Kolejne 20 milionów z budżetu na inwestycje sakralne
KOŚCIÓŁ ŚMIEJE SIĘ Z KRYZYSU INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 41 (449) 16 PAŹDZIERNIKA 2008 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str. 7
Klasy podczas lekcji religii coraz bardziej przypominają plaże w grudniu. Katechezy w szkołach nie chce większość uczniów, nauczycieli, rodziców, a nawet wykładających ją księży. Walczy o nią zaciekle już tylko hierarchia Krk. Na razie z powodzeniem. Na razie... Str. 9
Str. 14
Str. 20
ISSN 1509-460X
Str. 11
2
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „Sprzeciwiając się uznaniu święta Trzech Króli, rząd powinien się liczyć z konsekwencjami” – straszy wolne władze wolnego kraju jak zwykle bezczelny abp Sławoj Leszek Głódź i dodaje: „Kościół traci cierpliwość”. Niesamowite, ogłosi Głódź strajk głodowy? „Budowa krzyża na placu Piłsudskiego w Warszawie nie oznacza sakralizacji tego miejsca” – oświadczył metropolita Kazimierz Nycz. Chodzi o wielgaśny, monumentalny krucyfiks za blisko 3 miliony (publicznych) złotych, którym prezydentowa stolicy chce upamiętnić JPII. Zdaniem Nycza, jeśli krzyż nie oznacza sakralizacji przestrzeni, to jest... świecki. To pierwszy tego typu wynalazek na świecie. Chociaż nie, na niektórych pająkach krwiopijcach są świeckie krzyże! „Prezydent i minister obrony powinni mieć prawo do podjęcia decyzji drastycznych i dramatycznych, nawet kosztem ludzkiego życia” – to wiekopomne zdanie wypowiedział red. Tomasz Terlikowski, arcykatolik, jeden z najzagorzalszych obrońców życia napoczętego. Czyżby zmienił zdanie? Ależ skąd! Owa zgoda na zabijanie miałaby dotyczyć zestrzelenia pasażerskiego samolotu porwanego przez terrorystów. Himalaje absurdu przy szczytach hipokryzji wiernych synów Krk to ledwie pagórki. Na terenie krakowskich „białych mórz” ruszy niebawem budowa Centrum Jana Pawła II. Swoiste miasto w mieście ma kosztować ponad 2 miliardy złotych. 11 października nastąpi wmurowanie kamienia węgielnego pod Centrum, które będzie się nazywać „Nie lękajcie się”. Otóż bardzo się lękamy o stan naszych kieszeni, za które już się trzymamy. Być może polskie piekło sprawiło, że prof. Wolszczan nie dostał Nobla z fizyki. Może w przyszłym roku...? Ale niezawodni internauci już piszą posty, że nagrodę Szwedzkiej Akademii Królewskiej z dziedziny fizyki powinien dostać Rydzyk. Istnieje otóż w astrofizyce pojęcie „ciemnej materii”, „ciemnej masy”. I to On właśnie, ojciec dyrektor, odkrył i udowodnił, że ciemną masę można poruszyć na odległość. Falami radiowymi! Kilka dni przed przyznaniem Pokojowej Nagrody Nobla w Oslo ukazała się książka bardzo krytyczna wobec Norweskiego Komitetu Noblowskiego. Fredrik S. Heffermehl, znany działacz pokojowy, pisze w niej, że nagroda ta to jedno wielkie pasmo pomyłek. Za największą autor uważa przyznanie PNN Matce Teresie, „która tak naprawdę nie zrobiła nic”. Jak to nic? A wysyłanie dzieci „na ulicę” po to, by się prostytuowały – czy to nie jest nowatorski pomysł ekonomiczny? No i pokojowy, bo dzieci „na ulicy” pokojów niepotrzebnie nie zajmowały. Włoska „La Repubblica” podaje, że pierwszy dzień watykańskiego synodu zaczął się od ostrego policzka wymierzonego Benedyktowi XVI. Tak odczytywana jest wypowiedź zaproszonego na imprezę rabina Szeara Jaszuwa Kohena, który w ostrych słowach sprzeciwił się beatyfikacji Piusa XII (zwanego papieżem Hitlera). Pomny nauk swojego mistrza Benedykt powinien nadstawić policzek drugi. Tymczasem należy się spodziewać oddania ciosu.
Jesień Kościoła „K
ościół papieski schodzi na psy i chyli się ku upadkowi” – jeśli pierwszy lepszy Polak katolik przeczyta takie zdanie na łamach nieklerykalnych „Faktów i Mitów”, zapewne nie da mu wiary. Nieważne, że od lat przytaczamy tysiące dowodów na poparcie naszej tezy. Ale cóż to – do takich samych wniosków jak redaktorzy „FiM” doszli członkowie Zespołu Laboratorium „Więzi”. A doszli na podstawie miarodajnej, sprawdzonej ankiety (metoda techniki analitycznej SWOT). Warto dodać, że „Więź” to najbardziej opiniotwórczy miesięcznik katolicki w Polsce. Jego naczelnym był m.in. Tadeusz Mazowiecki. Swój raport na temat Kościoła i wiary katolickiej w Polsce autorzy zaczynają od Mocnych Stron. Zaliczają do nich m.in. zakorzenienie religii w tradycji i kulturze, silny związek wiary z pobożnością, żywą tradycję mszy niedzielnej, dużą liczbę duchownych, wysoką „popularność” sakramentu pokuty (kolejki do spowiedzi to polski fenomen na skalę światową). O wielkie dziwo – za najmocniejszą stronę polskiej wiary katoliccy badacze uznali jej ludowy charakter, ocierający się często o zabobon. Przejawia się to choćby poprzez masową wiarę w obecność Maryi w świętych obrazach, „wiarę” w relikwie i figury świętych, odmawianie różańca, pielgrzymki do miejsc świętych, święte źródełka, silne przeżywanie więzi ze zmarłymi, kult papieża, wyrozumiałość dla słabości księży itp. No cóż, jeśli tak właśnie wyglądają filary Krk w Polsce, to długo tenże nie postoi, gdyż grono wyznawców pobożności ludowej cokolwiek się kurczy. Większość Polaków – cieszą się redaktorzy – darzy Kościół szacunkiem i zaufaniem. O silnej pozycji religii i Kościoła świadczy także obecność tematyki religijnej w polskich mediach świeckich (a jakże!). No i, oczywiście, żywy duch Jana Pawła II. Tyle po stronie plusów. Niewiele tego... Dalej autorzy wyliczają Słabe Strony Polskiej Wiary. I tu się dopiero zaczyna prawdziwa litania! Na początek słuszna konstatacja, że ww. mocne strony polskiej wiary mają często swoją „drugą stronę medalu”, czyli są słabością – choćby wspomniana pobożność ludowa zamiast przemiany serc.
„Jestem znacznie lepszy w sztuce uzdrawiania ludzi niż ojciec Pio” – ogłosił z dumą Renato Brunetta, włoski minister administracji publicznej. Brunetta walczy z plagą lewych zwolnień lekarskich – „epidemię” lenistwa zmniejszył już o 50 procent. No... panie Renato, jeszcze tylko kwas na łapki i stygmaty gotowe. Nauka ma kolejny problem. To odpowiedź na pytanie, skąd Jezus w Kanie Galilejskiej wytrzasnął katalizator Pt/TiO2 (platyna plus dwutlenek tytanu). Okazało się, że ten specyfik bez trudu przemienia wodę w alkohol (np. w wino). Ale jest potwornie drogi. Taniej by wyszło Mesjaszowi wziąć 4 litry wody, kilo cukru i 10 deko drożdży. Tnie ją piłą, przypala papierosem, przybija gwoździami, spuszcza w toalecie i gotuje w garnku. Tak na filmiku umieszczonym w serwisie YouTube rozprawia się z hostią pewien Kanadyjczyk. Naszym zdaniem, powinni tego świra zamknąć za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Oczywiście, pod warunkiem że wcześniej ktoś udowodni, iż była jakakolwiek ofiara. „Jak religijność wpływa na zachowania ludzi” – pod takim tytułem zostało opublikowane w prestiżowym tygodniku naukowym „Science” sążniste opracowanie. Wynika z niego, że ludzie religijni są bardziej skłonni do altruizmu, ale tylko wówczas, gdy takie postępowanie poprawi ich reputację w oczach innych. Zamiast prowadzić wieloletnie badanie i odkrywać Amerykę, mogliby brytyjscy naukowcy zabrać się do lektury „FiM”. Taniej i milej. A efekt ten sam.
A co wymienili na pierwszym miejscu katoliccy publicyści? Uwaga, uwaga... Klerykalizm! Czyli zaraza, z którą od 8,5 roku walczą „FiM”! To kto w końcu działa w interesie Kościoła – my czy episkopat? Przejawy klerykalizmu dostrzeżono w każdej dziedzinie życia Kościoła. Ponadto „silne utożsamienie przeciętnego polskiego katolika z Kościołem nie przekłada się na poczucie odpowiedzialności za tę wspólnotę. Wciąż pokutuje przekonanie, że Kościół to duchowni”. Brakuje zaufania pomiędzy nimi a świeckimi. Utożsamianie Kościoła z księżmi zdarza się nawet w języku biskupów, gdy mówią oni o „wewnętrznych sprawach Kościoła”, tj. takich, które powinny być omawiane wyłącznie w ich gronie. To dlatego w Polsce praktycznie nie działają rady parafialne. A oto reszta słabych stron, które muszę wymienić niemal ciurkiem, abym mógł
je pomieścić w tym komentarzu: zachowania „feudalne” w Kościele, np. poniżający stosunek księży do zakonnic; brak jawności w sferze finansów, ekonomii, administracji (skoro wierni nie wiedzą nic o swoim Kościele, to jak mają być za niego współodpowiedzialni?); bezrefleksyjność w wierze; żenująco słaby poziom wiedzy religijnej; niski poziom intelektualny wielu księży (nie mają co przekazać, więc przesadnie moralizują); język kleru: „napuszony, nieziemski, sztucznie hieratyczny, górnolotny, zniechęcający” (nazywa się to językiem jednostronnej komunikacji odgórnej); przerost religijnych motywacji negatywnych (strach, poczucie przymusu i obowiązku, życiowe nieszczęście) nad motywacjami pozytywnymi (spotkanie z miłującym Bogiem); utożsamianie katolicyzmu z polskim nacjonalizmem, nietolerancją czy antysemityzmem; wrogość wobec pluralizmu społecznego; brak głosu Kościoła w sprawach społecznych (prostytucja, lichwa, prawa pracownicze, szacunek dla emigrantów); angażowanie się kleru w politykę; zbyt wysoka stopa życiowa księży; lekceważenie katechetów w szkołach; głoszenie zasad, które nie są praktykowane we własnym życiu („Obok moralności katolickiej funkcjonuje moralność kościelna”); utożsamianie dobra Kościoła z dobrym imieniem duchownych, którzy łamią prawo; nieufność kleru wobec kobiet; poniżanie niewierzących, ateistów, poszukujących, rozwiedzionych, rozgoryczonych (wszak Chrystus nie przyszedł do zdrowych, tylko do tych, co się źle mają); degradacja parafii, która nie jest miejscem spotkania ludzi, tylko ich „odprawiania” („Śliczny trawniczek przy kościele, kwietniki przed plebanią – i dosyć?”); samozadowolenie biskupów; brak wizji Kościoła przyszłości; brak liderów na miarę kard. Wyszyńskiego czy kard. Wojtyły („W niektórych środowiskach katolickich pojawia się już wręcz przekonanie, że od biskupów niczego dobrego spodziewać się nie można”); biskupi wybierani spośród intelektualistów (zamiast duszpasterzy). Autorzy raportu ostrzegają przed wieloma dalszymi Zagrożeniami dla Kościoła, wśród których podkreślają zwłaszcza kryzys finansowy (Kościół obrósł w instytucje i dobra, które musi utrzymać) oraz powstanie trwałego podziału (nowe organizacje) na dwa nurty: postępowy i integrystyczny. Ponadto pozycję kleru może osłabić okopywanie się przed krytyką i zagrożeniami w poczuciu oblężonej twierdzy. Szkodliwe następstwa może przynieść również manipulowanie religią w „politycznych przetargach” czy „przyjmowanie sakramentów bez wiary – jako część dziedzictwa kulturowego”. Ks. Andrzej Czaja twierdzi: „Przechodzimy coraz bardziej z poziomu, który wyrażają słowa »Bóg – tak, Kościół – nie«, na poziom, który można oddać słowami: »religia – tak, a Bóg – nie«! Kościół w Polsce jest ciągle zbytnio zajęty sobą, zanadto zainteresowany umacnianiem swych struktur i instytucji, a za mało człowiekiem”. A czy kiedykolwiek był dla ludzi, niósł optymizm i nadzieję? Czy był otwarty, miłosierny, radosny? Prawda, że nigdy nie był? To po co jeszcze zawraca nam głowę? JONASZ
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
„Fakty i Mity” rozmawiają z Janem Tomaszewskim – Gratuluję Panu zademonstrowanej w telewizji odwagi i trzeźwej oceny polskiej piłki nożnej. – Myślę tak jak miliony naszych kibiców. Honor i poczucie uczciwości nie pozwalają mi akceptować tego, do czego dopuścił minister Drzewiecki. – Kto tym razem wygrał kolejną „wojnę futbolową”? – Blatter i działacze PZPN. Rząd naszego kraju skompromitował się i poniósł sromotną porażkę. Tylko patrzeć, jak szef FIFA powie Polakom, kogo mają wybierać na prezydenta ich kraju. – Z tym prezydentem chyba Pan nieco przesadził... – Oby. – Wnioskuję jednak, że wcześniej podobała się Panu decyzja ministra sportu Drzewieckiego o zawieszeniu zarządu PZPN, a także poparcie dla niej samego szefa rządu? – Ta decyzja powinna zapaść już dwa lata temu. PZPN w dzisiejszym kształcie to organizacja przestępcza, w której już dawno należało zrobić porządek. Postawiono zarzuty około 130 osobom zamieszanym w oszustwa w polskiej piłce nożnej i w gruncie rzeczy przez lata niewiele się dzieje. To dobrze, że nareszcie minister odpowiedzialny za sprawy sportu postanowił nie odpuszczać i że desperacji nie zabrakło także premierowi. Tak przynajmniej sądziłem przed kilkoma dniami. Teraz mi wstyd, że Drzewiecki wycofał się w chwili, gdy miał tak potężne poparcie społeczeństwa. – Mówił Pan, że minister Drzewiecki powinien spotkać się z Platinim, aby osobiście przedstawić mu sytuację w PZPN, aby szef UEFA miał prawdziwy, a nie fałszywy obraz tego, co dzieje się w naszej piłce nożnej. – Mówiłem, ale teraz to już nie ma żadnego znaczenia, bo decyzje zapadły. Wypowiedzieliśmy wojnę i zanim rozpoczęły się walki – poddaliśmy się.
GORĄCY TEMAT
3
Czy to oznacza, że nie nadejdzie czas rozliczeń i porządku w polskiej piłce? Wierzę, że to jednak kiedyś nastąpi. – Jeszcze kilka dni temu miał Pan więcej nadziei... – ...i nawet mówiłem, że czas już ogłosić konkursy na menedżera. Widziałem takiego. – Jego nazwisko? – Moim zdaniem, PZPN-em mógłby kierować Mariusz Walter, człowiek niezależny, z autorytetem, któremu niepotrzebny jest etat i apanaże. – Nie podobają się Panu kandydatury Bońka i Laty? – Boniek i Lato byli już w poprzednich zarządach i także ponoszą odpowiedzialność za to, co dzieje się w polskiej piłce nożnej. Prokuratura w Warszawie od trzech lat udaje, że prowadzi śledztwo w sprawie sfałszowania statutu PZPN i działania ludzi piłki na szkodę związku. Także w prokuraturze we Wrocławiu panuje marazm. Dopiero gdy dwa miesiące temu zainteresowałem sprawą minister PiteFot. PAP/Adam Hawałej rę, postępowania ruszyły z miejsca. Te ślimaczące się śledztwa prowadzone były bez końca, starano się traktowało jako swoisty wentyl bezzamieść sporo pod dywan. Gdyby pieczeństwa. A ponadto sport to organy ścigania działały prawidłoostatni bastion komuny – w klubach wo, nie mielibyśmy licznych nadużyć ulokowało się wielu ludzi robiących i łamania prawa. Poczucie bezkarnie zawsze czyste interesy. ności powoduWyniki na je, że wielu ostatniej olimdziałaczy nie piadzie podostrzega twierdzają, że swoich błędów w całym polskim i winy, nie posporcie dzieje trafi też krysię źle. Moim tycznie ocenić zdaniem, ta zasytuacji w polraza przyszła od skiej piłce. We piłki nożnej. Włoszech afe– Dni prera dotyczyła zesa Listkiewitrzech osób cza są już chyi cały zarząd ba policzone. podał się do Co po nim? dymisji, a u nas – Niezależprokuratura nie od tego, co postawiła zabędzie się dziarzuty prawie ło w najbliższych tygo- Rok 1974. Dumnie wypięta pierś stu trzydziestu osobom zadniach i miesią- i szczere oblicze mieszanym cach, wcześniej w największą na świecie aferę futczy później trzeba będzie rozliczyć bolową i... cisza. działaczy i wyeliminować ich z gry. Niestety, PZPN znów rośnie w siłę Rozmawiał i w kolejnej wojnie odniósł sukces. RYSZARD PORADOWSKI
Rak w PZPN „Fryzjer” golił polską piłkę
– Minister nie ma poczucia klęski... – ...tym gorzej dla niego. – Może uzdrawianie polskiej piłki nie jest takie proste, jak się niektórym wydaje. Już kilku ministrów próbowało to robić. Z żałosnym skutkiem. A Pańska recepta? – Gdy w burdelu interes nie idzie, nie wystarczy malowanie ścian i przestawianie mebli – po prostu trzeba wymienić panienki. Mówiąc poważnie, może należałoby zastosować opcję Putina, który trzy lata temu rozpędził rosyjską federację piłki nożnej i zaczęli w niej rządzić nowi ludzie. Dziś rosyjscy piłkarze grają znakomicie, głośno o nich w świecie i, co równie ważne, znalazły się pieniądze na sport. Zarówno naszego prezydenta, jak i premiera namawiałem do zastosowania tej metody. – Tymczasem, zgodnie z wolą zarządu PZPN, ze związku wycofany zostanie kurator, którego zastąpi rzekomo niezależna komisja wyborcza. – Wspomniana komisja już wcześniej pokazała swoją niemoc i nie wiążę z nią żadnych nadziei. Jeśli zaś idzie o kuratora, gdyby działał, powinien przede wszystkim zlikwidować funkcję prezesa i w okręgach powołać delegatury z dyrektorami na czele, zajmującymi się organizowaniem rozgrywek piłki nożnej, a nie walczącymi bezustannie o osobiste awanse i apanaże, jak to jest z aktualnymi władzami. Ci baronowie w terenie także zrobili dużo złego polskiej piłce nożnej. Zatem kurator z ministrem Drzewieckim mieliby spore szanse na uzdrowienie PZPN poprzez monitorowanie związku, bo to autentyczne państwo w państwie. – Zarząd PZPN twierdzi, że wprowadzenie do związku kuratora było nielegalne... – ...bo ten zarząd za wszelką cenę broni swoich stołków i udaje, że
nie dostrzega żadnych nadużyć i łamania prawa. Już trzy lata temu wystąpiłem z wnioskiem o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia wielu przestępstw kryminalnych w PZPN i nawet nie próbowano wyciągnąć z tego jakichkolwiek wniosków. – Wojna futbolowa jest źle odbierana przez Polaków, bo kibice piłki nożnej obawiają się odebrania nam EURO 2012. – Nawet gdyby doszło do odebrania EURO 2012, byłoby to lepsze od tego, co się dzieje od lat. Powiedzmy sobie szczerze – tak dalej w polskiej piłce nożnej być nie może. Prawdopodobnie dla wielu kibiców odebranie mistrzostw Europy byłoby szokiem, ale może opamiętalibyśmy się, może wreszcie wyciągnęlibyśmy wnioski z tego, co w ostatnich latach dzieje się w klubach i na boiskach, pozbylibyśmy się patologii niszczącej sport. – Dlaczego przez tyle lat nie udało się uzdrowić sytuacji na stadionach i w klubach? – To proste: nie było przyzwolenia polityków. Zawsze bowiem znaleźli się jacyś tacy, którym ten burdel odpowiadał. Wielu piłkę nożną
Fot. Autor
Jan Tomaszewski – rocznik 1948, legendarny piłkarz, trener i publicysta sportowy, wielokrotny reprezentant Polski. W latach siedemdziesiątych należał do czołówki światowych bramkarzy. Po pamiętnym sukcesie na Wembley (17 października 1973 roku) nazwano go „człowiekiem, który zatrzymał Anglię”. Przed laty krytykował prezesa Dziurowicza (PZPN nazywał wówczas dziurolandem), a teraz Listkiewicza (jego żołnierzy nazywa listkoludkami). W 2005 roku kierował Komisją Etyki PZPN. Mieszka w Łodzi.
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Luzik guzik Wino dostarcza człowiekowi mądrości, piwo wolności, a woda... bakterii. Zrobił się straszny rejwach w telewizorze. Seriale biją się o popularność i nie wiadomo, który kanał wybrać. Scenarzyści, reżyserzy i producenci kombinują, jak by tu dobić konkurencję i przyciągnąć widza. A ja mam pomysła! Trzeba nakręcić serial pt. „Poszukiwacze zaginionej parki”. W rolach cudnej parki: Krzysztof Ibisz oraz Violetta Villas. Ibisza wyrzucamy z „M jak miłość”, on porywa gwiazdę polskiej piosenki i ucieka z nią w nieznane. Violetta, po figlarnej nocy, robi pranie z odwirowaniem i śpiewa piosenkę, którą sam osobiście dla niej napiszę. Będzie to zajefajny song na aktualny temat, a mianowicie: Co w Polsce grozi za pedofilię? Nie wiecie? Przeniesienie do innej parafii! Zaginionej parki poszukują: ksiądz Antoni (Włodzimierz Matuszak) z „Plebanii” oraz pies Szarik i czterej pancerni. Dobrzy do poszukiwań byliby też ci z serialu „Figo Fago” (Paweł Małaszyński i Jan Peszek z „Szymon Majewski Show”), czyli figo fago – dwóch w pepegach, jeden nago. Producenci piwa mają szmal, więc będą sponsorami telenoweli. No i luzik guzik. Należy także nakręcić serial o tym niezniszczalnym facecie, co
J
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
leci jak przeciąg i wszystko łyka jak młody pelikan. Kto to? Ano prezes PZPN – Michał Listkiewicz. Tytuł roboczy: „Koszmar z ulicy Miodowej” (przy tej ulicy mieści się siedziba związku piłki kopanej). Rolę Listka może zagrać Sylvester Stallone, znany jako Rambo, a towarzyszyć mu będą gwiazdy z „Teraz albo nigdy”: Marta Żmuda-Trzebiatowska, Katarzyna Maciąg, Agata Buzek. Ładne dziewczyny są potrzebne w tym serialu, bo w PZPN same brzydkie chłopy z wyjątkiem Zbyszka Bońka. Na początku do związku kopanego wchodzi kurator (na przykład Wiesiek, szef komisariatu na Dworcu Centralnym, czyli Paweł Wawrzecki ze „Złotopolskich”) i w tym momencie Listkiewicz dębieje, wypuszcza listki i robi
się kiepski jak barszcz zrobiony przez teściową. Dalej trzeba to ciągnąć w stylu „Psychozy” mistrza Alfreda Hitchcocka. Sponsorami telenoweli zostaną producenci wina Arizona. Zastanawiałem się, czy sponsorami nie mogą zostać także producenci wody, czyli... polski parlament, ale nie! Za dużo bakterii. No i luzik guzik! Z chłopami z mojej wsi Mokre Pyski piliśmy wino, popijając piwem (najlepszy utrwalacz), i poważnie dyskutowaliśmy o nadciągającym światowym kryzysie ekonomicznym, czy dotknie on naszego kraju. Zwolnienia szykują się w dużych przedsiębiorstwach. Kaczory są przerażone. Grozi nam głód, a do tego dojdą dziesiątki tysięcy nowych bezrobotnych. – Luzik guzik! Nie martwa się, chłopy! – powiedziała bufetowa Jadźka. – Lech Kaczyński ma już pomysła na rozwiązanie problemu głodu i bezrobocia. Zaproponuje, aby głodni zjedli bezrobotnych. ANDRZEJ RODAN www.arispoland.pl
Z CYKLU: PRAWDZIWA HISTORIA CHRZEŚCIJAŃSTWA A. Rodan: KRYMINALNA HISTORIA KOŚCIOŁA (tom I) – 34 zł + 10 zł wysyłka A. Rodan: NAJWIĘKSZE ZBRODNIE KOŚCIOŁA (tom I) – 30 zł + 10 zł wysyłka A. Rodan: NAJWIĘKSZE ZBRODNIE KOŚCIOŁA (tom II) – 30 zł + 10 zł wysyłka
uż od dawna pisaliśmy w „FiM”, że Kościół katolicki czeka bolesna zmiana nauczania w kwestii antykoncepcji. Ta zmiana jest walką o przetrwanie Kościoła, ale nawet ona zapewne nie uratuje go już jako wielkiej instytucji religijno-politycznej. Kościół już nie odrobi tego, co zaprzepaścił Wojtyła. We Włoszech ukazała się właśnie książka, która wstrząśnie Kościołem i która prawdopodobnie zmusi kolejnego papieża do kompromitującej zmiany nauczania na temat antykoncepcji. Chodzi o wywiad rzekę dawnego arcybiskupa Mediolanu, kardynała Carla Martiniego, pt. „Nocne rozmowy w Jerozolimie”. Emerytowany kardynał o wywołującym miłe skojarzenia nazwisku Martini uchodzi za szefa katolickich liberałów. Był kontrkandydatem Ratzingera w ostatnim konklawe, ale mianowani przez Wojtyłę konserwatywni kardynałowie woleli kuratora kościelnej konserwy niż takiego jak on nowatora. We wspomnianej książce Martini bez ogródek mówi o spustoszeniu, jakie w Kościele wywołała irracjonalna i absurdalna nauka potępiająca sztuczną antykoncepcję. Kościół miał szansę zmienić swoje nastawienie w tej sprawie w latach sześćdziesiątych XX wieku, ale w dosyć tajemniczych okolicznościach, wbrew opinii czołowych teologów i ogromnej liczby biskupów, Paweł VI potępił antykoncepcję – prezerwatywę i wynalezioną wówczas słynną pigułkę hormonalną. Mimo potężnej fali protestów na całym świecie to dziwaczne nauczanie utrzymał także Jan Paweł II, który
Prowincjałki Sześć metrów. Tyle mierzy figura Chrystusa, którą na początku czerwca br. sprawili Ustce byli skazańcy tamtejszego więzienia. Żeby zmyć swoje winy. Nikt jednak tej zbożnej inicjatywy nie chciał – ani przy usteckim molo, ani w parku Jana Pawła II. Ustawiono więc monolit tymczasowo przy jednej z ulic. Podobno później ma trafić na cmentarz.
CHRYSTUS PORZUCONY
Krzyż i pozłacaną czarę – takie łupy wynieśli z kościoła w Świeciu dwaj 16-letni złodzieje. Za kradzież i profanację sacrum grozi im do 10 lat więzienia, a fakt, że krzyż po drodze wyrzucili, nie będzie raczej okolicznością łagodzącą.
Z DWÓCH PARAGRAFÓW
Intratne posadki w Biurze Ochrony Rządu oferował 27-letni mieszkaniec Rudy Śląskiej. Robotę w BOR można było u niego kupić już za 400 polskich złotych. Chętnych naiwnych – jak ustaliła policja – nie brakowało.
MA GOŚĆ PLECHY
Sołtys Biernatek zwróciła lokalnemu przedsiębiorcy uwagę, że nie należy sadzić kapusty pekińskiej na poboczu wiejskiej drogi. Właściciel wytwórni surówek krytyki nie przyjął i zaczął panią sołtys okładać po głowie. Ta – w bojach niezaprawiona – z wstrząśnieniem mózgu i urazami kręgów szyi trafiła do szpitala.
KRÓTKA ROZPRAWA
Ile jest mleka w mleku, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że w tym, które wypiły dzieciaki z Kalisza Pomorskiego w ramach akcji „Pij mleko, będziesz wielki”, oprócz płynu fizjologicznego z krowy były... rozdrobnione kawałki szkła i metalu.
OSTRE MLEKO
Dwa promile alkoholu w oddechu miała obecna na nocnym dyżurze w oddziale ratunkowym 44-letnia pani lekarz z Dziecięcego Szpitala Klinicznego przy ulicy Chodźki w Lublinie. Zatrzymana przez powiadomioną o wszystkim policję medyczka przyznała, że piła w pracy.
