W DOMACH MATKI TERESY, PRZYSZŁEJ ŚWIĘTEJ,
dziewczynki były bite i zmuszane do prostytucji INDEKS 356441
Nr 41 (136) 11 –17 października 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
PAP/EPA
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Ü Str. 13
Szczecin przez jakieś 600 lat był albo niemiecki, albo szwedzki, a nawet francuski. I tylko w przerwach między historycznymi zawieruchami – polski. Ponad pół wieku temu wrócił do Macierzy. Wrócił jedynie po to, aby przejęli go obywatele Watykanu. Fakty, które przytaczamy, wskazują na to jednoznacznie...
Ü Str. 10, 11
Rocznica odkrycia Ameryki
Śmierć chorych kas Buzkowa reforma zdrowia kosztowała 630 milionów złotych i okazała się całkowitym niewypałem. Zadowoleni z niej byli chyba tylko zarabiający krocie członkowie zarządów kas chorych. Miało być tak pięknie, tymczasem często dochodziło do paranoi. Na przykład takiej: Pacjent z Rzeszowa pojechał do krakowskiej kliniki na specjalistyczną operację. Został po niej przez szpital... aresztowany. „Nie opuści pan naszego budynku, dopóki Podkarpacka Kasa Chorych nie zapłaci za pańskie leczenie” – usłyszał i... rzeczywiście siedział w tym swoistym „więzieniu” jeszcze przez tydzień.
Ü Str. 9
Pół tysiąca lat temu Hiszpanie pojmali jednego z indiańskich królów. Zgodzili się jednak zwrócić mu wolność
w zamian za sześćdziesiąt kilogramów złota (tyle ważył). Następnie zabrali okup i... zabili przybyłych z nim posłańców, a na koniec odrąbali królowi głowę. Inkowie nie mogli tego pojąć: – Jakże to, przecież wypełniliśmy umowę?! Tak wyglądał jeden z pierwszych „kontaktów” głupich, dzikich barbarzyńców ze światłą, europejską cywilizacją chrześcijaństwa.
Ü Str. 4
2
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
FA K T Y POLSKA 13.10. – obchody Dnia Papieskiego. Polacy podziękują Bogu za jego widzialną postać, czyli Wojtyłę. 100 tys. wolontariuszy przygotowało tysiące koncertów, odczytów, pokazów, wystaw i festiwali promujących mało znaną w Polsce osobę Jana Pawła II. Pod hasłem „Dzielmy się miłością!” (czyt. „dzielcie”) ma być także zbierana kasa na stypendia dla katolickiej młodzieży. W większości miast na papieskie imprezy będą wydane publiczne pieniądze. W Gdyni obchody potrwają aż 10 dni! Episkopat zaapelował o modlitwy za zdrowie świętego. Teraz wiemy, skąd ta obniżka cen wódki przed Dniem Papieskim... Według najnowszego sondażu CBOS, aż 64 proc. Polaków albo nie pamięta żadnej myśli papieża z jego sierpniowej wizyty w Krakowie, albo nie jest w stanie którejkolwiek z nich sprecyzować. A przecież latem 85 proc. rodaków deklarowało zainteresowanie wizytą Papy. Wniosek: czas pomyśleć o następnej „przełomowej pielgrzymce”. POLSKA/CZECHY Kowbojska akcja posła i detektywa Krzysztofa Rutkowskiego w Czeskim Cieszynie wywołała burzę u naszych południowych sąsiadów, którzy zażądali oficjalnych wyjaśnień rządu polskiego. MSZ przekazało czeskiemu ambasadorowi wyrazy ubolewania – Rutkowski naruszył procedury ekstradycyjne i nadużył paszportu dyplomatycznego. Jak się znalazł jeden skutecznie działający poseł, to mu prawo, cholera, przeszkodziło. WARSZAWA W mieszkaniu gangstera Leszka D., pseud. Wańka, znaleziono jego... legitymację duchownego. Ksiądz „Wańka” był założycielem Wspólnoty Chrześcijańskiej Ducha Świętego, organizacji promującej „życie oparte na Piśmie Świętym”. Chłopaki z Pruszkowa wiedzą, jak się robi najlepsze interesy! Minister Cimoszewicz ostrzegł, że rehabilitacja przez władze Ukrainy żołnierzy UPA „będzie odebrana w Polsce jako głęboka niesprawiedliwość”. To samo we Lwowie stanowczo powtórzył za nim premier Miller. No proszę, aż serce człowiekowi rośnie, że premier też ma jaja. BIELSKO-BIAŁA Radni (na wniosek prawicy) większością głosów odrzucili proponowaną zmianę miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, zgodnie z którym przed bielską katedrą miał powstać pomnik papieża. Zamiast niego stanie tam patron świątyni – św. Mikołaj. Przeważył argument, że figury Mikołaja jeszcze w Polsce nie ma. Wszystkie inne miasta już zaczęły studiować Litanię do Wszystkich Świętych... UNIA EUROPEJSKA Komisja Europejska zarekomendowała 10 krajów (w tym Polskę) do przyjęcia w poczet członków w 2004 r. Bułgaria i Rumunia będą musiały poczekać przynajmniej do 2007 r., a Turcja być może jeszcze dłużej. Watykan nie ma szans. Dyktatur nie przyjmują. WATYKAN 300 tys. wiernych zgromadziła kanonizacja założyciela Opus Dei Escrivy de Balaguera. Obecna była śmietanka polskiej prawicy z Wałęsą i Płażyńskim na czele, liderzy PiS oraz hierarchowie: Macharski, Gocłowski, Życiński i Kamiński. Media podkreślają doskonałą organizację imprezy oraz nietypowy dla Włoch porządek. Oprócz pozbierania śmieci nie zapomniano o zbieraniu przy wejściu na plac Świętego Piotra „dobrowolnej” ofiary (po 5 euro), podobno na cele charytatywne. Kasa i porządek (ordnung) to wyróżniki wszystkich totalitaryzmów. NIEMCY Liberalny dziennik „Sueddeutsche Zeitung” ostro skrytykował kanonizację Escrivy i sprzyjanie Opus Dei przez JPII. Zarzucił papieżowi kontrowersyjne, dwuznaczne działania i zadał publicznie pytanie, czy Kościół ma zamiar dalej kroczyć drogą Dzieła Bożego, czy II Soboru Watykańskiego. Niemcy bywają naiwni. Wszakże Kościół zawsze kroczy jedną drogą – troski o własne interesy. USA Departament Stanu wydał coroczny raport o przestrzeganiu wolności religijnej na świecie. Mentorzy zza oceanu pochwalili... klerykalną Polskę, a zganili Francję, Belgię i Niemcy za rzekomą dyskryminację niektórych ugrupowań religijnych. Jankesom umknęło, że sami przymuszają niewierzących do składania religijnych deklaracji. FRANCJA Chory psychicznie napastnik zranił w brzuch mera Paryża Bertranda Delanoe – popularnego nad Sekwaną socjalistę i geja. Zamachowcem okazał się znany już policji 39-letni głęboko religijny muzułmanin. Mer Delanoe znany jest z prostego trybu życia (w odróżnieniu od poprzedników) i z tego, że często pokazuje się publicznie bez ochrony. Po śmierci holenderskiego geja i polityka Fortuyna oraz zamachu na Delanoe – ochronę wzmacnia zapewne gejowski burmistrz Berlina, Klaus Wowereit. SZWECJA Medyczny Nobel przypadł Brytyjczykom i Amerykaninowi. Naukowcy odkryli proces rządzący śmiercią komórek. Odkrycie może być bardzo pomocne m.in. w walce z Altzheimerem i nowotworami. Świat inwestuje w naukę i zdrowie, my w pielgrzymki papieża. IZRAEL USA jako trzecie państwo na świecie (po dwóch bananowych republikach) uznało Jerozolimę za stolicę państwa żydowskiego. W odpowiedzi na to Jaser Arafat podpisał przegłosowaną dwa lata temu przez parlament palestyński ustawę o ogłoszeniu tego miasta stolicą niezależnego państwa Palestyny. Watykan natomiast chciałby dla „Świętego Miasta” statusu wolnej strefy – centrum pielgrzymkowego. Tymczasem izraelskie wojska „pielgrzymują” na terytoria Palestyńczyków, a ci robią z siebie męczenników. WIELKA BRYTANIA/IRAK Dwaj znani brytyjscy prawnicy ostrzegli premiera Blaira, że prawo międzynarodowe wyklucza wojnę w celu zmiany rządu. Dopuszczalna jest jedynie ograniczona interwencja wojskowa w celu wykonania rezolucji ONZ. Planowana amerykańsko-brytyjska interwencja byłaby nielegalna. Mamy dla Busha nowego sojusznika... Krzysztofa Rutkowskiego.
KOMENTARZ NACZELNEGO
Na ołtarzu pychy T
ak u nas ostatnio modny „Big Brother” ma swoje źródło w powieści „Rok 1984”, pióra George’a Orwella. Ukazuje ona obraz funkcjonowania systemu totalitarnego w wersji stalinowskiej. W państwie, gdzie wszyscy muszą myśleć, a nawet ubierać się tak samo, władzę i pełny nadzór nad społeczeństwem sprawują cztery ministerstwa: Prawdy, Pokoju, Obfitości i Miłości. Kamery śledzą każdy ruch obywatela. O wszystkim decyduje tajemnicza „góra”, na którą nikt nie ma żadnego wpływu. Tajna policja na usługach rządzących może zrobić dosłownie wszystko z każdym, jeśli odstaje on od przyjętych norm. Wizja przerażająca. Otóż właśnie przeraziła, i to nie byle kogo, bo wydawców i redaktorów katolickiego tygodnika „Niedziela”. Lubię to pismo za jego wyrazistość. Oddaje bowiem jak na dłoni obraz polskiego katolicyzmu, a dokładnie jego ludyczny prymitywizm intelektualny. Posiadanie takiego pisma jak „Niedziela” jest marzeniem każdego wydawcy. Niespełnionym marzeniem. Rzecz dotyczy kolportażu, który jest przeprowadzany na zasadzie deputatów. Oprócz sprzedaży gazety w przeznaczonych do tego punktach – „Niedziela” rozsyłana jest do większości parafii w Polsce w ilościach uzależnionych od liczby wiernych w parafii. Jeśli proboszcz kiepsko się stara i nie sprzeda np. 200 z 1000 przydzielonych egzemplarzy w tygodniu, to musi za nie zapłacić wydawcy, czyli... Kurii Metropolitalnej w Częstochowie. Powiało malutkim totalitaryzmikiem, ale to szczegół. Oczywiście nie jest to szczegół dla kurii w świętym mieście, która na zmuszaniu plebanów do zmuszania wiernych zarabia grube miliony. „Niedziela” pisze o „FiM” i o mojej skromnej osobie nader często. Dwa tygodnie temu też napisała – artykuł pt. „Przed nami totalitarne zagrożenie”. Dopiero z przedostatniego zdania długiego tekstu dowiadujemy się, kogo ukrywa słowo „nami”; otóż chodzi o „katolicką większość społeczeństwa polskiego”. Czym, a właściwie kim jest owo „totalitarne”, czyli – jak wykazaliśmy we wstępie – niemal śmiertelne zagrożenie dla demokratycznego państwa i społeczeństwa? Jest nią Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, tygodnik „Fakty i Mity” oraz piszący te słowa. Dlaczego? Ponieważ cała nasza banda zgodnym głosem domaga się m.in.: wypowiedzenia konkordatu, likwidacji nauczania religii w szkołach publicznych, wstrzymania dotacji państwowych na remonty obiektów sakralnych (z wyjątkiem najbardziej starych i cennych), rozliczenia aferzystów i tym podobnych bezeceństw. O tak, z katolickim tygodnikiem różnimy się poglądami i to bardzo! Ksiądz doktor redaktor Kulbat ripostuje m.in. argumentem: „Kościoły i inne obiekty sakralne stanowią najcenniejszy skarb i dziedzictwo całego narodu!”. To widać, psze księdza, to widać! Tylko dla takich czerwonych chudopachołków jak ja i moi przyjaciele – narodowymi skarbami mogą być dzieci, ich edukacja czy choćby polskie rodziny. Zdaniem Kulbata, nasze postulaty, a zwłaszcza chęć „odebrania zagrabionych i wyłudzonych przez Kościół majątków”, są wykwitem „najskrajniejszej totalitarnej retoryki” i zamachem na „świętą własność Kościoła”. Natomiast moje „kłamliwe” twierdzenie, iż Kościół rzymskokatolicki ma w Polsce uprzywilejowaną pozycję – „ma wiele wspólnego z duchem diabelskim ze względu na perfidię i ogromny ładunek nienawiści”. Przecież nie tylko Kulbat, ale nawet upośledzone dziecko w Polsce wie, że Kościół rzymski jest w naszym bezbożnym kraju prześladowany, a na księży organizuje się uliczne łapanki. Ale szatan – ojciec kłamstwa – mąci i zwodzi, mając w osobie byłego księdza wprost idealne
medium! Tyle mity Kościoła i kościelna wizja totalitaryzmu spreparowana na potrzeby zawsze wiernych. Komitet Wyborczy Wyborców Antyklerykalna Polska wystawił kandydatów do sejmików wojewódzkich we wszystkich 16 województwach, co teoretycznie dawało mu gwarancję otrzymania czasu antenowego w ogólnopolskiej telewizji publicznej, razem z 7 innymi komitetami. To było naszym głównym celem i osiągnęliśmy go! Zgłosiliśmy łącznie 2000 kandydatów. Dla porównania, Unia Wolności, która poszła do wyborów pod hasłami odzyskania dawnej pozycji i wpływów, wystawiła zaledwie 600 osób. Szefowie KWW AP na poszczególne województwa wiedzieli o możliwości tendencyjnego potraktowania naszych list. Dlatego zostały one wypełnione niezwykle skrupulatnie. Do odstrzelenia antyklerykałów wytypowano więc tylko Kraków i Opole, gdzie były drobne usterki. Na ziemi świętej krakowskiej zwycięstwo wroga byłoby nazbyt oczywiste, a przez to podpadające. Na dodatek, całym „uchybieniem” był brak na liście numeru porządkowego. Tymczasem, wobec zgłoszenia wymaganej liczby kandydatów, Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała nasz Komitet pod numerem 8. Informację tę podała m.in. „Wyborcza” i „Trybuna” oraz Panorama w II programie telewizji. W gabinetach zawrzało, rozdzwoniły się czerwone telefony. Glempowi i jego wspólnikom z tzw. lewicy pozostał ostatni szaniec – Opole. W moim gabinecie wzniosłem wtedy upior-
ny toast – za błędy na górze – i powiedziałem: przegraliśmy. Tak naprawdę chodziło o kuriozum. Na opolskiej liście brakowało nazwy miasta – Opole – przy ośmiu (na 300!) adresach osób popierających naszych kandydatów. Oczywiście osoby te mieszkały w Opolu, co nasi ludzie gotowi byli natychmiast udowodnić. Z każdym innym komitetem sprawa wygląda tak, że nikt nie żąda dowodów. Sędzia każe dosłownie na kolanie uzupełnić takie duperelne wady zgłoszenia i komitet jest zarejestrowany. Ale sędzia opolski nie słuchał tłumaczeń. Nie dał nikomu nawet dojść do głosu! Spełniając powierzone mu zadanie, oddalił wniosek o rejestrację. Kiedy padło Opole, to i w Krakowie stwierdzili, że jednak u nich też nie ma miejsca dla antyklerykałów. Jeszcze raz zwyciężyła pycha rządzących i totalitaryzm, ten prawdziwy, tym razem w wersji katolickiej. Z postulatów Solidarności roku 80. i zrywu wolności w roku 1989 nie pozostało już nic. Skompromitowani, wyrachowani złodzieje i nieudacznicy karmią kolejne pokolenie Polaków szczytnymi hasłami sprzed lat, przerobionymi dziś na populistyczne, przedwyborcze agitki. Nie ma ani dobrobytu, ani nawet demokracji. Nie poddamy się, nie załamiemy. Wręcz przeciwnie. Wiemy teraz, że wróg jest zdeterminowany, bezczelny i boi się nas. Naszym celem są wybory parlamentarne. Mamy ogólnopolski tygodnik i partię. Jeśli Wy – nasi Przyjaciele – będziecie Apostołami Postępu, jeśli będziecie głosić rodakom dobrą nowinę o naszym istnieniu i programie – zwyciężymy i odmienimy oblicze tej ziemi. Tym zaś, którzy podcięli nam skrzydła, dedykuję anegdotę. Przyjechała baba ze wsi do zoo. Po raz pierwszy zobaczyła żyrafę, pokręciła głową i powiedziała zdecydowanie: Nie, coś takiego nie może istnieć, to jest niemożliwe! A wiecie, jak żyrafa potrafi kopnąć w dupę... JONASZ
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
Debata nad tak zwanym narodowym charakterem, została już przeprowadzona przez większość cywilizowanych krajów europejskich. Była gorzko-ironiczna – jak w Niemczech; masochistyczno-groteskowa, jak w Rosji, albo też melancholijna i kpiąca, czyli czeska. Ale była.
D
ebata ta zresztą trwa. Jest to mniej lub bardziej burzliwa dyskusja, w której naród dociera do samoświadomości, godzi się z klęskami, poznaje swe wady, które do klęsk tych doprowadziły, a poprzez pryzmat wad uświadamia sobie własne zalety i sukcesy. W Polsce dyskusja taka jeszcze się nie rozpoczęła. Gombrowicz i jemu podobni zostali zlekceważeni, a gdy nie dało się ich ignorować z uwagi na międzynarodową rangę artystyczną, włączono ich
oraz utrzymywaniem klasy rządzącej, by mieć czas na wyrabianie własnej świadomości: jest to zadanie elit, jednakże polskim „elitom” (cudzysłów jest tu niestety konieczny) utrzymywanie niskiego poziomu narodowej samoświadomości jest na rękę. W Polsce panuje więc de facto mistyczno-feudalny model rządzenia, w którym żadne ugrupowanie nie dysponuje tak naprawdę sprawnym modelem administracyjno-gospodarczym. Teorie głoszone od lat z ambon kościelnych, a od pewnego czasu również z odbiorników radio-
KIM JESTEŚMY? DOKĄD ZDĄŻAMY? jaki stawia sobie w bursztynie ksiądz-antysemita z Gdańska, albo bizantyńska skala nowych kościołów-molochów. Pycha każe Kościołowi katolickiemu w latach kryzysu i powszechnej biedy narodu budować w naszym kraju największe świątynie na świecie, pycha każe wydawać wielkie sumy, z pustej podobno państwowej kasy, na wizyty i wypoczynki Karola Wojtyły, pycha wreszcie każe twierdzić, że wszystko to dzieje się z potrzeby serca narodu. Andrzej Wajda pozostał głuchy na prośby, by zrobił film o Jedwabnem. Nie będzie zatem dyskusji o narodowym charakterze, ale ciąg dalszy polewania mlekiem i miodem narodowego bałwana, czyli jakże miłych sercu Polaka „rozliczeń z bohaterską przeszłością”, które w praktyce polegają na gloryfikacji warcholstwa, ciemnoty i zabobonu. Taki był „Pan Tadeusz”, taka jest też „Zemsta”. Podam przykład najbardziej dotkliwy. Wyobraźmy sobie źle za-
i otrzymać najwyższy wymiar kary wraz z potępieniem przez historię, a data samego przedsięwzięcia winna zostać uznana za dzień żałoby narodowej. W Polsce ludzie ci są bohaterami, a Powstanie Warszawskie wielkim powodem do narodowej chluby. Właściwy rozwój każdego narodu zakłada coś w rodzaju „ciemnej nocy zmysłów” św. Jana od Krzyża, przeżycie straszne i ponure, ale oczyszczające. Jak trudno zdobyć się na nie Polakom, świadczy stosunek Kościoła do afery poznańskiego arcybiskupa. Skrzętnie wyciszane są wszelkie afery finansowe i zaborczość Kościoła, co jasno wskazuje, gdzie znajduje się obecnie punkt ciężkości Krk. Wszędzie na świecie skandale obyczajowe osób duchownych są tropione i piętnowane nader zaciekle, podobnie jak wszelkie inne przejawy krzyczącej hipokryzji w życiu publicznym. W Polsce przeciwnie: pomimo szumnych deklaracji – Kościołowi trudno po-
Pycha uświęcająca do kanonu lektur szkolnych, wykorzystując zestaw dzieł najsłabszych, najmniej znaczących i przez to nieszkodliwych. Kryzys, który obecnie przejawia się poprzez brak zaufania do elit i polityki, jest w istocie owocem niedojrzałości społecznej narodu. Nie jest on w stanie pojąć podstawowej reguły współczesnej demokracji, która polega na tym, że naród sam gospodaruje w państwie i sam państwem tym rządzi. W Polsce gospodarują i rządzą „ONI”: tajemnicza i niezmienna (choć zmienna) klika, na którą naród nie ma żadnego wpływu i która swobodnie żongluje jego losami, pije jego krwawicę i jest wobec jego potrzeb najzupełniej obojętna. Oczywiście, bardzo to przypomina tradycyjny wschodni model władzy; władzy dalekiej, oczywistej i niezależnej od człowieka jak pogoda, jak cykl wegetacji. Władza taka nie jest osobowa, a raczej abstrakcyjna: nie wiadomo, kto decyduje, kto jest odpowiedzialny za bałagan i biedę, kto kradnie i kto marnotrawi. Tak naprawdę można to ustalić, gdyż na konkretne stanowiska wybierani są konkretni ludzie, ale przejawiającą się tu „wschodnią” mentalność cechuje bierność, apatia i przekonanie o nieracjonalności świata. Dlatego mentalności tej łatwo wmówić, że na przykład kilkadziesiąt miliardów złotych, które powinny być w budżecie, gdzieś „zniknęło”: nie ma ich i nikt nie jest za to odpowiedzialny, bo znikanie pieniędzy należy właściwie do natury rzeczy. Naród polski wciąż nie wie, że dysponuje realną władzą. Oczywiście nie jest to, wbrew opiniom wielu polityków, jego wina. Naród jest wystarczająco zajęty walką o przetrwanie
wych i telewizyjnych, podkreślające „wybitną” i „wyjątkową” pozycję Polaków na arenie międzynarodowej, a nawet w całym światowym... katolicyzmie, przekraczają czasami granice nacjonalizmu i brzmią stanowczo szowinistycznie. Wiąże się to, jak każdy przejaw manii wielkości, z bardzo głębokimi kompleksami. Polski charakter narodowy jest w swych najgłębszych warstwach świadom zacofania, biedy i chaosu, jakie z krótkimi przerwami panują w Polsce niemal od zarania jej dziejów. Ksenofobia i teorie o „Chrystusie narodów” pozostają usprawiedliwieniem własnej apatii. Podtrzymując do dziś tezy o wyjątkowości Polski, Kościół katolicki skutecznie blokuje debatę nad świadomością narodową, karmi bowiem iluzje w wątpliwość podające jej niezbędność. Dobrym przykładem jest tu kolejny temat nie do dyskusji: absolutna i dogmatyczna prawda o wielkości obecnego papieża. Sentymentalny fenomen bałwochwalczego uwielbienia dla papieża Wojtyły to zresztą jedna z postaci zwyczajowej – wynikającej z polskiego kompleksu niższości – apoteozy „rodaków, którym się udało za granicą”. Pycha wciąż jest dominującą cechą polskiego charakteru narodowego: pycha uświęcająca wszelką obłudę i zbrodnie, z głupoty czyniąca wyjątkowość, a z chaosu narodową cnotę. Co ciekawe, przykład znów idzie od Kościoła, w którym zadomowiła się ostatnio pycha iście barokowa. Kościół zresztą zawsze reagował na wszelkie kryzysy ideologiczne rozrzutnością i zbytkiem: o jakże wielkim kryzysie musi zatem świadczyć poziom życia duchownych czy pomnik,
planowane, chaotycznie i bezsensownie przeprowadzone przedsięwzięcie wojskowe, nieuzgodnione z potencjalnym sojusznikiem, rozpoczęte bez należytego wyposażenia, uzbrojenia i danych wywiadu, w rezultacie którego zginęło trzysta tysięcy młodzieży i cywilnych mieszkańców pewnego kraju, a stolica tego kraju, z jej skarbami i zabytkami, została zrównana z ziemią. Zdrowy rozsądek nakazuje mniemać, że w cywilizowanym kraju osoby odpowiedzialne za rozpętanie tego przedsięwzięcia powinny stanąć przed sądem
godzić się ze swym statusem wspólnoty ludzi grzesznych: także w przypadku poznańskiego hierarchy polski kler uparcie odmawia uznania faktów, które są widoczne nawet z Watykanu. Wnioski, jakie mogą się nasunąć, nie są zbyt wesołe. Podobnie jak Polacy nie bardzo wciąż wiedzą kim są, coraz bardziej przypominając koczujących na obrzeżach aglomeracji dzikusów z buszu, uczestniczących w cywilizacji poprzez zbieranie jej śmieci i oglądanie wystaw, tak i polskie duchowieństwo daje przykład zamętu oraz braku
3
tożsamości, wisząc za kołnierz na haku z napisem „świętość” i wznosząc wokół siebie napowietrzne konstrukcje luksusu, politykierstwa i osobliwych zainteresowań seksualnych. Naród nie posiada tożsamości, nie posiada też wzorców, jak takową budować. Nie zapewnią mu jej ani duchowe elity w rodzaju coraz bardziej zabłąkanego Kościoła papieskiego, ani tym bardziej narodowy etos, który nie wykracza poza wciąż od nowa kanonizowaną Trylogię, głoszącą w istocie apoteozę nieodpowiedzialności. Pycha uświęcająca, podstawowy kłopot Polaków, musi zostać zastąpiona narodową pokorą. Ogromne, nierozliczone afery, sprawy Jedwabnego, Paetza, Jankowskiego, mogą dać asumpt do narodowej dyskusji: sytuacja bowiem – trzeba to sobie uświadomić wyraźnie – jest tak zła, a kryzys narodowej tożsamości tak głęboki, że proces elementarnej odnowy społecznej musi się zacząć natychmiast. W innym wypadku Polska, jak wszystkie twory zastygłe w stagnacji, w ciągu kilkudziesięciu najbliższych lat przestanie istnieć jako odrębny organizm kulturowo-społeczny. Współczesną definicją państwa nie jest już od dobrych trzydziestu lat definicja polska, czyli „obszar, teren, w którym uwięziona jest bezwolna masa ludzi, których dzieli (miast łączyć) jedna wiara, nienawidzących się wzajemnie i wszystkich dokoła, wyznających nieistniejące wartości, których i tak nie traktują poważnie”, ale definicja angielska: „miejsce, gdzie współistnieje grupa bardzo różnych ludzi, połączonych przez służące im instytucje, takie jak parlament, policja czy związki wyznaniowe”. Nasze „elity” tymczasem nie przestają kompromitować nas w oczach świata. Najpierw z wielkim taktem i delikatnością targowano się, ilu właściwie Żydów nasi rodacy zabili w Jedwabnem, jakby rzeczywiście była jakaś różnica, czy zamęczono 1600, czy 350 osób. Słynny mord w Kownie w roku 1941, kiedy to Litwini, zwyczajni przechodnie, zatłukli łomami „tylko” 24 Żydów, a potem tańczyli na trupach przy dźwiękach akordeonu, do dziś odbija się na Litwie czkawką. Dlaczego zachowujemy się jak dzieci, które wbrew faktom uparcie powtarzają najpierw „to nie ja”, a potem „on mi kazał”? Bardziej wstydzę się obecnego, trwałego zaślepienia sporej części narodu, niż tego sprzed 60 lat, któremu uległo osób kilkadziesiąt. Problemem nie są Polacy. Wyzwoleni z rozumianej jak wyżej „ojczyzny” są w stanie dokonać na świecie wielkich czynów i żyć jak ludzie cywilizowani. Problemem jest to, że Polakom coraz bardziej potrzeba zupełnie nowej „ojczyzny” i nowego „narodu”. Rozmawiać o Nowej Polsce powinniśmy wszyscy, bo jeśli nie stworzymy Nowej Polski, naszym udziałem stanie się Polska żadna. WALDEMAR BRZEZIŃSKI Fot. Przemek Zimowski
