Senat klepnął rządowy projekt ustawy o zarządzaniu kryzysowym...
KACZYŃSKI WPROWADZI STAN WYJĄTKOWY? INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 16 (372) 26 KWIETNIA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str. 3
Przez ponad trzy lata pod samym nosem arcybiskupa Nycza w Koszalinie działał groźny pedofil w sutannie. Czy ordynariusz o tym wiedział? Musiał wiedzieć, gdyż do kurii od dawna napływały alarmujące sygnały. Str. 7
Str. 6
ISSN 1509-460X
Str. 12,
13, 16
2
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA ...Żyje rozłamem w PiS-ie. A od Bałtyku po Giewont
Festiwal bezczelności
Polacy pytają jeden drugiego: Jaki jest najnowszy szczyt bezczelności? – Zagłosować na PiS i wyjechać do Irlandii! WARSZAWA Fanatykom katolickim nie udało się przepchnąć przez Sejm zmian w konstytucji, których celem byłby całkowity zakaz aborcji. Decyzja posłów doprowadziła do kryzysu w PiS. Legitymację partyjną wyrzucił do kosza Jurek Marek. Ten zwolennik bicia dzieci i fan mordercy Pinocheta okazał się zbyt radykalny nawet dla Kaczorów. A oni podobno tak nim wcześniej zamotali, że zapomniał biedak, jak się nazywa...
Apolityczni biskupi po chrześcijańsku odnieśli się do decyzji Sejmu o odrzuceniu idiotycznych poprawek do konstytucji. Słyszeliśmy o mordercach, braku szacunku do życia, rozpuście moralnej elit. Hierarchów przebił jednak Ojciec Manipulator, który w murach na Wiejskiej w Warszawie odkrył... szatana. Opanował on ponoć sumienia większości posłów! Rydzyk jako egzorcysta? Lekarzu, ulecz się sam!
Największym zaufaniem wśród polityków cieszy się – nie wiedzieć czemu – Zbigniew Religa, któremu według CBOS ufa 61 proc. Polaków (Ziobrze – 58 proc.). Dalej są: Kwaśniewski (56 proc.), Tusk (47 proc.) i Gronkiewicz-Waltz (45 proc.). Prezydentowi Kaczyńskiemu ufa 38 proc., a jego bratu – 36 proc. badanych. Największą nieufność budzą Roman Giertych (67 proc.) i Andrzej Lepper (53 proc.). Kaczyńscy razem osiągają aż 74 proc. poparcia, ale za to koalicja ma zaufanie najniższe w historii... minus 120 proc!
Wojciech Olejniczak – były ministrant, obecny szef SLD – zagłosował za ustanowieniem M.B. Trybunalskiej patronką Sejmu. Ten wyrachowany, bezideowy karierowicz, wyznawca i naśladowca A. Kwaśniewskiego, chce koniecznie pogrążyć polską lewicę.
Pierwsza na świecie policja historyczna, czyli IPN, sporządziła akt oskarżenia generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka oraz sześciu innych osób. Wszyscy będą odpowiadać za rzekomą zbrodnię komunistyczną, jaką było wprowadzenie stanu wojennego. Akty zawierają jednak poważne braki procesowe – prokuratorzy odrzucili wszystkie wnioski dowodowe obrońców generałów. Także te, bez których dramatu 13 grudnia ’81 nie da się wyjaśnić.
Fundusze inwestycyjne – zamiast w Polsce – rejestrują swoje biznesy w Luksemburgu i na Łotwie. Tam kontrola papierów trwa 3 tygodnie, u nas pół roku. Straty wynikające z takiej polityki mogą wynieść nawet kilka miliardów złotych. Tanie państwo – tanie dranie. Tyle że dla nas drogie.
LPR po nieudanej próbie wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji chce teraz podnieść kary za eutanazję. Specjaliści twierdzą, że takie sprawy zdarzają się raz na kilkanaście lat. Orzechowski z LPR stwierdził, że starzy ludzie boją się leczyć... Co z tą LPR? Jak będzie aborcja i eutanazja, to cywilizacja śmierci sama się wyskrobie i pozabija. Zostaną sami Polacy katolicy!
Słuszni prezesi Polskiego Radia z nadania PiS, LPR i Samoobrony dwoją się i troją, aby jego znaczenie na rynku mediów spadło. Zlikwidowali już ulubione audycje słuchaczy i wyrzucili z pracy najbardziej popularnych dziennikarzy. Po raz pierwszy w historii Program I PR spadł poniżej 16 proc. „słuchalności”. Nawet w stanie wojennym PR było na większej fali.
PiS odzyskało LOT. Minister skarbu uznał, że najlepszym prezesem narodowego przewoźnika będzie... specjalista od energetyki – Piotr Siennicki. Nowy szef ma jednak wielką zaletę – do niedawna mieszkał w Płocku, skąd pochodzi minister skarbu. W kwestii kompetencji obaj należą do gatunku nieLOTów.
Ludwik Dorn chwalił się, że dba o środki na policję. Dzięki niemu budżet w 2007 r. miał przeznaczyć na nowe radiowozy, radiostacje i broń 800 milionów zł ekstra. Pieniążków niebiescy jednak nie zobaczą, bo Dorn zapomniał wydać jedno głupie rozporządzenie dotyczące norm dla sprzętu specjalnego.
Reformy ministrów obrony narodowej z PiS cieszą się tak wielkim poparciem żołnierzy zawodowych, że ci odchodzą z armii. I to na taką skalę (do połowy marca 3 tysiące rezygnacji!), że w maju w budżecie MON zabraknie kasy na odprawy. I to pomimo propozycji płatnych wczasów nad ciepłą Zatoką Arabską lub w malowniczych górach Afganistanu.
Nowym świętem państwowym w Polsce stają się urodziny papieża Benedykta XVI. Za jego zdrowie i pomyślność modlili się kardynałowie w Watykanie oraz prawie cały rząd Jarosława K. No cóż, JPII nie może już zabrać do papamobila, pogłaskać...
„Nasz Dziennik” i LPR znalazły sobie nowego wroga. Są otóż w Polsce organizacje, które legalnie odwołują się do spuścizny Marksa czy Róży Luksemburg. Co gorsza, dzieła tych teoretyków można wciąż kupić w księgarniach. Posłowie LPR wezwali więc specsłużby do roboty i likwidacji „zarzewia terroryzmu”. Co ma ze sobą wspólnego lektura „Kapitału” Marksa i podkładanie bomb – wie tylko Mirosław Orzechowski. WALIA
Polska wraz z Ukrainą będą organizować Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej w 2012 r. Naszemu krajowi nie przeszkodziła nawet obecność podczas wyborów prezydenta Kaczyńskiego... Na szczęście za 5 lat Kaczor z pewnością nie będzie już siedział na trybunach jako prezydent.
A
wantura o aborcję zapoczątkowała medialny rozpad PiS. Medialny i oficjalny, bo walki i podziały trwały w PiS-ie na okrągło, choć oficjalnie partia ta demonstrowała jedność. Właściwie tylko „FiM” przepowiedziały – i to kilkakrotnie – nieuchronny rozwód Kaczek z oszołomami z Opus Dei. Nawet obecne komentarze innych mediów na temat tego, co stało się w PiS-ie, nie dotykają istoty rzeczy. Cała sprawa ma głębsze podłoże i wcale nie dotyczy zakazu przerywania ciąży. Aby dokonać rzetelnej analizy i pokusić się o prognozy, musimy pamiętać, kim jest premier Jarosław i jak dochodził do władzy. Wie on dobrze, że do klęski prawicy w 1993 r. doprowadziła burda o aborcję. Sprawa ta zawsze dzieli społeczeństwo i jego wybrańców. Kaczyński chce władzy i państwa totalnego, w którym wódz (premier) kontroluje wszystkie organizacje życia społecznego, w tym Kościół. Do tego potrzebne są mu różne narzędzia, np. teczki. Kaczyński nie znosi pluralizmu i jeśli będzie miał do wyboru: albo podzielona własna partia z kilkoma ośrodkami decyzyjnymi, albo rozpad własnego rządu i przyspieszone wybory, to wybierze opcję drugą. Tym bardziej że on realizuje się w walce, choćby w kampanii wyborczej, a nie w kierowaniu gospodarką. Wydarzenia z kwietnia 2007 r. zaczęły się już w roku 1996. Jaro- Fot. WHO BE sław na drodze do władzy zawarł wtedy pierwszą koalicję z fanatykami z Opus Dei. Grupa ta opanowała wydawany przez fundację Kaczyńskiego tygodnik „Nowe Państwo”. Od 2001 roku do koalicji formalnie dołączył K.M. Ujazdowski i Marek Jurek. Od początku Kaczyński nie darzył sympatią konserwatywnych katolików. Spory toczyły się o kształt list wyborczych i przyszłą taktykę. Ale wówczas Kaczor zdominował wichrzycieli. Inicjatywy grupy Jurka były stale monitorowane przez ludzi prezesa PiS. Sytuacja zmieniła się radykalnie w 2005 roku. Jarosław – przy pomocy członków PiS z Opus Dei – zawarł taktyczny sojusz z Radiem Maryja i wygrał wybory. Ludzie „Dzieła” uznali to za swój sukces i podnieśli głowy. Zażądali władzy i wpływów. Kaczyński musiał ich dopuścić do zdobyczy wojennych i tym przygotował grunt pod swoją pierwszą klęskę. Ludzie „Dzieła” zajęli wiele kluczowych stanowisk zarówno w administracji centralnej (ministrowie kultury i transportu, wielu wiceministrów), jak i regionalnej (wojewodowie). Wpływy Opus Dei zaczęły rosnąć prawie tak samo, jak za czasów katolickiego faszysty generała Franco w Hiszpanii. I wówczas – podobnie jak w Hiszpanii – nieuchronnie zaczął się etap drugi. Fanatycy „Dzieła” – których dobro narodu i kraju, w jakim działają, obchodzi dokładnie tyle co zeszłoroczny śnieg – zaczęli realizację własnego (czytaj: fundamentalistycznie katolickiego) programu. Pierwszym jego elementem był totalny zakaz aborcji. Kaczyński dobrze wie, że tak radykalne pomysły by go pogrzebały. Ani społeczeństwo, ani Unia Europejska nie chcą rewolucji klerykalnej, a Polski nie stać na jeszcze większą izolację. I tak Kaczka wpadła we własne sidła, tyle że zastawione przez fanatyków, z którymi się zjednoczyła. Premier wściekł się, że projekt, który wniosła LPR, został poparty przez ludzi PiS bez jego zgody. Dodatkowo katotalibowie zaczęli swoją krucjatę w momencie, gdy Kaczyńscy obwąchiwali się z nowym abp. Nyczem. Cel? Jak zwykle – nakłonienie jego i jak największej liczby biskupów do lojalnej współpracy z rządem w zamian za kolejne daniny i przywileje. Liga do spółki z Jurkiem zniweczyła ten pomysł. Pokazali, że Kaczyńscy – którzy w oczach części episkopatu wyszli na relatywistów moralnych – nie mają na
prawicy monopolu do zawierania sojuszy z Kościołem. Jarosław chciał z jednej strony kupić biskupów, a jednocześnie do części środowisk liberalnych puścić oko, że PiS nie jest takie nawiedzone. Za granicą ocieplić to miało także wizerunek brata Lecha, który został niedawno publicznie upokorzony podczas swojego wyjazdu do państw Azji Środkowej. Nie udało mu się załatwić tam żadnego kontraktu na dostawy ropy i gazu. Wszyscy rozmówcy Lecha jasno i wyraźnie powiedzieli mu, gdzie mają jego pomysły sojuszy wymierzonych w Rosję. A „kartoflowi” marzyła się pozycja lidera bloku państw EŚW wewnątrz UE... Tymczasem w kraju dalszy ciąg przepychanek. PiS-owcy z Opus Dei skutecznie zablokowali (wbrew premierowi) wybór nowego prezesa PKO BP. Ten największy w Polsce bank detaliczny od ponad roku nie ma prezesa, bo Kaczyńskim zabrakło już w miarę inteligentnych znajomych. Blokującym wybór kandydatki z PO był kolega M. Jurka – Paweł Szałamacha z Opus Dei. Wkurzony totalnie Jarosław polecił prowadzić dyskretne rozmowy z Tuskiem w sprawie przyspieszenia wyborów i udzielenia wotum zaufania tymczasowemu rządowi Ziobry, którego premier namaścił na swojego następcę. Z nowego rządu mieliby być wykluczeni członkowie Opus Dei. Pomysł spotkał się z umiarkowanym poparciem PO. I teraz wracamy do ustawy antyaborcyjnej. Część biskupów z kręgu Radia Maryja udzieliła poparcia radykałom z LPR-PiS. Kaczyński próbował ratować sytuację, wymuszając odroczenie debaty. Tuż przed nią wysłał Fotygę na negocjacje do Watykanu, spodziewając się stamtąd jakiegoś wsparcia. Bez rezultatu. Zaczęła się prawdziwa walka na śmierć i życie wewnątrz PiS. Stronnikom Jurka nie wystarczyła obietnica, że nowa konstytucja wprowadzi totalny zakaz aborcji. Zażądali tego zakazu teraz. Kaczyńscy ani myśleli ustąpić. W przeddzień głosowania premier wydał na piśmie przewodniczącemu Komisji Nadzoru Finansowego polecenie zwolnienia z pracy w trybie natychmiastowym ludzi Opus Dei. Wywalono ich w ciągu 20 minut! Ale ten bat był spóźniony. Kaczyński przeliczył się. Czystka w KNF tylko podnieciła posłów stronników Jurka do agresji. Rano zażądali wycofania poprawek prezydenta i poparli LPR (rozdawali list bpa Górnego). W nerwach darł go sekretarz dyscyplinarny PiS Marek Suski... Okazało się nagle, że Kaczyński nie panuje nad klubem – ponad 60 posłów zaczęło szantażować władze partii. Po głosowaniu przeciwnicy Jurka zażądali wyciągnięcia wobec niego konsekwencji. Kaczyński nie myślał wcale o jego odwołaniu, lecz wypchnięciu go z kierownictwa partii. Jurek zaskoczył Kaczkę i złożył dymisję. O jej przyjęciu będą decydować koalicjanci... Dotąd to premier prowadził ich politykę kadrową. Wyjście Jurka jest dla Kaczyńskiego problemem. W jego grupie znajduje się około 20 szefów władz okręgowych, są także liczni przewodniczący komisji sejmowych, kilku ministrów i wiceministrów. Ale Jarosław woli mieć małą trzódkę, pod pełną kontrolą i na przykład współrządzić z PO. I na koniec refleksja: gdzie tu jest dobro Polski? Wszystkie te gierki władzy w celu zachowania władzy uwłaczają każdemu przeciętnemu, normalnemu Polakowi. Każdy z nas codziennie walczy o przetrwanie i godne życie dla siebie i swoich bliskich, o trochę słońca w szarej egzystencji. Oczekujemy od rządzących wsparcia, nowych możliwości, a przynajmniej niemarnowania publicznych, tj. naszych, pieniędzy. Otrzymujemy niezmiennie igrzyska arogancji. Oglądamy niekończący się festiwal bezczelności. JONASZ
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
B
racia Kaczyńscy kochają rządzić. Co zrobią w obliczu ewentualnej klęski wyborczej? Konstytucja zna trzy stany nadzwyczajne, w których władza może wziąć za mordę obywateli. Z którego z nich skorzystają Bracia? A może zapewnią sobie czwarte wyjście awaryjne? Pan premier Jarosław Kaczyński (58 l.) wyznał niedawno, że o władzy marzył już od dzieciństwa, a szczególnie o tym, żeby „rządzić do 91 roku życia”. Często przekonuje nas o swoim umiłowaniu demokracji, ale zdarza się, że rozwiązuje mu się na chwilę język i padają wówczas brzydkie słowa nie tylko o przeciwnikach politycznych, lecz również o: ¤ prawnikach – „Front obrony przestępców, który atakuje wściekle ministra Ziobro”;
Polski naprawdę bardzo wielkie. Nic gorszego Polski nie mogłoby spotkać” – oznajmił szef PiS-u. A co zrobi w obliczu wyborów parlamentarnych 2009 r., gdyby oczywiste już było, że jego partia (a on sam zapewne bezpowrotnie) na długie lata zostanie odtrącona od władzy? Albo gdy społeczeństwo – z gamoniowatymi „wykształciuchami” i „łże-elitami” na czele – zniecierpliwi się arogancją władzy? Trudno prognozować, w każdym razie Kaczyński wejdzie lada moment w posiadanie instrumentu prawnego, pozwalającego mu tę władzę utrzymać... ¤¤¤ 13 kwietnia Senat zaakceptował rządowy projekt ustawy o zarządzaniu kryzysowym (przy negatywnej opinii prawnej Biura Legislacyjnego nt. zgodności z Konstytucją RP niektórych zapisów ustawy), uchwa-
GORĄCY TEMAT naprawdę „wielkie nieszczęście” przejęcia władzy przez układ PO-LiD? Tego już ustawa nie określa, pozostawiając kwestię ocenie Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego (z premierem jako przewodniczącym, ministrami: obrony narodowej i spraw wewnętrznych jako wiceprzewodniczącymi, ministrem spraw zagranicznych oraz koordynatorem służb specjalnych), do którego należeć będzie „inicjowanie i koordynowanie” procedur Narodowego Systemu Pogotowia Kryzysowego (NSPK). Jakież to będą działania? Szczegółów, niestety, nie poznamy, bowiem zostaną określone przez prezesa Rady Ministrów „w drodze zarządzenia niepodlegającego ogłoszeniu”. Wiadomo jedynie z grubsza, że do zadań Zespołu będzie należeć m.in. „przygotowywanie propozycji użycia sił i środków niezbędnych
w jakim mogą zostać ograniczone wolności i prawa człowieka i obywatela w czasie poszczególnych stanów nadzwyczajnych, określa ustawa”). Innymi słowy: o ile wiadomo, że w przypadku – dajmy na to – stanu wyjątkowego, musimy liczyć się m.in. z cenzurą prewencyjną oraz internowaniem, a „organy porządku i bezpieczeństwa publicznego mogą (...) wkroczyć na teren szkoły wyższej bez wezwania przez rektora”, o tyle w sytuacji enigmatycznego „zerwania lub znacznego naruszenia więzów społecznych”... nie mamy zielonego pojęcia, co władza nam może zrobić! Można by rzec, że władza też nie wie lub w ogóle nie ma złych zamiarów, skoro w ustawie nie zapisano żadnych dolegliwości dla obywateli. Ale przecież nie ma żadnego problemu – na co zwraca uwagę dr Piotr Radziewicz z Biura Legislacyjnego Senatu – żeby wprowadzić je tylny-
Ostał im się jeno... kryzys ¤ Trybunale Konstytucyjnym – „Ostatnio wysłuchałem referatu, skądinąd intelektualnie zawstydzającego, uzasadniającego prawa korporacji sądowniczej, a dokładnie jej najwyżej postawionej części. Pełne pomieszanie idei, porządków...”; ¤ werdyktach tegoż Trybunału – „Mam nadzieję, że orzeczenie będzie zgodne z oczywistym prawem i nie będzie żadnych cyrkowych sztuczek”, bo w przeciwnym wypadku „to byłby jeszcze jeden argument za tym, że trzeba się nad nową konstrukcją Trybunału bardzo poważnie zastanowić” (przed rozstrzygnięciem kwestii utraty mandatów przez samorządowców, spóźnionych ze złożeniem oświadczeń majątkowych); ¤ ustawie zasadniczej – „Ta konstytucja została uchwalona i może dobrze, bo rzeczywiście w kolejnych parlamentach pewnie nie byłoby takiej możliwości i dobrze, że z tej okazji skorzystano, ale to jest konstytucja niedobra”; ¤ konieczności totalnej inwigilacji – „To dość banalne, co powiem, ale żadna grupa społeczna czy zawodowa nie działa dobrze, gdy jest poza kontrolą”; ¤ zdrajcach – „Mamy w Polsce potężny front ludzi reagujących z powodów, które należałoby wyjaśnić gwałtowną agresją na każdą próbę obrony naszych interesów narodowych”; ¤ krytycznych mediach – „Atakują z największą zaciętością, nie przebierając w środkach”. ¤¤¤ W wywiadzie udzielonym 20 marca „Sygnałom Dnia”, Kaczyński stwierdził, że nie dopuści do jakichkolwiek wcześniejszych wyborów, ponieważ mogłyby one doprowadzić do przejęcia władzy przez koalicję PO-SLD: „To byłoby nieszczęście dla
lonej 16 marca przez Sejm (stosunkiem głosów 221 „za” do 168 „przeciw”). Ustawa wróci teraz do izby niższej, gdzie niechybnie zostanie „klepnięta”, a prezydent Lech Kaczyński z pewnością jej nie zawetuje. Tak więc wprowadzenie w życie nowych regulacji jest kwestią tygodni, dzięki czemu mniej straszni nam już będą terroryści, żywioły przyrody i wszelkie inne kataklizmy. Ale dokument ma jeszcze jedną cechę: rządowi mniej straszną już będzie perspektywa odsunięcia od władzy, bo wystarczy mu drobna sytuacja kryzysowa... Cóż to za licho? „Należy przez to rozumieć sytuację będącą następstwem zagrożenia i prowadzącą w konsekwencji do zerwania lub znacznego naruszenia więzów społecznych przy równoczesnym poważnym zakłóceniu w funkcjonowaniu instytucji publicznych, jednak w takim stopniu, że użyte środki niezbędne do zapewnienia lub przywrócenia bezpieczeństwa nie uzasadniają wprowadzenia żadnego ze stanów nadzwyczajnych, o których mowa w art. 228 ust. 1 Konstytucji (stan wojenny, wyjątkowy lub klęski żywiołowej – dop. red.)” – definiuje art. 3 pkt 1 ustawy o zarządzaniu kryzysowym. A czym miałoby się wyrażać „zerwanie lub znaczne naruszenia więzów”, tudzież – zasługujące na miano „poważnego” – zakłócenie funkcjonowania instytucji? Czy mieści się w tym pojęciu bunt nauczycieli, głodówka pielęgniarek w szpitalu, strajk okupacyjny w stoczni lub na uczelni, rolnicza blokada dróg, „wizyta” w Warszawie górników? Może wiec, który władza uzna za nielegalny lub demonstracja podobna do tej sprzed lat, kiedy to bracia Kaczyńscy podpalili pod Belwederem kukłę prezydenta Lecha Wałęsy? A może...
do opanowania sytuacji kryzysowych”. I nie będzie to żadna ochotnicza straż pożarna czy nawet policja, bo... „Jeżeli w sytuacji kryzysowej użycie innych sił i środków (...) może okazać się niewystarczające (...) Minister Obrony Narodowej, na wniosek wojewody, może przekazać do jego dyspozycji pododdziały lub oddziały Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej (...) wraz ze skierowaniem ich do wykonywania zadań z zakresu zarządzania kryzysowego” (art. 25 ust. 1). Ustawa wylicza dalej w art. 25, że do Sił Zbrojnych należeć będzie m.in.: ¤ „izolowanie obszaru występowania zagrożeń” (ust. 7), czyli odseparowanie ogniska zapalnego (np. stoczni, szpitala lub wyższej uczelni) od kontaktów ze światem zewnętrznym, a kto wie, czy nie jakiś obóz z drutami...; ¤ „współudział w zapewnieniu przejezdności szlaków komunikacyjnych” (ust. 14), co rolnikom na drogach dobrze nie wróży; ¤ „wykonywanie zadań ujętych w wojewódzkim planie reagowania kryzysowego” (ust. 16), czyli wszystko inne, o czym nie wiemy i czego nie poznamy, gdyż są to najskrytsze tajemnice znane wąskiemu gronu osób. Żeby zaś żaden minister czy wojewoda nie fikał, w art. 12 i 14 ustawy wyraźnie zapisano, że mają zasmarkany obowiązek posłusznie realizować tajne „zadania z wykazu przedsięwzięć NSPK”. ¤¤¤ Co ciekawe: omawiana ustawa nie zawiera żadnego katalogu ograniczeń praw i wolności obywatelskich na wypadek sytuacji kryzysowej, choć Konstytucja RP jednoznacznie tego wymaga w przypadku opisanych w niej stanów nadzwyczajnych (art. 228 ust. 3: „Zasady działania organów władzy publicznej oraz zakres,
mi drzwiami „via akty wykonawcze”, a to „ze względu na konieczność reagowania służb państwowych w czasie sytuacji kryzysowej”. ¤¤¤ Wyobraźmy sobie teraz taki oto scenariusz (nawiasem mówiąc, łatwo wymyślić dziesiątki podobnych): ustawa już obowiązuje, do wyborów parlamentarnych miesiąc, media sieją defetyzm („atakują z największą zaciętością”), że notowania PiS-u w sondażach balansują na 5-procentowej granicy tzw. progu wyborczego. Antoni Macierewicz „odkrywa”, że wśród kandydatów ubiegających się o mandat poselski jest grupa sowieckich agentów, a sąd („front obrony przestępców”) nie chce zatwierdzić aresztowania zdrajców („zagrożenie”), bezczelnie zapowiadających rozliczenie z budowniczymi IV RP („zerwanie więzów społecznych”). Oczywiste jest, że w takiej atmosferze Sejm nie może spokojnie dokończyć kadencji, a rząd – rządzić („zakłócenie w funkcjonowaniu instytucji publicznych”), czyli... wręcz podręcznikowa sytuacja kryzysowa! Na tajnym posiedzeniu spotykają się członkowie Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego (według dzisiejszej obsady personalnej, byliby to Jarosław Kaczyński oraz jego siepacze – najwierniejsi z wiernych: Aleksander Szczygło, Janusz Kaczmarek, Anna Fotyga i Zbigniew Wassermann). Zapraszają zaufanych – ustawa im na to zezwala – ministra sprawiedliwości (Zbigniew Ziobro), szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego (Macierewicz), komendanta głównego Policji (Konrad Kornatowski). Otwierają zalakowane koperty z „zarządzeniami niepodlegającymi ogłoszeniu”... Czy to aby nie déjà vu...? ANNA TARCZYŃSKA
3
Żegnaj ... Pogrążeni w bólu donosimy, że nagle odeszła od nas druga osoba w państwie – człowiek bez nazwiska, ale za to o wielkim sercu dla komórek macierzystych – Marek Jurek. A oto jak żegnał go Naród na forach internetowych... ¤¤¤ Od fanatyków, radykałów, fundamentalistów i talibananów zdecydowanie wolę drobnych złodziejaszków. Ci ostatni potrafią się nasycić drobnym łupem i są o wiele mniej szkodliwi dla państwa demokratycznego. Politologica Euphoria ¤¤¤ Jako uczciwy i normalny obywatel III RP nie życzę sobie, aby marszałkiem sejmu był watykański fundamentalista. obywatel normalny ¤¤¤ Jak pan Jurek może pogodzić swoje uwielbienie dla mordercy Pinocheta z obroną życia zygoty? Usprawiedliwia mordy polityczne dyktatora, a jest tak wyczulony na obronę życia ledwo poczętych. Czy to nie jest perfidna gra? warszawiak ¤¤¤ Marek Jurek to obok Jana Pawła II i Adama Małysza największy Polak od 300 lat! Respekt! mariusz_polonia ¤¤¤ Kochany Mareczku, U mnie zawsze możesz liczyć na posadę ministra(nta). ojciec (d)erektor ¤¤¤ Myślicie, że ten dwuimienny potrafił sam podjąć decyzję? Opus Dei lub o. Malwersant za niego myślą. pies_na_czarrnych ¤¤¤ Może teraz, gdy nieopatrznie włączę radio w porze porannych wiadomości, nie będę tak często wzywał imienia prostytutki nadaremno. Dolor ¤¤¤ Fundamentalizm religijny był przyczyną największych zbrodni ludzkości. Dobrze, że tę jedną zbrodnię (ustawa o mordowaniu matek) udało się powstrzymać. pe1 ¤¤¤ No nie powiem, ciekawa powstanie formacja – wybór między Jurkiem a Giertychem jest taki jak wybór między sraczką a padaczką... 1zorro ¤¤¤ Ten rzeźnik nie ma absolutnie nic przeciwko temu, by kobieta zdychała z powodu ciąży pochodzącej z gwałtu na przykład. Wzorowy uczeń swoich nauczycieli w sutannach. Benek231 Wybrali MiC i Marta
4
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Szkoła matoła Z rozpaczy będę wył do księżyca. Polski parlament wyciął mi taki numer, dał mi taką szkołę, że do końca życia to zapamiętam! Zepsuto mi pomysł z polskimi serialami. O co mi biega? Otóż Stolica Apostolska wyraziła zgodę na to, by Matka Boża Trybunalska była patronką polskiego parlamentu – o czym poinformował sekretarz lokalny Nuncjatury Apostolskiej w Polsce ks. Józef Trela. Papież B16 już podpisał dekret, który będzie uroczyście ogłoszony 26 maja w Piotrkowie. Cieszę się z tego bardzo i klaszczę uszami, bo przecież to właśnie w Piotrkowie narodził się polski dwuizbowy parlament i tu właśnie funkcjonował Trybunał Koronny I Rzeczypospolitej. Poza tym ten piękny gród za ateisty Edwarda Gierka był stolicą województwa, a za prawosławnego cara – siedzibą gubernatora. Trudno powiedzieć, na którym miejscu co do ważności plasuje się piotrkowska Matka Boża, ale teraz z pewnością jej notowania znacznie wzrosną. Nie udało się z Chrystusem królem Polski, to teraz nareszcie sukces! Zupełnie nie rozumiem, dlaczego człowiek bez nazwiska, Marek Jurek, zrezygnował z marszałkowania takiej Królowej i Hetmance. Czyżby brakło mu wiary, że pod Jej matczynym berłem wszystko pójdzie po myśli ojca dyrektora? No dobrze – zapytacie – jeśli się tak cieszę, to dlaczego chce mi się wyć do księżyca? Odpowiedź
prosta. Jestem wściekły na siebie, bo się spóźniłem. Ja chciałem załatwić, żeby M.B. została patronką mojego ulubionego serialu „M jak miłość”! Rozmawiałem nawet na ten temat ze scenarzystką Iloną Łepkowską i ona była za, a nawet przeciw. A teraz klapa! Parlament mnie wyprzedził. Och, Rodan, jak ci przyłożę w ten łeb matoła, to ci śpik w pięciu miejscach wargę przetnie! W ostateczności rezerwowałem dla „Detektywów” lub „Oficerów” jako patronkę Matkę Boską Zwycięską, to teraz tę dam dla „M jak miłość”. Uzasadnienie jest proste – serial zwycięża we wszystkich ankietach popularności. „Plebanię” dam pod opiekę Matki Boskiej Bolesnej (boleść w sercu, kiedy się ten serial ogląda) albo Różańcowej, bo w każdym odcinku ktoś mamrocze pod nosem i paciorki liczy. Uważacie, że sprowadzam
W
kraju i za granicą nie milkną głosy potępienia dla ustawy lustracyjnej wypichconej przez Kaczyńskich. Zagrożenie, jakie ona ze sobą niesie, sprawia, że nawet osoby znane dotąd raczej z bezsensownego bełkotu zaczynają przemawiać ludzkim głosem. Na łamach „Financial Times” – czołowej gazety ekonomicznej świata – gromy na ustawę lustracyjną rzucił profesor Jan Winiecki, były prezes Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Winiecki bardzo trafnie ocenił ustawę lustracyjną, a samych Kaczyńskich i ich akolitów nazwał „narodowymi bolszewikami, którzy stawiają się poza granicami zachodniej cywilizacji”. Profesor przekonuje, że ustawa lustracyjna jest nie do przyjęcia pod względem moralnym i prawnym. Moralnym – bo chce dręczyć ofiary poprzedniego systemu, nakłonione do współpracy często groźbą i szantażem. Podstawową wadą prawną ustawy jest natomiast fakt, że prześladuje ona za coś, co nie jest przestępstwem i nigdy nim nie było, czyli za współpracę ze Służbami Bezpieczeństwa. Aby za to prześladować, należałoby najpierw dowieść prawnie, że SB i pokrewne organizacje były organizacjami przestępczymi, a nikt tego dotąd w Polsce nie udowodnił. Winiecki wskazuje, że wykorzystywanie prawa do ścigania naruszeń zasad moralnych, a nie prawnych, nie stosuje się w Europie od XVI wieku. O 500 więc lat próbują Polskę cofnąć bracia Kaczyńscy...
