S P i S EK PRZECIW IN VITRO Â Str. 9, 26
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 27 (644) 12 LIPCA 2012 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Dwa sanktuaria pod tym samym wezwaniem Matki Boskiej Bolesnej Królowej Polski konkurują w wyścigu o najbrzydsze miejsce na ziemi. Ostatnio maszkary w Licheniu wyraźnie przebił Kałków ze swoim zamczyskiem – Golgotą cierpiącego Narodu Polskiego – gipsowymi orłami i betonową repliką Tu-154M. Brytyjski dziennik „Daily Mail” nazwał to dzieło najbardziej przerażającym pomnikiem w dziejach… Â Str. 14-15
 Str. 8
 Str. 12
ISSN 1509-460X
 Str. 3
2
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Narodowy Fundusz Zdrowia nęka lekarzy, a lekarze – na szczęście nieliczni – nękają pacjentów. Wypisują recepty na 100 proc. odpłatności, bez ubezpieczenia. A może te wszystkie plagi medyczne zrzucić na Arłukowicza, zdymisjonować go i znaleźć kogoś, kto będzie znał się na zarządzaniu służbą zdrowia? Rząd pod hasłem wprowadzenia ulg prorodzinnych kombinuje tak, aby nie wydać ani złotówki więcej – prawa do ulgi podatkowej na jedno dziecko nie będą miały osoby najzamożniejsze, za to na hojne odpisy załapią się rodziny wielodzietne, o ile osiągną odpowiednie dochody. Tym sposobem kasa nie popłynie do naprawdę najbiedniejszych, ale m.in. do zamożnych wielodzietnych katolików (w tym polityków) z Opus Dei i PiS. „Euro miało być skokiem cywilizacyjnym, a skończyło się pod każdym względem klęską” – oświadczył Jarosław Kaczyński podczas specjalnie zwołanej w tej sprawie konferencji prasowej. Cóż… Ze smutkiem, ale i pewną dozą przerażenia trzeba skonstatować, że człowiek, który o mały włos nie został prezydentem Polski, żyje w jakimś Matriksie zaludnionym przez demony własnej wyobraźni, przez koty i inne Błaszczaki. Znany jest nareszcie powód, dlaczego nasi piłkarze nawet nie wyszli z grupy Euro 2012, nie mówiąc już o większych sukcesach. Otóż stało się tak, bo przed każdym kolejnym meczem nie mieli mszy świętej, żaden z ich nie odmówił różańca, nawet nie chciało im się uroczyście zawierzyć Bogu siebie i drużyny! Jeden Tytoń próbował przebłagać Stwórcę, no ale co on sam może? Tak powody klęski kadry Smudy objaśnił w niedzielnym kazaniu słynny Natanek, ksiądz Natanek. Nawet ultraprawicowe środowiska przyznają po cichu, że jeszcze kilka takich pomysłów Kaczora jak ten z więzieniem za in vitro, a poparcie dla PiS spadnie poniżej 15 proc. Prawicowe portale przeprowadziły sondaż wśród swojaków (!) na temat ustawy zabraniającej sztucznego zapłodnienia. Jego wynik: 95 proc. Polaków katolików wybrało opcję ankiety brzmiącą: „To absurd, ta metoda daje nadzieję bezdzietnym”. Na świecie urodziło się właśnie 5-milionowe dziecko z probówki. Gdyby wszędzie obowiązywało zaproponowane przez PiS prawo, to setki tysięcy lekarzy siedziałoby w więzieniach. Ruch Palikota postanowił w okresie wakacyjnym udać się ze specjalnymi przyczepami kempingowymi do 160 miejscowości w całym kraju, aby spotykać się z ludźmi. Na tę rozpoczętą już akcję zareagował m.in. poseł PiS Stanisław Pięta i wezwał do „narodowej deratyzacji” i „oczyszczania Polski z lewackiej hołoty”, czyli do atakowania przyczep. Pięta jest znany z chamstwa; wyznał kiedyś, że marzy mu się politykowanie za pomocą pistoletu. Cóż, nieodrodny syn swojego zabójczego Kościoła. „Zaledwie” 2 proc. Polaków deklaruje, że przestało chodzić do kościoła w wyniku antyklerykalnej działalności Ruchu Palikota, pism w rodzaju „Faktów i Mitów” i innych ateistycznych akcji – cieszy się Instytut Statystyki Krk. Nawet jeśli wierzyć ISK, to – dobry Boże! – ZALEDWIE 2 PROCENT? Toż to 760 tysięcy dorosłych ludzi! Jak się Instytut zgodzi, to możemy Instytutowi nawet buzi dać za tę wiadomość. Ostatnie wyniki badań ww. Instytutu, wskazujące na stale malejącą liczbę wiernych, bp Pieronek skomentował tak: „Lepiej, żeby w Kościele było mniej ludzi, ale bardziej wartościowych”. No pewnie, może więc doczekamy czasu, że w Krk będzie tylko Pieronek, Głódź, Dziwisz, redaktorzy Pospieszalski z Terlikowskim, no i może jeszcze paru milionerów. „Platforma jak PZPR”, „Palikot do więzienia”, „Smoleńsk jak Poznań”, „Norymberga dla Putina”, „Zdrajcy, zdrajcy, zdrajcy!” – takimi „patriotycznymi” transparentami i okrzykami „prawdziwi” Polacy uczcili obchody rocznicy rozjechanego przez czołgi poznańskiego Czerwca ’56. Poza tym wszyscy zdrowi. Jan Tomaszewski, niegdysiejszy bramkarz, a obecnie poseł PiS (ach ta ewolucja!), odszedł z Klubu Wybitnego Reprezentanta Polski. Odejściem uprzedził wyrzucenie go na zbity pysk za słowa, że się wstydzi, iż kiedyś grał z orłem na piersi. Po jego wypowiedzi, że „w kadrze powinni grać wyłącznie »prawdziwi« Polacy, a nie jakieś znajdy”, też się wstydzimy. Kempa Beata przeprosiła, że poręczyła za kibola – bandziora Starucha – i „ma nadzieję, że sąd surowo go ukarze”. Od momentu, gdy Kempa żądała zwolnienia „patrioty i prawdziwego Polaka” z aresztu, żadna nowa wieść o przestępczych wyczynach bandziora nie napłynęła. Co się Kempie stało? Nagły atak przyzwoitości? Skąd! Po prostu po takich i podobnych numerach ziobrystów popiera już cały 1 procent Polaków. Czy naprawdę chcemy żyć w kraju, w którym lekcję religii ruguje się ze szkół, a krzyż usuwa z przestrzeni publicznej? – zapytał retorycznie podczas niedzielnego kazania biskup Piotr Libera. Ponieważ zapytał grzecznie, więc my równie grzecznie odpowiadamy: Tak, chcemy! Bardzo!!! Profesor Jan Hartman ironizuje na swoim blogu, że zamiast stawiać setki kolejnych pomników JPII (600 już jest) oraz nazywać następne szkoły, place i ulice imieniem papieża Polaka, można by oszczędniej nazwać nasz cały kraj Rzeczpospolitą Polską imienia św. Jana Pawła II i cały problem załatwiłby się kompleksowo. Boimy się takich pomysłów. A nuż bloga prof. Hartmana czyta na przykład Dziwisz i dozna olśnienia?
Non possumus Z
ajmowanie się w polskim parlamencie demaskowaniem przejawów państwa wyznaniowego to orka na ugorze. Odpowiadam w Klubie RP za relacje państwo–Kościół, czyli za walkę z klerykalizacją. Jest to walka narodowo-wyzwoleńcza. Przekonuje mnie o tym każdy dzień pracy w Sejmie i w redakcji „FiM”. Jak to się mówi – gdzie nie ruszysz, tam śmierdzi. Ja sam, moi dziennikarze i koledzy posłowie z Klubu ciągle odkrywamy nowe przykłady bezczelnej ekspansji hierarchów i świeckich klerykałów. Przeraża nas strach, głupota, a najczęściej – zwyczajna zdrada interesów narodowych, jakiej dopuszczają się urzędnicy państwowi i samorządowi. Podczas każdej sesji Sejmu organizuję 2–3 konferencje prasowe, podczas których wytykam nowe skandale i nowe nadużycia. Dziennikarze, owszem, przychodzą, a co się potem z tego ukazuje w mediach? Niewiele lub zgoła nic. Czy to dla dyrektorów programowych i właścicieli stacji prawda nazbyt ostra? Za bardzo porażająca? Coś jak film erotyczny przed dobranocką? Fakty dowodzą, że to prawda po prostu niewygodna na drodze do kariery czy utrzymania stołka. Wszyscy pamiętają martyrologię dziennikarza, który porównał papieża do „prowincjonalnego wikarego”. A tu przecież nie chodzi o jeden epitet, ale demaskowanie systemowego ograbiania polskiego narodu z miliardów złotych. Oto przykład z ostatniego posiedzenia, tj. poprzedniej środy: http://youtu.be/-wCyANFCIcU. Konferencja prowadzona przez posła Armanda Ryfińskiego i przeze mnie trwała ponad pół godziny. Zacząłem od niezwykle bulwersujących informacji dotyczących obronionego przez klerykałów Funduszu Kościelnego, a zupełnie nieznanych opinii publicznej. Dowodziłem, że rząd nie wie, na co przeznacza ogromne pieniądze podatników: za ilu duchownych, jakich kościołów opłaca składki na ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne. Jeden z dowodów: 17 maja 2011 roku Tomasz Siemoniak, ówczesny sekretarz stanu w byłym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, w odpowiedzi na interpelację poselską oświadczył: „Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji nie posiada danych, na podstawie których można byłoby ustalić, jaka liczba duchownych poszczególnych wyznań korzysta z powyższych składek”. Wiemy w „FiM”, że wszelkiej maści osób duchownych jest w Polsce 54 105. Około 50 tys. to urzędnicy watykańscy. Dla porównania: biskup Starokatolickiego Kościoła Mariawitów oświadczył, że w ciągu ostatnich lat tylko pięciu spośród 26 jego duchownych korzystało z Funduszu Kościelnego. Tymczasem biskupi Krk ciągle nawijają makaron na uszy, że ich podopieczni „tylko w części partycypują w Funduszu”. Nigdy nie mówią przy tym o sobie… I nie bez powodu! Biskupi rzymskokatoliccy to bowiem najlepiej zarabiająca grupa społeczna w Polsce, zwolniona z jakiejkolwiek daniny na rzecz państwa. Ich średni dochód miesięczny w ujęciu rocznym wynosi ok. 100 tys. zł („FiM” 2/2011) Tylko ci zatrudnieni na państwowych uczelniach w charakterze wykładowców płacą podatek od tego śmiesznego dla nich dochodu. Większość operuje zupełnie w szarej strefie i nie płaci NIC – ani symbolicznego ryczałtu, jaki płacą księża na parafiach, ani też zwykłego PIT, gdyż – jak sami oświadczają – kurie nie zawierają z nimi umów o pracę. Należy sądzić, że za tych milionerów wszelkie składki opłaca również Fundusz Kościelny, ale to już wielka tajemnica wiary. Podobną niewiadomą – o czym również mówiłem na konferencji
– jest to, czy nie dochodzi przypadkiem (wbrew ustawie o systemie ubezpieczeń społecznych) do podwójnego opłacania przez budżet państwa składek emerytalnych i rentowych za duchownych – raz za pośrednictwem Funduszu Kościelnego, a po raz drugi – przez państwową szkołę w związku z pracą katechety lub kapelana. Takie działanie podnosiłoby duchownym podstawę przyszłej emerytury. Ale znani z pobłażliwości (sic!) urzędnicy skarbowi i ci z ZUS mają to wszystko w nosie. Podobnie jak to, że duchowni korzystają także z pośredniego wsparcia budżetu państwa i samorządów na opłacenie swoich składek. Środki publiczne są bowiem przeznaczane na pokrycie kosztów funkcjonowania prowadzonych przez Kościół placówek (płatnych) typu: przedszkola, szkoły, szpitale, domy opieki, hospicja, uczelnie wyższe. Pracuje w nich co najmniej 6207 sióstr zakonnych, 700 braci zakonnych i kilkuset księży. Budżet państwa płaci także składkę zdrowotną za duchownych podejmujących studia na publicznych i prywatnych uczelniach (łącznie z kościelnymi). Jak już zaznaczyłem – nas, badaczy tych niezliczonych, niczym nieuzasadnionych nadużyć i przywilejów, ciągle zaskakuje ponadnaturalna (cudowna?) wręcz gorliwość urzędasów „przebogatego” polskiego państwa w wynajdowaniu wszelkich możliwych sposobów dogadzania klerowi. Na przykład uchwałą z 13.06.2001 r. Sąd Najwyższy Izba Administracyjna Pracy i Ubezpieczeń Społecznych uznał, że nauczanie religii prowadzone w punkcie katechetycznym przed wprowadzeniem religii do szkół w 1989 roku jest równoważne z pracą nauczyciela w szkole publicznej. Okres ten więc wlicza się do stażu pracy obecnych księży katechetów, czyli uprawnia ich do wcześniejszych świadczeń emerytalnych, dodatku za wysługę lat oraz nagrody jubileuszowej. Takich uprawnień nie mają nawet nauczyciele w szkołach koranicznych! Mówiliśmy też o innych przejawach państwa wyznaniowego. Armand na przykład zestawił ze sobą dwa najnowsze skandaliczne wyroki sądowe – „zawiasy” dla księdza molestanta z miejscowości Mała i odszkodowanie dla jego ofiar (po 600 zł!), a z drugiej strony – skazanie Dody na prace społeczne i 6 tys. zł grzywny za to, że pan Ryszard Nowak – tropiciel sekt – wraz z senatorem Kogutem poczuli się obrażeni rzekomym obrażeniem przez piosenkarkę autorów Biblii, których nawet nie było na sali… Na koniec konferencji oznajmiłem, że wobec tak licznych nadużyć, przypadków łamania prawa i wielkiej, antypolskiej ofensywy sił klerykalnych powołuję do życia (i do walki!) Zespół Parlamentarny ds. Świeckiego Państwa. Dziennikarze nagrywali, rejestrowali, a nawet zadali dwa pytania. I tyle. Gdyby nasza konferencja nie dotyczyła przywilejów księży i Krk, tylko na przykład banków i bankowców – byłaby chryja na całą Polskę. A tak – cisza. Poza Superstacją, która wie, co to rzetelna informacja, po południu były tylko krótkie wzmianki w TVP Info i TVN24 o powstaniu nowego Zespołu w Sejmie i fragment mojej wypowiedzi z tym związanej. Ale zapewniam, że wkrótce będzie o nas głośno. Bo my, panowie biskupi, też non possumus! Za tydzień napiszę o nowym Zespole i o naszej ofensywie. JONASZ PS Ponieważ bezczelne kłamstwo „Rzeczpospolitej”, jakobym był agentem SB, nie zdechło, lecz tu i ówdzie pokutuje, zmuszony byłem wszcząć procedurę autolustracji.
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
N
asze szczególne zainteresowanie Służbą Kontrwywiadu Wojskowego jest pochodną (nie)sławy Antoniego Macierewicza, twórcy i pierwszego szefa tej formacji (w okresie październik 2006 – listopad 2007), oraz jego aktywności wyrażającej się m.in. w nieuleczalnym nękaniu prokuratury (przy okazji także mediów) zawiadomieniami o przestępstwach, a nawet publicznym ujawnianiu nazwisk „podejrzanych” żołnierzy lub funkcjonariuszy operacyjnych. Poszukując odpowiedzi na retoryczne w gruncie rzeczy pytanie, skąd czołowy śledczy PiS zna różne aktualności z wnętrza tylko tej jednej specsłużby, wzięliśmy tym razem pod lupę kilku panów oficerów mających Macierewiczowi coś do zawdzięczenia. Okazało się, że on wcale nie jest taki szalony, na jakiego wygląda... ~ ~ ~ Służbą Kontrwywiadu Wojskowego dowodzi namaszczony przez PO gen. bryg. Janusz Nosek, ale realną władzę nad jednostkami „liniowymi” sprawują jego trzej zastępcy, spośród których najdłuższy staż i największe wpływy ma płk Maciej Urbański. Na temat Noska można się wiele i łatwo dowiedzieć, choćby z Wikipedii. Urbański ma tylko nazwisko na oficjalnej stronie internetowej SKW. A szkoda, bo jego kariera jest znakomitą ilustracją polityki (niekoniecznie kadrowej) w służbach specjalnych III i IV RP. Popatrzmy... Ten dyplomowany rolnik zaliczył u schyłku Peerelu krótki polityczny flirt ze Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym (satelita PZPR), a później był w Poznaniu „numerem jeden” Konfederacji Polski Niepodległej. Z jej ramienia objął przewodnictwo komisji weryfikującej funkcjonariuszy rozwiązanej Służby Bezpieczeństwa oraz zdobył mandat radnego miejskiego w kadencji 1990–1994. Po wstąpieniu do Urzędu Ochrony Państwa błyskawicznie awansował i dzięki wparciu Macierewicza (wówczas minister spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego) został w 1992 roku szefem Delegatury UOP w Poznaniu. Mimo spektakularnego upadku patrona utrzymał się na posadzie w okresie trzech kolejnych premierów, a wypadł na chwilę z gry dopiero u schyłku Włodzimierza Cimoszewicza, kiedy to 1 maja 1997 roku ówczesny szef UOP Andrzej Kapkowski, pozostawiając Urbańskiego w służbie, odwołał go ze stanowiska za „błędy w kierowaniu Delegaturą”. Zaraz po zwycięstwie Akcji Wyborczej Solidarność (październik 1997 roku) wrócił do łask i zaraz trafił na sam szczyt. Dostał w centrali UOP posadę dyrektora Biura Kadr i Szkolenia, czyli stanowisko kluczowe z punktu widzenia politycznych nadzorców, a fascynujące dla amatorów rozdawania kart, bo przecież nie jest tajemnicą, że teczki personalne są lekturą wartą każdych pieniędzy.
Gdy Urbański już sobie poczytał, z dniem 1 czerwca 1998 roku wrócił za biurko szefa poznańskiej Delegatury, zaś w listopadzie, na otarcie łez za wszystkie dotychczasowe przykrości i z okazji Święta Niepodległości, dostał – na wniosek swojego kolegi Zbigniewa Nowka, pełniącego akurat funkcję kolejnego szefa UOP – Złoty Krzyż Zasługi za „wzorowe pełnienie służby”. Pod jego rządami doszło w Poznaniu do największego chyba skandalu w historii UOP. Oto na przełomie 2001 i 2002 roku w Delegaturze
GORĄCY TEMAT Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej w Poznaniu. – Podczas pewnej imprezy opowiadał, że tylko formalnie był poza Agencją i prowadził wówczas „pod przykryciem” wykłady na jednej z poznańskich uczelni. Chlubił się statusem niezatapialnego w służbach specjalnych. Bardzo mizerne umiejętności merytoryczne zręcznie rekompensuje gierkami kadrowymi, w których wręcz się lubuje – tak charakteryzuje kolegę oficer z ABW. Urbańskiego odkurzył w 2006 roku Macierewicz. Okazało się, że
Warszawy na stanowisko swojego zastępcy. Za jakież to dokonania? – Najbardziej sensownym wytłumaczeniem jest ich stara, niemalże „rodzinna” znajomość z czasów UOP-ABW. W służbach koleżeńskie układy są czasem ważniejsze niż kompetencje. Reszka mógł również kalkulować, że utrzyma się dłużej niż te trzy miesiące, i chciał mieć jednego człowieka, poprzez którego skanalizuje wpływy Antka zamiast kilkuset „dłużników wdzięczności” rozproszonych po różnych jednostkach – tłumaczy oficer.
Cichoczarni przeprowadzono kontrolę komputerów służbowych funkcjonariuszy. Chodziło o sposób wykorzystywania przez nich internetu. Wynik był
nie zapomniał o swoim dawnym protegowanym i powołał go od razu na stanowisko dyrektora Inspektoratu SKW w Poznaniu. Czy można
O instytucjach zajmujących się wywiadem i kontrwywiadem statystyczny obywatel wie jedynie tyle, że istnieją. Tak zresztą być powinno. Niechlubny wyjątek stanowi Służba Kontrwywiadu Wojskowego. zaskakujący. Okazało się, że sprzęt zainstalowany w gabinecie kapitana K.M., zastępcy Urbańskiego, wykorzystywano do ściągania z sieci zdjęć oraz filmów „o charakterze pornograficznym, poruszającym aspekty pedofilii i zoofilii” (tak określili to w sprawozdaniu kontrolerzy). Nagie dzieci, kopulujące z ludźmi psy... Co ciekawe, ktoś zabawiał się oglądaniem tego paskudztwa permanentnie – zdaniem specjalistów informatyków – „przez znaczną część dnia pracy”. Na marginesie odnotujmy, że K.M. włos z głowy nie spadł (według naszych informatorów kolekcja porno była prawdopodobnie prowokacją – efektem wewnętrznej rywalizacji o wpływy i stołki), bo po przekształceniu UOP w Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego (maj–czerwiec 2002) awansował do Warszawy. Zajmował tam różne gabinety, by ostatecznie zakończyć karierę na stanowisku szefa Delegatury ABW w Poznaniu. Niedawno odszedł ze służby na emeryturę (w wieku 50 l.) i jest obecnie członkiem zarządu pewnej spółki działającej w branży ciepłowniczej oraz zasiada w radzie nadzorczej innej (zbieranie i przerób śmieci, roboty kanalizacyjne). Tymczasem Urbańskiemu afera z K.M. odbiła się czkawką (z tą prowokacją było najwyraźniej coś na rzeczy...), bo już w lipcu 2002 roku szef ABW Andrzej Barcikowski spuścił go do „rezerwy kadrowej”. Nie mamy pewności, czy pozostał – jak to się często praktykuje – na tzw. niejawnym etacie, w każdym razie krzywdy mu nie zrobili, powierzając funkcję wiceprezesa
z tego wyprowadzić wniosek o łączącej obu panów silnej więzi zaufania oraz zobowiązań? – Zdecydowanie tak, bo również Urbański wyróżniał się patologiczną
Gdy Reszka zmagał się z ostrymi atakami prawicowych mediów zarzucających mu czystki kadrowe i „szukanie haków” na kadrę powołaną pod rządami PiS („Tam są podejmowane różnorodne działania wobec młodych ludzi, którzy tworzą kadrę SKW. Chce się tych ludzi po prostu złamać. Wywrzeć taką presję, aby przerażeni i zastraszeni oskarżali siebie nawzajem czy też mnie” – łkał Macierewicz w gazecie o. Rydzyka), Urbański umacniał swoją pozycję, ściągając z Poznania na kierownicze stanowiska drużynę najbardziej zaufanych współpracowników.
Gen. Nosek (z lewej) i szef żandarmerii gen. Mirosław Rozmus
awersją do ludzi z rozwiązanych Wojskowych Służb Informacyjnych. Nasz Inspektorat był jedynym w kraju, gdzie nie znalazł dla siebie miejsca żaden pozytywnie zweryfikowany żołnierz. Nawiasem mówiąc, był też najniżej ocenianym spośród terenowych jednostek SKW pod względem osiągnięć w pracy operacyjnej i taka ocena utrzymuje się, niestety, do dnia dzisiejszego – ubolewa kontrwywiadowca z Poznania. Gdy wydawało się, że po wykopaniu Macierewicza z SKW jego pupil zostanie odsunięty na boczny tor lub wybierze emeryturę, ten nagle... awansował! Płk Grzegorz Reszka (p.o. szefa SKW w okresie listopad 2007 – luty 2008), wybrany ad hoc przez Tuska do posprzątania bałaganu, ściągnął Urbańskiego do
– Przez dłuższy czas sprawował bezpośredni nadzór nad zespołem, który w ramach SKW prowadził postępowanie sprawdzające dot. byłych członków Komisji Weryfikacyjnej WSI, w tym również samego Macierewicza. Wykazywał pedantyczną troskę o „jakość” postępowań, zlecając czynności rozmydlające zasadnicze wątki, a efekt był taki, że ludzie, którzy nigdy w życiu nie powinni dostać certyfikatów bezpieczeństwa, zachowali prawo dostępu do informacji niejawnych. Prawdopodobnie właśnie dlatego Nosek odsunął go w końcu od tego zespołu. Zachował jednak nadzór nad Inspektoratami SKW, w tym również warszawskim, co oznaczało, że w jego ręku znajdowały się wszystkie dane zbierane przez kontrwywiad po
3
katastrofie smoleńskiej. Dziwnym trafem do mediów związanych z PiS-em zaczęły wkrótce wyciekać ekskluzywne informacje, a Macierewicz co rusz zaskakiwał opinię publiczną jakimiś nowinkami. Przecieków upatrywano w prokuraturze (pełnomocnicy pokrzywdzonych mają dostęp do akt śledztwa), bagatelizując tropy wiodące do naszej „firmy”, ale gdyby ktoś się pokusił o porządną analizę, wyszłoby czarno na białym, że pewne tajemnice zostały upublicznione, zanim dotarły do prokuratury – podkreśla osoba związana z centralą SKW. Czyżby Nosek stracił węch? – Zapewne orientuje się w relacjach utrzymywanych przez podwładnych z Macierewiczem i Mariuszem Kamińskim (były szef CBA, obecnie wiceprezes PiS – dop. red.), ale chyba mu to nie przeszkadza. Być może oszołomiły go opary kadzidła, bo w SKW co rusz odbywają się imprezy religijne, a kapelan ks. płk Robert Mokrzycki czuje się tu jak na plebanii – ironizuje nasz rozmówca. ~ ~ ~ Sympatyzująca z PiS „Rzeczpospolita” ogłosiła przed kilkoma miesiącami, że odejście Noska z SKW jest „niemal przesądzone”, zaś zwolnione miejsce zajmie Urbański lub drugi z dotychczasowych zastępców – płk Maciej Hermel. Nikt inny, choć na równorzędnym stanowisku pracuje jeszcze płk Dariusz Pilarz. Czas pokazał, że gazeta pretendująca do miana wiarygodnej wróżyła z fusów, ale nie w tym rzecz. O wiele ciekawszy jest fakt, że również Hermel ma wobec pana Antoniego potężny dług wdzięczności... – Wywodzi się z WSI, gdzie zdołał dojść do funkcji zastępcy szefa oddziału, więc raczej nie zaliczał się tam do orłów. I choć podwaliny pod jego awans położył Reszka, powołując na pierwsze poważne stanowisko dyrektora Biura Analiz, to Macierewicz dał referencje, zaliczając mu na piątkę „test” z lojalności podczas weryfikacji. Lansuje się w SKW jako niestrudzony obrońca interesów żołnierzy zawodowych, ale środowisko wojskowych wyraźnie się od niego odcina. Uważają, że był jednym z tych, którzy faszerowali nowych panów „rewelacjami” i ewidentnymi zdradami opublikowanymi w słynnym raporcie z likwidacji WSI, a prawdopodobnie nawet jego współautorem – ocenia były policjant pracujący dziś w kontrwywiadzie. I pomyśleć, że SKW przyświeca sentencja: „Rana może być opatrzona, obelga – darowana, ale ten, kto wyjawił tajemnicę, nie ma już nadziei”... ANNA TARCZYŃSKA PS Obaj panowie zastępcy szefa SKW nie odpowiedzieli nam na prośbę o choćby ogólne scharakteryzowanie osiągnięć predestynujących ich do najwyższych stanowisk w służbach specjalnych.
4
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Lans na brzuch Kobieta ma być młoda, piękna i rodzić. A po urodzeniu znów młoda i piękna. Według sondaży matki Polki nie lubią matki aktorki Anny Muchy. Bo po porodzie wygląda tak samo jak przed. A nawet lepiej! A poza tym idealizuje trudy macierzyństwa (stać ją) i kupuje wózki za 5 albo 7 tysięcy złotych – różnie piszą. No i reklamuje – to buty, to kocyki, zarabiając dodatkową kasę. Ale na 1 miejscu znienawidzonych rodzicielek celebrytek jest ponoć Katarzyna Cichopek, koleżanka Muchy z dogorywającego „M jak miłość”. Zasłynęła tym, że ledwie urodziła swoje pierwsze, a już zajęła się pisaniem książek o rodzicielstwie. Została ekspertką przez duże „E”! Namawiała też do aktywnego macierzyństwa i powrotu do sylwetki sprzed porodu, stąd pomysł na telewizyjną „Sexy mamę”, którą zdarzyło mi się oglądać, więc wiem dokładnie, o co chodzi. Jest tak…
R
Przeciętny dom klasy średniej. W nim wieloryb, czyli dziewczyna, której się przytyło po cudownym stanie błogosławionym. Ubrana w workowate łachy, żeby dramat był większy. Siedzi i płacze. Nagle… jeb, trach, cud nad Wisłą, do drzwi pukanie! Wchodzi Cichopek. Odpierdzielona jak na podwójne wesele. Żywy fotoszop. Te loki! Figura nienaganna, skąpo odziana. Robi tam za Matkę Boską lub co najmniej anioła, bo – uwaga, wzruszająca chwila! – bierze za rękę wieloryba i pyta dobrodusznie: „Przytyłaś, tak?”, „Nie podobasz się sobie?”, „Mąż nie chce cię już przelecieć?”. To ostatnie trochę inaczej, ale o to chodziło. W obliczu Cichopkowej doskonałości może się wszystkiego odechcieć, ale bohaterki programu cudownie się motywują, chudną i pięknieją. Później nie są wprawdzie jak Cichopki, ale przecież było gorzej.
ozpostarta nad Polską betonowa kopuła konserwatywnego katolicyzmu kruszeje, pęka i rozpada się. Potwierdzają to nawet kościelne statystyki. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego podał, że w latach 2010–2011 ubyło w Polsce 1 proc. praktykujących. Odsetek chodzących do Kościoła spadł tym samym z 41 do 40 proc. Można powiedzieć, że to bardzo mały spadek i że „szybka laicyzacja u nas nie występuje” – jak uspokajająco ogłosił katolicki dziennik „Rzeczpospolita”. Czy na pewno? Może najpierw ustalmy, co to znaczy, że w Polsce praktykuje 40 proc. katolików. Po pierwsze – jest to 40 proc. nie ze 100 proc. mieszkańców, ale z 90 proc. Polaków figurujących w kościelnych statystykach jako katolicy, i to jeszcze chodzi o „zobowiązanych do niedzielnego obowiązku”, a więc na przykład nie małe dzieci i nie osoby w podeszłym wieku. Zatem w rzeczywistości do kościoła chodzi znacznie mniej osób. I co to znaczy, że „chodzi do kościoła”? To znaczy, że było w kościele w dniu, kiedy wiernych liczono. A przecież w owym dniu były w kościele zarówno osoby regularnie praktykujące, jak i przychodzące od czasu do czasu, albo nawet zupełnie niewierzące, ale przebywające na mszy na przykład z powodów okazjonalnych – uroczystości rodzinnej itp. No i istnieje jeszcze polski ewenement (co najmniej kilka procent w skali kraju) – niewierzący praktykujący, czyli osoby zupełnie niereligijne, ale chodzące regularnie, bo zmuszane do praktyk przez presję rodziny lub wykonywanego zawodu. Zatem odsetek regularnie praktykujących
Dziewczyny z zachodnich reality show też bywają ciężarne i rodzące. Wydalenie z siebie małego człowieczka zrobiło się medialne. No, może nie zwykłe wydalenie, bo rodząca powinna być choć trochę patologiczna. I tak jeszcze kilkadziesiąt lat temu nastolatka z brzuchem była wstydem dla siebie i rodziców – u nas i gdzie indziej. Teraz triumfuje w telewizyjnych superprodukcjach typu „16 lat i już w ciąży”, „Nie wiedziałam, że jestem w ciąży” itd. Ale powymyślali jeszcze więcej brzuchatych hitów. Na przykład „Biologiczne mamy”. Tam młode kobietki planują oddać dzieciątka tuż po ich urodzeniu. Przez bite 9 miesięcy przemyśliwują i opłakują ten fakt w cotygodniowym odcinku. Pod koniec ciąży ryczą na całego i są już wybitnie załamane, więc oglądalność rośnie. I jeszcze ciekawsza produkcja pt. „Otyłe w ciąży”. Występują panie, które same z siebie ważą od 120 do 200 kilogramów, ale postanowiły się jeszcze zbrzuchacić. Chudszy widz (widzka częściej) z satysfakcją śledzi, jak nowa „fanka” sapie, idąc do kuchni. Albo jak kilka osób pomaga jej w ubieraniu i kąpaniu. Ostatnie odcinki z już rodzącą panią – znów rekordowa oglądalność! – to podziwianie, jak lekarz z maleńką strzykaweczką przebija się przez zwały tłuszczu, żeby dokonać tzw. znieczulenia wewnątrzoponowego. Później jest jeszcze gorzej, nie ma nawet co pisać... JUSTYNA CIEŚLAK
katolików to w sumie nie więcej niż jakieś 25 proc. Polaków! Innymi słowy – niezbyt liczna mniejszość. Ustalmy jeszcze, czy to dużo, czy mało, że ubywa rocznie 1 proc. praktykujących. Gdyby ta tendencja uległa utrzymaniu, to za 25 lat, czyli w ciągu wymiany jednego pokolenia, odsetek praktykujących stałby się już marginesem, poniżej 10 proc. Regularnie praktykujący katolik byłby, może poza Małopolską i Podkarpaciem, zjawiskiem równie rzadko spotykanym co obecnie ateista. Znaczy to, że biskupi pozujący obecnie, zresztą bezzasadnie, na ojców narodu, staną się liderami wspólnoty funkcjonującej gdzieś na obrzeżu życia społecznego. I to przekształcenie dokonałoby się w zaledwie 25 lat (a może dużo szybciej, jak to się stało na przykład w Hiszpanii!), czyli doczekaliby go w większości dzisiejsi 40-, 50-latkowie. Może dla redaktorów konserwatywnych tytułów to nie jest szybka zmiana, ale moim zdaniem jest ona niemal błyskawiczna. Można porównać ten proces chyba tylko do rozpadu katolicyzmu w międzywojennej Czechosłowacji albo do „spokojnej rewolucji” w kanadyjskim Quebecu lat 60., która wywróciła do góry nogami jedno z najbardziej katolickich społeczeństw na świecie. Cały ten proces przyśpieszają biskupi swoją butą i parciem na państwową kasę i przywileje. Wspiera ich także PiS, najbliższy sojusznik hierarchów, na przykład strasząc Polaków inkwizycją ścigającą za in vitro. I tak Michalik wiruje w szalonym tańcu z Kaczyńskim prosto w stronę przepaści. Miłej zabawy, chłopaki! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Cała w dół!
