Pijemy płyn do spryskiwaczy i berbeluchę z przemytu
CO DZIESIĄTA FLASZKA WÓDKI JEST TREFNA INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 1 (305) 12 STYCZNIA 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Półtora roku temu ksiądz Tadeusz Ch. stał się świętym lub samym Bogiem. Ubóstwił też zaprzyjaźnioną katechetkę. Czy tylko my to wiemy? Ależ skąd! Każdy może się o tym przekonać, oglądając ołtarz kościoła w Radomsku. Ü Str. 8, 9
Ü Str. 11
2
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Benedykt XVI w dniach 25–28 maja odwiedzi Kra-
Sam ogon
ków, Warszawę i Częstochowę. Powołano wysoką komisję przygotowującą „pielgrzymkę”. W jej skład wchodzi kilkudziesięciu członków Episkopatu RP i MSWiA. W specjalnym konwoju objeżdża ona miejsca, które chce odwiedzić B16. My proponujemy też Grunwald. Tam Polacy spotykali się z niemieckim duchowieństwem.
Prezydent i rząd, czyli PiS, podjęli decyzję o utrzymaniu do końca tego roku polskiego kontyngentu w Iraku. Obecnie stacjonuje tam – wbrew woli większości obywateli – 1400 naszych żołnierzy. Przy okazji rzecznik Marcinkiewicza upomniał Wiadomości TVP za mało przychylne relacjonowanie tej sprawy. Na razie Kaczory upominają; wkrótce będą zwalniać.
Wbrew sugestiom PiS przegłosowano ustawę o tzw. becikowym, przyznając ubogim matkom 2000 zamiast 1000 złotych. Hojna poprawka – przegłosowana dzięki LPR i Samoobronie zbuntowanym chwilowo przeciwko Kaczyńskim – będzie kosztowała budżet dodatkowy miliard złotych. A co z podatkiem od kawalerów? 30 tysięcy polskich księży może płacić bykowe na becikowe co miesiąc.
Krwawy Ludwik Dorn postraszył krnąbrnych lekarzy rodzinnych wcieleniem do armii, jeżeli nie podejmą pracy. W końcu jednak przyznano dodatkowe 240 mln m.in. na wyższe penseje. Zbuntowanych wojskowych można skierować do pracy w pogotowiu, sanitariusze niech budują autostrady, a górnicy będą patrolować ulice. Porządek musi być!
Doradcą ministra finansów, Teresy Lubińskiej, został niejaki Alberto Lozano Platonoff, kadrowy funkcjonariusz Opus Dei. Obowiązkiem opusdeistów jest praca na rzecz własnej organizacji...
Minister skarbu Andrzej Mikosz podał się do dymisji po opublikowaniu przez „Rzeczpospolitą” informacji o jego podejrzanych związkach finansowych z giełdowym graczem Witoldem W. oraz gdy wyszło na jaw, że żona Mikosza pożyczyła 300 tys. dolarów temu przedsiębiorcy mającemu kłopoty z prawem. Finanse w rękach Opus Dei, a cały skarb mógł iść na pożyczki. Czy to już ta IV RP?
Liga Polskich Rodzin po raz kolejny żąda odwołania wiceminister ds. polityki społecznej rządu Marcinkiewicza, Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Zdaniem LPR, katoliczka Kluzikowa jest nie dość radykalna, bo nie chce zaostrzenia obowiązującej ustawy antyaborcyjnej. Chłopcy od Giertycha chcą zmusić kobiety do utrzymywania ciąż będących skutkiem gwałtu oraz podtrzymywania przy życiu ciężko upośledzonych płodów. LPR pochwalił za to przewodniczący Episkopatu abp Józef Michalik. Z takich upośledzonych płodów mogą przecież rozwinąć się genialne osobistości, na przykład szef partii albo arcybiskup.
Liderzy SdPl i Partii Demokratycznej podpisali porozumienie o współpracy. Jest to początek realizacji snu Kwaśniewskiego i Michnika o połączeniu postkomunistów i środowiska Unii Wolności. Partie Borowskiego i Frasyniuka mają razem walczyć z „narodowo-populistyczną koalicją PiS, LPR i Samoobrony” oraz wspierać politykę europejską i emancypacyjną. Musztarda (koalicja) po obiedzie (wyborach), a zjeść ją możemy dopiero za 4 lata.
„Rzeczpospolita” opublikowała dane o zarobkach w zarządach spółek giełdowych. Średnio dostaje się tam na rękę 57 tys. zł, czyli 23 razy więcej niż wynosi średnia krajowa. Skandalem jest, że wysokość zarobków najczęściej nie ma związku z kondycją finansową firm – najbardziej zarobki rosły tam, gdzie firmy przynosiły straty (np. Polmos Lublin). Polska jest jednym z krajów Europy o największej dysproporcji pomiędzy zarobkami wyższych menedżerów i zwykłych pracowników. Ziścił się sen o „solidarności” i jednakowych żołądkach... KRAKÓW Arcybiskup Stanisław Dziwisz zakazał używania gwa-
ry góralskiej w liturgii mszy, czytań z podhalańskiej wersji Nowego Testamentu oraz popularnych karpackich melodii. Uznał, że nie pasują do religijnego tekstu i sakralnej przestrzeni. Dziwisz powołuje się na ogłoszone w 1984 roku zasady watykańskiej Kongregacji ds. Kultu Bożego. List Dziwisza wzbudził poruszenie i protesty na Podhalu. A nas decyzja Dziwisza nie dziwi. W końcu jest byłym sekretarzem górala, któremu „nie żal było opuścić hal”. POZNAŃ Sąd Rejonowy w Poznaniu odmówił ukarania 22
zatrzymanych przez policję uczestników listopadowego Marszu Równości. Sąd zwrócił uwagę, że wykroczenie musi być szkodliwe, aby zostało ukarane, a uczestnicy zakazanej manifestacji nikomu nie zrobili krzywdy. Jak to nie zrobili! A obraza uczuć religijnych wszechpolaków? WATYKAN Kościół znalazł niespodziewanego sojusznika
w planach kanonizacji Jana Pawła II. Sam Fidel Castro chce, aby zmarły papież został ogłoszony świętym. Może Fidel chce zamienić socjalizm na nową ideologię? W Polsce to się świetnie sprawdziło. CZECHY Parlament przegłosował ustawę o rejestrowanych, jednopłciowych związkach partnerskich. Tekst zbliżony do polskiego projektu autorstwa profesor Marii Szyszkowskiej został przegłosowany stosunkiem głosów 86 do 54. Nie lękajcie się! Polska może i jest „pawiem narodów”, ale nie „papugą”.
uż za progiem Nowego Roku powrócę jeszcze do minionej dekady, tej pod wezwaniem A.K. Kto i co by mówił o byłym prezydencie, to jakiś benefis mu się niewątpliwie należy. Najlepiej szybki i obiektywny, póki naród – jak zwykle – nie zapomni, nie zatęskni i nie zawyje: Olek, wróć! Każdy z nas miał okazji do woli i czasem do znudzenia, aby napatrzeć się, jakim Kwaśniewski prezydentem był. Dla mnie ciekawe są opinie „po zejściu”, żeby nie powiedzieć „nad grobem”. Oczywiście nie te płynące ze strony prawicowych bulterierów, chyba że ktoś lubi zlizywać pianę z pyska. Śmieszne i chore są podsumowania dokonywane przez pryzmat „afery kaliskiej” czy wchodzenia do samochodu przez bagażnik. „Obolała goleń” w Charkowie to już prawdziwy cyrk, bo gdyby Olek odmówił wypicia wódki z braćmi Ukraińcami, naraziłby nasz kraj na poważny impas we wzajemnych stosunkach, mierzonych jak wiadomo stosunkami przywódców przy wódce właśnie. Na szczęście – nie odmówił. W kwestii tak zwanych afer można mu jedynie wytknąć „magistra”. Ciekawy byłem niezmiernie, jak też podsumują Kwaszą dziesięciolatkę pogrążeni w smutku koledzy z tak zwanej lewicy; pogrążeni podwójnie, boć przecie i SLD odeszło w niepamięć... Nie bez zasługi A.K. No i doczekałem się. Sążniste epitafium ku czci, i to akurat na dzień pożegnania – 23 grudnia 2005 r. – wyskrobał w „Trybunie” sam ojciec prawicowej lewicy Mieczysław F. Rakowski. Były pierwszy sekretarz PZPR może o byłym „pierwszym”, czyli prezydencie, powiedzieć dużo, gdyż pilotował jego karierę i czynnie mu w niej pomagał. Dlaczego? Ponieważ Kwaśniewski „był bardzo krytycznym obserwatorem systemu realnego socjalizmu i, co ważne, otwarcie demonstrował swoje reformatorskie pomysły (...). Jego krytycyzm wobec ekipy jest, delikatnie mówiąc, bardzo duży” – to ostatnie zdanie napisał zauroczony Rakowski w swoim pamiętniku w 1987 r. Zaznaczyć warto, że nasz bohater – wówczas trzydziestoletni – zachwycił w ten sposób F. Mieczysława już na początku lat 80., jeszcze zanim ten został komuszym premierem i pierwszym sekretarzem PZPR. Ciekawe, prawda? Wychodzi na to, że jedna z ikon i podpór PRL-u była kolumną, owszem, ale raczej piątą. Tylko czego? Kościoła, III czy może już IV RP? Kościoła z całą pewnością, o czym świadczy tzw. ustawa Rakowskiego z 1989 r., na mocy której Watykan odebrał wszelkie majątki, których posmakował od czasów Łokietka, i odbiera do dziś – m.in. w formie Funduszu Kościelnego – to, co obecnie wypracowują Polacy. Ale wróćmy do obiektu westchnień tzw. postkomuny. Zgodzić się należy z Rakowskim, że ciągle młody Aleksander odegrał wielką i pozytywną rolę w zawarciu porozumienia przy okrągłym stole. Dodam od siebie, że znajomości zawarte tam przez niego, m.in. z Michnikiem i innymi założycielami Unii Demokratycznej, głęboko zapadną w serce Olka i ciążyć będą na całej jego prezydenturze. Oczywiście nie zostaną przez naszego bohatera w jakikolwiek sposób ujawnione aż do czasu wyboru na pierwszą kadencję w 1995 r. Wszak obóz Wałęsy to wciąż byli oni, ci po drugiej stronie barykady, a on w styczniu 1990 roku objął przywództwo w SdRP. Do startu w wyborach prezydenckich potrzebne mu było poparcie elektoratu lewicowego, który już zdążył się najeść reform Balcerowicza i zatęsknił za PRL-em. Po okrągłym stole serce Olka, bijące już chwilami centralnie, wróciło więc szybciutko na lewą stronę.
T
Byłem (jako ksiądz, po cywilnemu) na jednym ze spotkań z Kwaśniewskim, podczas kampanii w 1995 r. Jak on się wówczas użalał nad sobą, jaki to on był zaszczuty przez prawicę! Wyliczał po kolei wszystkich – niczym teraz ojciec Rydzyk – którzy oczerniają go i szczują przeciw niemu Polaków. Pamiętam, że na końcu wymienił biskupów, czym wzbudził aplauz zgromadzonej publiki – aplauz złości pomieszanej z bezprzykładnym poparciem i oddaniem. Przypomniało mi się to podczas jego pożegnalnej mowy w TVP, kiedy „w sposób szczególny” dziękował Kościołowi za jego... „nieoceniony wkład w umacnianie niepodległości Polski”. Zaiste, NIEOCENIONY! Bo któż jest w stanie ten „wkład” wycenić i podliczyć? Nikt! Za to Kwaśniewski zawsze umiał bezbłędnie wycenić i wyczuć koniunkturę. Dziesięć lat temu grał na antyklerykalizmie, jeszcze tym żywym, PRL-owskim. Pod koniec kadencji, kiedy m.in. za jego sprawą (konkordat itp., itd.) Kościół stał się silniejszy i bogatszy od państwa, on – ateista i agnostyk – stwierdził, że antyklerykalizm jest chorobą. Dzisiaj bowiem poparcie prawdziwej lewicy to ostatnia rzecz potrzebna Kwaśniewskiemu; dziś potrzebuje on świętego spokoju. Świętego dosłownie, bo np. bardzo mu się przyda płaszcz świadka świętości JPII, którym okryli go zawczasu, przed kaczymi bulterierami, wciąż ci sami „źli” biskupi. Nic dziwnego, egzamin z ateistycznego klerykalizmu prezydent zdał na 6! Rakowski pisze o licznych zaletach swego Olka, m.in. skłonności do ugody i kompromisu; chwali (wyraźnie w konfrontacji z Wałęsą) za „prezydenturę spokojną, bez wrzasków, rzucania gróźb i oskarżeń, rozważną, wolną od bufonady”. Wszystko to się zgadza. Trzeba tylko postawić pytanie: do czego taka ugodowość ze wszystkimi i za wszelką cenę doprowadziła. Otóż do pogrzebania obozu przynajmniej w części lewicowego – któremu „Olek” wszystko zawdzięcza – i jeszcze do zwycięstwa skrajnej, klerykalnej prawicy. Prezydent nie przyłożył ręki do powiększenia kapitału zaufania dla SLD po wyborach w 2001 r., co wytyka mu sam Rakowski. Podczas drugiej kadencji otwarcie już eksponował swoją miłość do „centrum” – Michnika i Unii Wolności; pokłócił się z Millerem, flirtował z prawicą. Sam do znudzenia podkreśla swoje zasługi w przyjęciu Polski do NATO i Unii Europejskiej, a tak naprawdę tu i tam stworzył do tego zaledwie przyjazny klimat. To rząd Millera wynegocjował w miarę niezłe warunki integracji, a teraz po latach już wiemy, że rozszerzenie Unii (głównie w interesie jej starych członków) było dawno przesądzone. Kolejne pytania brzmią: Czy Polsce przez ostatnie 10 lat potrzebny był prezydent, którego gospodarka interesowała wyłącznie na rautach i prywatnych bibach dla najbogatszych biznesmenów? Dlaczego owocem prezydentury rusofila Kwaśniewskiego jest zimna wojna pomiędzy Polską i Rosją? I wreszcie – wciągnięcie przez niego Polski w wojnę w Iraku, niewątpliwie z myślą o przyszłym poparciu USA dla własnej kariery, co F. Rakowski zupełnie pomija. Zafundowanie własnemu narodowi wieloletniego zagrożenia zamachami bombowymi zaiste wypadałoby w epitafium przemilczeć. Jeśli były prezydent powinien stanąć przed Trybunałem Stanu, to właśnie za Irak. W tym kontekście wytykanie mu faktu, że nie zrealizował żadnej ze swoich przedwyborczych obietnic, jest zwykłym czepianiem się rzepa do psiego ogona. Mieczysław Rakowski na koniec swego wyznania podnosi, że u schyłku kadencji „prezydent wszystkich Polaków” cieszył się zaufaniem 58 procent obywateli, co zaiste stanowi niezłej mocy samogon. Tyle że większość jego promili wzięła się z lisiej zdolności Olka do mamienia i zjednywania sobie ludzi. Bo ja się pytam: A ile z tych 58 procent głosowało na PiS (27 proc.) i Lecha Kaczyńskiego (54 proc.)? Zapewniam, że dużo, bardzo dużo. JONASZ
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r. o to mamy to już za sobą. Pan Lech Kaczyński wygłosił swoje pierwsze orędzie noworoczne. Swoje czy brata? Wszak to Jarosław był adresatem słów: „Panie prezesie, melduję wykonanie zadania”... Chyba jednak swoje, bo było o niczym. „Pan prezes” Jarek jest bardziej konkretny, bo dobrze wie, czego chce. Brata Lecha ma „pan prezes” do okrągłego gadania: sprawiedli-
N
GORĄCE TEMATY
Pana Ziobrę „pan prezes” ma od brania za mordę sędziów i prokuratorów. Już widać, że niektórzy od razu poczuli, skąd wieje wiatr. Przecież Wachowski miał wygraną sprawę. Mielibyśmy prezydenta skazanego prawomocnym wyrokiem, ale sąd znalazł sposób, żeby do takiego precedensu nie doszło. Wszystko odbyło się w majestacie prawa, jak na praworządne państwo przystało. Tak już teraz będzie zawsze – „sprawiedliwie”.
COŚ NA ZĄB
Mowa trawa wość, posprzątany dom, dialog, ble, ble, ble. Zdanko o Unii, zdanko o Rosji, coś dla marynarzy, coś dla kolejarzy... I górnicy, i hutnicy; marynarze, kolejarze... Pamiętacie? Wszystko już było. Dorna ma „pan prezes” od brania za mordę kogo akurat trzeba. „Jeśli lekarze nie otworzą gabinetów, to popełnią przestępstwo. Można ich także wziąć do wojska”... Skąd to się w takim Dornie bierze? Mówią, że ma to po tatusiu – partyjnym agitatorze z okresu pieśni masowych, ale przecież to bzdura. Cóż dziecko jest winne, że ojciec błądził? Niemniej Dorn talent ma. To widać. Sellina ma od brania za mordę Telewizji. Ustawę o KRRiT przeprowadził raz dwa. Dzięki niej PiS wyposażył się we władzę nad mediami i nad dziennikarzami. Bo ich też „pan prezes” weźmie za mordę. Za pomocą etyki. Od wyznaczania dziennikarzy etycznych i nieetycznych „pan prezes” ma Samoobronę.
Siebie „pan prezes” ma od czyszczenia polskiego domu. Miał życzenie być w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i brat prezydent załatwił mu to od ręki. Opozycja popiskuje? Niech popiskuje... Ta Rada to stary pomysł „pana prezesa” na jego prywatne „Biuro Polityczne” – narzędzie do realnego rządzenia. Kiedyś popędził go z tym prezydent Wałęsa. „Pan prezes” dobrze wie, że poza paroma redakcjami i kilkoma salonami nikogo to wszystko nie interesuje. Tzw. prosty człowiek chce, żeby mu było lepiej, i tyle. Kto mu to załatwi, jak? Nie jego w tym głowa. Bliźniacy? Mogą być bliźniacy. Były już solidaruchy, komuchy... Kto by się tam w tym wszystkim, panie, rozeznał. Zresztą, co za różnica? Byle byłoby co wkroić do zupy i co wypić. W podkoszalińskich Mścicach jest blok mieszkalny, który kiedyś należał do miejscowego elewatora. Od pewnego czasu należy już tylko do mieszkańców. W całym bloku,
na dwadzieścia rodzin, pracują trzy osoby. Reszta dogorywa, urozmaicając sobie czas dewastowaniem swojego „polskiego domu”. Klatki są pomazane tak niemiłosiernie, że od Kaliningradu po Bukareszt trudno byłoby znaleźć podobne. Światła nie ma, bo przełącznik wyrwany, drzwi wejściowe w strzępach. Mimo to trudno tu znaleźć kogoś, kto chciałby zarobić. Czasem niejaki „Oczko” najmuje się do dorywczych prac, ale nudzą go one mniej więcej po półgodzinie. Ten blok w Mścicach i tysiące podobnych bloków to bastiony braci Kaczyńskich. Mieszkający w nich ludzie nie potrafią często zapamiętać nazwy ich partii, ale na bliźniaków bardzo liczą. Chyba nie bez powodu – przecież w orędziu prezydent zwrócił się jakby wprost do nich: „Drodzy Rodacy! Bez zaangażowania obywateli, bez waszego włączenia się w działania dla dobra Ojczyzny wielka pozytywna zmiana, której pragniemy, nie może się udać. (…) Nasz kraj musi się szybko rozwijać, ale tak, by nikt nie pozostawał w tyle. Nie wolno zapomnieć o ludziach, o całych środowiskach i regionach, które niewiele skorzystały na ostatnich przemianach. Trudno jest osobom bezrobotnym, biednym, pozbawionym perspektyw cieszyć się z dobrych wskaźników ekonomicznych. Dlatego nasza solidarność musi być realna i docierać do konkretnych ludzi”. – Teraz na pewno u nas będzie już lepiej – powiedziała pewna bezrobotna mieszkanka bloku, kiedyś pracownica wielkiej firmy samochodowej, utrzymującej nad morzem dom wczasowy dla swych pracowników. – Może wreszcie ktoś te kontakty naprawi? I drzwi – patrz pan, jakie rozwalone. No i brud dookoła niemiłosierny! Tyle lat nie było komu tego domu posprzątać... MAREK BARAŃSKI
GŁASKANIE JEŻA
Stan wojenny Stara prawda głosząca, że gdy karleją idee, rosną ołtarze, potwierdza się zawsze i wszędzie. Od starożytnego Egiptu do „nowoczesnej” Polski. Przetrzyjmy oczy, bo to nie jest zły sen. Obudziliśmy się nie tylko w nowym roku, ale i w nowej rzeczywistości, w innym kraju. Dla wielu i dla mnie – kraju obcym. Paradoksalnie, po raz kolejny sprawdza się teoria pętli czasu. Jakieś sześćdziesiąt lat temu ludzie światli, humaniści, wolnomyśliciele byli sekowani i prześladowani przez barbarzyńców. Przez tych, dla których religią był stalinizm, szkołą – Wojewódzki Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu, a prawem – „uczelnia” Duracza. Kto nie deklarował, że jest z władzą, kto nie manifestował tego przy każdej okazji, stawał się automatycznie dysydentem. No i historia zatoczyła koło. Znów wygrał plebiscyt TRZY RAZY TAK.
TAK – dla ciemnogrodu, TAK – dla fanatyzmu, TAK – dla pogardy wobec myślących inaczej. Albo inaczej: TAK – dla PiS-u, TAK – dla Bliźniaków, TAK – dla firmy Glempa. Cóż, sami sobie zgotowaliśmy ten los... Ty i ja. My wszyscy. Połowa Polaków, ta rozczarowana i zawiedziona (słusznie) rządami lewicy, olała wybory. Za to do urn resztę narodu poprowadził Tadeusz Rydzyk. I wygrał. Podobno zwycięzców się nie sądzi. Jednak – jak widać – nie w tym przypadku, bo osądzają nas niegdysiejsi jeszcze przyjaciele. Polska od lat nie miała na świecie tak złej prasy jak obecnie. Zagraniczne informacje, choć skrzętnie blokowane przez aktualnie rządzących, docierają jednak przez Internet. I gdy się klika na strony www zachodnich i wschodnich mediów, włos jeży się na głowie. „Iranizacja Europy”, „Taliban Europy”, „Polska pod rządami inkwizycji” – to tylko niektóre tytuły z obcojęzycznej prasy. Telewizja Łukaszenki
3
Prałat na wieki Pycha i arogancja zawsze stanowiły znak firmowy kapelana gdańskiej „Solidarności” – ks. Henryka Jankowskiego. Do czasu... Wyfiokowany w mundury, ordery i mercedesy nieustannie wprawiał w zdumienie opinię publiczną. W końcu miarka się przebrała – po kolejnym skandalu, tym razem wywołanym przez matkę chłopca, która oskarżyła księdza, że na plebanii dochodzi do gorszących ekscesów, jego szef, abp Gocłowski – dotąd tolerujący wszelkie wybryki Jankowskiego, a tylko te antysemickie po ojcowsku napominający – nie miał już wyjścia i musiał odsunąć go od pełnienia funkcji proboszcza parafii św. Brygidy. Ale duszpasterz styropianowców nie pozwala o sobie zapomnieć. W lutym tego roku były proboszcz parafii św. Brygidy zamierza otworzyć instytut swojego imienia, który zajmować się będzie dokumentowaniem dziejów Kościoła w czasach PRL. Abp Gocłowski wydaje się zaskoczony, ale bynajmniej nie grzmi w sposób dla siebie właściwy, znany na przykład z jego wypowiedzi o czasach PRL. Jak poinformowano, na czele instytutu stanie Mariusz Olchowik, 24-letni były ministrant św. Brygidy, student V roku prawa Uniwersytetu Warszawskiego, jednocześnie studiujący w Toruniu w szkole
wyemitowała program mówiący o tym, że co trzecie dziecko w Polsce nie dojada, a co piąte jest permanentnie głodne. Czyżby to były propagandowe kłamstwa? Niestety, nie są. Nie ma co, na Starym Kontynencie mamy samych sojuszników... Szczególnie wśród sąsiadów. Rosja nas nienawidzi, Białoruś – lepiej nie gadać. Czesi i Słowacy nie szczędzą słów pogardy za ksenofobię, Niemcy zaledwie tolerują, u Ukraińców nie widać cienia wdzięczności za pomoc podczas pomarańczowej rewolucji, a u Irakijczyków – za wyzwolenie od dyktatury. I znów nic nowego. Przecież drzewiej w historii już tak bywało, a właściwie było zawsze. Niestety, potrafiliśmy pokłócić się ze wszystkimi i o wszystko. Przyjacielem było nam jedynie Morze Bałtyckie. Teraz odwdzięczamy mu się, czyniąc z tego akwenu szambo, za co z kolei nie cierpią nas Szwedzi i Duńczycy. Nowa władza zafundowała nam kolejny „stan wojenny” – stan wojny z rozumem. W grudniu 1981 roku z okienek telewizorów przemawiali do nas redaktorzy w mundurkach – obecnie w moherowych berecikach. Wieść niesie, że szefem mediów publicznych zostanie „zacny i tolerancyjny” Wildstein. Podobno na Woronicza nawet Durczok pakuje walizki. Plotki? Niekoniecznie. Nasz krasnoludek
założonej przez ojca Rydzyka. Na początek zamierza wydać drukiem pamiętniki księdza Jankowskiego, a potem ufundować (za pieniądze nieznanych bliżej biznesmenów i przedstawicieli Polonii) dwumetrowej wysokości popiersie patrona z napisem na cokole: „Polska młodzież – patriocie ks. Henrykowi Jankowskiemu”. Sam prałat w tej rzekomo oddolnej inicjatywie ludzi młodych nie widzi nic złego. Bez krztyny zażenowania twierdzi nawet, że jest ona godna podziwu. W swoim postępowaniu nie dostrzega też pychy – uważa się za pokrzywdzonego i niedocenionego. Z żalem mówi o pominięciu go podczas ubiegłorocznych obchodów 25-lecia panny „S”, nie ukrywa żalu do Lecha Wałęsy, który o nim zapomniał. „Moich pomników będzie więcej” – zapowiada. Pomniki żyjących księży to dla nas nie nowina. Już dziś nasładzamy się jednak na samą myśl o pamiętnikach Jankowskiego. Oczami wyobraźni widzimy te zastępy lizusów, którzy tak z prawa, jak i z lewa biegali do Brygidy na wyżerkę i ochlaj, a teraz z wypiekami będą szukać swych nazwisk na kartach pamiętnika. No i może przy okazji poznamy przepis na robienie samych udanych interesów... RP
w TVP potwierdził te pogłoski i dodał, że zmiany będą wielkie... W telewizji krąży nawet dowcip, że ze starej ekipy pozostanie tylko jedna sprzątaczka (z koła Rodzin Radia Maryja) oraz redaktor Pospieszalski. Na razie widać początki operacji pod nazwą wielka czystka. Oto 2 stycznia rząd srodze opieprzył Wiadomości TVP, że wyemitowały „tendencyjny” (bo obiektywny) materiał o pozostaniu polskich żołnierzy w Iraku. Też już to przerabialiśmy. Wiele lat temu szef Dziennika Telewizyjnego podał się do dymisji po krytycznym reportażu o interwencji ZSRR w Afganistanie. Jednak tamte czasy mogą nas czegoś nauczyć. Oto dysydenci – np. spod znaku KOR-u – udawali się na tak zwaną emigrację wewnętrzną. Niby byli w kraju, ale jakoby ich nie było. A przy tym robili swoje! Może to jest jakiś sposób na obecny stan wojny rozumu z fanatyzmem? Wiem, Kochani, że nastrój tego tekstu jest – delikatnie mówiąc – minorowy. Więc żeby poprawić swój i Wasz humor przypomnę, że nie znam w dziejach świata takiego przypadku, aby wolna i niezależna myśl w końcu nie zwyciężyła. Inna rzecz, że trwa to czasem długo. Zawsze zbyt długo! MAREK SZENBORN
4
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Polityczna Inwigilacja Społeczeństwa Rok 2006 zapowiada się ciężki. Po erze kwaśnych deszczów nadeszła kacza grypa. Cóż można poradzić rodakom? Pamiętajcie, że do zrobienia smutnego grymasu potrzeba aż 42 mięśni, a do wyprostowania środkowego palca – tylko 4. W związku z alarmującymi informacjami dotyczącymi kaczej grypy, które ukazują się w mediach, zamieszczam oficjalne stanowisko w tej sprawie. Wśród ornitologów panuje przekonanie, że kacza grypa już w Polsce jest, a ryzyko zachorowania ludzi jest olbrzymie. Jak dotąd odnotowano już kilka przypadków zarażenia się człowieka tą straszną chorobą. Z całą pewnością są to: oberpolicmajster Ludwik Dorn, oberprokurator Zbigniew Ziobro, untersturmpremier Kazimierz Marcinkiewicz, jak również czołówka partyjnego peletonu pod nazwą: Polityczna Inwigilacja Społeczeństwa. Jakie są objawy? Pierwszy objaw to dochodzenie do tych samych wniosków na podstawie błędnych
założeń (łubu-dubu, łubu-dubu, niech nam żyje prezes klubu!). Drugi objaw: chorzy oceniają sytuację przez pryzmat własnego położenia, a reszta im zwisa i powiewa. Trzeci: inwigilacja społeczeństwa doprowadzona do takiego absurdu, że sami siebie zaczną śledzić, kablować i wsadzać do kicia – w myśl zasady: dajcie mi człowieka, a ja już na niego teczkę znajdę. No cóż, proszę Państwa, zaufali(ście?) prawdziwym Polakom, a teraz oni nas urządzą. Nazwisko braci Kaczyńskich przejdzie do historii. Ale dopiero na drugiej pozycji. Nie wiem, czy
ydawało się, że polskie media nie są już w stanie być bardziej klerykalne i przymilne wobec Kościoła. Minione święta dowiodły jednak, że nie docenialiśmy talentów speców od przetwarzania szarych komórek w mętną wodę. Już przed rokiem („FiM” 53/2004) patrzyliśmy na sczernienie telewizji publicznej pod światłym przewodem nowego wówczas prezesa Dworaka. Szef TVP nie jest – wbrew pozorom – ani Rydzykowego, ani PiS-owskiego chowu. Pan Dworak wywodzi się z cywilizowanej rzekomo Platformy Obywatelskiej. Tej samej, która szydzi z moherowych beretów. Cóż, żarty żartami, a wytyczne episkopatu „w temacie mediów” trzeba realizować. Wtedy jednak klerykalizacja polegała na wysypie księży przed kamerami, na podejmowaniu aż do obrzydzenia kościelnej tematyki, odmienianej przez wszystkie przypadki, liczby i osoby. Jednak pomiędzy świętami 2004 r. a tymi ostatnimi telewizyjna stypa towarzysząca odchodzeniu w zaświaty papieża nadała nową jakość medialnej klerykalizacji, a właściwie – turboklerykalizacji. Zaprzestano dalszego nasycania studia telewizyjnego sutannami oraz koloratkami (więcej już się zapewne nie mieściło w obiektywach kamer...) i misją katechizacji narodu obarczono spikerów oraz komentatorów. Telewizje prywatne, które jeszcze rok czy dwa lata temu ustępowały na dwa kroki parafialnej przymilności TVP, postanowiły wyprzedzić panów i panie z Woronicza w skali nadawania kościelnego bełkotu. I tak prezenter Jarosław Gugała (obecnie w Polsacie) w świąteczny wieczór z grobową miną oświadczył osłupiałym i podchmielonym telewidzom, że „te święta są dla nas trudne”. Pomyślałem, że Gugałę opuściła żona albo że martwi się zwycięstwem Kaczyńskich. Nic z tych rzeczy – Gugałę sam Bóg opuścił, a konkretnie jego ostatnie wcielenie – JPII,
W
sobie przypominacie, ale w historii kryminalistyki został już odnotowany jeden Kaczyński. Theodore John Kaczynski – amerykański terrorysta, znany jako Unabomber. Pochodził z rodziny o polskich korzeniach. Kaczyński wysyłał listy-bomby do różnych ludzi; przyjmując filozofię anarchoprymitywizmu, zamierzał walczyć ze złem, przywrócić prawo i sprawiedliwość. Od jego bomb zginęły trzy osoby, a dwadzieścia dziewięć zostało rannych. Stał się przedmiotem najdroższego w historii FBI śledztwa (choć raz to „my” naciągnęliśmy jankesów, a nie oni nas); aresztowany w kwietniu 1996 r., został skazany na karę dożywotniego więzienia. Kończę, bo półlitrówka już na stole. Trzeba zalać robaka. Korzystając z okazji, życzę powrotu do zdrowia wszystkim chorym na kaczą grypę, jak również składam najlepsze życzenia noworoczne promotorowi, łaskawcy, wielkiemu opiekunowi i nadzorcy braci Kaczyńskich – ojcu Rydzykowi. Życzę zniesienia celibatu. Ave Satan, i do przodu! ANDRZEJ RODAN
bo to „pierwsze święta bez papieża”. Z miny i tonu spikera wynikało, że mu ciężko i że nam wszystkim również powinno być nielekko. Jeżeli chcemy uchodzić za ludzi przyzwoitych, moralnych i godnych szacunku. W tym samym wydaniu dziennika jakaś komentatorka przypomniała: „Kościół katolicki uczy, że nie powinniśmy komercjalizować Bożego Narodzenia”. Jakie treści płyną z takiego przekazu? Po pierwsze, że jeden jest autorytet w sprawach duchowo-obrzędowo-świątecznych: Kościół rzymskokatolicki i żaden inny. Po drugie, że Kościół czuwa troskliwie nad „nami”, czyli narodem, i podpowiada, co jest dobre, a co złe, abyśmy sami nie zmęczyli się zbytnio myśleniem albo nie popadli w jakieś tarapaty. Po trzecie, że istnieje jedno rzymskokatolickie „my”, a każdy, kto jest poza nim, nie jest członkiem wspólnoty, czyli narodu. Nie jest prawdziwym Polakiem. I co „my” na takie dictum? Wyjścia są trzy – oglądać dalej ten polski telewizyjny śmietnik i dla zdrowia psychicznego reagować – pisać, dzwonić do stacji, krytykować i wyśmiewać. Można także, jeśli ktoś woli, przerzucić się na stacje przyrodnicze lub zagraniczne. Pożerające się wzajemnie i kopulujące zwierzątka są sympatyczniejsze i mniej stresujące niż krajowy bełkot propagandowy. Można również wyrzucić w cholerę telewizor, zaoszczędzić na nowych okularach i uwierzyć, że życie bez małego ekranu jest możliwe. Informacje można czerpać z radia, prasy lub Internetu, a jak wybuchnie wojna lub – co gorsze – umrze Benedykt XVI, to i tak sąsiedzi nam zaraz powiedzą. Rezygnacja z oglądania TV ma taką zaletę, że oznacza spadek dochodów z abonamentu (w przypadku TVP) i z reklam dla wszystkich nadawców. To może być nasza mała, prywatna zemsta na Dworakach, Lisach i Gugałach, którzy najwyraźniej mają nas za idiotów. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Telewizja misyjna
Prowincjałki Pięć minut przed północą w sylwestra zatrzymano 22-letniego mieszkańca Kraśnika. Nastąpiło to tuż po włamaniu się przezeń do sklepu sportowego. Młody włamywacz był tak wściekły na policjantów za to, że popsuli mu robotę i początek karnawału, iż rzucił się na nich z pięściami. Teraz amator cudzego mienia będzie odpowiadał nie tylko za kradzież z włamaniem, ale także za napaść na funkcjonariuszy. Grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 10. KC
NOWY ROK W KRATKĘ
Kielecka policja zatrzymała 40-latka, który dał na Gwiazdkę swojemu 9-letniemu synowi zestaw filmów pornograficznych. Prezenty zobaczyła matka i od razu zakapowała byłego męża. Nowoczesny tatuś tłumaczył na komisariacie, że chciał, aby jego syn „wyszedł na ludzi”. AH
CZŁOWIEK ZNACZY EROTOMAN
W sylwestrową noc do szpitala w Katowicach trafił młody mężczyzna. Pchnął się nożem w okolicy serca, bo przypomniała mu się ukochana, która odeszła do innego. Lekarze nóż wyjęli, a mężczyznę wypisali do domu. AH
NIECH ŻYJE BAL!
