Stosunki doustne i doodbytnicze, molestowanie i lubieżne pieszczoty – 169 oskarżonych!
KSIĘŻA GWAŁCĄ DZIECI INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
Ü Str. 15
http://www.faktyimity.pl
Nr 41 (293) 20 PAŹDZIERNIKA 2005 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Dzieci piszą listy do Pana Boga, do papieża, Świętego Mikołaja. Te z Dziekanowic koło Krakowa postanowiły napisać do „Faktów i Mitów”. Nie mogliśmy zostać obojętni na wstrząsające błaganie: „Pomóżcie nam w odzyskaniu przybranego brata. Mamy najlepszych rodziców, jakich możemy mieć. Błagamy, prosimy, miejcie serce i litość nad nami i Andrzejkiem, żeby jak najszybciej wrócił do domu”. Dramat dzieci i ich rodziców opisujemy na stronach 10–11.
Niedokończona opowieść Piętnastoletnia Emanuela Orlandi – jedna z nielicznych obywatelek państwa Watykan – znika bez śladu 22 czerwca 1983 roku. Porywacze żądają, aby w zamian za jej uwolnienie wypuszczono z więzienia Ali Agcę, który dokonał zamachu na życie papieża. Grożą, że „jeśli nie, to przyślą rodzicom ciało dziewczynki w kawałkach”... Do dziś nie wiadomo, co stało się z dzieckiem, choć ślady porywaczy prowadzą do... Watykanu. Ü Str. 16
2
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Przejście Tuska i Kaczyńskiego do drugiej tury wyborów wywołało radość w Episkopacie RP. Biskup Pieronek wprost stwierdził, że którykolwiek z nich wygra, to i tak „nie będzie kłopotów z dogadywaniem się” państwa i Kościoła.
Czas patriotów
Bardzo wierzymy. To będzie dogadywanie się ponad głowami nas, Polaków, ale z pewnością z udziałem naszych portfeli.
Poseł PiS, Jacek Kurski, zasugerował na łamach tygodnika „Angora”, że dziadek Donalda Tuska w czasie II wojny światowej zaciągnął się jako ochotnik do Wehrmachtu, i że w domu rodzinnym kandydata na prezydenta RP mówiło się po niemiecku. Rzecznik Tuska stanowczo zaprzeczył, zapowiedział pozew do sądu i nazwał Kurskiego bulterierem Kaczyńskich. Z definicji bulteriera: „Dla bulteriera nie jest ważne, że papież Kościoła, do którego należy ów pies, walczył osobiście w Wehrmachcie. Natomiast skandalem jest, że mógł tam walczyć dziadek szefa PO, do której bulterier nie należy”.
Rozpada się katolicka sieć Radia Plus. Część stacji tworzy nową sieć wokół inwestora CR Media, a pozostałe – wokół Radia Eska. Wizja: Rok 2047, Fakty, „FiM”: „Coraz więcej parafii rzymskokatolickich rozpada się. Część z nich stworzyła sieć restauracji i moteli „Pod Skrzydłami Anioła”.
Pracę w Radiu TOK FM, należącym do koncernu Agora, stracił konserwatywny publicysta i pisarz Rafał Ziemkiewicz, znany z miłości do USA, skrajnie prawicowych poglądów i chorobliwego antykomunizmu. Ziemkiewicz napisał na łamach „Newsweeka”, że „Adam Michnik (czołowa postać Agory – dop. red.) zrobił wszystko, aby zatajono w III RP nazwiska komunistycznych zbrodniarzy”. W swojej ostatniej książce pluje też na „FiM”. Ziemkiewicz posmakował w ten sposób na własnej skórze, czym jest wolność słowa w opiewanym przez niego katolickim kapitalizmie.
TVP zakupiła za 16 mln zł nowe pojazdy, z tego milion poszedł na luksusowe limuzyny dla zarządu. Jak się robi za podnóżek kleru, to nie takie grzechy uchodzą płazem. KRAKÓW Znany jezuita Stanisław Obirek po 20 latach służby
Kościołowi pożegnał się z zakonem i kapłaństwem. Zaszczuty za krytykowanie episkopatu i papieża (zakaz wykładania i kontaktów z mediami) – postanowił szukać szczęścia w życiu świeckim. Jednak i ono nie jest dla niego usłane różami. Doktora habilitowanego Obirka nie chcą zatrudnić ani na Uniwersytecie Szczecińskim, ani (choć obiecywali) w prywatnej krakowskiej Szkole Wyższej im. Andrzeja Modrzewskiego. Co prawda, placówki te lubią się trzymać blisko sutanny, ale nie tej zrzuconej. Księże... tfu!, Panie Stanisławie, zrzucona sutanna może też czasem pomóc w rozmowie kwalifikacyjnej... Zapraszamy do redakcji „FiM”! WATYKAN Biskupi zebrani na pierwszym synodzie pod nowym
pontyfikatem prześcigają się w obskuranckich pomysłach. I tak kardynał Trujillo oświadczył, że należałoby pozbawić prawa do przyjmowania komunii wszystkich tych katolickich polityków, którzy w jakikolwiek sposób przyłożą rękę do ustanowienia lub obrony praw potępianych przez Watykan. Kardynał wymienił wśród bezbożnych ustaw legalizowanie aborcji, rozwodów, związków jednopłciowych i adopcji dzieci przez homoseksualistów. Te rewelacje skrytykowali już przedstawiciele rządów Kanady i Hiszpanii, a grupa parlamentarzystów holenderskich zarzuciła Watykanowi nierespektowanie rozdziału Kościoła i państwa. Dopisać do powyższej listy: „Zarzucanie Watykanowi czegokolwiek”.
Benedykt XVI podpisał, jak to zapowiadaliśmy („FiM” 39/2005), instrukcję zakazującą wyświęcania na księży osób wykazujących jakiekolwiek zainteresowania homoseksualne. Klerycy będą śledzeni pod kątem przeglądanych książek, filmów oraz Internetu. Najlepsze są rozwiązania sprawdzone. Zainstalować klerykom pasy cnoty!
Dyrekcja Watykańskiej Księgarni Wydawniczej ostrzegła wydawców à propos ukazania się pierwszej książki nowego Papy pt. „Rewolucja Boga”, że dzieła kardynała Ratzingera (alias Benedykt XVI) są chronione prawem autorskim i nie wolno ich dowolnie powielać. Słowa Boskiego Namiestnika chronione prawem autorskim... to już koniec świata! WŁOCHY Wymiar sprawiedliwości wznowił proces w sprawie śmierci dyrektora Banco Ambrosiano, Roberta Calviego. Calvi, człowiek zamieszany w machlojki Banku Watykańskiego, mafii i włoskiego świata polityki, zginął w 1982 r. w Londynie, a jego śmierć upozorowano na samobójstwo. Proces rozpoczął się dzięki uporowi syna Calviego, który doprowadził do ekshumacji ciała swojego ojca w 2003 r. i dowiódł, że padł on ofiarą zabójstwa. Śledztwo śledztwem, a prawda i tak nie wyjdzie poza Watykan. FRANCJA Prasa bije na alarm: co ósmy obywatel kraju nad Sekwaną jest analfabetą – nie umie ani pisać, ani czytać. Francuzom nawet trochę zazdrościmy, bo po ostatnich wyborach parlamentarnych okazało się, że spora część Polaków nie umie myśleć. WIELKA BRYTANIA/USA Sensację wywołało opublikowanie
przez media brytyjskie szczegółów rozmów prezydenta Busha oraz przywódców palestyńskich i izraelskich sprzed 2 lat na półwyspie Synaj. Bush miał wtedy wyznać, że słyszał raz po raz głos Boży, który kazał mu m.in. atakować Afganistan, potem Irak, a w końcu dać państwo Palestyńczykom. Władze USA zaprzeczyły tym rewelacjom, ale Brytyjczycy przypomnieli, że już wkrótce po szczycie stenogram z podobnymi wypowiedziami Busha opublikowała czołowa gazeta izraelska „Haarec”. Wszystko jasne – całe to zamieszanie w Iraku to wina Pana Boga, który za dużo nagadał Bushowi.
o i się porobiło... No i szlag mnie trafia, kiedy słyszę ten standardowy początek monologu większości tak zwanych artystów kabaretu. Ale jak inaczej można skomentować wyniki niedzielnych wyborów prezydenckich? A może: dupa... Tusk wygrał za nisko i w drugiej turze może przerżnąć. Kiedy z niedowierzaniem zobaczyłem ostateczne wyniki, uwierzyłem, że Polską mogą rządzić bracia Kaczyńscy. Polską mogą. Bo gdyby to np. Niemcy musieli wybierać pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim – woleliby raczej odbudować berliński mur, przenieść się do NRD i poszukać pierwszego sekretarza. A co by się stało, gdyby w RFN jakimś cudem wygrał taki Kaczyński? Czy nasi zachodni sąsiedzi wyemigrowaliby zbiorowo na Majorkę? Nie, błąd w rozumowaniu. Nic by się nie stało, bo taki wybór jest możliwy tylko w Polsce. I coraz bardziej realny, gdyż wyborcy Leppera do liberałów z pewnością nie należą, a do katolickich socjalistów pokroju braci K. – w dużej części tak. Oni to właśnie mogą przechylić szalę na stronę bliźniaków. Ale jest jeszcze nadzieja – w mądrości większości narodu. Czyli jest już po nadziei. Polski pod skrzydłami Lecha i Jarosława oraz ich pomagierów z Opus Dei nie chcę sobie nawet wyobrażać. Rządy ministrów z katolickiej mafii sprowadziły już kiedyś na skraj przepaści Hiszpanię, która cierpiała pod butem katolickiego dyktatora Franco (wypisz, wymaluj Kaczyński, tyle że wyższy) prawie 40 lat, aż do 1975 roku. Hiszpańskie średniowiecze w XX wieku zainicjował zamach na republikę i wojna domowa, a zakończył powrót analfabetyzmu i kompletne wyniszczenie gospodarcze kraju. Ciekawe, czy w Polsce – po rządach ministrów z Opus Dei – ktokolwiek uwierzy jeszcze w dobre intencje klerykalnych nacjonalistów. Być może, bo przecież Polscy wyborcy wierzą w cuda. Większość zakrzyknie jednak – wróć, postkomuno! Po hiszpańskich doświadczeniach na zachodzie Europy prezydentem albo premierem rządu prędzej zostanie zdeklarowany gej niż członek Opus Dei. Zamiast dekomunizacji i teczek bada się tam kandydatów pod kątem ich humanizmu i tolerancji, co automatycznie wyklucza fanatyków religijnych. Z założenia bowiem człowiek oddany bez reszty swej religii i kościołowi nie może być patriotą, a tym bardziej bezstronnym urzędnikiem. Funkcjonariusze Opus Dei nie powinni być zatwierdzani na żadne stanowiska publiczne z jeszcze jednego powodu. Otóż istotą idei chrześcijaństwa założonego przez Jezusa z Nazaretu jest kochać Boga w drugim człowieku. Natomiast istotą idei katolicyzmu założonego przez cesarza Konstantyna i pierwszych papieży jest kochać siebie, w imię Ojca i Syna... Zauważmy, że przejawiało się to w ciągu wieków na różne sposoby, ale zawsze. Przeróżni święci, ojcowie Kościoła i papieże, a zwłaszcza ci spośród nich, którzy zapisali się w historii Krk złotymi zgłoskami – pogardzali ludźmi, za nic mieli ludzkie zdrowie i życie oraz biblijną Prawdę o objawieniu Boga. Tego ostatniego mieli, owszem, na ustach, ale nigdy w sercu. Liczyła się dla nich, i liczy nadal, tylko własna organizacja, władza, posiadanie i nienaruszalność ideologii. W imię tych wartości kazali mordować pogan, innowierców, schizmatyków, Żydów i każdego, kto był „ów”, a nie swój. Świadomie też opóźniali wszelki postęp i szerzyli ciemnotę, zaś o dobrobyt swoich świeckich poddanych dbali na tyle, na ile oni sami i ich Kościół mógł z tego dobrobytu skorzystać. Napatrzyłem się na tych „patriotów”,
N
kiedy byłem księdzem. U dzisiejszych potomków krzyżowców i inkwizytorów np. słowo „daj” jest zarezerwowane wyłącznie dla ich Kościoła i występuje tylko w wołaczu. Tacy to mniej więcej ludzie z ramienia PiS, tyle że w garniturach, a nie w sutannach, będą rządzili Polską przez kilka następnych lat. Oczywiście, sutannowi będą teraz bardziej niż kiedykolwiek sprawować ziemskie rządy ostateczne, tyle że z tylnego siedzenia i zza przyciemnionych szyb. Następne cztery lata z okładem przyjdzie więc nam przeczekać i przetrwać, ale nie biernie. „Fakty i Mity” ze zdwojoną energią i odpowiedzialnością wezmą na siebie obowiązek podtrzymywania oświeceniowego kaganka. Będziemy punktować kruchtowych ministrów i innych urzędasów. Prawda, że z dziką rozkoszą, ale bez zbytniej satysfakcji, bo ten biedny i ogłupiony naród mimo wszystko nie zasłużył na używanie go do kolejnych doświadczeń. Ja i cała redakcja „FiM” będziemy patronować antyklerykałom we wszystkich partiach i organizacjach oraz wspierać wszelkie próby zjednoczenia postępowych sił w kraju. O ile nas nie zlikwidują, to podczas panowania kaczyzmu uzyskamy niepowtarzalną szansę na zbudowanie silnej, ideowej, antyklerykalnej, a co najważniejsze – JEDNEJ lewicy. Ostatnie wybory parlamentarne dowiodły aż nadto, że podzieleni nie mamy żadnych szans. Wielka radość Wojciecha Olejniczaka po osiągnięciu przez SLD 55 foteli w Sejmie jest dla mnie wprost upiorna. Nie dlatego, że tak mało tych miejsc zdobyto, ale dlatego, że tak naprawdę nie ma ich w ogóle. Bo cóż one znaczą i na co się przekładają, poza profitami dla tych, którzy je zajmują? Dość walki z wiatrakami. Dość antagonizmów i zżymania się na „pseudolewicę” – z jednej i „radykalny lewicowy plankton” – z drugiej strony. APP RACJA i inne mniejsze partie RACJO-nalnie myślące muszą zjednoczyć się i szukać zjednoczenia z innymi, także z SLD i SdPl. Jeśli tam nie ma dość ideowości, to zaraźmy ich naszą własną; jeśli Olejniczakom i „borówkom” doskwiera wirus znieczulicy na sprawy społeczne – to będą mieć szczepienie jak znalazł; jeśli brakuje u nich antyklerykałów, to z nami będzie ich już w sam raz. Punktów do wspólnego programu znajdziemy mnóstwo. Choćby propagowanie wartości humanistycznych zza miedzy zjednoczonej Europy, za to pod nosem klerykalnych zacofańców, których wartości katonarodowe będą się właśnie dewaluowały. Kaczyńscy nie nakarmią Polaków modłami do jasnogórskiej bozi, kultem JPII i stekami z gejów. Tym większa nasza szansa na wygraną w następnych wyborach, już za cztery lata. Czytelnicy „FiM”, Kochani, nie lękajcie się! Pomóżcie nam w tym bezbożnym, ale jakże mozolnym dziele budowania V Rzeczypospolitej, może to V będzie wreszcie znakiem prawdziwego zwycięstwa. Przepowiadajcie Dobrą Nowinę o istnieniu rodziny „FiM” – oazy racjonalistów w Katolandii, kraju cudów i baśni. Pomóżcie, choćby dla dzikiej satysfakcji, że dziady będą spieprzać, i to bezpowrotnie. Do dorosłych ofiar kaczyzmu za 4 i 5 lat dołączą dzisiejsi 14- i 15-latkowie, którzy w następnych wyborach zagłosują na antyklerykałów i prezydenta Jonasza. Ja, ksiądz, Wam to mówię! Ruch oporu nie zasiada w ławach poselskich i nie jeździ lanciami, ale stawiać opór to przecież nasza narodowa specjalność. JONASZ
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r. Janusz Roman Maksymiuk po karierze w PSL i SLD dostał się do Samoobrony. Stamtąd – jako tak zwany spadochroniarz – z powodzeniem kandydował do Sejmu z Przemyśla, zapewniając elektorat tego miasta (do którego nigdy przedtem nie zawitał), że wcale nie był współpracownikiem tajnych służb PRL. Uwierzyły w to kłamstwo 7384 osoby.
niech sięgnie do archiwów VI Wydziału Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Oleśnicy. Tam znajdzie kolejne dokumenty na ten temat, skatalogowane pod sygnaturą 60430/I. Dołączony jest doń (i istnieje do dziś) mikrofilm opisujący działalność pana Maksymiuka. Tymczasem ów dżentelmen w oświadczeniu napisał tak: „Nie pracowałem, nie pełniłem służby, nie byłem świadomym ani tajnym współpra-
Kim jest nasz nowy wybraniec Narodu, czyli poseł Samoobrony? Gość ma 58 lat, wykształcenie rolnicze, żonę Elżbietę, córkę Maję i dwie wnuczki. Oprócz tego odnotowano dość ciemną plamę w jego życiorysie. O owej plamie poinformował nas kadrowy oficer Centralnego Biura Śledczego. Otóż Maksymiuk ma w delegaturze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (dawny UOP) we Wrocławiu teczkę. Jej numer to 46734, a została założona dokładnie 15 sierpnia 1983 roku przez funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa, niejakiego Andrzeja Miłosińskiego. Już z pierwszej strony opasłego tomu dokumentów dowiadujemy się, że „nowo nabyty” przez bezpiekę konfident nosił pseudonim operacyjny Roman, a jego zadanie to donoszenie na bliźnich nie z czystej miłości dla socjalizmu, tylko za pieniądze, i to wcale nie małe. Bez trudu w opisywanych stertach „kwitów” odnajdujemy liczne pokwitowania odbioru tychże gratyfikacji. Jeśli ktoś jeszcze miałby wątpliwości, że może nastąpiła jakaś pomyłka,
cownikiem organów bezpieczeństwa państwa”. No i został nowym posłem. Na słynnej już liście Antoniego Macierewicza (trudno go uznać za naszego ulubieńca) też odnajdujemy agenta o pseudonimie Roman i sugestię, że jest to właśnie nasz bohater – M. Cały czas jednak nie mogliśmy uwierzyć w materiały przesłane nam przez CBŚ à propos konfidencjonalnej i finansowo lukratywnej działalności agenta „Romana”. Wobec tego – wierni zasadzie, że w dziennikarstwie nigdy dość sprawdzania informacji – zatelefonowaliśmy do gwiazdy komisji śledczej, czyli posła Zbigniewa Witaszka, o którym słyszeliśmy, że może nam na ten temat coś ciekawego powiedzieć. – Oczywiście, że to prawda. Maksymiuk był płatnym agentem i wszyscy w Samoobronie dokładnie o tym wiedzą. Moim zdaniem, Lepper oszalał, że wsadził go na pierwsze miejsce listy w Przemyślu i Krośnie. Sam sobie kopie w ten sposób grób. No, chyba że w grę weszła niemała kasa,
GORĄCY TEMAT jaką może zaoferować poseł o pseudonimie operacyjnym Roman. Już wtedy moglibyśmy zakończyć materiał stwierdzeniem: mamy gościa, kłamczucha jednego! Ale nie! Drążyliśmy dalej. Aż do samej góry struktur Samoobrony. – Dzień dobry! Czy rozmawiamy z panem przewodniczącym Andrzejem Lepperem? – Tak. – Czy słyszał pan o agenturalnej
– Panie redaktorze, a to dopiero Amerykę pan odkrył! To, że Maksymiuk donosił i brał za to niemałą kasę, wie każdy w naszej partii. – No to dlaczego trafił na pierwsze miejsce listy Samoobrony z Przemyśla – miasta, w którym pewnie nigdy w życiu nie był? – Dziecinne pytanie! Po pierwsze – Maksymiuk ma kasę, co nie jest bez znaczenia dla wodza, po drugie – mandat poselski da mu immunitet, co
3
Ależ skąd. Porozmawialiśmy sobie jeszcze z inkryminowanym. – Pan poseł Maksymiuk? – Tak. Kto mówi? – Z tej strony redakcja „Faktów i Mitów”. Mamy materiały świadczące o tym, że był pan tajnym i dobrze płatnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. – Skąd je macie? – A tego to akurat – widzi pan – nie możemy ujawnić. Czy to prawda?
Kariera Nikodema Dyzmy przeszłości swojego posła Maksymiuka? – Niestety, słyszałem i nawet radziłem Maksymiukowi, aby przyznał się do tego. Odmówił, twierdząc, że to nieprawda; że nigdy nie był agentem SB i nie brał pieniędzy za donoszenie. Przyznaję z bólem... moje obecne informacje na ten Fot. PAP/Tomasz Gzell temat są cokolwiek inne. Poseł Maksymiuk – pierwszy z lewej – I co? uchroni go przed prokuratorem na – Jeśli państwa dane się potwierco najmniej dwa lata, zanim mu go dzą, wyleci z Samoobrony, a może ewentualnie odbiorą. A prokuratura nawet i z Sejmu na zbity pysk. panu Maksymiukowi depcze od dawWciąż nie mogąc wyjść z osłupiena po piętach za afery zbożowe i z nia, wykręciliśmy numery dwóch popółtuszami wieprzowymi. słanek z listy Leppera. Obie, co prawNo i co? Koniec historii na temat da, zażądały anonimowości (takie ich posła M.? prawo), ale też uśmiały się jak norki.
GŁASKANIE JEŻA
Zgadnij, kim jesteś Ten test pozwoli Ci raz na zawsze ustalić tożsamość. Często bowiem zastanawiasz się, czy jesteś przyzwoitym człowiekiem, czy może to świat dookoła zwariował... Może jednak myślisz w bezsenną noc tak: Niewykluczone, że to ONI mają rację. ONI są górą, więc czas zwijać manatki. Żeby się tego dowiedzieć, w podanych pytaniach testowych zakreśl odpowiedź A lub B – tę, która bardziej gra w Twojej duszy, bardziej Ci odpowiada... Następnie podlicz punkty i wszystko stanie się jasne. Do dzieła! Pytanie 1 – Czy... A: Jan Paweł II był mężem opatrznościowym świata i jego długoletnia kadencja na Piotrowym stolcu przyczyniła się do rozwoju tolerancji i postępu. B: Były papież spowodował swoją filozofią, iż prawi wyznawcy katolicyzmu cofnęli się mentalnie do czasu średniowiecza, a innowiercy oraz geje zostali zepchnięci w odmęty potępienia.
Pytanie 2 – Czy... A: Roman Giertych jest uroczym człowiekiem o gołębim sercu, pełnym miłości i wyrozumiałości – jedynym, który może zbawić Polskę. B: Roman Giertych to skończony oszołom i bałwan, człowiek pełen nienawiści, zapatrzony tylko w siebie i w interesy swojej partyjki, dla której powodzenia zawarłby pakt z szatanem, nazywając go bogiem. Pytanie 3 – Czy... A: Roman Kotliński – Jonasz to diabeł wcielony, który porzucił stan kapłański tylko po to, aby porządnym katolikom mącić w głowach i naciągać ich na pieniądze, sprzedając swoje „Fakty i Mity”. B: Jonasz przejrzał kilka lat temu na oczy i stworzył jedną z nielicznych enklaw wolnej, niezależnej, humanistycznej myśli – w kraju, który stał się klerykalnym skansenem Europy. Pytanie 4 – Czy... A: Andrzej Rodan, pisząc swój kolejny cykl o zbrodniach chrześcijaństwa, tym razem
pod tytułem „Mordercy w habitach”, bezczelnie kłamie i przeinacza historię trwającego dwa tysiące lat triumfalnego pochodu panującej religii miłości do bliźniego. B: Tylko w „FiM” można przeczytać tak doskonale udokumentowaną i niezafałszowaną historię doktryny, która zmieniła świat za pomocą oszustw, tortur i stosów. Pytanie 5 – Czy... A: Joanna Senyszyn jest ogarniętą fobiami lewacką feministką piszącą androny i nie wiadomo, kto dał jej świadectwo maturalne, nie mówiąc już o tytule profesora. B: Pani Senyszyn jest jedną z najodważniejszych kobiet w tym kraju (obok prof. Szyszkowskiej), postacią, która pozwala zachować nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone, bowiem tam, gdzie wszyscy ludzie myślą tak samo, to nikt nie myśli zbyt wiele. Pytanie 6 – Czy... A: Radio Maryja to jedyna rozgłośnia w Polsce, która zwalcza nienawiść podsycaną przez inne media. Ostoja nowoczesnej, głęboko proludzkiej filozofii. Stacja słuchana przez Ciebie najchętniej. B: Gdy słuchasz Radia Maryja i ojca Ryzyka, to masz odruchy wymiotne i mordercze myśli. Pytanie 7 – Czy... A: Bracia Kaczyńscy są jedyną gwarancją na naprawienie Polski.
– Nieprawda. Trzask odkładanej słuchawki... ¤¤¤ Kolejna członkini Samoobrony, do której zadzwoniliśmy, jest innego zdania: – Oczywiście, że to fakty. Mając niemal pewny mandat do Sejmu z pierwszego miejsca w centralnej Polsce, zrezygnowałam z kandydowania. Podobnie jak ja postąpiło kilkanaście znanych mi osób. – Dlaczego? – Nie chcieliśmy startować z listy, na której obok nas będzie oszust i aferzysta! Dobrze, że nareszcie ktoś zajął się tą sprawą. Może to coś da. Choć, szczerze mówiąc, wątpię. MAREK SZENBORN LIDIA SZENBORN, MP PS O innych wyborczych niewypałach czytajcie na stronie 7 i 9.
B: Nie możesz przeboleć, że za kradzież księżyca nie wpakowano ich za młodu na dożywocie do więzienia. Pytanie 8 – Czy... A: Prałat Jankowski jest wcieleniem cnót głoszonych przez Jezusa Chrystusa: skromności, ubóstwa, wstrzemięźliwości, miłości! B: Jeśli Lucyfer ma na ziemi swojego ambasadora, to – nie wiedzieć dlaczego – usytuował go w Gdańsku. ¤¤¤ Jeszcze raz przeczytaj uważnie powyższe 8 pytań testowych. Za każdą odpowiedź „A” przyznaj sobie 0 punktów. Za każdą odpowiedź „B” – 1 punkt. I teraz: Jeśli uzyskałeś 8 punktów, to wiedz, że jesteś człowiekiem o szerokich horyzontach, wolnomyślicielem, humanistą i w ogóle sympatyczną osobą, którą – jeśli kiedyś przypadkowo zawita do Łodzi – serdecznie zapraszam na redakcyjną kawkę z ciasteczkiem (ul. Zielona 15, trzecie piętro.) Jeśli natomiast Twój wynik to ZERO, pobiegnij go kiosku i niezwłocznie zażądaj zwrotu pieniędzy za ten numer „FiM”, bo po co go w ogóle kupowałeś! I jeszcze uwaga praktyczna: nie postawię kawki nikomu, kto zebrał mniej niż 6 punktów. MAREK SZENBORN
[email protected]
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Chcę do piekła! Ludziska w Częstochowie nareszcie wiedzą wszystko o cierpieniach czyśćcowych i piekle. Temu miastu takie uświadomienie się należy, bowiem od lat sprzedaż prezerwatyw jest tam najwyższa w kraju. Czy istnieje życie pozagrobowe? Jasne! A czyściec? Głupie pytanie. A piekło? Jasna cholera, chciałbym się tam dostać! Dlaczego? Zaraz wyjaśnię. Pracuję w „Faktach i Mitach”, moim przełożonym jest wyklęty przez antychrześcijański Kościół Jonasz, który uparcie twierdzi, że nigdy nie atakował, nie atakuje i nie będzie atakował religii, tylko jej wypaczenia. Ale mimo to robota w takim czasopiśmie to już przedsionek do piekła, prawda? Następnym moim krokiem w tym kierunku jest fakt, że świadomie za życia odrzuciłem wiarę w Boga, dlatego zostanę przez niego potępiony, o ile on na dodatek przestanie wierzyć we mnie. Dusza moja pójdzie w „ciemności wewnętrzne”, gdzie będzie „płacz i zgrzytanie zębów”. Chryste Panie, zaczynam się bać, po prostu pękam umierać. To mi się nie opłaca. Mogę trafić między „duchy złe” albo „duchy marne”. I wtedy koniec. Przepadłem.
A kto mi o tym wszystkim przypomina? Jacyś nawiedzeni kolesie, autorzy „Życia pozagrobowego”, wydanego w Częstochowie i rozdzielanego wśród pielgrzymów. Mogę tam np. przeczytać, co stanie się z nami – zdaniem świętej Magdaleny, czyli Zofii Barat, założycielki Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa – kiedy trafimy do czyśćca, a potem do piekła. Proszę bardzo, Magdalena-Zofia nas instruuje: „Najstraszniejszą męką du-
szy jest tęsknota za Bogiem, którą odczuwam stale, z wyjątkiem okresu, który spędzam w niektórych Kręgach Czyśćca, gdzie niemożność zwracania się do Niego myślą jest jej najokrutniejszą
egoroczne wybory – tak parlamentarne, jak i prezydenckie – jeszcze raz udowodniły słabości polskiego systemu politycznego. A przede wszystkim to, że nasza demokracja jest demokracją dekoracyjną, czyli pozorną. Jeszcze nigdy dotąd przebieg kampanii wyborczej i jej rezultaty nie zależały w takim stopniu od manipulacji sondażami wyborczymi i od siły rażenia telewizji. To bardzo źle rokuje na przyszłość, bo znaczy, że jako społeczeństwo stajemy się coraz bardziej podatni na medialny spektakl, zaś w podejmowaniu decyzji coraz mniej używamy rozumu, poddając się wrażeniom i uczuciom pokazywanym na szklanym ekranie. Wielokrotnie pisaliśmy na tych łamach, że demokracja źle się udaje w krajach zacofanych cywilizacyjnie, peryferyjnych mentalnie, kulturowo i gospodarczo, czyli takich jak Polska. Przypomnijmy, że protestanckie ojczyzny demokracji mają setki lat tradycji demokracji wewnątrzparafialnej. Z tego wolnego protestanckiego ducha płynie świadomość, że człowiek coś znaczy we wspólnocie i że należy kierować się w życiu rozumem. Katolicy natomiast uczeni są tego, iż nic nie mają w parafiach do powiedzenia, bo ostatnie zdanie ma i tak ksiądz dobrodziej, a kierować się powinni posłuszeństwem wobec autorytetów. To jest mentalność dobra dla pańszczyźnianych chłopów, a nie dla społeczeństwa wolnych obywateli. Polacy uwierzyli sondażom i poddali się urokowi telewizyjnej manipulacji. Uwierzyli, że już nie ma wyboru, że wszystko postanowione. Nawet kandydaci nie wierzyli już we własne szanse – Borowski jeszcze przed pierwszą turą wyznał, że w drugiej zagłosuje na Tuska.