RZECZY POSPOLITE
sprawę do absurdu? Może tak, ale co powiecie o parlamentarzystach? Za miesiąc Sejm i Senat będą miały patronkę z papieskim imprimatur. Potem przyjdzie kolej na Kancelarię Prezydenta, Premiera, i poszczególne ministerstwa, a nawet koła i biura poselskie. Np. dla posła Łyżwińskiego idealna byłaby po prostu Matka Boska Niepokalana. Niczym. Natomiast dla biura posła dwojga imion – Marka Jurka – jak ulał pasowałaby Matka Boska Dobrej Rady, żeby mu doradziła, dokąd teraz pójść i czyich plemników bronić. A dla takich intelektualistów jak Beger, Hojarska czy Orzechowski nadaje się Matka Boska Królowa Mądrości. Pewnie gdzieś na świecie ma swój domek z krzyżem na dachu Matka Boska od Kompleksu Małego Wzrostu i Manii Wielkości. Należałoby ją co prędzej zaprosić do Polski, żeby poświęciła Pałac Prezydencki i Kancelarię Premiera. Wyjdzie taniej niż sprzątanie po Bliźniakach. Problem byłby z posłem Piłką, bo jemu nawet Matka Boska Nieustającej Pomocy nie jest w stanie pomóc... ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Jan L. pracował na stacji benzynowej, a że nie przepadał za swoją pracą, umilał sobie czas, popijając wódkę. Kiedy osiągnął stan zadowolenia i zaczął rozrabiać, z miejsca pracy zgarnęła go policja. Funkcjonariuszy powiadomił przerażony mężczyzna, któremu Jan L. najpierw usiłował wlać benzynę na tylne siedzenie, a później nie chciał wydać reszty. Kiedy kierowca całkiem wyprowadził Jana z równowagi – ten... przystawił zapalniczkę do dystrybutora i zagroził wybuchem.
OLAĆ I PODPALIĆ
Grażyna K. ze Szczecina postanowiła rozwieść się z mężem. Stawiła się więc w sądzie i wniosła pozew, uiszczając przy tym 600 zł tytułem opłaty. Całkiem nieoczekiwany numer wyciął jednak jej małżonek, który... zawinął się i zmarł. Wpłaconych sześciu stówek pani Krystyna z powrotem nie dostanie. Sąd orzekł, że zwrot opłaty następuje tylko wtedy, gdy między stronami dojdzie do pojednania.
SZEŚĆ STÓW DO PIACHU
Po ulicach Biłgoraja spacerował sobie 15-letni Michał ze sprawnym granatem ręcznym F1 w ręku. Chłopak tłumaczył, że granat, który otrzymał w prezencie od kolegi, chciał sprzedać na aukcji w internecie.
BIŁGORAJ JAK IRAK
Pod Łukowem nietrzeźwy Witold S. (ponad 2 promile) oblał swoją 69-letnią mamusię łatwopalną substancją i podpalił. Staruszka żyje tylko dzięki interwencji córki, która ugasiła ogień i wezwała lekarzy. Synalkiem zajęła się policja.
CIEPŁO RODZINNE
Pod Rykami (Lubelskie) zatrzymano 57-letniego mężczyznę, który produkował samopały. Jak wyjaśnił, broń wyrabia na własne potrzeby – z tego, co znajdzie na starych złomowiskach. Opracowała WZ
PASJA WYSTRZAŁOWA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Przepraszam za to, w jakim stopniu dolewaliśmy oliwy do ognia, gdy powstawała IV RP. (Janusz Palikot, PO) Każdy ma swojego Palikota.
Winiecki dowodzi także, że ludzie niesłusznie przez ustawę pomówieni będą mogli dowodzić swej niewinności (sic!) przed sądami cywilnymi, co jest szyderstwem z prawa, bo w cywilizowanym kraju to przestępcy udowadnia się winę, a nie na odwrót. Ustawę lustracyjną potępiają także międzynarodowe organizacje dziennikarskie. Międzynarodowy Instytut Prasowy potępił ustawę, ponieważ za jej pośrednictwem „polskie władze stworzyły potężne narzędzie pozwalające im decydować, kto ma prawo uprawiania zawodu dziennikarza”. Ponadto według MIP, ustawa odbiera wydawcom i nadawcom swobodę podejmowania decyzji o tym, kogo mogą zatrudnić. Wcześniej knot prawny sporządzony przez PiS i partie koalicji potępiła Europejska Federacja Dziennikarzy oraz szwedzki dyplomata Thomas Hammarberg, komisarz Rady Europy ds. praw człowieka. Cóż jednak z tych głosów protestów, które rzeczywiście stawiają rząd polski „poza granicami cywilizacji”, skoro dla Kaczyńskich i spółki to oni sami są dla świata wzorem i przykładem „cywilizacji życia i wartości chrześcijańskich”. To od Polski pogrążającej się z wolna w bezprawiu i barbarzyństwie świat ma brać wzór, a nie na odwrót! ADAM CIOCH
Poza granicami cywilizacji
¶¶¶ ¶¶¶
(Donald Tusk)
Uważam partię polityczną za coś więcej niż drogę do osiągania celów, nawet społecznych. To wspólnota ludzi. PiS zostało skonstruowane w sposób, który stwarzał wielkie szanse na realizację skutecznej i dalekosiężnej polityki. (Marek Jurek)
¶¶¶
Trzeba jeszcze dużo pracować nad świadomością wszystkich Polaków. Polska nie może wymierać. „Nie zabijaj” to jest przykazanie boże, ale to jest również sprawa prawa naturalnego, to jest również sprawa być albo nie być narodu polskiego. Polska umiera, Polska katolicka umiera. Wierzę i wierzymy, że się pozbierają i będą ratowali Polskę. (o. Tadeusz Rydzyk)
¶¶¶
Mam wrażenie, że próbuje się kreować Aleksandra Kwaśniewskiego na męską wersję lalki Barbie. (Julia Pitera)
¶¶¶
Pan Bóg tak stworzył kurczaki, że są inteligentniejsze od kaczek. Podobno kaczki są dość tępe. (Stefan Niesiołowski)
¶¶¶
Na pytanie, czy nigdy z nikim nie będziesz, może odpowiadać mąż pytany o żonę lub o kochankę. W polityce słowo „nigdy” jest słowem wyklętym. (Donald Tusk)
¶¶¶
Zaostrzymy kary za eutanazję, by Polacy dotknięci starością lub problemami zdrowotnymi nie bali się iść do szpitala! (Mirosław Orzechowski)
¶¶¶
Ja się zawsze opalam w toplessie. Moja matka się opalała w toplessie. Cała rodzina. I my gdziekolwiek pojedziemy, uważamy, że nie ma w tym nic złego. (Sandra Lewandowska, Samoobrona)
¶¶¶
Skoro ja prosiłem, żeby mnie ktoś posmarował, bo ręce są za krótkie, żeby plecy posmarować, to też to robiłem. I nie tylko w stosunku do koleżanki (Sandry Lewandowskiej – dop. red.), ale i do innych osób będących na plaży. (Janusz Maksymiuk, Samoobrona) Wybrała OH
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
NA KLĘCZKACH
POLSKI TALIBAN Polska jest państwem wyznaniowym, w którym nie jest respektowany, zapisany w konstytucji, rozdział państwa i Kościoła. Powyższe słowa nie są bynajmniej cytatem z „FiM”. Taką opinię wyraziło ponad 80 procent spośród 33 620 uczestników sondy internetowej, przeprowadzonej przez Wirtualną Polskę. Tuż po katolickiej Wielkanocy, 13 kwietnia, zapytano użytkowników, czy w Polsce jest przestrzegany zapis o rozdziale państwa od Kościoła. Ów rozdział dostrzegło jedynie 10 proc. głosujących. Kolejne 7 proc. twierdzi, że „raczej”. Pozostali są pewni, że Polska zmienia się w katolicki środkowoeuropejski taliban. A
MATKA BOSKA RYDZYKOWA
MUZA KSIĘDZA
ANTYKLERYKAŁ Z PiS Marek Suski z PiS („genetyczny patriota”) miał, według słów posła Wierzejskiego, zbierać i drzeć kserokopie listu biskupa Górnego do parlamentarzystów, porozkładane uprzednio na ławach poselskich przez posłów LPR. Ten szalony krok praktykującego i bezgranicznie oddanego Kościołowi katolika był spowodowany faktem, iż list zawierał poparcie dla projektu zmiany w konstytucji, przedstawionego przez LPR, czyli konkurencyjnego wobec poprawek prezydenckich. Martwimy się stanem duszy posła Suskiego. Bo któryż ksiądz odważy się teraz dać mu rozgrzeszenie?! AC
WOJEWODA ZAKONNICA Koryfeusze obecnej władzy idą za głosem prawdziwego powołania i masowo wstępują do zakonu. Ostatnio w szeregi Międzynarodowego Zakonu św. Jerzego wstąpiła m.in. Helena Pietraszkiewicz (wojewoda łódzki), a także minister nauki i szkolnictwa wyższego – Michał Seweryński. Wśród kilkudziesięciu nowych członków znaleźli się też m.in.: wiceprezydenci Łodzi – Włodzimierz Tomaszewski, Marek Michalik i Hanna Zdanowska; wicemarszałek województwa Stanisław Witaszczyk; profesor Henryk Chmielewski i piosenkarz Krzysztof Cwynar. Przed rokiem (na podobnej uroczystości w łódzkiej katedrze) wielki mistrz Janos Karaszy-Kulinen na damy i kawalerów Zakonu św. Jerzego pasował m.in. prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego i prezesa „Wspólnoty Polskiej” – Andrzeja Stelmachowskiego. Pikanterii ostatniej uroczystości dodali żołnierze 25. Brygady Kawalerii Powietrznej, którzy uświetnili pasowanie, choć była to impreza prywatna, a nie państwowa. Co na to MON? PS
propozycje pokuty można było znaleźć na stronie Radosława R. z Krakowa, który proponował internautom wirtualną spowiedź. Wśród rzeszy rozbawionych znalazł się w końcu ten jeden, który poczuł, że jego religijne uczucia cierpią na dowcipie. Radosława R. przed dwuletnią odsiadką może uratować już tylko profesor z Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego, który ma określić, czy treści na stronie mieściły się w ramach dopuszczalnej krytyki religii... WZ
Rydzykowi nie wystarcza już Telewizja Trwam, Radio Maryja, szkoła kształcąca katolickich dziennikarzy i luksusowe ośrodki rekreacyjne – zamierza teraz wznieść jeszcze sanktuarium z cudownym obrazem Matki Bożej, przed którym modlił się niegdyś JPII. Projekt świątyni, w której mają się modlić Rodziny RM, przygotuje bydgoski architekt Jacek Waraczewski, autor projektu kampusu Rydzykowej uczelni. Ile będzie kosztowała kolejna fanaberia nawiedzonego redemptorysty – na razie nie wiadomo, ale nie ulega wątpliwości, że za wszystko zapłacą i tak bezkrytyczni wielbiciele o. dyrektora. RP
TATUŚ DO LUSTRACJI! Dlaczego nic się nie mówi o zmarłym dwa lata temu tatusiu najpopularniejszych polskich bliźniaków? Otóż Rajmund Kaczyński (zm. 17.04.2005 r.) przez całe życie był tytanem pracy i rodzina widziała go tylko od święta. Brał udział w powstaniu warszawskim, w którym stracił kciuk. Po wojnie nie przyznawał się jednak do znajomości z byłymi powstańcami, dopiero na emeryturze przypomniał sobie o nich. Za to wcześniej ochoczo współpracował z PZPR, organizując na Politechnice Warszawskiej dwuletnie marksistowskie kursy szkoleniowe dla partyjnych kacyków. Był więc ideologiem antypolskiego układu i tworzył czerwoną sieć! BS
SAKRAMENT POKUTY „Kup najbliższym przyjaciołom po trzy pączki z budyniem”; „Smaż kotlety, aż sczernieją”; „Wypij trzy szklanki ciekłego butanu”; „Zaoraj wujowi pole (bez traktora)” – takie
„Rzeczpospolita” doniosła, że spadkobierczyni praw autorskich do wierszy zmarłego księdza Jana Twardowskiego odebrała zgodę na publikowanie dorobku poety wielu dotychczasowym wydawcom. Można się domyślać, że wiersze zostaną zaproponowane nowym wydawcom na lepszych dla spadkobierczyni warunkach. Szczęśliwą posiadaczką owych praw jest Aleksandra Iwanowska, 53-letnia doktor polonistyki Uniwersytetu Gdańskiego – przez znajomych Twardowskiego nazywana złośliwie jego „muzą”... AC
PATRONKA (P)OSŁÓW Matka Boska z Piotrkowa Trybunalskiego, która dostała w Warszawie złote korony od B16, poświęcone jeszcze przez JPII, będzie patronką polskich parlamentarzystów. Taką decyzję podjęła niedawno Komisja ds. Kultu Bożego w Watykanie po błagalnej prośbie posłanki Elżbiety Radziszewskiej oraz, oczywiście, marszałka Sejmu M. Jurka. Oficjalny dekret odczytany zostanie w Piotrkowie 26 maja br. podczas kolejnego spędu kościelnego na Starym Rynku. Matka Boska Piotrkowska już przed wiekami patronowała najwyższemu sądowi Rzeczypospolitej, Trybunałowi Koronnemu, co – o dziwo! – nie ustrzegło go ani od skandalicznych i niesprawiedliwych wyroków, o których głośno było nie tylko w Polsce, ani od upadku wraz z państwem polskim pod koniec XVIII wieku. BS
KACZYZM TOTALNY W Polsce można znaleźć wiele przykładów łamania praw obywatelskich – twierdzi prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego i rzecznik praw obywatelskich. Jego zdaniem, przed nadmiernymi zakusami „urządzania Polaków” przez braci Kaczyńskich broni obywateli konstytucja. „Dopóki mamy niezależny Trybunał Konstytucyjny, jestem spokojny” – mówi prof. Zoll.
Jednak obawy i krytycyzm byłego prezesa TK są tak daleko posunięte, że rządy panów K. wprost nazywa „łagodniejszą formą totalitaryzmu”. RP
ZERO TOLERANCJI Ona ma 4 latka, a on 75. Ona nie chciała na jego rozkaz modlić się w kościele, a on za karę zamknął to dziecko w ciemnej, wilgotnej piwnicy; sam zaś udał się do świątyni bić pokłony przed Bożą Rodzicielką. To nie opowieść z mroków średniowiecza. To się działo kilka dni temu. W Polsce. W Suwałkach. Histeryczny płacz dziewczynki usłyszeli na szczęście sąsiedzi i powiadomili policję. Drzwi garażu-piwnicy strażacy musieli forsować za pomocą specjalnego sprzętu. Staremu draniowi (został aresztowany) grozi teraz pięć lat więzienia. O ile Roman Giertych nie uzna, że represje na dziecku za brak skupienia w kościele to bardzo interesująca i innowacyjna forma wprowadzania programu „Zero tolerancji” dla „bezbożników”. MarS
TANIE PAŃSTWO Pomnik Jana Pawła II w Zielonej Górze mieli sfinansować wierni, ale okazało się, że z kasy miejskiej trzeba było dołożyć aż 160 tys. zł, choć społeczny komitet budowy chciał znacznie więcej. Teraz miasto dorzuciło jeszcze 32,6 tys. ekstra na... bankiecik, ulotki reklamowe i recytacje ku czci. Te ostatnie musiały sporo kosztować, jak na wydarzenie artystyczne przystało, w którym przecież „nie mogli wystąpić amatorzy. Papież też był artystą” – argumentował reżyser widowiska, niejaki Gerard Nowak. BS
ODNÓW MI MIEJSCE PRACY Na ostatniej sesji Rady Miasta Kołobrzegu radni podjęli decyzję o przyznaniu 510 tys. na remont bazyliki. Jest to wkład własny miasta w duży projekt norweski, którego celem jest renowacja obiektów
5
sakralnych na terenie polskiego wybrzeża. Zabytki trzeba ratować i nic w tym nadzwyczajnego. Tylko dlaczego – gdy pojawia się możliwość dotacji zewnętrznej na odnowienie zabytkowej świątyni – to swój wkład musi mieć miasto, a nie bogatsza od niego strona kościelna, która na swojej bazylice zarabia? GS
NOWA NORYMBERGA? Naczelny prokurator Międzynarodowego Trybunału Kryminalnego ONZ, Luis Moreno-Ocampo, wyraził przypuszczenie, że któregoś dnia liderzy USA i Wielkiej Brytanii odpowiedzialni za wojnę w Iraku staną przed tym sądem oskarżeni o zbrodnie wojenne. Oświadczył, że gotów jest rozpocząć śledztwo przeciw nim choćby zaraz. Moreno-Ocampo zaapelował do krajów arabskich, by zgłosiły swój akces do Międzynarodowego Trybunału Kryminalnego. Ambasador Iraku przy ONZ oświadczył, że jego kraj aktywnie rozważa taką ewentualność. USA odmówiły podporządkowania się jurysdykcji trybunału i nie wyślą do Hagi oskarżonych przezeń obywateli – szefa państwa zwłaszcza. Ale inaczej wygląda sprawa w przypadku Blaira, którego kraj podlega sądownictwu międzynarodowemu, a ostatnio rząd zgłosił gotowość przekazania trybunałowi brytyjskich żołnierzy oskarżanych o zbrodnie. Jurysdykcji ONZ podlega także Polska i obecne władze mogą kwaknąć za uczestnictwo w wojnie Busha. PZ
A TEŚCIOWA? Pewien Sudańczyk został przyłapany na uprawianiu seksu. Cóż... pech, ale przecież się zdarza. Owszem, z tym, że dżentelmen ów miał akurat stosunek... z kozą. Lokalna wiejska Rada Starszych zebrała się niezwłocznie na naradę, co tu począć w takiej sytuacji. Radzono, radzono i w końcu postanowiono, że „kochaś” ma się z kozą ożenić, zaś za oblubienicę zapłacić właścicielowi 50 dolarów amerykańskich. Agencje nie donoszą, niestety, co na to rodzina kozy... MarS
6
LEKARZE I PIELĘGNIARKI, ŁĄCZCIE SIĘ!
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
Służby przeciw służbie
oraz prokuratury – trudno się oprzeć wrażeniu, że właśnie w tę jedność i solidarność postanowili uderzyć rządzący, mając przy tym nadzieję na zneutralizowanie ewentualnego poparcia społecznego dla zbliżającego się nieuchronnie protestu. Bo rangi lekarza wydarzenia z ostatnich tygodni też raczej nie podnoszą... Rozpoczęła się fala spektakularnych zatrzymań. Społeczeństwu zafundowano dość niesympatyczne przedstawienie upokorzenia wybitnych specjalistów. Filmy z przeszukania i zatrzymania lekarzy, poza tym, że obiegły czołówki wszystkich wiadomości, niemal natychmiast pojawiły się na stronach internetowych służb, które dokonywały tych czynności. ¤ Po doktora Mirosława G., ordynatora kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie, stawiło się kilkunastu funkcjonariuszy CBA. Przez szefa CBA Michała Kamińskiego dr G. został jednoznacznie zdiagno-
Studzińskiego pofatygowała się brygada antyterrorystyczna. Zarzut – świadome nieudzielanie pomocy w przypadku niewręczenia przez pacjentki wypchanej forsą koperty; ¤ Transplantolodzy z Białegostoku zostali zatrzymani przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego z powodu (nieudowodnionego jeszcze) podawania pacjentom thiopentalu w celu usypiania ich mózgu przed pobraniem narządów do przeszczepu. W przeciwieństwie do prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, który w sprawie doktora Mirosława G. publicznie wydał wyrok, zanim uczynił to sąd, nie podejmujemy się oceny, czy wymienieni wyżej lekarze są winni sta-
ŻĄDANIA LEKARZY SĄ TAKIE SAME W CAŁYM KRAJU 1. Wprowadzenie minimalnej miesięcznej płacy zasadniczej dla lekarzy zatrudnionych na podstawie umowy o pracę w następującej wysokości (w przeliczeniu na jeden etat): ¤ dla lekarza stażysty: 1,75 razy przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej (wg GUS), ¤ dla lekarza, po stażu, bez specjalizacji (młodszy asystent, rezydent): 2,0 razy przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej, ¤ dla lekarza z I stopniem specjalizacji: 2,5 razy przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej, ¤ dla lekarza z tytułem specjalisty: 3,0 razy przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej. 2. Wprowadzenie płatnego urlopu szkoleniowego dla lekarzy, w wymiarze 14 dni w ciągu roku. zowany, zanim sąd zdążył się wypowiedzieć: „Pan dr Mirosław G., roztaczający wokół siebie aurę wirtuoza polskiej kardiochirurgii, jest bezwzględnym, cynicznym łapówkarzem”). Ze szpitalnego gabinetu wyprowadzono go publicznie w kajdankach; ¤ Po wybitnego słupskiego chirurga ginekologa doktora Zbigniewa
wianych im zarzutów. Pragniemy tylko zwrócić uwagę na to, co łączy wszystkie te przypadki: ¤ konsekwentne utajnianie przez prokuraturę zarzutów, a także części uzasadnienia wniosku o areszt (kodeks karny przewiduje możliwość utajnienia wtedy, gdy postępowanie jest w fazie początkowej, a dotyczy...
informacji, które stanowią tajemnicę państwową); ¤ publiczne używanie przemocy. W żadnym z tych przypadków nie było to zwykłe zatrzymanie. Zastosowano środki specjalne wobec osób, które nie miały prawa posiadania broni, należą do swego rodzaju elity społecznej, a – co najważniejsze – nie stanowią żadnego zagrożenia; ¤ konsekwentne odrzucanie przez prokuraturę wniosków o zwolnienie z aresztu, chociaż poręczenie ofero-
łapownictwa. Podkreślano przy tym, że każdy pacjent bądź członek jego rodziny, który zgłosi się do odpowiednich służb, zanim one zgłoszą się do niego, zostanie oczyszczony z zarzutów wręczenia łapówki. Na ekranach telewizorów – oprócz lekarzy zakutych w kajdanki – mieliśmy też okazję zobaczyć stosy wiecznych piór, pliki banknotów, butelki z alkoholem znalezione w domach specjalistów (a przecież ustalenie, które przedmioty pochodziły od wdzięcznych pacjentów, a które były „łapówką” za usługę – graniczy niemal z cudem)... Postawiono więc na naturalny lęk ludzi przed śmiercią, na wywołanie u przeciętnego odbiorcy negatywnych emocji wobec tej grupy zawodowej, czyli oburzenia i zazdrości, a także na spowodowanie rozłamu w środowisku. Skutkiem jest utrata zaufania pacjentów do służby zdrowia, która kojarzona jest odtąd ze środowiskiem skorumpowanym, niebezpiecznym i bezwzględnym. Takie nastawienie prowadzi oczywiście do braku poparcia ze strony społeczeństwa dla działań lekarzy, a także braku wiary w skuteczność ich działań i czystość intencji. Dochodzi do wprost kuriozalnych przypadków, kiedy rodziny pacjentów nie wierzą w to, że ich bliscy naprawdę umarli, wzywają prokuratora do każdej operacji, o 90 proc. spadła możliwość pobrania narządów do przeszczepów, gdyż lekarze odmawiają uczestnictwa w podejmowaniu normalnych dotychczas decyzji o przeszczepie, bojąc się konsekwencji. A chorzy, którzy dzięki temu nie zostają poddani operacji przeszczepu, nierzadko umierają. Skutki tej przedstrajkowej akcji rządu są więc opłakane. I to – jak zwykle – dla społeczeństwa. WIKTORIA ZIMIŃSKA MiC Fot. WHO BE
S
łużba zdrowia to sztandarowa grupa zawodowa, z którą nie radzą sobie polscy politycy. A czasu na polubowne załatwienie konfliktu wmiatanego wciąż pod dywan jest coraz mniej... W 2005 r. w trakcie kampanii wyborczej PiS głosiło hasła solidarnego państwa. Obiecano wówczas lekarzom, że ich pensje będą zwiększone, umowy o pracę zostaną uregulowane, zaś sposób wynagradzania stanie się przejrzysty. Szybko okazało się, że PiS nie jest w stanie zrobić prawie nic. Nie pomógł nawet – mający niewiarygodnie wysokie zaufanie społeczne – wybitny kardiochirurg Zbigniew Religa jako minister zdrowia, głoszący potrzebę nacisku na współodpłatność pacjentów za usługi medyczne, rozwój komercjalnych placówek zdrowotnych i likwidację szpitali. Jak dotąd wszystkie rozwiązania dotyczące środowiska lekarskiego są raczej doraźne. Przypominają reanimację trupa. W tej sytuacji Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy – organizacja domagająca się jasnych reguł reformowania ochrony zdrowia – wielokrotnie występował do obecnego rządu o podjęcie rzeczywistych, a nie pozorowanych zmian w służbie zdrowia. Wobec permanentnego milczenia ze strony rządzących OZZL zapowiedział gotowość strajkową na 7 maja 2007 r. Lekarze domagają się przede wszystkim podwyżek płac oraz uregulowania czasu pracy. Organizatorzy protestów szczególną wagę przykładają do jedności środowiska: „Strajk będzie miał charakter ogólnopolski albo nie będzie go wcale (...). Ma on na celu zasadniczą zmianę statusu lekarza w Polsce” – czytamy na oficjalnej stronie OZZL. ¤¤¤ Wobec marazmu w sprawie osiągnięcia porozumienia pomiędzy rządem a lekarzami oraz zaskakującej aktywności w stosunku do tego środowiska ze strony służb specjalnych
wały osoby publiczne, a nawet instytucje. Adwokat doktora Studzińskiego, Krzysztof Lasoń, co najmniej pięć razy składał wniosek o uchylenie aresztu i zastąpienie go zakazem opuszczania kraju oraz dozorem policyjnym. Prokuratura pozostała nieugięta mimo deklaracji wysokiego poręczenia majątkowego, a także chęci poręczenia społecznego ze strony rady ordynatorów szpitala w Słupsku, Okręgowej Izby Lekarskiej w Gdańsku oraz Pomorskiej Akademii Medycznej. Z aresztu nie wypuszczono również doktora Mirosława G., chociaż ręczył za niego m.in. autorytet w dziedzinie kardiochirurgii, jeden z dwóch twórców szkoły polskiej transplantologii – prof. Antoni Dziatkowiak. W każdym z przypadków pojawił się mocno eksponowany wątek
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
K
olejny funkcjonariusz Watykanu przeszedł na państwowy wikt i opierunek. Ksiądz pedofil z Koszalina trafił za kratki przy zachowaniu maksimum dyskrecji, bo jego szef – mający w tej sprawie sporo „za uszami” – właśnie szykował się do przejęcia władzy w archidiecezji warszawskiej... Cofnijmy się do ostatnich dni marca, poprzedzających zaplanowaną na 1 kwietnia uroczystość objęcia kanonicznych rządów nad archidiecezją warszawską przez arcybiskupa Kazimierza Nycza, dotychczasowego ordynariusza diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.