Do izby wytrzeźwień w Łodzi zgłosił się młody mężczyzna z 11-miesięcznym, płaczącym z głodu dzieckiem. Poprosił o widzenie z trzeźwiejącą w izbie mamą. Spełniono jego prośbę. Pijana mamusia wyszła do dziecka, nakarmiła je i wróciła, by trzeźwieć dalej. AH
MLECZKO Z PRĄDEM
W Głownie w wigilijne przedpołudnie samochód potrącił 65-letniego rowerzystę. Do nieprzytomnego mężczyzny przyjechało pogotowie. Lekarz zmierzył puls, stwierdził zgon, a denata przykryto prześcieradłem. Następnie sanitariusze zadzwonili po karawan. Ku przerażeniu gapiów – nieboszczyk podniósł się z ziemi po 10 minutach. AH
WIGILIJNY CUD
Urzędnicy łódzkiej skarbówki poradzili taksówkarzom, aby wydruki z kas fiskalnych przechowywali w lodówkach. Ma to je zabezpieczyć przed wyblaknięciem. Pracownicy fiskusa mogą się bowiem zgłosić po faktury za kilka lat. Okoniem stanęły żony taryfiarzy, które nie bardzo wyobrażają sobie harmonijne sąsiedztwo dokumentów i wiktuałów. AH
KARP FAKTURĄ FASZEROWANY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Z usług kosmetycznych ani żadnych innych tego rodzaju naprawdę nie korzystam, bo miałabym wyrzuty sumienia. Źle bym się czuła, że pozwalam sobie na takie pieszczoty swego ciała, podczas gdy jest tylu ludzi potrzebujących. (Renata Beger)
¶¶¶
Dzisiejszy dzień (zaprzysiężenie Lecha Kaczyńskiego – dop. red.) kojarzy mi się ze szkolnymi latami, gdy w podstawówce na długiej przerwie higienistka dawała mi tran do wypicia. (Stefan Niesiołowski, PO)
¶¶¶
To jest fascynująca osobowość, on ma wielkie osiągnięcia, zwłaszcza od strony ekonomicznej. Stworzył wielkie dzieła, wiele instytucji, środowisk. Od strony ekonomicznej episkopat jest przy nich biedniutki. Potrzebujemy dobrej analizy, aby rozpoznać fenomen o. Rydzyka. (prymas Józef Glemp)
¶¶¶
Kiedyś, za pół wieku, działacze partii będą mówić: jesteśmy w partii, którą zakładał Jarosław Kaczyński, tu jest jego grób i pomnik. (Artur Zawisza, PiS)
¶¶¶
Wrzaski w rodzaju: „Kościołowi, katolikom, katolickim mediom nie wolno się wtrącać do polityki”, są bardzo czytelne. Chodzi o to, by było jak za totalitaryzmu. (bp Stanisław Wielgus)
¶¶¶
Zapewne jednak za sprawą sługi Bożego Jana Pawła II w Narodzie Polskim wzbudził się wyraźniej społeczny zmysł odrodzeniowy, m.in. zrodziła się nadzieja, że takie osoby, jak bracia Kaczyńscy, Kazimierz Marcinkiewicz i wielu innych ludzi mądrych, szlachetnych i Bożych, zrobią coś istotnego dla położenia kresu naszemu tak długiemu zniewoleniu, okłamywaniu nas i poniewieraniu za nasz katolicyzm i za naszą polskość, i za nasze normalne człowieczeństwo (...). Tu chodzi o odrodzenie prawdziwej Polski. Powstała wielka nadzieja, ona nas zawieść nie może. Inaczej nie będą zmieceni wszyscy nieodpowiedzialni i źli. („Nasz Dziennik” 305/2005) Wybrała OH
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
NA KLĘCZKACH
RATUJMY DZIECI! Ponad 350 tys. złotych otrzymała Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (jako organizacja pożytku publicznego) w ramach 1-procentowego odpisu od podatku i już w maju 2005 r. zdecydowała się kupić za te pieniądze 100 półautomatycznych defibrylatorów pobudzających pracę serca, gdy ustają czynności życiowe. Urządzenia te otrzymało już sporo jednostek policji, straży pożarnej, TOPR oraz GOPR. W 2006 r. kolejne 100 defibrylatorów trafi do różnych instytucji. Jak podkreśla Jerzy Owsiak, fundacja jest jedyną w kraju organizacją pozarządową, która precyzyjnie rozliczyła wszystkie pieniądze otrzymane w ramach 1-procentowego odpisu od podatku. Już za dwa dni zbiórka pieniędzy przebiegać będzie pod hasłem: „Ratowanie życia dzieci poszkodowanych w wypadkach”. Zachęcamy naszych Czytelników do udziału w zbiórce i odpisywania na rzecz Orkiestry 1 proc. od podatku. PS
przekonany, że to KAI nieustannie i bezpodstawnie atakuje toruńską rozgłośnię, propagując tym samym transformację Kościoła w kierunku (tfu!) zachodnioeuropejskiego „ideału”. Tymczasem to „Prawda” emitowana w Radiu Maryja daje narodowi „nadzwyczajną moc, która chroni Kościół Chrystusowy w czasach, gdy siły zła zdają się sprzysięgać do zadania ostatecznego ciosu”. Zastanawiamy się, z którą z trzech góralskich prawd mamy tu do czynienia – „świętą prawdą”, „też prawdą” czy po prostu „gówno prawdą”. MW
SEJM UCHWALIŁ BAJKĘ
GALERIA HOMOFOBII „Prosimy o PILNY kontakt wszystkie osoby publiczne (aktorów, dziennikarzy, polityków, artystów, biznesmenów etc.) chcących dołączyć do naszej akcji protestacyjnej” – z takim apelem do tzw. autorytetów zwracają się twórcy Strony Sprzeciwu Społecznego: „Człowiek – TAK! Homoseksualizm – NIE!” – umieszczonej perfidnie pod mylącym adresem www.homoseksualizm.org. VIP-y jednak jakoś niespecjalnie śpieszą się ze składaniem swoich podpisów pod deklaracjami w stylu: „Jeżeli jesteś osobą wierzącą w Boga, nie okłamuj się i nie daj sobie wmówić lansowanych na ten temat kłamstw. Bóg nie popiera związków homoseksualnych (...). Godząc się na legalizację związków jednej płci w Polsce, zaprzeczasz swojej wierze i Bogu”. Osobliwością portalu jest galeria kilkudziesięciu zdjęć zdeklarowanych homofobów, powstała w ramach akcji „Pokaż swoją twarz”. AK
GÓWNO PRAWDA Rydzykowcy po raz kolejny przystąpili do ataku na Katolicką Agencję Informacyjną. W ramach programu odsiewania „prawdziwej Prawdy” od „Prawdy nieprawdziwej” po uszach dostało się szefowi KAI – Marcinowi Przeciszewskiemu – za to, że „w wizji KAI blask Prawdy nie ma obejmować całej prawdy, a tylko tę jej część, która jest akceptowana przez Radę Programową Agencji”. Takim spostrzeżeniem na łamach „Naszego Dziennika” podzielił się z czytelnikami wierny obrońca Radia Maryja – prof. fizyki jądrowej Rafał Broda. Publicysta „ND” jest
Piotr Gadzinowski
Przy sprzeciwie zaledwie 3 posłów SLD (Piotr Gadzinowski, Tomasz Garbowski i Grzegorz Kurczuk) i wstrzymaniu się od głosu kilkudziesięciu innych (większość SLD, 6 z PO i jeden z Samoobrony) Sejm przyjął uchwałę oddającą hołd przeorowi Kordeckiemu i „bohaterskim obrońcom Jasnej Góry z 1655 r.”. Na nic zdały się tłumaczenia, że przeor Kordecki chciał poddać klasztor Szwedom, a heroiczna obrona jest sienkiewiczowską fikcją literacką, a nie faktem historycznym. AC
POLSKI PROTEST Opublikowano pierwszy krajowy protest przeciwko beatyfikacji Jana Pawła II. Jego autorem jest Krzysztof Mróź, członek Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli i APP RACJA. Z tekstem protestu skierowanego na ręce postulatora beatyfikacji, księdza Sławomira Odera, można się zapoznać na stronie internetowej stowarzyszenia http://stowarzyszenie_wolnomyslicieli.free.ngo.pl/strony/beatyfik.htm AC
„NA KOLĘDĘ” Arcybiskup praski Sławoj Leszek Głódź wspólnie z komendantem stołecznym policji wystosował list do staruszków, by nie dawali się
oszukiwać przez naciągaczy stosujących metodę „na krewniaka”. A polega ona na tym, że oszust wpada do staruszki i komunikuje np., że jej wnuczka uległa wypadkowi i znajduje się w szpitalu. Oczywiście potrzebne są pieniądze. Roztrzęsiona babulka oddaje wszystko, co ma, a po złodzieju ginie wszelki ślad. List arcybiskupa zatem zacny i na czasie. Co jednak robić, gdy amatorami majątków staruszków są sutannowi? Znamy sporo takich przypadków! RP
TAKI DUŻY, TAKI MAŁY... BYLE KSIĄDZ Kawał ulicy św. Wincentego w Warszawie doczekał się zmiany nazwy. Któż jest nowym patronem? Ojciec Anicet – tajemniczy katolander. Sprawdziliśmy wiele źródeł – encyklopedii, ksiąg historycznych – i pytaliśmy wesołych panów w czarnych spódniczkach. I co? I nic! Na szczęście nieoceniony Internet dał nam odpowiedź. Pod ksywą „Ojciec Anicet” ukrywa się ksiądz Wojciech Kopliński (1877–1942), który nie chodził jednak do bogaczy, nie spijał koniaków i nie zdzierał haraczu. Opiekował się za to biednymi lokatorami Annopolla – zapomnianego już w Warszawie osiedla dla bezdomnych. Jan Paweł II konsekrował go w 2004 r. Cóż, takie widać przyszły czasy, że jak ksiądz się nie łajdaczy i wykonuje przypisane sobie zadania – to robią go patronem ulicy, a do tego wygryza z niej samego św. Wincentego. PB
CZUCIE BEZ WYCZUCIA Ordynariusz kielecki Kazimierz Ryczan (znany z jajcarskich wypowiedzi) rozpływał się podczas mszy świętej nad zaletami Lecha Kaczyńskiego, nazywając jego prezydenturę darem opatrzności dla całego narodu. Jakby dla przeciwwagi – metropolita lubelski abp Józef Życiński przestrzegał w tym samym czasie przed wiązaniem Kościoła z władzą, bo po takim mariażu ludzie się odwracają od kleru i ołtarza. Polski Krk nigdy nie potrafił wybrać złotego środka, czego zwykle po czasie żałował. Potwierdzają to chociażby słowa prymasa Glempa, który dopiero teraz zaczyna doceniać byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i jego „wyczucie dobra moralnego”. BS
KOSZTOWNA ŚWIATŁOŚĆ Nie jesteśmy przeciwni oświetlaniu murów kościołów – zwłaszcza pięknych i zabytkowych, ale nie
akceptujemy, gdy dzieje się to za pieniądze podatników – zwłaszcza tych niewierzących. A inwestycje tego typu do tanich raczej nie należą. Na przykład za sam sprzęt iluminacyjny dla kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa wydano z budżetu Olsztyna 110 tys. złotych, a kolejne 20 tysięcy rocznie trzeba będzie przeznaczyć na prąd i konserwację oświetlenia. Świeć, Panie, nad duszami olsztynian! RP
BRZYDKA DZIEWICA Mieszkańcy Janowa Lubelskiego tak ostro skrytykowali projekt nowego herbu miejscowości, że tamtejsza rada miasta postanowiła wstrzymać się z jego zatwierdzeniem. Poszło o widniejącą w herbie Matkę Boską – zawsze dziewicę. „Jest taka prosta, nijaka, szaty jakoś tak nieładnie ułożone i w ogóle jest nieestetycznie zaprojektowana” – stwierdziła ze znawstwem jedna z janowianek. Władze zapowiedziały prace nad udoskonaleniem Maryi. KC
CZECH, CO NIE CHCE NIEMCA „Ja go tu nie chcę, nie chcę i jeszcze raz nie chcę. Nie wierzę, by ta wizyta przyniosła coś dobrego. Jeżeli pragnie go zobaczyć pan minister spraw zagranicznych i pan biskup, niech go zaproszą na swój koszt” – krzyczał prezydent
5
Czech Vaclav Klaus, wyraźnie zirytowany pytaniem zadanym przez jednego z dziennikarzy, a dotyczącym wizyty Benedykta XVI w Pradze. Czesi nie zawsze bywają śmieszni. Czasem są po prostu cudowni! RG
W IMIENIU DUCHA Joseph Ratzinger zaplanował swój wybór na papieża i przy pomocy Opus Dei przeprowadził zakulisową kampanię – ujawnił na łamach brazylijskiego dziennika „O Globo” pragnący zachować anonimowość kardynał z Ameryki Południowej. Według jego relacji, wynik konklawe został przesądzony już w momencie wejścia elektorów do Kaplicy Sykstyńskiej. W pomoc Ratzingerowi zaangażowani byli blisko związani z Opus Dei kardynałowie Alfonso Lopez Trujillo z Kolumbii, Jorge Medina z Chile oraz Christoph Schoenborn z Austrii. Przygotowaniu „gruntu” pod wybór Benedykta XVI miały służyć tajne narady i spotkania organizowane w zakonach. Po ujawnieniu tych rewelacji watykanista włoskiego dziennika „Corriere della Sera” Luigi Accattoli wysnuł przypuszczenie, że chodziło o to, by na tronie papieskim zasiadł człowiek „zdolny realizować wojtylizm bez Wojtyły”. I zasiadł. Tylko co na to Duch Święty? RB
6
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
Przybieżeli... Kolędników było trzech. Po swój choinkowy prezent przybieżeli na ostatnią w 2005 r. sesję Rady Miejskiej Gdańska. Przybieżeli jak po swoje, gdyż radnym ani powieka nie drgnęła, ani ręka nie zadrżała, gdy głosowali na „tak”. Czyż w Klechistanie mogło być inaczej, skoro dostojnymi kolędnikami byli metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski, heros obalania komuny Lech Wałęsa oraz Janusz Śniadek, szef panny „S”? W gdańskim ratuszu odbywała się ostatnia w 2005 r. sesja Rady Miejskiej. Bardzo gorąca, bo budżetowa. Radni ścierali się ostro, bo przedstawiony przez władze miasta budżet był tylko pretekstem do nawalanki między PO i PiS. I chociaż chwilami kipisz sięgał zenitu, po serii oratorskich popisów, po wypowiedzeniu wszystkich używanych w takich okazjach rytualnych słów, po wylaniu z siebie tego całego bełkotu, budżet na rok 2006 – głosami PO i SLD – przeszedł. W chwilę potem pojawili się dostojni goście, a gęsta od latających w powietrzu sztyletów atmosfera natychmiast złagodniała, stała się miła i taka jakaś ludzka. Przy ogólnej zgodzie, wręcz aplauzie, ci sami radni, którzy przed chwilą o każdy tysiąc złotych chcieli sobie poprzegryzać tętnice, jednogłośnie przyjęli uchwałę dotyczącą budowy na terenach stoczni Europejskiego Centrum Solidarności. Choć
nad stroną moralno-merytoryczną przedsięwzięcia ma czuwać Fundacja Solidarności, to za sprawy techniczne, a co najważniejsze – za kasę, będzie odpowiedzialny samorząd Gdańska. Wartość „urobku” trzech kolędników szacowana jest na około 200 mln zł. Centrum ma powstać na superatrakcyjnych działkach położonych w samym środku Gdańska, tuż obok placu Solidarności i pomnika Stoczniowców. Prezydent Adamowicz (PO), choć trochę głupio było mu to mówić w obecności pomorskiego arcypasterza, zastrzegł jednak, że samo miasto nie da rady sfinansować tego przedsięwzięcia. Zaraz jednak uspokoił nerwy szacownych gości, zapewniając, że o brakujące pieniądze poprosi rząd. Znaczy – za kolejną kościółkowo-prawicową fanaberię zapłacimy my wszyscy, podatnicy. I słusznie. Jak mówi premier Marcinkiewicz, dziedzictwo Sierpnia ’80 należy do wszystkich Polaków. Wszyscy więc muszą płacić. Ale jest w tym całym zdarzeniu jeszcze drugie dno. Otóż termin oddania części muzealnej Europejskiego Centrum Solidarności zaplanowano na sierpień 2010 r., czyli jak raz przed kolejnymi wyborami prezydenckimi. To zaś oznacza, że kleroprawica już rozpoczęła kampanię wyborczą na rzecz reelekcji Lecha Kaczyńskiego... Za naszą krwawicę! MARCIN SZOBA
Polak, Węgier... Z historii wiemy, że Polska była krajem tolerancyjnym. Na tle innych krajów dawnej Europy rzeczywiście wypadła nieźle. W mniemaniu współczesnego przeciętnego Polaka kraj nadal jest „ojczyzną” tolerancji. Czy aby na pewno? O tym, jak wygląda w praktyce zasada tolerancji, przekonajmy się na przykładzie innego kraju, i to kraju bardzo bliskiego sercu Polaka. Węgrzy w przeszłości aż tak tolerancyjni nie byli. Teraz za to konstytucja i inne unormowania prawne gwarantują świeckość państwa. Gdzieś na Węgrzech... Początek nowego roku szkolnego. Bardzo podniosła inauguracja. Uczestnicząc w tejże akademii, zauważyłem kolosalne zmiany obyczajów w stosunku do starych, komunistycznych czasów. Ubiór był u wszystkich stonowany i dość konserwatywny. Gala rozpoczęła się w kościele. Do zgromadzonych przemawiali przedstawiciele różnych religii, a na koniec – dyrektor. Kto nie chciał iść do kościoła, nie poszedł. Włos mu za to z głowy nie spadł. Bo to jest prywatna sprawa każdego człowieka.
Gdzieś w Polsce... Kolorowa gromada zbierała się w hali sportowej. Było wszystko – sztandary, różni oficjele i krótki spektakl w wykonaniu uczniów. Potem przemówienia „bardzo ważnych ludzi”, jeszcze później dyrektora, a na zakończenie – księdza proboszcza, który – ku mojemu zaskoczeniu – po krótkich słowach powitania zainscenizował modlitwę. Klepali ją wszyscy, nawet ci, którzy sobie tego nie życzyli. Mówiąc prościej – księżulo zmusił uczestników uroczystości do praktyk religijnych. Tu i ówdzie słychać było szepty niezadowolonych rodziców, ale głośno nikt nie śmiał pisnąć nawet słówka. ¤¤¤ Po co to porównanie obu krajów i dwu uroczystości? Otóż gala na Węgrzech odbywała się w szkole wyznaniowej! Tam kalwiniści uszanowali godność i wolność sumienia człowieka. W Polsce podobna uroczystość odbyła się w szkole jak najbardziej państwowej – „światopoglądowo neutralnej”. WŁADYSŁAW MAŃKUT
ażdy ksiądz żyje ze swoich owieczek. Ale ks. Józef Kowalczyk – prymasowski konsultor ds. obrządku ormiańskiego – postanowił puścić swoje baranki z torbami. Gliwicka wspólnota tego wyznania, której ks. Kowalczyk był przez wiele lat proboszczem, po nieudanych próbach negocjacji („FiM” 2/2005) zawiadomiła prokuraturę rejonową o popełnieniu przez nie-
K
złotych. Nie zostało też wyjaśnione, dlaczego ks. Józef wskazał Akademii Polonijnej swoje prywatne konto do przelania części pieniędzy za kamienicę i co się z tą kasą stało. Ormianie mają także zastrzeżenia co do wartości transakcji. Uważają, że cena za budynek położony w tak dobrym miejscu została zaniżona. Jak rzeczywiście było, ma wykazać śledztwo gliwickiej policji. Jej rzecznik – kom. Magdalena Zie-
parafii Świętej Trójcy. Wspólnota otrzymała go od miasta w dzierżawę. Były proboszcz wciąż jednak nie chce oddać mieszkania. Nie pomogła wymiana zamków w asyście policji, bo wkrótce potem ks. Kowalczyk znów je wymienił na swoje. Przepychanka trwa, a parafia nie ma siedziby. Najciekawsze jest jednak to, że były proboszcz nie tylko nie chce się wynieść, ale jeszcze zameldował w nim ks. Andrze-
Ksiądz w opałach go kilku przestępstw. Zanim bowiem księżulo uciekł z parafii, sprzedał Akademii Polonijnej kamienicę, w której miało powstać Centrum Kultury Ormiańskiej. Sprzedał też parafialne udziały w spółce „Masis” oraz zabrał cenne pamiątki kultury ormiańskiej. – Zarzuty dotyczą przede wszystkim ogromnych niejasności finansowych przy sprzedaży parafialnej kamienicy Akademii Polonijnej w Częstochowie – powiedział nam Krzysztof Bohosiewicz, pełnomocnik gliwickiej parafii. Duchowny pozbył się kamienicy w centrum Gliwic za 800 tys. zł. Podczas spisywania umowy pokwitował odbiór 500 tys. zł. Kolejne 200 tys. przelał prawdopodobnie na swój prywatny rachunek bankowy zamiast na konto parafii. Na dodatek ostatnie 100 tys. zł Akademia przekazała dopiero pod koniec roku 2005, kiedy konsultor nie był już proboszczem. Parafianie mają więc wątpliwości, czy przypadkiem ksiądz nie dostał owej „setki” wcześniej, skoro oficjalnie pojawiła się dopiero wtedy, gdy sprawa nabrała rozgło-
lińska – powiedziała nam, że będzie ono drobiazgowe i bardzo dokładne... Tymczasem były proboszcz po opuszczeniu Gliwic ukrywał się w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Dopiero po żmudnych poszukiwaniach Ormianie wytropili go w malutkiej parafii w pobliżu Paradyża. – Tam odprawiał nabożnie msze jako rezydent. Wspólnie z naszym nowym duszpasterzem, ks. Awdalianem, pojechałem do ks. Kowalczyka wyjaśnić nasze rozliczenia. Nie chciał z nami rozmawiać. Tłumaczył tylko, że to sprawy Kościoła i że wszystko jest w porządku – zrelacjonował nam próbę roz-
su. Podejrzewają, że to z powodu rozgłosu proboszcz potwierdził zapłatę całej należności, tj. 800 tys. zł. Chociaż 15 lipca 2004 roku prymas Glemp odwołał ks. Kowalczyka z funkcji proboszcza, do dziś duchowny nie rozliczył się z kwoty 700 tys. zł z nowym duszpasterzem – ks. Arturem Awdalianem. Na koncie parafii brakuje pół miliona
wiązania konfliktu Maciej Bohosiewicz. Częściowo pomogła dopiero interwencja u prymasa i bpa Adama Dyczkowskiego, który przygarnął uciekiniera. Cenne pamiątki Ormian trafiły pod zarząd Glempa. Kolejna afera z udziałem ks. Kowalczyka dotyczy lokalu przy ul. Prymasa Wyszyńskiego w Gliwicach, w którym mieści się siedziba
ja Kryńskiego – rektora Akademii Polonijnej. Chcieliśmy sami wyjaśnić, jak to z tym ks. Kowalczykiem teraz jest. W biurze prasowym Episkopatu dowiedzieliśmy się, że jest proboszczem parafii Matki Bożej Królowej Polski w Świebodzinie i pełni funkcję duszpasterza Ormian. Zaś w sekretariacie prymasa nikt nie umiał nam powiedzieć, czy jest dalej prymasowskim konsultorem ds. obrządku ormiańskiego. Potwierdził nam to jednak obecny podczas naszej wizyty proboszcz Awdalian. Udało nam się również odnaleźć samego księżula, ale nie w Świebodzinie – jak figuruje w annałach Episkopatu (dane z 31 X 2005), tylko w parafii NMP Królowej Polski w Głogowie, gdzie jest rezydentem. Nie porozmawialiśmy z nim jednak. – Księdza Kowalczyka nie ma. Pojechał do kliniki na Śląsk, bo tam się leczy – usłyszeliśmy od jednego z księży w tamtejszej parafii. Stanęliśmy na głowie i zdobyliśmy komórkę prymasowskiego konsultora. Kiedy poprosiliśmy o wyjaśnienia w związku z oskarżeniami parafian z Gliwic, rozłączył się. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r. uż ponad 4 miesiące trwa śledztwo w sprawie księdza podejrzanego o pedofilię i nie wiadomo, kiedy się skończy. Tymczasem wielebny korzysta z uroków wolności i spokojnie wyprzedaje majątek. Sam przyznaje, że szykuje się do wyjazdu za granicę. Nikogo to nie obchodzi... Ksiądz Paweł K., 35-letni wikariusz prestiżowej we Wrocławiu parafii, został schwytany przez policję późnym wieczorem 5 września 2005 roku w trakcie polowania na kilkunastoletnich chłopców, których do „wspólnej zabawy” zachęcał „stówą”. Rewizja w jego mieszkaniu na plebanii ujawniła bogatą kolekcję „twardej” pornografii z udziałem dzieci. Ponieważ ks. Paweł nie zdążył sprecyzować zaczepianym chłopcom, na czym dokładnie ich rola we „wspólnej zabawie” miała polegać, postawiono mu jedynie zarzut z art. 202 par. 4 kodeksu karnego („Kto utrwala, sprowadza, przechowuje lub posiada treści pornograficzne z udziałem małoletniego poniżej lat 15, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”). Prokuratura Rejonowa Wrocław Śródmieście nie wystąpiła o tymczasowe aresztowanie. W swej dobrotliwości zrezygnowała nawet z orzeczonego poręczenia majątkowego (30 tys. zł), przyjmując oświadczenie ks. Pawła, że jest pusty jak bęben. Tyle gwoli przypomnienia, bo o rzeczonym księdzu pedofilu dwukrotnie pisaliśmy we wrześniu ubiegłego roku („Powołanie do dzieci” i „Powiększenie” – „FiM” 37, 38/2005). A nowości? – Nie mogę udzielić informacji poza tą, że śledztwo w sprawie księdza Pawła K. trwa – powiedziała nam prowadząca postępowanie prok. Anna Krochmalczyk-Sobkowicz. – Księżulo wyprzedaje majątek, co wygląda na przygotowywanie
J
7
Prokuratura do usług ewakuacji z Polski. Kuria metropolitalna zabiega, żeby nie dopuścić do procesu, a że facet zna język niemiecki, prawdopodobnie schowają go na jakiejś parafii w Niemczech lub Austrii. Prokuratura guzdrze się
z tym pedofilem jak rzadko. Natomiast bardzo energicznie szukają, kto dał wam cynk. Słyszałem, że nawet prowadzone jest w tej sprawie odrębne śledztwo – twierdzi wrocławski policjant. Najpierw sprawdziliśmy sygnał o poszukiwaniu przez prokuraturę naszych informatorów. Faktycznie: w rejestrze Prokuratury Rejonowej Wrocław Śródmieście pod sygnaturą 3 Ds. 173/05 stoi jak byk śledztwo z art. 241 par. 1 k.k. dotyczące nielegalnego rozpowszechniania wiadomości z postępowania przygotowawczego w sprawie pedofila, za którego zdemaskowanie można dostać nawet i dwa lata odsiadki. Ba, za sprawę wzięła się osobiście Krystyna Gabara-Piętka, szefowa wydziału
odzice dwumiesięcznego Dawida są katolikami. Jasne więc, że pragną ochrzcić swojego syna. Pragną, ale nie mogą, bo ksiądz w ramach „co łaska” chce tyle, że na chrzest ich nie stać. Parafia pod wezwaniem św. Wawrzyńca w Dłutowie, w gminie Lidzbark, składa się z kilku wsi. Całość należy do dekanatu żuromińskiego i diecezji płockiej. Od trzech lat kościół parafialny ma nowego proboszcza, księdza Krzysztofa. Pleban nie ma tu bonanzy. Okolica jest biedna, ludzie żyją skromnie, a i swoje przyzwyczajenia (z gatunku tych, których Kościół nie popiera) też mają. Tymczasem „na dzień dobry” proboszcz zażądał, żeby wierni dobrowolnie opodatkowali się na kościół – po pięć złotych miesięcznie. Pomysł nie dość, że nie wypalił, to jeszcze członkowie rady parafialnej, którzy w imieniu księdza mieli pilnować, aby owieczki sumiennie wywiązywały się z daniny, często narażeni byli na złośliwe uwagi i docinki. Proboszcz robił, co mógł, sięgał nawet po agitację bezpośrednią, przekonując podczas mszy, że tak jak w każdej organizacji płaci się składki, tak i parafia powinna zbierać pieniądze. – To jest tylko tyle, co paczka papierosów – tłumaczył wiernym. Ale ludziska jakoś woleli palić, niż płacić. Ponieważ z „podatkiem bezpośrednim” mu nie wyszło, sięgnął po „podatki pośrednie”,
R
POLSKA PARAFIALNA
śledczego śródmiejskiej prokuratury, więc lękamy się wielce... Nie tylko z powodów merytorycznych... – To musi być nad wyraz religijna niewiasta. Wywiesiła na ścianie gabinetu krzyż, choć wielu osobom wydaje się bardzo niestosowne demonstrowanie swojej religijności w pracy. Zwłaszcza takiej pracy. Ludzie, których przesłuchuje, mogą się czuć niczym przed świętą inkwizycją – zauważa jeden z urzędników prokura-
No i proszę: „Volkswagen polo IV, rocznik 2002. Dodatkowo zamontowane podświetlenie podwozia w kolorze niebieskim. Efekt jest niesamowity, cena 27 900 zł (do negocjacji). Telefon 508(...)303” – reklamuje (www.auto.pl/?kod=19WWA) swojego krążownika szos „Paweł z Wrocławia”, którego zidentyfikowaliśmy jako „naszego” księdza Pawła, dzięki opublikowanym w ogłoszeniu zdjęciom z widocznymi tablicami rejestracyjnymi pojazdu. Natknęliśmy się też na znajomą hondę civic: „Rocznik 2004, grafitowy
tury. Cokolwiek by powiedzieć, przyznać trzeba, że do wykrycia informatora „FiM” rzucono „najlepsze” kadry. Przyjrzeliśmy się następnie operacjom finansowym ks. Pawła. Ponieważ najbardziej znaczącymi składnikami jego majątku są samochody osobowe (wyszczególnione w „Powiększeniu”), skrupulatnie przejrzeliśmy wszelkie oferty w ogłoszeniach prasowych oraz internetowych.
