ZIOBRO TOLERUJE PROKURATORA – HANDLARZA NARKOTYKÓÓW!!! INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 41 (397) 18 PAŹDZIERNIKA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str. 7
Słowa: „Ten pan już nigdy nikogo nie zabije”, wypowiedziane przez Ziobrę podczas konferencji prasowej, uśmierciły kilkadziesiąt osób – pacjentów daremnie oczekujących na transplantacje. Liczba tych zabiegów z dnia na dzień spadła o 60 procent. Str. 10, 11
Str. 9
Str. 2
ISSN 1509-460X
Str. 8 Fot. Marek Stankiewicz
2
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „Samodzielne rządy PiS to cztery lata spokoju – bez rządowych kryzysów, bez konfliktów, w harmonijnej współpracy z prezydentem” – rozmarzył się Jarosław Kaczyński. Jeśli tak rzeczywiście by się – co nie daj Bóg! – stało, to na gwałt musimy unormować stosunki, a nawet zaprzyjaźnić się z niemieckim CENTRUM WYPĘDZONYCH! Nigdy nic nie wiadomo... „Nie jesteśmy idiotami” – oświadczył sekretarz generalny PiS, Joachim Brudziński, zapytany, czy wierzy w niektóre zapowiedzi i sondaże, że partia braci K. wygra wybory z taką przewagą, iż będzie mogła samodzielnie rządzić. Niektórzy twierdzą jednak, że Brudzińskiemu chodziło nie tyle o wyborczy sukces, co o dotychczas dlań niedostępne prawo zakupów w Media Markt. „Prawo i Sprawiedliwość jest partią nowoczesnego konserwatyzmu” (sic!) – to kolejna złota myśl Jarosława Kaczyńskiego. I piękna w swojej metaforyce. Wobec tego mamy też suchą wodę, postępowe wstecznictwo, dobre zło, a także tolerancyjny fundamentalizm. Bo o tym, że czarne to nie czarne, a białe to nie białe – wiemy już od dawna. Cała nadzieja, że PiS okaże się żywym trupem. W odpowiedzi na billboardowe hasło wyborcze PO, że „Polska zasługuje na cud gospodarczy”, Kaczyński odparował, że „cud to jest właśnie to, co się obecnie w Polsce dzieje”. Rzadko z premierem się zgadzamy, ale tym razem trudno odmówić mu racji. Fakt... To jakiś cud, że jeszcze nie zwariowaliśmy, że wszystkie poobrażane kraje nie wypowiedziały nam wojny albo przynajmniej nie pozamykały granic. To cud, że mamy jeszcze dokąd uciekać! „Zaangażowanie wojskowe Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników w Iraku i Afganistanie jest katastrofą. Nie tylko nie zdołało ustanowić pokoju w tych krajach, ale stworzyło klimat i teren dla działalności al Kaidy – głosi raport opublikowany przez światowej sławy ośrodek analiz Oxford Research Group. Eee tam... Wkrótce CBA aresztuje o 6 rano bin Ladena i będzie po kłopocie. „Wyrażam moje zdumienie, oburzenie i przerażenie wobec wyroku Trybunału Praw Człowieka, karzącego Rząd Polski za to, że córeczka pani Alicji Tysiąc nie została zamordowana przed urodzeniem” – listy takiej treści poleca Polakom katolikom wysyłać do Strasburga działający przy Episkopacie Komitet Społeczny Promocji Małżeństwa, Rodziny i Życia, agenda ultrakatolickich fundamentalistów. Tych samych, którym nic a nic nie przeszkadzają miliony ofiar inkwizycji ani ludzie pozbawieni antykoncepcji i umierający na AIDS. W ogóle trwa sezon na sądowe pozwy wyborcze. PiS pozywa PO za kłamstwa w telewizyjnym spocie wyborczym, z kolei LiD skarży PiS za cyniczne kłamstwo Ziobry, że to lewica winna jest śmierci Blidy. Wcześniej obrażony Lepper pozwał Olejniczaka, a Platforma – Gosiewskiego. W sumie przed polskimi sądami toczy się około 70 spraw tego typu! I tylko nie wiadomo, kiedy pojawi się gajowy Marucha i przegoni całe to towarzystwo. Według badań ankietowych, 51 procent Polonusów uprawnionych do głosowania poprze PO, 23 proc. LiD, a tylko 12 proc. – PiS. Wyniki te nie powinny nikogo dziwić, bo babcie rzadko korzystają z paszportów, choć nikt im ich nie chowa. To jednak jeszcze jeden powód, aby emigracja powróciła do kraju. NATYCHMIAST! Toruńska uczelnia Rydzyka otrzyma pieniądze z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Czy z państwową dotacją były jakieś problemy? Ależ przeciwnie... „Bardzo ucieszyłem się z tej prośby o wsparcie i mogę powiedzieć, że jest ona już prawie spełniona” – z rozbrajającą szczerością oświadczył minister środowiska Szyszko. No tak... Było 200 milionów dla Rydzyka na ratowanie stoczni i stocznię szlag trafia; było 12 milionów na wody geotermalne, których nie ma. Teraz jest kolejna kasa na... No właśnie: Boże, chroń nasze środowisko! Tusk chce wystąpić w Radiu Maryja i polemizować z jego słuchaczami. Posłanka Sobecka własnym uszom nie wierzyła, gdy to usłyszała: „Co takiego? Toż to byłaby profanacja i straszna obraza Polaków!” – rozdarła się na konferencji prasowej. Jeden Kaczyński prezydentem, drugi premierem, Dorn marszałkiem sejmu, Ziobro ministrem sprawiedliwości... Cóż znaczy jedna obraza mniej, jedna więcej? „Niemiec doradza PiS-owi w kampanii wyborczej” – zachłysnęły się sensacją media. Szymon Niemiec?! – przerazili się geje. Kumpel dziadka Tuska? – zdenerwowało się PO. Otóż nie. Zwykły Niemiec. Podobno ma też pomóc elektoratowi w zrozumieniu Nelly Rokity. Rządowym bmw z kogutem na dachu i dwoma BOR-owcami u boku przyjechał były wicepremier Roman Giertych do radia TOK-FM. Tamże długo opowiadał o trwonieniu publicznego grosza przez wszystkie poprzednie ekipy rządzące. Takie eskapady LPR-owca kosztują podatnika 1,7 tysiąca złotych. Dziennie! Gdy wysyłaliśmy ten numer do drukarni, trwała eksmisja zbuntowanych sióstr betanek z Kazimierza Dolnego. Wobec braku porozumienia z buntowniczkami – Kościół wysłał przeciwko nim siedmiu komorników i 150 policjantów, aby odzyskać cenną nieruchomość. Funkcjonariusze musieli wchodzić na teren klasztoru z pomocą ślusarza, który otworzył drzwi.
To jest chore! P
olitycy, a za nimi dziennikarze, komentatorzy i ludzie w kolejce u fryzjera powtarzają, że 21 października będziemy wybierać pomiędzy III i IV RP, kapitalizmem i socjalizmem, Wschodem i Zachodem itp. Ja zaś poniżej udowadniam, że albo wybierzemy ludzi normalnych, albo chorych psychicznie. Od dawna podejrzewałem braci Kaczyńskich o to, że nie mają równo pod sufitem. Ale dopiero w ubiegłym tygodniu poprosiłem o konsultację lekarza psychiatrę. I co? Nie myliłem się! Pojęcie paranoi pochodzi jeszcze z czasów Hipokratesa. To choroba psychiczna polegająca na zachwianiu osobowości. Paranoik ma urojenia. Zaspokaja swoje potrzeby kosztem innych, zadając im ból, krzywdząc i poniżając, kalecząc psychicznie. Sprawia mu to satysfakcję. Paranoik jest niezwykle groźny, gdyż sprawia wrażenie normalnego, jego zaburzeń nie widać i nie czuć. Jego paranoja bywa mylnie odbierana przez środowisko jako ideowość, patriotyzm, altruizm. Są to najczęściej ludzie o skłonnościach przywódczych, inteligentni, oczytani, czasem wręcz uroczy. A oto inne cechy paranoika: I. Podejrzliwość. Nic nie jest takie, jakim się wydaje. Wszystkie zachowania innych, niewinne gesty, słowa, znaki zapytania mają jakieś ukryte znaczenie i są przejawem działania wroga. Paranoik zawsze wie lepiej. Dla niego fakt, że X wynika z Y, wcale nie oznacza, że X wynika z Y (białe nie jest białe...). Dla niego z Y wynika to, co on zaplanował. Każdy, kto twierdzi inaczej, jest spiskowcem, który chce go obalić. Świat jest czarny i biały, nie ma w nim szarości. Są tylko przyjaciele i wrogowie. To oczywista oczywistość. Dlatego politycy paranoicy tak uwielbiają tajne służby. Rozbudowują je, likwidują im obce (WSI), tworzą nowe (CBA), aby przy ich pomocy usunąć swoich przeciwników. Paranoik ma ciągle wizję układów i spisków. II. Paranoik odbiera otoczenie jako ksobne. Widzi siebie zawsze w centrum uwagi innych, zwłaszcza swoich wrogów. Nawet jeśli jest mowa o ochronie pingwinów na Antarktydzie, on odbiera to jako przytyk w jego stronę. Efekt: ciągłe zagrożenie i nieufność. Zwiększa więc ochronę osobistą, do procesu decyzyjnego dopuszcza bardzo wąską grupę ślepo oddanych ludzi. Odcina się od mądrych i samodzielnie myślących, którzy mogą go przechytrzyć lub zdradzić. III. Mania wielkości. To on jako pierwszy wydał wojnę złu, stanął na czele obrońców świata, ojczyzny, jest pierwszym politykiem dbającym o lud. Od niego wszystko się zaczęło. Każdy, kto się z nim nie zgadza, jest głupkiem lub agentem układu. Efekt: paranoik ciągle z kimś walczy, np. wykształciuchami, lekarzami, prawnikami. IV. Paranoik jest niebezpieczny – wojowniczy, nie ma poczucia humoru, jest niezwykle wrażliwy na oznaki lekceważenia, żartu. Ciągle się kłóci. Łatwo go zirytować; pamięta wszystkie krzywdy, jakich doznał w przeszłości, i całą swoją działalność nastawia na porachunki z wrogami. Jednocześnie łaknie lojalności, miłości, szacunku i oddania, wymusza dowody takich uczuć. Popatrzmy na braci Kaczyńskich. Każde słowo krytyki czy niezależne myślenie ze strony nawet ich własnych współpracowników (np. Zalewski, Marcinkiewicz) odbierają oni jako przejaw zdrady. Cały świat jest przeciwko nim, drwi sobie z nich. A jeżeli tak, to trzeba się bronić – nie przychodzić na spotkania, wszczynać spory i awantury. Nawet żart o schowaniu dowodu osobistego babci przed wyborami jest atakiem – ręką podniesioną na naród!
V. Projekcja. Świat jest dla paranoika tak samo paranoiczny jak on. Efekt: rząd PiS nie potrafi i nie chce prowadzić dialogu społecznego. Wszelkie protesty społeczne nie są wynikiem frustracji i bytowych potrzeb, lecz są dziełem spisku układu. Niechęć Tomasza Lisa do PiS objawiała się – według sztabowców Kaczyńskich – w... uśmieszkach dziennikarza. Paranoikami mogą się stać bezwiednie ci, którzy uwierzą w paranoję przywódcy... VI. Rzeczywistość zastępcza. Paranoik konstruuje ją, po czym chroni się w niej przed niemożliwą do zniesienia rzeczywistością. Marcinkiewicz stał się wrogiem numer jeden, gdy tylko okazało się, że jest bardziej popularny od prezesa Kaczyńskiego. To w tej zastępczej rzeczywistości Marcinkiewicz uknuł spisek z PO, aby Jarosława K. pozbawić władzy. Na początku reakcja paranoiczna może pomóc w osiągnięciu znacznego sukcesu. Gdy jednak przestaje być tylko reakcją i zdominuje całą osobowość, prowadzi do spustoszenia życia. W przypadku przywódców także życia społecznego, politycznego. Paranoikami byli Józef Stalin i Adolf Hitler. Masowe mordy w ZSRR i obozy koncentracyjne w III Rzeszy to konsekwencje ich paranoi. Bezlitosne pozbywanie się przeciwników, prawdziwych i urojonych, daje złudzenie względnego bezpieczeństwa. Jesteśmy w trakcie obserwowania paranoi wyborczej. Zdrowi psychicznie politycy widzą w swoich oponentach, liderach opozycji, ludzi, z którymi trzeba wygrać wybory. Dla paranoika są oni bezwzględnymi wrogami, których trzeba zniszczyć, bo inaczej oni zniszczą jego – jeśli wygrają wybory, będzie stan wojenny, kataklizm, koniec. Dlatego dla polityków PiS tak ważne jest wywołanie strachu. W społeczeństwie zastraszonym i rozwarstwionym paranoik zrzucający winę na układ, na sitwę bogaczy zawsze znajdzie wdzięcznych popleczników. Polaków warto zastraszyć Niemcami, Rosją, szarą siecią. CBA robi pokazówki, aby liderzy życia społecznego (prawnicy, przedsiębiorcy, naukowcy) nie odważyli się atakować władzy. Kaczyńskim nie chodzi o łapanie łapówkarzy, lecz o władzę. Polityka zarządzania strachem obywateli przynosi naprawdę fantastyczne efekty. Bush junior wygrał po raz drugi wybory dzięki straszeniu Amerykanów bin Ladenem – chcesz żyć, głosuj na Busha. Albo na Kaczyńskich. Tyle że taka kampania niszczy społeczeństwo obywatelskie. Ludzie zaczynają się bać wchodzić w głębsze relacje, boją się osiągnąć sukces, awans, bo zostaną oskarżeni, że należą do układu. Najlepiej się nie wychylać. Ale takie stłamszone społeczeństwo nie buduje dobrobytu i przegrywa międzynarodową rywalizację. Niestety, dla paranoików z PiS pokonanie wrogów i zwycięstwo ich partii jest ważniejsze od Polski i Polaków. Dlatego z paranoikami nie wolno rozmawiać, polemizować, odbywać debat. W ten sposób wyborcy widzą, że traktuje się ich poważnie, a więc mogą mieć rację. Cała opozycja powinna umieścić na plakatach jedno hasło: „Kaczyńskich trzeba leczyć!”. JONASZ
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r. Nie pomogło zbiorowe „nawracanie” po śmierci JPII, nie pomaga medialna propaganda... Polska, choć powoli, stale się laicyzuje.
chodzić do świątyń? Czy hucznie okrzyknięte pokolenie JPII dokonało tzw. ewangelizacji? Nic z tych rzeczy! Główny wniosek aż bije po oczach: w 2007 roku systematyczny udział w uroczystościach religijnych deklarowało 46 proc. osób dorosłych. Czy to dużo? „Jest to o 1 punkt
GORĄCE TEMATY
3
politycznych i awansem dużych grup związanych z Kościołem”. A więc lepiej chodzić i pokazywać się w kościele, niż później mieć przechlapane w pracy, miejscu zamieszkania itd. Raczej nie dziwi portret osoby, która jest najbardziej pobożna w swoich zachowaniach – to zwykle
Na rogu Kościelnej i Nowego Świata „Diagnoza Społeczna 2007” to kolejna edycja wielkiego projektu prof. Janusza Czapińskiego (na zdjęciu). Od 2000 roku średnio co dwa lata jego ekipa naukowców bada kilka tysięcy rodzin. Pozwala to na bardzo dokładne uchwycenie zmian zachodzących w czasie. Pytania dotyczą najrozmaitszych aspektów życia, m.in.: zdrowia, zarobków, samopoczucia, korzystania z technologii, a także praktyk religijnych i wiary. W marcu br. ankieterzy dotarli do ponad 5 tysięcy rodzin – dokładnie do 12 641 osób. Nas zainteresowały wyniki dotyczące tego, jak często Polacy chodzą do kościoła i jak traktują wiarę czy modlitwę. Czy po wielkiej katolickiej propagandzie, jaka miała miejsce po śmierci Jana Pawła II, Polacy rzeczywiście masowo się nawrócili i zaczęli
K
procentowy mniej niż w 2005 roku i taki sam jak w 2003, ale istotnie mniej niż w roku 2000, gdy systematycznie praktykujących było ponad 50 proc.” – czytamy we wnioskach. Warto zauważyć, że na początku lat 90. regularnie praktykowało ponad 55 proc. Polaków. A więc żadnego wielkiego nawrócenia nie było, a po ledwie zauważalnej poprawie wracamy do trendu spadkowego. Nie można też pominąć faktu, że w ciągu siedmiu lat wyraźnie wzrosła liczba osób w ogóle niepraktykujących – z 26 do 29 proc. Mamy też zupełnie nowe zjawisko – formalne wypisywanie się z Kościoła. Mimo to samo znaczenie praktyk religijnych wzrasta. Tyle że poniekąd z koniunkturalnego przymusu. Według autorów, „wiąże się to przypuszczalnie ze zmianą układu sił
ażda matka oczekująca dziecka powinna modlić się do św. Dominika Savio. To jasne! Okazja ku temu jest szczególna, gdyż przez prawie dwa miesiące peregrynują po Polsce sprowadzone przez salezjanów relikwie świętego od prokreacji i porodów. W dobie niepokojów w służbie zdrowia przynajmniej przyszłe matki Polki mogą być spokojne (nawet w przypadku zagrożonej ciąży). Pod warunkiem że pomodlą się i ucałują gablotę ze szczątkami świętego. Zadbał o to polski Kościół! Dziwić może jednak to, że do kościołów spędza się uczniów szkół podstawowych i gimnazjów, choć z prokreacją mają oni – na razie – niewiele wspólnego. Te spędy jako żywo przypominają nam nie tak znów odległe czasy, gdy całe szkoły „dobrowolnie” uczestniczyły w partyjnych wiecach. W Słupsku 400-kilogramowe relikwie z koszmarnym woskowym odlewem trupa świętego, umieszczonym w przeszklonej gablocie, eskortowało i niosło 12 policjantów. Czyżby święty chłopczyk jednak coś przeskrobał? Z kolei w Częstochowie do tej „świętej” roboty zaangażowano młodych umundurowanych strażaków, a o dziesiątkach pocztów sztandarowych, m.in. ze szkół, nie będziemy się nawet rozpisywać... Święty Dominik wożony jest po całej Polsce, od miasta do miasta, w specjalnym samochodzie, który z racji zawartości i świętych napisów już sam traktowany jest jak relikwia.
kobieta powyżej 65 roku życia, mieszkanka wsi, z najniższym wykształceniem. Natomiast mężczyzna do 34 lat, dobrze wykształcony, przedsiębiorca, mieszkaniec wielkiego miasta – to symbol osoby niepraktykującej. Gdzie oni mieszkają? Najbardziej zdewociałe regiony to Opolszczyzna, Podkarpacie i Małopolska. Antyklerykała najłatwiej spotkać w Zachodniopomorskiem, Łódzkiem, Warmińsko-Mazurskiem i na Dolnym Śląsku. Na Podkarpaciu tylko 16 proc. nie chodzi do kościoła i jest to rekord pobożności czynnej. Ale inny rekord, jej braku, to 43 proc. niepraktykujących w Zachodniopomorskiem (tam też „FiM” ma największą sprzedaż). Prof. Czapiński wziął pod lupę modlitwę. Jak często uciekają się do niej badani, jakie jest jej znaczenie? Tu wyniki nie są aż tak jednoznaczne.
Modlitwa, czyli próba wywołania korzystnej zmiany za pośrednictwem sił nadprzyrodzonych, to w Polsce jedna z najczęściej stosowanych strategii radzenia sobie z problemami. Autorzy raportu zauważyli rzecz ciekawą – otóż do 2005 roku spadkowi udziału w obrzędach towarzyszył wzrost osób odwołujących się do modlitwy, co wskazywało na znaną z krajów zachodnich deinstytucjonalizację (prywatyzację) wiary. Na względnie stałym, choć jak na kraj katolicki niskim poziomie utrzymuje się postrzeganie Boga jako istotnej wartości w życiu (ok. 15 proc.). Zdecydowanie ważniejsze są: zdrowie, udane małżeństwo, dzieci i... pieniądze. Czy jednak praktykowanie wiary przynosi jakieś wymierne korzyści? Odwołując się do europejskich i amerykańskich badań, można powiedzieć,
Kości domina
Widzieliśmy ludzi dotykających i całujących karoserię; żegnali pojazd ze łzami w oczach. W świętym mieście Częstochowie, gdzie wizycie towarzyszyły modły z udziałem biskupa i tabunu księży oraz zakonnic, każdy chciał dotknąć relikwii, co ponoć gwarantuje szczęśliwy poród. Czyniły to nawet 80-letnie babcie... Czyżby liczyły na aż tak wielki cud?! BS Fot. Autor
że tak, bo wynika z nich, iż osoby wierzące i praktykujące deklarują większe poczucie szczęścia i zadowolenia z życia. W „Diagnozie społecznej 2007” praktyki religijne są czwartym elementem dobrostanu psychicznego, ale – uwaga! – „modlitwa jako sposób radzenia sobie ze stresem nie ma generalnie korzystnego wpływu na dobrostan psychiczny”. Ujmując to krótko – sama modlitwa po prostu szkodzi (szczególnie kobietom!) i wywołuje poczucie depresji i nieszczęścia. Natomiast chodzenie do kościoła – wręcz odwrotnie. Powodem, sugeruje prof. Czapiński i jego ekipa, może być zwykłe poczucie wspólnoty, chęć bycia wśród ludzi, a więc element czysto społeczny. Lecz czy akurat do tego potrzebny jest kościół? DANIEL PTASZEK Fot. Autor
4
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Seksaparatka U mnie na wsi mówią tak: najgorsza choroba, jak ktoś ma zajoba! W kampanii wyborczej uaktywnia się II liga polskich aparatczyków. Rzecznik praw dziecka Ewa Sowińska (ksywka: Teletubiś) zrobiła wejście smoka. Tym razem kobiecinka zajęła się niemoralnymi, naładowanymi podskórnym porno okładkami zeszytów szkolnych dla dzieci i młodzieży. Ona pierwsza w narodzie odważnie otworzyła usta (bez obawy, że się muchy zlecą) i dała gromki głos. Ewa Sowińska zaalarmowała, że na wewnętrznych stronach okładek zeszytów szkolnych można znaleźć reklamy poradników o sekretach całowania i technikach antykoncepcji, podpasek ze skrzydełkami oraz tapet na komórkę, z rozbieranymi modelkami. Tfu! Popisują się tam modelki tylko w majtkach i cyckonoszach. Wiadomo wszystkim, a mnie w szczególności, że jest to czysta pornografia, czyli zbrodnia przeciwko ludzkości. Zgroza! Sowińska to straszna seksaparatka i lubi czasem walnąć w kocioł, tak jak z tymi teletubisiami. Ewa wszędzie węszy niemoralny seks, ale jej nowa słuszna akcja to rzeczywiście prawdziwe wejście smoka. U mnie na wsi na takiego Bruce’a Lee, mówią: wejście świni do jaskini! Ale takim popaprańcom dajemy stanowczy odpór! Takie gadanie o najlepszych córkach
naszego narodu, do których oprócz Sowińskiej należą także Anna Fotyga (ksywka: Cipencja), Joanna Szczypińska (ksywka: Odrzucona narzeczona), to – jakby rzekł towarzysz Wiesław Gomułka – woda na młyn odwetowców z Bonn! Popieram całkowicie Sowińską, która ma wszelkie predyspozycje, aby sprawować ten wysoki urząd od bachorów. Jest przecież byłą członkinią PZPR. „Sowę” popiera bezdzietny stary kawaler Jaruś Kaczyński (ksywka: Premier), a także jego koty, Koziołek Matołek, Miś Uszatek, Piaskowy Dziadek i Janek Pospieszalski. Nawet mniej mi zależy na Koziołku Matołku, a bardziej na Janku, bo przecież facio przez pewien czas grał w Czerwonych Gitarach jako kapelan zespołu i nawet w 1977 roku wystąpił z nimi
na festiwalu sopockim. Potem przerzucił się na kolędy. Boże, drogi Janku, co ten szmal robi ze zdolnych ongiś ludzi, prawda?! Ja też uważam, że w zeszytach powinny znaleźć się jakieś budujące przykłady. Na przykład kolorowa fotka Jego Moherencji tatki Tadka Rydzyka liczącego forsę ze stoczni. Natchniona buźka naszego toruńskiego ulubieńca zobrazuje dzieciom, co to jest prawdziwy patriotyzm, autentyczny katolicyzm, pobożne rozważania i odstręczy je na resztę życia od seksu oralnego. Natomiast liczenie pieniędzy da im przykład, że należy oszczędzać. A jak będą mieli władzę, to se kupią maybacha oraz braci Kaczyńskich (ksywka: Bracia Mniejsi). Problem jednak jest z niemoralnymi tapetami do komórek, bo one są w każdym ogólnodostępnym czasopiśmie. Nie ma wyjścia, droga Sowo, seksaparatko, trzeba natychmiast wprowadzić kategoryczny zakaz sprzedaży gazet z wyjątkiem „Naszego Dziennika”! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Na razie nie na Marsie, ale w „Mieszance Krakowskiej” – flagowym produkcie cukierniczej firmy „Wawel”. Nie, nie jakieś tam skamieniałości, ale całkiem żwawe, tłuściutkie, spore robaczki. Z tej naukowej sensacji dumny jest producent: „Wszystko przez to, że nie używamy chemii. Robaki, poza tym że wywołują wstręt, nie są szkodliwe, a chemia – owszem”. MarS
ODNALEZIONO ŻYCIE
Nie mniejszą pomysłowością wykazał się 20-letni międzyrzeczanin Kamil D. Kiedyś w potrzebie pożyczył od znajomego 100 złotych, ale jakoś nie mógł nic uciułać, żeby tę kasę oddać. Postanowił więc wziąć znajomka na litość. Pociął sobie twarz nożyczkami, rozbił głowę o ścianę i – jako ofiara napaści – wezwał policję. Ta nie dała się nabrać. Kamil oprócz niespłaconego długu ma w perspektywie do trzech lat paki za wprowadzenie w błąd stróżów prawa. WZ
AUTODESTRUKCJA
Na Śląsku wrze. Jeden z lokalnych dziennikarzy nazwał artystki Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” kobietami do towarzystwa, sugerując, że przez lata – niczym agencja towarzyska – świadczyły usługi prominentnym politykom, np. Cyrankiewiczowi. Zdaniem żurnalisty, z taką sytuacją mamy do czynienia i dziś. Czyżby pismak w wyniku dziennikarskiego śledztwa dowiedział się, po co „szła dzieweczka do laseczka”?... PS
A KARLICZEK ZA NIĄ...
W Klisinie (woj. opolskie) 12-letni chłopiec odwoził pijanych rodziców z wesela. Dzieciak przejechał 8 kilometrów i dotarł do domu. Potrącił jednak matkę, która wysiadła z samochodu, aby otworzyć mu bramę. Do złamanej nogi przyjechało pogotowie, a za nim policja i... tajemnica rodzinna wyszła na jaw. AC
ZUCH KUBICA!