¤ 30 marca ze strony internetowej parafii pw. Ducha Świętego w Koszalinie usunięto widniejącą tam jeszcze dzień wcześniej informację, że na plebanii przy ul. Staszica 38 mieszka „ks. Robert Szymczyk, ustanowiony 26.08.2006 kapelan szpitala”. Traf chciał, że od pewnego czasu dziennikarze „FiM” mieli już na niego oko i kopie pospiesznie zacieranych śladów istnienia księdza Roberta zachowali w redakcyjnym archiwum... ¤¤¤ Kilka dni po objęciu przez abpa Nycza urzędu metropolity warszawskiego prokuratura uchyliła rąbka tajemnicy: jedną z osób aresztowanych
Oaza dla pedofila Nastrój panował podniosły, imprezę mieli uświetnić swoją obecnością bracia Kaczyńscy i marszałek Sejmu Marek Jurek, a tymczasem... ¤ W lakonicznym komunikacie Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku z 28 marca przeczytaliśmy, że dzień wcześniej „pomorscy policjanci w ramach przeprowadzonej akcji, skierowanej przeciwko pedofilii internetowej, zatrzymali trzech mężczyzn, u których znaleziono i zabezpieczono komputery, płyty CD i dyskietki zawierające zdjęcia pornograficzne z udziałem dzieci. Jeden z mężczyzn to 31-letni mieszkaniec Koszalina (...). Wobec zatrzymanych sąd zastosował trzymiesięczny areszt tymczasowy”; ¤ Tego samego 28 marca na stronie internetowej diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej nastąpiła zmiana w dziale „Kapłani – porządek alfabetyczny”. Ze spisu duchowieństwa zniknął figurujący tam dotychczas 31-letni „ks. Robert Szymczyk, wyśw. 29.05.2004, kapelan szpitala w Koszalinie”, a próba wejścia do bezproblemowo dotychczas funkcjonującego wykazu „Kapłani według roku święceń” generowała komunikat „strona w budowie”; ¤ 29 marca dyrektorowi koszalińskiego Szpitala Wojewódzkiego im. Mikołaja Kopernika oraz szefowi miejscowej polikliniki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji złożył niezapowiedziane wizyty ks. Marcin Piotrowski. „Teraz ja tu będę rządził duszami” – oznajmił, powołując się na życzenie kurii biskupiej w sprawie zmiany na stanowisku kapelana obu szpitali;
w ramach ogólnopolskiej akcji wymierzonej przeciwko grupie przestępców rozpowszechniających dziecięcą pornografię jest „31-letni ksiądz Robert S., do niedawna kapelan koszalińskich szpitali” („Kochał dzieci” – „FiM” 15/2007). Dodajmy, że duchowny świetnie się zapowiadający i mocno hołubiony przez przełożonych... Jeszcze na etapie studiów w seminarium duchownym ten pochodzący ze Słupska kleryk bardzo gorliwie zajmował się dziećmi i młodzieżą. Wyrazy zachwytu nad nim znajdujemy m.in. w kronice Caritasu diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej z 2003 r.: „W czasie tegorocznych wakacji 36 dzieci z parafii pw. NMP Królowej Różańca Świętego ze Słupska odpoczywało w Kołobrzegu, w Ośrodku Charytatywnym pw. Aniołów Stróżów. Trudu prowadzenia kolonii podjął się diakon Robert Sz(...) wraz z dwoma klerykami. Przez odpowiednio zorganizowane zabawy, konkursy, pogadanki z psychologiem i wycieczki dzieci wzbogaciły swoją wiedzę etyczną, duchową i moralną”. – Dopiero rok później jedna z matek sygnalizowała mi, że jej dziesięcioletnią córkę dręczą przykre wspomnienia w związku z intymnym dotykiem któregoś z tych młodzieńców. Kobieta krępowała się pójść do kurii biskupiej. Twierdziła, że wysłała list do nowego biskupa ordynariusza Nycza (objął diecezję w czerwcu 2004 r. – dop. red.). W okresie gdy rozmawiałyśmy, jeszcze nie otrzymała odpowiedzi. Miała pójść z dzieckiem do psychologa, ale nie wiem, czy się zdecydowała, bo później już
BOŻE DZIECI... nie wracała do tematu – mówi „FiM” nauczycielka ze Słupska. Po obronie pracy magisterskiej (Wydział Teologiczny Uniwersytetu Szczecińskiego), pod wiele mówiącym z perspektywy czasu tytułem „Struktura hierarchii wartości u młodzieży. Badania empiryczne uczniów szkół katolickich”, ks. Robert Sz. został w 2004 roku wyświęcony i skierowany do parafii Wniebowzięcia NMP w Sławnie.
co najmniej od połowy 2004 do końca 2006 roku rozsyłał podobnym amatorom dziecięcych wdzięków zdjęcia i filmy pornograficzne. Trudno powiedzieć, co jeszcze biegły informatyk znajdzie na twardym dysku, w każdym razie to, co wielebny miał jakby na wierzchu oraz na płytach CD, to doprawdy straszne sceny gwałtów z udziałem maleńkich dzieci i zwierząt. Trzeba mieć
7
tego młodego księdza, bo przekupywał mi córkę drobnymi prezentami, na które mnie nie było stać. Jakiś niegrzeczny ksiądz, który nawet się nie przedstawił, odpowiedział mi, że powinnam się cieszyć, bo przecież ksiądz Robert w ten sposób mi pomaga – mówi matka 12letniej dziewczynki. Jej córka po jednej z wycieczek do Słupska opowiadała, że „ksiądz
27 marca (skan powyżej): był ksiądz Szymczyk, a... ... 28 marca (skan poniżej): się zdematerializował!
– Proboszczem był tam wówczas ksiądz Tadeusz Nawrot. Młody wikary kompletnie go oszołomił swoim zaangażowaniem duszpasterskim – ocenia miejscowy policjant. I trudno się dziwić, że oszołomił, skoro na dobry początek ksiądz Robert założył pod auspicjami Caritasu „świetlicę profilaktyczno-wychowawczą”, w której najbiedniejsze sławieńskie dzieci były dokarmiane oraz wspomagane przy odrabianiu lekcji. Czy tylko? – Pojawiały się pogłoski, że trochę je obmacuje, zbyt namiętnie obcałowuje... No, ale któż by się w takim miasteczku ośmielił zakwestionować czystość intencji duchownego! Ludzie gadali po kątach, lecz nic z tego nie wynikało – dodaje nasz informator. Ksiądz Robert wprost stawał na głowie, żeby pogodzić obowiązki wikariusza, opiekuna świetlicy i tzw. moderatora (kierownik „duchowy”) parafialnej oazy (przykościelna organizacja dzieci i młodzieży). Ale jakoś dawał sobie radę, skoro wiele czasu zostawało mu jeszcze na „pracę przy komputerze”... – Najchętniej w swoim domu w Słupsku. Właśnie tam wpadł, bo
mocne nerwy, żeby je oglądać. Nie wiemy jeszcze, czy osobiście robił te zdjęcia. On twierdzi, że tylko je gromadził i wymieniał się swoimi zbiorami z innymi, a dzieci osobiście nie krzywdził – ujawnia nam jeden ze śledczych. ¤¤¤ W lipcu 2005 r. w Sławnie nastąpiła zmiana proboszcza: ks. Nawrota (odszedł do parafii w Ustce) zastąpił ks. Grzegorz Fąs. – Ksiądz Robert uczył wówczas religii w miejscowym Zespole Szkół Agrotechnicznych. Był nawet lubiany przez uczniów, ale szkoła nie była sfanatyzowana religijnie, więc chętniej urzędował ze swoimi najmłodszymi oazowiczami. Wiem, że niektóre z tych dzieci zabierał ze sobą do Słupska, a matki trochę się uskarżały do proboszcza na tę jego nadopiekuńczość. Tym bardziej że ludzie byli bardzo uczuleni po aferze pedofilskiej z działającym w sąsiedztwie księdzem Jerzym U. (opisywany przez „FiM” proboszcz parafii w Słowinie: „Boże dzieci” i „Klaps dla pedofila” – 30/2003 oraz 23/2004) – kontynuuje policjant ze Sławna. – Telefonowałam do kurii biskupiej i prosiłam, żeby zdyscyplinowali
przebierał i kąpał dzieci, bo się zabrudziły”... Latem 2006 r. ks. Robert zniknął ze Sławna, a jego serdeczny kolega diakon Sebastian K. (alumn VI roku seminarium duchownego) objął opiekę nad „osieroconą” oazą. Wkrótce okazało się, że biskup Nycz mianował księdza S. kapelanem szpitala, którą to funkcję powierza się na ogół duchownym skierowanym na „boczny tor”. – Powód? Coraz głośniej mówiło się w diecezji, że ten młody człowiek ma skłonności do dzieci. Biskup bał się skandalu, więc skierował go tam, gdzie nie miał kontaktu z najmłodszymi. Okazało się to czystą iluzją, bo przecież nikt go nie kontrolował i wiadomo było, że w wolnych chwilach wciąż kontaktuje się z dziećmi. No ale wtedy ordynariusz był już chyba myślami w Warszawie... – zauważa nasz informator zbliżony do kurii koszalińsko-kołobrzeskiej. Jednego wszakże przełożonym pedofila nie można odmówić: szybkość zacierania śladów po przestępcy naprawdę robi wrażenie... ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
MAŁPA Z BRZYTWĄ
Infiltracja, nieustanny atak, wszechobecna „sowiecka” agentura, zdrada... Oto Polska widziana oczami szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, który nie wiedzieć czemu złośliwcom kojarzy się z małpą wywijającą brzytwą. Raport Antoniego Macierewicza z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych doczekał się „antyraportu” sporządzonego przez zespół ekspertów PO, pod redakcją posła Marka Biernackiego. To opracowanie sprawiło dużą przykrość politykom Prawa i Sprawiedliwości, którzy – jak pamiętamy – już nazajutrz po opublikowaniu utworu pana Antoniego nie kryli rozczarowania mizerią dokumentu mającego wywołać trzęsienie ziemi, podczas gdy okazał się pierdnięciem kaczki. Ba, wśród działaczy PiS-u pojawiały się nawet głosy, że źle się stało, iż likwidator WSI nie skorzystał
taksówkarskich (5) czy wreszcie w obserwatorium... astronomicznym (1) przekracza granice szaleństwa. Co gorsza – zdradzając metody pozyskiwania na cele operacyjne środków finansowych pochodzących z „bezpańskich” spadków po naszych bezpotomnie zmarłych rodakach, Macierewicz daje obywatelom państw trzecich (a nawet ich rządom) podstawy do roszczeń wobec rządu RP. I to już wcale nie śmieszne. 2. Finanse WSI W tym rozdziale pan Antoni całkiem już „poszedł po bandzie”, aby udowodnić swoją idee fixe o demonicznym wpływie wojskowych służb
3. Penetracja rosyjska: zagrożenia dla wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa państwa „W Zarządzie II Sztabu Generalnego oraz w Wojskowej Służbie Wewnętrznej (z ich połączenia powstało w 1991 r. WSI – dop. red.) służby sowieckie miały swoje stałe przedstawicielstwa, w których umieszczani byli rezydenci GRU i KGB (...). Mieli oni swobodny dostęp do kadry kontrwywiadu i wywiadu wojskowego PRL oraz do ich bazy operacyjnej” – zdumiewa się Macierewicz, zapominając, że sojusze do czegoś zobowiązują, co dobitnie uzmysławiają nam dzisiaj Amerykanie (vide: wciąż niewyjaśniona kwestia więzienia w Polsce ludzi pojmanych w Afganistanie).
działalności handlowej mogą również realizować zadania wywiadowcze”. Szczegółowo opisując w raporcie ewidentne wpadki kontrwywiadowcze WSI (np. nieudolnie prowadzona od 1996 r. sprawa A.B. – urodzonego w Polsce obywatela Niemiec, prawdopodobnego rezydenta bliżej nieokreślonego wywiadu), Macierewicz sprokurował takie oto konsekwencje (zdaniem autorów „antyraportu” –„szkodliwe i niebezpieczne dla państwa”): ¤ umożliwił identyfikację, pozornie ukrytych pod inicjałami, figurantów spraw prowadzonych przez WSI oraz ułatwił obcym służbom specjal-
GRU-bba pomyłka z oferty znanej wokalistki Violetty Villas, która publicznie wyrażała pragnienie złożenia zeznań o roli wojskowych służb specjalnych w operacji umieszczenia jej w szpitalu dla nerwowo i psychicznie chorych. Macierewicz określił „antyraport” jako „prezent ślubny Platformy dla SLD”. Rozpakowaliśmy ów upominek... ¤¤¤ 1. Potencjał służb – mapa problemu to rozdział 1 raportu Macierewicza, w którym ten drze włosy z głowy, bo „spośród blisko 10 tysięcy działających w 1990 r. w kraju i za granicą współpracowników służb [wojskowych] aż 2,5 tysiąca to ludzie ulokowani w centralnych instytucjach administracyjnych i gospodarczych kraju”. „Antyraport” dowodzi natomiast, że: ¤ nie przedstawiono żadnych danych obrazujących faktyczny potencjał operacyjny WSI, mimo iż dostęp do nich był nad wyraz łatwy, bo wystarczyło sięgnąć do corocznych sprawozdań składanych przez szefów tej „firmy”; ¤ uplasowanie agentury wojskowych służb specjalnych RP w strukturach cywilnych nie stanowiło i nie stanowi naruszenia prawa; ¤ podając ogólnikową nazwę instytucji, w której działał współpracownik WSI (np. prokuratura, sąd), twórcy raportu robią ludziom wodę z mózgów (celowo nie uściślając informacji, sugerują, że owe źródła zajmowały kluczowe stanowiska, podczas gdy mogły to być osoby sprawujące całkiem podrzędne funkcje); ¤ raban z powodu posiadania przez WSI źródeł w cywilnych: restauracjach (3 osoby w skali całego kraju), hotelach (2), firmach
na życie polityczne i gospodarcze RP. Przykładowo: ¤ W 1988 r. (czyli jeszcze za Peerelu, a przecież zadaniem Macierewicza było opisanie ewentualnych patologii lat 90.) wojskowe specsłużby udzieliły swojemu współpracownikowi o pseudonimie Merc – właścicielowi dwóch firm zarejestrowanych w Polsce i jednej w Austrii – oprocentowanej pożyczki w wysokości 50 tys. dolarów. „Można sądzić, że prawdziwym celem pożyczki były nielegalne operacje finansowe – podejrzewa czujny Macierewicz – choć w dokumentacji ujęto, że: celem pożyczki było ścisłe związanie »Merca« z Centralą”. Najsmutniejsze zaś jest to, że agent wszystko panu Antoniemu popsuł, bo „pożyczkę wraz z odsetkami »Merc« zwrócił do Centrali w styczniu 1991 r.”. Podobnych archiwalnych opowieści jest w tym rozdziale kilka, a gdy wycisnąć z nich wodę, zostanie to, co „antyraport” podsumowuje tak: ¤ „w dość ubogiej i słabo udokumentowanej twardymi danymi treści pomieszano pojęcia takie jak np. jawny budżet służby specjalnej i jej fundusz operacyjny”; ¤ nieudolna próba „zamazania cezury pomiędzy czasami komunistycznymi a III RP, polegająca na utrzymywaniu dawnej nazwy własnej Oddział II (Sztabu Generalnego LWP w PRL – dop. red.) odnosząc ją do Zarządu II WSI, co ma wskazywać, że chodzi o tę samą jednostkę organizacyjną”; ¤ „lokowanie określonych kwot pieniężnych w zagranicznych instytucjach finansowych i firmach przykrycia jest normalną praktyką w pracy służb specjalnych, zwłaszcza wywiadu i samo w sobie nie jest przestępstwem ani przekroczeniem przepisów”.
Dalej obszernie wywodzi, że: ¤ ukończenie szkolenia w ZSRR było warunkiem objęcia kierowniczego stanowiska w służbach specjalnych PRL; ¤ kursanci znajdowali się „pod nieprzerwaną obserwacją sowieckich służb specjalnych. W internatach oraz w salach wykładowych założone były podsłuchy, a każde wyjście poza teren tych obiektów zawsze odbywało się w towarzystwie »ogona«. Jest też prawdopodobne, że KGB werbowało polskich żołnierzy. Na zajęciach szczegółowo wypytywano o metody operacyjne stosowane w Polsce. Organizowanie przez GRU i KGB kursów dla żołnierzy krajów bloku wschodniego ukierunkowane było na zdobycie wiedzy na temat uczestników kursów (...) i na poszerzenie wiedzy o składzie kadrowym służb”. Jak więc w końcu było? Czy Ruscy wszystko wiedzieli, skoro w Polsce mogli wszystko, czy też musieli zadawać sobie trud organizowania lipnych kursów służących wyłącznie zdobywaniu informacji o tym, co się w naszych służbach dzieje? Tego już prawdopodobnie nie dojdziemy, zaś autorzy „antyraportu” zwracają m.in. uwagę na absolutnie nieuprawnione opieranie wniosków na materiałach operacyjnych udokumentowanych tak słabo, że sami autorzy raportu zastrzegają, że nie są pewni swoich hipotez, o czym świadczą liczne sformułowania typu: „Oceniamy, że wśród osób zajmujących się działalnością handlową, gros z nich to byli żołnierze zawodowi, pracownicy cywilni tychże jednostek, którzy pod przykryciem prowadzonej przez siebie
nym orientację, o jakie osoby i zdarzenia chodzi; ¤ dokładnie poinformował owe służby o tym, jaki jest w Polsce poziom rozpoznania zagrożeń oraz o zakresie naszej w tej dziedzinie dezorientacji. Jeśli zaś chodzi o Rosjan, to otrzymali prezent wprost bezcenny. Pan Antoni ujawnił mianowicie z detalami całą wiedzę komisji weryfikacyjnej (czyli w istocie wiedzę naszych specsłużb) o wszystkich polskich absolwentach wojskowych szkół radzieckich i słuchaczach kursów oraz szkoleń prowadzonych w ZSRR. W tej dekonspiracji kryje się niezwykle istotny haczyk: potencjalnemu przeciwnikowi Macierewicz pokazał, o kim jeszcze nie wiemy! 4. Wykorzystywanie przez WSI aparatu Służby Bezpieczeństwa – studium przypadku Czy na pojedynczym przypadku można zbudować karkołomną hipotezę i wysuwać najdalej idące wnioski? Jeśli chodzi o pana Antoniego, to jak najbardziej. „WSI wykorzystywały do organizowania struktur zamiejscowych negatywnie zweryfikowany aparat komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Przykładem takiego nielegalnego działania było utworzenie w Bielsku-Białej w połowie lat 90. tajnej rezydentury terenowej” – czytamy w jego raporcie. A o co chodzi? Otóż WSI wykombinowało, żeby wykorzystać
marnującą się agenturę byłej SB i pozyskać kilku byłych funkcjonariuszy, którzy owych tajnych współpracowników znali i mogliby podjąć z nimi pracę „w interesujących WSI środowiskach w kraju i za granicą”. Ba, ale taka agentura służyła kiedyś zapewne do inwigilacji opozycji, zatem wiedziała to i owo na temat prawicowej elity politycznej. Wniosek? Choć rezydentura ostatecznie nie powstała, to pomysł „dobrze pokazuje patologię służb specjalnych w latach 90., gdy dla uzyskania wiadomości mogących kompromitować polityków i służyć do ich kontrolowania sięgano po elementy zdeprawowane i kryminalne” – konkluduje Macierewicz. Autorzy „antyraportu” zauważają, że: ¤ nie ma żadnych podstaw prawnych, które pozwalałyby uznać za nielegalne pozyskanie przez WSI do współpracy negatywnie zweryfikowanych ludzi z SB ani też określanie ich mianem „kryminalistów”. ¤¤¤ Pozostałe rozdziały raportu Macierewicza mają porównywalny z wcześniej przedstawionymi poziom oraz wartość merytoryczną, dlatego ograniczamy ich krytyczną ocenę do niezbędnego minimum: 5. Inwigilacja przez WSI środowisk politycznych – „Usprawiedliwieniem braku dowodów o szczególnej inwigilacji prekursorów PiS-u jest dość wygodna teza – acz nie potwierdzona w innych zarzutach – o niszczeniu i fałszowaniu dokumentacji operacyjnej WSI” – czytamy w „antyraporcie” wycinającym w pień pseudoargumenty Macierewicza; 6. Wpływ WSI na kształtowanie opinii publicznej – „Raport ujawnia całą masę osób, faktów i luźnych informacji operacyjnych, które mają stwarzać wrażenie jakiejś systemowej pracy WSI wśród dziennikarzy. Prawda jest taka, że każdy wywiad i kontrwywiad na świecie stara się pozyskać dziennikarzy do współpracy z uwagi na ich szeroki dostęp do informacji, interesujących osób itp.”; 7. Nielegalny handel bronią – „Informacje zawarte w tym rozdziale nie przynoszą żadnej nowej wiedzy. Sprawa jest od lat znana i badana przez prokuraturę i sąd”; 8. Nieprawidłowości związane z osłoną przetargu na Kołowy Transporter Opancerzony – gołosłowne zarzuty o faworyzowaniu jednej ze stron przetargu „narażają Polskę na międzynarodowe kłopoty. Rząd RP może być narażony na proces o naruszenie dobrego imienia fińskiego koncernu Patria”; 9. Ingerencja WSI na rynku paliwowo-energetycznym – „Dotychczas prokuratura nie stwierdziła (a przynajmniej nie poinformowała o tym), że WSI instytucjonalnie prowadziły nielegalne działania na rynku paliw”; 10. Działalność oficerów WSI w Wojskowej Akademii Technicznej – „Rozdział nie odpowiada
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r. prawdzie materialnej ustalonej na procesie sądowym”; 11. Inne nieprawidłowości w funkcjonowaniu WSI – „Opisane sprawy stawiają m.in. procedury kadrowe WSI w złym świetle. Niestety, takie nieprawidłowości zdarzają się w praktyce funkcjonowania wszystkich służb specjalnych i policyjnych na świecie”; 12. Operacja ZEN (tym kryptonimem zamaskowano w raporcie Macierewicza faktyczną operację „Kandahar”, polegającą na stworzeniu w Afganistanie sieci firm handlowych, które miałyby stanowić z jednej strony bazę dla działań rozpoznawczo-wywiadowczych, z drugiej zaś – zaspokajać potrzeby finansowe środowisk współpracujących z polskimi wojskami) – „Ujawniono szczegóły aktualnie prowadzonej operacji w bardzo niestabilnym regionie świata, szczegóły współpracy polskich i sojuszniczych służb specjalnych, a także ujawniono agenturę krajową i zagraniczną (...). Z treści raportu nie wynika, aby istniały jakiekolwiek przesłanki uznania A.M. (kluczowy w planowanej operacji biznesmen, były pułkownik wywiadu cywilnego – dop. red.) za hochsztaplera, inne, niż osobiste przekonania członków Komisji Weryfikacyjnej, że były funkcjonariusz SB jest z zasady niewiarygodny”. ¤¤¤ „Muszę przyznać, że Antoni Macierewicz wykonał swoje zadanie perfekcyjnie. Ci, którzy wątpili w jego uczciwość i rzetelność, widzą, jak bardzo się pomylili” – ocenił premier Jarosław Kaczyński. – Na Bliskim Wschodzie pracowałem pod przykryciem jako kierownik poczty. Werbowałem agentów, a teraz czytam o mojej pracy w ogólnie dostępnym dokumencie opublikowanym w internecie – mówi płk Wiesław Kowalski, były oficer WSI, wskazując na śmiertelne zagrożenie, w jakim znaleźli się pozyskani przez niego ludzie. – Polska zdradziła swoich współpracowników i to tych, którzy pracowali dla wolnego, niepodległego państwa po 1990 roku. Naruszono podstawową zasadę funkcjonowania służb specjalnych – zasadę zaufania oficerów i funkcjonariuszy do swojego państwa, zasadę zaufania agentów i współpracowników do państwa i służb, z którymi współpracują – powiedział Paweł Graś (PO) z sejmowej komisji ds. specsłużb przy okazji publikacji „antyraportu”. „Cały nasz raport pokazuje, iż jest niedopuszczalne, by konstruować polskie służby w oparciu o ludzi kształconych w sowieckim szkolnictwie. Otóż, nawet gdyby nie było dowodów (zdrady na rzecz GRU – dop. red.), jest to środowisko ludzi narażonych na nieustanną infiltrację, na atak” – ucina Macierewicz (obecnie szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego) i zapowiada ujawnienie następnych „rewelacji”. W kolejce czekają wszyscy studiujący lub pracujący kiedykolwiek na wschód od Bugu... DOMINIKA NAGEL
KRAJOBRAZ PO BITWIE
9
Kaczor udławił się przystawką Kościół wypuścił harcowników do awantury pod obłudnym hasłem „obrony życia”. Teraz liczy zyski i zaciera ręce. Starorzymskie divide et impera (dziel i rządź) to jego dewiza, a cel – władza i kasa. Jedyne życie, jakiego naprawdę broniono, to życie zdychającego LPR-u. Za sznurki na polskiej scenie politycznej pociąga Kościół. Żywotny interes tej instytucji to osłabianie Polski, bo tylko słaby rząd musi szukać poparcia z ambony i Radyja, a to kosztuje, i to słono. Nie przypadkiem Polska od 1991 r. nie miała rządu większościowego i żadna partia nie wygrała wyborów po raz drugi z rzędu. Każdy rząd, który za wysoko urośnie, musi zostać sprowadzony na ziemię. Najczęściej gwałtownie. Tezie tej zdawał się przeczyć rząd PiS-u, bo sługi tak wiernego panom w czarnych kieckach nawet w Polsce wcześniej nie było. Czy więc watykański okupant szkodziłby własnej agenturze? Cechy główne obłudnej „nauki” Kościoła to mściwość oraz pogarda dla biednych i maluczkich, zwana „katolicką miłością”. Z historii Kościoła wiemy, że swoich wrogów kler wykopywał z grobów nawet wiele lat po śmierci (także jednego papieża – Formozusa!), szczątki palił, prochy rozsypywał na rozstajach dróg, a po wynalezieniu artylerii... wystrzeliwał z armat. Duchowni dbali, by ich wrogowie nie mieli nawet grobu. Na tym nie poprzestawali: rodzinę wroga pozbawiali majątku, piętnowali, upadlali. A najlepiej to wroga od razu spalić na stosie. Poganie mieli bardziej humanitarne obyczaje. Kto nie wierzy w to katolickie zdziczenie, niech poszuka grobów Wiklefa, Husa, Savonaroli, Hubmeiera, Zwinglego, Socyna, Vaniniego, Łyszczyńskiego i setek innych. Powodzenia! Historia Kościoła nasuwa nieodparcie wniosek: cywilizacja śmierci to katolicyzm. Kaczory nadepnęli klerowi na odcisk niewybaczalnie: lustracją ruszyli tę zgraję najemników, a nawet jednemu uniemożliwili posadzenie zada na tronie. A taki był wygodny i śliczny. Zrobili to w świetle jupiterów, hyr poszedł na całą Europę. Tego mściwi obłudnicy w sukienkach nie wybaczą. Nie o taką lustrację im chodziło. Wszak „solidarnościowy” rząd oddał teczki księży agentów Kościołowi. Lustrowani mieliśmy być my, Polacy, a umundurowani funkcjonariusze obcego państwa, Watykanu, mieli się tej rozróbie przyglądać
z góry i robić za autorytety moralne. Swoją drogą, czy premierzy Rakowski i Mazowiecki oraz ich odnośni ministrowie nie powinni gnić w kryminale za oddanie Kościołowi dokumentów tajnych, stanowiących tajemnicę państwową? A za posiadanie ich osoby do tego nieuprawnione też czeka wyrok. Do posiadania tych dokumentów Kościół nie jest uprawniony. Wszak za to aresztowano np. Wachowskiego i dom mu przeszuka-
LPR wyprzedził PiS w wyścigu do łask Kościoła i Radyja. Wykorzystał, że jego fundamentalistyczna partyjka jest potrzebna biskupom do dzielenia polskiej sceny politycznej, a dziś – do osłabienia PiS-u, który zbyt urósł i śmie deptać po odciskach, wyciągając teczki. Co teraz Kaczor będzie musiał obiecać watykańczykom? Cokolwiek obieca, zapłacimy my, Polacy. A i tak prędzej czy później dadzą mu kopa. Jedno jest pewne: Giertych jeszcze nieraz zafunduje nam igrzyska. Na nasz koszt, oczywiście. Przeto powiadam Wam, Romek wcale nie jest taki głupi, na jakiego wygląda skoro Kaczora wystrychnął na dudka. Marek Jurek jest teraz pistoletem Kościoła wymierzonym w skroń PiS-u. W każdej chwili Kościół może dać sygnał jemu i innym swoim
no. A czym Wachowski różni się od Glempa? Tuszę, że to kraj prawa i wszyscy są wobec prawa równi... Czekamy, panie ministrze Ziobro – czy żyjemy w kraju prawa, czy Prawa i Sprawiedliwości? Srodze się jednak czarni okupanci zawiedli, bo nie docenili systemu pracy SB. „Kwity” nie szły do jednej teczki, ale też do teczek spraw i osób trzecich: obiektów donosów, kandydatów na agentów. Tak zachował się nawet trzeci komplet. Harcownikami kleru byli Giertych i inny katolicki fanatyk dwojga imion – Marek Jurek. Czy Giertych wygrał z Kaczorami, pokaże czas. Dla LPR-u marna różnica 1 proc. głosów pomiędzy 4 a 5 proc. to sprawa życia i śmierci, byt w Sejmie, grube diety, stołki, przywileje, honory i – co najważniejsze – uznanie ojca dyrektora. Roman odgryzł się Kaczorowi za zmarginalizowanie LPR-u i za „przystawkę”. Teraz „przystawka” stanęła Kaczorowi w gardle i może się nią udławić na śmierć. I po trzecie:
agentom z Opus Dei. Jurek pomoże Polakom (myślącym!) dostrzec obłudę „obrońców życia”. Słychać teraz głosy o jego szlachetności... To właśnie ten „szlachetny obrońca życia” w 1999 r. złożył w areszcie w Londynie hołdowniczą wizytę zbrodniarzowi Pinochetowi. Ta „katolicka szlachetność” doskonale koreluje z beatyfikowaniem przez JP2 kardynała Stepinaca, patrona chorwackich ludobójców (patrz: „Jasenovac – bałkański Oświęcim” w „FiM” 8/2007), toczącą się beatyfikacją Piusa XII, „papieża Hitlera”, i wybielaniem zbrodniarza księdza Tiso na Słowacji. Poglądy manifestantów w „obronie życia” są przerażające. To w większości wiekowi ludzie, przekonani, że walczą z aborcją „na życzenie”, że prezerwatywa nie zabezpiecza przed AIDS, szkodzi zdrowiu kobiety, a homoseksualizm to choroba i zboczenie, które trzeba leczyć. Kto im wbił do głów te piramidalne bzdury? Kościół na czele z dyrektorem z Torunia. Tragiczne, że ogłupianie
