13-letnia Ania napisała w liście: nie chcę żyć
ZGWAŁCIŁ MNIE KSIĄDZ INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 4 (151) 24 – 30 stycznia 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 7
Czy w historii wydarzyło się tak, aby gazeta powstrzymała wybuch wojny? Nigdy dotąd! No to może będzie ten pierwszy raz... „Fakty i Mity” mają gotową i stuprocentową receptę pokojową: niech papież przestanie się modlić o pokój i powtarzać, że wojna z Irakiem nie powinna dojść do skutku. Niechaj wsiądzie w samolot i wyląduje w Bagdadzie (tak jak chciał tego kilka lat temu). Żywa tarcza z Ojca Świętego?! Żaden Amerykanin nie odważy się Ü Str. 13 wystrzelić choćby z korkowca!
Biblijna sensacja
Va banque
Sensacja archeologiczna: podczas prac na wzgórzu świątynnym znaleziono tabliczkę z planami remontu świątyni Salomona. Napis pochodzi sprzed 2800 lat. Eksperci Instytutu Geologicznego wskazują na autentyczność znaleziska. Jeśli potwierdzą to ostateczne badania, będzie to najstarszy znany dokument cytowany w Biblii, potwierdzający tym samym jej wiarygodność.
Z łódzkiego oddziału Banku PEKAO SA dwa tygodnie temu wyprowadzono 3 miliony złotych. Ot, zwykłymi przelewami na konta pięciu podstawionych figurantów, tzw. słupy. Kluczem do sukcesu był bankowy kasjer. Przy odrobinie zacięcia ten prosty numer mogą powtarzać wszyscy kasjerzy we wszystkich bankach w Polsce.
Ü Str. 16, 17
Ü Str. 9
2
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Odwilż
ŚWIAT Przez wszystkie kontynenty przetoczyły się demonstracje przeciwko interwencji amerykańskiej w Iraku. W USA wzięły w nich udział setki tysięcy osób. Ludzie nie chcą umierać za tanią ropę i interesy firm zbrojeniowych. Boją się odwetu. W Polsce protesty były wyjątkowo mizerne. Bo i życie u nas mniej warte... POLSKA Zaproponowany przez Marka Borowskiego i nieśmiało poparty przez premiera Millera pomysł referendum w sprawie aborcji wywołał wściekłość episkopatu i tak zwanych organizacji ochrony życia. Ich zdaniem, społeczeństwo nie ma prawa wypowiadać się w tej sprawie, bo nie ma prawa decydować o cudzym życiu. O życiu i śmierci decyduje episkopat. Senator Zdzisława Janowska z Unii Pracy zapowiedziała powstanie Parlamentarnego Zespołu ds. Populacji i Rozwoju, który ma zająć się m.in. złagodzeniem ustawy antyaborcyjnej. W jego skład wejdą posłowie UP, SLD, Samoobrony oraz prawicowy senator, prof. Zbigniew Religa. Tymczasem prezydent Kwaśniewski ponownie stwierdził, że ustawa w obowiązującym kształcie jest właściwa. Po co było pytać prezydenta; przecież stanowisko episkopatu jest już znane... Senatorowie SLD przygotowali projekt nowelizacji ustawy o IPN likwidujący pion śledczy tej instytucji. Chodzi o racjonalizację kosztów Instytutu. Decyzja większości senackiej zbiegła się w czasie z naszymi publikacjami o gigantycznym marnotrawstwie środków, do którego dochodzi w IPN. Wydatek 2,20 raz na tydzień może zaowocować niejednym projektem. Na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu biskupi skierowali pod adresem rządu listę kolejnych oczekiwań. Domagają się podpisania aneksu do umowy akcesyjnej z Unią, gwarantującego autonomię prawodawstwa polskiego w dziedzinie aborcji, eutanazji i małżeństw jednopłciowych. Premier Miller zapewnił, że Polska nie podporządkuje się bezbożnym prawom unijnym. Hierarchowie domagają się zniesienia zakazu (autorstwa min. edukacji – Łybackiej) wliczania oceny z religii do średniej na świadectwie. Purpuraci pochylili się też nad (cytat za KAI) „problemem granic pluralizmu w życiu społecznym i politycznym. Biskupi zwrócili uwagę na zarejestrowanie przez sąd partii antyklerykalnej i pytali, czy gdyby ktoś chciał zarejestrować partię faszystowską czy antyrabinacką, to udało by się to zrobić? »W ramach pluralizmu istnieją pewne granice, w pewnych granicach trzeba powiedzieć: nie« – podkreślał abp Życiński. Biskupi zwracali uwagę, że taka partia ubliża przede wszystkim katolikom, wartości dla nich bliskie są ośmieszane”. Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, w związku z porównaniem jej do „patii faszystowskiej”, rozważa podanie biskupów do sądu. WARSZAWA Zdaniem katolickich intelektualistów, którzy prezentowali w siedzibie episkopatu ostatnią instrukcję Watykanu dla polityków, „trudno sobie wyobrazić katolika o poprawnie ukształtowanym sumieniu w SLD”. Ich zdaniem, nie można być wyznawcą Wojtyły i członkiem socjaldemokracji. A można być jednocześnie intelektualistą i katolickim działaczem? KALISZ Prokuratura przygotowała wniosek o uchylenie immunitetu posłowi Ligi Polskich Rodzin Witoldowi Hatce. Jest on zamieszany w aferę wokół Wielkopolskiego Banku Rolniczego („FiM” nr 30/2001). Roman Giertych – sam umoczony w tym przekręcie – ma nadzieję, że Hatka oczyści się z zarzutów, nawet jeśli są one... prawdziwe (!). Posłowie LPR nie odróżniają już niezawisłych sądów od spowiedzi. PIŁA Pecha ma także inny poseł Rydzyka – Józef Skowyra. Prokuratura na podstawie opinii grafologów zarzuca mu fałszerstwo. Okazało się, że wraz z żoną podrobił ponad 2,5 tysiąca podpisów na listach poparcia przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi. Cóż, kierowały nim wyższe pobudki: służba Kościołowi, czyli Bogu. UNIA EUROPEJSKA Przewodniczący Komisji Europejskiej i działacz katolicki Romano Prodi wezwał do dialogu pomiędzy Unią a Kościołami. Stwierdził, że „chrześcijaństwo należy do samej natury Europy”. Prodi chce też „wezwania do Boga” w eurokonstytucji. I jak tu nie oddać Bogu co boskie i cesarzowi co cesarskie, skoro jeden i drugi jest Wojtyłą? WATYKAN Prefekt Kongregacji Doktryny Wiary kard. Ratzinger orzekł, że w obecnej sytuacji inwazja na Irak nie byłaby tzw. wojną sprawiedliwą. Tym samym – Watykan jej nie pobłogosławi. Jak wiadomo, Bush uzależnił decyzję o ataku od teologicznej ekspertyzy Watykanu... Papież znowu cierpi. Tym razem z katolikami żyjącymi w separacji, rozwiedzionymi i tymi, którzy powtórnie wstąpili w związek małżeński. Są oni, zdaniem Papy, „doświadczani cierpieniem”, ponieważ nie żyją zgodnie z wolą bożą. Może by tak ktoś ich samych zapytał o zdanie? Papież krwawi. „Podział chrześcijan pozostaje wciąż niezagojoną raną” – wyznał JPII. Zaapelował więc do wszystkich chrześcijan o współpracę i wzajemne przebaczenie. Na znak pojednania i miłości Krk podarował Cerkwi rosyjskiej relikwie św. Walentego. O dziwo – po apelu i podarku – „rana” się nie zagoiła. USA Polski ksiądz Robert Kramek, miłośnik małoletnich ciał („FiM” 2/2003) został wypuszczony z więzienia po zapłaceniu kaucji w wysokości 0,5 mln dolarów. Pieniądze zebrali Polonusi z grupy Polska Pomoc Braterska, wspierającej Kramka. Proces rozpocznie się 30 stycznia. Nie będzie jankes pluł nam w twarz i księży nam zamykał! GRECJA Parlament Europejski po raz kolejny usiłował zmusić rząd grecki do zmiany przepisów obowiązujących w republice mniszej na górze Atos. Nie mają tam wstępu ani kobiety, ani dzieci, ani „gładkolicy młodzieńcy”, a nawet samice ssaków (!). Zdaniem Europejczyków, narusza to zarówno zasadę równości płci, jak i wolności poruszania się na terenie Unii. W polskich plebaniach i zakonach – wręcz przeciwnie: kobiety, a zwłaszcza dzieci, są bardzo... pożądane.
P
apiestwo szczyci się swoją starożytnością i tradycjami, a swą wielkość przypisuje samemu Duchowi Świętemu, który podobno nieustannie działa w Kościele. Prawdopodobnie Duch w postaci gołębicy odlatywał jednak na czas trwania wypraw krzyżowych, „ewangelizacji” Nowego Świata, inkwizycji, mordów na dworach papieży itd. No, co najmniej zakrywał skrzydełkami oba oczęta, bo w przeciwnym razie można by Go oskarżyć o zlecanie lub współudział w ludobójstwie. Dzisiejsza potęga papiestwa zbudowana jest na ludzkiej krzywdzie i naiwności, ale także na układach biskupów i papieży z rządami państw. Jeszcze wypaczona wersja chrześcijaństwa nie przestała być sektą, a już weszła w układ z władzą, czego konsekwencją był dekret cesarza Konstantyna z 313 roku i przyjęcie de facto nowej religii panującej w Cesarstwie Rzymskim. Od tamtej pory aż do dziś panujący prześcigają się w dogadzaniu Kościołowi, żeby sztuczny autorytet, jakim się on cieszy w ciemnym społeczeństwie, popracował też trochę na korzyść świeckiej władzy. Wspólna i powszechna jest zasada tych poczynań – doraźne korzyści odnoszą aktualnie rządzący, „wieczny” Kościół jeszcze bardziej umacnia swoją pozycję, a traci zawsze państwo, czyli obywatele. Naturalnie, obecnie dzieje się tak już tylko w krajach opóźnionych cywilizacyjnie, np. w Polsce. Nie wynalazł więc tego patentu na latające gówno generał Jaruzelski, za którego zaczęło się na dobre spółkowanie władzy z episkopatem, a kościoły wyrastały jak grzyby po deszczu. Zresztą, w imię dialogu społecznego i dla świętego spokoju, z Kościołem ułożył się też nieźle Gierek, zaprzepaszczając na tym polu zdobycze swoich poprzedników. A co robili w tym czasie młodzi towarzysze Olek i Leszek? Ano pilnie się przyglądali, uczyli i odrabiali lekcje. Wynik – podpisanie przez prezydenta Olka konkordatu w 1998 roku i nawrócenie się niemal całej wierchuszki SdRP, a następnie SLD z Leszkiem na czele. Rozlicznych przejawów tegoż nawrócenia nie będę przypominał, w trosce o układ nerwowy czytających te słowa. Nie wspomnę też ani słowem o Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, 100 milionach corocznego haraczu dla biskupów za dawno i z nawiązką oddany majątek kościelny, o dziesiątkach milionów darowizn ze spółek Skarbu Państwa, budżetów miast i gmin, ulgach, zwolnieniach etc., etc. Faktem pozostaje, że najbardziej bolesną uprzężą jest konkordat, który ma rangę umowy międzynarodowej. Oczywiście i ten można renegocjować lub wypowiedzieć, podobnie jak to zrobił Watykan wobec Polski w 1939 roku, uznając niemieckich biskupów na ziemiach włączonych do III Rzeszy. Postanowienia konkordatu we wszystkich 29 punktach stoją na straży interesów Watykanu z jawnym upodleniem lennego państwa polskiego. Jeśli ktoś ma jednak zdrowe nerwy, zapraszam na stronę „Faktów i Mitów” (www.faktyimity.pl), gdzie można sobie poczytać nasze opracowanie konkordatu, który nosi wszelkie znamiona ukazu carskiego o rozbiorze Polski. Jest wszakże jeden, jedyny punkt konkordatowy, który do tej pory nie wszedł jeszcze w życie. Do tej pory, gdyż wypełnienie jego postanowień zapowiedziano w ostatni poniedziałek na posiedzeniu Komisji Konkordatowej (rządu i episkopatu). Powód takiej opieszałości może być tylko jeden – przy odrobinie wyobraźni i odwagi ze strony urzędników państwowych można by go było wykorzystać do kontroli finansów kościelnych. Oto on – artykuł 22: Ust. 2 Przyjmując za punkt wyjścia w sprawach finansowych instytucji i dóbr kościelnych oraz duchowieństwa
obowiązujące ustawodawstwo polskie i przepisy kościelne, Układające się Strony stworzą specjalną Komisję, która zajmie się koniecznymi zmianami. Nowa regulacja uwzględni potrzeby Kościoła, biorąc pod uwagę jego misję oraz dotychczasową praktykę życia kościelnego w Polsce. Druga część ust. 2 utrzymana jest w tonie wiernopoddańczym, ale początek brzmi obiecująco. Otóż cały konkordat gwarantuje Kościołowi pełną autonomię i niezależność finansową, tudzież rozliczne ulgi i zwolnienia. Po to został skonstruowany i ratyfikowany. Jednak wzmianka o respektowaniu, tj. przyjęciu „za punkt wyjścia” ustawodawstwa polskiego obok przepisów kościelnych – otwiera organom państwowym furtkę do monitorowania i kontrolowania finansów instytucji kościelnych. O tym, że do tej pory był z tym problem, świadczą kolejne nieudane próby fiskusa w celu „pomacania” kieszeni watykańczyków. Jako pierwszy w „wolnej Polsce” poważył się na taki zabieg prezes Głównego Urzędu Ceł Ireneusz Sekuła. W 1994 roku zarządził on kontrolę wszystkich samochodów sprowadzonych przez parafie, kurie, Caritas, zakony itd. – z pominięciem cła i podatku dochodowego – pod kątem wykorzystania ich „na cele charytatywne”. W większości wypadków okazywało się, że aut tych już nie ma, gdyż były od ręki opychane na wolnym rynku. Fakt, iż przez 12 lat nie można było skontrolować i wydusić choćby symbolicznej złotówki podatku z dochodowych fundacji Rydzyka, świadczy dobitnie o indolencji państwa. Ta sama niemoc ma miejsce w przypadku afery salezjańskiej, w której do nieba via księżowskie kieszenie ulotniło się 500 milionów nowych złotych. Tylko trochę bardziej ośmieleni są prokuratorzy z Gdańska, którzy rozpracowują kolejny przejaw „nowej ewangelizacji”, tj. nadużycia na kwotę ok. 100 milionów w kurialnym wydawnictwie „Stella Maris”. W tym miejscu trzeba postawić kluczowe pytanie: Dlaczego biskupi zgodzili się na powstanie Komisji, która będzie mogła swoimi postanowieniami penetrować ich własne interesy? Twierdzę, że nie mieli innego wyjścia. Nadeszły bowiem czasy, gdy nawet biskupi będą musieli coraz bardziej liczyć się z opinią publiczną i normami państwa prawa, jakim po integracji z Unią stanie się Polska. Ale główny powód, dla którego hierarchom Krk na całym świecie opadają skrzydełka, leży w samym Kościele, który na Zachodzie ulega silnej liberalizacji, a także w wewnątrzkościelnych skandalach. Powiem nieskromnie, że to dzięki „Faktom i Mitom” jest nadzieja na trwałe zmiany również w Katolandzie. Odwilż zawdzięczać będziemy też – paradoksalnie – ojcu Rydzykowi, wobec którego episkopat jest zupełnie bezsilny. Jest to obecnie największy problem całej kościelnej machiny w Polsce, który zaostrzy się natychmiast po uruchomieniu telewizji Rydzykowej „Trwam”. To, że zakonny Dyrektor pozostaje jeszcze w strukturach Kościoła, stanowi dla jego wyższych stopniem przełożonych ostatnią szansę na spacyfikowanie niepokornego. Episkopat tradycyjnie wykorzysta do tej brudnej roboty urzędników państwowych, aby zachować czyste konto u Rydzykowych fanów. Najważniejszy dla biskupów cel zostanie osiągnięty, choćby nawet kosztem niewielkiej utraty wyłączności na liczenie mamony. Zresztą, kiedy już Komisja pozamiata kościelne brudy, zawsze można ją będzie rozwiązać albo zawiesić na długi czas, do następnej okazji... Już teraz przestrzegam reprezentantów rządu przed takimi manipulacjami. Na wiosnę przyjdzie odwilż, ale „Fakty i Mity” jeszcze długo będą miały o czym pisać. JONASZ
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
C
hristian Sailer, urodzony w Niemczech w 1935 r., prawnik i filozof, obrońca między innymi Greenpeace’u w słynnych procesach dotyczących ochrony środowiska. Jest długoletnim członkiem Komitetu Doradczego Krajowego Związku Ochrony Przyrody w Niemczech, autorem wielu naukowych publikacji prawniczych. Jako przedstawiciel mniejszości religijnej w Niemczech, z uwagą śledzi stosunki między państwem a Kościołem. – Coraz więcej Polaków, z wyjątkiem czcicieli o. Rydzyka, przegląda na oczy i nie godzi się na to, by Kościół wyciągał z kasy państwowej olbrzymie pieniądze i wzmacniał swoją pozycję. Czy podobnie jest w Niemczech? – Po drugiej wojnie światowej Kościoły katolicki i ewangelicki stały się potężnymi instytucjami, które dziś otrzymują subwencje państwowe w wysokości miliardów euro rocznie. Niezależnie od tego trafiają do nich podatki potrącane co miesiąc z pensji wyznawców. Dzięki tym pieniądzom znów umocniły swoją pozycję. Dlaczego do tego doszło? Po pierwsze, po upadku dyktatury hitlerowskiej wielu ludzi szukało religijnego wsparcia. Po drugie, Kościołowi udało się zachować miano „bojownika ruchu oporu”, ponieważ ludzie nie znali całej prawdy, m.in. o przyjaźni hitlerowców z papieżem i wieloma biskupami. Dzisiaj mamy paradoksalną sytuację – kościoły stoją puste, a jednocześnie biurokraci kościelni, do których przymilają się politycy, są w komfortowej sytuacji. Chociaż zadłużenie państwa niemieckiego przybrało katastrofalne rozmiary, żaden rząd nie odważa się skreślać miliardowych sum trafiających na rzecz kościołów. Wiadomo, że do opieki społecznej, czyli na przedszkola,
A
GORĄCY TEMAT
domy starców i szpitale, Kościół dopłaca zaledwie 5-8 procent swoich dochodów uzyskiwanych z podatków kościelnych, resztę zaś płacą osoby prywatne, państwo oraz kasy chorych. Jak z tego wynika, zaangażowanie charytatywne kościołów (zwłaszcza katolickiego) jest mitem, a jedno-
równoprawna, delegując swoich przedstawicieli do państwowych komisji, rad radiowo-telewizyjnych itp. Poborcą podatkowym z ramienia Kościoła w Niemczech jest państwo. Istnieją więc pola współdziałania państwa i Kościoła, jednocześnie osobiste stosunki łączą wielu polityków
ROZMOWA Z DR. CHRISTIANEM SAILEREM
Nad Renem jak nad Wisłą cześnie znakomitym pretekstem do uzyskiwania kolejnych potężnych subwencji. – Zatem mamy do czynienia z sytuacją, jaka powoli rysuje się także w Polsce... – To prawda. Także w Niemczech skandalem jest to, że Kościół żąda nadal odszkodowania za straty, które poniósł ponad 200 lat temu z powodu sekularyzacji dóbr kościelnych. W rzeczywistości – to co Kościołowi niegdyś odebrano, już dawno zostało spłacone z nadwyżką. Warto pamiętać też i o tym, że znaczna część majątku została przez Kościół przywłaszczona bezprawnie, m.in. poprzez fałszowanie dokumentów i wyłudzanie testamentów oraz rekwirowanie dobytku ofiar inkwizycji. – Czy nie uważa Pan, że państwo i Kościół reprezentują zbyt daleko idącą zbieżność interesów? – Kościół jest korporacją prawa publicznego i posiada dominującą pozycję w społeczeństwie. Zawiera on z państwem umowy jako strona
fera o ewentualnej próbie wyłudzenia przez Lwa Rywina jurgieltu od Adama Michnika odsunęła w cień zaawansowane starania o. Rydzyka o uruchomienie telewizji „Trwam”. Nikt również nie zainteresował się rzucanymi w Toruniu hasłami, że Polska potrzebuje takich wodzów jak Tadeusz Rydzyk. Nie zauważono, że w Toruniu rodzi się nowy kult (bynajmniej nie Maryi) i nowe (stare...) wodzowskie rytuały. Gdyby dziś Rydzyk startował w wyborach na prezydenta Polski, wygrałby w cuglach, w pierwszej turze, tak jak to przepowiedział Jonasz. Dyrektor ma za sobą 5 milionów pogłowia radiomaryjnej sekty. I to nie są śmichy. Przed przejęciem władzy przez Adolfa Hitlera legitymacje NSDAP posiadało zaledwie 850 tysięcy Niemców na 66 milionów ludności. Po kilku latach już co czwarty dorosły Niemiec był członkiem partii narodowosocjalistycznej, a kraj liczył 80 milionów obywateli. Podczas rocznicowej mszy Rydzyjka w kościele św. Józefa na toruńskich Bielanach ojciec dyrektor wprawdzie przemawiał „tylko” do piętnastu tysięcy fanów Radia Maryja, ale swe wystąpienie kierował przede wszystkim do polskich biskupów (kilku z nich było obecnych na mszy wiecu, m.in. bp Stanisław Stefanek, ordynariusz łomżyński, który wygłosił homilię, waląc w postkomunę jak w bęben). Jednakże gwoździem owego Geburts-Partei-tagu było exposé o. Rydzyka: „Księża biskupi, tak się pytam, przy was chciałbym zapytać wszystkich, czy chcecie tego, żeby było was
i hierarchów kościelnych. Niemała też liczba polityków bierze udział w obradach synodalnych, spotyka się na przyjęciach. Nie dopuszcza się nawet myśli, by jakieś większe wydarzenie odbyło się bez obecności dostojnika kościelnego. – Całkiem jak w Polsce. A w jaki sposób Kościół uzyskuje subwencje państwowe? – Odbywa się to w różnorodny sposób. Państwo finansuje wykształcenie teologów, duszpasterstwo w wojsku, między innymi pensje biskupów, naukę religii w szkołach i przedszkolach państwowych. Sumy te sięgają dziesięciu miliardów euro rocznie. Do tego dochodzi zwolnienie Kościoła z wszelkich podatków oraz brak możliwości otrzymania zwrotu z podatku kościelnego, co stanowi dodatkowe dziesięć miliardów euro rocznie. Taki stan rzeczy po prostu jest akceptowany, chociaż Kościół jest niezmiernie bogaty. Dobra Kościołów katolickiego i ewangelickiego w Niemczech oceniane są na ponad 140 miliardów
widać, a nie tylko słychać, chcecie?”. Odpowiedział mu ryk kilkunastu tysięcy gardeł: „Chceeeeemy! Niech żyje ojciec Rydzyk! Sto lat!”. Później Rydzyk informuje zebranych, że to ostatni etap, bowiem złożono już dokument o powołanie telewizji „Trwam” i potrzeba, jak mówi ojdyr, „tylko jednego podpisu, aby wszystko ruszyło”. I rzeczywiście: dokument złożono w pierwszy dzień weekendu, w ostatnich minutach pracy KRRiTV. Na wieść o tym znów
euro, a cały ich dobytek szacuje się na 500 miliardów euro! – Mówiliśmy dotąd o dwóch wiodących Kościołach w Niemczech – katolickim i ewangelickim. A jak ma się sprawa z mniejszościami religijnymi? Jak te sprawy reguluje niemiecka konstytucja? – Niemcy uważane są za kraj demokratyczny. Wolność myśli i wyznania są nieodłączną częścią składową podstawowych praw człowieka. Jednak powszechnie wiadomo, że ta wolność w praktyce dotyczy tylko Kościoła katolickiego i ewangelickiego. Natomiast wszyscy pozostali, zrzeszeni w nowych ruchach religijnych, znajdują się pod pręgierzem kartelu władzy, jaki posiada Kościół, państwo i prasa. Traktuje się ich jako „niebezpieczne sekty” i trędowatych. Tym ludziom odmawia się wynajmu miejsc do publicznych zgromadzeń, nie zezwala na zamieszczanie ogłoszeń w gazetach i publicznie ich się zniesławia. Członkowie takich wspólnot bywają izolowani, pozbawiani pracy
Michnikiem, twórcą innego medialnego imperium (brakuje mu tylko telewizji). I jeden, i drugi osiągnie to, co sobie zamarzył. W sprawie koncesji dla TV „Trwam” nieoczekiwanie dla Rydzyka zaczynają się schody. KRRiTV zaczyna mieć wątpliwości i dotyczą one finansów, a dokładnie majątku trwałego Lux Veritatis, rydzykowego wnioskodawcy o koncesję telewizyjną. Fundacja otrzymała bowiem pożyczkę pozabankową w wysokości dziewięciu
Führer Rydzyk ryk radości członków sekty Rydzyka. Huczy muzyka defilujących zespołów pieśni i tańca w strojach regionalnych, w tym „Śląsk”. Palą się reflektory. Brakuje tylko płonących pochodni, sztandarów, fanfar i werbli. A potem upojona sukcesem swego wodza falanga narodowomaryjowców przebija się przez ulicę radia redemptorystów zablokowaną samochodami oficjeli i rusza na Toruń z okrzykami i transparentami „Ojcze Tadeuszu, Polska potrzebuje takich wodzów!”. Antysemita i nacjonalista Rydzyk, twórca medialnego imperium (brakuje mu tylko telewizji) jest dla milionów swych wyznawców chrześcijańskim murem stawianym przed hordami niewiernych deprawatorów polskiego narodu wybranego. Ot, choćby przed takim Żydem i kosmopolitą Adamem
milionów złotych i zużyła ją na zakup majątku trwałego. Taka pożyczka może w przyszłości grozić utratą przez fundację kontroli nad TV „Trwam”, szczególnie że nie wiadomo, kto tej pożyczki... udzielił i jakie jest jej zabezpieczenie. Dodam, że Lux Veritatis po rejestracji w sądzie i wpisie do Krajowego Rejestru Sądowego w 1998 r., została zgłoszona w Ministerstwie Kultury dopiero 20 listopada 2002 r.(!), a 6 grudnia już został złożony wniosek na koncesję. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia wniosek uzyskał pozytywne opinie wszystkich opiniodawców z wyjątkiem... departamentu ekonomiczno-finansowego, który zapytał o źródła finansowania telewizji. Braciszkowie od duce Rydzyka, trzymani przez niego krótko na smyczy, natychmiast
3