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Żeby było jasne, słynny raport Nowaka to są przede wszystkim artykuły z „Faktów i Mitów”. Donald Tusk na poziomie „Faktów i Mitów” to jest coś, co by mogło urazić nawet Jerzego Urbana. (Jarosław Kaczyński)
Traktuję udział pań w życiu publicznym na zasadzie, można powiedzieć, normalnej. (Jarosław Kaczyński)
Sama treść i kierunek zachowania (przeciw Bogu, Kościołowi, modlitwie) już sugerują opętanie. (ks. Andrzej Przybylski, tygodnik „Niedziela”)
P
rzy winie, rybie i wódeczce, a więc w nawiązaniu do najszczytniejszych narodowych ideałów, miałem ostatnio okazję świętować w gronie sympatycznych antyklerykałów. Długie, nocne Polaków rozmowy, mimo kojącej obecności alkoholu, nie nastrajają mnie jednak szczególnie optymistycznie. Towarzystwo zebrało się miłe memu sercu, bo społecznie postępowe i antyklerykalne, a więc takie właściwie „FiM”-owe, choć zapewne nie wszyscy uczestnicy spożywczo-tanecznego spotkania regularnie czytują nasz tygodnik. Rozmowy były głównie o polityce, bo o czym tu rozmawiać na dwa tygodnie przed wyborami. Wyrażane opinie części uczestników trochę mnie jednak zmartwiły. Przede wszystkim zauważam, że wielu rodaków nie dostrzega skali zagrożenia, jakie może przynieść ze sobą ewentualny sukces PiS-u... i samodzielne rządzenie Kaczyńskich! Słyszałem wręcz głosy, że spośród istniejących partii lepiej głosować na PiS niż na PO lub LiD, bo te dwie ostatnie mają większą skłonność do korupcji i są kompletnie bezideowe. Rządy PiS przez swoją brutalność miałyby też, zdaniem niektórych, zachęcić rodaków do buntu i wprowadzenia wreszcie systemu bardziej sprawiedliwego. Nie podzielam optymizmu tych rachub. Z dwojga złego wolę już nawet władzę lekko skorumpowaną niż dyktatorską. W życiu publicznym groźniejszy w skutkach bywa polityk zamordystycznie ideowy od
człowieka chciwego, ale mającego jakiś szacunek dla cudzej wolności, własności, godności. Dlatego wolałbym żyć w kraju rządzonym przez Berlusconiego niż Hitlera, choć ten pierwszy z pewnością był mniej ideowy od drugiego i zapewne też mniej uczciwy, jeśli przez uczciwość rozumieć niechęć do brania lub dawania łapówek. Nie uważam liderów LiD lub PO za lepszych lub uczciwszych od PiS-owców. Uważam ich tylko za mniej niebezpiecznych. I to jest jedyny wybór, jaki jest nam w tej chwili dany. Nie wierzę też w jakiś ogólnopolski zryw społeczny spowodowany przyszłą brutalnością Kaczyńskich. Sądzę, że już III RP wystarczająco oduczyła Polaków wzajemnej solidarności i sprywatyzowała poczucie krzywdy. Na ulice wyszłoby nie więcej niż kilka tysięcy ludzi, z którymi Kaczyńscy rozprawiliby się skuteczniej i szybciej niż z lekarzami i pielęgniarkami w tym roku. Wprowadzenie w Polsce półdyktatury byłoby katastrofą, która pozytywne zmiany społeczne może odsunąć o pół pokolenia. A nawet i później mogą pozostać trwałe ślady: nie zapominajmy, że obecne Włochy są bardziej klerykalne niż przed dyktaturą Mussoliniego (mimo dziesięcioleci demokracji), a w Chile jeszcze do niedawna nie można się było rozwodzić. Kulawa i fasadowa demokracja spod znaku III RP, LiD lub PO lepsza jest od jej zupełnego braku. Pomyślmy o tym, zanim będzie za późno. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
W krainie złudzeń
Z tej mównicy wylewa się tyle wyborczej wody, że pani, która tu protokołuje, powinna siedzieć w pontonie, a my, w pierwszych rzędach, już w kamizelkach ratunkowych. (Bogdan Zdrojewski, PO, o sejmowej protokolantce)
To jest Kononowicz à rebours: u Kononowicza było, że nie będzie niczego. U Tuska ma być wszystko. Można się spodziewać podobnego wyniku wyborczego. (Wojciech Olejniczak)
Jeżeli chodzi o problem starszych osób i babć, to one – gdzie jak gdzie – ale w Toruniu pana załatwią. Zobaczy pan, jaki pan wynik zrobi w tym Toruniu. (Tadeusz Cymański do Jerzego Wenderlicha)
Wysłał ktoś SMS, a tu się z tego robi wielki problem. Schowaj babci dowód, schowaj babci beret. A może niech pan premier Kaczyński powie: daj babci podwyżkę... (Andrzej Lepper)
Jak (...) należy rozumieć, że rząd wycofał z Narodowego Planu Rozwoju drogę krajową S5, która łączy Gdańsk, Poznań i Wrocław, czyli trzy miasta, w których mają się rozgrywać mistrzostwa Europy, na rzecz drogi Warszawa–Kielce. Czyżby mój przedmówca, pan poseł Jarmuziewicz, miał rację, sądząc, że mistrzostwa jednak będą rozgrywane we Włoszczowie? (Jarosław Urbaniak podczas wystąpienia w Sejmie)
Bliżej mi do kobiety w moherowym berecie niż do publicysty „GW”. (Wojciech Kilar)
Premier Jarosław Kaczyński zbzikował.
(Roman Giertych)
Andrzej Lepper zwariował.
(Roman Giertych) Wybrała OH
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
NA KLĘCZKACH
SUPERODKRYCIE... ...doktora Marka Migalskiego – politologa z Uniwersytetu Śląskiego! Ogłosił on w pro-PiS-owskim tygodniku „Wprost”, że Polaków wcale nie należy zachęcać do pójścia do urn wyborczych, bo... wysoka frekwencja źle wróży demokracji, a na wybory chodzą głównie ludzie młodzi i dobrze sytuowani. Tymczasem oficjalne dane Państwowej Komisji Wyborczej wskazują, że w 2005 r. najniższą frekwencję zanotowano właśnie w dużych miastach i dzielnicach zamieszkanych przez młodzież. Dalej Migalski odkrył, że wysoka frekwencja sprzyja Samoobronie i LPR. Epokowe jest to stwierdzenie, bo do tej pory socjologowie uważali zgodnie, że partie te mają stabilny, ale niewielki elektorat. Uciułanie niecałego miliona głosów (w 2005 r. LPR cieszyła się poparciem aż 940 762 Polaków) przy niskiej frekwencji otwiera drzwi do parlamentu. Właśnie ona zapewni kolegom Giertycha stołki na Wiejskiej. Dziwnym trafem elaborat Migalskiego ukazał się akurat wtedy, kiedy wystartowała kampania PO i LiD, zachęcająca młodzież do udziału w wyborach... MiC
nauczycieli nie będzie. A – uwaga! – mogą być nawet obniżki. Wszystko przez tzw. kwotę bazową, na podstawie której oblicza się później pensje nauczycieli. W roku bieżącym wynosi ona 1885 zł, ale w projekcie na 2008 rok zaplanowano ją na poziomie 1837 zł. Próby organizacji spotkania ZNP z premierem spełzły na niczym. „FiM” apeluje do rządu: dajcie podwyżki przynajmniej katechetom! DP
PLAGA APOSTAZJI
– bp Ignacy Krasicki. Kłopot jest tylko w tym, że obiekt od kilkudziesięciu lat zajmuje szkoła rolnicza i jej internat. Na początku lat 90. ubiegłego wieku rządowo-kościelna komisja zwróciła pałac Kościołowi, a ten za niemałe pieniądze użyczył obiekt oświacie aż do 2029 roku. Taką spisano umowę. Teraz nowy arcybiskup Wojciech Zięba zmienił zdanie, by... ubiegać się o pieniądze na restaurację obiektu. Cóż pozostaje biednym owieczkom? Starosta wystąpił już do Ministerstwa Rolnictwa, by wyłożyło ekstra ok. 25 mln zł na wzniesienie nowej szkoły dla wiejskiej młodzieży. Akurat ten aspekt eminencję g...o obchodzi. BS
PULS W NATARCIU TV Puls – zasilona finansowo przez giganta medialnego Roberta Murdocha – planuje ofensywę medialną. W końcu października ma ruszyć jej nowy program informacyjny oraz sześć ośrodków regionalnych. Puls zatrudnił cały zastęp dziennikarzy pracujących dotąd w TVP, Polsacie i TVN. AC
WSZYSTKO JASNE! Poseł Kurski wyszperał Tuskowi dziadka w Wehrmachcie. My pogrzebaliśmy w korzonkach Kaczorów (fuj!) i znaleźliśmy coś znaaacznie smaczniejszego. Na portalu Wikipedii pod hasłami Lech Kaczyński i Jarosław Kaczyński można znaleźć informacje o dziadkach Kaczorów. Jak wół stoi, że ich babka po kądzieli nazywała się primo voto Fyuth (czyt. fiut). I wszystko jest jasne! LV
ZNP ZNOWU STRAJKUJE Od 12 października rusza pogotowie strajkowe w całym kraju – zapowiada Związek Nauczycielstwa Polskiego. Powód? Zamiast szumnie ogłaszanych podwyżek, będą... obniżki. 15 października zostaną w szkołach wywieszone flagi i plakaty, a 25 października we wszystkich miastach wojewódzkich odbędą się nauczycielskie pikiety pod gmachami urzędów wojewódzkich. „Jeśli to nie przyniesie efektów, zorganizujemy w Warszawie ogromną manifestację, a potem będziemy przygotowywać się do strajku. Nastroje wśród nauczycieli są bardzo złe” – ogłosił Sławomir Broniarz, prezes ZNP. Nie pomogły tegoroczne „działania” ministra Giertycha ani solenne zapewnienia wicepremiera Gosiewskiego podczas jego spotkań z nauczycielami, a i nowy minister chyba nic nie może – w przyszłym roku prawdopodobnie podwyżek dla
LOS SINGLA
Rośnie liczba osób, które wypisują się z Kościoła. Biskupi twierdzą, że zjawisko to ma charakter marginalny, a praktykujących Polaków nie ubywa. Papier o wystąpieniu z Krk podpisują rzekomo prawie wyłącznie Polacy pracujący w Niemczech. Chcą w ten sposób zaoszczędzić na podatku kościelnym – twierdzi biskup Budzik, sekretarz generalny Episkopatu RP. To stanowisko oficjalne, a po cichu Konferencja Episkopatu Polski powołała specjalny zespół, który ma w trybie pilnym przygotować raport o skali apostazji i sposobach zaradzenia tej okropnej pladze. W jego skład weszli kościelni eksperci od prawa kanonicznego, socjologii, psychologii i promocji. Prace nad specjalną instrukcją dla proboszczów prowadzi także Rada Prawna Episkopatu. Jej wstępna wersja zakłada, że oświadczenia o wystąpieniu z Kościoła będzie można składać wyłącznie osobiście przed wyznaczonym do tego celu duchownym. MiC
WART PAC(AN) PAŁACA Kurii w Olsztynie nie wystarcza już potężny pałac w centrum miasta i zapragnęła odzyskać dawną siedzibę biskupów warmińskich w Smolajnach, w której wczasował się z upodobaniem m.in. sam książę poetów
Katolików, którym nie spieszno do żeniaczki i płodzenia potomstwa, autorytety kościelne zwykły przy byle okazji piętnować za egoizm i wygodnictwo. Ponieważ jednak katolickich singli stale przybywa, archidiecezja katowicka postanowiła ich „zagospodarować”. W tym celu powołano do życia „Grupę 33”, czyli specjalne duszpasterstwo dla osób świeckich żyjących w stanie wolnym (oczywiście – według nauki Krk). Działająca przy kościele Niepokalanego Poczęcia NMP w Katowicach Grupa 33 ma stanowić zachętę dla singli do potraktowania stanu wolnego jako daru dążenia do świętości i budowy Królestwa Bożego już tu, na ziemi. Obecnie duszpasterstwo zrzesza w swoich szeregach kilkadziesiąt osób w wieku od 25 do 55 lat, które dotychczas z różnych przyczyn nie wstąpiły w sakramentalny związek małżeński. Grupa 33 oferuje moc atrakcji: dwa razy w miesiącu uczestnictwo we wspólnych mszach, adoracjach i modlitwach, regularne spotkania na wykładach i dyskusjach w kręgach biblijnych, udział w rekolekcjach oraz pielgrzymkach do sanktuariów i kościołów. Prawda, że już lepiej mieć teściową! AK
PRZYBYLI UŁANI Księdzu jest obojętnie, co kropi wodą. Byle mu za to zapłacili. W Choroszczy, podczas specjalnej mszy, ksiądz błogosławił zwierzątka. Z tej okazji zjechali nawet ułani
z końmi. Nie wiadomo, która woda bardziej dodała im animuszu – święcona czy ognista – dość, że zaczęli zaprowadzać w miasteczku swoje porządki. Rozochocony 52-letni jeździec chciał nawet obciąć głowę jakiemuś Bogu ducha winnemu przechodniowi. Ostatecznie ułan trafił do izby wytrzeźwień, zaś po konia (trzeźwego) przyjechała żona „wojaka”. WZ
WYRWA NA RAKA Można od starszych ludzi wyłudzać kasę, stosując metodę „na wnuka”. Można też skorzystać z całej gamy możliwości, jakie daje Kościół. Sezon na opłatki dopiero przed nami, więc łodzianin, który chciał łatwo zarobić, wyjaśnił 82-letniej babci, u której drzwi stanął, że w imieniu parafii sprzedaje kartki pocztowe. Zyski miały zasilić konta klinik leczących choroby nowotworowe dzieci, więc staruszka sięgnęła do portfela i... I więcej go nie zobaczyła. WZ
PAPIESKO I BIZNESOWO Po raz kolejny obchody Dnia Papieskiego w Elblągu zorganizowane przez tamtejszą kurię biskupią odbyły się w... Centrum Sportowo-Biznesowym, miejscu rzeczywiście godnym imprez zorganizowanych przez największy religijny holding świata. W zaproszeniu na obchody pisano m.in. o szczególnym znaczeniu „osób skrzywdzonych przez los”. Czyżby chodziło o osoby wykorzystane finansowo przez miejscową diecezję w aferze księdza Halberdy? MK
NOBEL ZA KOMÓRKI Przyznano medyczną Nagrodę Nobla za badania na komórkach macierzystych, czyli za coś, co w katolickiej Polsce uznawane jest za dzieło szatana. Włoch Mario Capecchi, Brytyjczyk Martin Evans i Amerykanin Oliver Smithies to laureaci tegorocznej nagrody. Udało im się za pomocą komórek macierzystych
5
i modyfikacji genetycznych zaimplantować do organizmów myszy blisko 500 ludzkich chorób, co otwiera niesamowite możliwości opracowania nowych metod leczenia schorzeń dotychczas nieuleczalnych. I choć jest to wiadomość odebrana bardzo pozytywnie, szkopuł tkwi w szczegółach. Otóż badania nad leczniczą rolą komórek macierzystych trwają od lat. Nie tylko na myszach, ale również na ludziach, i jest to najlepiej rokująca metoda nowoczesnego leczenia. Tyle że same komórki macierzyste, z których mogą się później rozwinąć każde inne typy tkanek, pochodzą najczęściej z embrionów, głównie pięciodniowych płodów. Właśnie z embrionalnymi komórkami macierzystymi są wiązane największe nadzieje. Tyle że to budzi sprzeciw moralny – szczególnie głośny ze strony Watykanu. Więcej szczegółów w jednym z naszych tekstów (http://www.faktyimity.pl/archiwum/caly.phtml?id=7287). DP
ZEMSTA NA BOGU Pewien mieszkaniec najstarszego amerykańskiego miasta, St. Augustine na Florydzie, o 3 nad ranem staranował swą ciężarówką kościół św. Anastazji. Wywalił drzwi i uszkodził ścianę. Nie był to wypadek. Thomas Nursey zeznał policji, że był wściekły na Boga i postanowił się zemścić. Teraz miasto mści się w imieniu Boga i Nursey jest zapuszkowany. JF
DOŚĆ BZDUR! Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy potępiło wprowadzanie do szkół nauczania kreacjonizmu w kontekście innym niż religijny. Kreacjonizm nazwano poglądem nienaukowym i uznano za „zagrożenie dla praw człowieka”. Tzw. naukowy kreacjonizm był dotąd specyfiką niektórych szkół na amerykańskim Południu, obecnie pojawia się w niektórych prywatnych szkołach w Europie, a w Polsce jego nauczanie chciał wprowadzić były wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski. MK
6
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Źle znaczy dobrze Dyrektorka szkoły ma na świadectwie pracy prawie same jedynki. Mimo to średnia ocen wychodzi jej przyzwoita, bo oblicza ją m.in. zaprzyjaźniony ksiądz. Od 2004 roku Henryka Skarżyńska-Judkowiak (na zdjęciu) kieruje placówką, której koleżanki po fachu raczej jej nie zazdroszczą. Niełatwo jest pracować w zbyt małym i nie pierwszej jakości budynku, ze szczurami w toaletach. Na dodatek niechlubną cechą pani dyrektor jest przenoszenie prywatnych animozji na grunt zawodowy oraz to, że nie potrafi ukryć niechęci, jeśli już takową do kogoś zapała. Tym sposobem – jak twierdzi część nauczycieli z „siódemki” – doprowadza do konfliktów wewnątrz grona pedagogicznego. Efektem jest duża rotacja kadry, bo nie każdy jest w stanie pracować w podobnej atmosferze. Wielu nauczycieli przebywa na rocznych urlopach zdrowotnych, a niektórzy mają nawet z dyrektorką sprawy sądowe o mobbing (szykanowanie, przekraczanie uprawnień, ingerencja w życie prywatne), niewypłacanie dodatków motywacyjnych czy naruszenie praw pracowniczych. Taka sytuacja trwa już trzeci rok i nie pozostaje też bez wpływu na uczniów – po teście szóstoklasistów w 2004 r. szkoła zajmowała 2 miejsce, w 2005 – już 5, a zeszłoroczny sprawdzian uplasował placówkę na 17 pozycji. ~~~ Z rodzicami – przynajmniej tymi, którzy chcą aktywnie uczestniczyć
w życiu szkoły – Judkowiak też ma na pieńku. Bo – jak twierdzi – nie robią nic innego, tylko knują intrygi, żeby się jej pozbyć. „Szkoła Podstawowa nr 7 w Szczecinie jest jedyną placówką oświatową w dzielnicy Warszewo i winna się cieszyć dobrą opinią, jednakże członkowie działającej Rady Rodziców wnoszą wiele uwag do współpracy dyrektora z nimi w zakresie braku możliwości opiniowania dokumentów wewnątrzklasowych oraz uwzględniania wnoszonych uwag w planowaniu pracy szkoły i kierunku rozwoju, nieinformowania ich przez dyrektora szkoły o słabych i mocnych stronach sprawdzianu zewnętrznego oraz efektach realizowania przez szkołę programów wychowawczego i profilaktycznego” – to z kolei wnioski po wizytacji przeprowadzonej w placówce w czerwcu br. Wykazała ona jeszcze inne kwiatki, a właściwie całą wiązankę. Wizytator Remigiusz Podstawczuk stwierdza, że:
~ szkoła wypełnia zadania dydaktyczne, wychowawcze i opiekuńcze przewidziane przepisami prawa oświatowego z licznymi nieprawidłowościami; ~ dyrektor jako przewodniczący rady pedagogicznej jest inicjatorem zmian, jednak sprawuje nadzór pedagogiczny z licznymi nieprawidłowościami; ~ szkoła jest ważnym ośrodkiem integrującym społeczność dzielnicy Warszewo, jednak we współpracy z rodzicami mają miejsce nieprawidłowości. I tak dalej... ~~~ Dyrektor Judkowiak do placówki jest przywiązana jak mało kto. Oznajmiła, że się nie podda i nie dopuści do tego, by ją wyrzucono, a jeśli sytuacja się nie uspokoi, to... jej syn przyjdzie w końcu do szkoły i zrobi porządek. A w ogóle to z dyrektorskiego gabinetu może ją wyprowadzić tylko policja, i to w kajdankach, ewentualnie pogotowie, ale już tylko nogami do przodu. – Mnie z tej szkoły nikt nie ruszy, bo jestem znajomą pani Elżbiety Masojć (wiceprezydent Szczecina, odpowiedzialna za wydział oświaty – dop. red.) – zwierzyła się kiedyś nieopatrznie.
Kruk krukowi... ...oka nie wykole – tak najkrócej można scharakteryzować ostatni skandal związany z szefem Caritasu Polska – ks. Adamem Dereniem. Choć kilka miesięcy temu wywalono go na zbitą buzię, wylądował na cztery łapy i ma się znakomicie. Kilka miesięcy temu opisaliśmy to, co przez kilka lat działo się w centrali Caritasu Polska w Warszawie, którą kierował ks. Dereń („FiM” 23/2007). Wielu pracowników tej instytucji nie spało po nocach i wyrywało sobie włosy z głowy właśnie z powodu szefa, którego z racji skrajnego mobbingu i cech charakterologicznych nazywali jak irackiego dyktatora – Saddam. Obelgi i pomiatanie ludźmi, a także wyrzucanie z pracy i lądowanie u psychiatry należały do powszechnych zjawisk w instytucji zarządzanej przez pupilka hierarchów. Zanim ks. Dereń trafił do centrali Caritasu, rządził w jej odpowiedniku wrocławskim, gdzie stosował te same metody. W diecezjalnym Centrum Socjalnym Caritas gnoił prostych ludzi, dbając jedynie o swoich przełożonych, dla których organizował liczne wystawne balangi, m.in. z udziałem zespołu „Śląsk”. O kosztownych prezentach serwowanych hierarchom
krążyły legendy. Oczywiście, cała kasa na to szła z datków od ufnych, zawsze wiernych parafian. Wiosną tego roku czara goryczy się przelała i pod naciskiem pracowników Caritasu Polska, a właściwie mediów odsłaniających rajskie życie ks. Derenia, stracił on ciepłą posadkę. Wydawało się, że za wszystkie popełnione grzechy spotka go kara i trafi np. do małej parafii, w której będzie miał szansę odbycia pokuty. Nic z tego. Ksiądz „S-Adam” został proboszczem bogatej parafii św. Apostołów Piotra i Pawła w Oławie, zastępując tu ks. prof. Waldemara Irka, który został rektorem Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu. Wygląda na to, że Oława i dla Derenia będzie jedynie przystankiem w drodze do kolejnych awansów i zaszczytów. Czterdziestojednoletni proboszcz ma przed sobą świetlaną przyszłość. Doskonała opinia wystawiona niegdyś przez kardynała Henryka Gulbinowicza, a także liczne odznaczenia i godności (m.in. kapelan honorowy Jego Świątobliwości, kanonik gremialny kapituły katedralnej we Wrocławiu) utorują dalszą drogę kariery. RYSZARD PORADOWSKI MAREK SZENBORN
I chociaż Masojć do tych koneksji już tak chętnie się nie przyznaje, trudno nie zauważyć, że otacza panią dyrektor parasolem ochronnym. Świadczy o tym chociażby ignorowanie opinii Macieja Kopcia, zachodniopomorskiego kuratora oświaty, który negatywnie ocenia prace Judkowiak i przyznaje, że gdyby to on miał podjąć decyzję, szkoła już dawno miałaby nowego dyrektora. ~~~ Pani dyrektor ma też kilku sojuszników. Największym jest ksiądz Marek Jaworski z parafii św. Antoniego. W szkole jest katechetą i drugą osobą po Bogu. Nie ma akademii, której by nie prowadził, więc rodzice poważnie się zastanawiają,
kiedy ich szkoła oficjalnie zacznie być katolicka. Ksiądz Marek – w poczuciu misji – podjął się też swoistej mediacji. Na niedzielnej mszy potępił z ambony zarówno rodziców, jak i nauczycieli z niewłaściwego obozu, zarzucając im, że dają sobą manipulować. Straszył przy tym, że jeśli się nie uspokoją, proboszcz przestanie udostępniać salki na plebanii, w których teraz – ze względu na problemy z klasami w szkole – uczą się dzieci. Pani dyrektor szczyci się tym, że „mimo zamieszania wokół placówki rodzice nadal powierzają nam swoje dzieci”. Zgadza się. Bo to jedyna podstawówka w tej części miasta... WIKTORIA ZIMIŃSKA
RP
odzyskać swoje. Na dobry początek przedstawił L-4, by nie męczyć się już na sesjach Rady Miejskiej. Gdy inni radni łudzili się, że zrezygnuje z mandatu, „Pinek” dla otarcia ich łez (310 zł dodatku piechotą nie chodzi)
numer IV nie zapomina o swoich budowniczych, którym zdarzy się wylądować w pierdlu. Prawie dwa miechy spędził w tymczasowym areszcie podejrza-
Więzienna dieta ny o udział w zorganizowanej grupie przestępczej (szmugiel „lewych” papierosów z Ukrainy) i łapówki przemyski radny z PiS – Witold W., zwany Pinkiem. Ten ideowy towarzysz walki posła Marka „Członka” Kuchcińskiego gościł już w „FiM” („PiSdziec” – 32/388) i widocznie tak mu się to spodobało, że znów pcha się nam na łamy. Zwolniony z pracy w przemyskiej Izbie Celnej i oczekujący na sądowy finał sprawy – pan radny, z wciąż ważnym mandatem, przypomniał sobie, że przez CBŚ i pobyt w anclu... nie pobrał samorządowej diety. Kiedy w końcu wyszedł z paki, postanowił
zrzekł się tylko stołka przewodniczącego komisji turystyki i sportu RM. Jako chory na sesje nie chodzi, ale do kasy pofatygować się może. Ma zresztą po co, bo wyrównanie dla rajcy z PiS-owskiego „układu”, obejmujące też pobyt w areszcie (zaległe diety i dodatki za przewodniczenie komisji), to ponad 4400 złotych. Kasa „Pinkowi” i jemu podobnym należy się jak psu buda, bo twórcy fundamentów IV RP takimi duperelami jak casus „Pinka” jeszcze się nie zajęli. Pewnie szybciej by poszło, gdyby chodziło o radnego PO lub jakiejś innej postkomuszej francy. JANUSZ ADAMSKI
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
E
litarny oddział najbardziej zaufanych prokuratorów ministra Ziobry ukrywa przed opinią publiczną prawdę o koleżance zamieszanej w handel narkotykami. Głęboko wierzymy w to, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nie jest narkomanem, choć czasem dziwnie mu z oczu patrzy. Ufamy również, że nie są ćpunami prokuratorzy uchodzący za jego najbardziej zaufanych współpracowników. Dlaczego zatem tolerują w szeregach znaną łódzką prokuratorkę zamieszaną w handel narkotykami? – Tak w IV Rzeczypospolitej tworzy się armię janczarów. Ta kobieta będzie im teraz z ręki jadła, wiedząc, co na nią mają. Ale przyczyną może być też obawa, że i ona ma jakieś haki, bo przecież sama nie skonsumowała prawie kilograma amfetaminy, a w swoim czasie krążyły po mieście słuchy, że na niektórych prokuratorskich imprezach pojawiają się
szefa „rejonówki” w Łukowie, skąd został delegowany do lubelskiej Prokuratury Apelacyjnej, gdzie powierzono mu m.in. zadanie prześwietlenia Aleksandra Kwaśniewskiego (sprawa rzekomych nadużyć finansowych w Komitecie ds. Młodzieży, którym w latach 1988–1990 kierował były prezydent). ~~~ Ale najważniejszą, jest w tej historii ona... Prokurator Anna pracuje obecnie w Wydziale Śledczym łódzkiej Prokuratury Okręgowej. Jeszcze w kwietniu 2006 r. brylowała w mediach i na salonach jako rzeczniczka prokuratury apelacyjnej. Niedługo po objęciu tam funkcji szefa przez Barskiego, Anna została nagle (bez słowa wyjaśnienia dla prasy) schowana u Szuberta i zastąpiona Górskim. Faktyczny powód zniknięcia pani rzecznik z pierwszej linii był całkiem zrozumiały dla wąskiego grona wtajemniczonych. Prokuratorów od Barskiego i Szuberta, znających
PATRZYMY IM NA RĘCE wpadł na produkcji narkotyków i w łódzkim areszcie śledczym oczekiwał na proces. Sprawa była naprawdę gruba (popełnił przestępstwo zagrożone karą do 15 lat więzienia), a że miał już na koncie odsiadkę za sprawę podobną, spodziewał się wyroku z najwyższej półki. Postanowiliśmy ukryć jego personalia oraz okoliczności pozwalające na łatwą identyfikację. Nie chcemy mieć trupa na sumieniu... W drugiej dekadzie października 2005 r. Świadek 1 dogadał się z Szubertem i Jaworskim, że powie, kto ukradł narkotyki z CBŚ-u. Długo się nie targowali... – Jeśli twoje zeznania doprowadzą do zatrzymania sprawcy, dostaniesz 3 lata więzienia w zawieszeniu na osiem – zagwarantowali prokuratorzy. Wiele sobie po zeznaniach Świadka 1 obiecywali. Wiedzieli, że działał w „branży” od wielu lat i miał bardzo rozgałęzione kontakty wśród stróżów prawa. No i nie zawiedli się...
łagodnego wyroku za informacje o nieznanych organom ścigania przestępstwach funkcjonariuszy publicznych) byli przesłuchiwani na okrągło. Mówili nie tylko o policjantach. W lutym 2006 r. – będąc ściśle od siebie odizolowanymi w areszcie śledczym – złożyli takie oto zeznania o wydarzeniach z jesieni 2000 r.: ~ „Dysponowałem prawie 2,5-kilogramowym zapasem amfetaminy. Kilkakrotnie, dzisiaj już nie pamiętam ile razy, ale co najmniej dwukrotnie, kupował ją ode mnie Mirosław K. W sumie wziął ok. 700 g” (Świadek 1); ~ „Grzecznościowo miałem za to obiecane 2 tys. zł, uczestniczyłem w pierwszej z tych transakcji, dowożąc narkotyki na miejsce, gdzie Mirosław K. je odebrał. W pewnym sensie ubezpieczałem kolegę” (Świadek 2). Dowcip polegał na tym, że Mirosława K. też ktoś ubezpieczał przy zakupie amfetaminy. Udało nam się uzyskać wgląd do kilku dokumentów z akt tajnego śledztwa oznaczonego sygnaturą Ap II 24/06/S, prowadzonego przez Pro-
Brygada tygrysa prochy – tłumaczy nam oficer Centralnego Biura Śledczego. ~~~ Historia, którą za chwilę opowiemy, ma posmak thrillera. Aktorami są m.in.: ~ Dariusz Barski – szef Prokuratury Krajowej, najbliższy współpracownik i zastępca Ziobry. W okresie marzec 2006–luty 2007 kierował łódzką Prokuraturą Apelacyjną, gdzie trafił z Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej; ~ Jarosław Szubert – od marca 2007 r. zastępca Prokuratora Apelacyjnego w Łodzi. Awansował na to stanowisko z funkcji Prokuratora Okręgowego; ~ Wojciech Górski i Andrzej Markowski – dowódcy ziobrowych „brygad tygrysa” (odpowiednio: łódzkiej i lubelskiej), czyli nowo utworzonych jedenastu wydziałów zamiejscowych elitarnego pionu Biura do spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej. Górski był wcześniej (od połowy kwietnia 2006 r.) rzecznikiem Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi, a Markowski (od marca 2006 r.) – zastępcą szefa Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie; ~ Mariusz Jaworski – szeregowy prokurator z łódzkiej Prokuratury Okręgowej, którego Ziobro osobiście wytypował i ściągnął do Warszawy w celu prowadzenia śledztwa w sprawie byłego ministra Janusza Kaczmarka; ~ Waldemar Moncarzewski – od kilkunastu dni naczelnik Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Jeszcze na początku 2006 r. pełnił funkcję zastępcy
szczegóły śledztwa w głośnej sprawie zniknięcia narkotyków (z magazynu dowodów rzeczowych Zarządu XVI CBŚ w Łodzi; podmieniono je na paczki z proszkiem do pieczenia) wartych wiele milionów dolarów. Gdy wiosną 2005 r. przestępstwo wyszło na jaw, prokuratorzy stawali na głowie, żeby odnaleźć sprawców kradzieży kilkudziesięciu kilogramów kokainy i heroiny. Było niemal pewne, że wywodzą się z szeregów funkcjonariuszy CBŚ. Śledczy namierzali ich, usiłując m.in. dociec, czy i kto z tej formacji rozprowadzał wówczas na rynku „prochy”. Niestety, wszelkie tropy wiodły na manowce... Szczególnie intensywnie „pracowano” też wówczas nad ludźmi z półświatka, przebywającymi w więzieniach i aresztach za produkcję lub handel narkotykami. Zdesperowani prokuratorzy Górski, Szubert i Jaworski oraz funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji składali swoim rozmówcom jasne propozycje: jeśli ujawnisz coś, co naprowadzi nas na ślad, gwarantujemy skrócenie wyroku. Nie blefowali, bo art. 60 par. 4 kodeksu karnego powiada, że na wniosek prokuratora sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary w stosunku do sprawcy, który ujawnił nieznane dotychczas okoliczności przestępstwa zagrożonego karą powyżej 5 lat. Pewien człowiek – nazwijmy go Świadek 1 – uległ pokusie „ujawnienia nieznanych organowi okoliczności”. Motyw? U schyłku 2004 r.
