Były prokurator generalny, szef Klubu SLD, w rękach kolegi Kurczuka i jego prokuratorów
CZY JASKIERNIA SPRZEDAŁ USTAWĘ ZA 10 MLN DOLARÓW? INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 36 (183) 11 IX 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Kolejna afera wstrząsa posadami chorej polskiej demokracji. To nieuchronne, choć już teraz sprawa Rywina u większości rodaków wywołuje odruch wymiotny. Nawet żądni sensacji dziennikarze z niedowierzaniem przecierają oczy i niechętnie podejmują temat, pytając: ZNOWU?! Gdańska prokuratura wszczęła postępowanie karne po dziennikarskim śledztwie „Faktów i Mitów” oraz doniesieniu posła Zbigniewa Nowaka. Chodzi o domniemane przyjęcie łapówki w wysokości 10 milionów dolarów za przegłosowanie w Sejmie ustawy korzystnej dla właścicieli automatów do gier. Jak wiadomo, posłowie SLD taką ustawę niedawno przegłosowali. Głównym bohaterem jest tu Jerzy Jaskiernia – obecny szef Klubu SLD, były minister sprawiedliwości i były prokurator generalny, który sam nominował, a także awansował wielu prokuratorów – człowiek mający bardzo szerokie plecy. Nie przesądzamy o winie pana Jaskierni. Apelujemy jedynie o rzetelne śledztwo, które wskaże milionowych łapówkarzy. W gronie kolegów różnej maści zrobiono w tym kraju już zbyt wiele zła za plecami wyborców. Ludzka wytrzymałość ma swoje granice, a ludzkie losy to nie są, KOLEDZY, wasze gry losowe. Ü Str. 3
Profesor doktor habilitowany nauk prawnych Jerzy Jaskiernia
2
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Jak ujawniły litewskie media, we wrześniu 1981 r. armia radziecka przygotowywała się do interwencji w Polsce. W czasie manewrów ćwiczono m.in. lądowanie na Wybrzeżu i zdobywanie bloku, w którym mieszkał Lech Wałęsa... Te doniesienia mają ogromny wpływ na ocenę decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego; potwierdzają wersję o zagrożeniu sowiecką interwencją, od lat wskazywanym przez Wojciecha Jaruzelskiego. Z perspektywy 22 lat można dziś zapytać – powinni wejść czy nie? Z ustaw podatkowych rząd chce wykreślić zapis o zwolnieniu wyższych uczelni (w tym państwowych!) od płacenia podatku dochodowego. Tak oto lewicowe (sic!) państwo, które nie gwarantuje dostępu do bezpłatnych studiów, łasi się jeszcze na ewentualne dochody ubogich uczelni. Ponoć przyszłością narodu jest młodzież... W Polsce – ta klerycka. Biskup Stefanek wykpił rządowy program przeciwdziałania dyskryminacji płciowej. Wyśmiał też projekt walki z przemocą w rodzinie, gdyż – jego zdaniem – zestresowani mężowie biją żony z powodu bezrobocia, co jest zrozumiałe. Edukację seksualną uznał za przyczynę... gwałtów. „Pornografia, antykoncepcja, wszelka seksedukacja, jest działaniem przeciwko kobiecie” – powiedziała Stefankowa głowa. To cudowne, że bezdzietny stary kawaler może być jednocześnie wybitnym specjalistą od spraw kobiecych. WARSZAWA W Mistrzostwach Świata Dziennikarzy World Cyber Games Poland 2003 zwyciężył reprezentant „Faktów i Mitów” Piotr Tomanek, a drugi reprezentant naszej redakcji, Krzysztof Smoliński, zajął czwarte miejsce. To jeszcze Wam nie pisaliśmy, że jesteśmy mistrzami świata?! KATOWICE Przeciwko likwidacji czterech kopalń protestowało 10 tys. górników i członków ich rodzin. Manifestanci zablokowali centrum miasta i wygwizdali prezesa Kompanii Węglowej, Mieczysława Klanka. Górników mógłby uspokoić chyba tylko Gierek... Może Adam Gierek? BIAŁYSTOK Radni LPR i PiS doprowadzili do wyrzucenia ze statutu jednej ze szkół słów: demokracja, tolerancja, wolność. Wolność w edukacji uznali za niebezpieczną, a tolerancję za szkodliwą. Te partie za dwa lata mogą rządzić Polską... OPOLE Aresztowano byłego prezydenta Opola, późniejszego wojewodę opolskiego, Leszka P. Były działacz SLD jest oskarżony o nadużycie władzy w celu przyjęcia korzyści majątkowych. To coś takiego jest jeszcze w Polsce karalne??? GDAŃSK W czasie składania wieńców pod pomnikiem poległych stoczniowców podburzani przez tłum solidaruchów ochroniarze poturbowali składającą kwiaty delegację Samoobrony z Lepperem i Hojarską na czele. Zebrani mieli za złe działaczom Samoobrony współpracę z SLD i... PZPR-owską przeszłość. Beton solidarnościowy jest nieedukowalny – ani bieda, ani bezrobocie, ani nawet zagłada stoczni niczego go nie nauczyły. LUBLIN Na KUL, podczas specjalnej sesji poświęconej... wolności religijnej w Europie Środkowo-Wschodniej, arcybiskupi Życiński i Kowalczyk orzekli, że polski konkordat jest doskonały i wzorcowy dla innych krajów. Dlaczego? Ponieważ nie powstał po to, by zagwarantowane były przywileje Kościoła, ale z „troski o człowieka i wartości ludzkie”. I mamy kolejny polski (?) rekord do księgi Guinnessa – szczyt demagogii. KUTNO W miejscowym szpitalu pacjenci mają do wyboru: zjedzenie drugiego dania albo przyjmowanie leków. Pamiętacie to hasło (1990 r.) – weź sprawy w swoje ręce! WATYKAN Według włoskich mediów, w październiku br. kapelusz kardynalski ma otrzymać biskup Stanisław Dziwisz, osobisty sekretarz papieża. Ten ulubieniec Papy (razem od 1966 r.) i szara eminencja Watykanu będzie więc miał szansę wyboru na następnym konklawe... No bo któż lepiej pokieruje łodzią Piotrową, jeśli nie uczniowie mistrza?! O, fanklubie Wojtyłowy, jeszcze się zaDziwisz! WŁOCHY Kościół znalazł w osobie premiera Berlusconiego cennego sojusznika przy sadzeniu korzeni chrześcijańskich w europejskiej konstytucji. Silvio, geniusz biznesu ślizgający się z afery na aferę, poprze watykańskie żądania, ale bez wielkiej wiary. „Jesteśmy w mniejszości – powiada. – Włochy, Polska, Irlandia, Hiszpania przeciwko reszcie Unii to 4 do 21”. Janie Pawle, przymnóż nam wiary – wszak walka przeciwko przeważającym siłom wroga to polska specjalność! IRAK To niestety dopiero początek. W polskiej strefie okupacyjnej (na świecie zwanej międzynarodową) wyleciał w powietrze ajatollah Bakir al-Hakim wraz z ochroniarzami i 40 przechodniami. Polscy żołnierze umierali już za Tobruk, Monte Cassino i (samotnie) za Gdańsk. Teraz przyjdzie nam polec za ajatollahów. KOREA PÓŁNOCNA Rozmowy pokojowe na temat Półwyspu Koreańskiego zakończyły się tak szybko, jak się rozpoczęły: Amerykanie nie chcą z „czerwonymi” podpisać paktu o nieagresji. Imperialiści straszą wojną atomową. Od Kima trzeba było zacząć... i na nim skończyć.
Capo di tutti SLD S
tany Zjednoczone Ameryki, lata dwudzieste minionego wieku. Zdeprawowane w katolickiej obłudzie rodziny włoskich emigrantów zakładają mafię – wielką, rozbudowaną organizację przestępczą. Wkrótce dzieli się ona na mafię nowojorską, która wspiera partię demokratyczną (de facto ją współtworzy), oraz mafię chicagowską, finansującą republikanów. Korupcja sięga szczytów. Na liście płac mafii jest większość policjantów, sędziów, prokuratorów, działaczy związkowych, dziennikarzy i znamienitych polityków. W końcu Cosa Nostra jest już tak silna, że sama ich mianuje. Marzy jej się nawet fotel prezydenta – do czego podobno o mały włos nie doszło. A rezultat: rozwój hazardu, prostytucji; wprowadzenie na rynek narkotyków; bezkarne strzelaniny na ulicach; porachunki przestępców w biały dzień; zabicie niepokornego komendanta policji... Mafia potrafi sparaliżować całe sektory gospodarki, zarabiając m.in. na upadłości przedsiębiorstw. Mnożą się milionowe afery. Idiotyczny zakaz handlu alkoholem jest źródłem bajecznych fortun przestępców. Ci bowiem w ilościach przemysłowych sprowadzają go z Kanady i Meksyku lub sami produkują we własnych gorzelniach. Jak dowodzą dzisiaj historycy – ustawa o prohibicji została kupiona przez mafię w amerykańskim Kongresie. Pokłosiem czasów bezprawia w USA jest wielki kryzys gospodarczy lat trzydziestych. Firmy padają jedna po drugiej, pół Ameryki głoduje, bezrobocie przekracza 20 procent. Pewny chleb mają tylko przestępcy, malwersanci i duchowni. Mafia tryumfuje i karmi się totalną rozpierduchą. Tymczasem zdezorientowani i zrozpaczeni Amerykanie nie wiedzą, na kogo głosować w kolejnych wyborach. Jak na demokratów (lewicę) – to większe wpływy będzie miał capo di tutti capi z Nowego Jorku; jak na republikanów (prawicę) – to do głosu dojdzie Al Capone z Chicago. Tak źle, tak niedobrze – różnicy dla przeciętnego wyborcy nie ma żadnej. Co Wam to wszystko, Kochani, przypomina? Przenieśmy się do współczesnej „drugiej Japonii”, nad Wisłę. Jak widać, nie tylko gospodarczo, ale i społecznie jesteśmy o 70 lat za Ameryką. Właśnie dogoniliśmy ich Wielki Kryzys. Aktualnie rządzi nami mafia przywódców tzw. lewicy demokratycznej, bowiem zdezorientowani wyborcy po raz kolejny wybrali mniejsze zło. Co to zmieniło? Ano to, że jedna organizacja i jej strefa wpływów zastąpiła drugą. Dla przeciętnego zjadacza polskiego chleba nie oznacza to dokładnie NIC. Różnicę stanowią niuanse w świadomości, która podpowiada, że teraz moje podatki zjadają ci z tak zwanego lewa. Ktoś powie: głosowałem na SLD przeciwko nieudacznikom z AWS, a poza tym jestem lewicowiec i, wybierając, nie miałem wyboru. Skąd mogłem przewidzieć, że po przykościelnych niedorobach przyjdą prokościelni aferzyści? W porządku, przestańmy sobie po polsku wypominać i rozpamiętywać to, co już minęło. Uznajmy się za wykiwanych po raz... i odtrąbmy wielką amnestię, ale wcześniej zróbmy rachunek sumienia obecnym partiom politycznym oraz dotychczasowym rządom III RP, bo na ich własne zadośćuczynienie i (szczere) postanowienie poprawy nie mamy co liczyć. Otóż dostrzegamy praktycznie wszystkie cechy wspólne, a wśród nich są – kolejno według ważności – ochrona własnych interesów partyjnych, nieliczenie się z odczuciami i potrzebami społeczeństwa, prywata poszczególnych urzędników państwowych – tzw. „osób zaufania publicznego”, uznanie za nadrzędną władzę Watykanu, olewanie biedaków na rzecz dogadzania fanaberiom księży, klucz partyjny i rządy kolesiów, czasem głupota, często niekompetencja, najczęściej wyrafinowane złodziejstwo. Na potwierdzenie każdego z tych swoistych haseł powyborczych moglibyśmy podać kilkaset (większość pomniejszych, wykrytych przez siebie afer, „FiM” już nawet nie odnotowuje) przykładów personalnych,
zarówno z lewa, jak i z prawa. Przy całym tym potępieńczym tonie, tzw. polską prawicę trzeba przynajmniej pochwalić za to, że – w odróżnieniu od tzw. polskiej lewicy – próbuje za swych rządów kierować się jednak pewną własną ideologią, co znajduje odbicie w ustawach. Tym samym prawicowi wyborcy mają przynajmniej pewną namiastkę własnych „elit”, tyle że bardzo skłóconych i głupawych, w czym duże zasługi kościelnego kadzidła... Wiele posunięć obecnego rządu SLD, a nade wszystko setki afer z udziałem decydentów Sojuszu, dyskwalifikuje moim zdaniem w kolejnych wyborach całą tę największą polską partię. Naturalnie, o ile SLD nie dokona faktycznego oczyszczenia szeregów i nie zacznie się przejmować „lewicowym” członem swojej nazwy. Tego nie są jednak w stanie dokonać obecne elity, wyprane przez Millera z lewicowej ideologii. Już dawno w komentarzu pisałem, że jeśli Sojusz w teorii i praktyce za jedyną wartość będzie miał zjednoczenie Polski z Unią – to marny jego los. Spadek poparcia dla tej partii nie dziwi nikogo. Mnie dziwi fakt, że partia ta ma ciągle tak wielu członków. Świadczy to dobitnie o tym, jak niski poziom osiągnął polski tumiwisizm na dołach. Poparcie swoim członkostwem partii, która nie przejmuje się ani swoim programem, ani
tym bardziej poglądami i interesami szeregowych członków, można porównać do praktykowania wiary przez ateistów i antyklerykałów. Samo figurowanie w statystykach organizacji, którą się permanentnie krytykuje, a nawet potępia – jest uwłaczaniem samemu sobie i własnej godności. Jeśli natomiast ktoś namawia do głosowania na mniejsze zło lub próbuje zbagatelizować destruktywną rolę mnożących się afer w obecnej polskiej rzeczywistości biedy i bezrobocia – sam z siebie robi dywersanta i pierwszego wroga Polaków. W moim przekonaniu Polsce potrzebny jest wielki sojusz nie tyle „Lewicy”, co raczej autentycznie lewicowo myślących przywódców i członków. SLD na bazie swoich ideowych mas powinna przerodzić się w nową partię z zupełnie nowymi twarzami na trybunach oraz ambitną, antyklerykalną, prospołeczną wizją Polski. Z takim Sojuszem pod rękę i po drodze byłoby Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, która jest obecnie jedyną odważną, ideową i postępową partią o RACJOnalnym i jednocześnie lewicowym programie. Większość stetryczałych, SLD-owskich aparatczyków wyzuta jest nie tylko z wszelkiej ideologii, ale – niestety – także z ludzkiej przyzwoitości. Gotowi są pocałować w dupę prałata Jankowskiego, zamiast nakarmić głodne polskie dziecko. Jeśli oni nie odejdą, niechaj wreszcie odejdą od nich ci, którzy dali im tak wiele mandatów zaufania, a tym samym wielu napchali kieszenie łapówkami i własną krwawicą. 70 lat temu Stanów Zjednoczonych przed kompletną biedą i anarchią nie uratowała żadna świątynia opatrzności ani nawrócenie czy dobra wola starych elit. Kręgosłup mafii amerykańskiej utrącili nowi, bezkompromisowi ludzie – urzędnicy, politycy i policjanci – mądrzy i odważni patrioci, chcący widzieć swój kraj (i swoje życie!) normalnym. Jakże przydałby się dziś naszemu wymiarowi sprawiedliwości taki Eliot Ness! A najlepiej 5, 10, 100 Eliotów. Z całą pewnością ratunek leżał również w rozwarstwieniu społecznym i religijnym. Gdyby przytłaczającą większość Amerykanów stanowili katolicy, być może po dziś dzień tym wielkim krajem rządziliby mafijni figuranci, kolaborujący z klerem. Nam będzie więc o wiele trudniej. Ale my mamy RACJĘ. JONASZ
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
GORĄCY TEMAT
Kto, pociągając za rozmaite sznurki i za ramię jednorękiego bandyty, dostał 10 milionów dolarów? Czy śledztwo numer Ds. 56/03 odpowie na to pytanie? Ujawniamy kolejne fakty dotyczące prawdopodobnej sprzedaży ustawy o grach losowych.
Macieja Skórki, z którego usług w Polsce korzystał, a który wśród osób związanych z branżą gier losowych uchodzi za asystenta posła Jaskierni. Sprawdzając wzajemne relacje między tymi ludźmi, skontaktowaliśmy się najpierw z Emilem Zastawnym, dyrektorem biura po-
W dwuodcinkowym cyklu zatytułowanym „Jednoręki Jaskiernia?” („FiM” 34 i 35/2003) informowaliśmy, że poseł Zbigniew Nowak – po długotrwałym śledztwie prowadzonym wspólnie z dziennikarzami „Faktów i Mitów” – zaalarmował prokuratora generalnego Grzegorza Kurczuka o uzasadnionych podejrzeniach, że ustawa o grach losowych uchwalona przez Sejm w marcu br. została „kupiona”. Ujawniliśmy zawarte w zawiadomieniu ślady wskazujące na Jerzego Jaskiernię – szefa Klubu Parlamentarnego SLD – jako domniemanego „sprzedawcę” ustawy. Sprawę bada już Wydział ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Śledztwo (sygn. akt VI Ds. 56/03) wyodrębniono z innego postępowania (sygn. akt VI Ds. 92/02) „dotyczącego grupy przestępczej czerpiącej zyski z automatów do gier i zakładów wzajemnych” – jak je określa rzecznik gdańskiej prokuratury Konrad Kornatowski. – W tamtej sprawie padło stwierdzenie, że ta grupa przestępcza podjęła działania mające na celu „zakupienie” zmian w ustawie o grach losowych i zakładach wzajemnych – dodaje prok. Kornatowski. Prowadzący sprawę prokurator Marek Rohde, mimo że operuje wiedzą otrzymaną od „FiM”, nie chce się z nami podzielić własnymi ustaleniami: z czyich ust „padło stwierdzenie” i wobec kogo „grupa przestępcza podjęła działania” na rzecz oczekiwanych rozwiązań legislacyjnych. Wiemy natomiast, że rozpoczęły się już przesłuchania świadków w zainicjowanym 26 sierpnia śledztwie i... pogróżki, formułowane telefonicznie pod adresem tych najwięcej wiedzących. Przypomnijmy w skrócie istotę sprawy. Kwota 10 mln dolarów, która miała być wręczona Jaskierni jako „zapłata za ustawę”, została wymieniona w rozmowie Arno van Dorsta (lobbysta holenderskiej firmy Hyde Technologies LLC handlującej automatami do gier losowych, tzw. jednorękimi bandytami) z prok. Andrzejem Kauczem. Jak twierdzi świadek tej rozmowy, Holender irytował się, że „pomimo dokonanej zapłaty, w sprawie ustawy nic się nie dzieje”. Podobne pretensje van Dorst formułować miał wobec
sła Jaskierni (znany jedynie wtajemniczonym numer telefonu komórkowego uzyskaliśmy dzięki uprzejmości ABW). Nasz dziennikarz przedstawił się jako pełnomocnik w Polsce belgijskiej firmy „Corso”. Oto fragment rozmowy: – Do Warszawy przyjechali właściciele z Brukseli i pragną skontaktować się z panem Maciejem Skórką. Sprawa jest pilna, a dotyczy automatów... Twierdzą, że właśnie pan mógłby
– pyta po dłuższym zastanowieniu. – Oczywiście. Jerzy Jaskiernia, szef Klubu SLD... – Nie znam go i nie mamy o czym rozmawiać – kończy. Arno van Dorst posługuje się zaskakująco dobrą polszczyzną.
Skoro Zastawny, prawa ręka Jaskierni, zna Skórkę, następnego dnia próbujemy podejść pana Maćka od innej strony. Nasz dziennikarz jest teraz przedsiębiorcą, który pragnie zainwestować pokaźne środki finansowe w branżę automatów do gier: – Pan Emil z biura posła Jaskierni jest na urlopie, a pragnę pilnie uzyskać konsultację. – Proszę powiedzieć o sobie coś więcej – żąda Skórka.
pomóc w doprowadzeniu do spotkania. – Ależ oczywiście, tyle że akurat jestem na urlopie. Nie pamiętam w tej chwili numeru. Proszę chwilę poczekać, zaraz sprawdzę, czy nie mam przy sobie jego wizytówki... No, niestety. Ale podam telefon do prezesa P. Proszę zadzwonić, bo on brał udział w naszych spotkaniach z Hiszpanami i Holendrami, więc na pewno będzie miał numer do Skórki. Gdyby on nie pomógł, proszę ponownie skontaktować się ze mną, ale dopiero za pięć dni. Wobec prezesa P. zastosowaliśmy analogiczny fortel, powołując się dodatkowo na rekomendację dyrektora Zastawnego. Choć numeru telefonu, o który prosiliśmy, nie posiadał, natychmiast skojarzył Jaskiernię, Skórkę i dwa spotkania z zagranicznymi biznesmenami. Zwróciliśmy się o pomoc w nawiązaniu kontaktu z van Dorstem i Skórką do jednego z bossów Pruszkowa, „godnego szacunku” choćby z takiego powodu, że nie „siedzi” wraz z innymi. – Nie umówię wam spotkania, bo już sama wiedza, że kojarzę ich układ, nawet dla mnie nie jest bezpieczna – oznajmił po 2 dniach. Na „otarcie łez” dostaliśmy numery telefonów komórkowych do obu panów.
Nasz dziennikarz ponownie wciela się w rolę pełnomocnika Belgów. Prosi o pilne spotkanie, lecz Holender jest czujny jak bolszewik: – A czy może pan podać, w jakiej sprawie i kto pana do mnie skierował? – Chodzi o zakup automatów. Mam rekomendację posła... Pan
– To są za duże pieniądze, żeby omawiać sprawę przez telefon. – Spotkamy się, jeżeli umówi nas któraś z osób, na które pan się powołuje. Jeden z posłów SLD mówi nam tak: – Ależ oczywiście, że się znają. Widziałem Jaskiernię co najmniej dwukrotnie z tym Skórką i na pewno raz z van Dorstem.
Zaczynamy od Skórki i z otwartą przyłbicą: – Panie Macieju, czy możliwe jest spotkanie w sprawie weryfikacji sygnałów o sprawowaniu przez pana funkcji społecznego asystenta posła Jaskierni? – Co?... Chodzi o tego, co go czasem pokazują w telewizorze?
wybaczy, przez telefon wolę nie wymieniać nazwisk. – Tak, rozumiem. Ale proszę zadzwonić do mnie za godzinę. Muszę to sprawdzić. Kolejną rozmowę van Dorst szybko kończy: – Jeśli ma pan jakieś pytania o automaty, trzeba dzwonić do Holandii. Ja się tym nie zajmuję.
JEDNORĘKI JASKIERNIA? (CZ. III)
Gry losowe
3
O ocenę zarzutów, że w ślad za ustawą poszły ogromne pieniądze, zapytaliśmy też wysokiego rangą urzędnika państwowego, uczestniczącego w procesie legislacyjnym. – Mam podstawy przypuszczać, że się nie mylicie – odparł. Mimo świadomości, że nieco uchybiamy dziennikarskiej sztuce, już nie pytaliśmy wprost posła Jaskierni, „czy wziął”. PS 1: Nasze instrumenty pozwalające dojść do sedna sprawy są ograniczone. Zdajemy się więc na prokuraturę. Być może naiwnie, bo już pierwsza faza śledztwa powodować musi głębokie zaniepokojenie. Okazuje się otóż, że zainteresowany jakimś tajemniczym sposobem uzyskał dostęp do akt. „Jaskiernia podkreślił, że poseł Nowak opiera się na podrzuconej przez kogoś fałszywce” – depeszował PAP 30 sierpnia po przesłuchaniu świadka Nowaka w gdańskiej prokuraturze. Skądinąd wiemy, że Nowak dostarczył śledczym pewien ważki dokument. Rodzi się zatem pytanie: jak i dlaczego ta informacja „przeciekła” do Jaskierni, człowieka – jak wiadomo – niezwykle ustosunkowanego? Podobno prokuratorzy prowadzący sprawę uzyskali awanse w okresie kierowania ministerstwem sprawiedliwości przez Jaskiernię. PS 2: Publikujemy poniżej sprostowanie posła Jerzego Jaskierni. Nie komentujemy go, zgodnie z wymogami prawa prasowego. Uważny Czytelnik sam zapewne zwróci uwagę na starannie dobrane sformułowanie: „Nie odnotowałem, by (Arno van Dorst – dop. A.T.) zwracał się do mnie w okresie prac nad ustawą”. Interesująca jest ponadto potrzeba korzystania przez posła Jaskiernię z usług jednego z „najlepszych znawców problematyki gier losowych (Maciej Skórka – dop. A.T.), z których wiedzą przyszło mi się zetknąć w toku prac parlamentarnych na przestrzeni lat” – skoro przewodniczący Klubu SLD oficjalnie nigdy w pracach nad ustawą o grach losowych nie uczestniczył. ANNA TARCZYŃSKA Fot. PAP/Tomasz Gzell
JERZY JASKIERNIA ODPOWIADA NA PYTANIA „FiM” – Czy znany jest Panu osobiście Arno van Dorst, a jeśli tak, to kiedy i w jakich okolicznościach Pan się z nim kontaktował? – Tak. Poznałem go z racji zainteresowań piłkarskich i widywałem na imprezach sportowych w różnych terminach. Wiem, że posiada on znaczącą wiedzę porównawczą rozwiązań ustawodawczych dotyczących regulacji gier losowych w państwach Unii Europejskiej. Nie utrzymuję z nim kontaktów osobistych. Nie odnotowałem, by zwracał się do mnie w okresie prac nad ustawą. Gdyby tak było, zostałoby to odnotowane w dokumentacji Klubu Parlamentarnego SLD. (...) Jednoznacznie oświadczam, że nigdy ta osoba nie przekazywała mi żadnych środków finansowych. – Czy znany jest Panu osobiście Maciej Skórka prezentujący się w środowisku biznesu jako Pana asystent? – Tak. Zaliczam go (...) do najlepszych znawców problematyki gier losowych, z których wiedzą przyszło mi się zetknąć w toku prac parlamentarnych na przestrzeni lat. Zaznaczam, że pan Skórka nie jest moim asystentem.
– Czy prawdą jest, że brał Pan udział w spotkaniach z zagranicznymi przedsiębiorcami wspólnie ze Skórką? – Nie, nie jest to prawdą. – Czy wiadomo Panu, że dyrektor Pańskiego biura w Sandomierzu, pan Emil Zastawny, utrzymywał ścisłe kontakty z panem Skórką? – Nie, nie mam w tej sprawie żadnej wiedzy. Dyrektor Zastawny stwierdził, że nie utrzymywał i nie utrzymuje z panem Skórką żadnych kontaktów. – Czy wiadomo coś Panu o postępowaniach policyjnych odnoszących się do domniemanego Pańskiego asystenta? – Nie, nigdy o tym nie słyszałem. – Czy znana jest Panu treść rozmowy Arno van Dorsta z prokuratorem Andrzejem Kauczem na temat treści poruszanych w tekście „Jednoręki Jaskiernia?” z 22 sierpnia? – Nie. Nie jest i nigdy nie była mi znana. Wiem natomiast, że obaj panowie zaprzeczyli, że cytowane treści są prawdziwe.