i środków do życia, np. poprzez namawianie ludzi, by nie korzystali z ich sklepów. Znany niemiecki specjalista i lektor z zakresu prawa państwowego, prof. dr Martin Kriele, stwierdził: „Pozbawiona wszelkich skrupułów moralnych dyskryminacja z powodu wyznania i światopoglądu, jaka panuje w Niemczech, nie ma sobie równych w żadnym innym kraju wolnej demokracji”. Oczywiście podżegaczem do tych działań jest kler. Zastanawiając się nad tą dziwną spolegliwością wobec duchownych, należy stwierdzić, że jest to bardzo dziwne, bo przecież Kościół ma na swoim koncie liczne przestępstwa, uwikłany był w romans z Hitlerem itd. A jednak udało mu się ponownie stanąć na straży światopoglądu społecznego i moralności; przynajmniej oficjalnie, bo jako się rzekło, kościoły w Niemczech świecą pustkami. – Jest pan przedstawicielem jednej z mniejszości religijnych – Życia Uniwersalnego. Co skłoniło Pana do przyłączenia się do wyznawców tej religii? – Pochodzę z rodziny katolickiej i długo byłem praktykującym katolikiem. Nie pozwoliłem jednak na to, by założono mi klapki na oczy. Poza tym coraz bardziej poznawałem krwawą historię Kościoła. Odwróciłem się zatem od niego, gdy poznałem wspólnotę prachrześcijańską w Życiu Uniwersalnym. Tu obraz Boga i człowieka opiera się na tradycjach chrześcijaństwa – tak jak nauczał Jezus z Nazaretu. Jest to dla mnie o wiele bardziej zrozumiałe niż chrześcijaństwo kościelne. Rozmawiała BOŻENA WOLIŃSKA Fot. archiwum
odpowiedzieli, że mają to być darowizny, ale wolą darczyńców jest, aby pozostali anonimowi. I trwa zabawa w kotka i myszkę, bo wszyscy dobrze wiedzą, że rydzykowe fundacje są po to, aby utrzymywać przekonanie, iż Radio Maryja jest nadawcą społecznym i nie prowadzi działalności gospodarczej. Tymczasem fundacje maryjnego generalissimusa w setkach parafialnych biur-skarbonek koszą szmal, o jakim śnią Rywiny i Michniki. I taką też fundacją jest Lux Veritatis, która powstała 27 kwietnia 1998 roku, kiedy to w kancelarii notarialnej Teresy Janeczko stawiło się trzech redemptorystów: o. Jan Król (prawa ręka Rydzyka w RM), o. Stanisław Kwiatkowski (zakonnik emeryt) i sam wódz, który został oczywiście prezesem fundacji. Wszak włożył w nią aż... 6 tys. złotych (pozostali braciszkowie po dwa). Dziś majątek wzrósł do kwoty ponad 5 milionów złotych i – jak znamy operatywność Tadzia – będzie rósł do niebotycznych rozmiarów. Rydzyk ma już wszystko: radio, dziennik ogólnopolski, wyższą uczelnię, niebawem dostanie telewizję. Wszyscy wiedzą, że doszedł do tego z pogwałceniem polskiego prawa, ale wszystko wskazuje na to, że cała zadyma – wraz z milionami niezapłaconych podatków – rozejdzie się po kościach Rydzyka i urzędników państwowych. 5-milionowa armia żołnierzy może po raz kolejny powstrzymać zakusy każdej komisji i prokuratury. Najbogatszy zakonnik świata pozostanie nietykalny i ośmielony do dalszych podbojów, tak jak kiedyś niepozorny pan z wąsikiem. ANDRZEJ RODAN
4
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Głódź... ty świntuchu Co żołnierz je? Żołnierz je obrońcą polskich granic. Co żołnierz ma w spodniach? Żołnierz ma w spodniach chodzić. A co żołnierz ma pod łóżkiem? Porządek. A w chlebaku? Granaty. Ta zabawna gra słów znana była już przed wojną. Teraz czerwononosy Głódź dopisał do niej kolejne elementy, które wskazują na jego dewiację seksualną. Oto mam w ręku zieloną książeczkę pod tytułem „Modlitewnik żołnierski”. Dzieło wydane sumptem Ordynariatu Polowego WP przedmową opatrzył sam Sławoj Leszek właśnie i pisze w niej do dzielnego rekruta: „Dziś dajemy ci do ręki Twój własny modlitewnik (...). „Pamiętaj, iż modlitewnik towarzyszył na polach bitewnych (...) wszystkim pokoleniom polskich żołnierzy”. W to akurat wierzę bez zastrzeżeń, więc raźno zabrałem się do lektury. Na początku wieje nudą, czyli przypomnieniem, że podstawową powinnością sołdata jest modlitwa w każdej wolnej chwili: przed śniadaniem, po śniadaniu, przed obiadem i po nim, po siusianiu i po kolacji też. Interesująca jest tu zwłaszcza jedna modlitwa:
„Do Anioła Stróża” (w skrócie – AS) należy się modlić, zdaniem Głódzia, o osobiste powodzenie. Smutne, ale nie wróżę tu niczego dobrego. Z historii Polski – tej starszej i tej nowszej – wynika, że nasi przeciwnicy na polach bitewnych mieli AS znacznie lepiej umocowanych... tam na górze. Swoją drogą, ciekawe, czy kiedy Polacy walczyli z Niemcami o Warszawę, to czy na górze podobny bój – wzorem np. „Iliady” – staczali AS polscy i niemieccy. Jeśli tak, to od września 1939 do maja 1945 6 mln takich polskich Aniołów straciło robotę. Że już o rozbiorach i przegranych powstaniach nie wspomnę. Co tam jednak modlitwy. Najciekawszą częścią „Modlitewnika” jest „Żołnierski rachunek sumienia”
Wielkie myśli małego Wpadła mi do ręki interesująca książeczka. Biały kruk. Są to złote myśli, zbiór aforyzmów na wszelkie okazje. Dzieło to wydane jest na kredowym papierze i cudnie ilustrowane przez profesora Akademii Sztuk Pięknych, Tadeusza Witolda Wolańskiego. Złote myśli poprzedzone są słowem wstępnym red. Bogusława Sikorskiego (dziennikarz, poprzednio doradca przewodniczącego SLD, obecnie doradca wojewody łódzkiego, Krzysztofa Makowskiego), z którego to wstępu dowiadujemy się, że jeśli porzekadło głosi, iż los człowieka spoczywa w jego własnych rękach, to autor tego zbioru aforyzmów może być tego przykładem, bowiem z własnej woli wybiera działanie, które staje się jego przeznaczeniem. Cierpliwość i wytrwałość zapewnia mu powodzenie. Jeśli już zadecyduje, to działa szybko i twarzą w twarz stanie z każdym zagrożeniem. Poza tym jest on człowiekiem niezwykle twardym i ze zdumiewającą zdolnością regeneracji energii. Kim jest ów geniusz? Otóż jest to LESZEK MILLER, który w tych „słówkach” (dzieło nosi tytuł „Niesłodzone słówka Leszka Millera”), opatrzonych jego cudnym foto w kolorze, „jakby chciał uświadomić ludziom, że nauczycielami wielu systemów wartości są przede wszystkim politycy i oni ponoszą główną odpowiedzialność za moralność społeczeństwa, bowiem mają decydujący wpływ na ustanawianie praw” (jak pisze we wstępie millerowski doradca). Cóż mamy w tej „czerwonej książeczce” z cytatami towarzysza M. (nie mylić z Mao)? Takie oto zakręcone powiastki „nauczyciela systemów wartości” zawsze
– moim zdaniem wymyślony przez faceta ciężko zboczonego seksualnie. Oto mamy np. na oko niewinne przykazanie III: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. Myślicie, że chodzi np. o uczestniczenie w nabożeństwach? Ale gdzie tam! Autorzy „Modlitewnika” żądają od żołnierza, by pomyślał: „Jak przeżywałem czas wolny w niedzielę? Może na oglądaniu filmów pornograficznych? A może na onanizmie?”. Ale problemy ze swoją seksualnością głódziopodobni egzemplifikują najdobitniej w przykazaniu VI i IX („Nie cudzołóż” i „Nie pożądaj żony bliźniego swego”). Pytają zatem: „Czy panowałeś zawsze nad swoją wyobraźnią? Jak wyglądają twoje rozmowy z kolegami o dziewczętach? Czy się onanizowałeś (znów!)? Oglądałeś filmy pornograficzne (znów!!)? Czytałeś czasopisma i książki pornograficzne? Oglądałeś zdjęcia pornograficzne? Czy nie jesteś dla swoich podwładnych złym nauczycielem w dziedzinie życia płciowego?”. Po takich perełkach niezwłocznie spojrzałem na pytania do przykazania nr V, czyli „Nie zabijaj”. Jako żywo – podejrzewałem tu pewne
zakończone aforyzmem. Przedstawiam kilka. Na Zjeździe Mazowieckim SLD, zabierając głos, przewodniczący SLD Leszek Miller stwierdził: Naszym zadaniem nie jest przyrzekanie cudów, ale gdybyśmy obiecali gruszki na wierzbie, one by tam wyrosły. Nie wyrosły, jeszcze. W trakcie spotkania z działaczami SLD Leszek Miller podszedł do okna, zamyślił się chwilę, po czym odwrócił się do zebranych i powiedział: Zrobimy wszystko, aby śmietniki w Polsce nie służyły do poszukiwania żywności. I co? I nic! Śmietniki nadal robią za delikatesy przeterminowanej żywności. Pewna pani prokurator z Ministerstwa Sprawiedliwości publicznie oświadczyła kiedyś, że Leszek Miller powinien być przesłuchany w charakterze świadka. Miller natychmiast odpowiedział: Jestem do dyspozycji pani prokurator w dzień... i w nocy. Kokiet z niego. W jednej z restauracji, szef kuchni serwował danie o nazwie „smak lokalu”. Kiedy wszyscy jedli „smak lokalu”, szef kuchni podszedł do Millera i zapytał: Jak smakuje? Miller spokojnie odpowiedział: Miejscami jest bardzo smaczne. Aforyzmy Millera również są miejscami bardzo smaczne, ale, niestety, nie ma tu złotych myśli na temat wyjazdów Millera na ryby, do domu Rywina na Mazurach... Do zakochania jeden krok, podobnie jak od wzniosłości do śmieszności – czy to nie byłby gitny aforyzm, Panie Premierze? Ale nie traćmy nadziei, Leszek Miller przecież powiedział: prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym nie jak zaczyna, ale jak kończy... ZOFIA WITKOWSKA
semantyczne problemy autorów. Wszakże, tak czy inaczej, do powinności żołnierza należy zabijanie, niestety. Ale gdzie tam, ludzie Głódzia nie mają żadnych, najmniejszych problemów z przykazaniem „Nie zabijaj” i pytają m.in.: „Czy troszczysz się o własne zdrowie? Czy przestrzegasz zasad higieny? Czy przestrzegasz zasad bezpieczeństwa w posługiwaniu się bronią? Czy nie prowadzisz pojazdów pod wpływem alkoholu? Czy przestrzegasz przepisów o ruchu drogowym?”. No to teraz podsumujmy: Wzorowy żołnierz to taki, który nie ogląda pornosów, nie onanizuje się, nie rozmawia o dziewczętach i jest dobrym nauczycielem w dziedzinie życia płciowego (ciekawe, jak to robi). Musi się też myć i znać na pamięć kodeks drogowy. „Modlitewnik” kończy się zbiorem „zdecydowanie słusznych” piosenek wojskowych. Ot, chwat zamiast samogwałtu i porno może sobie
pośpiewać. A co mu Głódź proponuje? Sprawdźmy: „Jak to na wojence ładnie, kiedy ułan z konia spadnie. Koledzy go nie żałują, jeszcze końmi go tratują”. No tak – pewnie był dla nich cokolwiek kiepskim nauczycielem życia płciowego. Albo: „Ułani, ułani, malowane dzieci, niejedna panienka za wami poleci. Niejedna panienka i niejedna wdowa zobaczy ułana, kochać by gotowa. Nie ma takiej wioski, nie ma takiej chatki, gdzie by nie kochały ułana mężatki!” I jeszcze: „Jedzie ułan, jedzie, konik pod nim sadzi. Hej, będą mu, będą na kwaterze radzi”. Po tej lekturze pozostaje mi już tylko zadanie Państwu jednego pytania: Czym różni się Głódź od Szwejka? Nie wiecie? To proste: Szwejk był mądry, a udawał idiotę. A Głódź? A Głódź przeciwnie... nie służył nigdy w armii austriackiej! MAREK SZENBORN
[email protected]
I
-katolickie pisma odkryły, że prawdziwe nazwisko Aleksandra Kwaśniewskiego to Stoltzman, syn Izaaka; Adama Michnika – Aaron Szechter, syn Ozjasza, Geremka – Berela Lewartow, Balcerowicza – Bucholtz itd. Różne są oblicza destrukcji polskiego nacjonalkatolicyzmu. Ja tam już przyzwyczaiłem się do retoryki tych wystąpień, awanturek i nacjonalistycznych obsesji, a zwłaszcza kalekiego języka radiomaryjców. Tylko czekam, kiedy któryś z nich publicznie ogłosi dobrą nowinę: o. Rydzyk w rzeczywistości nazywa się: Chaim Rotengriftigerpilz i jest synem rabina z Kołomyi.
zaczęła się kłótnia w rodzinie. W tej katolickiej i w tej prawicowej, i w lewicowej też. Ta pierwsza żąda: „Rydzyk na ołtarze!”. Druga działa pod hasłem „cela dla Millera”, zaś prezydent wszystkich Polaków zaciera ręce i mówi tekstem z filmu o mafii: Dorwać Małego! A zaczęło się niewinnie. Kardynał Józef Glemp dostaje nerwicy i wykrztusza w radiu kolejne 9687 ostrzeżenie pod adresem o. Tadeusza Rydzyka: „Jeżeli zakłada się jeszcze stację telewizyjną i my o tym nie wiemy, jest to dla nas trochę ambarasujące”. Tylko trochę?
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Kłótnia w rodzinie W sukurs kardynałowi idzie ksiądz profesor Michał Czajkowski i ostro rozprawia się z Rydzykiem, przydeptuje obcasem „Nasz Dziennik”, mówiąc o artykułach w nim zawartych jako kłamliwych i nienawistnych, o jego ksenofobii, antysemityzmie i języku: „agresywny, znieważający ludzi, tworzący zły wzorzec katolicki mówienia o innych”. W „ND” natychmiast ripostuje Jerzy Robert Nowak, czołowa figura rydzykowej publicystyki – olewa (miast wodą święconą) ciepłym moczem ks. Czajkowskiego, flekuje go, zarzucając pieniactwo, skrajne ignoranctwo, obsesję w tropieniu rzekomego antysemityzmu. Ks. Czajkowski, zdaniem swego kolesia z tej samej stajni Krk, udaje, że nie wie o zbrodniach żydowskich enkawudzistów, chociażby Stefana Michnika, brata Adama Michnika, czy Jakuba Bermana, stryjka Marka Borowskiego. W tymże czasie normalnym torem toczy się nagonka na wroga. Macierewiczowski organ (chodzi o gazetę) podaje, że marszałek Sejmu Marek Borowski jest synem Wiktora Borowskiego, a właściwie Aarona Bermana, byłego redaktora naczelnego „Życia Warszawy”. Inne narodowo-
A co tam, panie, na lewicy? Też się kłócą. Lew Rywin (językoznawca, zna również jidysz) to nie byle jaki koleś. Często spadał do głębokiego basenu, ale zawsze po drodze zdążył wypełnić go wodą. Czy teraz też zdąży? To już szekspirowski dylemat: być albo nie być. Premier Leszek Miller, mężczyzna o cudnej aryjskiej urodzie, umoczony zostaje w wielowątkową aferę „Rywingate”. Mimo zwycięstwa w Kopenhadze, przynajmniej na razie medialnego, część baronów SLD zażądała odwołania zwycięzcy z funkcji przewodniczącego partii. A co podczas kłótni w rodzinie robi prezydent wszystkich Polaków? Prezydent Kwaśniewski osobiście telefonuje do prezydenta Stanów Zjednoczonych, aby go powiadomić, że F-16, samolot wielozadaniowy, wygrał przetarg w Polsce. Chociaż to Francja, a nie USA, jest na pierwszej pozycji wśród inwestorów w Polsce (inna rzecz, że to głównie hipermarkety). Czy nie grozi nam przypadkiem kłótnia z nowym Wielkim Bratem, kiedy ten zażąda polskiego mięsa armatniego w Iraku? A może dostawa tego mięsa jest już przesądzona? ANDRZEJ RODAN
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
NA KLĘCZKACH
ŚMIERCIONOŚNA INKA
NIEPEŁNOSPRAWNE URZĘDY
UE KATECHEZA
11 kwietnia 2001 r. Halina G. wyprowadziła Jacka Dębskiego, byłego ministra sportu, z restauracji „Casa Nostra”, w której spędzała z nim wieczór. Na zewnątrz czekał już killer, który śmiertelnie postrzelił Dębskiego. Przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się proces w tej sprawie. 28-letnia Halina G., ksywka Inka, oskarżona jest o pomocnictwo w zabójstwie byłego ministra sportu. „Inka” nie przyznaje się do zarzutu głównego (dodatkowo postawiono zarzuty: posiadania sfałszowanego słowackiego prawa jazdy i amunicji bez zezwolenia) i odmawia składania wyjaśnień. Najprawdopodobniej nie chce pogrążać Jeremiasza Barańskiego (rezydent gangu pruszkowskiego w Austrii), ksywka Baranina, zleceniodawcy zabójstwa. Drugim oskarżonym byłby Tadeusz Maziuk, ksywka Sasza, domniemany zabójca Dębskiego (wydany w śledztwie przez „Inkę”), ale następnego dnia po przewiezieniu do warszawskiego więzienia na Rakowieckiej powiesił się w celi. Prokuratura ustaliła, że Halina G. – 11 kwietnia 2001 r. – rozmawiała przez komórkę z „Baraniną”, informując go o miejscu pobytu Dębskiego. W śledztwie Inka zeznała: „Baranina powiedział, że Jacek musi zostać ukarany za nielojalność”. Prokuratura dysponuje zapisem rozmowy, w której „Baranina” mówi do „Inki”, jako osoby wystawiającej Dębskiego „na strzał”, o planowanym zabójstwie i pyta jej: „czy tylko wytrzymasz to psychicznie?” Halinie G. grozi dożywocie, natomiast gangster odpowie za zlecenie zabójstwa przed austriackim sądem. Z.W.
CHYTRY DWA RAZY TRACI Burmistrz Świdnika Waldemar Jakson wspólnie z kościelnymi notablami zorganizował 12 stycznia konkurencyjną dla Owsiakowej Orkiestry imprezę. Mimo sporej reklamy, „Serce dla Świdnika” ludziska jakoś nie sięgali do portfeli, a o to przecież chodziło. Efekt działania konkurencji był jednak taki, że na ulice miasta z powodu zastraszenia nie wyszli wolontariusze WOŚP, czym zaskoczonych i rozżalonych było wielu mieszkańców. Może w Świdniku nie potrzebują sprzętu do ratowania niemowlaków? RP
„Wiara chrześcijańska jest podłożem, na którym wzrastała i nadal wzrasta Europa”, „powstanie Wspólnoty Europejskiej zrodziło się z wartości chrześcijańskich” – oto główne przesłania „Konspektów europejskich katechez”, zamieszczonych w miesięczniku „Katecheta” (9/2002). To się nazywa fałszowanie historii, gdyż podstawą kultury europejskiej (w tym również chrześcijaństwa) jest cywilizacja grecko-rzymska, a na kształt współczesnej Europy złożyło się również (i na szczęście!) szereg idei humanistycznych. Z drugiej strony ambicje zorganizowania europejskiej krucjaty pod hasłem: „przed Polską stoi misja zewangelizowania Europy”, są najlepszym świadectwem, że co do chrześcijańskich filarów Unii niemałe wątpliwości ma również sam Kościół. A.K.
PAPIEŻ PRZEZ KOMÓRĘ Włosi korzystający z największej na tym rynku telefonii komórkowej TIM mają nie lada gratkę: mogą się codziennie modlić przez telefon, tyle że... do tego interesu muszą dopłacić. Za 15 eurocentów mogą odczytać SMS z „modlitwą na dzień dzisiejszy” i „świętym na dzień dzisiejszy”. Marketingowcy TIM-u ostatnio dołożyli też codzienny SMS zawierający jedną z papieskich myśli. Nie wiemy, niestety, czy nasz zdolny rodak zbiera od tego jakieś tantiemy. PaS
SKREŚLIĆ ŁAKOMSTWO! Kucharze, piekarze i im podobni apelują do papieża, by wykreślił łakomstwo z listy siedmiu grzechów głównych. Domagają się bardziej łagodnego określenia dla łakomczuchów. Ci bowiem, w ujęciu pomysłodawcy apelu – ojca francuskiego pieczywa Lionela Poilâne – „nie robią przecież nikomu nic złego, są pacyfistami i z całą pewnością nie grzesznikami”. Tzw. suplikę o rehabilitację łakomstwa wręczy JPII pod koniec stycznia córka Poilâne’a, który trzy miesiące temu zginął w wypadku. Wiadomo jednak, że papież chętniej coś dodaje niż zmienia czy ujmuje. PaS
JAŚNIE PANI SZOFER Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Północ z troską pochyliła się nad losem radnej Małgorzaty Ch. z Platformy Obywatelskiej. Pani ta miała straszliwego pecha. Policjantom nie spodobał się „taniec” samochodu na ulicy. Zatrzymali, poprosili o mocny dmuch w balonik, a potem zabrali panią Małgosię na
badanie krwi. Okazało się, że jaśnie pani szofer ma we krwi 1,1 promila alkoholu. Prowadzenie samochodu w takim stanie – według polskiego prawa – jest przestępstwem. Ale nie dla wszystkich. Prokurator wiedział, że skazana prawomocnym wyrokiem radna straci mandat i dlatego dogadano się: pani Małgosia przeprosi za swoje zachowanie, a sąd umorzy sprawę i wyznaczy dwa lata próby (radna musi się wykazać nienagannym zachowaniem jako kierowca). Małgorzata Ch. uratowała mandat radnej. Prokuratura straciła twarz. MP
NAUKA POPŁACA Liceum turystyczne w Falkenberg w Szwecji chce płacić swoim uczniom za to, że ci... chodzą regularnie do szkoły. Jeśli przez miesiąc nie opuszczą żadnej lekcji dostaną po 55 euro! Z roku na rok coraz więcej uczniów wagaruje lub przerywa naukę, stąd ratunkowy plan dyrekcji szkoły. Pomysł spowodował dyskusję w prasie na temat szwedzkiego systemu szkolnego, gdzie uczniowie mają dużo więcej praw niż nauczyciele. PaS
KOŚCIELNE TUCZY Prokuratorzy Watykanu mają coraz więcej pracy. Z roku na rok rośnie liczba przestępstw popełnianych zarówno przez turystów, jak i jego obywateli. W roku 2002 padł rekord: papiescy urzędnicy prowadzili 239 spraw. W ciągu ostatnich dwudziestu lat przeciętnie wszczynano 118–138 spraw rocznie. Większość aktów oskarżenia dotyczy okradania turystów. Ciekawe, że złodzieje najczęściej „pracują” podczas audiencji papieskich, kiedy – z uwagi na tłok – możliwość kradzieży jest ułatwiona. Czyżby bliskość setek konfesjonałów tak ośmielała złodziei? MP
Wielu rodzinom z niepełnosprawnymi dziećmi urzędnicy odmawiali prawa do dodatku mieszkaniowego. Powód: zbyt duże mieszkania. Zapominali przy tym, że większość tych ludzi dysponowała zaświadczeniem lekarskim, w którym jak wół stało: dziecko jest niepełnosprawne i należy mu się odrębny pokój. Urzędy jednak dodatkowo domagały się orzeczenia powiatowego zespołu ds. orzekania o niepełnosprawności. Jednak wspomniane zespoły nie zajmują się małolatami poniżej 16 roku życia. Zgodnie z prawem odmawiano więc wydania orzeczenia, co z kolei (również zgodnie z prawem) powodowało odmowę przyznania dodatku mieszkaniowego. Trwającą 7 lat gehennę tysięcy rodzin zakończył Naczelny Sąd Administracyjny. Uznał on, że wystarczy orzeczenie lekarskie o niepełnosprawności dziecka. Twórcom idiotycznego przepisu włos z głowy nie spadł. MP
ŚNIADANIE U ALFONSA Arcybiskup opolski Alfons Nossol pozazdrościł pozycji, jaką ma w Gdańsku jego kolega po fachu, Gocłowski, i także organizuje śniadanka dla polityków. Jednak Opole od Pomorza odróżnia... nacja. Na śniadanka regularnie chadzają radni mniejszości niemieckiej. Meldują Alfonsowi Nossolowi, co zrobili i co planują. Familijną atmosferę zakłócają czasem sprzeczki wśród opolskich Niemców. Liderzy mniejszości nie są w stanie normalnie rozmawiać nawet w obecności sponsorów z Berlina. Każda rozmowa zaczyna się od wywlekania przeszłości, a kończy się awanturą o kasę. I nie pomagają nawet nasiadówki u Nossola. MP
GŁUPOCIE STOP!
I KTO TO MÓWI? 29.12.2002 r. – wieczorne wiadomości w Radiu, które Maryja tak bardzo ukochała, przyniosły hiobową wieść: „Klonowanie jest brutalnym zabijaniem miłości” – powiedział ks. biskup Józef Zawitkowski. Szkoda, że dla lepszego zobrazowania klonowania ks. biskup Zawitkowski nie porównał go z celibatem. Na pewno miałby sporo do powiedzenia. Nie mówiąc już o tym, że tak wybitny autorytet w kwestiach miłosnych mógłby oświecić słuchaczy, czy równie brutalnym zabijaniem miłości jest gwałcenie przez sutannistów małolatów? A może wręcz przeciwnie – tak jak w przypadku księdza Kramka, „misjonarza” w USA od 17-latek – jest to czynne wypełnianie przykazania miłości? Z. Dunek (Kopenhaga)
Nad jeziorem Ontario miał stanąć pomnik upamiętniający ubiegłoroczną wizytę papieża w Kanadzie. Gronu Polaków udało się doprowadzić do odlania monumentu, ale rozumni Kanadyjczycy powiedzieli „stop!”. W tym tak młodym, ale normalnym kraju, w miejscach publicznych nie toleruje się obiektów o tematyce religijnej. Nawet choinka w centrum Toronto nosi jedynie charakter świąteczny
5
i nie może się kojarzyć z żadną religią. W tej sytuacji miłośnikom JPII nie pozostało nic innego jak ustawić pomnik „Chrystusa z Piotrem nad jeziorem”... w krzakach koło kościoła pw. Maksymiliana Kolbego. Głupota nie popłaca – papafanom brakuje pieniędzy na pokrycie kosztów budowy monumentu. RP
POCAŁUNEK ŚMIERCI Markowi Zięcinie, kandydatowi do Rady Miejskiej Krakowa z listy LPR nie pomogło zdjęcie z kard. Macharskim. „Przykładny obywatel, kreujący postawę chrześcijańską, jako praktykujący katolik, miłujący Boga i Ojczyznę” (to z ulotki kandydata) wybory przerżnął na całej linii. Fotografia ze świętą osobą okazała się „pocałunkiem śmierci”. RP
SKECZ = BLUŹNIERSTWO W trakcie corocznej parady maskarady (Mummers Parade) w USA, wystąpiła grupa komików Slick Duck Comic Brigade. Komicy ci ośmielili się zakpić ze świętości katolicyzmu, przedstawiając skecz, będący aluzją do skandalu pedofilskiego kleru. Kościół zareagował natychmiast, oskarżając członków trupy o atak na wiarę katolicką. W roli św. Jerzego wystąpił filadelfijski kardynał Anthony Bevilacque. W oficjalnym oświadczeniu poszczuł na nich katolików, których namawiał, by „wyrazili swe niezadowolenie, bowiem grupa ta wykonuje niesmaczny i bezczelny skecz”. Poparł go John Street, burmistrz Filadelfii. T.Sz.
