich podpisało się ponad 400 mieszkańców). Nic nie wskórali. Po kolejnym z pism kuria odesłała parafian... do proboszcza. E.A.
PO DYSZE
Na oryginalny pomysł wyciągnięcia od owieczek dodatkowego grosza wpadł proboszcz Andrzej Siewniak z Wszednia k. Mogilna. Na kazaniu Siewniak poinformował parafian, że w związku z planowaną wizytacją arcybiskupa Henryka Muszyńskiego (na zdjęciu) każda rodzina powinna nieco uszczuplić swój portfel. Kwotę ustalił podobno nie on, ale rada parafialna – po 10 zł od rodziny. Choć na wsi bida aż piszczy, tylko cztery rodziny odważyły się nie dać ani grosza. Wprawdzie zbiórka była dobrowolna, ale w ślad za nią powędrowała lista do wpisywania nazwisk przez sponsorów. Można więc ustalić, kto się zbiesił i wyzwać z ambony, a tego ludzie na wsi boją się, jak diabeł święconej wody. Co ciekawe, nikt nie wie, na co
właściwie ta kasa. W innych parafiach takich zbiórek na arcybiskupa nie było. Może to jakiś nowy trend w polskim Kk? R.K.
KACZA DEMOKRACJA
KOŚCIELNE PIS Partia „Prawo i Sprawiedliwość” (nazywana czasem cywilizowaną prawicą) wybiera na swoje zjazdy wojewódzkie budynki instytucji kościelnych. W regionie łódzkim była to np. siedziba salezjańskiej Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania. W III RP wszelkie ugrupowania polityczne, które podkreślały swój związek z Kościołem, kończyły marnie, znikając ze sceny politycznej. Czego i PiS-owi z serca życzymy. B.Z.
NOWE WARTOŚCI Zdaniem gazety „The Globe and Mail”, Kanadyjczycy – nad wartości i dogmaty głoszone przez rozmaite kościoły – przedkładają usługi oferowane przez psychologów oraz doradców, bo ci zalecają pewność siebie i pozytywne myślenie, które mają zapewnić osobisty sukces. Według czasopisma, wartości te pomagają ludziom lepiej sobie radzić z trudnościami dnia codziennego. C.W.
DOJENIE NA DZIEWKĘ Odkryliśmy niedawno kolejny sposób dojenia przez Kościół pieniędzy publicznych za pośrednictwem naiwnej jak niemowlę Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Mechanizm dojenia na dziewkę jest prosty: ponieważ na północy Polski bezrobocie jest gigantyczne jak Nowa Huta i nie ma sposobu, by dać jakąkolwiek pracę ludziom z upadłych tam PGR-ów, biznesmeni w sutannach z Caritasu wspólnie z naiwniakami z AWRSP wysmażyli program wspomagania bezrobotnych. Oficjalnie nazywa się to promocją zawodową dziewcząt z terenów popegeerowskich. Bezrobotne dziewczęta po maturze marzące dzień i noc o pracy w stolicy – namaszczone przez miejscowego proboszcza – przyjeżdżają do Warszawy, otrzymują dach nad głową w bursie Caritasu i rozglądają się za robotą. Spotykają się czasami z doradcami z urzędów pracy, trochę się szkolą. A że są wyjątkowo zdesperowane, to jeśli nawet nie znajdą roboty – nie wracają do rodzinnej wiochy. Cel Agencji i Caritasu jest szczytny, a każdy sposób na zmniejszenie bezrobocia zasługuje na uznanie. Rzecz tylko w tym, że realizację programu finansuje Agencja, czyli my wszyscy. Nawet za kościelną bursę, która normalnie stoi pusta, trzeba wybulić sporo szmalu... R.P.
Bracia Kaczyńscy, liderzy PiS-u, przejdą do historii jako autorzy nowatorskiej definicji wolnych wyborów. Zgodnie z nią, wybory polegają na uprzednim odgórnym podziale stanowisk, zaś rola wyborcy powinna ograniczyć się do poparcia propozycji przywiezionych z góry. Tę metodę zastosowali po raz pierwszy podczas zjazdów wojewódzkich Prawa i Sprawiedliwości, odbywających się po wchłonięciu Przymierza Prawicy. I po co było obalać PRL z jej socjalistyczną demokracją? Niestety, zdarzają się w szeregach PiS tacy wredni osobnicy, którzy nie pojmują głębi demokracji sterowanej. W województwie łódzkim doszło do odrzucenia namaszczonego przez Kaczorów kandydata na prezesa, byłego kruchtowego wojewody Michała Kasińskiego. Co ciekawe, Kasiński, zielonoświątkowiec, był jednocześnie wiernym sługą kurii arcybiskupiej w Łodzi. Ot, taka ciekawostka ekumeniczna. Wysłannicy braci Kaczyńskich po długich telefonicznych konsultacjach znaleźli sposób na rozwiązanie pata. Zjazd zamknięto, a po upływie 3 minut ponownie otwarto. Uczyniono to w celu obniżenia quorum. Na koniec – już bez przeszkód – wybrano „właściwego” kandydata. To taka krótka lekcja prawicowej demokracji. B.Z.
SPRAWA DLA PROKURATORA Dzięki naciskowi opinii publicznej konserwatywny prezydent Bush podpisał ustawę, na mocy której pomocą zostaną objęci także homoseksualni partnerzy ofiar zamachów 11 września. Miłujący bliźniego redaktorzy „Naszego Dziennika” opublikowali tekst (nr 149/2002, str. 16), w którym homoseksualistów nazwano m.in. „środowiskiem zboczeńców”. Kolejny już raz zachęceni bezkarnością fundamentaliści katoliccy naruszają prawo, wyszydzając jedną z grup mniejszościowych. Czy organizacje broniące praw człowieka w Polsce podadzą w końcu Rydzykowców do sądu? A.C.
RAJ POD ŁOMŻĄ Miało tu wyrosnąć gospodarstwo wzorcowe. Takie przynajmniej
obietnice składali biznesmeni w koloratkach reprezentujący ówczesnego biskupa łomżyńskiego (uwaga!) Juliusza Paetza. Były PGR w Marianowie pod Łomżą miał się zamienić w raj miodem i mlekiem płynący. Żeby tak się stało, usłużni urzędnicy Katolandu bez skrupułów oddali sutannowym ten potężny majątek, choć Kościół tak naprawdę nie potrafił udokumentować prawa własności do ziemi. Raj zakończył się błyskawicznie: zamiast obiecywanej pracy – roboli wyrzucono na zbity pysk, a ziemię wydzierżawiono za niezły szmal. Przy okazji wycięto dorodny PGR-owski las, bo dęby potrzebne były kościelnym na parkiety. Zniszczono też sporo drzew owocowych. PGR-owcy wygnani z raju już obudzili się ze snu. R.P.
CELIBAT PRAWDĘ CI POWIE Prawosławny Kościół w Grecji powoła specjalną komisję, która będzie badać nadużycia seksualne wśród duchownych. Co prawda, afer erotycznych jest w kościołach wschodnich dużo mniej niż wśród katolików, ale i tam nie brak skandali, tym bardziej że mnisi i wywodzący się spośród nich biskupi są zmuszeni do życia w celibacie. Ostatnio media ujawniły homoseksualny romans jednego z wyższych duchownych. Afera zatrzęsła prawosławiem, które jest nie mniej homofobiczne niż katolicyzm. Ach, ten celibat! Wszędzie się sprawdza... A.C.
OLANI W POLANICY 250 mieszkańców Polanicy Zdroju, sąsiadujących na co dzień z zabudowaniami parafii pw. Wniebowzięcia Marii Panny, zaprotestowało przeciwko zainstalowaniu na kościele w centrum miasta urządzeń przekaźnikowych dla telefonii komórkowej. Proboszcz Antoni Kopacz, jak to mają w zwyczaju urzędnicy Kk, ciepłym moczem olał protestujących. Protest ludzi narzekających na dziwne bóle i bezsenność trwa już trzy lata. Nawet brak jakichkolwiek pozwoleń na montaż owego przekaźnika nie ułatwia ludziom rozwiązania ich problemu. Władza miejscowa schowała głowę w piasek, bo proboszcz rządzi tu niepodzielnie. W mieście byłego prezesa Jamrożego i aktualnego
5
proboszcza Kopacza widocznie już tak musi być. R.P
NAWRÓCONY? Twórca i były właściciel Optimusa – jednej z największych w Polsce firm komputerowych – pan Roman Kluska dziś zajmuje się propagowaniem kościelnych książeczek. Dzienniczek siostry Faustyny dzięki jego hojności każdy może mieć za darmo. Kosztowało go to już całe 5 milionów złotych! Pan ten sponsoruje także budowę sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie. Kościół niedługo już może się cieszyć z tak bogatego sponsora. Otóż Prokuratura Okręgowa w Krakowie prowadzi postępowanie w sprawie oszustw podatkowych i celnych, których miała się dopuścić firma Optimus. Firma, a raczej jej zarząd, miała wyłudzić z budżetu zwrot podatku VAT, a także nie płaciła cła i innych należności. Wstępnie skalę oszustw szacuje się na 8 milionów złotych. Prokurator powinien zabezpieczyć interesy Skarbu Państwa – zablokować rachunki bankowe podejrzanego, zabrać mu samochody i złożyć do sądu wniosek o dokonanie wpisu do hipotek na nieruchomościach. Kasa, która szła na pobożne cele, może się skończyć. A. Karw
KSIĄDZ SADYSTA Naderwane ucho dziecka nie wystarczyło, trzeba było wyrwanej garści włosów z głowy dziewięciolatki, żeby rodzice w końcu podnieśli larum i starli się z księdzem, do tego proboszczem, który takimi sposobami uczył religii w jednej z sandomierskich podstawówek. Uczył, bo po tym, jak w jego ręku została garść włosów, a na głowie dziewczynki pięciocentymetrowa łysina, rodzice, a potem dyrekcja szkoły, zażądali zmiany katechety. Ksiądz ze strachu najpierw poszedł na zwolnienie, a potem szybciutko poinformował kurię, że wycofuje się z nauczania religii w szkole. Ciekawe, czy proboszcz też tak łatwo zrezygnuje z szefowania parafii, bo rodzice wydali mu walkę i żądają zmiany pasterza. Parafianie zarzucają mu lekceważenie i poniżanie wiernych, a grono uczestników niedzielnych mszy gwałtownie stopniało. P.S.
6
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Co ci się, draniu, śni? Wieś Witonia, okolice Łodzi, godzina 23.30. Dwunastoletni Wojtek jak zwykle cały dzień spędził na plebanii i znów spóźnia się do domu. Zdenerwowana matka idzie do przykościelnego budynku. Drzwi zastaje otwarte. Wchodzi. W obszernym pokoju nagrywany jest właśnie film pornograficzny z jej synem i księdzem w rolach głównych. Obrzydliwe afery pedofilskie z udziałem księży wstrząsają ostatnio opinią publiczną niemal na całym świecie. Ludzie ze zdumienia i przerażenia przecierają oczy, gdy niemal codziennie dowiadują się z mediów o zwyrodniałych praktykach katolickich duszpasterzy i o tuszowaniu spraw przez ich przełożonych – purpuratów oraz przez Watykan. „To tylko stek kłamstw rozdmuchany przez wrednych dziennikarzy. Poza tym Polaków to nie dotyczy. Wszak od Ameryki dzielą nas tysiące kilometrów, spory ocean i przede wszystkim tysiącletnie tradycje wiary” – słychać z anteny Radia Maryja. Czy jesteście tego pewni, bezkompromisowi dziennikarze ultrakatolickich mediów – wy, głosiciele prawd jedynie słusznych i postaw jedynie właściwych? Zmącimy wasz błogi spokój i samozadowolenie. Dziennikarze „Faktów i Mitów” wpadli na trop i rozwikłali ohydną, rodzimą aferę pedofilsko-pornograficzną wstydliwie przechowywaną i utajnianą w pancernych sejfach policji, prokuratury i kurii. Wieś Witonia koło Łęczycy, rok 1998. Na stanowisko wikarego w tutejszej parafii zostaje przyjęty młody ksiądz. Nazywa się Wincenty Pawłowicz. Już na dzień dobry nowy wikary zapowiada rewolucyjne zmiany w kształceniu tutejszych dzieci (nikogo na razie nie niepokoi, że chodzi wyłącznie o chłopców): „Internet, oto jest przyszłość edukacji” – podnieca się ksiądz i zapowiada wszem wobec, że na plebanii uruchomi pracownię komputerową. Rzeczywiście tak się staje. Witońskie, wiejskie dwunastoi trzynastolatki są w siódmym niebie i coraz więcej czasu spędzają przed plebanijnymi komputerami. Tylko że... rodzice zauważają w zachowaniu swoich pociech daleko idące zmiany: chłopcy są zdumiewająco małomówni i jakby trochę nieswoi. Wieś zaczyna szeptać, że na plebanii dzieje się coś niedobrego, jednak na szeptach się kończy, bo nikt nie jest na tyle odważny, aby wprost zapytać Pawłowicza, czego uczy dzieci w godzinach późnonocnych. Nadchodzi jednak pewien kwietniowy dzień 1999 roku. Zdenerwowana Maria W. wciąż spogląda na zegarek. Jej dwunastoletni syn poszedł na plebanię zaraz po szkole
i do tej pory nie wrócił. Kobieta decyduje się pójść po dziecko. Na pukanie do plebanijnych drzwi nikt nie odpowiada. Naciska klamkę – otwarte, wchodzi więc do środka. Z pokoju obok słyszy odgłosy muzyki. Tam kieruje kroki. Widok, który staje się jej udziałem, zapamięta do końca życia: w obszernym łożu leży nagi Wojtek, jej syn. Ksiądz wikary odbywa z nim stosunek doodbytniczy. Przerażona kobieta dostrzega jeszcze, że na statywie obok łóżka ustawiona jest kamera i halogenowy reflektor. Trwa realizacja pornograficznego, pedofilskiego filmu z udziałem dziecka. Oszczędzimy sobie i Państwu szczegółów tego odrażającego widowiska. Dość powiedzieć, że kobieta z podobną sytuacją spotyka się (nawet ze słyszenia) pierwszy raz w życiu i nie wie, co począć. Z jednej strony ma przed sobą wyidealizowaną postać księdza, osoby z założenia bez skazy, z drugiej – żywą i okropną pamięć tego, co widziała. Co począć? O radę prosi znajome, których synowie – podobnie jak jej Wojtek – też wiele godzin spędzali na plebani. Okazuje się, że i te kobiety od dawna są pełne obaw i podejrzeń. Pospiesznie przepytywane dzieci zdradzają makabryczną prawdę: to nie był tylko Wojtek i to nie był tylko ten jeden raz. Było wiele razy i wielu chłopców w ten sam sposób
Pawłowicz odnaleziony w Lubochni – głosi słowo Boże...
a strach przed księdzem nie paraliżuje poczynań funkcjonariuszy. Jak na warunki polskie, rzecz niezwykła. Telefonicznie powiadamiają o wszystkim swoich zwierzchników i przystępują do przesłuchań. Już pierwsze rozmowy z chłopcami i ich rodzicami odsłaniają kulisy makabrycznej prawdy. Matka Wojtka zeznaje do policyjnego protokołu, co widziała, a jej syn opowiada, co przeżywał. Relacje innych dzieci są zgodne i równie drastyczne. Policjanci są wstrząśnięci. Nie mają już najmniejszych wątpliwości co do skali i rangi obrzydliwego zjawiska, do którego doszło w ich małej miejscowości. Z pobliskiej Łę-
Kodeks karny, art. 200, paragraf 1 i 2: „Kto doprowadza małoletniego poniżej lat 15 do obcowania płciowego lub poddania się innej czynności seksualnej, albo do wykonania takiej czynności, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. Tej samej karze podlega, kto utrwala treści pornograficzne z udziałem takiej osoby”. Pawłowiczowi za oba przestępstwa (pedofilię i pornografię dziecięcą) grozi 15 lat więzienia. wykorzystywanych seksualnie przy realizacji pornograficznych filmów z udziałem księdza wikarego. We wsi z zasady wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich, więc takiego skandalu długo nie udaje się utrzymać w tajemnicy. W Witoni zaczyna wrzeć. A tymczasem tuż obok plebanii znajduje się posterunek policji, na którym pracuje kilku uczciwych policjantów. Wiadomości o wstrętnej, plebanijnej alkowie dociera do komisariatu,
czycy wyrusza więc i pędzi na sygnale radiowóz. Jadąca nim ekipa śledcza ma za zadanie zabezpieczyć ślady. Nic z tego. Na miejscu, w Witoni, dowiadują się od proboszcza, że na plebanię nie zostaną wpuszczeni, „bo taką zgodę może wydać jedynie ksiądz biskup, a zresztą wikarego już nie ma, bo w nocy został nagle przeniesiony przez biskupa na inną placówkę” i onże proboszcz nie ma pojęcia, na jaką (!). „Poza tym, cały sprzęt komputerowy,
kamery i taśmy z nagraniami zostały zabrane przez pracowników kurii”. W tej sytuacji stróże prawa mogą jedynie pocałować klamkę. Dzień później grupa rodziców gwałconych dzieci jedzie do kurii na jej specjalne zaproszenie. Przyjmuje ich sam ksiądz biskup ordynariusz Orszulik. O czym rozmawiano i jakie padały propozycje – tego już nie uda się ustalić nigdy, choć efekt dysputy rzuca pewne światło na jej przebieg. Oto dzieje się bowiem rzecz niesłychana: następnego dnia wszyscy rodzice wykorzystywanych seksualnie chłopców wycofują na piśmie swoje obciążające wikarego zeznania. Tydzień później – 11 maja 1999 roku – Prokuratura Rejonowa w Łęczycy postanawia odmówić wszczęcia śledztwa w tej sprawie. Jedynym śladem makabry pozostają rozlepiane w okolicznych miejscowościach (i w Łodzi), powielone na ksero, plakaciki informujące o całej sytuacji. Niezauważone przez media są natychmiast zrywane, a ich autor do dziś pozostaje anonimowy. ¤¤¤ Mijają trzy lata względnej ciszy – choć nie do końca. Jeden z członków Zarządu Gminy Witonia próbuje się dowiedzieć, jak to się stało, że tej makabrycznej sprawie „ukręcono łeb”. Bezskutecznie. Na wciąż ponawiane pytania pozostali radni pozostają głusi i w końcu – na jednym z posiedzeń rady – każą mu zamilknąć. W odpowiedzi radny podaje się do dymisji.
Czerwiec 2002 roku – dziennikarze „FiM” wpadają na trop makabrycznych wydarzeń sprzed trzydziestu kilku miesięcy. ¤¤¤ Jedziemy do Witoni. Spokojna, nawet nieco senna miejscowość. Jej mieszkańcy mają jednak zadziwiająco dobrą pamięć. Ekspedientka w sklepie: – To była hańba dla Kościoła i całej wsi. Wszyscy byliśmy zdumieni ciszą, jaka wokół sprawy zapadła niemal z dnia na dzień. Jeszcze w tamtą pamiętną środę jeździły po wsi radiowozy, policjanci przesłuchiwali ludzi, a w czwartek już nic – cisza jak makiem zasiał. I tylko ludzkie gadanie pozostało. Może nie tyle gadanie, co szeptanie. Przechodzień – mężczyzna w średnim wieku: – Byłem radnym gminy Witonia i z tej racji na bieżąco obserwowałem rozwój wypadków. Najbardziej zbulwersowała mnie cisza, jaka zapadła wokół sprawy po wizycie rodziców molestowanych dzieci w kurii. Nagle wszyscy nabrali wody w usta i wycofali z policji poprzednie zeznania. Policjant I: – Byłem członkiem ekipy prowadzącej to śledztwo. Przesłuchiwaliśmy najpierw rodziców molestowanych chłopców, a później ich samych. Wszyscy opowiadali tę samą przerażającą historię. Historię o zwabianiu dzieci na plebanię i kręceniu z ich udziałem filmów pornograficznych. W filmach tych brał czynny udział ksiądz wikary. Ustaliliśmy ponadto, że gotowe już filmy ksiądz
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r. Pawłowicz umieszczał na pedofilskich witrynach internetowych. Niestety, sprawie odgórnie ukręcono łeb, a nam zabroniono zajmować się dalej śledztwem. Wręcz nakazano zapomnieć o wszystkim. – Kto zabraniał i nakazywał? – Zwierzchnicy. – Z komendy w Łęczycy? – Wyżej. – Z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi? – Tak! Ale w sprawę zaangażowały się jeszcze wyższe czynniki. Doszło do tego, że pojawili się w Łęczycy i Witoni funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa z Warszawy i skonfiskowali nam komplet materiałów ze śledztwa. Dowody rzeczowe też zabrali. – Kto to był i o jakie dowody chodzi? – Nie mogę powiedzieć. Nadal obowiązuje mnie tajemnica służbowa. Poza tym... mam trzy lata do emerytury... Ale powiem panu o fakcie, który nas, gliniarzy, zbulwersował najbardziej: jeden z molestowanych chłopców miał dosłownie rozerwany odbyt. Do dziś się leczy! Policjant II: – Byłem członkiem bezpośredniej grupy operacyjnej biorącej udział w tym śledztwie. Tak obrzydliwej sprawy jeszcze nie widziałem. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że mieliśmy
do czynienia z łajdactwem o nieznanym dotąd w Polsce wymiarze. Zabezpieczyliśmy wszelkie dowody i zeznania poszkodowanych. Nic jednak nigdy nie ujrzało światła dziennego. Mój bezpośredni szef kazał o wszystkim zapomnieć. Groził zwolnieniem z pracy za najmniejszy przeciek do mediów... – Nazwisko tego szefa... – Pan żartuje. Chcę jeszcze chwilę popracować. – Czy prawdą jest, że sprawę tuszował były wojewoda Kasiński, bliski przyjaciel biskupa Orszulika? – Tego też nie mogę powiedzieć. Pewne osoby mają nadal długie ręce. ¤¤¤ Komenda Rejonowa Policji w Łęczycy, rzecznik prasowy Zygmunt Nawrotek: – Pamiętam sprawę. Cóż... nasi policjanci przeprowadzili postępowanie, przekazali dokumenty prokuraturze, a ta odmówiła wszczęcia śledztwa. Sprawa w ten sposób umarła. Dlaczego tak się stało, nie umiem powiedzieć. Prokuratura Rejonowa w Łęczycy, prokurator Jacek Podlipski: – Nie przypominam sobie takiej sprawy. Spróbujemy ją odszukać w archiwum. Po kilkudziesięciu minutach poszukiwań na biurku Podlipskiego ląduje teczka z... kilkoma (!) stronami dokumentów.