T
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA męką właśnie!”. Bardzo ciekawy styl pisania, prawda? Wynikałoby z tego, że św. Magdalena koresponduje z nami, siedząc w czyśćcu! A piekło? Lepiej nie mówić! Zgroza! Jak tam trafić? Sprawa prosta, a Magdalena-Zofia wali z grubej rury: opanował cię szatan, dręczy cię bez miłosierdzia, rozpętuje w tobie żądzę użycia, pragnienie seksu zwyrodniałego oraz wyrafinowany, cielesny komfort dla ciała. A właśnie. To demon nas wtrąci do tego pieprzonego piekła przez uprawianie seksu i grzeszny cielesny komfort; i całe swoje życie masz, człowieku, zmarnowane! I tak ględzi nam wydawnictwo znajdujące się w Częstochowie przy ulicy Armii Krajowej 12/30. Liczne pielgrzymki są zarzucane „złotymi myślami” zawartymi w tej książeczce i ludzie boją się jak cholera. A ja – szczerze mówiąc – nie pękam czyśćca, a tym bardziej piekła. Przypomina mi się bardzo prawidłowa i słuszna w treści anegdota, która brzmi: – No, jak tam? Trafiłeś do nieba. Zadowolony jesteś? – No. A gdzie ciebie Bóg skierował? – Do piekła. – Zadowolony jesteś? – Stary! Balanga od rana do nocy. Dziewczyny na nagusa, seks, ciepło, karty, zimna wóda i śpiew. A u ciebie w niebie? – Robota od rana do wieczora. Straszna harówa! Non stop! – Dlaczego? – Brak ludzi, brak ludzi! ANDRZEJ RODAN
Jeżeli on sam tak się wygłupił, to jak mogli wierzyć w niego wyborcy?! Sondaże to bardzo sprytna broń. Po pierwsze – nie można sprawdzić ich wiarygodności i tego, czy nie są po prostu kupione. Po drugie – jeżeli w kilku sondażach są wyraźnie dwaj liderzy górujący poparciem nad innymi, to powstaje efekt śnieżnej kuli. Ludzie porzucają swoich dotychczasowych faworytów i popierają silniejszych. Taka jest nasza polska mentalność, że modnie jest należeć do potencjalnych zwycięzców. Wszak okazji do fetowania jakichkolwiek zwycięstw mamy w Katolandzie tak niewiele... Jeżeli sfabrykuje się kilka pierwszych sondaży, to sprawa jest przesądzona – kolejne nawet bez wielkich manipulacji będą wskazywały na przewagę wylansowanych liderów. Dlatego w polskich warunkach konieczne byłoby zabronienie publikowania sondaży już na kilka miesięcy przed wyborami. Niezbędny byłby również zakaz publikowania dodatkowych, płatnych reklam telewizyjnych partii i kandydatów, a w zamian – danie jednakowego czasu antenowego wszystkim kandydatom, zarówno w telewizji publicznej, jak i prywatnej. Nasze prawa i wolności są bowiem zbyt cenne, aby oddać je na łaskę pieniędzy wielkiego biznesu i speców od reklamy, czyli manipulacji. Ktoś powie, że to też pewnego rodzaju ograniczanie. Ale jest przecież mnóstwo koniecznych ograniczeń wolności (na przykład w prawie o ruchu drogowym), które istnieją po to, aby umożliwić nam bezpieczne życie wśród innych ludzi. Bez ograniczenia manipulacji sondażowo-telewizyjnych nigdy nie dorobimy się sprawiedliwości w tym kraju. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
W krainie manipulacji
Prowincjałki Policjanci z Raciborza wpadli na trop groźnego przestępcy! Jest nim 77-letni mieszkaniec Kuźni Raciborskiej, który w ogródku zamiast tulipanów uprawiał konopie indyjskie oraz mak. Starszy pan idzie w zaparte i twierdzi, że to zielsko wyrosło przypadkiem, ale stróże prawa są nieczuli na jego wyjaśnienia i szukają wspólników plantatora. Facetowi grozi do 2 lat więzienia. Ufamy, że na ten zasłużony odpoczynek zabierze z sobą trochę ziółek... OH
PLANTATOR
Trzech nastolatków z Dobrzan i Grabnicy za wszelką cenę chciało się zabawić na dyskotece w miejscowości Kozy, a że nie mieli jak tam dojechać – postanowili „pożyczyć” od sąsiada ciągnik. Chłopaki bawili się dobrze, chcieli nawet – jak zapewniali – oddać pojazd właścicielowi. Kierujący nim 16-latek nie miał oczywiście prawa jazdy, miał za to we krwi 1,6 promila alkoholu. Teraz zabawią się przed sądem. OH
RAZ KOZIE ŚMIERĆ
Farmaceuta jednej z wrocławskich aptek sprzedawał po pijanemu leki. Bełkotał i nie mógł powtórzyć nazwy leku, o który go proszono. We krwi miał 1,9 promila alkoholu. Trafił przed oblicze sędziego, który przychylił się do wniosku prokuratora i umorzył postępowanie karne, gdyż „społeczna szkodliwość czynu farmaceuty była nieznaczna”. AH
APTEKARZ ZAAPLIKOWAŁ
Policja w Bydgoszczy szuka faceta z dziurą w czole. Dorobił się jej od ekspedientki sklepu, który próbował obrabować. Dzielna kobieta nie przestraszyła się pistoletu gazowego i rąbnęła rabusia metkownicą. Funkcjonariusze obawiają się, że z dziurą w czole bandzior może być jeszcze bardziej agresywny. AH
ZNAK SZCZEGÓLNY
Policja z Tomaszowa prowadzi dochodzenie w sprawie 70-letniego mężczyzny, który od trzech lat bił swoją ukraińską konkubinę. 48-letnia kobieta obrywała za to, że nie chciała uprawiać z nim seksu. Gdy odmawiała, sprowadzał na noc jej ukraińskie koleżanki. Te dawały dupy bez bicia. AH
EJ, SOKOŁY!
Wymuszenie 400 zł łapówki zarzuciła prokuratura dwóm policjantom z Katowic. Funkcjonariusze przyłapali w lesie kierowcę i jego znajomą podczas stosunku. Mężczyźnie zagrozili, że jeśli nie dostaną kasy, o wszystkim dowie się jego żona. AH
HARACZ ZA SEKS
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE On (Tusk – dop. red.) jak trafi argument, to się nie upiera, natomiast przeciwnik jest taki Koziołek Matołek. On się uprze, zaprze się i „nie, nie, nie”, a tak nie można. Taki kandydat na takich stanowiskach to niebezpieczna sprawa, a do tego Ojciec Rydzyk i mamy komplet. (Lech Wałęsa podczas spotkania z Donaldem Tuskiem)
¶¶¶
Znam poglądy pana Marcinkiewicza, pan Marcinkiewicz jest byłym działaczem ZChN-u, przeciwnikiem używania prezerwatywy. (Marek Borowski)
¶¶¶
Bracie, trzymaj się blisko prawdy, to nawet jeśli przegrasz, i tak będziesz miał satysfakcję. Natomiast jak zejdziesz z tej drogi, to tam jest pokus tak wiele, że prędzej czy później popłyniesz. (Lech Wałęsa – rada dla nowego Prezydenta RP)
¶¶¶
Tuskowi ktoś taki jak Giertych czy Lepper nie ośmieliłby się zaproponować wspólnego rządzenia Polską. (Stefan Niesiołowski)
¶¶¶
Przyznanie Nagrody Nobla Janowi Pawłowi II byłoby zaszczytem dla komitetu noblowskiego, a nie dla samego papieża. (bp Tadeusz Pieronek)
¶¶¶
To nie są przecież media katolickie („Nasz Dziennik” i Radio Maryja – dop. red.). To są media niechrześcijańskie. (...) czas najwyższy, żeby więcej księży biskupów odcięło się od tych pseudokatolickich mediów. (ks. prof. Michał Czajkowski w „Salonie politycznym Trójki”.)
¶¶¶
Wyemitowany w niedzielę, 2 października br., przez TVN film o Radiu Maryja jest wprost klinicznym przypadkiem propagandy, która największe swoje triumfy święciła w okresie stalinowskim. („Nasz Dziennik” 236/2005) Wybrała OH
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
NA KLĘCZKACH
SEN „WYBIÓRCZEJ”
ALE JAJA!
Nasza ulubiona „Gazeta Wyborcza” po raz kolejny odkryła to, o czym pisaliśmy 3 lata temu („FiM” 20/2002), tyle że teraz „ustalenia” „GW” cytują wszystkie media. Chodzi o praktykę firmy ubezpieczeniowej „Warta”, która dla księży i katolików wskazanych przez proboszczów (zaświadczenie na piśmie) stworzyła 20-procentowe ulgi przy zawieraniu umów ubezpieczeniowych. Pakiet „Parafia” okazał się prawdziwym hitem wśród plebanów, którzy dzięki niemu uzyskali jeszcze jedno narzędzie „ewangelizowania” i korumpowania owieczek. RP
Skandal, hańba i... nie będzie Norweg pluł nam w twarz. Cały katolicki świat już wystrzeliwał korki z wina mszalnego, mając pewność, że Karol Wojtyła – znany skądinąd pod kryptonimem JPII – jako pierwszy człowiek dostanie pośmiertnie Pokojową Nagrodę Nobla, a tu taki wstyd. Nagrodę wzięła jakaś Agencja Energii Atomowej i osobiście jej dyrektor, a w dodatku muzułmanin Mohamed ElBaradei. I to za co? Za walkę z rozprzestrzenianiem broni masowego rażenia. Jedna jest tylko pociecha: ElBaradei w całym swoim życiu ani po śmierci nie zostanie świętym. Choćby do znudzenia rozbijał jądra nie tylko atomów, ale – za pomocą dwóch cegieł – nawet własne. MarS
uniwersytetu. Kamień węgielny został przywieziony ze szczytu góry Synaj, a na życzenie jednego ze sponsorów patronem kaplicy został św. Józef Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny. AK
KOLEGA PREMIERA
BICIE W (CUDZE) PIERSI Gdańskie archidiecezjalne wydawnictwo Stella Maris, które okazało się żyłą złota dla grupy oszustów, m.in. w sutannach, jest już bankrutem i od wielu miesięcy nie wypłaca wynagrodzenia pracownikom. Szef archidiecezji abp Tadeusz Gocłowski twierdzi, że to wina nie Kościoła, lecz przestępców i... pazernego komornika, który sprzedał maszyny Stella Maris i jego samochody. Arcybiskup nie przejmuje się jednak ani trochę losem drukarnianych „roboli”, choć jest krajowym duszpasterzem ludzi pracy. Za to wybronił skutecznie od pobytu za kratkami swojego spowiednika, który świadomie kierował tym przestępczym interesem. Bliższa ciału sutanna... RB
PO ŁAPACH Już wkrótce nikt w Polsce nie będzie mógł pozostać głuchy na Słowo Boże wygłaszane przez sukienkowych. „Effatha! Język migowy” – to tytuł najnowszego podręcznika migania stworzonego dla księży pracujących z osobami głuchoniemymi i niesłyszącymi. Książka, która ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie podpowiada, jak nawracać za pomocą rąk. Niektórzy księża znacznie wcześniej zgłębili tajniki mowy ciała. Ta tajna broń Krk od dawna używana jest do ewangelizacji co ponętniejszych parafianek. Czasem się nie udaje i... po łapach! MW
STUDENCI SĄ SZCZĘŚLIWI Nareszcie msze nie będą odprawiane w spartańskich warunkach na korytarzach albo w salach wykładowych – donosi tygodnik „Niedziela”. Studenci Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie doczekali się w końcu własnej świątyni. Wzniesiona w centralnym punkcie akademickiego kampusu na Młocinach – ma służyć ośmiu tysiącom żaków i przypominać im o szczególnym charakterze
z uczelnianych budynków namalowali portret Jana Pawła II. Obraz miał być świadectwem wiary pokolenia JPII. Kogoś jednak ów kicz musiał razić do tego stopnia, że domalował do papieskiego wizerunku czarne okulary oraz ekscentrycznie podkręcone wąsiki. I zaczęło się: skandal, profanacja, szarganie świętości. Jakby tego było mało, uczelnia zwleka z doprowadzeniem malowidła do stanu pierwotnego. Niektórzy lublinianie o obrażonych uczuciach zastanawiają się nawet nad odkupieniem od uczelni budynku z portretem i uczynieniem z niego kapliczki... AK
RABA BLUES
Z Borowskich Kopalni Granitu w Strzegomiu zniknął milion złotych. Według prokuratury, nielegalnie wyprowadził go stamtąd Jan Łuczak, były doradca ministra łączności w rządzie Jerzego Buzka i dobry kolega kandydata na premiera – Marcinkiewicza (na zdjęciu). Dziś Łuczak jest prezesem jednej z warszawskich firm telekomunikacyjnych. Nie poniesie jednak za to kary: prokuratura i sąd tak ślimaczyły się ze sprawą, aż uległa przedawnieniu. PT
GDYBYM BYŁ NORMALNY... Profesor Ryszard Bender, szef lubelskiego sejmiku z poręki LPR, zaszczycił swoją obecnością wystawienie „Skrzypka na dachu” w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Na scenie obecni byli niemal sami Żydzi z carskiej Anatewki, a mimo to Bender, znany z antysemickich wystąpień, śmiał się i klaskał w rytm piosenek. Wznowienie „Skrzypka” zbiegło się z jubileuszem 50-lecia pracy artystycznej Mariana Josicza, kreującego rolę Tewjego Mleczarza. Po przedstawieniu składano aktorowi życzenia, były dyplomy, odznaczenia i kwiaty. Życzył też Bender. W teatralnym bufecie profesor po raz kolejny złożył jubilatowi życzenia i krzyknął na jego cześć: „Sto lat”. Josicz jest zdeklarowanym członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. I to delegatem na zjazd krajowy tej partii. Jednak muzyka łagodzi obyczaje. KC
ŚWIĘTE GRAFFITI Po śmierci papieża studenci wydziału artystycznego uniwersytetu w Lublinie na ścianie jednego
Edward Siarka, wójt Raby Wyżnej i poseł z ramienia PiS, przegrał proces cywilny z powództwa Wiesława G., właściciela dwóch lokali w Skawie. W opinii miejscowych w przybytkach tych funkcjonowały zakamuflowane domy uciech cielesnych. Nagłośnioną przez media sprawą w 2004 r. zajęła się Komisja Bezpieczeństwa Rady Powiatu Nowotarskiego. Podczas obrad na salę wszedł Wiesław G. Wójt, który akurat był przy głosie, nazwał go największym burdelarzem i meliniarzem Podhala. Wiesław G. uznał, że taka wypowiedź narusza jego dobre imię i oddał sprawę do sądu. Po trwającym ponad rok procesie Siarce nakazano wpłatę 3 tys. zł na cele charytatywne oraz przeproszenie G. na łamach „Tygodnika Podhalańskiego”. Siarka został właśnie nowym posłem i jesteśmy pewni, że ciążący na nim wyrok nie przeszkodzi mu w walce o prawo i sprawiedliwość. MW
CELA DLA KSIĘDZA Nie udała się 44-letniemu księdzu Waldemarowi Barnakowi z Gołdapi sztuka oszkapienia sądu. 26 bm. proboszcz musi zameldować się w Zakładzie Karnym w Suwałkach, by odbyć 4-letnią karę odsiadki. Sutannowy wił się jak piskorz, udając m.in. psychola, by nie ponieść konsekwencji za jazdę na podwójnym gazie (1,5 promila alkoholu) w maju 2002 r. i spowodowanie zderzenia z innym samochodem, w wyniku czego śmierć poniosła nauczycielka z Olecka Anna P. To kolejny przypadek duchownego, który kręci, by nie trafić za kratki, jednakże konsekwencja Temidy zrobiła swoje: wyrok odbywa m.in. ks. Wincenty Pawłowicz, który gwałcił ministrantów, a także ks. Marek Sobański, który pod Włocławkiem spowodował tragiczny wypadek, w wyniku którego zginęło kilka osób, m.in. małżeństwo z dzieckiem. RP
LEGALNY TRÓJKĄT Pod koniec września trójka Holendrów zawarła pierwszy cywilny związek poligamiczny. 46-letni Victor de Bruijn poślubił dwie wybranki – 31-letnią Biankę i 35-letnią Miriam. Stało się to możliwe po usankcjonowaniu tzw. unii cywilnej, która pod względem prawnym jest niemal równoważna z małżeństwem. Unią mogą łączyć się osoby bi-, homo- i heteroseksualne, które pragną zalegalizować swoje związki. Między obiema paniami de Bruijn nie ma mowy o zazdrości, albowiem jako biseksualistki szczerym uczuciem darzą nie tylko „męża”, ale i siebie nawzajem. MW
ULGI DLA CZAROWNIC W Holandii wieją dobre wiatry dla czarownic. Mają one władze po swej stronie. Niedawno wiedźmy wyraziły zgodę na odpisanie od podatku jednej z nich 2210 euro z tytułu jednorocznego kursu czarnoksięstwa. Obejmował on m.in. naukę posługiwania się szklaną kulą, rzucania uroków, warzenia ziół. Studentką była 39-letnia aktorka, która wobec niepowodzeń w pracy zawodowej postanowiła otworzyć zakład czarnoksięski i potrzebowała profesjonalnej
5
wiedzy. Kurs prowadziła Margarita Roland; portret na stronie internetowej pokazuje ją z miotłą między udami, w spiczastym kapeluszu. Wykładowczyni znana jest jako wiedźma z Appelscha. PZ
KSIĄDZ W OBROŻY Ksiądz Kościoła episkopalnego w Szkocji, Kenny Macaulay, został zawieszony przez zwierzchników, oburzonych jego działalnością. Co ks. Kenny zmalował? Dobierał się do rozporków ministrantów jak jego katoliccy koledzy? Nie. Kupił w Internecie sprzęt do zabaw sadomasochistycznych: skórzaną obrożę, stół do tortur i krzyż. Do tego film porno. Wszystko dla siebie, ale się wydało. Czasopismo „Scotland on Sunday” potępia duchownego. Niepotrzebnie. Czy to nie miłe, że kapłan ma tak niewinną perwersję? TW
KUP PAN IKONĘ… Rosyjska Cerkiew Prawosławna zainwestowała w Moskwie w budowę „świątyń” konsumpcjonizmu. Duchowni zdecydowali się wesprzeć niebagatelną sumą 25 milionów dolarów sieć nowoczesnych centrów handlowych. Powstaje już dziesięć takich obiektów o powierzchni od 3 do 10 tysięcy metrów kwadratowych. Większość pomieszczeń zostanie wydzierżawiona sklepom, kinom i restauracjom, pozostałe Cerkiew zagospodaruje na własną działalność. Powstaną tam stoiska z ikonami, świecami, nabożnymi książkami i innymi „świętymi” gadżetami. Ciekawe, czy będą otwarte w niedzielę... RB
CIAO, DARWIN! Uniwersytet Kalifornijski został oskarżony o dyskryminację uczniów wywodzących się z niektórych szkół chrześcijańskich. Uczelnia przy rekrutacji studentów nie chce im zaliczyć zajęć, jakie były prowadzone na podstawie podręczników negujących teorię Darwina. Rzecznicy szkoły ripostują, że nie chodzi o dyskryminację, ale o wymaganie od przyszłych studentów minimum rzetelnej wiedzy i krytycznego myślenia. AC
6
liwicki ordynariusz odwołał księdza Grzegorza Dewora. Mieszkańcy protestują. A rację i tak ma biskup. Na własnej skórze przekonują się o tym parafianie z Miasteczka Śląskiego, którzy zbuntowali się przeciwko decyzji biskupa Jana Wieczorka. Jeśli ktoś jeszcze miał nadzieję, że gliwicki ordynariusz podejmie dialog z okupującymi od 5 miesięcy plebanię w Miasteczku Śląskim („FiM” 24, 30, 37/2005), to po jego wizycie 8 października przestał mieć jakiekolwiek złudzenia. Właśnie wtedy odbył się w Miasteczku diecezjalny zlot. Nadarzyła się okazja, by gliwicki książę Kościoła postawił wreszcie kropkę nad „i” i w obecności ponad stu księży i obrońców księdza Grzegorza Dewora zakończył skandal, wychodząc z afery obronną ręką. Niestety, biskup stchórzył. – Spodziewaliśmy się, że biskup zamieni z nami chociaż kilka zdań, jak z ludźmi. Że osobiście wytłumaczy
G
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
POLSKA PARAFIALNA
Biskup stchórzył całe zamieszanie i przeprosi za niesłuszną odstawkę księdza Grzegorza. Po prostu przyzna się do błędu. Inni oczekiwali, że może powie wprost, jakie zarzuty ma wobec księdza – mówili nam przedstawiciele parafii. Nie spełnił się żaden z wariantów. Gliwicki ordynariusz zwyczajnie olał swoje owieczki i nieposłusznego księdza. W kościele podczas mszy nie padło żadne słowo odnoszące się do sytuacji w Miasteczku Śląskim, tak jakby konflikt nie istniał. Na zwołanej konferencji przedstawiciele parafii nie kryli swego zdegustowania zachowaniem gliwickiego ordynariusza, który zamiast wreszcie wytłumaczyć ludziom swoją decyzję, wzgardził nimi
i potraktował jak powietrze. Obrońcy ks. Grzegorza są wściekli, tym bardziej że wielu dotychczasowych duszpasterzy nie miało dobrej opinii: jeden miał kochankę, drugi uciekł z małoletnią za granicę, inni mieli homoseksualnych partnerów. Tymczasem po wizycie delegacji obrońców ks. Grzegorza u bp. Stanisława Dziwisza, krakowskiego metropolity, trwają zakulisowe próby zakończenia konfliktu. Czy papieskiemu sekretarzowi uda się okiełznać gliwickiego hierarchę – wkrótce się przekonamy. J. RUDZKI Fot. Autor
Korniki i komorniki... Po harcach komornika w gdańskim wydawnictwie Stella Maris zanosi się na egzekucje w kalisko-ostrowskiej parafii ewangelicko-augsburskiej. Wszystkiemu winne są drzewa, a w dodatku – ścięte. Kiedy pastor Andrzej Banert – odwołany już szef parafii – remontował cmentarz przy ulicy Grabowskiej w Ostrowie Wielkopolskim, ściął podobno 300 drzew, w tym wiele pomników przyrody. Dziś sam Banert mówi, że błędem było niezałatwienie zezwolenia na tę wycinkę. Ale dodaje: – Większość z owych 300 drzew to dzikie samosiejki zżerane przez korniki, więc nie ma mowy o wycięciu jakichś zabytków. Poza tym okoliczni mieszkańcy także ostrzyli siekiery i „pomagali” nam porządkować teren. – Widziałem kilku sąsiadów, którzy na wózkach wywozili drewno – twierdzi Stanisław C. – Dziś całą winę przypisuje się ludziom pastora... Ustaliliśmy, że pastor Banert, przystępując do remontu cmentarza, zaczął reklamować konkurencyjność własnych usług pogrzebowych. Ogłosił, że będzie przy Grabowskiej chował wszystkich chętnych, i to po promocyjnych cenach. Takie informacje rozzłościły wszechmocnych ostrowskich proboszczów i księży Krk, praktycznie rządzących blisko 80-tysięcznym miastem nad Ołobokiem. Infułat Tadeusz Szmyd i proboszcz konkatedry Alfred Mąka przystąpili do natychmiastowego działania. Jedna z parafianek (była radna miejska!) powiadomiła organa ścigania; na cmentarzu pojawili się strażnicy
miejscy i inspektorzy z miarami. Dokonano stosownych obliczeń. Wyszło, że ewangelicy są winni samorządowi 6 mln zł. Po odwołaniu kwota zmniejszyła się do 4 mln zł. Jerzy Świątek, lewicowy prezydent Ostrowa Wielkopolskiego, nie ukrywa, że gotówka bardzo przydałaby się miastu. Potrzeb jest wiele. Samorząd nie zamierza dłużej czekać na kasę od protestantów, więc już skierował sprawę do urzędu skarbowego, co oznacza, że wkrótce trafi ona na biurko komornika. Parafia ogłosiła, iż na razie egzekucja nie będzie skuteczna, bo ewangelicy nie mają pieniędzy. Następca zdymisjonowanego Banerta, ks. dr Artur Rej, pragnie negocjować z urzędnikami odroczenie egzekucji, bo nic innego mu nie zostało. Miasto jest jedynie skłonne rozłożyć spłatę na raty. W magistracie dokładnie sprawdzono, jakie nieruchomości posiada parafia. W samym Ostrowie jest ich wiele. Chociażby odzyskana niedawno przez ks. Banerta kamienica na rogu Rynku i ul. Królowej Jadwigi. – Kiedy ewangelicy trzy lata temu wygrali w sądzie spór z samorządem o tę kamienicę, były prezydent Ostrowa Mirosław Kruszyński, wielki przyjaciel proboszczów (dziś wiceprezydent Poznania – przyp. JK), długo nie mógł pogodzić się z takim wyrokiem – informuje „FiM” jeden z miejscowych urzędników. Dodatkowo miasto zapłaciło około 400 tys. zł za odwołania. Pastor Banert triumfował. Szukano na niego haka i znaleziono. Dziś prezydent z SLD, nomen omen Świątek, dalej realizuje wytyczne watykańczyków. JAN KALINOWSKI
tym roku reaktywowano festiwal rockowy w Jarocinie. Czy odbędzie się za rok? O tym zdecyduje biskup Stanisław Napierała, bo Jarocin pozostaje w zasięgu jego władzy.
W
Katolickich, a ich protest ukazał się natychmiast w publicznej telewizji. Do akcji włączono rady parafialne, babki różańcowe i innych kościelnych aktywistów, aż przyszedł czas na głos biskupa Stanisława. Napierała od razu walnął z grubej
Szatan w Jarocinie Wystraszony burmistrz Jarocina Adam Pawlicki do niedawna głosił, że wznowienie festiwalu wpłynie na ożywienie miasta, także gospodarcze, i przywróci darmową promocję w ogólnopolskich mediach. Nagle rura mu zmiękła. – O tym, czy festiwal będzie, zdecydujemy po rozmowie z biskupem Napierałą – wyznał. Pierwsze ataki na reaktywowaną imprezę rozpoczęły się zaledwie kilka dni po zakończeniu Jarocin PRL Festiwal. Impuls wyszedł z kościelnych dołów, a był nim list księży jarocińskiego dekanatu, którzy nie pozostawili na organizatorach suchej nitki. Imprezę oprotestowało także kanapowe, nawiedzone Stowarzyszenie Dziennikarzy
rury: „Na tym festiwalu przywoływany jest szatan. A szatan przyzywany przychodzi, zajmuje miejsce, czyni zło i nie chce wyjść!”. Władze Jarocina planowały przeprowadzić 9 października referendum wśród mieszkańców miasta, ale po wystąpieniu Napierały zrezygnowano z tego pomysłu. Przemówił jedynie wiceburmistrz Robert Kaźmierczak: – Festiwal jest ważny dla Jarocina, ale w tak ważnej sprawie nie powinno być odwołań do wyboru pomiędzy słowem biskupa a tym, czego chcieliby mieszkańcy. Innego zdania są miejscowi radni. Podczas niedawnej sesji opowiedzieli się za organizacją festiwalu. Za późno – biskup Napierała, z pomocą szatana, już go odwołał. JK
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r. Ujawniamy kolejne luki – by nie rzec: oszustwa – w oświadczeniu majątkowym Kazimierza Marcinkiewicza, przyszłego premiera. A przy okazji podajemy przepis, jak za 100 tys. zł przejąć zarządzanie przedsiębiorstwem „Polska, spółka z nieograniczoną nieodpowiedzialnością”. Po tym jak bracia Kaczyńscy wyciągnęli z kapelusza królika, który nazywa się Kazimierz Marcinkiewicz, stopniowo dowiadujemy się o przyszłym premierze więcej, niż on by sobie życzył. Z pewnością nie wstydzi się tego, że był ministrantem w gorzowskiej katedrze i aktywnym działaczem duszpasterstwa akademickiego. Ale z pewnością nie w smak mu publiczna już tajemnica, że zataił – w poselskiej deklaracji majątkowej – swoje dochody (słynne już 36 tys. zł za doradzanie Towarzystwu Emerytalnemu HMC, gdzie prezesem był Zbigniew Pusz, kolega partyjny z ZChN) bądź nie ujawniał posiadanych zasobów i sprawowanych funkcji w prywatnej PiS-owskiej spółce, co właśnie wywąchały „FiM”. Najświeższym problemem Marcinkiewicza jest Instytut Środkowoeuropejski, który po raz pierwszy pojawił się w jego oświadczeniu majątkowym za rok 2002. Poseł Marcinkiewicz zadeklarował wówczas, że jest posiadaczem 50 proc. udziałów Instytutu, a firma ta ma charakter non profit, więc nie osiągnął z tytułu owej własności żadnych dochodów. Podobnie było w oświadczeniach za lata 2003, 2004 oraz w ostatnim – wypełnionym 24 czerwca 2005 r., na zakończenie kadencji Sejmu. Ów problem Marcinkiewicza polega na tym, że właśnie pojawiły się w mediach informacje o hojnym sponsorowaniu Instytutu przez żonę znanego w kręgach policyjnych Jana Łuczaka – biznesmena, któremu już od dawna usiłują dobrać się do skóry wydziały ds. przestępczości zorganizowanej kilku komend wojewódzkich. ¤¤¤ Na przykład: jesienią 2001 r. za pośrednictwem łańcuszka spółek Łuczak kupił bez przetargu firmę RON-Leasing należącą do Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, przejmując razem z firmą jej konto, a na nim kilkadziesiąt milionów złotych.
