WIDMO IV RP POWRACA ! Str. 2, 25 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 18 (530) 6 MAJA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Uważajcie na swoich samorządowców, bo ci rozpoczęli już wyścig do tacy. Wykupują płatne reklamy z ambon i na wszelkie sposoby szukają poparcia u biskupów i proboszczów. Rzeka milionów złotych z naszych podatków przepływa do kościelnych skarbców. Powód jest oczywisty: za pół roku wybory samorządowe, a kampania ! Str. 3 właśnie ruszyła.
! Str. 11
! Str. 14
ISSN 1509-460X
! Str. 10
2
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Według CBOS, w kwietniu wzrosła o 5 procent (do 73 proc.) liczba osób pozytywnie oceniających działalność Kościoła. Socjologów zdziwił ten wzrost w czasie ujawniania afer pedofilskich kleru. Nas takie oceny dziwią mniej – Polacy w kwestii wiary nie wymagają wiele od siebie ani od swoich „pasterzy”, dlatego też niewiele jest ich w stanie zgorszyć. Episkopat Polski przyznał, że w latach 2000–2009 drastycznie spadł odsetek chętnych wstępujących do diecezjalnych seminariów duchownych. Tąpnięcie datujące się od połowy dekady, czyli od śmierci JPII, wynosi 18 procent. Najbardziej dotkliwie jest odczuwane w zachodniej i północnej Polsce. Czyli dokładnie tam, gdzie „FiM” mają najwięcej czytelników. Ksiądz Rydzyk podczas uroczystości żałobnych na placu Piłsudskiego w Warszawie zobaczył dwie kaczki. Całkiem zwykłe, ale odczytał to jako Znak Najwyższego: „Skąd te kaczki? Co to znaczy? (...) Jeżeli to było zamierzone, to proszę popatrzeć: w ostatnim momencie do tego samolotu nie wszedł pan Jarosław Kaczyński. A może komuś zależało na załatwieniu obu? Może to znak, że tak miało być?” – zastanawiał się moherowy czarownik na antenie RM. Czy jest na sali lekarz? 74 renty specjalne (2 tys. złotych co miesiąc, aż do zakończenia nauki) będą z państwowej kiesy wypłacane dzieciom ofiar smoleńskiej katastrofy. Mój Boże, żeby zapewnić byt rodzinie, trzeba wiedzieć, gdzie, kiedy i w jakim towarzystwie umrzeć. Gdy na skrzyżowaniu rozjedzie cię pijany ksiądz, to twoje dzieci też będą miały zagwarantowaną opiekę. Społeczną. Makabra na Jasnej Górze: w powstającej właśnie nowej sukni na Cudowny Obraz Matki Bożej zostanie umieszczony fragment skrzydła prezydenckiego samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem. „Ten kawałek samolotu, który spadł 10 kwietnia, zostanie włączony w twoją nową suknię wdzięczności i miłości, cierpienia i nadziei narodu polskiego już na zawsze” – powiedział przeor jasnogórski. Wdzięczność za katastrofę?! Nie mieliśmy pojęcia, że paulini aż tak nienawidzili prezydenta Kaczyńskiego! Szczątki rozbitego tupolewa trafią do nowo powstającego w Warszawie Muzeum Historii Polski. Polonomasochizm kwitnie. W testach wypełnianych przez polskich gimnazjalistów znalazły się m.in. pytania ze Starego Testamentu (sąd króla Salomona) oraz dotyczące związku decyzji Juranda ze Spychowa („Krzyżacy”) o darowaniu życia największemu wrogowi z nakazami Biblii. Po co takie koszty i zamieszanie z testami w całej Polsce? Lepiej od razu młodzież ocenić po notach zbieranych na katechezie. Laptop, wypasiona komórka lub nawet quad – oto najmodniejsze prezenty komunijne w tym roku. Jeśli jesteś gościem spoza rodziny, możesz się opędzić kwotą 400 złotych. Od spokrewnionego „komunista” może oczekiwać 1000–1500 zł. Za wręczenie samej Biblii obraza gwarantowana! Mieszkaniec Knurowa bardzo się zdumiał, gdy podczas pielgrzymki motocyklistów na Jasną Górę znalazł wśród setek pojazdów swoją skradzioną dwa lata wcześniej lśniącą hondę. Wezwana policja rozpoczęła poszukiwania złodzieja. Ale ten wyparował. I to jest prawdziwy cud jasnogórski. Kryzys finansowy minął, głupota pozostała. Telewizja TVN wyprodukuje film pt. „Bokser” o Przemysławie Salecie, który miał w życiu krótki epizod sportowy, a od wielu lat robi za celebrytę we wszystkich możliwych programach rozrywkowych. Czy film „Conan Barbarzyńca” to było coś o Kononowiczu? W Kościele watykańskim nie ma prawie żadnej pedofilii. Poważnie! Otóż okazuje się, że kodeks karny państwa Watykan zezwala na seks z dziećmi od 12 roku ich życia. Odkryli to niemieccy dziennikarze i zapytali urzędników Krk, dlaczego żaden z papieży nie zmienił obrzydliwego prawa. Odpowiedzi jak dotąd nie ma. Tymczasem biskupi brytyjscy (w odróżnieniu od polskich) biją się w piersi. „Te straszne zbrodnie pedofilii i niewłaściwa odpowiedź na nie ze strony niektórych najwyższych przywódców Kościoła napawają nas głębokim smutkiem” – napisali w liście do wiernych. Już im Benedykt da „niewłaściwą odpowiedź”! Francuski Kościół katolicki chce pozyskać nowe powołania (których już właściwie nie ma), więc reklamuje się na billboardach. Oto młody przystojniak w koloratce oświadcza: „Jezus jest moim szefem”. Żądamy kontroli inspekcji pracy – chciałoby się dodać. W USA prawdziwą karierę robi „Modlitwa śmierci”, która pojawiła się w internecie. Brzmi ona tak: „Dobry Boże, w tym roku zabrałeś mojego ulubionego aktora Patricka Swayze, moją ulubioną aktorkę Farrah Fawcett i mojego ulubionego wokalistę Michaela Jacksona. Chciałem Ci tylko dać znać, że moim ulubionym prezydentem jest Barack Obama. Amen”. Chrystalla Petropoulou, Amerykanka greckiego pochodzenia, spełniła marzenie życia i wstąpiła do klasztoru. Trudno – ktoś powie. Tyle że nowo upieczona mniszka ma... 92 lata. Przynajmniej przeorysza śpi spokojnie – wie, że jej podopieczna czego jak czego, ale ślubów czystości dochowa z całą pewnością.
Postęp albo ustęp akt kandydowania Grzegorza Napieralskiego tylko mnie rozśmieszył. I śmieję się do tej pory. Choć to śmiech przez łzy. Marzył się nam drugi, polski, Zapatero – i trudno się dziwić, bo o prawdziwej polskiej lewicy marzy wielu. Niedługo bardowie lub w ich zastępstwie warszawskie kapele podwórkowe będą śpiewać na Rozbrat pieśni o odważnych posłach lewicy, podobnie jak w średniowieczu śpiewano o rycerzach, którzy uśmiercali smoki. Rok temu Napieralski zaprosił mnie i Marka Szenborna do Warszawy i tam roztoczył przed nami wizję lewej strony sceny politycznej pod swoim światłym przywództwem. Obiecał m.in. opracowanie projektu pakietu socjalnego dla młodych małżeństw, projektu ustawy o likwidacji państwowego Funduszu Kościelnego i opodatkowaniu dochodów Krk oraz opublikowanie we współpracy z „FiM” sławetnej „Białej Księgi” nadużyć polskiego kleru. Z bananem na gębie przymilał się i klepał nas po ramieniu. A my odklepywaliśmy. „Fakty i Mity” udzieliły mu absolutnego poparcia, dzięki czemu wygrał rywalizację o szefostwo SLD z Olejniczakiem. Jeszcze zaprosił nas „Zapatero” na „stałe konsultacje”, m.in. w sprawie onej legendarnej księgi, którą Sojusz miał firmować i pokazywać do kamer na konferencjach prasowych. Ale już na spotkanie się nie stawił... A co zostało z jego obietnic? Znów została legenda o wielkim rycerzu i jego czynach. Tyle że Napieralski ma z rycerza wyłącznie zakuty łeb. Kiedy zaczęliśmy go rozliczać z danych obietnic, myślał, że przekupi nas załatwieniem reklam do „FiM”. A my mamy w d... jego reklamy. Bo nam nie jest wszystko jedno. Tak jak jemu. Największy pożytek z tego kandydowania będzie taki, że zdobędzie 3–4 procent i odejdzie w polityczny niebyt, czyli DO ROBOTY! Lepszy wynik kogoś takiego jak Napieralski zaszkodziłby polskiej lewicy, skazując ją na jeszcze większą marginalizację i dłuższą agonię. Obecni liderzy SLD postanowili najwidoczniej w taki właśnie sposób kończyć kariery – w niesławie i ustępowo (jeden ustępuje za drugim). Uznali, że ustęp jest lepszy niż postęp, i że lepiej trzymać łeb w piasku, niż bronić wartości lewicowych i antyklerykalnych. Daj Boże, żeby lewica parlamentarna jak najszybciej się od tych ludzi uwolniła. Po raz pierwszy od 21 lat nie pójdę na głosowanie, bo nie zwykłem popierać patologii. Jak świat światem, gorzej od jawnych przeciwników traktuje się zdrajców. I tak powinno być. Takie jest moje zdanie, choć wiem, że nie spodoba się ono wielu Czytelnikom, a zwłaszcza działaczom Sojuszu. Ale niech każdy myśli i robi jak uważa. 5 lat temu zrezygnowałem z udziału w wyborach prezydenckich na rzecz prof. Szyszkowskiej. Nie wykluczałem wówczas, że wystartuję następnym razem. Myślę jednak, że w obecnej sytuacji nie ma to większego sensu. Nie tylko dlatego, że przegram. Przed 5 laty walczyliśmy o przebicie się z naszymi treściami do świadomości Polaków i temu m.in. miał służyć mój start. Od tego czasu wiele się
F
zmieniło; pasożytnictwo Kościoła czy pedofilia kleru nie są już tematami tabu. Nieskromnie sobie przypisujemy główne w tym względzie zasługi, ale nie mniejszy wpływ oświeceniowy ma również wolny od cenzury internet i młode pokolenie, które się na nim wychowuje. Coraz więcej ludzi zaczyna samodzielnie myśleć i daje to nadzieję, że za kolejne 5 lat nawet były ksiądz może mieć szansę na fruwanie prezydenckim samolotem. W charakterze głównodowodzącego ma się rozumieć. Choć wielkiego parcia na fotel „pierwszego” nie mam (tym bardziej na prezydencki samolot!), to byłbym gotów pójść tą drogą już w tym roku. Ale drogą okrężną. Otóż gdyby w Łodzi lewicowe partie – na czele z SLD – obrały mnie na swojego kandydata na urząd prezydenta mojego brzydkiego miasta – to ja powiedziałbym wtedy: niech mi się stanie według słowa waszego. Zgodziłbym się z kilku powodów. Po pierwsze – mam kilka pomysłów na odnowienie oblicza łódzkiej ziemi (obiecanej zresztą); po drugie – kierowanie drugim co do wielkości miastem w Polsce wypromowałoby mnie (pod warunkiem owocnych rządów) na forum ogólnopolskim; a po trzecie – zawsze uważałem, że prezydentem kraju nie może być człowiek bez odpowiedniego doświadczenia. Były prezydent dużego miasta, który udowodnił, że potrafi być dobrym gospodarzem, powinien mieć w wyborach głowy państwa największe szanse. Nie młodociany aparatczyk partyjny Napieralski, historyk Nałęcz czy Komorowski (były nauczyciel historii w niższym Seminarium Duchownym w Niepokalanowie), prawnik Jarosław Kaczyński albo choćby aktor Ronald Reagan. Owszem, niechby był wcześniej nawet elektrykiem w stoczni, ale zanim zacznie reprezentować kraj, niechaj wpierw nabierze doświadczenia i zda pomyślnie egzamin z kierowania „małym państwem”, jakim jest duże miasto. O innych walorach – takich jak wyższe wykształcenie, znajomość co najmniej języka angielskiego i przyzwoita tzw. wiedza ogólna – nie wspomnę. JONASZ ! ! !
Tydzień temu w Radiu „FiM” puszczaliśmy nagrane z Radia Maryja fragmenty bałwochwalczych peanów, także w formie pieśni, na cześć dyrektora Rydzyka. Wygłaszają je i wyśpiewują słuchacze RM, a w ślad za nimi puszczają do Torunia przekazy pieniężne. Ubolewałem (dla żartu!) pomiędzy tymi retransmisjami, że Czytelnicy „FiM” nie idą w ich ślady. Gdybyśmy wzorem moherów „odratowali” jakąś upadającą stocznię, to za jakiś czas mielibyśmy radio, telewizję i uczelnię z prawdziwego zdarzenia. I co się okazuje? Minął tydzień, a ja otrzymałem kilkanaście próśb o podanie konta „FiM”, na które niektórzy z Was chcieliby przelać nadmiar gotówki, a jedna osoba zadeklarowała nawet zapis w testamencie. Głęboko wzruszony, serdecznie dziękuję. Niestety, w odróżnieniu od księdza Rydzyka nasze wydawnictwo nie może przeprowadzać publicznych zbiórek pieniędzy. Jeśli jednak będzie więcej chętnych, pomyślimy o założeniu fundacji.
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r. upraśl (woj. podlaskie) jest znanym uzdrowiskiem położonym w chronionym obszarze Natura 2000. Miasteczkiem włada dwóch proboszczów (ks. Wojciech Kraśnicki z parafii NMP Królowej Polski i ks. Andrzej Chutkowski z Trójcy Świętej) oraz burmistrz Wiktor Grygiencz (Platforma Obywatelska), bowiem prawosławni mnisi z tamtejszego klasztoru zajmują się w zasadzie tylko modłami. Wielebni wiodą życie leniwe i spokojne, ale burmistrz ma palący problem w postaci zbliżających się nieuchronnie wyborów samorządowych oraz notowań, które zdają się lecieć na łeb na szyję. Popatrzmy, co w tej sytuacji zrobił... Obaj proboszczowie urzędują przy reprezentacyjnej ul. Piłsudskiego. Jeden zawiaduje jej numerami nieparzystymi od 1 do 9 i parzystymi od 2 do 50, a drugi – resztą. Przy owej ulicy mieści się również kino Jutrzenka z położonym między kościołami skwerem, który do niedawna był fragmentem pięknie zadrzewionego parku. Niestety, już nie jest, bowiem pod toporami padło w sumie 119 drzew (m.in. świerki srebrzyste, modrzewie, lipy, głogi, jesiony, wiązy, żywotniki, jarząby, klony i brzozy). Dlaczego? Okazuje się, że miasto obciążone deficytem przekraczającym 6 mln zł postanowiło zafundować mieszkańcom inwestycję pn. „Modernizacja skweru wokół kina Jutrzenka” za 780 tys. zł i wybudować tam... fontannę zegarową za drobne 285,5 tys. zł, że już samego projektu wodotrysku (46 tys. 360 zł) nie policzymy... Problem z parkiem załatwiono krótko: „Roślinność niska i drzewa (w tym owocowe) wymagają wycinki i zabiegów sanitarnych korygujących konary, aby zapewnić bezpieczeństwo przechodniów; są one mało różnorodne i nie przedstawiają szczególnych wartości przyrodniczych” – orzekł Grygiencz w „Decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na realizację przedsięwzięcia”. Starosta powiatowy w Białymstoku początkowo trochę grymasił („Usunięcie drzew z parku istotnie wpłynie na zubożenie krajobrazu miejscowości uzdrowiskowej oraz wyeliminuje zieleń z centrum miasta, skutkiem czego będzie wzrost ujemnego wpływu na zdrowie mieszkańców”), ale ostatecznie przyklepał pomysł burmistrza, kiedy ten obiecał, że posadzi się nowe drzewka. A teraz najważniejsze pytanie: po co ludziom nowa betonowa pustynia z fontanną, skoro w mieście jest mnóstwo innych potrzeb (m.in. zrujnowana kanalizacja, dziurawe ulice i dachy z azbestu na budynkach komunalnych)? – Żeby było tak, jak przed wojną – tłumaczy Grygiencz na łamach lokalnej gazety. – Ciekawe, przed którą! W tym miejscu nigdy nie było żadnej fontanny, bo jedyna niegdyś istniejąca zlokalizowana była na rynku Starego Miasta – śmieje się Józef Fiłonowicz
S
GORĄCY TEMAT
3
Taca wyborcza Przed wyborami samorządowymi można spodziewać się najbardziej nieprawdopodobnych szaleństw w wykonaniu włodarzy miast i gmin, którzy za pieniądze publiczne szukają poparcia u proboszczów. Harcownicy już wystartowali... z supraskiego Stowarzyszenia „Obrona Praw Człowieka”, któremu starostwo odmówiło dopuszczenia do procedowania w sprawie wycinki drzew, a to z powodu „braku interesu społecznego”! – Odpowiedź na pytanie, po co ta pustynia, jest prozaiczna: drzewa zasłaniały proboszczowi perspektywę, a za 1,2 mln zł będzie miał przed kościołem pusty plac wprost idealnie nadający się do nabożeństw w plenerze oraz szemrzącą fontannę pod samymi oknami plebanii. Na sto procent odwdzięczy się Grygienczowi poparciem z ambony, gdy przyjdzie do głosowania w wyborach. I dokładnie o to naszej „elycie” ...umarły pod chodziło – wyjaśnia nauczycielka z Supraśla. Na skwerze w centrum Czeladzi (woj. śląskie), tuż obok kościoła parafialnego, miała stanąć symboliczna rzeźba czarownicy, nawiązująca do ściętej, a następnie spalonej na stosie Katarzyny Włodyczkowej, oskarżonej o sprowadzenie na miasto powodzi w 1736 r. Miasto podjęło stosowną uchwałę, zamówiło wizerunek uroczej kobiety na miotle, zapłaciło za niego artyście 93 tys. zł i już zamierzano ustawiać dzieło, gdy nagle okazało się, że miejscowy proboszcz jest na „nie”. Włodarzom Czeladzi zrobiło się miękko w kolanach. Błyskawicznie zmienili plan zagospodarowania skweru, zastępując czarownicę rzeźbami trzech aniołków. Ile będą kosztowały – jeszcze nie wiadomo... Nie ma też na razie pomysłu, co zrobić z Włodyczkową. Ale ogólnie jest świetnie... – Ta zmiana była bardzo dobrym pomysłem władz, bo anioły będą wskazywały ludziom drogę do kościoła – pochwalił burmistrza Marka Mrozowskiego (PO) pleban ks. kanonik Jarosław Wolski. – Będą anioły, bo nie chcieliśmy stawać okoniem wobec głosów mieszkańców – usiłuje zachować twarz Wojciech Maćkowski, kierownik Wydziału Promocji Urzędu Miejskiego.
– Jakich, k... a, mieszkańców?! Chyba tylko proboszcza i pań z kółka różańcowego! Nikt nie zbierał żadnych opinii ani nie było jakiegokolwiek sondażu, choćby na forum internetowym lub w naszej lokalnej gazecie. Kanonik tupnął nogą, a w ratuszu było trzęsienie ziemi – irytuje się jeden z radnych.
toporami, żeby...
Drzewa stały, ale...
– Parafia dostaje systematyczne zasilanie z kasy publicznej. Niedawno przyznano jej 12 tys. zł pod pretekstem „opieki nad dziećmi i młodzieżą ze środowisk niewydolnych wychowawczo i patologicznych” oraz 5 tys. zł na „warsztaty dla uczniów trzecich klas gimnazjalnych o nachyleniu profilaktyki antynarkotykowej”. Z tego, co mi wiadomo, właśnie z tej puli organizowane są wyjazdy na rekolekcje. W fakturach wszystko się zgadza, a proboszcza nikt nie odważy się sprawdzić – tłumaczy „FiM” urzędniczka ratusza. A oto w telegraficznym skrócie kilka innych wiosennych „kwiatków”: ! „Udziela się parafii św. Jana Chrzciciela z siedzibą w Gliwicach-Żernikach przy ul. Elsnera 21 dotacji w kwocie 96 089,26 zł (brutto), z przeznaczeniem na wykonanie prac remontowo-konserwatorskich w kościele filialnym pw. Narodzenia NMP w Szałszy” – uchwaliła Rada Powiatu w Tarnowskich Górach. Dwa miesiące później lokalna prasa alarmowała: „Starostwo chce
Ponieważ w okolicy nikt akurat nie miał na zbyciu wolnych aniołków (ani chybi ręka Włodyczkowej...), zaplanowany na maj termin uroczystego otwarcia skweru podczas obchodów Dni Czeladzi został przełożony. Ks. Stanisław Kołodziej, dziekan i proboszcz parafii w Rybniku-Niedobczycach, w ogłoszeniach duszpasterskich ujawnił nieopatrznie, że „w ramach przygotowania do bierzmowania młodzież (...) parafii jest zobowiązana do uczestnictwa we wspólnym wyjeździe na rekolekcje, które trwają trzy dni, celem zintegrowania grupy oraz ukazania wartości naszej ...pleban miał „plac zabaw” z wodotryskiem wiary chrześcijańskiej” i podkreślił, że „te wyjazdy dosprzedać działki przy lotnisku w Pyfinansowuje Urząd Miasta Rybnik”. rzowicach. Czas nagli, bo powiat tarPonad miesiąc temu wysłaliśmy nogórski ma problemy z płynnością do urzędu pytania, czy to, co ks. Kofinansową!”; łodziej opowiada o pieniądzach, jest ! Rada Gminy Siedlec (woj. prawdą, a jeśli tak, to na jakiej podwielkopolskie) podjęła uchwałę stawie prawnej miasto płaci parafii „w sprawie wyrażenia zgody na zaza przygotowania do bierzmowania. ciągnięcie zobowiązań wekslowych Ponieważ milczą jak zaklęci, popyz przeznaczeniem na poręczenie kredytaliśmy nieoficjalnie. tu z Banku Spółdzielczego w Siedlcu
na dofinansowanie projektu realizowanego przez parafię Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej w Kopanicy”, upoważniając wójta do podżyrowania plebanowi pożyczki w kwocie 500 tys. zł na remont dachu świątyni. A jeśli wielebny nie zapłaci jakiejś raty? – To już będzie zmartwienie skarbnika gminy – wyjaśnia prawnik. ! Gmina Zagórów (woj. wielkopolskie) przyznała miejscowemu proboszczowi 218 tys. zł na „rewitalizację cmentarza parafialnego”. W załączniku do uchwały nr XXX/210/2010 postawiono wielebnemu twardy warunek, że „przedstawiciel Gminy ma prawo wglądu do dokumentów, oceny zaawansowania prac, kontroli przebiegu realizacji zadania oraz brania udziału w odbiorze wykonanej części inwestycji”. Ponieważ o podziale zysków całkiem zapomniano, wszystkie pieniądze z cmentarza trafią do kasy kościelnej; ! Rada Miejska w Zabrzu podjęła Uchwałę nr XLIX/671/10 w sprawie udzielenia dotacji na kościelne remonty parafiom: św. Macieja Apostoła w Zabrzu Maciejowie – 65 788 zł, św. Andrzeja Apostoła w Zabrzu – 84 512 zł, św. Pawła Apostoła w Zabrzu-Pawłowie – 302 756 zł, św. Józefa w Zabrzu – 25 286 zł, św. Jana Chrzciciela w Zabrzu-Biskupicach – 274 852 zł; ! W Rudzie Śląskiej opanowana przez black power Rada Miasta przyznała parafii św. Pawła na remont kościoła 135 tys. zł, ale prawdziwie kryminalny numer wykonano z „renowacją przydrożnego krzyża zlokalizowanego przy ul. Chryzantem”, wypłacając na ten cel 49 tys. zł. – Środki zostały wydatkowane, a zadania nie wykonano, czym burmistrz ewidentnie naruszył dyscyplinę finansów publicznych – oburza się w rozmowie z „FiM” lewicowy radny Józef Osmenda. To tylko niektóre odnogi z rzeki naszych pieniędzy, które płyną do kurii i na plebanie. Tuż przed wyborami będzie o wiele bardziej nikczemnie... ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Gorzkie gody Nadchodzące miesiące letnie sprzyjają gromadnym wędrówkom do ołtarza. W celu zawarcia szczęśliwego związku małżeńskiego, oczywiście... Poradnik dla nowożeńców „Zakochanie i co dalej?” napisał nauczyciel akademicki Jacek Pulikowski – „propagator czystości przedmałżeńskiej i małżeńskiej” prowadzący poradnię dla małżeństw. Zakochani parzą się, żeby stworzyć tzw. rodzinę normalną. Taką, w której można podjąć „normalne współżycie płciowe, w którym nieokaleczone plemniki mężczyzny-ojca złożone zostaną w otwartych na ich przyjęcie (niezatrutych i nieodgrodzonych gumową barierą) drogach rodnych kobiety-matki”... Zapamiętaliście definicję? Idźmy dalej. Najistotniejszym kryterium wyboru kandydata do ożenku jest pytanie, czy dany delikwent ma zadatki na odchowanie gromadki dzieciątek. Jeśli wstępne rozpoznanie wypada pomyślnie, rozpoczyna się narzeczeństwo, które służy przygotowaniu do roli małżonka, a zaraz potem – rodzica. Należy wykonać wszystkie potrzebne badania lekarskie, zadbać o kondycję, raz na zawsze rzucić palenie. Narzeczona w tym właśnie
czasie prowadzi „obserwacje związane z cyklem płodności (zapis dat miesiączek, obserwacja śluzu, pomiar porannej spoczynkowej, wewnętrznej temperatury ciała). Zdobycie praktycznej wiedzy o własnej płodności jest przepięknym posagiem wnoszonym w małżeństwo”. Żeby nie kusić losu, narzeczonym nie wolno mieszkać ze sobą przed ślubem. Powinni też unikać „pocałunków, które można by określić jako ssąco-tłoczące”. Nawet gdyby zamieszkanie razem przebiegało w pełnej czystości, pozostaje problem zgorszenia. Możemy dać sygnał pozostałym, że tak można. A przecież nie można! – alarmuje propagator. Randki, w czasie których poznajemy przyszłego oblubieńca, muszą być starannie
przemyślane. Warto zobaczyć się w warunkach niecodziennych, na przykład na „kilkusetkilometrowej pieszej pielgrzymce. Tam wszystko z człowieka wyjdzie”. Zaręczyny muszą „spaść z ambony”. Dopiero jak ksiądz na mszy wyczyta, a sąsiadki usłyszą, będzie zaklepane. Wszelkie formalności załatwiamy w kościele. Opowieści o bajońskich sumach, które ksiądz dobrodziej inkasuje od narzeczonych, są „produkowane przez nieprzyjaciół Kościoła i nie godzi się ich powtarzać ani nawet słuchać”. Na zaproszeniu umieszczamy coś z Biblii lub (nie zgadniecie...) złotych myśli JPII. Operator kamery powinien być po kościelnym (znaczy się, płatnym) kursie, po którym będzie wiedział, jak nie potknąć się o to, co nie trzeba. Dobrze, jeśli narzeczeni tuż przed ślubem pozostawią kwestie organizacyjne rodzicom, a sami... pomieszkają w jakimś klasztorze. „Oczywiście w osobnych celach”. Wesele powinno być bezalkoholowe. Pomocą w jego realizacji „może być wybranie terminu ślubu w sierpniu, w którym to miesiącu Episkopat Polski od lat wzywa wiernych do całkowitej abstynencji”. W związku z tym warto przyjrzeć się repertuarowi zamówionej orkiestry. Czy aby każdej „wiązanki melodii nie kończą przyśpiewką »A teraz idziemy na jednego«?”... Czy życzenia dobrej zabawy będą jeszcze na miejscu? JUSTYNA CIEŚLAK
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Lech Kaczyński zastał Polskę zniewoloną, pozostawił wolną i niepodległą. (prymas Henryk Muszyński)
!!! Tragedia narodowa, która nigdy w takich rozmiarach nie zdarzyła się jeszcze w żadnym państwie, jest także wynikiem zdeprawowania, m.in. w najwyższych organach władzy, w której poniewieranie najwyższej godności człowieka, prezydenta, dobrych patriotów, ludzi wierzących, wyśmiewanie się z nich, należy do ich zasad (...). Najwyższe organy władzy wołały: moherowe berety! (...) planowane niszczenie naszego ośrodka! Dziewięć ministerstw nami się zajmuje, żeby nas zniszczyć. To wszystko dokonywało się i dokonuje przy oklaskach wielu zbałamuconych i zdemoralizowanych obywateli, w tym młodzieży. (o. Tadeusz Rydzyk podczas XIV Forum Polonijnego)
!!! To jest bardzo dziwne, to wszystko, że akurat tylu ludzi leciało, to jest przedziwne, że na parę godzin przed przylotem prezydenta zlikwidowano cały system jakiś tam nawigacyjny z lotniska. Dziwne te rzeczy. No i to dziwne, że pół godziny po wypadku Rosjanie mówili, że to jest lekkomyślność polskich pilotów. My wiemy o tym, że to byli jedni z najlepszych pilotów, bardzo doświadczeni, wspaniali. Albo takie mówienie, że prezydent nakazał lądować – bzdura to wszystko, wyssane z palca. No ale cóż, wpierw skrzynki mieli Rosjanie... (jw.)