4
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Boy-ę się W roku 1968, kiedy zaczynałem cokolwiek rozumieć z otaczającej mnie rzeczywistości, z dnia na dzień pożegnałem dwójkę kolegów z klasy, którzy nagle i wbrew sobie musieli na zawsze wyjechać z rodzicami do Izraela. „Eee tam... na zawsze” – myślałem sobie i nie bałem się, bo wiedziałem, że to tylko takie chwilowe fanaberie polityki i moi koledzy wrócą. Wrócili po dwudziestu latach – notabene za cholerę nie wiem, po co. W 1970 roku widziałem czołgi na ulicach Szczecina i krew na bruku, bo cukier podrożał o dwa złote. Nie bałem się i choć mama zamknęła mnie w domu na cztery spusty, uciekłem
Ludowego Wojska Polskiego i w dupie miałem to, że już na dzień dobry strzelono mnie tam w pysk tak, że wyplułem dwa zęby. Nie bałem się. Przeciwnie... patrzyłem na siebie „męczennika” z podziwem i jakąś miłością własną, choć w zasadzie powinienem pamiętać i ciągle sobie powtarzać, że większość moich przygód z HISTORIĄ była czysto przypadkowa i tak naprawdę raczej jej kibicem byłem i obserwatorem niż uczestnikiem. A jednak lany pałą w plecy i bity pięścią w mordę nie bałem się tak, jak zaczynam bać się dzisiaj. Bo tak naprawdę, Drodzy Państwo, nie są bardzo straszne wszelkie totalitaryzmy tej ziemi, wszelkie cholerne Staliny, Pol Poty i Kim Ir Seny, jeśli wiemy, że młodzi, którzy na razie „tylko” kontestują, „tylko” grają na gitarach
przez okno i obserwowałem pierwsze powiewy wolności, które wówczas przejawiały się głównie poprzez palenie komitetów wojewódzkich partii. Dla mnie – szczeniaka – było to jednak podniecające i romantyczne. W 1976 roku znalazłem się przypadkowo i pechowo w Radomiu. Policyjna pała niemalże rozwaliła mi kawał łopatki, co mnie niczego nie nauczyło. Przeciwnie... jako „warchoł i element antysocjalistyczny”, a więc bohater, zyskałem uznanie kolegów i podziw pewnej wielce urodziwej koleżanki. Mówię Wam... per saldo się opłaciło. Dwa lata później za działalność w podziemnych strukturach studenckich trafiłem do karnej jednostki
protest songi Dylana, Wysockiego i Kaczmarskiego – wkrótce jednak wezmą sprawy we własne ręce i pokażą starym pierdołom, gdzie jest ich miejsce. Jeśli wezmą? Do tej pory zawsze brali. A teraz? Teraz część (coraz większa niestety część) polskiej młodzieży przywdziewa brunatne koszule, których barwa z dnia na dzień czyni ową młodzież już nie tyle polską, co WSZECHPOLSKĄ (to chyba taki synonim od WSZECHWIEDZĄCA i WSZECHMOGĄCA...). Są krzykliwi (czego nie lubię), kiepsko wykształceni (co mnie mierzi) oraz posługują się gestami i symbolami jako żywo przypominającymi ich ideowych protoplastów z roku 1933 i lat
T
TEKA TETRYKA
ak długo drzemie w nas dziecko, jak długo zachowujemy zdolność do dziwienia się światem – powiadają mądrzy ludzie. No to chyba jesteśmy bardzo starzy... Pan na Watykanie – a za nim pomniejsze panięta lokalne, zwłaszcza nad Wisłą – od dłuższego czasu domaga się wpisania do europejskiej konstytucji (kwitu tak samo istotnego, jak wiele podobnych, czyli mniej więcej wcale) odnośników do Boga chrześcijan i tychże osiągnięć. Mało kogo to dziwi, bo każdy broni swoich interesów i upodobań. Równie dobrze naczelny skaut mógłby wystąpić do ONZ, by w preambule Karty Narodów Zjednoczonych umieścić Baden-Powella. Równie dobrze, bo ani skauci nie są członkami ONZ, ani Watykan – Unii Europejskiej. Mieliśmy już innego mistrza, też rodaka – pana Onufrego Zagłobę, oferującego Szwedom nie swoje...
późniejszych (co napawa mnie przerażeniem). Jerzy Grotowski – bodaj największy twórca nowoczesnego, polskiego teatru – stawiał pierwsze kroki w Rzeszowie, no to gród nad Wisłokiem chciał uhonorować reżysera choćby nazwą ulicy. Nic z tego... WSZECHPOLACY nie dopuścili do podobnej hańby, bo artysta miał nieszczęście być członkiem PZPR. Nie dopuścili, choć ręczę, że w całym swoim krzykliwym życiu nie widzieli ani przez moment żadnej jego sztuki. Potem był Brzechwa. Cudowny, kochany, wspaniały Brzechwa, na którym uczyłem się ojczystego języka i... mądrości. Okazało się, że Brzechwa za nic nie może być patronem jednej ze szkół podstawowych, bo mu wynaleziono semickie korzenie. Teraz przyszła pora na Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Otóż krakowscy WSZECHPOLACY przy poklasku Ligi Polskich Rodzin ustalili, iż Boy – genialny pisarz, tłumacz i kpiarz – jest hańbą dla miasta i zażądali usunięcia wszelkich po nim pamiątek: pomnika, nazwy ulicy i nazwy szkoły. A dlaczego? A dlatego, że, „łobuz” jeden, nie znosił kleru katolickiego... Wykpiwał go, piętnował i wyszydzał. WSZECHPOLACY twierdzą też WSZEM WOBEC, że... hitlerowcy słusznie Boya rozstrzelali, bo ten ujął się za poniżanymi w Katolandzie homoseksualistami i kolaborował z Rosjanami (pierwsze słyszę!). I wiecie co? Boję się, że brunatni WSZECHPOLACY mają w tym naszym biednym kraju taką siłę – coraz większą siłę – że Boy z Krakowa zniknie. Na szczęście nigdy nie zniknie z kanonu literatury francuskiej, gdzie miejsce ma ugruntowane i zacne. Ktoś zapyta: „A co to za problem? Czy warto kruszyć kopie o Boya?”. Warto! Bo jak się ruguje Grotowskich, Brzechwów i Boyów, to wkrótce miejsce ich dzieł zastępują książeczki typu „Mein Kampf”. I dlatego się boję... MAREK SZENBORN PS O prawdziwym Boyu przeczytajcie na stronie 14.
Parasol od głupoty Bywają jednak rzeczy dziwne. Ot choćby co i rusz ktoś dostaje przesyłkę, a w niej informację, że wygrał wycieczkę, sto tysięcy albo samochód. Musi tylko... No właśnie – musi zrobić coś, co kosztuje parę groszy. I ciągle adresaci dają się nabrać, nie dziwiąc się wcale, że jakaś firma (najczęściej posiadająca tylko adres skrytki pocztowej, jakieś przedsiębiorstwo Alladyn) daje coś za nic (i skąd w ogóle ma nasze dane?), a przynajmniej dużo za niewiele. Z drugiej strony dziwić się trzeba, że tak powiem, z sensem. Jeśli wysyłamy dzielnych chłopców do pilnowania spokoju w kraju, w którym trwa wojna, to zdziwienie,
że ich camp (dlaczego CAMP, a nie baza, obóz, kwatera?!) został ostrzelany przez moździerze (PAP początkowo dowiedział się o incydencie „nieoficjalnie” – co to znaczy? Moździerze miały tłumiki i nic nie było oficjalnie słychać, czy jak?) przypomina zaskoczenie gościa bez parasola, który wychodzi z domu w czasie burzy i narzeka, że zmókł. Co w tym dziwnego? Nie zaszkodzi pomyśleć, zanim zaczniemy się dziwić (albo nie). Warto parasol nosić przy pogodzie i nie trzeba zwracać uwagi, gdy ktoś nam wmawia, że ziemia jest płaska. Niech dla niego będzie płaska. MAREK SITKOWSKI
Prowincjałki Jarosław S., chory na padaczkę mieszkaniec Śląska, poczuł bóle serca i duszności. Była już noc, więc wraz z żoną udał się do lekarza dyżurnego w pobliskiej przychodni, ale tamtejsza lekarka odesłała go do pogotowia. Pan Jarosław nie chciał opuścić gabinetu, bo czuł się coraz gorzej, więc lekarka zagroziła mu policją i kazała spieprzać. Ponieważ odmówił spieprzenia, pani doktor groźbę wprowadziła w czyn. Policjanci przybyli do przychodni i zaaplikowali rzekomo pijanemu (słaniał się z bólu) pacjentowi kurację za pomocą pały, a następnie zabrali go na... „badania” do komendy w Mysłowicach. Gdy okazało się, że pan Jarosław jest trzeźwiutki jak noworodek, pobitego i zwijającego się z bólu odwieźli pod dom i wyrzucili z radiowozu niczym padlinę. Na szczęście padlina przeżyła. No i co? No i nic... Ani lekarce, ani policjantom, jak dotąd, włos z głowy nie spadł.
PAŁA NA PADACZKĘ
21 lat temu w jednym z naszych jezior utonął płetwonurek, ale jego szczątki odnaleziono dopiero teraz. Zakład Ubezpieczeń Społecznych, do którego udała się rodzina pechowego nurka, przyznał krewniakom zasiłek pogrzebowy w wysokości... 4 złotych. Zdumionej rodzinie urzędnicy wyjaśnili, że wszystko jest OK – taka bowiem wysokość zasiłku obowiązywała w 1982 roku. RP
TRUMNA ZA 4 ZŁOTE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE Na szczęście u nas już nikt nie mówi, że na organizacji wizyty papieża państwo traci. Państwo na wizycie papieża zarabia. (Prymas Józef Glemp, Panorama, II pr. TVP, 2.09) ¶¶¶ (...) prawo chroniące życie dobrze służy dziecku, jego matce, rodzinie i całemu społeczeństwu. O jego zmianie można mówić jedynie w kontekście jego „uszczelnienia”, tzn. rozszerzenia prawnej ochrony życia na wszystkie dzieci poczęte (...). Mam tu na myśli dzieci dotknięte chorobą i dzieci w wyniku gwałtu. („Głos” 34/2003) ¶¶¶ Wypracowany w Polsce, uświęcony trudem i cierpieniem pieszy ruch pielgrzymkowy nie ma odpowiednika w innych krajach. Znakomicie wpisuje się w dzieło międzynarodowej integracji i dziedzictwo kultury europejskiej. (...) Warszawska Pielgrzymka urosła do rangi symbolu. Na progu nowego tysiąclecia nadszedł czas, aby symbol ten znalazł swój wyraz materialny w postaci Pomnika Pielgrzyma, który będzie przesłaniem dla przyszłych pokoleń. („Niedziela” 35/2003) ¶¶¶ Wpisując Alleluja.pl, oddajesz Bogu chwałę. Wychwalasz Jego Imię! System Alleluja.pl umożliwia szybkie zakładanie stron chrześcijańskich. Zapewniam Cię, że za 2 minuty będziesz szczęśliwą osobą posiadającą własną stronę WWW na chwałę Boga. (www.abc.alleluja.pl) ¶¶¶ Unia respektuje pozycję Kościołów, jaką mają zagwarantowaną zarówno w konstytucjach państw członkowskich, jak i w umowach międzynarodowych ze Stolicą Apostolską. Dlatego obawy, że konstytucja Unii Europejskiej naruszy zasady wpisane do konkordatów, należy uznać za bezpodstawne. (ks. prof. Józef Krukowski, „Niedziela” 35/2003) Ten system trzeba jak najszybciej zlikwidować! Nie możemy tolerować systemu, który w pogardzie ma zwykłego człowieka. Nie łudźmy się żadną IV Rzeczpospolitą! Pudrowanie gangreny nic nie pomoże. Musimy stworzyć system narodowy. Ze wszystkich sił dążyć musimy do powstania Państwa Narodu Polskiego – Wielkiej Polski Katolickiej! (www.patriota.pl) Wybrała O.H.
Trzeźwe myśli „Ufaj Bogu, ale samochód zamykaj”. H. Jackson Brown Jr ¶¶¶ „Kult irracjonalności jest dziełem szatana, a ludzie broniący głupoty są jego umiłowanymi dziećmi”. J. Kozielecki. ¶¶¶ „Dogmat to nic innego, jak wyraźny zakaz myślenia”. L. Feuerbach ¶¶¶ „Religia drogo kosztuje”. Fiodor Dostojewski ¶¶¶ „Bez najmniejszego wahania mogę stwierdzić, że ten, kto utrzymuje, iż religia nie ma nic wspólnego z polityką, nie wie, co to znaczy religia”. M. Gandhi wybrał B. SZKWAREK
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
NA KLĘCZKACH
WOLA TWOJA... Uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego 2003/2004 wiele szkół rozłożyło na dwa dni. Dyrekcje zarządziły bowiem udział uczniów i nauczycieli w mszach świętych 2 września. „Mam to szczęście, że w mojej szkole nie zarządzono obowiązkowej mszy. W innych – msza odbywa się w czasie, w którym powinny trwać lekcje, toteż nieobecność na niej wiąże się z godzinami nieusprawiedliwionymi, czyli obniżoną oceną ze sprawowania” – pisze do „FiM” uczeń XXIV LO im. Cypriana Norwida w Warszawie. Analogiczny sygnał otrzymaliśmy od ojca dziecka uczęszczającego w stolicy do SP nr 69: „Dyrekcja zarządziła, że wszystkie dzieci zbiorowo udadzą się na mszę w kościele św. Andrzeja Boboli. Nie ma mowy, żeby ukryć nieobecność, bo wymarsz jest ze szkoły”. Podobnych sygnałów otrzymaliśmy z kraju kilkanaście. Nauczyciele informują nas, że wprowadzony zwyczaj zbiorowego uczestnictwa dzieci w kościelnych obrządkach powstał pod presją katechetów, odwołujących się z kolei do woli biskupa diecezjalnego. Takie już to nasze „świeckie państwo” jest. A.T.
PRAWO KAR... NONICZNE Ksiądz Bolesław W. z Jordanowa zatajał prawdę o prawdziwym mordercy Ireny S., podczas gdy dwie niewinne osoby dwa lata siedziały w areszcie („Tajemnica...” – „FiM” 9/2003). Przesłuchiwany kłamał w żywe oczy. Zasłaniał się też tajemnicą spowiedzi, choć rozmowa ze sprawcą była całkowicie prywatna. Prokuratura Rejonowa w Suchej Beskidzkiej postawiła księdzu zarzut zatajenia prawdy (za co grożą trzy lata więzienia) i poprosiła krakowską kurię biskupią o interpretację tajemnicy spowiedzi oraz tajemnicy związanej z posługą duszpasterską. Wynik był jednoznaczny (i oczywisty): ksiądz działał jako ksiądz, więc obowiązywało go zachowanie tajemnicy. Na tej podstawie umorzono śledztwo w sprawie fałszywych zeznań księdza! JR
PERFIDNA TROSKA W „Niedzieli” z 31 sierpnia wyrażono oburzenie, że tak bezpardonowo rozprawiono się z Kościołem katolickim po amerykańskiej aferze pedofilskiej wśród księży. Ponarzekano, że nikt nie interesuje się
niekatolickimi pedofilami i wykorzystywaniem przez seksturystów milionów dzieci z krajów Trzeciego Świata. Wygląda na to, że hiperkatolicy stracili zdolność trzeźwego osądu. Podwójna ohyda tej zbrodni polega właśnie na tym, że nie czynili tego zdegenerowani ludzie, lecz nauczyciele moralności – ci, którzy powinni być wzorem wszelkiej etyki, którzy z racji swych funkcji wzbudzali w dzieciach ufność, którzy dla świata byli (mamy nadzieję, że dla wielu przestali być) autorytetem. PaS
JAK ZABŁOCKI... Lewicowy prezydent Konina Kazimierz Pałasz zrobił wyśmienity interes z czołowym w tym mieście biznesmenem – prałatem Antonim Łassą. Za piękną działkę w centrum miasta o powierzchni 7500 metrów (wartości ponad 300 tys. zł), na której znajduje się potężna betonowa świątynia, równie solidna plebania i parking, wziął od proboszcza 2 pobliskie działeczki o powierzchni zaledwie 1200 mkw. (wartości 53 tys. zł). Oj, przydałby się jakiś pałasz na tego Pałasza i na łasego Łassę. RP
PIELGRZYMKA POWIATOWA Dotąd sądziliśmy, że pielgrzymki są pewnym przejawem pobożności i czysto prywatnych przekonań. Z błędu wyprowadził nas wejherowski starosta Józef Reszke, który twierdzi ni mniej ni więcej, tylko że to... ciężka praca. Na ostatniej sesji rady powiatu zdumienie niektórych radnych wywołało odczytane przez niego sprawozdanie z prac zarządu powiatu, którego jednym z najważniejszych punktów był – UWAGA! – „udział w wodno-pieszej pielgrzymce z Nadola do Żarnowca na odpust św. Anny”. Pielgrzymka odbyła się 26 lipca br. O innych przejawach ciężkiej harówy powiatowych notabli też w sprawozdaniu była mowa: udział w poświęceniu krzyża w Koleczkowie, udział w diecezjalnych uroczystościach z okazji 350-lecia ss. wincentek, w poświęceniu kapliczki-figury św. Józefa – patrona rzemiosła... Nie ma co... członkowie zarządu powiatu wejherowskiego tyrają jak woły. I takie też mają zapewne kompetencje. MWO
WYRZUCILI PAPIEŻA Kilkanaście obrazów z Matką Boską i papieżem Janem Pawłem II, szarfy powitalne sławiące papieża oraz różańce znaleziono na wysypisku śmieci w Jaroszewie koło Żnina (woj. kujawsko-pomorskie). Okazało się, że przedmiotów kultu i dewocjonaliów w bezceremonialny sposób pozbyli się księża ze żnińskiego kościoła pw. NMP Królowej Polski. Postępowanie w tej sprawie prowadzi żnińska Straż Miejska. A mieszkańcy miasta są oburzeni. Dopiero teraz się im, biedakom, oczy otworzyły. Do tej pory nie wiedzieli, że dla ich duszpasterzy religia to biznes, a nie wiara. R. Kraw.
roboty (czytaj: datków). Zainwestowali więc w infrastrukturę oraz remonty świątyń. Wraz ze zjednoczeniem nie nastąpiło jednak planowane „duchowe odrodzenie” i teraz planują likwidację 400 etatów, ponad stu parafii i seminarium. Jeśli nie znajdą się chętni na kupno kościołów, budynki zostaną wyburzone. Berlin zamieszkują głównie protestanci. Pieniędzy z podatku kościelnego, płaconego przez katolickich wiernych, nie wystarcza więc na utrzymanie dywizji watykańskich pasterzy. Statystyki muszą być dla nich bolesne: w ciągu 10 lat liczba niemieckich katolików chodzących regularnie do kościoła spadła z ponad 6 do 4 milionów. PaS
PRZEJRZELI W USA?
MODŁY TAK, CIĄŻA NIE Kandydat republikanów na gubernatora stanu Kalifornia, Arnold Schwarzenegger, popiera wprowadzenie nieobowiązkowych modlitw dla dzieci w szkołach publicznych. Austriacki aktor i kulturysta jest za to przeciwny legalizacji związków homoseksualnych. Arnie chce tym samym pozyskać głosy konserwatywnych wyborców. Diabłu ogarek zapalił Schwarzenegger w swoim programie wyborczym, opowiadając się za liberalizacją ustawy aborcyjnej. Nie ma się co dziwić – przecież w filmie „Junior” sam był w ciąży. P.A.
CHYBIONY STRZAŁ? Wszystko wskazuje na to, że Bozia też zaczyna mieć już dość tego rozpasanego, bizantyjskiego kultu JP Duo. W miniony poniedziałek w Watykanie zginął tragicznie (spadł z rusztowania) robotnik montujący podest do użytku podczas audiencji generalnej papieża. Tylko..., o Gromowładny, czy Twoje błyskawice dosięgają zawsze właściwego celu i karzą naprawdę winnych?! MarS
SŁOWACKIE SKNERY Słowacy rozsierdzili nie na żarty katolicki episkopat. Zamiast cieszyć się, że Papa po raz trzeci odwiedzi ich kraj, zaczęli – i to publicznie – narzekać na koszty watykańskiej wyprawy misyjnej. W prasie pojawiają się głosy, aby za „pielgrzymkę” zapłacili sami katolicy, a zaoszczędzone pieniądze należy przeznaczyć na podwyżki dla budżetówki. Skandal! A.C.
SNY NA JAWIE Zwalniani księża, zamykane parafie i sprzedawane kościoły – to efekt finansowego kryzysu w katolickiej diecezji berlińskiej. Jej dług sięga 150 mln euro. A wszystko przez pazerność duchownych, którzy wyszli z założenia, że po zjednoczeniu Niemiec będą mieli dużo
Ponad 2-tonowy monument z tekstem dziesięciorga przykazań został pod eskortą policji usunięty z budynku sądu stanowego w Montgomery (Alabama). Polskie sądy (i nie tylko) mogłyby wyjątkowo wziąć przykład i zastanowić się nad oświadczeniem rzecznika Białego Domu, popierającego legalne usunięcie tablic: „Ważne jest, by przestrzegać prawa – powiedziała Claire Buchan (której szef, Bush, zawsze podkreśla swoją religijność). – W niektórych instancjach sąd orzeka, że obecność dziesięciu przykazań jest OK, w innych przypadkach, że OK nie jest. W każdej sprawie można wnieść odwołanie, ale wierzymy, że najważniejsze jest przestrzeganie prawa i wyroków sądu”. Inicjatora pomnika – sędziego Moore’a – zawieszono przy okazji w pełnieniu obowiązków, ale bynajmniej nie jest przegrany. Skoro – jak wynika z sondaży – 77 proc. mieszkańców Alabamy było przeciw usunięciu pomnika, skandal otworzył mu drogę w kampanii wyborczej do Senatu. Zwolennicy konserwatywnego sędziego nazywają go Mojżeszem z Alabamy, a on sam podkreśla, że tu nie chodzi o pomnik czy religię, ale o uznanie wszechmogącego Boga. W przeciwniczkę Moore’a, Melindę Maddox, która miała odwagę wystąpić do sądu o usunięcie tablic, zapatrzyła się koleżanka z sąsiedniego Teksasu i domaga się teraz usunięcia z gmachu sądu okręgowego w Harris Biblii, którą wystawiono za szklaną gablotą prawie pół wieku temu. Jak widać, szatan na dobre zagościł w USA. PaS, HJS
BIBLIA ZA REKLAMĘ Norwescy uczniowie będą mogli, czytając ewangelie, wybierać handlowe oferty. Do szkół mają wkrótce trafić darmowe Biblie, których
5
sponsorami będą reklamodawcy. W zamian za pokrycie kosztów wydania darmowych egzemplarzy firmy otrzymają 40 stron na reklamę swych produktów w Bibliach. Jedna strona reklamy ma kosztować około 3 tys. dolarów. Szef stowarzyszenia GratisBible, Dennis Bakke, nie ma – jak stwierdził – żadnych moralnych skrupułów, żeby łączyć religię z interesami. Przecież – przekonuje – 40 stron to i tak mniej niż w kobiecych magazynach. Już widzimy reklamę: „Nie naśladuj Onana. Kup prezerwatywę firmy Olla Gum”. PaS
SZUKAJĄ ŚWIADKÓW? Dziekan wydziału prawa jednej z egipskich uczelni, Nabil Hilmy, zamierza pozwać do sądu wszystkich Żydów o zwrot kosztowności zabranych... przez ich przodków podczas biblijnego exodusu! Jego zespół prawników przygotowuje już niezbędne dokumenty. Hilmy domaga się też odsetek. Obliczył, że jeśli majątek wyniesiony z Egiptu ważył tonę, to przy pięcioprocentowych odsetkach jego wartość podwajałaby się co dwadzieścia lat. Proponuje nawet, jak dług spłacić – łaskawie rozłoży go na... tysiąc lat. Żydzi zapowiedzieli już złożenie kontrpozwu o odszkodowanie za cztery wieki egipskiego niewolnictwa... PaS
SKĄPI TURYŚCI Mnisi z XI-wiecznego klasztoru na jednej z wysepek koło Cannes wypowiedzieli wojnę turystom... Jedną z atrakcji pobytu na Lazurowym Wybrzeżu była wycieczka statkiem na malowniczą wyspę z klasztorem. Mnisi kupili ostatnio własny okręt, a potem zakazali przybijania do brzegu „hałaśliwym” statkom turystycznym. Biura podróży odwołały się do sądu, twierdząc, że zakonnicy zajmują mniejszą część wyspy, a uzurpują sobie prawo do całości – i wygrały. No to teraz zakonnicy oddzielili się od przystani szczelnym żywopłotem, więc turyści i tak zobaczą figę, a nie zabytek. Tajemnicą poliszynela jest, że turyści coraz częściej zapominali, iż wizyta w klasztorze zobowiązuje do złożenia ofiary... HJS
FRYZURA À LA ALLACH W dwóch z 13 stanów Malezji rządzi partia islamska (PAS), która usiłuje narzucić wszystkim mieszkańcom prawodawstwo religijne. Islamiści mają już niebagatelne osiągnięcia: zmusili kobiety do zakrywania twarzy, wydzielili kobietom i mężczyznom osobne plaże i lady sklepowe (!), zakazali hazardu, koncertów rockowych i picia alkoholu. W końcu postanowili obywatelom poukładać w głowach, a ściślej – na głowach. Zakazali noszenia popularnych irokezów, nazywając je fryzurami nieislamskimi. Krnąbrni są skazywani na przymusowe golenie głowy. A przy okazji, co można by uznać za fryzurę niekatolicką? Może „w dupkę”? M. Krak
6
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
„Kulisy” manipulacji C
zy to na zlecenie środowisk skrajnie prawicowych, czy też dla wywołania medialnego skandalu (duży zysk na krótką metę), tygodnik „Kulisy” zaangażował się w brutalną nagonkę antygejowską. W tym samym czasie, kiedy posłowie Ligi Polskich Rodzin ogłaszali antypedalską krucjatę, tygodnik o nazwie „Kulisy” opublikował zdumiewający tekst – „Świat wg homoseksualisty”. Tej dziennikarskiej produkcji nie powstydziłaby się propaganda III Rzeszy, o łamach „Naszego Dziennika” nie wspominając. Na kilku stronniczkach tekstu zawarto tyle przekłamań i manipulacji, że jego autorka, Małgorzata Woźniak, ma szansę trafić do Księgi Rekordów Guinnessa. Już na wstępie autorka stawia bijące na alarm pytanie: „Czy grozi nam dyktatura gejów i lesbijek?”. Dalej jest tylko straszniej... Dowiadujemy się zatem, że „wyrósł nam potwór” (czyli zorganizowane środowisko homoseksualne), który „coraz głośniej dopomina się o swoje przywileje”. Niestety, autorka nie zaspokaja naszej ciekawości i nie nazywa po imieniu żadnego z takich przywilejów. Dlaczego? Ano dlatego, że ich nie ma. Jedyna rzecz, o którą walczą organizacje mniejszości seksualnych to równouprawnienie z resztą społeczeństwa. Pedalska dyktatura musi zbliżać się już wielkimi krokami, gdyż cytowany przez autorkę warszawski socjolog (oczywiście homofob) bał się podać swojego nazwiska, bo „zaraz zacznie się szum”. W taki właśnie sposób tworzy się atmosferę
P
rzekomego zagrożenia. Dla efektu należało jeszcze zacytować jakieś anonimowe matki, które boją się wypuszczać dzieci na podwórko w obawie, by nie zostały porwane, zgwałcone i żywcem pożarte w pedalskim klubie! À propos klubów – Woźniakowa boleje, że geje i lesbijki mają takowe, a do tego jeszcze biura podróży, kina, a nawet olimpiadę! Toż to skandal! Przy okazji posuwa się do kłamliwej sugestii – podaje, że warszawski klub „Utopia” stosuje segregację klientów według orientacji seksualnej, wymagając kart klubowych od osób heteroseksualnych. Sprawdziliśmy – karty wstępu rzeczywiście są, ale obowiązują wszystkich. To nie jest jedyne przekłamanie w tym tekście – autorka najpierw naciągnęła na zwierzenia na temat Jezusa i jego uczniów (istnieje zresztą od stuleci teoria, że niektórzy mogli być homoseksualistami) Roberta Biedronia, jednego z liderów gejowskich, a potem zmanipulowała jego wypowiedź. Był już protest skierowany do redakcji „Kulis” w tej sprawie. Tak to wyglądają kulisy rzetelnego dziennikarstwa... Warto przy okazji zauważyć, że kluby i inne instytucje homoseksualnego światka istnieją tylko i wyłącznie dlatego, że ogół społeczeństwa jest gejom i lesbijkom wrogi, stąd potrzeba jakichś miejsc i imprez, gdzie mogą oni czuć się akceptowani i u siebie. Zatem ojcami i matkami tego
arafia pw. Serca Pana Jezusa w Szczecinie rozumie potrzeby swoich wiernych. Do Europy mogą wejść wzmocnieni książkami i multimediami ze sklepu, który znajduje się wewnątrz kościoła. Po wejściu do świątyni wierny ma do wyboru kilka opcji. Może zanurzyć dłoń w wodzie święconej i przeżegnać się, może uklęknąć, poczytać ogłoszenia parafialne, może także skierować się do sklepu. Są też afisze zapraszające na koncert „Arki Noego”. Nad całością, jasna sprawa, wisi Rodak. Biznes to biznes, więc klienci targują się i oglądają towar również podczas mszy. Pieniążki brzęczą w takt muzyki organowej. Asortyment stosunkowo szeroki: płyty CD, kasety wideo, magnetofonowe, książki, różańce, Chrystusy na krzyżu (fluoryzujące – świecą w ciemności), zwykłe, nieświecące krzyżyki podsufitowe, świece Caritasu, prasa, kalendarze i kalendarzyki z mądrościami, medaliki,
„środowiska” są właśnie homofobi pokroju Woźniakowej, bo im większa nagonka, tym bardziej masowa ucieczka do enklaw tolerancji – do swoich. Na koniec najgorsza zbrodnia, która powinna wywołać zgorszenie i gniew polskiego czytelnika – autorka przypomina, jak to holenderscy homoseksualiści złożyli w 2000 r. donos do prokuratury na samego przenajświętszego JPII, którego wypowiedzią czuli się urażeni. Że też pozwala się żyć takim świętokradcom, zakrzyknie każdy katolicki czytelnik! Woźniakowa stosuje jeszcze jedną manipulację – stara się podzielić homoseksualistów na dwie grupy: dobrych i złych, a następnie je sobie przeciwstawić. Źli geje to aktywiści i działacze. Dobrzy geje to tacy, którzy siedzą cicho, ukrywają swoje skłonności i... krytykują tych pierwszych. Tylko ta druga grupa, zdaniem autorki, jest do zaakceptowania dla „normalnego” społeczeństwa. Liga Polskich Rodzin, która ostatnio spada w sondażach, opublikowała właśnie plan weryfikowania nauczycieli pod kątem ich orientacji seksualnej. Chce nawet w tej sprawie zorganizować referendum! Giertych wymyślił sobie zapewne, że jak Hitler w 1933 r. wjechał do parlamentu na plecach powszechnej nienawiści do Żydów i homoseksualistów, tak i on popłynie po władzę na podobnej fali. Zresztą, nie tylko on żyje takimi nadziejami. ADAM CIOCH
breloczki ze świętym Krzysztofem do samochodu, obrazy i obrazki – małe i na całą ścianę. W dziale muzycznym prym wiedzie „Arka Noego” i bajki dla dzieci ks. Mieczysława Malińskiego, ale także piosenki z gitarzystą ks. Stefanem, „Matka miłosierdzia”, „Biała lilia” i trochę na Pierwszą Komunię. Z prasy: „Niedziela”, „Moja Rodzina”, „Nasza Arka”, „Miłujcie się” i „Msza Święta”. Wśród książek – to zrozumiałe – nie może zabraknąć tych o Rodaku ani hitu – „Małysz: Bogu dziękuję”. Trochę ziołolecznictwa i o zdrowym żywieniu, „Odpusty”, modlitewniki, o dziwo – ks. Tischner, no i oczywiście Pismo Święte w katowersji. Po zakupach można od razu wejść na mszę. Trzeba tylko wyłączyć komórkę (portfela chować nie należy), bo telefon dzwoniący podczas Przemienienia, to (jeszcze) nie uchodzi... MACIEJ PSYK Fot. Autor
Kupcy w świątyni
N
ajczcigodniejsze ekscelencje, bądźcie czujni, nie pobłażajcie nam! Raz trochę litości dla naszej upadłej, grzechem skażonej natury wykażecie i koniec będzie waszej „cywilizacji miłości”!
