KSIĘŻOWSKIE ROMANSE ! Str. 7
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 11 (523) 18 MARCA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
To my! Jonasz i jego drużyna, czyli ścisły sztab redakcji „FiM”. Piszemy, rysujemy i fotografujemy dla Was już od pięciu milionów dwustu pięćdziesięciu sześciu tysięcy minut. W tym czasie opublikowaliśmy ponad sześćdziesiąt tysięcy artykułów. Wystarczy? Nie. Zakładamy, że potrzeba nam – racjonalistom – jeszcze kolejnych 10 lat... ! Str. 2
! Str. 15
! Str. 25
! Str. 3
ISSN 1509-460X
! Str. 8-9
2
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Śnieg. Wiosną i latem. Oto co zobaczą wkrótce na ekranach swoich telewizorów widzowie Telewizji Trwam. Śnieżące odbiorniki TV to wynik przejścia sygnału stacji Rydzyka na inny transponder satelitarny. Zatem od czerwca albo śnieg, albo ok. 50 tys. fanów redemptorysty (zwłaszcza tych ze wsi) będzie musiało kupić nowe telewizory. Jak znamy doktora dyrektora, to on już kombinuje, żeby zarobić na ich sprzedaży... Diabeł nie śpi. Zwłaszcza w Toruniu. Dopiero co podrobił blankiety wpłat na Radio Maryja, a teraz skopiował portal Radyja. Niby jest identyczny jak oryginał, tylko numerem konta się różni. Cóż za upadek obyczajów – złodzieje okradają złodziei. W TVN Religia usiedli naprzeciw siebie Hołownia i Cejrowski. Na początek z dzióbków sobie jedli, aż H. oświadczył C., że Chrystus w Biblii nie potępiał gejów. W odpowiedzi C. stwierdził, że powinno się strzelać do aborcjonistów. W końcu obaj nawzajem wykluczyli się z Kościoła katolickiego i obłożyli klątwą. Mało brakowało, a nakładliby sobie po mordach. Świetny program! Nieopierzony (i nieopieprzony) jeszcze poseł PiS-u Adam Hofman puścił podczas Kaczego kongresu balon próbny, że możliwa byłaby koalicja PiS-SLD, która nawet wobec zwycięstwa wyborczego PO uzyskałaby większość, czyli władzę. I choć sam prezes wykpił koncept, to dziwnie milczący byli w tej kwestii Gosiewski i Bielan. Tylko Kwaśniewski uznał pomysł za interesujący, a nawet możliwy. Czy temu facetowi ktoś płaci za niszczenie lewicy? W PiS-ie skandal. Dopiero co prezes chciał wysłać wszystkich do Egiptu, a już europoseł gwiazda Marek Migalski – ostatnia nadzieja czarnych – zrobił z siebie jeszcze większego idiotę. Oto z okazji 8 marca umieścił na swoim blogu prezent dla Polek w postaci piosenki. I to jakiej! Brytyjska wokalistka Lily Allen żali się w niej, że facet nie potrafi jej zaspokoić, za to żąda, by nieustannie robiła mu loda. Skandal pedofilski w Kościele katolickim zaczyna dotykać sfer wprost niebotycznych. Najpierw zboczeńcami okazali się zwykli księża, potem ich biskupi i kardynałowie, teraz w aferę zamieszany jest brat papieża. Następny w kolejności jest sam papa. A dalej? Strach pomyśleć! Dziennikarze brytyjskiego „The Guardian” dotarli do stenogramów podsłuchów włoskiej policji, z których wynika, że watykański chórzysta Thomas Chinedu Ehiem organizował męskie prostytutki dla Angela Balducciego, najbliższego doradcy Benedykta XVI. Watykański klient podczas rozmów telefonicznych uzgadniał z Ehiemem, jakich chłopców i w jakim wieku najbardziej lubi oraz jakiego rodzaju usług oczekuje. Wygląda na to, że przy Watykanie Sodoma i Gomora były oazami niewinności. Kolejny superskandal w Rzymie. Wyszło na jaw, że wielki odźwierny Watykanu Angelo Balducci – ten sam, który niósł trumnę z ciałem Jana Pawła II – zabawiał się nocami za Spiżową Bramą z męskimi prostytutkami w sutannach. Tak, w taki właśnie sposób niektórzy watykańscy klerycy dorabiają sobie do głodowych pensji. Lefebryści (to ci, co są bardziej papiescy niż sam papież) nie zgadzają się na beatyfikację JPII. „Kościół, który pozostawił, przypomina łódź, do której z każdej strony wlewa się woda” – ogłosili, przemawiając do wyobraźni porównaniem z Titanikiem. No i co? Orkiestra i tak będzie grała do końca. I jeszcze jedna sensacja. W Watykanie, tuż pod nosem najpierw JPII, a teraz B16, działa sekta satanistyczna uprawiająca kult diabła. W jej skład wchodzą niektórzy prałaci, biskupi i kardynałowie – tak wynika z opublikowanych właśnie wspomnień rzymskiego, ortodyksyjnego egzorcysty ojca Gabriela Amortha. Autor – zapytany, czy dwaj ostatni papieże wiedzieli o satanistycznych praktykach (m.in. czarne msze) na szczytach Watykanu – odparł krótko: „Oczywiście”. „Witamy w Fil du Seigneur. Dzięki temu serwisowi możecie uznać swoje grzechy przed Bogiem i ludźmi oraz przygotować serce na przyjęcie Boga. Aby się wyspowiadać, wybierz »2«” – taki komunikat można usłyszeć, dzwoniąc do francuskiego katotelefonu. Jeśli wybierze się „3”, można posłuchać nagranych spowiedzi innych penitentów. Po tygodniu działania telefonu stosunek wybierania numeru 2 do 3 był jak 4 do 300. Roy Ashburn – amerykański senator i zajadły wróg homoseksualistów – został aresztowany, gdy kompletnie pijany wyszedł z klubu dla gejów i wraz ze swoim dopiero co poznanym przyjacielem wsiadł do samochodu. Wypuszczony za kaucją 1400 dolarów przykładny mąż i ojciec czwórki dzieci powiedział dziennikarzom, że mu przykro. A nam nie! Słynny teolog dysydent ksiądz Hans Küng zwrócił się do Benedykta XVI (dawny kolega): „Jeśli nie zniesiesz celibatu, to nadal będziemy gwałcić dzieci”. Papę zatkało i nabrał wody w usta, więc Küng uściślił swoją wypowiedź: „To właśnie niemożność wyżycia się przy udziale kobiety (albo dorosłego mężczyzny, który się na to zgadza) jest przyczyną, dla której księża gwałcą dzieci” – powiedział, niemal cytując liczne na ten temat publikacje „Faktów i Mitów”. Na nowozelandzkim portalu aukcyjnym sprzedano za blisko 3 tysiące dolarów dwa schwytane w butelkę duchy. Towar licytowało ponad 200 tys. internautów. A my mieliśmy nadzieję, że jak wygra wybory PiS, to my w te strony właśnie...
10 lat „FiM” laczego 10 lat temu założyłem „Fakty i Mity”? Dlatego, że „nie ma (...) nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione” (Mt 10. 26). I jeszcze dlatego, że „prawda was wyzwoli” (J 8. 32). Postawiłem na „Fakty i Mity” wszystkie swoje pieniądze i całą nadzieję, która sprzyja słusznym wyborom. Pierwszym wyborem było zrzucenie sutanny, potem napisanie trzech tomów książki „Byłem księdzem”, które do tej pory (od 1998 roku) kupiło ponad milion Polaków. Dlaczego 14 lat temu przestałem być tzw. duchownym? Ogromna większość księży rzymskokatolickich zdaje sobie doskonale sprawę z faktu, że Kościół, któremu służą, jest odstępczym nurtem chrześcijaństwa, który wybił się ponad inne tylko dzięki ludzkiej żądzy władzy oraz ścisłym związkom z rzymskim cesarstwem. I że Kościół ten – poza gołosłowiem – nie ma nic wspólnego z nauką Jezusa ani pierwszymi gminami-parafiami założonymi przez apostołów. Sama zbrodnicza, ludobójcza historia papiestwa winna je skazać na niebyt – jak każdą inną organizację. Prawie nikt nie traktuje poważnie katolickiej, antybiblijnej doktryny wydumanej przez kolejnych „nieomylnych” papieży – często lubieżników lub morderców. Tysiące księży i miliony wiernych przywykły, że Kościół był, jest – i pewnie będzie nadal – ten sam i taki sam. A skoro dziadkowie i ojcowie do niego chodzili... W ten sposób tradycja wyparła wiarę, obrzędy zastąpiły miłość, a nadzieję wierni Krk pokładają dziś bardziej w widzialnej sile instytucji niż w niewidzialnym Bogu. Cóż, mieli prawo się w tym wszystkim pogubić. Ja nie chciałem ani się pogubić, ani przywyknąć, ani też być pasterzem, który – dla wygody i niegodziwego zysku – prowadzi owce na manowce. Postanowiłem nie poświęcać swojego życia obłudzie. Po ogromnym, niespodziewanym dla mnie sukcesie „Byłem księdzem” zacząłem otrzymywać całe stosy listów od Czytelników, którym jakby puściły hamulce. Przełamali wrogie tabu i zaczęli je atakować. Pisali o nadużyciach w swoich parafiach, o własnych przejściach z ludźmi Kościoła. Jak refren w listach powtarzano: „Po raz pierwszy mogę o tym komuś powiedzieć”. Pisały księżowskie dzieci, konkubiny, ofiary molestowania; ludzie obrażeni, zawiedzeni, okradzeni. Skala problemów zaskoczyła nawet mnie. „Niech Pan to nagłośni” – prosili byłego księdza Polacy katolicy. Tak powstały „Fakty i Mity”. Ja, kompletny ignorant w kwestii redagowania i wydawania gazety, wszystkiego musiałem się uczyć. Na samym początku pomogli mi doświadczeni redaktorzy: nieżyjący już dziś Jerzy Wilmański oraz Zbigniew S. Nowak i Henryk Rozenkranc. Nie chcę powiedzieć, że uczeń przerósł mistrzów, ale raczej że odnalazłem za biurkiem w redakcji swoje nowe powołanie. Dzisiaj dziękuję wszystkim – byłym i obecnym współpracownikom – którzy przyczynili się do wielkiego sukcesu „FiM” i do tego, że w ogóle możemy 10 urodziny obchodzić. Także w pewnym sensie naszym wrogom, bo dzięki nim i przejściowym słabościom, które spowodowali, utrwaliła się nasza moc.
D
A początki nie były łatwe, choć już drugi numer gazety przyniósł czysty zysk finansowy – rzecz od lat na rynku czasopism niespotykana. Latem 2000 roku, a więc po kilku miesiącach od inauguracji 10 marca, firma państwowa „Ruch” S.A., kierowana przez aparatczyka ZChN Czarneckiego – po interwencji wojewody łódzkiego Michała Kasińskiego i łódzkiej Akcji Katolickiej – wyrzuciła nas ze swojej sieci. Ot tak, w imię „solidarnościowej” demokracji, zapewne na rozkaz jakiegoś biskupa. Z tygodnia na tydzień zostaliśmy pozbawieni ponad połowy punktów sprzedaży. Nie wiem, czy naszej determinacji, czy firmie Kolporter, czy może żyjącemu jeszcze wówczas Janowi Pawłowi II przypisać „cud”, że wówczas przetrwaliśmy. Z pewnością największa w tym zasługa Czytelników, którzy dosłownie tropili „FiM” w całych dzielnicach, a niektórzy odbywali nawet w tym celu pielgrzymki do innych miast. W ten sposób sprzedaż prawie w ogóle nie spadła! Po pół roku zmienił się zarząd „Ruchu” i wróciliśmy do jego sieci. W pierwszych latach przeżyliśmy też: wściekłe ataki polityków i biskupów; kampanie oszczerstw ze strony mediów; agresję ruchu Himmawanti, który próbował rozbić założoną przeze mnie partię RACJA; związki zawodowe założone w redakcji w celu sparaliżowania jej pracy; kilka tendencyjnych wyroków sądowych, a całkiem niedawno zdemaskowaliśmy wśród pracowników wtykę ABW. Pomimo tak wielu problemów nasza gazeta wciąż zdobywa nowych Czytelników i rozwija się. Idziemy do przodu. Do końca tego miesiąca powstanie antyklerykalne, redakcyjne radio internetowe. W planach mamy dalsze inicjatywy. Ale może nie będę zapeszał... Pytacie, skąd czerpiemy siłę do walki o lepszą, racjonalną, prawdziwie wolną Ojczyznę. Od Was, Kochani Czytelnicy, którzy razem z nami obchodzicie w tych dniach urodziny „FiM”. To także – a może przede wszystkim – Wasze święto. To Wy jesteście Apostołami naszych wspólnych treści i idei, dzięki czemu „FiM” mogą siać, orać i odnawiać oblicze tej ziemi. To się działo i dzieje na naszych oczach od 10 lat. Weźcie do ręki stare, pożółkłe egzemplarze „FiM” sprzed 8, 9 lat i porównajcie je z wydaniami obecnymi. Dawniej treść gazety niemal w 100 procentach stanowiły informacje negatywne, potwierdzające klerykalizację, uwiąd i patologię państwa oraz niemoc lub jełopizację obywateli. Pozytywów było jak na lekarstwo. Dziś jest to mniej więcej pół na pół. Bo wspólnie udało się nam otworzyć oczy i umysły milionów Polaków. Wierzę, że za 10 kolejnych lat będziemy żyć w normalnym kraju! JONASZ
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r. siądz prałat Daniel Adamowicz (na zdjęciach) kieruje Caritasem Diecezji Toruńskiej, ale pracuje w zasadzie na czterech etatach, bo równolegle jest też dyrektorem trzech „córek” owej firmy (Bursa Akademicka, Ośrodek Szkoleniowy im. Jana Pawła II oraz Centrum Wolontariatu – wszystkie w Przysieku k. Torunia). Wiadomo, że prowadząc tyle interesów jednocześnie, trzeba mieć absolutnie zaufany personel, toteż prałat przyjął do roboty w Caritasie swoją siostrę Emilię z mężem i synem oraz brata Arkadiusza z żoną Beatą. Wielebny ma jeszcze dalszą rodzinę, ale że wszystkich na garnuszek charytatywnej organizacji wziąć się nie da, załatwia krewniakom robotę w charakterze podwykonawców rozmaitych usług, hojnie wynagradzając ich atrakcyjnymi towarami z darów, które powinny trafić do najuboższych.
K
(więcej otrzymały tylko Włochy), co oznacza, że na Caritas przypada obecnie ponad 140 mln zł. Faktyczna wartość żywności, która powinna dotrzeć do biednych, jest pomniejszona o koszty uboczne (administracyjne organizacji charytatywnych – ok. 1 proc., transport – średnio 4 proc.), ale summa summarum w grę wchodzą gigantyczne pieniądze, bo na przykład w 2010 r. tylko Caritas Polska otrzyma w naturze: 4310 ton mąki pszennej, 3557 ton różnych makaronów, 502 tony kaszy jęczmiennej, 1401 ton płatków kukurydzianych, 952 tony musli, 598 ton kawy zbożowej, 1043 tony herbatników, 686 ton serów żółtych i 790 ton topionych, 2223 tony dań gotowych na bazie kaszy i 2485 ton na bazie makaronu, 2325 ton krupniku i 2974 tony zupy pomidorowej z makaronem, 868 ton masła „ekstra”, 1140 ton cukru i 685 ton dżemu oraz 14,3 mln litrów mleka pasteryzowanego.
GORĄCY TEMAT w Przysieku trafiało codziennie 15–20 bochenków chleba, a okazjonalnie także pączki lub drożdżówki. Policzmy: 9 miesięcy nauki to circa 275 dni, czyli maksimum 5,5 tys. standardowych (0,7 kg) bochenków. A ile można ich wypiec z 35 ton mąki? – Co najmniej 67,5 tys. bochenków. Uwzględniając wszystkie koszty pośrednie, pocałowałbym w rękę zleceniodawcę, który za 5,5 tys. sztuk chleba dałby mi 15 ton mąki. Pączki dorzuciłbym gratis, zaś o pozostałych dodatkach to już nawet bym nie wspomniał – podkreśla łódzki piekarz Mariusz K. Do biura toruńskiego Caritasu oraz piekarni i sklepu w Czarżu weszła policja. Zabezpieczono dokumenty oraz produkty spożywcze (mąka, cukier, dżemy, czekolady, makarony, olej) nieznanego pochodzenia. – Mieliśmy sygnały, że w Czarżu na potęgę handluje się cukrem
w Przysieku. Były konsumowane przez mieszkających tam studentów, którzy też wywodzą się z biednych rodzin” – tłumaczy ks. Adamowicz na łamach lokalnej prasy, zapewniając, że w papierach wszystko ma w porządku. „Czas już pomyśleć o majowym weekendzie. W tym roku przygotowujemy się do wyjazdu do Hiszpanii” – planują „ubożuchni” studenci na stronie internetowej bursy, ujawniając nieopatrznie, że dzięki czułej opiece wielebnego dyrektora posiłki przygotowują sobie „z produktów dostarczanych przez Caritas”. Czyli okazuje się, że takie coś jednak tuczy... Świątobliwi dobroczyńcy sprawiają wrażenie, jakby specjalnie szkolono ich, co mówić i o czym milczeć, gdy zostaną schwytani za łapę. Opisywaliśmy niedawno aferę z nieruchomością (chałupa i 6,6 tys. mkw. gruntu) we wsi Liwki na Podlasiu, którą wicedyrektorka Caritasu
Chleb powszedni W 2010 r. Caritas otrzyma z Unii Europejskiej do rozprowadzenia wśród najuboższych artykuły spożywcze o łącznej wartości ok. 133 mln zł. Adresaci tej pomocy żywią się nadzieją, że i dla nich coś zostanie... Państwowa Agencja Rynku Rolnego administruje stałym programem unijnym noszącym nazwę „Dostarczanie nadwyżek żywności najuboższej ludności Unii Europejskiej”. W skrócie rzecz ujmując: ARR (jako płatnik) podpisuje i nadzoruje realizację umów z wyłonionymi w przetargu przedsiębiorcami, którzy – w zamian za nieprzetworzony towar z tzw. zapasów interwencyjnych Unii – dostarczają do magazynów uprawnionych organizacji charytatywnych gotowe artykuły spożywcze (Federacja Polskich Banków Żywności – według danych ARR, odbiorca ok. 49 proc. wszystkich dostaw, Caritas Polska – 34 proc., Polski Komitet Pomocy Społecznej – 15 proc. oraz Polski Czerwony Krzyż – 2 proc.). Wymienione organizacje za pośrednictwem swoich placówek na terenie całego kraju (w przypadku Caritasu są to jego agendy diecezjalne i parafialne) zajmują się dalszym rozprowadzaniem żywności, przy czym pod żadnym pozorem nie wolno im dalej jej przetwarzać, bowiem produkty powinny trafiać bezpośrednio i bezpłatnie do rąk najuboższych (według szacunków organizacji charytatywnych – do około 4 mln osób). Jaka jest ogólna wartość tej pomocy? W 2008 r. Polska otrzymała równowartość kwoty 188,5 mln zł, w roku minionym ponad 347 mln zł, a na bieżący przypada 412 mln zł
Ks. Adamowicz opowiada, że zaangażowanie Caritasu w dystrybucję żywności „niesie za sobą elementy edukacyjne i wychowawcze”, a jeśli chodzi o ten jego rodzimy toruński, to ponad wszystko zależy mu, „żeby pomagając, nie deprawować”. Popatrzmy więc, co zrobił z częścią działki otrzymanej w podziale łupów... Wielebny dyrektor wywodzi się ze wsi Czarże pod Bydgoszczą, gdzie jego kuzyn Stanisław S. prowadzi wraz z małżonką Marleną piekarnię i cukiernię. Przed kilkunastoma dniami wyszło na jaw, że pan Stanisław już od 2007 r. realizuje podpisaną z krewniakiem umowę barterową, na podstawie której z dostarczonych mu przez Caritas surowców wypieka chleb dla przykościelnego akademika w Przysieku („Bursa jest domem katolickim, którego mieszkańcy winni zabiegać o pogłębianie ducha wspólnoty chrześcijańskiej. Codzienna Msza św. oraz inne formy modlitwy wspólnotowej należą do najważniejszych punktów dnia” – czytamy w statucie placówki, mającej specjalnego „wychowawcę” w osobie ks. Dariusza Iwańskiego i wymagającej od kandydatów rekomendacji proboszcza), zatrzymując dla siebie część mąki, cukru, mleka oraz dżemu, żeby nie tyrać za darmo. Według wersji ks. Adamowicza, za 35 ton mąki i 3 tony cukru plus bliżej nieokreśloną ilość pozostałych produktów przekazanych kuzynowi w 2009 roku, do ok. 40 studentów
i mąką w opakowaniach wskazujących na produkcję typowo chałupniczą. Ile pochodziło z magazynów Caritasu, jeszcze nie wiadomo, ale wszystko wskazuje na to, że towar dostarczano do Czarża całymi tonami. Poszli na bezczelnego, zakładając, że „czarnych” nikt nie ośmieli się ruszyć – zauważa policjant z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą KWP w Bydgoszczy. – Mogę na razie ujawnić jedynie tyle, że funkcjonariusze dokonali przeszukań i zabezpieczyli dowody w sprawie, ale nikomu nie postawiono jeszcze zarzutów – mówi komisarz Monika Chlebicz, rzecznik bydgoskiej policji. – Nasi kontrolerzy sprawdzają prawidłowość dystrybucji przez Caritas żywności z programu unijnego. Do czasu zakończenia prac nie mogę podać żadnych dodatkowych informacji – zastrzega Iwona Ciechan, rzecznik Agencji Rynku Rolnego. A co na to prałat? „Chleb i pączki wyprodukowane z tego, co dostarczyliśmy, dostawaliśmy z powrotem dla naszej bursy
Archidiecezji Warszawskiej kupiła od kierowanej przez siebie organizacji za drobne 10 tys. zł, choć zgodnie z życzeniem ofiarodawców posiadłość miała pełnić funkcje charytatywne („D.O.M.” – „FiM” 8/2010). I cóż się okazuje?
3
„Szeroko znana jest praktyka nawet nieodpłatnego przekazywania nieruchomości w kontekście przyszłych nakładów. Nakłady poniesione przez nabywcę na nieruchomość, o której tutaj mowa, wielokrotnie przekroczyły już cenę sprzedaży (...). Jest poza tym rzeczą oczywistą, że opinia rzeczoznawcy o wartości nieruchomości bynajmniej nie gwarantuje ani nie zobowiązuje stron obrotu do transakcji na tym poziomie” – czytamy w oświadczeniu podpisanym przez ks. Zbigniewa Zembrzuskiego, szefa archidiecezjalnej firmy, oraz jego zastępczynię Barbarę Czarnocką osobiście uwikłaną w Liwki. Jakby nie czytali własnego statutu, gdzie w paragrafie 15 stoi jak byk, że jest absolutnie niedopuszczalne wyprzedawanie majątku Caritasu „na rzecz członków organów lub pracowników oraz ich osób bliskich, na zasadach innych niż w stosunku do osób trzecich, w szczególności jeżeli przekazanie to następuje bezpłatnie lub na preferencyjnych warunkach”... Weźmy inny przykład: Uchwałami Prezydium Senatu Caritas Polska otrzymał w ostatnich dwóch latach z budżetu państwa na „paczki świąteczne dla Polaków na Wschodzie” 740 tys. zł i 432 tys. zł, zaś na organizowaną w ośrodkach kościelnych nachalną indoktrynację religijną – zwaną „organizacją wypoczynku letniego dzieci i młodzieży polonijnej w Polsce” – odpowiednio 3 mln 655 tys. zł i 2 mln 800 tys. zł. Sprawdziliśmy wyrywkowo sprawę paczek. Choć w fakturach przedstawionych Kancelarii Senatu wszystko zgadza się co do złotówki, to z wewnętrznych dokumentów Caritasu dowiadujemy się, że: ! wartość artykułów żywnościowych, odzieży i środków czystości wysłanych w 2008 r. na Wschód za pieniądze publiczne wyniosła niewiele ponad 400 tys. zł (gdzie się podziało prawie 250 tysięcy złotych?!); ! dary trafiły do „rodzin zamieszkujących diecezję grodzieńską” (Białoruś) oraz „ubogich Polaków z diecezji lwowskiej i kamienieckiej” (Ukraina), co oznacza, że swołocz, która mimo polskich korzeni nie wyznaje katolicyzmu, nie dostała nawet rolki papieru toaletowego... „Jest to nasz wspólny wkład w dzieło przywracania nadziei osobom ubogim i pokrzywdzonym przez los” – chwali Caritas Kancelarię Senatu, nawet słowem nie wspominając, gdzie zawieruszyła się im góra kasy. W 2010 roku będzie pewnikiem znacznie więcej tych „ogonów”, bo już złożyli w Senacie zapotrzebowanie na rekordowe 5 mln 310 tys. zł... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
4
POLKA POTRAFI
Wielki post Prawdziwa kobieta musi mieć czym oddychać i na czym siedzieć. Co nie zmienia faktu, że wiosną wszystkie będą się odchudzać. Nabożne grubasy mogą zeszczupleć na rekolekcjach w Tyńcu. Tam to, z okazji Wielkiego Postu, ojcowie bernardyni organizują tygodniową głodówkę w imię boże. Poszczącym pomagają msze, modły, medytacje, udział w pouczających konferencjach i „ćwiczenia duchowe”. Dla niekoniecznie nabożnych ruszyła internetowo-telewizyjna akcja „Drużyna Odwagi”. Aktorzy, dziennikarze, prezenterzy telewizyjni, którzy mają tu i ówdzie za dużo, opowiadają, jak pozbywają się niepotrzebnego cielska i dopingują społeczeństwo do podobnego poświęcenia. Niestety, dieta „MŻ” (mniej żreć) jest coraz mniej popularna. Oryginalniejsze zamienniki? Proszę
bardzo: dieta tasiemcowa – łykamy wyprodukowaną w Chinach, a sprzedawaną w internecie pigułkę zainfekowaną główką tasiemca; dieta śpiącej królewny – żeby nie jeść, śpimy ile się tylko da, za dnia i w nocy, oczywiście z pomocą nasennych farmaceutyków; dieta w niebieskich okularach – okulary z barwionymi na niebiesko szkłami sprawiają rzekomo, że jedzenie wygląda mało apetycznie; czy też dieta bawełniana – jemy wyłącznie bawełnę, która ma mało kalorii i dokładnie wypełnia żołądek. Istotny jest wpływ mediów. Mieszkańcy dajmy na to afrykańskiej dżungli zatrzymali się na typie Wenus z Willendorfu. W krajach, gdzie media są ogólnodostępne, króluje wzorzec chudy lub bardzo chudy. Efekty? Większość 12-latek z Wielkiej Brytanii uważa, że jest zbyt gruba, a połowa 6-latek chce przejść na dietę odchudzającą. Oprócz
omedia cudownych pomyłek związanych z beatyfikacją Jana Pawła II kompromituje Kościół jako organizację, która ma rzekomo za sobą boskie wsparcie. Trzy tygodnie temu napisaliśmy na pierwszej stronie „FiM”, że cudowne uzdrowienie, które miało być koronnym dowodem na rezydowanie Karola Wojtyły w niebie, szwankuje. To znaczy, że była chora nie spełnia pokładanych w niej przez Kościół nadziei, bo znów ośmieliła się zachorować na tę samą chorobę, z której rzekomo uleczył ją zmarły. W kilka godzin po tym, jak tamten numer „FiM” znalazł się w kioskach, media podały, że z nieznanych powodów w październiku nie będzie beatyfikacji JPII. Dwa tygodnie później „Rzeczpospolita” poinformowała, że z cudem beatyfikacyjnym są rzeczywiście problemy. Po kilku dniach Watykan oświadczył, że... z cudem nie ma problemów. Ale w tym roku beatyfikacji chyba nie będzie. Kościół rzymskokatolicki rozpaczliwie potrzebuje cudów, aby uzasadnić swoje istnienie. Jako organizacja zbudowana na presji, przymusie, strachu i dominacji zdaje sobie sprawę ze swojej odpychającej szpetoty. Staje się ona coraz bardziej jawna w świecie, który demokratyzuje się od dwóch stuleci. Dlatego tę brzydotę brutalnej dyktatury Krk próbuje przykryć nie tylko gładkimi słowami o miłości, pięknymi strojami i podniosłymi obrzędami, ale także kuglarstwem swoich cudów. Te cuda, których Kościół tak potrzebuje i które z takim oddaniem produkuje, zdają się mówić: To prawda – kler jest zdemoralizowany, doktryna katolicka sprzeczna i nielogiczna, historia i stan ogólny Kościoła są odpychające. Ale poza tym wszystkim, co widać, jest jeszcze COŚ! Za tą obrzydliwą zasłoną działa Bóg! Cuda są pieczęcią Boga na papierach uwierzytelniających tego paskudnego Kościoła. Dlatego bójcie się
K
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA popularnej już bulimii i anoreksji, pojawiają się kolejne żywieniowe zboczenia, na przykład brideoreksja (z ang. bride – panna młoda), czyli – obsesyjne odchudzanie przed ślubem, które z czasem staje się ważniejsze niż święta ceremonia. Jak wieść niesie, dominacja anorektycznych modelek powoli się kończy. Powstaje coraz więcej agencji dla tych „puszystych”, znaczy się w rozmiarze 38 i więcej. Przybywa też kobiecych protestów przeciwko presji, która bezwzględnie przykazuje, że trzeba wyglądać idealnie i nieskazitelnie. Nawet jeśli masz za sobą 9 miesięcy ciąży i poród. Niejaka Bonnie Crowder, Amerykanka, stwierdziła: „Ciało kobiet po ciąży jest jedną z tajemnic najlepiej strzeżonych przez społeczeństwo”. Zainspirowało ją to do utworzenia internetowej strony „www.theshapeofamother.com” (kształt matki) z obfitą galerią zdjęć poszczególnych części ciała odmienionych po błogosławionej ciąży i połogu. Polski odpowiednik akcji, zorganizowany przez „Wysokie Obcasy”, otrzymał nazwę „Tu mieszkało dziecko”. Chodzi o to samo – pokazanie, jak ciąża zmienia kobiece ciało. Oczywiście prezentacji fotosów towarzyszy optymistyczny wniosek – nic to, bycie mamą jest najfajniejsze na świecie, było warto. JUSTYNA CIEŚLAK
i siedźcie cicho, bo jeśli zdecydujecie się odejść lub buntować, to może was dopaść zemsta tego, który czyni takie zdumiewające rzeczy, takie wspaniałe cuda. Taki właśnie efekt mają przynieść cuda, o których świeżą dostawę ciągle tak bardzo troszczy się Kościół. Możecie mi wierzyć – dowóz świeżutkich i pachnących katolickich cudów nigdy się nie skończy. Ponoć na wymianę za ten jeden felerny, który miał JPII wynieść na ołtarze, czeka już 250 innych, których ciągle rzekomo dokonuje zmarły Wojtyła. Fabryka cudów ciągle pracuje, a jej zadanie nie jest szczególnie trudne. Na świecie jest około miliarda katolików. Według polskich badań statystycznych, jakieś 40 procent wiernych modli się do zmarłego papieża. Spośród milionów chorych katolików paru tysiącom codziennie stan zdrowia nieprzeciętnie szybko się poprawia, a część z nich pamięta, aby modlić się do różnych świętych lub kandydatów na nich. Podobnie jest z chorymi muzułmanami, hinduistami i ateistami, którzy nie modlą się do Wojtyły, ale których stan zdrowia też się czasem poprawia. Na to jednak nikt nie zwraca uwagi. Szczególnie dobre na cuda są choroby neurologiczne: zwłaszcza choroba Parkinsona i stwardnienie rozsiane. One obfitują w nagłe i robiące wrażenie poprawy stanu zdrowia, w przykuwające uwagę cofnięcia się objawów choroby. I już cud jak malowany! Kiedyś dobra na cuda była także gruźlica, gdy jeszcze nie potrafiono jej leczyć antybiotykami. Katolicka Mekka – Lourdes – ma klimat, który bardzo sprzyja poprawie stanu zdrowia chorych na gruźlicę. Nie przez przypadek połowa tamtejszych cudów uznanych przez Kościół dotyczy cierpiących na tę chorobę... Czy Kościół nie jest genialny w prostocie środków, którymi uwodzi miliony i którymi pokrywa własną brzydotę? ADAM CIOCH
Prowincjałki Ponad miesiąc trwały intensywne poszukiwania 17-latka z Niedźwiedzia, który pewnego dnia wyszedł z domu i nie wrócił. Chłopaka znaleźli policjanci z Mszany Dolnej. W tamtejszej pijackiej melinie.
W SINĄ DAL
W ostatni weekend z terenu budowy fragmentu trasy N-S na Okęciu ktoś wyjechał niepostrzeżenie olbrzymim dźwigiem, którego wyciągnięte ramię sięga 48 metrów. Trwają intensywne poszukiwania maszyny.
COPPERFIELD?