Prowincjałki Piotr K. kilkadziesiąt razy dziennie dzwonił na pogotowie. Dzwonił i nic. Cisza! A jeśli coś mówił, to rzucał „kurwami”. Zabawa trwała kilka tygodni. Trudno go było namierzyć, bo mylił pogonie, jeżdżąc po całej Polsce. W końcu się udało, bo dzwonił zawsze z tego samego numeru komórkowego. Grozi mu 5 lat więzienia.
KLINICZNY UBAW
„Nazywam się Hugo i mieszkam w dupie” – wylegitymował się policjantom 41-letni notoryczny pasażer autobusu. Mundurowych wezwali inni podróżujący na trasie Warszawa–Gorlice. Wszystko dlatego, że „Hugo” pił wódkę z gwinta, palił papierosy i obrażał wszystkich dookoła. Policjantów próbował pobić, za co trafił na komisariat. Wojciech O. ma już na koncie 6 wyroków.
WESOŁY AUTOBUS
„Nazywam się Tina Turner i jestem gwiazdą. Powinniście mnie znać!” – powiedziała policjantom bardzo pijana i bardzo agresywna pani z Grudziądza. Mundurowi, zamiast wziąć autograf, zawieźli ją na izbę wytrzeźwień. Po przebudzeniu kobieta zupełnie nie pamiętała swojego gwiazdorskiego wcielenia.
POLSKA TINA
79-letni mieszkaniec Olsztyna zwrócił uwagę dwóm kobietom, żeby lepiej pilnowały psa, którego trzymała 7-letnia wnuczka jednej z nich. W odpowiedzi panie pobiły starszego pana i skopały. Znieważeniem zwierzęcia zainteresowało się dwóch kolegów krewkich niewiast, którzy także włączyli się do bicia.
PIES POMSZCZONY
Ekspedientka Magdalena J. chwaliła się, że ma znajomych w policji. Swojej koleżance obiecała tam pracę – za całe 1300 zł „wdzięczności”. Dostała dwa razy więcej, bo siostrze koleżanki też zachciało się munduru. Kandydatki na policjantki zgłosiły się na komisariat. Tam okazało się, że 29-letnia krakowianka już niejedną pracę „załatwiała”. Grozi jej 8 lat odsiadki. Opracowała JC
MUNDUR SPOD LADY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Projekt PiS zakazu in vitro jest nonsensowny, okrutny wobec rodzin bezdzietnych. Pan poseł Piecha jest w ogóle nieszczęśliwym posłem uwikłanym w swoją biografię i zmuszanym do częstej zmiany poglądów. (prof. Magdalena Środa, etyk)
Jarosław Kaczyński coraz bardziej interesuje się albo tymi, którzy już nie żyją, albo tymi, którzy jeszcze nie istnieją. To bardzo dobry pomysł na politykę, bo redukuje działalność PiS do deklaracji w sprawie „zamachów”, „samobójstw” lub „nienarodzin” (zarodków poczętych). (jw.)
Drużyna biskupów rozgrywa niezły mecz z rządem o Fundusz Kościelny i jest spokojna o wynik. Bo Polska jeszcze przez kilka lat będzie krajem, gdzie za piłką biega 22 facetów, ale zawsze wygrywają biskupi. (Marek Zając, „Tygodnik Powszechny”)
O piekle można rozmawiać przy piwie w knajpie, a nie na poważnej uczelni. A zamiast pracy o aniołach można napisać pracę o krasnoludkach. Na wydziałach teologicznych można pieprzyć głupoty za publiczne pieniądze. (Robert Biedroń z Ruchu Palikota o uczelniach katolickich)
Jestem dumną ateistką, choć zostałam ochrzczona i bierzmowana, a nawet chodziłam na kółko zainteresowań religijnych. Właśnie składam dokumenty o oficjalną apostazję. (Asia Monika Bakalar, polska powieściopisarka emigracyjna)
Pomysł można twórczo rozwijać, produkując na przykład miniaturki sprzedawane na odpustach w wersji do domu czy tak jak dziś sprzedaje się na przydrożnych targowiskach koguty, krasnale czy syrenki jako ozdoby ogrodowe”. (Janina Paradowska, dziennikarka, po odsłonięciu makiety tupolewa)
Byłem pastorem i nie ochrzciłem swoich dzieci. Nie wierzę w chrzest niemowląt. To musi być świadoma decyzja dorosłego człowieka. (poseł John Godson, PO)
We Włoszech zrobiono badania wśród młodych ludzi. Większość z nich nie wierzy, że Jezus Chrystus był człowiekiem i Bogiem. (Marco Politi, watykanista) Wybrali: AC, JC
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
NA KLĘCZKACH
PREZENT Z PAPY Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po przegranym finale Euro 2012 włoscy zawodnicy z pewnością nie wracają do domu smutni. Wszystko za sprawą burmistrza Wieliczki Artura Kozioła, który stacjonującym w swoim mieście piłkarzom wręczył pamiątkowe medale Jana Pawła II i przekazał pozdrowienia od kard. Dziwisza. Burmistrz Kozioł, nie kryjąc wzruszenia, przyznał, że włoska ekipa była zadowolona z prezentów. Medal JPII dla srebrnych medalistów?! To co powinni dostać złoci Hiszpanie? Ani chybi choć jedną kroplę krwi JPII! ASz
NIEOMYLNY ŁEB
Hierarchowie katoliccy wiedzą nieomylnie nie tylko to, co Bóg ma na myśli, ale potrafią też trafnie przewidywać wyniki meczów. Katolicka Agencja Informacyjna donosi, że prymas Józef Kowalczyk, abp Józef Muszyński, kard. Kazimierz Nycz, abp Stanisław Budzik, a także abp Sławoj Leszek Głódź przewidzieli zwycięstwo Hiszpanii w finale tegorocznego Euro (Jonasz typował tak od początku turnieju…). Przypominamy, że była już taka jedna ośmiornica, z jednym łbem, która też była dobra w te klocki. MaK
W BÓLU RODZIĆ BĘDZIESZ Wbrew zapewnieniom ministra Bartosza Arłukowicza Polki nie będą miały dostępu do znieczulenia na żądanie w czasie porodu. Znieczulenie zewnątrzoponowe przysługuje tylko podczas porodów niefizjologicznych. W innych wypadkach – za radą ministerstwa – kobiety mogą skorzystać dla złagodzenia cierpienia z takich metod jak kołysanie się, oddychanie przeponą oraz okłady. Choć zapewne tylko okładanie Arłukowicza przyniosłoby im pewną ulgę. MaK
KAGANIEC NA KUNDELKI Zgłoszona przez prezydenta i pobłogosławiona przez większość sejmową nowelizacja ustawy o zgromadzeniach skomplikuje kwestie manifestowania. Marsze trudniej
przymusowego chrzczenia nierozumiejących niczego dzieci. Wobec takiej groźby wojujący katolicy są gotowi bronić prawa – do obcinania żydowskich napletków, a nawet całej reszty interesu – jak krzyża na Krakowskim Przedmieściu. MarS
będzie zorganizować i łatwiej odwołać. Także organizatorzy będą ponosić poważne konsekwencje ewentualnych rozruchów, za które nie zawsze przecież mogą wziąć odpowiedzialność. I tak władza zatrudniona przecież przez obywateli, będzie mogła rządzić przez obywateli nie niepokojona. Ruch Palikota zapowiedział prośbę do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie, czy nowelizacja jest zgodna z ustawą zasadniczą. MaK
i przygotowały roboczą wersję aktu notarialnego... Mimo to Agencja gruntów nie daje, twierdząc że ich nie posiada, a poza tym ziemia potrzebna będzie jako zamiennik dla rolników w związku z budową zbiornika przeciwpowodziowego Racibórz Dolny. Jak widać, kolejny raz posłowie z PO (tej, która nie klęka) robią dobrze funkcjonariuszom Watykanu. KA
„CECHY NATURALNE” PO SLD i Ruch Palikota domagają się lepszej ochrony prawnej przeciwko tzw. mowie nienawiści. Chodzi o rozszerzenie ochrony m.in. o kwestię płci, orientacji seksualnej i niepełnosprawności. PO chciałaby z kolei zamiast wyliczania konkretnych grup wprowadzenia „zakazu dyskryminacji ze względu na naturalne cechy osobiste”. Tyle tylko, że taka opcja nikogo nie chroni, bo nikt nie wie, co właściwie jest naturalne. To jest zresztą ulubione słowo katolickich ideologów, według których naturalne jest to, co jest zgodne z aktualnym nauczaniem Kościoła. MaK
Rada Miejska Lublina powołała do istnienia nową instytucję pod nazwą Warsztaty Kultury. W czasie debaty nad statutem radnych PiS zaniepokoiło sformułowanie, że warsztaty „działają na rzecz wyrównywania szans kulturowych i edukacyjnych wszelkich grup społecznych, w tym wspierania grup zagrożonych marginalizacją społeczną”. Radny Tomasz Pitucha przestraszył się, że może chodzić o wspieranie gejów i lesbijek! I wywalczył zmianę – zamiast wspierania „kultury polskiej i innych kultur” wpisano „kultury polskiej i kultur innych narodów i grup etnicznych”, aby nie przyszło nikomu do głowy promowanie na przykład kultury gejowskiej. MaK
Polscy księża nie mają zamiaru próżnować nawet w czasie swoich urlopów. Proboszcz parafii św. Antoniego w Dąbrówce Małej, apelując „do życzliwości”, wzywa wiernych do rezerwowania mszy, które kapłani będą mogli odprawiać podczas wakacji. W wakacje urlopowani wielebni będą sprawować msze za zmarłych zamawiane przy okazji pogrzebów – informuje parafia NMP w Czechowicach-Dziedzicach i namawia jednocześnie do zamawiania dodatkowej intencji na czas pobytu księży poza parafią. Powyższe przykłady to kościelny standard, jednak księży z parafii św. Michała w Leśnej ogarnął wakacyjny pracoholizm. „Przypominam, że kapłan przebywający na urlopie odprawia po raz drugi Mszę św. zbiorową za zmarłych z soboty. A więc Msze św. odprawione w soboty zostaną powtórnie odprawione prawie 100 razy!” – kusi potencjalnych klientów tamtejszy proboszcz. Nie pisze tylko, kto to sprawdzi i co to wszystko da… AK
MISJONARZE MAMONY
WŁADZA PODPORĄ RELIKWII
Z ANIOŁEM NA ZAKUPY
Zakon księży misjonarzy żąda od państwa zwrotu 4 hektarów gruntów w samym centrum stolicy (stoi na nich m.in. Uniwersytet Warszawski i Ministerstwo Finansów). Wartość działki to ponad 234 miliony złotych. Ruszył właśnie proces w tej sprawie. Bezczelność wyłudzaczy polega na tym, że ziemię Kościołowi odebrał nie Bierut, tylko car swoim dekretem w roku 1864. Zakon próbował odzyskać ziemię jeszcze przed wojną, ale ówczesny sąd pogonił pazernych klechów. Czy tak będzie i teraz? Pewni nie jesteśmy, zatem sprawie będziemy się przyglądać. MarS
W związku z peregrynacją kropli krwi JPII ulicami Borku Wielkopolskiego proboszcz tamtejszej parafii pw. Pocieszenia NMP nie omieszkał wydać stosownych dyspozycji. Wyznaczył m.in. osoby z Urzędu Miasta do niesienia papieskich relikwii w procesji pod przewodnictwem bp. łowickiego na trasie od rynku do sanktuarium. W pierwszej kolejności dźwiganie kropli krwi bł. JPII przydzielił panom reprezentującym władzę świecką w regionie – burmistrzowi, przewodniczącemu Rady Miasta, wicestaroście powiatu oraz przedstawicielowi policji. Każdemu z nich przypadło w udziale paradowanie pod baldachimem z relikwiami bł. papieża przez całe… 30 metrów. AK
„Super Express” poleca swoim czytelnikom ustami księdza Franciszka Kameckiego modlitwę do świętego Archanioła Michała, która ma przestrzec przed robieniem zbędnych zakupów. Michał nie tylko uratuje nas przed złymi zakupami, ale także „upilnuje naszego portfela”. Czy jest jakiś archanioł i modlitwa chroniąca przed ogłupianiem przez media? MaK
POSEŁ WATYKAŃSKI Z żądaniem oddania ziemi Kościołowi zwrócił się niedawno do ministerstwa rolnictwa… biskup? Nie! Poseł PO Henryk Siedlaczek. Chodzi o 6 rzymskokatolickich parafii (Zabełków, Rudyszwałd, Krzanowice, Krzyżanowice, Tworków i Cyprzanów) znajdujących się na terenie powiatu raciborskiego. Od kilkunastu lat ich proboszczowie starają się o nieodpłatne przekazanie gruntów znajdujących się obecnie w zasobach Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. W tym celu parafie dokonały już podziałów geodezyjnych
CZUJNOŚĆ PiS
OD NAPLETKA DO CHRZCIN Polskie media katolickie histerycznie zareagowały na wyrok sądu w niemieckiej Kolonii zabraniający obrzezania dzieci. Dziwne. Co polskim katotalibom do zagranicznych, niechrześcijańskich napletków? Otóż – jak pisze „Fronda” – „Wyrok każe poważnie zastanowić się nad wolnością w UE”. O co chodzi? A o to, że w ślad za tym orzeczeniem może pójść następne, o którym w Niemczech coraz głośniej się mówi: zakaz
PROMOCJE MSZALNE
SZCZYTY DEWOCJI Coby turyści po Pieninach i Beskidzie Sądeckim nie łazili bezbożnie, przewodnicy ze Szczawnickiego Oddziału PTTK wspólnie z Akcją Katolicką wystąpili z propozycją, żeby w wakacje niedzielne górskie wędrówki zamienić w… pielgrzymki.
5
W tym celu szczawnickie PTTK zaoferowało turystom na szlakach bezpłatną obsługę profesjonalnych przewodników. Pod warunkiem, że „podjęty przez piechurów wysiłek fizyczny będzie się łączył z jakąś ważną intencją duchową”. Niedzielne wycieczki w góry z gratisowym przewodnikiem PTTK odbywać się mają pod patronatem JPII i w program każdej wpisany jest udział we mszy. Dodatkowym urozmaiceniem marszów szlakami będzie wspólne śpiewanie piosenek religijnych. I tak w lipcowe niedziele turyści będą mogli za darmochę z górskim przewodnikiem PTTK przejść się wąwozem Homole – w intencji wartości chrześcijańskich, wejść na Prehybę – w intencji ulżenia trudom życia kapłańskiego, zdobyć Trzy Korony – modląc się o dobre rządy w Polsce, lub powędrować na Litmanową – w intencji bezdomnych i bezrobotnych. W sierpniowe niedziele zaś będzie okazja, by wypraszając u Pana Boga wytrwanie w trzeźwości, wjechać na Palenicę i powrócić spływem po Dunajcu, w intencji ojczyzny wdrapać się na Przysłop oraz w intencji własnej pospacerować sobie i posmakować wód mineralnych. AK
KOŚCIÓŁ ODPŁYWA… W okolicach Rybnika w czerwcu duchowni organizują mszę na wodzie, a konkretnie – na Zalewie Rybnickim. Ołtarz budowany jest na łodziach od… 5 lat, co miejscowym mediom pozwala pisać już o „tradycji”. Widowiskowe przedstawienie wodno-religijne jest poświęcone żeglarzom. A może by tak odprawiać mszę w balonie w intencji lotników. To dopiero byłby odlot! MaK
ZASTAW SIĘ, A POGRZEB Ksiądz Witold Och z Legionowa zażądał od bezrobotnego 700 zł za pogrzeb ojca, co nie jest zresztą żadnym rekordem. Informację o braku pieniędzy skwitował krótko: „Niech się rodzina złoży”. Prawo kanoniczne teoretycznie zabrania takiego stawiania sprawy, ale wiadomo, że w razie czego prawo kanoniczne jest po stronie kanoników, a nie świeckich baranów. MaK
6
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
POLSKA PARAFIALNA
P
rzez ponad rok władza nie mogła uporać się z usunięciem najsłynniejszej w Polsce samowolki budowlanej, mimo że dysponowała już prawomocnym orzeczeniem sądowym. Wystarczyły dwie godziny, by pewien obywatel rozwiązał problem, przenosząc bezpańską nieruchomość na swoją prywatną posesję w Zaklikowie. Kościół wyje z bólu zranionych uczuć religijnych, władza napina muskuły i obiecuje, że dopadnie zuchwalca i oskarży o kradzież, ale wcześniej wyśle go jeszcze do psychiatryka... Rozmawiamy z Czesławem Krzysztofem Obarą (dla przyjaciół Krzysztof) – człowiekiem, który rządzących Klechistanem doprowadził do furii, a ciemiężonych – do euforii, że jednak można. „FiM”: – Dla wielu Polaków stałeś się już ikoną, wręcz Rejtanem, ale znają cię tylko jako „ateistę, który zawłaszczył krzyż”. Opowiedz o sobie coś więcej. Obara: – Mam 49 lat, jestem żonaty, bezdzietny. Prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą
Obara i samowolka budowlana – zdjęcie już archiwalne
w branży remontowo-budowlanej. Utrzymuję się z ciężkiej pracy własnych rąk i w odróżnieniu od różnych pasożytów od nikogo pieniędzy nie wyłudzam. Życie mnie nie pieściło, bo mama po rozwodzie załamała się psychicznie i wylądowaliśmy ze starszym bratem w domu dziecka. Tułaliśmy się po różnych placówkach. Ostatnią był Lublin, gdzie po osiągnięciu pełnoletniości dostałem mieszkanie. W międzyczasie nauka, później służba wojskowa... Przeniosłem się do Stalowej Woli, gdy mama przepisała mi gospodarstwo po dziadku. No i zapuściłem korzenie właśnie tutaj. Dodam jeszcze, że zostałem ochrzczony, tak jak wszyscy, bez żadnej możliwości wyboru, więc wedle jurysdykcji kościelnej jestem statystycznym katolikiem. Choć Kościół rzymskokatolicki był mi zawsze całkiem obcy, szanuję ludzką wiarę oraz jej symbole, podobnie zresztą jak symbole każdej innej religii. – Masz do tej instytucji jakiś osobisty uraz? – Żadnego. Przede wszystkim jestem Polakiem, który zna historię
Przez ponad trzy lata Kościół śmiał się władzy w nos, lekceważąc żądania przeniesienia krzyża posadowionego nielegalnie w Stalowej Woli na komunalnym gruncie i symbolizującego „obsikanie” miejsca pod przyszłą świątynię.
Krajobraz po krzyżu
Szopki na „Młodyniu” się skończyły
swojego kraju. Także religijną. Przed Mieszkiem I byliśmy tzw. poganami, ale nie mieliśmy zwyczaju palenia przeciwników na stosie i nie toczyliśmy krwawych wojen religijnych. Doceniam rolę Kościoła w zachowaniu języka, obyczajów. Należy wszakże pamiętać, że przez swoją zaborczą działalność torpedował rozwój nauki w kierunku poznania tajemnic naszego życia we Wszechświecie i do dzisiaj stara się uniemożliwić wolny rozwój ludzkiej świadomości. – Mądrze mówisz, ale zejdźmy na ziemię. Co cię skłoniło, żeby zrobić w Stalowej Woli porządek? – Już ponad rok temu miałem pewnego rodzaju wizję, przeczucie, jakiś silny impuls... coś z dziedziny parapsychologii. Trudno to określić, więc pozostańmy przy określeniu „przeczucie”. Nawiasem mówiąc, nie pierwszy raz, bo w przeszłości zdarzało mi się niekiedy instynktownie
przewidywać nadchodzące sukcesy lub niebezpieczeństwa. Przebywałem akurat we Włoszech, gdy natknąłem się w internecie na relację o tej sprowokowanej przez Kościół awanturze z krzyżem. I już wtedy intuicja szepnęła mi do ucha, że nikt poza mną tego nie rozwiąże. Ot, taki żart losu... – Jak wizję przekułeś w czyn? – Gdy powiatowy inspektor nadzoru budowlanego ogłosił, że poszukuje wykonawcy robót polegających na wykopaniu krzyża i przewiezieniu go do kościoła parafii Opatrzności Bożej, do której terytorialnie należę, wysłałem z Włoch ofertę, proponując wykonanie usługi za symboliczną złotówkę. Nie chciałem ich obarczać kosztami. No, ale jeśli mam dostarczyć krzyż do świątyni, to muszę mieć aprobatę jej administratora, bo przecież nie zrzucę mu go byle gdzie. Zatelefonowałem do księdza Edwarda Madeja, dziekana dekanatu stalowowolskiego. Odparł, że jego krzyż nie interesuje. Skontaktowałem się z księdzem proboszczem Jerzym Warchołem. Rzucił słuchawkę, gdy usłyszał, o co chodzi. Proponowałem, żeby zabrali tak, jak postawili, czyli podczas drogi krzyżowej, ale na listy też nie odpowiadał. Gdy okazało się, że w ogóle nie ma z kim rozmawiać, pismem z 19 lutego wycofałem ofertę, ale wyraźnie podkreśliłem, że pozostaję do dyspozycji: przyjadę do Polski i wykonam usługę za darmo, jeśli tylko administrator parafii wyrazi zgodę na przyjęcie krzyża oraz wskaże miejsce, gdzie należy go zamontować. – To musiało być zbyt trudne dla urzędników... – Po moim powrocie z Włoch okazało się, że nadzór budowlany wybrał już wykonawcę za cenę 4 tys. zł. Jakaś firma z Jarosławia, z którą jednak nie podpisano umowy, bo podobno powiat nie miał środków na zapłatę, więc musiał wystąpić do Urzędu Skarbowego o egzekucję z parafii, na co ta złożyła któreś tam już z kolei zażalenie, a ks. Warchoł w ogóle nie odbierał korespondencji. Krótko mówiąc: absolutny pat! Byłem pewien, że ja go rozwiążę, tylko nie wiedziałem kiedy. Nic nie planowałem, zdałem się na los. Ów los obudził mnie w nocy z 15 na 16 czerwca. Patrzę na zegarek, jest 1.15, a jestem całkiem wyspany. Pół godziny później byłem na miejscu. Przez kwadrans nasycałem się ciszą i przyrodą, po czym wziąłem się do pracy. – Jak operacja wyglądała od strony technicznej? – Krzyż został wykonany solidnie i przez starannego rzemieślnika. Najłatwiej byłoby zdemontować poszczególne elementy, ale żeby nie niszczyć dzieła, postanowiłem przewieźć je w całości. Wykopałem wąski dwumetrowy rów, przechyliłem konstrukcję i delikatnie położyłem ją na ziemię. Najbardziej natrudziłem się podczas przeciągania
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
Aktualna lokalizacja
do samochodu. Tym bardziej, że dźwigałem na barkach również ciężar odpowiedzialności. Nie wiem, skąd wzięło się u mnie tyle siły, ale wreszcie zdołałem około godz. 3 w nocy dociągnąć go do miejsca załadunku. Gdy skończyłem, już świtało. – Naprawdę sam? – Nikt mi nie pomagał ani nie przeszkadzał. ~ ~ ~ W sobotę 16 czerwca Komenda Powiatowa Policji w Stalowej Woli wydała specjalny komunikat: „Dzisiaj
w nocy doszło do przeniesienia krzyża usytuowanego na terenie osiedla »Młodynie«. Z ustaleń policjantów wynika, że krzyż na teren prywatnej posesji samowolnie przeniósł mieszkaniec powiatu stalowowolskiego. O przeniesieniu krzyża z dotychczasowego miejsca policjanci powiadomili powiatowego inspektora nadzoru budowlanego oraz księdza z parafii Opatrzności Bożej w Stalowej Woli. Jeden z księży złożył zawiadomienie o kradzieży krzyża. Policjanci prowadzą postępowanie i wyjaśniają okoliczności przeniesienia krzyża”.
Skandaliczny wyrok sądu w sprawie proboszcza pedofila ze wsi Mała na Podkarpaciu! Ksiądz zboczeniec nie trafi jednak do więzienia. 26 czerwca 2012 r. Sąd Apelacyjny w Rzeszowie złagodził wyrok dla ks. Romana J., (patrz fot.) który pod koniec zeszłego roku został skazany na 2,5 roku bezwzględnej odsiadki oraz 4-letni zakaz wykonywania zawodu nauczyciela za seksualne molestowanie dziewczyny poniżej 15 roku życia („FiM” 1/2012). Nastolatka była uczennicą księdza. Prokuratura oskarżała duchownego o molestowanie trzech dziewczynek i obcowanie seksualne z czwartą, poniżej 18 roku życia (według prokuratury duchowny wykorzystał jej zaufanie, co jest karalne). Wcześniej Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał, że Roman J. molestował jedną z czterech nastolatek, a w przypadku trzech pozostałych doszło do naruszenia nietykalności cielesnej (cokolwiek to może oznaczać), co, niestety, uległo już przedawnieniu, ponieważ w tym przypadku można dochodzić swoich praw tylko przez rok od popełnienia tego czynu. Sędzia Marcin Świerk w uzasadnieniu wyroku powiedział wówczas:
POLSKA PARAFIALNA – Szybko cię namierzyli... – Nic nie musieli „ustalać”, bo sam się zgłosiłem. Gdy już miałem krzyż przyciągnięty do samochodu, zauważyłem radiowóz stojący na położonym nieopodal parkingu. Podszedłem i opowiedziałem policjantom, co robię, żeby nie mieli później kłopotów. Wyjaśniłem, że skoro księży krzyż nie interesuje, czyli w gruncie rzeczy został porzucony, to ja, jako ochrzczony parafianin, chcę dać dobry przykład i ochronić symbol przed dalszą dewastacją. Powiedziałem, dokąd go przewożę. Zadzwonili do dyżurnego, pytając, co robić, spisali moje dane i na tym się skończyło. – W Zaklikowie też nikt ci nie pomagał? – Akcja była podjęta ad hoc, więc niczego wcześniej nie przygotowałem. Wybrałem godne oraz należycie wyeksponowane miejsce, wyryłem dół, ale stwierdziłem, że po zwykłym wkopaniu w ziemię, krzyż nie będzie bezpieczny i może się wywrócić. Żeby nie było później mowy o profanacji, postanowiłem zrobić solidny betonowy fundament. Pojechałem po cement, a gdy czekałem na zamówiony piasek, około godz. 10 przyjechał policjant. On umundurowany, samochód cywilny. Mówił, że ściągnęli go z wolnego dnia, bo wszyscy trzej komendanci przybyli w trybie alarmowym do komendy. Dokonał wizji lokalnej i umówiliśmy się, że przyjadę do nich, jak tylko dokończę pracę. Złożyłem na komendzie wyjaśnienia, muszę przyznać, że policjanci odnosili się do mnie z szacunkiem i zachowywali bardzo profesjonalnie. W następnych dniach kilkakrotnie widziałem pod domem radiowóz, ale przyjeżdżali chyba tylko po to, żeby sprawdzić, czy nie ma jakiegoś zagrożenia. – I nic się nie dzieje? Żadnych pielgrzymek ani modlitewnych pikiet?
– W jednym przypadku doszło do molestowania, które polegało na tym, że ksiądz brał małoletnią dziewczynkę do łóżka, potem dotykał jej miejsc intymnych, całował, przytulał i wkładał członek w jej usta. Za ten czyn sąd wymierzył karę 2,5 roku pozbawienia wolności, ksiądz dostał także zakaz pracy jako nauczyciel przez 4 lata i 600 zł kosztów sądowych do uiszczenia.
7
Księdzu Warchołowi mina zrze dła
– Kompletnie nic! Szopki i gorszące awantury nagle się skończyły. Koniec histerii, plastikowych kwiatków, śmieci po wypalonych zniczach. Krzyż ma spokój, miasto, ludzie – wszyscy mamy spokój. – A jeśli zrobią ci podobny dowcip? – Tamten poprzedni szalunek był niski, mój jest solidny. Gdyby ktoś chciał zabrać stąd krzyż, musi najpierw sforsować ogrodzenie, czyli włamać się na moją posesję, oraz użyć młota pneumatycznego i dźwigu. Pozwolę wejść, jak ksiądz Warchoł pokaże papier, że krzyż jest jego własnością. Jeśli spróbują na siłę, to nie będzie łatwe, ale z pewnością bardzo widowiskowe. – Kuria oskarża cię o profanację symbolu, wezwała do modłów ekspiacyjnych oraz domaga się ścigania za czyn „wymierzony w święty znak” i „raniący uczucia religijne osób wierzących”. – To oni dopuścili się ewidentnej profanacji, przybijając na krzyżu tablicę informacyjną, że teren wokół został poświęcony pod budowę kościoła, mimo iż stanowi cudzą własność! Kropiąc ją i usiłując podstępnie zawłaszczyć, dali dowód,
że kłamią, kradną, gwałcą porządek prawny oraz nie przestrzegają przykazań swojego Boga. Wywołali wojnę, z premedytacją wykorzystując symbol kultu jako oręż. Teraz płaczą? No cóż, urządzili sobie pośmiewisko z praworządności i zbierają owoce tego, co zasiali... – Stałeś się sławny, a na forach internetowych setki gratulacji za odwagę... – Nie chciałem rozgłosu, ale skoro już powstał, pozostaje mieć nadzieję, że każda strona wyciągnie dla siebie pożyteczne wnioski. ~ ~ ~ „Postępowanie zakończymy postawieniem zarzutu kradzieży. Wiemy, że krzyż jest nielegalny, ale mamy do czynienia z zaborem czyjejś rzeczy. Krzyż należy do proboszcza ks. Warchoła” – oznajmiła Barbara Bandyga, szefowa Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli. Podkreśliła, że pierwszą czynnością po postawieniu Obarze zarzutów będzie skierowanie go na przymusowe badania psychiatryczne! I słusznie, bo przecież w Polsce nie może być normalnym ktoś, kto doprowadził do normalności... MARCIN KOS Współpraca i zdjęcia T.S.
zostanie w pełni zresocjalizowany i bez obaw rodziców będzie mógł przychodzić do szkoły. Elżbieta Czarnota z rzeszowskiego sądu powiedziała nam, że „odpowiedź na to pytanie jest niemożliwa”. Mimo niskiego wyroku nakaz bezwarunkowej odsiadki dla księdza był czymś rzadko spotykanym. Pisaliśmy wówczas o olbrzymim postępie w sprawie księży pedofilów, ale
Gwałt w zawiasach Do tego J. musiał zapłacić 1440 zł odszkodowania. Już wtedy krytykowaliśmy ten wyrok, pytając, dlaczego wymiar sprawiedliwości uznał, że zmuszanie dziecka do seksu oralnego nie jest gwałtem, a „tylko” molestowaniem… Poza tym 4-letni zakaz prowadzenia zajęć katechezy również był kuriozalny. Mężczyzna, który bez skrupułów wykorzystywał seksualnie swoje uczennice, miał niedługo po wyjściu z paki znowu zacząć uczyć. Pytaliśmy sąd, czy jest pewien, że Roman J. przez 4 lata
dziś, niestety, znowu cofnęliśmy się do średniowiecza. Sąd Apelacyjny w Rzeszowie uznał, że bezwzględne więzienie dla Romana J. jest zbyt surową karą. Zmniejszono ją do 2 lat więzienia… w zawieszeniu na 4 lata, 13,5 tys. zł grzywny oraz po 600 zł (sic!) zadośćuczynienia dla dwóch sióstr, które były ofiarami skazanego. J. dostał również dozór kuratora. Wyrok jest prawomocny. Obrońca Romana J., Aleksander Bentkowski (były poseł i minister sprawiedliwości), po ogłoszeniu wyroku nie krył…
rozczarowania. „Nie mam prawa polemizować z wyrokiem sądu. Pewna satysfakcja jest, bo ksiądz został uniewinniony od dwóch zarzutów, które były dla nas drażliwe. Niemniej jednak wyrok jest skazujący i dla księdza trudny do zaakceptowania” – powiedział adwokat. Z pewnością, dla księdza trudny… Uzasadnienie wyroku jest utajnione. ARIEL KOWALCZYK
8
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Osły patentowane! Koncerny władające prawami autorskimi nie próżnują. Po klęsce ACTA zabrały się za reformę europejskich reguł patentowych. A rząd Donalda Tuska poparł wszystkie najgroźniejsze dla polskiego biznesu propozycje. Ostateczna walka o nowe prawo rozegra się w Parlamencie Europejskim, a cała akcja odbywa się oczywiście pod szczytnym hasłem upraszczania prawa. Na początek lobbyści reprezentujący głównie amerykańskie koncerny zaproponowali wprowadzenie szybkiej i prostej procedury przejmowania tak zwanego jednolitego patentu europejskiego. Oficjalnie przedłożył je brytyjski konserwatywny premier David Cameron. ~ ~ ~ Na początku przypomnijmy, czym jest patent, skąd się wziął i jakie ma znaczenie. W prawniczych leksykonach przeczytamy, że jest to „przyznane wynalazcy na określony czas wyłączne prawo do korzystania z wynalazku, jego sprzedaży, udzielania licencji”. Współcześnie przyjmuje się, że przedmiotem patentu mogą być między innymi „nowe użyteczne maszyny, produkty i procesy technologiczne (…), związki chemiczne i ich kombinacje, a także rośliny i zwierzęta powstałe w wyniku inżynierii genetycznej”. W USA oraz Wielkiej Brytanii prawo wyłączności może obejmować wzory matematyczne, programy komputerowe oraz filmy. W większości państw świata za produkowanie rzeczy bez licencji grożą surowe kary. Pierwsze patenty nadano w Wenecji na podstawie ustawy z 1474 roku. Wprawdzie nie spotkała się ona z przychylnym przyjęciem w Europie, jednak to na niej oparli się twórcy amerykańskiego prawa patentowego z 1790 roku. Na jej mocy wynalazca przez 10 lat miał wyłączność na komercyjne wykorzystanie swojego pomysłu. Celem ochrony patentowej jest zachęcanie biznesu do inwestycji w badania i nowe technologie. Warto pamiętać, że koszty nowych rozwiązań mogą sięgać setek milionów dolarów. Zwrócą się szybciej, jeżeli konkurencja przez pewien czas nie będzie mogła skorzystać z wyników eksperymentów naukowych. I stąd biorą się coraz dłuższe okresy ochrony patentowej. W przypadku leków zdarzają się patenty na 70 i więcej lat!