tych ludzi prowadzi do ludobójstwa, bo nie można inaczej nazwać żniwa śmierci z powodu AIDS w Afryce, do czego walnie przyczynia się Kościół katolicki. Warto przypomnieć, że sprawy przeciwko Karolowi Wojtyle o zbrodnie przeciw ludzkości Trybunał w Hadze nie przyjął, bo Wojtyła... był głową państwa. Niebywałym kłamstwem jest twierdzenie, że walka toczy się przeciw aborcji „na życzenie”. Aborcji „na życzenie” w Polsce nie ma, a awanturę wszczął Kościół dla wprowadzenia bezwzględnego jej zakazu. Skutki mogą być tragiczne. Wskutek bezwzględnego zakazu produkcji i dystrybucji alkoholu (prohibicja z lat 1920–1933) w USA powstała przestępczość zorganizowana, której nie zwalczy się do końca świata. U nas powstanie podziemie aborcyjne. Kościół boi się tylko jednego: myślących ludzi. Dlatego jak ognia unika referendum, bo dotąd przegrał prawie wszystkie w sprawach rozwodów i aborcji, i to w krajach nawet najbardziej katolickich. Watykan to ostatnia dyktatura w Europie. Ciekawe, że walczymy z reżimem Łukaszenki, a nie żądamy demokracji w państwie Watykan. Kościół nie dopuści, by naród wypowiadał się w sprawach, które ten samozwańczy pośrednik uzurpował sobie na wyłączność. Inna sprawa, że bezwzględny zakaz aborcji wydaje się sprzeczny z Konwencją o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, której art. 3 zakazuje nieludzkiego i poniżającego traktowania. Bo czy nie jest nieludzkim i poniżającym traktowaniem zmuszanie kobiet do urodzenia dziecka z gwałtu i do urodzenia dziecka, gdy zagrożone jest życie lub zdrowie matki? Albo zmuszenie do urodzenia i wychowywania dziecka upośledzonego? Politycy dostali lekcję: każdy, kto chce sprzeciwić się Kościołowi, musi iść na całość i zacząć od wypowiedzenia kolonialnego konkordatu, likwidacji złodziejskich przywilejów i wprowadzenia podatku wyznaniowego. Zmiana w konstytucji, której trzeba się domagać, to przywrócenie oddzielenia Kościoła od państwa, usuniętego z niej w 1997 r., o czym większość Polaków nawet nie wie. Czy znajdą się jednak politycy, którzy tę lekcję odrobią? LUX VERITATIS
10
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
POD PARAGRAFEM
trzymałam wraz z synem dom (po połowie) w spadku po moich rodzicach. Syn mieszka w moim własnościowym mieszkaniu. Chcemy się z synem wymienić tak, abym ja dostała cały dom, a on mieszkanie. Od tego roku nie ma opłat z tytułu podatku, ale pozostają opłaty notarialne. W jakiej formie przeprowadzić transakcję, aby opłaty były najniższe (wzajemna darowizna, zamiana?)? Jaka jest wysokość tych opłat? (Krystyna P., Kraków) Umowa darowizny zawarta między matką a synem jest zwolniona od podatku. W takim wypadku jednak konieczne byłoby zawarcie dwóch umów darowizny, co wiązałoby się z podwójnymi kosztami notarialnymi. Darowi-
O
ubiegać się o zasiłek rodzinny i pielęgnacyjny (planuje studia w USA)? Czy będą one zależały od dochodu jej mamy? Jakie dokumenty powinna złożyć w ZUS w celu kontynuacji wypłaty renty rodzinnej po zmarłym ojcu? Do jakiego wieku będzie mogła pobierać zasiłek rodzinny i rentę? (Zofia K., Opatów) Z wnioskiem o ustalenie prawa do świadczeń rodzinnych mogą wystąpić rodzice, opiekun faktyczny lub opiekun prawny dziecka. W świetle ustawy o świadczeniach rodzinnych opiekunem faktycznym dziecka jest osoba opiekująca się dzieckiem, jeżeli wystąpiła z wnioskiem do sądu rodzinnego o przysposobienie dziecka. Przez opiekuna prawnego należy rozumieć osobę, której prawomocnym postanowieniem są-
umowy. Mogłaby Pani wówczas dokonać weryfikacji zawartych w niej postanowień. Pisze Pani, że w akcie notarialnym jest wzmianka o tym, że otrzymała Pani jego odpis i po latach trudno będzie Pani udowodnić, że tak się jednak nie stało. Darowizna może zostać odwołana tylko w przypadku rażącej niewdzięczności obdarowanego i nie później niż po upływie roku od dowiedzenia się przez darczyńcę o takiej niewdzięczności. Trudno powiedzieć, czy w Pani przypadku istnieją podstawy do odwołania darowizny. W mojej ocenie, postanowienia umowy nie są wcale sprzeczne. Ustanowienie nieodpłatnej służebności mieszkania nie wyklucza obowiązku uiszczania opłat związanych z korzystaniem z tego mieszkania, np. za wodę, ogrzewanie etc. Nie płaci Pa-
Porady prawne zna nie jest umową wzajemną i nie jest możliwe jednoczesne dokonanie darowizny przez matkę na rzecz syna i przez syna na rzecz matki w formie jednego aktu notarialnego. Najprostszym rozwiązaniem będzie zawarcie umowy zamiany mieszkania i 1/2 udziału w domu. Czy będzie to korzystne z finansowego punktu widzenia – trudno powiedzieć, nie znając wartości mieszkania i domu. Zawarcie umowy zamiany pociąga za sobą obowiązek zapłaty podatku od czynności cywilno-prawnych, którego stawka wynosi 2 proc. Podstawą opodatkowania jest różnica wartości rynkowych zamienianych nieruchomości. Im mniejsza będzie ta różnica, tym niższy podatek do zapłacenia. Jeżeli chodzi o koszty notarialne, przy umowie zamiany podstawą stawki notarialnej jest najwyższa wartość zamienianego przedmiotu umowy. Wysokość tej stawki jest zróżnicowana od wartości przedmiotu umowy. Nie wiedząc, jaka jest ta wartość, nie mogę wskazać, jakie będą koszty notarialne w tej sprawie (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93; Ustawa z 09.09.2000 r. o podatku od czynności cywilnoprawnych, DzU 2005 r., nr 41 poz. 399; Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z 28.06.2004 r. w sprawie maksymalnych stawek taksy notarialnej, DzU 2005.11.83). ¤¤¤ Córka, wyjeżdżając w 2002 r. za granicę, zostawiła mi upoważnienie do sprawowania opieki i władzy rodzicielskiej nad swoją 14-letnią wówczas córką. Wnuczka jest chora i ma orzeczony umiarkowany stopień niepełnosprawności. W czasie pracy w ZOZ córka pobierała na nią oprócz zasiłku rodzinnego również zasiłek pielęgnacyjny. Gdy prawo do wypłaty tych świadczeń wygasło, zwróciłam się do Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej o wypłatę tych zasiłków. Wniosku nie rozpatrzono, gdyż uznano, że nie jestem opiekunem prawnym wnuczki. Czy słusznie? Potem dokumenty złożyła córka, ale zasiłków nie przyznano, bo dochód przekroczył niecałe 4 zł. Czy to prawda, że zasiłek pielęgnacyjny nie zależy od dochodu? Czy z chwilą uzyskania pełnoletności wnuczka będzie mogła sama
du przekazano sprawowanie opieki. Z uwagi na niespełnienie żadnego z tych warunków nie mogła Pani wystąpić z powyższym wnioskiem. Zasiłek rodzinny zależy od dochodu i przysługuje, jeżeli dochód rodziny w przeliczeniu na osobę albo dochód osoby uczącej się nie przekracza kwoty 504 zł, a gdy członkiem rodziny jest dziecko legitymujące się orzeczeniem o niepełnosprawności lub orzeczeniem o umiarkowanym albo o znacznym stopniu niepełnosprawności – 583 zł. Z chwilą uzyskania pełnoletności wnuczka będzie mogła sama ubiegać się o świadczenia rodzinne i przyznanie ich nie będzie zależało od dochodów jej mamy. Jeżeli będzie kontynuowała naukę w szkole wyższej, prawo do zasiłku rodzinnego będzie jej przysługiwało do 24 roku życia, a renta rodzinna – rok dłużej. Informacje o dokumentach, jakie powinna złożyć w celu uzyskania renty rodzinnej i zasiłku rodzinnego otrzyma odpowiednio w ZUS i w MGOPS (podstawa prawna: Ustawa o świadczeniach rodzinnych z 28.11.2003 r., DzU 03.228.2255; Ustawa z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004 r., nr 39, poz. 353). ¤¤¤ Przekazałam pasierbicy aktem darowizny mieszkanie w zamian za pożyczkę na jego wykup. Umówiłyśmy się, że jeśli nie będę mogła jej zwrócić, zapiszę jej mieszkanie w testamencie. Po wykupieniu mieszkania pasierbica przekonała mnie, że forma darowizny będzie dla niej korzystniejsza. Wypis aktu notarialnego otrzymałam dopiero na moje żądanie po kilku latach, a nie bezpośrednio po jego sporządzeniu. Moim zdaniem, postanowienia umowy darowizny są ze sobą sprzeczne. Z jednej strony figuruje zapis, że ustanowiono na moją rzecz nieodpłatnie służebność osobistą mieszkania polegającą na prawie zamieszkiwania w całym lokalu. Z drugiej strony znajduje się w nim oświadczenie, którego sobie nie przypominam, że zobowiązuję się dożywotnio ponosić wszystkie ciężary od tego lokalu. Czy istnieje możliwość zmiany lub unieważnienia tej umowy? Co stanie się w sytuacji, gdy pasierbica umrze przede mną? (J.S., Radom) Jako strona zawartej umowy darowizny miała Pani prawo żądać otrzymania jej odpisu bezpośrednio po zawarciu
ni czynszu za korzystanie z mieszkania, a jedynie uiszcza Pani bieżące rachunki. Ma Pani zapewnione dożywotnio prawo korzystania z mieszkania – także wtedy, gdy pasierbica umrze przed Panią. W takim wypadku właścicielami mieszkania zostaną jej spadkobiercy. Będą oni musieli respektować Pani prawa, wynikające z ustanowionej na Pani rzecz służebności mieszkania. W praktyce wyklucza to możliwość sprzedaży bądź wynajęcia tego mieszkania za Pani życia (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93). ¤¤¤ Przekazaliśmy synowi notarialnie dom wraz z działką. Zastrzegliśmy sobie jednak możliwość dożywotniego mieszkania. W związku z prowadzoną działalnością gospodarczą syn zwrócił się do banku o kredyt na zakup środków trwałych. Bank wyraził zgodę na udzielenie kredytu pod warunkiem zastawu nieruchomości i wykreślenia służebności mieszkania. Na prośbę syna zgodziliśmy się na te warunki i służebność mieszkania została wykreślona z księgi wieczystej. Co stanie się z nami, jeśli syn nie zdoła spłacić kredytu? Jakie prawa będzie miał bank? (Józef Sz., Trzcianka) Jeżeli syn nie spłaci w terminie kredytu, bank będzie mógł zaspokoić swoją wierzytelność z obciążonej hipoteką nieruchomości. Oznacza to, że bank przejmie ją na własność w części odpowiadającej wartości kwoty niespłaconego kredytu. Jeżeli kwota ta będzie równa lub wyższa od wartości nieruchomości, wówczas stanie się jej jedynym właścicielem. W zależności od powyższego będzie miał prawo, aby ją w całości lub części sprzedać albo wydzierżawić. Wyrażając zgodę na wykreślenie służebności mieszkania, zrzekli się Państwo swoich praw do dożywotniego korzystania z domu. W tej sytuacji, jeżeli bank przejmie nieruchomość w całości, będzie mógł żądać opróżnienia lokalu. Dopóki właścicielem nieruchomości w całości lub w znacznej części będzie syn, dopóty mogą Państwo czuć się bezpiecznie. Należy pamiętać, że nie mają już Państwo formalnie praw do zajmowanego lokalu (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93). ¤¤¤ Córka wyszła za mąż wbrew naszej woli za człowieka, którego uważamy za lekkoducha i obiboka.
Pogodziliśmy się w końcu z jej decyzją. Córka jednak nie może nam tego zapomnieć i w ramach zemsty uniemożliwia nam jakiekolwiek kontakty ze swym trzyletnim synem – naszym wnuczkiem. Powiedziała, że za to, co jej zrobiliśmy, nie mamy prawa się z nim widywać. Jak to wygląda pod względem prawnym? (Czytelnik „FiM”, Busko-Zdrój) Kodeks rodzinny nakłada na rodziców małoletnich dzieci określone obowiązki. Ogólna zasada jest taka, że wykonywanie władzy rodzicielskiej powinno być zgodne z dobrem dziecka i interesem społecznym. Nadto rodzice są zobowiązani troszczyć się o fizyczny i duchowy rozwój dziecka. Sąd Najwyższy przyjął, iż w ramach dbałości o rozwój dziecka w imię jego dobra dla pełnego rozwoju jego osobowości rodzice powinni umożliwić mu kontaktowanie się z jego krewnymi (dziadkami), przy właściwej ich postawie i wpływie na dziecko. Kontakty, zwłaszcza dziadków z wnukami, mogą wpływać na lepsze wychowanie i rozwój duchowy dziecka oraz sprzyjają kontynuowaniu więzów wielopokoleniowej rodziny. Dziadkowie mogą zatem żądać uregulowania osobistych kontaktów z wnukiem, jeżeli leży to w interesie dziecka. Z tego, co Pan pisze, wnioskuję, iż córka może obawiać się, iż będą Państwo wywierali na dziecko negatywny wpływ, np. okazując mu swoją niechęć do jego ojca. Przed podjęciem jakichkolwiek kroków prawnych warto przeprowadzić z córką szczerą rozmowę, odzyskać jej zaufanie i uświadomić, jak ważny dla dziecka może być nie tylko kontakt z dziadkami, ale również zdrowe i ciepłe relacje jego matki z własnymi rodzicami (podstawa prawna: Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 r., nr 9 poz. 59, uchwała SN z 14.06.1988 r., III CZP 42/88). ¤¤¤ W 2000 r. wykupiliśmy mieszkanie komunalne, uzyskując bonifikatę w wysokości 55 procent. Jednocześnie mamy zakaz sprzedaży tego mieszkania przez okres 10 lat od daty kupna. Sąsiadka mieszkająca w tym samym budynku wykupiła swoje mieszkanie trzy lata później. Uzyskała 85 proc. bonifikaty i zakaz sprzedaży mieszkania tylko na pięć lat. Czy takie działanie jest zgodne z prawem? Wszyscy urzędnicy są zdziwieni, że „wsadzono” nam aż 10 lat. (Wrocławianie) Przepisy stanowią, że istnieje możliwość udzielenia bonifikaty od ceny sprzedaży, ale nie określają jej wysokości. Zbywca nie ma zatem obowiązku udzielania takiej samej bonifikaty na wszystkie sprzedawane przez siebie nieruchomości. Jeżeli nieruchomość zostanie zbyta lub wykorzystana na inne cele niż cele uzasadniające udzielenie bonifikaty, przed upływem 10 lat, licząc od dnia jej nabycia, nabywca jest zobowiązany do zwrotu kwoty równej udzielonej bonifikaty po jej waloryzacji. Wyjątkiem jest nieruchomość stanowiąca lokal mieszkalny – w tym wypadku wskazany powyżej zakaz obowiązuje przez okres 5 lat. Z listu wynika, że nabyli Państwo lokal mieszkalny. W mojej ocenie, w świetle przepisu art. 68 ustawy o gospodarce nieruchomościami, powinien obowiązywać 5-letni zakaz jego sprzedaży. Jednocześnie warto wiedzieć, że zakaz ten nie obowiązuje w przypadku zbycia lokalu na rzecz osoby bliskiej. Przejdzie on jednak wówczas na tę osobę. Zgodnie z ustawą, przez osobę bliską należy rozumieć zstępnych, wstępnych, rodzeństwo, dzieci rodzeństwa,
małżonka, osoby przysposabiające i przysposobione oraz osobę, która pozostaje ze zbywcą faktycznie we wspólnym pożyciu. W praktyce oznacza to dla Państwa możliwość sprzedaży mieszkania bądź jego darowania jednej ze wskazanych powyżej osób np. w zamian za zobowiązanie się przez nią do zapewnienia Państwu dożywotniej pomocy i opieki. Sąd Najwyższy przyjął, że w razie dalszej sprzedaży przez tę osobę lokalu przed upływem powyższego terminu na rzecz osoby nie będącej dla niej osobą bliską, właściwy organ będzie mógł żądać od niej zwrotu waloryzowanej kwoty udzielonej bonifikaty (podstawa prawna: Ustawa z 21.08.1997 roku o gospodarce nieruchomościami, DzU 2004 r., nr 261, poz. 2603; Uchwała SN z 6.11.2002 r., III CZP 59/2002). ¤¤¤ Mieszkający z mamą brat jest alkoholikiem. Zaciągnął wiele pożyczek w Providencie i w innych firmach, których w większości nie spłacił. Obecnie jest na zasiłku dla bezrobotnych i zaprzestał spłaty długów. Nie wiemy, jakie jest jego zadłużenie. W Providencie odmówiono nam udzielenia takiej informacji. Boimy się, że bank wejdzie mamie na rentę albo, co gorsza, przejmie nasz dom. Dom ten należy do mamy, ale jest jeszcze część po ojcu, która należy się bratu. Czy jeśli brat zrzeknie się swojej części, bank nie przejmie domu w ramach spłaty długu? Jakie nas czekają konsekwencje i jak uniknąć odpowiedzialności za długi brata? (Halina J., Dąbrowa Górnicza) Jeżeli nie poręczyłyście za długi brata, nie jesteście za nie odpowiedzialne. Egzekucja należności z tytułu zadłużenia brata w Providencie nie obejmie zatem majątku, który do niego nie należy. Nie ma mowy o zajęciu renty Pani mamy ani należących do Was udziałów w domu. Wierzyciel będzie mógł natomiast zająć majątek brata, w tym również jego udział w domu. W tej sytuacji, rzeczywiście najkorzystniejsze byłoby, gdyby brat zrzekł się swojego udziału na Pani rzecz bądź na rzecz Pani mamy. Nie jest to jednak rozwiązanie doskonałe. Wierzyciel ma bowiem prawo żądać przed sądem uznania takiej czynności za bezskuteczną względem niego, jeżeli wykaże, iż w wyniku tej czynności brat Pani stał się niewypłacalny lub stał się niewypłacalny w wyższym stopniu niż przed jej dokonaniem. Jeżeli sąd uzna, iż tak właśnie się stało, wówczas wierzyciel i tak będzie mógł zaspokoić się z tego udziału, chociaż formalnie nie będzie on już do brata należał. Skoro brat jest współwłaścicielem tylko części domu, wierzyciele nie będą mieli prawa do zajęcia całego domu, niezależnie od tego, jak wysokie będzie zadłużenie brata – chociażby nawet przekroczyło ono wartość jego udziału (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93; Kodeks postępowania cywilnego, DzU z 1964 r., nr 43, poz. 296). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
K
KONSTYTUCJA PO POLSKU
11
Dziesięć lat kompromisu
onstytucja RP – opracowana za rządów lewicy i będąca kompromisem między SLD, UP i UW – obchodzi okrągłe urodziny. Wbrew powszechnemu przekonaniu o lewicowości naszej ustawy i niepodzielających tej wiary, czyli w sprawach przekonań religijnych, zasadniczej niemałą rolę w jej twotych, którzy „te uniwersalne wartorzeniu odegrał Kościół, który wczeświatopoglądowych i filozoficznych”. ści wywodzą z innych źródeł”. śniej zagwarantował sobie szereg Ten sam artykuł wskazuje zaledwie przywilejów. Wielu biskupów i tak na autonomię i wzajemną niezaRozmaitych presji, by zamieścić z czasem poczuło niedosyt i później leżność podmiotów – kościołów, faktyczne invocatio Dei, czyli bardziej aktywnie działało na rzecz odrzucezwiązków wyznaniowych i państwa, wyraźną odezwę do Boga katolicnia konstytucji. Bezspornie za oja nawet sugeruje współdziałanie. kiego, nie brakowało. Usilnie naleców dokumentu należy uznać AlekOkreśla się to jako tzw. przyjazny gali m.in. Alicja Grześkowiak, ks. sandra Kwaśniewskiego i Taderozdział. Józef Krukowski z Konferencji Epiusza Mazowieckiego, bo to ich śro¤¤¤ skopatu Polski czy ks. Kazimierz dowiska polityczne wiodły prym Odrębne kontrowersje wywołuBonczar z Kościoła Polskokatolicw kształtowaniu jego treści. Nie przeje sprzeczność w zakresie traktowania przez państwo różnych szkodziło to Kwaśniewskiemu w 10 kościołów. Chociaż jasno zagwarocznicę uchwalenia konstytucji, purantowano ich równouprawnieblicznie i z satysfakcją (sic!) stwiernie, to nie zabrakło oczywiście dzić, że w zasadzie jej tekst powstał szczególnego wyróżnienia Kow środowisku katolickiego „Tygodniścioła katolickiego, z którym zaka Powszechnego”. Na szczęście nie wiera się aż oddzielną umowę w Radiu Maryja – chciałoby się domiędzynarodową. Tym samym dać. Trzecim ojcem Konstytucji RP konstytucyjnie usankcjonowano był bp Tadeusz Pieronek. Dzięki konkordat, nad którego ratyfikazatem owemu kompromisowi w miacją wówczas pracowano. Przeciwrę postępowych duchownych i świeckich katolików z klerykalnymi postkomunistami ustawa ta jest wyraźnie niedookreślona światopoglądowo, co powoduje, że mamy dzisiaj de facto państwo parawyznaniowe. ¤¤¤ Ustawę uchwaliło Zgromadzenie Narodowe 2 kwietnia 1997 roku, zaś 25 maja odbyło się referendum, w którym udział wzięło zaledwie 43 proc. uprawnionych. „Za” głosowało 52,7 proc., przeciwko było 45,9 proc. głosujących. Od października Polska miała więc nową ustawę zasadniczą. Prace nad jej projektem trwały około dwóch lat. Czytając stenogramy z prac Komisji Nadzwyczajnej, widzimy, że prawica – wówczas spod znaku NSZZ „Solidar- Kwaśniewski, Mazowiecki i Pieronek – ojcowie ność”, BBWR czy KPN – nie polskiej konstytucji miała szans na przeforsowako takiemu rozwiązaniu (faktycznej nie swoich radykalnie klerykalnych kiego. Co ciekawe, zupełnie odmiennadrzędności konkordatu nad konpomysłów. Aleksander Małachowne zdanie miał np. ks. Zachariasz stytucją) podczas prac komisji ostro ski mówił wówczas, odnosząc się do Łyko z Kościoła Adwentystów Dnia protestowała jedynie Izabella Siepomysłów totalnego rzucenia społeSiódmego, który mówił: „Preamburakowska, która bezskutecznie próczeństwa na kolana: „Religia nie poła powinna łączyć, a nie dzielić. Co bowała zablokować faworyzowanie winna służyć do urażania uczuć inzrobić z agnostykami czy z innymi Stolicy Apostolskiej. nych ludzi. Należy szukać komproorientacjami?” i proponował neutralJednak najwięcej emocji wzbumisu, czegoś, co byłoby dla wszystny zapis o obywatelach różnych oriendzała preambuła. Niewiele brakokich do przyjęcia”. Ale nie oznacza tacji światopoglądowych, bez słowa wało, by w ogóle jej nie było. to wcale, że nasza konstytucja jest „Bóg”. Tymczasem Jerzy Wiatr W pierwszym głosowaniu przepadła aktem świeckim na wzór europejski. (SLD) apelował o całkowitą rezygnai dopiero po kilku miesiącach po¤¤¤ cję z zapisu o wierze: „Invocatio Dei wróciła. O zapisy odnoszące się do jest pewnym naruszeniem zasad rówKompromisów zawarto kilka, religii walczyli m.in. Mazowiecki nouprawnienia. Zostaje stworzona sugłównie w sprawach światopoglądoi Suchocka, oboje z ówczesnej Unii gestia, iż tacy obywatele, którzy nie powych. Zyskał na nich jak zwykle KoWolności. Projekt preambuły, któdzielają wiary w istnienie Boga, są obyściół. Od razu rzuca się w oczy fakt, ry uzyskał największe poparcie, watelami jakby gorszej klasy”. Niesteże nigdzie nie ma słowa o neutralprzedstawił były premier. I chociaż ty, w Polsce słucha się wyłącznie ideności państwa czy o jego świeckości. zawierał odwołanie do Boga, zaakowych katolików... Był to ewidentny regres wobec Konceptowała go również lewica. Ostastytucji PRL, gdzie zapisano wprost, ¤¤¤ tecznie w Konstytucji RP jest może „Kościół jest oddzielony od pańMimo że Konstytucja RP zawiewa o obywatelach wierzących w Bostwa”. Dzisiaj mamy tylko wskazara wiele ukłonów (konkordat ga, który jest „źródłem prawdy, spranie w art. 25, iż „(...) władze publiczjest jednym wielkim ukłonem!) wiedliwości, dobra i piękna”, jak ne w RP zachowują bezstronność w stosunku do Kościoła (wolność
sumienia i religii, kultu, posiadanie świątyń, uzewnętrznianie wiary, usankcjonowanie lekcji religii w szkołach itp.), ten formalnie jej nie zaakceptował! Szeroko prowadzona przez kler akcja obrzydzania wiernym projektu, straszenia ateizmem, drugim komunizmem czy utratą niepodległości miała swój oddźwięk we frekwencji i wyniku referendum. ¤¤¤ Podczas niedawnej konferencji w Zamku Królewskim w Warszawie, poświęconej dekadzie konstytucji, jej główni twórcy dokonali krótkiego résumé. Według Kwaśniewskiego, konstytucji z 1997 roku trzeba bronić jak niepodległości, ponieważ to dokument demokratycznej przemiany, gwarantujący pełnię praw człowieka. – Ojcem preambuły, jakże mądrego kom-
promisu, był Tadeusz Mazowiecki – zdradził były prezydent. I kontynuował: – Konstytucja oznaczała umiejętność znalezienia porozumienia w relacjach państwo–Kościół. Istniał istotny brak zaufania, ale dzięki przekonaniu, że w demokracji niepodważalne są zasady autonomii i niezależności kościołów i państwa, udało się porozumieć. Jest osoba, która ma ogromną zasługę dla uzyskania tego znakomitego i dojrzałego kompromisu, to jest ówczesny sekretarz Episkopatu bp Pieronek, i za wszystko jestem mu nadzwyczajnie wdzięczny... Były prezydent nie ukrywał euforii i dodał, że udało się też osiągnąć trudny i istotny „kompromis wobec życia poczętego”: – Wszystkie próby zmiany tego stanu rzeczy uważam za niebezpieczne i niesłuszne. I choć wiem, że narażę się przyjaciołom z lewicy, to zgadzam
się z moim następcą Lechem Kaczyńskim, że ten kompromis ma swoje znaczenie. – Konstytucja rodziła się w sporach. W jej stronę kierowano epitety; choćby taki, że jest ona dobra dla afrykańskiego kraiku... Ale trzeba przyznać, że była ona czynnikiem stabilizującym rozchwiany porządek – wspominał dwa lata prac i ataki skrajnej prawicy Tadeusz Mazowiecki. Dowiedzieliśmy się przy okazji, skąd wziął pomysł na preambułę: – Chcę dla prawdy historycznej powiedzieć, że tekst pierwotny był napisany przez Stefana Wilkanowicza i opublikowany w „Tygodniku Powszechnym”. Ja go nie przeczytałem, tylko zwrócił mi na niego uwagę bp Pieronek i wtedy go podjąłem, choć miałem po drugiej stronie rozmówców trudnych, ale wychodzących naprzeciw – Marka Borowskiego, pana prezydenta, posła Szmajdzińskiego, Ryszarda Bugaja. Były premier podkreślił znaczenie art. 30, który mówi, że przyrodzona i nienaruszalna godność człowieka jest źródłem wszystkich praw i musi być szanowana. ¤¤¤ Zapytaliśmy dr Małgorzatę Winiarczyk-Kossakowską, która osobiście pracowała nad konstytucją i zajmuje się kwestiami wyznaniowymi, jak z perspektywy czasu ocenia uregulowania ustawy zasadniczej. Choć zwykle jest krytyczna wobec przejawów klerykalizmu i odważnie o tym mówi, dokument ten w jej opinii był – jak na ówczesny czas i warunki polityczne – wielkim kompromisem, choć nie idealnym. – Preambuła jest bardzo dobra, jedna z lepszych jak na państwa demokratyczne. Ale jest problem z ust. 7 art. 53, czyli z respektowaniem gwarancji do milczenia w sprawie światopoglądu. Z drugiej strony ten sam artykuł uniemożliwia wprowadzenie podatku kościelnego – wyjaśnia była posłanka. Problem widzi też w art. 25, co do którego nie ma jednolitej interpretacji. Jego ust. 5 nie pozwala na zmianę ustawy regulującej relacje danego Kościoła i państwa bez zgody tego pierwszego, co ogranicza decyzyjność państwa. Na pytanie, czy brak jasnego wskazania na świeckość bądź neutralność światopoglądową budzi po 10 latach jej wątpliwości, odpowiada: – To rzeczywiście problem, bo przy przyjaznym rozdziale państwa i Kościoła praktyka pokazuje, że mamy państwo parawyznaniowe. Gdyby w konstytucji był jasny zapis, nie byłoby możliwości zawarcia konkordatu. To prawdopodobnie było główną przyczyną, że nie ma ani świeckości, ani neutralności – mówi wprost. DANIEL PTASZEK Fot. DP, Alex Wolf
12
W IMIĘ BOGA
Świadectwa hańby Miała 15 lat, gdy ją nam na badanie dano. Ksiądz prałat rozebrać kazał i taką nagą powiedziono. Płakała. Oględzin onże prawem przepisanych w środku dokonał i że dziewicą była, kata precz odesłał na pacierz jak kodeks stanowił. Wtedy kołek dębowy wziął do ręki, łono rozpostarł i... ...Dość! Tej relacji szesnastowiecznego mnicha Anzelma z Brandenburgii, beznamiętnie opisującego tortury zadawane młodej „czarownicy”, nie będę przytaczał do końca. Dlaczego? Bo nie! Mam tylko nadzieję, że wynaturzonych zboczeńców, oprawców owego dziecka, Belzebub smaży na wolnym ogniu w piekle. Ten sam diabeł, którego tak pilnie poszukiwali w łonie tej dziewczyny... Mówicie, że piekła nie ma... No to wielka szkoda. W tym akurat przypadku chcę wierzyć, że jest. Powinno być... Kilka tygodni temu w artykule „Ostatnia czarownica” opisałem potworną zbrodnię spalenia żywcem jedenastu kobiet. W Doruchowie, niedaleko Poznania. W samym środku Europy, w samym środku epoki oświecenia. Artykuł poruszył Czytelników do żywego. Wasz szok i wściekłość dobrze oddaje zdanie z listu Pani Aliny z Kielc: „Nigdy dość o tym pisać. O ich zbrodniach – tych dewiantów. Nigdy dość przypominać. Bądźcie takim prawdziwym Instytutem Pamięci Narodowej!” . Niesiony słuszną złością naszej Czytelniczki przeczytałem kilkaset stron tekstów źródłowych, starych woluminów, reprintów pożółkłych kodeksów... Po to, aby napisać tekst o historii tortur. Historii ludzkiej hańby. I hańby rzymskiego Kościoła.