SPIRYTUS MOVENS
Trzy pizze o wartości 64 złotych zrabował dostawcy 40-letni Piotr S. z Lublina. Policja zatrzymała go kilka dni później w jego domu. Pizzy nie odzyskano. Opracowali: WZ i KC
PIZZA NOSTRA
wściekle tępił także wszelkich zwolenników bardziej racjonalnego nauczania w zakresie seksu. Jego długi i męczący pontyfikat wywołał na Zachodzie potężny spadek zaufania do Kościoła, zniechęcenie i lekceważenie papiestwa. Tak o tym mówi Martini: „Przede wszystkim młodzież w naszych krajach zachodnich w ogóle nie myśli już o tym, by zwrócić się do reprezentantów Kościoła w kwestiach planowania rodziny i seksualności. Wiele osób oddaliło się od Kościoła, a Kościół oddalił się od ludzi”. O słynnej encyklice Humanae vitae, w której Paweł VI potępił antykoncepcję, mówi Martini tak: „Najsmutniejszą rzeczą jest to, że encyklika jest współodpowiedzialna za to, że wielu nie traktuje już serio Kościoła jako rozmówcę i nauczyciela”. Przyznam szczerze, że nigdy nie słyszałem tak zdecydowanej krytyki Kościoła z ust jakiegokolwiek kardynała. Nie sądzę, aby chodziło tu tylko o prywatne zdanie Martiniego lub jakąś jego szczególną odwagę. Zdaje się, że w Kościele dostrzeżono już, że anatemy rzucane przez Wojtyłę i Ratzingera na antykoncepcję sprowadziły na Kościół moralne bankructwo, kompromitację i zwykłą śmieszność. Słowa Martiniego to także zapowiedź rewizji historii ostatnich dziesięcioleci Kościoła, w tym „cudów” pontyfikatu JPII. Jak to się stało, że Wojtyła przedstawiany w Polsce jako bożyszcze tłumów i idol młodzieży „oddalił Kościół od ludzi”? Martini nawołuje do tego, aby Kościół przeprosił ludzi za błąd, który popełnił. A więc przeprosił m.in. za Wojtyłę. Oj, będzie się w Polsce działo... ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Przeproszą za Wojtyłę
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Namawiałem wszystkich, aby sprawę oddać do prokuratury, decyzję w tym zakresie podjął abp Gocłowski – on był tu decydentem. Za namową doradców arcybiskup nie skierował sprawy do prokuratury, głównie chodziło o to, żeby sprawa nie nabrała rozgłosu prasowego. (ksiądz Z.B., jeden z głównych oskarżonych w aferze Stella Maris i kapelan abpa Gocłowskiego)
Błysnęło, zagrzmiało, pokrzyczało, ogonek podkuliło i do domu z cierpką minką wróciło. Antykorupcyjny bulterier okazał się pekińczykiem. Z wielkiej chmury nic nie spadło. (Janusz Piechociński o sporze rząd/FIFA)
Pan Kaczyński jest ważnym elementem partii, ale tylko elementem. Wymienialnym i przemijalnym. Niestety, dziś to on blokuje rozwój partii i ją wyjaławia (...). Jarosław Kaczyński z platformerskiego misia-plastusia robi bałwaniszcze pogańskie, które jak w staroruskiej bylinie lub latopisie obwieszcza światu: „Oto ja, podłe bałwaniszcze pogańskie, pójdę wojować cne chrześcijany”. (Ludwik Dorn)
Jeśli ktoś ma dobre intencje wobec PiS-u, to powinno być dla niego jasne, że PiS bez Jarosława Kaczyńskiego nie istnieje. (Michał Kamiński)
Dziwię się, że działalność Komisji Majątkowej jest solą w oku posłów lewicy, ponieważ to SLD jest spadkobiercą komunistów, którzy zagrabili majątki powojennym właścicielom (...). Kościół ma tylko tyle, ile otrzyma od wiernych. Czyli to wierzący katolicy są solą w oku ateistów. (Czesław Ryszka, pisarz i polityk, publicysta „Niedzieli”)
(...) tylko Kościół poddał się lustracji – może by to uczyniło środowisko SLD i rozliczyło się z afer swoich poprzedników, z grabieży majątku narodowego, z licznych mordów na polskich patriotach. (jw.) Wybrali: OH i PPr
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
NA KLĘCZKACH
W STRONĘ KATAKUMB Polacy nie chcą mieć większego związku ze swoimi parafiami. Owszem, większość Polaków wspiera ją niekiedy finansowo, ale nie chce mieć wpływu na to, co się w niej dzieje. Bo prostu ich to nie obchodzi. Dwie piąte ankietowanych (41 proc.) twierdzi, że w ich lokalnej parafii oficjalnie informuje się parafian zarówno o dochodach, jak i o wydatkach, a 12 proc. przyznaje, że ogłasza się tylko informacje o wydatkach. Niemal co drugi respondent (47 proc.) nie odnotowuje w swojej lokalnej parafii jakichkolwiek sprawozdań o finansach. Takie są wyniki z badań CBOS-u. Ponadto po 3 latach, które minęły od śmierci JPII, coraz mniej osób uczestniczy w praktykach religijnych. Czyżby Polacy powoli rozumieli, że Bóg – tak, Kościół – nie? ŁP
KASTRACJA? NIE DAJ BOŻE! Głośny temat kastracji powraca. Tym razem w katolickiej prasie. I tak np. według wpływowego tygodnika katolickiego „Gość Niedzielny”, kastracja może okazać się niezgodna z doktryną Kościoła i naukami Jana Pawła II. Najwyraźniejszy sprzeciw JPII widać w encyklice „Evangelium vitae”, w której sterylizacja widziana jest jednoznacznie negatywnie, i to bez względu na przyczyny. Pomysł przymusowej kastracji neguje również ks. Stanisław Olejnik (teolog, moralista), tłumacząc, że kastracja „jest niegodziwa, bo odbiera człowiekowi godność istoty odpowiedzialnej, ciało ludzkie zaś sprowadza do poziomu rzeczy”. Czyżby to była troska o godność kapłanów? PPr
OSĄDZĄ SIĘ SAMI
Biskup płocki Piotr Libera postanowił, że zbada sprawę trzech duchownych ze swojej diecezji podejrzewanych o molestowanie nieletnich. Jednak ich sprawą nie zajmie się sąd, jak być powinno, tylko specjalnie do tego powołany (z inicjatywy biskupa płockiego) trybunał, co jest też zgodne z decyzją Watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. Świeckie śledztwo w sprawie wspomnianych duchownych ruszyło w ubiegłym roku, lecz postępowanie zostało umorzone, bowiem prokuratura uznała, że nie ma znamion popełnienia przestępstwa, a jedyne wątpliwości to... „ocena moralna”. Tak więc sprawa będzie teraz, jak powiedziano nam w kurii, badana „przez kompetentne organa kościelne, zgodnie z normami etyki katolickiej i prawa kanonicznego”. W przypadku jednego z księży Kongregacja potwierdziła gwałt na dziecku, stwierdzając jednak, że czyn uległ przedawnieniu... PPr
JANKOWSKI TONIE... PREZYDENT WYBRANYCH Jeden z bliźniaków, ten urzędujący w Pałacu Prezydenckim przy Krakowskim Przedmieściu, postanowił wyjechać w Polskę, aby zrobić dobre wrażenie na wyborcach. Oczywiście, nie wszystkich – tylko na wybrańcach. Na spotkaniach z głową państwa mniej więcej połowa obecnych to księża i siostry zakonne. Także co najmniej połowa spotkań odbywa się w kościołach lub zakonach. Nic dziwnego – z reguły odwiedza się tych, którzy wcześniej zostali obdarowani i czują się zobowiązani do ugoszczenia darczyńcy. Co innego polskie dziady – z tymi nie warto nawet gadać. Mimo selektywnego towarzystwa prezydent w Elblągu i tak pocił się jak mysz i z wrażenia zamiast wsiąść do swojej limuzyny wpakował się do wozu obstawy. Na szczęście borowiki go przesadziły. BS
...w długach. Niesławnej pamięci Instytut Księdza Henryka Jankowskiego za czasów prezesury Mariusza Olchowika narobił olbrzymich długów. Po czterech miesiącach nieudanej misji likwidatora Instytutu Ryszarda Walczaka zadłużenie wynosi ponad pół miliona złotych. Walczak podał się do dymisji, bo nie mógł dogadać się z Olchowikiem. W tej sytuacji prałat wynajął kancelarię prawną, która ma wreszcie rozwiązać problem zadłużenia, oczywiście bez zaspokojenia wierzycieli. Powstały w 2006 roku Instytut miał zarabiać m.in. na winie z wizerunkiem prałata, sprzedaży książek patriotycznych, sieci nowej telefonii komórkowej i klubokawiarniach firmowanych przez ks. Jankowskiego. Tymczasem Olchowik and company wydawali kasę na libacje alkoholowe, agencje towarzyskie i kosztowne przeloty samolotami. BS
FONTANNA ZARZUTÓW Zenon Rzeźniczak (lat 51), prezydent Zduńskiej Woli („FiM” 40/2008), poległ w miejskim referendum (29,5-procentowa frekwencja). Nie dość, że prokurator postawił mu 20 zarzutów dotyczących m.in. nadużywania władzy i nepotyzmu, to jeszcze w najbliższym czasie będzie musiał szukać innej pracy. Zanosi się również na rewolucyjne wstrząsy w miejskich spółkach, których szefowie „wspomagali” finansowo magistrackiego bossa. Legła też w gruzach kontrowersyjna koncepcja budowy w biednym mieście 28 fontann, lansowana z uporem godnym lepszej sprawy przez Rzeźniczaka i jego dwór. PS
SANCTA REKLAMA Prezydent Częstochowy Tadeusz Wrona (obecnie bezpartyjny) jest autorem nowatorskiej definicji reklamy ulicznej. Dotąd pod tym pojęciem władze miast uznawały wszelkie nośniki promocyjne – od malutkich stojaków pod plakaty po potężne billboardy. Za ich postawienie należy wnieść stosowną (dość wysoką) opłatę na konto właściwego zarządcy dróg. Według Wrony, zwykła reklama może jednak nie być reklamą. Warunek? Musi ona promować jakieś kościelne przedsięwzięcie (może być komercyjne) oraz mieć formę tablicy z marmuru lub innego kamienia. Według prezydenta, taka reklama nie jest reklamą, lecz małą architekturą, a za nią opłat się nie pobiera. Takie nowatorskie rozwiązanie testuje właśnie reklamująca się redakcja tygodnika „Niedziela”. Władze zadłużonej na ponad 297 milionów Częstochowy podarowały już kurii przeszło 365 tysięcy złotych opłat za zajęcie pasa drogowego. Każdego roku „ubogacają” Kościół i Jasną Górę grubymi milionami. MiC
WIT W STOBIERNEJ Gdyby nie paskudne drewnojady, które podniszczyły lipowe drewno, a co za tym idzie – potrzeba konserwacji rzeźby, nie doszłoby zapewne do sensacji. Okazało się, że w podrzeszowskiej Stobiernej znajduje się bezcenne dzieło sztuki dłuta samego Wita Stwosza. Madonna z dzieciątkiem to teraz, jak się okazuje, najbardziej wartościowy gotycki zabytek na Podkarpaciu. Do Stobiernej trafił w nieznanych bliżej okolicznościach z Krakowa w XIX w., być może sprzedany potajemnie przez któregoś z krakusów. Powrót rzeźby z pracowni konserwatorskiej do kościoła w podrzeszowskiej wsi to teraz olbrzymie wyzwanie dla parafii
– dzieło Wita Stwosza wymagać będzie bowiem nie tylko specjalnych warunków (temperatura, wilgotność), ale i szczególnego zabezpieczenia przed złodziejami. Nie lepiej od razu dać rzeźbę Dziwiszowi? BS
DODA NARODOWA Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 1 w Przasnyszu w specjalnie zorganizowanym plebiscycie opowiedzieli się za Dodą, która – ich zdaniem – powinna zastąpić dotychczasowego patrona placówki, poetę Władysława Broniewskiego. Trudno się dziwić dzieciom, skoro – zdaniem grona pedagogicznego – „życiorys i twórczość Władysława Broniewskiego są zbyt trudne”. Jeszcze dosadniej stanowisko to akcentuje dyrektor szkoły Arkadiusz Siejka, który twierdzi, że „obecny patron nie przystaje do percepcji dzieci”. A nam się wydaje, że z percepcją Broniewskiego najwięcej kłopotów ma szanowne grono pedagogiczne. RP
ŹRÓDEŁKO KASIORY Tylko za pieniądze będą teraz mogli korzystać pielgrzymi z „cudownej wody” ze źródełka w Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Pasierbcu (diecezja tarnowska). Miejscowy proboszcz ks. Józef Waśniowski (lat 61) zamknął bowiem źródełko na cztery spusty i święte H2O sprzedaje, oczywiście za „co łaska”, tylko w parafialnym sklepiku. Na butelkę „cudownej wody” trzeba zwyczajowo wydać 5 złotych. Mimo oburzenia pątników, tarnowska kuria stanęła po stronie wielebnego. Kogoś to dziwi? PS
NIE MA KASY, NIE MA KAZAŃ? Proboszcz z parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego w Deszkowicach kilka tygodni temu zastrajkował i przestał głosić wiernym kazania. Sprawowanie mszy zaczyna i kończy normalnie, ale w czasie tradycyjnie przewidzianym na kazanie
5
siedzi i przez 20 minut milczy jak zaklęty. Oficjalnie ksiądz poinformował wiernych, że brak kazań jest bezpośrednią reakcją na telefon jednego z parafian, który wyraził się bardzo krytycznie na temat głoszonych przezeń homilii. Wierni jednak prawdziwą przyczynę kazaniowego strajku upatrują w zaleganiu przez wielu parafian z ustaloną przez księdza comiesięczną obowiązkową składką (oprócz tacy) w wysokości 10 zł od rodziny. Ksiądz wyliczył, że parafianie winni są mu już 13 tys. zł, i bezceremonialnie wywiesił w przedsionku kościoła imienną listę dłużników wraz z zaległymi kwotami. AK
RASIZM PODBIEGUNOWY Rzekomo postępowi i tolerancyjni Norwegowie dali popis ksenofobii. W jednym z miasteczek tego kraju czarnoskóremu kapłanowi Josephowi Moiba dano wyraźnie do zrozumienia, że nie należy do autochtonów, więc nie może ich ani spowiadać, ani zmarłych odprowadzać na cmentarz. Aby dokładnie zrozumiał swoją inność, czarnoskórego kapłana pobito i doszczętnie zniszczono mu samochód. To wszystko zaakceptował po cichu przełożony kapłana pastor Kirsten Almas, a także Kościół luterański, który ani myśli stanąć w obronie dyskryminowanego księdza. I pomyśleć, że w Polsce nawet Kargul potrafił zaakceptować czarnego kapłana! BS
IDŹ, GEJU, DO GEJÓW We Francji skandal wywołało wycofanie przez tamtejszy MSZ kandydatury nieznanego z nazwiska dyplomaty, który miał być ambasadorem w Watykanie. Państwo Kościelne wywarło nacisk na rząd francuski, aby zmieniono osobę, bo zaproponowany dyplomata okazał się homoseksualistą, żyjącym w związku partnerskim. Znaczna część prasy francuskiej uznała takie dogadzanie fobiom Watykanu za naruszenie świętej zasady świeckości. MaK
6
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
Czarna statystyka W Polsce mamy więcej katolickich kościołów niż szkół podstawowych, więcej katolickich sanktuariów niż szkół wyższych, ponad trzy razy więcej katolickich księży niż lekarzy rodzinnych, a statystycznemu Polakowi znacznie bliżej do kościoła niż do przychodni zdrowia, apteki czy na pocztę. O bibliotece, kinie czy teatrze nie wspominając. Czarny obraz wyłania się z najnowszych statystyk. Obecnie w naszym kraju – wedle katolickich szacunków – jest ponad 15 tysięcy kościołów i kaplic. Jeśli porównać te dane ze statystykami sporządzonymi przez Główny Urząd Statystyczny, to okazuje się, że liczba świątyń katolickich zdołała już przewyższyć liczbę szkół podstawowych oraz zakładów opieki zdrowotnej (łącznie publicznych i niepublicznych). Zarówno jednych, jak i drugich mamy tylko nieco ponad 14 tysięcy. Mniej niż kościołów jest aptek – około 10,5 tysiąca, placówek pocztowych – 8,5 tysiąca oraz bibliotek (wraz ze wszystkimi filiami) – również 8,5 tysiąca. Katolickich duchownych razem wziętych w całej Polsce jest ponad 53 tysiące, w tym 29 775 księży, 1339 zakonników oraz 22 284 zakonnic. Jeden przedstawiciel kleru przypada więc na około 670
ochrzczonych, a jeden ksiądz – średnio na 1200 owiec. Dla porównania wszystkich pracowników naukowych jest w naszym kraju ok. 50 tysięcy. Lekarzy ogółem mamy prawie 77,5 tysiąca, w tym 63,4 tysięcy specjalistów. Statystycznie na jednego lekarza przypada około 500 mieszkańców. Lekarzy rodzinnych jest już jednak niespełna 9 tysięcy. Średnio jeden lekarz rodzinny ma pod swoją opieką... ponad 4 tysiące pacjentów, co stawia Polskę w ogonie Europy. Dzieciom i młodzieży w polskich szkołach zasady katolickiej wiary wykłada aż 34 tysiące katechetów. Około dwa i pół razy mniej – bo nieco ponad 13 tysięcy – mamy nauczycieli takich przedmiotów jak biologia, chemia, fizyka czy geografia. Rzeczpospolita może się ponadto „poszczycić” ponad pół tysiąca różnego rodzaju katolickich sanktuariów. Dla porównania mamy 455 szkół wyższych, 504 kina, 184 teatry i instytucje muzyczne (opera, operetka, filharmonia). Jak na katolicki kraj z ambicjami państwa wyznaniowego są to zapewne zupełnie właściwe proporcje. AK (Źródło danych: m.in. „Mały Rocznik Statystyczny 2008”, „Statystyki Kościoła katolickiego 2007”)
Święta przeróbka Po cóż burzyć komunistyczne pomniki, kiedy w prosty i stosunkowo tani sposób można je przerobić na papieskie. Jednak przykład wsi Grabowiec (woj. lubelskie) pokazuje, że trzeba uważać, bo przy okazji można nieźle zakłamać historię. W 1968 roku z okazji 700-lecia Grabowca ówczesne władze ustawiły w centrum wsi granitowy obelisk zwieńczony orłem i ozdobiony tablicą z napisem: „Poległym w walce o postęp, demokrację i socjalizm”. W „wolnej Polsce”, w latach 90. minionego wieku, „niesłusznemu” peerelowskiemu orłu dorobiono koronę, oryginalną tablicę pozostawiając bez zmian. Orzeł w koronie patronował walce o socjalizm na grabowieckim pomniku aż do sierpnia 2008 roku, kiedy to wójt Grabowca Zdzisław Koszel postanowił skończyć z tym absurdem i wpadł na pomysł, by z okazji obchodów 740-lecia istnienia miejscowości zafundować pomnikowi i wsi nową tablicę z nowym napisem.
Jak wymyślił, tak zrobiono i od września na grabowieckim rynku można podziwiać wciąż ten sam, a jednak zupełnie inny pomnik. Wieńczącemu go orłu zafundowano złotą koronę i dodano pokaźny kamienny krzyż, zaś dawny peeselowski napis zastąpiły słowa Jana Pawła II: „Pozostańcie wierni doświadczeniu pokoleń, które żyły na tej ziemi z Bogiem w sercu i z modlitwą na ustach (...). Zachowajcie jak skarb największy to, co było źródłem duchowej siły naszych ojców”. Niespecjalnie jednak wójtowi wyszło poprawianie absurdu z lat 90. Na nowej tablicy, obok papieskiego cytatu, umieszczono również pierwotną datę powstania monumentu – 8 VI 1968 r. Niezorientowani w dziejach transformacji grabowieckiego obelisku wywnioskują stąd jednoznacznie, że pomnik z cytatem z Jana Pawła II, orłem w koronie i krzyżem wystawiono w Grabowcu w... 1968 roku. Wtedy, gdy biskup Wojtyła pływał jeszcze kajakiem. SK
Koszmar ulicy Równej To morderstwo wstrząsnęło całym Ciechanowem. Część katolików przeżywa je do dziś. W dość specyficzny sposób... W marcu 2007 roku przy ulicy Równej 2 w Ciechanowie brutalnie zamordowano 74-letniego emeryta, Wiktora B. Sprawców nie znaleziono do dziś, za to bez problemu znaleźli się spadkobiercy, którzy odziedziczyli duży dom i przeznaczyli go pod wynajem. I tu zaczęły się problemy. Oto niektórzy nowi lokatorzy wyprowadzali się z mieszkań już po tygodniu pobytu. Dlaczego? Bo chałupa była rzekomo nawiedzona i „coś” w niej straszyło! Wynajmujący byli zaczepiani przez sąsiadów, którzy najpierw informowali ich o straszliwej zbrodni, jaka dokonała się w domu, a potem z pobladłą twarzą dorzucali, że niematerialny lokator wciąż tam urzęduje. Część słabszych psychicznie ludzi nie wytrzymywała ciśnienia i pakowała manatki. Udało nam się skontaktować z obecnymi lokatorami „przeklętego” miejsca. Młode małżeństwo nie wierzy w duchy, nie zauważyło też niczego nadprzyrodzonego w swoich czterech ścianach, ale przyznaje, że po donosie „życzliwych” sąsiadów przez pewien czas czuło dyskomfort.
Piszący te słowa dziennikarz „FiM” nie dał wiary sceptykom i postanowił z narażeniem życia sprawdzić ich rewelacje. Załatwił sobie nocleg na miejscu niedawnej zbrodni. Noc minęła bez irracjonalnych przygód w stylu: przesuwające się meble, jęki i cienie na ścianach. Choć nie jest tego do końca pewny, bo spał jak... zabity. Skąd więc wzięły się plotki o strachach przy ulicy Równej w Ciechanowie? I dlaczego niektórzy przechodnie, mijając dom, żegnają się znakiem krzyża? Małgorzata S., obecna właścicielka mieszkania, utrzymuje, że to sąsiedzi zazdroszczą jej,
D
wumilionowe Podkarpacie to tradycyjny bastion Krk i warowna twierdza PiS, które wespół z LPR rządzi (jedynie tu) sejmikiem. Czy zatem jest to kraina świętości i bogobojnych wiernych? Nic bardziej mylnego.
że ma kilka domów, i straszą jej lokatorów. Jednak mieszkająca w pobliżu starsza kobieta nadal jest przekonana, że w chałupie grasuje złośliwy duch. W najbliższym sąsiedztwie feralnego domostwa ktoś na cały regulator włącza Radio Maryja. A zdarza się, że przechodnie pozdrawiają się słowami: „Szczęść Boże”. I już wszystko jasne. Jak ktoś wierzy w nieomylność papieską, to czemu nie miałby wierzyć w złe duchy... Przecież istnienie upiorów jest bardziej „prawdopodobne” i równie śmieszne, co wspomniany dogmat rzymskiej religii. o. Pius Fot. Autor
wlokła za rękę 4-letnią córkę, młodsza (2,6 prom.) wiozła wózkiem 2-latkę. W Jarosławiu babcia na rauszu (2,8 prom.) ze znajomym (2,2 prom.) i 8-miesięcznym wnukiem ruszyła w miasto, a w Krośnie mocno podcięta (2,7 prom.) „mama” zamknęła się w mieszkaniu
Klechistan na bani Tak jak w „bezbożnych” województwach, tu ojcowie molestują córki i płodzą im dzieci, wnuki okradają, biją i duszą dziadków, a święte przykazania nagminnie są łamane. Jakby tego było mało, lud podkarpacki chleje na potęgę i na dużej bani profanuje świątynie oraz naraża potomstwo na utratę zdrowia, a nawet życia. Oto kilka przykładów z sierpnia i września. Już w pierwszym dniu miesiąca trzeźwości dwaj dębiczanie (każdy po ok. 2 prom. alkoholu we krwi) zakłócili mszę w Sędziszowie Małopolskim; na zwieńczenie „trzeźwego” sierpnia nawalony 33-latek chciał włamać się do kościoła pod Mielcem, a tydzień później podcięty (2,3 prom.) parafianin spod Strzyżowa zakłócił nabożeństwo, również narażając się na 2 lata paki. W miesiączku kościelnej abstynencji mocno zmoczyły też „mamusie” z Rzeszowa, Jasła i Przemyśla, które po pijaku (do 2 prom.) „opiekowały” się kilkumiesięcznymi córkami. We wrześniu dwie zalane w sztok mieszkanki Stalowej Woli wyszły na „spacer”: starsza (2,8 prom.)
tak, że dopiero akcja strażaków pozwoliła wejść do domu jej dzieciom (7 i 10 lat). We wrześniu nie próżnowali też tatusiowie z Klechistanu. Nawalony jak stodoła (ponad 3 prom.) mieszkaniec powiatu rzeszowskiego zasnął w pociągu, a jego 2-letni synek spacerował po składzie, dopóki nie spotkał patrolu SOK. 36-latek z Jasła (3,5 prom.) prowadził ze szkoły do domu 6-letnią córkę, a o rok młodszy od niego pijany rzeszowianin, w upiornym chłodzie (7 st. C) wybrał się na wycieczkę z półnagimi dziećmi (4 i 5 lat). Balowały również chlejące małżeństwa, na przykład dzielna para z Rzeszowa (tatuś 3,24 prom.) – mamusia (2,38 prom.), która zapomniała o swoim 8-letnim synku. Gdy sąsiada, pana Janka, praktykującego katolika i wytrawnego konesera trunków, spytaliśmy, co jest grane, odpowiedział: – Bo w naszych stronach na trzeźwo, k...a, trudno już wytrzymać! JANUSZ ADAMSKI
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
W
naszym kraju podobno nie ma pieniędzy na godziwe zarobki, zasiłki i emerytury. W naszym kraju na pewno jest mnóstwo pieniędzy dla Kościoła. Zarówno państwu, jak i samorządom oficjalnie nie wolno z kasy publicznej sponsorować inwestycji kościelnych. Owszem, można przeznaczać dotacje na konserwację i remont zabytkowych obiektów sakralnych oraz budynków im towarzyszących, ale nigdy na nowe świątynie, plebanie, kaplice, domy wczasowe zwane ośrodkami rekolekcyjnymi itp. Tak rzecze ustawa o finan-
Ba, PFRON miał już przygotowane dla prokuratury „zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa poświadczenia nieprawdy i fałszowania dokumentów oraz wyłudzenia środków Funduszu”, z którego to dokumentu dowiedzieliśmy się m.in., że: ~ prałatowi „zawieruszyły się” oryginały faktur na łączną kwotę 118 tys. zł i dokumenty rzekomo potwierdzające ich zapłatę, choć „kopie ww. faktur zostały wykazane w rozliczeniu jako udokumentowane zaangażowanie środków własnych przy realizacji zadań” finansowanych przez PFRON; ~ przedłożył PFRON-owi do rozliczenia cztery faktury (w sumie
Braćtwo sach publicznych i o stosunku państwa do Kościoła. Jednak wszelkie regulacje prawne są niczym płot: przeszkadzają bydłu, a wąż jakoś się prześliźnie... ~~~ Ksiądz prałat Jerzy Karbownik, kustosz sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej (oraz proboszcz parafii pod tym samym wezwaniem) w Skarżysku-Kamiennej, jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi w regionie. Bardzo liczy się również w diecezji radomskiej, silny wsparciem o. Tadeusza Rydzyka, często udostępniającego prałatowi swoją tubę propagandową. Przed trzema laty zdemaskowaliśmy machinacje finansowe ks. Karbownika, który robił takie numery z pieniędzmi otrzymywanymi z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych oraz od władz miasta i starostwa powiatowego (w sumie wykroił od tych instytucji 710 tys. zł), że słońce wstydziło się nad Skarżyskiem świecić („Efekt Domina” – „FiM” 42/2005).
102 tys. zł), „mimo że wystawione przez wykonawcę na Parafię, zostały zapłacone ze środków budżetowych Miasta”, czyli po prostu wykiwał PFRON, przedstawiając kwity za inne roboty, wykonane również z pieniędzy publicznych. No, ale mieć przygotowane doniesienie, a odważyć się je złożyć – o, to są całkiem odrębne kwestie... Finał był więc taki, że prokuratura oficjalnie o sprawie się nie dowiedziała i ks. Karbownikowi włos z głowy nie spadł. ~~~ W naszej publikacji zasygnalizowaliśmy, że ksiądz kustosz przymierza się do rozbudowy swojego imperium o hotel na 100 miejsc z salą konferencyjną, barem, sklepem oraz punktem informacji turystycznej. Niestety, po „Efekcie Domina” plebanowi przestały wiać w Skarżysku sprzyjające wiatry. Urzędnicy zmarkotnieli, wierni zaczęli rzucać na tacę drobniaki, a ks. Karbownik doprawdy nie jest idiotą, żeby za taki hotel zapłacić z własnej kieszeni.
Co jest w tym polskim Kościele, że najlepsi mówią pas i odchodzą? Archidiecezja szczecińska i kościelne środowiska naukowe całego kraju pogrążone są w ciężkim szoku. Oto po 17 latach kapłaństwa definitywnie rzucił sutannę błyskotliwy ksiądz dr hab. Piotr Briks (42 l.) – profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, gdzie na Wydziale Teologicznym kierował od 2005 r. Katedrą Egzegezy i Teologii Biblijnej Starego Testamentu, będąc też redaktorem naczelnym periodyku „Colloquia Theologica Ottoniana”. Na kilku innych uczelniach wykładał archeologię, historię i geografię biblijną. Jest i zapewne pozostanie bardzo znanym – nie tylko w Polsce – niekłamanym naukowcem, autorem wielu publikacji, w tym m.in. „Podręcznego słownika hebrajsko-polskiego i aramejsko-polskiego Starego Testamentu”. Krótko mówiąc: wyjątkowo łebski z tego Briksa facet, czemu nader jasno dał jeszcze jeden wyraz...