MISJA TURYSTYCZNA Jak tanio i miło spędzić wakacje? Państwowa Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, za kasę z Unii Europejskiej (9 milionów euro), dotuje różne projekty dotyczące promocji polskich firm na świecie. Na liście takowych imprez znaleźliśmy np. misję handlową zorganizowaną przez łódzką Izbę Przemysłowo-Handlową. Izba dała do prasy regionalnej stosowne ogłoszenia, przyjęła zgłoszenia biznesmenów (branża nieważna) i szczęśliwa dziewiętnastka wybrańców losu udała się do... Pekinu. Program owej „misji handlowej” bardziej przypominał wczasy. Zwiedzano Pekin i sześć innych miast Chin, łącznie ze spacerem po Wielkim Murze. Uczestnikom wyjazdu pozostało na spotkania biznesowe tylko... 7 godzin (na 14 dni). I to wszystko za szmal Unii, ale i polskiego podatnika, bowiem każdy podróżnik otrzymał, oprócz dopłaty ze środków Phare, także 1650 złotych z budżetu rządowej agencji w ramach pomocy eksporterom. Żeby było zabawniej – na wycieczkę pojechali wyłącznie importerzy chińskich produktów... MP
6
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
W SŁUŻBIE MAMONY
Macki ośmiornicy Nie ma łatwego życia arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Do „bursztynowego prałata” pod bokiem mógł się przyzwyczaić, ale do afer we własnej kurii, pod własnym dachem?! O aferze „Stella Maris” – wydawnictwa kurii gdańskiej piszemy od 20.12.2002. Już dużo wcześniej – jako pierwsi pisaliśmy, jak to gdańscy kurialiści wyspecjalizowali się w wyłudzaniu ziemi i narażaniu podatników na olbrzymie straty („FiM” 27/2001 i 47/2002). Nawet prokuratura udowodniła nadużycie, choć związane tylko z 15 hektarami. Ostatnio kuria wyraźnie nie ma farta. Potwierdziły się nasze sugestie, że długi archidiecezjalnego wydawnictwa („FiM” nr 42/2002 i 1/2003) to zaledwie czubek góry lodowej. Prokurator apelacyjny w Gdańsku – Janusz Kaczmarek – potwierdza, że śledztwo ma charakter wielowątkowy. Prawdopodobnie jeden z tropów związany jest ze śledztwem w sprawie PZU Życie i Wieczerzaka. Już od mniej więcej od pół roku odpowiednie służby zaczęły przyglądać się bacznie dokumentom wielu firm powiązanych ze „Stella Maris”. Głównymi podejrzanymi stali się dwaj bliscy współpracownicy
D
rzewiej bywało, że gość dokonujący skoku na kasę miał nieogoloną gębę, łom w ręku, maskę na oczach i proponował cegłę za 5 złotych. Od razu było wiadomo, z kim mamy do czynienia. A dziś... Jak na złość wysiadła mi lodówka, mruga stary telewizor, a remontu domaga się też kuchnia gazowa. Szybciutko podliczam swoje wydatki inwestycyjne i wychodzi mi, że potrzebuję minimum 5 tysięcy złotych kredytu. W PKO oferują mi pieniążki, i owszem, ale okazuje się, że oprocentowanie zrujnuje mnie na dłuższą metę. Jak z nieba spada mi zatem oferta SKOK (Społeczna Kasa Oszczędnościowo-Kredytowa) „Barka” z Katowic, którą w postaci żółtej niepozornej kartki znajduję w jednym z tutejszych kościołów. Na samej górze wydrukowano dużymi literami, że „Barka” należy do wspólnot parafialnych archidiecezji katowickiej. Jest też podany adres i telefony – jednym słowem, wszystko legalne, poświęcone i wzbudzające najwyższe zaufanie. Co prawda, mikroskopijnymi literkami dopisano niżej, że „Barka” „nie jest instytucją charytatywną, choć
metropolity: Tomasz Weinberger, człowiek od lat prowadzący rozległe interesy finansowe, a także ks. Zbigniew Bryk, do niedawna proboszcz parafii św. Bernarda w Sopocie i dyrektor gdańskiego Radia Plus, jednocześnie prezes Fundacji im. Brata Alberta, a do połowy ubiegłego roku szef archidiecezjalnego wydawnictwa. Ks. Bryk w latach 1984–1993 był kapelanem abp. Gocłowskiego. Efekty śledztwa poznaliśmy w ubiegłym tygodniu, gdy funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymali obu malwersantów. – Ze względu na dobro śledztwa nie mogę mówić o zbyt wielu szczegółach, ale potwierdzam, że
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała w czwartek ks. Zbigniewa B. – stwierdził rzecznik prasowy gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej, Krzysztof Trynka. – Zatrzymano także byłego dyrektora „Stella Maris”, Tomasza W. Działania organów ścigania okazały się zapewne ciosem dla metropolity, który pospieszył natychmiast z poręczeniem za ks. Bryka. – Jestem przekonany – stwierdził publicznie abp Gocłowski – że on nie zdefraudował, najwyżej nieroztropnie zachował się w stosunku do niektórych osób. Organy ścigania tym razem olały puste deklaracje i słowa arcypasterza. Ks. Bryk nie wyszedł na wolność, został aresztowany na trzy miesiące. Sąd nie wykazał także zrozumienia dla Tomasza Weinbergera. – Zbigniewowi B. prokuratura postawiła zarzut dotyczący przywłaszczenia ponad 20 milionów złotych na szkodę archidiecezji – mówi Krzysztof Trynka. – Kolejny zarzut dotyczy uszczuplenia należności Skarbu Państwa w kwocie 3,7 miliona. Zarówno na Zbigniewie B., jak i na Tomaszu W., ciążą również inne zarzuty, m.in. dotyczące działania na szkodę gdańskiego „Prosper Banku” SA poprzez narażenie go na straty w wysokości 9,9 mln zł.
SKOK na kasę służy pomocą potrzebującym”, ale słowa te zauważyłem znacznie później. – Chciałbym pożyczyć 5 tysięcy złotych, których potrzebuję na zakup m.in. telewizora i lodówki – zwracam się do Franciszki Krawczyk, jednej z dwóch osób, których nazwiska znajdują się na wspomnianej ulotce. – To nic trudnego – zapewnia przedstawicielka spółdzielczej kasy. – Jakie warunki muszę spełnić? – Trzeba zostać członkiem SKOKU, a to wiąże się z uiszczeniem wpisowego wysokości 25 złotych. Należy też wpłacić dwukrotną składkę, czyli 40 zł, a także 20 zł za przygotowanie wniosku. Ponadto musi pan mieć zdolność kredytową, czyli posiadać odpowiednie dochody. Emerytury nie mam najniższej, ale i tak okazuje się, że niezbędny jest jeden poręczyciel i to nie byle jaki, bo zarabiający netto minimum 1,7 tys. złotych. Znalezienie takowego w przypadku rencisty czy emeryta nie jest sprawą prostą. Nie mam jednak innego wyjścia, tylko udać się na
poszukiwania kogoś, kto zechce zaryzykować w tych ciężkich czasach. Oddala się chwilowo wizja nowej lodóweczki i telewizorka, ale nie rezygnuję jeszcze z kredytu. Po drodze szybciutko rachuję: miesięczna rata powinna wynieść prawie 139 zł, jeśli nawet dojdzie do tego prowizja, to i tak nie powinno być najgorzej, bo w „Barce” nie ma oprocentowania, czyli haraczu dobijającego takich jak ja gołodupców. – Ile wyniesie rata? – pytam dla formalności informatorkę „Barki”. – 188 złotych. – Ale mnie wyszło 139... – Nie policzył pan oprocentowania w wysokości 21 procent. – Przecież oprocentowanie miało być zerowe – tak przeczytałem na ulotce. – Nie jesteśmy instytucją charytatywną. – Czyli wprowadziliście mnie w błąd. Czy to już wszystkie obciążenia mojej kieszeni?
55-letni ks. Zbigniew Bryk na krótko przed zatrzymaniem przez organy ścigania przestał być proboszczem w Sopocie i szefem Radia Plus. Tylko za przywłaszczenie mienia na szkodę „Stella Maris” grozi mu kara pozbawienia wolności do lat 10. Nie wiemy jeszcze, czy przyznał się do popełnienia przestępstw, ale pewne jest, iż śledztwo obejmie jeszcze inne osoby. W Gdańsku tajemnicą poliszynela jest, że w sprawę nadużyć w „Stella Maris” zamieszany jest gdański biznesmen Janusz B., który w latach 90. należał do czołowych organizatorów prestiżowego turnieju tenisowego Prokom Open (obok Ryszarda Krauzego i Wojciecha Fibaka). Dziś przedstawiciele „Prokomu” odżegnują się od współpracy z panem B. Według kościelnych źródeł, ten były pracownik Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku niejednokrotnie gościł w pałacu arcybiskupa w Oliwie, gdzie podejmował go szef „Stella Maris” ks. Zbigniew Bryk oraz kurialny ekonom wielebny Albin Potracki. Janusz B. znał się także z prawnikiem archidiecezji, mec. Mieczysławem Heblem. Poprzez swoje spółki, B. jest prawdopodobnie zamieszany w pranie pieniędzy i sprzedaż faktur za
fikcyjne usługi, w czym „specjalizowali” się malwersanci ze „Stella Maris”. Jeśli potwierdzą się nasze przypuszczenia, Janusz B. stanie się kolejnym ważnym ogniwem w łańcuchu nadużyć w archidiecezjalnym „folwarku”. Na obecnym etapie śledztwa trudno podać ostateczną kwotę nadużyć, ale – według ludzi zorientowanych – kwota 100 mln złotych, którą podaliśmy w pierwszej publikacji, jest bardzo prawdopodobna. Mówi się również, że ksiądz dyrektor „Stella Maris” prowadził lewe interesy za wiedzą i przyzwoleniem swoich najwyższych szefów. Zdaniem ludzi znających stosunki panujące w gospodarstwie abp. Gocłowskiego, tego typu interesy nie mogły ujść uwadze kurialnego ekonoma ks. Albina Potrackiego. Czy ks. Bryk mógł spożytkować na prywatne cele tak olbrzymie pieniądze? Chyba nie. Gdzie zatem zawędrowały dziesiątki milionów wyprowadzane z archidiecezjalnego wydawnictwa „Stella Maris”? Może część z nich zasili budowę Świątyni Opatrzności, która tak długo czuwała nad duchownymi złodziejami? PIOTR SAWICKI Fot. JaRes
– Z pieniążków, które panu przyznamy, potrącimy jeszcze 1 udział w wysokości 70 zł i 30-złotowy wkład. Wszystkie formalności załatwimy w ciągu tygodnia. Zatkało mnie na moment. Wszystko jasne! Obsługa kredytu – jeśli go w ogóle otrzymam – kosztować mnie będzie prawie 2 tysiączki. To sporo, a nawet więcej niż w niektórych bankach. Tracę resztę złudzeń. SKOK „Barka” – wbrew pięknym słowom o wspólnocie parafialnej i samopomocy – chce na mnie zarobić jak wszyscy inni. Nie daje mi jednak spokoju związek „Barki” z Kościołem i archidiecezją, więc na zakończenie zadaję jeszcze jedno pytanie: – Czy są jakieś ograniczenia przy wstępowaniu do spółdzielni? – Nie, trzeba jedynie podać nazwę parafii. Proszę jednak nie obawiać się, jesteśmy spółdzielnią członków świeckich, sprawy wyznania są nam w gruncie rzeczy obojętne.... – Po co zatem potrzebna moja parafia? – ... PS. W kościołach Katowic pojawiły się ulotki reklamujące SKOK „Barka”. Międzyparafialna kasa działająca pod patronatem archidiecezji
katowickiej, będąca w gruncie rzeczy konkurentem dla wielu banków, udziela różnorodnych pożyczek, od tzw. chwilówek poczynając, a na poważnych kredytach kończąc. Kasy SKOK często mają w nazwie święte imiona. I tak w Krakowie istnieją Kasy pod patronatem Świętej Rodziny i świętej Jadwigi, w Szczytnie i Wrocławiu kasie patronuje święty Albert, święty Jan z Kęt dogląda interesu w Rumi, a jeden z katolickich biznesów w Katowicach to po prostu „Boże Dary”... RP
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
W
ydawało się, że ten koszmar będzie trwał bez końca. Gdy błagała, aby przestał, zakrył jej usta dłonią. Gdy minęła wieczność, on spokojnie się ubrał i powiedział: – Nikomu nie mów o tym, co się stało. Jestem księdzem, a ty tylko dzieckiem, i to z wybujałą wyobraźnią. To mnie uwierzą.
Mijały dni, tygodnie, a Ania nie mogła znaleźć sobie miejsca. Zamknęła się w sobie. Gwałt pozostawił w jej psychice traumatyczne zmiany. W końcu postanowiła zwrócić się o pomoc do... innego kapłana. Wysłuchał ją, a jakże, ale zamiast niezwłocznie zawiadomić policję, nakazał milczenie. Straszył, że jeśli ludzie poznają prawdę, będą ją wytykać palcami. A ponad-
DZIEWCZYNKA ZGWAŁCONA PRZEZ KSIĘDZA
POLSKA PARAFIALNA co uważa za słuszne. Nie zawiadomił ani dyrekcji szkoły, ani policji. Niewątpliwie zląkł się księdza. Przy tej zmowie milczenia, tylko przypadek sprawił, że o sprawie dowiedziała się policja i rodzice Ani. Gdy była w następnej klasie, w jej szkole rozdano jakąś ankietę. Ania po raz kolejny zdecydowała podzielić się z kimś swoją tajemnicą. Ankieta trafiła do Urzędu Miasta i Gminy w Mirosławcu, wywołując
Pozwólcie
jej krzyczeć! Dzwonek oznajmił koniec lekcji, jednak ksiądz katecheta kazał trzynastoletniej Ani pozostać w klasie. Potem... Już do końca życia będą jej się śniły obleśne, cuchnące pocałunki, jego jęzor w jej ustach, zdzieranie ubrania i potworny akt gwałtu. Płacz dziecka i coraz szybszy oddech zwyrodnialca...
Dziś już Ania nie pamięta, jak opuściła szkołę. Nauczyciele odnotowali tylko, że nie pojawiła się na następnej lekcji. Gdy wróciła świadomość, dziewczynka zaczęła wymiotować. W domu o niczym nie powiedziała matce... tylko tyle, że źle się czuje. Trafiła do lekarza, dostała kilka dni zwolnienia.
to – twierdził – czas leczy rany i o tym przykrym incydencie szybko zapomni. Nie takiej pomocy oczekiwała od księdza. Bolesna tajemnica ciążyła tak bardzo, że nie sposób było z nią żyć, więc o wszystkim opowiedziała nauczycielowi wf., do którego miała zaufanie. Ten też zachował się dziwnie – poradził, by zrobiła to,
konsternację... Ale, na szczęście, nie znieczulicę... Dziecko zaproszono na spotkanie z psychologiem i... księdzem proboszczem. Ania marzyła, że nareszcie będzie mogła porozmawiać o tym, co każe budzić się jej z krzykiem w środku nocy. Tymczasem... Tymczasem pani psycholog zaczęła ją atakować za to, że maluje
Przepraszam, czy tu biją? Przystosowując polskie krowy do produkcji unijnego mleka, zapomniano o przystosowaniu kultury polskich policjantów do poziomu kultury narodów cywilizowanej Europy. Polska policja – pomna milicyjnych tradycji – bije obywateli i... płaci potem odszkodowania z budżetowych, czyli naszych pieniędzy. 22 sierpnia 1997 roku do Komendy Rejonowej Policji w Starogardzie Gdańskim został przywieziony Jan Ziemann, mieszkaniec Malachina (gmina Czersk). Powodem była sprzeczka z konkubiną, która poprosiła o pomoc starogardzką policję. Według tej ostatniej „kłótnia miała pokojowy przebieg”, bo obyło się bez ofiar. Siedziałem sobie w policyjnej świetlicy, czekając na rozwój wypadków, gdy nagle wkroczyło do niej kilku funkcjonariuszy, z których jeden zarzucił mi na głowę worek – powiada mój rozmówca.
Dalej, jak twierdzi, wykręcono mu ręce i bito w różne części ciała. Gdy policjanci zaczęli go dusić, stracił przytomność. Następnie przewieziono pana Jana do izby wytrzeźwień w Gdańsku, gdyż był trochę „pod wpływem”. Wyszedłszy z niej następnego dnia, udał się wprost do Działu Pomocy Doraźnej Szpitala Rejonowego w Starogardzie Gdańskim. Odczuwał bóle głowy i całego ciała. W szpitalu stwierdzono u niego otarcia naskórka rąk, przedramienia, łokcia prawego, okolicy lędźwiowo-krzyżowej, kolan, podudzi, czoła, policzka prawego, stłuczenia ręki prawej oraz podczerwienienie powieki oka prawego. Podczas prowadzonego badania nasz bohater zwymiotował. Lekarz sądowy uznał, że takie urazy mogły powstać tylko w wyniku pobicia. Jak ustaliła prokuratura i sąd, pobicia dokonał nie kto inny, tylko starogardzka policja... Pobicie wykluczyło go z zawodu. Pan Jan jest bowiem zegarmistrzem. – Od tamtego zajścia nie mam czucia w prawej dłoni,
się i prowokuje chłopaków. „Dziewczyny nie powinny tak robić!” – napomniała. Jakoś tak się złożyło, że i pani psycholog, i sam ksiądz temat gwałtu omijali jak mogli, niemal o nim nie wspominając. Zrozumiała, że to właśnie ona jest zła. I właśnie wtedy w sercu dziecka zaczął rodzić się bunt. Bunt, który był odpowiedzią na znieczulicę świata dorosłych. Któregoś dnia odeszła więc, nie pozostawiając nowego adresu. Matka odkryła w szufladzie tylko kartkę pozostawioną przez córkę: „Mam dosyć takiego życia. Jest już za późno. Czy mam jeszcze prawo do szczęścia?”. Rodzice doznali szoku i rozpoczęli poszukiwania córki – nadal jednak nie znali powodu ucieczki Ani. W końcu policja znalazła ją na dworcu w Krakowie i odstawiła do domu. Wspólny płacz matki i córki zadziałał jak katharsis i... wszystko stało się dla rodziców jasne. Przerażająco jasne. Rodzice natychmiast powiadomili prokuraturę w Wałczu i rozpoczęło się śledztwo. Rozmawiali też z księdzem, lecz ten usiłował wszystko zbagatelizować. Według niego, sprawę wyjaśniła ostatecznie komisja w Urzędzie Miasta, która... niczego nie wyjaśniła. Matka i ojciec Ani byli jednak zdeterminowani, choć ze wszech stron doradzano im, by nie walczyli z Kościołem. Nie mogli znaleźć odważnego adwokata, więc w końcu sami zdecydowali się prowadzić sprawę. Odpowiedź Kościoła była taka, że ich druga córka nie została dopuszczona do bierzmowania, choć zdała odpowiedni egzamin. Na szczęście Prokuratura Rejonowa w Wałczu nie przestraszyła się dewianta w sutannie i jego popleczników. Prokurator Tadeusz Mikucki przyznał, że jest to jedna z najtrudniejszych spraw, dlatego
a więc nie mogę pracować w swoim fachu – mówi. Problemem dla niego jest nawet utrzymanie łyżeczki do herbaty. Znając swoje prawa, mój rozmówca postanowił wytoczyć sprawę starogardzkim policjantom. Prokurator prowadzący sprawę... umorzył ją. Jan Ziemann z tym się nie pogodził i wytoczył następną, tym razem z powództwa cywilnego, żądając minimum 150 tysięcy złotych zadośćuczynienia.
7
dla uwiarygodnienia słów Ani niezbędne były ekspertyzy psychologiczne. Wszystkie materiały dowodowe obciążyły księdza Mirosława R. – Proces księdza odbywa się przy drzwiach zamkniętych – mówi prezes Sądu Rejonowego w Wałczu, Sławomir Pauter. – Na razie nie możemy podawać szczegółów na temat przebiegu sprawy. – Zdenerwowałem się strasznie, gdy na ekranie telewizora rozpoznałem naszego proboszcza oskarżonego o zgwałcenie dziewczyny – informował nas jeden z mieszkańców Uniechowa, niewielkiej miejscowości w pobliżu Człuchowa, tuż po emisji krótkiej relacji z procesu w Wałczu. – To na pewno on! Jak taki drań nadal staje przy ołtarzu i uczy religii nasze dzieci?! Jak się okazuje, 40-letni ksiądz Mirosław R. jeszcze przez jakiś czas po gwałcie przebywał w Mirosławcu, potem trafił do Uniechowa, gdzie nic nie widziano o jego wyczynie. Choć w koszalińskiej kurii doskonale znają całą sprawę, do dziś nie podjęto żadnej decyzji. Według kurialnych urzędników trzeba czekać na wyrok sądu. Tymczasem bogobojna kuria nie dopuszcza myśli, że kapłan mógłby dopuścić się tak haniebnego czynu. Ania ma dziś 18 lat. Od tamtego zdarzenia minęło lat pięć, ale ona nadal nie może się pozbierać. Wraz z rodzicami wyprowadziła się do Piły, bo miejscowa kołtuneria nie dawała jej spokoju. Teraz oczekuje na zakończenie procesu i ukaranie księdza. Gwałcicielowi, według prawa świeckiego, grozi 10 lat. Zapewne wyrok otrzyma dużo niższy i to w zawieszeniu. Za to po procesie dostanie się w ręce swojego biskupa i prawa kanonicznego. A to już nie przelewki. Z pewnością zostanie karnie przeniesiony na mniejszą, biedniejszą parafię. Tam też na kapłanów czekają dzieci. PIOTR SAWICKI
Sąd Okręgowy w Gdańsku oddalił powództwo, jednak w grudniu 2000 roku Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok i... sprawa wróciła na wokandę. Toczyła się dość długo, ale jej finał to ewenement! Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej zapadł 28 lutego br. Pozwanemu, czyli Skarbowi Państwa, reprezentowanemu przez Komendę Powiatową Policji w Starogardzie Gdańskim, nakazano zapłatę na rzecz powoda, tj. Jana Ziemanna, 11 tysięcy złotych plus należne odsetki liczone od dnia 12 listopada 1999 roku (czyli około 8 tysięcy złotych). Policja wniosła apelację. I sprawa wróciła na wokandę. Jej finał okazał się znowu korzystny dla mojego rozmówcy. Apelację stróżów prawa oddalono, podtrzymując w mocy wyrok poprzedni. Tak więc nadgorliwość policjantów ze Starogardu kosztować nas będzie (nas, bo zapłaci budżet, czyli my) blisko 20 tysięcy złotych. – Czekam na swoje pieniądze i jestem zwodzony kolejnymi terminami, ale zbytnio się nie martwię, bo odsetki rosną z dnia na dzień, a gdy już wyczerpie się moja cierpliwość, poproszę komornika o pomoc w odzyskaniu należnych pieniędzy – stwierdził pan Jan Ziemann. Powiedział również, że to nie koniec sprawy, bo uważa, że jego życie i praca są warte więcej niż 20 tysięcy. O ostatecznym finale rozstrzygnie trybunał w Strasburgu. PIOTR ŻELAZNY
8
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
O kuria!
Jak już nie mamy się czego czepić, to dobieramy się do sprawozdań z wydatkowania kasy Kościoła. A ciekawa jest to lekturka... Ostatni rok deficytu przydarzył się lubelskiej kurii pięć lat temu. Do wyjścia na zero zabrakło wówczas 300 tys. zł. Do dziś nikomu nie dało się rozszyfrować, gdzie wyparowało tyle mamony. Na takim właśnie etapie zakończył swą wieloletnią kadencję lubelski abp Bolesław Pylak (na zdjęciu), obecnie senior w stanie spoczynku. Następcą seniora Pylaka został ambitny ksiądz z Tarnowa, dziś brylująca gwiazda na firmamencie Krk, abp Józef Życiński. Z 300-tysięcznego deficytu w 1997 r., w dwanaście miesięcy wyczarował aż 77 zł... nadwyżki! Zupełnie nieźle jak na kogoś, kto na co dzień zajmuje się teologicznym oratorstwem. W 1999 r. za jego przyczyną saldo dodatnie kurii osiągnęło już wartość 21-calowego telewizora, czyli nieco ponad 1200 zł! Toż to twórca cudu gospodarczego w Kościele, na miarę Balcerowicza, Greenspana i Sachsa w jednym! W 2000 r. wydatki lubelskiej kurii
za cudowny) utopiono 1 mln 200 tys. złotych. Marne 200 tys. zł na ten cel ojcowie wyżebrali we wszystkich parafiach podczas ubiegłorocznego Bożego Ciała. Korzystając ze wsparcia katolików niemieckich, kurialiści wznoszą w Lublinie obiekt z przeznaczeniem na Centrum Dialogu Wschód-Zachód.
i podległych jej instytucji (Seminarium Duchowne, Caritas, Sąd Metropolitalny i Radio „Plus”) wyniosły 9,1 mln złotych. Wiadomo, że był to bogaty w wydarzenia religijne rok jubileuszowy, więc i kurialistom należało się trochę zaszaleć. Ale żeby wydać od razu o bańkę dwieście więcej niż w 1999 r., to chyba lekka przesada? Roboty remontowo-budowlane to jedna z najbardziej preferowanych działalności w archidiecezji. W 2001 r. lubelska kuria wydatkowała ogółem 8,7 mln złotych. Tylko w samej lubelskiej archikatedrze (to ta z obrazem uważanym przez niektórych
J
esteś sąsiadem księdza? Uważaj! Możesz stracić część swojej nieruchomości. Kiedy pleban zapragnie poszerzyć swoje włości, nie pomogą ci nawet akty własności, księgi wieczyste ani sąd. Nie wierzysz? Odwiedź Olkusz.