Nie wszyscy wytrzymują... Własną żonę udusił 70-letni mieszkaniec Katowic. Policji wyjaśnił, że w końcu puściły mu nerwy, bo przez 45 lat wspólnego pożycia żona bezustannie się nad nim znęcała i bez powodu wszczynała awantury. Grozi mu dożywocie.
CZARA GORYCZY
50-letni Zdzisław M. wymyślił sobie wspaniały sposób na urozmaicone życie seksualne. Przedstawiał się jako znakomity onkolog, właściciel prywatnej kliniki w Genewie, i oferował terapię jajników za pomocą stosunków seksualnych. Za jednorazową usługę inkasował 1300 zł. Klientek mu nie brakowało.
SEKSPERT
Kreatywni policjanci z Radomia wymyślają najróżniejsze sposoby na okiełznanie zapędów piratów drogowych. Swego czasu rozdawali przykładnym kierowcom upominki od gwiazd filmowych, w okresie Wszystkich Świętych jeździli po mieście karawanem, a z okazji Dnia Kobiet obdarowywali panie zaproszeniami do salonu SPA.
NIE KIJ, A MARCHEWKA
Rok i dwa miesiące więzienia otrzymał Rafał M. za napad ze scyzorykiem w ręku na sklep spożywczy, z którego, po szarpaninie z ekspedientką, uprowadził 3 butelki wódki. Sprawcę natychmiast ujęto, bo rozpoznała go sprzedawczyni. Okazuje się, że Rafał codziennie robił w tym sklepie zakupy... Do napadu założył wprawdzie kominiarkę, ale jeszcze kwadrans przed „akcją” był w sklepie w roli klienta.
PIJAK I AMATOR
Specyficzną praktykę prowadził w Opolu doktor Dariusz P., skazany właśnie na 3,5 roku więzienia. Otóż wmawiał on swoim pacjentkom, że są w ciąży, a następnie umawiał się z nimi na zabieg aborcji. Pacjentki były usypiane, ale oczywiście żaden zabieg nie był wykonywany. Pobierane były natomiast pieniądze. Nawet 1100 euro. Dariuszowi P. udowodniono aż 4 takie „zabiegi”. Opracowali: MaK, WZ
PŁATNE NIEPOCZĘCIE
RZECZY POSPOLITE
Przykrywanie szpetoty
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Dlaczego do masowych nadużyć seksualnych dochodzi właśnie w Kościele rzymskokatolickim kierowanym przez ludzi żyjących w celibacie? Rzymska reguła celibatu stoi w sprzeczności z Ewangelią i pradawną tradycją katolicką. Celibat jest źródłem wszelkiego zła i musi być zniesiony. Biskupi o tym wiedzą, ale muszą mieć odwagę, by się do tego przyznać. (Ksiądz Hans Kueng, najwybitniejszy katolicki teolog, współtwórca reform Soboru Watykańskiego II, prześladowany od czasów Jana Pawła II)
!!! Jak przesłuchiwała Kaczyńskiego, to zamieniła się w uroczą, przymilną kotkę. Widać, że z tego przesłuchania czerpała niemal erotyczną przyjemność. (Tomasz Nałęcz o Beacie Kempie z PiS)
!!! To jest przede wszystkim wielkie zwycięstwo polskiego lewactwa. Niezależnie od tego, co się stanie, nasza publicystyka się nie zmieni. (Andrzej Grajewski, szef działu krajowego „Gościa Niedzielnego”, o przegranym przez jego tygodnik procesie z Alicją Tysiąc)
!!! Jaka to przyjemność, jak jedziesz ferrari i wyprzedza cię daewoo na gaz? Czujesz się jak Caritas. Dajesz radość pokrzywdzonym przez los. (Kuba Wojewódzki)
!!! Mówi do mnie: kochanie, maluszku, babusiku, babiszonku, babuszku. (Maria Kaczyńska o mężu) Wybrali: AC, PP
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
NA KLĘCZKACH
PRZYKOŚCIELNY PAZERNY Czesław Ryszka, senator z PiS i felietonista katolickiego tygodnika „Niedziela”, bez porozumienia z Senatem opuścił posiedzenie i pojechał prywatnie do Urugwaju. Gdy marszałek chciał mu za nieobecność potrącić 3000 zł z diety senatorskiej, Ryszka podniósł raban, że w Urugwaju spotykał się z Polonią (de facto widział się ponoć z antysemitą i sponsorem Rydzyka – Kobylańskim), czyli pracował, choć Senat go o tę pracę przecież nie prosił. W końcu zabrano mu 300 zł, ale i od tego przykościelny polityk złożył odwołanie. MaK
gigantycznym plakacie jest portret Hitlera i strzępy wyabortowanych płodów. Fundacja zapowiada wieszanie podobnych billboardów w innych miastach. W tym samym duchu możemy przypomnieć, że wielkim przeciwnikiem aborcji, a więc „obrońcą życia”, był Józef Stalin. MaK
WYPOSZCZENI NAD BUGIEM
PROFESOR NIEUK Profesor Legutko nie zna doktryny katolickiej, której obrońcą sam siebie nazywa. 4 marca PiS-owski polityk udzielił wywiadu „Naszemu Dziennikowi” i po raz kolejny zrugał młodzież, która wytoczyła mu proces za obrzydliwy język właśnie. Przypomnijmy – były minister edukacji (sic!) wyzywał od „rozwydrzonych smarkaczy” uczniów, którzy zgodnie z polską konstytucją i wyrokiem Trybunału w Strasburgu zażądali usunięcia krzyży z sal lekcyjnych. Sprawa trafiła do sądu. Według Legutki, stało się tak dlatego, że młodzi ludzie nie przyjęli reprymendy „od starszego i mądrzejszego”. Następca Giertycha niestety nie wie, że doktryna Kościoła oddziela mądrość od wykształcenia. Dlatego analfabetka Maryja w Litanii loretańskiej nosi tytuł Królowej Mądrości, setki innych analfabetów noszą tytuł „doktora Kościoła”, a niekumaty ksiądz Jan Vianney jest patronem proboszczów. o.P.
KAT-PRESS Książki katolickie nie mogą być wydawane bez zezwolenia władzy duchownej (kan. 823). Kodeks kanoniczny utrzymuje urząd cenzora (kan. 830). Wierni Kościoła nie mają prawa bez zgody kleru publikować tekstów w czasopismach krytycznych względem religii (kan. 831). Natomiast nieprawomyślnym pisarzom i badaczom Kongregacja Nauki Wiary niejednokrotnie zakazywała nauczania. A Stowarzyszenie Dziennikarzy Katolickich uważa, że to polski sąd broniący dobrego imienia Alicji Tysiąc „próbuje kneblować usta mediom”. o.P.
HITLEREM W ABORCJĘ Fundacja Pro, która skupia katolickie środowiska antyaborcyjne, wywiesiła w Poznaniu wielki billboard informujący, że jako pierwszy legalną aborcję dla Polek wprowadził Hitler w 1943 roku. Na
LISTA OBECNOŚCI „Ze Strzyżewa ze szkoły podstawowej było 7 uczniów na 16, a z gimnazjum było 7 na 14. Z Biskupic i z Kotłowa ze szkoły podstawowej było 18 uczniów na 37, a z gimnazjum było 4 na 26”. Tak wyglądała frekwencja w kościele na lutowej mszy szkolnej, w której – jak uważa proboszcz parafii pw. Narodzenia NMP w Kotłowie – „uczestniczyć powinni wszyscy uczniowie szkoły podstawowej i gimnazjum”. A ponieważ dzieci i młodzież regularnie wagarują z mszy szkolnych odprawianych w pierwsze piątki miesiąca, proboszcz dokładnie liczy wszystkich obecnych w kościele. AK
ODCHUDZANIE OWIEC
Jak można organizować Dzień Kobiet w trakcie Wielkiego Postu! – grzmieli radni z Dorohuska, w tym jeden niedoszły ksiądz, w stosunku do dyrektorki miejscowego domu kultury. Do zdarzenia doszło na sesji rady gminy, kiedy pani dyrektor przedstawiła plan działań Gminnego Ośrodka Kultury i Turystyki na ten rok. Oburzenie części wybrańców narodu wywołała też zapowiedź fetowania imienin Krystyny i Bożeny (12 marca) oraz św. Józefa (19 marca). Tu jednak dyskusja się urwała: na ten dzień lubelski metropolita abp Józef Życiński, czyli solenizant, udzielił dyspensy. Poza tym w Dorohusku bieda. Od kiedy uszczelniono polsko-ukraińską granicę, ludzie przymierają głodem, a pojawienie się dziennikarzy na sesji nadbużańskiego samorządu wywołuje paniczne reakcje radnych, którzy krzyczą, żurnalistom się odgrażają i protestują – no bo jak ktoś z zewnątrz może ich w ogóle podpatrywać! KC
NIE CHODZĄ DO SPOWIEDZI! Sonda wśród internautów (wypowiedziało się aż 31 tys. osób) zorganizowana przez prawicowy (!) Onet.pl wskazuje na to, że większość z nich nie ma kontaktu ze spowiedzią w sposób zalecany przez Kościół. Przynajmniej raz w roku spowiada się tylko 37 procent uczestników sondażu, 45 nie chodzi w ogóle do spowiedzi, a 18 spowiada się okazjonalnie – raz na kilka lat. MaK
Oto wreszcie pozytywny przykład na przydatność parafii i nadzorcy z ramienia Watykanu. Proboszcz parafii pw. św. Brata Alberta Chmielowskiego w Zielonej Górze postanowił na wiosnę odchudzić swoje owieczki. „Jeśli jesteś zatroskany o swoje zdrowie (masz problemy z nadwagą i otyłością), to zapraszamy do wykonania bezpłatnych pomiarów tkanki tłuszczowej i zanieczyszczenia organizmu złogami” – informuje parafian w ogłoszeniach duszpasterskich i zaprasza ich do domu parafialnego na pomiary. Mamy tylko nadzieję, że nie będzie ich robił osobiście... AK
WIELEBNY JUBILER Proboszcz z parafii św. Jerzego z Ziębic zaapelował do wiernych o przekazywanie mu wyrobów ze złota na renowację naczyń liturgicznych. 40 wiernych odpowiedziało na apel proboszcza, a niektórzy przekazali nawet... złote zęby. Proboszcz z tych ostatnich darów cieszy się najbardziej, bo są to wyroby złotnicze najwyższej próby. MaK
SUPERDZWON Parafia pw. MB Nieustającej Pomocy w Borzymach wzbogaciła się o nowy dzwon na wieży kościelnej. Jest sterowany elektronicznie i ma odtąd codziennie dzwonić okolicznym mieszkańcom – punktualnie pół godziny przed każdą mszą oraz w celu przypomnienia parafianom o zmówieniu modlitwy o godz. 12 i 21. Według bicia kościelnego dzwonu będzie można regulować nawet zegarki, a to dzięki temu, że zamontowane w zakrystii urządzenie włączające dzwon zostało zsynchronizowane z zegarem we Frankfurcie. Dodatkowo dzwon będzie można również włączać za pomocą pilota – na przykład podczas pogrzebów czy procesji.
To jednak nie koniec bajerów. Dzwon ma ponadto skutecznie zabezpieczyć świątynię od kradzieży i profanacji, ponieważ do kościelnego komputera został podłączony system alarmowy, który powinien automatycznie uruchomić dzwon w przypadku każdej próby włamania do kościoła. AK
MORALNOŚĆ KRUCHTY Okazuje się, że wyhodowana na katolickiej katechezie umysłowość, w której nie ma szacunku dla losu zwierząt, daje o sobie znać nawet w polityce polskiej wobec inicjatyw europejskich. Polska stała się głównym hamulcowym w Unii, jeśli chodzi o prawa zwierząt. Nasz kraj chciał na przykład zablokować zakaz klatkowego chowu kur, który ma obowiązywać od 2012 roku. Co ciekawe, nie miały z tym problemu kraje biedniejsze, które zgodziły się na hodowlę kur w bardziej przyjaznych warunkach. Wcześniej Polska domagała się na arenie międzynarodowej wznowienia rzezi wielorybów. Zdaje się, że właśnie bezduszne podejście do losu zwierząt stanowi szczególny wkład chrześcijańskich wartości, jaki nasz kraj wnosi do Unii Europejskiej. MaK
5
końca. Po oskarżeniach o masowe molestowanie seksualne kleryków i uczniów założonej przez Maciela organizacji Legioniści Chrystusa wyszło na jaw, że ma on liczne dzieci. Teraz ujawniono, że przynajmniej dwóch swoich synów Maciel przez lata molestował seksualnie. Ujawniła to jedna z kochanek pupila Watykanu, Lara Gutierez. Przypomnijmy, że kandydat na ołtarze Jan Paweł II do końca życia chronił Maciela przed wszelką odpowiedzialnością i nazywał go swoim „najbliższym przyjacielem”. Zapewne też nie przez przypadek Legioniści Chrystusa zafundowali w Rzymie abp. Dziwiszowi bankiet z okazji jego nominacji kardynalskiej. MaK
PTASZKI RATZINGERA Wróbelki Ratyzbońskie to nazwa chóru prowadzonego od 30 lat przez księdza Georga Ratzingera, brata obecnego papieża. W ramach ujawnienia afery pedofilskiej w Kościele katolickim w Niemczech okazało się, że niektórzy chłopcy śpiewający pod Ratzingerową batutą byli przez lata molestowani seksualnie przez dwóch zakonników. Brat papieża twierdzi, że nie miał pojęcia o tym procederze. MaK
SZKOŁA MAGII
JAK TRWOGA, TO...
Płatne szkoły katolickie rosną jak grzyby po deszczu. Ostatnio w Białej Podlaskiej nieużywaną już kaplicę rzymskokatolicką przerobiono na szkołę i powstanie tam prywatna, kościelna podstawówka. Rodzice dzieci będą płacić po 200 zł czesnego miesięcznie, a do watykańskiej szkoły dopłaci także budżet gminy – 146 tysięcy złotych tylko w tym roku. Oto jak Kościół zapewnia sobie zyski z pustostanów. MaK
Miejsca wylewu masowej religijności bywają miejscami masowej śmierci. Nie tylko wtedy, kiedy w ofierze bogom morduje się zwierzęta. Świątynia hinduistyczna w indyjskim mieście Kunda stała się ostatnim miejscem modlitwy dla 63 osób. Przyszły tam, żeby się pomodlić, a także otrzymać darmową żywność i odzież. Dary miał rozdawać zamożny mężczyzna, aby uczcić rocznicę śmierci swojej żony. W pewnym momencie w zgromadzonym 10-tysięcznym tłumie wybuchła panika, zawaliła się brama świątyni, a w powstałym ścisku stratowano na śmierć 63 osoby – prawie same kobiety i dzieci. MaK
CHUĆ OJCOWSKA Skandal seksualny wokół zmarłego niedawno ojca Marciala Maciela – osobistego przyjaciela Jana Pawła II – zdaje się nie mieć
6
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
an Paweł II – o czym „FiM” poinformowały jako pierwsze (nr 8/2009) – zrobił swoim wiernym psikusa i wcale nie uzdrowił francuskiej zakonnicy Marie Simon-Pierre. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Nawet wśród duchownych pojawiają się nader interesujące komentarze, na przykład zakonnika z Krakowa: – Nieoczekiwane załamanie się procesu beatyfikacyjnego naszego Ojca Świętego wynikające z nawrotu choroby zakonnicy przez moich współbraci interpretowane jest jako wyraźny znak Boga wysłany Dziwiszowi. Chodzi o tolerowanie przez niego niebywałej sytuacji w klasztorze krakowskich norbertanek pod rządami siostry Pauli (Zofia Torczyńska – dop. red.) i z pewnością nie jest przypadkiem, że właśnie Francja jest kolebką tego zakonu. Od czasu, gdy Paula weszła w układ biznesowy z kardynałem (por. „FiM” 23, 41/2009), zaniedbywane są cowtorkowe msze ku czci błogosławionej Bronisławy, patronki norbertanek, choć w myśl konstytucji, siostry powinny brać czynny udział w przygotowywaniu takich uroczystości. Zakonnik nie jest w swoich opiniach odosobniony. – Ludzie skupieni wokół klasztoru i parafii nie mają wątpliwości, że zsyłając nawrót choroby na Simon-Pierre, Pan Bóg przemówił do kard. Dziwisza w sprawie matki Pauli, która po 45 latach życia za murami zdaje się nie rozumieć po co wstąpiła do klasztoru i doprowadza zgromadzenie z przepięknymi tradycjami do katastrofy. Po norbertankach pozostaną wkrótce tylko wspomnienia, bo ta kobieta bardziej interesuje się zabezpieczeniem materialnym swojej rodziny, niż ratowaniem dorobku swoich poprzedniczek, a przyglądającemu się bezczynnie kardynałowi najwyraźniej zależy jedynie na klasztornym majątku – dodaje katechetka jednej ze szkół na krakowskim Salwatorze. A co o potknięciu Wojtyły sądzą internauci? ! Jednak „Fakty i Mity” są na bieżąco. Trzymajcie rękę na pulsie („sep”); ! To może ja pomogę? Miałem trądzik, modliłem się do JPII i po roku zniknął („Aleks”); ! Coś podobnego! Nie zadziałało? Może Karol był w tym czasie myślami z Ireną? („Hilary); ! To jest znak od Boga, że nie chce Wojtyły w niebie („Ghazni”); ! Zwykły człowiek, zawód – ksiądz. Pracował na etacie papieża, czy z tego powodu ma być świętym? („ab”); ! WSTYD dla inteligentnych ludzi, aby w XXI w. zajmować się cudami i gusłami niczym w prymitywnym szamanizmie. Przecież gdyby jakiś bóg istniał i chciał, aby JPII był świętym, to głosiłby o tym w telewizji czy w internecie. W końcu ma być ponoć wszechmocny?;
J
Fot. WHO BE
TRYBUNA(Ł) LUDU
Cuda urojone Wojtyle notowania spadają, Kaczyński unosi się na fali partyjnej popularności, a szoferzy polskich purpuratów trenują fikołki. ! Powinni powołać na świadka Steviego Wondera. On widział te cuda („krokodyl_rozancowy”); ! Proponuję utworzyć szpitale dla katolików, w których będą leczeni przez czarnych cudotwórców („ioo”); ! Świętość JPII, papieża Polaka, polega na tym, że w cudowny sposób przerobił swoim Rodakom Rzeczpospolitą Ludową na Rzeczpospolitą Kościelną („moim_zdaniem_pl”); ! Domagam się beatyfikacji braci Kaczyńskich. Gdy raz ich zobaczyłem, przestała mnie noga boleć („folc”); ! JP2 mógł się sam wyświęcić, jak był na posadzie w Watykanie, a tak musi teraz w Raju stać w poczekalni do izby ze świętymi („gaudenty”). Nie ma spokoju Benedykt XVI. Po tym, jak w Niemczech wyszła na jaw tragedia chłopców z kościelnego chóru w Ratyzbonie, watykański kardynał Walter Kasper, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Krzewienia Jedności Chrześcijan, zapowiedział, że jego szef prawdopodobnie odniesie się do pedofilskiego skandalu w Kościele i wystosuje na tę okoliczność list do duchowieństwa. Kilka cennych sugestii mają też użytkownicy internetowych forów: ! Najpierw niech odpowie za swoje zbrodnie w Wehrmachcie („tfu”);
! Naprawdę Watykan jest zaskoczony tym procederem, czy tym, że teraz nareszcie o tym się mówi? („obywatel”); ! Ja tam dziecka do kościoła nie puszczam, lepiej dmuchać na zimne („toool”); ! Jeśli Kościół nie odpuści z tym celibatem, to jak widać będzie mieć bardzo duże problemy! („oj!”); ! W niedzielę na tacę dajemy lalki z sex shopu. Może to ich zaspokoi („Jasio”); ! A kiedy czarna mafia odpowie za pedofilię w Polsce?! („Black Power”); ! Czytajcie „Fakty i Mity”, to nie będziecie przez kler w ciemię bici („marcel. ateista”). Prawie 2 mln złotych – tyle sypnął minister kultury i dziedzictwa narodowego na odbudowę hełmu wieży kościoła św. Katarzyny w Gdańsku, spalonego w maju 2006 roku. Od tej pory na remont kościoła przeznaczono 10 mln zł (ponad połowę tej sumy – niemal 5,4 mln zł – przekazało Ministerstwo Kultury, resztę wyłożyli sponsorzy): ! Niech błogosławieństwo i łaski spłyną na darczyńcę, a biedocie niech ciśnienie skoczy na 250 („zen3”); ! A Stella Maris nie wspomoże? („Gocłow”); ! Trzeba się było ubezpieczyć, a nie doić z państwowej kasy („cytat_z_klasyka”);
! A nie łatwiej zburzyć? Budynek to budynek. Łatwiej zburzyć, niż restaurować („damien”); ! Zobaczcie, jak wyglądają domy – chyba mieszkalne – przy stoczni! Widok z kolejki, która wjeżdża do Gdańska. To dopiero wizytówka Miasta! („e-wa”). Polscy biskupi wsparli natomiast podupadającą Telewizję Polską. Oczywiście nie kasą, ale dobrym słowem. „Media publiczne powinny pełnić powierzoną sobie misję ponad podziałami partyjnymi. Dlatego biskupi apelują do władz RP, aby – będąc świadome, że istnienie mediów publicznych jest elementem polskiej racji stanu – znalazły rozwiązania, które zapewnią im możliwość dalszego funkcjonowania (...). Umowy podpisane między Konferencją EP a Polskim Radiem i Telewizją Polską powinny być respektowane”: ! Czy KC Episkopatu Polski płaci za emisję swojej propagandy na antenach TVP i PR? Czy znowu mamy płacić wszyscy od niewierzących po inne wyznania za Glempowo-Pieronkowe brednie? („J-23”); ! Najpierw niech księża zapłacą zaległe podatki od swoich dochodów i działają, tak jak każdy uczciwy Polak! („koja”); ! Jak się nazywa w skrócie instytucja, której najbardziej powinno zależeć na zbieraniu abonamentu? Czy nie KRRiTv? Od kiedy tv jest częścią Kościoła? Ludzie, kiedy oni to zdążyli przejąć? („wyluzowany”); ! Włączając się do tej debaty, apeluję: Polacy, nie płaćcie za media, które was okłamują, demoralizują i zniewalają („Józef”).
Czas wolny z powodu narady szefów zgromadzonych na 351 zebraniu plenarnym kierowcy biskupów spędzili, ćwicząc na symulatorach jazdy. Trenowali m.in. dachowanie i zderzenia: ! Wzorem szefa na osiołki się przesiąść! („znafca”); ! Dachowanie powinni ćwiczyć ateiści. Nad biskupami czuwa opatrzność („hb”); ! A biskupi na młodych chłopcach będą ćwiczyć szczytowanie. Zresztą robią to już od dawna! („carek”); ! Może nakręcą film o wyścigach biskupów: „Szybcy, tłuści i wściekli” („uśmiany”); ! Ciekawi mnie tylko jedno – czemu biskupi tak bardzo boją się śmierci... („małodobry”). Na koniec największe polityczne wydarzenie ostatniego tygodnia – kongres PiS (nie mylić z prawem i sprawiedliwością!). Wybory nowego, czyli starego, prezesa Jarosława Kaczyńskiego (999 delegatów głosowało za, 51 było przeciw, a 14 wstrzymało się od głosu) odbyły się w atmosferze iście bojowej. Lider PiS przez kilkadziesiąt minut opowiadał o planach na uczciwą politykę, o zamierzonej obronie polskich rodzin, hurtowym wysyłaniu rodaków na plaże Egiptu i Tunezji oraz o tym, że rząd Tuska zamiast do Irlandii nawiguje nasz kraj w stronę Grecji. Koledzy z partii piali z zachwytu. A czy Jarosław Kaczyński przekonał Polaków? ! Co to będzie, jak te miliony Polaków zaczną jeździć po plażach Egiptu wózkami golfowymi („waga”); ! Panie Kaczyński, gada pan bzdury. Za co mają odpoczywać emeryci czy renciści? Rencista czy emeryt to nawet nie ma na godne życie, a co dopiero na wczasy. Emeryt i rencista to może jedynie sobie pospacerować („beta”); ! Za stara jestem, aby nabrać się na tę gadkę. Już to kiedyś słyszałam i dlatego: nigdy więcej PiS-u! („enigma”); ! Niech żyje PiS, ale tylko na plaży w Egipcie! („aser”); ! PiS-owi gratulujemy führera! („belzebub”); ! Nowe hasło wyborcze: plaże Egiptu czekają na PiS! („zwarteband”); ! Wybory jak na Białorusi – jeden kandydat („Artur”); ! Orwell przy przemówieniu prezesa to mały pikuś („lea”); ! Jestem za tymi, co ukradli księżyc! Za rządami Kościoła katolickiego, za Polakami na kolanach, za izolacją Polski na arenie międzynarodowej, za rejestracją płodów w kościele, za krzyżami na każdym kroku, za traktowaniem Polaków za granicą jak ostatnich osłów. Ale błogosławionych! („m”); ! Dopiero jak jest w opozycji, to się dowiedział, jak polskie rodziny żyją? („Wacek”); ! Dajcie mu władzę, a Korea Północna zblednie z zazdrości („f”). JULIA STACHURSKA
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
Wielebni cudzołożnicy jestem jedyną sponsorką i „materacem”. W jego mieszkaniu na plebanii zostawiłam po południu włączony dyktafon, a rano wpadłam pod jakimś błahym pretekstem i zabrałam. Gdy odsłuchałam nagranie, tylko dzięki temu Michał nie wyo mały włos sama nie padłam trustąpił o rozwód i być może zdołam pem. Okazało się, że faktycznie miał jeszcze to wszystko posklejać – łujeszcze jedną kobietę, do której dzi się Katarzyna. przez ponad trzy godziny mizdrzył Biegała kiedyś do kościoła niesię telefonicznie. Nagle mówi do słumal codziennie. Pomagała przy orchawki: „Zrób mi laskę”. Z jego ganizowaniu różnych imprez, słów ewidentnie wynikało, że w trakudzielała się w specjalistycznym cie rozmowy onanizował się. Skończyli, gdy musiał już iść odprawić wieczorną mszę, ale po powrocie był ciąg dalszy. I właśnie wtedy nastąpiło najlepsze. Obiecywał tamtej wakacyjny wyjazd, a z kontekstu wynikało, że pojadą za moje pieniądze, które miałam mu dać na kościół. W rozmowie pojawił się też wątek beatyfikacji paskandalu bp. Kiernikowskiemu zrzednie mina pieża Jana Pawła II... W pewnym momencie mój duszpasterstwie, wspomagała hojluby wybucha śmiechem i mówi: nymi datkami... „Kiedyś wozili starego dziadka ni– Dorobiłam się wraz z mężem czym eksponat, a teraz będą się modosyć dużego majątku, więc dawadlić do truchła”! Proszę bardzo, odłam, ilekroć tylko potrzebował coś daję wam to nagranie do dyspozykupić do kościoła. Opętał mnie cji – kończy opowieść Katarzyna. drań tymi religijnymi czarami. PewWkrótce po zerwanego razu przyjęłam zaproszenie niu związku z ks. Alekna drinka, no i stało się. Był późsandrem nie wytrzyniej tak ciężko zakochany, że zamała ciśnienia i ujawniedbując dzieci i męża przylatyniła wszystko Michawałam na każde zawołanie. Gdy łowi. Jej małżeństwo na plebanii urzędowała Anna, wyległo w gruzach, plejeżdżaliśmy w plener lub do jego ban kwitnie. Zastanakolegów. Też księży. Najczęściej wiała się, czy nie przeudostępniał nam swoje lokum Kakazać nagrań kard. zimierz (...), proboszcz w S. (dieStanisławowi Dziwicezja bielsko-żywiecka – dop. red.), szowi, ale doszła oraz Janusz (...), proboszcz spod do wniosku, że kruk Myślenic. Ten drugi ma w parakrukowi oka nie wyfii hacjendę wykorzystywaną kole. My jesteśmy doprzez grupę zaufanych księży jakładnie tego samego ko dyskretny burdelik. Kiedyś zdania, ale gdyby „najspotykaliśmy się tam w pięć par, serdeczniejszy przyjaale impreza miała wówczas charakciel” santo subito ter czysto towarzyski. Przyjechali chciał sobie posłuchać, z kobietami i wcale się nie krępoco wygaduje jego podwali, przedstawiając je jako swoje komendny, to jesteśmy otwarci „narzeczone” oraz uzgadniając terna propozycje... minarz wykorzystania domu na ba24 lutego we wsi Łobaczew (gmira-bara – podkreśla Katarzyna. na Terespol, diecezja siedlecka) poZerwała romans w dramatyczwiesił się 39-letni Jacek Z. Policja nych okolicznościach, gdy wielebwykluczyła udział osób trzecich, co ny zaczął niedwuznacznie sugeoznacza, że żadnego śledztwa nie rować, żeby... „wysłać Michała będzie. Samobójca pozostawił żodo Bozi”. nę Annę i syna. Pracował w Straży – Mówił, że jak już będziemy Ochrony Kolei, a ona jako funksami, to stworzy mi prawdziwy raj cjonariuszka jednej ze służb graniczna ziemi. Dostałam obuchem w głonych, czyli bieda z pewnością im nie wę i dopiero wówczas oprzytomniadoskwierała. Czemu więc targnął łam. Nabrałam podejrzeń, że nie
Proboszcz spod Myślenic zarządza posiadłością wykorzystywaną przez grupę zaufanych księży jako dyskretny dom schadzek... Mieliśmy kiedyś w „FiM” żelazną zasadę, że księżom pod kołdry nie zaglądamy, a jeśli już, to wyłącznie dla kontroli (mając świadomość skali pedofilii wśród kleru), czy aby nie ma tam przypadkiem dzieciaka. Z tego też powodu odkładaliśmy ad acta setki napływających do redakcji sygnałów o wielebnych żyjących ze swoimi gosposiami niczym mąż z żoną bądź pozostających w związkach z innymi mężczyznami, a gdy czasem pokazywaliśmy owe zjawiska, to wyłącznie w kategoriach socjologicznych i starannie unikając personaliów. Do modyfikacji zasad zmusza nas fakt, że duchowni katoliccy coraz chętniej gustują w kobietach zamężnych i wykorzystując W obliczu ich odurzenie religijne, bezceremonialnie rozwalają przykładne rodziny, a zdarza się też, że czynią dzieci sierotami... Ksiądz Aleksander jest proboszczem parafii w archidiecezji krakowskiej. Na poprzednich placówkach zbyt długo miejsca nie zagrzewał, każdorazowo wynosząc się z nich w atmosferze skandalu. – Nigdy jednak nie spotkała go jakaś większa krzywda, bo ma bardzo silne poparcie naszego biskupa Jana Szkodonia (sufragan archidiecezji krakowskiej – dop. red.). Uratował skórę nawet wówczas, gdy złapany na gorącym uczynku przez parafianina, któremu w jego własnym domu przyprawiał rogi, musiał w nocy uciekać z parafii w G. – wspomina kolega ks. Aleksandra. Pleban ma od kilkunastu lat stałą gosposię Annę, a z nią dorosłą już córkę. Wybudował im piękny dom w C., skąd Anna przyjeżdża do parafii na cztery dni w tygodniu, zaś od niedzieli do wtorku przebywa z reguły u siebie. Ten ustalony rytm pozwala mu na swobodne zagospodarowanie wolnego czasu. Najchętniej spędza go w towarzystwie pań swawolnych... Katarzyna miała kiedyś szczęśliwą i kochającą rodzinę, dochowała się trójki dzieci. Formalnie wciąż jest mężatką, ale de facto pozostaje w separacji, bo gdy jej romans z proboszczem wyszedł na jaw, najbliżsi odsunęli się od żony i matki nieletnich jeszcze dzieci. – Żyjemy w ultrakatolickim małomiasteczkowym środowisku i chyba
się na swoje życie? Zdaniem mieszkańców Łobaczewa oraz krewnych Jacka Z., spiritus movens tej dramatycznej decyzji był ksiądz... Z Łobaczewa jest tylko rzut beretem do M., gdzie funkcję proboszcza sprawuje ks. Kazimierz M. Pleban poznał Annę jeszcze na swojej poprzedniej parafii, a gdy przed sześcioma laty objął we władanie M. i okolice, kobieta stała się u niego prawie domownikiem. Bywało, że przyjeżdżała wieczorem, wychodziła rano, często wyprawiali się razem na zakupy, spędzali wspólnie urlopy. Wieś – jak to zwykle bywa – doskonale o wszystkim wiedziała, natomiast Jacek Z. żył w błogiej nieświadomości, choć koledzy z SOK-u podpuszczali go, że w rogach mu nie do twarzy i żeby dał wielebnemu po ryju, a małżonkę odprawił. – Ostatnimi czasy coraz bardziej się przejmował i mając księdza za „szwagra”, topił smutki w alkoholu. Cała sytuacja i komentarze wyraźnie go dołowały i wszystko wskazuje na to, że popchnęły do samobójstwa – wyjaśnia policjant z Białej Podlaskiej. Czy Anna z proboszczem byli kochankami? – Romans jest jakby oczywisty, ale przecież żadnego przestępstwa nie popełnili. Nawiasem mówiąc, oboje małżonkowie żyli już obok siebie i tylko silna presja ortodoksyjnego
religijnie środowiska sprawiła, że nie wzięli rozwodu – dodaje nasz rozmówca. O zamężnej przyjaciółce wielebnego wiedziała też od dawna kuria biskupia w Siedlcach. – Takich rzeczy na dłuższą metę nie da się ukryć. Ksiądz Kazimierz jest znanym miłośnikiem pięknych pań. W diecezji było głośno o jego wcześniejszych przygodach w Janowie Lubelskim, Międzyrzecu, z maturzystką z Dokudowa...