Lecz im bardziej zagłębiałem się w mroki dziejów, im staranniej i bardziej obrazowo próbowałem oddać ból i rozpacz torturowanych, tym dokładniej rozumiałem, że tego zrobić się nie da. Jak bowiem opisać to, co czuła dwudziestoletnia Katarzyna Winnbroth, którą walijska wieś w roku Pańskim 1600 skazała za czarodziejstwo na... zgwałcenie przez kozła. Nie napiszę więc tekstu o kaźni czarownic i czarowników. Oni go napiszą... Ci, którzy przy tym byli, uczestniczyli w tym, przeżywali na własnej skórze. Oto garść autentycznych relacji, fragmentów większych całości, streszczeń dokumentów zachowanych w archiwach. Najbardziej obsceniczne pominąłem, ale i tak Czytelników o słabych nerwach proszę o zażycie wpierw czegoś na uspokojenie. Nie żartuję. „Palce krępowano im niezwykle mocno sznurkiem, a potem oddzielano je od siebie poprzez wbijanie żelaznych i drewnianych klinów. Innym wiązano nogi i wieszano na drewnianej belce głową w dół, po czym bito ich w podeszwy
stóp, aż odpadały paznokcie. Następnie bito ich po głowie, aż krew tryskała z ust, nosa i uszu. Byli także chłostani po gołym ciele bambusową trzciną, kolczastymi gałęziami, a nade wszystko trującym zielskiem o silnie żrących właściwościach, które parzyło przy najmniejszym dotyku. Potwór, z którego rozkazu popełniano te okrucieństwa, potrafił łamać zarówno ludzkie ciało, jak i ducha. Często kazał ojca i syna, rozebranych do naga, wiązać razem za stopy i ramiona, a potem chłostać, aż skóra odchodziła od ciała całymi płatami. Ten ksiądz odczuwał szatańską satysfakcję, wiedząc, że każde uderzenie musi sprawiać także psychiczny ból, albowiem gdy omijało ono syna, ten miał gorzką świadomość, że dosięga jego ojca; podobnie cierpiał ojciec, gdy razy, zamiast na niego, spadały na syna. W końcu obaj i tak umierali... Nie sposób opisać, co wyprawiano z kobietami (...). W biały dzień, na oczach gapiów, te delikatne skromne dziewice były brutalnie gwałcone (...). Innym kobietom wsadzano sutki w rozszczepiony bambus i urywano je. To, co
inne narody starannie skrywają w swym poczuciu skromności, tenże potwór w sutannie wystawił na widok publiczny, po czym palił w ognisku. Wewnątrz przyrodzenia lubiał też wsuwać tlące się szczapy smolne, które dogasały w środku przy wtórze nieopisanego wycia. To było zwierzę, a nie człowiek”. „Gdy był ledwo żywy, usadowiono go w fotelu na środku platformy i wtedy kat John Cooper [...] podszedł od tyłu z nożem podobnym do sekatora, obciął mu uszy i uniósł w górę, aby motłoch mógł je dojrzeć. Po przekazaniu ich panu Watsonowi, kat rozciął oba nozdrza nożycami”. „Ponownie podnieśli go do góry i przypalili mu świecami podeszwy stóp, aż tłuszcz pogasił płomienie, lecz ponownie zapalili świece. Przypiekali mu również łokcie, wewnętrzne części dłoni oraz ciało pod pachami, aż widać było żywe mięso”. „Oprawca podszedł do glinianego dzbana pełnego wody, stojącego nieco poniżej mojej głowy, i napełnił garnek z wydrążonym w dnie otworem, który zatkał kciukiem; przybliżył naczynie do mych ust i wlał we mnie zawartość. Była to objętość hiszpańskiego sombre, co odpowiadało połowie angielskiego
galona. Pierwszą i drugą porcję przyjąłem z lubością, jako że ciało me spalał zjadliwy ból po przebytych katuszach, a do tego nic nie piłem od trzech dni. Jednakże później, przy trzeciej porcji, uświadomiłem sobie, że jestem poddawany nowym, okropnym torturom! Zamknąłem usta w obronnym odruchu, na co alcaide (nadzorca więzienny) rozzłościł się i rozwarł mi zęby żelaznymi kleszczami, których używał brutalnie za każdym razem. Mój wygłodniały brzuch pęczniał jak balon, sprawiając mi tym większy ból, że głowa zwisała mi na dół, a wdzierająca się siłą woda zatykała gardło i dławiła mnie, gdy próbowałem wyć”. „Nieszczęśnika rozbiera się do naga, wiąże ręce z tyłu i kładzie na prostej ławie tak, że brzuch ma nieco uniesiony do góry wraz z genitaliami. Aby nie spadł z ławy, zostaje do niej przywiązany sznurem, który krępuje go na wysokości przepony i pod pachami. Do dużych palców u nóg przyczepiony jest sznurek powodujący rozciąganie ciała przy pomocy koła, żerdzi bądź podobnego przyrządu. W dalszej fazie można obwiązać sznurem uda ofiary i ściskać je, mocniej lub słabiej, według uznania sędziego (...). Czasami na głowę zakłada się pętlę z guzowatej liny – zwaną paternoster – którą zaciska się dwoma patykami bądź
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
kośćmi, również zgodnie z wolą sędziego. Następnie w razie konieczności kat przykrywa twarz nieszczęśnika czystą szmatą, zatykając mu tym samym nos, i wylewa z dzbana wodę na jego brzuch, łydki, palce u nóg i pozostałe miejsca, po czym, otwierając mu usta przy pomocy wędzidełka, poi go zimną wodą, aż nieszczęśnik nabrzmiewa i pęka w końcu. Dobry sędzia musi zawsze znać uczucie litości i brać pod uwagę wiek oskarżonego oraz stan jego zdrowia, aby udowodnić, że sprawuje swój urząd w zacnym celu, a nie dla zaspokojenia krwiożerczych żądz. Na początku musi być ostrożny i umiarkowany, potem surowy, a na końcu bardzo surowy, w zależności od ciężaru przestępstwa oraz wagi dowodów przeciw oskarżonemu, jak również charakteru jego zeznań. Nie powinien jednak zwracać uwagi na krzyki, wrzaski, jęki, dygotanie czy ból oskarżonego”. „Więźniów rozbiera się bez poszanowania ich człowieczeństwa i godności; nie tylko mężczyzn, lecz także kobiety i dziewice, z których najzacniejsze i cnotliwe trzymają w lochach. Najpierw muszą one rozbierać się do samej koszuli,
lecz i tę wkrótce ściągają, odsłaniając – wybaczcie te słowa – swoje najintymniejsze narządy, zanim wciągną na siebie obcisłe, płócienne majtki”. „Jeśli zabiegi te okazywały się niewystarczające, sięgano po wodę. Skazaniec musiał wypić ogromną jej ilość, po czym wkładano go do drewnianego koryta z pokrywą, którą oprawcy naciskali wedle uznania. Plecy ofiary spoczywały na belce biegnącej w poprzek koryta tak, że powodowała pęknięcie kręgosłupa. Równie bolesne było torturowanie ogniem. Więźnia kładziono na ziemi, podeszwy stóp smarowano mu smalcem bądź inną łatwopalną substancją i przepiekano je tak długo, aż dręczyciele usłyszeli stosowne zeznania”. „Będąc teraz w koszuli, związał
ją między nogami, gdzie miał funt prochu w woreczku ze zwierzęcego pęcherza i taką samą ilość pod każdym ramieniem. Wyszedł na stos i przyniesiono trzy żelazne obręcze (...). Jedną opasano go w talii, lecz okazała się za wąska i musiał wciągać brzuch, upychając go przy tym ręką. Gdy jednak chcieli opasać mu szyje i nogi, zaprotestował, mówiąc: »Na pewno nie sprawię wam najmniejszego kłopotu«. Wówczas rozrzucono trzcinę, a w dłonie wetknięto mu dwie wiązki, które wsadził sobie pod pachy. Padła komenda, by podpalić stos, lecz z uwagi na znaczną ilość surowych wiązek minęło sporo czasu, zanim się zajęły. Na dodatek wiał niesprzyjający wiatr i ranek był bardzo zimny, tak że płomienie prawie nie tknęły skazańca. Wkrótce więc rozpalono nowy ogień, tym razem ostrzejszy, wtedy woreczki z prochem wybuchły, lecz i to na niewiele się zdało. Modlił się głośno: »Panie Jezu, zmiłuj się nade mną! Panie Jezu, zmiłuj się nade mną! Panie Jezu, przyjmij moją duszę!«. I były to ostatnie słowa, jakie wypowiedział. Lecz nawet wtedy, gdy twarz miał całą czarną od
ognia, a język obrzmiały tak, że nie mógł mówić, wciąż poruszał wargami, aż te skurczyły się, odsłaniając dziąsła. Bił się w pierś obydwiema dłońmi, a gdy jedno ramię osłabło, bił się nadal drugą ręką, która ociekała tłuszczem, wodą i krwią. W końcu, po ponownym podłożeniu ognia, siły opuściły go Narzędzia tortur i ręka bezwładnie utknęła w żelazie. Wkrótce potem dolne partie ciała były już spalone, a górna część przeleciała przez krępującą je obręcz i wpadła do ognia (...). Ten święty męczennik płonął ponad trzy kwadranse, dzielnie znosząc niewypowiedziane męczarnie (...); stał nieruchomo, gdy ogień trawił mu nogi, a wnętrzności wysypały się na zewnątrz, nim jeszcze skonał”. „Przywiedziono wtedy Klementynę nagą, a motłoch pluł na nią. Położono oną czarownicę, dziewkę złego, na ławie i do niej przywiązano. Pomocnik katowy nogi jej rozpostarł, pomiędzy nie deskę wkładając. Następnie wiecheć słomy w łono włożył polany wcześniej wódką i wszystko zapalił. Potem smród straszliwy z jej występku rozszedł się daleko jak jej wycie”.
13
„Mężowi jej kat obciął genitalia jednym cięciem i włożył w usta onej czarownicy, która chyba jeszcze żyła, bo sędzia nakazał spalić tylko jej nogi do kolan” . „Przywleczono w samo południe ojca Marion i kazano gzić się z nią na oczach. A on nie chciał, więc obcięto jej lewą dłoń i przypieczono ogniem. Zaraz ducha wyzionęła i lud nie był kontent z takiego widowiska. Ciżba rozchodziła się do swoich spraw, złorzecząc katu jego złego rzemiosła”. „Kiedy wbito ją na pal dwoma końmi, w zatwardziałości swojej nie chciała brudnej duszy oddać diabłu na zawsze. Inna by już umarła, a ona patrzyła na wszystkich z wysoka i żyła jeszcze dni trzy podobno”. MAREK SZENBORN
14
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
ZE ŚWIATA
K
Ufo żyje C
zyżby byli notable rządowi odkryli nowe hobby? Najpierw były kanadyjski minister wezwał przywódców wysoko rozwiniętych państw świata do ujawnienia swych tajemnic dotyczących przybyszy z kosmosu. Technologie kosmitów miałyby pomóc uratować Ziemię od zagłady klimatycznej. Teraz głos zabiera eksgubernator Arizony, Fife Symington. W roku 1997 zasłynął zorganizowaniem konferencji prasowej, podczas której przebrał swego asystenta za ufoludka – z obfitym wodogłowiem, szponiastymi palcami, ubranego w błyszczący płaszcz przeciwdeszczowy i motocyklowe gogle. Symington nawiązywał w ten sposób do tajemniczego incydentu znanego jako „światła nad Phoenix”,
który miał miejsce 13 marca 1997 roku. Na niebie pojawiła się wtedy seria rozbłysków. Nieformalne dochodzenie wyjaśniło, że prawdopodobnie pochodziły one z wysoko lecącego odrzutowca wojskowego A-10. Teraz Symington ponownie zabrał głos, twierdząc, że były to światła pozaziemskiego statku kosmicznego, a on sam widział kosmitę. Nie ujawnił tego od razu, bo – jak wyjaśnił – nie chciał powodować paniki. Jak twierdzi, statek kosmiczny był „ogromny”... JF
Koja ukoi „J
eśli można zapewnić sobie wspaniały, niewiarygodny sen, to ile jest to warte?” – pyta magazyn „Meble Dziś”. Znacznie więcej, niż można sobie wyobrazić. Prawie 50 tys. dolarów. Za łóżko. Za superłóżko! Szwedzka firma meblarska Hastens wypuściła na rynek swój ostatni model (Vividus) dla tych, których głowa od przybytku nie boli. Za ponad 49 tys. baksów (przeciętna cena mercedesa w USA) dostaje się luksusowe urządzenie do spania, wyposażone w piankę elektronicznie dostosowującą się i zapamiętującą kształt ciała, zbudowane z jedwabiu, kaszmiru, owczej wełny i ręcznie układanego końskiego włosia. Ale proszę się pospieszyć: w kwietniu cena Vividusa w Chicago podskakuje do 59 tys. 750 dolarów.
Można by parsknąć śmiechem: kto upadnie na głowę, by za wyro wykładać taki pieniądz? Ale chętnych jest bardzo wielu! Zwłaszcza po roku 2000, kiedy szybko zaczęły powiększać się szeregi amerykańskich milionerów i miliarderów, czemu towarzyszy pauperyzacja reszty społeczeństwa. Przeciętny materac kosztuje ok. 700 dolarów. Ale prawdziwy popyt dotyczy materacy, które kosztują powyżej tysiąca. Firma Hastens sprzedała od lipca około 10 milionerskich łóżek. PZ
Pechowy 27 W
ielka brytyjska firma ubezpieczeniowa zamówiła ciekawe badania statystyczne i właśnie otrzymała oraz opublikowała ich wyniki. Okazuje się, że najbardziej pechowym dniem miesiąca, w którym ludziom przydarzają się rozmaite nieszczęścia, wcale nie jest 13. I to nawet nie 13 w piątek. Najwięcej wypadków samochodowych, kradzieży, pożarów, zalań,
obrażeń ciała i innych pechów przytrafia się ludziom 27 dnia miesiąca, o ile ten dzień przypada akurat... w poniedziałek. Uważajcie zatem na najbliższą taką datę, czyli... poniedziałek 27 sierpnia 2007 roku. MarS
Pół-ggłówek K
iedy pewien 47-letni Niemiec z miasteczka Sonnenberg dowiedział się, że żona wniosła do sądu pozew rozwodowy, postanowił wziąć co swoje ze wspólnego majątku. W tym celu zakupił sporych rozmiarów piłę łańcuchową i za jej pomocą przepołowił... małżeński domek (dach, ściany, podłogę) – wraz ze wszystkim, co było w środku.
Następnie, aby nie być posądzonym o nieuczciwość, dokonał losowania „swojej” połówki, po czym załadował ją na samochód ciężarowy i przeniósł się do brata. MarS
ażdy wie, kim był de Gaulle. Co prawda nie zawsze wiedział, co robi (Wietnam) i z kim się wiąże (OASS), pozostał jednak w pamięci i świadomości narodowej Francuzów jako wyzwoliciel z 1945 r. Większość pamięta także, kim był Mitterrand – prezydent Republiki Francuskiej w latach 1981–1995. Czym się zasłużył, żeby stawiać go w tym samym rzędzie co de Gaulle’a?
przezwyciężyła masę przeciwności w dojściu do tej pozycji. Już samo jej nazwisko (royal znaczy królewski) nie pasuje do lewicowej partii. Poza tym Ségo wywodzi się z ultrakatolickiej rodziny, i do tego wszystkiego jest kobietą, a przecież jeszcze rok temu Francuzi zapierali się rękami i nogami, że gdzieżby tam oni głosowali na kobietę... Za co więc Francuzi tak pokochali socjalistkę? Otóż reprezentuje
szkolnych, gdy sprawowała funkcję ministra ds. rodziny. Niestety, w 1994 roku, po przejęciu władzy przez prawicowca Chiraca, ta mądra, młoda kobieta nie znalazła już miejsca dla siebie, aż do wyborów regionalnych w 2004 roku, kiedy to została prezydentem jednego z regionów (odpowiednik naszego wojewody). Teraz w wyborach wewnątrzpartyjnych udało się jej pokonać kandydatury dwóch dość charyzmatycznych przywódców
Francuzi przed wyborem Otóż nie miał on okazji wyzwolić Francji spod okupacji, ale przyniósł jej oświaty kaganiec i za to Francuzi kochają go może nawet bardziej niż tego poprzedniego, a poza tym podniósł też znacznie standard życia codziennego. To on wprowadził prywatną telewizję poza trzema państwowymi kanałami, on wybudował największą francuską bibliotekę, on wreszcie zniósł zakaz śpiewania pieśni niewolniczych w dawnych koloniach! Nie ma we Francji najmarniejszej nawet wiochy, żeby jedna z głównych ulic nie nosiła jego imienia. Jest bohaterem na miarę współczesnych czasów, choć bez rozmachu. Bohaterem życia codziennego. W rok 2007 Francuzi wkroczyli z nowym bohaterem. Bardzo różnym od tradycyjnego de Gaulle’a. Po pierwsze – jest kobietą, nazywa się Ségolène Royal i kandyduje na prezydenta republiki z ramienia Partii Socjalistycznej (PS). Ségo, jak się ją tutaj popularnie nazywa,
ona przeciętną francuską kobietę – to sympatyczna pięćdziesiątka, żyjąca w konkubinacie (z sekretarzem PS) od jakichś 25 lat, matka czworga dzieci, a jednocześnie kobieta bardzo aktywna, pełna werwy i uśmiechu. Wszystko to sprawia, że ma się ochotę wziąć z niej przykład. To ona na początku lat 80. sporządziła dla François Mitterranda pierwszą notatkę na temat mało znanej jeszcze wówczas choroby, która miała stać się dżumą XX wieku, czyli AIDS. Dzięki niej rozpoczęły się akcje informacyjne i prewencyjne, wciąż niewiarygodnie prężne. To ona wpadła na pomysł założenia żłobka w Pałacu Elizejskim (prezydenckim), dla ułatwienia życia licznej grupie pracujących tam młodych matek. Nie kto inny jak Ségo zajęła się epidemiami w stołówkach
socjalistycznych. Obecnie stawia czoła najgroźniejszemu kontrkandydatowi – Nicolasowi Sarkozy’emu – prawicowemu ministrowi spraw wewnętrznych o tendencjach bardzo nacjonalistyczynych, pragnącemu zrobić z dumnej ze swych wolności Francji państwo policyjne. Czy wygra, nie wiadomo, sondaże – jak wszędzie – są tylko elementem gry i agitacji politycznej, zwłaszcza w „sprawicowionej”, niestety, telewizji. Gorąco trzymamy kciuki za Ségolène, mając nadzieję, że Francuzi nie zapomnieli jeszcze o wolności, równości i braterstwie. Jakże różne jest to niemłode już hasło (pochodzi z czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej) od starego polskiego „Bóg, honor, ojczyzna”, które dziś w praktyce sprowadza się często do „ojciec dyrektor, korupcja, prywata”. AGNIESZKA ŚWIRNIAK
Nowe fundamenty Europy Rząd Polski – rzecznik USA i Watykanu – martwi się nieustannie, czy interesy Kościoła („wartości chrześcijańskie”) będą w Unii Europejskiej dostatecznie zabezpieczone. Na szczęście w Europie są też ludzie, którzy interesują się sprawami zwykłych obywateli. „Fakty i Mity” zostały zaproszone na konferencję w Berlinie na temat nowych fundamentów Unii Europejskiej. Spotkanie zostało zorganizowane przez niemiecką Fundację im. Róży Luksemburg oraz frakcję lewicową (GUE/NGL) Parlamentu Europejskiego. Zastanawiano się, czym Unia Europejska jest dzisiaj i jaka powinna być w przyszłości. O tym, że sposób funkcjonowania Unii ma ogromny wpływ na życie codzienne mieszkańców Europy nie trzeba chyba nikogo w Polsce przekonywać. Świadczy o tym choćby odmienione życie kilku milionów polskich rodzin (nie tylko na lepsze zresztą...), odkąd obywatele naszego kraju mogą legalnie poszukiwać pracy w krajach zachodnich. Unia taka, jaką jest dzisiaj, ma swoje niewątpliwe osiągnięcia – bezprecedensowy od stuleci okres pokoju pomiędzy krajami członkami UE, gwałtowny rozwój niektórych państw (Irlandia, Hiszpania) spowodowany m.in. dopływem unijnej gotówki, znaczne ograniczenie bezrobocia w krajach nowo przyjętych. Ale unijna rzeczywistość ma swoją drugą stronę medalu. Wiele fabryk przeniesiono z krajów zamożniejszych do uboższych – nowo przyjętych – aby ograniczyć koszty produkcji. Spowodowało to wzrost bezrobocia, szczególnie w Niemczech i Francji. Mający
niewielkie wymagania emigranci z biedniejszych krajów Unii powodują także dotkliwą konkurencję dla tamtejszych pracowników, już i tak zmęczonych i rozczarowanych ciągłym zagrożeniem bezrobociem i zastojem lub wręcz spadkiem realnych dochodów. Zachodni Europejczycy zastanawiają się często, w imię czego właściwie mają nie tylko dopłacać do uboższych sąsiadów (dotacje unijne), ale jeszcze konkurować z nimi we własnych krajach. Powszechne jest też przekonanie, że Unia jest budowana obecnie nie tylko dla zwykłych obywateli, ale również jako wielki rynek zbytu na potrzeby wielkich koncernów ponadnarodowych. Na konferencji postulowano więc zbudowanie Europy nie tylko jako strefy wolnej działalności gospodarczej, ale wspólnego domu Europejczyków, w którym każdemu zapewni się prawo do jak największego rozwoju. Postulowano nacisk na demokratyzację Unii – zwiększenie prerogatyw Parlamentu Europejskiego i poddanie bardziej demokratycznej kontroli Komisji Europejskiej, a także budowanie przyszłej Unii jako „pokojowego mocarstwa”, które wniesie pozytywny wkład w rozwiązywanie światowych konfliktów. Niestety, co trzeba zauważyć, reprezentanci lewicy obecni na konferencji nie bardzo potrafili wskazać, jak osiągnąć te szczytne zamiary. Poza ogólnikami nikt nie przedstawił jakiejkolwiek realnej strategii, jak zbudować ów tytułowy nowy fundament dla Unii. Wiadomo już – mniej więcej – czego chcemy, ale nie wiadomo jeszcze, jak to osiągnąć. ADAM CIOCH
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
W
e Włoszech pojawiła się moda na napisy antyklerykalne: „Ruini, Bagnasco, Ratzinger – assassini” (Ruini, Bagnasco, Ratzinger – mordercy), „Preti, vescovi, cardinali i veri pedofili” (Księża, biskupi i kardynałowie to prawdziwi pedofile), „Il Papa santifica le guerre” (Papież uświęca wojny), „Cristiani ai leoni” (Chrześcijan rzucić lwom), „Nazi Ratzinger” (Ratzinger nazista), „Cloro al clero” (Księża do chloru). Włoscy grafficiarze wzięli na celownik przede wszystkim biskupa Angela Bagnasco – nowego, twardogłowego Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Włoch (CEI). Wszystko zaczęło się od jego wystąpienia przeciwko nowej ustawie
i historyczny lider ruchu homoseksualnego Arcigay – poprosił biskupa Bagnasco, aby ten oczyścił najpierw Kościół z pedofilów, a dopiero później wygłaszał głupoty i upokarzające porównania. ¤¤¤ „Bagnasco, wstydź się!” – pierwsze graffiti pojawiło się 2 kwietnia 2007 r. na drzwiach katedry św. Lorenca w Genui, która jest parafią biskupa. Napis odkrył kościelny i wezwał policję. Przewodniczącemu KEW została przyznana ochrona, a sprawą zajęła się policja DIGOS (Dywizja Dochodzeń i Operacji Specjalnych). Choć świat polityki nie szczędził krytyk za ingerencję Kościoła w sprawy suwerennego państwa oraz obrazę obywateli przez biskupa Bagnasco
ZE ŚWIATA (Stowarzyszenie Katolickich Pracowników Włoch), które zdecydowało się zorganizować manifestację przeciwko ustawie o legalizacji związków cywilnych. Na murach kościoła św. Eligia w Neapolu pojawił się tej samej nocy napis: „Ratzinger i Bagnasco: wstyd”. ¤¤¤ Włosi, którzy mają za sobą okres terroryzmu Czerwonych Brygad, wiedzą dobrze, że pogróżki na murach to nie żarty. Biskup Bagnasco ma stałą eskortę policyjną, a wszystkie miejsca, w jakich przebywa, są kontrolowane. Prokuratura w Bolonii otworzyła dochodzenie przeciwko nieznanym sprawcom, stawiając im zarzuty pogróżek oraz aktów wandalizmu. Dochodzeniem będą kierować prokuratorzy Luigi Persico i Morena
Antyklerykalizm po włosku o związkach cywilnych (DICO), którą rząd Prodiego Włochom obiecał i ma zamiar wprowadzić. 1 kwietnia 2007 roku Przewodniczący KEW powiedział o związkach pozamałżeńskich: „Są wynaturzeniem jak pedofilia i kazirodztwo”. Włoska prawica, z Silvio Berlusconim na czele, broniła prawa Kościoła do wypowiadania własnych opinii, choć z niejakim dystansem. Katolicy lewicowi nie wypowiadali się wcale, apelując jedynie o to, by zdanie biskupa Bagnasco nie było przedmiotem niepotrzebnych polemik, które mogłyby zaostrzyć konflikt. Konferencja Episkopatu Włoch bardzo szybko zorientowała się, że został popełniony wielki polityczny błąd i jeszcze tego samego dnia próbowała zrzucić winę na media: „Słowa Przewodniczącego KEW zostały źle zinterpretowane”. Za późno. Włosi dobrze zrozumieli, co biskup Bagnasco – też Włoch – ośmielił się powiedzieć. Gianclaudio Bressa – znany polityk o orientacji katolicko-demokratycznej – skomentował fakt następująco: „Takie wypowiedzi powodują, że Kościół traci wiarygodność i autorytet. Próba narzucenia całemu społeczeństwu jednostronnej wizji ideologii katolickiej oddala nas od innych krajów demokratycznych Europy i popycha w niebezpiecznym kierunku teokracji i fanatyzmu”. Troje ministrów z rządu Romana Prodiego – Barbara Pollastrini, Paolo Ferrero i Alfonso Pecoraro Scanio – wyraziło oficjalnie swoje zdziwienie, że wysoki hierarcha Kościoła może używać słów tak obraźliwych. Franco Giordano z Odnowy Komunistycznej – partii wchodzącej w skład lewicowego rządu – powiedział: „Lewica pomija milczeniem te słowa, bo nie chcemy prowokować wojny religijnej. Nie mamy jednak zamiaru być ofiarami batalii prowadzonej przez zdesperowaną i fanatyczną hierarchię eklezjastyczną, która jest niekompatybilna ze społeczeństwem liberalnym”. Franco Grillini – parlamentarzysta
15
Ksiądz kontratakuje K
sięża oraz ich zwierzchnicy mają różne strategie postępowania w przypadku oskarżenia o pedofilię.
Można uderzyć w skruchę, czyli „meakulpizm” (rozwiązanie stosowane tylko wtedy, gdy dowody winy są przygniatające). Można zapewniać o niewinności i spisku wrogów Kościoła (wariant standardowy), ale można też na zarzut odpowiedzieć kontratakiem. Tę metodę z całą siłą zastosował ks. Chester Pryzbylo (w oryginale nazwisko brzmi Przybyło; polskie nazwiska są notorycznie przekręcane, bo za trudne do zapisania, nie mówiąc już o wymówieniu). Ksiądz Przybyło został oskarżony o molestowanie seksualne
13-letniego imigranta z Polski, kiedy pracował w chicagowskim kościele. W odpowiedzi kapłan wytoczył proces o zniesławienie dwu organizacjom pomagającym ofiarom przestępstw seksualnych. Oskarżył również adwokatów chłopaka, twierdząc, że specjalizują się w oskarżaniu księży oraz Kościoła i na 600 sprawach zarobili ponad 60 milionów. Przybyło utrzymuje, że został przedstawiony jako pedofil, co zrujnowało jego reputację jako księdza. Nie jest pewne, czy sąd podzieli jego punkt widzenia, zwłaszcza że fakty przemawiają przeciw niemu. TN
Meksykańscy hitlerowcy C
złonkowie rządu i parlamentarzyści, którzy poprą proponowaną ustawę, „stają się wspólnikami zbrodni eksterminacji, w żaden sposób nie różniącej się od zbrodni popełnionych przez Hitlera” – tako rzecze biskup meksykański Felipe Arizmendi.