Ośrodek ma być takim kościelnym Camp David, gdzie za unijne pieniądze będą się odbywały prelekcje na temat ekumenizmu. Hojność ofiarodawców zza Odry pozwoliła zamknąć pozytywnie stan finansów kurii za ubiegły rok. Bez tego zbilansowanie budżetu archidiecezji byłoby podobno niemożliwe. Przy prawie 9-milionowych wydatkach kurii – pensje szeregowych pracowników tej instytucji to mały pikuś. Na opłaty ZUS i wynagrodzenie księgowy metropolity przeznaczył w 2001 r. zaledwie 462 tys. zł. Skromnie, jeśli przyjąć, że obsługą arcybacy i jego świty zajmuje się 35 etatowych pracowników, głównie księża i siostry zakonne. W efekcie otrzymują oni
na rękę minimalne zarobki w kraju,czyli około 600 zł na biret. Dlatego nie dziwi, że z zazdrością patrzą na swoich bonzów śmigających od parafii do parafii zachodnimi limuzynami. W lubelskich kościołach metropolita Życiński często kreowany jest na gościa, który solidaryzuje się z biedotą i który tak samo jak ona żywi się powietrzem i kadzidłem. W corocznych sprawozdaniach finansowych można przeczytać m.in., że arcybaca nie pobiera żadnego wynagrodzenia za posługę biskupią. Oznacza to, że na rajdy wszerz i wzdłuż Europy wystarcza jego ekscelencji pensyjka profesora filozofii KUL, gdzie prowadzi stałe wykłady i seminaria. Miesięcznie wypada jakieś 1500 zł brutto. Rzecznik metropolity, niejaki ks. Puzewicz rozgłasza, że boss przeznacza tę kasę wyłącznie na paliwo i rozmowy telefoniczne... W ubiegłym roku archidiecezjalny Caritas rzekomo wspomagał powodzian z Lubelszczyzny. Z dokumentów wewnętrznych kurii wynika, że przeznaczono na ten cel 954 tys. zł. Po pewnym czasie wyszło na jaw, iż część tych pieniędzy została zmarnowana na nikomu niepotrzebne zakupy. Wielu powodzian uważa, że sprawą rozdzielania pomocy powinien zająć się prokurator. Niedługo potem ta sama kościelna organizacja ogłosiła, że katolicy powinni pomóc ofiarom powodzi i trzęsienia ziemi w... Indiach. Społeczeństwo karnie przesłało na fundusz Caritasu 2 mln
parafii św. Andrzeja. Do roku 2000 stosunki sąsiedzkie z kanonikiem i jego domem pogrzebowym układały się poprawnie. Pan Stanisław regularnie płacił podatki od zakupionych nieruchomości, miał wszystkie dokumenty i akty prawne potwierdzające
Chcica kanonika Olkusz to miasto dla Kościoła ważne, w nim bowiem wychowywał się Tadeusz Rydzyk; ten Rydzyk. Jednakże na miejscowych o wiele większe wycisnął obecny boss w sutannie, ks. kanonik Stefan Rogula, proboszcz parafii św. Andrzeja. Jest on bardzo pazerny na kasę, a powiadają, że „szanuje bliźniego swego, aż koszula spadnie z niego”. Spośród dziesiątków pretensji i żalów wylewanych na plebańskie rządy, najbardziej zbulwersowała nas sprawa Stanisława Curyło (na zdjęciu). W 1990 r. kupił on dom w Olkuszu, przy ul. Szpitalnej, w sąsiedztwie nieruchomości należącej do parafii (mieści się tam zakład pogrzebowy). Siedem lat później pan Stanisław dokupił jeszcze działkę o powierzchni 210 m kw., która przylegała do jego nieruchomości. Na nieszczęście graniczyła także z dobrami
jego własność. Wszystko się zmieniło, kiedy sutannowy postanowił rozbudować parafialne dobra i dostał nagłej chcicy na część działki sąsiada. – Kiedy Starostwo Powiatowe zwróciło się do mnie o zezwolenie na rozbudowę wnioskowaną przez kanonika Rogulę, zdecydowanie odmówiłem. Miałem plany innego zagospodarowania swojej własności, a nie fundowanie księdzu części swojego majątku – mówi Stanisław Curyło. I to był początek jego problemów, ponieważ watykańczyk nie odpuścił. Sprawa nabrała tempa. Proboszcz zwrócił się do Urzędu Miasta i Gminy o wyznaczenie biegłego sądowego – geodety, aby ten określił granice działki. Geodeta sporządził mapę rozgraniczenia działek na podstawie map ewidencyjnych istniejących w księgach wieczystych oraz ustalił przebieg granicy wskazanej przez
parafię. Stwierdził, że w wyniku pomiarów i modernizacji ewidencji gruntów wykonanych w 1974 r. oraz na mapach złożonych do ksiąg wieczystych granica przebiega na korzyść uczestnika sporu, pana Stanisława Curyło. Wcześniej, według pomiarów z 1947 r., granica przebiegała zgodnie z żądaniem
10 tys. zł! Jaka część tych pieniędzy dotarła do Hindusów, a jaka trafiła na konta sutannowych bonzów, nie dowiemy się nigdy. A teraz najgorsze. Otóż właśnie, Drogi Czytelniku, straciłeś 10 minut swojego cennego czasu, a my kawał dobrej gazety. Wszystkie bowiem informacje zawarte w powyższym tekście pochodzą z oficjalnego biuletynu kurii lubelskiej, czyli – z ogromnym prawdopodobieństwem – nie są warte nawet funta kłaków! MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Autor
PRZEZROCZYSTY ŻYCIŃSKI Metropolita Józef Życiński ujawnił właśnie sprawozdanie finansowe archidiecezji za ubiegły rok. Kuria wydała łącznie 9,4 mln zł, z których aż 4,5 pochłonęło zaspokojenie jej własnych potrzeb. 1,7 mln przeznaczono na remont archikatedry, 1,8 – dla Caritas, a 1,4 – na seminarium. Pensje 33 pracowników pochłonęły ponad 478 tys. zł, czyli średnio ponad 1200 zł miesięcznie na osobę. Sam metropolita nie wziął z kurii ani grosza, jako profesor KUL zarabiał miesięcznie tylko 1652 zł. Na inwestycje kuria przeznaczyła 900 tys. zł (m.in. 127 tys. zł remont domu rekolekcyjnego w Nałęczowie, 85 tys. zł – modernizacja... serwera). Badania socjologiczne dotyczące życia religijnego kosztowały biednych parafian, bagatela, 80 tys. zł! RP
parafii. Urząd Miasta i Gminy wydał decyzję, że obowiązujące rozgraniczenie nieruchomości jest prawidłowe i od oceny tej nie przysługuje zażalenie. Ksiądz kanonik nie dał za wygraną i podał swego parafianina do sądu. Naiwny pan Stanisław miał nadzieję, że sąd wyda decyzję na jego korzyść, bowiem nabył działkę w oparciu o aktualną dokumentację w księgach wieczystych i miał decyzję władz miasta. Stało się jednak inaczej, mimo że sąd przeprowadził wizję lokalną i powołał biegłego sądowego – geodetę, który... ponownie wydał decyzję na korzyść pana Curyło. Ale kanonik parł do przodu jak taran i przedstawił sądowi świadków (parafialnych aktywistów), którzy zeznali, że sporny teren użytkowała parafia od czasów powojennych, jakby to miało świadczyć na korzyść parafii. Ale świadczyło! Wyrok zapadł i decyzją z października 2002 r. sąd rozgraniczył sporną nieruchomość na korzyść księdza kanonika oraz obciążył Stanisława Curyło zwrotem kosztów postępowania na rzecz parafii oraz honorarium biegłego. Urzędnicy watykańscy wydzierają tysiące hektarów polskiej ziemi i przejmują setki kamienic w imię rzekomego prawa własności. Kiedy jednak Kościół staje wobec prawa własności innych, zapomina o wszelkich normach. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
O
„skoku” myśleli od kilku miesięcy. Do Macieja K. należało rozszyfrowanie zabezpieczeń w funkcjonowaniu łódzkich oddziałów Banku PEKAO SA i zdobycie danych otwierających dostęp do jego sieci komputerowej. Pozostali wzięli na siebie organizację odbioru pieniędzy. Kasjer bankowy nie może wykonać operacji finansowej bez wprowadzenia do komputera swojego identyfikatora i hasła. Pierwszy z tych
„wiązki”, co sprawia, że rotacja personelu jest zjawiskiem naturalnym. – Porównać to można do zmiany „okienek” w obrębie sali operacji kasowych. Istotna jest znajomość kodów dostępu do systemu, a nie miejsce usadowienia – wyjaśnia pani P. Do realizacji planu Maciejowi K. niezbędne było jeszcze zdobycie tzw. karty akceptacyjnej. Zgodnie z procedurą, bankowy komputer odrzuci kilkusettysięczny przelew, jeśli operacja nie zostanie sprawdzona przez pracownika nadrzędnego po-
SKOK NA BANK bankowiec otrzymuje około 1/3 puli, zaś „gdy w grę wchodzą miliony lub duże ryzyko „powałki”, to nie ma reguły”. Po wyszkoleniu i ubraniu „słupa” nadchodzi pora na pierwszą wizytę w banku. – Po założeniu rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego każdy otrzymał Identyfikacyjną Kartę Magnetyczną (IKM), która działa w zintegrowanym systemie informatycznym i umożliwia dokonywanie wypłat gotówkowych do wysokości salda ra-
W okresie bezpośrednio poprzedzającym wypłatę, kilkakrotnie odwiedzali bank. „Słup”, przedkładając kasjerowi swoją kartę (IKM), pytał: „Proszę sprawdzić, czy już wpłynęła na moje konto należność, ponieważ wstrzymuję podpis na akcie notarialnym sprzedaży nieruchomości”. Po uzyskaniu odpowiedzi, że „jeszcze nie”, chwilę gawędził przy okienku, upewniając się, czy jednorazowa wypłata około 600 tys. zł będzie możliwa do natychmiastowej realizacji, „gdy tylko pieniądze nadejdą”.
chunku, we wszystkich krajowych oddziałach Banku PEKAO SA – tłumaczy pani P. Zaplanowali wyjąć około 3 milionów złotych. Znaleźli tylko pięciu odpowiednich „figurantów”, a zgodnie z przepisami banku, przy pobieraniu kwoty od 150 tysięcy dolarów wzwyż obowiązują bardziej skomplikowane procedury zatwierdzania wypłaty. Uwzględniając kurs dolara, mogli więc bezpiecznie wybrać jednorazowo 600 tysięcy złotych z jednego konta. Zadbali o stworzenie pewnej atmosfery wśród personelu z oddziałów PEKAO wybranych do wyprowadzenia pieniędzy.
Maciej K. wiedział, że sobota jest dla „skoku” dniem szczególnie sprzyjającym, a to ze względu na zmniejszoną liczebność personelu i zwyczajową nieobecność kierownictwa oddziałów. Wobec niebezpiecznie bliskiego terminu zmiany hasła kasjera, należało się bardzo spieszyć. Najbliższa sobota wypadała 28 grudnia 2002 r. Dzień wcześniej (piątek, 27 grudnia), tuż przed zakończeniem pracy, Maciej K. wszedł do systemu komputerowego, posługując się zdobytym identyfikatorem i hasłem kasjera z ul. Piłsudskiego. Z kilku kont dokonał przelewów na wskazane przez
Va banque Drogą przez mękę jest uzyskanie bankowego kredytu. Nie znają tego bólu zorganizowane grupy przestępcze. Tylko dlaczego drobni ciułacze muszą płacić „odsetki” od działalności pracowników bankowych współpracujących z gangiem? parametrów nie stanowi tajemnicy dla współpracowników, gdyż w wewnętrznej dokumentacji często zastępuje nazwisko. Jednak hasło dostępu może znać wyłącznie jego posiadacz. On sam je ustala, będąc zobowiązanym do comiesięcznej zmiany (zwykle niestarannie przestrzeganej) sekwencji znaków kodu. Maciej K. już 6 lat był kasjerem i nie widział się w roli samobójcy. Choć jego znajomi „chłopcy z miasta” mocno naciskali, nie mógł się zgodzić na taki układ, żeby księgowanie przelewów wyprowadzających z banku żywą gotówkę firmowane było jego nazwiskiem. Musiał zdobyć hasło używane przez kogoś innego, co – jak się okazało – wymagało jedynie cierpliwości i odrobiny talentu. – Bardzo miły, bystry, wciąż uśmiechnięty człowiek. Szalenie lubiany, dusza towarzystwa, a przy tym religijny. Zauważyłam, że kładł obok komputera obrazek z Matką Boską. To na szczęście – mówił. Mógłby awansować, gdyby nie brak wyższego wykształcenia – wspomina pani P., jego niedawna koleżanka z pracy. – Wysoki i urokliwy 28-letni blondyn, a do tego kawaler, cieszył się względami pań, ale swoją przyjaźnią obdarzył... kasjera z sąsiedniego stanowiska. Pracował w tym czasie w placówce PEKAO przy ul. Piłsudskiego. Absorbował sąsiada niewinnymi pogaduszkami, ilekroć ten przystępował do rejestrowania swojej obecności w sieci. Starał się dostrzec i zapamiętać każdy wciśnięty klawisz komputerowej klawiatury – informuje mnie jeden z policjantów prowadzących śledztwo. Musiał więc nadejść wreszcie dzień, gdy Maciej K. poznał brzmienie „zaklęcia otwierającego Sezam”, czyli hasła zaprzyjaźnionego z nim kasjera. Tuż potem został przeniesiony do IX Oddziału PEKAO przy ul. Gorkiego. Dotychczasowy trud nie został wszakże zniweczony. Obie placówki bankowe należą do tej samej
ziomu. W niektórych placówkach owa karta jest noszonym na łańcuszku kawałkiem plastiku z paskiem magnetycznym. Natomiast w Oddziale PEKAO przy ul. Gorkiego akceptacji dokonuje się poprzez wpisanie kodu przypisanego do uprawnionego kontrolera. Pan K., stosując sprawdzoną już metodę, szybko rozszyfrował hasła używane przez dwie koleżanki. A w tym czasie „chłopcy z miasta”, selekcjonowali „słupy”. – Kryterium naboru „słupa” jest proste: posiadanie dowodu osobistego z zameldowaniem, odrobina towarzyskiej ogłady oraz cywilizowany wygląd po umyciu, ostrzyżeniu i odzianiu w strój właściwy dla ról, jakie trzeba odegrać. – W „kosmetykę” inwestuje się nawet do 4 tys. złotych na głowę, wliczając w to powierzoną bankowi drobną kwotę na tzw. dobry początek – usłyszałam od gangstera. W zamian za korepetycje musiałam przysiąc mojemu rozmówcy (wysoko uplasowanemu w łódzkim świecie przestępczym), że zapomnę, jak on wygląda i że w ogóle istnieje („zdaje sobie pani sprawę, co pani powyrywamy i skąd, w razie naruszenia umowy”). Dla ułatwienia będę go więc nazywać Specjalistą. – O dobrego „słupa” coraz trudniej, więc szczególnym wzięciem cieszą się ludzie z więziennym stażem lub pacjenci zakładów psychiatrycznych. Ci pierwsi – w razie wpadki – znają wszystkie sztuczki śledcze stosowane przez „psiarnię” i wiedzą, co ich czeka, jeśli się rozsypią. Drudzy, jakby co, nie będą dla sądu wiarygodni – kontynuuje „Specjalista”. Choć on akurat w tym skoku nie uczestniczył, nie ma wątpliwości, kto stoi za „sprawą PEKAO”. – „Tym rządzi w Łodzi jeden człowiek (wymienia pseudonim). Robiłem dla niego dwa kredyty pod zastaw nieruchomości, ale tam był układ z kimś z dyrekcji banku... (tu pada nazwa – dop. A.T.), a na „mostowców” kupowaliśmy spółki”. Dowiaduję się dalej, że z wyprowadzonych na „słupy” pieniędzy
M
oże być i tak, że księża z dnia na dzień przestaną odwiedzać agencje towarzyskie. Czyżby kwestia sumienia? Nie, kwestia... kasy. Właściciele agencji towarzyskich poniosą w najbliższym czasie niepowetowane straty. – W tym interesie najważniejsze jest zaufanie, a tymczasem jakiś idiota w Poznaniu pozwolił swoim „mięśniakom” na szantażowanie klienta. Na księdzu chciał się obłowić! – pan Andrzej, kierujący w Łodzi dwoma przybytkami rozkoszy, aż kipi z wściekłości. Dowiaduję się przy okazji, że dzięki nadprzyrodzonemu darowi celibatu księża katoliccy zaliczani są do najbardziej hołubionej klienteli. Nie wszczynają awantur, a biorąc dziewczynę na weekend czy urlop, bez szemrania płacą stawkę 1000 zł za dobę. Trochę kłopotu sprawia czasem liczenie forsy, często w rulonach z 2- i 5-złotówkami, ale w końcu bilon to też pieniądz. Pan Andrzej przyznaje, że owszem, dysponuje kartoteką panów zamawiających wizyty domowe, ale „wyłącznie dla bezpieczeństwa dziewczyn...” i strzeże tego zeszytu, jak oka w głowie. Czarną owcą, która złamała obowiązujące w branży reguły, jest człowiek o dumnym pseudonimie Rex, prowadzący popularną w dekanacie Poznań Rataje agencję towarzyską. Jeden z księży, któremu ów „Rex” systematycznie dostarczał rozrywek, miał w zwyczaju nagrywać intymne spotkania na kasetę wideo. Zadowalał się tak do czasu uskładania ofiar na kolejne rozkoszne tête-à-tête. W sierpniu 2002 r. postanowił ostro zaszaleć i poprosił o przywiezienie na plebanię dwóch pań. Niepotrzebnie im swoją filmotekę zaprezentował, gdyż
9
„chłopców” rachunki, zatwierdzając operacje kodami kontrolerek. W sobotę, tuż po otwarciu placówek PEKAO, w kilku polskich miastach „sprzedawcy nieruchomości” poprosili bankowców o ponowne sprawdzenie stanu konta. „Wreszcie się pan doczekał” – słyszeli po wprowadzeniu przez kasjera karty IKM do czytnika. Po niespełna dwóch kwadransach pieniądze były na zewnątrz. System informatyczny banku wychwycił gigantyczny debet jeszcze tego samego dnia wieczorem, jednak pora weekendowa sprawiła, że dopiero w poniedziałek 30 grudnia 2002 roku ów fakt mógł dostrzec pracownik łódzkiego IX Oddziału. – Maciej K. popełnił katastrofalny i dziecinny zarazem błąd, bowiem średniej klasy informatyk wie, że jeśli akcja przelewu została zainicjowana operacją komputerową wewnątrz sieci, to z łatwością można odtworzyć przebieg zdarzeń, docierając do źródła, czyli w tym przypadku do komputera, przy którym pracował. Kwestia sprawcy już w poniedziałek była dla dyrekcji banku bezdyskusyjna – relacjonuje policjant. K. – jak gdyby nic się nie stało – przystąpił 30 grudnia ub.r. do swoich rutynowych zajęć. Ale administrator nie miał najmniejszych wątpliwości co do jego udziału w tej akcji. Bank powiadomił o zdarzeniu Centralne Biuro Śledcze. W gabinecie dyrektora oddziału doszło do zatrzymania i Maciej K. z kajdankami na rękach tylnym wyjściem opuścił bank. Kasjer nie przyznaje się do winy, więc dotychczasowe efekty działania policji nie przynoszą rezultatów, które pozwalałyby liczyć na odzyskanie zagarniętych pieniędzy. Prędzej czy później bank wyjmie je z naszych kieszeni wraz z odsetkami. ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor
jedna z dziewcząt uległa pokusie i wykradła kasetę. Dręczyło ją sumienie, więc oddała zdobycz ochroniarzom agencji – Andrzejowi T. i Sławomirowi S. Zdarzyło się u schyłku ubiegłego roku, że „Rex” stracił płynność finansową. Poszukując inwestora, wysłał obu swoich goryli do księdza, proponując zwrot filmu za symboliczną kwotę w wysokości... 300 tys. złotych. Po wielodniowych pertraktacjach strony ostatecznie uzgodniły kwotę 50 tysięcy. „Tylko żeby nie były w bilonie!”, zastrzegli ci od „Rexa”. Gdy kapłan zgromadził już pieniądze i spojrzał na paczki banknotów, uzmysławiając sobie, że już wkrótce się z nimi rozstanie, mało mu serce nie pękło. Odrzucił wahania i zawiadomił policję, która właśnie przed kilku dniami zwabiła panów T. i S. w zasadzkę, chwytając ich na gorącym uczynku przyjmowania okupu. Choć jeden z nich przyznał się do winy, obu osadzono w areszcie, gdyż okazało się, niestety, że odzyskana kaseta jest zaledwie kopią. Są nadzwyczaj ściśle izolowani. Pani, która wykradła film, została zwolniona po przesłuchaniu. Pan „Rex” cieszy się wolnością z racji siły „argumentów”, którymi wciąż dysponuje. Mimo że śledztwo objęto klauzulą najwyższej tajności, wieści szybko się rozchodzą i zaufanie, jakim dotychczas panowie w sukienkach darzyli agencje towarzyskie, zostało silnie nadwyrężone. Z przeprowadzonego przeze mnie minisondażu wynika, że wskaźnik zamówień z plebanii już zaczął spadać. – W tym samym okresie ubiegłego roku dziewczyny nie nadążały. A teraz? Kupa forsy z kolędy się zmarnuje – rozpacza pan Andrzej. A.T.
Seks i kasety wideo
10
WSZYSTKIE ZWIERZĘTA DUŻE I MAŁE wycofywane są ze sprzedaży. Na przykład nie kupujemy od trzech lat chleba, a dziennie potrzebujemy go ponad 300 bochenków. Nie ma problemu z owocami egzotycznymi, ale muszę powiedzieć, że zwierzęta wcale za nimi nie przepadają. Wolą polską cebulę niż cytryny czy banany. Zademonstrował to kiedyś szerszej widowni orangutan, który z podanej
Z przyjemnością widzielibyśmy innych chętnych. Może Jonasz upatrzyłby sobie coś u nas, a my upamiętnimy to odpowiednią tabliczką. Będzie nam miło, bo jesteśmy czytelnikami „Faktów i Mitów” od pierwszego numeru – Znają Państwa w całej Polsce za sprawą programu „Z kamerą wśród zwierząt”. Teraz zniknęliście z anteny...
Rozmowa z Antonim i Hanną Gucwińskimi
– Naraził się Pan prawicowym władzom batalią o zniesienie kumoterskiego – że się tak wyrażę – zezwolenia na budowę hotelu przy zoo. W efekcie publicznie oznajmiono o ukaraniu Pana naganą za trzymanie jakichś zwierząt w przydomowej zagrodzie w Bukowicach pod Wrocławiem? – Tak było. O ukaraniu mnie informowano we wszelkich mediach i uzasadniono to przekroczeniem przeze mnie kompetencji. Naganę otrzymałem w przeddzień uhonorowania mnie przez wrocławską Akademię Rolniczą tytułem doktora honoris causa. (Włącza się Hanna Gucwińska) – Przepraszam, ale dodam, że publicznie uczyniono z nas złodziei, wymieniając z imienia i nazwiska, czego nie robi się nawet przy opisywaniu wyczynów najgorszych bandytów. Nawet w Australii nas pytano, cośmy takiego „ukradli z wrocławskiego ogrodu zoologicznego”? A co tak naprawdę wzięliśmy? Z litości wykupiliśmy konające z głodu konie przeznaczone do rzeźni. W stajniach ogrodu nie było dla nich miejsca gwarantującego skuteczną adaptację. Do przydomowej zagrody trafił też konkurencyjny, a przez to agresywny dla swoich pobratymców struś, trzeba go było odizolować na okres godów. To było całe nasze przewinienie. Trzeba jeszcze dodać, że zwierzęta te cały czas figurowały w ewidencji ogrodu. Ot, polepszyliśmy ich los. (Prasową nagonkę pani Hanna przypłaciła zawałem serca i dłuższym pobytem w szpitalu). – Panie dyrektorze, czy macie kłopoty z obrońcami praw zwierząt? – Zjawiła się kiedyś grupa młodych ludzi z hasłem: „Uwolnić lwy”. Przynieśli ze sobą plakaty z wizerunkiem płaczącej małpy i odpowiednim do tego napisem: „Idąc do zoo, bawisz się moim cierpieniem”. Wyszedłem do nich, zaczęliśmy rozmawiać. Zgodziłem się z ich postulatem, ale spytałem, gdzie chcą te lwy wypuścić? Zadeklarowałem dostarczenie odpowiednich skrzyń i porcji pożywienia dla zabieranych drapieżników, żeby po drodze ich zbawiciele nie stali się obiadem. Po krótkiej pogawędce protestujący przeprosili mnie, przyznali, że był to wygłup, zwinęli plakaty i poszli. Natomiast pewnej nocy rozcięto siatkę w ptaszarni i wypuszczono sowy, myszołowy, jastrzębie, w sumie 120 sztuk.
Odzyskaliśmy 80 egzemplarzy błąkających się w pobliżu. Wiadomo, że te ptaki absolutnie nie nadawały się do życia na wolności. Reszta zginęła. Po kilku miesiącach wrócił do nas jeden z kruków i z wielką radością podszedł, żeby jeść z mojej ręki. – Ogród już zapomniał o powodzi? – Dzięki heroicznej walce wolontariuszy z zagrażającym nam żywiołem wielkich strat nie odnotowaliśmy. Udało się ocalić wszystkie zwierzęta. Jednak uszkodzona została podziemna sieć gazowa i kanalizacyjna. Trzy lata borykaliśmy się z naprawą. Z pomocą przyszła nam jedynie telewizja, od której dostaliśmy 10 tys. złotych. – Ale ogród prezentuje się okazale, wszędzie widać nowe lub odrestaurowane pawilony, piękne jest morskie akwarium, zachwyca mała architektura. Na każdym kroku widać troskę o zwierzaki. Nie macie biedy i problemu z zaopatrywaniem ich w pożywienie? – Nie, dzięki supermarketom i innym firmom. To są nasi stali przyjaciele. Mamy sporo artykułów spożywczych, które z różnych przyczyn
Folwark
godzin na ekranie, pokazaliśmy kilka tysięcy zwierząt, oglądalność była zawsze kilkumilionowa. Za swoją popularyzacyjną działalność wyróżniono nas dwoma Wiktorami. Teraz okazało się, że polskich programów już nie potrzeba, bo lepsze są amerykańskie. Wobec tego spadliśmy z ramówki. Przykro nam, że wrocławski ośrodek telewizyjny, który żył i słynął m.in. z tej emisji, nic nie zrobił, aby cykl utrzymać. – Jak to się działo, że za czasów tzw. komuny cieszył się Pan powszechnym u władz szacunkiem, a obecni prawicowi działacze nie bardzo za Panem przepadają?
zwierzęcy mu kiści bananów umościł sobie posłanie. Niechętnie jedzą też importowaną sałatę, pięknej holenderskiej odmiany używają jako papieru toaletowego. Dlatego też zaopatrujemy się głównie u rodzimych producentów, którzy produkują żywność dla zwierząt zgodnie z naszymi wskazówkami i pod naszą kontrolą. Średnio utrzymanie ogrodu kosztuje 7 tys. zł na dobę. Dotacje mamy, jakie mamy, więc większość prac wykonujemy sami. Posiadamy własne ogrodnictwo, sami hodujemy kwiaty, pielęgnujemy trawniki, o remonty dba 15-osobowa ekipa budowlana. – Zwierzakami opiekują się też prywatni sponsorzy... – Nie ma ich tak wielu. Jedna osoba opiekuje się sową śnieżną i płaci na nią kwartalnie 14,50 zł.
– Z tą telewizją to był ciekawy początek. Red. Adam Wielowieyski wymyślił program, miało być kilka nagrań, a zrealizowaliśmy ponad 1000 odcinków. Spędziliśmy ponad 500
– Nie przesadzajmy... Pewne szykany za czasów PRL też przeżyłem. Ale wszystkie nieprzyjemności, jakie nas dotknęły, tłumaczę zawiścią i ludzką ułomnością. Ja się cieszę,
Wrocławskie zoo jest najstarszym (1865 r.) zwierzyńcem na terenie Polski i jedynym na świecie kilkakrotnie otwieranym i zamykanym – z powodu braku pieniędzy. Raz nawet zoo zostało rozstrzelane...