Patent na wszystko Nie oznacza to, że nie ma i nie było śmiałków z premedytacją łamiących prawo. Według profesora Lawrence’a Lessiga z Uniwersytetu Stanforda, kalifornijski Hollywood zbudowali piraci niepłacący
Edisonowi profitów za korzystanie z jego wynalazków. Niekiedy do łamania prawa zachęcają sami urzędnicy, nadając ochronę patentową rzeczom, które nie są żadnymi wynalazkami. Na przykład British Telecom otrzymał prawo wyłączności na wynalazek internetowego linku, a firma Amazon.com – na składanie zamówień poprzez jedno kliknięcie kursora. Giełdowa wycena firmy America On Line w 2001 roku kilkakrotnie wzrosła po informacji, że uzyskała ona monopol na komunikatory internetowe. Microsoft opatentował nawigację po stronach internetowych za pomocą klawisza tabulatora. Z analiz Polskiej Izby Rzeczników Patentowych wynika, że w rejestrach amerykańskiego i brytyjskiego urzędu patentowego można znaleźć także wpisy dotyczące produkcji bimbru, drewnianych ołówków i wielu innych rzeczy. Żyją z tego tysiące firm nazywanych patentowymi trollami, które żerują na prawach patentowych do danego produktu. Zaatakowane przez nich firmy wolą zapłacić haracz, niż narażać się na wieloletnie sądowe spory. Wielkie koncerny stosują za to taktykę gąszczy patentowych. Pod tym pojęciem kryje się cała sieć ochrony jednego produktu. Eksperci z Instytutu Prawa Własności Intelektualnej Uniwersytetu Jagiellońskiego wyliczyli, że jeden lek w USA może być chroniony przez ponad tysiąc patentów. Jak dotąd Europa skutecznie się przed tym broniła...
Zyski prawników Niestety, czas dawnego patentowego ładu w Unii zbliża się do końca. Lobbystom z USA udało się przekonać brytyjskich polityków do zgłoszenia tak zwanego jednolitego patentu europejskiego. Komisja Europejska chce jeszcze w tym roku przepchnąć go przez Parlament Europejski. Profesor prawa Aurelia Nowicka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu napisała w swojej analizie, że umowa w tej sprawie to tak naprawdę zaostrzone ACTA, i to bez prawa rezygnacji po podpisaniu. Z prac nad umową wyłamały się rządy Włoch i Hiszpanii, bo traktat z Lizbony na to pozwala. Tamtejsi politycy uznali, że nie mogą nałożyć z dnia na dzień na swoich przedsiębiorców obowiązku respektowania
ponad 1,2 miliona nowych patentów (w skrajnym przypadku). O skali przedsięwzięcia mogą świadczyć następujące dane (z grudnia 2011 r.): w Hiszpanii i we Włoszech Urzędy Patentowe zgromadziły opisy ponad 100 tysięcy praw wyłącznych, polski urząd natomiast miał w swoich rejestrach 35 tysięcy zgłoszeń. Wszystkie sporządzone w językach narodowych. Nowe będą sporządzane w jednym z trzech urzędowych języków Europejskiego Urzędu Patentowego. Wybrano angielski, niemiecki i francuski. Większość patentów to setki stron skomplikowanej
z którymi rozmawialiśmy, status owego sądu jest sprzeczny z wieloma konwencjami, które Polskę obowiązują. Na tych rozwiązaniach skorzystają głównie amerykańskie korporacje (w roku 2011 zgłosiły one do Europejskich Urzędów Patentowych ponad 34 tys. patentów), przedsiębiorstwa z Japonii (ponad 20 tys. patentów) i Chin (13 tys. zgłoszeń). Polskie firmy we wszystkich państwach UE poprosiły w 2011 roku o ochronę… 45 swoich wynalazków. Co ciekawe, rządy Francji i Niemiec bardzo długo mówiły „nie” propozycji brytyjskiej. Zmieniły zdanie po dodaniu
dokumentacji technicznej. W opinii profesora prawa Stanisława Sołtysińskiego z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza polscy przedsiębiorcy będą musieli przeglądać setki obcojęzycznych rejestrów i sprawdzać, czy nie naruszają cudzych praw patentowych. Spory w tych sprawach rozstrzygać będzie specjalny międzynarodowy sąd. Na coś takiego nie odważyli się nawet twórcy ACTA, bo ograniczyli się do zlecenia rozstrzygania spraw o piractwo sądom państw sygnatariuszy porozumienia. Profesor Aurelia Nowicka dodaje, że rozprawy przed nowym sądem patentowym mają się toczyć bez udziału tłumaczy... Jego sędziowie otrzymali zaś absolutną władzę nad firmą pomówioną o łamanie patentów. Mogą ją nawet zamknąć na czas procesu albo zablokować jej rachunki bankowe, a spór może trwać kilka lat. Sędziowie sądu patentowego otrzymali prawo do konfiskowania i niszczenia podejrzanych wyrobów, przeglądania wszelkich firmowych dokumentów (księgi rachunkowe, umowy z dostawcami i odbiorcami). Wysokość zasądzanych odszkodowań nie będzie ograniczana limitami, a wyroki i zarządzenia międzynarodowego sądu patentowego mają być automatycznie wykonywane przez rządy państw narodowych. Zdaniem prawników,
klauzuli dopuszczającej sporządzanie dokumentacji patentowej także w języku francuskim lub niemieckim.
Poszerzanie ochrony Polscy eksperci zwracają również uwagę na inne dość nietypowe rozwiązania, jakie znalazły się w pakiecie. Otóż planuje się zniesienie odpowiedzialności za nieuzasadnione pozwy o naruszenie prawa do wynalazków. Wystawia to przedsiębiorców w Europie na bezkarne ataki owych patentowych trolli. A w grę może wchodzić nawet patentowe zastrzeżenie sposobu ustawienia stołów w sali. W tej sytuacji wielu przedsiębiorców, aby nadal funkcjonować, będzie musiało wykupić odpowiednie, zwykle bardzo drogie licencje. Zdaniem profesor Nowickiej nowe obostrzenia wcale się na tym nie kończą. Rujnujące dla biznesu mogą się okazać rozwiązania zakazujące pośredniego wykorzystania wynalazku. Nie wolno będzie produkować i sprzedawać rzeczy służących do produkcji towarów podobnych do objętych prawem wyłączności. Zwrócili na to uwagę badacze z liberalnego Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Swój raport zatytułowali „Jednolity patent europejski – same straty i brak korzyści”. Zgodził się z nimi profesor Michał Kaliber – prezes Polskiej Akademii Nauk, specjalista od zastosowania technik obliczeniowych w medycynie i przemyśle – który o brytyjskiej inicjatywie mówi tak: „Jestem jej przeciwny, gdyż przerażają mnie konsekwencjami planowanych regulacji. Skorzystają z niej podmioty działające w krajach angielsko-, niemiecko- i francuskojęzycznych oraz międzynarodowe koncerny dysponujące tysiącami patentów. Powie ktoś – trzeba było uczyć się języków i wspierać tworzenie silnych firm (…). Dzisiaj coś, co ma być odważnym skokiem na głęboką wodę, bardziej przypomina skok do pustego basenu (…)”. Według Jochena Pagenberga – doktora prawa międzynarodowego i patentowego, byłego członka Komisji Europejskiej – podczas prac nad pakietem patentowym doszło do złamania przez przywódców państw członkowskich Unii podstawowych reguł stanowienia prawa wspólnotowego, i to na niespotykaną dotąd skalę. Sposób prowadzenia prac w Polsce nad tymi propozycjami najlepiej opisali w maju tego roku członkowie Klubu Strategii Marketingowej. W swoim liście pisali o nich tak: „Jak dotąd rząd nie przeprowadził żadnych konsultacji społecznych ani nie przedstawił wyliczeń skutków przyjęcia proponowanych rozwiązań”. W taki sam sposób streścili rządowe prace członkowie Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, Polskiego Związku Przemysłu Oświetleniowego, Bussines Center Clubu oraz posłowie Platformy Obywatelskiej i Ruchu Palikota. Zdaniem rządu osoby krytykujące projekt nie mają racji, bowiem jednolity patent europejski podobno „zachęci polskie małe i średnie firmy do zwiększenia aktywności innowacyjnej, co z kolei przyczyni się do podniesienia ich konkurencyjności na rynku wewnętrznym, jak również doprowadzi do zwiększenia zainteresowania tych podmiotów ochroną swoich rozwiązań technicznych w Europie”. Nie przekonało to sześciu profesorów specjalizujących się w międzynarodowym prawie patentowym. Dowodzą oni, że „luka percepcyjna polskich decydentów jest głębsza niż luka technologiczna dzieląca nasz kraj od przodujących gospodarek europejskich”. Lewicowi i zieloni posłowie do PE zapowiedzieli dokładną analizę sprawy. Frakcja konserwatystów, do której należą reprezentanci PiS oraz PJN, zapowiedziała poparcie jednolitego patentu. Podobne plany ma grupa chadecka zrzeszająca m.in. posłów z PO i PSL. Koledzy Zbigniewa Ziobry z partii nacjonalistycznych nie zajęli jeszcze stanowiska. MiC
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
P
olska jest jednym z krajów świata o najmniejszym przyroście naturalnym. Wynika to m.in. z konsekwentnej polityki niewspierania rodzin przez państwo. Jednym z jej przejawów jest fakt, że sztuczne zapłodnienie nie jest w naszym kraju procedurą medyczną refundowaną przez publiczną służbę zdrowia. Jednocześnie środowiska kościelne nie przestają biadolić nad niską dzietnością rodzin, choć same się do tego walnie przyczyniają. Polityka rządzącej krajem PO wobec zapłodnienia in vitro jest pełna hipokryzji. Nie tylko nie ma zapowiadanej od lat refundacji procedury, ale nie przegłosowano nawet prawa, które by ją normowało. Powód jest oczywisty – Tusk i jego kompania nie chcą zadzierać z biskupami, którzy uważają sztuczne zapłodnienie za szatański wynalazek.
Prześladowanie lekarzy PiS i Solidarna Polska, dwa ultrakatolickie ugrupowania, konkurują o rękę episkopatu i Rydzyka, i to właśnie one przede wszystkim prześcigają się w dogadzaniu klerowi. Przejawem tej tendencji są kuriozalne projekty ustaw tych ugrupowań właśnie skierowane do Sejmu. Projekt przedstawiony przez dawnego lekarza aborcjonistę Bolesława Piechę (na zdjęciu) zakłada karę do 2 lat więzienia dla lekarza leczącego z bezpłodności. Dla prawowiernych katolików bowiem – jak pisze Rydzykowy „Nasz Dziennik” – in vitro „jest złe ze swej natury, niezależnie od intencji i okoliczności”. Główną wadą tej procedury w oczach Watykanu jest to, że prowadzi ona rzekomo do zabijania nadliczbowych embrionów, które dla katolików niczym nie różnią się (a nawet są ważniejsze, bo „bezbronne”) od dorosłego człowieka. W rzeczywistości tych embrionów nikt nie „zabija”, tylko zamraża, żeby właśnie mogły przeżyć i rozwinąć się w ludzkie życie, ale dla kleru świat realny nie ma większego znaczenia. Gdyby ten projekt uchwalono, to Polska postawiłaby się poza nawiasem wszystkich krajów cywilizowanych, gdzie nie tylko sztuczne zapłodnienie jest legalne, ale jest też wspierane przez państwo. Ze świeckiego i naukowego punktu widzenia kościelne obiekcje są po prostu absurdalne, bo wynikają z fałszywych założeń. Zrównywanie życia embrionu z życiem człowieka jest wyrazem sekciarskiego zacietrzewienia. Embrion można na przykład bez szkody dla niego zamrażać, a spróbujcie to samo zrobić z dorosłym człowiekiem, czy choćby z kilkumiesięcznym płodem! Dla Kościoła nawet adoptowanie przez chętne matki wszystkich potencjalnych embrionów nadliczbowych powstałych przy in vitro nie załatwia sprawy. Kościół naucza mianowicie, że zapłodnienie pozaustrojowe „uwłacza godności ludzkiej”, a wszelki udział w procedurze – jak
Prawicowcy konkurują między sobą o to, kto będzie lepiej służył jako podnóżek dla episkopatu. Ofiarami tego wyścigu będą lekarze i rodzice walczący z bezpłodnością. Także ludzie żyjący w związkach pozamałżeńskich.
Wścieklizna odkościelna mówi cytowany dziennik – „jest kompromisem ze złem”. Warto ponadto zauważyć, że gdyby ustawa weszła w życie, to rodzice proszący lekarza o pomoc w nielegalnej wówczas procedurze mogliby zostać skazani za podżeganie do popełnienia przestępstwa. Zatem nie jest tak, że projekt PiS będzie godził karnie wyłącznie w lekarzy. Oczywiście karanie nie jest jedyną szkodą, jaka wyniknęłaby z przyjęcia ustawy. Pozbawi się przy tym nadziei rodziców oczekujących na potomstwo, dzieci będzie jeszcze mniej, a – jak wszyscy twierdzą – już teraz jest ich stanowczo za mało. Ale to nie wszystko, bo nowa sytuacja godziłaby w życie nienarodzone, o które tak bardzo troszczą się ponoć słudzy Kościoła katolickiego. Istoty ludzkie, które mogłyby przyjść na świat, nie pojawią się na nim. Czy to nie jest pośrednia zagłada życia nienarodzonego przez zaniechanie w jego poczynaniu? Czy takie „morderstwo z bezczynności” biskupów nie przeraża? Czy ustawa ma szansę na uchwalenie? Dzisiaj oczywiście nie ma, bo gotowi byliby ją poprzeć jedynie katoliccy ekstremiści z PiS i być może także SP. Ale poniżej podam przykład na to, że podlizywanie się Kościołowi polskiej prawicy nie zna granic i może doprowadzić do groźnego w skutkach licytowania się na katolicki ekstremizm.
Plucie ludziom w twarz Jeszcze niedawno wydawało się, że rozsądne skrzydło PO i część PSL byłyby skłonne poprzeć ustawę
o związkach partnerskich. Rozwiązuje ona bowiem problemy paru milionów ludzi w Polsce, zarówno hetero-, jak i homoseksualnych, w tym dzieci, które są wychowywane w związkach pozamałżeńskich. Są regiony, w których co trzecie dziecko rodzi się poza konwencjonalnym małżeństwem. Naprzeciw oczekiwaniom tych wszystkich osób wychodzą projekty ustaw sformułowane przez SLD i Ruch Palikota. Niestety, w sejmowej Komisji Ustawodawczej zostały one solidarnie zawetowane przez całą prawicę – od PiS, przez SP, PO, aż po PSL. Stosunkiem głosów 15 do 3 (te ostatnie były z SLD i RP) prawica jednoznacznie dała do zrozumienia, że staje po stronie biskupów przeciwko zwykłym ludziom. Zasłanianie się przez posłów konstytucją, która rzekomo nie pozwala zatroszczyć się o niemałżeńskie formy rodziny, jest zwykłym wykrętem. Nic takiego wprost ani pośrednio z konstytucji nie wynika. No chyba, że dla posłów konstytucją są kościelne dokumenty... Zatem jeśli pytamy, czy Polsce grozi projekt PiS w sprawie in vitro, to poprawna odpowiedź brzmi – nie wiadomo. Jeśli zrobi się tłoczno pod biskupim tronem, to posłowie prawicy są gotowi licytować się w lizusostwie wobec hierarchów. W tym duchu należy także oceniać inicjatywę Solidarnej Polski, która chce ograniczenia w Polsce prawa do demonstracji w imię „ochrony moralności i bezpieczeństwa publicznego”. Wiadomo, po co przykościelna partia wywleka „ochronę moralności”. Chodzi o bicz
m.in. na mniejszości seksualne, które rzekomo takiej moralności zagrażają. Zgodnie z projektem gmina dowolnie mogłaby w imię tejże ochrony zabraniać manifestacji uznanych za niemoralne, bo na przykład domagające się równych praw lub prawa do aborcji.
Spadkobiercy inkwizycji Jakie nastroje panują w środowiskach polskiej prawicy, można wnioskować po Rydzykowym „Naszym Dzienniku”. Otóż opublikowano tam tekst poświęcony walce Ugandy z mniejszościami seksualnymi, pt. „Uganda chroni się przed homoseksualizmem”. Artykuł donosi, że tamtejszy rząd zdecydował o zakazie działania 38 organizacji pozarządowych, które jego zdaniem „promują homoseksualizm”. Chodzi zapewne o te organizacje praw człowieka, które usiłują zapobiec rozkręcaniu spirali nienawiści przeciwko gejom i lesbijkom. W chrześcijańskiej do bólu Ugandzie homoseksualizm jest nielegalny i zagrożony więzieniem. Ale kościelnym działaczom to nie wystarcza – domagają się kary śmierci. Już raz próbowano ją uchwalić, co udało się powstrzymać tylko dzięki naciskowi wielu krajów i organizacji międzynarodowych. Projekt zabójczego prawa ciągle jednak jest w parlamencie i może być w każdej chwili wprowadzony pod obrady. Problem z „Naszym Dziennikiem” polega na tym, że pismo to w żaden sposób od tych zabójczych planów się nie dystansuje, wymienia je tylko, a cały tekst
9
utrzymany jest w duchu troski o dzielną Ugandę, na którą nastają złe zagraniczne siły. Zatem zabójcy homoseksualistów są dobrzy, a ci, którzy chcą ich powstrzymać, są podli. Jeśli ktoś sądzi, że nie ma to nic wspólnego z Polską, to jest w błędzie. Ugandyjski eksperyment z zabijaniem jest monitorowany przez amerykańskie środowiska prawicowo-religijne. To one podburzają afrykańskich polityków do sądowego mordowania i chcą zrobić na Czarnym Lądzie to, czego w tzw. cywilizowanym świecie już robić nie wolno. A przecież zaledwie 2 pokolenia dzieli „cywilizowany świat” od czasów, kiedy w Ameryce i Europie zabijano i więziono ludzi za orientację seksualną z błogosławieństwem, a nawet z „inspiracji” Kościołów. Dewoci chcą cofnąć zegar historii i trzeba przyznać, że od czasu do czasu taki eksperyment się udaje – przypomnijmy skuteczną reaktywację państwa kościelnego za Mussoliniego itp. Nie jest żadną tajemnicą, że PiS chce zabijania w Polsce przestępców. Związany z nim „Nasz Dziennik” dziś już pokazuje palcem, przed kim należy „chronić społeczeństwo”. I zabijanie „grzeszników” bynajmniej go nie brzydzi ani nie bulwersuje. Wręcz przeciwnie. Podobne głosy pojawiały się także w katolickiej „Frondzie”. Tymczasem Kościołowi i jego ludziom nie wypada wypowiadać się na temat gejów i lesbijek lub na temat praw kobiet, bo katolicyzm ma ręce umazane ich krwią. Niestety, ci ludzie nie wiedzą, co to znaczy „nie wypada” – oni rozumieją tylko argument siły. Spadkobiercy i admiratorzy katolickiej inkwizycji są wśród nas i przebierają nóżkami, spiesząc do władzy. Przypomnijmy, że jeszcze 20 lat temu uznalibyśmy za kiepski dowcip fakt, że za aborcję można pójść do więzienia. Teraz w Polsce takie procesy są czymś normalnym, a media ich nawet nie odnotowują. Zaledwie 5 lat temu mało brakowało, a ludzi wyrzucano by z pracy na przykład za to, że mają niewłaściwą według kleru orientację seksualną. Zapowiadał takie wyrzucanie m.in. Roman Giertych, minister edukacji, choć to akurat jego zwolniono, zanim on zdążył wyrzucić kogokolwiek. Niestety, katolickie upiory nie zostały nigdy nad Wisłą przebite osikowym kołkiem i gotowe są wstać z grobów, aby siać grozę. Niektóre zresztą już wstały. Musimy zrobić wszystko, aby politycy bardziej bali się nas, ludzi racjonalnie myślących, niż biskupów. Sprawa ACTA pokazała, że politycy boją się, gdy ludzie wychodzą na ulicę. Może niedługo przyjdzie czas na takie wyjście, aby powstrzymać kolejny atak kościelnej wścieklizny, tym razem na lekarzy, rodziców i rodziny budowane nie według kościelnego wzorca. ADAM CIOCH
10
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
ZA KULISAMI
Dwie dekady po wojnie, kiedy to powstawała filmowa „Stawka”, cały czas jeszcze rozliczaliśmy się z traumą wojenną. Jedyne kino wojenne, na które można było sobie pozwolić, to kino martyrologiczne. A tu pojawił się bohater osadzony w realiach dramatycznych, ale mocno zabarwionych komizmem. Kloss stał się niejako ersatzem innego agenta, poddanego królowej Anglii Jamesa Bonda. Skoro nie mieliśmy wówczas dostępu do filmów z „007”, dostaliśmy „naszego” agenta – J-23. W czasie nadawania serialu polskie ulice dosłownie pustoszały. Chętnie pokazywano go w innych krajach socjalistycznych, ale nie tylko. Wyświetlany był także w Szwecji, Meksyku, Kanadzie, Japonii i USA. Kuriozalne jest to, że serial cieszył się też popularnością w NRD, a nierzadko w tamtejszej telewizji oglądali go również mieszkańcy Berlina Zachodniego! O tym, że Kloss był w filmie współpracownikiem NKWD, można
się było dowiedzieć już w pierwszym odcinku „Stawki”, chociaż wykrycie tego momentu wymagało niemałego skupienia, bowiem nie był on za bardzo wyeksponowany. O trefnym pochodzeniu agenta zaczęło się jednak mówić głośno dopiero po 1989 roku, a w 2006 roku Telewizja Polska postanowiła, że nie będzie już emitować powtórek serialu. Na taką decyzję od razu zareagowało „Kino Polska”, któremu udało się odkupić prawa do emisji „Stawki”. W 2009 roku na kanale „TVP Historia” wyświetlenie przygód J-23 opatrzono licznymi komentarzami historyków IPN. Bano się, że widzowie mogliby ulec propagandzie komunistycznej… Kloss tymczasem stał się po prostu synonimem popkultury. Wskazuje na to chociażby powszechne nazywanie (za „późnego Gierka”) taniego wina krajowego, które kosztowało wówczas 23 zł – kryptonimem J-23! W latach 80. popularne było graffiti z wizerunkiem Mikulskiego w mundurze Abwehry. Wtedy też działał punkrockowy zespół – Dzieci Kapitana Klossa. Serialowe dialogi, jak choćby te – „Najlepsze kasztany są na placu Pigalle”, „Nie, no nie mogę patrzeć na bitego człowieka, nie mogę, jeżeli bije kto inny” – nadal są chętnie wykorzystywane w relacjach towarzyskich. Co ciekawe, wiele z cytowanych powiedzonek albo w ogóle nie miało miejsca w filmie, albo stało się trawestacją innych. Należą do nich na przykład: „Rączki, rączki, Kloss”, „Nie ze mną te numery, Brunner” czy „Brunner, ty świnio!”. PAULINA ARCISZEWSKA-SIEK
silnej niechęci, złości, braku akceptacji, wręcz wrogości do poszczególnych osób lub całych grup społecznych czy wyznaniowych bądź też z uwagi na formę wypowiedzi podtrzymują i nasilają takie negatywne nastawienia i podkreślają tym samym uprzywilejowanie, wyższość określonego narodu, grupy etnicznej, rasy lub wyznania”. Przestępstwo określone w art. 256 par. 1 ma charakter formalny i może być popełnione jedynie przez działanie. Przestępstwo przewidziane w art. 256 polega na umyślności w formie zamiaru bezpośredniego (dolus directus coloratus). Sprawca realizuje znamiona strony przedmiotowej tego przestępstwa przez: 1) publiczne propagowanie faszystowskich lub innych totalitarnych ustrojów państw, 2) nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość. Przestępstwo to jest przestępstwem bezskutkowym, gdyż jest dokonane z momentem nawoływania do nienawiści, niezależnie od tego, czy uczucie takie u innych osób powstanie, i niezależnie od tego, do czego ewentualnie doprowadzi. Jednak nie ma Pan powodów do obaw, użytkownik wyłącznie Pana
straszył. Nie ma też podstaw, by wszczynać przeciwko Panu postępowanie karne. Zgodnie z art. 17 par. 1 pkt 2 Kodeksu postępowania karnego nie wszczyna się postępowania karnego (a wszczęte się umarza), jeżeli czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego albo ustawa stanowi, że sprawca nie popełnia przestępstwa. W niniejszej sytuacji czyn nie zawierał znamion czynu zabronionego, ponieważ nie można uznać, że używanie przez Pana wspomnianego awatara na forach internetowych wypełnia znamiona czynu zabronionego wskazanego wyżej art. 256 Kodeksu karnego. Po pierwsze, przepis stanowi o tym, że karalne jest „nawoływanie do nienawiści” – trudno więc uznać, by używając takiego awatara, do czegokolwiek Pan nawoływał. Po prostu wyraża Pan swój stosunek do pewnych spraw. Ponadto przepis wspomina o „nawoływaniu do nienawiści wobec określonych grup na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych”. Księża rzymskokatoliccy (do których ów awatar odnosi się w sposób pośredni) nie są odrębną grupą wyznaniową ani w stosunku do większości polskiego społeczeństwa, ani zapewne do użytkownika ww. awatara, więc również i to znamię czynu zabronionego nie jest spełnione. Opracował MECENAS
WAKACJE Z SERIALAMI (2)
Stawka większa niż życie Kiedy w połowie lat 60. dwójka autorów – Andrzej Szypulski i Zbigniew Safjan (ps. Andrzej Zbych) – wymyśliła agenta J-23, nawet nie przypuszczali, że tworzą historię… Autorzy odpowiedzieli na zamówienie telewizji, której celem był cykl spektakli Teatru Sensacji o agencie działającym podczas II wojny światowej. Duet scenarzystów powołał więc do życia Polaka – Stanisława Kolickiego, który w 1941 roku ucieka z niemieckiego obozu dla jeńców w Królewcu i dociera do ZSRR. Na miejscu okazuje się, że uciekinier wygląda jak brat bliźniak Hansa Klossa, oficera przetrzymywanego właśnie w sowieckiej niewoli. Andrzej Zbych nazwisko „Kloss” wziął z niemieckiej książki telefonicznej, w której podobnych nazwisk było zatrzęsienie. Kolicki, który bardzo chciał służyć ojczyźnie, został zwerbowany przez Rosjan i stał się agentem J-23 o pseudonimie Janek. No dobrze, bohater wymyślony, trzeba było tylko, żeby przywdział bardziej cielesną powłokę. Początkowo
Kolickiego miał zagrać Ignacy Gogolewski. Ale Szypulski i Safjan postawili na kogoś wówczas nieopatrzonego i mniej popularnego. Padło na Stanisława Mikulskiego, który miał już za sobą kilka ról, i to w mundurach, poza tym z błękitnymi oczami i burzą blond włosów wyglądał jak prawdziwy nordyk. Emilowi Karewiczowi, filmowemu Brunnerowi, także udało się stworzyć niezapomnianą postać, mimo że pojawia się tylko w 5 na 18 odcinków. 28 stycznia 1965 roku po raz pierwszy w telewizji wyświetlono spektakl „Wróg jest wszędzie” z cyklu „Stawka większa niż życie”. Jak wiadomo, wszelkie programy telewizyjne były w tamtych czasach emitowane na żywo, co wymagało od odtwórców wielkiego skupienia, tym bardziej że dekoracje chwiały się od najmniejszego nawet trzaśnięcia drzwiami. Zdarzało się nieraz, że wykonawcy zapominali tekstu. To wszystko sprawiało, że na planie dochodziło do zabawnych sytuacji, które w danym momencie dla ich uczestników śmieszne wcale nie były. I tak
w jednej ze scen, pełnej powagi i patosu, kiedy to partyzant mierzy z pistoletu do leżącego na ziemi wroga, możemy usłyszeć takie oto słowa: „Nie będę leżał do strzelającego”. Mimo to na miesiąc przed ostatnim odcinkiem „Stawki”, w którym Kloss miał zwyczajnie umrzeć, telewizja przeżyła gigantyczny wręcz napływ listów od widzów. Klasa robotnicza masowo w nich naciskała na decydentów, by agenta uratować od śmierci. Nie było wyjścia, Janek musiał powrócić jeszcze w spektaklach w 1966 i 1967 roku. Megapopularność Klossa sprawiła też, że zdecydowano o odcinkowej, filmowej wersji filmu. To tu dopiero wyszło tak naprawdę na jaw, że Szypulski i Safjan, a także dwaj reżyserzy – Janusz Morgenstern i Andrzej Konic – posłużyli się tematem wojennym właściwie tylko po to, żeby stworzyć rozrywkowy serial sensacyjny. Było to, jak na tamte czasy, swoiste novum.
Porady prawne Problem z awatarem Na internetowym forum „Kościół w Polsce i na świecie” oraz na portalu Onet.pl używam awatara z grafiką obecną na koszulce „Rzuć na tacę”. Jeden z użytkowników napisał mi, że skonsultował się z prawnikiem i że skieruje sprawę używanego przeze mnie awatara do prokuratury. Oto fragment jego wypowiedzi: „(…) zgłosiłem już do prokuratury, że osobnik podpisujący się nickiem »wisznu64« na swoim awatarze nawołuje do nienawiści i jawnej przemocy wobec księży katolickich, bezpośrednio związanej z możliwością utraty życia, bo inaczej nie można nazwać apelu: »Rzuć na tacę«. Otrzymałem potwierdzenie z prokuratury warszawskiej, że zgłoszenie zostało przyjęte i idzie normalnym trybem”. Użytkownik ten wystosował kolejną groźbę pod moim adresem. Napisał: „Jestem po rozmowie z moim prawnikiem (jednym z lepszych w Polsce). Pokazałem
mu twój awatar – stwierdził, że tutaj gra toczyć się będzie o wysokość wyroku, bo złamanie prawa jest ewidentne. Nie do pomyślenia jest, żeby ktoś posługiwał się np. awatarem »Rzuć granat na paradę euro Pride« albo »Rzuć granat do puszki WOŚP«, natomiast dożyliśmy czasów, kiedy nawoływanie do rzucenia granatu na tacę uchodzi za bezkarne”. Czy mam powody do obaw? Zgodnie z art. 256 Kodeksu karnego par. 1: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Zgodnie z par. 2 tego przepisu, tej samej karze podlega ten, kto w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, nabywa, przechowuje, posiada, prezentuje, przewozi lub przesyła druk, nagranie lub inny przedmiot, zawierające treść określoną w par. 1 albo będące
nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej. Jednak, zgodnie z par. 3 tego przepisu, nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w par. 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej. W art. 256 par. 1 penalizowane jest również publiczne nawoływanie (wzywanie, nakłanianie, zachęcanie) do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość. Zabronione zachowanie polega na publicznym wzywaniu (w jakiejkolwiek formie – ustnie, graficznie) do wrogości skierowanej przeciwko określonej osobie lub grupie osób z uwagi na różnice wyszczególnione w art. 256. Sąd Najwyższy w postanowieniu z 5 lutego 2007 r., IV KK 406/06, Lex Polonica nr 1409564 (Orz. Prok. i Pr. 2007, nr 5, poz. 13) stwierdził: „Nawoływanie do nienawiści z powodów wymienionych w art. 256 k.k. – w tym na tle różnic narodowościowych – sprowadza się do tego typu wypowiedzi, które wzbudzają uczucia
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r. W Lotto gra, przynajmniej od czasu do czasu, około 40 procent dorosłych Polaków. Wielka wygrana jest przedmiotem marzeń niemal każdego. Jednak czy loteryjne miliony dają szczęście? W latach 70. XX wieku Philip Brickman, Dan Coates i Ronni Janoff Bullman zrobili badanie nad losami zwycięzców gier liczbowych. Ci trzej psychologowie (dwaj z Northwestern University i jeden z University of Massachusetts) sprawdzili, jak bardzo zmieniło się poczucie „bycia szczęśliwym” u 22 zwycięzców stanowej loterii. Wyniki, które uzyskali, były zaskakujące.