!!! Głównym winnym rozbicia się na lotnisku w Smoleńsku polskiego samolotu z prezydentem i delegacją państwową jest sam pan prezydent Lech Kaczyński. (Lech Wałęsa)
!!! Gdyby można było postawić środki przekazu przed Trybunałem Stanu, stacje telewizyjne – począwszy od TVN, skończywszy na Programie I TVP – i te wszystkie gazety – za to, że zamordowały prezydenta w świadomości Polaków! Paradoksalnie odżył on w powszechnej świadomości dopiero przez własną śmierć... (ks. prof. Andrzej Maryniarczyk, kierownik Katedry Metafizyki KUL)
!!! Przez chwilę myślałem, że kampania będzie łagodna i spokojna, ale ostatnio zaczynam się przekonywać do zdania wielu socjologów, którzy ostrzegają, że będzie niezwykle brutalna. W tej kampanii będą wykorzystywane trumny. (Leszek Miller)
!!! adania naukowe dowodzą, że społeczeństwa, które troszczą się nie tylko o prawną, ale także materialną równość między obywatelami, wychodzą na tym lepiej niż te, które konserwują lub budują głębokie podziały. Nie jest prawdą, co od 20 lat próbuje nam się wmówić, że istnieje jakiś jeden wolnorynkowy idealny model gospodarczy, do którego należy dążyć. Tzw. wolny rynek nigdy nie jest idealny, bo zawsze pozostawia za sobą jakieś ofiary; nie jest też jedyny możliwy, bo mogą istnieć jego różne wcielenia. I istnieją. Propaganda, której jesteśmy poddawani i która każe nam się godzić na różne rzeczy w imię tego, że „takie są prawidła gospodarki wolnorynkowej”, jest więc kłamliwa od samego początku. Bo pierwsze pytania, jakie należałoby zadać takim propagandystom, to: „Która gospodarka wolnorynkowa tego wymaga? Dlaczego wybieramy tę, a nie inną? Jakie cele chcemy przez to osiągnąć?”. Oczywiście, w Polsce nie wypada takich pytań zadawać, bo one obnażają intencje fundamentalistów wolnorynkowych, a ci rządzą mediami tzw. głównego nurtu. Mogłoby się okazać, że prowadzi się nas dokądś, dokąd wcale nie mamy ochoty iść. A co gorsza – dokądś, dokąd wcale nie musimy podążać, bo nie ma ani takiej gospodarczej, ani historycznej konieczności, jak się nam to usiłuje wmówić. W Wielkiej Brytanii wydano właśnie książkę pary naukowców – Kate Pickett i Richarda Wilkinsona – pt. „Dlaczego równość jest lepsza dla większości”, która jest owocem ich wieloletniej pracy badawczej nad różnymi systemami gospodarczymi występującymi w krajach rozwiniętych. A są one rozmaite – jest model skandynawski, jest niemiecko-austriacki, jest też amerykański i na przykład brytyjski, który pozostaje
B
skrzyżowaniem myślenia amerykańskiego z dominującym w Europie. Rodzą one bardzo ważne skutki dla życia milionów ludzi. Na przykład model brytyjski, choć pod pewnymi względami znacznie bardziej ludzki od polskiego, powoduje, że na Wyspach jest największy w całej Europie Zachodniej odsetek dzieci żyjących w niedostatku. Z kolei wersja francuska zapewnia każdemu minimalny dochód wtedy, gdy nie pracuje, a nawet nie ma zamiaru pracować. Mimo to (a może właśnie dlatego) odsetek zatrudnionych we Francji jest wyższy niż w Polsce i system nie prowadzi do powszechnej demotywacji. Z badań Brytyjczyków nad rozmaitymi wersjami życia gospodarczego i społecznego płyną dosyć jednoznaczne wnioski. Po pierwsze – te kraje, w których różnica między najbogatszymi a najbiedniejszymi jest stosunkowo niewielka, mają najlepsze wskaźniki rozwoju społecznego. I to wszystkie wskaźniki! Te natomiast, które preferują szybkie bogacenie się niewielkiej grupy obywateli kosztem reszty (np. model amerykański), wloką się w ogonie państw rozwiniętych. Różnica ta jest zdumiewająco wyraźna i dotyczy m.in.: dobrobytu dzieci, chorobliwej otyłości, śmiertelności niemowląt, długości życia, ilości zabójstw, poziomu wykształcenia, zapadalności na choroby umysłowe, a także... wzajemnego poziomu zaufania obywateli. Tam gdzie jest większa równość, ludzie sobie bardziej ufają – i to czasem czterokrotnie bardziej! A wzajemne zaufanie jest ogromnie ważne jako część tzw. kapitału społecznego, bo nie tylko obniża poziom stresu (a więc silnie wpływa na zdrowie i poczucie szczęścia), ale także znacząco wspomaga rozwój. Ludziom chce się po prostu razem pracować, inwestować, działać społecznie i wspólnie odkrywać nowe rzeczy. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Lekarstwo równości
Są politycy PO, których bardzo cenię, jednak nie wymienię ich, ponieważ nie chcę im sprawiać kłopotu. (Jarosław Kaczyński)
!!! On tak szybko myślał, że czasem język nie nadążał. (Witold Waszczykowski o tendencji L. Kaczyńskiego do przekręcania nazwisk)
!!! Wciąż są ludzie, którzy uważają, że nadal mimo tych 96 trumien trzeba walczyć z kaczyzmem. To pasmo nienawiści zaczęło się, gdy zabierano babci dowód, i trwa do dziś. (jw.)
!!! Choć decyzja kardynała Dziwisza o pochowaniu prezydenta Kaczyńskiego na Wawelu wydała mi się zrazu co najmniej pochopna, to oglądając uroczystości żałobne w Krakowie, nabrałem przekonania o jej głębokim sensie. (Tomasz Lis, dziennikarz)
!!! Nie muszę. Nie jestem agnostykiem, Bóg zawsze gdzieś był w moim życiu obecny, choć jakby zawsze w oddali. Jestem ochrzczony, bierzmowany, znam wielu księży. Mam jednak w sobie pewnego rodzaju dyskurs ze strukturą Kościoła. Ale to nie przeszkadza mi w moim odczuwaniu absolutu. (Ryszard Kalisz w odpowiedzi na pytanie, czy po katastrofie w Smoleńsku będzie „szukał Boga”)
!!! Powinniśmy się dowiedzieć, w czym pomogą nam czarne skrzynki, czy decyzję o lądowaniu podjęto na jego (Kaczyńskiego – przyp. red.) rozkaz. Czy to prezydent zaryzykował życiem wszystkich pasażerów? (...) Już teraz ocenia się zasługi prezydenta Kaczyńskiego przez pryzmat jego pochówku pomiędzy królami Polski (...). Teraz wszyscy będą powoływać się na Wawel (...). Formacja, która nie miała żadnej szansy, aby dobrze wypaść – PiS – zdecydowała się uczynić z tego dramatu swój atut. (Andrzej Wajda dla „Le Monde”)
!!! Jarosław Kaczyński zdecydował się kontynuować dzieło brata. Jeśli w boju ginie król, to kto inny, jeśli nie jego brat powinien dalej nieść sztandar? Kto mocniej i godniej trzymać będzie drzewiec z proporcem zmarłego? Dlatego stańmy przy królu wszyscy, którym bliskie były ideały jego zmarłego brata! (Marek Migalski, PiS) Wybrali: AC, RK, OH, ASz, PSz
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
NA KLĘCZKACH
SUPERPREZYDENT? Nieżyjący prezydent tuż po katastrofie był, według sondaży, dobrze oceniany przez ok. 70 proc. Polaków (!). Już po 3 dniach poparcie to spadło o kilkanaście procent. Jeszcze tydzień przed katastrofą prezydent Kaczyński oceniany był fatalnie. Dobrze oceniało go niecałe 20 proc. respondentów. Blisko 60 proc. Polaków twierdziło, że źle (lub bardzo źle) sprawuje swój urząd. Socjologowie wskazują, że Polacy nadal nie mają skrystalizowanych poglądów politycznych. W swoich sympatiach i ocenach kierują się nakazem chwili, a nie chłodną, rozumową kalkulacją. ASz
Edwarda Wojtasa jeden z żałobników postanowił skrócić sobie drogę i przeskoczył przez płot cmentarny. Skok był tak pechowy, że nieszczęśnik, uderzywszy głową o jeden z nagrobków, zmarł na miejscu. W całym kraju odnotowano kilkanaście zawałów, do których doszło podczas oglądania w telewizji transmisji żałobnych. MaK
ULICA PREZYDENCKA
WOLACY Z GRUZJI Polska w spadku po prezydencie Kaczyńskim otrzymała m.in. wielką przyjaźń z kaukaskim półdyktatorem Micheilem Saakaszwilim, prezydentem Gruzji cierpiącym na dotkliwą rusofobię. Dzięki deklaracjom Kaczyńskiego Gruzini wiedzą, że Polska kocha Gruzję, i próbują z tego korzystać, gdy uciekają za granicę. A uciekają coraz częściej, bo życie pod władzą nieudolnego Saakaszwilego nie jest wesołe. Z powodu napływu Gruzinów liczba wszystkich uchodźców ubiegających się w Polsce o azyl wzrosła w ubiegłym roku o połowę. W 2008 roku azylu w Polsce szukało 54 gruzińskich uchodźców, a w 2009 – aż 4200, co daje roczny wzrost o ok. 8000 proc. – ewenement na skalę światową. MaK
BOŻE, COŚ AFGANISTAN... Trwa międzywyznaniowe współzawodnictwo dotyczące smoleńskiej katastrofy. Radykalni muzułmanie skupieni wokół swojego guru Zachary’ego Chessera wzywają Polskę do wycofania wojsk z Afganistanu. Twierdzą, że to Allach zabił polskiego prezydenta, by dać Polakom szansę na przemyślenie swojego błędu uczestniczenia w afgańskiej wojnie. „Teraz wasz prezydent przekracza bramy piekieł” – grzmi Chesser. – Nie idźcie w jego ślady!”. Z kolei środowiska skupione wokół innego guru – ojca Rydzyka – w katastrofie widzą boską opatrzność, która daje Polakom szansę pojednać się. I jako następcę Lecha wybrać Jarosława. No i bądź tu mądry... ASz
FATUM POKACZYŃSKIE Przed tygodniem pisaliśmy o wypadkach towarzyszących pogrzebom ofiar katastrofy smoleńskiej. Do już wymienionych dopisujemy nowy, najbardziej makabryczny. W Lublinie w czasie pogrzebu posła PSL
WARTA MSZY Dzień i noc, niezależnie od pogody, także w wakacje i ferie, do 10 kwietnia 2011 roku (!!!) będą pełnić wartę honorową pod Krzyżem Katyńskim uczniowie Gimnazjum nr 1 w Krakowie. W warcie mają pomagać rodzice 13–15-latków. To ma być w założeniu organizatorów taka lekcja patriotyzmu. Dość długa. – Młodzież, pełniąc wartę, ma czas na myślenie o ojczyźnie i historii. To dla nich doskonała lekcja samodyscypliny – mówi z dumą Mariusz Granczka, dyrektor gimnazjum. Przeciwne akcji jest kuratorium oświaty: – Dzieci mają się uczyć, a nie pełnić jakieś warty – mówi rzecznik Aleksandra Nowak. Niestety, tylko mówi, bo kuratorium boi się zakazać patriotyczno-nabożnych wart. ASz
SŁOWO NA NIEDZIELĘ
W ostatni weekend w kościołach katolickich w Wiśle i okolicach zbierane były podpisy w sprawie nazwania jednej z ulic imieniem tragicznie zmarłego prezydenta. Mieszkańcy Wisły (w większości luteranie) kipią ze złości. Przypominamy, że Kaczyński w wyborach prezydenckich w 2005 zdobył tu najmniej głosów w skali kraju. Burmistrz Andrzej Molin mówi, że o sprawie niewiele wie, ale rękami i nogami podpisuje się pod tym pomysłem. Znając niechęć wiślan do Kaczyńskich, zdaje się, że pan burmistrz kopie sobie wyborczy grób. ASz
WOLA STALOWA W Stalowej Woli jedno z głównych rond miało zmienić nazwę na rondo Prezydenta L. Kaczyńskiego. Na pomysł nazwania ronda imieniem byłego prezydenta wpadli oczywiście radni PiS. Kiedy debatowano już tylko nad tym, której firmie należy powierzyć zmianę tabliczek z nazwą ronda, głos zabrał prezydent Stalowej Woli Andrzej Szlęzak: „Lech Kaczyński nie miał żadnych zasług dla naszego miasta i był bardzo słabym prezydentem kraju. Ten pomysł to próba zrobienia z trumny buldożera politycznego. Tego typu akcja będzie dzielić i jątrzyć”. Szlęzak znany jest m.in. z tego, że nie oddał klerowi miejskiej działki pod budowę kościoła, na której biskup wraz z miejscowym proboszczem postawili wielki krzyż. Przed takim prezydentem czapki z głów! ASz
W niedzielę 25 kwietnia w kościele pod wezwaniem NMP z Lourdes w Krakowie ksiądz w czasie porannej mszy omal nie udławił się żółcią. Wielebny podczas kazania odsądzał od czci i wiary panią europoseł Joannę Senyszyn oraz posła PO Janusza Palikota, zarzucając im brak szacunku dla ofiar prezydenckiej katastrofy. Dodatkowo Senyszyn została nazwana „tą, która zabija dzieci”. Na koniec osłupiałym wiernym księżulo oświadczył, że mówi to po to, aby wiedzieli... na kogo mają głosować. PP
DIALOG BEZ DIALOGU Wydawałoby się, że szkoła i cały system oświatowy powinny uczyć dialogu, rozmowy, debaty, tolerancji, bo to fundament rozwoju i nabywania wiedzy. Nie wszyscy to rozumieją. W Łodzi po głośnej aferze z szantażowaniem przez dyrekcję IX liceum ogólnokształcącego uczennic, które opublikowały w internecie swoje rzekomo zbyt intymne zdjęcia, zorganizowano debatę na temat: „Czyja i jaka powinna być szkoła”. Zaproszono na nią uczniów, media oraz przedstawicieli liceum i kuratorium oświaty. Władze szkolno-kuratoryjne nie znalazły czasu na udział w debacie. Niech uczniowie wiedzą, że po pierwsze, władza nie musi rozmawiać, bo ma zawsze rację, a jak nie ma, to patrz punkt pierwszy. MaK
PIĘKNY ZWYCZAJ W związku z planowaną w połowie maja konsekracją nowo wybudowanego w Ostrowi Mazowieckiej
kościoła pw. Chrystusa Dobrego Pasterza, proboszcz zawczasu poucza swoje owieczki, że z okazji przekazania świątyni „na własność Bogu” wypadałoby złożyć parafii stosowne prezenty. „Uczestnicząc w podobnych uroczystościach w innych parafiach, widziałem, że były one okazją do lepszego doposażenia kościoła – informuje w ogłoszeniach duszpasterskich. – Z tej też racji poszczególne miejscowości, ulice, urzędy, instytucje czy organizacje, a nawet osoby indywidualne składały na rzecz miejscowej parafii jakieś dary. Myślę, że jest to piękny i pożyteczny zwyczaj. Zwracam się więc z propozycją, by ten zwyczaj zaistniał i w naszej parafii. Ewentualne dary złożone by były podczas specjalnej procesji w czasie trwania uroczystości konsekracji kościoła. Dobrze by było, by rodzaj ewentualnych darów uzgodnić z ks. proboszczem”. AK
NIEBEZPIECZNY MAJ Maj to miesiąc wyjątkowo groźny dla katolików, bo „duch materjalistyczny, ten duch brutalny zmysłowości wyprawia istne orgie” – ostrzegał na swoich łamach w 1924 roku „Gość Niedzielny”. „W maju panuje drapieżna zmysłowość po lasach i polach i ogrodach, po restauracjach i na salach. Ileż to dusz właśnie w maju, w tym najpiękniejszym i najczystszym ze wszystkich miesięcy, utraciło prawdziwą wiosnę swoją na zawsze: panieństwo i niewinność”. Jak temu zapobiec? Otóż „potężną tamę przeciwko temu duchowi materializmu i brutalnej zmysłowości” miało stanowić nabożeństwo majowe, czyli wprowadzony przez Kościół na ziemiach polskich w XIX wieku (w celu wyparcia praktykowanych przez lud od niepamiętnych czasów majówkowych zabaw) zwyczaj organizowania modłów przy kapliczkach i przydrożnych krzyżach. Kościelne majówki, mające rozbudzać w katolickich sercach „maj łaski Bożej, maj czystości i niewinności”, najwidoczniej musiały stanowczo przegrywać w konkurencji z tradycyjnymi ludowymi majówkami,
5
skoro tenże „Gość Niedzielny” zmuszony był agitować wszystkich katolików, w szczególności zaś kobiety i młodzież, do codziennego uczestnictwa przez cały maj w przykapliczkowych „demonstracjach” przeciwko „ziemskim” radościom. AK
OSTATNI GASI ŚWIATŁO Skandale związane z pedofilią i stosowaniem przemocy przez kler dotkliwie dotknęły Kościół katolicki w Niemczech. Gwałtownie skoczył odsetek osób wypisujących się z Kościoła, od lat zresztą bardzo wysoki. W ciągu ostatnich tygodni liczba próśb o wypisanie z Krk we wszystkich diecezjach wzrosła o ponad 100 proc. (m.in. w największej archidiecezji kolońskiej). Rekordowy skok nastąpił jednak w diecezji w Würzburgu – wzrost apostazji w marcu 2010 w zestawieniu z marcem 2009 wynosi 600 procent! Widać przy okazji, że masowe wystąpienia mają ewidentny związek z pedofilią, bo niemiecki Kościół ewangelicki, którego afera nie dotknęła, zanotował spadek apostazji o ok. 30 proc. mniejszy niż w roku ubiegłym. MaK
BRACIA UŁOMNI Przywódca brytyjskich konserwatystów David Cameron wysyła na warszawską Paradę Równości jednego z czołowych polityków partii i zdeklarowanego homoseksualistę Nicka Herberta. Chce w ten sposób przekonać PiS – swojego koalicjanta w Parlamencie Europejskim – do przyjęcia bardziej tolerancyjnej postawy wobec mniejszości seksualnych. To, co dla zachodnioeuropejskiej prawicy jest normalne, dla naszej jest wciąż nie do zaakceptowania. „Nie zawarlibyśmy sojuszu z partią, która ma poglądy nie do zaakceptowania. Ale przyznajemy, że w Europie Środkowo-Wschodniej są partie, które muszą jeszcze pokonać pewną drogę, by zaakceptować równe prawa gejów. I my pomagamy im tą drogą iść” – tłumaczył Cameron. PPr
6
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
TRYBUNA(Ł) LUDU
Katharsis Po ogólnonarodowej zadumie wreszcie wróciła normalność. I to w jakim stylu! Jarosław Marek Rymkiewicz, współczesny poeta natchniony, na łamach Rydzykowego „Naszego Dziennika” opublikował wiersz zagrzewający prezesa PiS do walki o prezydenturę. Oto fragment: „(...) Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei, którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu Jarosławie! Pan jeszcze coś jest winien Bratu! Dokąd idziecie? Z Polską co się będzie działo? O to nas teraz pyta to spalone ciało I jest tak że Pan musi coś zrobić w tej sprawie Niech się Pan trzyma – Drogi Panie Jarosławie”. Można by może nad straconym czasem poety zapłakać, bo prezes Jarosław i bez jego tyrtejskiej poezji w prezydenckie szranki by stanął, gdyby nie fakt, że niespodziewanie obudził Rymkiewicz poetyckiego ducha w narodzie: ! Myśl mnie taka nawiedziła, Gdy siadałem do obiadu: Czy w onyksie drogocennym Wyrżną motto – „Spieprzaj, dziadu!” („autor nieznany”);
abp Kazimierz Nycz
! Drogi panie Jarosławie, niech już pan odejdzie w niesławie, bo bardzo pana nie trawię („Szymborska”); ! Słońce przygrzewa, kwiatki podnoszą do niego swe głowy, Pisze u Rydzyka Rymkiewicz – poeta moherowy, Naga czaszka, okulary sowie, Twarz mędrca nie sprawia, że mądrze się wypowie, Gazeta katolicka miłością bliźniego poraża, Syczy jadem poeta, nienawiścią przeraża, Tezę stawia dziwną, pyszniąc się przy tym szumnie, Prosi Jara, by Ten wszedł na stołek po Brata trumnie, Pytanie się rodzi na koniec tego wiersza, Jak sprawdzi się Alik jako Dama Pierwsza? („Ryki Martens”); ! Myślę sobie cichcem, Nasz Narodzie miły, nie takie klęski Polacy już przeżyli. Kto wygra wybory?! Ha... Sprawa niby prosta, lecz uchowaj Boże! Następnego... nikt nie sprosta („Izu”); ! Jarek już się otrząsnął. Już jest gotowy, by wprowadzić ład zaściankowy („anyPiSiak”). Jarosław Kaczyński rzeczywiście jest gotowy: „Tragicznie przerwane życie prezydenta,
śmierć elity patriotycznej Polski, oznacza dla nas jedno: musimy dokończyć Ich misję. Jesteśmy Im to winni, jesteśmy to winni naszej Ojczyźnie. Choć pogrążeni w bólu i żałobie, związani wieczną pamięcią o stracie, mamy obowiązek wypełnić Ich testament. Polska to nasze wspólne, wielkie zobowiązanie. Wymagające przezwyciężenia także osobistego cierpienia, podjęcia zadania pomimo osobistej tragedii. Dlatego podjąłem decyzję o kandydowaniu na urząd prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Mam w tej decyzji wsparcie rodziny” – odpisał poecie i narodowi w oświadczeniu, w którym ogłosił swoją decyzję o kandydowaniu. Internauci też napisali: ! Wsparcie rodziny? Później się okaże, że ani Dziwisz, ani rodzina nic o tym nie wiedzą („nn”); ! Ratunkuuuuuuu („xyz”); ! No to kończ waść tę misję, ale nie z narodem, nie z Polską. Masz waść do wyboru niejakiego Rydzyka, Śniadka, Kurskiego i innych kolesi. My takiego Prezydenta nie potrzebujemy („antypisowiec”); ! O Boże, jak wygra, to podnosząc wzrok ku górze, krzyknie: „Melduję wykonanie zadania”. Nie, nie, nie dopuśćmy do tego („hala”); ! Ale mają kandydata – kawaler mieszkający z kotem, bez prawa jazdy, żony, konta, ale za to z wyrokami za łgarstwa. Pogratulować („black fox”); ! Pora pakować walizy i zmiatać, gdzie kaczki zimują („kaczkadan”); ! A sam PiS mówił, żeby nie żerować na tragedii („xcz”); ! Będzie jechał na trumnie brata i brał ludzi na litość („j. walker”); ! Panie, zmiłuj się nad Polską, żeby nie stała się Wolską („ks. Marek”); ! Jarek, dokończ dzieła – odejdź! Polska ci tego nie zapomni („marej”). Niepokalany obraz umartwionego PiS-u zbrukali nieco sami jego członkowie. „Portugalskiemu przewodniczącemu KE zabrakło woli, determinacji albo po prostu zwykłych jaj. A te czynniki w polityce są niezbędne” – tymi słowy Ryszard Czarnecki, PiS-owski europoseł, podsumował na swoim blogu szefa Komisji Europejskiej José Barrosę, który był na tyle bezczelny, że nie uczestniczył w pogrzebie Lecha Kaczyńskiego. Barroso, jak donosi Czarnecki, wił się jak piskorz i zarumieniony tłumaczył przed panem posłem ze swojej absencji. ! Pan Czarnecki jest tak zajęty sprawdzaniem, czy ktoś ma jaja, że umknął jego uwadze Fot. MaHus fakt, iż niemiecki
Fot. WhoBe papież nie wpisał się do księgi kondolencyjnej wyłożonej w Ambasadzie Polskiej w Watykanie, a podczas pogrzebu pojechał sobie na wycieczkę na Maltę („Berenika”); ! Najgorsze jest to, że on „te jaja” sprawdza „selektywnie”. Założę się, że Obamie nie zajrzy w spodnie. Dobrze, że Angeli nie będzie pod tym kątem sprawdzał („Ida”); ! Jaki europoseł, taka i wypowiedź („abe”); ! A mówili, że język polityki się zmieni. Nie w tej partii („Marcin”); ! A może zachodni oficjele byli po prostu uczciwi? Mieli zjeżdżać się i toczyć krokodyle łzy nad człowiekiem, którego nie cierpieli i którym gardzili? Obłuda i fałsz jakoś tylko do Polaków pasuje („sraluch”); ! Może nie przyleciał, bo jaja ma? („comment1”); ! Nie wszystkie Ryśki to fajne chłopaki („jojo”); ! Czarnecki to ma jaja! Tyle partii obskoczyć i poglądy do każdej dopasować! („antonio49”). Marek Migalski, kolejny gwiazdor PiS-u w europarlamencie, miał znakomitą ideę zjednoczenia. Z tej okazji napisał list do przewodniczącego Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka: „Apeluję do Pana o zrezygnowanie ze startu w wyborach prezydenckich i wsparcie kandydata PiS. (...) sytuacja jest nadzwyczajna. Istnieje groźba, że nie zdoła Pan zebrać wymaganych 100 tysięcy podpisów, a nawet jeśli sztuka ta uda się Panu, to i tak wie Pan doskonale, że nie ma Pan szans w konfrontacji między kandydatem PO a kandydatem PiS”.
Propozycja nie spodobała się nie tylko adresatowi... ! Panie Migalski, a może to wasz kandydat zrezygnuje, ależ by było cudownie („krysia”); ! PiS nie ma monopolu na Polskę, polskość i patriotyzm. To, że PiSiaki klękają w kościele, nie znaczy, że są prawicowcami... („ajwaj”); ! Jeśli chodzi o inteligencję, to przeciętny strażnik miejski musi mieć minimum 50 migalskich („IQ”); ! No to zaczęło się – wyścigi i przepychanki do koryta („sattler”). Wszystkich zakasował jednak metropolita warszawski arcybiskup Kazimierz Nycz. Ten uznał, że co prawda tragiczna śmierć nie jest równoznaczna z męczeństwem, ale jednak śmierć wielu ofiar katastrofy z 10 kwietnia nosi znamiona daru ofiarnego. ! Niewątpliwie w testamencie pana Prezydenta jest słynne powiedzenie: „Spieprzaj, dziadu!” i chyba dotyczyło to również pana Księdza Biskupa Nycza („adop”); ! Nie wiem jak Najważniejszy Pasażer, ale pozostałych 95 chyba ani myślało robić za dar ofiarny – w końcu na wojnę nie lecieli... („kotek filemon”); ! Darem ofiarnym dla Nycza to jest abp Wielgus, który „poległ” na ołtarzu ofiarnym lustracji, robiąc miejsce dla niego („prezydent6”); ! „Dar ofiarny”! Ja proponuję całopalenie ArcyBiskupa („Maciej”); ! Liczy się interes polityczny, Bóg to przy okazji. Kler dzięki wspieraniu PiS ma się całkiem dobrze („Irek”). JULIA STACHURSKA
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r. grudnia 2009 r., sobota, późne popołudnie, plebania kościoła św. Jadwigi w Bojanie (dekanat Kielno). Aleksandra, 15-letnia uczennica gimnazjum, przychodzi na umówione wcześniej spotkanie do swojego proboszcza, 47-letniego księdza kanonika Mirosława B. Formalnie po to, aby kontynuować spowiedź, do której (w ramach przygotowań do bierzmowania) przystąpiła dzień wcześniej („Szatan, nie Kogut” – „FiM” 4/2010). Właśnie wtedy – jak twierdzi dziewczyna – razem z glejtem potwierdzającym spełnienie katolickiego obowiązku dostała numer księżowskiej komórki. Żeby było łatwiej się umówić. Przypomnijmy, co zaszło w uświęconych ścianach: Ola tak opisuje wizytę na plebanii: Przyszła na plebanię o umówionej godzinie. Chwilę rozmawiali o bierzmowaniu. A że rozmowa się nie kleiła, ksiądz zaproponował koniak. Na przełamanie lodów – jak tłumaczył. Odmówiła. Zaserwował wódkę. Czystą. „Ty tego nie wypijesz” – prowokował. Wypiła. „O, ty szalona, bez popitki!” – usłyszała chwilę później 15-latka. Po tym jednym głębszym i dwóch drinkach ksiądz zaczął dopytywać m.in. o to, czy uprawiała już seks. Zapewniał, że jak tylko będzie chciała pogadać, może do niego przychodzić w każdą sobotę. W końcu przyciągnął ją do siebie, posadził na kolanach. – Zaczął mnie obmacywać, obejmował, próbował całować. Wyrywałam się, ale nie puszczał. Prawie krzyczałam, że nie chcę i żeby mi tego nie robił. Dopiero wówczas dał spokój i zdołałam się uwolnić. – Do domu wróciła pijana. Byłem w szoku, kiedy ją zobaczyłem – opowiada ojciec Oli – Edmund M. W jeszcze większe zdumienie wprawiło go opowiadanie córki o zajściu na plebanii. Natychmiast zadzwonił do proboszcza. Z awanturą. Ten poszedł w zaparte. W przeświadczeniu, że latorośl nie kłamie, zdezorientowanego rodzica ostatecznie utwierdził SMS, jaki w nocy przyszedł na telefon córki: „Naskarżyłaś na mnie” – pisał zawiedziony ksiądz. – Gdybym ja był podejrzany o taki numer, to już dawno siedziałbym w areszcie do sprawy. Nie byłoby zmiłuj się! Ksiądz chodzi zadowolony! – ojciec dziewczyny nie kryje oburzenia. – My jesteśmy wierzący, dlatego mieliśmy do proboszcza zaufanie. Przecież gdyby rzeczywiście było tak, jak mówi, że córka przyszła do niego już pijana, mógł zapakować ją w samochód i odwieźć do domu albo po prostu po nas zadzwonić. Ale nie zrobił tego – dodaje. Ks. Mirek: To nieprawda. Tania prowokacja. Dziewczyna sama prosiła o spotkanie i przyszła na plebanię już pijana. On chciał jej tylko pomóc i dlatego całą sprawą czuje się niezwykle dotknięty. Oczywiście, ani do rozpijania, ani tym bardziej do macania się nie przyznaje.