P
odczas drugiej wojny światowej, kiedy napierał mocno front aliancki, Niemcy bardziej cenne zwierzęta z zachodnich landów przetransportowali do Festung Breslau i wkrótce znalazło się w nim ponad 5 tys. najwartościowszych okazów. Na swoje nieszczęście ogród był usytuowany obok mostu Zwierzynieckiego, strategicznego obiektu, będącego celem dla radzieckich bombowców. Naloty czyniły makabryczne spustoszenie wśród czworonogów. Zachodziła obawa, że przerażone zwierzęta wymkną się spod kontroli i stworzą realne zagrożenie dla opiekunów. Wobec tego zdecydowano się na... egzekucję. 15 marca 1945 r. na terenach zoo zjawił się pluton wermachtu dowodzony przez porucznika, notabene lekarza medycyny. Sporządził on dokładny raport z procesu likwidacji zwierząt. Rozstrzelano słonie, tygrysy, lwy, niedźwiedzie, a wśród tych ostatnich zlikwidowano chlubę ogrodu – siedem polarnych miśków. Po wojnie wrocławski ogród restytuowano na podstawie projektu
sporządzonego przez profesorów uniwersytetu oraz politechniki. 18 lipca 1948 r. doszło do uroczystego, trzeciego już z kolei, otwarcia zoo. Dodajmy jeszcze, że do końca roku ogród zwiedziło pół mln ludzi, co okazało się absolutnym rekordem światowym. Menażeria była wówczas dość uboga – liczyła zaledwie 180 zwierząt. Dość szybko jednak zgromadzono największą w kraju kolekcję. (Obecnie można podziwiać blisko 6,5 tys. zwierząt, które reprezentują 600 gatunków) Ciasnota jednak panowała niemiłosierna. W końcu problemem zainteresował się sam Józef Cyrankiewicz – ówczesny premier PRL. Z jego osobistego rozporządzenia zoo powiększyło się do 33 ha, poprzez przyłączenie okolicznych zielonych terenów. Niestety, po latach nad wrocławskim (i nie tylko) ogrodem znów wisi miecz Damoklesa w postaci unijnych norm dla tego typu instytucji. Są dwie drogi wyjścia z opresji: albo ogród zredukuje kolekcję, dopasowując ją
do istniejącej powierzchni (a to oznacza rezygnację m.in. z hodowli słoni i nosorożców), albo też uzyska nowe tereny, które pozwolą na utrzymanie dotychczasowego stanu posiadania. Na szczęście dyrektywa unijna przewiduje przyznanie międzynarodowej licencji, dając jednocześnie ogrodom zoologicznym pewien termin przystosowawczy. Aby „zdążyć przed Panem Bogiem”, Gucwińscy toczą więc istną batalię o zwierzęcy folwark, przez co narazili się władzom miasta. Konkretnie – byłemu prezydentowi Stanisławowi Huskowskiemu. To on i jego ludzie cały problem ujęli następująco: „zoo będzie takie, jakie zarząd miasta będzie chciał” i basta! Panowie najwyraźniej zapomnieli, że to oni są dla realizacji potrzeb społeczeństwa, a nie odwrotnie. Jedyna nadzieja, że aktualny gospodarz miasta Rafał Dutkiewicz – chociaż pochodzi z tej samej, prawicowej opcji politycznej co jego poprzednik – będzie pod tym względem bardziej światły.
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r. że udało nam się przez telewizję zmienić stosunek ludzi do ogrodów zoologicznych. To był wielki powszechny uniwersytet. Kiedyś szedłem Krakowskim Przedmieściem w Warszawie i na chodniku podbiegła do mnie dziewczyna, ucałowała w policzek i oznajmiła, że to podziękowanie za... jej ulubiony program na szklanym ekranie. Takie oznaki wdzięczności więcej dla mnie znaczą niż Wiktory. To pozwala zapomnieć o naganach czy innych głupotach. Do dziś przechowujemy otrzymany od niewidomej od urodzenia dziewczyny list, w którym pisze ona, że widzi wszystkie zwierzęta, o których opowiadamy. – Przyjmijmy, że jest Pan takim orwellowskim panem Jonesem, ale bez negatywnych oczywiście cech jego charakteru. W Pana folwarku wybucha powstanie... Czy rzeczywiście na jego czele stanęłyby świnie? – Na pewno nie. Przywódcami byłyby naczelne, a w naszym zoo – pawiany, które potrafią podporządkować sobie inne gatunki. Są odważne, mało wymagające, harde. No i kierują się w życiu prawdziwą solidarnością. – Ale zwierzęta też są równe i równiejsze? – Hierarchia musi być dla zachowania porządku. W świecie zwierząt liczą się argumenty, szefem zostaje ten, który czegoś znaczącego dokonał. Musi udowodnić, że jest przydatny dla swojej społeczności, że dla niej gotów jest narażać życie. – To odwrotnie niż w świecie ludzkim, gdzie byle miernota ogłasza się przywódcą. – I to jest zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma światami! JAN SZCZERKOWSKI Zdjęcia: archiwum pp. Gucwińskich
11
Kradzione tuczy cz. 4 – Panie ministrze, czy w stoczniach: Gdyńskiej i Gdańskiej dochodzi do rozgrabiania na wielką skalę majątku narodowego? – Tak, to prawda. Oto pytanie „FiM” skierowane do podsekretarza stanu w Ministerstwie Gospodarki, Pracy, Płacy i Spraw Społecznych oraz szczerze rozbrajająca, anonimowa odpowiedź tego ministra. Rozumiecie coś z tego? Pod koniec grudnia po raz pierwszy (nr 50/2002) opisaliśmy zaistniały w obu stoczniach przedziwny układ, dzięki któremu kilku tajemniczych facetów, inwestując 4 tys. zł., weszło w posiadanie stoczniowego majątku wartego 100 mln dolarów. To niesamowite, ale żadne inne medium nie podjęło tego bulwersującego tematu. My teraz wiemy znacznie więcej, ale przypomnijmy wpierw, o co chodzi. 1993 rok – Stoczni Gdyńskiej grozi upadek, podobnie jak wielu dużym zakładom w tym nieszczęśliwym kraju. Oficjalnie nazywa się to utratą płynności finansowej, więc z pomocą biegnie państwo, czyli my – podatnicy, i oddłuża bankruta kwotą 237 milionów złotych. Zaraz za kasą podatników podąża niejaki Janusz Szlanta (były wojewoda radomski z Unii Wolności) oraz Polski Bank Rozwoju. Bank w imieniu wierzycieli stoczni staje się jej zarządcą, a Szlanta prezesem. Zostaje założony twór o nazwie Stoczniowy Fundusz Inwestycyjny spółka z o.o., który bez żadnych problemów przejmuje 40 procent ogromnego majątku stoczni. Kierownictwo stoczni i szefostwo SFI to te same osoby. Mają łeb na karku – trzeba tu dodać – bo za kredyt w wysokości 115 milionów zł przejmują z kolei Stocznię Gdańską. No i tak, za grosze, szósta niegdyś stoczniowa potęga świata przechodzi w prywatne cwane ręce. I tu się rodzi pytanie: na co komu umierający, rozkładający się moloch? Otóż ten moloch ma coś nadzwyczaj cennego... działki budowlane w samym sercu Gdańska. Aby przejąć ten kąsek, zostaje założona kolejna spółka – „Synergia 99”. Jej kapitał zakładowy wynosi całe... 4 tys. złotych. Lecz co tam forsa, skoro w swojej radzie nadzorczej ma spółeczka takiego asa jak... Janusz Szlanta. Teraz Stocznia Gdańska nagle odczuwa nieodpartą pokusę zostania członkiem prywatnej „Synergii 99” i wchodzi do niej aportem swojego majątku – czyli 106 hektarami działek o łącznej wartości rynkowej 100 milionów dolarów. Czy to już koniec? Ależ skąd! Teraz na
horyzoncie pojawia się kolejna spółeczka, tym razem amerykańska. Przejmuje ona większość udziałów w „Synergii 99”, a co za tym idzie – kontrolę nad byłymi działkami stoczni. Osoby wchodzące w skład wymienianych spółek – niejako przy okazji – rąbnęły... szpital należący do stoczni. Ale to już detal.
o nazwie Evip Progress SA, która wykupuje akcje stoczni od syndyka masy upadłościowej i staje się de facto właścicielem giganta. Po raz kolejny nieduża, prywatna firma przejmuje lwią część polskiego przemysłu stoczniowego. No ale w końcu za akcje tego przemysłu spółka „Evip Progress SA” zapłaciła
Następnie – tego samego dnia – „Evip Progres” sprzedaje akcje Bankowi Rozwoju Eksportu. Kilka dni później BRE sprzedaje akcje z powrotem „Evip Progress”. „Evip Progres” odsprzedaje z kolei te akcje Stoczni Gdyńskiej, a ona sprzedaje je znów spółce „Evip Progres”, ta zaś znowu upłynnia je... Bankowi Rozwoju Eks-
tyle, ile powinna – powie ktoś przytomnie. Otóż wcale nie jest to takie pewne. Dotarliśmy bowiem do poufnego dokumentu „Raport z badania sprawozdania finansowego” Stoczni Gdynia SA, w którym czytamy: „Dom maklerski skojarzył zlecenie stoczni ze zleceniem zakupu wystawionym przez Evip Progress SA (...). W trakcie badania nie uzyskaliśmy dowodów, które pozwoliłyby nam stwierdzić, że transakcja sprzedaży została zrealizowana”. Mówiąc prościej, audytor pisze, iż nie ma śladu wpływu forsy za akcje stoczni, jest za to jej nowy właściciel. Wirtualne pieniądze czy co?! Niektóre jednak pieniądze są realne jak najbardziej. Mamy tu na myśli wynagrodzenie zarządu stoczni, czyli m.in. imć Szlanty. Oto wynosi ono 1 800 000 złotych rocznie. Podzielmy to przez liczbę miesięcy i przez cztery osoby w zarządzie, a otrzymamy średnią pensję w kwocie 37 500 złotych na głowę. Za co? – wykrzyknie kto roztropny. Jak to za co? Za łeb do interesów! Chcecie przykładu? Służymy: 27 XII 2001 r. spółka Stoczni Gdynia „Wolny Obszar Gospodarczy” sprzedaje „Evip Progress” akcje Stoczni Gdańskiej.
portu. Ufff! Jedno jest pewne – jakby to Pikuś zjadł, toby zdechł. Dziennikarze „Faktów i Mitów” jako pierwsi wpadli na trop jednej z największych polskich afer. Zawiadomili też wszelkie kompetentne organa nadzoru i ścigania. W Ministerstwie Skarbu Państwa dowiedzieliśmy się, że po naszych publikacjach niektóre wysoko postawione osoby postanowiły wreszcie działać. Na nasz wniosek transakcje te – celowo gmatwane – bada właśnie prokuratura, a także Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralne Biuro Śledcze. A co z zarządem stoczni? Otóż mamy dlań nowinkę z ostatniej chwili. Na nowego szefa stoczni ma zostać powołany przez Ministerstwo Skarbu Państwa Andrzej Buczkowski: – To wybitny fachowiec i mamy nadzieję, że wyjaśni na forum publicznym, gdzie się podziały nasze dziesiątki milionów. – Buczkowski, za to, że się sprzeciwiał opisanemu przez was biegowi wydarzeń, został już raz z zarządu usunięty. Teraz doń wróci – powiedział „FiM” podsekretarz stanu w MSP. MAREK SZENBORN ANNA KARWOWSKA Fot. Ryszard Poradowski
...a teraz właśnie tu się ją okrada Tyle wiedzieliśmy tuż przed końcem 2002 roku. Teraz nasza wiedza jest dużo bogatsza. W 2001 roku Janusz Szlanta pomyślał sobie tak: „Jak się Skarb Państwa daje tak cyckać, to dlaczego nie wydoić go do końca?”. Do sądu zostaje więc wniesiona sprawa przeciwko państwu o dopłatę kapitału. Jak już pisaliśmy, podatnicy oddłużyli stocznię w roku 1993 kwotą 237 milionów zł, ale zdaniem Szlanty mogli do kieszeni sięgnąć głębiej. Chodziło o dodatkową kwotę 106 milionów. Na szczęście sąd nie dał się wyrolować i 19 grudnia odrzucił te roszczenia, uznając je za bezzasadne. No to jak się nie dało w ten sposób, to postanowiono spróbować w inny. Na razie można powiedzieć ponad wszelką wątpliwość, że wierzyciele obu stoczni (np. ZUS – 72 miliony zł) nie zobaczą z należnej im forsy ani grosza, choć jeszcze o tym nie wiedzą. Obie stocznie pokrojono bowiem na kawałki, tworząc z nich spółki i spółeczki. Prześledźmy to choćby na przykładzie spółeczki stoczniowej „Eurogaz-Gdynia”, która miała dostarczać stoczniom gaz w butlach dla spawaczy. I dostarczała, z tym, że przy okazji wygenerowała 12 milionów strat. Nadchodzi czas, że wierzyciele powiedzą basta i zażądają oddania swojej forsy. Wówczas stocznia (istniejąca już teraz tylko na papierze) powie: ależ proszę bardzo, weźcie sobie spółkę „Eurogaz”. – A na co nam ona, skoro nie może istnieć samodzielnie – zdenerwuje się wierzyciel. – To już nie nasza sprawa – oświadczy stocznia. Ponieważ Stocznia Gdańska jeszcze jakiś majątek posiada, więc kolesie chcą go przejąć do końca. Pojawia się zatem kolejna spółka
12
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
ZE ŚWIATA
Zakonnice gwałcą zakonnice W
obliczu skandalu seksualnego w USA obejmującego zarówno diecezje, jak i podlegające im parafie, a także męskie klasztory, mogło się wydawać, że oazą czystości i cnoty pozostają klasztory żeńskie. Niestety, nie. Na początku stycznia 2003 roku do prasy przedostał się raport na temat życia w żeńskich klasztorach opracowany przez zespół socjologów i psychologów z Uniwersytetu Saint Louis. Znajdują się tam rzeczy szokujące. Z badań wynika, że na 34 tys. katolickich zakonnic w USA aż 13 600, czyli 40 procent, stanowią ofiary gwałtów lub innych form seksualnego wykorzystywania. Przede wszystkim przez księży oraz... inne zakonnice. Zdaniem autorów raportu, dane te są zaniżone, gdyż u wielu ofiar „strach przed ujawnieniem gwałtu powodował, iż odmawiały one udzielenia informacji osobom prowadzącym badania”. Naukowcy z Uniwersytetu Saint Louis przesłali kwestionariusze do 2500 zakonnic, gwarantując im anonimowość. Mimo to tylko 1164 siostry wypełniły ankiety. „Odniosłem się do tego ze zrozumieniem
– napisał współautor raportu, prof. John Chibnall – bowiem te kobiety chcą pozostać lojalne wobec Kościoła, a jednocześnie zdają sobie sprawą z tego, że swoją krzywdą musiałyby obarczyć kościelne struktury, którym poświęciły całe życie”. Około 30 procent amerykańskich kobiet twierdzi, że były podczas pracy molestowane seksualnie. U zakonnic liczba ta wynosi 40 procent. Klasztory żeńskie są zatem – w porównaniu ze świeckimi zakładami pracy – raczej ośrodkami zepsucia seksualnego. Liczba młodych Amerykanek, które chciałyby poświęcić się służbie zakonnej, gwałtownie spada, a żeńskie zakony szybko się starzeją. Tylko 3 procent zakonnic jest przed czterdziestką, a 70 proc. sióstr to kobiety po sześćdziesiątce. JANUSZ CHRZANOWSKI (na podst. „St. Louis Post-Dispatch”, USA)
Konik papieża P
odczas audiencji dla dyplomatów, 13.01 Jan Paweł II – oprócz tradycyjnego obsobaczenia Ruskich – dosiadł swego ulubionego konika: „Aborcja, eutanazja i klonowanie ludzi grożą sprowadzeniem istoty ludzkiej do roli przedmiotu – życie i śmierć na zawołanie!” – alarmuje sternik łodzi Piotrowej. Wedle papieskich interpretacji, tabuny głodujących, umierających na AIDS dzieci afrykańskich cieszą się pełnią godności osoby ludzkiej, zaś obywatele takiej dajmy na to Holandii zostali sprowadzeni do roli przedmiotu, bo nie zakazano im prawa do aborcji oraz eutanazji. Potępianie tych (wedle encykliki papieskiej z 1995 roku) zbrodni teraz, gdy świat zapoznaje się
z nowym obliczem Kościoła, którego słudzy masowo, przez dekady, sprowadzali do funkcji przedmiotu – zabawki seksualnej dzieci i młodzież, zaś ich przełożeni pilnowali, by im z tego powodu włos z głowy nie spadł, jest doprawdy niesmaczne i powinni to wkrótce dojrzeć nawet bezkrytycznie rozmiłowani w Arcyrodaku Polacy. TOMASZ SZTAYER
Cycek i stanik w sądzie S
ąd Najwyższy stanu Nowy Jork miał sprawę trudną do rozstrzygnięcia: czy 17-letni chłopak może zgodnie z prawem ubierać się w damskie ciuchy. Sąd zawyrokował, że tak, to żaden problem; jak lubi, to niech nosi. Ekscentryczny młodzieniec mieszka w miejskim domu sierot. Personel zakazywał mu noszenia sukienek i biustonoszy, argumentując, że jest to zbyt prowokacyjne w domu zamieszkanym wyłącznie przez chłopców. Jak się okazało, chłopiec cierpi na zaburzenia tożsamości płciowej i uważa się za kobietę. Władze Nowego Jorku zobowiązały się przeprowadzić go do obiektu, gdzie będzie mógł nosić, co zechce. Mniej usatysfakcjonowana wyrokiem sądowym jest 34-letnia Lynn Stuckey z Urbana (Illinois). Sędzia nie zezwolił jej na karmienie
swego dziecka piersią, argumentując, że może w ten sposób wyrządzić synowi „długotrwałe szkody emocjonalne”. Ma on bowiem... 8 lat. Sprawa wyszła na jaw, bo Lynn Stuckey wystąpiła w telewizji ABC i milionom telewidzów pokazała, jak synek ssie cycek mamusi i w tym czasie uczy się z podręcznika. Występ telewizyjny miał finał w sądzie. Matka zachowała prawa rodzicielskie, ale synowi przyznano kuratora stanowego, który będzie baczył, co 8-latek bierze do buzi w trakcie nauki. TSz
Ksiądz + dziecko = pedofilia głaszamy całkiem poważny postulat, aby Antarktydę z nakazu ONZ uczynić strefą zdekatolicyzowaną. Niech na świecie zostanie choć jeden obszar wolny od księży pedofilów. Norwegia pod tym względem jest już stracona. Duńskie media poinformowały 15.01.br. o norweskim księdzu pedofilu. Sprawa ujrzała światło dzienne w zeszłym roku, gdy w położonym niedaleko słynnego fiordu Narvik miasteczku Sjena rodzice zwrócili uwagę na fakt, że miejscowy ksiądz bardzo często zapraszał do swojego mieszkania małych chłopców, którzy następnie z wypiekami na twarzy opowiadali sobie o tym, co im wielebny pokazywał. O tym kolejnym przypadku „czarnej zarazy” pierwszy poinformował norweski portal internetowy Nettavisen. Na razie policji udało się odnaleźć w prywatnym komputerze wielebnego 3560 pornograficznych zdjęć dzieci. Już samo posiadanie takich materiałów jest w bezbożnej, luterańskiej Norwegii ścigane przez prawo, ale księdzu postawiono ponadto zarzut
Z
dokonywania czynów lubieżnych z 10-letnim chłopcem. Proboszcz podczas przesłuchania przyznał, że kolekcja pornograficznych fotek dzieci była jego
własnością. Przyznał się też do tego, że w swoim mieszkaniu pokazywał owe zdjęcia, filmy pornograficzne i inne materiały o podobnym charakterze kilkuletnim chłopcom. Natomiast odrzucił oskarżenia o dopuszczanie się wobec chłopców czynów lubieżnych (w co nikt nie wierzy!). Zdaniem duńskich i norweskich mediów, w najbliższych tygodniach można się już spodziewać orzeczenia wyroku w tej sprawie. Jeżeli wszystkie zarzuty stawiane księdzu zostaną potwierdzone, to zgodnie z norweskim prawodawstwem grozi mu kara do czterech i pół roku więzienia. Na razie kolejny zboczeniec w sutannie oczekuje w areszcie na zakończenie dochodzenia. A swoją drogą, Rok Pański 2002 pokazał wyraźnie, że równanie ksiądz+dziecko=pedofilia jest niepokojąco często prawdziwe. Prawa matematyki są nieubłagane i wynika z nich całkiem jednoznacznie, że nasze dzieci musimy trzymać z dala od księży. Z. DUNEK, Kopenhaga
P
Tylko od czasu drugiej wojny światowej, USA zbombardowały aż 19 krajów, w tym tak małe i biedne jak Gwatemala i Grenada, żeby nie wspomnieć o zmasakrowaniu Wietnamu, Iraku czy ostatnio Afganistanu. Nikt też nie wie – i chyba nigdy nie będzie dokładnie wiedział – ile milionów ludzi straciło życie w wyniku zbrojnych interwencji USA. W Kambodży lotnictwo amerykań-
się o odszkodowanie z powodu inwalidztwa. W swej książce „Derailing Democracy” („Wykolejając demokrację”), David McGowan pisze: „Od Drugiej Wojny Światowej akcje militarne Ameryki spowodowały więcej śmierci i zniszczenia na całym świecie niż podobne akcje jakichkolwiek innych krajów”. Nie bój się przeciętnych Amerykanów czy Irakijczyków, którzy jak Ty
rezydent USA zażądał około 400 miliardów dolarów na tzw. cele obronne (czytaj: wojenne). Jest to o 45 miliardów dolarów więcej niż wynosi obecny amerykański budżet wojskowy. Jak zawrotna jest to ilość pieniędzy niech świadczy to, że Pentagon dysponuje prawie połową sumy, którą na zbrojenia wydaje... cały świat.
USA – twój przyjaciel Budżet obronny dziesięciu następnych po USA potęg ekonomicznych i militarnych świata to zaledwie 310 miliardów dolarów. Rosja, na przykład, wydaje około 60 miliardów, a Chiny tylko 40. Te dane wskazują na oczywisty cel administracji USA: kontrola militarno-ekonomiczna ziemskiego globu. Jak powiedział niedawno w parlamencie brytyjskim słynny angielski dramaturg, reżyser i działacz polityczny, Harold Pinter: „Bush i jego klika szykują się do tego, aby kontrolować cały świat i jego bogactwa naturalne. I mają gdzieś, ilu ludzi trzeba będzie zamordować, aby ten cel osiągnąć”. Trudno jest dokładnie ustalić, ile razy i gdzie USA interweniowały militarnie. Oblicza się jednak, że w krótkim czasie swego istnienia Stany Zjednoczone od 1776 r., jako niepodległe państwo, przeprowadziły ponad 400 wielkich akcji militarnych i blisko 6000 „zakamuflowanych” interwencji w ponad 100 krajach.
skie zrzuciło na ten biedny kraj ponad pół miliona ton bomb. Zginęło około 600 tys. ludzi. W Laosie, pół miliona. Na Filipinach, ćwierć miliona. W wojnie koreańskiej – milion. W Wietnamie – największym horrorze made in USA – Amerykanie zabili prawdopodobnie ponad 2 miliony Wietnamczyków (z tego połowa to cywile). W tych okrutnych akcjach, w szaleństwie dominacji i kontroli nad światem ginęli również Amerykanie. W wojnie w Wietnamie, zginęło prawie 60 tys. żołnierzy amerykańskich. W wojnie z Irakiem o Kuwejt, którą zachwycały się amerykańskie media, zginęło ponoć tylko 760 Amerykanów, a straty irackie sięgały prawdopodobnie ponad dwieście tysięcy żołnierzy i cywilów. Ale nie mówi się o tym, że na skutek zetknięcia się z radioktywnym pyłem uranowym, dotychczas zmarło około 8000 amerykańskich weteranów wojny „Pustynna burza” i aż 200 tys. ubiega
kochają dzieci i próbują, jak Ty, związać koniec z końcem i w miarę dobrze żyć. Ale bój się Prezydenta George’a Busha i innych jastrzębi wojny w Białym Domu. Bój się CIA i Pentagonu, największej machiny wojennej w historii świata, która teraz jest o krok od rozpoczęcia nowej zmasowanej akcji przeciwko Irakowi wyniszczonemu poprzednią wojną i nieludzkimi sankcjami ekonomicznymi. Głównym celem tej kolejnej interwencji USA jest oczywiście ropa naftowa, której Irak, na swoje nieszczęście ma olbrzymie złoża, a której machina wojenna USA potrzebuje coraz więcej. Wierzyć w to, że celem nowej agresji militarnej USA jest wprowadzenie prawdziwej demokracji w Iraku i zlikwidowanie tzw. zagrożenia dla pokoju na świecie, jaki stanowi reżym Saddama Husajna – to wierzyć, że ziemia jest płaska. KAZ DZIAMKA redaktor naczelny „The American Rationalist”, korespondent „FiM”, USA
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
ZE ŚWIATA
Papa do Bagdadu! „Dlaczego mówicie do mnie: Panie, Panie, a nie czynicie tego, co mówię?” (Łk 6. 46)
C
zy cokolwiek na świecie jest w stanie powstrzymać atak USA na Irak? Z coraz groźniejszych doniesień mediów wydaje się, że nie. A jednak... Panie Saddamie, „Fakty i Mity” mają stuprocentowy pomysł, jak obronić pański tyłek przed rakietami Busha. Stany Zjednoczone pełną parą prą do napadu na Irak. Liczba zmobilizowanych rezerwistów jest najwyższa od czasów drugiej wojny światowej. W ostatnich dniach minionego roku wydano rozkaz przerzutu w rejon inwazji kolejnych tysięcy żołnierzy, dziesiątków samolotów bojowych i następnych dwu lotniskowców, które zasilą dwa już stacjonujące w promieniu rażenia Bagdadu. Według planów Pentagonu, bezpośrednio przed atakiem w rejonie konfliktu ma być pół miliona żołnierzy USA. Czy cokolwiek jest w stanie odwieść władze Ameryki od zmasowanego uderzenia militarnego na kraj, który nie uczynił jej nic złego? Wszak zamiarów rządu USA na jotę nie zmieniła ani zgoda Husajna na powrót inspektorów ONZ i pełna z nimi współpraca, ani deklaracja o braku broni masowej zagłady poparta obszerną dokumentacją, ani gotowość wpuszczenia na terytorium Iraku agentów CIA, którzy wskazaliby inspektorom, gdzie domniemana broń została (jak wciąż utrzymuje USA) zadekowana, ani nawet gotowość do wypuszczenia za granicę na przesłuchania 500 irackich naukowców, którzy mogliby ujawnić „całą prawdę”, nie obawiając się zemsty tyrana. Administracja Busha pozostaje natomiast kompletnie niewzruszona na przykład na sprzedaż przez Koreę Północną rakiet Scud Jemenowi i rychłe wszczęcie przez reżim w Phenianie produkcji plutonu do broni jądrowej. Biały Dom gładziutko przełknął fakt, że żona ambasadora Arabii Saudyjskiej w USA transferowała przez ambasadę pieniądze dla arabskich wywrotowców, w większości wywodzących się z kraju, który stanowi epicentrum sponsorowania islamskiego terroryzmu. Nie można mieć złudzeń, że Biały Dom zostanie skłoniony do przemyślenia swego stanowiska dzięki czyimkolwiek perswazjom. Próbę taką stanowi między innymi opublikowany 31 grudnia w „The New York Times” memoriał wieloletniego sekretarza stanu, Warrena Christophera („W świetle szokującego wznowienia przez Koreę Północną programu atomowego Bush powinien powściągnąć obsesję zaatakowania Iraku i przewartościować priorytety swej administracji”). Równie jednoznaczna jest wypowiedź sekretarza generalnego ONZ: „Nie
widzę żadnych powodów do akcji militarnej teraz”. Nie ma odwrotu. Decyzja podbicia Iraku została zatwierdzona przez dyrektoriat jastrzębi nadających ton polityce Waszyngtonu wiele miesięcy temu. Od tego czasu trwa szukanie sposobnego pretekstu do ataku oraz kamuflaż imperialnych ambicji USA. Może więc, jeśli nie ci, to kto inny tu pomoże? Pomysłowa Redakcja „Faktów i Mitów” prezentuje niezawodną receptę na uchronienie świata od barbarzyńskiego przelewu krwi. „Wojny można i musi się uniknąć, nawet w realiach świata obawiającego się terroryzmu” – oznajmił Święty Ojciec katolików w bożonarodzeniowym orędziu. „Zgaśmy tlące się zarzewie konfliktu, którego przy współdziałaniu wszystkich uda się uniknąć”. W podobnym tonie, a nawet jeszcze moc-
stanowczo odradzą mu w takiej sytuacji atak, bo nieuniknione w planach wojny bombardowanie lub atak rakietowy na Bagdad groziłby zabiciem zastępcy Boga. Obecny prezydent tego kraju nigdy w życiu nie pójdzie na takie ryzyko, bo wie, że straciłby głosy 60 mln amerykańskich katolików, a w efekcie – niechybnie – władzę. Nie ma takiej decyzji, którą Bush podjąłby, wiedząc, że może go ona kosztować prezydenturę. Z punktu widzenia interesów Jana Pawła II, nasz plan obfituje wyłącznie w korzyści i benefity. Z Watykanu wciąż dobiegają wieści o żałobie z powodu nieodwracalnego skalania spuścizny papieskiej ogólnoświatowym skandalem pedofilskim bożych sług. Pielgrzymka do Bagdadu byłaby wyrazistym akcentem, ostatnią mocną kartą przed podsumowaniem tej spuścizny. Zneutralizowałaby w znacznym stopniu
13
Dekalog i burdel na aukcji G
orzki zawód spotkał komisarza powiatu Chattanooga w Tennessee, Curtisa Adamsa. Bóg nie wspomógł go w najbardziej pobożnych intencjach. Adams wywiesił na gmachu powiatowego sądu tablice z dziesięciorgiem przykazań, ale sędzia federalny orzekł, że należy je natychmiast usunąć, bowiem gwałcą konstytucyjny rozdział religii od państwa. I nie pomogli adwokaci, wynajęci przez Adamsa, którzy bronili prawa do wywieszenia dekalogu na sądowym budynku. Jednak klęską większą niż gorycz sądowej porażki i konieczność zdjęcia tablic, był dla mr. Adamsa rachunek dla adwokatów opiewający na kwotę 77 tysięcy dolców. Sprytny Adams wpadł więc na pomysł, by zgromadzić fundusze na opłacenie papug, wystawiając tablice... na aukcje. Pomysł brzmiał obrazoburczo, ale być może Adams chciał Wszechmogącemu „utrzeć nosa” za brak pomocy w sądzie.