4
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Plemię kainowe Do tego dnia – 12 X 1492 r. (dokładnie 510 lat temu) – wszystko było jasne i proste. Płaską Ziemię podpierały cztery słonie stojące na żółwiach. Te z kolei pływały po odwiecznym, pradawnym oceanie. I czy tak pięknie nie mogło zostać po wsze czasy? Widać nie mogło, a wszystko za sprawą aroganckiego i butnego cwaniaka, który nazywał się Krzysztof Kolumb i dzień po odkryciu Ameryki (o czym nigdy sam się nie dowiedział) oszukał własnego marynarza, nie wypłacając mu obiecanej nagrody za dostrzeżenie ziemi. Jak na ironię, słowo Krzysztof oznacza „niosący Chrystusa”. Rzeczywiście przyniósł nowego Boga milionom mieszkańców Nowego Świata, a Bóg ten stał się ich przekleństwem i patronem morderców. Historia działa się szybko. Już 4 maja następnego roku papież Aleksander VI w bulli Inter coetera nadał nowo odkryte ziemie Hiszpanom i Portugalczykom. Przy okazji kategorycznie nakazał, aby „tubylców, mieszkańców nowych lądów doprowadzić do okazywania czci Zbawicielowi i do wyznania wiary katolickiej”. No i zaczęło się „doprowadzanie i wyznawanie”, w wyniku którego w obu Amerykach wymordowano z zimną krwią około 20 milionów ludzi. Już samo słowo „około” podawane w różnych źródłach jest straszne. Co tam milion w tę czy tamtą stronę – prawda? Nawet dziś, po setkach lat od tego największego
holokaustu w dziejach ludzkości, pewnego człowieka nadal stać na ironię posadowioną na górze trupów. Jakże przecież inaczej można nazwać słowa Jana Pawła II, który o kolonizacji obu Ameryk powiedział: „Kościół katolicki, którego ewangelizacja jako jedyna posiada moc zbawiania ludzi, bo stanowi objawienie miłości, w tym właśnie miejscu rozpoczął tyle pięknych rzeczy... miejscu, w którym sam Bóg rozpoczął dobroczynne dzieło”. Straszność i potworność... Owo „objawienie miłości” spotkało na swojej drodze np. króla Inków Atahualpę, a on powiedział: „Nie chcę zmieniać wiary. Wasz Bóg został zabity przez ludzi, których stworzył. Mój zaś (tu wskazał na słońce) żyje i spogląda na swoje dzieci”. Niezwłocznie po tych „bluźnierczych” słowach, dowódca konkwisty biskup Vincente de Valverde nakazał: „Atakujcie natychmiast. Udzielam wam rozgrzeszenia”. Na hasło duszpasterza Hiszpanie rzucili się ochoczo do głoszenia „dobrej nowiny” i wymordowali około (znów „około” według różnych źródeł) 10 tysięcy bezbronnych, niczego nie spodziewających się Indian. Kronikarze opisują, że krew i piasek zamieniły się w „czerwone błoto do kolan”. To tylko jeden z tysięcy przykładów zbrodni, za które Kościół nigdy nie poniósł odpowiedzialności i nawet na dobrą sprawę nie przeprosił. Międzynarodowe prawo cywilizowanych narodów mówi, że zbrodnie przeciwko ludzkości nigdy się nie
B
iskupi katoliccy są bezsilni wobec wybryków księży, wierni są bardzo zadowoleni ze sposobu finansowania kleru w Polsce, a jakiekolwiek próby uporządkowania tych spraw to czystej wody... maoizm
Purpurowy cynik Takie to nowe prawdy do wierzenia podał sam biskup Tadeusz Pieronek w „Trybunie Śląskiej” z 02.10.2002 r. Dzięki pogromcy feministek i gejów wiemy już, dlaczego księża nie chcą rozmawiać o pieniądzach: „każdy chętniej rozmawia na tematy przyjemne niż nieprzyjemne”. Dowiadujemy się dalej, że „wierni i dziennikarze” to rodzaj intruzów ingerujących w kościelną kasę. Pieronek nie wpadł na to, że pieniądze kościelne ktoś może traktować jak własność wspólnoty wiernych, a więc do pewnego stopnia własność publiczną, a przynajmniej podlegającą publicznej kontroli i dyskusji. Rektorowi krakowskiej, czyli Papieskiej Akademii Teologicznej nie podoba się pomysł niemiecki, który polega na finansowaniu Kościoła z płaconego przez wiernych podatku kościelnego. Dlaczego? Bo to „dobrowolny przymus”. Jak wiadomo, Kościół w Polsce brzydzi się przymusem i jest strażnikiem swobody i wolności. Na dowód tego biskup raczy czytelników niewybrednym dowcipem o... pfe... kocie liżącym się po tyłku. Teraz już – niejako we własnym mniemaniu – „swój chłop” opowiada bajeczkę o tym, jak to ogromna część pieniędzy z tacy idzie na potrzeby diecezji, a przede wszystkim na potrzeby parafii. W rezultacie „aż 30 proc. księży żyje w bardzo kiepskich warunkach”! Zaniepokojony niedolą części kleru – dziennikarz „Trybuny” pyta, czy nie byłoby lepiej, gdyby wprowadzono
przedawniają. Wobec takiej doktryny prawnej nadal (i słusznie) ściga się hitlerowskich łajdaków. Nie stawia się jednak przed żadnym trybunałem spadkobierców morderców obu Ameryk, spadkobierców, którzy nadal nie wstydzą się tamtego „opus Dei” i mają nawet czelność nazywać je „dobroczynnym dziełem”. Czy takie jest chrześcijańskie miłosierdzie? Nie mnie o tym wyrokować, chociaż... Nie tak dawno temu rozmawiałem z pewną ortodoksyjną chrześcijanką. Dla tej wszechstronnie wykształconej pani Biblia stanowi wyrocznię wyroczni i prawo praw. Zapytana o wytłumaczenie „bożego miłosierdzia” w kontekście wymordowania w imię wiary milionów niewinnych ludzi odpowiedziała bez mrugnięcia okiem: – Ci ludzie to było PLEMIĘ KAINOWE. Trzeba mi było przeżyć 45 lat, mieszkać w wielkim mieście w centrum Europy, żyć na początku XXI wieku, aby dowiedzieć się w końcu, że dziewięcioletnia indiańska dziewczynka o imieniu Inaoka, zgwałcona kolejno przez dwudziestu dwóch hiszpańskich czcicieli Chrystusa, a później nago położona na mrowisku i konająca przez cztery dni w męczarniach – była kainowym pomiotem. Jeśli tak, jeżeli jej oprawcy – te zwierzęta w ludzkich skórach – byli plemieniem Abla, to Kain wydaje mi się uosobieniem człowieczeństwa i ja jestem z jego plemienia. MAREK SZENBORN
jakiś system wyrównujący dochody kleru. Pieronek wyśmiewa ten pomysł, twierdząc, że byłaby to prawdziwie komunistyczna urawniłowka. Tak więc pensje dla księży to pomysł obcy, głupi i absolutnie nie do przyjęcia. Czyżby? Nie trzeba przenosić się do Chin epoki Mao. Wystarczy pojechać do współczesnych... Niemiec albo Francji. Tam duchowni otrzymują pensję od swoich diecezji z podatków wiernych, co pozwala ujednolicić ich dochody. Dlaczego proeuropejski Pieronek o tym nie mówi? Ano dlatego, że obecny system jest niezwykle korzystny dla kasty biskupów, bo pozwala zarówno im, jak i promowanym przez nich księżom ulubieńcom, na osiąganie dochodów, o których mogliby tylko pomarzyć unijni koledzy. Otóż polski system przypomina odrobinę korporację, w której właściciele (biskupi) oddziałów (diecezji), oddają poszczególne placówki (parafie) niezależnym zarządcom (proboszczom). Ci odpalają comiesięczny ryczałt swoim szefom. Ponadto proboszczowie odpalają swoim dobrodziejom „prezenty”, czyli łapówki przy okazji wizytacji. Im większe łapówki, tym większe względy, parafie i dochody. Plebani, którzy nie chcą się dzielić z szefami, i ci, którzy popadli z różnych powodów w niełaskę – otrzymują biedniejsze lenna, gdzie „klepią biedę”, przynajmniej w porównaniu z żywotami „świętych” biskupów. Okazuje się także, że księża robią co chcą, a purpuraci ze zgorszeniem patrzą na wożącego się mercedesem Jankowskiego. Prawda jest taka, że po wielekroć biskupi jeżeli tylko chcieli, to regulowali te sprawy. Już oni mają odpowiednie instrumenty nacisku! Problem w tym, że sami uczestniczą w nowobogackim wyścigu. Czy ktoś słyszał o jakimś referendum przeprowadzanym przez Kościół w sprawie samowolnych stawek ustalanych przez księży za tzw. posługi? Otóż Pieronek twierdzi, że większość wiernych akceptuje to rozwiązanie. Gdybyście o takim głosowaniu słyszeli, to dajcie nam znać, chętnie poznamy jego wyniki. MAREK KRAK
P
od takim hasłem „Gazeta Wyborcza” i TVN – miłujące Świętego Ojca w Rzymie – zorganizowały nagonkę na Samoobronę. Bicz na Leppera ukręcono tym razem z wyznawców religii słowiańskiej. Na początku października „ Gazeta Wyborcza” piórem Adama Zadwornego zmajstrowała pełen przekłamań tekst krytykujący powiązania zachodniopomorskiej Samoobrony z działaczami Stowarzyszenia Niklot i wyznawcami związku wyznaniowego Rodzima Wiara. Artykuł opatrzono kpiącymi rysunkami przedstawiającymi postacie fruwające na mieczach i toporach.
– Lepper dostanie, a i Kościół katolicki ucieszy się z uszczerbku, jakiego dozna konkurencja. W Polsce zaś wdzięczność Kościoła jest ciągle nie do przecenienia! Śmieszy nas wiązanie wyznawców Rodzimej Wiary ze skinami. To prawda, że wśród tych ostatnich nie brak miłośników dawnej religii. Próbują oni przeniknąć do rozmaitych słowiańskich organizacji – na ogół bez wielkiego sukcesu. „Wyborcza” zapomina jednak, że większość skinów to pobożni katolicy. Agresywne osobniki skinopodobne (łyse głowy, glany) bardzo skutecznie działają w rozmaitych organizacjach okołokościelnych, takich chociażby jak Młodzież
Bij poganina! Organizacje propagujące kulturę i obyczaje wczesnosłowiańskie oskarżono o powiązania z bojówkarzami skinowskimi, a samego Leppera o to, że wpuścił na swoje listy nacjonalistów wyznających jakąś tam śmieszną dla katolików z „Wyborczej” religię. Powołano się nawet na bezstronny autorytet... bpa Błażeja Kruszyłowicza ze Szczecina (notabene: tamtejsza hierarchia jest znana z napastliwych wystąpień antysłowiańskich). Purpurowa wyrocznia „Wyborczej” stwierdził, że „neopogaństwo jest buntem przeciwko Chrystusowi” i „cofa nas w stosunku do wszystkich wartości humanistycznych wniesionych do cywilizacji przez chrześcijaństwo i judaizm”. Dodał też, że „kiedy neopogaństwo miesza się z polityką, mamy do czynienia ze społecznym złem”. Kuriozalnej i po prostu głupiej wypowiedzi hierarchy redakcja nie raczyła opatrzyć nawet słowem komentarza, popierając ją – jak rozumiemy – w całej rozciągłości. Temat natychmiast został podjęty przez TVN, która dokończyła zbożnego dzieła kamienowania niewiernych ustami Lisa i Sekielskiego. Ponownie powiązano wyznawców religii słowiańskiej ze skinami, na dowód czego pokazano kandydata na radnego, Igora Górewicza (noszącego długie włosy związane w kitę), który rewelacjom liberalno-katolickich mediów szczerze zaprzeczył. Nie jesteśmy miłośnikami Andrzeja Leppera. Nie jesteśmy członkami Niklota i wyznawcami Rodzimej Wiary. Bulwersuje nas jednak arogancja wpływowych mediów, które depczą niewielką grupę wyznaniową (antyklerykalną!), aby po raz kolejny przypodobać się katolickiej większości. Mniejszość można zawsze bezkarnie zaatakować, pomówić, ośmieszyć. Korzyść podwójna
Wszechpolska. Honorowy prezes tej ostatniej, Roman Giertych, jest częstym gościem „Kropki nad i”, jednego z flagowych programów TVN. Tam już nikt nie traktuje go z ironią i złośliwością, jak wyznawców słowiańskiej wiary... „Wyborcza” zauważa dwukrotnie, że Rodzima Wiara jest antychrześcijańska. Cokolwiek to znaczy, trudno oczekiwać, żeby „poganie” kochali katolicyzm, religię, która brutalnie, krwawo i bez pardonu zniszczyła starą wiarę, kulturę i ośrodki kultu. Zresztą na podobnej zasadzie można powiedzieć, że JPII jest np. antyateistyczny – czyż nie atakuje on bez przerwy niewiary i relatywizmu moralnego, czyż współczesnych zdobyczy humanizmu nie obrzuca wyzwiskiem „cywilizacji śmierci”? Zabawnie brzmią słowa biskupa szczecińskiego, że „neopogaństwo jest buntem przeciwko Chrystusowi”. To tylko próba powrotu do etnicznych korzeni, od których odciął polskich Słowian ogniem i mieczem wojujący Kościół. A czymże jest teologia i praktyka katolicka? Czyż nie jest nieustanną rebelią przeciwko biblijnemu Chrystusowi? Ekscelencja Kruszyłowicz kłamie, twierdząc, że jego Kościół ma cokolwiek wspólnego z „wartościami humanistycznymi”. Jest akurat dokładnie odwrotnie. A nazwanie zaangażowania politycznego wyznawców religii słowiańskiej „społecznym złem” – to już absolutny absurd w ustach reprezentanta agresywnie politycznych polskich biskupów. Mamy nadzieję, że sprawa medialnych pomówień trafi przed sąd i że będzie w tym kraju sprawiedliwość także dla tych, którzy nie wyznają religii obecnie najmodniejszej w tym kraju. Ale nam się marzy... ADAM CIOCH
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
NA KLĘCZKACH
KOLEDZY KAROLA W. Pod koniec września, zachowując ścisłą tajemnicę, udali się do Watykanu prezydent Szczecina Edmund Runowicz (bezpartyjny popierany przez SLD) i przewodniczący Rady Miasta Dominik Górski (Unia Wolności). Towarzyszył im abp metropolita Zygmunt Kamiński. Panowie pojechali wręczyć JPII nadany w lipcu, dziesiąty tytuł Honorowego Obywatela Szczecina. Spotkanie odbyło się po audiencji generalnej, papież dostał papier, plakietkę, jakiś obrazek i legitymację uprawniającą do darmowych przejazdów środkami miejskiej lokomocji... W panteonie zasłużonych dla miasta Wojtyła został kolegą takich Honorowych Obywateli jak np.: Bierut, Rokossowski, Gomułka czy wreszcie Chruszczow. Prawicowi radni dostali apopleksji, gdy informacja o wizycie została ujawniona. Dopatrywali się w niej, i słusznie, zagrywki wyborczej. – Nikt nas o tym nie poinformował! Na pewno byłoby wielu chętnych do uczestnictwa w tak niepowtarzalnej uroczystości – żalił się dziennikarzom J. Seredyński (Prawica Samorządowa). I wspólnych zdjęć dających przepustkę do kolejnej kadencji – dodajmy. S.J.
opublikowany w sześciu językach przez chrześcijańskich naukowców stanowi odpowiedź na podobne oświadczenie grupy żydowskich uczonych sprzed dwóch lat, wzywające Żydów do zrewidowania swojego myślenia o chrześcijaństwie. PaS
PECUNIA NON OLET
GRUNT TO ZACHĘTA Francuski Krk rozpaczliwie walczy o wiernych. Najpierw wyszedł na bazary z promocją katechezy dla dzieci i młodzieży, teraz zachęca niepraktykujących katolików do powrotu na łono „matki” via Internet. Specjalną stronę założył ksiądz Raymond d’Izarny, by przekonać ludzi do chrztu czy ślubu kościelnego. Tym sposobem nakłania też rodziców, by posyłali swe pociechy na lekcje religii. Informacje zawarte na stronie mają „pomóc w kontaktach z parafią”. Jest o co walczyć. Owi niepraktykujący to grubo ponad trzy czwarte Francuzów. PaS
O ŻYDACH INACZEJ Grupa amerykańskich uczonych – biblistów, historyków i teologów – wezwała do rewizji chrześcijańskiego nauczania o Żydach i judaizmie. W specjalnym oświadczeniu, pod którym podpisało się 21 wybitnych osobistości, nazwano to świętym obowiązkiem współczesnej teologii. Chodzi o wypracowanie dobrych relacji i oczyszczenie religii z grzechu antyjudaizmu. „Chrześcijaństwa nie da się głosić bez odniesienia do judaizmu, który wzbogaca i umacnia tę wiarę” – napisano w oświadczeniu. Dziesięciopunktowy dokument
Zamrożenie swego ciała po śmierci można wygrać w konkursie renomowanego brytyjskiego tygodnika popularnonaukowego „New Scientist”. Parę kuponów z gazety, trochę azotu, a potem zmartwychwstanie. Pismo liczy oczywiście, że kiedyś zwycięzcę uda się przywrócić do życia. Zabieg na wolnym rynku nie jest tani, bo kosztuje 27 tysięcy dolarów. Gdyby nagroda nie przypadła jednak zwycięzcy do gustu, ma wybór: wycieczkę na Hawaje. My proponujemy nagrodę łączną – zamrożenie na plaży w Hawajach. Cóż to będzie za przebudzenie! Szkoda, że nie można zahibernować się już za życia, w celu spokojnego przeczekania władzy Watykanu. PaS
ZAKAZAĆ „FIM”!
DIABELSKI MICROSOFT W komputerach diabeł siedzi – ta stara prawda jest podtrzymywana przez Internet. Jeśli wrzucimy do wyszukiwarki Google hasło „Idź do diabła” („Go to hell”) zostaniemy odesłani do Microsoftu! Czyżby z piekła rodem? PaS
W NAGRODĘ ZAMROŻĄ
Moraliści niejednokrotnie krytykują nas za publikacje obrażające rzekomo czyjeś uczucia. Tymczasem na rynku pojawia się coraz więcej artykułów wykorzystujących świętości jedynie do robienia kasy i nikogo to jakoś nie gorszy. Puzzle z Matką Bożą Fatimską, św. Ojcem Pio czy arką Noego to tylko kilka przykładów. W przypadku kupczenia świętościami mamy jeszcze do czynienia z prymitywną indoktrynacją dzieci i młodzieży. Tylko patrzeć, jak pojawią się w sklepach puzzle z Jezusem czy papier toaletowy z dziesięciorgiem przykazań i nikt nie będzie robił z tego powodu awantury. Im większa kasa, tym mniej śmierdzi. R.P.
GŁUPIE RADY Gdzie ma szukać pomocy młody zrozpaczony człowiek, jeśli jego rodzice piją alkohol, a w domu bezustannie brakuje jedzenia, ubrania i warunków do nauki? Zdaniem psychologa redakcji pisma młodzieżowego „Bravo”, do którego z takim zapytaniem zwróciła się jedna z czytelniczek, najskuteczniejszej pomocy udzielić może ksiądz proboszcz. To zatrważające – taka luka w edukacji, nie mówiąc już o elementarnym poczuciu przyzwoitości i taktu. Każdy w Polsce przecież wie, że ksiądz ma powołanie do brania a nie dawania. Ale „Bravo” jest niemieckie... R.P.
Barbarze Siejce, częstochowskiej radnej z klubu „Wspólnota”, marzy się zakaz sprzedaży „FiM”. Prawicowa działaczka jest oburzona tym, że pismo krytykujące papieża i Kościół można kupić nawet w Urzędzie Miasta! „Przecież papież jest honorowym obywatelem Częstochowy i miasto szczyci się tym” – argumentuje radna, dodając, że nie rozumie, dlaczego miasto nie kupuje „Niedzieli”. Co prawda pani Siejka „FiM”, brrr..., nie czyta, ale ich treść zna. Podkreśliła, że doskonale wie, co znaczy demokracja i... zwróciła się do zarządu miasta o wstrzymanie sprzedaży „FiM” w magistracie. Jej zdaniem, „demokracja” to rządy demonów. PaS
iż Biblię, sprzedawaną w cenie 50 zł, wydano dzięki jego wsparciu! Gdyby coś takiego zrobiło świeckie wydawnictwo, to byłby skandal, jednak w tym przypadku cel uświęca środki. Kościół katolicki słynie ze skąpstwa, ale żeby żałować kasy wyciągniętej od wiernych na sfinansowanie wydania księgi, którą (przynajmniej oficjalnie) uważa za słowo Boże, to już wyjątkowa pazerność! A.K.
Watykańskiego, a Wawak to absolwent KUL i katolicki działacz. Jak podaje prasa, obaj należeli do „PPS” – „Polskiej Partii Solorza” – nieformalnej koterii parlamentarnej, grupującej posłów z różnych klubów i pilnujących interesów telewizji Polsat. Bromski nazwał ich „dywersantami”, działającymi na szkodę twórców. A.C.
VOX POPULI
Według raportu WHO, co roku więcej osób ginie z własnej ręki i rąk morderców niż w wyniku działań wojennych. Aż 800 tys. osób rocznie odbiera sobie życie, 500 tys. jest mordowanych na skutek napaści lub rozmaitych porachunków, a 300 tys. ginie w konfliktach zbrojnych. Aż co czwarta kobieta na świecie pada ofiarą agresji seksualnej, najczęściej wykorzystana przez własnego męża. I jak normalnie żyć na takim świecie? A.C.
Szwajcaria słynie z konserwatyzmu oraz z demokracji bezpośredniej. W często przeprowadzanych referendach mieszkańcy osobiście podejmują rozmaite kwestie dotyczące życia publicznego. Warto zatem odnotować, że w kantonie Zurich aż 62,7 proc. mieszkańców poparło legalizację związków jednopłciowych. Tak więc po raz pierwszy w Europie decyzję w tej sprawie podjęło bezpośrednio społeczeństwo. Wydarzenie to obala twierdzenia prawicowych homofobów, którzy ostatnie sukcesy prawne gejów i lesbijek przypisują naciskom tajemniczego „lobby homoseksualnego”, albo machinacjom „opanowanej przez masonów i liberałów” Unii Europejskiej. A.C.
SPRAWIEDLIWOŚĆ SIĘ WALI Jak doniósł „Super Expres” sądowi warszawskiemu grozi zawalenie z powodu przeciążenia stropów nieuporządkowanymi aktami spraw. Okazuje się, że stołeczny wymiar sprawiedliwości jest tak biedny, iż nie stać go na regały, a nawet... sznurek, by związać opasłe tomiska. Czyżby słynne zaginięcia akt w warszawskich sądach podyktowane były troską o bezpieczeństwo budynku i pracujących w nich prawników? A.C.
DAWCY NASIENIA Przed największym duńskim bankiem spermy ustawiają się kolejki studentów. Stanowią oni 80 proc. dawców nasienia i – jak podkreśla szef placówki, Ole Schou – „każdy przyzwoity bank znajduje się w pobliżu jakiegoś uniwersytetu”. W ten sposób większość studentów „korzysta z okazji zarobienia niezłych pieniędzy stosunkowo niewielkim nakładem pracy”. Za 1,7 mililitra nasienia student otrzymuje prawie 34 euro. W czasie wakacji, z uwagi na brak dawców, banki robią sobie wolne. Teraz rozpoczyna się dla nich pracowity okres. Dla studentów też, choć to przecież „niewielki nakład pracy”. PaS
BIBLIA SPONSOROWANA Nakładem Pallottinum – Wydawnictwa Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Poznaniu – ukazało się opracowane na nowo i poprawione piąte wydanie Biblii Tysiąclecia. O, dziwo, wewnątrz znajdujemy logo PKO Bank Polski (firma państwowa!) oraz dowiadujemy się,
5
LEDWO PULSUJE Telewizja katolicka Puls jest w tak złej sytuacji finansowej, że nie jest w stanie płacić Telekomunikacji Polskiej za korzystanie z jej nadajnika. TP SA w odwecie dwukrotnie wyłączyła pampersowej telewizji nadajnik w Warszawie. Puls jest winny pieniądze za pięć miesięcy emisji. Prezes, ksiądz Suchak, obiecuje uregulowanie długu, choć nie bardzo wiadomo, skąd bankrutująca firma znajdzie na to środki. Ojciec prezes przejdzie się z tacą? A.C.
KATOLICY Z PPS-u Jacek Bromski ze Stowarzyszenia Filmowców Polskich publicznie oskarżył byłych posłów AWS – Tomasza Wełnickiego (dostał się do Sejmu z listy krajowej mając 355 głosów...) i Zbigniewa Wawaka – o działanie na rzecz Polsatu oraz blokowanie w poprzednim parlamencie prac nad reformą prawa autorskiego. Obaj panowie są mocno związani z Kościołem – Wełnicki to były korespondent Radia
GORZEJ NIŻ WOJNA
TALIB POTRAFI Czterej islamscy duchowni zostali aresztowani na północy Afganistanu za podpalenie szkoły dla dziewcząt. Zatrzymani mułłowie, sympatycy obalonego rządu talibów, dodatkowo szantażowali kobiety, które porzuciły tradycyjną burkę, zakrywającą całe ciało, na rzecz bardziej liberalnego odziewku. Mimo upadku talibów, poza Kabulem i innymi dużymi miastami trudno mówić o wyzwoleniu Afganek, które pozostają niewolnicami tradycji i mężczyzn. A.C.