POLSKA PARAFIALNA Przyczaił się więc, ustępując miejsca w kolejce do publicznej kasy... Bractwu Matki Bożej Miłosierdzia. Cóż to za firma? Okazuje się, że Bractwo jest oficjalnie stowarzyszeniem o statusie organizacji pożytku publicznego, specjalizującym się w prowadzeniu noclegowni dla bezdomnych mężczyzn oraz punktu żywieniowego dla ubogich, z którego to tytułu otrzymuje liczne i hojne dotacje. Ks. Karbownik jest tam skromnym członkiem zarządu uprawnionym do podpisywania dokumentów dotyczących zobowiązań finansowych i majątkowych... Na bezdomnych i ubogich raczej trudno się wzbogacić, ale Bractwu jakoś się udało, skoro w Biuletynie Zamówień Publicznych zamówiło sobie „kompleksowe wykonawstwo obiektu – Skarżyskiego Centrum Obsługi Ruchu Turystycznego »Ostra Brama«, obejmującego część hotelową, konferencyjną, gastronomiczną, usługowo-handlową z wyposażeniem o łącznej powierzchni zabudowy do 650 mkw., wraz z przyłączami, instalacjami wewnętrznymi, zagospodarowaniem terenu oraz wykonanie projektu budowlano-wykonawczego dla całości inwestycji”. „Bardzo nam zależy na tym hotelu, bo teraz nasza baza noclegowa jest bardzo skromna, liczy ledwie 30 miejsc” – tłumaczył lokalnej prasie ks. Karbownik. Ile takie cacko może kosztować? – Początkowo ocenili wartość całej inwestycji na 7,5 mln zł. Oddane „pod klucz” trudno oszacować, bo wszystko zależy od fantazji inwestora – mówi skarżyski deweloper. Na dobry początek przykościelne Bractwo dostało od samorządowców na hotel („modernizację i rozbudowę Centrum Obsługi Ruchu Turystycznego”) 3 mln zł dofinansowania w ramach pierwszego etapu (lata 2008–2010) Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Świętokrzyskiego. Jesteśmy przekonani, że nie przyłożył do tego ręki były prezes
„Z dniem 30 września br. kończę pracę na Wydziale Teologicznym naszego Uniwersytetu. Współpraca z Państwem dawała mi ogromną satysfakcję i wiele powodów do radości, dlatego proszę przyjąć moje szczere wyrazy sympatii i wdzięczności. Bardzo dziękuję za miłą atmosferę, zrozumienie, cierpliwość, a przede wszyst-
Bractwa Grzegorz Małkus, który w kwietniu 2007 r. został wiceprezydentem Skarżyska, ale – dla porównania – odnotujmy, że np. komunalna spółka Energetyka Cieplna Miasta Skarżysko-Kamienna otrzymała na budowę ciepłowni na paliwo alternatywne 2,75 mln zł. A skąd prałat weźmie resztę kasy na hotel? Jest to jego słodka tajemnica, bo ledwie tylko Bractwo uzyskało status organizacji pożytku publicznego, natychmiast zapomniało o swoim zasmarkanym obowiązku publikowania sprawozdań finansowych. A przecież liczne przywileje takiej organizacji (nabywanie na „szczególnych warunkach” prawa użytkowania nieruchomości samorządowych i Skarbu Państwa, zwolnienia od opłat skarbowych i sądowych, a także podatków: dochodowego, od nieruchomości, czynności cywilnoprawnych oraz prawo do pozyskiwania 1 proc. podatku) pociągają też za sobą określone ustawą zobowiązania. Bractwo – idąc wzorem wielebnego ojca chrzestnego – ma je najwyraźniej za nic, o czym przypominamy świętokrzyskim samorządowcom, gdy będą sprawdzali przedkładane im faktury i decydowali (tu ukłon w stronę wiceprezydenta Małkusa) o kolejnych milionach na meble, kandelabry i armatury łazienkowe w hotelu prałata... ~~~ Rzeka pieniędzy i dóbr wszelakich wpływających staraniem samorządowców do kat. Kościoła nie omija też innych miast. Spójrzmy dla przykładu na Zieloną Górę, gdzie tylko w okresie styczeń–wrzesień 2008 r. podatnicy zapłacili wielebnym ponad 1,7 mln zł. I tak: ~ parafia Matki Boskiej Częstochowskiej dostała 379 tys. 995 zł na elewację kościoła; ~ Matki Boskiej Nieustającej Pomocy – 392 tys. 935 zł na budowę parkingów i chodnika; ~ Ducha Świętego – 243 tys. 075 zł na parking oraz pochylnie
psychicznie dopiero wtedy, gdy jest od tego bagna jak najdalej. Dlatego chętnie wyjeżdżał do Fürth w Niemczech, gdzie zapraszano go na zastępstwa w miejscowej parafii. Oględnie rzecz ujmując, miał też ostatnio ważne powody wynikające z kwestii celibatu – tłumaczy nam jeden z wykładowców szczecińskiej uczelni.
Ci odlatują, ci zostają kim poważne traktowanie naszych wykładów, ćwiczeń i egzaminów, co zawsze mi imponowało i cieszyło” – czytamy w jego liście do pracowników i studentów wydziału oraz oniemiałych z wrażenia kleryków Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego, gdzie ks. Briks wykładał „nauki biblijne Starego Testamentu”. – Piotr już dawno dojrzał do tej decyzji. Brzydziły go te wszystkie Rydzyki, Głódzie, zachłanność i zakłamanie, żądza mamony, afery pedofilskie... Wspomniał kiedyś, że odżywa
Jako kapłan ks. Briks nie był chyba zbyt łatwy do strawienia przez środowisko... ~ „Myślę, że Ewangelia nie upoważnia nas do słodko-mdławego chrześcijaństwa. Nie jest prawdą, że Jezus tylko przygarniał i tulił. Ludziom i miastom na to zasługującym mówił bardzo ostre »biada«, a apostołów wyraźnie pouczał: »Niech wasza mowa będzie tak, tak; nie, nie – co nadto jest, od złego pochodzi«, a mnie w tej dominikańskiej duchowości zbyt wiele jest tego »nadto«” – nie cackał
7
ułatwiające niepełnosprawnym wejście do kościoła; ~ Opieki Matki Bożej (greckokatolicka) – 20 tys. zł na chodnik; ~ Miłosierdzia Bożego – 101 tys. 295 zł na udogodnienie w dojściu do kościoła; ~ Podwyższenia Krzyża Świętego – 247 tys. 305 zł na chodnik przy kościele i pobliskim Katolickim Liceum Ogólnokształcącym; ~ św. Alberta – 359 tys. 485 zł na chodnik i parkingi. Rwącym strumieniem popłyną też banknoty do: ~ ordynariusza diecezji łomżyńskiej biskupa Stanisława Stefanka, który ma już zaklepane 8,08 mln zł na wybudowanie muzeum diecezjalnego, oraz centrum kultury przy liceum katolickim, gdzie prezentowane będzie m.in. życie i twórczość św. Brunona, patrona diecezji; ~ ordynariusza drohiczyńskiego bpa Antoniego Dydycza – 5,1 mln zł na Podlaskie Centrum Dialogu (tak szumnie określa w dokumentach nowe muzeum kościelne w Drohiczynie). Ks. Ryszard Napiórkowski (ekonom diecezji łomżyńskiej) i ks. Jerzy Dylewski (dyrektor administracyjny diecezji drohiczyńskiej) podpisali już z władzami województwa podlaskiego stosowne umowy. Wobec powyższych kwot, wręcz jałmużną jawią się datki typu: ~ 660 tys. zł, jakie radni Ostrołęki przeznaczyli na budowę parkingu przy parafii Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny; ~ 380 tys. zł, podarowane w ubiegłym miesiącu przez samorządowców ze Zgorzelca parafii Matki Boskiej Łaskawej, poprzez sprzedaż dwóch atrakcyjnie usytuowanych działek o powierzchni 7,7 tys. mkw. i 3,1 tys. mkw., wartych w sumie ponad 380 tys. zł, za jedną dziesiątą procenta, czyli... 380 zł. Doprawdy sumienia nie mają... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
się, polemizując kiedyś z pewnym dominikaninem, nie dość stanowczo wypowiadającym się o nienawistnych audycjach Radia Maryja; ~ „Macie, Ojcowie, szczególny dar umiłowania cudzych poglądów, choćby były od chrześcijańskich jak najodleglejsze, i z tego umiłowania boicie się nie tylko próbować je zmieniać, ale nawet ostrzej się o nich wyrazić” – dokładał dalej zakonnikom. ~~~ „Po długim namyśle, z powodów osobistych, postanowiłem odejść ze stanu kapłańskiego. Ksiądz Arcybiskup przychylił się do mojej prośby i suspendował mnie 19 września. Odchodzę nie bez uczucia żalu, bo najpierw praca duszpasterska, a potem badania teologiczne sprawiały mi ogromną radość. Mam nadzieję, że tę »iskrę Bożą« odnajdę także w moich nowych obowiązkach” – napisał w pożegnalnym liście, podpisując go już zwykłym „Piotr Briks”... My jesteśmy wręcz przekonani, że odnajdzie, składamy gratulacje i życzymy wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia! DOMINIKA NAGEL
8
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
W
edług polityków PiS oraz Radia Maryja, wśród Polaków szerzy się głód, a rząd Donalda Tuska nic nie robi. „Za moich czasów – kłamał Jarosław Kaczyński – każdy potrzebujący miał ciepłą strawę”. Funkcjonariusze PiS uznają swój były, rządowy program dożywiania za wyjątkowo udany. Według nich, w latach 2006–2007 każdy potrzebujący dostawał za darmo ciepły obiad i nie chodził głodny. Propagandowe hasła wzmacniały statystyki i kolorowe wykresy prezentowane podczas konferencji. Ale bujdę Jarosława obalili inspektorzy NIK. Przyjrzeli się, jak to rządowy program dożywiania był realizowany w województwie warmińsko-mazurskim. Wybrali ten region, gdyż wskaźnik osób ubogich był tam jednym z najwyższych w Polsce, zaś średnie zarobki należały do najniższych. W latach 2006–2007 oficjalnie dostało tam od rządu ciepły obiad 196 295 osób. W rzeczywistości było ich 154 845. Jakkolwiek by patrzeć, brakuje ponad 41 tysięcy mieszkańców. Politycy obiecali, że
Ciepła guma PiS-uu posiłki będą wydawane przez cały rok. W ich języku zwrot cały rok nie oznacza wcale 12 miesięcy. Jak możemy przeczytać w raporcie NIK, jest to nie więcej niż 10 miesięcy. Po prostu, według samorządowców, w czasie wakacji potrzebujący nie musi nic jeść i stołówki na ten czas się zamyka. Innym ciekawym zjawiskiem jest znikanie potrzebujących. Ot, tak po prostu z dnia na dzień dzieciak może zniknąć. Bez obaw, nikt małolatów na Warmii i Mazurach nie porywał. Po prostu gubił je system statystyczny. Według NIK, dotyczyło to Działdowa (gdzie wsiąkło 72 nastolatków), Pasłęka (63), Janowca Kościelnego (43) Korsz (23), Morąga (23), Mrągowa (11), Gronowa Elbląskiego (12) oraz Bartoszyc (9). Wszystkie dzieciaki spełniły wymogi potrzebne, aby dostać rządową pomoc. Politycy zapomnieli jednak o pewnej błahostce. Jest nią... ustrój szkolny. Po gimnazjum mamy szkoły średnie (licea, technika, szkoły zawodowe) – te placówki prowadzą starostowie, a kasę na obiady dostały tylko gminy. Inną sprawą, która wprawiła w zdumienie inspektorów NIK, była definicja ciepłego posiłku. Nam się dotąd wydawało, że jest to obiad składający się minimum z gorącej zupy. Otóż nie. Politycy PiS pod tym pojęciem rozumieli zazwyczaj bułkę i sok owocowy. W Działdowie (przy pełnej akceptacji wojewody) za ciepły posiłek uchodziła także... guma do żucia! MiC
J
ak kupować leki, jak wydawać na nie miliony euro, a nie leczyć ludzi... Taki oto kurs zaoferował Europie Bolesław Piecha i szef Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Sośnierz. Ulubionym zajęciem polityków wszelkich partii jest nieustanne reformowanie systemu ochrony zdrowia. Jak wynika z analiz Banku Światowego, w 2007 roku mniejszą niż w 1990 r. liczbą polskich placówek medycznych zarządzało dwa razy więcej urzędników. Władzę interesuje także utrzymanie nieczytelnego i korupcjogennego systemu ustalania tak zwanych list leków refundowanych. ~~~ Na początku zdefiniujmy, co to takiego ta refundacja i dlaczego firmy farmaceutyczne zrobią wszystko, aby ich preparat znalazł się na liście. W słownikach farmacji możemy przeczytać, że jest to działanie rządu polegające na częściowym lub całkowitym pokrywaniu kosztów zakupu leków. Mają to być preparaty najlepsze z dostępnych na rynku, najskuteczniejsze, niosące najmniej skutków ubocznych i w miarę możliwości – najtańsze. A na leki wydajemy z budżetu coraz więcej. W 2001 r. wszystkie Kasy Chorych wydały na medykamenty 5,1 miliarda złotych, w 2005 r. NFZ wydał 6 miliardów, zaś w 2007 r. – 7,4 miliarda złotych. Wzrostowi wydatków państwa na leki towarzyszy coraz większe obciążenie kieszeni obywateli kosztami leków i coraz gorszy dostęp do nowoczesnych medykamentów. Rządzących systemem ochrony zdrowia w latach 2005–2007 (Zbigniew Religa, Bolesław Piecha i Andrzej Sośnierz) nie interesował ani sposób, w jaki wydajemy ponad siedem miliardów złotych, ani to, czy lekarze na świecie uznają dany lek za skuteczny. Wystarczyło, że producent pokaże papier o dopuszczenie medykamentu do obrotu (powiedzmy, że wystarczyło...). Z kwitu tego wynika jedynie to, iż specyfik nie jest trucizną. Nie ma tam nic o jego skuteczności, racjonalności jego stosowania i kosztach, jakie generuje (dodatkowe leki, które trzeba podać, aby mógł działać, a nawet dieta wymagana przy jego stosowaniu). Co ciekawe – lekarze nie mogą liczyć na informację Ministerstwa Zdrowia, jakie to nowe specyfiki zostały objęte refundacją. Takiej wiedzy dostarczą im wysłannicy firm farmaceutycznych. Który z nich szybciej dotrze do medyków, ten wygrał. Urzędników nie zastanawia także, dlaczego ten sam lek w Polsce kosztuje więcej niż w RFN czy Rosji. A może dobrze wiedzą, dlaczego tak jest? ~~~ CBA i NIK badają operację pod nazwą refundacja ivabradiny. Lek ten w listopadzie 2007 roku znalazł się na liście leków refundowanych na osobiste polecenie ówczesnego wiceministra zdrowia i posła PiS – Bolesława Piechy. Wbrew ekspertom,
Leki na całe zło którzy nie mieli najlepszego zdania o tym specyfiku. Agenci CBA przy okazji śledztwa w sprawie afery łapówkarskiej w instytucjach samorządowych w Krakowie podsłuchali dziwne rozmowy polityka PiS. Z owych opublikowanych w mediach pogawędek wynikało, iż pan minister dostał dla swojego syna mieszkanie w Krakowie od... jednej z firm farmaceutycznych. Śledczych dziwiło nadto, że sporo negatywnych opinii o ivabradinie zamieniło się nagle w opinie skrajnie pozytywne (na przykład zadziwiającej metamorfozie uległo negatywne stanowisko Towarzystwa Farmaceutycz-
inny specyfik – valpromid z... 1902 roku, który udało się zarejestrować tylko w Polsce, Estonii i byłej Czechosłowacji. Jest też lek przepisywany wyłącznie w Polsce. Nazywa się tianeptina i zakupiliśmy go za 30 milionów złotych. Lekarze poza Polską unikają go jak ognia. Inną sprawą, na którą zwracają uwagę kontrolerzy i agenci, jest podejrzanie wysoka cena specyfików, dla których ochrona patentowa wygasła. Przy wielu lekach o tym samym składzie (!) mamy do czynienia z pięciokrotną rozpiętością cen. Wiele z nich jest oferowanych przez polski rodzimy przemysł farmaceutyczny. Róż-
się zająć coroczna publikacja WHO. Zawiera ona rekomendację zawartości list leków podstawowych i uzupełniających, które powinny być dostępne niezależnie od zamożności pacjenta; ~ wpis na listę leków refundowanych powinien następować dopiero po upływie trzech lat od daty rejestracji danego specyfiku, tak żeby lekarze mogli się z nim zapoznać. Pozwoli to na ocenę, czy dany preparat jest rzeczywiście skuteczny; ~ należy zrezygnować z refundacji leku, jeżeli nie cieszy się on popularnością w innych państwach;
Różnice w cenach leków różnych producentów Lek Aciclovir tabl. 200 mg
Amlodipina tabl. 5 mg
Atorvastatina tabl. 20 mg
Bisoprolol tabl. 5 mg
Ciprofloxacina tabl. 500 mg
Diclofenac tabl. prol 100 mg
Marka koncernu
Marka konkurencji
cena za opakowanie/ilość tabletek
cena za opakowanie/ilość tabletek
Zovirax 183,45/25
Norvasc 68,64/30
Sortis
Heviran 16,66/30
Aldan 11,77/30
Torvacard
152,10/30
Concor 23,66/28
Ciprobay 36,80/10
Voltaren 32,05/20
27,72/30
Bisocard 9,78/30
Ciphin 10,80/10
Majamil 3,79/20
Różnica cen 1321% 583% 549% 242% 341% 846%
Źródło: Towarzystwo Farmaceutyczno-Ekonomiczne ( Aptekarz” 1/2, 2008 r.) ”
no-Ekonomicznego). Lek, który ma nas kosztować 240–300 milionów złotych (pesymiści mówią nawet o miliardzie złotych!), pojawił się na rynku w 2005 roku i od razu spotkał się z negatywnymi opiniami lekarzy specjalistów. Doświadczenia medyczne co do jego skuteczności są żadne, ma za to sporo wpisów dotyczących działań niepożądanych. Tymczasem w Niemczech, w instrukcji Instytutu Naukowego Kas Chorych czytamy: „(...) nie zalecamy stosowania ivabradiny jako (...) alternatywy dla dotychczas stosowanych leków z uwagi na bardzo niekorzystne jej działanie na siatkówkę”. Nie znajdziemy jej też na francuskich listach refundacyjnych. ~~~ Sprawa ivabradiny nie jest jedyną wątpliwą decyzją ministra Piechy. Eksperci na liście refundacyjnej znaleźli jeszcze więcej kwiatków. Jednym z najciekawszych był jeden z leków na chorobę Parkinsona. Preparat ten pochodzi jeszcze z 1965 roku (sic!) i w Niemczech, Wielkiej Brytanii oraz USA dawno został wycofany ze względu na brak skuteczności. A u nas Piecha go refundował! Na liście znalazł się także preparat stosowany w zapaleniach zatok (fusafungina). Wywalono go z urzędowych list leków w niemal całej UE oraz USA. Za nieskuteczność. Na tej liście znajdziemy także
nica w jakości żadna, ale w cenie – ogromna. Ot, choćby leki zawierające tę samą substancję czynną – aciclovir – mogą kosztować 183 złote za 25 tabletek lub 16 zł za 30 tabletek (różnica w cenie standardowej kuracji to... 1321 procent); inna substancja – amlodipina – kosztuje 68 zł za 30 tabletek lub 11 zł. Też za 30 pigułek. A różnica w cenie kuracji wynosi 583 procent (patrz: tabela). Także lista leków dla inwalidów wojennych pełna jest dziwnych wpisów. Ot, choćby preparat o nazwie cholini slfosceras, jakoby wzmacniający umysł u osób starszych. Jednak poza Polską i Włochami nikt go nawet nie zarejestrował. Na refundację zgodziła się tylko Polska. Na listach leków wydawanych inwalidom wojennym i wojskowym znalazły się także leki psychotropowe, leki ziołowe i syntetyczne witaminy. Łącznie za te i inne podejrzane specyfiki zapłaciliśmy prawie 800 milionów złotych. ~~~ Od lat zmianę polityki lekowej i sposobu ustalania list leków refundowanych proponuje wspomniane Towarzystwo Farmaceutyczno-Ekonomiczne. Jego członkowie wymyślili, że: ~ przewodnikiem dla zespołów przygotowujących listę leków refundowanych oraz zezwoleń na tak zwany import na zlecenie (leki stosowane w rzadkich chorobach) winna
~ proces kształtowania list powinien być jawny; ~ w przypadku specyfików o podobnej (takiej samej) skuteczności i składzie należy zorganizować konkurs ofert. Wygra ten producent, który za najlepszy lek zaoferuje najmniejszą cenę. Warto przy tym wspomnieć, iż jesteśmy szóstym rynkiem zbytu leków w Europie. W Polsce w przeliczeniu na głowę sprzedaje się więcej opakowań medykamentów niż w Niemczech czy Wielkiej Brytanii (ceny naszych leków powinny być niższe!). Lepsi od nas są tylko Francuzi; ~ należy odbudować system informacji statystycznej o przepisanych lekach, co umożliwi kontrolę; ~ trzeba rozdzielić zwykłą listę refundacyjną od listy dotowanych leków, stosowanych wyłącznie w lecznictwie zamkniętym lub pod specjalnym nadzorem. Pozwoli to uniknąć przypadków, żeby lekarze wypisywali masowo recepty na specjalistyczne specyfiki, i to pacjentom, którym leki te mogłyby zaszkodzić. Czy ktoś ekspertów posłuchał? Raczej nie. Zwykle gruba koperta przeważa szalę zdrowia rodaków. MICHAŁ CHARZYŃSKI
[email protected] W tekście wykorzystałem publikacje Towarzystwa Farmaceutyczno-Ekonomicznego
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
P
rzeciw religii rozległy się jazgotliwe protesty maleńkich grupek spod znaku nieprzyjaciół Krzyża i Ewangelii. Są one echem odwiecznego głosu zbuntowanego przeciw Bogu szatana. Tak arcybiskup Józef Michalik określił swego czasu tych, którzy nie chcieli religii między matematyką a biologią. Z kolei parafianie w Radoszkach w powiecie brodnickim uchwalili rezolucję: „Jako katolicy świadomi odpowiedzialności młodego pokolenia wobec potomności żądamy, aby w szkołach było więcej religii niż sportu, aby wychowanie przyszłych nauczycieli objąć surową kontrolą władzy kościelnej, a wszelkie podręczniki szkolne oraz czasopisma dla dzieci poddać mądrej i doświadczonej cenzurze władzy kościelnej”. Tak było w 1938 roku. Czy coś się zmieniło? Osiemnaście lat temu religia wróciła do szkół. Kościelna hierarchia przekonywała wówczas, że tylko szkoła jest odpowiednim miejscem, aby „naprawić poczucie krzywdy (wyrządzonej Bogu) i przywrócić ludziom poczucie godności”. Katecheza wciśnięta między inne przedmioty miała poza tym „służyć pogłębianiu kulturowej tożsamości i odsłaniać korzenie tradycji narodowej przesyconej wartościami ewangelicznymi”. Jak kolejne pokolenie Polaków obchodzi się z tym „darem”? Okazuje się, że nie nobilituje religii jako przedmiotu ani możliwość podwyższenia sobie średniej ocen, ani fakt, że ma ona szansę stać się przedmiotem maturalnym. Młodzież wywodząca się z niemal stuprocentowo religijnego społeczeństwa katechezę traktuje jako zło konieczne, a pogłębianiem za jej pomocą narodowej tożsamości czy czerpaniem z wartości ewangelicznych w wydaniu katolickim nie jest zainteresowana. Świadczą o tym statystyki coraz bardziej dla duszpasterzy ponure. W gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych odsetek uczęszczających na katechezę spada w lawinowym tempie. Są placówki, w których na katechezę nie uczęszcza nawet 50 procent uczniów, zaś ławki zajęte przez zaledwie garstkę słuchaczy to widok coraz bardziej powszechny. Młodzieży nie trafiają do przekonania nawet
C
argumenty tego kalibru jak te, którymi posłużył się dyrektor łódzkiego gimnazjum po tym, jak w nowym roku szkolnym zaświadczenia o rezygnacji z religii przyniosło mu niemal 10 proc. uczniów. – Tłumaczę im, że może to skutkować problemami z bierzmowaniem i ślubem kościelnym – przyznał Ireneusz Maj. W jednym z łódzkich liceów 32 uczniów klasy humanistycznej gremial-
POLSKA PARAFIALNA ale przede wszystkim powinno się spieszyć z pomocą, dając na przykład świadectwo miłości do Kościoła i szacunku do nauki religii” – pisze Ziółek, według którego religia jest jedynym przedmiotem w szkole, który mówi, jak postępować w życiu, aby być jednostką wartościową i odpowiedzialną. Na szczęście młodzi nie chcą słuchać podobnych pierdół, a rzeczywi-
chamstwa. Taka sceneria towarzyszy katechezie niemal powszechnie. – W naszej szkole religii uczy młody ksiądz. Czasami opowiada, jak wyglądają jego „lekcje”. Bez cienia zażenowania dzieciaki pytają go o sprawy związane z seksem. Na przykład o to, jak sobie bez niego radzi. Czy się onanizuje. Dla nich to najlepsza zabawa. Dla niego – tortura. W pokoju nauczycielskim też nie ma azy-
Głosy szatana
Fot. MH
nie zrezygnowało z katechezy, dochodząc do wniosku, że lekcje etyki znacznie bardziej poszerzą ich horyzonty. Nie zdzierżył takiego policzka metropolita łódzki Władysław Ziółek, który z tej okazji wydał nawet list duszpasterski odczytywany wiernym we wszystkich parafiach. Apeluje w nim o pilną naukę katechezy – wielkiego skarbu, który stał się udziałem Polaków po przełomie roku 1989 – oraz wsparcie dla uczniów, którzy na nią nie chodzą. „Co powiedzieć o tych uczniach, którzy nie uczęszczają w ogóle na lekcje religii, choć uważają się za katolików? (...) rezygnacja z udziału w katechezie pociąga za sobą bardzo przykre skutki: powoduje niebezpieczne luki w wiedzy religijnej, zniekształca obraz Kościoła w świadomości młodego człowieka, oddala go od wartości chrześcijańskich, uniemożliwia przygotowanie do przyjęcia kolejnych sakramentów i do życia w rodzinie. Takim kolegom i koleżankom należy współczuć,
o zrobić wobec różnych przejawów bezprawnego przymusu nauczania religii katolickiej w szkołach publicznych. Polskie prawo mówi wyraźnie: katecheza nie jest przedmiotem obowiązkowym takim jak na przykład matematyka i żadne dziecko nie może być przymuszane do chodzenia na takie zajęcia. Jeżeli dyrektor będzie się upierał, należy mu zacytować m.in. artykuł 53, ustęp 6 i 7 obowiązującej jeszcze Konstytucji RP: ~ „Nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych”. ~ „Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych”. Próby wymuszania oświadczeń, że dziecko nie będzie chodzić na religię, są bezprawne. To rodzice zainteresowani katechezą powinni poprosić
stość pokazuje, że sutanna już dawno przestała budzić respekt. – Wchodzimy do klasy. Najpierw jest pacierz, później lista obecności i temat zasadniczy. Nigdy nie realizowany, bo przecież nikt księdza nie słucha, a jeśli już ktoś skupia na nim uwagę, to po to, żeby go sprowokować. Lekcja religii to w zasadzie 45-minutowa przerwa – opowiada Iwona, uczennica gimnazjum w Gdańsku. – Ja na religię przestałam chodzić, kiedy zaczęła przypominać teatr. Ksiądz na początku starał się przekazywać morały płynące z biblijnych przypowieści, ale prawie nikt go nie słuchał. Kiedy ktoś zapytał o to, co dziś dzieje się w Kościele, o życie księży w niezgodzie z celibatem, o pedofilię i inne afery, wtedy natychmiast się obrażał i twierdził, że nie kochamy Jezusa – mówi z kolei Marta, uczennica drugiej klasy jednego z łódzkich liceów. Znudzenie, brak dyscypliny, złośliwe dowcipy, nierzadko przejawy
lu, bo każdy patrzy krzywo na pasożyta, który nie robi za wiele, a pieniądze ma takie same jak ci, którzy wciąż muszą się dokształcać i harować jak woły – opowiada Maciej, nauczyciel historii w jednej ze szkół w województwie świętokrzyskim. Ta niechęć jest większa tym bardziej, że – jak zauważa Magdalena Środa – „nikt katechetów nie kontroluje pod względem umiejętności kompetencyjnych i dydaktycznych, nie są zmuszani – jak wszyscy nauczyciele – do podnoszenia swoich kwalifikacji, nie mają narzędzi weryfikacyjnych”. Poza tym „lekcje religii traktowane są przez wszystkich z przymrużeniem oka. Jest to szkodliwe zarówno dla religii, dla uczniów, dla powagi szkoły, jak i dla naszych kieszeni, bo wszyscy za katechezę płacimy”. Idea religijnego indoktrynowania młodzieży w szkołach z założenia świeckich nie sprawdza się tym bardziej, że przestają dostrzegać sens swojej pracy sami duchowni, traktując ową
Sprawa szkolnej katechezy szkołę o jej zorganizowanie. Obowiązujące Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkołach publicznych (DzU z 1992 r., nr 36, poz. 155 z późniejszymi zmianami) wyraźnie wskazuje, iż takie lekcje organizuje się wyłącznie na życzenie rodziców (paragraf 1, ustęp 1 rozporządzenia). To wyłącznie rodzice zainteresowani szkolną katechezą muszą złożyć oświadczenie w tej sprawie (paragraf 2, ustęp 2 rozporządzenia). Co więcej – w każdej chwili, nawet w trakcie roku szkolnego, można z katechezy zrezygnować (uczniowie, którzy ukończyli 18 lat, sami o tym decydują), jednak zwolnienie będzie
obowiązywać dopiero od początku następnego semestru. Dyrektor szkoły nie ma poza tym prawa powierzać katechecie obowiązków wychowawcy klasy. Taki zakaz wynika wprost z rozporządzenia. Robiąc to, łamie prawo. Nikt też nie ma prawa zmuszać uczniów do podpisywania jakichkolwiek oświadczeń w sprawie religii, szczególnie gdy nie ukończyli jeszcze 18 lat. Wyjątkową arogancją popisał się tutaj małopolski kurator oświaty Artur Dzigański. Wspólnie z przedstawicielami kardynała Dziwisza polecił, by już siedmioletnie dzieci podpisywały zobowiązanie: „(...) będąc odpowiedzialnym za moje
9
misję niczym zesłanie, którego w dodatku nie są w stanie wytrzymać. Coraz częściej korzystają z usprawiedliwień lekarskich, a przecież i tak nagminnie opuszczają lekcje z powodu kolędy, rekolekcji i innych „obowiązków duszpasterskich”. Za wyprowadzeniem religii ze szkół opowiadają się także rodzice. Aż 51 procent z nich chce, żeby religia była w przykościelnej salce – tak wynika z sondażu przeprowadzonego przez firmę ARC Rynek i Opinia. Z kolei według wstępnych wyników badań prowadzonych przez Józefa Baniaka, socjologa i profesora Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, powrotu religii do salek parafialnych chce ponad 70 proc. gimnazjalistów i licealistów. „Błędnie ocenia się stan wiary katechizowanej młodzieży, a programy szkolne nastawione są na przekazywanie wiedzy religijnej, w minimalnym zakresie uwzględniając konieczność ewangelizacji od podstaw i wychowania uczniów zaniedbanego przez dom rodzinny” – taką diagnozę stawia Dariusz Kwiecień, który od dziesięciu lat uczy religii. Rzeczywiście, ostatnie sondaże dotyczące religijności młodego pokolenia ukazują obraz mało optymistyczny dla Kościoła: zaledwie 36 proc. badanych deklarowało, że praktykuje religię systematycznie; 10 proc. nie praktykuje w ogóle; 19 proc. – rzadko; 30 proc. młodych ludzi uznaje autorytet Kościoła w kwestiach moralnych; aż 80 proc. młodzieży nie widzi nic niestosownego w zakazywanym przez Kościół współżyciu przedmałżeńskim. Według Grzegorza Napieralskiego, to właśnie młodzież wyciągnie Polskę z wszechobecnej klerykalizacji: – To oni głównie protestują przeciwko religii w szkole. Bo religia, a tym bardziej oceny z religii na świadectwie, to fatalny pomysł, który obróci się przeciwko samemu Kościołowi – twierdzi Napieralski. Najbliższe badanie frekwencji na lekcjach religii Komisja ds. Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski zamierza przeprowadzić w 2010 roku. Tylko czy wówczas będzie co badać? WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
wychowanie w wierze, wyrażam życzenie uczestnictwa w zajęciach z religii katolickiej. W przypadku nieusprawiedliwionej nieobecności poniosę następujące konsekwencje (...)” (po czym wymieniono liczne straszące dzieci paragrafy!). Panu kuratorowi przypominamy, że dziecko, które nie ukończyło 13 lat, nie może podpisywać żadnych prawnie wiążących dokumentów. Co robić, gdy dyrektorzy szkół nie chcą respektować prawa? Dobrym rozwiązaniem jest kontakt z radą rodziców. Działa ona w większości publicznych szkół. Gdy taka interwencja okaże się bezskuteczna, należy napisać skargę do wójta, burmistrza, prezydenta lub starosty. Gdy i ta interwencja nie odniesie pożądanego skutku, należy zwrócić się do kuratorów i do Ministerstwa Edukacji Narodowej. MiC
[email protected]
10
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
POD PARAGRAFEM
Były kleryk podający się za księdza, korzystając z pomocy autentycznego kapłana, w ciągu zaledwie czterech miesięcy zdołał wyłudzić od naiwnej parafianki ponad ćwierć miliona złotych... Włodzimierz Piotr S. ma 34 lata, szczyci się niezłą prezencją i starannym kilkuletnim wykształceniem w seminarium duchownym ojców jezuitów. Nie uzyskał wprawdzie święceń kapłańskich, ale to, czego się nauczył, całkowicie wystarczyło do występowania w charakte-
twarz owalna, cera śniada, czoło wysokie, brwi krzaczaste, nos średni, podbródek z wyraźną bruzdą...”) kontynuował swoją praktykę „duszpasterską” na południu Polski. Występując tam jako „ksiądz Piotr”, korzystał z nadzwyczajnej gościnności proboszczów Rudy Śląskiej, Krako-
tarnowskiej, która początkowo wzbudziła nasze zaufanie i z którą zamierzaliśmy rozpocząć współpracę. Ze względu na docierające do nas sygnały oraz po weryfikacji informacji przez tę osobę przedstawianych, podziękowaliśmy jej za ofertę współpracy. Z pozyskanych przez nas informacji wynika także, iż ww. osoba przedstawiająca się jako Piotr lub Włodzimierz S(...) nie jest ani też nigdy nie była księdzem. Ostrzegamy i prosimy o ostrożność” – zaalarmowali darczyńców moderatorzy Akcji, ledwie tylko „ksiądz dy-
dyrektora. Pleban z czystej męskiej przyjaźni do uroczego „księdza dyrektora” postanowił podzielić się z nim oszczędnościami świątobliwej niewiasty. – Przyszli do niej na proszony obiadek. Ten prawdziwy zaprotegował swojego koleżkę jako potrzebującego opieki materialnej uczciwego kapłana, pochodzącego z bardzo biednej rodziny. Po kilku dniach „ksiądz Piotr” poprosił ją o 600 zł na sutannę, którą przysłano mu z samego Rzymu. Później kupiła mu ubrania i komputer, aż wreszcie na-
Ksiądz dyrektor oszustem rze certyfikowanego wielebnego. Zmuszony był ostatnimi czasy do prowadzenia tzw. wędrownego trybu życia, ponieważ w rodzinnym Braniewie (archidiecezja warmińska) paliła mu się już ziemia pod stopami, a sekcja kryminalna tamtejszej Komendy Powiatowej Policji od 5 listopada 2007 r. prowadziła „specjalną sprawę poszukiwawczą” dotyczącą jego osoby. – Był zafascynowany osiągnięciami biznesowymi ojca Tadeusza Rydzyka, toteż sam postanowił żyć w dobrobycie dzięki sutannie i koloratce. Początkowo naciągał ludzi na drobne kwoty, ale jego apetyt rósł w miarę jedzenia i jesienią 2007 roku sprawa się rypła. Niestety, zdołał nam wówczas umknąć – mówi policjant z Olsztyna. Poszukiwany listem gończym S. („wzrost 176–180 cm, sylwetka średnia, oczy niebieskie, włosy krótkie,
W
wa, Zakopanego, Tarnowa i okolic Dąbrowy Tarnowskiej, gdzie udzielał wiernym sakramentów, spowiadał, a nawet odwdzięczał się gospodarzom za wikt i opierunek, wyręczając ich w odprawianiu mszy. Wzorując się na swoim idolu, S. przedstawiał się tu i ówdzie jako „ksiądz dyrektor”, ale – podkreślmy – nigdy nie poważył się na szarganie imienia szefa toruńskiej rozgłośni. Na dobry początek ustanowił się szefem stosunkowo mało znanej Akcji Charytatywnej „Jestem Przyjacielem”. Niestety... „Na przełomie 2007 i 2008 roku poznaliśmy osobę przedstawiającą się jako ksiądz Piotr S(...) z diecezji
odległości ok. 30 m od budynku, w którym mieszkam, właściciel budynku zezwolił na umieszczenie na jego dachu przekaźnika telefonii komórkowej. Jest on skierowany bezpośrednio na okna mieszkania mojego i sąsiadów. Odległość nadajnika od innych, bliżej niego położonych domów, wynosi 15–20 m. W tej sytuacji proszę o udzielenie informacji, jaka instytucja lub urząd może mi udzielić odpowiedzi, czy dopuszczalne jest instalowanie nadajników w tak małej odległości od mieszkań. (Anna z Poznania) Zgodnie z przepisami prawa budowlanego oraz prawa ochrony środowiska, instalowanie urządzeń o wysokości powyżej 3 m oraz urządzeń emitujących pola elektromagnetyczne wymaga jedynie zgłoszenia składanego przez inwestora we właściwym organie administracji architektoniczno-budowlanej (najczęściej jest to starosta). Jeśli organ ten nie wyrazi sprzeciwu, nadajnik może być zainstalowany. Nie ma formalnych przeciwwskazań do budowy nadajnika w okolicy budynków mieszkalnych.