I tu poniósł kolejną porażkę: sąd powiatowy zabronił aukcji. Powód? Sprzedaż tablic z dekalogiem narusza uczucia religijne. Natomiast sukcesem zakończyła się inna aukcja, którą zorganizował amerykański urząd podatkowy, jako sposób na ściągnięcie należności podatkowych. Licytowano mianowicie burdel wraz z żywym inwentarzem w Reno (Nevada to jedyny stan w USA, gdzie takie rozrywki są zalegalizowane). Na aukcję domu publicznego stawił się 250-osobowy tłum zainteresowanych. Ze znalezieniem nabywców na wyposażenie obiektu nie było żadnych problemów, burdel został sprzedany i w ten oto sposób rząd federalny odzyskał 610 tysięcy dolarów tytułem zaległego podatku. T.Sz.
„Zasłużona” emeryturka J
edną z pierwszych konkretnych decyzji papieża w nowym roku było zaakceptowanie rezygnacji biskupa diecezji Jackson, w stanie Missisipi, Williama Houcka. Watykan utrzymuje, że hierarcha przeszedł na emeryturę, ale nie jest to zupełna prawda.
niej wypowiadał się w orędziu noworocznym. Watykan powtarza, że nauka katolicka nie uznaje intencji prewencyjnych za usprawiedliwienie sięgnięcia po broń. Rozmaici kościelni dygnitarze wciąż prawią o moralnej stronie i tragicznych konsekwencjach ataku na Irak. Kościół obawia się, że amerykańska inwazja sprowokuje antychrześcijańską krucjatę w świecie islamu. Jedyną zatem osobą zdolną odmienić bieg historii, nie dopuścić do tragicznej w skutkach agresji, jest papież Karol Wojtyła. Nie idzie nam o to, by usiłował artykułować kolejne trudno zrozumiałe i ignorowane apele werbalne. Słowa są tanie. Liczą się czyny. Oto nasza propozycja. Jan Paweł II uda się samolotem opłaconym przez redakcję „Faktów i Mitów” do Bagdadu i pozostanie w stolicy Iraku z asystą, dopóki administracja Busha nie odwoła inwazji albo nie wycofa sił inwazyjnych z sąsiednich krajów. Nie może być najmniejszej wątpliwości, że doradcy Busha
odium przestępstw jurnych kapłanów i haniebnej taktyki władz Kościoła, która przy okazji wyszła na jaw. A korzyści ekumeniczne? Proszę sobie tylko wyobrazić: lider katolików ratuje tysiące muzułmanów przed hekatombą! Sternik łodzi Piotrowej już przed kilku laty wybierał się do Iraku. Podróż nie doszła do skutku. Teraz Saddam Husajn z pewnością nie robiłby żadnej obstrukcji, zaś reszta świata (z wyjątkiem USA) zawyłaby z zachwytu. A Polacy? Orgazm dumy i uwielbienia, który (patrz: ładowanie akumulatorów) znieczuliłby bryndzę doczesności. Więc: nic do stracenia, do zyskania wszystko. Co z tego dla nas? Prawdopodobnie niewiele. Idea pójdzie w świat jako śmiała inicjatywa „Gazety Wyborczej” bądź „Rzeczpospolitej”. Niech tam. Jeśli tylko sprawimy, że Karol Wojtyła skupi się na czymś, co powstrzyma go od zainicjowanego właśnie powrotu na ścieżkę recydywy w płodzeniu dzieł wierszowanych, to już jesteśmy wygrani. T.Sz.
Diecezja Jackson jest w poważnych opałach z powodu przestępstw seksualnych duchownych. W czerwcu 2002 roku trzej bracia, Kenneth, Thomas i Francis Morrisonowie, wytoczyli jej proces o to, że władze diecezji ignorowały działalność pedofila ks. George’a Broussarda, który przez długi czas molestował ich seksualnie, gdy byli w wieku od 5 do 14 lat. Prócz diecezji jako instytucji, akt oskarżenia dotyczy osobiście biskupa Houcka oraz naszego starego znajomego, kardynała Bernarda Lawa, który był wówczas wikariuszem generalnym diecezji.
Miesiąc później przeciw diecezji wytoczono kolejne oskarżenie: dwaj mężczyźni twierdzą, że księża z Jackson wykorzystywali ich seksualnie i czynili to bezkarnie, chronieni przez przełożonych, Houcka i Lawa. Bracia Morrisonowie żądają odszkodowania w wysokości 48 milionów dolarów, a kolejni dwaj skarżący ograniczyli się tylko do... 27 milionów. Papież przezornie wolał więc wcześniej wysłać biskupa Houcka na emeryturę, niż zrobić to później pod naciskiem opinii publicznej i w atmosferze kolejnego skandalu. T.Sz.
Uwodzicielki księży O
fiarami libido kapłanów katolickich byli dotąd w ponad 90 procentach nieletni chłopcy i dlatego sprytni ludzie Watykanu starają się obwinić homoseksualistów o spowodowanie pedofilskiej epidemii. Przygotowany w Stolicy Apostolskiej dokument ma zakazać przyjmowania gejów do seminariów. Ale już coraz częściej słyszy się o molestowaniu kobiet. Jean Leahy trzymała tę sprawę w tajemnicy przez 40 lat. Ks. Robert Meffan systematycznie się do niej dobierał, gdy była nastolatką szkoloną na zakonnicę: kładł jej ręce na pośladkach, obejmował za długo i za mocno, zapraszał do sypialni. Takie sprawy
wychodzą na jaw coraz częściej: 16 z 82 oskarżonych księży archidiecezji bostońskiej molestowało kobiety. Do chwili nagłośnienia klero-afer kobiety milczały. Obawiały się, że zostaną uznane za dziwki, które wodzą na pokuszenie niewinnych księży. Liczba pań zgłaszających się do znanej, bostońskiej kancelarii adwokackiej Greenberg Traurig znacznie ostatnio wzrosła. T.Sz.
14
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
P
oczątki abolicjonistycznych postulatów wiążą się z okresem Oświecenia, a przede wszystkim ze słynnym dziełem Cesare Beccarii O zbrodniach i karach (1764). Było to pierwsze naukowe dzieło postulujące zniesienie kary śmierci. Walkę przeciwko karze śmierci prowadzili m.in. Diderot, Filangieri. Ten nurt prowadził do jej stopnio-
przede wszystkim tzw. encyklopedystów i oświecenia”. Również inni katolicy zwracali na to uwagę: „(...) »nie« wobec kary śmierci nie może być motywowane wiarą, lecz niewiarą, pokładającą swoje nadzieje tylko w życiu doczesnym” (Wiktor Messori); „Abolicjonizm jako konkretny program polityczny jest wynalazkiem Oświecenia i z pewnością trudniej go uza-
twierdzimy, że nie popełniając grzechu śmiertelnego, może wykonywać krwawy wyrok, jeśli skazuje na karę śmierci nie z nienawiści, ale zgodnie z literą prawa i nie czyni tego bez zastanowienia, lecz po [głębokim] namyśle”. Zabijanie usprawiedliwia również św. Tomasz, który nawet doradza, aby osobniki uznane za szkodliwe społecznie zgładzić jako pasożytnicze zwierzę.
Kościół i kara śmierci Abolicjonizm związany ze zniesieniem kary śmierci nie wyrósł z etyki religijnej, lecz świeckiej; jest konsekwencją materialistycznego racjonalizmu. wego ograniczania. Kościół bynajmniej nie podjął myśli Beccarii. Ustosunkował się do niej o tyle, że umieścił jego dzieło na Indeksie Ksiąg Zakazanych. A siedem lat po opublikowaniu angielskiego przekładu pracy Beccarii tamtejszy arcybiskup William Paley skomponował dzieło pod tym samym tytułem („On Crimes and Punishments”), w którym domagał się utrzymania kary śmierci za drobne kradzieże i proponował wrzucanie skazańców do jaskiń z dzikimi zwierzętami, aby ginęli w sposób okropny i odstraszający. Spostrzeżenie to akcentuje również ks. prof. Tadeusz Ślipko: „Rozpowszechnia się bowiem mniemanie, że idea zniesienia kary śmierci wypływa z chrześcijańskich źródeł inspiracji jako logiczna konsekwencja prawdy o Bożym miłosierdziu. (...) nie ulega wątpliwości, że korzenie doktryny i ruchu abolicjonistycznego tkwią w antychrześcijańskich, opartych na materialistycznych i na skrajnie indywidualistycznych przesłankach filozofii XVIII wieku,
W
sadnić w oparciu o Ewangelię. Przez dłuższy czas był propagowany głównie przez środowiska wrogie chrześcijaństwu” (Mariusz Spychalski). Kościół nigdy nie był i nie jest przeciwnikiem kary śmierci – trzeba to jasno przyznać. Przekonanie o tym, że jest inaczej, powoduje fakt, że akurat Jan Paweł II jako pierwszy papież przystąpił do obozu abolicjonistów. Dotąd jednak Kościół zawsze dozwalał stosowanie kary śmierci, a i dziś wedle kościelnych dokumentów nie jest ona zakazana. Papieże nieodmiennie podkreślali legalność ius gladii w świetle wiary. Św. Innocenty I (401–417) ogłosił w 405 r., że władza świecka ma prawo miecza od samego Boga i stosuje to prawo dla odpłaty za wykroczenia popełnione przeciwko niej. Gorliwym zwolennikiem kary głównej był Innocenty III. W 1210 roku wydał zarządzenie, na podstawie którego nawróceni waldensi (nie uznawali kary śmierci) musieli podpisywać następujące orzeczenie: „O ziemskiej władzy
mniemaniu kościelnych fanatyków, ogień niszczył najskuteczniej, gdyż oczyszczał od grzechu. Palił człowieka i jego myśl; pa lił księgę i wszelkie słowo drukowane. Nawet dziś słychać nawoływania do likwidacji niewy godnych Kościołowi czasopism. Dzieła gnostyków, arian i innych zachowały się tylko w części i tylko w polemicznych dziełach prawowiernych autorów chrześcijańskich. Dziesiątki innych dzieł starożytnej i średniowiecznej myśli katoliccy fanatycy bezpowrotnie puścili z dymem. W 496 roku papież Gelazy I (492–496) wydał edykt „De libris recipiendis et non recipiendis”(„Księgi dozwolone i zakazane”) i rzucił klątwę na tych, którzy czytali niedozwolone pisma. Franciszek I (król Francji, 1494–1547) w 1535 roku zabronił pod groźbą szubienicy drukowania ksiąg zakazanych przez papieży i autorów. Pierwszy całościowy wykaz zabronionych druków wydano w Louvain w 1546 roku, a w 1557 papież Paweł IV
Papież Leon XIII (1878–1903) pisał: „Kościół uważa, że kara śmierci jest szybkim i skutecznym środkiem do osiągnięcia celu, kiedy występują przeciw niemu buntownicy lub siewcy niezgody, zwłaszcza niepoprawni heretycy, których nie da się powstrzymać groźbą jakiejkolwiek kary przed mąceniem porządku kościelnego i podżegania innych do wszelkiego rodzaju przestępstw”. Podobne sądy wygłaszali Pius XI i Pius XII. W 1985 roku kardynał Kolonii Joseph Hoeffner mówił: „Potęga i świętość porządku Bożego przejawia się w karze śmierci także w naszych czasach”. Warto przytoczyć kilka wypowiedzi jednego z pasterzy zorientowanych w temacie (autora książki Kara śmierci z teologicznego i filozoficznego punktu widzenia) – ks. prof. Tadeusza Ślipko SJ. Ksiądz utrzymuje, iż wypowiedź papieża jest jego prywatnym stanowiskiem, a nie nauczaniem całego Kościoła, dodając: „...nie ulega wątpliwości, że odnośnie do moralnej godziwości, a tym samym dopuszczalności kary śmierci Kościół głosił i nadal aprobuje tę zasadę – czyli uznaje moralną godziwość i dopuszczalność kary śmierci”.
Jak już wspomniałem, Jan Paweł II opowiedział się po stronie abolicjonizmu. Skoro głowa Kościoła poszła w tym kierunku, tedy i członki postrzegły się, że zapanowała nowa polityczna poprawność. Z tego zrodziła się konieczność uzasadnienia tych postaw w świetle Objawienia. Generalnie nie stanowi to problemu – wszak postawa Jezusa dobrze się nadaje do uzasadnienia tego stanowiska, a poza tym jest jeszcze przykazanie: Nie zabijaj! Poniechano przy tym daw-
nych inspiracji dla porządku państwowego ze Starego Testamentu i listów Pawła. W argumentacji abolicjonistów potraktowano zresztą przykazanie dekalogu instrumentalnie – jego istnienie nigdy nie było dla Żydów problemem przy
Palenie hurtem (1555–1559) nakazał sporządzić w Rzymie spis ksiąg zakazanych. Pius V (1566–1572) ustanowił Kongregację Indeksu, w którym zapisywano dzieła wrogie i nieprzychylne Kościołowi. W Polsce uniwersał Zygmunta I wydano w Toruniu 24 lipca 1520 roku i drugi – 7 marca 1523. Zabraniały one czytania dzieł zakazanych, a czytającemu groziła konfiskata dóbr oraz stos! Polscy inkwizytorzy otrzymali przywilej przeszukiwania domów obywateli bez specjalnego zezwolenia. Wystarczyło samo podejrzenie. Zygmunt August w latach 1556 i 1568 wydał dekrety dotyczące omawianej materii, a obowiązywały one do ostatnich czasów I Rzeczypospolitej. Dopiero Sejm Czteroletni,
uchwalając wolność druku, uchylił poprzednie dekrety królewskie. Szlachta uznawała dekrety królewskie za prawa pozasejmowe, a więc – lekceważąc je – pozwalała po miastach i wsiach drukować pisma zakazane. Jednak ręka katolickiego kata spaliła wiele książek. Na przykład w Seceminie w 1556 roku spalono bogatą bibliotekę rodziny Szafrańców. Od czasu usadowienia się w Polsce jezuitów egzekucje pism i druków stały się częstsze. Biskup krakowski Zebrzydowski (1496–1560) osadził człowieka wolnej myśli, Marcina Kurowskiego, w więzieniu. Skazanemu dano jego własne dzieło „pisane bezbożnie” i głodzono tak długo, aż nieszczęśnik zjadł własną księgę, a następnie umarł z głodu. Czyż
hojnym szafowaniu karą śmierci, gdyż nie ma tam mowy o karze. Przykazanie znaczy: nie morduj (rasah), a to różnica. Trzeba jednak przyznać, że retencjoniści (zwolennicy kary śmierci) również mają uzasadnienia swoich racji. Stary Testament i bóg Jahwe do cna przeniknięte są retencjonizmem. Np. w Księdze Rodzaju (9. 6) mówi Jahwe do Noego: „Jeśli kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga”. Jezus wprawdzie nieszczególnie do retencjonizmu pasuje, ale to nie zraża katolickich zwolenników kary śmierci. Na szczęście jednak przychodzi Paweł i uzupełnia Jezusowe przesłanie: „Rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga (prowadzącym) ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz” – czytamy w liście do Rzymian. Oczywiście, zasób argumentów jest znacznie szerszy, choćby powoływanie się na budujący skutek kary śmierci, co wskazał Robert Nogacki: „Wielu duchownych, którzy pracowali z więźniami, podkreślało, że kara śmierci czyniła z dusz skazanych i ich współwięźniów glebę, na której Słowo Boże dawało wspaniałe plony (...), podczas gdy dożywocie doszczętnie ich demoralizowało”. TOMASZ WOLTAREWICZ
poprzednik kardynała Macharskiego nie był pomysłowy?! 3 maja 1622 roku na rynku Starego Miasta w Warszawie spłonęła książka „Obżałowanie przeciw jezuitom”, a za druk dzieła Jana Brocjusa „Gratis plebański”, wymierzonego przeciwko jezuickim szkołom, drukarz został wychłostany pod pręgierzem. Nie będę już wymieniać ponad 60 polskich autorów, których wciągnięto na haniebny indeks papieski. To Rzym decydował, kogo Polacy mogą czytać! Ukoronowaniem dorobku wartości chrześcijańskich, które „były fundamentem jednoczącej się Europy”, a które teraz papież i biskupi chcą umieścić w preambule europejskiej konstytucji, był „Syllabus”, w którym Pius IX (1846–1878), wyklął wszelki postęp myśli ludzkiej. I mimo świętego wyklęcia mamy dzisiaj telewizję, radio i inne cuda techniki, nie wyłączając nowoczesnego i dostojnego wózka inwalidzkiego, którym JPII sunie po świątyni... BOGDAN MOTYL www.alternatywa.com
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
B
elgijski działacz katolicki i generał SS Leon Degrelle zmarł przed kilku laty na emigracji w Hiszpanii. Po bohaterskich wyczynach na froncie wschodnim nigdy nie wrócił do ojczyzny, która nie doceniła jego wysiłków na rzecz „obrony cywilizacji europejskiej”. Uciekł do faszystowskiej Hiszpanii, gdzie arcykatolik Franco przechował go pod zmienionym nazwiskiem. Degrelle był niezwykłą postacią. Gorliwy katolik integrysta, miał ogromny talent organizacyjny i biznesowy w dziedzinie mass mediów. Nadgorliwość poróżniła go nawet z członkami episkopatu. Te cechy jakże upodabniają go do dyrektora Rydzyka. Był także zaciekłym wrogiem establishmentu – atakował wszystkie partie, oskarżając je o korupcję i lekceważenie interesów wyborców. Wyżywał się także na finansistach i stworzył nowe określenie – „banksterzy” – jako skrót od słów „bankier” i „gangster”. Posłowie jego partii organizowali znane nam skądinąd parlamentarne pyskówki i happeningi. W tym – wypisz, wymaluj – przypominał Leppera. Nawet wynik pierwszych wyborów (1936 r.), które wprowadziły go do parlamentu, był podobny do wyniku Samoobrony – 11 proc.! Okazał się także zajadłym, wręcz chorobliwym antykomunistą (kłania się Życiński), świetnym mówcą wiecowym i zapiekłym antysemitą, który za całe zło świata obarczał odpowiedzialnością Żydów. Boski Leon wywodził się ze skrajnie prawicowej katolickiej rodziny francuskiej, która wyemigrowała do Belgii po to tylko, by nie mieć nic wspólnego z antyklerykalnym rządem swojego kraju. Miał ośmioro rodzeństwa, a o jego rodzinie mówiło się, że „jezuitą zostaje się tam z ojca na syna”. Daje nam więc to
W IMIĘ BOGA – KRZYŻ I SWASTYKA
15
Bóg, honor, Hitler Oto krótka i pouczająca historia o tym, jak umiłowanie tzw. tradycyjnych wartości katolickich i nienawiść do wrogów tychże wartości może wyprowadzić na manowce. obraz idealnego, wielodzietnego, przykościelnego stadła. Studiował na największym w Europie katolickim uniwersytecie w Lowanium.
Był działaczem Akcji Katolickiej i świetnym dziennikarzem. Został zauważony przez hierarchię i powierzono mu zarząd nad podupadającym wydawnictwem Christus Rex (Chrystus Król). Błyskawicznie wyprowadził je z kryzysu i rozwinął – niczym polski Maksymilian Kolbe – w potężny koncern medialny. Wokół wydawnictwa zorganizował prężny ruch katolicko-faszystowski, domagając się zastąpienia zdemoralizowanej demokracji parlamentarnej systemem korporacyjnym, mniej więcej takim, jaki dominował we Włoszech pod przywództwem Mussoliniego. Degrelle wdzierał się do robotniczych dzielnic, gdzie organizował wiece. Co ciekawe, aby wziąć udział w wiecu jego partii, trzeba było wnieść opłatę! To się nazywa mieć łeb do interesu! Reksiści walczyli ze wszystkimi, nawet z oficjalną katolicką prawicą, którą uważali za zepsutą i kompromisową. Degrelle narobił więc sobie rychło wrogów i przed potępieniem przez Kościół uratowała go osobista interwencja Mussoliniego w Watykanie. Arogancki, atakowany przez wszystkich i porównywany coraz
częściej do siejącego grozę Hitlera stracił znacząco poparcie społeczne i w następnych wyborach zdobył zaledwie 5 proc. głosów (1939 r.). Jego ruch zapewne poszedłby w zapomnienie, gdyby nie fakt, że wkrótce wybuchła wojna i Belgia znalazła się pod okupacją niemiecką. Kiedy w 1941 r. hitlerowcy zaatakowali ZSRR, dla Degrelle’a wybiła godzina chwały. Ogłosił, że Walonowie to „francuskojęzyczni Germanie” i z członków ruchu Christus Rex zorganizował korpus ochotniczy. Wyruszył na front wschodni, by „bronić chrześcijaństwa i cywilizacji europejskiej”, niepomny, że to nie Stalin atakował Europę, lecz hitlerowska wówczas Europa zaatakowała Stalina. Teraz miał szansę, żeby być prawdziwym żołnierzem Chrystusa w wersji katolickiej. Jego oddział przyłączony do Waffen SS liczył w najlepszym okresie 4 tys. belgijskich ochotników.
Degrelle wsławił się niezwykłym męstwem – wygrał, co niemal niepojęte, 75 walk wręcz, otrzymał kilkakrotnie Żelazny Krzyż, w tym Krzyż Rycerski z Brylantami, którym udekorował go osobiście Adolf Hitler w swojej kwaterze głównej. Wtedy führer miał wzruszony powiedzieć: „Gdybym miał syna, chciałbym, aby był do pana podobny”. Cóż to za komplement z ust
Kościół, tak skory do potępiania wszystkiego, co nie jest zgodne z jego doktryną, wstrzymuje się od osądu, a czasem wręcz popiera niedowiarków lub innych bezbożników realizujących politykę zgodną z celami klerykałów. Tak było z Hitlerem, Mussolinim, tak też było z faszyzującym Maurrasem we Francji.
wszelki postęp, co w papieżu świętym Piusie X znajdowało gorącego orędownika. Podobnie jak Mussolini i Pius XI, Liga opowiadała się za korporacjonizmem. Była ponadto jeszcze bardziej antydemokratyczna niż papiestwo. Święty Pius X mówił: „Żydzi nie uznali Pana naszego, nie możemy uznać Żydów”, tak więc i antysemityzm AF mógł liczyć na życzliwą akceptację Kościo-
Action Française (Ligue d’action française) to nazwa francuskiego ruchu politycznego o charakterze parafaszystowskim, skupionego wokół pisma o tej samej nazwie, istniejącego w latach 1899–1944. Action Française powstała w okresie tzw. sprawy Dreyfusa, francuskiego Żyda niesłusznie oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Niemiec i zesłanego do Gujany Francuskiej. Sprawa ta wywołała rozniecenie na wielką skalę nastrojów antysemickich we Francji. AF głosiła idee nacjonalistyczne, monarchistyczne i antysemickie, zwalczała demokrację, działała na rzecz umocnienia roli Kościoła w państwie. Głównymi jej wodzami byli: Charles Maurras, J. Bainville, M. Barrés i L. Daudet. W swym programie Akcja miała wiele elementów, które były w Rzymie wysoko cenione. Na czoło wysuwał się jej konserwatyzm społeczny i polityczny zwalczający
ła. Tym bardziej że papież uważał, iż to właśnie Francja jest źródłem tzw. modernizmu katolickiego, któremu wydał ostrą i bezpardonową walkę. Teorię spisku modernistycznego w Kościele ukuwała m.in. AF w swoim organie prasowym. Akcja cieszyła się wówczas znacznym poparciem francuskich katolików oraz hierarchii kościelnej (połowa episkopatu francuskiego, wielu kardynałów) i czołowych teologów. Kardynałowie Merry del Val i de Lai uważali, że atakując nieubłaganie „prześladowczą republikę i masońską demokrację” Action Française oddała „nieocenione usługi Kościołowi”. Sam papież mówił, że AF „broni zasady władzy, broni porządku”, a jej założyciela, Maurrasa, agnostyka skądinąd, nazwał „dzielnym obrońcą Stolicy Świętej i Kościoła”. Coraz głośniejsze były jednak szemrania, iż poparcie to jest gorszące z uwagi na
największego w historii demona Europy! Legion Waloński wsławił się marszem aż pod Kaukaz, a później wyprowadzeniem jedenastu dywizji niemieckich z okrążenia pod Czerkasami. Boski Leon zrobił błyskawiczną karierę wojskową od kaprala do generała. Jak wyglądała frontowa służba boża katolików belgijskich, nie trzeba nikomu w Polsce tłumaczyć; zbyt dobrze wiemy, do czego używano oddziałów specjalnych SS. Robili wszystko to, do czego zwykli chłopcy z Wehrmachtu nie nadawali się, bo byli zbyt miękcy... Esesmani rozstrzeliwali ludność cywilną, Żydów i jeńców radzieckich, stanowili główną obsadę obozów koncentracyjnych. Niestety, bezbożne wojska radzieckie pobiły faszystowską krucjatę. Degrelle wyszedł cało z powojennej pożogi – z Norwegii przedostał się brawurowo do frankistowskiej Hiszpanii, gdzie znalazł spokojną przystań. Sprowadził tam swoją rodzinę (sześcioro dzieci, a jakże!) i zmarł w sędziwym wieku 88 lat, w Wielki Czwartek 1994 r. „Opatrzność”, jak sam pisze, miała go uchronić przed kilkoma zamachami na jego życie. Degrelle jest wielkim bohaterem internetowych stron katolicko-faszystowskich we wszystkich niemal językach Europy. Przed kilku laty ukazała się także jego pierwsza książka w języku polskim. „Płonące dusze” to – jak pisze sam autor – podręcznik dla „dusz targanych płomieniem, by się poświęcić i wierzyć”.
niedowiarstwo Maurrasa i pogański wręcz charakter niektórych jego poglądów (np. cenił Kościół za to, że zachował „w ramach mądrości starożytnego Rzymu, najbardziej wybuchowe elementy w posłannictwie »hebrajskiego Chrystusa«”). Dlatego w 1913 roku doszło do przedłożenia Kongregacji Indeksu pism Maurrasa, a ta, nie mając innego wyboru, „musiała potępić je jako heretyckie”.