chcą konkordatu, wolą za to legalizować prostytucję. W Rosji tyle aborcji, że trzeba mieć dużo szczęścia, aby się urodzić. W Internecie na miejscu pierwszym seks zamiast Ojca Świętego. Nic dziwnego, że z Watykanu dobiegają pomruki nie-
Ani kroku w tył! Zobaczcie, co się dzieje w Kanadzie. Postkomuniści (bo któż by inny?) otworzyli w Toronto muzeum historii antykoncepcji. Można oglądać metody „wrogości wobec daru życia” ze starożytnego Egiptu sprzed 3500 lat. Już wtedy ateiści zwalczali prawo Boże zapisane w sercach Egipcjanek! Trzy tysiące lat temu kobiety stosowały odchody słoniowe, niczym dzisiejsze kapturki, co i tak było lepszą metodą niż watykańska ruletka. Wśród eksponatów są pierwsze prezerwatywy wykonywane z owczych jelit. „Humane vitae” zwana także encykliką o pigułce unosi się nad tym wszystkim, jak rojenia ludzi niespełna rozumu. A przecież jeszcze jedno pokolenie temu było w Kanadzie prawie, jak u nas! Pielgrzymki, pełne kościoły... Dlatego nie pobłażajcie nam, bo i u nas kiedyś podobne muzea powstaną! Nie ma refundacji środków antykoncepcyjnych, ale to za mało! Francja spisana na straty. Zamiast bolszewików, kościoły na hotele zamieniają biznesmeni, a w pozostałych brakuje kleru. W Niemczech małżeństwa dla homo. W Holandii i Belgii – eutanazja. Czesi nie
zadowolenia (na przemian z lamentami). Cóż Wam pozostało, przynajmniej w Europie? My Wam pozostaliśmy. Nie dajcie się skusić na jakiś z nami dialog, na jakieś reformy i gadanie o roli laikatu. Zakazujcie, wygrażajcie, łupcie, zdzieraj-
cie skórę, straszcie, ciągnijcie swoje, szantażujcie rząd, recenzujcie ustawy, tupcie trzewikami, plujcie na krytyków. Wystarczy na chwilę popuścić i od razu aklimatyzuje się cywilizacja śmierci, czyli roztańczone parady, wesołe zabawy, adoracja ciała, polepszanie warunków życia i czerpanie z niego (tfu!) przyjemności. Ale jeśli to wszystko przepadnie, to CO WY BĘDZIECIE ROBILI? MACIEJ PSYK
Na u-Więzi Zbigniew Nosowski („Więź” 5/2003) snuje refleksje nad kondycją polskiego katolicyzmu; przytacza statystyki świeckie i kościelne dotyczące religijności, a także postaw młodzieży. Zgodnie z wynikami badań: „...normę »nie zabijaj”« za wiążącą uważa 75,5 proc. młodych Polaków, »nie kradnij« – 62,5 proc. (...) Ponad 60 proc. młodzieży akceptuje antykoncepcję i współżycie przedmałżeńskie (...) ponad 1/3 młodzieży przyznaje się do spadku własnej religijności, a jedynie 11,5 proc. do jej wzrostu. (...) w rozwiązywaniu konfliktów moralnych ok. 70 proc. młodych ludzi kieruje się własnym sumieniem, a jedynie 3–4 proc. naukami Kościoła”. A to dopiero zaskoczenie! Pamiętamy ogromną papiesko-młodzieżową propagandę, którą zasypywały nas media, szczególnie podczas pielgrzymek JPII do ojczyzny. Znamy popularne stwierdzenia typu: „młodzież garnie się do Kościoła” i „młodzi ludzie łakną autorytetów”. Prawda jawi się dla katolicyzmu w bardzo niekorzystnym świetle. Ryzykowne wydaje się
oczekiwanie, że prędzej czy później młodzież z tego wyrośnie. „Co to oznacza na przyszłość? Co jest ważniejsze: że około połowa wierzących Polaków chodzi co niedziela do kościoła, czy że druga połowa nie chodzi? Czy szklanka jest do połowy pełna, czy też od połowy pusta? Będzie się napełniała czy opróżniała?” – pyta Zbigniew Nosowski. I odpowiada: „Osobiście należę do tych, których bardziej interesuje nie ilość płynu wypełniającego szklankę, lecz jego smak; nie liczba wierzących, lecz jakość ich wiary przekładająca się na świadectwo ich życia (...). Z tego punktu widzenia największym zagrożeniem dla przyszłości polskiego katolicyzmu jest powierzchowność wiary wielu nominalnych katolików, bylejakość i wiary, i życia”. Trudno odmówić autorowi racji, chociaż brakuje w diagnozie refleksji nad sensem misji duszpasterskiej i wychowawczej kleru, która staje pod dużym znakiem zapytania. Katolicy zbyt często zapominają, że w ich wyznaniu do zbawienia nie wystarczy sama wiara. TYMOTEUSZ
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r. Gdy marynarz przypływa do obcego portu, to jak świat światem swoje kroki kieruje do burdelu. Aby w III Rzeczypospolitej Parafialnej zapobiec tej ohydzie, powołano w polskich portach Portowe Rady Opiekuńcze, które gigantyczne państwowe środki finansowe – przeznaczone na resocjalizację matrosów – przekazały na Kościół. Za przykład niech posłuży port w Gdyni. Portową Radę Opiekuńczą powołano tam w 1992 r. z polecenia Zbigniewa Jaworskiego (ZChN) – ministra rządu parafianki Suchockiej. Fakt ów był (a przynajmniej miał być) realizacją zaleceń Międzynarodowej Organizacji Pracy. Organizacja ta kombinowała tak: jak marynarz – dajmy na to z Liberii – popłynie na koniec świata, to podczas wyładunku jego statku będzie się nudził jak mops, lub – co gorsza – skorzysta z usług portowych dziwek. A przecież taki wilk morski mógłby nadmiar chuci rozładować np. w teatrze, kinie czy choćby czytając Jamesa Joyce’a. Jednak na tego typu kulturalne fanaberie potrzeba kasy, którą to kasę postanowiono tworzyć z odpisów od opłat portowych płaconych przez statki. Powstała więc w Gdyni Portowa Rada Opiekuńcza, w skład której weszło 19 osób: – 5 przedstawicieli Kościoła katolickiego, – 5 członków NSZZ „Solidarność”,
B
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
7
Morskie opowieści – 2 członków związku zawodowego marynarzy, – 3 przedstawicieli armatorów różnorakich, – 1 reprezentant Urzędu Morskiego, – 1 przedstawiciel nieistniejącego Domu Marynarza, – 1 reprezentant nieistniejącej Portowej Przychodni Zdrowia, – 1 pracownik Morskiego Instytutu Rybackiego. Doborowe to gremium dziarsko wzięło się do roboty, to znaczy do umoralniania wilków morskich obcych bander, dysponując państwową kasą niemałą. I tak np. w roku 1992 było to 606 727 zł, w 1995 – 348 207 zł, w 1996 – 378 118 zł, w 1997 r. – 518 504 zł i tak dalej, i tak dalej, aż dochodzimy do roku 2001 (tylko dotąd sięgają sprawozdania Rady, która później już uznała, że zbędna biurokracja to zawracanie gitary), w którym wydano 837 342 złote! Za takie pieniądze można by wykupić bilety do kin chyba dla wszystkich marynarzy świata, żeby z wypiekami na twarzy oglądali filmy Zanussiego, ale kasę tę przeznaczono na coś zgoła innego. Na Kościół mianowicie. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Najpierw Portowa Rada Opiekuńcza dochodzi do wniosku, że gdzieś państwowe środki trzeba przetrzymywać. Najlepiej do tego
yły wojewódzki konserwator zabytków w Bydgoszczy, Maciej Obremski, miał słabość do koloru czarnego. W ciemno dawał proboszczom państwowe pieniądze na ratowanie zabytków. Sukienkowi zaś budowali sobie za tę kasę, co chcieli, m.in. luksusowe łazienki i garaże. Upierdliwa Naczelna Izba Kontroli skontrolowała wydatki, które w celu ratowania zabytków w województwie kujawsko-pomorskim poniósł w latach 1999–2001 Wojewódzki Oddział Służby Ochrony Zabytków w Toruniu. W tym czasie szefował mu pupil kleru – niejaki Maciej Obremski. Teraz Obremski jest zastępcą prawicowego prezydenta Bydgoszczy, Konstantego Dombrowicza. Pan prezydent też najwyraźniej lubi zabytki – tylko ciut starsze. Ostatnio wsławił się bowiem tym, że – zarabiając ponad 10 tys. złotych miesięcznie – wnioskował do ratusza, którym rządzi, o refundację z funduszu socjalnego kosztów jego wczasów w... Egipcie. Kontrola NIK wykryła niezłe kwiatki. Na ratowanie XII-wiecznego klasztoru pobenedyktyńskiego w Mogilnie i pochodzącego z tego samego okresu zespołu romańskiego w Strzelnie tylko w ciągu trzech lat wybuliliśmy z naszych podatków 8,4 miliona złotych!!! Szefem klasztoru w Mogilnie jest ksiądz Andrzej P., przeciwko któremu toczy się
celu nadawało się konto przykościelnej fundacji „Stella Maris”. A jak już jest odpowiednie konto i na nim państwowe środki, to po prostu ręce świerzbią. No więc Rada rozpoczyna wydawanie: 1992 r. – 525 513 złotych na Duszpasterstwo Ludzi Morza i na „Stella Maris”; 1995 r. – 264 800 złotych na Duszpasterstwo Ludzi Morza i „Stella Maris”; 1996 r. – 301 500 złotych (jak wyżej); 1997 r. – 339 593 (jak wyżej) plus Caritas Polska; 2001 r. – 723 400 złotych (jak wyżej) plus parafia pw. św. Jadwigi – na kościelny pomnik – plus opłata na rzecz Watykanu (sic!). Poza tym Rada Opiekuńcza wydawała państwowe środki na tak fantastyczne cele jak: – refundacja kosztów pobytu księdza, przedstawiciela Duszpasterstwa Ludzi Morza w RPA (17 tys. zł), wyjazd kapelana marynarzy – ojca Kroka – do Rzymu (2 tys. zł), kupno organów dla kościoła, diabli wiedzą – którego (20 tys. zł), kupno nieruchomości dla Kurii Biskupiej w Gdańsku (70 tys. zł).
dochodzenie o wyłudzenie odszkodowania samochodowego. Wikarym jest ks. Krzysztof S., którego prokuratura podejrzewa o ukrycie kradzionego tira wraz z towarem za pół dużej bańki („FiM” 27/02). Gościem w klasztorze bywał też często miejscowy gangster i złodziej Damian K., pseudonim Dachu. Dobrane towarzystwo, nie ma co.
-– Wszystko to razem, w świetle przepisów, jest nielegalne – mówi Andrzej Piłat, zastępca ministra Marka Pola. – Podmiot zarządzający portem nie ma podstaw prawnych do pobierania opłat z tytułu działalności socjalno-kulturalnej. W marcu br. Piłat zapowiedział kontrolę Rad Opiekuńczych Marynarzy i wyciągnięcie ostrych konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za nieprawidłowości. Do dziś kontrola nie doszła do skutku, o czym poinformowała naszą redakcję Janina Matrak – zastępca dyrektora departamentu
budynek z dwoma garażami i... jeszcze jedną piękną łazienką. Wydatków tych nikt nie kwestionował, choć z ochroną zabytków mają one niewiele wspólnego. Natomiast na renowację zespołu romańskiego w Strzelnie poszło 4,3 miliona złotych. Szefem tutejszej parafii jest ks. Otton Sz., też operatywny gość. Jak mu chamy niewierne
Z naszego „rogu obfitości” Pleban Andrzej P. dostał z ochrony zabytków 4,1 mln złotych. Z nadmiaru gotówki umyślił sobie, że część klasztoru zamieni w Centrum Spotkań Europejskich. Hoteliki, sklepiki, dewocjonalia i interes kręciłby się jak należy. No, przy okazji trochę podreperowałby – przecież nie za swoje – sypiący się zabytek. Tym sposobem duża część państwowej kasy wcale nie poszła na ratowanie klasztoru. Na razie dowiedziono, że ks. Andrzej P. co najmniej 550 tysięcy złotych przeznaczył na własne, zakonne fanaberie. Sprawił sobie na przykład wielką, marmurową łazienkę wraz z luksusowym, włoskim wyposażeniem, nowe instalacje elektryczne z imponującymi lampami, windę (choć klasztor ma raptem 2 piętra),
z zakładu energetycznego nie chciały dać prądu za darmo – do sieci energetycznej podłączył się na dziko. Innym znów razem ogołocił grobowiec znanego strzeleńskiego rodu z ozdobnych, metalowych płotów. Gdy sprawa wyszła na jaw, płot trafił z powrotem na cmentarz, a proboszcz miał się z pyszna. Spora część kasy, którą Obremski wydał na prace w parafii Sz., też poszła w błoto. Niby konserwatorzy pracowali w pocie czoła, ale kiedy skończyli, to okazało się, że tynki odpadają, a kolory ścian kościoła Świętej Trójcy „cudownie” się zmieniają. Widać zaoszczędzono na materiale. Najwyższa Izba Kontroli uznała ponadto, że w przypadku obu zabytków dokonano nierzetelnych rozliczeń. Przed rozpoczęciem prac
Transportu Morskiego Ministerstwa Infrastruktury. Reasumując: nielegalna Rada Opiekuńcza Marynarzy pobiera nielegalne opłaty, które w sposób nielegalny przeznacza na rzecz Kościoła. Od chwili powstania Rada na rzecz Krk wydała 97 proc. otrzymanych od państwa środków! A marynarze wszystkich bander? A marynarze płaczą, bo nie mają okazji oglądać filmów Zanussiego i jak dawniej „zmuszeni” są chodzić do burdeli. MAREK SZENBORN MACIEJ POPIELATY
i po ich zakończeniu nie przedstawiono bowiem żadnego kosztorysu robót. Co jeszcze ciekawsze, okazało się, że inwestorem zastępczym i wykonawcą prac w Mogilnie oraz Strzelnie była firma „Ju Kons-Pol”, której prezesem był niejaki Jarosław Urbańczyk – osoba z prawicowych, bydgoskich układów. Obecnie, za wiceprezydentury Obremskiego, Urbańczyk dyrektoruje należącym do miasta Bydgoskim Towarzystwem Budownictwa Społecznego. Choć nadużycia, które wykryto, są poważne, Najwyższa Izba Kontroli nie zdecydowała się na skierowanie sprawy do prokuratury. Księża w Mogilnie i Strzelnie widocznie dosyć już mają kłopotów z organami sprawiedliwości, by jeszcze ich czymś dobijać. Doniesienie złożył więc wojewoda kujawsko-pomorski, bo miałby podobno tysiąc innych, bardziej pilnych celów niż kościelne remonty i zakonne łazienki z marmuru za 8,4 mln. Jest to suma siedmiokrotnie przekraczająca kwotę, którą 400-tysięczna Bydgoszcz wydaje rocznie na bezdomnych, a ośmiokrotnie wyższa niż ta przeznaczona na dożywianie dzieci w szkołach. Ponieważ sprawę rozpatruje prokuratura w Toruniu, ta sama, która bała się przesłuchać Rydzyka, wątpimy, żeby tym razem chciała zadbać o przestrzeganie prawa. ROMAN KRAWIECKI
8
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
ROZMOWA Z KS. KARLEM STEHLINEM, PRZEŁOŻONYM BRACTWA ŚW. PIUSA X W POLSCE
Katolicyzm nie jest dziełem papieża – Jak czuje się w Polsce przełożony „schizmatyckiego Kościoła”, zbuntowanego przeciw papieżowi? Zastanawia mnie, na jaki odbiór ze strony wiernych, może liczyć wasze bractwo w kraju, gdzie autorytet Jana Pawła II jest tak wielki? – Oczywiście, nasza działalność jest mocno utrudniona, jednak niechęć wiernych utrzymuje się tylko z powodu braku rzetelnych informacji. Na przykład zarzuca się nam, że zbuntowaliśmy się przeciw papieżowi, że nie jesteśmy katolikami. Tymczasem w naszym pojęciu nigdy nie opuściliśmy Kościoła, a za papieża modlimy się codziennie. W Polsce największe zapotrzebowanie na naszą posługę widzę wśród młodych Polaków. Około 80 procent uczęszczających na nasze nabożeństwa ma mniej niż 40 lat. Dominują wśród nich ludzie wykształceni. – Jaka jest geneza Bractwa św. Piusa X? – Bractwo zostało założone przez biskupa Marcela Lefebvre’a w listopadzie 1970 r. jako zgromadzenie zakonne. Głównym celem miało być kształcenie kapłanów. Z biegiem czasu zaczęliśmy tworzyć seminaria, przeoraty, szkoły, domy rekolekcyjne i kaplice na pięciu kontynentach. Obecnie prowadzimy 6 wyższych seminariów duchownych, 3 uniwersytety, kilkaset szkół, prawie 1000 kościołów i kaplic. Do bractwa należy 430 kapłanów, 220 seminarzystów, 150 sióstr i 70 braci. – Nie można jednak pozostawać w Kościele rzymskokatolickim, jeśli stoi się w opozycji do papieża. Bractwo kojarzy się przede wszystkim z krytyką dokonań II Soboru Watykańskiego i w konsekwencji z aktem, który
Rozmowa z Adamem Okuniewskim – założycielem Stowarzyszenia Osób Fizycznych Poszkodowanych Decyzjami Orzeczników ZUS. – Czy ZUS krzywdzi ludzi? – Oczywiście! Na przykład orzekanie o niezdolności do pracy odbywa się jednoosobowo, a nie komisyjnie, a więc bez jakichkolwiek świadków i kontroli. Ludzie czują się poniżani i oszukani taką formą decydowania o swoim losie. Ponadto taka sytuacja daje niesłychane pole do nadużyć. – Jaka jest skala tej krzywdy? – Aż 20 proc. osób chorych, które trafiają przed oblicze orzecznika skierowane przez lekarzy specjalistów, okazuje się nagle zdrowymi. Ja też przed laty zostałem w ten sposób „wykurowany”. Cudowne
sprowadził na biskupa Lefebvre’a ekskomunikę. Chodzi o wyświęcenie przez niego w czerwcu 1988 r. czterech biskupów – bez zgody Watykanu. – Przyczyną tego wyjątkowego aktu był stan wyższej konieczności. Aby uratować duchowe skarby potrzebne do zbawienia, a wzgardzone przez posoborową hierarchię, arcybiskup Lefebvre zdecydował się
– Arcybiskup uważał, że jego obowiązkiem jest zanegowanie zmian, które przedsoborowe magisterium Kościoła uroczyście potępiło jako „rujnujące Kościół u jego podstaw”. Głos arcybiskupa Lefebvre'a był tylko wiernym echem uroczystej nauki Kościoła, np. na temat ekumenizmu, wolności religijnej itp., a więc sztandarowych idei soboru. Reformy czerpiące z antychrześcijańskich źródeł, np.
Ks. Karol Stehlin urodził się 30 I 1962 r. w Ettenheim (Badenia-Wirtembergia). Studiował w seminarium duchownym Bractwa św. Piusa X w Zaitzkofen. Zakładał nowe misje bractwa w Gabonie (Afryka). 29 czerwca 1988 r. otrzymał sakrament kapłaństwa z rąk arcybiskupa Marcela Lefebvre’a. W roku 1994 został mianowany przełożonym Domu Matki Bożej Fatimskiej w Jaidhof (Austria). Jest odpowiedzialny za apostolat Bractwa św. Piusa X w 9 krajach Europy Środkowej i Wschodniej. W 1996 r. założył pierwszy przeorat Bractwa w Polsce (w Warszawie). na ten krok. W imię zbawienia dusz. Co do ekskomuniki zaś, to jest ona nieważna, bo kodeks kanoniczny mówi, że niedozwolony czyn dokonany w stanie wyższej konieczności nie podlega karze. – Dlaczego arcybiskup Lefebvre tak gwałtownie zanegował zmiany zainicjowane przez II Sobór Watykański? Przecież już wcześniej w Kościele dochodziło do różnych reform i nie doprowadziło to do jego upadku?
z masonerii, doprowadziły do obecnego strasznego kryzysu w Kościele, którego objawem są choćby ostatnie smutne wydarzenia związane z duchowieństwem w USA. – Czy epitety w rodzaju: „człowiek o dwóch twarzach i zaburzonej osobowości” (pod adresem Pawła VI) albo: „papież pozyskany dla idei liberalnych, używający kluczy Piotrowych w służbie antykościoła” (o Janie Pawle II) mieszczą się w granicach dopuszczalnej krytyki?
– Krytyka posoborowych papieży dotyczy wyłącznie ich czynów, nie zaś wewnętrznych intencji. Krytykujemy ich, ale szanujemy i uznajemy za następców św. Piotra. – Czy biskupi, a co za tym idzie – reszta duchowieństwa, a wreszcie i wierni, mają prawo samodzielnie oceniać słuszność postępowania Kurii Rzymskiej? – Wiara katolicka nie jest dziełem papieża ani Kurii Rzymskiej. Skarb ten został im powierzony, aby go strzegli i depozyt ten nie może zostać naruszony. Każdy katolik jest w stanie w sercu rozróżnić prawdziwą wiarę od błędnych teorii i – wobec niezaprzeczalnych faktów świadczących o zejściu hierarchii z drogi wyznaczonej przez Chrystusa – ma prawo dokonać samodzielnego wyboru. – Bractwo oskarża Rzym o sprzyjanie trendom liberalnym, o zdradę Tradycji na rzecz triady: ekumenizm, kolegializm, liberalizm. Jak ksiądz skomentuje fakt, że współczesny Kościół oskarżany jest o konserwatyzm i wciąż poddawany naciskom mającym wymusić na nim dalsze zmiany, np. zniesienie celibatu, zaakceptowanie kapłaństwa kobiet, zniesienie spowiedzi indywidualnej? – Jeśli dasz diabłu palec, to on weźmie całą rękę. To dobry komentarz do tego pytania. Jeśli za wszelką cenę chcemy się zbliżyć z innymi wyznaniami, to dlaczego nie zaakceptować kapłaństwa kobiet, nie zrezygnować z celibatu albo ze spowiedzi indywidualnej... Liberalizm i ekumenizm mają ogromną wewnętrzną dynamikę. To jest staczanie się po równi pochyłej. Dlatego tak wielu kapłanów i wiernych na całym świecie zbliża się do Bractwa św. Piusa X.
Zakład Utylizacji Staruszków ozdrowienia... Nie ma co... Wiemy, że istnieją ciche wytyczne, by odbierać nawet 50 proc. przyznanych wcześniej rent. Jak to zwykle w życiu bywa, niektóre placówki ZUS, chcąc być na topie, wykazują się nawet 70-procentowym wskaźnikiem. Sprzyjają temu niejasne przepisy i brak klarownych definicji sprawności i niesprawności. – ZUS jest więc tylko narzędziem polityki państwa, któremu brakuje pieniędzy na zaspokojenie podstawowych potrzeb obywateli, także tych związanych ze świadczeniami rentowymi? – Świadczenia społeczne są w rzeczywistości problemem państwa. ZUS traktować trzeba jedynie jako wykonawcę zadań nakreślonych przez parlament i rząd. To z polecenia tych organów władzy mamy do czynienia z permanentnym
okradaniem i krzywdzeniem społeczeństwa. – Domyślam się, że to właśnie ta ludzka krzywda stała się powodem powstania Stowarzyszenia... – Owszem! Stowarzyszenie powstało w kwietniu 2000 roku w Bydgoszczy, ale na jego oficjalne zarejestrowanie musieliśmy czekać aż do września ubiegłego roku. Oczywiście cały czas działaliśmy, np. udzielając porad ludziom poszkodowanym przez ZUS. Do dziś z tego typu pomocy skorzystały już 3 tysiące osób z całej Polski. – Ale samymi poradami, choćby najbardziej skutecznymi, nie rozwiążecie problemu... – Dlatego równolegle staramy się doprowadzić do zmian w naszym prawodawstwie. Na przykład domagamy się sprecyzowania definicji renty,
która musi się wiązać z konkretną chorobą. Według mnie renta jest świadczeniem stałym przyznawanym osobie dotkniętej chorobą, której skutki uniemożliwiają pracę. Na szczęście znaleźliśmy sojuszników – także wśród orzeczników. Problemem zainteresowali się również Rzecznik Praw Obywatelskich i prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. W marcu bieżącego roku Sejmowa Komisja ds. Rodziny podjęła temat. – Czy są już jakieś konkretne efekty tych działań? – Wspomniana komisja sejmowa pracująca pod kierunkiem posłanki Anny Bańkowskiej zobowiązała rząd do uregulowania w ciągu trzech miesięcy spraw związanych z orzecznictwem w duchu przez nas sygnalizowanym. Choć minął już ten okres, nic takiego się nie stało.