CUDA OGŁASZAJĄ! „Otrzymałeś dar? Nie zatrzymuj go dla siebie!”. Pod takim hasłem reklamuje w „Niedzieli” swoje usługi Kwartalnik Katolicki eSPe. Usługi polegają na zbieraniu od wiernych, tj. wierzących, czytelników „świadectw nawróceń, otrzymanych łask i Bożych darów”. Krótko mówiąc – cudów – jako przejawów „Bożego Miłosierdzia”. Wybrane cuda będą opublikowane. Zdjęcie bazyliki w Łagiewnikach wyraźnie sugeruje, iż mile widziane są przeżycia z nowej łask krynicy. Spiesząc naprzeciw potrzebom naszych, też wiernych Czytelników „FiM”, podajemy cenny adres: Redakcja eSPe, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków, e-mail:
[email protected]. Tylko żadnych tam historyjek z palca wyssanych nie wypisywać! Same najprawdziwsze cuda! R.K.
6
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Bezdomne Oto historia trzech kobiet, które państwo skazało na śmierć. Może głodową, może z zimna, może samobójczą. Jakie to ma znaczenie? Jola Szczupła, by nie powiedzieć chuda, blondynka, opuchnięte od płaczu oczy i pusty od kilkunastu dni żołądek. Jeszcze dwa tygodnie temu miała z synem własne mieszkanie. Tylko tyle i aż tyle po latach tortur, jakie zadawał jej mąż pijak. Kiedy wreszcie odszedł do innej, syn Arek nadganiał przerwaną naukę, a Jola ratowała zdrowie. Mąż wrócił. Mówił, że jest przyparty do muru, musi oddać duże pieniądze, grożą mu. Prosił byłą żonę o wzięcie kredytu.
Dorota Czarne przerażone oczy, dwadzieścia osiem lat, czworo dzieci i żadnej nadziei. O tym, co przeszła, będą jej zawsze przypominać stopy – do końca życia usztywnione ortopedycznym obuwiem. Piekło było na pierwszym piętrze, stamtąd wyrzucono ją przez okno. Znalazła z dziećmi drugi dom, człowieka, który przygarnął, kochał. Krótko. Potem pił i uderzał jak w worek treningowy. Nie było wyboru. Ucieczka i przytułek. I te wielkie, smutne oczy dzieci.
Asia Pełna energii 30-latka, zdolna, z pomysłami. Tylko nie chce wspominać domu. Wyrzucili ją z niego, gdy była w ciąży. W piątym miesiącu została na ulicy. Zupełnie sama. Nie miała nawet walizki. Tylko drugie bijące serduszko pod swoim własnym.
Odsetki ważniejsze od syna Jola nie zgodziła się na wzięcie kredytu. Była twarda, ale podeszła ją teściowa. „Przecież też masz syna, też byś go ratowała. Oddam ci co do grosza!” – błagała. – Gdyby nie to powołanie się na uczucia matki, to bym się trzymała – płacze Jola – ale wiem, co znaczy miłość do dziecka. Zgodziłam się. Rodzina byłego męża jest dobrze sytuowana: dom, ogród, samochód, pieniądze na lokatach. Syn nie był jednak wart więcej, niż odsetki, które by przepadły. Lepsza była łatwowierna i dobroduszna Jola. – Wierzyłam, że teściowa odda pieniądze, przecież jest bogata, mówiła, że nie może wziąć kredytu dla syna, bo właśnie wzięła dla córki – tłumaczy Jola swoją decyzję. Wszystko załatwił mąż,
papiery przyniósł do domu, Jola miała tylko podpisać. Nawet nie przeczytała umowy: zastawem było jej mieszkanie. Po pięciu miesiącach, tak jak stała, musiała je opuścić. Spakowała z synem kilka toreb, oszczędności starczyło na dwa miesiące tułaczego życia. Zostało schronisko dla bezdomnych. Teściowa nie oddała pieniędzy, nie przyjęła bezdomnego wnuka. Arek trafił do domu dla trudnej młodzieży, choć trudny nie był. Pozbawiono ich mieszkania i rodzinnej więzi.
Za papierosa na bruk Dorota przeżywa trudne chwile, pieniędzy ze skromnych alimentów nie starcza nawet na tydzień. Nie mają co jeść, dzieci zaczynają chorować, źle układa się w hostelu. Nie lubią jej, bo jest Cyganką. To wystarczy, by o wszystko obwiniać. 4-letni Krzyś brzydko kaszle, to krztusiec. Starsi, Daniel i Tomek, mają zapalenie płuc. Nie ma za co kupić leków. Dorota nie wytrzymuje, bierze papierosa, nie myśli, że jest w pokoju, gdzie tego robić nie można. W głowie jest tylko jedna natrętna myśl: co będzie dalej, czy w ogóle będzie jakieś dalej? Pali nie tylko ona, ale przeprowadzone za kilka dni śledztwo wskaże jedynie na Dorotę. Zapadnie decyzja o wydaleniu kobiety z czwórką dzieci. – Dokąd ja pójdę? – wykrzykuje w rozpaczy do dziennikarzy,
którzy wyczuli aferę. Płacze. Przytula się do niej 8-letnia córka. „Nie można karać dzieci” – oburzają się ludzie.
„Raj” u zakonnic Dom Samotnej Matki. Czarne habity zakonnic powinny nieść nadzieję. Jest co prawda pokój dzielony z nieletnią ciężarną, ale wokół niechęć i nieprzyjazny wzrok. Asia nie ma łatwego życia, bo nie jest katoliczką. Dostaje najgorsze prace, najgorsze słowa, najgorsze posiłki. I wciąż ta straszna samotność i pustka gdzieś w głębi niej samej.
Praca dla silnych i zdrowych Jola od dawna nie jadła. Jest słaba i źle wygląda. Udało się jej znaleźć pracę. Radość nie trwa długo. Po pierwszym dniu ją zwolniono, bo zemdlała. Dobrze szyje, więc znów się gdzieś zaczepiła. Nie na długo. Szef usłyszał, jak zwierza się koleżance, że boli ją serce. Wyleciała. Nie ma już siły, by szukać nowej pracy, nie wie, co z sobą zrobić. Powoli ogarnia ją beznadzieja. W schronisku za nią nie przepadają, bo nie chce pić z koleżankami. Boją się, że na nie doniesie. A co z teściową? – „Nawet nie ma wyrzutów sumienia”
– mówi z goryczą w głosie. Nie chce jednak osądzać. Najważniejszy dla niej jest syn. – Jedno dziecko mi umarło, bo lekarz źle postawił diagnozę, o Arku też mówili, że nie przeżyje, wyrwałam go śmierci – na samo wspomnienie tych chwil Joli napływają łzy do oczu.
Dworzec zamiast mieszkania Cała nadzieja Doroty w mieszkaniu socjalnym. To jej pomaga trwać w postanowieniu, by nie wracać do piekła. Czasem, jak patrzy na głodne i chore dzieci, myśli o powrocie pod pręgierz. To jednak zniszczy też dzieci, a ona chce je porządnie wychować. To przecież dla nich jedyna szansa na normalny rozwój, na naukę, na doświadczenie miłości. Dorota biega po urzędach, pyta, pisze i składa podania. Dla urzędników jej sytuacja nie różni się jednak niczym od pozostałych stu pięćdziesięciu próśb. Tu liczą się punkty, tym ich więcej, im więcej pieniędzy ma petent na remont. „To co ja mam zrobić?” – pyta wszystkich Dorota. „Pójść z dziećmi na dworzec, może ktoś się wami zaopiekuje” – to nieoficjalna propozycja urzędnika (!).
Zakonnica da na skrobankę Od najbliższych dostała to, co najgorsze, ale dopiero u zakonnic oczy Asi robią się okrągłe ze zdumienia. – Agacie siostra dała tysiąc złotych i namówiła na skrobankę – sama nie może jeszcze uwierzyć w to, co mówi. – Renatę cały czas namawia, żeby oddała dziecko do adopcji, ale ona nie chce. Renata nie ćpa, nie pali, nie pije. Jest młoda, ładna i inteligentna. Siostry wiedzą, że o takie dziecko pary będą się bić, dużo zapłacą. Zakonnice biorą za „pośrednictwo” dziesięć tysięcy. – Wszystko nielegalnie – tłumaczy ze wstrętem Asia. Siostry nie lubią jej coraz bardziej. Chcą ją wyrzucić, ale Asia za chwilę będzie rodzić. Dokwaterowują jej więc do pokoju znaną złodziejkę. Asia traci wszystkie rzeczy, które zbierała dla dziecka. Miota się między wściekłością a rozpaczą.
Tabletki na wieczny sen Na Jolę spadają trzy ciosy. Przez głupi wybryk syn traci miejsce w hostelu. Załamana kobieta zapomina o spotkaniu z psychologiem. Za karę ma opuścić schronisko. Nikogo nie obchodzi – dokąd. Udaje się jej wynegocjować dwa tygodnie na znalezienie jakiejś dziury, miejsc w innych schroniskach nie ma. Nie zimą. Teraz jednak nie myśli o sobie. – Ja tego nie uciągnę, dłużej nie mogę – nawet nie umie krzyczeć, tylko jęczy. Arka przyjmuje babcia, ale tylko na kilka dni. Musi sobie coś
znaleźć. Szuka więc domu i dorywczej pracy. Nie chce przerwać nauki, tak dobrze mu idzie. Jolę przy życiu trzyma nadzieja na odzyskanie mieszkania lub części pieniędzy. Wszystko burzy prawnik, który oznajmia, że nie ma na to szans. To już za dużo... zgasło światło. Dopadło ją. Lekarze nazywają to chorobą duszy. To po prostu depresja. Bardzo silna. – Nie mogę liczyć na terapię, bo jestem już na wylocie – tłumaczy. Jola kładzie się na hostelowym łóżku. Naszykowała tabletki, dużo tabletek.
Człowiek czy paragraf Dorota nie ma szans na lokal socjalny w Łodzi, jej piekło było w innym mieście, niech tam się starają. Nie wiadomo po co, ale ma złożyć jeszcze jedno podanie. Nie wie, jak je napisać. Prawniczka w opiece społecznej wyrzuca ją: „Awanturnikom nie będziemy pomagać”. Pani mecenas rozpoznała Dorotę ze zdjęć w prasie i telewizji. Kilka dni wcześniej, gdy przez papierosa miała stracić dach nad głową, było o niej głośno. Ma za sobą już trzy próby samobójcze. Czy jest jakieś światło w tunelu?
Ma na imię Mareczek Jest zdrowy. Taki podobny do taty! Tata nie chce jednak dać dziecku nawet nazwiska, nie mówiąc o środkach do życia. A jeszcze niedawno chciał się żenić. Asia rozpoczyna wędrówkę po sądach, po urzędach, po ludzkich sercach. Lód. Ktoś jej załatwia ciasny pokój bez łazienki i toalety. Wokół smród uryny, awantury i przekleństwa. Tam dorasta Mareczek. Najgorsza jest jednak depresja, która dopada i powoli uśmierca. To lubi ją chwytać w nocy. Wtedy się dusi i płacze, czasami nagle ucieka z domu, biegnie przed siebie. Potem nic nie pamięta. Tylko ten dziwny ból duszy. – Gdyby nie Marek, chyba by mnie już nie było – mówi. Wraca na wieś do domu. Rodzice są oziębli, ale kochają Marka. „Zostaw nam Marka, a sama sobie idź, będzie ci łatwiej” – to ich ostatnie słowa. To nie życie, to próżnia, wszystko drętwieje i szarzeje. Przed Asią gęsta mgła.
Nie ma winnych Trzy zupełnie normalne kobiety. Nagle straciły domy. Ofiary ufności i przemocy. Wszystkie złączył zły los i przytułek. Doświadczyły katolickiego „miłosierdzia”, bezduszności „opieki” społecznej i cynizmu urzędników. Żadna powołana do tego instytucja im nie pomogła. Takich Jol, Dorot i Aś jest dużo więcej. Te trzy miały szczęście, bo spotkały dobrych ludzi – tych zwykłych, szarych obywateli, którzy wyciągnęli do nich dłoń. To, czego nie zrobił urząd, uczynił Kowalski z M-3 – podzielił swój chleb i swój dom z bezdomną. I chwała Polsce za takich Kowalskich, hańba za nieludzką twarz państwa. KAROLINA GÓRCZYŃSKA Repr. archiwum
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
Nędznicy Nie mają domów, rodzin i przyjaciół. Żyją w skrajnej nędzy. Historia każdego z nich jest przesiąknięta dramatycznymi przeżyciami. Cały ich świat to złom i niekończące się wycieczki ze śmietnika do punktów skupu. Są oni potrzebni nam, żyjącym zwyczajnie ludziom, tak samo jak my im. Żyjemy w symbiozie. Może nie idealnej, ale zawsze... czy tego chcemy, czy nie. Tadeusz jest jednym z nich. Ma 58 lat. W metryce. Patrząc na niego odnosi się wrażenie, że stoi przed nami 70-letni brudny staruszek. Jest jednym z nich – zbieraczy. O sobie mówi niechętnie. Po co mu to. Nie ma się czym chwalić. W końcu coś w nim pęka, łamie się i rozpoczyna opowieść. Jeszcze kilka lat temu wiodło mu się całkiem nieźle, miał małą firmę odzieżową, zupełnie niezłe obroty i perspektywy na przyszłość. Mijały lata, konkurencja na rynku rosła, ale on nie narzekał. Wyremontował spore mieszkanie, kupił nowy samochód, zatrudniał po dwóch, trzech pracowników. Miał markę u odbiorców i klientów. – Do ciuchów Armaniego daleko mi było – mówi – ale zawsze umiałem wstrzelić się w rynek, miałem chyba nosa do interesów. Działałem zgodnie z zasadą: chcesz – masz. Szlag to trafił jednego dnia. Jakiś mądry wymyślił: zamknąć granicę z Ruskimi. No i zamknęli. To był początek mojego końca, ale wówczas nie miałem jakoś czasu, żeby się nad tym wszystkim zastanawiać – ciągnie mężczyzna.
Nieszczęścia chodzą parami Tadeusz nie może sobie przypomnieć, w jakim czasie obroty spadły mu o połowę. Pamięta tylko, że nastąpiło to bardzo szybko. Okazało się, że musi zacząć zwalniać ludzi, bo nie stać go już na opłacanie podatków, ZUS-u i innych – jak mówi – „haraczy”. Wkrótce został sam, jeśli nie liczyć jego żony Marii i nastoletniej córki Ani. Jednak prawdziwą katastrofą okazało się zupełnie co innego – wiadomość, że córka jest ciężko chora. Białaczka – powtarzali wszyscy wokół – daje marne szanse na przeżycie tak młodej osobie. Dziś Tadeusz mówi, że ta diagnoza jednocześnie zabiła jego, choć – jak twierdzi – nie poddał się od razu. Maria, mimo złych rokowań, także wierzyła w uzdrowienie jedynego dziecka.
POLSKA PARAFIALNA samobójstwem. O firmie zapomniał. Popadł w długi. Nie miał na chleb, jednak na alkohol zawsze znalazł pieniądze, chyba mu ten nos pozostał... Nie pomagały prośby i groźby żony. Mijały miesiące, a z Tadeuszem było coraz gorzej. Nie potrafił żyć bez alkoholu. Maria nie wytrzymała napięcia. Wyprowadziła się do swojej schorowanej matki, a wkrótce wniosła pozew o rozwód. Tadeusz nie chce mówić o szczegółach: włóczędze po sądach, o walce z alkoholizmem, o tym jak stracił wszystko, co miał: córkę, żonę, przyjaciół, firmę, majątek i został sam. Powtarza, że chyba tak mu było pisane. Teraz ma zupełnie inne życie. Nie mówi o nieszczęściu, ale szczęśliwym też nie może się nazwać. Gdy zrywał z nałogiem, było mu tak źle, że myślał nawet o samobójstwie. Nie miał po co żyć. Nie wie, skąd zebrał w sobie siłę, by ponownie zacząć walkę – tym razem
potrzeba do skromnej wegetacji. Parę lat temu wstydził się tego co robi i jak żyje. Dziś jest mu wszystko jedno. Pociesza się, że nie on pierwszy i nie ostatni. Zna wielu mu podobnych ludzi, którzy potracili rodziny, majątki, domy i skończyli w rynsztoku lub jest im gorzej, bo nie potrafili się przyzwyczaić do skrajnej nędzy. On jest pod tym względem szczęściarzem. Już nie żyje żeby pić, odnalazł się. Pogodził się ze swoim losem. Nie rozumie tylko, dlaczego wciąż czuje się jak wrzód na dupie społeczeństwa. Przecież nie robi nic złego.
Zbieracz złomu to nie hiena Chociaż można doszukać się wielu analogii pomiędzy ciągnącym wózek nędzarzem a zwierzęciem oczyszczającym środowisko z wszelkiej padliny. Często nie zdajemy sobie sprawy, że ci ludzie są zbawie-
7
świecie opłaca się zbierać surowce wtórne, a w Polsce – import makulatury i wycinka lasów! U nas wszystko drożeje, tylko surowce wtórne tanieją. To są fakty. A przecież ludzi, nie tylko takich jak Tadeusz, państwo powinno zachęcać do segregacji śmieci. Może Unia mogłaby pomóc, dając jakieś dotacje do cen skupu. Tymczasem pocztą pantoflową roznoszą się wieści, że od następnego roku znów spadnie cena makulatury. I z czego przyjdzie tym ludziom żyć? Będzie im jeszcze gorzej. Większość z nich – mówią właściciele punktów skupu – jest bez jakichkolwiek środków do życia. Nie mają nawet prawa do zasiłku. Eksmitowani z własnych mieszkań żyją po śmietnikach, strychach i klatkach schodowych. Ich liczba rośnie z roku na rok, a co gorsza, spada średnia wieku zbieraczy. Coraz większą grupę stanowią młodzi, po 25–30 lat. Próbują w ten sposób doczekać jakoś lepszych czasów, ale to błędne koło. Z niego nie ma wyjścia.
Bogatsi o złotówkę
Zaczęły się wizyty u lekarzy, uzdrowicieli, a nawet wróżek i szarlatanów. Oboje rozpaczliwie szukali nadziei na przeżycie ich jedynego dziecka. Bez skutku. Pieniądze wypływały z konta lawinowo. Każdy wyciągał rękę po swoje – mówi z goryczą Tadeusz. – Nikt nie pytał czy mamy z czego żyć, czy nie. Wtedy też wyszło na jaw, że wszyscy moi przyjaciele to kupa gówna. Odsunęli się ode mnie wtedy, gdy potrzebowałem ich najbardziej. Każdy miał swoje wytłumaczenie. Przestali się z nami spotykać, nie chcieli pożyczać pieniędzy, choć wiedzieli, że brakuje nam na leczenie dziecka. Na wspomnienie tamtych czasów Tadeuszowi łzy stają w oczach. Gdy Ania powoli umierała na jego oczach, stracił nadzieję. Zaczął pić. Jak mówi: z rozpaczy i poczucia beznadziei. Gdy umarła – pił, bo już nie umiał przestać. Nie wie, kiedy zaczęły się awantury z żoną, która próbowała go powstrzymać przed tym powolnym
o swoje życie. – Może to dzięki nowym przyjaciołom – zastanawia się na głos – tak samo doświadczonym przez życie jak ja?
Zbieranie jest sztuką Nie chciał kraść. O pracy u kogoś nie miał co marzyć, o własnym przedsiębiorstwie też nie. Zaczął zbierać złom. Początkowo szło mu bardzo ciężko. Praca zbieracza wcale nie jest łatwa, ani przyjemna. – Chcesz żyć – mówi Tadeusz – musisz ciągle pracować, a konkurencja jest duża i niewielkie pieniądze. Czy pada deszcz, czy żar z nieba się leje, musisz ciągnąć ten swój wózek, by zarobić parę groszy. Czasem, w lepszy dzień, można zarobić nawet 50 złotych, ale to wielka rzadkość. A nachodzić się przy tym też musisz sporo, nawet kilkanaście kilometrów dziennie. Tadeusz twierdzi, że zazwyczaj, pracując osiem-dziesięć godzin udaje mu się uzbierać kilkanaście złotych, czyli dokładnie tyle, ile
niem dla zurbanizowanych aglomeracji: segregują śmieci, zbierają je, przynoszą do punktów skupu. Komu z nas chce się odkładać złom czy makulaturę, żeby zarobić parę groszy? – Im się chce – mówi Alicja P., właścicielka jednego z łódzkich punktów skupu – choć jest naprawdę coraz trudniej. Ceny surowców wtórnych są żałośnie niskie. Za kilogram puszek, (około 50 sztuk) można dostać od 2,60 do 2,80 zł. Za kilogram makulatury: 10–18 groszy. A teraz jest i tak nieźle. Na początku roku za kilogram gazet mogłam zapłacić maksymalnie 3 grosze. Jak z tego żyć – nie wiem. Pamiętam – ciągnie swoją opowieść właścicielka punktu – w latach siedemdziesiątych kilogram złomu kosztował tyle, co równowartość bułki czy biletu. A teraz? Ile się trzeba nazbierać, żeby zarobić na bułkę? Pani Alicja, podobnie jak jej kolega po fachu Tomasz D., nie może zrozumieć jak to jest, że na całym
Przychodzą też emeryci, którym nie wystarcza na chleb. Przychodzą nawet po dwa – trzy razy dziennie z kilkoma puszkami w pomiętych torebkach. Ci w lepszej formie potrafią odwiedzić punkt skupu nawet i pięć razy dziennie. Za każdym razem wychodzą bogatsi o złotówkę, trzy złote, a czasem tylko o kilkanaście groszy. Są dzieci, które pożyczają ode mnie wózki tylko po to, by nazbierać na nie złomu czy makulatury i zaspokoić głód. Wszyscy narzekają, że nie skupuje się już butelek, że cena papieru i złomu spadnie. Takie są ich rozmowy. Mnie, staremu chłopu płakać się chce jak patrzę na tę nędzę – mówi Tomasz. Choć z drugiej strony – przyznaje – nie wszystkich można żałować. Drzwi biura punktu skupu niemal się nie zamykają. W ciągu godziny przez pomieszczenie pana Tomasza przewija się kilkanaście osób: wychudzona kobieta, bezzębny mężczyzna, trzęsący się pijaczyna, paru ojców z synami... Odbierają po kilka złotych. Większość jest brudna i zziębnięta, a mimo to uśmiecha się na widok drobniaków na brudnych dłoniach. To sól naszej ziemi – wzdycha właściciel punktu. Wie, że Tadeusz i inni zbieracze wrócą do niego za kilka godzin, najpóźniej jutro nad ranem. Ustawią się w kolejce, oddadzą złom znaleziony na śmietnikach i pójdą czyścić kolejne miejsca miasta. Historia Tadeusza nie jes wyjątkowa. Każdy ze zbieraczy przeżył coś, czego nikt z nas nie chciałby doświadczyć w najgorszym śnie. Takich jak on są jednak setki, tysiące w każdym większym mieście. A ilu w tym samym mieście jest takich, którzy patrząc na nędzników z wózkami, dostrzegają w nich ludzi – swoich braci – zamiast śmiecie burzące krajobraz? MICHALINA KOWALCZYK Fot. Przemek Zimowski Imiona i pierwsze litery nazwisk bohaterów zostały zmienione
8
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Witam najodważniejszych z odważnych lub najbardziej zdesperowanych spośród niemających wyboru. Witam szaleńców z powołaniem i tych, którzy za wszelką cenę (w tym przypadku niewielką) chcą mieć przy nazwisku trzy magiczne litery mgr. Przypadł mi w udziale zaszczyt, aby z okazji rozpoczęcia roku akademickiego w naszej Wyższej Szkole Pedagogicznej i z okazji zbliżającego się Dnia Nauczyciela wygłosić...