rektor” zebrał w jej imieniu kilkanaście tysięcy złotych na rzecz niepełnosprawnych dzieci. ~~~ W grudniu 2007 r. ksiądz J.L. z parafii w S. (okolice Dąbrowy Tarnowskiej), przy której Włodzimierz S. akurat rezydował, poznał swojego „współbrata w kapłaństwie” z Janiną B., majętną entuzjastką ojca
kłonił ją do pożyczki na spłatę swoich długów. Obiecał, że odda w kilku ratach. Spłukana z oszczędności kobieta wzięła 130 tys. zł kredytu bankowego, żeby mu pomóc. Do marca 2008 r. skaleczył ją w sumie na prawie 260 tys. zł. Miała pewne obawy, ale podczas kolejnego wspólnego obiadu z udziałem autentycznego, dobrze jej znanego
Porady prawne Podstawa prawna: ustawa z dn. 7 lipca 1994 r. – Prawo budowlane, DzU 03.207.2016 ze zm; ustawa z dn. 27 kwietnia 2001 r. – Prawo ochrony środowiska DzU 08.25.150 ze zm. ~~~ Jestem emerytem. Chciałbym podratować swój budżet, wynajmując swój domek letniskowy na Mazurach. Czy musiałbym zapłacić podatek? Jeśli tak, to w jakiej wysokości? Czy taki dochód wpłynie na wysokość wypłacanego mi świadczenia emerytalnego? Jakie przepisy regulują te kwestie? Ewentualne wynajęcie tego domku nie miałoby charakteru stałego, gdyż jest on pozbawiony ogrzewania i jest typowym domkiem letnim.
Zgodnie z prawem, musiałby Pan zapłacić podatek – jego wysokość zależałaby od uzyskanego dochodu. Emeryci i renciści mają obowiązek składać w ZUS coroczne informacje na temat wysokości dochodu uzyskanego w roku poprzednim. Do zmniejszenia świadczeń brane są pod uwagę m.in. dochody z tytułu: działalności gospodarczej; zatrudnienia (stosunek pracy, spółdzielczy stosunek pracy itp.); innej pracy zarobkowej np. umowy-zlecenia czy umowy o dzieło, umowy agencyjnej. Nie są brane pod uwagę inne dochody, np. z wynajmu prywatnego, ze sprzedaży nieruchomości, ze zbycia praw autorskich, z umowy o dzieło (jeżeli nie podlega ubezpieczeniom społecznym). Według orzecznictwa, podatnik sam w zasadzie wybiera, czy rozliczać najem
księdza wielebny uspokoił parafiankę, że w żadnym banku nie mają lepszego oprocentowania niż to, które otrzyma na Sądzie Ostatecznym – śmieje się policjant z Dąbrowy Tarnowskiej. Gdy oszust zmienił żerowisko, zdesperowana Janina B. opowiedziała o swojej wielkoduszności organom ścigania. Kryminalni z Dąbrowy Tarnowskiej wytropili Włodzimierza S. w Rudzie Śląskiej. Przekonywał, że zaszła jakaś fatalna pomyłka, że jest tylko swoim bratem... Trafił do aresztu, gdzie szybko przyznał się do winy i wynegocjował z prokuraturą karę trzech lat więzienia plus zobowiązanie do zwrócenia Janinie B. wszystkich wyłudzonych pieniędzy. Stawką był tryb tzw. dobrowolnego poddania się karze orzekanej bez procesu sądowego, na co pokrzywdzona wyraziła konieczną w takiej sytuacji zgodę. – I tu właśnie jest ciekawostka, bowiem każdy głupi wie, że S. nigdy nie odda pieniędzy, bo i skąd. Mamy operacyjne sygnały, że „czarni” dotarli do niego w areszcie, przekonując do szybkiego załatwienia sprawy, a tą naiwną raz jeszcze wpuścili w kanał, nakłaniając do rezygnacji z procesu. Powód? Janina B. złożyła bardzo niekorzystne dla księdza L. zeznania, ale nie to akurat było najważniejsze. Nasi, a także krakowscy księża bardzo się obawiali ujawnienia ilości odprawionych przez „księdza Piotra” mszy i okoliczności, w jakich dopuszczano go do spowiadania wiernych oraz udzielania sakramentów. Byłaby kosmiczna katastrofa, gdyby wierni dowiedzieli się o tym z mediów – zauważa oficer policji z Tarnowa. Wyrok definitywnie rozwiewający te obawy zapadnie lada dzień... DOMINIKA NAGEL
w ramach działalności gospodarczej, czy też w ramach przychodów z najmu prywatnego – dla Pana korzystniejsze wydaje się to drugie rozwiązanie. Szczegółowo regulują te kwestie przepisy ustaw o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Podstawa prawna: Ustawa z dnia 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 04.39.353 – jt. ze zm.; Ustawa z dnia 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych, DzU 00.14.176 – jt. ze zm. ~~~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r. Początki wiary w niebo – krainę w zaświatach, utożsamianą często z rajem – sięgają epoki neolitu. Można przyjąć, że to starożytni Egipcjanie jako pierwsi uczynili niebo dostępnym dla wielu, a nie tylko dla wybranych. Narodzin wiary w niebo nie da się precyzyjnie usytuować w czasie, podobnie jak genezy wierzeń religijnych w ogóle. Większość teorii głosi, że ich powstanie poprzedzał długi okres, w którym ludzie nie mieli żadnych wyobrażeń religijnych, nie pełnili też praktyk kultowych. Wszystko, co możemy powiedzieć w tej sprawie, jest kwestią przyjętego światopoglądu oraz interpretacji dwóch głównych źródeł w badaniach nad genezą religii i jej pierwotnych form – danych archeologicznych i etnograficznych (dotyczą one współczesnych religii plemiennych). Wielu uczonych łączy początki religii z epoką środkowego paleolitu i kulturą tzw. człowieka neandertalskiego. Z tego okresu pochodzą wykopaliska świadczące o celowym chowaniu ciał zmarłych (tzw. pochówek intencjonalny). Badania mikroskopowe dowiodły, że już wtedy praktykowano to, co powtarzamy do dziś na pogrzebach: przykrywano ciała zmarłych girlandami i bukietami pięknych kwiatów, tradycyjnie uznawanymi dziś za symbole odrodzenia do nowego życia. Czy takie celowe obchodzenie się ze zwłokami może być dowodem na istnienie u neandertalczyków wyobrażeń religijnych, wiary w ciągłość życia po śmierci, istnienia zaświatów – nieba? Okazuje się, że niekoniecznie. Wyobrażenie zaświatów mogło bowiem zaistnieć dopiero na pewnym etapie rozwoju myślenia abstrakcyjnego. Według przeciwstawnych interpretacji, tzw. pochówek neandertalski świadczy jedynie o poczuciu więzi społecznych, wykształconych już wtedy wśród członków plemienia. Dlatego starali się bądź to ochraniać zwłoki bliskich przed zwierzętami i rozpowszechnionymi wówczas praktykami kanibalizmu, bądź to możliwie długo przechowywać ciało zmarłego w obrębie grupy, w dalszym ciągu traktując nieboszczyka jak pełnoprawnego członka swojej społeczności. Obserwując związany ze śmiercią spadek temperatury ciała i trupią bladość nieboszczyka, neandertalczycy próbowali przeciwdziałać tym zjawiskom, układając zwłoki na ciepłych popiołach lub też posypując je ochrą, czerwonym barwnikiem (substytut krwi i symbol życia) „przywracającym” rumieńce. W tym samym celu wędzili zwłoki bądź je zakopywali. Idea świata nadprzyrodzonego, niezależnego od świata przyrody, powstała później – prawdopodobnie na
MITY KOŚCIOŁA
11
Dzieje nieba (cz. 1) bazie wierzeń animistycznych. Łączy się ona z kulturą tzw. człowieka rozumnego – istotą kompletną, a zatem homo sapiens, faber, ludens, ale także i homo religiosus. Już Edward Tylor (1832–1917) – jeden z prekursorów badań nad religią – dowodził, że to właśnie animizm, czyli wiara w byty duchowe, stanowi niezbędne minimum religii. Na podstawie doświadczenia marzeń sennych i narkotycznych halucynacji (ekstaza typu szamańskiego), wizji pojawiających się postaci zmarłych oraz naturalnej tęsknoty za bliskimi zmarłymi narodziła się wiara w rozdzielność duszy i ciała. Wiara w to, że zmarły staje się bezcielesnym duchem (całkowity rozkład ciała) skłaniała z kolei do pytań o miejsce, do którego wędruje dusza po wyjściu z ciała. Tak powstało wyobrażenie „domu dusz” albo „krainy umarłych”. W wierzeniach kultur neolitycznych dominowała koncepcja „dalszego trwania”, wedle której życie pozadoczesne było mglistym naśladowaniem życia ziemskiego. Nie dzielono jeszcze zaświatów na dwie odrębne krainy – niebo i piekło. Pośmiertny los zmarłego, który zstępował do mrocznej i smutnej „krainy umarłych”, uzależniony był od jego pozycji społecznej na ziemi: kto był na ziemi władcą, ten także po śmierci miał być władcą otoczonym dobrami materialnymi i sługami; kto był za życia niewolnikiem, ten także po śmierci miał nim pozostać. W Eynan w Galilei odkryto grobowiec (domostwo) króla czy wodza sprzed 11 tys. lat, który może świadczyć o tym, w jak prosty sposób zmarły stawał się po śmierci czczonym „bogiem”. Jego zwłoki pochowano w pozycji siedzącej, aby ułatwić mu wysłuchiwanie próśb i wydawanie rozkazów. Pokryty dachem grobowiec wykonano z wielką starannością, wznosząc wokół niego wał z gliny zabarwionej ochrą. Znajdowało się w nim palenisko, prawdopodobnie przeznaczone do gotowania potraw z produktów przynoszonych wodzowi jako dary w zamian za jego „usługi”. Później, gdy „moc” zmarłego stała się powszechnie znana i uznana, grobowiec dodatkowo jeszcze ozdobiono. Według Juliana Jaynesa – badacza z Uniwersytetu w Princeston – ów zmarły wódz może być nazwany pierwszym znanym „żyjącym bogiem”, zaś jego grobowiec – prototypem wszelkich „domów bożych”, piramid i świątyń – „łączników między ziemią a niebem”. W okresie późnego neolitu znana jest już wiara w niebo zasiedlane przez licznych bogów, jak również w niebiańską równinę lub rajski ogród. Wiara ta znana jest
z najwcześniejszych religii piśmiennych, z czego wnosić można, że stanowiła ona kontynuację wcześniejszej wiary obecnej w kulturach opartych na przekazie ustnym. W istnienie rajskiego ogrodu wierzyli Sumerowie – lud starożytny, zamieszkujący w końcu IV i w III tysiącleciu p.n.e. południową Mezopotamię (Sumer). Pierwsze wzmianki o nim w literaturze sumeryjskiej – w kontekście opowieści o potopie i herosie Ziusudrze – pochodzą z okresu między 2400 a 2000
„nadludzie” – osobistości wysoko postawione w hierarchii społecznej i wcale nieodznaczające się szczególnymi przymiotami moralnymi. W religii sumeryjskiej brak było jeszcze rozwiniętej moralności, a także koncepcji pośmiertnej nagrody za pobożne życie. W wierzeniach starożytnych Egipcjan nastąpił proces „demokratyzacji” nieba. Najstarsze wierzenia egipskie przekazywały dwie tradycje dotyczące lokalizacji nieba: miejscem pobytu zbawionych były
Ikona przedstawiająca drugie przyjście Chrystusa (w okręgu: raj)
r. p.n.e. Sumerowie utożsamiali go z położoną na wschód od Sumeru (a identyfikowaną przez badaczy z Bahrajnem) krainą Dilmun, zwaną też „krainą żyjących”. Miejsce to, obfitujące w wodę i wszelkie dostatki, wiązane było z grupą bogów, spośród których szczególnie czczeni byli Inzak (Enzag) i jego małżonka Meskilak (Enki). Jedynym bodaj człowiekiem, który otrzymał od bogów coś na kształt nieśmiertelności, był wspomniany Ziusudra – sumeryjski odpowiednik biblijnego Noego. Ponieważ uratował on podczas potopu ludzkość od zagłady, w nagrodę został po śmierci przeniesiony na wieczność do krainy Dilmun. Możliwe jest jednak, że na znalezienie się w owym rajskim ogrodzie mogli również liczyć inni
podziemia (niebo podziemne) albo niebiosa – niebiańskie równiny w przestrzeniach gwiezdnych. Te tajemnicze miejsca nazywane były Polami Jaru, Polami Pokarmów, Polami Trzcin lub Polami Błogosławionych. To właśnie w religii egipskiej od pierwotnych wyobrażeń, wedle których jedynie faraon dostępował życia wiecznego, po ponad 2 tysiącach lat ewolucji myśli egipskiej osiągnięto przekonanie, że życie w krainie niebiańskiej może stać się udziałem każdego śmiertelnika. Jeszcze w okresie Starego Państwa niebo było zarezerwowane jedynie dla królów Egiptu. Zgodnie z doktryną solarną, zmarły król – zespoliwszy się z bogiem słońca Re – wstępował do nieba na jego zachodnim nieboskłonie, by władać krainą podzieloną na
dwie części (analogicznie do podziału na Górny i Dolny Egipt). Tam też siedział na tronie, wydawał rozkazy, przyjmował hołdy poddanych i rozsądzał przedstawione mu sprawy. Kolejnym etapem ewolucji egipskich wierzeń było identyfikowanie króla z Ozyrysem – bogiem, który powstał z martwych i uzyskał moc wyzwolenia innych od śmierci (utożsamiano go z Orionem). Stało się to w rezultacie wojny domowej pomiędzy książętami i kapłanami wyznającymi doktrynę solarną (heliopolitańską) a tebańskimi wyznawcami Ozyrysa. Zwycięstwo odniosła wtedy „demokratyczna” koncepcja ozyriacka. Wszystkie konieczne modlitwy, zaklęcia i wskazówki umożliwiające królowi bezpieczne dotarcie do nieba zawarte zostały w Księdze Piramid. W okresie Średniego Państwa na skutek demokratyzacji wierzeń zaszczytu posiadania literatury grobowej dostąpili również dostojnicy, a następnie – w okresie Nowego Państwa – wszyscy Egipcjanie (każdy, kogo stać było na zapłacenie pisarzowi odpowiedniej sumy za przepisanie niezbędnych formuł). W związku z tym dokonano nowej redakcji tekstów umieszczanych na grobowcach – i tak powstała Księga Sarkofagów, a następnie Księga Umarłych. Egipcjanie byli bardzo mocno przywiązani do życia. Zapewne z tego właśnie powodu wyobrażali sobie niebo jako świat przypominający ich piękną, rodzinną ziemię nad Nilem. Po śmierci pragnęli wykonywać te same czynności, do których przywykli za życia. Dlatego też w grobowcach umieszczano sprzęty i przedmioty, których zmarły używał w życiu doczesnym, w tym także ubrania, napoje i pożywienie – niezbędny ekwipunek w drodze do nieba. Aby zmarły mógł osiągnąć upragnione niebo, musiał spełnić wiele warunków. Gdyby nie znajomość odpowiednich zaklęć oraz „przewodników po tamtym świecie”, nigdy by się tam nie znalazł. W tej sytuacji nie dziwi pozycja, jaką zdobyli sobie w starożytnym Egipcie kapłani (czyli kler). Jako specjaliści od tych wszystkich skomplikowanych i tajemniczych zabiegów stali się niezbędni, zarówno dla faraona, jak i dla zwykłego biedaka (piekli również ciastka, które po poświęceniu miały się stać ciałem Ozyrysa...). Jedna z ostatnich teorii głosi, że Egipcjanie umiejscawiali niebo w konstelacji Oriona. Mają tego dowodzić piramidy w Gizie, stanowiące jakoby lustrzane odbicie tzw. pasa Oriona (są to ułożone w jednej linii jasne gwiazdy: Mintaka, Alnilam i Alnitak). Cdn. ARTUR CECUŁA
12
SZALOM ALEJCHEM
Po żydowsku na Próżnej Karp po żydowsku i kieliszek galicyjskiego wina przy nutach klezmerskiej kapeli. Do tego w otoczeniu niemal prawdziwej żydowskiej rodziny... Kolejna edycja Festiwalu Singera za nami.