5
Beata M., matka Oli, pojechała na policję za namową jednej z nauczycielek córki. – Zastanawialiśmy się, co zrobić. To jest mała społeczność. Nie wiedzieliśmy, jak to dalej będzie wyglądać, kiedy wyjdzie na jaw, jaki ksiądz jest. Ale nauczycielka powiedziała, że jeśli my tego nie zgłosimy, ona to zrobi – tłumaczy kobieta. Kilka dni późnej sprawę przejęła prokuratura. Od samego początku śledztwa ks. Mirosław B. (w zamian za 10 tys. zł poręczenia majątkowego i z dozorem policyjnym na karku) przebywał (i przebywa do dziś) na wolności. Naczelny duszpasterz diecezji, abp Sławoj Leszek Głódź, wysłał swojego kanonika na miesięczny
POLSKA PARAFIALNA ks. Mirosław. Wspólnie nakłaniają rodziców dziewczyny do wycofania zeznań. Na próżno; ! Proboszcz nawiedza rodzinę Oli z kolędą. Zachowuje się przy tym tak, jakby nic się nie stało. Nie przeprasza, ale i nie namawia już do wycofania zeznań. Zostawia dziewczynie święty obrazek; ! Coraz więcej inwektyw pod adresem nie tylko samej Oli, ale także jej rodziny pada ze strony sojuszników księdza. Państwo M. po jednym z artykułów prasowych żądają przeprosin za „zniewagę i niedopuszczalną ocenę moralności”. Jeśli zajdzie taka konieczność, zamierzają walczyć o swoje dobre imię nawet przed sądem.
Jana Pawła II, a nawet pomachać Benedyktowi XVI, kiedy na chwilę wychynął z okna. Z wpisów na lokalnych forach internetowych: ! Gdyby nagradzano za ładne budynki i dobrą organizację, Hitler dostałby Pokojową Nagrodę Nobla („antylizus”); ! Jestem mieszkańcem Bojana i ciśnie mi się tylko jedno hasło: „Hej, pedofile! Do dzieła! Macie nasze przyzwolenie”. W razie czego zawsze możecie powiedzieć, że dzieciątko było mało inteligentne albo widzieliście je z puszką piwa i że pochodzi z wielodzietnej rodziny. Zawsze też możecie wspomnieć o problemach jego rodziców i to powinno
7
! doprowadzenie przemocą, groźbą lub podstępem do poddania się innej czynności seksualnej albo wykonania takiej czynności, za co grozi od 6 miesięcy do lat 8 pozbawienia wolności (art. 197 par. 2 kk); ! rozpijanie małoletniego poprzez dostarczenie mu napoju alkoholowego i nakłanianie do spożycia, za co może zainkasować do 2 lat pozbawienia wolności (art. 208 kk). Ola od czasu pamiętnego popołudnia na plebanii z ks. Mirkiem się nie widziała. Do bierzmowania nie przystąpiła, do kościoła w Bojanie nie chodzi, a w szkole religii uczy wikary. – Nie sądzę, aby całkiem się otrząsnęła po tym wydarzeniu. Jest obecnie pod stałą opieką psychologa.
Ręka prawie boska
Bojano, niewielka wieś nieopodal Wejherowa, znów znajduje się w centrum ludzkiego zainteresowania. A to za sprawą rąk tamtejszego proboszcza. urlop. „Do wyjaśnienia zarzutów” – ogłosiła kuria, sądząc zapewne, że 30 dni wystarczy, aby sprawie ukręcić łeb. Ale nie wystarczyło (chociaż do dziś nie jest ona wyjaśniona, proboszcz wrócił do roboty w parafii. Odprawia msze, udziela komunii, spowiada. Innymi słowy – ma się dobrze). A wiadomość o niecierpliwych rękach ks. Mirka obiegła wieś lotem błyskawicy. I wywołała prawdziwą burzę. Z relacji rodziców Oli: ! Kilka razy odwiedzają ich umyślni z listem specjalnie na tę okoliczność napisanym przez proboszcza. W jego imieniu proszą o spotkanie. Tłumaczą, że sam nie może przyjść, bo ma... areszt domowy; ! Państwo M. nie idą na żadne z proponowanych spotkań. Ulegają dopiero wdziękowi ks. prałata Franciszka Rompy, dziekana z Kielna. Stawiają się na jego plebanii, bo są przekonani, że duszpasterz sąsiedniej parafii chce im wobec zaistniałej sytuacji dziecko wybierzmować. Swoją naiwność uświadamiają sobie w chwili, gdy zza pleców dziekana wyłania się
Z relacji mieszkańców wioski: – Po tej całej historii kościół jakoś opustoszał. Przychodzili ci, co stoją murem za księdzem. Debatowali, modlili się w jego intencji. Ale większość to na msze do Kielna albo do Koleczkowa jeździ. Wielu ludzi wie, co on robi, ale boją się głośno mówić – przekonuje jedna z parafianek ks. B. Ale są w Bojanie i tacy, którzy nie czekają na wyrok niezawisłego sądu. Wydali go sami. Oni uważają, że Aleksandra (wymieniają w tym miejscu całą litanię wad i przywar nastolatki) sama księdza sprowokowała. Jako argument flagowy świadczący o niewinności duszpasterza podnoszą jego zasługi dla lokalnej społeczności, a więc między innymi fakt, że wystawił kościół cudnej urody zaledwie w trzy lata. Że za ich własne, wydzierane skrupulatnie co miesiąc pieniądze – to im nie przeszkadza. – Ważne, że nie przepił, jak niektórzy potrafią – słyszę w jednym z lokalnych sklepów. Inni pamiętają księdzu proboszczowi, że zorganizował wyjazd do Rzymu, dzięki czemu wierni z Bojana mogli na własne oczy zobaczyć grób
wystarczyć jako usprawiedliwienie waszego czynu. Żenada! Stawiać na szali z jednej strony – wybudowanie kościoła i jego zaplecza za nasze pieniądze, z drugiej zaś strony – seksualne i inne ekscesy autorstwa naszego proboszcza, o których od lat się słyszy i widzi w Bojanie („gość”). ! Czy winny, czy niewinny, i tak pewnie wyjdzie ksiądz z tego obronną ręką – tak będzie na 90 proc. A jeśli już go sąd skaże, to poplecznicy będą zdania, że to sąd jest w błędzie („rozsądek”). Biegła psycholog orzekła, że dziewczyna jest wiarygodna, a jej relacja odpowiada faktycznemu przebiegowi wydarzeń na plebanii. 20 kwietnia br. Prokuratura Rejonowa w Wejherowie przesłała do tamtejszego sądu akt oskarżenia przeciwko księdzu Mirosławowi B. Jak informuje prokurator Dariusz Witek-Pogorzelski, materiał dowodowy (m.in. zeznania świadków, billingi rozmów i SMS-y z telefonu nastolatki) w sposób jednoznaczny uprawdopodabnia wersję przedstawioną przez nastolatkę. A zarzucane księdzu czyny to:
Jak się o tym nie mówi, to ona jakoś funkcjonuje, dlatego my nie wracamy do tego tematu – mówi mama Oli. A ona sama? – Tylko ja i ksiądz wiemy, co się stało. A sąd osądzi, kto mówi prawdę. Chcę, żeby stało się to jak najszybciej – mówi. Ksiądz Filip Krauze, dyrektor Centrum Informacyjnego Archidiecezji Gdańskiej, twierdzi, że nie ma w tej sprawie nic do powiedzenia. Ksiądz Mirosław nie chciał rozmawiać z naszym dziennikarzem. O najbliższą przyszłość proboszcza z Bojana zapytaliśmy więc dziekana dekanatu Kielno: – Prokuratorzy pracowali, teraz będzie pracował sąd. I wszystko w porządeczku – wyjaśnił ks. prałat Rompa reprezentujący abpa Głódzia. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
8
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Ksiądz ukradł mi duszę Tydzień temu opublikowaliśmy pierwszą część rozmowy z 28-letnią kobietą, która w wieku 12 lat była molestowana przez księży. Marta zgodziła się opowiedzieć swoją historię, odpowiadając na apel Jonasza, by do redakcji „FiM” zgłaszały się osoby wykorzystywane seksualnie przez duchownych. Przypomnijmy. Jest rok 1994. Dwunastoletnia krakowianka Marta po raz pierwszy w życiu jedzie do klasztoru w pobliżu Krosna na trwającą tydzień oazę. Tam przyciąga uwagę księdza Bronisława K. Charyzmatyczny prałat, który jest najważniejszą osobą oazowego życia, interesuje się dziewczynką od chwili, gdy ją zobaczył. Już pierwszego dnia zaprasza dziecko do swojego pokoju, by... ukarać je za domniemane grzechy. Pierwsza część opowieści Marty kończy się tak: „Czy żałujesz za swoje grzechy?” – ksiądz Bronisław przybliżył swoją twarz do mojej. „Tak. Bardzo” – ledwie stać mnie było na szept. „Sam żal nie wystarczy, musi być kara” – usłyszałam. Moja rączka znalazła się nagle w jego wielkiej dłoni. Pociągnął mnie na wielki, skórzany fotel i... I zwyczajnie przełożył przez kolano. Tak jak ojciec córkę. „Dostaniesz dziesięć klapsów. Licz. Jak się pomylisz, zaczniemy od początku. Rozumiesz?”. Niczego nie rozumiałam. Byłam przerażona i oszołomiona. Jednak jakoś całkowicie bezwolna. Zaczęłam płakać. A on rozpoczął karanie, najpierw podnosząc krawędź mojej sukienki. I nagle zdumienie. Klapsy wcale nie bolały. Choć zamach ręki, który widziałam kątem oka, był wielki, to do mojej wypiętej pupy docierało tylko muśnięcie. Z tym, że dłoń księdza nie odrywała się natychmiast po uderzeniu, ale przez sekundę, może dwie, pozostawała przyklejona do skóry. To znaczy do tkaniny majteczek. A ja liczyłam: raz, dwa... pięć... ! ! ! Część druga. – Bałaś się? – Bałam? Byłam przerażona, ale delikatne klapsy, a raczej muśnięcia sprawiły, że zamiast paniki zaczęłam odczuwać wdzięczność. – Wdzięczność? – Tak to wówczas odczuwałam, bo przecież mnie nie ukarał. Dziś wiem, że to była dokładnie przemyślana strategia tego zboczeńca. Taki rodzaj jego gry wstępnej. Z jednej strony działania sprawiające mu perwersyjną przyjemność, z drugiej – postępowanie, które miało sprawić, że dziecko zacznie traktować go jak dobrego wujaszka, który co prawda karze, wypełniając boską
wolę, ale czyni to delikatnie, z kapłańską miłością. Tak jakby to był rodzaj tajnej umowy pomiędzy mną a nim, w której w jakiś sposób zostaje oszukany Bóg, bo zamiast mocnych razów dostaję tylko namiastkę kary. Zaakceptowałam ten układ. – Dlaczego zaakceptowałaś? – Całe dzieciństwo wychowywana byłam w takim przeświadczeniu, że ksiądz jest bogiem. Że ma zawsze rację, nigdy się nie myli i jest przedłużeniem boskiej woli. Na dobrą sprawę uważałam wówczas, że Pan
wcześniej czegoś podobnego nie widziałam. Ksiądz Bronisław puścił kreskówkę. Niby taki niewinny rysunkowy filmik, bajeczkę. Ale w tej bajeczce wszyscy ze wszystkimi współżyli seksualnie. Najpierw kwiatki, później motylki, różne zwierzątka: papugi, chomiki, psy, koty, jelenie, niedźwiedzie. Nawet słońce z księżycem. Dosłownie wszystko ze wszystkim i każdy z każdym. To nie była jakaś taka twarda pornografia. Raczej taki różowy filmik erotyczny. Nie było żadnych napisów, żadnego lektora czytającego tekst. Postacie z kreskówki też do siebie nie mówiły. Za to ksiądz Bronisław gadał cały czas. Usta mu się nie zamykały. Wszystko mi objaśniał i opowiadał. Nawet dotykał palcem ekranu jak tablicy. Tak jak nauczyciel na lekcji przyrody. Zaczął od tego, że przecież jestem już
na wysokości jego brzucha. Głaskał mnie po włosach i po klatce piersiowej. Mówię po klatce, bo wówczas nie miałam jeszcze nawet śladu piersi. „Podoba ci się to?” – zapytał. – Nie, tak... Nie mogłam się zdecydować i nie wiedziałam, czy chodzi mu o głaskanie, czy o oglądanie. Najgorszy był jednak, przynajmniej dla mnie, koniec filmu. Akcja od zwierzątek przeszła do ludzi. Dokładniej – do dzieci. Nie było tam jakichś scen pedofilskich, tylko czwórka dzieci, na oko sześcio-, siedmiolatków, bawiła się w doktora – w lesie, czy raczej parku, bo była tam ławka. Najpierw dwie dziewczynki i dwóch chłopców szepczą sobie coś nawzajem do ucha i... zaczyna się. Oglądają sobie nawzajem genitalia, dotykają się. Zbliżenia były na cały ekran. Jedna z dziewczynek... Nie, nie będę dalej
(2)
uśmiechnięty i jeszcze bardziej miły. Podszedł do szafki w meblościance i wyjął dzbanek z jakimś napojem. Zawartość była czerwona jak krew. „To jest sok z granatów. Piłaś kiedyś?” – zapytał. Zaprzeczyłam, więc nalał mi szklankę. Sok był pyszny, miał jakiś taki cierpki smak i chyba zawierał – dziś jestem tego pewna – alkohol. „Smakuje ci?” – głaskał mnie po głowie. „A teraz zabawimy się w szkołę. Lubisz bawić się w szkołę? Opowiedz panu nauczycielowi, co widziałaś na filmie” – śmiał się dobrodusznie. Gdy odmówiłam, udał, że się gniewa i sam zaczął opowiadać w ten sposób, że zaczynał zdanie, a jak musiałam je kończyć. I tak wspólnie streściliśmy całą kreskówkę. Prawie do końca, bo gdy doszło do scen z dziećmi, zapytał znienacka: „A ty bawiłaś się kiedyś w doktora? Tylko powiedz prawdę,
Oto kadry z typowych filmików wyświetlanych dzieciom przez pedofilów
Bóg tak działa, jak tego chce ksiądz. Proboszcz czy wikary to była dla mnie materialna emanacja boskości. Daleko realniejsza od tej biblijnej. – Po tej „karze” pozwolił ci wrócić do łóżka? – Nie. Była godzina 21 z minutami, a ksiądz Bronisław zapytał, czy jestem zmęczona. I roześmiał się tym swoim dobrodusznym, zniewalającym śmiechem dobrego wujaszka. Powiedziałam, że nie jestem. A on na to, że to dobrze, bo możemy sobie razem obejrzeć film na wideo. Zapytał, czy lubię przyrodę. Odpowiedziałam, że bardzo i że mam z niej piątkę w szkole. Pogłaskał mnie po głowie i podszedł do wielkiej walizki, która stała w kącie pokoju. Wyjął z niej kasetę VHS. Jedną z kilku, które się tam znajdowały. Nie była to dla mnie jakaś nowość, bo w domu też mieliśmy wideo. „To jest film o przyrodzie, ale rysunkowy” – oznajmił tajemniczo. Włożył kasetę i zaczął się seans. – Obawiam się, że nie był to film przyrodniczy. – Owszem, przyrodniczy, tylko nawet nie wyobrażasz sobie jaki. To był dla mnie straszny szok. Nigdy
duża i powinnam wiedzieć o takich sprawach. „Chyba wiesz, jak się robi dzieci?” – zapytał. Coś tam oczywiście wiedziałam, ale powiedziałam, że nie wiem. To znaczy pokręciłam głową. Wszystko więc mi wytłumaczył na przykładzie dwóch chomików. Właśnie oglądaliśmy taką scenę z tymi zwierzątkami w roli głównej. Cofnął więc ten fragment i puścił jeszcze raz. „Widzisz, pan chomik ma takiego samego siuraska jak wszyscy chłopcy, jak twój tatuś. Ja też mam takiego samego. I chomik wkłada go... o zobacz...”. – Jak to znosiłaś? – Nie wiem, czy byłam bardziej zawstydzona, czy przerażona. Jednak muszę przyznać, że i zaciekawiona. Pierwszy raz coś takiego oglądałam w zbliżeniach. Niestety, w pewnym sensie czułam się trochę podniecona tym, co widzę. – Niestety? – Tak, bo tej świni właśnie o to chodziło. Siedziałam na kanapie hipnotycznie wpatrzona w ekran, a on przytulił moją głowę do swojej piersi. Siedział na bocznym oparciu kanapy – po lewej stronie – co sprawiało, że moja głowa była raczej
tego opowiadać. Do dziś pamiętam każdy szczegół tego filmu. Nie wiem dlaczego, ale śnił mi się tysiąc razy. Kiedy kreskówka się skończyła, nie miałam odwagi podnieść oczu. Tak się wstydziłam. Ksiądz Bronisław też milczał, tylko ciężko oddychał. Ukradkiem spojrzałam na jego twarz i przeraziłam się. On nie był czerwony. Był dokładnie purpurowy. Tak jakby krew za chwilę miała mu popłynąć z policzków. Nagle wstał i bez słowa wyszedł. Chyba do łazienki. Nie było go z pięć minut. Dziś wiem, co ten zboczek tam robił. Ja siedziałam i zupełnie nie wiedziałam, co mam ze sobą począć. Co odpowiedzieć, gdy mnie o coś zapyta, co powiedzieć rodzicom, gdy wrócę do domu. Wiem, że ciężko ci to zrozumieć, ale ja – dwunastoletnie dziecko i jednocześnie mała kobietka – byłam w ciężkim osłupieniu. Do tej pory, gdy w telewizji dorośli zbyt długo się całowali, to tata kazał mi zamykać oczy albo wyjść z pokoju. O oglądaniu filmów po godzinie 20 w ogóle nie było mowy. A tu coś takiego... Gdy tak siedziałam i próbowałam zebrać myśli, wrócił. Znów
bo kłamstwo jest dla Pana Boga obrzydliwe. To śmiertelny grzech, za który idzie się do piekła”. Dosłownie zdrętwiałam, nawet zaczęłam płakać, bo bardzo się wstydziłam. Rzeczywiście, jak miałam z pięć lat, to bawiłam się z rówieśnikami w „pokazywanie”. Podobno wszyscy przez to w dzieciństwie przechodzą. Gdy w końcu potwierdziłam, kazał mi wszystko ze szczegółami opowiedzieć, „bo Pan Jezus chce znać całą prawdę”. Dosłownie wydusił ze mnie imiona dzieci, z którymi się bawiłam, jak to wszystko przebiegało, co ja robiłam, co każdy z moich rówieśników. Nie wiem, była już chyba jedenasta albo później, a ja odpowiadałam na coraz to nowe pytania. Nie będę tu ich przytaczać, ale były obleśne, a dla dziecka wręcz obrzydliwe. Bardzo się wstydziłam. Coraz bardziej kręciło mi się w głowie. Nie wiedziałam, co mam zrobić z oczami. Myślałam, że to najgorsze chwile w moim życiu. Myliłam się. Wszystko, co najgorsze, było dopiero przede mną. JOANNA GAWŁOWSKA Ciąg dalszy za tydzień
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
MITY KOŚCIOŁA
Dlaczego ptaki nad Kandaharem latają, posługując się tylko jednym skrzydłem? Bo drugim zakrywają odbyt! W ten oto obrazowy sposób doktor Paul Cameron opisuje homoseksualne rozpasanie żołnierzy amerykańskich stacjonujących w Afganistanie. W Polsce, rzecz jasna, wcale nie jest lepiej. I właśnie dlatego potrzebny nam jest ów zapalony homofob, od lat konsekwentnie udowadniający społeczną szkodliwość gejów i lesbijek, twórca Family Research Institute (Instytut Badań nad Rodziną), a według zwolenników – światowej sławy psychiatra specjalizujący się w leczeniu homoseksualizmu. Ten sam, którego Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne skreśliło z listy swoich członków i wszczęło dochodzenie dotyczące nadużyć i nieprawidłowości w prowadzonych przez niego badaniach naukowych. Ten sam, którego Amerykańskie Towarzystwo Socjologiczne potępiło za konsekwentne formułowanie absurdalnych, niczym niepopartych wniosków, a Kanadyjskie Towarzystwo Psychologiczne zerwało z nim współpracę, oskarżając przy tym o „złe przedstawianie i fałszowanie badań nad seksualnością, homoseksualnością i lesbianizmem”. I to tej klasy specjalista po raz kolejny przyleciał nad Wisłę na zaproszenie Instytutu im. Piotra Skargi oraz wydawnictwa Polonia Christiana po to, by krzewić w narodzie świadomość. Objazdówka miała się zacząć od Uniwersytetu Warszawskiego, tyle że w porę zareagowali niektórzy studenci. Zaprotestowali i przekonali władze uczelni, że uniwersytet nie jest dobrym miejscem do prezentowania pseudonaukowych teorii. – Na uniwersytecie obowiązują naukowe standardy. „Badania” Camerona nie spełniają tych standardów. Cameron na uniwersytecie to jak praktyka voodoo w akademii medycznej lub promocja Kodeksu Hammurabiego na wydziale prawa – uważa profesor Magdalena Środa. Inni poczuli się taką decyzją mocno dotknięci. Skrzyknęli się nawet na manifestację w obronie wolności słowa, badań naukowych oraz w celu wyrażenia sprzeciwu wobec oczywistej ich zdaniem promocji homoseksualizmu (manifestacja odbyła się 26 kwietnia br. pod bramą UW). „W związku z oburzającą
9
homoseksualnych pacjentów (ponoć takich ma!) do permanentnego przebywania w towarzystwie płci przeciwnej. I to zazwyczaj wystarcza do zmiany perwersyjnych skłonności; ! Z winy homoseksualistów zniknie wkrótce połowa populacji obecnej Europy. Z portretu homoseksualisty nakreślonego przez Camerona wyłania się człowiek, który częściej zażywa narkotyki, z reguły mija się z prawem i choruje na AIDS, przez co żyje o 20–30 lat krócej niż normalni, czyli heteroseksualni rówieśnicy, a do tego obsesyjnie szuka małoletnich chłopców, żeby ich molestować. Jak to więc możliwe, że ludzie decydują się na bycie homoseksualistami? I na to pytanie dostaliśmy fachową odpowiedź. Otóż homoseksualizm wcale nie jest – jak dotąd utrzymywał Paul Cameron – chorobą. Jest nałogiem, z którego trudno się wyzwolić. Takim samym jak palenie papierosów czy picie alkoholu. – Jest pewna grupa ludzi, którzy myślą, że rozumieją świat najlepiej. Lepiej niż tradycja chrześcijańska, lepiej niż nasi przodkowie. Uznają po prostu, że są mądrzejsi i lepiej poinformowani. Jednak wiele wskazuje na to, że są w błędzie. Koncentrują się bowiem na odczuciach tych, którzy wplątali się w homoseksualizm. Nie bardzo zaś są zainteresowani tym, co buduje i podtrzymuje społeczeństwo – przekonuje guru wszelkiej maści homofonów – najmądrzejszy i najlepiej poinformowany, ma się rozumieć. Coś optymistycznego? Mizerna frekwencja. Wykładu „wybitnego specjalisty” wysłuchało około 20 osób. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Fot. MaHus
Świat według Camerona decyzją Władz Uniwersytetu Warszawskiego, które odwołały międzynarodową konferencję naukową „Homoseksualizm jako ruch społeczny i jego konsekwencje” z udziałem m.in. dr. Paula Camerona, chcemy wyrazić głęboki sprzeciw wobec dyskryminacji, jakiej dopuściły się Władze UW. Podjęta przez Władze Uczelni decyzja, jawnie blokująca inicjatywy i działalność studencką, przypomina nam lata komunizmu, kiedy to można było się wypowiadać wyłącznie zgodnie z daną opcją polityczną” – czytamy w piśmie członków Studenckiego Komitetu na rzecz Wolności Badań Naukowych oraz Krucjaty – Młodzi w Życiu Publicznym. My na owej międzynarodowej konferencji naukowej pod hasłem: „Homoseksualizm jako ruch społeczny i jego konsekwencje”, która odbyła się 21 kwietnia br., byliśmy. Bo choć Camerona przed przylotem do stolicy powstrzymała jakoby chmura wulkanicznego pyłu (tak przynajmniej głosiły oficjalne komunikaty organizatorów), bez kłopotów dotarł do... Łodzi. Tu nikt nie protestował, gdyż swojej sali widowiskowej specowi od tępienia gejów i lesbijek użyczyło Stowarzyszenie Robotników Chrześcijańskich. „Bądźcie sobie, ale w swoich czterech ścianach. Nie obnoście się ze swoją chorobą” – to najdelikatniejsze (obok propozycji przypalania homoseksualistów rozpalonym żelazem, a nawet ich całkowitej eliminacji ze społeczeństwa!) komentarze z sali, jakie towarzyszyły naukowemu wykładowi. Takie tezy nagradzało się tu brawami. Według Camerona: ! homoseksualiści to jednostki kompletnie nieproduktywne; ! nie każdy, kto jest homoseksualistą, musi być automatycznie złą
! geje częściej niż lesbijki są osobą. Staje się nią dopiero wówskłonni do dziwactw. Uprawiają więc czas, kiedy nie zamierza swojej orientacji zmienić, bo każdy dobry niezwykle dziwaczne praktyki, jak na przykład lizanie stóp. Zapamięobywatel powinien zawrzeć związek tale kradną też kobiece buty. małżeński i mieć dzieci (oczywiście Co poza tym? – im więcej, tym lepiej); ! właśnie przez inwazję homo! Chrześcijaństwo bierze w obroseksualistów przeżywamy w Polsce nę najbardziej bezbronną istotę, kryzys demograficzny. Z tego powodu w 2040 roku będzie nas zaledwie 20 milionów! Stan ten ewidentnie pogarszają naciski Unii Europejskiej zmierzające do nadania homoseksualistom specjalnych praw i przywilejów; ! kolejny grzech śmiertelny Unii to fakt, że – powołując się na prawa człowieka – śmie protestować przeciwko zabijaniu homosekPaul Cameron sualistów ! dopuszczenie homoseksualistów do nauczania jaką jest dziecko. Barnaba Apow szkołach stanowi ogromne zagrostoł potępił pederastię, podobnie żenie zarażania nienormalną skłonjak reszta jego kolegów apostołów. nością – od samego słuchania na teKto jest zatem odpowiedzialny mat homoseksualizmu dzieci w polza skandal pedofilii w Kościele kaskich szkołach będą gremialnie tolickim? Homoseksualiści, któzmieniać orientację; rych w szeregach duchowieństwa jest co najmniej 30 proc. ! społeczeństwo, które popiera homoseksualny styl życia, naucza ! Jeśli homoseksualizm jako pośmierci. stulat społeczny uczynimy legalnym, Nie zabrakło oczywiście danych otworzymy puszkę Pandory; statystycznych, z których wynika, że: ! Społeczny ruch homoseksualny może być powstrzymany tyl! ludzie otwarcie praktykujący ko w taki sposób, w jaki powstrzyhomoseksualizm są bardziej skłonmano go na początku chrześcijańni do popełniania przestępstw, m.in. stwa – poprzez prześladowania, jawuchylają się od obowiązku płacenia ną dyskryminację oraz kategoryczpodatków, doprowadzają do wypadne powstrzymanie wszelkich prób ków na drodze, są sprawcami przelegalizacji praktyk homoseksualmocy domowej; nych czy zrównania praw; ! homoseksualiści w Ameryce rujnują finansowo zdrowych podat! Doktor Cameron – w raników; mach leczenia – namawia swoich
REKLAMA
PRAWDZIWA EWANGELIA RELIGIA, KTÓRA MA SENS Bezpłatny kurs biblijny od: Bracia w Chrystusie, skr. 7 UP Poznań 45, filia 36 ul. Głogowska 179 60-130 Poznań
10
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
POD PARAGRAFEM
Powrót niewidzialnej ręki Z lektury opracowań i analiz Banku Światowego, Najwyższej Izby Kontroli oraz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów można wysnuć wniosek, że polskie prawo tworzy... niewidzialna ręka. Tylko w ten sposób można wyjaśnić nagłe pojawianie się i znikanie z rządowych projektów ustaw i rozporządzeń najróżniejszych przepisów. Ponadto jakieś tajemnicze siły w trakcie nocnych debat parlamentarnych dodawały do uchwał przyjmowanych przez posłów i senatorów najróżniejsze regulacje. Od roku 1990 polskie prawo stawało się – jak czytamy w analizie profesora Pawła Chmielnickiego z Wydziału Zarządzania i Administracji Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach – polem niejawnego dla opinii publicznej przetargu pomiędzy najróżniejszymi grupami interesów. Dobro wspólne przestało być ważne. Liczyła się korzyść (i to często krótkoterminowa) tych, którzy pomogą partiom sfinansować kampanie wyborcze lub też mogą przeszkodzić w sprawowaniu władzy, organizując manifestacje czy masowe strajki (np. górnicy). W konsekwencji mamy niestabilne reguły gry dla przedsiębiorców, preferujące bez żadnego uzasadnienia pewne rodzaje działalności gospodarczej kosztem innych, oraz coraz bardziej sztywną konstrukcję budżetu państwa z wydatkami, których celowości nie da się REKLAMA