Wykład inauguracyjny M
alinowska, to nie czas na malowanie sobie oczu. Kowalski, wyłącz tę cholerną komórkę, bo wyrzucę ci ją przez okno. No, już dobrze, proszę o uwagę. W czasach, których nie pamiętacie, za to dobrze pamiętają je wasi rodzice, powstał związek zawodowy „Solidarność”. Związek ten – działający w głębokim podziemiu – wziął w obronę cały udręczony przez brzydką komunę naród, a w tym nauczycieli. Aby unaocznić plugastwo władzy w stosunku do pedagogów różnych szczebli, specgrupy „S” wypisywały na murach hasła. Tak celne i ironiczne, jak na przykład to cytujące Lenina: „Państwo policyjne to takie państwo, w którym nauczyciel zarabia mniej niż policjant”. Kto z was chce żyć w państwie policyjnym? Nowak, nie rób z siebie małpy... Nikt nie chce? No pewnie, że nikt. Wasi rodzice też nie chcieli, więc sprytnie kombinowali, że gdy przyjdą czasy, w których policjant będzie zarabiał mniej, a nauczyciel więcej – nastąpi WOLNOŚĆ, czyli raj na ziemi. Owa „S” doszła w końcu do władzy – Pawłowski, nie pluj na podłogę! – i niezwłocznie przystąpiła do realizacji obietnic. Aby nikt już nigdy nie pomyślał, że Polska jest państwem policyjnym... obniżono pensje wszystkim policjantom. W ten sposób kapitaliści zrealizowali teorię Lenina. Teraz, po dwunastu latach od upadku wstrętnej komuny przekroczyliście próg naszej szacownej uczelni, a mnie kazali – to znaczy mam zaszczyt opowiedzieć wam, jaka świetlana przyszłość czeka absolwenta studiów pedagogicznych... Kowalczyk, ja widzę ten twój wyprostowany, środkowy palec prawej dłoni. Oto, moi kochani, jesteście jednymi z armii około 40 tysięcy młodych ludzi, którzy w tym roku postanowili kształcić się na studiach pedagogicznych, a później być krzewicielami nauki i kultury, czyli – jak to powiedział poeta – nieść przed sobą kaganek oświaty. Baranowska, co to za liścik rzucasz koleżance... „gówno prawda” pisze się, Baranowska, przez o z kreską. Wracajmy jednak do rzeczy. Wszystkich nauczycieli jest w naszym kraju 721 657, a ponieważ jest to zawód sfeminizowany, to kobiet w tej liczbie jest prawie dwie trzecie i to one, statystycznie rzecz ujmując, mają
znacznie większą szansę na znalezienie pracy w tym zawodzie. Nowak, nie wychodź z auli, zaraz zrozumiesz, że ani ty – facet, ani Baranowska i Malinowska najpewniej zatrudnienia w tym fachu i tak nie znajdziecie. A tak na marginesie, to studentka Malinowska proszona jest, aby na następny wykład nie zapomniała założyć bielizny. Co roku – niemal cztery piąte absolwentów najrozmaitszych kierunków pedagogicznych bezskutecznie poszukuje pracy w szkolnictwie. Nie ma na to najmniejszych szans z kilku powodów. Otóż rodzi się coraz mniej dzieci, więc szkoły świecą pustkami i kolejne klasy są likwidowane. Naród ma gdzieś postulowany przez WARTOŚCI model rodziny 2+3, bo tata i mama sami nie mają co do gara włożyć, więc nie myślą o licznym potomstwie. Cała nadzieja w was, młodzieży... ale nie teraz, nie teraz. Kowalski, do ciebie mówię, weź natychmiast łapę z kolana koleżanki, a ty Malinowska przynajmniej mogłabyś udawać, że się trochę bronisz. A więc ujemny przyrost naturalny to przyczyna jedna. Inną jest
zdumiewająco mała rotacja i wymiana kadrowa w tym zawodzie. Chcecie, to wierzcie, chcecie nie wierzcie, ale w Polsce jest obecnie 38 649 nauczycieli mających zaledwie średnie wykształcenie. Załóżmy, że każdy z nich uczy tylko 20 młodych ludzi. Z prostego mnożenia wychodzi nam, że ponad 700 tysięcy dzieci i młodzieży pobiera naukę od ludzi kiepsko wykształconych. Nadal czynni zawodowo są absolwenci niegdysiejszych SN. Kto wie, co ten skrót oznacza? Nie... Panie Nowak, nie... sado-maso! SN, czyli Studium Nauczycielskie, to była niegdyś taka dwuletnia, policealna szkoła kształcąca nauczycieli. Do dziś w polskich szkołach pracuje prawie 63 tysiące absolwentów tych uczelni. Czy już wam coś świta w łepetynach? Nie ma dla was pracy w szkolnictwie – i najprawdopodobniej długo jeszcze nie będzie, bo żaden z dotychczasowych rządów nie poradził sobie z problemem zwiększenia kompetencji uczących lub wymiany kadr. Ponad dziesięć procent ogółu nauczycieli to osoby bez wyższego wykształcenia – najczęściej starsze, które powinny ustąpić miejsca
młodej, świetnie wyszkolonej kadrze. Co roku studia pedagogiczne kończy około 40 tysięcy osób. Gdyby tamtą, niedouczoną kadrę wysłać na wcześniejsze emerytury, to przez blisko trzy kolejne lata znaleźliby zatrudnienie wszyscy absolwenci studiów pedagogicznych w Polsce. No i co się, Kowalski, tak rozmarzyłeś? Że znajdziesz kiedyś robotę w szkole? Dopiero byś bracie wpadł jak śliwka w kompot. Osobiście znam kilka lżejszych rodzajów śmierci niż śmierć głodowa. Rzecz bowiem wygląda tak: przypuśćmy, że po ukończeniu studiów jakimś cudem znajdujecie pracę jako belfer. Na początek zostajecie tzw. nauczycielem stażystą z pensją 800 złotych na łapę. Przez lata pniecie się po drabinie awansów, aż w końcu robicie doktorat, habilitację nawet i osiągacie najwyższy możliwy tytuł nauczyciela dyplomowanego. I co, panie Nowak. Tak jest... i guzik. Tu się akurat zgadzamy. Dostajecie na łapę „zawrotną” kwotę 1500 złotych – według zaszeregowania MENiS. Czy wy to rozumiecie: osiem lat podstawówki, trzy lata gimnazjum, trzy liceum, pięć lat studiów, trzy lata na doktorat, cztery na habilitację (minimum) – DWADZIEŚCIA SZEŚĆ LAT NAUKI i na koniec 1500 złotych. Dwa razy tyle zarabia sprzątaczka machająca szczotą w trzech firmach naraz. Nie płacz, Malinowska, nie płacz, dopiero za chwilę będziesz miała powody, aby szlochać, a nawet wyć. Studia pedagogiczne bowiem nic nie dają – takie przynajmniej jest zdanie MENiS. Absolwent WSP – desperat, który za wszelką cenę chce jednak być nauczycielem – musi przejść przez dziesiątki rozmaitych kursów. Wszystkie one kończą się egzaminami i za wszystkie trzeba słono płacić z... własnej kieszeni. Policzono, że przez pierwsze pięć lat pracy młody nauczyciel wydaje
około 70 złotych miesięcznie na dokształcanie. Do tego dochodzą koszty dojazdów na te kursokonferencje. Kto ma chusteczkę dla Malinowskiej, w apteczce jest waleriana... Cóż, moi kochani, reasumując: młody nauczyciel w pierwszych kilku latach swojej pracy nie będzie realnie zarabiał więcej niż 550, no może 600 złotych miesięcznie. Kowalski i Nowak, wynieście Malinowską. Oczywiście, można ominąć te wszystkie kłody na drodze i zostać np. nauczycielem religii, czyli jednym z czterdziestu tysięcy katechetów. Katecheta, moi mili, nie musi mieć nawet pedagogicznego przygotowania, aby uczyć. O żadnych kursach dokształcających, w jego przypadku nie ma mowy. Taki nauczyciel nie musi być na bieżąco z literaturą, filmem, nauką. Wręcz przeciwnie, im bardziej archaiczną ma wiedzę, tym lepiej. Forsę zaś bierze co miesiąc według najwyższej stawki zaszeregowania. Nie, Baranowska, na naszej WSP nie ma wydziału religii rzymskokatolickiej. Kim więc są polscy nauczyciele, zapytacie? Moja odpowiedź brzmi – nie wiem. Nie wiem, bo nie potrafię zrozumieć człowieka, który za lata nauki i wyrzeczeń, za ciężką codzienną pracę, zszargane nerwy i nadwerężone gardło dostaje skandalicznie śmieszne pieniądze, co to raczej obrazą są niż zapłatą. Taki nauczyciel staje codziennie przed swoją klasą i pompuje w uczniów optymizm oraz patriotyzm: – Żyjecie w pięknym, wolnym i sprawiedliwym kraju, gdzie wszyscy ludzie są sobie równi – mówi, po czym oddaje swoje drugie śniadanie uczniowi, który właśnie zasłabł, bo przez dwa dni prawie nic nie jadł. Wariaci, nawiedzeni, pięknoduchy, Judymy – oto kim są nauczyciele w III Rzeczpospolitej. I chwała im za to. MAREK SZENBORN
Zapiski pracownika handlu zagranicznego PRL Książka jest zapisem wspomnień Stanisława Leszkowicza (ur. 1928), wieloletniego pracownika Ministerstwa Handlu Zagranicznego oraz instytucji i przedsiębiorstw współpracujących z zagranicą. Autor podejmuje próbę ukazania powojennej rzeczywistości z punktu widzenia człowieka, który chce do czegoś dojść, kimś być w nie zawsze zdrowym systemie. Dzięki zawartości pikantnych szczegółów z ówczesnych realiów politycznych i gospodarczych, takich jak permanentna walka o władzę w MSZ, mafijne powiązania i wymuszenia haraczy od sprzedawców węgla do Austrii i szynek do USA czy polskich importerów chemikaliów z Europy Zachodniej, książka stanowi swoisty branżowy dokument minionej epoki. Sprzedaż wysyłkowa: Wydawnictwo NINIWA, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, cena 12 zł + koszty wysyłki.
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Śmierć chorych kas Miało być cacy i zdrowiej. Gwarantowano nam lepszy dostęp do lekarza i wyższy poziom usług. Buzkowa reforma zdrowia i nowe kasy chorych okazały się rzeczywistością... ale wirtualną. 630 mln złotych, przeznaczonych na utworzenie kas chorych wyrzucono w błoto. Za te pieniądze można było uratować życie tysiącom Polaków chorych na raka czy serce. Niewydarzone dziecko premiera Jerzego Buzka – reforma służby zdrowia kosztowała podatników horrendalne pieniądze. Jedynym szczęściem w tym nieszczęściu eksperymentowania na żywym organizmie (sic!) jest fakt, że kasy chorych odchodzą w niebyt najnowszej historii naszego wesołego kraiku. Od 1 stycznia 2003 r. rozpocznie się wdrażanie koncepcji Narodowego Programu Ochrony Zdrowia, który ma zagwarantować (oby!) wszystkim Polakom bezpieczeństwo zdrowotne. Czy będzie to oznaczać poprawę funkcjonowania służby zdrowia i lepszy dostęp do lekarza? – pokaże czas. Minister zdrowia prof. Mariusz Łapiński jest optymistą. W tej sytuacji chyba faktycznie może być już tylko lepiej.
Wielka prowizorka Gdy na początku 1999 r. wprowadzano w życie reformę służby zdrowia i zaczynały funkcjonować kasy chorych, wiadomo było powszechnie, że cała ta operacja nie jest należycie przygotowana. Amatorzy z AWS nie liczyli się jednak ani z opiniami fachowców, ani tym bardziej z opinią publiczną. W tej sytuacji najwyższą cenę za prowizorkę i eksperymentowanie płacili jak zwykle pacjenci, którym wbrew obietnicom premiera i resortowych urzędników wydłużyła się droga do lekarza. – Takie słowa jak „dyktat”, „promesa” czy „skierowanie” – twierdzi rzecznik prasowy łódzkiej Regionalnej Kasy Chorych Zbigniew Solarz – przylgnęły wkrótce do reformy, przyczyniając się faktycznie do jej powolnego upadku. A przecież reforma przyniosła też sporo dobrych rozwiązań – twierdzi. W 1997 r. utworzono biuro pełnomocnika rządu ds. wprowadzania powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego. Jak to zwykle bywa w przypadku urzędniczych tworów, już na starcie w 98 r. pochłonął on ponad 85 mln zł. Na co przeznaczono te
olbrzymie pieniądze? Myliłbyś się, Czytelniku, gdybyś sądził, że na leczenie pacjentów w zadłużonych szpitalach czy na zakup nowej aparatury medycznej. Za te 85 mln zł zakupiono przede wszystkim nowe obiekty na siedziby kas chorych i ich oddziałów, m.in. w Bydgoszczy i Jeleniej Górze, wiele innych
Jeden z „pomników” przedwojennej kasy chorych w Łodzi
Już przed II wojną światową mieliśmy w Polsce kasy chorych. Powstały one na mocy dekretu z 11 stycznia 1919 r. w każdym powiecie oraz w miastach liczących ponad 50 tys. mieszkańców. Ustawa gwarantowała powszechność ubezpieczenia na wypadek choroby osób pracujących, a także ich rodzin. 2/5 składki mieli płacić pracownicy, resztę zaś pracodawcy. Wysokość składki wynosiła 6-7,5 proc. zarobku. Mimo nowoczesnych rozwiązań wprowadzonych w Polsce, okazały się one niewystarczające, szczególnie w dobie kryzysu gospodarczego. Historia lubi się powtarzać...
wydzierżawiono, gruntownie wyremontowano i zmodernizowano, jak choćby w Łodzi czy Sieradzu, wyposażając w nowoczesny sprzęt – od mebli i komputerów poczynając, a na muszlach klozetowych kończąc. Poszczególne regionalne kasy zatrudniły po kilkaset osób. Aczkolwiek urzędnicy Buzka zastrzegali się, iż pieniądze na te obiekty nie pochodziły ze składek zdrowotnych społeczeństwa, lecz z budżetu państwa, nie można oprzeć się refleksji, że jednak za operację „uzbrojenia” kas zapłaciliśmy my wszyscy – tylko po prostu z innej kieszeni. Ot, choćby w przypadku Łodzi na remont i adaptację siedziby kasy wydano 5 mln zł. W tym przypadku plusem operacji było uzyskanie całkiem przyzwoitego lokum i przywrócenie dawnego kształtu popolmosowskiej ruinie. Chociaż tyle! Nie był to kres dojenia publicznego grosza. W następnym roku na wdrożenie kas chorych wydano aż 142 mln zł, w 2000 r. – niemal tyle samo. Z pewnością nie byłoby nam żal tych pieniędzy, gdyby kasy funkcjonowały prawidłowo i nie wywoływały wściekłości pacjentów. Niestety, grzech
pierworodny reformy, czyli nienależyte jej przygotowanie, mścił się na każdym kroku. Co można było zrobić za te prawie 630 milionów złotych wpompowane w kasy? Bardzo dużo! Tyle właśnie w ciągu jednego tylko roku (2000 r.) wydano na wysokospecjalistyczne, najdroższe procedury
medyczne, czyli m.in. przeszczepy szpiku kości i serca czy radioterapię niezbędną przy leczeniu onkologicznym. Dzięki dodatkowym pieniądzom udałoby się zapewne uratować lub przedłużyć życie jeszcze wielu tysiącom Polaków! Gdyby tych 630 mln zł nie wyrzucono w błoto, ponad 100 tys. rodaków bez pracy miałoby zasiłki Jeszcze jeden przykład: w tym roku na wszystkie placówki opiekuńczo-wychowawcze, w tym domy dziecka, udało się państwu wysupłać zaledwie 562 mln zł.
Szansa w NFOZ – Na szczęście kasy chorych przechodzą do historii – mówi rzecznik prasowy ministra zdrowia, Renata Furman. – Od
A
utorzy nieudanego eksperymentu wprowadzającego system kas chorych zapewniali, że ich pomysły są świetne, bo pochodzą z samych Nie-
1 stycznia 2003 r. będziemy mieli Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia z 16 oddziałami wojewódzkimi. Zdaniem ministra Łapińskiego, wejście w życie ustawy o NFOZ stopniowo przywróci bezpieczeństwo zdrowotne pacjentów, ponadto zmiany wyrównają dostęp do świadczeń medycznych, który był dotąd ograniczony z powodów finansowych. Przedstawiciele resortu deklarują, że pacjenci nie będą musieli ponownie zapisywać się do lekarza pierwszego kontaktu, zostanie utrzymany wolny wybór szpitala i lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Wygląda więc na to, że jeśli nawet nadal będzie biednie, bo przecież nie zanosi się na olbrzymie dodatkowe pieniądze, to przynajmniej liczyć możemy na trochę normalności. Czy jednak reforma reformy służby zdrowia, na jaką się zanosi za kilka miesięcy, nie pochłonie po raz kolejny olbrzymich publicznych, czyli naszych pieniędzy? Zdaniem R. Furman, nie będzie dodatkowych kosztów, a nawet można się spodziewać – UWAGA! – oszczędności. Likwidacja kas chorych wiązać się będzie bowiem ze zmniejszeniem zatrudnienia. Według wstępnych szacunków, dzięki tym zmianom w kasie państwa powinno pozostać około 90 mln złotych. Pieniądze owe będzie można przeznaczyć na pilne potrzeby zdrowotne Polaków. Marcin Masny – ekspert z Centrum Adama Smitha – twierdzi, że proponowane zmiany i tak nie uzdrowią naszej służby zdrowia. Jego zdaniem, bez urynkowienia finansowania usług medycznych rządowe reformy niewiele zmienią. Kto ma rację – pokaże czas. Jedno jest pewne: reforma zdrowia rządu Buzka z nieszczęsnymi kasami chorych przechodzi do historii. RYSZARD PORADOWSKI Fot. Przemek Zimowski
W Niemczech nic podobnego nie obowiązuje. Nasi sąsiedzi zza Odry kasę chorych wiążą z miejscem pracy i zawodem ubezpieczonego. Funkcjonują zatem kasy dla urzędników, inżynierów itp. Od 1996 kasy chorych w Niemczech mogą konkurować pomiędzy sobą. Rozwiązanie to powoduje, że nie ma miejsca w tym kraju dyktat cenowy jednego monopolisty. Dla lekarzy i szpitali oznaczało to możliwość wyboru najatrakcyjniejszej cenowo kasy. W Niemczech w imieniu lekarzy lub szpitali kontrakty na leczenie negocjują ich związki. Utrudnia to kasom chorych zaniżanie cen porad i leczenia. A na koniec autorzy polskiej reformy zapomnieli o systemie identyfikacji pacjentów. Brak centralnego systemu informacyjnego umożliwił wyłudzenia i oszustwa na masową skalę przy wypisywaniu recept. System niemiecki nie jest bez wad, bo tam także obowiązują ograniczenia budżetowe, limity itp. Są one jednak mniej dotkliwe dla obywateli niż panująca w Polsce rozpierducha. M.P.
Kasy po niemiecku miec, a tam się sprawdzają, że ho, ho! Niestety, zapomnieli o tym, czego się im wprowadzić nie udało. A co się udało? Dwie rzeczy: po pierwsze – tabuny urzędników, po drugie – wysokość ich wynagrodzeń. Nikt jednak nie powiedział otwarcie, że na kasy zabraknie kasy. Składka ubezpieczeniowa w Niemczech wynosi 14,5 procent dochodu ubezpieczonego (brutto). W Polsce zaś przyjęto 7,5 procent podstawy opodatkowania (powoli wskaźnik ten wzrósł do 7,75 proc.) Należy też pamiętać, że dochody Polaków są cokolwiek niższe niż Niemców. Przy okazji radosnego reformowania przyjęto zasadę faktycznego niewolnictwa polegającego na przywiązaniu konkretnego człowieka do kasy chorych właściwej ze względu na miejsce zamieszkania.
9
10
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Zakupy skontrolowane Kościół katolicki w Polsce wprost uwielbia robić zakupy w miesiącach poprzedzających wybory samorządowe. Przyjemność jest szczególna, gdy dotychczasowe władze miast czy gmin, ubiegając się o mandat na kolejną kadencję, za cenę poparcia lub choćby milczącej neutralności oddadzą Przewodniej Sile dosłownie wszystko. Tym bardziej, że owo „wszystko” nie należy do nich, czyli jest publiczne. przeforsowali 99-procentowy rabat, przy którym cena wyniosła zaledwie 3,4 tys. zł! Tego rodzaju transakcje wymagają oczywiście starannego przygotowania.
Zajrzyjmy za kulisy
Z której strony nosi pan, wojewodo, portfel?
N
ajświeższe przykłady pochodzą ze Szczecina. Tamtejsza Rada Miasta podjęła Uchwałę 276/02 „w sprawie sprzedaży w drodze bezprzetargowej nieruchomości gruntowej położonej w Szczecinie przy ul. Ku Słońcu 124, stanowiącej własność Gminy Miasta Szczecina, na rzecz Inspektorii Salezjańskiej Św. Wojciecha z siedzibą w Pile”. Jak czytam w uzasadnieniu decyzji, wartość gruntu (w jego skład wchodzi m.in. wpisany do rejestru zabytków Cmentarz Centralny) o powierzchni 4,54 ha ustalono na kwotę 6,78 mln złotych. Ojcowie Salezjanie staną się właścicielami po wpłaceniu niespełna 17 tysięcy zł. Nie mniej interesująca jest Uchwała 267/02 „w sprawie oddania w użytkowanie
wieczyste na rzecz parafii Św. St. Kostki w Szczecinie nieruchomości gruntowej przy ul J. Ch. Paska”. Piękną zadrzewioną działkę o powierzchni blisko 1000 m2, wycenioną na 245 138 złotych, Krk przejmie za drobne 735 zł rocznie. Targi jeszcze trwają, bowiem radny Andrzej Kamrowski domaga się udzielenia parafii 99-procentowej bonifikaty, przy której roczna rata wieczystej dzierżawy wyniosłaby 7 złotych 35 groszy. Idźmy dalej: parafii MB Różańcowej przy ul Lwowskiej bardzo spodobała się atrakcyjna działka o powierzchni przekraczającej 2,7 ha, wyceniona na 341 tys. złotych. Zarząd miasta zgodził się sprzedać ją z 95-procentowym upustem. Ostatecznie kurialni rezydenci („wierni i tak będą musieli ponieść koszty” – argumentował radny Stefan Ziółkowski)
jednej z transakcji – niedawno sfinalizowanej. 3 grudnia ubiegłego roku arcybiskup Zygmunt Kamiński poinformował władze Szczecina, że życzy sobie wejść w posiadanie 1,3-hektarowego, nadzwyczaj malowniczo zlokalizowanego terenu w dzielnicy Golęcin. Aby spełnić wymogi formalno-prawne, złożył stosowny wniosek o bezprzetargowe przekazanie gruntu na rzecz metropolii. – Chcemy wybudować dom dla naszych księży emerytów. Będzie to pierwszy taki obiekt w całej diecezji. Nie mamy miejsca, w którym staruszkowie znaleźliby schronienie – tłumaczył apetyt szefa ks. Aleksander Ziejewski, ekonom diecezjalny. – Na razie mieszkają w parafiach i są pozostawieni sami sobie – ubolewał – dając do zrozumienia, jak strasznie „młode wilki”, czyli nowi proboszczowie, gnębią swoich emerytowanych poprzedników. 17 grudnia 2001r. prezydent Szczecina Edmund Runowicz (bezpartyjny, popierany przez SLD) przekazał do wszystkich wydziałów i biur Urzędu Miasta zalecenie „podjęcia działań zapewniających rozpatrzenie wniosku o bezprzetargowe przekazanie (Archidiecezji – dop. S.J.) gruntu na działalność charytatywno-opiekuńczą”.
Gładkie przejęcie terenu na Golęcinie komplikowały istniejące już plany budowy przychodni onkologicznej dla oddalonego o kilkadziesiąt metrów szpitala, przyjmującego chorych z całego województwa. Podniosły się więc głosy sprzeciwu: – Nawet jeżeli nie ma w tej chwili pieniędzy na budowę przychodni, warto to miejsce zostawić jako rezerwę. Nie można myśleć krótkowzrocznie, a zdobycie środków jest tylko kwestią czasu – szeptali w kuluarach co odważniejsi radni tzw. lewicy. Jedynie Piotr Kęsik pozwolił sobie na publiczną kontestację pragnień arcybiskupa i sugestie o
nienasyconej pazerności kurii: „W bezpośrednim sąsiedztwie gruntu, o który zabiega Archidiecezja, znajduje się już pięć należących do niej obiektów: Caritas, kościół i dom parafialny, klasztor, a także dom rekolekcyjny” – przypomniał wcześniejszą rozrzutność władz miasta w dofinansowywaniu instytucji kościelnych. Urokliwe położenie działki na Golęcinie ze wspaniałym widokiem na rozlewisko Odry, kanał portowy i panoramę Szczecina sprawiło, że kuria zmobilizowała całą swoją agenturę wpływów. Zatrzymajmy się chwilę, by zlustrować najwybitniejszych agentów. Ich portrety maluje miejscowa prasa, np. „Głos Szczeciński”, w którym czytamy: Stefan Ziółkowski: „Jeden z oskarżonych, zamieszanych w sprawę gruntów dla spółdzielni mieszkaniowej »Bryza«. Spółdzielnia otrzymała bez przetargu 23 ha przy ul. Przygodnej. Ponad połowa
terenu trafiła w ręce spółki »Bryza«, której był udziałowcem. Spółka z kolei odsprzedała ziemię z ogromnym zyskiem francuskiemu konsorcjum (...). Zaraz potem wziął ze spółki około miliona złotych pożyczki na konto przyszłej dywidendy”. Andrzej Kamrowski: „Kandydat na prezydenta z ramienia Szczecińskiej Konfederacji Samorządowej. Radny od trzech kadencji. Były wiceprezydent odpowiedzialny za sprawy gospodarcze. Jeden z głównych oskarżonych w sprawie »Bryzy«. Prokuratura zarzuca mu niedopełnienie obowiązków w czasie, kiedy był naczelnikiem Wydziału Geodezji w szczecińskim magistracie”. Niezależnie od lobbingu Archidiecezja podjęła też
oddziaływania propagandowe. Dla spacyfikowania oponentów rozpuścili (m.in. poprzez media) pogłoskę o gotowości oddania miastu w zamian tzw. Różanki – najpiękniejszego niegdyś i od około 20 lat niszczejącego szczecińskiego ogrodu. Pertraktacje przeciągały się z powodu skomplikowanego statusu prawnego upragnionego Golęcina. Niemal 30 lat temu został podzielony na dwie działki. Większa, o powierzchni ponad 5,2 tysięcy metrów kw., z przedwojenną willą, pozostawała we władaniu wojewody. Druga część (z sadem owocowym) należała do miasta i jedynie o jej losach rajcy mogli decydować. W połowie maja br. komórki organizacyjne Urzędu Miasta upoważnione do
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r. bardzo parzyła w ręce, że bezzwłocznie podjął decyzję o sprezentowaniu jej watykańczykom. Nie bawiąc się już w detale, dodajmy, że w przedwyborczym szaleństwie Rada Miasta Szczecina ostatecznie oddała kurii wszystko. Przepięknie położone 1,3 hektara z – jakże by inaczej – 95-procentową bonifikatą. Godną bogatego miasta, dostatniego społeczeństwa i ubożuchnego Kościoła. A na otarcie łez lub złagodzenie gniewu z powodu tych 5 procent, które jednak trzeba zapłacić, miasto dorzuciło część nowego cmentarza przy ul. Bronowickiej. – Mamy nadzieję, że w porozumieniu podpisanym z kurią znajdzie się fragment o przekazaniu nam Różanki. Chcielibyśmy odzyskać ten ogród i wydaje mi się, że jest to możliwe – próbował zachować twarz wiceprezydent Andrzej
opiniowania wniosku wyraziły gotowość spełnienia pragnień ekscelencji, pod jednym wszakże warunkiem: cena mniejszej z działek wynosi 306 875.00 zł i ani grosza bonifikaty. Choć, zgodnie z prawem, to Zarząd Miasta ustala ostateczną cenę, Archidiecezja przeżyła szok. Przecież dotychczas zawsze kupowali ziemię „w promocji”! W odpowiedzi abp Kamiński postawił więc twardy warunek.