N
iemal przez cały rok zapuszczona i opuszczona, na te kilka dni staje się jedną z najważniejszych ulic Warszawy. Próżna to miejsce niezwykłe z kilku powodów. To właśnie przy niej zachowały się jedne z nielicznych już w stolicy kamienic pamiętających czasy „żydowskiej Warszawy”. Pobliski plac Grzybowski i okoliczne ulice, m.in. Twarda, Grzybowska czy Krochmalna, tętniły niegdyś życiem i żydowską kulturą. To była jedna z największych żydowskich dzielnic, a za hitlerowskiej okupacji ogromne getto. Ale ulica Próżna to również współczesny symbol Warszawy. Na mapie kulturalnych imprez nie może już zabraknąć niezwykłego wydarzenia, jakim jest wielki żydowski
festiwal. Impreza, która z jednej strony ma dostarczać dobrej zabawy, a z drugiej – przypominać o tradycji i spuściźnie polskich Żydów, którzy przed holokaustem w dużym stopniu kreowali wizerunek ówczesnej stolicy. Dziś już tylko na Próżnej, podczas Festiwalu Singera, można usłyszeć tradycyjne żydowskie motywy muzyczne czy klezmerskie kapele, spróbować oryginalnych potraw, zobaczyć wreszcie Żydów w tradycyjnych strojach podczas wielkiego jarmarku. Te 7 dni to żydowskie święto. Pieśni, piosenki czy religijne psalmy rozbudzają okolicę. Rozśpiewana scena plenerowa i Teatr Żydowski tętnią muzyką od rana do wieczora. Gwiazdy, jak Leszek
Możdżer, potrafią udowodnić, że muzyka klezmerska brzmi równie ciekawie z nutą jazzu, a nawet hip-hopu. A na roztańczonych czekała, jak co roku, tancbuda. Wystawy, dyskusje i spektakle – dla każdego coś miłego. Zapomniany język jidysz, którym kiedyś mówiły miliony ludzi w Polsce, porywał brzmieniem i pięknem
pisanych liter, a wycinanki, które przed laty wykonywali tylko żydowscy mężczyźni, i to w celach religijnych (wpisywali w nie wersety z Tory) – kunsztem wykonania. Niezwykłości żydowskich rzemieślników do dziś zapierają dech w piersiach. Do tego przepiękne starocie, różnego typu świece, wycinanki, koraliki, obrazki, przedziwne
bibeloty – słowem wszystko, co da się sprzedać. I można na tym zarobić. Nawoływania handlarek i odgłosy targów – biznes to biznes. Jednak warszawiaków na Próżną przyciąga jeszcze coś. Jedzenia, jakiego przez te kilka dni można było posmakować, nie dało się znaleźć nigdzie indziej. Robert Makłowicz
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
j
Polsce żyje ponad 4 miliony osób niepełnosprawnych w wieku produkcyjnym. Pracuje zaledwie 15 procent z nich. Wkrótce ta liczba może być jeszcze mniejsza. Człowiek niepełnosprawny ma do wyboru dwie drogi: zaszyć się w czterech ścianach swojego mieszkania albo wyjść do świata i zaoferować mu swoje umiejętności, także zawodowe. Tymczasem (według Głównego Urzędu Statystycznego) odsetek zatrudnionych znajduje się na bardzo niskim poziomie. I wciąż maleje. Zdecydowana większość niepełnosprawnych (ok. 84 proc.) utrzymuje się głównie z rent, emerytur czy zasiłków, rezygnując z możliwości podjęcia pracy. Decyduje
W
Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Do ich obowiązków należy także zapewnienie specjalistycznej opieki medycznej, usług rehabilitacyjnych, a przede wszystkim – pozbawienie pomieszczeń i budynków tzw. barier architektonicznych. Wszystko to sprawia, że w ostatnich latach zainteresowanie tworzeniem ZPChr jest znikome. I tak: w 2004 roku o status ZPChr ubiegało się aż 729 firm. W roku 2007 było ich zaledwie 73, przy czym 443 spośród już istniejących zrezygnowały z niego bądź go utraciły. Przed tymi, które jeszcze funkcjonują na polskim rynku, kolejne zmiany. Jak informuje Bożena Diaby z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej,
kto tych wymogów spełniać nie musi – mówi Ewa, która od kilkunastu lat pracuje jako szwaczka w ZPChr w Krakowie. Tego samego zdania jest Jan Zając, prezes Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych (POPON), który twierdzi wprost, że gdyby rzeczywiście zrównano wsparcia zatrudnienia na otwartym rynku pracy i w zakładach pracy chronionej, utrzymując jednocześnie obowiązki, jakie są na owe zakłady nałożone, byłby to przejaw nierównego traktowania. Pracodawcy uzyskają refundację w wysokości 60 proc. najniższego wynagrodzenia, ale nie więcej niż 75 proc. kosztów płacy, a nie – jak
13
niepełnosprawnych z PFRON a ich rzeczywistą pensją. A właśnie z tych pieniędzy finansowane są zazwyczaj indywidualne rehabilitacje. Według projektu rozporządzenia, komplikacje będą dotyczyły również uzyskania pomocy publicznej dla nowo zatrudnionych osób. Znacznie trudniej będzie ją otrzymać, ponieważ warunkiem jest, aby owo zatrudnienie wiązało się ze wzrostem netto zatrudnienia w firmie w porównaniu z przeciętnym zatrudnieniem w okresie poprzednich 12 miesięcy. Poza tym etaty powinny się zwolnić w wyniku rozwiązania umów o pracę za wypowiedzeniem złożonym przez poprzednich pracowników, za porozumieniem stron lub w trybie dyscyplinarnym. W prze-
Zatrudnienie chronione
dobrze wie, jaka magia kryje się w koszernym jedzeniu, i dlaczego na Próżnej nie mogło go zabraknąć. A można było zjeść takie wspaniałości jak pierożki, wyśmienite pyzy czy rybne pulpeciki. Kto nie próbował karpia po żydowsku, „kawioru żydowskiego”, czyli pasty z wątróbek, falafela, babaganuszu, czy jeszcze bardziej tradycyjnej chałki, macy bądź czuleniu, na Próżnej mógł posmakować i poznać smaki sprzed lat. A na deser przekąsić domowej roboty strudel i zaspokoić pragnienie wspaniałym winem galicyjskim. Kultura, która kiedyś stanowiła o przedwojennej Warszawie, dziś jest już tylko folklorem. Tydzień Festiwalu Singera przypomina jednak, że nie tylko katolicyzm, jak często nam się wmawia, stanowi o Polsce. O tej przedwojennej w równie dużym stopniu – judaizm. I całe jego bogactwo kulturalne. DANIEL PTASZEK Fot. Autor
się na nią niespełna 10 proc. Pozostali są na utrzymaniu najbliższych. Ten stan rzeczy mają zmienić m.in. liczne kampanie społeczne, których celem jest przekonanie właścicieli firm z otwartego rynku pracy do tego, że człowiek niepełnosprawny może być jak najbardziej pełnosprawnym pracownikiem. Bo o tym, jak istotne jest nastawienie społeczeństwa do niepełnosprawności, najlepiej wiedzą ci, którzy żyją z nią na co dzień. – To, że większość z nas nie pracuje, to przecież nie zawsze wina wyłącznie niepełnosprawnych. Pokutujące w społeczeństwie mity na temat braku wydajności niepełnosprawnego pracownika, a także wyjątkowej za niego odpowiedzialności ze strony pracodawcy powodują, że osobom takim jak ja niezwykle trudno znaleźć zatrudnienie na otwartym rynku pracy – mówi Maciej, niepełnosprawny wyłącznie ruchowo absolwent warszawskiej wyższej uczelni. Swoistym azylem dla tych, którzy pracować chcą, są więc tzw. zakłady pracy chronionej (ZPChr), w których obecnie znajduje zatrudnienie około 180 tysięcy osób niepełnosprawnych. Tyle że te firmy czasy świetności już dawno mają za sobą. Dlaczego? Ze względu na wciąż zmieniające się i skomplikowane przepisy regulujące ich funkcjonowanie, a także coraz mniejsze preferencje z tytułu tego typu zatrudnienia. Dofinansowanie do wynagrodzeń czy zwolnienie z podatku od nieruchomości to – według pracodawców – udogodnienia niewystarczające i nierekompensujące ponoszonych przez nich nakładów. Co więcej – wciąż pojawiają się kolejne problemy. Od początku bieżącego roku sami muszą odprowadzać za swoich pracowników składki ZUS, a dopiero później starać się o ich zwrot z Państwowego Funduszu
Komisja Europejska zwróciła się do strony polskiej o dostosowanie polskich przepisów do reguł obowiązujących w Unii Europejskiej w zakresie wysokości pomocy udzielanej na zatrudnianie osób niepełnosprawnych. Wielu ludzi związanych ze środowiskiem twierdzi, że owa konieczność może sprawić, iż zakłady pracy chronionej zaczną znikać z mapy potencjalnych miejsc zatrudnienia. Jakie więc zmiany przyniesie unijne rozporządzenie, jeśli w obecnej formie wejdzie w życie 1 stycznia 2009 roku? Status pracy chronionej utrzymają wyłącznie te firmy, w których co najmniej 50 proc. zatrudnionych będą stanowiły osoby niepełnosprawne. Dotąd wystarczyło 40 procent, w tym 10 proc. z umiarkowanym lub znacznym stopniem niepełnosprawności. Oznacza to kłopoty ze znalezieniem odpowiednich pracowników. Z kolei ze statystycznego badania, w którym uczestniczyło 210 zakładów pracy chronionej zatrudniających niemal 22 tysiące pracowników z orzeczoną niepełnosprawnością, wynika, że 91 procent ankietowanych właścicieli firm deklaruje, iż jeśli będą zmuszeni zrezygnować ze statusu ZPChr, zredukują zatrudnienie osób niepełnosprawnych, szczególnie tych najbardziej chorych, a przez to mniej wydajnych pracowników. A właśnie im najtrudniej zaistnieć na otwartym rynku pracy. Zakłady pracy chronionej mają być dotowane na tym samym poziomie, co pozostałe firmy z otwartego rynku pracy. – Funkcjonowanie ZPChr w ogóle przestanie się opłacać, skoro mój pracodawca, który musi spełnić szereg wymogów wynikających z tytułu zatrudnienia mnie jako osoby niepełnosprawnej, dostanie dofinansowanie w takiej samej wysokości jak ktoś z otwartego rynku pracy,
Fot. Alex Wolf
było dotąd – odrębnie refundację składek ZUS oraz dofinansowań do pensji pracowników. Według Włodzimierza Sobczaka z Krajowej Izby Gospodarczo-Rehabilitacyjnej, jeśli proponowane zmiany wejdą w życie, część firm dostanie niższe niż dotąd dotacje. Pomoc publiczna na zatrudnienie niepełnosprawnych pracowników zarabiających minimalne wynagrodzenie zmniejszy się przy tym o około 15 proc. (obecnie pracodawcy otrzymują dofinansowanie w wysokości 40 proc. minimalnego wynagrodzenia dla pracownika o lekkim stopniu niepełnosprawności, 70 proc. – o umiarkowanym i 90 proc. – jeśli pracownik ma znaczny stopień niepełnosprawności). Kwoty dofinansowania wynagrodzeń zostaną uzależnione od najniższego wynagrodzenia z grudnia poprzedniego roku, a nie obowiązującego w momencie zatrudnienia. Na zakładowy fundusz rehabilitacji osób niepełnosprawnych nie będzie można przekazać różnicy między dofinansowaniem do wynagrodzenia otrzymywanym przez
ciwnym wypadku firma nie otrzyma dofinansowania. Chyba że w sytuacji, gdy miejsce pracy dla niepełnosprawnego pracownika powstało w wyniku zmniejszenia wymiaru pracy innej osoby na jej wyraźny wniosek. Proponowane zmiany sprawią, że w budżecie państwa pozostanie około 400 mln złotych rocznie, a Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych zaoszczędzi ponad 460 mln złotych. Pogorszy się za to i tak nie najlepsza sytuacja niepełnosprawnych na rynku pracy, a nowe przepisy spowodują – jak twierdzi prezes Zając – masowe zwolnienia i brak pomocy w dostępie do rehabilitacji. Z powagi sytuacji zdają sobie sprawę również lokalne władze. Sejmik Województwa Wielkopolskiego na jednorazowe pożyczki, których celem byłoby utrzymanie miejsc pracy chronionej, przeznaczył 700 tys. zł. To oczywiście kropla w morzu potrzeb, ale też znak, że włodarzom nie są obojętne losy ludzi, dla których znalezienie pracy to trudność szczególna. WIKTORIA ZIMIŃSKA
latforma Obywatelska złożyła do laski marszałkowskiej projekt ustawy radykalnie obniżającej wysokość emerytur ludzi napiętnowanych służbą w peerelowskich „organach bezpieczeństwa państwa”, a w konsekwencji także ich dzieci i współmałżonków otrzymujących renty rodzinne. „Ustawa w 99,9 procentach dotyczy byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. W sumie ok. 30 tys. osób” – twierdzi autor projektu, poseł Sebastian Karpiniuk (na zdjęciu z lewej), radca prawny z dwuletnim stażem pracy w zawodzie. Zapewnia, że owym brakującym do stu ułamkiem procenta jest 22 żołnierzy (16 generałów, 1 admirał, 3 pułkowników, 2 podpułkowników) będących niegdyś członkami Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) i firmujących swoimi nazwiskami decyzje dotyczące wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 r. Wygląda na to, że Karpiniuk nie ma bladego pojęcia o tym, co napisał w ustawie... ~~~ „Służba w organach bezpieczeństwa w latach 1944–1990 była pracą skierowaną przeciwko wolnościowym dążeniom Narodu Polskiego (...). Niedopuszczalnym jest dalsze trwanie systemu prawnego, które przewiduje dla tych osób wysokie przywileje emerytalne, szczególnie w kontekście trudnej obecnie sytuacji materialnej wielu ludzi walczących w tych latach o wolność, niepodległość i prawa człowieka. Zdaniem wnioskodawców, przywileje emerytalne związane z pracą w aparacie bezpieczeństwa PRL nie zasługują na ochronę prawną przede wszystkim ze względu na powszechne poczucie naruszenia w tym zakresie zasady sprawiedliwości społecznej” – czytamy w uzasadnieniu ustawy. Wyjaśnijmy, że „organami bezpieczeństwa państwa w latach 1944–1990” (pojęcie zdefiniowane w Dzienniku Ustaw z 2007 r., nr 63, poz. 425) była nie tylko nieboszczka bezpieka z jej wszelkimi poprzedniczkami, ale także: ~ Akademia Spraw Wewnętrznych, gdzie kształcili się funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej, Służby Bezpieczeństwa i Wojsk Ochrony Pogranicza; ~ Zwiad Wojsk Ochrony Pogranicza, zajmujący się niegdyś pracą operacyjną w rejonach przygranicznych i rozpracowaniem środowiska przemytników; ~ Wojskowa Służba Wewnętrzna, będąca w zasadzie organem kontrwywiadu wojskowego spełniającym też funkcje dzisiejszej żandarmerii; ~ Zarząd II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czyli dawny wywiad wojskowy. Jeśli zaś chodzi o wspomniane „przywileje emerytalne”, to polegają one zwłaszcza na warunku przepracowania minimum 15 lat, po których wszystkim funkcjonariuszom służb mundurowych przysługuje tzw. emerytura policyjna (świadczenie w kwocie odpowiadającej 40 proc.
P
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE podstawy wymiaru, czyli uposażenia należnego na ostatnio zajmowanym stanowisku, powiększane o 2,6 proc. za każdy dalszy rok służby), jeśli tylko nie zostali skazani prawomocnym wyrokiem sądu za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego. Dla porównania: do obliczenia emerytury cywila stosuje się wskaźnik 1,3 proc. podstawy wymiaru (kwoty wyznaczanej na podstawie prze-
karierze zawodowej pracę w „organie bezpieczeństwa państwa”, owszem, wciąż taką emeryturę będzie otrzymywał, ale za każdy rok niesłusznego życiorysu zostanie ukarany wskaźnikiem 0,7 proc. Tak jak np. bezrobotny; ~ Wbrew głoszonym przez Platformę populistycznym hasłom o „przywracaniu sprawiedliwości społecznej” i „zrównaniu praw emerytalnych byłych funkcjonariuszy SB
placówkę dyplomatyczną poza granicami kraju, który musiał być funkcjonariuszem SB; ~ żołnierza WSW, który przeszedł do kontrwywiadu cywilnego (Departament II MSW) i pobiera dzisiaj emeryturę policyjną; ~ tysięcy urzędniczek wydziałów paszportów, będących formalnie funkcjonariuszkami z racji pozostawania tego pionu w strukturze SB.
Smak zemsty Każdy pobierający emeryturę policyjną były funkcjonariusz którejkolwiek z uprawnionych do tego rodzaju świadczenia służb, jeśli ma w swojej karierze zawodowej pracę w tzw. organie bezpieczeństwa państwa, to za każdy rok niesłusznego życiorysu zostanie teraz surowo ukarany... ciętnego wynagrodzenia) za każdy przepracowany rok z okresów składkowych i 0,7 proc. z nieskładkowych. ~~~ Według dotychczas obowiązującego stanu prawnego, do emerytury policyjnej uprawnieni są funkcjonariusze Policji, ABW, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, CBA, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Więziennej oraz byli „funkcjonariusze organów bezpieczeństwa państwa, porządku i bezpieczeństwa publicznego”. Ten ostatni człon dotyczy w praktyce emerytów ze Służby Bezpieczeństwa i Urzędu Ochrony Państwa („organa bezpieczeństwa”) oraz Milicji Obywatelskiej („organa porządku i bezpieczeństwa”). Godzi się podkreślić, że ów stan rzeczy usankcjonował ustawą z 18 lutego 1994 r. Sejm Rzeczypospolitej jak najbardziej już wówczas niepodległej, co obraca w absurd twierdzenia niektórych polityków Platformy („Mam nadzieję, że to my zamkniemy w końcu po 18 latach ten trudny rozdział” – chełpi się szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski – na zdjęciu z prawej) o rzekomo nierozwiązanym w wolnej Polsce problemie emerytur byłych funkcjonariuszy. Opracowany przez Karpiniuka projekt ustawy przewiduje, że do wyznaczenia nowej emerytury „osoby, która pełniła służbę w organach bezpieczeństwa państwa i pozostawała w służbie przed dniem 2 stycznia 1999 roku”, zastosowany zostanie mnożnik 0,7 proc. podstawy wymiaru za każdy rok pracy w latach 1944–1990 i 2,6 proc. za okres późniejszy. Innymi słowy: ~ Każdy korzystający z emerytury policyjnej funkcjonariusz którejkolwiek z uprawnionych do niej służb, jeśli ma w swojej
z prawami innych obywateli”, ludzie z dawnych „organów bezpieczeństwa państwa” będą traktowani znacznie gorzej niż cywile, a od 1 stycznia 2010 roku ich emerytury będą średnio 3,7 razy niższe od dotychczasowych.
I żeby przypadkiem nikt nie zarzucił Karpiniukowi tudzież Platformie stosowania haniebnej zasady odpowiedzialności zbiorowej, dotychczasową emeryturę zachowa ten (i tylko ten!) funkcjonariusz, który udowodni, że „w latach 1944–1990 bez wiedzy swoich przełożonych podjął współpracę i czynnie wspierał osoby lub organizacje działające na rzecz niepodległości Państwa Polskiego”, okazując skazujący wyrok sądowy lub – w ostateczności – zaświadczenie z Instytutu Pamięci Narodowej, o ile uda się znaleźć na ten temat jakieś ślady w archiwach.
Fot. PAP/Tomasz Gzell
14
Poseł Karpiniuk wzbił się na szczyt. Niekompetencji...
Tym oto sposobem wymierzana na oślep zemsta – wszak trudno opisane regulacje nazwać inaczej – ekipy Donalda Tuska dosięgnie m.in.: ~ żołnierza ze Zwiadu WOP, który po rozwiązaniu tej formacji w 1991 r. zatrudnił się, dajmy na to, w Urzędzie Ochrony Państwa, skąd – jako funkcjonariusz – przeszedł na emeryturę policyjną; ~ wykładowcę Akademii Spraw Wewnętrznych kontynuującemu (po rozwiązaniu tej uczelni w 1990 r.) pracę dydaktyczną w szkole policyjnej; ~ oficera wywiadu wojskowego, któremu po reorganizacji Zarządu II SG WP zachciało się spróbować swych sił w wywiadzie cywilnym, czyli Departamencie I MSW; ~ szyfranta pracującego w łączności państwowej lub obsługującego
– Według wyników naszych dotychczasowych badań, to dobrodziejstwo może w sumie dotyczyć nie więcej niż dziesięciu osób – twierdzi historyk z IPN-u. ~~~ Spośród ok. 24 tys. funkcjonariuszy rozwiązanej w 1990 r. byłej SB 14 038 zdecydowało się poddać weryfikacji. Pozytywnie zaopiniowano 10 439 osób. Niczego złego nie można im było zarzucić, więc znalazły później swoje miejsce w UOP, policji lub innych formacjach mundurowych. Co się stanie z ich emeryturami? – Przyjęliśmy bardzo prostą zasadę: wszyscy, którzy pracowali w Służbie Bezpieczeństwa, tracą swoje przywileje emerytalne bez względu na to, czy zostali pozytywnie zweryfikowani w 1990 roku, czy
nie – wyjaśnił na konferencji prasowej w Sejmie poseł Chlebowski, napomykając o „tysiącach niewinnych obywateli wsadzanych do więzień przez esbeków”. – Koniunkturalizm polityczny i próba przechwycenia części elektoratu braci Kaczyńskich zaćmiły Chlebowskiemu umysł. O zamykaniu obywateli w więzieniach nigdy nie decydował esbek, choćby i nawet najbardziej wredny. Klucze mieli w rękach wysługujący się komunie prokuratorzy i sędziowie. Na ich przywileje emerytalne jakoś nikt nie próbuje się zamachnąć – komentuje aktywność legislacyjną Platformy związany niegdyś z opozycją adwokat. „Ten projekt burzy zaufanie do państwa, które okazuje się po prostu oszustem. Ustawa – gdyby weszła w życie – uderzy w tych, którzy niejednokrotnie narażali swoje życie już dla niepodległej Polski. Teraz mają być za to ukarani” – zauważa były szef UOP-u Andrzej Milczanowski. ~~~ Opinia publiczna epatowana jest wysokością emerytur (rzędu 7–8 tys. zł) grupy generałów byłej SB i najwyższych rangą wojskowych odpowiedzialnych za stan wojenny. „Moja emerytura generała, pilota z wieloletnim stażem, wynosi obecnie 6,3 tys. złotych miesięcznie” – ujawnił kosmonauta gen. bryg. Mirosław Hermaszewski, którego zapisano kiedyś (nie pytając o zgodę) do WRON. – Jeśli chodzi o SB, to najwyższe świadczenia otrzymuje raptem kilkadziesiąt osób, z pewnością nie więcej niż sto w całym kraju. Spośród wszystkich byłych funkcjonariuszy co najwyżej jedna trzecia dostaje dzisiaj emerytury w granicach 3–4 tys. zł. To przede wszystkim ci, którzy odchodzili ze służby z pełną wysługą lat. Reszta nie ma więcej niż 2,5–3 tys. zł – twierdzi nasz człowiek z centrali ZUS-u. Tymczasem: „Szacuje się, że ustawa będzie dotyczyła co najmniej 30 tys. byłych funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa. W wyniku wejścia w życie niniejszych przepisów, świadczenia emerytalne wypłacane z budżetu państwa przez organy emerytalne uległyby zmniejszeniu o kwotę ok. 600 mln zł rocznie” – zapewnia Karpiniuk w uzasadnieniu swojego projektu. Z jego wywodów jasno wynika, że przechodząc z mnożnika 2,6 na „bezrobotne” 0,7 proc. podstawy wymiaru za każdy rok pracy, na jednym statystycznym emerycie wywodzącym się z „organów bezpieczeństwa państwa” budżet zaoszczędzi 5 tys. zł miesięcznie. Poseł nie wpadł na pomysł, żeby poprosić kogoś rozumnego (a doprawdy wystarczą umiejętności gimnazjalisty...) o wyjaśnienie, co oznaczają podane przez niego – wzięte prawdopodobnie z sufitu – liczby. Odpowiadamy: nieubłaganie prowadzą do konkluzji, że taki przeciętny emeryt pobiera obecnie... 6850 zł. Zemsta jest nie tylko ślepa, ale i głupia... ANNA TARCZYŃSKA
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r. IMPREGNACJA NA CZARY Jeszcze miesiąc do amerykańskich wyborów, ale wynik jest już raczej przesądzony. A to dzięki boskiej interwencji i osobie Sarah Palin, zwanej „barakudą”. Pod koniec września ujawniono film wideo nakręcony w październiku 2005 roku w jej kościele Assembly Church of God w miasteczku Wasilla na Alasce. Palin – ochrzczona w dzieciństwie jako katoliczka – przygotowywała się właśnie do wypłynięcia na szersze polityczne wody. Miał to umożliwić ceremoniał uodparniania jej na czary. Mistrzem był przybyły z Kenii biskup Thomas Muthee. Wideo pokazuje duchownego, który modli się o ochronę Palin przed „czarnoksiężnikami”, którzy mogliby rzucić zły urok lub innego typu kłody pod nogi. Pretendentka na polityczny świecznik stoi ze spuszczoną głową, zaś Muthee ze wzniesionymi w górę rękami prosi: „Ocal ją od Szatana. Utoruj jej drogę, Boże. Przynieś jej pieniądze na kampanię w imię Jezusa. Użyj jej dla odmienienia tego narodu”. Bóg nadstawił ucha i kilka miesięcy potem Sarah została gubernatorem Alaski. W czerwcu 2008 roku odwiedziła kościół ponownie, by wyrazić uznanie biskupowi, którego modły – jak oświadczyła grupie misjonarzy – pomogły, by została szefem polarnego stanu. Szukając bliższych informacji o biskupie, dziennikarze wpadli na trop jego uczennicy, pani ks. Zipporah Ndiritu, która studiowała pod jego kierunkiem w kenijskim kościele World of Faith Church w Kiambu. „Jego doktryna – mówi pani Ndiritu – koncentruje się na przepędzaniu ze świata demonów i czarownic. Nawet za czasów Jezusa Chrystusa istniały, jak stwierdza Biblia, czarownice, które okazywały swą demoniczną moc...”. No to sprawa załatwiona. Być może trzeba będzie jeszcze ściągnąć Mutheego na powtórkę z czarów, bo może konieczna będzie ofiara z czegoś lub kogoś... Może władzę obejmie w przyszłym roku w USA Sarah Palin, impregnowana na złe moce, których w Waszyngtonie niemało, by wspomnieć tylko o bezczelnych i dociekliwych reporterach. Wtedy będzie musiała pozbyć się jeszcze Johna McCaina, co jednak przy jej metafizycznych koneksjach nie powinno być trudne. Obama, mający w Kenii dobrą prasę i rodzinne kontakty, również mógł poddać się procedurze zabezpieczania przed czarami i zapewnić sobie wygraną, ale najwyraźniej przespał okazję. PZ
TRON DLA KATOLIKA W roku 1688 w Królestwie Brytyjskim wydano edykt, że katolik – żeby nawet nie wiedzieć jak się natężał – nie może zostać królem. Ma kompletnie i bezapelacyjnie przechlapane.
Królem może zostać wyłącznie anglogermański protestant, potomek księżniczki Zofii z Hanoweru. Tylko bowiem oni byli godni korony imperium, w którym nigdy słońce nie zachodzi. Słońce imperialne zaszło bezpowrotnie i ten sam los czeka w najbliższej przyszłości restrykcję wyznaniową. 8 lat temu lewicowy dziennik „Guardian” zainicjował dyskusję i akcję na temat anulowania 300-letniego zakazu, a teraz pracuje się nad tym na Downing Street. Władze rządowe już od dawna traktowały to prawo jako anachroniczną anomalię. „Guardian” argumentował, że prawo sprzeczne jest z Aktem Praw Ludzkich i trudno było z tym polemizować. W ostatnich latach dwóch członków rodziny królewskiej pozbawiło się szans na tron (dość odległych co prawda) przez małżeństwa z katolikami. Teraz książę William będzie mógł hajtnąć się z wielbicielką papieża i w niczym mu to nie przeszkodzi. JF
ŚWIĘTA KREW 24 lutego Amerykanie mają zwariowane święto Groundhog Day. Obchody polegają na wyciągnięciu z klatki świstaka, a specjalista w smokingu bacznie obserwuje jego zachowanie: jeśli groundhog ujrzy swój cień, oznacza to kolejne 6 tygodni zimy, jeśli nie – wiosna za pasem!
ZE ŚWIATA sobotę maja. Czasem rozpuszcza się jeszcze 16 grudnia, dla upamiętnienia niszczycielskiego wybuchu Wezuwiusza. W tym roku w katedrze Neapolu przepychały się tysiące luda spragnionego cudu, a kardynał Crescenzio Sepe, główny macher imprezy, zabełtał próbówką i za chwilę zamachał białą chusteczką. Roztopiła się! Choć wcale nie musiała. Czasem krew nie chce zmienić stanu skupienia, co zwiastuje poważne kłopoty. Ostatni raz zbuntowała się w roku 1980 i 3 tys. Włochów zginęło w katastrofalnym trzęsieniu ziemi. Dlatego w tym roku wszyscy odetchnęli z ulgą. „Krew świętego jest ziarnem nadziei dla wszystkich z nas” – obwieścił książę Kościoła uradowanej tłuszczy. Krew potrafi być płynna przez dni lub tygodnie, zależnie od humoru. Po czym znów krzepnie, do następnego terminu. Nie brak mądrali, którzy twierdzą, że cud daje się naukowo wyjaśnić obecnością związków chemicznych zmieniających stan skupienia pod wpływem poruszania próbówką. Kościół nie chce jednak odebrać zabawki pobożnym neapolitańczykom, choć ostatnio papież wezwał do sprawdzania cudów przed beatyfikacją. Ten najwidoczniej jest innego gatunku. JF
JA, DIABEŁ Marco Luzi, 25-letni Włoch, jest dowodem na to, że książka i film mogą pchnąć do popełnienia poważnego przestępstwa. Nawet wówczas, gdy wcale do niego nie nawołują. 24 września w Rzymie Luzi kilkakrotnie ugodził nożem w kark 68-letniego księdza Caina Calitriego. Nie dlatego, że duchowny w czymś zawinił. Luzi wyznał policji, że poprzedniego wieczora oglądał w telewizji film według znanej książki Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”. Będąc pod wrażeniem filmu, ubrdał sobie, iż to on (Luzi) jest właśnie Antychrystem. W kieszeni „antychrysta” znaleziono kartkę z zapowiedzią: „To dopiero początek, 666”. Inną kartkę z deklaracją: „Ja, Antychryst” znaleziono w domu nożownika. Duchowny jest w stanie krytycznym. ST
ŚMIERĆ ZA SERIAL Religijną wersją tego typu święta jest dzień św. Januarego w Neapolu. Prócz rzesz gawiedzi ściąga także tuzy katolicyzmu. January, biskup Neapolu, stracił głowę, której pozbawił go wojak cesarza rzymskiego Dioklecjana w roku 305. Zanim go pochowano, pewna neapolitanka utoczyła biskupiej krwi do próbówki. W roku 1389, ponad milenium od dekapitacji hierarchy, zeskorupiała posoka rozpuściła się po raz pierwszy. Ma ten zwyczaj dwa razy w roku: w dzień świętego 19 września oraz w pierwszą
Właściciele stacji telewizji satelitarnej muszą umrzeć – orzekł czołowy sędzia Arabii Saudyjskiej, szejk Saleh al-Lunaidan. Kara ma ich spotkać za „deprawację” narodu. Szejk nie ma na myśli zamachów, ale wyroki śmierci wydane w rezultacie procesów sądowych. Przestępstwem są w mniemaniu al-Lunaidana, zwierzchnika krajowego sądu najwyższego, „niemoralne” programy, jakie emitują stacje. Chodzi mu głównie o opery mydlane, seriale i gry telewizyjne. Jak dotąd życie można było stracić za morderstwo, gwałt czy przemyt
narkotyków. Jednak już wcześniej wielki mufti nałożył na opery mydlane fatwę, twierdząc, że są „sprzeczne z islamem”, ale najnowszy postulat sędziego stanowi novum i poważne dokręcenie śruby. Jest tylko mały problem: właścicielami stacji satelitarnych są wyznawcy Allaha, obywatele Arabii Saudyjskiej, i to nie byle jacy. Są to najbogatsi szejkowie, spokrewnieni z rodziną panującą. ST
KOŚCIÓŁ ZE ŚMIECI W Katolandzie kościoły buduje się z bizantyjskim zadęciem, nie licząc się z kosztami, kreując budowlę powalającą na kolana nie tylko wiernych, lecz i niejednego niedowiarka. Tymczasem...
15
„To jest po prostu boskie” – ocenia swój kościół 15-letnia Teea Pallaskari, która regularnie ucieka ze szkoły, aby uczestniczyć w koncertowych mszach. Oczywiście, żaden z uczestników ani nie jest nagabywany, by dał coś na tacę, ani nie płaci za wstęp. Z. Dunek
NA GOLASA Na takie niecodzienne celebrowanie swojej wiary zdecydowali się holenderscy chrześcijanie, nudyści z grupy Ogród Edenu. Do gołego nabożeństwa doszło w parku dla nudystów, ale bardzo nie spodobało się to ortodoksyjnym chrześcijanom, którzy tak się wściekli i tak zajadle protestowali, że w końcu władze Ogrodu Edenu musiały zrezygnować z dalszych spotkań, a nawet zamknąć swoją stronę internetową. Grupa jednak nadal twierdzi, że odwołuje się do biblijnych postaci Adama i Ewy, którzy żyli w rajskim ogrodzie bez ubrań i nie wstydzili się tego. Podczas pierwszego (i chyba ostatniego) nabożeństwa zorganizowanego przez grupę modliło się 80 osób. Nabożeństwo odprawiał oczywiście ksiądz, ale ubrany. PPr
RAK MNIEMANY ...w Szkocji próbują inaczej. Parafia Colston Milton w Glasgow postanowiła wznieść świątynię ze śmieci i wszelakich odpadków, nie bojąc się wcale gniewu bożego. Koszty ogrzewania dotychczasowego kościoła wynosiły ponad 10 tys. funtów rocznie, postanowiono więc postawić nowy. Za surowiec posłużą puszki, stare opony, ziemia, drewno, kawałki szkła i wszelakie inne odpadki oraz rupiecie. „Grupa wspaniałych mężczyzn i kobiet pijących w lesie zaczęła nam przynosić puszki po piwie” – rozczula się ks. Rowe. CS
MSZA KONCERTOWA Słuchając wieczornych modłów na antenie Radia Maryja, można odnieść wrażenie, że Stwórca to jakiś ponurak, który gustuje w smętnych zawodzeniach i jękach. Radiomaryjne modlitwy, odmawiane najczęściej ponurym, smętnym głosem, przywodzą na myśl sceny z jakiegoś thrillera, gdzie tajemnicza, prześladowana przez wszystkich sekta przygotowuje się na nieuchronny i dramatyczny koniec świata. Tymczasem Stwórca chyba lubi dobrą, ostrą „jazdę”. Oto w Finlandii coraz częściej zwykłym mszom towarzyszy muzyka heavymetalowa. Ten typ grania, skądinąd niszowy w wielu innych krajach, cieszy się obecnie wielką popularnością wśród fińskiej młodzieży, więc i Kościół nie mógł zostać obojętny. W świątyni w miejscowości Maentsaelae niektóre msze stały się jedynie rozgrzewką do odbywającego się tam regularnego heavymetalowego koncertu.