metalik. Cena 50 100 zł (do negocjacji). Samochód w stanie doskonałym. Sprzedaję z powodu wyjazdu za granicę” – zachwala auto, którym tak pechowo krążył po wrocławskich slumsach, łowiąc głodne dzieci „na stówę”... No to zadzwoniliśmy, żeby sobie trochę ponegocjować... W przypadku volkswagena, którego „architekt z Łodzi” chciał kupić dziecku na gwiazdkę, ks. Paweł skłonny był zejść nawet na 27 tys. zł, gdy
czyli po swego rodzaju kościelny VAT. Wyznaczył mianowicie wysokość „co łaska”. W Dłutowie wszyscy wiedzą, że za ślub trzeba dać 1000 złotych „co łaska”, za chrzest 200, a za pogrzeb 1500 zł, też „co łaska”. Najbardziej więc nie opłaca się umierać, co jest poniekąd zgodne z powszechnym odczuciem. Młodzi ludzie, którzy chętnie wzięliby ślub kościelny – przed oł-
ciężko – łaskawie zgodził się opuścić 100–200 złotych, ale ani grosza więcej. – Mąż pracuje w Warszawie i połowę pensji traci na dojazdy – mówi pani Iwona. – Dziecko ciągle potrzebuje pieluch, witamin, herbatek, specjalnych proszków, bo ma uczulenie, na samo mleko wydajemy miesięcznie 200 zł. Nie stać nas po prostu, żeby teraz uzbierać 1200 zł. Pró-
Pieniądze to nie wszystko tarzem i z organami – biorą ślub cywilny, bo sakrament z rąk księdza Krzysztofa jest dla nich za drogi. Właśnie tak postąpili niedawno państwo Malikowie z Dłutowa. Zamieszkali na własnoręcznie wyremontowanym poddaszu niewielkiego domu rodziców. Gdy jednak urodził się im syn, postanowili odjąć sobie od ust i go ochrzcić. Poszli do księdza i grzecznie poprosili. W odpowiedzi usłyszeli, że najpierw oni muszą wziąć ślub kościelny, a dopiero potem on im syna ochrzci – razem będzie ich to kosztowało 1200 zł! Co łaska, ma się rozumieć. 1200 zł dla tego młodego małżeństwa to abstrakcja. Próbowali się targować, prosili, mówili, że im
bowali pożyczyć od bliskich, wystąpili nawet do banku o pożyczkę na chrzest. Złożyli dokumenty i zaświadczenia o dochodach. W dwóch bankach odmówiono im z powodu „braku zdolności kredytowej”. Poddać się jednak nie chcieli – w końcu każdemu katolikowi tak podstawowy sakrament jak chrzest się należy i żaden ksiądz nie robi łaski. Napisali więc do kurii, pragnąc interesownością dłutowskiego plebana zainteresować płockiego biskupa. W odpowiedzi otrzymali kopię wyjaśnień proboszcza. Cóż za miły człowiek wyłaniał się spoza zdań usprawiedliwienia pisanego do biskupa! Ksiądz zapewniał, że ślub,
daliśmy wyraz swemu obrzydzeniu do „niesamowitego” podświetlenia podwozia. Czemu sprzedaje taki śliczny samochodzik? – Wkrótce wyjeżdżam z Polski – ujawnił nasz kontrahent. Niestety, nie zdążyliśmy sfinalizować transakcji, gdyż ktoś nas wyprzedził. „Biznesmenowi z Częstochowy” zainteresowanemu hondą obiecał pewne ustępstwa podczas osobistego spotkania, gdyż „tylko dni dzielą mnie od wyjazdu na kilkuletni zagraniczny kontrakt”. Umówiliśmy się po Nowym Roku, ponieważ ks. Paweł był już w trakcie przygotowań do wyjazdu na sylwestra. „Dobrego dnia życzę” – powiedział na pożegnanie, klepiąc dokładnie tę samą formułkę, co przy volkswagenie. ¤¤¤ Pani prokurator Gabara-Piętka, gdy prosiliśmy ją o podanie nazwiska osoby prowadzącej w jej wydziale śledztwo w sprawie pedofila, powiedziała: – Niespecjalnie w tej chwili kojarzę, kto u nas zajmuje się sprawą... Ale, ale – czy ktoś nie mówił tu ostatnio o nadaniu nowej dynamiki prokuraturom i prokuratorom? Czy ktoś ostatnio solennie nie obiecywał, że panie i panowie prokuratorzy wzięci zostaną do galopu...? DOMINIKA NAGEL Fot. Autor
którego zażądał od rodziców przed ochrzczeniem ich dziecka, to jedynie sugestia, a nie żaden warunek. Na dodatek – uwaga! – 1200 zł to nie jest kwota rygorystyczna, wszak pieniądze nie są dla niego najważniejsze, tylko dobro człowieka. Malikowie, nie wiedzieć czemu, stracili jednak zaufanie do kapłańskiego sumienia swojego proboszcza i postanowili zwrócić się do księży z sąsiednich parafii. Pojechali do kościołów w Działdowie i w Lidzbarku prosić tamtejszych duchownych o ochrzczenie Dawida. Ku ich radości księża zobowiązali się udzielić sakramentu bez jakichkolwiek ofiar. Nie mieli oporów także przed udzieleniem im ślubu. Malikowie nie musieliby wykosztowywać się na białą suknię ani na garnitur. – Możecie przyjść tak, jak teraz stoicie tu przede mną – powiedział jeden z proboszczów. Niezbędne okazało się jednak pisemne zezwolenie proboszcza rodzimej parafii Malików, czyli księdza Krzysztofa. Kółko się zamknęło. Dziecko do dziś nie zostało ochrzczone. MAREK RACZYŃSKI PS Proboszcz z Dłutowa nie chciał z nami rozmawiać. Pytany o ofiary, jakie pobiera za sakramenty, stwierdził, że są one dobrowolne. ¤¤¤ Pierwotna wersja tekstu ukazała się w „Tygodniku Działdowskim”.
8
est w Polsce parafia katolicka, gdzie wierni modlą się przed ołtarzem z wizerunkiem... księdza proboszcza. Ksiądz Tadeusz Ch. jest proboszczem parafii w archidiecezji częstochowskiej. Placówka jednoosobowa, roboty niewiele (raptem jedna msza dziennie), toteż różne głupie myśli człowieka nachodzą. Najgłupszą zaś, jaka ostatnio w głowie plebana się zalęgła, było silne postanowienie udupienia parafianina Andrzeja M., sympatycznego młodzieńca, na którego w 2002 r. spłynął cud kapłańskiego powołania. – Wystąpiłem z częstochowskiego Wyższego Seminarium Duchownego na trzecim roku, tuż przed obłóczynami. Wcześniej między mną a proboszczem panowała prawdziwa idylla. Tyrałem przy sprzątaniu i remontach jego posiadłości, stawiałem się na każde zawołanie. Wszystko za walutę watykańską, czyli „Bóg zapłać”. Nawet na błazenadę w postaci umieszczenia przy ołtarzu obrazu, na którym kazał namalować samego siebie i katechetkę, patrzyłem przez palce. Ale po odejściu z seminarium, zaczął mi przyprawiać gębę: rozpowiadał, jaki ze mnie idiota, naubliżał mamie... Dla świętego spokoju zacząłem chodzić na msze do sąsiedniej parafii. Otwarta wojna wybuchła, gdy siostra urodziła dziecko, a ja miałem zostać ojcem chrzestnym... – wspomina Andrzej. Jak wiadomo, do zapisania niemowlęcia w szeregi wyznawców kat. Kościoła potrzebna jest opinia, że rodzice biologiczni oraz chrzestni chodzą do kościoła, przyjmują i dają po kolędzie itp. Andrzej – nie mając pewności, czy podczas wizyty
J
ok po trzęsieniu ziemi pod dnem Oceanu Indyjskiego poznaliśmy wreszcie faktyczną przyczynę kataklizmu, który – na skutek fali uderzeniowej – pochłonął kilkaset tysięcy ofiar. To była... kara za grzechy! Przed świętami Bożego Narodzenia w kat. Kościele odbywały się tzw. rekolekcje (z łac. recolere: zbierać na nowo, powtórnie), czyli kilkudniowy okres poświęcony „odnowie duchowej poprzez modlitwę, konferencje religijne oraz spowiedź”. W warszawskiej parafii Matki Bożej Różańcowej animatorem odnowy był 53-letni zakonnik Tadeusz Szeszko ze zgromadzenia Małego Dzieła Opatrzności Bożej (księża orioniści). Brat Szeszko na co dzień jest wikariuszem parafii św. Józefa Robotnika w Wołominie. Rekolekcje odbywały się tuż przed rocznicą tsunami, które nawiedziło Azję Południowo-Wschodnią (dotknęło także kilka krajów wschodniego wybrzeża Afryki) 26 grudnia 2004 r., pochłaniając blisko 300 tys. ofiar (co trzecia była dzieckiem!). Podczas jednej z konferencji kaznodzieja nawiązał do tej tragedii:
R
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
Koci, koci, łapki u ks. Tadeusza zdoła zapanować nad nerwami łączącymi mózg z rękoma – wysłał po to zaświadczenie siostrę. Ustne uzasadnienie odmowy wydania zaświadczenia dopuszczającego do chrztu było lapidarne: „Jest głupi, bo zrezygnował z seminarium, a jak przechodzi obok plebanii, to odwraca głowę. Niech idzie tam, gdzie daje na tacę”. Poszedł... – Wikary Wieńczysław Kot odesłał mnie do proboszcza Mariana Jezierskiego, ten zaś do księdza dziekana Zdzisława Morasa. Wszyscy zachowywali się elegancko, ale zaświadczenia nie wydali, bo – z przyczyn formalnych – nie mogli. Wiem, że nakłaniali tego Ch. do opamiętania, gdyż puściłem sygnał, że wybieram się ze skargą do kurii biskupiej, na co Ch. miał stwierdzić: „Niech jedzie, i tak mi gówno zrobi”. Pojechał... Biskup sufragan Jan Wątroba rozłożył ręce: „Nie jestem cudotwórcą” – wyznał Andrzejowi. Gdy młody człowiek napomknął, że opowie o tym mediom, ekscelencja załatwił sprawę w trymiga. – Zatelefonował do dziekana Morasa, nakazując mu, żeby osobiście zawiadomił księdza Zenobiusza Łabusia, proboszcza parafii świętego Rocha, w której dziecko
miało być ochrzczone, że mogę być ojcem chrzestnym bez pisemnego świadectwa moralności. Wszystko zakończyło się szczęśliwie, ale Ch. dopiero teraz pokazał, na co go stać. Rozpowiadał, jakobym podniósł na niego rękę, obmawiał księży... Ludzie zaczęli mi
pluć pod nogi. Gdy poprosiłem mieszkającego w naszej parafii kleryka, żeby oddał proboszczowi nieprzydatną mi już komżę, Ch. kazał chłopakowi zabierać „tę szmatę” i zapowiedział, że wyrzuci mnie za
drzwi, jeśli kiedykolwiek pojawię się w kościele... Andrzej opuścił rodzinne strony i zamieszkał w nieodległej Częstochowie. Ponieważ przez lata był silnie związany z Kościołem, a w szczególności z parafią administrowaną przez ks. Tadeusza, znał wszystkie twarze swojego byłego proboszcza. Wiedział o samochodzie kupionym katechetce, której niewdzięczny mąż zapowiedział „wyrwanie nóg z dupy”, jeśli kiedykolwiek jeszcze zobaczy ją w pobliżu plebanii. Słyszał w seminarium opowiadania starszych kler y k ó w o intymn y c h szczegółach czynnej „polityki prorodzinnej” uprawianej przez ks. Ch., gdy był jeszcze wikarym parafii w P. itp. Zobaczył też coś na własne oczy: – Pewnego wieczoru natknąłem się w Częstochowie na gruchającą parkę. Był to ksiądz Tadeusz z całkiem
– Nie było przypadku w tym, że rozegrało się to się w siedlisku wszelkiego zła, kwitnącego na plażach tamtejszych kurortów, gdzie turyści wyśmiewali się z „głupiego zwyczaju” świętowania Bożego Narodzenia i zacofania katolików, którzy przedkładają mszę świętą nad zabawę – na-
tym sanktuarium i paręset osób się uratowało. W homilii chodziło mi o to, że tylko »Nasz Dziennik« napisał o tej Bożej pomocy. Inne środki przekazu mówiły jedynie o pomocy człowieka dla człowieka”. Ot, po prostu głupki jakieś go słuchały i nic nie zrozumiały...
było kilkadziesiąt tysięcy pielgrzymów. – Budynek sanktuarium nie ucierpiał, nie wiemy jednak, jaki los spotkał modlących się tu ludzi – powiedział ksiądz Thota, podkreślając, że do Matki Bożej Dobrego Zdrowia pielgrzymowali chrześcijanie z całych Indii”.
Tsunami – nie dla idiotów uczał osłupiałych ze zdumienia wiernych ks. Szeszko. Nie ujawnił, skąd wiedział, że ofiary przed śmiercią w ogóle śmiały się z czegokolwiek, w każdym razie nie miał wątpliwości, że tsunami „uderzyło celnie, bo w ziemię niezamieszkaną przez katolików!”. Ponieważ kilku słuchaczy tych bredni dało publicznie wyraz swojemu oburzeniu, ks. Szeszko tłumaczył po kilku dniach: „Źle zinterpretowano moje słowa. Mówiłem o obecności Boga wśród nas. Podałem za przykład ludzi, którzy z wiarą uciekali przed tsunami i schronili się w sanktuarium. Fala zatrzymała się przed
A o co chodzi z tym sanktuarium, gdzie – jak opowiadał ks. Szeszko, cytując „Nasz Dziennik” – skutecznie schronili się ludzie, „którzy z wiarą uciekali przed tsunami”? Otóż na wschodnim wybrzeżu Indii w Vailankanni (diecezja Thanjore) znajduje się ogromny kompleks bazyliki Matki Bożej Dobrego Zdrowia – taki indyjski Licheń. Po kataklizmie autoryzowany przez Konferencję Episkopatu Polski portal internetowy Opoka informował (6 stycznia 2005 r.): „Przebywający tam obecnie ksiądz Anthony Thota, misjonarz z Papieskiego Instytutu Misji Zagranicznych, stwierdził, że w chwili tragedii w okolicy sanktuarium
Okazało się później, że oceaniczna fala zgładziła ponad tysiąc pielgrzymów. Mimo że wiele obiektów kompleksu bazyliki zostało zatopionych, sam kościół (a w nim „paręset osób” – jak podał ks. Szeszko) ocalał, co lokalny biskup Devadass Ambrose uznał za cud. Niestety, wciąż jeszcze niezalegalizowany przez Watykan. Rekolekcje ks. Szeszki, zainspirowały nas do dalszych poszukiwań kościelnych interpretacji, odnoszących się do przyczyn tsunami. Tym razem w słowie pisanym, żeby już nie było żadnych wątpliwości interpretacyjnych. Zdaniem Mirosława Salwowskiego (publicysta „Naszego
urokliwą damą. Dyskretnie obserwowałem, dokąd pójdą. Zawędrowali do bloku przy ulicy Kościuszki 3, gdzie jeszcze rankiem, idąc do pracy, widziałem na parkingu księżego volkswagena passata. Od tego momentu codziennie sprawdzałem, czy auto stoi przed domem tej kobiety. Gdy stwierdziłem, że dzieje się tak systematycznie, a nawet zostaje na noc, złożyłem wizytę w kurii... Ks. infułat Marian Mikołajczyk (kanclerz i tzw. wikariusz generalny), dowiedziawszy się, że petent chce opowiedzieć biskupowi o rozwiązłości jego podkomendnego, nie chciał dopuścić Andrzeja do żadnego hierarchy, gdyż „ekscelencja nie ma czasu na głupoty”. I znowu pomógł bat: „Skoro nie, ujawnię rzecz dziennikarzom”... – Przyjął mnie biskup pomocniczy Antoni Długosz. Zachował się bardzo ładnie, przeprosił za utrudnienia stwarzane przez Mikołajczyka, ale gdy ujawniłem „drugie życie” księdza Ch., z autentycznymi łzami w oczach stwierdził, że jedyne, co może zrobić, to modlić się za niego. Postanowiłem więc porozmawiać bezpośrednio z ordynariuszem, arcybiskupem Stanisławem Nowakiem. Do naszego spotkania doszło 2 sierpnia 2005 r. – Od początku mieliśmy z nim problemy, jednak liczyliśmy, że ksiądz M. (Władysław, nieżyjący już wujek ks. Ch., jego promotor i sponsor w pierwszych latach kapłaństwa – dop. red.) weźmie go w karby. Stało się, niestety, inaczej, ale teraz go przecież nie zabiję – zauważył smętnie arcybiskup, gdy młody człowiek wylał przed nim swoje żale. – Pytam go, czy to w porządku, gdy Ch. w nocy obraca kobietę, a rano prawi androny o moralności
Dziennika”, Radia Maryja itp.), „(...) z łatwością można dostrzec ścisły związek pomiędzy nieprzeciętnym łamaniem Bożych przykazań a kataklizmami” i było oczywistą prawidłowością, że „w jednej chwili tysiące wylegujących się niemal nago na plażach turystów zostaje pochłoniętych przez oszalałe fale morza”, gdyż „dotknięte katastrofą rejony od dawna znane są jako mekka seksturystyki, szczególnie ulubiona przez europejskich i amerykańskich pedofilów” („Między Sodomą a Nowym Orleanem” – „Gazeta Katolików” z 27 września 2005 r. oraz Tygodnik Rodzin Katolickich „Źródło” z 30 października 2005 r.). Również ksiądz profesor Waldemar Chrostowski z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie twierdzi, że „w świetle wiary, to, co się wydarzyło [fale tsunami], nie jest przypadkiem (...). Tym bardziej, że tysiące Europejczyków zapragnęło »odwrócić« sobie pory roku i zamiast spędzać Boże Narodzenie w gronie rodzinnym i w kościele, wolało raczej opalać się, pływać i nurkować w egzotycznym raju. Dla wielu z nich raj stał się jednak grobem” („Tsunami w egzotycznym raju”
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r. i bierze do ręki hostię. Wspomniałem też o dziecku w P. Na to arcybiskup: „Trudno, przyrodzenia mu na supełek nie zawiążę”. Opowiedziałem, w jaki sposób ksiądz Tadeusz mnie traktował i zażądałem, żeby odszedł z parafii lub publicznie w kościele przeprosił. „To nie jest takie proste” – rzekł arcybiskup. Zapowiedziałem, że nie ustąpię i nagłośnię sprawki Ch. „Ja pana za niego bardzo przepraszam” – usłyszałem w odpowiedzi. Trzasnąłem drzwiami... – relacjonuje Andrzej swoje pożegnanie z abp Nowakiem. Chłopak cięty jest na swojego byłego proboszcza tak bardzo, że kto wie, czy – mimo bezradności biskupów – nie zniechęci jednak plebana do kocich łapek. Wtedy księdzu Ch. nie pozostanie nic innego, jak tylko dobrowolne „zawiązanie na supełek”. A co na to wszystko ksiądz Tadeusz? – Jest absolutną nieprawdą, żebym kogokolwiek w parafii prześladował. Komża szmatą? Nie przypominam sobie. Obraz z katechetką J.? Owszem, ale ta pani już wyszła za mąż i teraz nazywa się inaczej. Nie ma zresztą nic dziwnego ani ciekawego w tym, że na religijnych obrazach maluje się żyjących ludzi ze wspólnoty parafialnej. Planowaliśmy namalować więcej osób, ale na razie zabrakło nam środków finansowych. Czy bywam w Częstochowie na Kościuszki 3? Ymm... No..., w zasadzie tak, mam tam akurat znajomych, których czasem odwiedzam. A właściwie, dlaczego tak was to interesuje? – połapał się wreszcie proboszcz. Obiecaliśmy, że dowie się już wkrótce... DOMINIKA NAGEL MAŁGORZATA CIEPLICKA
– tygodnik „Solidarność” z 14 stycznia 2005 r.). O, bezczelni! Naturalne prawa boskie chcieli sobie poodwracać! Z opalenizną na początku stycznia wrócić do kraju – bezbożne snoby! My, niewierni, nieśmiało pytamy: a co z tymi kilkoma pielgrzymkami do Częstochowy i Medjugorie, które zakończyły się strasznymi wypadkami i dziesiątkami zabitych? A który to z bogów sprawił, że po wizycie papieża Polaka w Polsce w 1997 roku, kilka dni po uroczystym błogosławieństwie całej ojczyzny we Wrocławiu, miasto to, a z nim parę całych województw zalała powódź stulecia? Gdzie wtedy była opatrzność katolickiego Boga nad jego wiernymi? Wracając zaś do ks. Szeszki... W Wołominie, dokąd przybył w połowie 2005 r., zakonni przełożeni powierzyli mu duszpasterstwo dzieci i opiekę nad ministrantami, czyli kształtowanie najmłodszych umysłów oraz charakterów. Szeszko w wołomińskiej parafii, Chrostowski na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego... „Zawsze takie rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie”... HELENA PIETRZAK
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Ludu mój, ludu! Chciałeś igrzyska? – Masz igrzyska! Jeszcze nie opadły wszystkie serpentyny, jeszcze nie ze wszystkich głów wiatr wywiał sylwestrowe opary, jak warszawką wstrząsnęły aż dwa wydarzenia naraz: draka gazowa i draka salonowo-dyplomatyczna. Obie relacjonowane we wszystkich możliwych telewizjach i radiach – z przechyłem na gaz, choć odwołanie 10 ambasadorów to też nie w kij dmuchał. Nieoceniony minister Ziobro zainspirował naszego najnowszego premiera do ogłoszenia, że będzie śledztwo w sprawie zaniechania dywersyfikacji dostaw gazu do Polski. Zaniechania dopuścić się miał oczywiście rząd Millera. Zlekceważył podobno świetny kontrakt z Norwegią, który mu dobry rząd Buzka zostawił w spadku. Między nami mówiąc – ten kontrakt był tak świetny, jak świetnym ministrem skarbu był pan Mikosz, który już po dwóch miesiącach urzędowania, w atmosferze skandalu polityczno-finansowego, podał się do dymisji. Mieliśmy płacić Norwegom za 5 mld metrów sześciennych gazu 30 proc. więcej niż Rosjanom, mimo że nie mieliśmy żadnych szans, żeby tyle gazu zużyć. Norwegowie zaś mieli znaleźć odbiorców jeszcze na kolejne trzy miliardy metrów, bo dopiero gdy rurą pod Bałtykiem płynęłoby 8 miliardów metrów sześciennych gazu, cały interes byłby dla nich od razu opłacalny. Dla nas w ogóle nie byłby opłacalny. Swego czasu suchej
nitki na tym pomyśle nie zostawił główny doradca ekonomiczny premiera Buzka Waldemar Kuczyński („Polityka” 40/2004). Dlaczego więc ówczesny prezes PGNiG, człowiek AWS, parafował taką umowę z konsorcjum firm norweskich? Dlaczego norweskie firmy też ją podpisały? Wytłumaczenie jest w kalendarzu. Umowę parafowano 3 września 2001 roku. 10 września w Norwegii były wybory parlamentarne, w Polsce – 23 września. Na użytek swoich kampanii wyborczych obydwa rządy jak tlenu potrzebowały amunicji propagandowej. Obydwu się ona psu na budę zdała, bo obydwa wybory przegrały. Komentarz Leszka Millera dla „Faktów i Mitów” jest krótki: – Dzisiaj też rząd pana Marcinkiewicza brutalnie wykorzystuje tę umowę do politycznej propagandy i bezwstydnie powtarza stare AWS-owskie kłamstwa. Premier Marcinkiewicz zapowiedział przy okazji budowę gazoportu, który będzie odbierał gaz w postaci skroplonej. Skąd ten gaz będziemy kupowali, czym przywozili – czy
awet bez raportu Najwyższej Izby Kontroli wiadomo od lat, że nasze arterie lądowe są w skandalicznym stanie i bez przesady można je nazwać drogami śmierci. Dane NIK-u – sumujące 45 dotychczasowych kontroli, a opublikowane w tych dniach w najnowszym raporcie – są szokujące i budzą grozę. Wynikało to także ze słów prezesa NIK Mirosława Sekuły, prezentującego dziennikarzom wyniki kontroli. Tylko 1 procent naszych arterii z ponad 250 tys. dróg publicznych odpowiada standardom unijnym, a znaczna część arterii powinna być zamknięta ze względu na zagrożenie, jakie stwarza dla użytkowników. Zdaniem kontrolerów, przyczyny tego stanu są następujące: brakuje pieniędzy na inwestycje drogowe, ponadto administracja publiczna popełnia błędy, jest niewydolna organizacyjne, nie mówiąc już o wieloletnich zaniedbaniach. Na koniec 2004 r. większość dróg publicznych w Polsce nie była dostosowana do ruchu pojazdów o nacisku 115 kN na oś, co w konsekwencji prowadziło do przyspieszonej degradacji nawierzchni. W latach 1990–2004 przybyło ponad 15 proc. szos o twardej nawierzchni, podczas gdy w tym samym czasie liczba pojazdów zwiększyła się o 85 proc., a ciężarowych o 130 proc. Czy fatalny stan naszych dróg wynikał tylko z braku pieniędzy? Nic podobnego! Kasy oczywiście brakowało, ale dawała o sobie znać także indolencja i niekompetencja drogowców, a nawet nadzorujących ich ministrów. Aż trudno uwierzyć, że większość odpowiedzialnych za stan rzeczy decydentów nie dysponowała pełnymi ewidencjami
N
wynajętymi tankowcami, czy zbudujemy własną flotę – i ile to będzie kosztowało, już nie powiedział. Bo skąd ma biedak wiedzieć takie rzeczy? Tak jak minister Ziobro, sprawca gazowej draki, wystąpił publicznie i pod nazwiskiem, tak z kolei sprawcy draki dyplomatyczno-salonowej starają się pozostać w ukryciu. Informujemy więc, że pluton egzekucyjny dla ambasadorów składał się z trzech osób. Panów: Pomianowskiego, Waszczykowskiego i Stańczyka. Pierwszy jest specjalistą od gry na japońskim bębenku, drugi jest chyba wyłącznie specjalistą od skandali. Tylko trzeci jest bardzo dobrym prawnikiem, czego doświadczamy jako konsumenci konkordatu. To jego dzieło. Wspomniany Waszczykowski to „dyplomata” dwa razy odwoływany z placówek. Pierwszy raz z Brukseli, gdzie bruździł ambasadorowi przy NATO Topikowi tak skutecznie, że w końcu skołowani Amerykanie dali do zrozumienia, że lepiej byłoby rzecz wyklarować ostatecznie. Drugi raz odwoływano go z placówki w Teheranie.
arterii komunikacyjnych, więc oczywiście nie dokonywała corocznych przeglądów stanu technicznego nawierzchni drogowych i mostów. We wspomnianym okresie wybudowano w Polsce 340 km autostrad (mamy ich łącznie 552 km), co w krajach UE stawia nas na końcu. Ani autostrady, ani drogi ekspresowe nie tworzą zwartych ciągów komunikacyjnych. Funkcjonowanie na tym tle tzw.