Pomińmy znane naszej redakcji szczegóły relacji złożonej łódzkim prokuratorom przez Świadka 1. Czynimy to z ostrożności procesowej, bo nie mamy złudzeń, że ludzie Ziobry z najwyższą przyjemnością postawiliby nam zarzut ujawnienia tajemnic śledztwa. Możemy wszakże zdradzić, że owa relacja była tak sensacyjna, że aż niewiarygodna. Ale gdy w istotnym zakresie potwierdził ją Świadek 2 (również przebywający w areszcie wspólnik i kolega „skruszonego” producenta narkotyków), dotychczasowe poszlaki zaczęły układać się prokuratorom w logiczny ciąg zdarzeń. W efekcie 25 października 2005 r. zatrzymano pierwszych podejrzanych (m.in. policjanta z CBŚ, znanego w półświatku pod pseudonimem Kolczyk, a przez kolegów zwanego Bolem). ~~~ Zarówno Świadek 1, jak i Świadek 2 (ten również otrzymał od Szuberta i Jaworskiego przyrzeczenie
kuraturę Apelacyjną w Lublinie. Unaoczniły nam, że prokurator Moncarzewski dysponował niezbitymi dowodami, że umawiając transakcję narkotykami, Mirosław K. uprzedził Świadka 1, „że w czasie odbierania amfetaminy, celem zapewnienia sobie bezpieczeństwa nie będzie sam”. I dalej: „K. przyjechał na miejsce transakcji w niebieskim Renault Clio, kierowanym przez kobietę (...)”. Kobieta ochroniarzem?! Rambo w spódnicy? Okazuje się, że gwarantem bezpieczeństwa była dla Mirosława K. jego żona – prokurator Anna, obecna podczas dokonanej w samochodzie transakcji. Dowiedzieliśmy się również, że Świadek 1 od dawna znał Annę i Mirosława, dlatego też cierpliwie czekał, gdy nie otrzymywał na czas umówionej płatności. No, ale ile można czekać. Gdy zalegali mu już około 8 tys. zł, zaczął
7
ich nachodzić w łódzkim mieszkaniu przy ul. S(...), domagając się pieniędzy. Zaproponowali zapłatę nieruchomością. I oto 18 lipca 2001 r. przed łódzkim notariuszem Piotrem Lelentalem została zawarta umowa (Repertorium A nr 1915/01) stanowiąca, że należąca do pani prokurator Anny działka w gminie Chodecz stała się własnością znanego organom ścigania producenta narkotyków w osobie Świadka 1. ~~~ Co łódzcy koledzy po fachu pani Anny zrobili z tym pasztetem? Ano przekazali sprawę do Lublina, żeby ich ktoś przypadkiem nie posądził, że manipulują śledztwem. Dodajmy, że prokuratura lubelska – wraz z łódzką i katowicką – uchodzą za obrzydliwie spolegliwe wobec Ziobry. W międzyczasie Mirosław K. przepadł jak kamień w wodę. I choć kładziemy między plotki wersję, że został życzliwie uprzedzony o możliwym zatrzymaniu, pozostaje faktem, że prok. Moncarzewski śledztwo zawiesił do czasu, aż małżonek jego koleżanki się odnajdzie. – Obawiam się, że Mirosław K. może już nie żyć, bo stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla kilku ważnych łodzian, którzy korzystali z tego kanału zaopatrywania się w narkotyki – twierdzi jeden z naszych informatorów. Odrzucamy i to podejrzenie, bo w głowie nam się po prostu nie mieści. Jak już wspomnieliśmy, z dniem 1 października zaczął funkcjonować najnowszy wynalazek Ziobry – „brygady tygrysa”. Jedną z pierwszych decyzji podjętych przez szefa ich lubelskiej ekspozytury, prok. Markowskiego, było przejęcie akt śledztwa Ap II 24/06/S. „Poszukiwania Mirosława K. prowadzi Komenda Miejska Policji w Łodzi oraz Wydział Poszukiwań Międzynarodowych Biura Wywiadu Kryminalnego KGP (...). W śledztwie ustalono osobę towarzyszącą Mirosławowi K. Udział tej osoby objęty jest postępowaniem prowadzonym »w sprawie«” – wyjaśnił nam oględnie naczelnik Markowski. Z kolei my wyjaśniamy znaczenie tej formuły: prokuratura nie wie jeszcze, czy owa „osoba” popełniła przestępstwo i decyzji nie podejmie, dopóki nie schwyta jej męża. Prokurator Anna jest nieuchwytna. Choć w sekretariacie Wydziału Śledczego łódzkiej Prokuratury Okręgowej wielokrotnie zapewniano nas, że jest w swoim gabinecie, telefonu nie odbierała. Rzecznik prokuratury Krzysztof Kopania nie odpowiedział nam na pytanie: czy zdarzyło się pod wodzą Barskiego i Szuberta, żeby sprawował normalnie swoje obowiązki jakiś prokurator, przeciwko któremu toczyło się postępowanie dyscyplinarne lub – nie daj Boże – karne. Prawdę powiedziawszy, to nawet im się nie dziwimy. Bo i o czym tu gadać, skoro fakty mówią za siebie... ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
G
dy z władzą żegnał się Marek Belka, za jedną przeciętną pensję mogliśmy kupić 1 m2 nowego mieszkania. W 2007 roku za niby rosnącą przeciętną płacę możemy nabyć najwyżej 0,1 metra własnego M. Premier Jarosław Kaczyński w ramach akcji poznaj szefa swojego rządu niemal codziennie wizytuje jakąś gminę czy powiat. Za każdym razem opowiada, jak to dzięki PiS mieszkań w Polsce nie brakuje. Niestety, łże-eksperci twierdzą coś innego. Premier Jarosław Kaczyński ma pamięć dobrą, z tym że krótką. Zapomniał, co obiecywał młodym Polakom w 2005 i 2006 roku. A gadał całkiem fajne rzeczy. O tym m.in., że każda polska rodzina powinna dysponować samodzielnym mieszkaniem. Mówił, że w ciągu ośmiu lat PiS wybuduje ich 4 miliony i zapewniał: „Nie obiecuję gruszek na wierzbie”. A jak jest naprawdę? Ostatnie dane GUS pokazują, że 1,5 roku rządów Kaczyńskiego oddano do użytku „aż” 168 062 mieszkania. Tymczasem – żeby zrealizować program wyborczy – musi rocznie powstać pół miliona mieszkań! Aby panu premierowi utrudnić próbę wyłgania się, przypominamy, że za program mieszkaniowy rządu od listopada 2005 r. odpowiada członek PiS i specjalny pełnomocnik – Piotr Styczeń. Facet ma władzę większą niż kolejni ministrowie od budownictwa razem wzięci.
Kłamstwo pierwsze Obiecanka wybudowania 4 milionów mieszkań przez 8 lat była bujdą z góry ukartowaną. Aby się o tym przekonać, wystarczy przeczytać załączniki do programu PiS (wewnętrzne druki partii). Otóż założono, że sukcesem będzie oddanie przez dwie kadencje kluczy do... dwóch milionów ośmiuset osiemdziesięciu tysięcy mieszkań. Co więcej, ponad sześćset tysięcy z nich mieli postawić sami obywatele. Bez żadnej pomocy ze strony państwa. Pozostałe lokale to cztery kąty powstałe za rządowe kredyty oraz domy socjalne.
Kłamstwo drugie Rząd będzie wspierać budownictwo mieszkaniowe środkami z budżetu. We wszystkich krajach europejskich, także tych, które mają znacznie lepszą sytuację mieszkaniową, na tę sferę przeznacza się od 1–2 procent PKB. Są to nie tylko wydatki wprost z budżetu państwa (system poręczeń i dopłat do kredytów, środki na budownictwo socjalne i komunalne), ale także rozbudowane ulgi podatkowe i obniżki stawek VAT-u. Premierzy Marcinkiewicz i Kaczyński mogą się „pochwalić” najniższymi w Europie
Zamki na lodzie (uwzględniając także Albanię) wydatkami na budownictwo. Zatrzymaliśmy się na poziomie 0,1 proc. PKB. Takich niskich nakładów nie przewidywał nawet znienawidzony przez PiS Leszek Balcerowicz. W latach 1992–2005 liberałowie i postkomuniści na budownictwo wydawali z budżetu 2–3 mld zł rocznie, nie licząc ulg podatkowych, co dawało dodatkowo 6–7 mld ekstra. Kompania Kaczyńskich zadowoliła się kwotą 1,5 miliarda złotych.
Białorusi. Oczywiście, pan Kaczyński takiego wniosku do Brukseli nie złożył. Na ceny wpływa także brak właściwej polityki przestrzennej.
I tu właśnie mamy kłamstwo czwarte Premier opowiadał, że z owym zagospodarowaniem przestrzennym zrobi porządek. O co chodzi? Polityka przestrzenna to racjonalne działania rządu oraz samorządów
wieczystych. Chociażby w Warszawie są przypadki, że, według ksiąg wieczystych, właścicielami atrakcyjnych terenów są jakieś carskie pułki... Rządzący chcą za to masowo odrolnić (przeznaczać pod budownictwo mieszkaniowe) tereny uprawne w miastach. Nie wiemy, czy minister Mirosław Barszcz raczy żartować, czy też wierzy w to, że ludzie zechcą osiedlać się w miejscach pozbawionych dróg czy innej komunikacji. O szkołach nie wspominamy. Temu same-
Kłamstwo trzecie Zrobimy wszystko, aby zahamować wzrost cen mieszkań. PiS było w stanie tylko przyglądać się szaleństwu cen na rynku mieszkaniowym. Nierównowagę na rynku zwiększyła panika wywołana niemal pewnym, drastycznym zwiększeniem obciążeń podatkowych nowych lokali. „Niesłuszny” rząd Marka Belki tak przygotował projekt nowelizacji ustawy o VAT, aby od roku 2008 mieszkania były obłożone nadal siedmioprocentową stawką. Urzędnikom PiS-u wyciągnięcie z szuflady gotowego projektu nowego dyskryptu zajęło ROK i OSIEM MIESIĘCY! Jak wiadomo, były pilniejsze sprawy, takie jak lustracja czy likwidacja WSI. Dopiero we wrześniu 2007 r., tuż przed rozwiązaniem Sejmu, rząd w trybie pilnym poprosił posłów o uchwalenie zmiany przepisów. Parlamentarzyści jednomyślnie poparli projekt Belki (przepisany przez panów z PiS). Jednak VAT to nie wszystko. Na ceny mieszkań mają także wpływ drożejące materiały budowlane oraz masowa imigracja budowlańców. Rząd, mógł – przynajmniej częściowo – zmniejszyć szok, występując do Unii Europejskiej o wprowadzenie bezcłowych kontyngentów na cement, cegły, rury itp. z Rosji, Ukrainy czy
I dlatego od ponad sześciu lat PiS prowadzi z nimi wojnę. Atak uzasadniano tym, że są one reliktem dawnych, niesłusznych czasów, a zwykły człowiek nie ma w nich wiele do powiedzenia. Jeśli tak, to musimy politykom PiS zadedykować opracowania Głównego Urzędu Statystycznego. Dowiedzą się z nich, że najtańsze mieszkania – i to zarówno własnościowe, jak i lokatorskie – oferują właśnie spółdzielnie. Są to podmioty non profit – z założenia nie nastawione na zysk. Jednak od roku 2005 budują one coraz mniej. Większość inwestycji realizują za to prywatne deweloperskie firmy komercyjne, nastawione na zysk za każdą cenę. I to się właśnie nazywa wspieranie budownictwa dla prostych ludzi.
Kłamstwo siódme
wobec inwestycji mieszkaniowych, transportowych czy przemysłowych. Podstawową zasadą, jaką politycy powinni się kierować przy wydawaniu pozwoleń na budowę, jest zasada zrównoważonego rozwoju. Polska także jej przestrzega. Teoretycznie. Wpisaliśmy ją nawet do konstytucji. Tymczasem Marcinkiewicz i Kaczyński robili wszystko, żeby chaos przestrzenny pogłębić. Wielkie miasta zaczęły się w sposób niekontrolowany rozlewać i teraz ich peryferie zaczynają przypominać skrzyżowanie południowoamerykańskich slumsów z luksusowymi osiedlami. Brak nadzoru publicznego nad sprawami zagospodarowania przestrzeni prowadzi również do korupcji, która opanowała sferę nieruchomości jak mało którą. Brak planów zagospodarowania przestrzennego powiększa koszty inwestycji nawet o połowę. Wpływają na to poniższe czynniki: ~ drożejące działki budowlane na terenach objętych planami. Mało ich, to i cena jest wysoka, ~ uzyskanie pozwoleń budowlanych na terenach bez planów trwa nawet dwa lata. Chaos pogłębiają idiotyczne regulacje pozwalające Kościołowi na rezerwowanie sobie dowolnych terenów pod budowę nowych świątyń czy kaplic. Zmniejsza to podaż działek. W końcu mało kto chce mieszkać tuż za płotem np. dzwonnicy czy cmentarza. W tle mamy chaos prawny w księgach
mu ma służyć radykalne uwolnienie terenów... leśnych. Inny pomysł polega na tym, żeby nawet całe osiedla mogły powstawać bez zezwoleń budowlanych. Z czymś takim nie spotykamy się nawet w najbardziej zacofanych państwach świata. Zresztą nie ma się czemu dziwić, skoro te doskonałe – jak je przedstawiał premier Kaczyński – projekty powstały jako zlepek czterech różnych dokumentów przygotowanych przez pięć odrębnych zespołów rządowych.
Mamy więc kłamstwo piąte PiS solennie obiecywał, że gminy otrzymają pomoc w zakresie obsługi kosztów kredytów zaciąganych w celu uzbrojenia terenu. Ale ekipa ta nie przygotowała żadnego sensownego programu pomocy polskim gminom w rozbudowie sieci wodociągowych, energetycznych i gazowych. Nie możemy zapomnieć, że nadal w dużych aglomeracjach, i to nawet w centrum, są osiedla pozbawione dostępu do bieżącej wody (sic!) i kanalizacji. Mówimy tutaj np. o Łodzi (od sześciu lat rządzonej przez człowieka PiS Jerzego Kropiwnickiego) oraz o Warszawie (która nie może się wygrzebać po czterech latach rządów Lecha Kaczyńskiego i jego kolegów).
Kłamstwo szóste W wyniku rozbicia spółdzielni mieszkaniowych ceny własnego M4 spadną.
Eldorado w budownictwie trwać będzie jeszcze wiele lat i rząd nie musi de facto nic robić. Ten sektor jak żaden inny jest podatny na wahania koniunktury. Roztropni politycy (między innymi rządy Wielkiej Brytanii i RFN, czy też Słowenii) starają się tak niwelować skoki tempa rozwoju gospodarczego, aby budownictwo mogło się spokojnie rozwijać. W czasie gwałtownego wzrostu popytu (co obserwujemy teraz) odpowiedzialni decydenci robią wszystko, aby zatrzymać wzrost cen (dostarczają więcej terenów, otwierają rynek na importowane materiały budowlane i tym podobne), zaś w czasie załamania gospodarczego podtrzymują budowlankę rządowymi zamówieniami. U nas panowie z PiS nie zauważyli notowanego od marca 2007 roku spadku zamówień na przygotowanie terenów pod nowe budowy obiektów mieszkalnych. Ekspertów (w tym prof. dr Zofię Bolkowską z Wyższej Szkoły Zarządzania i Prawa w Warszawie) niepokoi też spadek popytu na tak zwane usługi wykończeniowe (montaż instalacji, podłóg i tym podobnych). Może to oznaczać, iż ludzie, którzy w systemie gospodarczym stawiali sobie domy, także samodzielnie chcą je wykończyć. Tak samo zaczynają postępować nabywcy nowych mieszkań. Grozi to tym, że większość firm – zamiast budować domy – przerzuci się na bardziej opłacalną działalność, czyli na realizację ogromnych inwestycji finansowanych przez UE. W efekcie będziemy budować coraz mniej mieszkań, ale za to coraz droższe. I nie pomogą żadne programy kredytowe, jakimi chwali się rząd. „Nie pomyślał on bowiem o tym, aby uruchomić popyt na mieszkania ze strony tej grupy ludności, która mieszkań najbardziej potrzebuje, a obecnie nie ma środków na ich zakup” – pisze w swojej analizie prof. Bolkowska. Państwo solidarne, cholera jasna... MiC W artykule wykorzystałem materiały Kongresu Budownictwa
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
Z
a przedostatnie oszczędności Wiesława Kostina (na zdjęciu) i Piotr Załęcki kupili w 1998 roku pod Białymstokiem ponad hektar ziemi z usytuowanym tamże budynkiem gospodarczym i trzema stawami rybnymi. Urokliwa wieś, woda, łąka, cisza, spokój... Zdawać by się mogło, że złapali Pana Boga za nogi. Nabyli tę nieruchomość od Piotra M., który postanowił pozbyć się cząstki swoich latyfundiów we wsi Milewskie (gm. Jasionówka). Na dowód, że owa cząstka warta jest dużych pieniędzy, rolnik przedstawił miastowym tzw. wyrys geodezyjny, w którym Starostwo Powiatowe (wówczas Urząd Rejonowy) w Mońkach uroczyście potwierdzało, że towar jest czysty, a istniejące fizycznie „wody stojące” są jak najbardziej legalne i stanowią prawnie usankcjonowany „obręb hodowlany” ryb. Przed podpisaniem aktu notarialnego Wiesława udała się jeszcze do urzędu gminy, gdzie uzyska-
POD PARAGRAFEM
Zwykło się powiadać, że „kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie ubodzie”. Gdy się ma ich kilku, to w niektórych regionach naszego kraju można już z takiej ekipy stworzyć coś na kształt mafii. służebności drogowej (droga konieczna)” – powiada kodeks cywilny, jasno określając, że w przypadku braku porozumienia między właścicielami drogę musi wytyczyć sąd.
i podpisami urzędników, z zaznaczonymi nań „wodami stojącymi”; 2. Wbrew zaświadczeniu okazanemu przez rolnika notariuszowi w gminnym planie zagospodarowania przestrzennego stało jak
Daleko od szosy ła ustne zapewnienie, że – zgodnie z planem przestrzennego zagospodarowania – działka wystawiona przez Piotra M. do sprzedaży jest i po wsze czasy pozostanie rolną. Kwestia ta była niezwykle istotna, bo pozwalała szczęśliwym nabywcom marzyć o zarybianiu stawów, czyli o przyszłych dochodach. O tym, że w planach grunt jest przeznaczony pod produkcję rolną, przekonało ostatecznie Wiesławę zaświadczenie z gminy przyniesione przez Piotra M. i okazane notariuszowi podczas spisywania aktu kupna-sprzedaży. Żeby dotrzeć do swojej wiejskiej posiadłości, Kostina z Załęckim musieli korzystać z jedynej drogi wiodącej przez pole Piotra M. Ale że nie jest to droga publiczna, zorientowali się dopiero w 2000 r., kiedy pan rolnik uznał, że jeśli chcą odpoczywać na łonie natury, to muszą do siebie latać helikopterem. – Przyciągnął skądś i ustawił na drodze ogromny głaz, a na domiar złego wyorał w niej rów, czyniąc absolutnie nieprzejezdną. Zapytałem, o co chodzi. „Nie będą mi chuje po polu jeździć” – odparł. W tej sytuacji musieliśmy wystąpić do sądu z wnioskiem o ustanowienie na dotychczas wykorzystywanym i poprzez wyjeżdżenie utwardzonym trakcie, drogi koniecznej – tłumaczy nam Piotr Załęcki. „Jeżeli nieruchomość nie ma dostępu do drogi publicznej (...), właściciel może żądać od właścicieli gruntów sąsiednich ustanowienia za wynagrodzeniem potrzebnej
Tak też się stało: w październiku 2001 r. Sąd Rejonowy w Białymstoku wydał postanowienie wytyczające Kostinie i Załęckiemu – zgodny z ich wnioskiem – szlak o szerokości 4 m, wiodący przez pole Piotra M. Sprawa wydawała się zamknięta, ale przy okazji wielomiesięcznych przepychanek i analiz wyszło na jaw, że rolnik sprzedał ziemię na fałszywych papierach. 1. W powiatowej dokumentacji stawy formalnie nie istniały, choć Piotr M. posługiwał się przy transakcji wyrysem geodezyjnym opatrzonym wszelkimi dla uwiarygodnienia wymaganymi pieczęciami
wół, że grunt jest przeznaczony pod projektowany zbiornik wodny i jakakolwiek nań inwestycja oznacza wyrzucanie pieniędzy w błoto. W listopadzie 2001 r. Wiesława zaalarmowała o przestępstwie białostocką prokuraturę. Ta, po kilkunastu dniach badania (?) sprawy, odmówiła wszczęcia śledztwa. Zawiadomienia o przestępstwie fałszerstwa dokumentów złożyli też: Wojewódzki Inspektor Nadzoru Geodezyjnego i Kartograficznego, który 29 stycznia 2002 r. informował m.in. o stwierdzonych podczas kontroli w monieckim starostwie „śladach usuwania treści
Uzbrojony w dubeltówkę „capo di tutti capi”
poprzez wyskrobywanie”, mające na celu „utrudnienie ustalenia osób winnych nieprawidłowości w sporządzeniu i poświadczeniu wyrysów z ewidencji gruntów działek” należących do Piotra M.; delegatura Najwyższej Izby Kontroli, podkreślająca w piśmie z 22 lutego 2002 r., że ujawniła w Mońkach „fakty uzasadniające podejrzenie popełnienia przestępstw, polegających na sfałszowaniu dokumentów w postaci wyrysów działek z mapy ewidencyjnej wsi Milewskie, poświadczeniu nieprawdy na tych dokumentach, a następnie posłużenia się nimi w celu ustanowienia obrębu hodowlanego we wsi Milewskie”. Wobec tak silnego nacisku prokuratura uległa i wszczęła śledztwo. Choć wykazało ono niezbicie, że geodeta Jerzy M. sfałszował – jak sam się przyznał – kwity na usilną „prośbę” (nie ustalono jej wartości...) rolnika Piotra M., na ławie oskarżonych usiadł samotnie urzędnik Tadeusz O. Jego jedyną winą było naiwne zaufanie do profesjonalizmu geodety i uwierzytelnienie podsuniętych mu do podpisu dokumentów. Sąd szczęśliwie dostrzegł ów paradoks i wyrokiem z grudnia 2003 r. warunkowo umorzył postępowanie karne wobec oskarżonego. Zaszczutemu Tadeuszowi O. niewiele to pomogło, bo rok później znaleziono jego ciało wiszące za szyję na linie. Podobno miał wcześniej rozterki, czy nie ujawnić wszystkiego, co wie w sprawie gruntów wokół Moniek... A jak to się stało, że Piotrowi M. wszystko się w życiu udaje, a i teraz nie spadł mu włos z głowy? – W podlaskim „klimacie” pan M. może mieć uzasadnione poczucie bezkarności. Jego trzej bracia są bardzo znanymi księżmi, obie siostry – zakonnicami, a syn Paweł – wikariuszem w Białymstoku. Facet odgrywa rolę głowy rodziny, a takie więzy gwarantują w naszych stronach immunitet. Mało tego: wszyscy wiedzą, że M. ma nielegalną broń, bo paraduje z nią często po okolicy, terroryzując
9
sąsiadów, a nasi ludzie odwracają wtedy głowę w drugą stronę, żeby tylko jej nie zobaczyć – ironizuje w rozmowie z „FiM” policjant z komendy powiatowej w Mońkach, ujawniając nam ponadto nazwiska funkcjonariuszy widywanych u Piotra M. na popijawach i udostępniając amatorski film z uzbrojonym w dubeltówkę „capo di tutti capi”. Że z tą sutannową bezkarnością jest coś na rzeczy, przekonuje nas nie tylko broń, lecz również ciąg dalszy przygód Kostiny i Załęckiego: od listopada 2006 r. nie mają dostępu do swojej działki, usankcjonowaną przez sąd jako „droga konieczna”; elektryczny „pastuch”, druty kolczaste, szlabany, głębokie wykopy uniemożliwiające dojazd – to kolejne psikusy będące dziełem Piotra M.; policja odmawia interwencji, a jeśli już, to raportuje tak: „deska jest zawieszona na łańcuchach”, ale „nie naruszając przeszkody, przejechałem obok niej”, „na niektórych odcinkach drogi wykonano pługiem bruzdę, ale bez problemów dojechałem...” (z notatki funkcjonariusza dokonującego wizji lokalnej). Głaz przyciągnięty traktorem i wytoczony na środek „drogi koniecznej” ów adwokat Piotra M. opisuje po swojemu: „(...) na poboczu drogi zobaczyłem średniej wielkości kamień”. – Tu jest szalenie skomplikowany układ wzajemnych powiązań. Wszyscy się znają, karty rozdaje kuria biskupia, a sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że ten rolnik przepisał ziemię, przez którą teoretycznie biegnie droga, na swojego syna księdza i temu właśnie należałoby się teraz dobrać do dupy, na co w Białymstoku raczej się nie znajdzie chętnych – tłumaczy „strusie” zachowania organów ścigania nasz informator z prokuratury. Tatuś ks. Pawła żartował w rozmowie z naszym dziennikarzem: – To Kostina z Załęckim orali w nocy drogę i usuwali znaki geodezyjne. Oszukali sąd z pomocą biegłych i tylko dlatego ustanowiono drogę konieczną. Sprawą zajmie się wkrótce minister Ziobro. Chcieli załatwić mojego syna, chodzili na niego ze skargą do kurii, ale biskup, oczywiście, im nie uwierzył. Teraz ja ich załatwię. Mnie tu nikt nie podskoczy i jak będę chciał, to drogę zamknę, a jak zechcę, otworzę – skwitował już groźnie Piotr M. Był bardzo opryskliwy, więc w rewanżu nie zadaliśmy mu pytania o broń. Sprawdziliśmy, że faktycznie nie ma na nią zezwolenia. Ale zanim ta informacja stanie się – dzięki publikacji – publiczną, białostocka policja i prokuratura otrzymają od nas w prezencie film dokumentujący przestępstwo. Zobaczymy, czy ktoś zdejmie wreszcie czapkę niewidkę z „głowy wszystkich głów”... ANNA TARCZYŃSKA
10
P
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
ewności, niestety, nie ma, możemy mieć tylko nadzieję, że po 21 października ten pan (Zbigniew Ziobro) już nigdy nikogo nie zabije. A czy zabił? „Fakty i Mity” dotarły do raportów jeszcze nigdy dotąd oficjalnie nie publikowanych. Jaki związek ma tytuł naszego materiału z opisywaną w nim kwestią? Oto taki: 13 stycznia 1953 roku media ZSRR (z dziennikiem „Prawda” na czele) podały informację o wykrytym przez NKWD spisku lekarzy radzieckich, „potworów i morderców”, którzy poprzez tendencyjnie złe leczenie, a także wszechobecną korupcję i chęć bogacenia się „pod płaszczykiem szanowanego i szlachetnego zawodu lekarza czyhali na życie obywateli, w tym najważniejszych osób w państwie”. Po tych doniesieniach w ZSRR rozpętała się antylekarska psychoza i nagonka. Sytuacja środowiska medycznego stała się dramatyczna, a ponieważ wykonywanie zawodu lekarza zaczęło być niebezpieczne, tysiące osób porzuciło skalpele, stetoskopy i kitle. To jednak nie uchroniło wielu z nich przed wyrokami śmierci lub długoletniego więzienia. Na czele zbrojnego ramienia „prawa i sprawiedliwości” radzieckiej ścigającej medyków stał Ławrientij Beria. Pięćdziesiąt cztery lata później, w poniedziałek 12 lutego 2007 roku, w Polsce, funkcjonariusze CBA aresztowali doktora Mirosława G. – ordynatora Kliniki Kardiochirurgii szpitala MSWiA. Akcję – skucie kajdankami i wyprowadzenie ze szpitala – mogli oglądać nie tylko współpracownicy lekarza, nie tylko jego pacjenci, ale, za pośrednictwem kamer, miliony telewidzów. Dwa dni później, podczas specjalnej konferencji prasowej minister
KRACH POLSKIEJ TRANSPLANTOLOGII
Kryptonim: „Beria” sprawiedliwości Zbigniew Ziobro mówił: „Mogło dojść do czegoś więcej niż korupcji i rażących zaniedbań. Jednym z około 20 zarzutów postawionych kardiochirurgowi jest zarzut zabójstwa (...). Dochodziło do czynów, które należy rozpatrywać w kategorii zbrodni”. Następnie z ust ministra padły słowa, które na długo wbiją się w pamięć Polaków. Słowa, które – co za chwilę udowodnimy – doprowadziły nie tylko do załamania psychicznego aresztowanego ordynatora, ale i do załamania całej polskiej transplantologii: Doktor Mirosław G. „już nigdy nikogo nie zabije”. Klika dni potem opinia publiczna – i tak już wstrząśnięta – dowiedziała się, że aresztowanie G., a także cała akcja rozpracowywania innych „skorumpowanych lekarzy łajdaków” nosi kryptonim „Mengele” – od nazwiska nazistowskiego demona z Auschwitz, przeprowadzającego potworne, pseudomedyczne eksperymenty na więźniach. Doktora „śmierć”! Prosta kalka, prosty i tyleż wstrząsający ciąg skojarzeń. Nieprawdaż? Od Mirosława G. do doktora Mengele... Jakież to oczywiste i obrazowe. Jeśli zatem można dla wzmocnienia efektu posługiwać się podobnymi metaforami, to my posłużymy się podobną. Bo upiorna postać Berii, jak mało która pasuje do opisu tego, co stało się później. Do postaci sprawcy.