Plakacik rozklejany przez anonimowego autora
POLSKA PARAFIALNA
7
Zajęło nam to tydzień, w ciągu którego dowiedzieliśmy się, że wikary Pawłowicz zadziwiająco często przenoszony jest z parafii do parafii. Od czasu nocnej ucieczki z Witoni zmieniał miejsce zamieszkania kilka razy. Ostatnio (jeszcze w minioną niedzielę) pracował jako wikary w parafii Lubochnia koło Tomaszowa Mazowieckiego. Gdy go tam spotkacie, zapytajcie: co ci się, draniu, śni? MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI Fot. R. Poradowski, P. Zimowski Plebania w Witoni – miejsce „zabaw” księdza
Prokurator: – No tak... odmówiliśmy wszczęcia śledztwa, bo wszystko polegało raczej na plotce niż na faktach... Poza tym, to sama policja wystąpiła z wnioskiem o niewszczynanie postępowania... Zdumieni takim oświadczeniem – jakże różnym od opinii policjantów – prosimy przedstawiciela organów ścigania o odczytanie protokołu zeznań jednej z matek molestowanych chłopców. Prokurator czytał i w trakcie tej czynności wyraźnie tracił pewność siebie. – No tak... no tak, rzeczywiście wstrząsające, ale później wszyscy rodzice pisemnie wycofali swoje zeznania. O, tu są ich wnioski...
– Czy pan nie widzi, że wszystkie te wnioski pisane są na tej samej maszynie? Czy trzy lata temu nikogo w tej prokuraturze fakt ów nie zastanowił, nie zdziwił? Dlaczego nikt nie próbował odszukać i przesłuchać księdza, który w ciągu kilku nocnych godzin zabrał cały swój dobytek i uciekł? – Rzeczywiście, maszyna do pisania jest ta sama... Fakt zniknięcie księdza jest też tajemniczy... Wygląda na to, że śledztwo zostanie w takim razie wszczęte i prowadzone od nowa. ¤¤¤ Tyle uzyskaliśmy w łęczyckiej prokuraturze. Co mamy? Policja twierdzi, iż winna jest prokuratura, a prokuratura – że policja. My, dziennikarze, czyli prawni laicy, podpowiadamy panu prokuratorowi, gdzie trzy lata temu popełniono błędy – jeśli tylko o błędy, a nie o celowe raczej działanie tu chodzi: 1. Nie zabezpieczono zeznań molestowanych chłopców. Należy za wszelką cenę odnaleźć je i dowiedzieć się przy okazji, kto personalnie jest odpowiedzialny za ich brak w aktach. 2. Trzeba powtórnie przesłuchać rodziców chłopców i ustalić, kto wywierał na nich presję, aby wycofali wcześniejsze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Przy okazji wskazane byłoby ustalenie, na czyjej maszynie do pisania owe „wycofania” zostały sporządzone, ze wstępnym wskazaniem na maszynę kurialną. 3. Niezwłocznie trzeba przesłuchać księdza Pawłowicza, a także wszystkich policjantów biorących udział w śledztwie sprzed trzech lat (służymy adresami i nazwiskami). 4. Dołączyć do akt sprawy dokumenty z przebiegu leczenia urazu odbytu napastowanego przez księdza chłopca. 5. Ustalić i ukarać dyscyplinarnie prokuratora, który uznał, że wycofanie zeznań przez rodziców zamyka sprawę. Prawnik ten albo nie zna kodeksu prawa karnego, albo... Przypuszczamy, że we wznowionym śledztwie prokuratura natrafi na pewien poważny problem: ustalenie obecnego miejsca pobytu uciekiniera Pawłowicza. W obawie, że poproszona o poszukiwanie policja będzie miała z tym zadaniem trudności, wzięliśmy się do tego sami.
Kolejne fakty dotyczące tej makabrycznej sprawy w następnym numerze „FiM”
Koledzy dziennikarze poprosili mnie o skomentowanie powyższego, wstrząsającego materiału. Czy wymaga on jednak komentarza? Fenomen zjawiska polega na tym, iż nie do końca sami księża pedofile ponoszą winę za swoje odrażające skłonności. Niewątpliwie wielu z nich do tzw. kapłaństwa – zamiast powołania – przyciągnął obłudny i chory jak oni sami system. System wymagający od swoich funkcjonariuszy przymusowego celibatu i czystości. Jeśli to pierwsze jest możliwe, choć nie powinno być warunkiem dopuszczenia do święceń, to wymóg czystości w 99 przypadkach na 100 – jest już tylko utopią. Brak zgodnego z naturą i wolą Bożą pożycia w małżeństwie i rodzinie rodzi dewiacje i powoduje przetransponowanie popędu seksualnego, często w kierunku dzieci. W ten sposób przyszli pedofile zdobywają swoje szlify już w zamkniętych środowiskach seminariów duchownych, a późniejsza praca z dziećmi w parafiach jest naturalną okazją do aktów pedofilskich. Biblijne porównanie z wilkami puszczonymi między owce – jest w wielu przypadkach jak najbardziej na miejscu. Oczywiście, nie myślę tu o wszystkich czy nawet większości duchownych. Jednak to nie mity i nie plotki, ale udokumentowane badania i fakty potwierdzają, że proporcjonalnie najwięcej pedofilów można znaleźć w szeregach katolickich księży. Tymczasem chory system funkcjonuje mimo wielu zarzutów i wstrząsających afer. Ani papież, ani żaden urzędnik watykańskiej kurii nie odpowiedzą prawdopodobnie nigdy za deprawację własnych księży i maluczkich. Nie myślą też zmieniać kryminogennych praw, zwanych (na potrzeby wiernych) uświęconymi. Do celibatu dorabia się bowiem ideologię, nimb wybraństwa i świętości. Więc ja „świętym wybrańcom”, celibatariuszom-pedofilom, powiadam: wszystkie wasze grzechy będą wam odpuszczone, ale za grzechy przeciwko dzieciom – niech was szlag trafi! JONASZ
8
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Arcybiskup Paetz, gwiazda medialna minionego sezonu skandali, ma się dobrze. Na Ostrowie Tumskim trwają ostatnie roboty w jego nowej siedzibie, którą złośliwi poznaniacy zdążyli już nazwać Paetzówką. Robotnicy pracujący przy „Paetzówce” (fot. poniżej) niechętnie rozmawiają z obcymi. Spieszą się, by zakończyć remont obszernego budynku przeznaczonego na dom mieszkalny dla arcybiskupa. Aczkolwiek no-
za naszą sprawą wybuchła afera związana z molestowaniem seksualnym młodych księży i kleryków („FiM” nr 34/2001), znów sporo się mówi o Paetzu. Pretekstem do ponownego pojawienia się jego słodkiego oblicza na pierwszych stronach gazet stał się niespodziewany powrót hierarchy na salony. Niedawno zaszczycił on jedną z lokalnych uroczystości w Teatrze Wielkim, podczas której powitano go gorącymi oklaskami. Przy różnych okazjach Paetz znów powtarza starą śpiewkę o „nadinterpretacji słów i zachowań”. – Brak mu najwyraźniej elementarnej przyzwoitości – mówi jeden z poznaniaków. – Zamiast zaszyć się w jakimś klasztorze i zniknąć lu-
wynika, że cechują go wprost demoniczne układy planetarne. Z horoskopu najpopularniejszego kochasia sezonu dowiadujemy się m.in., że już od najmłodszych lat musiał zmagać się z tłumioną energią seksualną, którą potem „ku zgorszeniu opinii publicznej próbował rozładować w miejscu, które ze swej definicji nie powinno mieć nic wspólnego z seksem, a także z osobami, które nie godziły się zaspokajać jego lubieżnych żądz...”. Na Ostrowie Tumskim tylko pozornie życie toczy się normalnie. Co prawda
Paetzówka we lokum Juliusza Paetza ustępuje pod wieloma względami pobliskiemu pałacowi (fot. u góry), wyposażone zostało we wszystko, co niezbędne jest do życia dla księcia Kościoła. „Skrzywdzony przez wszystkich” arcybiskup nie może przecież wegetować jak – za przeproszeniem – ubogi mnich. Świadczą o tym chociażby spore gabaryty nowego pałacu, a także garaże, w których nie zabraknie miejsca dla luksusowej limuzyny. Spokoju i prywatności księcia strzec będzie nowoczesny system alarmowy. Dziwnym zbiegiem okoliczności w pobliżu nowej siedziby arcybiskupa seniora – bo tak teraz oficjalnie będzie on tytułowany – znajduje się kapliczka ku czci zamordowanego tu przed laty księdza. Do tragedii doszło na początku ubiegłego stulecia. W Poznaniu, gdzie arcybiskup spędził dzieciństwo oraz ostatnich sześć lat i gdzie w ubiegłym roku
A
dziom z oczu, obnosi publicznie swoje „krzywdy”. Pozostaje nadal Wielkopolaninem nr 3, wyprzedzając w plebiscycie nawet wicepremiera Marka Pola, ustępując jedynie rektorowi UAM Stefanowi Jurdze oraz Stefanowi Stuligroszowi.
Nie wszyscy dają się zwieść krętactwom i kłamstwom Paetza. Jedno z kolorowych pism opublikowało horoskop grzesznego abepa, z którego
by poprawić autorytet gdańskiego prałata Henryka Jankowskiego, nadwątlony cokolwiek przez publikacje w „FiM”, postanowiono go lekko przybrązowić. W tym celu hierarchia kościelna i prawicowe przydupasy usiłują wykreować prałata na bojownika o Polskę i herosa w walce z komuną. Cosik im to jednak mizernie wychodzi... Kościelne wydawnictwo „Bernardinum” z Pelplina, własność biskupa Jana Bernarda Szlagi, wydało książkę autorstwa Petera Raina „Teczka Stasi księdza Henryka Jankowskiego”. Treść owej książki opiera się prawie w całości na wydanej w 1992 r. w Berlinie monografii „Seid untertan der Oberigkeit: Orginaldokumente der Stasi – Kirchenabteilung XX/4”, co na polski przekłada się: „Bądźcie posłuszni władzy: Oryginalne dokumenty wydziału XX/4 Stasi ds. Kościoła”. Z publikacji tej dowiadujemy się ni mniej, ni więcej, tylko że podłe niemieckie komuchy odważyły się podstawiać Henrykowi hrabiemu Jankowskiemu swoich agentów. I to w czasach, kiedy był on doradcą rodzącej się „Solidarności”. Zgroza! Wredny agent enerdowskiej służby bezpieczeństwa Stasi, podający się za ewangelickiego pastora Franka Stolta (wśród swoich znany był pod kryptonimem Hermann Schneider), ośmielił się pozyskać zaufanie księdza Jankowskiego. Co gorsza, zaufanie to pozyskał jeszcze przed powstaniem „Solidarności”, w latach
turyści nadal zaliczają katedrę i fotografują się koło pomnika Jana Pawła II (takiego samego, jaki ustawiono m.in. w Łodzi i Piotrkowie Trybunalskim), ale wyczuwa się podenerwowanie. Wielu ze zwiedzających kościelną dzielnicę zatrzymuje się obok „Paetzówki”, traktując ją jako swoistą atrakcję, choć przewodnicy prowadzący grupy młodzieży starają się omijać ten obiekt z daleka, podobnie zresztą jak i owiany złą sławą pałac arcybiskupa. Za jego potężną bramą trwa wielki remont. Następca Paetza w ekspresowym tempie pozbywa się widocznie wszystkiego, co mogłoby kojarzyć się z ostatnim lokatorem. Pracujący tu robotnicy też nie grzeszą rozmownością.
W pobliskim Arcybiskupim Seminarium Duchownym panuje pozorny spokój, choć na każdym kroku widoczne są blizny powstałe po ujawnieniu skandalu z udziałem Paetza. Powszechny strach i podejrzliwość sprawiają, że nawet kandydatom na studentów udziela się ta nieprzyjemna atmosfera. – Musi minąć sporo czasu, by zaleczone zostały rany – mówi jeden z wykładowców znajdującego się tu wydziału teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. – Gdyby sprawa arcybiskupa została ostatecznie rozstrzygnięta, jak tego powszechnie oczekiwano, i nie pozostawiono by żadnych niedomówień, nie byłoby tej niezdrowej atmosfery wokół Kościoła – twierdzi popularny w Poznaniu radny Stanisław Maćkowiak. Podobnie uważa wielu księży, choć teraz wolą się nie wychylać, bo abp pozostał i nie zamierza zwijać chorągiewki. W obecnej Radzie Miejskiej Poznania jednym z najmłodszych radnych jest bratanek arcybiskupa seniora – Marcin Paetz. Po serii głośnych artykułów o wuju – jak sam mówił – chował się ze wstydu. Młody Paetz
Spiżowy prałat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy to – podając się za działacza powołanej przez kościół ewangelicki Aktion Suhnezeichen – przywoził niemiecką młodzież do Polski. Młodzież ta pracowała m.in. przy budowie kościoła św. Brygidy. Lewy pastor często przyjeżdżał do proboszcza Jankowskiego. Ten zaś składał mu rewizyty w Berlinie. O tym, jak bliskie były to kontakty, świadczy fragment wypowiedzi Franka Stolta: „...miałem trwającą ponad godzinę rozmowę w cztery oczy (...). Przyjął mnie z wielką radością, chociaż kilka osób czekało na niego, m.in. przedstawiciele »Solidarności« oraz inne osoby, które wydawały się ważne. Nie przyjął ich jednak, dając mnie pierwszeństwo. Przyjął mnie gościnnym poczęstunkiem i natychmiast zostałem zaproszony na poufną rozmowę”. Musiał więc agent Stasi zaskarbić sobie wielką przyjaźń prałata, skoro zachowywał się on w ten sposób. Wiemy już, jak gościnny potrafi być ksiądz Jankowski. Stasi interesowała się polskim ruchem związkowym, jego przywódcami i oczywiście proboszczem Jankowskim, któremu – nomen omen – nadała jakże trafną ksywę: Mercedes. Poprzez indagowanie prałata niemieckie dranie chciały wiedzieć wszystko o tym, co dzieje się
w „Solidarności” i Kk. I tu dochodzimy do bardzo ciekawych informacji przekazywanych przez Jankowskiego enerdowskiemu szpiclowi. Podczas wspomnianej wcześniej poufnej rozmowy (25.11.1981 r.) agent dowiedział się, że wskutek zaistniałej wówczas sytuacji społeczno-politycznej, PZPR zmuszona została do skorzystania z pomocy Kościoła. I skorzystała. Między wierszami można doczytać, że kościelni hierarchowie przyczynili się do usunięcia z kierownictwa „Solidarności” radykalnych działaczy, na przykład Andrzeja Gwiazdy. Episkopat poparł zaś umiarkowanego Lecha Wałęsę, którego spowiednikiem został oczywiście hrabia Jankowski. Taką politykę Kk miał podobno wspierać sam JPII! Oczywiście, bohater opublikowanej teczki Stasi zdecydowanie zaprzecza takim sugestiom. No cóż, raporty niby-pastora mogą być wiarygodne lub nie. Z drugiej jednak strony, biorąc pod uwagę zażyłość księdza i pastora, nie ma powodu do negowania rewelacji niemieckiego agenta. Gwałtowne zaprzeczanie przez prałata Jankowskiego pogłoskom, jakoby papież cokolwiek sugerował polskiemu klerowi w sprawie polityki, jaką ten powinien prowadzić, może
ukończył niedawno studia prawnicze. Wydawać by się mogło, że będzie ulepiony z tej samej gliny co jego purpurowy krewniak, tymczasem dał się już poznać jako aktywny i oddany sprawie samorządowiec. Jego koledzy podkreślają, że jest wrażliwy na ludzką krzywdę i stara się jak może pomagać ludziom. Krytycyzm i niedosyt, a także strach, widoczne są również w postawach i wypowiedziach wielu ludzi związanych z Kościołem. Maria P., poznanianka z krwi i kości spotkana na Ostrowie Tumskim, mówi wprost, że zarówno papieżowi, jak i naszym hierarchom zabrakło odwagi, by postawić kropkę nad „i”. – Arcybiskup Paetz ustąpił, ale pozostał problem i on sam. Chory organizm nie został wyleczony. Skutki tego będą tak samo bolesne jak żałosne występki arcybiskupa – mówi z goryczą poznanianka. Strach czai się na każdym kroku. U wejścia do seminarium postawiono cerbera w sutannie, inni strażnicy kontrolują każdego obcego pojawiającego się w pobliżu kleryków. Syndrom Paetza wciąż paraliżuje. R.P. Fot. Autor
tylko świadczyć, że tak właśnie było. Nie na darmo bowiem JPII okrzyknięty został pogromcą komunizmu. Wiedział doskonale, co się dzieje w jego Ojczyźnie. Najśmieszniejsze jednak w całej tej historii jest to, że gdański prałat twierdzi, iż o prawdziwej roli „pastora Stolta” dowiedział się dopiero teraz, po otrzymaniu swojej teczki od federalnego pełnomocnika ds. akt Państwowej Służby Bezpieczeństwa byłej NRD. Być może rzeczywiście nie wiedział, że agentem jest Stolt, ale szczytem naiwności byłoby, gdyby człowiek o takiej pozycji, związany bardzo blisko z „Solidarnością” i Wałęsą, nie spodziewał się, że będzie obiektem zainteresowania służb specjalnych państw bloku komunistycznego. Przecież każdy działacz opozycyjny musi się z tym liczyć. Tymczasem prałat Jankowski stwierdza rozbrajająco, że jako Polacy jesteśmy zbyt ufni i gościnni, a te cechy wykorzystywane są przez innych. Czytając książkę P. Raina, znanego zresztą z innych publikacji o księdzu Jankowskim, odnosi się nieodparte wrażenie, że służy ona wykreowaniu proboszcza od św. Brygidy na bohatera opozycji antykomunistycznej. Bohatera, który mimo nadzoru ze strony służb specjalnych, dążył obraną drogą i który – jako pierwszy – odprawił mszę w strajkującej stoczni gdańskiej. Teraz zaś nie boi się ujawniać donosów niemieckiego agenta. JACEK KOSER
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
K
siążka Zalewskiego – „abc... antyklerykalizmu tramwajowego” – ukazała się nakładem częstochowskiej Edycji Świętego Pawła po wcześniejszym zaakceptowaniu jej treści przez Wikariusza Generalnego Kurii – ks. Mariana Mikołajczyka. Zdaniem autora, pozycja „zawiera zarzuty, którymi codziennie epatują nas antykatolickie media, oraz podaje propozycje odpowiedzi na nie”. Reszta jest czytaniem...