Kaznodzieja australijski Michael Guglielmucci, zwany „chrześcijańską gwiazdą” założonego przez jego tatę Kościoła zielonoświątkowców Edge Church International, ma obecnie status gwiazdy spadającej. Pastor usiłował za wszelką cenę udowodnić wiernym, że Bóg czyni cuda, lecząc go często ze śmiertelnych chorób. Zaczęło się od cudownego poskładania 33 złamanych kości. Następnie boska interwencja uzdrowiła duchownego (według jego relacji) z białaczki, raka żołądka, nieuleczalnej choroby nerek, by wspomnieć tylko kilka schorzeń. Guglielmucci najpierw czytał książki medyczne, ucząc się objawów i rozwoju chorób. Następnie pojawiał się przed gabinetami lekarskimi – najczęściej na oddziałach onkologii – i opowiadał współtowarzyszom niedoli o swych cierpieniach i rokowaniach. Beznadziejnych. W finale dzięki interwencji boskiej zawsze uchodził z życiem. Niedowiarków i sceptyków wciąż nie brakuje i pastorowi (jeden z najbardziej znanych w Australii, a inspirował setki tysięcy wierzących na całym świecie) zaczęto się baczniej przyglądać. Po dwu latach cudownych uzdrowień stwierdzono, że wielebny istotnie szwenda się pod gabinetami lekarskimi, lecz nigdy do nich nie wchodzi, bo nic mu nie dolega. Nie wiedziała o tym nawet połowica pastora. Kto teraz będzie chciał słuchać jego nabożeństw? Kto poczuje ciarki na plecach, gdy Guglielmucci wykona swój popisowy song „Healer” (uzdrowiciel) z maską tlenową na twarzy? CS
16
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (109)
Cisza przed burzą W powojennej Polsce tzw. władza ludowa początkowo odnosiła się do Krk z respektem. W wyniku akcji „Wisła” Krk wzbogacił się o 245 cerkwi. Powojenna Polska, która powstała w wyniku klęski militarnej Niemiec hitlerowskich i układów politycznych wielkich mocarstw: Związku Radzieckiego, USA i Wielkiej Brytanii, i która w 1952 r. przybrała nazwę Polska Rzeczpospolita Ludowa, była państwem noszącym znamiona państwa totalitarnego. Umacnianie władzy ludowej, którą zaczęła sprawować partia komunistyczna (początkowo była to Polska Partia Robotnicza, a następnie – w wyniku fuzji z Polską Partią Socjalistyczną – Polska Zjednoczona Partia Robotnicza), odbywało się przy poparciu, pomocy i w zależności od Związku Radzieckiego. W „umacnianiu” tym szczególną rolę odgrywało NKWD oraz rodzime Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, którego główni funkcjonariusze z ministrem Stanisławem Radkiewiczem na czele zostali przeszkoleni w specjalnej uczelni NKWD. Politykę wyznaniową PRL wytyczały dwie główne przesłanki. Pierwszą była oficjalnie głoszona ideologia marksistowsko-leninowska, drugą zaś tworzyły zmieniające się przyczyny i względy polityczne. Teoretycy marksizmu, którzy wiązali zjawisko religii ze społeczeństwem zróżnicowanym klasowo i dopatrywali się w nim przesłanek religiotwórczych, stali na stanowisku, że wraz z likwidacją ustroju kapitalistycznego,
K
z jego podziałami klasowymi, zanikną również warunki rodzące potrzeby religijne człowieka. W konsekwencji przyjmowania takich założeń, model państwa socjalistycznego wypracowany w Związku Radzieckim i powielany w krajach obozu socjalistycznego przewidywał całkowity zanik wierzeń religijnych i zastąpienie ich światopoglądem materialistycznym. Jednak w pierwszych latach w powojennej Polsce nieokrzepnięta jeszcze władza ludowa nie mogła sobie pozwolić na otwartą walkę z Krk. Silna była jeszcze w społeczeństwie nadzieja zmian i świadomość istnienia wpływowych sił niekomunistycznych. Uwarunkowaniami, które władza komunistyczna musiała uwzględnić w swojej polityce wyznaniowej, były przede wszystkim: skład wyznaniowy ludności polskiej, tradycje historyczne, dotychczasowa rola religii (zwłaszcza Krk) w życiu społeczeństwa i państwa oraz roszczenia Krk. Nowa władza nie mogła zbagatelizować faktu, że w Polsce w wyniku zmian terytorialnych i powojennych migracji ludności ukształtowała się nowa struktura wyznaniowa społeczeństwa. Cechował ją wzrost liczby wyznawców katolicyzmu do przeszło 90 procent i wydatny spadek mniejszości wyznaniowych. 20 lipca 1945 roku wierni entuzjastycznie przywitali kardynała Augusta Hlonda, który powracał do kraju z emigracji.
ażdy rok od śmierci Wojtyły za znacza się w Polsce przynajmniej jednym odejściem wybitnego i odważnego teologa ze służby w Koście le, a czasem z Kościoła w ogóle. I w tym roku jest już kandydat na outsidera. Śmierć Wojtyły, którego autorytet zmrażał cały polski Kościół, sprawiła, że puściły lody udawanej jednomyślności. Spod śnieżnej pokrywy bezmyślnej zgody zaczęły wychylać się pierwsze kwiatki swobodnego myślenia. Jednak ich los podobny był do losu pierwszych jaskółek, które nie tylko nie uczyniły wiosny, ale na dodatek padły ofiarą dotkliwych jeszcze przymrozków. Po zadziobaniu przez hierarchię i media katolickie jezuity Stanisława Obirka podobny los spotkał profesora Tomasza Węcławskiego, a później Tadeusza Bartosia. Każdy z nich dostał na odchodne po wiadrze braterskich pomyj na głowę i parę dotkliwych kopniaków. Węcławski, przypomnijmy, zmienił sobie nawet nazwisko na nazwisko żony – zapewne po to, aby uniknąć dalszego wytykania palcami w klerykalnym i mieszczańsko obłudnym Poznaniu. Dwóch z tej trójcy już się niemal udało klerykalnej
Do 1949 r. Krk cieszył się daleko idącą swobodą działania, zachowując niemal wszelkie formy swojej przedwojennej działalności. Bez większych przeszkód działały stowarzyszenia katolickie, seminaria duchowne, zakony, ochronki, domy opieki, szpitale, żłobki, internaty i szkoły prowadzone przez duchowieństwo. Bez przeszkód działała organizacja charytatywna Caritas, prowadząca w 1946 roku 1771 zakładów. Początkowo władze komunistyczne zachowały również nauczanie religii w szkołach państwowych, aczkolwiek pozbawiły je charakteru przedmiotu obowiązkowego. Na mocy okólnika ministra oświaty z 15 września 1945 r. dzieci
sitwie wykluczyć z polskiego życia publicznego. Na placu boju pozostał jeszcze zapraszany tu i ówdzie Tadeusz Bartoś. Co i tak nie ratuje go oczywiście przed złośliwymi uwagami i słowną agresją przykościółkowych dziennikarzy.
mogły być zwalniane z lekcji religii na żądanie rodziców. W kraju ukazywały się liczne pisma katolickie z „Tygodnikiem Powszechnym” na czele i odbudowywano zniszczone świątynie rzymskokatolickie. Nie tknięto również nieruchomości rolnych należących do związków wyznaniowych (głównie do Krk), o powierzchni blisko 150 tys. ha. Dekret PKWN z 6 września 1944 r. ze względów politycznych nie objął tych dóbr reformą rolną (dokonała tego ustawa z 20 marca 1950 r. o przejęciu przez państwo dóbr tzw. martwej ręki). Nie wszystko jednak układało się po myśli Krk. Jednym z pierwszych aktów Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej była uchwała, że konkordat zawarty w 1925 r. pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Watykanem „przestał obowiązywać wskutek jednostronnego zerwania go przez Stolicę Apostolską”. Był to poważny cios dla polskiego Krk, bowiem utracił w ten sposób wszystkie uprawnienia,
zakoloratkowani koledzy. W 2003 roku ośmielił się przyjąć zaproszenie od ówczesnej pełnomocniczki ds. równego statusu kobiet i mężczyzn – Izabeli Jarugi-Nowackiej, którą pewien pan z Episkopatu sugerował potraktować kwasem siarkowym za feministyczną
ŻYCIE PO RELIGII
Czas Obirków Wspomniane wyżej jaskółki wprawdzie wiosny nie czynią, ale zapewniają o nieuchronnej zmianie aury i o tym, że przełom klimatyczny już jednak następuje. Coś zaczyna nieuchronnie zmieniać się w powietrzu. Po protestach studentów i mediów zaniechano np. planowanej cenzury wstecznej książek Węcławskiego. Poza tym na miejsce tych odstrzelonych zwolenników wolnej myśli pojawiają się kolejni. Teraz dyżurnym siewcą zgorszenia jest jezuita Jacek Prusak. Ten zdolny publicysta już przed laty dał się poznać jako posiadający „innego ducha” niż
nieustępliwość. Prusak chciał przyjechać na ministerialne seminarium poświęcone mniejszościom seksualnym (o zgrozo!), ale w ostatniej chwili przełożeni zabronili mu przyjazdu. Przez kolejne lata o Prusaku nie było szczególnie głośno. W tym roku jednak wprowadził kościelną opinię publiczną w prawdziwe osłupienie. Na łamach „Tygodnika Powszechnego”, a także „Gazety Wyborczej” ogłosił, że nauczanie Kościoła na temat antykoncepcji nie ma charakteru prawdy objawionej i może być dyskutowane. Nie jest to wielka sensacja, tyle tylko, że nikt o tym nie
jakie przyznawał mu konkordat. Zachował jedynie te prawa, jakie nadawały wszystkim prawnie uznanym związkom wyznaniowym utrzymane w mocy przepisy konstytucji marcowej. Powodem podjęcia tej uchwały było pogwałcenie przez Watykan postanowień konkordatu w czasie okupacji hitlerowskiej (papież natychmiast uznał biskupów niemieckich na zajętych przez hitlerowców ziemiach polskich). Dodatkowym powodem był fakt nieuznawania przez Watykan Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej i utrzymywania stosunków dyplomatycznych z rządem emigracyjnym. Uchwała stwierdzała, że Krk posiada pełną swobodę działania w ramach obowiązujących ustaw. W pierwszych latach po wojnie władze komunistyczne zlikwidowały oficjalne struktury Kościoła greckokatolickiego. Jego wyznawcami byli przede wszystkim obywatele narodowości ukraińskiej zamieszkujący południowo-wschodnie obszary Polski. W ramach akcji „Wisła” (od 28 kwietnia do końca lipca 1947 r.), będącej odpowiedzią na brutalne akcje UPA, na tzw. Ziemie Odzyskane przesiedlono przymusowo ponad 140 tys. unitów. Majątek po unitach, nieruchomości ziemskie i część budynków przejęło państwo, mienie zaś ruchome – biblioteki i archiwa – rozgrabiono. Na tym „ogromnym błędzie w stosunku do ludności ukraińskiej” – jak to oceniły władze polskie w 1956 r. – skorzystał również Krk. W wyniku akcji „Wisła” przejął on aż 245 cerkwi greckokatolickich (Kościół prawosławny – 24). Sytuacja Krk w Polsce pogorszyła się, począwszy od 1949 r., wskutek postępującej sowietyzacji kraju. Apogeum działań antykościelnych przypadło na 1953 r. – rok śmierci Józefa Stalina. ARTUR CECUŁA
odważył się dotąd tak głośno mówić. Przecież Jan Paweł II nie widział żadnej alternatywy wobec potępienia antykoncepcji i wszelkie głosy oporu wytrwale tłumił, a teolodzy o zbyt długich jęzorach mogli liczyć na... przynajmniej zablokowanie kariery. Prusak ma to jednak za nic i stwierdził, że zna wiele przykładów, w których sztuczna antykoncepcja dobrze służy katolickim małżeństwom. To, że większość katolików śmieje się z kościelnych zakazów, jest powszechnie wiadome, ale żeby ksiądz mówił, że uznana za grzech ciężki pigułka dobrze robi wierzącym, tego jeszcze w Polsce nie było! Mało tego – jezuita postuluje, aby „decyzję, czy antykoncepcja buduje, czy osłabia związek, zostawić małżonkom”. Decyzję zostawić małżonkom! Prusak sądzi, że katolicy mogliby decydować, co jest dobre, a co złe! A od czego mają „pasterzy”? Część mediów katolickich uznała Prusaka za „księdza propagującego grzech”. Jeszcze krok, a przełożeni mogą kazać mu się zamknąć. Możliwe więc, że będzie kolejnym Obirkiem. Jestem sceptyczny, ale w najbliższych tygodniach los Prusaka zostanie przesądzony. MAREK KRAK
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r. a ojca współczesnej seksuologii uznaje się Alfreda Kinseya, który w połowie XX wieku przeprowadził wielkie badania nad zachowaniami seksualnymi ludzi. W ciągu 10 lat jego zespół przebadał kwestionariuszem z ponad 500 pytaniami ponad 11 tys. ludzi (5300 mężczyzn i 5940 kobiet). Pytania dotyczyły m.in. rozwoju seksualnego przed dojrzewaniem, masturbacji, snów erotycznych, przedmałżeńskiego pettingu, współżycia przedmałżeńskiego i pozamałżeńskiego, związków homoseksualnych, kontaktów ze zwierzętami oraz innych zachowań seksualnych, którymi zaspokajają się ludzie. Wiarygodność
Z
zachowań, to wzrost psychopatologii. Kościół katolicki nie czekał oczywiście długo z potępieniem pracy Kinseya. Po opublikowaniu w 1948 r. pierwszej części badań na temat seksualności mężczyzn Kinsey stał się sławny, bo naukowo pokazał to, co każdy i tak wiedział. Kiedy kilka lat później opublikował raport o seksualności kobiet (1953 r.), został zniszczony jako człowiek i jako uczony, gdyż udowodnił to, czego nikt się nie spodziewał. Prysł mit niewinnej kobiałki. Kobiety nagle ukazały się jako równie niewyżyte seksualnie, co mężczyźni, choć może mniej chętnie deklarujące pewne zachowania.
PRZEMILCZANA HISTORIA znaczenie płci zostało wadliwie zinterpretowane przez teoretyków żydowskich i chrześcijańskich. Do chwili obecnej Kościół rzymskokatolicki twierdzi, że podstawową rolą seksualnego zachowania się jest zapładnianie żon przez mężów. W 1968 roku, w encyklice »Humanae vitae«, którą następnie w roku 1976 potwierdziła Kongregacja Doktryny Wiary, papież Paweł VI zabronił wszelkich środków antykoncepcyjnych poza abstynencją w okresie owulacji. Kościół potępia także wszelkie pozamałżeńskie współżycie płciowe. Masturbacja nie jest uważana za zwykły element erotycznego rozwoju, ale za akt zakłócający porządek naturalny. Kościół powołuje się na autorytet teorii prawa
spowodowało najwięcej udręk ze względu na stosunek do homoseksualistów. Kościół zabrania homoseksualnego zachowania się. Uważa je za zakłócające porządek naturalny (...). Skłaniam się do poglądu, że jest wielce prawdopodobne, iż homoseksualizm jest rzeczą normalną w sensie biologicznym, to znaczy, że jest określonym, przynoszącym korzyść zachowaniem się, które wyewoluowało jako ważny element pierwotnej organizacji społecznej ludzi. Homoseksualiści mogą być genetycznymi nosicielami pewnych rzadkich altruistycznych impulsów ludzkości”. Mentalność europejska swą głęboko zakorzenioną niechęć do tolerancji wobec homoseksualizmu
KOŚCIÓŁ I NAUKA (35)
Eros ukrzyżowany Trudno wskazać inną dziedzinę nauki, która byłaby bardziej tłumiona przez naciski Kościoła niż seksuologia. Doktryna katolicka w pewnym momencie doszła do konkluzji, że seks jest tym, co najbardziej ją w życiu owieczek interesuje. Ma się rozumieć, zaraz po dziesięcinach, pańszczyznach i innych opłatach prawem naturalnym przypisanych. odpowiedzi sprawdzano poprzez pytania krzyżujące się i sprawdzające. Poza tym przebadano kilkuset ludzi po raz wtóry, zadając im te same pytania po upływie od 2 do 10 lat (w ich odpowiedziach nie stwierdzono istotnych różnic). Były to pierwsze na świecie badania tego typu i stanowiły przełom w rozwoju seksuologii. Wyniki były szokujące dla współczesnych, jeszcze mocno chrześcijańskich społeczeństw zachodnich. Seks oralny miało za sobą ok. 60 proc. badanych, a 11 proc. mężczyzn przyznało się do seksu analnego w małżeństwie. Stosunki przedmałżeńskie miało 67–98 proc. badanych (w zależności od grupy społecznej). Aż 37 proc. mężczyzn i 13 proc. kobiet miało za sobą doświadczenia homoseksualne (15 proc. mężczyzn w USA między 16 a 25 rokiem życia miało doświadczenia homoseksualne stałe bądź okresowe, z czego 18 proc. tyle samo doświadczeń homo- i heteroseksualnych, a 4 proc. to osoby o wyłącznie homoseksualnych przeżyciach). Do seksu pozamałżeńskiego przyznało się 50 proc. mężczyzn i 26 proc. kobiet. Aż 69 proc. mężczyzn korzystało z usług prostytutek. Masturbację uprawiało 92 proc. mężczyzn i 62 proc. kobiet. Naraz się okazało, że wieki pracy Kościołów różnych denominacji nad wyginaniem natury seksualnej człowieka były jednym wielkim niewypałem. Jedyne, co społeczeństwom mogło dawać życie w klimacie tępienia naturalnych i powszechnych
Od czasów Kinseya niewiele się w tej materii zmieniło, a seksuologia musi być antyklerykalna, tak jak Kościół jest antyseksualny. A bardziej precyzyjnie: antyseksuologiczny. Sprzeciwia się bowiem odkrywaniu prawdziwych zachowań seksualnych człowieka, nie współżyciu w sposób przez biskupa nakreślony. Oczywiście, wierni mało się przejmują tą „moralnością”, co jedynie zwiększa poziom społecznej hipokryzji. Tymczasem socjobiologia dowartościowuje znaczenie „miłosnych zapasów”. Jeśli czasami słyszy się oskarżenia tej dziedziny o redukcjonizm, to w tym akurat przypadku zdecydowanie przeciwstawia się ona redukcjonistom, którzy sprowadzają znaczenie seksu do reprodukcji, zwłaszcza w judeochrześcjaństwie. W książce E.O. Wilsona „O naturze ludzkiej”, która ukazała się w roku 1978, czytamy: „Ludzie są koneserami przyjemności seksualnych. Czerpią przyjemność z nieobowiązującego przyglądania się potencjalnym partnerom, z marzeń, poezji i piosenek, z wszystkich czarujących niuansów flirtu prowadzącego do wstępnej gry miłosnej i spółkowania. Niewiele ma to wspólnego z reprodukcją, lecz wiele z tworzeniem się związków między ludźmi. Gdyby zapłodnienie było jedyną biologiczną funkcją seksu, mogłoby znacznie ekonomiczniej dokonywać się w ciągu paru sekund potrzebnych na pokrycie i wprowadzenie członka (...). W istocie miłość i seks idą z sobą w parze. Biologiczne
Alfred Kinsey
naturalnego, której podstawą jest teza, że niezmienne nakazy wynikają ze stworzonej przez Boga natury ludzkiej. Jest to teoria błędna. Prawa, na które się powołuje, są prawami biologicznymi, stworzył je dobór naturalny i wymagają jedynie niewielkiego, jeżeli w ogóle jakiegokolwiek, wsparcia ze strony religijnych i świeckich autorytetów. Teologowie, nie znając biologii, interpretują je błędnie. Wszystko, czego możemy się domyślać odnośnie do genetycznej historii rodzaju ludzkiego, przemawia na rzecz bardziej liberalnej moralności seksualnej, która traktuje praktyki seksualne przede wszystkim jako sposoby tworzenia więzi, a dopiero wtórnie jako środki służące do prokreacji”. Wiąże się to z jeszcze jedną kwestią – stosunkiem do homoseksualizmu. Wilson już w latach 70., kiedy jeszcze uważano homoseksualizm za chorobę, sformułował bardzo śmiałą hipotezę wyjaśniającą zachowania homoseksualne (za pomocą mechanizmów doboru krewniaczego). Czytamy dalej: „Uświęcenie pochopnej hipotezy biologicznej
zawdzięcza przyjęciu wzorców seksualnych starożytnych plemion żydowskich, którzy toczyli nieustanne walki i dla których płodzenie potomstwa było swoistą „racją stanu”. Moralność ta, poddana następnie chrześcijańskiej „obróbce” z jej wpływami gnostyckiej niechęci do cielesności w ogóle, postawiła na głowie naturalne wyobrażenia na temat ludzkiej seksualności w ogóle, a homoseksualizmu między innymi. Tym sposobem do europejskiego życia seksualnego przeniknęło na wiele wieków patologiczne poczucie winy, a we wczesnym chrześcijaństwie z oporami przychodziła nawet akceptacja dla seksu małżeńskiego, traktowanego na ogół z pogardą. Kilka lat po swym cudownym olśnieniu religijnym cesarz rzymski Konstantyn ustanowił karę śmierci za uprawianie pederastii (326 r.). Cesarz Walentynian II w roku 390 wprowadził karę śmierci na stosie za homoseksualizm. W najważniejszej kodyfikacji prawa w cesarstwie rzymskim, za czasów Justyniana, przewidziana została kara ścięcia dla
17
uwodziciela, zaś konfiskaty połowy majątku – dla uwiedzionego. Masowe represje zaczęły się w XII/XIII w. – w ramach kampanii kościelnej przeciw wszelkim herezjom. W roku 1260 we Francji rozpoczęto systematyczne prześladowania za homoseksualizm, przewidując za pierwszą wpadkę amputację jąder, a za drugą – penisa. Po trzeciej nieszczęśnik wędrował na stos. Podobnie było z lesbijkami – najpierw wycinano im łechtaczkę, później też szły na stos. „Constitutio Criminalis Carolina” – jeden z najważniejszych kodeksów karnych w dziejach Rzeszy Niemieckiej – powstał w 1532 r. za panowania Karola V, a stosowany był nie tylko w wielu krajach niemieckich (jeszcze do 1871 r.), ale i w krajach sąsiednich. Jego art. 116 stanowił: „Trzeba ich [homoseksualistów] według pospolitego zwyczaju skazać na śmierć w ogniu”. Homofobia, przekształcona w średniowieczu w prześladowania i podsycana w kolejnych epokach podobnie jak antysemityzm, została zwieńczona hitlerowskim programem swoistego „homocaustu” – ostateczną eksterminacją wszystkich homoseksualistów. Bardziej dwuznaczne jest kościelne potępienie poligamii. Kodeks kanoniczny podaje, że małżeństwo jest związkiem jednej kobiety z jednym mężczyzną. Z punktu widzenia Kościoła katolickiego, poligamia „nie jest zgodna z prawem moralnym: »Zaprzecza ona radykalnie komunii małżeńskiej, przekreśla bowiem wprost zamysł Boży, który został objawiony nam na początku, gdyż jest przeciwny równej godności osobowej mężczyzny i kobiety, oddających się sobie w miłości całkowitej, a przez to samo jedynej i wyłącznej«” (k.kan. 2387). Z drugiej strony jednak nie sposób nie dostrzec w katolickim modelu rodziny pewnej sprzeczności wewnętrznej celów i środków. Wszakże głosi się ideał rodziny wielodzietnej i zachęca jak tylko może do płodzenia. W książce polskiego teologa ks. Zimmermana pt. „Znaczenie stanu robotniczego dla społeczeństwa i Kościoła” czytamy wręcz, iż jednym z argumentów na rzecz katolicyzmu jest fakt, iż wzmaga on jakoby... płodność małżeńską. Tak więc, biorąc powyższe pod uwagę, można by wnioskować, że słuszne byłoby katolickie sankcjonowanie poligamii jako wynikającej instrumentalnie z celu polityki prorodzinnej. W niej to bowiem w całej pełni mogłaby się urzeczywistnić owa wzmożona katolicka potencja rozpłodowa, jaka drzemie w katolickich duszach i której podniety dają dogmaty wiary i całokształt praktyki duszpasterskiej. Wówczas to dopiero będzie można w pełni „puścić całą siłę pary – ducha katolickiego” w służbę demograficznego przyrostu wiernych w zsekularyzowanym świecie „cywilizacji śmierci” i „permisywizmu moralnego”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Papieska Rada ds. Tekstów Prawnych wydała dwa lata temu stanowisko interpretacyjne w zakresie procedury występowania z Kościoła. Był to dokument czytelny, który ułatwiał życie ludziom niewierzącym. Ale polscy biskupi go „dostosowali”.
wywieraniem psychicznej presji na śmiałku, który, chcąc opuścić dostojne szeregi, skazuje się na wieczne zatracenie... Na samym początku biskupi pomieścili dęty teologicznie komunikat, iż „wraz z przyjęciem sakramentu chrztu św. człowiek zostaje niezniszczalnym charakterem wszczepiony we wspólnotę Kościoła”. Myślę, że owo „niezniszczalne wszczepienie” u wrażliwszego ateusza musi wywoływać nieprzyjemne mrowienie. Forsując stanowisko tak sprzeczne z prawami człowieka do wolności wyznania, biskupi tym mocniej narażają się na replikę wolnomyślicieli, iż akt chrztu jest zatem aktem barbarzyństwa,
Na tym, niestety, nie koniec. Zdecydowanie najbardziej bulwersującym obostrzeniem wprowadzonym przez polskich biskupów jest zastrzeżenie, że akt apostazji nie może być dokonany w tym samym dniu, w którym osoba zgłosi proboszczowi swój zamiar wystąpienia, lecz „dopiero po upływie czasu, jaki proboszcz roztropnie pozostawi do namysłu”. Jedna konfrontacja to może być dla księdza za mało. A może wziąć klienta na przeczekanie? Idziesz do parafii z pismem, komunikując swoją wolę „przerwania komunii”, na co ksiądz ci odpowiada: – Módl się, synu, o nawrócenie i wróć za pół roku.
rodzice popierają apostazję dziecka, bo np. sami jej dokonali, to stanowisko biskupów odmawiające z zasady apostazji niepełnoletnim jest nie tylko naruszeniem ich wolności sumienia, ale i prawa rodziców do wychowania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami. Nawet jeśli ingerencja Kościoła w ten proces wychowawczy będzie nieskuteczna, to przez brak możliwości wypisania dziecka ze wspólnoty wyznaniowej, z którą dziecko i rodzice się nie utożsamiają – jest naruszeniem ich praw. Zdecydowanie powinno to być przedmiotem skargi jakichś odważnych osób, aby zmienić tę sytuację.
Biskupi osaczają apostatów Według Papieskiej Rady, należy stawić się u własnego proboszcza lub ordynariusza wraz z pisemnym oświadczeniem woli o rezygnacji z „trwania w komunii z Kościołem”, czyli z członkostwa. To wszystko. Żadnych świadków ani innych utrudnień nie przewidziano. Należy jednak mieć na uwadze to, że nawet w takiej postaci jest to dość uciążliwa procedura występowania. Aby wystąpić z typowej organizacji społecznej, należy mieć uregulowane wobec niej zobowiązania (na ogół składki, inaczej mamy do czynienia z dyscyplinarnym wykluczeniem) oraz należy złożyć oświadczenie woli, np. list polecony czy e-mail. Nie wymaga się, abyś musiał skonfrontować się osobiście z jakimś prezesem, który będzie z wyrzutem na ciebie patrzył, próbując zachwiać twoją wolą. Cywilizowana procedura występowania z Kościoła powinna zdecydowanie oszczędzać apostatom kontaktu z duchowieństwem, ze względu na możliwe próby psychomanipulacji. Z tego punktu widzenia, procedura kanoniczna nie jest dobrym rozwiązaniem, ale zawsze przecież może być gorzej. No właśnie... Od dawna mówiło się, że polski Kościół zamierza watykańskie wytyczne „dostosować do polskich realiów”. Gdy się coś takiego słyszy z ust polskich biskupów, to – znając „polskie realia” – należy być jak najgorszej myśli. „Dostosowanie” miało miejsce 27.09.2008 r. i przybrało postać dokumentu pt. „Zasady postępowania w sprawie formalnego aktu wystąpienia z Kościoła”. Naprawdę nie spodziewałem się, że biskupi polscy zechcą aż tak utrudnić apostazję. Przede wszystkim do granic możliwości rozbudowano aspekty związane z psychomanipulacją, czyli
skrajnym uprzedmiotowieniem i ubezwłasnowolnieniem małego dziecka! Jeśli jesteś osobą myślącą i szanującą swoje dziecko, naucz je wiary, ale nie serwuj mu owego „niezniszczalnego wszczepienia”. Samo się ochrzci, kiedy będzie już umiało wybierać samodzielnie. Uporczywe i manifestacyjne odmawianie przez biskupów prawa do podważenia chrztu po osiągnięciu dojrzałości i skazywanie na katolickość do końca świata i jeden dzień dłużej to jakby wpieranie koniowi, że jest żabą, nawet jeśli nie chce skakać. Dalej biskupi radzą, że jeśli jakiś katolik znalazł się „w niebezpieczeństwie popełnienia grzechu” odstępstwa od wspólnoty, ksiądz zaczyna perswazję „z miłością” (technika zwana fachowo love bombing). Jeśli to nie poskutkuje i upartemu apostacie nie zmiękną kolana, ksiądz zaczyna straszyć i grozić. Ale jak! Nie po prostu tym, że nie będzie mógł grzesznik wziąć kościelnego ślubu czy pogrzebu, ale że zostanie... ekskomunikowany! Do tej pory oręża ekskomuniki nigdy nie wyciągało się przy apostazjach. Apostata często jest pod dość dużą presją ze strony bliskich i znajomych w związku ze swoją decyzją. Teraz jeszcze dodatkowo księża będą straszyć go ekskomunikami, które na ogół kojarzą się ludziom z publicznymi klątwami. Takim osobnikom jak ja publiczna klątwa sprawiłaby nie lada przyjemność, tyle że nie każdy przecież ateista jest tak perwersyjny światopoglądowo. Ateiści to przecież całkiem normalni ludzie, którzy tym się jedynie różnią, że częściej używają mózgów do samodzielnego myślenia. Nie chcą na ogół swoją apostazją robić żadnego zamieszania lokalnego czy publicznego – chcą mieć ze strony Kościoła święty spokój.