Nieszczęście w szczęściu? Zespół Brickmana przeprowadził badania ankietowe w Illinois. Respondentów dobrano z listy zwycięzców lokalnej loterii. Badacze skontaktowali się z ponad 40 z nich, jednak na rozmowę zgodziło się niewiele ponad 20. Wśród nich byli ludzie, którzy wygrali 50 tys. dol. (troje) i tacy, którzy zgarnęli okrągły milion (siedmioro). Zadbano, by od tego nagłego przypływu gotówki nie minęło mniej niż miesiąc, ale też nie więcej niż półtora roku. „Szczęśliwcy” nie byli jedyną grupą, z którą rozmawiali ankieterzy. Podobne pytania zadawano także... sparaliżowanym ofiarom wypadków oraz przypadkowej grupie kontrolnej, którą wylosowano z książki telefonicznej. Badanych pytano o wiele rzeczy: od charakterystyk demograficznych, poprzez mające nieco zmylić rozmówców pytania ogólne, po najważniejsze – o to, jak szczęśliwi są dziś i jak szczęśliwi byli przed wygraniem na loterii (ewentualnie przed wypadkiem) lub pół roku wcześniej. Pytani mieli także „przewidzieć”, jak będą się czuć za kilka lat. Ale też proszono, by określili, jak dużo radości przynoszą im proste przyjemności, takie jak na przykład rozmowa z przyjacielem, dobre śniadanie lub oglądanie telewizji. Dopytywano też oczywiście, jak zmieniło się ich życie. Zwycięzcy loterii wskazywali przede wszystkim na pozytywne strony wygranej. Wymieniali bezpieczeństwo finansowe, więcej wolnego czasu, uzyskanie statusu lokalnych celebrytów oraz brak potrzeby myślenia o emeryturze. Jednak wcale nie oceniali własnej wygranej jako czegoś szczególnie wspaniałego. Poproszono ich bowiem, by ocenili ją na skali od 0 („najgorsze możliwe wydarzenie w życiu”) do 5 („możliwie najlepsze”). 2,5 było punktem neutralnym. Wynik średni to 3,78. Interesujące było także to, że choć większość wygranych zasługę przypisywało przypadkowi, to jednocześnie
uważali oni, że w pewien sposób zasłużyli na prezent, który otrzymali od losu. Najciekawsze było to, że wygrani oceniali swój przeszły, obecny i przyszły poziom „szczęścia” na niewiele tylko wyższym poziomie niż osoby z grupy kontrolnej. Różnice
Ważny punkt wyjścia Nie brakuje jednak serii badań, które dowodzą, że wygrane doskonale wpływają na nasze samopoczucie, i pokazują, co można zrobić z własnym życiem. Na przykład brytyjskie długoterminowe badania prowadzone przez Jonathana Gardnera i Oswalda Andrewsa, które kilka lat temu opublikowano na łamach „Journal of Health Economics” pokazały, że wygrane zdecydowanie poprawiają samopoczucie zwycięzców. A do tego poprawa jest zauważalna nawet
ani o drobne przyjemności, a inaczej jest wtedy, gdy trafiają one do kogoś, dla kogo podstawowym problemem jest zapewnienie sobie środków do życia. Prawdą jest bowiem, że pieniądze szczęścia nie dają, ale jest to prawda, która działa dopiero od pewnego, dość wysokiego poziomu życia. Gdy ma się wszystko i brak troski o byt, to przypływ dóbr ma ograniczoną wartość. Kiedy jednak nie ma się nic, to każde „coś” jest warte bardzo wiele. W Polsce do granicy bezpieczeństwa i jakiego takiego komfortu życia aspirują zwykle ludzie, którzy
Kumulacja szczęścia nie daje były zauważalne, ale w zasadzie bez znaczenia. A co ważniejsze: loteryjni zwycięzcy przestali czerpać radość z drobnych przyjemności. Choć może nie tyle przestali, co stały się one znacznie mniej przyjemne. Znaczenie drobiazgów, z których przecież składa się życie większości z nas, zbladło przy uczuciu związanym z wygraniem miliona dolarów i tym, jak można te pieniądze wykorzystać. Zwłaszcza w pierwszym okresie, gdy poziom życia gwałtownie się podniósł. Emocje związane z wygraną były tak duże – tak przynajmniej przypuszczał Brickman – że przesunęły granicę odczuwania przyjemności. A wniosek, który z tego wysnuł, był taki, że to, jak i co odczuwamy za przyjemne, dostosowuje się do tego, na co możemy sobie pozwolić. Przystosowujemy się po prostu do pewnych poziomów wrażeń. Jeżeli zatem raz, nawet przez krótki okres, będziemy doświadczać silnych pozytywnych emocji, to następne tak silne wystąpią w okolicznościach co najmniej na takim samym poziomie. A jeszcze lepiej – na wyższym. Być może to pozwala wytłumaczyć setki takich przypadków, kiedy zwycięzcy loterii w ekspresowym tempie potrafili przepuścić swoje majątki. W Stanach Zjednoczonych uzbierało się zresztą tyle spektakularnych przykładów, że nakręcono nawet serial dokumentalny, który w kolejnych odcinkach pokazywał ofiary nieposkromionej żądzy wrażeń i głupoty w wydawaniu przypadkowo zdobytych pieniędzy.
11
BEZ DOGMATÓW
wpływają, i to bardzo, ale... do poziomu 75 tys. dol. rocznego dochodu na gospodarstwo domowe. To równowartość ok. 250 tys. zł. Powyżej tej magicznej granicy rosło już tylko zadowolenie z siebie (w końcu ludzie są tak skonstruowani, że gdy widzą, iż radzą sobie lepiej od innych, to często poprawia im to nastrój), ale... ogólny poziom szczęścia pozostawał na niezmienionym poziomie. – Jedna z teorii, mówi, że dochód powyżej 75 tys. dol. nie poprawia możliwości spędzania czasu z ludźmi, których lubimy, unikania bólu i choroby, korzystania z wolnego czasu i angażowania się w inne aktywności poprawiające emocjonalne samopoczucie. Jednak gdy ludzie zatrzymają się i pomyślą o swoim życiu jako całości, bycie zamożniejszym powoduje, że wszystko wygląda lepiej – tak owe badania skomentowała dziennikarka Elizabeth Landau. Niemal jednocześnie podobne wyniki ogłosili analitycy Keirsey Research, którzy uzyskali je zupełnie niezależnie. Ustalili oni, że istnieją dwie „magiczne” granice. Powyżej 75 tys. dol. na gospodarstwo domowe rocznie pozwala ludziom dużo bardziej cieszyć się życiem i jest to poziom, na którym pieniądze przestają determinować zadowolenie z życia. Ale ustalili też, że poniżej 50 tys. dol. rocznego dochodu – większość ludzi staje się nieszczęśliwa. – Tony pieniędzy nie kupują szczęścia, ale z pewnością posiadanie ich w wystarczającej ilości bardzo pomaga – komentował dla CNN Kip Parent, szef Keirsey.com. Tak niewielka różnica, bo ledwie 30 proc., powoduje, że pieniądze albo już nie są problemem, albo są problemem najważniejszym.
Sąsiedzi i ich wydatki
po dłuższym czasie. Gardner i Andrews skupili się jednak nie na milionerach, tylko na ludziach, którym udało się wygrać kwoty od tysiąca do 120 tys. funtów. A więc takie, które niekiedy pozwalały rozwiązać większość życiowych problemów związanych z finansami, ale nie pozwalały na jakąś generalną zmianę poziomu i stylu życia. Nie psuły radości czerpanej z drobiazgów, a raczej pomagały się nimi cieszyć. Wydaje się przy tym, że Brickman nie wziął pod uwagę jednej ważnej rzeczy, a może – badając zamożne i jeszcze wtedy dość „równe” społeczeństwo USA – nie był po prostu w stanie tego sprawdzić. Chodzi o to, z jakiego poziomu startują zwycięzcy loterii. Inna jest bowiem sytuacja, w której dodatkowe pieniądze dostaje ktoś, kto może nie jest bogaty, ale też nie musi się martwić ani o byt,
chcieliby się zaliczać do „klasy średniej”, natomiast tych, którzy przekraczają granicę, powyżej której zapewnienie bytu sobie i najbliższym przestaje być codzienną bolączką, jest doprawdy niewielu. Dlatego też wartość wygranych na loterii powinna być u nas większa, a w rezultacie – i radość, i satysfakcja z życia tych, którzy zostali lottomilionerami.
Szczęście za 75 tysięcy dolarów W tym kontekście bardzo ciekawe wydaje się coś, co zrobił zespół psychologów z Princeton. Daniel Kahneman i Angus Deaton wykorzystali badania sondażowe Gallupa, by określić, jak pieniądze wpływają na poziom „szczęścia” oraz zadowolenia z życia. Okazało się, że
Analizując zwycięzców loterii, należy jeszcze pamiętać, że ich wygrane wpływają nie tylko na nich. Nie zapomniał o tym Peter Kuhn, ekonomista z University of California, który badał duńską loterię pocztową. Nagrodą w niej było nowiutkie BMW. Badacz ustalił, że taka nagroda ma wprawdzie umiarkowany wpływ na życie i tak już zamożnych Duńczyków, którzy ją otrzymali, ale ma też znaczący skutek społeczny. Jaki? Sąsiedzi zwycięzców wyjątkowo często kupują nowe samochody. Wygrana, która dla jednego jest powodem do radości, dla drugiego staje się nieszczęściem, bo z dnia na dzień staje się tym gorszym. Dlatego, żeby „sąsiad nie był lepszy”, musi sięgnąć głęboko do kieszeni. Trzeba oczywiście zapytać, czy w Polsce jest tak samo? Odpowiedzieć można chyba tylko w jeden sposób: byłoby, gdyby Polaków było stać na nowe, luksusowe samochody. KAROL BRZOSTOWSKI
12
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Polska rzeź koszerna T
o nie cytat z filmowego horroru, a relacja rzeźnika zajmującego się rytualnym ubojem zwierząt. W Polsce. Proceder, który ma miejsce w naszym kraju, jest sprzeczny z ustawą o ochronie zwierząt. Mimo to minister środowiska Marek Sawicki z PSL wydał w 2004 roku rozporządzenie, które zezwala na zabijanie zwierząt bez wcześniejszego ogłuszenia, o ile mordowanie będzie się odbywać zgodnie z religijnymi praktykami. Rytualny ubój zwierząt jest wykonywany na potrzeby niektórych religii. Chodzi przede wszystkim o muzułmanów i żydów. W judaizmie ten zabieg nazywa się szechita i polega na przecięciu przełyku i arterii jednym cięciem noża przy akompaniamencie odpowiedniej modlitwy. Jeśli zwierzę zostanie zabite w inny sposób, to – według Żydów – jego mięso nie nadaje się do spożycia. Z kolei w islamie uboju dokonuje się według zasad halal. Przede wszystkim zwierzę musi być zwrócone głową w kierunku Mekki, a rzeźnik powinien wyznawać religię Allacha. W czasie cięcia wygłaszana jest modlitwa „W imię Boga”. Zwierzęciu zadawany jest cios w tętnicę szyjną, aby krew możliwie najszybciej opuściła jego ciało, ponieważ uznawana jest za nieczystą. Islamiści również nie dopuszczają ogłuszania mordowanych zwierząt. Jak to wygląda w praktyce? Krowę umieszcza się w specjalnej klatce i obraca ją do góry nogami, aby ułatwić rzeźnikowi cięcie. Później zwierzę po prostu się wykrwawia. Z kolei kozy z podciętym gardłem podwieszane są za tylne nogi na specjalnych hakach pod sufitem. Obrócone szybciej się wykrwawiają. Krowy długo umierają – ich mózg jest aktywny przez ponad 20 minut. Ból towarzyszący tym zabiegom jest potworny. Ciężko sobie wyobrazić, co czują zwierzęta... Niestety, Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że prawo religijne jest wyjątkiem co do przepisów nakazujących pozbawienie przytomności zwierzęcia przed jego zabiciem. Polska tymczasem od kilku lat stała się ważnym dostawcą mięsa dla żydów i muzułmanów, mimo że w naszym kraju wyznawców tych religii jest niewielu. „Obecnie otwiera się szeroko rynek, ogólnie mówiąc, krajów muzułmańskich dla polskiej wołowiny. Podejrzewam, że w ciągu tego roku ten rynek będzie tak chłonny, że – nie chcę prorokować – może nam zabraknąć wołowiny na rynek
Kiedy nóż jest dobrze naostrzony, to wystarczy wykonać nim tylko jeden szybki ruch, żeby przeciąć tchawicę. Później zwierzę wisi głową w dół, podczepione za tylne nogi do sufitu. I w pełni świadome kona w męczarniach wiele minut… polski (…). W zeszłym roku Polska była numerem jeden w eksporcie wołowiny do Turcji. Większość wołowiny wyprodukowanej w Polsce została wyeksportowana do Turcji i innych państw muzułmańskich. W tej chwili bardzo poważnie zainteresowane są również Arabia
dwudziestu polskich ubojniach cały czas trwa ten makabryczny proceder. Jak wcześniej wspominaliśmy, ustawa o ochronie praw zwierząt kategorycznie tego zabrania, ale olbrzymie zyski z eksportu
Saudyjska i Izrael. Biznesmeni izraelscy określili, że są w stanie zakupić u nas od 100 do 300 tysięcy sztuk zwierząt rocznie albo mięsa” – powiedział główny lekarz weterynarii Janusz Związek. Za pieniądze wyznawców islamu nasz kraj jest gotowy zabijać niehumanitarnie na potęgę. W ponad
koszernego mięsa zdają się ważniejsze niż cierpienie braci mniejszych. W artykule 33 ustawy czytamy: „Uśmiercanie zwierząt może odbywać się wyłącznie w sposób humanitarny, polegający na zadawaniu przy tym minimum cierpienia
fizycznego i psychicznego”. Następny artykuł jasno mówi, że rytualne ubojnie są niezgodne z prawem: „Zwierzę kręgowe w ubojni może zostać uśmiercone tylko po uprzednim pozbawieniu świadomości przez osoby posiadające odpowiednie kwalifikacje (…). Zabrania się wytrzewiania
(patroszenia), oparzania, zdejmowania skóry, wędzenia i oddzielania części zwierząt stałocieplnych, przed ustaniem odruchów oddechowych i mięśniowych”.
Obydwa wyznania poddane krytyce zarzucają przeciwnikom rytualnego uboju dyskryminację na tle religijnym. Żydzi próbują nawet udowadniać, że mordowane zwierzęta wcale nie cierpią, a jeśli już, to bardzo krótko. „Zwierzę nie jest ogłuszane, ale nie musi być wcale świadome, nim się wykrwawi. Cały sens techniki zabijania według tysiącletnich zasad kaszrutu polega właśnie na tym, aby zwierzę zostało pozbawione życia jak najszybciej i utraciło świadomość w możliwie najkrótszym czasie. Nie ma takiego nakazu, który wymagałby, aby zwierzę było świadome do końca wykrwawiania się” – czytamy w oświadczeniu jednej z gmin żydowskich. Rozporządzeniem ministra Sawickiego pozwalającym na rytualny ubój zajmuje się od niedawna prokuratura, sprawdzając, czy polityk nie złamał prawa. Pod adresem www.petycjeonline.pl/petycja/stop-dla-uboju-rytualnego/823 można własnym podpisem poprzeć petycję do premiera o podjęcie interwencji w tej sprawie. ARIEL KOWALCZYK Bibliografia: Katarzyna Lipińska, „Czy w Polsce jest dozwolony rytualny ubój zwierząt?” Focus, „Tajna historia mielonego”
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r. Tuż obok placu św. Piotra, w wielkiej tajemnicy budowane jest miniwięzienie. Dla kogo powstaje osiem cel bez okien? Czyżby dla niewygodnych hierarchów wskazanych przez tajny rząd kardynałów o kryptonimie „Maria”, który pod koniec maja powstał za Spiżową Bramą i podobno przejął władzę od staruszka papieża? A może dla... członków tego rządu po ich ewentualnym aresztowaniu? W Watykanie panuje wszechogarniający nastrój dekadencji i nihilizmu. Nawet przychylne Kościołowi stacje telewizyjne nie są już w stanie tak kadrować relacji z audiencji generalnych, aby nie było widać, że starzec w białej szacie jest zupełnie wyczerpany fizycznie, a psychicznie – niezdolny do przejęcia jakiejkolwiek inicjatywy. Coraz częściej słychać, że Benedykt XVI już
~ ~ ~ „Fakty i Mity” – jako jeden z pierwszych tygodników w Europie, a na pewno pierwszy w Polsce – donosiły wczesną wiosną tego roku, że w samym jądrze Kościoła powstał przeciwko papieżowi spisek, którego celem jest zmarginalizowanie Benedykta i przejęcie władzy. Obecnie z materiałów, które wyciekły z biurek i komputerów Watykanu, wiadomo
KOLOS NA GLINIANYCH NOGACH sekretarza stanu Tarcisia Bertonego (podejrzewa się go o przywództwo frakcji antypapieskiej), a nawet mówił o wspomnianym wcześniej tajnym rządzie, który krok po kroku przejmuje władzę. Po publikacji włoskiego dziennika kardynałom opadły ręce i szczęki, bo gazeta nie tylko omawia treść narady, ale nawet dosłownie przytacza słowa Benedykta, który powiedział, że odsunie Bertonego do końca roku. ~ ~ ~ Tymczasem watykańskie wróble ćwierkają, że tej daty Benedykt raczej nie doczeka (także i o tym pisaliśmy w „FiM”). Kolejny dzień (niedziela) przyniósł kolejne rewelacje. Włoskie media opublikowały anonimowe ultimatum (rodzaj listu otwartego) przesłane z wnętrza Watykanu do kilku redakcji. Czytamy
sytuacji powstrzymali się od korzystania w sprawach służbowych z komórek, została wystosowana w miniony poniedziałek i… też przedostała się do mediów! Redakcje gazet „La Repubblica i „Il Giornale” już nawet nie ukrywają, że mają za Spiżową Bramą swoje „głębokie gardło” (nawiązanie do słynnej afery Watergate), a raczej cały oktet „gardeł”, które na bieżąco informują dziennikarzy o tym, co dzieje się w jądrze Kościoła. Jedno z takich „gardeł” spotkało się potajemnie w minioną niedzielę z dziennikarzem „Il Giornale” w pobliżu Piazza Santa Maria na Zatybrzu i oświadczyło, że Benedykt właśnie ostatecznie utracił władzę. „Papież już nie rządzi całym tym kramem. Teraz niektórzy przedstawiciele kramu rządzą papieżem” – powiedział informator.
Habemus klapam! od kilku miesięcy faktycznie nie rządzi Krk. Władzę przejęła oligarchiczna grupa kardynałów, którzy gorączkowo poszukują sukcesora Papy. Jak na standardy tzw. Stolicy Piotrowej stało się to bardzo szybko, bo ostatnie afery, które wstrząsnęły nie tylko Kościołem, ale i w dużej mierze światem (m.in. skandal pedofilski i korupcyjny), pokazały, że Watykan jest jak flagowy statek katolicyzmu, nad którym kapitan utracił kontrolę i w dodatku z różnych pokładów słychać doniesienia o buncie załogi. ~ ~ ~ Benedykt najprawdopodobniej nawet nie zdaje sobie sprawy z faktu, że już nie rządzi. Być może papież, podobnie jak niczego nieświadomy świat katolicki, specjalnie utrzymywany jest w przeświadczeniu, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i sprawy toczą się swoim torem. Tylko tak można sobie wytłumaczyć najnowsze inicjatywy Benedykta, bo ten – kompletnie nie zauważając, że wszystko dookoła trzeszczy i pęka – ogłasza dokument, w którym poleca zbadanie prawdziwości objawień maryjnych. I to właśnie – twierdzą watykaniści – najlepiej pokazuje, w jakim świecie absurdu i nonsensu żyje Papa i jego najbliższe otoczenie. Oto w sytuacji, gdy najtajniejsza, kompromitująca korespondencja głowy Kościoła codziennie wycieka z szuflad jego prywatnych apartamentów wprost na czołówki gazet, najważniejsze stają się badania wizji Boskiej Mateczki, która objawiła się pastuszkom dziesiątki lat temu… O dziwo, ani przeszłego, ani obecnego papieża żadne z objawień nie uprzedziło, że na początku XXI wieku Watykanem i całym Krk wstrząśnie kryzys, którego skutki są na razie nieprzewidywalne, choć wiadomo, że będą one ogromne.
już, że antypapieską akcję hierarchów opatrzono kryptonimem „Maria”. Jednym z jej szeregowych ogniw jest (a raczej był) papieski kamerdyner Paolo Gabriele, który od początku maja siedzi w pojedynczej celi bez telewizora, prasy i jakiegokolwiek kontaktu ze światem zewnętrznym w budynku żandarmerii papieskiej. Gabriele został uznany i ogłoszony przez propapieskie lobby kardynalskie (wciąż silne) za jedyne źródło wspomnianych przecieków tajnej korespondencji do mediów (przyznał się do wynoszenia i dostarczania prasie osobistych papieskich faksów, e-maili i listów), a tymczasem jego uwięzienie – zamiast zakończyć aferę przeciekową – rozhuśtało ją jeszcze bardziej, a kolejne nowe watykańskie skandale już niemal codziennie zapełniają czołówki włoskich, austriackich i niemieckich gazet. I tylko dziwnie cicho jest o nich w mediach polskich, które uważają papiestwo za sferę tabu, pozostającą poza wszelką krytyką. Szczęśliwie my wyłamujemy się z tej zmowy milczenia. ~ ~ ~ Paolo Gabriele siedzi w więzieniu, a ktoś najwyraźniej gra hierarchom na nosie, kpi sobie z watykańskich tajemnic i dostarcza mediom kolejne, coraz bardziej szokujące dokumenty Benedykta, opatrzone datą późniejszą niż data zatrzymania papieskiego kamerdynera. Na światło dzienne wychodzą najtajniejsze ustalenia pro-Benedyktowej grupy watykańskich dostojników, sformułowane podczas supertajnych narad prowadzonych za zamkniętymi drzwiami. Oto sobotni dziennik „La Repubblica” najspokojniej w świecie zrelacjonował jedną z takich tajnych konferencji, podczas której Benedykt XVI obiecał kardynałom, że osobiście zdymisjonuje watykańskiego
Benedykt XVI wraz ze swoim kamerdynerem Paolem Gabriele
w nim, że jeśli Georg Gänswein – prywatny sekretarz papieża – „nie zostanie niezwłocznie wypędzony z Watykanu, to zostaną opublikowane setki kolejnych tajnych dokumentów, które zatrzęsą fundamentami Kościoła katolickiego, a przede wszystkim papiestwa”. – To już nie są drobne przepychanki i zakulisowe gierki. Ktoś wypowiedział Watykanowi otwartą, totalną wojnę i co chwilę udowadnia, że ma środki do jej prowadzenia i wygrania – oświadczył Mario Politi, jeden z najwybitniejszych watykanistów. ~ ~ ~ W Watykanie zapanował strach. Histeryczny. Specjalnie wynajęte (podobno zaufane) firmy z USA metr po metrze prześwietlają ściany papieskich apartamentów i innych budynków watykańskiej administracji w poszukiwaniu instalacji podsłuchowych. Doszło do tego, że kościelni dostojnicy niemal zupełnie zrezygnowali z prowadzenia korespondencji drogą elektroniczną i z rozmawiania przez telefony komórkowe. Poufna prośba skierowana przez szefa watykańskiej żandarmerii do purpuratów, by ci do chwili wyjaśnienia
Benedykt XVI najchętniej zamknąłby się w papieskiej bibliotece i pisał od nowa życiorys Jezusa (co właśnie uczynił). ~ ~ ~ Specjalna, powołana przez Benedykta komisja śledcza do spraw przecieków składa się ze starców równych wiekiem papieżowi, więc niczego oni nie wyjaśnią i nie zreformują. Szczegóły ich śledztwa – choć również z założenia tajnego – też oczywiście przedostały się do mediów i wzbudziły uśmiechy politowania. Otóż staruszkowie przesłuchują kolejnych watykańskich dostojników i na specjalnych karteluszkach zapisują ich odpowiedzi na pytania typu: kto z kim i kiedy rozmawiał; jak długo i gdzie toczyła się dysputa; kto z kim chodzi na poranną i wieczorną mszę albo na spacer; kto kogo zaprasza na lunch itd. Z tych karteczek jak z klocków wiekowi „detektywi” papieża mają nadzieję zrekonstruować strukturę watykańskiej mafii. Ot, naczytali się chłopcy „Imienia róży” i średniowieczną akcję książki chcą ekstrapolować w realia XXI wieku.
13
~ ~ ~ Watykan od czasu schyłkowych rządów JPII rozpada się na walczące ze sobą groźne grupy wpływów. Kiedyś, aby pozyskać papieskie względy, intrygi snuli jezuici, benedyktyni i franciszkanie. Dziś krwawe wojny o władzę toczą za pomocą korupcji i wielkich, pochodzących z przestępstw pieniędzy Legioniści Chrystusa, członkowie Bractwa świętego Piusa, o mafii Opus Dei nie wspominając. Ale dopiero afera przeciekowa – przez samego Federica Lombardiego (rzecznik papieski) nazwana „Vatileaks” – zaczyna powoli odsłaniać, jakim bagnem jest Watykan. ~ ~ ~ Benedykt XVI zdaje sobie sprawę, że jego koniec jest bliski. Nawet jego plany wizyt i spotkań nie sięgają dalej niż przełom tego i przyszłego roku. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Ratzinger przeszedł już dwa udary mózgu i pamięta, że z tego dokładnie powodu zmarli członkowie jego rodziny – ojciec oraz siostra. „Moje życie weszło w ostatni etap” – powiedział w maju podczas jednej z audiencji. A jednak grupa schizmatyków działająca pod kryptonimem „Maria” nie chce, aby powtórzył się casus poprzednika Benedykta, który umierał na oczach świata przez całą dekadę i doprowadził Krk na skraj przepaści, sprawiając, że nawet w tradycyjnie katolickiej Ameryce Łacińskiej dramatycznie spadła (i nadal spada) liczba wyznawców. Ciągle również na fali skandali seksualnych i finansowych kaskadowo spada liczba wiernych w Europie, a episkopaty Niemiec, Austrii i Francji żądają od Watykanu wyjaśnień i powiewu nowoczesności, a nie straszenia Europejczyków osobowym Szatanem i autentycznym ogniem piekielnym. ~ ~ ~ Na razie jedyną w zasadzie odpowiedzią twardogłowej części Watykanu na skandal przeciekowy i na artykułowane jawne szantaże wobec papieża jest potajemne budowanie w gmachu watykańskiej żandarmerii miniwięzienia, co podała (korzystając z kolejnego przecieku) włoska agencja Ansa. Dla kogo są te nowe cele bez okien, o powierzchni 4 na 4 metry każda? Czas pokaże? A może pokazać i to, że lokatorami więzienia staną się pomysłodawcy jego budowy. I na koniec ciekawostka. Ostatnim więźniem Watykanu (przed obecnie osadzonym papieskim kamerdynerem) – 70 lat temu, za pontyfikatu Piusa XII – był oskarżony o liczne oszustwa ksiądz Edward Cippico. Od tego czasu pojedyncza cela służyła do osadzania na kilka godzin rozhisteryzowanych lub pijanych turystów. No a teraz cel będzie aż osiem. A w każdej – po jednej pryczy. Lato w Watykanie zapowiada się gorące. MAREK SZENBORN Współpraca: ASz Źródła: „Der Spiegel”, „La Repubblica”, „Corriere della Sera” i „Il Giornale”.
14
A TO POLSKA WŁAŚNIE
L
icząca około 500 mieszkańców wieś Kałków (woj. świętokrzyskie) od niedawna jest, a raczej chciałaby być zwieńczeniem wszystkich polskich katolicko-narodowych sanktuariów i pielgrzymek. Nikomu nieznane zadupie jest od niedawna na ustach całej mocno zdumionej Polski. A nawet świata! I to wcale nie przesada. Zdjęcia z Kałkowa obiegły wszystkie światowe agencje i znalazły się na czołówkach kilku zagranicznych dzienników. Takiego kuriozalnego religijnego skansenu reporterzy szukają bowiem w całej Europie ze świecą. Niestety, najczęściej znajdują w Polsce... Kałkowskie Sanktuarium pod wezwaniem Matki Bolesnej Królowej Polski powstało w latach 80. XX wieku. Budowlę wzniesiono jako… „wotum dziękczynne za ocalenie Narodu Polskiego od ateizmu”. Brzydota tego miejsca słabo się jednak kojarzy ze słowem „ocalenie”. Zabłądzić nie sposób, bo drogowskazy do dziękczynnego przybytku prowadzą już od drogi krajowej. Bez problemu zatem trafiliśmy na przysanktuaryjny parking, ale – ku naszemu zdziwieniu – tłumów tam nie było. Poza garstką pielgrzymów i kilkunastoosobową szkolną wycieczką Kałków świecił pustkami. Taka to wdzięczność narodu za ocalenie od ateizmu?! W pobliskim sklepiku z pamiątkami sprzedawczyni ziewa z nudów i mówi, że w zasadzie tak tu zawsze.
– Tłumy chwilę były, jak się ten samolot tu pojawił. Nawet zagraniczni się zjechali, ale teraz znów bryndza. Kilkanaście metrów od wejścia do świętego przybytku przywitała nas szopka betlejemska z małym Jezuskiem, Józefem, Maryją, owcami i resztą zwierzątek. W lipcu! Ale to dopiero preludium do całego zatrzęsienia religijnego kiczu.
Gawiedź nie dopisuje, toteż zarządzający całym tym interesem księża szukają kasy gdzie się tylko da. Organizują na przykład „loterię na dzieła charytatywne” (fot. 1). Niestety, ostatnio ludzi jest tak mało, że nawet tej maszynki do robienia forsy nie chciało się duśpasterzom uruchamiać. Idąc dalej, nie sposób ominąć monstrualnej drogi krzyżowej, gdzie XII stacją jest Golgota – Martyrologium Narodu Polskiego (fot. 2). 33-metrowy budynek został wzniesiony dla upamiętnienia „męczeńskiej ofiary Polaków dawnych i współczesnych” oraz dla pokazania, że „Polska była wierna Krzyżowi i Ewangelii”. I to właśnie przed wejściem do tego zamczyska rodem z koszmarnych snów Draculi ustawiono 24 czerwca żelbetową replikę smoleńskiego Tu-154M w skali 1:2,5 (10 na 11 metrów - fot. 3). No może „replika” to za duże słowo, ponieważ konstruktorzy tego dziwoląga (w tym ks. infułat Czesław Wala) raczej nigdy nie widzieli ani Tu-154, ani żadnego innego
Tupolew og Moda na krasnale ogrodowe skończyła się definitywnie. Przyszedł czas na coś bardziej gustownego… Na betonowe tupolewy pełne zdjęć zmarłych pisowców. samolotu z bliska, o czym najlepiej świadczy zachowanie „proporcji” aeroplanu. Oto na przykład skrzydła kałkowskiego tupolewa wychodzą praktycznie z dzioba samolotu, a przecież w oryginale są bliżej ogona.
To jednak nieistotne detale wobec „powagi i doniosłości”, jaką próbują stworzyć zdjęcia uśmiechniętych ofiar katastrofy smoleńskiej, które patrzą na nas z okien sztucznej „tutki”. Oczywiście na fotkach mamy wyłącznie podobizny tych związanych z PiS-em.
Poza parą prezydencką, Przemysławem Gosiewskim, Januszem Kurtyką, Ryszardem Kaczorowskim i Anną Walentynowicz nikt najwyraźniej na upamiętnienie nie zasłużył, bo więcej zdjęć (mimo pustych okien) nie ma. Oczywiście nie byłoby prawdziwego pomnika ofiar katastrofy bez relikwii, czyli fragmentu oryginalnego tupolewa, i bez chociażby szczypty smoleńskiej ziemi. Konstruktorzy oczywiście takowe relikwie sobie tylko
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
15
do celi „kapelana Solidarności” jest z jakiegoś powodu zabroniony, więc jej wnętrze mogliśmy oglądać wyłącznie zza krat. Za Popiełuszką odnajdujemy „celę śmierci” św. Maksymiliana Kolbego, który akurat (według księży „kustoszy”) doznał maryjnego objawienia. I w tym objawieniu zastygł sobie na wieki (fot. 5).
3
rodowy znanym sposobem wydarli „ruskim zamachowcom” i wsadzili do pomnika. Jakby tego było mało, betonowe monstrum stoi na kołach odkręconych (mamy nadzieję, że nie nocą na publicznym parkingu) od jakiegoś starego poloneza! AUTENTYCZNIE! Nawet nieliczni gapie na widok tego maszkarona nie są w stanie powstrzymać uśmiechów zażenowania albo ironii, co sprawia, że pomnik mający w założeniu upamiętniać ofiary raczej je ośmiesza.
