JAN PAWEŁ II ROZMAWIAŁ Z BOGIEM... DOSŁOWNIE!!! ! Str. 25
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 15 (527) 15 KWIETNIA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Lotnisko Obice to być może jeden z największych przekrętów ostatnich lat. Niedaleko Kielc miał powstać wielki międzynarodowy port lotniczy. Ale nie powstanie. Chodziło bowiem nie o to, co będzie lądować na 600 hektarach, ale o to, co się pod nimi znajduje... ! Str. 9
LISTA KSIĘŻY PEDOFILÓW CD.
! Str. 17
! Str. 22 ISSN 1509-460X
! Str. 3
2
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „Na Lecha Kaczyńskiego na pewno nie zagłosuję!” – powiedział na antenie Radia Maryja guru rozgłośni Jerzy Robert Nowak. Identyczne zdanie – tylko wypowiedziane bardziej dosadnie – można było usłyszeć z ust Jonasza. Oto jak wspólny wróg potrafi (na chwilę) zjednoczyć stałych wrogów. „Europę może nareszcie czekają spokojne czasy” – napisał brukselski, „unijnoeuropejski” tygodnik „European Voice”. To efekt wiadomości, że Lech Kaczyński nie ma szans na reelekcję. Nasz mlaskacz ma w UE sympatyków mniej niż pół procent. „Tacy przywódcy w nowoczesnej Europie to nieszczęście” – dodała gazeta, najwidoczniej niemająca poczucia humoru. Kościół uruchomił telefoniczną infolinię dla ofiar molestowania seksualnego. Dzwoniący mogą liczyć na poradę psychologa, a nawet prawnika, który podpowie, jak dochodzić ewentualnego odszkodowania. I to wcale nie jest prima aprilis, z tym że chodzi o Kościół niemiecki, a nie polski. W Polsce to „FiM”, już przed świętami, utworzyły podobną infolinię: (42) 630 73 26. „Inni też molestują” – oświadczył podczas kazania arcybiskup Życiński i to miał być rodzaj usprawiedliwienia skandalu pedofilskiego w Kościele. Naszym zdaniem, arcybiskup mógł pójść jeszcze dalej: przecież to wynaturzone, ponętne siedmiolatki kuszą niewinnych księży swoimi wdziękami. Każdy by uległ takiej pokusie. Nawet święty ksiądz! W ciągu ostatnich 40 lat w Polsce stan kapłański opuścił co trzeci ksiądz. Zjawisko eskaluje z roku na rok. To dane z badań naukowców z uniwersytetu w Poznaniu. Według nich tylko w trzech diecezjach (na 42) sutanny zrzuciło w roku 2006 (ostatnie dostępne dane) 60 kapłanów. Wielka dama polskiej telewizji – Irena Dziedzic (pamiętacie urokliwe „Tele-Echo”?) – stanie przed sądem, bo IPN chce tej 85-letniej kobiecie udowodnić, że była agentem SB. Teraz czas na Tyszkiewicz, Santorkę i Irenę Kwiatkowską. Chociaż nie, ta ostatnia przepisała cały majątek na Radio Maryja, więc może dadzą jej spokój. Podczas narodowej choroby, czyli pierdolca pospolitego związanego z kolejną rocznicą śmierci JPII, ankieterzy zapytali Polaków, jakie dzieła papieża czytali. 55 procent odpowiedziało, że papieżowego nie czytało kompletnie nic, co i tak wydaje nam się manipulacją in plus. Za to całe 4 proc. oświadczyło, że zna sztukę Wojtyły pt. „Brat naszego Boga”. Szczerze współczujemy. W Bukownie (Małopolska) powstał napis utworzony z zasadzonych drzew. Inskrypcja drzewna brzmi: „Jan Paweł II”. Wysokość liter wynosi... 100 metrów, a składają się one z trzech gatunków drzew. Niestety, rośliny posadzone 6 lat temu nie chcą równo rosnąć, więc napis robi się koślawy. Dla wszystkich jest jasne, że pomysłodawca, leśniczy Jacek Chmura, który wie, skąd wieje wiatr dziejów, powinien być już nadleśniczym, a może i ministrem od drzewa. A jeszcze nie jest. Skandal! 2 kwietnia, dokładnie o godzinie 21.37, grupa górali oświetliła gigantycznymi reflektorami Giewont. To na pamiątkę śmierci JPII. Przy okazji turyści zobaczyli tony śmieci. Kult Papy czasem się jednak na coś przydaje. „Gazeta Polska” jest na wskroś polska. Tak bardzo, że organizuje spotkania ze swoimi fanami na terenie całej Polski. Co prawda owych fanów można by zmieścić we wnętrzu trabanta, ale nie przeszkodziło to, by dwóch „gazetopolaków” spotkało się w Puławach i nakładło sobie po pysku. Interweniowała policja, przyjechało pogotowie. O co poszło? O kobietę. Jak to u prawdziwych Polaków bywa. Na Śląsku to mają dobrze. Tam woda – na pamiątkę Męki Pańskiej – zamienia się podczas wielkopiątkowej nocy w wino. W studniach i strumieniach. Tak wierzą najstarsi Ślązacy. Wierzą, pieruny jedne! No to może kiedy jaki ciul to sprawdzi! Cztery tysiące młodych członków (cokolwiek to znaczy) Opus Dei przybyło do Watykanu, by bronić atakowanego przez media Benedykta XVI. „Jesteście siewcami nieufności do Kościoła” – napisali w liście otwartym skierowanym do dziennikarzy opisujących skandale pedofilskie. O siewcach nasienia nie ma w liście ani słowa. BBC podała sensacyjną informację, że grupa postępowych kardynałów naciska na Benedykta XVI, by ten „zmiękczył swoje stanowisko co do stosowania prezerwatyw”. Catherine Pepinster – naczelna katolickiej agencji „The Tablet” – zacytowała jednego z najważniejszych (podobno) po Papie kardynałów, który miał powiedzieć à propos AIDS: „Jeśli masz problemy z ochroną życia i uniknięciem śmierci, to prezerwatywa jest dobrą rzeczą”. Duński dziennik „Kristelig Dagblad” poinformował, że amerykański adwokat William McMurry jest przekonany o winie Watykanu i Benedykta XVI w sprawie ukrywania księży pedofilów i może to udowodnić! Złożył formalny wniosek o wszczęcie postępowania w tej sprawie. Jeżeli McMurry’emu się powiedzie, to możliwe, że Benedykt XVI znajdzie się w sytuacji, z którą kiedyś zmagał się aresztowany w Londynie Pinochet. Każdy kraj będzie zobowiązany zatrzymać papieża i wydać go Amerykanom. Venus Raj to była miss Filipin. Była, bo zabrano jej koronę z tego powodu, że okazała się nieślubnym dzieckiem. Małpa jedna. Śliczna absolwentka dziennikarstwa chce teraz napisać książkę, w której ujawni, czym jest katolicyzm w ultrakatolickim kraju.
Teraz Polska to zgorszy jednego z maluczkich, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Dlaczego ja cytuję Biblię? Bo oni ją cytują. Nader chętnie i przy każdej okazji. Szkoda tylko, że nie wyciągają wniosków z treści tych słów. Ponieważ swojej świętej księgi nie traktują poważnie, to niejedno morze należałoby nazwać Czarnym. Od sutann. To, co stało się po publikacji „FiM” ujawniającej listę księży pedofilów, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Setki telefonów, e-maili oraz SMS-ów komentujących i... relacjonujących koszmarną prawdę. Prosząc o świadectwa molestowania dzieci przez księży i zakonnice, liczyłem na jakieś kilkadziesiąt Waszych relacji. Tymczasem to jest lawina. Rzeka makabrycznych opowieści, przez które przebija rozpacz, wstyd i – niestety – bezradność. Bezradność, bo większość z piszących do nas, przechowujących w pamięci straszne wspomnienia, nie wierzy, że można wygrać z instytucją, która ma tradycje o dwa tysiące lat starsze niż mafia i jest od niej znacznie lepiej zorganizowana. Otóż zapewniam Was uroczyście, że można wygrać. I my Wam w tym pomożemy. Oczywiście, w naszym fanatycznie religijnym kraju musi to być metoda małych kroków, ale kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem. Udało się w USA, w Australii, w Irlandii, ostatnio w Niemczech. Uda się i u nas. Obiecuję! Co prawda inne media jakoś nie palą się do ujawniania pedofilii wśród kleru, ale są na szczęście „Fakty i Mity”. Są moi dziennikarze, którzy sprawdzą każdy – podkreślam: KAŻDY! – Wasz sygnał i po weryfikacji najpierw opiszą zboczeńca, a później – przy pomocy naszych prawników – wsadzą go tam, gdzie jego miejsce. Tam, gdzie przez kilka lat będzie mógł w absolutnym spokoju i do woli czytać Pismo Święte. Zwłaszcza te ustępy o kamieniu młyńskim i o zgorszonych maluczkich. Jeśli Wasze relacje są prawdziwe (a na razie nie mam najmniejszych podstaw, by w nie nie wierzyć), to mamy w Polsce, masowe zjawisko pedofilii, daleko przekraczające tyleż potworne, co sensacyjne doniesienia z Irlandii. Aż boję się napisać, ale z czystej statystyki wynika mi po podliczeniu dotychczasowych Waszych opowieści, że... jeden na dziesięciu polskich księży dobierał się kiedyś albo dobiera obecnie do dziecka! Ciekawe, czy w więzieniach znajdzie się miejsce dla trzech i pół tysiąca dewiantów. Musi się, cholera, znaleźć. Pani Maria, nauczycielka z Gorzowa Wielkopolskiego, opowiedziała mi w piątek (chciała rozmawiać tylko ze mną), jak to ksiądz Z. – katecheta w jej szkole podstawowej – miał zwyczaj zamykać się z małymi dziewczynkami. Po lekcjach, w klasie. Pewnego dnia zapomniał jednak przekręcić klucz w drzwiach i Maria zastała go z rozpiętą sutanną, a przed nim zobaczyła trzy dziewczynki... Oszczędzę Państwu drastycznych opisów. Moja rozmówczyni opowiada, że powiadomiła o tym, co widziała, policję, dyrekcję szkoły i całe grono pedagogiczne. I co? I pana księdza przeniesiono do szkoły w Sulęcinie, gdzie dalej naucza religii. Kolejne dzieci. „Poczułam się kompletnie bezradna i oszukana, a nawet sekowana przez środowisko” – powiedziała mi Maria, a ja jej odpowiedziałem, że to się właśnie skończyło, bo... Bo, księże Z., już po ciebie idziemy. Już nie śpij spokojnie, zadowolony ze swojego „słodkiego”, bezkarnego hobby. W tej chwili, gdy to czytasz (a wiem, że czytasz), jeden z dziennikarzy „FiM” rozmawia z twoimi ofiarami. Inny – z dyrekcją szkoły, w której „uczysz” religii. Za tydzień pogadamy z prokuraturą. Tak właśnie się dzieje teraz... księże Marcinie, Marianie, Bogdanie, Zbigniewie. I każdy inny księże zboczeńcu. Jeszcze się łudzisz, że to tylko takie pogróżki bez pokrycia, że politycy oczekujący jak kania dżdżu głosów elektoratu nie zrobią ci krzywdy, bo katolickie społeczeństwo, te baranki boże, zrobią to, co im każesz? Zagłosują tak,
K
jak im polecisz? Zapewne tak jest... na razie, ale to się już zmienia. A zmiany te przyspieszą. „Fakty i Mity” czyta 250–300 tys. osób. Tydzień w tydzień. To są ambasadorowie normalności w naszym kraju. Na szczeblu miasta, gminy, wioski... I ci posłańcy zdrowego rozsądku mają teraz niepowtarzalną szansę. Szansę obalenia demona i tyrana. Oto bowiem jesteśmy świadkami kryzysu Kościoła rzymskokatolickiego – kryzysu nienotowanego od chwili jego powstania. Jest tak głęboki, że w wielu krajach (np. w Skandynawii, gdzie dzieci są największym dobrem) Krk już praktycznie przestał istnieć. Ale nie w Polsce. Tu rzymscy księża są wciąż narodowym skarbem, więc Kościół ma się jeszcze świetnie. Jeszcze... Dopóty, dopóki zwykli ludzie nie spróbują odzyskać – powtórzę to słowo: ODZYSKAĆ! – Polski dla Polaków. Chodzi o to, aby Polska znów była Polską. A nie filią i kolonią Watykanu. A to jest – uwierzcie mi – możliwe. Znamy kraje, które były w gorszej sytuacji i potrafiły zrzucić z siebie papieskie jarzmo. Ot, na przykład Hiszpania czy Portugalia. Że już nie wspomnę samych Włoch, których znaczną część stanowiło państwo papieskie. Dziś okrojone do kadłubowego Watykanu – światowej stolicy kłamstwa i obłudy. Udało się Włochom, uda się i Polakom. Taką ideę należy przenieść jak najszybciej z Półwyspu Apenińskiego nad Wisłę, traktując słowa hymnu dosłownie: „(...) z ziemi włoskiej do Polski”. W tym apelu nie chodzi mi tylko o położenie kresu pladze pedofilii. Choć przyznajmy – z uwagi na dobro dzieci jest to zadanie najpilniejsze. Nie tylko taki mamy cel, by zasłaniających się sutannami dewiantów postawić przez sądem. Dalekosiężny plan i marzenia są takie, aby wyrwać z pożądliwych łap biskupów i ich pomagierów całe pokolenie młodych Polaków. To pokolenie i wszystkie następne. Udało się to w niemal wszystkich cywilizowanych krajach świata. Teraz czas na Polskę! JONASZ
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r. alwaria Pakoska (woj. kujawsko-pomorskie), prawowita własność franciszkanów, to zespół ponad 20 barokowych kapliczek (fot. obok). Większość – co istotne – totalnie zrujnowanych. Fundacja „Kalwaria Pakoska” (której notabene prezesuje radna Pakości Anna Grupa) – powołana w celu ratowania tej lokalnej atrakcji – uciułała przez kilka ostatnich lat grosze. A że prywatni sponsorzy zostali wydojeni, diecezja ani prowincja franciszkanów nie zamierzają dokładać ze swoich, no to umyślono, jak wyremontować za gminne. I tak w lipcu 2009 roku Kuria Metropolitalna w Gnieźnie oraz Kuria Prowincjalna Zakonu Braci Mniejszych Franciszkanów użyczyły gminie Pakość reprezentowanej przez burmistrza Wiesława Kończala 12 kaplic kalwaryjskich, budynek, który ma się stać w przyszłości centrum informacji, oraz ok. 35 ha zaniedbanych, pokrytych samosiejkami terenów zielonych, które trzeba przeobrazić w wysokiej jakości park. Jako „biorący w użyczenie” gmina zobowiązała się także do: wykonania oświetlenia (łącznie z iluminacjami świetlnymi), odwodnienia, monitoringu kapliczek, budowy ścieżek spacerowo-rowerowych oraz parkingu na kilkadziesiąt miejsc wraz z sanitariatami. Czasu na wszystko mało, bo – zgodnie z zapisami umowy – całość (oczywiście już wyrychtowaną) ma oddać do 31 grudnia 2017 roku. Ciekawostką jest, że burmistrz już na początku kwietnia 2009 r. (a więc ponad 3 miesiące przed tym, jak wziął kalwarię w użyczenie) podpisał z firmą architektoniczną z Bydgoszczy umowę na opracowanie studium wykonalności oraz dokumentacji projektowej Kalwarii, opiewającą na 413 580 zł brutto. Dalej poszło jak po maśle: w marcu br. radni niemal jednogłośnie przyklepali uchwałę, na mocy której zdecydowali o zaciągnięciu kredytu długoterminowego w wysokości 5 139 014 zł w trzech transzach (2010 r. – 1 228 204 zł; 2011 roku – 2 136 238 zł; 2012 r. – 1 774 572 zł). I bynajmniej nie chodzi o pieniądze na kanalizację, której w Pakości nie ma. Środki z tego kredytu zostaną przeznaczone na dofinansowanie zadania pod nazwą „Utworzenie Parku Kulturalnego Kalwaria Pakoska jako element promocji dziedzictwa Kujaw i Pałuk”. „Z uwagi na wysoki koszt ww. projektu zaciągnięcie kredytu pozwoli na zagwarantowanie płynności finansowej realizacji zadania oraz wkładu własnego Gminy Pakość” – czytamy w uzasadnieniu. Kredyt – według założeń – miałby zostać spłacony do końca grudnia 2025 roku z dochodów własnych gminy, pozyskanych z tytułu podatku od nieruchomości. Jeszcze przed głosowaniem przewodniczący rady Tadeusz Grupa (prywatnie brat pani prezes Anny) wygłosił płomienny spicz: „Ja jestem dumny, że ta Kalwaria tu jest, i zrobię wszystko, żeby to dzieło dokończyć,
GORĄCY TEMAT
3
K
Dzieła odtworzenia Nastała w kraju nowa moda. Wszystkie nieruchomości Kościoła będące w kiepskim stanie kler wypożycza państwu. Nazywa się to umowa użyczenia, a chodzi o to, żeby za nasze podatki watykańskie ruiny doprowadzić do dawnej okazałości. Po czym odzyskać. również szukając wsparcia finansowego gminy. Jeżeli my jako rada miejska tego zadania byśmy nie wykonali, nie skorzystali z tej pomocy unijnej, jaką możemy otrzymać, to możemy powiedzieć, żeśmy nic dobrego nie zrobili. Nigdy jeszcze Pakość nie miała szans na 2,8 mln euro”. Oczywiście, jeśli z Unii dostanie Kalwaria, to szanse stracą inne, mniej „zbożne” dzieła. Nie jest, niestety, Pakość jedyna na mapie samorządowej szczodrości: ! Borowie (diecezja siedlecka). Tutaj gmina wzięła w użyczenie... zrujnowany kościół pw. św. Trójcy wraz z budynkami towarzyszącymi. Umowę, na mocy której gmina zobowiązała się do finansowania prac konserwatorskich, restauratorskich i budowlanych, wójt Wiesław Gąska podpisał z kurią na 11 lat. Wyłącznie po to, aby ciągnąć unijną i państwową kasę. I tak: gmina wystąpiła już o 50 tys. zł z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a w planach ma pozyskiwanie środków z MSWiA, Unii Europejskiej oraz urzędu marszałkowskiego; ! Wadowice. Odrapana, zrujnowana kamienica w pobliżu miejscowego rynku. Od innych różni się tym, że akurat tutaj urodził się i mieszkał sam Karol Wojtyła, a od 1984 roku
zorganizowano w tym miejscu jego muzeum (fot. poniżej). Paradując po trzeszczącej podłodze w komicznych filcowych pantoflach nałożonych
na cywilne obuwie, zwiedzający mogą tu podziwiać m.in. klęcznik, na którym modlił się przyszły papież, przedmioty codziennego użytku należące do rodziny, fotografie, książki dokumentujące biografię Jana Pawła II, cztery sutanny Karola, narty z butami, wiosło, wyposażenie na wycieczki górskie czy ciupagę. Archidiecezja krakowska przez długie lata toczyła batalię o to, aby nieruchomość przejąć na własność. W wykupienie chałupy od prawowi-
tych właścicieli zaangażował się w końcu sam Ryszard Krauze. W 2006 r. jego fundacja dom wreszcie kupiła, po czym przekazała kurii pierwsze udziały. Postanowiono wówczas, że Krauze do spółki z firmą Dziwisza będzie przystosowywał ruderę do potrzeb muzeum upamiętniającego JPII. Takiego z prawdziwego zdarzenia. Szło jak po grudzie, koszty rosły, aż w końcu trzy lata później Krauze pozbył się balastu i resztę udziałów oddał kurii. Stała się tym samym jedynym prawowitym właścicielem budowlanej
relikwii. Ta miała być – jak informował rzecznik kurii Robert Nęcek – remontowana przez archidiecezję w miarę pozyskiwania środków finansowych. Niemałych, bo na modernizację i adaptację budynku oraz przygotowanie ekspozycji potrzeba co najmniej 20 mln złotych! No i nadszedł rok 2010. Okazało się, że ów „skarb” ma się stać własnością państwa. Takimi informacjami (powtarzanymi przez media) mydli się oczy społeczeństwu. A jaka jest prawda? „Nieruchomości na cele muzeum zostaną udostępnione przez Archidiecezję Krakowską w formie umowy nieodpłatnego użytkowania. Archidiecezja nie zrzekła się praw do nieruchomości, pozostaje jej właścicielem” – wyjaśnia biuro prasowe Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To jednak wystarczy, aby na mocy patentu: „użyczyć, odnowić, odebrać” całkowicie legalnie wpompować w papieską kamienicę pieniądze m.in., z budżetu państwa i samorządów; ! Gnojewo. Znajdujący się tutaj gotycki kościół niespecjalnie obchodził kurię, która – zgodnie z obowiązującym świeckim prawem – powinna dbać o jego świetność. A że nie dbała, zabytek z każdym rokiem coraz intensywniej zmierzał ku nieuchronnej zagładzie. I co? Ano kuria łaskawie oddała obiekt w 10-letnie użyczenie gdańskiemu Towarzystwu Opieki nad Zabytkami. Tyle potrzeba, aby przed oddaniem doprowadzić go do stanu świetności. Koszty to circa 14 mln złotych. Ale koszty są nieważne. Watykańskie włości muszą błyszczeć, by przyciągać szczodrych (łatwo)wiernych. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. Autor
4
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Wiosna średniowiecza Kościelna edukacja seksualna niezmiennie prowadzi do dramatów, a przy okazji podsyca pomysłowość rodaków... Do polskich mediów dotarły kolejne nowinki związane z 14-letnią matką Polką, która współżyła jak dorośli, zaciążyła jak dorośli, po czym – już mało dojrzale – porzuciła owoc żywota swego w koszu na śmieci, tuż przy szkolnej szatni. Przez 9 miesięcy nikt nie zorientował się, że jest w ciąży. Wielka akcja pt. „Szukamy tatusia” wykroczyła poza teren pomorskiego gimnazjum, bowiem okazało się, że główna zainteresowana sama nie wie, kim jest ów nieszczęśnik... Najpierw pod obstrzał poszło dwóch mężczyzn z sąsiedniej wsi, których młódka oskarżyła – jak się okazało, niesłusznie – o gwałt. Zabawa w ciuciubabkę wykazała, że 14-latka miała... 5 dochodzących kochanków: 16-, 20-, 25-, 26- i 29-latka. Najmłodszy okazał się ojcem dziecka. Za pożycie z nieletnią wszystkim grozi od 2 do 12 lat więzienia. Niedoszła mama wróciła do szkoły. Przyznała, że seks uprawiała dobrowolnie, nie przypuszczając, że zachodzi się od niego w ciążę. Za porzucenie noworodka oraz
składanie fałszywych zeznań nikt jej nie ukarze, bo jest za młoda. Na szczęście owoc niedouczenia żyje i ma szansę trafić do normalnej rodziny. Podczas gdy kościelni moraliści niezmordowanie propagują tylko jeden wzorzec rodziny – sakramentalne małżeństwo, nieskalane brudem antykoncepcji – prawdziwe życie wymusza pomysłowe patenty, o których przyzwoitemu Polakowi nawet się nie śniło...
iektórzy światowi komentatorzy nazywają przemoc seksualną wobec dzieci „chorobą zawodową kleru katolickiego”. Nie jest to choroba, ale raczej skłonność płynąca z kościelnych stosunków władzy. W ostatnich dniach byliśmy świadkami efektownego kontrataku propagandowego, który Kościół poprowadził w mediach w obliczu afer pedofilskich wybuchających w kolejnych krajach. Hierarchia kościelna atakowana ze wszystkich stron postawiła się w roli ofiary pomówień. Takiemu przysłowiowemu odwróceniu kota ogonem sprzyjał czas świąt wielkanocnych z jego łzawo-męczeńskimi atrybutami – biczowaniem, krzyżem i grobem. Jak to wielokrotnie na naszych łamach zauważaliśmy, Kościół uwielbia pokazywać się w roli ofiary i ma świetnie przetrenowane chwyty propagandowe, które mają ukazać kościelne cierpienia (prawdziwe lub zmyślone) w taki sposób, aby skutecznie zamazać ślady niegodziwości. Hitem tych świąt był krótki popis oratorski kardynała Sodana, który przedstawił Benedykta XVI jako ofiarę złośliwych pomówień mediów („gadaniny”). Ratzinger został więc niemal Chrystusem ukrzyżowanym Anno Domini 2010. W Polsce biskupi w Wielkim Tygodniu przywoływali do porządku dziennikarzy, bagatelizując sprawę afer. Byli to zresztą czasem ci sami biskupi, którzy bez cienia zażenowania przenosili z parafii do parafii księży oskarżonych o przemoc seksualną, ot, na przykład wyjątkowo arogancki arcybiskup Józef Życiński („FiM” 14/2010). Sam Benedykt XVI i inni przedstawiciele Kościoła kwestię przemocy seksualnej kleru chętnie przenoszą na barki rzekomego rozpasania seksualnego współczesnego świata. Tymczasem przemoc, w tym seksualna eksploatacja osób nieletnich, jest wpisana w samą istotę rzymskiego
N
W latach 70. wielkim powodzeniem cieszył się „lek” o nazwie Biseptol, który zabijał całą florę bakteryjną i przy okazji rozpuszczał ściany żołądka i jelit. To był największy polski hit eksportowy – zwłaszcza w Rumunii, gdzie aborcja była absolutnie zakazana. Pastylkę Biseptolu wkładało się... no właśnie tam i płód obumierał. Niestety, czasami wraz z niedoszłą mamusią. Niejedna podwarszawska willa z tamtego okresu zbudowana jest z Biseptolu, to znaczy z kasy, jaką zmyślni Polacy dostawali za jego przemyt. Gdy usuwanie ciąży zostało zakazane i u nas, matki Polki przypomniały sobie o sposobie babć i ze sklepów zielarskich zaczęła znikać gorczyca. Niestety, małolaty dowiedziały się z internetu o „zbawiennym działaniu” octu, a nawet 96-procentowego spirytusu stosowanego... dowcipnie. Policzono, że tylko w ubiegłym roku co najmniej 150 młodziutkich Polek pozbyło się w ten sposób niechcianej ciąży. I płodności. Na zawsze. Czyżby o to chodziło obrońcom dziewictwa i piewcom wielodzietności, dla których prezerwatywa i pigułka antykoncepcyjna to grzech ciężki i zabójstwo nienarodzonych? JUSTYNA CIEŚLAK
katolicyzmu. Kościół ten jest hierarchiczną dyktaturą, w której prawdziwą władzę posiada tylko sama biskupia elita. W Kościele nie ma trójpodziału władzy – cała jej pełnia skupia się w osobie papieża. W związku z tym człowiek pokrzywdzony przez hierarchię kościelną może się odwoływać tylko do przedstawicieli tej samej hierarchii, często kumpli, popleczników, stronników lub kochanków tych, którzy wyrządzili mu krzywdę. W tej sytuacji świeccy pozostają bezbronnymi petentami na łasce biskupów. Tam, gdzie nie ma równowagi sił (a w Kościele jej nie ma, bo silni są tylko mający władzę biskupi), przemoc (nie tylko fizyczna) i niesprawiedliwość są tylko kwestią czasu. Oczywiście problem demoralizujących skutków braku równowagi sił dotyczy nie tylko Kościoła rzymskokatolickiego. Dotyczy on całego życia społecznego i rodzinnego. Świetnie to opisał i zanalizował profesor Jerzy Drewnowski – polski myśliciel zajmujący się kwestią równowagi sił – a jego teksty można przeczytać m.in. na www.racjonalista.pl i www.demokrates.eu. Kościół jako dyktatura zawsze więc będzie miejscem przemocy, bo taka jest natura władzy niczym nieograniczonej. Mogłaby to zmienić tylko kościelna rewolucja prowadzona pod starym, mądrym i nigdy niezrealizowanym hasłem: „Cała władza w ręce rad!”. W tym przypadku mogłyby to być rady parafialne, diecezjalne i sobór powszechny. Tyle że problem Kościoła rzymskokatolickiego polega na tym, iż ludzie świeccy nie są w żaden sposób obywatelami Kościoła i nie są źródłem władzy. Nie mogą też sięgnąć po władzę, bo nikt im jej nie da. Nie mogą nikogo rozliczyć, bo nie mają takiego prawa. Jedyne, co mogą, to... mogą zostać wykluczeni z Kościoła przez tych, którzy mają władzę. I tak zawsze kończą się wszelkie rewolucje w tym Kościele. A biskupi... Biskupi zawsze jakoś się wyżywią... ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Władza i wina
Prowincjałki Szkołę podstawową w Mysłowicach zwizytowała 20-osobowa grupa młodzieńców uzbrojonych w kije bejsbolowe. Celem wizyty była pacyfikacja równolatków trenujących na sali gimnastycznej kick-boxing. Starcie wygrali bejsbolowcy, którzy udowodnili, że ewolucyjna zdolność posługiwania się narzędziami owocuje.
KIJE GÓRĄ
Strasznego kaca miał kierowca autobusu miejskiego z Kielc. Z tego właśnie powodu jedną ręką dzierżył kierownicę, a w drugiej trzymał butelkę piwa, z której co rusz popijał. Pasażerów to nie rozśmieszyło i zadzwonili po policję. Wynik: 0,5 promila. Konkluzja: strata pracy i prawa jazdy.
SKUTKI SUSZY
W samochodzie zaparkowanym pod knajpą w Bartoszycach 43-letnia Małgorzata W. ujrzała szatana. Nie namyślając się zanadto, rozpoczęła walkę ze złem, totalnie niszcząc karoserię auta. Policjanci gorliwości religijnej kobiety nie docenili. Grozi jej do 5 lat pozbawienia wolności.
APAGE, SATANAS!
Na włam wybrał się 50-letni Roman F., mieszkaniec Katowic. Metodę wybrał nietuzinkową – do mieszkania znajdującego się na siódmym piętrze wieżowca wdrapał się po balkonach bloku, i to bez żadnych zabezpieczeń. Wysiłek poszedł jednak na marne, bo w chwili, gdy opuszczał spenetrowany lokal, za jego drzwiami już czekali policjanci.
SPIDERMAN
To miał być wielki skok dla Macieja K. W Międzyrzeczu Podlaskim włamał się do mieszkania starszego mężczyzny, aby stamtąd przebić ścianę do banku i dostać się do skarbca. Wszystko jednak źle sobie obliczył. Zamiast do banku wybił dziurę do sklepu pasmanteryjnego. Rozczarowany, próbował jeszcze sforsować okno banku, ale włączył się alarm i przybiegli policjanci...
FAJTŁAPA
Wiele energii w kradzież kurczaka z jednego z miejscowych sklepów włożył 54-letni mieszkaniec Zelowa (woj. łódzkie). Miał pecha, bo zanim zdążył przyrządzić ptaka w domowym piekarniku, zatrzymała go policja. Kurczak, wciąż nienaruszony, wrócił na sklepową półkę. Opracowali: WZ, MaK
KURZA DUPA!