Gajda. Ostała mu się tylko nadzieja. Niepoważny pomysł jakiegoś oddawania abp Kamiński ostatecznie wyperswadował prezydentowi Runowiczowi i przewodniczącemu Rady Miasta Dominikowi Górskiemu (Unia Wolności) podczas wycieczki do Watykanu, dokąd
– Kuria wyraźnie mówi, że interesuje ją jedynie całość, obie działki – poinformował radnych zastępca dyrektora Wydziału Mienia Urzędu Miejskiego, Jerzy Krawiec. Na miejscowe elity władzy jak grom spadła też wiadomość o zainteresowaniu abpa Kamińskiego listą osób zamierzających po raz kolejny wystartować w wyborach... Wobec takiego dictum, wojewoda zachodniopomorski Stanisław Wziątek szybciutko uwolnił się od kłopotu, przekazując „swoją” część gruntu marszałkowi Józefowi Falińskiemu – lokomotywie wyborczej SLD w wyborach samorządowych. Tego z kolei działka na Golęcinie tak
Rezydencja abpa Kamińskiego
udali się, aby wręczyć Janowi Pawłowi II tytuł dziesiątego Honorowego Obywatela Szczecina. Kończąc historię sprzedaży Golęcina podkreślić muszę, że mnie też wzrusza los „nie mających schronienia staruszków zmuszonych do zamieszkiwania w parafiach i pozostawionych samym sobie”, jak określa kościelnych emerytów ks. Ziejewski. Nie weźmie ich przecież abp Kamiński pod dach swojej wykwintnej (wyremontowanej kosztem 8 mld. starych złotych) rezydencji przy ul. Piotra Skargi 30, bo jeszcze by się pozabijali wodnymi biczami w łazienkach. Zamieszkując przy parafiach, pogarszają i tak już tragiczne (jak powszechnie wiadomo) warunki lokalowe panujące na plebaniach. Obawiam się jednak, że emeryci jeszcze przez wiele lat zostaną bez przytuliska,
a działka („dla pozyskania środków” na zadeklarowaną budowę) zostanie przez Archidiecezję za ciężkie pieniądze wydzierżawiona. O czym już mówią szczecińscy handlarze nieruchomościami. SłAWOMIR JANISZ Fot. Autor, archiwum
W
dramatycznych latach wojny wielu polskich księży nie poszło na ustępstwa i kompromisy. Za opór i patriotyczną postawę zapłacili najwyższą cenę, ginąc od kul i w komorach gazowych obozów koncentracyjnych. Splett wybrał inną drogę – uległość i współpracę z hitlerowcami, dzięki czemu zachował biskupi stolec.
11
Wronkach, potem trafił do klasztoru w Dukli. W VI 1957 r. wyjechał z Polski. Na mocy decyzji papieża, w Niemczech opiekował się gdańszczanami zamieszkałymi w tym kraju. Zmarł w 1964 r. Jego ciało złożono w jednym z kościołów Düsseldorfu. Kilkadziesiąt lat od tamtego procesu odzywają się głosy, płynące głównie z katolickich środowisk niemieckich, domagające się rehabilitacji Spletta. Także wśród polskich hierar-
Kolaborant w katedrze Polski Kościół katolicki chce rehabilitacji biskupa gdańskiego z czasów Wolnego Miasta i kolaboranta podczas okupacji hitlerowskiej Carla Marii Spletta, podważając tym samym wyrok sądu z 1946 roku. Czy zwłoki biskupa faszysty spoczną w oliwskiej katedrze? Biskup Splett pochodził z Sopotu, gdzie urodził się w 1898 r. w rodzinie niemieckiej. Jego poprzednik na biskupim fotelu, Irlandczyk Edward O’Rourke, znany był z propolskich sympatii. Rok przed wybuchem wojny biskupem w Wolnym Mieście został właśnie C. M. Splett. Okazało się, że – mimo przyjaznych gestów kierowanych do Polaków – w głębi duszy czuł się Niemcem i tylko Niemcem. Podczas wojny taką postawę demonstrował wielokrotnie: „Cieszymy się i serdecznie dziękujemy Bogu, że spełniło się życzenie wszystkich gdańszczan rychłego powrotu do niemieckiej wspólnoty” – pisał w liście pasterskim z okazji włączenia Gdańska do Rzeszy. 15 września 1939 r., a więc kilka dni po dramacie Westerplatte i obrońców Wybrzeża, Splett wydał polecenie: „Z okazji oczekiwanego w najbliższym czasie przyjazdu Führera kościoły i plebanie mają być przybrane chorągwiami, a ponadto ma być bite w dzwony”. Splett zabraniał udzielania sakramentów świętych (szczególnie spowiedzi) w języku polskim, nie dopuszczał też kazań i śpiewania pieśni religijnych po polsku. Odmawiał również prawa powrotu na poprzednio zajmowane stanowiska kapłanom polskim powracającym z obozów koncentracyjnych, więzień, obozów internowania – chyba że zgodzili się podpisać volkslistę. W 1946 roku Splett stanął przed polskim sądem. Uznano go za winnego kolaboracji z okupantem na szkodę Polaków i skazano na 8 lat więzienia. Trzy lata odsiedział we
chów nie brak zwolenników zrehabilitowania biskupa. Sprawa trafiła już do Instytutu Pamięci Narodowej. Obrońcy Spletta argumentują, że przyszło mu działać w trudnej sytuacji. Ponadto zarzuca się polskiemu wymiarowi sprawiedliwości, że w 1946 roku uległ presji opinii publicznej i z tego powodu Splett stał się ofiarą komunistycznej nagonki na Kościół... Jednak sąd w 1946 r. opierał się na tych samych aktach prawnych, na mocy których skazano kilka tysięcy innych osób. „Kto, idąc na rękę władzy państwa niemieckiego lub z nim sprzymierzonego – czytamy w dekrecie PKWN – działał na szkodę osób ze względów politycznych, narodowościowych, wyznaniowych lub rasowych poszukiwanych lub prześladowanych przez władze, podlega karze śmierci”. Stwierdzono jednocześnie, że „działanie pod przymusem, pod wpływem groźby, rozkazu lub nakazu nie zwalnia z odpowiedzialności karnej”. Temida, która postawiła go na równi z Rudolfem Hessem czy Albertem Fosterem, i tak okazała się łagodna dla biskupa gdańskiego. W 1946 r. w atmosferze żywego jeszcze rewanżyzmu i leczenia bolesnych ran z lat wojny, Splett mógł podzielić los wielu zbrodniarzy, którzy nie opuścili nigdy murów więzienia. Czy powinno dojść do wybielenia Spletta i sprowadzenia jego prochów do Polski? Odpowiedzmy pytaniem. A co jest ważniejsze dla Kościoła? Fakty czy raczej mity, na których buduje swój złudny obraz świętości? RYSZARD PORADOWSKI Fot. archiwum
12
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
ZE ŚWIATA
W
Polsce być antyklerykałem jest równoznaczne z byciem diabłem. Tygodnik „Fakty i Mity” tylko dlatego, że pisze o ciemnej stronie „czarnej strony” odżegnywany jest od czci i wiary, nazywany „gadzinówką”, „szmatławcem”, „brukowcem”. Tymczasem świat powoli wstaje z klęczek, a strach paniczny przed marsowym czołem byle księżula zastępowany jest coraz częściej rzeczową, niekiedy bardzo ostrą krytyką poczynań Kościoła papieskiego. Tydzień temu opublikowaliśmy za „Sternem” rewelacje dotyczące współpracy niemieckich biskupów z nazistami. Dziś kolejna porcja przedruków z najpoważniejszych europejskich tytułów. Ciekawe, czy jaczejki Ligi Polskich Rodzin wytoczą proces np. „Sternowi” za wywiad z Danielem Goldhagenem (na zdjęciu u dołu)? A może popędzą do prokuratury i doniosą na szanowany za niezwykłą rzetelność duński „Politiken”, publikujący tekst o zwyrodniałych praktykach siostruń od miłosierdzia Matki Teresy z Kalkuty? Czy „Stern”, „Der Spiegel”, „Politiken” i inne znane na całym świecie pisma to też są brukowce? Wygląda na to, że są, bo coraz częściej piszą jak „Fakty i Mity”! MarS
ŚWIAT WSTAJE Z KLĘCZEK
– Ale było też wiele przeciwnych przypadków, wszak niektórzy chrześcijanie pomagali prześladowanym Żydom. – Dlatego nie czynię kleru odpowiedzialnym w sposób zbiorowy. Zbiorowa wina nie dotyczy ani Niemców, ani katolików. Wina jest zawsze indywidualna. Duchowni katoliccy, pomogli wielu Żydom, często z powodu swoich chrześcijańskich przekonań. Również tych ludzi należy uwzględnić w moralnym rozrachunku. Przypuszczal-
– Czy Kościół przyczynił się do holocaustu 6 milionów Żydów? – Dokładnie! Kościół nie jest w sposób bezpośredni winien holocaustu i nie popełnił mordu na narodzie żydowskim. A mimo to Kościół i jego kler bezsprzecznie dopuścili się w Europie wielu przestępstw przeciwko narodowi żydowskiemu i wiele z nich wspierali. Antysemityzm – rozpowszechniany przez Kościół w całej Europie – był koniecznym, choć niewystarczającym uwarunkowaniem dla holocaustu. Do dziś Kościół maskuje tę część swojej historii. Stara się przedstawić siebie jako bastion oporu. Dlatego ciągle istnieje potrzeba moralnego rozrachunku. Trzeźwy, sprawiedliwy osąd, według tej miary, jaką stosuje się w odniesieniu do wszystkich narodów, które popełniły przestępstwo wobec innych narodów. – W czym upatruje pan korzeni chrześcijańskiego antysemityzmu? – W rzekomym Bożym usprawiedliwieniu, które daje chrześcijańska Biblia: jako mordercy Chrystusa Żydzi raz na zawsze zostali przeklęci i uchodzili za dzieci diabła. To, co przez wieki głosili papieże, biskupi i księża, rozbudzało obawy przed Żydami, nastrajało do nienawiści wobec nich i nakłaniało do ich izolowania, a czasem też do zabijania. Czy bez tego chrześcijańskiego antysemityzmu Hitler znalazłby w Niemczech i gdzie indziej tak wielu popleczników i wspólników w prześladowaniu i wyniszczaniu narodu żydowskiego?
– Jaki obraz Żydów rozpowszechniał Kościół w nazistowskich Niemczech? – Z biegiem czasu zarzuty się zmieniały. Kościół przyswoił sobie rasistowsko uprawiany antysemityzm. I w ten sposób do religijnego antysemityzmu dołączyła demonstracja pochodząca od nazistów: Żydzi przyniosą ze sobą bolszewizm, co zagrozi kulturze krajów zachodnich, i Żydzi opanują świat finansów. – Czy Kościół rzeczywiście aktywnie wspierał politykę nazistów? – Tak. Kościół był zwolennikiem przestępczego ustawodawstwa rasistowskiego w Niemczech, Francji, we Włoszech i na Słowacji, a także w innych krajach. Kościół niemiecki aktywnie i ochoczo wspierał forsowanie rasistowskiego prawa, poprzez na przykład udostępnianie świadectw narodowości z kościelnych archiwów. – Czy nie wyrządza pan krzywdy ówczesnemu klerowi, stawiając go w rzędzie sprawców? – Wielu księży było poplecznikami faszyzmu. Na Słowacji prezydentem był ksiądz, który tamtejszy Kościół głęboko zaangażował w deportacje Żydów do obozów śmierci. W Chorwacji wielu księży brało udział w masowych mordach, a wielu z nich było komendantami obozów. Niemieccy księża pracujący w wojsku na terenie Polski czy Związku Radzieckiego byli służalcami umundurowanych morderców. Z ambon Niemcy byli nagabywani, by wspierać wojnę. Mimo iż duchowni wiedzieli, że oznacza to systematyczną zagładę m.in. narodu żydowskiego.
niewinności i dlatego nie byli gotowi stanąć w obronie narodu żydowskiego. Można sobie wyobrazić Piusa XII i cały europejski kler, który w imię moralnego obowiązku oświadcza, iż sprzeciwia się prześladowaniom Żydów. Czy nie sądzi pan, że wówczas uratowano by ich więcej? Jednak o ocenie zachowania Kościoła rozstrzyga nie jego pasywność, ale to, że wielu jego duchownych dobrowolnie wyrządzało zło. – Czy więc Pius XII był kolaborantem?
Poplecznicy Hitlera? Daniel Goldhagen, kontrowersyjny amerykański politolog, mówi o milczeniu Kościoła w przeszłości i dziś. nie duchowni katoliccy ukryli więcej Żydów niż przedstawiciele jakiejkolwiek innej instytucji, ale niestety były to postawy mniejszości. Oni nie mogą zmazać winy większości. – Otwarty opór niósł ze sobą ryzyko ściągnięcia na siebie prześladowań – twierdzą obrońcy Kościoła. – Luterański kościół w Danii zaprotestował dobitnie przeciwko prześladowaniom i wezwał wiernych do ratowania Żydów w okupowanym państwie. Prawie wszyscy przeżyli. I czy coś złego stało się ich Kościołowi? – Nic. – Ale w Niemczech niektórzy biskupi otwarcie krytykowali faszyzm, a przykładem był arcybiskup Münsteru Klemens August von Galen. – Tak, w swoich kazaniach nazwał „program eutanazji” jawnym mordem. Również inni dygnitarze zaprotestowali. Protestowali przede wszystkim wtedy, kiedy zagrożone były interesy katolickie lub zasady wiary. Na przykład wtedy, gdy naziści wycofali krzyże ze szkół. Dlaczego biskupi milczeli na temat zbrodni popełnianych na Żydach? Oczywiście nie byli przekonani o swojej
– Papież nie chciał Hitlera i wiele aspektów nazizmu było mu nie na rękę. Mimo to układał się z reżimem. Już w 1933 roku, torował drogę konkordatowi, dzięki któremu nazizm w opinii międzynarodowej zyskał zaufanie. Także inni europejscy mężowie stanu – z Norwegii, z francuskiego rządu Vichy – kooperowali z nazistami. Dlaczego tylko oni określani są mianem kolaborantów? – Kościół już dawno temu wyznał swoją winę. Ostatnio powtórzył to papież. Dlaczego to panu nie wystarcza? – Ponieważ wcześniej brakowało prawdziwego moralnego rozrachunku. Jest napisane w katechizmie, że – jeśli to tylko możliwe – należy naprawić szkodę wyrządzoną drugiemu. Najpierw jednak należy szczegółowo zbadać, czego dopuściło się duchowieństwo w całej Europie oraz w jakim stopniu ponosi winę, aby później mogło dokonać moralnej kompensacji. To obowiązek Kościoła. – A jak powinno wyglądać to zadośćuczynienie? – Przede wszystkim Kościół powinien wyznać całą prawdę i zaprzestać uników. Każda niewyświadczona pomoc i każde popełnione
przestępstwo powinno zostać ujawnione. Należy również otworzyć wreszcie archiwa. Zawarta w nich wiedza może przecież przywrócić dobre imię zniesławionym zmarłym i żyjącym; może im również zwrócić honor. – Jak miałoby się to stać po prawie 60 latach od zakończenia wojny? – Kościół musi walczyć z antysemityzmem z całej siły. Jeszcze dziś miliony katolików w Europie wierzą, jakoby Żydzi byli przeklęci, ponieważ uśmiercili Chrystusa. Kościół powinien wyłączyć ze swojej nauki treści o charakterze antysemickim. Hierarchowie powinni otwarcie przyznać, że ich nauka była błędna; wyjaśnić, dlaczego była obciążona tyloma błędami, które często doprowadzały do katastrof. – Musi pan przyznać, że Kościół poczynił jednak duże postępy. – Naturalnie, wiele zmieniło się po II Soborze Watykańskim z lat 60. I rzeczywiście wiele dobrego dla problemu żydowskiego zrobił obecny papież. Ale zostało jeszcze wiele do zrobienia. Mamy rok 2002, a Kościół ciągle naucza miliardy katolików, że Żydzi odrzucili „źródło odwiecznej świętości”, ponieważ nie rozpoznali w Chrystusie Mesjasza. – Czego jeszcze brakuje panu jako znaku odwrotu? – Przemiana przychodzi ciężko. Ostatecznie Kościół zostawił na lodzie i zdradził swoich własnych wiernych. Milczał, kiedy jego wierni dopuszczali się ciężkich przestępstw. Tymczasem samozwańcza najwyższa moralna instancja ciągle przyznaje się do drobnych przewinień i każe wierzyć, że to wystarcza. Pius IX, który w XIX wieku nazwał Żydów „psami, które szczekają na ulicy”, został przed dwoma laty ogłoszony błogosławionym. Pius XII, który ponosi nie mniejszą winę, oczekuje teraz na podobny zaszczyt. – Pana oczekiwania co do świętości... Czy nie tworzy pan sobie zbyt wielu iluzji? – Nie chodzi mi o Kościół. Chciałbym pokazać generalny kierunek, w którym bezprawie mogłoby być oszacowane moralnie i zmuszone do zadośćuczynienia. Takie systematyczne moralne obrachunki są dobre i potrzebne, i nie tylko dla ofiar i sprawców. Są potrzebne całemu społeczeństwu. (opracował Z.L. za: „Stern” nr 40/2002) Fot. archiwum
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
– Czy Kościół okazał Żydom nienawiść, która ostatecznie doprowadziła do holocaustu, do śmierci milionów ludzi? – Nienawiść wobec Żydów istniała na długo przed Chrystusem. I nie tylko jedna istnieje przyczyna tej dyskryminacji. To, że Kościół okazał nikły sprzeciw wobec rasi-
– Z pewnością również dlatego. Ale proszę nie zapominać o elementach wspólnych. Co wydarzyło się w czasie minionych 300 lat. Przecież w Niemczech ukształtowała się jedyna w swoim rodzaju kultura żydowska, a także wspólna kultura. Ten okres zakończył się dopiero w 1933 roku i oznaczał potworną stratę. – I krótko po dojściu Hitlera do władzy zawarty został konkordat, łatwe zwycięstwo dyktatora...
tego dojdzie, rano będą pisać o tym szwajcarskie gazety”. Dzieci nie zostały zamordowane. – A więc biskupi rzeczywiście mogli przeszkodzić tym okropieństwom. Dlaczego były to przykłady jednostkowe? Dlaczego równie zdecydowanie nie wystąpili w sprawie Żydów? – Nie możemy dziś oceniać, w jakich konfliktach tkwili ówcześni ludzie. Na przykład w Holandii biskupi potępili katolickich narodowych
Musimy poznać prawdę
– Kiedy niemieckie wojska zajęły Rzym, papież pomógł ukryć tysiące Żydów. Mimo to można ubolewać, że Kościół nigdy publicznie nie potępił mordu na Żydach. Zapewne Watykan wierzył, że działając w inny sposób, będzie mógł więcej osiągnąć, na przykład drogą protestów dyplomatycznych lub dyskretnej pomocy. Obawiano się, że ostre słowa papieża mogą kosztować życie jeszcze większej liczby ludzi. Mimo to w czasie pasterki w 1942 roku papież publicznie napiętnował mordy i wypędzenia. – Ale żadnego słowa na temat Żydów, podczas gdy w Oświęcimiu tysiące ich codziennie wysyłano do komór gazowych.
Wywiad z kardynałem Karlem Lehmannem, przewodniczącym Konferencji Biskupów Niemieckich stowskiego antysemityzmu w związku z mordem na narodzie żydowskim, należy oczywiście do historii przewinień Kościoła katolickiego. Jesteśmy tutaj obciążeni balastem, którego inni nie dźwigają, balastem historii 2000 lat. My przyjmujemy na siebie ten „ciężar zmarłych”. – Dlaczego Kościół przedstawia Żydów jako morderców Boga i potwory, które piły krew chrześcijańskich dzieci? – Z pewnością nie można zdystansować się i powiedzieć, że taki stereotyp w Kościele nie funkcjonuje. U swych początków chrześcijanie byli postrzegani jako sekta żydowska, później opuścili synagogi, coraz bardziej współzawodnicząc z Żydami. Stopniowo rosła alienacja, a zatem – pomijając sytuacje wyjątkowe – do pojednania było coraz dalej. Daniel Goldhagen opisuje stosunki pomiędzy Kościołem a żydostwem wyłącznie z wypaczonego stanowiska skonfliktowanej historii tych stosunków. Ale zdarzały się co jakiś czas okresy pokojowego współistnienia. – Ponieważ Żydzi byli użyteczni i mogli na przykład prowadzić interesy finansowe, podczas gdy katolikom było to zabronione z powodów religijnych?
K
– Sytuacja była bardzo złożona. Powiązania prawne nie są żadną manifestacją sympatii. Negocjacje wokół konkordatu rozpoczęły się już w 1919 roku. W owym momencie można było przeforsować liczne żądania Kościoła. Rząd Hitlera obiecywał sobie po tym zdobycie uznania, natomiast Kościół widział szansę powołania się w przewidywanej walce na odpowiadającą narodowi linię obrony. Z pewnością było kilku biskupów, nie tylko Conrad Grüber, zbyt optymistycznych w swoich oczekiwaniach co do dobrej wiary państwa. – Optymistyczni? Czy przez lata wielu z tych biskupów nie przyklaskiwało Hitlerowi? – Nawet jeśli tak by było, to Kościół jest czymś więcej niż jego biskupi. Wielu z nich całkiem świadomie okazało później wiele odwagi. Proszę pamiętać o encyklice „Mit brennender Sorge” („O palących problemach”) z 1937 roku. Albo o biskupie von Galenie z Münster, który otwarcie napiętnował eutanazję. Do tego głosu przyłączył się również Grüber. Kiedy w czasie wojny dowiedział się, że niepełnosprawne dzieci mają być zagazowane, zadzwonił do szefa partii hitlerowskiej w okręgu i powiedział mu: „Jeśli do
anonizacja Matki Teresy ruszyła pełną parą, a kandydatka na świętą poczęła w związku z tym czynić już pierwsze cuda uzdrawiania. Ciekawe, czy w procesie wyświęcania zostanie wzięty pod uwagę artykuł z bardzo poważnego, duńskiego dziennika „Politiken”, który niniejszym publikujemy. Policja w indyjskim stanie Bihar ujawniła sprawę fałszywego zgłoszenia o napadzie. W ten sposób próbowano zatuszować fakt, że zakonnice prowadzące dom opieki dla dziewcząt w sposób zorganizowany zajmowały się stręczeniem małych dziewczynek do prostytucji. Założone przez zakonnicę Matkę Teresę (zmarła 5 lat temu) zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości po raz kolejny znalazło się w bardzo niekorzystnym świetle w indyjskich mediach. W mieście Patna (stolica stanu Bihar) niektóre dziewczynki z domu dla dziewcząt Matki Teresy zostały oskarżone przez policję o zajmowanie się prostytucją. Przy okazji śledztwa jedna z zakonnic z domu dziecka Sióstr Misjonarek Miłości z Kalkuty przyznała, że
13
ZE ŚWIATA
kraje, na przykład Szwajcaria, częściowo uszczelniły swoje granice przed napływem ludności żydowskiej emigrującej z nazistowskiego kraju. Nie chcę tutaj abstrahować od własnych win. Chcę jednak, by dyskutowano otwarcie i fair. I to nie jest tak, że dopiero dziś próbujemy naprawiać naszą przeszłość. – Na ile jednak skutecznie mogą pracować historycy, jeśli wasze najważniejsze archiwa z tego czasu pozostają zamknięte? – Watykan częściowo otwiera teraz swoje archiwa z okresu nazizmu. Właśnie została upubliczniona dwutomowa edycja akt z lat wojny. – Ale czy nie opublikowano tylko wybranych dokumentów? – Każda edycja jest wyborem dokumentów. Ciągle sądzi się, że brakuje tych ważnych, ale ja nie mam na to dowodu. Jasne jest, że musimy poznać całą prawdę. (opracował Z.L. za: „Stern” nr 40/2002) Fot. archiwum
NA GORĄCO TURCJA
socjalistów i już w 1936 roku zagrozili im ekskomuniką. Ich bezkompromisowy list pasterski z 1942 roku doprowadził przecież do deportacji prawie 700 ochrzczonych Żydów, a między nimi znajdowała się również Edyta Stein – pielęgniarka i filozof – późniejsza święta. Zatem teza Goldhagena, iż nie było przypadku, kiedy to interwencja Kościoła katolickiego zapobiegła śmierci Żydów, nie odpowiada rzeczywistości. – Papież Pius XII wiedział o holocauście. Dlaczego nie potępił publicznie eksterminacji narodu żydowskiego?
Burdelmatka torturowała cztery dziewczynki, przypalając je, w związku z podejrzeniem, że kradły. Skandal w mieście Patna wybuchł ponad tydzień temu, gdy kierownictwo domu dla dziewcząt zgłosiło policji, iż grupa młodych mężczyzn wtargnęła nocą do budynku i dopuściła się molestowania niektórych dziewczynek. Słowo „molestowanie” użyte jest tu jako określenie gwałtu. Sprawcy zniknęli, zabierając różne rzeczy i przedmioty o wartości około 3000 USD. Po przesłuchaniu dziewcząt policja z Patna poinformowała, że młodzi mężczyźni zostali celowo wpuszczeni do budynku i że przełożone domu złożyły fałszywe doniesienie o napadzie i gwałcie. Celem tych kłamstw było ukrycie faktu, że w domu dziewczęta zmuszane były do prostytucji. Przełożona zgromadzenia, jeden z kierowców oraz jeden ze strażników
– Należy dziś niestety przyznać, że nie wszyscy ówcześni biskupi interpretowali prawa człowieka tak, jak my rozumiemy je dzisiaj. Rozumieli je jako odpowiedzialność za każdego człowieka z osobna. Na to nałożył się z pewnością zdystansowany stosunek do Żydów. Tego należy się bać. Z drugiej jednak strony, nie tylko Kościół dotknięty jest tym problemem. Alianci również wiedzieli, co się dzieje, a nic w tej sprawie nie zrobili. Szeroko nagłośniony protest aliantów z 17 grudnia 1942 roku pozostał całkowicie bezskuteczny. Niektóre
– są podejrzani o udział w tej sprawie. Policja poinformowała oficjalnie, że cztery dziewczynki potwierdziły istnienie tego makabrycznego procederu. Policja zamierza teraz przesłuchać mieszkanki wszystkich 63 domów dla dziewcząt, prowadzonych przez zgromadzenie. Skandal wokół zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości Matki Teresy nie mógł pojawić się w gorszym momencie. Założycielka zgromadzenia zmarła w roku 1997 i już za życia była słynna na całym świecie ze swojej pracy wśród biednych i potrzebujących pomocy mieszkańców slumsowych dzielnic Kalkuty. Coraz częściej słychać jednak, że z tą „pomocą” było trochę inaczej niż to opisywały media. Tymczasem papież Jan Paweł II właśnie kończy proces beatyfikacji „uświęconej za życia” Mateczki – co jest pierwszym krokiem do kanonizacji. Normalnie proces beatyfikacji rozpoczyna się najwcześniej po pięciu latach od śmierci danej osoby, ale z uwagi na olbrzymie zapotrzebowanie opinii publicznej, papież pominął tradycyjny okres oczekiwania. T.L.
Honorowy przywódca prawosławia – patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I – poparł Rosyjską Cerkiew Prawosławną w sporze z Watykanem. Ustanowienie diecezji katolickich w Rosji nazwał „działaniem samowolnym, niewłaściwym i niebezpiecznym”. Rosyjskich prawosławnych poparli wcześniej zwierzchnicy samodzielnych cerkwi: serbskiej, rumuńskiej, bułgarskiej i polskiej. O, chamy ruskie! Nie poznali się na Wojtyłowej „otwartości”!