7
Wiem, że jeden z dziekanów osobiście informował o tym naszego pasterza (biskupa Zbigniewa Kiernikowskiego – dop. red.), ale najwyraźniej nikt nie zareagował. Powiedzmy sobie otwarcie: dopiero gdy nad diecezją zawiśnie groźba potężnego skandalu obyczajowego, nasz ordynariusz zdecyduje się na radykalne ruchy kadrowe – twierdzi ksiądz z Siedlec. Tuż po śmierci Jacka Z. proboszcz z M. usiłował przekonywać parafian podczas niedzielnej mszy, że jest niewinny niczym niemowlę i nic go z Anną nie łączy. Odpowiedziała mu salwa śmiechu, więc następnego dnia zniknął. Prawdopodobnie na zawsze, bo widziano, jak następnej nocy wywoził również meble i swoje rzeczy osobiste... Tymczasem kuria zapewniła, że jest ślepa i głucha. „Do chwili obecnej nie otrzymaliśmy żadnej oficjalnej informacji o tym, o co oskarżany jest ksiądz proboszcz. Do sprawy nie możemy się na razie ustosunkować. Prawdopodobnie zostanie wysłana osoba, która sprawdzi, co dzieje się w parafii. Na pewno wkrótce ksiądz biskup przeprowadzi z oskarżanym kapłanem rozmowę” – oświadczył na łamach „Tygodnika Podlaskiego” ks. Jacek Szostakiewicz, rzecznik prasowy biskupa Kiernikowskiego, najbardziej zdumiony tym, że duszpasterz z M. oddalił się w nieznanym kierunku bez pobłogosławienia swoich owieczek... W połowie lutego ze wsi Szczyrzyc (powiat limanowski, diecezja tarnowska) zniknął w tajemniczych okolicznościach opat miejscowego klasztoru cystersów... ! „(...) o. opat Eugeniusz W. (na zdjęciu – całuje dłoń kard. Glempa) zrezygnował z pełnienia funkcji i obecnie przebywa w naszej placówce w USA” – zakomunikowali oficjalnie zakonnicy; ! „Od kilku tygodni na terenie Limanowszczyzny huczało od plotek na temat życia osobistego ojca opata W. Osaczony nimi znalazł się w bardzo trudnej sytuacji i postanowił zrezygnować z funkcji” – poinformował lokalny portal internetowy limanowa.in, co bogobojni górale komentowali takimi nowinkami dotyczącymi wyczynów obyczajowych mnicha, że aż wstyd powtarzać... A o co faktycznie poszło? Oczywiście o kobietę, przy czym należy podkreślić, że niezamężną i opat doprawdy nie musiał uciekać aż do Ameryki, pozostawiając nieutulonych w żalu najbliższych... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
8
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
– Pańską aktywnością w Sejmie można by bez kłopotu obdzielić kilku posłów. Skąd ten niezwykły zapał? – Czuję się posłem i staram się realizować swój mandat najlepiej jak potrafię. A moja aktywność wynika głównie z rozmów, które prowadzę z ludźmi. Zgłaszają problemy, a ja staram się im pomóc. Przyznam, że czasem korzystam również z publikacji „FiM”. Mam wrażenie, że godnie reprezentuję swoich wyborców. – Przynależność do SLD pozwala rozwinąć skrzydła? – Staram się. Robię, co mogę, chociaż nie ukrywam, że łatwo nie jest. W dzisiejszej rzeczywistości skrzydła można rozwijać wyłącznie za pośrednictwem mediów. I chociaż nie ma oficjalnego embarga na przedstawicieli lewicy w mediach, nasz udział, zwłaszcza w audycjach telewizji publicznej, jest mocno ograniczony. – Ale przecież w telewizji publicznej jest koalicja PiS-SLD... – Koalicja medialna jest jak statek widmo – wszyscy wiedzą, że jest, wszyscy o tym mówią, ale brakuje mocnych dowodów na potwierdzenie tej tezy. Oprócz faktu odwołania byłego dyrektora neofaszysty – Piotra Farfała. Ale to z pewnością nie przełożyło się na apolityczność TVP. W dalszym ciągu jest ona (wraz z oddziałami regionalnymi) tubą propagandową PiS-u. – A co się stało z lewicowością lewicy? – Nie zgodzę się z tezą, że zatraciliśmy lewicowość. Ona jest, tyle że częściej i chętniej dopuszcza się do głosu naszych przedstawicieli o zacięciu centrowym. Problem jest, ale nie z lewicowością, tylko z przebiciem się do opinii publicznej. Poza tym pokutujemy cały czas za rząd Leszka Millera i Marka Belki, z którymi my, młodzi, nie mieliśmy nic wspólnego. Wówczas politycy SLD zapomnieli o tym, że najważniejszy powinien być człowiek. – Ale Leszek Miller właśnie wrócił na łono partii... – Każdy ma prawo do popełnienia błędu, również Leszek Miller. Dla mnie ważne jest to, że akurat on do tego błędu się przyznał. Bo przecież nie jest tak, że nagle partia się zmieniła i dlatego do niej wrócił.
Sławomir Kopyciński – sejmowy głos nieklerykalnego społeczeństwa, konfesjonał własnych wyborców, poseł SLD, który serce ma wyłącznie po lewej stronie.
Fot. Autor
Samotność długodystansowca – Wzmocni Sojusz? – Osoba premiera w każdej partii może być wartością dodaną. A ja wolę przypominać sobie Leszka Millera z tego okresu, kiedy zdobywał władzę w 2001 roku i takiego działania w tej chwili od niego oczekuję. Bo ono jest partii potrzebne. – O co wyborcy mogą mieć pretensje do lewicy? – Być może o niezbyt przemyślane decyzje rządu z kadencji 2001–2005, szczególnie politykę oszczędnościową. Każdy pamięta o tym, że lewica próbowała odebrać dotacje na bary mleczne czy ulgi na przejazdy dla studentów. Jednocześnie nikt nie chce pamiętać o tym, że zastaliśmy ogromną dziurę budżetową i trzeba było ją cerować. To cały czas pokutuje.
Sławomir Kopyciński (ur. 1975 r.) – w 1998 r. po raz pierwszy został radnym Rady Miasta Kielc. Jego wysoka aktywność w pełnieniu mandatu została doceniona przez wyborców i w kolejnej kadencji ponownie został radnym z ramienia kieleckiej lewicy. W 2006 roku został radnym Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego, był jego wiceprzewodniczącym, działał w komisji Samorządu Terytorialnego oraz Komisji Rolnictwa, Gospodarki Wodnej i Ochrony Środowiska. Zaangażowanie Kopycińskiego docenili działacze kieleckiej lewicy. Został wybrany na przewodniczącego Frakcji Młodych SdRP, a następnie przewodniczącego koła SLD. Pełnił funkcję sekretarza Rady Wojewódzkiej, następnie przewodniczącego Rady Miejskiej SLD. Obecnie jest przewodniczącym Rady Wojewódzkiej SLD i posłem na Sejm VI kadencji. Absolutnie jedynym, który rzeczywiście działa (interpelacje, zapytania itp.) na rzecz odklerykalizowania Polski. Członek Sejmowej Komisji Finansów Publicznych oraz Komisji Zdrowia.
– Dlaczego wobec tego nie wybraliście kasy Kościoła, żeby tam (w ograniczeniu dotacji państwowych czy podatkach, np. cmentarnych) szukać oszczędności? – Sam sobie zadaję to pytanie. Licząc na neutralność Kościoła w kolejnych wyborach, wykonywaliśmy różne dziwne gesty. Czas pokazał, że niepotrzebnie. Kościół zachował się jak zwykle fałszywie, angażując się w brutalną walkę wyborczą przeciw lewicy w 2005 roku. – A kadrowe zamieszanie wewnątrz partii? – Rzeczywiście, cały czas się wybieraliśmy. Zmiana liderów, brak stałego przywództwa... – Teraz przywódca jest stały. Grzegorz Napieralski, który miał być polskim Zapaterą... – Wielkim przywódcą nie zostaje się z dnia na dzień. To jest proces, który musi trwać. Jestem przekonany, że Grzegorz Napieralski stanie się kiedyś takim liderem, który będzie do siebie przekonywał nie tylko członków SLD, których poparcie ma, ale przede wszystkim wyborców. – Co, Pana zdaniem, musiałoby się stać, żeby państwo przestało finansować Kościół? Cud? – Ja w cuda nie wierzę. Tu jest potrzebny zdrowy rozsądek zarówno parlamentarzystów, jak i wyborców. Tę sprawę można załatwić tylko zmianą odpowiednich ustaw, ale dzisiaj nie ma ku temu przyzwolenia ze strony PiS-u, PO czy PSL. Toteż
przedstawicieli Kościoła nie ma kto bić po łapach. Wśród rządzących nie znajdziemy odważnego, dlatego mamy do czynienia z nieskrępowanym finansowaniem Kościoła. Szastamy publicznymi pieniędzmi, nikt nawet nie jest w stanie policzyć, jakiej wysokości są to środki. – Pan, chyba jako jedyny poseł, w swoich interpelacjach i zapytaniach poselskich wielokrotnie próbował. – Tak, ale okazuje się, że to jest wiedza tajemna. Nikt się do tego nie chce przyznać. Myślę, że kiedy lewica dojdzie do władzy, zlikwidujemy Fundusz Kościelny. Wreszcie będziemy też racjonalnie przekazywać dotacje, które wynikają z konkordatu. – Ależ konkordat to właśnie prezent od lewicy! – Nie mogę odpowiadać za decyzje podejmowane wcześniej, tak jak nie może za nie odpowiadać 70 proc. członków dzisiejszego SLD, którzy są tu i teraz. Ciągłe wypominanie nam konkordatu, który w rzeczywistości był prezentem od prawicowej premier Hanny Suchockiej, a nie SLD, decyzji Hausnera, Belki czy Millera wydaje się nieuprawnione. Mam dość bicia się w piersi, bo niekiedy odnoszę wrażenie, że mam dziurę z drugiej strony. Nie chcę dłużej przepraszać. Dziś trzeba przedstawić alternatywę. Dostosować się do bieżącej sytuacji. Politycy Platformy czy PiS-u
nie przepraszają za rządy AWS, a powinni. – Jaka to alternatywa? – Mnie obecnie najbardziej interesuje sprawa reformy ZUS-u i KRUS-u, bo tam sytuacja jest zastraszająca. 2,5 miliona ludzi pobiera głodowe świadczenia emerytalne, a mimo to ZUS bankrutuje. W zeszłym roku wziął 5 mld zł komercyjnego kredytu po to, żeby wypłacić tylko bieżące świadczenia. Aby ratować sytuację, rząd Tuska likwiduje Fundusz Rezerwy Demograficznej, a więc wieloletnie oszczędności, które przez ZUS zostaną przejedzone w ciągu roku, góra dwóch. Coś w tym systemie szwankuje, a sytuacja polskich emerytów i rencistów wciąż się pogarsza. Z kolei do KRUS-u, który ubezpiecza 1,6 mln osób, dopłacamy ponad 17 mld zł rocznie! A tych środków zwykły rolnik nie widzi. I to jest najważniejsza reforma, którą rząd PO powinien przeprowadzić. – Ale nie przeprowadza. – To są trudne decyzje, ponieważ nie powodują zachwytu społecznego, ale należy je jak najszybciej podjąć. Tak samo pilna jest kwestia wprowadzenia rewaloryzacji kwotowej w miejsce procentowej, ponieważ wciąż mamy do czynienia z rosnącym rozwarstwieniem społecznym. To jest w tej chwili największa plaga – z jednej strony coraz biedniejsi, z drugiej – coraz bogatsi. Niknie klasa średnia. – Mówi Pan o emerytach. A młodzi ludzie jakie mają perspektywy? – Mocno ograniczone. Premier Tusk obiecywał cud, ale słowa nie dotrzymał. Ci, którzy mu zaufali, wrócili do kraju, tyle że większość znów wyjechała za chlebem. W Polsce młodzi są skazani na pracę za minimalne stawki. – Recepta? – Moim zdaniem, trzeba zacząć od systemu kształcenia. Brakuje wykwalifikowanych robotników. Recepta to jak najszybszy powrót do szkolnictwa zawodowego. Przecież dziś na większości uczelni kształcimy ludzi bezrobotnych, których rynek nie potrzebuje. Pytanie – po co? – W pańskim regionie – woj. świętokrzyskim – zdaniem prezesa Jarosława Kaczyńskiego, nastąpił jednak pewien cud. – Zdarzył się. Zrzucili nam spadochroniarza Gosiewskiego, który wciąż jeździ po regionie i coś obiecuje. I chociaż są to obietnice bez pokrycia, PiS wygrał tu ostatnie wybory. Wyłączając ten „cud”, wciąż mamy stopę bezrobocia jedną z najwyższych w kraju, nie powstał przez te lata żaden nowy zakład pracy, a te, które były, są likwidowane, jak na przykład Chemar; nie przybyło pieniędzy z budżetu centralnego, nie dokonano znaczących inwestycji... W moim odczuciu rządzi tu klika. Mamy do czynienia z ciągłą degradacją województwa.
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r. – W którego obronę 11 lat temu był Pan bardzo mocno zaangażowany... – Byłem inicjatorem pierwszej poważnej manifestacji, od której wszystko się zaczęło. Później włączyli się parlamentarzyści. No i lewica z ogromnym trudem wywalczyła obecność świętokrzyskiego na nowej mapie administracyjnej Polski. – Wtedy się udało. A teraz? – Ostatnie wybory samorządowe wygraliśmy na tym terenie nawet z PO. Ale, niestety, koalicji PO-PiS przeskoczyć nie możemy. Wbrew temu, co się dzieje na Wiejskiej, wbrew powszechnemu przeświadczeniu, że to są partie zwalczające się, na tym terenie idą ręka w rękę, wspólnie rządzą pod światłym przywództwem biskupa Ryczana. – Zaangażowania Kościoła w lokalną politykę chyba nikt tu specjalnie nie kamufluje. – Moja babcia co niedziela chodzi do kościoła. W trakcie kampanii wyborczej przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi przyszła do mnie i mówi: „Sławek, co ty od tego Gosiewskiego chcesz? Dlaczego ty się go tak czepiasz? Przecież to jest taki przystojny chłopak”... – Spotkała wicepremiera na mszy? – Nie, nigdy nie widziała Gosiewskiego na żywo. Ale... dostała w kościele obrazek z jego podobizną. Taki a` la święty. Gosiewski był na nim ślicznie wyretuszowany. Prawdziwy Kmicic! Do wszystkiego można przekonać – że Gosiewski jest inteligentny, sprytny, pracowity. No, ale że jest przystojny... Taką mają magię oddziaływania. – Poparcie z ambony to w końcu sprawdzony sposób na wyborczy sukces. – Dziś Kościół katolicki zawłaszczył polskie państwo, ma ogromny wpływ na politykę, a my wszyscy za to w pewnym sensie odpowiadamy, bo wybraliśmy takich reprezentantów, którzy akurat na to są podatni. Działalność niektórych posłów sprowadza się do jak najczęstszego uczestnictwa w różnego typu nabożeństwach i mszach. W ciągu jednej niedzieli parlamentarzysta PiS-u potrafi odwiedzić kilka parafii, bo tam zdobywa elektorat. Poza tym wszystkie uroczystości państwowe zaczynają się mszą, najważniejszą osobą zawsze jest biskup, a prezydenci, wójtowie, burmistrzowie klęczą. Nie tak to powinno wyglądać. Ale z drugiej strony ci, którzy za wszelką cenę starają się przypodobać hierarchom Kościoła, czerpią z tego wymierne korzyści wyborcze. Problem w tym, że naród daje się na to nabierać. I mamy kwadraturę koła. – Każde naczynie w końcu się przepełnia. Czy, Pana zdaniem, Polska ma szansę na to, aby stać się krajem świeckim, a nie wyznaniowym? – Jestem przekonany, że to się zmieni, i to za sprawą Kościoła katolickiego, który skutecznie do siebie
ZAMIAST SPOWIEDZI
zniechęca, m.in. pazernością, nachalnością. Nie trzeba im pomagać, sami się rozłożą. W tej kwestii jestem zwolennikiem ewolucji, a nie rewolucji. Dajmy ludziom szansę, każdy ma wolną wolę i własny rozum. Już dziś to jest inna Polska niż ta, która była kilkadziesiąt lat temu, kościoły nie są nabite ludźmi, ciągle słychać dramatyczne krzyki proboszczów, że im na coś brakuje, bo na tacy leży coraz mniej. Myślę, że Polacy zaczynają dostrzegać w swoim Kościele aspekt finansowy, a kiedy zaczynają liczyć, to wynik ich mocno drażni.
Kościół katolicki czerpie pełnymi garściami nie tylko z budżetu państwa, ale również z kasy Unii Europejskiej. Zamiast budować drogi, remontujemy kościoły. – W wystąpieniach sejmowych nazywa Pan Kościół najbogatszą instytucją w Polsce, mówi Pan, że dotacje dla Akademii Teologicznej w Krakowie to kolejny skok na kasę z wykorzystaniem pamięci Jana Pawła II. Usłyszał Pan kiedyś od kolegów: „Słuchaj, stary, zagalopowałeś się!”? – Oczywiście, że słyszę tego typu wypowiedzi, ale są to uwagi
dzieci. IPN to instytucja, która powstała wyłącznie do realizacji bieżących celów politycznych, tzn. gry teczkami, i dlatego jak najszybciej powinna zakończyć działalność. – Po co tracić czas, pieniądze i energię na nowelizowanie kodeksu karnego w zakresie komunistycznej symboliki? Martwego zapisu, którego pewnie nikt nie będzie przestrzegał, chyba że już nigdy do Polski nie zaprosimy Chóru Aleksandrowa ze względu na czerwoną gwiazdę w logo... – Trudno się oprzeć wrażeniu, że jest grupa posłów, skupiona
– Pierwszym krokiem mogłoby być odkrzyżowanie publicznych instytucji... – Cieszę się, że ta dyskusja została wywołana, ale uważam, że obecnością krzyża w instytucjach publicznych powinien zająć się sam Kościół. Mam wrażenie, że w większości miejsc, w których ten symbol wisi, jest profanowany. Ustawa nic w tej sprawie nie wniesie. Nie da się tu niczego zmienić metodą nakazów i zakazów. Sądzę, że znacznie bardziej bolesne dla Kościoła byłoby skuteczne odcięcie go od publicznych środków. – Potrzeba dużej odwagi, żeby być głosem laickiego społeczeństwa? – W naszych warunkach tak. Nie spotkały mnie jak dotąd żadne szykany z tego powodu, ale ja zawsze podkreślam, że nie walczę z Kościołem jako związkiem wyznaniowym. Ja walczę z pazernością Kościoła katolickiego, chyba jedynej instytucji, którą ominął kryzys finansowy.
rzucane w kuluarach. Pozwalam sobie na taką zuchwałość, ponieważ wiem, że to, co mówię, jest prawdą. Biorę pełną odpowiedzialność za każde słowo wygłoszone z trybuny sejmowej. Poza tym jestem przekonany, że 90 proc. posłów myśli podobnie jak ja, tylko nie każdy może lub chce się do tego przyznać. Pamiętajmy, że stawką jest poparcie Kościoła w kolejnych wyborach. – To jakim cudem Pan wygrał wybory?! – Najwyraźniej na mnie głosowały osoby, dla których głos Kościoła ma drugorzędne znaczenie. To optymistyczne. – Jest jeszcze jedna instytucja, którą chętnie odciąłby Pan od publicznych pieniędzy... – Instytut Pamięci Narodowej, który w tym roku będzie nas kosztował 270 mln zł. A ja nie rozumiem, co wynika z nieustannego grzebania się w przeszłości. Trudnej przeszłości, ale przecież ludzie w niej żyli, pracowali i wychowywali
głównie wokół PiS-u, którym zdrowy rozsądek odebrała ślepa nienawiść do poprzedniego systemu. Nie mają pomysłu na coś konstruktywnego, na przyszłość. Cały czas chcą się mścić na duchach historii. Wnioskodawca jest pewnie dumny z tego, że taki zapis wprowadził, ale trzeba powiedzieć wprost – jest on absurdalny i nierealny, bo przecież nikt nie będzie karał właściciela koszulki z sierpem i młotem dwoma latami pozbawienia wolności ani wyburzał tysiąca szkół, które powstały na tysiąclecie Państwa Polskiego. Jest już wniosek SLD do Trybunału Konstytucyjnego z tytułu niezgodności tego zapisu z konstytucją. Obecnie zbieramy pod nim podpisy. – Niestety, często trudno się oprzeć wrażeniu, że politycy mocno zaniżają loty. – Wielu stało się aktorami. Dla nich nie liczy się sprawa, merytoryczna dyskusja. Liczą się aktorskie popisy.
9
– Być może to jedyna szansa na zaistnienie. – Prawdziwa praca odbywa się w komisjach sejmowych, chociaż opinia społeczna na ogół nie wie, co tam się dzieje. A sala sejmowa, mam takie odczucie, przestała być miejscem pracy. Stała się sceną cyrkową. 70 procent spraw, którymi zajmuje się polski Sejm, to są sprawy trzeciorzędne. Takie, które w żaden sposób nie przekładają się na jakość życia obywateli. – Tego Pan oczekiwał, przekraczając progi gmachu na Wiejskiej? – Bywam rozczarowany. Inaczej sobie wyobrażałem pracę w Sejmie. Poseł, bez względu na to jak ważny, w pojedynkę nic nie może. Sam o niczym nie decyduje. Można analizować problemy, zwracać na nie uwagę, zabiegać o różne sprawy, ale do osiągnięcia sukcesu potrzebna jest większość. A rzeczywistość jest taka, że nawet jeśli pojawia się dobry pomysł ze strony opozycji, to najpierw przeleży u marszałka kilka miesięcy, później trafia do spiżarni, jaką jest komisja sejmowa, a jeśli jest politycznie niewygodny – ląduje w podkomisji, gdzie znika nawet na cztery lata i nie ma szans, żeby ujrzał światło dzienne. Być może Sojusz ma takie poparcie społeczne, bo o wielu inicjatywach nasi wyborcy po prostu nie wiedzą. – Teraz jest szansa to zmienić... – Klub Parlamentarny Lewicy zgłosił w tej kadencji ponad 60 projektów ustaw, dotyczących m.in. pomocy społecznej, oświaty czy podniesienia płacy minimalnej. Wszystkie oprócz jednego leżą u marszałka Bronisława Komorowskiego, a jednocześnie ktoś inny z naszych pomysłów korzysta. I to boli. Ale takie są zasady gry. Nasz projekt ustawy dotyczący abolicji podatkowej – nieznacznie zmieniony – został wniesiony przez posłów PO. Ponad rok temu złożyliśmy projekt ustawy o zniesieniu podatku VAT na SMS-y charytatywne. Bez echa. Minął rok. Ten sam projekt niecały miesiąc temu zgłosili politycy PO. I tak dalej... – Polityczne plany Sławomira Kopycińskiego na najbliższą przyszłość to... – Najważniejszym wyzwaniem są dla mnie zbliżające się wybory samorządowe. Chciałbym wyrwać województwo świętokrzyskie ze szponów PiS-u. Dziś wszystkie publiczne instytucje, z polskim radiem i TVP Kielce, są jednoosobowo zarządzane przez Przemysława Gosiewskiego. Zamierzam też uświadomić ludziom, że nie muszą wybierać między prawicą a prawicą. Jest alternatywa. – Czego Panu życzyć? – Wytrwałości, no i tego, żebym się nie zniechęcił. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
10
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
POD PARAGRAFEM
Korepetycje dla rządu Prawica liberalna oraz narodowo-katolicka zawarły sojusz na rzecz dyskryminacji. Dzięki niemu Polska jest jedynym państwem Unii Europejskiej, które nie wdrożyło czterech prostych dyrektyw w sprawie równego traktowania. Wspólnoty europejskie od wielu lat są światowym liderem, jeżeli chodzi o tak zwaną politykę antydyskryminacyjną. W słownikach politologicznych znajdziemy taką jej definicję: „Są to celowe i zaplanowane działania władz publicznych prowadzące do zapewnienia uczestnictwa w życiu zawodowym, społecznym i politycznym obywatelom wykluczanym z powodu płci, rasy, wyznania, światopoglądu, orientacji seksualnej, niepełnosprawności. Jej elementem jest także wprowadzanie jasnych, przejrzystych reguł dostępu do zawodów medycznych i prawniczych, zwalczanie wszelkich form wymuszania określonych zachowań (na przykład konieczności udziału w nabożeństwach religijnych), ułatwienia w łączeniu pracy zawodowej i opieki nad dziećmi”. Wszystko po to, aby obywatele UE we własnym kraju czuli się współgospodarzami. Zdaniem Krzysztofa Śmiszka, wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego oraz szefa działu prawnego Kampanii przeciw Homofobii, „polskie rządy od początku transformacji nałożony na nie konstytucyjny obowiązek
zwalczania dyskryminacji przez państwo traktują z przymrużeniem oka”. Dowodem na to są losy trzech prostych technicznych dyrektyw UE w sprawie zwalczania dyskryminacji. W ferworze dostosowywania polskiego prawa do prawa unijnego kolejni premierzy zapomnieli o właściwym wprowadzeniu: ! dyrektywy 2000/78/WE z dnia 27 listopada 2000 roku, ustanawiającej ogólne warunki ramowe równego traktowania w zakresie zatrudnienia i pracy, zakazującej dyskryminacji z powodu wieku, niepełnosprawności, orientacji seksualnej i religii oraz przekonań. Dodatkowo zgubiła się gdzieś pełna definicja molestowania seksualnego. Warto także zwrócić uwagę, że ustawy regulujące dostęp do zawodów prawniczych nie gwarantują równości i pozwalają na dyskryminację kandydatów z najróżniejszych powodów; ! dyrektywy Rady 2000/78/WE z dnia 27 listopada 2000 r., ustanawiającej ogólne warunki ramowe równego traktowania w zakresie zatrudnienia i pracy; ! dyrektywy Rady 2004/113/WE z dnia 13 grudnia 2004 r., wprowadzającej w życie zasadę równego
ieszkańcy województwa dolnośląskiego obserwują od ponad roku prawdziwy cud. Otóż ich wojewoda nie boi się gniewu biskupów i uchyla uchwały w sprawie przyjęcia przez miasta katolickich patronów. Im gorzej sobie radzili samorządowcy z realizacją ustawowych obowiązków (oświata, pomoc społeczna, budowa dróg), tym chętniej urządzali przedstawienia związane z wyznaczaniem przez biskupa świętego patrona dla ich wspólnoty. Po wpłaceniu odpowiedniej ofiary na rzecz kurii czy przekazaniu za darmo cennych działek radni przyjmowali uchwałę w sprawie ustanowienia patrona miasta (gminy), a wojewodowie, czy to z prawicy, czy to z lewicy, nie protestowali, jeżeli tego faktu nie wpisywano do statutu danej jednostki samorządu. Podobne imprezy urządzano zazwyczaj w okolicy wyborów. Protestujących przeciwko temu określano mianem ekstremistów, lewaków, wrogów
M
traktowania mężczyzn i kobiet w zakresie dostępu do towarów i usług oraz dostarczania towarów i usług. To polskie lewactwo nie podoba się Komisji Europejskiej, która od 2006 roku na początku delikatnie, a potem coraz ostrzej domagała się wyjaśnień. Odpowiedź sygnowana przez trzech kolejnych premierów zawsze była taka sama: dyrektywy są wdrożone, dyskryminacji w Polsce nie ma. Przeczą temu raporty niezależnych organizacji pozarządowych i międzynarodowych. Eksperci zwracają uwagę między innymi na następujące działania władz – bezprawne w świetle prawa krajowego oraz międzynarodowego: ! zezwolenie na przymuszanie nauczycieli szkół publicznych do udziału w katolickich nabożeństwach i mszach świętych pod pozorem opieki nad uczniami w trakcie rekolekcji; zgodnie z obowiązującym prawem za ich przebieg oraz bezpieczeństwo małolatów powinien odpowiadać wyłącznie katecheta; ! wymuszanie na pracownikach urzędów państwowych, samorządowych, policji, straży pożarnej, straży granicznej składania ślubowania w formie religijnej. Przyjęcie przysięgi jest zazwyczaj częścią mszy; ! wyznaczanie państwowych egzaminów lekarskich oraz dopuszczających do zawodów prawniczych w dni świąteczne dla wiernych mniejszościowych Kościołów i związków
Kościoła i... państwa. Zjawisko to dotknęło także samorządy w województwie dolnośląskim. Tam jednak dobra passa klerykałów skończyła się jesienią 2007 roku. Wtedy to obowiązki wojewody objął Rafał Jurkowlaniec
wyznaniowych. Minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski (senator PO) na nasze pytanie w tej sprawie odpowiedział, że nie ma zamiaru zmieniać ustalonych zasad; ! wymuszanie przez dyrekcje wielu przedszkoli i szkół publicznych (za wiedzą i zgodą władz samorządowych oraz kuratorów oświaty) oświadczeń od rodziców rezygnujących z katechezy swych dzieci (według prawa, to udział w katechezie wymaga pisemnego oświadczenia rodziców); dane te są następnie przekazywane miejscowym proboszczom katolickim; ! nadanie duchownym katolickim prawa do spisywania innowierców oraz osób niewierzących zamieszkujących na terenie danej parafii; ! wymuszanie udziału w praktykach religijnych pacjentów publicznych szpitali oraz praktyczne dopuszczenie duchownych do tajemnicy lekarskiej; ! zezwolenie od 2004 roku na przeglądanie dokumentacji medycznej przez sąd kościelny – bez wiedzy osób zainteresowanych; ! zezwolenie, aby obiekty publiczne (nowo budowane dworce kolejowe, autobusowe, szkoły, biblioteki, urzędy) oraz budynki mieszkalne były niedostępne dla osób niepełnosprawnych (brak najprostszych podjazdów, szerokich drzwi, wind); ! dyskryminacja związków homoseksualnych w zakresie udzielania informacji o stanie zdrowia partnera, podejmowania decyzji o zastosowaniu określonej terapii, adopcji dzieci, prawa najmu mieszkania komunalnego po śmierci jednego z partnerów (por. tekst na str 11, „Rysa na betonie”); ! brak reakcji na szerzącą się mowę nienawiści skierowaną przeciw lesbijkom, gejom, Żydom i wszelkim innym mniejszościom; ! przerzucenie (wbrew przepisom dyrektywy UE) pełnej odpowiedzialności za mobbing na pracodawców; ! przyjęcie niekompletnych i wewnętrznie niespójnych, a przez
że ich zadaniem jest zaspokajanie zbiorowych potrzeb mieszkańców w zakresie zadań publicznych. Nie są nimi zdaniem wojewody dolnośląskiego „potrzeby niektórych tylko mieszkańców gminy”. Uważa, że ustanawianie
Nielegalni patroni – politolog z wykształcenia, dziennikarz radiowy i urzędnik samorządowy z zawodu. Nie boi się uchylać uchwał rad miasta w sprawie ustanowienia świętych katolickich ich patronami. Nasi Czytelnicy z regionu mówią o wojewodzie jako politycznym samobójcy, gdyż w rozstrzygnięciach nadzorczych wyżej niż przyjaźń z klerem stawia Konstytucję RP. Twierdzi przy tym, że organy władzy publicznej mogą działać wyłącznie w granicach i na podstawie prawa. Informuje przy tym radnych,
katolickiego świętego patronem miasta ani nie służy ani zaspokojeniu potrzeb ogółu jego mieszkańców, ani nie należy do zadań gminy. Wojewoda upiera się przy tym, że organizacja kultu religijnego (a jest nią ustanawianie patronów) to wyłączna sprawa Kościoła rzymskokatolickiego. No... proszę państwa! Od kiedy to w RParafialnej organizacja katolickiego kultu religijnego nie jest sprawą państwową?! O wysokim stopniu bezczelności przedstawiciela rządu w województwie
to martwych, regulacji dotyczących molestowania. Polska jako jedyny kraj Unii nie ma także systemu pomocy osobom dotkniętym dyskryminacją. Szkoła publiczna uczy nietolerancji zamiast współpracy z każdym. Warto przy tym zwrócić uwagę na bardzo niepokojący wynik sondażu przeprowadzonego jesienią 2008 roku przez rządową fundację Centrum Badania Opinii Społecznej. Na pytanie, czy Polacy wrogo traktują osoby homoseksualne, ponad 66 procent przepytanych odpowiedziało twierdząco. Co ciekawe, takie same odpowiedzi padły w sondażu przeprowadzonym przez CBOS jesienią 1988 roku. Jeszcze bardziej groźne jest to, że ponad 1/5 pytanych w 2008 roku domagała się od władz... walki z gejami i lesbijkami. Warto przy tym zwrócić uwagę, że prawo od wieków pełniło rolę wychowawczą w społeczeństwie. To ono wskazuje, co jest dopuszczalne, a co nie. Brak regulacji jest rajem dla homofobów i piewców agresji. W takiej Rumunii, Bułgarii, Słowenii czy Chorwacji z trudem można znaleźć polityka posługującego się publicznie mową nienawiści. W Polsce używa jej nawet wicemarszałek sejmu Stefan Niesiołowski z PO. Domagał się on wprowadzenia w trybie pilnym ustawowego odbierania osobom homoseksualnym ich biologicznych dzieci, jeśli „sprowadzają drugiego homoseksualistę i ich dom jest miejscem permanentnego zgorszenia”. Polskie tłumaczenie czterech dyrektyw UE jest od 6 lat powszechnie dostępne. Ile jeszcze procesów przed sądami międzynarodowymi w Strasburgu i Luksemburgu musi przegrać Polska, aby rząd wziął się do pracy? A może strach przed biskupami jest silniejszy? 27 organizacji społecznych z Koalicji na rzecz równych szans od ponad miesiąca czeka na wyznaczenie przez premiera Donalda Tuska terminu spotkania. Ciekawe czy się doczekają? MiC
dolnośląskim może świadczyć zlekceważenie przez niego uzasadnień uchylonych uchwał. Radni rozbrajająco wyjaśnili w nich, że wykonywali w ten sposób wnioski (czytaj polecenia) rad parafialnych, zespołów Caritasu i Kół Różańcowych. Nie możemy zapomnieć, że wojewoda dolnośląski pozbawił przy tym biskupa świdnickiego Ignacego Deca przyjemności odebrania hołdów od władz Bystrzycy Kłodzkiej (która dostała się pod opiekę świętego Floriana) oraz Dusznik-Zdroju (dostały za nadzorcę świętego Piotra), a ordynariuszowi legnickiemu Stefanowi Cichemu zabrał możliwość pouczania burmistrza Nowogrodźca (którego radni oddali się pod opiekę świętej Jadwigi Śląskiej). Ciekawe, co sprawia, że innym wojewodom brakuje ja... kiejkolwiek odwagi i nie uchylają podobnych bzdurnych uchwał w sprawie świętych patronów miast? MiC
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
11
Mowa nienawiści Miażdżąca krytyka katolickiego duchownego i katolickiej gazety. Za mowę nienawiści, poniżanie oraz obrażanie innych. Bo chrześcijaninowi – jak poucza sąd – tak po prostu nie wypada... Choć od kilku lat chodzi od sądu do sądu, sił jej nie zabraknie. Mówi, że skoro ta druga strona ma tyle energii, by obrażać kobiety i szkalować ich dobre imię, jej werwy do działania na pewno wystarczy. Bo „każdy może określić aborcję jak chce, ale nie może nikogo nazywać morderczynią” – mówi oburzona Alicja Tysiąc. – Będą kolejne sądowe procesy. Walczę o prawa swoje i innych kobiet” – dodaje. Piątek 5 marca będzie zapamiętany jako ten, w którym polska kobieta pokonała wielką machinę Kościoła katolickiego. I to w polskim sądzie! Sąd Apelacyjny ostatecznie potwierdził zwycięstwo Alicji Tysiąc w boju toczonym z tygodnikiem „Gość Niedzielny” – jego redaktorem naczelnym ks. Markiem Gancarczykiem i wydawcą – archidiecezją katowicką. Podtrzymał wyrok sądu I instancji, który nakazał przeprosić Tysiąc oraz wypłacić jej 30 tys. zł zadośćuczynienia.