To chęć powrotu do Tradycji w obliczu chaosu. – Kiedy Bractwo pojawiło się w Polsce i jak wielu skupia wiernych oraz kapłanów? – W Polsce pojawiliśmy się w 1994 roku, a pierwszy przeorat powstał w Warszawie w 1997 roku. Obecnie działa w Polsce pięciu kapłanów sprawujących posługę w 10 kaplicach, które funkcjonują w największych miastach Polski. Wiernych, którzy systematycznie uczestniczą w nabożeństwach, jest kilkuset, jednak ilość sympatyków obliczamy na kilka tysięcy. – W liście pasterskim z 27 XI 1998 r. polski episkopat ostrzegał przed waszym bractwem. Czy od tego czasu coś się zmieniło? – Kilkakrotnie prosiłem polskich hierarchów o audiencję bądź publiczną dyskusję. Bez rezultatu. We fragmentach dotyczących porzucenia przez nas Kościoła i nieuznawania władzy papieża, list jest zwykłym oszczerstwem. – Czy dostrzega ksiądz jakieś istotne różnice między typem religijności reprezentowanym przez Polaków i mieszkańców zachodniej Europy? – Polski Kościół dopiero przeżywa napływ tych modernistycznych trendów, które trapiły Zachód 30 lat temu. Polski kult jest szczery, odznaczający się przywiązaniem do Tradycji, wybitnie maryjny. Jednak rzeczywiście pod wieloma względami jest nieco powierzchowny. – Jak ksiądz wyobraża sobie przyszłość Kościoła w Polsce i na świecie? – Powiem krótko: Kościół ma do wyboru tylko dwie drogi – powrót do Tradycji albo upadek. Rozmawiał ROBERT ZABOROWSKI Fot. archiwum
– I na koniec sprawa z ostatnich miesięcy. Sieradzka policja zatrzymała głównego orzecznika ZUS w Zduńskiej Woli, kilkunastu pracowników ZUS oraz lekarzy orzeczników z tego miasta podejrzanych o łapownictwo, oszustwa oraz przyznanie nienależnych 300 rent i emerytur. Jak wynika z prokuratorskiego śledztwa, niektórzy renciści nie znali nawet swoich chorób... Choć uznano ich za ślepych – nie nosili nawet okularów. Skarb państwa stracił ponad 3 miliony złotych... – To skandaliczna sprawa. Aż dziw, że dopiero teraz trafiono na jej trop. Potwierdza się to, z czym walczymy od dawna. Nie może być luk w przepisach, niejasnych definicji i jednoosobowego orzecznictwa. Przywrócenie komisyjnego orzekania o niezdolności do pracy jest szansą na poprawę sytuacji i likwidację patologii stwierdzonej w Zduńskiej Woli. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
N
ajpierw rekolekcje u Rydzyka, potem terror psychiczny, a wreszcie żrący środek chemiczny na przeciwnika. Czy to już faszyści? Nie, oficjalnie jeszcze Młodzież Wszechpolska. Rok temu Ewelina Salitra (fot. poniżej) miała zaledwie 20 lat i złudzenia. Poszukując swojego miejsca na polityczną aktywność, zaczęła uczestniczyć w spotkaniach olsztyń-
skiej Młodzieży Wszechpolskiej, kuźni kadr Ligi Polskich Rodzin i oczka w głowie Romana Giertycha (honorowy prezes MW). Równolegle sympatyzowała też z Narodowym Odrodzeniem Polski – ostro rywalizującym na prawicy z wszechpolakami. Dziewczyna – nieświadoma głębokiej wzajemnej niechęci obu organizacji – przybyła kiedyś na spotkanie MW z plikiem ulotek NOP i naiwnym zamiarem połączenia zwaśnionych. W imię wspólnego celu, jakim było wówczas obrzydzanie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. W zebraniu, które dla Eweliny okazało się brzemienne w skutki, uczestniczyła cała wierchuszka ligusowych przedszkolaków, łącznie
z prezesem Krzysztofem Fedorowiczem (fot. obok), obecnie radny w Olsztynie z listy LPR), jego zastępcą Tomaszem Lempką oraz sekretarzem Łukaszem Czarneckim. Chłopcy oniemieli na widok konkurencyjnej „bibuły”, bezczeszczącej atmosferę spotkania. Po chwili, nie żałując szturchańców i okrzyków, z których najsubtelniejszy brzmiał: „Ty dziwko nopowska!”, wykopano pannę
„(...) dzwonił do mieszkania Salitrów i przeklinał do domofonu. Potem odszedł od domofonu i mówił, żebym przypomniał Ewelinie, że ma przechlapane. Wykrzykiwał: »Ty kurwo, ty szmato, ja cię zajebię!«. Wykrzykiwał to do Eweliny, patrzył w jej okna” – zeznał do policyjnego protokołu, świadek D.C. 27 czerwca też czekali na nią w pobliżu domu.
Mały wacek Giertycha Ewelinę za drzwi. I na tym pewnie skończyłaby się jej przygoda z polityką, gdyby za namową przewodniczącego NOP, Adama Gmurczyka, nie złożyła pisemnego oświadczenia o przebiegu incydentu, które narodowcy z radością opublikowali w Internecie. Wszechpolacy próbowali nakłonić Ewelinę do wycofania się z oświadczenia. Gdy nie pomogła perswazja, zaczęli ją nękać telefonicznymi pogróżkami: – Niektórych poznawałam po głosie. Nawet prezes Fedorowicz włączył się do tej akcji – wspomina. Często pojawiali się pod oknami jej domu.
AWRSPapieża Pojawiają się nowe wątki śledztwa prowadzonego przez gdańską prokuraturę w sprawie łapówkarstwa i bezprawnego obdarowywania przez AWRSP księży państwową ziemią. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego aresztowała dwóch kolejnych podejrzanych. Funkcjonariusze ABW zatrzymali Zbigniewa P., byłego zastępcę szefa oddziału terenowego Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa w Gdańsku oraz Ryszarda G., który nie był pracownikiem agencji, ale – jak twierdzą prokuratorzy – brał udział w przekręcie. Prokuratura postawiła im zarzuty łapówkarstwa, sprzedaży bez przetargów, niegospodarności i zaniżania wartości gruntów będących przedmiotem sprzedaży. Sprawa kolejnych aresztowanych wiąże się ze sprawą Brunona S., byłego szefa gdańskiego oddziału AWRSP, a także Edwarda P., byłego pracownika Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego, którzy bezprawnie obdarowali trzy parafie 30 hektarami państwowej ziemi o wartości 12 mln złotych. W sprawę zamieszani są dwaj gdańscy biznesmeni Janusz G. i Tadeusz K. oraz gdynianin Wojciech J. Byli oni pośrednikami w obrocie ziemią
A TO POLSKA WŁAŚNIE
pomiędzy gdańską kurią – otrzymującą od państwa grunty za friko – a firmą, która ziemię od kurii na pniu skupowała. Sprawę bezprawnego przekazania czarnym 15 hektarów gruntów w Jankowie pod Gdańskiem ujawniliśmy i opisaliśmy w „FiM” kilkakrotnie. Parafia z Rotmanki, na podstawie ustawy o stosunku państwa do Kościoła, otrzymała od AWRSP grunty zakwalifikowane jako budowlane, choć ustawa zakłada, że państwo może przekazywać jedynie ziemię o charakterze rolnym. Mechanizm działania był (i nadal jest!) bardzo prosty. Parafie, które otrzymują od państwa grunty, przekazują je kuriom. W ten sposób kuria gdańska stała się największym właścicielem ziemskim w całym województwie pomorskim. Co bardziej atrakcyjne kawałki czarni sprzedają firmom – za duże pieniądze. Śledztwo w sprawie obrotu setkami hektarów państwowego gruntu na Pomorzu zatacza coraz szersze kręgi i pojawiają się w nim coraz to nowe postacie – ale na pewno nie wszystkie. Nikt nie ośmiela się zakłócać spokoju władcy Pomorza, capo abp. Tadeusza Gocłowskiego. JACEK KOSER
Ojciec Rydzyk z
– Było ich kilku z Młodzieży Wszechpolskiej. W pewnym momencie wszyscy odeszli na bok i został przy mnie tylko Czarnecki. Wyjął z kieszeni opakowanie domestosu i zaczął wylewać na mnie zawartość. Tamci śmiali się i dopingowali: „Dalej, polewaj tę kurwę!” – opowiada dziewczyna. „Stwierdzono u poszkodowanej oparzenia chemiczne I stopnia twarzy, szyi i oka lewego” – napisał w opinii lekarskiej biegły sądowy dr Krzysztof Klonowski. Prokuratura Rejonowa Olsztyn Południe,
P
prowadząca postępowanie w sprawie napaści, podeszła do problemu niczym do porachunków gangsterskich: skoro strzelają do siebie, nie będziemy im przeszkadzać. 29 listopada prok. Jolanta Jankowska postanowiła (sygn. akt 1 Ds. 1768/02) „(...) umorzyć dochodzenie z uwagi na stwierdzenie przestępstwa ściganego z oskarżenia prywatnego i odstąpienie od ścigania z urzędu z uwagi na brak interesu społecznego do kontynuowania ścigania z urzędu”. O politycznych przygodach Eweliny napisała lokalna prasa, a jedno z egzotycznych pisemek prawicy rozpaczało, że Młodzież Wszechpolska i NOP „swoją działalnością skutecznie kompromitują całe środowisko młodzieży narodowej”. Minęło kilka miesięcy. W tym czasie 22-letni Krzysztof Fedorowicz został radnym, a uparta dziewczyna konsekwentnie demaskowała wszechpolaków, rozpowszechniając wśród znajomych i przyjaciół drastyczne szczegóły swojej inicjacji politycznej. Poważyła się nawet publicznie stwierdzić, że MW „przypomina typową organizację gejowską”, zaś nazwa organizacji to skrót od „mały wacek”. Chłopcy Giertycha dawali stanowczy odpór posądzeniom na temat swoich preferencji seksualnych, zasypując Ewelinę SMS-ami, których małym wackiem o b s c e n i c z n o ś ć (obowiązujące w „FiM” standardy obyczajowe uniemożliwiają przytoczenie choćby jednego) zdaje się potwierdzać daleko idące kompleksy płciowe autorów. – Szczególnie obrzydliwe wiadomości otrzymuję kilka razy dziennie z telefonu komórkowego 0-502 664 095 – mówi Ewelina i pokazuje treść ostatnich „listów”. Sprawdzam numer i okazuje się, że jego użytkownikiem jest Grzegorz Sielatycki, 23-letni radny Gdańska z listy Ligi Polskich Rodzin (zatrudniony w biurze poselskim Gertrudy Szumskiej z LPR), członek Rady Naczelnej MW.
iotr D. jest bardzo religijny. Choć od kilku lat regularnie molestował seksualnie nieletnie dziewczyny z Rodzinnego Domu Dziecka w Biskupicach, to po wymuszonym seksie zawsze brał do ręki różaniec i wychodził do ogrodu, by się pomodlić. W niewielkich Biskupicach koło Radziejowa (woj. kujawsko-pomorskie) od kilkunastu dni wrze. Policja aresztowała Piotra D., wychowawcę z miejscowego rodzinnego domu dziecka, katechetę, a ponoć nawet hrabiego z pochodzenia. W 1995 roku państwo D. wygrali konkurs na prowadzenie domu. Jak zapewniają dziś pracownicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Radziejowie, byli najlepsi: stateczni, poważani, wykształceni. Na dodatek mieli też własne dzieci, o które bardzo dbali. Pałac w Biskupicach, gdzie mieści się dom dziecka, jest otoczony parkiem i leży na uboczu wioski. Państwo D. mieli tu pod opieką czwórkę własnych dzieci (najmłodsze ma teraz 3 latka) i ósemkę przysposobionych, które trafiły do Biskupic z Ośrodka Adopcyjnego we Włocławku. Wszyscy we wsi byli przekonani, że w rodzinnym domu dziecka panuje idealna, sielankowa atmosfera. Niestety.
9
12 lipca br. Ewelinę napadnięto ponownie. Zdołała uciec, wezwała policję. Zatrzymani sprawcy oświadczyli, że tylko rozmawiali z Salitrą, która... namawiała ich do pobicia radnego Fedorowicza. Ten z kolei złożył policji doniesienie, że dziewczyna już kilkakrotnie... groziła mu śmiercią i zażądał ścigania! Po kilku dniach nadano jej status podejrzanej, stawiając formalne zarzuty zbrodniczego podżegania do fizycznej deformacji ślicznej buzi lidera Młodzieży Wszechpolskiej. – Wkrótce zadzwonił do mnie z propozycją spotkania. „Jeśli wycofasz wszystkie skargi, to i ja odstąpię od zarzutów” – powiedział. Zapewnił, że ma dobre układy w prokuraturze i może to załatwić. Umówiliśmy się nazajutrz w centrum Olsztyna. Poszłam na spotkanie i... w biały dzień, w obecności uśmiechniętego Fedorowicza, zostałam zatrzymana przez policję – relacjonuje dziewczyna. Po przewiezieniu do komendy miejskiej oznajmiono jej, że zostanie aresztowana, ponieważ... nie stawia się na wezwania w sprawie „planowanego unicestwienia” radnego. – Noc spędziłam na policyjnym „dołku”. Nazajutrz dostarczyli mnie do prokuratury, a stamtąd na badania psychiatryczne. Gdy okazałam się zdrową na umyśle, stanęłam przed obliczem sądu. Prokurator zażądał trzymiesięcznego aresztu, ale na szczęście skończyło się na orzeczeniu dozoru policyjnego – kontynuuje Ewelina. Dawno wywietrzała jej z głowy polityka. Zerwała wszelkie kontakty z NOP, przekonawszy się, że nie może liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony jego działaczy. W październiku rozpoczyna studia na jednej z wyższych uczelni Olsztyna i po prostu chce już mieć święty spokój. Młodzież Wszechpolska jest jednak pamiętliwa, a organa ścigania dziwnie selektywne w wykonywaniu obowiązków. Już wkrótce Ewelina Salitra zasiądzie na ławie oskarżonych – zamiast swoich prześladowców. ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor, archiwum
Kilkanaście dni temu z Biskupic uciekły cztery dziewczynki, z których trzy nie mają jeszcze ukończonego 15 roku życia. Ukryły się u siostry jednej z nich – w pobliskim Skibinie. Potem złożyły zeznania w Komendzie Policji w Radziejowie. A miały o czym opowiadać, choć początkowo trudno im było przełamać wstyd. W końcu jednak szczegółowo opisały, jak Piotr D. chwytał je za intymne części ciała, przytulał się do nich, głaskał po pupach i piersiach. Robił to nawet przy... swojej żonie – dyrektorce domu dziecka. Jeszcze gorzej bywało w weekendy, gdy żona Piotra D. wyjeżdżała do Włocławka. Według wiarygodnych zeznań pokrzywdzonych podopiecznych, wychowawca katecheta przychodził wtedy do ich łóżek. Ściągał dziewczętom majtki. Głaskał w kroczach, kładł się i wykonywał – jak zeznały dzieci – „te ruchy”. Po każdym molestowaniu Piotr D. brał do ręki... różaniec i wychodził do ogrodu, aby się długo modlić. Prokuratura Rejonowa w Radziejowie uznała, że zeznania dzieci to nie konfabulacja, i decyzją sądu wychowawca katecheta został aresztowany na trzy miesiące. Ma teraz jeszcze więcej czasu na modlitwę. ROMAN KRAWIECKI
Katecheta
10
POLSKA PARAFIALNA
Pępek Europy S
uchowola. Niewielkie miasteczko przy wschodniej granicy. Ze środka rynku jest podobno tak samo daleko do wszystkich końców Europy. Z tej przyczyny objawiła się idea: „Suchowola zamiast Brukseli!”. Sezon ogórkowy, lato w tym roku wyjątkowo suche (nawet stwór z Loch Ness nie wystawia łba nad wodę), nie dziwi więc, że europejska przyszłość miasteczka już niejednokrotnie przewijała się w miejscowej
prasie. Większość mieszkańców i internauci propozycję potraktowali jako żart. Poważniej do sprawy podszedł Podlaski Urząd Wojewódzki i starostwo sokólskie, co jeszcze można zrozumieć, jeśli za wzór przyjąć Litwinów i ich Europas Centras Parkas koło Wilna (zdaje się, że u nich Europę mierzył kto inny...). Żeby położenie miejscowości na mapie wykorzystać do próby jej wypromowania – raczej za własne pieniądze niż unijne – trzeba zapewnić turystom miejsca do spania, możliwość rozrywki i wypoczynku. Na razie rodzaj ewentualnych przyszłych rozrywek i zaszczytów wróży oznaczenie suchowolskiego środka kontynentu głazem narzutowym z herbem miasta (na zdjęciu) i... łukiem z krzyża z ołtarza, przy którym JPII odprawił mszę 12 lat temu – i to nie tu, a w Białymstoku. Burmistrz Suchowoli, Jerzy Omielan, zupełnie poważnie deklaruje, że nazwa oraz substancja miasta nie zostaną zmienione, a nową Brukselę – Europolis
– wybuduje się tuż obok jako suchowolską dzielnicę. Pora porzucić żartobliwe tony. Gdy jeden z mieszkańców, Czytelnik „FiM”, napisał do burmistrza pismo, w którym wskazał absurdalność pomysłu wobec
innych problemów miasta, ten poczuł się jak najpoważniej dotknięty. „To jest naruszanie dóbr osobistych moich i moich pracowników. Mało tego, ten pan
restauracji, zaufała Barbarze Ś., myśląc sobie, że przecież Kościół nikogo by nie oszukał (a wystarczy czytać „FiM”!). Po godzinie pracownicy restauracji znowu usłyszeli
atakuje także Kościół. Rozumiem, że żyjemy w demokratycznym kraju, ale takie oszczerstwa to nie jest demokracja!” („Gazeta Współczesna”, 30.07.2003 r.). I tu leży pies pogrzebany. Suchowola cierpi na rozdwojenie jaźni: chce być stolicą zjednoczonej Europy, ale na razie jest dominium watykańskim. Burmistrzowi (następcy na tym stołku obecnego posła LPR na Sejm, Piotra Krutula) wszystko kojarzy się z jednym: „Burmistrz Jerzy Omielan szykuje wielki billboard z napisem Center of Europe (...) na tablicy, na niebieskim tle, jest herb gminy w otoczeniu unijnych gwiazdek. Pewnie autor symbolu Unii zaczerpnął symbolikę z kultu Matki Boskiej – mó-
Pan Omielan nie tylko jest fanem MB (co z powyższych słów wynika) i jednocześnie Brukseli (skoro ją do siebie zaprasza, a jeszcze bardziej chciałby do niej pojechać – „Gdybym kiedykolwiek został deputowanym do Parlamentu Europejskiego, wówczas zadziałałbym w tej kwestii” – „Gazeta Współczesna”, 6.08.2003 r.), jest jeszcze kiepskim urzędnikiem. Na list Emila Kamińskiego odpowiedział pismem, w którym raczył był zastąpić sąd i „skazał” nadawcę („nakazuję Panu...”) na złożenie przeprosin, opublikowanie ich w prasie i dodatkowo na karę grzywny w wysokości 2000 złotych na cele społeczne (tu podano numer konta), która miała zostać wpłacona w ciągu dwóch tygodni. Burmistrz Omielan ma tytuł magistra, ale z pewnością nie magistra prawa. Przy takim jaśniepańskim traktowaniu podstawowych zasad wymiaru sprawiedliwości nie dziwi chęć położenia rączek na całej Unii Europejskiej... Przyszłość Suchowoli jako stolicy Europy można oczywiście
wi. Suchowola temu kultowi zawsze była bliska”. („Kurier Poranny”, 25.04.2003 rok) Eurosport też pożyczył gwiazdki od MB?
polskie dania. Zadowolona z atmosfery restauratorka nie mogła się tylko doczekać organizatorów. Ani Barbara Ś., ani proboszcz parafii św. Krzysztofa w Tychach, ks. Wojciech Wyciślik, nie pojawiali się jednak w restauracji. Kosztorys już wydanych posiłków pani Szmyła przekazała więc pilotce grupy, by ta z kolei dostarczyła ją plebanowi bądź Barbarze Ś. z prośbą o załatwienie formalności. Bez reakcji. Restauratorka sama więc zaczęła wydzwaniać na
poszczących były rybki i inne morskie frykasy. Nie przeszkadzaliśmy, kiedy do późnych godzin nocnych modlili się na tarasie. Pracownicy zostawali dłużej, by wszystko grało, bo to przecież pątnicy i w dodatku goście parafii. Dwoiliśmy się i troili – opowiada Szmyła. Właścicielka odetchnęła z ulgą, gdy w ostatnim dniu pobytu pielgrzymów i po zawiadomieniu parafii, że pójdzie do sądu – do restauracji wpadła wreszcie Barbara Ś.
Bóg zapłać frajerom „Niepłacenie za wykonaną pracę jest niemoralne i woła o pomstę do nieba!” – grzmieli purpuraci podczas zjazdu na Jasnej Górze. I znowu najciemniej pod latarnią... Tychy gościły ostatnio włoskich pielgrzymów. W imieniu parafii św. Krzysztofa pani Barbara Ś. w ostatniej chwili, tj. dzień przed przybyciem pątników, zamówiła w restauracji hotelowej „Prima” posiłki na kilka dni (śniadania i kolacje) dla 20 Włochów. Pani Grażyna Szmyła, dzierżawca
w słuchawce głos Barbary Ś. błagającej, by pierwszą kolację dla pielgrzymów przygotowano jeszcze tego samego dnia. Grażyna Szmyła szybko zrobiła konieczne zakupy i wraz z pracownikami czekała na zmęczonych pątników. Minęła północ, a goście z ziemi włoskiej nie pojawili się... Przybyli dopiero na śniadanie. Przez następne dni mogli przebierać we frykasach przyrządzonych według księżowskich zaleceń i niczego im nie brakowało; czuli się też chyba doskonale, bo stale dziękowali za pyszne
plebanię. Po wielu próbach usłyszała w końcu, że ksiądz nie ma dla nikogo czasu. – Dziewięć lat prowadzę restaurację i nigdy nikt mnie tak nie wykorzystał. Staraliśmy się, jak mogliśmy. Dogadzaliśmy pielgrzymom według zaleceń organizatorów. Było wszystko, czego zapragnęli. Nie brakowało żadnych egzotycznych owoców i różnych przysmaków. W piątek dla
Restau okazało 3,5 tys W koń ra Ś. r śniej ko – N z kucha Krzyszt płacić r ban w niej pro uchylon i nie ch swoje p Gra odzysk sprawę Prokur nak po patrzył umorzy powroc porach Szmyły nej za Oto skie teo
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r. między bajki włożyć, podobnie jak uczynienie z Częstochowy Mekki albo bazy głównej al-Kaidy. O wiele bardziej realna wydaje się inna przyszłość, której zapowiedzią jest powstanie izby pamięci księdza Jerzego Popiełuszki, obdarowanie miejscowej szkoły tymże imieniem czy wygląd budynków plebanii na tle większości pozostałych domostw i gmachów. W tej sprawie można być wyjątkowo zgodnym ze wspomnianym posłem LPR, Piotrem Krutulem. „Poseł Krutul przypuszcza raczej, że w Suchowoli powstanie sanktuarium ks. Jerzego Popiełuszki. – To będę popierał – podkreśla. – Natomiast stolicy Unii Europejskiej – na pewno nie”. („Gazeta Współczesna”, 6.08.2003 r.). Jeśli nawet pod Suchowolą powstanie druga albo jeszcze większa Bruksela, to cóż ona będzie znaczyć wobec rychłego wzniesienia mauzoleum ks. Popiełuszki? Bo na tym zapewne zakończy się spór o centrum Europy w Suchowoli... WACŁAW JURJEWICZ Fot. Autor, archiwum
uratorce szybko jednak zrzedła mina: o się, że pani Basia nie chce zapłacić s. zł należnych według rachunku. ńcu, po krzykach i wrzaskach, Barbarzuciła na stół przygotowaną wczeopertę z pieniędzmi – 2 tys. złotych. Nie namyślając się długo, poszliśmy arzem na pobliską plebanię parafii św. tofa z pytaniem, dlaczego nie chcą zarachunku – relacjonuje Szmyła. – Pleogóle nie chciał rozmawiać, a późowadził finansowe pertraktacje przez ne drzwi. Potraktował nas gburowato hciał nawet słyszeć, że przyszliśmy po pieniądze. ażyna Szmyła nie miała wyjścia, chcąc ać 1,5 tysiąca złotych, musiała oddać do Prokuratury Rejonowej w Tychach. rator Andrzej Gołuch nie znalazł jeddstaw, by prowadzić śledztwo, nie doł się przestępstwa karnego i sprawę ył. Księżulo wyjechał na wczasy, a po cie – zamiast rachunkiem – zajął się hunkami. Dzwonił do córki Grażyny y, strasząc ją założeniem sprawy karobelgi... o jak wyglądają w praktyce jasnogórorie. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
11
Erekcja świętego Piotra Hanna Suchocka – przedstawicielka nadwiślańskiej kolonii Watykanu w randze ambasadora RP – nawiedziła Katoland. Konkretnie Puławy nawiedziła i przywiozła kamień węgielny pod watykańską inwestycję. Kamień maleńki, ale... uszczknięty z grobowca św. Piotra Apostoła! Jest sobotnie popołudnie, przedostatni dzień sierpnia. Do Puław ma przyjechać papieska agentka, główna sprawczyni konkordatu. W oczekiwaniu na przybycie świty bogobojne ludziska przez kilkanaście minut słuchają słów JPII z playbacku. Przemówienie jest cokolwiek nieświeże, bo pochodzi sprzed... wielkiego Jubileuszu Tysiąclecia. Impreza w plenerze. Nad ołtarzem polowym powiewa sporych rozmiarów parasol. Jest podobny do tych w ogródkach piwnych, tyle że bez logo browaru. Cała feta ma niby wymiar lokalny, ale ten gość, przynoszący powiew znad Tybru... Jakiś facio przygrywa na gitarce kościelne songi. Grupka młodzieży powtarza refren. W końcu na placu budowy pojawia się ona. Suchocka wysiada z czarnej
limuzyny Życińskiego. Tymczasem gospodarz archidiecezji, Józef, niczym szlachciura przybywa do poddanych konną dorożką. Nie zdążył jeszcze wysiąść z powozu i poprawić biretu, a z głośników już słychać powitanie. Na szczęście nikt nie mdleje. Proboszcz podprowadza ambasadora RP do pierwszego rzędu siedzisk. Jakiś młodzian podstawia jej klęcznik. W tym czasie Ziutek Życiński rozdaje swoje wizytówki na świętych obrazkach. Po chwili ktoś się orientuje, że popełniono gafę. Tacy goście jak Suchocka mają zwykle zarezerwowane miejsce przed ołtarzem! Żelazna lady karnie klęka więc pod wizerunkiem Wojtyły. – Kościół parafialny św. Rodziny z Nazaretu, trafnie wpisuje się
w plany duszpasterskie księdza arcybiskupa – bierze pod włos chlebodawcę ks. Henryk Olech, proboszcz parafii. – Nas, mieszkańców Puław, ogromnie cieszy i nobilituje obecność pani premier Hanny Suchockiej. Z wdzięcznością wspominamy, iż to za czasów sprawowania przez panią urzędu premiera RP doszło do podpisania historycznego konkordatu między RP a Stolicą Apostolską. Pamiętamy też, że w okresie zaborów niepodległa Polska (sic!) zawarła umowę konkordatową ze Stolicą Apostolską, a w 1947 r. władze PRL zerwały ją jednostronnie. Wyniesienie na stolicę Piotrową kardynała Wojtyły nadało kontaktom Polski z Watykanem nowy wymiar. I to właśnie wysiłek polityczny i dyplomatyczny pani premier przyczynił się do znor-
Pojedyncze osoby oglądają kościelny show z balkonów pobliskich blokowisk. Niektórzy słuchają i nie pojmują, co słyszą: – Swój udział w tej budowie musi mieć także samorząd lokalny. Wierzę, że będzie go miał. Budować chrześcijańską Europę, Polskę u siebie w mieście, powiecie... to ogromny zaszczyt – deklamuje z kartki Marian Żaba, starosta puławski. Zbiegowisko dyskretnie obserwują
malizowania relacji państwa polskiego ze Stolicą Apostolską, którą kieruje nasz wielki rodak Jan Paweł II – klecha wykrzykuje na przemian kłamstwa oraz bzdury. Jednak nabożeństwo z udziałem kościelnych i lokalnych bonzów nie cieszy się specjalnym zainteresowaniem. We mszy uczestniczy mniej więcej 300, no... może 400 wiernych.