uzasadnić. Nie udało się także ustalić, kto i kiedy wpisywał dziwne rozwiązania do regulacji prawnych. I tak w połowie 1998 roku niezidentyfikowany do dzisiaj urzędnik MSWiA dopisał w pakiecie ustaw wprowadzających reformę samorządową drobną regulację dotyczącą przejęcia przez budżet państwa wszelkich zobowiązań publicznych placówek ochrony zdrowia. I to bez żadnych ograniczeń. Nieważne było, czy dyrektor szpitala kupił na tak zwany przedłużony termin płatności sprzęt medyczny czy też luksusowe meble do swojego gabinetu. Państwo za wszystko hurtem płaciło. Dostawcy sprzętu do szpitali tylko zacierali ręce. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy (!) roku 1998 długi publicznych lecznic wzrosły niespodziewanie z niecałych pięciu miliardów złotych do ponad 7,5 miliarda. Warto wspomnieć, że planowany przez ówczesnego ministra finansów Leszka Balcerowicza cały deficyt budżetu państwa w roku 1999 miał wynieść 12 miliardów złotych. Gdy rząd Buzka przesłał pod koniec 1998 roku projekt budżetu państwa, eksperci ze zdumieniem zauważyli, że olbrzymi dług placówek ochrony zdrowia w cudowny sposób „wyparował”. Nie ma go i już. Rozwiązanie tego problemu, jakie wynalazło kierownictwo resortu finansów, było niezwykle proste. Otóż w tajnym przetargu Ministerstwo Finansów wybrało Bank Handlowy, powierzając mu zarządzanie serią obligacji, na które zamieniono owe medyczne zobowiązania. Nie były one przy tym wliczane do... długów państwa. Tajemnicza ręka wpisała za rządów AWS-UW prawne przywileje dla krajowego monopolisty w produkcji żelatyny – oto w nocy rząd Buzka wydał rozporządzenie zakazujące importu. Anonimowe dopisywanie prawnych regulacji nie było domeną prawicy. Za czasów rządu Leszka Millera dwukrotnie podczas prac nad ważnymi projektami ustaw dochodziło do nagłego pojawiania się i znikania ważnych zapisów. Pierwszy przypadek dotyczył sławnego zwrotu „lub czasopisma” w technicznej nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. Inicjatywa wzorowana na regulacjach obowiązujących w większości państw Unii Europejskiej miała zapobiec koncentracji w rękach jednej firmy telewizji, radia, dzienników oraz popularnych czasopism (porównaj: imperium Rydzyka...). W trakcie prac nad nią rząd nie tylko dał się wmanewrować
w wojnę, jaką toczyli pomiędzy sobą niektórzy działacze lewicy, ale także pozwolił, aby najważniejsze części projektu powstawały na niejawnych spotkaniach wybranych przedsiębiorców z urzędnikami państwowymi. Efekt? Wybuch afery Rywina. Nie nauczyła ona jednak polityków lewicy niczego. W podobny sposób mataczyli oni nad projektem ustawy o biopaliwach. I tam zdarzył się „cud” – w sposób niedający się wyjaśnić żadną miarą jakaś tajemnicza ręka dopisała w jednym z przepisów „oraz inne rośliny”. Zmiana na pozór kosmetyczna otwierała skarbiec z rządowymi dopłatami do biopaliw importerom oleju palmowego oraz sojowego. W podobny sposób posłowie debatowali także nad projektami ograniczenia reklam papierosów oraz alkoholi. W przypadku tych ostatnich niejasne, ale bardzo restrykcyjne przepisy doprowadziły do pojawienia się reklam napojów, których w sprzedaży nie było. Producenci pod marką piwa bezalkoholowego promowali tak naprawdę normalne piwo. W latach 1997–1999 ktoś w MF w rozporządzeniu wskazywał z nazwy (!) firmy, które mogły bez żadnej kontroli zajmować się dystrybucją zwolnionego z akcyzy oleju napędowego dla kutrów. Najdziwniej przebiegały jednak prace nad kolejnymi nowelizacjami ustawy o grach i zakładach wzajemnych. Według ekspertów Banku Światowego, w 1999 roku zablokowanie w Sejmie jej nowelizacji miało kosztować firmy organizujące hazard 3 miliony dolarów. Przychody firm działających na tym rynku szacuje się na 12–15 miliardów złotych rocznie. Przez lata wytworzyła się też równowaga pomiędzy państwowym Totalizatorem Sportowym a prywatnymi przedsiębiorstwami. Ową równowagę mogło zachwiać wprowadzenie przez któregoś z uczestników rynku niezwykle zyskownych (ale i bardzo szybko uzależniających graczy) tak zwanych wideoloterii. Jeszcze w 2007 roku ówczesny prezes Totalizatora Sportowego twierdził, że bez problemu może zainwestować do dwóch miliardów złotych w sprzęt i promocje nowego hazardu. Wydatek miał się zwrócić w ciągu najwyżej 2 lat. Swoje plany wiązał z projektem nowelizacji, który próbował przepchnąć przez resort finansów. Gdy to się nie udało, poprosił o pomoc posłów PiS. Rozpad koalicji PiS-LPR-Samoobrona zablokował możliwość szybkiej nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych. Do prac nad nią powrócili ludowcy i PO. Pierwszy etap prac skończył się wybuchem tak zwanej afery hazardowej. Niestety, zakres analiz komisji śledczej ds. tej afery wyznaczyli niezbyt rozgarnięci agenci Centralnego
Biura Antykorupcyjnego. Skoncentrowali bowiem swoją uwagę na mającym marginalne znaczenie wątku obrony swoich interesów przez dwóch przedsiębiorców, a nie na przebiegu procesu legislacyjnego. Za posłów pracę domową odrobił za to szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, minister Tomasz Arabski. Wysłał on swoich kontrolerów do resortów finansów, gospodarki oraz sportu i turystyki. Ich raporty są przerażające. Otóż okazało się po 20 latach, że polski premier nie dysponuje żadnym (!) narzędziem monitoringu inicjatyw legislacyjnych proponowanych przez poszczególne resorty. Po prostu nie wie o nich! Opracowywany tak zwany harmonogram prac legislacyjnych rządu ma mniejszą wartość niż papier, na którym został zapisany. Urzędnicy mogą przy tym bezkarnie wyznaczać swoim kolegom z rządu oraz partnerom społecznym dowolnie krótkie terminy na przedstawienie uwag i opinii. W przypadku ustawy hazardowej – jak ustalili kontrolerzy z KPRM – „już na początku procesu legislacyjnego w MF w przypadku uzgodnień wewnątrzresortowych termin na składanie uwag był krótszy niż wymagany 3-dniowy”. Utrudniało to, zdaniem podwładnych ministra Arabskiego, „rzetelną analizę projektowanych rozwiązań”. Równie szybkie tempo urzędnicy resortu finansów narzucili swoim kolegom z innych ministerstw, choć – jak czytamy w protokole pokontrolnym KPRM – „było to działanie niecelowe, gdyż na tym etapie prac (wstępnych – przyp. red.) (...) najistotniejsza była jakość zgłaszanych uwag, a nie czas, w jakim miały być zgłoszone. Trudny do dotrzymania termin mógł powodować pobieżną analizę projektu, tym bardziej że został on przekazany w pakiecie z projektami innych ustaw”. Naszym zdaniem, na jakość prac nad rządowymi projektami ustaw i rozporządzeń wpływ ma także chaos kompetencyjny wewnątrz resortów. Jak czytamy w raportach KPRM, w resorcie finansów oraz sportu i turystyki obowiązywała praktyka nieprzekazywania kolegom z tego samego ministerstwa informacji o dalszych losach prowadzonych spraw. A skutki takich działań mogą być opłakane. Otóż na mocy ustawy hazardowej przyjętej jesienią 2009 roku w ekspresowym trybie celnicy konfiskują legalne automaty do gry. Ich właściciele szykują pozwy przeciw państwu i, zdaniem ekspertów, zwycięstwo mają w kieszeni. Po prostu przy przyjmowaniu tej regulacji złamano wszelkie konstytucyjne oraz unijne regulacje. Na odszkodowania budżet wyda co najmniej 700 milionów złotych. Do tego dojdą niemal pewne kary za zlekceważenie prawa
UE. A wszystko przez to, że urzędnicy departamentu służby celnej Ministerstwa Finansów nie poinformowali swojej koleżanki z resortu o obowiązku zgłoszenia (tak zwanej notyfikacji) w Brukseli projektu regulacji. Ich koledzy w Ministerstwie Sportu i Turystyki nie byli gorsi. Wiosną 2008 roku część z nich żądała od resortu finansów zagwarantowania, że administrator stadionów na EURO 2012 otrzyma do 2015 roku gwarancję budżetowych dotacji. Druga grupa informowała resort finansów, że takiej potrzeby nie ma. Dodajmy do tego lekceważenie przez urzędników państwowych podstawowego dokumentu regulującego tryb prac nad projektami rządowych deskryptów, czyli tak zwanych „zasad techniki legislacyjnej”. Jest to zbiór reguł pisania wszelkich projektów ustaw i rozporządzeń. W przypadku ustawy hazardowej panowie z MF pod hasłem nowelizacji ukryli jej zupełnie nową wersję. Zdaniem kontrolerów z KPRM, może o tym świadczyć zamiar wprowadzenia zmiany jej artykułów – 44 z 64 obowiązujących. Zapomnieli jednak zapytać, czy ich dzieło jest zgodne z regułami Unii Europejskiej. Zapodziała się im też analiza tak zwanych konsultacji społecznych. Teoretycznie mamy od 2005 roku obowiązek publikacji wszelkich rządowych i samorządowych projektów na stronach Biuletynu Informacji Publicznej i zgodnie z prawem, wszelkie uwagi i wnioski zgłaszane w trakcie prac nad projektem aktów prawnych przez zainteresowane przedsiębiorstwa, ich zrzeszenia, organizacje społeczne oraz związki zawodowe są jawne i winny być publikowane w BIP. Tak się nie dzieje. Jedynym, który stara się ujawniać wszelkie papiery, jest resort pracy i polityki społecznej min. Jolanty Fedak. Warto przy tym zwrócić uwagę, że owa praktyka umożliwia omijanie restrykcyjnych przepisów ustawy o lobbingu. W efekcie w rejestrze lobbystów prowadzonym przez MSWiA znajdziemy kancelarie adwokackie i radcowskie, związki zawodowe i organizacje społeczne. Za to brakuje w nim wielu przedsiębiorców oraz ich zrzeszeń, które faktycznie prowadzą taką działalność. Powód? W większości resortów to od urzędnika zależy, czy zgłosi swojemu przełożonemu zgodnie z wymogami ustawy prawa fakt, że otrzymał list z żądaniami lub propozycjami zmian w prawie. Sam pomysł, aby pozwolić urzędnikom na spotkania z lobbystami oraz zalegalizować udział tych ostatnich w procesie stanowienia prawa, był skandaliczny. Doprowadził on do prywatyzacji polskiego prawa. Ciekawe, czy posłowie zaczną szukać owej tajemniczej ręki, która do tego doprowadziła. Mamy poważne wątpliwości, bowiem ustawę lobbingową poparły wszystkie kluby – od lewicy po prawicę. MiC
[email protected]
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r. a biurko Komendanta Głównego Policji trafiają pisma adresowane „do rąk własnych” generalnego inspektora Andrzeja Matejuka, w których zaniepokojeni obywatele (cytując konstytucję i grożąc Matejukowi sądem w przypadku odmowy udzielenia informacji) żądają wyjaśnień, czy są lub byli w nieodległej przeszłości tajnymi współpracownikami, a jeśli tak, to jakie nadano im pseudonimy oraz ile rzekomo dostali pieniędzy (ewentualnie innych dóbr materialnych). ! „Jestem byłym funkcjonariuszem policji, któremu bezprawnie odebrano legitymację służbową 8746 (...), co wskazywałem we wniosku kierowanym do Pana o stwierdzenie nieważności rozkazu personalnego podtrzymującego moją banicję poza formacją. Wobec uzasadnionych podejrzeń co do sposobu potraktowania mojej osoby przez Biuro Spraw Wewnętrznych KGP, zadaję Panu (jako zwierzchnikowi wszystkich polskich policjantów) zapytanie, czy była lub jest prowadzona operacja specjalna w celu rozpracowania mnie, w jakich okolicznościach zostałem ewentualnie zwerbowany do współpracy, skoro z pewnością nie istnieje żaden dokument potwierdzający moją świadomą zgodę, i czy były pobierane rzekomo przeze mnie środki pieniężne lub inne dobra z funduszu operacyjnego?” – napisał 28 marca dr D., lekarz pracujący do niedawna w laboratorium kryminalistycznym; ! „W latach 1991–2007 byłem funkcjonariuszem posługującym się numerem służbowym 5998 (...). Ponieważ mam poważne i uzasadnione podejrzenia, że oficerowie Zarządu I Biura Spraw Wewnętrznych KGP traktowali mnie jako informatora, pytam (...), czy była prowadzona lub założono mi teczkę operacyjną (pracy i personalną) lub teczkę informatora bądź agenta, kto dokonał zwerbowania mnie i był rzekomo oficerem prowadzącym oraz jaki nadano mi pseudonim?” – docieka emerytowany podkomisarz inż. B. w liście z 14 kwietnia. Obaj mają niemal identyczne doświadczenia: informowali funkcjonariuszy BSW o bardzo poważnych nieprawidłowościach w komendzie (z pogranicza przestępstwa), a sprawy – ku ich najwyższemu zdumieniu – nie nabrały biegu procesowego i nie dowiedziała się o nich prokuratura. Podobne wątpliwości (z BSW w tle) zgłosiło nam również kilku czynnych policjantów (nie chcąc strzelać sobie w stopę, nie zdecydowali się na otwarte wystąpienie do głównego szefa), ale najwięcej pytań zadają osoby kompletnie niezorientowane w specyfice służby, którym zdarzyło się dyskretnie informować policję o podejrzeniach lub dostarczać dowody popełnienia przestępstw, a teraz żywią obawy, czy ich obywatelska postawa nie zaowocowała założeniem teczek, które wypłyną przy jakiejś kolejnej lustracji... Co ich wszystkich tak nagle napadło?
N
Okazuje się, że te reakcje są pokłosiem naszej niedawnej publikacji („Pies psu wilkiem” – „FiM” 12/2010) dotyczącej praktyk Biura Spraw Wewnętrznych KGP, elitarnej formacji zajmującej się „wykrywaniem przestępstw popełnionych przez policjantów lub pracowników policji z zastosowaniem obowiązujących metod i form pracy operacyjnej”, w którym to pojęciu mieszczą się m.in. prowokacje, podsłuchy, obserwacje, tajne przeszukania, werbowanie agentów, itp. Opisaliśmy wówczas sposób na ukrywanie przed prokuraturą kłopotliwych przecieków: „Gdy człowiek przychodzi i podaje na tacy kogoś ważnego, to na ogół
PATRZYMY IM NA RĘCE OZI, czyli osobowe źródła informacji, dzielą się na osoby informujące, informatorów, współpracowników i agentów. Wymieniam je w kolejności uwzględniającej rangę oraz znaczenie – od źródła stosunkowo słabego lub anonimowego po najbardziej wartościowe. – Zacznijmy zatem od osoby informującej. Kiedy obywatelowi nadaje się to miano? – Gdy informacje uzyskujemy od niego okazjonalnie i nie są to śmieci. Dostaje wówczas swój numer identyfikacyjny oraz zakłada mu się teczkę, o której nie wie, gdy na przykład ukrywa swoją tożsamość i nie ma z nim żadnego kontaktu w drugą stronę. Ale nie wiedzą o niej
identyfikację źródła, przechowuje kierownik jednostki lub wyznaczony przez niego policjant, ale jest to na ogół naczelnik wydziału. Jeśli funkcjonariusz spotka się z odmową współpracy, wszystkie dokumenty ilustrujące stan jego przygotowań muszą trafić do akt sprawy operacyjnej, w ramach której chciał człowieka pozyskać, lub do teczki tzw. przedsięwzięcia werbunkowego. – Czyli informator powinien wyrazić zgodę na kooperację? – Niekoniecznie, bo jeśli tylko kategorycznie nie odmówi, to instrukcja nie zabrania rejestracji pozyskania. Także kontrola ze strony przełożonych policjanta jest iluzoryczna, bo sprowadza się jedynie
11
śledczej. Warunkiem zatwierdzenia pozyskania jest wyrażenie przez kandydata zgody na tajną współpracę i podpisanie (przyjętym pseudonimem) druku standardowego oświadczenia w tej sprawie. Gdy policjant ją uzyska, sporządza i przedkłada do zatwierdzenia raport z pozyskania i wynegocjowanych warunków (w tym również płacowych). Ten dokument stanowi podstawę do założenia teczki personalnej współpracownika, którą – w przeciwieństwie do sytuacji z informatorem – trzyma w swojej szafie policjant prowadzący i tylko „w uzasadnionych przypadkach”, jak powiada instrukcja, oddaje na przechowanie szefowi.
Vademecum tajnego agenta Służby policyjne mają – niezależnie od ustroju państwa – swoje obyczaje. Niech więc nikt nie będzie zdziwiony, jeśli kiedyś dowie się, że na pozór niewinne z nimi kontakty zaowocowały teczką i pseudonimem... jest nieświadomy obowiązujących procedur. Można w takiej sytuacji spisać protokół, lecz trzeba wówczas sprawie nadać bieg, a częstokroć dotyczy ona wieloletnich znajomych. Spisuje się więc notatkę służbową trafiającą do teczki „osoby informującej” bądź „informatora”, czyli kategorii osobowych źródeł, które nie muszą wyrazić formalnej zgody na kooperację. Taki myk pozwala uniknąć reguł kodeksowych oraz zachować sprawę w dyskrecji przed prokuraturą nieposiadającą żadnego dostępu do tajnych akt” – wyjaśnił w artykule pewien były „wilczur” z BSW, otwierając oczy młodym „psom”, że dostarczane przez nich informacje bywają wykorzystywane do rozgrywek personalnych i tuszowania afer, tudzież wywołując zrozumiałą panikę zdezorientowanych cywilów, pomnych procesów lustracyjnych agentów nieboszczki bezpieki. Żeby więc każdy wątpiący mógł zweryfikować własne doświadczenia oraz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy i jaką teczkę posiada, poprosiliśmy wysokiego rangą oficera KGP o przedstawienie fundamentalnych przepisów dotyczących tzw. pracy operacyjnej. Oto co nam ujawnił, opierając się na dokumentach, do których dla pewności pozwoliliśmy sobie nawet zerknąć, mimo chroniących je klauzul tajności... Oficer: – Według „Instrukcji o pracy operacyjnej policji”, wszystkie
Fot. MaHus również ludzie działający z otwartą przyłbicą. Gospodarz domu, taksówkarz, pracownik lombardu, listonosz... – Kto trzyma w szafie ich teczki? – Policjant bezpośrednio prowadzący taką osobę, czyli zdarza się, że również właściwy terytorialnie dzielnicowy. – A informator? – Instrukcja powiada, że jest to człowiek „z własnej inicjatywy przekazujący informacje lub celowo pozyskany w związku z możliwością uzyskania informacji interesujących Policję”. Współpracuje w zasadzie z pionem kryminalnym bądź śledczym (m.in. Centralne Biuro Śledcze i Biuro Spraw Wewnętrznych – dop. red.). Otrzymuje już do wykonania drobne zadania, ale istnieje wyraźny zakaz, żeby wykraczały poza sferę objętą posiadaną przezeń wiedzą lub naturalnym dotarciem operacyjnym. Innymi słowy: dilera narkotykowego pod żadnym pozorem nie wolno naprowadzać na złodzieja samochodów. – Jak wygląda procedura pozyskania? – Policjant musi sprawdzić daną osobę w kartotekach (również pozaresortowych) i opracować notatkę uzasadniającą celowość nawiązania współpracy. Jeśli wszystko ułoży się po jego myśli, rejestruje OZI i razem pracują, przy czym teczkę personalną, która zawiera dane umożliwiające
do dokonywanej raz w roku akceptacji oceny pracy OZI napisanej przez prowadzącego go funkcjonariusza. – Przejdźmy o szczebel wyżej... – Współpracownicy są podstawowym środkiem wykorzystywanym w pracy operacyjnej. Typuje się ich wyłącznie (z drobnymi wyjątkami w sytuacjach nagłych) spośród informatorów mających predyspozycje do wykonywania zleconych zadań, po sprawdzeniu, że nie pracują równolegle dla kogoś innego i nie są objęci „zastrzeżeniem koordynacyjnym”. Swój zamysł policjant szczegółowo dokumentuje w „raporcie o zgodę na pozyskanie”, który musi zatwierdzić jego naczelnik. – Co taki dokument zawiera? – Obok danych personalnych, wyników sprawdzeń, charakterystyk, oceny dotychczasowej współpracy i uzasadnienia przekwalifikowania źródła na w pełni świadome – instrukcja wymaga uwzględnienia w raporcie informacji o przeszłości kandydata, jego sytuacji majątkowej, rodzinie, nałogach, trybie życia, skłonnościach, osobowości... Powinien być prześwietlony z każdej strony, nie wyłączając wyznania i preferencji seksualnych! – Dochodzi wreszcie do decydującej rozmowy. I co dzieje się dalej? – Są werbowani i prowadzeni przez specjalnie wyszkolonych policjantów ze służby kryminalnej lub
– Jakie kwity można znaleźć w takiej teczce? – Oświadczenie o zgodzie na współpracę i jej zakres, wynegocjowane warunki płacowe, wykaz wykorzystywanych do spotkań lokali operacyjnych, okresowe oceny, materiały z obowiązkowych przedsięwzięć weryfikujących lojalność i prawdomówność współpracownika, pokwitowania wypłat i wszelkie inne dokumenty mogące go identyfikować. – Co musi zrobić, żeby awansować na agenta? – Może zostać agentem oraz zarabiać duże pieniądze (o wysokości honorarium decyduje komendant główny – dop. red.) nawet za samą gotowość do pracy, jeśli jest absolutnie dyspozycyjny i posiada „predyspozycje do wykonywania złożonych zadań operacyjnych w kraju lub za granicą”, ale szansę ma każdy człowiek z dotarciem do interesujących nas środowisk, bo nie istnieje wymóg odbycia jakiegoś wcześniejszego stażu w charakterze informatora bądź współpracownika. Instrukcja zastrzega ponadto, że pozyskań dokonują wyłącznie policjanci wyspecjalizowani w takiej robocie i wyłącznie na „wniosek o wykonanie przedsięwzięcia werbunkowego”, podpisany przez naczelnika wydziału Biura Wywiadu Kryminalnego KGP, któremu zgłaszają swoje zapotrzebowania także służby śledcze. – Czy to już wszystkie kategorie waszych kooperantów? – Nie. Są jeszcze konsultanci, osoby wspomagające, prywatni właściciele baz obserwacji, lokali i obiektów operacyjnych... I nie są to tylko „nasi”, bo podobne rozwiązania oraz nazewnictwo obowiązują w innych służbach specjalnych. Napiszemy o nich za tydzień. Udzielimy także kilku praktycznych porad, jak uniknąć rozczarowań po zakręcie historii owocującym kolejną lustracją... ANNA TARCZYŃSKA
12
GNIEZNO-GNIAZDO
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
Kościół Polscy biskupi wyznaczyli wiernym nowe obowiązki. Teraz ich zadaniem jest nie dostrzegać przewin kapłanów. Zamiast tego mają dziękować Bogu za dobrych księży. Jak co roku w ostatni weekend kwietnia Gniezno przeżyło nalot biskupów, księży, sióstr zakonnych, zorganizowanych grup dziatwy szkolnej i studentów. Tym razem po raz pierwszy od lat wojsko oraz policja wystawiły dość ograniczone reprezentacje. Formalnie impreza poświęcona była świętemu Wojciechowi, w praktyce służyła oddaniu iście królewskich honorów odchodzącemu na emeryturę arcybiskupowi Gniezna i prymasowi Polski Henrykowi Muszyńskiemu.
W tym celu władze miasta poleciły odświeżyć fasady starych kamienic i udekorować ulice. Starania i wysiłek samorządowców próbowało zepsuć spore grono biskupów zazdrośników, którzy zbojkotowali imprezę. Po prostu wzięli i... nie zaszczycili! Ich miejsca zajęli sprowadzeni awaryjnie przez arcybiskupa Józefa Kowalczyka zagraniczni hierarchowie (m.in. bp Heinrich Mussinghoff z Akwizgranu, bp Petru Gherghel z Jass w Rumunii i emerytowany biskup Magdeburga Leopold Nowak).
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
GNIEZNO-GNIAZDO
panujący Na dzień dobry małolaty dowiedziały się od biskupa Grzegorza Balcerka z Poznania, że zadaniem świeckich jest ciągła troska o kapłanów, gdyż są oni, tak jak Chrystus, „atakowani przez ludzi złej woli i złego ducha”. Zdaniem poznańskiego hierarchy, negatywne zachowania księży są niczym wobec „cichego, ale wielkiego dobra, jakie tworzą nieraz w wielkim wysiłku rzesze biskupów i księży wiernych powołaniu”. Nie zabrakło także odniesień do smoleńskiej tragedii. Arcybiskup Henryk Muszyński oświadczył, że ci, co zginęli, zasiali tak samo jak święty Wojciech ziarno, które wyda w przyszłości swoje owoce. Metropolita Warszawy Kazimierz Nycz
z kolei zaatakował wszystkich, dla których „pojęcia wiary, umiaru, ascezy, umartwienia, obumierania są tylko znakiem ciemnoty i zacofania, a droga proponowana przez Kościół to według nich żaden program dla współczesnego człowieka”. Powód? „Bez nich życie człowieka jest puste i pozbawione prawdziwej radości”. Arcybiskup Nycz rozwiał nadzieje liderów PiS dotyczące kościelnego usankcjonowania hasła o męczeńskiej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Oświadczył bowiem: „Wszyscy musimy pamiętać, że sam fakt, iż ktoś zginął w lotniczej katastrofie, nie daje jeszcze powodów, by go nazywać męczennikiem, słowo to bowiem odnosi się do tych, którzy dobrowolnie
podjęli decyzję, by swoje życie uczynić ofiarą w obronie wartości najwyższych”. Na koniec polecił polskim politykom oraz twórcom kultury oddanie się „(...) służbie najważniejszym wartościom, bez których nie ma życia społecznego, a więc prawdzie, miłości, solidarności, życiu, godności człowieka, godności rodziny (...)”. Oczywiście wszystko w wersji katolickiej. W wolnych chwilach wierni mogli zapoznać się z szeroką ofertą producentów „religijnej plastikowej i drewnianej galanterii”. Punktem orientacyjnym była plastikowa toaleta ze zdjęciem papieża na drzwiach. I ponoć nie był to akt bluźnierstwa... MiC Fot. MaHus
13
14
KOŚCIÓŁ RZYMSKO-PEDOFILSKI
Oskarżamy Benedykta XVI, z zawodu papieża... Do sądu w Milwaukee (Wisconsin, USA) wpłynął pozew przeciwko Benedyktowi XVI, kardynałom Tarcisio Bertonemu i Angelo Sodanowi. Sprawa dotyczy głuchoniemego mężczyzny, który jako dziecko był wykorzystywany seksualnie przez nieżyjącego już księdza Lawrence’a Murphy’ego. Dwaj amerykańscy prawnicy sporządzili pozew mówiący m.in. o niepodjęciu przez archidiecezję Milwaukee odpowiednich kroków przeciwko nieżyjącemu już księdzu Murphy’emu, który molestował ponad 200 chłopców przez 20 lat pracy w szkole dla głuchoniemych. Arcybiskup Milwaukee Rembert G. Weakland wiedział doskonale, jak ksiądz zboczeniec „opiekuje się” niepełnosprawnymi dziećmi, i powiadomił o tym Kongregację Nauki Wiary, której w tamtych latach przewodniczył Joseph Ratzinger. W 1974 roku Lawrence Murphy został usunięty ze szkoły, po tym jak jej uczniowie rozlepili w mieście plakaty z rozpaczliwymi prośbami o wyrzucenie zboczeńca. Kościół przeniósł duchownego w jego rodzinne strony na północ stanu, gdzie miał odpocząć i podreperować zdrowie. Do szkoły dla niesłyszących nigdy nie wrócił, ale i tak do końca życia... pracował z dziećmi w różnych parafiach i placówkach dla nieletnich. W 1993 roku przełożeni skierowali księdza Murphy’ego na badania, dzięki którym wykryto, że ma silne zaburzenia seksualne. Cechuje go przy tym zupełny brak empatii. W 1996 roku w Milwaukee abp Weakland wysłał do Kongregacji Nauki Wiary (dawna Święta Inkwizycja) dwa listy, w których opisał przestępstwa seksualne, jakich dopuścił się Murphy (patrz: skan.). W odpowiedzi zastępca Josepha Ratzingera kardynał Tarciscio Bertone (obecnie sekretarz stanu w Watykanie) napisał, że KNW zezwala na procedury dyscyplinarne z zastosowaniem crimen solititationis, co znaczyło, że biskupi z Wisconsin mogli wywalić zboczeńca, ale za zdradzenie komukolwiek (w tym władzom cywilnym) jego sprawy groziła im ekskomunika! Murphy dostał dwa tygodnie na ustosunkowanie się do zarzutów seksualnego molestowania dzieci
i zdradzania tajemnicy spowiedzi, co pozwoliło mu zmusić swoje ofiary do milczenia. Cwaniak, znając procedury KNW, wysłał do kardynała Ratzingera list, w którym przyznaje się do zarzutów, i oświadczył, że bardzo tego żałuje. Taktyka „rób co chcesz, a potem okaż skruchę” zadziałała perfekcyjnie. Kiedy do KNW wpłynęły żale Murphy’ego, Bertone kazał natychmiast wstrzymać procedury dyscyplinarne i zaproponował inne środki duszpasterskie. Duchowni z Winsconsin rozłożyli ręce, bezskutecznie tłumacząc kardynałowi, że wszystkie środki już dawno wyczerpali, a sprawa księdza zboczeńca może niedługo stać się światowym skandalem. Jednak pomysłowość przełożonych pedofila pozwoliła zastosować środek ostateczny i niewątpliwie skuteczny. Otóż po fali skarg i pozwów
składanych przez ofiary gwałtów abp Weakland zapłacił jednej z nich 450 tys. dolarów łapówki w zamian za milczenie, do czego się przyznał, a zaraz potem podał do dymisji. W sierpniu 1998 roku 72-letni, niewinny w świetle prawa ksiądz pedofil Lawrence Murphy zmarł.