Opisywana transakcja doszła do skutku dzięki osobistemu zaangażowaniu Waldemara Flügla – ówczesnego prezesa PFRON, a dzisiaj członka Rady Politycznej PiS i najbliższego współpracownika Marcinkiewicza w Prezydium Lubuskiego Zarządu Regionalnego tej partii. Sprzedaż RON-Leasing Łuczakowi odbyła się bez koniecznej zgody Rady Nadzorczej PFRON oraz pełnomocnika rządu ds. osób niepełnosprawnych (por.: „Piraci”, „FiM” 23/2005). ¤¤¤ Medialne zarzuty (por. www.raportnowaka.pl) Marcinkiewicz odpiera, twierdząc, że owszem, był wraz z Wiesławem Walendziakiem
PATRZYMY IM NA RĘCE Klubu Parlamentarnego AWS oraz minister – szef Kancelarii Premiera), Marka Zdrojewskiego (minister łączności), Jarosława Sellina (rzecznik prasowy rządu) oraz Waldemara Gaspera (doradca Buzka ds. polityki kulturalnej i środków masowego przekazu, słynny dzięki aferze z Telewizją Familijną), Marka Budzisza (doradca Walendziaka i ministra finansów Jarosława Bauca, członek rady nadzorczej Pomorskich Kopalni Żwiru SA i „Ariady” SA, członek rady Banku Częstochowa oraz prezes zarządu agencji public relations ASAP Promotion Consultants SA, przewijającej się w aferze PZU Życie. Istniały też podejrzenia, że wydatki na obsługę medialną
W pierwszej Radzie Nadzorczej Instytutu zasiedli: Gasper, Cezary Michalski (publicysta katolicki), Jacek Rusiecki (członek warszawskiego Zarządu Regionalnego PiS, Radio Plus), Krzysztof Prokop (historyk i publicysta katolicki) oraz Marek Matraszek (lobbysta i – według magazynu „Politycy” z 20 kwietnia 2004 r. – „członek prawicowej grupy Windsor, właściciel CEC Government Relation, znany z tego, że jego argumenty najbardziej trafiają do serc polityków PO i PiS”). Prezesem zarządu został Budzisz. Marcinkiewicz wszedł do gry 6 listopada 2002 r., kiedy to odkupił od Budzisza i Sellina ich udziały. Równolegle Walendziak
s-P PiS inwentarza
właścicielem Instytutu Środkowoeuropejskiego, lecz z Łuczakiem łączą go wyłącznie kontakty towarzyskie, a „jedyną działalnością Instytutu było założenie fundacji o tej samej nazwie. (...) Donatorami fundacji były osoby fizyczne” – czytamy w oświadczeniu przesłanym Polskiej Agencji Prasowej. My nie będziemy tu dociekać, z kim przyszły premier pije wódkę, komu (i na co) podrywa żonę bądź jakie osoby fizyczne sponsorowały jego firmę. Pragniemy raczej skupić się na funkcjach właścicielskich Marcinkiewicza w Instytucie niezwykle wpływowym, choć oficjalnie znanym jedynie z wydawania dwumiesięcznika „Międzynarodowy Przegląd Polityczny”. („Pismo nie ma charakteru partyjnego. Jest kierowane do osób zaangażowanych politycznie na wszystkich szczeblach władzy” – czytamy na stronie internetowej wydawnictwa). Instytut uznawany za zaplecze intelektualne PiS-u nie jest jakąś szlachetną fundacją, lecz najnormalniejszą spółką prawa handlowego. Została ona założona 21 stycznia 1999 r. (kapitał założycielski 100 tys. zł) przez kilku czynnych ministrów w rządzie Jerzego Buzka: Wiesława Walendziaka (wówczas poseł
były ukrytą formą sponsorowania partii politycznych). Ktoś zapyta: jak to się miało do obowiązującego porządku prawnego, że czynni ministrowie założyli prywatną spółkę? Odpowiadamy: nijak! A w jakim celu wymienieni panowie założyli sobie firmę? Po to, aby – jak sami zadeklarowali: „1) powoływać fundacje i sprawować w nich obowiązki najwyższej wła-
spłacił Gaspera oraz Zdrojewskiego i tym samym obaj posłowie PiS-u zostali współwłaścicielami spółki oraz jej walnym zgromadzeniem akcjonariuszy. Pan Kazimierz, premier in spe, został członkiem rady nadzorczej, a w czerwcu 2003 r. jako WZA powołał się na funkcję prezesa zarządu Instytutu, zastąpiwszy na tym stanowisku niejakiego Dymitra Hirscha. Marcinkiewicz piastował tę funkcję do końca 2003 r., po czym znów spotkał się z Walendziakiem, aby przegłosować przekazanie za-
dzy; 2) prowadzić we własnym zakresie prace badawczo-rozwojowe; 3) tworzyć oraz przystępować do innych podmiotów prowadzących działalność niezarobkową, których cele są zbieżne z celami Spółki; 4) nabywać akcje i udziały w spółkach handlowych; 5) prowadzić wydawnictwa prasowe i książkowe; 6) zarządzać przedsiębiorstwami oraz administrować funduszami innych podmiotów”.
rządzania firmą partyjnemu koledze Mirosławowi Styczniowi (należał do władz naczelnych PiS-u: Zarządu Głównego i Rady Politycznej. Po zatrzymaniu – nomen omen – w styczniu przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego prokuratura przedstawiła mu zarzut wyłudzenia 340 tys. zł na szkodę osoby fizycznej, ale zwolniono go za poręczeniem majątkowym w wysokości 100
7
tys. zł), który kieruje Instytutem do dzisiaj. Zajrzyjmy teraz do oświadczenia majątkowego posła Marcinkiewicza, za jakże istotny w jego karierze rok 2002, kiedy to za 50 tys. zł stał się współwłaścicielem znamienitej firmy... Pomińmy fakt, że nie ujawnił w oświadczeniu swojej faktycznej roli prezesa zarządu w Instytucie, ograniczając się do podania procentowego udziału właścicielskiego. Przejdźmy do porządku nad tym, że po prawie 4 latach działania spółki odkupił akcje po cenie nominalnej, co bystrego prokuratora natychmiast skłoniłoby do postawienia pytania, czy nie jest to aby przyjęcie korzyści majątkowej od poprzednich posiadaczy akcji. Zostańmy przy liczbach: Jako poseł zarobił Marcinkiewicz w 2002 r. 155 tys. zł, ale najwyraźniej wszystko szło „na życie”, bo oszczędności nie miał żadnych, a długów mnóstwo (188 tys. zł kredytu na rozpoczętą budowę domu w prominenckiej części podgorzowskich Chwalęcic i 30 tys. zł na samochód). Gdzie więc jest forsa na zakup udziałów w Instytucie? Wnioski są oczywiste: albo przyszły premier po raz kolejny dopuścił się oszustwa w oświadczeniu majątkowym, albo była to transakcja fikcyjna, której celu nawet nie mamy zamiaru się domyślać! ¤ ¤ ¤ Obecnie w Radzie Nadzorczej Instytutu Środkowoeuropejskiego, którego współwłaścicielem jest Marcinkiewicz, zasiadają takie tuzy biznesu i polityki, jak: l Zbigniew Derdziuk (zastępca Walendziaka w Kancelarii Premiera, były członek Rad Nadzorczych Totalizatora Sportowego i PKO BP); l Adam Pawłowicz (były szef Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych, dyrektor ds. marketingu i rozwoju w kancelarii prawnej White&Case, sekretarz Rady Nadzorczej TVP SA); l Wojciech Pawlak (prawdopodobnie chodzi o członka Rady Nadzorczej spółki Global eMarketing, przemianowanej w 2003 roku na „Gemius” SA); l Wiesław Walendziak (od 19 września 2005 r. wiceprezes Prokom Inwestments SA); l Konrad Szymański (członek Gabinetu Politycznego ministra Marcinkiewicza w rządzie Buzka, eurodeputowany z ramienia PiS, redaktor naczelny „Międzynarodowego Przeglądu Politycznego”. Z kapitałem 100 tys. zł chłopaki konsekwentnie realizują zapisy statutowe. Zwłaszcza ten oznaczony numerem 6: „Zarządzać przedsiębiorstwami oraz administrować funduszami innych podmiotów”. ANNA TARCZYŃSKA Współpraca Z. NOWAK
8
oktor nauk ekonomicznych Jan Gano z Leszna „od zawsze” pracował w branży zbożowo-młynarskiej, więc nie mógł oprzeć się pokusie kupna od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa (dzisiejsza Agencja Nieruchomości Rolnych) prywatyzowanego młyna w Leśnicy koło Wrocławia. Dla świętego spokoju i powodzenia w pertraktacjach nie oparł się również usilnym prośbom urzędników Agencji w sprawie przejęcia obiektu z „dobrodziejstwem inwentarza”, a zwłaszcza z jego kierownikiem Piotrem Cz. Początkowo wszystko szło pięknie: młyn spółki „Ganor” mełł około 2 tys. ton ziarna miesięcznie, a pracę miało 70 mieszkańców Leśnicy. Problemy zaczęły się latem 1998 r., kiedy to Gano po raz pierwszy zorientował się, że w magazynie zaczyna mu brakować zbyt dużo, by obwiniać myszy. Po roku wpadł na trop złodzieja... – Piotr Cz. był na zwolnieniu lekarskim. Ozdrowiał w pewną sobotę. Gdy magazynier stawił się w poniedziałek do pracy zauważył, że Cz. wystawił kwit o przyjęciu 100 ton pszenicy, której w elewatorze jakoś nie dało się zauważyć. Natychmiast zatrzymałem produkcję, oplombowałem pomieszczenia, wezwałem ubezpieczyciela i zabraliśmy się za inwentaryzację – opowiada nam właściciel młyna. Biegły sądowy dr inż. Robert Głowacki precyzyjnie wyliczył później, że w ciągu 2 lat kierowania młynem Piotr Cz. skasował swojego chlebodawcę na 388 032 zł. Ot, banalne – zdawać by się mogło – złodziejstwo. – 2 listopada 1999 roku zawiadomiłem o przestępstwie Komisariat Policji w Leśnicy, a nadzór nad postępowaniem objęła Dorota Karbownik z Prokuratury Rejonowej Wrocław Fabryczna. Jakoś dziwnie się ślimaczyło, więc sam zaangażowałem się w poszukiwanie dowodów.
D
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
POD PARAGRAFEM Dotarłem między innymi do dokumentów ilustrujących ogromny majątek rodziny Cz., drastycznie nieproporcjonalny do zarobków. Tylko w latach 1997–1999 wydali o 878 tysięcy złotych więcej, niż pozwalały im na to oficjalne przychody – mówi Jan Gano. Jego prywatne śledztwo dawało nad wyraz obiecujące efekty, którymi uporczywie absorbował prokuraturę: – Wpadłem między innymi na trop powiązań Piotra Cz. ze Zbigniewem N., urzędnikiem wrocławskiego oddziału Agencji (od marca 2005 r. przebywa w areszcie z zarzutem łapówkarstwa i fałszo-
w rejonie Bielan. Przetargi były ewidentnie ustawiane. Ziemię następnie przekwalifikowywano, uzyskując gigantyczne przebicie cenowe. Ale nie zawsze: sporo działek puścili za psie pieniądze na budowanie wpływów wśród lokalnych dygnitarzy i zapewnienie sobie ochrony przed organami ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Gdyby ktoś dokopał się do szczegółów transakcji oraz przeanalizował powiązania rodzinne kupujących grunty z ludźmi o głośnych nazwiskach, byłby spory skandal – tłumaczy nam jeden z wrocławskich prokuratorów. Im bardziej rozwojowa wydawała się sprawa zainicjowana przez
Karbownik, Gano najpierw sam znalazł kierowców, którzy wywozili (zebrał też od nich pisemne oświadczenia) jego zboże do magazynów... no, kogóż by innego, jak nie Piotra Cz.? Okazało się ponadto, że na miejscu złodziejskiej akcji dyspozycje wydawał wspomniany już Wiesław W., zaś – według jednego ze świadków – wzmacniał je urzędniczym autorytetem Zbigniew N. Co więcej: „Przed dokonaniem tej kradzieży podejrzani wygospodarowali sobie tzw. nadwyżki, dostarczając do Młynu Leśnica gorszej jakości zboże (z innego magazynu administrowanego przez Agencję
Pułapka na myszy Bywają w Polsce prokuratorzy, którzy – mając „człowieka i paragraf” – na głowie staną, żeby tych atutów nie wykorzystać, czyli zrobią wszystko, żeby ukręcić sprawie łeb. Kto im podskoczy? Są tacy pasjonaci... wania dokumentów – dop. red.). Ujawniłem też prokuraturze wspólne interesy człowieka, który mnie okradł, z Wiesławem W., administratorem należącego do Agencji gospodarstwa rolnego w Leśnicy, a jednocześnie prezesem kontrolowanej przez Agencję spółki TON Agro Wrocław. Coś w tym było na rzeczy, bo w maju i czerwcu 2000 roku sam prezes Wojciech Podobas z centrali TON Agro w Warszawie odwiedzał mnie, sondując, czy nie dałoby się spacyfikować wiszącego w powietrzu skandalu. A jakiego konkretnie? – Ten Piotr Cz. za czyjeś pieniądze skupował, dzięki pomocy Wiesława W., ogromne obszary gruntów rolnych w najbardziej atrakcyjnych miejscach, między innymi
Gano, tym większą opieszałość wykazywała prokurator Karbownik. Po 6 miesiącach uznała, że można już umorzyć postępowanie z powodu... „niewykrycia sprawców przestępstwa”. Podjęła je ponownie na skutek złożonego przez Gano zażalenia, a potem znowu: zawieszała je i odwieszała, umarzała i wznawiała. Dokładnie 6 razy! – Dostarczałem jej dowody, przyprowadzałem świadków i wszystko psu na budę. Dopiero gdy zaalarmowałem Ministerstwo Sprawiedliwości oraz Prokuraturę Generalną, Karbownik została odsunięta od sprawy. Zastąpił ją prokurator Paweł Mucha i wyglądało na to, że wkrótce będzie akt oskarżenia. Niestety, szybko opadły mu skrzydła – wspomina nasz rozmówca. Ale wcześniej, jakby zachęcony bezkarnością, Piotr Cz. spróbował po raz kolejny. Otóż spółka „Ganor” składowała część swojego zboża w magazynach dzierżawionych od Agencji i pozostających pod jej pieczą. W styczniu 2001 roku okazało się, że Jan Gano nie ma już w Agencji 296 ton pszenicy (o wartości ok. 187,5 tys. zł), choć według dokumentów mieć powinien. Bogatszy o doświadczenia nabyte dzięki prok.
– dop. red.) – tak stwierdziła później prokuratura w akcie oskarżenia, dyskretnie prześlizgując się nad faktem, że 216 ton mąki wyprodukowanej ze spleśniałego ziarna poszło w kanał, a młyn przez kilka dni był nieczynny, gdyż wymagał czyszczenia. Ale trzymajmy się chronologii zdarzeń: Po kilku dniach prywatnego śledztwa Gano położył zebrane materiały dowodowe na biurku Ireneusza Zielińskiego – szefa Prokuratury Rejonowej w Środzie Śląskiej – i spokojnie czekał na sądowy finał przekrętu. Gdy upłynął rok z ogonkiem, zapytał, co słychać w sprawie. – W odpowiedzi 4 marca 2002 roku otrzymałem podpisane przez prokuratora Zielińskiego postanowienie, noszące datę 31 grudnia 2001 roku, o umorzeniu dochodzenia „z powodu braku danych uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa”. I znowu odwołania, wznowienia... Tym razem sąd
tylko trzykrotnie umarzał sprawę. Po moich interwencjach w Warszawie, ten sam prokurator radykalnie zmienił pogląd i jednak wydalił z siebie akt oskarżenia. Przeciwko Cz. oraz Janowi K., jednemu z magazynierów, nawiasem mówiąc – szwagrowi Wiesława W. Faktycznym organizatorom zaboru pszenicy, tym w „białych kołnierzykach”, czyli Wiesławowi W. i Zbigniewowi N., nie postawiono żadnych zarzutów – mówi okradziony. Z czego wynikają opieszałe i pokrętne decyzje prokuratorów? Jan Gano, w skierowanym do Ministerstwa Sprawiedliwości zawiadomieniu o przestępstwie (zaniechanie, matactwa, fałszowanie i niszczenie akt) popełnionym przez prokuratorów Dorotę K. oraz Ireneusza Z., wskazał jako przyczynę... grunty rolne we wsi Krępice k. Wrocławia. – Dzięki Wiesławowi W. oraz Zbigniewowi N. dolnośląscy prokuratorzy lub ich rodziny kupowali tę ziemię od Agencji po 0,46–1,75 zł za metr kwadratowy. Proszę zapytać miejscowe dzieci, które to jest „prokuratorskie pole” – od razu wskażą. Szybko przekwalifikowano im te grunty na działki budowlane i – lekko licząc – stały się warte dwudziestokrotnie więcej. Teraz przyszedł czas na rewanż – twierdzi Gano. Czy rzeczywiście chodzi o dowód wdzięczności za świetne interesy z Agencją, zapewne nie dowiemy się nigdy. Śledztwo w sprawie pierwszej kradzieży wciąż się toczy, chociaż Prokurator Krajowy Karol Napierski na piśmie zagwarantował Janowi Gano, że postępowanie zostanie zakończone do końca I kwartału 2005 r. Sprawa drugiego złodziejstwa też jest w lesie, a ściślej: nie dalej niż na półmetku procesu przed Sądem Rejonowym Wrocław Krzyki. Kiedy się zakończy – nie wiadomo... Na dzisiaj pewne jest natomiast, że potężna wyrwa w finansach młyna i ślamazarność organów ścigania doprowadziły do natychmiastowego wypowiedzenia spółce „Ganor” kredytów bankowych, a dalej to już samo się nakręcało. Młyn oczywiście nie pracuje, 70 ludzi stanęło w kolejce po zasiłek dla bezrobotnych, Gano rwie włosy z głowy i liczy na cud, że dostanie od Skarbu Państwa jakieś odszkodowanie za straty (skromnie oszacował je na 16 mln zł) wynikłe z działalności tegoż państwa funkcjonariuszy. Ci ostatni zaś czują się doskonale... DOMINIKA NAGEL
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Przypadki pana Massalskiego Adam Massalski, świeżo upieczony kielecki senator PiS, wcześniej rektor Akademii Świętokrzyskiej, od kilku lat jest na bakier z prawem. Jak przystało na prawego i sprawiedliwego, ma też poważne problemy z kręgosłupem, którego giętkość balansuje na granicy dobrego smaku. Nieobce są mu również wymuszenia, zwłaszcza na harcerzach, których bardziej groźbą niż prośbą nakłaniał do zbierania podpisów na swoich listach poparcia. Jednak wszelkie granice przekroczył, mamiąc wszystkich wizją przerobienia Akademii Świętokrzyskiej na uniwersytet. Łgał przy tym jak pies, choć projekt od początku nie miał żadnych szans na realizację. Było tak: W roku 1999 Massalski stworzył w Staszowie punkt konsultacyjny Akademii Świętokrzyskiej. Prawa do tego nie miał żadnego, bo statut akademii nie przewidywał takich zmian. Tym jednak nasz bohater się nie przejął i przekształcił ów punkt w filię akademii. Poinformowanie ministra edukacji o swoich planach i poproszenie go o zgodę na ich realizację uznał za zbędne. Żyło mu się nieźle, studentów przybywało, za czesne słono płacili.
Aż pewnego dnia błogi spokój zakłócili wredni inspektorzy NIK-u. Nie dość, że przyszli bez zaproszenia, to jeszcze z charakterystycznym dla siebie wścibstwem drążyć zaczęli kwestie prawne: kto powołał filię, gdzie są papiery uprawniające do jej prowadzenia itd. Rektor Massalski z rozbrajającą szczerością wyjaśniał, że żadnej filii w Staszowie nie ma, a on sam niczego do życia nie powoływał i powoływać nie zamierza. „Nie wiem, co tam działa” – wykrzykiwał inspektorom. Wobec takiego stanowiska nasuwa się logiczne pytanie, co to za dyplomy odebrało 14 tysięcy studentów? Kolejna wątpliwość inspektorów NIK-u dotyczyła rozliczeń czasu pracy pracowników naukowych Akademii Świętokrzyskiej. W przedłożonej dokumentacji jak byk stało, że ludzie pracują tam po 18–20 godzin na dobę przez 7 dni w tygodniu.
Na dodatek w jednym roku akademickim pewien wykładowca był promotorem 1400 prac licencjackich! Zdaniem inspektorów – Robocop by tego nie przerobił, a co dopiero żywy człowiek. W efekcie NIK nakazała uregulować prawnie sprawę Staszowa, zaś Massalski o nakazie „zapomniał”, w związku z czym nadal funkcjonuje tam szkoła widmo. A jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze. Tak było i w tym przypadku. Na „Staszowie” najwięcej zarobili wykładowcy z wydziału zarządzania, prowadząc fikcyjne wykłady w fikcyjnej filii, co wykryła NIK.
W tej historii naszym ulubieńcem stał się też dr Andrzej Juszczyk – z wykształcenia weterynarz, który wykładał... politologię. Jeszcze śmieszniej ma się sprawa z ideami, którym senator jest wierny. Teoretycznie prawicowymi. W praktyce jednak wystarczy zacytować fragment jednego z jego dzieł, aby pogubić się do reszty: „ZHP jest ideowo wychowawczą organizacją dzieci i dorastającej młodzieży (...) która poprzez swe działanie uczestniczy w twórczym wysiłku narodu budującego naszą socjalistyczną przyszłość. Dwa miliony zuchów, harcerzy i instruktorów razem kształtuje materialistyczny światopogląd”.
Brak alimentów dla samotnych matek, zniesienie obowiązku kształcenia i zlikwidowanie praw człowieka – to tylko niektóre założenia ideologiczne dla IV RP. Ich autorem i wielkim orędownikiem jest profesor Ryszard Legutko z PiS-u, popierany przez Lecha Kaczyńskiego.
Dlaczego? Bo najczęściej były to informacje zerżnięte z Internetu. W 2001 roku OMP z mało znaczącego stowarzyszenia (ale z dużymi pieniędzmi) wyrósł na główne zaplecze polityczne PiS-u, a Ryszard Legutko zaczął uczyć młodych działaczy ideowych podstaw polityki. Jemu też bracia Kaczyńscy powierzyli stworzenie ideologicznego programu partii. Dotarliśmy do niektórych założeń:
Oryginalne podejście ma również senator do kwestii organizowania przez państwo pomocy biednym. Zdaniem Legutki, to rodzina ma zapewnić opiekę swojemu ubogiemu członkowi. Z kontrowersyjnym senatorem nie będą też miały lekko samotne matki. „Wypłacanie przez państwo alimentów jest przerzucaniem przez kobiety odpowiedzialności za zły moralnie wybór na społeczeństwo” – oznaj-
Oberwało się też obrońcom praw człowieka, którzy dla senatora są „ideologami zniewolenia umysłowego”. To oni, w imię rzekomej tolerancji, zakazują określenia homoseksualisty pedałem, Murzyna – czarnuchem, a głupka – głupkiem. Zaś współczesna wolność słowa nie jest wolnością słowa w tradycyjnie przyjętym rozumieniu. Według niego, wolność słowa przysługuje tym, którzy mają rację, „za którymi stoi piękno i prawda”.
Na nieszczęście został też senatorem. Pochodzi z Krakowa. Jego motto życiowe brzmi: „Nie lubię tolerancji”. Jest profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, a na scenie publicznej zabłysnął w 1992 roku, kiedy to wspólnie z kolegami założył Ośrodek Myśli Politycznej. Stowarzyszenie to miało zajmować się edukacją młodzieży, wydawaniem książek i czasopism. Do roku 2001 nikt na poważnie nie brał pomysłów i koncepcji, które tam powstawały. Choć za pieniądze podatnika (dotacje z Kancelarii Senatu, MEN-u) Ośrodek Myśli Politycznej pisał projekty podziału Polski na powiaty i liczył Polaków na Wschodzie, to nawet prawicowe elity polityczne nie traktowały tego poważnie.
Rektor senator Massalski uroczyście podpisuje...
Jak rozpętano IV RP... Przede wszystkim – według koncepcji Legutki – człowiek jest obrazem Boga. A skoro tak, to problem jego praw automatycznie znika. Zamiast „praw człowieka” powinniśmy więc mówić o „odpowiedzialności człowieka za działania”. Idźmy dalej tokiem rozumowania Legutki: skoro człowiek jest obrazem Boga, to ten ostatni wyznacza mu role społeczne. A skoro tak, to państwo nie może nakazywać ludziom wykonywania innych zadań niż boskie. Ta ostatnia myśl daje podstawę do zanegowania obowiązku edukacji, bo państwo nie może nakazywać obywatelowi, aby posyłał swoje dzieci do szkoły. Od tego jest Bóg, a powszechny obowiązek kształcenia narusza wolność człowieka.
mił na jednym ze swoich wykładów. Dalej przyczepił się do homoseksualistów, twierdząc, że skoro państwo nie może niczego człowiekowi nakazywać, to nadawanie praw związkom homoseksualnym jest nie tylko propagowaniem zboczeń, ale także działaniem na szkodę społeczeństwa i samych osób homoseksualnych. Państwo bowiem – zdaniem senatora oszołoma – wskazuje homoseksualistom, że „mogą bezkarnie łamać naturalne zasady i reguły życia społecznego”. Jeszcze gorzej jest z feministkami. Te z kolei Legutko nazwał nie tylko nieszczęśliwymi kobietami, ale i osobami, które deprawują opinię publiczną i prowadzą do destrukcji społeczeństwa.
Są pewne zachowania, które stanowią publiczne tabu (przemoc w rodzinie, kazirodztwo, korupcja wśród sędziów). Jeśli społeczeństwo o tym nie mówi, to one się nie rozprzestrzeniają. Zaś media w imię wolności słowa epatują nas przykładami bitych żon. Więc mężczyźni biją żony nie dlatego, że „zupa była za słona”, ale po to, by zobaczyć się w telewizji. Finałem koncepcji życia społecznego Ryszarda Legutki jest teza, że państwo musi być małe, bowiem tylko takie gwarantuje bezpieczeństwo na ulicach, ma silną armię i surowo karze zarówno morderców, jak i kobiety, które usunęły ciążę. KATARZYNA PATORA ANNA KARWOWSKA
9
Poza tym senator Massalski ma w swoim dorobku 60 artykułów na temat walki z reakcją i wstecznictwem, publikowanych w prestiżowym miesięczniku „Przemiany”. Spośród wielu jego przymiotów nie sposób pominąć smykałki do interesów. Przykładem niech będzie umowa, którą zawarł z prywatną Wyższą Szkołą Informatyki i Telekomunikacji. Na jej mocy wynajął konkurentom szkolną salę, a także laboratoria komputerowe i językowe za 50 tys. zł rocznie czynszu. Niewątpliwie mamy do czynienia z człowiekiem czynu, co ważniejsze – „antykomunistą” od dziecka. Dlaczego PiS wystawił go w wyborach do Senatu – zachodzimy w głowę do dziś, bo wierzyć nam się nie chce w sugestię złośliwców, którzy twierdzą, że Adam Massalski obiecał doktorat posłowi Przemysławowi Gosiewskiemu, liderowi PiS-u w województwie świętokrzyskim. AGNIESZKA HAMANKIEWICZ MICHAŁ POWOLNY
10
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
INTERWENCJE „FiM” Bite i zaniedbywane niemowlę zostało umieszczone w rodzinie zastępczej. W kochającej rodzinie. Jednak po 23 miesiącach szczęścia państwo odebrało jej dziecko. Teraz 2,5-letni chłopiec w „placówce wychowawczo-opiekuńczej o charakterze katolickim” oczekuje na chętnych do adopcji.
Ballada o Andrzejku Zwróciły się do nas o pomoc... dzieci. Sylwester, dwie Małgorzaty, Andrzej, Piotr, Iwona, Mateusz i Sebastian – cała gromadka z Dziekanowic koło Krakowa, żyjąca w tzw. rodzinie zastępczej. Nie, wcale nie chodzi o to, że przybrana matka lub ojciec znęcają się nad nimi, zaniedbują czy wykorzystują do niecnych celów. To polskie państwo się nad nimi znęca! Lucyna i Jan Zbożeń są małżeństwem od 30 lat. Długo nie mieli potomstwa, zaczęli więc myśleć o adopcji. I nagle zleciał się nad Dziekanowice cały sznur bocianów. Najpierw urodził im się Dominik; 3,5 roku później Ewelina, zaś mieszkająca w Nowej Hucie niepełnosprawna siostra Lucyny wpadła w tarapaty na tyle poważne, że wychowywanie jej sześciorga dzieci sąd powierzył Zbożeniom jako rodzinie zastępczej. W ich domu znalazły też schronienie dwie potwornie skrzywdzone przez los Małgosie (pochodzą z okolicznych wsi). Sytuacja na dziś jest taka, że Lucyna wraz z Janem zastępują biologicznych rodziców ośmiorgu dzieciakom w wieku od 5 do 17 lat. Dodajmy, że zastępują wprost wzorowo, o czym mogliśmy się przekonać osobiście, obserwując małolatów i rozmawiając z nimi (również na osobności) o „mamie” i „tacie” na miejscu – w Dziekanowicach. W dużym zadbanym domu, gdzie mają 2-osobowe pokoje, jedzenia pod dostatkiem i dobre warunki do nauki. A co najważniejsze: miłość. 8 kwietnia 2003 r. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Myślenicach zwróciło się do Lucyny z prośbą o pomoc. Chodziło o natychmiastowe otoczenie opieką trójki
najmłodszych z siedmiorga dzieci, wegetujących w patologicznej rodzinie K., w stosunku do której sąd zainicjował postępowanie o odebranie praw rodzicielskich. Lucyna jeszcze nie zdążyła skonsultować decyzji z mężem, gdy specjaliści z PCPR stwierdzili, że ratowałaby ich zgoda na przyjęcie pod dach Zbożeniów tylko Andrzeja – czteromiesięcznego niemowlaka, żadną miarą nie kwalifikującego się do umieszczenia w zwykłej placówce opiekuńczo-wychowawczej. – Nie mieliśmy sumienia odmówić. Jeszcze tego samego dnia policjanci wraz z kuratorem przywieźli strasznie zaniedbanego chłopca, a 10 kwietnia Sąd Rejonowy w Myślenicach usankcjonował tymczasowy pobyt dziecka u nas. „Pozostawanie małoletniego pod opieką rodziców stanowi realne zagrożenie dla jego życia i zdrowia” – zauważyła w uzasadnieniu postanowienia (sygn. akt III Nsm 4/03 – dop. red.) sędzia Teresa Ożóg. Natomiast bracia i siostry malucha trafili do ośrodka „Dzieło pomocy dzieciom” w Krakowie przy ulicy Rajskiej – relacjonuje Lucyna. Pokochali Andrzeja od pierwszego spojrzenia, a że nowy „braciszek” szybko stał się ulubieńcem pozostałych dzieci, Zbożeniowie wystąpili 21 października 2003 r. do sądu w Myślenicach o definitywne ustanowienie ich rodziną zastępczą dla najmłodszej pociechy. Załączyli bardzo temu rozwiązaniu sprzyjającą opinię specjalistów z PCPR
i spokojnie oczekiwali na werdykt, gdyż wiedzieli już, że miesiąc wcześniej sąd pozbawił wyrodnych małżonków K. władzy rodzicielskiej nad wszystkimi ich synami i córkami, z zakazem osobistej styczności włącznie. I wtedy rozpoczęły się bardzo dziwne proceduralne przepychanki. Gdy sprawa Andrzeja i Zbożeniów czekała na rozpatrzenie, myślenic-
ki sąd po cichu ustanowił 19 listopada 2003 r. tzw. opiekuna prawnego (w osobie Małgorzaty Michalak, mieszkanki Krakowa) dla całej siódemki dzieci odebranych małżonkom K. (sygn. akt III Nsm 288/03). W tym momencie organem właściwym do podejmowania decyzji o dalszym ich losie (również Andrzeja) stał się Sąd Rejonowy dla Krakowa Podgórza, dokąd Myślenice (postanowieniem z 1 grudnia 2003 r.) odbiły wniosek Zbożeniów.