Pozwani muszą przeprosić kobietę dosłownie za „bezprawne porównanie jej do hitlerowskich
zbrodniarzy odpowiedzialnych za morderstwa w obozie Oświęcim-Brzezinka oraz za męczeństwo Żydów w gettach”, używanie języka nienawiści, wyrządzenie jej krzywdy,
ostatnim tygodniu Kościół i środowiska konserwatywne nie mieli szczęścia do wymiaru sprawiedliwości. Sąd Okręgowy w Katowicach upokorzył największy katolicki tygodnik w Polsce, każąc przepraszać Alicję Tysiąc, a Trybunał w Strasburgu wykazał, że ultrapobożna Polska jawnie dyskryminuje część własnych obywateli. W poprzednim numerze wspomnieliśmy kilkoma zdaniami o najnowszym orzeczeniu Trybunału w Strasburgu, który wskazał, że polskie prawo dyskryminuje niektóre formy rodziny. Chodzi w tym przypadku o związki partnerów homoseksualnych. Przed dwunastu laty zakończył się wieloletni związek Piotra Kozaka ze Szczecina. Jego partner zmarł, a pan Piotr został sam w lokalu komunalnym, w którym dotąd razem mieszkali. Problem w tym, że najemcą lokalu był właśnie ten zmarły przyjaciel. Polskie prawo jest tak skonstruowane, że bez najmniejszego problemu najemcą mieszkania po zmarłym zostaje małżonek lub inna osoba pozostająca z dotychczasowym najemcą w trwałym związku. Przepis, który wówczas obowiązywał, osobę mającą prawo do przejęcia lokalu definiował następująco: „(...) osoba ta pozostawała faktycznie we wspólnym pożyciu małżeńskim z najemcą, mieszkając z nim stale do jego śmierci”. Ponieważ małżeństwo jest zdefiniowane w konstytucji jako związek
W
bólu oraz naruszenie dóbr osobistych. To jak na polskie warunki wręcz niesamowite, ale sąd pogroził palcem gorliwym katolikom, w tym księdzu naczelnemu redaktorowi. „Chrześcijaństwo jest religią miłości i taki też winien być język publikacji zamieszczonych w »Gościu Niedzielnym«” – mówiła w uzasadnieniu sędzia Ewa Tkocz. Do tego „żaden światopogląd nie uzasadnia poniżania innych”. O co właściwie poszło? „Gość Niedzielny” nie mógł przeboleć tego, że Alicja Tysiąc do końca walczyła o swoje prawo do aborcji w obliczu utraty zdrowia. Kiedy w Polsce odmówiono jej prawa do usunięcia ciąży, doszła aż do Strasburga. I wygrała. W katolickim tygodniku ukazała się potem seria 10 tekstów, w których autorzy zrobili z niej niedoszłą morderczynię. Ksiądz Gancarczyk pisał o mamie, która dostała nagrodę za to, że bardzo chciała zabić dziecko, ale jej nie pozwolono. „Ludzie ci pozwalają sobie piętnować kogoś za coś, co ewentualnie mogło być. Bo przecież tej aborcji nie było” – mówi dziś Tysiąc. Dla strony kościelnej wyroki sądów obu instancji to hańba. Zaskakujące? Nie. Ale że jest poważnie
kobiety i mężczyzny, Urząd Miejski w Szczecinie oraz dwa tamtejsze sądy uznali, że „faktyczne wspólne pożycie małżeńskie” nie dotyczy związku pana Piotra. Innymi słowy, orzekły, że konkubinat, w którym żył pan Piotr, nie jest konkubinatem. Brzmi to, trzeba przyznać, mocno idiotycznie. Od tamtej pory co prawda prawo uległo zmianie, bo w 2001 roku wyrzucono z definicji słowo „małżeńskim”, ale sądy i tak
wstrząśnięta, nie wątpimy. To przecież wciąż u nas szok, że kobieta wygrywa w sprawie tak prestiżowej dla Kościoła. I pokonuje duchownych polskim prawem. Archidiecezja katowicka próbuje chwytać się ostatniej deski ratunku i rozważa skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. Bo jej wystąpienie do Strasburga (co kilka miesięcy temu rozważano) raczej nie wchodzi w grę... Ciekawe, co powiedzieliby sędziowie, wiedząc, że w tekstach katolickiej gazety zostali zestawieni z nazistami! Ks. Gancarczyk ubolewał, że sąd zakazał mu nazywać aborcję „zabijaniem człowieka”, a abp Damian Zimoń wręcz groził, że środowiska aborcyjne chcą „doprowadzić do nowych ustaleń prawnych w Polsce!”. Najbardziej lamentował abp Józef Michalik: „Nie możemy milczeć, gdy o prawo do zabijania dziecka poczętego dobija się po międzynarodowych sądach matka i kiedy
się o pomoc z opieki społecznej, bo pozostaje on w stałym związku z innym mężczyzną, zatem – zdaniem urzędu – ich dochody powinny być sumowane przy obliczaniu średniej potrzebnej do uzyskania pomocy. Więc konkubinat jednopłciowy, jak się nagle okazuje, nie tylko istnieje, ale także może być potraktowany jako pretekst do nieprzyznania komuś jakiejś formy pomocy. Zatem przepisy polskie mogą być używane jak pałka do lania
Rysa na betonie interpretują ten zapis w takim duchu, że wdowcy/wdowy po partnerach tej samej płci nie mają automatycznego prawa do zgody na podpisanie umowy najemnej. Sąd Najwyższy w wyrokach z 2002 i 2009 r. uznał bowiem, że owo „wspólne pożycie” (teraz już niby niemałżeńskie) może i tak dotyczyć tylko związku mężczyzny i kobiety. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze pewien pikantny aspekt całej sprawy. Kiedy polskie urzędy chcą komuś coś zabrać (np. prawo do mieszkania), to nie uznają związków jednopłciowych, natomiast jeśli chcą komuś czegoś odmówić, to... uznają istnienie takich związków. W 2008 roku Urząd Miejski w Chorzowie odmówił zasiłku mężczyźnie ubiegającemu
po łbie partnerów jednopłciowych z rozmaitych stron. Trybunał w Strasburgu zwrócił uwagę władz polskich na fakt, że mają prawo do ochrony tradycyjnej rodziny, ale nie w sposób, który będzie narażał na szwank interesy osób żyjących w innych formach życia rodzinnego. Wprawdzie wyrok w Strasburgu dotyczy tylko sprawy pana Piotra, ale musi być brany pod uwagę przez Polskę przy stanowieniu prawa. Ponadto wiadomo już, że podobnym wyrokiem zakończy się każda podobna sprawa przedłożona w Strasburgu przez mieszkańca któregoś z krajów należących do Rady Europy. Wyrok trybunału ze wściekłością został przyjęty przez środowiska kościelne, które
za nazwanie zabójstwa niewinnego, bezbronnego dziecka morderstwem karze się redaktora katolickiego pisma”. Alicja Tysiąc i wspierające ją działaczki organizacji kobiecych po tym wyroku nie mają wątpliwości, że proces ważnych zmian już się rozpoczął. Zarówno dla nich samych, jak i dla rzeszy antyklerykałów idą nowe, lepsze czasy. „To walka polityczna. Chodzi o kształt Unii Europejskiej – czy będzie poddana fundamentalistom religijnym, czy będzie świecka. We Włoszech, w Hiszpanii, w Portugalii trwa walka i Europejczycy przyglądają się temu, co dzieje się w Polsce” – mówi Monika Karbowska, działaczka Europejskiej Inicjatywy Feministycznej i RACJI Polskiej Lewicy. Kościół w większości państw Unii już dawno przegrał. Wcześniej czy później przegra i w Polsce. DANIEL PTASZEK Fot. S.M.
z przyczyn dogmatycznych są zainteresowane dyskryminowaniem określonych grup społecznych. I tak dziennik „Rzeczpospolita”, który słynie z prowadzenia wieloletniej kampanii zohydzania homoseksualistów, użył takich tytułów w tekstach o wyroku: „Homoseksualista wygrał z Polską”, „Strasburg: gej wygrał z Polską”, „Tylko gejowska propaganda”. Chodzi o stworzenie wrażenia, że geje są kimś obcym w stosunku do Polski, kimś, kto do Polski jest nastawiony negatywnie, wrogo i na dodatek chce jej kosztem coś dla siebie „wygrać”. Jest to stary zabieg propagandowy. Podobnie jak próba bagatelizowania całej sprawy i sugerowania, że wyrok jest „podyktowany względami ideologicznymi” i stanowi „tylko propagandę gejowską”. Dziwnie mi się kojarzy ta wszechobecna rzekomo „propaganda gejowska” z ulubionym dawniej przez polską prawicę „spiskiem żydowskim”. Charakterystyczna jest tu też wypowiedź Tomasza Terlikowskiego, głównego ideologa wojny środowisk katolickich z homoseksualistami: „(...) niestety trybunał włączył się w sądokrację, której celem jest zbudowanie nowego człowieka i przekonanie, że dwaj mężczyźni to małżeństwo”. W każdym razie cieszyć się można, że w litym betonie, jakim zalała Polskę katokonserwa, pojawiają się rysy i pęknięcia, których zastraszaniem, wodą święconą ani egzorcyzmami nie da się już zaklajstrować. MAREK KRAK
12
PRZEMILCZANA HISTORIA
Ocalone od zapomnienia Zamiast zajmować się sporem Kaczyńskiego z Tuskiem o entourage wyjazdu do Katynia oraz propagandowymi bredniami PiS o konieczności ukarania sprawców mordu sprzed 70 lat, po prostu popatrzmy... O Katyniu świat dowiedział się w kwietniu 1943 r., gdy w pobliżu położonej na Smoleńszczyźnie wsi (terytorium okupowane wówczas przez Niemców) ujawniono zbiorowe groby, a przeprowadzona pod okiem międzynarodowej komisji ekshumacja wykazała, że pochowano w nich polskich jeńców wojennych zamordowanych 3 lata wcześniej przez NKWD. Dzisiaj o Katyniu wiemy już niemal wszystko, choć PiS i IPN nie ustaną w rozgrzebywaniu tych głębokich ran, aby zaszkodzić naszym relacjom z Rosją. W Polsce pierwsza informacja o odkryciu pod Smoleńskiem masowych grobów oraz ustaleniu tożsamości niektórych ofiar została
opublikowana 15 kwietnia 1943 r. na łamach gazety „Goniec Krakowski”, jednej z największych pod względem nakładu i zasięgu (obok „Nowego Kuriera Warszawskiego”) tzw. gadzinówek wydawanych na obszarze Generalnego Gubernatorstwa. Mimo ewidentnie kolaboracyjnej linii programowej i nieustannego propagowania niemieckich „sukcesów” na frontach II wojny światowej pismo rozchodziło się jak ciepłe bułeczki, dostarczając ważnych dla codziennego życia informacji (decyzje władz okupacyjnych, wydarzenia towarzyskie, ogłoszenia prywatne, nekrologi itp.). Choć „Goniec Krakowski” ma obecnie rangę „białego kruka”, zaś w antykwariatach można nabyć co najwyżej pojedyncze egzemplarze oryginałów gazety, dziennikarze „FiM” zdobyli jej kompletne roczniki obejmujące m.in. pierwsze doniesienia o Katyniu oraz systematycznie uzupełnianą w toku ekshumacji listę spoczywających tam naszych rodaków. Przy wielu nazwiskach widnieje spis znalezionych w kieszeniach ofiar przedmiotów (fotografie, listy, kartki pocztowe, recepty, notatki), przy niektórych jest tylko numer. Po prostu popatrzmy... ANNA TARCZYŃSKA
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Bez ujarzmienia zapędów duchownych i bez rzeczywistej świeckości nie będzie normalności. Nie będzie praw kobiet, równouprawnienia i wolności. Uczestniczki dorocznej Manify już o tym wiedzą. Co roku jesteśmy na wielkiej, warszawskiej Manifie. I co roku bardziej przecieramy oczy ze zdumienia, widząc, jak bardzo staje się ona antyklerykalna. Bez świeckości państwa nie będzie równouprawnienia i respektowania godności kobiet. Wie o tym coraz więcej pań, nie tylko tych, które wychodzą na ulice wykrzyczeć: „Biskupie, ródź sobie sam!”. To była 11 Wielka Manifa. Jej uczestniczki i coraz liczniej pojawiający się panowie uczestnicy przeszli sprzed Pałacu Kultury i Nauki pod Sejm. Postulaty nie zmieniają się od lat. Legalizacja aborcji, prawo do in vitro, edukacja seksualna, związki partnerskie – to te światopoglądowe. Równie ważne są te społeczne, jak sprawna i powszechna opieka zdrowotna, żłobki, przedszkola, walka z przemocą domową czy równość rodziców. A co z ekonomią? Badanie wynagrodzeń szokuje: w 2009 roku w Polsce kobiety zarabiały średnio o 30 proc. mniej niż mężczyźni. Są częściej zwalniane, z założenia mają niższe emerytury, często pod pretekstem kryzysu w ogóle nie dostają pensji. W tym roku gorący stał się problem pielęgniarek, które w wielu polskich szpitalach dostają głodowe
Biskupie, ródź sobie sam pensje, a za próby protestów są represjonowane. I najważniejszy dla antyklerykałów postulat Manify – „Żądamy respektowania świeckości państwa i zakazu finansowania przez państwo związków wyznaniowych”. Ale Manifa była też świętem. Świętowano triumf Alicji Tysiąc nad „Gościem Niedzielnym” i daleko posunięte prace sejmowe nad parytetem w wyborach. I tu przecież wiele jest do zrobienia – w Sejmie mamy zaledwie ok. 20 proc. kobiet, a w Senacie – ok. 8 proc. Nie każdego parytet przekonuje, ale praktyka pokazuje, że tam, gdzie więcej kobiet, tam (wyłączając pewne rozgłośnie radiowe i kółka różańcowe) więcej normalności i świeckości... Gościem honorowym była Jolanta Kwaśniewska. „Bądźmy solidarne nie tylko 8 marca,
bądźmy razem przez 365 dni w roku” – apelowała była prezydentowa. Ale nas bardziej zaskoczyła obecność innego polityka. Po raz pierwszy na Manifie pojawiła się Jolanta Fedak. Minister pracy i polityki społecznej przyznała, że solidaryzuje się z kobietami, które walczą o swoje pensje i miejsce w polityce. A co z innymi politykami? Obecność kandydata na prezydenta Jerzego Szmajdzińskiego może cieszyć, choć – co tu dużo ukrywać – bardziej skojarzyło się to z przedwyborczym lansem. Manifa przeszła ulicami stolicy w przeddzień Międzynarodowego Dnia Kobiet. W tym roku przypada setna rocznica ustanowienia święta. W 1909 roku kilkanaście tysięcy pracownic fabryki tekstylnej w Nowym Jorku zastrajkowało w walce o swoje prawa pracownicze i wyborcze. Protest stał się symbolem walki kobiet o ich prawa. Międzynarodowy Dzień Kobiet – jako święto – został proklamowany w Kopenhadze w roku 1910, Wzięły w nim udział delegatki z 17 krajów. DANIEL PTASZEK Fot. MaHus
13
14
ZE ŚWIATA
Ludożercy – Na czym polega problem z kanibalizmem wśród tutejszych plemion? – Same tereny rezerwatów na granicy Kenii i Tanzanii zamieszkane są przez ponad 30 różnych plemion, a większość z nich żyje w głębokim ukryciu. W głębi kraju, w samej Tanzanii, jest ich być może nawet 200. Problem z kanibalami jest taki, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat, a szczególnie w ostatnim roku, bardzo wzrosła liczba porwań. Właściwie tylko członkowie plemion Masajów, Hadzabe czy Datoq utrzymują kontakt z cywilizowanym światem, reszta trzyma się z dala od obcych, więc wiele napadów i porwań w ogóle nigdy nie wychodzi na jaw. – Jakie plemiona są odpowiedzialne za te porwania?
Rozmowa z Mwanajumą Mwatemee, członkiem plemienia Masajów zamieszkujących wioskę na pograniczu Kenii i Tanzanii, na temat odradzającego się w tamtych częściach świata kanibalizmu. – To właśnie największy problem. Ci ludzie nie przynależą do konkretnego plemienia, raczej są członkami różnych plemion, które w pewnych okresach spotykają się w celu praktykowania kanibalizmu. Każdy tutaj zna zabobony w stylu tego, że zjedzenie serca dziecka przedłuża życie. To historie stare jak świat. Niestety, w ostatnich latach coraz więcej osób wraca do tych ciemnych tradycji. – Czyli nie ma żadnego konkretnego miejsca, konkretnej wioski zamieszkanej przez ludożerców?
– Nie i to bardzo utrudnia znalezienie porywaczy, im samym ułatwia zaś znalezienie ofiar. Podczas tegorocznej pory suchej trzech mężczyzn z naszej wioski udało się 300 km stąd w poszukiwaniu specjalnego drewna, które jest nam niezbędne do rozpalania ognia. Nigdy nie powrócili. Właśnie takie osoby porywane są przez grupy ludożerców. Dzieci natomiast porywane są w miejscach, w których jest dużo drapieżników. Wina spada na zwierzęta. Z kości dzieci oraz kobiet robi się talizmany, mające zapewnić płodność
oraz odstraszać na przykład lwy. Powszechna jest wiara, że zjedzenie serca dorosłego daje wielką, nadludzką siłę, zaś spożywanie mózgu czyni człowieka mądrym. – Co dzieje się z ofiarami porwanymi przez kanibali? – Zwykle jedna zostaje pożarta przez samych porywaczy. Jeśli jest ich więcej, są zabijane przez czarownika w celu użycia ich mięsa i krwi oraz kości w rytuałach, na przykład inicjacyjnych. Resztki zwykle są składane w ofierze mniej ważnym bogom. Aby zdobyć łaskę bóstwa o większej mocy, ofiara musi zostać spożyta
w całości przez większą grupę, w specjalnie przygotowanej jaskini. – Jakie działania podjęły władze w walce z kanibalizmem? – Władze mogą działać tylko wtedy, gdy w środowisku plemiennym strach oraz potępienie praktyki kanibalizmu są wystarczająco duże. Obecnie zbyt wiele osób nadal wierzy w skuteczność tych praktyk, więc władze są bezsilne. Poza tym wśród wielu znanych polityków w Tanzanii czy Kenii są też osoby oskarżone o kanibalizm, tak więc, jak pan widzi, to skomplikowany problem. BS
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r. Bardzo możliwe, że w momencie, gdy czytacie ten tekst, jakiemuś dziecku przepiłowywana jest główka, inne płonie na stosie, jeszcze kolejnemu ktoś podrzyna gardło albo gotuje we wrzątku. Dlaczego? Bo zamieszkał w nich diabeł! Mówi się, że dzięki przepływowi informacji świat stał się globalną wioską. Jeśli tak, to nasza chata jest na skraju tej wsi. Niektóre bowiem wiadomości jakoś dziwnie nas omijają. Pewnie ktoś dba o to, by nie gwałcić czystych, katolickich sumień Prawdziwych Polaków. Ale inne chaty – inne kraje – wobec informacji płynących z Afryki zamarły ze zgrozy. Oniemiały po doniesieniach opublikowanych przez światowe agencje i tytuły – The Associated Press, „Los Angeles Times”, „New York Times”, „The Washington Post” i wiele innych. Czego dotyczą newsy, które wstrząsnęły światem? Oto na Czarnym Lądzie trwa zakrojone na gigantyczną skalę polowanie na osoby, w których zagnieździł się szatan. Tak się jednak składa, że demon nie gustuje w dorosłych silnych mężczyznach lub kobietach. On podstępnie zakrada się w dusze i ciała kilkuletnich, bezbronnych dzieci. A diabła, tak jak wirusa ebola, można zabić tylko wraz z jego nosicielem! Ktoś, kto w tym kontekście usłyszy słowo „Afryka”, natychmiast gotów jest mniemać, że chodzi o jakieś animistyczne wierzenia i potworne praktyki szamańskie. Ale prawda jest inna i jeszcze bardziej przerażająca: polowania na dzieci, w których zagnieździł się Zły, prowadzą różne Kościoły chrześcijańskie: ewangelickie, katolickie oraz rozmaite sekty quasi-chrystusowe. Cel mają jednak wspólny: zdemaskować diabła, wytropić, złapać, zabić, wcześniej torturując. Oczywiście „diabła”, nie dziecko. W ciągu kilku ostatnich lat tylko w samej Nigerii – jednym z najbardziej cywilizowanych państw Afryki – o kontakty z diabłem chrześcijańscy duchowni oskarżyli ponad 15 tysięcy dzieci, w wyniku czego co najmniej 2 tysiące bestialsko zamordowano. Miejscowy obyczaj, a raczej niepisane prawo, stanowi, że przy każdej egzekucji musi być obecny miejscowy pastor lub ksiądz. A przecież oprócz Nigerii podobne praktyki stosowane są w Ugandzie, Kongu, Angoli, Etiopii, Rwandzie i kilkunastu innych krajach czarnej Afryki. Dlaczego właśnie tam? Otóż w Afryce jest obecnie więcej rozmaitych kościołów i sekt niż banków,
Dzieci diabła szkół i szpitali razem wziętych. Wszystkie one konkurują ze sobą o wiernych, a największy poklask i uznanie wzbudza bezkompromisowość w zwalczaniu odwiecznego wroga Jezusa – Antychrysta. Na przykład Mount Zion Lighthouse – najszybciej rosnący Kościół w Nigerii – ma ponad 30 milionów wyznawców. To on właśnie przoduje w tropieniu i uśmiercaniu „diabelskich dzieci”. Obrzęd odnajdywania diabła i wypędzania go wraz z życiem dziecka jest wielkim, przyciągającym tłumy widowiskiem, coś jak u nas koncert rockowej gwiazdy. A teraz garść przytaczanych przez światowe media relacji z afrykańskich śmiertelnych egzorcyzmów. Ostrzegamy, że ta część artykułu przeznaczona jest tylko dla osób o mocnych nerwach. ! ! ! 8-letnia Abigail Eyekand niewątpliwie była czarownicą. Poznano to po fakcie, że lubiła spać – nawet w najbardziej gorące dni – przed chatą, a nie w środku. Niezbity to dowód, że często odwiedzała piekło, więc żar nie był jej straszny. Żar ognia, na którym spłonęła żywcem, pewnie też nie. Dziecko zadenuncjowała jego własna matka. ! ! ! 9-letniego Patryka udało się odbić z rąk oprawców – własnej rodziny i miejscowego księdza. W szpitalu, do którego trafił, nie reagował na żadne bodźce zewnętrzne. Ojciec,
który oskarżył go o konszachty z diabłem, własnoręcznie wlał mu do gardła pół litra kwasu solnego. Dziecka nie udało się uratować. Cóż znaczy wobec tego „niewinne” gaszenie petów na ciałkach polskich kilkulatków?
! ! ! Nwanaokwo Edet miał 10 lat, gdy rodzina nabrała co do niego podejrzeń. Podczas tortur polegających na wyłamywaniu palców ze stawów przyznał się do tego, że jest pomocnikiem diabła. Gardło podcięto mu tylko trochę. Na tyle, żeby szatan zbyt szybko nie opuścił ciała, bo mógłby znaleźć gościnę w innym.
rodziny, kazał Jerry’emu zjeść suchy cement i popić go wodą, diabeł dał za wygraną. I opuścił ciało chłopca. Wraz z jego duszą. ! ! ! Reporter AFP rozmawiał z egzorcystą oprawcą. Na pytanie, dlaczego Jerry musiał umrzeć, usłyszał odpowiedź: „Bo był złym, diabelskim nasieniem”.
! ! ! Jane miała 12 lat, gdy katolicki ksiądz proboszcz znalazł w niej Lucyfera. Dokładnie w głowie dziecka. Żeby szatan poszedł sobie precz, ksiądz przepiłował dziewczynie czaszkę. Za uwolnienie rodziny od diabła matka dziewczynki zapłaciła duchownemu 60 dolarów. Równowartość jej kwartalnych dochodów. ! ! ! Szatan zagnieżdżony w ciele 15-letniej Mary objawiał się w ten sposób, że dziewczynka bez pozwolenia rodziny interesowała się chłopcami. Ale oni nią nie będą – już nigdy. Kubek stężonej sody kaustycznej chluśnięty w twarz na zawsze zamienił buzię dziecka w bezkształtną maskę i – chwała Panu! – skutecznie wypędził Złego. ! ! ! Diabeł, który wstąpił w Jerry’ego, bronił swojego nosiciela ze wszystkich sił. Gdy siedmiolatka pogrzebano żywcem w płytkiej ziemi, a później – po dobie – odkopano, żył nadal! Gwóźdź wbity w jego czaszkę jakimś cudem ominął mózg. Inne gwoździe – powbijane w kolana i łokcie – unieruchomiły dziecko, ale nie zabiły. Dopiero gdy katolicki proboszcz, przy pełnej aprobacie
W Angoli i w Kongu metody wypędzania diabła z dzieci są znacznie „bardziej cywilizowane i humanitarne”. Zabicie opętanego dozwolone jest jedynie w przypadkach beznadziejnych. Zazwyczaj wystarczy, gdy dziecku wyłupi się oczy. Wówczas szatan nie może rzucać uroków tzw. złym spojrzeniem. Praktykowane jest też przebijanie specjalnym szpikulcem uszu wewnętrznych dzieci, co powoduje nieodwracalną utratę słuchu. Diabła. W Rwandzie pastorzy ewangeliccy i księża katoliccy nie lubią widoku krwi, odgłosu jęków i swądu przypiekanych ciał. Gdy już ustali się ponad wszelką wątpliwość, że w ciele dziecka i w jego duszy zagnieździł się diabeł, opętany zostaje przywiązany na noc do drzewa w buszu. Niekiedy szatan nie daje jednak za wygraną i malec jakimś cudem nie staje się kolacją dzikich zwierząt. Następnej nocy zapach krwi płynącej z ponacinanej skóry dziecka ostatecznie ośmiela bestie. W Angoli o dzieci diabeł upomina się już wówczas, gdy mają 3 lata. A nawet mniej. Tu sposobem na ostateczne pozbycie się, a nawet zabicie (!) diabła jest ugotowanie go we wrzątku. Wraz z dzieckiem. Odnajdywane przez policję makabrycznie poparzone, nabrzmiałe ciała malców nie należą do rzadkości. Dobrym sposobem jest też utopienie diabła (wraz z jego ludzką powłoką) w szambie. Taka makabryczna śmierć spotkała 12-letniego Pedra po tym, jak niespodziewanie zmarł jego ojciec. Miejscowy ksiądz oskarżył dziecko o śmiercionośne czary. Torturowany chłopiec przyznał się
15
do wszystkiego. Niestety, nie uratowało mu to życia. Matka 10-letniej Evy z Huambo miała senne koszmary. „To przez złe spojrzenie twojej córki – czarownicy” – postawił diagnozę miejscowy proboszcz. Przy jego i reszty rodziny pomocy dziecko oślepiono. W Luandzie ojciec 12-letniego Momo wstrzyknął synowi do żyły kwas akumulatorowy. Miejscowy pastor rozpoznał w nim bowiem syndrom groźnego opętania. Proboszcz Chrystusowego Kościoła Apostolskiego w Calabar (Nigeria) bardzo się zdenerwował, gdy 5-letnia dziewczynka, z której brzucha specjalną bambusową sondą próbował wyssać demona, chciała go ugryźć w rękę. Zabieg złamania dziecku górnej i dolnej szczęki natychmiast ostudził poczynania szatana. Żeby było straszniej, ów nigeryjski Kościół jest filią Kościoła kalifornijskiego! Po lekturze podobnych makabrycznych opisów u każdego wrażliwego Czytelnika rodzi się samoistny odruch obronny: to straszna, zabobonna, ciemna Afryka, gdzie jeden Bóg zastąpił inne totemiczne bożki, ale prymitywizm religijny i okrucieństwo pozostały te same. Otóż nie do końca. Łowcy nawiedzonych przez diabła dzieci posługują się najnowszymi zdobyczami techniki i percepcji. Przykładem może być Helen Ukpabio – przywódczyni liczącego kilka milionów wiernych Chrystusowego Kościoła Wolności z Calabar. Pani Ukpabio jest autorką wielu książek i filmów DVD (np. dokumentu pt. „Czarownice są prawdziwe”), w których opisuje moc dzieci opętanych przez szatana oraz sposoby zwalczania demonów. Autorka twierdzi, że malcy nierozpoznani i nieuwolnieni w porę od Złego mają zdolność wyciągania z człowieka gałek ocznych. Żywcem! Egzorcystka udzieliła niedawno obszernego wywiadu dziennikarzom AFP. Podczas nagrania na planie towarzyszył jej własny adwokat oraz rejestrująca równolegle obraz i dźwięk prywatna ekipa filmowa. Ostatnia komisja, która poważnie zajęła się makabrycznym problemem torturowania i mordowania dzieci „opętanych przez diabła”, została powołana przez ONZ i wysłana do Afryki w roku 1996. Podczas jej dwuletnich prac ujawniono i opisano około 2 tys. rytualnych morderstw religijnych. Prawdopodobnie tysiące innych już na zawsze pozostaną nieznane. Od tego czasu, według niektórych ekspertów, proceder zwielokrotnił się o setki procent i przybrał znamiona makabrycznej epidemii. Epidemii leczonej w imieniu Boga i przy pomocy szatanów w sutannach. Wygląda jednak na to, że w XXI wieku świat i Kościół ma problemy większe niż diabeł i niż kilkanaście tysięcy dzieci. Ot, na przykład który papież pierwszy zostanie świętym i jak szybko. MAREK SZENBORN
16
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
ZE ŚWIATA
RZĄD ŚLEDZI UFO Kosmici nie czekają na sezon ogórkowy. W sukurs przychodzi im rząd brytyjski: ujawnił właśnie piątą porcję swych archiwów dotyczących UFO.