Mój pragnący pozostać w cieniu rozmówca z MSZ o przyczynach tego odwołania powiedział enigmatycznie: – Ze względu na bardzo ważny interes państwa. Tak więc ci wątrobiarze, gdy tylko trafiła im się okazja, wzięli się za swoich znienawidzonych, bo lepszych, konkurentów – zawodowych dyplomatów, którzy budowali swą karierę w MSZ w ciągu ostatnich 15 lat, przy wszystkich po kolei ministrach, z jakiejkolwiek partii by byli. Zemścili się za to, że Wszechmogący pozbawił ich talentów, którymi tak hojnie obdarzył skurczybyków z życiorysami sięgającymi PRL. Czy to do pomyślenia, żeby w państwie panów Kaczyńskich taki dajmy na to Byrt, dotychczasowy ambasador w Berlinie, miał opinię polskiego ambasadora wszech czasów w Niemczech? Warto w tym miejscu przypomnieć, że jego poprzednik ze „słusznym” pochodzeniem został odwołany po roku, gdyż nie było innego sposobu ratowania stosunków polsko-niemieckich w niezwykle trudnym okresie negocjacji euro-NATO-wskich, w których Niemcy odgrywali kluczową dla nas rolę. Co na to minister Meller? Nic. Przecież on tam nie ma nic do gadania! Jak podskoczy, to i jego wyciepią – za współpracę z SLD w charakterze ambasadora w Paryżu i Moskwie. Najlepszy dowód jego znaczenia to fakt, że prezydent Kaczyński nie uważał za stosowne włączyć go w skład Rady Bezpieczeństwa Kraju, choć włączył ministra Sikorskiego – dwupaszportowca. JERZY STOLICZNY
reorganizacje i wstrząsy kadrowe – nie tylko na najwyższych szczeblach władzy, ale i w zarządach dróg – doprowadziły do tego, że polityka finansowa okazała się nieefektywna. Zamiast przeznaczać rocznie na rozwój infrastruktury transportu 1–1,5 proc. PKB, nasz udział kształtował się na poziomie 0,3 proc. Nie pozyskaliśmy dostatecznych środków pozabudżetowych, m.in. unijnych, a przeciętny stopień wykorzystania bezzwrotnych nakładów zagranicznych wynosił zaledwie 50 procent. Dochodziło do karygodnych zjawisk – pieniądze zamiast na drogi wydawano na zbędne zakupy sprzętu i wyposażenia, a znaczna część zarządów dróg rezygnowała świadomie z egzekwowania wcale niemałych opłat i kar pieniężnych za zajęcie pasa drogowego (w latach 2000–2003 stracono 2,3 mln zł) czy przejazdy pojazdów nienormatywnych (strata ok. 2,1 mln zł). Czy jest jeszcze szansa na dogonienie Europy i dostosowanie naszych szlaków komunikacyjnych do standardów UE? Specjaliści mówią, że na inwestycje strukturalne w Polsce potrzeba ponad 36 mld euro (w całym badanym okresie Polska wydała zaledwie około 40 mld zł, z czego około 28 w latach 1999–2004). Choć raport NIK-u opublikowany został w pierwszych dniach grudnia, żaden z wysokich urzędników państwowych nie zabrał jeszcze głosu na ten temat. Wygląda na to, że PiS-owi notable jeszcze długo bardziej będą zajmować się pielgrzymkami do ojca Rydzyka i walką o stołki niż autostradami i codziennymi problemami kierowców. RYSZARD PORADOWSKI
Polskie drogi gierkówki, czyli trasy szybkiego ruchu zbudowanej przez Edwarda Gierka w latach 70. ubiegłego wieku, uznać należy za sukces niebywały, choć i ta droga wymaga dziś kapitalnego remontu. Całkowicie też błędna okazała się koncepcja budowy autostrad w systemie koncesyjnym – przez 7 lat obowiązywania ustawy o tym sposobie tworzenia najnowocześniejszych arterii nie zbudowano nawet jednego kilometra. Żałosnym przykładem potwierdzającym nieskuteczność tego typu rozwiązań jest budowa (a dokładniej – brak budowy) słynnej już A-1. Błędną politykę rządu potwierdza to, co stało się z transportem kolejowym, którego nie zharmonizowano z transportem drogowym i w efekcie najbardziej ucierpiało na tym środowisko naturalne. Dlaczego tak się stało? Dopuszczono do wzrostu przewozów samochodowych o 175 proc., podczas gdy na kolei ubyło ich o 40 proc. I na koniec kilka słów o pieniądzach. Niestabilność rządów w Polsce, a także cykliczne
9
10
Niemiłe złego początki Najnowszy premier obiecywał: „Obejmując urząd Prezesa Rady Ministrów uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji i innym prawom Rzeczypospolitej Polskiej...”. Kiedy to było? – W październiku, w Sejmie. Czyżby kłamał? Ledwie świeżo mianowany premier słowa te wypowiedział, a już – do spółki z Ludwikiem Dornem, szefem MSWiA – złamał dwie fundamentalne dla państwa ustawy: konstytucję i ustawę o służbie cywilnej. Nieźle, jak na początek. Aż strach pomyśleć, co będzie dalej. Kazimierz Marcinkiewicz powołał zespół do spraw oceny kandydatów na wojewodów. Tłumaczył, że to konieczne, gdyż chodzi o to, żeby „wybrać najlepszych przedstawicieli rządu w terenie”. Pomysł jest jednak pęknięty niczym stary garnek lub – jak mówią prawnicy – obraża prawo. W składzie wspomnianego zespołu znalazły się bowiem osoby, których obecność w tym właśnie miejscu jest niestosowna. Mowa o prof. Marii Gintowt-Jankowicz, dyrektorze Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, i Robercie Bartoldzie – dyrektorze Departamentu Rekrutacji i Selekcji w Służbie Cywilnej Urzędu Służby Cywilnej. Zacznijmy od pani profesor, która kieruje szkołą kształcącą
przyszłych apolitycznych urzędników. W takiej Europie Zachodniej czy Japonii nigdy się nie zdarzyło, aby szef tego typu placówki uczestniczył w akcjach politycznych. Wybór wojewody jest zaś decyzją stricte polityczną. Mamy więc do czynienia z klasycznym konfliktem interesów. Otwarte pozostaje pytanie, czy zamierzonym... Podobnie jest w przypadku dyrektora Bartolda, który odpowiada za przyjmowanie kandydatów do służby cywilnej. Na mocy ustawy ma on dbać o to, aby urzędnicy państwowi byli bezstronni, fachowi i nie angażowali się w działalność partyjną. Zasiadając we wspomnianym zespole, dał jednak powód do twierdzenia, iż zaangażował się w politykę kadrową PiS. Nie mówiąc już o paradoksie, że pracownicy urzędów wojewódzkich będą sami sobie wybierać szefów. Na całym świecie korpus służby cywilnej jest odseparowany od polityki, a kandydatów na stanowiska polityczne oceniają eksperci danej partii, co oznacza, że to jest ich wybór i ich jest odpowiedzialność. Tymczasem w Polsce Kaczyńskich złamano tę regułę. Zapewne w myśl zasady, że gdy jakaś reguła nie działa na korzyść PiS, tym gorzej dla tej reguły. KATARZYNA PATORA ANNA KARWOWSKA
flaszki! Dzień w dzień, noc w noc, przez cały rok... Tyle gorzały muszą wypijać szefowie Polskiej Miedzi, żeby interes jakoś się kręcił. Statystycznie, rzecz jasna. Skąd to wiemy? – z raportu NIK, który wyłapał, że od stycznia 2002 r. do połowy roku 2004 wydano w Polskiej Miedzi SA na gorzałę 347 863 złotych. W powyższej statystyce wzięto pod uwagę jedynie rachunki zapłacone za „zakup alkoholu”. A przecież są jeszcze wydatki ukryte pod niewinnie brzmiącym „zakupem artykułów spożywczych” albo „konsumpcją gastronomiczną”. Na przykład w jednej rubryce zaksięgowano kupno reprezentacyjnych artykułów spożywczych za 867 tysięcy złotych! To nie wszystko – jest jeszcze pozycja: cele reprezentacyjne. Przez te dwa i pół roku na cele reprezentacyjne wydano w Miedzi 12 843 tys. złotych. Prawie 13 milionów! Jan Kurasz – dyrektor miedziowego Biura Public Relations – jest zdecydowanym zwolennikiem teorii spiskowej. – Czy rozmowę z panem powinienem zacząć od toastu? – Owszem, my kupujemy alkohol, ale tylko po to, by nie płacić firmom naliczającym prowizję. NIK zrobił to specjalnie, żeby udowodnić, jak wielki jest tu rzekomo bałagan i pijaństwo. Myślałem, że wykorzystają to do celów politycznych jeszcze przed wyborami, ale oni zaatakowali teraz.
23
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE tys. zł na utrzymanie w zimie jednego kilometra dróg wydaje Warszawa. To najdroższe drogi w Polsce. Najdroższe i najgorsze. Dla porównania – Poznań na to samo przeznacza 18 tys. zł, Kraków – 15, a Rzeszów – 13 tys. zł, a w miastach tych jeździ się o wiele lepiej niż w stolicy.
75
najwyższy standard utrzymania dróg w Polsce, a to kosztuje”. Powiedział to Paweł Sałek, dyrektor Zarządu Oczyszczania Miasta. Gdyby faktycznie warszawskie drogi były tak doskonale utrzymane, to dzieci – chcąc porzucać się śnieżkami lub ulepić bałwana – musiałyby chodzić do parku. Tymczasem wystarczy, że wyjdą na ulicę.
firmy w kraju. Pozostałe koszty też nie odbiegają od średniej krajowej. Jednak zysk, jaki firma wypracowuje, jest jednym z najniższych w Polsce. I w żaden sposób nie można tego paradoksu wytłumaczyć. To znaczy są różne teorie, łącznie z taką, iż część tych ogromnych pieniędzy idzie na miejską politykę wyborczą prawicy, a nie na ulice, ale
Lewizny polskiej prawicy (8) O tym, że zima co roku zaskakuje drogowców, nie trzeba nikogo przekonywać. Jak jednak przekonać warszawskich kierowców, że za tak grubą kasę mogą liczyć jedynie na zakorkowane i zasypane śniegiem ulice? Postanowiliśmy przeanalizować warszawski „fenomen” – otóż w stolicy firmom, które odśnieżają ulice, nie płaci się za konkretną usługę, lecz wypłaca tzw. ryczałt za kilometr. W innych miastach każda usługa ma swoją określoną z góry cenę, a jej wykonanie jest dokładnie rozliczane. W Warszawie ceny za odśnieżanie dróg rosną z roku na rok, i to powyżej inflacji. W latach 2003–2005 ów wzrost wyniósł 18,5 proc. przy inflacji na poziomie niecałych 4 proc. Ten cud ekonomiczny władze Warszawy tłumaczą w następujący sposób: „Warszawa ma
– Ale takie stawianie sprawy tylko pogarsza sytuację, bowiem licząc taniej za butelkę i kupując hurtowo, statystyczne zakupy robią się znacznie większe. – Tego nie można tak liczyć. To nie jest alkohol tylko dla prezesów, choć w części tak jest – kontynuuje Kurasz. – Pierwsza, najważniejsza pozycja to obchody Dnia Górnika
Na koniec przyjrzeliśmy się, czy oczyszczanie miasta to interes dochodowy. W całej Polsce tak, tylko w Warszawie nie za bardzo. Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania płaci swoim pracownikom mniej więcej tyle samo, co inne tego typu
ma tam nic o wewnętrznych popijawach branżowych, choćby nawet tradycyjnie średniowiecznych. Poza tym może i rzeczywiście w czasie tzw. karczm i combrów piwnych wóda leje się strumieniami, ale żeby aż za 12 milionów?... Pan rzecznik Wyborski zdaje się rozumieć, że rachunek się nie zgadza, więc śpieszy z uzupełnieniem: „W zależności od charakteru spo-
Miedź na kacu i Dnia Hutnika, czyli święta branżowe. Druga to obsługa delegacji krajowych i zagranicznych. Trzeba wziąć pod uwagę, że w tych zakupach chodzi nie tylko o zarząd, ale także o 12 oddziałów. Podobne stanowisko zajmuje w specjalnym wyjaśnieniu rzecznik prasowy Polskiej Miedzi, Dariusz Wyborski, z tym że pan Dariusz kładzie mocniejszy nacisk na owe Dni – Górnika i Hutnika – jako „nawiązujące do średniowiecznych górniczo-hutniczych tradycji”. „Reprezentacja to wszelkie działania polegające na kontaktach oficjalnych i handlowych z innymi podmiotami gospodarczymi, związane w szczególności z przyjmowaniem i utrzymaniem kontrahentów oraz z uczestnictwem w przyjęciach związanych z pobytem tych podmiotów” – tak ujmuje definicję reprezentacji w swym protokole pokontrolnym NIK. Jako żywo nie
tkania i grupy docelowej – uczestniczy w nich od stu do sześciuset osób. Organizowane są kilka razy w roku, nie tylko w Lubinie, ale także w Warszawie, Krynicy (Forum Polska – Wschód), Pradze, Londynie i Pekinie”. – Czy ma z tego wynikać, że na spotkania reprezentacyjne w Londynie czy Pekinie kupujecie – po tańszych cenach – alkohol w Polsce? – pytam Kurasza. – Kupujemy w Londynie. Mamy tam swoją spółkę i ta spółka kupuje. Jednak wbrew pozorom Polska Miedź przesadnie rozrzutna nie jest – co to, to nie. Owszem – na wódę grosza nie skąpi, ale za to inne wydatki trzyma w ryzach. Oto przykład: w połowie tego roku miejski szpital przyjął pokiereszowanych w kopalnianym wypadku górników. Ponieważ szpital jest bardzo biedny, a kopalnia bardzo bogata, Tadeusz Tofel
przecież nie będziemy się zajmowali plotami. Wrednymi na dodatek. AGNIESZKA HAMANKIEWICZ MICHAŁ POWOLNY
– dyrektor lubińskiego ZOZ-u – poprosił prezesów Polskiej Miedzi o pomoc finansową. Myślał, naiwny, że skoro prezesi tak bardzo przejmowali się losem rannych górników, bo biegali do nich z kwiatami (bacząc zresztą pilnie, by nadążyły za nimi kamery i flesze), to może zrozumieją, co taka specakcja oznacza dla funkcjonowania biednego szpitala. – Rozmawiałem z prezesami, tłumaczyłem, że musiałem w trybie alarmowym wezwać niemal wszystkich lekarzy i pielęgniarki – mówi dyr. Tofel. – Nie chciałem jakichś kolosalnych kwot, poprosiłem jedynie o 100 tysięcy złotych na szpital. Zapewniano mnie, że dostanę te pieniądze. Gdy zgodnie z umową zgłosiłem się po odbiór, dowiedziałem się, że sprawę skierowano do Zarządu Polskiej Miedzi SA, a tam nie uznano takiej darowizny za zasadną. Czy można to pojąć na trzeźwo? Jasne, że nie... Ale co się odwlecze, to nie uciecze – Rada i Zarząd Polskiej Miedzi i tak będą musieli zapłacić dyr. Tofelowi, bowiem na skutek takiego chlania, jakie wyłania się za raportu NIK, dzielna kadra Polskiej Miedzi wcześniej czy później musi popaść w uzależnienie. Wtedy nie pomoże zwykły odwyk i proste wydatki na esperal. Chociaż... skoro w Polskiej Miedzi mają do wódy tak lekką rękę, to kto wie – może i z tym esperalem przesadzą. I znowu NIK będzie miał robotę. DARIUSZ JAN MIKUS
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r. rzyjechałyśmy do Przemyśla jak prawdziwe biznesłumen – z wypchanymi portfelami i wielką ochotą na duży zarobek. Pierwszy interes prawie natychmiast sam wpadł nam w ręce: tysiąc litrów nielegalnego spirytusu i milion sztuk trefnych papierosów. Na pertraktacjach z mafiosami spędziłyśmy cały dzień. Otrzymałyśmy nawet próbki towarów, ale raczej nie do degustacji. Ten tysiąc litrów 96-procentowego C2H5OH to tylko – jak nas zapewniano – początek naszej świetlanej przyszłości handlowej i wspólnych zysków. – A policja? – byłyśmy pełne obaw. – Widziałyście tu gdzieś „psów”? Oni też chcą żyć i umoczyć dzioba – roześmiał się nasz pośrednik, który – o dziwo – wcale nie miał wschodniego akcentu. ¤¤¤ Przemyśl jest miastem granicznym i – jak wszystkie tego typu grody – ma dziwną, eklektyczną architekturę i takąż populację. Tu bez trudu spotkasz i rumuńskiego Cygana, i moskiewskiego biznesmena, i Turka, ale również dystyngowanego dżentelmena z Holandii, który – gdy zadajesz pytanie – automatycznie przechodzi z angielskiego na polski. Pod warunkiem że ma pewność, kim jesteś. Brak tej pewności może kosztować głowę. Do miasta nad Sanem zaprosił dziennikarki „FiM” pewien wysoki rangą oficer policji, który pokłada – naszym zdaniem cokolwiek płonne – nadzieje, że wspólna wycieczka po grodzie Przemysława i późniejsza publikacja prasowa coś zmienią. Kim jest? Don Kichotem, który uwziął się na współczesne wiatraki, czyli na mafię, policję i skorumpowanych urzędników. Niewiele brakowało, a skończyłby na dnie Sanu w cementowych bucikach. Przygotowano dlań jednak inny los. Andrzej M. takie miał hobby, że dniem i nocą rozpracowywał kontrabandę, śledził, aresztował i konfiskował. W końcu „związek rodzin” stracił cierpliwość i postanowił dobrać mu się do czterech liter. Ponieważ był funkcjonariuszem Centralnego Biura Śledczego, obcięcie mu głowy i pochowanie w płytkim, leśnym grobie mogło być cokolwiek niebezpieczne. Mafia postanowiła więc pokonać psubrata jego własną bronią. Oto trzy lata temu kobieta, aresztowana za przemyt i rozlewanie nielegalnego alkoholu, już po prawomocnym wyroku pięciu lat więzienia wskazała na M. jako na głównego obrońcę i ochronę „rodziny”. Oskarżyła go, że za każdą większą uprzejmość, czyli „za święty spokój”, przyjmował gratyfikacje w wysokości kilkudziesięciu tysięcy dolarów.
P
DZIKIE POLA
11
Przemyślanka Prokuratura przemyska ani policja nie miały na Andrzeja M. nic poza zeznaniami skazanej. Dosłownie – nic. A jednak to wystarczyło, by został niezwłocznie odsunięty od służby i z piętnem łapownika czekał w domu na rozwój wypadków. Czekał całe trzy lata, przerywane co jakiś czas anonimowymi telefonami w rodzaju: – Jak sobie nie odpuścisz, to skończysz nie w więzieniu, tylko... wiesz gdzie. Ale M. walczył, pisząc pisma do urzędów i udowadniając swoją niewinność. I ostatnio stało się coś wręcz niesłychanego – po trzech latach banicji i upokorzenia Prokuratura Apelacyjna z Krakowa poinformowała go na piśmie, że Mariusz Krasoń, prokurator z Prokuratury Okręgowej, Wydziału do Spraw Przestępczości Zorganizowanej w Krakowie, postanowił „umorzyć śledztwo przeciwko (...) wobec stwierdzenia, iż podejrzany nie popełnił zarzucanego mu przestępstwa”. Proszę zwrócić uwagę – „podejrzany”. Nie „szanowny pan” albo chociaż „pan”! „Podejrzany” nawet w piśmie potwierdzającym niewinność. Kim jest ów stylista? Nazwisko skądś znajome? Pewnie, że znajome. To ten sam, który ukręcił sznur dla Zbigniewa Sobotki. Ten sam orzeł, który wystawił Sobotkę sędziemu Anczykowskiemu, by ten z kolei mógł w swoim ustnym uzasadnieniu do kuriozalnego wyroku wypowiedzieć zdanie, które przejdzie do historii sądownictwa: „Co prawda oskarżonemu Sobotce nie udowodniono, że to on przekazał wiadomość, ale mógł, bo miał telefon”. Okazuje się, że jak kto zdolny, to na wszystkie okazje. W sprawie biednego Andrzeja M. rodzi się bowiem pytanie, co ten Krasoń robił aż trzy lata? Na co czekał? Czy naprawdę
potrzebował aż 36 miesięcy, żeby uwolnić od podejrzeń człowieka oskarżonego przez jedną babę – przestępczynię zresztą – na słowa której nie było żadnych potwierdzeń? Czy naprawdę ten prokurator potrzebował aż 36 miesięcy, żeby zdjąć odium z kolegi – policjanta? – Nie wiem, jaki był w tym udział Krasonia, jednak uważam, że „szaleńca” psującego interesy mafii musiał ktoś powstrzymać. „Uziemienie” go na trzy lata wystarczyło, żeby „przemysł” zorganizować od nowa, a następnie zalegalizować, co się da, a resztę dobrze ukryć. – Jak to zalegalizować? – pytamy. – Chodźcie, to wam pokażę. Idziemy. Przechodzimy przez główne targowisko miasta, gdzie na straganach, całkiem oficjalnie, leżą butelki z wódką. Półlitrówki wódek czystych różnych marek, butelki koniaków i win. Chcesz kupić na sztuki? Proszę bardzo! Ale zaraz usłyszysz propozycję: – Mamy więcej, dużo więcej! Podążamy dalej za tym „dużo więcej”. Prowadzeni przez babinę, za którą nikt nie dałby pięciu groszy, trafiamy na słynną w Przemyślu ulicę Kopernika. Jej patron stwierdził, że Ziemia się kręci wokół Słońca, a tutejsi lokatorzy wiedzą też, że się kręcił, ale... wokół wódy. 24 godziny na dobę. Ulica Kopernika to trakt, przy którym znajduje się kilkanaście tzw. noclegowni dla „innostrańców”. Doba 5 zł; pluskwy i wszy – za darmo. Jednak nie o ten biznes tu chodzi. Ulica Kopernika to prawdziwa fabryka gorzały, i to – według naszych informatorów (m.in. z CBŚ) – wcale nie tej przemycanej ze Wschodu. Technologia wygląda następująco: na przykład z Holandii wjeżdżają do Polski w cysternach hektolitry komponentu służącego do produkcji płynu do spryskiwaczy szyb. Sprowadza go firma X – jak najbardziej legalnie, bo ma takie prawo. Następnie równie legalnie sprzedaje
np. 10 ton substratu firmie krzak, która tak naprawdę nie istnieje, a więc po alkoholu ginie wszelki ślad. Ginie pozornie, bo my jego ślady odnalazłyśmy w Przemyślu. Tamże ten trefny alkohol poddawany jest obróbce chemicznej, podczas której za pomocą chloru wytrącane są składniki niepożądane. Oczywiście teoretycznie, bo chodzi tylko o przejrzystość płynu. Część syfu i tak pozostaje... plus ślady chloru – trucizny. Andrzej M. z CBŚ twierdzi, że takie przeistaczanie płynu do szyb w wódkę odbywa się w kilku (trzy do pięciu) miejscach w Polsce. Jednak absolutna centrala to Przemyśl. Stolica przerzutu na cały kraj. Według niego, co 20. butelka wódki na polskim rynku jest trefna. Jeśli doliczyć setki innych zdolnych „producentów” w całym kraju, może to być co dziesiąta flaszka gorzały. Czy towar sprzedawany jest wyłącznie na bazarach? Nic podobnego. Wytwórcy posiadają „autentyczne znaki akcyzy i etykiety” (drukowane przez swoich ludzi w Szczecinie), mają butelki zbierane przez – jak mówią – „szambonurków” po śmietnikach, mają też łatwe do zdobycia automaciki do zaciskania nakrętek. Powtórzmy jeszcze raz: w Przemyślu, pod okiem policji i straży miejskiej oraz tajnych placówek policji, dwie dziennikarki z „Faktów i Mitów” mogły kupić tysiąc litrów spirytusu (6 zł za litr) i wielką liczbę papierosów (2 zł za paczkę Monte Carlo). Proponowano nam także broń, ale akurat w ten interes nie chciałyśmy się wdawać. Korciło nas oczywiście, aby zapytać służby odpowiedzialne za ściganie kontrabandy i gigantycznej, nielegalnej produkcji, co one na to, ale dobrzy ludzie poradzili nam, żeby raczej nie zwracać się z tym pytaniem do przemyskiej policji, bo można sobie
napytać sporej biedy. – Porozmawiajcie raczej ze Strażą Graniczną. Oni próbują walczyć, choć z mizernym skutkiem – radził nasz przemyski przewodnik. – W nocy z 14 na 15 grudnia (kilka godzin przed naszym przyjazdem do Przemyśla) Straż Graniczna wspólnie z grupą mobilną Izby Celnej zrobiła nalot na jedną z noclegowni przy ulicy Kopernika. – Zarekwirowaliśmy 319 litrów alkoholu bez akcyzy i 270 tys. papierosów. Wartość tych fantów to ponad 133 tys. zł. Takie akcje są prowadzone niemal codziennie. W pierwszym półroczu ujawniliśmy kontrabandę wartości ponad 5 mln zł, to jest o 25 procent więcej niż przed rokiem – poinformowała nas porucznik Elżbieta Pikor z Bieszczadzkiej Straży Granicznej. Nasi informatorzy twierdzą, że Straż – choć się stara – wyłapuje jakieś 3 proc. nielegalnej produkcji. Czy wódkę produkowaną przy ul. Kopernika można nabyć tylko pokątnie, na bazarach? Nic podobnego! Stoi sobie ona spokojnie na półkach sklepów od Szczecina po Ustrzyki Górne. Dostaje się tam via niektóre hurtownie, które chętnie zaopatrują się w wielokrotnie tańszy produkt. Sprzedawca często nie wie nawet, co sprzedaje, a klient orientuje się, co wypił, dopiero nazajutrz, gdy na potworny ból głowy nie pomagają żadne pastylki. Udało nam się ustalić, że lwia część wódki „Przemyślanki” trafia na Śląsk za pomocą firm kurierskich i PKP. Tymczasem „przemysłowcy” z ul. Kopernika zacierają ręce. W nowym roku ma wzrosnąć akcyza na alkohol. Ich zysk zatem niesłychanie wzrośnie. JOANNA GAWŁOWSKA BARBARA SAWA Fot. WHO BEE, BS PS Za tydzień napiszemy, jak można odróżnić trefną wódkę od tej, która idzie na zdrowie
12
INTERWENCJE „FiM”
Okrutny eksperyment na 3-letnim chłopcu, którego los wzięła w swoje ręce krakowska Temida i „placówka wychowawczo-opiekuńcza o charakterze katolickim”, dobiegł końca. Po kilku miesiącach przymusowego pobytu w założonym przez jezuitów Ośrodku Opiekuńczo-Wychowawczym „Dzieło pomocy dzieciom”, wrócił do domu 3-letni tytułowy bohater naszej „Ballady o Andrzejku” („FiM” 41/2005). Przypomnijmy: 4-miesięczne, chore i zaniedbane niemowlę postanowieniem Sądu Rejonowego w Myślenicach trafiło w kwietniu 2003 r. pod tymczasową opiekę Lucyny i Jana Zbożeniów, którzy w Dziekanowicach koło Krakowa wychowują własną córkę oraz zastępują biologicznych rodziców ośmiorgu dzieci w wieku od 5 do 18 lat. W październiku 2003 r. Zbożeniowie wystąpili o ustanowienie ich rodziną zastępczą również dla najmłodszej pociechy. Wyniki pierwszych wywiadów środowiskowych potwierdzały, że Andrzej jest dzieckiem kochanym, zadbanym i prawidłowo się rozwija. Sytuacja uległa diametralnej zmianie, gdy wokół malucha zaczęło się kręcić „Dzieło”. Biegli z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Opiekuńczego w Krakowie uznali nagle (opinia z 29 października
Ballada – epilog
2004 r.), że dla Andrzejka „najkorzystniejsze byłoby danie mu szansy wzrastania w warunkach normalnej rodziny (adopcyjnej)”. W marcu 2005 roku Sąd Rejonowy dla Krakowa Podgórza nakazał Zbożeniom oddać dziecko „Dziełu”, które miało znaleźć chętnych do adopcji. Lucyna i Jan próbowali powstrzymać egzekucję kolejnym wnioskiem (sierpień 2005 r.) o ustanowienie
ich rodzicami zastępczymi chłopca, jednak sąd podtrzymał wcześniejsze orzeczenie, gdyż „nie zostały uprawdopodobnione okoliczności uzasadniające jego zmianę”. „Dzieło” zabrało Andrzejka 12 września 2005 r., po 27 miesiącach wychowywania go przez Zbożeniów. Później były ich heroiczne pojedynki z kierownictwem placówki, problemy z uzyskaniem zezwoleń na odwiedziny...
Porady prawne W „FiM” 40/2005 znalazłam poradę prawną dotyczącą kwoty bazowej przy przechodzeniu z renty inwalidzkiej na emeryturę. Proszę o podanie daty i sygnatury powołanego w niej orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego (Alicja G., Warszawa) Orzeczenie to zostało wydane przez Trybunał Konstytucyjny w dniu 11 lutego 1992 r. i posiada sygnaturę OTK 1992/I poz.7 str. 93. ¤¤¤ Moja parcela oraz mojego sąsiada od niepamiętnych czasów posiadały wspólny wjazd. Po śmierci sąsiada jego spadkobierca postawił ogrodzenie dokładnie na granicy działek i tym samym pozbawił mnie nie tylko wjazdu, ale znacznie utrudnił dostęp do furtki prowadzącej na moje podwórze. Pozostało jedynie wąskie przejście, przez które nie da się wprowadzić nawet dziecięcego wózka. Czy jest szansa na zmianę tej sytuacji? (H. Sadownik, Lublin) W sytuacji, kiedy nieruchomość nie ma odpowiedniego dostępu do drogi publicznej lub należących do tej nieruchomości budynków gospodarskich może Pani żądać od sąsiada
§
ustanowienia za wynagrodzeniem służebności drogowej, zwanej służebnością drogi koniecznej. Jeżeli – jak Pani pisze – od lat korzystała Pani ze wspólnej bramy, to jest wysoce prawdopodobne, że nastąpiło zasiedzenie drogi koniecznej. Jeśli nie dojdzie do zasiedzenia, to może dojść do sądowego ustalenia drogi koniecznej. Przeprowadzenie drogi koniecznej powinno uwzględniać potrzeby nieruchomości nie mającej dostępu do drogi publicznej i jak najmniej obciążać grunty, przez które droga ma prowadzić. Udostępnienie Pani wjazdu na teren posesji powinno być zgodne z zasadami współżycia społecznego i uwzględniać miejscowe zwyczaje, wydaje się zatem, że wspólna brama wjazdowa stanowi najrozsądniejsze rozwiązanie. Jeżeli nie uda się Pani zawrzeć z sąsiadem porozumienia, może Pani złożyć w sądzie miejsca położenia swojej działki wniosek o ustanowienie drogi koniecznej. Sąd z urzędu orzecze wówczas o wynagrodzeniu za ustanowienie służebności, które może mieć formę jednorazowej opłaty lub świadczeń okresowych (rocznych, kwartalnych, miesięcznych). ¤¤¤ Jestem właścicielką lokalu M-2 i chciałbym przepisać prawo własności na syna, ponieważ córka zrzeka się połowy na jego korzyść, a najlepiej na 17-letnią wnuczkę.