– O tym, że Andrzejek ma prawnego opiekuna, dowiedzieliśmy się od pani Michalak, gdy w grudniu odwiedziła nas po raz pierwszy. Wpadła dosłownie na pięć minut, żeby zauważyć: „O, jaki podobny do naszego Krzysia! Widać, że też downowaty”. Chodziło o podobieństwo chłopca do jego – starszego o 4 lata – braciszka, przebywającego na Rajskiej. Po raz kolejny przyjechała na krótko w marcu, zaś w październiku 2004 r. pani Michalak towarzyszyła kobieta, która przedstawiła się jako dyrektorka krakowskiego „Dzieła pomocy dzieciom” i przekonywała nas, abyśmy oddali tam Andrzejka, gdyż brak kontaktu z rodzeństwem jest dla niego bardzo szkodliwy – dodaje pan Jan (faktem jest, że rodzeństwa i tak nie da się zebrać w jednej rodzinie – dop. red.). Sąd rodzinny przez ponad rok nie mógł zdecydować, co zrobić z wnioskiem Zbożeniów o ustanowienie ich rodziną zastępczą dla Andrzeja K. Analiza akt daje nam podstawę do oceny, że do odmowy brakowało jakiegoś dobrego pretekstu. Dostarczyli go fachowcy z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego przy Sądzie Okręgowym w Krakowie, którzy stwierdzili (opinia z 29 października 2004 r.), że Lucyna i Jan absolutnie się do sprawowanej roli... nie nadają! Powód? „Warunki małoletniego Andrzeja nie wydają się korzystne – duża liczba starszych od niego dzieci, opiekunowie zajęci pracą, raczej nie kwalifikujący się do przyszłej roli jego rodziców z uwagi na poważny już wiek (48 i 54 lata – dop. red.). Trudno o pozytywne prognozy co do przyszłej sytuacji małol. Andrzeja, jego dalszego wychowania, rozwoju. Obecnie istnieją sugestie, iż rozwój
emocjonalny dziecka nie jest prawidłowy, iż ujawnia cechy choroby sierocej, nadpobudliwości, agresywności” – napisano w opinii, odnoszącej się – przypomnijmy – do 10-miesięcznego wówczas dziecka. Inne zarzuty to „nieco zaborczy” stosunek Lucyny do dziecka oraz nadmierna samodzielność jej pozostałych podopiecznych, przejawiająca się w tym, że starsze dzieci... pomagają w pracach domowych, a pod nieobecność dorosłych zajmują się maluchami. Co ciekawe – mamy przed sobą dwie opinie (z tego samego ośrodka) odnoszące się do tych samych rodziców zastępczych i ostatnich dzieci (przygarniętych krótko przed Andrzejem) – niespełna półtorarocznego wówczas (październik 2001 r.) Sebastiana oraz 4-letniej (marzec 2002 r.) Małgorzaty. Okazuje się, że według pierwszej „opiekunowie Lucyna i Jan Zbożeń zapewnili małol. bardzo dobrą, troskliwą opiekę, zaspokajają wszystkie ważne potrzeby dziecka, dostarczają odpowiednich bodźców rozwojowych...”. Ale tak entuzjazmowali się specjaliści od dzieci, gdy nie było na nie chętnych. Teraz raptem zmienili zdanie... – Psycholog czy pedagog ma prawo do ocen i ja tego prawa nie kwestionuję. Boli mnie jednak, że opinia zawiera także ewidentną nieprawdę. Kłamliwy jest między innymi zarzut, że nie poświęcamy dzieciom wystarczająco dużo czasu, oparty o spostrzeżenie pani Michalak, kiedy to podczas jednej z jej wizyt akurat nie było mnie w domu, mąż krzątał się na podwórku, a Andrzejek bawił się w mieszkaniu ze starszym dzieckiem. Sugestie o nieprawidłowym rozwoju Andrzejka, jego agresji oraz oznakach choroby sierocej są wyssane z palca. Albo moja miłość, interpretowana jako naganna zaborczość... Podczas badania w ośrodku nieco wystraszone sytuacją dziecko uspokoiło się dopiero wtedy, gdy wzięłam je na
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r. katolickim” – zajmuje parter kilkupiętrowej kamienicy. Po opustoszałych pomieszczeniach obijał się tylko Andrzejek wraz z 5-letnią Dagmarą – reszta wychowanków była w szkole. Wśród nich 8-letni Łukasz, ostatni z rodzeństwa K., który pozostał jeszcze na Rajskiej, gdyż nie znaleziono dla niego rodziny adopcyjnej. Andrzej na widok Lucyny (pozostawiono jej prawo odwiedzin co drugi dzień) i Sylwka, jednego ze swoich dziekanowickich „braci”, oszalał ze szczęścia. Rozpaczał, gdy ponura pracownica „Dzieła” oznajmiła nam po niespełna 30 minutach, że mamy się wynosić, bo właśnie zabiera dzieci na spacer. Chłopiec pozwolił się ubrać tylko Lucynie. Musiała najpierw obiecać, że pójdziemy razem z nim. Okazało się, że nie wolno. Uciekliśmy, żeby nie patrzeć na łzy i nie słyszeć porażającego łkania... „Pomóżcie nam w odzyskaniu przybranego brata. Mamy najlepszych rodziców, jakich możemy mieć. Błagamy, prosimy, miejcie serce i litość nad nami i Andrzejkiem, żeby jak najszybciej wrócił do domu” – napisały dzieci z Dziekanowic we wspomnianym na wstępie liście. Mamy serce, a naszym orężem nie jest wyłącznie pióro. Będziemy więc nie tylko bardzo uważnie przyglądać się sprawie, zainteresujemy wszelkie kompetentne do jej rozwikłania instytucje – od Rzecznika Praw Dziecka poczynając, poprzez Krajową Radę Sądownictwa, na Prezydencie RP – kończąc. Tymczasem Lucyna i Jan chwycili się ostatniej szansy: – Skoro sąd uważa, że trzeba dążyć do połączenia rodzeństwa, gotowi jesteśmy na adopcję obu chłopców. Zarówno Andrzejka, jak i Łukasza. Złożyliśmy wniosek, teraz czekamy na decyzję. Czy ktoś jeszcze, tam w Krakowie, ma serce? I litość? ANNA TARCZYŃSKA Fot. ST
maskotka Andrzejka czeka...
11
Porady prawne Ponad siedem lat temu zakończyłem służbę zawodową w resorcie ON. Otrzymuję pełne świadczenie emerytalne, tj. 75 proc. podstawy wymiaru. Od 6 lat jako pracownik cywilny jestem zatrudniony w ramach umowy o pracę w tym samym resorcie. Dziwi mnie to, że z moich poborów potrącana jest składka na ubezpieczenie emerytalne i rentowe. Czy to możliwe? (Henryk S., Szczecin) Pobieranie przez Pana pracodawcę składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe jest jak najbardziej zgodne z Ustawą o emeryturach i rentach. ¤¤¤ Czy ZUS może uznać wysokość zarobków na podstawie zaświadczenia wydanego przez Polskie Linie Oceaniczne? Dodam, że akta płac zostały już zniszczone. Załączam dokument. (Zbigniew M., Gdynia) Może Pan starać się dochodzić przed sądem uznania za podstawę naliczania emerytury pobieranych wtedy dochodów, jednak w tej sytuacji należy wskazać świadków, którzy będą w stanie potwierdzić fakt, że pobierał Pan wówczas wskazywane przez Pana i wykazane na przedstawionym zaświadczeniu dochody. ¤¤¤ Otrzymuję zasiłek stały z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Zasiłek ten przyznano mi na podstawie orzeczenia o stopniu niepełnosprawności przez Powiatowy Zespół ds. Orzekania o Niepełnosprawności. Jestem osobą samotną, a ten zasiłek jest moim jedynym dochodem. Poinformowano mnie, że spełniam warunki do otrzymania dodatku mieszkaniowego. Rzeczywiście – wyliczono 160 złotych. Pracownica Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej stwierdziła, że przyznany dodatek mieszkaniowy będzie traktowany jako dodatkowy dochód, co pomniejszy otrzymywany przeze mnie zasiłek. Czy Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej ma w tej sprawie rację i na jakiej podstawie prawnej? (Krzysztof, e-mail) Niestety, pracownica MOPS-u ma rację. W myśl Ustawy o pomocy społecznej z 2004 roku, każdy dochód – bez względu na to, czy z dodatku mieszkaniowego, czy z pracy, jaką byłby Pan w stanie wykonywać, pomniejszy przyznany tak zwany zasiłek stały. ¤¤¤
Mam samochód na tzw. starych tablicach rejestracyjnych, niedługo wypada przegląd techniczny i jest to ostatni przegląd, który można „wbić” do dowodu rejestracyjnego, gdyż nie ma więcej wolnych miejsc na pieczątkę. Czy muszę zmienić dowód rejestracyjny i tablice rejestracyjne na nowe, czy możliwe jest uzyskanie tylko nowego dowodu rejestracyjnego? (Daniel, e-mail) W myśl obowiązujących przepisów – nie musi Pan wymieniać tablic rejestracyjnych. Nie musi Pan nawet w tym roku występować o nowy dowód rejestracyjny. Dopiero po kolejnym przeglądzie, który „nie zmieści się” do dowodu rejestracyjnego, należy wziąć ze stacji diagnostycznej zaświadczenie o przeprowadzonym badaniu i z tym zaświadczeniem udać się do właściwego ze względu na miejsce zamieszkania urzędu komunikacji. Tam należy wypełnić wniosek o wydanie nowego dowodu rejestracyjnego. Nie ma Pan natomiast (według obowiązującego na dziś prawa) obowiązku wymiany tablic rejestracyjnych. ¤¤¤ Moja mama ma udokumentowane 18 lat pracy. W tej chwili jest osobą 48-letnią. Od dłuższego czasu nie może znaleźć pracy. Na jakie świadczenia może liczyć na starość. Czy teraz może się starać o rentę socjalną? (Agnieszka S.) W tej sytuacji Pani mama może starać się o nadzwyczajną rentę socjalną przyznawaną na podstawie indywidualnej decyzji prezesa ZUS-u. Natomiast jeśli znajduje się w trudnej sytuacji finansowej, może także spróbować skorzystać z pomocy opieki społecznej lub MOPS-u, a także starać się o dodatek mieszkaniowy. Niestety, Pani mama nie spełnia kryteriów, które zapewniają emeryturę po osiągnięciu odpowiedniego wieku. ¤¤¤ Staram się o stwierdzenie choroby zawodowej (utrata słuchu). Zwracałem się już do sądu oraz do Instytutu Medycyny Pracy (załączam ksero dokumentów), ale za każdym razem decyzja był odmowna. Co zrobić w takiej sytuacji? (Henryk S., Słupsk) W tej sytuacji może Pan po raz kolejny odwoływać się do Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Słupsku, aby zakwalifikował Pana ubytek jako chorobę zawodową, jednak dokumenty oraz badania, których kserokopię Pan załączył, zdają się świadczyć, że ubytek słuchu, jaki Pan ma, nie spełnia kryteriów choroby zawodowej. ¤¤¤
§
Chciałabym się starać o dodatek mieszkaniowy, jednak nie wiem, jakie kryteria należy spełnić, żeby go otrzymać. Chodzi mi przede wszystkim o dochody oraz o powierzchnię przypadającą na jednego domownika. (Bożena W., Łódź) Zgodnie z obowiązującymi przepisami, o dodatek mieszkaniowy mogą się starać osoby, które posiadają tytuł prawny do zajmowanego mieszkania, a jeśli są pozbawione tego tytułu, to oczekują na przysługujący im lokal zamienny lub socjalny. Średni miesięczny dochód brutto na jednego członka gospodarstwa domowego w okresie trzech miesięcy poprzedzających datę złożenia wniosku o przyznanie dodatku mieszkaniowego, nie może przekroczyć 175 proc. najniższej emerytury w gospodarstwie jednoosobowym (984,52 zł) i 125 proc. w gospodarstwie wieloosobowym (703,23 zł). Jeżeli dochód na jednego członka gospodarstwa domowego jest wyższy od określonego wyżej, a kwota tej nadwyżki nie przekracza wysokości dodatku mieszkaniowego, wtedy należny dodatek obniża się o tę kwotę. Zajmowany lokal nie może być też zbyt duży w stosunku do liczby osób, tzn. powierzchnia użytkowa mieszkania nie może przekroczyć powierzchni normatywnej o więcej niż 30 proc. albo 50 proc., pod warunkiem że udział powierzchni pokoi i kuchni w powierzchni użytkowej tego lokalu nie przekracza 60 proc. Normatywna powierzchnia użytkowa lokalu nie może przekraczać dla: 1 osoby – 35 mkw. (+ 30 proc., tj. 45,50 mkw.); 2 osób – 40 mkw. (+ 30 proc., tj. 52 mkw.); 3 osób – 45 mkw. (+30 proc., tj. 58,50 mkw.); 4 osób – 55 mkw. (+ 30 proc., tj. 71,50 mkw.); 5 osób – 65 mkw. (+ 30 proc., tj. 84,50 mkw.); 6 osób – 70 mkw. (+30 proc., tj. 91 mkw.), a na każdą następną osobę zwiększa się o 5 mkw. Normatywna powierzchnia powiększa się o 15 mkw., jeżeli w lokalu mieszka osoba niepełnosprawna poruszająca się na wózku lub osoba niepełnosprawna, jeżeli niepełnosprawność wymaga zamieszkiwania w oddzielnym pokoju. We wniosku o przyznanie dodatku mieszkaniowego i w deklaracji o wysokości dochodów należy ujmować wszystkie osoby stale zamieszkujące w danym lokalu i prowadzące wspólne gospodarstwo domowe. ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie i cieszy się dużym zainteresowaniem. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Odpowiedzi szukajcie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
§
ręce i przytuliłam. Bardzo im się to nie spodobało i pani psycholog zwróciła mi nawet uwagę – mówi Lucyna. Jednak to nie słowa, lecz kwity się liczą: gdy sędzia Sylwia Skotnicka miała już „podkładkę”, sprawa potoczyła się z górki i 10 lutego 2005 r. wniosek Zbożeniów o ustanowienie ich rodziną zastępczą został oddalony, gdyż „byłoby to dla małoletniego zdecydowanie mniej korzystne, niż pozostawienie go w placówce wychowawczo-opiekuńczej”. Tym bardziej że: „Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy »Dzieło pomocy dzieciom« podjął starania w kierunku przysposobienia małoletniego Andrzeja, lecz kandydaci na rodziny adopcyjne rezygnują, obawiając się konfrontacji z wnioskodawcami, którzy okazują bardzo silne przywiązanie do Andrzeja” – czytamy w uzasadnieniu postanowienia (sygn. III Nsm 14/04/P). Miesiąc później sędzia Skotnicka nakazała Lucynie i Janowi dostarczyć dziecko na Rajską, a 29 kwietnia 2005 r. Sąd Okręgowy w Krakowie nadał tej decyzji cechę prawomocności. Rozpaczliwe próby oddalenia terminu egzekucji poprzez odwołanie się do uczuć urzędników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krakowie, któremu sąd powierzył wykonanie orzeczenia o odebraniu chłopca Zbożeniom, nie pomogły, gdyż – zgodnie z obowiązującym prawem – pomóc nie mogły. Finał jest taki, że Andrzeja właśnie zabrano z domu, gdzie przez 23 miesiące był ukochanym synem i bratem, aby zamknąć go w złotej klatce o nazwie „Dzieło pomocy dzieciom” oraz szukać dlań chętnych do adopcji. Udało nam się przeniknąć do tej klatki. ¤¤¤ Placówka jest finansowana przez samorząd. Do 31 grudnia 2004 r. dotację otrzymywali jezuici, którzy prowadzili „Dzieło”. Obecnie rolę tę przejął personel świecki, któremu na okres od 1 stycznia 2005 r. do 31 grudnia 2009 r. prezydent Krakowa powierzył zadania interwencyjne oraz opiekuńczo-wychowawcze dla 50 dzieci (Zarządzenie nr 1957/2004). Oczywiście nie za friko – „Dzieło” otrzymuje na ten cel 1 mln 92 tys. zł rocznie, czyli 1820 zł miesięcznie na jedno dziecko! Dla porównania: Zbożeniom państwo pomaga kwotą 590 zł miesięcznie, z czego 50 zł odkładają każdemu dziecku na książeczkę systematycznego oszczędzania. ¤¤¤ „Dzieło” – reklamujące się, jako „placówka niepubliczna o charakterze Ulubiona
POD PARAGRAFEM
12
POLSKA PARAFIALNA
Ojcowie chrzestni rodzin Uczestnicy katoteatrzyku pt. „X Jubileuszowa Pielgrzymka Rodzin do Sanktuarium św. Maksymiliana Kolbego w Pabianicach” dowiedzieli się od abp. Gocłowskiego, że kultura polska krzyżem stoi. Jasne... Bo ją ukrzyżowali. Na długo przed rozpoczęciem uroczystej mszy świętej, w dzień wyborów prezydenckich, przed kościołem zgromadziły się delegacje ponad 20 parafii archidiecezji łódzkiej. Leciwi „rycerze Niepokalanej” przepasani szarfami próbowali utrzymać w pionie sztandary swoich kościołów, zaaferowane starsze panie przyklękały pod pomnikiem Jana Pawła II. W dłoniach różańce, na ustach pieśń, w oczach – otępienie. Drugą grupą wiekową były niesforne wnuczęta, siłą zaciągnięte do świątyni. W końcu zjawili się ONI – ubodzy pasterze w purpurze i w otoczeniu asysty: metropolita gdański Tadeusz Gocłowski, arcybiskup łódzki Władysław Ziółek oraz biskup Adam Lepa. Uroczystości rozpoczęła procesja pocztów sztandarowych i modlitwa o szybką beatyfikację i kanonizację Wojtyły. W orszaku karnie kroczył prezydent Pabianic Jan Berner, były prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, który cięgiem jeździ na podobne imprezy po całej Polsce, dalej grupka samorządowców, kilkudziesięciu pomniejszych „sukienników”, klerycy, ministranci i babki różańcowe. Kiedy przedstawiciele władz miasta złożyli trzy wiązanki pod pomnikiem JPII, procesja z „Barką” na ustach okrążyła plac kościelny i po stromych schodach wgramoliła się do świątyni. Dostojny gość abp Gocłowski wygłosił płomienne kazanie, obficie nawiązując do postaci franciszkanina Maksymiliana Marii Kolbego, który w 1921 r. stworzył Rycerstwo Niepokalanej, a w czasie II wojny światowej zginął w Oświęcimiu, ratując życie „ojcu rodziny”. To dlatego jest dziś patronem rodzin i to dzięki jego wstawiennictwu Polacy katolicy opierają się fali moralnego zepsucia,
jaka przetacza się przez Europę. Niestety, jak to było do przewidzenia, w homilii zabrakło wzmianki o antysemityzmie patrona, który na łamach swojego „Rycerza Niepokalanej” nawoływał do zamykania Żydów w gettach. Co z tego, skoro w 1982 r. został namaszczony przez samego Jana Pawła II na
świętego i stał się nietykalny?! „O ile uboższy byłby polski Kościół, gdyby nie postać św. Maksymiliana?” – zastanawiał się Gocłowski. Wiemy, o ile. O wszystkie te ofiary, które siwe owieczki wysupłują z chudych rent i emerytur. MIKOŁAJ Fot. WHO BEE
olscy wyborcy zachowali się jak królowa elfów Titania. W sztuce Szekspira udało się ją odczarować. My musimy na to czekać długie cztery lata. Do następnych wyborów. „Sen nocy letniej” Szekspira rozgrywa się w tajemniczym i pełnym czarów lesie. W korowodzie swych sług ukazuje nam się zagniewana królowa Titania. Obok – wraz ze swymi sługami – pojawia się wyjątkowo rozzłoszczony Oberon, król elfów i mąż Titanii. Postanawia wymyślić jakiś podstęp, żeby ukarać swą nieposłuszną żonę. Jego najbliższy sługa Puk przeciera oczy śpiącej królowej sokiem z magicznego kwiatu. Titania zaraz po przebudzeniu zakocha się w pierwszej istocie, którą zobaczy. Na jej nieszczęście jest to głupek
P
MIĘDZY NAMI, KOBIETAMI
Sen nocy wyborczej Bottom, któremu na dodatek Puk przyprawia czarami oślą głowę. Ale Titania nie widzi ani brzydoty Bottoma, ani swej śmieszności. Dokonało się to, co się miało dokonać i mamy nowy parlament. Idący do urn wyborczych, jeśli w ogóle tam się wybrali, zachowali się trochę jak zakochana Titania. Problem tylko w tym, że całej sprawy nie można odczarować tak łatwo, jak stało się to w sztuce Szekspira. Nasz sen wyborczej
nocy dość łatwo może przeobrazić się w codzienny koszmar. Daleko nam do sytuacji, by w parlamencie zasiadało nawet 40 procent kobiet. Nadal całe nasze społeczeństwo reprezentowane jest głównie przez mężczyzn. Nie ma za bardzo komu walczyć o prawa kobiet i nie wiadomo, kto ma rozwiązywać problemy dotyczące głównie kobiet. Nadchodząca formacja polityczna poradziła sobie z nimi, z góry
utożsamiając całą kwestię kobiet z kwestią rodziny. Łatwo wyobrazić sobie konsekwencje takich kroków. W Warszawie od dawna działa pełnomocnik do spraw kobiet i rodziny. Czy możemy w takim razie spodziewać się, że zamiast pełnomocnika do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn będziemy mieli również takiego do spraw kobiet i rodziny na szczeblu krajowym? Wszelkie scenariusze są możliwe. Czym zajmuje się taka osoba? Problemami dotyczącymi przemocy w rodzinie, sprawami socjalnymi. A ustawa o równym statusie? Jak uważają nadciągający politycy, nie jest ona potrzebna, bo praca u podstaw najlepiej zastąpi jakąś wymuszoną ustawę, która w warunkach polskich i tak będzie pusta.
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r. Przedstawiciele kleru, władz uniwersyteckich i biznesmeni, popijając kawkę i oblizując się kawiorem, przez kilka godzin dyskutowali o zubożeniu społeczeństwa. Co to było? Łódzkie obchody 15-lecia Caritasu.
Zaproście ich do stołu! „jedynie” 6 proc. osób powyżej 65 lat. My mamy na to swoją teorię: starych, ubogich ludzi jest mniej, ponieważ często biedni, niedożywieni, bez pieniędzy na drogie leki – po prostu umierają. A zmarli nie figurują w statystykach. Rzadka publika wysłuchała wykładu z uprzejmym zainteresowaniem. Ziewano dyskretnie.
Zainaugurowała je konferencja pod hasłem „Społeczna odpowiedzialność biznesu”. Spotkanie zorganizowano w nowiutkiej auli Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego. W przestrzennym holu czekały elegancko zastawione stoły i obsługa z firmy cateringowej. A sami goście – pełna kultura. Miny poważne, oblicza zatroskane. Pozowanie na filantropów, wielkich humanistów i wspomożycieli nękanej niedolą ludzkości przychodzi dość łatwo i jest medialne. Kościółkowi przykadzali finansjerze i vice versa. Nad wszystkim czuwał „gospodarz domu”, czyli prowadzący debatę szef Katedry Marketingu UŁ prof. dr hab. Jarosław Sosnowski. Familiarny, dowcipny, reprezentacyjny.
Może koreczka z kawiorkiem, eminencjo? Słowo wstępu i powitanie wygłosił dyrektor Caritasu Archidiecezji Łódzkiej ks. Jacek Ambroszczyk. Po nim przemówił sam arcybiskup łódzki – Władysław Ziółek. Podsumował 15 lat działalności Caritasu odrodzonego po trudnych latach komunizmu i zapewnił wspierających go regularnie biznesmenów o swej modlitewnej pamięci. Postulował nawiązanie jeszcze ściślejszej niż dotychczasowa współpracy z instytucjami samorządowymi (czyt. drenaż budżetów). Mówiąc o potrzebie ułatwienia dostępu do środków
Chociaż... na hasło „niedożywienie” część osób zaczęła oglądać się w stronę bankietowych stołów. Długo jeszcze do przerwy? unijnych przeznaczonych na pomoc dla najuboższych, subtelnie zasygnalizował kościelne apetyty na nielichą kasę.
A może kanapeczkę z łososikiem? Prof. Wielisława Warzywoda-Kruszyńska z Instytutu Socjologii UŁ wygłosiła wzruszający referat na
Wątpliwości w tej kwestii rozwiewają się, gdy sięgnąć nieco głębiej do politycznych deklaracji. Wystarczy chociażby zajrzeć do programu PiS-u. Niepokój wzbudza deklaracja, że należy występować w obronie praw rodziny, ładu moralnego i chrześcijańskiej Europy. Ład moralny nie dla każdego znaczy to samo. „Koniecznością jest reagowanie na przejawy burzenia podstaw cywilizacyjnych chrześcijańskiego Zachodu” – głoszą politycy owej formacji. Dobrze, ale co jest owym przejawem burzenia podstaw cywilizacyjnych, kto i w jaki sposób będzie na to reagował? A przede wszystkim trzeba zastanowić się, kto jest owym potencjalnym burzycielem. Może jest nim każdy, kto odważy się pomyśleć inaczej?
temat biedy w bogacącym się społeczeństwie. Mówiła o dotykającym nasz kraj zjawisku juwenilizacji, czyli rosnącego odsetka ubogich dzieci i młodzieży. W Polsce problem ten dotyka aż 20 proc. młodych ludzi pomiędzy 12 a 24 rokiem życia oraz 15 proc. berbeci, podczas gdy – w świetle oficjalnych statystyk – z permanentnym niedostatkiem boryka się
Antidotum na problemy i wahania, które są wyrazem niepewności naszych czasów, stanowi – według niektórych polityków – ochrona praw do życia, praw rodziny, wychowanie zgodne z prawem natury i tradycją narodową. W takich i podobnych programach nie ma miejsca na głębokie dylematy moralne czy na rozważanie sensu ludzkich działań; w takich programach często nie ma miejsca na samego człowieka. Wszystko jest z góry ustalone i uporządkowane według jednej kategorii. Wiarę głęboką od powierzchownej odróżnić można wyłącznie kryzysami i niepokojem, które ze sobą przynosi. Tam, gdzie wszystko jest niezachwiane, być może niczego już nie ma. Nie mamy nawet co marzyć o tym, by kwestia aborcji została wreszcie uregulowana.
Kremówki i kawusia? Podczas kościółkowej przecież imprezy nie mogło zabraknąć odwołania do nauk nieodżałowanego „naszego ojca świętego”. Zauważyłam, że w miarę czasu upływającego od jego śmierci przypisują mu coraz więcej słów, których nie wypowiedział i gestów, których nigdy nie wykonał.
Lobby lekarskie może zacierać ręce. Z pewnością nie zostanie im odebrany dochodowy proceder. Również nie mamy co marzyć o wprowadzeniu edukacji seksualnej do szkół. Zamiast tego z pewnością wydane zostaną kolejne edycje podręczników przygotowujących do życia w rodzinie. Oczywiście, rodzinie rozumianej tradycyjnie, chociaż taka jest już w naszym kraju formą schyłkową. Nie będzie też ustawy o równym statusie, bo przecież każdy wie, że równego statusu nie ma, bo kobiety nie zawsze nadają się do tego samego, co mężczyźni. To nieważne, że nie o takie rzeczy chodzi w tej ustawie, tylko po prostu o równe traktowanie; ważne jest, żeby było tradycyjnie. Warto spojrzeć na imienne listy do Sejmu i Senatu. Spośród wybranych tam pań bardzo
13
Na koniec ks. Ambroszczyk wyświetlił piękny, propagandowy filmik przekrojowo ukazujący 15-letnie dokonania Caritasu Archidiecezji Łódzkiej. Roześmiane twarze staruszków podczas wigilii dla samotnych, dzieci bawiące się na koloniach, rozdawanie darów i świątecznych upominków, łzy... Po projekcji ks. Ambroszczyk nareszcie zakomenderował: „Kawa rzecz święta!” – zapraszając tym samym uczestników do konsumpcji. Uff... Od tego debatowania o suchym pysku niejednemu kiszki marsza zagrały. Pognano do szwedzkich stołów!