Aktualna porcja obejmuje dane z lat 1994–2000 i jest największa z dotychczasowych – zawiera aż 6 tys. stron dokumentów. Są to relacje, a zarazem pytania – zwykle bez odpowiedzi. W 1997 roku w Birmingham pewien człowiek ujrzał o 4 rano niebieski, trójkątny pojazd nad swym ogrodem. Psy szczekały, pojazd bezgłośnie zniknął po 3 minutach, pozostawiając białawą substancję na liściach drzew. Ten sam rok: mężczyzna jadący nocą do domu ujrzał „świetlistą tubę” jakby z bardzo jasnej gwiazdy. Przeszedł przez to światło i poczuł się niedobrze, a potem na skórze pojawiła się wysypka. Załoga trawlera ujrzała nad Morzem Północnym okrągły, płaski, świecący obiekt. Po kilku sekundach przepadł. W tym samym czasie dwaj policjanci na brzegu sfilmowali ten obiekt, a radar RAF wykrył coś niezidentyfikowanego w powietrzu. W ciągu półwiecza doniesienia o UFO zmieniły się: w latach 40. i 50. świadkowie opowiadali o dyskach, a teraz mówią o dużych trójkątach. Spora liczba doniesień towarzyszyła... próbom z myśliwcami pionowego startu Harrier; inne „statki kosmitów” zidentyfikowano później jako niewykrywalne przez radary samoloty amerykańskie. Ciekawe są doniesienia pilotów – ludzi fachowych, rzeczowych, nieskłonnych do iluzji i fantazjowania. Ujawnione dokumenty przytaczają kilka takich raportów. Na przykład ten z roku 1995. Kiedy Boeing 737 British Airways zbliżał się do lotniska w Manchester, kapitan i załoga informowali ziemię o dziwnym obiekcie latającym. Inny pilot odrzutowca raportował w roku 1996 białe i czerwone błyski na niebie koło lotniska w Glasgow. TN
AMEN ALBO ŚMIERĆ 16-miesięczny Javon Thompson żyłby, gdyby nie wzbraniał się powiedzieć słowa „amen” na zakończenie modłów przed jedzeniem. Jego matka – Ria Ramkissoon – była członkinią sekty 1 Mind Ministries, kierowanej przez niejaką
Queen Antoinette. To pseudo 41-letniej Murzynki, która robiła za proroka. Nie dostaniesz jeść, póki nie powiesz amen – oświadczyła dziecku „królowa”. Nie wiadomo, czy chłopiec był ateistą od urodzenia i czy w ogóle rozumiał, czego od niego żądano. Nie powiedział amen i został uznany za szatana. No i „szatana” zagłodzono na śmierć przy milczącej zgodzie matki. Kobiety zapakowały zwłoki do walizki, wywiozły do Filadelfii i porzuciły w komórce. Matka była przeświadczona, że uwolnione od złego ducha dziecko lada chwila zmartwychwstanie – zgodnie z przepowiedniami „prorokini”. Queen Antoinette rekrutowała do swej sekty ludzi bez środków do życia, a oferowała im darmowy dach nad głową, wyżywienie i pranie mózgu. Oskarżona o morderstwo liderka sekty nie przyznaje się do winy – twierdzi, że zaordynowała głodówkę, bo „było coś złego z duszą dziecka”. PZ
seksualnych przebywającego tam przyjaciela. Opary rozsiewane przez panią Denise, bełkotliwa wymowa i niepewny krok dodatkowo dały funkcjonariuszom do myślenia. Gdy odpaliła silnik, została aresztowana. Dmuchnęła 2,56 promila, czyli trzy razy więcej, niż wolno mieszkańcom Florydy. Jej niedolę pojmie pan ze stanu Iowa, który zaparkował przed komisariatem i – trzymając się ścian – wszedł do środka, by prosić o potrzebne mu formularze. Formularze wypełniono za niego, ale inne. Niestety, dotyczyły jego... aresztowania. TN
GUMKA NA MIARĘ Do udanego związku para musi być dobrze dopasowana. Dosłownie.
ASPIRYNA NA RAKA
GŁUPOTA PROCENTOWA Głupota jest poważną dolegliwością; jeśli jej skutki spotęguje się alkoholem, konsekwencje bywają dla zainteresowanych bardzo nieprzyjemne. Dla postronnych przeciwnie: niekiedy są zabawne. Dwóm młodzianom z Mesa w Arizonie spożyte piwo zaostrzyło apetyt. Na przeszkodzie jego zaspokojenia stanął brak gotówki. Rada w radę znaleźli sposób: zamówili pizzę i kurze skrzydełka z ostrym sosem. Gdy smakołyki zostały dostarczone na ich osiedle, zamiast uiścić należność, zdzielili dostawcę w głowę kubkiem od kawy, porwali jadło i zbiegli do domu. Nie zdążyli się nawet rozsmakować, gdy u drzwi rozległ się dzwonek: policja. Nakrycie ich nie było trudne – do mieszkania doprowadziły policjantów jak po sznurku ślady lejącego się sosu i gubionych w biegu skrzydełek. Problemów pechowej dwójki z Arizony nikt nie zrozumie lepiej niż Jesus Perez ze Springfield. On także wypił o wiele za dużo, a efekt był taki, że rozwalił na parkingu 6 samochodów. Porzucając myśl o dalszej jeździe, młody człowiek sprytnie odkręcił rejestrację od swego wozu. Nie zapomniał jednak wyjąć z bagażnika skrzynki piwa i to go zgubiło: wymsknęła się z niezbornych rąk i kilka flaszek się rozbiło. Policję do domu Jesusa doprowadził jednoznaczny ślad piwny. Na szczęście prawa jazdy nie straci, bo już mu je zabrano jakiś czas temu. Zresztą w kiciu nie będzie mu potrzebne. Jeśli ktoś wątpi, że trunek wyskokowy jest silnym afrodyzjakiem, to niech zapyta panią Denise Rutledge. Po potężnym przedawkowaniu 45-letnia amazonka z Flagler na Florydzie poczuła nieprzeparty zew libido. Wskoczyła za kierownicę i co koń wyskoczy pomknęła do aresztu, gdzie zaczęła się domagać, by klawisze udostępnili jej w celach
Książka opisuje sprawę kidnapera Wolfganga Priklopila, który przez 8 lat więził Nataschę Kampusch w piwnicy pod Wiedniem. „Przeczytaj, świetnie się czyta” – namawiał. Matka była uparta: „Nie, ja w tym nie gustuję”. Syn wpadł wreszcie w szał, bo doszedł do przekonania, że... Natascha jest jego córką, a rodzicielka robi mu brutalny afront. Zastrzelił ją i za pomocą piły elektrycznej pociął na kawałki. Prokurator domaga się dożywotniej hospitalizacji Norwega w obiekcie bez klamek i z kratami, bo cierpi on na poważną psychozę. Gdy Allan Hall dowiedział się o losie krnąbrnej przeciwniczki jego książki, oświadczył na łamach „Austrian Times”: „Zawsze sądziłem, że to zabójcza książka...”. JF
Eksperci stwierdzają, że źle dopasowane kondomy nie tylko redukują przyjemność z seksu, ale zwiększają ryzyko ciąży i chorób przenoszonych drogą płciową. Badacze z University of Kentucky poddali badaniom kilkuset mężczyzn i okazało się, że źle dopasowana prezerwatywa dwukrotnie zwiększa ryzyko ześliźnięcia się lub pęknięcia w trakcie użytkowania. Standardowe kondomy mogą pasować lub nie, bo wielu użytkowników nie wie, że są one produkowane w wielu rozmiarach i kształtach. W Afryce, gdzie docierają głównie kondomy standardowe, kwestia dopasowania bywa problematyczna. Zdarzają się wypadki podwiązywania prezerwatywy nitką i stosunek kończy się u lekarza. Znawcy przedmiotu uważają, że gdyby kondomy były lepiej dopasowane, używałaby ich znacznie większa liczba Afrykańczyków. Na świecie popularność kondomów rośnie i zaczynają one rywalizować z pigułkami antykoncepcyjnymi. Specjaliści zapewniają, że dobrze dopasowany i właściwie używany kondom gwarantuje uniknięcie ciąży i zachorowań z 99-procentową pewnością. Katoliccy specjaliści od dusz twierdzą, że jest inaczej, ale z dowodami u nich kiepsko. CS
ZABÓJCZY BRAK LEKTURY Ludzie, czytajcie książki! Oto, czym może się skończyć niechęć do słowa pisanego. 40-letni Norweg usiłował skłonić matkę do lektury bestsellera „Dziewczyna w piwnicy” pióra brytyjskiego dziennikarza Allana Halla.
Do licznych znanych zalet aspiryny dopisana została kolejna, bardzo cenna: lekarze ze szkoły medycznej Uniwersytetu Harvarda stwierdzili, że lekarstwo to zwiększa szanse przeżycia kobiet chorych na raka piersi. Taki wniosek nasunął się po długiej obserwacji medycznej 4164 kobiet z diagnozą nowotworu piersi w różnych stadiach zaawansowania. Okazuje się, że zażywanie aspiryny zmniejsza ryzyko nawrotu choroby i redukuje śmiertelność. Najlepsze rezultaty daje przyjmowanie niewielkich dawek aspiryny 2–5 razy w tygodniu: zagrożenie śmiercią spada wtedy o imponujące 71 proc. „Zaczynamy zdawać sobie sprawę, że rak jest chorobą o podłożu zapalnym, a aspiryna ma właściwości antyzapalne” – stwierdza prof. Michelle Holmes, koordynatorka zespołu prowadzącego badania. CS
ramion, łokci, nadgarstków, szczęki, gardła. To mogą być objawy całej gamy schorzeń; jak rozpoznać, że właśnie poważnie szwankuje nasza pompa? Należy pamiętać o historii rodzinnej: jeśli ktoś z bliskich krewnych cierpiał na schorzenia serca, nadciśnienie albo wysoki poziom cholesterolu – należy mieć się na baczności. Jeśli symptomy są intensywne, pojawiają się bez widocznego powodu, pogłębiają się przy wysiłku fizycznym, nie mijają, a jeśli mijają to powracają, trzeba natychmiast iść (wzywać) lekarza. Atak serca lub jego nadciąganie – gdy na przykład tętnica jest prawie zatkana – mogą także zwiastować bóle brzucha, nudności. Często się zdarza, że badanie EKG wykazuje przebyty zawał serca, o którym chory nic nie wie. Ale przypomina sobie, że w zeszłym roku miał nietypową grypę. Najważniejsze, by takich symptomów nie lekceważyć, nie myśleć: odpocznę, wypiję ziółka i jutro będzie dobrze. Jutro może być pogrzeb... JF
JASNOŚĆ UMYSŁU Dieta obfitująca w zdrowe tłuszcze i uboga w wyroby mleczne oraz mięso jest korzystna dla serca. To specjaliści wiedzą od jakiegoś czasu. Teraz wykryli, że dieta taka, zwana śródziemnomorską, pomaga zachować jasność umysłu mimo upływu lat.
GDY POMPA SZWANKUJE Człowiek chwyta się za serce i z twarzą wykrzywioną grymasem nieznośnego bólu osuwa na ziemię. Zawał serca. Każdy to wie, bo oglądał na filmach. Ale naprawdę zawał wygląda całkiem inaczej. I w tym problem, bo trudniej go wykryć. „Zawał hollywoodzki” (tak go nazywa dr Kenneth Rosenfield, kardiolog z Massachusetts General Hospital) zdarza się wyjątkowo. Eksperci z American Heart Association, Mayo Clinic, Lung and Blood Institute i National Heart sporządzili listę symptomów ataku serca. Mogą być bardzo nietypowe, niealarmujące i niezbyt bolesne. Ich prawidłowa identyfikacja ratuje życie. Czasem objawem zawału jest mrowienie w rękach – kto by przypuszczał? Bardziej typowe to krótki oddech, zmęczenie, słabość. Także ucisk i uczucie dyskomfortu w klatce piersiowej. Ale symptomy mogą wystąpić niemal w każdym punkcie górnej połowy ciała. Może to być ucisk za uszami, bóle klatki piersiowej, pleców, łopatek, karku,
Rzecz w tym, ze zmniejsza ona ryzyko tworzenia się w mózgu ognisk martwych tkanek. Dużo owoców, warzyw, ryby, oliwa z oliwek, produkty zbożowe i umiarkowane ilości alkoholu – to składniki tej diety. Studium badawcze dra Nikolaosa Scarmeasa, neurologa ze szkoły medycznej Uniwersytetu Columbia wykazało, że dieta śródziemnomorska zmniejsza ryzyko wylewów krwi do mózgu, bo utrudnia tworzenie się zakrzepów w tętnicach. Osoby odżywiające się po śródziemnomorsku mają o 37 proc. mniej uszkodzeń mózgu. Dieta ta również zapobiega nadciśnieniu i demencji – szczególnie jej ciężkiej postaci, czyli chorobie Alzheimera. Nie koniec na tym: lekarze mówią o zmniejszaniu ryzyka kolejnego ataku serca i redukcji ryzyka choroby nowotworowej. Dieta śródziemnomorska dobrze wpływa na zdrowie cukrzyków. Namiastką jej mogą być kapsułki z olejem rybnym zawierającym kwasy tłuszczowe omega-3. PZ
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r. raje dawnego Beneluksu stały się ostatnio widownią konfliktów, które dla większości ludzi wychowanych w polskich, klerykalnych klimatach są trudne do pojęcia. Wiele lat temu pisaliśmy o tym, że kraje najbardziej rozwinięte cywilizacyjnie będą już wkrótce widownią silnych sporów pomiędzy
K
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
głównie w krajach niemieckojęzycznych) mieszkańcy wybrali Gijsa Vermeulena (na zdjęciu), młodego barmana, który nie ukrywa, że jest gejem i praktykującym katolikiem. W czasie tradycyjnej mszy karnawałowej „książę” zwykle odczytuje fragmenty z Biblii i jako pierwszy przystępuje do komunii. Gijs to zrobił, ale miejscowy proboszcz, bardzo zatroskany
Wojny komunijne Kościołem rzymskokatolickim, żywą skamieliną średniowiecza w czasach współczesnych, a organizacjami praw człowieka i nowoczesnymi systemami prawnymi. Upłynęło trochę czasu i, nie chwaląc się, zauważamy, że nasze przepowiednie stają się rzeczywistością. Parę tygodni temu wybuchł ostry spór pomiędzy rządem brytyjskim a Watykanem wokół prawa o niedyskryminacji w miejscu pracy. Watykan chciał mieć nadal prawo do dyskryminowania kobiet i ludzi homoseksualnych w instytucjach kontrolowanych przez Kościół, a rząd brytyjski chciał ten idiotyczny, choć odwieczny przywilej religijnej dyskryminacji ograniczyć. Nie minęło kilka dni, a podobna afera wybuchła w Holandii. Konflikt powstał na linii hierarchia kościelna–organizacje pozarządowe i polityczne. Sprawa zaczęła się niewinnie. W jednej z gmin na południu Holandii na tzw. księcia karnawału (tytuł honorowy przyznawany
o przestrzeganie prawa kanonicznego, odmówił udzielenia mu komunii jako „człowiekowi, który żyje w jawnym grzechu”. Vermeulen uznał się zatem za ofiarę dyskryminacji. Wybuchł skandal, o którym mówiła cała Holandia. Znaczna część miejscowej społeczności, w której „książę” cieszy się sporą sympatią, stanęła po jego stronie; to samo zrobiły
piskopat USA potępił organizację prowadzoną przez zakonnicę Jeannine Gramick. To kolejny grom, który spadł na nią ze strony Kościoła. New Ways Ministries (NWM) to organizacja założona przez zakonnicę Jeannine Gramick z zakonu sióstr szkolnych de Notre Dame i księdza Roberta Nugenta. Prowadzi religijną i psychologiczną posługę wśród katolickich gejów i lesbijek. W odróżnieniu jednak od wielu innych współczesnych katolickich organizacji tego rodzaju NWM nie eksperymentuje z szarlatańskim „leczeniem homoseksualistów”, lecz przeciwnie – zachęca ludzi homoseksualnych do akceptacji własnej orientacji seksualnej i normalnego życia. W USA w latach 70. powstało wiele takich ruchów – jak na Kościół rzymskokatolicki – nowatorskich. Od czasów Jana Pawła II były one tropione i prześladowane przez hierarchię i Kongregację Doktryny Wiary (współczesna inkwizycja), po czym na ogół wyrzucane z parafii i diecezji. Zastąpiono je organizacjami „byłych gejów i lesbijek”, które w zgodzie z doktryną Kościoła zachęcają do zupełnej wstrzemięźliwości płciowej i zmiany orientacji seksualnej. Choć wszyscy dobrze wiedzą, że i jedno, i drugie jest niemożliwe. NWM miała długoletnią przeprawę z Kongregacją Doktryny Wiary. Ostatecznie w 1999 roku kardynał Ratzinger potępił liderów NWM, twierdząc, że „dopuszczają się ciężkiego doktrynalnego błędu”, zachęcając homoseksualistów do samoakceptacji. Ksiądz Nugent poddał się watykańskiemu wyrokowi i porzucił pracę dla NWM, ale siostra Gramick ani myślała korzyć się przez Ratzingerem. Uciszyć ją próbowały współsiostry
E
oczywiście wszystkie organizacje broniące praw gejów i lesbijek. Do miejscowego kościoła zaczęli się zjeżdżać ludzie z całego kraju (w tym politycy) z przyszytymi na ubraniach różowymi trójkątami (symbol nazistowskich prześladowań homoseksualistów) oraz napisami „Jezus nie odrzucał nikogo”. Wszyscy chcieli gremialnie przystąpić do komunii u konserwatywnego proboszcza. Biskupstwo, „aby zapobiec skandalowi i profanacjom”, zabroniło w tej sytuacji udzielania komunii komukolwiek. Zrobił się jeszcze większy skandal i ludzie z różowymi trójkątami na kurtkach udali się do katedry. Biskup przestał udzielać komunii w katedrze, ale po kilku tygodniach protestów zmiękł i cofnął zakaz. To zbulwersowało innych biskupów... Afera jeszcze się nie skończyła, ale dobrze obrazuje narastającą przepaść mentalną pomiędzy współczesnym społeczeństwem a katolickim rezerwatem średniowiecza, który jest coraz bardziej postrzegany jako dziwaczne zbiorowisko zabobonów i szkodliwych obyczajów. Mniej więcej w tym samym czasie w sąsiedniej Belgii odbyła się ordynacja arcybiskupa Leonarda, ultrakonserwatysty mianowanego przez Benedykta XVI prymasem („Biskup groźny dla zdrowia” –„FiM” 7/2010). Leonard, jak pisaliśmy, jest w Belgii bardzo nielubiany – jego wybór wzbudził krytykę i zaniepokojenie. Z okazji ordynacji nowego prymasa odbyła się w Brukseli antykościelna manifestacja związkowców i obrońców praw człowieka. MAREK KRAK
z zakonu de Notre Dame, które zakazały jej publicznych wypowiedzi na temat homoseksualności. Gramick oświadczyła jednak, że nie ma zamiaru zgadzać się na prześladowania i... zmieniła zakon na bardziej liberalny. Przygarnęły ją siostry loretanki, które obiecały nie przeszkadzać w działalności publicznej i dotrzymały słowa. Jakkolwiek polskiemu czytelnikowi nawykłemu do zatęchłych krajowych realiów kościelnych może to się wydawać dziwne, to zakony cieszą się w ramach Kościoła sporą autonomią, którą umiejętnie wygrywają niektóre zgromadzenia na Zachodzie. Wiele zakonów żeńskich, na przykład w USA, przypomina raczej kluby feministyczne niż zgromadzenia „pokornych służebniczek pańskich”, a hierarchom z największym trudem przychodzi pacyfikowanie nastrojów zbuntowanych siostrzyczek. Nie przez przypadek Watykan zarządził w 2009 roku wielką doktrynalną kontrolę wśród amerykańskich zakonnic. Za siostrę Gramick zabrał się jednak w tym roku sam przewodniczący Konferencji Episkopatu USA kardynał Francis George. Oskarżył NWM o to, że „wprowadza w błąd katolików i szkodzi Kościołowi”. Uznał on też, że organizacja ta „nie prowadzi katolickiego nauczania i duszpasterskiej praktyki”. A co na to siostra Gramick, laureatka wielu amerykańskich i międzynarodowych nagród za zaangażowanie w pracę na rzecz praw człowieka? Otóż zakonnica niecierpliwie wzrusza tylko ramionami i dalej wykonuje swoją pracę doradczyni na rzecz ludzi, których Kościół spisał na straty. ANDRZEJ PODRUCZNY
„Czarownica” w habicie
17
Biedni księża apież apeluje do podwładnych, by szli z duchem czasu. I jest reakcja: „L’Osservatore Romano” publikuje listę przebojów ulubionych za spiżową bramą – na czele są The Beatles, a dalej... nawet rap. Papież wzywa, by kapłani wykorzystywali internet do misji duszpasterskiej, i tu również jest zdecydowany postęp...
P
Ksiądz Robert MacGregor Fuller z parafii Wszystkich Świętych w Sydney intensywnie wykorzystywał atrybuty światowej sieci. „Ile masz włosów między nogami? – e-mailował. – Dorośli nie chcą, żebyśmy się spotkali, bo jestem dla ciebie za stary”. 55-letni duchowny presji dorosłych się nie poddał: żeby zachęcić internautkę, z którą się kontaktował, onanizował się dla niej przed kamerą i puszczał to w sieć. Kiedy miało już dojść do spotkania i Fuller w parku czekał w samochodzie na swą bogdankę, zamiast 13-letniej Kathy pojawiła się policja. To funkcjonariusze, a nie Kathy, byli widzami jego masturbacji i oni odebrali 13 uczuciowych wyznań e-mailowych latem ubiegłego roku...
Ksiądz wyznał w sądzie, że nawet się specjalnie nie zdziwił, bo jakoś podejrzewał, że 13-latka, do której via internet smalił cholewki, jest wytworem jego wyobraźni. Ale prawdomównie wyznał też, że „miał nadzieję na wzajemne pieszczoty i macanki”. Sędzia Allan Hughs, nie zważając na zawód miłosny, jakiego doznał kapłan, wlepił mu maksimum kary, czyli 18 miesięcy odsiadki. Nie poprzestał na tym i dał klapsa Kościołowi: „To w sumie biedny człowiek. Zmuszanie księży do celibatu jest okrutne i archaiczne – powiedział. – Nie jestem katolikiem, ale sądzę, że nie powinno się do tego zmuszać ludzi, bo to tłamsi ich ludzkie instynkty”. CS
Rewizja w klasztorze S
kandal pedofilski w Niemczech zaczyna nabierać dramaturgii znanej dotąd zza oceanu – rewizje, przesłuchania, oskarżenia.
W Bawarii doszło do wydarzenia bez precedensu. Policja urządziła, po raz pierwszy od II wojny światowej, rewizję w klasztorze katolickim. Uczyniono to na polecenie prokuratury w Monachium, a efekt rewizji jest na razie taki, że trzech benedyktyńskich mnichów zostało zawieszonych w pełnionych czynnościach. Chodzi o molestowanie seksualne, które w większości przypadków zdarzyło się w latach 70. i 80. Opactwo w Ettal prowadzi od lat elitarną szkołę wraz z internatem. Do tej pory 20 byłych uczniów złożyło zeznania obciążające
pracowników katolickiej szkoły. Do dymisji podał się m.in. opat klasztoru i dyrektor szkoły. Stosunki pomiędzy federalnym ministerstwem sprawiedliwości a Kościołem są bardzo napięte, odkąd minister Sabine Leutheusser-Schnarrenberger i przewodniczący Episkopatu Niemiec wzajemnie oskarżyli się publicznie o brak dobrej woli. Arcybiskup Zoltisch zażądał od minister natychmiastowych publicznych przeprosin, a pani minister odparowała, że nie poczuwa się do winy i nie będzie kajać się przed biskupami. MaK
Religia domowa W
ygląda na to, że pod względem umiarkowanego entuzjazmu wobec zorganizowanej religii Ameryka idzie w ślady Europy...
Opublikowane 18 lutego wyniki sondażu autorstwa Pew Forum on Religion and Public Life zdają się to potwierdzać. Każde następne pokolenie Amerykanów jest mniej religijne. Co czwarty Amerykanin urodzony po roku 1980 deklaruje brak związku z jakimkolwiek wyznaniem i identyfikuje się jako ateista, agnostyk lub „nieokreślony”. W pokoleniu ich rodziców (urodzonych w latach 1965–1980) co piąta osoba przedstawiała się w ten sposób, a w pokoleniu dziadków (1946–1964) taki stosunek do religii charakteryzował tylko 13 proc. ogółu.
Sondaż ukazuje zastanawiającą niekonsekwencję. Młodzi mają podobny jak poprzednie generacje stosunek do spraw życia i śmierci, istnienia nieba i wiary w cuda; 45 proc. modli się codziennie. Dwie trzecie jego przedstawicieli twierdzi, że wierzy w Boga... Jak to pogodzić z deklaracją ateizmu czy agnostycyzmu? Chodzi o to, że Amerykanie coraz mniej potrzebują pośrednictwa zawodowych przewodników do kontaktów ze Stwórcą i coraz częściej obywają się bez wizyt w ich miejscach pracy, gdzie odprawiane są podniosłe czary-mary. PZ
18
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Prawda o Białorusi Z wielką przyjemnością przeczytałam „Raport mniejszości” z ostatnich „FiM”. Ja też przedzieram się z prawdą o Białorusi, tak dokładnie zakłamywaną w polskich mediach, które żerują na niewiedzy Polaków. Koniunkturalne media podsycają najniższe nacjonalistyczne uczucia, przekonując, że „czas ostrzyć szable, bo biją naszych!”. Nie jestem Białorusinką. Pochodzę z rodziny idealnie wymieszanej w czasach powojennych. W tradycyjną, kujawską rodzinę matki „wżenił się” ojciec z polsko-niemieckiego pogranicza, z rodziny ciężko doświadczonej przez wojnę za to tylko, że byli Polakami, a mężem jej siostry został trochę Polak, trochę Litwin, trochę Białorusin z Wileńszczyzny. A wszystko to pod jednym dachem niewielkiego domu we Włocławku. Ten dom pozwolił mi pozbyć się wszelkich „izmów” i patrzeć na każdą sprawę z różnych stron. Ale do rzeczy. Kiedy pierwszy raz trafiłam na Białoruś, była jesień 2005 r. O kraju nie wiedziałam praktycznie nic, a karmiona obficie upowszechnianymi w Polsce mitami spodziewałam się zobaczyć kraj skrajnie biednych, ponurych, wystraszonych ludzi. Ale przecież „dziki kraj” w centrum Europy zobaczyć warto! Do granicy dojechaliśmy okropną, brukowaną kocimi łbami i budowaną chyba jeszcze pod wozy konne drogą, gdzieś za Białymstokiem. I pierwsze zaskoczenie już po białoruskiej stronie: celnicy milsi, choć bardziej skrupulatni.