Ks. Murphy (w środku) przyjmuje darowiznę na rzecz szkoły dla głuchoniemych Amerykańscy prawnicy, podając do sądu Benedykta XVI, byłego i obecnego sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej, uważają, że sprawa z Milwaukee była celowo tuszowana, a wcześniejsza interwencja Kościoła mogła udaremnić część przestępstw, jakich dopuścił się Murphy. Oczywiście innego zdania są sami oskarżeni. Obrońca Watykanu, prawnik Jeffrey Leny, oświadczył: „Ofiarom kryminalnych czynów, popełnionych przez księdza Murphy’ego należy się nasze pełne zrozumienie. Wykorzystując seksualnie dzieci, złamał on zarówno prawo, jak i zaufanie, jakie ofiary w nim pokładały (...). Jednakże podczas gdy roszczenia przedstawione przez ofiary wykorzystywania są uzasadnione, ten pozew taki nie jest. Sprawa wytoczona Stolicy Apostolskiej i jej reprezentantom jest całkowicie bezpodstawna”. Także i w tej sprawie Watykan pokazuje poszkodowanym środkowy palec. Jeden z
Jednak my, wieczni optymiści, mamy szczerą nadzieję, że Benedykt XVI w końcu stanie przed Temidą i odpowie za swoje grzechy.
Bertonego listów abp. Weaklanda do Tarcisia
Źródła: BBC, „The Times” Tłumaczył: ARIEL KOWALCZYK
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r. rzed Sądem Rejonowym w Würzburgu rozpocznie się 4 maja proces, na który w napięciu (i nie ma w tym określeniu cienia przesady) czekają całe Niemcy, a zwłaszcza tamtejsi księża pedofile oraz ich przełożeni. Powódką jest Cornelia Hüttinger (na zdjęciach: obecnie i w dzieciństwie), a stroną pozwaną – diecezja Würzburg, z ordynariuszem bp. Friedhelmem Hofmannem na czele. Kobieta była w dzieciństwie podopieczną miejscowego Marienheimu (Dom Maryi), czyli domu dziecka prowadzonego przez franciszkanki. Matka oddała ją (owoc przelotnego romansu) zakonnicom na wychowanie w 1960 r., zaledwie kilka dni po porodzie. Cornelia przebywała tam aż do pełnoletności, a wkrótce potem wyszła za amerykańskiego żołnierza i wyjechała na Florydę. Po śmierci męża wróciła do Niemiec, by rozpocząć nowe życie. Poszukując śladów swojego dzieciństwa, w sierpniu 2002 r. odwiedziła nieczynny i przeznaczony już do rozbiórki dom dziecka przy Franz-Ludwig-Straße 18. Gdy wędrowała po znanych piętrach i gabinetach, przeszłość wróciła z siłą wodospadu... Cornelia trafiła do kliniki psychiatrycznej w Oberstdorfie, gdzie pod opieką ordynatora dr. Godeharda Stadtmüllera przez wiele miesięcy wracała do zdrowia i równowagi. Była tam również badana przez psychologa prof. Erwina Mödego z Katolickiego Uniwersytetu w Eichstätt, który 10 stycznia 2006 r. wydał ekspertyzę potwierdzającą, że traumatyczne wspomnienia Cornelii dotyczące jej dzieciństwa oparte są na faktycznych przeżyciach. A cóż takiego strasznego wydarzyło się w kościelnym ośrodku? Z raportu prof. Mödego oraz relacji Cornelii wynika, że między szóstym a dwunastym rokiem życia była systematycznie i codziennie bita przez zakonnice („Przynajmniej raz na dobę, z użyciem rzemienia, pasa lub wieszaka” – podkreśla ekspert) oraz upokarzana, a „po ataku torsji zmuszana do zjadania wymiocin”. Ale najprawdziwsze piekło zgotował jej ksiądz kapelan obsługujący duszpastersko dom dziecka i pełniący tam m.in. rolę spowiednika... – Wzywał mnie do spowiedzi raz, czasem dwa razy w tygodniu. Po pierwszej już wiedziałam, o co mu tak naprawdę chodzi, choć z pewnością nie miałam jeszcze siedmiu lat. Początkowo musiałam tylko onanizować go w konfesjonale. Ręką i ustami... Po pewnym czasie doszedł do tego również seks analny – opowiada Cornelia. Przełożona zakonnic doskonale zdawała sobie sprawę z wyczynów wielebnego pedofila, bo po każdym gwałcie szarpała zmaltretowane dziecko za włosy, wyzywała je od „brudnych świń” oraz zmuszała do całowania stóp figury Maryi. Dziewczynka z różańcem w ręku musiała prosić posąg o przebaczenie za popełnione grzechy.
15
P
Jako zaledwie kilkuletnie dziecko była systematycznie gwałcona, bita i poniżana. Taki model wychowawczy stosowano w kościelnym ośrodku opiekuńczym...
Więźniarka Domu Maryi – To było najcięższe, po prostu niewyobrażalne więzienie, w którym przez ponad sześć lat, aż do 1974 r.,
w Eichstätt, poinformował bp. Hofmanna o wynikach badań prof. Mödego i zasugerował, żeby diecezja
przypadkiem nadużyć seksualnych” – podkreślał dr Pytlik. Ponieważ biskupi są przyzwyczajeni tylko do brania, ordynariusz stanowczo odmówił wypłaty pieniędzy. Kobieta znalazła więc prawnika i poszła na wojnę. Pierwszą potyczkę już wygrała, bo Wyższy Sąd Okręgowy w Bambergu po analizie akt przyznał Hüttinger bezpłatną pomoc prawną. – Jeśli na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego sąd
Biskup Hofmann ani myśli płacić spowiednik terroryzował mnie i wykorzystywał seksualnie – podkreśla była wychowanka franciszkanek. Poufnym pismem z 27 lutego 2006 r. ks. dr Alexander Pytlik, wiceoficjał (prawnik) kurii biskupiej
Würzburg wypłaciła skłonnej do ugody Cornelii so- Ksiądz Pytlik: „Jej zeznania są wiarygodne” lidne odszkodowanie i podjęła się stałej nad nią opieki. „Jej zeuznał, że za pięć miesięcy możemy znania są wiarygodne i mamy, niestewalczyć o 75 tys. euro, to pół milioty, do czynienia z wyjątkowo ciężkim na za sześć lat nie będzie kwotą
wygórowaną i o taką właśnie pozywamy diecezję. Mam nadzieję, że Kościół zachowa się honorowo i nie będzie formalistycznie zasłaniał się przedawnieniem. O taką postawę poprosiłem osobiście i na piśmie papieża Benedykta XVI – ujawnia adwokat Cornelii dr Christian Sailer, który najprawdopodobniej dawno się nie spowiadał... – Stawiane nam zarzuty i żądania są po prostu niepojęte. Tym bardziej że powódka nie pamięta nawet nazwisk i nie potrafi rozpoznać sprawcy na przedstawionych jej zdjęciach księży, którzy bywali wówczas w ośrodku sióstr franciszkanek – twierdzi prawnik biskupa Günter Paul, przyznając wszakże, że w ramach „miłości chrześcijańskiej” diecezja zaoferowała wcześniej Cornelii 15 tys. euro w zamian za milczenie i pisemne oświadczenie o zrzeczeniu się wszelkich pretensji pod adresem Kościoła. – Absolutnie nie zamierzam zrobić im tej przyjemności – oświadcza więźniarka z Marienheimu. – Od kilku miesięcy wszystkie niemieckie media żyją epidemią pedofilii wśród kleru. Moi znajomi, choć już od dawna nie są katolikami, chodzą co niedziela do kościoła na polską mszę – mają nadzieję usłyszeć choćby słówko skruchy lub komentarza. Jak dotychczas żaden z tych jedwabnych drani występujących na ambonie nawet się nie zająknął, że jest jakiś problem – sprawozdaje z Hamburga nasz wierny czytelnik Mariusz R. DOMINIKA NAGEL
16
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
ZE ŚWIATA
MAGNES A MORALNOŚĆ Dusza. Mistyczne centrum człowieka. Kieruje jego duchowością i steruje moralnością, której źródłem jest wiara. Prawda? Niezupełnie.
z University of Texas w Austin. Miłość to nic innego jak chemia – brzmi jego trudny do przełknięcia werdykt. Proces zakochiwania się i podniecania jest ściśle powiązany z procesami fizjologicznymi. Zaczyna się od przyspieszonego rytmu serca, zwiększonego wydzielania potu i adrenaliny. Potwierdza to kardiolog Reginald Ho z Thomas Jefferson Hospital w Filadelfii. Mózg wysyła sygnały do gruczołów wydzielania wewnętrznego. Dr Ho ostrzega: dla ludzi z problemami sercowymi, szczególnie starszych, miłość może być niebezpieczna. Ale odpowiednie medykamenty likwidują zagrożenie. Wszystko to cenne i godne szacunku, tylko niech jajogłowi, na miłość boską, nie biorą się za przetłumaczenie na swój język „Romea i Julii”... PZ
DUPARAKIRI Sądziliśmy, że metodą rytualnego samobójstwa w Japonii i Azji jest harakiri. Okazuje się, że nie tylko. 62-letni pan z Hongkongu został przywieziony na pogotowie przez córkę. Jęczał z bólu i broczył krwią z odbytnicy. Lekarze stwierdzili, że włożył do niej pokaźną cukinię. Nie w oczekiwaniu przyjemności – wyjaśnił, że zamierzał popełnić samobójstwo. CS
KOPULACJA I URODZAJ Niekonwencjonalny i bezpłatny sposób na zwiększenie zbiorów bananów ogłosił lider sekty religijnej z Papui-Nowej Gwinei: każdy, kto odbędzie stosunek płciowy w miejscu publicznym, będzie miał zbiory dziesięciokrotnie wyższe.
TANIE, BO POLSKIE Przynajmniej w odniesieniu do moralności. Naukowcy wykryli, że można ją z zewnątrz regulować jak pilotem do telewizora. W tym wypadku falami magnetycznymi. Prozaiczne, rozczarowujące – ale prawdziwe. Badacze z Massachusetts Institute of Technology, Uniwersytetu Harvarda i centrum medycznego Beth Israel stwierdzili, że posługując się silnym polem magnetycznym, można zmieniać osądy moralne ludzi. Najpierw jednak musieli znaleźć w mózgu ośrodek zawiadujący moralnością. Zlokalizowali go nieco powyżej i z tyłu ucha. Poddawanie go oddziaływaniu pola magnetycznego zakłóca neurony, a wtedy elektryczne impulsy są wysyłane chaotycznie. W rezultacie właściciel mózgu odczuwa konfuzję, nie wiedząc jak ocenić daną sytuację w kategoriach moralnych, jak interpretować zachowania. Zakłócenia nie mają skutku permanentnego, ale fakt, że można je wywołać za pomocą pola magnetycznego może mieć doniosłe konsekwencje w sądownictwie czy na polu walki. CS
MIŁOŚĆ I CHEMIA W jaki sposób miłość inspiruje sztukę? Psychologowie holenderscy postanowili odpowiedzieć na to frapujące pytanie i podjęli stosowne badania. Okazało się, że myślenie o osobie kochanej stymuluje aktywność mózgu: poprawia koncentrację i kreatywność. Z kolei myślenie o seksie stymuluje inne ośrodki i poprawia myślenie analityczne. Ma to podłoże fizjologiczne: myślenie o obiekcie miłości pobudza wydzielanie neuroprzekaźnika dopaminy, a koncentrowanie się na wyobrażeniach o seksie sprawia, że wydziela się hormon testosteron. Celem tych oddziaływań psychofizycznych jest zwiększanie prawdopodobieństwa reprodukcji. O przekład ulotnych uczuć na język nauki pokusił się również Timothy nomen omen Loving
Dopiero co rozwiała się we Francji groza „polskiego hydraulika”, a już ze wschodu nadciąga kolejne zagrożenie. Tym razem polska inwazja wymierzona jest w zakony katolickie, produkujące we Francji opłatki. Na rynku pojawił się znacznie tańszy polski opłatek i francuskie zakonnice dramatyzują, że Polacy puszczą je z torbami. Nie dość, że apetyt na opłatek i komunię we Francji maleje, to jeszcze pojawiła się konkurencja... Kombinat pielgrzymkowy w Lourdes zagroził nawet, że przejdzie na polski wyrób. Kto wie, czy nasz opłatek nie przepłynie Atlantyku i nie zniszczy monopolu piekarni w stanie Rhode Island, która zaspokaja 80 proc. zapotrzebowania USA, Kanady i Australii. Nasz kraj (głównie zakony sióstr) może stać się światowym potentatem opłatkowym! TW
SEKSUALNE ZABYTKI Co za czasy, rozpusta, bezwstyd, ruja i porubstwo – gderają starsi ludzie. Również Kościół za różne brzydkie sprawki swych pracowników wini... demoralizujące trendy współczesności. Ale zjawiska składające się na tzw. nieprzyzwoitość, zwłaszcza w sferze seksualnej, towarzyszą ludzkości od dawna. Kolejny tego dowód przynosi aukcja w W. Brytanii. Wystawiono tam dwie zabawki seksualne, sztuczne członki, które sprzedano za 3600 funtów. Pochodziły z XVIII wieku, z Francji (ojczyzna świntuszenia...), a wylicytował je anonimowy kupiec. Prowadzący aukcję zapewnia: „Możecie się śmiać, ale to świetna inwestycja. Nieprędko zobaczycie następną porcję takich eksponatów”. Fallusy mają pokaźne rozmiary (25 i 28 cm) i wykonane są z drewna. Do kompletu należy skórzana pochwa (nie do zabaw, tylko do przechowywania gadżetów). Przedmioty reklamowane były jako „wyjątkowo rzadkie”. PZ
Policja zaniepokoiła się nie na żarty, bo bardzo surowo zwalczana jest tam publiczna nagość. Gliniarze zorganizowali więc nalot na chatę lidera sekty, sądząc, że jego aresztowanie położy kres groźbie nieprzyzwoitości. Prorok był sprytniejszy: dwóch ze swych żon użył w charakterze żywych tarcz, na wypadek gdyby funkcjonariusze chcieli posłużyć się bronią, po czym uciekł z siedmioma wyznawcami. Nago, rzecz jasna. JF
UCIECZKA DO KICIA W gazetach opisuje się ucieczki z więzienia. Na kanwie najbardziej zuchwałych lub dramatycznych kręci się filmy. Tymczasem tematem jak najbardziej zasługującym na medialną uwagę jest przypadek ucieczki... do więzienia. Akcji takiej podjął się Sylvester Jiles z Florydy. Został on przyłapany na próbie przeskoczenia płotu z drutem kolczastym, otaczającego areszt powiatu Broward na Florydzie. Z ciętymi ranami, które spowodował drut, odwieziono go do szpitala. Jiles został wcześniej zwolniony z więzienia, ale obawiał się, że na wolności dosięgnie go zemsta rodziny zabitego, o którego zamordowanie był podejrzewany. Władze więzienne wyjaśniły mu, że jest w areszcie osobą niepożądaną i wyrzuciły na wolność, doradzając, aby obawę o swoje bezpieczeństwo zgłosił na policji. TN
LEŃ CZY DEBIL? Lenistwo i poszukiwanie łatwizny przekracza wszelkie granice – także w przypadku złodziei. Albert Bailey nie zarabiał na życie konwencjonalnie, to znaczy pracą. Mimo to nie rezygnował z lenistwa. Kiedy zaplanował obrabować People’s United Bank w Fairfield w stanie Connecticut, zadzwonił do jego siedziby i zażądał, by kasjerka przygotowała worek z pieniędzmi, po który zaraz przyjedzie. Kiedy 10 minut później zajechał na parking z kumplem, był szczerze zaskoczony, że przywitali go gliniarze. TN
EPITAFIUM DLA RYBEK Konkubinat pewnej pary z Pasadeny w Teksasie miewał lepsze i gorsze okresy. Do dramatycznej kulminacji doszło, gdy partnerzy zaczęli się wzajemnie oskarżać o przywłaszczenie złotej biżuterii. Kiedy kobieta wzięła pod pachę akwarium z siedmioma rybkami i wyszła, trzaskając drzwiami wspólnego dotąd mieszkania, mężczyzna zadzwonił na policję. Pal licho złotą biżuterię, ratujcie moje złote rybki! Gdy stróże porządku zlokalizowali jego byłą bogdankę, miała przed sobą talerz, a na nim 4 rybki. Smażone. Co z pozostałymi trzema? Pani przełknęła ślinę... Policja odstąpiła od wykonywania czynności, uznając śmierć rybek za tragedię o charakterze cywilnym, a nie karnym. CS
TWAROŻEK Z BIUSTU W menu restauracji Klee Brasserie w Nowym Jorku pojawiło się nowe danie: ser. Nie byłoby to nic godnego odnotowywania w mediach, gdyby nie fakt, że ser został zrobiony z mleka żony szefa kuchni. „Smakuje jak krowie, ale jest słodkawe” – mówi Daniel Angerer. Kiedy rozeszła się wieść, konsumenci bardzo się zaciekawili: „Telefon się urywa, przychodzą na degustację”. Na razie serwuje kanapki z serem z mleka żony z figami lub z papryką. Lori Mason, producentka mleka, dostaje w e-mailach różne propozycje. Niektórzy skarżą się, że w dzieciństwie matki nie karmiły ich swoim mlekiem i pytają, czy mogliby spróbować. Mason odmawia. O nowej potrawie dowiedział się wydział zdrowia i ma pewne zastrzeżenia natury zdrowotnej, więc nie wiadomo, czy homoserek pozostanie w karcie na dłużej. JF
BEZPŁODNOŚĆ I RAK Bezpłodnym mężczyznom do zgryzot wywołanych brakiem potomstwa przybywa kolejne zmartwienie. Naukowcy z Washington Uniwersity wykryli związek między bezpłodnością a zapadalnością na wyjątkowo złośliwą formę nowotworu prostaty. Ryzyko zachorowania jest w przypadku bezpłodnych 2,6 razy
wyższe. Nie jest naukowo wyjaśnione, jakie są powody tej korelacji. Przypuszczalnie zaczyna się od życia płodowego i uszkodzenia chromosomów wywołanego toksynami. Na raka prostaty zapada rocznie 160 na 100 tys. osób. 26 na 100 tys. z tego powodu umiera. Inne czynniki ryzyka to zaawansowany wiek, otyłość, przypadki zachorowań w rodzinie. CS
BEKON JAK KOKA Ludzie otyli mają sporo wspólnego z nałogowcami – w naukowym, a nie obraźliwym sensie... ...informuje dr Paul Kenny, którego zespół ze Scripps Research Institute na Florydzie doszedł do takiej konkluzji po eksperymentach na szczurach. Pożywienie bogate w tłuszcze i kalorie oddziaływuje na ośrodek przyjemności w mózgu w taki sam sposób jak kokaina czy heroina. Z czasem mózg wymaga więcej i więcej substancji wywołującej pożądaną reakcję i powstaje mechanizm nałogu, za który odpowiedzialny jest neuroprzekaźnik dopamina – trzeba jeść coraz więcej. Odkrycie budzi nadzieję, że z otyłością będzie można walczyć tak jak z nałogami. PZ
ZMARSZCZKI OD GUMY Od żucia gumy dostaje się zmarszczek. Z wieścią zatrważającą eleganckie panie wystąpił dr Joel Schlesinger, dermatolog i chirurg plastyczny z Omaha.
Zmarszczki powoduje regularne żucie. Odrywają się wtedy – z przepracowania – końcówki drobnych mięśni umocowanych w skórze twarzy wokół ust. W efekcie skóra traci elastyczność. Poza tym żucie gumy przemieszcza wstawki wstrzykiwane w skórę twarzy podczas operacji plastycznych, których celem jest wyeliminowanie zmarszczek. Wypluć gumę raz na zawsze? Warto się zastanowić. Studium niemieckie z 2009 roku wykryło, że żucie gumy poważnie i pozytywnie wpływa na koncentrację. Inne badania stwierdziły, że łagodzi stres, stymuluje wydzielanie śliny, neutralizuje kwasowość i pozytywnie wpływa na zęby. Guma usuwa spomiędzy nich resztki jedzenia i dezynfekuje, a w efekcie zwalnia postępy próchnicy. PZ
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
KORZENIE POLSKI (55)
Kołkiem w wampira Wiara w wampiry mrozi krew w żyłach od tysięcy lat. Dla unieszkodliwienia upiora stosowano cały zespół praktyk antywampirycznych. Od zamierzchłej przeszłości aż do czasów bliskich współczesności pokutowała wiara w upiory – postacie zmarłych wstające z grobów i pijące krew żywych oraz wywołujące nieszczęścia ludzkie. Szczególnie popularnym rodzajem upiora jest wampir. Zarówno analiza materiałów wykopaliskowych, jak i przekazy etnograficzne dostarczają licznych przykładów takich wierzeń. „Groby wampirów”, i to z różnych epok, znane są na całym świecie, co oznacza, że wiara w wampiryzm rozwijała się niezależnie w wielu miejscach. Była ona rozpowszechniona również na obszarze ziem polskich (w neolicie polskim) i na całej Słowiańszczyźnie. To z języka południowych Słowian (bułgarski) pochodzi termin „wampir” – na określenie zmarłego powracającego z zaświatów, aby nękać żywych. Najstarsze odkryte na terenie Polski praktyki antywampiryczne mające na celu unicestwienie niszczycielskiej mocy upiora sięgają kultur neolitycznych. Najbardziej typowe z nich to odcinanie głowy zmarłemu i przebijanie ciała drewnianym kołkiem lub, w czasach późniejszych,
S
gwoździem. Znajdowano również czaszki z otworami przebitymi przez skroń na wylot, prawdopodobnie drewnianymi kołkami. W pobliżu Puław odnaleziono grób z połowy III tysiąclecia p.n.e., w którym zmarły lewą rękę miał odciętą w stawie barkowym i wtłoczoną częściowo w jamę ustną. Ponieważ kości dłoni były rozrzucone pod czaszką, istnieje przypuszczenie, że także dłoń była odcięta i położona pod głowę. Zmarłego pochowano w pozycji wyprostowanej, z prawą ręką opuszczoną wzdłuż tułowia i głową skierowaną na wschód. Poza tym pozbawiono go również wyposażenia grobowego. Podobny grób „wampira” odkryto w Lesie Stockim koło Kazimierza Dolnego. Był to pochówek kobiety, której skrępowano nogi, odcięto lewe ramię i włożono je do ust. Niezwykłego odkrycia dokonano też w Pawłowie koło Zawichostu na cmentarzysku neolitycznym należącym do kultury pucharów lejkowatych. Wśród wielu typowych grobów natrafiono na płytkie doły, w których wykonywano nietypowe praktyki rytualne. Zmarłych kładziono na brzuchu, by
pecyficzne wychowanie i być mo że także ewolucja wpisały w oso bowość wielu z nas chęć stania po stronie silniejszych. Ta życiowa prze zorność jest zapewne jedną z podstawo wych przyczyn religijności. Do cech przypisywanych istocie boskiej należy siła i władza. Niedawno pisaliśmy w tym cyklu o strachu jako źródle wiary. Lęk ten jest silnie związany z atrybutami boskimi. Jako zwyczajowa ludzka reakcja na to, kim jest Bóg. Według tradycji judeochrześcijańskiej, czyli Biblii, Bóg stworzył wszystko mocą samego swojego słowa, utrzymuje świat w istnieniu siłą swej woli, a na „końcu czasów” zrobi z całym światem porządek, oczywiście także w oparciu o swoją potęgę. W tradycji religijnej, którą kultura europejska jest najbardziej przesycona, przewagę Boga nad człowiekiem podkreśla się w sposób najdalej posunięty. Bóg jest niemal wszystkim, człowiek właściwie niczym. Z Bogiem jako wielkim mocarzem o miażdżącej sile i przewadze współgra ludzkie pragnienie stania po stronie silnych. Kto widział, jak zachowują się ludzie w obliczu osoby mającej dużą władzę i znanej w mediach albo wobec kogoś, o kim wiadomo, że jest bardzo bogaty – ten wie, o czym mówię. W towarzystwie takich osób ludzie zwykle są milsi niż normalnie, prężą swoje sylwetki, starają się podlizać, dobrze wypaść. Nie wszyscy, rzecz jasna, ale bardzo wielu. I nie chodzi tu bynajmniej o jakąś szybką korzyść,
„wgryzali się w ziemię”, krępowano im ręce i nogi, obcinano głowy. W jednym grobie znajdowały się dwie osoby, u stóp których leżała czaszka kilkuletniego dziecka. W innym – ciała dwóch zmarłych położone w pozycji na waleta, tzn. z głowami w przeciwnych kierunkach. Jeden ze zmarłych przepołowiony był na wysokości pasa, drugiemu zaś skrępowano na plecach ręce, po czym dorzucono nogi mężczyzny leżącego pod spodem. W tych przekładankach kończyn chodziło o to, by obudzony ze snu wampir nie mógł się pozbierać do kupy... Badania, w tym językoznawcze, wskazują, że również dawni Słowianie wierzyli w wampiry. Robili co w ich mocy, by się przed nimi uchronić. Szczególnie popularnym wampirem w wierzeniach Słowian zachodnich była strzyga – groźny demon żeński żywiący się krwią. Jej męskim odpowiednikiem był strzygoń (strzyg albo też strzyż). Strzygi wyobrażano sobie jako odrażające kobiety o ptasich szponach i ostrym dziobie lub pod postacią czarnego ptaka albo sowy. Atakowały nocą, często całym stadem. Innym określeniem wampira był wąpierz, wampirz lub wypior. Pozostałością po tej wierze są
o nadzieję, że taką postawą koniecznie da się coś zaraz „załatwić”. Po prostu taka jest naturalna reakcja kogoś, kto czuje się słabszy wobec kogoś, kogo uważa za silniejszego. To nie wszystko jednak. Pewien mój znajomy, który uchodzi w swojej okolicy za zamożnego, wyznał kiedyś, że mnóstwo rzeczy otrzymuje od ludzi za darmo. Dostaje prezenty spontanicznie, o nic nikogo nie prosi. Śmiesznie to brzmi, że ktoś, o kim się mówi,
nazwy miejscowe, na przykład Wąpiersk, Wąpielsk, Strzygi itp. Z wczesnego średniowiecza pochodzi czaszka przebita dużym gwoździem, którą znaleziono w okolicy Piotrkowa. Inny grób „strzygi” – kobiety z półkoskiem wbitym w kręgi szyjne – odkryto w Jaksicach koło Inowrocławia. Na pochówek „wampira” natrafiono też w Starym Brześciu Kujawskim. Nieboszczyk wykazywał kilka charakterystycznych cech – miał dodatkowe zęby i był kulawy. Szkielet garbatego wampira odkopano natomiast w Złotej koło Pińczowa. Zmarły był pochowany w pozycji podkurczonej, ze spętanymi rękami, a w jego kręgosłup wbito nóż. Interesujące, że większość poświadczonych praktyk antywampirycznych miała miejsce na Sandomierszczyźnie – prawdopodobnie dlatego, że najdłużej utrzymywały się tam różnego rodzaju rytuały i obrzędy pogańskie. W Sandomierzu na terenie XI-wiecznej nekropolii przy
dostatek, bezpieczeństwo. Dla wielu ludzi pobożność, religijność jest po prostu przyjęciem bezpiecznej postawy, która każe stanąć po stronie tego, który ma wszystko, w tym życie wieczne. Stanąć i wierzyć tak na wszelki wypadek. Bo po cóż wojować z kimś, kto ma tak miażdżącą przewagę i nieograniczone zasoby? Z tych samych powodów biedni ludzie składają ofiary bóstwu. Jakkolwiek byłoby to
ŻYCIE PO RELIGII
Mocarstwo niebieskie że ma wszystko, otrzymuje jeszcze prezenty od ludzi od siebie biedniejszych. Ale takie są fakty. Wydawałoby się, że powinno być odwrotnie – dostawać powinien ten, komu brakuje. Nie tak to jednak działa. Ludzie wykonują dla tego mojego znajomego darmowe usługi, żeby zrobić wrażenie na kimś, kogo uważają, słusznie czy nie, za ważnego, wpływowego, ustosunkowanego, a przede wszystkim – zamożnego. Sądzą pewnie podświadomie, że dobrze jest zaskarbić sobie jego przychylność, że kiedyś może się to przydać. Nie przez przypadek nasze słowo „bóg” wywodzi się od tego samego słowa, co „bogactwo”. Bogactwo, czyli także to wszystko, co się z nim kojarzy – władza, moc, obfitość,
śmieszne, człowiek, czyli ktoś, kto z boskiej perspektywy nie ma prawie nic, daje prezent komuś, kto ma wszystko. Ofiara jest tu wyrazem poddania, czasem także formą łapówki. Osoby podróżujące po Azji Południowo-Wschodniej nie bez zdziwienia obserwują, że czasem bardzo biedni ludzie ofiarowują do świątyń buddyjskich płatki złota do zdobienia posągów. Niewątpliwie stoi za tym podobna motywacja, jaka każe dawać na tacę z niskiej emerytury lub w niedzielny poranek na wsi przynosić księdzu gąskę. Być może dzięki temu przy „bogatym” pożywią się jeszcze jego emisariusze. Wiem, że zdarzają się i inne motywacje do bycia religijnym. Na przykład w niektórych
17
kościele pw. św. Jakuba ujawniono pochówki o charakterze antywampirycznym. Osoby podejrzane o wampiryzm zostały pogrzebane ze wszystkimi magicznymi atrybutami na przykościelnym już wtedy cmentarzu. Paradoksalnie – strach przed upiorami spotęgowało chrześcijaństwo. Słowianie pogańscy wierzyli w oczyszczającą moc ognia – spalenie potencjalnego wampira stanowiło jego kres. Zmieniło się to po wprowadzeniu chrześcijaństwa – Słowianie musieli wtedy zmienić kremację na pochówek w ziemi, a to w sferze wierzeń stanowiło dla nich duży problem, bo zmarły pochowany w ziemi mógł w każdej chwili powstać jako wampir. Pochówki antywampiryczne w Sandomierzu z przełomu X i XI i przez cały XI w. wskazują, że społeczeństwo polskie długo po chrzcie zachowywało swoje dawne wierzenia. Relikty wiary w strzygi przetrwały we wschodniej części Mazowsza, na Lubelszczyźnie i Rzeszowszczyźnie, w południowej Małopolsce i na Podhalu. Najgroźniejsze wyobrażenia zachowały się w góralskich wierzeniach ludowych. Postacie strzyg i strzygoni nadal żyją w licznych opowieściach baców podhalańskich. Stanie się wampirem nie było uzależnione przynależności do określonej grupy religijnej – mógł nim zostać katolik, protestant, prawosławny czy żyd. Wspominano na przykład o księdzu strzygoniu w okolicach Pabianic czy o żydzie strzygoniu w okolicach Lututowa. ARTUR CECUŁA
interpretacjach kaznodziejów Chrystus jest tym, który stawał po stronie biednych (choć wiemy też, że nie stronił od towarzystwa bogatych kobiet i dzianych celników). I znam osoby, które są zafascynowane Jezusem dlatego, że wybierają w życiu raczej poparcie dla ludzi słabych niż stawanie po stronie bogatych. Ale nie jest to postawa szczególnie rozpowszechniona. Wymaga dojrzałej osobowości, dużego dystansu do siebie i własnych potrzeb oraz umiejętności empatii. Kiedy kończyłem pisać ten tekst, przeczytałem w prasie, że grupa działających w Polsce koncernów założyła fundację na rzecz dzieci polityków, którzy zginęli w katastrofie pod Smoleńskiem. Ładny gest, ale sądzę, że w Polsce jest kilkaset tysięcy młodych ludzi w znacznie gorszej sytuacji niż osierocone dzieci notabli, którym na dodatek wszyscy teraz chcą pomagać. Podejrzewam jednak, że koncernami powoduje ten szczególny rodzaj współczucia, które każe stawać po stronie możnych. Wszak zmarli mają wpływowych kolegów partyjnych, którzy też potrafią się odwdzięczyć i będą pamiętać, kto komu pomagał. Z tych samych powodów nie wzbudziło wielkiego ogólnonarodowego współczucia i chęci niesienia pomocy spalenie się żywcem 23 biednych ludzi w ruderze socjalnej na Pomorzu przed dwoma laty. Nie byli znani, piękni, eleganccy i wpływowi, stąd współczucie i zainteresowanie było mniejsze. Ludzka empatia chodzi czasem dziwnymi drogami. MAREK KRAK
18
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Żałoba na pokaz Moja praca badawcza koncentruje się na prawnych aspektach śmierci i pogrzebu człowieka, a przecież każda żałoba narodowa, również ta ostatnia, jest narzuconym społeczeństwu instrumentem indoktrynowania go przez burżuazyjno-klerykalne państwo. Dyktowane polityczną poprawnością dyspozycje błyskawicznie odczytali dziennikarze, zwłaszcza telewizyjni, którzy wydobyli z szaf niemodne, czarne garnitury i takież krawaty, a mimikę wyćwiczyli przed lustrami w strojeniu sztucznie zrozpaczonych min i udawaniu rozpaczy na zawołanie. Z ekranów, radioodbiorników, internetu i prasy wylewał się ocean patosu, egzaltacji, emfazy, a przecież serwowanie ich bez umiaru łatwo i niepostrzeżenie przechodzi w stan śmieszności i histerii. Kto wylał więcej krokodylich, nieszczerych łez? Chyba najwięcej ci, którzy na głowę państwa spoglądali do niedawna z protekcjonalną wyższością, może nawet pogardą. Tydzień prześcigania się w czołobitności rozpoczęli ci funkcjonariusze państwa, którzy darzyli prezydenta nieskrywaną i odwzajemnioną niechęcią, a klękaniem przed jego trumną dowiedli hipokryzji w najszczerszym wydaniu. Ja sam nigdy nie podzielałem poglądów Lecha Kaczyńskiego, jednak pozostaję wierny swemu stanowisku, choć szczerze współczuję jego bliskim i bliskim wszystkich ofiar katastrofy. A niektórzy politycy żerują na cudzym nieszczęściu i wypatrują wyborczego beneficjum!