Antysemityzm a domy publiczne Zdaniem oficera politycznego Rydzyka, wszelkie zarzuty sugerujące sprzyjanie przez hierarchię katolicką antysemityzmowi są wprost niedorzeczne. Tłumaczy to niezwykle logicznym wywodem, demaskując przy okazji historyczną misję... dziwek: „Starano się wykazać ideologiczne związki antysemityzmu hitlerowskiego z pismami niektórych Ojców Kościoła. Dopatrywano się konotacji w postanowieniach Soboru Laterańskiego o obowiązku noszenia przez Żydów wyróżnika w postaci żółtego bądź czerwonego kawałka materiału, z obowiązkiem noszenia Gwiazd Dawida przez Żydów na terenach okupowanych przez nazistów. Pseudointelektualizm takich prostych analogii ukazuje swą słabość w momencie, gdy przypomnimy sobie, jak to jeden z królów chrześcijańskich wydał dekret nakazujący prostytutkom ubierać się w żółte sukienki, co wcale – jak powszechnie wiadomo – nie doprowadziło do eksterminacji prostytutek w czasie drugiej wojny światowej”.
Niedouczony święty Znacznie silniejsze argumenty wyciąga Zalewski, żeby rozprawić się z zarzutem, jakoby „w cuda wierzyli tylko ludzie niewykształceni”:
POLSKA PARAFIALNA
Cyrk Zalewski Dzieci są niewolnikami rodziców, tortury inkwizycji były jedyną metodą udowodnienia podejrzanemu winy, a żółte sukienki prostytutek wcale nie doprowadziły do ich masowej eksterminacji podczas drugiej wojny światowej. Takie „złote myśli” przemyca w demaskującym antyklerykalizm dziele Dariusz Zalewski, wykładowca Instytutu Edukacji Narodowej przy Radiu Maryja... „(...) zdarzenia nadzwyczajne nie wymagają szczególnej wiedzy do ich uznania. Św. Józef (który bynajmniej nie posiadał wyższego wykształcenia) był na tyle rozsądny (biorąc pod uwagę kryteria tego świata), by wiedzieć, że kobieta bez mężczyzny nie może urodzić dziecka”. Odkrycie tej prawdy wcale nie musiało być poparte pracą naukową autora, gdyż: „Postawiony na jego miejscu (św. Józefa – przyp. DJM) naukowiec czy też prymitywny analfabeta stanie przed tym samym wyborem, w którym – większa czy mniejsza wiedza – nie ma znaczenia”...
Teologia szpilki Następnie Dariusz Zalewski skoncentrował się nad obaleniem antyklerykalnego zarzutu, jakoby w średniowieczu teologowie zajmowali się liczeniem diabłów na czubku szpilki. Tu wcale nie ma się z czego śmiać! „Niezrozumiały jest ten ironiczny ton w odniesieniu do średniowiecznych
Kochana inkwizycja
badaczy, podnoszących kwestię ilości diabłów na czubku szpilki. Dążenie do naukowej precyzji może tylko świadczyć o dociekliwości ówczesnych naukowców, co przecież nie jest wadą, ale zaletą”.
Nieuk Galileo Autor bezwzględnie obnaża wszelkie przekłamania: „Galileusza nie torturowano i nie został spalony
Grunt to boisko? K
siądz w Słupsku dostał od władzy kawał gruntu i ogłosił, że będzie na nim budował boisko. Działka leży jednak odłogiem, trawa na niej do pasa, a boiska – jak nie było, tak nie ma. Będą za to wkrótce wybory samorządowe... Kompromitacja naszej piłkarskiej reprezentacji w Korei wyzwala na prowincji arcyciekawe inicjatywy. Andrzej Obecny – wiceprezydent Słupska, miasta w którym rządzi lewica, miał kaprys (a co, nie wolno mu?) i przekazał parafii św. Jana z Kęt w użyczenie miejski teren pod kościelne boisko piłkarskie. Nie dość, że wiceprezydent miał gest wobec watykańskiej agendy, to jeszcze polecił miejskim służbom wyrównać i uporządkować teren oraz posiać tam trawę (kto mu zabroni?). Jak się daje prezent, to z gestem! Na razie w miejscu, gdzie ma powstać kościelne boisko, rośnie tylko prezydencka trawa. Rośnie bujnie i nikt się nią nie interesuje, ponieważ Antoni Tofil, proboszcz parafii, umyślił sobie, że boisko piłkarskie powstanie... po wakacjach. Tłumaczy to tym, że władze samorządowe Słupska – łobuzy jedne – nie zbudowały... same całego boiska. Dlatego też parafia ma kłopot, bo resztę musi zrobić sama. Wkurzony pleban – miłośnik piłki nożnej – zmuszony był zarządzić wśród swoich owieczek zbiórkę funduszy na ten właśnie cel.
na stosie, jak myśli wielu ludzi ogłupionych przez propagandę” (ciekawe, kto tak uważa, bo chyba tylko dewocyjne głąby mylą Galileusza z Giordanem Brunem). Dla dodania wiarygodności tym sensacyjnym doniesieniom obalony zostaje także kolejny, propagandowy mit o geniuszu włoskiego astronoma: „Galileusz był po prostu – choć brzmi to nieprawdopodobnie – miernym naukowcem w tym sensie, że nie potrafił dowieść swych teorii”. Nasz Kopernik został w tym momencie (chwilowo?) oszczędzony...
Kościelne boisko, zdaniem proboszcza Tofila, ma powstać po to, żeby dzieci miały gdzie pokopać piłkę. Wtedy nie będą się nudzić i nic głupiego do głowy im nie strzeli. Wiceprezydent Obecny też cieszy się z tego znakomitego pomysłu. Jakoś jednak słupski decydent nie wspomina o tym, że to właśnie brak placów do gry w piłkę jest najczęstszym problemem słupskiej młodzieży, a rady osiedlowe i komitety mieszkańców najwięcej wniosków o dotację w tej właśnie materii kierują do ratusza. Dostają, a jakże, guzik z pętelką! Choć w ustawie o samorządzie gminnym jak wół stoi napisane, że to właśnie gmina ma obowiązek (w ramach zadań własnych!) zaspokoić potrzeby mieszkańców, m.in. w tym właśnie zakresie. Ratuszowi ze Słupska wolą jednak upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Chcą mieć poczucie, że boisko powstanie (zapewne dla ministrantów) i przypodobać się klerowi. Wszak wybory do samorządów coraz bliżej i przyda się wsparcie z ambon. Z doświadczenia wiemy, jak kończą się sprawy wszelkich „użyczeń” dla czarnych. Po wyborach przyjdzie nowa władza, a ta nie będzie miała czasu na zajmowanie się sprawą użyczenia Kk gruntu, który i tak już przepadł. Parafia zrobi z nim, co zechce. A boisko? Któż będzie o tym pamiętał?... JACEK KOSER
9
znajdowała się w powijakach. Tortury stosowano więc z prostej przyczyny: nie było innej metody udowodnienia komuś winy”.
Żonaty ksiądz Według Zalewskiego katolik nie może tłumaczyć absencji na niedzielnej mszy tym, że nie lubi księży, gdyż „głoszący to osobnik chodzi do pracy, choć nie lubi swego szefa. Żeni się z ukochaną dziewczyną, choć nie przepada zbytnio za teściową”. À propos rodziny: okazało się, że zwalczając celibat, antyklerykałowie posługują się perfidnym podstępem, mającym na celu zniszczenie podstaw ekonomicznych Kościoła! „Koszty utrzymania rodzin księży byłyby wielokrotnie większe niż samych księży. Jakże łatwo wówczas propagowano by mit pazerności Kościoła”.
Rodzinne niewolnictwo
Jeszcze ciekawsze są konkluzje na temat inkwizycji, która podobno wcale a wcale nie ograniczała wolności jednostki. „Jeżeli dzisiaj krytykuje się inkwizycję, czyni się to w imię jedynie słusznej koncepcji wolności, uznanej przez współczesne trybunały za obowiązującą! Mamy tym samym do czynienia z zakamuflowanym totalitaryzmem, przeciwko któremu – oficjalnie – współcześni demokraci tak zaciekle występują”. Nie ma też najmniejszych podstaw do uznania, iż działania inkwizytorów były zbrodnicze, gdyż: „W wiekach średnich nie znano na przykład metod analizy odcisków palców. Nie szukano włoska przestępcy zostawionego na miejscu zbrodni, który dziś dla kryminologów wydaje się być rodzajem pamiętnika pozostawionego przez zbrodniarza. Technika wykrywania przestępstw
Nareszcie znalazł się uczony nie tylko zaprzeczający tezom o czerpaniu przez Kościół zysków z niewolnictwa, lecz także obalający klasyczne znaczenie tego słowa. „Co to jest niewolnictwo? Odpowiedź: panowanie jednego człowieka nad drugim, rozkazywanie mu tego, co ma robić i jak się zachowywać. W tym sensie niewolnikami rodziców są dzieci”... Autor arcydzieła klerykalnej propagandy zaprzecza też wymyślonym przez siebie oskarżeniom, jakoby chrześcijaństwo (czyt. katolicyzm) było szare i smutne. „Chrześcijaństwo to radość płynąca z życia z Bogiem i obietnicy przyszłej nagrody. Radość poza Kościołem to tylko krzyk bojowy postrzelonego żołnierza”. W tym przypadku trudno nie zgodzić się z Dariuszem Zalewskim. Rzeczywiście, ktoś tu musi być ciężko postrzelony... DARIUSZ JAN MIKUS
o słabym występie naszych kopaczy parlamentarne głowy telewizyjne wypowiadają się o konieczności uzdrowienia rodzimego futbolu, czyli powrotu do starych zasad szkolenia najmłodszych w tej dyscyplinie.
Potężny przed dziesięcioma jeszcze laty wrocławski klub młodzieżowy Vratislavia szkolił kilkuset młodych futbolistów. Teraz ma ich niespełna setkę. Działacze sami odnawiają pomieszczenia, koszą trawę na boisku, sprzątają, nie biorąc za to ani grosza. Od miasta dostają rocznie... 4000 zł. Nie wystarczy to nawet na opłacenie sędziów. Klub musi się z tej „bajońskiej” kwoty dokładnie rozliczyć. Tymczasem byle proboszcz organizujący tzw. parafiady wyciąga na ten cel z kasy miejsko-gminnej nawet i 20 tys. zł. W jednodniowej imprezie biorą udział najwyżej cztery drużyny z okolic kościoła, zwołane naprędce z ambony. Żeby chociaż te imprezy były etapem selekcji talentów, werbowanych do profesjonalnych klubów... Ale gdzie tam. A nas, tak po drodze, ciekawi jedno. Do czyjej kieszeni trafiają głównie te parafiadowe dotacje? JAN SZCZERKOWSKI
P
Parafiady Snując wiele chorych teorii, skrzętnie omijano jeden temat: finansowanie sportu, zwłaszcza tego małego. Niegdyś na Dolnym Śląsku istniało 87 (!) klubów i klubików szkolących młodzież. Teraz zostało ich 6, ale też i one ograniczają coraz bardziej swoją działalność pod tym względem. Młodzi ludzie jeszcze w nich grają, ale to już rodzice muszą im zapewnić stroje, obuwie, opłacić trenera itd. Bo dany klub nie ma na to środków. A przecież miejski budżet ma w założeniach wspomaganie młodzieżowej piłki. I jak się z tego wywiązuje?
10
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
M
ogilno to raptem 13-tysięczne miasteczko powiatowe, znane m.in. z pobliskiej kopalni soli, księdza Piotra Wawrzyniaka, co odpór dawał germanizacji, a także obecnego wikarego parafii św. Jana, ks. Piotra S. podejrzewanego przez bydgoską prokuraturę o pomoc w ukryciu skradzionego dwa lata temu tira, z którego złodzieje podpieprzyli glukozę o wartości pół miliona złotych. Jednym zdaniem, barwna to mieścina.
Czarnym nie brakuje W Mogilnie istnieją trzy kościoły: farny pw. św. Jakuba (fot. 4), poklasztorny pw. św. Jana (fot. 1)
1
Bies w gminie
luda, bo: a to dziecko nie pójdzie do komunii, a to ślubu nie dadzą czy pochówku, albo też – co najgorsze – palcami wytkną z ambony. W Mogilnie o stworzenie komitetu podejrzewa się wszakże niejakiego Ryszarda Tyborskiego, działacza koła synodalnego przy kościele MBNP i Andrzeja Witka z parafialnego chóru. Obaj jednak, podobnie jak proboszcz MBNP, Eugeniusz Jaworski, stanowczo zaprzeczają, by z bezbożnym pomysłem mieli cokolwiek wspólnego. Jednak dla parafii MBNP decyzja arcybiskupa ma wielkie znaczenie. Obecnie ma ona bowiem około 7 tys. owieczek. Gdyby powstał nowy kościół, liczba wiernych, a tym samym wpływów na tacę, znacznie zmalałaby. Mieszkańców z osiedla domków jednorodzin-
W parafian z Mogilna ani chybi wstąpiła jakaś siła nieczysta. Niedawno arcybiskup gnieźnieński Henryk Muszyński oznajmił im, że pora budować w mieście kolejny, czwarty już kościół. Mogilnianie odpowiedzieli: ni cholery! i raptem dwa lata temu konsekrowany kościół pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy (fot. 3), z niekonsekrowaną wprawdzie, ale za to imponującą plebanią. Innych obiektów kościelnych też w Mogilnie nie brakuje, jest wszakże katolickie „Europejskie Centrum Młodzieży”, salka prałacka pw. ks. Piotra Wawrzyniaka, a także pusta obecnie, bo zlikwidowana w ramach oszczędności jadłodajnia św. brata Alberta. W podmogileńskich wioskach kościoły są zaś co krok, a to: w Gębicach, Kwieciszewie, Wylatowie, Wszedniu, Strzelcach i Niestronnie. Innymi słowy, mogileńscy sutannowi przestrzeni życiowej mają w bród, w związku z czym biedy też nie klepią. Gorzej z mieszkańcami miasta, w którym bezrobocie sięga 30 procent. Ludziska kombinują, co do garnka włożyć, a zamiast kupować luksusowe auta księżowskich marek, zastanawiają się, czy stać
ich na rower. Na ogół nie stać, więc na msze drepczą pieszo.
„Budujemy nowy dom” Niedawno do grodu nad Panną przyjechał z inspekcją arcybiskup gnieźnieński, Henryk Muszyński. Bardzo mu się to, co w kościelnym pozostaje władaniu, podobało. Zwłaszcza owo „Europejskie Centrum Młodzieży”, które tworzy od paru lat za państwowe, czyli nasze pieniądze, ksiądz Andrzej Panasiuk, proboszcz „od Jana”. Buzkowy rząd utopił w tym przedsięwzięciu setki tysięcy złotych, a końca roboty nie widać. Muszyński doszedł chyba do wniosku, że skoro w Mogilnie tyle już ostatnio dla Kk wybudowano, to można z bogobojnych wyciągnąć jeszcze więcej. Oznajmił zdumionym mieszkańcom miasta, że podjął decyzję o budowie nowego kościoła.
2 Diabli wiedzą po co, bo trzy już istniejące to na 13 tysięcy parafian co najmniej o jeden za dużo. Ludziska tu, tak jak w całym kraju, zniechęceni pazernością kleru, chodzą do kościoła coraz rzadziej. Zapowiedź budowy nowego kościoła wywołała w Mogilnie burzę. Do nowej parafii mieliby bowiem w znacznej części należeć parafianie z osiedla domków jednorodzinnych w Mogilnie oraz z kilkunastu okolicznych wiosek. Ci sami, którzy przez dziesięć lat budowali wielki kościół MBNP i nie mniej imponującą plebanię przy tej świątyni. Trudno się dziwić ich wkurzeniu, skoro Muszyński oznajmił, że teraz kościół MBNP już nie będzie ich i że znowu trzeba zacisnąć pasa, by wybudować nową świątynię.
Ukręcić łba
3
Kilka dni po wyjeździe arcybiskupa w mieście zawiązał się nieformalny komitet społeczny, który postanowił ukręcił łeb głupiemu pomysłowi. Jak to na ogół bywa z katolickimi komitetami, nie sposób ustalić nazwisk jego członków. Wszyscy boją się czarnego
nych oraz z wiosek sołectwa w podmogileńskim Padniewku jest bowiem około 4 tysięcy. Z tej liczby pod bluźnierczym protestem do arcybiskupa podpisało się aż 90 proc. parafian. Sołtys Jan Zieliński
istniejące świątynie Mogilnu i okolicom wystarczają w zupełności.
Najlepiej za darmo Bezbożna petycja została wysłana do Gniezna i, jak to z reguły bywa, nikt na nią nie myślał odpowiadać. Kościelni zaś przystąpili do jeszcze bardziej dynamicznego ataku. Kilka dni temu w Urzędzie Miejskim w Mogilnie, w gabinecie burmistrza Stanisława Łaganowskiego, pojawił się facet w koloratce, który się nie przedstawił, tylko złożył pisemko. Z jego treści wynika, że Kk zwraca się z wnioskiem o przekazanie działki na budowę kościoła na osiedlu domków jednorodzinnych (fot. 2). Kk chce, aby działkę dano mu za friko. No, w ostateczności gotów jest wziąć ją w dzierżawę. Jak znamy życie, zapewne za symboliczną złotówkę rocznie. A działeczka ładnie jest położona, tuż przy drodze do pobliskich ośrodków wypoczynkowych, na zielonych peryferiach miasta. Pewnie znaleźliby się tacy, którzy sporo grosza wpłaciliby za nią do samorządowej kasy. Sęk w tym, że Kościół myśli perspektywicznie. Ani domków jednorodzinnych, ani zakładów usługowych na tej działce wybudować nie wolno, bowiem na początku lat dziewięćdziesiątych ktoś był uprzejmy tak zbałamucić mogileńską Radę Miejską, że ta – w amoku rezerwowania dla Kk wszystkiego, co się da – uchwaliła, iż działka w planie zagospodarowania przestrzennego jest przeznaczona pod... budowę kościoła lub kaplicy. Ludziska w Mogilnie gadają, że kurialni z Gniezna dlatego uparli się na budowę czwartego kościoła, bo chcą zlikwidować parafię św. Jana, przy której powstaje owo „Europejskie Centrum Młodzieży”. Czy arcybiskup rzeczywiście chciałby sobie uwić letnie gniazdko w uroczym Mogilnie? Tego nie wiadomo. Dość, że protest rzeszy parafian został olany,
4 z Padniewka, miejscowości, która przez dziesięć lat najwięcej dawała na budowę kościoła MBNP, stwierdził, że w wiosce tej nie było chyba osoby, która nie negowałaby planów budowy nowej świątyni. Ludzie są biedni i nie stać ich, by znowu przez 10 czy 15 lat łożyć na kolejny kościół. Tym bardziej że trzy
a nowy, czwarty już proboszcz przybył do grodu nad Panną 1 lipca. Niby ma budować ten kościół. Ciekawe jednak, co zrobi, gdy bezbożni bogobojni nie dadzą na to ani złotówki? Tego jeszcze w Katolandzie nie grali! ROMAN KRAWIECKI Fot. Autor
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
11
Chlebek miłości W
tym roku Caritas archidiecezji wrocławskiej przystąpił do „wzmożonej wielkanocnej akcji charytatywnej”. W Niedzielę Palmową, tj. 24 marca, we wszystkich parafiach rozprowadzono ulotki informujące o szczytnej idei niesienia pomocy potrzebującym. Drugi etap akcji polegał już konkretnie na wyciąganiu pieniążków. Wzorem lat ubiegłych Caritas prosił o ofiarę w wysokości 3 zł za jeden „chleb miłości”. Złotówka z każdego sprzedanego i wyprodukowanego okazjonalnie pieczywka miała być przeznaczona dla biednych, natomiast 2 zł zasiliło konto Caritasu, z przeznaczeniem „na realizację projektu tworzenia i rozwijania świetlic środowiskowych oraz organizację wypoczynku letniego”. No to zobaczymy, jak się z tego wywiązano. Dowiedzieliśmy się, że tylko w samej archidiecezji wrocławskiej rozprowadzono 82 350 chlebków! To po przemnożeniu daje skromne 247 050 złotówek wpływu do kasy kościelnej instytucji. Ale to nie koniec finansowej zapobiegliwości. Tę „miłość” opakowano w pudełeczka, które po opróżnieniu powinny być zamienione w „całoroczne skarbonki dobroci”. Tłumacząc to dosadnie – winno się w tych kartonikach odkładać przez cały rok moniaki, by następnie wysypać je na tacę.