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Głos oddany na Lecha Kaczyńskiego to głos stracony, on jest kandydatem niewybieralnym. Cała waleczność braci Kaczyńskich wyczerpała się w walce z kartoflanymi karykaturami. (Marian Piłka, były poseł PiS)
!!! To nie Kościół ma problem z celibatem, lecz współczesny świat. (Bogumił Łoziński, „Gość Niedzielny”)
!!! My, kapłani, my, teolodzy, olaliśmy zwierzaki. Poszliśmy w antropocentryzm, zapominając o ukochanych przez Boga stworzeniach. Więc olaliśmy Jego. (Tomasz Jaeschke, były ksiądz, obecnie opiekun zwierząt)
!!! W naszym episkopacie nie widzę, niestety, zbyt wielu naśladowców Jana Pawła II. Zdarzają się najwyżej imitatorzy. Dominuje dawny feudalno-bizantyjski styl bycia. Otaczanie się swoimi ludźmi i dworem, pojmowanie roli biskupa jako sprawnego zarządcy, uleganie pokusie władzy, postawa zachowawcza. (Cezary Gawryś, publicysta katolicki)
!!! Jan Paweł II będzie zawsze żył w moich myślach. Brakuje nam takich autorytetów i dlatego szanujmy autorytet papieża Polaka, bo są tendencje do jego niszczenia. (Bartosz Arłukowicz, poseł klubu Lewica)
!!! Mnóstwo się teraz pisze bzdur o Janie Pawle II, te wszystkie księgi cudów itp. Ta tęsknota za beatyfikacją jest z jednej strony zrozumiała, ale z drugiej – wpisanie w poczet świętych grozi udziwnieniem, odczłowieczeniem. (ks. Adam Boniecki, redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”)
!!! Kto myśli, że krzyż nie reprezentuje wartości bliskich każdemu człowiekowi, że służy tylko jakiejś ideologii, sam jest zagrożony myśleniem ideologicznym. (abp Sławoj Leszek Głódź)
!!! Żadna siła nie zniszczy Chrystusa Zmartwychwstałego. Unia Europejska także. (bp Kazimierz Ryczan) Wybrali: AC, MarS
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
NA KLĘCZKACH
MA, ALE NIE DA Kardynał Dziwisz potrafi zaskoczyć. Czasem podpisze umowę na produkcję terakoty z podobizną Karola Wojtyły, swojego długoletniego towarzysza życia, czasem – tak jak ostatnio – rzuci w mediach teksty o posiadaniu nieznanych relikwii zmarłego papieża. Stasio pochwalił się, że ma nagranie papieża ze szpitala z jego osobistym wyznaniem i dwie kartki z czasów wyboru Wojtyły na JPII. Stasio je ma, ale na razie nie pokaże. Ujawni je dopiero po beatyfikacji. Czyżby się bał, że dokumenty te mogą jej zaszkodzić? MaK
kojarzono z lewicą, czyli był z gruntu niesłuszny. „Gazeta Wyborcza” uczciła jego odejście złowrogą informacją, że Toeplitz... „był zwolennikiem stanu wojennego”. Tak jak – nie przymierzając – obecnie połowa Polaków. Tak w Katolandzie żegna się człowieka naprawdę niezwykłego, podczas gdy zjadacza kremówek, którego trudno posądzić o humanizm czy przenikliwe myślenie, celebruje się niekończącymi obchodami. MaK
NIE DLA IDIOTÓW? KOŚCIÓŁ WAŻNIEJSZY Stanisław Kracik, wojewoda małopolski, chce oddać Watykanowi teren Krakowskiego Centrum Rehabilitacji, co może doprowadzić do jego unicestwienia. Pomysł potępili pracownicy i pacjenci KCR. Z usług krakowskiego centrum, gdzie czas oczekiwania na operację jest najkrótszy w mieście, rocznie korzysta około 27 tysięcy pacjentów. Cały szkopuł polega na tym, że KCR nie ma pieniędzy na rozwój, o czym wojewoda Kracik wie doskonale, więc postanowił, że jeśli znajdą się nań fundusze, może się rozwijać... gdzie indziej. A w jego miejscu planowana jest budowa dwóch kościołów: drewnianego i wielkiego murowanego! ASz
GLOBALNY KATOLO Instytut Globalizacji to prywatna instytucja, której nazwa kojarzy się z ekonomią i polityką. Tymczasem jej celem jest „edukacja społeczeństwa na rzecz wolnego rynku, przy zachowaniu tradycyjnej nauki społecznej Kościoła katolickiego”. Instytut powołuje się na guru wolnorynkowych fundamentalistów Miltona Friedmana, Biblię, Jana Pawła II i „spuściznę scholastyczną”. Poza propagowaniem tego dziwnego ideologicznego miszmaszu instytut przygotowuje także publikację wymierzoną w zapłodnienie in vitro autorstwa księdza Jerzego nomen omen Katolo. I tak propagowanie wiedzy o globalizacji okazało się katoglobalizacją. MaK
POŻEGNANIE Z KTT Zmarł wybitny felietonista, pisarz i scenarzysta filmowy (m.in. serial „Czterdziestolatek”) Krzysztof Teodor Toeplitz. KTT był także zwolennikiem świeckiego państwa i myślicielem prospołecznym, obdarzonym bardzo trzeźwym umysłem. Odejście tej nietuzinkowej postaci zostało w dużej mierze przemilczane w mediach, bo Toeplitza
Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Diecezji Legnickiej wykorzystało do zareklamowania przygotowanych przez siebie rekolekcji znane hasło „Nie dla idiotów”. I już niedługo w kościołach diecezji miały się pojawić plakaty z hasłem „Kościół nie dla idiotów”. Po tym jak zestawienie „Kościół – idioci” wyśmiały media, biskup legnicki zrezygnował z prowadzenia akcji pod tym hasłem. ZK
CUDA NA WODZIE Wieś Wielkanoc w województwie małopolskim słynie cudami. Jak donosi „Super Express”, woda w jednym z tamtejszych źródeł ma właściwości lecznicze, ale tylko przez jeden dzień w roku, a właściwie jeden poranek – wielkopiątkowy. Gazeta przytacza garść cudów, jakie ponoć miały zaistnieć dzięki chwilowo cudownej wodzie. Nam w tym kontekście przypomniał się cudowny kwiat, który zakwita tylko w jedną noc – sobótkową. Kwiat paproci, równie cudowny jak opowieści z mchu i paproci „Superaka”. MaK
PRZEŚLADOWANI ZA WIARĘ W miasteczku akademickim w Olsztynie uczestnicy drogi krzyżowej dla studentów spotkali się z niemiłym przyjęciem. Niektórzy studenci wystawili przez okna swoich pokoi głośniki z ostrą muzyką, aby zagłuszać modlitwy. W stronę krzyżowców poleciały też niemiłe słowa. Marsz młodych katolików
był na całej trasie zabezpieczany przez policję. Polska – kraj misyjny? MaK
PRZEZ BIZNES DO ŚWIĘTOŚCI Właścicieli firm i menedżerów zainteresowanych możliwością dążenia do świętości poprzez biznes częstochowscy jezuici zapraszają na sesję pt. „Między Bogiem i cesarzem, czyli jak zdobywać rynek i kierować firmą w zgodzie z Ewangelią”. Celem trzydniowego szkolenia ma być „przedstawienie zasad podejmowania dobrych decyzji, które wobec presji bezwzględnej konkurencji, nieprzewidywalności rynku, dylematów zwolnień w czasie kryzysu czy poświęcenia dla pracy kosztem rodziny, mogą czerpać inspirację do właściwych rozwiązań Ewangelii”. W ramach zajęć praktycznych, które poprowadzi dyrektor generalny argentyńskiej firmy w Polsce Dawid Heros Musial, uczestnicy będą mieli okazję zapoznać się między innymi z koncepcją budowania swojego autorytetu przez rozwijanie inteligencji duchowej oraz mogą wziąć udział w warsztatach poświęconych pracy menedżera rozumianej jako droga do świętości. W części duchowej natomiast jezuici zaprezentują skuteczność zastosowania ćwiczeń św. Ignacego Loyoli przy podejmowaniu wszelkich decyzji w biznesie, w szczególności dotyczących spraw personalnych. AK
NAMALUJ HOBBY KSIĘDZA Do udziału w nietypowym konkursie plastycznym wszystkie dzieci zaprasza wydawnictwo „Promyczek”. Temat konkursu brzmi zachęcająco: „Apostołowie XXI wieku, czyli hobby i pasje naszych księży”. Jak informuje jego pomysłodawca, ks. Andrzej Mulka, konkurs ma skłonić dzieci do dostrzeżenia, że księża nie tylko odprawiają msze czy nauczają religii, ale oprócz tego w czasie wolnym oddają się, niekiedy z ogromnym zaangażowaniem, różnego rodzaj hobbystycznym zainteresowaniom. Technika prac ilustrujących księżowskie pasje dowolna, a termin nadsyłania – do końca kwietnia. Nagrodą dla autorów najciekawszych ilustracji ma być udział w plenerze malarskim. AK
KRZYŻ JAK PORNOGRAFIA? Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w Indonezji może poważnie osłabić katolicki symbol numer jeden – krzyż. Sąd orzekł, że antypornograficzne regulacje wydane właśnie
przez rząd są zgodne z konstytucją tego kraju. Według nich, krucyfiks będzie można przy odrobinie złej woli uznać za przedmiot promujący pornografię. Bo przedstawia obnażonego mężczyznę. Tej odrobiny złej woli w interpretacji przepisów obawiają się właśnie chrześcijanie żyjący w kraju o zdecydowanie muzułmańskiej większości. PPr
ZAKAZ BUREK Komisja ds. wewnętrznych parlamentu Belgii zaaprobowała projekt prawa zakazującego noszenia burki i nikabu, czyli tradycyjnych strojów kobiecych zasłaniających całą twarz, używanych w niektórych krajach muzułmańskich. Belgia byłaby jedynym krajem w Europie, który ingerowałby w ten sposób w strój noszony przez osoby dorosłe. Prace nad podobnymi rozwiązaniami trwają także we Francji, ale prawnicy zwracają uwagę, że ewentualny przepis może zostać uznany za niekonstytucyjny i naruszający wolność jednostki. Zakaz przykrywania włosów w szkołach francuskich jest motywowany rozdziałem Kościoła od państwa, a zakaz noszenia burki na ulicy trudno motywować tym samym. Poza tym ciężko sobie wyobrazić policjantów w cywilizowanym kraju aresztujących kobiety tylko dlatego, że są zbyt dokładnie ubrane. MaK
SUKCESY I PORAŻKI KOŚCIOŁA Dzięki wsparciu Kościoła włoska prawica zdobyła lepszą sytuację w wyborach regionalnych, niż osiągnęła przed czterema laty, choć i tak władzę zdobyła obecnie tylko w połowie prowincji. Ale na tym sukcesy Kościoła włoskiego się kończą. Po latach debat i kłótni do włoskich szpitali, mimo histerycznych protestów episkopatu, wchodzi tabletka wczesnoporonna RU 468. Politycy prawicowi zapowiedzieli wprawdzie, że nie dopuszczą do jej stosowania i „tabletka będzie gnić w magazynach”, ale na Zachodzie,
5
nawet we Włoszech, politycy mają na szczęście niewielki wpływ na to, co dzieje się w szpitalach. MaK
PEDOFILÓW Z BUTA W Niedzielę Wielkanocą grupa osób przerwała świąteczną mszę w Dublinie (uczestniczyło w niej ponad tysiąc wiernych), kładąc na ołtarzu dziecięce buciki. To był protest przeciwko nadużyciom seksualnym w Irlandii, o których tak głośno w ostatnim czasie. Pikieta trwała również przed katedrą, gdzie odbywała się msza. Większość protestujących nie dotarła pod bramy kościoła – powstrzymywana przez służby porządkowe. Protest był zapowiadany kilka dni wcześniej, więc przygotowany na najgorsze arcybiskup Dublina Diarmuid Martin próbował załagodzić sytuację, wychodząc do demonstrantów, jednak tłum zagłuszył gwizdami jego słowa. ASz
PRZEGIĘCIE KAZNODZIEI Kapucyn Raniero Cantalamessa – kaznodzieja domu papieskiego – porównał obecną krytykę Benedykta XVI z powodu ukrywania księży pedofilów do... antysemityzmu. Jak nietrudno się domyślić, wywołało to wzburzenie społeczności żydowskiej. Pod naciskiem mediów i opinii publicznej Cantalamessa przeprosił za swoje karkołomne porównanie. Mak
KATEDRA-MECZET Popularne przed wiekami przerabianie świątyń i kościołów innych wyznań i religii na kościoły rzymskokatolickie prowadzi w obecnych czasach do poważnych problemów. W katedrze (Kordoba, Hiszpania), która kiedyś była meczetem, grupa muzułmanów zaczęła się wspólnie modlić podczas procesji z okazji Wielkiego Tygodnia. Katolicy nie mieli zrozumienia dla modłów wyznawców konkurencyjnej religii i wezwali policję. Doszło do przepychanek. Katolicy od lat odmawiają muzułmanom podzielenia się budynkiem. MaK
6
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Jaja wielkanocne Z okazji świąt gremialnie przemówili biskupi. I to nieludzkim głosem. W atmosferze celebracji piątej rocznicy śmierci JPII zbadano stan wiedzy polskich gimnazjalistów. I wyszło czarno na białym, jak marną jest dla nich ikoną. 30 proc. nie ma pojęcia, kiedy został papieżem ani kiedy zmarł, a nauk Papy właściwie nie zna nikt. Wiedzą za to uczniowie, że lubił góry i kremówki... ! Dla gimnazjalistów? Dla większości naszych rodaków! Spytajcie 10 spotkanych dziś pod pomnikiem JP losowo wybranych ludzi o jakąś janapawłową adhortację czy encyklikę. W 9 przypadkach odpowiedzią będzie święte milczenie... Papież? Kremówki, „ta ziemia”, „santo subito” i parę innych anegdotek i bon motów. Homilia? No, dajcie spokój... („brum”); ! Za kilka dekad postać JPII będzie bez znaczenia dla naszej historii („maruda”); ! Tak to jest, jak się tworzy bożka z cynfolii. I dlatego za 20–30 lat prawdziwi katolicy, tak jak wcześniej prawdziwi komuniści, odejdą w niebyt. Pozostanie wyłącznie szopka propagowana przez pokolenia siłą bezwładu, szopka, która będzie się sprowadzała do „odwalenia” chrztu, pierwszej komunii oraz innych świąt i sakramentów pokazujących znajomym, że jest się katolikiem. A wiara? Cóż, wątpię żeby przetrwała („ziner”); ! Cóż za żenujący poziom nauczania. Zrozumiałbym, że można nie znać stolicy Niemiec lub Rosji, można nie umieć twierdzenia Pitagorasa, ale żeby tak mało wiedzieć o Ciasteczkowym Papie? Skandal normalnie! („yosemitesam”); ! Nic, tylko ogłosić żałobę narodową z tej okazji, a gimnazjalistom załatwić 6 godz. religii tygodniowo („ludwikowie”); ! A jaki odsetek uczniów wie, że krył pedofilów w Kościele? („bu2m”). Właśnie na okoliczność krycia pedofilów purpurowa hierarchia z całego świata zwiera szeregi w obronie Benedykta XVI, który
bp Józef Michalik
– jeszcze jako szef Kongregacji Nauki Wiary – tuszował i tolerował dewiacje w swojej firmie. Frontmanem polskiego duchowieństwa został abp Kazimierz Nycz. – Musimy powiedzieć temu „nie”. W imię prawdy i sprawiedliwości! – grzmiał dostojnik.
abp
! Światła część cywilizowanej Europy już dawno powiedziała „nie”, pozostali wierzą w średniowieczny zabobon pod postacią Kk („kielcenoca”); ! Dobrze, że nie powiedział „w imię prawa i sprawiedliwości” („cilian1”); ! Tam, gdzie zaczyna się Kościół, tam kończy się prawda i sprawiedliwość! („dzakarta”); ! Nie może być mowy o wybaczeniu, Panie Nycz, dotąd, dokąd nie nastąpi przyznanie się do winy i ukorzenie się publicznie (al675”); ! To jest jakiś fenomen, że kultura ludzka na obecnym etapie rozwoju przewiduje tak daleko idące
upodlenie jak stawianie się katów w roli ofiar („jesiotr”); ! Ech, wy wszyscy bezwstydni bezbożnicy! Powinniście się modlić za to, by B16 znalazł siłę, by wybaczyć molestowanym dzieciom krzywdy, jakich doznaje Kościół („mirekmm”). Do modłów o... jakość kapłańskich sumień nawoływał z kolei biskup polowy Wojska Polskiego Tadeusz Płoski. „Kapłan to boży dar dla człowieka, wiedzą to ci, którzy musieli żyć bez kapłanów” – odwracał kota ogonem. Nie wszystkich Kazimierz Nycz przekonał... ! A nieletni chłopiec to dar boży dla kapłana („exodus”); ! Kapłan to krzyż pański! („ja”); ! Ksiądz generał mówi o „bożym darze”, a nam się wydaje, że to raczej skaranie boskie... („jaja”); ! Znam lepsze dary. Większość kapłanów dzisiaj to sprawni zarządcy majątkiem, skuteczni w Polsce ofiarobiorcy, mało bogobojni kaznodzieje, często niewierzący w to, co głoszą, i z pełną świadomością łamiący prawa kościelne. Tkwią w Kościele, bo nie potrafią nic innego robić („Niebieski”). Z kolei przewodniczący Episkopatu Polski Józef Michalik oświadczył wiernym zebranym w Przemyślu
na mszy rezurekcyjnej, że Polska jest państwem partyjnym, w którym liczy się interes takiego czy innego ugrupowania. – To niebezpieczne, że nie państwowość, nie troska o państwo, o naród, o patriotyzm, o zdrowie narodu, ale troska o interes mojej partii jest na pierwszym miejscu. Jest to bardzo niebezpieczny stan – dywagował (na temat własnej firmy!) arcybiskup, nie odbierając sobie przyjemności pouczenia owieczek, że w trakcie najbliższych wyborów samorządowych i prezydenckich mają stawiać krzyżyki wyłącznie przy nazwiskach tych, którzy wykazują troskę o Polskę moralną i etyczną, tj. chrześcijańską i katolicką. ! Abp Michalik ma rację. Polska była i jest państwem partyjnym! Przedtem siłą przewodnią była PZPR, a teraz jest Episkopat („obserwator”); ! Kościół sprytnie podczepia się pod tradycję i patriotyzm, by skutecznie i trwale połączyć się z budżetem naszego państwa („realista”); ! Oczywiście, pan ksiądz wolałby, aby Polska była państwem kościelnym, a nie partyjnym, jak on to pięknie ujmuje („nieogłupiony”); ! Całe szczęście, że nie kościelne, dopiero byłoby mafijne („Fina”);
! Wołałbym, żeby Polska była państwem monopartyjnym, a nie monoreligijnym („poznaniak”); ! Oczywiście, tyle że tymi partiami steruje Kościół katolicki, żądny władzy („wirus”); ! Szef Episkopatu chyba przez wrodzoną „skromność” nie zechciał powiedzieć, że partia ta to wszechobecny, rozpierający się łokciami, apodyktyczny i bezczelny Kościół katolicki, który stanowi aktualnie państwo w państwie polskim („ruppert”). A skoro o polityce mowa. Już wkrótce (15 kwietnia br.) poznamy wyniki konkursu na logo polskiego Sejmu. Spośród niemal dwóch tysięcy prac najlepszą wybierać będą m.in. marszałek Bronisław Komorowski, wicemarszałkowie: Stefan Niesiołowski (PO), Krzysztof Putra (PiS), Jerzy Szmajdziński (Lewica), Ewa Kierzkowska (PSL) i p.o. szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla. Zwycięskie logo – zgodnie z wymogami konkursu niepowtarzalne i oryginalne – będzie wykorzystywane przez wszystkie organy Sejmu w materiałach biurowych i promocyjnych. Kilka pomysłów dorzucili internauci: ! Gabryś Janowski pałaszujący mielonego z mównicy sejmowej, Edgar na koniu, nawalona jak stodoła posłanka Kruk, Ziobro z dyktafonem („jkmd”); ! Ja proponuję rękę z kopertą, a w chmurce tekst: „Masz to załatwione” („Adamców”); ! Cyrkowa kopuła byłaby stosowna („jur38”); ! Najlepiej takie samo jak ma firma Kościół. Krzyż jest szeroko rozpoznawalny i ma długą historię. No i chroni przestępców ukrywających się za nim. To bardzo dobre logo, dlatego firma Kościół tak zaciekle walczy o jego zachowanie („maniek”); ! Proponuję przepołowioną kapustę z wyeksponowanym głąbem, obok burak i stary but z wiązką słomy („łatek”). JULIA STACHURSKA Fot. WHOBE
bp Tadeusz Płoski
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r. każdą trzecią środę miesiąca w przyklasztornym kościele oo. franciszkanów-reformatów pw. Trójcy Przenajświętszej w Jarosławiu (woj. podkarpackie) odbywa się zbiorowy seans egzorcystyczno-spirytystyczny, zwany „wspólną modlitwą o uwolnienie oraz uzdrowienie duchowe i fizyczne”. Biorą w tym udział ludzie z całej Polski. Na parkingu obok klasztoru widzimy busy i autokary z rejestracją podlaską, lubelską, krakowską, a nawet pomorską, zaś pierwsi uczestnicy (przeważnie ludzie starsi wiekiem, wielu na wózkach inwalidzkich) przybywają kilka godzin wcześniej, żeby zająć najlepsze miejsca. Niektórzy przynoszą ze sobą składane taborety turystyczne i leżaki. Po co? – Żeby nie leżeć na ziemi, jak stracę przytomność – wyjaśnia nam sympatyczna niewiasta reprezentująca lubelskie Legiony Maryi. – Mam chore nogi, ale po mszy będę już skakała jak kózka – cieszy się staruszka z Przemyśla, dźwigająca stołek i dwa baniaki z jakimiś płynami. Spektakl rozpoczyna się zaraz po zapadnięciu zmierzchu, gdy kościół jest już nabity po brzegi. W roli głównej występuje o. Józef Witko (fot. obok), były gwardian klasztoru w Zakliczynie, a obecnie sekretarz ds. ewangelizacji na całą prowincję krakowską franciszkanów i działacz bliżej nieokreślonego „ruchu charyzmatycznego”. O. Witko odprawia mszę. W homilii przekonuje o konieczności niezachwianej wiary i nieustającej modlitwy, bo dla najbardziej gorliwych ma nagrodę w postaci uzdrowienia z wszelkich dolegliwości – od kataru począwszy, na stwardnieniu rozsianym kończąc. Jakim cudem? Mnich zapewnia, że ma osobisty kontakt z Duchem Świętym i upoważnienie do przekazywania wybranym jego „ozdrowieńczej Mocy”. Żeby zaś wyzdrowienie było trwałe, absolutnie koniecznie trzeba na co dzień używać do posiłków poświęconej przez niego wody, soli, a także oleju. – Nie musicie wyjmować pojemników. Wystarczy, że będą w torbach, a moc i tak tam dotrze – uspokaja niecierpliwych o. Witko. Podkreśla, że nie trzeba nawet pokazywać mu zdjęć osób, którym stan zdrowia nie pozwolił na przybycie do świątyni, bo retransmitowana przez niego łaska spływa na chorych bezprzewodowo. W trakcie nabożeństwa o. Witko recytuje listę chorób dających się wyleczyć modlitwą. Z jego wywodów
MITY KOŚCIOŁA
7
W
Inwazja Mocy Pewien franciszkanin wynalazł lekarstwo na szereg groźnych chorób, nie wyłączając raka i dolegliwości psychiatrycznych. Okazuje się, że wszystkie mają swoje źródło w grzechu. wynika, że na hasło „cukrzyca” wszyscy cierpiący na nią chorzy powinni doznać uzdrowienia, zaś wypowiedziane sprzed ołtarza słowa „kamienie nerkowe” zadziałają na kamory niczym ultradźwięki. Na apel, żeby każdy odczuwający mrowienie, ciepło lub nagły powrót do zdrowia zameldował o tym poprzez podniesienie ręki, nad głowy unosi się kilkanaście dłoni. Religijne pieśni i słowa zakonnika wprawiają tłum w ekstazę. Wiele osób płacze ze wzruszenia, że oto za chwilę wstaną z wózków lub odrzucą inwalidzkie kule i o własnych siłach wyjdą z kościoła. Legionistka z Lublina już drugą godzinę klęczy obok leżaka, staruszka jeszcze nie skacze. Po zakończeniu nabożeństwa celebrans ogłasza, że teraz będzie uzdrawiał dotknięciem. Prosi o zro-
bienie w tłumie przejścia i żeby się nie tłoczyć, bo „zachłanność działa przeciwnie”, a on obejdzie wraz z kolegą całą świątynię i dotrze do każdego, kto tylko zechce
doświadczyć działania Mocy. Instruuje zebranych, żeby podtrzymywali sąsiadów, którzy doznają po jego dotknięciu „zaśnięcia w Duchu Świętym” i układali ich delikatnie na ziemi, pozostawiając tam aż do otrzeźwienia. Gdy obaj duchowni wyruszają na obchód, w ślad za nimi posuwają się porządkowi w żółtych harcerskich chustach – ci sami, którzy stojąc wcześniej obok nas, dzielili się wrażeniami z jakiejś imprezy towarzyskiej, a momentami robili sobie otwarte podśmiechujki z kaznodziei. Ich rola polega teraz na łapaniu i układaniu mdlejących ludzi, żeby wyleczeni z jednej przypadłości nie nabawili się ciężkiej kontuzji po upadku na kamienną posadzkę świątyni.
Padły trzy osoby. Legionistce się nie udało, ale doznała dziwnych drgawek. – To dyżurne. Jeżdżą za ojcem Józefem po całym kraju i chyba narkotyzują się przed seansem – zauważył stały bywalec seansów w Jarosławiu. – Nic nie poczułam. Żadnego mrowienia. A kolana tak bolą, że już nawet siedzieć nie mogłam – żaliła się staruszka z Przemyśla po zakończeniu imprezy, zaś inwalidzi wyjeżdżali z kościoła dokładnie tak samo, jak przyjechali... „Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim – nawet w celu zapewnienia mu zdrowia – są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności (...). Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich” – czytamy w paragrafie 2117 Katechizmu Kościoła katolickiego. Jak praktyki o. Witko mają się do tego zapisu? Zakonnik stanowczo odmawia rozmów z dziennikarzami, tłumacząc, że ma zakaz przełożonych.
Wygląda na to, że obowiązujący tylko w kraju, bo w niedawnym wywiadzie dla parafialnej gazetki w Chicago dokładnie wyjaśnił, na czym polega jego patent. – To grzech jest źródłem wszelkich problemów, również i chorób. Wiele chorób takich jak rak, artretyzm, częste bóle głowy, depresja, a nawet myśli samobójcze czy samobójstwa ma swoje źródło w braku przebaczenia. Dlaczego? Dlatego, że ból w ranie serca jest tak ogromny, iż człowiek zaczyna doświadczać go niemalże we wszystkich swoich komórkach, a te najsłabsze, nie wytrzymując tego bólu, pękają i dają o sobie znać w postaci chorób – diagnozuje franciszkanin. A jak reagują na jego metody władze kościelne? „Im mocniej angażowałem się w tę posługę, tym bardziej odczuwałem ataki złego oraz różnych osób, zwłaszcza duchownych, którzy zarzucali mi, że bardziej zwracam uwagę na znaki niż na obecność Pana Boga” – żali się o. Witko w swojej książce, reklamowanej i sprzedawanej przy okazji seansów. Zakonnik ma bardzo napięty kalendarz, bo oprócz Jarosławia odwiedza też wiele innych parafii w całej Polsce. Ludziom, którym się pogorszyło, podpowiadamy, że – według kościelnych regulaminów – za efekty działań „uzdrowiciela” każdorazowo odpowiada ordynariusz goszczącej go diecezji... ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Według historyków z Instytutu Pamięci Narodowej, antykomunizm to dziś najszlachetniejszy model patriotyzmu. Im bardziej zajadły, tym zaszczytniejszy.
Świadectwo z historii PN służy temu obozowi politycznemu, który »rozliczanie przeszłości« podniósł do takiej ważności, jakby to był cel wojenny, do którego się dąży wszelkimi środkami, nie licząc się z nikim i niczym” – tak uważa Bronisław Łagowski – filozof polityki, profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii Akademii Pedagogicznej w Krakowie, a polska codzienność
I
bezustannie dostarcza argumentów na potwierdzenie tej tezy. Grzegorz Michalak (PiS), łowicki radny Sejmiku Województwa Łódzkiego, a zarazem wierny czytelnik wydawanych przez IPN publikacji, pewnego dnia bardzo się ucieszył. Fabrykanci Instytutu dali mu do ręki nie lada oręż – notę biograficzną Żydówki Hanki Sawickiej (właściwie Hanny Szapiro), w której stoi,
! „Po raz ostatni, gdy otwarła zasnute mgłą oczy, wyszeptała z ogrom-
nym wysiłkiem: »Służyłam ludziom i dla ludzi umieram«” – tak ostatnie chwile życia Hanki Sawickiej, działaczki nielegalnej wówczas organizacji Spartakus, która ze śmiertelnymi ranami postrzałowymi trafiła na Pawiak 18 marca 1943 roku, opisuje Anna Czuperska-Śliwicka, więźniarka, a zarazem więzienny lekarz. ! „Znana powszechnie pod fałszywym nazwiskiem jako Hanna (Hanka) Sawicka – działaczka komunistyczna, od 1943 roku formalnie pierwsza przewodnicząca grupy osób propagandowo określanej jako młodzieżowa przybudówka PPR pod nazwą Związek Walki Młodych(...). W ramach konspiracji komunistycznej była najpierw związana z organizacją młodzieżową „Spartakus” (założona przed wojną organizacja radykalnych socjalistów, od 1938 roku przejmowana przez komunistów). Latem 1940 roku, po rozwiązaniu „Spartakusa”, na tle podziałów ideowych i rozbieżności w kwestii stosunku do problemu walki z Niemcami w okresie współpracy Stalina z Hitlerem, przeszła ostatecznie wraz z częścią działaczy „Spartakusa” do innego środowiska komunistycznej konspiracji – tzw. grupy akademickiej. (...) w styczniu 1942 roku formalnie znalazła się w Polskiej Partii Robotniczej, tworzonej w myśl instrukcji Stalina przez przysłaną z Moskwy drogą lotniczą specjalną grupę Marcelego Nowotki. Od jesieni 1942 r. była członkiem i kierownikiem „techniki” Komitetu Warszawskiego PPR” – głosi nota biograficzna zredagowana przez pracowników IPN. ! „Dla nas, absolwentów, życie Hanki Sawickiej było przykładem patriotyzmu, miłości ludzi i pragnienia wolności. Jej tragiczna śmierć na Pawiaku, w wyniku ran postrzałowych zadanych przez hitlerowskich okupantów – jest obrazem martyrologii młodzieży polskiej tamtego okresu. W naszej opinii zasługuje na pamięć i szacunek. Nie powinna być przedmiotem politycznych gier, odwetów i przetargów” – to z kolei fragment uchwały Walnego Zgromadzenia Koła Absolwentów ZKN w Łowiczu...
że ta niespełna 25-letnia kobieta była do szpiku kości przesiąknięta ideologią komunistyczną, a na dodatek gorliwie ją propagowała. Radny Michalak postanowił natychmiast oczyścić swój rewir z upokarzających pamiątek i niewłaściwych dziś symboli. No i rozpoczął walkę z tablicą poświęconą „zbrodniarce”. Tablicą, która od ponad pół wieku wisi na elewacji budynku byłych Zakładów Kształcenia Nauczycieli (działających w latach 1786–2006), dziś – Zespołu Kolegiów Nauczycielskich w Łowiczu. „Hance Sawickiej w 10. rocznicę powstania ZWM (Związek Walki Młodych – dop. red.) składa hołd młodzież liceum pedagogicznego jej imienia. Twoje serce bije w piersi każdego Polaka” – napisali na niej w 1953 roku uczniowie renomowanej placówki, która tylko w latach powojennych wykształciła co najmniej 8 tysięcy pedagogów. Pan radny też napisał, tyle że interpelację do marszałka województwa, w której donosi uprzejmie o relikcie „najgorszego okresu stalinizmu w Polsce” i domaga się jego usunięcia. Wicemarszałek Artur Bagieński ostudził nieco zapał Michalaka, wyjaśniając, że tablicę – zamiast zdejmować – należałoby raczej traktować jako świadectwo historii. I na tym być może sprawa by się zakończyła, gdyby nie to, że w rozgrywkę zaangażowały się lokalne prokościelne media, grając m.in. na antysemicką nutę. No i w spokojnym dotąd Łowiczu rozpętała się burza.
Bo absolwenci szkoły poczuli się urażeni tym, że bezcześci się nie tylko dobre imię ich patronki, ale poniekąd również ich własne. – Tu nie chodzi tylko o tablicę, czyli martwy obiekt, ale o ocenę ludzi. A to jest urągające przyzwoitości. I dlatego burzy naszą krew. Naszych absolwentów oraz zacnych i godnych nauczycieli obdarzonych różnymi tytułami potępiają w czambuł. Nie możemy pozwolić na szarganie tych, którzy sobie na to nie zasłużyli – mówi Tadeusz Chudzyński, jeden z wielu nauczycieli wykształconych w Łowiczu, dziś członek zarządu Koła Absolwentów. „Towarzyszom z zarządu Koła Absolwentów można pogratulować wpływu na umysły kolegów i koleżanek. Że polscy nauczyciele – cóż z tego, że w większej części emerytowani – czczą pamięć aktywistki międzynarodowego komunizmu, nie wystawia temu środowisku dobrego świadectwa” – odbił piłeczkę na łamach swojego pisma Wojciech Waligórski, absolwent Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie i redaktor naczelny „Nowego Łowiczanina”. – Nikt nie ma prawa do wystawiania nieprzychylnej oceny nauczycielom tylko za to, że w konkretnej sprawie myślą inaczej. To jawna nietolerancja. Dla nas Sawicka walczyła z hitlerowskim okupantem i nie ma większego znaczenia to, czy w momencie śmierci była socjalistką, komunistką, czy też może anarchistką.