– wszyscy politycy (zarówno lewicy, jak i prawicy) potępili pogróżki. Napis: „Bagnasco, wstydź się!” – został zamalowany błyskawicznie. 8 kwietnia w Genui pojawiły się nowe, prawdziwe tym razem, pogróżki. Na murach domów w dzielnicy Sampierdarena, obok dwóch kościołów, napisano czerwonym sprayem: „Bagnasco, uważaj” oraz „Bagnasco na śmierć”. Obok haseł widniała charakterystyczna pięcioramienna gwiazda – symbol Czerwonych Brygad... Na innym murze odkryto kolejne złowrogie hasło: „Bagnasco, attento, ancora fischia il vento” (Bagnasco, uważaj, jeszcze wieje wiatr – słowa piosenki partyzantki włoskiej, będące ostrzeżeniem przed zamachem przeciwko nazistom) oraz komunistyczny znak sierpa i młota. Na jeszcze innych murach pojawiły się graffiti przeciwko papieżowi Benedyktowi XVI, grożące mu śmiercią. W Turynie przedmiotem ataków stał się położony niedaleko uniwersytetu kościół św. Imienia Chrystusowego, na którego murze w Wielką Sobotę pojawił się gigantyczny napis: „Ruini, Bagnasco, Ratzinger – mordercy”. Obraźliwe hasło zostało usunięte natychmiast. 70-letni proboszcz Benito Luparia użalał się prasie, że jego kościół jest przedmiotem ataków antyklerykalnych już prawie od roku. W Bolonii napis „Bagnasco, wstydź się!” pojawił się 11 kwietnia obok wejścia do siedziby ACLI
Plazzi z grupy antyterrorystycznej, ponieważ groźby śmierci przeciwko biskupowi mają charakter polityczny. Dywizja Dochodzeń i Operacji Specjalnych prowadzi śledztwo w Genui, Bolonii, Turynie i Neapolu. ¤¤¤ Graffiti antyklerykalne zostały potępione przez wszystkie włoskie siły polityczne. Sekretarz związków zawodowych UIL – Luigi Angeletti – zjawisko pisania na murach haseł podżegających do nienawiści zdefiniował jako „terroryzm polityczny”, bo Włosi dobrze wiedzą, że obrzydliwe slogany na murach (jakiekolwiek: antyklerykalne, antyislamskie, antysemickie czy rasistowskie) to wirus przemocy. Prezydent Bolonii Sergio Cofferati oświadczył, że każda groźba będąca owocem nietolerancji musi być zwalczana przez politykę. Politycy lewicy, którzy wyrazili solidarność w sprawie biskupa Bagnasco, stwierdzili jednak, że nie zmywa to obrazy, do jakiej Przewodniczący KEW posunął się wobec większości obywateli, porównując związki pozamałżeńskie do wynaturzenia równego pedofilii i kazirodztwu. Prezydent Rzymu Walter Veltroni powiedział, że napisy antyklerykalne obrażające Kościół martwią go, ale to wcale nie znaczy, że laicy mają wyrzec się swojego prawa do życia w państwie laickim, bez ingerencji Kościoła w jego sprawy wewnętrzne. Włosi nie dadzą się wciągnąć w wojnę religijną. AGNIESZKA ZAKRZEWICZ
Jego spostrzeżenie odnosi się do przedstawicieli władz wybieralnych i rządowych, którzy w federalnym dystrykcie obejmującym stolicę kraju będą głosować za ustawą zezwalającą na przerywanie ciąży w ciągu jej pierwszych 14 tygodni. Według tej ustawy, nie będą wymagane żadne zaświadczenia lekarskie – wystarczy, że kobieta oświadczy, iż rodzenie dziecka w tym momencie koliduje z jej planami życiowymi i karierą. Legalizacja skrobanek w rejonie stolicy Meksyku ma być pierwszym
krokiem do wprowadzenia podobnego prawa w całym kraju – stwierdził jeden z liderów senatu. Kościół katolicki w Meksyku czyni wszystko, by do tego nie dopuścić. Cytowany na wstępie list pasterski bpa Arizmendiego wyprzedził o 1 dzień oficjalny komunikat Konferencji Episkopatu Meksykańskiego. „W świetle takiej eksterminacyjnej inicjatywy ustawodawczej jesteśmy zobowiązani podnieść głos w obronie najbardziej bezbronnych” – piszą hierarchowie. CS
Wielebny złodziej W
dość długim katalogu przestępstw, jakich dopuszczają się duchowni, to jest raczej bez precedensu – pastor kradł Biblie.
Sędzia odmówił prośbie 30-letniego pastora Williama Shrouta z kościoła First United Church of Christ w Royersford, by odstąpić od rozpatrywania zarzutów. Shrout z żoną Carlą ukradli 30 miniaturowych, zabytkowych Biblii w skórzanych oprawach, by sprzedać je
na giełdzie internetowej eBay. Pastor argumentuje, że Biblie wcale nie były takie wartościowe: na początku minionego wieku sprzedano ich tysiące... Ponadto sługa boży okradał fundusz dla biednych, który sam utworzył i nad którym sprawował pełną kontrolę. ST
16
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
NASI OKUPANCI
nie we wszystkich szczegółach się zgadzał. Jego diabły są krajowego pochodzenia i noszą polskie imiona (między innymi Farel, Latawiec i Odmieniec). Na język polski przełożono „Młot” w roku 1614. „Dzieło” to w rękach księży stało się podręcznikiem medycyny pastoralnej i niewyczerpanym źródłem do kazań, nauk i dysput. Wpływ tej książki na ogłupienie polskiego siedemnastowiecznego społeczeństwa, na upadek kultury oraz okrucieństwo prawne był bodaj że największy.
sądom duchownym, jeśli jednak czarownice wyrządziły komuś szkodę majątkową lub na zdrowiu, oddawano je sądom świeckim, wzorem niemieckiej ustawy karnej, tzw. Karoliny, z roku 1532. Również narzędzia i sposoby torturowania czarownic były w Polsce ściśle wzorowane na ustawodawstwie niemieckim. Ponieważ czary z reguły łączyły się z jakąś szkodą, przeto też faktycznie utrwaliła się w tych sprawach jurysdykcja sądów świeckich. Do tego, żeby rozpocząć proces i tortury Bogu ducha winnych kobiet, wystarczyła byle plotka czy podejrzenie. Przebieg tych procesów i protokolarne opisy tortur, tudzież liczbę ofiar można by teoretycznie ustalić na podstawie aktów i ksiąg sądowych kościelnych, wiejskich i miejskich. Tych sądów było w Polsce kilkanaście
Wszelkie zarazy, choroby, a nawet niepogody przypisywano działaniu „córek diabła”. Torturowanie i palenie niewinnych kobiet było praktykowane w Polsce we wsiach klasztornych i szlacheckich oraz po miastach. Ustawa uchwalona przez sejm w roku 1543 sprawy przeciwko czarownicom przekazywała w zasadzie
tysięcy, tj. tyle, ile było miast i „państewek” szlacheckich, kościelnych i królewskich. Akta sądowe zniszczył czas bądź rozmyślnie je niszczono. Te, które ocalały, dowodzą jednak, że obłęd torturowania i palenia wieśniaczek i mieszczek jako czarownic przetrwał na ziemiach polskich nawet sejmowe zakazy tych mordów. W ciągu
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (34)
Proces o czary W Polsce procesy przeciwko czarownicom były na porządku dziennym. A przecież zjawisko to nie przybrało jeszcze tak olbrzymich rozmiarów jak na zachodzie Europy, a w szczególności w Niemczech. Tępieniem czarownic i czarowników zajmowali się już z początkiem XIII w. sędziowie zasiadający w trybunałach św. inkwizycji – obsadzanych gorliwymi wyznawcami reguły zakonnej św. Dominika. Proceder ten prowadzili przez wiele wieków, lecz – co ciekawe – im więcej wysiłku wkładali w swoją „pracę”, tym mniej było z niej pożytku, gdyż ilość podejrzanych o czary nie zmniejszała się, lecz zwiększała. Obok dominikanów najwięksi prawnicy i profesorowie uniwersytetów obmyślali skuteczne metody dochodzenia winy i karania czarownic. Prawo niemieckie, zawarte w Saxonie, przyjęte również w Polsce, zawierało artykuł 13, który postanawiał, że „każdy chrześcijanin, który jest heretykiem lub trudni się czarostwem lub truciem, ma być spalony na stosie”. Wiarę w istnienie czarów i czarownic ugruntował papież Innocenty VIII. „Upamiętnił” się on w dziejach Krk bullą z roku 1484, w której stwierdził, że „wiele osób męskiego i żeńskiego rodzaju, zapominając o zbawieniu duszy i wierze katolickiej, wdaje się z demonami, zarówno z inkubami (tj. męskimi), jak sekubami (tj. żeńskimi), sprowadzając zniszczenie za pomocą czarów, zaklęć i innych haniebnych wieszczbiarskich wykroczeń, skutkiem czego niszczeją i giną nowo narodzone dzieci i zwierzęta, płody pól,
D
winnice i owoce w sadach. (...) odbierają mężczyznom zdolność płodzenia, a kobietom poczęcia. (...) wreszcie w bluźnierczy sposób wypierają się wiary, przez sakrament chrztu świętego otrzymanej”. Papieskie „złote myśli” z owej bulli podparli haniebną książką pt. „Młot na czarownice” niemieccy profesorowie teologii, zakonnicy dominikańscy – Jakub Sprenger i Henryk Kramer (Institor). Zawarli w niej wskazówki, w jaki sposób procesy sądowe przeciw czarownicom można uprościć oraz rozmnożyli poza granice obłędu przykłady rzekomych praktyk i możliwości czarownic. „Młot” tłumaczony na wiele języków nie tylko propagował prześladowania w całej Europie, ale stał się także podręcznikiem dla katów w zakresie stosowania wobec kobiet najokrutniejszych udręk, okrucieństw i morderstw sądowych. Wpływy tej książki widać między innymi w polskiej publikacji z roku 1570 pt. „Postępek prawa czartowskiego przeciw narodowi ludzkiemu”. Pięć ostatnich rozdziałów tej broszury zawiera rozprawę „O czarownicach”, czyli o osobach, które „mogą przeszkodzić ludzkim robotom, wieszczby powiadać, latać, grady i niepogody czynić i inne odmienności, których człowiek pospolity nie może czynić”. Autor „Postępku prawa czartowskiego” znał „Młot” z tekstu łacińskiego, jednak z treścią jego
la tych chrześcijan, którzy uważają, że każde słowo w Biblii jest nieomylne i natchnione, księga ta pozostaje księgą świętą. Dla ludzi krytycznie czytających „tekst natchniony” wiele jego fragmentów jest nie do zaakceptowania. Kościoły przez długie stulecia bardzo dbały, aby wszelkich niedowiarków przedstawić w jak najgorszym świetle. Najchętniej używanym zarzutem wobec nich było posądzenie o niemoralność. Do dzisiaj zresztą łatka moralnego (a zwłaszcza seksualnego!) wyuzdania trwale przylega do niewierzących. Nie przez przypadek wielu niewierzących, choć formalnych katolików wysyła swoje dzieci na katechezę. Mówią oni często, że czynią tak dla dobra dzieci, aby na lekcjach religii mogły one „zbudować trwały fundament moralny dla swojego życia”. Czy naprawdę moralność zbudowana na niezależnym myśleniu, etyce i ludzkim (nie boskim) współczuciu dla innych ludzi jest gorsza i mniej trwała od tej ufundowanej na papirusach starożytnych ksiąg sprzed 2–3 tysięcy lat? Przykład krajów laickich, np. skandynawskich, dowodzi, że nie ma żadnego powodu, aby w to wierzyć. Przeciwnie – osoba,
która chciałaby budować swoje życie w oparciu o bezwzględne posłuszeństwo wobec „świętych ksiąg”, naraża siebie na wiele niebezpieczeństw. Przede wszystkim dlatego, że wobec niezliczonych sprzeczności zawartych w Biblii, nie wiadomo, które fragmenty uznać za
praktyki za moralnie obojętne. Podobnie gołym okiem widać napięcie pomiędzy Listem Jakuba a pismami Pawłowymi w kwestiach dotyczących roli dobrych uczynków. Wbrew deklaracjom, nie istnieje też żaden kościół chrześcijański, który realnie
ŻYCIE PO RELIGII
Kontrowersyjna świętość obowiązujące, a które za mało w czasach obecnych przydatne. Taki poważny problem mieli już pierwsi uczniowie Chrystusa, o czym w wyczerpujący sposób opowiadają Dzieje Apostolskie i Listy Pawła z Tarsu. Wygląda na to, że nigdy nie został on zadowalająco rozstrzygnięty, bo kontrowersjom wobec znaczenia Starego Testamentu nie było końca, mimo ustaleń soboru jerozolimskiego. Np. w Apokalipsie świętego Jana można znaleźć fragmenty, które zdają się potępiać zjadanie mięsa ofiarowanego różnym bóstwom (np. Ap 2. 14), a jednocześnie wiadomo, że Paweł uważał takie
przestrzegałby wszystkich pism zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Gdyby tak było, chrześcijanie musieliby na przykład odbudować świątynię jerozolimską i składać ofiary przepisane Prawem Mojżeszowym. Jakoś jednak nie widać chętnych do ich składania, mimo że chrześcijanie solennie za Biblią powtarzają, że „słowo Pana trwa na wieki”, czyli na zawsze, i że nic nie wolno w nim zmieniać, jedynie posłusznie go wypełniać. Jak wiadomo, pierwsi chrześcijanie chodzili do świątyni modlić się, czyli uważali, że ma ona swoje religijne znaczenie także po ofiarniczej śmierci Jezusa.
XVII i XVIII w. – aż do początków XIX w. – wymordowano prawdopodobnie kilka, jeśli nie kilkanaście tysięcy ofiar. O ile bowiem w Polsce procesy o herezję były stosunkowo nieliczne, o tyle procesy przeciwko czarownicom były zjawiskiem dosyć powszechnym. Przyznanie się oskarżonej do winy było najlepszym dowodem winy. Aby zaś ten dowód uzyskać, poddawano oskarżoną rozmaitym torturom, które zazwyczaj poprzedzało tzw. wypróbowanie czarownicy. Praktyka sądowa znała pięć takich prób: próbę łez, próbę szpilkową, próbę ogniową, próbę wodną i próbę wagową. Istniał przesąd, że kobieta, która jest czarownicą, nie jest zdolna do uronienia nawet jednej łzy. Zdarzało się, że oskarżona nie mogła na rozkaz zapłakać, a jeśli nawet zapłakała, przypisywano to mocy szatana. Stosowano więc następną próbę – szpilkową. Próbę tę poprzedzało wygolenie włosów podejrzanej, a następnie poszukiwanie tzw. znamienia. Znamię w postaci brodawki czy plamki na ciele uważano za diabelską pieczęć, przy czym odznaczało się jakoby taką właściwością, że po nakłuciu szpilką nie sączyła się z niego krew. Rzadziej stosowano próbę ogniową, bo kiedy oskarżona wyrażała gotowość, by nieść rozpalone żelazo, uznawano z góry, że za sprawą mocy piekielnych próba wypadnie dla niej pomyślnie. Za to w powszechnym zastosowaniu była próba wodna, zwana „kąpielą czarownic”. Pławienie takie odbywało się publicznie. Jeśli wrzucona tonęła zaraz, był to dowód niewinności, jeśli zaś pływała – był to oczywisty znak, że jest czarownicą. Stosowano też ważenie czarownic. Mniemano, że czarownice są lekkie (potrafią przecież latać!), toteż jeśli oskarżona ważyła mniej, niż określał to przepis, poczytywano to za dowód jej winy. ARTUR CECUŁA
Rzeczywistość jest taka, że kościoły chrześcijańskie dowolnie wybierają sobie z pism Nowego i Starego Testamentu to, co uważają za ważne i stosowne i czego chcą przestrzegać według określonych zasad – innych dla każdego z tych kościołów. Do przefiltrowywania treści „świętych ksiąg” używają rozumu, choć nie rozumu wszystkich swoich członków, lecz umysłów przywódców i wiodących teologów. Innymi słowy, robią to, za co tak wściekle krytykują niewierzących – mianowicie w swoim życiu moralnym kierują się nie „niezmiennym objawieniem pochodzącym z góry”, lecz używają do dokonywania wyborów omylnego ludzkiego rozumu, „który jest zawodny i skażony grzechem”. Uważamy jednak, że lepiej i bezpieczniej jest kierować się w budowaniu prywatnej moralności własnym rozumem niż rozumem cudzym, czyli na przykład papieża. Wprawdzie każdy umysł ludzki jest podatny na pomyłki, ale kierując się własnym rozeznaniem, unikamy przynajmniej popadnięcia w sidła uprzedzeń i interesowności, jakimi mogą się kierować religijni liderzy i „ojcowie założyciele” rozmaitych wyznań. No i będziemy żyć w zgodzie z własnym sumieniem. MAREK KRAK
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r. lipca 1773 r. podjęta została decyzja o kasacie tegoż zakonu, skompromitowanego w wielu krajach europejskich. W efekcie doprowadziło to do podjęcia przez sejm doniosłej uchwały z dnia 24 października 1773 r. w sprawie powołania Komisji Edukacji Narodowej. Głównym jej celem była reforma edukacyjna i przejęcie szkół pojezuickich wraz z całą ich infrastrukturą. Przedsięwzięcie to było jedną z najjaśniejszych kart upadającej Rzeczypospolitej – KEN była pierwszą w Europie władzą oświatową o charakterze odrębnego ministerstwa. Na podkreślenie zasługuje jedna z uchwał podjęta na posiedzeniu Komisji w dniu
21
XVIII dokonało cywilizacyjnego, to było zarazem antykatolickie. Ta niższość cywilizacyjna narodów katolickich trwa do dzisiaj (...). Świat katolicki przez trzy wieki posiadał tyle wiedzy tylko, ile się mogło przedostać przez sito jezuickie, ile mogło przejść pod jarzmem klerykalizmu. I dzisiaj nie brak usiłowań za często skutecznych, żeby nasze uniwersytety i szkoły ograniczyć do tej samej mizerii”. Opowiadał się on za metodą nauczania propagowaną wcześniej m.in. przez Montaigne’a. Przedstawiał alternatywy: naśladownictwo czy twórczość; tresura czy geniusz? Przez większą część zaborów pozycja kleru w polskiej szkole była niezwykle silna. Nawet wówczas, kiedy szkoła zaczęła się wyodrębniać
PRZEMILCZANA HISTORIA obowiązki według najlepszej wiedzy i sumienia dokładnie wypełnię i konstytucji przestrzegać będę. Tak mi dopomóż Bóg i ta św. Ewangelia”. Zwyczaj łączenia posady kierownika szkoły z posadą organisty kościelnego ma kilkuwiekową historię, a zrodził się w sposób prozaiczny. Otóż zanim powstało szkolnictwo państwowe, kler miał uprawnienie i obowiązek zakładania i prowadzenia szkół parafialnych. Jako że proboszcz na ogół miał tysiąc innych i wiele bardziej zajmujących spraw na głowie niż nauczanie dziatwy, wyznaczał często swego organistę (ewentualnie kantora) jako odpowiedzialnego za sprawy edukacyjne w parafii. Jak wysoki był poziom tego nauczania, można sobie jedynie
kościele. – Do miejscowości Y. zajeżdża inspektor i spotyka kierownika szkoły, który spieszy się na pogrzeb. – W miejscowości Z. odbywa się konferencja rejonowa: nauczyciel-organista prosi o zwolnienie, bo musi pójść po kolędzie (...). Zajęcia w kościele, jak śluby i pogrzeby, odrywają organistę-nauczyciela od szkoły nieraz na kilka przedpołudni w tygodniu. Dzieci zazwyczaj zatrudnione cicho lub w ogóle niezatrudnione przyzwyczajają się do niepróżnującego próżnowania. Do każdej z wymienionych uroczystości zabiera się z klas wyższych 4 chłopców jako ministrantów, 4 względnie 6 chłopców do dzwonienia na zmianę. Kierownik-organista wskutek swej zależności od księdza i całego personelu
17
rzeczy zniesiono dopiero w początkach XX wieku. Innym sposobem sprawowania przez kler władzy nad polską szkołą były tzw. dozory szkolne, które powołano w czasach Księstwa Warszawskiego jako społeczną formę zarządu administracyjnego nad szkołami. Dozory raz na dwa lata układały i zatwierdzały budżet szkoły. Czasami troszczyły się o stałe utrzymanie nauczyciela i odpowiedni poziom nauczania. W ich skład wchodzili na ogół: prezydent/burmistrz miasta, kilku obywateli oraz ksiądz opiekun. Również w czasach II RP istniały tzw. dozory szkolne gminy, które stanowiły łącznik między szkołą a gminą, a zajmowały się przede wszystkim
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (52)
Dzieje klerykalizmu szkolnego W czasach I Rzeczypospolitej szkolnictwo opanowane było przez jezuitów. Poziom i jakość nauczania ksiądz Hugo Kołłątaj w książce „Stan oświecenia w Polsce w ostatnich latach panowania Augusta III” scharakteryzował tak: „(...) publiczna edukacja była tak postawiona w publicznych szkołach, że jezuici nie starali się rozwijać oświaty w Polsce dlatego, że wiedzieli, jak trudno jest w narodzie nadto z nauką i umiejętnościami oswojonym przewodzić. Oni to wiedzieli i wygodniej im było utrzymać swój kredyt w kraju fanatyków”. 19 października 1774 r.: „(...) w szkołach dysydenckich, z któremi teraz z przydanym przez Kommissyą funduszem, szkoły katolickie w niektórych miejscach złączone być mają: rektor jeden katolik, a drugi dysydent równej powagi i władzy używać napotem będą”. Były to pierwsze tego typu próby wprowadzania w Polsce szkoły tolerancyjnej, międzywyznaniowej, pierwsze próby likwidacji szkół wyznaniowych. Po kilku dekadach jezuici „zmartwychwstali” i powrócili do Polski będącej już pod zaborami. W pierwszej polskiej konstytucji (1791 r.) kler miał zagwarantowany dominujący wpływ na szkolnictwo, bo prymas jako wirylista był prezesem komisji edukacyjnej (odpowiednik dzisiejszego ministra edukacji). Joachim Lelewel pisał w tym okresie, że „instytucje kościelne napinały na rozum pęta”, „krępowały wolniejszy polot geniusza, tworzyły moralną niewolę i zacieśnienie myśli, tępiły wyższe uczucia i zdolności”. Zaś nieco później wielki pedagog Stanisław Szczepanowski narzekał: „Cały ruch cywilizacyjny przeniósł się do protestantów, a kiedy nareszcie narody katolickie obudziły się z letargu, to postęp Francji, Austrii, Hiszpanii, nawet Neapolu i Polski stoi w prostym stosunku do wzrostu niedowiarstwa, i co tylko się w tych krajach w wieku
z kościoła, kiedy szkoły parafialne (kościelne) zastępowane były przez trywialne (publiczne), przez długi jeszcze czas księża pełnili funkcje inspektorów (lub rewizorów) szkolnych, a władze kościelne (wikariaty generalne) miały kompetencje zatwierdzania nominacji nauczycielskich. A „dyrektorem szkoły” był... organista lub kantor (kierował śpiewem i wykonywał religijne solówki na mszach). Konsekwencją tych zależności był sposób obejmowania funkcji nauczycielskiej. Oddaje to zapis jednego z inspektorów szkolnych, dotyczący objęcia posady nauczyciela w Kobielicach przez Andrzeja Krzoskę (1871 roku): „W obecności zebranych na popołudniowym nabożeństwie parafian zwrócił się inspektor powiatowy do stojącego przed głównym ołtarzem p. Krzoski i zachęcił go do wiernego i sumiennego wykonywania obowiązków służbowych i wzorowego życia. Następnie p. Krzoska odmówił trydenckie wyznanie wiary i złożył przysięgę według załączonego formularza, który podpisał. Wtedy doręczono mu oryginał wokacji wraz z dekretem ustalenia. Przysięga służbowa [brzmiała]: Ja, August Krzoska, przysięgam Bogu Wszechmogącemu i Wszystkowiedzącemu, że będę poddany, wierny i posłuszny jego majestatowi królowi pruskiemu, wszelkie do mnie należące
„Szkoła Rycerska” – akwarela pędzla Zygmunta Vogla
wyobrazić. Wizytacja szkoły parafialnej w Rokietnicy z 1646 roku tak mówiła o pracującym tam nauczycielu: „Grzegorz Janikowicz, rektor szkoły, usługuje kościołowi od 24 lat, jako nauczyciel i organista, który zadość uczynił swemu obowiązkowi”. W większej części Polski, gdzie istniał ten zwyczaj, został on usunięty w wieku XIX (poprzez zarządzenia władz zakazujące organistom pełnienia jakichkolwiek funkcji w szkole). Był to etap oczyszczania polskiej szkoły z klerykalnych zależności, których organista-kierownik szkoły był wcieleniem doskonałym. Jednak na Górnym Śląsku złączenie funkcji organisty z kierownictwem szkoły istniało w wielu miejscowościach jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym (!). Jak podawała J. Barycka, jeszcze w latach 30. Dziennik Urzędowy Województwa Śląskiego, ogłaszając konkursy nauczycielskie na takie posady, dodawał w zakończeniu: „Posada złączona organicznie z organistowstwem”. O tym, jak na ogół wyglądała nauka w takich szkołach, pisała Barycka w takich obrazkach: „Do miejscowości X. przyjeżdża inspektor szkolny, zastaje dzieci bez opieki, więc rozpoczyna sam naukę i prowadzi ją przez dwie lekcje, a nauczyciel-organista wygrywa tymczasem Panu Bogu na chwałę w miejscowym
kościelnego doprowadza do takiego uproszczenia administracji, że służba kościelna, nawet bez porozumiewania się z dotyczącym nauczycielem, zamawia sobie odpowiednią ilość chłopców do sprawowania różnych czynności”. Polskie władze, a w szczególności światłe środowiska nauczycielskie podejmowały próby uwolnienia szkoły międzywojennej od tego wątpliwego już zaszczytu, który kierownika szkoły ustawiał niejako w roli pomagiera plebana. Przeciwko tym inicjatywom kler protestował gwałtownie. Na przykład w 1924 r. ksiądz Ruhnau w liście do Administracji Województwa Śląskiego sprzeciwiał się planowanemu oddzieleniu urzędu nauczycielskiego i organistowskiego w miejscowości Brześce, pisząc: „Władza duchowna w ogólności sprzeciwiała się dotąd takiemu oddzieleniu, żeby katolicy nie zapomnieli, że szkoła jest córką Kościoła, nawet w takich parafiach, w których organista miał od kościoła dosyć dochodów, iż z tego mógł żyć”. Przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego wszędzie tam, gdzie tylko było to możliwe, polski kler walczył do ostatka o tę ostatnią redutę średniowiecznego wzorca nauczania. Nawet po odsunięciu organistów od większości polskich szkół proboszcz na ogół nadal piastował funkcje inspektora szkolnego. Taki stan
planowaniem inwestycji w zakresie spraw budowlano-remontowych. Na mocy ustawy ksiądz z urzędu wchodził w skład dozoru szkolnego. Monopolu w szkolnictwie Kościół polski strzegł bardzo pilnie. W 1594 roku kanclerz Jan Zamoyski założył w Zamościu uczelnię humanistyczną (Akademia Zamojska). Od połowy XVII w. tę świetną uczelnię zepsuła teologia, która zaczęła dominować w programie studiów. Pierwsza świecka uczelnia o charakterze państwowym powstała dopiero w 1765 roku – była to Szkoła Rycerska powołana przez Stanisława Augusta. Szkolnictwo wolne od klerykalizmu i teologii zaczęło się wyłaniać w XIX w. W III Republice Francuskiej w latach 1880–1882 przeprowadzono reformę oświaty, w wyniku której z publicznych szkół wycofano lekcje religii, a szkoły prywatne, które nadal prowadziły te lekcje, pozbawiono finansowej pomocy państwa. W 1904 r. odebrano zakonom prawo nauczania młodzieży. Konstytucja niemiecka z 1919 r. przewidywała możliwość tworzenia szkół bezwyznaniowych. Konstytucja Czechosłowacji z 1920 r. stanowiła w art. 119, że „nauczanie publiczne nie może być sprzeczne z wynikami badań naukowych”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Prawy na prawie Wasz naczelny pisze o swoim zdziwieniu popularnością katolickiej prawicy. Otóż bycie prawicowcem jest po prostu fajne! Zaraz to udowodnię. Katoprawicowiec ma lepiej, ponieważ: l może wyjaśniać świat jako niewyjaśnialny twór Boga, którego i tak nie można zrozumieć. A więc nie musi się zastanawiać nad nauką i techniką. Nie musi zdobywać wiedzy o powstaniu wszechświata. Może być całkowitym ignorantem, a w swoim prawicowym środowisku będzie uważany za porządnego, prawego i... mądrego. l może uznawać świat za czarno-biały twór, gdzie jest tylko dobrze rozgraniczone dobro i zło. Gdzie nie ma mniejszego zła i kradzież samochodu jest takim samym złem jak kradzież gazety. Prawo to prawo – mówią prawicowcy; l jest za zaostrzeniem kar w więzieniach. Winę za przestępczość ponosi SLD i inne nienormalne lewicowe organizacje, które wprowadziły jakieś idiotyczne „przekroczenia obrony koniecznej”, przez co nawet ludzie o poglądach lewicowych nie są w stanie ich poprzeć. Jak to jest, że obywatel nie ma prawa się bronić? Takie debilne pomysły prawne to woda na młyn prawicy. Jaką to karą jest
J
przetrzymywanie skazanego w warunkach lepszych, niż ma na melinie, w której mieszka pomiędzy kolejnymi wyrokami? To tak jakby prezesów za defraudacje wsadzać do hotelu na Majorce. Przecież to idiotyzm. Dlatego przede wszystkim ludzie lewicy nie chodzą na wybory. Prawica może jest niezbyt fajna, ale z bandziorstwem robi lepszy porządek. Nie dziwmy się więc, że nawet ludzie lewicy popierają prawicowców pod względem zaostrzenia kar i postępowania z bandytami; l ma możliwość taniego zwiedzania świata dzięki różnym pielgrzymkom. Jaką inną możliwość ma ktoś o niezbyt zasobnym portfelu, aby na przykład zwiedzić Włochy? A tak – pielgrzymka i po kłopocie. Wiadomo – spanie w klasztorze na betonie, ale w lecie i we Włoszech, to chyba nie aż taki problem. Albo więc jesteś prawicowcem, albo bulisz za porządny hotel; l ma możliwość spotkań, wspólnego śpiewania i ogólnie zabawy w gronie podobnych katoprawicowców na różnego rodzaju imprezach kościelnych. Gdzie ma się spotkać lewicowiec? Gdzie może sobie pośpiewać, pogadać, poznać podobnych do siebie? Może co prawda raz do roku pojechać do Warszawy na 1 Maja, ale to drogo,
ak podaje „Słownik języka polskiego” (wyd. z 1978 r.), fanatyk to „człowiek ślepo oddany jakiejś idei, ideologii, religii, nietolerancyjny wobec innych; zapaleniec, zagorzalec”, zaś fanatyzm to „nieustępliwa, bezkrytyczna wiara w słuszność jakiejś sprawy, idei, doktryny, połączona z nietolerancją i ostrym zwalczaniem odmiennych poglądów”. Mamy m.in. fanatyzm religijny i polityczny. Fanatyk łatwo zapala się do jakiejś ideologii, gdyż nie ma zwyczaju długo się nad nią zastanawiać. Jeśli fanatyk wbije coś do swojej głowy, to nie sposób jest mu tego wyperswadować, gdyż jest ślepy i głuchy na wszelkie argumenty. Fanatyk jest nietolerancyjny do tego stopnia, że czasem posuwa się do zabijania tych, którzy nie chcą uznać wyznawanej przez niego ideologii. Fanatyk uważa siebie za mądrzejszego od innych, w związku z czym szydzi z tych, którzy nie są zwolennikami wyznawanej przez niego ideologii. Fanatyk kieruje się uprzedzeniami i nie ma zwyczaju wnikać w to, czy istnieje racjonalne uzasadnienie tego, w co wierzy. Z drugiej strony, umysłem fanatyka łatwo jest manipulować, jak też narzucać mu swoją wolę, ponieważ w gruncie rzeczy jest on łatwowierny i brakuje mu indywidualizmu. Fanatyk religijny bezgranicznie ufa swoim duszpasterzom i ślepo wierzy w głoszone przez nich nauki.