Co robi dziennikarz „Faktów i Mitów”, gdy jest jednocześnie i głodny, i zobligowany poleceniem szefa do napisania reportażu? Jak połączyć przyjemne z pożytecznym? Bardzo łatwo – wystarczy ustawić się w kolejce po darmową zupkę w Caritasie. Jadłodajnia przy ul. Worcella 5a. Tutaj karmi parafia św. Maurycego. O godz. 10.30 jestem drugi w kolejce przed zamkniętymi drzwiami. Nie ma żadnej informacji o godzinach otwarcia kuchni charytatywnej. Wewnątrz żywej duszy, z zaplecza dochodzą jednak jakieś głosy, a co ważniejsze, smakowicie pachnie sterta bochenków. Na odgłos chrząkania, z kuchni wychyla się głowa o tlenionych włosach. Na grzeczne dzień dobry odpowiada współczująco:
Chodź pan na podwórko. Widzisz pan te okratowane okna? To jest magazyn, opróżnia się go w sposób bardzo tajemniczy. Ruch tutaj w dzień i w nocy spory. Pokażę jeszcze panu piwnicę Caritasu. Rozciąga się na pół kamienicy. Ale prędzej szczur zeżre zgromadzone tu jadło, niż my coś dostaniemy... To tylko grzeczniejsza w swej treści opinia o działalności owej kuchni charytatywnej, a wysłuchałem ich kilka. Rozmówca nie chce
– Czego tu? – Przepraszam, jestem głodny, więc może znalazłoby się coś do zjedzenia? – Nie ma! Później przyjść! – Ale później nie mogę, mam obiecaną robotę, nie można teraz dostać jednego z tych chlebków? – Nie! Mówię, że później niech przyjdzie! Głuchy? No to już się biedak zaspokoił ciepłą strawą i życzliwym słowem. Na zewnątrz pstrykam sobie pamiątkową fotkę caritasowego przybytku. Czekający jegomość obserwuje to i konstatuje: – I co, wygnały? – A one tak zawsze? – podtrzymuję rozmowę. – A niech je szlag trafi! Panie, to są złodzieje. Ja tu mieszkam, w tej kamienicy, to widzę, jakie tiry z Niemiec przyjeżdżają i co przywożą. Ostatnio np. cały samochód dżemu. I kto to dostał? Ani jeden słoik nie trafił do tych, co tu przychodzą. O wędlinach to już szkoda gadać. Dla nas jest chochla zupki jarzynowej i kromka chleba. To wielka łaska, człowieka traktują tu niczym śmiecia.
nawet słyszeć o pozowaniu do ilustracyjnej fotki: – Panie, ja tu mieszkam i nie chcę z nimi zadzierać, bo nawet zimą zupy nie zjem. A jak człowiek bez roboty i żarcia, to i taka postna chochla życie ratuje...
Czego tu! Może się niepotrzebnie czepiamy i doszukujemy jakiegoś nieczystego interesu w przedsięwzięciu na wskroś humanitarnym i czystym do bólu? W końcu zebrane pieniądze idą – tak oficjalnie zapewniano – m.in. na dożywianie biednych, choć jakoś nigdy na ten moment nie natrafiliśmy... Może to i dobrze, Kościół rozdający choćby cienką, ale darmową zupę to widok zbyt wzruszający, nawet dla nas... We Wrocławiu, podobnie jak w każdym innym większym mieście w kraju, istnieje cała armia nędzarzy, którzy pasą swoje brzuszyska jednym posiłkiem dziennie – konkretnie zupką. Caritas otworzył do ich dyspozycji pięć miejskich jadłodajni, a zatem – tu zacytujemy metropolitę wrocławskiego, kardynała Henryka Gulbinowicza – „Żaden biedak nie powinien odejść głodny od drzwi punktów wydawania darmowych posiłków”. Tak to ładnie książę Kościoła powiedział (cytujemy za lokalną prasą) na tegorocznym wielkanocnym śniadaniu w centrum socjalnym Caritas, znajdującym się przy ul. Słowiańskiej. Jak nikt, to nikt. Reporter „FiM” wybrał się więc w powszedni czerwcowy dzionek na darmową zupkę, bo głodny był jak cholera.
Personel i szmondacy Centrum Socjalne Caritas przy ul. Słowiańskiej. W brzuchu burczy mi coraz bardziej, a tu guzik z jedzenia, bo na drzwiach kartka informująca o awarii. Zamknięte i już! To po to ten biedny przedreptał kilka kilometrów, by odejść z kwitkiem? Akurat podjeżdża furgonetka z prywatnej piekarni „Kuropatnik”. Młody człowiek przywiózł 600 bochenków chleba (bezpłatnie), a – jak stwierdził – bywa tu dwa, trzy razy w tygodniu z takim ładunkiem. Z pomocą jednego człowieka z obsługi transportuje pieczywo przez bramę na zaplecze jadłodajni. Facet z Caritasu zamienia się w niemowę, gdy zaczynam dociekać, dla kogo jest to pieczywo, skoro kuchnia nieczynna. – Nie wiem nic, ja nic nie wiem – powtarza jak papuga. Ja
Prywatna piekarnia „Kuropatnik” dostarcza po 600 bochenków chleba (bezpłatnie) dwa, trzy razy w tygodniu
natomiast wiem jedno: tu też nikt się dzisiaj nie pożywi. W nogach mam już co najmniej 10 kilometrów, za to w brzuchu zero kalorii. Powoli wczuwam się w rolę biedaka-piechura. Jeśli we mnie narasta zwykła wściekłość, to jego z pewnością męczy apatia i poczucie beznadziei. „Chlebek miłości”, psiakrew, wymyślili. Nawet suchara zjeść nie dają! Następna kuchnia usytuowana jest przy ul. Grabiszyńskiej 101/4. Bagatela – pięć kilometrów marszruty. Idę – jasna cholera! Wąski przesmyk pomiędzy kościołem św. Elżbiety Węgierskiej a normalną czynszową kamienicą. Jadłodajnia mieści się w piwnicy kościoła-plebanii (połączone budowle) i tu wreszcie widzę jakiś ruch. Pięciu facetów pod daszkiem werandy obiera wielką stertę ziemniaków. Kilka osób pokornie czeka pod ścianami na porę wydawania posiłków. – Kiedy będzie można dostać coś do zjedzenia? – Jak się obierze i ugotuje – słychać w odpowiedzi. – A co będzie można wrzucić na ruszt? Chłopom przy ziemniakach ręce zawisły w powietrzu: – Jak to co? To co zawsze, zupa jarzynowa i kromka chleba! Z jadłodajni wychodzi młody człowiek w białym kitlu. – Robić, robić, nie gadać! – drze się. Po tej komendzie znika z pola widzenia. Czekam chwilę i oceniam, że trzeba będzie odstać co najmniej godzinę, a może dłużej, by zaliczyć darmową chochlę. Gorąco, słońce praży, postanawiam schronić się w jadalni przed upałem. – Nie, jeszcze nie wolno tam wchodzić! – ostrzegają w kolejce. Wchodzę! W środku prześliczny wręcz obrazek. Facet w białym kitlu siedzi nad tacą pełną bułeczek z szyneczką przystrojonych zieleniną i zajada aż miło. Dla urozmaicenia posiłku miał też apetycznie wyglądającą michę mizerii. Podniósł brwi i wypełnioną gębą wybełkotał: – O co chodzi? – Jak to, o co?! Chciałem zapytać, kiedy będzie można coś zjeść.
– Jak się ugotuje. Między 14 a 16! – A nie mógłbym w międzyczasie zjeść jedną taką bułeczkę z szyneczką? – To nie dla ciebie, ty zaczekaj na zewnątrz na zupę! Dziennikarska legitymacja w sposób zasadniczy zburzyła mu dobre samopoczucie, przegnała apetyt i rozregulowała trawienie. Zaczął tłumaczyć, że on ma prawo do takiego wykwintnego śniadanka (w południe), bo... tu pracuje. Kafka do spółki z Mrożkiem lepiej by tego nie ujęli. Panisko tłumaczyło, że swoim żarciem nie drażni czekających biedaków, bo przecież oni tu nie wchodzą (czyt. nie widzą). Dla swoich klientów jadłodajnia wydaje dziennie 500–600 posiłków jarzynowej strawy, wzbogaconej kalorycznym chlebkiem, jednak na pewno nie firmy „miłość”. Nie można się dziwić biedakom, którzy wycofują się z kolejki po darmową zupkę. Ością w gardle większości przychodzących staje ta kościelna dobroć i łaskawość. I to nie tylko ze względu na sposób serwowania posiłków. Między bajki należy włożyć zapewnienia, że jedna jadłodajnia karmi około 600 biedaków. Kłamstwo. Policzyliśmy wchodzących do kuchni w porze wydawania zupy: do momentu gdy jadłodajnia zamknęła podwoje, wyszło z niej blisko 50 osób. Caritas mocno przesadza, wręcz manipuluje skalą dożywiania.
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Na działalność tych trzech wymienionych kuchni charytatywnych przeznaczono w tym roku 125 tys. zł tylko z budżetu miasta. Na jarzynowe lurki na pewno wystarczy. Może nawet zostanie jakieś 100 tysięcy, tym bardziej że większość niezbędnych produktów dostarczają sponsorzy. Ponadto na realizację zadań w zakresie pomocy osobom bezdomnym i najuboższym Caritas ma dodatkowe 100 tys. złotych. Chętnie zerknęlibyśmy na konkretny preliminarz wydatków tej kościelnej instytucji. Ale jeśli do sprawdzenia nie kwapią się kontrolne agendy budżetowe, to i my nie mamy na to najmniejszej szansy, podobnie jak i na poznanie tajemnicy dystrybucji zagranicznych darów. Prędzej kaktus na ręce Jonasza wyrośnie... JAN SZCZERKOWSKI Fot. Przemek Zimowski i autor
12
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
M
ieszkańcy Dolnego Śląska długo pukali się w czoło i puszczali wiązanki pod adresem samorządowców, gdy lokalne media poinformowały o braku pieniędzy dla pacjentów głodujących w legnickich szpitalach oraz o przeznaczeniu 441 tysięcy złotych z budżetu na... renowację kościelnych organów w Legnickim Polu. Pieniądze na ten zbożny cel załatwił jeszcze w rządzie Buzka AWS-owski marszałek województwa dolnośląskiego. Tą kościelną inwestycję wpisano... do kontraktu wojewódzkiego. Kopnęliśmy się więc do tej miejscowości, a tam okazało się, że miejscowy proboszcz sprytnie inkasuje od wiernych pieniądze za co się da – nawet za wejście do świątyni.
Bilet do nieba Za wyjście z kościoła w Legnickim Polu trzeba zapłacić dwa złote lub jedno euro. Wierni wchodzą gratis, a dopiero potem muszą wrzucić „cwaj zloty” do puszki z niemieckim napisem... By poznać mechanizm zarabiania na uczuciach religijnych, wystarczy dołączyć do wycieczki obcokrajowców. Kilka słów po niemiecku sprawia, że można – za darmo! – wejść do świątyni. Dopiero przy wyjściu trzeba będzie zapłacić.
okazałą puszkę z niemieckim napisem: „Die Spende für die Renovierung der Kirche” – jednoznacznie nakazuje: „Zwei zloty!!!”. – Co pani mówi? Za co? – Polak? Dwa złote za wejście do kościoła – nie traci animuszu opiekunka świątyni. – I jeszcze niech wrzuci dwa za fotografowanie! – A dlaczego? – Może dać więcej... – Mam płacić za wejście do kościoła? – Ksiądz żąda. Remont!
Połowa zysku
Wewnątrz kościoła starsza pani sprzedaje zagranicznym turystom religijne gadżety. Jest tu monopolistką, gdyż – jak twierdzi – „na sprzedaż pamiątek religijnych ma osobną umowę z proboszczem” oraz „robi to przy okazji i w czynie społecznym”.
– Ajne zloty, to jest finfcisz euro – pani bileterka ma kolosalne kłopoty z językiem Goethego (z liczeniem zresztą też!). Starsza pani własnym ciałem blokuje wyjście z kościoła. Wskazując palcem stojącą pod ścianą
P
rzy okazji kontrowersyjnego dla niektórych spisu powszechnego, pojawiły się jeszcze bardziej kontrowersyjne problemy narodowościowo-etniczne. Część Ślązaków i Kaszubów deklaruje w ankietach spisowych swoje odrębne narodowości. Rozpętała się ogólnopolska dyskusja w tej sprawie, podsycana przez Rydzykoradio i posłów LPR.
Taryfy ulgowej nie ma nawet dla rodaka. Kim jest starsza pani i dlaczego nadzoruje zbieranie kasy dla proboszcza? – Trzepacz jestem – pracownik muzeum. My tu współpracujemy z księdzem proboszczem Kuleszą. – Ale tutejsze muzeum to przecież zupełnie inny budynek... – Nie szkodzi. U nas jest taka zasada – najpierw ludzie zwiedzają muzeum, a potem kościół i płacą. Dorośli indywidualnie 4 złote, młodzież 2 złote. Pięćdziesiąt procent dochodu przekazujemy na plebanię.
polskiego. Posłowie partii Rydzyka obawiają się również tego, że przy wpisywaniu narodowości innej niż polska może się okazać, iż Polaków w Polsce jest tylko 25 mln. Resztę stanowić będą Ślązacy, Kaszubi, Górale, Mazowszanie itp. Bogobojny generalny komisarz spisowy poszedł na rękę Radyju oraz posłom LPR i skorygował instrukcję dla rachmistrzów
Radyjo ojczulka dyrektora wydarło się, że jest przeciwne wpisywaniu do kwestionariuszy spisowych przynależności do grupy etnicznej. Żąda, aby rachmistrzowie wpisywali tylko deklarację o narodowości – polskiej oczywiście. W tym celu ojczulek uruchomił swoje polityczne ramię, czyli posłów z LPR, którzy zwrócili się do generalnego komisarza spisowego o zmianę instrukcji dla rachmistrzów tak, aby nie można było w ankietach wpisywać identyfikacji z grupą etniczną, a jedynie narodowość. Rej w tej sprawie wodzi poseł LPR Jerzy Czerwiński z Opolskiego, wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji ds. Mniejszości Narodowych. Oskarża on komisarza o niejasną postawę w tej sprawie. Antoni Macierewicz sugerował, że takie działania podczas spisu są okazją do dzielenia narodu
w taki sposób, w jaki sobie tego życzyli kościółkowi – w dziale III („Narodowość”) nie ma jak wpisać zadeklarowanej przynależności etnicznej. I o to oszołomom właśnie chodziło – aby wykazać, iż żadnych mniejszości w Polsce nie ma. A co jest? Jak to co – PRAWDZIWI POLACY! Działania takie spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem Kaszubów z Torunia. Zdaniem Tomasza von Piechowskiego, prezesa toruńskiego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, lizusostwo GUS wobec oszołomów krzywdzi Kaszubów i pomija ich jako mniejszość narodową w Polsce. Von Piechowski nawołuje więc, aby Kaszubi wpisywali narodowość kaszubską. Grupa skupiona wokół trójmiejskiej redakcji miesięcznika „Odroda” wydała w tej sprawie ponad 30 tys. ulotek (patrz: reprodukcja). Autorzy ulotki argumentują, że pogląd uznający Kaszubów za naród słowiański ma już 150-letnią tradycję, a jej prekursorem był żyjący w XIX wieku dr Florian Ceynowa.
Czas na modlitwę – A może chciałem się pomodlić, a nie zwiedzać... Przecież to kościół... – To jest normalny kościół, a modlić to się można w godzinach nabożeństwa. Jest bilet wstępu do muzeum i do kościoła – taki jest obowiązek... Kłopot w tym, że tablica przy wejściu informuje, iż „muzeum jest czynne od soboty do niedzieli”, a bilet sprzedano... w czwartek. Zapewne dzięki nadgodzinom pracowniczki muzeum można się płatnie pomodlić nawet w dzień powszedni... Miejscowy proboszcz telefonicznie potwierdza, że do kościoła jest wstęp płatny „na podstawie umowy z legnickim Muzeum Miedzi”. Jego
Zdaniem toruńskich działaczy ZKP, Ceynowa postawił na sojusz z Polakami nie dlatego, że chciał polonizować Kaszubów, ale po to, by Polska mogła być ich ojczyzną, w której byliby sobą, czyli Kaszubami, a nie Polakami. Innym argumentem jest fakt, że język kaszubski został uznany nie za gwarę, ale za odrębny język. Skoro ludność posługuje się w domu odrębnym językiem (nie polskim), to ma prawo również do deklarowania się jako odrębny naród. Nie zgadzają się również na klasyfikowanie Kaszubów jako grupy etnicznej, zarzucając państwu zacieranie różnic narodowościowych.
Rydzyk etniczny Kto ty jesteś, Polak mały, jaki znak twój, orzeł biały, a jak masz na imię – Irgen.
W gmachu muzeum można nawet dostać bilet do kościoła. Pani Trzepacz wyciąga rolkę biletów wyprodukowanych jeszcze w latach... siedemdziesiątych (!) i kasuje „ulgowe” dwa złote za obecność w świątyni. Niestety, pomimo nalegań, nie chce wystawić imiennego rachunku, co koliduje z prawem podatkowym. Na widok aparatu fotograficznego bileterka szybko pakuje rolki do szuflady. Nie chce powiedzieć, jak muzeum rozlicza się ze sprzedaży biletów bez firmowych pieczęci, dlaczego nie używa się kas fiskalnych i odmawia wystawiania rachunku.
zdaniem, drążenie tematu to jedynie szukanie sensacji. – Niech ksiądz odpowie ostatecznie, czy jeśli tylko do kościoła wchodzę, to mam wykupić bilet? – Kościół i muzeum są razem. Jest umowa, że jeśli wchodzi się do kościoła, trzeba kupić bilet. Zachodzi pytanie, w jaki sposób nieformalna spółka muzeum-parafia rozlicza się przed Urzędem Skarbo-
wym? Nieformalna, bo urzędnicy miejscowego Urzędu Gminnego nie wiedzą nic o jej rejestracji i obiecują szybko zająć się podejrzanymi dochodami z działalności gospodarczej. Kilka autobusów turystów codziennie to niezły dochód. I praktycznie bez żadnej możliwości sprawdzenia rozliczeń podatkowych. Bo jak można rozliczyć księdza i muzeum z pieniędzy obowiązkowo wrzucanych do puszki...? Podobne zdanie ma w tej kwestii lokalna policja. Tymczasem jednak interes kwitnie, a parafia w latach 2001–2002 z kasy sejmiku wojewódzkiego otrzymała prawie pół miliona złotych. Organy samorządu dbają, żeby w tutejszym kościele wszystko grało – organy też... DARIUSZ JAN MIKUS Fot. Autor
Takie dictum toruńskich Kaszubów wywołało rozstrój kiszek w rydzykowym radyju, a zwłaszcza wśród posłów LPR. Księża skupieni wokół rozgłośni niewybrednie zaatakowali Piechowskiego. Padały nawet sugestie, aby działacz ZKP noszący von przed nazwiskiem był uprzejmy wyjechać do Niemiec. Co ciekawe, z poglądami von Piechowskiego nie zgadza się również część rdzennych Kaszubów. Uważają, że zdecydowana ich większość jest narodowości polskiej. Prof. Brunon Synak, prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, zdecydowanie odcina się od toruńskiej akcji. Twierdzi, że Kaszubi są przywiązani do polskiej narodowości i czują się grupą etniczną, a nie narodową. Profesor optuje za tym, aby w formularzu spisowym można było wpisać narodowość Polak Kaszub. Takiej jednak możliwości, po GUS-owskich korektach, nie ma. Dlatego też prezesi oddziałów ZKP w Słupsku, Ustce, Miastku czy Kobylnicy wpiszą narodowość polską. Jednakże zarówno grupa toruńska, jak i rdzenni Kaszubi zgodni są co do tego, że przeredagowanie, na życzenie posłów LPR, działu III ankiety spisowej jest przymuszeniem do dokonania wyboru: albo narodowość polska, czyli rezygnacja ze swojej odrębności etnicznej, albo narodowość własna (kaszubska, śląska, łemkowska itp.), czyli niepolska. Należałoby się więc zastanowić nad tym, czy wolelibyśmy wiedzieć, że w Polsce żyje np. około 25 mln Polaków, przed czym tak mocno broni się poseł Czerwiński wraz z LPR i tatkiem Rydzykiem, czy też mieć obawę przed zafałszowaniem spisu. JACEK KOSER Repr. archiwum
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
ZE ŚWIATA
Seks na wystawie Holandia to cudny kraj. Kler mają tam za nic. W opustoszałych kościołach urządza się bary i biura. Z opinią czarnych w sprawach seksu nie liczy się już chyba żaden Holender. Tenże sam Holender odwiedza za to z radością jedyne na świecie muzeum seksu. A jeszcze pod koniec lat 60. do kościołów i zborów chodziło blisko 95 procent mieszkańców kraju wiatraków i tulipanów. Wystarczyło trzydzieści lat, by proporcje się odwróciły. W Amsterdamie czynnych jest dziś zaledwie kilka kościołów katolickich, ale i one świecą pustkami. Holenderskie „belzebuby” nawet Papy się nie boją. Gdy JPII podczas wizyty w Holandii zaczął besztać widownię za legalizację związków homoseksualnych i eutanazję, odpowiedziały mu gwizdy. W sklepikach w centrum Amsterdamu można kupić rozmaite widokóweczki, które wymownie ukazują stosunek Holendrów do firmy Kk. Gdyby taki Marek Jurek zobaczył Papę siedzącego na sedesie z rolką papieru w ręku, to z pewnością dostałby ataku szału, a potem powlókł do najbliższego sądu wszystkich, którzy do wyprodukowania takiego świętokradczego i „nieprawdopodobnego” obrazka przyłożyli rękę. Tyle tylko, że w tamtejszym sądzie niczego by nie zdziałał, bo w Holandii obowiązuje demokracja i wolność druku. Można sobie pozwolić na stwierdzenie, że jeśli w Amsterdamie jest gdzieś czynny kościół, to w pobliżu łatwo znaleźć miejsca erotycznych uciech. Całkiem słuszne to rozwiązanie, bo ostatnie przypadki w USA, Irlandii i Polsce dobitnie wskazują, że z takich rozrywek kler korzysta nader chętnie, a i powinien korzystać, zamiast gwałcić dzieci. Słynna amsterdamska dzielnica czerwonych latarni
okala tzw. Stary Kościół (Oude Kerk), w którym niegdyś dokonywano intronizacji niderlandzkich monarchów.