Zmarła, bo podjęła walkę o Polskę. Jak rozwinęłyby się polityczne poglądy i działalność Sawickiej w późniejszym czasie? Trudno powiedzieć. Tymczasem potraktowali nas jak obywateli drugiej kategorii. Jesteśmy oburzeni – twierdzą członkowie Koła Absolwentów Zakładów Kształcenia Nauczycieli w Łowiczu. Rozgoryczeni faktem, że w demokratycznym kraju nikt z decydentów nie bierze pod uwagę ich stanowiska. Data usunięcia tablicy jak na razie nie jest znana, choć uchwała przesądzająca sprawę już zapadła. Zgodnie z jej zapisami, dyrektor placówki ma „czynności zdjęcia tablicy przeprowadzić w sposób, który pozwoli uszanować emocje zwolenników jej pozostawienia, jak i tych, którzy żądają jej usunięcia”. Łatwo nie będzie, bo zdeterminowani absolwenci zapowiadają, że jeśli będzie trzeba – zasłonią patronującą kiedyś ich nauce Hankę Sawicką własnymi plecami. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. MaHus
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
9
Lotnisko odkrywkowe bice – mała wieś w woj. świętokrzyskim. Tutaj kilku wpływowych ludzi związanych z PiS i PSL postanowiło wybudować port lotniczy o powierzchni 600 ha (największe w USA lotnisko Fort Dallas, obsługujące rocznie około 60 mln pasażerów, zajmuje powierzchnię 671 ha), z pasem startowym długości 2800 metrów. Za pomysłem gorąco lobbował sam wicepremier Przemysław Gosiewski, a poza nim ówczesny wojewoda świętokrzyski Grzegorz Banaś, marszałek województwa Adam Jarubas i prezydent Kielc Wojciech Lubawski. Determinacji w dążeniu do realizacji tej utopijnej idei trudno jej ojcom odmówić. Szczególnie teraz, kiedy już wiadomo, że ma ona drugie dno. A było tak: ! Eksperci o pomyśle wyrażali się wprost, że to barbarzyństwo ekonomiczne i polityczne awanturnictwo; ! Analizy ruchu pasażerskiego wskazują, że wszystko, na co mógłby liczyć podobny port, to nie więcej jak 90–140 tysięcy pasażerów rocznie (żeby lotnisko na siebie zarabiało, musiałoby obsługiwać co najmniej 500 tys. pasażerów); ! Opracowany w 2007 r. przez Ministerstwo Transportu projekt rządowy pt. „Program rozwoju sieci lotnisk i lotniczych urządzeń naziemnych” nie przewidział finansowania budowy Obic z budżetu centralnego; ! Według opracowania EPRD Biura Polityki Gospodarczej i Rozwoju Regionalnego, niemal w żadnym polskim mieście liczącym poniżej 400 tys. mieszkańców nie udało się wygenerować ruchu lotniczego, który pozwalałby na pokrycie choćby bezpośrednich kosztów związanych z bieżącym utrzymaniem; ! Według Adriana Furgalskiego z Zespołu Ekspertów Gospodarczych TOR, na utrzymanie takiego lotniska potrzeba minimum 100 mln zł rocznie, a na to woj. świętokrzyskiego wybitnie nie stać; „Zapewniam, że Bruksela nie pozwoli na wybudowanie lotniska w Kielcach, wszystkie absurdy zostaną wyłapane” – ostrzegał europoseł Dariusz Rosati, ale i jego nikt nie słuchał. Był rok 2006 i wybory, a temat przyszłego lotniska jak nic nadawał się na plakaty: „Zrobię wszystko, żeby w 2010 r. pierwszy samolot wystartował z lotniska
O
Kielce. Może nie będzie ono skończone, ale zdatne do użytku” – deklarował wówczas Wojciech Lubawski. Odlatujące z Obic samoloty śledził oczyma wyobraźni także Przemysław Edgar, potomek Kmicica, ale on – z wrodzonej ostrożności – termin startu obstawiał na rok 2012. Skupmy się jednak na faktach. Projektu nie zamierzał wspierać przytomny ówczesny marszałek województwa Franciszek Wołodźko (SLD). „Wniosek miasta Kielce o realizację budowy nie może być uwzględniony, ponieważ łączna wartość projektu pochłonęłaby dofinansowanie ok. 15 proc. wszystkich środków przeznaczonych dla naszego województwa na lata 2007–2013 oraz prawie 70 proc. środków pomocowych przeznaczonych na finansowanie transportu (drogi, kolej). Jego zrealizowanie zmusiłoby miasto Kielce do pokrywania co roku wielomilionowych strat, które występowałyby w trakcie użytkowania lotniska” – wyjaśniał swoją niechęć do fanaberii prawicowców. „Finansowo damy sobie radę. Zależy nam jednak na wsparciu politycznym” – nawijał bez zająknienia Wojciech Lubawski, nie zdradzając jednak, skąd weźmie 0,5 miliarda złotych (dziś wiemy, że to zaledwie kropla w morzu potrzeb!) potrzebne na inwestycję. Stawał na głowie Gosiewski, który uznał, że w woj. świętokrzyskim lawinowo rośnie ruch pasażerski, bo coraz więcej ludzi przyjeżdża do lokalnych uzdrowisk! Z tego tytułu do programu rządowego o unijne dotacje wciągnął Obice. Wbrew decyzji marszałka województwa zamierzał wyrwać od Unii 50 mln euro z Regionalnego Programu Operacyjnego. Ale ta pokazała mu środkowy palec, zgodnie z przewidywaniami wskazując na niecelowość inwestycji, marne prognozy przewozowe, nieefektywność ekonomiczną oraz fakt, że jej realizacja podważałaby ekonomiczny sens całej sieci lotnisk regionalnych w Polsce, a budowa lotniska od podstaw to horrendalne koszty konstrukcyjne! – Kogo my mamy wozić? Trzeba spojrzeć na sytuację społeczną województwa świętokrzyskiego – straciliśmy około 200 tysięcy miejsc pracy w następstwie redukcji przemysłu zbrojeniowego i ciężkiego. W to miejsce ludzie utworzyli małe firmy i sklepy i próbują się czegoś dorobić, ratować swoją egzystencję. Nie myślą o lataniu.
Tu na razie jest ściernisko, ale będzie transkontynentalne lotnisko. W taką wersję popularnej piosenki wierzą mieszkańcy Kielecczyzny, którzy chcieliby podłączyć się do cywilizacji poprzez port lotniczy. Ale się nie podłączą.
Fot. GG Świętokrzyskie to województwo, które ma najmniej firm zatrudniających powyżej 250 osób – mówi jeden z lokalnych polityków. Jednak pomysłodawców nic nie było w stanie zbić z tropu. Nasuwa się więc pytanie: o co tak naprawdę chodzi? Bo chociaż obiektywni obserwatorzy sugerują, że od samego początku nie chodziło o lotnisko, to trudno uwierzyć, iż ta utopijna idea mogłaby być wyłącznie kurtyną, za którą rozgrywają się poważniejsze gierki. Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że: ! za grube publiczne miliony (pod pretekstem budowy lotniska) wykupiono setki hektarów gruntów (opornych właścicieli czekają przymusowe wywłaszczenia) bez najmniejszej gwarancji na to, że lotnisko kiedykolwiek tu powstanie? Promesa otrzymana od Urzędu Lotnictwa Cywilnego, którą bezustannie epatuje opinię publiczną Wojciech Lubawski, takich gwarancji absolutnie nie daje. Ba, nie pozwala nawet na to, żeby w wykupioną ziemię wbić jedną marną łopatę. Promesa to wyłącznie przyzwolenie na wykonanie dokumentacji (tej jeszcze nie ma), która dopiero będzie oceniana pod kątem zasadności inwestycji; ! z portu lotniczego w Obicach, którego inaugurację region miał świętować w tym roku, nikt najpewniej nie odleci. Jak na razie odlatują w niebyt publiczne pieniądze. Oto niektóre tylko wydatki: w 2007 r. rada miasta przyklepała 400 tys. zł z miejskiego budżetu na prace projektowe i badania geologiczne, w 2008 r. 1,9 mln zł miasto wydało na wykupienie tylko 67 ha ziemi w Obicach, a na resztę z ponad
500 ha planowanych potrzeba było jeszcze co najmniej 14 mln zł (10 mln przekazał na ten cel rząd Jarosława Kaczyńskiego); 1,3 mln zł kosztowało pierwsze studium wykonalności, jego aktualizacja – kolejne 150 tys. zł; ! dziś (po pięciu latach dreptania wokół projektu) w Obicach ciągle jest łyse pole, a prezydent wyjawia, że... UWAGA! – ma plan B. „Wystąpimy o koncesję na eksploatację złoża, czyli kruszyw” – deklaruje Lubawski. Do zniwelowania jest 15 milionów metrów sześciennych, co oznacza, że będzie to największa tego typu operacja w Polsce. – Do badania gruntów pod Kielcami powołano specjalną firmę. Teren ten został geologicznie spenetrowany pod potrzeby lotniska. Wyszło, że jest to wysokiej jakości kamień budowlany nadający się na płyty, okładziny budynków czy nagrobki.
Samo wyrównanie terenu to koszt co najmniej 500–700 mln zł. Za bezcen przejęto tu grunty pod kopalnię kruszywa. Wszak pod eksploatację kamienia nikt nie miał prawa wywłaszczyć prawowitych właścicieli, a tym bardziej – płacić im za nie marnych groszy. Co innego, jeśli w grę wchodzi dobro społeczne, jakim jest port lotniczy – wyjaśnia jeden z naszych informatorów. Teraz wystarczy tylko powołać spółkę, która zajmie się wydobywaniem kamienia. Ta będzie „niwelować” teren pod lotnisko przez kilka najbliższych lat, no a później to już o transkontynentalnym porcie lotniczym, który miał powstać w biednym jak mysz kościelna woj. świętokrzyskim, wszyscy szybko zapomną. A kto osiądzie na żyle złota, czyli w zarządzie spółki wydobywczej? Pożyjemy, zobaczymy... OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
W tym rejonie województwa lotnisko było! W położnym zaledwie kilka kilometrów od Kielc Masłowie. To ono, na miarę potrzeb i przyszłości regionu, gotowe już w 60 proc. – według wytycznych Unii Europejskiej mogło być za jej pieniądze modernizowane i rozbudowywane w latach 2005–2008 na cele regionalnego portu lotniczego. Zarząd Województwa Świętokrzyskiego podjął nawet stosowną uchwałę w sprawie rozpoczęcia działań związanych z projektowaniem rozbudowy lotniska; powstał specjalny raport przygotowany przez Projekt Consulting PR, który precyzował kierunki rozwoju tak, aby małym kosztem (ok. 40 mln zł!) w regionie powstał tzw. city port. „Należy rozbudować lotnisko w Masłowie, bo jest to jedyna szansa, by szybko uruchomić komunikację lotniczą na miarę potrzeb społeczności regionu. Kielce mają szansę uzyskać lotnisko średniej wielkości i włączyć się do europejskiego systemu komunikacji lotniczej” – argumentowali w 2005 roku jego autorzy. Wystarczyło więc tylko przyjąć dotacje rządowe oraz zagwarantowane dotacje unijne i Kielce już od 2008 roku miałyby swoje lotnisko! Teraz – w efekcie brzydkich zabaw polityków – nie będzie żadnego, bo Masłów został zrujnowany, a port w Obicach raczej nigdy nie powstanie.
10
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
POD PARAGRAFEM
zięki sprawnym negocjacjom – przeprowadzonym przez Leszka Millera, Marka Belkę oraz związanych z lewicą urzędników – Polska w ramach budżetu UE na lata 2007–2013 otrzymała 65 miliardów euro. Do tego należy dodać środki związane z tak zwaną polityką rolną, przeznaczone na dopłaty bezpośrednie dla rolników. Środki te zostały podzielone na programy operacyjne. Wyrzucenie do kosza przez ekipę PiS zasad podziału unijnych środków, które zostały przygotowane przez jej poprzedników, oddaliło w czasie ich uruchomienie. Niektóre z nich są dostępne dopiero od 2009 roku. 2 lata bowiem trwało porządkowanie dokumentacji i opracowanie zasad udzielania wsparcia. Niestety, rządowi koalicji PO-PSL obok sukcesów (do końca marca 2010 roku na konta przedsiębiorców, samorządów, organizacji pozarządowych, szkół, uczelni i szpitali wpłynęło łącznie 26,5 miliarda złotych unijnego wsparcia) przy wdrażaniu funduszy UE zdarzyły się skandaliczne błędy i pomyłki. Najważniejsze z nich to: ! polityczne przyzwolenie, aby samorządy wojewódzkie odeszły od zasady konkursowej na rzecz tak zwanych list projektów indywidualnych. Powoduje to, zdaniem profesora Bogdana Ślusarza (ekonomista z Uniwersytetu Zielonogórskiego), upolitycznienie procesu wyboru beneficjentów. Przestaje się liczyć wartość i cel samego projektu, a liczy się tyko to, czy zgłaszający wniosek o dofinansowanie ma odpowiednie poparcie polityczne. O tym, że procedura tak zwanych „projektów indywidualnych” niesie poważne niebezpieczeństwa, przekonaliśmy się, gdy latem 2007 roku ówczesny premier Jarosław Kaczyński i minister środowiska Jan Szyszko zdecydowali się na dofinansowanie ze środków UE budowy campusu uczelni Tadeusza Rydzyka. Aby zablokować przelanie pieniędzy na konto Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, nowy rząd musiał przerwać realizację całego wielkiego programu „Infrastruktura i Środowisko”; ! brak współdziałania samorządów i administracji centralnej, co skutkuje chaosem między innymi w programie drogowym. Zamiast budowy czy remontu całych ciągów komunikacyjnych obserwujemy prace na wybranych odcinkach
D
Reklama
PRAWDZIWA EWANGELIA RELIGIA, KTÓRA MA SENS Bezpłatny kurs biblijny od: Bracia w Chrystusie, skr. 7 UP Poznań 45, filia 36 ul. Głogowska 179 60-130 Poznań
Euro do wyrzucenia Nowatorskie inicjatywy gospodarcze, na które przysługują unijne dotacje, to – według rządowych agend – siermiężne serwisy internetowe oraz domy wypoczynkowe dla duchownych. prowadzone przez ich poszczególnych zarządców. Innym przykładem jest program rozbudowy infrastruktury łącz internetowych. Jego podział pomiędzy dwa programy krajowe (Innowacyjna Gospodarka oraz Infrastruktura i Środowisko) oraz 17 regionalnych powoduje dublowanie się projektów. Na plus rządowi możemy zapisać, że próbuje on wyjść z tego bałaganu, promując partnerstwo samorządowo-prywatne przy budowie sieci światłowodowych. Niestety, na razie pomysł znalazł zrozumienie tylko w samorządzie województwa małopolskiego; ! lekceważące podejście do budowy tak zwanych funduszy poręczeniowych i gwarancyjnych. Większość samorządów oraz zarządców krajowych programów operacyjnych nie widzi potrzeby ich wsparcia. Dzięki nim przedsiębiorcom łatwiej byłoby ubiegać się o środki właśnie z funduszy unijnych. Nie mieliby problemów z tak zwanym wkładem własnym; ! zmienność i niestabilność prawa. Przekonali się o tym samorządowcy z regionu łódzkiego, którzy w 2004 roku uzyskali wsparcie budowy tak zwanego Łódzkiego Tramwaju Regionalnego, łączącego Zgierz, Łódź i Pabianice. Wprowadzona w grudniu 2005 roku przez Kazimierza Marcinkiewicza na 14 dni zmiana w regulaminie wykorzystania środków UE na transport zbiorowy narzuciła absurdalne wymogi finansowe. Spowodowało to, że z projektu wycofały się władze Zgierza, Pabianic, Ksawerowa i gminy wiejskiej Zgierz. Na realizację okrojonej inwestycji zdecydował się
tylko prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki. Niestety, wybór projektów, które otrzymują dofinansowanie w drodze konkursów, nie jest wolny od błędów. Najpoważniejszy to przyjęcie przez większość ich organizatorów metody „kto pierwszy, ten lepszy”. Towarzyszy im brak jasno sprecyzowanych kryteriów oceny wniosków oraz gwarancji, że eksperci przygotowujący oceny są niezależni w swoich sądach. Poważnym problemem we właściwym wydawaniu funduszy unijnych jest brak jasno sprecyzowanych priorytetów. Internauci za przykład wskazują Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka jako nie najlepiej zarządzany. Wdraża go kilka resortów i instytucji, między innymi Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Ministerstwo Gospodarki, Polska Organizacja Turystyczna i Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości. Ta ostatnia odpowiada za realizację bardzo ważnych części POIG, związanych ze wsparciem firm realizujących projekty centrów badań i rozwoju lub wdrażających innowacyjne rozwiązania naukowe bądź informatyczne. Pomimo wysiłku, jaki wkłada kierownictwo i pracownicy PARP we właściwe wykonywanie zadań, ma ona od pewnego czasu poważne problemy w komunikacji z przedsiębiorcami. Wiosną tego roku okazało się bowiem, że niespodziewanie na czas nieokreślony PARP musiał wstrzymać przyjmowanie wniosków o dotacje na projekty związane z badaniami i wdrożeniami nowych technologii. Co ważne, jeszcze pod koniec
ubiegłego roku MG wraz z MNiSW informowały, że nie ma problemu z finansowaniem, bo środki są zapewnione! Zaniepokojenie przedsiębiorców wywoływały dane o wyczerpaniu się puli przeznaczonej na same wdrożenia. A że przyjęto rozwiązanie pakietowe (nie można było wystąpić o grant wyłącznie na badania), PARP – który ma środki na prace badawcze – nowych wniosków przyjmować nie może. Do niezbyt udanych kierownictwo Agencji zaliczy także przebieg pierwszych tur konkursów na dofinansowanie usług internetowych. Znaczne opóźnienie w podpisywaniu umów może bowiem zagrozić realizacji wybranych 226 projektów wartych ponad 96 milionów złotych. Fora dyskusyjne puchną także od uwag odnoszących się do celowości udzielonych dotacji. Spora grupa wnioskodawców wiosną 2010 roku nie uruchomiła serwisów. Przypomnijmy, że mają one osiągnąć zakładane progi (rentowności, liczby unikalnych odwiedzin czy klientów) już pod koniec 2011 roku. Na liście nowatorskich usług, które otrzymały dofinansowanie, portal TwojaEuropa. pl znalazł niezidentyfikowany program do zarządzania nowoczesnymi wymianami, a także witryny adresowane do przyszłych par młodych, martwy serwis o modellingu oraz skrzyżowanie porównywarki cen z serwisem aukcyjnym. Niektórzy z autorów do perfekcji opanowali za to umiejętność pozycjonowania stron w internecie. Naszym zdaniem nie jest to usługa, która potrzebuje unijnej dotacji. Znalazły się tam jednak i prawdziwe perły. Między innymi serwis zarządzania firmową flotą samochodową; mobilna platforma zastępująca działy controlingu; branżowy komercyjny serwis dla leśników, serwis elektronicznych korepetycji z matematyki. Największe problemy PARP ma jednak z konkursami na tak zwane
przedsięwzięcia innowacyjne. Nie dość, że ocena projektu ograniczyła się do sprawdzenia daty i godziny wpływu aplikacji (48 godzin od rozpoczęcia naboru), to w siedzibie Agencji dochodziło do bójek pomiędzy konkurencyjnymi listami kolejkowymi. Według doniesień internautów, dofinansowanie na budowę sieci światłowodowych w kilku województwach otrzymały powiązane ze sobą firmy założone tuż przed konkursem. Autorzy komentarzy w serwisach internetowych zwracają także uwagę, że dofinansowanie otrzymały projekty bazujące na obcej informatycznej myśli naukowej. Jest to o tyle zastanawiające, że inni polscy inżynierowie byli w stanie przedstawić wiele projektów naprawdę nowatorskich, na które jednak nie znalazły się większe pieniądze. Były w śród nich między innymi: produkcja modułów fotowoltaicznych z cienkich ogniw krzemowych; wdrożenie technologii wytwarzania stopów aluminium o ujednorodnionej strukturze; wprowadzenie na rynek międzynarodowy innowacyjnego syntetycznego oleju diesel drugiej generacji czy produkcja nowej – w skali świata – masy mineralno-asfaltowej. Natomiast samorząd województwa świętokrzyskiego udzielił hojnego wparcia kurii sandomierskiej na remont luksusowego ośrodka wypoczynkowego w Rytwianach w ramach projektu pt. „Wiedza, Terapia, Kontemplacja – Rytwiańskie dziedzictwo kultury. Kamedułów źródłem odnowy duchowej Europy”. Za prawie 4,7 miliona złotych. A wszystko w ramach priorytetu „Rozbudowa i modernizacja infrastruktury służącej wzmacnianiu konkurencyjności regionów”. W Małopolsce dofinansowanie w ramach unijnego wsparcia prac naukowo-badawczych dostał na rozbudowę biblioteki Uniwersytet Papieski im. JPII. MiC
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
11
Jak słuchać Radia „Faktów i Mitów ”? Tytułowe pytanie należy ostatnio do najczęściej nam zadawanych. Niektórzy z Was narzekają bowiem, że albo w ogóle nie potrafią nas odnaleźć w sieci, albo, kiedy już im się uda, to słychać kiepsko. Oto kilka wskazówek, co zrobić, by Radio „FiM” było prawie Hi-Fi. Na początek odnajdujemy w portalu www.faktyimity.pl przedstawiony poniżej odtwarzacz (zdj. 1). Klikamy na play, a jeśli oczekujemy lepszej jakości, to klikamy lewym przyciskiem myszy na linku: „Link (m3u) dla Winampa” i zapisujemy plik na dysku twardym naszego komputera. Tę czynność trzeba wykonać tylko jeden raz.
od hasłem walki z mafią i szarą strefą koalicja rządowa nadaje przywileje posiadaczom kont prowadzonych przez przykościelne SKOK-i. Dla kontrolerów skarbowych ich właściciele staną się niewidzialni. Jednym z priorytetów Komisji Europejskiej oraz rządów większości państw członkowskich Unii jest walka z mafią oraz tak zwaną szarą strefą w gospodarce, które osłabiają państwo i jego finanse. W walce z tymi patologiami politycy stosują powiązane ze sobą najróżniejsze środki. Sprzyja im proste prawo i przyjazna obywatelowi administracja. Do prowadzenia nielegalnej działalności zniechęcają wysokie grzywny i łata aferzysty. Sporą przeszkodą w prowadzeniu niezarejestrowanej działalności gospodarczej jest także panujący w państwach UE obowiązek przeprowadzania większych operacji finansowych wyłącznie za pośrednictwem banków. Wiele też zależy od sprawności służb skarbowych. Im sprawniej łapią one ludzi prowadzących nielegalną działalność, tym bardziej spada jej atrakcyjność. W 26 z 27 państw UE nikogo nie dziwią specjalne uprawnienia funkcjonariuszy aparatu skarbowego. W ramach swojej misji mogą oni zakładać podsłuchy, śledzić, kontrolować korespondencję tradycyjną i elektroniczną. Banki i inne instytucje finansowe (fundusze inwestycyjne, biura maklerskie, towarzystwa ubezpieczeniowe, fundusze emerytalne) mają obowiązek przekazywać na wezwanie służby skarbowej dane pozwalające na identyfikację właściciela rachunku, wkładu, lokaty.
P
Kolejnym krokiem jest ściągnięcie darmowego programu – odtwarzacza Winamp. Aplikację można pobrać, wpisując w wyszukiwarce internetowej poniższy adres: http://62.111.178.78/winamp200.exe Wówczas pojawi się prośba o zapisanie na dysku pliku „winamp-200. exe”. Klikamy na nim dwa razy lewym klawiszem. Rozpakowujemy programik do katalogu (sam się stworzy) C:\Program Files\Winamp\WINAMP. EXE i uruchamiamy z naszego komputera. No i to w zasadzie cała filozofia. Kiedy już instalacja się powiodła, plik na pulpicie (po uruchomieniu) wygląda jak na zdjęciu 2.
A teraz powiedzmy, że akurat jest godz. 12.00 i marzymy o posłuchaniu nowej audycji Radia „FiM”. Klikamy zatem czym prędzej na lewy górny róg programu (taka ikonka z przewróconą klepsydrą) i wybieramy opcję „Play file”. Aplikacja poprosi o wskazanie pliku wcześniej pobranego z portalu www.faktyimity.pl. Odnajdujemy go na naszym komputerze i klikamy „Otwórz”.
projekt „ustawy o zmianie ustawy o kontroli skarbowej i innych ustaw”. Po roku leżakowania stała się ona przedmiotem zainteresowania posłów. Okazało się jednak, że komuś przeszkadza sprawna służba skarbowa. Otóż w przepisach dotyczących ścigania niezarejestrowanej działalności gospodarczej z listy podmiotów zobowiązanych do przekazywania inspektorom skarbowym danych dotyczących właFot. PAP/Radek Pietruszka ścicieli rachunków i osób upoważnionych do korzystania z nich jakaś niewidzialna ręka usunęła Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe, pozostawiając banki, biura maklerskie, towarzystwa ubezpieczeniowe, fundusze inwestycyjne i emerytalne. Gdy zapytaliśmy Ministerstwo Finansów o poWyjątkiem na mapie Europy jest Polska. wody takiej decyzji, dostaliśmy grzeczną odpoMożna odnieść wrażenie, że naszym politykom wiedź, że sprawy... nie ma. Innego zdania są nie zależy na walce z mafią i szarą strefą w goblogerzy zajmujący się problematyką prawną. spodarce. Pierwsza próba nadania specjalnych Według nich, pominięcie SKOK-ów w rządouprawnień służbom skarbowym została podjęta wym projekcie jest niczym nieuzasadnione, gdyż dopiero w 2004 roku – mimo tak wielu ogromoferta największych z nich niczym nie różni się nych afer w latach 90.! Trybunał Konstytucyjny od usług, jakie oferują banki komercyjne. Przyw czerwcu 2008 r. uznał tę niespójną wewnętrzpominają także, że nie tak dawno ten sam ustanie regulację za sprzeczną z konstytucją. Wskawodawca zdecydował się poddać Kasy kontrozał jednocześnie, że nic nie stoi na przeszkodzie, li państwowej Komisji Nadzoru Finansowego. aby kontrolerzy skarbowi otrzymali specuprawWyłom w ustawie obniży przychody państwa nienia dotyczące zbierania danych osobowych. z podatków i utrudni zwalczanie szarej strefy. Muszą im jednak towarzyszyć specjalne środki Należy pamiętać, że w Polsce jej udział w obostrożności. Zgodnie z wytycznymi TK, resort rotach całej gospodarki jest jednym z najwyżfinansów kierowany przez prof. Jacka Rostowszych w Europie i sięga 20–25 procent. skiego wiosną 2009 roku skierował do Sejmu MiC
Niewidzialna ręka mafii
I to by było – jak mawiał Jan Tadeusz Stanisławski – na tyle. ARIEL KOWALCZYK
kstremalne środowiska katolickie ciskają gromy na posłankę Joannę Muchę z PO za jej postawę wobec in vitro. Ta oświadczyła publicznie, że problem z pozaustrojowym zapłodnieniem mają wyłącznie katolicy, a inne wyznania są od niego wolne. Społeczny Komitet „Contra in Vitro”, który wsławił się zebraniem 130 tys. podpisów pod
E
Ko-Mucha? projektem ustawy całkowicie zakazującym naukowych badań na zarodkach, zajął stanowisko i... potępił Muchę. „Nie mamy powodów kwestionować uczciwości intelektualnej Pani Poseł. W tej sytuacji wydaje się jednak, że skoro poglądy Pani Poseł rozmijają się z nauczaniem Kościoła, konsekwencją tej uczciwości powinno być wyciągnięcie stosownych wniosków co do swojej obecności wśród pracowników naukowych uczelni katolickiej, a nie oczekiwanie, iż to raczej Kościół powinien zmienić swoje nauczanie, dostosowując je do poglądów Pani Poseł” – stwierdził pełnomocnik komitetu, Ludwik Skurzak. Tak się bowiem składa, że miejscem pracy zawodowej posłanki Joanny Muchy – poza Sejmem RP – jest KUL. Komitet „Contra in Vitro” planuje zgłosić do władz uczelni postulat o rozwiązanie z posłanką umowy o pracę. KC
12
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
AFERA PEDOFILSKA W KOŚCIELE
Alfabet mafii Spośród czynnych zawodowo dewiantów w sutannach ujawnionych w minionym dziesięcioleciu zaledwie cząstka została osądzona przez świecki wymiar sprawiedliwości. O tych, którym sie upiekło, biskupi i przełożeni zakonni zadbali jak o własne dzieci. Popatrzmy: ! Ks. Michał M. jest wpływowym proboszczem w diecezji kaliskiej, choć został zdemaskowany (nawiasem mówiąc, całkiem przypadkowo) przez dwójkę młodych ludzi, którzy wybrali się na grzyby w rejon Lasów Antonińskich, gdzie zamiast prawdziwka wyrósł jak spod ziemi znany im duchowny, kopulujący w zaroślach z dzieckiem. – Jego partnerem był mały chłopiec. Z pewnością nie miał więcej niż 12 lat – twierdzili naoczni świadkowie ekscesu, opisując daremne wysiłki plebana szukającego schronienia za drzewami. Nie mieli cienia wątpliwości, że to on, bo przy drodze zauważyli jeszcze znany w mieście samochód („Uwaga, wielebni” – „FiM” 41/2003). I co dalej? Świadkowie nie odważyli się na złożenie zawiadomienia o przestępstwie. – Choć afera wyszła na jaw i nawet dotarła do biskupa Stanisława Napierały (fot. obok), to szybko ukręcono jej łeb, bo proboszcz ma wszędzie świetne układy i tylko samobójca odważyłby się przeciwko niemu zeznawać – tłumaczył nam jeden z miejscowych notabli. Ksiądz Michał oczywiście do dzisiaj dzieli i rządzi w mieście; ! Ks. Wojciech P. ze zgromadzenia zakonnego księży palotynów próbował uwieść niespełna 15-letniego dzieciaka. „Marzę o tym, żeby mnie zdominował młody chłopiec. Chodzi mi o układ Pan–niewolnik, gdzie Ty byłbyś oczywiście Panem. Chcę, abyś Ty się trochę na mnie
wyżył (w granicach rozsądku). Oczywiście, jeżeli chcesz, to mogę stawiać lekki opór, ale tylko dla fasonu. Lubię jak partner na mnie siedzi, jak przy rozłożeniu na łopatki. Miło by było, gdybyś pomógł mi w masowaniu mojego penisa” – tłumaczył ks. Wojciech w jednym z niewielu nadających się do cytowania listów, nalegając dalej: „Odpisz, proszę! Wiem, że jesteś w szkole, ale ja się nie mogę doczekać”. Dla lepszego zrozumienia przesyłał uczniowi adresy stron internetowych, aby obejrzał sobie przed spotkaniem, co będzie musiał robić, żeby zapracować na honorarium: „Co do sumy kieszonkowego, to na pewno będę grzeczny” – nęcił. Później kalkulował: „Ile czasu byś był ze mną za dwie stówki?”. Gdy chłopak połknął haczyk, palotyn zaczął się targować: „A może stówka Ci wystarczy?”. Na miejsce planowanej randki ks. Wojciech wybrał Katowice. Dlaczego akurat tam? „W dużym mieście będziemy anonimowi i nie ma tylu zawistnych oczu, niektóre hotele żądają dokumentów. Gdy osoba towarzysząca jest niepełnoletnia, mogą robić kłopoty” – wyjaśniał chłopcu („Ksiądz bez twarzy” – „FiM” 6/2006). Dodajmy, że ów kapłan zajmował w hierarchii zakonnej bardzo wysoką pozycję (m.in. wykładał w palotyńskim Wyższym Seminarium Duchownym), miał też w życiorysie ciekawy okres, kiedy to z nominacji arcybiskupa lubelskiego sprawował funkcję kapelana tamtejszych harcerzy. A co dzisiaj porabia ks. Wojciech? Mieszka i spokojnie pracuje duszpastersko w bardzo „bezpiecznym” dużym mieście B.; odsunięto go tylko od kleryków, żeby nie zaczął ich zbyt wcześnie rozbestwiać „stówkami”;
(2)