Powód? Żeby nie psuli szczęścia dziecka: według opinii sporządzonej przez jezuicką placówkę 11 października – „Andrzej jest wesołym, radosnym chłopcem, łatwo nawiązuje kontakt z innymi dziećmi i wychowawcami”. Ba, wcale nie przepada za systematycznymi (co drugi dzień) odwiedzinami Zbożeniów, gdyż „po tych wizytach chłopiec nie ujawnia nadmiernej tęsknoty, szybko
W jaki sposób mam tę sprawę załatwić i czy będzie to związane z jakimiś kosztami? (Halina S., Łódź) Jako właścicielka mieszkania może nim Pani swobodnie za życia rozporządzać, co oznacza, iż wedle swej woli ma Pani prawo je sprzedać, obciążyć hipoteką, wynająć, jak również podarować wybranej przez siebie osobie. Osoba ta może, ale wcale nie musi być Pani krewną. Tym bardziej nie ma żadnych przeszkód, aby podarowała Pani mieszkanie swojej wnuczce. Do przeniesienia własności nieruchomości wymagana jest forma aktu notarialnego, co pociągnie za sobą koszty notarialne. Nadto wnuczka będzie musiała zapłacić podatek od otrzymanej darowizny. Jeżeli pyta Pani o kwestie związane z dziedziczeniem, to jeśli nie jest Pani osobą zamężną, to w świetle ustawy cały spadek dziedziczą po Pani dzieci – syn i córka w częściach równych. Żadne z dzieci nie będzie natomiast dziedziczyło po Pani mieszkania, jeżeli jego właścicielką ustanowi Pani za życia wnuczkę. ¤¤¤ Moi rodzice posiadali kolekcję obrazów. Po śmierci ojca mama sprzedała obrazy. Czy ze sprzedanych obrazów coś mi się należy? Oprócz mnie jest jeszcze brat mieszkający z mamą. (Konrad S., Duszniki Wlkp.) Jeżeli Pański tata nie pozostawił testamentu, to spadek po ojcu dziedziczą Pan, mama oraz brat po 1/3 części. Powyższe powinno zostać stwierdzone przez sąd spadku postanowieniem o stwierdzeniu nabycia spadku. Czym
wraca do grupy i znajduje sobie jakieś zajęcie”. Po prostu idylla... Gdy przeniknęliśmy do wnętrza „Dzieła” i na własne oczy obserwowaliśmy rozpacz malca przy pożegnaniu z Lucyną oraz 17-letnim Sylwkiem, jednym z „braci” chłopca, o mało nam serce nie pękło. Spuszczamy na to jednak zasłonę milczenia, gdyż wszystko skończyło się szczęśliwie. Opinia biegłych – Małgorzaty Kowanetz i Tomasza Rajtara ze znamienitego Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie – wydana 10 listopada 2005 r. definitywnie potwierdziła kwalifikacje Zbożeniów do sprawowania rodzicielskiej opieki nad Andrzejkiem. Sąd uległ tym argumentom, dzięki czemu święta Bożego Narodzenia chłopiec spędził w domu. I tak ma już zostać! A my... Dziękujemy wszystkim ludziom dobrej woli, których poruszyła nasza „Ballada o Andrzejku” i którzy pomogli dziecku oraz zrozpaczonym rodzicom. Nawet nie wiemy, kogo wymienić, bo dobijaliśmy się o interwencję u kilkunastu polityków, urzędników i społeczników. Dziękujemy też wszystkim ludziom nieco gorszej woli, że się nie upierali przy mniemaniu o swojej nieomylności... Wreszcie kłaniamy się nisko dziennikarzom (TVN oraz tygodnika „NIE”), którzy po naszej publikacji podjęli temat, wzmacniając społeczny nacisk na rozsądne rozwiązanie problemu i zaniechanie eksperymentowania na dziecku. I jeszcze kilka słów do „Dzieła”: wam nie dziękujemy... ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor
innym jest natomiast dział spadku, czyli określenie, które przedmioty ze spadku otrzymają poszczególni spadkobiercy. Dział spadku może nastąpić umownie w drodze porozumienia między spadkobiercami bądź zostać przeprowadzony przez sąd. Jeżeli obrazy należały do majątku wspólnego rodziców, a udziały we wspólności małżeńskiej były równe, to mama nadal pozostaje właścicielką połowy obrazów. Dziedziczenie dotyczy jedynie połowy przypadającej po ojcu. Skoro mama sprzedała wszystkie obrazy, to może Pan żądać zapłaty 1/6 ich łącznej wartości. ¤¤¤ Moja przyjaciółka, która jest bezdzietną panną, w testamencie sporządzonym przez notariusza uczyniła mnie spadkobiercą swojego własnościowego spółdzielczego mieszkania. Jak przedstawia się sprawa zachowku dla jej siostry i brata? (Władysław A., Łaziska Górne) Na mocy przepisów prawa spadkowego uprawnionymi do zachowku są zstępni, małżonek oraz rodzice spadkodawcy, którzy byliby uprawnieni do spadku z ustawy. Zachowek nie przysługuje natomiast krewnym w linii bocznej, czyli rodzeństwu. Jeżeli zatem rodzice Pana przyjaciółki już nie żyją i jest ona osobą bezdzietną, to jej brat i siostra nie mają prawa do zachowku. Drodzy Czytelnicy! Proszę o bardziej szczegółowe przedstawianie w listach do redakcji Państwa spraw i problemów prawnych. MECENAS
§
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r. Co roku naukowcy z Uniwersytetu Berkeley przyznają „prestiżowe” Nagrody Darwina osobom, które niechcący, na skutek własnej głupoty, wyprawiły się na „tamten świat”... Liczy się niekonwencjonalna metoda oraz skuteczność. Liczba laureatów, którzy wyeliminowali swój materiał genetyczny z zasobów ludzkości, stale rośnie. Przedstawiamy kilka kolejnych przypadków. Naszym zdaniem – najciekawszych. Niedoszły złodziej zmarł podczas próby włamania do sklepu z pamiątkami. Nieszczęśnik chciał dostać się do środka przez komin, ale utknął. Jego okopcone i uwędzone kości znaleziono po piętnastu latach... podczas remontu. ¤ ¤ ¤ Inny amator cudzej własności – trzydziestoletni Joshua – w nocy zakradł się na farmę na Hawajach. Wdrapał się na potężne drzewo koa z zamiarem kradzieży gałęzi tego niezwykle cennego gatunku. Nie był aż tak głupi, aby ciąć gałąź, na której siedział, o nie! Sprytnie wybrał ogromny konar tuż nad swoją głową. Spadająca gałąź skutecznie przetrąciła mu kark. Zwłoki zwisające z wysokości siedmiu metrów nad ziemią znaleziono następnego dnia. ¤ ¤ ¤ Ekipa włoskiego pogotowia ratunkowego znalazła okaleczone ciało 23-letniego Andreasa na poboczu lokalnej drogi. Mężczyzna padł ofiarą własnej intrygi, wymierzonej w towarzystwo ubezpieczeniowe. Aby wyłudzić gigantyczne odszkodowanie, namówił młodszego kuzyna, by ten obciął mu nogę za pomocą piły łańcuchowej. Po wykonanej robocie przerażony chłopak uciekł, wyrzucając piłę do rzeki, a Andreas zdążył jeszcze telefonicznie wezwać pomoc, po czym całkowicie się wykrwawił.
13
Nagrody Darwina (3) ¤ ¤ ¤ Podczas zjazdu stromą górską drogą hamulce furgonetki, którą Marco wiózł ośmiu towarzyszy, odmówiły posłuszeństwa. Przerażony kierowca zdecydował się poświęcić życie pasażerów i sam wyskoczył z pędzącego auta. Uderzył głową o nawierzchnię i zginął na miejscu. Chwilę później jego kolegom udało się zapanować nad pojazdem. ¤ ¤ ¤ Dwóch pijaczków z New Jersey postanowiło się rozerwać. Jeden za-
ładował zabytkową strzelbę garścią petów, dodał stosowną ilość prochu i z odległości dwóch i pół metra wypalił do kolegi. Bezpośrednią przyczyną zgonu ofiary okazały się trzy pety, które utkwiły w sercu trzydziestojednolatka. ¤ ¤ ¤ Ośmiu świeżo upieczonych studentów college’u w Tennessee kręciło się późnym wieczorem wokół budynku biblioteki. Znudzeni chłopcy postanowili, że dla zabawy wskoczą do otworu w murze, który, jak sądzili, był rynną do transportowania bielizny do pralni. Niestety,
w bibliotekach nie ma takich rynien, a dziura, którą wybrali, była kanałem na śmieci. Pierwszy śmiałek po odlotowym ślizgu przez trzy piętra skończył pod ogromnym automatycznym zgniataczem. ¤ ¤ ¤ Mocno podpity dwudziestolatek z Kalifornii, widząc grzechotnika z wysuniętym w jego kierunku językiem, postanowił na tak jawny brak manier odpłacić tym samym. Pokazał wężowi język, a ten błyskawiczne zaatakował wysunięty organ. Jad wywołał u człowieka obrzęk krtani i w konsekwencji śmierć przez uduszenie. Żeby pozbyć się gniazda os z ulubionego drzewka pomarańczowego pewien farmer z São Paulo (Brazylia) obwiązał szczelnie głowę foliowym workiem i z zapaloną pochodnią ruszył na wroga. „Zbroja” skutecznie ochroniła go przed ukąszeniami, dymem i... tlenem. ¤ ¤ ¤ Wędkarze w Norwegii, chcąc przed połowem zdobyć robaki na przynętę, wsadzają do ziemi dwunastowoltowe elektrody. Młody amator moczenia kija postanowił udoskonalić tę metodę, używając prądu o napięciu 120 woltów i częstotliwości 50 herców. Żeby się nie męczyć, usiadł na odwróconym metalowym wiadrze, jedną elektrodę umieścił w ziemi, a drugą... do ostatniej chwili swojego dwudziestotrzyletniego życia trzymał w ręce. ¤ ¤ ¤ Pewien Niemiec chciał się przekonać, jak został zbudowany granat z czasów drugiej wojny światowej. W tym celu unieruchomił go w imadle i zaczął powoli rozcinać za pomocą piły tarczowej. Wywołana w ten sposób eksplozja odrzuciła jego ciało na odległość kilku metrów. W różnych kierunkach. ¤ ¤ ¤ Kobieta z Rome w stanie Nowy Jork chciała wykurzyć natrętne mrówki ze swojego
ogrodu. Przeżyłaby zapewne oblanie mrowiska benzyną, gdyby nie jej natrętny nałóg palenia. ¤ ¤ ¤ Pięćdziesięciotrzyletnia mieszkanka Florydy zapragnęła poprawić kształt swoich pośladków poprzez wszczepienie w nie silikonu. Wybierając najgorszej klasy chirurga plastycznego, dama owa zażyczyła sobie na dodatek, by operacji dokonano w jej domu. Nieprzytomna,
z serią zagadkowych nakłuć na pupie, trafiła na ostry dyżur do szpitala, gdzie wkrótce zmarła. ¤ ¤ ¤ Niektórym prestiżowa Nagroda Darwina przeszła koło nosa, bo mimo usilnych starań dotąd nie udało im się wyeliminować własnego materiału z puli genowej ludzkości. Jednak za to, że byli blisko, zasłużyli przynajmniej na wyróżnienia. Tak jak mężczyzna w sile wieku, który
trafił na ostry dyżur, uskarżając się na silne bóle brzucha i krwawienie z odbytu. Rumieniąc się, wyznał lekarzom, że podczas nieobecności żony zabawiał się sam ze sobą i w podnieceniu wepchnął... surowe jajo w głąb odbytnicy. Wpadł w panikę i próbował wydostać je za pomocą zakrzywionego wieszaka. Ten jednak znacznie łatwiej było włożyć niż wyjąć. Przedmiot, który przebił ścianę jelita o mały włos nie zabił nieszczęśnika. Pomogła operacja. ¤ ¤ ¤ Kobieta zwiedzająca ogród zoologiczny w Charkowie (Ukraina) zapragnęła zażyć kąpieli w towarzystwie hipopotama Maszy. Kiedy przeskoczyła ogrodzenie, okazało się, że trzytonowe, spokojne roślinożerne zwierzę nagle zmieniło upodobania kulinarne. Tonącą kobietę uwięzioną w szczękach olbrzyma uratowali pracownicy ogrodu. ¤ ¤ ¤ Lekarze zmuszeni byli ratować życie i przyrodzenie pewnemu mężczyźnie, który – wychodząc spod prysznica – zaczął drażnić pieska żony, wymachując przed nim swoim członkiem. Wkurzony zwierzak chwycił „chrząstkę” w zęby i zawisł na niej całym ciężarem. Po chwili przerażony wrzaskiem pana puścił zdobycz i czmychnął. Mężczyznę pozszywano w szpitalu. Będzie mógł mieć dzieci. ¤ ¤ ¤ Jak widać, laureatami Nagród Darwina zdecydowanie częściej są mężczyźni. O czym to świadczy? Ewolucja jest po stronie kobiet! ¤ ¤ ¤ Na podstawie: Wendy Northcutt, „Nagrody Darwina 3” Opracował MIKOŁAJ
14
Kochliwe damy T
ina Marie Stebbins z Big Bear City jest zakochana po uszy w Christianie Lindbadzie i zamierza go poślubić w więzieniu.
Wybranek serca idzie siedzieć, bo postrzelił narzeczoną w krocze, a potem przez 6 dni trzymał ją w garażu, by nie wygadała na pogotowiu, kto ją tak urządził. Ale nie wylizała się sama i w końcu w stanie krytycznym trafiła do szpitala. „Wybaczyłam mu i modlę się, by też mi wybaczył, że go zawiodłam, gdy mnie potrzebował najbardziej” – oświadczyła patetycznie narzeczona.
Z kolei Lisa Clark ze stanu Georgia ma 37 lat i smak na młodych chłopaków. Wreszcie doszło do tego, że zaszła w ciążę z 15-latkiem. Para się pobrała, bo prawo stanu tego nie broni. Ale następnego dnia małżonka została zamknięta, bo kodeks stanu Georgia uznaje uwiedzenie 15-latka za molestowanie seksualne dziecka. TN
Koko chce cyca P
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
ZE ŚWIATA
racowniczki kalifornijskiej instytucji Gorilla Foundation wytoczyły sprawę sądową swemu prezesowi. A wszystko przez Koko.
Koko to wyjątkowo zdolny goryl, który potrafi porozumiewać się z ludźmi za pomocą języka migowego. Któregoś dnia prezes Patterson polecił Nancy Alperin i Kendrze Keller, żeby pokazywały małpie swe biusty. Podobno takie życzenie językiem migowym wyraził sam goryl. Kobiety kategorycznie odmówiły. Jakiś czas potem
zostały zwolnione z pracy. Twierdzą, że powodem była odmowa zrobienia striptizu dla goryla. Dyrekcja wprawdzie utrzymuje, że chodziło o coś zupełnie innego, ale zdecydowała się załatwić sprawę polubownie. Dobrze, że Koko nie został oskarżony o molestowanie seksualne. W końcu też facet. CS
merykanie zawsze przodowali w makabrycznych pomysłach... Przed laty właśnie w USA narodziła się gra chicken (kurczak). Polegała na tym, że dwaj dżentelmeni jechali samochodami naprzeciw siebie, a który pierwszy skręcił kierownicę, aby uniknąć czołowego zderzenia, zyskiwał mało chlubne miano „kurczaka”. Z czasem ta wesoła zabawa uległa modyfikacji: należało położyć się na białej linii rozdzielającej pasy ruchu na drodze i leżeć, wrzeszcząc z ekscytacji i rozkoszy. Kto przeżył – wygrywał. Najcenniejszą wygraną uzyskiwało się na drodze o dużym ruchu, a do tego – w nocy. Ostatnimi czasy studenci amerykańscy mszczą się na parlamentarzystach, którzy na moment wypicia pierwszego legalnego kieliszka lub opróżnienia butelki wyznaczyli im datę 21 urodzin. W dzień 21. urodzin ofiary tej bezwzględnej prohibicji biorą srogi odwet na legislatorach. Żeby udowodnić swą gotowość wkroczenia do grona pełnowartościowych dorosłych, trzeba taśmowo wychylić 21 kieliszków wódki lub butelek piwa. Potem, jeśli się przejdzie przez ten chrzest, drinkowanie trwa nadal. Niestety, niektóry zapominają, że nie posiadają genów rosyjskich – ich organizmy zostają znokautowane dawką alkoholu i koledzy finalizują huczne urodziny przedwczesnym pogrzebem jubilata. W tej konkurencji coraz
A
helsea, córka prezydenta Clintona, wciąż jest niezamężna, choć czas leci i od 5 lat czeka na nią świetna partia... Godwin Kipkemoi Chepkurgor, kacyk plemienia z Kenii.
C
Wódz skarży się, że zaproponował ojcu prezydentówny 40 kóz i 20 krów za jej rękę i wciąż nie otrzymał odpowiedzi. Z kolei 28-letni mieszkaniec Oregonu oświadczał się w pelerynie
nasiąkniętej benzyną. Gdy poprosił Malissę Kusiek o rękę, podpalił się, by dać do zrozumienia, że ma poważne zamiary. Bogdanka oświadczyny przyjęła, narzeczonego z trudem odratowano. JF
Statua w kondomie Buenos Aires na 75-metrowy obelisk w kształcie fallusa – stojący w centrum stolicy Argentyny – naciągnięto za pomocą dźwigów błyszczący, różowy kondom.
W
Akcja była dziełem władz miejskich, które zignorowały gromy potępienia ze strony katolickiego Kościoła. W minionym roku AIDS zabił 66 tys. ludzi w Ameryce Południowej. Dzięki upowszechnieniu
użycia prezerwatyw żniwo choroby w Argentynie zmniejszyło się od 1996 roku o 45 proc. Główną przyczyną zarażeń w regionie jest wciąż seks bez zabezpieczenia. TW
przypadkami samobójstw, biją na alarm. Wzywają rodziców, by obserwowali swych potomków, szukając na ich szyjach śladów zabawy. Nastolatkom z ostatnich klas podsta-
Odjazdowe zabawy niejszą formą szpanu. 13-letni prymus Colin Russell przyszedł ze szkoły, odrobił lekcje, pobawił się z psem. Po obiedzie wszedł do szafy, założył sobie pętlę na szyję i się
powiesił. Samobójstwo? Skądże. Bawił się w „odjazd”. W zabawie chodzi o to, by się – samemu lub z czyjąś pomocą – poddusić do progu utraty przytomności. Powoduje to stan oszołomienia... Szkoły w całym kraju, zaalarmowane podobnymi
fizer, producent viagry, jest rozżalony i rozczarowany. Impotenci odwracają się od cudownego leku. Kiedy w roku 1998 viagra wystartowała, od razu zrobiła globalną karierę. Rok później zyski ze sprzedaży przekroczyły już miliard dolarów. Firmy inwestycyjne podniecały się, że obroty w roku 2000 sięgną 2,6 mld dolarów, a w roku 2004 wywindują się na pułap 4,5 mld dolarów. Tymczasem w 2005 roku popularność viagry zmalała: sprzedaż dokuśtykała z trudem do 2,5 mld dolarów (i to razem z jej nowymi odmianami: cialis i levitra), mimo że na reklamę wydano w prawie pół miliarda dolarów. Nie to, że przestała działać – wciąż legitymuje się 70-procentową skutecznością w usztywnianiu wiotkości, a skutki uboczne nie są dokuczliwe (poza zawałami i okazjonalną ślepotą). Po prostu impotentom viagra zaczęła wisieć. Nie kupują, choć większość ubezpieczeń wciąż zwraca koszty za 5–7 pastylek miesięcznie.
P
Oblicza miłości
częściej startują panie, powiększając fortuny zakładów pogrzebowych. Obecnie obserwujemy narodziny najnowszej zabawy, która w środowisku nastolatków staje się najmod-
wówki perswaduje się, jakie to niebezpieczne i co może się zdarzyć. Ale okazuje się, że oni o tym znakomicie wiedzą. Jak dotąd „odjazdem” załatwiło się na amen już ponad pięćdziesięciu smarkaczy. Nie oni wymyślili tę zabawę. Znacznie wcześniej cieszyła się ona renomą wśród onanistów. Podduszanie w momencie szczytowania daje ponoć absolutnie odjazdowy orgazm. Przypuszcza się, że w ten sposób niechcący załatwił się pisarz Jerzy Kosiński; znaleziono go nieżywego w wannie z workiem plastikowym na głowie, a zgon oficjalnie zakwalifikowano jako samobójstwo. Amerykanie pokazują, że mimo kryzysu, wojny w Iraku i prezydenta George W. Busha – wciąż potrafią się bawić – do końca. J. FREEMAN
Potencjalni użytkownicy leku to mrowie ludzi: połowa panów po czterdziestce wykazuje przynajmniej łagodne objawy niepełnosprawności w tym względzie. Ale po receptę udaje się tylko 15 proc. Część mężczyzn się wstydzi, ale spora liczba po prostu się poddała i wzięła z seksem rozbrat. „Koncepcja, że każdy z zaburzeniem erekcji będzie chciał tę tabletkę, nie odpowiada rzeczywistości – konstatuje profesor urologii z Harvard Medical School Abraham Morgentaler. – I nie ma w tym nic złego”. Popyt spada także w gronie tzw. rekreacyjnych konsumentów viagry – młodych mężczyzn, którzy mieli nadzieję na ekstatyczne wrażenia. Niestety, viagra nie potęguje podniecenia, poprawia tylko ukrwienie prącia. Największym konsumentem viagry są Amerykanie; lekarze przepisują ją 17 mln razy w roku. Nie jest to dużo, bo na środki antydepresyjne wypisuje się w USA 100 mln recept rocznie. TN
Impotentom wisi
Wsi sielska ... Podeszły wiek prostytutek jest ich największym atutem... w Australii. Na tamtejszej prowincji „dama” nadgryziona zębem czasu to rarytas. John Scott z australijskiego University of New England przebadał gruntownie zjawisko podaży i popytu na usługi seksualne. Wyszło mu, że przemysł ten rozkwita w małych
miasteczkach antypodów. W dużych miastach seniorki wypierane są przez młody narybek i udają się za chlebem na wieś. Prostytutki z metropolii co kilka miesięcy organizują tournée po prowincji, reklamując się wcześniej i przyjmując zamówienia na usługi. „Porównałbym je do podróżujących muzyków” – stwierdza Scott, który przeanalizował ogłoszenia
towarzyskie i przeprowadził wywiady z prostytutkami. Najstarsza, z jaką rozmawiał, miała 58 lat, ale opowiadano mu o paniach po 60., a nawet jednej 70-letniej matuzalemce, wciąż znajdującej popyt. „Są w biznesie 20–30 lat. Również ich klienci są starsi, bardziej uprzejmi, zainteresowani nie tylko seksem, ale i damskim towarzystwem”. Domy publiczne są w Australii legalne, ale nie mogą funkcjonować w pobliżu szkół, kościołów ani osiedli mieszkaniowych. PZ
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r. Uczestnicząc w wigilijnej mszy wbrew zakazowi hierarchii kościelnej, kilka tysięcy naszych rodaków zamieszkałych w USA zdecydowało się na zbiorowe popełnienie grzechu śmiertelnego. Buntownikom przewodzi młody polski ksiądz z Żagania... Tegoroczna pasterka w „polskiej” parafii katolickiej św. Stanisława Kostki w Saint Louis (USA) znalazła się na czołówkach wielu amerykańskich gazet. Mszę odprawił świeżo ekskomunikowany (16 grudnia 2005 r.) 31-letni ksiądz Marek Bożek (fot. 1 i 2). Mimo pogróżek ordynariusza archidiecezji St. Louis, arcybiskupa Raymonda Burke’a (fot. obok), że uczestnictwo w uroczystościach jest równoznaczne z popełnieniem grzechu śmiertelnego, na ten samobójczy krok zdecydowało się ponad 2 tysiące naszych rodaków. Ryzyko popełnienia grzechu mniejszej wagi podjęło również kilkuset rodowitych Amerykanów, którzy demonstrowali poparcie dla polskiej schizmy. ¤¤¤ Parafia św. Stanisława Kostki jest ewenementem, i to prawdopodobnie na skalę światową, gdyż ma w papierach gwarancję, że żaden biskup nie może kontrolować jej finansów. Kościół wybudowali polscy imigranci pod koniec XIX wieku. Ówczesny ordynariusz Saint Louis – abp Peter Kenrick – podpisał 8 maja 1891 r. uroczystą deklarację, na mocy której zarówno tytuł własności ziemskiej, jak i pozostały majątek parafii zostały notarialnie przekazane „na wieczność” korporacji należącej do wiernych, a zarządzanej przez Radę Dyrektorów. Na tyle przedsiębiorczych, że aktualna wartość wspólnego dobra szacowana jest na 9,5 miliona dolarów (m.in. 3,2 ha ziemi bezpośrednio przyległej do kościoła oraz supernowoczesne Centrum Polskiego Dziedzictwa o wartości 2,5 mln dol.). ¤¤¤ Jak już wielokrotnie pisaliśmy, amerykański Kościół kat. przeżywa finansową zapaść z powodu licznych i wysokich odszkodowań dla ofiar seksualnego molestowania przez księży (np. archidiecezja Portland w stanie Oregon wystąpiła do sądu o ogłoszenie bankructwa). Nie dziwi zatem, że w lipcu 2003 r. arcybiskup Justin Rigali (poprzednik abpa Burke’a) powiadomił Radę Dyrektorów od św. Stanisława Kostki, że „Archidiecezja ma życzenie przejęcia kontroli nad aktywami finansowymi i własnością ziemską parafii”, gdyż... utrzymująca się
od ponad wieku sytuacja jest niezgodna z prawem kanonicznym. Ordynariusz zobaczył figę i odpuścił. Gdy w grudniu 2003 r. zastąpił go abp Burke, kwestia pieniędzy zaogniła się do czerwoności. Najpierw okazało się, że proboszcz ks. Phillip Bene podbiera ukradkiem ze wspólnej kasy: „W bardzo krótkim czasie wydał dziesiątki tysięcy dolarów z konta przeznaczonego na opłaty bie-
ZE ŚWIATA Ludzie z Saint Louis ani myśleli trwonić krwawicy przodków na fundusz solidarności z pedofilami: – Właśnie z konieczności płacenia odszkodowań wzięła się „konsolidacja” diecezji poprzez zamykanie „nierentownych” parafii i sprzedaży ich nieruchomości. Kiedyś było pięć polskich kościołów w Saint Louis. Na przestrzeni lat były one stopniowo zamykane, a nierucho-
Seminarium Duchownego w Olsztynie. – Odszedł w 2000 roku po trzech pomyślnie zaliczonych semestrach. Rektorem był wówczas ksiądz prałat Jan Guzowski i to on nakłonił Bożka do rezygnacji – ujawnił nam ks. prof. Władysław Nowak, rektor olsztyńskiej uczelni. – Czy prawdą jest, że zarzucano mu orientację homoseksualną? – za-
Schizma żących wydatków i tym samym – po raz pierwszy w historii parafii – ksiądz roztrwonił środki finansowe powierzone jego administracji” – czytamy w komunikacie Rady Dyrektorów. Gdy wierni pozbawili plebana kontroli nad finansami i po raz kolejny odmówili (w demokratycznym referendum, 299 głosami przeciwko 5) ordynariuszowi dostępu do żłobu, w sierpniu 2004 r. arcybiskup odwołał z parafii wszystkich księży oraz zabronił odprawiania w kościele mszy, zaś wiernym – uczestnictwa w „nielegalnych” uroczystościach. „Kto złamie polecenie, popełni grzech śmiertelny” – napisał w specjalnym dekrecie arcypasterz.
mości sprzedawane, co zasilało kasę archidiecezji. Został jeden... Oczywiście, arcybiskup na prawo i lewo deklaruje, że polskiej parafii nie zamknie i ziemi nie sprzeda, ale uchyla się od podpisania kontraktu, który dawałby nam możliwość dochodzenia w sądzie odszkodowania w wypadku złamania słowa przez władze diecezji. Krótko mówiąc: bronimy dorobku polskiej emigracji w Saint Louis za ostatnie 125 lat. To dla nas ważniejsze niż nabijanie kabzy arcybiskupa w imię „jedności Kościoła” i przestrzegania prawa kanonicznego – tłumaczy Piotr Kornacki z parafii św. Stanisława Kostki. A że nie było w Ameryce odważnego księdza, który zgodziłby się osieroconych duszpastersko poratować, to nawet po śmierci JPII nie pozwolił arcybiskup – mimo usilnych próśb – mszy w polskiej parafii odprawić. 1
pytaliśmy, bogatsi w wiedzę z tzw. kontrolowanych przecieków, wypuszczanych przez otoczenie abpa Burke’a. – Mogę potwierdzić tylko, że chodziło o kwestie obyczajowe – odpowiedział ks. Nowak. Z 85 dolarami w kieszeni („oraz listem polecającym metropolity war-
15
objąć stanowisko proboszcza w parafii św. Stanisława Kostki, za co dwa tygodnie później abp Burke obłożył ks. Bożka ekskomuniką, tzn. wykluczeniem ze wspólnoty Kościoła kat. (6-osobowa Rada Dyrektorów z Billem Bialczakiem na czele skierowanie do piekła otrzymała nieco wcześniej). Nasz rodak z Żagania jednak nie pękł i tak oto skomentował klątwę: – Niektórzy ludzie z hierarchii Kościoła poczuli się zagrożeni tym, co dzieje się w parafii. Oskarżono nas o schizmę i uznano za ekskomunikowanych, bo pragniemy pozostać przy wierze naszych ojców. Kara jest zbyt poważna, aby ją lekko potraktować i będziemy odwoływać się do Stolicy Apostolskiej, w nadziei że Ojciec Święty zrozumie wyrządzoną nam niesprawiedliwość. Odkładając na później proceduralne przepychanki z Watykanem, parafia w St. Louis pełną parą rozpoczęła przygotowania do świąt Bożego Narodzenia... 2
mińskiego księdza arcybiskupa Edmunda Piszcza” – twierdzi nasz olsztyński informator) Bożek pojechał do Ameryki. Tam dokończył studia i został księdzem diecezji Springfield-Cape Girardeau, zarządzanej przez biskupa Johna Leibrechta. Delegacja z Saint Louis dotarła do młodego księdza, gdy był wikariuszem parafii św. Agnieszki w Springfield... ¤¤¤ 2 grudnia 2005 r. ks. Bożek oznajmił swemu biskupowi, że samowolnie rezygnuje z funkcji wikarego i udaje się do St. Louis, by
W Wigilię kościół trzeszczał w szwach (fot. 3), choć w rejestrach parafii figuruje zaledwie 450 dusz. Roztoczony przez abpa Burke’a zapach siarki przyciągnął na pasterkę tłumy wiernych i ciekawskich. Masowo przyjmowali komunię, śpiewom i radości z pokazania wała arcybiskupowi nie było końca. „Każdy może zostać pasterzem. Kościół to nie księża, nie biskupi, nie papież. Kościół to wy!” – mówił w kazaniu ks. Bożek. Amerykański sen... ANNA TARCZYŃSKA współpraca: TN, KC 3
Parafianie próbowali zainteresować problemem biskupów polskich, szukali nawet pomocy u samego papieża Jana Pawła II. Niestety, hierarchom znad Wisły sprawa w ogóle nie mieściła się w głowie, zaś Watykan jak zwykle stanął murem za bratem w biskupstwie, nakazując owieczkom ślepe posłuszeństwo, a przede wszystkim – dobrowolne oddanie zgromadzonego majątku.