gliniarze. Policja „oddelegowała” na mszę aż dwa radiowozy. Najważniejsze jest bezpieczeństwo... kamienia węgielnego. Pochodzi rzekomo z grobu samego św. Piotra. Zresztą, kto go tam wie. Zwykły kamienny odprysk poświadczony przez papieskich urzędników. – W 1997 r. nasze miasto na 20-lecie pontyfikatu przekazało Ojcu Świętemu ten plac. Cieszę się, że dar ten rozkwita budową nowej świątyni – wyjawia Janusz Grobel, prezydent Puław, i zapewnia jeszcze: – Tak jak do tej pory – deklaruję wszechstronną pomoc ze strony władz miasta dla naszej parafii. Jestem przekonany, że wysiłkiem nas wszystkich dopniemy celu, jakim jest budowa
w Puławach nowej świątyni pod wezwaniem św. Rodziny. Prawie każdy z dostojników, klepie do mikrofonu, że nowa inwestycja jest wotum dziękczynnym za 25-letni pontyfikat JPII. Aż wstyd, że dar dla Papy z okazji tak ważnej rocznicy pochłonąć ma zaledwie 4 mln zł. Ale szef lubelskich pasterzy nie pozostawia złudzeń, że ciężar finansowy spadnie na barki parafian. Uważni słuchacze przewidują już w domyśle kolejne zbiórki, imienne koperty z adresem zwrotnym parafii, ciężką pracę za Bóg zapłać itd. Pod koniec mszy była premier Suchocka odczytuje dokument, który ma przekonać niedowiarków, że przywieziony przez nią kamyczek węgielny jest magiczny. – Niniejszym listem zapewniamy, że na większą chwałę Boga i cześć św. Piotra Apostoła przekazaliśmy w darze cząstkę kamienia pobraną z miejsca jego grobu. Na poświadczenie tego napisaliśmy tenże poświadczający list – recytuje ambasadorka pełnomocna RP przy Stolicy Apostolskiej w Rzymie. Punktem szczytowania jest prezentacja watykańskiego kamyka. Po krótkiej chwili akt erekcyjny oraz drewniana szkatułka z kawałkiem granitu znikają w betonowej niszy. Kielnia w rękach Życińskiego i Suchockiej dopełnia dzieła. Z boku dobiega mnie szept dwóch tubylców: – Że też opłacało się jej jechać z Watykanu z tym kamykiem... Spoko, panowie! To wyście za to zapłacili. I ja też. MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Autor
12
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
RADIO (WOLNA) MARYJA
W
asze prośby – Szanowni Czytelnicy – są dla nas rozkazem. Publikujemy więc kolejny odcinek wyimków z Radia Maryja, które cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Telefon do RM: – Od trzech miesięcy słucham wyłącznie Radia Maryja. Wyrzuciłem telewizor na śmietnik, a w radiu urwałem gałkę, tak aby nikt z rodziny nie mógł zmienić stacji i teraz jest tylko wasze radio u mnie w domu. I jestem naprawdę wolnym człowiekiem. ¤¤¤
Słuchacz: – Polaków to powinno się rozróżniać po nazwiskach. Np. Płotka, Kąkol, Krawiec, Hebel... od
¤¤¤
¤¤¤
¤¤¤
transmisja mszy z udziałem ojca Rydzyka: – Ile tu dzieci koło mnie! A tu taka mała dziewczynka... Ile masz lat? No co, nie umiesz mówić? Ile masz lat? Nie powiesz księdzu? No, ile masz lat? Głupie jakieś to dziecko, czy co?
o. Rydzyk w Rozmowach Niedokończonych: – W Koszalinie podszedł do mnie taki jeden i prosi o pięćdziesiąt groszy, a ja musiałem nos zatykać i uciekać... taki był niemyty. Dlaczego oni się nie myją? Kochani, trzeba się myć i siać, siać, siać... bo tylko jak będziemy siać, to zgasimy płomień nienawiści.
Słuchaczka: – Ja się tego nie wstydzę. Mam siedemdziesiąt lat i wszystkim mówię, że jestem dzieckiem Radia Maryja i ojca Rydzyka. o. Jacek: – No, wie pani... To ostatnie stwierdzenie może być ryzykowne...
¤¤¤
Słuchacz: – Jak się do was dzwoni, to trzeba pochwalić Maryję zawsze dziewicę... prawda? o. Jerzy: – Tak jest przyjęte. Słuchacz: – Ale to przecież było dwa tysiące lat temu, to skąd wiadomo, że ona jest nadal dziewicą?
¤¤¤
Słuchaczka: – Ja mieszkam w Żarach i poszłam zobaczyć ten Przystanek tego Owsiaka. To jest, proszę ojca, diabelstwo... mówię ojcu: diabelstwo. Tam piwo leje się strumieniami i wszyscy ze wszystkimi się...
SIAĆ, SIAĆ, SIAĆ... (CZ. IV)
Uprawiają deprawację... razu widać, że to prawdziwi Polacy z dziada pradziada... o. Jacek: – Tak, ma pan rację... Tylko z tym Heblem to ja bym dyskutował... ¤¤¤
Ekspert RM: – Muzyka techno w takim samym, a może nawet większym stopniu co narkotyki, uzależnia. Wywołuje bowiem w organizmie podobne reakcje chemiczne. Prowadzi też do rozwiązłości seksualnej. ¤¤¤
o. Rydzyk: – Każdy liberał jest durniem, a każdy dureń – liberałem. ¤¤¤
Słuchaczka: – Pół emerytury będę oddawać dla mojego ukochanego Radia Maryja. o. Jerzy: – To pięknie. A ile ma pani tej emerytury? ¤¤¤
o. Rydzyk w Rozmowach Niedokończonych: – Podchodzi do mnie taka mała dziewczynka... no może miała z dziesięć lat i opowiada, że na początku wakacji przyszli do niej do domu koledzy i koleżanki i zaproponowali: założymy bandę. I założyli... podwórkowe kółko różańcowe. Takie wspaniałe dziecko... ¤¤¤
telefon do RM: – Od kilku lat postanowiłam walczyć z tymi wstrętnymi wulgaryzmami w języku polskim. Na przykład idę przez park i słyszę, jak młodzi ludzie – tacy po trzynaście, czternaście lat – co drugie słowo tylko kurwa i kurwa. No to podchodzę do nich i mówię: „Ja wam, gówniarze jedni, zaraz nogi z dupy powyrywam”. I wie ksiądz, że to skutkuje... ¤¤¤
o. Rydzyk: – Jest takie przysłowie: „Jedno jabłko zjedz dziennie, a lekarz będzie z daleka od ciebie”. Żydzi to jabłko zamienili na czosnek i teraz wszyscy porządni ludzie są z daleka od nich. ¤¤¤
Słuchaczka: – Skąd się w Polsce bierze ten antysemityzm? Ja jestem właśnie takiego pochodzenia... o. Jacek: – Współczujemy pani wszyscy...
o. Jerzy: – No... pan sobie musiał dzisiaj nieźle golnąć. ¤¤¤
Słuchacz: – Jedziemy właśnie z pielgrzymką rowerową dookoła Polski, a na koniec do Częstochowy i co pięć kilometrów stajemy i odmawiamy różaniec. o. Rydzyk: – To pięknie, tylko czy w ten sposób dojedziecie do Częstochowy w tym roku? ¤¤¤
¤¤¤
¤¤¤
Słuchaczka: – Ja już z nerwów to nie mogę słuchać tych głupot, które wy wygadujecie. Gdybym miała jakąś spluwę, to bym wam wszystkim w łeb wypaliła. o. Rydzyk: – No i widzicie państwo to komunistyczne miłosierdzie, które czasem do nas telefonuje, te esbeckie metody „w łeb bym wam wypaliła”. Ech... sam czasem żałuję, że nie mam – jak to ta pani powiedziała? – że nie mam spluwy! Trzeba siać...
no nie wiem, jak to powiedzieć, żeby ojca nie obrazić... no, pieprzą się. o. Jacek: – No, teraz to dopiero pani obraziła i mnie, i Pana Boga. Trzeba było powiedzieć: uprawiają deprawację. ¤¤¤
fragmenty bezpośredniej relacji z Przystanku Woodstock: Jest nas tu na Przystanku Jezus bardzo dużo... bardzo dużo katolickiej, pięknej, wspaniałej młodzieży. Rozglądam się i widzę coś około pięćset osób. A dookoła tłum... ze dwieście tysięcy młodych ludzi w rękach szatana. Widziałem dziewczyny, nagie dziewczyny z kartkami: „Oddam się za pięć złotych”. Mój Boże... Jak one siebie cenią... za pięć złotych... To jest chyba jakaś gorsza kategoria ludzi.
¤¤¤
Słuchacz: – Ja już pięć godzin do was dzwonię i dopiero teraz się dodzwoniłem. Chciałbym zaprotestować przeciwko temu, że wy tak bez przerwy na tych Żydów nadajecie... o. Rydzyk: – No to niech pan sobie następne pięć godzin jeszcze do nas podzwoni.
¤¤¤
o. Rydzyk w Rozmowach Niedokończonych: – Jest taka gazeta „Fakty i Mity” i wszyscy tam pracujący przedtem pracowali w departamencie czwartym UB. A ten ksiądz, który porzucił kapłaństwo... Ja się modlę za niego i to nic nie daje, bo on jest coraz bardziej jakiś pokaleczony. Na niego to już nawet sierpa i młota szkoda używać... ¤¤¤
Słuchacz: – Postanowiłem w następnych wyborach głosować na Platformę Obywatelską. o. Rydzyk: – No to pan cierpi na schizofrenię. Trzeba się przebadać, a ja pana na razie wyłączam. o. Rydzyk w Rozmowach Niedokończonych: – Ludzie pokazują palcami, jakim ja samochodem jeżdżę. Że mercedesem klasy S. A niby czym mam jeździć? Na krowie mam jeździć? Głupoty takie gadają... mogę na krowie, ale gdzie ja bym tę krowę trzymał w Radiu Maryja?
¤¤¤
o. Jerzy: – Ekonomia to jest coś takiego: mam w domu odkurzacz i muszę się zastanowić, czy odkurzać codziennie, czy też sprzedać ten odkurzacz i za te pieniądze wynająć sobie firmę, która będzie mi odkurzała. Słuchacz: – Wie ksiądz co? Ja myślałem, że my rozmawiamy poważnie, a ksiądz tu jakieś brednie opowiada. A ten odkurzacz to niech sobie ksiądz w dupę wsadzi. Szczęść Boże!
Tu są tysiące smutnej, bardzo smutnej młodzieży. I oni wszyscy się śmieją. ¤¤¤
Ekspert RM: – Miłość do Boga można wyrażać w rozmaity sposób. Na przykład można postanowić sobie: dziś nie nażrę się czekolady jak świnia.
Młoda słuchaczka RM: – Odmawialiśmy koronkę do Najświętszego Serca, a do domu przyszedł pijany tatuś i zaczął kląć. Potem usnął... No to mamusia położyła na nim obrazek z Panem Jezusem. Od tego czasu już nigdy nie widziałam pijanego tatusia. o. Jacek: – Przestał pić? Młoda słuchaczka RM: – Nie wiem, bo w ogóle gdzieś zniknął. ¤¤¤
Słuchacz: – Wychowanie do życia w rodzinie. Ja wiem, co to jest... To jest wychowanie w polskich szkołach do życia w burdelach. Niech mi ksiądz nie przerywa. Ja mam osiemdziesiąt lat i już przed wojną bardzo często widziałem takie młode, zdeprawowane dziewczynki w burdelach we Lwowie. ¤¤¤
o. Rydzyk w Rozmowach Niedokończonych: – Mam właśnie w ręku program SLD. Nie wiem, czy ja te ręce potem domyję... ¤¤¤
dobranocka w RM: – Masz na imię Wojtuś? Jak pięknie i bardzo ładnie zaśpiewałeś piosenkę, więc mamy dla ciebie nagrodę. Mam w ręku kasetę o podwórkowych kółkach różańcowych. Chcesz taką kasetę? – Nie! ¤¤¤
rozmowa na antenie RM: – Proszę powiedzieć słuchaczom, dlaczego zdecydował się pan
kandydować w przyszłych wyborach do Sejmu. – Bo Polska jest sprzedawana i tylko Radio Maryja o tym głośno mówi. Jak będę posłem, to w każdym urzędzie, na ulicach i nawet w restauracjach będą wisieć głośniki nadające tylko audycję ojca dyrektora. Bo jak Polacy nie mają żadnych wartości, to niech chociaż mają wartości chrześcijańskie. Jestem też przeciwko eutanazji nienarodzonych dzieci. ¤¤¤
Słuchaczka: – Mąż sprzedał dosłownie wszystko z domu na wódkę. Ale jak chciał już sprzedać radio, na którym słucham Radia Maryja, to się zdenerwowałam. ¤¤¤
o. dyrektor: – Pani Agnieszka? Jak miło... Prosimy o pani świadectwo... Słuchaczka: – Trzeba siać, siać, siać, siać, siać... Siać... o. dyrektor: – Zamurowało panią z tym sianiem, czy co? ¤¤¤
ojciec dyrektor w pogadance: – Pojawiły się billboardy reklamujące miesięcznik... tak zwany dla mężczyzn. A na nich była naga kobieta. Wyuzdana, wstrętna, brzydka. Idę i widzę tych wszystkich młodych mężczyzn, którym na jej widok ślina z gąb cieknie. Szatan, mówię wam, szatan. ¤¤¤
Słuchaczka: – Tadeusz? Dzień dobry. To ja – Maria... o. Rydzyk: – Dlaczego mi pani mówi po imieniu? Ja nie znam żadnej Marii... To znaczy jedną znam... ale ona by raczej do mnie nie zadzwoniła... ¤¤¤
nagrał LATZKY, a wysłuchała i jest już u kresu wytrzymałości JOANNA GAWŁOWSKA
Z ostatniej chwili „Nie ustaje zorganizowana nagonka na Radio Maryja. Jest ona budowana na oszczerstwach, kłamstwach, a także systematycznym dyskredytowaniu tej rozgłośni wobec opinii publicznej (...) Za pomocą bezpodstawnych zarzutów (...) atakuje się tę jedyną, ogólnopolską rozgłośnię katolicką, jak również – co jest szczególnie niebezpieczne – stosuje się wobec niej niedopuszczalne w państwie prawa środki nacisku. Prowadzi to do zagrożenia konstytucyjnej zasady wolności słowa”. Taki komunikat wydał właśnie (2 września 2003 roku) Zespół Wspierania Radia Maryja, a chodziło owemu zespołowi o głosy (np. z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji) mówiące, że Rydzykowe radio szerzy antysemityzm, nienawiść narodową i podaje nierzetelne, spreparowane informacje. Po lekturze kilku odcinków podsłuchanych przez nas rozmów na rydzykowych falach – komentarz pozostawiamy naszym Czytelnikom. MS
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
M
inister ds. kościoła w Danii ułatwi (nie)wierzącym występowanie z kościoła. Ministrem jest pani Tove Fergo (na zdjęciu), przedstawicielka partii Venstre (Lewica), żaden wróg Boga i kościoła ani inna feministka, tylko... protestancki ksiądz. Duńskie media poinformowały, że odpowiedni druk pozwalający na „wypisanie się” z Kościoła protestanckiego (religia „panująca” na Wyspach Duńskich) dostępny będzie na stronie internetowej ministerstwa ds. kościoła. Można go będzie stamtąd „ściągnąć”, wydrukować, wypełnić i albo złożyć u swojego proboszcza, albo wysłać pocztą. Na razie poddany JKM Małgorzaty II, który pragnie wystąpić ze wspólnoty wiernych – lub tylko zrezygnować z płacenia podatku kościelnego – musi osobiście udać się do biura parafialnego, pobrać i wypełnić formularz, by go w tymże biurze złożyć. Dla wielu procedura była na tyle krępująca, że (mimo braku wiary i chęci łożenia na kościół), rezygnacje były stosunkowo rzadkie. „Kościół musi odzwierciedlać rzeczywistość. Nie może być tak, że oszukujemy sami siebie i innych, uchodząc za osoby wierzące. Nie ma sensu podawanie, że procent wierzących jest taki to a taki, gdy wśród nich są osoby, które zostały do tego grona zaliczone przez pomyłkę lub
automatycznie albo znajdują się w tej liczbie tylko dlatego, że trudno im zebrać się i dokonać czynności wypisania się z kościoła” – powiedziała kilka dni temu ksiądz Tove Fergo. Skąd to całe zamieszanie? W maju br. jeden z księży protestanckich oznajmił publicznie, że nie wierzy w żadne dogmaty, w tym w Trójcę
kościele, lecz chcą przenieść się do bardziej szanujących tradycję. Drugim powodem stworzenia ułatwień w opuszczaniu kościoła było niedawne zamieszanie wokół udzielania ślubów kościelnych parom homoseksualnym. Niektórzy z duńskich księży protestanckich (z reguły ci, którzy sami są homoseksualistami) już
że jest jak najbardziej za prawem homoseksualistów do zawierania związków cywilnych w ratuszowych urzędach stanu cywilnego, ale sprzeciwił się odprawianiu normalnych kościelnych uroczystości ślubnych. Riposta była natychmiastowa. Svendsen został pouczony przez biegłych w tej dziedzinie prawników i in-
Kościół dla ludzi Świętą, w zmartwychwstanie, w życie wieczne itd. Choć środowiska kościelne zaczęły się burzyć, to wierni raczej się ubawili i nawet wzięli księdza w obronę przed biskupem Lise Lotte Rebel. Pani biskup zawiesiła pastora do czasu, aż... ponownie uwierzy. Ostatecznie po 7 tygodniach niewierzący pastor wrócił do swojej parafii i dalej, jakby nigdy nic, normalnie odprawia wszelkie imprezki. Ale oczywiście najbardziej ortodoksyjni podnieśli raban, że to kpina i że nie zamierzają dłużej pozostawać w takim niepoważnym
Bombowy Pius XII Kler zawsze postępował w myśl zasady św. Augustyna: na wojnie „giną ludzie, którzy tak czy inaczej mają kiedyś umrzeć”. Teoretycy katolicyzmu wojnę uświęcali, objaśniali i usprawiedliwiali metafizycznie i teologicznie. Także atomową... Podwładny Piusa XII, jezuita Gundlach, swego czasu rektor Akademii Gregoriańskiej, stwierdził wszak, że „prowadzenie wojny atomowej nie jest absolutnie sprzeczne z etyką”. A jakże, w oczach Kościoła żadna wojna, na której mógł on skorzystać (np. przeciwko ówczesnemu ZSRR), nie jest „absolutnie sprzeczna z etyką”. Skoro w dwóch wojnach zginęło 60 milionów ludzi, a 90 milionów zostało rannych, to czemu w jeszcze jednej – atomowo-biologiczno-chemicznej – nie miałoby zginąć choćby i 600 milionów? I znowu zacytujmy Gundlacha: „Po pierwsze, mamy bowiem niezbitą pewność tego, iż świat nie jest wieczny, a po drugie, nie ponosimy odpowiedzialności za koniec świata. Możemy zatem powiedzieć, że Pan Bóg, który mocą Swojej Opatrzności sprawił, iż znaleźliśmy się – z Jego woli albo za własną sprawą – w takiej sytuacji, że musimy sobie zaświadczyć naszą wierność wobec pewnego ładu, przejmuje tę odpowiedzialność”. Pius XII nigdy nie potępił ataków atomowych na niewinne miasta japońskie, w których zginęło 300 tys. ludzi. Wcześniej nie potępił amerykańskich prób z bronią jądrową, o których wiedział. Nie potępił, gdyż nowy oręż Ameryki był bronią przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Barbarzyńskie fajerwerki nad Japonią
ZE ŚWIATA
miały odstraszyć Rosjan usiłujących wkroczyć do Mandżurii. Wedle amerykańskich planów wojny totalnej, w samym ZSRR na skutek uderzenia atomowego mogło zginąć ponad 10 mln ludzi – z błogosławieństwem Piusa XII. Przecież papież stwierdził, że wśród spraw wymagających sankcji międzynarodowej na pierwszym miejscu stoi nowoczesna wojna, niekoniecznie potrzebna w celach samoobronnych. „Dopiero niedawno daliśmy wyraz Naszemu pragnieniu, aby wymierzać międzynarodową karę za każdą wojnę, jeżeli nie wymaga jej bezwarunkowa obrona przeciw bardzo ciężkiej niesprawiedliwości, godzącej w ogół. Rozwinięta przez Nas argumentacja dotyczy przede wszystkim wojny ABC. Co się tyczy pytania, czy użycie tych środków może stać się konieczne w samoobronie przeciw atakowi ABC, proszę się zadowolić tym, iż postawiliśmy to pytanie. Odpowiedź musi wynikać z tych samych zasad, które rozstrzygają, czy wojna w ogóle jest dozwolona”. Odpowiedź jest jasna. Kościół legitymizował wojnę konwencjonalną, więc czemu nie atomową... Jednakże tylko w przypadku, gdy skierowana jest przeciwko wrogom papieża. Kościół przecież nie potępia swoich sojuszników – wcześniej Franco, Mussoliniego, Hitlera, a teraz – Ameryki, dla której istnieje wręcz obowiązek stosowania siły, „aby zapewnić panowanie sprawiedliwości i realizację praw człowieka” – jak mawiał Woodrow Wilson, laureat Pokojowej Nagrody Nobla. No cóż, „(...) zaćmione zostało bezrozumne ich serce” (Rz 1. 22). DAWID ROPUSZYŃSKI www.racjonalista.pl
od jakiegoś czasu udzielali takich ślubów, ale odbywało się to bez niepotrzebnego rozgłosu. Gdy papież, zdecydowanie krytykując homoseksualizm, dolał oliwy do ognia, niejako dla przekory temat homozwiązków, w tym kościelnych, wypłynął na światło dzienne. Zwolennicy „twardej linii” zarzucili biskupowi Erikowi Normanowi Svendsenowi (ktoś w rodzaju protestanckiego prymasa Danii), że ten nie panuje nad sytuacją w podległym mu kościele. Jedyną osobą, która nie włączyła się do pyskówki był oficjalny (konstytucyjny) zwierzchnik tutejszego kościoła, tj. królowa Małgorzata II. W pierwszej fazie dyskusji o homoślubach biskup Erik Norman Svendsen zażądał wyjaśnień od jednego z pastorów, dlaczego ten udzielał w kościele ślubów parom tej samej płci. Biskup Svendsen przyznał,
Fot. archiwum
nych biskupów, że każdy ksiądz (mianowany przez ministerstwo, a nie przez biskupa) jest autonomicznym, od nikogo niezależnym przedstawicielem Boga, panem na swoich włościach i sam decyduje o tym, komu i jakich sakramentów w imieniu Stwórcy udzielać. I tak długo, jak długo jest pastorem, ma prawo udzielać ślubu także np. parom homoseksualnym. A już udzielone (w imieniu Boga, oczywiście) śluby są ważne tak jak wszystkie inne i nikt nie może ich ani unieważnić, ani rozwiązać bez woli samych zainteresowanych. Po kilku dniach oficjalny Kościół protestancki odpowiedział stwierdzeniem, że nigdzie w Biblii nie jest powiedziane, iż małżeństwo musi być
K
ościół sławi wiekopomne dokonania papieża Pawła VI, z których najdonioślejszym jest wyklęcie antykoncepcji. Niezasłużenie pomija ważki okres w życiu kościelnego dostojnika, gdy ofiarnie donosił on wywiadowi USA.
13
zawierane w świątyni. W ślad za tym, w celu ratowania Kościoła belgijskiego przed homoślubami, niektórzy biskupi zaproponowali, aby wszystkie śluby „wyprowadzić” z kościołów do ratuszowych urzędów stanu cywilnego. Argumentowali, że małżeństwo to żaden sakrament, lecz umowa pomiędzy dwojgiem ludzi. Pod adresem biskupów natychmiast posypały się pytania: „Co w takim razie z chrzcinami, z bierzmowaniem i z pochówkami? Też je usunąć z kościelnej liturgii? W takim razie, co i po co zostanie?”. Pani minister opowiada się za tym, aby śluby udzielane były w kościołach. Nie mówi natomiast nic o ślubach gejów. Krytycy kościelnej ortodoksji uważają, że jest to tylko kwestia czasu i śluby będą udzielane każdej parze pełnoletnich osób, która o to poprosi. „Nie może być tak, aby w Kościele nie było miejsca dla każdego, kogo Bóg stworzył. W ten sposób Kościół sam podcinałby gałąź, na której siedzi” – powiedział jeden z biskupów. Żaden z krajów skandynawskich nie ma oczywiście podpisanego konkordatu z Watykanem. I może dlatego tak dobrze im się żyje? Bo mają zwykłą, protestancką (tj. chrześcijańską) moralność, w której znacznie więcej jest tolerancji, zwykłej ludzkiej uczciwości i etosu pracy, a wielekroć mniej niż w moralności katolickiej korupcji, cwaniactwa, oszustw, przestępstw, wojen na górze i na dole, publicznego złodziejstwa, bezkarności polityków itd., itp. W sensie geograficznym od Danii dzieli nas kawałek Bałtyku, w mentalności – kilka oceanów... Z. DUNEK
zdaje się nie dostrzegać istotnej różnicy: pracownicy ministerstw spraw zagranicznych przygotowują dane i analizy, ale wyłącznie dla głów swych państw, nie zaś dla wywiadów obcych mocarstw. W świetle wypowiedzi Silvestriniego uzasadniona wydaje się konstatacja, że Kościół
Jego Świątobliwość agent Włoski dziennik „Corierre della Sera” postanowił naprawić to przykre przeoczenie. Był rok 1944. Przyszły sternik łodzi Piotrowej nazywał się jeszcze monsignore Giovanni Battista Montini i był jednym z najbardziej zaufanych współpracowników Piusa XII, a CIA nazywało się jeszcze Office of Strategic Services (OSS). Wtedy właśnie Montini podjął pracę na drugim etacie jako „osoba pośrednicząca w działaniach wywiadu USA” i dostarczał mu „zastrzeżonych informacji”, jak określiła to gazeta po przeprowadzeniu badań w Washington National Archives. Zwerbowany został w wyniku audiencji udzielonej miesiąc wcześniej przez Piusa XII szefowi OSS Williamowi Donovanowi, który występował jako emisariusz prezydenta Roosevelta. Montini donosił o sytuacji w tej części Włoch, z której wyparto już faszystów, oraz na północy, wciąż kontrolowanej przez hitlerowców. Oczywiście, nie spuszczał też z oka partii komunistycznej i informował Amerykanów o jej poczynaniach. Miał to robić „dla dobra Włoch”. Po ukazaniu się artykułu w „Corriere della Sera” w gazecie „Avvenire” wypowiedział się 79-letni kardynał Achille Silvestrini, który pracował w polityce zagranicznej Watykanu od 1953 roku. Podkreślił, że z dokumentów cytowanych przez „Corriere della Sera” nie wynika, iż Montini przekazywał tajne informacje o poszczególnych ludziach. Raczej, sugeruje kardynał, „przygotowywał dla Amerykanów oceny sytuacji w Europie i we Włoszech, tak jak to robią ministerstwa spraw zagranicznych na całym świecie”. Jeśli nawet tak było, Silvestrini
katolicki prowadził siatkę szpiegowską na rzecz wywiadu USA. Dlaczegóż nigdy nie wypiął piersi do medalu, dlaczego nie pochwalił się tak doniosłym dokonaniem, które musieli wyciągać na światło dzienne z obcych archiwów państwowych dziennikarze świeckiego dziennika? „Corriere della Sera” stwierdza, że Montini był informatorem CIA przez następne 20 lat. Silvestrini określa to jako fantazję. Gazeta – zdaniem kardynała – nie wzięła pod uwagę, że w 1954 r. Montini został mianowany arcybiskupem Mediolanu i na tym stanowisku nie miał dostępu do informacji, jakie wcześniej dostarczał Amerykanom. Ciekawe! Dygnitarz kościelny w miarę awansowania tracił wiedzę i użyteczność dla obcego wywiadu? Służby specjalne na całym świecie mają tę wspólną cechę, że nie wypuszczają z ręki agenta, chyba że staje się kompletnie bezwartościowy, czego o papieżu Pawle VI powiedzieć nie sposób. Zapewne wiedział, że odmowa udzielenia informacji, do jakich miał dostęp, może grozić ujawnieniem jego współpracy; taka już jest niemiła natura wywiadów. Jan Paweł II odziedziczył po poprzedniku nie tylko awersję do kondomów i tabletek antykoncepcyjnych. On także ochoczo współpracował z CIA, kontaktował się z jej dyrektorem z czasów Reagana – Williamem Caseyem – wymieniając informacje na temat bloku komunistycznego i możliwości jego unicestwienia. W tym świetle zawód szpiega – nie cieszący się dotąd przesadną estymą – doczekał się niespodzianie wielkiej nobilitacji... L.F.