A Białoruś powitała nas drogami, o jakich w Polsce możemy tylko pomarzyć! Nie dość, że od granicy prowadzi idealnie utrzymana czteropasmówka, to nawet polne drogi idealnie równiutkie. Bez kolein i dziur. Jak oni to robią? Pojęcia nie mam. Ale tak jest, można sprawdzić. Do Mińska dojechaliśmy elegancko i przyjemnie. Nocleg wypadł nam w... kościele. Tak, ja ateistka nocowałam w kościele, mając za ścianą grające organy, bo z części „czerwonego kościoła” w centrum Mińska (na zdjęciu) zapobiegliwy ksiądz (Białorusin) wygospodarował coś w rodzaju domu noclegowego albo schroniska turystycznego. Wygospodarował też w podziemiach salę teatralną z zapleczem na ponad 300 miejsc i bibliotekę, w której sporo zajmują polskie książki. Msze odprawia się po białorusku i po polsku. Nie miejsce tu na opisywanie wrażeń z wieczornego Mińska, czystości i porządku ani tego, że bez strachu ruszam zawsze na wieczorne ulice nie tylko Mińska, ale i innych białoruskich miejscowości. Bać zaczynam się dopiero po powrocie do Polski, choć do strachliwych nie należę. Ksiądz ugościł nas „czym chata bogata”. Od rana było spotkanie z Wierą Stremkowską, prawniczką, członkiem Amnesty Internationale, obrończynią w procesach politycznych. Spodziewałam się niemal wiecu, narzekań, atmosfery bliskiej przewrotowi politycznemu, czegoś jak z czasów przed 1989 r. w Polsce, bo to i plebania, i temat śliski... Nic z tych rzeczy. Właśnie
bliżają się terminy głosowania na stanowisko prezydenta, na posłów, senatorów i do samorządów. Przynajmniej jeśli chodzi o głosowanie na prezydenta i parlamentarzystów ludzie na te stanowiska zostali już wybrani przez partie polityczne, a właściwie przez rządzące mafie polityczne, czyli bez udziału społeczeństwa. Społeczeństwo ma jedynie oddać kartki na tych, którzy zostali już wybrani. Minęło już 30 lat złudzeń i pora potraktować rządzących tak, jak oni traktują społeczeństwo. Takiej postawy wymaga nie tylko rozsądek, ale elementarna uczciwość i przyzwoitość obywatelska. Trzeba przyjąć zasadę, że jeśli sami się wybierają, to niech sami na siebie głosują. Bez udziału obywateli. Rozsądek, patriotyzm, honor, godność i przyzwoitość obywatelska nakazują, aby dalsze szkodliwe działanie rządzących przeciw społeczeństwu i państwu odbywało się bez akceptacji obywateli. Społeczeństwo musi przyjąć tę gorzką prawdę, że całe zło, jakie miało miejsce w mijającym trzydziestoleciu w Polsce, a głównie po 1989 r., odbywało się za milczącą zgodą, czyli przyzwoleniem obywateli. Miliony bezmyślnie skandowały: „Solidarność”, Lech Wałęsa, precz z komuną... Kto miał inne poglądy, był potępiany, szkalowany, skazywany na tzw. śmierć cywilną (klątwę). Ludzie bezmyślnie szli do urn wyborczych i głosowali na kandydatów wcześniej już wybranych przez partie
Z
od niej usłyszałam pierwszy raz nie tylko o rzeczywistym tle rozłamu w Związku Polaków, ale i liczebnej „sile” związku prowadzonego przez A. Borys. Wtedy było to coś około 5 proc. Reszta, ta, o której w Polsce się nie mówi, pozostała w dawnym związku. Usłyszałam o tych podobno „strasznych karach” 1–2 dni aresztu, rozdmuchiwanych u nas do nie wiadomo jakich prześladowań. Zaczęłam się zastanawiać, co by się działo w Polsce, podobno demokratycznej i pełnej swobód, gdyby jakaś mniejszość, nie daj Boże niemiecka (a związków mniejszości niemieckiej jest u nas kilka), zaczęła obsmarowywać nasz
polityczne i Kościół. Większość nawet nie zadawała sobie trudu, aby wybranych w poprzedniej kadencji rozliczyć z zobowiązań wyborczych. I przez 30 lat panowania KOR-o-Solidarności wybierano zawsze tych samych skompromitowanych, niegodnych zaufania ludzi. Czy rzeczywiście nic nie można było zrobić w tym czasie, zahamować niszczenia, wyprzedaży kraju
kraj gdzie się da, stawiać żądania, ściągać niemałe pieniądze z kraju macierzystego, a na dodatek wmanewrowywać ten kraj w wewnętrzne rozgrywki między sobą. Jak wtedy zachowałaby się Polska, tak chętnie wspierająca pieniaczkę Borys? A przecież sytuacja Polaków na Białorusi jest identyczna z sytuacją Niemców na Śląsku! Mit kolejny: biedni Białorusini nie mają własnej prasy ani szkolnictwa, są brutalnie rusyfikowani i zmuszani do czytania tylko po rosyjsku. Totalna bzdura. Cała prasa regionalna jest jeśli nie całkiem białoruskojęzyczna, to dwujęzyczna. Nawet na zeszytach szkolnych można
i w rzeźniach – wszystkie produkty zabieramy do domu, a samochody dajemy emerytom, rencistom i innym za darmo. Jeśli to nie poskutkuje, robimy strajk generalny, który polega na tym, że wszystko, co wyprodukujemy, dzielimy między siebie, aby dla tych, co nie umieją rządzić, nie zostało nic. W takim strajku będzie miejsce dla każdego, np. lekarze będą wypisywać
spotkać „ściągi” z białoruskiej literatury czy ortografii. Rosyjskiego słyszy się dużo, ale wynika to z zaszłości historycznych znacznie starszych niż ostatnie 100 lat. Co do nauczania polskiego w szkołach publicznych – tam, gdzie jest mniejszość polska, dzieci z klas I–III mają wszystkie przedmioty przeważnie po polsku, przy czym wyprzedzają programowo uczniów w Polsce mniej więcej o pół roku. W klasach wyższych jest tego mniej, ale dochodzi uczniowi dodatkowo lekcja historii i geografii Polski. Byłam. Widziałam to nie tylko w Mińsku, ale i w Iwacewiczach, Postawach, Pińsku. W 2005 wieźliśmy ze sobą jako podarek dla Ogólnokształcącej Szkoły nr 1 w Mińsku około 50 kg nowiutkich podręczników polskich. Niepotrzebnie. Klasy polskie na wniosek szkoły „z urzędu” zaopatruje ambasada polska. A gdzie nie zaopatruje – wina albo szkoły, albo ambasady. Od 2005 byłam w Białorusi wielokrotnie. Zauważyłam, że popieranie Andżeliki Borys i inne podobne działania źle służą sprawie mieszkających tam Polaków. Zaczynają być oni postrzegani jako wichrzyciele, odwetowcy – tak jak postrzega się u nas żądania rozmaitych niemieckich ziomkostw czy osławionego „związku wypędzonych”. Kiedyś na ulicy Mińska zagadałam się z kolegą. Podszedł do nas starszy mężczyzna i piękną polszczyzną zapytał wprost: „A dlaczego wy w Polsce tak źle o nas piszecie?”. I co mu miałam odpowiedzieć? Na łamach „Świata Inflant” – wkładki do „Akantu” – opublikowałam wiele artykułów, ale jest to pismo niskonakładowe. Nie przebije się w zetknięciu z prawicowo-katolicką propagandą. Dobrze, że Wy podjęliście ten temat. Krystyna Kukucka
próbowali protestować; milczeli lub głośno je akceptowali. Nikt wśród tysięcy zgromadzonych na wiecu nie odważył się zabrać głosu i wytknąć Wałęsie jego głupoty. Teraz, gdy przypomina się jego zachowania tego rodzaju, wielu dawnych entuzjastów udaje, że nie pamięta lub wręcz kwestionuje prawdziwość przytaczanych faktów, na przykład jego twierdzenia, że jest w stanie
Nim wrzucisz kartkę do urny i panoszącego się zła? Społeczeństwo zachowywało się tchórzliwie, nierozsądnie, nieodpowiedzialnie, leniwie. Uważało, że ze złem powinni walczyć inni frajerzy. Jak bardzo bezmyślnie zachowywała się „Solidarność”? Przypomnę jeden z tysięcy bardziej znanych przykładów z okresu jej działalności – JAK WAŁĘSA POLAKOM ROBIŁ WODĘ Z MÓZGU. 15 czerwca 1981 roku we Wrocławiu, przemawiając do zgromadzonego tłumu sympatyków „Solidarności”, Wałęsa chwalił się, że wymyślił nowe formy strajków, które rzucą rząd na kolana: „Uważam, że powinniśmy pomyśleć nad innymi formami protestu, bo dotychczasowe już się przejadły. Te strajki biją w nas. Róbmy tak, żebyśmy na strajkach nie zarabiali, ale i nie tracili. Są już takie propozycje. Strajk ostrzegawczy w fabryce samochodów osobowych
darmowe recepty, kolejarze za darmo wozić ludzi itd. (...). Jestem za tym, aby wojewoda związkowy był ważniejszy niż trzech wojewodów niezwiązkowych” („Solidarność – Niezależne Słowo” nr 21/26.06.81). Zarówno Wałęsa, jak i tłumy go słuchające, nie wykazali się odrobiną wyobraźni. Wszak rozdanie emerytom za darmo samochodów sprawi, że robotnicy fabryki nie otrzymają zapłaty za swoją pracę, a kooperanci za dostawę surowców, półfabrykatów, podzespołów, narzędzi; zakłady produkujące leki nie będą mogły wypłacić swoim pracownikom pensji, a kooperantom kasy za dostawę surowca; PKP także nie będzie miała środków na wynagrodzenie, zakup sprzętu, konserwację, naprawę taboru, zakup energii itp. Najsmutniejsze w tym wszystkim było to, że ludzie wysłuchiwali tych bredni i nie
uczynić z Polski drugą Japonię, że jest plus dodatni i plus ujemny, że jest za, a nawet przeciw. W myśleniu posunął się tak daleko, że próbował publicznie, w telewizji, obalić teorię Kopernika, twierdząc, że to Słońce obraca się wokół Ziemi, a nie odwrotnie. Świadczy to o głupocie nie tylko Wałęsy, ale społeczeństwa, które go popierało i słuchało bezkrytycznie takich bzdur. Do świadomości społeczeństwa nie dociera prawda, „że król jest nagi”. Przed światłą, racjonalnie myślącą częścią Polaków staje zatem pilne i trudne zadanie oświecenia naszych braci i sióstr oraz przekonanie ich, że pośrednim sprawcą istniejącej sytuacji jest postawa bierności, milczenia, tolerancji wobec zła. Naród polski znów potrzebuje pilnie nowych „siłaczek” i „Judymów”. Ale czy tacy się znajdą? Leszek Skonka
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
LISTY Zaklinanie węża... Po komunikacie Episkopatu Polski dotyczącym wyroku sądu w sprawie „Gościa Niedzielnego”. „Chrześcijaństwo jest religią miłości, która kocha istoty ludzkie od pierwszych chwil życia, jest też religią, która mówi prawdę, choćby była ona bolesna” – mówi rzecznik Episkopatu ks. Józef Kloch, komentując wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach w sprawie: Alicja Tysiąc kontra „Gość Niedzielny”. Kościół katolicki uwielbia uogólnienia, komunały. Nieprawdą jest, że chrześcijaństwo to religia miłości. W odmianie katolickiej na pewno nie. Wystarczy nawet pobieżnie znać historię katolicyzmu, papiestwa, które decydowało o losach świata. Nie jest to chlubna historia i nie ma ona nic wspólnego z naukami Jezusa. Kościół przyzwyczaił się, że głoszone przezeń „nauki” są aksjomatem jako prawda absolutna. Nie każdy człowiek, nawet wierzący, musi się z nią zgadzać. Człowiek jako istota rozumna MA PRAWO weryfikować, ma prawo do własnych wyborów, o ile nie narusza praw innych. Sąd Apelacyjny słusznie postąpił, uświadomił bowiem Kościołowi, że są granice jego działalności, których nie może przekraczać. Nie jest alfą i omegą w sprawach ziemskich, nie jest „nie z tego świata”, nie na wszystkim musi się znać. Jest wyłącznie jednym z podmiotów w państwie i nie może decydować ani o losach społeczeństwa, ani jednostki w jakikolwiek sposób. Niech zajmuje się swoją działalnością wśród swoich wiernych! Istnieje w Polsce prawo do aborcji, z którego Alicja Tysiąc chciała skorzystać. Odmówiono jej. Trybunał Europejski wskazał na luki prawne w dochodzeniu tego prawa. Kościół nie może wpływać na prawo stanowione, nie jest to jego dziedzina. Kiedyś wpływał w sposób drastyczny. Sam tygodnik po wyroku wydał oświadczenie, w którym czytamy m.in.: „Rozstrzygnięcie Sądu Apelacyjnego potwierdza niebezpieczny precedens, że to sądy, w dowolny sposób interpretując »kontekst« oraz »ogólną wymowę« artykułów, w istocie decydują o kształcie publicystyki na wrażliwym obszarze rozstrzygnięć etycznych i moralnych. Oznacza to poważne ograniczenie nie tylko wolności słowa, ale także prawa katolików do udziału w debacie publicznej”. „Gość Niedzielny” podkreśla też, że krytyka użyta w jego artykułach nie dotyczyła osoby, ale zasad. Przypomnę, że w przeszłości Kościół (papiestwo) ograniczał (próbuje to robić nadal!) wolność słowa, a kończyło się to przeważnie stosem. W sprawach etycznych i moralnych niech Kościół najpierw zrobi na swoim podwórku porządek. Mam tu na myśli znane skandale obyczajowe
w Polsce. Używanie kontekstów w publicystyce przez „GN” przez skojarzenie chorej, zdesperowanej kobiety z nazizmem, obozami koncentracyjnymi jest tak oburzające, że brak słów. A dotyczyło to określonej osoby/osób, a nie sprawy lub zasad. Artykuły w tygodniku nie były wyrazem miłości ani też głoszeniem prawdy. Były brutalnym pogwałceniem prawa jednostki do własnych wyborów życiowych, były wyrazem pogardy dla człowieka. Kościół pierwszy raz
SZKIEŁKO I OKO AWFiS to uczelnia państwowa. W konstytucji mamy zapis o rozdziale Kościoła od państwa. Pan Huciński, chcąc przyznać doktorat księdzu, łamie konstytucję. Rektor zawiesił też krzyż w sali senatu. Nie bierze pod uwagę, że mogą być ludzie innego wyznania czy światopoglądu. Tacy są właśnie katolicy. Nie liczą się z innymi. FIFA chce wprowadzić zakaz wykonywania religijnych gestów na stadionach – w tym żegnania się. Jest to bardzo słuszna decyzja. Módl się
! agresją na Irak ! instalacją w Polsce amerykańskich wyrzutni rakietowych ! obniżkami podatków dla bogatych ! likwidacją Funduszu Alimentacyjnego ! odbieraniem pracownikom zabezpieczeń zapisanych w kodeksie pracy ! likwidacją emerytur pomostowych ! cięciami wydatków socjalnych ! prywatyzacją ostatniego państwowego banku w Polsce ! utrzymaniem przywilejów finansowych Kościoła katolickiego... Przy SuperSzmai przeciętny europejski konserwatysta wygląda na lewicowego radykała! Drodzy dziennikarze. Jest tyle określeń, które pasują do SuperSzmai lepiej niż „lewicowy”. SuperSzmaja jest bezideowy, prowojenny, cyniczny, antypracowniczy czy wreszcie po prostu – nudny... Apelujemy – piszcie o nim zgodnie z prawdą! Młodzi Socjaliści
Moralność talibanów
otrzymał sygnał, że nie wszystko mu wolno, że nie jest ponad prawem, że nie może głosić różnych treści, nie ponosząc za nie odpowiedzialności. Kościół musi to akceptować. I dlatego w przyszłości takich spraw sądowych będzie coraz więcej, będzie więcej ujawniania skandali w łonie Kościoła – podobnie jak w innych państwach. Przypomnę o kolejnym skandalu obyczajowym, tym razem w Niemczech. Wiedza społeczeństwa polskiego jest coraz większa, nie da się jej zatuszować, zakazać, przepływ informacji jest powszechny. Nie wrócą dawne czasy „świetności” Kościoła. Janusz Gładyszewski
Religia w sporcie Tadeusz Huciński, rektor sportowej uczelni AWFiS w Gdańsku, chce przyznać doktorat honoris causa arcybiskupowi Głódziowi za jego wybitne zasługi dla polskiego sportu. Jakie one są, tego nie wie nikt. Mieszanie religii do sportu jest posunięciem kuriozalnym. Sport w swojej szlachetnej rywalizacji ma ludzi łączyć, zbliżać narody różnych wyznań. Propagowanie religii w sporcie jest grą nie fair. To cios poniżej pasa. Religia w całej historii ludzkości dzieliła ludzi i wywoływała konflikty. Czy pan Huciński tego nie wie?
w domu, u siebie. Wiara to prywatna sprawa każdego człowieka, a na stadionie powinien być zakaz obnoszenia się z nią. Postępowanie pana Hucińskiego dla mnie – absolwenta tej uczelni – jest skandaliczne. Kiedy studiowałem tam w czasach PRL-u, atmosfera była wspaniała. Nikomu by do głowy nie przyszło wieszać krzyże i propagować religię. Czasy się zmieniły. W tym przypadku na gorsze. Dobrze, że porzuciłem mój wymarzony zawód nauczyciela i trenera, gdyż nie wyobrażam sobie pracy w dzisiejszej szkole – z krzyżami na ścianach i klechą kręcącym się wszędzie. Jeżeli pan Głódź otrzyma doktorat honoris causa mojej uczelni, to ja zwracam moje dwa dyplomy; nauczyciela i trenera. Waldemar Szydłowski, Gdańsk
Oto cała SuperSzmaja ...czyli pseudolewicowy kandydat na prezydenta RP. Dlaczego zrobiliśmy stronę o SuperSzmai? (www.superszmaja.com – zapraszamy!). Bo wkurza nas, kiedy czytamy o nim w gazetach: „lewicowy kandydat do fotela prezydenta”. Drodzy dziennikarze! Chcieliśmy tą drogą zapytać Was – dlaczego uważacie za lewicowca człowieka, który opowiada się za:
W nawiązaniu do licznych artykułów dotyczących czarnej zarazy i zaślepionych przykazaniami papieży katolickich dziennikarzy (niegrzeszących nadmiarem zarówno wiedzy, jak i inteligencji), dla których usunięcie zygoty jest morderstwem, proponuję obok wystawionych na widok publiczny fotografii płodów wystawić również udokumentowane obrazy wyszukanych tortur i morderstw popełnionych w historii przez funkcjonariuszy Kościoła katolickiego. Popełnionych nie na zygocie, lecz na ludziach żyjących i świadomych. Myślę, że byłaby to właściwa droga do otworzenia oczu choćby części rzymskich talibów na prawdę o Kościele, który w swym miłosierdziu wymordował miliony niewinnych kobiet, mężczyzn i dzieci w imię „dobrego Boga”, a w temacie aborcji próbuje mówić o moralności, choć ze względu na zło, które zżera go od środka, wyraz ten winien być mu obcy. Dzisiaj funkcjonariusze Watykanu w zdecydowanej większości żerują na „baranach” poprzez żądanie astronomicznych kwot za wszelkie posługi, nie bacząc na ludzi nierzadko żyjących w skrajnym ubóstwie. Swoje pazerne łapy wyciągają wszędzie, gdzie można cokolwiek wyszarpać – często z naruszeniem prawa i honoru. W obliczu mnożących się przestępstw, wliczając w nie rozwiniętą na szeroką skalę pedofilię wśród kleru, kościół katolicki nie ma moralnego prawa mówić o moralności. Dotyczy to również wszystkich tych, którzy są świadomi popełnionych przez „sukienkowych” przestępstw i starają się tego nie widzieć lub wręcz w imię ślepej wiary przestępstwa te tuszują (m.in. dziennikarze), ponieważ z moralnego punktu widzenia również stają się przestępcami. Włodzimierz Młodzik, Łochowo
19
Do Pani Senyszyn W którymś z ostatnich numerów mojej ulubionej gazety napisała Pani, że to kobiety są lepiej wykształcone od mężczyzn. Milczałbym, machająwszy na tę oczywistą nieprawdę ręką, lecz niedawno w telewizji pani Jolanta Kwaśniewska (ekstrawertyczka tak samo jak Pani, czyli kobieta o męskiej osobowości) powiedziała to samo. Obie panie (według psychologii – panowie) błędnie zastosowały kryterium jakości, a przecież należy użyć tu kryterium ilości. Kobiety są prawdopodobnie wykształcone jedynie liczniej. Dlaczego? W statystycznych rodzinach mówi się: Ty, syneczku, idź do pracy, a córeczkę musimy wykształcić, bo jak ona sobie poradzi... Stąd owo „liczniej”. To mężczyźni tworzą cywilizację, a kobiety biorą w tym udział jako pomocnice. Podręcznik encyklopedyczny dla gimnazjum podaje nazwiska stu (100) wynalazców, w tym trzech (3) kobiet z zaznaczeniem ich jedynie współudziału. Po drugie, czyją wiedzę poznają studentki? Męską wiedzę. W numerze 10 „Faktów i Mitów” słusznie Pani obwieściła, że toczy się „walka o prawa ekonomiczne”, a walkę tę toczy część ekstrawertyczek, i przede wszystkim we własnym interesie. Pani już ten bój wygrała. Jestem za Panią Joanną Senyszyn jako odważnym lewicowcem oraz naszym nieklerykalnym reprezentantem w Europie, lecz proszę o więcej naukowej refleksji dotyczącej pytania, kto zbudował i nadal buduje tę cywilizację i kto w takim razie władny jest nią zarządzać. Życzę Pani wielu politycznych sukcesów oraz dalszych radości z życia. Pani zdjęcie „katedralne” ani chybi świadczy o takiej właśnie radości. Ludwik Korn
Sz. Panie Krak Co Panu przeszkadza, że ludzie wierzą w cuda? Jak chcą, to niech wierzą, ale niech w takim razie nie zajmują miejsca w przychodniach i szpitalach, aby mogli się swobodnie leczyć ci, którzy wierzą w postęp medycyny. Tymczasem prawda jest taka, że w szpitalach pełno tych wierzących w „cuda”, przy łóżkach ołtarzyki, o 7 rano czarny z wiankiem, a pretensje – do lekarza. I jaka jest ta wiara? Ja, będąc racjonalistką, w przypadku choroby muszę iść do lekarza prywatnie, bo te wierzące babki i dziadki stoją w kolejce od 3 w nocy, zamiast położyć się w kościele przed ołtarzem i prosić o cud. Krew mnie zalewa na taką obłudę! Kler powinien mieć zakaz korzystania z usług lekarskich w ogóle. Niech sobie załatwiają cuda, którymi mamią ludzi. Stała Czytelniczka
20
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (48)
Górskie sanktuaria Wielkimi ośrodkami kultu pogańskiego były święte góry. Na ziemiach polskich były to w szczególności Łysa Góra, Ślęża oraz Jasna Góra. Obrzędy kultu pogańskiego sprawowano na ziemiach polskich w zasadzie pod gołym niebem na ustronnych polanach leśnych, w świętych gajach, uroczyskach, na wzgórzach lub górach. Rzadziej natomiast w obrębie grodów. Cześć oddawana górom, jako miejscu boskiej epifanii, znana była większości ludów. Występowała nawet tam, gdzie w płaskim krajobrazie brak było wzniesień i gdzie zadowalano się sztuczną namiastką w rodzaju zigguratów, czyli piramid schodkowych. Święte góry, których wierzchołki nierzadko zamazywały się w chmurach i we mgle, były w świadomości religijnej okolicznych ludów bramami nieba, przez które wychodzili bogowie (i boginie), objawiając się swoim wiernym czcicielom. Plemiona słowiańskie, rozproszone na porośniętym puszczami terytorium, uznawały góry za miejsca sakralne, budowały tam sanktuaria i okresowo pielgrzymowały. Takich ośrodków, zakładanych przez prężne społeczności słowiańskie, było na ziemiach polskich kilka, jeśli nie kilkanaście. Przede wszystkim chodzi tutaj o ośrodek kultowy na Łysej Górze, zwanej od XIV w. Świętym Krzyżem, w Górach Świętokrzyskich. Łysa Góra, wypiętrzona w krajobrazie do 595 metrów nad poziom morza,
K
miała w swym sąsiedztwie już w początkach naszej ery wielkie hutnicze zagłębie przemysłowe. Pozostałością po ośrodku kultowym jest wał długości około 1,5 km opasujący rozległą polanę na szczycie góry, usypany z potężnych głazów kamiennych. Wał ten otacza szczyt od strony wschodniej i zachodniej, jego szerokość wraz z rozsypiskiem wynosi prawie 1,5 m, a zachowana wysokość – w granicach 3 m. Pierwotna jego długość mogła sięgać 2 km. Zachowało się też wejście do wału – tuż przy drodze z Nowej Słupi. Prawdopodobnie wyznaczał on granicę świętej przestrzeni górskiego sanktuarium ulokowanego na szczycie. Wschodnią część sanktuarium otoczono wałem być może w VIII – najpóźniej w połowie X w, potem zaczęto budować jego zachodnią cześć, lecz budowy zaniechano po 966 r. (chrzest Polski). Co istotne, sanktuarium użytkowane było najintensywniej w XI i początkach XII w. (czyli do chwili fundacji klasztoru). Z Łysą Górą, która upamiętnia dawne kulty, związane są rozmaite legendy i przekazy ludowe (na przykład rzekomy sabat czarownic). Jedna z najstarszych legend, zapisana w XV w., powiada, że na Łysej Górze czczono trzy bóstwa – Ładę, Boda i Leli. Znaleziono nawet posąg
ościół katolicki oraz pomniej sze organizacje religijne doko nują cudów, aby współczesne odkrycia naukowe jakoś przyfastrygować do swoich dogmatów religijnych. To karkołomne zadanie nie zawsze udaje się zrealizować skutecznie. O tym, że chrześcijaństwo ma problem z nauką, wiadomo nie od dziś. Najpierw naukę zwalczano i lekceważono. Kiedy już nie dało się ukryć, że doktryna kościelna mija się z jej ustaleniami, zaczęto modyfikować kościelne nauczanie. Robi się to dyskretnie, skrzętnie udając, że zmiana nie jest żadną zmianą. Zaraz po jej dokonaniu kler wywołuje wrażenie (nierzadko ordynarnie kłamiąc!), że żadnej zmiany w ogóle nigdy nie było i że Kościół wierzył tak „od zawsze”. Dobrym przykładem są cuda dokonywane nad Księgą Rodzaju. Sam Kościół papieski, jak i większość chrześcijan, skłonny jest obecnie interpretować spore jej fragmenty w sposób symboliczny (np. te o stworzeniu), a nie dosłownie, tak jak to robiono przez całe stulecia. Czy to nie dziwne, że Duch Święty przez tak długi okres nie zechciał objawić chrześcijanom, że wierzą w bajki? I że trzeba było do tego aż osiągnięć świeckiej nauki?
jednego z tych bogów, o czym wspomniał pisarz i działacz polityczny Jan Ursyn Niemcewicz (1757–1841), opisując swą podróż odbytą w 1811 roku po Górach Świętokrzyskich: „Gdy przed kilkudziesięciu laty, przy założeniu tutejszego kościoła kopano fundamenty nowego, znaleziono w ziemi posąg pogańskiego bożyszcza, okryty węglami, może jeszcze z dawnych pozostałych ofiar. Mimo najusilniejszych badań żaden z księży nie mógł mi powiedzieć, co się z tak ciekawą starożytnością stało, zniszczyła go zapewne ciemna gorliwość”. Z dalszej relacji historyka dowiadujemy się, że podobno młody zakonnik „będący przy wydobywaniu bożyszcza tego, kazał go kamieniarzowi natychmiast potłuc i rozbite sztuki do murowania użyć (...). Co za barbarzyniec!”.
Kościół robił co mógł, aby – wobec odkryć geologicznych – jakoś wybrnąć z ambarasu ze stworzeniem świata przez Boga w parę dni. Już Pius XII uznał, że Adam i Ewa nie musieli być pojedynczą parą, że Bóg drogą ewolucji mógł „stworzyć” całą grupę istot ludzkich. I problem z nauką zostałby
Inny wielki ośrodek kultu istniał na Ślęży (718 m n.p.m.), którą z powodu jej znaczenia można nazwać prasłowiańską Jasną Górą (lub słowiańskim Olimpem). Majestatyczna i samotna, pokryta ciemnym lasem, często spowita mgłami i chmurami, ściągająca liczne burze, od najdawniejszych czasów budziła strach i szacunek, kojarząc się z siedliskiem istot nadprzyrodzonych. Nazwa Ślęży, zwanej później Sobótką, położonej w pobliżu Wrocławia (około 30 km w kierunku południowo-zachodnim), wzięła się od prastarego słowa „ślągwa”, oznaczającego wilgotne zamglone powietrze. W pierwszej połowie I tysiąclecia p.n.e. na szczycie góry istniał gród ludności kultury łużyckiej, później miejsce to było penetrowane przez Celtów i prawdopodobnie z ich sanktuarium pochodzi zespół 5 kamiennych rzeźb (Panna z rybą, Mnich, Niedźwiedź, Dzik, Grzyb). Następnie było to miejsce kultowe plemienia Ślężan. Od niego też przyjęła się nazwa całego kraju. Można zatem przypuszczać, że Ślęża, gdzie odbywały się praktyki związane z kultem bogini płodności (a także z kultem słońca), miała znaczenie scalające dla całego
ludzkich kobiet nie znaleziono neandertalskiego mtDNA). Występował równolegle z naszym gatunkiem, według aktualnych badań używał języka, miał swoją kulturę i prawdopodobnie także religię, bo wskazują na to pewne ślady odkryte przy pochówkach. Neandertalczyk wymarł mniej więcej 20 tys. lat temu
ŻYCIE PO RELIGII
Homo nie wiadomo jakoś doktrynalnie zaklajstrowany, gdyby nie okazało się, że istnieją, a właściwie istniały, różne gatunki istot ludzkich. Ta kwestia przyszła mi na myśl, gdy czytałem doniesienie katolickiego „Gościa Niedzielnego” sprzed kilku tygodni o odkryciu pierwszego neandertalczyka na ziemiach polskich. Informację tę pozostawiono bez żadnego komentarza doktrynalnego, a przecież jest co komentować! Neandertalczyk najprawdopodobniej był innym od naszego gatunkiem istoty ludzkiej, z którym mamy wprawdzie wspólnych przodków, ale od którego nie pochodzimy (wśród
– zapewne dlatego, że został wykończony (i zjedzony) przez gatunek istot ludzkich bardziej cwanych i drapieżnych, czyli przez nas. Jeżeli jeszcze nie widzicie tutaj problemu doktrynalnego dla chrześcijaństwa, to służę pomocą. Skoro neandertalczyk jest człowiekiem innym niż my, ale też rozumnym, to pojawia się kilka pytań: czy istnieli neandertalscy „Adam i Ewa” (nawet w sensie niedosłownym, ewolucyjnym)? Czy mieli oni duszę? Czy zgrzeszyli? Jaką Bóg opracował dla nich „drogę zbawienia”? Czy mieli też neandertalskiego Chrystusa, który odkupił ich grzechy, aby mogli żyć wiecznie? Czy zmartwychwstaną?
Śląska. Jeszcze w początkach XI w. kronikarz Thietmar informował, że „owa góra wielkiej doznawała czci u wszystkich mieszkańców z powodu swojego ogromu oraz przeznaczenia, jako że odprawiano na niej przeklęte pogańskie obrzędy”.Wizerunek bogini ze Ślęży obwożono – w specjalnym wózku – po rozmaitych miejscowościach (w późniejszych czasach boginię zastąpiono obrazem jasnogórskiej Czarnej Madonny). Także na Ślęży zachowały się wały, otaczające miejsca kultu. Ważnym ośrodkiem kultu pogańskiego była Jasna Góra, położona na wapiennym wzgórzu (293 m n.p.m.) i widoczna z kilkunastu kilometrów od Częstochowy. Zanim stała się miejscem teatralnego odsłaniania obrazu Czarnej Madonny, była dla Słowian przedchrześcijańskich miejscem magicznym, cudownym i świętym. Pielgrzymowano tam co najmniej pół tysiąca lat przed zainstalowaniem ikony Czarnej Madonny. Do tego typu ośrodków kultu należało wiele innych gór. Można tutaj wymienić Górę Grodową w Trumlinie, Górę Dobrzeszowską w Górach Świętokrzyskich, Wapiennicę na Podbeskidziu, Radunię oraz Wieżycę w Masywie Ślęży. Głównym wyróżnikiem tej kategorii miejsc jest otoczenie wierzchołka góry wałem kamiennym. Chrystianizacja świętych gór, zarówno w przypadku Łysej Góry, jak i Jasnej Góry, oparta była na starej technice nasadzania tam klasztoru katolickiego. W ten sposób Krk wprowadził kult „świętych gór” w obręb swoich wpływów religijnych i finansowych. ARTUR CECUŁA
Wbrew pozorom nie jest to żadne czepialstwo, ale konkretne pytania natury teologicznej, na które nigdy jeszcze nie czytałem jakiejkolwiek odpowiedzi. Gdyby neandertalczyk był naszym przodkiem (ale raczej nie jest), to sprawa byłaby prostsza. Można by go wpisać w naszą ludzką historię zbawienia i powiedzieć na przykład, że Adam i Ewa byli neandertalczykami, a my powstaliśmy z tych ostatnich. Historia z neandertalczykiem wskazuje na to, jak bezsensowna jest zabawa w kotka i myszkę Kościołów z nauką. Doktryna ciągle się pruje pod wpływem kolejnych odkryć naukowych, a Kościoły ciągle rzucają się do zmyślania historyjek, które mają te strzępy jakoś ze sobą sensownie powiązać. Na przykład ciekaw jestem, co wymyślą fundamentaliści, wierzący w nieomylność i dosłowność Księgi Rodzaju, aby zdyskredytować prowadzone w ostatnich latach badania nad ludzkim DNA. Przecież one także wskazują, że historia ludzkości ma setki tysięcy lat, a nie raptem biblijne 6 tysięcy. A że kreacjonistyczne „instytuty badawcze” na pewno coś wymyślą, to nie mam wątpliwości. Wszak za pieniądze bogatych i naiwnych amerykańskich chrześcijan pracują tam zastępy „naukowców”, którzy chcą jakoś spokojnie dotrwać do emerytury. MAREK KRAK
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r. poprzednim odcinku pisaliśmy m.in. o tragicznej śmierci wiceministra obrony narodowej, generała Karola Świerczewskiego, która skłoniła rząd polski do zradykalizowania działań wobec Ukraińskiej Powstańczej Armii. Dziś pojawia się wiele głosów, że operacja na taką skalę była przygotowywana już wcześniej, zaś generał zginął w wyniku spisku polskich służb, ale dajmy spokój niesprawdzonym informacjom. Wkrótce po zastrzeleniu Świerczewskiego szef sztabu generalnego generał Stefan Mossor przedstawił Państwowej Komisji Bezpieczeństwa wstępny plan generalnej rozprawy z ukraińskimi nacjonalistami. Po uzgodnieniu szczegółów nadano mu kryptonim „Wisła”. Cały plan zawierał się w dwóch fazach. Pierwszą było całkowite wysiedlenie ludności ukraińskiej, łemkowskiej, a nawet mieszanych rodzin polsko-ukraińskich z terenów działań UPA. Posunięcie to, być może bardzo kontrowersyjne, w tym przypadku było raczej konieczne. Nie dałoby się ostatecznie unicestwić partyzantki UPA bez odcięcia jej od jedynej bazy zaopatrzeniowej. Mieszkańcy tych terenów, chcąc nie chcąc, (nierzadko pod karą śmierci) byli zmuszani do określonych świadczeń aprowizacyjnych na rzecz „swojego” wojska. Takie to już jest niepisane partyzanckie prawo, że leśni mogą żądać od ludności cywilnej tej samej narodowości czegoś w rodzaju podatku wojennego. Od początku zwracał na to uwagę gen. Mossor, mówiąc: „Jak ograniczy się tym bandytom kontakt z ludnością miejscową, to będą zmuszeni żreć trawę”. Poza tym spora część ludności ukraińskiej sympatyzowała z partyzantami. Drugim ogniwem akcji była zdecydowana operacja wojskowa wymierzona w UPA. Akcja „Wisła” rozpoczęła się miesiąc po zabójstwie Świerczewskiego i trwała niemal do końca 1947 roku. Wojsko, najczęściej o świcie, wkraczało do wyznaczonych wiosek. Na miejscu przedstawiciele specjalnej komisji mieli sporządzoną już listę ludzi wytypowanych do wysiedlenia. Najczęściej decydował o tym cenzus wyznaniowy – na niekorzyść osób o wierze innej niż rzymskokatolicka. Ludzie dostawali ok. 3 godziny na spakowanie się (przysługiwało ok. 25 kg bagażu na osobę). Następnie transportowano ich do punktów zbornych. Tam byli klasyfikowani według odpowiednich kategorii (A, B lub C), które oznaczały stopień niepewności politycznej, i według tych oznaczeń wywożono ich na ziemie odzyskane – głównie do województw olsztyńskiego i szczecińskiego. Przestrzegano przy tym zasady, by nie tworzyć zbyt wielkich skupisk ludności ukraińskiej oraz by miejsce jej osiedlenia nie było bliżej niż sto kilometrów od granicy państwa. Dotyczyło to głównie rodzin z kategorii „A”, czyli
W
najbardziej proupowskich. Osoby, którym udowodniono współpracę z UPA, kierowano do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Akcję bardzo komplikowały plotki krążące wśród Ukraińców o rzekomym wywożeniu ich na Sybir. Akcja przesiedleńcza doprowadziła do prawie całkowitego wyludnienia niektórych rejonów Polski, szczególnie okolic Bieszczadów. Dziś, wędrując po tych uroczych górach, można dostrzec ruiny niegdysiejszych wiosek, które nie widnieją już na żadnych mapach. W trakcie akcji „Wisła” wysiedlono ok. 140 tys. osób.
PRZEMILCZANA HISTORIA pościgiem, chronili się w Czechosłowacji, na co tamtejsze wojska przymykały oko. Uzyskano też zgodę dla jednostek grupy „Wisła” na swobodne przekraczanie granic na odległość 30 km. Mossor zreorganizował też podległe mu wojsko, tworząc jednostki manewrowe, operacyjne i zwiadowcze, wyposażając je ponadto w najlepszy sprzęt. Każda z jednostek miała ściśle określone zadanie – zwiadowcy namierzali ukraińskie schrony, a wtedy do akcji wkraczały grupy operacyjne. W okolicach bunkra saperzy instalowali ładunki wybuchowe, a ich eksplozja połączona
amerykańskiej strefy okupacyjnej. Tam twierdzili, że są prześladowani i ścigani przez komunistów, po czym przeważnie dostawali azyl i możliwość emigracji, z której też większość skorzystała. Natomiast dowództwo UPA, z Romanem Szuchewyczem na czele, wycofało się na teren ZSRR. Tam jednak spotkała je niemiła niespodzianka, gdyż Rosjanie, równolegle z akcją „Wisła”, przeprowadzili akcję „Zachód” – również wymierzoną w ukraińskich nacjonalistów. Pod koniec 1947 r. w Polsce UPA – jako organizacja zbrojna – w zasadzie przestała istnieć.