ROSJA Po zatrzymaniach na granicy katolickich duchownych przyszedł czas na protestanckich misjonarzy. Władze rosyjskie nie wpuściły piątki Amerykanów, którzy wracali ze Stanów Zjednoczonych po urlopie. Decyzję motywowano względami bezpieczeństwa kraju. A może Rosjanie chcą po prostu promować własną turystykę?
BIAŁORUŚ Parlament przyjął niezwykle korzystną dla prawosławia (40 proc. mieszkańców) ustawę, która ma chronić Białorusinów przed zalewem „obcych sekt”. Jeżeli prezydent Łukaszenka podpisze dokument, cudzoziemcy nie będą mogli prowadzić działalności misyjnej, co najbardziej uderzy w duchowieństwo katolickie. Uchwalona w atmosferze skandalu ustawa może doprowadzić do niepokojów społecznych. Ach, ten Łukaszenka, nawet papieża się nie boi!
14
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
MITY KOŚCIOŁA
Długo należałem do Kościoła rzymskokatolickiego. Jednak kiedy głębiej zainteresowałem się Biblią i historią, stanąłem przed wyborem: człowiek albo Bóg. Nie można bowiem pogodzić prawdy z fałszem. Nauki Kościoła papieskiego stoją w jawnej sprzeczności z naukami Jezusa i apostołów. Dodatkowo Kościół obciąża hańbiąca historia, niemoralne życie jego pasterzy i obłudna postawa zwierzchników. Zmiana dekalogu Kościół rzymskokatolicki dokonał zamachu na Boże Prawo, które Biblia przedstawia jako nienaruszalne. Usunięto drugie przykazanie zakazujące kultu obrazów i posągów, a dziesiąte, stanowiące integralną całość, rozdzielono na dwa, by zachować Dziesięcioro przykazań. Na kult relikwii i obrazów zezwolił sobór w Nicei (787 r.), choć zakazywał tego jeszcze sobór w Elwirze (306 r.). Jezus Chrystus nauczał: „dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie” (Mt 5. 18). Jednoznacznie wypowiedział się o ludziach, którzy będą łamali tę zasadę: „Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim” (w. 19). Kościół zmienił też treść czwartego przykazania, które mówi o święceniu soboty (nazywanej szabatem lub sabatem) – siódmego dnia tygodnia – jako pamiątki stworzenia świata (niedziela jest pierwszym dniem biblijnego tygodnia!). Zarówno żydzi, jak i chrześcijanie pierwszych wieków święcili sobotę. Niedziela była pogańskim świętem. Wywyższył ją w 321 roku cesarz Konstantyn Wielki jako dzień czczonego przez jego rodzinę pogańskiego bożka słońca (dies Solis). Zapis biblijnego dekalogu znajduje się w 20. rozdziale Księgi Wyjścia.
w modlitwach świętych i szukają pośrednictwa. W VIII w. sprzyja temu wyrzucenie z dekalogu drugiego przykazania – rozwija się kult świętych, a obrazom, posągom i relikwiom jest oddawana bałwochwalcza cześć. Pośrednictwo świętych ujmuje chwały i obraża Chrystusa.
Kult maryjny Nie ma on żadnych podstaw w Biblii, ma natomiast swe korzenie w pogańskim kulcie bogini-matki, znanym niemal we wszystkich religiach. Czczono ją pod różnymi imionami: Artemida, Diana, Izyda, Asztarte i obdarzano przydomkiem „królowa niebios” (Jr 7. 18). Podwaliny kultu dał w 431 roku sobór w Efezie (stolica kultu królowej niebios – Diany Efeskiej!), który przemianował Marię z Christotokos (matka Chrystusa) na Theotokos (Matka Boża), pozwalając w ten sposób rzeszom pogan zaaklimatyzować się w Kościele. Biblia mówi, że Jezus „chociaż był w postaci Bożej” wyparł się boskości (Flp 2. 6–7) i narodził jako człowiek. Tak, jak Jego ludzka natura nie miała ojca, tak Jego boska natura nie miała matki. Gdy pewna kobieta powiedziała do Jezusa: „Błogosławione
Pewnie dziś byłaby przerażona swoim kultem, który przyćmił samego Boga.
Władza papieska Głową i fundamentem Kościoła jest Chrystus: „Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć, oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus” (1 Kor 3.11). Skałą nie jest Piotr, ani jego samozwańczy następcy, lecz Bóg – tak rozumie to sam Piotr, nazywając Jezusa „skałą zgorszenia” dla tych, którzy Go od-
łono, które cię nosiło, i piersi, które ssałeś”, On uciął wszelkie spekulacje dotyczące wywyższenia matki: „Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go” (Łk 11. 27–28). Innym razem – na słowa: „Oto matka twoja i bracia twoi stoją na dworze i chcą z tobą mówić” – otoczony tłumem słuchaczy Jezus odpowiedział: „Któż jest moją matką? I któż to bracia moi?”. I wskazując na uczniów rzekł: „Oto matka moja i bracia moi” (Mt 12. 46–50). Opisana przez ewangelie Maria była szlachetną, pobożną i skromną kobietą. Mówiła: „Co wam powie, czyńcie” (J 2. 5), wskazując zawsze na Syna, a nie siebie.
Biblia naucza o jednorazowej i niepowtarzalnej ofierze Syna Bożego: „Złożywszy raz na zawsze jedną ofiarę za grzechy, zasiadł po prawicy Boga (...). Jedną bowiem ofiarą udoskonalił na wieki tych, którzy są uświęceni (...) już więcej nie zachodzi potrzeba ofiary za grzechy” (Hbr 10. 12–18). Ofiara Chrystusa była doskonała i wystarczająca, kwestionuje to jednak Kościół rzymski, który powtarza ją podczas każdej mszy świętej. Według katechizmu katolickiego eucharystia to „praw-
Dlaczego nie jestem katolikiem rzucili (1 P 2. 8), Paweł, dla którego skałą jest Chrystus (1 Kor 10. 4), psalmista, który nazywa Boga „skałą zbawienia naszego” (Ps 94) oraz wielu innych autorów ksiąg biblijnych. Papieże przywłaszczyli sobie tytuł należny tylko Bogu i każą nazywać się Ojcem Świętym, choć Je-
Wprowadzenie pośredników Biblia naucza, że do Boga przychodzi się tylko przez Jezusa (J 14. 6). Jest On jedynym pośrednikiem między człowiekiem a Bogiem (1 Tm 2. 5). Do Chrystusa mamy bezpośredni i nieograniczony dostęp: „Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije” (J 7. 37), „a tego, który do mnie przychodzi nie wyrzucę precz” (J 6. 37). Kościół rzymskokatolicki wprowadził cały zastęp pośredników – żyjących (kapłanów) i zmarłych (świętych), którzy mają pomóc wiernym w otrzymaniu łask. W ten sposób przeniesiono do chrześcijaństwa pogańskie wierzenia, a święci zastąpili pomniejszych bogów „od spraw różnych”, np.: kult Dionizosa przeniesiono na św. Dionizego, kult Izydy na św. Izydora itp. Jezus zachęca, by o wszystko modlić się bezpośrednio do Boga: „O cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, da wam” (J 16. 23). Tak modlono się przez pierwszych sześć wieków. Od końca VI w. chrześcijanie przesiąknięci pogańskimi naleciałościami zaczynają wzywać
Ofiara mszy świętej
zus wyraźnie tego zakazał: „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim, albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt 23. 9). Papieże przypisali sobie także inną Bożą cechę: nieomylność. Ten dogmat ogłosił w 1870 roku Pius IX, zrównując się w ten sposób z samym Bogiem. Biskupa Rzymu wywyższył nad innych nie Jezus, lecz cesarz Justynian, którego dekret tej treści wszedł w życie w 538 roku. Biblia nic nie mówi o prymacie Piotra czy jego następcach, a pierwszym biskupem Rzymu był nie Piotr, lecz Linus. Historia walki o tron papieski jest pełna kupczenia, wzajemnych ekskomunik i zbrodni.
dziwe ciało i krew Chrystusa, a nie ich symbol”. Dogmat mówi, że „msza święta jest prawdziwą i dosłowną ofiarą składaną Bogu”. Chrystus pozostawił uczniom prosty i wzruszający obrzęd wieczerzy Pańskiej. Polecił, by na pamiątkę Jego śmierci spożywać chleb – symbol Jego umęczonego ciała i pić wino – symbol przelanej za nas na krzyżu krwi. Tymczasem Kościół zrobił z tego przedstawienie, w którym to kapłan ma władzę nad Bogiem: „Sam Bóg posłuszny, wypowiedzianym przez kapłanów słowom »To jest ciało moje«, zstępuje na ołtarz, przychodzi, gdzie go zawołają, ilekroć go zawołają, oddając się w ich ręce, choćby byli jego nieprzyjaciółmi. Gdy już przyjdzie, pozostaje całkowicie w ich gestii; przesuwają go z miejsca na miejsce, jak im się podoba...” – te bluźniercze słowa można wyczytać w podręczniku dla księży katolickich. Dogmatyczne określenie teorii o ofierze (czyli ciągłym umieraniu) i przeistoczeniu chleba w rzeczywiste ciało Chrystusa nastąpiło na IV soborze laterańskim w 1215 roku. Doktryna ta poniża doskonałą ofiarę krzyża, na którym Jezus rzekł przecież: „Wykonało się” (J 19. 30). Pięć lat później papież Honoriusz nakazał, by ludzie oddawali hostii cześć taką samą, jaką oddają Bogu. Jest to jednak sprzeczne z drugim przykazaniem (usuniętym przez Kościół) i duchem ewangelii. Od 1414 roku zabroniono ludziom spożywania wina w czasie komunii, choć Biblia mówi o jej dwóch postaciach (Mt 26. 27).
Spowiedź uszna W Biblii nie znajdziemy ani jednego przykładu spowiedzi usznej. Mówi ona natomiast o spowiedzi
serca, do której nie trzeba pośredników. Grzechy wyznaje się bezpośrednio Bogu i Jego ze skruchą prosi o wybaczenie: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie (...) odpuść nam nasze winy” (Mt 6. 9–12). Żydzi bluźnierstwem nazwali fakt odpuszczenia przez Jezusa grzechów paralitykowi, bo uważali Go jedynie za człowieka (Mt 9. 2–3). Odpuszczanie grzechów jest natomiast wyłącznym atrybutem Boga. Gdyby apostołowie otrzymali ten przywilej, korzystaliby z niego. Tymczasem gdy Szymon Czarnoksiężnik zgrzeszył, Piotr nie spowiadał go, lecz skierował do Boga: „Odwróć się od tej nieprawości swojej i proś Pana, czy nie mógłby ci być odpuszczony zamysł serca twego” (Dz 8. 22). Spowiedź uszna stała się oficjalną nauką Kościoła w 1215 r., dogmat w tej sprawie ustanowił IV sobór laterański.
Odpusty Ewangelia znaczy „radosna nowina” – główną jej nauką jest prawda o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Jest to dar Boży, którego nie można kupić za pieniądze: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie z was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Ef 2. 8–9). Zbawienie można przyjąć lub odrzucić, ale nie można na zbawienie „zapracować” np. umartwieniem czy ofiarami. W takiej sytuacji Chrystus nie musiałby za nas umierać. Tzw. dobre uczynki nie są środkiem prowadzącym do zbawienia, lecz wynikiem jego przyjęcia. Warunkiem odpuszczenia grzechów jest szczera skrucha i modlitwa, a nie sowita zapłata. Kościół natomiast pod koniec XII w. zaczął sprzedawać odpusty za grzechy (i trwa to do dziś!). W ten sposób nabijał sobie skarbce, a za odpowiednią sumę można było „załatwić” sobie odpust nawet dla przyszłych grzechów (!). A co z biedakami, których nie stać na „przekupywanie Pana Boga”?
Straszenie czyśćcem Naukę o czyśćcu, w którym cierpią dusze zmarłych, dopóki nie spłacą długu lub nie zostaną wykupione przez ofiary żyjących, wprowadził pod koniec VI wieku papież Grzegorz I. Żerując na ludzkich uczuciach, Kościół mógł bogacić się bez końca, przekonując wiernych, że ich pieniądze pomogą ulżyć
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r. w cierpieniu zmarłym krewnym. I dziś powszechne są płatne msze za zmarłych i tzw. wypominki. Jednak w Biblii nie znajdziemy żadnej wzmianki o czyśćcu. Uczy ona natomiast, że „postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (Hbr 9. 27). Nagrodę lub karę ludzie otrzymają przy powtórnym przyjściu Jezusa i zmartwychwstaniu: „Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku” (Ap 22. 12). Nauka o czyśćcu stała się dla Kościoła kurą znoszącą złote jaja, więc mimo kontrowersji sobór we Florencji (1439 r.) uchwalił ją jako dogmat wiary. W ten sposób ofiarami i odpustami po raz kolejny zakwestionowano doskonałość ofiary Chrystusa.
Życie pozagrobowe Jezus nazywał śmierć snem, jak w przypadku Łazarza. Biblia przedstawia człowieka jako niepodzielną całość, a śmierć jako stan nieświadomości: „umarli nic nie wiedzą” (Koh 9. 5). Ze snu śmierci ludzi ma obudzić przychodzący w chwale Chrystus: „...a Ja go wzbudzę w dniu ostatecznym” (J 6. 40). Nigdzie w Biblii nie znajdziemy twierdzenia, że po śmierci ludzka dusza egzystuje niezależnie od ciała. Natomiast wielokrotnie jest podkreślane, że życie wieczne jest nagrodą dla wierzących, którą odbiorą przy powtórnym przyjściu Chrystusa (Mt 16. 27; J 5. 29). Nawet angielskojęzyczna „Encyklopedia katolicka” podaje, że „przekonanie o życiu duszy po śmierci nie ma poparcia w Biblii”. Wiara w życie pozagrobowe przeniknęła do chrześcijaństwa z kultury helleńskiej. Teorię dualizmu za Platonem wprowadzili Ojcowie Kościoła (Tertulian, Orygenes). Nauka ta rozwinęła się później w teorie czyśćcowe i piekielne. Pozwoliła na przedstawianie piekła jako miejsca wiecznych i okrutnych mąk potępionych, kłócąc się z biblijnym obrazem Boga miłosiernego. Tymczasem Biblia uczy, że nagrodą jest życie wieczne, a karą – jego brak. Potępieni nie będą męczeni, lecz ich udziałem będzie „śmierć druga” czyli unicestwienie (Ap 20. 14–15).
Zmiana formy chrztu Chrystus ustanowił obrzęd chrztu jako symbol zawarcia przez nawróconego człowieka świadomego przymierza z Bogiem. Ma go poprzedzać poznanie zasad wiary, a warunkiem chrztu jest pokuta (w rozumieniu biblijnym to porzucenie grzechu) i wiara w Jezusa (Mt 28. 19; Dz 2. 38). Dlatego chrzczono tylko dorosłych, świadomych swego wyboru ludzi. Przykład dał nam Jezus ochrzczony jako dorosły człowiek. W 418 roku sobór w Kartaginie zmienia ten warunek i opowiada się za chrztem dzieci. W ten sposób Kościół zapełnia się wiernymi, niezależnie od ich woli i dojrzałego wyboru własnej drogi życia.
MITY KOŚCIOŁA Bezżeństwo jest przymusem, ponieważ zgoda na ten stan jest warunkiem udzielenia tzw. święceń kapłańskich. Celibat wprowadził w XI w. papież Bonifacy VII. Do tego czasu duchowni mieli żony i dzieci, podobnie zresztą jak apostołowie (Mt 8. 14–15; 1 Kor 9. 5). Co więcej – Biblia naucza, że duchownym czy biskupem powinien zostać człowiek „nienaganny, mąż jednej żony (...), dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości” (1 Tm 3. 1–4).
Słowo „chrzczę” znaczy w oryginale greckim „zanurzam” (baptidzo). Taka forma chrztu ma głęboką symbolikę: zanurzenie oznacza śmierć starego „ja”, a wynurzenie z wody – powstanie „nowego człowieka w Jezusie Chrystusie”. Przez zanurzenie chrzczono aż do XII w. Potem zaczęto kropić i polewać, zatracając sens i symbolikę tego obrzędu. Absurdalnie brzmiałaby w oryginale formuła: „zanurzam cię (czyli chrzczę) przez pokropienie”. Biblijny chrzest, ze względu na swój charakter, bywa też nazywany „kąpielą odrodzenia”.
Celibat W kwestii bezżeństwa Biblia pozostawia wybór człowiekowi (Mt 19. 12). Jednak z powodów finansowych Kościół narzucił duchownym celibat, by majątek księży po ich śmierci nie przechodził na ich rodziny. Takie zmuszanie do wstrzemięźliwości wyzwoliło u kleru niemoralne zachowania i wszelkie dewiacje. Kościół zamiast oczyścić się z takich ludzi, skrzętnie ich ukrywa, potęgując i mnożąc skandale obyczajowe. O tych, którzy „zabraniają zawierania związków małżeńskich”, apostoł Paweł prorokował: „W późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystąpią do duchów zwodniczych, i będą słuchać nauk szatańskich” (1 Tm 4. 1–3).
P
Po owocach poznacie Zachowanie uczniów Chrystusa ma być takie, by inni, patrząc na ich dobre uczynki, „chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5. 16). Prawdziwych nauczycieli mamy poznać „po ich owocach” (Mt 7. 15–16). Apostoł Paweł wymieniał cnoty chrześcijańskie: „bo owocem światłości jest wszelka dobroć i sprawiedliwość, i prawda” (Ef 5. 9), „skromność wasza niech będzie znana wszystkim ludziom” (Flp 4. 5), „przyobleczcie się w serdeczne współczucie, w dobroć, pokorę, łagodność i cierpliwość” (Kol 3. 12). Przeciwstawiał temu rozpustę, chciwość, zbytek, pychę. Dziś kler katolicki w swej arogancji i zachłanności kojarzy się bardziej ze średniowiecznym feudałem niż pasterzem z ewangelii. Żądni chwały, bogactw i władzy „pożerają domy wdów, i to pod pokrywką długich modlitw” (Mt 23. 14), zagarniają majątki odbierane szpitalom, domom opieki oraz szkołom (oczywiście nie wszyscy). Tworzą państwo w państwie, zamieniając drogę do Chrystusa na drogę do luksusu i polityki. Bulwersuje postawa hierarchów, a często też zwykłych proboszczów. Takich „uczonych w Piśmie” potępiał Jezus: „lubią pierwsze miejsce na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach, i pozdrowienia na rynkach, i tytułowanie ich przez ludzi...” (Mt 23. 6–7). Ostrzegał też
aździernik jest miesiącem liturgicznego wspomnienia Najświętszej Maryi Panny Różańcowej. Cały świat zastygł w oczekiwaniu na papieża, który ma wkrótce ogłosić specjalny dokument poświęcony różańcowi. Będzie on pomagać „w odkryciu piękna i głębi tej modlitwy”. Na razie Jan Paweł II gorąco apeluje do wiernych o odkrycie na nowo i odmawianie różańca. Według niego ta forma modlitwy jest zakorzeniona w samym sercu ewangelii (sic!) i ma wielkie znaczenie dla wypraszania pokoju. I w ten oto sposób pogańskie paciorki zostały ochrzczone. Na próżno by tu jednak szukać ewangelicznych korzeni, tak jak próżno by szukać biblijnych podstaw wielu innych kościelnych nauk. Pierwsi chrześcijanie nie klepali wyuczonych formułek, nie posługiwali się w tym celu żadnymi przedmiotami. Chrystus, proszony przez uczniów o wzór modlitwy, pozostawił tylko jedną – Ojcze nasz. Różaniec pojawił się w chrześcijaństwie tysiąc lat później.
wiernych: „Ślepi są przewodnikami ślepych” (w. 14). Zapewne w obawie przed ujawnieniem prawdy sobór w Tuluzie (1229 r.) grożąc karą śmierci, zakazał wiernym posiadania i czytania Biblii! Papież Grzegorz XVI potępił w encyklice Mirari Vos (1846 r.) biblijną ideę rozdziału Kościoła od państwa, a wolność sumienia nazwał „zgubnym błędem, który przywodzi państwa do ruiny”. Dla jego następcy, Piusa IX, „brednie w obronie swobód sumienia to absurd i najbardziej zaraźliwy błąd, straszliwa plaga, której należy się wystrzegać jak ognia”. Dla Leona XIII „wolność myśli, mowy, pióra czy nabożeństwa” jest po prostu „bezprawiem” (encyklika z 1888 r.).
Obciążenie zbrodniami Niechlubna historia Kościoła to krwawe prześladowania, okrutne tortury, miliony ofiar i zniewolenie sumień. Chrystus nigdy nie zmuszał do wiary i nie karał za jej odrzucenie, ponieważ „Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać ludzkie dusze, ale je zachować” (Łk 9. 56). Powołana przez papieży inkwizycja mordowała ludzi za życie zgodne z naukami biblijnymi, rabowała ich majątki, zastraszała rodziny. Synod w Tours (1163 r.) nakazał władzom świeckim więzić ludzi uznanych przez Kościół rzymski za heretyków. Konfiskata mienia była dodatkową motywacją, by więzić i palić na stosie jak najwięcej nieszczęśników. Uznani i poważani historycy szacują łączną liczbę ofiar prześladowań Kościoła rzymskokatolickiego na 50 milionów zamordowanych. Papież Innocenty IV zatwierdził bullą Ad extirpanda (1252 r.) użycie tortur i głodu wobec posądzonych o herezję. Inkwizytorzy,
głównie dominikanie, łamali ludziom kości, wyrywali paznokcie, miażdżyli palce i głowy, oślepiali, przypiekali rozpalonym żelazem. „Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan” (2 Kor 6. 17). W 1545 r. sobór w Trydencie uznał ludzkie tradycje przyjęte przez Kościół za autorytet w sprawach wiary równy Pismu Świętemu. W praktyce tradycja góruje nad Biblią tam, gdzie pojawiają się sprzeczności. O takim postępowaniu Jezus powiedział: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym jest daleko ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazania Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji” (Mk 7. 6–8). Kościół rzymskokatolicki powołuje się na apostolskie pochodzenie i nauczanie. Większość jego praktyk i dogmatów nie znajduje jednak potwierdzenia w Biblii, lecz w pogańskich religiach. Ale Bóg ma swój lud
i w tym Kościele, dlatego do każdego szczerego katolika kieruje wezwanie, by przyłączył się do tych chrześcijan, którzy trzymają się nauk Pisma Świętego: „Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów” (Ap 18. 4). ŁUKASZ WOLSKI Fot. GOSS, Ritzmo Repr. archiwum
Pogańskie paciorki Przejęto go ze wschodnich praktyk podczas wojen krzyżowych. Poganie posługiwali się różańcem przy zmawianiu modlitw ku czci bogini Kali, czczonej na Wschodzie – co ciekawe – jako Dziewica i Królowa Niebios... Tę formę modlitw zaakceptowało średniowieczne chrześcijaństwo, kierując pacierze, zgodnie z oryginałem, do Królowej Niebios, tyle że w katolickim wydaniu.
15
W pogańskich religiach liczyła się ilość modlitw, mniej – ich jakość. Była to więc – i jest nadal – mechaniczna modlitwa, w której w kółko, najczęściej bezmyślnie, powtarzane są te same słowa. Tymczasem Jezus nauczał: „A modląc się, nie bądźcie wielomówni jak poganie; albowiem oni mniemają, że dla swej wielomówności będą wysłuchani” (Mt 6. 7). A już zupełnie inną kwestią jest, do kogo modlitwy są zanoszone. Biblia zna tylko jednego odbiorcę – Boga. Pierwszym chrześcijanom do głowy by nie przyszło modlić się do Marii. Podwaliny pod ten kult dał w V w. sobór efeski, czyniąc z matki Jezusa-Człowieka – matkę Jezusa-Boga, czyli Matkę Bożą. Co ciekawe, Stary Testament wspomina o odstępstwie Izraelczyków, którzy zaczęli czcić... Królową Niebios! (Jr 7. 18). Kult stary jak świat, ale Bóg mówi o nim: „cudzym bogom wylewa się ofiary z płynów, aby mnie obrażać”. Mówi więcej: „...nie nalegaj na mnie, gdyż cię nie wysłucham” (w. 16). Może warto w tym kontekście pomyśleć, dlaczego na świecie brakuje pokoju, który ma wyjednać właśnie modlitwa różańcowa. PAULINA STAROŚCIK Fot. Przemek Zimowski
16
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
MITY KOŚCIOŁA
Katofaszyzm Pokłosiem zapatrywań i ciągot Watykanu był klerofaszyzm. Tym mianem określano katolickie organizacje nacjonalistyczne1), mające w swoich szeregach paramilitarne oddziały. Przykładem mogą tutaj być chorwaccy ustasze, którzy doszli do władzy dzięki poparciu Adolfa Hitlera, słowaccy autonomiści katolickiego księdza Andreja Hlinki czy austriacki Vaterland Front. Można przypomnieć jeszcze katolicką „Action Francaise”, którą 20 grudnia 1927 r. potępił Pius XI, popierając ją wpierw gorliwie. A wyklął ją między innymi dlatego, że Francuzi nie chcieli papieskiego dyktatu w kwestii „swojego” nacjonalizmu.