daleko i rzadko. Prawicowiec ma to samo w swojej parafii – blisko, tanio i nikt mu słowa złego nie powie, jak będzie się darł po nocy. l ma możliwość odliczeń podatkowych. A tak! Owszem, lewicowiec może odliczyć sobie od podatku 1 procent na Owsiaka. Ale prawicowiec, jak się dogada z księdzem, to odliczy sobie 100 proc. i NIC nie zapłaci! Skarbówka może mu „skoczyć”, bo się korzonkami i suchym chlebem żywi taki katolik zatwardziały i umartwiający się, a wszystkie pieniądze na ofiarę i na kościół oddał; l niezbyt urodziwe panny mogą ślubować czystość i nikt się z nich nie będzie śmiał, że brzydule i nikt na nie „nie leci”; l mężczyźni mający problemy seksualne mogą spać spokojnie, jeśli są prawicowcami. Stosunki tylko dla poczęcia, a potem spokój; l nikt się prawicowca nie ma prawa czepiać. Jak ktoś coś do niego ma, to atakuje jego, a więc atakuje jego poglądy, a więc atakuje wiarę, czyli Boga! Więc wara lewakom, bo się ich o obrazę uczuć oskarży;
Fanatyzm jest zaraźliwy i często bywa narzucany innym. Np. rodzice, jeśli są fanatykami katolikami, przymuszają swoje dzieci do Kościoła już od ich najmłodszych lat. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest po prostu niewiedza, bowiem katolicy nie mają zwyczaju czytania Biblii. Wolą poprzestawać jedynie na błędnych naukach księży. Niektórym ludziom wydaje się, że wyznawanie religii musi być koniecznie powiązane z fanatyzmem (błędnie utożsamianym z gorliwością). Z tego też względu także Jezus Chrystus, gdyby żył obecnie na ziemi, zostałby uznany za fanatyka i jednocześnie za sekciarza przez tych, którzy nie znają prawdziwej religii, opartej wyłącznie na Biblii. On również bezkrytycznie i stanowczo wierzył w słuszność głoszonych przez siebie nauk, a ponadto czasami ostro krytykował faryzeuszy i uczonych w piśmie oraz ich błędne poglądy. Istnieje jednak zasadnicza różnica między nim a fanatykami, bowiem Jezus nie był zaślepiony, lecz w pełni świadomie piętnował to, co jest niewłaściwe, i przy tym nikogo nie prześladował. Sam był prześladowany, podobnie jego apostołowie. Ponadto Jezus był bardzo tolerancyjny. Kiedy Samarytanie nie udzielili mu gościny, udał się do innej wioski oraz zgromił swoich uczniów za to, że chcieli się na nich zemścić (ew. Łk 9. 51–56). Prawdziwa religia nie ma nic wspólnego z fanatyzmem, ale o tym samemu trzeba się przekonać. Sabina W., Suwałki
Fanatyzm
l w szkole kołtuństwo też pomaga. Jeśli uczeń będzie odpowiednio prawicowy, to nikt z nauczycieli się go nie czepi. Nie nauczył się? Bo księdzu w kościele pomagał albo na rekolekcjach był. Są jeszcze jakieś pytania?; l w wojsku, jeśli ktoś jest prawicowy, może pomagać w kościele lub siedzieć na rekolekcjach i innych „godzinkach”, i w katolickim kraju nikt mu nic nie zrobi. Po co ma się taplać w błocie na poligonie; l nie można się czepiać poglądów prawicowca, bo to jest karane – obraza uczuć religijnych. Za to ateistę lub antyklerykała można wyzwać od najgorszych i śmiać się publicznie z jego poglądów (sam prezydent Kwaśniewski nazwał antyklerykalizm chorobą). To swoją drogą dziwne, ponieważ ateizm to taka sama religia jak każda inna i powinna być tak samo chroniona prawem; l różne babcie mogą do woli walczyć z aborcją, lekarzami i kobietami. A co im zależy? Tworzy się u nich poczucie misji i cel w życiu. Zamiast siedzieć w domu i gapić się tępo w telewizor (jak babcie lewicowe), mają misję. Spotykają się w grupach na
kształt wsparcia AA i walczą z zepsuciem, aborcją i zgnilizną moralną. Ideałem dla nich są chyba kraje islamskie, gdzie żadnej aborcji, pornografii czy innej zgnilizny moralnej nie uświadczysz; l prawicowiec ma zapewnioną pomoc prawną, jeśli ktoś się czepia jego poglądów. W sprawach korzystnych dla lewicy były wydane wyroki, ale niestety – nikt nie pamięta gdzie i kiedy to było. Był taki piękny wyrok ze Strasburga na redakcję tygodnika „Wprost” za umieszczenie wizerunku Marii w masce przeciwgazowej. Było tam coś o tym, że każda grupa religijna musi uznawać krytykę swojej religii. Ale to już przeszłość. Z tego, co napisałem, widać dobitnie, że bycie prawicowcem jest po prostu korzystne i fajne! Za to lewica nie ma co robić, zwłaszcza w kraju takim jak Polska. Ani gdzie się spotkać, ani jak głosić swoje poglądy. Nawet nie ma jak na podatkach zakombinować. Jak ktoś jest bardziej inteligentny, to może mieć hobby lub spotykać się na swojej działce. Szary obywatel o lewicowych poglądach w starciu z prawicą nie ma szans. Nie dziwmy się więc, że katoprawica (PiS) ma takie poparcie, a lewicowcy stanowią milczącą większość, która nie chodzi na wybory. Bo i na kogo mają głosować? Na SLD, które posłało wojsko do Iraku i nie zrobiło nic dla swoich dawnych wyborców? Zobaczcie, jak walczy prawica – z drugiej strony barykady, ale aż miło popatrzeć! Grzegorz Świnder
Prawdziwe układy Kaczyńscy walczą z układami, a od samego początku kadencji układają się z potrzebnymi im do koalicji partiami. Oto kilka układów, które wyraźnie szkodzą Polsce, a z którymi Kaczyńscy NIE WALCZĄ: l układ nepotyczny: prezydent i premier są braćmi. Rzecz nie do pomyślenia w jakimś państwowym przedsiębiorstwie. Tu kierują państwem dwaj bracia, z których jeden zarzekał się, że nie będzie premierem, ponieważ jego brat jest prezydentem. l układ prokuratorsko-policyjny w rządzie. Był już taki układ za komuny. Komuny nie ma, a układ pozostał. Miejsce lojalnych wobec władzy ludowej zajęła władza lojalna wobec Kościoła. l układ koalicyjny. Od początku kadencji braci Kaczyńskich i ojca Rydzyka mamy nieustanny szantaż, który prowadzi do korupcji politycznej. Rząd podobno walczy z korupcją, ale chcąc zawładnąć państwem przy pomocy koalicji, musiał ustąpić szantażowi zakonnika i dać się przekupić partiom, dla których w rządzie nie powinno być miejsca. l układ rządowo-kościelny do trzymania narodu w ryzach. Rząd
i Kościół idą ręka w rękę, żeby zamknąć narodowi gębę. Również i tu mamy szantaż i korupcję. Ojciec Rydzyk powiedział wiernym, na kogo mają głosować, a posłanka Sobecka przypomniała Kaczyńskiemu, komu powinien być wdzięczny. A co na to Kaczyński? Ano nic, bo układ jest układem. l układ zabezpieczający w konstytucji przywileje Kościoła kosztem praw człowieka. l układ specjalizujący się w indoktrynacji dzieci i młodzieży. Indoktrynacja od poczęcia, a jedynym uprawnionym do nauczania jest ksiądz, nierzadko pedofil. l układ specjalizujący się w trzymaniu łapy na mediach i czuwający nad ich całkowitą klerykalizacją. l układ kościelny specjalizujący się w okradaniu Polski z majątku narodowego. W jego skład wchodzi Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu ds. wyznaczania majątków państwowych przekazywanych Watykanowi, który też jako jedyna instytucja (państwo!) w państwie polskim ma prawo nabywać nieruchomości po preferencyjnych cenach (zwykle po 1 zł). Kto się weźmie za te układy i zrobi wreszcie w Polsce porządek? tewu
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
LISTY Katożenada Jedna z gazet pokusiła się o sondaż dotyczący religijnej wiedzy Polaków. Wyniki były dla Krk raczej mierne. O komentarz w tej sprawie redaktor Tomasz Sekielski z TVN poprosił abpa Kazimierza Nycza. Eminencja nie na wszystkie pytania chciał odpowiedzieć, twierdząc pokrętnie, że w takim dniu (Wielkanoc) nie wypada zajmować się pewnymi sprawami... Oświadczył jednakowoż, że dzięki katechizacji w szkołach młode pokolenie wie już o wiele więcej na ten temat niż np. jego rówieśnicy. Ponieważ jestem sporo starszy od abpa Nycza i mam własne spostrzeżenia dotyczące tych spraw, wyrażę niniejszym swój pogląd. – Wiedzę społeczeństwa polskiego w zakresie religii można podzielić na trzy kategorie: powierzchowna, znikoma i żadna. Ostatnia polega na umiejętności przeżegnania się, zmówienia pacierza i pójścia w niedzielę do kościoła, by wysłuchać mszy. Z owej wizyty tacy wierni wynoszą tylko tyle, że Bóg jest i czuwa nad nimi. I tych jest najwięcej. Do drugiej grupy należą ci, którzy dodatkowo wiedzą, co to jest Biblia i nawet próbowali ją czytać (ze szczególnym zwróceniem uwagi na „próbowali”). Natomiast pierwszy typ obeznania z wiedzą religijną reprezentuje właśnie nasza młodzież, która przyjmuje ją z olbrzymimi oporami (a niektórzy wręcz z odruchem wymiotnym), gdyż jest im wtłaczana niemal na siłę (np. rekolekcje). Jaka korzyść płynie z tak wbijanej wiedzy?! Ano taka – jak napisał kiedyś Marian Załucki – „że jak ktoś, prawda, alkoholik, to wiesz, że Polak i katolik”. Znacznie większą wiedzę religijną posiedli jedynie nieliczni (wyjątki potwierdzają regułę) i wykorzystują ją nagminnie do celów politycznych, afiszując się z nią na co dzień w programach telewizyjnych. O księżach, katechetach, braciach i siostrach zakonnych nie wspomnę, bo to profesjonaliści i ci mają poniekąd obowiązek znać swój fach, choć i wśród nich jest dużo takich, którzy wiedzą tą (np. biblijną) nie grzeszą. Jednak znacznie więcej od nich mogą na te tematy powiedzieć... ateiści, gdyż zostali nimi właśnie dzięki dokładnemu poznaniu wielu elementów wiary, i to nie tylko chrześcijańskiej. Witold Pater
Paraneutralność W programie Ring z 13 kwietnia puszczono typowy dla TVPospieszalski, zmanipulowany i kłamliwy materiał filmowy (jako wstęp do dyskusji). Ukuto w nim tezę, jakoby polska – i tu uwaga! – neutralna światopoglądowo szkoła (socjalistyczna, bez religii) wychowywała dzieci bez żadnych wartości, co jest oczywiście przyczyną wszelkich patologii. Otóż,
panie Paliwoda, po pierwsze – neutralność światopoglądowa nie oznacza, że młodzież nie poznaje żadnych wartości i sama wymyśla sobie z sufitu kodeks, według którego będzie żyła. Wręcz przeciwnie. Owa neutralność (inaczej mówiąc: pluralizm światopoglądowy) pozwala poznać młodzieży wiele alternatywnych idei i poglądów, z których młody człowiek może wybrać jeden bądź stworzyć swój katalog wartości w oparciu o już istniejące i poznane systemy etyczne. To
LISTY OD CZYTELNIKÓW dobrych, doświadczonych nauczycieli i dyrektorów placówek oświatowych, dlatego że przyszło im uczyć w „złych czasach”. Gardzi też Związkiem Nauczycielstwa Polskiego. Nie kryje niechęci, a wręcz nienawiści do tej organizacji. Tłumaczy ją komunistyczną przeszłością Związku. Wykorzystuje do tego stronę internetową Ministerstwa Edukacji Narodowej, gdzie związek zawodowy nauczycieli nazywa m.in. komunistyczną przybudówką SLD. Myśli
W odpowiedzi na liczne telefony naszych Czytelników informujemy, że pojawiający się na telewizyjnych konferencjach prasowych mikrofon „Faktów i Mitów” nie jest złudzeniem optycznym ani dowcipem. Po prostu mamy od niedawna stałego korespondenta w Sejmie Fot. DP
rozwijająca osobowość i poszerzająca horyzonty norma, jeden z podstawowych filarów współczesnej szkoły w demokratycznych, cywilizowanych państwach (prawo do poznania i wyboru). Po drugie – wygłoszono tu nieprawdziwą tezę o tym, że polska szkoła jest dzisiaj neutralna światopoglądowo. Otóż nie jest! Prowadzi się w niej nachalną indoktrynację religijną, i to nie tylko na lekcjach religii (sama jej obecność w szkole przeczy tezie o neutralności). Wywiera presję ideologiczną, utożsamia się termin „wartości” z katolickim doktrynerstwem, pomijając milczeniem inne systemy etyczne, narzuca się autorytety (przeważnie w sutannach) i kult jednostki, a ostatnio próbuje się reglamentować niesłuszną literaturę, eliminować niesłusznych pisarzy (Gombrowicz, Brzechwa, Boy-Żeleński) i dyskryminować całe środowiska (nauczycieli z ZNP, niesłuszne organizacje, ludzi o niewłaściwej orientacji czy poglądach). To typowe cechy szkoły wyznaniowej i autorytarnej. W polskiej szkole coraz mniej jest pluralizmu i oświeceniowych wartości, na których zbudowana jest współczesna demokracja, a coraz więcej kimirsizmu, dulszczyzny i religijnego integryzmu. Czytelnik
Jak Roman walczy ze „złymi czasami”! Od początku objęcia stanowiska ministra edukacji narodowej Roman Giertych walczy z „przeszłością” polskiej oświaty – mam tu na myśli czasy PRL-u. Bezkarnie wywala
– o ile w ogóle jest do tego zdolny – że udało mu się „uwolnić” polską szkołę od „złych czasów”. I tu klops! Kilka dni temu na lekcji techniki nauczyciel wykorzystał do prowadzenia lekcji tzw. pomoc dydaktyczną, którą stanowił film. Nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że jest on pozostałością po PRL-u. Dwa dni później udałem się do biblioteki szkolnej, gdzie poprosiłem o Konstytucję RP. Pani wręczyła mi książkę. Patrzę i oczom nie wierzę: Konstytucja Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej! Poprosiłem o obecną ustawę zasadniczą i usłyszałem: „Nie posiadamy w naszych zbiorach”. I tu prośba do Romana, aby zakupił kilka egzemplarzy obecnie obowiązującej konstytucji, bo biedni gimnazjaliści potrzebują jej do nauki (wiedza o społeczeństwie!). Stanisław Chmiel
Urodzić, czy nie urodzić? Francuska ustawa antyaborcyjna z 1975 roku dopuszcza przerwanie ciąży w każdym jej okresie, jeśli istnieje duże prawdopodobieństwo, że dziecko będzie dotknięte bardzo ciężkim schorzeniem, uznanym za nieuleczalne w momencie diagnozowania. Na jej podstawie powstało i funkcjonuje 45 ośrodków – interdyscyplinarnych centrów diagnostyki prenatalnej przy klinikach medycznych. To one są upoważnione do określenia, czy schorzenie, jakim dotknięty jest płód, mieści się w ramach ustawy o przerwaniu ciąży ze względów
medycznych. Wyniki badań prenatalnych (te są dopuszczone bez żadnych ograniczeń) ocenia sztab ludzi. A wszystko głównie po to, by pomóc rodzicom w trudnych chwilach i odpowiednio poprowadzić ciążę w przypadku ryzyka czy wychwyconej w porę wady rozwojowej dziecka. Interdyscyplinarny zespół centrum diagnostycznego ocenia szanse „trudnych ciąż”. Ginekolodzy położnicy, specjaliści od USG, genetycy, pediatrzy i psychiatrzy zbierają się, aby rozpatrzyć przypadki, w których stwierdzono wady rozwojowe płodu. Historia każdej ciąży jest szczegółowo opisana. Wiele przypadków analizuje się kilkakrotnie w gronie specjalistów. Często żądają oni dodatkowych badań, zanim podejmą ostateczną decyzję. Ale o tym, czy w takim przypadku przerwać ciążę, czy nie, decydują wyłącznie rodzice. W okresie kiedy mają podjąć tę trudną i bolesną decyzję, opiekuje się nimi psycholog lub psychiatra. Czyż nie tak powinno być i w naszym kraju? Józef Pawłowski PS We Francji w ciągu roku wykonuje się około sześciu tysięcy zabiegów przerywania ciąży ze względów medycznych, a jednocześnie odnotowuje się tam największy w Europie przyrost naturalny. JP
Zostawił kiełbasę Jako stały czytelnik (od 4. numeru) pragnę dodać coś od siebie na temat artykułu pt. „Nie dla psa kiełbasa”. Otóż w wieku 37 lat przeszedłem na wcześniejszą policyjną emeryturę. Doszedłem do wniosku, że szkoda zdrowia i rzuciłem papier. Od patrzenia na to, co wyprawiał komendant Jacek W. i jego kolesie od gorzały, porządnych policjantów szlag trafiał. Wiecznie podchmielony – przed lub po imprezach. Pamiętam pijane panie na jego biurku służbowym oraz szereg innych atrakcji z jego udziałem. Człowiek ten miał wielkie zdolności do kierowania jednostką, bo... po pijaku ścigał sprzątaczki. Premie i inne nagrody dostawał zawsze stały zespół kolesi, a to, co zostało, rzucał uczciwym i zapracowanym policjantom. Jeden z jego kumpli dostał nawet odznaczenia od ówczesnego prezydenta Warszawy – wart był tego, bo całymi dniami grał na komputerze i załatwiał sprawy „pierwszego”. Panujący komendant miał własnego kierowcę i lokaja w jednym, który woził go wszędzie i tak się starał, że premię miał prawie zawsze. Cztery litery komendanta wożone były samochodem podarowanym przez urząd gminy (fiat brawa). Zwiedził nim trochę Polski, jeździł do pracy i z pracy, więc fura była niedostępna dla zwykłych funkcjonariuszy. Po pewnym czasie znudziła mu się i oddał tę zabawkę do zwykłej służby. Ale to jeszcze nic – zaczął wydawać polecenia pod wpływem alkoholu, takie jak zatrzymania osób czy naloty na lokale gastronomiczne.
19
Czuł się jak kowboj lub pan na zagrodzie. Ponieważ facet i jego kolesie zaczęli mieć kłopoty z pamięcią (wypierali się wydawanych przez siebie poleceń), postanowiłem opuścić to szanowne grono fachowców i dożyć spokojnie swoich dni na emeryturze. Współczuję tylko biednym policjantom, uczciwie pracującym i dostającym marne grosze. Myślę, że takich sytuacji jest dużo w tym chorym kraju i dotyczą nie tylko policji. Stały czytelnik C.
Wielce Szanowny Panie Papieżu (List wysłany na adres Benedykta XVI z okazji jego 80 urodzin) Jako redaktor naczelny jedynego polskiego pisma antyklerykalnego pozwolę sobie złożyć Panu życzenia szczere i życzliwe, choć może nieco inne od ogólnie przyjętych. I wysłanych... Życzę przede wszystkim zdrowia i sił do godnego życia i kierowania Kościołem rzymskokatolickim. Zarówno ja, jak i bliskie mi środowisko światłych Polaków – antyklerykałów i humanistów – mamy dużo szacunku dla Pana jako człowieka dużej kultury i mądrości. Cenimy Pana wyżej od Pańskiego poprzednika Jana Pawła II, który preferował katolicyzm tradycyjny, bezrefleksyjny, plebejski, imprezowy, powierzchowny i oparty na uczuciach, zamiast na wierze i refleksji rozumowej. Cofnął w ten sposób i tak zacofany Kościół o dziesiątki lat. Pasjami uwielbiał – jako niezły aktor – religijny show ze swoim udziałem w roli głównej. W Pańskim wydaniu religia rzymska – aczkolwiek sama w sobie antyludzka, pozbawiona sensu i wielokrotnie w historii skompromitowana – wydaje się bardziej cywilizowana i odrobinę bliższa człowiekowi. Nie życzę Panu nawrócenia na chrześcijaństwo biblijne lub racjonalizm, bo to raczej niemożliwe. Pozostaje mi więc życzyć jeszcze więcej refleksji rozumowej w formułowaniu doktryny religijnej, do czego upoważnia Pana Pańskie stanowisko. Życzę także większej otwartości na świeckiego człowieka i jego życiowe oraz duchowe potrzeby. Oby tchnął Pan nowy powiew humanizmu w zatęchłe kościelne kruchty i uwiędłe umysły duchownych, zwłaszcza kardynałów i biskupów. Patronowanie czemuś, co już dawno powinno stracić rację bytu, nie jest łatwe, ale na razie musi to ktoś robić. Życzę, by jak najdłużej robił to właśnie Pan. Zło, które niesie ze sobą instytucja Kościoła rzymskiego (w sposób szczególny w Polsce), trzeba – w miarę możliwości percepcji ludzkich umysłów – ograniczyć, przynajmniej do czasu, gdy Kościół ten nie upadnie dla dobra państw i narodów. Czego sobie i Panu życzę. Roman Kotliński – Jonasz Redaktor naczelny tygodnika „Fakty i Mity”
20
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Fakt, że Paweł nie należał do grona dwunastu apostołów, nie dyskwalifikuje więc jego apostolstwa. Tym bardziej gdy weźmie się pod uwagę jego ogromny dorobek literacki (w porównaniu z pozostałymi autorami pism NT) oraz osiągnięcia na polu misyjnym. Co więcej, chociaż Dzieje Apostolskie tylko raz nazywają Pawła apostołem (14. 14), stosują to określenie – prawdopodobnie w szerszym znaczeniu tego słowa – również do innych osób. Takim więc apostołem nazwany jest też Barnaba (Dz 14. 14), Andronik i Junias (Rz 16. 7 BT), a również Jezus Chrystus (Hbr 3. 1 BT). Jedno nie ulega wątpliwości: chociaż powołanie Pawła nastąpiło w innym miejscu i czasie niż powołanie dwunastu, jego posługa apostolska
kontynuowali apostołowie oraz wszyscy, którzy uwierzyli (por. 1 P 2. 9). Prawdą jednak jest, że ap. Paweł w tym dziele odegrał decydującą rolę. Stało się tak za sprawą szczególnych cech, które go wyróżniały. Po pierwsze – był wszechstronnie wykształcony i wyrastał w środowisku religijnym judaizmu, co pomagało mu w dysputach z jego adwersarzami (Dz 22. 3; Flp 3. 4–6). Po drugie – ap. Paweł miał obywatelstwo rzymskie i mógł korzystać z przysługujących mu przywilejów (Dz 21. 39; 22. 25–28; 25. 11). Po trzecie – na jego wyjątkowe zaangażowanie szczególnie wpłynęło jego przeżycie na drodze do Damaszku, które zmieniło całe jego dotychczasowe życie, o czym wspomina w swoich listach (1 Kor 9. 1; 15. 8; Ga 1. 11–18). Rzadko spotykane poświęcenie, jakie Paweł wykazywał w swojej działalności, szczególnie uwidoczniło się w jego pracy misyjnej. Apostoł ten bowiem nie tylko miał wizję, ale również pionierskie zacięcie do pracy na nowych terenach. Jak mało kto zdawał też sobie sprawę z uniwersalnego charakteru ewangelii. Jego celem
różniła się od posługi apostolskiej Piotra głównie tym, że jemu ,,została powierzona ewangelia między nieobrzezanymi, jak Piotrowi między obrzezanymi” (Ga 2. 7). Z biblijnego więc punktu widzenia nazywanie Pawła apostołem jest w pełni uzasadnione. Jak jednak przedstawia się wpływ ap. Pawła na rozwój chrześcijaństwa? Czy jest prawdą, że to on odegrał decydującą rolę w ukształtowaniu się chrześcijańskiej doktryny i wpłynął na oblicze chrześcijaństwa? Zanim odpowiemy na to pytanie, przede wszystkim należy podkreślić, że nie byłoby chrześcijaństwa, gdyby nie było Jezusa Chrystusa, który jest opoką – skałą, na której zbudowana została nowotestamentowa wspólnota (por. Rz 9. 33; 1 Kor 3. 11; 1 P 2. 4–6). Wszystko więc rozpoczęło się od Jego posłannictwa, które następnie
było więc głoszenie Dobrej Nowiny po całym Imperium Rzymskim (Rz 11. 13; 15. 16). Właśnie dzięki jego misjonarskiej pracy powstało wiele wspólnot chrześcijańskich, które stawały się ośrodkami służącymi dalszemu głoszeniu Dobrej Nowiny (Dz 14. 21–23). Paweł jednak nie tylko pracował misyjnie, ale starał się również utrzymywać stały kontakt z założonymi przez siebie wspólnotami. Pomagali mu w tym jego współpracownicy (1 Kor 1. 11; 2 Kor 8. 16–17; 1 Tes 3. 6), a kiedy tylko zachodziła taka potrzeba, pisał listy, w których uczył, wyjaśniał, zachęcał i radził, jak rozwiązać zaistniały problem. Wszystkie jego listy powstały więc w odpowiedzi na potrzeby duchowe lokalnych zborów. Paweł niewątpliwie wywarł też niemały wpływ na zwolnienie pogan
Apostoł narodów Często w swoich artykułach nazywa Pan św. Pawła apostołem. Czy jest to jednak właściwe, skoro nie ma go w składzie apostolskim? Poza tym, czy to prawda, że Paweł wywarł decydujący wpływ na kształt i rozwój chrześcijaństwa? Rzeczywiście, w Ewangeliach tytuł ,,Apostoł” (greckie apostolos znaczy wysłannik, poseł, pełnomocnik) używany jest wyłącznie w odniesieniu do uczniów powołanych przez Jezusa. Grono to było ściśle określone jako Kolegium Dwunastu. ,,I powołał ich dwunastu, żeby z nim byli i żeby ich wysłać na zwiastowanie ewangelii” (Mk 3. 14, por. Mt 10. 2–4; Mk 3. 16–19; Łk 6. 13–16). Liczba ta zaś prawdopodobnie miała znaczenie symboliczne i nawiązywała do dwunastu pokoleń Izraela, które reprezentowały lud Boży Starego Przymierza. W przypadku dwunastu apostołów mówi natomiast o reprezentantach ludu Bożego Nowego Przymierza (Ef 2. 20; Ap 21. 9–14). Co w takim razie ze św. Pawłem? Czy jest dla niego miejsce w gronie dwunastu i słusznie nazywa się go apostołem? Niektórzy uważają, że Paweł miał uzupełnić miejsce po Judaszu, a wybór Macieja był przejawem nadgorliwości Piotra (Dz 1. 15–26), ponieważ Jezus nie upoważnił go do tego. Zlecił im natomiast zupełnie inne zadanie (Dz 1. 8), a ponadto nakazał czekać na zesłanie Ducha Świętego (Dz 1. 4–5). Niezależnie od tego, jak było naprawdę, jedno jest pewne: apostolstwo Pawła wiąże się ściśle z jego przeżyciem na drodze do Damaszku. Paweł nazywał siebie apostołem, ponieważ – jak stwierdził – również on był naocznym świadkiem zmartwychwstałego Jezusa. Pytał: ,,Czy nie jestem apostołem? Czy nie widziałem Jezusa, Pana naszego?” (1 Kor 9. 1, por. 15. 8–9). Nie tylko zresztą spotkaniem z Chrystusem uzasadniał swoje apostolstwo, ale również posługą misyjną. Pisał: ,,(...) Czy wy nie jesteście dziełem moim w Panu? Jeśli dla innych nie jestem apostołem, to jednak dla was jestem; wszak pieczęcią apostolstwa mego wy jesteście w Panu” (1 Kor 9. 1–2, por. 2 Kor 3. 2–3). W innym miejscu dodaje: ,,Znamiona potwierdzające godność apostoła wystąpiły wśród was we wszelakiej cierpliwości, w znakach, cudach i przejawach mocy” (2 Kor 12. 12) oraz: ,,Nie odważę się bowiem mówić o czymkolwiek, czego Chrystus nie dokonał przeze mnie, aby przywieść pogan do posłuszeństwa słowem i czynem, przez moc znaków i cudów oraz przez moc Ducha Świętego, tak iż począwszy od Jerozolimy i okolicznych krajów aż po Ilirię, rozkrzewiłem ewangelię Chrystusową” (Rz 15. 18–19).
I wreszcie Paweł broni swojej pozycji, opierając się na Bożym powołaniu, czemu dał wyraz prawie we wszystkich swoich listach (por. Rz 1. 1; 1 Kor 1. 1; 2 Kor 1. 1; Ga 1. 1). W Liście do Galacjan napisał: ,,Ale gdy się upodobało Bogu, który mnie sobie obrał, zanim się urodziłem, i powołał przez łaskę swoją, żeby mi objawić Syna swego, abym go zwiastował między poganami, ani przez chwilę nie radziłem się ciała i krwi” (Ga 1. 15–16).