4
Nie przeszkadzało to Beacie Gosiewskiej, wdowie po Przemysławie, oraz posłowi Krzysztofowi Lipcowi, którzy wzięli udział w uroczystym poświęceniu żelbetowego, makabrycznego dowcipu. Jednak Golgota – Martyrologium Narodu Polskiego – to nie tylko tupolew. W środku sztucznej góry znajduje się sporo innych eksponatów podobnej urody. Jednak wisienką na torcie jest najdroższa relikwia – podobno autentyczny samochód ks. Popiełuszki (fot. 4). Niestety, wstęp
Kolejna do zwiedzania jest kaplica katyńska oraz górnicze kaplice kopalni „Wujek”, „Szczygłowice” czy „Jastrzębie”. Nie sposób nie trafić też na „Oratorium Męczeństwa Polskich Chłopów”, żeby ci nie czuli się wykluczeni. Przewodnik po tym niby-grobowcu opowiada: „W Golgocie chodzi o każdy rodzaj męczeństwa: nędzy, głodu i emigracji za chlebem, aż po śmierć w pacyfikacjach, obozach koncentracyjnych i na polach bitew, a także o prześladowania komunistyczne. Czasokres obejmuje minione sto trzydzieści pięć lat, to jest od powstania styczniowego po czasy współczesne”. I nawet wypada się z tym zgodzić, bowiem oglądanie tych potwornie kiczowatych eksponatów jest faktycznie strasznym męczeństwem. Brytyjski dziennik „Daily Mail” nazwał nawet to dzieło „najbardziej przerażającym pomnikiem w dziejach”. W jednym z komentarzy pod artykułem czytamy, że „to absurdalne – to tak jakby postawić pomnik w kształcie mercedesa, żeby upamiętnić księżnę Dianę”. Co tam… Niech sobie drwią, niech się wyśmiewają! My, Polacy, czujemy po swojemu i wiemy swoje. To na przykład, że już niedługo zapewne będzie można nabyć miniaturowe repliki kałkowskiego tupolewa. Do postawienia w ogródku zamiast (albo obok) krasnala lub plastikowego bociana. ARIEL KOWALCZYK Fot. Autor
1
2 5
16
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
ZE ŚWIATA
BOHATERKA TOTAL(ITAR)NA Co robi młodzież w Korei Północnej, żeby zasłużyć na uznanie? Ginie w obronie portretów! 14-letnia uczennica Han Hen-Geng utonęła w czasie powodzi, kiedy ratowała portrety przywódców KRLD – doniosły koreańskie media. Dziewczyna dostała pośmiertne odznaczenie. Jej imieniem nazwano też szkołę, w której się uczyła. Rodziców i nauczycieli Han zgłoszono do państwowej nagrody. Zrobimy wszystko, żeby pamięć o tym wspaniałym czynie nie zginęła! – zapewniają tamtejsze władze. JC
czy „rozwiązywanie naszych problemów”. Dla Greków stanowi miłą odskocznię od doniesień o kryzysie i biedzie. JC
KSIĄŻKA CZYNI WOLNYM Więźniowie w Brazylii mogą krócej siedzieć. Wystarczy, że zabawią się w bibliofilów i literatów.
MAJĄ NOSA
MISS HOLOKAUSTU Kandydatki na izraelskie „misski” nie muszą być ładne. I nie mogą być młode.
To nowy pomysł tamtejszych władz na resocjalizację i dotyczy mniej „zasłużonych” kryminalistów. Każda przeczytana książka – nie byle jaka, bo chodzi o klasykę filozoficzną lub popularnonaukową – skraca wyrok o całe 4 dni. Przez rok można przeczytać 12 pozycji. Po lekturze aresztant musi napisać esej na temat tego, czego się dowiedział. Intelektualny sposób na przepełnione więzienia nazwano... odkupieniem przez czytanie. JC
NIE TYLKO W POLSCE… Wybory „Miss Holokaustu” zorganizowano w Hajfie. Chętne panie musiały osobiście doświadczyć piekła II wojny światowej. I umieć o nim opowiedzieć. Wystartowało 14 kobiet w wieku od 74 do 97 lat. Chętnych było dużo więcej. Oprawa imprezy przypominała popularną „misskową”. Był wybieg. Były pytania przy mikrofonie. Chociaż tutaj uroda kandydatek – powtarzając za organizatorem – stanowiła tylko 10 proc. kryteriów wyborów. Najpiękniejszą wojenną weteranką została 79-letnia Hava Hershkovitz, która wzruszająco opowiedziała o ucieczce z ojczystej Rumunii. „W tym wieku nie jest łatwo brać udział w konkursie piękności, ale robimy to, żeby pokazać, że wciąż żyjemy”. Imprezę oprotestowali Żydzi z całego świata. „To wszystko brzmi dla mnie makabrycznie” – skomentowała Collete Avital, szefowa organizacji reprezentującej ofiary Holokaustu. JC
BĘDZIE DOBRZE! W Grecji powstał portal internetowy z wyłącznie dobrymi informacjami. Strona „Ola kala OK” (wszystko idzie dobrze) zamieszcza zdjęcia szczęśliwych uśmiechniętych rodzin i doradza, jak być optymistą. W Grecji piąty rok z rzędu nie przestaje rosnąć bezrobocie (sięga 22,6 proc.). Coraz więcej obywateli dopada depresja, rośnie liczba samobójstw. Nowy portal zamieszcza takie działy jak „wolontariat”, „oferty zatrudnienia”
sobie penisa. Koniec seksu! Stracił bardzo dużo krwi i zabrali go do szpitala (razem z genitaliami). Nie wiadomo jeszcze, czy powiodła się operacja przyszycia. Z kolei szwedzki naukowiec, pracownik Karolinska Institutet, odciął swojej żonie wargi i zjadł je. Okaleczył dużo młodszą partnerkę z zazdrości. Myślał, że romansowała z innymi i „splamiła jego honor”. Decyzji nie żałuje. „Teraz już nikogo nie pocałuje” – powiedział z satysfakcją. Kobieta przechodzi kolejne operacje plastyczne. JC
„Kocham znęcać się nad tym dzieckiem”, „Biję ją w twarz” – SMS-y o takiej treści wysyłała matka 10-miesięcznej dziewczynki do jej ojca. Młoda Amerykanka nagrała jeszcze filmy, na których widać i słychać, jak pastwi się nad córką – potrząsa ją, bije, każe jeść z podłogi… Ojciec maltretowanego dziecka, były partner 20-letniej Kellie Park, przez kilka dni dostał 65 takich wiadomości i poszedł na policję. Proces zacznie się 11 lipca. Dziewczynką zajęła się babka – matka 20-latki. Także 27-letniej Galinie Ryabkovej z Moskwy znudziła się opieka nad dziećmi. Kobieta wyrzuciła swoich synów – 4- i 7-latka – przez balkon. Z 15 piętra! Zeszła jeszcze na dół, żeby upewnić się, że dzieci nie żyją. „Tak. Zrzuciłam je” – powiedziała spokojnie sąsiadom i policji. Podczas pierwszego przesłuchania zeznała, że „miała już dosyć dzieci”, których chciała się pozbyć. Śmierć synów skwitowała słowami: „Są już aniołkami, które poleciały do nieba”. Ojciec chłopców od kilku dni przebywał w delegacji. Tego dnia miał wrócić do domu. Galinie grozi dożywocie. JC
NA ZŁOŚĆ ŻONIE Co może zrobić wściekły mąż? Pozbawić żonę seksu lub całowania na wieki wieków. Hindus Mahendra Pandit pokłócił się ze swoją ślubną Manju. Chciał jak najmocniej dokuczyć połowicy, więc przyniósł nóż i odciął
Psy i koty wiedzą, kiedy ich pan wraca do domu. Wyczują też, kiedy ma „doła”, i będą próbowały pocieszyć. Rupert Sheldrake, angielski biolog, od lat zajmuje się niezwykłymi zdolnościami zwierząt. Rozmawiał z właścicielami czworonogów z Anglii, Stanów, Kanady i Niemiec. Zaczęło się od niejakiej Pam Smart i jej teriera Jaytee. Do tego eksperymentu zaangażowano ekipę telewizyjną. Grupa kamerzystów towarzyszyła psu, reszta – jego właścicielce. Jaytee siedział w domu z ludźmi, którzy też nie wiedzieli, kiedy Pam wróci, więc nie mogli niczego „zasugerować”. Zwierzak reagował za każdym razem, kiedy jego pani zbierała się do powrotu… Bez względu na porę i miejsce oddalenia od domu! Sheldrake tłumaczy to istnieniem tzw. pól morfogenetycznych. Nasze myśli są sprężone w jedną całość. Kiedy „członek stada” oddala się od grupy, pozostaje w telepatycznym kontakcie z pozostałymi. Takie zwierzęce przeczucia mają też dzieci i przedstawiciele pierwotnych plemion – twierdzi biolog. Dorośli ludzie Zachodu są ich pozbawieni, są zbyt ucywilizowani. Sheldrake zebrał dane dotyczące 500 psów, które wyczuwały powrót właściciela. Większość czworonogów „miała nosa” tylko na jednego domownika – tego, którego uważały za swojego pana. Koty też to potrafią – twierdzi naukowiec – tyle że są zbyt charakterne i niezależne, żeby nadawały się na wdzięczny obiekt badań. Wielu właścicieli domowych pupilów zapewnia, że zwierzak doskonale wyczuwa ich kiepski nastrój i próbuje „pocieszyć”. W bazie danych Sheldraka jest także ponad 100 doniesień o psach i kotach, które wyczuły nagły zgon lub wypadek swojego opiekuna, nawet jeśli był daleko od nich. JC
PIESKIE ŻYCIE 1 lipca obchodziliśmy Dzień Psa. „Der Spiegel” podsumował psie wydatki. Okazało się, że przeciętny Europejczyk jest bardziej skłonny zaoszczędzić na dziecku niż na czworonogu, i nie zmienił tego nawet kryzys gospodarczy. Najhojniejsi dla psów są Anglicy, Szwedzi i Niemcy.
Wydatki to nie tylko jedzenie, ale i ubranka, zabawki, szkoła, leczenie, zabiegi kosmetyczne i fryzjerskie. Na rynek weszły takie wynalazki jak smokingi z cylindrami, płaszcze zimowe, buciki antypoślizgowe, okulary przeciwsłoneczne i piwo dla psów. Dziś już nie karmi się resztkami ze stołów. Domowe zwierzaki jedzą coraz więcej i coraz lepiej. W Stanach 44 proc. psów i 57 proc. kotów ma nadwagę; podobnie jest w Niemczech. Gospodarka i na tym korzysta, bo odpowiednie firmy utuczą, a inne odchudzą. Powstają luksusowe ośrodki, na przykład Canis Resort SA w Monachium, gdzie zwierzakami zajmują się dietetycy i osobisty trener. Dzień takiego odchudzania to 390 euro. JC
LOT „ZE ZWŁOKĄ” Pewna Szwedka leciała do Tanzanii. Podróż okazała się rodzajem konduktu pogrzebowego.
Samolot linii „Kenya Airways” szczęśliwie wystartował. Kobieta zauważyła, że jej sąsiad poci się, trzęsie i blednie. Po chwili umarł. Stewardesy nie wiedziały, co robić z pasażerem nieboszczykiem, więc zostawiły go na miejscu. I tak żywa pani i nieżywy pan – ramię w ramię – dolecieli na miejsce. Szwedka złożyła oficjalną skargę. Napisała, że „nie jest w pełni zadowolona” z usług linii lotniczych. Dostała 5 tys. koron (ok. 2400 zł) odszkodowania. JC
AŻ PO GRÓB Po śmierci musi być bardzo nudno – pomyślała żona, której mąż opuścił ziemski padół. Adriana Villarreal z Argentyny śpi na cmentarzu. Chciała być bliżej nieżyjącego męża. Twierdzi, że on też – pośmiertnie – potrzebuje jej towarzystwa. O noclegach dowiedzieli się policjanci. Ktoś zgłosił, że z cmentarza dobiegają dziwne dźwięki. Jak się okazało, Adrianna siedziała w grobowcu, gdzie spoczywa jej ślubny, i puszczała lubemu muzykę „na dobranoc”. W swojej cmentarnej noclegowni ma łóżko, radio, kuchenkę i laptopa z internetowym łączem… „Kiedy kogoś kochasz, robisz różne rzeczy. Mój mąż zasługuje na to” – tłumaczy 43-letnia wdowa. JC
DIETA RODZICIELSKA 250-kilogramowy tatuś, chudnąc, ściga się z czasem. Nagrodą w tym wyścigu z własną słabością mogą być dzieci.
Sprawę opisał dziennik „Ottawa Citizen”. Tamtejszy wymiar sprawiedliwości musiał zdecydować o losie dwojga dzieci. Wychowywała je matka, ale trafiła do szpitala po przedawkowaniu narkotyków. Zgłosił się chętny do rodzicielstwa ojciec, tyle że ważył... około 250 kilogramów. Sąd przykazał schudnięcie. Z miłości do synów 36-letni grubas przeszedł na dietę i podczas kolejnej rozprawy dźwigał już „tylko” 190 kilogramów. Ale dla władz to wciąż za dużo. Dzieci mają trafić do adopcji. Mężczyzna ma szanse jeszcze schudnąć. Zapowiedział strajk, naturalnie głodowy, przed siedzibą parlamentu w Ottawie. JC
ZGRZYTAJ NA ZDROWIE Nie obgryzaj paznokci! – mówią mamy na całym świecie. A właśnie, że obgryzaj – donosi „La Repubblica”. Źle widziane w towarzystwie zgrzytanie zębami (czyli bruksizm), obgryzanie palców i paznokci czy żucie gumy mają dobroczynny wpływ na nasz układ nerwowy – przekonują włoscy eksperci. Sprawdzają się zwłaszcza w sytuacjach silnego stresu. Bruksizm na przykład pomaga w wytwarzaniu dopaminy – neuroprzekaźnika produkowanego przez mózg, kiedy jesteśmy zdenerwowani. Oczywiście zgrzytanie zębami pomaga tylko naszym mózgom. Zębom wręcz przeciwnie. JC
DOM W AUTOBUSIE Uwaga, Polacy z problemami mieszkaniowymi! Jest nowy przykład z Zachodu. Młode małżeństwo z Wielkiej Brytanii – nie mając pieniędzy na zakup domu – zamieszkało w autobusie. Kupionym przez internet za 3 tys. dolarów. Stworzyli tam prawdziwy dom. Daniel Bond – 28-letni elektryk – nie był dla banku wypłacalny, więc razem ze świeżo poślubioną żoną nie mogli liczyć na kredyt. Rodzina i znajomi pary uważali ten zakup za „szalony pomysł”. Z czasem zmienili zdanie.
Remont trwał 4 miesiące, ale teraz… full wypas! Bondowie mają dwuosobowy pokój, kuchnię, salon, WC i łazienkę. Mieszkają na wynajętej działce. „Nasi koledzy, którzy także borykają się z wysokimi cenami nieruchomości, chcą przyjść i zamieszkać obok nas w swoich autobusach” – opowiada Daniel. W przyszłości para planuje kupienie działki i kolejnego autobusu – chcą otworzyć bar. JC
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
Ś
wiat musi się mieć ku końcowi, skoro do czegoś takiego dochodzi. Księża z wiernymi solidarnie donoszą na biskupa! Rzecz się dzieje na Filipinach. Diecezja Paranaque jest jedną z najbogatszych na Filipinach. U jej steru stoi bp Jesse Mercado. To
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Chodzi o forsę. 61-letni Mercado jest oskarżany o to, że wielomilionowych dotacji przeznaczonych dla ofiar tajfunów i innych klęsk żywiołowych nie przekazywał poszkodowanym. Najprawdopodobniej biskup umieścił je na oprocentowanym koncie bankowym. Oskarżyciele wymieniają precyzyjne kwoty zebrane
Oskarżyciele twierdzą, że zaginione pieniądze z darów to tylko czubek góry lodowej. Podkreślają, że hierarcha sieje zamęt, wywołuje podziały i praktykuje politykę podwójnych standardów. „W diecezji Paranaque wiele więcej anomalii czeka na wyjaśnienie” – zapewniają. PIOTR ZAWODNY
Księża denuncjują biskupa na niego księża wspólnie z parafianami wypichcili donos do nuncjusza papieskiego w Manili, abp. Giuseppe Pinto. Domagają się usunięcia purpurata. Nuncjusz po wysłuchaniu delegacji obiecał, że przekaże sprawę do Watykanu. Tam zasadność zarzutów ma zbadać Kongregacja Doktryny Wiary. Jeśli nie okażą się bezzasadne, przyśle na Filipiny swego człowieka, by przeprowadził śledztwo. W przypadku gdy wina hierarchy okaże się autentyczna, sprawa wyląduje na biurku Benedykta, bo tylko on jest władny podjąć decyzję o dalszym losie biskupa.
na konkretne katastrofy naturalne i pytają, co się stało z pieniędzmi. Przez długi czas bp Mercado milczał, ignorował także indagacje mediów i prośby o wywiad. Pod koniec czerwca wypowiedział się lapidarnie, zapewniając, że zarzuty są bezpodstawne. Mercado, władający diecezją Paranaque od 1997 roku, jest protegowanym arcybiskupa Manili, wpływowego kardynała Jaime Sina.
J
eden ze światowych liderów Caritasu zaliczył kompromitującą, medialną wpadkę. Jeszcze większą okazała się jego reakcja na doniesienia mediów. Rozmazane postacie, lecz nie na tyle, by nie dostrzec pary w turkusowej, morskiej wodzie. Ona: młoda, śliczna, na niektórych fotkach zdaje się bez krępującego kostiumu kąpielowego. On: starszy, nobliwy, zadowolony, bo jak inaczej. Obejmują się, ściskają. Obrazek banalny, jakość zdjęć fatalna, a jednak sprawa jest, i to duża.
Biskup Jesse Mercado
społecznej, zamiast zwalczać aborcję, antykoncepcję i związki gejowskie. Podczas spotkania kierownictwa koalicji w Kongregacji Doktryny Wiary jej szef, kard. Lavada, nakazał siostrom zmienić ten stan rzeczy, a gdy usiłowały uzasadniać swe stanowisko, zbył to, stwierdzając, że „to dialog głuchych”. Dwa dni po odprawie w Watykanie list z wyrazami solidarności do zakonnic wysłało kierownictwo bliźniaczej koalicji, skupiającej zakony męskie – Conference of Major Superiors of Men. Zaraz potem nadszedł podobny list od zakonu franciszkanów, a ostatnio – dwa kolejne dowody solidarności od dwu innych zakonów męskich. „Bardzo poważamy waszą odpowiedź na zarzuty Kongregacji Doktryny Wiary” – piszą zakonnicy, ewidentnie rzucając rękawicę Watykanowi. Podkreślają, że żądania kierownictwa Kościoła pod ich adresem były „przesadne”. Wygląda na to, że albo Watykan będzie musiał nauczyć się negocjować, zamiast wydawać dyrektywy, albo wkrótce będziemy świadkami spektakularnej schizmy w Kościele katolickim. JF
Biskup w kąpieli Te słodkie chwile w meksykańskim kurorcie Puerta Valarta nad Pacyfikiem przeżywał argentyński biskup diecezji Merlo-Moreno, 59-letni Fernando Maria Bargallo, prezes Caritasu na Amerykę Łacińską. Emablująca go samica to znana w Buenos Aires bizneswoman. Gdy pstryknięte w roku 2011 zdjęcia dolce vita pary niedawno wypłynęły, biskup energicznie zapewniał:
KOŚCIÓŁ POD PRESJĄ W Hiszpanii rośnie nacisk na opodatkowanie Kościoła. Chcą tego nawet ludzie o poglądach konserwatywnych. Pomysł opozycyjnych socjalistów, aby zmusić Kościół do płacenia podatku od nieruchomości (byłoby tego ok. 700 mln euro rocznie), cieszy się poparciem już 80 proc. Hiszpanów. Co ciekawe, pomysł popiera nawet większość (60 proc.) wyborców prawicy, która jest w tym kraju – podobnie jak w Polsce – klerykalna i konserwatywna. Przy okazji debaty nad finansami Kościoła wyszło na jaw, że Kościół dostaje w postaci dotacji i zwolnień od państwa 6 mld euro rocznie. Ujawniono też i inną ciekawostkę – tylko 2 proc. budżetu Caritasu to pieniądze pochodzące z Kościoła. Reszta to środki budżetowe i darowizny osób prywatnych. Oto tajemnica dobroczynności Kościoła. MaK
KLAPA EPISKOPATU Na Litwie katoliccy konserwatyści ponieśli spektakularną porażkę w parlamencie. Rządzący u naszych północno-wschodnich sąsiadów konserwatyści przegrali sejmową batalię nad ustawą, która miała promować katolicki punkt widzenia na rodzinę. Nowe prawo miało zdefiniować rodzinę jako instytucję zbudowaną na bazie „małżeństwa kobiety i mężczyzny”. Wszystkie inne rodziny tym samym utraciłyby swój oficjalny status: żyjące w wolnych związkach, złożone z matki i dzieci lub dziadków i wnucząt, nie mówiąc już nawet o związkach jednopłciowych. Większość posłów do Sejmasu odrzuciła jednak zdecydowanie ten dyskryminujący dokument. MaK
PAŃSTWO JAKO DILER
Mnisi stoją za mniszkami Pogłębia się rozłam między zakonami katolickimi w USA a Watykanem. Także męskimi. Tzw. Stolica Apostolska ostro skrytykowała Leadership Conference of Women Religious, koalicję amerykańskich zakonów kobiecych, za to, że skupiają się na pomocy chorym i ubogim oraz na sprawiedliwości
17
To nie ja! Po pewnym czasie zmienił zdanie, a nawet oświadczył ze skruchą, że teraz pojmuje nieroztropność swego postępowania. I że jego gesty na fotkach „są niewłaściwie interpretowane”. Odmówił odpowiedzi na pytanie, kto sfinansował wycieczkę do luksusowego uzdrowiska. Po kilkudniowej szamotaninie z mediami i Watykanem biskup podał się do dymisji. PZ
Władze Urugwaju – najbardziej świeckiego państwa Ameryki Łacińskiej – planują legalizację marihuany. Rząd w Montevideo chce legalizacji hodowli i handlu marihuaną. Co ciekawe, samo państwo będzie miało monopol na sprzedaż suszu z tej rośliny i zamierza oczywiście czerpać z tego zyski. Drugim celem tej decyzji jest ukrócenie rozwoju mafii narkotykowej. Urugwaj i tak ma bardzo liberalną politykę w stosunku do narkotyków lekkich. Od 40 lat nie karze się tam za posiadanie minimalnych ilości suszu na własny użytek. MaK
NOWA ŚWIĘTA SAMOBÓJCZYNI Kościół we Włoszech z pompą pożegnał swoją kolejną ofiarę – kobietę, która odmówiła leczenia raka z powodu ciąży. Pogrzeb katolickiej aktywistki Chiary Corbelli był wielką manifestacją konserwatywnych katolików, której przewodniczył papieski wikariusz dla diecezji rzymskiej, kardynał Agostino Vallini. Porównał on zmarłą do „świętej” Beretty Molli, która z podobnych powodów przed półwieczem zdecydowała o osieroceniu trójki dzieci. Mąż kolejnej zmarłej powiedział, że „Chiara odeszła szczęśliwa, ale nie odeszła w pokoju”. To ostatnie stwierdzenie powinno dać kościelnym gorliwcom do myślenia. Może nie warto popychać kobiet do takich kontrowersyjnych czynów, ale zostawić im prawdziwy wybór. MaK
WIĘŹNIARKI UCZUĆ RELIGIJNYCH Trzy młode kobiety manifestujące w cerkwi przeciwko Putinowi siedzą w areszcie za „chuligaństwo religijne”. Rosyjskie aktywistki z pogranicza sztuki i polityki od marca siedzą w areszcie za zorganizowanie w Cerkwi Chrystusa Zbawiciela w Moskwie happeningu – rockowej „modlitwy o przepędzenie Władimira Putina”. Kobiety z grupy „Pussy Riot” zostały następnie zatrzymane i są oskarżane przez hierarchów prawosławnych o „znieważenie świątyni”, choć ich czyn nie był w żaden sposób wymierzony w religię – co najwyżej w hipokryzję podlizującej się władzom Cerkwi. Więzienie kobiet z błahego powodu wywołało w Rosji fale krytyki biskupów i władz. Te jednak są nieustępliwe – zatrzymały nawet demonstrantów domagających się uwolnienia dziewcząt. MaK
18
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Święte samograje spotkaniach z papieżem, nadal proNie obchodzi mnie, jak się przewadzą swoje przestępcze machinazywają czy nazywają chłopaki cje i w konfliktowych sytuacjach bezw sukienkach, ale pewne rzeczy względnie się zabijają (Meksyk), irytują. mordując przy okazji przypadkoŻeby z Wojtyły zrobić świętego, wych ludzi. Wojny jak trwały, tak wystarczy wymyślić i przypisać mu trwają, a w tym… religijne. Żadnej dwa cuda i tym wzmocnić jego wiJPII nie zapobiegł, a Kościół jako zerunek w oczach wiernych, mocno instytucja sam w przeszłości niezamulonych religią. Ale czy Karol jedną rozpętał w imię dogmatów, Wojtyła, nazywany też JPII, zasłuktóre wymyślił. Watykan wiele złeguje na taki tytuł? To fakt, potrafił go ma za paznokciami. Ludzie na ściągnąć w czasie swoich wizyt, szczeogół tego nie wiedzą, bo zaaferowagólnie w Polsce, w krajach Ameryni sprawami codziennymi dostrzegaki Łacińskiej i na Filipinach po kilją tylko blichtr słów, wystrój kościoka milionów ludzi. No ale są to krałów i paradne ubrania dostojników je bardzo katolickie i dziwne byłoby, gdyby nie udało się tych ludzi zebrać. Tylko co zostaje po takich wizytach? Czy ludzie stają się lepsi? Po kilkudniowej euforii każdy na ogół wraca do swoich codziennych małych i większych świństw. Złodziej jest dalej złodziejem, bandzior nie wyrzeka się swoich poczynań, a handlarze narkotyków nadal je sprzedają. Mąż, który tłukł żonę i tyranizował dzieci, dalej będzie to czynił. Pijacy powrócą do swoich ulubionych trunków, gwałciciele wyjdą na łowy, a kibice (np. Cracovii i Wisły) będą się walić bejsbolami. Papież tylko mówił i z tej mowy, za którą otrzymywał oklaski, w rzeczywistości nic nie wynikło. Podobnie jak z jego apeli o pokój – nikt go nie po- Chrześcijański mafioso słuchał. kościelnych. Do tego ta naiwna wiaW krajach, gdzie mieszka najra, że jak się będzie uczestniczyć więcej katolików, dzieje się to samo w tej czy innej mszy, jak się opłaci co w innych: haracze dalej są wyłuwypominki za zmarłych, to ma się dzane, grupy mafijno-przestępcze, otwartą drogę do nieba! których członkowie też bywali na
Na takiej naiwnej wierze kościoły i religie budują swoją potęgę. Naprawdę ksiądz jest zbędny przy pogrzebie, ślubie i przy każdej innej okazji, a chrzest dokonywany na niemowlaku to sprawa mocno naciągana. Myślę, że marzeniem ludzi jest to, by religie, papieże i inni przywódcy religijni czynili ludzi lepszymi, lecz religii papieskiej nigdy się to nie udało. JPII też tego nie dokonał i zdaje się, że to nie był nadrzędny cel jego misji. Celem poczynań papieży było i jest wzmocnienie Kościoła. Nie ludzi jako Kościoła, tylko Kościoła jako instytucji, i to za wszelką cenę. Ta cena to otumanianie mas ludzkich. Ludzie mówili, że idą posłuchać papieża, posłuchać, co im powie, a papież mówił o sprawach, które są… samograjami. Miłość, dobroć, uczciwość to są przymioty uniwersalne i niegodziwością jest ich zawłaszczanie. Czy religie, papieże i ten właśnie papież spełniają te warunki? Z pewnością nie! Papież przechodził do porządku dziennego nad złem dziejącym się w jego własnej instytucji, którą niby niepodzielnie zarządzał. Papież zwalczył komunizm i przywrócił wolność? To kolejne uproszczenie. Gdyby władcy PRL-u byli tak twardogłowi jak przywódcy Korei Płn. czy Kuby (czy choćby przywódcy Krk), to znacznie więcej krwi by się w Polsce polało. Przecież jak na dłoni było widać słabość systemu, więc rządzącym lepiej było spokojnie oddać pole, a potem delikatnie wpisać się w nową rzeczywistość. Dlatego papież i hierarchowie tylko po części mogą przypisać sobie zasługę w dziele obalenia komunizmu. Większą zasługę ma mądrość całego narodu, który nie dopuścił do rozlewu krwi. Jerzy Kałucki
Do sierot po komunizmie Ja jestem za komunizmem. Jestem za i już! Nie wstydzę się tego. Oczywiście nie za takim stalinowskim. No bo czym właściwie jest komunizm? Jest to pierwszy „ustrój”, który powstał w naturalny sposób z potrzeby przetrwania ludzkości. Wszystkie inne ustroje to wynik wyrafinowania rozwijającego się wraz z cywilizacją. Ów starożytny komunizm nazywamy wspólnotą pierwotną. Na komunizmie opierały się misje jezuickie w Amerykach, to o nim myślał święty Tomasz Morus, opisując Utopię – świat doskonały. Że jest oparty na materializmie i odrzuca Istoty Wyższe? Ludzie, przecież „ukochany” kapitalizm jest oparty wyłącznie na materializmie! Boga traktuje jako swojego mentora – on go nie odrzuca, tylko wykorzystuje. Ciekawe, co Najwyższy na to? Przecież to właśnie komunizm, a nie kapitalizm zaleca życie według najlepszych chrześcijańskich formuł. Czy to nie komunizm każe jednostkom powściągnąć się od nadmiernego bogacenia się i zaleca skromne oraz spokojne życie, dzielenie się dobrami? Że w historii był to ustrój totalitarny? Trudno żeby taki nie był, zważywszy na okoliczności, jakie towarzyszyły jego formowaniu się w strukturach państwa, oraz
na ludzi, którzy wprowadzali go w życie. Zresztą czy początki Republiki Francuskiej były inne? Niewykluczone, że gdyby nie zakręty historii, dzisiaj straszono by nas Komuną Paryską, a nie Leninem. Co do ludzi tworzących w Rosji komunizm, to czym różnili się od ludzi tworzących III RP? Mali, w większości niedokształceni ludkowie. Na obronę komunizmu (m.in. jego namiastki w Polsce) mogę powiedzieć jeszcze i to, że dał szansę na rozwój ludzi pracy na całym świecie. Widzę zależność wzrostu siły komunizmu od warunków bytowania i pracy ludzi żyjących w błogosławionym kapitalizmie. Posiadacze w jedynym słusznym dziś systemie musieli poprawiać życie swoich poddanych, żeby im się rewolucja nie śniła. Nie ma to jak strach przed utratą własności! Dla utrzymania stanu posiadania można pójść na wiele ustępstw. Uważam, że obecnie los roboli jest przesądzony z powodu braku alternatywy dla niepodzielnie panującego kapitalizmu, który prędzej czy później sam się wykończy, wcześniej jednak kończąc los tych, którzy utrzymują go własnym potem. Koniec będzie taki jak na planecie Indiotów – to rasa z książki Lema „Dzienniki Gwiazdowe. Podróż 24”. Dariusz W.
W
felietonie z serii „Rzeczy pospolite” zatytułowanym „Kłamstwo uświęcające” („FiM” 25/2012) autor zastanawia się, jak to jest, że tak zatroskanym o prawdę dziennikarzom z kościelnych gazet nie przyszło nigdy do głowy, aby nagłaśniać afery we własnym kręgu.
do prawdy bezprzymiotnikowej, jak słynna demokracja i praworządność socjalistyczna do demokracji i praworządności bezprzymiotnikowej. Kościół chciał mieć taką prawdę i taką prawdę ma. I to nie tylko w Radiu Maryja czy Telewizji Trwam, ale także w TVP i TVN24.