! Ks. Waldemar P. z diecezji pelplińskiej najpierw zgwałcił upojonego alkoholem licealistę z T., a następnie doprowadził go do homoseksualnej prostytucji. – Czułem się strasznie, ale sprawy zaszły zbyt daleko, żebym mógł o nich opowiedzieć rodzicom bądź policji. Nie umiałem pokonać wstydu – opowiadał „FiM” nastolatek, gdy wreszcie oprzytomniał i starannie udokumentował ukrytą kamerą pożegnalne spotkanie, po czym zaoferował przełożonym
zawieszenia, ani ukarania” – zastrzegał rzecznik kurii, ks. Ireneusz Smagliński. ! Franciszkanin Andrzej S., który skorzystał z dobrodziejstwa przedawnienia zbrodni wykorzystywania seksualnego dziecka i zdołał w porę ewakuować się z USA, działa teraz duszpastersko w M. (diecezja łowicka), a jego konfratra (też pedofila), o. Michała B., władze zakonne schowały w W., nieopodal Grodziska Wielkopolskiego;
pedofila prawo pierwokupu tego multimedialnego spektaklu („Miękkie lądowanie” – „FiM” 16/2009). Zapłacili mu ciężkie pieniądze, ale inwestycja była opłacalna, bo ks. Waldemar cieszy się wolnością, a biskup pelpliński Bernard Szlaga (fot. dolne)... czystymi rękami. – Pieniądze za zamknięcie mi ust dał ksiądz Waldemar, ale w pertraktacjach bezpośrednio uczestniczył proboszcz z T. Mówił, że na polecenie samego biskupa, który za jego pośrednictwem zobowiązuje mnie do zachowania w tej sprawie najściślejszej tajemnicy – ujawnił „FiM” nastolatek. ! Ks. Krzysztof Sz. był wikariuszem parafii w C. (diecezja pelplińska), gdy przygotowywał tamtejszych gimnazjalistów do sakramentu bierzmowania. W przypadku jednej z uczennic polegało to na tym, że brał ją sobie regularnie do łóżka w celach szkoleniowo-seksualnych. Na trop grzesznego związku wpadła matka gimnazjalistki, ale prokuratura musiała umorzyć śledztwo. Cudowny traf, który uratował ks. Krzysztofa przed więzieniem, polegał na tym, że uwiedziona uczennica zdążyła tuż przed chwilą inicjacji skończyć 15 lat („Wyścig z czasem” – „FiM” 25/2008). Zniesmaczony perspektywą skandalu bp Szlaga skierował ks. Krzysztofa Sz. na urlop zdrowotny do rodzinnych K., co przecież „nie oznacza ani
! Ks. Andrzeja M. z archidiecezji poznańskiej, oskarżanego przez jednego z kleryków o wykorzystywanie seksualne, abp Stanisław Gądecki odsunął po naszej publikacji („Powtórka z Paetza” – „FiM” 25/2003) od seminarium. Odnaleźliśmy go dzisiaj na posadzie proboszcza w K.; ! Ks. Stanisław G., proboszcz dużej parafii w M. (diec. zamojsko-lubaczowska), wymknął się Temidzie, choć oskarżenie o popełnienie „innej czynności seksualnej” wobec 13-letniego chłopca groziło mu co najmniej „zawiasami”. Tym bardziej że biegły sądowy twardo stwierdził, iż „zachowanie Stanisława G. nosiło znamiona „innej czynności seksualnej” w rozumieniu kodeksu karnego. Było to zachowanie z grupy tzw. zachowań apetytywnych, polegających na wysyłaniu sygnałów i badaniu sposobu reagowania na nie”. Wielebnego zalotnika uratowała prokuratura, powołując jeszcze jednego biegłego o bardzo znanym nazwisku, który orzekł, że ręka majstrująca przy genitaliach dziecka „może być wyrazem preferencji seksualnych, np. efebofilii, orientacji homoseksualnej” („Ciepło w majtkach” – „FiM” 15/2006), ale bp Wacław Depo na wszelki wypadek ewakuował podejrzanego do mikroskopijnej parafii w P.; ! Księża Krzysztof W. i Mariusz C. należą do zgromadzenia
zakonnego o zasięgu światowym, prowadzącego w naszym kraju kilkanaście parafii tudzież rozmaitych ośrodków pomocy bądź opieki. Ten pierwszy podczas wyjazdowego turnieju piłkarskiego ministrantów wszedł jednemu z chłopców do łóżka i zaczął go obmacywać. Chłopak się bronił, więc napastnik dał spokój. Ponownie spróbował po miesiącu, kiedy to – odwiedziwszy dzieciaka w domu – przewrócił go na kanapę, usiadł nań okrakiem i zaczął dwuznacznie ocierać się, rezygnując z podniety dopiero wówczas, gdy ofiara zareagowała krzykiem. „Młody, ja cię kocham!” – tłumaczył swoje zachowanie ks. Krzysztof. Trzecie podejście polegało na masażu erotycznym: „Młody, rozepnij pasek i opuść trochę te spodnie, będzie mi wygodniej, a tobie lepiej” – relacjonował nam post factum ministrant. Gdy zażądał od siedzącego mu na plecach i wiercącego się wielebnego, żeby natychmiast stamtąd zlazł, usłyszał zdyszane: „No, młody, proszę, jeszcze trochę... Proszę... Aaa...”. Ksiądz Mariusz był dyrektorem zakonnego ośrodka, gdzie uczy się i mieszka kilkudziesięciu chłopców zaliczanych do tzw. trudnych dzieci. Gdy wyszło na jaw, że sypiał wspólnie z niektórymi wychowankami i jedną ręką ich obmacywał, a drugą się onanizował, został nagle odwołany z funkcji i w trybie ekspresowym wysłany przez zakon „na leczenie do Włoch” („Życie seksualne dzikich” – „FiM” 33/2007). Ks. Mariusz wrócił już ze słonecznej Italii i dostał przydział do parafii w mieście W., gdzie znajduje się reprezentacyjna placówka zakonu. Jest tam katechetą i opiekunem ministrantów. Ks. Krzysztof niedawno wysoko awansował i należy do ścisłych władz zgromadzenia; ! Ks. kanonik Alfred W. jest proboszczem parafii we wsi W. (archidiecezja poznańska) i zatrudnił się tam dodatkowo jako nauczyciel religii. Podczas lekcji wychowawczej w szóstej klasie na temat „Zły i dobry dotyk” ministranci od księdza W. opowiedzieli nauczycielce takie rzeczy, że ta oniemiała. Okazało się, że proboszcz na basenie obmacywał dzieci i zachwycał się ich siusiakami („Szatan w szóstej klasie” – „FiM” 28/2005). – Mój dwunastoletni syn wypłakał mi się, że podczas spowiedzi musiał temu draniowi odpowiadać, czy lubi bawić się ptaszkiem i czy ma już na nim włoski – mówiła nam jedna z matek. – Sama nie wiem, co teraz zrobić. Jestem przecież katoliczką, chodzę do kościoła, spowiadam się u księdza W. On tyle dobrego zrobił dla parafii. Nie wolno zdeptać jego dobrego imienia! Jak mam go o ten incydent na basenie zapytać? – zastanawiała sie w rozmowie z dziennikarzem „FiM” zdesperowana dyrektorka szkoły;
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r. ! Zero tolerancji dla dewianta w sutannie mieli rodzice i dyrekcja gimnazjum w Woli Sernickiej k. Lubartowa (archidiecezja lubelska). Uczący tam religii ks. Mieczysław M. został natychmiast odsunięty od zajęć szkolnych, gdy tylko wyszło na jaw, że molestuje uczennice („FiM” 48/2006); ! Ks. Andrzej Z., wikariusz ze Skawicy k. Suchej Beskidzkiej (archidiecezja krakowska), robił sześcioletniej dziewczynce rozbierane zdjęcia. Wpadł, bo zadenuncjował go fotograf, u którego wywoływał pedofilskie fotki. Uratował skórę, bo sąd uwierzył, że to była tylko „taka pamiątka”, i wymierzył zboczeńcowi zaledwie 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata („Fotoerotoman” – „FiM” 29/2004). Mimo swoich 47 lat wielebny wypoczywa obecnie na zasłużonej emeryturze w Domu Księży im. Jana Pawła II w uroczym miasteczku M., gdzie odprawia msze i spowiada w pobliskiej parafii; ! Żadna większa krzywda nie spotkała też franciszkanina Czesława Z. Ten w salce katechetycznej klasztoru w Katowicach-Panewnikach urządził dom schadzek, gdzie udostępniał kolegom po fachu (m.in. Ryszardowi D.) 15-letniego Dawida, dowożonego z miasta przez blisko związaną z zakonem bogobojną niewiastę Katarzynę W. Obaj mnisi zainkasowali raptem po rok i osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu („Franciszkanin pedofil” – „FiM” 30/2001). Dzisiaj spokojnie zażywają wywczasów w innym klasztorze, choć trzeba przyznać, że przełożeni pilnują, żeby nie zamykali się w jednej celi z dziećmi. ! Gdy ks. Stanisław z małej wiejskiej parafii w archidiecezji wrocławskiej uczył jeszcze religii, miał taki zwyczaj, że sprawdzał (w ramach higieny, ma się rozumieć), czy dzieci mają czyste majteczki. Na wszelki wypadek odsunięto go jednak od szkoły. Mając dużo wolnego czasu, poświęcał się więc pracy duszpasterskiej z wagarującymi chłopcami. Ściągał ich do swojej garsoniery w położonej nieopodal Bielawie, upijał i... wiadomo; ! Ks. Antoni z diecezji elbląskiej opiekował się upośledzonym chłopcem, z którym dziennikarz „FiM” miał okazję porozmawiać po tym, jak pewien ministrant zdybał plebana na gorącym uczynku. Gdy zapytaliśmy chłopca, czy podobało mu się w łóżku z księdzem, odpowiedział: – Mnie tak bardzo nie bolało, ale księdza musiało boleć, bo sapał i stękał... („Uwaga, wielebni” – „FiM” 41/2003); ! Ks. G. jest znamienitym prałatem w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, ale zaczynał swoją karierę w parafii W. (diecezja zielonogórsko-gorzowska). Uciekł stamtąd po zgwałceniu dziecka. „Później przepraszał, tłumaczył, że nie mógł się opanować, bo jestem taka śliczna. Zagroził karą boską, jeśli komukolwiek o tym opowiem”
– oświadczyła nam na piśmie Ewa z Gorzowa Wielkopolskiego, ze zgrozą wspominająca szczenięce lata; Dorosła już Julia ujawniła, że jako 13-letnie dziecko była wielokrotnie wykorzystywana seksualnie przez ks. S., 60-letniego dziś proboszcza wiejskiej parafii w diecezji sosnowieckiej. – Miałam 12 lat, gdy ksiądz S. przeżywał orgazm, trzymając mnie na kolanach. Na szczęście nie próbował mnie zgwałcić, a podejrzewam, że mogłoby mu się to wówczas udać. Potwornie się bałam, a on jeszcze stękał mi do ucha, że jeśli komuś o tym powiem, Pan Bóg surowo mnie ukarze. Wciąż mam tę scenę przed oczami – wspomina ofiara dzikich żądz wielebnego celibatariusza („Nie płacz, Ewka” – „FiM” 24/2008). Obu kobietom pozostała trauma, im – tłuste probostwa. ! Kilkunastoletni chłopcy przygotowujący się u bonifratrów w Prudniku do kariery kapłańskiej prowadzili – w ramach swojej formacji duchowej i na polecenie tzw. mistrza postulatu (o. Łukasz Chruszcz) – dziennik, w którym mieli obowiązek notować naganne, ich zdaniem, zachowania współbraci. Oto fragment najmniej obscenicznych zapisków: „5 października 2005 roku: Brat ... (tu imię zakon- Abp ne – dop. red.) łapał mnie dzisiaj za krocze, ponawiając wcześniejszą propozycję stosunku seksualnego (...). 16 grudnia 2005 r.: Brat ... namawiał mnie, żebym mu zrobił „masaż pałki”. Dzisiaj znowu przebrał się i paradował po klasztorze w kobiecych ciuszkach...” („Homofratrzy” – „FiM” 4/2006). Gdy o rui i porubstwie trzech mnichów (m.in. próby wejścia w nocy do sypialni chłopców) o. Chruszcz zaalarmował urzędującego w Rzymie generała zakonu, o. Pascuala Pilesa Ferranda, Kuria Prowincjalna oo. Bonifratrów we Wrocławiu skupiła się na usunięciu z postulatu wszystkich ujawnionych przez opiekuna ofiar molestowania. – Sytuacja, która powstała u bonifratrów we Wrocławiu, a polegająca na tym, że ofiary nadużyć seksualnych zostały ukarane, a sprawcy wzięci w opiekę, sprawiła, że ja z takim zakonem nie mogłem się identyfikować. Ponieważ nie otrzymałem z Rzymu satysfakcjonującej odpowiedzi, po 25 latach kapłaństwa postanowiłem rzucić to wszystko, nie czekając na decyzję generała. Co więcej: uznałem, że również z takim Kościołem nie mogę się identyfikować i 1 marca 2006 roku formalnie wystąpiłem z Kościoła rzymskokatolickiego – mówi „FiM” Łukasz Chruszcz; ! Czterej księża z diecezji płockiej mieli pecha, że ich seksualne upodobania wyszły na jaw w okresie powszechnej już dyskusji o problemie pedofilii w Kościele, bo
AFERA PEDOFILSKA W KOŚCIELE biskup Piotr Libera (po latach tuszowania podobnych występków przez swoich poprzedników) tym razem nie mógł przymknąć oka („Rzeczpospolita wprost sensacyjna” – „FiM” 10/2007). I tak: ! za molestowanie dzieci ksiądz kanonik doktor Dariusz K. został zdjęty z funkcji dyrektora Papieskich Dzieł Misyjnych Diecezji Płockiej i Diecezjalnego Referenta Duszpasterstwa Misyjnego, ks. Cezary B. – z posady kapelana harcerzy, a ks. Ryszard P. przestał być diecezjalnym duszpasterzem ministrantów;
Nie jest formalnie związany z żadną parafią diecezji. Mieszka w swoim prywatnym mieszkaniu, posługi religijne sprawuje w różnych kościołach. Jest do wynajęcia – „na zastępstwo” – w okresie nasilenia potrzeb duszpasterskich (kolęda, rekolekcje, urlopy). Po pracy lubi wypić, a po kilku setkach dostaje małpiego rozumu, m.in. rozpoczyna polowanie na 12–14-letnich chłopców, którym proponuje pieniądze za seks („Dr Jekyll & Mr. Hyde” – „FiM” 19/2006). Gdy zaproponowaliśmy (grzecznie i na piśmie) biskupowi Dziubie układ: nic
Paetz (z lewej) i bp Mazur, dwaj przyjaciele z boiska...
! za pedofilię internetową ks. Jarosławowi N. odebrano etat instruktora terapii zajęciowej w Caritasie oraz wakacyjnego opiekuna najuboższych dzieci. Wszystkich ukarano suspensą – zakazem sprawowania publicznie obrządków religijnych i czerpania z nich korzyści majątkowych. ! Dekretem z 18 listopada 2005 r. biskup ełcki Jerzy Mazur mianował ks. Dariusza D. asystentem diecezjalnym, czyli kościelnym nadzorcą Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Okazał się jej ogromnym przyjacielem, zwłaszcza młodziutkich dziewczynek. Przejawiało się to m.in. tym, że namiętnie je przytulał, wkładał łapy pod bluzki, badając przyrost piersi, dotykał ud w okolicach pachwin... „Przyszedł do mojego pokoju. Zakradł się od tyłu, włożył mi ręce pod bluzkę, dotykał moich piersi, potem włożył mi ręce w majtki” – opowiada na łamach „Gazety Wyborczej” jedna z podopiecznych ks. Dariusza. Biskup dał wiarę wyjaśnieniom wielebnego, że te relacje to najzwyklejszy wymysł nabuzowanych hormonami małolatek, i awansował wielebnego na proboszcza wiejskiej parafii w C., gdzie księży dotyk nie budzi żadnych zastrzeżeń; ! Ks. Jacek służył pod komendą arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia w korpusie księży kapelanów wojskowych, a obecnie podlega jurysdykcji ordynariusza łowickiego biskupa Andrzeja Dziuby.
nie napiszemy, jeśli zapewni nas, że „podejmie środki zaradcze (leczenie)” wobec podwładnego, ekscelencja zaniemówił i ten stan trzyma go do dzisiaj; ! Ministrant Piotr G. marzył o karierze mnicha w zakonie michalitów. Całkiem mu przeszło, gdy przy okazji przygotowań formacyjnych został doprowadzony do stanu nietrzeźwości i zgwałcony przez proboszcza parafii w Z. (archidiecezja warmińsko-mazurska), a spowiednik z Gdańska, któremu o tym opowiedział, kazał mu... wznosić modły za gwałciciela i cieszyć się z nowego doświadczenia, bowiem „natchnie go duchowo” („Zgwałcone powołanie” – „FiM” 7/2002); ! Ks. Waldemar S. z parafii w G. (diecezja koszalińsko-kołobrzeska) utrzymywał bardzo ożywione stosunki z ministrantami. Zwłaszcza seksualne. Gdy jeden z nich nie przyszedł na umówioną randkę, rozpalony do czerwoności pleban powybijał szyby w oknach domu chłopca. Sygnał o pedofilskich upodobaniach dotarł wówczas do kurii i ks. Waldemar został za karę przeniesiony do parafii w C., gdzie sprawuje obowiązki „pomocy duszpasterskiej”. ! ! ! W ubiegłotygodniowym „Alfabecie mafii” zobowiązaliśmy się do uzupełnienia listy znanych nam pedofilów o 28 nazwisk. Przedstawiliśmy je z naddatkiem, pomijając już takich gigantów jak abp Juliusz Paetz, dwóch powszechnie znanych
13
prałatów z Gdańska czy ks. Jan D. ze zgromadzenia palotynów, deprawujący niepełnosprawne dziewczynki w Domu Pomocy Społecznej. Tych duchownych nie wymieniamy, bo z uwagi na wiek i stan zdrowia zdecydowanie nie mogą już molestować. Nie uwzględniamy w naszej specyfikacji również nieboszczyków: księży Brunona K. z Gdańska, Olgierda N. z zakonu marianów, Wojciecha T. zasztyletowanego w Blachowni czy Ernesta K., przewodniczącego Trybunału Metropolitarnego w Gdańsku, zarżniętego przez rumuńskiego kochanka. Spuszczamy zasłonę miłosiernego milczenia na pedofila ks. Edwarda S. (diecezja koszalińsko-kołobrzeska). Jego kilkunastoletni kochanek Marcin M., gdy dorósł, zabił załogi dwóch plebanii, bo nauczył się zdobywać tam łatwe pieniądze. Postaciami z nieco innej, chociaż też seksualnej bajki, są: ks. dr Bronisław Paweł R. z zakonu palotynów (szef i medialna „twarz” Katolickiego Ruchu Antynarkotycznego KARAN, molestujący seksualnie podopiecznych), kamilianin pedofil ks. Mirosław Sz. czy wreszcie gwałciciele: ks. Krzysztof J. z Częstochowy i ks. Tomasz R. z Białegostoku. Dla urozmaicenia warto natomiast zająć się postawą biskupów wobec ludzi zgłaszających im problem pedofilii... „Już ponad 6 lat czekam na odpowiedź w poniższej sprawie. I co? Nie stać Was na zwykłe słowo przepraszam? Czy takiego postępowania uczył Was Jezus Chrystus? Ponoć Wasz Mistrz! Mój wysłany list był tej treści: »Niniejszym informuję, że będąc ministrantem w Parafii Kudowa-Czermna pw. św. Bartłomieja, byłem molestowany seksualnie przez ks. Wikarego Franciszka Sz. (w oryginale pełne nazwisko). Byłem molestowany nie tylko ja, ale również inni ministranci, którzy służyli razem ze mną do Mszy św. Molestował mnie w zakrystii kościelnej i na plebanii, gdzie mnie i kolegów często zapraszał. Jego zachowanie było tolerowane przez ks. proboszcza Kruczka i jego przełożonych, czyli Kurię Wrocławską. Dopiero po dobrych kilkunastu latach, aby mieć spokój z ks. Sz., wydalono go do Niemiec, gdzie zapewne też molestował. Księdza pedofila Sz. ukrywał najpierw kard. Kominek, a później żyjący jeszcze Henryk Gulbinowicz«. W dalszym ciągu czekam na Waszą odpowiedź” – napisał przed kilkoma miesiącami do kurii wrocławskiej p. Edward. W dalszym ciągu czeka. Podobnie zresztą jak kilkadziesiąt innych znanych nam ofiar pedofilskich afer, które uległy już, niestety, przedawnieniu. Ale dowodzą jednego: ten problem istnieje w Kościele od zawsze... ANNA TARCZYŃSKA
14
PRZEMILCZANA HISTORIA
odział świata na dwa wrogie obozy, jaki nastąpił w latach powojennych, siłą rzeczy skłaniał polityków do określonych działań. Jednym z nich była tzw. „narada sudecka”, czyli spotkanie we wrześniu 1947 r. w Szklarskiej Porębie przedstawicieli najważniejszych europejskich partii komunistycznych. Kluczowymi postaciami byli tam delegaci Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) – Andriej Żdanow i Georgij Malenkow, zaś polską delegację reprezentowali Władysław Gomułka ps. Wiesław, pełniący funkcję I sekretarza PPR, oraz minister przemysłu Hilary Minc. Na wstępie Żdanow zasugerował, że w związku z napiętą sytuacją na świecie konieczne jest zacieśnienie wzajemnej współpracy i koordynacja ruchu komunistycznego, dlatego niezbędne jest powołanie ponadpartyjnej struktury organizacyjnej, czyli Biura Informacyjnego (Kominform), co w praktyce dawało Stalinowi możliwość sterowania wszystkimi partiami komunistycznymi w Europie. Tej inicjatywie sprzeciwił się Władysław Gomułka, który obawiał się, zresztą słusznie, że Kominform ograniczy autonomię poszczególnych partii, co miało kłócić się z ideą polskiej drogi do socjalizmu. Ostatecznie delegaci przychylili się do wniosku Żdanowa, jednak Gomułce udało się nie dopuścić do powołania stałego kierownictwa Kominformu oraz zainstalowania jego siedziby w Warszawie (oficjalnie z powodów lokalowych). Postawa „Wiesława” była przysłowiowym policzkiem dla Stalina, niemniej trafna ocena sytuacji przez Gomułkę sprawdziła się już po roku, kiedy z Kominformu wykluczono jugosłowiańską partię za niezależną politykę Józefa Broz-Tity. Radzieckiego przywódcę we wściekłość wprawił fakt, że Gomułka pośrednio stanął w obronie Tity, oferując Stalinowi mediację w sporze, zaś PPR pod jego przywództwem była jedyną partią bloku, która nie potępiła Komunistycznej Partii Jugosławii. Jednak los Gomułki był już wtedy przesądzony. Za pretekst do odsunięcia „Wiesława” od władzy posłużył jego sprzeciw w związku z procesem zjednoczeniowym PPR i PPS. Zgodnie z sowieckim wzorcem monopartyjnym, we wszystkich krajach „bloku wschodniego” rozpoczął się proces wchłaniania lub likwidacji przez partie komunistyczne pozostałych ugrupowań. W Polsce taki los miał spotkać liczącą kilkaset tysięcy członków PPS, partię o wspaniałych tradycjach niepodległościowych. Choć jej przewodniczący Józef Cyrankiewicz uspokajał, że „nowa zjednoczona partia klasy robotniczej (...) połączy wszystkie pozytywne i nieprzemijające wartości dorobku PPS i PPR”, to jednak wielu jeszcze przedwojennych pepeesowców było przeciwnych tej fuzji. 3 czerwca 1948 r. odbyło się plenum KC PPR, gdzie wspólnie z przedstawicielami PPS-u planowano ustalić szczegóły zjednoczenia. Nieoczekiwanie dla wszystkich
P
Gomułka zaprezentował swój referat, w którym to skrytykował tradycje SDKPiL oraz KPP (przedwojenne partie komunistyczne), zarzucając im przedkładanie spraw ustrojowych i sojuszu z ZSRR nad kwestię niepodległości Polski, na zakończenie zaś dodał, że partie te mogłyby uczyć się patriotyzmu od PPS-u. Wystąpienie to wywołało szok wśród w miarę zdyscyplinowanych szeregów partii rządzącej. Od Gomułki domagano się zmiany stanowiska oraz publicznej samokrytyki, jednak on konsekwentnie odmawiał. W atakach na Gomułkę brylował prezydent Bolesław Bierut, który miał z „Wiesławem” dawne zatargi jeszcze z czasów okupacji. Kierownictwo partii
Wcześniej zarząd PPS-u przeprowadził wielką akcję weryfikacyjną, na skutek czego z 713 tys. członków partii zostało 599 tys. Preludium do procesu zjednoczenia stanowiło scalenie organizacji młodzieżowych, do którego doszło na zorganizowanej z wielkim rozmachem we Wrocławiu, z okazji czwartej rocznicy Manifestu PKWN, Wystawie Ziem Odzyskanych. Tam też wszystkie liczące się w Polsce organizacje młodzieżowe utworzyły – wzorem radzieckiego Komsomołu – Związek Młodzieży Polskiej, organizację ściśle powiązaną z partią rządzącą. Powstanie PZPR-u w zasadzie zakończyło tworzenie monopartyjności w Polsce. Na czele partii stał
filmowy, powołując przedsiębiorstwo „Film Polski”. Podobne zmiany zaszły w radiofonii. Wydawnictwa literackie połączono w jeden twór o nazwie „Książka i Wiedza”. Większość redakcji prasowych przeniesiono do Warszawy, gdzie nastąpiło ściślejsze podporządkowanie ich centrali. Bardzo istotną kwestią dla władzy było pozyskanie środowisk twórczych, gdyż tylko udział kręgów inteligenckich umożliwiał przewartościowanie tradycji narodowej z jeszcze popularnej w II RP arystokratyczno-szlacheckiej w kulturę i tradycję szeroko pojmowanych mas ludowych. Jednym z tych posunięć był szczeciński Kongres Związku Zawodowego Literatów Polskich, podczas
HISTORIA PRL (17)
Stalinizacja prezydent Bierut, mimo że według konstytucji głowa państwa winna być bezpartyjna. Wokół jego osoby zaczęto
którego zebrani jednoznacznie poparli partię jako wiodącą siłę w państwie i uznali realizm socjalistyczny za jedyną twórczą siłę w literaturze i sztuce. Zapoczątkował on nowy nurt w polskiej kulturze zwany socrealizmem, propagujący z wielkim rozmachem swoisty kult pracy oraz uwielbienie i oddanie dla nowego ustroju ojczyzny. Charakterystyczną cechą tego nurtu były wzniosłe, monumentalne
tworzyć swoisty kult jednostki. Obok niego najbardziej wpływowymi osobami byli Jakub Berman – odpowiedzialny za sprawy bezpieczeństwa – oraz Hilary Minc – minister przemysłu. Owszem, były jeszcze inne organizacje, a drugą polityczną siłę stanowiło ZSL zrzeszające ludowców. Działała też prorządowa katolicka organizacja PAX oraz Stronnictwo Demokratyczne. Jednak tylko PZPR mogła mieć w nazwie wyraz „partia”, a pozostałe ugrupowania musiały uznawać jej przewodnią rolę w narodzie. Nowa partia oprócz dominacji w systemie politycznym dążyła do podporządkowania sobie wszystkich dziedzin życia społecznego. Upaństwowiono teatry i zmonopolizowano przemysł
budowle, zaś w sztuce dominowały hieratyczne postacie robotników i chłopów budujących „świetlaną przyszłość”. Dziś żywymi pomnikami tego okresu jest krakowska Nowa Huta oraz wiele warszawskich budowli, z Pałacem Kultury na czele. Oczywiście władza nie tolerowała żadnej opozycji; po przeprowadzonych wcześniej amnestiach więzienia ponownie zapełniły się skazanymi. Postanowiono też rozprawić się z Kościołem, nie mogąc zaakceptować jego autonomii oraz faktu, że jest on podległy wyjątkowo nielubianej przez władzę watykańskiej administracji. Jedną z koncepcji była próba wbicia klina w te relacje poprzez koncepcję stworzenia
Początek lat pięćdziesiątych był bez wątpienia najczarniejszym okresem w powojennej historii Polski. Władza przeszła w ręce oddanych Stalinowi aparatczyków, konsekwentnie powielających sowieckie wzorce. oskarżyło „Wiesława” o „nieufność wobec towarzyszy radzieckich”, „kapitulację ideologiczną przed nacjonalistycznymi tradycjami PPS” oraz „niechęć w stosunku do Kominformu”. Gomułka próbował się bronić, a odnośnie do części stawianych mu zarzutów zdobył się na samokrytykę. Został jednak pozbawiony funkcji I sekretarza (został nim Bierut), a dodatkowo z KC wyrzucono jego najbliższych współpracowników jeszcze z czasów okupacji. W ich miejsce Bierut dokooptował spolegliwych wobec Moskwy typowych aparatczyków. Uogólniając, można stwierdzić, że wówczas władza w Polsce przeszła z rąk polityków PPR częściowo niezależnych od Kremla (krajowcy) w ręce polityków wywodzących się z dawnego Centralnego Biura Komunistów Polskich, organizacji założonej i całkowicie zależnej od Stalina. Sytuację próbował załagodzić Stalin, który nawet zaprosił Gomułkę do Moskwy, gdzie przekonywał go o słuszności procesu zjednoczeniowego PPR i PPS. Proponował mu miejsce w biurze politycznym nowego tworu, jednak Gomułka odmówił, czym dał wyraz nietuzinkowej odwagi. Urażony Stalin zadepeszował do Bieruta, sugerując zrobienie porządku z niepokornym politykiem. 15 grudnia 1948 roku w auli Politechniki Warszawskiej odbył się Kongres Zjednoczeniowy PPR-u i PPS-u, podczas którego uroczyście proklamowano powstanie PZPR-u.
Kościoła narodowego skupionego wokół ruchu księży patriotów, który powstał przy organizacji kombatanckiej ZBoWiD i aprobował politykę władzy. W ciągu kilku lat udało się wciągnąć do tej organizacji ok. 10 proc. duchowieństwa. Kolejnym posunięciem było uderzenie w kościelne finanse poprzez upaństwowienie Caritasu. Jednego dnia do wszystkich placówek tej instytucji wkroczyła milicja i zabezpieczyła całą dokumentację. Na podstawie oskarżeń o malwersacje finansowe postawiono zarzuty kilku biskupom. Ostatecznie zlikwidowano tę kościelną organizację i w jej miejsce powołano Zrzeszenie Katolików Caritas. Na jego czele stał ksiądz patriota Antoni Lamparty, znany pisarz Paweł Jasienica oraz Andrzej Micewski. Ta organizacja, przy silnym wsparciu finansowym państwa, funkcjonowała z powodzeniem przez prawie pół wieku. W latach dziewięćdziesiątych Episkopat RP zażądał zwrotu tej instytucji i przez kilkanaście lat trwał proces sądowy o likwidację Zrzeszenia Katolików Caritas. Było o co walczyć, gdyż pod państwową jurysdykcją ta organizacja stała się właścicielem wielu atrakcyjnych nieruchomości. Ostatecznie 23.06.2005 r. warszawski Sąd Rejonowy wykreślił Zrzeszenie Katolików Caritas z Krajowego Rejestru Sądowego. 20 marca 1950 r. sejm uchwalił ustawę o przejęciu dóbr „martwej ręki”, na mocy której, znacjonalizowano ok. 155 tys. ha ziemi należącej do Kościoła, zachowując jednak posiadane przez parafie gospodarstwa do 100 ha. W to miejsce utworzono Fundusz Kościelny przeznaczony na emerytury i wszelkie świadczenia socjalne dla duchowieństwa. Dziś Kościół z nawiązką odzyskał ziemię, a Fundusz nadal istnieje. Uwieńczeniem polityki państwo–Kościół z tego okresu była zgoda prymasa Stefana Wyszyńskiego na podpisanie umowy o wzajemnych stosunkach. Na jej mocy Kościół w Polsce zobowiązywał się m.in. do „nauczania wiernych poszanowania prawa i władzy państwowej”, obiecywał „nie utrudniać reformy rolnej i przeciwstawiać się rewizjonistycznym wystąpieniom kleru niemieckiego”. Kościół miał również potępiać „zbrodniczą działalność band podziemia”, a w stosunku do Watykanu miała obowiązywać zasada, że autorytet papieża odnosi się jedynie do spraw wiary i moralności, zaś w innych sprawach episkopat kieruje się polską racją stanu. Porozumienie to wywołało szok w Watykanie, zwłaszcza że wcześniej papież Pius XII groził ekskomuniką wszystkim, którzy w jakiś sposób wspierają partie komunistyczne. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r. rzed tygodniem pisaliśmy o jednym z najbardziej masowych ruchów terrorystycznych w historii świata, jakim w dniach swojej wielkości był Ku-Klux-Klan. Powstał on na protestanckim południu USA po przegranej wojnie secesyjnej, aby na ile się da utrzymywać dominację białych protestantów nad resztą społeczeństwa. Gdy rasistowski klan chylił się ku upadkowi, w Stanach Zjednoczonych pojawiły się inne organizacje nawołujące do używania przemocy w imię Boże. Po zalegalizowaniu aborcji przez Sąd Najwyższy USA (1973 rok) część religijnej opinii publicznej w środowiskach katolickich i niektórych protestanckich postanowiła za wszelką cenę nie dopuścić do legalnego usuwania ciąży. Uruchomiono gigantyczną akcję propagandową, ale część środowisk „obrońców życia” nie poprzestała na słowach. „Zabójców dzieci nienarodzonych” postanowiono karać na gardle.