Taka sytuacja utrzymywała się aż do ubiegłorocznego grudnia... ¤¤¤ Marek Bożek urodził się 18 grudnia 1974 r. w Żaganiu. Postanowił zostać księdzem i wstąpił do Hosianum – Wyższego
16
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
ŻYDZI POLSCY (cz. 15)
W objęciach kabały W atmosferze zagrożenia i pogromów Żydzi stworzyli nowy rodzaj mitologii – kabałę. Tylko życie w ciągłym mistycznym uniesieniu – zdaniem kabalistów – pozwalało zapomnieć o cierpieniu i oderwać się od tego świata. Równorzędnie z nauką jawną – jak nazywano studium Talmudu – rozwijała się wśród Żydów polskich nauka tajemna – kabała. Odkąd wydrukowano Zohar (1558 r.), zajmowanie się kabałą stało się dostępne ogółowi i wycisnęło swe piętno w dziełach największych autorów – nie tylko Żydów (na przykład w twórczości A. Mickiewicza, co udowodnił Z. Kępiński). Określenie „kabała” (qabbalah – „tradycja”) odnosi się do żydowskiej tradycji ezoteryczno-mistycznej, której początki ujawniły się w nurcie rabinicznym w II w., zapoczątkowując charakterystyczną dla kabały mistykę i filozofię języka hebrajskiego. Kabaliści utrzymywali, że na górze Synaj Jahwe przekazał Mojżeszowi wraz z Torą także ich tradycję. Dziś wiadomo, że na jej powstanie wpływ miały czynniki czysto ludzkie, w tym religijno-filozoficzne idee pogańskie: gnostycyzm (od którego kabaliści zaczerpnęli niektóre tematy, m.in. mit upadku ducha w materię i wędrówki duszy przez sfery niebieskie, a także ideę pleromy, odpowiadającą w kabale dziesięciu sefirot); neopitagoreizm (o czym świadczy wprowadzone do kabały pojęcie sefiry, czyli liczby jako zasady
K
świata, oraz motyw reinkarnacji); neoplatonizm (uwidoczniony w przyjętej przez kabałę emanacyjnej formie rozwoju świata); hermetyzm (czerpiący inspirację z religii egipskiej), a nawet arabska mistyka – zwłaszcza sufizm. Bezpośredni wpływ na powstanie kabały późnośredniowiecznej mieli filozofowie żydowscy: Mojżesz Majmonides i Awicebron. Systematyczne ramy nadali kabale chasydzi nadreńscy (reprezentują nurt pietyzmu) w ramach ruchu chasidei Aszkenaz („pobożni z Niemiec”). Praktykowali nową koncepcję pobożności – oryginalną mistykę modlitwy. Najstarszym ośrodkiem kabały, gdzie wypracowano podstawowy jej typ – kabałę teozoficzną – była Prowansja. Tutaj też powstał najstarszy wykład kabały w Sefer ha-Bahir („Księga Jasności”), skompilowanej pod koniec XII w. przez uczniów mistyka Izaaka Ślepca. Pomiędzy XIII a XV w. centrum kabały była Hiszpania z ośrodkami w Geronie i Toledo. Objawiła się ona w dwóch formach: ekstatyczno-prorockiej (jej twórcą był Abraham Abulafia, który podawał się za mesjasza, a w 1280 r. udał się nawet do papieża z zamiarem przekonania go do siebie) i teozoficznej,
ażdego roku na całym świecie świętuje się dzień Sylwestra. Kim był ów Sylwester? O odpowiedź na to pytanie poprosiliśmy wybitnego znawcę tematu – jezuitę Piotra Skargę (1536–1612). – Dlaczego tak uroczyście obchodzimy tzw. sylwestra? – Acz czcigodni Ś. Apostołowie, wszystkie ziemie obeszli, i Bożą znajomość w sercach ludzkich wsiali, wszakże wolności wiara ś. od okrutnych tyranów ściśniona, nie miała, aż nastał Konstantyn cesarz, którego iż Sylwester Kościołowi pozyskał, słusznie się jemu to wszystko przyczyta, co uczynił Wielki Konstantyn dla wiary ś., na służbę Chrystusowi. Przetoż tak chwalebnego męża trudno dostatecznie wychwalić. – Tyle że tak naprawdę niewiele o tym papieżu wiadomo, choć jego pontyfikat trwał – rzekomo – aż 23 lata, 10 miesięcy i 11 dni. – Rodem był z Rzymu z ojca Rufina, a podrosłym będąc, i w wierze chrześcijańskiej wychowany, udał się na ćwiczenie do jednego kapłana pobożnego Cyryna, którego świętych przykładów naśladował.
której przedstawiciele odrzucali drogę medytacji i ekstazy. Z tego drugiego nurtu wywodzi się najznamienitsze dzieło kabalistyczne – Sefer ha-Zohar („Księga blasku”). Napisał ją w 1275 r. hiszpański kabalista – Mojżesz z Leonu, jednak on przypisywał jej autorstwo rabinowi Szymonowi bar Jochajowi (II w.), który miał utrwalić nauki przekazane mu przez proroka Eliasza. Mojżesz z Leonu twierdził, że starożytny rękopis przysłano mu z Ziemi Świętej, ale starania w celu jego odnalezienia spełzły na niczym, szczególnie wobec wyznania wdowy po Mojżeszu. Stwierdziła ona, że manuskrypt takowy nigdy nie istniał, a jej mąż podszył się pod Szymona, by sprzedać swą pracę amatorom pism mistycznych. Mimo to Zohar odniósł gigantyczny sukces, bo chociaż od początku nie wolno go było wykładać w „normalnych” szkołach żydowskich, to do dziś dla wielu pozostaje w kanonie judaizmu – obok ST i Talmudu. W jego treść wtajemniczani byli tylko najbardziej uzdolnieni uczniowie. Teoretykiem polskiego kabalizmu był Matijahu Delakrut, który studiował kabałę w Bolonii. Napisał komentarze do ksiąg kabalistycznych nazwane „Zefirotami”. Jednym z pierwszych, który udał się do Safedu
– Z tym naśladowaniem „świętych przykładów” to bywało różnie. Wszak młody Sylwester został wtrącony do więzienia pod zarzutem przywłaszczenia sobie znaczącej kwoty pieniędzy. Jak do tego doszło?
w Galilei – centrum kabały luriańskiej (nazwanej tak od świętego kabalistyki, Izaaka Lurii) – był Żyd polski z Wołynia, Jezajasz Horowic, znany od swego dzieła jako Szluh. Ponieważ Luria był zwolennikiem ascezy (uważał siebie za reinkarnację części duszy Mojżesza i jednym spojrzeniem na rysy czoła odczytywał, na jakim etapie procesu reinkarnacyjnego znajduje się ludzka dusza...), przeto i Horowic nakładał na ciało surowe ograniczenia: „Dla panowania duszy – pisał – winien człowiek zwracać uwagę na swą mowę, a nadto winien mówić jak najmniej; milczenie jest najbardziej wskazane (...), wskazaną jest także dla człowieka samotność, gdyż ona jest siedmiokroć więcej warta niż studium Pisma. Dlatego winien człowiek jak najrzadziej opuszczać swą samotnię, jak najmniej obcować z ludźmi (...). Post, wór, popiół, płacz, żałoba – oto są środki wiodące człowieka
jest w Ewangelii: tej nocy duszę z ciebie wyrwą, a tego, czem mi grozisz, nie dowiedziesz. Zafrasowany starosta, związać go i w głębokiej wieży posadzić kazał, a nazajutrz, jedząc ryby, kością się udławił. Przelękła się wszystka czeladź
WYWIAD Z NIEOBECNYM
Sylwester ubił smoka – Raz gościa w dom swój przyjmując, niejakiego Tymoteusza z Antyochii, kaznodzieję sławnego, miał w domu swym, i służył mu z ochotą, który gdy dla Chrystusa, do którego już był wiele ludzi przywiódł, od starosty Rzymskiego zabity był, z pilnością ciało jego Sylwester uczciwie pogrzebł, i dla tego od tegoż starosty pojmany jest Sylwester. – I co było dalej? – Upomniał się starosta pieniędzy, których się po Tymoteusie zabitym u Sylwestra jako u jego gospodarza spodziewał, grożąc mu wielkiemi mękami; ale Sylwester, widząc duchem prorockim, co być miało, rzekł staroście ono, co
jego, i nie tylko wolnie Sylwester puszczony był, ale się też wiele ich do Chrystusowej wiary cudem onym i pogróżką Sylwestra obróciło. – Pewnie po takim numerze Sylwek ostro awansował w kościelnej hierarchii? – Gdy lat miał 30, uczynił go Melchiades papież dyakonem, i po jego męczeństwie, na stolicę papieską obrany wstąpił. – Czy on czegoś dokonał? Tylko konkretnie, proszę. – Smok był okrutny w Rzymie pod górą Tarpeium, który powietrze zarażając, wiele ludzi, dzieci zwłaszcza zabijał, i czasów swoich wychodził. Dawać mu żywność ludzie, aby nie
do Boga”. Zakazywał rozrywek, w tym trzymania ulubionych zwierząt i zabaw z dziećmi, co w zasadzie kłóciło się ze starą tradycją rabiniczną, według której grzechem jest odmawianie sobie przyjemności będących dziełem Boga. Mimo ascetycznych poglądów ludzie pokroju Horowica otoczeni byli nimbem świętości. Na nagrobku innego znanego kabalisty, rektora jesziwy krakowskiej Natana Szpiry (zm. w 1633 r.), napisano, że „rozmawiał z nim Eliasz-prorok twarzą w twarz”. Pod wpływem tych i innych nauczycieli wielu żydowskich pokutników, odziawszy się w wory, wędrowało z miasta do miasta; nie brakowało też takich, którzy tarzali się w prochu na progu synagog, prosząc, by po nich stąpano. W obliczu nawałnicy kozackiej na Ukrainie wielu kaznodziejów żydowskich wieszczyło swemu ludowi nieszczęście, wzywając do pokuty. Należał do nich pozostający pod wpływem Lurii rabin Samson z Ostropola. Z kabałą łączyły się mesjanistyczne i apokaliptyczne pierwiastki judaizmu. Była inspiracją dla ideologów ruchów chasydzkich, które powstały w XVIII i XIX w. na terenach Polski i Ukrainy. Postać Lurii, którego kabała tak silnie oddziaływała w Polsce, zainspirowała również znaną współczesną wokalistkę – Madonnę. Żydowska sekta „Kabała”, a także strażnicy grobu Lurii wyrazili zdecydowany sprzeciw wobec umieszczenia przez artystkę imienia ich świętego w jednej z piosenek, która znalazła się na najnowszej płycie Madonny – „Confessiones On a Dance Floor”. Zagrozili jej przy tym poważnymi konsekwencjami ze strony... nieboszczyka Lurii. ARTUR CECUŁA
wychodził, musieli, tak iż wiele pogaństwa jako Bogu ofiary mu czyniło. Ś. Sylwester poszcząc trzy dni z wiernymi, i modląc się, a mając zjawienie przez sen Piotra Św. aby się nie bał, a z tymi, które mianował klerykami szedł; smoka onego w jamie zamknął tak, iż napotem nigdy nie wychodził. – Czy papież Sylwester I dokonał czegoś poza nakopaniem smokowi? – Za tego Sylwestra iścić się proroctwo o Kościele Bożym jaśniej niżeli innych czasów poczęło. Kościół Chrystusów począł się od ubogich i wzgardzonych, i trwała wzgarda a podeptanie jego aż do tego Sylwestra, a iż wyniesiony i od wszystkiego świata uczczony potem być, i króle za sługi mieć miał. To się za tego czasu najwięcej iścić poczęło, gdy cesarz Konstantyn i inni po nim od Kościoła Rzymskiego i Sylwestra począwszy, dostatkiem swym i dochody swemi cesarskiemi, Kościoły Boże nadawać, i papieże Rzymskie wielce czcić, i na koniec nogi ich całować poczęli... – I to wszystko wyjaśnia. Dziękuję za rozmowę. SEBASTIAN TOLL Wszystkie „odpowiedzi” zostały zaczerpnięte z II tomu „Żywotów Świętych” Piotra Skargi. Zachowano pisownię zgodną z oryginałem
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r. o śmierci wielkiego księcia litewskiego Olgierda (następca Kiejstuta) wojna domowa między jego licznymi synami zakończyła się zwycięstwem Jagiełły (Jogajła, Jogail – oznacza mężny, zasobny), najstarszego syna drugiej żony Kiejstuta. Najstarszy syn Kiejstuta, Andrzej (z pierwszej żony), który miał niezbite prawo do pierwszeństwa, został wygnany z kraju. Jagiełło zawarł tajemny sojusz z Krzyżakami, obiecując im, że przyjmie chrzest i odda im część ziem. W ten sposób zneutralizował zakon, chociaż przyrzeczenia nie dotrzymał.
P
także tytuł Najwyższego Księcia Litwy, co powodowało, że nadal pozostawał bezpośrednim władcą tego kraju. Krzyżacy zaniepokoili się, bowiem nieoczekiwanie, tuż za miedzą, wyrosła im nowa potęga militarna: unia Polski i Litwy. Zagrożony poczuł się także cesarz niemiecki, który marzył przecież o podboju Litwy. Należy pamiętać, że Krzyżacy byli zakonem niemieckim i – poza papieskimi – reprezentowali interesy narodowe niemieckiej nacji Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Przyjęcie przez książąt litewskich chrztu w Polsce zniszczyło na-
PRZEMILCZANA HISTORIA kijowskiego Skirgiełłę, który obronił Wilno oraz Grodno oblegane przez Krzyżaków. Wściekli zakonnicy – wspomagani przez rycerzy holenderskich i francuskich, a nawet angielskich łuczników – niszczyli Litwę i Żmudź bez litości: „Krzyżacy ścinali każdego Polaka wziętego do niewoli w litewskich grodach, oskarżając go o zaparcie się wiary i pomaganie poganom, ale wyprawy krzyżowców na Żmudź napotykały tak nikły opór, że praktycznie przeradzały się w polowania na ludzi. W odwecie Żmudzini składali niekiedy jeńców w ofierze swoim bogom, paląc żywcem rycerzy, przywiązanych w peł-
przygraniczne grody. Królestwo polsko-litewskie rosło w siłę. Wydawało się, że czasy świetności zakonu krzyżackiego bezpowrotnie minęły... Niestety, niewielkie potyczki przygraniczne przekształciły się nagle w konflikt zbrojny. Zażegnano go 4 października 1409 roku zawarciem rozejmu do dnia świętego Jana (24 czerwca 1410 roku). Czeski cesarz Wacław próbował mediować, ale Jagiełło odmówił wysłania posłów do Wrocławia. Wacław zagroził Polsce wojną, a Krzyżacy nagle poczuli się bardziej pewni i rozpoczęli koncentrację wojsk oraz rozesłali wici po rycerskiej Europie z prośbą o pomoc.
17
wojsk polskich równoważyło lepsze uzbrojenie i wyszkolenie wojsk krzyżackich. Z całej armii Jagiełły tylko rycerstwo polskie dorównywało rycerstwu krzyżackiemu, reprezentującemu najwyższy poziom europejski. Jeden z ówczesnych kronikarzy (anonim), kontynuujący wcześniejsze zapiski Johanna von Posilge, podaje, że król Jagiełło oprócz Polaków „zebrał przeciw chrześcijaństwu Tatarów, Rusinów, Litwinów i Żmudzinów. Była tam tak wielka armia, że jest to niemożliwe do opisania, a zmierzała ona z Płocka do ziemi pruskiej... Nie wystarczyli mu
OGNIEM I KRZYŻEM
Mordercy w habitach (14) Wojna między Polską, Litwą a zakonem krzyżackim wisiała na włosku, a jej czas zbliżał się nieuchronnie. Było to jedno z najbardziej dramatycznych wydarzeń europejskiego średniowiecza. Faktem jest, że Jagiełło w okresie późniejszym przyjął wiarę katolicką przez poślubienie Jadwigi, dziedziczki polskiej korony, córki króla Polski i Węgier, Ludwika Wielkiego. Atakowany przez Krzyżaków musiał sprzymierzyć się z Polską, licząc na jej poparcie militarne. O bliższy związek między obu państwami zabiegała też strona polska. W lutym 1386 roku Jagiełło (przyjął imię Władysław, kojarzące się z Łokietkiem) i kilku jego młodszych braci, w tym Witold (imię litewskie: Vytautas), późniejszy wielki książę Litwy, przyjęli w Krakowie chrzest. Małżeństwo z Jadwigą otwierało Jagielle drogę do polskiej korony, podnosiło prestiż wielkiego księcia, jego braci, a także panów litewskich wobec ruskich, prawosławnych bojarów i kniaziów. Unia Polski i Litwy wzmacniała „front” antykrzyżacki i likwidowała niebezpieczeństwo najazdów litewskich, nękających pogranicze polskie. Stwarzała również szansę odzyskania wspólnymi siłami opanowanej przez Węgrów Rusi Halickiej i ułatwiała możnym małopolskim ekspansję na Podole. Skorzystał też na tym Kościół papieski, bo podejmując dzieło chrystianizacji Litwy, rozwijał struktury organizacyjne (parafie, diecezje itd.) i wzmacniał swój prestiż. Dla wielu miast polskich unia oznaczała ułatwienie handlu z Wilnem, Kownem, Mohylewem oraz innymi miastami litewskimi i ruskimi. Tak więc dla obu stron możliwość zawarcia unii polsko-litewskiej oznaczała wielkie korzyści. Po zawarciu unii w Krewie zjazd magnatów i szlachty w Lublinie dokonał elekcji Jagiełły na tron polski (2 lutego 1386 r.) i przyznał mu
dzieję na „nawrócenie” (czyt. zajęcie) Litwy przez Krzyżaków, stawiało też pod wielkim znakiem zapytania sens dalszych krucjat. Oczywiste jest, że Jagiełło nie ochrzcił się w rzymskokatolickiej wierze z jakiegoś wewnętrznego przekonania – po prostu był to dla niego świetny interes. Zneutralizował Krzyżaków, zakończył ich najazdy na litewskie terytoria, poza tym zdobył cennego sojusznika: Polskę, której w dodatku został królem. I w tym właśnie momencie posłuszeństwo wypowiedział mu książę Witold. Na Litwie rozpoczęła się wojna domowa i Jagiełło znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji. ¤¤¤ Nieoczekiwanie książę Witold obiecał Krzyżakom sprowadzenie wszystkich Litwinów na łono Kościoła rzymskokatolickiego w zamian za sojusz przeciwko Polsce. W swym misternym planie przewidywał, że zwycięstwo przyniesie mu koronę litewską, o której od dawna marzył. Jednakże wielki mistrz zakonu – Konrad von Wallenrode – nie kwapił się do nowej wojny z Polską. Kiedy bowiem odkupił od króla węgierskiego – Zygmunta – Ziemię Dobrzyńską oraz prawa do Złotoryi graniczącej z Nową Marchią, jego apetyty terytorialne na pewien czas zostały zaspokojone. Niemniej nigdy nie było wiadomo, jak się zachowa, kiedy wojska polskie ruszą na Litwę. Wprawdzie pomógł Witoldowi, ale tylko niewielkim oddziałem krzyżackim wspomaganym przez najemne rycerstwo zachodnie. W tej trudnej sytuacji Jagiełło wykonał ruch mistrzowski – zarządcą zachodniej Litwy, podlegającej dotąd Witoldowi, mianował księcia
nej zbroi do ich wierzchowców na gigantycznych stosach, albo przeszywając, przywiązanych do świętego drzewa, gradem strzał, ale mimo to wojna toczyła się nadal” (Urban). Książę Witold był przerażony zniszczeniami dokonanymi na jego ziemiach. Poza tym obawiał się, że jego poddani zaczną go nienawidzić i zwrócą się przeciwko niemu. Wysłał poselstwo do Jagiełły z prośbą o pojednanie. Jagiełło podjął mediacje z pomocą biskupa płockiego Henryka, który spotkał się z litewskimi emisariuszami w Prusach. Żądania Jagiełły były stanowcze: zakończenie wojny domowej, przestrzeganie postanowień unii polsko-litewskiej, uznanie Jagiełły za króla Polski i Litwy oraz wypędzenie Krzyżaków i ich najemników z Litwy i Żmudzi. W celu wykonania tego ostatniego zadania – dość trudnego – Witold otrzymał nawet pomoc militarną z Polski. Tym razem Witold zdradził Krzyżaków. Jego wojownicy stacjonujący w zamkach krzyżackich wybili ich załogę. Po wielu bitwach – zarówno przegranych, jak i wygranych – Krzyżacy wyrazili zgodę na zawarcie pokoju. Traktat ów, zwany salińskim, podpisano we wrześniu 1398 roku. Wydawało się, że dla zakonu nastąpił kres krucjaty. Nastąpiła zmiana układu sił. Polacy umocnili
Czas wojny między Polską i Litwą a zakonem krzyżackim zbliżał się nieuchronnie. ¤¤¤ Nowy wielki mistrz krzyżacki Ulrich von Jungingen natychmiast rozpoczął przygotowania do ostatecznego, rozstrzygającego starcia, które znalazło swój finał w bitwie pod Grunwaldem (Schlacht bei Tannenberg, jak nazywają to Niemcy). Również i Jagiełło koncentrował siły. Przeróżne są wyliczenia dotyczące liczebności wojsk, które wzięły udział w tym starciu. Stefan M. Kuczyński przypisuje armii koronnej od 32 do 39 tysięcy plus 2,5 tys. piechoty. Ustalenia w sprawie liczby Litwinów wahają się między liczbą 11 tys. a 20 tys. lekkiej jazdy. W skład wojsk sprzymierzonych weszli także Tatarzy pod przewodnictwem Dzelal ed-Dina. Krzyżacy wraz z gośćmi zakonu liczyli 18–21 tys. jazdy oraz 6 tys. piechoty. Krzysztof Nowiński w książce „Śladami polskich bitew” podaje, że oprócz pachołków i czeladzi Jagiełło zebrał około 30 tys. zbrojnych, natomiast wielki mistrz dysponował siłą około 25 tysięcy. Trudno ustalić liczebność obu armii, ale wydaje się, że proporcje wypadają 3:2 na korzyść króla polskiego. Siły po obu stronach były jednak wyrównane, gdyż większą liczebność
źli ludzie z pogan i Polaków, ale wynajął wielu najemników z Czech, Moraw i różnego rodzaju rycerzy i zbrojnych, którzy wbrew jakiemukolwiek honorowi, dobroci i uczciwości przyszli z pogaństwem przeciw chrześcijanom pustoszyć ziemie Prus”... Jagiełło, na wieść o tym, że wojska Witolda przekroczyły już Narew, nakazał zbudowanie na Wiśle 450-metrowego mostu w celu bezpiecznej przeprawy swej armii. Jak na owe czasy – było to bardzo nowoczesne rozwiązanie, dotąd niespotykane w takich rozmiarach. 30 czerwca 1410 roku Jagiełło połączył się z Witoldem, a kilka dni później armie polska i litewska stanęły na miejscu walki z zakonem krzyżackim... Na polach pod Grunwaldem stoczono największą (pod względem liczby uczestników) w historii bitwę średniowiecznej Europy. Ale o tym w kolejnym odcinku... ANDRZEJ RODAN
ODZYSKAJ WIEDZĘ: Zimowa promocja 2005/2006
To jest Moje Słowo ΑiΩ Ewangelia Jezusa 1055 stron, cena 26 zł (zamiast 38 zł) Życie Uniwersalne, skr. poczt. 550 58-506 Jelenia Góra 8 Internet: www.zycie-uniwersalne.pl
18
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Kolęda – baczność! Jestem antyklerykałem i w kościele pojawiam się tylko podczas ślubów, chrzcin czy pogrzebów z szacunku dla osób, których te imprezy dotyczą. Podczas jednego z takich chrztów, na mszy, ksiądz rozpoczął z ambony rozprawianie o odwiedzinach parafian w ich domach, czyli chodzeniu po kolędzie (czytaj: po forsę). I zaczęło się pouczanie parafian, co wolno, a czego nie wolno podczas odwiedzin „ukochanego” księżulka. Zacznę po kolei: 1. Po wejściu księdza natychmiast trzeba odebrać od niego wierzchnie okrycie, bo on nie będzie szukał miejsca, gdzie może je położyć. 2. Księdza należy usadzić na głównym miejscu, najlepiej na miejscu gospodarza domu, bo ksiądz nie może siedzieć na miejscu trzecim czy czwartym w kolejności. 3. Absolutnie i pod żadnym pozorem księdza nie wolno sadzać na głębokim miękkim fotelu, bo on ma już dość głębokich foteli, a zwłaszcza miękkich. 4. Wszystkich mieszkańców obowiązuje odświętny strój, absolutnie żaden dres czy bluza. W tym miejscu ksiądz podziękował starszemu pokoleniu (czytaj: pokoleniu
Radia Maryja) za należyte przygotowanie się do wizyty duszpasterza. 5. Żadne zwierzątko nie może absolutnie biegać po domu, bo ksiądz nie będzie zgadywał, czy ono go ugryzie, czy nie. 6. Do ucałowania krzyża po modlitwie obowiązkowo należy uklęknąć – wszyscy i bez wyjątku. 7. Należy zapytać księdza, czy nie jest głodny, bo on wychodzi rano do szkoły, potem prosto ze szkoły na kolędę i jest tylko po śniadaniu i nie będzie prosił o jedzenie u nikogo, bo to powinno wyjść od gospodarzy. Nie zabrakło oczywiście tematu datków. Dowiedzieliśmy się zatem, że datek dla księdza jest wyrazem wdzięczności wynikającym z prawdziwej religijności. To była chyba największa głupota, jaką w życiu słyszałem. Tak, tak, pamiętajcie, religijność mierzona jest
ejm IV RP przegłosował, iż KRRiT będzie liczyć pięciu członków, a przewodniczącego Rady ma wybierać prezydent. Nowelizacja ustawy o RTV daje pierwszeństwo nadawcom społecznym w staraniu się o ponowną koncesję na nadawanie programów. Taki status załatwiły sobie m.in. Radio Maryja i Telewizja Trwam. Nadawca społeczny to taki, który m.in. upowszechnia działalność wychowawczą i edukacyjną, działalność charytatywną, a co najważniejsze – respektuje chrześcijański system wartości. Za nowelizacją ustawy głosowały kluby PiS-u, LPR-u i Samoobrony.
S
wielkością datku danego kapłanowi! No, no, no... O tym to ja nie wiedziałem, ale radiomaryjni i im podobni na pewno nie będą śmieli wkładać teraz w koperty banknotów rzędu 10 lub 20 złotych. I wiecie co, już myślałem, że nic miłego mnie w tym dniu nie spotka, a tu na koniec ksiądz powiedział, że już nigdy nie weźmie ze stołu koperty, jeśli będzie ona tam leżeć... Miał bowiem kiedyś taki przypadek, że gospodarz wskazał na kopertę, a ksiądz musiał się z nią siłować, bo była... przyklejona do stołu. Ha, ha, ha! Super! I powiedział, że do końca życia nie zapomni miny gospodarza, który miał z tego powodu fantastyczny ubaw. Cóż... Chciwość nie popłaca. To tyle mojej historyjki, która miała miejsce 10 grudnia 2005 roku w kościele MBNP w Mielcu na mszy o godzinie 18. Dwa dni później wyjechałem z żoną do USA, ale mam nadzieję, że kiedyś będę mógł wrócić do normalnej Polski, bo kocham ją jako miejsce i mój kraj. Jednak muszę chyba na to czekać do momentu, kiedy władzę przejmie APP RACJA, a prezydentem będzie Jonasz. Pozdrawiam gorąco całą redakcję i wszystkich antyklerykałów. Piotr Kuśnierz, Boston
Innymi słowy, skok na media skończy się prawdopodobnie powstaniem Katolickiej Telewizji Polskiej i takiegoż radia. Drżyjcie Polsaty, TVN-y i inne Polonie! Wrócimy do wypróbowanych wzorców. Kiedyś program informacyjny rozpoczynał się zdaniem: – Pierwszy sekretarz PZPR..., a dziś rozpocznie się tak: – Prymas Polski odwiedził..., względnie: – Ordynariusz diecezji poświęcił... Należy mniemać, że do KRRiT wejdą „apolityczni fachowcy”: trzech z Radia „Virgo”, dwóch z Telewizji „Grzybek”, a przewodniczyć będzie członek Opus Dei. Chcieliśta PiS, to mata! Paranoję i Szaleństwo!!! P.Sz.
...co ukradli media
Pani pozna Pana Dojrzała, wolna, romantyczna, z poczuciem humoru, o miłej aparycji, 164/68, szuka na stałe przyjaciela i kochanka, który pragnie kochać i być kochanym. Mile widziana osoba duchowna. Numer telefonu przyśpieszy odpowiedź. Woj. kujawsko-pomorskie (1/a/01) Rozwódka w wieku 54 lat ze średnim wykształceniem, 158/58, szatynka młoda duchem, sympatyczna, pozna kulturalnego Pana, szczerego, odpowiedzialnego, o pogodnym usposobieniu, bez fanatyzmu religijnego, do lat 60, z okolic Krakowa (2/a/01) Mieszkanka wsi, bez hektarów, lat 70, kulturalna optymistka, niezależna finansowo, pozna Pana w podobnym wieku, w dobrym zdrowiu, uczciwego, pogodnego i bez nałogów. Rychwałd (3/a/01)
Ateistka lat 50, pozna Pana w podobnym wieku. Łódź (4/a/01) Samotna, bezdzietna wdowa pozna Pana z Łodzi, po siedemdziesiątce, samotnego, spokojnego, o pozytywnym myśleniu, w celu stworzenia związku opartego na wzajemnym dbaniu o siebie. (5/a/01) Samotna, lat 59, ze średnim wykształceniem, pozna odpowiedzialnego Pana do lat 75. Kraków (6/a/01) Pan pozna Panią Kawaler, antyklerykał, 23/195, bez nałogów, z poczuciem humoru, pozna Panią, zwolenniczkę „FiM”, w celu towarzyskim. Foto mile widziane. Oleśnica (1/b/01) Samotny siedemdziesięciolatek, niewysoki, pełen kultury, bez nałogów, ze średnim wykształceniem, pozna Panią, religijnie obojętną z Krakowa lub okolic. Cel towarzyski. (2/b/01) Kawaler, 25/177/70, antyklerykał na rencie, z dużym poczuciem humoru, z własnym mieszkaniem i rowerem, czeka na szczupłą blondynkę, bez nałogów i zobowiązań. Suwałki (3/b/01)
dy przed świętami Bożego Narodzenia ks. Prymas Glemp publicznie wyraził swoje obawy, że Radio Maryja dzieli Kościół katolicki i prowadzi do jego rozpadu, pomyślałem, że to jest właściwa droga do odnowy. Tyle że już jest za późno na tego typu apele i inicjatywy. Zgadzam się z Jego Eminencją co do przyczyn sytuacji w Kościele, chociaż wobec samego ks. Prymasa
G
Nie jest żadną ewangelizacją powtarzanie cytatów z Biblii i modlitw przy jednoczesnym propagowaniu nienawiści do wszystkiego, co jest inne, wmawianiu wiernym, że to, co ich otacza, jest monstrualnym działaniem Szatana, który czyha i na nich, i na samego o. Rydzyka. Działalność imperium tego redemptorysty jest czarną kartą w działalności misyjnej Kościoła, kartą prowadzącą do niepoko-
Kościół w rozpadzie jestem krytyczny za wiele niestosownych wystąpień publicznych. Oliwy do ognia w sprawie Radia Maryja i samego o. Rydzyka dolał abp Sławoj Leszek Głódź – szef komisji episkopatu ds. Radia Maryja – broniący od zawsze dzieła o. Rydzyka. Przykro to powiedzieć, ale wydaje mi się, że ów hierarcha chyba za dużo wypił wina mszalnego przed świętami... Człowiek, który – jak wiadomo – ma słabości w tym względzie, po eskapadzie irackiej spokojnie objął biskupstwo warszawsko-praskie i niczym się nie przejmuje, zamknięty w swojej wspaniałej rezydencji przy ul. Floriańskiej. Jest zdolny jedynie do gładkich przemówień... Oto słowa arcybiskupa: „(...) spekulacji pisanych palcem na wodzie, spekulacji, u których podłoża tkwi niechęć do tego radia. Czy się chce, czy też nie, zdobyło sobie ono prawo obywatelstwa na rynku mediów. Jest bogatym przekazem modlitwy, szkołą katechezy, głoszeniem ewangelii poprzez najnowocześniejsze środki przekazu”. Kiedy słyszę tak kłamliwe słowa w obronie RM, wbrew oczywistym faktom głoszone przez jednego z najwyższych książąt Kościoła w Polsce, przypominają mi się czasy PRL, kiedy w podobnym stylu propagowało się i broniło zła, jakie wówczas istniało. A Radio Maryja jest jednym ze źródeł ZŁA, jakie trawi nie tylko Kościół.