Musztarda po obiedzie Nie chcemy na siłę podkopywać zasług Caritasu w niesieniu biednym pomocy, ale nie zapominajmy, że takich roześmianych twarzy jak na filmie byłoby znacznie więcej, gdyby na charytatywną działalność przeznaczano – idąc za wzorem innych fundacji i organizacji pożytku publicznego – nie 60 proc. (w porywach) pozyskanych środków, ale na przykład 90! No i gdyby pomoc Caritasu była odideologizowana, a jego rozliczenia prezentowane publicznie. Niestety, propozycje takich rozwiązań na konferencji się nie pojawiły. Zabrakło też głosu tych, o których tyle mówiono: bezrobotnych i biednych. Nie zaproszono ich na ucztę ani na wieczorny charytatywny koncert Grzegorza Turnaua w Teatrze Wielkim. Środki finansowe pozyskane w ramach koncertu mają zostać przeznaczone na realizację programu „Skrzydła”, który zakłada długofalową (minimum semestr) opiekę nad dzieckiem ubogim. Dokąd naprawdę trafią – oto wielka tajemnica wiary... MAŁGORZATA Fot. Autor
wiele jest albo kobietami biznesu, albo ściśle współpracuje z parafiami i diecezjami, a nawet trafiła się jedna pani, która skończyła teologię. Nic w tym złego, jeśli nie przekłada się to na ich decyzje o innych kobietach. Bo nie każda kobieta będzie przedsiębiorcą, który zapewni byt sobie i swoim bliskim, gdyby się nawet stworzyło najbardziej sprzyjające warunki. Nie każda kobieta będzie też spędzała czas na modlitwie, choć do tego warunki mamy chyba najlepsze w całej Europie i lepszych stwarzać już nie trzeba. Możemy się cieszyć z tego, że mamy w Sejmie profesor Joannę Senyszyn. Oby się jej udało naprawić nieco owe przedwyborcze czary i przy pomocy wszelkich magicznych chochlików ocalić zakochaną Titanię. ANNA LUBOWICKA
14
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
ZE ŚWIATA rytyjski konserwatywny tygodnik „The Economist”, który cieszy się renomą wyroczni w sprawach gospodarki i polityki, poświęcił polskim wyborom parlamentarnym zaskakująco dużo miejsca. Zwiastun na okładce głosi: „Obiecująca Polska”. Oto najciekawsze spostrzeżenia: „Władze jeżdżą lśniącymi, nowymi autami i urzędują w nowych, lśniących biurach, ale tryby państwa są zardzewiałe... System podatkowy jest skomplikowany, budżet obciążają duże koszty socjalne, tworzenie miejsc pracy jest kosztowne. Bałagan panuje w finansach publicznych. Większość polskich dróg jest niebezpieczna (tylko 3 proc. spełnia standardy europejskie!). Na biznesmenów czekają niekończące się problemy wynikające z zabójczej kombinacji fatalnych przepisów i patologicznej biurokracji... Słabością, która najbardziej rzuca się w oczy, jest system prawny. Doprowadzenie do końca rozprawy dotyczącej warunków kontraktu trwa przeciętnie 7–8 lat. Sędziowie są źle wykwalifikowani. Prawo chroni dłużników, a nie wierzycieli”. O naturze polskiej demokracji: „Ekskomuniści z SLD, którzy przez 4 lata partolili gospodarkę, opóźniali reformy i chronili miernoty – zostali odsunięci. Ale wielu Polaków nie opuszcza uzasadnione przygnębienie: większość z 10 rządów od upadku komunizmu obiecywało dużo, a zrealizowało mało. Dlaczego
POPiS-oowe brednie B B
udowniczym IV RP nie skończył się jeszcze orgazm zwycięstwa, a już zaczynają kombinować, jak oszwabić społeczeństwo.
Opinia publiczna od dawna, konsekwentnie, stanowczo i coraz liczniej domaga się zakończenia polskiego udziału w amerykańskiej awanturze irackiej. Liderzy PiS i PO sygnalizują zaś, że myślą o uczynieniu czegoś przeciwnego: o przedłużeniu pobytu polskich jednostek w okupowanym kraju, gdzie sytuacja nieustannie pogarsza się i komplikuje, potęgując napięcie na całym Bliskim Wschodzie. Przed wyborami nie mówiono na ten temat ani słowa – wiadomo było, że Polacy tego dobrze nie przyjmą. – Trzeba z Amerykanami renegocjować warunki pobytu Polaków w Iraku – mówią wygrani po wyborach. – Za to, że nadstawiamy karku, Stany muszą nam się odwdzięczyć, na przykład inwestując w modernizację i rozbudowę polskiej armii. Takie myślenie zdradza nieznajomość mentalności klasy politycznej USA. Motyw „musimy coś z tego mieć” jest niebezpieczną iluzją. Amerykanie – zwłaszcza obecna ekipa, pozbawiona skrupułów i arcycyniczna – to światowej klasy specjaliści od manipulacji i wyciągania z umów i porozumień maksymalnych dla siebie korzyści. Kaczyńscy, Rokita i im podobni mają zaściankowo-nacjonalistyczną mentalność i schematyczną wizję świata. Stany Zjednoczone są dziś krajem prowadzonym ku katastrofie przez neokonserwatystów i fundamentalistów religijnych. Budżet odnotowuje bezprecedensowy deficyt, nad którym, jak nieoficjalnie wyznał właśnie szef Banku Rezerwy Federalnej Alan Greenspan, „władze straciły kontrolę”. Wojna w Iraku i Afganistanie pochłania setki miliardów dolarów, które nie są nawet ujmowane w budżecie. Po ostatnich huraganach konieczne będzie wyasygnowanie kilkuset kolejnych miliardów na odbudowę wybrzeża Zatoki Meksykańskiej. Ale republikanie reprezentujący interesy wielkiego biznesu nie chcą słyszeć o rezygnacji z dalszych cięć podatkowych. 45 mln ludzi nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, dalsze kilkadziesiąt milionów nie zdaje sobie sprawy, że to, które ma, w razie kryzysu zdrowotnego jest zaproszeniem do bankructwa... Ceny benzyny zatrważająco idą w górę, dławiąc wzrost gospodarczy, a w mediach pojawia się słowo-upiór: recesja. Finansowanie wojny, likwidowanie pohuraganowych zniszczeń, robienie bogaczom wielomiliardowych prezentów odbywa się na kredyt: płacą za to Chiny, Japonia, Korea i inni kupujący amerykańskie obligacje. Co będzie, gdy
dojdą do wniosku, że Stany mogą się okazać niewypłacalne? Co się stanie, gdy z tych samych powodów świat przejdzie na euro w międzynarodowych rozliczeniach? Ameryka nie runie z dnia na dzień; ale rojenia, że będzie pompować znaczące pieniądze w Polskę, by odwdzięczyć się za obecność w Iraku, są śmieszne. Drugi kluczowy motyw „grupy trzymającej władzę” ma również odniesienia do poważnych tarapatów USA. Kaczyńscy, Rokita oraz ich giermkowie w buńczucznych, pełnych pychy deklaracjach dawali do zrozumienia, że nie należy oczekiwać od nich ocieplenia stosunków z Rosją i lepszych kontaktów z Niemcami. Oba te kraje, znacznie przecież większe i potężniejsze niż Polska, traktowane są z historyczną nieufnością, która momentami przechodzi w histeryczną fobię. Żeby uchronić się przed nawrotem dominacji sowieckiej, weszliśmy do NATO. Ale to nie koi lęków celowo podsycanych: wciąż nieufnie wietrzy się spisek niemiecko-rosyjski wymierzony w Polskę. Kto nas wtedy może uratować? Ameryka! Niestety, nie. Pomijając fakt, że jesteśmy przecież członkiem NATO i powtórkę traktatu Ribbentrop-Mołotow trudno sobie wyobrazić, USA nie pomogłyby nam, nawet gdyby zaszła taka konieczność. Po pierwsze: mają na głowie Irak, w perspektywie zaś Iran, Syrię i Koreę Płn. oraz skręcającą w lewo Amerykę Południową. Po drugie: Polska na mapie świata jest państwem siódmego planu. Amerykanie będą prowadzić grę polityczną z Rosją i wielkimi Europy, a nie układać się z Kaczyńskim albo Tuskiem tylko dlatego, że Pułaski i Kościuszko ginęli za Waszyngton. Co najwyżej – przy okazji następnych wyborów – poklepią po marynarce jakiegoś przedstawiciela Polonii. W interesie Polski Waszyngton (niezależnie od lokatora Białego Domu) nie zaryzykuje wojny ani nawet kryzysu w stosunkach z pierwszoplanowymi partnerami. Skoro nie chcą nawet złagodzić restrykcji wizowych... Panowie, przestańcie roić i bredzić o „renegocjacjach” z USA. Polskie wojsko powinno się wynieść z Iraku jak najszybciej – oczywiście bez niepotrzebnych afrontów wobec Amerykanów. Pierwszego dnia po odwrocie z Iraku przynajmniej ryzyko ewentualnych zamachów terrorystów arabskich w Polsce zacznie się zmniejszać. JOHN FREEMAN
teraz miałoby być inaczej? Minione 15 lat to czas krótkoterminowych rządów i doraźnych korekt. Zamiast zająć się tym, jak lepiej rządzić Polską, politycy rozpamiętują przeszłość. Nietrudno dostrzec, dlaczego. Antykomunistyczni Polacy są bardzo roz-
Co z tą Polską? goryczeni, że ludzie będący reliktami znienawidzonej ery uniknęli odpowiedzialności i w wielu przypadkach, wykorzystując stare powiązania, przeistoczyli się w bogatych kapitalistów... PiS atakuje PO, przedstawiając ją karykaturalnie jako partię bogaczy. Kazimierz Marcinkiewicz to bezbarwny,
ypowiedzi polskich polityków, niemal niezauważone w kraju, wywołały na zachodzie Europy zdziwienie, szok, a nawet strach. Niestety, cywilizacyjne drogi Europy i Polski coraz bardziej się rozchodzą, choć wydawałoby się, że rozszerzenie Unii zapowiadało coś przeciwnego. Polska otumaniona prawicową i kościelną propagandą budzi coraz większe zdumienie. W ostatnich dniach i tygodniach największe zachodnie dzienniki szeroko omawiały wypowiedzi polityków PiS wymierzone w środowiska homoseksualne. Najpierw zdumienie wywołały wyznania braci Kaczyńskich, którzy zapowiadali usuwanie ze szkół nauczycieli o orientacji homoseksualnej. Media i politycy w naszym kraju upadli już tak nisko, że nikt nawet nie skomentował bredni bliźniaków, które przecież naruszają polskie prawo i międzynarodowe konwencje podpisane przez nasz kraj. Czarę goryczy przelała wypowiedź kandydata na premiera, Kazimierza Marcinkiewicza, który wyznał, że uważa homoseksualizm za sprzeczny z naturą, a za normalne uznał życie w rodzinie – tak jakby homoseksualiści byli chorzy psychicznie. Wobec takich bredni, otrząsnąwszy się z osłupienia, głos zabrali zagraniczni politycy i prasa. Druga co do wielkości w Parlamencie Europejskim frakcja socjalistyczna ustami swojej rzeczniczki, francuskiej poseł Martine Roure, uznała wynurzenia Marcinkiewicza za szokujące i przypomniała, że „Unia Europejska opiera się na wartościach humanistycznych i głowy państw mają obowiązek szanować te wartości”. Dodała, że w Europie 25 narodów nie ma miejsca na
W
asekurancki osobnik ze spuścizną katolicko-nacjonalistyczną. Jeśli PiS będzie miał wpływ na politykę zagraniczną, będzie to oznaczać obraźliwe, jątrzące i nacjonalistyczne tony. Czas po wyborach to okres niepewności. Koalicja będzie małżeństwem
z rozsądku, a nie prawdziwym sojuszem. Te dwie partie mają bardzo różny elektorat i ciągną w różne strony. PiS odzwierciedla gniew tych, który przegrali transformację ustrojową, którzy domagają się sprawiedliwości społecznej, równego podziału dochodu i ochrony przed kapitalistami. PO pragnie widzieć Polskę jako kraj konkurencyjny z innymi, nawet za cenę większej nierówności społecznej. W polityce kłótnie prowadzą do kompromisów, ale w Polsce taka tradycja jest bardzo mizerna. Każdy dotychczasowy rząd prawicowy przeżywał wewnętrzne tarcia i rozpadał się. (...) Najważniejsze, by nowemu rządowi udało się rządzić przez pełną kadencję, uniknąć rozłamów i skandali. (...) Populistyczne partie, LPR i Samoobrona, nie zostały wyeliminowane. Każda alternatywa wobec obecnego rządu wygląda alarmująco. Krótko mówiąc: jeśli obecny rząd poniesie porażkę, lepiej nie myśleć o tym, kto przyjdzie po nim”. Opracował ZAW
takie wypowiedzi jak te Marcinkiewicza, bo „homoseksualistom należą się takie same prawa, a obowiązkiem państw jest zapewnienie tych praw”. Frakcja Zielonych w europarlamencie domaga się już od tygodni zwołania specjalnej sesji, której celem jest omówienie sytuacji w Polsce, i możliwe, że wobec ostatnich wydarzeń do takiego specjalnego posiedzenia dojdzie. W sukurs swoim politykom przyszły zachodnie media. Dziennik „Liberation” w relacji z Polski przedstawił w czarnych barwach stan praw człowieka, a belgijski „Le Soir” podkreślił negatywną rolę polskiego Kościoła kat., któremu prawicowi politycy podlizują się, operując językiem nienawiści skierowanym przeciwko mniejszościom seksualnym. Belgowie wypowiedzi Marcinkiewicza nazwali godnymi średniowiecza. Na koniec mała historyczna refleksja. Kiedy w latach 30. XX wieku hitlerowcy wsadzali homoseksualistów do obozów koncentracyjnych, a brytyjski wymiar sprawiedliwości leczył ich prądem w więzieniach, Polska – mimo protestów Kościoła – była jednym z pierwszych krajów świata, w którym zniesiono karalność aktów homoseksualnych. I to za czasów autorytarnej sanacji! W tolerancji i otwartości w kwestiach obyczajowych jeszcze do lat 70. byliśmy w czołówce Europy. Paradoksalnie, wraz z nastaniem polskiej pseudodemokracji nasz kraj stacza się pod kierunkiem Kościoła powoli na pozycje coraz bardziej konserwatywne i antyhumanitarne. Podczas gdy katolicka Belgia czy Hiszpania zrzucają duszący kościelny kaftan, Polska pogrąża się w odmętach ciemnoty i bezmyślności. Czas już chyba powiedzieć: dość! ADAM CIOCH
Polska straszy Zachód
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r. ie da się powiedzieć, że Boston to już historia, że Kościół uporał się ze swymi problemami i wyszedł na prostą. A jednak nikt nie przypuszczał, że trzy lata później wyjdą na jaw jeszcze bardziej przerażające fakty, które także dotyczą deprawacji dzieci przez duchownych oraz ich zwierzchników. Ale wyszły! Miesiące pracy ławy przysięgłych pod kierunkiem prokuratora okręgowego Lynne Abraham, przestudiowanie 45 tys. stron akt pochodzących
N
szczegółowo przemyślanym metodom, wcielanym w życie z pełną obojętnością na los ofiar. Archidiecezja postanowiła nie prowadzić żadnego śledztwa, nie zawiadamiać władz. Pozostawiała księży na dawnych stanowiskach lub przenosiła ich do innych parafii. Od ochrony dzieci przed kapłanami przestępcami ważniejsze było uniknięcie skandalu i odpowiedzialności. W rezultacie zastosowania sprytnych kruczków prawnych zarówno księża, jak i kierownictwo unikną być może odpowiedzialności. Z pewnością oskar-
ZE ŚWIATA Zakonnica Joan Scary próbowała reagować, powiadamiając kościelne władze o tym, że ks. Edward diPaoli wciąż ma kontakty z dziećmi, chociaż został skazany za posiadanie pornografii dziecięcej. Zawiadomiła o tym także kardynała Bevilaquę, posyłając mu prenumerowane przez diPaoli pismo z dziecięcą pornografią. „Czy to odpowiednia lektura dla księdza katolickiego?” – ośmieliła się zapytać. Siostra została pozbawiona stanowiska dyrektora edukacji religijnej. Księdza nie tknięto.
KOLEJNY SKANDAL PEDOFILSKI W KOŚCIELE USA
chłopców do swej przyczepy kempingowej, gdzie – spoiwszy ich piwem – zapraszał do „doświadczeń religijnych”, czyli wzajemnej masturbacji. Księdza wreszcie aresztowano. Ks. Peter Dunne pozostawał w archidiecezji 7,5 roku po tym, jak kard. Bevilaqua dowiedział się, że Dunne molestował ministranta na obozie skautów. Ksiądz został zdiagnozowany jako „nieuleczalny pedofil”. Tajne memorandum kościelne z 1989 roku określa go jako „beczkę prochu” i „bardzo chorego człowieka”. Bevilaqua pozwolił Dunne’owi przejść z honorami na emeryturę, którą spędzał w swym domu na wsi, gdzie nadal zapraszał na noc chłopców. Codziennie odprawiał mszę i spowiadał w pobliskim kościele. Archidiecezja ani razu nie zgłosiła żadnego przestępstwa na policję – nawet jeśli księża przyznawali się do winy. Robiła wszystko, co było w jej mocy, żeby zaponie, lecz klecha molestował dalej. biec wyjściu spraw na jaw. Pytany W tajnym memorandum do kancleprzez prokuratorów, dlaczego nie zarza kurii Krol wyznał, że zdaje sobie wiadamiał policji, kardynał Bevilasprawę z rozmiarów jego deprawacji. qua odpowiedział: – Prawo PensylKiedyś dwaj bracia poskarżyli się wanii tego nie wymaga. ojcu, że ks. Leneweaver wciąż ich moObecny szef archidiecezji, kard. lestuje. Ojciec, prawy katolik, zbił ich, Justin Rigali, ubolewał i zapewniał, jednego nawet do że robi, co może, by współpracować nieprzytomności. z władzami i uzdrowić sytuację. Jed– Księża tego nie ronocześnie piętnował ławę przysięgłych bią – powiedział. Ojza krytykę byłych kardynałów, która ciec innego jeszcze była jego zdaniem nie fair... Pełen od12-latka, którego pór raportowi mieli dać w ripoście zgwałcił ten duchowprawnicy archidiecezji. Pisali o „wścieny, zauważył, że kłej, podłej diatrybie”, o „antykatolicchłopiec śpi skulokiej tendencyjności raportu” i o tym, ny z bólu, a na majtże „kard. Bevilaquę potraktowano grukach ma krew. Pobiańsko, starano się go upokorzyć”. szedł z tym do proDo kontrataku wezwano katolickich boszcza, który uświaaktywistów. Przewodniczący Ligi Kadomił go, że zawiatolickiej, William Donahue, pisze: damianie o przestęp„Prokurator Abraham zmarnowała niestwie nie będzie dowiarygodną sumę pieniędzy podatnibre ani dla księdza, ani jego ofiary. ków na swą fanatyczną krucjatę przeObiecał sprawę załatwić. Kiedy ojciec ciw archidiecezji filadelfijskiej. Powinspytał kard. Krola, co się stało z gwałna być za to wyrzucona z pracy”. Łacicielem, ten odburknął: „Czego wa przysięgłych odpowiedziała na to chcesz, publicznej spowiedzi?”. na 30 stronach: „Archidiecezja i jej Ks. Francis Rogers podczas caprawnicy na każdym kroku utrudniali łej 50-letniej kariery duchownej gwałnaszą pracę. Dociekliwość w przesłucił chłopców bezkarnie. Po latach chiwaniu Bevilaquy była spowodowabyły ministrant, wówczas 12-letni na tym, że udzielał chłopiec, zeznał Kardynał Rigali on wykrętnych odw śledztwie, że powiedzi i zasłaobudził się spity niał się niepamięprzez księdza w jecią”. go łóżku, a gdy Dwa tygodnie otworzył oczy, zopo publikacji rabaczył koło łóżka portu kard. Rigaksiędza Rogersa, li, który skarżył się trzech innych księwcześniej, że jest ży i seminarzystę. on „niesprawiedliDwaj księża mieli wie krytyczny”, już wytrysk na jewystosował z Wago ciało, a Rogers tykanu, gdzie wciąż się onanizoprzebywa na synował. Potem oblizydzie biskupów, list wał penis ofiary, pasterski ze słowaszczypał chłopca mi: „Wielu katolików czuje się dotknięw sutki i całował. Ks. Rogers krążył tych akcjami księży i biernością władz od parafii do parafii aż do roku 2004, archidiecezji. W związku z tym archikiedy to przeniesiono go do domu diecezja doświadcza wielkiego bólu”. księży emerytów, gdzie przed rokiem Zapewne doniesiono mu, że wierni „oddał duszę Bogu”(?). nie kupują wykrętów Kościoła. Ks. John Connor z diecezji CamPIOTR ZAWODNY den w stanie New Jersey zabierał wyróżniających się duchownych. Wiadomo o co najmniej 18 ofiarach ks. Kostelnicka. Ks. Raymond Leneweaver miał zwyczaj wyciągać z klasy katolickiej szkoły podstawowej któregoś z chłopców, zwykle ministranta, prowadzić go do innego pomieszczenia, zmuszać do nachylenia się tyłem nad stołem i ocierać się o jego pośladki i genitalia aż do ejakulacji. Gdy wpływała skarga na przestępstwa księdza, ten za każdym razem przyznawał się do winy. Kardynał Krol przenosił go czterokrot-
Diabły w sutannach Współżycie seksualne księży z małymi dziećmi. Stosunki doustne i doodbytnicze... Trzy lata po eksplozji skandalu związanego z pedofilią księży amerykańskich i ochraniających ich biskupów z Bostonu wybuchła właśnie jeszcze większa afera. Tym razem w Filadelfii. z tajnych archiwów Kościoła, przesłuchanie ponad stu ofiar i świadków – wszystko to zaowocowało 418-stronicowym raportem o tym, co działo się w archidiecezji filadelfijskiej pod rządami dwóch jej kolejnych zwierzchników: kardynała Johna Krola oraz kard. Anthony’ego Bevilaquy. Lektura raportu wymaga sporej odporności psychicznej. Uwierzenie w to, że takie rzeczy działy się przez kilkadziesiąt lat w Kościele kierowanym przez Karola Wojtyłę, nie przychodzi łatwo. Zwłaszcza wiernym.
Kardynał Bevilaqua
Autorzy raportu piszą o niezliczonych aktach deprawacji seksualnej, której ofiarami padały dzieci. Sprawy dotyczą 169 księży archidiecezji. Przestępstwa, o których doskonale wiedzieli i które z premedytacją ochraniali dwaj kardynałowie, poddano szczegółowej analizie. Oto fragment raportu: „Kiedy mówimy zgwałcenie, mamy na myśli nie lubieżne pieszczoty, tylko to, co słowo to oznacza: chłopcy byli gwałceni doustnie i doodbytniczo, dziewczynki gwałcono dopochwowo. Kard. Bevilaqua i jego pomocnicy pozwalali dzieciom cierpieć, znosić molestowanie, okrutny seks, wstyd i rozpacz. Było to możliwe dzięki wykalkulowanym,
żylibyśmy ich, gdybyśmy tylko mogli. To, co się dzieje, to parodia sprawiedliwości”. Niestety, Pensylwania ma prawo, które umożliwia objęcie takich przestępstw przedawnieniem, z czego doskonale zdawał sobie sprawę kardynał, zatajając wynaturzone przestępstwa przez całe dekady. Księdza Nicholasa Cudemo jeden z jego kolegów po fachu opisuje tak: „To największy zboczeniec, jakiego znałem”. Gdy po zgwałceniu 11-letniej dziewczynki okazało się, że jest ona w ciąży, zmusił ją do aborcji, a potem nadal molestował. I nie tylko seksualnie, ale także psychicznie: nazywał ją „chodzącą profanacją” i szydził, że chciałby posłuchać jej spowiedzi. Na Cudemo wciąż wpływały skargi; nawet jego własna rodzina postawiła go przed sądem za zgwałcenie małoletniego kuzyna, ale kard. Bevilaqua pozwalał mu na pracę w archidiecezji, ze swobodnym dostępem do dzieci. Dwa razy nawet go promował i wystawił świadectwo, że jest nienagannym księdzem – dzięki temu zatrudniono pedofila w parafii w Orlando. Kiedy ks. Robert Brennan został usunięty, wiernym powiedziano, że „zapadł na chorobę”. W miesiąc po skardze na ks. Michaela McCarthy’ego, który zabierał chłopców z katolickiej szkoły do swej daczy, gdzie spijał ich, spał z nimi nago i zmuszał do wspólnego onanizowania się, Bevilaqua ograniczył się tylko do przeniesienia deprawatora. Ksiądz Gerald Chambers był po cichu transferowany aż 17 razy; wreszcie zabrakło dla niego miejsca, bo w każdej parafii dał się poznać jako pedofil i zwyrodnialec. Jedna z jego ofiar w samobójczej próbie podcięła sobie żyły i gardło.
Pewien seminarzysta poskarżył się, że jest ofiarą ks. Stanleya Gana. Został za to wyrzucony ze szkoły. Gan zmuszał go do seksu oralnego i analnego po tym, kiedy 14-latek przyszedł doń po wsparcie duchowe. Żeby naprawić krzywdę, jaka spotkała chłopca ze strony członka rodziny, ksiądz zarządził szczególną „terapię” – polegała na pieszczeniu genitaliów, masturbacji oraz analnym i oralnym seksie. Otyły ksiądz przyciskał wątłego Kardynał Krol chłopca do swego łóżka i – ignorując jego okrzyki bólu – przemocą dokonywał penetracji analnej. Molestował też kobiety, kradł pieniądze ze zbiórek, upijał się. Z błogosławieństwem Bevilaquy latami pozostawał na stanowisku. Ks. Francis Trauger usiłował gwałcić doodbytniczo 12-latka w motelu. Godzinami bawił się jego członkiem i kazał ssać własny. Kiedy rodzice złożyli skargę do archidiecezji, w tajnych aktach kościelnych ujęto to tak: „Dzielili łóżko, były też dotyki”. Władze archidiecezji cenzurowały się same w poufnych notatkach, bo kardynał Bevilaqua ostrzegał: nie zostawiać dowodów! Gdy ks. Thomas Shea wyznał, że molestował seksualnie chłopców, zwierzchnicy pocieszali go, tłumacząc, że jest niewinny, bo to 11-latkowie go uwiedli... Ks. Albert Kostelnick obmacywał w szpitalu dziewczynkę unieruchomioną po wypadku; przestał dopiero wtedy, gdy udało się jej zadzwonić po pielęgniarkę. W ciągu 32 lat do archidiecezji wpływały nieustanne skargi, że Kostelnick molestuje seksualnie dziewczynki, nawet 8-letnie. Bevilaqua i wtedy nie ruszył palcem. W roku 1997 uhonorował zboczeńca promocją i zaproszeniem na obiad dla
15
16
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
MITY KOŚCIOŁA
Niedokończona opowieść Speckomisja włoska wszczyna właśnie śledztwo w sprawie zamachu na papieża. No to my jej trochę pomożemy! „Emanuela Orlandi, lat 15, wzrost – 160 cm. Zaginęła. Długie, czarne włosy, ubrana w spodnie jeans, białą koszulę i sportowe buty. Nie mamy o niej wiadomości od godziny 19 w środę, 22 czerwca. Wszystkie użyteczne informacje prosimy kierować pod numer telefonu: 69 84 982”. Tyle komunikaty policji... Na placu św. Piotra poderwały się gołębie. Był 13 maja 1981 roku. Turek Mehmet Ali Agca oddał strzały do „zamaskowanego krzyżowca”. Ujęty bezpośrednio po nieudanym zamachu na Jana Pawła II Agca podał 128 powodów i okoliczności swego czynu. Jedna z tych wersji z całą pewnością jest prawdziwa... 22 czerwca 1983 roku zostaje uprowadzona piętnastoletnia Emanuela Orlandi, córka Ercole Orlandiego, szeregowego urzędnika Pałacu Apostolskiego... Dziewczynka jest jedną z siedemdziesięciu trzech obywateli państwa watykańskiego niezwiązanych z jakimkolwiek urzędem tego kraju. Kiedy feralnego dnia Emanuela nie wraca do domu o wyznaczonej porze, rodzice podnoszą larum. Rozpoczynają się poszukiwania. W Watykanie i całym Rzymie pojawiają się setki plakatów ze zdjęciem dziewczyny, informujących o jej zaginięciu. W sprawę angażują się agenci służb specjalnych. Telefon Orlandich jest na podsłuchu. Przy okazji coniedzielnego spotkania z wiernymi Jan Paweł II wspomina o Emanueli i jej rodzicach z nadzieją, że niedługo rodzina Orlandich będzie znowu razem. W dwa dni po „exposé” papieża w biurze prasowym Watykanu dzwoni telefon. Mężczyzna mówiący z amerykańskim akcentem domaga się od papieża uwolnienia Mehmeta Alego Agcy z więzienia, najpóźniej do 20 lipca. Tylko wówczas dziewczynka będzie wolna. Porywacze domagają się także udostępnienia bezpośredniej linii telefonicznej z Agostino Casarolim, watykańskim sekretarzem stanu. Żądają powiadomienia agencji prasowej ANSA o braku współpracy ze strony Watykanu. Agencja odbiera informację telefoniczną o miejscu podrzucenia kopii kasety magnetofonowej (oryginał, według informacji porywaczy, miały ukryć służby watykańskie). Treść nagrania jest wstrząsająca. Porywacz w sposób jawny grozi zabiciem Emanueli Orlando, jeżeli wymiana na Alego Agcę nie dojdzie do skutku.