Skundlenie Na początku lat 90. ubiegłego wieku ówczesny prymas J. Glemp nawyzywał dziennikarzy od szczekających kundelków. Był to ostatni moment na okazanie dziennikarskiej solidarności i na dziennikarskie „zagryzienie” hierarchy. Ale ponieważ zabrakło odwagi, dziennikarska brać potwierdziła tylko, że jest stadem głupich, strachliwych kundelków. I mniej więcej w tym samym czasie wysłuchałem też wystąpienia Glempa do dziennikarzy, w którym prymas wcale się nie krępował i nie widać było po nim zażenowania, gdy apelował do przedstawicieli tzw. czwartej władzy, aby głosili „prawdę opartą na Bogu”, czyli powtarzali po biskupach i przytakiwali im. Każdy średnio rozgarnięty dziennikarz wiedział, o co p. prymasowi chodziło: w sprawach Kościoła i jego urzędników nie mówimy nic, co mogłoby Kościołowi zaszkodzić, a gdy trzeba – kłamiemy. Prawda oparta na katolickim Bogu tak ma się przecież
Gdy TVN24 czasem coś tam nieśmiało piśnie i poda prawdziwą wiadomość na temat Kościoła i/lub jego urzędników, to tylko w sytuacji, gdy sprawa jest tak gruba, że i tak media by ją omawiały. I wtedy TVN24, stacja komercyjna, chce być po prostu pierwsza, bo to przecież opinia, oglądalność, reklamy, czyli pieniądze. Ale i tak komentarze są maksymalnie oględne, nierobiące „czarnemu” krzywdy, a raczej współczujące, usprawiedliwiające. Nie mówiąc już o tym, że przemilczają tak dużo, jak tylko się da, a puszczają w eter tak mało, jak tylko jest to możliwe. Czyli: prawda oparta na kato-Bogu. Ludzie uczciwi taki rodzaj prawdy muszą nazywać kłamstwem. Paradoksalnie, więcej prawdy o problemach i wpadkach Kościoła można usłyszeć w codziennych audycjach radia watykańskiego i przeczytać w „Tygodniku Powszechnym” niż w TVN24. Włodzimierz Galant Kopenhaga
Zapuszkować sąd! W tekście „Uczuciowcy” zamieszczonym w „FiM” 26/2012 pan Paweł Krysiński pominął istotne szczegóły. Otóż sąd, wydając skazujący wyrok na Dorotę Rabczewską, wydał jednocześnie wyrok na siebie, gdyż naruszył art. 194 Kodeksu karnego, który brzmi następująco: „Kto ogranicza człowieka w przysługujących mu prawach ze względu na przynależność wyznaniową albo bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Brzmi to paradoksalnie, jednak w świetle tego artykułu oraz art. 25 ustęp 2 Konstytucji RP sąd ten, mówiąc kolokwialnie, sam strzelił sobie w stopę. Gwoli przypomnienia i dla większej jasności ja również pozwolę sobie zacytować poniżej treść art. 25 Konstytucji RP: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Jeśli dodamy do tego jeszcze art. 54 ustęp 1 Konstytucji RP, który
kolega Paweł wymienił, to wina sądu coraz bardziej pęcznieje. Wypadałoby zatem, aby sąd ten dla dobrego przykładu sam zamknął się przynajmniej na rok. No, choćby na 3 miesiące. Wówczas wiedzielibyśmy, że tzw. SPRAWIEDLIWOŚĆ istnieje w III RP nie tylko na papierku. Dodałbym do tego jeszcze art. 271 par. 1 Kodeksu karnego, gdyż sąd w swoim wyroku (stanowiącym dokument) potwierdził nieprawdę, za co kara jest już wyższa, bo do 3 lat odsiadki. Naruszył także art. 30 Konstytucji RP, gdyż naraził na szwank przyrodzoną i niezbywalną godność pani Doroty Rabczewskiej. Nie wypada mi także pominąć art. 32 ustęp 2 Konstytucji RP, który traktuje o dyskryminacji. Ten również sąd naruszył. Witold Pater
[email protected]
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
LISTY In vitro to nie przymus! PiS opracował dwa projekty ustaw dotyczących nie tylko zakazu in vitro, ale wręcz karania więzieniem lekarzy, którzy się na to zdecydują. Ja już tracę orientację, w jakim kraju żyję. In vitro już od dawien dawna jest legalne na świecie, to metoda medycznie przebadana i sprawdzona, a u nas jak zwykle szuka się dziury w całym. Ta prymitywna zaściankowość naszych konserwatystów z PiS i w dużej części z PO, gdzie Jarek Gowin pełni funkcję świeckiego kardynała w PO, jest porażająca, że pójdę śladem klasyka – Prezesa. Przecież, do cholery, in vitro czy związki partnerskie to nie jest żaden obligatoryjny przymus, tylko możliwość wyboru – kto chce, niech ma do tego prawo, kto nie chce, nie musi z tego korzystać! Podobnie zresztą jak z antykoncepcji czy aborcji. Olbrzymi wpływ na tę naszą „konserwę” ma Kościół, dlatego należy jak najszybciej doprowadzić do rozdziału państwa od Kościoła. Na tym polu należy znaleźć drogę porozumienia pomiędzy Ruchem Palikota a SLD, a nie droczyć się na siebie. Na prawicę w tym względzie nie ma co liczyć, wręcz odwrotnie – prawica będzie robić wszystko, żeby klerowi nie stała się krzywda, a my będziemy świecić oczyma przed innymi krajami naszym konserwatywno-klerykalnym zaściankiem. Takiej zmiany może dokonać tylko zjednoczona, współpracująca ze sobą lewica. Na PO też nie ma co liczyć, bo Tusk, mówiąc, że nie będzie klękał przed klerem, mówił prawdę. On nie klęka – on leży krzyżem. Tfu na taką politykę, gdzie pleban ma więcej do powiedzenia niż parlamentarzysta! J.F.
ciąży. O człowieku możemy ewentualnie mówić od czasu zawiązania się rdzenia nerwowego około 12 tygodnia ciąży. Kościoły: katolicki i ewangeliczny (przeważnie z nawiedzonego pasa religijnego w USA) mają obsesję na tym punkcie i doszły już do ściany z napisem antyhumanistyczny absurd. Są w stanie zabijać lekarzy, poświęcać życie i zdrowie kobiet dla zlepka komórek. Pod tym względem przebijają
w fundamentalizmie islamskich integrystów. Nie dajmy tym przykruchtowym bigotom o totalitarnej mentalności narzucić ich obsesyjnego chorego doktrynerstwa poprzez system prawny, który powinien dawać szansę wyboru, być przyjazny i sprawiedliwy dla ogółu obywateli, a nie tylko dla ich fluorescencji, z reguły dbających głównie o swoje spasione dupska, pałace, limuzyny i władzę sprawowaną nad społeczeństwem poprzez swoich politycznych wazeliniarzy. Czarne łapska precz od kobiecych brzuchów, tyłków i czyichś sypialni! Pilnuj, dulszczyzno, nawiedzony klecho i polityczny gowinopodobny klerykalny sługusie, swoich spraw i nie wtykaj nosa w czyjeś prywatne życie! Archibald spode Gradu
Politycy, płaćcie sami! Łapska precz! Niech każdy katokołtun wbije sobie wreszcie do swojego pustostanu, który nosi na karku, że zygota to tylko komórka, z czasem zlepek komórek, których nie można zrównywać z narodzonym człowiekiem. Argumentując, że jest to potencjalny człowiek, dojdziemy do absurdu, w którym należałoby przyznać prawa obywatelskie każdemu plemnikowi, bo to w połowie „człowiek”. Sama natura eliminuje ponad 70 proc. zygot, a kobiety często nawet nie są świadome, że poroniły we wczesnym stadium ciąży. Nawet embrion nie ma rozwiniętego układu nerwowego do 9–10 tygodnia ciąży, a więc nie można mówić o jakimkolwiek cierpieniu (brak jakiejkolwiek świadomości) ww. podczas aborcji. Dlatego dopuszcza się ją z reguły, słusznie stawiając prawo kobiety ponad prawo embrionu do 10 tygodnia
Jako prehistoryczny antyk wiele widziałem i wiele doświadczeń zaliczyłem. Jednego jednak nie potrafię zrozumieć. Za czasów, które tak nienawistnie niektórzy politycy wspominają, budowano szkoły, zakłady pracy, nawet drogi – skromne, bo skromne, ale jakoś się jeździło (także na wczasy), pracowało, mieszkało. Bezrobocie było zbliżone do zera. Mamy wreszcie ustrój, który doprawdy daje Polakom bardzo dużo… szczególnie bezrobotnych, głodujących dzieci i biedy. To, co tzw. komuna, a więc my wszyscy, pobudowała, teraz się nie opłaca utrzymywać. Kopalnie, huty, przemysł włókienniczy – to wszystko upadło. Straszą puste hale fabryczne i nieobsiane pola. Teraz nowy wspaniały ustrój demokratyczno-klerykalny też buduje, ale kościoły, do których chodzi coraz mniej ludzi. Po co nam one? Dla obłudników w kieckach z białymi obrożami pod grdyką?
19
SZKIEŁKO I OKO Po co nam oni? Mój śp. dziadek, blacharz z zawodu, a więc prosty chłopek, powiadał: Jeśli chłopak nie pasował nawet do miotły, to go na księdza kierowali. I takim państwo płaci pensje, emerytury? Nie mówiąc już o nienależnych im majątkach! Czy widział ktoś księdza dreptającego za pługiem, budującego coś? Niech im płacą ci, którzy przed nimi klękają. Ja nie mam zamiaru, nie zgadzam się na państwowe dotacje!
Jeśli stać na to naszych dyplomatołków, jak ich nazwał Władysław Bartoszewski, to niech robią na darmozjadów własne zrzutki. Ja nie potrzebuję ich bezmyślnie wyklepywanych paciorków. Pomodlę się własnymi słowami w kościele, który Pan Bóg sam wybudował, a który ludzie bezmyślnie niszczą. Na łonie natury! Wąsacz z Gródźca Śląskiego
Trener optymista Jak ważną osobą jest trener reprezentacji Polski, pokazał nam w wywiadzie pan Smuda, który tłumaczył widzom zebranym przed telewizorami przyczyny słabych występów naszej narodowej drużyny. Nic konkretnego nie powiedział. Jednak nadal upierał się, że drużyna była dobrze przygotowana. Nawet na pytanie, czy ma zamiar przeprosić polskich kibiców, odpowiedział negatywnie. Jego zdaniem mecze nie przyniosły klęski ani wstydu, bo nie przegraliśmy 6 do 0 z żadnym zespołem. Pan trener nie spostrzegł, że żadna drużyna, która wyszła z naszej grupy, nie doszła do półfinału. Nie były więc zbyt silne… Gdybyśmy mieli w grupie takie drużyny jak Hiszpania, Anglia, Włochy, to taki wynik byłby całkiem możliwy. Polska reprezentacja była najsłabsza w grupie, przecież statystyka nie kłamała. Myślę, że przynajmniej troszeczkę skromności od trenera należało się kibicom. Przecież to trener pobierał dość wysokie wynagrodzenie za prowadzenie tego zlepku ludzi, którzy reprezentowali istną wieżę Babel. Pieniądze z kasy państwa to ciężko zarobione przez ludzi podatki – czy o tym trener zapomniał? Jednak reklamy przed mistrzostwami mieliśmy kolorowe i napawające optymizmem. Były też
zapewne dobrze opłacane i tylko zabrakło w reprezentacji Adamiakowej ze słynnym rogalem. Wtedy może byśmy przegrali na wesoło to nasze Euro 2012. Marian Kozak, Siedlce
Bajdurzenie w TVN 25 czerwca po meczu z Anglią wygranym przez reprezentację Italii 4:2 (po dogrywce 2 razy 15 minut i rzutach karnych) prezenter TVN24 Jarosław Kuźniar był wyraźnie tym wynikiem zawiedziony i zdegustowany. Swoją frustrację wyraził w ten sposób, że podał w wątpliwość sportowy aspekt rzutów karnych. Wygłaszając na forum tego typu pogląd, Kuźniar czyni anarchistyczny mętlik w głowach oglądaczy i słuchaczy TVN24. Ponadto uwłacza obowiązującym przepisom w tym zakresie, arbitrom, bramkarzom i piłkarzom wykonującym rzuty karne. Takie poglądy J. Kuźniar może wygłaszać jedynie u szanownej Cioci na imieninach, i to po sporym spożyciu. Widać wyraźnie, że u p. Waltera w TVN24 brakuje krytycznego spojrzenia, a jego orły, sokoły celebryci mogą bajdurzyć do woli, bez jakiejkolwiek konsekwencji. Należy także zwrócić uwagę na język, jakim posługują się różnej maści reporterzy i sprawozdawcy sportowi. Słyszało się słowa (szczególnie przed meczami z udziałem reprezentacji Rosji) niemające nic wspólnego ze sportem, na przykład: bój, walka, wojna, okopywanie się itd., itp. Niby nie wiadomo, o co chodzi, ale daje dużo do myślenia, gdyż są to ulubione sformułowania doktrynerów PiS-owskich. Mir
Prawo znaczy prawo
Jeżeli tak, to z czyjego wskazania? Zapewne pani Rabczewska ani świętą nie jest, ani nie będzie, a także do celebrytów kościoła nie należy, lecz „niech prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość – sprawiedliwość”. Jako obywatel wolnego kraju, który ma psa, sukę, której przyzwala szczekać bez nakładania kagańca od 6. do 22., bo się wabi Demokracja, nie wyrażam zgody na powyższą manipulację. A. Miller, Warszawa
Drodzy Czytelnicy! Uprzejmie informujemy, że Radio „FiM” w okresie wakacyjnym nie nadaje. Zapraszamy do słuchania audycji archiwalnych i na żywo – od września. Redakcja
Osoby, które do 31 maja zdeklarowały chęć uczestnictwa w zlocie, prosimy o wpłaty do dnia 15 lipca na wskazany poniżej numer konta, z uwzględnieniem adresu do korespondencji: „Błaja News” Sp. z o.o. ING Bank Śląski 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777
Świeccy mistrzowie ceremonii pogrzebowej Państwo Borowikowie tel. 601 299 227
Świecki mistrz
Jeżeli Szymon z Betsaidy bezkarnie myślą i czynem trzykrotnie zakpił i wyparł się Jezusa, czym m.in. obraził uczucia religijne chrześcijan itd., ale w konsekwencji Sąd Boski ustanowił go Świętym Piotrem, to dlaczego polskie sądy nie działają na zasadzie de iure i skazują Dodę za czyn o relatywnie zdecydowanie mniejszej szkodliwości społecznej? Czyżby nie przepadały za kobietami? Czy może uzurpują sobie prawo doczesnego stanowienia (jak w III Rzeszy czy ZSRR), co pokolenie JPII może mówić, a czego nie?
ceremonii pogrzebowej Mirosław Nadratowski tel. 721 269 207
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Stefan Szwanke Włocławek tel. 604 576 824
Księga Jonasza Wybrane komentarze naczelnego „Faktów i Mitów” z lat 2000 - 2010 w dwóch tomach.
WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki.
20
U
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
padek globalnego mocarstwa, za jaki uchodziła Francja, był szokiem dla Polaków i całej światowej opinii publicznej. Coraz też więcej ludzi zaczęło wierzyć w nieodwracalność zmian, jakie zaszły w Europie pod hegemonią Niemiec. Pośród części polskich kół rządzących odżyła koncepcja zawarcia separatystycznego pokoju z III Rzeszą i utworzenia pod ich zwierzchnictwem namiastki polskiego państwa. Filarami tej inicjatywy byli m.in. dwaj dawni ministrowie: Ignacy Matuszewski i Jerzy Zdziechowski, polityk i pisarz Stanisław Cat-Mackiewicz oraz przewodniczący Związku Ziemian Emeryk Hutten-Czapski. Jednak Joachim Ribbentrop, minister spraw zagranicznych Rzeszy, zignorował tę propozycję, ponieważ w tym czasie Niemcy postanowili inaczej rozegrać polską kartę. Tymczasem w pokonanej już Francji w środowisku polskiego państwa emigracyjnego zapanował chaos, spotęgowany paraliżem decyzyjnym w związku z nieobecnością Władysława Sikorskiego – premiera i zwierzchnika armii w jednej osobie. Niektórzy członkowie rządu oraz administracji na własną rękę wyjechali do Wielkiej Brytanii. Wreszcie 14 czerwca 1940 roku emigracyjny prezydent Władysław Raczkiewicz osobiście (bez konsultacji z nieobecnym Sikorskim) podjął decyzję o ewakuacji rządu i ludności cywilnej z atakowanej Francji. Brytyjczycy przysłali pancernik „Arethuz”, który wraz z polską delegacją, pomimo ostrzałów niemieckiego lotnictwa, 17 czerwca opuścił port Le Verdon i skierował się ku „wyspie ostatniej nadziei”. Po szczęśliwym przybyciu do Londynu polskiego prezydenta przywitał sam Jerzy VI – król Anglii. Był to okres, kiedy pozycja Polski wśród aliantów zachodnich była najmocniejsza, gdyż zanim do wojny oficjalnie przystąpiły Stany Zjednoczone, a ZSRR przeszedł do obozu aliantów, polska armia emigracyjna była drugą siłą w tym obozie. I właśnie na sprowadzeniu jak największej liczby okrzepłego w boju żołnierza polskiego zależało Anglikom najbardziej, ponieważ lada dzień czekała ich konfrontacja z hitlerowcami. Świeżo wybrany brytyjski premier – Winston Churchill – wysłał do Francji swojego zaufanego człowieka – Józefa Retingera – w celu odnalezienia i sprowadzenia do Londynu generała Sikorskiego. Retinger, pochodzący z Krakowa spolonizowany Żyd, od wielu lat pozostawał w bliskich relacjach polityczno-biznesowych z konserwatywnymi środowiskami Zjednoczonego Królestwa. Od tej pory pozostanie też przy nieznającym języka angielskiego Sikorskim jako „kierownik sekretariatu osobistego”. Retinger, podkreślając swoje polskie korzenie, szybko wzbudził zaufanie u Sikorskiego oraz u części polskiego rządu, niemniej jednak do końca pozostał agentem brytyjskim.
PAŃSTWO NA WYGNANIU (5)
Złoto dla zuchwałych Brawurowa akcja wywiezienia blisko 40 ton polskiego złota spod samego nosa hitlerowców nie doczekała się dotąd ekranizacji, a jej bohaterowie (zwykli urzędnicy bankowi) – pomników czy choćby życzliwego miejsca w pamięci rodaków. Najwyższy czas naprawić tę niewdzięczność.
Pod skrzydłami Anglii – Sikorski i Churchill
Retinger szybko wykonał swoje zadanie i już niedługo Sikorski znalazł się na Downing Street przed obliczem Winstona Churchilla. Podczas wzniosłej i pompatycznej rozmowy, gdzie padały deklaracje wspólnej walki z Niemcami oraz że „Anglia i Polska są obecnie złączone na śmierć i życie” (według późniejszych relacji ministra Anthony’ego Edena postawa naszego kraju miała w dużej mierze zadecydować o odrzuceniu przez Brytyjczyków sondażowych rozmów traktatowych z Niemcami), ustalono również szczegóły stacjonowania Polaków w Wielkiej Brytanii. Anglicy zajęli się również ewakuacją resztek naszej armii z pokonanej Francji. Sikorski swoją angielską siedzibę umieścił w hotelu Rubens, nieopodal Pałacu Buckingam, a prezydent Władysław Raczkiewicz – w okazałym gmachu Bryanston Court w centrum Londynu. Rząd natomiast obradował w budynku polskiej ambasady przy Portland Plac oraz w obiektach Polskiej Misji Katolickiej. Podobnie jak we Francji problemem numer jeden było kolejne odtworzenie polskiej armii pokiereszowanej w kampanii francuskiej. Tym razem jednak nie można było liczyć na żołnierzy z września 1939, którzy masowo nadciągali z Rumunii czy Węgier. Ostatnią nadzieją mógł być ZSRR, gdzie przebywało – często w nieludzkich warunkach, bo też w więzieniach i łagrach – kilkaset tysięcy polskich oficerów, podoficerów i szeregowców. W tym celu Sikorski polecił Stefanowi Litauerowi, oficjalnemu polskiemu korespondentowi agencji telegraficznej, sporządzenie memoriału, który zawierał pilną potrzebę nawiązania stosunków dyplomatycznych z ZSRR – nawet za cenę przyszłych
ustępstw terytorialnych – oraz deklarację, że nowy rząd zrywa z antyradziecką polityką marszałka Józefa Piłsudskiego i wyraża zawczasu zgodę na przemarsz Armii Czerwonej przez polskie terytorium. Dokument ten za pośrednictwem szefa brytyjskiego MSZ lorda Edwarda Halifaxa miał być przedłożony stronie radzieckiej. Sikorski wystosował jednak ów ważny dokument, zanim jeszcze opadł kurz po francuskiej klęsce i Europa nie oswoiła się z nowymi realiami, a co gorsza – bez konsultacji z prezydentem i rządem. Natychmiast więc prezydent Raczkiewicz oraz generał Kazimierz Sosnkowski zażądali istotnych zmian w tym memoriale. Ostatecznie polski MSZ wycofał ten dokument z Foreign Office, prosząc o uznanie go za niebyły. Niemniej odkrycie polskich kart dało doskonałe wskazówki odnośnie polskiej racji stanu zarówno Brytyjczykom, jak i Rosjanom, którzy – dzięki wielu szpiegom na Downing Street – byli doskonale zorientowani w polityce Zjednoczonego Królestwa. Pochopna (aczkolwiek niezwykle ważna) inicjatywa w tak istotnej dla Polski kwestii jak stosunki z ZSRR, a przede wszystkim zaprzepaszczenie we Francji polskiej armii oraz zapasów złota Banku Polskiego z wielkim trudem wywiezionego z ogarniętej wojną Polski, wywołały lawinę oskarżeń pod adresem naczelnego wodza i premiera Sikorskiego. Samą historię polskiego złota w czasie II wojny światowej można śmiało polecić jako scenariusz specom od dobrego kina akcji. Według oficjalnych danych w przededniu wojny Bank Polski posiadał zapasy złota w sztabach o łącznej wadze prawie 38 ton, a ponadto sporo złotych monet (przedwojenna
złotówka miała pokrycie w złocie). W miarę pogarszającej się sytuacji na froncie, kiedy pojawiła się realna groźba, że drogocenny kruszec może dostać się w ręce Niemiec, rząd polski zwrócił się do sąsiadującej z naszym krajem Rumunii o zgodę na tranzyt złota do portu w Konstancy. Polską prośbę wsparły również Francja i Wielka Brytania, więc Bukareszt wyraził zgodę. Rumunii jednak, zważywszy na fakt coraz silniejszego wchodzenia ich kraju w orbitę wpływów III Rzeszy, postawili warunek, aby cała akcja nie trwała dłużej niż 48 godzin. 13 września 1939 r. na małej nadgranicznej stacyjce Śniatyń złoto w całości zostało komisyjnie załadowane do dziewięciu wagonów towarowych i zabezpieczone. Pół godziny po północy „złoty pociąg” przekroczył granicę z Rumunią i ruszył w kierunku Konstancy. Równocześnie kraj opuściło kierownictwo Banku Polskiego, wywożąc papiery wartościowe oraz klisze umożliwiające druk banknotów. Wywóz matryc, według niektórych ekonomistów, okazał się fatalny w skutkach, gdyż doprowadził do próżni walutowej, ułatwiając Niemcom ograbienie ludności poprzez wprowadzenie nowej waluty – okupacyjnych złotych (młynarek). Tymczasem pociąg ze złotem eskortowany przez rumuńskich policjantów oraz personel Banku Polskiego pod kierownictwem ministra skarbu pułkownika Ignacego Matuszewskiego bezpiecznie minął Karpaty i 15 września był już w rumuńskim porcie nad morzem Czarnym. Kiedy wydawało się, że najgorsze minęło, okazało się, że w porcie nie ma statku, który mógłby zabrać drogocenny ładunek. Polska delegacja zaczęła podejrzewać Niemców o spisek, a 14 września
Wilhelm Fabricius, poseł niemiecki w Bukareszcie, na spotkaniu z ministrem spraw zagranicznych Rumunii Grigore Gafencu złożył protest przeciwko łamaniu przez ten kraj neutralności. Rumuński minister udał, że o sprawie przewozu złota nic konkretnego nie wie, ale obiecał przeprowadzić odpowiednie dochodzenie, dając zarazem stronie polskiej niezbędny czas na wywiezienie skarbu z Rumunii. W tym czasie w Konstancy trwało gorączkowe poszukiwanie odpowiedniego statku. Wybór padł na mały tankowiec „Eocene”, pływający pod banderą Hongkongu, a wynajęty przez amerykańską firmę naftową. Nieoczekiwanie jednak kapitanat rumuńskiego portu nie wyraził zgody na wypłynięcie „Eocene” pod pretekstem niedopełnienia jakichś formalności. Konwojujący złoto Polacy, obawiając się, że jest to inspirowana przez niemieckich agentów prowokacja, poprosili kapitana Bretta, żeby mimo wszystko wyprowadził okręt z portu. Ten na szczęście okazał się starym wilkiem morskim i nie bacząc na niebezpieczeństwo ze strony marynarki wojennej Rumunii, podniósł kotwicę i ruszył w kierunku cieśnin tureckich. Statek płynął w miarę blisko brzegu, aby w przypadku storpedowania osiąść na mieliźnie i nie zatopić złota. Na szczęście nic złego się nie stało i okręt wkrótce wpłynął do tureckiego portu pod Stambułem. Tam pojawił się kolejny problem – jak do obecności polskiego złota na swoim terenie ustosunkują się władze w Ankarze. Jednak znakomite relacje polskiego ambasadora Michała Sokolnickiego z tureckim rządem sprawiły, że ta kwestia została pozytywnie rozwiązana. Celem wywozu złota z Polski miała być sojusznicza Francja, jednak z Turcji było tam jeszcze bardzo daleko. Ze względów bezpieczeństwa zrezygnowano z drogi morskiej, bowiem na Morzu Śródziemnym operowały już niemieckie U-Booty. Ambasador Sokolnicki po konsultacji z ministrem spraw zagranicznych Turcji Sükrü Saracoglu uzgodnił, że najsensowniej będzie złoto odtransportować pociągiem do kontrolowanej przez Francuzów Syrii, co też zrobiono. Władze tureckie zorganizowały specjalny pociąg, który 24 września bezpiecznie dojechał do Bejrutu. Po konsultacji z Francuzami złoto podzielono na dwie części, z których jedną załadowano na krążownik „Emile Bertin”, a drugą – na dwa szybkie niszczyciele, i bezpiecznie dowieziono do portu w Tulonie, gdzie zdeponowano je w silnie strzeżonym arsenale francuskiej marynarki wojennej w oczekiwaniu na przygotowanie stosownego miejsca. Tym miejscem, gdzie polskie złoto miało bezpiecznie doczekać końca wojny, był skarbiec banku Francji w Nevers nad Loarą. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Manipulacje wiarą ( 2) Wielu charyzmatyków przedkłada nad Biblię osobiste wizje, objawienia i proroctwa – przejawy mocy Ducha Świętego. Przemawianie „w Duchu” jest dla nich czymś ważniejszym niż treści biblijne. Czy słusznie? Co sądzić o tych nowych objawieniach i prorokach? Biblia naucza, by proroctwa poddawać próbie. Oto co św. Jan napisał na ten temat: „Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat” (1 J 4. 1). Czytając jego słowa, należy więc zwrócić uwagę, że za każdym „prorokiem” i doktryną, którą on głosi, stoi jakiś „duch” – albo Duch Boży (por. Hbr 1. 13–14), albo duchy przeciwne. W Ewangeliach te ostatnie określane są jako duchy „nieczyste” lub „złe” (Mt 8. 16; 12. 28, 43, 45; Łk 6. 18; 7. 21; 8. 2). To zaś oznacza, że nie wszystkiemu, co słyszymy, powinniśmy wierzyć, lecz powinniśmy „badać duchy, czy są z Boga”. W jaki sposób należy to czynić? Fundamentalne znaczenie ma tu stosunek do Jezusa Chrystusa. W czasach apostolskich fałszywym prorokiem, nauczycielem był ten, kto zaprzeczał, że „Jezus Chrystus przyszedł w ciele”. Za takich uważano m.in. chrześcijańskich gnostyków, którzy głosili innego Chrystusa, który jako duch (jeden z tzw. eonów) tylko tymczasowo związany był z Jezusem. Według nich duchowy Chrystus nie cierpiał i nie umarł; cierpiał wyłącznie fizyczny Jezus. Poza tym gnostycy uważali, że Jezus był tylko głosicielem gnozy, czyli wiedzy zbawczej o boskim pochodzeniu człowieka. Nie musiał zatem umierać dla zbawienia ludzkości. Zupełnie co innego głosili apostołowie. Według nich Chrystus Jezus był prawdziwym człowiekiem (doskonały Adam), który „siebie samego złożył jako okup za wszystkich” (1 Tm 2. 6), gdyż tylko w ten sposób – skoro nie rozpoznano w Nim Pana chwały (1 Kor 2. 8) – mogło się dokonać odkupienie ludzkości (Ef 1. 7). Oto więc dlaczego Jan napisał dalej: „Wszelki zaś duch, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, nie jest z Boga” (1 J 4. 3). Dziś uwaga ta dotyczyć może nie tylko stanowiska kwestionującego historyczność Jezusa Chrystusa, ale także niebiblijnego dogmatu Trójcy Świętej, który głosi, że są trzy osoby boskie, współwieczne i równe co do mocy. Zauważmy, że dogmat ten stoi w rażącej sprzeczności już z pierwszym przykazaniem Dekalogu, które mówi: „Nie będziesz miał innych bogów obok mnie” (Wj 20. 3), a także z „całym Pismem” (2 Tm 3. 16),
sposób dowodzi on, że Biblia nie jest wystarczającym źródłem objawienia Bożego (tak głosi także katolicyzm, który nad Biblię przedkłada tradycję), a jedynie „świadectwem przeszłości”. Niektórzy uważają nawet, że kwestionowanie tego, co głoszą współcześni „prorocy”, jest niewybaczalnym grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. Czy stanowisko Williamsa zgodne jest jednak z nauką apostolską? Oto co czytamy w Liście do Hebrajczyków: „Wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał Bóg dawnymi czasy do ojców przez proroków; ostatnio, u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna (1. 1–2). Według powyższych słów Jezus jest więc ostatecznym Słowem od Boga!
które było podstawą wszystkiego, co głosił Jezus. Zwolennicy Trójcy łamią więc nie tylko pierwsze przykazanie Dekalogu i wypaczają przesłanie całej Biblii, ale sprzeciwiają się także Chrystusowi, który wyraźnie nauczał o „jedynym prawdziwym Bogu” (J 17. 3, por. J 20. 17; Mk 12. 29; Ap 3. 12). Dodajmy, że tego samego uczyli apostołowie oraz św. Paweł, który napisał, „że nie ma żadnego innego boga, oprócz Jednego. Bo chociaż są tak zwani bogowie, czy to na niebie, czy na ziemi (…), wszakże dla nas istnieje tylko jeden Bóg Ojciec” (1 Kor 8. 4–6). Fałszywych proroków i nauczycieli możemy więc łatwo rozpoznać po ich nauce sprzecznej z Biblią, po głoszeniu przez nich treści, których w ogóle w Biblii nie ma. Zresztą o tym, że źródłem ich nauczania jest nie tyle Pismo Święte, co bezpośrednie objawienia pochodzące od samego Boga, świadczy następująca wypowiedź Rodmana Williamsa, gorliwego charyzmatyka: „Jeżeli ktoś dzisiaj ma wizję Boga czy Chrystusa, dobrze jest wiedzieć, że działo się to już wcześniej; jeżeli ktoś ma Benny Hinn objawienie od Boga, to dobrze wiedzieć, że dla pierwszych chrześcijan objawienie było zjawiskiem Bóg może oczywiście przemapowszechnym; jeżeli ktoś powiada: wiać do nas przez różne okoliczno»Tak mówi Pan«, i odważa się zwraści, zdarzenia, sny, sumienie oraz cać do zgromadzonych w pierwszej przez innych ludzi, ale zawsze jest osobie – nawet wychodząc poza słoto zgodne z tym, co mówi Biblia. wa Pisma Świętego – to dobrze jest W niej bowiem zawarte jest wszystwiedzieć, że działo się to już dawno ko, co jest konieczne „do nauki, temu. Jeżeli ktoś w społeczności Dudo wykrywania błędów, do poprawy, cha wypowiada słowo prawdy, to nie do wychowywania w sprawiedliwowyraża ono jego własnych myśli i reści” (2 Tm 3. 16). Poza tym czytafleksji, ani nie jest wykładem tekstu my: „Niczego nie dodacie do tego, co Pisma, gdyż Duch przewyższa osobija wam nakazuję, i niczego z tego nie ste spostrzeżenia, choćby były one inujmiecie, przestrzegając przykazań teresujące i głębokie. Duch jako żyPana, Boga waszego” (Pwt 4. 2; wy Bóg wznosi się ponad zapisanym Prz 30. 6). Innymi słowy: „Wiara świadectwem przeszłości, chociaż zaraz na zawsze została przekazana pis ten posiada swoją wartość i staświętym” (Jud 3). nowi wzorzec tego, co dzieje się dziSzkoda, że zupełnie inaczej sprasiaj” (John F. Mac Arthur, „Chawa ta przedstawia się w przypadku ryzmatycy”, s. 15). objawień przeróżnych charyzmatyczJak widać, Williams wyraźnie nych kaznodziejów, którzy zgłaszają stwierdza, że wierzący mogą mieć nie roszczenia do dodatkowego objawietylko wizje, objawienia, ale mogą nia i w ten sposób czerpią z zupełrównież „wychodzić poza słowa Pinie innego źródła. To też tłumaczy, sma Świętego”, gdyż Duch, który dlaczego głoszą tak wiele fałszywych nauk oraz złudnych przepowiedni. przez nich przemawia, wznosi się Oto kilka przykładów. ponad świadectwem Pisma. W ten
Jeane Dixon. „Prorokini” ta nie należała co prawda do Ruchu Wiary, bo była gorliwą katoliczką i głównie korzystała z pomocy kryształowej kuli oraz kart tarota, które otrzymała od cygańskiej wróżki, lecz zaliczona została do najbardziej znanych i wpływowych wizjonerek XX wieku (zm. 25 stycznia 1997 r.). Przepowiedziała ponoć m.in. zabójstwo Johna F. Kennedy’ego, śmierć w katastrofie lotniczej sekretarza generalnego ONZ Daga Hammarskjölda, samobójstwo Marilyn Monroe i wiele innych zdarzeń. Zadziwiające, nieprawdaż? Apostoł Paweł zapewne jednak powiedziałby: „Nic w tym dziwnego, wszak i szatan przybiera postać anioła światłości” (2 Kor 11. 14) i doskonale wie o każdym spisku i nieszczęściu. Poza tym godne uwagi jest
raczej to, że Dixon zapowiedziała również wydarzenia, do których nie doszło. Na przykład trzecią wojnę światową, która miała wybuchnąć w październiku 1958 roku, przyjęcie Chin do Narodów Zjednoczonych w 1959 roku, zwycięstwo Richarda Nixona w wyborach w 1960 roku nad Johnem Kennedym oraz pojawienie się Antychrysta w 1999 roku. Czy prorok Boży głosiłby fałszywe proroctwa? William M. Branham. Ten charyzmatyczny kaznodzieja i „cudotwórca”, uważał siebie za anioła z Apokalipsy (3. 14) oraz za obiecanego „drugiego Eliasza”, który miał przyjść przed drugim przyjściem Chrystusa (Ml 3. 23–24). Głosił m.in., że jego objawienia i proroctwa powinny być stawiane na równi z Biblią (!). Napisał: „Będąc pod natchnieniem Bożym, szczerze wierzę i twierdzę, że rok 1977 powinien przynieść kres światowemu systemowi i zapoczątkować millenium” („Siedem wieków Kościoła”, wyd. ang., s. 322).