„FiM” rozmawiają z Jarosławem Czerwińskim – zastępcą dyrektora Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantologii „Poltransplant” w Warszawie. – Panie doktorze, jest zapaść w polskiej transplantologii, czy jej nie ma? – Jest, niestety. Po tym, co się stało m.in. w lutym w związku z aresztowaniem doktora Garlickiego, odnotujemy w tym roku znacznie mniej przeszczepów narządów i tkanek. Oznacza to, że będzie mniej operacji i mniej uratowanych ludzi. Mimo tej zapaści nadal mamy doskonałe warunki do dokonywania transplantacji i stosujemy takie same leki, jakimi dysponują najbardziej rozwinięte kraje. Nie pogarszają się także standardy i bezpieczeństwo w transplantologii. – Jednak spektakularne aresztowanie zaszkodziło nie tylko potencjalnym pacjentom doktora Garlickiego, ale i całej polskiej transplantologii... – Medycyna transplantacyjna jest bardzo wrażliwym elementem w odbiorze społecznym. Nie dość, że wciąż istnieją spore problemy związane z przekazywaniem organów do przeszczepów, to jeszcze pojawiły
~~~ Tuż po konferencji Ziobry nastąpił krach liczby przeszczepów organów i tkanek oraz nienotowane nigdy wcześniej załamanie się zaufania pacjentów do lekarzy. I to nie tylko do transplantologów, ale medyków wszystkich specjalności. Kolportowane były bowiem sprytnie doniesienia o wszechobecnej wśród lekarzy korupcji oraz takie,
~~~ Oto jesteśmy w posiadaniu raportu „IPSOS” (kwiecień 2007) dotyczącego „medycznych” nastrojów Polaków (i zmiany tych nastrojów) oraz ogólnego zaufania po 15 stycznia 2007 roku do służby zdrowia. Ów dokument został sporządzony wiele tygodni po słynnej konferencji Ziobry, ale w trakcie, w samym środku nagonki na lekarzy. Przebadano repre-
które jeżyły włos na głowie. Wynikało z tych potwornych insynuacji, że niektórzy pacjenci mogli być (odbiór społeczny: byli) w szpitalach celowo uśmiercani (!)... w celu pozyskania narządów do transplantacji. Przypomnijmy jeszcze raz zdanie Ziobry: „Dochodziło do czynów, które należy rozpatrywać w kategorii zbrodni”.
zentatywną grupę 1013 osób, zaś ewentualny błąd statystyczny nie przekracza 3,2 proc. A teraz niektóre pytania zadane respondentom: – Czy ostatnie doniesienia telewizyjne i prasowe zmieniły Pana (Pani) opinię w sprawie pobierania narządów? 12 procent pytanych odpowiedziało, że ich pozytywna dotąd opinia
Róbmy swoje się oskarżenia o handlowanie organami i korupcję. Jeśli zaś idzie o dra Garlickiego, to „po nim” w warszawskim szpitalu MSWiA, jednym z dziesięciu wykonującym najwięcej przeszczepów, powstała czarna dziura. Na kilka miesięcy zaprzestano tu identyfikacji dawców oraz zaniechano transplantacji. – Ile lat trwa wykształcenie w pełni odpowiedzialnego chirurga transplantologa? – Potrzeba na to 15–20 lat już po studiach medycznych. Taki lekarz musi zdobywać doświadczenie nie tylko przy łóżku chorego, ale także i w najlepszych ośrodkach zagranicznych. Powinien legitymować się również dorobkiem naukowym. – W wielu krajach, m.in. afrykańskich i azjatyckich, handel organami ludzkimi jest faktem i stał się dochodowym interesem. Czy to zjawisko istnieje także w Polsce? – Absolutnie nie, bo nie pozwala na to prawo i nie ma przyzwolenia społecznego. Także istniejące procedury pozyskiwania organów – zarówno od osób żyjących, jak i zmarłych – nie dopuszczają takiego procederu.
Fot. RP
– Czy to oznacza, że organy trafiają rzeczywiście do tych osób, które ich najbardziej potrzebują? – O tym, czy nowe serce trafi do biskupa czy stolarza, decydują zasady alokacji, czyli kryteria, które muszą być spełnione przy przeszczepie. Na przykład pierwszeństwo mają
uległa diametralnej zmianie na negatywną; dalsze 12 proc. stwierdziło, że wydarzenia tylko utwierdziły ich złe zdanie w tej materii, zaś 13 procent przyznało, że „trudno powiedzieć”. Dalej jest jeszcze gorzej. – Czy Pana (Pani) zdaniem, ostatnie wydarzenia opisywane w prasie i telewizji wpłynęły na zaufanie społeczeństwa do lekarzy? „Tak, podważyły zaufanie” – odpowiedziało aż 30 proc. respondentów, a dalsze 29 proc. oświadczyło, że podważyły bardziej i tak już kiepski obraz owego zaufania. 10 procent orzekło zaś: „Trudno powiedzieć”. Podsumowując te dwa punkty ankiety, trzeba podkreślić, że jeszcze nigdy dotąd żadna wypowiedź ani żadna akcja nie dokonały tak głęboko idących negatywnych reperkusji w postrzeganiu służby zdrowia i tak dalekich przewartościowań. Pytanie kolejne: – W ostatnich tygodniach wyraźnie spadła liczba przeszczepów. Czy Pana (Pani) zdaniem, jest to związane z ostatnimi doniesieniami w mediach na temat nieprawidłowości przy dokonywaniu przeszczepów? Zdecydowanie „tak” odpowiedziało aż 29 procent ankietowanych, a następne 40 proc. uważa, że „raczej tak”. Tylko – podkreślamy – tylko 2 proc. jest zdania, że rządowa i medialna kampania pozostała bez wpływu na liczbę przeprowadzonych w Polsce przeszczepów. A teraz pytanie najbardziej chyba dramatyczne. I odpowiedzi, które wskazują, jak ci, co sobie z pełną perfidią określony cel założyli, cel ów uzyskali. – Czy uważa Pan (Pani) za prawdziwe doniesienia o celowym usypianiu pacjentów po ciężkim urazie głowy w celu zwiększenia liczby dawców narządów?
ci, którym najpilniej potrzebny jest nowy organ i u których nie ma przeciwwskazań immunologicznych. O przeszczepie nie decyduje jedna czy dwie osoby, a zespoły specjalistów. W przeszczepienie jednego organu zaangażowanych jest zwykle blisko 100 osób. – Z pewnością pomocne dla transplantologów jest stanowisko Kościoła w sprawie przeszczepów... – ...bo stanowi ważny głos wypowiedziany do ludzi z ambony. Najistotniejsze jest to, że Kościół nie gani „okaleczenia” zmarłych, twierdząc jednocześnie, że pobranie narządu nie narusza godności człowieka. Inna sprawa, że jest to oficjalne stanowisko Kościoła, ale istnieje też i nieoficjalne – księdza proboszcza, często diametralnie odmienne. – Co zatem należy robić dziś, żeby po ostatnich fatalnych i bolesnych doświadczeniach uratować jak więcej istnień ludzkich? – Najważniejszy jest spokój i dobry, życzliwy klimat, którego obecnie tak bardzo brakuje. I edukacja społeczna, dobry przykład środowiska lekarskiego, spełnianie oczekiwań pacjentów i ukazywanie prawnych aspektów sankcjonujących przeszczepy. Krótko mówiąc, pomimo wszystko trzeba robić swoje. RP, MarS
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
Dar serca Oddać swoje serce, nie znaczy zostać człowiekiem bez serca. Wręcz przeciwnie! Każdy z nas może przekazać swój organ innej osobie i uratować jej życie. Jak to zrobić? Całość procedur zgody na oddanie po śmierci swoich narządów do przeszczepienia dla ratowania życia ułatwia noszone przy sobie własnoręcznie spisane oświadczenie woli. Ma ono charakter informacyjny i nie zwalnia lekarza mającego pobrać np. serce czy nerkę z obowiązku sprawdzenia prawdziwości dokumentu w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów. Właśnie tam można zastrzec, że nie życzymy sobie pośmiertnego pobierania narządów. Więcej szczegółów na stronie internetowej www.poltransplant.org.pl lub pod adresem Poltransplantu: 02-005 Warszawa, ul. Lindleya 4. Że to jest możliwe, a nawet prawdopodobne, uważa aż 38 procent Polaków (!), a że „nigdy nic nie wiadomo...” – dalsze 27 procent. Nie wierzy w takie niesamowite opowieści tylko 35 proc. respondentów. Podkreślmy to raz jeszcze: akcja „Mengele” przekonała 70 procent populacji 38-milionowego kraju, że w polskich szpitalach morduje się pacjentów (lub że nie da się tego wykluczyć), żeby pozyskać od nich płuca, wątroby, serca itd... Czy pomysłodawcy przedsięwzięcia „Mengele” liczyli na aż taki „sukces”, czy przeszedł ich najśmielsze marzenia? ~~~ Ktoś powie, że to tylko statystyczne badania nastrojów społecznych. Wprawdzie faktycznie kiepskich, ale nie mających żadnego przełożenia na rzeczywistość polskiej transplantologii. Nic bardziej mylnego – prawda jest jeszcze bardziej ponura, niż wyniki badań IPSOS. Prawda podana w liczbach bezwzględnych. Aby ją pokazać, posłużymy się danymi najbardziej wiarygodnymi – tabelami Polskiej Unii Medycyny Transplantacyjnej. By lepiej zrozumieć, co stało się po konferencji Ziobry (luty 2007), porównajmy dane z zupełnie przeciętnego dla transplantologii roku 2004 (marzec, kwiecień i maj) z analogicznym okresem roku 2007. Liczba dawców narządów: ~ marzec 2004 – 60 dawców; marzec 2007 – 25 dawców, ~ kwiecień 2004 – 53 dawców; kwiecień 2007 – 18 dawców, ~ maj 2004 – 43 dawców; maj 2007 – 15 dawców. Specjaliści transplantolodzy mówią wprost: ten kilkudziesięcioprocentowy spadek dawców to skutek tego, iż szpitale wolały nie zgłaszać do centrum przeszczepów osób nagle zmarłych. Osób, których organy mogłyby żyć w ciałach innych ludzi! Ale czego się bały? A tego, że specjaliści orzekający śmierć mózgową mogliby zostać posądzeni o celowe uśmiercenie swoich pacjentów. Prosty ciąg przyczynowo-skutkowy. Ale to nie jedyny powód. Oto każdy obywatel (np. ciężko chory) ma prawo umieścić swój wpis w tzw. Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, czyli nie zgodzić się na pobranie od niego (w przypadku śmierci) organów do transplantacji. W naszym „modelowym” okresie roku 2004 owych zastrzeżeń było 65, a w roku 2007 jest
już 484! To wzrost o 700 procent. W styczniu 2007 „nie” powiedziało 25 Polaków, a w marcu – 225. Zjawisko całe pokażemy jeszcze na innych liczbach dotyczących początku roku 2007 – sprzed i po konferencji Ziobry. Do sławetnych słów „(...) ten pan już nikogo nie zabije (...)”, czyli od początku do końca stycznia, szpitale zgłosiły 42 zmarłe osoby do przeszczepów. Po konferencji – już tylko 18. A teraz liczby najbardziej porażające, czyli liczba samych przeszczepów. W styczniu 2007 roku nerkę przeszczepiono w Polsce 76 oczekującym pacjentom. W marcu liczba ta spadła do 44, by w kwietniu osiągnąć transplantologiczne dno – 34 przeszczepy. A wątroba? Styczeń 2007 – 22 przeszczepy; kwiecień – 9 przeszczepów. Pomijając już przygnębiające statystyki innych transplantacyjnych organów, podsumujmy ogólną liczbę przeszczepów. W styczniu wykonano w Polsce 102 takie operacje, a w kwietniu – zaledwie 45. ~~~ W tym wszystkim istnieje jeszcze jedna ciemna, a właściwie tragicznie mroczna liczba. Liczba osób, które w opisywanym przez nas okresie (luty–kwiecień 2007) zmarły (albo wkrótce umrą), nie doczekawszy się zdrowego organu. Żaden z indagowanych przez nas lekarzy transplantologów nie chciał podać jej wartości, choć nikt nie zaprzeczał, że istnieje. Próbując jednak uściślić ów makabryczny wskaźnik, natrafiliśmy na bardzo ostrożne przybliżenia, które mówią, że może tu chodzić o 25 do 32 chorych! Ludzi, którym 12 lutego KTOŚ odebrał prawo do życia. ~~~ Pewien znany polski lekarz (ze zrozumiałych względów chcący zachować anonimowość) – sława od przeszczepów – podsumował to tak: „Po tym, co się stało, żaden z nas nie życzy panu Ziobrze nagłej śmierci. Ale niektórzy mówią o marskości wątroby...”. MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI Autorzy dziękują Polskiej Unii Medycyny Transplantacyjnej oraz Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnemu ds. Transplantacji POLTRANSPLANT za wszechstronną i cenną pomoc przy zbieraniu materiałów do powyższej publikacji.
ZAMIAST SPOWIEDZI
W
ywiad z Michałem Syską – prawnikiem, wiceszefem Socjaldemokracji Polskiej, publicystą, działaczem organizacji pozarządowych. Kandyduje z 2. miejsca LiD we Wrocławiu. – Czy istnieje powód, dla którego Czytelnicy tygodnika „Fakty i Mity”, czyli na ogół zwolennicy świeckiego państwa i polityki prospołecznej, mieliby głosować na koalicję Lewica i Demokraci? Tylko proszę nie sugerować, że powinniśmy na Was oddać głosy, bo nie mamy wyboru... – Nieuczestniczenie w zbliżających się wyborach oznacza zgodę na hegemonię prawicy, na dalszą klerykalizację, na ograniczanie swobód obywatelskich, na dyskryminację mniejszości seksualnych i światopoglądowych. Jedyną formacją polityczną, która może powstrzymać ofensywę prawicy, jest w tej chwili LiD. Oczywiście, wielu wyborców może być rozczarowanych postawą wielu polityków lewicy, którzy w okresie rządów SLD
– Czy nie jest symboliczne usunięcie z listy kandydatów do Senatu z ramienia LiD-u wiarygodnej i lewicowej Marii Szyszkowskiej, a wstawienie na jej miejsce w Warszawie senatora Smoktunowicza, uchodźcy z Platformy Obywatelskiej? O Smoktunowiczu wiadomo tyle, że zakładał prawicową Unię Polityki Realnej, jest zamożny i zaprzyjaźniony z Ryszardem Kaliszem... – Osobiście ubolewam, że Maria Szyszkowska nie będzie kandydować z ramienia LiD. Nie wiem, dlaczego doszło do takiej sytuacji. Na pewno nie stało się to z inicjatywy SdPl. LiD jest koalicją i podejmowanie tego typu decyzji jest skomplikowane. Jednak warszawiacy mogą wybrać świetnego senatora. Kandydatem jest tam najaktywniejszy radny warszawski Bartosz Dominiak. To młody człowiek, który najgłośniej protestował przeciwko wprowadzeniu odwołania do Bo-
11
poświęceń i w ogóle kleru w przestrzeni publicznej. – To oczywiste, że wpływ Kościoła jest w Polsce zbyt duży. Mnie jednak nie dziwi, że instytucja ta stara się poszerzać wpływy. Problem leży po stronie państwa, czyli polityków, którzy z hierarchami potrafią rozmawiać tylko na kolanach. Polska prawica czyni tak z powodów ideologicznych; część polityków postkomunistycznej lewicy robiła tak z konformizmu,
Nie jestem listkiem figowym nie bronili zasad świeckości państwa. Sam należałem do krytyków tej postawy, czemu dawałem wyraz na rozmaitych kongresach, a także na łamach prasy. Jednak na listach LiD, oprócz wspomnianych osób, znajdzie się też wielu ludzi, którzy od lat odważnie walczą o wolność światopoglądową. Chodzi o to, żeby Czytelnicy „Faktów i Mitów” poszli do urn i te osoby na listach znaleźli. Zostając w domu, głosują na Kaczyńskich i Rydzyka i znów zapewniają mandaty poselskie starym twarzom lewicy. – Szef Pana partii, Marek Borowski, był w czasach rządu Millera marszałkiem Sejmu i jedną z najważniejszych osób w SLD. Nie zrobił nic, żeby np. nie dopuścić do zaangażowania Polski w wojnę w Iraku; żeby przyjęto przygotowaną przez poseł Senyszyn ustawę legalizującą aborcję; żeby przeprowadzono przez Sejm zatwierdzoną w Senacie ustawę senator Szyszkowskiej o związkach partnerskich. Dlaczego mielibyśmy teraz ufać Socjaldemokracji? – Ponieważ ustawy dotyczące praw kobiet i mniejszości seksualnych, a także nadmiernych przywilejów materialnych Kościoła przygotowywali – i walczyli o nie – ludzie z SdPl: Izabella Sierakowska, Jolanta Banach, Zdzisława Janowska, Joanna Sosnowska, Małgorzata Winiarczyk-Kossakowska. To Marek Balicki z SdPl był jedynym ministrem zdrowia, który na serio zajął się kwestią dostępności antykoncepcji i problemem odmowy aborcji w wielu szpitalach. To ja, jako wiceprzewodniczący SdPl, współorganizowałem protesty przeciwko wojnie w Iraku.
ga do statutu Warszawy. Bartek prowadził też głośną kampanię na Ursynowie, gdzie chciano wybudować kościół wbrew opinii mieszkańców. – Trudno ustalić, jaki właściwie program ma LiD, poza tym, że nie lubicie Kaczyńskich i bronicie III RP. Tylko czy warto bronić tej ostatniej? Bez niej nie byłoby rządów PiS. IV RP jest tylko kontynuacją i pogłębieniem chorób poprzedniczki. Nie macie żadnej wizji, już nie tylko porywającej, ale chociaż trochę przekonującej. – Życzliwi lewicy komentatorzy zgodnie przyznają, że LiD nie jest jeszcze tą formacją, która na lata może zająć miejsce po lewej stronie polskiej sceny politycznej. Może być jednak takiej formacji zaczątkiem. To jednak wymaga czasu. W LiD są różni ludzie. Są znani politycy, którzy od 1989 roku budowali III RP, i dla nich obrona osiągnięć III RP to także obrona ich życiorysów. Są także ludzie młodzi, którzy patrzą już z zupełnie innej perspektywy. Oni szukają ideowych inspiracji w tradycji przedwojennej PPS, w rewolcie studenckiej z Maja ’68 i we współczesnym ruchu alterglobalistycznym. Jest ich coraz więcej i niedługo to oni będą decydować o wizerunku polskiej lewicy. LiD opracował program „100 konkretów”. Większość zawartych tam postulatów dotyczy kwestii społecznych: edukacji, opieki medycznej, praw pracowniczych, wsparcia dla emerytów. – Jak Pan ocenia rolę Kościoła we współczesnej Polsce? Obowiązkową religię w szkole, Komisję Majątkową, w której Kościół jest sędzią we własnej sprawie, wszechobecność kapelanów,
mającego swe źródła w historii. Mnie i mojemu pokoleniu takie historyczne kompleksy są zupełnie obce. Ja nie boję się mówić, że szkoła publiczna nie jest dobrym miejscem do nauki religii, że państwo nie powinno wspierać finansowo żadnego związku religijnego, a programy nauczania powinny być wolne od jakiejkolwiek presji ideologicznej. W Polsce takie poglądy prezentowane są jako radykalizm, zaś w Europie Zachodniej są czymś oczywistym, akceptowanym przez lewicę i cywilizowaną prawicę. – Ma Pan opinię jednego z najbardziej lewicowych polityków Socjaldemokracji. Przepraszam za porównanie, ale czy nie robi Pan w tej partii za listek figowy, który ma w razie potrzeby przykrywać nijakość partii Borowskiego i napędzać mu ideowy elektorat? – Czułbym się listkiem figowym, gdybym był sam. Tymczasem w SdPl (a także w całym LiD) jest mnóstwo ludzi myślących lewicowo. Kilka nazwisk już wymieniłem w tej rozmowie. A są jeszcze inni: Marcin Rzepecki (kandyduje w Piotrkowie Trybunalskim), Artur Hebda (działacz SLD z Zielonej Góry), Tomek Kalita (startuje w Warszawie), Wojtek Filemonowicz (Kraków), Bartek Arłukowicz (Szczecin) i wielu innych. Nie startują z pierwszych miejsc, ale są na listach. Jeśli lewicowy elektorat chce mieć prawdziwą lewicę, to powinien pójść do wyborów i dokładnie przeczytać listy kandydatów LiD. W innym przypadku rządzić będzie prawica, a w ławach opozycji będą siedzieć sami strachliwi aparatczycy. Wybór należy do Państwa! Rozmawiał ADAM CIOCH
12
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Cudowne źródło
Woda z Wasilkowa ma zbawienny wpływ na ludzkie zdrowie. Podobno, bo nikt tego nie udowodnił. Ponad wszelką wątpliwość działa natomiast na pomyślność kościelnego biznesu. „Na miejscu obecnej groty, nad tem źródłem od niepamiętnych czasów czczonem powstała kaplica roku 1719 przez J.M. Imć Metropolitę Kiszkę poświęcona; wybudowana kosztem Bazylego Popiernika Supraślskiego, który przez cały rok będąc ślepym, gdy się ofiarował do tego miejsca świętego, a przybywszy do tego miejsca świętego, a przybywszy na to miejsce wody świętej i otarłszy tą wodą oczy, natychmiast przejrzał, gdzie całemu ludowi to ogłosił” – mówi jedna z lokalnych legend, która dała podwaliny pod celebrację tryskającego z ziemi potoczku. Przez lata ludzie tłumnie odwiedzali źródełko, powierzając Matce Boskiej Bolesnej swe troski i choroby, aż w końcu Święta Woda dopracowała się miana sanktuarium. Frekwencja rosła, bo Polacy katolicy uwielbiają czcić tajemnicze miejsca kultu i zostawić odpowiednio wysoki „dar serca”. Z tych właśnie „darów serca” – przy nieocenionym wprost wsparciu lokalnych samorządowców – w cieniu Matki Boskiej z groty á la Lourdes ksiądz kustosz Alfred Butwiłowski rozkręcił całkiem niezły interes. Nazywa się Centrum Pielgrzymkowo-
-Turystyczne Święta Woda. Oprócz rozłożystej plebanii jest tu restauracja z klimatyzowanymi salami i nowoczesnym oświetleniem dla 150 osób. Można sobie u księdza Alfreda urządzić wesele („w klimatyzowanej sali o ciepłej kolorystyce”), bankiet, komunię, chrzciny, a nawet osiemnastkę czy stypę. To nie wszystko. Są wielofunkcyjne sale konferencyjne dla 200, 70
i 45 uczestników, a także cztery sale weselne, hotel z komfortowo wyposażonymi pokojami oraz apartamentami typu deluxe z kominkiem i jacuzzi. Wszystko ma, oczywiście, służyć lepszemu kontaktowi człowieka z Bogiem. Wróćmy zatem do sfery sacrum. Bez trudu zaopatrzymy się tutaj w drewniany krzyż – w zależności od preferowanej wielkości – za 15, 35 lub 85 złotych. Jest też cudowna woda w plastikowych butelkach. Można naturalnie nabrać jej samemu, co zresztą ludzie czynią nader chętnie. Gustownych puszek, rozstawionych tu na każdym kroku, oraz
innych form zachęty do opróżniania kieszeni zignorować jednak nie wypada. Kilkanaście dni temu cały kraj obiegła sensacyjna wiadomość, że w pobliżu warszawskiego Okęcia wypatrzono wizerunek Matki Boskiej. Na konarze drzewa. Ludzie natychmiast okrzyknęli ją Lechicką (od nazwy ulicy, przy której rośnie drzewo) i już się do niej modlą... JULIA STACHURSKA Fot. Autor
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
13
Basen pływacki przed... i po remoncie...