HISTORIA PRL (13)
Akcja „Wisła”
Partyzanci UPA schwytani podczas akcji „Wisła” w 1947 roku
Operacja „Wisła” to jedna z najbardziej spektakularnych akcji w historii powojennej Polski. Wydarzenie to ma zarówno swych apologetów, jak i zagorzałych przeciwników. W PRL-u budowano swoisty mit tej akcji, tworząc niesamowite opowieści o zaciekłych walkach w niedostępnych bieszczadzkich terenach. Kolejną fazą operacji było bezpośrednie rozprawienie się z upowską partyzantką. Liczbę ukraińskich nacjonalistów szacowano na ok. 2,5 tys. żołnierzy oraz ok. 700 cywilnych agentów. Na akcję wysiedleńczą zareagowali oni rozproszeniem oddziałów i chowaniem się w licznych bieszczadzkich schronach, ograniczając działania zaczepne do minowania dróg i napadów na konwoje, głównie te, które wiozły żywność. Jednak w przeciwieństwie do nieudolnych poczynań wcześniejszej grupy operacyjnej „Rzeszów” generał Mossor zreorganizował taktykę walk z UPA. Na wstępie nawiązał współpracę z dowództwem Armii Czerwonej i wojskami czechosłowackimi w celu uszczelnienia granic. Wcześniej zdarzały się przypadki, że upowcy, uciekając przed polskim
była ze szturmem wojska. Żołnierze mieli wytyczne, by w miarę możliwości nie zabijać przeciwnika, lecz brać go do niewoli (byli to często bardzo cenni świadkowie), jednak większość upowców walczyła do końca lub popełniała samobójstwo. Konsekwentnie prowadzona taktyka wojsk polskich zaczęła przynosić efekty. Wyludnienie terenów pozbawiło partyzantów UPA nie tylko możliwości aprowizacyjnych, ale i anonimowości. Każdy ich większy ruch można było zauważyć. Działania te doprowadziły do tego, że część upowskich oddziałów zdecydowała się opuścić Polskę. Celem numer jeden była Czechosłowacja i pomimo kontrolowania granic przez tamtejsze wojska niektórym oddziałom, za odpowiednią opłatę, udało się bezpiecznie dotrzeć do
Jej symbolicznym końcem było namierzenie i wysadzenie w powietrze przez polskich saperów upowskiego sztabu, który miesił się w miejscowości Monastyr. Podczas zaciętej walki większość ukraińskich dowódców, ze „Stiahem” na czele, po odśpiewaniu hymnu narodowego popełniła samobójstwo. Od tej pory polskiemu wojsku zostało już tylko wyłapywanie pojedynczych i rozpierzchniętych oddziałów. Oficjalne dane mówią o likwidacji 1335 bojowników UPA, z czego 543 zabito, a resztę aresztowano. Straty polskie to 61 zabitych i 91 rannych. Pozostała jednak jeszcze w miarę silna siatka cywilnych agentów działających w ramach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Działali oni z ramienia przebywającego w Monachium Stefana Bandery
21
i prowadzili antypolską działalność polityczną wśród przesiedlonych Ukraińców. Jednak Urząd Bezpieczeństwa w ramach akcji „S1” pozyskał do współpracy jednego z przywódców OUN, który notabene cieszył się zaufaniem samego S. Bandery. Agent ten, o pseudonimie Zenon, został głównym kurierem pomiędzy centralą w Monachium a ukraińskim ruchem niepodległościowym w Polsce i ZSRR. Jego działalność doprowadziła do całkowitej likwidacji OUN w Polsce. W spadku po akcji „Wisła” prawie zupełnie wyludniona została południowa część województwa rzeszowskiego. Generał Mossor stale apelował, że aby problem ukraińskiego nacjonalizmu uznać za ostatecznie rozwiązany, teren ich działania nie może zostać pustynią, lecz należy ugruntować tam polskość. Utworzono więc Wojewódzki Komitet Zasiedleń, dzięki któremu udało się sprowadzić na te ziemie ponad 1700 polskich rodzin. Żeby uregulować kwestię prawną, rząd polski wydał dekret o przejęciu na własność Skarbu Państwa majątku wysiedlonych Ukraińców, co zamykało im drogę powrotu. Zwłaszcza że większość gospodarstw zasiedlili polscy osadnicy. Początkowo wysiedlona ludność pozostawała pod ścisłym nadzorem UB, jednak po 1956 roku pewne represje złagodzono. Części z nich, głownie Łemkom, pozwolono wrócić w swoje strony, a gdy ich gospodarstwa były już zajęte, otrzymali rekompensatę ze Skarbu Państwa. Jakkolwiek by oceniać akcję „Wisła”, to choć przeprowadzona niezwykle brutalnie, była, jak się wydaje, smutną koniecznością. Żaden kraj bowiem nie może na dłuższą metę tolerować bytności wrogich oddziałów partyzanckich na swoim obszarze. Dodać też należy, że wtedy wśród wielu ludzi w Polsce panowała ogromna wrogość wobec Ukraińców, spowodowana ludobójstwem Polaków na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej. Zakończenie całej operacji ówczesne władze odtrąbiły jako wielki sukces propagandowy, a generał Mossor był kreowany na narodowego bohatera. Jednak w wyniku ogarniającego Polskę stalinizmu szybko runął z piedestału wprost na ławę oskarżonych, gdzie w słynnym procesie „generałów” został skazany na karę dożywocia. W 1956 roku, zwolniony i zrehabilitowany, wkrótce zmarł. Akcja „Wisła” do dziś wywołuje skrajne emocje, a ostatnimi czasy, nie bacząc na fakty, czy też aby pogrążyć okres PRL, powstała moda na piętnowanie tego wydarzenia. Wydarzenie to potępił już senat RP, a prezydent Kwaśniewski wyraził ubolewanie z jego powodu. Oczywiście do chóru krytyków dołączył też prezydent Kaczyński, który wspólnie z prezydentem Ukrainy Wiktorem Juszczenką również potępił tę akcję. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
22
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (16)
Rozszalałe potwory Papieską politykę zmierzającą do panowania nad światem kontynuowali następcy Innocentego III. Chcąc utrzymać władzę, weszli w końcu w otwartą wojnę z cesarzem Fryderykiem II Hohenstaufem. Temu też celowi miał służyć pierwszy sobór lyoński (1245 r.), który zamiast zajmować się sprawami wiary, zwołany został głównie po to, aby potępić i odsunąć cesarza od władzy. Spójrzmy na okoliczności towarzyszące tym wydarzeniom. Otóż po pontyfikacie Innocentego III w walce z cesarzem o zachowanie papieskiej dominacji w „chrześcijańskiej” Europie szczególną rolę odegrali trzej papieże: Honoriusz III (1216–1227), Grzegorz IX (1227–1241) i Innocenty IV (1243–1254). Pierwszy z wyżej wymienionych – oddany współpracownik Innocentego III – koronował w 1220 r. Fryderyka II na cesarza. Koronację poprzedził układ papieża z Fryderykiem, zgodnie z którym cesarz zobowiązał się najpóźniej do roku 1227 zorganizować wyprawę krzyżową do Ziemi Świętej, zdobyć ją, po czym oddać w posiadanie papiestwu. A że papieżowi zależało na tym bardzo, zagroził Fryderykowi nawet ekskomuniką, gdyby ten nie wywiązał się z kontraktu. Przypomnijmy, że ów „namiestnik Chrystusa” nie rzucał słów na wiatr. Zasłynął przecież m.in. jako kontynuator ludobójczych walk z katarami. Do ekskomuniki cesarza nie doszło tylko dlatego, że biskup Rzymu zmarł 18 marca 1227 roku. Jego następca – Hugolin, hrabia Segni – był z kolei krewnym Innocentego III, który mianował go biskupem i kardynałem. Zostając papieżem, postanowił kontynuować dzieło swoich „wielkich” poprzedników: Grzegorza VII i Innocentego III, dlatego nieprzypadkowo przyjął imię Grzegorz IX. Nic zatem dziwnego, że jego pontyfikat od samego początku wypełniony był ciągłymi starciami z Fryderykiem II. Już we wrześniu 1227 r. ekskomunikował cesarza tylko dlatego, że ten nie wyruszył na krucjatę. Chociaż – jak podają źródła historyczne – Fryderyk podjął wyprawę, lecz zachorował i dlatego powrócił do Rzymu. Kiedy zaś znalazł się w stolicy i dowiedział się, że papież ogłosił encyklikę pełną oszczerstw pod jego adresem, oburzony zaprotestował i odpowiedział listem skierowanym do królów. Historyk Jean Mathieu-Rosay pisze: „Przypomniał w nim tragedię nieszczęsnego hrabiego Tuluzy, a także królów Anglii – zapowiedź losu, jakiego wszyscy mogli się spodziewać,
wojska cesarskiego. Papież jednak nie ufał Fryderykowi i obawiał się przejęcia przez niego władzy nad Rzymem, ekskomunikował go więc jeszcze raz w roku 1239. Następnie wysłał do Niemiec swych legatów, którzy mieli za zadanie doprowadzić do detronizacji cesarza. Postanowił też zwołać sobór powszechny, aby ostatecznie rozprawić się z Fryderykiem, ale cesarz przeszkodził biskupom w przybyciu do stolicy, którą oblegały jego wojska. Jego plany zatem nie powiodły się, a sam wojowniczy papież, który wyciskał z całej Europy podatki na sfinansowanie swoich łupieżczych podbojów, rzucał klątwy i ingerował
10 listopada i tron papieski na długo pozostał nieobsadzony, ponieważ kardynałowie w obawie przed ponownym zamknięciem... uciekli. Dopiero po półtora roku zebrali się w Anagni i wybrali jednogłośnie Synibalda Fieschi, który przyjął imię Innocenty IV. Chociaż nowo wybrany biskup Rzymu początkowo zdawał się przychylny Fryderykowi II, jego absolutystyczne skłonności okazały się jednak silniejsze i walka z cesarzem rozgorzała na nowo. Rozpoczęła się od bezlitosnej rzezi, której na oddziałach cesarskich dopuściły się wojska papieskie pod wodzą kardynała Rainera. Ze strachu przed zemstą cesarską papież skorzystał z ochrony króla Francji Ludwika IX i już w czerwcu 1244 r. uciekł z własnego kraju do Lyonu, gdzie na rok 1245 zwołał sobór. Głównym celem soboru nie były jednak sprawy związane z doktryną wiary, lecz pozbawienie cesarza władzy i zwolnienie poddanych od przysięgi wierności.
jeśli nadal tolerować będą podobne nadużycia władzy. Dalej następował opis światowego życia kurii oraz ambicji papieża. Cesarz całego świata chrześcijańskiego również sięgnął po termin »heretycy«, odmalowując kontrast pomiędzy zaleceniami ewangelicznymi a postępowaniem papiestwa. Odczytany na Kapitolu manifest cesarza tłumy powitały oklaskami. Zaraz też utworzyło się stronnictwo, którego celem było wytyczenie granic papieskiej władzy” („Prawdziwe dzieje papiestwa”, s. 209–210). Kiedy zaś papież w kazaniu zaatakował cesarza, zwolennicy Fryderyka wypchnęli go z kościoła, a mieszkańcy Rzymu zmusili go do ucieczki aż do Perugii. Mimo klątwy Fryderyk II wyruszył jednak wkrótce drugi raz do Jerozolimy. Ale papież nadal był mu nieprzychylny. Dlaczego? Dlatego, że zamiast bezlitosnej rozprawy z muzułmanami, cesarz doszedł do porozumienia z sułtanem Al Kamilem, dzięki któremu zagwarantowano pielgrzymom bezpieczny dostęp do miejsc świętych w Jerozolimie. O tym, że to papieżowi nie wystarczyło, świadczy fakt, iż wykorzystał on nieobecność cesarza, zgro- „Ogród cesarza Fryderyka II w Palermo” – Artur von Ramberg madził wojsko i napadł na w sprawy innych państw. RozbudoApulię, kraj rodzinny Fryderyka. NaJak można się było spodziewać, wał też zbrodniczą inkwizycję i następnie zorganizował krucjatę przeFryderyk nie uznał rozporządzeń sokazywał prześladować innowierców ciw innym miastom podległym ceborowych. Oto jego słowa: „Ci, któwłącznie z paleniem ich na stosie. sarzowi i usiłował przekupić jego podrzy dziś zwą się kapłanami, pragną Zmarł 22 sierpnia 1241 r. danych, namawiając ich do zdrady. ujarzmić synów tych ludzi, dzięki któW takich to okolicznościach karZaborczość i dwulicowość papierych jałmużnie utuczyli się. Oni sadynałom przyszło wybierać noweża mimo wszystko nie zniechęciła mi, synowie naszych poddanych, zago papieża. Wybór jednak nie był cesarza do szukania pokojowego zapominają, kim byli ich ojcowie i lełatwy, bo hierarchowie byli podziekończenia konfliktu z biskupem Rzydwie dostąpili godności apostolskiej, leni. Dlatego też, aby „zdopingomu. Grzegorz IX odrzucił jednak zatracają wszelki respekt wobec krówać” kardynałów, senator Orsini propozycję zawarcia pokoju. Dopielów i cesarza... Nie jestem ani pierwzamknął ich w pałacu i pozbawił ro kiedy jego wojska poniosły klęszym, ani ostatnim, którego nadużysłużby i opieki lekarskiej. Wsposkę i musiały opuścić Królestwo Sywający władzy papieże chcą obalić mniany J. Mathieu-Rosay tak pisze cylii, a Fryderyk dotarł aż w głąb z tronu. Czynicie się współwinnymi o tym wydarzeniu: „Mimo to przez państwa kościelnego, przystał 28 lipich występków, dając posłuch hipodwa miesiące nie zdołali dokonać ca 1230 r. na zawarcie pokoju i miekrytom, których żądza władzy jest tak wyboru papieża. Wówczas Orsini zasiąc później zdjął klątwę z cesarza. bezmierna, że nie nasyciłyby jej wogroził, że każe ekshumować ciało Papież mógł zatem spokojnie dy Jordanu...” (tamże, s. 214). Grzegorza IX i uroczyście usadowić powrócić do stolicy, ale ponieważ Wobec niezłomnej postawy Fryje na tronie pośród nich. Zapanowanie cieszył się dobrą opinią wśród deryka papież ogłosił wielką krucjała panika. Kardynałowie natychmiast Rzymian, nie było mu dane zbyt dłutę przeciw niemu, a kiedy 13 gruddoszli do porozumienia i 25 paździergo w niej rezydować – już na ponia 1250 r. cesarz zmarł, podjął równika wybrali Gotfryda Castiglione, czątku czerwca 1231 r. mieszkańcy nież walkę z jego synami: Konraczyli Celestyna IV” (tamże, s. 213). zmusili go do opuszczenia miasta. dem IV i Manfredem. Mimo że Duch św. miał chyba jednak inPowrócił do niego – zapewne ku zawojska papieskie zostały pokonane ne zamiary, bo Celestyn zmarł już skoczeniu Rzymian – dzięki pomocy 2 grudnia 1254 r., zaślepiony żądzą
zemsty papież stanął na czele nowych oddziałów, ale dotarł tylko do Neapolu, gdzie zmarł 7 grudnia. Nie tylko walka z cesarzem była przedmiotem obrad soboru. Innocenty IV ogłosił na nim również kolejny dekret przeciwko innowiercom. Przypomnijmy, że za jego pontyfikatu padła ostatnia twierdza katarów w Montsegur (1244 r.). Podobnie też jak za Grzegorza IX synod w Tuluzie (1229 r.) wydał kolejny zakaz posiadania i czytania Biblii w językach ojczystych przez laikat, a synod w Tarragonie (1234 roku) nakazał surowo karać jej posiadaczy. Innocenty IV z kolei w 1244 r. nakazał konfiskatę i spalenie Talmudu. Ponadto zalecał inkwizytorom powszechne stosowanie tortur i karę śmierci wobec „heretyków”. Co więcej, inkwizycja, zwana „Świętym Oficjum”, nakazywała nawet dzieciom denuncjować swych rodziców (i odwrotnie). Te bezwzględne, szatańskie zarządzenia zostały później ujęte w konstytucji z 15 maja 1252 r. zatytułowanej „Ad extirpanda”. Krótko mówiąc, rozszerzone uprawnienia inkwizytorów doprowadziły do tego, że nikt nie czuł się bezpieczny, ponieważ każdy podejrzany mógł być poddany torturom, nie znając nawet imienia swego oskarżyciela i nie mając prawa apelacji. Przewody sądowe były bowiem tajne i zwykle kończyły się wyrokiem skazującym na śmierć, tortury lub dożywotnie więzienie. Historyk Ferdynand Gregorovius tak ocenił Innocentego IV: „Kapłan pozbawiony sumienia, chytrze wykorzystujący układy, niecofający się przed niczym, gdy chodziło o osiągnięcie korzyści, napełniał świat chaosem i wojnami domowymi, Kościół zaś uwikłał głęboko w sprawy świeckie. Każdy bezstronnie patrzący człowiek z pełną dezaprobatą musi oceniać dokonaną przez Innocentego trwałą zamianę Kościoła w obóz wojenny, gabinet dyplomatyczny lub przedsiębiorstwo handlowe; trudno by też było usprawiedliwić to specyfiką owych czasów” (Uli Weyland, „Jezus oskarża”, s. 129). Do jakiego stopnia ów papież budził niechęć nie tylko wśród Rzymian, ale również poza granicami państwa kościelnego, świadczy postawa arcybiskupa Lyonu, który widząc postępowanie Innocentego, zwanego rozszalałym potworem, zrzekł się godności kapłańskiej i zamknął w klasztorze. Biblia ostrzega: „Biada przekornym synom, mówi Pan, którzy wykonują plan, lecz nie mój, i zawierają przymierze, lecz nie w moim duchu, aby dodawać grzech do grzechu” (Iz 30. 1). BOLESŁAW PARMA
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r. Schwenkfeldyzm jest bodaj pierwszym poważnym wkładem polskim w herezje chrześcijańskie. Podobnie jak późniejszy arianizm polski, został – staraniem jezuitów i luteran – wygnany ze swej ojczyzny. Razem z wyznawcami. Schronienie znalazł w krainie kwakrów, gdzie przetrwał. Na fali mody na ekumenizm jego twórca zyskuje dziś na popularności. Uważa się, że wpłynął na powstanie pietyzmu.
Postawienie przez Schwenkfelda tych fundamentalnych i genialnych pytań doprowadziło go do odpowiedzi, przez które został uznany za heretyka. Conrad Schlüsselburg umieścił w swoim „Catalogus haereticorum” z 1599 r. herezję Schwenkfelda przede wszystkim ze względu na jego pogląd dotyczący Kościoła. Schwenkfeld twierdził mianowicie, że z powodu niemoralności chrześcijan nie istnieje jeden prawdziwy Kościół, a jedynie „ecclesia disparsa”: prawdziwi wyznawcy Chrystusa znajdują się w rozproszeniu zarówno w katolickim, luterańskim czy kalwińskim Kościele, jak i w gminach anabaptystycznych. Jego zarzucenie poszukiwania prawdziwego chrześcijaństwa na rzecz poszukiwania prawdziwych
PRZEMILCZANA HISTORIA Tułający się szwenkfeldyści przez pewien czas zamieszkiwali ziemię kłodzką, gdzie ich nauki trafiły na podatny grunt, czyniąc przejściowo Kłodzk i Bystrzycę Kłodzką miastami szwenkfeldiańskimi. Na fali reformacji szwenkfeldyjskiej upadły w Kłodzku dwa klasztory – bernardyński, zamieniony na szpital, i franciszkański na Wyspie Piaskowej (1546). Nieco wcześniej klasztor opuścił gwardian Andreas Kohl oraz brat Georg Groch, którzy wstąpili w związki małżeńskie. Klasztor przejęła pod zarząd rada miejska. Okres ten zakończył się w 1548 r., kiedy hrabstwo kłodzkie weszło w posiadanie arcybiskupa Salzburga – księcia Ernesta Bawarskiego. Nowy władca wygnał z ziemi kłodzkiej proboszczów niekatolickich
i przystąpił do pacyfikacji anabaptystów. Po nich przyszła kolej na szwenkfeldystów, którzy koncentrowali się na „odkrywaniu w swojej duszy działania Boga”.
Niemniej jednak w zasadzie przez cały okres pobytu na Śląsku doświadczali oni upokorzeń lub prześladowań ze strony luteran i katolików: karano ich wysokimi grzywnami, więziono, zabraniano uprawiania praktyk religijnych, często zakuwano w dyby, a nawet odbierano im dzieci. Apogeum prześladowań nastało wraz z objęciem tronu cesarskiego w 1711 roku przez Karola VI, zamierzającego siłą osiągnąć „jedność religijną Kościoła katolickiego” i zaciekle zwalczającego ośrodki protestanckie. W 1719 roku do ich osad zjechali jezuici z misją „nawrócenia” heretyków. Gdy się okazało, że nie jest to możliwe, za przyzwoleniem władz świeckich zakonnicy nałożyli na wspólnotę szereg ograniczeń i zakazów. Jednym z pierwszych był zakaz sprzedaży mienia będącego w posiadaniu szwenkfeldystów, a także nabywania przez nich nowych gruntów. Gdy to nie pomogło, jezuici wydali zakaz grzebania członków wspólnoty na poświęconej przez siebie ziemi, tak że zmarłych chowano na polach poza granicami wsi. Kolejny zakaz dotyczył wreszcie opuszczania wsi bez specjalnych zezwoleń. Pamiątką tego barbarzyństwa jest zbiorowy pomnik upamiętniający kilkuset szwenkfeldystów pogrzebanych wzdłuż drogi, wzniesiony
Ostatnim europejskim schronieniem schwenkfeldystów stały się okolice Złotoryi (głównie dzisiejsza wieś Twardocice), gdzie do początku XVIII w. żyło ich 1300–1500. Sytuacja szwenkfeldyzmu uległa pewnej poprawie ok. 1670 r., kiedy uformował się jako ruch odnowy skostniałego luteranizmu – pietyzm. Od Schwenkfelda zaczerpnięto formę życia religijnego zwanego konwentyklem (jedyna forma wspólnotowego życia religijnego znana dawnym schwenkfeldystom) oraz nowy sposób odczuwania religijnego, oparty na przeżywaniu i postrzeganiu wiary w kategoriach indywidualnego jej wyznawania.
w Twardocicach w 1863 r., a odnowiony w ostatnich latach. W uroczystej ceremonii wzięła wówczas udział – w imieniu Konferencji Generalnej Kościołów Szwenkfeldystów w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej (www.centralschwenkfelder.com) – pani pastor Karen Gallagher. Kiedy ucisk jezuicki na Śląsku stał się nie do zniesienia, skontaktowali się z księciem Nicholasem von Zinzendorfem, przywódcą ruchu pietystycznego w Saksonii, który zdecydował się udzielić schronienia śląskim protestantom. Uciekali w mroźne lutowe noce 1726 roku, w kilku grupach, zabierając ze sobą tylko najpotrzebniejsze
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (44)
Herezja śląska Nazwisko twórcy schwenkfeldyzmu, tej rodzimej odmiany reformacji, nie wskazuje na jego związki z Polską. W istocie jednak Kaspar Schwenkfeld, choć wywodził się z rodziny niemieckiej, urodził się i działał w Księstwie Legnickim, gdzie był doradcą religijnym księcia piastowskiego Fryderyka II Legnickiego. Mimo że był osobą świecką, zdołał przekonać tego najwybitniejszego księcia legnickiego (za jego panowania Legnica miała uniwersytet) do porzucenia katolicyzmu na rzecz odnowy protestanckiej (1521). Przez pierwsze lata swej religijnej działalności był stronnikiem Lutra, z czasem jednak doszedł do wniosku, że luteranizm nie przyniósł zmian na lepsze. Nie o to przecież chodzi, aby wymyślać nowe prawdy wiary, bardziej lub mniej zgodne z Biblią, ale o to, aby religia dawała konkretne, zauważalne efekty w postawach moralnych ludzi. Schwenkfeld odnotował natomiast, że odrzucenie katolicyzmu na rzecz luteranizmu najwyżej w znikomym stopniu wpłynęło na to, że ludzie są bardziej moralni. Ewangelicy kłócili się wprawdzie z katolikami o transsubstancjację czy odpusty, ale nie czyniło to ich lepszymi ludźmi. W zgiełku wielowiekowych sporów teologicznych o takie czy inne wierzenia położono zatem akcent na fenomenalną sprawę: czy święte jest to, co ulepsza społeczeństwo? Dzisiejszy wolnomyśliciel przeniósłby to pytanie na jeszcze wyższy poziom: czy zaprowadzenie religii „miłości i pokoju” w jakikolwiek zauważalny sposób poprawiło ludzkość moralnie? Ponieważ chrześcijaństwo nie stawiało sobie nigdy za cel poprawy intelektualnej ludzkości, pytania w tym zakresie są w zasadzie zbędne. Mamy wszakże powody, by pytać o poprawę moralną.
chrześcijan było programem, który nie mógł się ostać jako wsparcie ówczesnej władzy, toteż w 1529 r. Fryderyk II zrezygnował z popierania schwenkfeldyzmu. Nurt ten zaczął się rozwijać w kierunku coraz bardziej osobistego i indywidualistycznego chrześcijaństwa. Według J. Wiganda, nauki Schwenkfelda miały pochodzić z „niepohamowanego indywidualizmu”, aczkolwiek należy wskazać, że ten indywidualizm wynikał przede wszystkim z rozczarowania się gminami, sektami i kościołami chrześcijańskimi. Jego nauki zaś to przede wszystkim chrześcijaństwo czynu i przeżycia a nie wiary, jednak szwenkfeldyzm nie był pozbawiony elementów doktrynalnych i teoretycznych. Za jego elementy doktrynalne uznaje się poniższe założenia: ! Jezus Chrystus jest Bogiem (Boską Istotą), w którym natura ludzka została stopniowo zastąpiona całkowicie przez naturę boską. Jego ciało utraciło cechy materialne, stając się ciałem duchowym. ! Podczas eucharystii nie ma transsubstancjacji – ciało i krew Jezusa są obecne tylko duchowo. ! Istnieje dualizm – ścisły rozdział ducha i materii; dlatego widzialny Kościół nie ma żadnego znaczenia; istnieje tylko Kościół duchowy. ! Chrześcijanin powinien przeżywać związek z Bogiem jako doświadczenie duchowe i indywidualne oraz dawać temu świadectwo. ! Chrzest jest ważny tylko dla dorosłych, którzy przyjmują go z wiarą i świadomością. Chrzest dzieci nie ma znaczenia. Oskarżany o herezję Schwenkfeld został zmuszony do opuszczenia Śląska i w 1529 r. przeniósł się do Strasburga, a w 1533 r. do Augsburga, gdzie kontynuował swoją działalność aż do śmierci w 1561 r.
23
rzeczy. Po śmierci księcia w 1733 roku śląscy jezuici zażądali wydania wszystkich uchodźców. Znów więc zostali zmuszeni do ucieczki. W Holandii opiekę nad nimi roztoczyli menonici, którzy przyjęli ich do swych domów, zaopatrzyli w żywność, a wreszcie opłacili podróż statkiem do Ameryki. Ostatecznym celem ich wędrówki stała się Pensylwania. Wysoki poziom alfabetyzacji szwenkfeldystów sprawił, że stali się oni społecznością powszechnie szanowaną i czynnie uczestniczącą w kształtowaniu się amerykańskiej myśli demokratycznej. W 1782 roku powołano Zrzeszenie Schwenkfelderów (Society of Schwenkfelders). Nie tworzyli jednak gminy religijnej ani kościoła, zachowując tym samym bardzo długo konsekwentną wierność ideałom indywidualistycznym założyciela. W zakresie praktyk religijnych i teologii kontynuowali śląskie tradycje. Z czasem jednak na gruncie amerykańskim zaczęli ewoluować. Konsekwencją tego było powstanie w 1877 r. pierwszego Kościoła szwenkfeldystów, utworzenie szkół wyznaniowych oraz seminariów uniwersyteckich. Około 1884 r. z inicjatywy Chastera Davida Hartranfta, profesora historii Kościoła w Seminarium Teologicznym w Hartford w Pensylwanii, powstał projekt monumentalnego wydania pism Schwenkfelda („Corpus Schwenkfeldianorum” liczy 17 886 stron (!), na których znalazły się 1252 dokumenty, zawierające 408 tekstów teologicznych śląskiego myśliciela, napisanych w latach 1521–1561). Obecnie liczbę wiernych Kościoła, skupionych wokół sześciu świątyń, szacuje się na mniej więcej 3 tys. osób. Przyjmują chrzest po osiągnięciu pełnoletności. Członkowie Kościoła nie wyróżniają się ubiorem czy też przesadnym rygoryzmem, jeśli chodzi o życie świeckie. Współcześni szwenkfeldyści mówią, że są otwarci na współpracę ze wszystkimi kościołami chrześcijańskimi, a swą misję szerzenia nauki Caspara Schwenkfelda widzą jako zadanie mieszczące się w skali całego globu. Współcześnie największy rozgłos społeczność ta zdołała jednak osiągnąć dzięki imponującym zbiorom książek, publikacji, zdjęć oraz niezwykle ciekawych grafik zgromadzonych w Schwenkfelderskiej Bibliotece i Centrum Dziedzictwa w Pennsburg. Jak podkreślił jeden z dziennikarzy obecnych na otwarciu owego centrum, „z grafik Schwenkfelderów promieniuje radość życia, której odmawiano im w ich ojczystej krainie”. Szczęśliwie, ich ojczysta kraina rekultywuje pamięć o swojej własnej oryginalnej wersji reformacji, czego dowodem są takie publikacje jak książka pt. „Kaspar von Schwenckfeld” (Uniwersytet Wrocławski, 2005). MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Acerola – naturalna witamina C Naturalna witamina C jest niezwykle ważna dla ludzkiego organizmu. Odpowiada za usuwanie tzw. wolnych rodników, których nadmiar powoduje przyspieszenie procesów starzenia. Ma również działanie antyoksydacyjne. Acerola to krzew rosnący w Ameryce Południowej, którego dojrzałymi owocami są ceglastoczerwone wiśnie bogate w witaminę C – dużo bardziej aktywną od syntetycznej ze względu na obecność bioflawonoidów. Jej zawartość jest 20–30 razy wyższa niż w pomarańczach. Acerola to ogólnowzmacniający, biologicznie aktywny dodatek do pożywienia. Owoce zbierane są w stanie na pół dojrzałym, kiedy zawartość witaminy C jest największa. Uzyskuje się z nich do 95 proc. witaminy C w postaci płynu, a następnie zamienia się na proszek, z którego przygotowywany jest koncentrat. Koncentrat aceroli jest również bogaty w witaminę C – jej zawartość stanowi 15 proc. preparatu. Obróbka owoców pozwala nie tylko uzyskać maksymalny poziom witaminy C, ale również mnóstwo pożytecznych komponentów, takich jak: witaminy A, B (tiamina,
ryboflawina), magnez, wapń, żelazo, kwas pantotenowy, kwas nikotynowy, potas, niacyna i inne. Witamina C z aceroli: ! wzmacnia budowę naczyń krwionośnych, mięśni, ścięgien i układu kostno-stawowego ! zwiększa odporność organizmu na choroby ! łagodzi objawy infekcji bakteryjnych i wirusowych ! ma zastosowanie w leczeniu stanów zapalnych i w okresie rekonwalescencji ! uzupełnia niedobory w stanach zwiększonego zapotrzebowania, zwłaszcza przy dużym wysiłku fizycznym – poprawia sprawność
iedza zielarska bardzo się ostatnio rozwinęła, sklepów specjalistycznych przybyło, ale nie zawsze wiemy, że właściwości lecznicze mają te najpospolitsze rośliny rosnące w ogrodach, na łąkach, a często za płotem. Oto kilka przykładów. ! Stokrotka – sprzyja usuwaniu z organizmu szkodliwych produktów przemiany materii, poprawia funkcjonowanie wątroby, działa ogólnie wzmacniająco. 3 łyżki kwiatków należy zalać 2 szklankami wody, gotować przez 5 minut i przecedzić. Odwar od razu gotowy do picia rozdzielić na 3 porcje i popijać w ciągu dnia. Tak przyrządzona stokrotka pomaga również na obrzęki, siniaki i otarcia naskórka. ! Słonecznik – napar z płatków kwiatowych obniża temperaturę w lekkich stanach zapalnych. Działa też przeciw trądzikowi, zapaleniom skóry, stłuczeniom. 1/2 łyżki płatków na szklankę wody gotuje się 5 minut, a następnie przecedza.
W
! chroni przed skutkami stresu ! skraca czas trwania przeziębienia czy zakażenia, aktywizuje system immunologiczny, pobudzając wzrost komórek odpornościowych ! obniża ryzyko powstania alergii, zmniejsza odczyn alergiczny, ponieważ osłabia działanie histaminy ! jest antyutleniaczem, zwalcza wolne rodniki, chroni przed zmianami nowotworowymi, łagodzi niepożądane skutki radioterapii ! oddziałuje korzystnie na wzrok, hamuje rozwój zaćmy ! ułatwia pokonywanie stresu, depresji, umożliwia koncentrację ! pomaga dzieciom w okresie intensywnego wzrostu.