P
Armia Boga
15
TERRORYZM W IMIĘ BOGA (2)
Zabójczy obrońcy życia Świat amerykańskiej religijności, która często nie stroni od przemocy, zrodził przedziwny ruch, zabijający w imię... obrony życia ludzkiego. koncie wyrok 10 lat więzienia (odsiedział 46 miesięcy). Pastor został oskarżony o współudział w organizowaniu 10 ataków bombowych na kliniki ginekologiczne oraz biura prawników wspomagających ruch na rzecz legalnej aborcji. Wielebny Bray jest radykałem nie tylko w sprawach
Zwolennikom stosowania przemocy wobec sprawców aborcji nie można odmówić logiki, choć ich rozumowanie jest oparte na błędnych założeniach. Ze swoich chybionych twierdzeń wyciągają oni jednak logiczne, proste i radykalne wnioski. Skoro życie nienarodzone jest warte tyle, co życie dorosłego człowieka (i to jest ta chybiona przesłanka), to przyzwoity człowiek poPo ataku McVeigha w Oklahoma City winien za wszelką cenę antyaborcyjnych. Uważa, zgodnie z jenie dopuścić do zabójstwa owego „żygo rozumieniem Biblii, że kara śmiercia nienarodzonego”. Skoro widząc ci powinna spotkać także homosekmordercę przygotowującego się sualistów oraz niewiernych małżondo odebrania komuś życia, robimy ków. W tych dwóch sprawach nie zawszystko co w naszej mocy, aby nie leca jednak samosądów. Uważa jedyzrealizował on swoich planów, to ananie, że prawo amerykańskie powinno logicznie powinniśmy zachować się, ścigać takie „przestępstwa” jak sodogdy dowiadujemy się, że ma być przemia i cudzołóstwo. prowadzona aborcja. Czy widząc mordercę, który podnosi nóż na niewinną ofiarę, nie powinniśmy rzucić się Zabójstwa, bomby, na niego i uniemożliwić zabójstwo, podpalenia nawet gdyby niedoszły sprawca miał stracić przy tym życie? A któż jest Szaleństwo terrorystycznej „obrobardziej niewinny niż dziecko, a tym ny życia nienarodzonych” wybuchło bardziej „dziecko nienarodzone”? w 1976 roku i trwa do dziś, choć najTemu rozumowaniu nie można większa aktywność religijnych terroodmówić logiki, choć jest to logika rystów przypadła na lata 80. upiorna w skutkach, a oparta na rei 90. XX wieku. ligijnych iluzjach. Armia Boga, najW ramach akcji „obrońców życia” bardziej znana religijna organizacja w USA zamordowano 8 osób, w tym terrorystyczna, deklaruje to w następięciu lekarzy ginekologów, dwóch pujący sposób: „My, niżej podpisani, recepcjonistów kliniki aborcyjnej i jeduważamy, że należy podjąć wszelkie nego ochroniarza szpitalnego. Poważdziałanie, w tym użycie siły, aby bronie raniono kilka innych osób – kilnić niewinnego życia ludzkiego (naroku lekarzy, pielęgniarkę, a nawet żodzonego bądź nienarodzonego). Uwanę jednego z ginekologów. żamy także, że jakikolwiek środek użyCelem terroryzmu nie jest jednak ty w obronie dziecka narodzonego, motylko zabijanie. Przede wszystkim choże być także użyty w obronie dziecka dzi o sianie strachu. W samych tylko nienarodzonego”. Stanach Zjednoczonych doliczono Głównym duszpasterzem ruchu się 41 ataków bombowych przeciwjest pastor Michael Bray, ojciec jedeko klinikom ginekologicznym, 173 naściorga dzieci, który ma na swoim podpaleń oraz 91 prób podłożenia
się do Biblii, które głoszą rasistowskie poglądy oraz przygotowują się do Armagedonu, czyli do... wielkiej wojny międzyrasowej. Nazywa się je ogólnie mianem ruchu Chrześcijańskiej Tożsamości, a w jego skład wchodzą m.in. organizacje takie jak Narody Aryjskie i Chrześcijański Kościół Jezusa Chrystusa. Ich członkowie (w sumie są to dziesiątki tysięcy wyznawców) wierzą, że Europejczycy, zwłaszcza pochodzenia anglosaskiego, są potomkami biblijnego narodu wybranego, a konkretnie 10 plemion izraelskich uprowadzonych w starożytności do Asyrii. To przekonanie nie przeszkadza jego wyznawcom głosić zwykle... skrajnego antysemityzmu. Uważają oni obecnych Żydów za fałszywy naród wybrany o azjatyckich korzeniach etnicznych. Wspomniane organizacje oraz podobny do nich Ruch Chrześcijańskich Patriotów tworzą liczne grupy paramilitarne kontestujące rząd federalny oraz odpowiedzialne za ataki rasistowskie i antysemickie. Duchowym synem tego typu środowisk był amerykański terrorysta wszech czasów i narodowy antybohater Timothy McVeigh – trzydziestolatek, który wysadził budynek rządowy w Oklahoma City, mordując 168 osób i raniąc 450 w 1995 roku. Ten największy zamach w historii USA (nie licząc późniejszego ataku na WTC w Nowym Jorku) miał być zemstą za zniszczenie przez FBI w 1993 roku w teksańskim Waco centrum ruchu
bomb lub zaprószenia ognia. Kliniki były także ponad 600 razy informowane o rzekomym podłożeniu bomby, 1200 razy antyaborcyjni aktywiści wchodzili nielegalnie na ich teren, prawie 1400 razy padały one ofiarą aktów wandalizmu, w tym 100 razy z użyciem żrących kwasów. Poza tym 650 razy wysyłano do szpitali listy z białym proszkiem, czyli rzekomą bronią biologiczną. Ani razu jednak słynna biała substancja nie okazała się zapowiadanym wąglikiem. Do aktów terroryzmu antyaborcyjnego dochodziło także poza terytorium Stanów Zjednoczonych, ale, co ciekawe, tego rodzaju ataki ograniczają się wyłącznie do świata anglosaskiego, i to pozaeuropejskiego. Do jednego morderstwa doszło w Australii, a w sumie kilkanaście zranień i innych incydentów miało miejsce w Kanadzie i Nowej Zelandii. Większość organizacji tzw. obrońców życia zwykle odcina się od akcji terrorystycznych, a nawet publicznie je potępia, co jednak nie przeszkadza niektórym prowadzić akcji zastraszających. Publikowały one i rozsyłały zdjęcia, numery telefonów, a nawet prywatne adresy ginekologów dokonujących aborcji. Organizowały nawet demonstracje pod ich domami. Skłoniło to niektóre stany w USA i Kanadzie do ustanawiania specjalnego prawa tworzącego strefy buforowe wokół klinik ginekologicznych, aby chronić ich personel i pacjentki przed agresją ze Pożar w Waco strony „obrońców życia nienarodzonych”. religijnego o nazwie Gałąź Dawidowa Adwentystów Dnia Siódmego (nie ma nic wspólnego z pacyfistycznym Zbrojni chrześcijanie i znanym na świecie Kościołem Adwentystów Dnia Siódmego). Podczas W Stanach Zjednoczonych, innych ataku sił rządowych na ośrodek wykrajach anglosaskich oraz RPA istbuchł pożar, w wyniku którego zginęło nieją liczne organizacje odwołujące
76 osób (w tym 20 dzieci). Sam McVeigh nie należał do dawidowców, ale na wzór prawicowych bojówek uważał rząd za przyczynę wszelkich amerykańskich nieszczęść i był przekonany, że działa zgodnie z wolą Bożą, aby pomścić ofiary operacji FBI. Został złapany, skazany na karę śmierci i stracony w 2001 roku. Gałąź Dawidowa jest międzynarodowym (głównie Amerykanie i Brytyjczycy) ruchem religijnym, głoszącym rychły koniec świata. Jej ostatnim głośnym przywódcą był Vernon Howell, który kazał się nazywać „David Koresh”. Koresh uważał się za proroka, i jak na ekscentrycznego przywódcę religijnego przystało, był podejrzewany o nadużycia seksualne. Wspólnota z Waco zgromadziła także ogromne ilości broni, co bardzo niepokoiło władze, podobnie jak doniesienia o rozmaitych nadużyciach, do których podobno dochodziło wśród wyznawców Gałęzi Dawidowej. Wysłane na miejsce siły policyjne zostały ostrzelane, więc wróciły w silniejszym składzie. Po trwającym 51 dni oblężeniu w ośrodku dawidowców wybuchł pożar. W jego efekcie oraz w wyniku walk doszło do masowych zgonów. Wielu komentatorów uważa, że cała akcja FBI była chybiona, a masakra religijnych fanatyków zupełnie niepotrzebna. Nietrudno zauważyć, że wiele przypadków religijnej przemocy ma miejsce w USA i jest jakoś bezpośrednio lub pośrednio związana z pseudochrześcijańską ideologią tego kraju, który chętnie ucieka się do przemocy tak w polityce wewnętrznej (liczne i pełne więzienia, przesadnie surowe prawo, kara śmierci, brutalna policja, duża liczba zabójstw), jak i zewnętrznej. W pewnym sensie międzynarodowym megaterrorystą był wraz ze swoją ekipą poprzedni prezydent USA, który – motywowany religijnie – rozpętał dwie krwawe wojny. Jedna z nich, ta w Iraku, prowadzona była na podstawie kłamliwych i sfabrykowanych przesłanek, za to pod sztandarem krucjaty przeciwko islamowi. MAREK KRAK
16
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
ZE ŚWIATA
udzie, którzy zdecydowali, jak będziemy żyć, garściami czerpali właśnie stamtąd wzory. A tam zanieśli je słynni „Chicago Boys”, którzy działali zupełnie jak katoliccy misjonarze. Przede wszystkim robili ludziom wodę z mózgu. Słynni „Chicago Boys” sami siebie uważali za naukowców, ekonomistów i technokratów. W rzeczywistości dużo bardziej przypominali religijną sektę, która ślepo wierzy i jest gotowa realizować swoje przekonania, nie bacząc na nic. O swojej teorii mówili, że jest „święta”. O obcowaniu z guru – Miltonem Friedmanem – że jest „magicznym przeżyciem”. Podobnie jak religijni fanatycy – nie liczyli się z kosztami realizacji swoich dogmatów. Nie dopuszczali także, że mogą być błędne. Podobieństw jest zresztą więcej. W Chile, które było ich głównym laboratorium, setki ludzi niezgadzających się z niesioną przez nich „ewangelią” znikały bez śladu. Całkiem tak samo, jak w czasach „świętej” Inkwizycji.
L
Szkoła misjonarzy To zresztą nie może dziwić, kiedy weźmie się pod uwagę, że akurat w Chile dużą rolę w budowie wojskowego reżimu odegrała katolicka uczelnia, która od 1957 roku blisko współpracowała z uniwersytetem w Chicago. Na tej, cieszącej się nie najlepszą sławą uczelni, dziekanem wydziału ekonomii był Arnold Harberger – „głęboko zaangażowany misjonarz” (tak sam o sobie mówił). I rzeczywiście, celem współpracy Universidad Catolica de Chile i szkoły w Chicago było przede wszystkim przygotowanie bezkrytycznych wyznawców, którzy mogliby zanieść dogmaty do swojego kraju. Mówiąc najprościej: „misjonarzy” i „inkwizytorów”. Mieli oni – w razie potrzeby – tworzyć „klimat do zamachu stanu” i bez oporów sięgnąć po przemoc, gdyby ich idee były powszechnie odrzucane. Oczywiście ani rząd, ani korporacje nie działały pro publico bono. W finansowaniu nauki i przygotowaniu tej ideologicznej krucjaty miały swój wymierny interes. Lata 50., 60. i początek 70. były na świecie okresem triumfów w ekonomii prospołecznego keynesizmu oraz jego wersji przykrojonej do potrzeb Trzeciego Świata, czyli ideologii rozwoju. Jednym z ośrodków tego ruchu było właśnie Chile, w którym po latach zaskakująco rozsądnych rządów chrześcijańskiej demokracji w 1970 roku rządy objął Front Jedności Ludowej, a prezydentem został Salvadore Allende. Największe zagrożenie dla interesów amerykańskich stanowiły plany nacjonalizacji przemysłu, który był zdominowany przez kapitał amerykański. Szczególnie obawiano się nacjonalizacji bardzo dochodowego górnictwa miedzi. Nie mogło być inaczej, skoro amerykańskie firmy, które od wojny zainwestowały w nie
Misjonarze biedy Macie wrażenie, że żyjecie w kraju, który przypomina Amerykę Łacińską z jej gorszych czasów? Czujecie się z tym dziwnie? Macie rację! 1 mld dolarów, wytransferowały z kraju ponad 7 mld zysku. Amerykanie bali się także tego, że śladem Chile pójdą kolejne kraje regionu. Nie mogli do tego dopuścić. Na miejscu mieli i ważne interesy, i chętnych do pomocy ideologów.
Wiara w służbie reżimu Mimo że rząd Allende chciał wypłacić pełne odszkodowania za nacjonalizowaną własność, to już w 1971 roku rozpoczęto przygotowania do przewrotu. Jednocześnie USA zaczęły prowadzić wobec Chile politykę sabotażu, która miała wywołać trudności gospodarcze w tym kraju. Oczywiście „Chicago Boys” nie mogli przejść obojętnie obok takiej okazji. Nie mogli przekonać do swoich idei w warunkach demokracji. Postanowili wykorzystać szansę, którą miała stworzyć nadchodząca dyktatura. Szybko zaczęli opracowywać „biblię” dla nadchodzących przemian gospodarczych. Oprócz planów mieli dostarczyć ideologię dla przeciwników prezydenta. „Przekonali generałów, że będą gotowi wesprzeć brutalność, do której posunie się wojsko, intelektualnym zapleczem” – opisywał ich rolę Orlando Lettelier, obszernie cytowany przez Naomi Klein w doskonałej „Doktrynie Szoku”. Pierwotnie próbowano odsunąć Allende od władzy pokojowymi metodami. Jednak poparcie dla jego rządów było zbyt duże. Szybko przygotowano bardziej drastyczne rozwiązanie. Zamach stanu. Na jego czele stanęło wojsko kierowane przez Augusta Pinocheta (na zdjęciu z najbliższymi współpracownikami). Bilans przewrotu jest powszechnie znany. Śmierć Allende. „Karawany śmierci”.
Tysiące zabitych, dziesiątki tysięcy aresztowanych i zbiegłych z kraju. Działając jakoby w imię „wolności”, „los Chicago Boys” nie mieli żadnych oporów przed współpracą i wspieraniem nowego, krwawego reżimu. Przemoc i dyktatura były wszak lepszym otoczeniem dla ich wiary niż demokracja. Nie pierwszy raz w historii ślepa wiara wygrała z przyzwoitością.
Znikająca klasa średnia Tysiące zabitych miały zapewnić realizację dogmatów, w które święcie wierzyli ekonomiści z katolickiego Uniwersytetu w Santiago. Do dziś buduje się przekonanie o gospodarczych sukcesach junty Pinocheta. Rzeczywistość była jednak mniej różowa. W imię ślepej wiary odebrano Chilijczykom i wolność, i chleb. Oczywiście przed zamachem Chile nie było rajem. Było jednak krajem, który miał niezwykle liczną klasę średnią i dosyć umiarkowane nierówności dochodowe jak na kraj Ameryki Łacińskiej. Siłę stanowiły także surowce, zwłaszcza ogromne złoża miedzi. Już wtedy, w latach 60., oferowano bezpłatną edukację oraz służbę zdrowia. W sektorze państwowym wytwarzano 39 proc. PKB. Gospodarkę rozwijano przede wszystkim przez zastępowanie importu produkcją krajową. Wysokie cła obowiązywały na gotowe towary (głównie z USA). Środki produkcji były z nich zwolnione. Największym problemem – poza amerykańskimi „sankcjami” – z którym musiał zmierzyć się Allende, była ogromna inflacja. To przede wszystkim ją na cel wzięli „los Chicago Boys”. Przygotowana przez nich biblia zawierała proste (powielone przez plan Balcerowicza)
recepty. Planowano ograniczyć emisję pieniądza, wprowadzić swoje zasady regulacji rynku, sprywatyzować co się da i znieść jakiekolwiek ograniczenia wobec zagranicznych firm. Wprowadzono tzw. „prawo 600”, które zrównywało prawa kapitału obcego i krajowego. Wierzono, że wobec zaprzestania ingerencji rządu „siły natury rynku” ustabilizują sytuację. Mylono się. Praktyka zaprzeczyła wierze. Mimo wsparcia USA dla gospodarki kierowanej przez juntę rok po zamachu inflacja osiągnęła rekordowy poziom. Bezrobocie rosło w niezwykle szybkim tempie, ponieważ lokalni producenci nie byli w stanie konkurować z tanim, bezcłowym importem. Oczywiście, ekonomiczni „misjonarze” nie dopuszczali do siebie, że powodem są oni sami. Za problemami rzekomo stało niewystarczająco radykalne wprowadzanie w życie pomysłów. Jakże często słyszeliśmy to nad Wisłą... Kiedy pojawiło się ryzyko, że mający dość chaosu Chilijczycy przerwą eksperyment, na pomoc wezwano guru – samego Miltona Friedmana. Ten przekonał Pinocheta do przeprowadzenia „terapii szokowej”. Chciał, by przeprowadzono drastyczne cięcia budżetowe. W ten sposób miało dojść do „cudu gospodarczego”. Dyktator posłuchał. Między innymi sprywatyzowano szkolnictwo i służbę zdrowia. Wycofywano się także z reformy rolnej przeprowadzonej przez Allende. Jednak żadnego „cudu” nie było. PKB szybko spadało. Bezrobocie z 3 proc. skoczyło do ponad 20 proc.. Chleb stał się głównym wydatkiem w budżetach gospodarstw domowych. Prawie połowa społeczeństwa znalazła się poniżej granicy ubóstwa. Jednocześnie szybko rosły majątki najbogatszych. Naomi Klein opisuje, jak wyglądało Chile niecałe 10 lat po zamachu: „Zadłużenie osiągnęło kolosalne rozmiary,
w kraju ponownie pojawiła się hiperinflacja, a bezrobocie wynosiło 30 proc. i było dziesięciokrotnie wyższe niż za rządów prezydenta Allende”. W pewnym momencie 40 proc. mieszkańców stolicy pozostawało bez pracy. Niektórzy wskazują, że byłoby ich znacznie więcej, gdyby nie przymusowe wysiedlenia biedoty z miasta. Po 10 latach sam Pinochet wycofał się z prowadzonej polityki. Wyrzucił większość „los Chicago Boys” z rządu. Znacjonalizował część przedsiębiorstw. Ratował się dochodami z miedzi. Dzięki temu ustabilizowano sytuację i kraj zaczął się rozwijać. Mimo to obecnie nierówności dochodowe w Chile należą do najwyższych na świecie. W pewnym momencie współczynnik Giniego (miara nierówności, w której im wyższy wynik, tym są one większe) osiągnął poziom 0,57. Dla porównania obecnie w Polsce – jednym z najbardziej nierównych krajów Europy – wynosi 0,37, a np. w Czechach 0,27.
To był „cud”? Mimo oczywistej porażki, okupionej do tego tysiącami ofiar, zwolennicy radykalnych dogmatów w ekonomii uznali reformy w Chile za sukces. Postanowili także dalej nieść swoją „ewangelię”. Jednym z krajów, w którym ich przekonania padły na szczególnie podatny grunt, była Polska. Zapewne powodem było m.in. zamiłowanie naszych „elit” do parareligijnej retoryki, którą się posługiwano. „Misjonarze”, „prawa natury”, „cuda”, „prawda objawiona” – to wszystko znajdowało się w katalogu szkoły chicagowskiej. Do tego oferowała ona niezwykle proste odpowiedzi na każde pytanie. Odpowiedzi nieprawdziwe, ale proste. Łatwe do wykorzystania w debacie i wymagające bezkrytycznej wiary, czyli wszystkiego tego, czego polscy politycy potrzebowali i co potrafili. Nawet polska niewydarzona reforma emerytalna jest kopią rozwiązań chilijskich, skrajnie niekorzystnych dla emerytów. Podobieństwo recept zastosowanych w Ameryce Łacińskiej i naszej terapii szokowej widać już na pierwszy rzut oka. Widać również niezwykle podobne efekty. W Polsce były one mniej dotkliwe, ponieważ drastyczny program realizowano przez trzy, a nie 10 lat. Przed powszechną biedą uratowała nas zmiana rządu w 1993 roku i odejście Grzegorza Kołodki od neoliberalnych dogmatów. Niestety, do dziś można usłyszeć, że powodem wszystkich naszych problemów jest niewystarczająca realizacja „chicagowskich” recept. Mimo dwóch okresów (1989–1993 i 1997–2001), w których były one realizowane z wyjątkowo katastrofalnymi efektami. I mimo że łatwo sprawdzić, jak wyglądałaby Polska, gdyby zrealizowano je do końca. Wystarczy spojrzeć na Chile z początku lat 80. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
17
Prawo Murphy’ego „Nowe dokumenty pokazują, że papież Benedykt XVI nie usunął z kościoła księdza pedofila, który wykorzystał seksualnie 200 głuchoniemych dzieci” – napisał 26 marca br. duński dziennik „URBAN” w materiale zatytułowanym „Kolejne skandale obciążają Watykan”. Dalej w tym samym tekście czytamy: „Wielu amerykańskich biskupów zwracało uwagę swojej katolickiej zwierzchności na to, że brak zdecydowanych działań narazi na szwank renomę Kościoła. Jak podaje »The New York Times«, sprawa wyszła na jaw przy okazji procesu sądowego, który ujawnił wewnętrzną korespondencję pomiędzy biskupami i przyszłym papieżem Benedyktem XVI, który wtedy jako kardynał Józef Ratzinger zajmował się m.in. sprawami seksualnych nadużyć w Kościele katolickim. Korespondencja pokazuje ponadto, że zaangażowane w nią strony (a więc i papież Benedykt XVI – W.G.) przede wszystkim myślały o tym, jak wszystko tuszować w taki sposób, żeby Kościół nie stracił twarzy. Lawrence Murphy – ksiądz, którego rzecz dotyczy – pracował w latach 1950–1974 w szkole dla dzieci niemówiących i niesłyszących w Milwaukee. Gdy w roku 1986 zaczęły pojawiać się oskarżenia przeciwko niemu w związku z seksualnym wykorzystywaniem malców, Murphy napisał list bezpośrednio do Józefa Ratzingera, w którym poprosił o pomoc w wyciszeniu sprawy, co uzasadnił słabym stanem swojego zdrowia i, w związku z tym, chęcią zakończenia życia w spokoju. »Chcę jedynie godnie i w spokoju przeżyć ten czas, który mi pozostał« – napisał Lawrence Murphy w liście do przyszłego papieża. Dokumenty śledztwa nie zawierają żadnej informacji na temat ewentualnej odpowiedzi, jakiej udzielił kardynał Ratzinger. Lawrence Murphy zmarł dwa lata później, zachowując do końca życia tytuł wielebnego”. Tyle „URBAN”. W tym samym dniu dziennik „MetroXpress” w artykule zatytułowanym „Papież ochraniał księdza pedofila” dorzuca garść dodatkowych, sensacyjnych wręcz szczegółów. Czytamy więc, że „obecnie oskarża się samego papieża o to, że krył amerykańskiego księdza pedofila, który wykorzystał seksualnie ponad 200 głuchoniemych chłopców (...).
W roku 1996 Józef Ratzinger otrzymał dwa listy od arcybiskupa Milwaukee, w których ten informował o problemach związanych z seksualnym wykorzystywaniem chłopców przez księdza Lawrence’a Murphy’ego. Kardynał Ratzinger nigdy nie odpowiedział na te listy, a osiem miesięcy później jego zastępca w Kongregacji Doktryny Wiary – kardynał Tarcisio Bertone – zwrócił się do biskupów z Wisconsin z prośbą, aby przeprowadzili tajne wewnętrzne postępowanie wobec księdza Murphy’ego. Zgodnie z zaleceniem T. Bertonego postępowanie to miało zmierzać do usunięcia L. Murphy’ego ze stanu duchownego. W odpowiedzi Murphy napisał osobisty list do kardynała
Ratzingera, w którym »uniżenie prosił, aby ze względu na zły stan zdrowia pozwolono mu dożyć reszty jego dni w godności i w spokoju«. List ten spowodował, że Bertone wstrzymał sprawę ekskomunikowania księdza Murphy’ego (...). Dokumenty pokazują ponadto, że trzech różnych arcybiskupów z Milwaukee było poinformowanych o seksualnym wykorzystywaniu przez księdza Murphy’ego małych chłopców, ale nie zgłosili tego faktu ani policji, ani opiece socjalnej. Zamiast tego Murphy został w roku 1974 przeniesiony z Milwaukee do innego miasta w północnej części stanu Wisconsin. Tam w dalszym ciągu pracował z dziećmi. Zmarł w roku 1998”. Tyle „MetroXpress”. Czy może lepiej byłoby powiedzieć „aż tyle”, gdyż moim zdaniem potwierdza to
jednoznacznie, że kardynał Ratzinger miał pełną wiedzę o sprawie księdza pedofila Murphy’ego i wielu podobnych sprawach. Po pierwsze, nie jest tak, że szef Kongregacji Doktryny Wiary nie czyta listów, które piszą do niego amerykańscy arcybiskupi. A tam było wszystko. Po drugie, podjęte po kilku miesiącach działania kardynała Bertonego w sprawie seksualnych nadużyć w Milwaukee nie mogły nie być znane jego przełożonemu. Jednak koronnym dowodem na to, że kardynał Ratzinger o wszystkim doskonale wiedział i zapewne wszystkim w tej sprawie kierował, jest fakt, że zlecone przez Bertonego postępowanie wobec pedofila Murphy’ego zostało wstrzymane po liście tego ostatniego. Wydaje się, że jest tylko kwestią czasu, kiedy światło dzienne ujrzą dowody na to, że podobno bardzo kochający dzieci JPII kochał jednak pedofilów. I wtedy nie będzie już żadnego santo subito. Na szczęście dla JPII żaden z wyniesionych przez niego na ołtarze świętych nie żyje, więc nie będzie dodatkowego skandalu, jakim byłoby demonstracyjne zrzeczenie się tytułu świętego w proteście przeciwko rozpowszechnionej w Kościele katolickim pedofilii. Co najwyżej zacznie się po cichu likwidować niezliczone pomniki, zmieniać nazwy ulic, szkół, szpitali i co tam jeszcze. Już to kiedyś w historii przerabialiśmy... Na koniec wspomnianego artykułu „MetroXpress” wymienia kraje dotknięte skandalami pedofilskimi. W kolejności wymieniono więc Irlandię, Niemcy, Austrię, Holandię, USA, Australię, Polskę, Hiszpanię, Francję, Kanadę, Meksyk i Senegal. Ciekawe, ile jeszcze trzeba czasu i nieszczęścia gwałconych lub choćby tylko obmacywanych małych chłopców i dziewczynek, zanim ktoś wreszcie pójdzie po rozum do głowy i spostrzeże, że znaczną część winy ponosi tu przymusowy celibat katolickich księży. Przecież to oczywiste, że ci, którym nie wystarcza regularny onanizm lub seks z kolegami i/lub gosposiami, dobierają się do najłatwiej dostępnych ofiar, tj. do dzieci. Czy potrzeba aż napisów na murach plebanii: „A na drzewach już za chwilę będą wisieć pedofile”, żeby nastąpiło otrzeźwienie? WŁODZIMIERZ GALANT
Biskup sadysta ogrążone w aferach pedofilskich Niemcy mają kolejny poważny problem. Tym razem nie chodzi o przestępstwa seksualne, a o fizyczne znęcanie się nad sierotami przez wysoko postawionego kościelnego hierarchę. Serdecznego przyjaciela papieża.
P
Jak podaje „The Sunday Times”, jeden z najbliższych przyjaciół obecnego papieża, konserwatywny biskup Augsburga Walter Mixa (na zdjęciu), został oskarżony o brutalne pobicia i chłosty sierot będących pod jego opieką, kiedy jeszcze był proboszczem. Byli wychowankowie katolickiego sierocińca złożyli zeznania obciążające Miksę. Ten oczywiście wszystkiemu zaprzecza. Musi, bo powszechnie wiadomo, że jest jednym z najbliższych przyjaciół Benedykta XVI. To on wspierał papieża w jego konserwatywnych decyzjach takich jak krytyka islamu, potępienie in vitro i homoseksualizmu, itp. Oto relacje ofiar przemocy, jakiej dopuszczał się ksiądz sadysta. Polskie media jakoś nie były skłonne przetłumaczyć artykułów z brytyjskiej i niemieckiej prasy, więc niezwłocznie wypełniamy tę lukę. „Raz wziął drewnianą łyżkę do gotowania i bił mnie, aż się złamała (...). (...) Następnie bił pięścią. Mówił: to twoja kara, wyrzucę z ciebie szatana! (...) Co najmniej 50 razy pan Mixa zdejmował mi spodnie i bił kijem po pośladkach” – powiedział 41-letni mężczyzna, wychowanek sierocińca w latach 1972–1982. – „To był dla mnie straszny cios, kiedy zobaczyłem, że papież Benedykt XVI wspierał Miksę w drodze do zostania biskupem Augsburga”. ! ! ! „Kiedyś zrzucił mnie z łóżka i uderzył zaciśniętą pięścią” – mówi Monika Bernhard. Twierdzi, że kapłan, wspierany przez siostry zakonne, rządził w sierocińcu za pomocą okrutnego terroru. Bił codziennie i zawsze w brzuch oraz inne miejsca, które łatwo można było zakryć, tak żeby nikt nie widział siniaków.
! ! ! Jedna z ofiar opowiada, że była bita trzepaczką do dywanów; za każdym razem było to 35 uderzeń. Musiała je liczyć. Jak się pomyliła, egzekucja zaczynała się od początku. ! ! ! Angelika Knopf relacjonuje, że gdy bita upadała, Mixa kazał jej natychmiast wstawać po to, by łatwiej mu było wymierzać kolejne ciosy. ! ! ! „Dzieci, których rodzice nigdy ich nie odwiedzali, były najbardziej maltretowane” – dodaje kolejny mieszkaniec sierocińca. W porównaniu z makabrą pedofilii przestępstwa Miksy wydają się mniejszego kalibru, ale w Niemczech wrze. Tym bardziej że ponad wszelką wątpliwość wiadomo, iż o haniebnych występkach biskupa wiedział Jan Paweł II i... nakazał milczenie w tej sprawie. Sadysty nie spotkała najmniejsza kara, za to poważne sankcje czekały osoby, które odważyły się przerwać zmowę milczenia. Słysząc o beatyfikacji JPII, większość Niemców mówi: „Nigdy!”, a Benedykt XVI – coraz bardziej samotny i przerażony – liczy się ze zdaniem swoich ziomków. Stąd, zdaniem watykanistów, dziwne opóźnienie ogłoszenia świętości byłego papieża. Ale to nie koniec afer wstrząsających niemieckim Kościołem. Oto sam kardynał Hans Groer został oskarżony o molestowanie – UWAGA! – ponad 2 tysięcy dzieci. Watykan pod wodzą JPII nigdy nie zareagował na te zarzuty, choć znał je doskonale. Przeciwnie, ukrywał i tuszował – dopóki się dało – przestępstwa seksualne, jakich dopuszczał się kardynał zboczeniec. ARIEL KOWALCZYK
18
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Zbrodnia i kara Katyń to – oprócz ogromnej straty dla powojennego pokolenia – wielka polska drzazga w wielkiej koalicji. 12 kwietnia 1943 roku propagandowa fabryka Goebbelsa zaszokowała świat odkryciem przez niemiecką armię w Katyniu na Smoleńszczyźnie masowych grobów polskich oficerów wziętych do niewoli w 1939 roku. Zamordowano ich na polecenie władz radzieckich. Trzy dni później (15 kwietnia) Moskwa odrzuciła w specjalnym oświadczeniu to oskarżenie, wskazując jednocześnie niemieckich nazistów jako sprawców dążących do poróżnienia sojuszników. W bardzo trudnej sytuacji znalazł się wówczas generał Władysław Sikorski, premier polskiego rządu na emigracji. Stanął przed problemem, jak zareagować na tę tragiczną informację. Z jednej strony musiał brać pod rozwagę ówczesną sytuację polityczną i militarną oraz stanowisko przywódców Anglii i USA zainteresowanych utrzymaniem dobrych relacji sojuszniczych z ZSRR, z drugiej – liczył się z antyradzieckim nastawieniem Polaków, polskiej armii, a także ze skłóconą, niezadowoloną z jego rządów londyńską opozycją. 16 kwietnia 1943 roku W. Sikorski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie z prośbą o przeprowadzenie dochodzenia w sprawie mordu. Uczynił to wbrew radzie W. Churchilla, premiera angielskiego rządu, który powiedział wprost, że nie wolno mu komplikować sytuacji politycznej sojuszników. Sikorski spotkał się też z mocną krytyką wielu polityków brytyjskich. 21 kwietnia odezwał się Stalin. W pismach do premiera Anglii i prezydenta USA posunął się do stwierdzenia, że „obecny rząd polski, stoczywszy się na drogę umowy z rządem hitlerowskim, faktycznie zerwał stosunki z ZSRR i przyjął pozycje
wroga”. W dalszej części zapowiedział zerwanie stosunków z rządem emigracyjnym. Treść i groźba zmobilizowały do działania polityków różnych krajów. Chodziło im o ratowanie jedności antyniemieckiej koalicji. Główny ciężar przyjął na siebie W. Churchill. Apelował do Rosji o wstrzymanie decyzji, a od gen. Sikorskiego zażądał wycofania pisma do Genewy. Działania te nie odniosły żadnego skutku. 25 kwietnia minister spraw zagranicznych ZSRR W. Mołotow wręczył Tadeuszowi Romerowi – polskiemu ambasadorowi w Moskwie – notę, w której powtórzono wcześniejsze
polsko-radzieckich. Obydwaj jednocześnie uważali, że konieczna jest rekonstrukcja polskiego rządu. Stalin uważał, że rząd emigracyjny nie jest w stanie rozwiązać kwestii polskiej. Twierdząc tak, powołał się na krytyczną opinię polityków amerykańskich. Angielski dyplomata Anthony Eden, który odwiedził wówczas USA, powiedział: „Zwolennicy prezydenta Roosevelta uważają, że rząd polski nie ma pomyślnych perspektyw, i wątpią, aby miał on szansę powrotu do Polski i objęcia władzy...”. Wymieniony minister Eden uważał, że Amerykanie są bliscy prawdy.
Churchill i Sikorski wizytują polskie oddziały
oskarżenia Stalina, a ponadto stwierdzono: „(...) wroga kampania jest prowadzona przez rząd polski w tym celu, aby wykorzystując hitlerowski oszczerczy falsyfikat, wywrzeć nacisk ma rząd radziecki i wymusić na nim ustępstwa terytorialne kosztem republik Ukrainy, Białorusi i Litwy”. W. Sikorki nie wycofał prośby skierowanej do Genewy, czym oczywiście nie ucieszył zachodnich sojuszników. Mimo to i niezależnie od ostrych sformułowań Churchill i Stalin, mając na uwadze trwającą wojnę, prowadzili dialog zmierzający do wznowienia w przyszłości stosunków
Pani pozna Pana Aktywna, 62/168/70, niezależna, z własnym M, niepaląca, pozna uczciwego i poważnego Pana do lat 70, gotowego na stały związek. Gdańsk (1/a/15) Wdowa, 64 l., niezależna, szczera i bezpośrednia blondynka, 164/64, pozna Pana w podobnym wieku, impotenta o dobrym charakterze. Gdańsk (2/a/15) Uczciwa, atrakcyjna wdowa, 58/160,62, pozna Pana o świeckich poglądach, wolnego, bez zobowiązań, do lat 65, o wzroście minimum 170 cm. Kraków (3/a/15)
Na zakończenie warto przytoczyć głównego sprawcę zawirowań wokół sprawy katyńskiej, czyli ministra propagandy III Rzeszy Goebbelsa. Z satysfakcją stwierdzał, że udało mu się „sprowokować rysę we wrogim obozie, a tym samym wywołać kryzys znacznie poważniejszy (...). Polacy są przez Anglików i Amerykanów karceni, jakby należeli do wrogiego obozu”. W kolejnych latach Roosevelt i Churchill utrzymywali ze Stalinem dobre stosunki, tak jakby nigdy nie było Katynia. Zbigniew Ziembolewski
Pan pozna Panią Emeryt, 69/170, niepozbawiony wad, samokrytyczny, niezależny od nikogo i niczego, pozna Panią w odpowiednim wieku, również niezależną. Białystok (1/b/15) Jarek, 43 lata, 185 cm wzrostu, Rak, rozwiedziony, spokojny, przyjaźnie nastawiony do życia, obecnie w ZK, pozna Panią w celu matrymonialnym. Pani może mieć dziecko. Świdnica (2/b/15) Radek, 26 lat, 167 cm wzrostu, bez zobowiązań, z poczuciem humoru, obecnie w ZK, pozna Panią, która nie boi się życia z osobą z przeszłością. Świdnica (3/b/15) 70-letni emeryt, bez zobowiązań, inwalida poruszający się za pomocą laski, nawiąże kontakt z Panią w wieku do 65 lat. Pani też może być inwalidką. Łazy (4/b/15) Emeryt, inwalida, pozna uczciwą, bezdzietną, niekonfliktową, antyklerykalną inwalidkę, która
łaśnie przeczytałem w „Gazecie Krakowskiej” o tym, że ubecy mają czelność bronić swych emerytur. Autor tego wypracowania bardzo starał się podkreślić to, że ubecy to kaci biorący ogromne (w jego mniemaniu) pieniądze, a ich biedne ofiary dostają drobne grosze. Stara dobra metoda szczucia ludzi na siebie. Ile mają oni – a ile my. Działa to na umysły prymitywne i podatne na wpływ publikacji o zabarwieniu rewanżystowsko-roszczeniowym.