Połów w mętnej wodzie W gminach opanowanych przez klęczonów pojawił się nowy patent na wygospodarowywanie pieniędzy publicznych dla lokalnych parafii. Wytypowana firma wygrywa przetarg i dostaje astronomicznie zawyżoną wypłatę. Oczywiście, jeśli uczyni „grzeczność” księdzu proboszczowi... Skarbimierz Osiedle to 2-tysięczne miasteczko (wydzielona jednostka administracyjna o statusie sołectwa, stolica gminy Skarbimierz) w województwie opolskim. Do 1993 roku było jedną z największych w Polsce baz lotniczych armii radzieckiej, która oprócz lotniska pozostawiła tam po sobie infrastrukturę w postaci kilkudziesięciu przyzwoitych bloków mieszkalnych i budynków usługowo-handlowych, stadion sportowy, basen, przepompownię wody, kotłownię itp. Rosjanie nie wybudowali wszakże ani jednego kościoła... Po wyjeździe czerwonoarmistów Osiedle zapełniało się nowymi polskimi lokatorami, wśród których przeważały młode małżeństwa korzystające z okazji do nabycia taniego mieszkania. Gdy w 1998 r. okazało się, że ludności jest już wystarczająco dużo, żeby utrzymać w dostatku „ambasadę” Watykanu, ówczesny metropolita wrocławski kardynał Henryk Gulbinowicz ustanowił w Skarbimierzu Osiedlu parafię, powierzając budowę kościoła księdzu proboszczowi Stanisławowi Grzechynce. Wielebny zamieszkał przy reprezentacyjnej ulicy Osiedla, w ofiarowanym mu przez gminę mieszkaniu po jakimś ruskim pułkowniku. Żeby zaś głodem nie przymierał, dostał też etat katechety w szkole podstawowej oraz kilkanaście hektarów wysokiej klasy ziemi rolnej, którą wieśniacy spod Skarbimierza za Bóg zapłać mu uprawiają. Niestety, ksiądz Stanisław rychło się przekonał, że „kluczowym
dostrzeżono w gminnym „Programie Rewitalizacji na lata 2005–2013”, przewidującym rozpoczęcie w 2007 roku remontu i modernizacji obiektu oraz wydatkowanie nań łącznej kwoty 1,2 mln zł (300 tys. zł – środki własne, 900 tys. zł – z kasy Unii Europejskiej). Plany pozostały na razie na papierze, ale zaufani ks. Grzechynki postanowili nie czekać i dobrać się do tych fruktów. Żeby pokątnie wesprzeć kulejącą budowę kościoła, zastosowali taki oto patent: Wiosną gmina ogłosiła przetarg nieograniczony na „czyszczenie zbiornika wodnego na terenie Skarbimierza Osiedla”. – Chcemy częściowo wymienić żwir na dnie basenu i naprawić betonowe brzegi, które są już moc-
problemem gospodarczym i społecznym w gminie jest stosunkowo wysoki poziom bezrobocia (prawie 30 proc. w 2004 r. – dop. red.) z tendencją do wzrostu” (cyt. z planu rozwoju Skarbimierza na lata 2004–2013). Na domiar złego wśród mieszkańców Osiedla „moherów” było niczym na lekarstwo, a młodzi – jak to mło- Dobra z remontu płynące? dzi – mają pilniejsze wydatki niż finansowanie kościelnych inwestycji. Smutnym tego zjawiska efektem jest przedłużająca się niemiłosiernie budowa kościoła. Okazała plebania, owszem, stanęła w try miga, ale kasy na dopieszczenie świątyni zabrakło. Wciąż jeszcze nie została oddana do użytku, bo zupełnie nie skutkują najostrzejsze nawet wezwania płatnicze, wystawiane wiernym przez ks. Grzechynkę co niedziela no zniszczone i grożą zawaleniem z ambony. – opowiadał lokalnej prasie przeAle od czego w końcu są władze wodniczący Rady Osiedla i radny samorządowe... gminy Skarbimierz Marek Góźdź (prywatny przedsiębiorca specjaliJedną z cenniejszych pamiątek zujący się w „robotach ziemnych po Rosjanach jest w Skarbimierzu i instalacjach wod.-kan.”). Osiedlu basen: otulony zielenią i po Swoje oferty złożyły dwie łożony w samym centrum miastecz- lokalne firmy, ale 14 maja 2007 r. ka zbiornik wodny o wymiarach gmina nieoczekiwanie unieważniła 50/100 metrów. Jego niebagatel- przetarg, bo „cena najkorzystniejne sportowo-rekreacyjne znaczenie szej oferty przewyższyła kwotę, którą
zamawiający może przeznaczyć na sfinansowanie zamówienia” – przeczytaliśmy w oficjalnym komunikacie dementującym pogłoski, że jednym z nieoficjalnych warunków przetargu było wygospodarowanie „przy okazji” materiałów na wylewkę betonową w kościele – jak twierdził w rozmowie z „FiM” jeden z samorządowców. – Pic na wodę. Po prostu lepszą ofertę złożył nie ten wykonawca, z którym pilotujący sprawę przykościelny radny dogadał się, że wspomoże parafię – upiera się nasz informator. Zlecenie otrzymała ostatecznie (z tzw. wolnej ręki) firma z Brzegu, która po kilkunastu dniach kosmetycznej dłubaniny przy basenie pozostawiła go w stanie wciąż i ab-
solutnie nienadającym się do bezpiecznego pływania. Na czym te roboty polegały? – Jestem tu codziennie na spacerze, więc dokładnie widziałam. Wypompowali wodę, ale nie całą, żeby ryby nie wyzdychały. Następnie wybrali kilka ciężarówek świństw zalegających na dnie, nawieźli nowego żwiru, zakleili trochę dziur i pomazali ściany basenu farbą, wpuścili wodę i na tym koniec. Dwóch,
trzech ludzi się tym zajmowało przez pół miesiąca – opowiada nam mieszkanka Skarbimierza Osiedla. Zapytaliśmy wicewójta Jacka Monkiewicza, ile ta przyjemność gminę kosztowała. Przypomniał sobie z najwyższym trudem: – Około 40 tysięcy złotych. Plus pięć tysięcy na tablice o zakazie kąpieli. Czy wiadomo, ile z tej kwoty poszło na kościół? Mamy nadzieję, że obliczy to prokuratura. Zdumiały nas bowiem okrutnie liczby podane przez wójta, gdyż efekt „remontu” widzieliśmy na własne oczy i choć dokładnie spenetrowaliśmy okolicę basenu, to oprócz jednego spłowiałego napisu „Zakaz kąpieli” na wieżyczce do skoków, nie dostrzegliśmy ani jednego znaku ostrzegawczego. – Wolałbym, żebyście zapytali o szczegóły radnego Góździa, bo to Rada Osiedla realizowała basenową inwestycję w ramach przyznanego im limitu środków, a my tylko sprawdziliśmy faktury pod względem formalnym i wypłaciliśmy należność – tłumaczył Monkiewicz. – Ja nie jestem w tej sprawie kompetentny, bo to przecież gmina akceptowała faktury. Zapłacili wykonawcy, więc widocznie uznali, że tyle mu się należy – odbił piłeczkę Góźdź. 45 tys. zł na kolana nie powala, ale nasz informator zapewnia, że numer z basenem to nie pierwszy przypadek wygospodarowywania z kasy publicznej „działki” na rzecz parafii w Skarbimierzu. A propos działki – taką prawdziwą, w centrum miasteczka, wartą około ćwierć miliona złotych, gmina „sprzedała” niedawno ubogiemu proboszczowi. Z 98-procentowym opustem... DOMINIKA NAGEL Fot. S.T.
14
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
ZE ŚWIATA
ATEISTYCZNE PRZEBUDZENIE W ośrodku konferencyjnym w stanie Wirginia odbyło się sympozjum ateistów. O frekwencji niech świadczy to, że miejsc zabrakło, a na listę rezerwową wpisało się ponad 600 osób.
Jest więcej sygnałów, że amerykańscy ateiści wychodzą z szafy. Organizuje się reklamowane i cieszące się powodzeniem ateistyczne obozy dla młodzieży; można kupić koszulki z wyznaniem niewiary, takież nalepki na zderzak czy inne gadżety. Hitem jest kapelusz z napisem „Urodzony na nowo ateista”, analogiczny do urodzonych na nowo chrześcijan. Podczas konferencji uczestnicy słuchali wykładów przybyłych koryfeuszy ruchu, m.in. profesora Oksfordu Richarda Dawkinsa, autora niezwykle poczytnych książek, takich jak „Bóg urojony”, oraz Christophera Hitchensa. W wywiadzie dla weekendowego wydania telewizyjnego programu „Good Morning America” Hitchens powiedział, że wierzący powinni zdać sobie sprawę, że USA jest krajem świeckim. „W ciągu 20 lat – ocenia naukowiec Alan Wolfe z Boston College – liczba Amerykanów uważających, że Boga nie ma, podwoiła się”. Wprawdzie statystyki wciąż pokazują, że 91 proc. ludzi w USA wierzy, a 82 proc. uważa się za chrześcijan, to jednak połowa ankietowanych mówi, że zna ateistę, a 47 proc. ma znacznie bardziej tolerancyjny wobec nich stosunek niż ongiś. Książek ukazujących bezsens i szkodliwość religii nie czytują fundamentaliści. Skąd więc ich popularność...? Skłania to do konkluzji, że istnieje spory odsetek ukrytych ateistów, którzy wciąż wolą nie afiszować się ze swym światopoglądem. Do przyrostu liczby ateistów przyczyniła się aktywność ekstremistów religijnych (muzułmanów czy prawicowych fanatyków amerykańskich). Ludzie coraz częściej zauważają, że religia inspiruje do przemocy. CS
BOSKA AMERYKA Amerykanie sami nie bardzo wiedzą, w jakim kraju żyją. Dowiódł tego sondaż, w którym 55 procent respondentów utrzymywało, że ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych wpisali do konstytucji, że będą one krajem chrześcijańskim.
Są w błędzie, bo konstytucja USA jednoznacznie kreuje państwo świeckie, w którym wyznawcy wszelkich religii oraz niewyznający żadnej mają takie same prawa i rządowi nie wolno wtrącać się do ich wierzeń bądź niewiary. Inne dane sondażu również dają do myślenia. Połowa badanych jest zdania, że Biblia powinna być wykorzystywana w szkole jako pełnoprawny podręcznik na lekcjach historii. 58 procent Amerykanów uważa, że nauczyciele w szkole powinni inicjować modlitwy i liczba tak myślących wzrasta. 43 proc. popiera budowę w szkołach chrześcijańskich szopek i granie religijnej muzyki (to również wzrost w porównaniu z poprzednim rokiem). Wiara w chrześcijański charakter państwa utrwalony w konstytucji to nie tylko jej nieznajomość i niedostatki wiedzy obywatelskiej. Pogląd o chrześcijańskości USA jest aktywnie promowany przez część konserwatywnych kapłanów i polityków. Istnieje nawet organizacja Wallbuilders, która stawia sobie za zadanie propagowanie takiego punktu widzenia i utrzymuje, że chrześcijański charakter ma cała Deklaracja niepodległości. Na drugim biegunie ideologicznym znajduje się edukacyjne ugrupowanie First Amendment Center (Centrum Pierwszej Poprawki do konstytucji, która gwarantuje wolność słowa i religii). Na wieść o wynikach sondażu wyraziło ono ubolewanie, że „Amerykanie umierają za utworzenie świeckiej demokracji w Iraku, a jednocześnie coraz większa ich liczba postrzega swój kraj jako państwo chrześcijańskie”. Ci, którzy gotowi są zaakceptować wolność religii i od religii, uważają jednocześnie (co czwarty Amerykanin), że owa wolność nie powinna dotyczyć religii „ekstremalnych”. Za takową powszechnie uznawany jest dziś w USA islam, a w XIX wieku oceniano tak... katolicyzm. PZ
OSAMA NAWRÓCONY? Siedem lat minęło, odkąd Amerykanie uganiają się za bin Ladenem. Bezskutecznie. Bush twierdzi, że nie zależy mu na jego złapaniu, ale niewątpliwie byłby w euforii, mogąc pokazać głowę mitycznego lidera al Kaidy. A może jest inny sposób? Znany telekaznodzieja z St. Petersburga na Florydzie, pastor Bill Keller, umieścił na 200 krajowych i zagranicznych stronach internetowych 10-minutowy film z przesłaniem do Osamy. Keller nie zaczyna uprzejmie, obdarzając go mianem „narzędzia szatana”, ale podsuwa szansę uniknięcia gniewu bożego. Plan pastora jest genialnie prosty: bin Laden musi przejść na chrześcijaństwo i zaapelować do muzułmanów, by poszli w jego ślady. „Może pan okazać się jednym z największych ratowników dusz w historii
ludzkości – kusi Keller. – Bóg może pana użyć do ocalenia setek tysięcy ludzi z ogni piekielnych i ofiarowania im chwały niebiańskiej”. Wyobraźmy sobie Osamę w płaszczu pokutnym, z krzyżem na szyi i błagającego o zbawienie przed Canossą Białego Domu... Jest jednak pewien problem: bin Laden już wcześniej wpadł na lustrzanie identyczny pomysł. Uznał, że Amerykanie oraz inne chrześcijańskie i żydowskie giaury muszą przejść na islam; wtedy wyzwolą się od strachu przed atakami terrorystycznymi (jak zabijać braci w wierze?) i rządami republikańskich konserwatystów religijnych. JF
SEN TO ZDROWIE Oszczędzanie na śnie może sporo kosztować. Organizm ma swoje prawa – nie daje się oszukać.
EKSMUZUŁMANIE W Europie Zachodniej bije się na alarm z powodu przyrostu liczebnego muzułmanów. Niektórzy straszą, że kontynent przeistoczy się wkrótce w kalifat. Niewykluczone jednak, że przyszłość będzie wyglądać zupełnie inaczej.
W Europie – np. w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Skandynawii – powstały ostatnio organizacje byłych muzułmanów. Są to głównie potomkowie imigrantów z krajów arabskich, którzy po szoku ataków terrorystycznych w USA, Anglii, Hiszpanii i Indonezji postanowili rozstać się z wiarą rodziców. Komitet Byłych Muzułmanów powstał właśnie w Holandii, gdzie mieszka milion wyznawców islamu. Jego lider, 22-letni urzędnik miejski, wypowiada się bardzo prowokacyjnie – nazywa islam „religią prześladowań” i porównuje go do nazizmu. „Chcemy popierać ludzi, którzy odrzucili religię naszych rodziców. Niech zdadzą sobie sprawę, że nie są sami” – deklaruje i opowiada o trzech atakach muzułmańskich fundamentalistów, których padł ofiarą. Inni niewierzący muzułmanie zapewniają, że ich organizacja ma coraz więcej sympatyków. Również w innych krajach liczba eksmuzułmanów dynamicznie rośnie. 44 procent z 1,8 mln brytyjskich muzułmanów wyraża zaniepokojenie islamskim ekstremizmem, we Francji takich ludzi jest 30 proc., a w Niemczech – 23 proc. JF
Poważne studium badawcze przeprowadzone w Wielkiej Brytanii dowodzi, że osoby, które skrócą czas snu z 7 godzin do mniej niż pięciu, narażają się na dwukrotnie większe prawdopodobieństwo śmierci z powodu choroby serca. Brak snu przyczynia się do zwiększenia ciśnienia krwi, to zaś powoduje choroby serca. „We współczesnym społeczeństwie istnieje presja, by ograniczać czas snu i więcej pracować, ale nie jest to dobry pomysł” – stwierdza autor studium, prof. Francesco Cappuccio z Uniwersytetu w Warwick. Jedna trzecia Brytyjczyków i 40 proc. Amerykanów sypia mniej niż 5 godzin dziennie. Przypuszczalnie w Polsce nie jest inaczej. Wyścig szczurów ma swoje wymogi. ST
NA ZDROWIE... Alkohol dostał w ostatnich latach sporą dozę reklamy. Rozmaite badania wykazywały, że umiarkowana jego konsumpcja ma pozytywny wpływ na zdrowie. Chwalono zalety czerwonego wina – szczególnie polecanego kobietom. Dane przedstawione podczas konferencji Europejskiej Organizacji Onkologicznej w Barcelonie stanowią nieprzyjemne otrzeźwienie: alkohol poważnie zwiększa ryzyko raka piersi. Niezależnie, czy jest to piwo, wino czy wódka. „Kobiety piją wino, bo sądzą, że jest dla nich zdrowsze. Są w błędzie” – konstatuje dr Patrick Maisonneuve z włoskiego Europejskiego Instytutu Onkologii. Konsumpcja alkoholu w ilości 1–2 drinki dziennie zwiększa prawdopodobieństwo raka piersi o 10 proc. Więcej niż 3 dziennie – aż o 30 proc. Przypuszcza się, że alkohol podnosi we krwi poziom hormonów, które przyczyniają się do rozwoju komórek rakowych. ST
CHAMPION PERWERSJI Osoby wrażliwe uczynią lepiej, jeśli darują sobie przeczytanie poniższego tekstu... Na liście najbardziej odrażających zboczeńców świata pierwsze miejsce zajmuje (a przynajmniej sytuuje się w ścisłej czołówce) 53-letni samiec z Edmonton w Kanadzie. Stanie on wkrótce przed sądem za wieloletnie gwałcenie nieletniej córki oraz zmuszanie do stosunków seksualnych psy i konia. Kiedy po odsiedzeniu w latach 90. 2-letniego wyroku za przestępstwa seksualne na własnej córce oraz innych dzieciach wrócił do domu, już dwa dni później zgwałcił 8-letnią wówczas córkę ponownie i od tego czasu robił to systematycznie co noc przez 14 lat. Pokazywał jej pornograficzne filmy, do których oglądania zmuszał także młodszą córkę i do niej również się dobierał. Przez 16 lat na oczach dzieci kopulował z sukami; jeśli któraś nie chciała, dusił ją albo od razu zabijał. Zmuszał do stosunków konia. Usiłował zmusić do kopulacji z psami córkę. Adwokatka superzboczeńca zapewniła sędziego: „Nie sądzę, by był on niebezpiecznym przestępcą”. JF
SZCZYTOWANIE Władze nepalskie kontrolujące dostęp do najwyższej góry świata zamierzają oficjalnie zakazać łażenia po Czomolungmie na golasa. W zeszłym roku nepalski himalaista stał przez kilka minut na szczycie góry nago, korzystając z chwili ciepła – zaledwie minus 10 stopni... W ten sposób zapewnił sobie rekord striptizu na najwyższej wysokości. Inny wspinacz, Holender, usiłował wspiąć się na Everest tylko w gatkach. Nagość w Himalajach ma długą historię – istnieje zdjęcie legendarnego wspinacza, George’a Mallory’ego, który być może jako pierwszy zdobył Everest w latach 20. (jego ciało znaleziono niedaleko szczytu), na którym stoi on w obozie bazowym tylko w kapeluszu i z plecakiem. Funkcjonuje nawet Towarzystwo Nagich Wspinaczy. Ale Nepalczycy uważają najwyższą górę za Boga i rozbieranki ich gorszą.
W gronie tysięcy ludzi, którzy zdobyli najwyższy szczyt ziemi od 1953 roku, są i inni posiadacze rekordów, jednak bardziej przyzwoitych. Najstarszy himalaista, który stanął na Evereście, miał 71 lat, najmłodszy – 15. Szczyt zdobył też niewidomy, a w roku 2005 nepalska para wzięła na czubku góry – jako pierwsza – ślub. PZ
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
R
elacje między Kościołami a polityką w USA układają się odmiennie w dwu sferach. W teorii obowiązuje – zatwierdzony w 1954 r. przez parlament na wniosek prezydenta Johnsona – zakaz aktywności politycznej, który dotyczy instytucji religijnych i charytatywnych.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
za nienaruszalnością małżeństwa, popierać pacierze w szkołach. Bez żenady w działalność polityczną angażują się w USA hierarchowie (biskupi i kardynałowie) katoliccy. Napominają wiernych, by głosowali na wyznawców tej samej religii, czasem wręcz grożą – tak kandydatom jak i głosującym – odmową pierwszej
było ostrą krytyką wojny w Iraku, która, jak miał oświadczyć Chrystus Bushowi, „doprowadziła do katastrofy”. Zaraz potem wpłynęło do IRS zażalenie na pogwałcenie przez Kościół apolityczności i rozpoczęło się śledztwo. Kościół Wszystkich Świętych postanowił się bronić. Kosztowało to 3500 jego wiernych 200 tys. dolarów,
Religia, polityka, pieniądze Zakazu muszą przestrzegać pod groźbą anulowania zwolnienia z opodatkowania dochodów pochodzących z dotacji. Na straży tego rozporządzenia stoi federalny urząd finansowy Internal Revenue Service (IRS). W minionym roku otrzymał 237 sygnałów o nieprawidłowościach i wyselekcjonował do kontroli 100 przypadków (44 Kościoły i 56 instytucji charytatywnych). Ponad połowa śledztw jest wciąż w toku; w 26 sprawach doszukano się naruszenia prawa i wystosowano pisemne ostrzeżenia, ale nikomu nie odebrano bezpodatkowego statusu. W roku 2004 IRS wystosował 69 ostrzeżeń, a pięć instytucji o charakterze religijnym musiało pożegnać się z podatkową wolnością. W praktyce olbrzymia część Kościołów amerykańskich ma nastawienie konserwatywne i czuje się w obowiązku promować, np. do Senatu, kandydatów o podobnych poglądach, którzy w polityce realizować będą „wolę bożą”, czyli – sprzeciwiać się aborcjom i legalizacji związków homoseksualnych, opowiadać
komunii w przypadku niesubordynacji. Takie praktyki nasiliły się po roku 2000, po przejęciu władzy przez Busha i republikanów popieranych przez konserwatystów religijnych. Ponieważ konsekwencje pozbawienia zwolnienia z podatków byłyby rujnujące – zwłaszcza dla większości Kościołów protestanckich, które stały się maszynkami do robienia naprawdę ogromnych pieniędzy – odbywa się gra, kto kogo przechytrzy, kto nie pozwoli się złapać, wymyślając chytrą argumentację, kto lepiej opanuje język aluzji, m.in. werbalnych elips i peryfraz, przekaże wiernym stosowny komunikat, nie naruszając litery prawa. Przed kilkoma dniami miał miejsce nietypowy finał nietypowego śledztwa w tej materii. Dwa dni przed wyborami prezydenckimi w 2004 roku w prestiżowym i liberalnym Kościele episkopalnym (to amerykańskie określenie anglikanizmu) w Pasadenie na peryferiach Los Angeles ksiądz przedstawił wyimaginowaną debatę między Bushem, kandydatem demokratów Kerrym i Jezusem. Nie rekomendował nikogo, ale kazanie
ale 10 września br. IRS nadesłał list stwierdzający lakonicznie, że dochodzenie dobiega końca i status nieopodatkowania pozostaje niezagrożony. Jednocześnie konstatował, że kazanie stanowiło interwencję w wybory. W tym momencie nastąpił nieoczekiwany zwrot, wedle powiedzenia: Złapał Turek Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma – Kościół wystąpił do ministerstwa skarbu, zwierzchnika IRS, z żądaniem przeprowadzenia śledztwa, czy dochodzenie, jakiemu był poddany, miało pobudki polityczne. Wykryto bowiem ślady nacisków ministerstwa sprawiedliwości (które pod rządami Busha przekształcone zostało w instytucję strzegącą monopolu władzy Partii Republikańskiej) na IRS, by zniszczył liberalny, a więc prodemokratyczny Kościół. Parafianie stanęli murem za swymi kaznodziejami, domagając się od IRS przeprosin i wyświetlenia, kto w ministerstwie sprawiedliwości zlecił podjęcie śledztwa, zdaniem ekspertów – „wysoce nietypowego”. Ostateczny finał może więc stać się kolejną kompromitacją rządu Busha. ZW
Jestem kandydatem biednych Rozmowa z Fernandem Lugo, byłym biskupem rzymskokatolickim i faworytem zbliżających się wyborów prezydenckich w Paragwaju. – Dlaczego zamieniłeś bezpieczną rolę biskupa na niebezpieczeństwa polityki? – My w diecezji San Pedro zajmowaliśmy się wszystkim – od wspierania wspólnotowych ogrodów warzywnych, po tworzenie spółdzielni zajmujących się sprzedażą ich produktów. Zrozumieliśmy, że zmiany, których potrzebuje ogromna większość naszego społeczeństwa, związane są z polityką. Wierzę, że to jedyna droga pozwalająca najbardziej zagrożonym sektorom społeczeństwa wcielić w życie zmiany, których chcą. – Jak odczuwasz nową rolę kandydata w wyborach prezydenckich? – To zmiana rytmu życia. Skończyłem właśnie przemierzać kraj w ramach nemongueta guasu („wielki dialog z ludem”). Robiłem to, gdyż wierzę, że politycy muszą słuchać zwykłych ludzi i brać pod uwagę ich wielką mądrość życiową – mądrość tych ludzi, którzy tyle znaczyli w historii naszego kraju. To nas wzbogaca i daje siłę konieczną do marzeń o innym kraju. Podczas ostatnich trzech miesięcy przemierzyliśmy cały kraj, zorganizowaliśmy ponad 250 spotkań. – Przeciwnicy polityczni chcą wykorzystać fakt, że Watykan nie zaakceptował twojej dymisji ze stanowiska biskupa, do podważenia twojej kandydatury... – Przyznaję, że z punktu widzenia teologicznego wciąż jestem biskupem – w tym sensie, że otrzymałem sakrament, który będzie mi towarzyszył do śmierci. Jednakże
kandydowanie w wyborach wynika z konstytucji, a nie z prawa kanonicznego. Konstytucja jest ponad wszystkimi innymi dokumentami prawnymi, a co więcej – Paragwaj nie podpisał żadnego porozumienia z Watykanem. – Co, waszym zdaniem, należy zmienić w Paragwaju? – Nie obiecujemy zbyt wielu zmian, gdyż nie chcemy obiecywać rzeczy niemożliwych. Wierzymy jednak, że jest możliwe zagwarantować sprawiedliwość, suwerenność, niezależność, ponieważ pozwoli to rozpocząć walkę z korupcją i bezkarnością. Dzisiaj sprawiedliwość jest więźniem władzy politycznej, a władza polityczna ze swej strony jest z kolei więźniem władzy ekonomicznej. Z kolei władza ekonomiczna w Paragwaju jest w rękach mafii, która nie ma twarzy, ale jest obecna w całym kraju, który ponosi tego konsekwencje. Nasz projekt nie jest wypracowany za granicą ani w laboratorium, ale to projekt ludowy, który narodził się tutaj, oddolnie. Ludzie domagają się uczciwej administracji i przejrzystego państwa, więcej miejsc pracy, powstrzymania emigracji naszej młodzieży. Rozmawiał PABLO STEFANONI Tłum. PIOTR BOJKO Wywiad ukazał się pierwotnie w tygodniku „Trybuna Robotnicza”.
15
Maryja na kawie P
atricia de Menezes odbywała przejażdżkę rowerową po osiedlu Surbiton na londyńskich przedmieściach. Nagle usłyszała głos: „Ja jestem chlebem życia”. Rozejrzała się, by sprawdzić, kim jest ten „chleb życia”, i ujrzała Matkę Boską. Był wówczas rok 1984. Maryja musiała polubić Patricię, bo do dziś spotyka się z nią codziennie. Czasem zastępuje ją Jezus albo św. Józef. Wydają jej dyspozycje i udzielają porad. Widzenia ma teraz najczęściej w ogrodzie, bo ma 67 lat i pedałowanie już zarzuciła. Ale nie straciła zmysłu biznesowo-religijnego – wokół swych widzeń rozkręciła ruch społeczny: Społeczność Świętej Niewinności. Nie jest to, oczywiście, skala dyrektora Rydzyka, ale 3 tys. członków w 43 krajach się liczy. Większość z nich skaperowała z ugrupowań propagujących świętość życia i tępiących skrobanki. Z tej racji, że otrzymywane przez Patricię instrukcje często dotyczą kwestii religijno-ginekologicznych. Matka Boska zadysponowała, aby wszystkim wyskrobanym płodom Kościół nadawał status męczennika. O uznanie nadprzyrodzonego charakteru swych widzeń oraz uznanie statusu organizacji Menezes zwróciła się do archidiecezji Southwark. Ta po inspekcji odmówiła.
Znajoma Maryi uderzyła więc z odwołaniem do Watykanu, który ślęczał i deliberował nad jej przypadkiem długo, by wreszcie wydać – 23 września – werdykt. Ponownie odmowny. Arcybiskup Angelo Amato z Kongregacji Nauki Wiary oświadczył, w liście do abpa McDonalda z archidiecezji Southwark, że twierdzenia Patricii o widzeniach są „wysoce wątpliwe”, „przesadzone i graniczące z histerią”. Zdaniem Amato, Jezusowi przypisała ona niewłaściwe słowa i sformułowania, a jej żądania dotyczące uznania męczeństwa usuniętych płodów są „niezwykle gwałtowne i wypowiedziane językiem gróźb” pod adresem władz kościelnych. „Męczennikiem jest ktoś, kto daje świadectwo Chrystusowi – objaśnia Amato. – Gdyby ofiary aborcji zakwalifikować jako męczenników, trzeba by tak traktować wszelkie ofiary moralnego zła”. De Menezes z Matką Boską nadal widuje się regularnie, a to przecież ważniejsze od decyzji kościelnej biurokracji. TN
Wcielenie Marie S
ześć sióstr z klasztoru Dobrego Pasterza w Hot Springs w stanie Arkansas zostało ekskomunikowanych przez Watykan za sianie herezji. Zupełnie jak polskie betanki. Zakonnice pokumały się z kanadyjską sektą Armia Maryi, która twierdzi, że jest pod władzą matki Jezusa. Członkinie sekty wierzą, że jej założycielka, 86-letnia Marie Paule Giguere, jest reinkarnacją Matki Boskiej i Bóg przez nią przemawia. Wyklęte siostry z Arkansas nie przejęły się: „Mamy spokój ducha i wiemy, że to, co robimy, jest
słuszne” – oświadczyła jedna z nich. Kościół nie może wyrzucić zbuntowanych zakonnic z klasztoru, bo jest on ich własnością. Z budynku zabrano tylko św. komunię. Armia Maryi została założona w Quebecu w roku 1971 przez Giguere, która twierdzi, że objawia jej się Bóg. Uważa ekskomunikę za „niesprawiedliwość”. ST
Ksiądz awaryjny H
olenderscy dominikanie wpadli na interesujący pomysł, który przedstawili na łamach broszury „Kościół i duchowieństwo”.