14
Dopóki w Polsce będzie można wykrzykiwać wzniośle: „Bóg i religia!” tam, gdzie w gruncie rzeczy chodzi o władzę i pieniądze – dopóty kasta wyodrębnionych z życia dzikusów będzie regulatorem najdonioślejszych spraw społeczeństwa, z jego największą szkodą. Tak pisał Tadeusz Boy-Żeleński w tomiku „Nasi okupanci” wydanym w roku 1932. Rok później środowiska klerykalne przypuściły na Boya totalny atak. Dziś o książce „Prawda o Boyu-Żeleńskim” nikt już nie pamięta, ale warto przypomnieć sylwetkę Boya, bo walczył o sprawy ciągle aktualne przeciw tym samym wrogom, którzy do dziś bronią tych samych pozycji, posługując się takimi samymi jak wówczas argumentami. Dzisiejszego czytelnika może też zaskoczyć aktualność publicystyki Boya, a przede wszystkim to, że na linii Krk–społeczeństwo od siedemdziesięciu lat prawie nic się w Polsce nie zmieniło. Tadeusz Żeleński, urodzony w 1874 roku w rodzinie związanej ze środowiskiem artystycznym, ukończył medycynę i od 1900 roku był lekarzem. Jednocześnie tłumaczył dzieła literatury francuskiej i współpracował ze słynnym „Zielonym Balonikiem”, pisząc teksty kabaretowe pod pseudonimem Boy. Po I wojnie światowej porzucił medycynę, przeniósł się z Krakowa do Warszawy i mógł wreszcie robić to, co sprawiało mu przyjemność: tłumaczyć literaturę francuską, pisać o niej, śledzić życie teatralne i oceniać premiery ważnych spektakli („Flirt z Melpomeną” – zbiór recenzji stanowiących historię polskiego teatru okresu międzywojennego). Przyswoił polskim czytelnikom niemal całą wielką literaturę francuską. Otrzymał palmy Akademii Francuskiej i Krzyż Kawalerski Legii Honorowej.
P
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA pieniędzy. Stąd armia konsystorskich adwokatów, która się stała zorganizowaną instytucją fałszu i świętokradztwa, stąd wynalazek nad wynalazki: »dziewice konsystorskie«. Trzeba było wynająć diecezjalnych adwokatów, a wyrok wprawdzie zapadał w Watykanie, ale z reguły zgodny był z rekomendacją krajowego konsystorza, zawsze sowicie opłaconego”. Drugim frontem walki Tadeusza Żeleńskiego z Kościołem stała się obrona prawa kobiet do aborcji. Przedwojenne przepisy dotyczące karania za aborcję były podobne do dzisiejszych: przerwanie ciąży dopuszczano z ważnych względów zdrowot-
ma wszakże na tyle siły, aby tę matkę pozbawić umiejętnej pomocy i pchnąć w ręce karygodnego – tu już naprawdę karygodnego – partactwa”. W roku 1932 trwała na ten temat poważna dyskusja prawnicza, a dostojnicy kościelni wywierali (skuteczny) wpływ na Komisję Kodyfikacyjną; jak napisał w liście pasterskim kardynał Józef Hlond: „Zamierzone prawo jest sprzeczne z prawem Bożym i (...) grozi ojczyźnie śmiertelną zarazą duchową i ostateczną klęską”. Boy odpowiedział na to w kolejnym zbiorze felietonów („Nasi okupanci”): „Kiedy się czyta ten list w sprawie nowej ustawy małżeńskiej
Boy i „czarni władcy” Boy był zbyt wrażliwy na ludzką krzywdę i niesprawiedliwość społeczną, by poprzestać na teatrze, przekładach i „odbrązawianiu” w dowcipnych esejach znanych postaci historycznych. Zajął się kwestią rozwodów, nieuznawanych przez Kościół rzymski, akceptujący jednak unieważnienie małżeństwa, jeśli małżonka przedstawi „dowody”, że pozostaje dziewicą. W okresie międzywojennym Krk uprawiał proceder wystawiania za grube pieniądze lipnych świadectw dziewictwa, zaświadczeń o impotencji lub homoseksualizmie, za niezłą kasę ma się rozumieć. Boy jako pierwszy odważył się o tym napisać („Dziewice konsystorskie”): „Kościół nie powiada: »to małżeństwo jest złe, jest nieszczęśliwe, jest gorszące, więc je rozwiązujemy«, ale sięga wstecz, stara się znaleźć od początku pozór nieważności, szuka niezapalonej świeczki przy ołtarzu, stwierdza, wbrew prawdzie, że małżeństwo »nie było dokonane«, szuka świadków, przyjmuje fałszywe przysięgi, słowem – szerzy (mimo woli i z bólem w sercu zapewne) fałsz i zgorszenie”. Boy pisał również: „Kościół chce monopolu na udzielanie ślubów, których rozwiązać nie wolno. Jeśli jednak ktoś koniecznie chce unieważnić związek małżeński, to jest to tylko kwestia
olski katolicyzm choruje na nieuleczalne rozdwojenie jaźni. Wypowiedzi działaczy Li gi Polskich Rodzin i „gadające media” księdza Tadeusza Rydzyka nijak się mają do stanowi ska Episkopatu RP... Analizując tzw. katolicką naukę społeczną, trudno uwierzyć, że nacjonalistyczne i antyunijne kazania Rydzyków i Giertychów mogą rozwijać się w cieniu oficjalnego kościelnego nauczania o wspólnocie międzynarodowej i proeuropejskich wypowiedzi papieża. Społeczne przesłanie Kościoła od dawna akceptuje zjednoczenie wszystkich narodów świata. „Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym” (KDK) Soboru Watykańskiego II już w 1965 roku głosiła: „Bóg troszczący się po ojcowsku o wszystko chciał, by wszyscy ludzie tworzyli jedną rodzinę i odnosili się wzajemnie do siebie w duchu braterskim” (KDK 24). Sobór przyjął również stanowisko, że „Kościół koniecznie musi być obecny we wspólnocie narodów, aby pielęgnować i rozbudzać współpracę między ludźmi. Czyni to zarówno przez
nych, w przypadku ciąży u nieletnich, chorych umysłowo lub gdy ciąża była wynikiem gwałtu albo kazirodztwa. Jeśli do aborcji zmusiły kobietę inne okoliczności, groziło jej 5 lat więzienia. Boy bronił prawa kobiet do własnej decyzji o macierzyństwie, nie zgadzał się z wymaganym przez Krk wyłącznie prokreacyjnym charakterem pożycia małżeńskiego. „Kobieta – pisze w „Piekle kobiet” – stała się równowartościowym obywatelem, zajęła miejsce we wszystkich dziedzinach, u wszystkich warsztatów pracy; nieograniczone macierzyństwo nie jest już i nie może być ideałem”. Natomiast uniemożliwianie legalnej aborcji zmusza ją do szukania pomocy u osób nieposiadających medycznych kwalifikacji: „Paragraf niezdolny zapobiec przerywaniu ciąży tam, gdzie imperatyw życia, mocniejszy niż wszystkie kodeksy, zmusza matkę do niego,
swoje instytucje publiczne, jak i przez pełne i szczere zespolenie wysiłków wszystkich chrześcijan, czerpiące swe natchnienie z samego tylko pragnienia służenia ludzkości. Skuteczniej da się to osiągnąć, jeśli sami wierni, świa-
(...) ma się wrażenie, że to mówi przedstawiciel postronnego mocarstwa, rezydujący w naszym kraju obcy przemawiający tonem władcy”. „Nasi okupanci” to odważny protest przeciw kościelnej dominacji. „Polska jest klerykalna – pisał Boy – kina ani dancingu nie otworzy nikt bez święconej wody, (...) ale czy bezdomny często proletariusz z dziesięciorgiem dzieci, targujący się raz po raz o nową trumienkę, której ksiądz mu bez dobrej zapłaty nie pokropi, będzie zawsze równie podatnym gruntem dla sobkostwa i chciwości w sutannie?”. Czy dużo się od tamtych czasów zmieniło? Obserwując chciwość w sutannie na tle podobnego, jak wówczas, kryzysu gospodarczego, oburzenie kleru, gdy tylko ktoś napomknie o nowelizacji ustawy aborcyjnej, wtrącanie się do wszystkiego
Episkopat Polski, bezkrytycznie zakochany w papieżu rodzimego pochodzenia, wydaje się dziś całkowicie zgadzać z opiniami Watykanu. Ale nie zawsze tak było. Za czasów panowania kardynała Stefana Wyszyńskiego
Dr Glemp i Mr Rydzyk domi swej odpowiedzialności ludzkiej i chrześcijańskiej, będą się starali rozbudzać w swoim własnym otoczeniu wolę ochotnej współpracy ze wspólnotą międzynarodową” (KDK 89). Jaki piękny jest świat w kościelnych dokumentach! W adhortacji apostolskiej „Ecclesia in Europa” z 28 czerwca 2003 roku papież Jan Paweł II stawia swoim wiernym pytanie: „Czyż możemy pozwolić, aby w Europie dążącej do jedności politycznej właśnie Kościół Chrystusa stał się czynnikiem podziału i niezgody? Czyż nie byłoby to największym może zgorszeniem naszych czasów?”.
(1948–1981) nauki polskiego Kościoła mogły z powodzeniem stanowić podwaliny dla Giertychowego i Rydzykowego gadania. Prymas Wyszyński, niczym prorok przeczuwający integrację Polski z UE, nauczał: „I chociażby obwieszczono na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców”. Dalej wyjaśniał kardynał szczegóły swojego radykalnego stanowiska: „My żyjemy we
i chęć rządzenia społeczeństwem, prawem i całym państwem, możemy się odwołać do tekstu Boya: „Okupacja kraju postępuje. (...) Jeśli Sienkiewicz w »Potopie« porównał Rzeczpospolitą do postawu czerwonego sukna, które wydzierają sobie królewięta, to dziś można by powiedzieć, że wszystkie bez wyjątku partie wydzierają sobie czarną połę sutanny (...). Gdyby nasza okupacja ziściła swoje ideały, wszystko, absolutnie wszystko, byłoby poddane władzy kleru”. Te słowa można napisać i dzisiaj! W walce z Boyem wsparli biskupów klerykalni publicyści. „Prawda o Boyu-Żeleńskim” zawiera felietony, które ukazały się na łamach m.in. „Gazety Kościelnej”, „Zet”, „Głosu Narodu”, „Gazety Warszawskiej”. Wyboru dokonał i wstępem opatrzył Czesław Lechicki, który tak malował portret znienawidzonego postępowca: „Rysy męskie, ale (...) ani śladu dobrej rasy i tego niewypowiedzianego piękna, jakie wyciska stara, odziedziczona kultura”. Nic więc dziwnego, że „(...) alfą i omegą dlań Darwin ze swą doktryną ewolucji gatunków (...), żywi pogardę dla romantyzmu i cudowności, nadprzyrodzoności i, oczywiście, chrześcijaństwa”. Zdaniem Adolfa Nowaczyńskiego, „Boy, za to, że zamachnął się na biskupów polskich, zasłużył po prostu na pręgierz”. Prof. Stanisław Cywiński nawołuje Żeleńskiego do posłuszeństwa biskupom: „Boy jako katolik winien zastosować się do wyroku Kościoła i jeśli ten każe mu wyrzec się swych poglądów, Boy winien się ich wyrzec i nigdy do nich nie wracać”. Sługusom Watykanu nie udało się zniszczyć wielkiego polskiego pisarza i szermierza postępu. Ku ich wściekłości, został mianowany członkiem nowo powstałej Polskiej Akademii Literatury, której inauguracyjne posiedzenie odbyło się 8 listopada 1933 roku z udziałem prezydenta Ignacego Mościckiego. Oznaczało to, że najwyższe władze państwa odmówiły posłuszeństwa „naszym okupantom” i złożyły hołd działalności Boya. JANUSZ CHRZANOWSKI Fot. archiwum
własnym kraju, my chcemy w naszej Ojczyźnie mieć święty spokój! My tu chcemy chleba naszego powszedniego. Nie oglądamy się ani na prawo, ani na lewo, ani na Wschód, ani na Zachód!”. Dodać by trzeba – tylko na południe, gdzie Watykan... Prymasa nie przekonały aktualne już wówczas argumenty o trudnej sytuacji ekonomicznej Polski i nieodzownej potrzebie skorzystania z pomocy krajów zaawansowanych gospodarczo: „Gdybyśmy mieli oglądać się tylko na to, co przywieziemy skądkolwiek, to żylibyśmy w wiecznym niedostatku. My tu wszystko u siebie musimy wypracować! (...) Wówczas wszystko będziemy mieć we własnej ojczyźnie – bez niczyjej pomocy, bez pożyczek zagranicznych i importów...” – przekonywał swoich słuchaczy. „Nie należy oczekiwać zbawienia od innych narodów. Nie wolno osłabiać swojej postawy społecznej i moralnej wyczekiwaniem, że inni to za nas zrobią, inni nas wesprą, inni przyjdą z taką czy inną pomocą. Nie! Jest to błąd wychowawczy o założeniu śmiercionośnym. (...) inne narody nie mogą narzucać narodowi
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
MITY KOŚCIOŁA
Frakcje w Kościele Kościół, choć „jeden, święty, powszechny i apostolski” , nigdy nie był monolitem. Zawsze istniało w nim wiele ścierających się frakcji, które były nie tylko konkuren cyjnymi koncepcjami widzenia katolicyzmu i Kościoła, ale na ogół wzajemnie się zwalczały i obrzucały błotem. Przez wieki z papizmem konkurował koncyliaryzm. Z papieżami – antypapieże bądź papieże konkurencyjni (o równie mocnej legitymacji władzy). Z dominikanami rywalizowali franciszkanie – spory dotyczyły kwestii teologicznych (np. niepokalania Maryi). Wiele wstrząsów wywołał konflikt jansenistów z jezuitami. Choć tak naprawdę wszystko sprowadzało się do rywalizacji o wpływy i pieniądze. Czasami rozdźwięki te były poważne i zrozumiałe jako nieodłączne znamiona w każdej wielkiej zorganizowanej strukturze, jako różne wizje funkcjonowania tej samej organizacji. Nierzadko jednak, biorąc pod uwagę przedmiot sporu, były tak niedorzeczne, że aż gorszące. Takimi były niemal wszystkie spory na tle materii teologicznej. Jedna diecezja (parafia) z drugą spierały się, która jest w posiadaniu autentycznego napletka Jezusa albo głowy św. Jana, nie mówiąc już o gwoździu z krzyża Pańskiego (niecały rok temu ks. Bielański z Krakowa oświadczył publicznie ze śmiertelną powagą, iż na Wawelu mamy autentyk tego świętego przedmiotu!). Wszystkie spory związane z relikwiami stanowią jeden wielki cyrk katolicki. Wolter, charakteryzując teologiczne niesnaski pomiędzy chrześcijanami, pisze: „Jedni wierzą w łaskę dostateczną, inni w łaskę skuteczną. W Awinionie mówią, że Chrystus umarł za nas wszystkich, a na jednym z przedmieść Paryża, że tylko za większość ludzi. Tam utrzymują, że małżeństwo to znak widzialny rzeczy niewidzialnej, tu twierdzą, że nie ma nic niewidzialnego w tym związku. W niektórych
miastach pozory widzialne materii mogą istnieć, mimo że materia widzialna nie istnieje i jedno ciało może znajdować się naraz w tysiącu różnych miejsc; w innych miastach zaś uważają, że materia jest przenikliwa... Odmienne też są sposoby argumentowania, zależnie od tego, czy nosi się suknię białą, szarą lub czarną albo zależnie od tego, czy przybranym się jest w płaszcz lub ornat. Takie są właśnie powody tej obopólnej nietolerancji, która obraca w śmiertelnych wrogów poddanych tego samego państwa, i na skutek jakiegoś niewytłumaczalnego pomieszania umysłów pozwala się istnieć tym zarodkom niezgody. (...) To wszystko otworzyło bramy wszelkim plagom, które przybyły z Azji, aby zalać Zachód. Z każdego spornego wersetu powstawała uzbrojona w sofizmat i sztylet furia, czyniąc ze wszystkich ludzi szaleńców i okrutników. Przybywszy znienacka, Hunowie, Herulowie, Gotowie, Wandalowie wyrządzili nieskończenie mniej zła, a największym złem, którego się dopuścili, było to, że sami na koniec oddali się tym nieszczęsnym sporom”. Niezwykle zacięty spór toczył się na tle natury Jezusa: czy miał boską, czy ludzką? Jeden odłam twierdził, że miał tylko ludzką (ebionici), inni utrzymywali, że jedynie boską, a ciało pozorne, eteryczne (doceci, monofizyci), jeszcze inni twierdzili, że miał dwie: tak boską, jak i ludzką
pracującemu o własnych siłach swoich schematów społecznych, ekonomicznych czy politycznych. W całokształcie rozwoju kultury ogólnoludzkiej będzie to zawsze zjawiskiem ujemnym...”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę prymas bał się utraty katolickiego ducha, a guzik go obchodziło, czy portfele i talerze rodaków będą pełne. Wyszyński nie był ekonomistą z wykształcenia, mimo to na rozwiązanie problemów gospodarczych kraju posiadał własną, być może nieco uproszczoną, receptę: „Gdyby tylko jedno zrozumiano, że jesteśmy w ścisłym tego słowa znaczeniu krajem rolniczym, a jedynie na marginesie przemysłowym, wtedy na pewno nastąpiłaby taka harmonia gospodarcza, że Polska nie byłaby żebrakiem narodów, ale mogłaby być jeszcze ich żywicielem”. Bezpośrednio z takiego toku rozumowania wynikało przesłanie, którego treść brzmi znajomo nawet dla dorastającego pokolenia Polaków: „Wskazanie dla Was, moi drodzy – nie dać sobie wydrzeć ziemi!”.
(nestorianie). Z czasem dołożono do tego inną kwestię: są dwie natury, ale czy też dwie wole? Monoteleci temu przeczyli, utrzymując, że Chrystus obok dwóch natur, wolę miał tylko jedną. Na temat zmartwychwstania spierali się ze sobą dominikanie i franciszkanie. Pierwsi utrzymywali, że po powstaniu Jezusa z martwych Jego krew została „wlana” ponownie do ciała.
Przeczyli temu franciszkanie, okazując na dowód liczne relikwiarze z krwią Pana (miejsca ich adorowania obkładali skarbonami...). Spory trudno zliczyć. Czasami kończyło się to trwałym oddzieleniem skłóconych odłamów, czasami zaś spór tlił się z większym bądź mniejszym nasileniem przez jakiś czas (nawet kilka wieków) i w końcu umierał śmiercią naturalną bądź dzięki papieskim zarządzeniom (dogmaty). Z klerem świeckim rywalizował kler zakonny. Oczywiście tutaj nie było żadnych implikacji teologicznych, lecz zwykła walka o wpływy i pieniądze. I tak np. gdy w 1581 r. w Pizie zmarł pewien dostojnik, mnisi przetransportowali jego ciało do najsławniejszego kościoła w okolicy, by odprawić egzekwie i modły. Ta samowola nie spodobała się jednak urzędującym tam księżom. Podczas ostrej
Myślę, że kardynał Wyszyński zdawał sobie sprawę, że jedną z zasad funkcjonowania wspólnoty międzynarodowej stanie się wzajemna zależność państw polegająca na tym, że pomoc nie będzie udzielana tylko nam, ale i my będziemy mieli szansę aktywnie wspierać innych potrzebujących. „Nie chciejmy żywić całego świata, nie chciejmy ratować wszystkich!” – ostrzegał w czasach, gdy na półkach sklepowych królował ocet. „(...) Chciejmy pomagać naszym braciom żywić polskie dzieci, służyć im i tutaj przede wszystkim wypełniać swoje zadanie – aby nie ulegać pokusie zbawiania świata kosztem własnej ojczyzny”. Z drugiej strony zadziwiająca u chrześcijanina obojętność na losy bliźnich. Na Prymasie Tysiąclecia postęp technologiczny i cywilizacyjny krajów Europy Zachodniej nie robił żadnego wrażenia. „Możemy mieć szacunek dla wielu zdobyczy innych narodów, ale wierność ślubowaliśmy naszej polskiej Ojczyźnie. I tej wierności Ojczyźnie polskiej, kulturze narodowej, kulturze chrześcijańskiej w naszej polskiej ziemi
wymiany zdań jeden z nich zdzielił siarczyście mnicha. Jak pisze Montaigne: „Był to sygnał do bitwy, którą obie strony rozpoczęły w dobrym stylu. Od policzków wymierzanych otwartą dłonią przeszli do okładania się kułakami, a od okładania się kułakami do walki na kije, kandelabry, pręty do zapalania świec i wszystko, co wpadło im w ręce”. I dziś Kościół nie jest wolny od konkurujących ze sobą „katolicyzmów”. Główna linia podziału przebiega między tymi, którzy chcą iść z duchem czasu, oraz tymi, którzy widzą w tym degenerację Depozytu Wiary i drogę do końca wielkich wpływów instytucji. Katolicyzm integrystyczny prowadzi wojnę z niekatolicyzmem, ale i zwalcza katolicyzm posoborowy. Jako poważny cios dla nurtu soborowego może być odbierana kanonizacja Escrivy, założyciela integrystycznego Opus Dei, dokonana niemal w samą 40. rocznicę rozpoczęcia II Soboru Watykańskiego. W „Tygodniku Powszechnym” ks. Adam Boniecki zastanawia się, czy zbieżność ta była czysto przypadkowa, czy też celowa („TP”, 13 X 2002 roku). Ostatecznie znajduje inne wytłumaczenie: „A może ta kanonizacja, kilka dni przed okrągłą rocznicą, ma uświadomić nam, że w domu Ojca mieszkań jest wiele?”. Wspomina też o interpretowaniu przez opusdeistów ducha soborowego według własnych koncepcji, dając do zrozumienia, że pewne cechy Opus Dei, jeśli je przeglądać przez pryzmat Vaticanum II, „mogą budzić wątpliwości”. W końcu ks. Boniecki konkluduje: „Zamiast tracić energię na zwalczanie denerwujących nas form bycia w Kościele, lepiej znaleźć lub wymyślić formę dla nas lepszą. Małe Siostry oraz Mali Bracia doskonale mogą istnieć w tym Kościele, w którym istnieje Opus Dei. Zobaczymy, co przetrwa”. Niegdyś we Francji arcybiskup M. Lefebvre powołał do życia Bractwo św. Piusa X jako alternatywę i sprzeciw wobec kościoła soborowego. Po kilkunastu latach napięć Lefebvre ostatecznie wystąpił ze swoją
dochowamy! Na każdym kroku walczyć będziemy o to, aby Polską była! Aby w Polsce po polsku się myślało!”. To polskie myślenie kardynała opierało się na jednej naczelnej zasadzie: „(...) niezbędna jest suwerenność narodowa, moralna, społeczna, kulturalna i ekonomiczna! Każdy naród pracuje przede wszystkim dla siebie, dla swoich dzieci, dla swoich rodzin, pracuje dla swoich obywateli i dla własnej kultury społecznej”. Wizja jednej wspólnoty międzynarodowej stanowczo nie przypadła prymasowi Wyszyńskiemu do gustu. Polskę chciał widzieć samowystarczalną, a nade wszystko narodowo-katolicką. „W stosunku do mojej Ojczyzny zachowuję pełną cześć i miłość. Uważam sobie za obowiązek bronić jej kultury chrześcijańskiej przed złudzeniami internacjonalizmu”. A sposób tej obrony określał jasno: „Myślę, że dopiero pogłębienie naszego życia parafialnego o jeszcze jeden krok może przezwyciężyć sytuację, w jakiej znajduje się Naród katolicki, o którym mówią – naród pijaków, rozwodników, złodziei, naród na utrzymaniu Europy”.