Action Française Było to jednak nie po myśli papieża, który sprzeciwił się publicznemu potępieniu, przyznając, że pisma Maurrasa były „damnabilis, non damnandus” – na potępienie zasługujące, lecz na to nie przeznaczone. Jednocześnie zakazał jakichkolwiek działań przeciwko Akcji. Sprawa postępowania w Świętym Oficjum ciągnęła się jeszcze przez pewien czas, lecz w 1914 roku została przez papieża zawieszona, a kilka lat później okazało się, że „zrządzeniem losu” wszystkie dokumenty z tym związane „zostały zgubione”. Niedługo przed śmiercią papież wyznał: „Tak długo, dopóki ja żyję, Akcja Francuska nie będzie potępiona”. Według dzisiejszych kontynuatorów polityki Piusa X, których zebrał abp Lefebvre w Bractwie św. Piusa X, ówczesne potępienie było efektem „intrygi modernistów i liberałów”, przez których Pius XI został „wprowadzony
Dla nas wszystkich, nietarganych tymi iście piekielnymi płomieniami, niech ta postać pozostanie smutnym memento. Okazuje się bowiem, że można mieć usta pełne potępienia dla wyzyskiwaczy, pełne współczucia dla ubogich, pełne Boga, miłości i rodziny, a jednocześnie być gorliwym sługą najbardziej podłego z systemów. Wspomnijmy Degrelle’a, oglądając w TV szyderczy uśmiech młodego Giertycha, Kamińskiego i stojących za nimi łysych kompanów z Młodzieży Wszechpolskiej. W Polsce też mamy Stowarzyszenie Młodzieży Katolickiej (nomen omen) Christus Rex, które, choć nie odwołuje się otwarcie do Degrelle’a, to deklaruje, że jest „duchowym pułkiem wszystkich tych, którzy są gotowi walczyć w bitwie o chwałę Bożą i zbawienie dusz” ADAM CIOCH
w błąd”. Dodają, że: „Im więcej poznajemy Maurrasa, tym większe ogarnia przerażenie, że Pius XI »wielki pogromca herezji ekumenizmu« mógł nabrać się na rzekomo zagrażające wierze katolickiej »błędy Maurrasa«. Na szczęście ten Papież zrozumiał z czasem bezzasadność swojej własnej decyzji i tylko śmierć przeszkodziła mu w cofnięciu wyroku z 1926 r.” (Zawsze Wierni, marzec–kwiecień 2000). Pius XII od razu po wstąpieniu na tron zajął się tą sprawą, a co godne podkreślenia – było to jego pierwsze przedsięwzięcie papieskie. Wkrótce potem Akcja Francuska została całkowicie zrehabilitowana, a fakt ten Święte Oficjum ogłosiło 1 lipca 1939 r. – na dwa miesiące przed wybuchem drugiej wojny światowej. I w ten sposób Akcja Francuska nie była już „niemożliwa do pogodzenia z dogmatem i moralnością”, już nie głosiła „pogańskiej koncepcji państwa”, choć przecież głosiła to samo, co w czasie, gdy wydano potępiający wyrok. W okresie wojny AF współpracowała z rządem w Vichy, kadłubowego państewka utworzonego pod faszystowskim patronatem po pokonaniu Francji przez wojska hitlerowskie w 1940 r., a niektóre odłamy Akcji kolaborowały z Niemcami. Akcja Francuska została rozwiązana w 1944 roku przez rząd Charles’a de Gaulle’a. Dziś zapewne organizacja ta nie znalazłaby już wielu obrońców wśród duchowieństwa, lecz jest gorliwie apoteozowana przez katolickich tradycjonalistów spod sztandaru Lefebvre’a. TOMASZ WOLTAREWICZ
16
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
WIARA I NAUKA
Smyrna (Ap 2. 8–11) znaczy „słodki zapach” i jest synonimem mirry. Mirra z kolei symbolizuje cierpienie Chrystusa. Prześladowania, które zbór miał przechodzić w przyszłości, zamiast zniszczenia dały wzrost – słodką woń zwycięstwa. Smyrna, jedno z najstarszych miast świata, istnieje do dziś, choć zmieniło nazwę na Izmir. Był to prężny ośrodek handlowy, położony w żyznej dolinie rzeki Meles. W centrum wznosiło się wzgórze ze świątynią greckiej bogini Nemezis. Po najeździe Lidyjczyków (ok. 600 r. p.n.e.), którzy zamienili miasto w stertę gruzów, przez 400 lat Smyrna była zbiorowiskiem małych wiosek. Odbudował ją jeden
Po 40 latach względnego spokoju i rozkwitu wiary okrutny bój z chrześcijaństwem wzniecił Dioklecjan (284–305), a kontynuował walkę Galeriusz (305–313 r.). Miało się wtedy wypełnić proroctwo z listu do zboru w Smyrnie: „i będziecie w udręce przez dziesięć dni” (w. 10), zapowiadające ciężką dekadę (303–313 r.) dla chrześcijan. Krwawą rzeź wywołał wzniecony umyślnie pożar kościoła w Nikomedii w lutym 303 roku. Chrześcijan torturowano i mordowano bez żadnych skrupułów. Kres temu położył dopiero w 313 roku tzw. edykt mediolański Konstantyna (313–337), który zrównywał chrześcijaństwo z panującą wtedy religią pogańską. Ten okres chrześcijaństwa, chociaż tragiczny dla uczniów Jezusa, tchnie poświęceniem tysięcy bezimiennych męczenników. W obliczu wypełnienia słów: „Bądź wierny aż do śmierci” (w. 10) Chrystus nie przynosi dla Kościoła tego okresu nagany. Rada. „Znam ucisk twój i ubóstwo, lecz tyś bogaty” (w. 9) – mi-
PRZESŁANIE DO CHRZEŚCIJAN (3)
Zbór w Smyrnie z sukcesorów Aleksandra Wielkiego, Lizymachus. Żadne chyba miasto nie ucierpiało tyle od najazdów, ognia, trzęsień ziemi i innych kataklizmów. List do zboru w Smyrnie kieruje Ten, „który był umarły, a ożył”, nawiązując w ten sposób do historycznych doświadczeń miasta. (Ap 2. 8), Do wybuchu pierwszej wojny światowej chrześcijanie stanowili cztery piąte mieszkańców miasta, kiedy jednak w 1922 roku Turcy wypędzili Greków, zapanował tu islam. Pochwała. Biskupem zboru w Smyrnie (owym „aniołem”, czyli sługą – w. 8) był późniejszy męczennik Polikarp. Odmowa oddania boskiej czci cesarzowi skończyła się dla niego tragiczną śmiercią. W wieku około 86 lat próbowano spalić go na stosie, ale w końcu przebito sztyletem. Okres smyrneński w historii Kościoła bibliści odnoszą do lat 101–313. Chrześcijanie byli co prawda ciągle narażeni na prześladowania, ale przez dwieście lat obowiązywał tzw. dekret Trajana (98–117 r.), który określał zasady postępowania z nielegalną wówczas społecznością religijną. Nie było zadaniem władz rzymskich śledzenie i wyszukiwanie chrześcijan, ale w razie prywatnego oskarżenia władza państwowa musiała oskarżonego chrześcijanina wezwać i zmusić do oddania ofiary bogom i posągowi cesarza. W razie odmowy człowieka takiego czekała śmierć. Systematyczne prześladowania zaczęły się pod koniec panowania Decjusza (249–251 r.) i trwały do ostatnich dni Waleriana (253–259 r.).
mo ubóstwa fizycznego, chrześcijanie byli bogaci w wiarę i poświęcenie dla służby. Nie mieli dóbr materialnych, ale ich prawdziwym bogactwem był charakter i wytrwałość. Właśnie dlatego byli w stanie znosić prześladowanie i zachować radę: „Bądź wierny aż do śmierci” (w. 10). Pomimo całego wyrafinowanego okrucieństwa stosowanego w trakcie prześladowań, przelewana krew niewinnych okazywała się zasiewem ewangelii. Miliony ginęły, poznawszy obietnicę, której ufali wszyscy chrześcijanie. Obietnica. „Dam ci koronę życia” (w. 10). W popularnych w Smyrnie zawodach sportowych zwycięzcy wkładano na głowę wieniec laurowy. Nagroda ta była jednak krótkotrwała. W przeciwieństwie do rzeczy przemijających Chrystus proponuje nagrodę wieczną. Dochowanie wierności może co prawda kosztować życie, ale śmierć fizyczna dla chrześcijanina jest tylko krótką przerwą. Ginący ludzie chwytali się obietnicy: „Zwycięzca nie dozna szkody od śmierci drugiej” (w. 11). Śmierć druga – ostateczne osądzenie na śmierć – zgodnie z Biblią czeka każdego, który wzgardził darem zbawienia. Taki człowiek powstanie „na sąd” (J 5. 29). Jeśli jednak śmierć wyrywa z grona żyjących zwycięzcę, odchodzi on na tzw. spoczynek w Jezusie. Wie, że nie zostanie zbudzony na sąd, lecz do życia wiecznego. Apostoł Piotr pocieszał chrześcijan: „A gdy się objawi Arcypasterz, otrzymacie niezwiędłą koronę chwały” (1 P 5. 4). PAULINA STAROŚCIK
S
powodowało ono upadek jeszcze jednej iluzji, okazało się bowiem, że natura nie jest tak romantyczna, jak przedstawiają to poeci i teologowie, bo dla zapłodnienia nie potrzebuje ani stosunku płciowego, ani otoczki psychologicznej. Praktyka społeczna od wieków zmierzała do rozerwania związku między płodzeniem a współżyciem seksualnym, posługując się różny-
była na ówczesne czasy rewolucja w nauczaniu katolickim. Kościół już dziś nie sprzeciwia się planowaniu rodziny w ogóle, nie oponuje wobec transplantacji ludzkich organów. Należy podkreślić, że zapobieganie zapłodnieniu nie jest równoznaczne z zabiciem zapłodnionej komórki, która – według nauki Kościoła – jest już człowiekiem.
zdrowych zasad współżycia seksualnego zarówno w małżeństwie, jak i poza nim. Prawdą jest na przykład, że stosowanie tych środków może sprzyjać przedmałżeńskiej swobodzie seksualnej, powodować brak szacunku, zwłaszcza dla partnerki, którą traktuje się instrumentalnie, że może sprzyjać egoizmowi w małżeństwie, powodować przerost seksualizmu. Tylko może, ale przecież nie zawsze ma to miejsce, a zwłaszcza nie musi to
Kościół a antykoncepcja
(3)
mi, często bardzo szkodliwymi dla zdrowia kobiety sposobami antykoncepcji. Z konieczności też sięgano do – najbardziej niebezpiecznego w dawnych warunkach sanitarnych – przerwania ciąży. Wynalezienie pigułki doustnej, wkładki domacicznej, norplantów itp. odbyło się na drodze emancypacji seksu od funkcji prokreacyjnych, a nie na zasadzie rezygnacji z seksu ze strachu przed zapłodnieniem. Fakt ten zmusił Kościół do stopniowej rewizji swojego stanowiska wobec antykoncepcji, rewizji jeszcze ograniczonej do akceptacji metod tylko „naturalnych”. Oznacza to jednak uznanie przez Kościół katolicki – po raz pierwszy – autonomicznej wartości seksu w życiu człowieka, wartości niezależnej od płodzenia dzieci. Jak pisał K. Wojtyła, małżeństwo jest instytucją miłości, a nie tylko płodności. Dlatego też z pewnością nie chodzi o nastawienie: „Spełniamy ten akt, wyłącznie aby być rodzicami”. Wystarczy zupełnie nastawienie: „Spełniając ten akt, wiemy, iż możemy stać się ojcem i matką i jesteśmy na to gotowi”. To
Jeśli zatem Kościół godzi się z „naturalnymi” formami planowania rodziny, dlaczego protestuje przeciwko znacznie bardziej pewnym środkom medycznym? Z uporem stawia na najbardziej zawodne metody zapobiegania poczęciu, aby w sposób zakamuflowany popierać zwiększanie przyrostu naturalnego, nawet wbrew wyraźnym interesom naszego globu. Problem polega jednak na tym, że Kościół nie tylko propaguje te zasady w kościołach, ale dąży do ich narzucania społeczeństwu jako całości – w parlamentach i podręcznikach szkolnych. W praktyce dochodzi do tego, że posłowie katoliccy pod naciskiem duchowieństwa uchwalają prawa zgodne z doktryną i zaleceniami Kościoła, a nie z życzeniem elektoratu. Dowodem tego jest uchwalony w Polsce praktycznie całkowity zakaz przerywania ciąży oraz zlikwidowanie w szkołach przedmiotu: „wiedza o życiu seksualnym człowieka”. Należy podkreślić, że demonizowanie antykoncepcji nie jest najlepszą metodą przekonywania do
oznaczać rezygnacji z postępu moralnego. Wręcz przeciwnie – może go rozwijać poprzez liczenie się z parterem i jego potrzebami zarówno emocjonalnymi, jak i seksualnymi. Poza tym prawie wszystkie te zarzuty można postawić również parom, które stosują się do naturalnego rytmu płodności, ale uprawiają stosunki przedi pozamałżeńskie, traktują się wzajemnie jak przedmioty wyżycia itp., a cała ich moralność polega na tym, aby nie zajść w ciążę, bo wtedy prawda o ich współżyciu seksualnym stałaby się „tajemnicą” publiczną. Jest to jeszcze jeden z przejawów zakłamania moralnego. W 1930 r. papież Pius XI, występując przeciw antykoncepcji, w swej encyklice „O małżeństwie chrześcijańskim” (Casti connubii) nauczał: „Ponieważ akt małżeński jest jednak zgodnie ze swą naturą przeznaczony do obudzenia nowego życia, przeto ci, którzy w jego trakcie rozmyślnie odbierają mu tę jego naturalną moc, działają wbrew naturze i czynią coś haniebnego i niemoralnego”. Jednocześnie papież był: „głęboko wstrząśnięty skargami małżonków, którzy pod brzemieniem gorzkiej nędzy prawie nie wiedzieli, jak wychowywać swoje dzieci”. Jednakże mimo całego wstrząsu wywołanego uzmysłowieniem sobie ciężkiej sytuacji materialnej części rodzin, papież
Kolejne sensacyjne odkrycie świadczące o wiarygodności Biblii! Podczas renowacji meczetu Haram as-Sharif odkryto pochodzącą sprzed 2800 lat tablicę z planami prac naprawczych w świątyni Salomona. W czasie prac prowadzonych przez muzułmanów na wzgórzu świątynnym w Jerozolimie odkryto tabliczkę z czarnego piaskowca. Nosi ona świetnie zachowaną 10-liniową inskrypcję, zapisaną pismem starofenickim (p. spokrewnione ze starohebrajskim). Przypisuje się ją izraelskiemu królowi Joaszowi (837–800). Jej treść pokrywa się z biblijnym tekstem w 2. Księdze Królewskiej, gdzie chwali się prace remontowe w świątyni Salomona nakazane przez króla Joasza (2 Krl 12. 15–16). Eksperci z Izraelskiego Instytutu Geologicznego, którzy przebadali eksponat, są przekonani o jego autentyczności. Co
ciekawe, tabliczka pokryta jest mikroskopijnymi cząstkami złota, a to może sugerować, że pochodzi ona z samej świątyni Salomona. Odkrycie trzymane było przez jakiś czas w tajemnicy z powodów... powiedzmy, że biznesowych. Dopiero gdy tabliczka trafiła w rę-
Jest to już druga inskrypcja ze starotestamentowym tekstem odkryta w ostatnich latach. W 1979 roku w grobowcu w pobliżu doliny Hinnoma w Jerozolimie archeolog Gabriel Barkai natrafił na niewielki zwój ze srebra (na rysunku), z fragmentem błogosła-
Rzeczywista emancypacja kobiet zaczęła się nie w ulicznych pochodach, lecz w łazienkach i sypialniach. Ważnym etapem na drodze odgraniczenia seksualizmu od reprodukcji było sztuczne zapłodnienie.
Biblijna tablica ce arabskiego kolekcjonera antyków, a ten próbował sprzedać ją muzeum izraelskiemu w Jerozolimie, sprawa nabrała rozgłosu. Prof. Gabriel Barkai, wiodący archeolog izraelski, powiedział, że jeśli inskrypcja na tej starożytnej tabliczce jest autentyczna, wówczas mamy do czynienia z odkryciem największego kalibru, między innymi dlatego, że napis potwierdza w całej rozciągłości biblijną relację o wydarzeniach z czasów króla Joasza.
wieństwa Aarona z 4. Księgi Mojżeszowej (Lb 6. 24–26). Co znamienne, wcześniej krytycy datowali ten fragment dopiero na okres po niewoli babilońskiej (V w. p.n.e.). Zwój pochodzi już z VII w. p.n.e. Jego treść dowodzi, że wspomniany tekst Pięcioksięgu Mojżeszowego był dobrze znany i akceptowany jako Pismo Święte na długo przed niewolą babilońską. Cytowane w nim błogosławieństwo wciąż jest używane na zakończenie nabożeństw w synagogach
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r. zabraniał wszelkich metod antykoncepcji. Bardzo wyraźnie podkreślał, że w sprawach seksualnych kobieta podlega mężczyźnie. Potępiał stosowanie środków antykoncepcyjnych jako grzech śmiertelny i groził za niego piekłem. Podkreślał ponadto, że wszyscy, którzy: „przez niechęć do błogosławieństwa, jakim są dzieci, unikają ciężaru, ale chcą zażywać rozkoszy”, postępują w sposób „zbrodniczy”.
wyraził wreszcie zgodę na wykorzystywanie dni niepłodnych kobiety zgodnie z metodą Ogino-Knausa, uznając ją za moralnie usprawiedliwioną, „o ile istnieją poważne wskazania”. Jednocześnie papież potępił wszelkie inne, tj. sztuczne środki antykoncepcyjne. Zgodnie z tą logiką trzeba by potępić również wszystkie osiągnięcia techniczne człowie-
Papież Pius XI nakazał spowiednikom, aby pytali penitentów o antykoncepcję oraz wyjaśniali im, że jest to czynność niemoralna: zagroził spowiednikom „sądem bożym”, jeśliby nie pouczali penitentów o „niemoralności zapobiegania ciąży”. Pius XII propagował taką samą moralność w sprawach płci, jak jego poprzednik. „Każdy zamach małżonków – powiedział w 1951 r. – na akt małżeński lub jego naturalne skutki, z zamiarem odebrania temu aktowi tkwiącej w nim siły i postawienia tamy przed zbudzeniem nowego życia, jest niemoralny”. Papież zapewnił: „Ta norma jest w pełni obowiązująca tak dzisiaj, jak wczoraj i będzie obowiązywać także jutro i zawsze”. Okazało się jednak, że norma ta bardzo szybko uległa zmianie (gdzie tu nieomylność papieska?). Należy jednocześnie podkreślić, że to właśnie papież Pius XII
ka, wszystko, co ułatwia mu życie, od okularów po protezy, od sztucznych zębów po sztuczne jelito. Warto by też może zapytać, czy „sztuczna” antykoncepcja nie wydaje się wielu ludziom jednak dużo bardziej naturalna niż – praktykowane za papieskim zezwoleniem – codzienne mierzenie temperatury ciała lub obserwowanie śluzu szyjkowego. Papież zdecydowanie potępił stosowanie środków antykoncepcyjnych, nawet w przypadku choroby wenerycznej męża lub chorób dziedzicznych w rodzinie: „Kobiecie nie wolno też używać środków zapobiegających ciąży nawet w »obronie własnej« na przykład by chronić się przed mężem, który jest wenerycznie chory...; który powodując ciążę mógłby narazić kobietę na niebezpieczeństwo śmierci; którego dzieci muszą być ciężko obciążone
żydowskich oraz w niektórych kościołach chrześcijańskich. W całości brzmi ono następująco: „Niech ci błogosławi Pan i niechaj cię strzeże; Niech rozjaśni Pan oblicze swoje nad tobą i niech ci da pokój; Niech obróci Pan twarz swoją ku tobie i niech ci da pokój” (Lb 6. 24–26). Odkryć związanych z historią biblijną byłoby więcej, gdyby nie ciągnący się od lat konflikt palestyńsko-izraelski, który utrudnia lub uniemożliwia prace wykopaliskowe w Judei. Więcej byłoby też zapewne odkryć równie ważnych jak tabliczka świątynna Joasza, a więc związanych z samym wzgórzem Moria, gdzie stała świątynia Salomona, a potem Heroda. Arabowie utrudniają prowadzenie tam wykopalisk ze względów politycznych, bo każde znalezisko potwierdzające istnienie świątyni Salomona na górze Moria jest dla nich niewygodne, dlatego że wzmaga żydowskie roszczenia do tego miejsca. Jedni i drudzy mają je za święte,
ponieważ ofiarę złożył tam Abraham, od którego się wywodzą zarówno Arabowie (poprzez jego syna Ismaela), jak i Żydzi (poprzez jego syna Izaaka). Skała, na której Abraham złożył ofiarę, była później częścią Najświętszego Miejsca świątyni Salomona, gdzie stała Arka Przymierza. Obecnie jest tam Dom Skały, jedno z najświętszych miejsc muzułmanów. W ostatnich latach dokonano jednak kilku ważnych odkryć. Na przykład w 1990 roku wydobyto ossuarium z kośćmi Józefa Kajfasza, arcykapłana znanego dotąd
NAUKA I WIARA dziedzicznie; który w najmniejszym stopniu nie troszczy się ani o wykarmienie, ani wychowanie dzieci”. Jedno pozostaje faktem: stosowanie jakiejkolwiek innej metody poza naturalną pozostało grzechem ciężkim – od stosunku przerywanego poprzez prezerwatywę, krążek dopochwowy aż po „pigułkę”, której produkcję umożliwiły badania prowadzone przez wierzącego katolika, ginekologa z Uniwersytetu Harvarda, Johna Rocka. Z początkiem lat sześćdziesiątych doszli w Kościele do głosu duchowni pragnący unowocześnić koncepcję małżeństwa. Rozważano m.in. słuszność prymatu funkcji prokreacyjnej, restrykcyjne zasady kontroli urodzeń, znaczenie więzi emocjonalnej w małżeństwie itp. W początkach 1963 r. papież Jan XXIII powołał komisję, której powierzył zbadanie biologicznych aspektów działania środków kontroli urodzeń. Konstytucja II Soboru Watykańskiego „Gaudium et Spes” uwypukliła podwójny cel małżeństwa: obok prokreacji także miłość małżeńską i jej osobotwórcze znaczenie. Następca Jana XXIII, papież Paweł VI, oznajmił w czasie soboru, że zespół katolickich uczonych prowadzi wszechstronne badania nad prokreacją i regulacją urodzeń. Przewodnictwo komisji powierzył papież zachowawczemu kardynałowi Ottavianiemu. Jednakże większość biskupów, członków komisji, skłonna była do rewizji tradycyjnego stanowiska Kościoła. Lekarze katoliccy ze Stowarzyszenia Świętych Kosmy i Damiana przedstawili komisji swoje opinie. Na 654 wypowiadających się 2/3 wyraziło aprobatę dla stosowania środków antykoncepcyjnych, motywując to bądź dobrem małżeństwa, bądź względami społeczno-ekonomicznymi. Ich zdaniem, użycie środków niedopuszczających do zapłodnienia nie jest działaniem sprzecznym z prawami natury. Tylko 150 wypowiadających się lekarzy sprzeciwiło się stosowaniu środków antykoncepcyjnych... z przyczyn zdrowotnych. ZDZISŁAW MAKUCH
tylko dzięki ewangeliom i relacji Flawiusza. Równie ważne jest odkrycie w Cezarei inskrypcji, która nosi imię i tytuł Poncjusza Piłata, dotąd także znanego tylko z ewangelii. Kilka miesięcy temu światło dzienne ujrzało ossuarium Jakuba, brata Jezusa, na którym występują imiona trzech nowotestamentowych postaci. O innych odkryciach archeologicznych, które świadczą o wiarygodności tekstu biblijnego, można przeczytać w książkach „Sekrety Biblii” oraz „Skarby świątyni”; tematyce tej zostanie poświęcony cykl artykułów „Archeologia i Biblia”, które wkrótce ukażą się na łamach „FiM”. dr A.J. PALLA
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Czy w dobie ogólnoświatowej wojny z terroryzmem mówienie o potrzebie zachowania pokoju ma jeszcze jakiś sens? – Tak, ponieważ, moim zdaniem, należy zaprzestać walczyć zbrojnie z terroryzmem. Prowadzenie wojny z terroryzmem jest zgodą na walkę zbrojną, co w obecnych realiach oznacza zgodę na ewentualną zagładę ludzkości. W tej chwili nie ma nawet czasu na dyskutowanie z pacyfistami – pacyfizm jest nakazem dziejowym. Z głębokim niepokojem śledzę poczynania prezydenta Busha. Mam świadomość, że każda wojna w czasach łatwego dostępu do środków masowego rażenia może być, niestety, wojną ostatnią. Od kilku lat jestem pacyfistką również ze względu na lęk przed zagładą planety i całej ludzkości. Uważam, że należy przeciwstawiać się terroryzmowi, ale nie zbrojnie. – Ale wojna prewencyjna może być ratunkiem przed jeszcze większym nieszczęściem, na przykład przed rozwojem agresywnych dyktatur. – Obecnie nawet wojna pre-
Fot. Krzysztof Krakowiak
stałej armii jest zagrożeniem dla pokoju. Powód jest następujący – każda armia wymaga uzbrojenia, a ono szybko staje się przestarzałe. Najtańszym sposobem pozbycia się przestarzałej broni jest krótkotrwała wojna. Wielu historyków dowodzi, że jednym z głównych powodów zaangażowania się USA w wojnę w Wietnamie była chęć zużycia przestarzałej broni. Jak pamiętamy, rozwój tragicznych wydarzeń przerósł plany polityków. A więc armia sama w sobie jest zagrożeniem dla pokoju i dlatego jestem przeciwniczką istnienia armii. Przy czym utrzymanie nowoczesnej armii wymaga gigantycznych nakładów finansowych i powoduje obniżenie standardu życia, a nawet nędzę niektórych. Jednocześnie to nowoczesne uzbrojenie
OKIEM HUMANISTY (9)
Pokój i wojna wencyjna może być wojną ostatnią. Prawdopodobnie terroryści, podobnie jak i ich przeciwnicy, dysponują środkami masowego rażenia. – Wierzy Pani w istnienie wojny sprawiedliwej, prowadzonej w obronie słusznych racji? – To zastanawiające, że w myśli chrześcijańskiej znajdujemy o wiele więcej dzieł w obronie tej tak zwanej wojny sprawiedliwej, niż w obronie pokoju. Przy czym przypomnę, że jeszcze w czasie trwania I wojny światowej Kościół katolicki potępiał jednoznacznie pacyfizm. Uważam, że pojęcie wojny sprawiedliwej powinno już należeć tylko do tradycji i historii. Nie wypowiadam się na ten temat negatywnie tylko z tego powodu, że nieomal cała historia Polski to dzieje wojen słusznych i sprawiedliwych. Tymczasem każdy człowiek powinien być traktowany jako cel sam w sobie, a nie jako środek do osiągnięcia jakiegoś celu. Kiedy toczy się wojna, to człowiek jest jedynie środkiem do osiągnięcia celu, do zwycięstwa. Jego życie i zdrowie jest traktowane instrumentalnie. A przecież każdy z nas ma tylko jedno własne istnienie! Nie ma wartości, dla których należałoby oddawać swoje życie. – Czy jest Pani zwolenniczką totalnego pacyfizmu, a więc także wrogiem wszelkich zbrojeń? A może warto jednak utrzymywać armię, chociażby w roli straszaka na rozmaitych politykówawanturników? – Już Kant w końcu XVIII wieku wykazał, że sam fakt istnienia
nie stanowi obrony przed nikim. Środki masowej zagłady są tak potężne, że tych kilka nowoczesnych i strasznie drogich samolotów nie stanowi bynajmniej gwarancji niepodległości Polski, nie mówiąc już o tym, że samo pojęcie niepodległości ulega zmianie. – Czy jednostronne rozbrojenie nie jest przypadkiem zaproszeniem do agresji ze strony państw prowadzących napastliwą politykę? – Mamy dialog i instytucję umów międzynarodowych, aby dążyć do wielostronnego rozbrojenia. A poza tym, jeśli mamy poważnie traktować wyznania religijne, to najwyższy już czas, aby zaangażowały się one w tworzenie rzeczywistego rozbrojenia i pokoju, bo tyle mówią o miłości bliźniego. Powinien się odbyć międzyreligijny kongres, na którym przywódcy związków wyznaniowych wezwaliby do rozbrojenia. Powinni powiązać szerzenie doktryn religijnych z pacyfizmem i w tym duchu edukować swoich wyznawców. Większość agresywnych polityków deklaruje przynależność do jakiegoś kościoła lub religii! Trzeba ludziom w nowy sposób zaszczepiać prawdy religijne i moralne. Jeśli chcemy przetrwać, to musimy podjąć radykalne działania. Trzeba przezwyciężyć opór niewielkiej grupy ludzi, która bogaci się na wojnach i zbrojeniach. Pozostaje otwartym pytanie – jak długo większość pozwoli się manipulować i wykorzystywać przez mniejszość? Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
NASZA RACJA
ŚLADAMI NASZYCH PUBLIKACJI
Pseudoproroctwa? P
olemika dr. K. Rejmera dotycząca artykułu A.J. Palli „Proroctwa a matematyka” świadczy o tym, że jej autor nie zrozumiał tekstu i nie ma dobrej orientacji w Biblii. Po pierwsze, zdziwienie budzi już samo zakwestionowanie historyczności Jezusa – dziś raczej nikt nie podpiera się taką argumentacją. Po drugie, dość naiwnie brzmi stwierdzenie, że Chrystus – chcąc przekonać Żydów, że jest Mesjaszem – celowo wypełniał proroctwa. Czy dlatego dał się ukrzyżować? A co z wydarzeniami, na które nie miał wpływu – podanie octu, gra o szatę, przebicie dłoni itp. Jak mógł to zaaranżować? Co więcej – dr K. Rejmer informuje o rzekomym „fakcie
OGŁOSZENIA PARTYJNE
istnienia dużej liczby proroctw, które się nie wypełniły”. Oczywiście, nie wymienia żadnego przykładu i wydaje się zapominać, że artykuł, który próbuje skrytykować, dotyczy proroctw mesjańskich. Pytam: jak duża jest liczba tych proroctw, które się nie wypełniły? Po trzecie, jak można w ogóle porównać dokładne zapowiedzi do ciągów „mało prawdopodobnych zdarzeń”, które „czasem zdarzają się ludziom w burzliwych czasach”. Mało prawdopodobne i przypadkowe może być np. odnalezienie się po latach zagubionych sióstr, które do tego wcale siebie nie szukały. Ale gdyby ktoś zapowiedział to znacznie wcześniej, precyzując daty i miejsca, raczej nie można by uznać tego za przypadkowe. Według szwajcarskiego matematyka Lecomte du Nouy, wydarzenie o prawdopodobieństwie bliskim tego, jakie podał dr Palla (1:1043), po prostu nie ma szans, żeby mogło się wydarzyć. ANNA L.