W
Aha, i nie jest prawdą, że mamy niewielkie szanse w Strasburgu – otóż mamy. Nawiedzeni prawicowcy na Łotwie i w Czechach już się o tym przekonali po przegranej przed TPCz. Teraz kolej na Polskę. Niech p. Tusk i jego poplecznicy poszukają sobie pieniędzy gdzie indziej, a nie w emeryckich kieszeniach! Ustawa deubekizacyjna – poza swoją represyjnością i odpowiedzialnością zbiorową (co jest zabronione przez prawa wszystkich demokratycznych państw z wyjątkiem
Inkwizycja 2010 Ja też zostałem ubekiem, nigdy nim nie będąc – służyłem 20 lat w Wojskach Ochrony Pogranicza i Straży Granicznej. Przeszedłem dwie weryfikacje, wskutek czego odebrano mi aż 50 proc. mojej „niebotycznie wysokiej” emerytury. Krótko mówiąc, nie dość, że mnie orżnięto, to na dodatek zaliczono do esbecji. Oczywiście, będę walczył w sądzie o moją emeryturę, która mi się należy, ale poza tym i przede wszystkim – o godność. Nigdy i nikomu nie pozwolę na przyczepienie sobie etykiety tzw. „komunistycznego zbrodniarza”. Nie odpuszczę dyspozycyjnym politycznie urzędnikom z IPN, którzy nawet nie zapoznali mnie z opinią na mój temat, co uważam za sąd kapturowy. Pasuje to zresztą do instytucji, która stanowi współczesną wersję Świętej Inkwizycji. Mamy ponoć XXI wiek, a metody jak za Torquemady: kłamstwa, pomówienia i zastraszanie. A to wskazuje na jedno: nie chodzi tutaj wcale o sprawiedliwość, nie chodzi o jakieś prawo – chodzi tylko o pieniądze i punkty w wyborczych sondażach PO, PiS i PSL.
poddała się operacji, np. mastektomii. Pani może mieszkać w innym kraju, jeśli planuje zmienić miejsce zamieszkania. Żywiec (5/b/15) Artur, 41 lat, 170 cm wzrostu, kawaler, obecnie w ZK, pozna Panią do lat 40 w celu korespondencyjnym. Świdnica (6/b/15) Wdowiec, emeryt, 75/170/77, odpowiedzialny domator (dom z ogrodem na wsi, samochód) – pozna i poślubi samotną Panią o podobnych cechach. Wisznia Mała (7/b/15) Piotr, 38 lat, 176 cm wzrostu, Lew, spokojny, opanowany i bez nałogów, pozna Panią w celu matrymonialnym. Foto mile widziane. Wrocław (8/b/15) Inne Niekonwencjonalna 62-latka, wolna, antyklerykalna, uwielbiająca przyrodę, zwierzęta i muzykę, szuka na tym zwariowanym świecie przyjaciół do wymiany niekrępujących myśli na temat zdrowego odżywiania, medycyny niekonwencjonalnej
RP nr III) – jest de facto ustawą biorącą w obronę przestępców pospolitych, których na granicy wsadzaliśmy za kratki za przemyt, nielegalny handel, kradzieże, malwersacje, narkotyki, handel żywym towarem, fałszerstwa dokumentów i pieniędzy, rozboje, dezercję i inne przestępstwa objęte przepisami kodeksu karnego i kodeksu karno-skarbowego. Tego nie ma nigdzie na świecie poza Polską! Oto kogo bronicie, panowie posłowie i senatorowie! Bronicie nie prawa i sprawiedliwości – bronicie przestępców, których ścigało każde prawo na tym świecie. I nie mydlcie ludziom oczu opowiastkami o katach i ofiarach, bo są to kłamstwa, których nawet nie potraficie udowodnić – w przeciwnym razie wraz z uzasadnieniem o zabraniu mi emerytury dostałbym pełny wykaz moich „zbrodni” i prześladowanych przeze mnie „ofiar systemu”. Dlatego właśnie cała wasza ustawa deubekizacyjna jest knotem prawnym, który nadaje się tylko do kosza i wystawia jak najgorsze świadectwo Sejmowi i Senatowi RP, które ją uchwaliły, oraz Prezydentowi RP, który ten knot podpisał. inż. Robert K. Leśniakiewicz, kpt. rez. WOP i SG, ostatni przydział: Karpacki Oddział SG Nowy Sącz
i ezoteryki. Osoby z ZK wykluczone. Dolny Śląsk (1/c/15) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
LISTY Jonasz na prezydenta Trwają dyskusje i debaty, kto ma zostać pierwszym obywatelem RP. Czy partia RACJA ma poprzeć kandydata lewicy, czy może prawicy? Czy pana Jerzego Szmajdzińskiego, który zasłynął z wysłania naszych wojsk do Iraku, będąc ministrem obrony narodowej? Decyzja ta została podjęta przy aprobacie ówczesnego prezydenta RP pana Aleksandra Kwaśniewskiego za rządów pana premiera Leszka Millera. Tylko jeden człowiek odważył się zaprotestować. Był nim pan Janusz Korwin-Mikke. Nikomu nie przeszkadzało, że została pogwałcona Konstytucja RP (nadal jest nieprzestrzegana). Cały parlament siedział cicho, biorąc pieniądze z naszych podatków. Zakładam, że art. 116 Konstytucji RP oraz art. 136 powinne być znane naszym dostojnikom. Obecny prezydent RP też nic nie zrobił, aby nasi chłopcy szybko i cali wrócili do domów z tej niepotrzebnej wojny. Patrząc na kandydatów z prawa czy lewa – nie ma na kogo głosować. Dlatego sugeruję, Jonaszu, abyś zgłosił swą kandydaturę. Będziemy mieli kandydata z prawdziwej lewicy, a do tego byłego księdza. Marian Kozak RACJA Siedlce
To był czas odbudowy, czas nauki, pracy. Nie wszystko, co było w PRL-u, było złe. Pan prezydent Kaczyński jest przedstawicielem narodu i państwa, działał w „Solidarności”, opozycji, w efekcie czego Polska jest suwerenem demokratycznym. Dlatego apeluję: Panie Prezydencie Kaczyński, Panie Generale Jaruzelski, zapomnijmy choć na chwilę o waśniach i sporach, stwórzmy konsensus, przynajmniej na czas podróży i uroczystości.
SZKIEŁKO I OKO to nic nie jest dla nich grzechem. Oni są po prostu bezgrzeszni! I bezkarni. Wobec takich bezgrzesznych państwo polskie jest bezsilne. Może działać tylko pod dyktando Watykanu. Czyli pod dyktando tych, których powinno wsadzić za kratki. Przypominają mi się niepotrzebnie słowa Pietrzaka: „Żeby Polska była Polską”... Ale wracam do tematu. Kiedy miałem iść do spowiedzi, wymyślałem grzechy, żeby mieć się z czego spowiadać. Przestałem nawet odmawiać pacierz, żeby mieć grzech i nie kłamać, wymyślając
Chwała i hańba
Konsensus czy liberum veto? Polacy, jak chcą, umieją się wznieść ponad podziałami. Umieją przebaczać, zapominać, kochać i nienawidzić. Jednoczą się, konspirują, walczą w obliczu zagrożeń. Są świetnymi żołnierzami, obywatelami. Swoją wiedzą i umiejętnościami zadziwiają świat. Lecz gdy mają swój demokratyczny wolny, suwerenny kraj – RP – nie mogą się dogadać jak Polak z Polakiem, bo wciąż gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania. Znamy doskonale tę mądrość, która w naszych uszach brzmi jak kiepski dowcip. Przecież kłótliwi są wyłącznie oni, a my mamy rację. Nasza historia pełna jest sporów wewnętrznych. Jesteśmy kłótliwym narodem. Świat, Europa, Unia – wszyscy to widzą, a nie przysparza nam to splendoru. Zbliża się 65 rocznica zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. Rosjanie zaprosili prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zaprosili też jako uczestnika walk z hitlerowskim faszyzmem gen. Wojciecha Jaruzelskiego. I tu zaczynają się schody. Media już podsycają nastroje. Wtórują im niektórzy politycy. Kto ma jechać, po co, dlaczego? A przecież obydwaj panowie mają powody, by być w Moskwie. Generał walczył, daniną krwi zaznaczył swój udział w zwycięstwie nad Niemcami. Pracował, kierował państwem, jakie „stworzyła” nam „Wielka Trójka”.
na dręczenie społeczeństwa śmiercią Pyjasa, a ile czasu i miejsca poświecono na informowanie społeczeństwa o księżach pedofilach i o aferach pedofilów w sutannach w tylu różnych krajach świata?! Kiedy zaczęto mówić o skandalu pedofilskim w Irlandii? A o pedofilii w Polsce z udziałem księży się nie mówi. W drugim dniu świąt redaktor Turski, mówiąc o skandalu, wymienił Irlandię i „inne kraje”. Nie wymienił Polski, bo... w Polsce nie ma pedofilów w sutannach! Oto jak dzięki telewizji „publicznej” Kościół zamiata swoje śmieci pod dywan! Jest to ohydne. Dzieci padły ofiarami, aktorzy bronią zygoty i życia ludzkiego, które tak pięknie opluwają! W dzieciństwie dziwiłem się, dlaczego dla spowiednika najważniejszy jest grzech cudzołóstwa. Przecież dziecko mogło cudzołożyć. A tylko ten grzech obchodził księży. Kiedy pewnego dnia przyszedłem się wyspowiadać w dniu moich imienin, ksiądz zapytał mnie, czy jak ruszam ptaka, to mnie boli. Powiedziałem, że tak. – Mnie też – powiedział kapelan. Była to ostatnia spowiedź w moim życiu. I cieszę się, ze już nigdy nie poszedłem wyznawać podobnych „grzechów”. tewu
Wspólny wyjazd Panów miałby swoją wymowę... To byłby sygnał, że Polacy potrafią wznieść się na wyżyny i dogadać, gdy chodzi o wzniosły cel. Groby naszych żołnierzy nie mogą być zapomniane. Wszyscy – zarówno z lewa, jak i z prawa, powinni poległym za Polskę bohaterom tamtych lat oddać należną cześć. Czy tym razem zwycięży mądrość, konsensus, czy raczej zacietrzewienie, głupota, nienawiść i liberum veto? Obywatel RP
Ofiara przestępcą Jako dziecko spowiadałem się, że zjadłem jajko w piątek. Straszono mnie też piekłem i grzechem nieczystości. A dzisiaj biskupi i księża nie muszą się spowiadać z pedofilii. Seksualne okaleczanie dzieci, po którym zostają ślady do końca życia, to nie grzech, bo gwałciciele są w sutannach. Prokuratury tacy nie interesują. Jeżeli gwałcenie dzieci nie jest dla biskupów ani dla tak zwanego ojca świętego grzechem,
grzechy, których nie popełniłem. Ohyda Kościoła polega na wmawianiu grzechów i na wpajaniu poczucia winy, a z drugiej strony – na przebaczaniu mordercom i robieniu z nich świętych, czego przykład widzieliśmy niedawno w telewizji. Była mowa o tym, jak facet kogoś zamordował, ale się poprawił, okazał skruchę i został świętym. Piękny przykład zgnilizny moralnej. Pinocheta też chyba jakiś ojciec święty wyniesie na ołtarze. Ma zasługi, bo mordował komunistów. Jako morderca powinien zostać katolickim świętym. Pracująca pod dyktando episkopatu TVP w nadanym w Niedzielę Palmową programie odniosła się do problemu pedofilii w kościele. „Oskarżenia nie zachwiały pozycji Kościoła” – oświadczył ktoś z TVP. Nie ma problemu zbrodni popełnionych na dzieciach przez pedofilów w sutannach. Ofiary się nie liczą. Liczą się wartości chrześcijańskie. Porównajmy nienawiść do komuny z miłością, jaką ludzie darzą Kościół za jego zbrodnie! Ile czasu i miejsca w telewizji poświęcono
Chwała Wam za to, że jako jedyni w tym biednym i „dzikim kraju” nagłośniliście aferę pedofilską w polskim Kościele i tym samym jako jedyni ujęliście się za molestowanymi, tj. kaleczonymi moralnie i fizycznie polskimi dziećmi. To wprost nie do wiary, że inni na ten temat milczą, a mogliby choć powtórzyć za Wami, skoro sami nie mają wnikliwych dziennikarzy. Można próbować zrozumieć państwowe, czyli katolickie radio, telewizję, czy „Rzeczpospolitą” – reżimowe szczekaczki. Ale inne, rzekomo „niezależne” media? Dlaczego milczą wobec tak bulwersujących FAKTÓW, wobec takiej krzywdy?! Nawet „Angora”, którą uważałem za obiektywną, zeszła na pozycje klerykalne, na przykład w ostatnim (dla mnie – dosłownie!) numerze wzięła w obronę katolickich misjonarzy. Robi przedruki z kościółkowych gazetek. Bo co? Bo większość czytelników to katolicy? Wstyd i hańba! Jacek P., Kraków
19
Nasze gratulacje... ...z okazji uruchomienia audycji radiowych! Mamy nadzieję, że w miarę upływu czasu i doświadczenia audycje będą słyszalne bez zakłóceń, co zadowoli wszystkich zainteresowanych „odradzaniem duchowym”. Jesteśmy pełni uznania wobec publikacji listy księży pedofilów. Może wreszcie i u nas nabiorą odwagi do wytoczenia procesów ci, którzy zostali okaleczeni psychicznie przez tych, którzy nie mają żadnych skrupułów i nie przyznają się do winy. Nie dziwi fakt, że abp J. Życiński i S. Dziwisz tak bardzo bronią swoich podwładnych. Dzisiejsza wiadomość Radia Zet o tym, co zrobili młodzi ludzie w Irlandii, jest doskonałym protestem przeciwko pedofilii duchowieństwa. Położenie bucików dziecięcych na ołtarzu uważam za wspaniały wyraz podeptania czci i uczuć dzieci. A może i u nas należałoby dokonać czegoś tak spektakularnego? Kij w mrowisko został już włożony – przez Wasze publikacje. Maria i Franciszek
Solaris teraz i zawsze Przeczytałem w „Faktach i Mitach” artykuł o systemie Solaris Gate Piotra Tymochowicza. Możliwości tego pomysłu pobudziły moją wyobraźnię. Pomijam aspekt nieśmiertelności w przyszłych wiekach. Zresztą nie do odrzucenia pomimo wiary w Boga, choćby tylko jako pomnik „żywej” osobowości. Osobowość ta inspirowałaby naszymi odpowiedziami przyjaciół, rodzinę, naszych potomków. Przekazywałaby nasze wartości, zasady życiowe, poparte naszym życiem. Czy poza miłością przekazujemy swoim dzieciom coś lepszego? TU I TERAZ system może służyć swoim członkom jako biuro partnerskie, a niedługo ewentualnie... matrymonialne, jako klucz do szukania przyjaciół, jako analizator naszego wizerunku. System mógłby pomóc nam zmieniać się w pożądanym kierunku małymi kroczkami. Mógłby też szybko pokazać, co trzeba zmienić w nas, abyśmy odnieśli sukces towarzyski, finansowy i polityczny. Ja mocno wierzę w Boga. Ale gdyby to był warunek uczestnictwa, to pewnie zgodziłbym się i na DNA. Ryszard Hołowacz
20
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (52)
Karpacka Troja W Trzcinicy koło Jasła, u podnóża Karpat, istniał gród współczesny biblijnym patriarchom. Później był tam ważny gród Słowian. Karpaty to jeden z największych łańcuchów górskich w Europie. Ciągną się łukiem ku wschodowi od przełomu Dunaju pod Bratysławą do Żelaznej Bramy (przełom Dunaju pod Orszawą). W różnych okresach pradziejów, a także w okresie wpływów rzymskich, stan zasiedlenia polskiej części Karpat bywał odmienny: liczne znaleziska archeologiczne, jak również wyniki badań pyłków roślinnych dokumentują głęboką i stałą penetrację kolejnych fal ludności prehistorycznej w obrębie głównego łańcucha górskiego. Analogiczną sytuację rejestrujemy od późnego średniowiecza. W czasach historycznych Karpaty niejednokrotnie przekraczali Hunowie, Awarowie, Madziarzy, później ludność słowiańska i rumuńska, hordy Tatarów i armie różnych narodów w czasach nowożytnych. Charakterystycznym zjawiskiem było przemieszczanie się wzdłuż Karpat ku zachodowi pasterzy wołoskich (rumuńskich) i ruskich. Rekonstruowany fragment dziejów Polski południowo-wschodniej (wschodniej części polskich Karpat) we wczesnym średniowieczu naświetla fakty o bezspornej wiarygodności.
K
Pobyt Słowian na ziemiach polskich, a więc także wzdłuż łuku Karpat, datuje się najpóźniej na początek VI w. W źródłach pisanych ludność ta określana była jako Sklawinowie. Tworzyli oni zachodnie skrzydło świata słowiańskiego, w przeciwieństwie do Antów, drugiego odłamu Słowian, których siedziby obejmowały strefę lasostepu mołdawskiego i ukraińskiego. Słowianie dotarli na teren polskich Karpat z obszaru dzisiejszej Ukrainy, a nie jak wcześniej zakładano, w XI, może nawet XII w., z północy. Musiało też dojść do zetknięcia się owej fali kolonizacyjnej z dawniejszą ludnością Karpat, gdyż nazwy tutejszych większych rzek są przeważnie pochodzenia przedsłowiańskiego (o niejasnym zresztą charakterze). Substrat sklawiński legł następnie u podłoża ugrupowań plemiennych, które rozwijały się w VIII–X w., tj. po zakończeniu okresu wczesnosłowiańskiego (V/VI–VII w.), a już w tzw. okresie plemiennym. Wczesnośredniowieczne osady położone były głównie w dorzeczu lub dolinie Sanu. Byli to najstarsi słowiańscy osadnicy na ziemiach polskich. Wnioski takie wyciągnięto
iedyś, gdy sam rozstawałem się z religią, odkryłem nie bez zdzi wienia, że jednym z najważniej szych fundamentów, na którym stoi wia ra wielu ludzi, jest strach. U źródeł wia ry, zwłaszcza tej pogłębionej, jest wię cej strachu niż nadziei. Żyjemy w bardzo religijnym kraju, w którym jednak wiarę traktuje się mało poważnie. To wygląda na paradoks, ale charakter polskiej religijności jest zdumiewająco powierzchowny. W dużej mierze wynika to z samej istoty katolicyzmu, który ze swoją groteskową spowiedzią, masowo łamanym celibatem kleru oraz zewnętrznym blichtrem sprawia wrażenie jakiejś dziwnej mieszanki rytualno-zabobonno-religijnej, którą trudno traktować poważnie. I mało kto ją tak traktuje, począwszy od hierarchicznej elity, a skończywszy na tzw. zwykłych wiernych. Jedni do drugich jakby puszczali oko we wzajemnym cichym porozumieniu, że to wszystko nie jest tak naprawdę na serio. Taka religijność daje raczej marną pociechę i mglistą nadzieję, ale ma też swoje dobre strony. Pozbawiona jest poważniejszych lęków i dylematów oraz płynących zeń cierpień. Jednak nawet w samym katolicyzmie istnieją rozmaite nurty bardziej pogłębionej religijności, istnieją także odmiany narodowe tego wyznania nieco poważniejsze, jak na przykład jego wersja francuska. A poza katolicyzmem rozwijają się potężne nurty chrześcijaństwa,
dzięki poważniejszym badaniom archeologicznym w ostatnim półwieczu w Karpatach. Punktów archeologicznych z okresu wczesnosłowiańskiego jest w Bieszczadach, Beskidzie Niskim, ale także na pogórzach Dynowskim i Przemyskim ponad tysiąc, przy czym co roku odkrywane są kolejne osady. Najbliższe tym terenom było plemię Lędzian, sąsiadujące od wschodu z Wiślanami. Według Geografa Bawarskiego, Lędzianie, zwani przez Słowian wschodnich Lachami, mieli 98 grodów. Do grupy Lędzian należało najprawdopodobniej plemię „jasielsko-sanockie”, które zajmowało obszar ponad tysiąca kilometrów kwadratowych. Innym wyodrębnionym przez archeologów plemieniem było plemię „rzeszowsko-przemyskie”, zamieszkałe na terenach graniczących od południa z Karpatami. Na obrzeżach Beskidu Niskiego, w Trzcinicy koło Jasła, na wzgórzu przy ujściu Ropy do Wisłoki, odkryto najstarsze w Polsce monumentalne, silnie ufortyfikowane osady z początków epoki brązu – grodzisko ludności grupy pleszowskiej kultury mierzanowickiej
w których wiara jest o wiele ważniejsza niż rodzinna tradycja. Jednym z nich jest protestantyzm, zwłaszcza w jego wersji ewangelicznej, która domaga się osobistego zaangażowania w wiarę i jednostkowej odpowiedzialności przed Bogiem. Tu już nie ma miejsca na katolicką powierzchowność i na traktowanie
– i pierwszą po północnej stronie Karpat osadę obronną zakarpackiej ludności kultury Otomani-Fuezesabony. W Trzcinicy dokonano jednego z ważniejszych odkryć archeologicznych w Polsce, zaś rezultaty badań okazały się rewelacyjne. Stwierdzono tutaj istnienie grodu już 2000 lat p.n.e., a więc w czasach równoległych biblijnym patriarchom czy kulturze mykeńskiej, w związku z czym miejsce to otrzymało miano karpackiej Troi bądź karpackich Myken. Odkryto powiązania Trzcinicy z kulturą basenu Morza Śródziemnego oraz silne oddziaływanie cywilizacji anatolijsko-bałkańskiej na tereny dzisiejszej Polski. Pierwotnie osada była broniona stromizną stoków i otoczona 2,5-metrowym wałem ziemnym, zabezpieczonym z obu stron ścianami z drewna i tkwiącą w ziemi palisadą. Około 1500 r. przeistoczyła się w prawdziwą twierdzę. Wzmocniono i rozbudowano wtedy fortyfikacje, wybudowano drogę dojazdową, a osadę powiększono do
i zazdrosnym. Prawda jest taka, że bardzo często gorliwe życie religijne jest zbudowane na fundamencie strachu. Wielu poważnie traktujących swoją wiarę chrześcijan nie dostrzega tego przez lata albo boi się do tego przyznać. Chodzi o strach przed Bogiem zazdrosnym i sprawiedliwym.
ŻYCIE PO RELIGII
Nie lękajmy się Boga jako nieco rozmazanej polisy ubezpieczeniowej na życie wieczne. Żarty się skończyły: ewangeliczny protestantyzm stawia przed ludźmi życie lub śmierć, zbawienie lub potępienie. Nie ma trzeciej drogi, jakiegoś czyśćca dla leniwych i niedowiarków, żadnej możliwości schowania się w tłumie. Żywa ewangeliczna wiara przynosi większe korzyści, ale także wiąże się z poważniejszymi niebezpieczeństwami. Gorliwa religijność może dawać silniejszą pociechę, ale też kryje w sobie potencjalne lęki. Ewangeliczne chrześcijaństwo domaga się „wydawania owoców”, radykalnej zmiany życia i nie pozostawia złudzeń, bo przez analizę Biblii konfrontuje z judeochrześcijańskim Bogiem: miłosiernym i łaskawym, ale także gwałtownym
Wielu chrześcijan zaprotestuje przeciwko takiemu stawianiu sprawy. Powiedzą: „To nieprawda, przecież ja kocham Boga. Jestem mu taki wdzięczny za zbawienie i za to, co dla mnie robi. Dla mnie wiara to miłość i wdzięczność, a nie strach”. Też tak kiedyś o sobie myślałem. Dopóki nie odkryłem, że miłość i wdzięczność (na tyle, na ile można kochać i być wdzięcznym komuś, kogo nigdy się nie widziało – ale to osobny temat) nie wykluczają strachu. Jesteśmy istotami bardzo złożonymi i nie sposób wszystkiego sprowadzić do jednego mianownika. Zresztą strach nieźle napędza czasem i miłość, i wdzięczność... Dostałem ostatnio bardzo miły list, pełen sympatii i troski, od pana Szczepana, wierzącego czytelnika „FiM” z południa Polski,
2 hektarów. Wśród znalezionych tu zabytków (150 tys. różnego rodzaju przedmiotów) odkryto również intencjonalnie przełamaną na pół siekierę z brązu sprzed 3,5 tys. lat, co może oznaczać, że było to jednocześnie miejsce kultu siekiery. Pod koniec VIII w., mniej więcej w latach 770–780 r., w miejsce to, z dawna opuszczone, przybyli Słowianie. Na bazie reliktów obwałowań zbudowali wielki gród o powierzchni przekraczającej 3 ha. Widoczne do dziś masywne wały grodu sięgnęły 10 m wysokości i 20 m szerokości u podstawy. Oprócz wału głównego (majdan) w odstępach 60–70 m zbudowano trzy kolejne pierścienie wałów, które tworzyły podgrodzia. W niektórych miejscach wał poprzedzała fosa. W grodzie i podgrodziach zbudowano chaty częściowo wkopane w ziemię – półziemianki. Była to ogromna praca inżynieryjna Słowian, którzy wnieśli na wzgórze wielkie ilości drewna i ziemi. W okresie plemiennym gród w Trzcinicy był ośrodkiem lokalnej władzy, jednym z najważniejszych między Krakowem a Przemyślem. Dotrwał do pierwszej połowy XI wieku. Dziś uznawany jest za jeden z najstarszych grodów słowiańskich i najlepiej zachowany obiekt obronny z tego okresu w Małopolsce. W Trzcinicy powstaje obecnie Skansen Archeologiczny „Karpacka Troja”. Zrekonstruowano grodzisko słowiańskie oraz ufortyfikowaną osadę z epoki brązu, a u podnóża – dwie wioski: słowiańską z IX w. i z epoki brązu – sprzed 3,5 tys. lat. Otwarcie skansenu planowane jest na 2–4 lipca. ARTUR CECUŁA
ewangelicznego protestanta. Do jego treści wrócę za tydzień, dziś tylko zauważę, że w liście kilkakrotnie powraca motyw Bożego sądu. A sąd, a właściwie boski wyrok, jest czymś, od czego tylko krok do lęku i trwogi. Zresztą pan Szczepan przestrzega mnie nawet, abym w dniu owego sądu znalazł się po właściwej stronie. Jako wyznawca humanistycznego ateizmu nie znajduję powodów, aby wierzyć w Boga i jego sąd. Dlatego jestem człowiekiem wolnym od religijnych lęków. Ich przezwyciężenie było jednym z najwspanialszych wydarzeń mojego życia. Obchodzę właśnie 11 rocznicę tamtego zwycięstwa nad własnym strachem. Aby z nim wygrać, trzeba najpierw go w sobie zobaczyć i spojrzeć mu prosto w oczy. A później, jeszcze jako człowiek wierzący, powiedzieć, że się już dłużej nie boję, nawet gdybym miał trafić do piekła. Bo nie chcę już żyć życiem niewolnika, który ze strachu oszukuje samego siebie. Wówczas wszystko w naszym religijnym wewnętrznym światku sypie się w gruzy, a najszybciej właśnie ów strach. Później zmartwychwstajemy i przechodzimy do zupełnie nowego życia. Być zewangelizowanym to w dużej mierze znaczy być przestraszonym. Nie lękajmy się więc. Nie ma powodów do strachu. Dajemy się zastraszyć papierowym tygrysom stworzonym z zadrukowanych kartek Biblii. Nie warto się ich bać. MAREK KRAK
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r. eorge Bernard Shaw swoją twórczość traktował jako misję o charakterze uniwersalnym. Uważał, że obowiązkiem pisarza jest naprawianie wszystkiego, co tylko naprawy wymaga. Z pasją rzucił się więc do reformowania polityki i życia społecznego. Był współzałożycielem Towarzystwa Fabiańskiego (1884), które miało przekształcić Wielką Brytanię w demokratyczne państwo socjalistyczne. Fabianie chcieli, by proces ten dokonał się pokojowo, drogą stopniowych przemian, odrzucali tezę Marksa i Engelsa o nieuchronnej rewolucji i chcieli reformować kapitalizm. To Fabianie założyli Partię Pracy i można ich uznać za pierwszych socjaldemokratów. GBS był człowiekiem sukcesu, bo doczekał się demokratycznej Wielkiej Brytanii i triumfu reformistycznych labourzystów. Był też człowiekiem czynu: „Człowiek rozsądny – pisał GBS – dostosowuje się do świata. Człowiek nierozsądny usiłuje dostosować świat do siebie. Dlatego wielki postęp dokonuje się dzięki ludziom nierozsądnym”. To jeden z jego paradoksów, z których słynął. Uważał się za ateistę, bo „Bóg niezrozumiały to brak Boga”. Trzeba więc stworzyć nową religię i nowy Kościół. Oparty na ateizmie, bo „obecnie nie ma na świecie ani jednej wiarygodnej religii”. Boga zastępował Siłą Życia (Life Force), czyli potęgą Natury, która – jego zdaniem – rządzi wszystkim, co żyje, i steruje procesami ewolucji. Piekielnie inteligentny i dowcipny, był GBS niełatwym dyskutantem. Znana jest jego dysputa z katolickim księdzem. W skrócie wyglądała ona następująco: Ksiądz: – Skoro istnieje wszechświat, to Ktoś musiał go stworzyć. GBS: – A w takim razie, kto stworzył tego Kogoś? Ksiądz: – Niemożliwe jest stworzenie Boga. Jest to trudna do wyobrażenia ekstrawagancja. Trzeba założyć, że Bóg istniał zawsze i trzeba weń po prostu wierzyć. GBS: – Jeśli miałbym wierzyć, że Bóg stworzył samego siebie, to z równą łatwością mogę uważać, że wszechświat sam siebie stworzył. Wiele lat po tej dyskusji, pod koniec życia, GBS znów rozmawiał na temat praprzyczyny wszechświata. Tym razem z przedstawicielem katolickiego pisma. – Praprzyczyna... Już sam ten termin zawiera w sobie sprzeczność – stwierdził GBS. – Bo przecież, jeśli za wszystkim kryje się jakaś przyczyna, to nie może istnieć pierwsza przyczyna, czyli praprzyczyna. Tak, jak nie można określić, który odcinek koła jest pierwszy. Ważnym elementem filozofii Shawa był wegetarianizm. Pisał, że w jego kondukcie pogrzebowym pójdzie stado różnorodnych zwierząt – woły, barany, świnie, wszelki drób, a także ptaki i ryby – by wyrazić
G
PRZEMILCZANA HISTORIA
Genialny bezbożnik
„Dlaczego mielibyśmy słuchać papieża w sprawach seksu? Jeśli nawet wie on coś na ten temat, to przecież nie powinien”. W tym roku mija 60 lat od śmierci autora tych słów, George’a Bernarda Shawa, uważanego za największego po Szekspirze dramaturga piszącego w języku angielskim. wdzięczność człowiekowi, który darował im życie i nie zjadł ich. Kościół katolicki starał się nie drażnić irlandzkiego geniusza, aby nie prowokować takich na przykład uwag: „Twierdzenie, że wierzący czuje się szczęśliwszy od niewierzącego, nie znaczy nic więcej jak to, że pijany jest szczęśliwszy od trzeźwego”. Albo: „Jeśli oddasz swoje prawo w ręce sędziów, a swoją religię w ręce biskupów, to rychło znajdziesz się bez prawa i bez religii”. Starcie między GBS a Krk okazało się nieuniknione, a to z racji Joanny d’Arc. Bowiem 16 maja 1920 roku została ona kanonizowana przez papieża Benedykta XV. Krk postąpił w sposób skrajnie niekonsekwentny, ponieważ w roku 1431 ta sama kobieta została przez Kościół potępiona i spalona na stosie. Nieco wcześniej, bo w roku 1428, sąd kościelny oczyścił Joannę d’Arc z zarzutów o herezję. Dziewiętnastoletnia Joanna twierdziła, że słyszy głosy świętych, którzy radzą jej, jak prowadzić wojnę przeciw Anglikom.