Faszyzm zbawieniem świata Pomoc Watykanu w zagarnięciu władzy przez Hitlera jest niekwestionowana. Katolickie struktury (tzw. Centrum Katolickie) w Niemczech były podporządkowane Watykanowi i były w jego rękach bezwolnym narzędziem. Przywódca katolickiej partii w Niemczech, dr Bruening, w roku 1929 otrzymał od Hindenburga nominację na kanclerza Rzeszy. W okresie sukcesów Hitlera, Bruening starał się utrzymać niezależność polityczną swojej partii. Sprzeciwił się temu Franz von Papen, który był właścicielem centralnego pisma partii katolickiej, „Germania”. Uważał on, że należy rozwiązać partię i wszystkie siły skupić wokół NSDAP, gdyż tylko partia Hitlera może utrzymać w ryzach naród niemiecki. Spór pomiędzy Brueningiem a Papenem zasadzał się właściwie na problemie: czy walczyć o dyktaturę partii katolickiej, czy też poprzeć Hitlera jako dyktatora? Watykan opowiedział się za faszyzmem Hitlera i jednocześnie odmówił poparcia Brueningowi, który wobec zaistniałej sytuacji ustąpił z funkcji kanclerza. Franz von Papen spotkał się w styczniu 1933 r. z Hitlerem w domu „katolickiego bankiera” von Schroedera, oświadczając z upoważnienia papieża, że Watykan gotów jest go poprzeć. Ku Niemcom znajdującym się w izolacji międzynarodowej, rękę wsparcia wyciągnął papież Pius XI, już w pół roku po dojściu Hitlera do władzy. 20 lipca 1933 został podpisany konkordat między Watykanem a nowym rządem.2) Stolica Apostolska, łamiąc izolację hitlerowskich Niemiec, dała światu sygnał, że faszystowski przewrót i kanclerz Rzeszy są akceptowani przez Watykan. Abp Konrad Groeber, członek niemieckiego episkopatu, stwierdził, że kierownictwo Kościoła katolickiego w Niemczech, uznało podpisany konkordat za „moralny sukces”, który pozwolił na „przyjazny zwrot wiernych katolików ku
narodowosocjalistycznemu państwu...”. Chyba wiedział ten wysoki hierarcha kościelny, co pisze. Frakcja katolicka wspierająca fuehrera – na posiedzeniu Reichstagu 23 marca 1933 r. – niemal jednogłośnie głosowała za legalizacją przewrotu faszystowskiego. Dwa tygodnie przed podpisaniem konkordatu, 5 lipca 1933 r., partia katolicka rozwiązała się na mocy podjętej uchwały. Jej członkowie gromadnie przechodzili do NSDAP. Biskupi katoliccy w liście do „Führera i kanclerza Rzeszy” z 20 sierpnia 1935 r., deklarują m.in.: „Związki katolicko-narodowe pragną ofiarnie i wiernie służyć narodowi niemieckiemu i ojczyźnie, zgodnie z duchem narodowosocjalistycznym”. A więc „duch narodowosocjalistyczny” udzielił się już Kościołowi całkowicie. Watykan nie krył swojego zadowolenia z dojścia do władzy Mussoliniego i jego programu. Przyszły „prymas tysiąclecia”, Stefan Wyszyński, wierny ideałom i polityce papieża, nie ganił faszyzmu, wskazywał tylko błędy popełniane w jego polityce wobec Kościoła (patrz: „FiM” nr 12/2002). Z kolei katolicki „Przegląd Powszechny” piał z zachwytu nad faszyzmem, widząc w nim zbawienie dla świata: „W istocie rzeczy tak zwany faszyzm jest tym zabiegiem leczniczym, który narody, wiedzione instynktem samozachowawczym, zastosują przeciwko zarazie komunizmu”.3) Jakże okrutnie, a zarazem cynicznie brzmią słowa ks. prof. Pacuszki, napisane kilka tygodni przed agresją Hitlera na Polskę: „Zajmując postawę antykomunistyczną, narodowy socjalizm niemiecki przyczynił się do powstrzymania niebezpieczeństwa bolszewizacji Europy. Pod tym względem zasłużył się całej ludzkości”.4) Pacuszka, jak pokazała historia, nie miał racji, bowiem po roku 1945 nastąpiła „bolszewizacja Europy”, co można zapisać na konto Watykanu i Hitlera. Papieże, Hitler i Stalin trwali w misyjnym przekonaniu, że są nieomylni, jedyni w swoim rodzaju i nie do zastąpienia. I jakkolwiek zwyrodniałe formy hitlerowskiego i stalinowskiego terroru zostały potępione i osądzone przez ludzkość, to papieska – w złagodzonej, zakamuflowanej formie – nadal funkcjonuje.
Polski faszyzm katolicki Polski faszyzm zawsze bazował na ideologii mieszczącej się w relacji „Polak-katolik” i jest pokłosiem
(3)
nacjonalizmu, który można wytłumaczyć dziejami naszego państwa, poczynając niemal od czasów pierwszych królów. Polski nacjonalizm – zwany „patriotyzmem” – najsilniej rozwijał się w okresie zaborów, kiedy tożsamość narodowa Polaków była poddana niespotykanej w naszej historii neutralizacji. Polacy nie byliby sobą, gdyby ich polskość, ich narodowość, nie bazowały na antysemityzmie. Kościół katolicki dla własnych, doraźnych potrzeb doktrynalnych skutecznie rozniecał w umysłach Polaków przez całe wieki pogardę wobec Żydów i innych „naleciałości” żyjących w naszym kraju, a owoce tej akcji są widoczne do dzisiaj. Papuas lub Chińczyk, nie będąc katolikiem i nie znając katolickich zasad altruizmu, jest moralniejszy nawet od papieży, a co dopiero od przeciętnego katolika-Europejczyka. Tam, gdzie pojawiło się rzymskie chrześcijaństwo, niebawem wybuchały wojny religijne lub etniczne. Lokalne społeczności żyjące w zgodzie stawały się nagle wzajemnie wrogie, kiedy tylko zostały poddane indoktrynacji przez misjonarzy katolickich. Tak było na przykład w Japonii. W naszym kraju w okresie międzywojennym działało Polskie Pogotowie Patriotyczne. Niczym nadzwyczajnym nie jest, że inicjatorami i założycielami tej faszystowskiej organizacji byli katoliccy księża, gdyż był to okres wzrastającego
klerofaszyzmu. W roku 1922 w kościele kapucynów w Warszawie odbyła się ceremonia zaprzysiężenia członków tej organizacji. Przysięgę odbierali księża: Kaim Wiśniewski, Wiator oraz dwaj zakonnicy: Beniamin i Honorat. Pieczę duchową nad całym przedsięwzięciem sprawował ówczesny arcybiskup, zdrajca Kakowski. Efektem działalności PPP było zabójstwo prezydenta RP Gabriela Narutowicza (1922 r.) dokonane przez narodowca, Eligiusza Niewiadomskiego. Po wykonaniu na Niewiadomskim wyroku, w wielu kościołach odprawiano uroczyste msze żałobne za
mordercę, a na jego grobie pojawiały się kwiaty. Kościół nie krył się z bólem i żalem za zabójcą prezydenta RP. Wszakże, przynajmniej
anatyzm przejawia się podwojeniem intensywności działania wówczas, kiedy zatraci się właściwy cel. (George Santayana, filozof i pisarz, wykładowca na Harvardzie, 1863–1952) ystarczy rozejMYŚLI, CYTATY, rzeć się wokół siebie, aby stwierdzić, że najmniejszy nawet postęp humanizmu, każda poprawa ustaw karnych, wszelkie starania dla unikania wojen, każdy krok dla poprawy obchodzenia się z innymi rasami ludzkimi oraz zwalczanie niewolnictwa i postęp moralny na ziemi, napotyka zdecydowany opór zorganizowanych Kościołów. Z całkowitym przekonaniem twierdzę, że zorganizowana w Kościołach religia chrześcijańska była i jest głównym wrogiem wszelkiego moralnego postępu na świecie. (Bertrand Russel, filozof i matematyk, 1872–1970) tosunkowo łatwą rzeczą jest nawracać głodujących, kiedy niesie się im Biblię w jednej, a chleb w drugiej ręce. (George B. Shaw, irlandzki dramaturg, 1856–1950)
F
W
S
w sensie moralnym, Kościół był inspiratorem tej zbrodni. Polskie Pogotowie Patriotyczne powołano w ściśle określonym celu. Miało ono przejąć władzę, gdyby doszło do rewolucji socjalistycznej Cichaczem szykowano więc Polsce czarny faszyzm z domieszką koloru brunatnego. Narzucanie całemu społeczeństwu katolickich rozwiązań, norm zachowania i postępowania; cenzura słowa; zakazy i nakazy; narzucanie sposobu wychowywania dzieci, ingerencja w treści programów radiowych i telewizyjnych, napuszczanie na niezależną myśl prokuratorów i sądów – wszystko to pozwala Kościołowi krzewić „swoją” wersję naszej codzienności. Nauczanie religii w szkołach za państwowe pieniądze, wymuszanie na samorządach korzyści materialnych i przywilejów – takie i podobne postawy zachowawcze to norma postępowania kleru. „Rada Starszych Panów” zorganizowana w tzw. episkopat, zbiera się i decyduje, co i jak Polacy mają robić. Pod pozorem świętości Kościół stał się tyranem narodu. (Cdn.) BOGDAN MOTYL 1) Nacjonalizm: polityczne, ideologiczne podporządkowanie wszystkiego interesom narodowym. Idą one w parze z żądaniami określonych przywilejów przy jednoczesnym dyskryminowaniu mniejszości narodowej lub innych narodów. Kościół żądając dla duchowieństwa różnych praw i przywilejów, staje się nacjonalistycznym państwem w państwie. 2) Watykan ratyfikował konkordat 10 września 1933 r., a Niemcy hitlerowskie dwa dni później. 3) Grudzień 1936, s. 294 4) „Ateneum Kapłańskie” 1939 r.
lerykałowie zaciekle bronią zalążków życia poczętego, ale kiedy setki tysięcy młodych ludzi traci życie w wojnach, niejednokrotnie rozszarpani w miazgę, przeciw temu nie mają nic. Święcą flai armaty. (Ernst KreuWYPOWIEDZI (9) gider, niemiecki pisarz, 1903–1972) acjonalizm nie jest ani antykościelny, ani antyreligijny, wręcz przeciwnie – opiera się na prawdziwym chrześcijaństwie. (Adolf Hitler) eligie uważam za chorobę i źródło nieopisanej nędzy dla ludzkości. (Bertrand Russel) iele rzeczy mnie zastanawia, ale przede wszystkim to – dlaczego ponad miliard chrześcijan na całym świecie nie potrafi zmienić tego świata terroru, poddaństwa, ucisku i strachu? (Heinrich Böll, niemiecki pisarz, 1917–1985) ościół katolicki przez 1500 lat uważał Żydów za szkodników... Wracam do tego, co przez te 1500 lat robiono i być może wysłużę chrześcijaństwu wielką przysługę. (Adolf Hitler) opr. EDWARD KUCZ
K
Kościół i władza R W K
(2)
N
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
ŻYCIE PO ŻYCIU (12)
Druga śmierć Po tysiącu latach Chrystus wraca ze zbawionymi na ziemię, by wykonać wyrok na potępionych. Bezbożnych czeka gehenna – „owo jezioro ogniste to druga śmierć” (Ap 20. 14). Zanim jednak się to wydarzy, Biblia sprawozdaje o ostatnim starciu. „A gdy się dopełni tysiąc lat, wypuszczony zostanie szatan z więzienia swego. I wyjdzie, by zwodzić narody (...) i zgromadzić je do boju...” (Ap 20. 7–8). Kończy się więc okres bezczynności szatana, ponieważ znów pojawiają się ludzie. Skąd? Zgodnie z zapowiedzią, „inni umarli” zmartwychwstaną po tysiącu lat (w. 5). Na sąd, a właściwie na ogłoszenie wyroku, wzbudza ich z grobów powracający „z tysiącami swoich świętych” (Judy 14) Chrystus. 21. rozdział Apokalipsy opisuje „miasto święte, nowe Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga” na ziemię. To swoiste miasto zbawionych ma stanąć, zgodnie z proroctwem Zachariasza (Za 14. 4–5), w miejscu obecnej Jerozolimy. Stanie się ono jednak, jak tłumaczą bibliści, solą w oku zmartwychwstałych grzeszników. Szatan zwiedzie tę grupę, liczną „jak piasek morski” i „zgromadzi do boju”
(Ap 20. 8): „I ruszyli na ziemię jak długa i szeroka, i otoczyli obóz świętych i miasto umiłowane” (w. 9). Biblia nie precyzuje, jak długo będzie trwać bunt i jego przygotowanie, wiadomo natomiast, że nie pochłonie on dużo czasu, ponieważ szatan został „wypuszczony na krótki czas” (w. 3). Atak zostanie jednak powstrzymany: Jan widzi pojawiający się nad miastem tron, a na nim Jezusa sądzącego bojowników (w. 11–12). Na wszystkich spada kara: „I spadł z nieba ogień i pochłonął ich” (w. 9). Ów spadający z nieba ogień jest tym ogniem gehenny, który od zawsze był „zgotowany diabłu i jego aniołom” (Mt 25. 41), a który wcale nie miał być przeznaczeniem człowieka. To śmierć druga, całkowite unicestwienie. Do jeziora gehenny trafiają również śmierć i piekło (Ap 20. 14) – tak Biblia przedstawia koniec historii grzechu i odstępstwa, cierpienia i chorób. Jezioro ognia jest – według teologów – nie tylko aktem Bożej sprawiedliwości, ale i miłosierdzia. Dlaczego bezbożni muszą zginąć? Bo – jak mówią – nieśmiertelność bez nawrócenia byłaby przekleństwem. Wystarczy wyobrazić sobie mordowanych, którzy mimo bólu nie mogą umrzeć, lub chorych, których
BÓG I BOGOWIE cierpienie nigdy się nie kończy. A co ze słabszymi wykorzystywanymi przez silniejszych? Jeszcze inną kwestią jest współżycie niezbawionych ze zbawionymi. Czy przestrzeganie reguł Bożych nie byłoby dla nich zbyt ciężkim brzemieniem? Ich stosunek do Prawa i Boga nie uległby przecież zmianie. A co z pychą, żądzą, przemocą? Tego wszystkiego „już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21. 4). Zło nie jest wieczne, jak mówi Biblia, wieczny jest natomiast Bóg. Po okresie tysiąclecia, ostatniej walce na ziemi i ostatecznym wyroku, planeta zostaje odnowiona i przeznaczona na wieczne mieszkanie zbawionych (Ap 21. 1–5). Wokół zagadnienia tysiąclecia narosło wiele koncepcji. Jedną z nich jest tzw. chializm (od gr. chille – tysiąc). Według tej teorii święci z Chrystusem żyją przez tysiąc lat na ziemi, a nie w niebie, i jest to złoty wiek naszej planety. Pierwszym, który głosił chializm (na przełomie I i II w n.e.), był Papiasz – jeden z wczesnych ojców Kościoła. Z kolei Techoniusz w IV w. n.e. zapoczątkował doktrynę o powszechnym nawróceniu się wszystkich ludzi i duchowym panowaniu Chrystusa w okresie milenium przed końcem świata. Ideę tę spopularyzował potem św. Augustyn i uznawano ją w Kościele do początków XVIII w. Żadna z tych idei nie ma jednak dużego oparcia w Biblii. PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (32)
Reforma Zaratusztry Królowie Medii, a potem perscy Achemenidzi głosili, że to oni są najwyższymi kapłanami i pośrednikami między bogiem Ahura Mazdą i wyznawcami na ziemi. Ten sposób myślenia jest typowy dla wszystkich starożytnych religii urzędowych. Wystarczy przypomnieć, że cesarze rzymscy, i ci przed Chrystusem, i chrześcijańscy, uważali siebie za najwyższych kapłanów i zwierzchników religijnych. Podobnie rozumują papieże, cesarze japońscy, a wcześniej chińscy, a także faraonowie egipscy i królowie Mezopotamii. Reforma Zaratusztry polegała na odrzuceniu autorytetu władcy, a w jego miejsce miał wejść prorok niezależny od monarchy (Awesta, Gathy 30. 11–12). Ten pozornie prosty zabieg oznaczał niemal rewolucję. Wiara odrywała się bowiem od władzy politycznej i nabierała cech bardziej demokratycznych. Uwalniała lud od obowiązku posłuszeństwa wobec króla-arcykapłana lub króla-boga. Koncepcja Zaratusztry stała zatem w jaskrawej sprzeczności z ideami głoszonymi na przykład przez Kserksesa I, który nie tylko rozkazał zlikwidować kult dewów uznanych przez niego za demony, na ich miejsce wynosząc ahurów, ale sam siebie uznał za proroka i najwyższego kapłana.
Mimo to mazdaizm w wersji oficjalnej, akceptowanej przez przedstawicieli państwa, stosunkowo niewiele różnił się od zoroastryzmu. W obu bogiem naczelnym był Ahura Mazda reprezentowany przez światło, ogień i biały kolor (Awesta, Gathy, Yasna 44. 3–5). W obu religiach przeciwnikiem światłości był bóg mroku (Gathy 45. 2), Angramaindżu (gr. – Aryman), symbolizowany przez kolor czarny. Obok tych dwóch mocy istniały rozliczne duchy i demony; czczono drzewa, krowę oraz pomniejsze bóstwa. Istotną rolę spełniała bezosobowa haoma (odpowiednik indyjskiej somy) – energia życiowa przenikająca kosmos. Kto pije cudowną haomę, zyskuje mądrość i wieczne życie (Gathy, Yasna 9. 1). Na większą uwagę wśród dobrych duchów zasługują zwłaszcza Anahita-jutrzenka oraz Mitra uosabiający zwycięskie światło i słońce. Ogromne znaczenie mitologiczne i religijne ma walka Mitry, jako przedstawiciela sił jasności, z potężnym bykiem uosabiającym mrok. Ostatecznie to Mitra zwycięża, ale z walki przeciwieństw rodzi się chaos pięciu podstawowych żywiołów: eter, ogień, powietrze, woda i ziemia. W walce przeciwieństw powstają byty abstrakcyjne, takie jak osobowość sum („ja”), senemira, czyli
zło symbolizowane przez pięcioramienną gwiazdę (pentagram pięciu żywiołów używany potem między innymi przez satanistów), sisamora – dobro reprezentowane przez trójkąt (nawiązanie do trójcy starożytnych indoirańskich bóstw Mitry, Waruny i Indry), sallak – powodzenie symbolizowane przez triskelen (triskelion, trójramienna swastyka łącząca symbol słońca z trójcą) i sokak – nieszczęście (znów znak w formie pentagramu). Oprócz tego istniało dziewięć duchów łączących osobowość z kosmosem: genhelia (Słońce) – narodziny, celeno (Księżyc) – posłuszeństwo, erosia (Wenus) – miłość, panurgio (Merkury) – szybkość, letophoro (Saturn) – śmierć, aglde (Jowisz) – zdrowie, adamasto (Mars) – walka, psykomena (antyksiężyc) – radość, psykelia (antysłońce) – powodzenie. I Zaratusztra, i oficjalny mazdaizm – wypracowali ideę końca obecnego świata (chociaż nie całego kosmosu, który jest odwieczny i skończyć się nie może). Wtedy to Ahura Mazda ostatecznie pokona Angramaindżu i dokona się sąd ostateczny nad duszami zmarłych. Posłuszni światłości zmartwychwstaną i odejdą do nieba Ahura Mazdy, pozostałych zaś czeka kara piekielna. LESZEK ŻUK
Różne wzmianki biblijne mówią o stwórczych działaniach Boga we wszechświecie jeszcze przed stworzeniem życia na Ziemi. Można by się zastanawiać, kiedy miał miejsce absolutny początek nieba i ziemi (Rdz 1. 1). Co zostało stworzone przed stworzeniem naszej planety? Liczne biblijne teksty wskazują na to, że gwiazdy, planety i inne ciała niebieskie istniały przed powołaniem życia na ziemi. Na przykład w Księdze Przypowieści (8. 22–26, 30) jest mowa o początku, który sięga dalej niż „początek” z Księgi Rodzaju. Księga Hioba (38. 7) wskazuje na to, że synowie Boży istnieli przed stworze-
17
wszechmocny i transcendentny – kiedy mówi, na Jego słowo dzieją się zadziwiające rzeczy. W drugim opisie widzimy Boga, który pochyla się i kształtuje człowieka z prochu ziemi własnymi rękami, a następnie własnymi ustami przekazuje istocie dech życia. Obydwa opisy stworzenia pokazują dwie uzupełniające się twarze Boga. Wcześniejsze pokolenia krytyków Biblii były zdania, że użycie dwóch imion Boga w rozdziałach pierwszym i drugim świadczy o tym, że każdy z tych rozdziałów został napisany przez innego autora i zawierają odmienne, wręcz sprzeczne opisy stworzenia. Jednak współcześni uczeni zauważyli, że użycie różnych imion tego samego Boga w tym samym tekście było powszechną praktyką stosowaną w czasach, gdy pisane były księgi Mojżeszowe. Zjawisko to można dostrzec w ówczesnych tekstach egipskich i mezopotamskich. Użycie w Biblii dwóch różnych hebrajskich imion Boga wskazuje na dwa aspekty Jego charakte-
OKIEM KREACJONISTY (5)
Jahwe-Elohim niem Ziemi, gdyż cieszyli się z twórczych efektów działalności Boga na naszej planecie. Hebrajski oryginał sugeruje (Rdz 1. 16), że Słońce i Księżyc już istniały przed tzw. tygodniem stworzenia, a potem została im jedynie przyporządkowana funkcja regulowania dnia i nocy. Według 1 Listu Jana (3. 8), Lucyfer zgrzeszył „na początku”, a ów „początek” jego upadku poprzedzał tydzień stworzenia (zob. też Iz 14; Ez 28). Tak więc można przyjąć wcześniejszą kreację ciał niebieskich i późniejsze stworzenie życia na Ziemi. Ponieważ nie było jeszcze życia, więc tuż po stworzeniu „ziemia była pustkowiem i chaosem; ciemność była nad otchłanią, a Duch Boży unosił się nad powierzchnią wód” (Rdz 1. 2). Biblia mówi, że wszechświat i wszystko, co się w nim mieści, nie stało się przez przypadek, lecz zostało zaprojektowane i stworzone przez Boga. Przez Swoje dzieła Bóg przedstawia Siebie jako potężnego i wszechmogącego, ale też jako Tego, który przenika ludzkość, schodzi na dół i nawiązuje osobisty kontakt z człowiekiem. Bibliści już dawno spostrzegli, że w języku hebrajskim autor Księgi Rodzaju inaczej tytułuje Boga w rozdziale drugim niż w rozdziale pierwszym. W rozdziale pierwszym Bóg nazywany jest słowem Elohim (tłum. jako Bóg), podczas gdy w drugim nazywany jest Jahwe (Pan) albo Jahwe Elohim (Pan Bóg). W pierwszym opisie stworzenia Bóg przedstawiony jest jako
ru: Elohim to Bóg wszechświata, Jahwe to Bóg przymierza. Elohim pochodzi z semickiego korzenia alah, który wyraża ideę mocy i preegzystencji, zaś imię YHWH pochodzi od rdzenia hwh oznaczającego „istnieć” lub „istnieć dla”. A więc Elohim jest Bogiem, który „rzekł i stało się” (Ps 33. 9), a Jahwe jest Tym, który idzie z nami i walczy za nas, jest osobistym Bogiem Abrahama, Jakuba i Izaaka, osobistym Bogiem dla ciebie i dla mnie. Od pierwszych stron Biblii jest przedstawiany z jednej strony jako absolutny i niezależny, ale z drugiej – jako poświęcający Swe życie dla człowieka. Bóg jest daleki i bliski zarazem. Ponieważ jest Stwórcą, zawsze zostanie ponad ludzkim zrozumieniem. Dlatego biblijny opis stworzenia nie zawiera „naukowych” mechanizmów działania Boga, żadnej chemicznej formuły, gdyż cała tajemnica mieści się w Nim samym. W Liście do Hebrajczyków czytamy, „że światy zostały ukształtowane słowem Boga, tak iż to, co widzialne, nie powstało ze świata zjawisk” (11. 3). Tym samym autor Listu stwierdził, że Bóg stworzył wszechświat z niczego. Naukowcy używają tu terminu ex nihilo. Według Biblii, materia wszechświata została stworzona przez Boga, a On sam istniał, zanim powstały materia i energia. Biblia przedstawia Go jako odwiecznego Projektanta i Stwórcę wszechrzeczy. MARTA CUBERBILLER
18
Przy korycie Ü WARSZAWA Krajowa Partia Emerytów i Rencistów poparła Andrzeja Olechowskiego. Jej przewodniczący Tomasz Mamiński (były już poseł SLD, który złożył rezygnację) tłumaczy, że – według niego – był to jedyny rozsądny kandydat. Liderzy Sojuszu są oburzeni brakiem lojalności. Trudno jednak zrozumieć wściekłość kierownictwa lewicy. Mamiński grał uczciwie. Warszawą rządzi przecież koalicja Platformy Obywatelskiej i SLD. Pan Tomek po prostu powiedział publicznie: w naszym interesie, to jest lewicy, leży zwycięstwo Olechowskiego, bo z nim i jego ludźmi fajnie robi się interesy. Stołeczni działacze SLD tak prowadzą kampanię Marka Balickiego, aby ten przegrał i odpadł już w pierwszej turze. Nas interesuje tylko jedno: czy kierownictwo SLD zechce zapytać swoich warszawskich kolegów o umowy zawierane z Olechowskim. Pewnie nie, bo oni wszelkie porozumienia zawierają w cieniu gabinetów. ¤¤¤
Nadmierna chęć do pracy jest zaraźliwa wśród władz Warszawy i przybrała ostatnio rozmiary epidemii. Panowie Kozak (Platforma) i Zdrojewski (SLD) uznali, że po ośmiu latach obowiązywania ustawy warszawskiej (czyli o ustroju miasta stołecznego Warszawy z dn. 25.03.1994 r.) należy dokonać komunalizacji przedsiębiorstw zajmujących się usługami takimi jak komunikacja, wywóz śmieci itp. W tłumaczeniu na polski oznacza to, że firmy owe zostaną przekształcone w spółki. Daje to wprost nieograniczoną liczbę stołków dla krewnych i znajomych królika. Trzeba przecież coś zrobić z dziesiątkami radnych czy innych stołecznych oficjeli, którzy po wyborach stracą
S
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
NASZA RACJA
przątanie po rządzie AWS-UW trwa. Porządki robią wszystkie instytucje państwowe, w tym i sądownictwo. Trybunał Konstytucyjny właśnie został zmuszony do wyrzucenia na śmietnik niektórych przepisów ustawy o ochronie praw lokatorów z dnia 21.06.2001 r. Rządzący z AWS wymyślili sobie, że zrobią dobrze lokatorom kosztem właścicieli kamienic. Co ciekawe, autorzy prawnego knota otrzymali pozytywną opinię o swoim dziele od urzędników zajmujących się integracją europejską. Urzędnicy UKIE stwierdzili, że wszystkie proponowane regulacje są zgodne z prawem Unii Europejskiej. Bardzo to ciekawe, bowiem w państwach cywilizowanych, jeżeli władza chce ograniczać prawo własności, to daje w zamian przywileje czy zwolnienia podatkowe. W Polsce na odwrót. Dano szerokie uprawnienia lokatorom, a właścicielom figę. W takich na przykład Niemczech właściciele kamienic nie płacą
stanowiska. Dzień po, czyli 28 X, stare jeszcze władze Warszawy zamierzają złożyć w sądzie wszystkie papierki z prośbą o błyskawiczną rejestrację firm.
przepisami prawa i wymaga zezwolenia wielu urzędów. A takowych Pan Romek nie posiadał. I z daru zrobił się skandal, a nawet kradzież. Aby nieco załagodzić złą opinię, pan prezydent zrobił z daru depozyt. Idźcie się uczyć, Jasiakiewicz, od swoich szefów partyjnych. Oni potrafią robić dobrze kościołowi bez politycznych awantur.