Na szczęście tutaj już nie jesteśmy sami. Jest to bowiem rażące naruszenie wolności sumienia i wyznania. I zasłanianie się konkordatem nie pomoże, bo stanowi to naruszenie ustaw wcale nie polskich, ale umów międzynarodowych, które z formalnoprawnego punktu widzenia mają status równorzędny konkordatowi. Samowola polskich biskupów musi być w końcu przerwana przez sąd – jeśli nie polski, to europejski. Zabronienie apostazji niepełnoletnim to jest coś, czego się po tym piśmie spodziewałem, bo kuria warszawska takie samo stanowisko wysłała nam parę miesięcy wcześniej. Tutaj mamy dwie sytuacje. Rodzice podpisują się pod żądaniem apostazji dziecka albo nie wyrażają na nią zgody. W przypadku braku zgody sytuacja jest trudniejsza, lecz rodzice naruszają tym wolność sumienia dziecka gwarantowaną przez Konstytucję RP. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby dziecko walczyło sądownie nie tylko z rodzicami, ale i z Kościołem. Jest więc w zasadzie na przegranym do ukończenia osiemnastu lat. Jeśli natomiast
Kolejne zupełnie bezzasadne obostrzenie, jakie do procedury apostazji wprowadzili biskupi polscy, to konieczność uzasadniania decyzji. Już nie wystarczy samo oświadczenie woli. Rezygnację z członkostwa w Kościele trzeba umotywować krok po kroku. Tymczasem motywacja to moja prywatna sprawa i księdzu nic do tego. Mogę co najwyżej powiedzieć: rezygnuję, bo mi się przestało podobać. Kolejna kłoda od polskich biskupów to konieczność załączenia świadectwa chrztu. To poważne utrudnienie. Osobiście nie dysponuję takim dokumentem, choć byłem chrzczony. Niby jest zapisane, że akt apostazji mogę złożyć u swojego „obecnego” proboszcza, czyli tego, który akurat obsługuje ulicę mojego zamieszkania. Konieczność uzyskania świadectwa chrztu skazuje mnie na pielgrzymkę do parafii chrztu. Często przecież to jakiś koniec świata, na który muszę się wybrać. W drodze łaski ksiądz może
ci dokumencik wysłać pocztą, lecz nie zawsze na takie ułatwienie apostata może liczyć. Dzwoniłem do różnych polskich parafii, pytając o świadectwo chrztu. Na ogół wymagają stawiennictwa osobistego lub przez osobę trzecią. Jeśli na pytanie, po co ci ten dokument, odpowiadasz, że do apostazji, to zapada długie milczenie i metamorfoza rozmówcy: „Ja mam tutaj teraz, proszę pana, remonty różne, proszę przyjść osobiście...”. Koszt usługi: „co łaska”. Mój znajomy musiał zapłacić 30 zł. Jednym z ważniejszych punktów biskupiego dokumentu jest uregulowanie sprawy apostazji dokonywanej za granicą. Biskupi uradzili, że nie można omijać ich barier, więc apostazja dokonana „przed urzędnikiem cywilnym”, jak to się np. odbywa w Niemczech, jest nieskuteczna. Jeśli Kościół powszechny nie ma jednolitych procedur apostazji, to sytuacja staje się groteskowa. Osoba dokonująca apostazji w Niemczech przestaje być katolikiem i członkiem Kościoła w Niemczech, ale jest na powrót katolikiem w Polsce. ~ ~ ~ Tuż przed ogłoszeniem tego nieszczęsnego dokumentu powiedziałem w komentarzu dla „Trybuny”, że jest to generalnie krok w dobrym kierunku. Ateiści od dawna bowiem czekali na ujednolicenie procedury apostazji, żeby się już księża nie mogli zasłaniać niewiedzą i brakiem procedur. Nie spodziewałem się jednak, że ustalone bariery mogą być tak trudne do pokonania. Szanująca się organizacja działa w ten sposób, że nie jest łatwo do niej wejść, lecz łatwo wyjść. Kościół made in Poland nie jest szanującą się organizacją, a ostatni dokument biskupów na temat apostazji zbliżył tę instytucję do modelu typowej małej sekty: łatwo wejść, a raczej wpaść, bo wchodzi się jakby z automatu, natomiast bardzo trudno jest z tego wyjść. To zresztą nie tylko kwestia wydłużenia czasu. Osoba rozpoczynająca procedurę apostazji nie ma żadnych gwarancji, że jej się to uda! Ale jest jeszcze jeden aspekt całej tej sprawy, który daje nadzieję, że biskupom nie uda się to, co zamierzyli. Mocniejsze przygniatanie powoduje większy bunt. Kuriozalny dokument polskich biskupów wywołuje naturalny odruch sprzeciwu. Wywołuje złość, że chcą nas na siłę trzymać w Kościele. Apostazja staje się więc dzisiaj wyrazem buntu przeciwko dyktatowi biskupów. Nie możemy liczyć na cywilizowane traktowanie odchodzących od wiary i Kościoła, a więc tym bardziej apostazja jest nam konieczna! MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
LISTY Równiejszy Hermaszewski, nasz kosmonauta, ma emerytury 6300 zł – za długoletnią służbę w wojsku i podbicie kosmosu. Głódź, watykańczyk, ma ponad 13 tys. zł – za 12 lat „służby” kapelana i generalskie szlify, które dostał za frajer od państwa. Hermaszewskiemu chcą obniżyć o 1/3. Głódź w ogóle nie powinien otrzymywać emerytury, bo nie mógł jej nabyć – zgodnie z prawem – po 12 latach. Gdzie jest ta sprawiedliwość? toni
Jaruzelski na cokoły! Uważam, że różnica między p. Piłsudskim a ob. Jaruzelskim jest taka, że wprawdzie obaj mają korzenie szlacheckie, ale zasługi Piłsudskiego liczą się w tysiącach trupów niesłusznie poległych, a ob. Jaruzelskiego w dziesiątkach tysięcy uratowanych od rzezi. Pan Piłsudski sam sobie przydzielił stopień marszałka, mimo że w prawie polskim taki stopień otrzymuje człowiek, który wygrał wojnę, a on ją przecież przegrał. Kiedy armia Tuchaczewskiego podchodziła pod Warszawę, on w popłochu uciekał z pola bitwy i dopiero inni generałowie opanowali sytuację i pognali – jak to się teraz mówi – bolszewików. Generałowi Jaruzelskiemu Rada Państwa proponowała przyznanie stopnia marszałka za wygranie wielkiej bitwy, w wyniku której uratowano tysiące Polaków, lecz on w swej skromności odmówił przyjęcia tej godności. Innymi słowy, z cokołów powinno się pomniki Piłsudskiego usunąć i na ich miejsce postawić pomniki Jaruzelskiego. Bez względu na to, czy on się na to zgadza, czy nie. Przypomniał mi się jeszcze jeden argument na słuszność wprowadzenia stanu wojennego. Jesienią 1981 r. miałem koncert dla huty szkła artystycznego we Włodawie, 3 czy 4 km od granicy z ZSRR. W pewnym momencie musieliśmy przerwać koncert, gdyż dał się słyszeć potworny ryk setek motorów. Miejscowi wyjaśnili, że za granicą stoją setki czołgów bratniej armii, które tylko czekają, by nam „pomóc” w rozwiązaniu naszego problemu. Tak jak to uczynili w 1968 roku w Czechosłowacji. Tyle że u nas ofiar byłyby tysiące. Andrzej Bychowski artysta estrady
Drogi Papieżu! Ogłoszenie stanu wyjątkowego w Polsce przez generała Wojciecha Jaruzelskiego miało miejsce dnia 13.12.1981 r. Także 13 dnia co miesiąc przez pół roku Maryja objawiała się w 1917 roku w Fatimie i żądała, aby 13 dzień każdego miesiąca był obchodzony jako szczególny dzień maryjny. Również 13 maja 1981 roku.
Ty, Drogi Bracie Papieżu, zostałeś zraniony przez kulę zamachowca, przez co Maryja widocznie pragnęła Twojej osobistej ofiary za grzechy popełnione w Kościele katolickim. Jak więc widzimy, ogłoszenie stanu wojennego w Polsce 13 grudnia należy traktować jako wielką łaskę nieba dla całego narodu polskiego! Gdyby stan wyjątkowy nie został ogłoszony, groziłaby Polsce straszliwa, bratobójcza wojna domowa, a następnie interwencja wojsk radzieckich. Winfried K., Freiburg
W obronie Z przyjemnością informuję, że działacze SdPl skupieni w Komitecie Obrony Parku Oliwskiego uruchomili stronę internetową, na której
LISTY OD CZYTELNIKÓW Jedynie jeszcze bardziej zakłamany. Ale to już taka uroda religii rzymskokatolickiej – wciskanie własnych brudów pod dywan i wmawianie owieczkom, że nic się nie stało. Jan Nowak-Niejeziorański
Rozczarowanie Po kilku latach spędzonych za granicą wróciłem do Polski pełen nadziei, że się coś zmieniło, że jest lepiej. Postanowiłem wybrać się do Wrocławia – miasta, które podobno najlepiej rozwija się w kraju. Wracając z mojej wycieczki, na Dworcu Głównym we Wrocławiu doznałem olśnienia. Otóż z peronowych głośników co godzinę podawany jest rozkład jazdy... mszy w dworcowej kaplicy. Ale to jeszcze nie koniec.
Typowa retoryka uogólniająca. Charakterystyczna dla prasy katolickiej. „Niezliczona ilość” – to znaczy ile? Sugerować nie znaczy twierdzić. Co to znaczy istnienie duszy? Proszę to zdefiniować. Jeżeli czytelnik chce cokolwiek uzasadnić w kontekście doktryny dogmatu, to daremny trud. Dogmat określonej wiary nakazuje tzw. prawdę przyjąć od autorytetu. Jest zaprzeczeniem zdrowego rozsądku, czyli istoty racjonalizmu. Niweczy pojęcie „natury boskiej”. Cytuję: „Może Racjonalista powie mi teraz, że kiedyś nauka wszystko wyjaśni...”. Co to znaczy wszystko? A co będzie robić nauka? „Komu przyzna rację?”. Oczywiście, że sobie. Dlaczego? – bo ONA jest i będzie ponad WSZYSTKO! Jedyna na tym świecie nieśmiertelna. Będzie dopóty, dopóki będzie istniał człowiek i jego ciągle rozszerzający się umysł. Kalasanty Wiktus z Puław
Święci czy oszołomy?
zbieramy podpisy pod apelem do kurii gdańskiej o odstąpienie od roszczeń wobec hektara parku Oliwskiego: www.park-oliwski.pl/index.php. Jędrzej Włodarczyk
Trójca nieświęta Ktoś w Watykanie puścił bąka (podkołdernika jadowitego) i znów zaczyna żyć w mediach problem wypchnięcia na ołtarze JPII. Tym razem już jednak w towarzystwie Piusa XII i Pawła VI. Sami siebie wybierają, sami siebie mianują świętymi... Nic ująć ani nic dodać. Nie stoi im na przeszkodzie nawet udowodniony ponad wszelką wątpliwość fakt współpracy Piusa XII z Hitlerem i jego powojenna pomoc w przemycaniu hitlerowskich ludobójców do Ameryki Południowej. A zatem Benedykt XVI (wiadomo – szkop!) chce w ten sposób zrehabilitować niechlubną postać swojego poprzednika. Dla mnie nader niesmaczne jest to, że podawane na ten temat wiadomości są przepełnione pietyzmem i omawiane z niekłamaną emfazą (zwłaszcza w TVN 24), jakby miał się dokonać co najmniej jakiś cud. Traktuję to jako kolejną manipulację ze strony mediów i pocieszam się tym, że największe liczebnie na świecie narody – Chińczycy i Hindusi (ponad 2 mld dusz) – nie mają nawet zielonego pojęcia, że ta trójca papieży w ogóle istniała. Świat z racji ich wyświęcenia nie stanie się ani lepszy, ani weselszy, ani ciekawszy.
Wsiadłem do zatłoczonego pociągu, w którym jechali ziomale naszego największego rodaka, górale z krwi i kości. Na oko można było powiedzieć, że mieli po 2 promile wody święconej we krwi i posługiwali się w obecności dzieci językiem bardziej łacińskim niż góralskim. Moja cierpliwość została nadwyrężona, gdy zaczęli palić w wagonie dla niepalących, więc podszedłem i zapytałem się, czy są ziomkami JPII. „A jak!” – odpowiedzieli gwarnie, a na to ja, ze bardzo piyknie panocki biorom sobie do serca nauki JPII, dając psykład młodziezy... I w tym momencie musiałem zmienić wagon, bo ciupazki posłyby w ruch... Zbigniew Ciechanowicz Szczecin
Nic nie jest pewne Dotyczy listu czytelnika podpisującego się „Cz” („FiM” 39/2008, „Co jest pewne?”). Jeżeli nauka nie wyjaśnia jakiegoś zjawiska, to znaczy, że w tym czasie nie posiada odpowiednich „mechanizmów wiedzy”. Jeżeli sama dojdzie do absurdu, będzie badać ten absurd. Ale jedno jest pewne –„Fakty i Mity” czytają kreacjoniści. Jednym z nich jest ów czytelnik, który pisze, cytuję: „Jest niezliczona ilość wszelkiego rodzaju przykładów chociażby sugerujących możliwość istnienia duszy, których nijak nie można zakwalifikować jako wytwór mózgu”.
Chciałbym odpowiedzieć na list pana Józefa Jana Wieczorka, w którym zarzuca mi on nietolerancję w stosunku do świadków Jehowy („FiM” 37/2008). Szanowny Panie! Rozumiem, że mógł się Pan poczuć urażony sformułowaniem „oszołomy” w stosunku do świadków Jehowy, niemniej miałem tu na myśli poziom fanatyzmu religijnego, który odróżnia tę sektę od innych sekt chrześcijańskich. Nie neguję ich prawości, uczciwości, łagodności czy innych pozytywnych postaw życiowych, o których Pan wspomina. Również ich martyrologia jest mi znana. Jako ateista odnoszę się jednak do wszystkich religii tak samo, czyli z największą obojętnością. Aczkolwiek akurat świadków Jehowy miałem okazję dość dobrze poznać podczas mojego pobytu w USA. Byli ostentacyjnie nachalni i uparci. Średnio raz na miesiąc zjawiali się w okolicy, w której mieszkałem, i stawiali nogę w progu drzwi tak, aby nie można ich było zamknąć. Wszelkie sposoby pozbycia
Autor: Henryk Dudor Na 320 stronach książka ujawnia prawdę o Jezusie, skrzętnie ukrywaną przez Kościół. Cena: 30 zł plus koszt wysyłki. Zamówienia: Listownie: Urząd Pocztowy Toruń 17, ul. Łyskowskiego 18, skr. poczt. 36; Telefonicznie: (056) 645 10 51, tel. kom.: 0 509 279 472
19
się ich nie przynosiły skutku. Miesiąc później ci sami ludzie stawali w moim progu i pytali, czy już zmieniłem zdanie. Pisze Pan, iż są gotowi przedstawić swoje poglądy wszystkim, którzy zechcą ich wysłuchać. Natomiast ja wiem, że przedstawiają je nawet tym, którzy nie chcą ich wysłuchiwać. Każdy członek sekty ma obowiązek głosić tę religię wszem wobec. Polskojęzyczni świadkowie Jehowy stoją ze swoimi broszurami przed wejściem do subwayu na Greenpoincie i atakują niewinnych przechodniów. Kiedyś podsłuchałem rozmowę dwóch starszawych pań, które rozmawiały o jakiejś trzeciej, która ponoć „już jest w Królestwie Niebieskim”, bo tak wielu skaptowała nowych świadków. Pewnego razu dałem się namówić na przeczytanie kilku broszur. Zastanawia mnie, jak bardzo trzeba być naiwnym i podatnym na pranie mózgu, aby uwierzyć w te tezy. Biorą oni Biblię tak serio, a każde zdanie z niej tak dosłownie, że powstała z tego ideologia będąca prawdziwą gimnastyką etyczną. Nawet ortodoksyjni żydzi czy amisze są bardziej postępowi niż świadkowie Jehowy. Fakt, iż są gotowi prędzej umrzeć, niż zgodzić się na transfuzję krwi, jest dla mnie tak abstrakcyjny, że nie potrafię znaleźć innego określenia jak właśnie „oszołomy”. Wiesław Rozbicki
Szanowni Czytelnicy W ostatnim numerze „FiM” do tekstu pt. „Pan ksiądz nie płaci” zamieszczonego na V Kolumnie wdarł się błąd merytoryczny. Otóż operatorem, który podpisał z Episkopatem umowę na tańsze usługi telefoniczne dla kleru, jest Era GSM, a nie Plus GSM, jak napisaliśmy. Za pomyłkę przepraszamy. Redakcja
Dzień Nauczyciela Wszystkim Nauczycielom i Wychowawcom z grona naszych Czytelników składamy najlepsze życzenia zadowolenia z wykonywanej pracy. Redakcja
20
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Antyklerykalizm a wiara Mam kilka pytań: Czy antyklerykalizm jest tożsamy z ateizmem, z niewiarą? Czy można wierzyć w Boga, negując jednocześnie Kościół i jego kler? Czy chcąc być wyznawcą Boga, człowiek musi należeć do jakiejś społeczności wyznaniowej? Czy w zaciszu domowym nie można wielbić Boga? Jak w takiej perspektywie należy odnieść się do chrztu i Wieczerzy Pańskiej? Skupmy się na pierwszym pytaniu i wyjaśnijmy najpierw, czym charakteryzuje się klerykalizm, a wtedy stanie się jasne, czym antyklerykalizm nie jest. Otóż klerykalizm to dążenie do podporządkowania życia społecznego, politycznego i kulturalnego duchowieństwu. Antyklerykalizm jest zaś przeciwieństwem tego wszystkiego. Postuluje uwolnienie całokształtu życia publicznego od wpływu duchowieństwa. Może więc odnosić się do każdej instytucji religijnej, która chciałaby być państwem w państwie. W naszym kraju szczególnie dotyczy to Kościoła rzymskokatolickiego, który korzysta z przeróżnych przywilejów, korzyści, dotacji państwowych i zwolnień podatkowych, a przy tym ingeruje w każdą sferę życia publicznego i hamuje przeprowadzenie różnych reform. Antyklerykalizmu nie można oczywiście utożsamiać wyłącznie z ateizmem. Chociaż istnieje antyklerykalizm ateistyczny, nie wolno zapominać o tym, że historia antyklerykalizmu o podłożu dogmatyczno-reformistycznym sięga czasów reformacji. Wtedy to – jak pisze Hans-Jürgen Goertz – „umysłami zawładnął gwałtowny antyklerykalizm, budząc wolę odnowienia stosunków społecznych i kościelnych i dając owej woli odpowiedni wyraz” (w: Adolf Holl, „Heretycy”, s. 237). Szczególne miejsce, obok wielu dysydenckich ugrupowań, zajął w tym czasie ruch anabaptystyczny, który wyrósł z reformatorsko-antyklerykalnego radykalizmu. Był to ruch, który nie tylko odrzucał Kościół katolicki z jego hierarchią i świecką władzą, tradycją i przemocą, ale który dążył również do tego, aby społeczność chrześcijańska była wolna od wpływu wszelkiej zwierzchności i oparta na dobrowolnym członkostwie. Dlatego anabaptyści odrzucali m.in. chrzest dzieci, a gminy – zorganizowane w sposób demokratyczny – tworzyli wyłącznie dorośli. W takich wspólnotach nie było więc miejsca dla duchownych. Wszyscy byli sobie równi (Mt 23. 8). Ten antyklerykalny aspekt, sprzeciwiający się podziałom wiernych na duchownych i świeckich (podział ten wprowadzono w II wieku po Chrystusie), występował zresztą już
w postulatach Piotra Waldo, który w myśl Pisma Świętego za jedynie słuszne uznawał powszechne kapłaństwo wszystkich wierzących (por. 1 P 2. 5, 9; Ap 1. 6; 5. 10). Co więcej, Piotr Waldo uważał, że prawo do głoszenia ewangelii mają wszyscy ochrzczeni, z kobietami włącznie. Wyznawał bowiem zasadę, że „każdy ochrzczony jest pomazańcem Bożym i dzieli z Chrystusem trójwładzę: kapłańską, królewską i proroczą” (Jan Wierusz Kowalski, „Chrześcijaństwo”). Krótko mówiąc, zanim powstał antyklerykalizm racjonalno-deistyczny, wyrosły na podłożu filozofii oświecenia, powstał on najpierw w łonie samego chrześcijaństwa. Jak bowiem wiadomo, niemal wszyscy prekursorzy reformacji, ruchy dysydenckie, a także późniejsi reformatorzy krytycznie odnosili do Kościoła rzymskokatolickiego jako instytucji hierarchiczno-politycznej i odstępczej. Nie jest więc tak, że antyklerykałami byli lub są dziś wyłącznie ateiści. Byli i są nimi bowiem również ludzie o głębokiej wierze, i to nie tylko protestanci, ale również katolicy. Co więcej, w pewnym sensie antyklerykałem można nazwać nawet Jezusa. Występował On bowiem przeciwko mieszaniu religii z polityką i konsekwentnie oddzielał „Królestwo Boże” od „świata”. Powiedział przecież: „Oddajcie, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co Bożego, Bogu” (Mt 22. 21) oraz: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18. 36). Ponadto krytykował ówczesne duchowieństwo za nadużycia, za jego oportunizm wewnętrzny i zewnętrzny, za obłudę (Mt 23. 1–36). Innymi słowy: bez krytycznego stosunku Jezusa i apostołów, a później i chrześcijańskich antyklerykałów do religijnego formalizmu i tradycjonalizmu nie byłoby żywego chrześcijaństwa. Odpowiedzią więc na drugie pytanie, czy można wierzyć w Boga, negując Kościół i jego kler, są wszyscy dysydenci, reformatorzy i współcześni antyklerykałowie. A więc można, a nawet powinno się. Zresztą przykładem krytycznego stosunku do duchowieństwa są następujące słowa Jezusa: „Zostawcie ich! Ślepi są przewodnikami ślepych, a jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną” (Mt 15. 14). Słowa te są wciąż aktualne.
Najwyraźniej wzywają właśnie do porzucenia wszelkich struktur kościelnych i doktryn, o ile są one sprzeczne z zasadami, które głosił Jezus Chrystus. To samo zresztą głosił św. Paweł: „Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? Myślmy bowiem świątynią Boga żywego (...). Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego się nie dotykajcie: A Ja przyjmę was i będę wam Ojcem, a wy będziecie mi synami i córkami” (2 Kor 6. 14–18). Wymowa tego fragmentu jest następująca: kto ceni sobie społeczność z Bogiem („w duchu i w prawdzie” – J 4. 24), powinien radykalnie zerwać z wszystkim, co tę społeczność zakłóca lub udaremnia. Jest to podstawowa zasada biblijna, o której czytamy w wielu miejscach tej księgi. Przypomnijmy, że już do Abrahama Bóg powiedział: „Wyjdź z ziemi swojej i od rodziny swojej, i z domu ojca swego do ziemi, którą ci wskażę” (Rdz 12. 1). Podobnie czytamy w Apokalipsie św. Jana: „Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów” (Ap 18. 4) oraz w Pawłowym tekście: „Wyjdźcie spośród nich (...): A Ja przyjmę was”. A zatem, jak cały ten tekst ostrzegał Koryntian, aby nie łączyli się z niewierzącymi, bałwochwalcami i innymi grzesznikami, tak i dziś wzywa, aby nie łączyć się z ludźmi, „którzy jedynie przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy” (2 Tm 3. 5). Odcięcie się więc od wspólnoty religijnej lub Kościoła, który niewiele ma wspólnego z zasadami Ewangelii, nie tylko nie jest zdradą, ale jest wręcz obowiązkiem każdego, kto chce „bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5. 29). Nikt też nie powinien takiej decyzji odkładać z obawy o utratę wiary. Wiara nie jest bowiem zależna od tej czy innej instytucji religijnej, lecz od samego wierzącego (Rz 10. 14–17) oraz Boga (Mk 9. 34; Łk 17. 5; Rz 12. 3). Czytamy przecież: „Albowiem Bóg
to według upodobania sprawia w was i chcenie, i wykonanie” (Flp 2. 13) oraz: „Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa” (Flp 1. 6). Oczywiście nie oznacza to, że przynależność do ewangelicznej społeczności jest obojętna dla ludzi wierzących. Na pytanie więc, czy wierzący powinien należeć do jakiejś wspólnoty chrześcijańskiej, Biblia odpowiada jednoznacznie, że tak. Rzecz jasna, nie chodzi tu o żaden przymus, tylko o naturalną kolej rzeczy. Kto bowiem poważnie odpowiedział na wezwanie „Pójdźcie do mnie wszyscy” (Mt 11. 28), należy nie tylko do Chrystusa, ale również do „ciała Chrystusowego” (1 Kor 12. 27), którego Głową jest Jezus Chrystus (Ef 1. 22–23). Naturalną więc rzeczą jest, że każdy duchowo odrodzony człowiek chce
i potrzebuje spotykać się z innymi wierzącymi, aby uczestniczyć w „nauczaniu i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” (Dz 2. 42). Ponadto, chociaż sama przynależność do chrześcijańskiej społeczności (Kościoła) nie zbawia, nie można też zapominać o następującym wezwaniu: „Nie opuszczajmy wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodawajmy sobie otuchy, a to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża” (Hbr 10. 25). Przykładem zaś aktywnego uczestnictwa w zgromadzeniach synagogalnych, aby łączyć się z ludem Bożym, jest sam Jezus, który jakkolwiek piętnował ostentacyjną religijność (Mt 6. 1–8, 16–18; 23. 1–36), miał zwyczaj w szabat chodzić do synagogi (Łk 4. 16). Podobnie postępowali apostołowie (Dz 2. 46; 3. 1; 13. 14, 42, 44; 17. 1–3). Są to więc przykłady, które pokazują, że można uczestniczyć w nabożeństwach, nawet gdy są one dalekie od doskonałości. Z każdego
takiego zgromadzenia można bowiem odnieść jakieś korzyści duchowe i czegoś się nauczyć. Ponadto w przypadku nabożeństw prowadzonych według zasad ewangelicznych każdy ma okazję do zadawania pytań, a jeśli z czymś się nie zgadza, może wyrazić swoje stanowisko – bez obawy, że zostanie napiętnowany. Przynależność do biblijnej wspólnoty ma więc olbrzymie znaczenie. Co prawda Biblia mówi, że Boga należy „czcić w duchu i w prawdzie” (J 4. 24), czyli niezależnie od miejsca i czasu, na przykład w zaciszu domowym (Mt 6. 6), ale mówi również o tym, aby wierzący „jednomyślnie, jednymi ustami wielbili Boga i Ojca Pana naszego, Jezusa Chrystusa” (Rz 15. 6). Zresztą również chrzest i Wieczerza Pańska mówią o potrzebie przynależności do chrześcijańskiej społeczności. Wszak – jak napisał św. Paweł – „w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało” (1 Kor 12. 13). Innymi słowy – Ewangelia wyprowadza nas z samotności do społeczności z innymi. Wiara, chrzest, Wieczerza Pańska i społeczność są więc nierozdzielne. Stąd też ich ustanowienie, „abyśmy się schodzili ku lepszemu” (1 Kor 11. 17). A zatem chrzest wiary i Wieczerza Pańska nie tylko wskazują na dzieło Jezusa Chrystusa, ale również jednoczą wierzących w Chrystusie i z Chrystusem. Stąd tak często czytamy: „Miłością braterską jedni drugich miłujcie” (Rz 12. 10); „(...) przyjmujcie jedni drugich” (Rz 15. 7); „(...) służcie jedni drugim” (Ga 5. 13); „(...) znoście jedni drugich” (Ef 4. 2); „(...) bądźcie jedni dla drugich uprzejmi, serdeczni, odpuszczając sobie wzajemnie, jak i wam Bóg odpuścił w Chrystusie” (Ef 4. 32); „(...) nauczajcie i napominajcie jedni drugich” (Kol 3. 16); „(...) budujcie jeden drugiego” (1 Tes 5. 11); „(...) okazujcie gościnność jedni drugim” (1 P 4. 9) oraz „(...) usługujcie jedni drugim tym darem łaski, jaki każdy otrzymał” (1 P 4. 10). Innymi słowy: chrześcijanie powołani są nie tylko do społeczności z Bogiem i Jezusem Chrystusem (J 14. 23; 1 Kor 1. 9; 1 J 1. 3), ale również do społeczności z innymi. Możemy mieć wprawdzie dylemat, do której wspólnoty wyznaniowej się przyłączyć, ale jeśli nawet tak jest, nie jest to powód, aby nie szukać społeczności, w której się naucza i stosuje Słowo Boże. Napisano przecież: „(...) szukajcie, a znajdziecie” (Mt 7. 7). Czym zatem powinna się charakteryzować chrześcijańska społeczność? Przede wszystkim tym, że za jedyne źródło wiary i nauki chrześcijańskiej uznaje wyłącznie Pismo Święte (2 Tm 3. 15–17). Po drugie zaś tym, że wzywa do zachowywania biblijnych przykazań Dekalogu, gdyż „kto mówi: znam go, a przykazań jego nie zachowuje, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma” (1 J 2. 4). BOLESŁAW PARMA
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Wojna futbolowa Rozpoznajecie skrót PZPN? Przypuszczam, że bez trudu. To proste. Rozwija się go tak: Pazerne Złodziejaszki Permanentni Nieudacznicy. Z wczesnej młodości kibica pamiętam dwa wydarzenia. Koniec lat 60. Szczecin. W piknikowej atmosferze jestem na stadionie wraz z mamą i tatą. Trwa mecz miejscowej Pogoni (drużyna zniszczona obecnie przez jednego aferzystę i kilkunastu podwórkowych baranów z Brazylii) z Górnikiem Zabrze. Po stronie portowców gra miejscowy idol, świetny Marian Kielec, a po stronie górników nastoletni chłopiec o nazwisku Włodzimierz Lubański (pamiętacie?). W pewnej chwili jakiś kibic obdarzony potężnym głosem drze się z trybun: „Lubański, zakładaj tornister i wyp...dalaj do szkoły” (krążyły pogłoski, że Włodek dla futbolu porzucił naukę). No i... co się wtedy stało? To trzeba było widzieć. Zapanowała cisza! Pośród niej Kielec podszedł do zaczerwienionego jak burak młodego sportowca i zaczął go pocieszać. Chwilę później jak spod ziemi pojawiła się Milicja – w tamtej chwili naprawdę Obywatelska. I miała jakiś nagły interes do „dżentelmena”
dbającego o wykształcenie piłkarza Górnika. Interes ów DOBILI w milicyjnej nysce. Ku całkowitej aprobacie tysięcy kibiców oraz... zawodników obu drużyn, którzy klaszcząc, rychło wrócili do gry po tym „mrożącym krew w żyłach „wybryku”. I wydarzenie drugie. Mistrzostwa świata w piłce nożnej. Rok 1974. Niemcy. Już jako siedemnastolatek oglądam konferencję prasową trenera Brazylii. Zafrasowany Mario Zagallo bezradnie rozkłada ręce, mówiąc: „Śmieszą mnie Niemcy ze swoimi pogróżkami, w ogóle nie boję się butnej Argentyny ani Holandii, ale zupełnie nie wiem, jak pokonać Polskę, najlepszy obecnie, moim zdaniem, zespół na świecie”. No i nie pokonał! ~ ~ ~ Co się zmieniło od tamtego czasu? Wszystko się zmieniło. Dziś kibic zachowujący się na stadionie w taki sposób jak jego antenat na Pogoni zostałby niechybnie wybrany Mister Elegantiarum, a może nawet Mistrzem Mowy Polskiej. Wypowiedział się wszak w miarę (jak na dzisiejsze standardy) parlamentarnie i nawet nikogo nie skaleczył i nie zabił. Ba... z lenistwa pewnie nie
odpalił żadnej petardy, nie spalił ani jednego szalika, nikomu nie dał w ryja i nawet – co już naprawdę nieprawdopodobne – nie rzucał bananami w zawodników o nieco innym niż biały kolorze skóry.