Na kasecie słychać też pełne bólu krzyki dziewczynki. Na wyraźne życzenie porywaczy treść komunikatu z kasety ukazuje się we włoskich dziennikach. Ten dzień rodzina Orlandich będzie długo pamiętać. Telefon w ich domu dzwoni bez przerwy. Różne głosy w słuchawce informują o znalezieniu ciała dziewczynki, a inne ostrzegają, że rodzice będą dostawać ciało córki w kawałkach. W sprawę angażują się: adwokat Gennaro Egidio, sędzia Dominico Sica, kryminolog Francesco Bruno, a także sędziowie śledczy Ferdinando Imposimato i Ilario Martella. Porywacze ostrzegają Watykan, że porzucą ciało dziewczyny na placu św. Piotra, jeżeli decydenci nie będą stosować się do ich poleceń. Zaczyna być jasne, że dalsze losy Emanueli Orlando (jeśli ta jeszcze żyje) są ściśle związane z decyzjami Watykanu, co w sposób niedwuznaczny sugeruje włoska prasa. Pomimo niedotrzymania terminu 20 lipca, w którym miał być uwolniony niedoszły zabójca papieża, porywacze wyznaczają następną datę wymiany – 30 października. Do wiadomości przyznaje się turecki antychrześcijański front wyzwolenia, który jednak, według tureckich władz, w ogóle nie istnieje. Turkesh (bo taki jest skrót nazwy) próbuje udowodnić, że Emanuela Orlandi wciąż żyje. Informacje podane przez organizację nie wnoszą, niestety, niczego nowego do sprawy. Wydaje się, że papież wciąż jest żywo zainteresowany losami Emanueli, którą przecież zna osobiście. Oprócz modlitwy i oficjalnych próśb o nią, wybiera się osobiście do domu rodziców dziewczynki. Po powrocie z Castel Gandolfo ponownie zapewnia wiernych, że modli się zarówno za dziewczynę, jak i w intencji Alego Agcy. Zgodnie z żądaniem Turkesh, miał wypowiedzieć następujące słowa: „Agca jest stworzeniem ludzkim jak Emanuela Orlandi i tak powinien być traktowany”. Jan Paweł II milczy. Tymczasem porywacze ponownie nawiązują kontakt z agencją prasową ANSA. Znany już głos z amerykańskim akcentem mówi o kolejnych śladach. Zgodnie z jego wskazówkami, w koszu na śmieci przy placu św. Piotra zostaje odnaleziona taśma magnetofonowa, kopia okładki książki, którą Emanuela miała w dniu uprowadzenia, i cztery tajemnicze kamyki, natomiast w Castel Gandolfo – fragmenty tzw. dziennika porwania. Frapujące jest
to, że według tych zapisków, Turkesh to nikt inny jak służby watykańskie, którym podobno chodziło o zmylenie śladów. Rozpoczynają się poszukiwania ciała Emanueli, bo służby śledcze domniemują, że podrzucone cztery kamienie odnoszą się do ostatnich stacji drogi krzyżowej, którą papież odprawia w pobliżu bazyliki Santa Francesca Romana, a której nazwa pada w rozmowie z porywaczem. Jednak ten sam człowiek po paru dniach wyjaśnia w rozmowie telefonicznej z agencją prasową, że odniesienie do bazyliki jest tylko zakamuflowaną informacją dla Watykanu. Tenże nie zabiera jednak głosu w tej sprawie. Tymczasem mija 30 października – kolejny termin z ultimatum porywaczy. Niedługo później papież ponownie odwiedza Orlandich w ich domu. Zawozi im w prezencie kosz z darami, ale rodzina nie otwiera go... Kilka dni później, 27 grudnia 1983 roku, papież udaje się do Alego Agcy, który przebywa w rzymskim więzieniu Rebibia. Odbywa z nim dwudziestominutową rozmowę. Jej treści nigdy nie ujawniono. Na temat ewentualnych informacji od zamachowca, a dotyczących Emanueli, papież również milczy. I znów kolejny trop. Ujawnia się Turek Sufurler Salin, który podczas audiencji wyznaczonej przez biskupa Stanisława Dziwisza na 22 grudnia 1984 roku mówi papieżowi, że wie, gdzie przebywa dziewczynka. Żąda w zamian okupu w wysokości czterech milionów dolarów. Szczęśliwego końca i tym razem nie ma. Karabinierzy nie dopuszczają do wymiany. Według ich informacji, Salin to zwykły oszust. Niespodziewanie, w lipcu 1985 roku, Agca oznajmia, że Emanuela Orlandi żyje i jest zakładniczką Szarych Wilków, skrajnie prawicowej organizacji nacjonalistycznej. Jej członkowie to antykomuniści i antykapitaliści. Agca był jednym z nich. Nosił pseudonim Imperator, co dobitnie świadczy o jego wysokiej randze w ugrupowaniu. Oprócz samego Alego Agcy, skazanego na dożywocie za próbę zamordowania papieża, przed sądem stanęli jego współbracia z Szarych Wilków, oskarżeni o zorganizowanie spisku: Omar Bagci, Turek, rzeźnik ze Szwajcarii; Musa Celebi, Turek, szef Szarych Wilków w RFN; Oral Celik, Turek, prywatnie przyjaciel Agcy (to od niego Agca dostaje pistolet, z którego później strzela do Jana Pawła II); Bekir Celenk, Turek, szef tureckiej mafii w Sofii. A także Bułgarzy: Todor Stojkow Ajwazow, kasjer ambasady w Bułgarii;
Siergiej Antonow, zastępca dyrektora firmy Balkanair; Jelio Kolew Wasiliew, sekretarz attaché wojskowego Bułgarii. Ale Agca przed sądem odwołuje wcześniejsze zeznania obciążające te osoby i w tej sytuacji 30 marca 1986 roku wszyscy oskarżeni zostają uwolnieni z braku dowodów. Służby śledcze jednak drążą ten trop. Po oświadczeniu Alego Agcy prowadzone są przesłuchania innych członków Szarych Wilków. Po ich zakończeniu jeden z sędziów powie: „Za zniknięciem Orlandi stoją sprawy tak duże, że tylko trybunał historii będzie w stanie je osądzić”. Sam Agca twierdzi, że Emanuela Orlandi przebywa w klasztorze, o czym doskonale wiedzą niektórzy watykańscy dostojnicy. Pojawiają się nowe pogłoski. Dziennikarze sugerują, że ojciec dziewczyny nie był zwykłym, szeregowym urzędnikiem Watykanu, lecz odgrywał ważną rolę w jego strukturach informacyjnych. Kardynał Silvio Oddi podaje do dziennika „Il Tempo” informację, że Orlandi nie została porwana, gdyż w dniu zniknięcia widziano ją w luksusowej limuzynie, która podjechała pod dom Orlandich. Dziewczynka na chwilę do niego weszła, po czym tym samym autem oddaliła się w nieznanym kierunku. Zdaniem kryminologa Francesco Bruno u porywaczy zadziwia niezwykle dobra znajomość topografii Watykanu, mechanizmów nim rządzących, a także hierarchii władzy. Według niego, już choćby to świadczy o współudziale Stolicy Apostolskiej w porwaniu. Podobnego zdania jest szef policji, Vincenzo Parisi. Twierdzi on, że przez cały okres poszukiwań Watykan nie tylko nie pomagał, a wręcz dezorganizował prace policji włoskiej, zaś niektóre informacje dostarczane przez porywaczy nigdy nie wyszły poza watykańskie mury. Do myślenia daje również fakt, że porywacze dysponują najnowszymi urządzeniami elektronicznymi i technicznymi. Dzięki nim właśnie służby śledcze nigdy nie potrafiły namierzyć licznych przecież rozmów telefonicznych. Przypuszczenia o bogatych mocodawcach nasuwają się same. Czas płynie nieubłaganie. W czerwcu 2000 roku Ali Agca zostaje ułaskawiony przez rząd włoski i wydany Turkom. W swoim rodzinnym kraju zamachowiec również trafia do więzienia, gdzie musi odsiedzieć wyrok za zabójstwo Abdi Ipekciego, wydawcy liberalnego dziennika „Milliyet”, którego zastrzelił przed jego własnym domem 1 lutego 1979 roku. Niedługo później Agca wydaje oświadczenie: „To Watykan zorganizował
zamach na papieża. Watykan manipulował i zmienił tajemnicę fatimską, ponieważ wyjawiała ona, że Watykan podąża drogą diabła. Karolu Wojtyło, jesteś dobrym człowiekiem, ale zrezygnuj ze swej godności, dopóki nie jest za późno”. W wywiadzie dla włoskiego dziennika „La Repubblica” zamachowiec mówi: „Diabeł jest w środku, w Watykanie. Bez pomocy księży i kardynałów nie mógłbym dokonać tego czynu. Wszystko napiszę w swojej książce”. Podobne oświadczenia wygłasza Oral Celik, przyjaciel Agcy z Szarych Wilków. Podaje do publicznej wiadomości, że Emanuela Orlandi wciąż pozostaje przy życiu. Według niego, projektodawcami zamachu na papieża są niektórzy purpuraci w Watykanie, a przed samą akcją jego przyjaciel został przez dwóch z nich pobłogosławiony. Do dzisiaj sprawa zamachu na papieża oraz ściśle z nim związane porwanie Emanueli wzbudzają ogromne emocje i kontrowersje. Jednak wydaje się, że co człowiek, to inna koncepcja. Niemiecka dziennikarka Valeska von Roques w książce „Sprzysiężenie przeciwko papieżowi” utrzymuje na przykład, że w spisek byli bezpośrednio zamieszani kardynałowie Achille Silwestrini i Agostino Casaroli, którzy nie mogli znieść agresywnej polityki papieża wobec Związku Radzieckiego. Z kolei amerykańska dziennikarka Claire Sterling w swojej książce „Czas morderców” przekonuje, że rozkaz zabicia papieża pochodził z ambasady Związku Radzieckiego w Sofii. Jeszcze inne źródła utrzymują, że za całą sprawą stoi Stasi, tajne służby NRD. Dziennik „Corriere della Sera” ujawnia udział służb specjalnych trzech państw ówczesnego bloku komunistycznego. Miałaby świadczyć o tym korespondencja między Stasi i KGB. Wynika z niej, że to Rosjanie zlecili zamordowanie papieża agentom bułgarskim, a rola Stasi sprowadzała się do koordynacji i zacierania śladów po zamachu. Według dziennika, to właśnie bułgarskie służby zatrudniły tureckich ekstremistów, w tym Alego Agcę. Tymczasem w listopadzie 2004 roku sąd turecki zredukował karę swojemu słynnemu więźniowi. Decyzja sądu w Stambule umożliwia Agcy wyjście na wolność w grudniu 2005 roku. A jaki sąd – nieważne: boski czy ludzki – pomoże Emanueli Orlandi? Jaki wymiar sprawiedliwości zlituje się nad jej rodziną, która od ponad dwudziestu dwu lat czeka na jej powrót do domu? Czy rzeczywiście – według słów sędziego Imposimato – „dziewczynka została poświęcona bez potrzeby”? LIDIA SZENBORN Wykorzystane materiały (wybór): Claire Sterling, „Czas morderców”; „Focus”; publikacje prasowe i internetowe; Valeska von Roques, „Sprzysiężenie przeciwko papieżowi”.
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r. ależy odnotować, że jeszcze przed wyruszeniem pierwszej oficjalnej wyprawy krzyżowej papiestwo dostało niespodziankę, jakiej się nie spodziewało. Był to pierwszy symptom, że sprawa wymknęła się spod kontroli... Wędrowny kaznodzieja, mnich Piotr Pustelnik z Amiens, zmobilizował chłopstwo prawie z całej Europy na wyprawę do Ziemi Świętej. Jak ocenia Michael Walsh, było ich od 50–70 tysięcy, a ruszyli w sześciu kolejnych falach. Marszowi towarzyszył nieopisany bałagan, a chociaż ludowi „krzyżowcy” szli na wojnę z islamem, najpierw – niejako po drodze (szli przez Niemcy, Czechy, Węgry,
N
Ale wróćmy do tej oficjalnej krucjaty – rycerskiej. ¤¤¤ Pierwsza wyprawa krzyżowa uczyniła papiestwo dominującą potęgą całego zachodniego świata. Urban II nie dożył triumfu swojej polityki. Zmarł w lipcu 1099 roku, kilka dni przed zdobyciem Jerozolimy przez Gotfryda de Bouillon. Krzyżowcy splądrowali miasto i wymordowali mieszkańców, a Gotfryd – z tytułem „Obrońca Grobu Świętego” – został pierwszym władcą nowego feudalnego państwa – Królestwa Jerozolimskiego. Po zdobyciu Jerozolimy w mieście doszło do strasznej masakry muzułmanów oraz Żydów. Spalono główną synagogę wraz ze znajdującymi się
PRZEMILCZANA HISTORIA A co zrobili obrońcy jedynie prawdziwej wiary, których „chorążym był Chrystus”, po zajęciu Antiochii? Aby nie być posądzonym o nieobiektywną relację, przekazuję opis ówczesnego kronikarza i naocznego świadka wydarzeń – Fulchera z Chartres, który pisze, co działo się wkrótce potem, kiedy w nocy z 2 na 3 czerwca 1098 roku sześćdziesięciu rycerzy wdarło się na mury Antiochii po drabinach, a następnie otworzyło bramę dla pozostałych krzyżowców: „Kiedy Turcy spostrzegli Franków (Ifranj – Frankowie – tak muzułmanie określali zachodnich chrześcijan – przyp. AR) biegnących ulicami miasta z nagimi mieczami i zawzięcie zabijających ludzi, rzucili się do ucieczki. Grecy
i brali, co tylko mogli. Każdy, kto pierwszy wszedł do domu, bez względu na jego godność czy tytuł, miał prawo złupić go i było to uznawane przez wszystkich”. I nie ma się co dziwić. „Rycerze Chrystusa” z góry uzyskali od papieża odpuszczenie wszelkich win i rozgrzeszenie, a w wygłoszonym wcześniej apelu papież Urban dał im gwarancję: „Posiadłości waszych wrogów staną się wasze”. A chętnych do podziału bogactw były rzesze... Chyba nikt nie jest w stanie ustalić, jaka była liczebność armii, która wzięła udział w pierwszej wyprawie. Rycerz Fulcher z Chartres, uczestnik wyprawy, pisze o 600 tysiącach. Albert z Akwizgranu, historyk śre-
OGNIEM I KRZYŻEM
Mordercy w habitach (3) Jak walczyli „Rycerze Chrystusa” na Ziemi Świętej? Po chrześcijańsku. Wojownikom tureckim wziętym do niewoli odcinali głowy i zatykali je z dumą na ostrzu włóczni. Mordowano wszystkich niewiernych znajdujących się w obrębie murów zdobytych miast. Bałkany i ziemie Bizancjum) – zabrali się do tępienia niechrześcijan. Dokonali przede wszystkim przerażających swym okrucieństwem pogromów na ludności żydowskiej Tak zwana wyprawa ludowa do Ziemi Świętej (wyruszyła w marcu 1096 roku z Amiens w północnej Francji) wykazała, że papiestwo straciło kontrolę nad rzeszami krzyżowców, którzy byli „autorami” licznych pogromów żydowskich w Niemczech, na Węgrzech, w Pradze, Wenecji, Wormacji. W tym ostatnim mieście Żydzi ukryli się w pałacu biskupa. Nie na wiele się to zdało. Krzyżowcy zaatakowali pałac i pozabijali wszystkich Żydów... Piotr Pustelnik, przywódca krucjaty ludowej, cieszył się wielkim mirem wśród uczestników wyprawy, miał charyzmę, o której współczesny mu Wibert z Nogent napisał: „Cokolwiek uczynił lub rzekł, uważane było za na wpół boskie, tak że nawet wyrywano włosy z jego muła, traktując je jako relikwie”. W Nicei (dzisiejszy Iznik) „armia” Pustelnika – składająca się z chłopów, pielgrzymów, kobiet, starców i dzieci – natknęła się wreszcie na Saracenów i natychmiast rzuciła do walki. Z Żydami radzili sobie lepiej, natomiast wyćwiczone w wojennym fachu wojska bez trudu pokonały krzyżową hałastrę. Resztki ludowych krzyżowców zgromadziły się w Civetot (Azja Mniejsza). Turcy zastawili na nich udaną zasadzkę. Ludzie Piotra Pustelnika zostali wycięci w pień. Dzieci i kobiety sprzedano w niewolę. Sam „genialny” przywódca ocalał, bowiem przebywał wówczas w Konstantynopolu...
w środku ludźmi. Dlaczego krzyżowcy również Żydów uważali za wrogów? Wyjaśniają to następujące papieskie słowa: „(...) z narażeniem życia podbijamy królestwa zamieszkałe przez niewiernych, którzy nie wierzą w Ukrzyżowanego, a tymczasem to przecież Żydzi zamordowali go i ukrzyżowali”. Czyżby nie pamiętano o tym, że Jezus, jego matka, św. Józef i wszyscy apostołowie byli również Żydami? Krzyżowcy ochoczo składali przysięgi takie jak ta, którą złożył jeden z przywódców wyprawy, kaznodzieja Volkmar: „Nie opuszczę królestwa, dopóki nie zabiję choć jednego Żyda”. Przez kilka dni trwała krwawa rzeź na ulicach Jerozolimy. Według Rajmunda z Aguilers – w meczecie Al-Aksa wymordowano również „(...) wielką liczbę imamów i muzułmańskich uczonych, którzy opuścili swoje rodzinne strony, aby prowadzić pobożne życie w Świętym Miejscu”. Wojownikom tureckim wziętym do niewoli krzyżowcy odcinali głowy i zatykali je na ostrza włóczni. Ta ostatnia metoda była stosowana już wcześniej, konkretnie w Antiochii (jedno z najbogatszych miast w basenie Morza Śródziemnego), pierwszej, prawdziwej zdobyczy krzyżowców, uważanej za bramę do Ziemi Świętej. Chociaż dowództwo wyprawy przewidywało, że wystarczy niecały miesiąc na jej zdobycie, Antiochię oblegano aż siedem miesięcy – od połowy października 1097, kiedy to papieska armia stanęła pod jej potężnymi murami. Żeby złamać opór i morale tureckiej załogi, głowy zabitych przeciwników wystrzeliwano za pomocą katapulty za fortyfikacje obleganego miasta!
i chrześcijańscy Ormianie przyłączyli się do Franków i miasto stało się krwawą łaźnią, ponieważ chrześcijanie mordowali wszystkich Turków znajdujących się w obrębie murów. Przed zmrokiem wszystko dobiegło już końca i ulice miasta zasłane były trupami. Nie można było po nich chodzić, jak tylko depcząc po ciałach zabitych”. Boemund z Tarentu, który z powodu choroby Rajmunda z Tuluzy sprawował dowództwo nad wojskiem, otrzymał podarunek od swych podwładnych: odciętą głowę dowódcy tureckiego garnizonu. Trupy niewiernych walały się po ulicach w słońcu, leżały w studniach, w świątyniach. Nic więc dziwnego, że w krótkim czasie wybuchła zaraza (prawdopodobnie epidemia tyfusu), która zdziesiątkowała wojska krzyżowe. Zmarł również biskup Le Puy Ademar, namiestnik papieża sprawujący ogólne duchowe kierownictwo nad krucjatą. Widocznie Bóg tak chciał. Przecież – jeśli wierzyć papieżom – to katolicki Bóg stał na czele krucjat... ¤¤¤ Biskup Pizy Daimbert relacjonował papieżowi: „Jeśli pragniesz wiedzieć, co stało się z wrogiem, którego znaleźliśmy tutaj, to wiedz, że w Portyku Salomona i w jego Świątyni nasi ludzie brodzili we krwi Saracenów aż po kolana swoich koni”. Z kolei autor Gesta Francorum podkreśla chciwość krzyżowców i okradanie podbijanych miast. Nie inaczej więc było w Jerozolimie: „Krzyżowcy przebiegali całe miasto w poszukiwaniu złota i srebra, koni i mułów, i domów wypełnionych wszelkim bogactwem... Nasi ludzie wchodzili do domów
dniowieczny, podaje tę samą liczbę. Mateusz z Edessy, armeński kronikarz żyjący w czasach tejże wyprawy, stan liczebny określa na pół miliona ludzi. Wydaje się, że najbliższy prawdy jest uczestnik wyprawy Rajmund z Aquillers. Wyodrębnia on żony i dzieci, które zostały zabrane przez rycerzy na wyprawę, jak również reprezentantów wszelkich pomocniczych funkcji typu: cieśle, rymarze, płatnerze, kowale. Trzeba również odliczyć duchowieństwo, niezwykle licznie reprezentowane przez biskupów, prałatów, ubogich księży, mnichów i kleryków. Najprawdopodobniej więc sama zbrojna armia, która stanęła pod Konstantynopolem, stolicą Cesarstwa Bizantyjskiego, liczyła 100 tysięcy ludzi. Jak na owe czasy, była to potęga. Papiestwo sądziło, że pomagając cesarzowi bizantyjskiemu Aleksemu I Komnenowi
17
(1081–1118), może liczyć na jego wdzięczność. Chodziło konkretnie o pojednanie obu zwaśnionych kościołów chrześcijańskich. Do schizmy doszło niedawno, kiedy w 1054 roku papież rzymski i patriarcha Konstantynopola wzajemnie obłożyli się ekskomuniką. Ale po zakończeniu pierwszej wyprawy krzyżowej okazało się, że nie było żadnej nadziei na zjednoczenie, a tym bardziej na poddanie się Kościoła wschodniego prymatowi Rzymu. Za to bardzo szybko zachodni i wschodni chrześcijanie poczuli do siebie taką samą niechęć jak do islamskich wrogów. Świat chrześcijański nadal pozostał podzielony, chociaż krzyżowcy uważali się za rycerzy Chrystusa (na prawym ramieniu nosili biały krzyż, bo papież, udzielając wszystkim odpustu zupełnego, powiedział: „Chrystus będzie waszym chorążym”). Mieli przecież walczyć z „rasą niewierną”, zwierzętami lub ludźmi gorszego gatunku – muzułmanami, których papież Urban II uznał za „ludzi wyzbytych godności człowieka i podłych niewolników szatana”. Na wielu miniaturach z rękopisów owego okresu widzimy oddziały konnych rycerzy z mieczami i kopiami, prowadzone przez... Chrystusa – również na koniu i z mieczykiem w... ustach. I tak doszło do powstania zakonów rycerskich, czyli organizacji mnichów walczących z niewiernymi mieczem. Ale o tym w następnym numerze... A. RODAN
18
ŻYDZI POLSCY (cz. 5)
Pierwsze pogromy Wielkie pogromy Żydów zaczęły się wraz z krucjatami do Ziemi Świętej. W Polsce prześladowania Żydów wzmogły się, począwszy od połowy XIV w., gdy wybuchła najstraszliwsza zaraza, jaka kiedykolwiek nawiedziła Europę – tzw. czarna śmierć. Rytm społecznych zaburzeń wywoływanych przez rozmaite kataklizmy, np. zarazy, lata nieurodzaju czy fale spotęgowanej egzaltacji religijnej – zarówno w okresie krucjat, zagrożenia tureckiego, reformacji, jak i wojen religijnych – wyznaczał pogromy Żydów. Szczególnie gwałtowna nienawiść do Żydów wybuchła w Europie wraz z pierwszą krucjatą w 1096 r. Co ciekawe, wyprawy krzyżowe finansowano w znacznym stopniu dzięki pieniądzom żydowskim, tak więc zabijanie Żydów uwalniało od zwrotu kapitału z procentami. Nie oszczędzali Żydów Włosi, Hiszpanie, Francuzi, Anglicy, Niemcy ani Czesi. Wprawdzie zasłaniali ich tu i ówdzie królowie i książęta ciągle łasi na pieniądze (niemiecki cesarz Henryk IV, sycylijski król Roger, angielski król Ryszard Lwie Serce, austriacki książę Fryderyk, królowie kastylijscy (Alfons VI,VII,VIII i IX), ale tych protektorów żydowskich pożyczek i haraczy poddani nie słuchali. W Niemczech i Austrii (potem także w Polsce) doszło do tego, że władcy, biorąc w obronę Żydów, mianowali ich (a więc także ich mienie) „własnością skarbu” – niewolnikami monarchów. Lud najczęściej uskarżał
T
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
się na to, że Żydzi wyzyskują go i plują na wiarę. Z czasem doszedł jeszcze jeden powód do nienawiści – „zdemaskowanie” nauczania Talmudu. W 1290 r. po licznych pogromach i zabraniu Żydom niemal całego mienia, wypędzono ich z Anglii, zaś między rokiem 1182 a 1322 pięciokrotnie wypędzano ich z Francji. Długotrwała migracja żydowska z zachodu na wschód, rozpoczęta na przełomie XII i XIII w., trwała do końca XVI w. Badacze żydowscy, i nie tylko oni, od dawna powiązali wzmianki o osiedleńcach żydowskich w Polsce z informacjami o wzmożonych prześladowaniach religijnych na Zachodzie. Mniejsze znaczenie dla tych wędrówek w nieznane miał aspekt ekonomiczny, gorączka osadnicza i chęć zysku. Stosunkowo dobre przyjęcie, z którym Żydzi zetknęli się w Polsce, nie oznaczało, że współżycie z rdzennymi mieszkańcami toczyło się bezkonfliktowo. Z powodu braku źródeł historycznych trudno określić, kiedy miały miejsce pierwsze rozruchy skierowane przeciw Żydom. O pierwszej „burdzie antyżydowskiej”, która wybuchła w Krakowie około 1200 roku, poinformował Wincenty Kadłubek. Była to uliczna bijatyka
rzonem Narodowych Sił Zbrojnych – skrajnie prawicowych, nacjonali stycznych i antysemickich, popie ranych przez środowiska klerykalne – by ła Młodzież Wszechpolska. W publikacjach związanych z tematyką Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) historycy najczęściej nie poruszają ciemnych stron tej organizacji (oczywiście, świadomie!). Pomija się i przemilcza fakty, że „żołnierze” z NSZ czynnie współpracowali z Niemcami, wydając często w ręce SS członków AL, GL, BCh, Tajnej Organizacji Nauczycielskiej, AK i in. Ponadto wykonywali wyroki na niewinnych ludziach, jak miało to miejsce np. na Kielecczyźnie, Podlasiu, Lubelszczyźnie, w woj. warszawskim czy w samej Warszawie. Zenon Fijałkowski pisał, że NSZ były „organizacją przesiąkniętą skrajnie nacjonalistyczną i faszystowską ideologią. NSZ powstały we wrześniu 1942 r. z połączenia faszystowskiego Związku Jaszczurowego z ekstremistycznymi elementami Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW), które przeciwstawiały się akcji scaleniowej z AK”. Do oddziałów NSZ dołączyła Młodzież Wszechpolska, której niechlubne tradycje kontynuuje dzisiaj Roman Giertych. Pod koniec wojny część oddziałów NSZ zdecydowała się na odwrót wraz z wojskami niemieckimi (styczeń–maj 1945 r.). Fakt ten
żaków krakowskich z żydowskimi handlarzami. Do podobnych napaści, a także zabójstw Żydów, musiało dochodzić także w innych dzielnicach, skoro książę wielkopolski Bolesław Pobożny przestrzegł przed nimi w przywileju. W miarę jak umacniał się w Polsce Kościół papieski, stając się feudalną potęgą, postawy antysemickie były coraz wyraźniej artykułowane. W tym czasie, na wzór miast zachodnich, rozpoczęła się również walka ekonomiczna mieszczaństwa chrześcijańskiego z żydowskimi handlarzami. Już w 1302 r. rada miejska we Wrocławiu zakazała Żydom detalicznej sprzedaży sukna (sukno było na Śląsku głównym artykułem produkcji), a od 1315
w której mieszkał ów Żyd, by nakazał wiernym wypowiedzenie mu posłuszeństwa, jego zaś wezwał do opuszczenia domu. Salomon przegrał starcie z biskupem, co jeszcze bardziej wzmogło antysemityzm w mieście. Pierwszym pogromem judaistów nazwać można ich czasowe wypędzenie z Wrocławia w 1319 r. Stało się to zaraz po klęsce głodu. Taki sam los spotkał Żydów w Brzegu w 1327 r. Najliczniejsza fala żydowskich osiedleńców przybyła do Polski w połowie XIV w. i od tego też czasu pogromy stały się częstsze i na większą skalę. Punktem kulminacyjnym kryzysu była „czarna śmierć”, która szalała w latach 1348–1352 i zabiła jedną trzecią mieszkańców Europy. Tysiące ocalałych zapełniały kościoły, kajając się w modlitwach. Inni ciągnęli w długich procesjach, smagając się do krwi po ob-
roku również handlowania mięsem. Na początku XIV w. żył we Wrocławiu pewien bogaty bankier żydowski, Salomon, który cieszył się względami księcia Henryka VI i wywierał niemały wpływ na jego rządy. Przeciw Salomonowi wystąpił wówczas biskup wrocławski, wzywając księcia do usunięcia Żyda ze swojego dworu. Gdy to nie poskutkowało, polecił proboszczowi dzielnicy,
nażonych plecach. Zwano ich biczownikami (flagellatores). Zsiniałe i czarne trupy zaścielały pola i łąki, wiejskie gościńce i ulice miast. Kozłami ofiarnymi uczyniono wówczas Żydów, oskarżając ich, że chcą wytruć wszystkich chrześcijan i przejąć władzę nad światem. Szatański plan mieli uknuć Żydzi hiszpańscy, którzy z Toledo – stolicy judaizmu europejskiego – rozesłali wszędzie gońców z puszkami
potwierdzony jest przez wielu historyków zajmujących się tym okresem. Grzegorz Mazur, prof. UJ, historyk i badacz dziejów polskiego państwa podziemnego, w wywiadzie z red. Janem Tomaszem Lipskim powiedział: „Wiosną 1944 roku zaczęła się współpraca NSZ z Niemcami. A na początku 1945 r. Brygada Świętokrzyska NSZ, licząca półtora tysiąca uzbrojonych i umun-
Wielu polskich księży i biskupów związanych było również z innymi nacjonalistycznymi ugrupowaniami konspiracyjnymi, jak np. Front Odrodzenia Polski czy Obóz Narodowo-Radykalny. W nacjonalizmie widzieli oni odrodzenie polskiego katolicyzmu. Wtórowała temu prasa nacjonalistyczno-klerykalna, która postulowała hasła typu: „Katolicyzm polski katolicyzmem woju-
Katobojówki durowanych ludzi, wycofała się przez Czechy do okupowanej przez aliantów Austrii. To musiało się odbywać za zgodą czynników niemieckich”. O fakcie tym wspominał również ks. dr Leonard Świderski, który pisał o NSZ jako „organizacji cieszącej się poparciem Niemców, która w 1945 roku swe oddziały partyzanckie wycofała razem z Wehrmachtem”. W okresie okupacji naczelnym kapelanem NSZ był ks. Szczepan Sobalkowski, profesor teologii moralnej, rektor seminarium duchownego w Kielcach, a następnie biskup sufragan kielecki. Jeszcze przed wojną „znany był jako zwolennik hitleryzmu”. W sprawach przydzielania kapelanów do NSZ kontaktował się z bp. Czesławem Kaczmarkiem, znanym z lojalności wobec władz okupacyjnych.
jącym”, „Do wielkiej Polski wiedzie droga przez katolicyzm i nacjonalizm”. Organami prasowymi NSZ były: „Lux Mundi”, „Wielka Polska”, „Narodowe Siły Zbrojne”. NSZ nie prowadziły walki przeciwko Niemcom. Nawet „historycy”, którzy gloryfikują NSZ, jak np. Leszek Żebrowski, mają trudności co do ustalenia liczby oraz miejsc starć NSZ z okupantem niemieckim. NSZ uważały ich bowiem za „mniej niebezpiecznego wroga od ateistów, komunistów i masonów”. Część członków NSZ rekrutowała się z przedwojennych działaczy Młodzieży Wszechpolskiej. Pisał o tym m.in. redaktor Bogusław Gomzar: „Ostentacyjnie głosili niechęć do Niemiec, co nie przeszkodziło wszechpolakom w czasie wojny współpracować z okupantem w ramach NSZ”.
pełnymi... trucizny, a ta składać się miała z mięsa bazyliszków, pająków, żab i jaszczurek, a nawet serc chrześcijan i ciasta przeznaczonego na hostię. Trucicielom przewodzili podobno Jakub z Paskate, rabbi Peyret z Chambery i Aboget. Oczywiście, dowodów żadnych nie było, ale i tak w 1348 r. w odwecie za „trucicielstwo” zmasakrowano i spalono na cmentarzu w Strasbourgu 2 tys. Żydów. W Sabaudii, gdzie we wrześniu przeprowadzono pierwsze procesy o wywołanie zarazy, mienie oskarżonych skonfiskowano jeszcze w toku śledztwa, gdy Żydzi przebywali w więzieniu. Wydobyte torturami zeznania aresztantów z Sabaudii o światowym spisku żydowskim (w zmowie z trędowatymi) przekazywano listownie z miasta do miasta. Żydzi, których ominęły męki, ogień lub miecz, uciekali na wschód. Wielkie masy uciekinierów żydowskich przybyły na Śląsk, a wraz z nimi przyszła zaraza i kolejne pogromy. 28 maja 1349 r. wymordowano we Wrocławiu ponad sześćdziesiąt rodzin żydowskich. Nie mogąc pozostać dłużej na Śląsku, podążyli Żydzi dalej na wschód: do Krakowa, Kalisza i Poznania. W „Kronice oliwskiej” odnotowano, że przyczyną wybuchu zarazy w 1349 r. było zatruwanie przez Żydów studzien, i że „Żydzi zostali w całych Niemczech i prawie całej Polsce wytępieni. Jedni zginęli od miecza, inni zostali spaleni na stosie”. Inne źródła nie potwierdzają jednak aż tak straszliwych rzezi w naszym kraju. Żydzi, mieszkający w Polsce, mieli zresztą w tym czasie potężnego protektora w osobie mądrego władcy – króla Kazimierza Wielkiego. Podobno kochał się on nawet w pewnej Żydówce – Esterce z Opoczna. ARTUR CECUŁA
Nie wszystkim oddziałom NSZ udało się wycofać razem z Wehrmachtem. Ci, którzy pozostali w kraju (o czym dziś się nie pisze), jeszcze po zakończeniu działań wojennych mordowali ludzi, m.in. świadków Jehowy. Pod osłoną nocy „partyzanci” z NSZ napadali na ich domy, bili i zabijali kobiety, mężczyzn i dzieci. Prześledźmy jeszcze, jak działał „wywiad” NSZ. Otóż na jednej z list proskrypcyjnych, sporządzonych w 1944 r. przez kontrwywiad NSZ, znalazło się nazwisko Aleksandra Kamińskiego (1903–1978) – legendy podziemia AK, niosącego czynną pomoc gettu warszawskiemu, autora „Kamieni na szaniec”, redaktora „Biuletynu Informacyjnego”, działacza ZHP, wybitnego pedagoga i historyka. NSZ oskarżyły go o komunistyczne przekonania oraz żydowskie pochodzenie. Oto fragmenty tego zapisu: „Kamiński Aleksander (...). Żydofil, zawsze skłaniał się do skrajnej lewicy-komuny. Niepewne pochodzenie matki (Żydówka lub Francuzka, wzgl. Żydówka francuska)”. Obecnie niektórzy „historycy” chcą do końca wybielić działalność NSZ i ukryć przy tym kilka wyjątkowo ciemnych kart z działalności tej profaszystowskiej organizacji. Co więcej – „historycy” powiązani ze środowiskami nacjonalistycznymi i skrajnie prawicowymi uzasadniają nawet słuszność masowych zbrodni, popełnionych przez bojówki NSZ na polskiej lewicowej partyzantce. HORDA
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
LISTY Mistrzowie obłudy Chcę uwypuklić problem „moralności” według Kaczyńskich. Kiedy cztery lata temu SLD wygrało wybory z wynikiem ok. 42 proc., Macierewicz i nadęte Kaczory wyliczyli, że tylko 16 proc. Polaków popiera SLD, więc nie ma on „legitymizacji” (ich ulubione słowo) do podejmowania znaczących dla narodu decyzji. Teraz, kiedy Kaczy PiS uzyskał ok. 10 proc. poparcia uprawnionych do głosowania, Kaczory są nadal nadęte i twierdzą, że to wspaniały wynik, który daje im legitymizację do wszystkiego, i chcą zmieniać Konstytucję RP oraz III RP na IV. To się nazywa relatywizm moralny. Nic dziwnego, że popiera ich Kościół rzymskokatolicki, który osiągnął niebywałe mistrzostwo w obłudzie i bezczelności. Marek Ofiarski
Aleksander Kwaśniewski liczy na stanowisko sekretarza generalnego ONZ. Nieoficjalnie sygnalizowali jego poparcie Amerykanie i Brytyjczycy za zaangażowanie Polski w interwencję zbrojną w Iraku oraz promocję więzi Europy z Ameryką. Wojna w Iraku przysporzyła naszemu krajowi wielkich strat materialnych i wątpliwej chwały. Na decyzjach przynoszących krajowi straty ma być budowana przyszłość pre-
LISTY OD CZYTELNIKÓW Izdebki czy katedry? Pragnąłbym się odnieść do słów papieża Benedykta XVI, że sprowadzanie Boga do sfery prywatnej to hipokryzja. Pan Ratzinger zapomina, że są ludzie niewierzący, którzy nie muszą wysłuchiwać publicznych modłów czy nabożeństw. Gwarantuje im to choćby konstytucja. Każdy ma wolną wolę decydowania o własnym losie. Jezus mówi wyraźnie: „Gdy się modlicie, nie bądźcie
Panie Romanie!