Boli mnie też wymyślanie przez bliskie władzom media zasług prezydenta i niektórych wybranych ofiar przy jednoczesnym przemilczaniu ogromnej straty, jaką dla wielu Polaków jest śmierć trojga wybitnych lewicowych posłów. W tym kontekście postrzegam również skuteczność, z jaką Krk zawłaszczył czas żałoby. Wszelkim obchodom ku czci zmarłych nadano charakter jaskrawie liturgiczny (głównie katolicki, rzecz jasna), a telewizory wypełnili duchowni jedynie słusznego Kościoła, dywagujący o woli Bożej (tak jakby wypadek lotniczy nie zależał od problemów technicznych lub czynnika ludzkiego).
Niekatolicy, niechrześcijanie, a zwłaszcza niewierzący mogli poczuć się zepchnięci w tych dniach na margines jeszcze mocniej niż kiedykolwiek. Jest jeszcze Wawel, dzięki któremu kard. Dziwisz wyczuł szansę na awansowanie
rzeżyłem szok na wieść o miejscu spoczynku pary prezydenckiej – Wawelu. Pan Dziwisz oświadczył, że Polacy winni być dumni z tego powodu. Otóż, Panie Dziwisz... Ja jestem Polakiem z krwi i kości i nie jestem dumny z tego powodu. Wręcz przeciwnie. Jestem przerażony, że z tak zacnego miejsca, szczególnego dla Polski i Polaków, próbuje Pan robić śmietnik historii. Miejsce to już zostało zbezczeszczone przez złożenie tam zwłok funkcjonariuszy Watykanu, którzy za swojego życia przynieśli naszej ojczyźnie niepowetowane krzywdy. Dzisiaj spoczywa tam również ciało L. Kaczyńskiego, zwanego dalej przez „katoprawicę” bohaterem narodowym. Może ktoś mi przypomni definicję bohaterstwa? Bo jeśli bohaterstwem jest wchodzenie pod sukienkę watykańczykom, eurosceptycyzm, homofobia czy negowanie praw ludzi inaczej myślących, to może i człowiek ten zasłużył na najwyższe uznanie. Jednak jego zwłoki winny spocząć nie na Wawelu, lecz w Watykanie, gdzie hołubi się tego typu „bohaterów”. Kolejny już raz pycha pana Dziwisza i ludzi, którzy decyzję tę podjęli, wzięła górę. Powiecie, że w obliczu tak wielkiej tragedii powinienem ugryźć się w język, jednak nie mogę milczeć, kiedy słudzy Watykanu fałszują tożsamość narodową Polaków. Królowie polscy tej nikczemności nigdy by Wam
P
do rangi tzw. autorytetu. To, że prezydenta nie należało tam pochować, jest najoczywistsze pod słońcem nie tylko dlatego, że jego polityki nie sposób porównać z dziełem Kościuszki, Mickiewicza czy Słowackiego, ale i dlatego, że pogrzeb na Wawelu jest niezgodny z obowiązującym prawem. Dlaczego zatem nie cmentarze powązkowskie, na których leżą jego poprzednicy: 2 prezydentów i 5 przewodniczących Rady Państwa? A i miejsce, i przepych tego pochówku, nieliczenie się z kosztami oraz odwoływanie się przez władze do sił nadprzyrodzonych jeszcze mocniej utrwaliły rozdźwięk między „onymi” (kler i odwróceni od społeczeństwa rządzący) a „nami” – rządzonymi. Nic tu nie pomogą łzawe wezwania typu „Bądźmy razem”. Za późno! Maciej Kijowski
nie wybaczyli. I nic to, że 70 proc. Polaków powiedziało „nie” tej idiotycznej decyzji. Stasiu z Jarkiem nie pierwszy raz pokazali Polakom środkowy palec. I pal licho purpurata! Nie rozumiem, jak zepsutym trzeba być człowiekiem, by śmierć swoich bliskich wykorzystać politycznie. Panie Kononowicz, wierzę, że jako patriota, człowiek Kościoła i podobnie jak były prezydent walczący o to, by nic już nie było, po zakończeniu żywota spocznie Pan również w wawelskiej krypcie. Ci sami mówią, że w podziękowaniu za opatrzność najwyższego winniśmy jak najszybciej ukończyć (czytaj: wyłożyć z kieszeni podatników) warszawską świątynię. Cóż za bezczelność! Mamy dziękować opatrzności za 123 lata niewoli?! Żądają tego następcy tych, którzy przyczynili się do wykreślenia Polski z mapy Europy. A dzisiaj człowieka, który we współpracy z Krk próbował jeszcze nie tak dawno zrobić z Polski zaścianek Europy, honoruje się tytułem bohatera. Otóż wbrew pozorom pragnę poinformować, że umieranie za wiarę nie jest bohaterstwem dla naszej ojczyzny. Lech Kaczyński jest niewątpliwie bohaterem Watykanu. W związku z powyższym zwracam się z propozycją, by zwłoki zmarłego prezydenta przenieść do podziemi Stolicy Piotrowej, a w najbliższej przyszłości może nawet należałoby się zastanowić nad jakąś kanonizacją. Włodzimierz Młodzik, Łochowo
iszę w sprawie niedawnych zdarzeń oraz ich konsekwencji. Chciałabym zaapelować do wszystkich, szczególnie młodych, inteligentnych ludzi, aby nie pozwalali sobie narzucać opinii i w każdej sytuacji mieli zawsze swoje zdanie. To, co dzieje się ostatnio, nie wpływa dobrze na kształtowanie umysłu młodzieży. Szkoła powinna uczyć odróżniania dobra od zła i dokonywania jak najwłaściwszych wyborów. Nie powinna jednak narzucać czyichkolwiek opinii, a w szczególności opinii nauczycieli. Jestem uczennicą liceum ogólnokształcącego w rejonie radomskim i w mojej szkole doświadczam wtłaczania na siłę poglądów przez wychowawcę klasy.
P
Nie chcę żyć w tym kraju Nie piszę po to, aby na niego narzekać, bo to naprawdę dobry i szanowany pedagog. Jednak dyskusja z nim jest niemożliwa – na lekcji jednych polityków oczernia, a innych wychwala. Nie zważa na to, że może zranić tych uczniów, którzy mają inne zdanie, ale boją się odezwać, żeby sobie nie zaszkodzić (szczególnie pod koniec roku szkolnego). Gdy jedna osoba zgłosiła do innego nauczyciela sprzeciw w sprawie pochówku prezydenta, wychowawca zganił ją za niestosowne zabranie głosu. Z tego co wiem o komunie, to przez ostatnie 50 lat nie zmieniło się nic. To, co oglądam w telewizji, śmiało mogę nazwać czystą propagandą. Media wyraźnie zapomniały, co jest ideą ich bytu. Zapomniały o tym, że mają być obiektywne, że należy rzetelnie przekazywać informacje, a nie wyrażać swoją opinię i (nie wnikam pod czyim wpływem) kształtować, urabiać umysły ludzi. Zdałam sobie sprawę, że większość ludzi nie ma absolutnie żadnych poglądów, a jeżeli mieli liberalne poglądy przed tragedią, natychmiast je zmienili... Pod wpływem telewizji? Uważam, że sytuacja, w jakiej się znajdujemy, to kopia sytuacji w socjalizmie. Nie chcę żyć w kraju, gdzie nie mogę oficjalnie wypowiedzieć swojego zdania, bo nie pasuje do rzekomej, oficjalnej większości. Gdzie nawet akademia ku czci ofiar jest nastawiona na kształtowanie umysłów. Na tejże akademii został wyrecytowany piękny wiersz Zbigniewa Herberta „Przesłanie Pana Cogito”. Cóż z tego, kiedy wycięto niewygodny fragment wiersza: strzeż się jednak dumy niepotrzebnej oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy światło na murze splendor nieba one nie potrzebują twego ciepłego oddechu są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy czuwaj – kiedy światło na górach daje znak – wstań i idź dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku
Ciemność górą
Więc czym nasza sytuacja różni się od komunizmu? Może tym, że zamiast jednego dyktatora mamy ich więcej – cały liczny kler. Na koniec przychodzi mi na myśl smutna puenta: to nie jest kraj dla młodych ludzi. Uprzejmie proszę o nierozpowszechnianie moich danych osobowych z powodu możliwych nieprzyjemności w szkole. Paulina
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
LISTY Kłamstwa żałobne W dawnych czasach mówiło się, że telewizja kłamie. Dzisiaj telewizja – podobno wolna i niezależna – także kłamie. Oto dwa drobne przykłady dla poparcia tej tezy. W sobotniej żałobnej mszy świętej w Warszawie na placu Piłsudskiego wzięło podobno udział 200 tysięcy ludzi – tak podawały wszystkie stacje telewizyjne. To bzdura. Plac Piłsudskiego ma ok. trzech hektarów powierzchni, więc przy założeniu, że na jednym metrze kwadratowym mogą zmieścić się (średnio licząc) najwyżej trzy osoby, zmieściłoby się tam najwyżej 90 tysięcy osób. Jednak na placu Piłsudskiego stał wielki ołtarz, a znaczną część zajmował sektor z krzesełkami dla rodzin poległych i oficjalnych gości (nie do końca zajęte). Były wytyczone drogi komunikacyjne i ewakuacyjne, a do tego miejsce dla kompanii honorowej. Z ujęcia lotniczego widać było, że uczestnicy mszy zajmowali najwyżej połowę placu, tj. było tam najwyżej ok. 45 tysięcy osób. Zakładając, że w cieniu drzew Ogrodu Saskiego kryło się drugie tyle osób, to, jakkolwiek by liczyć, we mszy żałobnej uczestniczyło nie więcej niż 100 tysięcy ludzi. Mówiono też we wszystkich stacjach telewizji, że przed trumnami pary prezydenckiej w Pałacu Namiestnikowskim przeszło ok. 180 tysięcy osób. Nie było to możliwe. Odwiedzanie trumien pary prezydenckiej trwało niespełna 4 doby (informowano o przerwach technicznych i porządkowych). Cztery doby, co łatwo policzyć, to 345 600 sekund. Gdy tę liczbę podzielimy na 180 tys. odwiedzających Pałac Prezydencki, to widać, że każdy miał zaledwie 1,5 sekundy na to, by przyklęknąć przed trumnami, przeżegnać się, wstać i odejść. Widać było z bezpośrednich transmisji telewizyjnych, że obecność odwiedzających przy trumnach była znacznie dłuższa. Przynajmniej 10–15 sekund. Z tego wynika, że ludzi, którzy w tych dniach przeszli przed trumnami pary prezydenckiej, było kilkakrotnie mniej. Paweł z Warszawy
Za równowagą Będę miała problem z opowiedzeniem się po którejś ze stron w wyborach prezydenckich, gdyż nie po drodze mi z PiS-em, a raczej z Kaczyńskim, ale gdy pomyślę o Komorowskim w tej roli, to mrówki chodzą mi po całym ciele. Z chwilą, gdy przejął konstytucyjne obowiązki prezydenta, popełnił błyskawicznie kilka dość istotnych gaf wskazujących na to, że pójdzie drogą poprzednika, który na każdym kroku wspierał postulaty swojego
brata bliźniaka (w tym przypadku Tuska). Mieliśmy swego czasu po dziurki w nosie IV RP i nie chciałabym, aby sytuacja ta powtórzyła się w wykonaniu PO, co jest tym groźniejsze, że zbyt dużo tu liberałów gotowych podjąć drastyczne decyzje obniżające i tak niski poziom życia osób najbiedniejszych. Już mówi się – i to głośno – o obniżeniu
SZKIEŁKO I OKO pogodzimy, to z kim będziemy walczyć o prawdę? A walczyć z kimś Wolacy muszą. Oni potrzebują wroga, a nie pracy i chleba. „Nie samym chlebem żyje człowiek”... Czy możemy mieć zaufanie do Rosji, jeżeli Rosja to „imperium zła” (TVP)? A umacniają nas w tym przekonaniu „badania naukowe” prokuratorów IPN-u.
cerkwi na terenach wschodnich, w tym wiele zabytków kultury materialnej. Wykonywały to organy policji i wojsko. Na terenie Lubelszczyzny „akcją” kierował dowódca okręgu korpusu. Z tych, które przeznaczono do zniszczenia, uchowało się niewiele. Między innymi w Szczebrzeszynie, gdzie cerkiew z XII w., potem przebudowywana, ocalała tylko dlatego, że jej zniszczeniu sprzeciwił się Zamojski. Przy okazji: cerkiew ta niedawno została przekazana parafii prawosławnej i jest obecnie najstarszym czynnym obiektem w Polsce. To, co się stało w 1938 roku, przyczyniło się do takiego a nie innego stosunku Ukraińców i Rosjan do Lachów w latach wojny i po niej. Ale co tam. Atakowani jesteśmy informacjami, że było super. Polska była tolerancyjna, ludzie się kochali, władza była wzorcowa. A była taka, jaka była. Może dzięki „FiM” prawda wyzwoli przynajmniej część Polaków. Jacek
Żałoba nieustająca
wysokości rent i emerytur... A skoro już się mówi, to nietrudno przewidzieć, że gdy liberałowie wezmą władzę w swoje ręce, to najistotniejszym ich celem będzie napychanie kieszeni sobie i kolesiom, bo co im szkodzi mieć jeszcze więcej?! Jestem więc za Kaczyńskim na prezydenta, by równowaga nie była zwichnięta. Karolina
Cierpienia naszego powszedniego... Czy to nie symptomatyczne, że zaraz po tygodniu uroczystości pogrzebowych podnieśli głos działacze IPN-u? Nie wierzę w żadne ocieplenie stosunków z Rosją, bo to nie zależy od samej Rosji. Powiem jasno: dopóki nie zostanie zlikwidowany IPN, stosunki z Rosją nie ulegną zmianie. IPN nie jest przecież placówką naukową, tylko polityczno-policyjną, powołaną do jątrzenia społeczeństwa za pomocą „prawdy jedynej”. Nauka nie zajmuje się represjami i ściganiem tych, którzy budowali Polskę powojenną w warunkach dominacji Związku Radzieckiego, na co chętnie wyraziły zgodę Anglia i Stany Zjednoczone. Czy mamy do nich o to pretensje? Żadnych. Bo my jesteśmy chorzy na jedno oko i widzimy zawsze tylko jedną stronę medalu. Tę, którą nam każą widzieć budowniczowie nowego totalitaryzmu w „wolnej” Polsce. Miedwiediew i Putin dali dowody dobrej woli, ale my jesteśmy w sytuacji roszczeniowej i nigdy nie pogodzimy się z nimi, bo jak się
Wyobraźmy sobie, że przepraszam kogoś. Poczuwam się do winy i przepraszam za wyrządzone świństwa, ale ten przepraszany mówi: – „No dobra, ale... nic z tego, bo nie chcesz paść przede mną na kolana, żeby się upokorzyć”. I ten, kogo przeprosiłem w dobrej wierze, brnie w swojej obsesji, potęguje swój negatywny stosunek do mnie. Mogę go jeszcze raz przeprosić, ale on ciągle będzie miał do mnie pretensje, bo przyczyny jego cierpienia nie tkwią w faktach (choć te są bezsporne), tylko w jego cierpiętniczej naturze. Im natarczywiej go przepraszam, tym większe rośnie w nim poczucie krzywdy. Więc po co przepraszać, jeśli siłą poradzi się więcej niż grzecznością? Niech nam Ameryka posłuży za przykład. Czy ktoś ma do Ameryki pretensje o ludobójstwo w różnych krajach świata? Albo do Anglii, że nam nie udostępniła dokumentów o Sikorskim? Minie żałoba i Polacy wytoczą nowe działa ciężkiego kalibru przeciw Rosji. Bowiem nie samym chlebem Polak żyje, ale każdą okazją do nienawiści. Bardzo bym się cieszył, gdybym się mylił. tewu
Religijne zarzewie À propos stosunków Polska–Ukraina, Polska–Rosja oraz w związku z Katyniem przypominam o likwidacji cerkwi na wschodzie Polski w 1938 roku. Z inspiracji Krk władza państwowa zniszczyła – paląc, rozbierając itp. – ponad 100
Ogromna większość Polaków wprost uwielbia... być w ogólnonarodowej żałobie, co pokazuje ostatnio ze szczególną intensywnością i na wszystkie możliwe sposoby. Rządzący katolicką Polską kler i posłuszne mu władze świeckie powinni wprowadzić zatem stałą żałobę narodową i tylko od czasu do czasu – za przyzwoleniem Episkopatu lub na jego wyraźne życzenie – ogłaszać dzień czy dwa „Narodowej Radości”, kiedy gawiedź mogłaby wyrażać swoje zadowolenie i poparcie dla rządzących, którzy z takim „poświęceniem i oddaniem” tworzą współczesną, polską rzeczywistość. K&W
Portki pętaków „Fakty i Mity” to chyba pismo najbardziej pogardzane i pomijane przez wszelkie inne media. Jednak nienawiść do niego ma także swoje dobre strony – o naszym tygodniku usłyszeli nawet moherowi słuchacze... Ale zwykle tak właśnie bywa, że ten najbardziej pogardzany i przemilczany budzi największy strach u wielkich. Jako zwiastun nowego i burzyciel zastanego porządku. Już Gałczyński pisał: „Gdy wieje wiatr historii/ Ludziom jak pięknym ptakom /Rosną skrzydła, natomiast /Trzęsą się portki pętakom”. Niestety – tych ostatnich mamy w swoim panteonie zatrzęsienie. Jest tylko nadzieja, że ich trzęsące się portki pokażą reszcie narodu, że król jest nagi. Co tam nagi – król jest głupkiem zwyczajnym... Największe media starają się za wszelką cenę utrzymywać status quo, wykorzystując znane sobie wzorce – nabożny lęk, mitomanię opartą na martyrologii, złudne wrażenie, że naród jest jeden i jednorodny
19
– katolicki. Pomaga im w tym tak samo nabożne i słowiańsko-mitologiczne nastawienie władz – od samej góry aż po gminy. Nie zdają sobie sprawy z tego, że właśnie brną w ślepy zaułek. Że naród – nieustannie i na siłę sprowadzany do wspólnego mianownika – ma tego wreszcie totalnie dość. Nie zauważają, że ani katastrofa Casy – z ponadnormatywnym zestawem oficerów – nie nauczyła władz niczego w kwestii skupienia dostojników w jednym środku lokomocji, ani ogólnopolskie (raptem kilkudniowe) zjednoczenie nad grobem Jana Pawła II nie nauczyło NIKOGO tolerancji, zrozumienia, rozsądku i logicznego wyciągania wniosków. Obecna żałoba narodowa też absolutnie NIKOGO absolutnie NICZEGO nie nauczy. Byliśmy, jesteśmy i będziemy narodem GESTÓW i SYMBOLI. Pustych. Kiedy umierał JPII, przekazał swojemu kamerdynerowi wskazówkę, aby ten spalił wszelkie zapiski i pamiętniki „santo subito”. Dziwisz – „wdowa po papieżu” – zwyczajnie olał te wskazówki. Cień wyszedł przed obiekt, który go rzucał. Ale kiedy Półtawska opublikowała część swojej korespondencji, Dziwisz wpadł w furię. Nie godzi się – perorował – upubliczniać prywatnej korespondencji. Tylko JA, JA, JA mam prawo upubliczniać to, co prywatne. Wdowa może być tylko jedna. I nie będzie nią ktoś, kto nie ma poparcia mass mediów. A na pewno nie kobieta. Z identyczną sytuacją mamy do czynienia teraz. Jedyną wdową po Lechu Aleksandrze Kaczyńskim jest PiS (a bezpośrednio – Wielki Brat Jarosław). Inni, choćby nie wiadomo jak płakali, nie dorównają mu we wdowieństwie. I jeśli tylko którakolwiek frakcja odważy się złe słowo powiedzieć, niegodna miana polactwa będzie. Jeśli tylko ktokolwiek żal wyrazi – nie dość go wyrazi. Bo wdowa może być tylko jedna. I tego się boję. Jeśli sam Dziwisz potrafił pochować L.A.K. na Wawelu z pominięciem władz nadrzędnych, to co osiągnie PiS?! Aleksander Augustyn Kaźmierz Wielkopolski
Przeprosiny po watykańsku W Polskim Radiu Londyn kilka dni temu podano informację o przeprosinach ze strony brytyjskiego przedstawicielstwa Watykanu za pedofilię wśród ich funkcjonariuszy. Pytam, kiedy uczynią to polscy biskupi. Mój nawiedzony przez Maryję szwagier, słuchając tego, oświadczył, że Kościół w Polsce już to uczynił. Podobno przy sprawie abpa Paetza. Okazało się, że i on uległ kościelnej opinii, że homoseksualiści to pedofile. Nie mogło do jego świadomości dotrzeć to, że Paetz miał do czynienia z dorosłymi ludźmi, że klerycy nie są dziećmi. Marek z Edynburga
20
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
TERRORYZM W IMIĘ BOGA (5)
Zabawy z Biblią Wpływ tradycji religijnej daleko przekracza granice pomiędzy wiarą i niewiarą. Pisma święte mogą być inspiracją dla zupełnie świeckich ruchów. Zapłodniony nimi nacjonalizm zabija także wtedy, gdy sami sprawcy zbrodni nie wierzą już w Boga. W ostatnim odcinku naszego cyklu przedstawiającego wpływ inspiracji judeochrześcijańskiej na ruchy terrorystyczne i przemoc religijną zajmiemy się mało znanym w Polsce zjawiskiem terroru żydowskiego. Najbardziej spektakularne akcje terroryzmu inspirowanego Biblią hebrajską w niczym nie ustępują atakom islamskich fundamentalistów. Najbardziej zdumiewające jest to, że sprawcami niektórych z tych zbrodni są ludzie właściwie mało religijni. Jednak biblijna obietnica o mitycznej Ziemi Obiecanej zawsze majaczy w tle tych terrorystycznych środowisk.
Świeccy synowie Jakuba Powstanie Bar Kochby z II wieku naszej ery było ostatnim większym aktem żydowskich starań o niepodległe państwo. Później dochodziło tylko do małych powstań (ostatnie w IV wieku n. e.). Od tamtej pory Żydzi zaniechali walki zbrojnej, natomiast od czasu do czasu sami stawali się obiektem prześladowań. Postać Żyda wojownika czy żołnierza była czymś obcym i egzotycznym do XVIII wieku, gdy zeświecczeni pod wpływem oświecenia Żydzi zaczęli integrować się z różnymi instytucjami narodowymi państw, w których mieszkali, łącznie z armią. Laicyzująca się część Żydów stała się także odtąd motorem (jako filozofowie, ideolodzy, działacze, dziennikarze) postępowych przemian społecznych Europy i Ameryki. W dużej mierze właśnie dzięki nim możemy żyć w nowoczesnym świecie poddanym w mniejszym lub większym stopniu idei praw człowieka, w tym praw socjalnych. Jednak część zeświecczonej żydowskiej inteligencji wciąż debatowała nad tym, co znaczy być Żydem, gdy przestało się już być człowiekiem religijnym. Austriacki dziennikarz żydowski Teodor Herzl w tym kontekście wynalazł syjonizm – świecką ideologię ogłaszającą Żydów narodem takim jak każdy inny, więc mającym prawo do ziemi, i wzywającą do powrotu do historycznej ojczyzny – Palestyny. Ideologia ta, mimo że sprawiała wówczas wrażenie zupełnie fantastycznej i oderwanej od realiów politycznych, zdobywała sobie powoli zwolenników, choć część społeczeństwa żydowskiego – z różnych
powodów, w tym religijnych – nigdy jej nie zaakceptowała. Syjonizm nie brał zbytnio pod uwagę faktu, że mityczna Ziemia Obiecana nie jest terenem bezludnym i że prędzej czy później tamtejsi mieszkańcy stawią opór europejsko-żydowskim kolonizatorom. Nie brał też pod uwagę faktów historycznych. Zbyt wielu współczesnych Żydów to nie są potomkowie mitycznego starożytnego ludu wybranego, lecz potomkowie różnych plemion nawróconych na judaizm w starożytności i średniowieczu. Kanaan nie jest dla nich żadną utraconą ojczyzną, co najwyżej – w sensie religijnym. Pomijając nawet tę oczywistość, „powrót do ojczyzny” i „sprawiedliwość dziejowa” po tysiącach lat to absurd i niesprawiedliwość właśnie. Co by się działo na świecie, gdyby wszystkie narody zaczęły nagle wracać do swych siedzib sprzed setek lub tysięcy lat? Ziemia stałaby się takim piekłem i nierozwiązywalnym węzłem gordyjskim pretensji, nienawiści i przemocy, jaki dzisiaj stanowią dwa kraje – Izrael i Palestyna. Takie są skutki trwania religijnych mitów nawet w nowych, świeckich kostiumach.
Irgun Wyznawcy nowej ideologii politycznej, zwani syjonistami, zaczęli powoli napływać na tereny obecnego państwa Izrael. Wywołało to zrozumiałe zaniepokojenie tamtejszej ludności chrześcijańskiej i muzułmańskiej, na ogół arabskojęzycznej. Im więcej napływało Żydów ogarniętych pasją „odbudowywania ojczyzny”, tym bardziej mnożyły się ataki na ich osiedla. Żydzi syjonistyczni stworzyli więc siły samoobrony (Hagana), spośród których w 1931 roku wyłoniła się prawicowa bojówka Irgun, licząca tysiące członków. Nie cofała się ona przed akcjami terrorystycznymi – także bardzo krwawymi. Irgun wymyślił pojęcie „aktywnej obrony”, czyli wyprzedzających ataków na Arabów i ich bojówki. W samym 1936 roku zabito w takich starciach 250 Palestyńczyków. Jednocześnie Irgun uznał administrujących wówczas Palestyną Brytyjczyków za największego wroga Żydów, ponieważ nie godzili się oni na dalszą żydowską emigrację. Atakowano więc także żołnierzy, linie kolejowe, budynki władz. Działania
Irgunu spotkały się z potępieniem znacznej części palestyńskich Żydów, którzy zaczęli obawiać się wzrastającej nienawiści Arabów i nieprzychylności władz brytyjskich. Niechęć ta była tak wielka, że w 1944 roku Żydzi wydali setki działaczy Irgunu władzom brytyjskim, które internowały ich w specjalnych obozach. Dochodziło także do krwawych walk wewnątrzżydowskich. Organizacje syjonistyczne zawiesiły walki z Brytyjczykami wraz z wybuchem II wojny światowej, ale Irgun wznowił je już w lutym 1944 r., kiedy Europa była jeszcze okupowana, naziści kończyli właśnie Holocaust, a głównym wrogiem Żydów wydawał się Hitler, a nie Churchill.