Święty Paweł
A zatem chociaż niektórzy przeciwnicy Pawła próbowali podważać jego apostolstwo, on sam bronił go i przywiązywał do niego wielką wagę. Trzeba jednak dodać, że sam Paweł nigdy nie zaliczał siebie do grona dwunastu, czyli tych, ,,którzy przed nim byli apostołami” (Ga 1. 17). Podkreślał też: ,,Ja bowiem jestem najmniejszym z apostołów i nie jestem godzien nazywać się apostołem, gdyż prześladowałem Kościół Boży” (1 Kor 15. 9). Z drugiej jednak strony o apostolstwie Pawła wspominają również Dzieje Apostolskie, które – choć nie mówią tego wprost – twierdzą jednak, że Paweł miał być ,,narzędziem wybranym, aby zanieść imię [Jezusa] przed pogan i królów, i synów Izraela” (Dz 9. 15) oraz ,,świadkiem tego, co widział i słyszał, wobec wszystkich ludzi” (Dz 22. 15, por. 22. 16).
z obowiązku przestrzegania ceremonialnego prawa żydowskiego, m.in. obrzezania (Dz 15. 1–2, 5, 19–21; por. Ga 2. 1–3). Ponadto przeciwstawił się nie tylko judaistycznemu legalizmowi, ale również gnostycznemu racjonalizmowi, podkreślając, że zbawienie jest dostępne nie tyle poprzez intelektualne dociekania, co poprzez wiarę (Rz 1. 16–17; Ef 2. 8–10). I wreszcie ap. Paweł wypracował również teologiczne podstawy chrześcijańskiej doktryny. Nie nauczał niczego innego, czego by wcześniej nie głosił Jezus Chrystus. Jego teologia skupiała się więc na osobie Jezusa Chrystusa, Jego śmierci i zmartwychwstaniu. Dał temu wyraz m.in. w nauce o chrzcie, który jest nie tylko świadectwem ułaskawienia grzesznika, ale również obrazem śmierci i powstania do nowego życia w Chrystusie (Rz 6. 3–11). Na takie zaś, a nie inne rozumienie ułaskawienia grzesznika wpłynęło m.in. jego przeżycie na drodze do Damaszku. Dlatego, chociaż Paweł nie odrzucał żydowskich praw moralnych, podkreślał, że dają one jedynie poznanie grzechu (Rz 3. 20; 4. 15), ale nie gwarantują wyzwolenia z niego (Rz 7). To ostatnie bowiem człowiek zawdzięcza Chrystusowi (Ga 3. 10–13). Stąd ap. Paweł kładł tak silny nacisk na usprawiedliwienie z wiary (Rz 3. 24–27; 5. 1). Rozumiał bowiem, że tylko prawdziwie wierzący jest posłuszny i tylko prawdziwie posłuszny prawdziwie wierzy (Ef 2. 8–10). Żywa wiara rodzi zatem owoce Ducha (Ga 5. 22–23), jest ,,czynna w miłości” (Ga 5. 6) i wyraża się w naśladowaniu Jezusa Chrystusa (1 Kor 11. 1). Według ap. Pawła wszyscy, którzy zostali ochrzczeni i napełnieni Duchem Świętym, należą do jednej społeczności w Chrystusie (1 Kor 12. 12–13). Ap. Paweł wypracował więc teologiczne podstawy dla wspólnoty chrześcijańskiej (Kościoła), wyraził swój stosunek do charyzmatów, ustosunkował się do chrześcijańskich zgromadzeń (Rz 12. 3–8; 1 Kor 12. 1–14. 40; Ef 4. 11–12; 1 Tm 3. 15 ), obchodzenia Wieczerzy Pańskiej oraz określił kwalifikacje moralne i duchowe biskupów (starszych) i diakonów (1 Tm 3. 1–13; Tt 1. 5–9). Najobszerniej ustosunkował się też do zmartwychwstania (1 Kor 15) oraz powtórnego przyjścia Chrystusa (1 Tes 4. 15–18) i pozostał wierny temu, ,,co jest napisane w zakonie i u proroków” (Dz 24. 14–15; 17. 1–3, 11; 2 Tm 3. 16). Tak więc chociaż chrystianizm wyrósł z judaizmu i w rozwoju jego udział mieli wszyscy apostołowie i pozostali wierzący, niewątpliwie szczególne zasługi należy przypisać Pawłowi. Jak mało który z apostołów głosił Dobrą Nowinę innym narodom Imperium Rzymskiego. ,,Jak nikt inny uświadomił światu znaczenie Chrystusa dla człowieczej historii i wieczności, oraz jako »Apostoł narodów« sprawił, że również poganie stali się uczestnikami Chrystusa” (Earle E. Cairns, ,,Z chrześcijaństwem przez wieki”). BOLESŁAW PARMA
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
J
urka nie znam. Tyle co z telewizji. Wprawdzie za poprzedniego reżimu, gdy ministrem obrony był Jerzy Szmajdziński, razem byliśmy w Iraku, ale nie zamieniliśmy ani słowa. Dzięki Irakowi wiem jednak, że ten facet rzeczywiście zaczyna dzień od mszy i modli się przed każdym posiłkiem. Ksiądz czy co? Nawet arcybiskup Głódź, wtedy prosty biskup polowy Wojska Polskiego, wydawał mi się pod tym względem
przystąpił do niszczenia wojskowego wywiadu i kontrwywiadu, nie słyszałem Marka Jurka. Nie dał świadectwa, nie powiedział, co wiedział i co widział, już nie znalazł nie tylko słów uznania, ale choćby słowa prawdy. O Miodowiczu nie wspominam, bo to Platforma Obywatelska, więc wiadomo – oni są cyniczni do bólu. Zresztą bez nich PiS nie zniszczyłby WSI. Poparli to „dzieło” w głosowaniu. Ale Jurek? Przecież jego wiara nieustannie wzywa
MAREK & MAREK sam ksiądz prowadzący nie ma szans im dorównać. Są bezwstydni, nie ma granic obłudy, których by nie przekroczyli. Gdy jednak wychodzą z tego studia, gdy wychodzą z Sejmu, natychmiast zapominają, co mówili i jaki los gotowali współobywatelom. Weźmy posła Maksymiuka i posłankę Sandrę Lewandowską z Samoobrony. Oboje wolni, mogą robić, co chcą. Skoro tak, to na święta wielkanocne pojechali do Egiptu. Gdy po ich powrocie pytano posła
„wartości” to raz 20 milionów dla Świątyni Opatrzności Bożej, wydane z budżetu ze złamaniem prawa, ale z podlizem do biskupów, innym razem to głosowanie za zapisaniem w konstytucji pełnej ochrony życia poczętego, co w praktyce odbierałoby kobietom resztę ich praw do badań prenatalnych, oświaty seksualnej, środków antykoncepcyjnych, do zapłodnienia in vitro, do aborcji, jeśli padłyby ofiarą bandyty lub zboczeńca...
COŚ NA ZĄB
Słowa i czyny o wiele normalniejszy. A przecież Głódź to zawodowiec, Jurek zaś to mimo wszystko amator. Może dlatego Głódź wie lepiej? Zagadał, zażartował, modlitewnik z dedykacją, oprawny w okładkę moro, dał na pamiątkę. Jurek – nic. Zima. Oczy utkwione w przestrzeń, zamyślone, zamglone... Mówią, że to idealista, że człowiek zasad. Po Iraku – wątpię. Był tam jako członek Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Razem z posłem Konstantym Miodowiczem, wyawansowanym przez III RP na pułkownika służb specjalnych, interesowali się warunkami życia wojska, jego sytuacją w Iraku, tym, co ono robi. Widziałem, jak opiekował się nimi, nie odstępując na krok, wysokiej rangi oficer WSI. Zabierał ich zresztą na oddzielne wizyty, bez pozostałych członków delegacji. Nie ulega wątpliwości, że interesowali się także pracą wojskowego wywiadu i kontrwywiadu. Pamiętam, że Jurek nie znajdował wtedy dla wojska i jego służb słów uznania. Gdy jednak Jurek został członkiem PiS i gdy PiS
do dawania świadectwa prawdzie... W sprawie wojskowych służb specjalnych Marek Jurek pozostał karnym funkcjonariuszem partyjnym, prawdę zostawił na boku. Przymknął oczy na los oficerów WSI. Byli wśród nich ci, którymi wtedy był zauroczony. Między innymi ów wysokiej rangi, który mu towarzyszył... Gdzie więc jest ta chrześcijańska powinność służenia prawdzie? Łatwo służyć prawdzie w sytuacjach oczywistych lub opłacalnych, ale to nie sztuka. Sztuką jest dawać świadectwo w okolicznościach nieprzyjemnych, niepopularnych, dawać świadectwo „pod prąd” wydarzeń i oczekiwań. Jurek nie dał, zdezerterował, mówiąc jego językiem: „zaparł się”. Łatwo jest głosić miłość do Boga i przywiązanie do wiary, gdy patrzy oko kamery i gdy można sobie wyobrazić, że jest to oko Episkopatu albo nawet samego ojca dyrektora. Połowa tych naszych pożal się Boże posłów wisi przecież na łasce Rydzyka, więc oni nieustannie muszą potwierdzać swoją wierność i oddanie. Biegają do jego telewizji, do jego radia i międlą komunały, że
Fot. WHO BE
Maksymiuka, gdzie tak ładnie się opalił, mówił a to że w Beskidach, a to w Zakopanem... Tylko poseł Filipek, inny prominent Samoobrony, z którym oni drą koty, złośliwie podpowiadał, że Maksymiukowi wieko od solarium się zacięło. Bania z sensacją pękła, gdy „Fakt” i „Super Express” opublikowały zdjęcia Maksymiuka i Lewandowskiej z tego Egiptu. Oboje w majtkach, jak to na plaży. Ona dodatkowo bez stanika. Wolno im? Wolno! Tylko jak to się ma do ich głosowań – zawsze za „wartościami chrześcijańskimi”? Te
GŁASKANIE JEŻA
Płód Jest w Polsce taki nikczemny człowiek, który za nic ma życie poczęte, drwi z embrionów, a ludzki płód traktuje wyłącznie jako kawałek nieświeżego mięsa. Potrzebny jedynie o tyle, o ile da się go wykorzystać do dalszej obróbki. Medialnej obróbki. Ten człowiek nazywa się... No, zgadniecie, jak? Piątkowy „Nasz Dziennik” (13 kwietnia) pojawił się w kioskach jak zwykle rano i nie wzbudził specjalnych emocji. Stacje radiowe nie odnotowały epokowego faktu wydrukowania kolejnego numeru organu ojca dyrektora, a telewizje nie poświęciły mu ani odrobiny uwagi. Czy słusznie? Zdecydowanie niesłusznie. Ktoś, kto baczniej przyjrzałby się tej Rydzykowej gazecie, mógłby dojść do wniosku, że wydaje ją jakaś grupa dewiantów czerpiących rozkosz z szokowania czytelników
makabrą. Epatowania ludzkimi, nagimi zwłokami, dla których nikt (nikt z redaktorów) nie ma żadnego szacunku. Te ludzkie zwłoki natomiast nie posiadają jakiejkolwiek podmiotowości i nie są godne cienia litości. To tylko przedmiot i obiekt manipulacji.
Taki rygoryzm religijny, wsparty przez Lewandowską i Maksymiuka w głosowaniu, nie przewiduje przecież opalania się z gołymi cyckami obok obcego chłopa ani w slipach obok obcej kobity. Co więc ci ostentacyjni katolicy powinni teraz zrobić? W końcu jeśli ktoś chce współobywatelom narzucać normy moralne i normy zachowań – a oni chcą i czynią to poprzez podnoszenie ręki w odpowiednich momentach – to tego kogoś najbardziej obowiązuje nakaz zgodności słów z czynami. Oni więc przede wszystkim powinni
Cóż bowiem widzimy na pierwszej stronie „Naszego Dziennika”? Nie będę ze zrozumiałych powodów reprodukować tej fotografii, ale ją opiszę. Oto na szpitalnym prześcieradle leży martwy człowiek. Na lewym boku z podkurczonymi nogami, z lekko rozchylonymi ustami, zamkniętymi oczami i... z nożyczkami chirurgicznymi umieszczonymi w poprzek tułowia. On – człowiek – nie ma prawa do intymności. Zabrano mu prywatność i poczucie wstydu nagości. Odarto z elementarnej godności umierania i ostatecznej śmierci. Ale to tylko dla redaktorów „ND” zupełnie nic nieznaczący płód. Ilustracja do zamieszczonego obok materiału. A o czym jest ten artykuł? A o aborcji. Lekarka medycyny, niejaka Elżbieta Siwak, w rozmowie z redaktorką „ND” Anną Skopińską informuje, że kiedyś dokonywała skrobanek taśmowo. Bo czas był zły (czyli PRL), a ona, lekarka, nie wiedziała, co robi, bo religii w szkole i telewizji nie było itp. Nie wiedziała, ale dowiedziała się i przejrzała na oczy, gdy – uwaga! – zobaczyła płód na obrazie
21
spełniać nakaz wyrażony przez abpa Nycza, który mówił w Wielkanoc, że nową ewangelizację trzeba zacząć od siebie. Takiego kogoś jak ja to, co mówi Nycz, może nie obchodzić, ale Maksymiuka i Lewandowską obchodzić musi. Co więc oboje powinni teraz zrobić, by zacząć żyć zgodnie z przykazaniami swojej wiary i zgodnie ze wskazaniami pasterza? Powinni wziąć ślub – kościelny oczywiście, bo tylko taki jest „ważny”. Ponieważ jednak Maksymiuk jest rozwodnikiem, to zanim się z Lewandowską chajtnie, wcześniej powinien wziąć kościelny rozwód, jeśli ze swoją „ślubną” rozwiódł się jedynie przed świeckim sądem. Gdyby wszelako kościelny sąd rozwodu mu nie udzielił, winien cierpliwie czekać, aż zaślubiona przed ołtarzem małżonka wyzionie ducha, albowiem „co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza”. Jeśli tego nie zrobią, wszyscy będą się mogli z nich podśmiewać do woli. Nie z tego, że razem pojechali do Egiptu, tylko z ich obłudy... Gdybym był Lewandowską, powiedziałbym: „podśmiechuiwać”. Ta cnotliwa niewiasta oburzona była bowiem na całą Polskę, gdy razu pewnego poseł Platformy Obywatelskiej, Roman Kosecki, będąc z kolegą i na lekkim rauszu, zapukał nocną porą do drzwi jej sejmowego pokoju. Panowie zażartowali, ona nie kryła zgorszenia. Kosecki posyłał jej kwiaty, przepraszał, a ta mendziła jak potłuczona... – Co by było, gdybym im otworzyła – pytała retorycznie do kamery. – Potem posłowie opowiadają sobie takie rzeczy i tylko się podśmiechują... No to teraz mogą się z tej cnotki „podśmiechuiwać” do woli. Jak zresztą z całej reszty tej menażerii. Jedynym wygranym jest tylko pan poseł Maksymiuk – w końcu ile razy może mu się jeszcze w życiu trafić nacieranie pleców dwa razy od niego młodszej laski? MAREK BARAŃSKI
USG. A wcześniej co? Wcześniej jako absolwentka medycyny myślała, że wyrywa ząb? Powiedzmy to jeszcze raz: pani doktor całkiem nie miała pojęcia, co czyni. Ot, po prostu wkładała w macicę łyżkę chirurgiczną i wyciągała... po kawałku. Dopiero ultrasonograf oświecił ją, że to nie resekcja wyrostka, że to człowiek jest. Ale redakcja „Naszego Dziennika” dokonuje oszustwa daleko obrzydliwszego niż kłamstwa (albo ignorancja) tej pani. Posługuje się martwym człowiekiem, maleńkim nieżywym dzieckiem, jego zdjęciem, jako ikoną potworności aborcji. Otóż to, co akurat oglądamy na fotografii w „ND”, to nie jest efekt „skrobanki”. Na zdjęciu jest siedmiomiesięczny wcześniak. Wynik poronienia martwego człowieka, nie mający nic – absolutnie nic – wspólnego z zabiegiem przerwania miesięcznego zarodka (aborcja w krajach UE jest zazwyczaj dopuszczalna do szóstego tygodnia). Za to dużo wspólnego z tragedią jego rodziców. Czy redaktorzy „Naszego Dziennika” nie mają elementarnego poczucia przyzwoitości, ludzkiego odruchu współczucia? No nie mają... MAREK SZENBORN
22
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
RACJONALIŚCI
S
ebastian Fabian Klonowicz napisał w wieku XVI traktat prawniczy. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że napisał go wierszem. Co jeszcze ciekawsze, dzieło to jest do dziś wielce zajmujące, bowiem autor niektóre jego fragmenty pisał z autopsji – był przecież absolwentem studiów jezuickich. Czy jego „Worek Judaszów” stracił coś na aktualności?
Okienko z wierszem (...) Judaszowa drużyna: Naprzód, która prosi: „Na Boga, na ubogie”, skąd korzyść odnosi; Sobie to przywłaszczając, co Bogu przysłusza, Choć się Bóg o to gniewa, nic jej to nie rusza. Przędzie sobie postawę, żebrze płaskim głosem, Włóczy się po kiermaszach z Judaszowym trzosem. Nosi puszkę żelazną, dzwonek mosiądzowy, Prosi rzkomo na szpital i na kościół nowy; Prosi, chytry nieborak, na jakiego świątka, Chocia z tamtej jałmużny nie da mu i szczątka. Czasem zmyśli na błoniu i w boru zjawienie I ślubuje prostakom za pewne zbawienie. »Widziałem – pry – pod lasem miłą Matkę Bożą! (A baby się, słuchając onych baśni, trwożą). Wielka światłość wynikła w choinkowym borku, Na pieńku nowo ciętym, na cudnym pagórku«. Więc on niezbędny oszust twierdzi za rzecz istą, Że widział własnym okiem Dziewicę Przeczystą, Która mu rozkazała chwałę bożą mnożyć, I tam na onem miejscu kościółek założyć. Więc plecie, bredzi, mata i na on kościółek Nawyłudza powałek, pieniędzy, gomółek, I dobrze mu wychodzi matanina ona: Idzie mu chleb w kobiałkę i w puszkę mamona. Więc też chudzi kleszkowie i książkowie prości, Widząc, że tak przybywa do zjawienia gości, Opuszczają więc podczas i kościół swój stary, Przenoszą się na odpust do lasa od fary, Udają się za chlebem za ofiarą głupią, Kury, jajca, szelągi, kukle, świeczki łupią. Pomagają prostakom po staremu błądzić, Nie umieją ubogich ludków dobrze rządzić, Ślepi wodzowie ślepych, i wpadną pospołu, Mistrzowie i uczniowie do jednego dołu...
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Kaczka w kozim rogu Miał być POPiS. Jest po PiS-ie. Runął wizerunek partii monolitu, trzymanej krótko przez prezesa czczonego niczym Bóg. Jarosław Kaczyński czuł pismo nosem. Nie chciał antyaborcyjnej zawieruchy, ale też – kiedy jeszcze była pora – nie potrafił stanowczo powiedzieć: stop! Przewidywał, że jego formacja straci na płodowej krucjacie. Kilkakrotnie różnymi sposobami próbował powstrzymać katolickich fundamentalistów. Posłużył się nawet bratową i bratem. Na nic się zdało. Był nieskuteczny, bo naprawdę nie wiedział, czego chce. Robił krok do przodu i dwa w tył. Gdyby Sojusz nie był tak stanowczy w żądaniu odrzucenia chorych pomysłów tzw. obrońców życia, łatwiej byłoby mu manewrować. A tak wpadł Kaczyński w sidła zastawione przez swoich. Przestraszył się łatki zwolennika aborcji i dał się zapędzić w kozi róg. Błąd popełnił w ostatniej chwili. Po odrzuceniu przez Sejm czterech poprawek zaapelował z trybuny „do wszystkich, którym zależy na ochronie życia”, o poparcie piątej. W gruncie rzeczy najbardziej restrykcyjnej. Nadającej płodom godność od poczęcia, co niewiele znaczy, ale też
prawa człowieka i obywatela, co znaczy więcej, niż można sobie wyobrazić. Kaczyński w głupi sposób dał się wmanewrować w kłamliwą terminologię antyaborcyjnych oszołomów. Stracił trzeźwość spojrzenia. Zrobił ukłon w stronę marszałka Jurka, Radia Maryja i jego guru Rydzyka, dawnego Przymierza Prawicy i obecnych ruchów pro life. Chwytając się brzytwy, pokazał słabość i dołączył do przegranych. On – opoka partii. Do tej pory – w oczach członkowskich mas – nieomylny. Podziwiany. Oklaskiwany na stojąco. Odprowadzany pełnym uwielbienia wzrokiem. Nie tylko Szczypińskiej. Wszystkich, których przeprowadził z nędzy do pieniędzy. Dzięki kolesiowskiej polityce – PiS nie rosło już wprawdzie w siłę, ale zastępy jego członków żyły coraz dostatniej. W zamian wymagał tylko ślepego oddania. Fundamentem jego wodzowskiej partii od początku było bezmyślne posłuszeństwo. Z naciskiem na bezmyślne. Naraz usłyszał, że nie jest najszlachetniejszym politykiem PiS. Jego zaufany Zawisza tym zaszczytnym mianem obdarzył Marka Jurka. Człowieka odpowiedzialnego za klęskę. Nic nierozumiejącego fanatyka, który po
przegranej, zamiast sprawę zbagatelizować, postanowił ją roztrząsać. Kierował się wyłącznie własnym interesem i urażoną dumą. Dął w jerychońskie trąby, zamiast posypać głowę popiołem i milczeć. Kaczyński odwrotnie. Chciał, żeby było ciszej nad tą trumną. Nie dostrzegł, że zostały w niej złożone nadzieje Marka Jurka. Marszałek Wszystkich Płodów primo voto Marszałek PiS po teatralnych gestach składania urzędu i partyjnej legitymacji zrobił bilans strat i zysków. Wyszło, że najbardziej opłaca mu się popieranie koalicji. Do tej pory robił to z racji przynależności do układu. Teraz będzie decydował, w jakich sprawach udzieli wsparcia i za ile. Z zachowania Kaczyńskiego wynika, że wytarguje dobrą cenę. Premier jest bowiem mocno przestraszony. Widmem rozpadu PiS i ewentualnością wcześniejszych wyborów. Strach podszepnął przeproszenie Jurka. Nawet nie wiadomo za co, bo powód obrazy jest tajny, a przecieki – dementowane. W tej rozgrywce to już drugi błąd Kaczyńskiego. Dyktator okazywać może wielkoduszność, ale nie słabość. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Maria Szyszkowska zaprasza na spotkanie z Wojciechem Siemionem, które odbędzie się w poniedziałek, 23 kwietnia, w Teatrze Żydowskim w Warszawie, pl. Grzybowski 12/16.
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Szukamy pasibrzucha – rozstrzygnięcie A oto finał naszego konkursu fotograficznego „Szukamy pasibrzucha”. Pierwsze miejsce zajął pan Tomasz Sosiński z Częstochowy i on otrzyma nagrodę – cyfrowy aparat fotograficzny. Miejsce drugie zajął Czytelnik ukrywający się pod pseudonimem Dymitr, a miejsce trzecie – pan Andrzej Kowal z Łodzi. Oczywiście, gratulujemy również posiadaczom rekordowych brzuchów!
Miejsce 1
Miejsce 2
Miejsce 3
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
Dyrektor regionalny Coca-Coli na Rosję dzwoni do Putina i mówi: – Ponieważ przywróciłeś hymn ZSRR, czy mógłbyś się też zastanowić nad przywróceniem radzieckiej flagi? A jeśli umieścisz na jej rogu mały, biały napis „Zawsze coca-cola”, to w przyszłości nie będziesz miał więcej żadnych problemów z zaległościami za pensje i emerytury. Putin naciska „wyciszenie” w telefonie i pyta Kasjanowa: – Pamiętasz może, kiedy wygasa kontrakt z Aquafresh? ¤¤¤ – Panie władzo! Szybko! Tam za rogiem ulicy... – wołają dwaj zadyszani chłopcy do przechodzącego policjanta. – Co się stało? – Tam... Nasz nauczyciel... – Wypadek?! – Nie... On nieprawidłowo zaparkował! ¤¤¤ Ksiądz, pastor i rabin dyskutują, od kiedy zaczyna się ludzkie życie. Ksiądz: – Ludzkie życie zaczyna się od połączenia komórki jajowej z plemnikiem. Pastor: – Ludzkie życie zaczyna się od zagnieżdżenia się zygoty w macicy. Rabin: – Ludzkie życie, panowie, zaczyna się, jak pies zdechnie, a dzieci dorosną i pójdą sobie z domu...
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Kobieta miała w domu papugę, która ciągle powtarzała: „Precz z Kaczyńskimi! Precz z Kaczyńskimi!”. Ktoś z sąsiadów nakablował i pewnego dnia do kobiety zapukał policjant: – Dzień dobry, policja! Dowiedzieliśmy się, że pani papuga obraża naszego prezydenta i premiera. Proszę ją pokazać. Kobieta przynosi klatkę z papugą, a ta już od progu drze się: „Precz z Kaczyńskimi!”. Policjant upomina kobietę: – Jeśli to będzie się powtarzało, będziemy musieli uśpić papugę, a panią wsadzić do więzienia. Kobieta po wyjściu funkcjonariuszy prosi papugę: – Słuchaj, papużko, nie mów tak więcej, bo mnie zamkną, a ciebie uśpią i po co nam to?! Było kilka dni spokoju, ale papuga sobie przypomniała i znowu zaczęła swoje: „Precz z Kaczyńskimi!”. I tak na całe gardło. Na drugi dzień kobieta dostała wezwanie do sądu na rozprawę, z papugą jako dowodem rzeczowym. Kobieta poszła najpierw do spowiedzi, opowiedzieć księdzu o swoim zmartwieniu. Ksiądz mówi: – Słuchaj, kobieto, ja mam podobną i też gadającą papugę. Na czas rozprawy podmienimy je i nikt się nie zorientuje. No i jak uradzili, tak zrobili. W dniu rozprawy kobiecina wzięła papugę księdza i poszła z nią do sądu. Sędzia mówi: – Proszę wnieść klatkę z papugą. Klatka z papugą wniesiona, ale ptak nie odzywa się ani słowem. Oskarżyciel przesłuchuje papugę: – Czy papuga mówiła: „Precz z Kaczyńskimi!”? Papuga nic. Sędzia podpowiada: – Precz z Kaczyńskimi! Oskarżyciel i oskarżyciel posiłkowy też zachęcają: – Precz z Kaczyńskimi! W końcu cała sala skanduje: – Precz z Kaczyńskimi! Precz z Kaczyńskimi! A wtedy papuga, zawodząc, odpowiada kościelnym tekstem: – Słuuuchaaaj, Jeeezuuu, jak cię błaaaga luuud...
KRZYŻÓWKA POZIOMO: 3) Po nas choćby..., czyli wód w bród, 9) Do rwania bez znieczulania, 11) Stary z fajką w ryju, 12) Rąbał nim ściany gwarek umorusany, 13) Dotyka błotnika, 14) Związkowa – obowiązkowa, 15) Świta, ale nie w głowie, 18) W ręku Karpowa, 19) Wznieci grilla, 23) Niecka dla dziecka, 25) Ciapą z łapą, 28) Bliska urwiska, 29) Polowanie na panie, 32) Tak cię widzi policja, 33) Kroił ziemię, 34) Osoba krajana, wcale nie pocięta, 35) Męsko-żeński, 36) Bieganie ze strzelaniem, 37) Baśka dla Zagłoby. PIONOWO: 1) Na mecie w kwartecie, 2) Nadziany na ulicy, 3) On kupi, co drugi złupi, 4) Pole minowe, 5) Kolego, to ewolucja z krzesanego, 6) Przeważnie durny, 7) Ucierany na marcepany, 8) Wzór bladości, 10) Lubi piwo, 16) Spadł na samo dno, 17) Weź z baru i wymieszaj, 20) Stawiane druciane, 21) Biegły w islamie, 22) Zmodyfikowany Pszoniak, 24) Brzuszek palca malca, 25) Właściciel mrówek, 26) Ma na pewno twarde drewno, 27) Kolczasta z kasztanem, 30) Często jest wrogiem jakości, 31) Ziemia z klasą. Rozwiązanie krzyżówki z numeru 14/2007: „Kolorowych jajeczek, seksownych owieczek, rajcownych króliczków, pyszności w koszyczku i mokrego ubrania w dniu wielkiego lania”. Nagrody otrzymują: Jan Szrepfer z Inowrocławia, Mieczysław Barszczewski z Białegostoku, Zbigniew Tomaszewski z Konina. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 maja na trzeci kwartał 2007 r. Cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
W duchowej stolicy
W Częstochowie zwanej „duchową stolicą Polski” nie brak wymownych symboli. Polacy, postawieni pomiędzy klerykalizacją a państwem policyjnym Kaczyńskich, mogą na szczęście wybrać Fot. Paulina szybką ewakuację – np. do Londynu.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 16 (372) 20 – 26 IV 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
U
dział w teleturnieju może przynieść wiele korzyści, jednak równie łatwo można się skompromitować... Familiada: Sport, w którym biorą udział zwierzęta... Odpowiedź: – Walka jeleni na rykowisku. ¤¤¤ Były premier... – Rakowiecki. ¤¤¤ – Podaj rodzaj potwora. – Kangur! ¤¤¤ – Co robią koty? – Skakają. ¤¤¤ Dokąd rodzice nie zabierają ze sobą dzieci? – Do agencji towarzyskiej. ¤¤¤ Jaka może być bańka? Odp. 1: – Mydlana. Odp. 2: – Bańka na mleko. Odp. 3: – Bańka wstańka. Taka zabawka. ¤¤¤ Miasto na F? – Yyy... Floryda! ¤¤¤ Na czym można siedzieć? (Odpowiedzi na tablicy: na kanapie, na krześle). Głowa rodziny: – na forsie.
¤¤¤ Nazwa przylądka? – Przylądek-Zdrój. ¤¤¤ Rodzaj kiełbasy? – Szynka! ¤¤¤
Jeden z dziesięciu: Co znajduje się w spodniach i na świadectwie? – Pała! T.Sz.: – Hmm... To też, ale chodziło nam o pasek. ¤¤¤
Mądrej głowie (cz. 2) Wymień zwierzę w paski... – Biedronka! ¤¤¤ Owoc z pestką? – Truskawka! ¤¤¤ Biblijna para? – Zeus i Hera! ¤¤¤
Tadeusz Sznuk: – Ile nóg ma salamandra? – Trzy. T.Sz.: – To chyba kulawa... ¤¤¤ Główni bohaterowie „Nocy i dni”? – Jan i Bogumił. T.Sz.: – To byłoby takie nowoczesne małżeństwo... ¤¤¤ Ile w języku polskim rozróżniamy przypadków w liczbie pojedynczej, a ile w liczbie mnogiej? – Tyle samo. ¤¤¤ Ile par oczu ma mucha? – 100 milionów. ¤¤¤ Jak się nazywał chłopiec z bajki o Królowej Śniegu? – Yyy... Będę strzelał... Pinokio. ¤¤¤ Jaki narząd umożliwia rybom oddychanie pod wodą? – Syfon. Oprac. @