To jest szkoła! Wybraliśmy się na prezydenckie wybory... Córka Magda, Syn Seweryn, Żona, moja Mama i ja. Po wejściu do lokalu wyborczego zapytaliśmy o Przewodniczącego Komisji... „Nie ma, ale jest zastępca”... Wskazano nam bardzo młodego człowieka siedzącego za kwadratowym stolikiem. Proszę pana, czy ten lokal wyborczy jest demokratyczny? – zapytałem. – Oczywiście – padła odpowiedź. – To prosimy uprzejmie na czas naszego wybierania zdjąć ze ściany religijną kukłę, która wisi nad drzwiami, bo nie życzymy sobie szpiega sekty religijnej, by się przyglądał z góry naszemu suwerennemu wyborowi kandydata na prezydenta! – Nie, proszę pana, tego nie zrobię, to jest szkoła...! – Dziękujemy, w takim razie proszę oddać nasze dowody osobiste. Nie bierzemy udziału w wyborach, ponieważ lokal wyborczy nie jest lokalem demokratycznym i nie ma w nim zabezpieczonej suwerennej wolności osobistej. Nikt z nas w sektę i tę kukłę nie wierzy i nie głosujemy, gdy ta kukła ślipi się na nasze karty wyborcze w głosowaniu... Był to lokal wyborczy w Tychach, os. Magdalena. www.charlatan.com.pl
Do Watykanu! Gdzie godności! Nieubłaganie zbliża się koniec drugiej i ostatniej kadencji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Jest za młody, aby gnuśniał w kapciach na prezydenckiej emeryturze, dlatego zarówno prasa, jak i telewizja poszukują dla niego nowego, godnego stanowiska, przy czynnym jego zaangażowaniu. Stąd dwie ostatnie szybko następujące po sobie wizyty w USA.
OK, ale antena miała stanąć na dachu kościoła... i oczywiście, choć kościół był budowany (a teraz remontowany) nie za pieniądze kurii, firma otrzymała od niej ciekawą propozycję: „Za 1000 zł miesięcznie antena może stanąć!”. Oczywiście – mały przedsiębiorca, firma Telebit, nie miał tyle i musiał szukać innych rozwiązań, co w znaczący sposób pogarsza usługę. Łukasz z Borku
Pozdrowienia z Costa Brava w Hiszpanii od pana Henryka Pałysa
zydenta. Ale moim skromnym zdaniem, jeszcze większych strat Narodowi polskiemu pan prezydent przysporzył, podpisując konkordat ze Stolicą Apostolską. Tą decyzją naraził Polskę na niebagatelną stratę, sięgającą minimum 5 miliardów złotych rocznie. Taką kwotę otrzymuje z tytułu konkordatu Kościół katolicki. Zaakceptowanie pewnego okradania Polski przez garstkę funkcjonariuszy watykańskich uprawnia pana prezydenta do szukania sobie stanowiska raczej w Watykanie – za wzorem panienki Hani Suchockiej. Oboje pogrążyli Polskę na długie lata w prawnym poddaństwie watykańskiemu satrapie, pozwolili na bezczelne panoszenie się kleru we wszystkich sferach życia publicznego, przysporzyli nędzy społeczeństwu, zwiększyli liczbę głodujących dzieci, przyczynili się do eutanazji starych ludzi, których nie stać na leczenie w szpitalach; to dzięki nim szerzy się głód wśród bezrobotnych i bezdomnych; dzięki nim głoduje co trzecie dziecko w szkole i brakuje środków na szkolnictwo, podręczniki dla dzieci, bezpłatne przejazdy młodzieży szkolnej i studentów... Za to przysporzyli chwały Kościołowi. Polska kwitnie wielkimi świątyniami, wystawnymi pałacami biskupów, plebaniami i zapewnia beztroskie życie watykańskim funkcjonariuszom. A ci mogą bezprawnie zdobić krzyżami ściany Sejmu, urzędów państwowych i samorządowych, a nawet niektórych sądów i lokali wyborczych. Innym argumentem za posadą w Watykanie jest to, że tam, na maleńkim skrawku ziemi, można znaleźć mnóstwo łapek do całowania. Stanisław Błąkała, Kraków
jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam, otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6. 5–6). Trzeba być chyba ślepym, żeby nie widzieć, że relacja z Bogiem ma być właśnie ściśle prywatna. Ale przeciętny katolik i tak słucha papieża, a nie Jezusa. Więc o co chodzi konserwatyście Ratzingerowi? O wiarę czy o zmuszanie do niej? A może od razu powrócić do starych, sprawdzonych środków? Święta inkwizycja nie dopuszczała do hipokryzji sprowadzania Boga wyłącznie do sfery prywatnej... Grzegorz W.
Pośmiertnie też nie I znów JPII nie dostał Nagrody Nobla. Dostała jakaś agencja i jej szef, a przecież mogła dostać agentura Krk i jej szef. Jest tylko jeden niezaprzeczalny fakt – Nobla nie dostaje się za czcze gadanie, ale za robotę dla ogółu, nie patrząc, jakiego jest wyznania, narodowości itp. JPII też pewnie zrobiłby coś dla ogółu, ale ten ogół to musieliby być katolicy, musiałaby być z tego jakaś korzyść, bo tak za darmo to żaden biznes. Łoś
Haracz dla kurii W małej miejscowości Borek (powiat Bochnia), między Krakowem a Tarnowem, mieli zakładać Internet radiowy. Wszystko byłoby
Cenię Pana za obnażanie fałszywej religii, jaką jest rzymski katolicyzm. Myślę nawet, że jest Pan nieświadomym wykonawcą woli Bożej. Mianowicie – przygotowuje Pan w Polsce grunt do spełnienia w bliskiej już przyszłości PROROCTWA z Księgi Objawienia (rozdział 17.) na skalę światową. A TERAZ to, co najważniejsze. Powiedział Pan, że jest agnostykiem. A to nieprawda!!! Bo to znaczy, że wprawdzie dopuszcza Pan istnienie Boga, ale stwierdza, że Boga nie obchodzi, w jaki sposób i czy w ogóle oddaje się mu na ziemi cześć. To nieprawda!!! Pan NIE jest agnostykiem. Prawda jest taka: Pan, Panie Romanie, dopuszcza, że istnieje Bóg, nawet boi się go, ale to PANA nie interesuje, w jaki sposób Bóg chce, aby oddawać mu cześć. To PANA nie interesuje, jakie zamierzenie wobec ludzi ma Prawdziwy Bóg. NATOMIAST suwerenny Bóg, obfitujący w dobroć i serdeczną życzliwość, BARDZO interesuje się każdym człowiekiem, który chce mu służyć. Po prostu, jak większość ludzi, Pan nie wie lub nie dopuszcza do swej świadomości kwestii, dlaczego Bóg chwilowo dopuszcza istnienie zła. Świadek Jehowy Grażyna Ryś, Kanada
19
Groby za kolczatką Chciałbym się dowiedzieć, czy pobieranie opłat przez administratora cmentarza za wjazd na cmentarz (w celu np. budowy pomnika itp.) jest zgodne z prawem. W Olkuszu administrator cmentarza przy wejściu ustawił kolczatkę, która uniemożliwia wjazd na cmentarz, a jeśli ktoś chce wjechać za bramę, to musi zapłacić 200 zł! Muszą płacić osoby prywatne, firmy pogrzebowe i kamieniarskie. Mieszkańcy są oburzeni, zastanawiają się, dlaczego muszą płacić, jeśli opłacili miejsce na cmentarzu. Sam administrator nie chce się wypowiadać na ten temat, podobnie jak miejscowy proboszcz. Policja twierdzi, że administrator może robić, co chce, pod warunkiem że nie zagraża to bezpieczeństwu innych ludzi. Czy wystająca kolczatka nie zagraża ludziom, chociażby w nocy? A co ciekawe, w pobliskiej wsi opłatę za wjazd na cmentarz w podobnych sytuacjach pobiera ksiądz proboszcz (150 zł)! Dawid Od redakcji! Rozumiemy, że chodzi o cmentarz parafialny. Podobnie dzieje się na większości nekropolii. Opłata przy wjeździe umożliwia przede wszystkim kontrolę nad tzw. dzikimi pomnikami, czyli nagrobkami stawianymi bez pozwolenia proboszcza lub administratora. Pozwolenie takie kosztuje najczęściej od 10 do 20 proc. wartości pomnika.
Usługi pogrzebowe pastorów protestanckich
tel. (0-34) 35-33-061 BEZPŁATNIE
20
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
CZUCIE I WIARA
rofesor Zbigniew Ogonowski pisze (,,Antytrynitaryzm w Polsce”, w: ,,Filozofia Polska”), że antytrynitaryzm w naszym kraju narodził się za przyczyną myślicieli religijnych z zachodniej i południowej Europy, głównie Włochów, którzy w Polsce szukali schronienia przed prześladowaniami. Czołową postacią tego radykalnego nurtu powstałego w środowisku polskich kalwinów był Faust Socyn.
P
W 1578 r. na krótko przybył do Polski, ale w roku następnym osiadł tu już na stałe. Osiedlił się w Krakowie, gdzie nawiązał bliskie kontakty ze zborem braci polskich, wśród których działała grupa włoskich antytrynitarzy: bankier Giovanni Batista Cettis, organizator pierwszej Poczty Polskiej Prosper Provana, lekarze królewscy Niccolo Buccella, Simon Simonius, Giorgio Blandrata i sekretarz króla Michael Brutto). W 1580 r. Socyn opublikował kolej-
Ten wybitny arianin głosił, że najwyższym dobrem i celem religii chrześcijańskiej jest realizowanie wartości moralnych. Stąd chrześcijaninem jest tylko ten, kto wzoruje się na Chrystusie. Uważał, że ewangeliczne zasady moralne realizować mogą tylko ci, którzy miłują cnotę dla samej cnoty, nie myśląc o jakiejkolwiek nagrodzie. Dowodził, że choć element nagrody na drodze wiary jest ważny, jednak determinującym czynnikiem jest bezinteresowna miłość do cnoty
NIEPOKORNI SYNOWIE KOŚCIOŁA (11)
Faust Socyn Po śmierci Michała Serveta pierwszoplanową rolę w rozwoju antytrynitaryzmu w Europie odegrali bracia polscy, zwani także arianami, chrystyjanami, a w późniejszym czasie – socynianami. Ta ostatnia nazwa wywodzi się od Fausta Socyna (Fausto Sozzini) – włoskiego antytrynitarza, pisarza i poety. Urodził się 5 grudnia 1539 r. w Sienie (Toskania). Jego rodzina spokrewniona była z wieloma znaczącymi rodami, m.in. z papieżem Pawłem V (1525–1562). W 1561 r. Socyn wyjechał do Lyonu, aby studiować prawo. Jednak w 1562 r., po śmierci wuja – Leliusza Socyna – Faust otrzymał w spuściźnie po nim bogatą bibliotekę i notatki teologiczne. Wtedy sam zainteresował się teologią. Pierwszym tego owocem był wydany jeszcze w 1562 r. ,,Komentarz do pierwszego rozdziału Ewangelii św. Jana”. W roku 1563 Socyn powrócił do Włoch i następne lata – do 1574 r. – spędził na dworze Cosimo I – księcia Toskanii. Dopiero po jego śmierci udał się do Bazylei, aby całkowicie poświecić się twórczości religijnej. Tam w latach 1575–1578 napisał dwa najważniejsze dzieła: ,,O Jezusie Chrystusie Zbawicielu” oraz ,,O stanie pierwszego człowieka przed upadkiem”.
ną swoją książkę: ,,O autorytecie Pisma Świętego”. W tym czasie jeszcze bardziej zacieśnił kontakty z braćmi polskimi, zaangażował się w obronę ich poglądów społeczno-politycznych, a nawet doprowadził do integracji kierunków zróżnicowanych zarówno pod względem religijnym, jak i społecznym, tworząc dla nich wspólną płaszczyznę ideową. Przyczynił się do wyjaśnienia i zażegnania wielu sporów. Brał aktywny udział w synodach i opracowywał pisma apologetyczne, w których odpierał katolickie i protestanckie ataki na doktrynę ariańską oraz toczył dysputy z czołowymi przedstawicielami zborów na temat doktryny religijnej. W 1598 r. na synodzie w Lublinie osiągnął m.in. kompromis w sprawie służby wojskowej, zwalniający braci polskich z tego obowiązku. W tym samym roku, po śmierci Jana Niemojewskiego (inowrocławski sędzia, długoletni senior zboru ariańskiego), Socyn został faktycznym przywódcą arian w Polsce.
uż starożytni rabini podzielili cuda na rabinackie, czyli takie, których dokonują sami, oraz mesjańskie, czyli takie, których może dokonać tylko Me sjasz. Do tych drugich należało uzdrowie nie niemego czy ślepego od urodzenia, trędowatego oraz cud zmartwychwstania. Pierwszy cud mesjański – uzdrowienie trędowatego – miał miejsce w Kafarnaum, w Galilei. Opisują go trzej ewangeliści (Mt 8. 2–4; Mk 1. 40–45; Łk 5. 12–1). Łukasz dostrzega to, co dla innych nie było istotne. Jako lekarz stwierdza, że chory był cały pokryty trądem. Pan Jezus, po uzdrowieniu chorego, polecił mu stawić się przed kapłanami i złożyć Bogu ofiarę za uzdrowienie. Kapłan izolował takiego uzdrowionego na 7 dni poza obozem, a w tym czasie trwało badanie, czy ten człowiek rzeczywiście wcześniej był chory, czy rzeczywiście został uzdrowiony, oraz kto i jaką mocą to uczynił? Kiedy stwierdzono, że chory został naprawdę
J
i szczera dążność do jej praktykowania. Będąc zwolennikiem wolnej woli, odrzucił dogmat grzechu pierworodnego. Przeciwstawił się tradycyjnym poglądom na rolę łaski Bożej w dziele zbawienia oraz predestynacji. Odrzucając dogmat Trójcy, twierdził jednocześnie, że Jezus nie był Bogiem, tylko człowiekiem. Uważał, że zadaniem Jezusa było przynieść dobrą nowinę, dać nadzieję życia wiecznego, a swoim nieskazitelnym życiem wskazać ludziom, jak powinni postępować. Zmartwychwstanie Jezusa – twierdził Socyn – poręcza wiarygodność Jego obietnic i potwierdza prawdziwość Jego nauki. Natomiast religia chrześcijańska może pozostać
uzdrowiony, kapłani składali w intencji uzdrowionego ofiarę pokutną (krwią tej ofiary pomazywano uzdrowionego), ofiarę za grzech, ofiarę całopalną i ofiarę z pokarmów. Potem uzdrowionego pomazywano oliwą (zob. Kpł 13. i 14.).
w zgodzie z rozumem, pod warunkiem że odrzuci się papieskie baśnie i zabobony. W związku z tym kładł nacisk na to, aby ustawicznie dążyć do prawdy, ponieważ błędy doktrynalne mogą doprowadzić do zgubnych poglądów etycznych i zminimalizować wagę osobistego wysiłku moralnego chrześcijanina. W kwestii potępienia uważał, że ewangeliczne przesłanie zawiera najdoskonalsze treści moralne. Dlatego ten, kto je poznał, a odrzuca, dowodzi, że obojętna mu jest moralność, i zasługuje na potępienie. W życiu osobistym Socyn nie uniknął bolesnych doświadczeń. Już w 1591 roku mieszczanie i studenci krakowscy zburzyli zbór ariański przy ul. Szpitalnej. W 1594 r. sam Socyn został dotkliwie pobity na ulicy, a 30 kwietnia 1598 r. katoliccy studenci napadli go w jego mieszkaniu. Pobili go i wywlekli na rynek, gdzie spalili jego książki, a jego samego postanowili utopić w Wiśle. Tragedii w ostatniej chwili zapobiegł profesor Akademii Jagiellońskiej Marcin Wadowita, jednak od tego wydarzenia włoski myśliciel zaczął stopniowo podupadać na zdrowiu. W obliczu grożącego mu niebezpieczeństwa opuścił Kraków i osiadł w Lusławicach (koło Tarnowa), w majątku arianina Abrahama Błońskiego, gdzie zmarł 3 marca 1604 r. Ale i po śmierci zakłócono mu spokój. W trakcie jednego z kolejnych katolickich napadów na arian trumnę ze zwłokami Socyna wyciągnięto z grobu i wrzucono do Dunajca. Udało się jednak uratować jego szczątki, które spoczywają na terenie parku lusławickiego.
Na miejsce zdarzenia przybyli faryzeusze i uczeni zakonu ze wszystkich wiosek galilejskich, judzkich i z Jerozolimy. Miejsce przebywania Jezusa, jego działalność i cuda poddano wnikliwej obserwacji.
Cuda mesjańskie (1) Ponieważ w opisywanym przypadku ewidentnie miało miejsce uzdrowienie mesjańskie, zrozumiałe było poruszenie wśród religijnych przywódców ludu. Przepisy Sanhedrynu nakazywały badanie sprawy w dwóch etapach. Pierwszy etap to obserwacja bez dyskusji i zadawania pytań, natomiast drugi etap powiązany był z dyskusją, pytaniami, a nawet wyrażaniem sprzeciwu. Po uzdrowieniu trędowatego w Galilei rozpoczęto realizację pierwszego etapu.
W tym czasie czterej zdesperowani ludzie przynieśli na noszach sparaliżowanego. Z powodu natłoku przywódców ludu nie mogli jednak dostać się do Jezusa. Cóż zrobili? Rozebrali dach i spuścili chorego wraz z łożem wprost przed Jezusa. Jak na to zareagował? „I ujrzawszy wiarę ich, rzekł: Człowieku odpuszczone są ci grzechy twoje” (Łk 5. 20). Stwierdzenie to zszokowało religijnych przywódców. Zastanawiali się, co Jezus powiedział, i orzekli: „Tak
Socyn odegrał dużą rolę w kształtowaniu się religii oświeceniowej. Główną jego zasługą było podjęcie walki o tolerancję i wolność sumienia. W ,,Katechizmie rakowskim”, wydanym pośmiertnie w 1605 r., stwierdził, że ,,każdy powinien mieć prawo do wyznawania i głoszenia własnego sądu w sprawach religii”. Jednocześnie Socyn dążył do ugruntowania pozycji zboru ariańskiego i rozszerzenia jego wpływów na społeczeństwo. Jak pisze Andrzej Tokarczuk w swym ,,Protestantyzmie”, Socynowi ,,przypisuje się czołową rolę w zburzeniu fundamentów ,,papieskiego Babilonu”: „Tota ruet Babilon: destruxit tecta Lutherus, muros Calvinus, sed fundamenta Socinus” (,,Cały Babilon runął: dachy zburzył Luter, mury Kalwin, lecz fundamenty zburzył Socyn”). Po jego śmierci nastąpił szybki rozwój socynianizmu w Polsce. Powstawały nowe zbory (w sumie ponad 200), a prowadzone przez braci polskich szkoły i drukarnie zdobywały szacunek i uznanie za granicą. Siedzibą polskiego i europejskiego arianizmu był kielecki Raków, gdzie mieściła słynna ariańska Akademia Rakowska, która została zamknięta w 1638 r. Zburzenie ariańskiej stolicy przez jezuicki obóz kontrreformacyjny z kieleckim biskupem Jakubem Zadzikiem na czele położyło kres istnieniu braci polskich. Uchwałą Sejmu arianie zostali w 1658 roku zmuszeni przejść na katolicyzm albo w ciągu trzech lat opuścić Polskę. Większość z nich zmieniła wyznanie, ale część braci polskich wywędrowała do Siedmiogrodu, do Prus Wschodnich oraz do Holandii. W ten sposób idee socynianizmu przeniknęły z Holandii do Anglii, skąd dotarły nawet do Ameryki. Współcześni unitarianie są więc w prostej linii spadkobiercami socynian z Polski. Unitarianami nazwano ich po raz pierwszy w Transylwanii około roku 1600. Do tradycji polskich arian nawiązują obecnie Jednota Braci Polskich i Kościół Unitariański w Polsce. BOLESŁAW PARMA
może mówić tylko Mesjasz albo bluźnierca”. Jezus, znając ich myśli, zadał im pytanie: „Co jest łatwiej rzec, odpuszczone są ci grzechy twoje, czy rzec: wstań i chodź?”. Stwierdzenia: „Odpuszczone są winy twoje” nie da się sprawdzić, ale prawdziwość słów: „Wstań i chodź” mogą wszyscy zobaczyć. Aby nie mieli wątpliwości, że Syn Człowieczy ma na ziemi moc odpuszczać grzechy, Jezus powiedział do sparaliżowanego: „Powiadam ci, wstań, podnieś łoże swoje i idź do domu swego”. Chory wstał i poszedł do domu, chwaląc Boga. Po tych wydarzeniach obserwatorzy cudów Jezusa wrócili do Jerozolimy, przedstawili sprawę radzie Sanhendrynu i przystąpili do realizacji drugiego etapu. Zgodnie z relacją Marka (3. 7–12), na wieść o dokonywanych cudach lud tłumnie podążył za Jezusem, a Ten wielu uzdrowił. Cdn. Opracowała MARIA BIAŁKOWSKA na podstawie myśli Arnolda Fruchtenbanna
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r. I oto nie popełnił niczego, czym by na śmierć zasłużył. Każę go więc wychłostać i wypuszczę” (Łk 23. 14–16). Dopiero gdy Żydzi zaczęli straszyć Piłata („Jeśli tego wypuścisz, nie jesteś przyjacielem cesarza”), namiestnik zląkł się i spuścił z tonu. Wtedy skazał Jezusa na śmierć krzyżową. Biblijna historia spotkania Jezusa z Piłatem przedstawiona została w dramatyczny i pasjonujący sposób. Jednak zdaniem wielu komentatorów,
NIEŚWIĘTE PISMO
Pompowanie Piłata rzymski Tacyt, a pamięć o Piłacie zachowała się również w inskrypcjach w palestyńskiej Cezarei. W NT Piłat wymieniany jest z imienia aż 56 razy, głównie w związku z procesem Jezusa – jako ten, który skazał go na śmierć krzyżową. Według relacji czterech Ewangelii – zwłaszcza niezwykle przychylnej Piłatowi Ewangelii Jana – Piłat bronił Jezusa z wielkim uporem i pragnął go uwolnić. Przesłuchiwał Galilejczyka z wyrozumiałością i wyraźną sympatią, a w końcu rzekł: „Żadnej winy w tym człowieku nie znajduję” (Łk 23. 4). Jego zdaniem, wniesione przez starszyznę Izraela oskarżenie było bezpodstawne. Podczas powtórnego przesłuchania Piłat doszedł do identycznego wniosku. Wdał się nawet w filozoficzną dyskusję z Jezusem („Co to jest prawda?”), by ponownie oświadczyć: „Przyprowadziliście do mnie tego człowieka jako podżegacza ludu, a tymczasem ja, przesłuchawszy go wobec was, nie znalazłem w tym człowieku żadnej z tych win, które mu przypisujecie (...)