! Nasturcja – w całej roślinie są składniki przeciwbakteryjne. Sok ułatwia odflegmianie w przypadkach nieżytu oskrzeli i rozedmy płuc. Nalewka działa leczniczo w schorzeniach wątroby i pęcherzyka żółciowego. Nasturcja używana jest także jako kosmetyk wzmacniający włosy i zapobiegający ich wypadaniu.
W Brazylii garść świeżych owoców aceroli zjada się podczas gorączki i biegunki. Zyskała powszechne zastosowanie w stanach zapalnych, jest stymulantem dla wątroby i nerek, wspiera funkcje serca, jest także stosowana do leczenia ran. W okresie wczesnowiosennym rośnie popyt na witaminę C. Zalecana profilaktyczna dzienna dawka w diecie (RDA) witaminy C dla osoby dorosłej wynosi 60–80 mg na dobę. Terapeutyczne dawki witaminy C na przeziębienie i grypę, choroby ogólne i inne dolegliwości to 1–5 g na dobę. Wiele osób sięga po witaminę C, odczuwając bóle reumatyczne lub tzw. łamanie w kościach, a nawet
! Rozmaryn – po gwałtownym schudnięciu lub porodzie skórę brzucha można ujędrnić, nacierając ją płynem sporządzonym z odwaru tego ziela (z dodatkami). A oto przepis: l łyżka rozmarynu na 0,5 l wody oraz 2 łyżki octu winnego, 2 łyżki wódki, l łyżka soli kuchennej.
Czekając na wiosnę ! Rumianek – to najbardziej uniwersalny kwiat. Działa pozytywnie niemal na wszystkie najpowszechniejsze schorzenia. Ma właściwości przeciwzapalne i gojące. Nie wyliczając więc wszystkich jego licznych zastosowań, podajemy jeden przepis: suszone kwiaty zalewamy wrzątkiem, odstawiamy na 10 minut, cedzimy. Słabsze roztwory stosujemy do inhalacji, przemywania oczu oraz na podrażnioną, zaczerwienioną skórę. Mocniejsze – służą do kąpieli i mycia włosów (lekko je rozjaśniają, nadają miękkość i połysk).
! Ziemniak (tylko bulwa) – wdychanie pary (nie bardzo gorącej!) z gotujących się ziemniaków leczy nieżyty dróg oddechowych. Surowy sok stosuje się w chorobach wrzodowych. Już po kilku dniach stan pacjenta wyraźnie się poprawia. Tarte ziemniaki są dobre na egzemy, stosuje się je także w ramach kuracji pooparzeniowej. Gorące purée to znakomita maseczka kosmetyczna, a surowy przecier zmniejsza obrzęki wokół oczu.
zwykłe zmęczenie. Więcej witaminy C potrzebują osoby palące, zażywające regularnie aspirynę, „mięsożercy”, diabetycy, kobiety w ciąży, w okresie karmienia piersią, stosujące środki antykoncepcyjne, mieszkańcy terenów skażonych ekologicznie, ludzie starsi oraz wszyscy ci, którzy piją wodę ze skorodowanych rur. Witamina C chroni przed kadmem z rur wodociągowych i przed zatruciem gazami i pyłami uprzemysłowionych miast. Witamina C z Aceroli jest bardzo dobrze tolerowana. Tylko w wyjątkowych przypadkach duże jej dawki mogą powodować biegunkę. Miłosz Woźniak
! Nagietek – wyłącznie intensywnie pomarańczowy, w postaci naparu, skuteczny jest w przypadkach owrzodzenia żołądka i jelit, pobudza akcję serca, obniża ciśnienie, uspokaja. Okładami leczy się odmrożenia, oparzenia i inne uszkodzenia skóry. 1 łyżeczkę płatków kwiatowych trzeba zalać wrzątkiem (1/2 szklanki) i postawić do naciągnięcia na l0 minut. ! Wrzos – wyciąg z jego kwiatów pity przed posiłkami 3 razy dziennie pomaga w trawieniu, zapobiega stanom zapalnym, działa moczopędnie. Sposób przygotowania – jak w przypadku stokrotki. ! Bławatek – niewiele ziół tak bardzo kojarzy się z polskim krajobrazem jak chaber bławatek. Niebieskie kwiatki bławatka, suszone tak ostrożnie, aby nie wyblakły, są środkiem przeciwzapalnym. Naparem przemywa się piekące, podrażnione i zmęczone oczy. Przyspiesza on także leczenie zapalenia spojówek. Czasem w celu zrobienia okładu na opuchnięte powieki miesza się bławatek z zielem świetlika. Patrycja Blachasz
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r. ylko dwa słowa, a cóż za piękny oddech po trwającym zbyt długo nędznym horrorze klasy C. I jeszcze ta śliczna lista zaczynająca się od słów: „W gniocie pt. »Prawo i Sprawiedliwość« udział wzięli...”. A na niej cóż za obsada: Kaczyńscy, Gosiewski, Brudziński, Putra, Ziobro, Kuchciński, Kurski, Cymański. Same gwiazdy. Bohaterowie ostatniej akcji. Aktorzy palącego się teatru, których nikt już – mam nadzieję – nigdy nie zatrudni. Ba, zapewnią klapę nawet połączonym siłom Spielberga, Lucasa i Camerona. Ostatni kongres PiS (oby rzeczywiście ostatni) był raczej pożegnalną akademią ku czci Jarosława. I korespondencyjnie benefisem jego braciszka. Coś jak podzwonne. Ale przecież to nie tylko moje zdanie. Wierny żołnierz braci K. Poncyljusz Paweł jako pierwszy rzucił komendę „Ratuj się kto może”. Na swoim blogu napisał: „Dalsze sukcesy? Może, ale już nie tej partii. Kongres potwierdził jej schyłek. Szkoda!”. Paradoksalnie to właśnie czołobitny i wiernopoddańczy dotąd
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
T
The end Poncyljusz krzyknął „Król jest nagi!”. Ale tak to już bywa, co odnotowują morskie kroniki, że tonący okręt pierwsze opuszczają najbardziej wypasione szczury. Ot, taki na przykład otłuszczony brukselskim sadełkiem Cymański jeszcze przed Kongresem wyczuł pismo nosem i poraził wszystkich brawurą, mówiąc, że PiS jest partią zbyt wodzowską, w której nikt nie ma odwagi na rzeczową dyskusję, o krytyce nie wspominając. Jak nic wierny czytelnik „FiM” mający nadzieję na przygarnięcie przez PO. 999 delegatów (ciekawa liczba, kiedy ją odwrócić do góry nogami) na dyskusję, a już nie daj Boże krytykę, nie miało ochoty, czyli odwagi. 51 – popisując się niespotykanym dotąd heroizmem – powiedziało Kaczorom nie w głosowaniu, a kilku dalszych skreśliło Jarosława,
ieznajomość encyklik i ignorowanie nauk Papy Karola nie przeszkadza w czerpaniu korzyści z jego nieświętego wciąż wizerunku. W końcu trafił nawet santo subito na płytkę glazurniczą. I to za sprawą swojego kamrata. Po śmierci JPII rodacy oszaleli – i z rozpaczy, i z nadmiaru przedsiębiorczości. Jak kraj długi i szeroki, lądował papież na wszystkim, bo ludzie błyskawicznie skonstatowali, że da się ogólnonarodową żałobę przekuć w dochodowy interes, szczególnie że każdy, kto stracił Ojca, chciał mieć po nim pamiątkę. Walory estetyczne nie odgrywały w tym przypadku żadnej roli, więc zalały Polskę wątpliwej urody gadżety, a miłość do Wielkiego
N
wpisując w to miejsce nazwisko Ziobry. Ciekawe, czy do jesiennych wyborów zdąży się ich wytropić i publicznie powiesić za jaja. Jak na przykład Jurka czy Dorna. Czasu mało, a liczba renegatów rośnie. I będzie rosła wykładniczo. Niektóre tonące gryzonie nawet do diabła, czyli do SLD, próbują się łasić. Bo lewica, choć to dziś karykatura samej siebie, trupem politycznym nie jest. W przeciwieństwie do PiS. A kto by chciał po sobotnio-niedzielnej stypie mieszkać dalej w domu żałoby, w którym jeden gospodarz jest już nieboszczykiem, a drugi pozostaje w bolesnej agonii? I potrwa to do jesieni. A może nie potrwa? Otóż w PiS (a raczej w tym, co z niego pozostało) rozpatrywane są dwa scenariusze. Oba fatalne, z tym że jeden gorszy od drugiego. Pesymistyczny wariant optymistyczny jest taki, że
wizerunku Ojca Świętego Jana Pawła II w celach czysto komercyjnych. W wyjątkowych przypadkach, gdy prośby są poparte pozytywną opinią Biskupa miejsca i mają służyć promocji kultury chrześcijańskiej czy nauczania i dzieła Ojca Świętego, kompetencję do wydania stosownego zezwolenia posiada Sekretariat Konferencji Episkopatu Polski. Powyższe zasady nabierają szczególnego znaczenia w kontekście ochrony pamięci i wizerunku Zmarłego Papieża” – napisał ówczesny sekretarz generalny Episkopatu bp Piotr Libera, żeby pospólstwo naprowadzić na właściwe tory. Ponieważ świeccy handlarze JPII do serca sobie pogróżek nie wzięli, pod banderą „promocji kultury chrześcijańskiej czy nauczania
Lech przechodzi do drugiej tury wyborów prezydenckich i tam sromotnie przegrywa z dowolnym rywalem: Komorowskim, Sikorskim, Szmajdzińskim. Z każdym, bowiem nawet z Kononowiczem Kaczyński by przegrał. To jasne. Nie darmo wypracowało się czołowe (obok braciszka) miejsce w rankingu niechęci Polaków. Zatem były prezydent jest już ostatecznie były, ale wychodzi z pojedynku z jaką taką twarzą. Niestety (a raczej na szczęście), sztabowcy PiS rozważają makabryczny wariant pesymistyczno pesymistyczny – bardziej prawdopodobny. Taki mianowicie, że Lech nie przechodzi do drugiej tury wyborów, przegrywając z każdym (no może oprócz Nałęcza) kandydatem. To już nie byłaby przegrana. To byłoby upokorzenie i klęska całej formacji wraz z jej chorymi koncepcjami. Ponieważ mamy pewne wtyczki w kołach zbliżonych do Bezprawia i Niesprawiedliwości, zdradzę Państwu, że taka możliwość całkiem poważnie brana jest pod uwagę przez Kamińskich i Bielanów, ale przede wszystkim przez Jarosława. I to onże braciszek poddał swoim najbardziej zaufanym pretorianom pod
i dzieła Ojca Świętego” hierarchia wytoczyła własne działa i – przyznać trzeba – wykazuje niezwykłą inwencję. Można więc całkiem legalnie i bez obawy o świętokradztwo wybić sobie w specjalnym automacie medal pamiątkowy z JPII na awersie (6 zł za sztukę), zakupić świecę z podobizną Karola, a ostatnio pojawiła się prawdziwa gratka dla amatorów oryginalnych wnętrz – markowa płytka ceramiczna z Janem Pawłem II modlącym się na tle chmur. 10 tysięcy sztuk tego rarytasu nieodpłatnie wyprodukowała Ceramika Paradyż. Głosami krytyki, o dziwo nawet ze strony duchownych, nie przejmuje się projektant kafelkowego dzieła Zbigniew Gretka. „Przecież wiadomo, że to nie są kafelki do toalety.
Ideał sięgnął bruku Polaka do dziś można manifestować, zakupując przeróżne bibeloty – breloki, zegarki, kubki, pocztówki, otwieracze do butelek, dywaniki ścienne, talerze ceramiczne, figurki, magnesy na lodówkę, obrazki... W okresie wielkiego boomu posiadanych dobrodziejstw bez skrupułów wyzbywali się także ci, co to za papieżem Polakiem podążali gdzie się dało. Na aukcjach internetowych jak świeże bułki sprzedawały się karty wstępu na audiencje, bilety z najprzeróżniejszych spotkań Papy z rodakami, stare podkoszulki pielgrzymkowe, okolicznościowe kartki pocztowe. Nie gorzej szło sprzedawcom setek prawdziwych oraz podrabianych monet i medali: – Jan Paweł II cierpiący – 199 zł; Jan Paweł II z dziećmi – 120 zł; Jan Paweł II – papież pielgrzym – 200 zł. Bezczelności, tj. uciekającego przez palce zarobku, nie zdzierżyli purpuraci. „W związku z powtarzającymi się praktykami bezprawnego wykorzystywania wizerunku Ojca Świętego Jana Pawła II uprzejmie informujemy, że (...) nie udziela się zgody na wykorzystywanie
25
rozwagę projekt tzw. ucieczki do przodu. Myk ma polegać na „rozchorowaniu” Lecha. Oto gdzieś koło maja (może nieco później) na czerwonych i żółtych paskach telewizji informacyjnych pojawi się news opatrzony nagłówkiem „z ostatniej chwili”, a blade spikerki zbielałymi z przerażania wargami oznajmią, że... No właśnie, że co? Może jakiś wylewik, może nowotworek, wielkie nadciśnienie czy małe ukrwienie? Coś w tym guście. To jedyna szansa, aby Lech Kaczyński (a z nim kadłubowy już PiS) wyszedł ze wszystkiego jak najmniej poobijany. Mało tego... To implikuje dodatkową szansę, aby wyjść z ciosem i jeszcze o coś powalczyć. Bo przecież w miejsce ciężko umierającego dla dobra ojczyzny prezydenta można podstawić kogoś „rezerwowego”. Kogoś, kto będzie miał nikłe, bo nikłe, ale jakieś tam szanse. Na przykład Ziobrę. Tym bardziej że taką opcję poparłaby armia Rydzykowych moherów, które nie mogą Kaczyńskiemu Lechowi zapomnieć zdrady ojczyzny, czyli ratyfikowania traktatu europejskiego. MAREK SZENBORN
Poza tym obraz czy zdjęcie mogą się zniszczyć, a taka płytka przetrwa nawet 500 lat. Głupi nie zrozumie, a mądry kupi. Bo kto na Kościół łoży, tego głód nie zmorzy” – wojowniczo odpiera ataki. „Nie boję się, że ludzie będą to wyśmiewać. Jestem pewien, że portrety znajdą godne miejsce” – kontrowersyjnej inicjatywy broni rzecznik krakowskiej kurii ks. Robert Nęcek. I tak każda sztuka sygnowana jest podpisem samego Stanisława Dziwisza (pomysłodawca interesu), który za dar serca dziękuje w czterech językach. A dar serca (minimum 100 zł za egzemplarz!) przeznaczony ma być na budowę Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się” (powstaje w krakowskich Łagiewnikach na ponad 10 ha ziemi po dawnych zakładach „Solvay”, tzw. Białych Morzach). Pieniędzy na tę kościelną fanaberię ciągle brakuje. Wyznawcy Wojtyły z całego świata jakoś nie mogą uciułać potrzebnych na rozruch inwestycji 200 milionów złotych. To skandal, bo przecież do głównych zadań Centrum należy upamiętnianie wielkiego dziedzictwa osoby i pontyfikatu JPII, promowanie duchowości, kultury i tradycji związanej z jego osobą, a także działalność naukowa i edukacyjna oraz pomoc potrzebującym. Na oficjalnej stronie inwestycji czytamy, że ma to być „najważniejszy w Polsce i na świecie ośrodek żywej pamięci osoby i dzieła papieża Polaka. To duchowy kościół Jana Pawła II, to wotum dziękczynne narodu polskiego i wszystkich ludzi dobrej woli, którym bliska była osoba i dzieło Jana Pawła II, bez względu na ich narodowość i wyznanie”. Widocznie Jan Paweł II po swojej śmierci nie działa właściwie na ludzką wyobraźnię. A biorąc pod uwagę beatyfikacyjne kłopoty Karola, może być już tylko gorzej. Nic zatem dziwnego, że chwyta się Dziwisz każdego sposobu na pozyskanie kasy. A że przy tym naraża na zbezczeszczenie swojego szefa w oparach... absurdu? I cóż z tego?! WIKTORIA ZIMIŃSKA Fot. MaHus
26
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
RACJONALIŚCI ziwnie napisany, z zagadkową rytmizacją, wiersz Jana Kochanowskiego. Tak, tak – tego samego. Z Czarnolasu. Co ciekawsze, jest to tekst stricte antyklerykalny. Poczytajcie...
D
Okienko z wierszem Na Barbarę Jakoś mi już skaczesz słabo, Folguj sobie, miła Barbaro, proszę cię. Czart rozskakał tego swata, Nie dba nic, choć kto ma lada co przed sobą. Okazuje swoje sztuki, Alboć nie wie, że masz w Nuremberku towar? Ale ty wżdy nie bądź głupia, Nieznajomym nie daj dudkować przed sobą, Nie zwierzaj się leda komu, Nie puszczaj mnichów do dobrego mieszkania. I kapłanów się wystrzegaj, Raczej sama zawżdy letanije śpiewaj! A chcesz li mię słuchać dalej, Moja Barbaro, nie szacuj dobrych ludzi! Zawżdy raczej szukaj zgody, Niech za cię skacze, kto młotem dobrze robi. Możesz odpruć i te wzorki, Czyście tak nama z paciorkowym biczykiem. A nie dufaj w żadne czary, I pod pierzem szpetny staroświetski bieret. Wiedzże, co masz czynić z sobą, Bo lisi ogon za towar nie uchodzi. A łotrowie, co to widzą, W oczy pięknie, w kącie szykują swe draby. Domyślajże się ostatka, Wszakeś już swym dziatkom marcypan rozdała.
Komunikat RACJA PL Ważne zebranie organizacyjne w Lublinie odbędzie się w sobotę 20 marca, o godz. 11, w siedzibie SLD przy ul. Beliniaków 7. Zapraszamy. RACJA zaprasza na ważne zebranie organizacyjne. Sobota, 20 marca 2010 roku, godz. 15. Legnica, Cafe Modjeska, Rynek 39 (gmach Teatru im. Modrzejewskiej). Informacje:
[email protected] tel. 508 543 629 Zaproszenie RACJA Polskiej Lewicy w Siedlcach zaprasza na zebranie koła w klubie Lech przy ul. B. Chrobrego 4 w dniu 20.03.2010 roku o godz. 17. Marian Kozak, RACJA Siedlce
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Zdzisław Moskaluk Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0
508 543 629 607 811 780 503 544 855 604 939 427 607 708 631 692 226 020 501 760 011 667 252 030 606 870 540 502 443 985 691 943 633 606 681 923 609 770 655 512 312 606 61 821 74 06 510 127 928
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Triumf Mamonia Polakom podoba się to, co już znają. W odniesieniu do piosenek zauważył to niezapomniany inż. Mamoń z „Rejsu”. Kolejnym potwierdzeniem jest zwycięstwo posła Karpiniuka w plebiscycie „Srebrne Usta”. Poseł PO dostał nagrodę za przywołanie sentencji ministra Bartoszewskiego („Prawda jest tylko jedna i prawda zawsze leży tam, gdzie leży”). Sam się zdziwił, a my razem z nim. W poprzednich latach też kilkakrotnie wyróżniano cytowania. W 1994 r. Marek Markiewicz był trzeci za przypomnienie powszechnie znanej trawestacji „Członek, to brzmi dumnie”. W 2003 r. Jan Maria Rokita dostał drugie miejsce za przywołanie z sejmowej trybuny hasła „Nicea albo śmierć”, autorstwa europosła Jacka Saryusza-Wolskiego. W 2004 r. powtórzenie wypowiedzi Leppera – „Wy ze mnie tu alfy i omegi nie róbcie. Ja znam tylko konkrety ogólne” – przyniosło drugie miejsce Markowi Borowskiemu. I tak lepiej niż w pierwszym roku plebiscytu (1992), kiedy drugie miejsce otrzymał Jacek Kuroń za sympatyczną chrypkę, a trzecie Adam Michnik za to, że tak pięknie się jąka. Dobrze, że naczelny „GW” nie wygrał konkursu w 2002 roku, kiedy nagrał, a potem podkablował swojego kumpla Rywina. Szczęśliwie nagroda za nagrania ominęła też Zbigniewa Ziobrę, który akurat w tej dziedzinie był w III RP bezkonkurencyjny. I miejmy nadzieję, że tak już zostanie.
Analiza wypowiedzi nominowanych przez „Trójkę” do nagrody dowodzi, że niejednokrotnie słuchacze nie bardzo mieli z czego wybierać. Jak bowiem wyłuskać „wypowiedź najciekawszą, najdowcipniejszą, niebanalną” z nieciekawych, niedowcipnych i banalnych? Urok niektórych tkwił tylko w tym, że inne były jeszcze gorsze. Jednak nawet wtedy, gdy trafiały się perełki, niekoniecznie one zwyciężały. Łaska słuchaczy, jak pańska, na pstrym koniu jeździ. I tego właśnie konia, nawet z rzędem, chętnie dam potrafiącemu wyjaśnić, co takiego jest w zwycięskim (1996), ale jedynie zgodnym z prawdą powiedzeniu Grzegorza Kołodki: „Ja nie jestem draniem, łobuzem, cynikiem i brzydzą mnie tego typu nieuczciwości. Ja jestem uczciwym człowiekiem”, że wygrało z dowcipnym bon motem Leszka Millera: „Oprócz jej profesjonalnych umiejętności ma ona mężne serce w kształtnej piersi”? Dlaczego w 2003 roku słuchaczom bardziej od dowcipu Bogdana Lewandowskiego o Renacie Beger („Pani poseł, proszę mi wybaczyć, ale obawiam się, że pani owies uderzył do głowy”) przypadło do gustu długie, nudne i zawiłe gadanie tejże posłanki: „Biada temu pięknemu i historycznemu miastu Kraków! Biada krakowskiej inteligencji, jeśli w Sejmie musi ją reprezentować poseł Jan Maria Rokita. Panie pośle Janie Mario Rokito, jest pan z wykształcenia prawnikiem. Ukończył pan najbardziej szacowną uczelnię
w kraju, a opowiada pan publicznie głupoty i rzuca pan bezpodstawne oskarżenia na innych, będąc sam w gorszej sytuacji prawnej”? Oczywiście było kilka powiedzonek, których autorzy i zarazem wykonawcy zasłużyli nie tylko na „Srebrne Usta”, ale na złote. Ich sentencje zadomowiły się na dobre w języku polskim i często są wykorzystywane: 1992 – Lech Wałęsa („Nie chcem być prezydentem, ale muszem”, „Zdrowie wasze w gardła nasze”); 1993 – Jurek Owsiak („Kochani, kocham was”, „Siema”, „Róbta, co chceta”); 1994 – Ewa Wachowicz („Premierowi nie odmawia się”); 2007 – Aleksander Kwaśniewski („My wiemy, jak było i nie idźcie tą drogą! Jarosławie Kaczyński! Lechu Kaczyński! Ludwiku Dorn i Sabo! Nie idźcie tą drogą!”). Dwie wypowiedzi, choć już zapomniane, były naprawdę zabawne: 1995 – Waldemar Pawlak („Kura najpierw jajko zniesie, a dopiero potem gdacze. Nasi polityczni przeciwnicy gdaczą, nawet kiedy nie potrafią jajka znieść”); 2005 – Józef Zych („Wysoki Sejmie, nie po raz pierwszy staje mi... przychodzi mi stawać... przed Izbą. Wysoki Sejmie, staje mi w pamięci pan poseł Iwiński”). Jak na czternaście edycji, niezbyt bogato, ale przynajmniej inż. Mamoń byłby dumny, że wciąż wychodzi na jego. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Alicja ma RACJĘ Jasna strona mocy zwyciężyła. Przy okazji zwycięstwa Alicji Tysiąc działacze RACJI Polskiej Lewicy i innych organizacji lewicowych mówią, że to dopiero początek. Nie było rozprawy przed katowickimi sądami bez pikiet organizacji wspierających Alicję Tysiąc w jej batalii z kościelnym molochem. Aktywni działacze katowickiego oddziału RACJI Polskiej Lewicy każdorazowo stawiali się z transparentami i kwiatami. Chodziło o problem klerykalizmu, o prestiż i pokazanie Polsce, że są siły, które bezkompromisowo walczą o słuszną, świecką sprawę. Chodziło też o stawienie oporu przeciwnikom, którzy nie wahali się sięgać po najbardziej hańbiące środki, jak na przykład transparent z wizerunkiem Adolfa Hitlera i zdjęciami uszkodzonych płodów. Działacze katowickiej RACJI, z przewodniczącym Dariuszem Lekkim na czele, domagali się przestrzegania wolności słowa, ale i ochrony dóbr osobistych. Nie może być tak, że antyklerykała karze się już za umiarkowane opinie, a księdzu wybacza nawet najbardziej obrzydliwe słowa. Na szczęście tym razem Sąd Apelacyjny pokazał nową wykładnię w takich sprawach. „Jestem naprawdę szczęśliwa i zaczynam wierzyć, że Polska stanie się jednak państwem praworządnym. W związku z listem otwartym Federacji Obrońców Życia skierowanym do Sądu Apelacyjnego w Katowicach RACJA wystosowała również list otwarty do tego Sądu, podkreślając, że życie i zdrowie kobiety – zgodnie z prawem obowiązującym w krajach cywilizowanych – jest ważniejsze niż życie płodu” – powiedziała Teresa Jakubowska, przewodnicząca RACJI Polskiej Lewicy. Oprócz RACJI walkę Alicji Tysiąc wspierają działaczki m.in. Zielonych 2004, Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Europejskiej Inicjatywy Feministycznej. Do Polski przyjechała również Elfriede Harth, przedstawicielka sieci organizacji katolickich „Kościoły i Wolność”, które w ramach katolicyzmu walczą o świeckość państw. DANIEL PTASZEK
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
Znaleziono na www.swiat-obrazkow.pl
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
27
Przychodzi baba do lekarza: – Panie doktorze, mój problem to za duże potrzeby seksualne... – To niech pani wyjdzie za mąż. – Mam już męża. – To niech pani znajdzie sobie kochanka. – Już mam. – To niech pani weźmie drugiego. – Mam drugiego, i jeszcze innych trzech. – Hmm, wydaje mi się, że pani jest rzeczywiście chora. – Panie doktorze, niech mi pan to da na piśmie, bo mąż mówi, że jestem k...a! ! ! ! Do tirówki podjeżdża auto. Przez okno wychyla się robotnik w pilotce na głowie, kufajce i gumofilcach: – Co zrobisz za 150? – pyta tirówkę. – Wszystko – rezolutnie odpowiada profesjonalistka. – To wsiadaj, będziemy murować!
Nauczycielka na lekcji do dzieci: – Kim jest dla nas Bóg? Po dłuższej chwili milczenia zgłosiła się Marysia: – Jest pasterzem? – Tak, pięknie! A kim my jesteśmy dla Boga? – pyta znowu nauczycielka. Nagle cisza w klasie, nikt nie odpowiada. Wtem zgłasza się Jasio: – Jesteśmy stadem baranów! KRZYŻÓWKA Odgadnięte wyrazy 6-lliterowe wpisujemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając od zaznaczonego pola Wirowo: 1) nie każdemu do danych dany, 2) siedzi podczas spowiedzi, 3) trudno go złapać po długiej pogoni, 4) zwykle jest między młotem a kowadłem, 5) między ułanem a bułanem, 6) gra w kasynie, 7) nie każdy jest (u)dzielny, 8) jeden z tych, którzy wiedzą, jak kto siedzi, 9) pociecha z cukierni, 10) obrzęd na scenie, 11) mówią nieładnie, że pierwszy się kradnie, 12) efektowna usterka, 13) trzymana dla jaj, 14) łów lwich głów, 15) sto tysięcy „Playboyów”, 16) kapitalny Fryderyk, 17) Kuba z rodziną, 18) klapa bez zawiasów, 19) kusi do grzechu w kawiarni, 20) zorientowany na wschód, 21) z perfumami on, 22) kupa ze sterem, 23) przykrywka piwka, 24) głupek zawinięty w koc, 25) u Kolportera z długimi włosami, 26) powtórka z rozrywki, 27) ta linia nie może być krzywa, 28) mostek, a pod nim woda do kostek, 29) królewska część koła, 30) klasowy album, 31) dziadowski bluźnierca, 32) oświetla chmury z góry, 33) uwiedziona przez byka ojczyzna Niemca i Duńczyka, 34) pieni się w Warce, 35) ma podopiecznych i tron, 36) konie przy bombie, 37) po trzecie – już wiecie?, 38) cenne kwalifikacje, 39) jakiż to niedźwiedź mięs nieświeżych nie je?, 40) tam rządzi starosta z PO, 41) wspiera kasjera, 42) wielki z krzyżem na plecach, 43) ze skrzydłami nad chmurami, 44) szyi zapaśnika nie zdobi, 45) trafienie ślepej kury, 46) co rok w tył krok, 47) bez niej policzyć nie można, 48) ojczyzna brukselki, 49) góry z przełomem Kury, 50) mówi „Serwus!”, 51) nie chodzi, lecz lata w liberii, 52) kompromitacja z krewniakiem wielbłąda, 53) zamachnął się na Cezara, 54) w co się lata na koniec świata?, 55) gardło całe zaropiałe, 56) jedzie z Wyszkowa do Zambrowa, 57) kładzie się pod koła, 58) nie da się cofnąć, gdy zapadnie, 59) z petem na talerzu, 60) wprawka powtarzana jak czkawka.
Litery z pól ponumerowanych utworzą rozwiązanie z cyklu „Humor z zeszytów szkolnych”
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 9/2010: „Rubens malował bez ubrania”. Nagrody otrzymują: Marek Kardasz ze Swarzędza, Stanisław Foltyn z Cieszyna, Bożena Skrodzka z Gdańska. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Anna Tarczyńska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 50,70 zł za drugi kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 50,70 zł za drugi kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Parafia św. Jerzego w Wałbrzychu
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 11 (523) 12 – 18 III 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
Pies ich drapał
Fot. Czytelnik
yklęty przez Kościół popularny wyrób gumowy – kondom. Czego jeszcze o nim nie wiecie? ! Prezerwatywy, wytwarzane ze zwierzęcych jelit, znano już w starożytnym Rzymie. W średniowiecznej Europie stosowano kondomy wielokrotnego użytku, zrobione z jedwabiu i mocowane na tasiemki. ! Pierwszą lateksową prezerwatywę wyprodukowano w 1880 roku. ! Dawniej mówiono o nich „miłosna skarpeta”, „żabia skórka” czy „szlafmyca”. Słynny Casanova, XVIII-wieczny uwodziciel, nazywał je „angielskimi surdutami”. ! Podczas I wojny światowej tysiące amerykańskich żołnierzy przebywało na zwolnieniu z powodu chorób wenerycznych. Rząd USA rozpoczął kampanię informacyjną i rozprowadzał wśród wojskowych kondomy, nazywane wówczas „zestawami higieniczno-ochronnymi”. ! Z prezerwatyw korzysta 65 proc. ludzi na świecie. Najwięcej użytkowników mają w Hiszpanii. ! Produkuje się je w trzech podstawowych rozmiarach. Największy to afrykański, średni – europejski, najmniejszy – azjatycki. ! W Szwajcarii ruszyła produkcja prezerwatyw w rozmiarze XXS. Przeznaczone są dla chłopców w wieku 12–14 lat, którzy – jak wykazały sondaże – coraz częściej w tym właśnie wieku rozpoczynają współżycie.
W
CUDA-WIANKI
Miłosne skarpety ! Brazylijskie Ministerstwo Zdrowia w czasie tegorocznego karnawału bezpłatnie rozprowadziło 55 milionów prezerwatyw. Hasło kampanii: „Prezerwatywa. Dla miłości, namiętności lub udanego seksu. Używaj jej zawsze”. ! Niemieccy naukowcy stworzyli prezerwatywy w sprayu. Do podłużnego pojemniczka wkłada się przyrodzenie, które po naciśnięciu odpowiedniego guziczka zostaje opryskane lateksem. ! Przedstawiciele firmy Okamoto, największego japońskiego producenta prezerwatyw, twierdzą, że internet przyczynił się do spadku sprzedaży ich wyrobów o prawie 50 procent. Dzięki łatwemu dostępowi do sieci, wiele osób poprzestaje na oglądaniu internetowej pornografii.
! Brazylijska projektantka Adriana Bertini zasłynęła dzięki sukniom wieczorowym szytym z tysięcy ręcznie barwionych kondomów. Kolekcja nosi nazwę „Ubrani na AIDS”. ! Włoska organizacja Cesviamo zorganizowała happening, którego celem było uświadomienie młodym ludziom, jakim zagrożeniem jest współżycie bez odpowiedniego zabezpieczenia. Organizatorzy przygotowali ogromne prezerwatywy, które umieszczono przed uniwersytetami w Mediolanie i Genui. W każdym z gigantycznych kondomów bawiło się kilkaset osób. ! Carl Dionisio, 37-latek zaprawiony w skokach na bungee, postanowił urozmaicić swój ostatni lot dzięki nowatorsko wykonanej linie. Do jej wykonania zużył ponad 18 tys. kondomów. ! W ubiegłym roku w Wiedniu otwarto Muzeum Kondoma. JC