Bezdzietny kawaler w wieku 45 lat, stateczny abstynent, pracujący, bez majątku, pozna Panią w podobnym wieku z Łodzi lub okolic w celu stworzenia stałego związku. (4/b/01) Niezależny i niewierzący 62-letni emeryt, wzrost 178, pozna w celu matrymonialnym Panią do lat 61, o miłej aparycji, lekko pulchną, z atrakcyjnym biustem, minimum ze średnim wykształceniem, niepalącą, uczciwą i wyrozumiałą domatorkę z poczuciem humoru, zdecydowaną zamieszkać wspólnie na dobre i na złe na peryferiach Gdańska. (5/b/01) Tolerancyjny i inteligentny, obecnie przebywający w ZK, 39/179/75, ze średnim wykształceniem, mieszkaniem w mieście oraz domkiem na wsi, interesujący się kynologią, lubiący poezję, szuka przyjaciółki. Rzeszów (6/b/01) Samotny rencista z Mazowsza, lat 57, z własnym mieszkaniem, pozna odpowiedzialną Panią, zdecydowaną na wspólne życie i zamieszkanie. Stan cywilny, miejsce zamieszkania – bez znaczenia. Wołomin (7/b/01)
jów społecznych i podziałów; działalność ta nie ma nic wspólnego z naukami Jezusa, mimo że obficie są one cytowane. To samo było w PRL, gdy w celu „udowodnienia” ideologicznych tez cytowano Marksa i Lenina. Co to oznacza? To wszystko oznacza, że Kościół katolicki w Polsce od 16 lat nie potrafi się znaleźć wobec wyzwań otaczającej go rzeczywistości. Kościół zachowuje się w istocie jak więzień, któremu otworzono celę, do której wpadło świeże powietrze i światło. Dla Krk jest to szok, trauma i stąd mamy bardzo negatywny obraz kleru (afery obyczajowe i finansowe oraz chęć posiadania za wszelką cenę tego, co materialne). Przy tym misja jego na tle tych działań staje się teatralna, szablonowa, nie ma nic wspólnego z wiarą... Śmierć papieża Jana Pawła II przyspieszyła inercję rozpadu Kościoła (w takim właśnie stanie się on znajduje mimo wszelkich publicznych oznak, że jest przydatny). W najprostszych sprawach, a także w kwestiach psychologii duchowości instytucja ta nie odpowiada na podstawowe potrzeby wiernych. Kościół katolicki w Polsce zabrnął w ślepą uliczkę, a procesy atrofii, rozkładu doktrynalnego w kwestiach wiary są już bardzo widoczne i wciąż postępują... Janusz Gładyszewski
Inne Samotny 30-latek o wesołym usposobieniu, bez zobowiązań, obecnie przebywający w ZK, czeka na list od ludzi niezważających na potknięcia. (1/c/01) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,30 zł i wysłać na nasz adres. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,30 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
LISTY Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku! A przede wszystkim – żebyśmy się lubili wszyscy nawzajem! Żeby – przy jakimkolwiek konflikcie – zwykłe słowo przepraszam pozwalało się pogodzić i nie napinać na całego. Żeby zwykłe słowo dziękuję było dla nas jak podanie dłoni, jak przytulenie do serca, jak przekazanie najbardziej gorących uczuć i żeby było tego tyle, ile się do największego na świecie wora nie zmieści. Żebyśmy pogodnie się pozdrawiali, zauważali nawzajem, szanowali swoje odmienności, kochali się jeszcze bardziej, kiedy czujemy, że wzajemność nas łączy. Żebyśmy jak najczęściej pomykali na falach wyobraźni, która ubarwia i umila życie. Żebyśmy dumni byli z siebie i z tego, co robimy, kiedy chcemy robić dobrze. Żebyśmy zawsze pochylili się, kiedy trzeba, żebyśmy zawsze wysilili się, kiedy komuś sił nie wystarcza, żebyśmy pomocą służyli tym, którzy o nią proszą. I żeby, ludzie kochani, cały ten kraj ogarnęła szczęśliwość, czy to w berecie, czy to z dredem lub pióropuszem na głowie, czy na kompletnej łysinie albo z lekką zaczeską za ucho. Po prostu – żebyśmy, kurna chata, poczuli się narodem spójnym, fajnych chłopaków, fajnych dziewczyn, wszelkich Jurków, Heńków, Tadków, Leszków, Kryś, Baś, i Maryś naszych kochanych. Żeby fryzjerzy strzygli tanio, lekarze leczyli z ochotą, policjanci nie wlepiali mandatów, a złodzieje nie kradli, tylko czytali bajki dzieciom. A że baśniowe te życzenia, to niech sobie będą, bo zawsze na końcu w opowieściach o szczęściu nie wszystko musi być takie jednoznaczne, pewne i z kropką nad „i”. Mamy o co powalczyć i mamy na to 365 dni całego 2006 roku, łącznie z tym pierwszym, który tuż po godzinie 24 już bije na konto tej opowieści. Na koniec tulimy do serca wszystkich przyjaciół, zapraszamy do tańca wszystkich, którym z nami nie po drodze, czyli generalnie – czym chata bogata. Sie ma!!! Dla „Faktów i Mitów”! Jurek Owsiak & Fundacja WOŚP
Stanowisko PWN W czasie trwania negocjacji pomiędzy NFZ a Porozumieniem Zielonogórskim, dotyczących kontraktów na podstawową opiekę medyczną, Stowarzyszenie Primum non Nocere celowo nie zabierało głosu. Po zakończeniu negocjacji wyrażamy zadowolenie z osiągnięcia
kompromisu. Obecnie zwracamy jednak uwagę na następujące fakty: 1. AWS i SLD, dwa układy polityczne sprawujące wcześniej władzę w Polsce, utraciły poparcie społeczne i przegrały wybory w wyniku nieudolnych reform systemu ochrony zdrowia, prowadzonych przez kolejnych przedstawicieli lobby ordynatorsko-profesorskiego. Generowało to liczne konflikty i protesty związane z ochroną zdrowia, zarobkami i prawami pacjenta.
LISTY OD CZYTELNIKÓW Wniosek? W ciągu osiemnastu lat TYLKO do 100 mamuś reproduktorek dołożymy 586 mln 800 tys. złotych. Czytelnik
Ja je widziałem! Właśnie z rozbawieniem słucham biadoleń mediów nad tym, że 51 proc. Polaków poparło gen. Jaruzelskiego, twierdząc, że jego decyzja była słuszna, a 80 proc. (zwłaszcza młodzieży)
do odwiedzenia strony internetowej www.jezusistnieje.marianie.pl. Przecieram oczy, czytam jeszcze raz i widzę wciąż to samo – Jezus istnieje, Maria nie. Po przyjściu do pracy czym prędzej włączyłem Internet, chcąc sprawdzić, czy to nowa teoria Kościoła, czy może niefortunna nazwa jednej ze stronek oo. marianów. Niestety, dowiedziałem się, że nie mam uprawnień do oglądania tej witryny. Zastanawiam się, co tam musi być, skoro zwykły śmiertelnik nie może tego zobaczyć. Nawet nie zapytali, czy mam 18 lat, jak to zwykle bywa przy oglądaniu treści dla wybranych. A może tam już wiedzą, że jestem grzesznikiem, bo nie daję na tacę... Jedno jest pewne – Marii się to nie spodoba.
[email protected]
To jest walka!
Antyklerykalny Mikołaj łódzkiej RACJI
2. Budzi zdumienie, iż doprowadzono do sytuacji, gdy w kraju gospodarki rynkowej w kwestii ubezpieczeń społecznych negocjują ze sobą: państwowy monopolista NFZ i ogólnopolskie porozumienie pracodawców, jakim jest Porozumienie Zielonogórskie. 3. Dochody lekarzy rodzinnych, zgodnie z tym, co publikował „Puls Medycyny”, mieściły się w roku ubiegłym w przedziale 3500–5000 zł miesięcznie. 4. Zwiększenie środków finansowych przeznaczonych na podstawową opiekę medyczną prawdopodobnie odbędzie się kosztem zmniejszenia środków w innych miejscach opieki zdrowotnej (np. szpitale?). Dr Adam Sandauer Przewodniczący Stowarzyszenia Primum Non Nocere
Brawo, Giertych! Dopiąłeś swego. Teraz tylko czekać następstw. Czekamy na nowy zawód o nazwie reproduktor. Bachora zostawiamy w szpitalu i robimy następnego. Wychodzi, że 2000 zł wypłacane najbiedniejszym raz w roku przez lat... powiedzmy 18 – da w efekcie niezłą sumkę, a państwo dzieci wychowa. Ile w ciągu 18 lat straci na tym RP, jeśli założymy, że takich mamuś będzie w kraju tylko 100? 100 mamusiek po 18 dzieci to jest 1800 niechcianych pociech. Do dziecka z bidula lub rodziny zastępczej państwo miesięcznie dokłada średnio 1500 zł. 18 lat po 1500 zł miesięcznie to jest 324 tysiące na osobę. 1800 razy 324 000 daje kwotę 583 200 000 (słownie: pięćset osiemdziesiąt trzy miliony dwieście tysięcy) plus oczywiście zasiłek 3 mln 600 tys.
Fot. Jan Majkowski
nie ma do tego żadnego stosunku i nawet nie wie, kiedy ogłoszono stan wojenny. Biadolił nad tym premier Marcinkiewicz. Widać, że jednak ten naród powoli, bo powoli, ale myśli i wyciąga wnioski. Lepiej późno niż wcale. Rzecz w tym, że wielu Polaków słyszało o radzieckich dywizjach nad Bugiem i Odrą oraz za Tatrami, a także o radzieckich okrętach na 12 mili na Bałtyku. A ja – tak jak wielu innych mieszkańców pogranicza – widziałem je i póki żyję, to nie pozwolę fałszerzom z IPN wcisnąć sobie kitu, że było inaczej! W 1981 roku naprawdę groziła nam tzw. „bratnia pomoc” ze strony narodów ZSRR, NRD i CSRS. Czeskie i enerdowskie bataliony rozpoznawcze już były w polskich miastach Śląska, Dolnego Śląska i Małopolski. Nocami tajne eszelony przywoziły sowieckich oficerów i żołnierzy. Jeżeli nie na wypadek interwencji w Polsce, to po co? Solidaruchów przeraża, że młodzież się tym nie interesuje, a przecież to właśnie oni spowodowali, że młodzież ma do tego taki, a nie inny stosunek. Młodzież chce pracować i uczyć się jak normalni ludzie w normalnych krajach, w których nie żyje się tylko chorą przeszłością i gdzie jest jakaś perspektywa na przyszłość. rkl
Maria nie istnieje Poszedłem sobie dzisiaj do kościoła porozmawiać z Bogiem. Robię to czasami, ale się z tym nie obnoszę i nie uważam się za kogoś lepszego od innych. Ale nie o tym chcę powiedzieć. Moją uwagę przykuło sporych rozmiarów ogłoszenie dotyczące rekolekcji. W centralnym punkcie tej płachty papieru było zaproszenie
W związku z przyszłością ruchu antyklerykalnego i APP RACJA proponuję zastanowić się nad zmianą retoryki. W zasadzie w całym ruchu antyklerykalnym chodzi o ograniczenie władzy i wpływu kleru katolickiego na życie codzienne w Polsce. Cały kler katolicki jest instytucją scentralizowaną, zorganizowaną hierarchicznie, a jego członkowie składają przysięgę posłuszeństwa swym zwierzchnikom. Najwyższy hierarcha jest jednocześnie absolutnym władcą, głową państwa Watykan. Inaczej mówiąc – walka z wpływami kleru jest jednocześnie walką z wpływami OBCEGO państwa. Biorąc pod uwagę stopień uzależnienia od papieża i jego podwładnych, to jest WALKA O NIEPODLEGŁOŚĆ Polski. Tak proponuję nazwać ruch RACJA: Partia Niepodległościowa. Dawne partie, które tak o sobie mówiły, jak np. KPN, już wyczerpały swoją legitymizację do tej
19
nazwy, gdyż uzależnienie od ZSRR to zamierzchła przeszłość. Teraz to RACJA walczy o wolność i niepodległość spod watykańskiej okupacji. To walka, wręcz zimna wojna. Z tamtej strony bezkarnie sypie się grad kalumni, stosuje wręcz terror wobec inaczej myślących, wszelkie dziedziny życia są poddane kontroli watykańskich „duszpasterstw”, grozi się zamknięciem „FiM”... Nie można traktować tego jako normalnego konfliktu w demokratycznym społeczeństwie. Proszę o rozważenie mojej sugestii. Kmarcinek – „laki”
Klęcznik roku 2005 – wybrany! Szanowni Czytelnicy Dziękujemy Wam za udział w naszym SMS-owym plebiscycie i informujemy, że zdecydowaną większością 210 głosów tytuł Klęcznika Roku 2005 przypadł byłemu prezydentowi RP Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. „Zasługą”, która zdecydowała o jego zwycięstwie, było ułaskawienie księży – zabójców drogowych. Donald Tusk zdobył 99 głosów, bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy – 80, Ludwik Dorn – 63, a Andrzej Lepper – tylko 39. Nagrody (zestawy gadżetów „FiM”) za uczestnictwo w konkursie – otrzymują: Irena Deniszczuk ze Świdwina Zbigniew Bielawski z Bydgoszczy Jerzy Surowiec z Tarnowskich Gór Krzysztof Banasiak z Dąbrowy Górniczej Dariusz Broński z Pionek Gratulujemy! Redakcja
20
NIEPOKORNI SYNOWIE KOŚCIOŁA (22)
John Wesley Ożywienie metodystyczne było w Anglii kolejnym religijnym przebudzeniem po reformacji anglikańskiej oraz purytanizmie. Pierwszorzędną rolę odegrali w nim bracia Charles i John Wesleyowie oraz George Whitefield. John Wesley urodził się w 1703 r. w Epworth, w hrabstwie Lincoln. Był piętnastym z dziewiętnastu dzieci urodzonych ze związku Samuela i Zuzanny Wesley. Od wczesnego dzieciństwa on i jego rodzeństwo wychowywani byli w atmosferze głębokiej religijności. Jego ojciec, a także dziadek i pradziadek byli duchownymi – zwolennikami purytanizmu. Gdy John Wesley miał sześć lat, o mało nie zginął w pożarze domu. Został uratowany w ostatniej chwili. Od tego wydarzenia jego matka, która wyróżniała się gruntowną i rozległą wiedzą, wierzyła, że Bóg ocalił go do wielkiego zadania. W 1714 r. Wesley opuścił dom i wstąpił do szkoły Charterhous, a w 1720 roku rozpoczął naukę w Christ Church College w Oksfordzie. Ordynowany został w 1726 r., a następnie został członkiem Lincoln College, gdzie wraz z bratem i Whitefieldem założył tzw. Klub Świętych. Stowarzyszenie to utworzono z myślą o pogłębieniu życia religijnego i krzewieniu praktycznej pobożności (Jk
W
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
CZUCIE I WIARA
1. 27). Członków tego stowarzyszenia trochę złośliwie nazywano metodystami, ponieważ propagowali konkretne – metodyczne podejście do chrześcijańskiej służby i uświęcenia. W roku 1735 Wesleyowie i dwaj ich przyjaciele udali się do Georgii w Ameryce Północnej. Podczas tej podróży poznali braci morawskich, którzy swoją pobożnością wywarli ogromne wrażenie na angielskich misjonarzach. John Wesley zobaczył wtedy własne duchowe ubóstwo. Jednak dopiero po powrocie do Anglii w 1737 roku i dzięki dalszym kontaktom z braćmi morawskimi, a szczególnie z Piotrem Bohlerem, 24 maja 1738 roku przeżył głębokie duchowe nawrócenie. W tym samym roku odwiedził Herrnhut w Saksonii i po wielu rozmowach z Mikołajem Zinzendorfem poczuł się jeszcze bardziej utwierdzony w wierze. Dlatego też od razu po powrocie do Londynu (we wrześniu 1738 r.) zaczął (wraz z bratem, który przeżył podobne nawrócenie) głosić ewangelię z nowym zapałem.
związku z omawianym tematem dotyczącym zbawienia (,,FiM” 48/2005) mam pytanie: Co z ty mi wszystkimi, którzy żyli w czasach od Adama do Pana Jezusa i umarli w nie wierze? Czy oni również zostaną potę pieni? – pyta jeden z Czytelników. Zacznijmy od przypomnienia, że Boży plan zbawienia od samego początku zakładał zbawienie wszystkich narodów. W potomstwie Abrahama – jak czytamy – miały być błogosławione wszystkie plemiona ziemi (Rdz 12. 3). Zauważmy, że w Księdze Powtórzonego Prawa jest m.in. wzmianka, że Bóg ,,miłuje obcego przybysza” (Pwt 10. 18). Izajasz zaś apeluje: ,,Otwórzcie bramy, niech wejdzie naród sprawiedliwy [zamiast ,,naród” powinno być ,,goj”], który dochowuje wierności!” (Iz 26. 2). A nieco dalej czytamy: ,,Cudzoziemców zaś, którzy przystali do Pana, aby mu służyć, wszystkich, którzy przestrzegają sabatu, nie bezczeszcząc go, i trzymają się mojego przymierza, wprowadzę na moją świętą górę i sprawię im radość w moim domu modlitwy. Ich całopalenia i ich ofiary będą mi miłe na moim ołtarzu, gdyż mój dom będzie zwany domem modlitwy dla wszystkich ludów” (Iz 56. 6–7). Zgodnie z wolą Boga, zadaniem narodu wybranego było dawanie świadectwa o Jedynym Bogu (por. Rdz 18. 19; 26. 4) i rozprzestrzenienie Królestwa Bożego na cały świat (por. Wj 19. 5–6). A zatem droga do zbawienia była zawsze otwarta – zarówno dla Żydów, jak i dla
Ponieważ świątynie anglikańskie zamykały przed nimi drzwi, Wesleyowie, Whitefield oraz ich przyjaciele zaczęli głosić kazania w otwartym polu. Sposób ten okazał się bardzo skuteczny w dotarciu do szerokich mas. Sam John Wesley konno przebył w tym celu 200 tysięcy mil w Anglii, Szkocji i Irlandii, a wygłosił wówczas około 42 tysięcy kazań. Stworzył także silną organizację dla całej społeczności, którą podzielił na grupy (12osobowe klasy) i zbory. Niestety, wraz z rosnącą popularnością metodyzmu duchowieństwo anglikańskie starało się wszelkimi sposobami zwalczać ten ruch – w jego pojęciu niebezpieczny. Posuwano się nie tylko do oszczerstw, ale także do podżegania całych tłumów, a nawet do prób kamienowania. Pomimo gróźb i prześladowań Wesleyowie i ich zwolennicy nie zaprzestali działalności. Przeciwnie, stawili czoła opozycji i dzięki ich kaznodziejskiej działalności cała Wielka Brytania doświadczyła religijnego przebudzenia. Metodyzm pod przywództwem Johna Wesleya wywarł nawet wpływ na stojący w opozycji Kościół anglikański i na wolne Kościoły, w których również dochodziło do ożywienia religijnego. Przebudzenie pozytywnie wpłynęło na wszystkie warstwy społeczne, a w konsekwencji – na zmianę obyczajów w całym kraju. ,,Mówi
nie-Żydów. Naród izraelski nie zamykał drzwi przed kimkolwiek, jeśli tylko pragnął przynależeć do ich społeczności z czystych pobudek. Przykładem tego mogą być tłumy obcych, które dołączyły do exodusu Izraelitów (Wj 12. 37–38), a później Rahab, Rut, Naaman Syryjczyk, wdowa z Sarepty i wielu innych.
się, że bez przebudzenia [religijnego] Wielka Brytania prawdopodobnie przeżyłaby rewolucję podobną do Rewolucji Francuskiej” (Tony Lane, ,,Wiara, rozum, świadectwo”). Działalność Johna Wesleya nie ograniczała się jednak do służby kaznodziejskiej. Uważał, że Ewangelia powinna wywierać wpływ na całe społeczeństwo. Swoimi wystąpieniami zapobiegł szerzącemu się pijaństwu. Sprzeciwiał się niewolnic-
twu, przemocy i wojnie. W 1764 roku doprowadził do powstania pierwszej darmowej przychodni lekarskiej w Anglii. Wywarł wpływ na reformę więziennictwa oraz na poprawę warunków pracy robotników, a pośrednio – na przyszłą politykę Wielkiej Brytanii i powstanie związków zawodowych.
tego świata. Jak pisze Herman Wouk, „(...) także ludzie nie będący wyznawcami judaizmu osiągnęli takie wyżyny pobożności, do jakich może dojść tylko niewielu śmiertelników. Kwestionowanie ich prawa do zbawienia jest dla nas czymś niemożliwym. Według naszej tradycji Hiob, najwspanialszy wzór człowieka, który nie traci
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Ci, którzy nie słyszeli A jak traktowano nieprozelitów? Im również nikt nie zamykał drogi do zbawienia. Żywa wiara nie została przecież zapoczątkowana przez naród żydowski, bo Boga czczono już w czasach Abrahama. Stąd religia ta od samego początku miała charakter przede wszystkim etyczno-uniwersalny. Poganom, którzy nie przechodzili na judaizm, oferowano na przykład siedem przykazań Noego, które zobowiązywały do czczenia Boga, zakazywały bluźnierstwa, bałwochwalstwa, kazirodztwa i innych praktyk seksualnych wymienionych w Torze, zabijania, kradzieży, spożywania mięsa z żywego zwierzęcia oraz wymagały sprawiedliwego postępowania. Ludzie, którzy dostosowali się do tych wymogów, zyskiwali sobie nie tylko przychylność Boga, ale mieli również odziedziczyć wieczną szczęśliwość, a nazywano ich sprawiedliwymi
wiary w obliczu straszliwych cierpień, zaliczony jest do sprawiedliwych tego świata, a nie był Żydem” (,,To jest mój Bóg”). Zarówno judaiści, jak i pierwsi chrześcijanie nauczali, że zbawienie zależy od postępowania człowieka wobec Boga, a nie od przynależności narodowej, konfesyjnej czy zrozumienia teologii biblijnej. ,,Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje”. (Dz 10. 34–35). Nie można więc sądzić, że Bóg potępi kogoś tylko dlatego, że urodził się w złym miejscu lub w złym czasie albo że posiadał cząstkowe poznanie. Zbawienie jest z łaski i Boży to dar (Ef 2. 8). Człowiek zaś będzie potępiony z własnej winy, niezależnie od tego, czy żył w czasach przed, czy po Chrystusie. Apostoł Paweł ujął
Mimo starań Wesleyów w sprawie zreformowania anglikanizmu – w roku 1784 doszło jednak do rozdziału między metodystami a Kościołem anglikańskim. W tym roku powołano do życia Konferencję Metodystów, a superintendentem Kościoła metodystycznego Wesley ustanowił Thomasa Coke’a. John Wesley również poza granicami Anglii pracował wytrwale nad krzewieniem Ewangelii. Oprócz Ameryki Północnej, gdzie również powstał Kościół metodystów, odwiedził Irlandię, Niemcy, Holandię i położył podwaliny misji we Francji. Dziś metodyzm obecny jest w wielu krajach świata, m.in. w Polsce. John Wesley był również uzdolnionym i płodnym pisarzem – pozostawił po sobie około 200 książek. Natomiast jego brat – Charles Wesley – napisał ponad sześć tysięcy hymnów, które śpiewane są do dzisiaj. Założyciel metodyzmu dożył sędziwych lat i pracował do samego końca. ,,Ostatnie kazanie wygłosił w środę, 28 lutego 1791 roku. Następnego dnia napisał do Wilberforce’a, aby mu dodać odwagi i zachęcić do szlachetnej walki o zniesienie niewolnictwa i handlu Murzynami” (William-Henri Guiton, ,,Jan Wesley – jego życie i działalność”). Zmarł 2 marca 1791 roku w wieku osiemdziesięciu ośmiu lat, wypowiedziawszy ostatnie słowa: ,,Do widzenia!”. BOLESŁAW PARMA
to w ten sposób: ,,Bo ci, którzy bez zakonu [Prawa] zgrzeszyli, bez zakonu też poginą; a ci, którzy w zakonie zgrzeszyli, przez zakon sądzeni będą; Gdyż nie ci, którzy zakonu słuchają, są sprawiedliwi u Boga, lecz ci, którzy zakon wypełniają, usprawiedliwieni będą. Skoro bowiem poganie, którzy nie mają zakonu, z natury czynią to, co zakon nakazuje, są sami dla siebie zakonem, chociaż zakonu nie mają; Dowodzą też oni, że treść zakonu jest zapisana w ich sercach; wszak świadczy o tym sumienie ich oraz myśli, które nawzajem się oskarżają lub też biorą w obronę” (Rz 2. 12–16). Każdy uczciwy człowiek może być spokojny o swój wieczny los, ,,gdyż Bóg wyznaczył dzień, w którym będzie sądził świat sprawiedliwie” (Dz 17. 31). Nie musimy więc być w niepewności co do tych, którzy nigdy nie słyszeli ewangelii głoszonej czy to przez apostoła Pawła, Marcina Lutra czy Johna Wesleya. Bóg jest sprawiedliwy i wszystkich potraktuje uczciwie. Nikt więc nie będzie potępiony za to, że nie słyszał ewangelii o zbawieniu w Jezusie. Mimo to nie zapominajmy, że kwestia zbawienia lub potępienia leży w Bożych kompetencjach. ,,Cóż tedy powiemy? Czy Bóg jest niesprawiedliwy? Bynajmniej. Mówi bowiem do Mojżesza: Zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, a zlituję się, nad kim się zlituję. A zatem nie zależy to od woli człowieka ani od jego zabiegów, lecz od zmiłowania Bożego” (Rz 9. 14–16). ,,Zna Pan tych, którzy są jego!” (2 Tm 2. 19). BP
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
H
ołd złożony Jezusowi przez trzech magów był dla Kościoła – zwalczającego wszakże astrologię! – trud ny do zaakceptowania. Poza tym – zgodnie z zapowiedziami pro roków – mieli go przecież oddać nie magowie, lecz królowie... Judaizm przez długi czas brzydził się wróżbami i wróżbitami – przede wszystkim badaczami firmamentu niebieskiego. Żydzi mie-
SZKIEŁKO I OKO
(w syryjskim apokryfie „Opowieść o magach” nauczano, że przybyli z krainy Szir, tj. z Chin), bo kiedy gwiazda doprowadziła ich w końcu do Betlejem, znaleźli już nie oseska, lecz całkiem spore dziecko – paidion, jak o nim mówi ewangelista. Zatem żłóbki, które nieodłącznie zrosły się ze świętem Bożego Narodzenia i w których głównymi aktorami są wół, osioł, pastuszkowie i trzej królowie, nie tylko nie mają nic
NIEŚWIĘTE PISMO
Magowie Pana li nakazane w Prawie Mojżeszowym kamienowanie wróżbitów (Kpł 19. 31; Iz 47. 13 nn., Dn 1. 20), ale chęć poznania przyszłości była na tyle silna, że nawet surowi, respektujący Prawo esseńczycy znali horoskop oczekiwanego mesjasza (być może sami go ułożyli) – w grotach Qumran odnaleziono taki dokument. O zmianie nastawienia do wróżbitów (magów) w judaizmie epoki Jezusa świadczy również pozytywna rola, jaką przypisał im w swojej Ewangelii Mateusz. Przez wieki zadawano sobie pytanie: czemu zawdzięcza swe powstanie Mateuszowa opowieść? Zachodzono przy tym w głowę, jak to możliwe, że hołd złożyli Jezusowi zwykli magowie (oddani w końcu kultowi szatana), nie zaś władcy tego świata – na przykład cesarz rzymski we własnej osobie... Według Mateusza, magowie ci przebyli długą drogę
T
wspólnego z historią, ale nawet z tekstem Ewangelii: z pewnością magowie ci nie mijali się u wejścia do żłobu z pastuszkami. Liczba magów (ewangelista jej nie podaje) ulegała wahaniom, a że było ich trzech, ustalono na podstawie tyluż rodzajów
o zabawne, że udowadnia się po śmierci świętość kogoś, do kogo za życia bez cienia za żenowania zwracano się per „święty”. Proces beatyfikacyjny Karola Wojtyły trwa. Jego celem jest wykazanie, że Jan Paweł II, którego nazywano – podobnie jak Boga – Ojcem Świętym, przebywa w niebie, a nie w towarzystwie diabłów. Prawdę mówiąc, rezydowanie w piekle nie byłoby dla JPII wielką odmianą po mieszkaniu przez niemal 27 lat w Watykanie, a wcześniej – w pałacu arcybiskupim. Nie bacząc na komizm udowadniania, że „Ojciec Święty” jest święty, panowie Kościoła postanowili podjąć się tego dzieła. Mają przy tym swoje zasady – obok znalezienia niezbędnego cudu, którego nieboszczyk miałby rzekomo dokonać zza grobu, konieczne są zeznania tzw. świadków świętości. Ci potwierdzą, że kandydat na ołtarze (choć świętym zwany za życia) nie uchybił słowem czy uczynkiem katolickim kryteriom świętości. A kryteria te są czasem zaskakujące, bo świętymi mogą zostać osoby nawołujące i uczestniczące w pogromach, mordach czy wojnach. Prawdę mówiąc, wolałbym już iść do piekła (gdybym w nie wierzył), niż przebywać w niebie na wieki w towarzystwie zbirów, dziwolągów i oszołomów z katolickiego panteonu. Obawiam się także, że bardzo szybko wykończyliby mnie swoimi seksualnymi, rasistowskimi i religijnymi obsesjami. A jeżeli jeszcze dodać, że wielu z nich prawie nigdy się nie myło (grzech!) i na
darów – mirry, kadzidła i złota. W nawiązaniu do trzech synów Noego (Sema, praojca ludów azjatyckich, Chama, praojca ludów afrykańskich oraz Jafeta, praojca Europejczyków) miał to być symboliczny hołd całego świata. Gdy wraz z odkryciem Ameryki świat niespodzianie się powiększył, zaistniała konieczność dołączenia czwartego króla – Indianina. Ten w swoim pojemniku zaniósł Jezusowi kakao – taką scenę pokazuje XV-wieczny obraz z klasztoru w Viseu w Portugalii. Zamiana magów na „królów” to przejaw walki Kościoła z magią i astrologią. Mniej więcej od VI w. zaczęto wmawiać wiernym, że byli to jednak królowie i w ten sposób wypełniły się w życiu Jezusa słowa Ps 68. 30; Ps 72. 10 i Iz 60. 3 nn.! Czytając Mateuszową historię, nie sposób nie dostrzec naiwności ewangelisty. Oto Herod przyzywa do siebie magów: mają iść do Betlejem, a po znalezieniu nowego króla Żydów wrócić i zawiadomić go o tym (Mt 2. 8). A przecież tyran pokroju Heroda (ze względu na rozbudowę świątyni pewnie mniemał, że to on sam jest mesjaszem) raz dwa wysłałby do Betlejem swych zauszników i samemu sprawdził, co jest na rzeczy, nie zaś prosił o to obcych i prostodusznych przybyszów. Naiwny ewangelista najwyraźniej nie miał pojęcia o metodach postępowania ludzi będących u władzy. Czy w ogóle możliwe jest, aby ten przewidujący i pozbawiony skrupułów polityk nie ruszył tropem magów, gdy okazało się, że ci wystrychnęli go na dudka? A on, Herod, zadowolił się bezmyślną rzezią niewiniątek, zdając się na ślepy traf. ARTUR CECUŁA
dodatek cuchnęło zakłamaniem, to smród niebios przewyższa z pewnością odór piekielnej smoły. Zabawne jest także dowodzenie, że święty jest w stanie uzdrowić chorego zza grobu. Szczególnie wtedy, gdy nie potrafił czynić tego za życia... Trudno także uznać taki cud za dowód niepodważalny. Czyż i sam diabeł nie czyni niezwykłych rzeczy, aby zwieść łatwowiernych? Czy tak nie naucza Kościół? A skoro tak, to dlaczego Zły nie miałby usunąć jakiegoś nowotworu, aby dokonać zamieszania w świętym Kościele katolickim... W celu szybkiego wyekspediowania Karola Wojtyły do wspomnianego wyżej nieświeżo pachnącego miejsca przesłuchano (jak to brzmi!) ustępującego prezydenta III RP. Pomińmy już komiczny fakt powoływania na świadka człowieka, który – delikatnie mówiąc – nie słynie z prawdomówności. Sam Kwaśniewski podkreślił jeszcze komizm tej sytuacji – „tak jak mnie pouczono, nie zaprzeczam ani nie potwierdzam (faktu i szczegółów przesłuchania – dop. red.). Cała rzecz powinna być zachowana w należytej dyskrecji”. A zatem to prezydent Polski jest pouczany przez klechów, którzy sugerują mu, co „powinno być” i co jest „należyte”? Sam fakt, że agnostyk zgodził się na udział w tym marnym przedstawieniu, jest bulwersujący, ale że jeszcze poddaje się jakimś kościelnym rygorom i obyczajom prawa kanonicznego – to już pełna żenada. Jedno jest pewne – w nowym roku nie takie komedie nas czekają... MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Niebo śmierdzi