BAJKI DLA DOROSŁYCH
Jak się Rydzyj do piekła dowierca Dawno, dawno temu – a właściwie całkiem niedawno, bo jeszcze dziś rano – żył sobie zły czarnoksiężnik Rydzyj. Miał on jedno tylko marzenie: przejąć kontrolę nad światem. Rydzyj posiadał nieustraszoną armię Moherów – włochatych, wojowniczych stworów nieokreślonej płci, które zwyciężały wrogów roztaczaną przez siebie zabójczą wonią naftaliny. Potęga Rydzyja zasadzała się nie tyle na szczególnych przymiotach (poza niezwykle przez Mohery cenioną umiejętnością płaczliwego zawodzenia), co na potędze straszliwego Boga Radiomaryja, z którym Rydzyj, jako jedyny, potrafił się kontaktować, a którego Mohery otaczały uwielbieniem. Liturgia była nadzwyczaj prosta. – Ukaż nam Radiomaryja, Rydzyju! – wołały hordy Moherów. Wtedy przy dźwiękach trąb unosiła się zasłona i Mohery padały na twarz przed sporym, podłużnym obiektem, skrzętnie zakrytym jedwabną płachtą. – Sratytaty! – wznosił Rydzyj liturgiczny okrzyk.
– Sratytaty na wieki wieków, amen! – odpowiadały Mohery, wśród których chodziły słuchy, że Radiomaryj to Święte Świętych i kto go zobaczy, niezwłocznie umrze. Wszelako Mohery zbyt słabe były i nieliczne, by mogły wystarczyć do przejęcia kontroli nad światem. Rydzyj umyślił tedy sposób wielce pomysłowy. Postanowił mianowicie dowiercić się do piekła i uwolnić zeń szatanów. Szatani, wespół z Moherami, bez trudu przejęliby dla Rydzyja kontrolę nad światem. A wtedy – marzył Rydzyj – jego Wyższa Szkoła Kultury Społecznej mogłaby mieć więcej wydziałów niźli gwiazd na niebie. I wykształciłaby absolutnie wszystkich ludzi na świecie. A raczej – zniekształciła, gdyż Rydzyj, jako czarnoksiężnik, wyznawał poglądy antynaukowe. Aby nie budzić podejrzeń, Rydzyj wymyślił dla swych wierceń sprytną przykrywkę. Ogłosił, że będzie szukał źródeł wód gorących, bo niedaleko jego siedziby, jak wyszpiegował,
Przewartościowało się także to, że fani futbolu blisko czterdziestomilionowego kraju zastanawiają się obecnie, czy Polska wygra z San Marino, teamem kompletnych amatorów (listonosz, studenci, bankowcy, nawet fryzjer), a kiedyś wystawiłaby dżentelmeńsko drużynę do lat 16 lub reprezentację III Ligi. No bo sukces z Andorą to może być już spory problem. O takich nieosiągalnych „wielkich” potęgach jak Belgia, Holandia, Słowacja, Czechy,
ma powstać dużo centrów handlowych. Więc on je tą geotermią ogrzeje i zgarnie za to ciężką kasę. W chciwość czarnoksiężnika wierzyli wszyscy, ale nikt nawet nie podejrzewał, co mu chodzi po głowie tak naprawdę. I dopiąłby Rydzyj swego – ale był jeden szkopuł. Otóż do wiercenia potrzebna była pewna machina, zwana Dotacją Unijną. A tej Rydzyj nie miał. Tymczasem pewnego dnia diabli w piekle zaczęli się kopsać. Kopsali się tak mocno, że tego, który był z brzega, wykopsali przez dziurę na świat – do Polski. Stał z brzega, gdyż był ryży, fałszywy i nikt go nie lubił. Nazywał się von Tuske. Diabeł von Tuske od razu zrobił sobie znak kopytem i zaczął szukać dziury, żeby do piekła powrócić. Kilka było za małych, kilka za dużych. Jedna wydawała się w sam raz,
21
Dania, Szwecja to już raczej nie mamy co marzyć. Proszę zwrócić łaskawie uwagę na taką oto arytmetykę: ponad 100 sędziów piłkarskich, oszustów ustawiających mecze, albo siedzi, albo (po kaucji) czeka na proces. STU! Powiedzmy, że każdy z nich prowadził w życiu tylko 100 meczy. Co mamy? A to mamy, że DZIESIĘĆ TYSIĘCY(!) wyników spotkań polskiej ligi było mniej lub bardziej lipnych. To są dziesięciolecia polskiej piłki. Dziesięciolecia kłamstw i robienia z nas – kibiców – idiotów. ~ ~ ~ Gdy Tuskowy minister sportu ogłosił, że raz na zawsze wyczyści tę stajnię Augiasza, biłem brawo. Wraz ze mną kibicowało takiej determinacji (nawet za cenę EURO i Pucharów, bo i tak tam przegramy z Wyspami Owczymi) setki tysięcy internautów ankietowanych przez wszystkie niemal portale. NIE UGIĄĆ SIĘ! – oto głosy ponad 80 procent Polaków. I co? I znów mamy kompromis-tację. Bo od lat interesy w tym biznesie załatwia się po cichu, pod stolikowym Blatterem, bowiem w grę wchodzą złote, a nawet Platinowe interesy. MAREK SZENBORN
ale wyjechał z niej pociąg i von Tuske na długo stracił czucie w nogach i chęć powrotu do swoich. Po miesiącu w polskim szpitalu diabeł doszedł do wniosku, że właściwie piekło nie jest mu potrzebne, i postanowił urządzić się tu, gdzie trafił. W tym celu został premierem i odtąd przy znikomym wysiłku opływał w dobra wszelakie. Więcej: było mu tak dobrze, że zaniepokoiły go plany czarnoksiężnika Rydzyja, by sprowadzić na świat inne diabły. Obawiał się, że któryś z nich naobiecuje Polakom jeszcze więcej niestworzoności i to jego wybiorą premierem. Poza tym Tuske Rydzyja nie lubił, gdyż sam chciał przejąć kontrolę nad światem. Nazywało się to, że chce zostać prezydentem. Wezwał więc do siebie Tuske Rydzyja i powiada mu tak: – Rydzyju, ja ci nie dam Dotacji. Ty jakiś obrzydliwy jesteś, jakby nieumyty. Wyglądasz jak łajza, toteż mi się nie podobasz i Dotacji nie dostaniesz. – Jakże to tak? – wyjęczał czarnoksiężnik. – Ja mam wielki niepokój i stres, bo mi rachunki przychodzą i jak to zapłacić? A mogę mówić konto? – Nie, konta też nie mów, bo cię wsadzę do paki. W ogóle plugawy jesteś, mam cię dosyć i skończyłem to posłuchanie. Wrócił więc Rydzyj zapłakany, i co było robić? Zdjął z Radiomaryja jedwabną płachtę, odpalił silnik i tyle go widzieli. Jak od dawna przypuszczał diabeł von Tuske, Bóg Radiomaryj okazał się zwykłym czarnym maybachem. MAGDA HARTMAN
22
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
RACJONALIŚCI
M
ieczysława Buczkówna znaną poetką nigdy nie była, ale jej mąż Mieczysław Jastrun wprost przeciwnie. Ale przynajmniej jeden wiersz pani Mieczysławy – „W dłoni Boga” – zasługuje na szczególną uwagę.
Okienko z wierszem Wszystko w pamięci Wszystko wczoraj Jutro już czeka Nie rozwinięta róża Oddycha rozchylona płaczem W idącej na wczorajsze chwili Błękitny motyl na płatku lilii Składa skrzydełka do śmierci Samolot z czterema porywaczami na pokładzie (160 osób cywilnych + 7 załogi) Spada do oceanu Porywa ze sobą tylko spadochron białego obłoku Mała dziewczynka płacze Obejmuje lalkę białą lalkę Czarna dziewczynka z Angoli Lecz i ona będzie rozstrzelana Chłopcy zabijają kamieniami kota na łące Potem bawią się w wojnę Walka o pokój rozgrywa się tylko na papierze Zasoby niszczących broni są już tak obfite Że starczyłoby jeszcze dla kilku innych planet Skłonnych do zbiorowego samobójstwa W Indiach umiera się na ulicy z głodu Dzieci we wszystkich przytułkach świata Głodne uśmiechu pocałunku Starcy w Domach Szczęśliwej Starości Głodni dotyku ręki dobrego słowa Niech nam wybaczy Bóg Którego już nie ma Tak mija nas On który nas trzyma w dłoni
Kontakty wojewódzkie RACJI PL dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warmińsko-mazurskie wielkopolskie zachodniopomorskie
Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Jan Barański Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 0 698 873 975 tel. 0 607 811 780 tel. 0 606 924 771 tel. 0 604 939 427 tel. 0 607 708 631 tel. 0 692 226 020 tel. 0 501 760 011 tel. 0 667 252 030 tel. 0 606 870 540 tel. 0 502 443 985 tel. 0 691 943 633 tel. 0 606 681 923 tel. 0 609 483 480 tel. 0 698 831 308 tel. 0 61/821 74 06 tel. 0 510 127 928
Z dużą przyjemnością przekazujemy Państwu informację o telefonach do lokalnych przedstawicieli RACJI Polskiej Lewicy. Mamy nadzieję, że ułatwi to kontakt z działaczami partii i zachęci Państwa do współdziałania z nami. Dzięki życzliwości tygodnika „Fakty i Mity” będziemy mogli informować Państwa o naszych działaniach programowych i przygotowaniach dotyczących wyborów do Parlamentu Europejskiego. Na nasze spotkania zapraszamy także Czytelników i sympatyków, którzy nie chcą włączać się w bieżące działania partyjne, ale chcą wspomóc nasz start wyborczy. O spotkaniach informują lokalni przedstawiciele. RACJA PL
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
KULturnyj narod KUL wzbudza w prawicy uczucia, jakie jeszcze niedawno wywoływał IPN. Ślepą miłość i nieodpartą chęć dawania budżetowych pieniędzy. Ponieważ ta prywatna lubelska uczelnia niczym publiczna otrzymuje już prawie na wszystko, do ofiarowania pozostały tylko pieniądze na inwestycje dydaktyczne. Posłowie chcą je złożyć w ofierze. W dodatku przez aklamację. Tylko taka forma wydaje się im dostatecznie godna. Moje wystąpienie w pierwszym i w drugim czytaniu zakłóciło procedowanie na klęczkach. Wywołało wściekłość i gniew. Rzeczowe argumenty popsuły dobry humor. Do myślenia nie zmusiły, bo nie mogły. Cudów nie ma. Na dźwięk słów zawierających rdzeń „katol” prawicowiec robi się ślepy i głuchy. Mózg przestaje mu funkcjonować. Delikwent działa jak zaprogramowany. Na korzyść Kościoła, a zwłaszcza jego funkcjonariuszy. Jawnych i tajnych. Prawica jest święcie przekonana, że faktyczna i rzekoma martyrologia kleru musi być ustawowo zamieniona w szmal z budżetu. Dlatego w toku debaty mówiono głównie o tym, czym KUL był w PRL („miejscem wewnętrznie wolnym”, „ostoją”). Podkreślano, że był prześladowany, dyskryminowany, a przecież „kształcił studentów na potrzeby państwa polskiego”, „budował świadomość patriotyczną narodu”.
Zupełnie pominięto fakt, że – w odróżnieniu od publicznych – ta katolicka szkoła wyższa ma ogromne dochody ze stanowiącego jej własność majątku ziemskiego w Potulicach. Ten znacjonalizowany w PRL, liczący 7 tys. ha majątek został w latach 90. zwrócony uczelni przez Komisję Majątkową. Pańskim gestem, bezprawnie oddano znacznie więcej, niż zabrano. KUL otrzymał cały PGR Potulice (8 tys. ha). Wcześniej zaś, ustawą z 1991 roku, uzyskał finansowanie z budżetu jako rekompensatę za utraconą posiadłość. Tym samym udowodniono, że można równocześnie zjeść ciastko i w dalszym ciągu je mieć. To osiągniecie na miarę Nobla, a przynajmniej Ig Nobla. Zwiększenie dotacji na KUL oznacza zmniejszenie finansowania zadań inwestycyjnych innych uczelni. Wszak w ramach jednego ministerstwa to naczynia połączone. Można, oczywiście, dokonać przesunięć z innych tytułów: ochrony zdrowia, edukacji, opieki społecznej czy kultury. Tak czy inaczej, dając jednemu, trzeba odebrać komuś innemu. Posłowie udawali, że tego nie rozumieją. Część może naprawdę nie rozumiała. Nawet PO wierzyła w zapewnienia prezydenta-projektodawcy, że odbędzie się to bezkosztowo. Gdyby tak się w istocie stało, byłby to – niemożliwy do zakwestionowania – cud
Jana Pawła II, którego imię KUL nosi. Brakujące ogniwo w procesie beatyfikacyjnym. KUL jest państwem w państwie. Ustawą z 9 kwietnia 1938 roku otrzymał pełne prawa państwowych szkół akademickich. Minister nie może kwestionować poziomu naukowego wydziałów i kierunków nauczania na KUL oraz nadawanych tam stopni naukowych i tytułu naukowego. Takie uprawnienie ma z mocy prawa o szkolnictwie wyższym w stosunku do setek innych wyższych uczelni niepublicznych. Forowanie KUL jest tłumaczone wyjątkowością tej uczelni pod względem poziomu naukowego, a przede wszystkim etycznego. Ten ostatni aspekt ujawnił się zwłaszcza w latach 2006–2007, kiedy to Wydział Nauk Społecznych KUL nadał 9 stopni naukowych doktora, mimo że nie posiadał wymaganych uprawnień. Dziekan i Rada Wydziału mętnie tłumaczyli, że nie znają przepisów. Centralna Komisja doktoraty uznała, choć w świetle prawa w ogóle nie zostały nadane. PO może być wdzięczna. Wśród tak upieczonych doktorów znajduje się posłanka Joanna Mucha. Poparcie ze strony PiS dowodzi, że w sprawie specjalnych uprawnień ekonomicznych dla kleru prawica zawsze się dogada. POPiSowo. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Razem czy osobno? Marginalizacja w ramach Sojuszu Lewicy Demokratycznej czy próba wybicia na samodzielność? Przed takim pytaniem stanęli uczestnicy II Kongresu Porozumienia Lewicy. Spór o przyszłość inicjatywy jest dość duży. Dwie wizje przyszłości Kongresu Porozumienia Lewicy starły się podczas drugiego zjazdu, jaki odbył się w sobotę w Warszawie. Przewodniczący prezydium prof. Jacek Bożyk (ROG) i szef rady konsultacyjnej Marek Dyduch nie mieli wątpliwości, że trzeba startować w wyborach do Parlamentu Europejskiego razem z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Wtórował im eurodeputowany Adam Gierek, według którego potrzebne jest zjednoczenie całej lewicy, aby mogła ona liczyć na kilka mandatów w europarlamencie. Przeciwne zdanie miał Jan Barański, sekretarz generalny RACJI. Argumentował, że wspólny start z SLD tylko przypieczętuje marginalizację partii, a wojna o mandaty w SLD będzie tak duża, że miejsc nie wystarczy nawet dla dotychczasowych europarlamentarzystów. Wspólny start na partnerskich zasadach to „idea marzenie”, ale patrząc realnie, dziś „to hasło, choć brzmi pięknie i atrakcyjnie, jest mirażem”. – Zmienność w deklaracjach i działaniu Sojuszu Lewicy Demokratycznej przez ostatnie lata nie zdobywała mu wielkiego poparcia. Tak jest i teraz. A co gorsza dla SLD, to poparcie nie rośnie. Jest to sygnał czytelny dla lewicy poza Sejmem. Doświadczenia wielu organizacji i dużej części środowiska lewicy poza parlamentem skłaniają do surowej oceny dotychczasowej współpracy i uznania pomysłu o partnerskim traktowaniu sojuszników przez SLD za iluzoryczny – stwierdził sekretarz RACJI PL. W opinii Barańskiego i prof. Marii Szyszkowskiej, lewica pozaparlamentarna powinna wystartować w ramach własnego komitetu. Wizja Barańskiego najbardziej spodobała się kilkuset zgromadzonym osobom, a niekoniecznie tym, którzy usiłują powiązać KPL z SLD. – Doświadczenie pokazało, że RACJA uzyskuje dobry wynik wyborczy wówczas, kiedy startuje pod własnym szyldem – powiedział nam Barański. ~ ~ ~ II zjazd KPL to jednak nie tylko kwestie wyborcze, ale i programowe. W obliczu kryzysu ekonomicznego na światowych rynkach, upadku idei neoliberalizmu i dzikiego kapitalizmu podkreślano potrzebę powrotu do wartości socjalizmu. Przy czym nie do gospodarki odgórnie sterowanej czy wypaczeń, jakie niósł PRL, ale do mądrego interwencjonizmu państwowego i na nowo zdefiniowanych relacji między państwem, przedsiębiorstwami i obywatelami. O tej potrzebie mówiła głównie prof. Maria Szyszkowska. Podkreślała jeden z warunków demokracji – neutralność światopoglądową instytucji państwowych. Jak jednak zauważyła, nie chodzi o to, by społeczeństwo było przymuszane do totalnej laicyzacji, bowiem jego siła tkwi w wieloświatopoglądowości. DANIEL PTASZEK
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Facet budzi się w południe na potwornym kacu. Patrzy, a na stole cztery butelki piwa i list następującej treści: „Kochanie, wypoczywaj. Jakbyś czegoś potrzebował, to zadzwoń, a zwolnię się z pracy i przyjadę. Twoja kochająca żona”. Facet pyta syna: – Co się wczoraj stało? Nic nie pamiętam. Czyżbym wrócił w nocy z kwiatami albo pierścionkiem? Syn na to: – Przyszedłeś o piątej nad ranem kompletnie pijany, awanturowałeś się, a gdy matka chciała cię rozebrać i ściągała ci spodnie, powiedziałeś: „S...j, dziwko, jestem żonaty”. ~ ~ ~ Przez park idzie kobieta obładowana siatami. Z krzaków wyskakuje facet i odsłania przed nią swe nagie ciało. Kobieta patrzy na niego krótką chwilkę i nagle krzyczy: – O Boże! Zapomniałam kupić jajek! 1 8
C
9
Z
O
23
I A
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utwo rzą rozwiązanie z cyklu „Niezapomniane słowa wybrańców narodu” (Janusz Palikot)
6
F
21
Ł 23
P
E
24
O
S
O
38
M
3
Z
32
S
Z
S
Z
T
E
A
U
C
O 35
W
U
N
M R
O
Z
W 44
Z
39
A
D
W
45 2
Ó
Ę 59
D
S
E
60
O
15
K
75
N
R
N
29
I
45
E
C
37
R
34
R
Y
F
E
42
N
K
G
A
E
R
O
I
N
Z
1
M
24
T
L
11
U
58
R
Ó
M
I 26
E
20
K
11
31
N
33
O R
14
W
E
K
R
37
E
K
O
8
T A
Ł
Ó
41
B
N
43
43
D
O
B
49
U
61
A
10
68
W
R
E
33
L A
21
D
C
31
M
A
M
W
I
A
G
O Ę
2
20
29
50
13
I 57
48
Ś
35
D Ż
59
O
R
A
R
I
I
R
Ś
Ć
O
N
46
Ę
76
T
44
E
A
M
O
Ś
R
S
Z
E
G
O
P
R
D
Z
I
E
M
Y
J
U
30
51
31
52
23
32
53
24
33
54
25
34
55
26
35
56
7
O
8
L
9
M
R G
28
Z
O
A 74
R
N
K
36
U Ó
12
A R
I
A
I
L
61
L 9
M
55
L
A
E
S
R
Z
51
L
O
K
Ó
W
E
Z
Y
D
E
M
I
E
13
O
N
N
W
19
A
S
A
U 41
N
S
A O
Z
52
K
52
I
47
E
Ł
53
A
K
U R
Z
D
O
B
N
T
A
16
Y
56
67
O
29
N
G E
R
30
Ó
A
A
A
W
J
H
15
P
5
Z
A 66
A
S
14
I
T
77
R
D
O 63
D
51
A
L
L I
A
K
72
Ł
A
12
G
28
E
R 40
I 65
R E
27
A
Ś
I
D 79
11
R
B
A
10
50
E
69
T
O
22
P
6
22
R
D
21
5
E
Ż
L
4
D
U
K
16
U
27
71
F
B
E 56
E
64
J
E
58
D
3
A
T
W
63
Ó
62 57
O
A
E
W
E 78
L
Ł N
49
Ć
K
O
62
73
Z
O 55
53
S
K
S
W
O
R I
47
P
Ś
N
D
I
O
P
I
C
39
13
O
A 20
R
M E
12
K
D 19
S
38
D
7
A
D
A
W
M
C R
30
Ó
K
A
T 22
6
E
40
15
M
Ł
T
G Z
T 25
E
50
64
A
I
W 54
J
49
A
I
W
A
28
I 18
Ę
Z
E
D
O
70
19
K
R
46
A
R
1
W
S
O
K 7
Ż
26
10
5
E
C
A 54
18
K
I 36
Ą
4
Ś
A
60
42
48
3
U
Ó
32
R
T
U 34
P
C
R
17
25
14 17
I
2
T
O
S
16
KRZYŻÓWKA POZIOMO: 1) ze strachu chowa głowę w piachu, 5) forsa ze szlamu, 8) stawia się, opierając, 10) tam szukaj bratanka, 11) wrzątek z kopru, 14) szczypczyki do kosmetyki, 15) swój język ma, 16) naklejany na ściany, 18) wzruszenie jako usprawiedliwienie, 19) gaz ze smrodem, 21) z nitem na dachu, 22) o pustelniku wśród zakonników, 23) smaczny odcień, 25) łże jak bura suka, 26) Karmi to ma, 29) „Nie, bo nie, i już!”, 30) pewne w pacierzu, 32) leży obok talerzy, 33) religijny odłamek, 34) cud-dziecię, 38) spacer badawczy, 42) koniec pary, lecz nie skroplenie, 43) pod nią kozaki, 44) zasadnicza cecha, 49) jajecznik z konia, 54) pantofelek widoczny gołym okiem, 56) dawniej golił na bal, 57) ryby trzeźwiące, 58) jak mile skręcone to imię, 59) „marzi, żeby polskie ludzie taplali się w cudzie”, 63) brydżowa wygrana Roberta, 65) kogut bezjajeczny, 68) jej data jest ważna, 69) góra cierpienia, 70) jakie wyznanie bywa polityczne?, 71) jej znak jakości to skóra i kości, 72) przyrząd z serem, 73) wyspa z torfu?, 74) niewiasta z władz miasta, 75) dziury w rynku, 76) moda w modzie, 77) wszystko mu mówiło, że go ktoś pokochał, 78) krwawy kram, 79) witajcie na Hawajach. PIONOWO: 1) z pomidorka dla bachorka, 2) modlitwa do Róży?, 3) bardzo jasny kabel, 4) potrafi wyprysnąć, 5) ma syna, tezę i szyny do grania, 6) furka z niemieckiego podwórka, 7) król od zmywania i meblowania, 8) niebieskie – na niebie, twoje – tworzy ciebie, 9) i pół na ekranie, 12) suszarka misiaczków, 13) pióra z ziemniaków, 17) nieuchronne, gdy natarcie, 20) na nie łez coś można dostać, 23) skok w maszynie, 24) z metalu zamiast szmalu, 27) krawiec z armii ją weźmie, 28) lizak to jego znak, 29) krew płynąca wspak w zegarku, 31) podwodny kapitan, 35) o dzieło, 36) prezentuje organy, 37) łapanie byka za rogi, 39) bukowa skóra?, 40) pora, nie selera, 41) termin nie do odroczenia, 44) poryw z pędem, 45) ćwiczenie na powitanie, 46) po dwie opony ma z każdej strony, 47) rejestracja w PiS-ie, 48) ćwiartka obok klucza, 49) garda z tyłu, 50) moneta lub klub, 51) nauka o świecie?, 52) cały doskonały, 53) siódma woda po kisielu, 55) okrągły, kręci się przy bramie, 56) biały proszek jak mydło, 60) o wichurze w literaturze, 61) korona przodem ustawiona, 62) bomba daje mu znak, 64) plan z dziurą, 65) bryczka z Olą i Asem, 66) szewskie hobby, 67) może być z lwami lub lewkoniami.
Ł
S
L
R
17
Ą
D
4
18
Ć
27
36
57
37
58
38
Ż
59
39
40
60
41
61
42
62
L
43
63
44
I
45
N
46
I
47
48
64
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 39/2008: „Najtańszym podziękowaniem jest Bóg zapłać”. Nagrody otrzymują: Ewa Kosierska z Poznania, Tomasz Suchodolski z Głogowa, Stanisława Gorczyńska z Ostródy. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. ♥
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska ; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Parszywa robota
Co?! Tylko jeden ministrant molestowany, tylko jedna masturbacja na tydzień? Co za dzień... Co za nudy!
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 41 (449) 10 – 16 X 2008 r.
JAJA JAK BIRETY
N
iektórzy trochę sobie pomagają, inni po prostu tacy się urodzili lub nabyli szczególnych właściwości za życia. Jedno jest pewne. Są tak nietuzinkowi, że znani na całym świecie ze swej wyjątkowości. I tak listę oryginałów otwiera Wietnamczyk Thai Ngoc. Ten facet to prawdziwy nocny marek. Ostatnio spał 33 lata temu! Wtedy to dopadła go wysoka gorączka i od tego czasu bezpowrotnie przestał bywać w ramionach Morfeusza. Mimo bezsenności Thai w ogóle nie narzeka na zdrowie i od lat bez przeszkód prowadzi własną farmę. Żartuje, że żyje o 1/3 dłużej niż inni. Na prawdziwy podziw zasługuje też Hindus Sanju Bhagat. Parę lat temu mężczyzna ten zaczął mieć problemy z oddychaniem, dlatego bezzwłocznie zawieziono go do szpitala. Lekarze podejrzewali nawet nowotwór... Jakież było ich zdziwienie, kiedy odkryli, że Sanju spotkała niezwykle rzadka odmiana bliźniactwa syjamskiego – w jego brzuchu tkwił... płód. Brat Hindusa rozwijał się w nim i trawił jak pasożyt. I czy nie mogło to się zdarzyć u nas – taki pasożytniczy kanibalizm u pary dwóch małych złośliwców. Brak wiary w słowo pisane źle odbiło się na całym późniejszym życiu pewnego Japończyka. Shoichi Yokoi ukrył się w roku 1944 przed
Dziwnie dziwni Amerykanami zdobywającymi wyspę Guam. Został tam znaleziony dopiero... w 1972 r. Podobno czytał informacje, że wojna się skończyła, ale nie dał im wiary, bo nikt „na żywo” mu ich nie przekazał... Mehran Karimi Nasseri to Irańczyk, który na lotnisku Charles’a de Gaulle’a przebywał w latach... 1988–2006, ponieważ ukradziono mu paszport i certyfikat uchodźcy ONZ. Po 8 latach przebywania na terminalu wywalczano dla Mehrana prawo legalnego pobytu we Francji, ale on postanowił... zostać na lotnisku. Jego niezwykłe życie posłużyło za kanwę scenariusza do filmu Spielberga „Terminal”. Kolejny w naszym zestawieniu Japończyk to Matayoschi Mitsuo, który twierdzi, że jest Jezusem Chrystusem, i dlatego ma zamiar przeprowadzić Sąd Ostateczny. Zrobi to jednak ziemskimi sposobami politycznymi: po pierwsze – władza absolutna
w Japonii, po drugie – przywództwo ONZ. Na razie, o dziwo!, bez powodzenia. Dodatkowo facet zachęca przeciwników politycznych do popełnienia samobójstwa. Koniecznie trzeba go sprowadzić do nas! Hindus Lal Bihari w latach 1976–1994 uznany był za zmarłego, bo jego wuj przekupił urzędnika, by ten sporządził odpowiedni akt zgonu, po czym przejął ziemię Bihariego. Przekonanie indyjskich urzędników o swojej żywotności zajęło Hindusowi 18 lat! Ciekawe, ile trwałoby to w Polsce... Z kolei Amerykanin David Allen Bawden za obecnego papieża wcale nie uważa Benedykta XVI, ale samego siebie. Jest na tyle przekonujący, że zdobył kilkudziesięciu wiernych. Francuz Michel Lotito słynie z tego, że zjada dosłownie wszystko – oczywiście wcześniej krojąc potencjalny pokarm na kawałki, które łatwo jest połknąć. W latach 1978–1989 zjadł po kawałku... samolot Cessna. Jak sam zapewnia, nie ma problemów z trawieniem. PAR