Najbardziej spektakularnym i najkrwawszym aktem walk żydowsko-brytyjskich był atak na dowództwo armii Zjednoczonego Królestwa w Palestynie, które mieściło się w Hotelu Króla Dawida w Jerozolimie. Irgunowi udało się wysadzić w powietrze jego sporą część razem z pracującymi tam ludźmi. W zburzonym skrzydle budynku (patrz zdjęcie) oraz na okolicznych ulicach zginęło 91 osób, a 45 odniosło rany. Wśród zamordowanych największą grupę stanowili Arabowie, kolejną Brytyjczycy, ale wśród zabitych było także 12 Żydów. Ta nieco zapomniana już dziś masakra wywołała szok na świecie i w Palestynie oraz potępienie Irgunu. Ogłoszenie w 1948 r. niepodległości Izraela wywołało chaos i walki w Palestynie. Na tereny zajmowane przez Izraelczyków najechały sąsiednie kraje arabskie, nie godząc się na powstanie kraju założonego przez europejskich kolonizatorów, bo tak postrzegano wówczas syjonistów żydowskich. Traktowano Izrael jako kolejne, po średniowiecznych
krucjatach, europejskie państwo implantowane na Bliskim Wschodzie – sztuczny twór, który należy zniszczyć, a najeźdźców przegnać. Nie doceniono jednak determinacji i... środków materialnych Żydów (głównie amerykańskich), którzy zwłaszcza w obliczu niedawnego Holocaustu postanowili kurczowo trzymać się nowo-starej „ojczyzny”.
Deir Jassin W czasie krwawych walk 1948 roku znów dały o sobie znać Irgun i inna żydowska organizacja radykalna – Lehi. 9 kwietnia zaatakowano arabską wioskę Deir Jassin leżącą koło Jerozolimy. Arabska samoobrona początkowo powstrzymała atak, ale żydowscy bojówkarze użyli materiałów wybuchowych do wysadzania domów mieszkalnych. Zamordowano ok. 200 osób. Większość ofiar stanowili cywile, głównie kobiety i dzieci. Masakra Deir Jassin wywołała wstrząsające wrażenie. Ludność arabska zaczęła w panice opuszczać tereny za-
jęte przez oddziały izraelskie; część z nich do dziś mieszka w obozach na całym Bliskim Wschodzie. Oblicza się, że domy opuściło wówczas 750 tys. osób. Doszło także do ataków odwetowych. Oddziały arabskie rozstrzelały m.in. cały izraelski konwój medyczny, mordując 75 osób. Wspomniana żydowska organizacja Lehi zasłynęła w jak najgorszych sposób z jeszcze innej akcji. Zamordowała mianowicie Folkego Bernadotte, szwedzkiego arystokratę, wysłannika Czerwonego Krzyża i głównego przedstawiciela ONZ, który próbował mediować między Żydami i palestyńskimi Arabami. Jego zabójstwo było tym bardziej szokujące, że Bernadotte, szef Szwedzkiego Czerwonego Krzyża, uratował... 11 tysięcy Żydów podczas Holocaustu. Inną ciekawostką jest fakt, że jednym z dowódców Irgunu w jego najkrwawszym okresie był Menachem Begin (Mieczysław Biegun), późniejszy premier Izraela i... laureat Pokojowej Nagrody Nobla za dogadanie się z premierem Egiptu Anwarem Sadatem w 1979 roku.
David Ben Gurion, twórca państwa Izrael, miał go ponoć nazwać w przypływie wściekłości „Menachemem Hitlerem” z powodu zbrodni, których dopuścił się Irgun.
Bojownicy Jahwe Obok organizacji niereligijnych stosujących terror (choć część ich członków była z pewnością wierząca) znajdziemy całą plejadę środowisk, grup i pojedynczych osób silnie motywowanych religijnie, które odpowiadają w Izraelu za nakręcanie spirali przemocy oraz za akty terroru. Najbardziej znany i wpływowy jest pośród nich rabin i polityk ortodoksyjny Jozef Ovadia, twórca partii Szas, która ma swoich licznych przedstawicieli w izraelskim parlamencie – Knesecie. Rabbi Ovadia słynie z kontrowersyjnych wypowiedzi – na przykład sugerował kiedyś, że zmarli na froncie żołnierze izraelscy sami są sobie winni, bo ich śmierć wynika z niedostatecznej ufności Bogu. Ale najsłynniejsze są jego wypowiedzi dotyczące Arabów. Twierdził, że należy ich „wytępić jak węże” i „nie wolno okazywać im miłosierdzia”. Innym ekstremistycznym ruchem żydowskim w USA i Izraelu jest terrorystyczna organizacja Kach, która przez jakiś czas także miała przedstawicieli w Knesecie. Obecnie w USA, Kanadzie i Unii Europejskiej jest uznawana za grupę terrorystyczną. Jeden z jej przedstawicieli – Baruch Goldstein – otworzył ogień z karabinu maszynowego do muzułmanów modlących się w Grocie Patriarchów w 1994 roku. Zanim sam został zabity, zdołał zamordować 29 osób, a ranił aż 125. Po tej masakrze wybuchły zamieszki, podczas których żołnierze izraelscy zastrzelili 19 Palestyńczyków. Ofiarą religijnego szaleńca stał się także premier Izraela Icchak Rabin, zwolennik pojednania z Palestyńczykami i laureat Pokojowej Nagrody Nobla, zamordowany w 1995 roku. Jego zabójcą był Jigal Amir – student ultrareligijnego i syjonistycznego Uniwersytetu Bar-Ilan, skazany później na dożywocie. Amir nie był bynajmniej agresywnym szaleńcem z pianą na ustach, bo zanim zabił premiera Rabina, jego otoczenie znało go jako spokojnego i bardzo pobożnego chłopca, przekonanego, że wykonuje wolę bożą. Uważał, że premierowi należy się kara za zdradę narodu wybranego, a było nią – jego zdaniem – podpisane właśnie porozumienie z Palestyńczykami. Terroryzm żydowski doskonale nadaje się na zamknięcie cyklu o przemocy religijnej. Terror jest zwykle bronią słabych i zdesperowanych. Gdy Żydzi izraelscy byli słabi, stosowali przeciwko swoim wrogom ślepą przemoc (Irgun). Gdy obrośli w siłę i władzę, wysłali przeciw Arabom czołgi. Arabowie palestyńscy – pozbawieni czołgów i nadziei – uciekają się właśnie do terroru. I tak historia zatoczyła koło. MAREK KRAK
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r. lutego 1953 r. Rada Państwa uchwaliła dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Ustawa ta dawała organom władzy pełną kontrolę nad polityką administracyjną i personalną Kościoła, co w praktyce oznaczało koniec jego autonomii, bo sprowadzało go do roli instytucji służebnej wobec państwa. Równocześnie też wszyscy duchowni zostali zobligowani do złożenia ślubowania na wierność PRL. Decyzje te spowodowały w polskim Kościele istne trzęsienie ziemi. Wśród większości duchownych zapanował blady strach na skutek pogłoski o możliwości usunięcia ich z parafii lub nawet aresztowaniu w wyniku braku ślubowania. Dlatego większość z nich na własną rękę zgłaszała się do prezydiów, deklarując chęć złożenia ślubów. Duchowni lawinowo wstępowali też w szeregi księży patriotów lub w ogóle szukali – najczęściej za pośrednictwem okręgowych komisji księży patriotów – bliższych kontaktów z władzą. Z drugiej strony, przewodniczący wojewódzkich rad narodowych wzywali na rozmowy miejscowych biskupów, żądając od nich przydzielenia odpowiednich stanowisk kościelnych dla swoich protegowanych. Bardzo wzrosła też pozycja PAX-u, kontrolowanej przez państwo organizacji katolików świeckich na czele z przedwojennym katofaszystą Bolesławem Piaseckim, który później w więzieniu NKWD diametralnie zmienił swoje poglądy i z niezwykłą pasją poświęcił się propagowaniu nowej władzy. O tym stowarzyszeniu można pokrótce napisać, że wyposażone przez władzę w szereg prerogatyw, na przykład takich jak pozycja głównego wydawcy prasy katolickiej oraz koordynatora działań księży patriotów, miało być narzędziem ingerencji i kontroli państwa nad rządem dusz, zarezerwowanym od wieków dla Kościoła. PAX odgrywał też rolę pośrednika w rozmowach między rządem a Episkopatem. Władza mogłaby uznać za spory sukces wejście w życie postanowień dekretu lutowego, gdyż złożenia wiernopoddańczej przysięgi odmówiło raptem kilkuset na kilkanaście tysięcy duchownych. Jednakże wśród nich był prymas Stefan Wyszyński. Prymas przyjął taktykę przeczekania, licząc na złagodzenie kursu po śmierci Józefa Stalina (zmarł 5 marca 1953 r.). Jednak wtedy Polskę ogarnęła prawdziwa histeria z powodu utraty – jak mawiano – „najwybitniejszego człowieka naszej ery”. Prawie we wszystkich kościołach odezwały się dzwony, Rada Państwa postanowiła zmienić nazwę Katowic na Stalinogród, budowanemu warszawskiemu Pałacowi Kultury i Nauki nadano imię Stalina, a u stóp pałacu postanowiono wznieść pomnik generalissimusa. Artyści chwycili za pióra, pędzle i dłuta, by w tworzonych naprędce dziełach oddać hołd „ojcu narodów”. Panujący wtedy
9
w Polsce klimat niewiele odbiegał od podobnych wydarzeń z ostatnich lat, gdy również „uroczyście żegnaliśmy wybitnych „ojców”. Niestety, uroczyste i wzniosłe żałoby stają się powoli polską specjalnością... 8 maja 1953 r. Episkopat wystosował do prezydenta Bolesława Bieruta obszerny memoriał, który jasno określał granicę ustępstw Kościoła. Dokument kończył się stwierdzeniem: „Rzeczy Bożych na ołtarzu Cezara składać nie można. Non possumus (Nie możemy – dop. red.)!”. W odpowiedzi Biuro Organizacyjne KC PZPR opracowało nową taktykę,
PRZEMILCZANA HISTORIA nakłonić prymasa do poparcia tego memorandum. Jednak odpowiedź Wyszyńskiego była negatywna. Dla władzy stanowiło to czytelny sygnał, że Episkopat pod jego przewodnictwem skończył z polityką ustępstw. Wobec tego, w dniu 25 września 1953 roku ok. godz. 22 do warszawskiej rezydencji biskupów przy ul. Miodowej zgłosili sie funkcjonariusze bezpieki z nakazem rewizji i decyzją o zatrzymaniu prymasa. Jeszcze tej nocy Wyszyńskiego przewieziono do klasztoru w Rywałdzie na Mazurach. W trakcie trzyletniego okresu internowania Wyszyński przebywał w kilku
stało. Następnie wszyscy biskupi, którzy nie tak dawno deklarowali „Non possumus” wydali oświadczenie sporządzone przez Piaseckiego, które wcześniej odrzucił Wyszyński. W dokumencie tym czytamy m.in.: „Godne ubolewania fakty ujawnione w procesie biskupa kieleckiego Cz. Kaczmarka wymagają zdecydowanego potępienia. Episkopat nie będzie tolerował wkraczania przez kogokolwiek z duchowieństwa na drogę szkodzenia ojczyźnie i będzie stosował wobec winnych odpowiednie sankcje”. Następnie Episkopat złożył uroczyste ślubowanie na wierność PRL.
HISTORIA PRL (20)
Demontaż Kościoła W efekcie całkiem łagodnych (w porównaniu z dotykającymi inne środowiska) metod nacisku Episkopat złożył uroczyste ślubowanie na wierność PRL, a o wyborze każdej funkcji w Kościele – od wikarego do biskupa – decydował szeregowy pracownik Urzędu do spraw Wyznań. polegającą na „politycznym izolowaniu” duchownych najbardziej agresywnych i wrogich wobec władzy. W międzyczasie przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie rozpoczął się proces biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, oskarżonego o kolaborację z okupantem hitlerowskim oraz współpracę z wywiadami USA i Watykanu. W toku prowadzonego śledztwa biskup – złamany uporczywymi przesłuchaniami – przyznał się do stawianych mu zarzutów i oskarżył Episkopat oraz Watykan o prowadzenie antypolskiej polityki. Przebieg procesu był transmitowany na antenie Polskiego Radia, co miało spory wydźwięk propagandowy. Do prasowych ataków na bp. Kaczmarka włączyła się większość środowisk społecznych. Wśród nich było wielu tzw. „katolików postępowych”, np. pisarz Jan Dobraczyski czy publicysta Tadeusz Mazowiecki, wydający wspólnie z Janem Turnauem „Wrocławski Tygodnik Katolicki”. Wytworzoną atmosferę wrogości wobec Kościoła władza postanowiła wykorzystać do ostatecznej rozprawy z prymasem Wyszyńskim. Najpierw przywódca PAX-u Bolesław Piasecki przygotował oświadczenie potępiające bp. Kaczmarka i usiłował
Bolesław Piasecki (na pierwszym planie po lewej)
klasztorach na terenie kraju, by ostatecznie znaleźć się pod opieką sióstr nazaretanek w Komańczy. Przez cały ten czas w zasadzie w ogóle nie był przesłuchiwany, poza kilkoma rutynowymi rozmowami. Nie stosowano też wobec niego żadnej przemocy fizycznej, oczywiście abstrahując od samego faktu pozbawienia wolności. Poddany był jednak ścisłej inwigilacji – bezpiece udało się nawet pozyskać do współpracy usługującą mu zakonnicę. W kilka dni po internowaniu prymasa zebrał się Episkopat, aby wybrać swojego nowego zwierzchnika. Biskupi chcieli, aby nowym przewodniczącym Episkopatu został arcybiskup poznański Walenty Dymek, jednak władza kategorycznie zażądała, by wybrano biskupa łódzkiego Michała Klepacza. Tak też się
Okres ten stanowił apogeum uległości Kościoła wobec państwa polskiego. Episkopat w praktyce został wprzęgnięty w tryby państwowej machiny i działał pod jej dyktando. Biskupi głosili napisane przez władze propagandowe odezwy do narodu. Wzywali wiernych do uczestnictwa w wyborach do rad narodowych i wspierania rządowych reform, ponadto pilnowali, by podlegli im duchowni nie angażowali się w sprawy polityczne. W nagrodę władza wydała zgodę na utworzenie w 1954 roku w Warszawie Akademii Teologii Katolickiej (dziś Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego). Pozwolono także wybudować na terenie kraju kilkadziesiąt nowych kościołów. Dziś to nie wydaje się niczym szczególnym, lecz wtedy w pozostałych państwach bloku
21
wschodniego świątynie zamieniano w magazyny lub spichlerze. Dużo gorzej natomiast potraktowano inne związki wyznaniowe. Większość ich przywódców – na przykład biskupa Józefa Padewskiego, głowę Polskiego Kościoła Katolickiego – aresztowano (Padewski został później w niejasnych okolicznościach zamordowany w więzieniu na Mokotowie). Następnie wszystkim Kościołom, od ewangelicko-augsburskiego po prawosławny, narzucono zarządy komisaryczne, a ich majątki znacjonalizowano. Jednak najtragiczniejszy los spotkał świadków Jehowy, którzy byli szczególnie nielubiani przez władzę za odmowę służby wojskowej i ostentacyjny pacyfizm. Ten związek religijny został zdelegalizowany, a przeszło pięć tysięcy jego wyznawców oskarżonych o szpiegostwo trafiło do więzień, z których wielu już nie wróciło. Prymas Wyszyński nie był jedynym „wielkim więźniem” tamtego okresu, gdyż przeszło dwa lata wcześniej bezpieka aresztowała Władysława Gomułkę „Wiesława”. Przetrzymywano go w Miedzeszynie pod Warszawą w ośrodku należącym do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Początkowo w budynku obok więziono również Zofię Gomułkę, żonę Władysława. Pierwszemu sekretarzowi PZPR Bierutowi marzyło się wytoczenie swojemu największemu przeciwnikowi politycznemu spektakularnego procesu karnego, jednak z uwagi na dużą popularność „Wiesława” w społeczeństwie nie było to możliwe bez mocnych dowodów, których, jak w większości podobnych sytuacji, po prostu nie było. Oczywiście Gomułka ani myślał ułatwiać Bierutowi zadania – co rusz, wszczynając awantury, żądał przedstawienia dowodów swojej winy. Oskarżał Bieruta, Franciszka Jóźwiaka i Jakuba Bermana (osoby te plus Hilary Minc miały wtedy całkowitą władzę w Polsce) o kontakty z gestapo i inne pospolitsze przewinienia; suchej nitki nie zostawił też na Mincu. Natomiast stawiane mu zarzuty o agenturalność oraz odchylenia „prawicowonacjonalistyczne” zdefiniowane nawet jako „gomułkowszczyzna” nazywał farsą i stekiem bzdur. Po roku przesłuchań szef X Departamentu pułkownik Anatol Fejgin złożył swoim przełożonym meldunek, że nie widzi sensu w tym, aby na podstawie zebranego materiału wytaczać proces Gomułce. Do dziś też pozostaje zagadką, dlaczego nie spróbowano pozbyć się Gomułki w skrytobójczy sposób. Można snuć domysły, że „Wiesław” doskonale orientował się we wzajemnych, niezwykle skomplikowanych relacjach partyjnego establishmentu i zapewne za pomocą szantażu sprytnie wykorzystał panującą tam wrogość i nieufność. Z drugiej zaś strony, dla tzw. drugiego garnituru władzy żyjący Gomułka pozostawał jakąś polisą ubezpieczeniową przed nieobliczalnym Bierutem. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
22
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW
Sobór czy papież? Na przełomie XIII i XIV wieku papież był absolutnym panem Kościoła rzymskokatolickiego. Miał też władzę nadrzędną nad cesarzem i soborem, a poddanie się biskupowi rzymskiemu decydowało o zbawieniu. Jednakże już na początku XIV wieku coraz częściej pojawiały się głosy przeciwne papiestwu. z Pisma i słucha głosu swych wierNiczym nieograniczona władza nych, zarówno mężczyzn jak i kopapieska niszczyła duchową istotę biet, może być prawdziwym rzeczniKościoła. Tyranii papieży jako pierwkiem prawdy. Co więcej, głosił on szy przeciwstawił się Marsyliusz również, że papież nie tylko podlez Padwy (ok. 1274–1342). W swym ga Pismu Świętemu, ale również traktacie „Defensor pacis”, czyli – gdy grzeszy lub głosi naukę sprzecz„Obrona pokoju” (1324) dowodził ną z Pismem Świętym – sobór ma on, że władza w państwie spoczywa prawo go sądzić. Według Biblii bow rękach wszystkich obywateli i to wiem, wszyscy są równi i podlegają oni powinni decydować o tym, koporządkowi ustanowionemu przez mu ją powierzyć, a komu odebrać. Chrystusa (Mt 18. 15–18; 1 Tm 5. 19; Uważał, że lud może to uczynić przez 2 Tes 3. 6; 2 J 1. 9–11). powołanych przez siebie reprezenOczywiście nie tylko Marsyliusz tantów i przez nich może wybierać z Padwy krytycznie odnosił się do pazarówno cesarza, jak i papieża. Głopiestwa. Z podobnym sprzeciwem sił on, że według Ewangelii to wławobec tej instytucji i jej nadużyć wyśnie wiernym powinny podlegać stąpił również Wilhelm Ockham wszystkie spory kościelne (Mt 18. (ok. 1300–1349/50). Uczynił to m.in. 15–18), a wszelka władza – chociaż w swym traktacie o władzy cesarzy pochodzi od Boga – powinna być i papieży, w którym przedstawił stosprawowana za zgodą ogółu wiersunki panujące między Kościołem nych i obywateli. Wybrani przez nich a państwem oraz zakwestionował istzwierzchnicy Kościoła powinni zanienie samego papiestwa. Uważał, tem podlegać wiernym, a tym saże wszystko, co dotyczy sfery duchomym – państwu i cesarzowi. Twierwej (wiara i Kościół), powinno się dził nawet, że tak jak hierarchowie oceniać za pomocą rozumu (zmykościelni nie wywodzą się z aposły) i Pisma Świętego. Kierując się stolskiego prazboru, lecz pojawili się tymi przesłankami, Ockham był z biegiem czasu dzięki sprzyjającym rzecznikiem koniecznych i ciągłych okolicznościom (polityka cesarza Konstantyna), tak też Kościół może obejść się bez papieża, bo ten urząd również nie ma biblijnego uzasadnienia. Marsyliusz z Padwy odważył się więc zakwestionować nie tylko polityczną władzę papieży nad państwem, ale również jego religijną supremację nad Kościołem. Przypominał, że władza papieży nie jest z ustanowienia Bożego, lecz wynika ze spekulacji i układów z Cesarstwem Rzymskim. Uważał zatem, że dalsze istnienie papiestwa jest zbędne, zaś jego ewentualny byt ma być ograniczony do spraw czysto duchowych i ma podlegać kurateli wiernych (duchownych i świeckich) reprezentowanych na soborze. To bowiem sobór biskupów, Wilhelm Ockham a nie papież, który jest omylreform w Kościele i dlatego też podny jak każdy człowiek, stanowi najdawał surowej krytyce dogmaty i inwyższy autorytet w Kościele. Marstytucje kościelne. Głosił również, syliusz podkreślał więc, że jak żaden że jeśli już jest ktoś taki jak papież, człowiek, tak i żaden papież nie moto – rzecz jasna – nie tylko nie poże stać nad Pismem Świętym, wesiada on władzy świeckiej, ale poddług którego należy ustalać wszystlega również soborowi powszechkie prawdy wiary oraz porządek panemu (w tym świeckim władzom) nujący w Kościele. To zaś oznacza, i może być złożony z urzędu. że tylko ten, kto czerpie swe nauki
Z podobnymi poglądami zgadzali się zresztą zwierzchnicy prawie wszystkich państw europejskich, bo bezpodstawne roszczenia papieży i ich skandaliczny tryb życia nie tylko zakłócały spokój w Europie, ale również przyczyniły się do moralnego upadku społeczeństwa. Oto powód, dlaczego coraz częściej nad jeden scentralizowany Kościół z papieżem na czele przedkładano interesy Kościołów krajowych. W ten sposób stopniowo zrodziła się idea Kościołów narodowych, czego przykładem była Anglia, która jako pierwsza stanowiła wyłom w scentralizowaniu Kościoła. Ideę Kościoła narodowego podejmowano też we wszystkich tzw. soborach reformacyjnych: w Pizie (1409), w Konstancji (1414–1418) oraz na soborach w Bazylei, Ferrarze i Florencji (1431–1449). W nawiązaniu do Marsyliusza z Padwy i Wilhelma Ockhama, poglądy koncyliarne (od łac. concilium – sobór) podzielali również polscy delegaci na sobór w Konstancji. Przyznał to w swej „Historii Kościoła” nawet ks. Józef Umiński, który pisał: papież „W zespole tym krakowianie byli wraz z Laskarzem zdecydowanymi zwolennikami wyższości soboru nad papieżem i reform, jak je większość zebranych pojmowała. Paweł Włodkowic jeszcze w drodze na sobór spisał traktat »De Annatis«, w którym mówił o bezdrożach, na jakie Kościół wszedł a capite [czyli „od głowy”, „od początku”], i domagał się usunięcia przez sobór przede wszystkim szkodliwego dla Kościoła wyzysku kurialnego” (t. 1, s. 542). Później zaś – mimo że sobór w Konstancji specjalnym dekretem 15 kwietnia 1415 r. orzekł wyższość soboru nad papieżem – kiedy uchwałom tym sprzeciwił się papież Eugeniusz IV (1431–1447) i podczas obrad soboru w Bazylei z tego powodu doszło do jeszcze jednej krótkotrwałej schizmy papieskiej, ideę koncyliaryzmu kolejny raz poparła znaczna część kleru polskiego „z arcybiskupem Wincentym Kotem (zm. 1448 r.) i biskupem krakowskim Zbigniewem Oleśnickim (zm. 1455 r.) oraz profesorami krakowskimi na czele” (tamże, s. 548).