Centrala APP RACJA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź tel. 0 (pfx) 42/630-73-25, e-mail:
[email protected] Sympatyków Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, 10501461-2266001722. Spotkania: Chełm – 26.01 godz. 14, kawiarnia „Bistro”, ul. Wojstawicka. Chrzanów – zebrania ogólne członków w każdy pierwszy wtorek miesiąca o godz. 16. Dyżury członków zarządu powiatowego w każdą środę w godz. 10–12, al. Henryka 43 (I p.). Gdańsk – Zarząd Miasta i Powiatu Gdańsk informuje, że w każdą ostatnią sobotę miesiąca będzie odbywało się zebranie członków APPR z Gdańska, Sopotu, Tczewa i Pruszcza Gdańskiego o godz. 11 w siedzibie APP RACJA w Gdańsku. Łódź – 26.01 godz.16, ul. Zielona 15, sala konferencyjna – zjazd wojewódzki. Elżbieta Szmigielska. Kamienna Góra – 30.01 godz. 17, kawiarnia hotelu „Karkonosze” – zebranie
PRZEKAZ NA DAROWIZNĘ DLA ANTYKLERYKALNEJ PARTII POSTĘPU RACJA nazwa odbiorcy
APP RACJA
10501461 2266001722 odbiorca:
APP RACJA ul. Zielona 15 90-601 Łódź kwota: _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
zleceniodawca:
nazwa odbiorcy cd.
Polecenie przelewu / wpłata gotówkowa
DOWÓD / POKWITOWANIE DLA ODBIORCY
nr rachunku odbiorcy cd.
i.k.
ul. Zielona 15, 90-601 Łódź
numer rachunku odbiorcy
10501461 kwota słownie
2266001722 W P
waluta
kwota
PLN
nr rachunku zleceniodawcy (przelew)
odcinek dla banku odbiorcy
nr rachunku odbiorcy
nazwa zleceniodawcy
nazwa zleceniodawcy cd.
PESEL tytułem
DAROWIZNA NA APP RACJA
z udziałem przedstawicieli władz wojewódzkich. Katowice – 30.01 godz. 17, bar „Szamanka”, ul. Obrońców Westerplatte. Kołobrzeg – 30.01 godz. 18, pizzeria „Demarco Bis”, ul. Narutowicza 15. Kontakt: Grzegorz Stolmach, tel. 0-505 155 172. Stargard Szczeciński – 26.01 godz. 17, pub „YES” (skrzyżowanie ulic Wieniawskiego i Szczecińskiej) – spotkanie członków partii oraz chętnych do wstąpienia. Tychy – 28.01 godz. 18, DK „Tęcza”, al. Niepodległości 188 – zebranie powyborcze. W każdą środę w godz. 17–19 dyżury członków zarządu w sali nr 1. Warszawa – 26.01 godz. 13, ul. Twarda 16a (sala konferencyjna w budynku administracji) – zebranie otwarte członków i sympatyków. Kontakty: PODKARPACKIE Członkowie, którzy wypełnili jednostronne deklaracje, proszeni są o zgłoszenie w celu złożenia niezbędnych dokumentów członkowskich. Prosimy o zgłaszanie się również chętnych do wstąpienia w struktury APPR. Kontakt: Kazimierz Tomkowicz, tel. 0 (pfx) 13/464 95 64. ZACHODNIOPOMORSKIE Osoby chętne do redagowania lokalnej gazetki partyjnej prosimy o kontakt pod nr: 0-691 083 609. MAZOWIECKIE Zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej APP RACJA oddziału łomżyńskiego: http://www.racja-lomza.vel.pl
¤¤¤
Osoby zainteresowane tworzeniem struktur terenowych na terenie powiatów: Żuromin, Sierpc, Płońsk, Gostynin, Przasnysz, Maków Maz., Ostrów Maz., Wyszków, Pułtusk, Piaseczno, Grójec, Garwolin, Mińsk Maz., Wołomin, Węgrów, Sokołów Podl., Łosica, Białobrzegi, Przysucha, Kozienice, Zwoleń, Lipsko, Szydłowiec – proszę o kontakt. Piotr Musiał, tel. 0-501 445 116 pod adresem partii w Łodzi. LUBUSKIE Zielona Góra – adres do korespondencji: skr. poczt. 9, 65-548 Zielona Góra 13
stempel dzienny
Opłata
.......................... Opłata
data, pieczęć, podpis(y) zleceniodawcy
nazwa odbiorcy
APP RACJA
nr rachunku odbiorcy cd.
2266001722 odbiorca:
APP RACJA ul. Zielona 15 90-601 Łódź kwota: _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
zleceniodawca:
nazwa odbiorcy cd.
Polecenie przelewu / wpłata gotówkowa
DOWÓD / POKWITOWANIE DLA ZLECENIODAWCY
10501461
i.k.
ul. Zielona 15, 90-601 Łódź
numer rachunku odbiorcy
10501461 kwota słownie
2266001722 W P
waluta
kwota
PLN
nr rachunku zleceniodawcy (przelew)
nazwa zleceniodawcy
nazwa zleceniodawcy cd.
PESEL tytułem
DAROWIZNA NA APP RACJA
odcinek dla banku zleceniodawcy
nr rachunku odbiorcy
PRZEDSTAWICIELE WOJEWÓDZTWA POMORSKIEGO województwo pomorskie: Andrzej Kotłowski, tel. 0-601 258 016 Gdańsk, Sopot, Tczew: Zbigniew Krasnodębski, tel. 0-693 410 622 Gdynia: Ziemowit Bujko, tel. 0-606 924 771 Słupsk: Maciej Psyk, tel. 0-606 339 124 Sztum, Malbork, Kwidzyn: Andrzej Petrykowski, 0-602 446 758.
¤¤¤
Zarząd APP RACJA województwa pomorskiego informuje, że w każdy wtorek i czwartek w godzinach 15–18 oraz w każdą sobotę w godzinach 10–14 czynne jest biuro w Gdańsku, ul. Toruńska 10 (wejście od ulicy Grodza Kamienna 1), tel. (0-58) 305 17 30. Wszystkich zainteresowanych wstąpieniem do partii serdecznie zapraszamy.
¤¤¤
stempel dzienny
Opłata
.......................... Opłata
data, pieczęć, podpis(y) zleceniodawcy
Osoby z miejscowości i powiatów Malbork, Tczew, Nowy Dwór Gdański, Kościerzyna, Sopot, Wejherowo, Puck, Lębork, Bytów, Człuchów, Chojnice zainteresowane prowadzeniem działalności w APP RACJA proszę o kontakt – Andrzej Kotłowski, tel. 0-601 258 016.
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
LISTY Czarna mafia Mieszkamy w Pruszkowie, mieście o opinii zepsutej przez media, które opisują wyczyny pruszkowskiej mafii (tak naprawdę ci mafiosi nie mieszkają w Pruszkowie). W latach 70. w Pruszkowie były dwa kościoły, ale za to pięć wielkich zakładów przemysłowych (sławna fabryka obrabiarek, ZNTK, „PORCELIT”, ołówkowa „Ultramaryna”, Elektrownia i Elektrociepłownia) i kilka mniejszych, więc ponad 10 tysięcy ludzi miało pracę i pruszkowskim rodzinom żyło się dobrze. Na początku lat 90. padły wszystkie zakłady, w 2000 r. sprzedano Elektrownię i Elektrociepłownię, Porcelit „skonał” w grudniu 2001 r., ale za to mamy pięć kościołów, kilka kaplic i tysiące bardzo biednych ludzi. Przed ostatnimi wyborami w każdym kościele leżały ulotki „swoich ludzi”, żeby „duszyczki” wiedziały, na kogo głosować. I tak starzy stali się „nowymi”. Miasto nie może liczyć na rozwój, a ludzie na pracę i poprawę warunków bytu. Lewica w Pruszkowie jest bezbarwna, skłócona w walce o stołki. Anna W., Pruszków
Godzina „0” Panie Michale Bondyra. Ma Pan prawo mieć swoje własne zdanie na temat historii w PRL, ale to, co Pan napisał w artykule „Żaden bohater” („FiM” nr 1/2003) jest żenujące i obraźliwe. Posłużę się pańskimi słowami: wstydzę się Panie Michale, że jest Pan Polakiem. Atak na trzeźwo myślącego pana Janusza Porębskiego jest nie do przyjęcia. Jako uczestnik i współtwórca historii, o którą toczycie Panowie spór, czuję się zobowiązany wyjaśnić te wątki, w których brałem czynny udział. W 1970 r. podrożała kiełbasa. Również w moim zakładzie zorganizowaliśmy strajk. Jako organizatorzy czuliśmy się odpowiedzialni za załogę i nie dopuściliśmy prowokatorów z obydwu stron do wyprowadzenia ludzi na ulice, aby wybijali szyby, kradli, podpalali i rabowali. Nasz strajk trwał wewnątrz zakładu i otrzymaliśmy podwyżkę płac, która w stu procentach pokrywała podwyżkę cen. Bez rozgłosu, ofiar i konsekwencji dla strajkujących. Wielu pamięta ten dzień powagi i rozwagi. Mam nadzieję, że w procesie, o którym Pan wspomina, obok Pana Wojciecha Jaruzelskiego zasiądą organizatorzy strajków. Niech odpowiedzą, dlaczego dopuścili do wyjścia ludzi na ulice,
LISTY OD CZYTELNIKÓW
gdzie nie da się kontrolować poczynań tłumu. W stanie wojennym byłem internowany. Po internowaniu wyrzucono mnie z zakładu jak przedmiot – po 25 latach pracy. Koszty stanu wojennego płacić będę do końca życia. I słusznie. Solidnie sobie na to zapracowałem.
swoje. Że jestem komuch pieprzony, mam za nic naszą tradycję narodową i że z moich dzieci wyrosną mordercy. Pożegnałem ją znanym kościelnym pozdrowieniem. Myślałem, że trupem padnie. Spodziewała się pewnie reakcji jak z trybun piłkarskich, a tu niespodzianka – ty
Należałem do wybrańców pana L. Wałęsy, którzy zostali wtajemniczeni w ściśle tajny program o kryptonimie „Godzina 0” Zasłużyłem nawet na znacznie więcej. Mogłem iść wraz z internowanymi „pod trawnik”, a rodziny mogły pojechać na „wczasy” na Sybir. Ale to już wina Generała, który nas internował, zanim zdołaliśmy podpalić własny Kraj. Niektórzy funkcjonariusze SB i starzy komuniści twierdzą, że Generał obszedł się z nami zbyt łagodnie. Według nich, powinniśmy zginąć. Solidarność miała dwie twarze: czyste i szlachetne cele związku zawodowego i struktury rewolucyjne wewnątrz związku. Przygotowania do „Godziny 0” trwały parę miesięcy. Czekaliśmy na sygnał wodza – Lecha, a to oznaczałoby m.in. strajk generalny w całej Polsce, rozbrojenie komisariatów Milicji Obywatelskiej. Zdobytą broń należało rozdać strajkującym robotnikom. Ten sam los czekał magazyny wojskowe. Czy Pan wyobraża sobie robotników uzbrojonych po zęby, którym zachciałoby się iść tylko na piwo? Pomijam zagrożenie zewnętrzne. Kazimierz T.
we mnie kamieniem, a ja w ciebie chlebem. Zresztą nie ma się co tym przejmować. Nie od dziś wiadomo, że jak brakuje argumentów, to zostają tylko wyzwiska. Przemysław z Warszawy
Szczęście Chcę się z Wami podzielić wielkim szczęściem, jakie mnie spotkało. Otóż czytając w autobusie pewien fantastyczny tygodnik na „ef” zostałem obrzucony stekiem wyzwisk przez osobę wyglądającą na fankę pewnego radia na „em”. Szacowna ta matrona w wieku „ludzie tyle nie żyją” zaczęła wykrzykiwać jakieś hasła o żydokomunie wydającej takie szmatławce i mącące prawdziwym Polakom w głowach. Myślałem, że się babcia zmęczy i przestanie, ale ona tylko nabrała powietrza i dalej
Wory pieniędzy Dobrze, że „Fakty i Mity” odkrywają walizki z dolarami pana Rydzyka. Będąc w zakonie, widziałem nie tylko walizki, teczki, kartony, ale worki z pieniędzmi. Jak duże? No, 30 kg zboża weszłoby do nich. A wszystko to na bieżące wydatki (oczywiście, zależy dla kogo). W kasie znajdowały się trzy worki banknotów i kopiec bilonu na stole. Klasztor miał i ma nadal wiele kont bankowych, w tym walutowych. Niestety, ja z tych pieniędzy nie mogłem skorzystać. Klasztor nie finansował moich elementarnych potrzeb. Przy wyjazdach (kształciłem się w Warszawie) nie dostawałem pieniędzy na drogę, na posiłek, ani nawet na szalet, tylko bilet roczny na pociąg. Przy ostatniej wymianie pieniędzy, już po terminie, wynoszono duży karton banknotów na... śmieci. Decydenci mieli już tyle pieniędzy, że nie dbali o nie i nie zdążyli wszystkich wymienić! Największą nieuczciwością Rydzyka jest to, że nie rozlicza się z przychodów przed nikim. Władza niekontrolowana deprawuje. Franciszek Gorzelańczyk były zakonnik
Białe i kopie 21.12.2002 byłem z 15-letnią córką na wsi, około 100 km od Szczecina, a wiedziałem, że muszę wrócić do domu na 16.30, bo córka miała
„szkolenie” do bierzmowania (szanuję jej wolność wyboru, może później przejrzy na oczy). Niestety, z powodu bardzo złych warunków atmosferycznych i mimo złamania chyba wszystkich przepisów drogowych, spóźniliśmy się dokładnie 5 minut. Zastałem kościół zamknięty (?!), chociaż słyszałem, że w środku coś się dzieje. Zapukałem raz, drugi... Po trzech minutach drzwi otworzył jegomość mniej więcej trzydziestoletni, wyższy ode mnie o głowę (ja mam 182 cm), w długiej białej sutannie (dominikanin), i poinformował mnie, że on nie życzy sobie walenia do drzwi jego świątyni. Bardzo spokojnie i kulturalnie poinformowałem go o sytuacji i przeprosiłem uprzejmie za spóźnienie. Dowiedziałem się w odpowiedzi, że ten, kto spóźni się choćby pół minuty, nie ma prawa wejść do kościoła (!). Spróbował zamknąć mi drzwi przed nosem, wtedy ja włożyłem nogę między drzwi i zapytałem, jakim prawem zamyka kościół przed dzieckiem? W odpowiedzi usłyszałem: „Ja tu jestem panem i ja ustalam zasady”, następnie poczułem potwornego kopniaka w nogę i drzwi się zatrzasnęły. Mam pytanie: jakim prawem taki faszysta może nosić sutannę? Może Wy mi odpowiecie?
[email protected]
Będzie bunt? W Europie – katolicki kler wspólnie z tzw. kapitalistami od dawna doprowadzali masy ludzkie do nędzy. Polska obecnie przeżywa to samo: kler i kapitaliści bogacą się, rząd oddaje ponad 10 proc. majątku narodowego Krk, a ponad 75 proc. Polaków żyje już w nędzy. Złodzieje przejmujący państwowe zakłady produkcyjne podorabiali się majątków, zaczyna się za polskie pieniądze budowę w Warszawie kolejnego watykańskiego molocha pod nazwą Świątynia Opatrzności, a w tym czasie wyrzuca się z pracy tysiące ludzi. Bogactwo kleru katolickiego posiadającego już około 10 proc. majątku Polski, niewyobrażalne bogactwo polskich kapitalistów, którzy grabili polskich robotników przez ostatnich 14 lat w tempie, jakie nawet kapitalistów z USA i Europy Zachodniej wprawia w zdumienie – zaczynają rodzić bunt Polaków. Biedni Polacy są obrażani przez polskie władze i podległe jej środki masowego przekazu takimi na przykład wiadomościami, że jedną z podstawowych korzyści wejścia do Unii będą... tańsze bilety lotnicze: rzeczywiście 75 proc. biednej Polski zacznie latać samolotami do supermarketów w Paryżu i Londynie, bo tylko na to czeka! Szkoda tylko, że
19
polskie społeczeństwo samo na siebie tę nędzę sprowadziło. Waldemar Zboralski
Upośledzeni Jestem zażenowany tym, co dziś widziałem w programie „Rozmowy w toku” w TVN. Do studia – z różnych parafii w Polsce – zaproszono osoby, które skarżyły się, że zostały pokrzywdzone przez swoich duszpasterzy. Chodziło o to, iż księża nie chcieli udzielić nieszczęśnikom sakramentów. Jedną z zaproszonych osób była kobieta mająca dziewięcioletnią córeczkę z zespołem Downa i autyzmem. Proboszcz wielokrotnie odmawiał dopuszczenia małej do I Komunii. Pewien mężczyzna, próbując usprawiedliwić plebana, zadał pytanie: „CZY DZIECKO AŻ TAK UPOŚLEDZONE MOŻNA W OGÓLE NAZWAĆ CZŁOWIEKIEM?” Najbardziej bulwersujące było dla mnie to, że nikt nie zareagował! Wszystkie następne wypowiedzi gości dotyczyły wciąż problemu, czy dziewczynka na pewno rozumie to, co się wokół niej dzieje, i czy będzie wiedziała, że przyjmie do swojego serca Pana Jezusa. I znów – jakby nigdy nic – ten sam facet stwierdził: „TRZEBA NAJPIERW ZBADAĆ, Z JAK WIELKĄ W TYM PRZYPADKU UTRATĄ CZŁOWIECZEŃSTWA MAMY DO CZYNIENIA”. Nie wierzyłem własnym uszom! Ponownie nikt tego nie skomentował! Były tam m.in. młode kobiety, robiły wrażenie inteligentnych. Żadna z nich nie odniosła się jednak do wypowiedzi przedmówcy, a prowadząca program Ewa Drzyzga po prostu przeszła do następnego pytania! Obecny na sali ksiądz też się nie odezwał. To się dopiero nazywa upośledzenie!!! W takich chwilach wstydzę się, że jestem Polakiem. Jaką kulturę ma wnieść ten kraj do Unii Europejskiej, skoro panuje w nim takie podejście do człowieka? Bliżej nam do unii z Pigmejami!!! Czytelnik e-mail do wiad. redakcji
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS pod numer naszej gorącej linii: +48 691 051 702.
Ogłoszenie Redakcja „Faktów i Mitów” poszukuje profesjonalnych dziennikarzy. Oferujemy niebanalną pracę i dobre warunki zatrudnienia.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-73-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 5 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 marca na drugi kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493-330000-199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
Nr 4 (151) 24 – 30 I 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
Ś W I Ę T U S Z E N I E Pucybut na Piotrkowskiej
MŁODE CIAŁO ZAWSZE W CENIE
Mężczyźni gorsi od kobiet
I niech ktoś jeszcze powie, że historia nie zatacza koła...
Koryto było jedno, a osób gromada. Kwik, tumult! Sąsiad pcha się na sąsiada; każdy chce zdobyć miejsce jak najlepsze... zwyczajnie – wieprze. Więc pierwsze chlewu (katolickie?) figury: dwa Knury i coś pięć najtęższych Macior – stanęło rzędem przy krypie. Wlazłszy po kolana w zacior, żre, mlaska, chlipie.
Rys. Tomasz Kapuściński
A słysząc te lube dźwięki,
młodsze karmiki znoszą istne męki: kręcą się, wiercą, tędy, owędy, szukają przejścia, kwiczą o względy... Lecz do koryta, gdzie rząd starszych osób, przedostać się ani sposób.
IDEALISTA Aż Knur jeden, znudzony kwikiem plebsu: „żryć!” – pysk jadłem uwalany oparł na korycie i – mlaskając smakowicie – rzekł: – Motłochu, wstydź się, wstydź! Alboż w naszym życiu całem tylko żarcie ideałem?
Mężczyźni, w miarę przybywania lat, poszukują partnerek znacznie młodszych od siebie. Oczywiste jest, że nie wszyscy są w stanie swoje pragnienia zrealizować, niemniej statystyki małżeńskie współczesnej Ameryki i Europy Zachodniej potwierdzają, że głównie mężczyznom o wysokiej pozycji społecznej, aktorom filmowym i teatralnym, biznesmenom, politykom, pisarzom, a przede wszystkim ludziom bardzo zamożnym, bez problemu udaje się pozyskać piękne i młode partnerki. Pierwszy dał sygnał prorok Mahomet, który mając 60 lat poślubił...
dziewięcioletnią Aiszę. „Trochę” później słynny amerykański aktor filmowy i tancerz Gene Kelly w wieku 78 lat ożenił się z Patrycją Ward, swoją sekretarką, młodszą o 46 lat. Legenda Hollywood, Burt Lancaster, miał 77 lat, kiedy ożenił się z Susan Scherer młodszą o 39 lat. Towarzyszką życia Jeana Paula Belmondo jest młodsza o 25 lat tancerka, Nathalie Tardival. Taka sama różnica wieku jest między Romanem Polańskim a Emmanuelle Seigner. Johny Hallyday
Czyż nigdy was nie wzrusza żadna myśl wznioślejsza? Czy głodu cielesnego duchowy nie zmniejsza? Wierzaj mi, braci młodsza, nie dla sadła żyjem! Tu urwał – i w pomyjach znów zatonął ryjem! Wiersz Benedykta Hertza (1872–1952) z roku 1920 dedykujemy Prymasowi J. Glempowi w dowód uznania za Jego „chrześcijańską” troskę o postawy i samopoczucie bezrobotnych.
ma małżonkę młodszą od siebie o 30 lat. Różnica wieku między Yves’em Montandem a Mathilde May wynosiła ponad 40 lat. A ostatnie małżeństwa Chaplina, Picassa? Kilkadziesiąt lat różnicy. Przykładów jest setki, łącznie z byłym premierem Grecji, Andreasem Papandreu, który ożenił się ze stewardesą greckich linii
lotniczych, młodszą od niego o 38 lat. Anthony Quinn miał 80 lat, kiedy ożenił się ze swoją młodą sekretarką, Kathy Benvin (urodziła mu dwoje dzieci) i było to jego piąte małżeństwo. Palma pierwszeństwa należy jednak do wybitnego muzyka Pablo Casalsa. Osiemdziesięcioletni Casals poślubił swą 21-letnią uczennicę, piękną Portorykankę, Martę Montanez. Nie za bardzo wyszło mu to na dobre, bo kiedy umierał, jego żonka kopulowała w sąsiednim pokoju z młodym kochankiem. Czyżby libido mężczyzn było silniejsze niż kobiet? Absolutnie nie. Jeśli odbierze im się pękaty portfel i pozycję społeczną, to żadna panienka na nich nie spojrzy. Należy tu zadać pytanie, czy kobiety również wychodzą za mąż za znacznie młodszych od siebie mężczyzn? Odpowiedź brzmi: nie! Dlaczego? Bo kobiety są mądrzejsze od mężczyzn. ZOFIA WITKOWSKA, kobieta