Kerk) znajduje się amsterdamskie muzeum seksu. Placówka ta ma bez wątpienia większe wzięcie niż nasze Muzeum Narodowe. Prywatne muzeum seksu dla wygody ciekawskich otwarte jest przez całą dobę. A ciekawskich nie brakuje, zwłaszcza wśród tury-
stów z Europy Wschodniej. Nic dziwnego, skoro bilet kosztuje tylko kilka euro, czyli dużo taniej niż
numerek z panienką z dzielnicy czerwonych latarni. Zebrano tutaj mnóstwo gadżetów związanych z ludzką seksualnością. Są np. japońskie fajki w kształcie męskiego członka, popielniczki przypominające narządy kobiece, erotyczne rzeźby, obrazy i setki archiwalnych fotografii. Jedna z fotek prezentuje erotyczne przedstawienia w XIX-wiecznym Amsterdamie, inna – dorodne członki rosyjskich bojarów z końca XIX w., na jeszcze innej możemy z dyskretnym rumieńcem na twarzy obejrzeć miłosne gierki dawnych mieszkańców Sycylii. W specjalnych boksach odtworzono scenki związane z seksem. W jednym z nich znajduje się gabinet prostytutki sprzed stu lat, w innym zgromadzono akcesoria dla zwolenników sado-maso. Jest też kącik poświęcony słynnej prostytutce i szpiegowi w jednej osobie – Macie Hari.
istorycznie rzecz ujmując, Polska jest rodzajem opóźnionej kalki wydarzeń w Europie Zachodniej. A tam, np. w Niemczech, Kościół rzymski – choć ciągle przebogaty – pada jak stówa po wypłacie! Więc...
H
13
W muzeum przy ul. Damrak ciągle jest tłoczno. Wśród chichoczących często można rozpoznać Polaków. Skoro nie można pochichotać we własnym kraju, to chyba dobrze, że gdzieś jest taki normalny kraj, gdzie chichotać każdy może... R.K. Fot. Autor
głośny wyraz, to i dostojnicy kościelni budzą się z letargu i reagują, wypowiadają ważkie myśli, święte słowa zatroskania i wnoszą projekty odnowy. I tak np. bp Franz Kamphaus z Limburga ruga jak burą sukę – co tylko u niego jedynego jest moż-
Wiatr z Zachodu Wokół kościoła roznegliżowane panienki pochodzące z różnych stron świata wyczekują na klientów w rzęsiście oświetlonych oknach wystawowych. Każda się słodko uśmiecha i – niczym nakręcana laleczka – co chwilę puszcza oko do przechodniów. W pobliżu Starego Kościoła jest także mnóstwo sal, w których prezentuje się programy w stylu peep-show. Za 50 euro można pooglądać na żywca kopulujące parki zarówno hetero-, jak i homoseksualne. Oczywiście, amsterdamczycy zupełnie się tym nie gorszą. Kto nie chce, na takie imprezki po prostu nie chodzi. Natomiast niedaleko od położonego na placu Dam Nowego Kościoła (Nieuwe
„Kościoły niemieckie są tłuste i ociężałe” – stwierdził nie tak dawno abp Dyba z diecezji Fulda. Prof. Gerhard Besier nazywa je w swojej książce koncernem. O ile pierwsza ocena trafnie i właściwie oddaje finansowo-kreatywny stan Kościoła w Niemczech, o tyle z drugą oceną można zgodzić się tylko warunkowo. Naturalnie, przy dochodach rocznych przekraczających 8 miliardów euro w przypadku Kościoła rzymskokatolickiego (podobnie jak Kościoła ewangelickiego), można mówić o liczącym się na rynku koncernie. Problem z uznaniem tego określenia za właściwe stwarza jednak fakt, że koncerny jako takie, bez względu na profil i branżę (produkcyjne czy usługowe), zmuszone są do maksymalnej wydajności przy minimalnym zatrudnieniu. Ich menedżerowie nierzadko popadają w choroby nerwicowe i lądują w zakładach psychiatrycznych, bo nie nadążają za ciążącymi na nich wymogami konkurencyjności, oczekiwaniami zarządów i akcjonariuszy, odpowiedzialnością za utrzymanie dobrej pozycji na rynku i płynnością finansową firmy. To wszystko przyprawia ich o bezsenność i często popycha do korzystania ze środków dopingowych. Nieustannie i morderczo zabiegają o pozyskanie nowych i utrzymanie starych klientów. Koncerny zasilają budżet państwa. Jak się to ma do obecnej ociężałości Kościoła, jego bardzo niskiej wydajności i marnej jakości usług handlowych, tzn. sprzedaży nadziei? Ano nijak, ale dochody nieprzerwanie napełniają kasy kościelne zasilane w dużej mierze z kasy państwowej. Paradoksem jest, że nawet prawie puste kościoły, czyli brak klientów (rocznie około 120 tys. wiernych), nie zakłócają dostojnikom smacznego snu. Kiedy jednak taki stan rzeczy zaczyna gołym okiem dostrzegać Mayer, Mueller czy Schmidt wespół z Ingrit, Helgą i Getrudą, po czym razem dają temu
liwe – swoich „współpracowników” za to, że zepchnęli Kościół do stanu degradacji społecznej. Ubolewa też nad tym, że Kościół katolicki sprowadza się do roli – jak powiada – „Vereinu” (coś pomiędzy ferajną a stowarzyszeniem), jednego z wielu. Przyczyn tego kryzysu upatruje (i słusznie!) w „nikłym dopasowaniu Kościoła do posłannictwa Jezusowego”. Mówiąc o dramatycznym zatracaniu wiary w Boga przez młodzież, skonstatował: „Nie może być mowy o utracie wiary u kogoś, kto jej wcale ani nie otrzymał, ani nie przysposobił”. Ostrzega przed „godziną prawdy”, jeśli istniejące, ogromne środki finansowe nie będą wykorzystane do odbudowy właściwego oblicza Kościoła. Przekonuje, że jego przyszłość leży w małych i przejrzystych społecznościach. Inną drogę do sukcesu wskazuje kardynał Joachim Meisner z Kolonii. Stawia on mianowicie na totalną reklamę. W niedawnym berlińskim spotkaniu z 50 posłami (CDU/CSU) do Bundestagu, pilnie rozeznawał możliwości zmiany ustaw (do tej pory nie zezwalają one na zainstalowanie kościelnej stacji nadawczej). Przychylając się całkowicie do opinii fachowców od marketingu, stwierdził: „Kto w dzisiejszym, medialnym społeczeństwie nie jest widoczny publicznie, ten traci swoją prezencję w świecie”. Podkreślił konieczność szybkiego uruchomienia własnej, czyli katolickiej, telewizyjnej stacji nadawczej. Znając siłę przebicia dostojników Kościoła, choćby niedawny i udany atak na planowaną w Niemczech ustawę antydyskryminacyjną (chodzi o dyskryminowanie niekatolików ubiegających się o pracę w ośrodkach socjalno-społecznych, takich jak szpitale czy domy starców, prowadzonych przez Kościoły, a finansowanych w 90 proc. z budżetu państwa), na pewno i z tym się uporają. EDWARD KUCZ
14
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
MITY KOŚCIOŁA
P
ierwotnie najwyższe zwierzchnictwo nad instytucją Kościoła sprawował cesarz rzymski, jednakże bywały okresy, w których dominowała władza duchowieństwa (np. czasy Teodozjusza I). Później na kilka wieków rozgorzała rywalizacja. Domniemany wikariusz Chrystusa nierzadko wychodził zwycięsko z owych bojów o wpływy; papieże strącili z tronów co najmniej sześciu królów, kilkunastu zaś obłożyli ekskomunikami. Już w czasie pontyfikatu papieża Mikołaja I (858–867) papiestwo stało się potęgą światową. Sam Mi-
Aby uzyskać odpowiednie wsparcie dla swoich idei, papież utworzył krąg sprzymierzeńców Stolicy Apostolskiej. Tworzyły go państwa, które uznały zwierzchność papieża. Należała do nich również Polska. Papież wyszukiwał w archiwach watykańskich dokumenty, które mogły stanowić przesłankę do uznania danego państwa za lenno papieskie (np. dawne nadania, płacenie świętopietrza i inne). I tak pisał Grzegorz do władców europejskich: „Od ludzi starszych twojej ojczyzny mogłeś wiedzieć, że królestwo węgierskie jest własne świętego Kościoła rzymskiego, od kró-
Zmagania papiesko-cesarskie „Nie pozwalajcie się nazywać przewodnikami, gdyż jeden jest przewodnik wasz, Chrystus. Kto zaś jest największy pośród was, niech będzie sługą waszym, A kto się będzie wywyższał, będzie poniżony, a kto się będzie poniżał, będzie wywyższony”. Jezus, uważany przez wielu za założyciela Kościoła rzymskiego (podane za Mt 23, 10n). kołaj I rozkazywał władcom, „tak jakby był panem całego świata”. W X w., w czasie odrodzenia się cesarstwa rzymskiego (ale: narodu niemieckiego), papieże zostali podporządkowani cesarzom. Próba wyrwania się Kościoła spod władzy świeckiej doprowadziła do otwartego sporu pomiędzy papieżem Grzegorzem VII (1073–1085), a cesarzem Henrykiem IV w roku 1075. Arcybiskup Bremy, Liemar pisał o Grzegorzu: „Ten niebezpieczny człowiek pozwala sobie rozkazywać biskupom niczym swoim ekonomom”. Papież Grzegorz Wielki wydał dokument zwany Dictatus Papae, który jest kulminacją roszczeń papieskich.
N
la niegdyś Stefana świętemu Piotrowi ze wszelkim prawem i władzą oddane. Ty jednak, i w innych sprawach od zacności i obyczajów królewskich odstępując, uszkodziłeś prawo i cześć św. Piotra, ile od ciebie zawisło, gdy – jako słyszymy – przyjąłeś jego królestwo jakoby lenno króla niemieckiego. I nie odzyskasz łaski św. Piotra ani naszej przychylności inaczej, jak chyba gdy naprawiwszy swój błąd uznasz, że to berło, które trzymasz jest lennem Majestatu Apostolskiego, a nie królewskiego” (do Salomona, 28 grudnia 1074 r.). „Sądzę, iż jest Ci wiadome, że królestwo węgierskie, jako też inne przezacne królestwa, powinno istnieć o własnej swobodzie, a nie podlegać
ic się w tym względzie nie zmieniło, bo przecież papieże są nieomylni wprzód i wstecz. Tak przynajmniej głosi matka Kościół. Bulwersujące informacje o zbawieniu i szczęściu wiecznym, które obiecuje religia muzułmańska bojownikom ginącym w świętej wojnie z chrześcijanami, wymagają uzupełnienia. Pomija się milczeniem, że również papieże dawali swym owieczkom podobne obietnice, podpierając się autorytetem świętych apostołów Piotra i Pawła, których mienią się następcami, oraz mocą wiązania i rozwiązywania wszystkiego na ziemi, którą Bóg rzekomo przyrzekł papieżom. Te wiadomości są w katolickiej Polsce trudno dostępne, a o papiestwie i papieżach należy u nas pisać tylko pozytywnie. Na szczęście w Internecie nie ma kościelnej cenzury. Odpowiednie orzeczenia papieskie znajdują się w witrynie Medieval Sourcebook. Papież Jan VIII panował w latach 872–882. Pisał do biskupów, poddanych króla Ludwika II zwanego Jąkałą: „(...) ci, którzy zginęli w walce, w rozprzestrzenianiu Kościoła i dla zabezpieczenia religii chrześcijańskiej, zyskają odpuszczenie swych grzechów (...) i życie wieczne”. Papież ten pociesza również przyszłe pokolenia, które będą ginęły za chrześcijaństwo, iż jego orzeczenie jest ważne do końca świata: „(...) również ci, którzy z miłości do religii chrześcijańskiej w przyszłych walkach z poganami lub
królom innych królestw, lecz tylko świętej i powszechnej Matce, Kościołowi rzymskiemu, która swoich poddanych nie ma za sługi, lecz wszystkich jako synów podejmuje” (do Gejzy, 23 marca 1075 r.). „Chcemy, aby Wam było wiadome, co dla Waszej chwały nie tylko przyszłej, ale i teraźniejszej jest bardzo przydatne, że wedle dawnych ustanowień królestwo hiszpańskie jest nadane św. Piotrowi i św. Kościołowi rzymskiemu na własność, co jednak przeszłych czasów niepokoje i niejaka naszych poprzedników niedbałość przyćmiła...” (do „królów, komesów i innych panów Hiszpanii”, 28 czerwca 1077 r.). Podobnie pisał do władców Anglii i Danii. Ponadto obdarował koronami królewskimi władcę Polski, Bolesława i władcę chorwacko-dalmatyńskiego – Dymitra Swinimira. W początkach roku 1077 zagrożony na wschodzie przez Bolesława Śmiałego i obłożony papieską klątwą cesarz Henryk, przeciw któremu zbuntowali się poddani (klątwa uwalniała ich od posłuszeństwa,
niewierzącymi stracą życie doczesne, zyskają życie wieczne (...)”. Te orzeczenia nie zostały nigdy cofnięte, zatem trwają nieomylnie do dzisiaj. Należy odnotować, iż Janowi VIII
a do nieposłuszeństwa namawiali agenci Śmiałego) – błagał na kolanach u wrót zamku Canossa o zdjęcie anatemy. Pierwszy etap sporu papiesko-cesarskiego, zapoczątkowanego przez Grzegorza VII, zakończył się konkordatem wormackim. Utorował on drogę prawu elekcji biskupów przez kapituły katedralne. Wywołał doniosłą zmianę w położeniu Kościoła i stanu duchownego w Niemczech. Sama elekcja biskupia wpłynęła na pewne uniezależnienie się biskupów od króla. Biskupi niemieccy stali się władcami w księstwach biskupich, książętami Rzeszy. Przestali być odtąd posłusznym jak dawniej narzędziem władzy monarszej – obok świeckich książąt walczyć będą o uzyskanie pełnego władztwa terytorialnego i przyczynią się do rozbicia jedności państwowej Niemiec. Formowanie przez Hildebranda (Grzegorza VII) obozu antycesarskiego kontynuowali jego następcy. Pod berłem papieskim znalazły się kolejne państwa: Szwecja, Krzyżacy, Portugalia, Bułgaria, Litwa i inne. Wraz z podległością wasalną
Innocentego III potwierdził Sobór Laterański IV 14 grudnia 1215 roku. Przy okazji krucjaty Innocenty rozprawił się z heretykami: już od ponad stu lat obowiązy-
Katoliccy mudżahedini Chrześcijanie, ci którzy zginęli w walce o Ziemię Świętą, w wojnach z niewiernymi lub z heretykami, mieli przyrzeczoną przez papieży gwarancję całkowitego odpuszczenia wszystkich, nawet najcięższych grzechów i pewność szczęścia wiecznego w Niebie. rzeczywiście udało się zatrzymać najazd Saracenów na Rzym. W 1215 r. papież Innocenty III (1198–1216) wzywa do krucjaty w celu odzyskania Ziemi Świętej. Krucjata to chrześcijańska nazwa dla świętej wojny (dżihad u muzułmanów). Gwarancje tegoż papieża idą jednak dalej: całkowite odpuszczenie wszystkich grzechów i życie wieczne zapewnił również tym, którzy jedynie wezmą udział w krucjacie. A także ci, którzy z różnych ważnych powodów nie chcieli ginąć za Ziemię Świętą, lecz tylko służyli papieżowi radą i pożyczką, również mieli gwarancję papieską na zbawienie, ale tylko według ich „głębokości życia religijnego”. Orzeczenia papieża
wał nakaz papieża Urbana II (1088–1099), który kazał heretyków torturować i zabijać. Ale kto właściwie był heretykiem? Rozwiązanie było proste: następca Urbana II, papież Paschalis II, zacytował „zaginiony” list św. Andrzeja, mówiący, że ktokolwiek nie zgadza się ze Stolicą Apostolską, jest bez wątpienia heretykiem. Papież orzekł, iż katolicy, którzy „biorą na siebie krzyż eksterminacji heretyków”, mają te same przywileje odpuszczenia grzechów i zagwarantowane życie wieczne, jak ci, którzy wyzwalali Ziemię Świętą. Papież Innocenty III walczył w obronie czystości wiary z katarami. Była to herezja, która w XI i XII w. rozwinęła się w Langwedocji we
należało papieżowi uiszczać odpowiedni „synowski podatek”, a opornych, którzy się ociągali, zawsze ostro napominano. Hadrian IV (1154–1159) pisał do króla Szwedów: „umiłowani synowie etc. już bez wątpienia Twoja miłość wie, że królestwo Gotów od momentu, kiedy poznano w nim imię Chrystusa, zostało poddane władzy Księcia Apostołów i jego następców, a Goci swoje berła bogobojnie poddają pod stopy św. Piotra, któremu odtąd co roku płacą trybut. Pouczamy tedy waszą miłość i przypominamy, byś bez zwłoki przysłał to, co świętej i powszechnej Matce słusznie się należy...”. Również papież Aleksander III (1159–1181) strofował króla Szwecji: „Król ten spóźnia się z płaceniem regularnego podatku, chociaż dobrze wie, że to królestwo jest własnością Matki – Kościoła świętego i powszechnego”. W roku 1202 Innocenty III (1198–1216) wydaje sławną bullę, która kontynuuje myśl o zwierzchniej władzy świeckiej Kościoła: „Nie tylko w Państwie Kościelnym, nad którym mamy pełnię władzy w sprawach doczesnych, ale i na innych obszarach – co do niektórych spraw – pełnimy jurysdykcję w sprawach doczesnych. Jeśliby w tych sprawach coś było trudne lub dwuznaczne, należy uciec się do rozstrzygnięć Stolicy (Apostolskiej)”. Innocenty III zasłynął z podporządkowania sobie Anglii, którą król zmuszony został oddać w papieskie lenno. W 1245 roku papież Innocenty IV (1243–1254) „zdymisjonował” cesarza i odsądził od korony cesarskiej całą dynastię Hohenstaufów. Nastąpił koniec konfliktu, który wybuchł na początku XIII wieku między papieżem Innocentym III a cesarzem Fryderykiem II. Był to największy upadek cesarstwa, a zwłaszcza dynastii Hohenstaufów; stanowił preludium ponaddwudziestoletniego tzw. wielkiego bezkrólewia w Niemczech. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
Francji. Posłuszni papieżowi krzyżowcy, którym orzeczeniami papieskimi odpuszczone zostały wszystkie grzechy, opanowali Langwedocję i pomni obiecanej nagrody, chcąc jeszcze bardziej przypodobać się Bogu, urządzili rzeź w Beziers. Jak jednak odróżnić prawowitych katolików od heretyków? Na miejscu był legat, który mocą swego mandatu papieskiego wyjaśnił: „Mordujcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich”. Za czasów panowania papieża Innocentego III zginęło więcej prawdziwych chrześcijan niż w okresie prześladowań za panowania pogańskiego cesarza Dioklecjana. Innocenty III dla umocnienia swego autorytetu powiedział, że „każdy (...) musi słuchać papieża, nawet gdy ten mówi jak diabeł, ale nikt nie może sądzić papieża”. Stanowisko takie poparło wielu następnych papieży. Żadne z powyższych orzeczeń papieskich nie zostało odwołane lub uznane za błędne. Ponieważ muzułmanie wierzą w tego samego Boga co chrześcijanie, możliwe jest, że w życiu wiecznym spotkają się muzułmanie, którzy zginęli walcząc z chrześcijanami, co zagwarantował im Prorok (przeciwko chrześcijanom, którzy zginęli) atakując muzułmanów. Obietnicę szczęścia pośmiertnego dał im przecież sam papież. Wszyscy święci zabalują w niebie... ANDRZEJ JENDRYCZKO
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r. an Hus był kaznodzieją i docentem uniwersytetu w Pradze. Krytykował ówczesny Kościół, czym wzbudził nienawiść hierarchii. Za to, że nie zechciał odwołać swoich poglądów, czcigodni ojcowie zebrani na soborze w Kon-
J
Wacława i Hus został zmuszony do emigracji. W roku 1415 wielkiego reformatora wezwano na sobór w Konstancji (ten sam, na który ściągnęło ponad 700 prostytutek, bynajmniej nie po to, aby się modlić). Zaopatrzony przez cesarza Zygmunta w glejt
MITY KOŚCIOŁA politycznym, by rozpoczął krucjatę przeciwko krajom, które zatruła herezja2”.