21
Jednakże luterański pastor Kurt Koch uważa, że chociaż moc Branhama posiadała pewne chrześcijańskie cechy, to jednak posiadał on mediumistyczne zdolności, przejawiające się we wróżeniu, mesmeryzmie i magii. Pisze: „Oboje jego rodzice wierzyli we wróżenie, został więc już w młodości obciążony przez okultyzm. Pewnego razu powiedział publiczności w Karlsruhe, że jego wizyjne doznania trwają od dzieciństwa. Byłem tam obecny, gdy wypowiadał te słowa – pisze Koch. – Weźmy pod uwagę, że dary Ducha Świętego nie są udzielane człowiekowi podczas narodzin, ale raczej otrzymuje je po duchowym odrodzeniu” („Pomiędzy wiarą a okultyzmem”, s. 184). Dodajmy, że większość uzdrowień ogłoszonych przez Branhama okazała się fikcją, a sam Branham zmarł tragicznie 24 grudnia 1965 r. po wypadku samochodowym, w którym poważnie ucierpiała również jego żona i córka. Benny Hinn. Znany jest głównie ze swoich programów telewizyjnych i krucjat. Warto przypomnieć, że szczególne wrażenie wywarła na nim Kathryn Kuhlman (patrz odcinek poprzedni). Chociaż bowiem nie spotkał się z nią osobiście, to jednak bardzo często przebywał na jej spotkaniach uzdrowieniowych, a po jej śmierci – jak sam twierdzi – otrzymał namaszczenie od jej ducha. Ponoć zmarła wciąż się z nim kontaktuje… Również jego proroctwa – m.in. o nieuniknionej śmierci Fidela Castro w latach 90. XX wieku, o śmierci (Boży sąd) wszystkich homoseksualistów w USA w latach 90., o pojawieniu się Antychrysta oraz o końcu świata w roku 1992 lub 1999 – nie spełniły się. Ciekawe jest również to – jak twierdzi Hinn – że widział on samego Boga, a na jednej z jego ceremonii, na podium, miał się także pojawić Jezus Chrystus. Oczywiście nic z tego się nie wydarzyło! Dlaczego? Otóż większość współczesnych „proroków” głosi inną, tylko pozornie biblijną, a w rzeczywistości błędną, doktrynę. Przypomnijmy, że czasach starotestamentowych groziłaby im za to kara śmierci. W Biblii czytamy: „Wszakże prorok, który ośmieli się mówić w moim imieniu słowo, którego mu nie nakazałem mówić, albo który będzie przemawiał w imieniu innych bogów, taki prorok poniesie śmierć” (Pwt 18. 20). A dziś? Cóż, według Biblii również dziś nikt nie może się łudzić, że zostanie zwolniony od odpowiedzialności. Czytamy bowiem, że nauczyciele „otrzymają surowszy wyrok” (Jk 3. 1, por. Mt 12. 36). Nikt więc nie może bezkarnie głosić błędnych doktryn. Oto dlaczego też Pismo nakazuje poddawać próbie to, czego jesteśmy nauczani (1 Tes 5. 20–21; 1 Kor 14. 29; Dz 17. 11). Cdn. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (94)
Czarna dziura w Kiejkutach W 2005 r. wyszła na jaw sprawa więzień CIA w Polsce. Domniemanych terrorystów więziono w Starych Kiejkutach na Mazurach. O Starych Kiejkutach, wsi w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie szczycieńskim, w gminie Szczytno, stało się głośno od chwili, gdy wyszła na jaw sprawa tajnych więzień Centralnej Agencji Wywiadowczej w Europie. To właśnie tam, na terenie szkoły szpiegów, czyli na terenie Ośrodka Szkolenia Agencji Wywiadu, znajdował się tajny ośrodek CIA w Polsce. Teren ten był miejscem przetrzymywania i najprawdopodobniej torturowania przez agentów CIA obywateli innych krajów podejrzanych o terroryzm. Informacje o tajnych więzieniach CIA w Europie pojawiły się w 2005 roku w dzienniku „Washington Post”, który oskarżył „kraje środkowoeuropejskie” (nie wymieniając jednak żadnego z nazwy) o zezwolenie na prowadzenie przez CIA nielegalnych więzień na terenie tych krajów. Następnie Tom Malinowski, dyrektor Human Rights Watch (organizacja zajmująca się ochroną praw człowieka), ogłosił, że krajami tymi były Polska i Rumunia, co potwierdziły śledztwa, przeprowadzone przez Radę Europy, Parlament Europejski oraz ONZ-owską komisję ds. zapobiegania torturom. Raporty specjalnych komisji zdemaskowały poza granicami USA sieć utajonych więzień CIA, które służyły agencji wywiadowczej do dyskretnego
N
i nielegalnego przetrzymywania domniemanych członków Al-Kaidy. Ponadto ujawniły także fakt, że co najmniej 14 krajów Rady Europy pozwoliło CIA używać swoich lotnisk do transportu tychże osób. Tymczasem polscy politycy, między innymi ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski oraz premierzy, wielokrotnie zaprzeczali, że takie więzienia w Polsce istniały. Sieć tajnych więzień CIA powstała po atakach na Nowy Jork i Waszyngton 11 września 2001 r. G.D. Bush ogłosił dekret w sprawie „zatrzymywania, traktowania i sądzenia” osób niebędących obywatelami USA w wojnie z terroryzmem. Jednocześnie Bush zezwolił na stosowanie „wzmocnionych” technik przesłuchań – innymi słowy dopuścił tortury, choć stosowanie ich jest zabronione przez amerykańskie prawo federalne, prawo międzynarodowe, no i polskie prawo. Do metod tych należy między innymi często stosowane przez CIA podtapianie, a także pozbawianie snu, ustawianie na wiele godzin w niewygodnych pozycjach czy przetrzymywanie w pomieszczeniach z bardzo niską temperaturą. CIA za najlepsze dla siebie uznało małe, tajne więzienia tworzone na terytorium państw zaprzyjaźnionych z USA. Miejsca te określano jako tzw. czarne dziury.
awet ateiści mają tendencję do ulegania „duchowym” złudzeniom. Stary, religijny podział na ciało i ducha, zwykłe i niezwykłe, przyrodzone i nadprzyrodzone wydaje się mieć świetnie z powodu naszych nawyków. Nasz światopogląd zmienia się pod wpływem przemyśleń oraz otoczenia, ale wiele naszych przyzwyczajeń pozostaje niezmienionych. Nasze życie jest w dużej mierze sumą nawyków, procedur dnia codziennego, które są zdumiewająco odporne na wszelkie zmiany. Sam jako zatwardziały ateista mam ich mnóstwo w języku codziennym. Mówię nieraz: „O Boże!”, „Diabli nadali” albo „Niech cię ręka boska broni” – trochę dla żartu, a trochę z utrwalonego jakieś 30 lat temu nawyku. Mózg automatycznie podpowiada odpowiednie (tak mu się wydaje) zdanie do określonego wydarzenia. To, że niczego ono w sobie już nie niesie, jak najmniej obchodzi mój mózg, który bardzo ceni sobie wygodne nawyki. Napisałem powyższe w kontekście listu, jaki dostałem od pana Romana, sympatycznego ateisty i Czytelnika tego cyklu. Pan Roman zbulwersował się trochę moim tekstem
Z książki lotów lotniska wojskowego w Szymanach na Mazurach wynika, że począwszy od 2002 r. co najmniej 7 razy lądowały na nim samoloty CIA. Z Szyman więźniowie CIA przewożeni byli do pobliskiego ośrodka szkolenia kadr wywiadu, przy czym „dziuplą” dla agentów CIA była dwupiętrowa willa, nazywana willą Markusa Wolfa (jeden z twórców wywiadu NRD-owskiego), która położona jest kilkaset metrów od kompleksu budynków należących do szkoły. Samo więzienie miało znajdować się w innym miejscu, ale również na terenie ośrodka szkolenia wywiadu. Z dokumentów, które Straż Graniczna przekazała Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, wynika, że od grudnia 2002 r. do lipca 2003 r. CIA przywiozło do Polski 20 osób z Afganistanu, Dubaju i Maroka. Jedna z pracownic lotniska zaznacza: „Proszono nas, aby była minimalna obsługa na lotnisku i byśmy nie wychodzili z budynku portu lotniczego”. Pracownikom mówiono, że przylatują „biznesmeni”. Problem z domniemanymi więzieniami CIA w Polsce oraz stosowaniem lub niestosowaniem w nich tortur polega na tym, że mimo prokuratorskiego śledztwa prowadzonego w tej sprawie być może nigdy nie uzyskamy na ten temat pełnej informacji. Status pokrzywdzonych
pt. „Zabawy ciałem” („FiM” 24/2012) i zarzuca mi, choć nie formułuje tego wprost, fundamentalizm ateistyczny czy raczej materialistyczny. Na czym miałby on polegać? Na skupianiu się na ciele człowieka i pomijaniu
w polskim śledztwie, które toczy się od 2008 r., otrzymał Palestyńczyk Abu Zubaida oraz Saudyjczyk Abd al-Rahim al-Nashiri. Obaj są dziś przetrzymywani w Guantanamo, a twierdzą, że byli więzieni i torturowani w Polsce. Abu Zubaida, który w 2002 r. został zatrzymany w Pakistanie jako „osoba nr 3 w Al-Kaidzie”, zeznaje, że w grudniu 2002 r.
CIA przetransportowało go z Tajlandii do Polski, gdzie był przetrzymywany do września 2003 r. Twierdzi, że w Polsce podtapiano go 83 razy, trzymano nago w niewygodnych pozycjach, narażano na hałas i zimno, utrudniano załatwianie potrzeb fizjologicznych oraz symulowano jego egzekucję. Potem miał trafić do podobnego więzienia na Litwie.
Cenię sobie zjawiska psychologiczne, ale nie znajduję powodów, aby w człowieku widzieć jakąś cząstkę oderwaną od ciała. Podam raz jeszcze pewien dobrze znany przykład. Nie ma wątpliwości, że nie było mnie,
ŻYCIE PO RELIGII
Naturalizm na zdrowie życia psychicznego, lekceważeniu go. Mój ateizm, według Czytelnika, jest jeszcze jedną religią, niczym więcej. Nie zgadzam się z takim stawianiem sprawy. Bynajmniej nie lekceważę doznań psychicznych człowieka. Tyle tylko, że – w odróżnieniu od ludzi religijnych i wyznających światopoglądy quasi-religijne – do oceny takich zjawisk wykorzystuję metodę naturalistyczną, czyli… zwykłe prawa przyrody. Po prostu wierzę w to, że poza szeroko rozumianą przyrodą nic innego nie istnieje. Dlaczego? Bo nie ma śladów na istnienie tego czegoś. Nie ma powodów, aby hipotezę istnienia nadprzyrodzoności przyjmować.
zanim się urodziłem. Bo „ja” to ciało, które się urodziło. Logicznie więc nie oczekuję też mojego istnienia po śmierci mojego ciała. Dlaczego moje istnienie miałoby trwać? Na jakiej podstawie? Mam w to wierzyć, aby sobie sprawić przyjemność? Psychika to po prostu jedna z form funkcjonowania ciała, trochę tak jak energia i materia to dwa przejawy istnienia tej samej przecież przyrody. Pan Roman przywołuje szereg przykładów ze swojego życia na dowód istnienia niematerialnych energii, intuicji i zjawisk. Chociażby ćwiczenia oddechowe... Ależ ja pisałem o tym, że one mogą wpływać na nasze samopoczucie. Przecież oddech dozuje tak
Według szacunków Helsińskiej Fundacji Praw Czlowieka w Starych Kiejkutach przetrzymywano 8–11 muzułmańskich więźniów. Z kolei z raportu specjalnej komisji Parlamentu Europejskiego wynika, że w latach 2002–2005 działało na terenie Polski co najmniej jedno więzienie CIA, właśnie w Starych Kiejkutach. Ze swojej strony portal WikiLeaks poinformował, że rządy Polski i USA starały się wyciszyć sprawę tajnego ośrodka CIA na Mazurach, który zresztą w 2005 r. zlikwidowano. Koordynowały też stanowisko w tej sprawie, usiłując wpłynąć na to, jak prasa relacjonuje problem. Istnienie eksterytorialnej „czarnej dziury” w demokratycznym państwie, jakim jest Polska, jest dla nas uwłaczające. Naszym władzom nie wolno tolerować tajnych więzień innego państwa na terytorium Polski oraz stosowania tortur – za coś takiego grozi Trybunał Stanu. Zdaniem Józefa Piniora, byłego europosła, a obecnie senatora, polskie władze wiedziały o więzieniu CIA oraz o tym, do czego służyło. Istniała ponoć szczegółowa instrukcja na ten temat, podpisana przez premiera Leszka Milera, którą widział wspomniany europoseł, a której istnieniu zaprzeczył były premier. Pozostaje mieć nadzieję (przynajmniej niewielką), że śledztwo w sprawie podejrzeń o istnieniu na polskim terytorium tajnych więzień, w których torturowano więźniów, prowadzone przez polską prokuraturę, da odpowiedź na najważniejsze z pytań. Strona amerykańska odmówiła w tej sprawie współpracy. ARTUR CECUŁA
podstawowy dla naszego życia pierwiastek jak tlen. Jak zatem miałby nie wpływać na nasze samopoczucie i stany psychiczne?! Czytelnik sugeruje także, że uważam przeżycia związane z tzw. śmiercią kliniczną za nieautentyczne. Wręcz przeciwnie – one są autentyczne i realne. Ale to jeszcze nie znaczy, że widziane w tym stanie osoby lub słyszane głosy istnieją naprawdę. Podobnie jest przecież ze snami. Przecież nikt normalny nie przeczy ich realnemu istnieniu, ale to jeszcze nie znaczy, że osoby, rzeczy i wydarzenia, o których śnimy, muszą istnieć w świecie rzeczywistym. Pan Roman podzielił się ze mną dużą dawką osobistych, czasem bardzo prywatnych przeżyć, które on uważa za niezwykłe. Bardzo to szanuję. Ale wiele z tych sytuacji można wyjaśnić bez odwoływania się do niematerialnych energii lub innych zjawisk tego rodzaju. Na przykład współodczuwanie kochających się i ciągle myślących o sobie osób nie ma w sobie nic niezwykłego, nie jest żadnym pozamaterialnym kontaktowaniem się. Podobieństwo myśli w tych samych sekwencjach czasu jest przy zakochaniu statystycznie od czasu do czasu bardzo prawdopodobne. MAREK KRAK
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r. Nowa religia pod niejednym względem była regresem w stosunku do starej, żydowskiej, do czego zresztą z reguły dochodzi w przypadku najazdu albo dopuszczenia nowych mas ludzkich reprezentujących niższy poziom. Religia chrześcijańska nie utrzymała tego pułapu uduchowienia, na który wzniósł się judaizm (…). Mimo to w wymiarze historyczno-religijnym, to znaczy gdy chodzi o powrót wypartych treści, chrześcijaństwo było postępem, a religia żydowska stała się odtąd w pewnym sensie skamieliną. Zygmunt Freud Najważniejszym z tych problemów było monstrualne poczucie winy, które dręczy od pradawnych czasów zarówno każdego człowieka z osobna, jak i całą ludzkość. Ta wina jest skutkiem mordu dokonanego na ojcu prehistorycznego plemienia, o czym pisałem szerzej w ostatnim artykule („FiM” 22/2012). W chrześcijaństwie można odnaleźć podobieństwa do najdawniejszych form religijności, w tym do totemizmu. Totemizm to taka forma religii, w której bóstwo jest uosabiane przez określony gatunek zwierzęcia, tj. totem (jego pozostałością są np. hinduskie „święte krowy”). W totemizmie wierzono, że praojciec plemienia był takim zwierzęciem, stąd pewne gatunki były otaczane szczególną czcią i ochroną, w zamian za co owe zwierzęce bóstwa miały otaczać ochroną swych wyznawców: „System totemiczny był niejako umową z ojcem, w której temu ostatniemu przyznawano wszystko, czego może się po nim spodziewać dziecinna fantazja, ochronę, opiekę i pobłażliwość, w zamian za co zobowiązywano się otaczać jego życie czcią, czyli nie powtarzać wobec totemu czynu, za sprawą którego usunięto prawdziwego ojca” 2. Choć na co dzień wzbraniano się przed wyrządzeniem krzywdy zwierzęciu totemicznemu, to w wyjątkowych okolicznościach zawieszano tę regułę: „Święto jest dozwolonym czy raczej nakazanym wykroczeniem, uroczystym przełamaniem zakazu” 3. Skoro zwierzę totemiczne było symbolem praojca, to święto było pewnym ustępstwem na rzecz wrogich uczuć wobec niego. Prymitywne religie totemiczne pozwalały zachować w ten sposób równowagę psychiczną: choć na co dzień darzono go czcią, to raz na jakiś czas dawano upust tłumionej wrogości. Symboliczne powtórzenie ojcobójstwa było opatrzone pewnymi zastrzeżeniami: „Zwierzę ofiarne było święte, a jego życie nietykalne; można było mu je odebrać jedynie w obecności boga, przy współudziale całego plemienia, które brało na siebie i dzieliło między siebie winę, aby otrzymać świętą substancję i – spożywając ją – móc upewnić się co do materialnej identyczności między sobą nawzajem i bóstwem. Ofiara była sakramentem, a samo zwierzę ofiarne należało do plemienia. W rzeczywistości było to dawne zwierzę totemiczne, sam pierwotny bóg;
zabijając i jedząc tego boga, członkowie klanu upewniali się w swym podobieństwie do niego i odnawiali je”4. Podobne znaczenie ma obrzęd eucharystii: w chrześcijaństwie, w którym „(…) wskrzesza się starą ucztę totemiczną, która przyjmuje formę komunii – rzesza braci spożywa teraz ciało i krew syna, nie zaś ojca, przez co synowie utożsamiają się z nim i uświęcają (…). Ale w gruncie rzeczy komunia chrześcijańska jest powtórzeniem zabójstwa dokonanego na ojcu (…)” 5.
KĄCIK FILOZOFICZNY – inicjatora zbiorowego mordu na ojcu. Z jednej strony to ów przywódca ponosił główną odpowiedzialność, skupiał w sobie zbiorowe poczucie winy. Z drugiej strony wyrażał zbiorowe pragnienia, gdyż – w gruncie rzeczy – każdy chciał zająć pozycję ojca: „Zbawicielem nie mógł być nikt inny, tylko główny winowajca, przywódca bandy braci, która pokonała ojca (…). Każdy członek bandy braci żywił zapewne pragnienie, by dopuścić się tego czynu we własnym
religią Syna. Stary Bóg Ojciec skrył się za Chrystusem, Chrystus Syn zajął jego miejsce – dokładnie tak, jak tego w owych pradawnych czasach tęsknie wyczekiwał każdy syn”10. Rozwój religii przedstawia proces przypominający postępowanie nerwicy. W początkowych fazach w objawach choroby dominują czynności utrudniające zaspokojenie pragnień, jednak z czasem zakazane pragnienia coraz śmielej wyrażają się w objawach: „(…) w miarę
Bogobójstwo (2) Na pierwszy rzut oka poglądy Freuda mogą wydawać się niespójne: przecież komunia to spożywanie ciała Syna Bożego, a nie samego Boga Ojca.
imieniu, i w ten sposób zapewnić sobie wyjątkową pozycję i stworzyć surogat właśnie usuwanej i zamierającej w społeczności identyfikacji z ojcem.
Freud darzył judaizm sporym szacunkiem1, a jednak uważał, że chrześcijaństwo lepiej poradziło sobie z pewnymi problemami psychologicznymi Jak więc można uważać komunię za powtarzanie zabójstwa i pożerania ojca hordy pierwotnej? Poglądy Freuda stają się bardziej zrozumiałe na tle jego interpretacji opowieści o ukrzyżowaniu Chrystusa. Zdaniem ojca psychoanalizy zabicie Syna było próbą uporania się z poczuciem winy za mord na praojcu (podniesionym do rangi Boga): „(…) w doktrynie chrześcijańskiej ludzkość w sposób najbardziej otwarty przyznała się do winy popełnionej w praczasie, ponieważ w ofiarnej śmierci Syna znalazła ona najpełniejszą skruchę za ten czyn”6. Oddanie życia Syna było zadośćuczynieniem za odebranie życia na ojcu: zgodnie z wyznawaną wtedy zasadą „oko za oko” kara śmierci mogła być wymierzona jedynie za zbrodnię morderstwa. Chrystus w tym sensie zbawił ludzkość, że wziął na siebie zbiorowe poczucie winy i odpokutował tę winę. Chrześcijaństwo było postępem psychologicznym pod tym względem, że przyznało się do winy ojcobójstwa popełnionej u zarania ludzkiej historii w bardziej otwarty sposób niż judaizm: „(…) to właśnie w umyśle Szawła z Tarsu (…) zaświtało zrozumienie: „Jesteśmy tak nieszczęśliwi, gdyż zabiliśmy Boga Ojca”. Całkiem zrozumiałe, dlaczego nie mógł on pojąć tego źdźbła prawdy inaczej, jak tylko w urojonym przebraniu radosnej nowiny: „Zostaliśmy zbawieni od wszelkiej winy, albowiem jeden z nas oddał swe życie, by nas uwolnić” (…). Zbrodnię nie do nazwania zastąpiła hipoteza nieco mglistego grzechu pierworodnego” 7. Jednak dla pełnej pokuty wszyscy winowajcy (a psychologicznie rzecz biorąc: wszyscy obciążeni poczuciem winy) musieliby ponieść karę. Problem ten rozwiązano tak: zbiorowość zrzuciła winę na jednostkę
Jeśli taki przywódca nie istniał, to trzeba uznać Chrystusa za dziedzica niespełnionej fantazji życzeniowej, jeśli zaś istniał, to Chrystus jest jego następcą i powtórnym wcieleniem” 8.
postępowania choroby czynności służące zrazu raczej odparciu coraz bardziej zbliżają się do zakazanych aktywności, za sprawą których dany popęd mógł się uzewnętrzniać w okresie dzieciństwa”11. Podobnie jest z religią: w judaizmie przyjęto postawę nieskazitelnej miłości do ojca, starano przypodobać mu się wypełnianiem jego nakazów i zakazów, natomiast nie pozwalano dojść do głosu wrogim pobudkom względem niego. Taka postawa tylko potęgowała nieświadomą wrogość i tak wywoływała rosnące poczucie winy.
Abraham i Izaak – religijna ofiara
Obok złagodzenia surowości sumienia zbawcza ofiara dawała też zakamuflowane spełnienie ojcobójczych życzeń. Paradoksalnie, ofiara z syna stała się zarazem aktem wyrafinowanej zemsty na ojcu. Choć to syn został zamordowany, to dzięki ukrzyżowaniu syn uzyskał boską rangę co najmniej równą ojcu9. W chrześcijaństwie wyszło na jaw to, co tak długo tłumił judaizm – synowskie pragnienie zajęcia miejsca ojca: „Ambiwalencja, która zdominowała stosunek do ojca, ujawniła się wyraźnie w końcowym rezultacie tej religijnej innowacji, która – powołana rzekomo w celu pojednania z Bogiem Ojcem – kończy się jego detronizacją i odsunięciem. Judaizm był religią Ojca, chrześcijaństwo stało się
Ofiara z Syna pozwoliła chrześcijanom ulżyć brzemieniu zakazu12, a zarazem wyrazić odwieczne pragnienie detronizacji ojca. Paradoksalnie, te podobieństwa nerwicy i religii nie znaczą, że religia wywołuje nerwicę. Przeciwnie, religia wyraża niebezpieczne pobudki w bezpieczny sposób i daje im zastępcze zaspokojenie. W ten sposób pomaga unikać jednostkom bezpośredniej konfrontacji z mrokami nieświadomości, a poprzez to zmniejsza ryzyko popadnięcia w nerwicę: „Ochronę przed schorzeniem neurotycznym, jaką religia daje swym wiernym, łatwo wyjaśnić na podstawie faktu, że pozbawia ich ona kompleksu rodziców, z którym związana jest świadomość winy indywiduum
23
i całej ludzkości, i usuwa je dla nich, podczas gdy człowiek niewierzący sam musi się uporać z tym zadaniem”13. Dojrzała postawa polega na uświadomieniu sobie wypartych pragnień oraz utajonych konfliktów psychicznych, krótko mówiąc – na uczciwości wobec siebie. W przyszłości – powiada Freud – ludzie „będą musieli zdobyć się na szczerość, będą musieli się przyznać do obudzonych w sobie pobudek popędowych, będą musieli wytrzymać w konflikcie, będą musieli walczyć – w sukurs przybędzie im tolerancja społeczna, która niechybnie pojawia się w wyniku oświecenia psychoanalitycznego”14. Natomiast religia zapewnia pewną ulgę psychiczną, ponieważ – podobnie jak nerwica – daje popędom namiastki zaspokojenia, a sumieniu – namiastki posłuszeństwa. Jednak nie jest to rozwiązanie problemu, a jedynie maskowanie go, zamiatanie pod dywan poprzez trzymanie ludzi w dziecinnej nieświadomości: „Za tę cenę, za sprawą utrwalenia infantylizmu psychicznego i włączenia w masowy obłęd, udaje się religii oszczędzić wielu ludziom nerwicy indywidualnej”15. W związku z powyższym Freud uważał, że niebawem ludzkość wydorośleje i – w związku z tym – wyrośnie z religii: „Religia byłaby zatem ogólnoludzką nerwicą natręctw i tak jak dziecięca nerwica natręctw pochodziłaby z kompleksu Edypa – ze stosunku do ojca. Zgodnie z tym ujęciem można by przewidywać, że do odwrotu od religii musi dojść z fatalną bezwzględnością znamionującą proces wzrostu i że właśnie teraz znajdujemy się w samym środku tej fazy rozwoju”16. PAWEŁ PARMA
[email protected] 1. (…) ci właśnie ludzie, prorocy, niezmordowanie głosili starą naukę mojżeszową o tym, że bóstwo gardzi ofiarami i ceremoniałem, a żąda tylko wiary i życia w prawdzie i sprawiedliwości (…). To, że naród żydowski potrafił zachować taką tradycję i wydać ludzi, którzy użyczyli jej swych głosów, przynosi im chlubę (…). (Z. Freud, „Człowiek imieniem Mojżesz a religia monoteistyczna” [w:] Tenże, „Pisma społeczne”, Warszawa 2009, s. 426). 2. Z. Freud, „Totem i tabu” [w:] „Pisma społeczne”, dz.cyt., s. 363. 3. Tamże, s. 360. 4. Tamże, s. 358. 5. Tamże, s. 370. 6. Tamże. 7. Z. Freud, „Człowiek imieniem…”, dz.cyt., s. 494. 8. Tamże, s. 456–457. 9. Co uzyskało wyraz teologiczny w doktrynie o Trójcy, z którą – gwoli sprawiedliwości – nie godzą się wszystkie nurty chrześcijaństwa. 10. Tamże, s. 457. 11. Z. Freud, „Czynności natrętne a praktyki religijne” [w:] Tenże, „Charakter a erotyka”, Warszawa 1996, s. 12. 12. O czym świadczy doktryna chrześcijańska, że zbawienie płynie nie z wypełniania prawa, lecz przez śmierć Chrystusa. 13. Z. Freud, „Leonarda da Vinci wspomnienie z dzieciństwa” [w:] „Sztuki plastyczne i literatura”, Warszawa 2009, s. 120. 14. Tenże, „Przyszłe szanse terapii psychoanalitycznej” [w:] „Technika terapii”, Warszawa 2007, s. 100. 15. Tenże, „Kultura jako źródło cierpień” [w:] „Pisma społeczne”, dz.cyt., s. 181. 16. Tenże, „Przyszłość pewnego złudzenia” [w:] „Pisma społeczne”, dz.cyt., s. 151.
24
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Wokół laserowych korekcji wad wzroku narosło sporo mitów. Przyjrzyjmy się z bliska tej stosunkowo nowej metodzie, która pomaga odzyskać „sokoli” wzrok.
Laserem po oczach Nowoczesna terapia laserowa u wielu polskich pacjentów wciąż budzi nieufność i obawę. Może o tym świadczyć liczba wykonywanych w kraju zabiegów, która jest jedną z najniższych w Europie. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest m.in. niska świadomość społeczna wynikająca z niedoinformowania. Co więcej, do niedawna także niektórzy okuliści podważali zasadność manipulowania laserem w tkance ocznej, chociaż daje to możliwość rezygnacji z okularów czy szkieł kontaktowych. Czyżby chodziło o kasę, której wyleczony już nie zapłaci…? Wiele osób ma obawy, że promień lasera – zamiast leczyć – może „przypadkiem” całkowicie i nieodwracalnie pozbawić wzroku. Prawda jest jednak taka, że nigdzie na świecie nie odnotowano dotąd przypadku utraty wzroku jako następstwa takiego zabiegu. System zabezpieczeń oka przed przypadkowym urazem jest kontrolowany przez mikroprocesory. W przypadku jakiegokolwiek ruchu gałki ocznej laser – spełniający w tym przypadku rolę skalpela – natychmiast zostaje wyłączony przez komputer nadzorujący zabieg. Sam promień laserowy nie wytwarza energii cieplnej, ponieważ generuje zimną wiązkę światła w zakresie ultrafioletowym. Pacjenci podczas zabiegu są w pełni świadomi, ponieważ muszą współpracować z lekarzem dokonującym korekcji. Nie należy się też bać przypadkowego zamknięcia powieki. Są one unieruchomione specjalnymi uchwytami, a gałki oczne znieczula się, zakraplając specjalnymi kroplami. Podczas zabiegu pacjent nie odczuwa żadnego bólu (jedynie lekki ucisk) i widzi niewyraźnie serię błysków. Ważne jest, aby zastosować się do zaleceń lekarza przed zabiegiem. Przez 1–2 tygodnie nie wolno
zakładać miękkich soczewek kontaktowych, zaś twarde soczewki należy odstawić już na miesiąc przed planowaną korekcją. Kobiety nie mogą przerywać stosowania tabletek antykoncepcyjnych na 3 miesiące przed i 3 miesiące po zabiegu. Poprawa widzenia następuje prawie natychmiast, ale rekonwalescencja (zwłaszcza zakaz uprawiania sportu z pływaniem na czele) trwa nawet miesiąc. Chociaż od razu po zabiegu wraca się do domu, to przez kilka pierwszych dni należy uważać na oczy oraz nawilżać je „sztucznymi łzami”, które zostaną przepisane przez lekarza prowadzącego. Oczy będą nadwrażliwe na światło, mogą też lekko piec. Nie należy nadwyrężać ich długim oglądaniem telewizji czy ślęczeniem przed monitorem komputera. Niektóre osoby mogą zdrowe oko
Wady wzroku poddające się leczeniu laserowemu
a
a
Nadwzroczność – skupianie promieni świetlnych za siatkówką, w wyniku czego dalekowidz lepiej widzi przedmioty z pewnej odległości niż te przed własnym „nosem”;
dalekowidz
a
a
Krótkowzroczność – skupianie promieni świetlnych przed siatkówką, w wyniku czego krótkowidz wyraźniej widzi przedmioty znajdujące się blisko niego;
krótkowidz
a
a
astygmatyk
a
nawet przez kilka miesięcy, patrząc w półmroku na źródła światła, widzieć wokół nich ciemniejszą poświatę. To tzw. efekt „halo”. Podobny można zaobserwować na niektórych archiwalnych czarnobiałych materiałach telewizyjnych z lat 50. i 60. Rezultaty korekcji są stałe i bardzo rzadko się zdarza, aby konieczna była powtórna ingerencja „świetlnego skalpela”. Trzeba jednak pamiętać o wizytach kontrolnych w drugim, ósmym i dwunastym miesiącu po zabiegu. Właściwie najmniej przyjemna w tego typu zabiegach jest ich cena. Niestety, operacje nie są refundowane, więc musimy pokryć 100 procent ich kosztów. W zależności od wady oraz typu zastosowanego zabiegu jego cena (za zabieg na jednym oku) może się wahać od 1,5 do 4 tys. zł.
a a
Astygmatyzm – zazwyczaj towarzyszy krótko- lub nadwzroczności, ale bywa także samodzielną wadą. Przyczyną astygmatyzmu jest zwykle nieprawidłowa krzywizna rogówki, przypominająca piłkę do rugby.