21
Raport Piłata Czy istniał raport Piłata – pismo urzędowe – dotyczący procesu i śmierci Jezusa? Nic na to nie wskazuje, a tzw. akta Piłata, które zachowały się do dziś, zostały spreparowane w IV w. Zupełny brak informacji na temat Jezusa w źródłach pogańskich I w. był niełatwy do zaakceptowania i wyjaśnienia przez pierwszych chrześcijan. Dlatego niektórzy z nich odsyłali swoich czytelników i rozmówców do dokumentów państwowych z czasów Augusta i Ty-
czasów Augustyna teolog łaciński. Piłat, który – zdaniem Tertuliana – był już w sumieniu chrześcijaninem, miał Tyberiuszowi donieść o tym, o czym wszyscy w Palestynie głośno opowiadali – o zmartwychwstaniu Jezusa, jego cudach i bóstwie. Twierdził również, że Tyberiusz pod wpływem wieści z Syrii i Palestyny uwierzył w bóstwo Chrystusa, a nawet złożył wniosek, by zatwierdził je rzymski senat. Chyba nie trzeba dodawać, że opowieści Tertuliana pozostają
beriusza, zdeponowanych jakoby w archiwach cesarskich. Chodzi o dokumenty dotyczące spisu powszechnego (Łk 2. 1), które powinny zawierać dane rejestracyjne Józefa i Maryi, oraz notkę opisującą proces i stracenie Jezusa z Nazaretu, rzekomo sporządzoną i przesłaną do Rzymu przez prefekta Judei – Poncjusza Piłata. Pierwsze wzmianki o raporcie Piłata pojawiły się w II w – najpierw u Justyna Męczennika (zm. ok. 167 r.), chrześcijańskiego pisarza greckiego, żyjącego w Rzymie, który o aktach Piłata wspomina w swojej Apologii („Obrona chrześcijaństwa”), dedykowanej imperatorowi – Antoniuszowi Piusowi. Odsyłał go do notatki Piłata, która – jak mniemał – była przechowywana w rządowym archiwum (zwanym Commentarii principis). W nawiązaniu, że wypełniło się proroctwo Ps 22. 19 oraz Iz 35. 5–7 Justyn nadmienił: „Słowa zaś »Przekłuli moje ręce i nogi moje«, wskazywały na gwoździe, które na krzyżu przeszły przez ręce i nogi Jego. Po ukrzyżowaniu zaś kaci rzucili losy o szatę Jego i podzielili ją między siebie. Że się tak działo, możecie się o tym przekonać z akt, spisanych za Poncjusza Piłata”. To samo powtórzył nieco dalej: „Że zaś Chrystus także działał dziwy, możecie się o tym przekonać z akt Poncjusza Piłata” (Apologia, 35.9; 48.3.34). Na list czy też raport Piłata adresowany do Tyberiusza powoływał się również w swojej „Obronie chrześcijaństwa” Tertulian – największy do
w sprzeczności ze wszystkim, co wiadomo historykom o postaciach Piłata i Tyberiusza. Rewelacje te przyniosły raczej nieoczekiwany przez chrześcijan skutek. To ciągłe odwoływanie się do dokumentacji historycznej skłoniło bowiem w końcu przeciwną stronę do spreparowania „prawdziwych akt Piłata”, czyli „protokołu z przesłuchania Jezusa”, które opublikował jeden z ostatnich imperatorów pogańskich – Maksymin Daja. Falsyfikat ten jest w rzeczywistości najstarszym „raportem Piłata”, jaki kiedykolwiek powstał. Był nim oburzony historyk kościelny, Euzebiusz z Cezarei, o czym świadczy jego wypowiedź: „Podrobili tedy Akta Piłata i Zbawiciela naszego, pełne wszelkiego rodzaju bluźnierstw przeciwko Chrystusowi. Za zgodą władzy rozesłano je po całym państwie wraz z rozkazem pisemnym, by je wszędzie do publicznej podać wiadomości i by je nauczyciele dzieciom wykładali w miejsce nauki szkolnej oraz kazali ich się uczyć na pamięć” („Historia Kościoła” 9.4.1; 7.1). Naturalnie, po dojściu do władzy Konstantyna „raport” ów skrzętnie zniszczono. Odtąd pojawiały się wyłącznie chrześcijańskie falsyfikaty. Chociaż niektórzy starożytni autorzy (Justyn, Tertulian) twierdzili, że Piłat rzeczywiście sporządził raport dokumentujący to, o czym mówią Ewangelie, żaden z nich – poza swą wiarą – nie przedstawił na to przekonywującego dowodu. MICHAŁ KRAWCZYK
22
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA APP RACJA Andrychów – 6 i 20.01, godz. 16, ul. Lenartowicza 7 (Klub osiedlowy); e-mail:
[email protected], www.republika.pl/appwadowice/; Augustów – Bogdan Nagórski, tel. 601 815 228; Bełchatów – Marek Szymczak, tel. 603 274 363,
[email protected]; Będzin – zebrania w każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; Białystok – zarząd wojewódzki, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309 (DH „Koral”), dyżury: pn.–czw. w godz. 16–18; Bielsk Podlaski – ul. Brańska 123, Stanisław Łaźna, tel. 730 28 70 – wypożyczalnia książek o charakterze historyczno-religijnym; Bolesławiec – Wiesław Polak, tel. (75) 734 34 25; Brzeg – zebrania w każdy ostatni czwartek miesiąca, godz. 19, restauracja „Laguna” (przy obwodnicy). Koordynator na Brzeg: Zenon Makuszyński, tel. 696 078 240; Busko Zdrój – Kamil Oliwkiewicz, tel. 600 121 793;
[email protected]; Bydgoszcz – dyżury w każdy czwartek, godz. 17–19, ul. Garbary 24; Chełm – kontakt: Z. Pierściński, tel. 501 711 386; Cieszyn – tel. 661 210, 589, 609 784 856; Częstochowa – zebrania w pierwszy wtorek m-ca, al. NMP 2, lokal Ogólnopolskiego Zrzeszenia Emerytów i Rencistów; dyżury: każdy wtorek godz. 17–19; kontakt: Maciej Kołodziejczyk, tel. 601 505 890; Dąbrowa Górnicza – zebrania w każdą trzecią środę m-ca, godz. 17 w siedzibie Polskiego Związku Wędkarskiego przy ul. Wojska Polskiego 35; Gdańsk – 8.01, godz. 11 – zebranie członków i sympatyków w klubie osiedlowym „Maciuś” na Przymorzu, ul. Opolska 2; tel. kontaktowy dla powiatu gdańskiego: 508 639 947; Gdynia – 8.01 – zebranie w restauracji „Arkadia” (ul. Władysława IV), godz. 12. Kontakt: Maria Machnik, tel.: 604 906 246, 606 924 771; Gliwice – Andrzej Rogusz, e-mail:
[email protected], tel. 600 267 076; Gniezno – 14.01, godz. 17, ul. Sienkiewicza 15. Zebranie członków i sympatyków z Gniezna i powiatu gnieźnieńskiego; Gorzów Wlkp. – Czesława Król, tel. 604 939 427; Grudziądz – zebrania w każdy piątek o godz. 17, ul. Pułaskiego 10A/18, kontakt: E. Poraziński tel. 603 703 904, T. Nowaczyk 605 924 182; Gryfice – Henryk Krajnik, tel. 603 947 963; Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 600 872 683; Kalisz – Stanisław Sowa, tel. (62) 753 08 74; Katowice – Ryszard Pawłowski, tel. (32) 203 20 83, 606 202 093; Kielce – zebranie otwarte 11.01, godz. 17, Rynek, kawiarnia „U Sołtyków”; Józef Niedziela, tel. 609 483 480;
[email protected]; Kluczbork – Dariusz Sitarz, tel. (77) 414 20 47; Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy poniedziałek w godz. 16–18 w siedzibie, ul. Rybacka 8, tel. 505 155 172; Konin – kontakt: Zbigniew Górski, tel. 601 735 455; Kostrzyn – Andrzej Andrzejewski, tel. 502 076 244; Legnica – 23.01, godz. 17 – zebranie członków i sympatyków APPR w siedzibie SLD, Rynek 32; Lublin – 7.01, godz. 16, ul. Beliniaków 7 (siedziba SLD); Łowicz – Mirosław Iwański, tel. 837 78 39; Łódź – zebrania odbywają się we wtorki w godzinach 16–18, ul. Zielona 15, I piętro, pokój nr 10. Kontakt: Jolanta Komorowska, tel. (42) 684 47 55; Łódź Górna i Widzew – 10.01, godz. 16, ul. Zielona 15, I p. pok. 10 – zebranie członków i sympatyków. Kontakt: Karol Jerzewski, tel. (42) 673 11 22; Mysłowice – druga sobota każdego m-ca w Brzęczkowicach, lokal „Alf” (naprzeciwko Mini Kliniki), godz. 17, Remigiusz Buchalski, tel. 508 496 086;
Niemodlin – Bogdan Kozak, tel. 694 512 707; Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. (68) 388 76 20; Nowy Tomyśl – Barbara Kryś, tel. (68) 384 61 95; Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40; Olsztyn – 7.01, godz.12 w Domu Kultury przy ul. Profesorskiej 15 odbędzie się zebranie Rady Wojewódzkiej. Obecność obowiązkowa; godz. 14 – zebranie członków i sympatyków APP RACJA; Opatów – tel. (15) 868 46 76; Opole – Stanisław Bukowski, tel. (77) 457 49 04; Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Frejlich, tel. 506 516 850; Piła – Henryk Życzyński, tel. (67) 351 02 85; Pińczów – tel. 888 656 655; Płock – tel. 603 601 519; Poznań – 9.01, godz. 17.30, Klubokawiarnia „Proletaryat”, ul. Wrocławska 9. Zebranie członków i sympatyków z Poznania i okolic; kontakt: Witold Kayser (61) 821 74 06; Radom – Maciej Tokarski – przewodniczący Koła APPR w Radomiu, tel. 660 687 179 Rzeszów – spotkania w drugi i ostatni poniedziałek miesiąca, godz. 16, pub „Korupcja”, ul. Króla Kazimierza 8 (boczna Słowackiego), tel. 606 870 540, (17) 856 19 14; Sandomierz – Szymon Kawiński, tel. (15) 832 05 42; Sanok – kontakt: Klaudiusz Dembicki, e-mail:
[email protected], tel. 606 636 273; Siedlce – zebranie członków i sympatyków APPR w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 17 w barze „Smaczek”, ul. Kazimierzowska 7. Kontakt: Kozak Marian, tel. 606 153 691; adres: Siedlce 6, skr. poczt. 9; Skarżysko-Kamienna – Wiesław Milczarczyk, tel. 693 424 226; Słupsk – kontakt: 505 010 972; Sosnowiec – trzecia środa m-ca, godz. 17, ul. Urbanowicza 21a – siedziba Stowarzyszenia „Uniezależnienie”, tel. (32) 297 72 65 (Maria Kaleta); Starachowice – tel. (41) 274 15 76; Stargard Szczeciński – Marian Przyjazny, tel. 601 961 034; Staszów – Dariusz Klimek, tel. 606 954 842; Szczecin – 7.01, godz. 11 w siedzibie APPR przy ul. Włościańskiej 1 odbędzie się zebranie członków organizacji miejskiej; Tarnowskie Góry – Bożena Wrona, tel. 603 068 881, Bogdan Kucharski, tel (32) 384 91 77; Tarnów – Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93; Turek – Kontakt: Wiesław Szymczak, tel. 609 795 252;. Tychy – dyżury w środy, godz. 17–19, ul. gen. Grota-Roweckiego 10; zebranie ogólne co drugi wtorek m-ca o godz. 18; Wałcz – Józef Ciach, tel. 506 413 559, zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 14; Warszawa – Zarząd Koła APPR zaprasza członków i sympatyków na zebrania Koła Warszawy, które odbywają się w każdą pierwszą środę miesiąca przy ul. Długiej 29, sala na I piętrze, godz. 18. Kontakt: Mariusz Grabek tel. 605 350 793 lub Krzysztof Mróź tel. 608 070 752; Wrocław – członków oraz sympatyków APPR zapraszamy w każdą środę od godz. 16 do godz. 18 przy ul. Zelwerowicza 4 (Klub Kombatanta). Roman Szwarc tel. (71) 394 90 12 oraz 692 049 488; Zielona Góra – Bronisław Ochota, tel. 602 475 228; Zawiercie – Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233 – zebrania w pierwszy wtorek m-ca. Nagroda i wdzięczność czeka na osobę, która w dniu 15 sierpnia 2004 r. w Warszawie po spotkaniu antyklerykałów zaopiekowała się pozostawioną na stole kartonową teczką z prywatnymi, rodzinnymi dokumentami. Bardzo proszę o kontakt – tel. (22) 847 09 48, 502 362 404. Mirosława Zając.
Trzeba się określić! Rozpoczęta na dobre od października ubiegłego roku dyskusja o tym, jak ma wyglądać, działać, a nawet nazywać się założona trzy i pół roku temu organizacja antyklerykałów, powinna znaleźć swój koniec za kilka dni w Warszawie. Na przyszłą sobotę został wyznaczony termin II Konwencji Krajowej APP RACJA. Jej porządek przewiduje – poza sprawami proceduralnymi – kilka kluczowych momentów. Po pierwsze, konwencja ma zająć stanowisko w sprawie wyboru dalszej drogi i sposobu realizacji podstawowego celu, jaki legł u podstaw założenia RACJI – idei walki o świeckie państwo. Przy tym, podjąć decyzję co do nazwy partii. Zachować ją czy zmienić. Po drugie, konwencja ma odpowiedzieć na pytanie, czy, z kim i w jakim zakresie RACJA ma się integrować w związku ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi. Po trzecie, konwencja zajmie się sprawą modyfikacji programu i zmianami w statucie oraz dokona uzupełnień w organach władz partii szczebla krajowego. Na konwencji, w której przewidywany jest udział gości, w tym osób reprezentujących inne partie i organizacje społeczne, rozstrzygnięty zostanie również plebiscyt, ogłoszony w grudniu ubiegłego roku, na Klerykała Roku i Rzecznika Świeckości. Biuro prasowe APP RACJA
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Rąbać w uwielbieniu Rok Nowy. 2006. Rzeczpospolita ciągle stara. III, jak Dziady. W podobnej kondycji. Rozpolitykowana i rozmodlona. W odróżnieniu od reszty cywilizowanego świata, politykuje społeczeństwo. Modlą się politycy. Równają do moherowych beretów. Na czele klerykalnej stawki rząd. Nie dusz. Dzieła Bożego. Opus Dei. Katolicka masoneria? Święta mafia? Ponadnarodowa elita ducha? Fundamentalistyczna sekta? Elitarny oddział współczesnych krzyżowców? A może naprawdę zaledwie pobożne stowarzyszenie ortodoksyjnych katolików. Świeckich apostołów chwalących Boga swoim życiem. Erygowane w Madrycie w 1928 roku. Od 1982 roku ma status podporządkowanej papieżowi prałatury personalnej. Jego założyciel, Josemaria Escrivá de Balaguer, popierał praktyki ascetyczne. Innych. Sam nie stronił od życia w luksusie. Uważał, że ból jest dobry, a ciało nie zasługuje na łagodne traktowanie. Może stąd był zwolennikiem i obrońcą wielu aspektów faszystowskiej ideologii. W 2002 roku został świętym. Wyjątkowo kontrowersyjnym. Obecnie jego dzieło liczy 85 tysięcy członków. W 98 proc. świeckich. Oni liczą na uświęcenie przez pracę. Z braku potwierdzenia jakiegokolwiek przypadku zadowalają się
władzą i pieniędzmi. Też niezgorzej. Pragną zmieniać postać świata. Od dawien dawna tak niewielu nie zrobiło tak wiele dla siebie. Nie dziwota, że unikają rozgłosu. Tisze jedziesz, dalsze budziesz. W Polsce, jak zawsze, inaczej. Kilkuset członków i drugie tyle sympatyków robi dużo szumu. Dobry początek dała Gronkiewicz-
-Waltz. Jako prezes NBP ustalała kurs dolara w porozumieniu z Duchem Świętym. W EBOR już tylko zarabiała. W uznaniu zasług. Teraz w sejmowych ławach zbiera siły przed nową bitwą warszawską. Niezadługo elektorat zdecyduje, czy odnawiać stolicę moralnie, czy materialnie. Do odnowy moralnej więcej chętnych. Lepiej brzmi. Łatwiej zrobić. Trudniej rozliczyć. W razie czego, można nabrać wody w usta. Jak posłowie PiS. Na rozkaz partii. Wystarczy chwalić Pana Prezesa. Rozdanie wyborcze z września 2005 roku stworzyło Opus Dei niepowtarzalną szansę. Rozszerza wpływy. Ewangelizuje. Po Marszałku Sejmu,
padło na rząd Marcinkiewicza. Podatny, rozmodlony materiał doświadczalny. Lepszy niż króliki. Rozmnaża się podobnie. Chwilowo opanowane jest Ministerstwo Infrastruktury, Finansów i Kultury. Rada nadzorcza Telewizji i Orlenu. Szykuje się desant na kolejne placówki. Premier nie widzi sprzeczności interesów. Uznał, że to prywatna sprawa urzędników. Nomen omen jeszcze państwowych. Święta naiwność czy naiwna świętość? Kłopoty mogą być z deklarowanym „wyniesieniem Chrystusa na wszelkie pola ludzkiej aktywności”. W III RP nie ma pola do popisu. Już wyniesiony. W każdym znaczeniu tego słowa. Prezydent i prezes Kaczyńscy mają do Opus Dei stosunek ambiwalentny. Wolą własne dzieło. Podobnie ojciec dyrektor Rydzyk. Trudno się dziwić. Nikt nie lubi konkurencji. Na razie dmą w te same trąby. Bratnie dusze. Dosłownie i w przenośni. Do wszystkiego dorabiają wygodną ideologię. Można było 22 lipca i 7 listopada świętować w zachwycie dla socjalizmu, można rąbać w uwielbieniu dla Boga. Jak ów japoński rzeźnik olśniony wstąpieniem do Opus Dei. Polska prawica zaczęła zaraz po zdobyciu władzy. Od rżnięcia głupa. W Rzeczypospolitej, III czy IV, robota nie do przerobienia. Nawet z bożą pomocą. JOANNA SENYSZYN
To będzie lepszy rok Dla członków partii RACJA i jej sympatyków. Zarówno tych jawnych, zdeklarowanych, jak i dyskretnych. Potrzeba tylko dobrego zdrowia dla ciała i umysłu. Uporu, odwagi i konsekwencji. Wiary w sukces i sens tego, co się robi. Chęci do zgody. A także odrobiny szczęścia oraz szczypty osobistej pomyślności i humoru na co dzień. Tego wszystkiego na cały rok życzę wszystkim członkom partii RACJA. Jej przyjaciołom i życzliwym sojusznikom. Dobrego zdrowia i sił życzę także tym, którzy partii życzą źle. Aby mogli patrzeć na przyszłą RACJĘ – lepszą i mocniejszą. W minionym roku partii wiodło się różnie. Jej członkowie i sympatycy przeżywali prawdziwą huśtawkę nastrojów. Wiosenną, polityczną i kadrową zadymę. Falę letniego, pokongresowego optymizmu. Jesienne powyborcze rozczarowanie. Zimowe rozterki i rozważania, w jaki sposób założona 3,5 roku temu organizacja zamierza dalej realizować swoją misję. Co istotne, wszystkim wydarzeniom poprzedniego roku towarzyszyło narastające wśród członków i sympatyków RACJI przekonanie, iż antyklerykalizm, chociaż twardy, ideowy i konsekwentnie głoszony, nawet w dzisiejszych czasach zawiera za mało treści jak na program partii. To przekonanie znajduje coraz więcej zwolenników mimo życzliwie wyrażanych opinii, iż rozpoczęte rządy prawicy, które Polkom i Polakom dostarczyć mogą raczej igrzysk, zamiast potrzebnego chleba, spowodują, że dla RACJI i jej sztandarowego antyklerykalizmu nastanie dobry czas. Kierownictwo partii także podziela pogląd, iż antyklerykalizm to za mało jak na program partii politycznej i zamierza, przy nakreślaniu strategii oraz wyborze taktycznych rozwiązań w działaniach partii, postępować zgodnie z tą filozofią. Modyfikowany i stale uzupełniany program partii zawiera elementy, które stanowią o lewicowym obliczu RACJI. Rzecz w tym, aby programowe wyznaczniki lewicowości znalazły odzwierciedlenie w codziennych działaniach i partyjnych dokonaniach. Nawet jeżeli antyklerykalizm stanowi dominantę genezy powołania partii RACJA do życia, to realizacja tej idei nie powinna totalnie zdominować bieżącej działalności partii. Antyklerykalizm, chociaż stanowi ideowy kręgosłup RACJI, nie może ograniczać, spowalniać lub hamować partii w procesie realizacji innych elementów jej programu. A z taką praktyką mieliśmy do czynienia. Z różnym nasileniem, w różnych postaciach, w różnych okresach istnienia i działania partii. Sympatycy RACJI i jej potencjalni wyborcy oczekują, że w swojej politycznej działalności z większą niż dotychczas uwagą zajmiemy się problemami walki z biedą, bezrobociem i wykluczeniem społecznym, sytuacją w służbie zdrowia, edukacją społeczeństwa czy postępem cywilizacyjnym. Jeśli takiemu rozumieniu naszej roli i zadań partii, towarzyszyć będzie konsekwencja w działaniu, wewnętrzna zgoda oraz umiejętność dogadywania się z innymi, dominować będzie polityczna wola i zdolność do zawierania korzystnych porozumień, to rzeczywiście można będzie mówić z całym przekonaniem, iż dla partii antyklerykałów nadszedł dobry czas. Czego członkom partii RACJA, jej otwartym i milczącym sympatykom oraz sobie życzę z całego serca. Przewodniczący APP RACJA, Jan Barański
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE oje Drogie Panie, pamiętacie zapewne Listę Noworocznych Postanowień Bridget Jones, bohaterki kultowej powieści Helen Fielding, a jeśli nawet nie pamiętacie, to jestem pewna, że same macie w tej dziedzinie bogate doświadczenia. Zaczął się nowy roczek. Z nowym piórem w ręku pochylam się nad świeżutkim, pachnącym drukarnią kalendarzem i już mam – jak Bridget – podzielić kartkę na rubryki: „BĘDĘ” i „NIE BĘDĘ...”. No właśnie... co będę, a czego nie będę? Przecież dobrze wiem, że jeśli napiszę „nie będę palić”, to z każdym niewinnie wypalonym na imprezie papierosem poczuję się jak najgorszy zbrodzień i piroman. Jak napiszę, że schudnę 8 kilo, to w połowie lutego zapadnę na ciężką depresję, i to nieważne, czy mi się uda, czy nie. Co z tego, że napiszę: „Nie będę flirtować z ćwierćinteligentami”, skoro nielitościwe niebiosa nie wymyśliły dotąd „lepszego modelu” (poza moim osobistym narzeczonym
M
Takie frywolne dekoracje świąteczne miasto Kietrz na Opolszczyźnie zafundowało swoim mieszkańcom Fot. M.P.
na trybunach. Kibice szaleją. WszyMecz o superpuchar. 100 tysięcy ludzi eć cz jednego faceta, który – zamiast patrz scy oczywiście stoją. Wszyscy opró monym pew W gi. uwa go niko cając na na grę – ostro się onanizuje, nie zwra przyglądać. Potem szturcha drugiego się yna zacz i aża zauw to mencie ktoś ion gościa. Kilka minut później cały stad i już po chwili duża grupa patrzy na Nanie. owa wie, jakie wzbudza zainteres patrzy już na faceta, który nadal nie iły. Wreszcie zawodnicy obu drużyn skup nim na wet kamery telewizyjne się u: patrzą tam, gdzie wszyscy. W końc zauważyli brak dopingu, stanęli i też Scho y... ęśliw szcz ale y z wysiłku, – Uuuuhhhh! – facet skończył, czerwon się, ał ntow zorie e enci mom łki. W tym wał interes, wyciągnął papierosy i zapa o. Gościu zamiera z fajką przy ustach nieg na zeniu milc w y patrz że cały stadion any: dookoła i w końcu mówi zrezygnow i zapaloną zapałką. Spogląda powoli nie wolno... – Nie no, k...a, nie mówcie, że tu jarać Trzy małe myszki przechwalają się, jakie są twarde: – Ja wciągam trutkę na myszy przez nos i mam naprawdę niezły odjazd. – A ja pakuję bicepsy i brzuszek na pułapce na myszy... Trzecia myszka z grymasem opuszcza mysią norkę, a dwie pozostałe pytają: – Gdzie idziesz? – Idę bzyknąć kota.
23
PLOTKOWISKO
Uroczyście postanawiam Krokodylkiem rzecz jasna, ale jak tu flirtować z własną, udomowioną gadziną...)! A jeśli postanowię uroczyście nie gniewać się na niego z byle powodu, to czy notoryczne spóźnianie się o 20 minut będzie wystarczającym powodem do karczemnej awantury zwieńczonej emocjonującą sceną „godzenia się”? Jak sama zanotuję: „Będę zawsze punktualna, porządna, zdyscyplinowana i oszczędna” – frustracja dopadnie mnie podczas pierwszej wizyty w centrum handlowym, kiedy zamiast kupić śliczne kolczyki, będę usiłowała zrobić zakupy z przygotowanej wcześniej listy. Z doświadczenia wiem, że pierwsze tamy noworocznych postanowień „odchudzających” puszczają już po paru dniach. Bo z braku łakomego potomstwa trzeba samodzielnie dokończyć te pozostałe po świętach
bombonierki i czekoladki. Żeby się nie przeterminowały! I pierwsze postanowienie szlag trafia. A dalej to już jak w dominie. Dlatego, przekroczywszy próg nowego roku, uroczyście postanawiam: 1. Urządzić lukullusową orgietkę kulinarną, podczas której w zaprzyjaźnionym gronie będziemy konsumować świąteczne „resztki” (siebie nawzajem nie konsumując). 2. Nie schudnąć więcej niż osiem kg (nie ma szans!). 3. Robić sobie i innym drobne przyjemności. 4. Wylegiwać się w łóżku do dziesiątej, kiedy tylko będzie po temu okazja. 5. Pływać, jeździć na łyżwach i rowerze, kiedy tylko będę miała ochotę. MAŁGORZATA PIEKIELNICA
Małżeństwo wybrało się na wczasy. Po drodze zatrzymali się na noc w hotelu. Rano poprosili rachunek za dobę hotelową. Ku ich zdziwieniu zobaczyli, że rachunek opiewa na zawrotną sumę 3000 zł. – Dlaczego tak dużo? Przecież spędziliśmy tu tylko kilka godzin! – pyta mąż. – To jest standardowa stawka za nocleg – odpowiada recepcjonista. Małżeństwo zażądało spotkania z dyrektorem, który spokojnie wysłuchał zażaleń i stwierdził: – Proszę państwa, prowadzimy luksusowy hotel, jest on wyposażony w kilka basenów, wielką salę konferencyjną, saunę i solarium. Wszystko to było do państwa dyspozycji. – Ale my z tego nie skorzystaliśmy! – Ale mogli państwo! I za to proszę zapłacić. Mężczyzna wyciąga wreszcie z portfela 300 złotych i wręcza dyrektorowi. – Przepraszam, ale tu jest tylko 300 zł. – Zgadza się. – Obciążyłem państwa rachunkiem opiewającym na 3000 zł. – Pozostałe 2700 zł to rachunek dla pana za przespanie się z moją żoną – mówi mężczyzna. – Ale ja nie spałem z pana żoną! – krzyczy oburzony dyrektor. – Cóż, była do pana dyspozycji.
1) Ewa skusiła nim Adama: 9-2-50-70-59-40 2) droga w lesie: 53-81-39-74 3) diabły w tytule powieści Dostojewskiego: 30-17-26-63-35 4) państwo z Pekinem: 36-42-25-7-55 5) bat: 47-71-14-24 6) słomiany dach: 45-34-61-15-79-41-57-43 7) pejzaż: 65-11-29-28-76 8) arras: 6-31-4-49-80-48-16 9) przeciwieństwo wschodu: 68-21-56-73-5-23 10) talony: 20-60-54-69 11) produkowana przez chałturzystę: 72-37-8-44-64-38-22-75 12) ćwiczy jogę: 19-66-32-78-3 13) zarządza województwem: 10-62-27-52-77-46-12-33 14) śmieje się do niego głupi: 58-18-67 15) słynny włoski zakonnik cudotwórca: 1-51-13 Rozwiązaniem jest powiedzenie Abrahama Lincolna Rozwiązanie krzyżówki z numeru 50/2005: „Gwarancja cnoty to brak ochoty”. Nagrody (koszulkę + czapkę „FiM”) otrzymują: Marianna Irena Salwin z Ostródy, Aleksander Zachariasz z Pińczowa oraz Mirosław Matusiak z Mikołowa. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na adres:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer gazety, wybrany wzór (do obejrzenia na www.faktyimity.pl), rozmiar koszulki (M, L, XL, XXL) oraz adres, na który mamy wysłać nagrodę. Rozwiązania konkursów z numeru 51–52/2005 oraz nazwiska zwycięzców opublikujemy w numerze 2/2006. TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 1 (305) 6 – 12 I 2006 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Kaczory dwa
odczas wizyty w Anglii Lech Kaczyński został zaproszony na herbatę do królowej. Kiedy rozmawiali, spytał, jaka jest mocna strona jej władzy. Królowa odpowiedziała, że otacza się inteligentnymi ludźmi. – Po czym rozpoznajesz, że są inteligentni? – pyta Kaczyński. – Cóż, po prostu zadaję im odpowiednie pytania – wyjaśnia królowa. – Pozwól mi to zademonstrować. W tym momencie królowa bierze słuchawkę i dzwoni do Tony’ego Blaira:
P
Życie przerasta kabaret. Kto by przypuszczał, że produkt od lat istniejący na rynku wyjdzie tak bardzo naprzeciw potrzebom milionów Polaków...
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Małżeństwo z teściową pojechało na wycieczkę do Jerozolimy. Podczas pobytu tam teściowa zmarła. Grabarz poinformował, że mogą wysłać zwłoki do kraju za 5000 dolarów albo pochować na miejscu – w Ziemi Świętej – za 150.
Po zastanowieniu mężczyzna zadecydował, żeby zwłoki wysłać do kraju. – Ale po co wydawać 5000, kiedy można tylko 150? – dziwił się grabarz. Mężczyzna odparł: – Dawno temu człowiek tutaj umarł i tu został pochowany, a trzy dni później wstał z grobu. Ja nie mogę podjąć takiego ryzyka.
– Panie ministrze, proszę odpowiedzieć na następujące pytanie: pańska matka ma dziecko i pański ojciec ma dziecko, ale nie jest ono pańskim bratem ani siostrą. Kto to jest? – To ja.
– Doskonale – odpowiada królowa. – Dziękuję bardzo i dobranoc. Królowa odkłada słuchawkę i mówi: – Czy teraz już pan rozumie, panie prezydencie? – Tak. Jestem niezmiernie wdzięczny. Nie mogę się doczekać, by zastosować ten sposób w moim kraju!
bratem ani siostrą, więc kto to jest? (łebski z niego facet – myśli Marcinkiewicz – studiował, na pewno znajdzie odpowiedź...). Rokita odpowiada bez zastanowienia: – To ja, oczywiście. Uradowany Marcinkiewicz wraca biegiem do Pałacu Prezydenckiego, odnajduje Kaczyń-
Inteligentny Po powrocie do Warszawy Kaczyński decyduje się poddać testowi premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Wzywa go do Pałacu Prezydenckiego i mówi: – Kaziu, chciałbym ci zadać jedno pytanie: twoja matka ma dziecko i twój ojciec ma dziecko, ale nie jest ono twoim bratem ani siostrą – kto to jest? Marcinkiewicz chrząka, kaszle i w końcu mówi: – Czy mógłbym się zastanowić i wrócić z odpowiedzią? Kaczyński zgadza się i Marcinkiewicz wychodzi. Natychmiast zwołuje zebranie Klubu Parlamentarnego PiS, gdzie głowią się nad zagadką przez kilkanaście godzin, ale nikt nie wpada na rozwiązanie. W końcu, w akcie desperacji, Marcinkiewicz dzwoni do Jana Rokity i przedstawia mu problem: – Niech pan posłucha, jak to może być: pańska matka ma dziecko i pański ojciec ma dziecko, ale nie jest ono pańskim
skiego i krzyczy: – Mam, mam! Wiem, kto to jest! To Jan Rokita! Na co Kaczyński, robiąc zdegustowaną minę: – Źle, idioto! To Tony Blair! Na podstawie Internetu