15
trzodą z Kościoła papieskiego, tworząc grupę katolicyzmu tradycjonalistycznego. Polskim odpowiednikiem Lefebvre’a może być o. Rydzyk, który zbudował wokół siebie potęgę opartą na rozgłośni Radia Maryja. W polskim katolicyzmie dochodzi na tym tle do coraz ostrzejszych tarć. Nie cierpią się środowiska radiomaryjne i liberalne. Na stronie Ministerstwa Budowy Jaskiń Marcina Fijałkowskiego, prawnika, zwolennika Radia Maryja, „Tygodnik Powszechny” określony został jako „progresizm katolicki”; „Opoka” jest modelem „Kościoła katolewackiego”; „Znak” to „ulubione pismo katolickich postępaków”. „Tygodnik Powszechny” nie pozostaje dłużny i również ze swej strony dokłada Rydzykowi ile może, choć w stylu właściwym dla siebie. W numerze 41/2002 znajdujemy na przykład streszczenie artykułu Piotra Cywińskiego (prezesa warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej) publikowanego w dzienniku „Rzeczpospolita”. Na stronie 6 widnieje tytuł: „Antypolska polityka Radia Maryja”. Cywiński pisze m.in., że jest „wysoce możliwe powstanie nowej ogólnopolskiej awantury, może znowu na gruncie antysemickim, w którą zaangażuje się pełną parą rozgłośnia”. Autor komentarza dodaje: „(...) polityczno-społeczna warstwa działalności środowisk radiomaryjnych jest najbardziej niepokojąca”. Obserwujemy więc z zainteresowaniem, jak Kościół – ten oficjalny – poradzi sobie z Rydzykiem. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
„Krótka przechadzka po domu wariatów pozwala stwierdzić z dostateczną jasnością, że wiara obdarza niekiedy błogością, że błogość z żadnej idée fixe nie czyni prawdziwej idei, że wiara nie przenosi gór, z pewnością natomiast wznosi góry tam, gdzie ich nie było. (...) A sam Kościół – czy nie jest katolickim domem wariatów jako ostatecznym ideałem?”. Nietzsche
Koncepcja, którą proponował kardynał, była bardzo prosta: należy odkupić winy, kierując siły nie na zewnątrz kraju (jak chcieliby zwolennicy międzynarodowego zjednoczenia), ale do wewnątrz, umacniając oddolnie podstawowe filary hierarchicznego Kościoła polskiego. Pomiędzy „filozofią” Stefana Wyszyńskiego i nauczaniem Soboru Watykańskiego II istniał wyraźny rozdźwięk, tak jak dzisiaj można dostrzec dysonans pomiędzy słowami prymasa Glempa i księdza Rydzyka. Katolicyzm polski podzielił się na dwa przeciwstawne obozy: postępowy – zgodny z oficjalnym orędziem watykańskim i tendencjami ogólnoświatowego zjednoczenia – oraz, pozostający do niego w opozycji, konserwatywny i nacjonalizujący; w obydwu przypadkach oczywiście lenny wobec Watykanu. Dla sympatyków „FiM” kontestujących klerykalne zakusy nasuwa się jeden smutny wniosek: czy w Unii, czy poza nią – Kościoła katolickiego na razie się nie pozbędziemy. TYMOTEUSZ
16
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
NIE DO WIARY
Wybryki natury Na całym świecie – teraz i w przeszłości – żyli ludzie szczególni, których, nie ubliżając im, można nazwać wybrykami natury. Byli i są mężczyźni słonie, kobiety niedźwiedzie, kobiety o twarzy psa, ludzie o dwóch głowach... W 1697 roku, podczas wojny austriacko-niemieckiej, żołnierze cesarza Leopolda I wzięli do niewoli łucznika wojsk sułtana Mustafy II. Miał budowę normalnego, postawnego mężczyzny z... dwiema głowami. Żołnierz turecki bardzo celnie strzelał z łuku, co wzbudziło podziw przeciwników, a także przekonanie, że to właśnie czworo oczu przyczyniło się do jego niewiarygodnej celności. Kroniki często podają przypadki podobnych anomalii. Na przykład bracia Tocci urodzeni na Sardynii w 1877 roku mieli zrośnięte torsy, wspólną miednicę i kość krzyżową. I mimo że na początku lekarze nie dawali im żadnych szans na przeżycie, bracia zmarli dopiero w 1940 r. Słynny pisarz, Mark Twain, zobaczył ich występy w cyrku osobliwości, a rozmowa z nimi zainspirowała go do napisania książki pt. „Te nadzwyczajne bliźnięta”. Sycylijczyk Frank Lantini (ur. 1889 r.) miał trzy nogi, szesnaście palców i... podwójne genitalia (fot. 1). Aż cztery nogi miała Myrthe Corbin. Dodatkowe kończyny przeszkadzały jej w chodzeniu, ale pomagały w karierze cyrkowej – tysiące ludzi przychodziły oglądać jej „pokazy”. Myrthe wyszła za mąż w 1982 roku i miała pięcioro dzieci. Mąż był
C
bardzo dumny z jej czterech nóg oraz wysokich zarobków. Szczególną atrakcją teatrzyków osobliwości była Betty Lou Wiliams, która zaczęła karierę w show-biznesie w 1931 r. – jeszcze jako dziecko. Olbrzymia popularność Betty wynikała z niespotykanej cechy: z jej brzucha wyrastała bliźniacza siostra o dwóch nogach i jednej ręce. Betty miała nadzwyczajny apetyt, jadła za dwie. Zakończyła „karierę” dopiero w latach 50. i wkrótce potem zmarła. Hindus o artystycznym pseudonimie Laloo również nosił podobnego „pasożyta”: brata zrośniętego z nim szyją w dolnej części klatki piersiowej. W przeciwieństwie do siostry Betty, która dawała oznaki życia (szczególnie w trakcie spożywania pokarmu), brat Laloo żywił się za pośrednictwem ciała dużego brata i jedyną oznaką jego
zy starożytni Grecy, podobnie jak my, nie wyobrażali sobie życia bez... komputera? Wiele na to wskazuje... W 1900 roku tuż koło świąt Wielkiej Nocy na Morzu Egejskim rządziła niepodzielnie sztormowa pogoda. Niewielki statek poławiaczy gąbek dzielnie stawiał jej czoła. Niestety, stawało się jasne, że żywioł nieubłaganie zwycięża. Ogarnięci paniką marynarze chcieli koniecznie opuścić statek na łodziach ratunkowych, ale na szczęście doświadczony kapitan Demetrios Condos skutecznie wybił im ten pomysł z głowy. Był bowiem przekonany, że w łodziach ratunkowych nie mają żadnych szans w starciu z żywiołem. Wiedział, że między Kretą a wyspą Kytherą leży niewielka wysepka zwana Antikytherą i to właśnie z nią kapitan wiązał nadzieje na ratunek. Postanowił schronić się na jej brzegu, gdzieś za rafami. Krańcowo wyczerpana załoga, ratując życie, dotarła do wyspy. Statek był co prawda uszkodzony, ale nikomu nic poważnego się nie stało. Po solidnym wypoczynku marynarze powoli usunęli szkody wyrządzone przez sztorm. Jednak w żaden sposób nie mogli opuścić Antikythery, gdyż nawałnica nie słabła. Ta wymuszona bezczynność i brak pożywienia zaczęły działać im na nerwy. Obserwujący załogę kapitan, postanowił ją czymś zająć. Wiedział, że w takich sytuacjach od rozdrażnienia do buntu pozostaje tylko krok. Pomimo niesprzyjającej pogody, zezwolił na nurkowanie. Pierwszy zszedł pod wodę doświadczony poławiacz gąbek Elias
witalności była erekcja, jaką miewał od czasu do czasu. W 1894 r. Laloo ożenił się i – jak twierdzą przekazy – był szczęśliwym małżonkiem aż do tragicznej śmierci w wypadku kolejowym w pobliżu Nowego Jorku.
2
Angielski anatom Home szczegółowo opisał urodzone w 1783 r. w Bengali dziecko o dwóch głowach. Kiedy jedna głowa spała, druga czuwała, kiedy jedne usta przyjmowały pokarm, drugie również domagały się jedzenia. Dziecko zmarło w wieku ośmiu lat na skutek ukąszenia przez węża. Sekcja zwłok wykazała, że obydwa mózgi były połączone. 1 Szkielet można do dziś oglądać w londyńskim muzeum towarzystwa chirurgów. Inni znani na świecie ludzie o dwóch głowach to m.in.: Pasqual
Pinot – Meksykanin (fot. 2), którego „występy” w 1927 r. przyciągały ludzi spragnionych sensacji. Pinot odbył udane tournée po Europie. Miał miesięczne występy w Paryżu i Londynie przy wypełnionych salach. Pinotowi wyrastała z czoła druga, mniejsza głowa o ruszających się oczach i ustach oraz zarośniętej twarzy. Innym przypadkiem anomalii była księżna Tyrolu, Małgorzata, żyjąca w XV wieku. Miała twarz... psa. Już w wieku 12 lat (ze względów dynastycznych i wcześniejszych układów między bogatymi rodami) wyszła za mąż, ale mąż nie wytrzymał z księżną monstrum i porzucił ją niedługo po ślubie. Małgorzata próbowała jeszcze szukać szczęścia, ale bez skutku. W efekcie wstąpiła do zakonu i tam zmarła. Kobietą niedźwiedziem była niejaka Banks, która występowała w teatrzykach osobliwości w końcu XIX wieku. Jej twarz przypominała niedźwiedzi pysk, a ręce i nogi miała bardzo krótkie. Poruszała się powoli i na czworakach. W myśl porzekadła, że każda potwora... Banks wyszła za mąż i urodziła normalnego syna. Wyjątkowa przypadłość stała się udziałem Toma Morrisa i Etty Lake występujących w pokazach wybryków natury. Ich skóra była rozciągliwa jak guma. Potrafili skórę na piersi rozciągnąć tak, że zakrywała im głowę albo ściągnąć w dół, nakrywając nią kolana, a nawet stopy. Byli też ludzie słonie. Najbardziej znany z nich to John Merrick, którego w 1884 r. przebadał londyński lekarz Frederick Treves. Doktor Treves tak opisuje przypadłość swojego pacjenta: „Górna warga olbrzymia, wywinięta na zewnątrz przypomina
zeus@olimp Stadiatis. Wszyscy marynarze obserwowali to wydarzenie z niezwykłą ciekawością, bowiem wody wokół wyspy były im kompletnie nieznane. Rzeczywiście, po zejściu Stadiatisa na 40 metrów, nastąpił ciąg niepokojących wydarzeń. Lina, którą nurek połączony był z łodzią, zaczęła się dziwnie poruszać. Podobnie zresztą wąż doprowadzający nurkowi powietrze. Marynarze w ogromnym pośpiechu wyciągnęli kolegę na pokład. Na szczęście nie odniósł żadnych obrażeń. Jednak coś było nie w porządku. Elias Stadiatis, z przerażeniem wskazując głębinę, zaczął mówić jakieś niezbyt zrozumiałe słowa. Na nic zdały się uspokajające gesty kolegów. Nurek nie reagował na nic. Marynarzom udało się tylko zrozumieć, że chodzi mu o jakieś konie, kobiety, duchy... Zabobonni marynarze wpadli w panikę i chcieli natychmiast opuszczać wyspę. Bardziej bali się tego, co nieznane pod wodą, niż trwającego ciągle sztormu. I tutaj znowu pomogło doświadczenie kapitana. Postanowił sam sprawdzić, co tak naprawdę wystraszyło jego podwładnego. Z duszą na ramieniu zszedł na owe 40 metrów i... pomimo prawie całkowitego braku światła, zobaczył jakieś dziwne cienie, posągi kobiet i koni. Całą siłą woli przemógł w sobie uczucie paniki i podpłynął bliżej tego
miejsca. Okazało się, że na dnie leżał wrak jakiegoś statku z dziwnymi statuami na pokładzie. Już spokojny o morale marynarzy, kapitan wypłynął na powierzchnię. Razem ze swoją załogą postanowił wrócić w to miejsce i dokładnie spenetrować wrak. Po upływie prawie pół roku i uzyskaniu poparcia greckiego rządu Demetrios Condos popłynął ponownie na Antikytherę. Ze statku, który – jak się okazało – zatonął około 80 roku p.n.e., wydobyto na ogół statuy z marmuru i brązu. Wzbogaciły się zbiory Muzeum Narodowego w Atenach. Wśród wielu wspaniałych rzeźb znaleziono też niczego nieprzypominającą, nieokreślonego kształtu masę, która wzbudziła zaciekawienie jednego z archeologów greckich, Spiridiona Staisa. Po dokładniejszych oględzinach okazało się, że pod rdzą kryje się szereg zębatych kół. Wydało się to Staisowi wysoce nieprawdopodobne. Wszak znalezisko pochodzi z I stulecia przed Chrystusem! Dziwnie wyglądająca, niezidentyfikowana bryła wylądowała ponownie w magazynie muzeum w Atenach. Musiało niestety upłynąć aż 60 lat, aby w 1958 roku znalezisko ponownie odkrył dla
trąbę słonia. Lewe ramię zakończone dłonią-płetwą. Zdeformowana głowa. Gąbczasta skóra zwisa z pleców i sięga ud”. W wieku 24 lat człowiek słoń zakończył cyrkowe pokazy, został przyjęty do szpitala, gdzie po pięciu latach zmarł. Historia zna dużo przedziwnych przypadków: kobiety węże (prawie pozbawione kości); ludzie syreny (zrośnięte kończyny dolne uniemożliwiające chodzenie, ale ułatwiające... pływanie); ludzie żaby, pingwiny, a nawet ludzie z ogonami o długości 25 centymetrów. Już Marco Polo (1254–1323) – wenecjanin i słynny podróżnik – w swym „Opisaniu świata” podał, że wszyscy mieszkańcy Sumatry mieli ogony. Kroniki sądownictwa odnotowały również interesujący przypadek Francoisa Trouillu, francuskiego wieśniaka, który na czole miał 20-centymetrowy róg. Na ludziach tak okrutnie okaleczonych przez naturę największy interes robił przemysł rozrywkowy, pokazując ich w cyrkach, teatrzykach osobliwości i filmach. Serię takich obrazów zapoczątkował w 1932 r. Todd Browning w horrorze pt. „Freaks” („Dziwolągi”), w którym występują: kaleka kobieta jedząca i pijąca za pomocą stóp, człowiek kadłubek, siostry syjamskie oraz karły. Film nie został dopuszczony do projekcji w latach 30. z uwagi na drastyczność w ukazaniu tych postaci. Co więc jest przyczyną zainteresowania wybrykami natury? Niezdrowa ciekawość, zamiłowanie do makabry, satysfakcja, że ja jestem w porządku, czy podziw dla tych, którzy mimo przeciwieństw losu potrafią dać sobie w życiu radę? NEIVIL Fot. archiwum
świata Anglik, Derek de Solla Price. Wykonał szereg żmudnych badań, od usuwania rdzy i pyłu ze skamieniałej bryły narzędziami chirurgicznymi aż po zdjęcia rentgenowskie w Greckim Instytucie Atomistyki. Okazało się bowiem, że ma do czynienia z nadzwyczaj skomplikowanym mechanizmem, ponad wszelką wątpliwość pochodzącym z I stulecia przed Chrystusem. Całe urządzenie składało się z około 40 precyzyjnie wykonanych kół zębatych. Odchylenia kół można mierzyć w dziesiątych częściach milimetra! Na płycie głównej urządzenie miało precyzyjnie zamontowane 3 osie i 9 skal. Na podstawie przeprowadzonych badań okazało się, że jest to skomplikowana maszyna licząca lub szczególnego rodzaju mechaniczny komputer. Ponad wszelką wątpliwość stwierdzono, że używano go także dla potrzeb astronomii. Określano za jego pomocą położenie ciał niebieskich. Jednak pytanie, czy służył jeszcze innym celom, pozostaje do dziś bez odpowiedzi. Wydawać by się mogło, że przed dwoma tysiącami lat tak wysoce skomplikowane urządzenie nie miało prawa istnieć. Przecież podobne koła zębate pojawiły się w Europie dopiero w 1575 roku! Rodzi się więc pytanie, czy to rzeczywiście Grecy byli dumnymi twórcami mechanizmu, czy może była to zupełnie inna cywilizacja. Jedno wiemy na pewno – to mianowicie, że... nic nie wiemy. LiS
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
WIARA I WĄTPIENIE
Żyć i umrzeć z radością Chrześcijanin powinien żyć i umrzeć zadowolony. Dziwne, głupie? Jeśli jednak dobrze zrozumiemy tę myśl, okazuje się ona niedocenianą prawdą. Gdy analizujemy ewangelię, tekst po tekście, dostrzegamy, że jest ona pełna optymizmu, radości, nadziei. Mówi się w niej o nawróceniach, uzdrowieniach, wskrzeszeniach. Przecież to wszystko musiało dawać ogromną radość, łzy szczęścia, euforię pocieszonych rodzin, uleczonych ludzi. Chrystus przynosił ze sobą przede wszystkim szczęście, uśmiech, wspaniałe samopoczucie. Znikały stresy, zmartwienia, boleści – te cielesne i te duchowe. Przychodziła ekscytacja, oczarowanie, nadzieja i wiara, przede wszystkim wiara w nadejście lepszego jutra: zdrowszego, bardziej optymistycznego i sytego. Sytego nie tylko duchowo, ale obfitego choćby w chleb i ryby. Ludzie w tamtych ciężkich, okrutnych czasach potrzebowali wszystkiego. Byli głodni – Chrystus o tym wiedział i karmił ich. Byli schorowani, wierzyli, że ich uleczy – uzdrawiał więc. Płakali z powodu śmierci swoich bliskich – wskrzeszał ich zmarłych. Jezus czynił tak, bo był człowiekiem – tak samo cierpiał, płakał, nie mógł spać po nocach, nie mógł także obojętnie patrzeć na krzywdę i cierpienia ludzkie. Robił wszystko, co mogłoby ulżyć, pocieszyć, uspokoić. Jego poselstwo było także radosne. Uzdrawiało duszę, leczyło sumienie, uczyło tak spragnionej wiary w nadejście lepszego świata. A świat obiecywany przez Mesjasza był spełnieniem odwiecznych marzeń ludzkości o nieśmiertelności, pokoju, miłości i dostatku. Każdy o tym wtedy marzył. I dzisiaj nic się nie zmieniło. Wszyscy jesteśmy spragnieni miłości jak drzewo wody, choć wstydzimy się ją okazywać i boimy się nią dzielić – płaczemy, gdy ktoś nam okaże trochę serca. Wstydzimy się okazywać swoje uczucia, chowamy je na dnie kieszeni, jak zdewaluowany pieniądz. Uważamy to za słabość.
A przecież jakże inaczej czynił Jezus. Mistrz z Nazaretu był wspaniałym, pogodnym, dobrym człowiekiem. Był optymistą, wszędzie, dokąd szedł, rozdawał radość i miłość. To wspaniałe uczucie być dobrym i wiedzieć, że jest się potrzebnym. Tylu ludzi nie czuje się potrzebnymi. I wielu z nich z tego powodu bar-
dzo cierpi. Wystarczy przeczytać dramatyczne listy zamieszczane na łamach niektórych czasopism. Ci ludzie czują się niepotrzebni, zagubieni, odepchnięci, wyobcowani. Dotyczy to zwłaszcza osób nieśmiałych, trudno nawiązujących znajomości, małomównych, bezrobotnych, okaleczonych albo chorych. Jakże im jest potrzebny Chrystus radosny na co dzień! Dlatego chrześcijanie powinni zawsze uśmiechać się i nieść tę głęboko zrozumiałą ideę radości i szczęśliwości, wzbogaconą o wiarę w nadejście „królestwa nie z tego świata” – państwa miłości, sprawiedliwości i pocieszenia. Nie powinni narzekać, lecz akceptować to, co przychodzi. Pomóc nieprzyjacielowi,
Rzut oka na dzieje instytucji kościelnych – Wypowiedź papieża, że „Bóg wycofał się z niebios obrzydzony działaniem ludzkości” jest ogłoszeniem bankructwa Kościoła – Bóg nie milczy. On przemawiał we wszystkich czasach przez oświeconych mężów i niewiasty – Prawdziwy Bóg jeszcze nigdy nie mieszkał „List Gabrieli – 2” w kościołach z kamienia – Bóg nigdy nie błogosławił broni – Bóg jeszcze nigdy nie Broszura bezpłatna (33 strony). Zamówienie wraz ze znaczkiem mianował żadnego człowieka swoim „napocztowym za 1,50 zł przyjmuje: miestnikiem” – Prawdziwy Bóg jest nieprzeŻycie Uniwersalne skr. poczt. 550 kupny. On jest absolutny. Jego istotą jest mi58-506 Jelenia Góra 8 łość, a miłość mieszka w każdym człowieInternet: www.das-wort.com ku, we wszystkich formach życia przyrody...
zlitować się nad odrzuconym, jeśli nie ma wyjścia, to pogodzić się ze śmiercią, bólem, kalectwem, rozstaniem, utratą miłości. Pogodzić się, a nie upominać, nie odgrażać się. Wszystko umieć zrozumieć, wycofać się z pierwszych rzędów, ustąpić miejsca innym... Schylić głowę i przestać walczyć z sobą samym i z całym światem. Być zawsze w cieniu. Na trzecim planie. Umieć odejść – tak z godnością, spokojnie, uśmiechając się do wszystkich i wszystkim służyć i kochać. Żyć zawsze w cieniu Najwyższego, spokojnie przyjmując każdy dzień, jak podarunek. To jest właśnie postawa chrześcijańska – prosta jak spojrzenie w oczy. Bez wyuczonych regułek, zasypywania tekstami z Biblii, egzaltacji i fascynacji samym sobą. Chrześcijanie, jakże wiele dni naszego życia zmarnowaliśmy na dąsanie się, krzyki, podejrzenia, obawy, bezcelowe rozmowy. Ile za to można byłoby kupić węgla staruszce, ilu ludzi uratować od rozpaczy? A należało wyjść z domu, spojrzeć w niebo, potem wokół siebie – na rozkwitający sad, przyjrzeć się zieleni traw i... pogodzić się z małżonkiem, sąsiadem, teściową albo podziękować Bogu za jeszcze jeden dzień. Bo przecież nadejdzie taki dzień, którego już nie zobaczysz... To pewne! Jakże człowiek utrudnia sobie życie – a powinien kochać i dziękować, no może trochę pomilczeć. Taka otwarta na świat postawa, umiłowanie drugiego człowieka, służba dla innych – to wartości dające zadowolenie i to właśnie nazywa się chrześcijaństwem! Jak bardzo je wypaczyliśmy! Jak bardzo wciągnął nas wyścig szczurów! Najważniejsze są dla nas pozory. Pozór religijności, dobroci, uczciwości, dobrych manier... i tak bez końca. Codziennie maska: lepiej lub gorzej nakładana. A w gruncie rzeczy nic nas to wszystko nie obchodzi. Ciągła gra, oszukiwanie siebie i innych. Właściwie dopiero umieramy nadzy i jakże biedni – schorowani, do końca niepojednani ani z Bogiem, ani z bliźnim. Dlaczego nie uczymy się prawdy o nas samych? Czy jest to zbyt trudne? Tacy jesteśmy dla naszych bliskich, jacy bylibyśmy dla Jezusa. Doprawdy – nie byłoby inaczej. Tu nie przyda się żadna maska, nie ukryjemy się pod kolejnym konwenansem. Te słowa, które wypowiadamy do naszych bliskich, znajomych, kiedyś do nas wrócą – i wypowiemy je w obecności naszego Nauczyciela. Wtedy okaże się, jak zdolnymi uczniami byliśmy. To samo stanie się z naszymi uczynkami – wszak one „idą za nami”. Gdy człowiek o tym myśli, staje się mądrzejszy. JANUSZ GAJOWICZ
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Podczas naszej ostatniej rozmowy przedstawiła Pani swoje wątpliwości wobec demokracji parlamentarnej jako formy rządzenia państwem. Jaki system rządów jest Pani najbliższy? – Może zabrzmi to niepokojąco, ale jestem zwolenniczką silnej władzy. Wydaje mi się, że rządy silnej ręki człowieka oświeconego i wrażliwego byłyby skuteczniejszą formą władzy niż demokracja parlamentarna. Bliska byłaby mi władza elity duchowej z niewielkim udziałem parlamentu. Często życie parlamentarne jest grą interesów egoistycznie nastawionych grup, a nie ścieraniem się rozmaitych idei na temat tego, jak lepiej i sprawiedliwiej
Fot. Krzysztof Krakowiak
oraz sięganie do polskich tradycji, a w tym do teorii spółdzielczości sformułowanych w pierwszej połowie XX wieku. – Skrytykowała Pani media prywatne za stosowanie kryptocenzury, za realizowanie interesów swoich właścicieli. A co z pismami niezależnymi? – W demokracji kapitalistycznej widać dążenie koncernów do zdobycia rynku, przejmowania kolejnych tytułów prasowych, stacji telewizyjnych czy radiowych
OKIEM HUMANISTY (40)
Silna władza urządzić państwo. Z moich obserwacji wynika, że parlamentarzyści – nie wiem do jakiego stopnia bezinteresownie – reprezentują nieraz oczekiwania określonych kół, a nie troszczą się o dobro wspólne. Bliski jest mi sens przewrotu majowego w 1926 roku. Piłsudski ograniczył wtedy władzę parlamentu, ale wzmocnił państwo. Sądzę, że losy Polski międzywojennej potoczyłyby się gorzej, gdyby nie to wydarzenie. Dodam, że demokracja wiąże się z biurokracją. Procedury demokratyczne bywają kosztowne i pochłaniają dużo czasu i energii. – Trzeba przyznać, że to dosyć oryginalne stanowisko jak na osobę przyznającą się do lewicowości i socjalizmu... – Konsekwentne wprowadzenie rozwiązań lewicowych wymaga właśnie silnego państwa. Mogłoby ono położyć kres na przykład wadliwie prowadzonej prywatyzacji i błędnemu przekonaniu, że własność prywatna jest najlepszą formą własności. – Zwolennicy wartości lewicowych jako sukces demokracji przytaczają kraje skandynawskie: zamożne, stabilne, bezpieczne. Czy ma Pani coś do zarzucenia systemowi szwedzkiemu? – Nic, poza tym że, niestety, nie jest on możliwy do wprowadzenia w Polsce. Mamy inną od szwedzkiej mentalność, inne doświadczenia historyczne. Bezmyślne kopiowanie wzorów zagranicznych nie jest żadnym rozwiązaniem. Mamy silną tradycję indywidualizmu wyrosłą z liberum veto. Jakimś ratunkiem dla nas mogłaby być silna władza
i narzucania swojego punktu widzenia innym. Ponadto obok redakcji otwartych, reprezentujących uczciwie rozmaite punkty widzenia, można zauważyć próby manipulowania rzeczywistością. Znam redakcję, która wycina z artykułów niewygodne dla właścicieli nazwiska, zmienia uzgodnione teksty itp. To jest skandal! Cenzura wewnętrzna jest w moim mniemaniu bardziej niebezpieczna niż ta sprzed 1989 roku. Wtedy wiadomo było przynajmniej, czego się spodziewać. Istniał zresztą wówczas pluralizm światopoglądowy reprezentowany przez PAX. Jakkolwiek oceniać politycznie tę organizację, miała ona swoje zasługi w szerzeniu rozmaitych poglądów. Dominacja mediów prywatnych może doprowadzić do sytuacji, w której pewne istotne i cenne poglądy nie będą miały szans nawet zaistnieć w świadomości społecznej, chociażby dlatego, że godzą w interesy wielkiego kapitału. I to jest ewidentnie rodzaj cenzury, choć nie jest to cenzura urzędowa. – Teoretycznie jednak w demokracji każdy ma prawo głosu, może założyć własną gazetę, stację radiową... – Ale wymaga to kapitału. Ludzie ubodzy czy nawet średnio zamożni mają bardzo ograniczone możliwości. Co więcej, zwykle jest tak, że ludzie wartościowi i odznaczający się nastawieniem społecznikowskim są pozbawieni sprytu życiowego czy umiejętności praktycznych. W rezultacie zdarza się, że gazety czy stacje radiowe znajdują się w rękach do tego niepowołanych. Rozmawiał ADAM CIOCH
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
NASZA RACJA poniedziałki i piątki w godz. 15–19. Konto APP RACJA: ING BANK SLASKI Oddział w Warszawie nr 601050103810000022 71547404.
OGŁOSZENIA PARTYJNE Zarząd Krajowy APP Racja – ul. Zegrzyńska 8, 05-110 Jabłonna, tel. (22) 782 45 86; strona internetowa: www.racja.org; e-mail:
[email protected]. Osoby zainteresowane finansowym wspieraniem działalności partii prosimy o dokonywanie wpłat na konto: APP Racja ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi; 041050146110000022 66001722. Wpłaty muszą zawierać imię, nazwisko, adres, PESEL darczyńcy i tytuł wpłaty. DOLNOŚLĄSKIE Zarząd wojewódzki we Wrocławiu poszukuje koordynatora do budowy struktury powiatowej APPR w Wałbrzychu. Zgłoszenia proszę kierować do siedziby zarządu do pani Urszuli Bielskiej, tel. (71) 355 45 03; 0-609 113 566. Świdnica – 22.08, godz. 17, ul. Armii Krajowej 10, Dom Działkowca – zjazd powiatowy; Legnica – 07.09, godz. 16, ul. Piastowska, Szkoła Podstawowa nr 4 – zjazd powiatowy (wybory do władz powiatowych); Wrocław – spotkania i salon dyskusyjny w każdą środę od godz. 16 w restauracji „Bankowa” przy ul. Dąbrowskiego 44. Zapraszam wszystkich, również tych z zaległymi składkami. Ząbkowice Śląskie – w drugi i czwarty czwartek od godz. 18 w ZOK dyżury pełnią członkowie powiatowego zarządu; Jelenia Góra – 14.09, o godz. 16, kawiarnia „Śnieżynka”, pl. Ratuszowy – zjazd powiatowy; Bolesławiec – w każdą środę o godz. 17, kawiarnia „Pod Złotym Aniołem”; Cieplice – 21.09, od godz. 16 do 19 w parku odbędzie się nasz kiermasz z książkami, gazetami i koszulkami. Wszystkich chętnych z Dolnego Śląska zapraszamy.