Chociaż zabieg jest bezbolesny i skuteczny, a ryzyko powikłań mierzy się w promilach, to istnieje, niestety, spora ilość przeciwwskazań do jego wykonania. Podstawowym przeciwwskazaniem jest wiek pacjenta. Nie wykonuje się zabiegów u osób poniżej 21 roku życia, ponieważ u tak młodych ludzi gałka oczna wciąż rośnie, a co za tym idzie – wada, która ma zostać poddana korekcji, jest wciąż niestabilna (powiększa się). Czasem „ustabilizowanie się wady wzroku” może trwać kilka lat powyżej wieku granicznego. Zabiegu nie wykonuje się też u osób powyżej 65 roku życia, kobietom w ciąży oraz karmiącym matkom. Przeciwwskazaniem jest również przyjmowanie przez pacjenta leków upośledzających gojenie (np. kortykosteroidy), a także współistniejące niektóre choroby przewlekłe: cukrzyca, choroby tkanki łącznej (tzw. kolagenozy) – na przykład reumatoidalne zapalenie stawów, toczeń, sklerodermia, guzkowe zapalenie tętnic, zespół Sjögrena, choroby autoimmunologiczne (np. niektóre choroby tarczycy, zapalenie Hashimoto, choroba Gravesa), choroby przebiegające z osłabieniem odporności organizmu: atopia i silne alergie oraz trądzik różowaty (rosacea), czynne choroby infekcyjne, osobnicza skłonność do tworzenia przerośniętych blizn nazywanych bliznowcami, wszczepiony rozrusznik serca. Zabiegom nie zostaną także poddane osoby z wirusowym zapaleniem rogówki, półpaścem ocznym, jaskrą, zaćmą, odwarstwieniem siatkówki, zwyrodnieniami rogówki oraz oczopląsem. Chociaż osobom tym nie można laserowo skorygować wady wzroku, to niektóre z tych schorzeń można skutecznie wyleczyć również za pomocą spolaryzowanego światła. U cukrzyków laser wykorzystuje się do likwidacji nieprawidłowych naczyń grożących ślepotą, zaś w przypadku jaskry pozwala on na szybkie i bezbolesne zredukowanie ciśnienia wewnątrzgałkowego. Pisząc o laserowej korekcji wzroku, należy wspomnieć o ortokorekcji. Jest to bezinwazyjna metoda skierowana do osób z wadą wzroku do -4,5 dioptrii, a astygmatyzmem nie większym niż -1,5 dioptrii. Polega na zakładaniu na noc specjalnych, twardych soczewek kontaktowych, które uciskają rogówkę i zmieniają na jakiś czas jej krzywiznę, korygując istniejącą wadę. Przy regularnym ich stosowaniu odkształcenia robią się na tyle trwałe, że można ograniczyć ich użycie do 3–4 razy w tygodniu. Oprócz korekty istniejącej wady pozwalają one także o 90 procent ograniczyć postęp krótkowzroczności. Plusem tej metody jest możliwość zastosowania jej u dzieci i młodzieży, zapobiegając w dużym stopniu eskalacji schorzenia. Koszt pary takich soczewek to około 1400–1800 zł, a ich trwałość waha się od roku do dwóch lat. ZENON ABRACHAMOWICZ
Rodzaje laserowej korekcji wad wzroku Fotokeratektomia refrakcyjna – PRK Metodą tą można korygować wady +/-7 dioptrii i astygmatyzm nie większy niż +/-1,5–2 dioptrie. Zabieg trwa około 10 minut. Na jego zakończenie lekarz nakłada opatrunek w postaci soczewki kontaktowej, którą trzeba nosić do czasu odnowienia nabłonka rogówki. Przez kilka godzin po operacji można odczuwać silny ból, a przez kilka następnych dni ma się światłowstręt i kłopoty z ostrością widzenia. Z tych powodów nie operuje się obu oczu jednocześnie, ale odczekuje się co najmniej 2 tygodnie do korekcji drugiego oka. Po zabiegu stosuje się antybakteryjne krople, które mają zapobiec infekcji oka. Ostateczny kształt rogówki ustala się mniej więcej po pół roku od operacji i dopiero wtedy można w pełni ocenić jej efekty. Po korekcji tą metodą w 95–98 proc. przypadków można się obejść bez okularów. LASIK Metoda ta może być stosowana do korekcji krótkowzroczności nawet do -15 dioptrii, nadwzroczności do +6 dioptrii oraz astygmatyzmu do +/-6 dioptrii. Obie gałki oczne można operować jednocześnie. Koryguje się kształt rogówki po podniesieniu jej nabłonka, dzięki czemu po zakończeniu zabiegu i przyklejeniu nabłonka oko jest o wiele bardziej zabezpieczone niż w opisywanej pierwszej metodzie PRK. Ten typ zabiegu trwa 15–30 minut. Przez kilka godzin po zabiegu czuje się w oku ból i jakby obce ciało. Dolegliwości te mijają jednak w ciągu doby i powraca ostrość widzenia. Przez jakiś czas po operacji trzeba stosować antybakteryjne krople do oczu. LASEK Odmiana metody LASIK. Obiema metodami można korygować wady wzroku tej samej wielkości obu gałek ocznych jednocześnie. Po znieczuleniu i unieruchomieniu oka lekarz zakłada na rogówkę niewielki pierścień. Nabłonek rogówki jest oddzielany za pomocą specjalnej substancji, a następnie odchylany przez chirurga, który laserem kształtuje rogówkę. Następnie nabłonek wraca na swoje miejsce. Zabieg trwa około 20 minut. Aż do zagojenia się oczu trzeba nosić opatrunki w postaci specjalnych soczewek kontaktowych i stosować krople antybakteryjne. Przez kilka, kilkanaście godzin po zabiegu odczuwa się ból. Ostrość widzenia powraca po tygodniu, w ciągu którego najlepiej odpoczywać w domu.
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
K
oleżanka napisała mi na Facebooku, że jestem „napaloną polityczką”. Ja raczej postrzegam się jako polityczkę o.m.c., czyli o mało co… Choć miałam w wyborach parlamentarnych dobry wynik, ósme miejsce na 11 mandatów w moim okręgu, z powodu ordynacji (duże partie mają preferencje), nie weszłam do Sejmu. Nie o mnie jednak tu chodzi. Okazało się, że takich napalonych polityczek jest w Ruchu Palikota więcej. W marcu Wanda Nowicka zorganizowała w Sejmie spotkanie kobiet pod hasłem: „Kobiety, polityka i władza”. Z całej Polski przyjechało 250 dziewczyn. – Czy Sejm nie mógłby zawsze tak wyglądać? Tyle kobiet w Sejmie... Sejm jest wreszcie nasz! Rewolucję trzeba rozpocząć od siebie. Dziś rozpoczynamy pracę nad tym, żeby w RP było nas więcej, żeby program Ruchu był jeszcze bardziej prokobiecy i żeby nie tylko było nas więcej, ale także żebyśmy odejmowały stanowiska decyzyjne – powiedziała Nowicka. – Tam, gdzie jest cierpienie, gdzie ktoś znajduje się w złym położeniu nie z własnej winy, tam powinna być skierowana nasza uwaga. Największą grupą, która znajduje się w złym
Napalone polityczki
Uczestniczki II Kongresu Krajowego Ruchu Kobiet – 16.06.2012 r.
położeniu często nie z własnej winy, są właśnie kobiety. Mówi się, że mamy wszystkie prawa, równe
Wanda Nowicka i Małgorzata Prokop-Paczkowska
R
KOPERNIK BYŁA KOBIETĄ
uch Palikota protestował w całym kraju przeciwko skazywaniu przez sądy za tzw. obrazę uczuć religijnych. W połowie czerwca Sąd Okręgowy w Warszawie po rozpatrzeniu apelacji obrony utrzymał w mocy wyrok Sądu Rejonowego. Tym samym wyrok skazujący Dorotę „Dodę” Rabczewską na 5 tys. zł grzywny jest prawomocny. Piosenkarka została również obciążona kwotą 500 zł tytułem kosztów sądowych. 25 czerwca 2012 r. przed siedzibą Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa odbyła się pikieta, której uczestnicy żądali wykreślenia z Kodeksu karnego art. 196 mówiącego o karaniu za obrazę uczuć religijnych. Uczestnicy pikiety zwrócili się z listem otwartym do sędziów Rzeczypospolitej Polskiej, aby ferując wyroki, powstrzymali się od karania osób, których „wina” polega wyłącznie na tym, że nie utożsamiają się z popularnymi przekonaniami religijnymi. Podobne akcje Ruchu Palikota odbyły się tego dnia w całej Polsce. W Łodzi manifestację protestujących prowadził poseł Roman Kotliński, który powiedział m.in.: „Jest to kuriozum, które zrównuje nas z państwem islamskim. Tam, gdzie religia
z mężczyznami. Nieprawda! My, kobiety, w Polsce, tak jak kobiety na Malcie i w Irlandii, nie mamy na przykład prawa do edukacji seksualnej, która jest związana z wiedzą, a nie ideologią. Nie mamy prawa do refundowanych środków antykoncepcyjnych. Nie mamy prawa do aborcji, która w sytuacjach skrajnych pozwala decydować o rodzicielstwie – zauważyła z kolei Magdalena Środa. Profesor Małgorzata Fuszara zwróciła uwagę na niewielką liczbę kobiet w gremiach decyzyjnych. – Jest to niesprawiedliwe, że mężczyźni – 49 proc. społeczeństwa – stanowią 80 proc. osób, które reprezentują nas wszystkich – dodaje
Fuszara. Kobiety są lepiej wykształcone, więc tym bardziej nie możemy zgadzać się na taki stan rzeczy. Dziewczyny nasłuchały się, nadyskutowały i naładowane energią rozjechały do domów. 16 czerwca napalone polityczki spotkały się ponownie. Podczas kilkugodzinnej dyskusji wypracowałyśmy Regulamin „Ruchu Kobiet RP”, czyli wyodrębnionej sekcji naszej partii. Głównym celem działania jest zwiększanie aktywności kobiet w życiu politycznym i publicznym, aby dzięki tworzonym przez nas programom aktywizacji gospodarczej i społecznej, poprawiać sytuację kobiet w naszym kraju. Będziemy składać propozycje ustawodawcze dotyczące praw kobiet, inspirować
25
i wspierać inicjatywy i akcje obywatelskie, współpracować z organizacjami międzynarodowymi, krajowymi pozarządowymi oraz ruchami społecznymi. Wybrałyśmy też władze Ruchu Kobiet. W skład prezydium krajowego weszły: Anna Makowska, Mira Janusz, Jolanta Ciesielska-Pleban, Lilia Twardosz i ja, Małgorzata Prokop-Paczkowska (przewodnicząca). Tytuł Honorowej Przewodniczącej nadany został wicemarszałkini – Wandzie Nowickiej. Sformułowałyśmy też nasz kobiecy manifest, w którym zapisane są idee i cele, przede wszystkim budowa społeczeństwa egalitarnego, w którym człowiek jest najwyższą wartością, a kobiety i mężczyźni mają równe prawa we wszystkich aspektach życia. W najbliższym czasie złożymy projekt ustawy parytetowej, gwarantującej kobietom 50 proc. udziału na listach wyborczych do samorządów, Parlamentu Europejskiego, Parlamentu RP. Zaczniemy od własnej partii, zadbamy, aby stosowny zapis znalazł się w statucie Ruchu Palikota. Podczas Kongresu opowiadałam o sławnych szczeciniankach, m.in. pruskiej księżniczce znanej światu jako caryca Katarzyna, okrutnej imperatorowej Rosji, i Danucie Walas-Kobylińskiej, pierwszej kobiecie kapitanie Polskiej Żeglugi Wielkiej, która miała wielki autorytet wśród marynarzy i była postrachem kilku pokoleń wilków morskich. Powiedziałam, że my, kobiety Ruchu Palikota, będziemy dla facetów w garniturach i sutannach jak Kaśka i Danka, po to aby wywalczyć dla kobiet właściwe im w polityce i w życiu miejsce! Za te słowa otrzymałam wielką owację wypełnionej po brzegi Sali Kongresowej. A więc CZAS NA RUCH KOBIET! Małgorzata Prokop-Paczkowska Fot. Jadwiga Żukowska
Przeciw nowej inkwizycji dominuje w prawie, dominuje również w państwie. Nie ma mowy o pluralizmie, wolności słowa, wolności przekonań. „Uczucia religijne”
Uczestnicy pikiety
zawarte w art. 196 nie są nigdzie zdefiniowane. Nikt nigdy miarodajnie nie powiedział, czym są uczucia religijne i w jaki sposób
można je obrazić. Prawo, które nie jest do końca zdefiniowane, nie może być podstawą do wydawania wyroków skazujących”. Poseł Kotliński zwrócił także uwagę na 8-letni proces Doroty Nieznalskiej i na fakt, że ludzie cierpią z powodu archaicznego i nieprzystającego do demokratycznego prawa zapisu: „W całej Unii Europejskiej taki zapis istnieje tylko w Polsce! Ruch Palikota złożył odnośny projekt ustawy mojego autorstwa i żądamy wykreślenia tego artykułu z Kodeksu karnego”. Młodzieżówka z Ruchu Palikota przeprowadziła podobne akcje w Gdańsku, Lublinie, Bielsku-Białej, Wrocławiu i Olsztynie. Działacze Ruchu Palikota z Zielonej Góry pikietowali tego dnia przed Sądem Rejonowym nie tylko w sprawie Doroty Rabczewskiej, ale również Olgi „Kory” Jackowskiej, która została niedawno zatrzymana za posiadanie niewielkiej ilości narkotyków. W rękach trzymali plakaty: „Wszystkich nie wsadzicie”. Jadwiga Żukowska Fot. Autor
26
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
O wyższości pochwy nad próbówką albo odwrotnie Od zarania dziejów powszechnie lubiane i stosowane jest zapłodnienie metodą penis–pochwa. Niestety nie wszystkim gwarantuje reprodukcyjny sukces. 60–80 mln par na świecie, a w Polsce ponad milion, jest niepłodnych. I muszą szukać ratunku w technikach wykraczających poza tradycyjny seks. Dla większości zdiagnozowanie niepłodności jest prawdziwą tragedią. Początkowo nie wierzą, ale fakty są nieubłagane. Jeśli do ciąży nie dochodzi po roku współżycia płciowego bez stosowania środków antykoncepcyjnych, para jest chora na niepłodność. Wbrew rozpowszechnionemu poglądowi, częściej za sprawą mężczyzny niż kobiety. Niemożność posiadania upragnionego dziecka wywołuje stres porównywalny ze stresem po rozpoznaniu raka. Tylko AIDS jest postrzegany jako choroba o większym negatywnym wpływie na życie. WHO uznaje niepłodność za chorobę społeczną ze względu na ogromny i stale powiększający się zasięg oraz skutki. Należą do nich: utrata zainteresowania codziennymi zajęciami, depresja, napięte kontakty z rodziną, partnerem, znajomymi, trudności w myśleniu o czymś innym niż
niepłodność, wysoki poziom niepokoju, zmniejszona zdolność wykonywania zadań, trudności z koncentracją. Wśród objawów psychologicznych są także zaburzenia snu i apetytu, nadużywanie leków i alkoholu. Pojawiają się myśli o śmierci lub samobójstwie. Dochodzi do społecznej izolacji i głębokich zmian w układzie partnerskim, w tym do rozwodów. Niepłodność, jak każdą inną chorobę, należy leczyć. W zależności od przyczyn i możliwości, farmakologicznie, zabiegowo (chirurgia, mikrochirurgia, endoskopia) lub technikami rozrodu wspomaganego medycznie (ART), wśród których znajduje się pozaustrojowe zapłodnienie i przeniesienie embrionu, czyli metoda in vitro. Ani miła, ani prosta, ani tania, ale najefektywniejsza. Skuteczność leczenia niepłodności tą metodą wynosi 15–40 proc., a przy powtarzaniu cykli terapeutycznych zwiększa się do 70 proc. To ponad dwukrotnie więcej niż w rozrodzie naturalnym, w którym aż 70 proc. zapłodnionych jajeczek obumiera, co jednak nikomu nie przeszkadza. I przynajmniej dotychczas Kościół nie rozpacza po zarodkach wyeliminowanych przez naturę
ani nie domaga się urządzania pogrzebów podpaskom i tamponom. Biskupi nie krytykują samoistnej eliminacji słabszych zarodków, która dokonuje się w organizmie kobiety po naturalnym poczęciu. Równocześnie taki sam proces w metodzie in vitro potępiają i nazywają „eugenizmem selektywnym”. We wściekłym ataku na in vitro uznają je za niegodziwe i nieetyczne, a stosujących
porównują z mordercami. Największą krzywdę wyrządzają dzieciom poczętym w próbówce, których są już na świecie miliony, i ich rodzicom. Na szczęście szkodzą także Kościołowi, którego głupoty, nieuctwa, obłudy i bezczelności coraz więcej wiernych ma wreszcie dość. Z księżego podpuszczenia atak na pozaustrojowe metody zapłodnienia prowadzi PiS, Ziobrowa SP i zwolennicy Gowina. Ostatnio, w ramach walki między Kaczyńskim i Ziobrą o kościelne poparcie i skrajnie prawicowy elektorat, poczęte zostały trzy projekty dotyczące in vitro. Jeden głupszy od drugiego. PiS chce całkowicie zabronić pozaustrojowego zapłodnienia, i to pod karą grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności do lat 2, a SP usiłuje wprowadzić moratorium na zamrażanie embrionów. Niewykluczone, że z empatii do
In vitro veritas Jako że zaczął się sezon przygotowań do jesiennej ofensywy opozycji i działań PR-owskich koalicji, zupełnie spokojnie możemy skupiać się na kwestiach drugorzędnych dla polityków, a pierwszorzędnych dla Kowalskich i Nowaków. Mam na myśli szczególnie tych z nas, którzy chcą wyprodukować nowych podatników, a z przyczyn naturalnych nie mogą tego zrobić. Gdybyśmy byli normalnym państwem, to kwestia pomocy przyszłym rodzicom byłaby sprawą aparatu państwa właśnie. Nie w Polsce jednak. Bo Polska to kraj katolicki, na czele którego stoi pazerny pedofil w czarnej sukience, którego tłuste łapy lepią się do dzieci. Bo Polska to kraj, w którym większość partii politycznych czerpie z katolickiej nauki społecznej Kościoła. A czerpiąc, działa tak, jak działa się w oparach „katolickich standardów”, które ze zwykłą przyzwoitością nie mają nic wspólnego. W obliczu badań opublikowanych ostatnio przez stronę kościelną marnie jawi się potrzeba stosowania w polityce nauki Kościoła katolickiego, bo zaledwie 40 proc. wiernych (spośród 90 proc.) regularnie uczęszcza na msze. A skoro to tylko niespełna 40 proc.,
to większość katolików stanowi grupę tzw. schizofreników, którzy są „wierzącymi”, ale „niepraktykującymi”. Wniosek jest prosty: ich wiara to element rodzinnej tradycji, która pielęgnowana jest dwa razy w roku przy świątecznych stołach. Politycy centrum i prawicy nie chcą dostrzegać tych badań, bo nie po to zyskuje się mandat wyborczy, żeby w parlamencie reprezentować interesy obywateli, tylko po to, by schlebiać kierownictwu Kościoła. Bo bez względu na demokratyczne wyniki takich czy innych wyborów, to kierownictwo Kościoła trzęsie naszym krajem. A skoro tak, to nikt nie wpadnie na to, że ustawa o in vitro ma służyć ludziom, a nie wierzącym bardzo, średnio lub niewierzącym w ogóle. Przy okazji in vitro wyraźnie widać, jak bardzo aparat naszego państwa jest przywiązany nie do swojej konstytucji, tylko do prawa kanonicznego i stanowiska nadwładzy, czyli Kościoła. Dlatego też zapowiedzi premiera, że PO nie będzie klękać przed księżmi, możemy włożyć między kartki książki, która została napisana przez nadużywających narkotyków. Elementem uginania kolan przed Kościołem była sytuacja dwóch projektów ustawy
o in vitro w Klubie Parlamentarnym PO: projekt trzeźwy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (trzeźwy… jak na wieczny przyklęk) i projekt kanoniczny ministra Jarosława Gowina. Miała być dyskusja, miał powstać jeden. Minęły dwa dni i nie będzie żadnej dyskusji i żadnego projektu. Bo po pierwsze – nie będzie PO irytować i tak już zdenerwowanego Episkopatu Polski, a po drugie – nie będzie denerwować tej części własnych wyborców, którzy w księdza wierzą. Rachunek ekonomiczny jest prosty: można ignorować tę część swojego elektoratu, która, ujmując delikatnie, ma dość swobodny stosunek do patyków, ludzików i dorosłych facecików w sukienkach. Najbardziej dziwi jednak to, że merytorycznego podejścia do tematu in vitro unika lewica (SLD) i ci, którzy lewicę udają (Ruch Palikota). A jeśli ktoś twierdzi, że jednak nie unikają, to będę obstawał przy swoim. Tak więc, choć od „tak więc” nie powinno się rozpoczynać zdania, mamy jeszcze dwa opresyjne i wręcz bandyckie wobec społeczeństwa i standardów światowych projekty PiS-u. Jeden z tych projektów firmowany jest przez emerytowanego speca od aborcyjnego biznesu, który musiał się nawrócić, bo ręce już nie te.
swojego ideowego brata Gowina, który słyszy ich „krzyk rozpaczy”, co biedakowi nie pozwala spokojnie spać ani pracować. To ostatnie – na szczęście, bo mniej złego zrobi. Wytyczne Kościoła są proste jak konstrukcja cepa i do sejmowych cepów skierowane: zakazać in vitro, gdyż to „niedopuszczalna ingerencja w prawa natury”. Jak przeszczepy, transfuzje, szczepienia, z którymi Kościół też przez wieki walczył. Teraz dokłada jeszcze nową ideologię: in vitro to element „cywilizacji kłamstwa, egoizmu i śmierci”. Za wszystkim stoi oczywiście kasa, a nie walka o wartości. Konkretnie chodzi o to, żeby jak najwięcej chorych na niepłodność nagonić do przykościelnych i przycaritasowych poradni naprotechnologii. I za grube pieniądze wciskać im ciemnotę, że niepłodność to jedynie brak umiejętności określenia dnia, w którym małżeński seks doprowadzi do zajścia w ciążę. Wielu się nabiera. Zwłaszcza że ludzie atawistycznie pragną naturalnego poczęcia, a pochwa wydaje im się atrakcyjniejsza od próbówki. To akurat słusznie. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Bolesław Piecha w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku chce karać za in vitro więzieniem. Zaznacza jednak, że wycofanie się z projektu karania za in vitro jest możliwe i PiS gotowy jest do dyskusji. Po raz kolejny o sprawach szeroko pojętej cielesności, rodzicielstwie, etc. rozmawiają w naszym parlamencie ci, których życie upływa na modłach i ugłaskiwaniu bezdzietnych funkcjonariuszy Kościoła. W tym samym momencie PO kończy, a właściwie nie zaczyna nawet wewnętrznej debaty o in vitro, a lewica i lewicę udający chcą zawierać futbolowe pakty z prezydentem Komorowskim (SLD) lub jadą na wakacje z najmniejszymi wśród przyczep kempingowych (Ruch Palikota). W tym drugim przypadku to może jednak oznaka otrzeźwienia, że ilość interesantów-wyborców, którzy będą mieli palikotową przyczepę nawiedzić, oszałamiająca nie będzie, zatem wszyscy zmieszczą się w przyczepie najmniejszej. Konkludując: dopóki Kościół będzie miał tak silną pozycję w naszym kraju, dopóty nie będzie w Polsce miejsca na normalną, europejską ustawę o in vitro. Bo normalność, i to względna, skończyła się wraz z futbolowym Euro. Teraz czas na powrót do bagna, gdzie gardzi się czystym tlenem, a oddycha metanem. Upał potęguje tylko unoszący się wokół fetor, który dla większości parlamentarzystów jest podstawowym składnikiem powietrza. Dla mnie nie. Ja nie jestem z Wiejskiej. KUBA WĄTŁY
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Mąż nie mógł zadowolić swojej żony w łóżku. Wybrał się do seksuologa i mówi: – Proszę pana, nie mogę zadowolić swojej żony. Kiedy się kochamy, to nawet nie krzyczy... – Niech pan zadzwoni do agencji i zamówi striptizera z dużym interesem. Kiedy państwo będziecie się kochać, on w tym czasie ma tańczyć. Wtedy pańska żona powinna krzyczeć. Koleś wyszedł z gabinetu i dzwoni do agencji. Zamówił striptizera z największym interesem i zaczął się kochać z żoną, a w tym czasie koleś z agencji tańczył. Niestety, żona nie krzyczała. W końcu mąż mówi do striptizera: – Wiesz co, może zamieńmy się rolami... Tak zrobili i po minucie żona zaczęła krzyczeć. Uradowany mąż mówi do kolesia z agencji: – Widzisz, tak się, k***a, tańczy! 1 8
D26 ¥ 9B E
Znaleziono na www.demotywatory.pl
E
Y
I
23
Ê3
O
E
Z
R E T R O
I
T R 24Z A10 S K
Z
Z
32
I
E
K18
45
K U R I B
C
25
M O S A D N A O M I I
A
N O T A B E N 58E36
O 64
Y
65
66
67
R E12 K T O R 72
M
74
P
I
A23 T E L
I
R A19 T
R
K17 L A U S
Z
I
K
A
P A 60S E R 63
Y
N
T A N G O
E R I
K
W Y
E C H
C
K
N9 E R K A
S T ¥ P A N5 I
O
Ó
78
U
R
69
L
76
I
K
E
70
56
K L E I
71
S T E K
A40 K
T
D
P
C20 N O29 T A 6
N45 A W Ó Z I
O
61
T14 A J N I
S K R A
Z24 A M Ê T
Y
73
E
80
U
K U P1 A
68
U R Y N A
82
R
W48 Y Z 53N35 A 54C Z 55N I
59
75
G
52
77
79
A
Ó
Y M41 C A P
E
W O J32 C I
62
L
S
46
E
57
Y
T A B L E T K A
¥
A O
A
J15 A 41W A 42J C 43Z Y 44C Y
M A 48D A16 49G A 50S K A 51R O
A
40
47
I
A K22
34
E
S
K
A
A42 K A 27C50 J11 28A
26
M
Z N A 31K 4
33
R
20
S Z39 A C H51
30
K
O Z U M
N
K
O44 P O N I
C 36Z21 A 37R N 38O8 G37 39Ó49 R A46 U
19
22
35
G
R O 12D47 A 13N30
B A N T U27
T A L A R
B A B A25
11
A
15
18
29
¯28 A £43 O B N I
D34 E 6B E 7T
10
I2 A R N K O
A
5
S Y
S13 Z Y F R 21
4
E33
B A G N O38
17
E
3
14
R
16
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) guma jest do niego, 5) minus na karcie, 8) ta woda nie płynie, lecz stoi w Szczecinie, 10) ta moda już była, 11) pod mostem w Awinion, 14) niemoralne grzęzawisko, 15) języki z Afryki, 16) trzeba go złamać, by poznać tajemnicę, 18) co ze srebra ma Ala?, 19) groźny dla króla, 21) jedno do drugiego i masz miarkę z tego, 22) guz na oponie, 23) odgłos żałosny łamanej sosny, 25) wywiad z Ziemi Świętej, 26) ma koronę i kaca, 29) koniom lżej, gdy o nią mniej, 30) co to takiego: Panna, plus, Byk?, 32) chlipie na stypie, 33) Campbell na wybiegu, 34) proszek, ale nie w proszku, 35) kraj naprzeciw Jasnej Góry, 40) śnią na Jawie, 45) fenomenalne zjawisko, 46) święty jak generał Jaruzelski, 47) to miała być polska kolonia, 52) papierek lakmusowy, 57) mowa nawiasowa, 59) od zbira kupi, co ten złupi, 61) o chodzie po kruchym lodzie, 62) stowarzyszenie młodych, wierzących chłopców, 63) mieszkają na niej wszyscy razem, 64) uczony w futrze, 68) taniec dla dwojga, 69) figowa przykrywka, 72) tu stoi szafa fotografa, 73) nie „jawniak”, 74) taki, co łupił karaki, 75) boża to talent, 76) będzie stracona, gdy przyjdzie ochota, 77) trafia do muszli po przefiltrowaniu, 78) gdy jest on, będzie plon, 79) przetrącony kulas, 80) ich zadanie – filtrowanie, 81)... piekieł – otwarte dla grzesznika, 82) miły wielce mącicielce, 83) o grzędach w urzędach. Pionowo: 1) o grosik prosi, 2) małe niebożę w taborze, 3) choroba, która dotyka lubieżnika, 4) trzonek, co ma styl, 5) niósł pomoc bliźniemu, dawno temu, 6) bankowa kasa bez kasjera, 7) spokojny króliczek, 8) co jecie po zupie i kotlecie?, 9) wieje nad morzem z paczką papieru, 12) wszczynana przez chojraka, 13) w sam raz do bicia konia, 17) usztywniał praprababki, 20) zła baba, 23) czy chory nań będzie tęższy?, 24) hetera jak cholera, 27) instrumenty z cytryny, 28) po kwitnieniu giną w okamgnieniu, 29) sprawie się nada, 31) gdy pełna, nie trzeba zaciskać pasa, 36) kto ją znajdzie, będzie nagrodzony, 37) mieszkanie w koszmarnym stanie, 38) pawie w obłoczkach, 39) tylko pół ćwiartki, ale za to ze smakiem, 41) Kraków w Tatrach, 42) sadzone nie rosną i nie owocują, 43) zapala się, w sojuszniczce, 44) krowa w staniku ich nie chowa, 47) nie major, 48) zmysł na dłoni, 49) szafka pełna złota, 50) japońska wieża, z nosów, 51) wrócił z obczyzny do ojczyzny, 52) wrrrrrrrrrrrrrr, 53) szesnastka z dwiema chorągiewkami, 54) jeden z dwóch przed Norwidem, 55) zgrana dziewiątka, 56) gęste danie na śniadanie, 58) nie jest racjonalny, 60) ciepła posadka dla synka, 61) jedna z tych, które mogą się zapalić w oku, 65) NIE znajdziesz w tym salonie, 66) służy do ścierania, lecz nie gumka, i nie szmatka, 67) o poprawianiu po wywołaniu, 69) szóstka, dziewiątka i sześćdziesiąt dziewięć, 70) wypuściła Yeti, 71) zawsze są w Tour de Pologne.
I
¯ 7 U 2C I
81
B R A M Y
83
E T A31 T Y
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
P1 I2 Ê3 K4 N5 A6 J15 A16 K17
¯ 7 O 8 N 9 A10
J11 E12 S13 T14
K18 A19 C20 Z21 K22 A23
Z24 A25
D26 U27 ¯28 O29
N30 A31
J32 E33 D34 N35 E36 G37 O38
Z39 A40
M41 A42 £43 O44
N45 A46
D47 W48 Ó49 C50 H51
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 25/2012: „Wysiłkiem, jaki czyni, aby zadowolić się jedną tylko kobietą”. Nagrody otrzymują: Stanisława Szafran z Poznania, Stanisław Zybura z Dąbek, Irena Dera z Murowanej Gośliny. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., cena 48 zł za czwarty kwartał 2012 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za drugi kwartał 2012 r., 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., 48 zł za czwarty kwartał 2012 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Kobieta walcząca
Protest przed kościołem św. Anny w Warszawie
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 27 (644) 6–12 VII 2012 r.
JAJA JAK BIRETY
Fot. P.K.
Z
agraniczne wojaże to także lokalne przysmaki. I restauracje inne niż nasze. ~ Łotysze mają knajpę lekarską „Hospitals”. Otwartą w Rydze. Jedzenie podają seksowne „pielęgniarki” w skąpych fartuszkach. Wybranych gości ubierają w kaftany bezpieczeństwa i na siłę dokarmiają. ~ Restauracja „Mildred’s Temple Diners” z Toronto zaprasza konsumujące pary do dodatkowej konsumpcji – bardziej namiętnej. Sugerowanym miejscem schadzek jest toaleta przyozdobiona grafikami z „Kamasutry”. O tym, że dana kabina jest zajęta, informuje się, zapalając stosowną lampkę. Oczywiście czerwoną! „Chętni muszą przynieść własne prezerwatywy. O czystość toalet zadba osoba przebrana za francuską pokojówkę” – mówi współwłaścicielka. ~ W Tajlandii działa restauracja „Kapusta i Kondom”. Stały element wystroju to prezerwatywy. Są wszędzie – nawet na głowach kelnerów. Klient na do widzenia dostaje jedną gumkę w prezencie. Zyski przeznaczone są na walkę z chorobami wenerycznymi. ~ W chińskiej prowincji Shandong znajdziemy restaurację, w której za kelnerów robią roboty. Gości wita kobieta robot przyozdobiona ogromnymi rzęsami, a w sumie robotów jest kilkanaście. Mają swoje taśmowe ścieżki, po których
CUDA-WIANKI
Podróże kulinarne przesuwają się tam, gdzie trzeba. Mają też zamontowane czujniki ruchu, żeby w momencie podjazdu do klienta poczekać, aż ten zabierze danie z tacki. Kilka automatów zaprogramowano do tego, aby – tańcząc – umilały czas konsumentom. „Roboty przyjmują lepsze postawy zachowawcze niż ludzie. Ludzie częściej się denerwują i szybciej tracą cierpliwość. Roboty zaś nigdy się nie męczą, po prostu dalej pracują, jeżdżąc wciąż i wciąż w kółko… I mogą tak całą noc” – przekonują właściciele przybytku.
~ W restauracji „Kayabukiya Tavern” w japońskim mieście Utsunomiya kelnerują małpy. Makaki ubrane w kraciaste koszulki i krótkie spodenki sprawnie roznoszą posiłki. I oczekują napiwków! W ich przypadku są to orzeszki ziemne. Zgodnie z przepisami małpy nie mogą pracować dłużej niż dwie godziny dziennie. Najczęściej dorabiają wieczorami. ~ Restauracja „New Lucky” w indyjskim Ahmedabadzie powstała na cmentarzu. Od 40 lat cieszy się niesłabnącym powodzeniem. Wszystko dlatego, że bliska obecność nieboszczyków przynosi szczęście żyjącym konsumującym – twierdzą goście. ~ Każdy pogryziony przez rekina dostanie specjalnie przygotowane sushi! – reklamuje się jadłodajnia „Kaiju Sushi and Rice Balls” na Florydzie. W miejscowych wodach dosyć często przytrafiają się takie „niespodzianki”. Od 1882 do 2010 roku doszło tutaj do 235 bliskich spotkań człowiek–rekin. Wszystkie ofiary przeżyły. Ściany restauracji przyozdabiają zdjęcia pogryzionych. JC