Jeśli parafia pozbawiona jest księdza, mszę mogłyby odprawiać... przeszkolone osoby świeckie. W Holandii istnieje znaczący niedobór księży. Dominikanie podkreślili, że chodzi im o sytuację awaryjną, gdy nie ma księdza, a biskup odmawia mianowania następcy. Propozycję holenderskich zakonników ze zdumieniem przyjęto w rzymskiej kwaterze
głównej dominikanów. „Chwalimy braci za troskę o niedobór duchownych, ale nie sądzimy, by ich propozycja była korzystna dla Kościoła i pozostająca w zgodzie z tradycją” – oświadczyli. Tak więc holenderscy wierni będą skazani na peregrynacje do odległych parafii. Chyba że dadzą sobie spokój z chodzeniem na msze... ST
16
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (58)
Rzeź galicyjska Rabacja galicyjska przyczyniła się do klęski zrywu narodowego, jakim było powstanie krakowskie 1846 roku. Swój udział w klęsce miał też służalczy wobec zaborcy austriackiego kler. Już od 1844 r. trwały intensywne przygotowania do wybuchu powstania mającego objąć swym zasięgiem ziemie polskie w trzech zaborach. Jednak w połowie lutego 1846 r. policja pruska aresztowała większość kierownictwa powstania, w tym Ludwika Mierosławskiego, który miał być jego naczelnym wodzem. Na skutek aresztowań nie doszło do wybuchu powstania w zaborach pruskim i rosyjskim, poza epizodycznymi akcjami. Wśród wypadków 1846 r. rzeczywiście poważne znaczenie miało powstanie krakowskie (rewolucja krakowska) i ruch chłopów w Galicji (tak zwana rabacja galicyjska). Powstanie podjęte w Rzeczypospolitej Krakowskiej trwało od 21 lutego do 3 marca 1846 r., objęło Kraków z okręgiem i pobliskie tereny zaboru austriackiego. Odbiło się szerokim echem w całej Europie, a przez współczesnych demokratów i radykałów zostało ocenione wysoko. Zasadniczym błędem, który sparaliżował działania powstańców, okazało się niepowiadomienie chłopów o celach powstania. Utworzony Rząd Narodowy RP ograniczył się jedynie do ogłoszenia w dniu jego wybuchu „Manifestu do narodu polskiego”, w którym zapowiedział zniesienie przywilejów, zrównanie różnic stanowych, zniesienie
N
wszelkich powinności chłopskich i uwłaszczenie. Tylko nieliczni – np. Edward Dembowski, sekretarz dyktatora powstania Jana Tyssowskiego – prowadzili akcję uświadamiającą chłopów, starając się przekształcić powstanie w rewolucję społeczną. Okazało się, że to za mało, by wieś poparła powstanie. Zwłaszcza że własny fortel uknuli przebiegli Austriacy. Rozpuścili wśród chłopów wiadomość, że „dobry cesarz już dawno zniósł pańszczyznę”, a tylko zła szlachta ciągle trzyma ich w ryzach. Zbroi się potajemnie nie po to, by walczyć z zaborcą, lecz żeby spacyfikować wieś w obronie własnych przywilejów. Część ogłupionych chłopów uwierzyła Austriakom i współdziałała z nimi w tłumieniu powstania. 19 lutego 1846 r. wybuchło przeciwko dworom powstanie chłopskie, na czele którego stanął Jakub Szela. Zbrojne bandy napadały na dwory szlacheckie w ziemi tarnowskiej, nowosądeckiej, sanockiej i po części jasielskiej. Pogrom objął około 500 dworów – „policja chłopska” wymordowała wówczas ponad tysiąc oficjeli dworskich, w tym wielu patriotów. Gdy 26 lutego pod Gdowem wojska austriackie rozbiły oddział powstańczy pułkownika Suchorzewskiego, pojmanych powstańców
iektóre Kościoły, a Kościół rzym skokatolicki w szczególności, opanowały doskonale sztukę „po wstawania z martwych”: przywracania wpływów, zdaje się dawno już utraconych, wchodzenia na tereny, gdzie od pokoleń o nich zapomniano, cierpliwego i upar tego przywracania kontroli i przywilejów. Wiele osób, skądinąd światłych, gubi naiwna i racjonalnie nieuzasadniona wiara w to, że postęp społeczny, polityczny, ekonomiczny czy światopoglądowy jest nieodwracalny i narasta razem z upływem dziejów. Tego rodzaju wiara z pewnością dostarcza dobrego humoru i życiowego optymizmu. Niestety, jako oderwana od rzeczywistych procesów, jakie zachodzą na świecie, bywa usypiająca i zgubna. Historia świata, o czym niestrudzenie przypomina polski myśliciel, profesor Jerzy Drewnowski, to okresy oświecania lub „ściemniania”, zależne od tego, kto w danym czasie zyskiwał dominujący wpływ na świadomość społeczną. Każda, nawet najbardziej entuzjastyczna reformacja, może zginąć w kontrreformacji, a każda wyzwalająca społeczna rewolucja może zakończyć się powrotem starych zniewoleń. Jeśli ktoś nie znajduje w pamięci odpowiednich przykładów, to służę pomocą: wystarczy
wydano na pastwę chłopów towarzyszących Austriakom. Wieści o tym były niejasne i spowodowały, że Dembowski – sądząc, iż na Kraków idą sami tylko chłopi – następnego dnia wyprowadził przeciwko nim procesję. Zamiast na chłopów natknął się jednak na wojska austriackie. Zginął od pierwszej salwy, bo szedł na czele w chłopskiej sukmanie. Padło 28 osób, a wiele było rannych. Wydarzenia te przesądziły o losie rewolucji krakowskiej. Wszyscy inspiratorzy rabacji galicyjskiej i jej pomocnicy otrzymali od rządu austriackiego ordery i nagrody pieniężne. Nikogo do odpowiedzialności nie pociągnięto, a w sądach wszystkie sprawy skierowane przeciwko chłopom mordercom umarzano. A jak zachowywał się kler w tym czasie? W większości lojalistycznie i antypolsko. Biskup tarnowski Wojtarowicz na bankiet urządzony z racji cesarskich urodzin zaprosił zdrajcę Jakuba Szelę – odznaczonego przez cesarza złotym medalem honorowym i wielką wstęgą – i wraz z nim toastował na cześć „cesarsko-królewskiej apostolskiej miłości”. Rząd austriacki i wierni mu purpuraci zadbali o sumienia chłopskich współpracowników, gdyż na rozkaz gubernatora
porównać tolerancyjną, światłą i dostatnią Polskę z połowy XVI wieku z wynędzniałym krajem końca wieku XVII i szalejącym wówczas katolickim fanatyzmem. Można wskazać powrót – po 40 latach – zakazu aborcji i powtór-
Kriega księża zostali przez biskupów zobowiązani do udzielania rozgrzeszenia wszystkim uczestnikom pacyfikacyjnej rzezi. Charakterystyczną cechą tych czasów było to, że rozgrzeszano nie tylko z dokonanych już morderstw, ale także z tych, które zamierzano dopiero popełnić. Proboszczowie denuncjowali powstańców zagrożonych aresztowaniem, często łamiąc tajemnicę spowiedzi. W cyrkule bocheńskim pleban z Królówki, niejaki Owsiński, w czasie spowiedzi wydobył od pewnego młodzieńca wiadomość, że należy on do patriotycznego spisku. Naiwność młodego powstańca skończyła się tym, że wzięty do aresztu wydał 20 swoich towarzyszy należących do spisku. Gdy z polecenia starosty aresztowano ich, rozpuszczono po wsiach kłamliwą wieść, że przymierzali się do wymordowania chłopów. Wywołało to ogólne podniecenie i pragnienie „wyrównania rachunków”. W taki oto bezwstydny sposób przygotował starosta bocheński grunt pod późniejszą krwawą „pacyfikację”, korzystając z usług zdradzieckiego spowiednika.
zatytułowane „Rozdział Kościoła od państwa, władzy od religii i dogmatów od prawa”, które miało miejsce w środku Warszawy, nie dotarł, poza reprezentantem „FiM”, żaden polski dziennikarz. Okazuje się, że w najbar-
ŻYCIE PO RELIGII
Nowa kontrreformacja? nej klerykalizacji w końcu wieku XX. Można także przywołać przykład Ameryki: porównanie praw człowieka i względnej równości z lat 70. (prezydent Carter) z obecnymi czasami Busha – agresją, bigoterią i manipulowaniem całym krajem przez garstkę wielkich koncernów oraz Kościołów. O współczesnych, wynikających z ekspansji Kościołów zagrożeniach dla demokracji i praw człowieka mówiono na spotkaniu zorganizowanym przez Europejską Federację Humanistyczną (EFH) podczas konferencji Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, która miała miejsce na przełomie września i października. Tak się jakoś składa, że na spotkanie
dziej sklerykalizowanym kraju Europy paląca potrzeba świeckiego państwa nie stanowi przedmiotu zainteresowania mediów. Spotkanie moderowała trójka europejskich działaczy humanistycznych: David Pollock, prezes EFK, Vera Pegna z Włoch (znana czytelnikom „FiM” – 31/2003) oraz Hanne Stinson z Wielkiej Brytanii. Mówiono o niebezpieczeństwie, jakie niesie ze sobą przyznanie Kościołom i związkom światopoglądowym przez projekt „Traktatu konstytucyjnego” specjalnego prawa do dialogu z instytucjami europejskimi. Właściwie nie wiadomo, dlaczego przyznano to prawo akurat wyznaniom, a nie innym organizacjom pozarządowym. Tym bardziej że
W Bruśniku, gdzie „spacyfikowano” dwór, jego mieszkańców wymordowano, a trupy zawleczono do kostnicy. Ocalał jedynie niejaki Grójecki, który zemdlał między trupami, a pod wpływem mrozu oprzytomniał. Wyczołgał się spod trupów i dowlókł na plebanię, prosząc proboszcza Kowalskiego o zaopatrzenie sakramentami i schronienie. Ten jednak nie tylko nie spełnił tej prośby, lecz podburzył swoim kazaniem tłum, który po nabożeństwie ukamienował nieszczęsnego. Zachował się też na piśmie postępek proboszcza Modły z Pstrągowej. W jego parafii mieszkał były oficer wojsk polskich, któremu w czasie rabacji zamordowano 4 synów. Gdy i jego pojmano, uprosił swoich oprawców, by przed śmiercią pozwolili mu się wyspowiadać. Ci zaprowadzili go do ks. Modły, który po skończonej spowiedzi kazał go związać, a następnie opowiedział chłopom wszystkie jego grzechy, rzekomo przeciw nim popełnione. Po czym związanego wydał oprawcom, mówiąc: „Teraz go sobie weźcie!”. Kiedy jego parafianie mordowali swojego sąsiada, również parafianina, on odegrał rolę Piłata. Szczególne zasługi oddał zaborcy Gerard Lech, proboszcz z Haczowa. Zdarzyło się, że w jego parafii pojawił się prowadzący wśród ludu patriotyczną propagandę poeta Julian Goslar. Wierząc w patriotyzm kleru, wstąpił do księdza. Przeliczył się jednak okrutnie, bo proboszcz przywołał chłopów, którzy uwięzili Goslara. Zbitego cepami zawieziono go do Sanoka, a następnie osadzono w austriackiej twierdzy w Spielbergu. Za swój nikczemny czyn proboszcz Lech otrzymał cesarskie odznaczenie. ARTUR CECUŁA
w większości Kościołów nie ma procesu demokratycznego, a hierarchowie nie są wybierani przez wiernych. Nie wiadomo więc, kogo np. biskupi rzymskokatoliccy mieliby reprezentować przed władzami Unii, skoro nie są przez nikogo delegowani. Przez nikogo, jeżeli nie liczyć papieża, który jest głową ostatniej europejskiej dyktatury – państwa nienależącego zresztą do Unii. Uprzywilejowanie Kościołów grozi nasileniem lobbingu tych niedemokratycznych struktur na niekorzyść mieszkańców Unii i ich praw. Przypomniano także, że biskupi anglikańscy, zasiadający z urzędu, a nie z wyborów w Izbie Lordów, zablokowali proces ustawodawczy legalizujący w Wielkiej Brytanii eutanazję, popieraną przez 85 procent społeczeństwa. Co warte odnotowania, w dyskusji podczas spotkania bardzo prolaickie stanowisko zaprezentował reprezentant szwajcarskich Adwentystów Dnia Siódmego – wyznania bądź co bądź konserwatywnego – który stwierdził, że Kościoły nie mają prawa narzucać niczego społeczeństwom lub usiłować naginać prawo do potrzeb własnych dogmatów. Jego zdaniem, głos Kościoła powinien liczyć się tak samo jak głos pierwszej lepszej organizacji pozarządowej. Święte (a raczej świeckie) słowa – chciałoby się powiedzieć... MAREK KRAK
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r. uż od roku 1926 prowadzono w tej sprawie negocjacje w największej skrytości przed opinią publiczną. Najwięcej kontrowersji wzbudzały organizacje młodzieżowe, a właściwie kontrola nad nimi. Umowę ostatecznie podpisano dopiero 11 lutego 1929 r. Ze strony papieża występował sekretarz stanu Piotr Gasparri, zaś ze strony króla Wiktora Emanuela II – „Jego Ekscelencja Pan Rycerz Benito Mussolini” (tak, choć nieco komicznie, zapisano tytuł w preambule dokumentu).
J
kościół św. Andrzeja della Valle i św. Karola ai Catinari i in. Artykuł pierwszy traktatu stanowił, iż „religia katolicka, apostolska i rzymska jest jedyną religią państwa”, wprowadzając zarazem dyskryminację innych wyznań. Ówcześnie, oprócz Włoch, jeszcze tylko cztery inne państwa mogły się szczycić podobnym ujęciem zagadnienia, a były to Boliwia, Kolumbia, Nikaragua i Salwador. Art. 8 dotyczył papieża i stwierdzał, iż Włochy uznają „osobę papieża za świętą i nienaruszalną”. Art. 21
PRZEMILCZANA HISTORIA nie dopuścili do teatru ani bezbożnych aktorów, ani publiczności. Innym razem kardynał stojący na czele ministerstwa watykańskiego De Propaganda Fide (Propaganda Wiary) wystosował oficjalny list do włoskiego ministra spraw zagranicznych, w którym uskarżał się, że włoska policja nie reaguje, kiedy wieczorami przed jego siedzibą przechadzają się prostytutki. To są właśnie „pazurki” niewinnie brzmiących paragrafów, które Kościół zawsze potrafił wykorzystać dla swoich interesów.
popierania partii faszystowskiej (...). Mamy tu więc zdecydowane poparcie faszyzmu pod pozorem apolityczności Kościoła” (T. Włodarczyk). Z umowy papież był uradowany tak wielce, że już dwa dni później mówił, że Mussolini jest „mężem opatrznościowym”, oraz przykazał wszystkim kapłanom, aby codzienne msze kończyli modlitwą za króla i wodza (Pro Rege et Duce). „Ogólnie jestem zadowolony” – powiedział. Widać musiał jednak cały czas mieć przed oczyma kwestię stowarzyszeń
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (76)
Układ papiesko-faszystowski Przypieczętowaniem dobrych stosunków między Włochami a tzw. Stolicą Apostolską miał być układ, rekompensujący papiestwu utratę Państwa Kościelnego w XIX w. na rzecz odrodzonego państwa włoskiego oraz regulujący wzajemne stosunki. Wymiana dokumentów ratyfikacyjnych nastąpiła 7 czerwca i od tego dnia układy stanowiły część wewnętrznego prawa włoskiego. Na umowę składały się trzy układy: polityczny, finansowy i religijny. Polityczny traktat laterański powołał Państwo Watykańskie (Citta del Vaticano), czyli wydzielony obszar (40 ha na terenie Rzymu) suwerennej władzy papieskiej z bezcłową strefą z Włochami (również towary przeznaczone dla Watykanu miały być wolne od cła na włoskich granicach). Fakt ten może być niedoceniany z uwagi na mały obszar suwerennej władzy, lecz miał on bardzo duże znaczenie, ponieważ przywracał ponownie papieską suwerenność świecką utraconą w 1870 r. Stanowiło to zakończenie tzw. kwestii włoskiej i komedii tzw. papieskiej niewoli. Kardynał Faulhaber pisał w uniesieniu: „Oto modły Kościoła zostały wysłuchane. Nadeszła godzina wybawienia. Anioł Boży załomotał młotem do bram watykańskiej celi: Otwórzcie się, prastare dźwierze! Jakże to wysłuchanie modłów musi zwiększać naszą wiarę w modlitwę!... Nie, to nie sen. Żelazna brama, prowadząca z Watykanu do miasta, rozwarła się, i powiadamy z Piotrem: Pan tego dokonał...”. Ściślej: pan Benito Mussolini. Oprócz tego na terenie Włoch przyznano papiestwu pełną własność i nietykalność wielu nieruchomości, a należą do nich m.in: pałac watykański w Castel Gandolfo wraz z przynależnościami, willa Berberini, pałace Datarii, Kancelarii, Propagandy Wiary, Świętego Oficjum, pałac Dei Convertendi, pałac wikariatu Rzymu, Bazylika Patriarchalna Świętego Jana na Lateranie, bazylika Santa Maria Maggiore, Bazylika Świętego Piotra wraz z budynkami, kościół św. Kaliksta, bazylika Dwunastu Apostołów,
przyznał wszystkim kardynałom honory włoskich książąt rodowych. Za utracone dawniej tereny włoskie Watykan otrzymał rekompensatę w wysokości 750 milionów lirów gotówką (ówcześnie była to równowartość 85 mln dol.). Oprócz tego przyznano mu rekompensatę w wysokości 1 mld lirów w 5-procentowych obligacjach włoskiej pożyczki państwowej. Była to wówczas kwota olbrzymia i zdumiewająca. Były premier Francesco Nitti (1869–1953) pisał o tym tak: „Watykan... zainkasował kwotę, której wysokość jest niepowtarzalna w dziejach Kościoła... kapitał banku światowego (...). Jestem jedynym człowiekiem spoza Watykanu, który zna sytuację finansową Kościoła. Posiadam nawet dokumenty obrazujące jego wydatki i dochody. Byłem ministrem skarbu w czasach wojny, kiedy kontrolowano dochody różnych funduszów. Nie wolno mi publikować dokumentów, które nie są przeznaczone do powszechnego udostępnienia; ale chyba mam prawo stwierdzić, że odszkodowanie to, nie mające precedensu w całej historii, jest absolutnie nieuzasadnione”. Również konkordat, czyli układ religijny, był bardzo korzystny dla Kościoła. Art. 1 mówił m.in. o „świętym charakterze Wiecznego Miasta” jako siedzibie papieży. Aby zdać sobie sprawę z konsekwencji tej regulacji, tak czasami uciążliwej i nadużywanej przez Watykan, warto podać kilka przykładów, w jakich powoływano się na ten konkordatowy status Rzymu. Otóż kiedy w latach 60. grupa artystów chciała wystawić słynną sztukę „Namiestnik” Hochhutha, ukazującą w niekorzystnym świetle zachowanie Piusa XII w czasie II wojny światowej, natychmiast watykański Sekretariat Stanu zaalarmował karabinierów, którzy
Duchowieństwo otrzymało przywileje sądownicze – privilegium fori. Państwo uznało sakramentalny charakter małżeństwa i przyznało mu skutki cywilnoprawne, zaś Kościołowi wyłączność sądowniczą w sprawach tych małżeństw. Nauka religii stała się przedmiotem obowiązkowym, i to nie tylko w szkołach podstawowych, ale i wyższych, jako „podstawa oraz ukoronowanie publicznego nauczania” (!). Art. 4 wprowadzał dyskryminację oraz jawne naruszenie praw obywatelskich,
młodzieżowych, skoro jakieś szczegóły go gnębiły. W liście do kardynała Gasparriego z 30 maja 1929 r. papież pisał: „Mówi się: państwo katolickie i jednocześnie: państwo faszystowskie; przyjmujemy ten fakt do wiadomości bez sprzeciwu, a nawet chętnie, ponieważ oznacza on niewątpliwie, że państwo faszystowskie, zarówno w płaszczyźnie idei i doktryn, jak i w płaszczyźnie działania, nie będzie tolerować nic, co nie zgadza się z katolicką doktryną i praktyką”.
Podpisywanie układów laterańskich
stanowiąc, iż ci duchowni, którzy wystąpią ze stanu kapłańskiego lub zostaną objęci kościelną cenzurą, nie będą mogli pełnić funkcji publicznych. Było to naruszenie konstytucji włoskiej, gwarantującej każdemu możność zmiany przekonań i zapewniającej, że bez względu na wiarę obywatele mają równie prawa. Umundurowanie duchownego zrównano z mundurem wojskowym, grożąc karami za jego nadużycie. Państwo zgodziło się uznawać stopnie akademickie z teologii uczelni kościelnych. Dla Mussoliniego ważne było to, że papież powtórzył zakaz obowiązujący wszystkich duchownych w kwestii udziału w działalności partii politycznych. „Według komentatorów włoskich, sens tego artykułu był jednoznaczny: Kościół zakazywał duchownym oraz Akcji Katolickiej działalności politycznej przeciwstawiającej się linii rządowej (non grata al governo), natomiast nie zakazywał duchownym
Swoje poparcie wyraziła również reszta kardynałów. 9 marca 1929 r. wystosowali list do papieża, w którym przychylili się do opinii, że Duce rządzi „na polecenie Bożej Opatrzności”. Rok później kardynał Vannutelli po raz kolejny stwierdził: „Jestem wielbicielem Mussoliniego; jest on politykiem o żelaznej woli i wielkim umyśle, człowiekiem, który odziedziczył ducha i wielkość Rzymian”. Zaś dzieci włoskie wypowiadały następującą modlitwę ułożoną przez Kościół: „Duce, dziękuję ci, że mi pozwoliłeś dorastać w zdrowiu i sile. Boże drogi, chroń naszego Duce, żeby długo rządził faszystowskimi Włochami”. Powstałą wówczas sytuację trafnie podsumował polski ambasador przy Watykanie: „Stosunki rządu faszystowskiego z Watykanem są dziś wyjątkowo dobre i pełne zaufania. Rola religii w życiu narodu jest zapewniona w tym, co Stolica Apostolska uważa za zasadnicze. Na miejsce walki dwóch
17
prądów, nie dających się teoretycznie pogodzić, wprowadzona została taktyka wzajemnego przenikania tego, co obu stronom może przynieść korzyść”. To jest właśnie klucz watykańskiej polityki i jej zasadniczy wyznacznik: korzyść. W jakiś czas później prezydent Raczkiewicz lamentacyjnie nawoływał papieża, aby ten potępił faszystowskie zbrodnie na dowód tego, iż „prawa boskie nie znają kompromisu”. Ale „kompromis” to właśnie najwłaściwsze słowo dla scharakteryzowania układu stosunków papiesko-faszystowskich. Po zawarciu umowy Mussolini głośno podkreślił zakres korzyści Kościoła i swoje wobec niego oczekiwania: „W państwie katolickim Kościół powinien cieszyć się szczególnie uprzywilejowaną pozycją. Oznacza to porzucenie poczętej przez starą doktrynę liberalną zasady separacji Kościoła od państwa, która i dziś jest wyznawana przez demokratycznych antyklerykałów. Konkordat z 11 lutego ustanawia reżim zgody i współpracy, a nie konfuzji pomiędzy państwem a Kościołem”. Wydarzenie to zostało również docenione przez Adolfa Hitlera, który już 22 lutego 1929 r. pisał w gazecie „Völkisher Beobachter”: „Fakt zawarcia przez kurię rzymską pokoju z faszyzmem wskazuje, że Watykan ufa nowym politycznym realiom znacznie bardziej niż dawnej liberalnej demokracji, której nie mógł zaakceptować (...). Próbując głosić, iż demokracja pozostaje w najlepszym interesie niemieckich katolików, partia Centrum (...) stawia się w skrajnej sprzeczności z duchem traktatu, podpisanego dzisiaj przez Stolicę Apostolską (...). Fakt, że Kościół katolicki doszedł do porozumienia z faszystowskimi Włochami (...), dowodzi ponad wszelką wątpliwość, że światopogląd faszystowski bliższy jest chrześcijaństwu niż żydowski liberalizm, a nawet ateistyczny marksizm”. Już wówczas Hitler marzył o podobnym układzie z jego przyszłym rządem, zwłaszcza z uwagi na utrącenie politycznego katolicyzmu, co ostatecznie nie sprowadziło się wcale do apolityczności, lecz do poparcia rządu. Dni demokracji niemieckiej oraz partii Centrum były również policzone. Bezpośrednio po zawarciu tych układów katolicki polityk Alcide de Gasperi zanotował prorocze słowa: „Oby nie było takiej kompromitacji Kościoła, jak w Hiszpanii Primo de Rivery*”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl * Był to reżim, który powstał w wyniku puczu w roku 1923. Generał zlikwidował demokrację i stworzył dyrektoriat wojskowy. Jego Unión Patriótica wzorowana była na włoskiej partii faszystowskiej. Kościół poparł ten reżim jako „postęp” (kard. prymas Reig z Toledo), bardzo zadowoleni byli jezuici, Kościół otrzymał liczne przywileje. Kompromitacja polegała na tym, że reżim ten zbankrutował politycznie – nie udało mu się uzdrowić Hiszpanii i upadł w roku 1930.
18
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
rujnowana i wykrwawiona nie miała szans się przeciwstawić. Król Stanisław August Poniatowski błagał o pomoc Kościół, który miał świetne układy ze wszystkimi sąsiadami Rzeczypospolitej. Nuncjusz Garampi odpowiedział mu: „Gdybym zaprotestował, rozgniewałbym i obraził dwór wiedeński”. Gdy cesarzowa Maria Teresa zwróciła się do papieża Klemensa XIV z wątpliwościami moralnymi co do rozbioru, „Ojciec Święty, któremu Polacy zawsze ślepo wierzyli, pospieszył jej odpowiedzieć, w imieniu nieba i ziemi, że inwazja i rozbiór były nie tylko właściwe politycznie, ale i w interesie religii; że w Polsce Moskale mnożą się niebywale; że wprowadzają tam po kryjomu religię schizmatycką; i że
Z
w rządach, jako nam najłaskawszemu królowi i władcy kraju być poddanym i wiernym, posłusznym i oddanym... Dbać o uczucia wierności dla króla, o miłość ojczyzny, posłuszeństwo wobec praw”. To fragment roty przysięgi biskupów polskich (?) królowi Prus po I rozbiorze. Wymienić tu trzeba szczególne kanalie w sutannach: arcybiskupa Sierakowskiego, biskupów Sołtyka (pochowany w katedrze wawelskiej!), Massalskiego, Ostrowskiego, a nawet Krasickiego. Toteż oporu nie było żadnego, kler nie ustawał w ukłonach dla nowych władców i w przekonywaniu Polaków, że muszą teraz służyć nowym panom. Upewniło to zaborców, że dalsze rozbiory też zakończą się sukcesem. Byle głaskać purpurowe i czarne suknie...