Ruch husycki Koncepcja Kościoła niewidzialnego oraz męczeńska śmierć Husa przyczyniły się do ożywienia sił anty-
miejskich i zajęcia Pragi. Rok później papież Marcin V wydał bullę z zapowiedzią krucjaty przeciwko czeskiemu kacerstwu. Zjednoczeni utrakwiści i taboryci sformułowali tzw. cztery artykuły praskie, które później czeski parlament ogłosił obowiązującym pra-
Jan Hus bezpieczeństwa Hus stawił się posłusznie przed władzami kościelnymi. A że dla srogich purpuratów spod sztandaru „miłości bliźniego” żadne glejty się nie liczą, Hus skończył swój żywot na stosie 6 lipca 1415 roku. Rok później to samo spotkało Hieronima z Pragi. Niestety, wściekli władcy dusz nie mogli spalić Wiklifa, zadowolili się więc publicznym spaleniem jego kości wykopanych po 30 latach. Po męczeńskiej śmierci Husa przedstawiciele czeskiej arystokracji wystosowali pismo z oficjalnym protestem, ale Kościół pozostał niewzruszony. Jeszcze w XIX w. redaktor katolickiego dziennika francuskiego „L’Universe”, Louis Veuillot, pisał z zaciętością godną ojców soborowych: „Jeśli można czegoś żałować, to tego, że nie spalono Jana Husa wcześniej, że Luter nie spłonął razem z nim i że w czasach Reformacji nie było w Europie władcy obdarzonego wystarczająco silną wiarą i rozsądkiem
W
katolickich w Czechach, które – bez względu na różnice teologiczne – skupiły się pod jego imieniem. Spośród różnych odłamów husytyzmu największe znaczenie miała umiarkowana frakcja utrakwistów oraz radykalniejszy odłam taborytów. Utrakwiści skupiający arystokrację, bogate mieszczaństwo i kręgi uniwersyteckich reformatorów dążyli do kompromisu z Kościołem, a swoje roszczenia ograniczali do komunii pod dwiema postaciami. Taboryci – poza postulatami społecznymi – chcieli likwidacji Kościoła katolickiego i ukarania grzesznych księży. W roku 1419 w Czechach wybuchło husyckie powstanie zwrócone zarówno przeciwko królowi, jak i Kościołowi. Rozpoczęło się od usunięcia antyhusyckich urzędników
wem: wolne głoszenie Słowa Bożego, komunia pod dwiema postaciami, kościół ubogich (co wyrażało się w postulowaniu odebrania Kościołowi posiadanych dóbr majątkowych) i ograniczenie sądownictwa kościelnego (karanie „grzechów ciężkich” jedynie na mocy wyroku sądu państwowego). Nie tylko militarne sukcesy powstańców były imponujące, ale i agitacja bardzo skuteczna: na stronę husytów przeszły całe kontyngenty armii polskiej. Oręż katolicko-niemiecki poddał się w roku 1433, podejmując negocjacje. Husytom dozwolono przyjmować komunię pod dwiema postaciami. Mogli też
Na stos!
brew powszechnej opinii, że Polska była „państwem bez stosów”, również ją naznaczyła „czarna śmierć”. I nie była to bynajmniej epidemia dżumy. Procesy o czary miały miejsce w całej Rzeczypospolitej i były zjawiskiem masowym. 15 stycznia 1670 roku przed sądem miejskim w Fordonie stanęła niejaka Marianna. Oskarżona została o to, iż wraz z czarownicą Zofią brała udział w zlocie na Łysej Górze. Początkowo nie przyznawała się do winy, lecz zmyślne sztuczki instygatora pozwoliły wypędzić z niej pokuśnika i poznać okrutną prawdę. Marianna potwierdziła swe diabelskie pochodzenie. Szarmanckiego czarta Matiska otrzymała od Zofii pod postacią chleba. Nie chciała jednak wyjawić nazwisk współtowarzyszek łysogórskiej uczty. Wykręcanie ramion i wyciąganie ich ze stawów zmusiły kobietę do ujawnienia koleżanek. Marianna, chcąc skrócić swoje cierpienia, wykrzykiwała nazwiska znanych sobie, lecz niewinnych kobiet. Inkwizytor nie znalazł w postawie biedaczki żadnych okoliczności łagodzących. Została skazana na stos. Przyczyny posądzenia o czary były najróżniejsze. Doświadczyła tego na własnej skórze Jadwiga Borowiczowa z podbydgoskiej wsi. Bogu ducha winna kobieta mieszkała na swoje nieszczęście miedza w miedzę z powszechnie szanowanym instygatorem, panem Elzą. Pech chciał,
zatrzymać to, co skonfiskowali Kościołowi (a skonfiskowali prawie wszystko). Owocu negocjacji – tzw. kompaktatów – nie uznał jednak papież. Tym niemniej stały się one podstawą Kościoła utrakwistycznego, pokonanego dopiero w roku 1623 w czasie wojny trzydziestoletniej. Ten właśnie Kościół był pierwszą oficjalną alternatywą dla Kościoła katolickiego.
Husytyzm w Polsce
„Był on niby Janem Chrzcicielem poprzedzającym reformację. Płomienie stosu jego zapaliły wśród kościoła łunę, przed której blaskiem dziwnie pierzchała ciemność, i której światło nie tak prędko ugasnąć miało” (d’Aubigne1). stancji postanowili upiec go na wolnym ogniu. Jako męczennik Kościoła został ojcem ruchu antykatolickiego w Czechach. Urodził się w 1370 r. w biednej czeskiej rodzinie. Tytuł magistra teologii uzyskał w 1396 r. na Uniwersytecie Praskim, a święcenia kapłańskie cztery lata później. Do opieki wyznaczono mu kościół Betlejem w Pradze z trzema tysiącami słuchaczy. W 1409 r. został obrany rektorem Uniwersytetu Praskiego. Na jego msze uczęszczała sama królowa Zofia (późniejsza wierna jego zwolenniczka), a zdołał zaskarbić sobie również przychylność króla. Jego kazania cieszyły się powodzeniem, nierzadko wygłaszał okolicznościowe mowy na synodach. Poparcie czeskiej arystokracji zdobył, krytykując zbytek kościelny, ale przychylność ta nie zdała się na nic, bo wróg był zbyt potężny. W debacie nad tezami Wiklifa, który potępiał nauki kościelne, Hus opowiedział się po stronie jego zwolenników. Rozróżniał Kościół „widzialny” i „niewidzialny”. Ten pierwszy to nie struktury czy urzędy, lecz ludzie wybrani uprzednio przez Boga (predestynacja). Jego głową jest wyłącznie Chrystus, a nie papież. Wprawdzie doktryna nie była spójna, ale chodziło w niej przede wszystkim o podważenie konieczności posłuszeństwa urzędnikom kościelnym. Konieczność zerwania podległości wobec papieża była tym bardziej uzasadniona, że w latach 1409–1417 Kościołem zarządzało aż trzech (!) skłóconych ze sobą papieży. Nie tyle jednak zajmowała Husa krytyka dogmatyczna, co potępienie zepsutych obyczajów duchowieństwa i jego bogactwo. Opowiadał się za sekularyzacją dóbr kościelnych, czym zyskał największe poparcie wśród arystokracji czeskiej, bezpośrednio tym zainteresowanej, ale wzbudził jednocześnie wielki niepokój kościelnych wielmożów. W 1409 roku arcybiskup praski Zbynko wezwał Husa przed trybunał inkwizycji w sprawie nakazu spalenia pism Wiklifa. Ponieważ Hus odmówił, dwa lata później został wyklęty. Dostało się i Pradze, na którą Kościół rzucił ekskomunikę. Potępienie wyprawy krzyżowej odebrało mu poparcie ze strony króla
15
że córka egzekutora świętej sprawiedliwości podupadła na zdrowiu, a że medycyna rozwinięta nie była, należało znaleźć winowajcę choroby zbożnego dzieciątka. Po wstępnych przesłuchaniach Jadwidze postawiono zarzut „spowodowania upadku zdrowotnego inkwizytorskiego pomiotu”. Podczas tortur przyznała się do zarzucanego czynu. Potwierdziła również, że ma diabła zwanego Rokitą, co więcej, obcowała z nim często na Łysej Górze. W toku sprawy wyszły na jaw inne występki czarownicy o specyficznej chorobotwórczej specjalizacji. Swą przestępczą karierę zaczęła od zabicia tajemnym proszkiem Antochowego konia. Czary Jadwigi nie ominęły ówczesnego sołtysa. Posypując szlachetną pańską głowę cmentarną ziemią, doprowadziła do wystąpienia czarciej choroby w ciele jegomości. Borowiczowa została uznana za winną. Ogień oczyszczenia znów zapłonął. Ledwo dogorywał jeden stos, a już szykowano następny. Przed sądem stanęła Anna Jurkowa oskarżona o to, iż przebywając na weselu w Rzęckowie, posłała na inną kobietę najpierw trzech diabłów, a potem jeszcze pięciu. Pokuśnicy owi spowodowali straty w gospodarstwie wspomnianej wieśniaczki. Zarzut ten jednomyślnie
Na szerzenie się husytyzmu w Polsce wywarły wpływ dwa czynniki: jego antyniemiecki charakter i rosnący antyklerykalizm szlachecki. W roku 1420 utrakwiści zaproponowali Władysławowi Jagielle objęcie tronu czeskiego po śmierci Wacława IV. Pod wpływem możnych duchownych i świeckich, a także w obawie przed posądzeniem przez Rzym o popieranie heretyków – król propozycję odrzucił. Przyjął ją jednak jego brat Witold, książę litewski, który wysłał do Czech swego namiestnika i kilka chorągwi polskich ochotników. Po kilku miesiącach musiał je jednak stamtąd wycofać. Pod wpływem wszechpotężnego biskupa krakowskiego, Zbigniewa Oleśnickiego, Jagiełło był coraz bardziej wrogi husytyzmowi, co doprowadziło w 1424 roku do potępienia w edykcie wieluńskim czterech praskich artykułów i wprowadzenia surowych kar za ich popieranie (banicja, konfiskata dóbr, utrata szlachectwa). Husytyzm w Polsce przetrwał jednak aż do przełomu XV/XVI w. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl 1) Dr J.H. Merle d’Aubigne, „Historya Reformacyi szesnastego wieku”, Cieszyn 1886 r., t. 1, s. 56 2) Paul Johnson, „Historia chrześcijaństwa”, Atex, Gdańsk 1993, s. 506
potwierdzili świadkowie zdarzenia – Bartłomiej Woźniak oraz Piotr Gałecki. Jurkowa początkowo nie przyznawała się do winy, lecz po wypędzeniu „czarta siedzącego w dziurce pod lewą pachą” oznajmiła światu prawdę. W ten sposób – w myśl prawa magdeburskiego – została otwarta droga do tortur. Jurkowa wyjawiła, że czart, który ją opętał, był postaci niemieckiej, a nazywał się Rokicki. Ten germański okrutnik kupił duszę niewieścią za obiecane wieczne dostatki. Anna dostała również maść umożliwiającą jej latanie. Jurkowa zginęła w męczarniach, podobnie jak jej poprzedniczki. Równie beznadziejny proces spotkał Zofię Kudiablinę. Obsypała ona proszkiem dziatki Marcina Filipowicza, co doprowadziło do ciężkiej choroby wspomniane niewiniątka. Proszek zrobiła z kości trupa leżącego w fordońskiej kostnicy. Niecnymi czarami sprawiła ponadto, że krowy nie dawały mleka i masła. Przy tak ewidentnej szkodliwości społecznej, wyrok w tej sprawie musiał być jednoznaczny. Śmierć na stosie. Procesy i egzekucje w minionym czasie miały charakter publiczny. Odbywały się przy udziale władz miejskich oraz licznie zgromadzonych widzów. Męki skazanych trwały po kilka godzin, a ich jęki słychać było w całej okolicy. Czasem jednak oczekiwanie na śmierć było krótsze, gdyż ofiary dusiły się dymem z płonącego stosu. BARTOSZ MIKOŁAJCZYK
16
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
MITY KOŚCIOŁA
FATIMA, LOURDES, MEDJUGORIE...
Kto się tam objawia? Ponad 200 objawień maryjnych, Europa, Ameryka, Azja, różne kultury i religie i... ta sama świetlista istota. XX wiek – wiek Królowej Niebios. Kim naprawdę jest? Tych miejsc można wymieniać dużo, dużo więcej. Co ciekawe, prawie zawsze w krajach katolickich, a nie np. w protestanckich czy islamskich.... Wiek XX obfituje w maryjne objawienia. Wiele osób pyta: co z tym wszystkim zrobić, co o tym myśleć? Znajomość Biblii jest tu bezwzględnie konieczna. Prawda powinna być mierzona nie tylko pojawieniem się ducha czy proroka, ale poselstwem, które on przynosi. Cuda, a nawet wypełniające się przepowiednie, same w sobie o niczym nie świadczą. Ewangelista Jan mówi: „Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy z Boga są, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat” (1J 4,
Fatima – adoracja posągu
1). Nie świadczy też o niczym postać ducha, apostoł Paweł przestrzega nas, że „...wszak i szatan przybiera postać anioła światłości” (2 Kor. 11, 14). Przypatrzmy się więc treści objawień maryjnych. Wszystkie trzy tajemnice fatimskie przedstawiają to samo poselstwo. Oto fragment ostatniej, ujawnionej niedawno przez Watykan przepowiedni: „...zobaczyliśmy po lewej stronie Naszej Pani nieco wyżej Anioła trzymającego w lewej ręce ognisty miecz; iskrząc się wyrzucał języki ognia, które zdawało się, że podpalą świat; ale gasły one w zetknięciu z blaskiem, jaki promieniował z prawej ręki Naszej Pani w jego kierunku”. Maria jawi się tutaj jako obrońca ludzi, a siły Boskie jako niszczące ich. Najczęściej Maria pojawia się z Dziecięciem Jezus. Dlaczego? W ten sposób odsuwana jest nasza uwaga od zmartwychwstałego Chrystusa, pośrednika i arcykapłana. Równie często Maria jawi się jako ta, która „powstrzymuje karzącą rękę Syna”. Tu z kolei Jezus prezentowany jest jako groźny i okrutny sędzia wymierzający karę, którego przebłagać może jedynie matka. A co o Chrystusie mówi Słowo Boże? „Nie mamy bowiem arcykapłana, który by nie mógł współczuć ze słabościami naszymi, lecz
doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu. Przystąpmy tedy z ufną odwagą do tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i znaleźli łaskę ku pomocy w stosownej porze” (Hbr. 4, 15–16). Co mówi sam Jezus? „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a ja wam dam ukojenie” (Mt 11, 28) oraz „I o cokolwiek prosić będziecie w imieniu moim, to uczynię, aby Ojciec był uwielbiony w Synu” (Jan 14, 13). A co mówi uczeń Jezusa, apostoł Jan: „...A jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata” (1 J 2, 1–2). Dotykamy tu najważniejszej prawdy ewangelicznej: naszym orędownikiem jest Jezus Chrystus. Jest On jedynym pośrednikiem: „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” (1 Tm 2, 5). Czy potwierdza to fatimskie objawienie? Fragment pierwszej tajemnicy: „Bóg chce ustanowić na świecie nabożeństwo do mego niepokalanego serca. Jeśli się to zrobi, co ja wam mówię, wiele dusz zostanie uratowanych, nastanie pokój na świecie”. Tajemnica druga: „Jeśli ludzie me życzenia spełnią (...) zapanuje pokój”. W lutym 1926 roku w Fatimie pojawiło się Dziecię Jezus, które powiedziało, że „ludzie muszą oddać należną cześć niepokalanemu sercu Maryi, aby ludzkość mogła być zbawiona”. Czy mógł to powiedzieć Chrystus? Wiemy, co na pewno powiedział: „Bóg swego Syna dał, aby świat był przez niego zbawiony” (J 3, 17). Czy zatem objawienia nie są atakiem na główną prawdę ewangelii, która mówi, że zbawienie zawdzięczamy wyłącznie ofierze Chrystusa? Zbawienia dostąpimy, gdy będziemy wzywać imienia Chrystusa: „I nie ma w nikim innym zbawienia, albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12). Czy pokój na świecie może nastać, gdy świat poświęci się sercu Marii? Co na to Biblia: „Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana Naszego Jezusa Chrystusa” (Rz 5, 1). Pokój, tak do naszych serc, jak i na cały świat, może przynieść jedynie Jezus. Co natomiast proponuje Maria: „Zmów różaniec każdego dnia za pokój na świecie. Módl się wiele i złóż ofiarę za grzeszników, nie ma bowiem nikogo, kto by złożył ofiarę za nich i modlił się za nimi”. Pismo Święte uczy nas, że ofiarę za grzeszników złożył, i to raz na zawsze, Jezus, umierając na krzyżu: „Wszedł raz na zawsze do świątyni nie z krwią kozłów i cielców, ale z własną krwią swoją, dokonawszy wiecznego odkupienia”
(Hbr 9, 12) i On się za nich nieustannie modli: „Dlatego też może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nami” (Hbr 7, 25). Ale Maria mówi: „Jeśli ludzie uczynią to, co ja mówię, wiele dusz będzie zbawionych i nastanie pokój”. Jaka jest więc rola tych objawień? W zestawieniu z tym, co na pewno mówi do nas Bóg, wnioski wydają się dość proste: pomniejszana jest rola Chrystusa, Jego wstawiennictwo zastąpione jest orędownictwem Marii, zamiast wywyższenia serca Jezusa, mamy wywyższenie serca Marii, zamiast modlić się do Boga, mamy modlić się do niej i ją czcić. Czy Pismo Święte dopuszcza innych pośredników? Oczywiście, że nie: „...nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (J 14, 16). Czy Maria może być autorką tych objawień? Jaką Marię opisuje nam Biblia? W ewangelii św. Łukasza jest przedstawiona jako błogosławiona i obdarzona łaską niewiasta (Łk 1, 26–30). Sama o sobie mówi: „Oto ja służebnica Pańska” (1, 38). Maria jest wzorem posłuszeństwa, skromności i pokory wobec Boga. Jest czysta, ale nie bezgrzeszna, bo, jak my wszyscy, potrzebuje Zbawiciela: „...rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim” (1, 47). Czy to Maria nakazuje, by uczynić ją równą z Chrystusem? Tego właśnie domaga się jej postać zjawiająca się w Akito i w Amsterdamie, tam zażądała zrównania z Chrystusem w dziele odkupienia ludzkości. Poddana Bogu Maria nie mogłaby się tak wywyższyć. Biblia zna jedną taką istotę. Kto zatem stoi za postacią Marii? Czy nie największy wróg Boga? Sam Chrystus przestrzega nas przed cudownymi objawieniami i zwiedzeniami: „Gdyby wam tedy kto powiedział: Oto tu jest Chrystus albo tam, nie wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą wielkie znaki i cuda, aby, o ile można, zwieść wy-
Matka Boska z Lourdes
branych. Oto przepowiedziałem wam” (Mt 24, 23–25). Właśnie treść poselstwa pozwala odróżnić ducha prawdy od ducha fałszu, niezależnie od postaci przekazującej to poselstwo:
„My jesteśmy z Boga, kto zna Boga słucha nas, kto nie jest z Boga, nie słucha nas. Po tym poznajemy ducha prawdy i fałszu” (1 J 4, 6). Boskie pochodzenie objawień mają potwierdzić towarzyszące im cuda. Co jednak zrobił Chrystus, gdy Żydzi żądali znaku potwierdzającego Jego boskość? Nie uczynił go. Tak samo odmówił szatanowi, gdy ten Go kusił. Czy cud jest potwierdzeniem boskości jego autora? „W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie” (Mt 7, 22–23). Boskie cuda nie muszą być spektakularne, przychodzą po cichu wtedy, gdy ich po-
Przez sprawowanie niewłaściwego kultu ludzie pozbawiają się opieki Boga. Jeśli On ich nie prowadzi, miejsce to natychmiast zajmuje Jego przeciwnik. A oto co kilkadziesiąt lat temu ujawniła w jednym z wywiadów Lucia Dos Santos, której w Fatimie objawiała się Maria. Zjawa mówiła tak: „Ludzie (...) opierają się na łasce, nie słuchają mego głosu (...). Moje serce jest przytłoczone cierniem grzechów (...). Kapłani winni łączyć się w pokucie i modlitwie, szerząc nabożeństwo do mego serca (...). Jeżeli kapłani przyjmą to wezwanie (...) otrzymają łaski dla zbawienia grzeszników (...). Moja miłość do grzeszników jest tak wielka, że wszystko uczynię, aby ich ratować, aby mogli się zbawić (...). To jest płaszcz mojego miłosierdzia dla tych wszystkich, którzy skruszeni po-
Medjugorie – wierni pielgrzymują na kolanach
trzebujemy i gdy, wierząc w Bożą dobroć, o nie prosimy: „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7, 7) oraz „I wszystko, o cokolwiek byście prosili w modlitwie, z wiarą otrzymacie” (Mt 21, 22). Dlaczego ludzie kochają Marię tak, że zrównali ją z Bogiem? Dlaczego nie kochają tak Boga, by Mu wierzyć? Czy nie dlatego, że Boga się boją? Czy nie dlatego boją się Boga, bo Go nie znają? Ludzie nie znają Boga, bo w miejsce osobistej więzi z Nim postawili sznur pośredników: od żyjących kapłanów po umarłych świętych. Świat się boi, więc wykonuje maryjne polecenia: w 1942 roku papież Pius XII poświęca świat niepokalanemu sercu Marii, dziesięć lat później niepokalanemu sercu Marii w szczególny sposób poświęca wszystkie narody Rosji (żądanie z drugiego objawienia fatimskiego), w 1982 roku czyni to Jan Paweł II. Czy po spełnieniu poleceń Marii zapanował pokój, co obiecywała nam istota z Fatimy? Na świecie jest coraz więcej wojen, rabunków i mordów (w samych Stanach Zjednoczonych co dwie sekundy popełniane jest poważne przestępstwo), więcej głodu (codziennie na świecie umiera z tego powodu 40 tysięcy dzieci, 800 milionów ludzi jest niedożywionych), więcej katastrof (szczególnie trzęsień ziemi i powodzi), więcej śmierci! Kult Królowej Niebios (uderzają te same określenia) jest bardzo stary, zmieniają się tylko imiona. Kiedyś były to: Asztarte, Izyda, Artemida, Diana. To właśnie w mieście kultu Diany, i to dziewicy, w V w n.e. sobór chrześcijański nazwał Marię matką Boga, torując drogę rozwojowi mariologii.