Joanna była już narodową bohaterką Francji, gdy proangielski biskup Cauchon nakazał wznowić proces i doprowadził do jej skazania za „nieposłuszeństwo okazane Kościołowi”. Owo „nieposłuszeństwo” polegało na tym, że Joanna, wbrew sądowemu zakazowi, nosiła męskie, żołnierskie odzienie zamiast szat kobiecych. Bezpośredni powód był więc błahym pretekstem, który posłużył do zgładzenia charyzmatycznego, ludowego przywódcy, jakim była Joanna. Stanowiła konkurencję dla kleru, krytykowała biskupów. Nie można jej było jednak skazać za kontakty z diabłem, bo oznaczałoby to, że król Karol VII, który Joannie d’Arc zawdzięczał tron, w istocie został ukoronowany przez szatana. W roku 1456 dokonano rewizji wyroku i uznano go za nieważny. O świętości Joanny d’Arc nie było jednak mowy i nic też nie zmieniło faktu, że to właśnie kościelny sąd skazał ją na stos. Minęło niemal 5 wieków i Watykan postanowił wykorzystać postać
Joanny d’Arc dla poprawy słabnących stosunków z Francją, która – po uchwaleniu w 1905 roku ustawy rozdzielającej Kościół i państwo – poszła drogą laicyzacji. Po pierwszej wojnie światowej papież Benedykt XV starał się normalizować stosunki watykańsko-francuskie i uznał, że kanonizacja Joanny byłaby na miejscu. Natomiast GBS nie byłby sobą, gdyby nie zwrócił uwagi na tę polityczną manipulację. Wkrótce po kanonizacji Joanny zaczął pisać o niej sztukę teatralną, pierwszy poważny utwór sceniczny po serii komedii. Shaw przestudiował wówczas akta sądowe i wszystko, co zostało na ten temat napisane. W rezultacie odtworzył cały przebieg procesu. Twierdził później, że jego sztuka to właściwie niewiele więcej ponad protokolarne zapisy sądowe. Pisarz przedstawił postać młodej wieśniaczki opanowanej mistyczną wiarą w posłannictwo uwolnienia Francji od Anglików. Joanna d’Arc w wersji Shawa nie jest ani osobą
21
nawiedzoną, ani katolicką świętą. Jest natomiast niepiśmienną chłopką, a jednocześnie genialnym dowódcą wojskowym i jedną z pierwszych bojowniczek o prawa kobiet. Jeśli była męczennicą, to protestancką, a nie katolicką. Krk nie miał prawa wynosić na ołtarze swojej ofiary, torturowanej i brutalnie zamordowanej. GBS był postacią o niezwykłej popularności. Rudowłosy, irlandzki olbrzym z nieodłączną fajką był urodzonym polemistą i mistrzem riposty. Oczywiście, Krk zaatakował Shawa za to, że jakoby niesłusznie oskarżył katolicki sąd o zamordowanie Joanny. Zdaniem Watykanu bowiem, to nie Kościół sądził Joannę, ale „mała, zbrodnicza klika wykorzystała sąd kościelny dla celów politycznych”. Mizerna to była obrona, bo przecież Joanna sądzona była w pełnym majestacie kościelnego sądu. Wprawdzie ważną rolę w jej osądzeniu odegrał kolaborujący z Anglikami zdrajca, Pierre Cauchon, biskup Beauvais, jednak oddania oskarżonej pod jurysdykcję inkwizycyjną domagał się sam generalny inkwizytor Francji Martin Billorin. W zespole sędziowskim, liczącym 38 sędziów duchownych, był także zastępca generalnego inkwizytora – Jean la Maistre. Joanna d’Arc została uznana za „guślarkę, czarownicę, zaklinaczkę złych duchów, schizmatyczkę oraz bluźniącą przeciw Bogu i jego świętym – buntowniczkę, a także heretyczkę”. Oskarżona została ekskomunikowana i „wykluczona ze wspólnoty z Kościołem, tak jak odcina się chorą gałąź”. Miała zostać następnie przekazana w ręce sądu świeckiego, ale nie doszło do tego, bo szybko zarządzono egzekucję. Joanna została umieszczona na szczycie stosu, który podpalono. Gdy płomienie pożarły szaty skazanej i ukazało się nagie ciało, kat zdusił ogień. Dopiero gdy gawiedź nasyciła się widokiem „wszelkich sekretów ciała kobiecego”, znów wzniecił płomienie. Ciało spłonęło na proch, który wrzucono do Sekwany. Znany w Polsce kościelny cenzor o. Marian Pirożyński, redemptorysta, w swojej książce „Co czytać”, wydanej w latach 30., tak pisał o GBS: „Shaw Bernard – dramaturg i powieściopisarz angielski o socjalistycznych poglądach, ateusz i cynik. Shaw uważa św. Joannę d’Arc za zwyczajną osobę, bez cech nadprzyrodzonych, walczącą o prawo do wolności osobistej”. W roku 1925 GBS otrzymał literacką Nagrodę Nobla i stał się jednym z najpopularniejszych pisarzy świata. Sławę tę ugruntował Oscar otrzymany w 1938 roku za najlepszy scenariusz adaptowany do filmu („Pygmalion”). Do dzisiaj najbardziej znanym na świecie musicalem jest „My Fair Lady” z librettem opartym na „Pygmalionie”. JANUSZ CHRZANOWSKI
22
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
O zbawieniu W okresie świąt wielkanocnych więcej niż zwykle słyszymy o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa, a co za tym idzie – o zbawieniu. Czym według Biblii jest owo zbawienie, na czym polega i jaki ma związek ze śmiercią i zmartwychwstaniem? Zacznijmy od samego pojęcia. Zbawienie (gr. soteria) to w najściślejszym biblijnym znaczeniu tego słowa ocalenie, wyzwolenie lub zachowanie od śmiertelnego niebezpieczeństwa. Według Biblii, może się ono dokonać głównie dzięki Bożej pomocy (łasce) i współpracy człowieka, który „z bojaźnią i ze drżeniem zbawienie swoje sprawuje” (Flp 2. 12). Z takim właśnie zbawieniem spotykamy się od pierwszych stronic Biblii. Widoczne jest ono już w ocaleniu Noego podczas potopu, kiedy jednocześnie dokonał się sąd nad ówczesnym światem bezbożnych (Rdz 6. 5, 8, 23; 2 P 2. 5). Następnie można je dostrzec w ocaleniu Jakuba i jego rodziny za pośrednictwem Józefa, który powiedział do swych braci: „Wy wprawdzie knuliście zło przeciwko mnie, ale Bóg obrócił to w dobro, chcąc uczynić to, co się dziś dzieje: zachować przy życiu liczny lud” (Rdz 50. 20, por. 45. 5). Najbardziej jednak znanym przykładem takiego wybawienia jest wyjście Izraela z Egiptu. Czytamy, że „ich wołanie o pomoc dotarło do Boga” i „Bóg ujął się za nimi” (Wj 2. 23, 25). W tym celu powołał Mojżesza, do którego powiedział: „Wyprowadź lud mój, synów izraelskich, z Egiptu” (Wj 3. 10). Później zaś, kiedy Jahwe „wzbudzał im sędziów i ci ratowali ich z rąk ich łupieżców (...). Ilekroć zaś wzbudzał im sędziów, to Bóg był z tym sędzią i wybawiał ich z rąk ich wrogów, póki żył ten sędzia, gdyż Pan litował się nad ich skargami na ich gnębicieli i ciemiężców” (Sdz 2. 16, 18). Z tych i innych dziejowych doświadczeń Izrael wiedział więc dobrze, że poza Bogiem nie ma zbawienia. Dali też temu wyraz wszyscy prorocy. Oto wyznanie dwóch z nich: Izajasza i Ozeasza: „Ja, jedynie Ja, jestem Bogiem, a oprócz mnie nie ma wybawiciela” (Iz 43. 11) oraz: „Bo Ja, Jahwe, jestem twoim Bogiem od wyjścia z ziemi egipskiej, a Boga oprócz mnie nie powinieneś znać i poza mną nie ma zbawienia” (Oz 13. 4). Co więcej, przez proroków Bóg zapowiedział również przyszłe zbawienie (Jr 23. 5–6), a nawet, że „zbawienie to sięgnie aż do krańców ziemi” (Iz 59. 6) przez sługę Jahwe, którego „ustanowił pośrednikiem przymierza” (Iz 49. 8). Idea zbawienia zawsze też wiązała się z koncepcją Królestwa Bożego, a tym samym ze sprawiedliwością,
pokojem i radością (Iz 52. 7, por. Rz 14. 17) oraz z wybawieniem od wszystkich nieczystości i z wewnętrzną przemianą człowieka (Ez 36. 25–29). Według Nowego Testamentu, idea Boga obdarowującego swój lud i świat zbawieniem urzeczywistniła się więc z chwilą narodzin Jezusa, bo już samo Jego hebrajskie imię Jehoshuach (Jeshuah), oznacza „Jahwe zbawia”. Od samego zatem początku misja Jezusa polegała na tym, „aby szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19. 10). Stąd też Ewangelie podają, że Jezus uzdrawiał chorych (Mt 4. 23–24), wskrzeszał umarłych (Mt 11. 5) i oferował wybawienie od grzechu i śmierci wiecznej całemu światu. Czytamy: „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Bo nie posłał Bóg Syna na świat, aby sądził świat, lecz aby świat był przez niego zbawiony” (J 3. 16–17). „Ojciec posłał więc Syna jako zbawiciela świata” (1 J 4. 14), ponieważ chce, „aby wszyscy ludzie byli zbawieni” (1 Tm 2. 4). Dlatego też misja Chrystusa dotyczyła głównie zbawienia ludzi od grzechu i pojednania ich z Bogiem. Każdy grzech oddziela bowiem człowieka od Boga (Iz 59. 2) i rujnuje jego życie. „Każdy [też], kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu” (J 8. 34). Dlatego Jezus, który pokonał grzech, a nawet umarł za grzechy ludzi (1 Kor 15. 3), przyszedł właśnie w tym celu, aby uwolnić, czyli „zbawić lud swój od grzechów jego” (Mt 1. 21, por. J 8. 36; Łk 4. 18). Zbawienie to polega zatem na przebaczeniu i oczyszczeniu z grzechów wcześniej popełnionych (Łk 7. 47–50; 1 J 2. 12; Kol 2. 13), pojednaniu z Bogiem (Rz 5. 11; 2 Kor 5. 18; Kol 1. 21–22) oraz wewnętrznej przemianie, którą Nowy Testament zwykle nazywa odrodzeniem (Tt 3. 5), duchowym ożywieniem (Ef 2. 4–9), nowonarodzeniem lub stworzeniem na nowo (J 3. 3–8; 2; 1 P 2. 2; Kor 5. 17; Ef 2. 10). Wszystkie te wymienione elementy dlatego mają tak istotne znaczenie, że dopiero człowiek zbawiony od grzechu, jego mocy i dominacji (Rz 6. 14) oraz trwający w duchowej społeczności z Bogiem zaczyna żyć pełnią życia. Jak powiedział Jezus: „Ja przyszedłem, aby [owce moje] miały życie i obfitowały” (J 10. 10).
Kto zatem szuka Boga, ten znajduje życie (Am 5. 4, 6, 14), bo według Biblii, to Bóg jest źródłem życia (Jr 2. 13; 7. 13), które „dał i Synowi”, by obdarzał nim tych, którzy Go przyjmują (1 J 5. 11–12). Czym zatem charakteryzuje się to nowe, obfite życie? Przede wszystkim czystością serca, sprawiedliwością i pokojowym nastawieniem do wszystkich (Mt 5. 6, 8–9; Hbr 12. 14). Krótko mówiąc, jest ono obfite ze względu na owoce ducha, którymi są: „miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość” (Ga 5. 22–23). W jakimś stopniu można to nowe życie zilustrować historią Zacheusza, który z chwilą, kiedy tylko zbawienie stało się jego udziałem, postanowił nie tylko więcej nie pobierać zawyżonego podatku, dzięki któremu stał się bogaty, ale powiedział również: „Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób” (19. 8). Te zatem i inne zewnętrzne przejawy zbawienia i nowego życia prawdziwych wyznawców Chrystusa zasadniczo różnią się od postawy wiernych, którzy tylko „przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy” (2 Tm 3. 5). Na przykład gdy w pierwotnym chrystianizmie zbawienie ujmowano (i doświadczano) jako wewnętrzną przemianę i uczestnictwo w boskim życiu, w zinstytucjonalizowanym Kościele, czyli od IV wieku, zaczęła przeważać tendencja do przedstawiania go na sposób legalistyczny. Odnowę moralną i duchową zastąpiono więc
prawniczym ujęciem zbawienia (usprawiedliwienia), które zależy m.in. od takich kościelnych przykazań, jak na przykład spowiedź i uczestnictwo w mszy jako zadośćuczynienie za grzechy. Ta sformalizowana religijność przetrwała aż do dziś i skutecznie wypiera potrzebę duchowo-moralnej odnowy oraz naśladowania Chrystusa. Wskutek tego powstaje coraz więcej różnych kościołów (również buduje się ich co raz więcej), a ubywa prawdziwych chrześcijan. Przybywa świąt kościelnych (przynajmniej w Polsce), podczas gdy Biblia mówi: „Nienawidzę waszych świąt (...). Niech raczej prawo tryska jak woda, a sprawiedliwość jak potok niewysychający” (Am 5. 21, 24) oraz: „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 P 1. 16). Aktywiści religijni chcieliby również zadekretować, że Jezus Chrystus jest Królem Polski, podczas gdy On pragnie być przede wszystkim Księciem Pokoju ludzkich serc i domów, i oczekuje, aby Jego wyznawcy „dążyli do pokoju z wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana” (Hbr 12. 14). Krótko mówiąc, trzeba odróżnić pierwotny chrystianizm od kościelnego systemu obrządków i narośli doktrynalnych, które faktycznie stoją na drodze do zbawienia od grzechu. Wracając do zbawienia, należy podkreślić, że Biblia mówi również o nim w sensie eschatologicznym, czyli związanym ze śmiercią człowieka i końcem znanego nam świata (Mk 13. 13, 20). Dotyczy więc ono przyszłości, czyli tego, co z człowiekiem stanie się po śmierci. Chociaż
bowiem wyznawcy Chrystusa już są dziedzicami zbawienia, to jednak wciąż „oczekują synostwa, odkupienia ciała” (Rz 8. 23). Według Biblii, los człowieka nie kończy się zatem wraz ze śmiercią. Wiadomo też, że wiarę w życie wieczne wyrażali już prorocy (Hi 14. 12; 19. 25–27; Iz 26. 19; Dn 12. 2, 13). Od zmartwychwstania zaś Chrystusa, który odniósł triumf nad śmiercią (Dz 2. 24; 2 Tm 1. 10) i w swoich rękach trzyma klucze królestwa śmierci (Ap 1. 18), o zmartwychwstaniu mówi się już jako o nadziei żywej (1 P 1. 3). Oczywiście śmierć kładzie kres ziemskiej egzystencji. Gdy bowiem człowiek „wyzionie ducha” (Hi 14. 10), „nie ma już udziału w niczym z tego, co dzieje się pod słońcem” (Koh 9. 6). Biblia wprawdzie mówi, że śmierć jest oddzieleniem ducha od ciała, ale zapewnia też, że owo „tchnienie życia” powraca do Boga (Koh 12. 7; Hi 34. 14; Ps 14. 29; Rdz 2. 7) i w tym sensie życie tych, którzy „umierają w Panu” (Ap 14. 13) „jest ukryte wraz z Chrystusem w Bogu” (Kol 3. 3). W tym też sensie zbawienie wiąże się z przejściem, już tu i teraz, ze śmierci do życia (J 5. 24; 1 J 3. 14; 5. 11–12) i wraz ze zmartwychwstałym Chrystusem jest rękojmią dziedzictwa wiecznego. Pełnię jednak tak ujmowanego zbawienia osiągną dopiero przy zmartwychwstaniu, bo napisano: „Błogosławiony i święty ten, który ma udział w pierwszym zmartwychwstaniu; nad nimi druga śmierć nie ma mocy” (Ap 20. 6) oraz: „I będziesz błogosławiony (...). Odpłatę bowiem będziesz miał przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych” (Łk 14. 14). Poza tym Biblia mówi, że pierwsze zmartwychwstanie będzie powstaniem do życia wiecznego w nowym ciele, podobnym do zmartwychwstałego Chrystusa (1 Kor 15. 51–54; Flp 3. 20–21). Biblia nie określa jednak szczegółów, dotyczących ciała zmartwychwstałych, bowiem „jeszcze się nie objawiło, czym będziemy” (1 J 3. 2). Mówi jedynie, że ciała zmartwychwstałych pozbawione będą jakiejkolwiek skazy i nie będą już więcej podlegać cierpieniu i śmierci (Ap 21. 4). Podsumowując, należy stwierdzić, że Biblia jednoznacznie uczy, iż autorem (źródłem) zbawienia i pojednania jest Bóg, a Chrystus jest jego wykonawcą (2 Kor 5. 18; J 3. 16; 1 Tm 2. 4–6). Jest to centralna prawda Pisma Świętego i księga ta nie pozostawia również wątpliwości co do jednego, że jeśli człowiek chce być zbawiony, musi ją przyjąć tu i teraz: „Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6. 2). Wraz ze śmiercią kończą się bowiem wszelkie szanse na zbawienie i na nic zdadzą się jakiekolwiek modlitwy lub ofiary za zmarłych. Jak czytamy: „Postanowione jest ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (Hbr 9. 27). BOLESŁAW PARMA
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r. ariawityzm jest jednak ruchem niejednorodnym, ma przy tym zarówno jasne, jak i ciemne strony. Wszystko zaczęło się w 1893 roku od objawień, jakimi zaszczycona została w Płocku energiczna siostra Feliksa Kozłowska (1862–1921). „Niepojęta światłość ogarnęła moją duszę i miałam wtedy ukazane: ogólne zepsucie świata i ostateczne czasy; potem rozwolnienie obyczajów w duchowieństwie i grzechy, jakich się dopuszczają kapłani”. W ich świetle Mateczka postanowiła zreformować
M
Niebo wycofa swą akredytację dla Watykanu. Od tego dnia Pan Jezus miał zaprzestać transformowania się w eucharystii katolickiej (i tylko katolickiej!). Główny organ polskich wolnomyślicieli „Myśl Niepodległa” w numerze z maja 1908 r. chwalił mariawityzm jako odważny przejaw „polskiej religijności niezależnej”, zestawiając „ludowy mariawityzm” ze „szlacheckim towianizmem”: „Czego nie mógł dokonać jakby lękliwy jeszcze towianizm, na to zdobył się odważny mariawityzm (...). Trudno, aby chłop polski z Darwinem
OKIEM SCEPTYKA Najwięcej trudności sprawiła im idea „mistycznych małżeństw”, po zaprowadzeniu której wylecieli z Unii Utrechckiej. Z jednej bowiem strony głosili celibat duchowieństwa, z drugiej zaś dozwalali na „mistyczne zaślubiny” księży z zakonnicami, w ramach których seks „czystości” nie plamił. Dziewictwo w owych związkach było zachowane dzięki asyście Ducha Świętego. Dzieci z tych związków – pozbawione zmazy grzechu pierworodnego – miały być nowym narodem wybranym. Kozłowski utrzymywał, że śluby zakonne nie zostają przez to wcale zniesione, gdyż
poligamicznego. W „Królestwie Bożym na ziemi” ukazał się tekst, który wywodził, co następuje: „Prawo kościelne (...) i prawa państwowe wszystkich państw chrześcijańskich uznają tylko jednożeństwo, potępiają zaś i uznają za występek wielożeństwo, poligamię. Jest to zasadniczy błąd”. Dalej, opierając się na tekstach biblijnych, przeprowadzono obronę tej tezy. I znów w prasie katolickiej zawrzało. Duchowni mariawiccy zostali gremialnie oskarżeni o praktykowanie poligamii, zaś była mariawitka napisała, że abp Kowalski „miał prawo do wszystkich sióstr”.
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (48)
Kapłanki Aarona Mariawityzm jest ostatnim jak dotąd polskim wkładem w dzieje powszechne herezji. Początek ruchowi mariawickiemu dała zakonnica Feliksa Kozłowska, zwana Mateczką, która zaczęła od objawień, a skończyła jako mariawicka bogini. polskie duchowieństwo. Zaczęła formować specjalny tajny zakon – Zgromadzenie Kapłanów Mariawitów. Nazwa zgromadzenia ma wyrażać ideę naśladowania życia Maryi. Początkowo wszystko odbywało się w ramach Kościoła katolickiego. Wśród kapłanów Mateczki szybko zaczął się wyróżniać Jan Kowalski, wikariusz jednej z warszawskich parafii, który do tajnego bractwa mariawickiego trafił dzięki ks. J. Kaczyńskiemu. Młody i przystojny wikary szybko zyskał sobie szczególne względy mistyczki komunikującej się z Transcendencją, składając jej hołdy należne bogom. Od 1903 roku Mateczka zajęła miejsce na mariawickim panteonie, zaś namiestnikiem jej spraw przyziemnych stał się „Maria Michał” Kowalski, który od tego czasu przejął faktyczne kierownictwo rozwijającego się bujnie ruchu mariawickiego w Polsce. W latach 1904–1906 próbował zalegalizować w Kościele Zgromadzenie Mariawitów, ale Święte Oficjum odmówiło mu jednak licencji. Wobec niepodporządkowania się woli watykańskich inkwizytorów, zgromadzenie mariawickie zostało wyklęte, a sama Mateczka imiennie ekskomunikowana w dniu 5 grudnia 1906 r. Od 1907 r. rozpoczęła się niezależna działalność mariawitów, początkowo zrzeszonych w Unii Utrechckiej Kościołów Starokatolickich. Właśnie w Utrechcie wielebny Kowalski został wyświęcony przez starokatolików do godności biskupa. Latem 1921 r. Mateczka wyzionęła ducha w następstwie wodnej puchliny, ale trzy lata wcześniej – w swym ostatnim objawieniu z roku 1918 – zdążyła jeszcze wyprorokować, że z dniem 31 sierpnia 1918 r.
i Haecklem szedł na Watykan, ten chłop naturalnie jako wielka szara masa a nie jako inteligencja chłopska z tej szarej masy wyłoniona i na pewne wyżyny intelektualne już wyniesiona; Mariawityzm jest owym etycznym chłopskim quod possumus (co możemy). Ruch ten jest bezwarunkowo ruchem odrodzeńczym”. W tym pierwszym okresie funkcjonowania Kościoła mariawickiego miał on charakter raczej schizmatycki aniżeli heretycki. Dopiero kiedy Kowalski został niepodzielnym przywódcą mariawityzmu, dokonał reform, które musiały przekraczać horyzonty religijne Matki Założycielki. W 1922 r. było to wprowadzenie Komunii Świętej pod dwiema postaciami; w 1924 r. – zniesienie celibatu księży oraz wprowadzenie „małżeństw mistycznych” (zawierane między kapłanami a zakonnicami); w 1929 r. – wprowadzenie kapłaństwa kobiet („kapłanki Nowej Linii Aarona”); w 1930 r. – zniesienie spowiedzi usznej i wprowadzenie Komunii Świętej dla dzieci tuż po chrzcie; w 1935 r. – wprowadzenie kapłaństwa ludowego (tzn. powszechnego) oraz nakaz sprawowania mszy świętych i sakramentów przez świeckich. Kozłowska została de facto ubóstwiona. „Kto nie miłuje Mateczki naszej popada pod [...] wyrok potępienia” – głosił Kowalski. On sam został niejako „papieżem słowiańskim”, przepowiadanym przez Słowackiego: „Więc oto idzie Papież Słowiański, Ludowy brat”. Na długo więc przez erą Wojtyły polscy mariawici wypełnili proroctwo wieszcza, a ich arcybiskup ogłosił symboliczne przeniesienie stolicy apostolskiej z Rzymu do Płocka.
na owe małżeństwa duchowna para musiała otrzymać jego zgodę. Mogli współżyć, ale nie mogli mieszkać razem. Dzieci zrodzone z tych związków miały wychowywać siostry mariawitki z Płocka. Rodzice nie posiadali do nich praw, „gdyż zrodzone one zostały z nakazu Bożego i poczęte bez grzechu”. Jedno z pierwszych małżeństw zawarł sam Kowalski z siostrą Antoniną Izabelą Marią Wiłucką (na zdjęciu) – przełożoną Zgromadzenia Sióstr Mariawitek. Podobnie uczynili jego najbliżsi współpracownicy. Związki te zawierano w tajemnicy przed wiernymi, a także częścią duchownych. Dopiero w 1924 r. powiadomiono wiernych o tych posunięciach, tłumacząc to realizacją zapowiedzi prorockich o „nowym ludzie”. Z czasem Kowalski przyjął na siebie rolę swatki, dobierając pary wedle własnych pomysłów („w imieniu Jezusa”). Po tych reformach część księży odpadła od mariawityzmu. Niektórzy powrócili na łono prawowierne, inni zaczęli rozwijać Kościół polskokatolicki. Poza „małżeństwem mistycznym” mariawici poczęli bronić małżeństwa
Trudno powiedzieć, jak obficie korzystał z tego prawa i czy zakrawało to na molestowanie, faktem jednak jest, że w roku 1928 został oskarżony o „czyny lubieżne” wobec grupy nastolatek pozostających pod jego opieką duchową. Zaczęło się od oskarżenia, które skierowała do płockiego prokuratora matka 15-letniej dziewczyny oddanej do internatu mariawickiego. Dziewczyna została zwerbowana do grupy 12 „mandolinistek”, czyli dziewczęcej grupy muzycznej, półnago przygrywającej wieczorami arcybiskupowi. Jak podaje 80-stronicowy akt oskarżenia (obszerne fragmenty w „Dzienniku Białostockim”, 20.09.1928), arcybiskup całował panny w usta, twierdząc, że w ten sposób spływa na nie specjalna łaska, przekazana mu poprzez jego fizyczne obcowanie z Mateczką. „Osinówna widywała koleżanki wychodzące po nocnych wizytach od oskarżonego. Były one zazwyczaj wyczerpane, potargane i roznegliżowane”. Halina Fijałkowska zeznała, że w czasie przygrywania wielebny leżał rozebrany w łóżku, a kiedy zostawała
23
z nim sama, była całowana i „w sposób drastyczny” szczypana po całym ciele. Wizyty nazywane były „nocnymi adoracjami”. Była zakonnica mariawicka zeznała z kolei, że arcybiskup obcował z nią cieleśnie, tłumacząc trzy stopnie łaski: 1 – ustami, 2 – sercem, 3 – ofiarowaniem mu dziewictwa. Dalej akt oskarżenia mówi: „Oskarżony tak ją potrafił rozstroić erotycznie, że często mdlała”. Kolejne były zeznania siostry Prochówny. „Dziennik Białostocki” podaje pruderyjnie: „Czyny, do których miał Prochównę, wedle jej zeznań, zmuszać Kowalski, nadają się do powtórzenia jedynie w jakiemś wydawnictwie lekarskim”. Po przyjęciu ofiary z dziewictwa, arcybiskup oznajmił Prochównie, „że miał zrozumienie od Boga”, aby ją oddał na mistyczną małżonkę dla księdza Dziewulskiego. Była siostra Maria Tomas zeznała, że do zakonu przyjmuje się ładne dziewczęta, zaś arcybiskup wydał specjalne dyrektywy co do kroju bielizny zakładowej – wszystko po to, żeby umożliwić szybkie roznegliżowanie się kobiet. Dziś sympatycy mariawityzmu podważają ten proces, chcąc wszystko zrzucić na karb wojującego katolicyzmu. W istocie jednak nawet sam oskarżony przyznawał, „że nie był w tym bez winy”, choć pomniejszał swe wyczyny („bez języczka”). Sprawa toczyła się latami, dwa razy przeszła przez wszystkie instancje, i w końcu, w 1936 r., Kowalski poszedł siedzieć na niecałe dwa lata. Życie zakończył w obozie koncentracyjnym w Dachau, a niektórzy wyznawcy ogłosili go świętym męczennikiem. Byli też tacy, którzy uznali go za wcielenie Boga, jednak większość mariawitów odcięła się od skompromitowanego przywódcy. Taka sytuacja spowodowała rozłam na Starokatolicki Kościół Mariawitów (odrzucający nowinki religijne Kowalskiego) oraz Kościół Katolicki Mariawitów (ortodoksyjnie mariawicki i święcący kobiety na kapłanki). O tym, jak bardzo różni się dzisiejszy mariawityzm od przedwojennego, świadczy choćby stosunek do masonerii. Walka z masonerią była jednym z naczelnych celów mariawityzmu. Tak głosiło objawienie. Dziś jednym z najbardziej znanych mariawitów jest ksiądz astronom Konrad Rudnicki – pierwszy polski odkrywca komety („1966 T1 Rudnicki”). W 1994 r. w czołowym podówczas czasopiśmie masońskim „Wolnomularz Polski” (nr 3) opublikował on piękne wielkoczwartkowe refleksje pt. „Wolność, równość, braterstwo, sprawiedliwość społeczna”, a omawiając tam masońską trójcę świętą – wolność, równość i braterstwo – wbrew przedwojennym mariawickim wieszczbom rychłego końca świata – zakończył swój artykuł słowami: „Wierzę w przyszłość ludzkości”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Dodatki do żywności Każdy z nas spotkał się z enigmatycznymi oznaczeniami na opakowaniach produktów spożywczych, z charakterystyczną literą „E” w nazwie. Kojarzą się ze szkodliwymi substancjami konserwującymi, dodawanymi do żywności. Wielu z nas słyszało zapewne o nowotworach będących konsekwencją ich spożywania. Jak jest naprawdę? Chemiczne dodatki spełniają bardzo pożyteczną rolę. Hamują rozwój szkodliwych substancji – takich jak pleśń i bakterie – w produktach spożywczych. Przedłużają więc termin ich przydatności do spożycia i eliminują ryzyko zatruć i infekcji bakteryjnych. Niestety, coraz częściej słyszy się, że sztuczne dodatki chemiczne, długo podawane, kumulują się w organizmie, wywołując niekorzystne zmiany. Podnoszą się głosy, że patologiczne zmiany mogą pojawić się nawet w kolejnym pokoleniu. Jednak nie każda substancja oznaczona literką „E” jest sztucznym związkiem chemicznym, który może nieść niefortunne skutki dla naszego zdrowia. Dodatki do żywności dzielimy na: ! barwniki ! konserwanty chemiczne ! przeciwutleniacze ! regulatory kwasowości ! zagęstniki ! emulgatory ! substancje wzmacniające smak i zapach ! substancje słodzące. Nie wszystkie z tych substancji to syntetyki. Wiele z nich to naturalne substancje dość powszechnie występujące w naturze. Zwłaszcza barwniki spożywcze, nadające lub przywracające kolor, są nieszkodliwe dla naszego zdrowia: E100 – kurkumina, naturalny żółty barwnik uzyskiwany z kurkumy, działający przeciwbakteryjnie i przeciwzapalnie. Zalecany do spożywania zimą, zabezpiecza nas przed infekcjami; E101 – ryboflawina, czyli witamina B2; E120 – koszenila, naturalny czerwono-pomarańczowy barwnik chinolinowy; E140l – chlorofil występujący w roślinach, barwiący produkty na zielono; E150a – karmel, czyli cukier poddany działaniu wysokiej temperatury; E160a – beta-karoten, prowitamina witaminy A, barwnik czerwono-pomarańczowy; E160b – anatto, pomarańczowy barwnik uzyskiwany z jednego z tropikalnych owoców; E160d – likopen, ekstrakt ze skórek pomidorowych barwiący żywność na czerwono;
E162 – betanina, czyli wyciąg z czerwonych buraków ćwikłowych; E163 – naturalne barwniki uzyskane z kapusty lub czarnych winogron. Także zdecydowana większość zagęstników spożywczych to substancje naturalne: E400 – kwas alginowy uzyskiwany z alg morskich; E401 – alginian sodu, substancja naturalna o charakterze błonnika; E406 – agar z czerwonych alg morskich; E407 – karagen, zagęstnik uzyskiwany także z czerwonych alg morskich, stosowany w produktach dla dzieci; E410 – mączka chleba świętojańskiego z nasion Ceratonii, dodawana do mleka dla niemowląt; E412 – guma guar, naturalna substancja z drzewa Cyamopsis tetragonolobus; E414 – guma arabska pochodząca z drzew akacji; E415 – guma ksantanowa uzyskiwana z cukru, glukozy lub skrobi; E440 – pektyna uzyskiwana z owoców; E441 – żelatyna ze skór i kości zwierzęcych; E1412 – fosforan diskrobiowy, naturalna substancja stosowana w przetworach dla dzieci; E1422 – acetylowany adypinian dwuskrobiowy, naturalna substancja będąca pochodną skrobi ziemniaczanej lub kukurydzianej. Regulatory kwasowości nadają pożądany smak i zwiększają trwałość produktów. Są to naturalne, nieszkodliwe kwasy organiczne. Najczęstsze z nich to: E260 – kwas octowy, substancja naturalna, wyprodukowana na bazie alkoholu etylowego; E270 – kwas mlekowy będący produktem fermentacji skrobi kukurydzianej lub zbożowej; E330 – kwas cytrynowy naturalnie otrzymywany z melasy; E334 – kwas winowy, naturalny produkt fermentacji wina. Środki słodzące: E421 – mannit, słodka forma alkoholu występującego m.in. w mannie i innych roślinach; E420 – sorbit, otrzymywana przez redukcję glukozy bezbarwna substancja o słodkim smaku; E951 – aspartam, substancja słodząca 180 razy słodsza od cukru. UWAGA! Nie zalecamy słodzenia aspartamem. Oprócz nietolerancji
przez osoby chore na fenyloketonurię podejrzewa się go o wywoływanie raka mózgu i układu limfatycznego. W internecie można znaleźć wiele materiałów dotyczących trujących właściwości tej substancji. Emulgatory są substancjami potrzebnymi do uzyskania jednorodnych produktów takich jak majonezy, margaryny, czekolady, lody itp. Zazwyczaj są to substancje naturalne, a zatem nieszkodliwe: E322 – lecytyna uzyskiwana z soi. Lecytynę z soi stosuje się często przy stanach zmęczenia jako substytut diety; E471 – mono- i dwuglicerydy kwasów tłuszczowych, często stosowane w lodach. Wytwarzane z glicerolu i kwasów tłuszczowych, jak najbardziej naturalne.