pomniejszonego kraju. Zadanie opracowania zbioru praw sejm pod wpływem króla Stanisława Augusta powierzył w 1776 r. byłemu kanclerzowi koronnemu Andrzejowi Zamojskiemu. Wśród twórców Kodeksu był m.in. Józef Wybicki. Nuncjusz papieski Archetti nasłał swego agenta biskupa sufragana płockiego Krzysztofa Szembeka, by go o wszystkim informował. Po dwóch latach pracy, w roku 1778 Kodeks był gotowy do przedstawienia sejmowi. Kodeks Zamojskiego miał umocnić państwo, przede wszystkim więc ograniczał przywileje Kościoła. Wprowadzał też pewne zmiany polityczne i ujednolicał prawo. Biskupi nie chcieli jednak zgodzić się na jakiekolwiek ograniczenie swoich przywilejów. Nuncjusz Archetti na polecenie papieża
Włocha Ghigiottiego. Bezskutecznie. Widząc, że nuncjusz zamierza użyć liberum veto i zerwać sejm, aby obalić Kodeks, król – chcąc ratować reformy – wycofał projekt spod obrad i przeniósł na sejm 1780 r. Archetti działał zza kulis „przy pomocy wrzawy, intryg, gróźb i złota”. Na sejmiki ruszyli zakonnicy, sączyć jad do uszu pijanej szlachty, swoje robili kapelani i spowiednicy magnatów. Urzędnikom tłumaczyli, że Kodeks wprowadzi ich odpowiedzialność karną; magnatom, że pozbawi ich tytułów książąt i hrabiów; szlachcie, że ograniczy jej władzę nad chłopami; hołocie szlacheckiej, że straci prawa polityczne. Na sejmiku w Środzie przygotowano zamach na życie Wybickiego. W ogóle nie podnoszono najważniejszej sprawy – ograniczenia
aktywnie popierał targowickich zdrajców, bo nie mógł się pogodzić z „bezbożnym, jakobińskim dziełem Konstytucji 3 maja”, postępowymi hasłami oraz utratą majątków, które Sejm Wielki przeznaczył na odbudowę wojska. Intrygował nuncjusz Saluzzo, który w listach do Rzymu przedstawiał Kołłątaja i Staszica jako jakobinów. To papież Pius VI dał Rosji zielone światło do wojny z Polską i jej rozbioru, kierując 24.02.1792 r. brewe dziękczynne do Katarzyny II, w którym nazwał ją heroiną stulecia i sławił jej podboje. Wśród nich wymienił I rozbiór Polski. Wszak było tuż po uchwaleniu Konstytucji 3 maja, którą Kościół zwalczał jako jakobińską. Papież dążył też do wciągnięcia Rosji do wojny z rewolucją francuską. Nikt nie idzie na wojnę
Historia noża w plecach (cz. V) Po raz 27 Kościół katolicki wbił nóż w plecy Polsce w czasie sejmu rozbiorowego w 1773 r. Po stłumieniu konfederacji barskiej, idiotycznej ultrakatolickiej ruchawki, zaborcy przystąpili do rozbioru Polski. dla duchowego dobra Kościoła było konieczne, ażeby dwór wiedeński rozciągnął swe panowanie możliwie daleko” (wg Lelewela). Jeśli Kościół, potężna siła w Europie, moralny autorytet przynajmniej dla państw katolickich, nie zaprotestował, to kto miał zaprotestować? Nikt w Europie... Nic więc dziwnego, że głównymi sprawcami ratyfikacji traktatów rozbiorowych przez polski sejm byli biskupi: Młodziejowski – jako kanclerz – był organizatorem sejmu, Ostrowski przewodniczył senatowi i delegacji podpisującej traktaty rozbiorowe, Massalski płomiennymi mowami za rozbiorem zyskał dla Kościoła miano „czwartej potencji rozbiorowej”. Za „zasługi dla Polski” biskupowi Ostrowskiemu papież na prośbę Rosji i Austrii zapłacił złotodajną godnością prymasa Polski i Litwy. Czy Kościół nie zasłużył na miano „czwartej potencji rozbiorowej”? Historia pokazała, jak obca była Polakom narzucona przez Kościół nietolerancja. Już w kilka lat po wymuszonym przez Rosję równouprawnieniu prawosławnych i ewangelików nikt ich w Polsce nie dyskryminował. Gdyby nie prawne ramy kontrreformacji – nietolerancji i prześladowań narzuconych Polakom przez kler – Polska pozostałaby potęgą, a z pewnością nie byłoby rozbiorów. Dwudziesty ósmy raz Kościół wbił – i to po wielokroć – Polsce nóż w plecy po I rozbiorze, kolaborując z zaborcami w zabranych prowincjach. Zaraz po rozbiorze biskupi złożyli przysięgę nowym władcom, podjęli z zaborcami aktywną współpracę i wezwali lud do posłuszeństwa: „Przysięgamy Jego Mości królowi Prus i jego prawnym następcom
Zaborcy zagarnęli część wielu diecezji, reszta ich obszaru pozostała w okrojonej Polsce. Zupełną katastrofą było, że większość z tych zdrajców biskupów nadal zasiadała w polskim senacie, będąc jednocześnie poddanymi zaborców i im się wysługując. Kiedy Katarzyna II zaczęła tworzyć nową strukturę Kościoła katolickiego na terenach I rozbioru, i to bez zgody papieża, nie natrafiła na opór, a wręcz przeciwnie. Kler kolaborował masowo z urzędasami carskimi, a zdrajcy Siestrzeńcewicz, Benisławski, Sierakowski i inni mianowani przez carycę „biskupami” ochoczo przyjęli sakry biskupie i pensje. Wkrótce wsparł ich i papież Pius VI – przysłał nuncjusza Archettiego, zatwierdził nową rosyjską strukturę Kościoła katolickiego, całkowicie niezależną od polskiej, i sam wyświęcił „biskupów” Katarzyny. Tak wszeteczna bestia legitymizowała I rozbiór Polski. Karty szczególnej zdrady i hańby zapisali jezuici. Mimo kasaty zakonu przez papieża w 1773 r., Prusacy i Rosjanie pozwolili im działać i nadal wychować młodzież. Warunek był prosty: wychowywać polską młodzież w duchu posłuszeństwa zaborcom. Jezuici gorliwie to wypełniali. Komisja Edukacji Narodowej nie objęła swym działaniem terenów I rozbioru. To powinno nam uświadomić, jakie szkody Kościół i jezuici wyrządzili Polsce. Dwudziesty dziewiąty raz Kościół wbił Polsce nóż w plecy, obalając Kodeks Zamojskiego w 1780 roku. Kolejny raz (patrz: noże 11, 15, 20 i 25) Kościół uniemożliwił naprawę państwa. Po wstrząsie wywołanym przez I rozbiór panowała zgoda co do konieczności reform i ratowania
„Rejtan – upadek Polski” – obraz Jana Matejki
przystąpił do kontrakcji. Szukał sojusznika nawet w rosyjskim ambasadorze Stackelbergu. Kardynał Pallavicini w imieniu papieża zalecał szczególną ostrożność: „Porozumienie i współpraca nasza z państwem heretyckim nie powinna tam wyjść na jaw, gdyż to przyniosłoby nam szkodę, jakkolwiek Opatrzność posługuje się nieraz takimi środkami celem pokrzyżowania ludzkiej polityki dla dobra Kościoła i jego głowy”. Czy trzeba lepszego dowodu, że Kościół katolicki to podstępna, zdradziecka i antypolska mafia? Ale nawet naciskany przez nuncjusza Stackelberg odmówił bezpośredniego poparcia. Król usiłował przekonać Kościół do konieczności reform – pytał o powody sprzeciwu, skoro proponowane rozwiązania były od dawna stosowane w innych krajach katolickich: „Dlaczego Polska ma być niżej ceniona? Czyż nie zasługuje ona na te same łaski i względy?”. Przypominał, że nasz kraj był przez wieki przedmurzem chrześcijaństwa... Król nie zaniedbał nawet wysłania do Rzymu do papieża swego posła, zaufanego księdza,
przywilejów Kościoła – z obawy, że szlachta mogłaby to poprzeć. Ponieważ nikt nie czytał Kodeksu, ta intryga Kościoła trafiła na podatny grunt. W tej sytuacji król postanowił powołać komisję sejmową do zbadania Kodeksu i wprowadzenia jakichś zmian. Zgodził się na to nawet... Stackelberg, ale... nie Kościół! Pallavicini pisał do Archettiego: „Ojciec Święty ufa Waszej Przewielebności i wierzy, że W.P. użyje wszelkich środków dla obalenia kodeksu”. Podstępni zdrajcy nie odpuszczali. Na sejmie przekupieni przez nuncjusza posłowie wśród wrzawy zaczęli demonstracyjnie Kodeks drzeć i rzucać na ziemię. Sejm podjął uchwałę: „(...) tenże Zbiór Praw na zawsze uchylamy i na żadnym sejmie aby nie był wskrzeszany, mieć chcemy”. Wspaniałą okazję naprawy państwa 13 lat przed Konstytucją 3 maja zmarnował Polsce Kościół. Takie to są „zasługi Kościoła dla Polski”. Trzydziesty raz Kościół katolicki wbił Polsce nóż w plecy, popierając targowicę i wskazując drogę do drugiego rozbioru. Kler
bez nadziei zdobyczy, najlepiej terytorialnych. Papież dał carycy jasny sygnał, że zapłaty należy szukać w Polsce. Toteż za trzy miesiące Rosja, pewna swego, uderzyła na Polskę. To wróg Polski papież Pius VI pobłogosławił targowicę, „aby stworzenie konfederacji stało się początkiem spokojności i szczęścia Rzeczypospolitej”. Wspomniany nuncjusz Saluzzo namawiał króla do przystąpienia do targowicy. Nic dziwnego, że wielu biskupów aktywnie działało wśród targowickich zdrajców. Ich kapelanem był biskup Sierakowski; przywódcą na Litwie – Kossakowski; Skarszewski zwolnił Polaków z przysięgi na wierność Konstytucji 3 maja; biskup Okęcki listem pasterskim zarządził modły o powodzenie targowicy i został cenzorem wydawnictw; działali bp. Massalski i Adam Naruszewicz. Wdzięczna targowica przywróciła Kościołowi majątki, cenzurę wydawnictw i zwróciła oświatę. Tenże nuncjusz Saluzzo czynił starania o wysłanie polskiej kawalerii narodowej na wojnę z... rewolucyjną Francją! Cdn. LUX VERITATIS
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
LISTY Wypełni się proroctwo Sondaże pokazują, że po wyborach PiS może rządzić samodzielnie, bo ma szansę zdobyć ponad połowę sejmowych mandatów. Przed tym przestrzegałem. Teraz boję się, że PiS swą wygraną wykorzysta do makiawelicznego pomysłu wykończenia Platformy poprzez powierzenie misji tworzenia rządu Janowi Marii. Co wtedy zrobi Platforma? Przecież ciągle na Jana stawia, ciągle twierdzi, że to jeden z największych jej polityków. Czy będzie miała inne wyjście, niż przyłączyć się do premiera z Krakowa i na warunkach PiS wejść do rządu z Jarkiem, Ziobrą, Gosiewskim, Dornem, Wassermanem, Macierewiczem? Jeśli spróbuje się postawić, to rozłam w Platformie jest więcej niż pewny. Zwolennicy Rokity pójdą za nim do koryta. I w ten sposób na początek wykończą Platformę, a potem i siebie. Uratuje ich tylko przejście do PiS. Kiedy już to wszystko się zadzieje, Jarek – dla ratowania Ojczyzny i pod naciskiem „mas” – zgodzi się na objęcie funkcji premiera Rzeczypospolitej. I w ten sposób proroctwo się wypełni – długie kaczokurduplowe rządy! Józef Pawłowski Jelenia Góra
Polski motłoch Żyję tu i teraz, rozmawiam, słucham, czytam, obserwuję i... z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że jesteśmy społeczeństwem z przetrąconym kręgosłupem. Pomijając „ciemną masę”, która jeno „to wie, co jej ksiądz w kazaniu powie”, obecną tzw. inteligencję pracującą interesuje jedynie byt – nie czyta, bo nie ma czasu, a jeśli już coś czytuje to jakąś „Tinę”, a ogląda „M jak miłość”. „Chrystus narodów” okazuje się zwykłym mieszańcem, po mieczu i po kądzieli w prostej linii z czworaków i bez ekonoma nie potrafi egzystować. Jeśli spojrzeć na zrywy tzw. wolnościowe od „Października” po „Solidarność”, to okazuje się, że ich podstawą były żądania materialne, a jedynie dla podkolorowania dodawano jakieś ideały, często już po fakcie. Poza symboliczną grupką, która miała i wierzyła w jakieś ideały, masy ruszała tylko mamona. Tak jest i obecnie. Preferencje wyborcze kierują się materialnymi obiecankami. Godność czy wolność pojmowane są tu szczególnie. Tu hasła typu tolerancja, miłość bliźniego, „Wolność, miłość, braterstwo”, „Bóg, honor, ojczyzna” zdewaluowały się całkowicie – to jeno słowa puste. Siłą napędową jest tu bezinteresowna zawiść i postawa roszczeniowa wobec całego świata (nam się przecież należy). A im – w żadnym razie! Im trzeba zabrać!
Tu panuje przekonanie graniczące z pewnością, że jeśli ktoś ma, to ukradł. Ileż satysfakcji mamy, gdy, nie szczędząc sił i środków, doprowadzimy do tego, by sąsiadowi wiodło się gorzej niż nam. Tu filozofia Kalego stała się obowiązująca. Spójrzmy, jakie są reakcje na hasło „reprywatyzacja”. Powszechnym poparciem cieszy się „państwo” jawnie parające się złodziejstwem i paserstwem. Przejrzałem
LISTY OD CZYTELNIKÓW powoli zaczynają być one widoczne. Biznesmeni wyjeżdżają z kraju, likwidując swoje firmy, a co za tym idzie – uszczuplają wpływy z podatków do budżetu oraz zwalniają pracowników. Lekarze masowo zwalniają się, zostawiając chorych samym sobie. Ranga zawodu nauczyciela została zredukowana niemalże do zera. Naród jest skłócony, rozdrażniony i tak naprawdę już nie wie, czego chce.
kogokolwiek, chce zasiekać w imię oczyszczania, a tak naprawdę bocznymi drzwiami systematycznie, krok po kroku, wprowadzić pełzającą dyktaturę ze sztafażem demokracji, to trzeba zdecydowanie odmówić tej partii udziału w publicznej działalności. Trzeba więc odsunąć PiS od władzy, głosując na jego przeciwników. PiS jest zagrożeniem dla społeczeństwa i państwa. Czytelnik
19
ten – po odmowie podpisania lojalki – wypuścił go wolno i nigdy już nie nękał? Być może postraszył esbeka przyszłą lustracją, układem, oligarchią... A może po prostu oficer zadzwonił do ojca Rajmunda, kazał odebrać syna i sprać mu tyłek, żeby się więcej nie wygłupiał? Wiecie, rozumiecie, towarzysze z PiS, tak po starej partyjnej znajomości – może wy pomożecie rozwiązać zagadki cudownego życia wodza? Matka_Kurka
Siedem cudów polskich
listy kandydatów do parlamentu... Oto przedstawiciele narodu, to oni mają być elitą, kołem zamachowym, które nas wyrwie z błota i pociągnie ku świetlanej przyszłości... A ja 2/3 tej zbieraniny widzę w czworakach. To motłoch! PiS doskonale zna ten lud i właśnie na tych najniższych instynktach i emocjach gra. Słuchając tej przedwyborczej orkiestry, stwierdzić muszę, że grajek to nie lada, wręcz wirtuoz. I utwierdzam się w przekonaniu, że tzw. elektorat w swej szarej ciemnej masie postawi właśnie na PiS. Bo tu rozsądek i logika są obce. Tych, którzy traktują wybory poważnie, można spotkać m.in. na forach. Oni (bez względu na poglądy) dyskutują, starają się zrozumieć, wykłócają się o przyszłość, lecz to jeno egzotyczna mniejszość, garstka zaledwie... Cóż... Nie jesteśmy i długo nie będziemy społeczeństwem obywatelskim. Jerzy Myślicki
Czarna sieć Obecnie wszelkie służby w naszym kraju na żądanie Kaczyńskich i Ziobry poszukują tak zwanych oligarchów, czyli osób, które wzbogaciły się – niekoniecznie uczciwie – oraz mają wpływ na rządzenie. Prześwietla się opozycyjnych polityków, lekarzy, biznesmenów i prawników. Nikt nie zastanawia się nad konsekwencjami tych działań, ale
Tymczasem prawdziwa oligarchia ma się świetnie! Odpowiedzmy sobie na kilka pytań. Jaka grupa zawodowa ma największy wpływ na polityków każdej opcji? Kto wyciąga rękę po pieniądze niezarobione przez siebie? Kto nie odprowadza podatków? Kto stoi ponad prawem? Kto ma posłuch i najpotężniejsze media w Polsce? Takich pytań można postawić więcej. Tylko po co? Każdy chyba wie. Oligarchia jest już na każdym naszym osiedlu, prawie na każdej ulicy. I kiedyś nas wykończy...
[email protected]
Draństwo IPN jest na usługach PiS-u, czyli Kaczyńskich, Ziobrów, etc. Ziobro w PRL nosił w zębach gacie, a Kaczyńscy byli na obrzeżach opozycji. W stanie wojennym nic nie znaczyli w podziemiu. Dziś ta cała kamaryla w bezczelny sposób usiłuje wystawiać cenzurki moralności wobec różnych środowisk oraz głównego trzonu dawnej opozycji, która za nich nadstawiała głowy, aby dziś mogli opluwać kogo się da. Jest to draństwo posunięte do granic absurdu. Wiedza z akt SB nie jest prawdą biblijną, zapisy tam często były naciągane, fałszowane. Ludzie, którzy chcieli zdobywać wyższe wykształcenie, podpisywali różne papiery, by móc wyjeżdżać za granicę. Taka była rzeczywistość PRL-owska. Jeśli PiS chce podważać wiarygodność
1) Pierwszy cudowny przypadek w życiu Jarosława to zawrotna kariera jego ojca Rajmunda. Tuż po wojnie żołnierzy AK rozstrzeliwano, osadzano w więzieniach, sadzano na nogach od stołka, torturowano, w najlepszym razie wykluczano z życia społecznego... Tymczasem Rajmund Kaczyński, żołnierz AK, tuż po wojnie dostaje od stalinowskiej władzy wypasiony apartament na Żoliborzu – jak na tamte czasy rzecz poza zasięgiem zwykłego obywatela, nawet członka PZPR. 2) Cud drugi – tenże tato, żołnierz AK, mąż sanitariuszki AK, dostaje posadę wykładowcy na Politechnice Warszawskiej i oboje żyją sobie z jednej pensji jak pączki w maśle. W czasie, gdy w Polsce rządzi Bierut, a właściwie Stalin, posada dla akowca na uczelni brzmi jak ponury żart, jednak rzecz miała miejsce. 3) Cud trzeci – na początku lat 60., kiedy większość dzieci akowców opłakuje swoich rodziców albo czeka na ich powrót z więzienia, nasze orły, bliźniaki akowskiego małżeństwa, zabawiają się w reżimowej TV. 4) Cud czwarty – Jarosław Kaczyński jako jedyny działacz opozycji z kręgu doradców Lecha Wałęsy... nie zostaje internowany. 5) Cud piąty – Jarosław Kaczyński odmawia (tak twierdzi) podpisania lojalki i jako jedyny opozycjonista odmawiający władzy PRL zostaje zwolniony do domu. Co więcej – nikt go nie nęka w okresie 1982–1989. 6) Cud szósty – Jarosław Kaczyński jako jedyny opozycjonista ma sfałszowaną teczkę i jako jedyny opozycjonista domagający się powszechnej lustracji ujawnia swoją teczkę dopiero po naciskach prasy. 7) Cud siódmy to cud-zagadka. Jaki jest związek między apartamentem na Żoliborzu ofiarowanym Rajmundowi Kaczyńskiemu przez PRL, jego pracą w czasach stalinowskich na Politechnice Warszawskiej, karierą filmową bliźniaków i nieinternowaniem Jarosława Kaczyńskiego w stanie wojennym? Czym aż tak bardzo mógł zaimponować władzy ludowej żołnierz AK Rajmund Kaczyński, że władza szczególną troską otoczyła jego samego, jego żonę z AK i dzieci? Opowieściami o wykańczaniu bolszewików? Kto wie, czym mógł zaimponować oficerowi SB Jarosław Kaczyński, że
Brawo, Brawo! Nareszcie coś konkretnego! Nareszcie jakieś konkretne działanie, konkretny wkład (na razie próba) w ukrócenie przywilejów czarnej zarazy w Polsce! Chodzi, oczywiście, o zaskarżenie do Komisji Europejskiej przywilejów Kościoła katolickiego w Polsce. Własnym oczom nie wierzyliśmy z żoną po zakupieniu, jak co tydzień, „Faktów i Mitów”. Z gardziołków wyrwało nam się gromkie: „Huurrraa!”. Chciałoby się powiedzieć za Wojtyłą: „Tak trzymać i nie popuszczać”. A może udałoby się udowodnić, że wprowadzenie przez Suchocką konkordatu było bezprawne i należy to unieważnić? Podobnie wieszanie krzyży w szkołach, urzędach, szpitalach, a nade wszystko w Sejmie, Senacie i wielu innych miejscach publicznych – jest przecież bezprawne! Tak samo jest z kapelanami (gdzie ich teraz nie ma!) i ich wysokimi poborami. Jakim prawem religia katolicka jest nauczana w szkołach, a nie w salkach katechetycznych, wybudowanych właśnie w tym celu? No sami wiecie, że przykładów jest tutaj niezliczenie wiele. Ale za ten początek – jeszcze raz nasze słowa najwyższego uznania. Brawo! Danuta i Bronisław Ernst
Pępek Rodana W odpowiedzi na pytanie red. Rodana, czy Adam i Ewa mieli pępki, odpowiadam: nie wiem. Na to pytanie nawet Jan Paweł II by nie odpowiedział. Chyba nie mieli, bo Adam powstał z prochu, a Ewa z jego żebra... Świat Rodana jest kabaretowym monologiem, ale bardzo często jest tam wiele do przemyślenia, chociaż w lekkiej formie podane. Dzisiaj zapytałam moich gości o te pępki. Najpierw długo się śmiali, a potem jeden z nich powiedział, że te pępki to jak niepokalane poczęcie. Ludzie wierzą, ale tak naprawdę nie wnikają, jak to mogło być. Oto cały katolicyzm oparty na bajeczkach. Cz
Mistrzowie świeckiej ceremonii pogrzebowej 0 601 299 227
20
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Kto jest Antychrystem? (cz. 3) Według Drugiego Listu do Tesaloniczan (2. 3–10), Apokalipsy św. Jana (rozdz. 13), a również Księgi Daniela (rozdz. 7), Antychryst jest odstępcą od wiary (Biblii), przeciwnikiem Boga, ucieleśnieniem grzechu i stoi na czele potęgi religijno-politycznej, która jako ,,obraz bestii” powstała na gruzach Imperium Rzymskiego. Wszystkim tym cechom odpowiada tylko jeden system eklezjalno-państwowy – Rzym papieski. Jakie jeszcze inne cechy demaskują ten system? Jest ich naprawdę wiele. Zwróćmy w tym odcinku uwagę na te najbardziej znamienne, o których wspomina Apokalipsa. Po pierwsze, papiestwo występujące w imieniu Chrystusa – jak żadne inne państwo, system czy Kościół – przez wszystkie wieki swego istnienia wywierało silny wpływ na mieszkańców całej ziemi. Jak napisał Jan: ,,I cała ziemia szła w podziwie za tym zwierzęciem [bestią]” (Ap 13. 3). Znamienne jest to, że wpływ ten zaczął wzrastać szczególnie po roku 1929, czyli po podpisaniu konkordatu z Mussolinim (11 lutego 1929), a następnie po II Soborze Watykańskim (1962–1965) oraz w trakcie pontyfikatu Jana Pawła II (1978–2005). Na dowód tego warto przypomnieć, że Watykan utrzymuje stosunki dyplomatyczne niemal ze 150 krajami świata, co oznacza, że we wszystkich tych państwach papiestwo posiada swoich ambasadorów, tzw. nuncjuszy apostolskich, którzy dbają o interesy Watykanu. Podczas wizyt papieskich biskup Rzymu przyjmowany jest nie tylko jako duchowy przywódca Kościoła rzymskokatolickiego, ale również jako głowa państwa. A zatem z papiestwem liczą się prawie wszyscy przywódcy polityczni bez względu na wyznawany przez nich światopogląd. Z papiestwem układali się nie tylko tacy dyktatorzy jak Mussolini, gen. Franco czy Adolf Hitler, ale również Ronald Reagan, który z Janem Pawłem II zawarł tzw. święte przymierze. Ponadto liczyli się z nim wszyscy najwięksi politycy XX wieku, zarówno George Bush, Michaił Gorbaczow czy Helmut Kohl, który dziękował papieżowi za obalenie komunizmu, jak i przywódcy muzułmańscy, buddyjscy, hinduscy, a nawet ateistyczni, z Fidelem Castro na czele. Apokaliptyczny kult bestii w zupełności pokrywa się więc z rzeczywistością, której byliśmy i jesteśmy świadkami. Jana Pawła II bowiem nie tylko entuzjastycznie witano w siedzibie ONZ w Nowym Jorku, w Światowej Radzie Kościołów w Genewie, w Europejskim Parlamencie w Strasburgu, ale również w wielu krajach świata (także niechrześcijańskich)
i głównych ośrodkach religijnych (w Kościele anglikańskim, luterańskim, prawosławnym i żydowskiej synagodze). Prawie wszędzie oddawano mu hołd należny wyłącznie Bogu. Adoracja jego osoby: śpiewy na jego cześć, modlitwy doń kierowane, pomniki (wznoszone za życia i po śmierci), pokłony i pocałunki składane na jego dłoniach, finansowanie jego pielgrzymek z budżetu państwa, ochrona jego osoby, całkowite dostosowanie do harmonogramu wizyt papieskich – wszystko to pokrywa się ze słowami: ,,I oddadzą mu pokłon wszyscy mieszkańcy ziemi” (Ap 13. 8). Uwieńczeniem zaś tego kultu, który nie ma nic wspólnego z Bogiem (2 Kor 4. 4), ma być rychła kanonizacja Jana Pawła II. Po drugie, papiestwo jako ,,obraz bestii”, czyli odbicie imperialnego Rzymu, przez wszystkie wieki, także dziś, przemawia w tym samym duchu (Ap 13. 15) ,,i sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia. Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć” (Ap 13. 16–18, BT). Czym jednak jest ,,znamię bestii”, a więc znamię i liczba imienia jego spadkobiercy – „obrazu bestii” – i w jaki sposób poznać ,,liczbę bestii”? Przede wszystkim tajemnicze znamię jest nie tylko jakimś zewnętrznym znamieniem, ale również duchowym znakiem rozpoznawczym. Znak na czole i prawej ręce wskazuje więc na akceptację i całkowite posłuszeństwo. Pewnego zaś podobieństwa można się doszukać w żydowskim tefilin, czyli w małych skórzanych pudełkach ze zwojami pergaminowymi, na których zapisano najważniejsze teksty Prawa Pięcioksięgu (por. Pwt 6. 4–8; 11. 13–21; Wj 13. 1–16). Pudełka te bowiem również umieszcza się na ramieniu i na czole, podobnie jak ,,znamię bestii”. Czyni się to tuż przed modlitwą, kiedy każdy pobożny Żyd przypomina sobie o pierwszym i największym przykazaniu:
,,Słuchaj, Izraelu! Pan [JHWH], Bóg nasz, Pan jeden jest. Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej” (Mk 12. 29–30). A zatem w przypadku ,,znamienia bestii lub liczby jej imienia” mamy do czynienia z przeciwieństwem tego najważniejszego przykazania. W jaki więc sposób poznać ,,liczbę człowieka” grzechu? Jest to możliwe tylko wówczas, gdy uwzględni się, że każda litera alfabetu greckiego lub hebrajskiego posiadała określoną wartość liczbową. Oznacza to, że imię to składa się z takich liter, które w postaci cyfr dają liczbę 666.
tytuł został przyjęty przez biskupów rzymskich, najpierw nosili go rzymscy cesarze chrześcijańscy, którzy uważani byli za namiestników Chrystusa. A zatem znamię bestii, jego imię i liczba tego imienia, to również znamię ,,obrazu bestii”, czyli potęgi, która jest odbiciem imperialnego Rzymu. Zewnętrznym zaś wyrazem tego znamienia może być krzyż, który Konstantyn rzekomo zobaczył na niebie i który za sprawą cesarza jako znak przyjął się w chrześcijaństwie. Krzyż ten ma wyrażać nie tylko męczeńską śmierć Chrystusa, ale również wiarę w dogmat, który został sformułowany podczas soboru w Nicei
Bibliści – szczególnie katoliccy – odnoszą zazwyczaj tę zagadkową liczbę imienia do „cezara Nerona”. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie pozostałe cechy Antychrysta oraz fakty historyczne, liczba ta wskazuje na tytuły, które noszą wyłącznie papieże. Wymienić tu należy przynajmniej dwa takie tytuły, którym odpowiada wartość liczbowa 666. Najważniejszy tytuł papieży brzmi: ,,Vicarius Filii Dei” (Zastępca Syna Bożego) – V=5, I=1, C=100, A R I=1, U=5 S + F I=1, L=50, I=1,I=1 + D=500, E I=1 = 666 oraz ,,Latinus Rex Sacerdos” (Łaciński Król Kapłanów) – L=50, A T I=1, N U=5, S + R E X= 10 + S A C=100, E R D=500, O S = 666. Oba te tytuły świadczą o żądzy chwały i władzy poszczególnych papieży. Oto co o pierwszym z tych tytułów pisał pewien katolicki tygodnik: ,,Jakie litery znajdują się na papieskiej tiarze i co oznaczają? Oto one: VICARIUS FILII DEI, które w języku łacińskim oznaczają Zastępcę Syna Bożego. Katolicy uważają, że Kościół, który jest widzialną organizacją, musi mieć widzialną głowę. Zanim Chrystus wstąpił do nieba, wyznaczył św. Piotra, aby pełnił rolę jego przedstawiciela… Stąd biskup Rzymu jako głowa Kościoła otrzymał tytuł Vicarius Christi [Zastępca Chrystusa]” (Our Sunday Visitor, 1915). Gwoli ścisłości przypomnijmy, że zanim ten
(325) i w Konstantynopolu (381). Znakiem papiestwa (,,obrazu bestii”), a również Kościoła-matki (,,matki wszetecznic i obrzydliwości ziemi” – Ap 17. 5) jest więc sprzeczny z pierwszym przykazaniem dogmat Trójcy, z którym nierozerwalnie wiąże się znak krzyża i sama formuła wypowiadana w trakcie czynienia tego znaku: ,,W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Zauważmy też, że czynienie tego znaku również wiąże się z czołem i prawą ręką, którą wykonuje się ów znak (także namaszczenie chorego przez katolickiego księdza tak zwanymi świętymi olejami ma miejsce na czole oraz prawej ręce). Przede wszystkim zaś nierozerwalnie wiąże się z cesarzem Konstantynem (i jego następcami), który przyczynił się do przyjęcia znaku krzyża, Trójcy, a tym samym również do surowych restrykcji wobec wszystkich przeciwników nowej linii chrześcijaństwa, którą on sam wytyczył. Z powodu niewiary w Trójcę prześladowano nie tylko Żydów i muzułmanów, ale również tych chrześcijan, którzy wierzyli w jedynego prawdziwego Boga (J 17. 3). Przez całe wieki dominacji papiestwa i jego Kościoła na siłę ,,chrystianizowano” więc poszczególne kraje Europy, Afryki i Ameryki, które zmuszone były przyjąć ,,znamię i imię bestii”.