KUJAWSKO-POMORSKIE Najbliższe zebrania: Bydgoszcz – 9.09, godz.17, ul. Rumińskiego 6, kawiarnia NOT; Toruń – 21.09, godz. 15, ul. Sienkiewicza 35, kasyno wojskowe nr 305 (obok seminarium duchownego) – zebranie zarządu miejskiego (obecność wszystkich członków obowiązkowa). LUBUSKIE Najbliższe zebrania: Gorzów Wlkp. – 7.09, godz. 11, ul. Kazimierza Wielkiego 1, restauracja „Pod Pałacykiem” – nadzwyczajny zjazd regionu gorzowskiego; Zielona Góra – 05.09, godz. 17, lokal przy placu Słowiańskim 21, dyżury w każdy piątek w godz. 17–19. ŁÓDZKIE Łódź – 7.09, godz. 13.30, siedziba partii, ul. Próchnika 1, pok. 307 – spotkanie członków i sympatyków z Łodzi i województwa łódzkiego. Elżbieta Szmigielska 0-503 162 608; Łódź – 5.09 – marsz przeciwko nietolerancji i bezrobociu. O godz. 13 wymarsz z pl. Wolności w kierunku pasażu Schillera (o godz. 14 wręczenie petycji Wojewodzie i Prezydentowi); Łódź Widzew – Karol Jerzewski, tel. (42) 673 11 22; Małgorzata Majdańska, tel. (42) 672 77 54. MAŁOPOLSKIE Brzeszcze – 11.09, godz. 17; Nowy Sącz – 7.09, godz. 11, restauracja „Ratuszowa”. MAZOWIECKIE Warszawa – zarząd wojewódzki, ul. Zegrzyńska 8, 05-110 Jablonna, tel. (22) 782 45 86. Dyżury:
Warszawa: Bemowo – Alicja Dominiak 0-503 433 133; Mokotów – Mirosława Zając 0-502 362 404; Ochota – Marek Dembowski 0-691 539 445; Praga – Marek Forys 0-502 383 166; Śródmieście – Michał Struszewski 0-504 150 733; Targówek – Alfred Steplewski 0-609 133 308; Włochy – Piotr Skorko 0-506 979 978; Wola – Waldemar Cieśluk 0-604 913 577; Ciechanów – Lidia Cyranowicz (23) 671 35 20; Nowy Dwór – Zbigniew Kwaśniewski 0-601 230 614; Otwock – Stanisław Wiśniewski 0-601 761 652; Płock – Gabriel Kemicer 0-504 587 261; Płońsk – Stefan Kaminski 0-607 048 581; Pruszków – Krystyna Laskowska 0-600 248 875; Radom – Marek Motyka 0-603 196 411; Siedlce – Marian Kozak 0-606 153 691; Najbliższe zebrania: Pruszków – 5.09, godz. 17, ul. Norwida 10, siedziba zarządu powiatowego; PODKARPACKIE Zarząd województwa podkarpackiego APP RACJA zwraca się z prośbą do sympatyków i członków partii o przystąpienie do aktywnego tworzenia struktur powiatowych partii w rejonach: Przemyśl, Kolbuszowa, Łańcut, Brzozów, Jasło, Lubaczów, Nisko, Strzyżów, Krosno, Mielec, Przeworsk, Lesko i Bieszczady. Chętnych do twardej pracy od podstaw w celu poprawienia bytu wszystkich POLAKÓW prosimy o kontakt: (17) 857 82 57; 0-606 870 540. Zarzad wojewódzki APP RACJA zaprasza członków i sympatyków na zebranie, które odbędzie się w dniu 06.09, o godz.11 w siedzibie zarządu, ul. Słowackiego 24, pokój 91 (IX p.).
nazwa odbiorcy
nr rachunku odbiorcy
APP RACJA ul. Zegrzyńska 8 05-110 Jabłonna kwota: _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
zleceniodawca:
Polecenie przelewu / wpłata gotówkowa
DOWÓD / POKWITOWANIE DLA ODBIORCY
000002266001722 odbiorca:
nazwa odbiorcy cd.
i.k.
04
POMORSKIE Gdynia – 07.09, godz. 13, ul. Władysława IV, restauracja Arkadia (mile widziani sympatycy z Rumii, Redy, Wejherowa, Pucka, Władysławowa i Helu). ŚLĄSKIE Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, którzy chcą wspomóc finansowo jej działania na terenie województwa śląskiego, prosimy o wpłaty na konto: Zarząd Wojewódzki APP RACJA, 41-902 Bytom; MILLENNIUM BIG BANK S.A. o/Bytom: 81 1160 2202 0000 0000 3590 6515. Bytom – 15.09, ul. Dworcowa 2, godz. 16 – spotkanie z przewodniczących zarządów powiatowych APP RACJA woj. śląskiego; godz. 17 – spotkanie zarządu wojewódzkiego APP RACJA woj. śląskiego. Kontakt: Tomasz Sroka 0-501 858 115. Spotkania powiatowe: Będzin – 15.09, godz. 18, ul. Małachowskiego 29, tel. 265 86 54. Dyżury zarządu powiatowego: środa 11–13, piątek 16–18; Bytom – 08.09, godz. 17, ul. Dworcowa 2. Dyżury w każdy poniedziałek w godz.14–16. Julian Marcichów 0-502 718 111; Cieszyn – 17.09, godz. 17, Remiza OSP Bobrek, ul. Stawowa. Kontakt: Bogdan Starski, tel. 0-604 461 510; Częstochowa – w każdy wtorek i czwartek w godz. 17–19, Aleja NMP 24 II piętro. (w lokalu PPS). Andrzej Bąk 0-502 085 148; Maciej Kołodziejczyk 0-601 505 890; Dąbrowa Górnicza – 10.09, godz. 17, restauracja „Jurand”;
ul. Zegrzyńska 8, 05-110 Jabłonna
numer rachunku odbiorcy
105014611
kwota słownie
000002266001722 W P
waluta
kwota
PLN
nr rachunku zleceniodawcy (przelew)
nazwa zleceniodawcy
nazwa zleceniodawcy cd.
PESEL tytułem
DAROWIZNA NA APP RACJA
stempel dzienny
Opłata
.......................... Opłata
data, pieczęć, podpis(y) zleceniodawcy
nazwa odbiorcy
APP RACJA
000002266001722 odbiorca:
APP RACJA ul. Zegrzyńska 8 05-110 Jabłonna kwota: _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
zleceniodawca:
nazwa odbiorcy cd.
Polecenie przelewu / wpłata gotówkowa
DOWÓD / POKWITOWANIE DLA ZLECENIODAWCY
nr rachunku odbiorcy cd.
i.k.
04
ul. Zegrzyńska 8, 05-110 Jabłonna
numer rachunku odbiorcy
105014611
kwota słownie
000002266001722 W P
waluta
kwota
PLN
nr rachunku zleceniodawcy (przelew)
nazwa zleceniodawcy
odcinek dla banku zleceniodawcy
nr rachunku odbiorcy
04 105014611
nazwa zleceniodawcy cd.
PESEL tytułem
DAROWIZNA NA APP RACJA
stempel dzienny
Opłata
.......................... Opłata
Mysłowice – 24.09, godz.17, ul. Korfantego (Brzęczkowice), lokal „Alf”; Ruda Śląska – 1 i 16 każdego miesiąca o godz. 18, Wirek – ul. 1 Maja 270, dyżury w każdy wtorek 17–19, piątek 10–12, tel. (32) 242 30 33; (32) 240 70 34; Rybnik – 6.09, godz. 17, hotel „Olimpia” w dzielnicy Kamień (ośrodek MOSIR) sala konferencyjna Ip. – spotkanie dla całego okręgu rybnickiego; Siemianowice – 08.09, godz. 17, ul. Szkolna 7. Kontakt: Zygmunt Pokl, tel. 0-501 797 260; Świętochłowice – do jesieni spotkania razem z Rudą Śląską 1 i 16 każdego miesiąca o godz. 18, Wirek, ul. 1 Maja 270; Tarnowskie Góry – 13.09, Spółdzielnia Rzemieślnicza, ul. Sienkiewicza 17. Kontakt: Mariusz Podgórny tel. 0-609 068 592; Tychy – 16.09, godz. 18, DK „Tęcza”, al. Niepodległości. Dyżury w każdą środę o godz. 17–19 w budynku przy ul. Grota Roweckiego 10 pokój 122. Kontakty i dyżury: Bytom – powiat i zarząd wojewódzki – dyżury w każdy poniedziałek 14–16, ul. Dworcowa 2. Julian Marcichów 0-502 718 111; Katowice – ul. Sokolska 10a/4, dyżury w każdy czwartek 15–18, tel. (32) 259 78 17. ŚWIĘTOKRZYSKIE Nowiny, Chęciny, Małogoszcz: Mariusz Nowak tel. 0-601 705 305; Paweł Jaworski tel. 0-604 445 623. Spotkanie organizacyjne: Skarżysko-Kamienna – 19.09, godz. 17, plac Floriański 3 (biurowiec). WARMIŃSKO-MAZURSKIE Iława – 08.09.2003, godz 17.00, zebranie APP RACJA, ośrodek wypoczynkowy „Perkoz”, ul. Konstytucji 3 Maja 7. Kontakt 0-506 195 556.
Wrocławska RACJA
APP RACJA
04 105014611 nr rachunku odbiorcy cd.
PODLASKIE Białystok – 18.09, godz. 16.30 – spotkanie sprawozdawcze w hotelu „Turkus”; Chajnówka – Stanisław Sobczak (85) 683 33 34.
odcinek dla banku odbiorcy
18
data, pieczęć, podpis(y) zleceniodawcy
PRZEPRASZAM za podanie pod tekstem „Wyjdźmy z okopów” („FiM” 35/2003) nieprawidłowego numeru konta APP RACJA. Sekretarz APP RACJA JERZY WRÓBEL
Wnioskujemy o rozpoczęcie przywracania porządku prawnego (...) począwszy od usunięcia symboli religijnych z pomieszczeń urzędów. Oto fragment petycji skierowanej przez Dolnośląski Zarząd APP RACJA do prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza i wojewody dolnośląskiego Stanisława Łopatowskiego. RACJA wnosi o usunięcie krzyży z urzędów państwowych. Inicjatywę mniej („Wieczór Wrocławia”) lub bardziej („Gazeta Wrocławska”) rzetelnie odnotowały gazety, a Paweł Czuma, rzecznik wojewody, stwierdził, że postulat oceniany jest przez prawników urzędu. Członkowie i sympatycy APPR we Wrocławiu liczą, że petycja, której celem jest poszanowanie konstytucyjnego rozdziału Kościoła od państwa, wpłynie na przyszłe decyzje władz regionu. HJS
Nasi górą W sondażu przeprowadzonym przez gazetę „Wiadomości Bolesławca” – na Bolesławianina Roku czytelnicy wybrali Antoniego Liputa. Kimże jest ten bohater? Pan Antoni to znany w regionie działacz społeczny walczący o świeckość swojego miasta i jednocześnie przewodniczący Zarządu Powiatowego APP RACJA w Bolesławcu. Sympatię mieszkańców zyskał dzięki aktywnemu działaniu, otwartemu i jasnemu, a zarazem odważnemu prezentowaniu swoich laickich poglądów oraz demaskowaniu klerykalnych postaw niektórych pracowników państwowych i samorządowych Bolesławca. Dzięki działaniu Pana Antoniego i kilkudziesięciu członków APP RACJA – w mieście udaremniono bezmyślne przekazanie dóbr doczesnych Kościołowi kat. i zahamowany został proces klerykalizacji regionu. Gratulujemy, Panie Antoni!
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
LISTY List otwarty Pan Marek Dyduch Sekretarz Generalny Sojusz Lewicy Demokratycznej Do SLD wstąpiłem, mając na względzie jedynie własne przekonania i tradycje rodzinne (mój ojciec był przed wojną członkiem PPS Lewicy w fabryce samochodów u Lillpopa w Warszawie). Rychło przekonałem się, że dokonałem złego wyboru. Składane deklaracje wyborcze okazały się kiełbasą wyborczą. Podobnie z ustawą o dodatku kombatanckim dzieciom wojny obiecaną przez Pana Prezydenta przed wyborem na drugą kadencję. Zaniechanie rozliczenia poprzedniej ekipy rządzącej, ogólnokrajowa korupcja, bezradność wymiaru sprawiedliwości, marnotrawstwo pieniędzy podatników prowadzą nasz kraj do unicestwienia. Łamanie konstytucji i to przez jej autorów stało się chlebem powszednim, którego brakuje w co trzeciej polskiej rodzinie. Szybka i pazerna klerykalizacja kraju, grabież dobra międzynarodowego przez kler (przy Waszej aprobacie) czynią z Polski państwo lenne, poddane Watykanowi. Jesteście tacy sami, jak przed kilkunastu laty, tylko po „wskazówki” nie jeździcie już do Moskwy, a do Watykanu lub na Miodową w Warszawie. Nie mam sumienia narzekać, bo wielu Polakom żyje się gorzej niż mnie. Cieszę się z tego, co mam i że nikt mnie nie wyzywa od „Polnische bandit von Warschau” czy „Polnische schwein” i że nie biją w mordę za to, że mówię po polsku. A że nie wystarcza na leki? Po siedemdziesiątce można z leków zrezygnować, a co tam? Te parę lat wcześniej... (przymusowa eutanazja w katolickim wydaniu). Wobec powyższego, proszę o skreślenie mnie z listy członków Sojuszu (z Duchowieństwem). Szczęść Boże! (tak to teraz po Waszemu?) Jerzy Woźniak, uczestnik masowej egzekucji w Powstaniu Warszawskim na Woli, w wieku 13 lat więzień obozu pracy, dopiero po dwóch zawałach i jednej śmierci klinicznej. Olecko woj. warmińsko-mazurskie
Płaci społeczeństwo Mijają się z prawdą twierdzenia izb lekarskich, iż nasze wydatki na ochronę zdrowia są znacznie niższe od wydatków społeczeństw UE. Nie
jest prawdą, że my płacimy tylko 4 proc. PKB, a inne państwa 6 czy 9 proc. Nasze społeczeństwo wydaje 6,5–7,5 proc. PKB na leczenie. Porównywanie części wydatków Polaków (ok. 4 proc. PKB to wydatki Narodowego Funduszu Zdrowia) z całością wydatków państw UE to nieuczciwy chwyt, który jest elementem kampanii w celu wprowadzenia bezpośrednich dodatkowych dopłat od pacjentów. Za obecny stan rzeczy płaci już całe społeczeństwo. Płacą też młodzi lekarze. Ich niewielkie pensje pochodzą z tych właśnie 4 proc. PKB, a nie z całości wydatków społeczeństwa. Do innych zarobków nie są dopuszczeni. Profity zaś z reszty wydatków społeczeństwa są zarezerwowane dla utytułowanych szefów.
LISTY OD CZYTELNIKÓW że krzyż nie jest symbolem wyłącznie chrześcijaństwa. Przecież krzyż był obecny w cywilizacji ludzkiej od bardzo dawna, można go znaleźć np. w Egipcie lub Syrii, do tego znaku mają też swoje prawa buddyści, a co ciekawe, w większości tych starożytnych kultur krzyż był emblematem nie czego innego, tylko płodności (!)... Tak jak wielkanocne jajeczko czy wielkanocny króliczek... Regina Sossna
Wygrało dziecko Jest w Niemczech popularny i bardzo lubiany piosenkarz Patrik Lindner, który jest gejem. Parę lat temu
To właśnie na takich jak on nasz kraj wydaje pieniądze, a brakuje ich na miejsca pracy i uczciwy byt dla 3 milionów Polaków. St. Szymkiewicz Radom
Ma nas dość? Wczoraj oglądałem świetną komedię pt. „Bruce Wszechmogący”. W trakcie filmu uderzyła mnie jedna myśl: żyjemy w Katolandzie, a księża jeszcze nie obskoczyli tego filmu! Dlaczego mieliby to zrobić? Otóż dlatego, że tytułowy Bruce, słysząc modlitwy wiernych, stwierdza, że są nie do zniesienia, co potwierdza sam „Bóg”. Mało tego, film sugeruje, że Bóg, który przecież jest miłością i w ogóle naj, naj, naj, jest zmęczony swymi dziećmi i potrzebuje urlopu... Wniosek, który nasunął mi się po obejrzeniu filmu, jest tylko jeden – przestańcie się modlić, bo nasz Ojciec Niebieski nie wyrobi na aspirynę!!! K.K.K.
Święci w Szczuczynie
Oszczędności należy szukać, walcząc z niegospodarnością i korupcją, zakupami leków i sprzętu za prowizje, prywatnym leczeniem w państwowych szpitalach itd. Tego jednak nie uczyni lobby profesorsko-ordynatorskie. Zająć się tym powinna NIK i ewentualnie prokuratorzy. Adam Sandauer Prezes Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere
Złodzieje! Tak wołaliby protestujący zgromadzeni przed gmachem rządu RP emeryci i renciści z zagranicy mieszkający teraz w Polsce, którym przesyłane są emerytury. Są to pieniądze, na które przez wiele lat ciężko i uczciwie pracowali! Moja emerytura, którą otrzymuję z Niemiec, w lipcu 2001 wynosiła 616 euro, obecnie – po dwóch „rewaloryzacjach” przeprowadzonych przez rząd RP – wynosi 493,88 euro! Apeluję zatem: emeryci i renciści, popierajcie ten rząd czynem – umierając przed terminem! Z wyrazami pogardy (dla rządu RP) Rudolf K.
Krzyż i płodność Nie podoba mi się twórczość pani Doroty Nieznalskiej, ale w całym tym ferworze chyba zapomniano,
wziął na wychowanie porzucone dziecko z Litwy. W wychowywaniu malucha pomaga matka piosenkarza. Świat się nie zawalił! Dziecko wygrało los na loterii życia! Nie widzę w tym nic złego, że osoby tej samej płci chcą być razem. Watykan się temu sprzeciwia, dobrze wiedząc, że gejów i lesbijek ma we własnej organizacji pod dostatkiem! Taka jest natura człowieka, że potrzebuje bliskości i miłości oraz oparcia w drugim człowieku. Przerażające jest natomiast to, że dorosły człowiek wykorzystuje seksualnie bezbronne dziecko! Takich osobników powinno się bezwzględnie zamykać do końca życia! Aby zaś nie siedzieli bezczynnie, powinni pracować w kamieniołomach! Ewa Cichocki Düsseldorf
Kto jest pazerny? W 34 numerze przeczytałem m.in. list B. Suchodolskiego. Ten pan (Polak?) oburza się na nasze społeczeństwo za jego rzekomą pazerność i nienawiść. Kto tu jest pazerny? Ten pan zameldowany jest w Niemczech, ma obywatelstwo francusko-polskie, a studiuje... w Polsce. Dlaczego? Czy to nie z powodu swojej pazerności, bo tu taniej? I jeszcze wyraża swoją pogardę dla „tego kraju”!
Moja 72-letnia babcia opowiedziała mi wesołą (dla mnie) historię. Zdarzenie miało miejsce kilka miesięcy temu w miasteczku Szczuczyn w powiecie łomżyńskim (ok. 45 km od Łomży), którego mieszkanką jest babcia. Młody człowiek popełnił samobójstwo i, jak to często bywa, ksiądz odmówił pochówku. Jednak na dobre mu to nie wyszło. Mieszkańcy poszli tłumnie na plebanię. Powybijali szyby i zalali plebanię wodą. Ksiądz schował się w szafie. Wszystko to działo się w obecności policji, która nie była w stanie świętego człowieka ochronić. Babcia już stawała przed sądem jako świadek. Dodatkowo dowiedziałem się od babci, że młody ksiądz zabił się w środku miasteczka, wracając zdenerwowany motorem od swojej kobiety. Babcia przestała dawać na tacę, argumentując, że nie będzie dawać pieniędzy na zakup mieszkań dla kochanek księży. Przestała też uczęszczać na spotkania Odnowy w Duchu Św., bo jeden z księży zwerbował sobie kobietę z tej sekty. Konrad Cichocki z Gdańska
Jezus, proboszcz i chamy Niedziela, koniec lipca 2003 roku. Kościół pod wezwaniem Marii Magdaleny w Biłgoraju. Godzina 8.45 – poranna msza święta celebrowana przez księży wikarych tej parafii. Jezus z Maryją ustami księdza
19
głoszącego kazanie mówią o upadku moralności, pogoni za dobrami doczesnymi, braku szacunku dla bliźniego, szczególnie przez obecnie rządzących i takie tam inne. Tłum wiernych w pokorze błaga o zbawienie swoich dusz, choć zdaje sobie sprawę, że nie jest tego godny. Nagle do kościoła wchodzi ksiądz proboszcz Maksym, dziekan miejscowego dekanatu. Energicznym krokiem podchodzi do mikrofonu i – lekko zdenerwowany – pyta donośnym głosem: „Który to cham postawił samochód przed wjazdem do mojego garażu zamiast na przykościelnym parkingu?!”. Stanisław Pułapa Józefów
Piwo po procesji Oto „przygoda”, jaka mnie spotkała w sklepie Biedronka w Opolu Lubelskim w dniu 19.06.2003 r. Udałem się do miasta po piwo. Było około godz. 11 przed południem. Większość sklepów była zamknięta z powodu święta Bożego Ciała. I to rozumiem. Mam ochotę, to pracuję, a jak nie, to świętuję. Prywatny sklep – prywatna sprawa. Biedronka była otwarta. Zdziwiłem się, kiedy kasjerka odmówiła mi sprzedaży trzech puszek piwa. Na moje pytanie, dlaczego nie mogę go kupić, choć sklep jest czynny, odpowiedziała: „Bo nie!”. Nie dałem za wygraną. Pytam, czy jestem pijany, nieletni czy może się awanturuję, że nie mogę dokonać zakupu. Wtedy dopiero stwierdziła, że jest głęboko wierząca i ewentualnie może sprzedać, ale po zakończeniu procesji. Chce w ten sposób uczcić to święto, bo musiała przyjść do pracy. Z tego wywnioskowałem, że sama to wymyśliła. Z Internetu dowiedziałem się, że właścicielem Biedronki jest Turek. Ciekawe, czy wiedział o tej inicjatywie lokalnej swojej pracownicy. Mam pytanie na koniec. Czy ktoś będący wyznania mojżeszowego i pracujący na stoisku mięsnym, nie sprzeda wieprzowiny, bo wiara nie pozwala mu jej jeść? Co ma wspólnego wykonywanie obowiązków służbowych z wiarą? Nikt tej pani nie kazał tego piwa pić. Grzegorz K., Opole
OGŁOSZENIE Czytelników, którzy nie mogą kupić naszej gazety w którymkolwiek z punktów sprzedaży prasy, prosimy o zasięgnięcie informacji u sprzedawcy na temat adresu punktu i nazwy kolportera dostarczającego gazety, a następnie o kontakt (tel. 0-501 361 333). Redakcja
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Marek Sitkowski; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 20 września na czwarty kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
ŚWIĘTUSZENIE
Blisko, coraz bliżej...
Powiatowa siedziba APP RACJA w Częstochowie – ambasada antyklerykałów w duchowej stolicy Katolandu. Stąd na Jasną GóFot. arch. APP RACJA rę ledwie trzy kroki...
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 36 (183) 5 – 11 IX 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
P
o śmierci nie spodziewałem się niczego dobrego. Nastawiałem się nawet na piekło, ale ostatecznie dostałem na Sądzie Ostatecznym siedem milionów lat czyśćca o zaostrzonym rygorze. Sąd Ostateczny, jak sama nazwa wskazuje, jest jednoinstancyjny. W wyjątkowych przypadkach – to znaczy jeśli coś ważnego zmieni się na Ziemi – przysługuje kasacja do Pana Boga. Skorzystał z tego Luter, gdy zaczęła się ta szopka z ekumenizmem. Z piekła trafił od razu do nieba. W czyśćcu o zaostrzonym rygorze siedziałem razem z księdzem Bonieckim. Nic dziwnego, skoro po ogłoszeniu dogmatu o Współodkupicielce Wielkim Kanclerzem Nieba został Rydzyk, a przewodniczącym składu sędziowskiego – Bender. Za strażników dostaliśmy uzbrojone po protezy zębowe emerytki z Rodziny Radia Maryja. Dały nam odbiorniki, które nadawały Radio Olimp, gdzie w kółko znów gadał Rydzyk. Musieliśmy czytać tandetne broszury o Fatimie i śpiewać piosenki, że chcemy do Nieba. Co pięć tysięcy lat przyjeżdżali z nieba biskupi na ćwiczenia z całowania po rękach. Zaledwie pół parseka dalej był czyściec żeński, a tam same rozwódki i bywalczynie wieczorów panieńskich. Nie muszę chyba pisać, co myśmy przeżywali. W zasadzie to byliśmy w piekle. Pewnego razu
Radio Wolne Piekło ksiądz Boniecki nie wytrzymał i powiedział: – Wszystko stracone. Całe Niebo w rękach teologii plebejskiej. Mógł za to dostać izolatkę, bo Wielki Kanclerz miał na tym punkcie kompleksy, aleśmy go nie zakapowali. Reedukowali nas już dwa miliony lat, aż tu pewnego ranka odbił nas jakiś diabelski de-
sant Navy Seals. Nie bali się wody święconej ani różańców rydzykówek! Powiedli nas do Piekła, a tam – aż nie mogłem uwierzyć – Jonasz, Szenborn, Wanda Nowicka, profesor Szyszkowska, senator Sienkiewicz, Aśka Sosnowska, Cher, Madonna, Kora. Sama śmietanka. Jonasz był współprzewodniczącym Towarzystwa Przyjaźni Ludzko-Diabelskiej. Idę
dalej, a tam sami znajomi – od piaskownicy. Kumple z osiedla, ze szkoły, sąsiedzi. Prawie wszyscy! – To ja, jak idiota, od dwóch milionów lat czytam o jakimś Licheniu, a wy tu wszyscy w komplecie? Akcyza na wódkę dwa procent, konkordatu nie ma, żadnego walenia w dzwony o szóstej rano, nowiutkie mieszkania dla młodych małżeństw. Tak dobrze to ja nawet na Ziemi nie miałem. O co tu chodzi? – spytałem szatana, który na sierści nosił dumnie emblemat RACJI. – Zawsze mieli tam na górze pewne odchyłki. Ale od kiedy Rydzyk jest Wielkim Kanclerzem, to już jeden wielki dom wariatów. Wpuszczają do Nieba prawie tylko same dziewice, no i biskupów z klucza. Za jednego szluga wypalonego na boku, wyrwaną stroniczkę ze świerszczyka czy przebite ucho – od razu strącają do Piekła, więc u nas są tu wszyscy normalni. Mieliśmy taki napływ, że nie wystarczało kotłów, więc rzuciliśmy to w diabły, no i teraz jest cool. Przy moim CV z marszu dostałem robotę w Radiu Wolne Piekło. Jest o czym nawijać, bo ludzie Jonasza wyczaili, że biskupi z Nieba rodem rozwalili po pijaku rydwan z Pegazem i biorą się za niebiańskie aniołki, te nieletnie ma się rozumieć... MACIEJ PSYK