japońskiej jako składnik popularnej tam przyprawy. UWAGA! Ostatnie badania polskich naukowców wykazały, że nawet w niewielkich ilościach wywołuje niekorzystny wpływ na przewodnictwo nerwowo-mięśniowe. Spożywany w dużych ilościach jest niebezpieczny dla zdrowia. U alergików może spowodować nawet paraliż układu oddechowego; E623 – glutaminian wapnia – działa identyczne jak glutaminian sodu; E636 – maltol, substancja o posmaku karmelu, nadająca zapach „świeżego chleba”. Dotarliśmy do konserwantów chemicznych, najbardziej kontrowersyjnej grupy dodatków do żywności. Znajdziemy tu niestety sporo substancji niekorzystnie wpływających na nasz organizm, i to mimo
Przeciwutleniacze zapobiegają m.in. jełczeniu tłuszczów i zmianie barwy produktów. Są to głównie witaminy lub ich pochodne: E300 – kwas askorbinowy (witamina C); E301 – askorbinian sodu – pochodna witaminy C, przeciwutleniacz używany często do wzmacniania smaku chleba. Zapobiega brązowieniu owoców i tworzeniu się rakotwórczych nitrozoamin w mięsie; E302 – askorbinian wapnia – stabilizator i przeciwutleniacz na bazie witaminy C, gdzie kwas askorbinowy został zobojętniony wapniem; E307 – alfa tokoferol (witamina E), przeciwdziała jełczeniu tłuszczu. Substancje wzmacniające smak i zapach: E621 – glutaminian sodu – używany był od setek lat w kuchni
swoich niewątpliwych zalet polegających na niedopuszczaniu do psucia się produktów poprzez hamowanie rozwoju bakterii i grzybów. E200 – kwas sorbinowy, uważany jest za obojętny dla zdrowia, ale może powodować reakcje alergiczne. Stosowany głównie do serów i margaryn. Otrzymany po raz pierwszy przez ekstrakcję z owoców jarzębiny. Jest całkowicie metabolizowany przez organizm człowieka. Nieszkodliwe są również sole kwasu sorbowego: sodowa E201, potasowa E202, wapniowa E203; E210 – kwas benzoesowy – bardzo popularny konserwant wprowadzony na miejsce wycofanego ze stosowania kwasu salicylowego. Silnie hamuje w kwaśnym środowisku rozwój grzybów, drożdży i wielu szczepów bakterii. Niestety, kwas benzoesowy
zakwasza silnie organizm, przyczyniając się do nasilenia objawów choroby wrzodowej oraz nowotworów przewodu pokarmowego. Przy dużych ilościach wywołuje zatrucia, a także objawy alergiczne. Pochodnymi kwasu benzoesowego są jego sole: sodowa E211, potasowa E212 i wapniowa E213; E214 i E216 – Ester etylowy i propylowy kwasu benzoesowego – udoskonalone formy kwasu benzoesowego. Są skuteczniejsze i wydajniejsze od niego oraz całkowicie wydalane z organizmu wraz z moczem. Stosuje się też sole tych związków – E217 i E218 – wykazujące takie same właściwości i skutki; E220 – bezwodnik kwasu siarkawego, związek o silnych właściwościach odkażających i wybielających. Często używany do wyjaławiania opakowań. W przemyśle winiarskim wykorzystywany do utrwalania moszczów owocowych. Niszczy witaminy B1 i B12. Bezwodnik kwasu siarkawego i jego sole – E221, E222, E223, E224, E228 – mogą powodować dolegliwości jelitowe; E234 – nizyna. Hamuje rozwój bakterii masłowych i mlekowych. Zachowuje się nieagresywnie w stosunku do organizmu człowieka, dzięki czemu jest uważana za środek bezpieczny. E236 – kwas mrówkowy. Hamuje działanie enzymów drożdży i pleśni, zapobiegając ich rozwojowi. Chociaż całkowicie metabolizuje się w organizmie, uważany jest za substancję niebezpieczną; możliwe, że wprowadzony zostanie zakaz jego używania; E251 – azotan sodowy, czyli popularna saletra. Popularna, ale niebezpieczna. Może ona w solance peklującej, a także w przewodzie pokarmowym ulec przemianie w azotyny, a te w połączeniu z sokiem żołądkowym tworzą rakotwórcze nitrozoaminy. Częste spożywanie wędlin konserwowanych azotanami i azotynami może powodować poważne schorzenia, włącznie z nowotworami przewodu pokarmowego; E280 – kwas proprionowy, związek naturalnie występujący w organizmie człowieka i zwierząt. Zarówno kwas proprionowy, jak i jego sole – sodowa E281 oraz wapniowa E282 – hamują rozwój drożdży, pleśni i laseczki ziemniaczanej. Są one całkowicie metabolizowane w organizmie i w związku z tym uważane za substancje bezpieczne. E1105 – lizozym, enzym odkryty już przez Aleksandra Fleminga w 1929 r. Występuje w wielu płynach ustrojowych, m.in. krwi, ślinie, łzach itp. Posiada właściwości bakteriostatyczne. Bezpieczny dla człowieka. Omówione powyżej substancje są najczęściej spotykane w kupowanych przez nas produktach. Mam nadzieję, że zwrócicie teraz Państwo większą uwagę na to, co kupujecie i zadbacie o zdrowie swoje i najbliższych. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
ojca Teofila dal Pozzo – wielce szanowanego i cieszącego się autorytetem franciszkanina – który był kierownikiem duchowym siostry Rity i przełożonym prowincji kapucynów w Foggii, a zatem bezpośrednim przełożonym i przyjacielem Ojca Pio. Cud z placu św. Piotra miał narodzić się z zastępczego zadośćuczynienia, za pomocą którego Ojciec Pio nauczył s. Ritę wydzierać niebu łaski dla Kościoła i cierpiących. Dzięki modlitwie i pokucie
obecność duchowej córki Ojca Pio w miejscu zamachu staje się częścią wielkiego planu”. Ciekawa konstatacja, przyznacie. Otóż Niebu trzeba łaski wydzierać. Innymi słowy, nie jest ono do tych łask specjalnie skłonne i chętne. Na szczęście była Rita. No i Jan Paweł II... „Jan Paweł II rozmawiał z Bogiem. Codziennie i dosłownie! Nim stanął przed ludźmi, by Go reprezentować, prosił Boga, aby mógł być jego żywym obrazem. To samo działo się po celebracji: ledwie zdjął święte szaty, klękał w zachrystii i modlił się. Miałem zawsze to samo wrażenie, że nie ma go wśród nas. Od czasu do czasu podczas podróży wchodził jego sekretarz i, dotykając go delikatnie, zachęcał, by
można wziąć na siebie cierpienie innego człowieka. Świadectwo o. Franco D’Anastasio znajduje się w teczce przechowywanej w Watykanie (...). Karol Wojtyła szybko wyczuł głęboki związek, jaki Bóg ustanowił między nim a zakonnikiem ze stygmatami. W 1948 roku pojechał do San Giovanni Rotondo. W 1972 r. wpłynął na Pawła VI, aby rozpoczęto proces beatyfikacyjny stygmatyka. Dlatego przebłagalna
wyszedł z zakrystii, bo ludzie czekają, aby go pozdrowić (prezydenci, burmistrzowie, władze...), ale Papież prawie nigdy nie reagował: pozostawał pogrążony w głębokiej modlitwie i znów, w pewnym momencie, podnosił się sam albo dawał nam znak, byśmy mu pomogli”. Okazuje się, że im JPII bardziej popadał w demencję, tym częściej rozmawiał z zaświatami. Taka jakaś dziwna prawidłowość.
Bóg urojony Jeżeli przypadkiem spotkacie faceta, któremu opadła szczena, a oczy wyszły z orbit, to będę ja. Tak właśnie wyglądam po lekturze książki Andrei Torniellego „Santo subito”. Dowiedziałem się z niej, że Jan Paweł Drugi i Pan Bóg Pierwszy to byli (są?) koledzy! Obiecywałem w Radiu „FiM” i słowa dotrzymałem. Gdy tylko książka „Santo subito” została przetłumaczona na język polski, rzuciłem się do lektury i – tak jak zapowiadałem – przedstawiam jej streszczenie. Co prawda wypieki już mi znikły z twarzy, ale głupi wyraz osłupienia najpewniej pozostanie jeszcze długo. Książka Torniellego była szeroko komentowana na całym świecie. Największe wrażenie zrobiły te fragmenty, w których autor opisuje, że Wojtyła biczował się w trakcie modlitwy i gawędził sobie z Maryją zawsze dziewicą, jej synem, a nawet z samym Bogiem Ojcem! Zatem bez zbędnych ceregieli zanurzmy się we fragmenty opowieści o człowieku, który kulom się nie kłaniał, ale za to bogom często, bo ich widywał codziennie: „Kiedy czyta się pisma Jana Pawła II, odnosi się wrażenie, że człowiek ten przeżył swoje życie, każdą jego chwilę, całkowicie pogrążony w objęciach Boga niczym krzew ognisty pośród grani historii. Świadczą o tym niezliczone wypowiedzi ludzi, którzy spotkali Jana Pawła II nawet w ostatnich latach jego życia naznaczonych wyniszczeniem fizycznym i postępującą chorobą Parkinsona”. Wydaje się, że pośrednikiem pomiędzy JPII a Absolutem był ojciec Pio. Tak więc oszust, który za pomocą kwasu robił sobie stygmaty, uratował naszego papę od niechybnej śmierci. A jak? A tak: „Relacja między polskim papieżem i świętym stygmatykiem trwała także po śmierci kapucyna. Ręka Ojca Pio była obecna na placu św. Piotra owego krytycznego dnia, 13 maja 1981 roku, kiedy Jana Pawła II dosięgły pociski wystrzelone przez Alego Agcę i o mało nie wykrwawił się na śmierć. Ojciec Święty był zawsze pewien: owego popołudnia, o 17.19, ręka z nieba skrzywiła tor kuli, która wykonała niezrozumiały slalom, omijając aortę, najważniejsze dla życia organy i kręgosłup”. Czyli, że co? Że to już nie Maryja zawsze dziewica uratowała papę (jak tego chce większość katolickich świadectw i sam JPII), tylko tatko Pio? Wszystko na to wskazuje, bo jest wiarygodny świadek tych wydarzeń:
„Siostra Rita, która urodziła się jako Cristina Montella, była bohaterką wielu misji łączących, udokumentowanych przez przełożonych franciszkańskich, i dzieliła razem ze swym słynnym duchownym ojcem dar bilokacji. To ona po raz pierwszy powiązała zamach na papieża z Ojcem Pio i jego mistyczną obecnością. Mniszka, która zmarła w 1992 roku w toskańskim klasztorze Santa Croce sull’Arno, była uczennicą kapucyna. Dzieliła z nim życie modlitewne i charyzmaty, takie jak bilokacja, czyli jednoczesna obecność w dwóch, nawet oddalonych od siebie, miejscach”. Umiecie być w dwóch miejscach naraz? Bez pół litra? Nie? A Rita umiała! „Natychmiast po próbie zamordowania Jana Pawła II siostra Rita zwierzyła się ojcu Franco – zobowiązując go do dochowania tajemnicy przynajmniej do jej śmierci – że dzięki darowi bilokacji, który przekazał jej Ojciec Pio, była obecna na placu św. Piotra 13 maja 1981 roku. Jednak to nie wszystko. Wspólnie z Maryją skierowałam w inną stronę kulę zamachowca – stwierdza s. Rita, dodając: – Ileż musiałam się natrudzić, aby nie wydarzyło się najgorsze”. Zwróćcie uwagę, że autor książki sam już chyba „bilokuje”, bo raz pisze, że kulę poprowadził Pio, a raz, że Rita pospołu z Maryją. Chwilę później otrzymujemy ciekawą informację, że owa Rita była „dziewczynką” kapucyna. Cokolwiek miałoby to znaczyć. Nie wierzycie? Oto dowód: „Dzięki cudownym darom otrzymanym dzięki Ojcu Pio, zakonnica, nazywana dziewczynką stygmatyka, miała zatem nie dopuścić do tego, by pontyfikat Jana Pawła II zakończył się tragicznie na samym początku. Jeśli turecki zabójca wypełniłby zadanie powierzone mu przez mocodawców, którzy pragnęli śmierci pierwszego słowiańskiego papieża, historia Kościoła byłaby inna i inna byłaby historia świata, zważywszy na decydującą rolę, jaką odegrał Jan Paweł II w bezkrwawym upadku komunizmu w 1989 roku. Duchowa więź siostry Rity ze świętym kapucynem była szczególna, o czym świadczą dokumenty i świadectwa
25
„Papież już wówczas nie chodził. Mistrz ceremonii i ja wnieśliśmy go w fotelu na platformę samochodu przygotowanego specjalnie na procesję. Przed Papieżem, na klęczniku, umieszczono monstrancję z Najświętszym Sakramentem. Podczas procesji Ojciec Święty zwrócił się do mnie, prosząc, by mógł uklęknąć. Prośba ta wprawiła mnie w zakłopotanie, bo Papież fizycznie nie był do tego zdolny. Po pewnym czasie Jan Paweł II powtórzył: – Chcę uklęknąć! (...) Tu jest Pan Jezus! Proszę... Chciał upaść na kolana, adorować obecność Chrystusa, którego widział. Nie chciał wobec tej obecności siedzieć”. Niestety, niektóre relacje pana Torniellego są takiego gatunku, że powinien się nimi zainteresować prokurator. Mamy tu bowiem z jednej strony ciężko chorego człowieka, z drugiej – jego otoczenie, które dokonuje swoistego aktu eutanazji. Tak znienawidzonej przez Kościół: „W czasie choroby, kiedy chciało mu się pić, nie można mu było dać nic do picia, bo odpowiadał: – Tak bardzo musiał cierpieć Jezus. (...) Bardzo często poddawał się umartwieniom cielesnym. Słyszałyśmy (relacjonuje jedna z zakonnic) to, bo w Castel Gandolfo mój pokój znajdował się stosunkowo blisko jego pokoju. Dawał się słyszeć odgłos uderzeń, gdy się biczował. Robił to, kiedy jeszcze był w stanie sam się poruszać (...). Zdarzało się, że spędzał noce na klęczniku, bez chwili snu. Rano widzieliśmy, że jest słabszy niż zazwyczaj i szeptaliśmy między sobą: – Dziś nie spał...”. ! ! ! Cóż, chyba wystarczy już tych relacji. Dość opowieści o człowieku (jeśli te opowieści są prawdziwe), który oszalał na punkcie Boga, ale także i swojej osobistej boskości. Jeśli religia to rzeczywiście opium dla mas (w co akurat bardzo wierzę), to on był cały czas na rauszu. Czy w tym, co robił, był uczciwy? Wygląda na to, że tak. Fanatycznie uczciwy. Tym gorzej dla niego. I dla nas. Jeśli bowiem jeden z ważniejszych przywódców świata wierzy w to, że rozmawia z bogami, to... strach się bać. Na szczęście bogowie ani nie potwierdzają podobnych rozmów, ani też nie podzielają związanej z nimi fascynacji. I pewnie tylko z tego powodu jeszcze istniejemy. Jako gatunek. MAREK SZENBORN
26
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
RACJONALIŚCI o pierwszy wiersz w tej rubryce, nad którego autorstwem rozkładamy bezradnie ręce. Udało nam się ustalić tyle, że został napisany w XVII wieku przez... No właśnie, przez kogo? Może ktoś z Was wie? Tak czy inaczej tekst mógłby zostać napisany choćby i wczoraj. Sprawdźcie dlaczego...
T
Okienko z wierszem Wybrało się siedem grzechów na sejm do Warszawy, Szumno, świetno wjechali, mając pilne sprawy. Pycha w rynku stanęła, Łakomstwo w ulicach, Gniew z Zazdrością u kupców, Obżarstwo w piwnicach. Nieczystość też przy murach z Lenistwem została, Bo się im tam gospoda w rynku nie dostała. Za nimi też Pięć Zmysłów, mając dziwne stroje, Przed którymi jechało pacholątek troje. Jednego zwano I-nań, a drugiego Cudzy, Trzeci Zapamiętały; jechali też drudzy, marszałkowie słudzy. Widzenie wprzód z Słyszeniem, z Powonieniem kroczy, Nierządne Dotykanie z Ukuszeniem boczy. Zatem też i piechota, gdzie cudzołożnicy, Zabijacy, złodzieje, tam do szubienicy Stanąwszy, a ci drudzy przedmieście okryli, Z przekupkami tak mężnie i potężnie pili, Że jeszcze i dotychczas chodzą po Warszawie, Wszyscy, będący chętni, przyjmują łaskawie. Których, nie wiem, kto starszy kazał podejmować, Goście radzi, jak widzę, będą tu sejmować.
Zaproszenie W dniu 17 kwietnia 2010 r. o godz. 11 w lubelskiej siedzibie SLD, przy ul. Beliniaków 7, rozpocznie się spotkanie członków i sympatyków lubelskiej RACJI Polskiej Lewicy. Wszystkich chętnych serdecznie zapraszamy. Przewodniczący – Tomasz Zielonka
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
POsprzątane? Posprzątane. Po zimie, Wielkanocy, marzeniach Radka Sikorskiego i wiadomej piątej rocznicy. Dwie pierwsze sprawy mamy z głowy do grudnia, kiedy wraz ze śniegami i mrozami nastaną kolejne, długie, konkordatowe święta. Dla odmiany z betlejemską gwiazdą. Dla jednych na niebie, dla innych w doniczce. Boże Narodzenie, choć w katolickim roku liturgicznym mniej ważne niż triduum paschalne, jest zdecydowanie bardziej lubiane i celebrowane. Anno Domini 2010 będzie dodatkowo poprzedzone zaprzysiężeniem – 23 grudnia – prezydenta III RP. Pytanie, czy nowego. Platforma jest pewna, że tak. PiS mniej pewny, że przeciwnie. Pozostali mają nadzieję, która – jak wiadomo – matkuje większości. Rozgrywka będzie ciekawa. Polacy mają wprawdzie dla Lecha Kaczyńskiego ponad dwa razy więcej uczuć negatywnych niż pozytywnych, ale pewniaków nie znoszą z zasady i kochają utrzeć im nosa. Tak było w 1990 roku, kiedy niespodziewany łomot dostał Mazowiecki. Nie tylko od Wałęsy, ale i od Tymińskiego. I w roku 1995, gdy Lechowi powinęła się noga, którą chciał podać Kwaśniewskiemu, bo Polacy wybrali przyszłość z Olkiem. Także w 2005 roku prezydent Tusk był nim zaledwie do drugiej tury. W finałowej rundzie poległ jak premier z Krakowa. Czy znowu powtórzy się scenariusz z przegranym faworytem? Byłaby to wprawdzie powtórka z tragedii, a nie z rozrywki, ale prawdziwe cuda się zdarzają. Wszelako pod warunkiem, że nie są potrzebne do szybkiej beatyfikacji. W tym roku kandydat z największymi szansami nie startuje. Twierdzi, że woli realną władzę niż żyrandole, których ma zresztą pod dostatkiem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. W dodatku, w odróżnieniu od prezydenta, w każdej chwili może dokupić nowe, gdyż pod
sobą ma ministra finansów. Nad sobą zaś tylko córkę, z której zdaniem, podobno jako jedynym, się liczy. Mimo to premier nie podpada pod krytykę abp. Michalika, który twierdzi, że „Polska staje się państwem partyjnym”. Dla Tuska liczy się tylko własny interes. PO jest dla niego jedynie instrumentem walki o władzę. Niepodzielną i nieograniczoną. Donald I. Król Słońce. Na razie Peru. W żyrandole jako przyczynę rezygnacji faworyta z kandydowania nikt nie wierzy. W tej sprawie dwór i żołnierze Tuska milczą ze strachu. Z zemsty wypowiada się Gilowska, co jednak wcale nie umniejsza jej racji. Zachowanie premiera nie po raz pierwszy wskazuje, że czegoś się boi. Na pewno nie jest to gniew ludu. Polacy mają niewyczerpane pokłady tolerancji dla platformerskiego nicnierobienia, oprócz przekrętów. Nie wygląda też na to, by Tusk bał się Boga i historii, choć to akurat polityków w niczym nie ogranicza, bo jest wyłącznie zwrotem retorycznym. A zatem, szef PO skrywa jakąś tajemnicę. Czy zna ją szef CBA, skoro w 2007 nie stracił stanowiska? Czy może bracia Kaczyńscy, skoro premier zgodził się na taki kształt ustawy o rozdzieleniu urzędu ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, który uszczupla jego władzę, pozbawia realnego wpływu na obsadę Prokuratury Generalnej, a w konsekwencji umacnia wpływy zaufanych Ziobry? Na placu boju o Belweder przepychają się (bo trudno to nazwać walką) kandydaci, których większość obywateli III RP nie lubi i nie chce. Z badania przeprowadzonego przez IPSOS na reprezentatywnej próbie 1 tys. Polaków w wieku powyżej 15 lat („GW”, 27–28.03.2010), wynika, że gdyby pretendenci byli jedynymi na rynku środkami do higieny osobistej, wolelibyśmy zarosnąć brudem, niż kupić którąś z oferowanych marek.
(Nie)Honorowa Maryja Uchwała, która czyni Matkę Boską patronką rozmodlonego Wałbrzycha, musi być uchylona – żądają członkowie RACJI Polskiej Lewicy. Walczą na forum Rady Miejskiej, walczą też w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym. Bo – ich zdaniem – dawanie takiego „prezentu” mieszkańcom jest nadużyciem, a przy tym zwyczajną głupotą. Wystarczy wejść na stronę internetową Wałbrzycha, by się przekonać, że miasto dotrzymuje kroku świętej Częstochowie. Jeden ruch i po oczach bije wielka reklama! Nie jakiejś inwestycji, nie imprezy kulturalnej, ale religijnej.
Na stronie Urzędu Miasta Wałbrzycha najważniejszy jest Jan Paweł II i zaplanowana msza, na którą zapraszają biskup Ignacy Dec oraz prezydent miasta Piotr Kruczkowski. Msza nie byle jaka, bo organizowana z wielką pompą, na wałbrzyskim stadionie. To zaledwie przykład tego, jaką estymą cieszą się ludzie Kościoła w mieście, które z uwagi na położenie (ściana zachodnia) powinno chlubić się swoim liberalizmem. Ale tak nie jest. Miejskie władze wręcz lubują się w podkreślaniu „ważnej roli Kościoła”, wiary i religii. Równo rok temu uderzyły w najwyższe tony. Najpierw honorowym obywatelem miasta uczyniono
szefa regionu biskupa Deca, a chwilę później – Matkę Boską Bolesną patronką miasta. Sprzeciw części radnych nic nie dał. Po zakończeniu watykańskich procedur i wystawieniu glejtu Matka Boża Bolesna dokładnie 3 maja zostanie ogłoszona Najważniejszą Panią w Wałbrzychu. Chyba że... poskutkuje sprzeciw, jaki zorganizowali działacze lokalnego koła RACJI Polskiej Lewicy. We wniosku skierowanym do rajców powołują się na decyzję wojewody dolnośląskiego, który uchylił podobną uchwałę podjętą w miejscowości Duszniki-Zdrój (dot. św. Piotra). Wojewoda stwierdził, że obwoływanie postaci religijnej patronem nie mieści się w zakresie
Prezydenta jednak wybierzemy, choć uważamy, że kompletnie nie ma z kogo. W tej sytuacji większość uprawnionych nie pójdzie na wybory, a o wyniku zdecyduje tzw. żelazny elektorat partyjny. Obecnie największym dysponuje PiS. To ogromna szansa dla Lecha Kaczyńskiego. Zwłaszcza, jeśli będzie popierany przez Rydzyka, który dowodzi zdyscyplinowaną, radiomaryjną armią wyborców. Perspektywy na drugą turę przedstawicieli partii innych niż PO i PiS są zbliżone do zera. O dziwo, Olechowski znacznie wyprzedza Szmajdzińskiego, który z kolei ma mniej zwolenników niż SLD. Obaj wzbudzają niedobre emocje. Są tak dalece niekomunikatywni i nieprzekonujący, że większość badanych nie wie, o co im chodzi. Obaj kojarzą się głównie z nudą i apatią. Olechowski dodatkowo, i słusznie, ze sztywniactwem i wyniosłością. Szmajdziński zaś – z odtrąceniem i sceptycyzmem. Czasu na zmianę wizerunku zostało niewiele. Najpoważniejszym kandydatem jest Komorowski. Oczywiście że względu na partyjny szyld, a nie osobiste walory. Dość zresztą wątpliwe. Niepracująca żona, gromada dzieci, opozycyjna karta i XIX-wieczne poglądy nie przyciągną młodych wyborców. Nawet jeśli w 2007 roku, by odsunąć od władzy PiS, głosowali na ludzi Tuska. Marszałek będzie miał szczęście, jeśli zdoła zmobilizować zwolenników swojej partii. Wszak został namaszczony przez zaledwie trzecią część Platformy. Na wielbicieli Sikorskiego też nie ma co liczyć. Zwłaszcza że wieje od niego zadęciem i nudą. Dodatkowo jako lider sondaży będzie budził sprzeciw i naturalną, polską przekorę. Przynajmniej w pierwszej turze. Czy zatem rzeczywiście jest już wyborczo PO-sprzątane? JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
„zaspokajania zbiorowych potrzeb wspólnoty”, co czynić powinna Rada Miejska. „Nawet jeśli będą to (domniemane) potrzeby większości mieszkańców (katolicy). Bowiem potrzeb tylko niektórych mieszkańców gminy nie należy utożsamiać ze zbiorowymi potrzebami wspólnoty samorządowej” – czytamy w uzasadnieniu. Działacze RACJI Polskiej Lewicy przypomnieli o tym fakcie radnym, ale nie tylko. – Złożyliśmy dokumenty dotyczące tej sprawy w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym we Wrocławiu. – powiedział Jerzy Krzysztofek z wałbrzyskiego koła RACJI. Walka trwa, i – co najważniejsze – antyklerykałowie mają coraz więcej popleczników oraz silnych argumentów, by z sukcesem walczyć z klerykalnymi pomysłami rozmodlonej władzy. DANIEL PTASZEK
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
Kolega dzwoni do kolegi: – Wpadaj do mnie, są dwie znajome, zabawimy się! – Ładne??? – Wypijemy, będzie OK... ! ! ! Poniedziałek, siódma rano. W tramwaju ścisk. Nagle wśród stłoczonych ludzi ktoś woła: – Czy jest tu lekarz?! Potrzebny lekarz! – Jestem! – krzyczy pasażer z daleka i przeciska się przez tłum. Gdy lekarz dochodzi do wołającego, ten pyta: – Choroba gardła na 6 liter...? ! ! ! Podczas kolędy ksiądz wręczył małemu chłopczykowi obrazek z wizerunkiem świętego. Mały obejrzał obrazek i pyta: – Masz więcej? Ksiądz dał mu jeszcze cztery. Mały pooglądał wszystkie i pyta: – A z dinozaurami masz? KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) bywa dla kwiatów opryskliwy, 2) zanurzanie członków w pianie, 3) o smakołyku na patyku, 4) pięść lub chłop do śmiechu, 5) gruby w rękawiczkach, 6) krwiopijca, 7) pływa po stawie w kożuchu, 8) przyklasztorna ziemia orna, 9) co ma głupi, czego nie kupił?, 10) na co się zbiera makulaturę?, 11) udział brać w soborze może, 12) nie ustawisz go do pionu, 13) najwyższy na fregacie, 14) idealna konstrukcja, 15) bez podpisu, 16) beret w modzie w ciemnogrodzie, 17) co ma byk, czego ty mieć nie chcesz?, 18) raki wspak, 19) biada posłowi, co do niej nie gada, 20) kiedy ranne wstają..., 21) wszyscy jej schodzą z drogi, 22) zdanie Maksyma, 23) w każdym porcie ma dziewczynę, 24) bity nie raz, 25) słucha druha, 26) wyrwidąb i zerwikaptur, 27) szesnastka z dwiema chorągiewkami, 28) na co dzwon może zabić?, 29) zimna woda sił mu doda, 30) na co jedzie biskup z synem?, 31) co się składa na sąsiada?, 32) stworzony nie do pary, 33) ciapki w szlaczki, 34) top dla Izy, 35) cap odwrócony, jak kot, ogonem, 36) rodzaj budy dla mustanga, 37) bajeczny Grek, 38) można z nim mówić zjadliwie, 39) czy nigdy go nie zdradzisz?, 40) jak w nim się żyje pod wpływem hipnozy, 41) Rudemu żaden nie podskoczył hop, 42) nim robi się natychmiast, 43) by się poczuć znowu w dechę, wciąga sobie w nocha krechę, 44) wygląda jakby ukradli Księżyc, 45) pokój z nim może kosztować więcej, 46) na tym balu się nie tańczy, 47) drwił z gołego Noego, 48) smaczna karta, 49) uff, już po wszystkim!
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Dziadek dał Jasiowi 20 zł na urodziny. Mama obserwuje Jasia, wreszcie mówi: – Jasiu, podziękuj dziadziusiowi. – Ale co powiedzieć? – Powiedz tak, jak ja mówię, gdy tatuś daje pieniążki. Jasiu zwraca się do dziadzia: – Dlaczego tak mało? ! ! ! Kapitan Titanica wchodzi do sali balowej i oznajmia pasażerom: – Mam dwie wiadomości – dobrą i złą. Od której mam zacząć? – Od złej! – Za chwilę nasz statek zatonie. – A ta dobra? – Dostaniemy 11 Oscarów! ! ! ! Dwie prostytutki biorą prysznic i rozmawiają: – Ale masz pryszcze na tyłku! – To nie pryszcze! To cena napisana w języku Braille’a dla niewidomych... ! ! ! Pijaczek znalazł się przypadkiem na cmentarzu. Zauważył grabarza zajętego swoją pracą i postanowił go dla żartu przestraszyć. Podszedł do niego od tyłu i wrzasnął: – BUUUUAAA!!! Grabarz ani drgnął – kontynuował swoją pracę i nawet się nie odwrócił. Pijaczek odszedł, zniesmaczony nieudanym żartem. Wychodząc poza teren cmentarza, dostał nagle łopatą w łeb i padł na ziemię nieprzytomny. Grabarz pochylił się nad nim i grożąc palcem, pouczył: – Straszymy, biegamy, skaczemy, bawimy się, ale za bramę... nie wychooodziiiimyyyy!
1
43
10
12
9
39
8 23
44
10
8
22
42
5
37
31
21 46
41
13
35
14 27
24
22
9
5
15
7
36
25 18
19
34
14
33
28
31
16
26
32
25
16
28
34
13
17
20
27 6
11
40
15
20
12
30
47
32
7
6
18
19
4 4
33
35
26
45
29
17
11 48
3
38
3
2
49
2
24
23,29 21
1
30
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie z cyklu „Przysłowia mądrością narodu”
1
18
2
3
4
5
19
20
21
22
6
7
23
24
8
9
25
26
10
11
27
28
12
13
14
15
16
17
29
30
31
32
33
34
35
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 13/2010: „Nowe badania wykazały, że człowiek nie powstał z prochu, ale z gliny”. Nagrody otrzymują: Leopold Dunajewski z Zielonej Góry, Janusz Skrzek z Lipska, Iwona Harężlak z Porąbki. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Anna Tarczyńska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 50,70 zł za trzeci kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 50,70 zł za drugi kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Znalezione na www.fotka.pl
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 15 (527) 9 – 15 IV 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
Święconka
czym bezpruderyjny i podróżujący po świecie Europejczyk wiedzieć powinien? ! W Boliwii mężczyźnie nie wolno zorganizować gorącego trójkąta z matką i córką. ! Mieszkańcom Alabamy za sprzedaż gumowych lal i innych gadżetów służących do zabaw erotycznych grozi do 10 lat więzienia. ! W Cattle Creek (Kolorado) nie można kochać się podczas kąpieli w jeziorze, rzece i strumieniu. ! W Minnesocie po dziś dzień uchowało się prawo, według którego mężczyzna nie powinien uprawiać seksu, jeśli trąci mu z ust czosnkiem czy cebulą. Jego partnerka może wówczas kazać umyć mu zęby. ! Również w Minnesocie przepis zabrania kontaktów intymnych człowieka z... rybą. ! Libańczycy płci męskiej mogą uprawiać seks ze zwierzętami wyłącznie płci żeńskiej. Miłosne te^te-a`-te^te z jakimś koziołkiem, panem owcą itp. zagrożone jest karą śmierci. ! W angielskim Birmingham zabrania się „seksu na schodach kościoła po zachodzie słońca”.
O
CUDA-WIANKI
Temida i seks ! W Michigan za samogwałt grozi 5 lat więzienia, w New Jersey – 3 lata, ale tylko w przypadku grupowej masturbacji kilku osób. ! Przepisy w Kentucky jasno określają: paniom nie wolno pokazywać się na autostradzie w stroju kąpielowym, chyba że w asyście dwóch policjantów. ! W Karolinie Północnej mężczyźni nie mogą podglądać kobiet przez okno. Paniom wolno patrzeć do woli.
! W stanie Wisconsin zabronione jest całowanie się w pociągu. ! W muzułmańskim Królestwie Bahrajnu ginekolog nie może bezpośrednio oglądać narządów płciowych swojej pacjentki. Tamtejsi lekarze radzą sobie, korzystając z lusterka. ! W Skullbone, w stanie Tennessee, żadnej kobiecie nie wolno zaspokajać mężczyzny, jeśli ten prowadzi właśnie samochód. Przyłapanej na tym grozi grzywna i miesiąc w pace. ! Jeśli policjant w Idaho przyuważy podejrzanie podskakujące auto i mniema, że odbywa się w nim czynność prokreacyjna, ma obowiązek zaparkować radiowóz za pojazdem, zatrąbić 3 razy, odczekać 2 minuty i dopiero wówczas wysiąść z auta i podjąć śledztwo. ! W Carlsbadzie (Nowy Meksyk) można uprawiać seks w zaparkowanym samochodzie, pod warunkiem że będzie zaopatrzony w zasłony, na ten czas zaciągnięte. JC