Kto zaś odrzucał chrzest w imię Trójcy lub zwierzchnictwo biskupa Rzymu, musiał liczyć się z prześladowaniem, skazaniem na banicję, a najczęściej z wyrokiem śmierci. W pewnym sensie przymus ten wciąż ma miejsce, bo czymże jest chrzest niemowląt, jak nie swego rodzaju ubezwłasnowolnieniem? Naciski na przyjęcie Trójcy nie zakończyły się więc w minionych wiekach. One trwają. Nie ma bowiem ekumenizmu bez przyjęcia tego dogmatu. Kto odrzuca dogmat Trójcy, zostaje napiętnowany jako odstępca. Takiego pozbawia się nawet miana bycia chrześcijaninem. Dzieje się tak, chociaż w Biblii Bóg nigdy nie przedstawił siebie w postaci Trójcy. Żaden prorok ani Jezus czy też apostoł nie używał tego określenia. Dlaczego? Ponieważ fałszywa nauka o Trójcy, jak i cały szereg pseudochrześcijańskich dogmatów, które powstały na przestrzeni wieków, były im absolutnienie znane. Cokolwiek by powiedzieć o papiestwie, jedno jest pewne: gdyby nie było papieży i papiestwa, nie byłoby prześladowań, krucjat, inkwizycji, wielu wojen religijnych, poparcia dla faszystowskich rządów, milionów ofiar, w tym prawdopodobnie również holokaustu. Duchowieństwo katolickie nie miałoby związków z władzami świeckimi. Nie doszłoby też prawdopodobnie do zmiany Dekalogu, sformułowania dogmatu Trójcy, przyjęcia nauki o czyśćcu i odpustach, o przeistoczeniu, nie byłoby celibatu, chrztu niemowląt i całego szeregu wierzeń i zwyczajów sprzecznych z Biblią. A co za tym wszystkim idzie – nie byłoby oszustwa i wyzysku wiernych, trwającego już prawie XVII stuleci. Papiestwu nie leży bowiem na sercu dobro swoich poddanych, lecz władza, własne interesy, finanse, świątynie i pałace oraz kult swoich świętych – fałszywych proroków. Jak widać, istnieje wiele sposobów poznania i zdemaskowania Antychrysta. Można go poznać zarówno po owocach (Mt 7. 15) – krwawej historii – jak również po doktrynie sprzecznej z Biblią, której uwieńczeniem jest bałwochwalczy kult biskupa Rzymu. Krótko mówiąc: duch imperialnego Rzymu przeszczepiony został na papiestwo, które stopniowo przekształcone zostało na wzór dawnego Imperium. Papieże są zatem spadkobiercami rzymskich cezarów. Nawet ich siedziba znajduje się na dawnym miejscu cezarów. Czy w obliczu tych faktów można nadal popierać kult Jana Pawła II oraz hołdować duchowieństwu rzymskiemu? Jezus powiedział: ,,Wystrzegajcie się uczonych w Piśmie, którzy chętnie chodzą w długich szatach i lubią pozdrowienia na rynkach i pierwsze krzesła w synagogach, i pierwsze miejsca na ucztach; którzy pożerają domy wdów i dla pozoru długo się modlą; tych spotka szczególnie surowy wyrok” (Mk 12. 38–40). BOLESŁAW PARMA
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
P
an premier podejmuje panie w warszawskim hotelu Hyatt. Ta w kapeluszu i te pozostałe (mniej barwne, choć lepiej mówiące po polsku) wynoszą go pod niebo. I ta od stadionu, i ta od finansów, i jeszcze jakaś, i jeszcze... On siedzi, podgardle mu gulgocze z zadowolenia, brzuch miarowo faluje. „Kobiety czują, że pan premier je dobrze rozumie” – mówi wazeliniarka w kapeluszu...
pięknie mówił... Jeden naród, jedna ojczyzna, jedna religia. Dlaczego nie? „Proca Davida. Kabaret w przedsionku piekieł” – książka Ryszarda Marka Grońskiego o kabaretach, teatrzykach, żartach „Dzielnicy Zamkniętej”, które były ostatnią deską ratunku podtrzymującą kontakt z normalnym światem, ostatnią nicią łączącą skazanych z życiem – została uznana za najlepszą literacką premierę miesiąca. W warszawskim Klubie Księgarza odbył się
COŚ NA ZĄB
Gdy kaczor zastąpi orła Ludzie patrzą i przecierają oczy ze zdumienia. Do czego to dojdzie? Zaraz jednak pocieszają się, że nic nie będzie. Co najwyżej przetrzepią skórę komuchom... Ale żeby nam? Nam przecież nic nie grozi, bo niby z jakiej racji? A przynajmniej będzie porządek. W Łapach program pana premiera bardzo się podobał, w Łapach pan premier zrobił prawdziwą furorę. Jak jego brat na Greenpoincie zresztą. Trudno się dziwić – Greenpoint to też w końcu Łapy. Pan premier tak ładnie mówił o jednym narodzie polskim, o jednej Polsce, która nie zachowuje się już jak brzydka panna pragnąca koniecznie wyjść za mąż. I o Maryi, której prawdziwy Polak zawsze jest wierny, też
zwyczajowy wieczór. Wśród gości Ryszarda Marka Grońskiego był Marian Turski – dziennikarz, publicysta, badacz dziejów. Pan Turski opowiadał o życiu w „jego” getcie. Najdotkliwsze, co wtedy ludzi spotykało, to nie śmierć bynajmniej i nie bicie. To odebranie człowiekowi jego godności. Tak on wtedy czuł i tak do dziś czuje. Wykształciuch. Niezbędnym etapem odbierania godności jest obojętnienie bliźnich. Człowiek skazany na odebranie godności tym bardziej tę stratę odczuwa, gdy w oczach bliźnich nie widzi solidarności ani choćby współczucia. Wtedy też tak było. Grubo po wojnie w jednej z dzielnic Berlina ogłoszono konkurs na projekt podtrzymujący pamięć o losie Żydów.
MAREK & MAREK Wygrała koncepcja najbardziej oryginalna i jednocześnie najbardziej przejmująca – rodzaj tablic z awersem i rewersem. Z jednej strony był np. wizerunek kota, z drugiej zaś przepis prawa niemieckiego mówiący o tym, że Żydom nie wolno trzymać zwierząt domowych. I data, kiedy ten przepis zaczął obowiązywać. Ławka w parku – przepis, że Żydom nie wolno siadać na ławkach w parku. I data... W czasach hańby pomyślał ktoś: Wielka rzecz, przecież mogą sobie usiąść gdzie indziej. Albo: Po co im kot? Tylko brudzi. Zresztą kot to nie człowiek, a ludziom nic złego się nie dzieje... Powoli, metodycznie budowano poczucie normalności dla czegoś, co z gruntu nie było normalne. Pan Turski dzieli to na kilka etapów: wyodrębnienie z ogólnej społeczności – czyli oddzielne przepisy i zasady postępowania; stygmatyzacja – czyli naznaczenie; wydziedziczenie – czyli pozbawienie majątków; następnie zgromadzenie w jednym miejscu, a na końcu koniec... Jakże jesteśmy od tych okropności daleko! Nawet na największą odległość nie dopuszczamy do siebie myśli, że coś takiego byłoby znów możliwe. Nawet najodleglejsze skojarzenie, najdrobniejsze porównania wzbudzają słuszne oburzenie. U nas wprawdzie też chodzi o elementarne oczyszczenie państwa, ale przecież ze złodziei, tajnych agentów, układów, zdradliwych elit, oligarchów. Prosty, porządny człowiek nie ma najmniejszych powodów, żeby bać się czegokolwiek. Polska jest państwem praworządnym i każdy musi przestrzegać prawa. Prawo to fundament każdego państwa. Dlatego państwo ma prawo zmieniać prawo w zależności od potrzeb, nic
przecież nie stoi w miejscu. Pan premier mówi, że jak będzie mógł rządzić samodzielnie, to zmieni konstytucję. Czyż zwycięzcy demokratycznych wyborów nie będzie wolno tego zrobić? Premier mówi, co zmieni: przestępcy nie będą mogli kandydować do parlamentu, posłów nie będzie chronił immunitet, zlikwiduje Radę Polityki Pieniężnej, żeby państwo było tańsze, zlustruje wszystkich, żeby była jasność... Nikt nie zapowiada, że w Polsce wprowadzi się prawo zakazujące komukolwiek hodowania domowego kota... Historia zna takie „złote okresy” w życiu narodów. Po czterech latach mogą zresztą być następne dobre lata. Ludziom już się to podoba. Pan premier już jest przez wdzięczny naród całowany po rękach... Powiedzmy sobie bowiem szczerze – jak Polak z Polakiem – czy nie byłoby sprawiedliwe, żeby ci, którzy do tej pory pasożytowali na zdrowej tkance narodu, choć w części ponieśli odpowiedzialność za to, co zrobili? Za te Nowe Huty budowane nadludzkim wysiłkiem tysięcy niewolników, gdy tymczasem lud pragnął budować kościoły? Jakaś sprawiedliwość powinna być. Przecież ludziom żyłoby się o wiele lepiej, gdyby nie aparat ucisku. Zatem każdy, kto się o tamto wrogie narodowi państwo otarł, w jakimś sensie odpowiada za to, co było. Każdy, kto tamto państwo wspierał, choćby nicnierobieniem, nie mówiąc już o tych, którzy przyjęli legitymacje różnych partii i stowarzyszeń – od PZPR do Ligi Kobiet, od Kółek Rolniczych do Związku Harcerstwa Polskiego, odpowiada jednakowo za niewolenie Polaków w imię obcych racji. Nie tylko milicjanci czy esbecy. Wszyscy. Ich spadkobiercy też, to oczywista
GŁASKANIE JEŻA
Hipoteza Założenie: ksiądz Marek Gancarczyk, redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego” jest złym człowiekiem. W całej prostocie i jednoznaczności owego pojęcia. Bez żadnych eufemizmów. W myśl biblijnej zasady: „Niech słowa wasze będą tak – tak, nie – nie”. Dowód: Gancarczyk we wstępniaku (czyli artykule najważniejszym) „GN” tak oto pisze: „(...) Trzy miesiące temu do muzeum obozowego w Oświęcimiu trafiły niezwykłe zdjęcia z prywatnego albumu Karla Hoeckera, esesmana z Auschwitz. Można na nich zobaczyć, czym »po godzinach« zajmowali się hitlerowcy »pracujący« w obozie. Na wypoczynek jeździli do Międzybrodzia Bialskiego. Widzimy słynnego doktora Mengele w towarzystwie Hossa i innych oficerów. Roześmiani, zrelaksowani. Przyzwyczaili się do morderstw dokonywanych za płotem obozu. A jak jest dzisiaj? Inaczej, ale równie strasznie. Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Strasburgu odrzucił właśnie odwołanie rządu polskiego w słynnej już sprawie Alicji Tysiąc. W konsekwencji pani Tysiąc otrzyma 25 tys. euro odszkodowania, plus koszty postępowania, za to,
że nie mogła zabić swojego dziecka. Mówiąc inaczej, żyjemy w świecie, w którym mama otrzymuje nagrodę za to, że bardzo chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono. To odszkodowanie będzie pochodzić z budżetu państwa, a więc z naszych podatków. A co z sędziami, którzy wydali tak nieprawdopodobny wyrok? Zapewne w weekendy jeżdżą w różne urokliwe miejsca. Są uśmiechnięci, zrelaksowani. Przyzwyczaili się”. Procesy zachodzące w mózgu człowieka to efekt skomplikowanych sprzężeń biochemicznych i elektrycznych. Poprzez synapsy, czyli styki, płynie ludzka myśl, uczucia, nastroje. Zakłócenie tych połączeń daje nieprzyjemne dla otoczenia efekty. Krótkotrwałe, gdy chodzi o alkohol; długotrwałe, jeśli ktoś uzależnia się od narkotyków lub po prostu zapada na chorobę psychiczną. A jednak w mózgu jednostek całkiem zdrowych zachodzą i takie niepokojące procesy,
które należy rozpatrywać nie tyle w kategoriach patologii co aksjologii. Aksjologii? A i owszem. Cywilizacja wypracowała bowiem system wartości – lepszy lub gorszy, a jednak taki, bez którego byśmy oszaleli lub powyrzynali się nawzajem. Bezdyskusyjną normą jest więc to, że nie można się mordować, gwałcić, okradać, obrażać, okłamywać (teoretycznie), czyli ogólnie rzecz biorąc – krzywdzić innych ludzi. Aby to wiedzieć, nie potrzebujemy katechizmu. To najprostsze, aksjologiczne właśnie rozróżnienie dobra i zła, przyzwoitości i łajdactwa. Ktoś powie: „Te granice są płynne”. Owszem, ale istnieją. Słysząc więc o kimś opinię: „To jest zły człowiek”, możemy w semantycznym i semiotycznym zakresie znaczenia tego słowa zrozumieć, o co w przybliżeniu chodzi. I skonstatować, że
21
oczywistość. Co z tego, że dziadek PZPR-owiec, tatuś oficer albo mama działaczka – nie żyją? Ale mieszkanie zostało! Zarobili na nie, czy dostali z przydziału? To niech teraz oddadzą narodowi, co zabrali. Wtedy będziemy kwita. Owszem, gdy prawo określi, kto jest zdrajcą i gdy owi zdrajcy poniosą elementarną karę w postaci oddania zagrabionego, powstanie problem, co z nimi zrobić. Jasne, że katolickie społeczeństwo nie wyrzuci ludzi na bruk. Trzeba więc będzie jakieś warunki do życia im stworzyć, jakieś dzielnice dla nich pobudować, żeby mieli gdzie mieszkać, robić zakupy. To nie ma być cierpienie, Boże broń, to ma być pokuta, a więc coś, co jest niezbędnym etapem na drodze powracania do społeczności. Tak mówią ojcowie Kościoła. Nasi pasterze przypominają nam nieustannie, że Bóg zawsze jest z nami. Gott mit uns... Jak uczy doświadczenie, jad należy wsączać w społeczny krwiobieg długo i systematycznie. I pamiętać, że niezbędnym narzędziem do obojętnienia jednych na los drugich, do odarcia ludzi z godności, jest kłamstwo. Kłamstwo buduje, prawda rujnuje. Prostemu człowiekowi należy mówić to, co on pragnie usłyszeć. Jesteśmy jednym narodem na polskiej ziemi, zewsząd otoczonej przez źle nam życzących, dybiących na naszą duszę i wolność, na nasze babcie. Kto podnosi rękę na babcię, podnosi rękę na naród. Gdy obronimy naród, reszta przyjdzie sama: autostrady, trzy miliony mieszkań, praca dla każdego, wysoka płaca minimalna, suta emerytura, która się przecież każdemu należy... Człowiek patrzy na to wszystko i z przerażeniem widzi, że jest sam. Kłamstwo jest über alles... MAREK BARAŃSKI
z osobnikiem owym nie chcemy mieć nic do czynienia. Bo pojęcie „zły” budzi w nas określone emocje. No więc ja nie chcę mieć nic wspólnego z księdzem Markiem Gancarczykiem, bo jest złym człowiekiem. On wierzy w Boga, a ja nie. Z tym, że jego wiara przyzwala na nienawiść i pogardę, a moja niewiara tego nie toleruje. Jego – wygenerowany w neurobiałkach i wadliwie przekazywany poprzez synapsy – dopuszcza porównanie doktora Mengele i innych nazistowskich zbrodniarzy z sędziami ETS w Strasburgu i z panią Alicją Tysiąc. Mojemu „bogu” coś podobnego nawet przez myśl by nie przeszło. A może Gancarczyk – ogłaszając drukiem cytowane wcześniej słowa – zwyczajnie zwariował? W czysto traumatycznym znaczeniu? Wówczas należałoby mu współczuć i pomóc. Ale nie... On nie zwariował. Tylko ma po prostu taki zdegenerowany system wartości, polegający na ich braku. A może ewolucja dąży właśnie do zapełnienia świata populacją bezwzględnych Gancarczyków? I taki jest jej ostateczny cel? Otóż nie! Ewolucja na drodze doboru naturalnego doskonali populację na przestrzeni pokoleń. Metodą prób i błędów. Przecież musiała stworzyć i doktora Mengele, i Gancarczyka, by uznać, że takich pomyłek nie należy powielać. MAREK SZENBORN
22
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
RACJONALIŚCI
Kandydaci na posłów Koalicyjnego Komitetu Wyborczego Lewica i Demokraci SLD+SdPl+PD+UP (lista nr 20) popierani przez RACJĘ Polskiej Lewicy Okręg nr 1 – LEGNICA Poz. 4. – ZAKRZEWSKA Elżbieta Okręg nr 4 – BYDGOSZCZ Poz. 4. – TURSKI Jan Okręg nr 5 – TORUŃ Poz. 21. – ZIÓŁKOWSKI Józef (RACJA) Okręg nr 6 – LUBLIN Poz. 23. – REWUCKI Robert (RACJA) Okręg nr 7 – CHEŁM Poz. 17. – PUŁAPA Stanisław (RACJA) Okręg nr 8 – ZIELONA GÓRA Poz. 9. – WINNICKA Mirosława Okręg nr 9 – ŁÓDŹ Poz. 12. – KRYSIAK Halina (RACJA) Okręg nr 10 – PIOTRKÓW TRYBUNALSKI Poz. 2. – RZEPECKI Marcin Okręg nr 11 – SIERADZ Poz. 8. – KOWALSKI Jan Okręg nr 12 – CHRZANÓW Poz. 16. – KANIA Robert Okręg nr 13 – KRAKÓW Poz. 14. – STACH Beata Okręg nr 14 – NOWY SĄCZ Poz. 12. – OLSZEWSKI Tomasz Okręg nr 15 – TARNÓW Poz. 9. – BRYL Krzysztof Okręg nr 16 – PŁOCK Poz. 5. – CHIŃCZ Marzena Okręg nr 17 – RADOM Poz. 6. – STYCZYŃSKI Tomasz Okręg nr 18 – SIEDLCE Poz. 3. – SZYMAŃSKI Jan Okręg nr 19 – WARSZAWA I Poz. 9. – KALITA Tomasz Okręg nr 21 – OPOLE Poz. 14. – DEC Bogusław Okręg nr 22 – KROSNO Poz. 13. – DZIEKAN Grzegorz Okręg nr 23 – RZESZÓW Poz. 27. – ROŻEK Diana Okręg nr 24 – BIAŁYSTOK Poz. 21. – KOSTECKI Piotr (RACJA) Poz. 27. – MENDRYK Paulina (RACJA) Poz. 28. – JACKOWSKA Bożena (RACJA) Okręg nr 26 – GDYNIA Poz. 1. – SENYSZYN Joanna Okręg nr 28 – CZĘSTOCHOWA Poz. 3. – POLAK Danuta Okręg nr 29 – GLIWICE Poz. 9. – ROGUSZ Andrzej (RACJA) Okręg nr 30 – RYBNIK Poz. 7. – HAJDUK Urszula (RACJA) Okręg nr 31 – KATOWICE Poz. 8. – PAWŁOWSKI Ryszard (RACJA) Poz. 15. – KANIA Andrzej (RACJA) Okręg nr 32 – SOSNOWIEC Poz. 7. – ZNOJEK Jerzy (RACJA) Okręg nr 33 – KIELCE Poz. 5. – WINIARCZYK-KOSSAKOWSKA Małgorzata Okręg nr 34 – ELBLĄG Poz. 8. – BOCIAN Dariusz Okręg nr 35 – OLSZTYN Poz. 10. – CHLEBUS Sławomir Okręg nr 36 – KALISZ Poz. 23. – SOWA Stanisław (RACJA) Okręg nr 37 – KONIN Poz. 13. – GÓRSKI Zbigniew (RACJA) Poz. 15. – KOWALSKI Edward Okręg nr 38 – PIŁA Poz. 4. – LUS Jan Okręg nr 39 – POZNAŃ Poz. 16. – KRZYŻAŃSKI Michał (RACJA) Okręg nr 40 – KOSZALIN Poz. 16. – NISKI Grzegorz Okręg nr 41 – SZCZECIN Poz. 1. – NAPIERALSKI Grzegorz
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Wykopki z pokropkiem W PRL na wagę złota był każdy kłos. Teraz głos. Nie tylko w dniu wyborów. Także w sondażach. Wbrew pozorom, ich celem nie jest badanie preferencji, gdyż te nie zmieniają się przecież z dnia na dzień. Chodzi o wiele więcej. O indoktrynację elektoratu. Dlatego dla partyjnych PR-owców dzień bez dobrego sondażu jest dniem straconym. Wysokie wyniki napędzają prowadzącej partii kolejnych wyborców. Mało kto chce głosować na przegranych, bo wtedy klęska dotyka osobiście. Stokroć przyjemniej jest w obozie zwycięzców. Nawet w niesłusznej sprawie. Sondaże dają efekt śniegowej kuli. A że często powstaje z niej bałwan... Tegoroczna kampania wyborcza przypomina ziemniaczaną. Nie tylko ze względu na niezwykłą jesienną aktywność niemiłościwie nam panujących ziemniaków. W słusznie minionym okresie mieszczuchów
wywożono na wykopki. Na świniobicie jeździli już całkiem dobrowolnie. W okresie kartkowym – nawet chętnie. Teraz wykopki są partyjne. Większość wykopanych idzie do konkurencji. Dostają wysokie pozycje na listach i pomnażają zbiory politycznych przeciwników. Kłopoty ze znalezieniem miejsca mają ci, których immunitet miałby uchronić przed posadzeniem. Niekoniecznie na wiosnę. Transfery dowodzą, że katoprawica jedno ma imię. Koniunkturalizm. Na szczęście dla siebie – poglądów nie ma żadnych. Tym bardziej zasad. Dlatego zmiana barw klubowych nie stanowi problemu. Wszędzie dobrze, ale w partii, która ma wyższe notowania, najlepiej. Ostatecznie – gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Pośle Rokita, czy pan przypuszczał, że to przysłowie może doprowadzić do funkcji wicepremiera? Ponieważ w Polsce panuje pogoda dla kleru, partie i politycy dążą
do zdobycia jego przychylności. Za wszelką cenę. Nawet śmieszności, choć akurat duchowni wolą płatną w milionach. Niekoniecznie złotych. Ze względu na kurs, lepiej widziane jest euro. Partie toruniolubne działają na rzecz Rydzyka. Łagiewnickolubne – Dziwisza. Dlatego Kaczyński z Radia Maryja uczynił rozgłośnię rządową, a mohery zgromadzone na Jasnej Górze uznał za Polskę. Dla równowagi Rokita robił pod Krakowem modlitewne dni skupienia, a Radziszewska oddawała Sejm pod opiekę Matki Bożej Trybunalskiej. Szczyt absurdu osiągnięto 20 lipca 2006 r., odprawiając w Sejmie mszę w intencji deszczu. Zamówioną przez posłów PiS. Spadł, ale z poślizgiem. Dopiero w czasie żniw. Ksiądz jest skuteczniejszy. Pokropek może zrobić od ręki. Pod warunkiem że dostanie do ręki. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
– Dlaczego Ludwik Dorn ma zawsze wytarte kolana? – Bo odprawy u Kaczyńskich odbywają się twarzą w twarz. ~ ~ ~ – Czym różni się Leo Beenhakker od Ludwika Dorna? – Leo potrafi rozwiązać problem podczas jednej przerwy. ~ ~ ~ – Słyszałeś? Kaczyński nie chce już być prezydentem! – Niemożliwe! I co teraz? – Jak to co? W przyszłym tygodniu koronacja. ~ ~ ~ – Jakiego komplementu Lech Kaczyński nigdy nie usłyszał od żony? – Nigdy mu nie powiedziała: „Nie ma na świecie drugiego takiego jak ty”. ~ ~ ~ Tuż przed utworzeniem koalicji premier i ministrowie spowodowali mnóstwo wypadków samochodowych. Podobno jest to wynik rozmowy z prezesem Kaczyńskim, który powiedział, że utrzymają stołki, jak uzbierają 231 mandatów.
1
?
2
3
4
19
5
Wpada ksiądz do autobusu: – Krzyżyki do kontroli poproszę. Wszyscy pokazują krzyżyki oprócz jednego faceta. – A pan dlaczego nie ma krzyżyka? Facet rozpina kurtkę i pokazuje zawieszony na szyi różaniec. – Ja mam miesięczny. KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) stawia krzyżyk, 5) lubi chińszczyznę, 9) tłusty, czyli dobry, 10) mała pała, 11) wspiera oficera, 13) „Nie bądź durny – pójdź do urny!”, 14) to, czego nie ma, 15) co się komu podoba, to jego rzecz, 17) przepytywanie przed głosowaniem, 18) mały Z. Witold, 20) stamtąd widać świat zza krat, 21) to, co uczeń ma z czarta, 22) niechęć do jedzenia z norek, 25) kształci się w szkole, 26) gdy widzisz na własne oczy, 27) złapać gotowe byka za głowę, 29) obejmowana w kadrach, 32) pod nim mało opalone ciało, 35) drzewo z owiec, 36) ogonkowa chwalipięta, 39) niezdecydowana pozycja, 43) za gażę wszystko pokaże, 44) namawianie na głosowanie, 46) pełna bokserów, 47) szparag w bukiecie, 50) futrzak z błonami między palcami, 52) prelekcja licznika, 53) już się napracował, 54) odprawiana z rana, 55) przyjdzie do woza, 57) wielkie miasto w interiorze, 58) osładza rocznicę, 59) z kabana zapuszkowana, 60) po rzemyczku, 61) jeśli ich, to kier, 62) bryka bez połysku, 63) jeździ z rabanem. Pionowo: 1) mgielny szal, 2) nim objedzony plecie androny, 3) niedorobiony prezydent, 4) urządza widowisko, 5) konik na polu, 6) pani jest przy niej od poczęcia, 7) użyty z racji operacji, 8) napada i okrada, 10) w urzędzie załatwiona będzie, 12) obejmowana z sukcesem, 13) bywa wnikliwa, 16) walizki nosi, gdy go poprosisz, 17) tam sika publika, 19) dziadowskie okrycie, 22) można być przez nią wybranym, 23) był porterem – teraz wywozi za granicę, 24) nie po drodze te zawody, 27) ubezpieczenie na arenie, 28) miły kobyły, 30) zżera „mohera”, 31) czuje pismo, 33) strach w klękaniu, 34) dawniej myto, ale nie z brudu, 36) sędzia bez gwizdka, 37) przednia brednia, 38) wyrabia się jak ciasto, 40) potrafi się znaleźć, 41) amoralny kanał, 42) grają we czworo wieczorową porą, 45) niebiański uczony, 46) tam spotykana fatamorgana, 48) o luce w sztuce, 49) papuga w czerni, 51) talizman z mulety, 52) klaka na stojaka, 56) niewolnica w operze, 58) ma wiele pytań.
7
8
9
10
12
11 1
13
6
2
14 17
15
18
9
18
22
20
19
5
20
21 23
16
7
24
25
26 3
29
30
32
33
34 11
35 37
38
39 43
44 23
48
4 25
53 55
42
46
49
17
51
50
41 22
10
47
?
40
24
45
52
54
56 8
12
28
31 15
36
27
16
57
59
60 6
62
58
14 13
61 63
21
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE Kościół pielgrzymujący
Po tym, jak Rosyjski Kościół Prawosławny ogłosił chęć postawienia cerkwi w okolicach bieguna północnego, nic nas już nie zdziwi...
Humor Demokracja przypomina „Familiadę”. Tę edycję wygrała rodzina Kaczyńskich. Ich odpowiedzi nie były wprawdzie zbyt mądre, ale pokrywały się z udzielanymi przez największą grupę Polaków. ~ ~ ~ Najstarszym zawodem świata nie jest prostytutka, tylko funkcjonariusz CBA. Jak donosi Biblia, pierwszą udaną prowokację przeprowadzono za pomocą węża i jabłka.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 41 (397) 12 – 18 X 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
~ ~ ~ Nasz kraj jest bardzo nowocześnie zarządzany. Całość prac rządu jest koordynowana przez portal rządzącej partii o nazwie: e-PiS-kopat.pl. ~ ~ ~ „Od nagłej i niespodziewanej wpłaty uchowaj nas, Panie” – sugerujemy premierowi zmówienie tej modlitwy przed założeniem konta w banku. ~ ~ ~ „Jeszcze cztery Ziobra, a będziesz się leczył sadłem z bobra” – taką piosenkę ma szansę zaśpiewać w Opolu Andrzej Rosiewicz.
J
eśli ktoś myśli, że na kpiny z relikwii pierwszy pozwolił sobie Umberto Eco w „Imieniu róży”, to grubo się myli – znacznie wcześniej, i to w Polsce, wymyślono relikwie równie zaskakujące jak „czaszka dwunastoletniego Jana Chrzciciela”. Tytułowy olej, w którym poganie chcieli św. Jana usmażyć, to tylko jedna z atrakcyjnych relikwii, jakie grzesznikom proponował niejaki Sanderus, ksiądz nie do końca wyświęcony, łgarz niepospolity, a przy tym genialny szpieg i akwizytor. Jego oferta handlowa była zresztą dużo bogatsza. Miał więc kopytko osiołka (znalezione koło piramid!), na którym odbyła się ucieczka do Egiptu, pióro ze skrzydeł Archanioła Gabriela uronione podczas zwiastowania, miał dwie głowy przepiórek zesłanych Izraelitom na puszczy, łzy Marii Egipcjanki, rdzę z kluczy św. Piotra i jeszcze szczebel z drabiny, która... przyśniła się biblijnemu Jakubowi. Nie dziwota, że nawet dzielny Zbyszko z Bogdańca poczuł respekt przed takimi świętościami. A oprócz relikwii oferował Sanderus także odpusty w szerokim asortymencie: na przeszłe grzechy i na przyszłe, odpusty całkowite, na 500 lat, na 300, 200; a i tańsze, żeby także ubodzy chrześcijanie „czyśćcowe męki mogli sobie skracać”. Również Krzyżacy dysponowali asekuracyjnym zestawem świętych
NOWE LEKTUR ODCZYTANIE
Olej św. Jana fragmentów, a niektóre z nich ciągali za sobą na wojny, aby grozę siać wśród wrogów Zakonu i jego Najświętszej Patronki. „Ale oprócz tego jest w klasztorze w Oliwie siła innych najprzedniejszych relikwii, bez których nie byłby Zakon do takiej potęgi doszedł (...). Jest krajka z szaty Najświętszej Panny (...), jest trzonowy ząb Marii Magdaleny i głowienki z krza ognistego, w którym się sam Bóg Ojciec Mojżeszowi pokazał, jest ręka św. Liberiusza, a co kości innych świętych, tych bym na palcach u rąk i nóg nie zliczył” – opowiadał Mikołaj z Długolasu, człek bywały i doświadczony. Na szczęście i świeccy grzesznicy mogli je sobie kupić, a czasem nawet otrzymywali w prezencie. Na przykład księżnej mazowieckiej opat tyniecki podarował palec od nogi św. Ptolemeusza, a ona – jak to neofitka – co rusz podnosiła puszkę
do ust i całując szczątki przez złote opakowanie, ekscytowała się wielce: „Ciekawam, jak kości w środku wyglądają (...). Dawno mi nikt nie sprawił takiej uciechy jak ów zacny opat”. A któryż to polski pisarz – zapytają niektórzy – ośmielił się zadrwić z wiary w przemożną potęgę relikwii i zbawczą rolę odpustów? Cóż to za heretyk i prześmiewca niegodny? Odpowiadamy: to arcykatolicki „piewca chrześcijaństwa” i ulubieniec naszych ministrów oświaty – Henryk Sienkiewicz. Gimnazjaliści, czytajcie „Krzyżaków”! A my jeszcze do nich wrócimy... JOLCZYK