wrócą do mojego serca (...). Odmawiaj często modlitwę: Królowo świata, Pośredniczko ludzi, jedyna nasza ucieczko i nadziejo, bądź nam miłosierna”. Każde wypowiedziane tu zdanie jest zaprzeczeniem ewangelii. Chrystus jest pozbawiony każdego przywileju, który spływa na Marię: istota ta zaprzecza zbawieniu z łaski, należy jej słuchać, a nie słów Boga zapisanych w Jego Księdze; naszymi grzechami nie jest przytłoczony Chrystus, lecz Maria; to jej należą się modlitwy i nabożeństwa, a to z kolei jest warunkiem otrzymania łaski zbawienia; zbawiamy się przy niezbędnej pomocy Marii i jej miłosierdzia, zamiast miłosierdzia Jezusa; to ona jest pośredniczką ludzi, choć Słowo wyraźnie mówi, że pośrednikiem jest tylko Jezus i tylko On jest naszą ucieczką i nadzieją. Wygląda na to, że to Maria jest „drzwiami do owiec”, choć to Chrystus w ten sposób mówi o Sobie (J 10, 7), wyjaśniając, że kto do owczarni dostaje się w inny sposób jest „złodziejem i zbójcą” (J 10, 1). Jezus wielokrotnie nam pokazywał, wiedząc jak potoczą się losy chrześcijaństwa, że Jego matce nie należy się boska cześć. Kiedy jedna z kobiet wyrzekła słowa: „Błogosławione łono, które cię nosiło, i piersi, które ssałeś”, Jezus uciął wszelkie spekulacje na ten temat: „Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go” (Łk 11, 27–28). Pozostańmy więc z przestrogą, jaką dał nam apostoł Paweł: „Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty” (Ga 1, 7–8). PAULINA STAROŚCIK Repr. archiwum
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
O ZBAWIENIU... (4)
Protestanta (cd.) S
tosunkowo najmocniejszym potwierdzeniem koncepcji katolickiej wydaje się jedynie fragment drugiej Księgi Machabejskiej (14, 26), który brzmi tak: „Święta i zbawienna to myśl – modlić się za zmarłych, aby byli od grzechów rozwiązani”. Chodzi tu jednak o tekst apokryficzny, czyli nieuznany za corpus canonicum przez wszystkich chrześcijan. O wiele jednak istotniejsza od kwestii formalnych jest tu zawartość logiczna przytoczonego zdania. Wskazuje ono jednoznacznie na wiarę lub przynajmniej przypuszczenie autora, że żyjący mieszkańcy ziemi mogą swoimi modlitwami wspomagać zmarłych. Nadal jednak nie ma żadnego powodu, aby uznać, że chodzi tu o czyściec. A zatem, traktując to zdanie jako podstawę dogmatu, popełnia się typową nadinterpretację, która polega na dodaniu treści nieistniejących w tekście pierwotnym. Istotny wydaje się też kontekst historyczny. W epoce Machabeuszy, kiedy ten fragment powstawał, Bliski Wschód podlegał bardzo mocnym wpływom kultur hellenistycznych oraz irańskich, przemieszanych z tradycjami egipskimi. Gnostyckie
idee wędrówki dusz i wznoszenia się ku Najwyższemu Światłu były wtedy szeroko znane i przenikały do różnych religii. Sytuacja taka sprzyjała kształtowaniu się poglądów eklektycznych, nie zawsze i niekoniecznie układających się w spójny system pojęć. A jeśli dodać do tego naturalną niepewność człowieka co do życia pozagrobowego, staje się oczywiste, że mieszkańcy Bliskiego Wschodu, łącznie z Izraelitami, mogli głosić niezbyt uporządkowane poglądy. Jeśli więc dziś teolodzy przykładają do tych słów swoje, często bardzo wyrafinowane i głęboko przemyślane koncepcje, popełniają logiczne nadużycie. Jest przecież naiwnością wymagać, aby Żydzi
BÓG I BOGOWIE sprzed dwóch tysiącleci znali nowożytne teorie teologiczne. Natomiast poczucie jedności ze zmarłymi przodkami, którzy tworzą z żyjącymi wspólnotę (jak choćby Kościół), jest jedną z podstaw wszelkiej religijności. Nie ma zatem niczego dziwnego w przypuszczeniu, że żyjący mogą w jakiś sposób komunikować się, a więc i pomagać umarłym. I właśnie temu dał wyraz autor Księgi Machabejskiej. Niestety, od tego stwierdzenia do dogmatu o czyśćcu – droga daleka. Decydującym czynnikiem jest tu bowiem nie tekst Pisma Świętego, ale rola, jaką przypisuje sobie kler. Katolik bezwzględnie musi zdać się na jego pomoc i pośrednictwo. Stale się podkreśla, że nie ma zbawienia poza Kościołem. Zatem nieposłuszeństwo wobec katolickiego księdza jest w istocie równoznaczne z potępieniem. W protestantyzmie natomiast, przynajmniej teoretycznie, o zbawieniu ma decydować wyłącznie wiara w moc zbawczego dzieła Jezusa Chrystusa i płynąca zeń zgodność życia wiernego z nakazami Nowego Testamentu. Praktyka oczywiście bywa różna i poszczególne odłamy protestantów często w odmienny sposób rozumieją tę zgodność, ale i tak samowola kleru w kościołach protestanckich jest w ten sposób poważnie ograniczona. Zbawienie protestanta to sprawa między nim i Bogiem, a nie między nim a hierarchią kościelną. LESZEK ŻUK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (18)
Droga bogów T
ak tłumaczy się nazwę oficjalnej narodowej religii Japończyków zwanej po japońsku kami no michi albo po chińsku szen tao. Ten drugi termin w wersji „sinto” jest obecnie w użyciu na całym świecie. W istocie sintoizm stanowi rozwinięcie klasycznego szamanizmu obecnego w Japonii co najmniej od końca ostatniego zlodowacenia. Religia ta ukształtowała się mniej więcej na przełomie IV i III wieku p.n.e., kiedy Japonia weszła w epokę Jajoi charakteryzującą się upowszechnieniem rolnictwa i metalu. Jest to epoka zaniku myśliwskich kultów płodności i Matki Ziemi, które ustąpiły pola religiom agrarnym skoncentrowanym wokół słońca (ono decydowało o plonach) i mężczyzny jako rolnika oraz obrońcy ziemi. Mężczyzna staje więc na czele społeczności jako wódz, mistrz ceremonii religijnych, a potem władca zjednoczonego państwa. Nieprzypadkowo więc z wykopalisk znikają kultowe figurki kobiece, a symbole falliczne stają się jeszcze większe, osiągając nawet ponad dwa metry wysokości. Sintoistyczny ślub odbywa się przy takim właśnie słupie mającym reprezentować męski organ. Z drugiej strony jednak nawet w patriarchalnym społeczeństwie rolniczym dawnej Japonii kobiety bywały władczyniami, co świadczy
o zachowaniu przez nie elementów dawnej wysokiej pozycji wywodzącej się jeszcze od Bogini Matki. Prawdopodobnie niebagatelną rolę odegrał tu również fakt, że najwyższym japońskim bóstwem reprezentującym słońce była bogini Amaterasu. Zjawisko to rzadkie w skali świata, ponieważ słońce przypisuje się zazwyczaj bogom rodzaju męskiego, a bóstwom kobiecym przypada raczej księżyc świecący światłem odbitym. Wyraźnym śladem wcześniejszego szamanizmu w Japonii jest także wiara w liczne duchy. Nazwano je kami, co ma podobno łączyć się z japońskim słowem koba oznaczającym coś przeraźliwego, budzącego grozę. Świat sintoisty jest więc wyraźnie „piętrowy” – dzieli się na niebo pełne bóstw (duchów) jasnych oraz podziemia zamieszkane przez duchy mroku. Człowiek i jego ziemska rzeczywistość stanowią strefę graniczną, w której obie domeny spotykają się, tworząc tajemnicze i najczęściej ukryte dla bezpośredniej obserwacji podłoże świata materialnego. Tym podłożem, niekoniecznie przyjaznym człowiekowi, są kami, które trzeba uspokoić i nakłonić do współpracy z człowiekiem. Jest to zadanie kapłanów sinto poświęcających całą swoją aktywność na opanowanie lub przynajmniej unieszkodliwienie duchów. Nie różnią się zatem od
klasycznego szamana spełniającego tę samą rolę. Nie istnieje jakakolwiek wyraźna granica między „zwykłym” duchem (demonem) a bogiem, ten ostatni ma jedynie większą moc. Wyraźne nawiązania do szamanizmu dostrzegalne są w prastarej instytucji miko, czyli świętych niewiast, które wprowadzają się w stan ekstazy za pomocą długotrwałego tańca, aby móc kontaktować się z kami. Ich rolą jest pośredniczenie między światem duchów a ludźmi, przekazywanie woli duchów, poznawanie przyszłości albo wyjaśnianie zdarzeń minionych. Żaden z japońskich bogów nie cieszy się wszechmocą, nad każdym dominuje bowiem porządek wszechświata. Droga bogów jest bowiem drogą tradycji i dlatego np. świątynia w Izumo, która powstała na samym początku ery chrześcijańskiej, do XXI wieku zachowała taką samą postać. Sintoizm nie przewiduje rozwoju, jedynie odzwierciedla cyklicznie powtarzającą się wieczność. Japoński cesarz i zarazem najwyższy kapłan uważany za potomka słonecznej Amaterasu stanowi ziemskie odbicie porządku kosmicznego. Jest więc takim samym reprezentantem świata duchów jak szamani, faraonowie egipscy, czy też zwierzchnicy wielkich religii światowych. L.Ż.
„Był pewien gospodarz, który zasadził winnicę, ogrodził ją płotem, wkopał w nią prasę i zbudował wieżę, wydzierżawił ją wieśniakom i odjechał. A gdy nastał czas winobrania posłał sługi swoje (...). Ale wieśniacy pojmali sługi jego; jednego zbili, drugiego zabili, a trzeciego ukamienowali (...). A w końcu posłał do nich syna swego (...). I pochwycili go, wyrzucili poza winnicę i zabili” (Mt 21, 33–39). Tak zaczyna się kolejna przypowieść skierowana do duchowych przywódców żydowskich. Winnica to oczywiście Izrael, a jej panem jest Bóg (Iz 5, 1–7). Dzierżawcy to z kolei duchowi przywódcy Izraela. Natomiast słudzy to wysyłani przez Boga prorocy. Zaś syn to sam Jezus Chrystus, który również został odrzucony, a w końcu ukrzyżowany.
17
niektórych zabijając, ale odrzucili również długo oczekiwanego Mesjasza, którego faktycznie skazali na śmierć (Mt 27, 21–22; J 19, 14–15). Przypowieść o dzierżawcach winnicy mówi więc również o Jezusie. Miał on zostać pochwycony, wyrzucony poza winnicę i zabity (Mt 21, 39; por. Hbr 13, 12). To znaczy, że Jezus nie tylko zdawał sobie sprawę z tego, co go czeka, (Mt 20, 18–19), ale z własnej woli przyszedł, aby oddać życie swoje dla naszego odkupienia (Mt 20, 28; J 10. 15, 17–18). Fakt ten jednak nie umniejsza winy tych wszystkich, którzy od samego początku usiłowali go zabić. Przedstawiając więc kapłanom i faryzeuszom dramatyczną historię winnicy, Jezus nie pozostawił ich w niewiedzy co do własnej osoby. Kiedy tylko jego rozmówcy w nieświadomości wydali na siebie samych skazujący wyrok, Jezus przypomniał im zapowiedzi prorocze dotyczące odrzucenia kamienia węgielnego przez budowniczych i powiedział: „Dlatego (...) Królestwo Boże zostanie wam zabrane,
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (20)
O dzierżawcach winnicy Powyższa historia porusza kilka istotnych spraw. Przede wszystkim mówi o Bogu, który zawsze gotów był współpracować z człowiekiem. Od samego początku pragnął on „współdziałać we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani” (Rz 8, 28). W tym też celu Bóg powołał naród izraelski (Wj 19, 5–6). Niestety, chociaż Bóg uczynił wszystko dla jego dobra – jak przedstawia to obraz winnicy – i przez długi czas okazywał mu cierpliwość, naród ten jako „winnica Pana Zastępów” wydał złe owoce (Iz 5, 1–7; Jr 2, 21; Oz 10, 1–3). Odpowiedzialni zaś za ten stan rzeczy byli przede wszystkim duchowi przywódcy Izraela (Jr 6, 14; por. Ez 34, 1–10). W pewnym sensie przypowieść tę można odnieść także do chrześcijańskich przywódców religijnych, wszak oni także „dzierżawią Bożą winnicę”, albo przynajmniej tak o sobie mówią. I oni często nie słuchają słowa Bożego, ba!, często prześladują tych, którzy wypełniają wolę Bożą. W przeszłości nieraz już zabijali, jeśli ktoś stanął im na drodze lub ośmielił się z nimi nie zgadzać. Jeżeli nie oprzytomnieją ze swojego nieposłuszeństwa, nie pomoże im powoływanie się na Chrystusa – zgodnie ze słowami Pisma Świętego, Bóg rozliczy ich uczynki. Bóg „wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał dawnymi czasy do ojców przez proroków”, a w końcu przemówił przez syna (Hbr 1, 1–2), przywódcy żydowscy odrzucili nie tylko proroków,
a dane narodowi, który będzie wydawał jego owoce” (Mt 21, 43). Wtedy arcykapłani i faryzeusze zrozumieli, że o nich mówił i postanowili go raz na zawsze usunąć. W powyższej przypowieści Jezus zapowiada jednak swój ostateczny triumf. „Kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się kamieniem węgielnym (...). I kto by upadł na ten kamień, roztrzaska się, a na kogo by on upadł, zmiażdży go”. (Mt 21. 42, 44). Prawda ta dotyczy wszystkich ludzi, ale szczególnie religijnych przywódców, którzy z powodu wykrętnej nauki, pogoni za zyskiem i chwałą ludzką, otrzymają surowszy wyrok (Jk 3, 1). Już dziś sprzeciw wobec Chrystusa prowadzi do duchowego rozbicia, a ostatecznie doprowadzi do całkowitego starcia z powierzchni ziemi (Dn 2. 34–35, 44–45). Tak więc, mimo iż obecnie Jezusa można odrzucić na różne sposoby, nadejdzie czas Jego absolutnego triumfu. Dla jednych będzie On „skałą zgorszenia” (Rz 9, 3), ale dla innych „skałą zbawienia” (2 Sm 22, 47). A zatem tylko ten, „kto weń wierzy, nie zawiedzie się” (1 P 2, 6). BOLESŁAW PARMA
18
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
NASZA RACJA
Drodzy Czytelnicy i Koledzy z APP RACJA Nadchodzą wybory samorządowe, a nasza Antyklerykalna Partia Postępu ciągle nie jest zarejestrowana. Nie ma więc funduszy na kampanię oraz działalność, którą już aktywnie prowadzi. Ośmielamy się zatem prosić Was – Członków i Sympatyków APP RACJA, a także wszystkich, którym bliskie są nasze ideały – o wpłacanie dobrowolnych kwot pieniężnych, na zasadzie składki partyjnej lub po prostu wsparcia. Drukujemy poniżej pełną nazwę Stowarzyszenia, na którego konto prosimy przesyłać pieniądze (koniecznie z dopiskiem: APP RACJA). Czynimy to również na prośbę wielu z Was. Dziękujemy za każdą złotówkę – przybliży nas do zwycięstwa. Komitet Założycielski APP RACJA Stowarzyszenie Odnowy Kościoła Rzymskokatolickiego na rzecz Osób Pokrzywdzonych przez Duchownych, wpłaty na konto: Bank PKO SA I O/Rzgów nr 10801574-100869-27006-801000 „APP RACJA”.
Lista koordynatorów APP RACJA woj. zachodniopomorskiego Grażyna Bakun
Drawsko Pom.
0-601 503 119
Lucjan Fałdrowicz
Choszczno
0-692 787 803
W Pruszczu mają RACJĘ
Leopold Wolański
Pyrzyce
0 (prefiks) 91/570 15 98
N
a stadionie miejskim w Pruszczu Gdańskim odbywały się imprezy związane z obchodami dni miasta, na których oczywiście nie mogło i nas zabraknąć. Młodzi przedstawiciele RACJI w osobach Jowity Darowskiej, Andrzeja Ćwięki i Wojciecha Hoge głosili „słowo partyjne" w sposób wręcz profesjonalny. Do Pruszcza, specjalnie dla nas, przyjechali sympatycy z odległych miejscowości (Trójmiasto, Tczew, Starogard Gdański), aby porozmawiać, odebrać koszulkę lub w nadziei, że spotkają Jonasza (lecz ON nie granat i się nie rozerwie). Ludzie chwalili się m.in. tym, że kolekcjonują gazetę od pierwszego jej numeru, a ich
tydzień zaczyna się w... piątek. Nie spotkaliśmy się z żadnym przejawem niechęci, wręcz przeciwnie – z ogólną sympatią. Jedna z czytelniczek podeszła do nas z bardzo dziwnym pytaniem: – Czy to wszystko o czym piszecie jest prawdą? Jeżeli tak, to czym naprawdę jest ten Kościół? Odpowiedziałem tej miłej pani, że redakcji nie stać na procesy sądowe, a w związku z tym, niech sama odpowie sobie na pytanie pierwsze. Pobyt w Pruszczu udowodnił nam wszystkim, że Jonasz ma RACJĘ w tym, co robi. Ludzie widzą w RACJI siłę, która może przywrócić normalność w tym nienormalnym kraju. PIOTR ZELAZNY Fot. Autor
Dariusz Bresler
Gryfino
0-607 105 383
Bogusław Lisowski
Kołobrzeg
0-602 645 197
Andrzej Makowski
Stargard Szcz.