Ü BYDGOSZCZ
Ü GDAŃSK
Prezydent tego pięknego miasta nad Brdą, pan Roman Jasiakiewicz z SLD, postanowił jeszcze sobie porządzić. Po głębokiej analizie doszedł do wniosku, że wybory wygra, pokazując się częściej w kościołach. Same wycieczki prezydenta po świątyniach są, według tęgich lewicowych głów, mało atrakcyjne dla wyborców. Postanowiono je ubogacić poprzez udział pana Jasiakiewicza w procesji z darami. Na początek poszła bydgoska fara, której nasz SLD-owski bohater przekazał figurę świętego Jana Apostoła. Przygotowujący kampanię prezydenta nie byli zbyt mocni w prawie i nie przygotowali wszystkich potrzebnych papierków, aby dar dla kościoła był jak najbardziej legalny. Figurka bowiem (co za pech!) należy do Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy, a rozdawnictwo eksponatów obwarowane jest ścisłymi
Liga Polskich Rodzin dobiera sobie kandydatów wędrowców. I tak w Gdańsku wystartuje pan Jacek Kurski. W swojej karierze politycznej zdążył już zaliczyć: Porozumienie Centrum, Ruch Odbudowy Polski, Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe... aż wylądował w PiS-uarze. Jednak bracia Kaczyńscy ani nie zapobiegli wyrzuceniu Kurskiego ze stołka wicemarszałka województwa pomorskiego, ani też nie chcieli wystawić pięknego Jacka w wyborach samorządowych. Nie pomogły rekomendacje mamusi (jedynej, która reprezentuje PiS w Senacie) i pan Kurski musiał poszukać sobie nowego politycznego taty. Został nim Roman Giertych z Ligi Polskich Rodzin. Pogratulować globtrotera. Na podstawie doniesień prasy lokalnej i serwisów internetowych opracował M.P.
OGŁOSZENIA PARTYJNE Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 630-73-25, e-mail:
[email protected] Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722. Spotkania: Mława, 11 X godz. 18, ul. Kopernika, hotel „Mława”. Kontakt: Jan Taranowski, tel. 0 (pfx) 23/654 21 70, Lidia Cyranowicz, tel. 0 (pfx) 23/671 35 20. Łódź, 12 X godz. 12, ul. Zielona 15, III piętro – zebranie dla chętnych do zorganizowania i założenia struktur dzielnicowych na terenie Łodzi i okolic. Kontakt: Elżbieta Szmigielska, tel. 0-503 162 608. Zabrze, 12 X godz. 15, skrzyżowanie ul. 3 Maja i ul. Szczęść Boże, Galeria. Kontakt: 0-504 435 429. Jastrzębie Zdrój, 12 X godz. 17, ul. Jasna, bar „Caro” – zapraszamy wszystkich, którzy wysłali deklaracje poparcia do Łodzi. Gdańsk Oliwa, 13 X godz. 10, ul. Krzywoustego 13, restauracja „Amazonka” – spotkanie przedwyborcze. Prosimy o dostarczanie zdjęć do legitymacji. Kontakt: Andrzej Kotłowski, tel. 0-601 258 016. Ełk, 13 X godz. 16, ul. Wojska Polskiego 73, hotel „Horeka” (sala konferencyjna). Rybnik Boguszowice (również Żory, Wodzisław Śląski), 13 X godz. 16, ul. Jastrzębska, hala MOSiR. Stargard Szczeciński, 13 X godz. 16, ul. Kramarska 2, pub „Aztec”. Gryfice, 14 X godz. 18, Klub Garnizonowy. Są deklaracje, prosimy o zdjęcia i wpisowe. Kontakt: 0-603 947 963. Białystok, 15 X godz. 17, ul. Jana Pawła II 54, hotel Jard (rondo), sala spotkań. Temat: wybory. Bytom, 16 X godz. 17, ul. Dworcowa 2 – zebranie przewodniczących struktur powiatowych i miejskich oraz skarbników; obecność obowiązkowa. Kontakt: Julian Marcichów, tel. 0-609 091 051. Koszalin, 16 X godz. 16, ul. Szenwalda 2, klub osiedlowy „Przylesie”.
Pat podatków, w tym dochodowego i od nieruchomości. Budowle mają tę właściwość, że im są starsze, tym większych wymagają wydatków na remonty i inne prace budowlane. W Polsce rząd mówi właścicielom: – Jak nie będziesz remontować swojej chałupy, a przez przypadek wynajmujesz mieszkania, to wyślemy do ciebie policję, nadzór budowlany i inne służby. – Jak mam to zrobić, skoro czynsze nie pokrywają nawet kosztów wywózki śmieci? – płacze kamienicznik. Oficjele na to: – Twój to problem, Kowalski, a najlepiej spadaj do banku. A tam już spece od finansów powiedzą naszemu bohaterowi: – Chcesz na remont? A gdzie zabezpieczenie, frajerze! Tak jest w Polsce. Helmut, który ma chałupę w Niemczech, nie martwi się, skąd weźmie kasę na
remont. Wszelkie koszty z tym związane pokryje z nisko oprocentowanego kredytu. Nie masz majątku, zastawu? W czym problem, gwarancje da bankowi rząd. Głupota i bezczelność rządzących jeszcze nie tak dawno Polską przyniesie tragiczne skutki. Zdeterminowani właściciele, przyciśnięci do muru spadającymi wpływami z lokali użytkowych (sklepów, biur itp.), już zapowiadają, że podniosą czynsze do maksymalnego poziomu przewidzianego przez prawo (tej regulacji Trybunał na szczęście nie uchylił). Dochody przeciętnego Kowalskiego nie chcą jakoś rosnąć. A tu taka niespodzianka. W skrajnym przypadku koszty mieszkania bez wody, gazu itp. fanaberii mogą wzrosnąć nawet o 100 procent! Państwo jednak nie ma nic do zaoferowania lokatorom. Pomoc społeczna leży, a kryteria przyznawania dodatków mieszkaniowych są piekielnie wyśrubowane. Obecni rządzący Polską też nie mają na razie pomysłu, jak wyjść z tego pata. M.P.
Szczecin, 16 X godz. 18–20, ul. Wyzwolenia 70, stołówka Telekomunikacji – można wypełniać deklaracje do APPR (prosimy o przyniesienie zdjęcia, dowodu osobistego, wpisowego) oraz wpłacać składki członkowskie. Kontakt: Zbigniew Ciechanowicz, tel. 0-600 368 666. Brzeszcze, 17 X godz. 18, ul. Dworcowa, restauracja „Centrum”. Kontakt: 0-607 334 886 Chrzanów, 17 X godz. 17, al. Henryka 27, restauracja „Nowa”. Kontakt: Antoni Stolarzewicz, tel. 0-604 517 262.
Będzin, Czeladź, 20 X godz. 17, ul. 35-lecia, os. Piłsudskiego, świetlica osiedlowa „Omega”. Ruda Śląska, 20 X godz. 17, ul. Kukułcza, kawiarnia „Puchatek”. Kontakt: 0 (pfx) 32 242 30 33. Nowa Sól, 22 X godz. 16.30, ul. Moniuszki 3, sala konferencyjna – wybory do zarządu Oddziału Miejskiego APP RACJA w Nowej Soli. Będą nowe deklaracje członkowskie. Prosimy wziąć ze sobą dowód osobisty, zdjęcie i 10 zł wpisowego oraz 5 zł na opłacenie wynajmu sali. Tychy, 22 X godz. 18, al. Niepodległości 188, SDK „Tęcza”. Kontakty: DOLNOŚLĄSKIE Jelenia Góra, Zarząd Powiatowy APPR zawiadamia, że została uruchomiona infolinia – nr 0-506 964 041 – informująca o spotkaniach i stwarzająca możliwość pozostawienia wiadomości. KUJAWSKO-POMORSKIE Białe Błota, zainteresowanych działalnością w APPR prosimy o kontakt z Edwardem Porazińskim, tel. 0 (pfx) 52/381 40 50. LUBUSKIE Chętnych do działania w powiatach Nowa Sól, Żagań, Żary, Krosno, Świebodzice, Wschowa – prosimy o kontakt z Konradem Ciesielskim, tel. 0 (pfx) 68/320 44 02 lub Włodzimierzem Borsukiem, tel. 0-603 560 293. POMORSKIE Tymczasowe biuro Zarządu Wojewódzkiego APPR: Gdańsk Wrzeszcz, ul. Uphagena 13, tel. 0 (pfx) 58/341 03 69. Dyżury: wtorek, czwartek godz. 15–18, sobota godz. 10–14. Andrzej Kotłowski, tel. 0-601 258 016. ŚLĄSKIE Częstochowa, dyżury przewodniczącego powiatu we wtorki i piątki w godz. 16–18 – al. Wolności 16, klub bilardowy (naprzeciw dworca). ¤¤¤ Wszystkich zainteresowanych finansowym wsparciem Komitet Wyborczy Wyborców Antyklerykalna Polska informuje, że wpłat z przeznaczeniem na wybory samorządowe można dokonywać na rachunek: KWW Antyklerykalna Polska, INVEST BANK SA Oddział w Łodzi 16801206–1106469311–16311. Na powyższe konto wpłacać mogą tylko osoby fizyczne. Bank nie będzie przyjmował żadnych wpłat gotówkowych; nie zezwala na to ordynacja wyborcza. Wszystkie wpłaty muszą być dokonywane przelewem, kartą płatniczą lub czekiem. Dla potrzeb tej wpłaty można ewentualnie założyć konto Standard w INVEST BANKU na podstawie dowodu osobistego i bez prowizji dokonać przelewu na rachunek KWW Antyklerykalna Polska.
Województwo mazowieckie – numery kontaktowe Lidia Chruszczewska Waldemar Cieśluk Marek Dembowski Alicja Dominiak Marek Foryś Arkadiusz Perzyna Piotr Skorko Alfred Stemplewski Michał Struszewski Ewa Zalewska Stanisław Wiśniewski Krystyna Laskowska Sylwester Sionek Barbara Olszewska Dariusz Odrowski Waldemar Krajewski Marian Kozak Marek Motyka Lidia Cyranowicz
Warszawa Ursynów 0 607 274 383 Warszawa Wola 0 604 913 577 Warszawa Ochota 0 691 539 445 Warszawa Bemowo 0 503 433 133 Warszawa Praga 0 502 383 166 Warszawa Mokotów 0 602 242 603 Warszawa Włochy 0 506 979 978 Warszawa Targówek 0 609 133 308 Warszawa Śródmieście 0 504 150 733 Warszawa Żoliborz 0 (pfx) 22 633 44 88 Otwock 0 607 584 487 Pruszków 0 600 248 875 Sochaczew 0 601 942 662 Mława 0 (pfx) 23 655 12 03 Ostrołęka 0 600 293 325 Płock 0 600 110 392 Siedlce 0 606 153 691 Radom 0 603 196 411 Ciechanów 0 (pfx) 23 671 35 20
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
LISTY „Nie lękajcie się” Szanowny Panie Redaktorze! Przeczytałem ostatni pana list „Nie lękajcie się!” skierowany do nas. Zgadzam się z każdym jego zdaniem. Jestem księdzem i znam moje środowisko. Systematycznie kupuję i czytam Wasz tygodnik i cieszę się, że jest takie pismo, które mówi prawdę o naszej instytucji. Chciałbym bardzo opuścić szeregi duchowieństwa, ale „lękam się”. Boję się przede wszystkim reakcji rodziny, która może mnie odrzucić i nie zrozumieć. Boję się, że nie znajdę pracy. Sytuacja w naszym państwie jest trudna, jeżeli chodzi o zatrudnienie. Każdy dzień to dla mnie koszmar. Druga sprawa, którą chciałbym poruszyć, to absurd nieludzkiego celibatu i całej ideologii z nim związanej. Oczywiście, jeżeli ktoś chce i potrafi tak żyć, niech realizuje swoje kapłaństwo. Ja tak nie potrafię. Kościół zapomina o tym, że stoi na straży prawa naturalnego. A prawem naturalnym jest to, że każdy zdrowy mężczyzna ma prawo do małżeństwa. „Nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam”. Jeżeli jest sam, to widzimy tego skutki: homoseksualizm, pedofilia. Św. Paweł powiedział: „Ze względu na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swą żonę, a każda swego męża” (1 Kor 7. 2). Kościół zakazuje zdrowym ludziom normalności i pojawiają się dewiacje. Broniąc bezsensownego celibatu, broni rozpusty. Zapomina o słowach: „lepiej jest bezżennemu żyć w małżeństwie niż płonąć (cierpieć)” (1 Kor 7. 9). Myślę, że ten koszmar celibatu kiedyś się skończy. Modlę się o to. Ludzie nie interesują się tym problemem, bo ich to nie dotyczy. Przyjdą do kościoła raz na tydzień, przestoją 45 minut i wracają do swoich domów, rodzin. Ich interesuje to, aby – tak jak Pan powiedział – „ładnie odprawić”. Trzeba ludziom pokazywać wciąż ten problem i mówić im o tym. Oni myślą, że to tak ma być. Że Bóg tego żąda. A przecież ta bezsensowna praktyka nie ma nic wspólnego z wolą Bożą. Jest bardzo wielu księży, którzy chcieliby żyć inaczej, normalnie. Kto im pomoże? Pomóżcie mi, proszę, wrócić do normalnego życia. Proszę o pomoc i liczę na to!!! Ludzie, pomóżcie mi!!! Piszcie dużo na ten temat w swojej gazecie i walczcie o normalność dla nas. Nie każdy ma odwagę odejść. Z poważaniem ksiądz J.
Ślepota arcybiskupa Słucham Programu I Polskiego Radia. Każdego piątku zabiera się
za pranie mojego mózgu sam Józef Życiński, arcybiskup. Nieodmiennie zdumiewa mnie wyjątkowa obłuda tego człowieka. Wszystkie przykłady, które przytacza w swoich „naukach” dla maluczkich, jak obszył pasują właśnie do Życińskiego i jego kolegów po fachu. Cierpiąc na szczególny rodzaj ślepoty – nie widzi, że mówi o sobie. Hasłem omawianym ostatnio było: „Tyle wolności, ile własności”. Z pogardą mówił o ludziach, którzy garną pod siebie, bo zdaje im się, że im więcej mają, tym bardziej są niezależni. Przytoczył przykład Jezusa, który nauczał, nie posiadając żadnych obiektów ani nawet szat. Że też mu język przy tych słowach kołkiem nie stanął. Panie Życiński, czy napraw-
dę wydaje się panu, że zapach kadzidła zabije smród tego, w czym jest pan zanurzony po uszy? Fałsz i obłuda doprowadzone do perfekcji płyną z waszych ust. Ubieranie niegodziwości w piękne słówka, nie zamieni jej w dobro! Gdyby był pan uprzejmy wymienić choć jedną rzecz, którą robicie, wzorując się na Chrystusie, byłabym bardzo wdzięczna. Anna Dąbrowska, Katowice
LISTY OD CZYTELNIKÓW Do dzisiaj boję się otworzyć. W dniu przybycia Papy przypadkowo usłyszałem w radiu fragment sprawozdania z imprezy: „A gdy papież podniósł rękę, tłum oszalał”. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Ojciec Święty puścił bąka. Zapewne upajano by się jego rajskim aromatem. Nieklerykał z Będzina
Nagonka Wytrąciła mnie z równowagi informacja o tym, że PiS złożył wniosek o odwołanie wiceministra finansów, ponieważ jest on autorem felietonów w „FiM”. A pismo to, jak powszechnie wiadomo, jest wyjątkowo „be” i obrzydliwe , bo obraziło
największą świętość Polski – Jana Pawła II. Artykułu pt. „Och, Karol” nie napisał ów wiceminister, nie rozumiem więc, dlaczego ma być ukarany właśnie on? Czyżby miał ponosić odpowiedzialność za innego autora? A ponadto nikt dotąd nie udowodnił, że opisana historia nie miała miejsca, natomiast wiele zdaje się wskazywać na to, że jest jednak prawdziwa. Jeśli tak, należałoby pogratulować autorowi odwagi i rzetelności zawodowej. Marek G., Rybnik
Fanatyzm po polsku Zdumiewa mnie i niepokoi fakt rozprzestrzeniania się fanatyzmu religijnego w Polsce, co szczególnie wyraźnie widzieliśmy podczas ostatniej wycieczki Wojtyły do kraju. Dla mnie był to festiwal fanatyzmu, obłudy i głupoty Polaków. Przez szereg kolejnych dni we wszystkich polskich środkach masowego przekazu reklamowano Wojtyłę niczym piwo albo podpaski „Always”. Przypomina mi się stary dowcip: włączam radio, a tu Wojtyła, włączam telewizor, a tu Wojtyła, otwieram gazetę, a tu też Wojtyła. Miesiąc temu kupiłem konserwę w puszce.
Obrażono idiotów Poseł Aleksander Małachowski z Unii Pracy słusznie skrytykował chamskie zachowanie posłów LPR wobec przedstawiciela UE goszczącego w Sejmie. Owe mocno zdewociałe osoby, wspomagane przez niektórych wyjątkowo nawiedzonych posłów PSL, przyjęły gościa... dmuchaniem w gwizdki. Podobno jest to zwyczaj parlamentarzystów z wyspy Upa-Upa. No cóż, papuńcio Muchomorek może być dumny ze swych pretorian, a mówiąc nieco poważniej, małpowanie przez posłów LPR
klaunów z marnego cyrku jest jeszcze jednym dowodem na to, iż długotrwałe słuchanie radyjka z Torunia grozi ciężkim kretynizmem. Wracając do rzeczy, poseł Libicki zarzucił marszałkowi Małachowskiemu, iż ciężko obraził posłów LPR, nazywając jednego z nich idiotą. Zgadzam się, że poseł Małachowski, używając słowa idiota, dopuścił się obrazy. Obrażonymi mogą się czuć wszyscy idioci, że ktoś porównał ich do posłów LPR. Na takie poniżenie ta grupa nie zasługuje! Czytelnik z Zamościa
Równi – nie w Krk Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej zapewnia obywatelom obu płci równy dostęp do pracy. Cytuję: art. 33. „1. Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym. 2. Kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów (...)”. Pytam: czy jakikolwiek biskup delegował na kapelana wojskowego kobietę? Czy jakikolwiek szpital w Polsce przyjął na duchownego szpitalnego kobietę? Czy jakaś kobieta jest duszpasterzem jakiejkolwiek komendy policji, straży pożarnej, hufca harcerskiego, oddziału „Strzelca” itd.? Jest to jawna dyskryminacja płciowa, bowiem do prac tych (finansowanych w końcu z budżetu państwa!) dopuszczani są tylko mężczyźni. Czy nie pora, by APP RACJA złożyła stosowną skargę do rzecznika praw obywatelskich? e-mail do wiadomości red.
Tylko aktor Moje uwagi po przeczytaniu listu pani Zofii Najdeckiej z Bełchatowa („FiM” nr 37). Mądry i Wielki człowiek to człowiek, który nigdy nie ośmieli się zastępować na ziemi Boga, co robi Karol Wojtyła. Mądry człowiek nigdy nie pozwala klękać przed sobą i całować się po złotych pierścieniach. Wreszcie mądry człowiek stosuje się tylko i wyłącznie do wskazówek Pisma Świętego, z czym Karol Wojtyła oraz jego Kościół mają spory kłopot. Pani Zofio, jeśli człowiek tak uparcie jak papież ciągle mówi o aborcji, życiu nienarodzonym i nawołuje ciągle i wszędzie do moralności – to jest w tym coś bardzo niepokojącego, gdyż rzeczy oczywistych się nie udowadnia. I te pomniki swojej osoby, które przyjmuje w milczeniu samouwielbienia. Dla mnie Karol Wojtyła jest zakłamanym
19
wspaniałym aktorem, który za milionowe koszty swoich wycieczek oprócz śmiesznych gestów rozdaje koraliki (różańce). Dobrze wie, że najlepszy interes robi się na głupocie rzymskich katolików, sprytnie nimi manipulując wraz z całym polskim episkopatem. Proszę czytać Biblię, pani Zofio, a zapewniam panią, że znajdzie pani prawdziwe autorytety. Maria Słupka
Z LPR do RACJI? Jestem kandydatem do samorządu w Warszawie z ramienia Ligi Polskich Rodzin. Jednak to, co się działo na przedwyborczych spotkaniach, bardzo mnie zbulwersowało. Otóż chodziło o ustalenia dotyczące miejsc na listach. Wywołało to wiele kontrowersji, a w szczególności fakt, że niektórzy kandydaci – mimo swoich zasług dla Ligi – albo odnajdywali się na ostatnich miejscach, albo na listach nie ze swoich okręgów, albo też w ogóle zostali pominięci. Jak się później okazało winę za ten bałagan ponosili pełnomocnicy Ligi, którzy wpisywali swoich kandydatów w odpowiedniej dla siebie kolejności. Ja, mimo wielomiesięcznej pracy na rzecz Ligi, znalazłem się na odległym miejscu, co w praktyce oznacza, że nie mam raczej szansy dostania się do samorządu. Chciałbym jednak zrobić coś dla ludzi i mam program. Proszę, pomóżcie mi przynajmniej w części sfinansować kampanię wyborczą, bo na Ligę nie mam co liczyć. W zamian za to obiecuję ujawniać wiele szczegółów dotyczących kulis pracy Ligi oraz walczyć z hipokryzją i nietolerancją. Czekam na waszą odpowiedź. Dobry kandydat PS. Proszę o nieujawnianie mojego nazwiska.
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS-a na naszą gorącą linię: +48 691 051 702.
Us³ugi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061 BEZP£ATNIE wiecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662 cena: 200 z³ brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc – tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Adam Cioch – tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28.60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28.60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
ŚWIĘTUSZENIE
Prawda objawiona? Bezczelność ludzka nie zna granic! Po Internecie krąży zdjęcie witraża (to takie okno, tyle że w kościele), na którym młody katolicki kapłan (to taki facet, tyle że w sukience) błogosławi klęczącego chłopca. Obecny jest przy tym biskup, co może wskazywać na obrzęd bierzmowania, choć niekoniecznie, bo to biskup przekazuje Ducha Świętego. Wyobraźcie sobie, że ten wzruszający każdego katolika obrazek kojarzy się co niektórym diabłom, pardon – świntuchom, niekatolikom i innym ateistom – z wynaturzonym... (tfu!) seksem oralnym i z molestowaniem nieletnich na dodatek. Skąd takie myśli – na litość boską?! Skąd takie Fot. archiwum skojarzenia?!
Radiu Maryja – pomożemy! „Jak przeciwdziałać reformie edukacji?” (nasłuch 14.09) – Instytut (edukacji narodowej) jest wspaniały, bo instytut obejmuje całość człowieka, a to wszystko jest dalej tym prymitywem, zwyczajnym prymitywem, bez filozofii, bez Boga i do niczego nie dojdziemy, chyba wielka modlitwa i na przekór temu wszystkiemu dalej róbmy. Pracujmy nad tym, żeby Radio Maryja dalej istniało, dopóki tylko będzie można, a jak nie to w podziemie.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 41 (136) 11 – 17 X 2002 r.
JAJA JAK BIRETY
– Ja zawsze to mówiłam i powtórzę jeszcze raz, że przyszłość naszego narodu rozstrzyga się za zamkniętymi drzwiami klasy szkolnej. – Kiedyś powiedziałam moim uczniom, że wydaje mi się, że na przykład lekarz to powinien być człowiek no szczególnie wierzący. Trudno sobie wyobrazić, żeby lekarz był niewierzący dlatego, że on z kolei ma wiedzę o strukturze organizmu człowieka, jaka to wspaniała maszyneria i to wszystko Pan Bóg stworzył, to czy można być niewierzącym? Zdumieni byli moi uczniowie...
Czarny humor Do spowiedzi przychodzi młoda kobieta i mówi księdzu: – Wybacz mi ojcze, bo zgrzeszyłam. – A co konkretnie zrobiłaś, córko? – Nazwałam pewnego mężczyznę sukinsynem. – A dlaczego go tak nazwałaś? – Bo mnie pocałował. – Tak jak ja całuję cię teraz? – Tak. – Moje dziecko, to nie jest powód, by nazywać człowieka sukinsynem. – Ale ojcze, on dotknął jeszcze mojej piersi! – Tak jak ja dotykam jej teraz? – Tak. – Moje dziecko, to nie jest powód, by nazywać człowieka sukinsynem. – Ale ojcze, on mnie rozebrał! – Tak jak ja ciebie teraz? – spytał ksiądz, rozbierając ją. – Tak, ojcze. – Moje dziecko, to nie jest powód, by nazywać człowieka sukinsynem. – Ale ojcze, on wsadził swoje wie-ojciec-co w moją wie-ojciec-co. – Tak jak ja teraz? – pyta ksiądz, wsadzając swoje wiecie-co w jej wiecie-co. – Tak, taaaak, taaaaaaaaak, ojcze! Kilka minut później:
– Moje dziecko, to nie jest powód, by nazywać człowieka sukinsynem. – Ale ojcze, on miał AIDS! – A to sukinsyn!
¤¤¤ Pewnego razu Bóg chciał zobaczyć, jak żyją ludzie na Ziemi, więc kazał sobie sprowadzić telewizor. Włączył. A tu akurat kobieta rodzi. Męczy się okrutnie, krzyczy, więc Bóg pyta: – Co to jest? Dlaczego ta kobieta tak się męczy? – No bo powiedziałeś: „I będziesz rodziła w bólu” – odpowiada któryś anioł.
– Tak? No... tego... ja tak żartowałem... Przełącza. A tam górnicy. Zmęczeni, spoceni, walą kilofami. Bóg pyta: – A to co jest? Oni muszą się tak męczyć? – Ale sam powiedziałeś: „I w trudzie będziesz pracował...”. – Oj, „powiedziałeś, powiedziałeś” – mówi Bóg drapiąc się w głowę. – To takie żarty były, ja żartowałem... Przełącza, a tam wielka świątynia bogato zdobiona wewnątrz i od zewnątrz, przed nią luksusowe samochody, w środku gromada biskupów – dobrze odżywieni, pięknie ubrani, złote łańcuchy. Bóg uśmiecha się promieniście: – O, to mi się podoba! A co to jest? – A to są właśnie ci, którzy wiedzą, że żartowałeś. ¤¤¤ Sekret szczęśliwego mężczyzny: Po pierwsze: Bardzo ważne jest to, żeby znaleźć kobietę, która potrafi i lubi gotować, a jej hobby to pranie i sprzątanie. Po drugie: Bardzo ważne jest, żeby znaleźć kobietę, która dobrze zarabia i potrafi cię utrzymać. Po trzecie: Bardzo ważne jest też, by znaleźć kobietę, która bardzo lubi ostry i wyrafinowany seks, a do tego nigdy nie boli ją głowa. Po czwarte: Bardzo ważne, a wręcz najważniejsze jest to, żeby te trzy kobiety nigdy się nie spotkały i nie dowiedziały o sobie.