R
nie ma ona nic wspólnego z historycznymi faktami. J. Duquesne, autor książki „Jezus”, stwierdził: „Prawdziwy prokurator Pontu, dawny oficer jazdy, nazwany Pilatus, być może od zaszczytnej odznaki (pilum znaczy „włócznia”), był całkowitym zaprzeczeniem tego obrazu: był bezkompromisowy, wrogo nastawiony do Żydów, twardy i uparty”. Ów zajadły antysemita w żadnym wypadku nie mógł
eligie charakteryzują się niebywałą wręcz żywotnością. Czasem bywa nawet tak, że to, co powinno je ostatecznie skompromitować, obraca się na ich korzyść. Dobrym przykładem trwałości religijnych przesądów jest historia, którą żyła niedawno prawie cała Polska – tragiczna śmierć maturzystów zdążających na Jasną Górę. Wydaje się, że ta katastrofa powinna być uznana za propagandową porażkę Kościoła. Oto gorliwi młodzi ludzie jadą, aby modlić się o szczęśliwe zdanie matury. Wielu z nich – zamiast sukcesów – spotyka potworna śmierć w płomieniach, inni przeżywają koszmar i czeka ich długotrwałe leczenie, a niektórych także kalectwo. Można powiedzieć, że jasnogórska Czarna Madonna utożsamiła się na chwilę z inną czarną boską matką – śmiercionośną boginią Kali, przedstawianą z naszyjnikiem ludzkich głów. Okazuje się, że szczęśliwi byli ci, którzy na pielgrzymkę nie pojechali z lenistwa, braku pobożności albo dlatego, że nie uważali się za katolików. Trzeźwy umysł może wyciągnąć jeden wniosek – Boga (i bogiń) nie ma... Albo jest on bezdusznym, krwiopijczym potworem. Czy zauważyliście, że takich reakcji właściwie nie było, a jeżeli nawet pojawiły się, to nie podano ich do
być łagodnym, współczującym bliźniemu człowiekiem, tak jak to opisują Ewangelie. Z drugiej strony, gdyby naprawdę chciał ocalić Jezusowi życie, uczyniłby to bez trudu, a nawet celowo – na przekór Żydom. Bez skrupułów kazałby legionistom zaatakować demonstrujących Żydów, tak jak czynił to zresztą wiele razy. W ten właśnie sposób rozprawił się z fanatycznymi Żydami, którzy wyrazili niezadowolenie z zabrania przezeń pieniędzy ze skarbca świątyni w Jerozolimie na budowę wodociągu. J. Flawiusz donosił, że gdy tłum zaczął napierać na Piłata, na jego znak do akcji wkroczyli żołnierze w cywilnych strojach, ale uzbrojeni w pałki: „Wielu Żydów padło pod wpływem ciosów, wielu innych natomiast w trakcie ucieczki zostało zadeptanych przez swoich własnych rodaków. Lud zamilkł, przerażony losem zabitych”. Autor Ewangelii Jana popełnił też inną gafę. Jeśli wierzyć ewangeliście, Piłat rzekł do Żydów tak: „Weźcie go i sami ukrzyżujcie” (J 19. 6). Otóż nie do pomyślenia jest, by historyczny Piłat mógł powiedzieć coś takiego. Wymierzanie kary śmierci przez ukrzyżowanie zastrzeżone było wyłącznie dla władzy rzymskiej. Poddanym rzymskim nie wolno było nikogo krzyżować. Poza tym Żydzi i tak kamienowali skazanych. Ewangeliści świadomie zdjęli odpowiedzialność za śmierć Jezusa z Piłata i Rzymian. Chciano zachować dobre stosunki z władzą rzymską i unikano wszelkich z nią zadrażnień. Kolejne utwory chrześcijańskie, idąc po tej linii, posunęły się tak daleko, że podają, iż Piłat został chrześcijaninem lub przynajmniej chrześcijaninem w sumieniu, a niektóre uznają nawet Piłata i jego żonę – Klaudię Prokulę – za świętych (Tertulian, „Apologetyk” 21.24). ARTUR CECUŁA
publicznej wiadomości? Natomiast bardzo wyeksponowano run na białostockie kościoły, modlitwy, czuwania, marsze z religią w tle... Znaczna część dotkniętych nieszczęściem mieszkańców Białegostoku – zamiast myśleć, czyli wątpić – rzuciła się w ramiona Kościoła z prośbą o pociechę. A ten tylko na to czekał! Aby zatrzeć niemiły wizerunek duchowy pomysłodawcy tragicznej wycieczki, wystroił się w szaty pośrednika, wołającego do Boga w imieniu rodzin i przyjaciół ofiar. I oto duchowni znowu dostali swoje pięć minut – jako dostarczyciele pociechy i nadziei oraz depozytariusze odpowiedzi na egzystencjalne pytania. Tyle że na to najważniejsze pytanie, jakie nasuwało się w owych dniach ludziom wierzącym: „Dlaczego?!”, nikt nie próbował nawet odpowiedzieć. Kapłani rozkładali ręce, posyłając pytanie Kościoła dalej, ku niebu... Jak zwykle – pozostało bez odpowiedzi. Jednak można odnieść wrażenie, że nikogo to nie zmartwiło ani nie zaniepokoiło. Kościół, który twierdzi, że ma odpowiedzi na najważniejsze ludzkie pytania, jest bezradny wobec prawdziwych problemów, jakie przynosi życie. Po co komu taki bezradny Kościół i taki milczący Bóg? Szkoda, że zapytają o to tylko nieliczni odważni. MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Kościół wańka-wwstańka
21
Rozmowa z filozofem, profesor Marią Szyszkowską – Wybory, najpierw parlamentarne, a później prezydenckie stały się okazją do wyjścia z ukrycia demona antysemityzmu. Kiedy przed wojną żyło w Polsce 3,5 mln Żydów, antysemityzm żerował na realnym konflikcie interesów, na etnicznych i religijnych napięciach. Antysemityzm bez Żydów wydaje się absurdem. A jednak istnieje! – Antysemityzm służy do manipulowania społeczeństwem, do odwracania uwagi od realnych przyczyn problemów i do wskazywania, że wszystkiemu są winni jacyś mityczni Żydzi. Jest to sposób manipulowania ogromnym rozczarowaniem znacznej części Polaków, którzy po 1989 roku spodziewali się zupełnie czegoś innego niż to, co nastąpiło. Tę nienawiść do systemu kieruje
Fot. Krzysztof Krakowiak
P
iłat jest osobą dobrze znaną z NT i historii. Ale czy przedstawiony w Ewange liach obraz prefekta Judei odpo wiada prawdzie historycznej? Poncjusz Piłat – prefekt Judei w latach 26–36 n.e. – zapisał się bardzo źle w pamięci żydowskiej. Józef Flawiusz przedstawia go z jak najgorszej strony („Dawne dzieje Izraela” 18.31 nn.; „Wojna żydowska” 2.9.2–4). Wspomina o nim historyk
SZKIEŁKO I OKO
– Czyli dochodzimy do sedna sprawy – tak naprawdę chodzi o to, że złym musi być obcy. Wiele osób nie przyjmuje do wiadomości, że kraść czy oszukiwać mogą swoi, czyli Polacy. – Wspomniany kuracjusz dopatrzył się krwi żydowskiej również w Lechu Wałęsie, bo jeśli zawiódł, to musiał być Żydem. – Skoro, według antysemitów, Żydzi ciągle nami manipulują i prześladują nas, to wychodzi na to, że jesteśmy narodem nieudaczników, którymi potrafi rządzić garstka obcoplemieńców. Zwolennicy spiskowej teorii dzie-
OKIEM HUMANISTY (149)
Antysemityzm się przeciwko Żydom, których właściwie już nie ma w Polsce. Prawdziwi twórcy problemów, z jakimi boryka się nasz kraj, mogą dzięki temu spać spokojnie, bo za winnych i tak uzna się Żydów. Poza tym pojęcie „Żyd” straciło swoje pierwotne znaczenie. Coraz rzadziej oznacza ono przedstawiciela określonej narodowości, coraz częściej zaś – kogoś, kogo nie lubi osoba szafująca tym określeniem. Zatem Żyd to zły człowiek, w odróżnieniu od dobrego, czyli katolika. – W myśleniu antysemickim ocenia się negatywnie kapitalizm, bo to ustrój żydowski, wymyślony rzekomo przez żydowskich bankierów i fabrykantów. Według antysemitów – komunizm też jest zły, bo został wynaleziony przez żydowskich rewolucjonistów i filozofów. Chociaż obydwa te systemy zwalczają się wzajemnie, to antysemici ciągle mówią o ogarniającym wszystko żydowskim spisku. Gdzie tu logika? – To oczywiście jest absolutna sprzeczność, w której próżno doszukiwać się logiki. Ale w tym przypadku wchodzą w grę silne namiętności, złość, nienawiść, agresja. Trudno oczekiwać logiki u ludzi zniewolonych namiętnościami... – ...a nawet obsesjami. – Dokładnie. Dochodzi do niesłychanych wręcz sugestii. Niedawno jeden z nałęczowskich kuracjuszy wyjaśniał mi, że jego zdaniem Jan Paweł II miał w sobie krew żydowską. Tym tłumaczył błędy jego pontyfikatu.
jów sami siebie wystawiają na pośmiewisko. Antysemityzm stawia nas w roli ofiar, a w Polsce bycie ofiarą to powód do dumy. – Uważam, że podłożem antysemityzmu są nasze kompleksy narodowe. Czujemy się gorsi od Żydów, gorsi od wielu innych narodów. Ten kompleks musi zaowocować pogardą dla innych. Ta pogarda jest próbą uwolnienia się od poczucia własnej niższości. Zatem gardzimy Żydami, których wielu z nas w gruncie rzeczy uważa za zdolniejszych i inteligentniejszych od siebie. To jest pewien rodzaj zazdrości. Pamiętam, jak gdzieś pod Radomiem, na wsi, wspominano z zazdrością, że żydowskie dzieci – w odróżnieniu od polskich, których rodzice nie dbali o to – uczyły się nawet na początku wojny. Wyczuwałam w tych wspomnieniach wielką dozę zawiści. Antysemityzm nadaje swoim wyznawcom poczucie wyższości, które prowadzi do samozadowolenia. – Nawet rzekomo filosemicki Jan Paweł II tolerował antysemitów – takich jak Józef Glemp, Tadeusz Rydzyk, Henryk Jankowski – na wysokich stanowiskach. – Rzeczywiście, antysemityzm dochodzi do głosu w Kościele do dziś, czyli również po Holocauście, i jest ukrycie tolerowany. Dlatego irytuje mnie nagonka części duchowieństwa katolickiego na prałata Jankowskiego, bo ta nagonka pozornie oczyszcza Kościół z antysemityzmu. Prałat ma być kozłem ofiarnym, który zasłoni wstydliwą prawdę, że Kościół był i pozostaje nieprzyjazny Żydom. Rozmawiał ADAM CIOCH
22
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA APP RACJA Zarząd Krajowy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, ul. Emilii Plater 55 m. 81, 00-113 Warszawa; tel./faks: (22) 620 69 66; www.app.org.pl; e-mail:
[email protected];
[email protected]. Konto: APP Racja ING Bank Śląski o/Łódź 0410501461100000 2266001722. Wpłaty do kwoty 824 zł winny zawierać: nazwisko i imię, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna). Wpłat powyżej 824 zł można dokonywać tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą. Biuletyn APPR z aktualnościami z życia partii na stronie internetowej lub pod adresem siedziby partii. Andrychów – 21.10, godz. 16, ul. Lenartowicza 7 (klub osiedlowy); Augustów – Bogdan Nagórski, tel. 601 815 228; Bełchatów – Marek Szymczak, tel. 603 274 363;
[email protected]; Będzin – zebrania w trzeci pn. każdego m-ca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; Białystok – zarząd wojewódzki, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309 (DH „Koral”); dyżury: pn.–czw., godz. 16–18; Bielsk Podlaski – ul. Brańska 123, Stanisław Łaźna, tel. 730 28 70 – wypożyczalnia książek o charakterze historyczno-religijnym; Brzeg – zebrania zawsze w ostatni czwartek miesiąca, restauracja „Laguna” (przy obwodnicy). Zenon Makuszyński, tel. (77) 411 29 83; Busko Zdrój – Kamil Oliwkiewicz, tel. 600 121 793;
[email protected]; Chełm – kontakt: Z. Pierściński, tel. 501 711 386; Cieszyn – 19.10, godz. 16, Remiza OSP Bobrek, ul. Stawowa – zebranie członków i sympatyków; tel.: 661 210 589, 609 784 856; Częstochowa – zebrania w pierwszy wtorek m-ca, al. NMP 2, lokal Ogólnopolskiego Zrzeszenia Emerytów i Rencistów; dyżury: każdy wtorek, godz. 17–19; kontakt: Andrzej Bąk, tel. 502 085 148; Maciej Kołodziejczyk, tel. 601 505 890; Dąbrowa Górnicza – zebrania w każdą trzecią środę m-ca, godz. 17 w siedzibie Polskiego Związku Wędkarskiego przy ul. Wojska Polskiego 35; Gdańsk – kontakt tel. do powiatu gdańskiego: 508-639-947: Gdynia – kontakt tel. 606 924 771; Gorzów Wlkp. – Czesława Król, tel. 0 889 054 353; Grudziądz – zebrania w każdy piątek o godz. 17, ul. Pułaskiego10A/18; kontakt: E. Poraziński, tel. 603 703 904; T. Nowaczyk, tel. 605 924 182; Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 600 872 683; Jastrzębie – 22.10, godz. 17, ul. Jasna, bar „Caro” – zebranie członków i sympatyków APPR; Kalisz – Stanisław Sowa, tel. (62) 753 08 74; Katowice – dyżury w czwartki, godz. 16–17, ul. Sokolska 10a/4; Kluczbork – Dariusz Sitarz, tel. (77) 414 20 47; Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy czwartek w godz. 16–18 w siedzibie, ul. Rybacka 8; tel. 505 155 172; Konin – kontakt: Zbigniew Górski, tel. 601 735 455; Kostrzyn – Andrzej Andrzejewski, tel. 502 076 244; Łowicz – Mirosław Iwański, tel. 837 78 39; Łódź – ul. Próchnika 1, pok. 307, poniedziałki i środy w godz. 15–17; Małgorzata Majdańska, tel. 501 075 836; Mysłowice – druga sobota każdego m-ca w Brzęczkowicach, lokal „Alf” (na przeciwko Mini Kliniki) o godz. 17; Remigiusz Buchalski, tel. 508 496 086; Niemodlin – Bogdan Kozak, tel. 694 512 707; Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. (68) 388 76 20; Nowy Tomyśl – Barbara Kryś, tel. (68) 384 61 95; Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40; Opatów – (15) 868 46 76; Opole – Stanisław Bukowski, tel. (77) 457 49 04;
Ostrowiec Świętokrzyski – kontakt: Arkadiusz Frejlich, tel. 504 838 196;
[email protected]; Piła – Henryk Życzyński, tel. (67) 351 02 85; Pińczów – kontakt: tel. 888 656 655; Płock – 19.10, godz. 17, siedziba Koła Emerytów MSWiA. Zapraszamy sympatyków. Dla nowo przybyłych zbiórka na rogu Kilińskiego i Sienkiewicza. Tel. 603 601 519; Poznań – kontakt: Witold Kayser, tel. (61) 821 74 06; Koordynator na powiaty jarociński, pleszewski i krotoszyński – Marcin, tel. 692 675 579. Zapraszamy chętnych do tworzenia kół partii. Rybnik – Janusz Wiśniewski, tel. (32) 425 17 76, 503 343 275; e-mail
[email protected]; Rzeszów – spotkania w drugi i ostatni poniedziałek m-ca, godz. 16, pub „Korupcja”, ul. Króla Kazimierza 8 (boczna od Słowackiego), tel. 606 870 540, (17) 856 19 14; Sandomierz – Szymon Kawiński; tel. (15) 832 05 42; Sanok – Kontakt: Klaudiusz Dembicki, e-mail:
[email protected] tel. 606 636 273; Siedlce – zebranie członków i sympatyków APPR w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 17 w barze „Smaczek”, ul. Kazimierzowska 7. Kontakt: Marian Kozak, tel. 606 153 691, adres: Siedlce 6, skr. poczt. 9; Skarżysko-Kamienna – Wiesław Milczarczyk, tel. 693 424 226; Słupsk – kontakt: 505 010 972; Sosnowiec – trzecia środa m-ca, godz. 17, ul. Urbańska 21a, siedziba Stowarzyszenia „Uniezależnienie”, kontakt: 297 72 65 (Maria Kaleta); Starachowice – tel. (41) 274 15 76; Stargard Szczeciński – punkt informacyjny APPR, ul. Sądowa 4, tel. 601 961 034; Staszów – Dariusz Klimek, tel. 606 954 842; Szczecin – 1) dyżury członków Zarządu Wojewódzkiego i Miejskiego APPR w Szczecinie w każdą sobotę w godz. 10–13 przy ul. Włościańskiej 1, tel. 483 77 54; 2) 14.10.2005 r. – złożenie petycji w sprawie wycofania religii ze szkół, godz. 10 – Urząd Miejski, godz. 11.00 – kuratorium; 3) 5.11.2005 r., godz. 11, ul. Włościańska 1 – zebranie sprawozdawczo-wyborcze organizacji miejskiej w Szczecinie; Tarnowskie Góry – Bożena Wrona, tel. 603 068 881, Bogdan Kucharski, tel. (32) 384 91 77; Tarnów – Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93; Toruń – 19.10, godz. 17, ul. Gagarina 152, lokal Kuchnia Latino „Nazca” (wejście po schodach od ul. Łukasiewicza) – spotkanie członków i sympatyków APPR. Tematem spotkania będą wybory prezydenckie oraz Konwencja Krajowa APPR. Szczególnie serdecznie zapraszamy organizacje APPR z ościennych miast, Stanisław Gęsicki, tel. 508 086 487; Turek – Wiesław Szymczak, tel. 609 795 252; Tychy – dyżury w środy, godz. 17–19, ul. gen. Grota-Roweckiego 10, zebranie ogólne co drugi wtorek m-ca, godz. 18; Wałcz – zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 14; Józef Ciach, tel. 506 413 559; Warszawa – Zarząd Koła APPR zaprasza członków i sympatyków na zebrania koła Warszawy, które odbywają się w każdą pierwszą środę miesiąca przy ul. Długiej 29, sala na I piętrze. Kontakt: Mariusz Grabek, tel. 605 350 793 lub Krzysztof Mróź, tel. 608 070 752; Wrocław – w każdą środę od godz. 16 do 18 zapraszamy sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA do klubu przy ul. Zelwerowicza 4. Roman Szwarc, tel. (71) 394 90 12, 692 049 488; Zielona Góra – Bronisław Ochota tel. 602 475 228; Zawiercie – pierwszy wtorek m-ca; kontakt: Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233; Żary – Andrzej Sarnowski, tel. 507 150 177; Koledze Stanisławowi Robertowi Wiśniewskiemu wyrazy szczerego i głębokiego współczucia z powodu śmierci żony składają koledzy z APPR.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Manipulacji język giętki Na początku był gest. I zwierzęce pomruki. Dość do przetrwania homo. Za mało dla sapiens. Nowy gatunek potrzebował nowych form przekazu. Dla myśli kłębiących się pod jeszcze niskimi, owłosionymi czółkami. Na jakiś czas wystarczyły obiekty sztuki. Naskalne malowidła, płaskorzeźby, ozdoby i ornamentyka na narzędziach. Wiele z nich przetrwało do dziś. Najbardziej znany artystyczny przekaz z tego okresu to paleolityczna Wenus z Willendorfu. Naga kobieta o silnie eksponowanych cechach płciowych. Symbol matriarchatu. Trudno się dziwić, że padł. Około 250 tysięcy lat temu pojawiło się słowo. Ustny przekaz zrewolucjonizował społeczną komunikację. Lokalnymi społecznościami odciętymi od świata i faktów zaczęła rządzić plotka. Księga ludzi nieumiejących czytać. Łącznikami ze światem byli wędrujący mnisi, heroldowie, bardowie, trubadurzy, posłańcy, emisariusze. Jeszcze w wiekach średnich przekaz ustny miał rangę wyższą niż jakikolwiek pisany dokument. To, co ważne, oznajmiano. Wszem wobec. Urbi et orbi. Dekrety, nadania, wyroki ogłaszano publicznie. Kończyła je formuła: wielu ludzi widziało i słyszało. Miała rangę notarialnego potwierdzenia. Może większą. Zasięg ustnego oddziaływania ograniczały czasochłonne sposoby przemieszczania się. Wiadomość o śmierci Joanny d’Arc dotarła do Konstantynopola po 18 miesiącach. Szybciej poszło z informacją o upadku Konstantynopola.
W Wenecji była po miesiącu, w Rzymie po dwóch, w pozostałych miastach Europy – po trzech. Do większości ludzi nie dotarła. Nie było potrzeby. Ich wiedza sięgała opłotków. Życie biegło wolno. Jak plotka. Pieszo lub konno. W połowie XV wieku upowszechnił się druk. W ciągu pierwszych 50 lat od jego wprowadzenia wyprodukowano 8 milionów książek. Upowszechniała się umiejętność czytania. Poprawiała dystrybucja druków. Era przekazu pisanego zniweczyła świat zbiorowej pamięci. Skończyło się podporządkowanie zasadzie starszeństwa i posłuszeństwo autorytetom. Świat zmienił się w imperium druku. Wydawało się, że będzie wieczne. W ostatnich dekadach XX wieku za sprawą radia i telewizji wrócił przekaz ustny i obrazkowy. Świat na powrót stał się wioską, w której wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Z audiowizualnego przekazu multimedialnego. Wielonakładowe gazety zawdzięczają sukces formie niewymagającej wysiłku umysłowego. Wystarczy chwytliwy tytuł, dużo zdjęć i mało prostego tekstu. Znowu największe wzięcie ma plotka. Przekaz wiadomości kształtuje świadomość. Także podświadomość. Obiektywnie nie ma różnicy między szklanką do połowy pełną i do połowy pustą. W odbiorze jest. Zasadnicza. Pierwsza informacja tchnie optymizmem. Druga – przeciwnie.
Tak działa manipulacja. Z kata można robić ofiarę. I odwrotnie. Stare powiedzenia tracą pierwotny sens. Nabierają przeciwnego. Dziś – jak cię piszą, tak cię widzą. Kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą. Naga prawda słabo się sprzedaje. Chyba że odpowiednio spreparowana. Jak dziewczyny z rozkładówki „Playboya”. Media kreują rzeczywistość. Zazwyczaj zgodnie z oczekiwaniem mas. Wynoszą na szczyt i spychają w otchłań. Łamią kariery i życie. Tworzą idoli, bohaterów, autorytety. Łaska mediów na pstrym koniu jeździ. Nie jest to Pegaz. Raczej stara, wysłużona wielu panom chabeta. Człapie z prądem. Oczekiwań i nastrojów. Społecznych, władzy, służb, naczelnego. Każdego można zgnoić. Każdego można oszczędzić. Przykładem jest wypadek naszej znanej pływaczki. Tytuł artykułu z poczytnego dziennika: „Otarła się o śmierć”. I podtytuł: „Dramat Otylki: jej brat zginął, gdy ich auto uderzyło w drzewo”. Jak brzmiałby, gdyby sprawa dotyczyła lewicowego polityka? Nietrudno sobie wyobrazić: „Morderczyni z SLD. Zabiła brata”. Różnica jak – według Francuzów – między kobietą i mężczyzną. Mała, ale istotna. Na ocenę przekazu w dużym stopniu wpływa nastawienie do nadawcy. Od osób kochanych znosimy za dużo. Od innych – za mało. Od nielubianych nic. Redakcja „FiM” jest krytykowana za antyklerykalizm. Posądzana o fałsz i tendencyjność. Odsądzana od czci (niesłusznie) i wiary (słusznie). A przecież nie posunęłaby się – jak jeden z prawicowych dzienników – do zatytułowania wywiadu z duchownym: „Wszystkie istoty nierozumne oddają cześć Bogu”. Nic dodać. Nic ująć. JOANNA SENYSZYN
Prezydent, do kąta! „Fakt” porównał świadectwa maturalne dwóch kandydatów na prezydenta – Lecha Aleksandra Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Obydwaj wypadli raczej mizernie. Kaczor, który maturę zdawał w 1967 r., na cenzurce ma trzynaście trój, między innymi ze sprawowania, języka polskiego, higieny (sic!), angielskiego, rosyjskiego, matematyki, chemii, fizyki i wf. Jedną z nielicznych piątek zarobił z szalenie ważnego w znienawidzonej, PRL-owskiej szkole przedmiotu o nazwie wiedza o Polsce i świecie współczesnym. Wygląda na to, że przyszły „wykształcony prawnik” minął się z powołaniem, albowiem bardzo dobrze szła mu... geografia, a także historia. Marzenia o dalekich podróżach i zgłębianiu tajemnic dziejów porzucił na rzecz monotonnego wkuwania kodeksów na studiach.
Donald Tusk jako uczeń gdańskiego ogólniaka im. Mikołaja Kopernika miał tróje z matematyki, fizyki i chemii. Humanista też z niego raczej mizerny, bo oceny dostateczne otrzymał z łaciny i angielskiego. Tusk był za to wysportowany i grzeczny. W rubryce „sprawowanie” nauczycielska ręka wpisała: wyróżniające. Maturę zdał w 1976 roku. Bardzo dobrze szło mu z polskiego, wf., przysposobienia obronnego i higieny. Widać, że w wieku młodzieńczym Donald częściej niż jego dzisiejszy rywal kąpał się i czyścił uszy. Ale to Lech musiał dzielić się deficytowym mydłem z Jarkiem. A może myli się na zmianę, co drugi dzień... Panowie kandydaci w młodości orłami nie byli i dla młodzieży stanowią przykład nader wątpliwy. Ale, parafrazując znaną maksymę, możemy podsumować ich starania o prezydencki fotel: „Nie matura, lecz reklama, zrobi z ciebie jaśnie pana”. MAŁGORZATA
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Znalezione na www.joemonster.org
Stary farmer miał duży sta w na tyłach swojego ogr odu. Pewnego wieczora postanowił pójść nad staw i „rzucić gospodars kim okiem”. Przy okazji wiadro, aby w drodze pow wziął rotnej przynieść trochę ow oców. W miarę zbliżania się do stawu słyszał cor az głośniejsze śmiechy, krzyki i zobaczył kilka ład młodych dziewczyn kąpiąc nych, ych się nago. Kiedy go spo strzegły, uciekły na głębszą wodę, żeby zakryć sw e wdzięki. – Nie wyjdziemy, dopóki pan nie odejdzie! – krzycz ały. Stary farmer zmarszczył brew i rzekł: – Nie przysz edłem tu po to, żeby wa oglądać, ani po to, żeby s zmuszać was do wyjścia z wody – tu stary farmer patrzył na trzymane w ręk pou wiadro – tylko po to, żeby nakarmić krokodyla .
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) boskość tłumnie uwielbiana, 6) doprowadzanie gości do przytomności, 9) zgrabny, powabny, 13) sceniczne pończoszki, 14) z żółtym dziobem i mlekiem pod nosem, 15) kolorowy w skórze, 16) pokochał Ewę pod drzewem, 19) ukochana mistrza Jana, 21) brykanie zasługujące na ukaranie, 25) „standardowa” organizacja międzynarodowa, 26) rzucała cień w raju, 29) jego zadanie – rozpoznanie, 30) nie idzie w las?, 31) grzeje w niedopałku, 32) płaci co miesiąc, 33) gra na ringu, 34) nie bez przyczyny, 36) z nerki w telewizorze, 38) zbliżenie przez zaskoczenie, 40) właścicielka „elementarnego” kota, 41) przysmak z języka, 44) udaje skórę na fotelu, 46) dodajemy do niego soli, 49) rżnięcie w bitewnym zamęcie, 51) obszycie na habicie, 52) pisarka między kieliszkami, 53) wszędzie ma z górki lub pod górkę, 54) czeka zesłańca z rogatki, 55) materiały z tekstem. Pionowo: 1) od rana rozmazana, 2) pod piersiami, 3) as w serwetce, 4) ciapki na grzbiecie, 5) nowa, rządowa, „powyborowa”, 6) o kierownicy woźnicy, 7) cmok przy skoku w bok, 8) dmucha nie tylko do ucha, 10) rodzaj marszu na rauszu, 11) przyklasztorna ziemia orna, 12) o okruchu w cybuchu, 17) kwiatek do kożucha, 18) trudno nie lubić tego świętego, 19) miłośnik miłostek, 20) ..., a pani potem (jest kotem), 22) wejście w posiadanie bułki na śniadanie, 23) w miłości i gniewie, co czyni, nie wie, 24) konik cały osiwiały, 26) ... będzie futro, 27) dla grzesznych łosi, 28) sztuczne na niebie w sylwestrową noc, 35) to na nim polegały sprytne sposoby Zagłoby, 37) czasem wyznaczany kompasem, 38) żuraw na budowie, 39) zjazd kleru gwiazd, 42) góral z dzwonkiem, 43) sala z salki, 44) obowiązkowa modlitwa muzułmanina, 45) kozetka Łokietka, 47) sprzyja zdradzie przy autostradzie, 48) oklaski dla kaski, 50) krewny w habicie.
Litery z pól oznaczonych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie krzyżówki – przysłowie łacińskie
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 listopada na pierwszy kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Zamiast kanara
Tak oto jeden z kościołów ewangelizuje, zarzucając bliźnim jeżdżenie na gapę. Fot. MW „Jezus tego nie robił” – czytamy w okolicznościowej ulotce...
Czarny humor Parkową uliczką idzie zakonnica. Nagle z krzaków słyszy: – Hej, maleńka, pobzykamy się... Siostrzyczka przyspiesza, lecz ktoś uparcie podąża jej śladem. – No chodź, pobzykamy się, będzie fajnie... Zakonnica rusza biegiem, lecz z krzaków raz po raz dobiega ją kusicielski głos. W końcu opór siostry znika. Staje, rozgląda się i daje nura w gęstwinę. Pół godziny później wychodzi zarumieniona, poprawia
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 41 (293) 14 – 20 X 2005 r.
JAJA JAK BIRETY
okrycie i udaje się do klasztoru. Męczy ją jednak sumienie, więc idzie do spowiedzi. – Księże proboszczu, zgrzeszyłam okropnie, ulegając namowom obleśnego spoconego zboczeńca i uprawiałam z nim wyuzdany seks... – Hm, niedobrze – zasmucił się dobry ksiądz proboszcz. – W takim razie za pokutę odmówisz wszystkie znane ci litanie, ale... dwa razy! – Oj! Dwa razy... Tak... Oczywiście... Bóg zapłać... Zakonnica oddala się. – Już ja ci, k...a, dam „obleśnego zboczeńca”... – mruczy ksiądz.
rzedstawiamy kolejne autentyczne nauczycielskie wpisy do dzienniczków naszych milusińskich. Filip twierdzi, że kaktus to najtańszy zestaw do antykoncepcji. ¤¤¤ Wybiegł z klasy, wołając, że „idzie na laski”. ¤¤¤ Uczeń wyzwał kolegę od cioty. ¤¤¤ Marek bije nauczyciela wf. drzwiami od sali gimnastycznej. ¤¤¤ Krzysztof je śliwkę na oczach wygłodzonego nauczyciela. ¤¤¤ Maciej zjadł całego hot doga podczas lekcji matematyki w środę popielcową. ¤¤¤ Podczas wycieczki syn Państwa podpalał koledze sweter lupą. ¤¤¤ Na lekcji plastyki Jacek narysował nauczycielkę w krępującej sytuacji. Po zabraniu pracy, wykonał kopię. ¤¤¤ Na lekcji matematyki Michał głośno puszcza bąki, rozpraszając tym uwagę kolegów. ¤¤¤ Uderza ręką o ławkę, udając wilkołaka. ¤¤¤
P
Córka udaje, że kopuluje z kolegą ku uciesze widzów. ¤¤¤ Kalina siedzi okrakiem na koledze i nie chce wstać, twierdząc, że to nie jest zakazane w statucie szkoły, a w dodatku to bardzo przyjemne i proponuje nauczycielowi też spróbować.
¤¤¤ Bartek zjadł paczkę plasteliny. ¤¤¤ Krzyś i Czarek na lekcji polskiego głaszczą się po policzkach. ¤¤¤ Na uwagę nauczyciela, iż hałas w klasie przypomina ul, Pański syn zaczął bzyczeć.
Dzieci szatana ¤¤¤ Mówi w języku, którego ja nie rozumiem. Później twierdzi, że próbowała poszerzyć moje horyzonty intelektualne. ¤¤¤ Córka jest bardzo bezpośrednia. Podchodzi do kolegi, udając, że łapie go za pupę, lecz trafia w pupę nauczyciela. ¤¤¤ Na lekcji muzyki obscenicznie wali w cymbałki. ¤¤¤ Na lekcji historii robił głośne „du du dum!”, symulując szturm na Monte Cassino. ¤¤¤ Na lekcji religii bawi się prezerwatywą, dając najlepszy przykład zawodności tego przedmiotu. Dopisek rodzica: Przedmiotu? Czy ksiądz ma na myśli religię?
¤¤¤ Sebastian, Damian i Jacek zamknęli konserwatora w pakamerze i zabarykadowali drzwi. Pod uwagą dumny dopisek ucznia: 3 ławkami, 8 kszesłami i biórkiem (pisownia oryginalna). ¤¤¤ Klasa VIII c przed lekcją historii domaga się odmówienia „Ojcze Nasz”, trzech „zdrowasiek” i odśpiewania hymnu Trzeciej Rzeszy. ¤¤¤ Przez całą lekcję biologii Adam rżnął głupa. ¤¤¤ Uszkodził pisuar za pomocą petardy. ¤¤¤ Uwaga katechetki: „Tę klasę tworzą dzieci szatana!”. Na podstawie Internetu opracowała MW