0 (prefiks) 91/573 09 98
Krzysztof Adamowicz
Goleniów
0 (prefiks) 91/418 98 43
Józef Sypek
Police
0 (prefiks) 91/318 04 98
Stanisław Dzieniowski
Łobez
0 (prefiks) 923/397 65 83
Henryk Krajnik
Gryfice
0-603 947 963
Jerzy Henryk Strymiński
Świnoujście
0 (prefiks) 91/327 19 73 0-604 797 181
Lista koordynatorów APP RACJA woj. mazowieckiego Główny koordynator na województwo mazowieckie: Piotr Musiał, 0-603 788 813;
[email protected], adres koresp.: skr. poczt. 37, 00-951 Warszawa 41
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Jerzy Wikiel
Warszawa
0-607 566 826
Alicja Dominiak
Warszawa Bemowo
0-503 433 133
Jacek Zalewski
Warszawa Białołęka
0-505 848 975
Koordynatorzy z terenu Częstochowy poszukują lokalu na siedzibę w formie użyczenia. Tel. kontaktowy 0-502 085 148; koordynator Andrzej Bąk.
„Kamil”, odbędzie się spotkanie założycielskie APP RACJA woj. śląskiego. Serdecznie zapraszamy! ¤¤¤
Arkadiusz Perzyna
Warszawa Mokotów
0-602 242 603
¤¤¤
Koordynator gdański poszukuje lokalu na tymczasową siedzibę APP RACJA w Gdańsku. Kontakt: Andrzej Kotłowski 0-601 258 016
Marek Dembowski
Warszawa Ochota
0-604 876 656
Marek Foryś
Warszawa Praga
0-502 383 166
Michał Struszewski
Warszawa Śródmieście
0-502 850 547
Członków i sympatyków APP RACJA z terenu Rawy Mazowieckiej, Białej Rawskiej i okolic proszę o kontakt telefoniczny – koordynator Sławomir Jabłoński, tel.: 0 (prefiks) 46/814 50 93. ¤¤¤
Koordynator Marcin Gądek pilnie poszukuje lokalu na spotkanie członków i sympatyków APP RACJA z regionu Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego (Będzin, Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza). Kontakt tel.: 0 (prefiks) 32/761 88 42, 0-502 95 48 82.
¤¤¤
Koordynator Julian Marcichów zaprasza wszystkich członków i sympatyków APP RACJA oraz czytelników tygodnika „Fakty i Mity” na spotkanie, które odbędzie się 15.07.2002 r. o godz. 17 w Bytomiu przy ul. Dworcowej 2. ¤¤¤
12.07.2002 r. o godz. 15 w Młodzieżowym Centrum Kultury w Skierniewicach przy ul. Reymonta odbędzie się spotkanie członków i sympatyków APP RACJA. Tel. kontaktowy: Elżbieta Szmigielska, 0-503 162 608. Zapraszamy.
Paweł Salik – jedyny w Polsce autystyk wirtuoz, gra na fortepianie z nut, reprezentował Polskę na III Europejskiej Konferencji Muzykoterapii w Aalborg w Danii w 1995 r., fortepian, śpiew. Władysław Salik – finalista „Szansy na sukces” – 1998 r. – gitara, śpiew. Repertuar – arie, duety operowe, operetkowe, pieśni i piosenki. Deklarują nieodpłatny występ na imprezach propagujących APP RACJA
¤¤¤
¤¤¤
Koordynator regionu śląskiego Marcin Gądek prosi o pilny kontakt telefoniczny członków i sympatyków APP RACJA w celu stworzenia struktur organizacyjnych partii regionu Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego (dotyczy: Czeladzi, Będzina, Sosnowca i Dąbrowy Górniczej).
Informujemy, że posiadamy już siedzibę Zarządu Wielkopolskiego APP RACJA, która mieści się na Osiedlu Rzeczypospolitej 1. Zapraszamy wszystkich członków i sympatyków APP RACJA oraz czytelników tygodnika „Fakty i Mity”. Kontakt telefoniczny: 0 (prefiks) 61/879 41 24 – przewodniczący, Stanisław Maćkowiak, i wiceprzewodniczący, Jan Łukaszewski
¤¤¤
¤¤¤
14.07.2002 r. o godz. 12 w Katowicach przy ul. Kujawskiej 3 (os. Kukuczki), w barze
[email protected] Alfred Stęplewski
Warszawa Targówek
0-609 133 308
Konrad Kortyczko
Warszawa Ursus
0-504 034 693
Lidia Chruszczewska
Warszawa Ursynów
0-607 274 383
[email protected]
Piotr Skorko
Warszawa Włochy
0-506 979 978
Waldemar Cieśluk
Warszawa Wola
0-604 913 577
Ewa Zalewska
Warszawa Żoliborz, Bielany
0 (prefiks) 22/633 44 88
Waldemar Cyranowicz
Ciechanów
0 (prefiks) 23/671 35 20
Sławomir Brukwicki
Góra Kalwaria,
0-603 604 686
Warka, Grójec Jan Burakowski
Mińsk Mazowiecki
0-608 25 62 56
Dariusz Odrowski
Ostrołęka
0 (prefiks) 29/764 36 96
Stanisław Wiśniewski
Otwock
0-607 58 44 87
Izabela Jaszczurowska
Piaseczno
0-691 636 829
Krystyna Laskowska
Pruszków
0-600 248 875
Grodzisk Mazowiecki Marek Motyka
Radom
0-603 196 411
Zdzisław Baran
Siedlce
0-606 153 691
Sylwester Sionek
Płock – Sochaczew
0-601 942 662
Paweł Pietrzyk
Wołomin – Ząbki
0-609 088 504
Maria Skobieńska
Wyszków
0-692-552-719
Marian Kozak 0-602 701 944
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
LISTY Plebania dla bezdomnych Sytuacja mieszkaniowa w większości miast polskich jest dramatyczna. Z jednej strony nowe budynki dla bogatych, a z drugiej walące się rudery, altany, poddasza i kanały dla bezdomnych. Z jednej strony 100 a nawet 200 m kw. powierzchni mieszkalnej na 1 osobę, a z drugiej strony np. rodzina 5-osobowa na 19 m kw. poddasza. Rodzi się pytanie: czy bezdomnym nie można pomóc, nie można znaleźć dla nich jakiegokolwiek lokum? Mam pewną propozycję, która w znaczny sposób rozwiązałaby powstałą sytuację. Otóż, gdy religie przenoszono z sal katechetycznych do szkół, przestały one pełnić swoje funkcje. A więc, Drodzy nasi, zatroskani o boże owieczki Duszpasterze, stwórzcie warunki do zamieszkania w salkach katechetycznych tym biednym, pozbawionym dachu nad głową rodzinom. Henryk F., Bydgoszcz
Skąd ta zawiść? Mam na imię Małgosia. Jestem szesnastoletnią gimnazjalistką ze wsi w województwie lubelskim. Pół żartem, pół serio mogę powiedzieć, że jestem prosemitką. Odkąd pamiętam, musiałam wysłuchiwać opowieści babci, jak to Polakom było źle podczas wojny, oczywiście przez Żydów. Wszystkie jej wypowiedzi były przesycone nienawiścią do tej rasy. Z wrodzonej przekory zainteresowałam się tym tematem. Od jakiegoś czasu poważnie interesuję się kulturą żydowską. Nie rozumiem ślepej zawiści Polaków, którzy najchętniej pracowaliby przez pół dnia w tygodniu, a święta państwowe i kościelne urządzaliby dziesięć razy w miesiącu (nie częściej – w końcu trzeba mieć dni wolne od... kaca). Naród żydowski jest pracowity. Żydzi umieją dbać o swoje interesy. Zamiast kopać rowy, wolą je wytyczać. A że Polska to kraj kwitnących buraków, to już nie Żydów wina. Artykuły w „FiM” dotyczące Żydów (np. „Bliski nam Wschód”, „Bubel polski”) po prostu mnie wzruszyły. Popieram Was całym sercem i gorąco kibicuję w sprawie Bubla! Poruszył mnie również artykuł na temat religii w szkołach. Jestem ofiarą nieudolnej reformy oświaty, więc trochę o tym wiem. Prawie codziennie mam po 7 lekcji. Do domu wracam około godz. 16 i zaraz siadam do sterty podręczników, bo program
nauczania jest bardzo przeładowany. Przez dwa dni tygodniowo nie musiałoby tak być. Nie musiałoby, gdyby nie lekcje religii. Z tych teoretycznie nieobowiązkowych zajęć nie wypisałam się z dwóch powodów. Po pierwsze, w Katolandzie bardzo trudno jest być „innym”. Nikt nie chce być wytykany palcem za niechodzenie na religię, szczególnie gdy w szkole są dwie takie osoby. Po drugie, religia może i jest nieobowiązkowa, ale lekcje odbywają się w środku szkolnego dnia. I tak nie mogłabym pojechać do domu; miałabym jedynie „okienko”, godzinę wolną. A tak – przynajmniej siedzę w klasie.
LISTY OD CZYTELNIKÓW zainteresowani mogą opracować własne koncepcje i przesłać pod podany adres, wypowiadając się na wiele tematów, w tym m.in.: – czym powinni charakteryzować się nowoczesny Polak – Polka i rodzina, kim powinni być i jak postępować w życiu społecznym i rodzinnym, aby współtworzyć aktywne nowoczesne społeczeństwo obywatelskie, – jaka powinna być nowoczesna Polska w życiu gospodarczym, społecznym i rodzinnym: świecka czy klerykalna, rządzona demokratycznie i obywatelsko czy totalitarnie przez Kościół katolicki (jak to jest obecnie),
I kolejny raz potwierdza się, że ważniejszy dla sprawujących władzę ugrupowań politycznych jest interes partii i ich elit niż dobro społeczeństwa i kraju. Schlebianie przez nich klerowi kosztem społeczeństwa jest odrażające. Dlatego koniecznością jest uchwalenie większościowej ordynacji wyborczej do Sejmu i zmiana Konstytucji RP w tym zakresie. Rzecz jednak w tym, że obecnie nie ma kto tego zrobić. Społeczeństwo jest w tym zakresie niedoinformowane, a rady programowe publicznych mediów są zakamuflowane formą cenzury prewencyjnej. Kapitał zagraniczny, który już wykupił część mediów publicznych i banków, realizuje swoje interesy. Dlatego też założenia programowe Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA są tym bardziej aktualne. Stefan Zbylut, Jasło
Jeśli płacimy za księży
Karygodny wydaje mi się fakt pobierania pensji przez katechetów. Małgorzata Lipska Różanka
Co z nowoczesnością Polski? Polakom potrzebne jest nowoczesne państwo i nowoczesna rodzina oraz nowoczesne, aktywne społeczeństwo obywatelskie. Do tej pory takiej wizji nie opracował żaden rząd ani żadna partia. Nikt też nie mówi, jakimi powinni być nowoczesny Polak – Polka. Jedynie Kościół katolicki mówi i działa otwarcie, by każdy Polak – Polka byli katolikami, a Polska i rodzina – katolickie, kształtowane na wzorach średniowiecza. Wizję – program kształtowania nowoczesnego Polaka – Polki, rodziny, aktywnego społeczeństwa obywatelskiego, nowoczesnej i świeckiej Polski – podjęła się opracować Rada Krajowa Stowarzyszenia „Ruch na rzecz Nowoczesnej Polski, Rodziny i Społeczeństwa Obywatelskiego” z siedzibą w Koninie(62-510 Konin, ul. Karłowicza 1/46, tel. 0-prefix 63 242-04-74), któremu przewodniczy mgr Roman Sobczak. Po opracowaniu dokument ten zostanie przekazany do realizacji władzom państwowym. Aby wizja ta i program uwzględniały poglądy i oczekiwania postępowych Polaków, wszyscy
– jakie wartości moralne powinny decydować w życiu Polaków i Państwa, ogólnoludzkie – humanistyczne czy katolickie, opierające się na „demokracji” konfesyjnej, – jacy ludzie powinni być typowani i wybierani na prezydenta i premiera RP, na posłów i senatorów, na wojewodów, starostów, prezydentów miast, burmistrzów i wójtów oraz radnych samorządów. Pytań i odpowiedzi, i koncepcji może być wiele. Postępowi Polacy mówią powszechnie, że nowoczesna Polska powinna być świecka, rządzona i kształtowana przez postępowe społeczeństwo lewicowo-centrowe, a nie przez wsteczną prawicę i tylko przez ludzi kierujących się wysoką wiedzą o świecie i ludzkim życiu. Ta wiedza powinna być dziś upowszechniona we wszystkich szkołach i uczelniach, czego nie realizuje się obecnie. Nauka religii w szkołach powinna być zastąpiona etyką. Upowszechnianie religii powinno odbywać się tylko w kościołach i placówkach przykościelnych. Roman Sobczak, Konin
Jeżeli nasz rząd stać na płacenie ZUS i innych świadczeń ponad 30 tysiącom przedstawicieli obcego, bardzo bogatego państwa, to powinien płacić i bezrobotnym. Ja mam syna bez pracy i też chciałabym, żeby jemu wypłacano te świadczenia. H. Szymańska
Obmacywał i ślinił Mam 60 lat. W szkole podstawowej i średniej byłem ministrantem. W wieku około 11–12 lat byłem obmacywany i śliniony przez księdza dr. Skwarczewskiego. Wtedy myślałem, że on mnie lubi, ale
6 i 7 lipca „Fakty i Mity” zawitają na DNI MORZA W Szczecinie znajdą nas Państwo w godz. 12–19 na Wałach Chrobrego – naprzeciwko Wyższej Szkoły Morskiej. Posiadacze kuponu lub gazety z kuponem otrzymają fantastyczne koszulki.
Kupon Szczecin
19
innych to on też tak lubił. Powiedziałem mamie, a ona na to, że brak mu gosposi... Unikałem odtąd księdza, ale zaraz go przenieśli. E. Sz., Janowice
Kruchtowi złodzieje Rzecz miała miejsce na początku lat 90. w parafii Chrystusa Króla w Łodzi na Retkini w trakcie mojego bierzmowania. Mszę prowadził sam biskup. „Jego Wielebność” po zakończeniu kazania głównego – utrzymanego w duchu wiary – zaczął łajać – niezgodnie z duchem owej wiary – osoby starsze przebywające wówczas w kościele. Było to o tyle oburzające, że większość tych osób należała do kółka różańcowego, które bardzo dzielnie pomagało księżom w sprzątaniu kościoła, przyczyniło się do zbierania funduszy na budowę domu parafialnego itp. A tymczasem „Jego Wielebność” oskarżył tych właśnie ludzi o powtarzające się na placu budowy kradzieże. Twierdził , że właśnie oni wynoszą cegły i siatkę w celu ogrodzenia własnych działek. Pod koniec przemówienia biskupa kościół wyludnił się, a jego samego nigdy więcej nie widziałam w swej parafii. Kamila Janas
OGŁOSZENIA PARAFIALNE Nowo powstały Kościół Biblijno-Chrześcijański Jezusa Chrystusa Miłosiernego w RP jest wspólnotą tolerancji i szacunku względem każdego człowieka. Pragniemy żyć według zasad Pisma Świętego, będąc duchownymi, którzy pracują na swoje utrzymanie, nie mają obowiązku celibatu, zbierania tacy i wykonywania innych sprzecznych ze zdrową nauką czynów. W kościele są duchowni diecezjalni i bracia zakonni; pragniemy pomóc skrzywdzonym powołaniom kapłańskim i zakonnym (męskim i żeńskim). Bliższe informacje można uzyskać, pisząc pod adresem: ks. Mirosław P. Salwowski, skr. poczt. 69, ul. Jagiellońska 6, 85-950 Bydgoszcz.
UWAGA! WIELKI KONKURS „FAKTÓW I MITÓW” cd. Własny interes Sprawująca obecnie władzę koalicja SLD-UP z PSL nie realizuje wiele z deklarowanego przed wyborami programu. To są już fakty powszechnie znane. Elektorat wyborczy wpadł w kolejną pułapkę.
PODARUJEMY WAM WEEKEND WAKACJI Kupon konkursowy nr 7 Imię i nazwisko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dokładny adres . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pytanie: Ile forsy bielscy radni dali Kościołowi w latach 1998–2002? Odpowiedź: . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dane osobowe wyłącznie do wiadomości wydawcy, zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych DzU nr 133 poz. 833
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 630-72-33, 639-85-41; Redaktorzy: Adam Cioch, Dariusz Jan Mikus, Jarosław Rudzki, Janusz Wrubel; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska – tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2002 r. Cena prenumeraty – 28.60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 5 września na czwarty kwartał 2002 r. Cena prenumeraty – 28.60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 września na czwarty kwartał 2002 r. Cena 28.60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90–103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493–330000–199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
Nr 27 (122) 5 – 11 VII 2002 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Kompleks
CZARNO NA BIAŁYM
Wibrator
Rys. Tomasz Kapuściński
W Łodzi otwarto samoobsługowy sex-shop. My tam chodzić nie będziemy, bo mamy kompleks. Nasz kompleks ta dziewoja dzierży w rączkach... Fot. P. Zimowski
O szopach wiem niewiele. W zasadzie tylko to, że one są pracze, czyli że piorą – jak bracia Kiemlicze (ociec, prać?). Co z tego mają, że piorą, tego już nie pamiętam ze szkoły. Może w ogóle nie byłem na tej lekcji. Obserwuję jednak, że od kilku lat szopy w naszym kraju niebywale się rozmnożyły i stały się nadzwyczaj seksi. Seks szopa można odnaleźć w każdej – zapyziałej nawet – pipidówie, a w większych miastach jest ich po kilka. Wszystko w katolickim kraju, przedmurzu chrześcijaństwa, ukochanej córce Kościoła itd. Zgroza! Wiedz, Drogi Czytelniku, że za przeczytanie każdego słowa od tego miejsca niniejszego felietonu ksiądz dobrodziej każe Ci odpokutować trzema zdrowaśkami. Masz to gdzieś? No to lećmy... Co można nabyć w seks szopie? Lalki dmuchane do dmuchania, kasety sprośne do dmuchania, prezerwatywy najwymyślniejsze do dmuchania i wszelkie inne akcesoria stworzone przez człowieka dla człowieka do dmuchania. Zaciekłymi wrogami dmuchania dla samego dmuchania są księża, bowiem według nich każde dmuchanie powinno skończyć się stopniowym, dziewięciomiesięcznym nadmuchiwaniem aż do wielkiego BANG, a później prania, tyle że pieluch.
Jednak dmuchające na zimne, polskie, katolickie społeczeństwo odwiedza tłumnie seks szopy i nabywa tamże kondomy. Wszystko w myśl elementarnej zasady stworzonej przez pewną zakonnicę, która zakładając prezerwatywę na świecę, rzekła odkrywczo: strzeżonego Pan Bóg strzeże. Owa niechęć księży do seks szopów jest jednak – jak się wydaje – jedynie fasadowa, bo i oni te przybytki grzechu odwiedzają nader chętnie, choć konspiracyjnie. Znam osobiście pewnego zamożnego właściciela sieci „różowych sklepików”, który właściwie zrozumiał zasadę „frontem do klienta” i zorganizował dystrybucję erotycznych gadżetów wprost do domu kupującego – jakby to była, za przeproszeniem, pizza jakaś. Otóż ów pan przysięgał w rozmowie ze mną, że w katalogu stałych odbiorców ma 17 księży. Rzecz cała wydała mi się absurdalna: ksiądz kupujący erotyczne zabawki? Niemożliwe! Ofuknąłem więc mojego rozmówcę i w opublikowanym z nim kilka lat temu wywiadzie nawet nie zamieściłem
owego passusu jako zbyt nieprawdopodobnego. Dalej tak zresztą uważam. I nie przekonała mnie nawet informacja z pewnego miasteczka Polski północno-zachodniej, iż tamtejszy proboszcz trafił do szpitala z wibratorem tkwiącym głęboko w tylnym otworze ciała (rzecz całą postaramy się wkrótce opisać dokładniej). Przekonany jestem, że dobrodziej udał się do seks szopu w celu wytłumaczenia jego właścicielowi niestosowności handlu obrzydlistwem. Zapewne w ferworze dyskusji nieszczęśnik potknął się i z impetem usiadł na półce eksponującej to świństwo. Pech chciał, że „centralnie” natrafił na pokaźnych rozmiarów wibrator. Tak musiało być. Nie ma wątpliwości. I tylko jedno mnie zastanawia. To mianowicie, dlaczego sztuczny penis działał cały czas w środku, a nawet jeszcze po operacyjnym wyjęciu go z kiszki stolcowej. Jak, do cholery, sam się TAM włączył? Chciałbym się też dowiedzieć dwóch rzeczy: po pierwsze, która firma produkuje tak znakomite baterie, i po drugie, dlaczego dyrektor szpitala zabronił personelowi (pod karą wywalenia na zbity pysk) rozmawiać z kimkolwiek o zajściu. MarS