Oprócz wyżej wymienionych za koncyliaryzmem opowiadali się jeszcze inni przedstawiciele ze środowiska Uniwersytetu Krakowskiego. Wspomnieć tu wypada chociażby o uczonym, biskupie i kardynale Mateuszu z Krakowa, Jakubie z Paradyżu i Janie z Kęt, którego później ogłoszono świętym. Warto też przypomnieć, że polscy delegaci na sobór w Konstancji sprzeciwili się również nadużyciom cesarza i zakonu krzyżackiego, głosząc, że „nie wolno nikogo nawracać mieczem, że i poganie mają prawo do życia oraz własności i nie wolno najeżdżać ich ani tępić z tego tylko tytułu, iż są poganami, że wreszcie
Eugeniusz IV
cesarz nie ma prawa rozporządzać ziemiami pogańskimi. Wniosek stąd płynął, że właściwie zakon istniał w Prusach nielegalnie, a nawet nie miał w nich żadnej racji do istnienia, metody zaś jego są dalekie od zasad prawdziwie chrześcijańskich, a nawet wręcz heretyckie i z punktu widzenia wiary katolickiej zasługują na potępienie” (tamże, s. 544). Wracając do koncyliaryzmu, czyli idei głoszącej wyższość soboru nad papieżem – wybitnym jej rzecznikiem, który rozwinął tę koncepcję, był również francuski teolog i filozof Jan Karol Gerson (1363–1429). Krótko mówiąc, doktryna ta miała wielu zwolenników w całej Europie. Dlatego też naturalne było – o czym była już mowa – że w końcu zajęła również dużo czasu obradującym na soborze w Konstancji, a później na soborze bazylejsko-ferrarsko-florencko-rzymskim. Idee te bowiem zrodziły się w czasach największego upadku papiestwa – niewoli awiniońskiej i wielkiej schizmy – i miały być środkiem w walce z tą zhańbioną instytucją. Gdyby zostały przyjęte przez następnych papieży (po konstancjańskim soborze), Kościół rzymskokatolicki prawdziwie
wkroczyłby na drogę ewangelicznych reform, a papiestwo z czasem rzeczywiście przestałoby istnieć. Niestety, ze szkodą dla Kościoła żądni władzy i bogactw papieże – z Eugeniuszem IV jako pierwszym zdecydowanym przeciwnikiem koncyliaryzmu – zahamowali te reformy. Gdy bowiem sobór bazylejski podjął cały szereg uchwał ograniczających władzę biskupa Rzymu, papież złamał postanowienia soboru w Konstancji, że „bez zgody ojców soborowych nie może soboru przenieść ani zawiesić”, i zarządził przeniesienie go do Ferrary, a gdy tam wybuchła zaraza – do Florencji. Odrzucił więc zarówno uchwały soboru w Konstancji, jak i w Bazylei i stał się zdecydowanym przeciwnikiem demokratycznych rządów w Kościele. Dodajmy, że mógł to uczynić tylko dlatego, że miał poparcie króla Niemiec Fryderyka III, który za 100 tys. florenów i koronę cesarską został jego sprzymierzeńcem, tym bardziej że sam obawiał się nadmiernego rozbudzenia dążeń demokratycznych wśród swoich poddanych. Podobnie zresztą jak i inni władcy europejscy, którzy zapewne z tych samych względów odwołali swoje delegacje i poparcie dla soboru w Bazylei. W taki oto sposób papiestwo wygrało, a Jean Mathieu-Rosay o tym tak pisze: „Papiestwo, nad którym nie sprawowała kontroli żadna instytucja, znów bywało reprezentowane przez zupełnie nieodpowiednich ludzi. Mnożyły się nadużycia, zwłaszcza na najwyższych szczeblach hierarchii. Gdyby sobór w Bazylei mógł spokojnie pracować, gdyby papież nie strzegł tak zazdrośnie swych przywilejów, nastąpiłaby niezbędna poprawa” („Prawdziwe dzieje papieży”, s. 276). Niestety, „il Papa non cambia” – papież się nie zmienia. Biskupi Rzymu zbytnio są bowiem zaślepieni żądzą władzy i bogactw. Stąd też spełnia się w ich przypadku jedno z przysłów, które mówi: Kto upił się winem, otrzeźwieje, ale kto upił się władzą i bogactwem, trzeźwy nie będzie nigdy. Z biblijnego punktu widzenia jedno jest pewne: scentralizowana i nieograniczona władza papieży oraz żądza choćby tylko duchowego panowania tzw. Stolicy Apostolskiej nad całą ludzkością jest absolutnie nie do przyjęcia. Jezus wyraźnie nauczał bowiem: „Nie pozwalajcie się nazywać Rabbi, bo jeden tylko jest – Nauczyciel wasz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie ojcem swoim; albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Ani nie pozwalajcie się nazywać przewodnikami, gdyż jeden jest przewodnik wasz, Chrystus” (Mt 23. 8–10). BOLESŁAW PARMA
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r. azwa tego nurtu może być myląca. Inaczej bowiem niż w przypadku starowierców, których odłączenie się od prawosławia związane było z tendencjami konserwatywnymi, starokatolicyzm to wyraz tendencji zasadniczo liberalnych i często progresywnych. Niektórzy skłonni są widzieć w starokatolicyzmie katolicyzm przyszłości. Ruch ten początkowo miał charakter czysto schizmatycki. Zrodził się w XVIII w. z niezależnego katolicyzmu holenderskiego. Holendrzy nie zapomnieli papieżowi, że w czasie niderlandzkiej wojny narodowowyzwoleńczej (1566–1648) opowiedział się
N
narodowych do liturgii. Tyle na dobry początek. Najbardziej konserwatywny pod tym względem okazał się Kościół „matka”, który do 1909 roku nie zrezygnował z łaciny, a do 1920 roku zachował obowiązkowy celibat duchowieństwa. Rozpoczęto jednocześnie intensywne kroki na rzecz ekumenii wyznań chrześcijańskich, w szczególności zwracając się do anglikanów i prawosławnych. W latach 1874 i 1875 zaproszono teologów oraz duchownych z greckiego i rosyjskiego Kościoła prawosławnego. Wszystkie Kościoły starokatolickie zdecydowały się na skreślenie sformułowania filioque („i Syna” – o pochodzeniu
OKIEM SCEPTYKA Kościół Katolicki, Katolicki Apostolski Kościół, Starożytna Wspólnota Apostolska, Łaciński Apostolski Kościół Brazylii (przywiązany do ruchów charyzmatycznych), Niezależny Kościół Katolicki (przywiązany do ludowej dewocji). Jan Kanty Skupiński pisze tak: „(...) starokatolicyzm jest zjawiskiem tożsamym z anglikanizmem. Jeśli kiedyś zasadniczo się od niego różnił, dziś różnice te zostały niemal zupełnie przekreślone. Co więcej, uznawana za bardziej konserwatywną i niechętną wobec zmian w dyscyplinie i doktrynie wspólnota utrechcka wielokrotnie wyprzedza anglikanizm w liberalności swych reform i inspiruje do zmian
kapłańskie. Dziś niemal każdy Kościół starokatolicki uznaje ważność ordynacji kobiet. W roku 2006 Kościół starokatolicki w Szwajcarii, nazywany również Kościołem chrześcijańskokatolickim, opowiedział się za błogosławieniem par jednopłciowych. Decyzję taką podjął 10 czerwca synod Kościoła w Aarau, przychylając się do wniosków Komisji „Homoseksualizm i Kościół”. Wniosek przeszedł przygniatającą większością głosów. Siedemdziesięciu synodałów było za, dwóch przeciw, a pięciu wstrzymało się od głosu. „Jesteśmy pierwszym Kościołem w Szwajcarii, który oficjalnie uznał homoseksualistów za pełnoprawnych
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (51)
Starokatolicy Poza Kościołem rzymskokatolickim istnieje ok. 300 innych wyznań chrześcijańskich używających nazwy „Kościół katolicki”. Większość tych wyznań to kościoły starokatolickie zrzeszone w Unii Utrechckiej. po stronie hiszpańskiego okupanta, a przeciwko niepodległości Niderlandów. Wolne już Niderlandy przyjęły więc panujący kalwinizm i wprowadziły liczne ograniczenia dla katolicyzmu. Intrygi papieża i jezuitów dążyły do obarczenia mniejszości katolickiej niewdzięczną rolą wrogów państwa, na którą ci w większości nie mieli ochoty. Wśród niderlandzkich katolików szczególną popularność zyskał jansenizm – wewnątrzkatolicki nurt opozycyjny (zwłaszcza względem jezuityzmu) bliski kalwinizmowi. Dążąc do zdyscyplinowania lokalnych katolików, papież odebrał im status diecezjalny. Schizma oficjalnie rozpoczęła się w roku 1724. Tak narodził się Kościół utrechcki, uznawany dziś za „matkę” starokatolicyzmu. Kościół ten nie modyfikował jednak papieskich nauk. Dlatego też trafniej będzie przyjąć, że „matką” właściwego starokatolicyzmu był sobór watykański I (1870), który wywołał w świecie katolickim znacznie większy opór i rozłam. Przyczyną tego były dogmaty o nieomylności papieża oraz Niepokalanym Poczęciu Maryi. Swoją łączność z Rzymem przerwały wówczas niektóre wspólnoty katolickie w Niemczech, Szwajcarii i Austrii. Nawiązały one współpracę z istniejącym już dość długo w podobnych warunkach Kościołem utrechckim, co dało początek faktycznemu nurtowi starokatolickiemu, który wkrótce stał się czymś więcej niż zwykłą schizmą. Odrzucono bowiem dogmaty maryjne, celibat, posty, spowiedź indywidualną, język łaciński w liturgii, autorytet soboru trydenckiego w sprawach dyscyplinarnych, uproszczono ryt mszy, zaproponowano wprowadzenie języków
Ducha Świętego od Ojca i Syna) z Credo, co z czasem stało się powodem zbliżenia między nimi a Kościołami prawosławnymi. Formalnym aktem fundującym podwaliny organizacyjne starokatolicyzmu było zawarcie Unii Utrechckiej (1889), czyli porozumienia katolików oderwanych. Nie był to nowy uniwersalny kościół, gdyż poszczególne wspólnoty zachowywały daleko posuniętą autonomię w ramach Unii. Starokatolicy przyjmują eklezjologię, w której Kościół (jeden, święty, katolicki i apostolski) ma charakter episkopalno-koncyliarny. Szczególne miejsce zajmują tutaj starokościelne zasady wiary pierwszego tysiąclecia. Odrzucają papiesko-centralistyczne pojmowanie Kościoła, przyznając biskupowi Rzymu jego dawny, historyczny prymat (primus inter pares). W latach 90. XIX w. starokatolicyzm zyskiwał na popularności, skupiając coraz więcej wspólnot, które z różnych powodów rozstawały się z Rzymem. Wspólnota starokatolicka powiększyła się najbardziej w Niemczech. Przyłączanie się kolejnych wspólnot do starokatolicyzmu na przełomie wieków oraz w pierwszych dwóch dekadach XX w. uznaje się za trzecią falę starokatolicyzmu. Przyłączyły się wtedy również wyznania polskie: polski katolicyzm oraz mariawityzm. Ten ostatni jednak dość szybko został wykluczony na skutek ułańskiej fantazji religijnej przewielebnego Jana Kowalskiego, któremu nie wystarczyła sakra biskupia i sięgnął po inkarnację archanioła Michała. Grupę złożoną na początku XX wieku głównie z polskich dysydentów zasilają dziś takie denominacje jak: Unia Starych Kościołów, Zjednoczony Ekumeniczny
Mariawicka świątynia Miłosierdzia i Miłości w Płocku
Kościół Anglii. Według opinii złośliwych, starokatolicyzm to po prostu protestantyzm w oprawie rzymskokatolickiej. Inni uważają Unię Utrechcką za rzymskokatolicki Kościół przyszłości, wprowadzający już dziś reformy, na które w pewnym momencie i tak przystanie rzymski katolicyzm”. Jeśli zgodzilibyśmy się z tym, że starokatolicyzm jest dziś tożsamy z anglikanizmem i że jest formą protestantyzmu w rzymskokatolickiej oprawce, oznaczałoby to dość nieszczęsne połączenie słabego protestantyzmu i złej oprawy. Mimo to starokatolicyzm wykazuje więcej wigoru i potencjału aniżeli upadający na duchu anglikanizm. Niewiele mu również pozostało z „katolicyzmu” w rzymskim wydaniu. Najbardziej newralgicznymi reformami starokatolicyzmu było otwarcie się na kapłaństwo kobiet oraz błogosławieństwo par homoseksualnych. 27 maja 1996 roku dwie byłe katoliczki rzymskie otrzymały z rąk bpa Joachima Voebbego święcenia
członków Kościoła” – głosi oświadczenie. Jednocześnie synod podkreślił, że niezmienna pozostaje nauka Kościoła o sakramencie małżeństwa, które pozostaje związkiem między kobietą a mężczyzną. Liturgiczna oprawa dla par jednopłciowych będzie się więc różnić od rytuału zawarcia małżeństwa. Kwestie te były przyczyną rozłamu w Unii Utrechckiej: zmianom sprzeciwili się zwłaszcza polscy i słowaccy starokatolicy. 30 listopada 2003 roku Międzynarodowa Konferencja Biskupów Starokatolickich wykluczyła z Unii Utrechckiej Polski Narodowy Kościół Katolicki w USA za „zbyt tradycjonalistyczną postawę”. Sprawa dotyczyła udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz stosunku do homoseksualizmu i ekumenizmu. PNKK za często ogląda się na Watykan, który nagrodził polskokatolickiego zeza uznaniem ważności „schizmatyckich” sakramentów. Trwają już prace nad „pełnym zjednoczeniem”, czyli podporządkowaniem PNKK Watykanowi.
23
W 2003 r. homofobiczny margines starokatolicyzmu zorganizował się w Światowej Radzie Narodowych Kościołów Katolickich. W Polsce działa kilka odłamów identyfikujących się ze starokatolicyzmem – są to głównie różne wersje polskiego katolicyzmu i mariawityzm. Jednym z nich jest skupiający kilkuset wiernych Kościół Starokatolicki w RP, który powstał w 1933 r. w wyniku rozłamu w PNKK. Został zdelegalizowany w 1965 r. przez władze PRL, lecz odrodził się formalnie w 1996 r. Jego biskupem został wówczas niesławnej pamięci Wojciech Kolm (znany wśród dzieci i młodzieży jako „ksiądz Patryk”). W 2003 r. został aresztowany w Jeleniej Górze pod zarzutem udziału w zorganizowanej grupie pedofilów działającej na Dworcu Centralnym w Warszawie. W 2006 r. został ekskomunikowany, a w 2007 r. – skazany na 6 lat więzienia. Zanim jednak dane mu było odbyć karę, został aresztowany ponownie, tym razem pod zarzutem molestowania gimnazjalisty z Wojcieszowa. Dołożono mu za to rok więzienia. Starokatolicyzm jest więc nurtem różnorodnym, bynajmniej nie wolnym od kryzysów i problemów. Trudno przewidzieć jego los. W 1876 r. na terenie Szwajcarii było 73 tys. starokatolików, a obecnie jest ich około 14 tysięcy. Nie zawsze bowiem liberalne doktrynalnie denominacje chrześcijańskie okazują się żywotniejsze niż kościoły konserwatywne, zwłaszcza rzymski katolicyzm. Jeśli społeczeństwa zachodnie nie wykazują szczególnego zainteresowania wyznaniami chrześcijańskimi, które dostosowują swoje nauki społeczne do aktualnego „ducha czasu”, to może świadczyć o tym, że ludzie wierzący w zinstytucjonalizowanej religii nie poszukują postępu, lecz zdecydowanie częściej – zaklęć konserwatywnych lub nawet regresywnych. To nie liberalna religia, lecz świeckie wartości europejskie wydrążą równouprawnienie homoseksualistów. Ultraliberalnych tendencji nie brak oczywiście w licznych odłamach starokatolickich. Na przykład Jean-Mathieu Rosay, autor wydanej w Polsce książki „W imię Boga przeciw Kościołowi”, opowiada się za alegorycznym odczytywaniem Biblii i odrzuca prawdziwość zmartwychwstania Jezusa, a także całą dogmatykę, uznając regulacje doktrynalne (takie jak wiara w Trójcę Świętą) jedynie za chrześcijańską tradycję. Chrześcijańskie herezje liberalne nie tyle jednak kruszą chrześcijańską (zwłaszcza papieską), konserwę i budują przyszłość liberalnej religijności, ile stanowią różne formy i etapy sekularyzacji, umacniając częściej postawy wolnomyślicielskie aniżeli liberalno-chrześcijańskie. Różnorodne kościoły reformowane częstokroć wnoszą wolnomyślny ferment, ale same w końcu giną w wyniku pustoszejących kościołów i zborów. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
W świecie trucizn Początkowo świat trucizn wokół człowieka ograniczony był do naturalnych substancji trujących występujących w roślinach i jadach zwierzęcych. Ale to się zmieniło... Pierwotni ludzie, zdobywając żywność, musieli nauczyć się rozróżniać to, co zagrażało ich życiu od tego, co mogło stanowić pokarm. Naturalne toksyny roślinne i zwierzęce stosowali do zatruwania strzał, za pomocą których polowali i zdobywali pokarm. W miarę udoskonalenia życia człowieka zaczęły pojawiać się nowe zagrożenia toksykologiczne. Rozwój cywilizacji, przemysłu i transportu pogłębia to zanieczyszczenie. Pojęciem trucizny określamy substancję organiczną lub nieorganiczną, która – wprowadzona do organizmu w odpowiedniej dawce – zakłóca jego funkcjonowanie życiowe, a może nawet spowodować śmierć. Trucizny mogą działać gwałtownie lub gromadzić się w organizmie, powodując przewlekłe zatrucia.
Rodzaje zatruć Substancja toksyczna może być wchłonięta do organizmu jedną z trzech dróg: przez skórę, układ
oddechowy lub z przewodu pokarmowego. Ze względu na przyczyny wyróżniamy kilka typów zatruć: ! zatrucia zawodowe (skażone środowisko pracy); ! zatrucia środowiskowe (skażona woda, powietrze, gleba); ! zatrucia pokarmowe (skażona żywność; ! zatrucia lekami (lekomania, toksykomania, zatrucia przypadkowe); ! zatrucia toksynami naturalnymi – przypadkowe i zamierzone. Zatrucia przebiegają w różny sposób: 1. Zatrucia ostre kończą się nawet zgonem; 2. Zatrucia podostre występują zwykle po kilkakrotnym przyjęciu trucizny w dawkach mniejszych; 3. Zatrucia przewlekłe pojawiają się w wyniku długotrwałego narażenia na substancję toksyczną, ale w małych dawkach. Objawy mogą wystąpić po dłuższym czasie od momentu przyjęcia trucizny i nasilać się stopniowo, wraz ze wzrostem jej nasycenia w organizmie.
ajczęściej kojarzona z kleszczami borelioza jest niezwykle niebezpieczną chorobą, która nieleczona może doprowadzić do śmierci. Chorobę wywołują bakterie zwane krętkami. Ma ona przebieg wielopostaciowy, atakuje jednocześnie wiele narządów wewnętrznych, dlatego jest trudna do zdiagnozowania i często mylona z innymi dolegliwościami. To bardzo zdradliwe, bo brak odpowiedniego leczenia prowadzi do formy przewlekłej, niezwykle trudnej do wyleczenia. Zacznijmy od tego, że nie ma szczepionki przeciwko boreliozie. Tak więc niezwykle istotne jest uświadomienie ludziom, jak dochodzi do zarażenia się i jak rozpoznać symptomy rozwijania się choroby w organizmie. Pamiętajmy o tym, że im wcześniej podejmiemy leczenie, tym większa szansa na wyleczenie. Zdecydowana większość zarażeń występuje podczas ugryzień kleszczy, chociaż nie wszystkie z nich są nosicielami choroby. Pierwsze zachorowanie na boreliozę zanotowano w USA w 1975 roku (w Polsce – w latach 80.). Co roku znacząco zwiększa się liczba osób zarażonych. Pamiętając jednak o trudnościach ze zdiagnozowaniem boreliozy, możemy przyjąć, że jest ich znacznie więcej. Szacuje się, że chorych, u których nie rozpoznano boreliozy, jest 10 razy więcej niż przypadków zdiagnozowanych. W ciągu ostatnich kilku lat (pomiędzy 1999 a 2005 rokiem) zapadalność w Polsce zwiększyła się pięciokrotnie
N
Osobom, które uległy zatruciu poprzez połknięcie trucizny, podaje się do picia letnią wodę, rozcieńczone mleko, białko jaja kurzego, zawiesinę skrobi lub węgla leczniczego. Gdy trucizną zostały skażone oczy, należy je przemywać przez 5 minut bieżącą wodą i osłonić przed działaniem jaskrawego światła. W przypadku zatrucia jadem żmii należy natychmiast unieruchomić kończynę i – jeśli to możliwe – podać surowicę przeciwko jadowi węży. Niektórzy zalecają wyssanie jadu z rany.
Trucizny w świecie zwierząt Najczęściej stykamy się z jadem po użądleniu pszczoły, które wywołuje opuchnięcie, pieczenie i swędzenie, a niekiedy reakcję alergiczną. Ukłucia pojedynczych pszczół nie wywołują objawów niebezpiecznych dla życia. Zdarza się jednak, że użądlenie w nasadę języka, gardło lub krtań może wywołać niedrożność dróg oddechowych i śmierć przez uduszenie. Podobnie jest u ludzi, którzy są uczuleni na jad pszczeli – użądlenie nawet przez jedną pszczołę wywołuje w krótkim czasie wstrząs anafilaktyczny, a nawet śmierć. Również
ukąszenia skorpionów żyjących w Afryce mogą być śmiertelne. Skorpiony żyjące w innych regionach nie zagrażają życiu człowieka, ale ich użądlenie wywołuje silny ból, opuchnięcie, podwyższenie temperatury ciała. Ryby same w sobie mogą być dla człowieka trujące, ponieważ pokarm, którym się żywią, zawiera substancje toksyczne. Najczęściej dzieje się tak, gdy żywią się trującymi glonami. Zjedzenie surowego mięsa takiej ryby wywołuje poważne zaburzenia w funkcjonowaniu układu trawiennego. Jedną z niebezpiecznych ryb jest na przykład murena, chociaż jej ugotowane lub usmażone mięso nadaje się do spożycia, a nawet jest bardzo cenione.
Trucizny w świecie roślin Działanie toksyczne na układ krążenia mają między innymi konwalia majowa i naparstnica purpurowa. Związki zawarte w naparstnicy wywołują zatrucia o ciężkim przebiegu, z uszkodzeniem mięśnia sercowego, zaburzeniami pracy serca i funkcji naczyń krwionośnych. Objawom towarzyszą bóle brzucha, biegunka, uporczywe wymioty. W przypadku zatrucia konieczna jest pomoc specjalistyczna. Silnie trującą rośliną jest ziemowit jesienny. W jej skład wchodzi bowiem szkodliwa kolchicyna, która uszkadza układ krwiotwórczy, powodując zaburzenia w wytwarzaniu
Podstępna borelioza i dotyczy całego kraju, podczas gdy uprzednio najwięcej zakażeń notowano w województwach podlaskim i warmińsko-mazurskim. W społeczeństwie pokutuje przeświadczenie, że jeśli po ugryzieniu przez kleszcza nie wystąpił rumień, to nie ma problemu. Nieprawda. Rumień występuje zaledwie w 30 proc. przypadków ugryzień. Wtedy nie ma już żadnych wątpliwości, że zakażenie nastąpiło i powinniśmy bezzwłocznie udać się do lekarza w celu przeprowadzenia kuracji antybiotykowej. Podjęcie terapii kilka dni po zarażeniu jest bardzo skuteczne. Zwykle stosuje się penicyliny, cefalosporyny lub tetracykliny. Terapia trwa kilka tygodni. Jeśli zbagatelizujemy lub nie zauważymy ugryzienia kleszcza, nie wystąpi rumień, a my zostaniemy zarażeni, po kilku tygodniach lub nawet miesiącach wystąpi drugi etap infekcji. Wygląda on jak infekcja grypopodobna: bóle głowy, podniesiona temperatura ciała, bóle gardła, bóle stawów. Objawy te po jakimś czasie mijają, a choroba przechodzi w postać przewlekłą. Zaczynają się poważne
dolegliwości zdrowotne uniemożliwiające normalną egzystencję: silne bóle stawów ograniczają ich ruchomość; bóle serca, drętwienie kończyn, silne nawracające infekcje dróg oddechowych, problemy z pamięcią, migreny, problemy ze wzrokiem i słuchem, zawroty głowy, depresja. Często pacjenci z boreliozą otrzymują nieprawidłowe rozpoznanie, takie jak: stwardnienie zanikowe boczne, choroba Parkinsona, stwardnienie rozsiane lub nerwica. Krętki wywołujące boreliozę wytworzyły mechanizm obrony przed antybiotykami. Podczas kuracji zarazki przyjmują przetrwalnikową formę cyst, które są odporne na leki i trwają w nich aż do przywrócenia w organizmie sprzyjających im warunków, czyli do zakończenia antybiotykoterapii. Dlatego w leczeniu boreliozy niezwykle ważne jest leczenie sekwencyjne antybiotykami i lekami otwierającymi cysty. Drugi etap infekcji leczy się kilka miesięcy, a nawet lat. I bardzo często dochodzi do tak zwanego zespołu poboreliozowego. Nie istnieje sposób na potwierdzenie skuteczności leczenia drugiego etapu infekcji. Niektórzy lekarze skłaniają się do opinii, że zespół poboreliozowy to nic innego jak dalszy
m.in. krwinek czerwonych. Zjedzenie zaledwie kilku nasion tej rośliny stanowi śmiertelne zagrożenie dla dorosłego człowieka. Wiele roślin powoduje u ludzi wrażliwych różnego typu podrażnienia na skórze – od lekkiego zaczerwienienia do stanów zapalnych z obrzękiem i wypryskiem pęcherzykowatym lub grudkowatym, kończącym się niekiedy martwicą tkanki. Przykładem takich roślin są m.in.: pokrzywa, hiacynt, narcyz, anemony, klematisy, gorczyca czarna, jałowiec, tuja, tytoń, pomidor, krwawnik, dziurawiec. Każdy produkt spożywczy, który spożywamy, musi być bezpieczny dla zdrowia. Zapewne z takim przeświadczeniem robimy codzienne zakupy, aczkolwiek nie możemy zapominać o naszym środowisku naturalnym. Nie kto inny jak my sami je zatruwamy. Działalność człowieka powoduje, że różne odpady przemysłowe, spaliny samochodowe, środki chemiczne stosowane w produkcji rolniczej, ścieki i odpady zanieczyszczają wodę, glebę i atmosferę. Wszystkie zanieczyszczenia zagrażają żywności i wodzie, mając tym samym istotny, niekorzystny wpływ na zdrowie pojedynczego człowieka oraz całego społeczeństwa. W zakresie ochrony środowiska wiele już zrobiono i wciąż wiele się robi, ale powinniśmy zadać sobie pytanie, co my robimy dla naszego organizmu i czym się dzisiaj trujemy. Maria Blachowska
ciąg choroby. Według nowych teorii, bakterie przebywają wewnątrz komórek, dając negatywne wyniki testów i „usypiając” nasz system immunologiczny. Silny system immunologiczny to nasza najlepsza ochrona przed boreliozą. Stosując zdrowy sposób odżywiania i regularnie oczyszczając nasz organizm, pomagamy sobie w usuwaniu z ustroju niepożądanych gości. Krętek boreliozy stara się sprytnie ominąć układ odpornościowy, upodabniając się do komórek organizmu, do którego wtargnął. To, czy zakażenie się rozwinie, jest uzależnione od ilości krętków, które przeżyją. Jeśli są niszczone, zakażenie stopniowo zanika. Wszystko zależy od tego, czy system immunologiczny jest na tyle silny, że wychwyci krętki i je zniszczy, zanim utworzą się cysty niewidoczne dla przeciwciał. Tak więc borelioza może zostać zniszczona już na początku zakażenia. Może też tkwić latami, nie ujawniać się, a gdy nastąpi silne osłabienie systemu immunologicznego, może się uaktywnić. Nie zostaje nam więc nic innego, jak uważać w lesie i dbać o nasz organizm. Odwdzięczy się on nam ochroną przed boreliozą i przed wieloma innymi schorzeniami. Stowarzyszenie Chorych na Boreliozę poszerza w całej Polsce wiedzę o chorobie. Osoby, które podejrzewają u siebie tę chorobę, mogą szukać pomocy pod nr. tel. 692 890 751. Nawet późną boreliozę można leczyć! Zenon Abrachamowicz
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Dynastia Ależ wpadli na pomysł! Kampania wyborcza Kaczyńskiego bez Kaczyńskiego. Prezes PiS i jego otoczenie wiedzą bowiem, że gdy Jaruś tylko na chwilę otwiera usta, jego poparcie leci na łeb na szyję. „Tragicznie przerwane życie Prezydenta RP, śmierć elity patriotycznej Polski oznacza dla nas jedno: musimy dokończyć Ich misję. Jesteśmy Im to winni, jesteśmy to winni naszej Ojczyźnie. Choć pogrążeni w bólu i żałobie, związani wieczną pamięcią o stracie, mamy obowiązek wypełnić Ich testament” – napisał Jarosław Kaczyński w liście skierowanym do narodu. To na razie jedyny głos prezesa (oprócz mów pogrzebowych, też ciekawych), z którego można co nieco wywnioskować, w którym kierunku pójdzie Polska, jeśli spotka ją nieszczęście elekcji bliźniaka. Mówicie, że to całkiem niemożliwe? Otóż możliwe, a Czytelnikom, których błogo uspokaja wielka przewaga Komorowskiego, przypomnę, że 5 lat temu identyczną przewagę miał Tusk (i to cztery tygodnie przed wyborami!). I wystarczył jeden jedyny dziadek z Wehrmachtu, by wszystko legło w gruzach. Z moich informacji wynika, że teraz też pilnie poszukuje się podobnego haka. I z tego powodu Kluzik-Rostkowska jest tylko malowaną szefową kampanii prezesa. Tylko jej twarzą. Prawdziwym motorem jest Kurski. Pierwsze efekty już widać. Oto TVP w poniedziałek, w najlepszym czasie antenowym, emituje program Pospieszalskiego „Solidarni 2010”. To już trzeci
z cyklu dokument, w którym redaktor „szkoda gadać” ugania się z mikrofonem po Krakowskim Przedmieściu i nagrywa starannie wybrane osoby. A te osoby mówią na przykład tak: „W Smoleńsku to był zamach. Tusk ma krew na rękach. Sprzedajne media zafałszowały obraz wspaniałego prezydenta. Ogromna część narodu dzięki żałobie wraca z emigracji wewnętrznej. Prawdziwi Polacy przyszli pod Pałac i teraz powinni wybrać w wyborach swoich prawdziwych przedstawicieli”. Oto więc mamy pierwszy klip wyborczy zbudowany na dzielącej ludzi nienawiści. Przecież to jest słynne: „My stoimy tam, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO!”, tylko trochę inaczej powiedziane. Widmo IV RP znów krąży nad Polską. Jeśli dokładniej przyjrzeć się Jarosławowi K., to widać, że całą swoją polityczną karierę zbudował na negatywnych emocjach i sączonej nienawiści. Palenie kukieł jednego prezydenta (Wałęsy – swojego byłego idola) jest według niego jak najbardziej dopuszczalne, natomiast krytyka innego prezydenta jest zbrodnią. Jeśli ktokolwiek będzie miał krew na rękach, to akurat nie Tusk, tylko Kaczyński. I to już niedługo. Ten ostatni zdaje sobie bowiem sprawę, że to jest jego ostatnia szansa. Jeśli przegra, jaczejki Ziobry odstawią go do lamusa historii. Dlatego przemawiając nad otwartymi grobami swoich pretorianów, wcale nie zamierza ich zasypywać. Przeciwnie, te groby mają dzielić, a onyksowy sarkofag
1889 roku na kongresie II Międzynarodówki w Paryżu podjęto decyzję o ustanowieniu 1 maja dniem walki o ośmiogodzinny dzień pracy – w rocznicę wielkiego strajku chicagowskich robotników brutalnie stłumionego przez policję.
W
na Wawelu urosnąć do rangi narodowego symbolu. Kto nie z nami, ten przeciw nam! Czy „ciemny naród to kupi”? Już kupuje. Jeszcze 3 tygodnie temu Kaczyński miał gigantyczny elektorat negatywny. Brak zaufania do bliźniaka nieżyjącego prezydenta deklarowało ponad 80 proc. respondentów. Wyglądało, że to już jest niebyt (nielot) polityczny. Ale tylko wyglądało. Teraz na Jarosława chce głosować blisko 35 proc. Polaków. A w drugiej turze, gdy przejmie elektorat Jurka i innych (niewykluczone, że i Napieralskiego), gdy opanowane przez katoprawicę publiczne media zaczną straszyć Polaków jednowładztwem PO (Komorowski-Tusk) i wyzyskiem narodu przez liberałów („mordo ty moja”), to co wtedy? Swoją drogą
uzyskania ośmiogodzinnej szychty”. Proboszcz nie tylko nie uznał tej intencji za wartą mszy, ale przy okazji zadenuncjował pobożnych „wichrzycieli” właścicielowi kopalni, wskutek czego natychmiast zostali oni wyrzuceni z pracy. Stanowczy odpór tzw. kwestii społecznej, czyli organizującemu się międzynarodowemu
to jednowładztwo Platformy nie podoba się chyba nikomu poza samą Platformą. Ale czy lepszą alternatywą jest okopany Pałac Prezydencki z Jarosławem w roli wodza i ogniomistrza zarazem, który prowadziłby stały ostrzał budynków rządowych i sejmu? Dodajmy do tego totalne skłócenie Polski z Unią i Rosją – jedno z głównych celów prezesa PiS. Na razie sztabowcy Kaczyńskiego poszukują na gwałt kolejnej afery. Co najmniej takiej, jak hazardowa. Nawet nie jest istotne, czy będzie to coś realnego, czy wyssanego z palca. Kto to po wyborach będzie pamiętał? Jest nawet pomysł, by w razie dotkliwego braku jakiegoś wiarygodnego przekrętu wrócić do (już właśnie lansowanej przez Pospieszalskiego) teorii spisku smoleńskiego. I wcale nie jest tu ważne, że to kompletna bzdura. Nie takie brednie nadwiślański naród kupował w ciemno. „Ciemno”, jak się wydaje, jest tu słowem kluczowym. Najmądrzejsze głowy w PiS próbują też stworzyć slogan wyborczy reklamujący brata nieżyjącego brata.
żądającym ośmiogodzinnego dnia pracy, ubezpieczeń społecznych, uczciwej zapłaty i zasiłków dla bezrobotnych, to... wzrost pobożności. „Powstanie kwestji społecznej jest wpływem zaniku wiary oraz płynących z niej zasad moralnych. Kwestja społeczna zawiera w sobie momenty natury moralnej jak zanik moralności
Walka o 8 godzin pracy W ramach obchodów proponowano wówczas organizowanie pod hasłem „8 godzin pracy, 8 godzin odpoczynku i 8 godzin snu” powszechnych strajków w fabrykach oraz demonstracji i pochodów robotniczych. Z pomysłami na świętowanie 1 Maja w praktyce bywało jednak różnie. Na przykład w 1890 roku polscy górnicy z jednej ze śląskich kopalń, którzy postanowili solidarnie włączyć się w międzynarodowe obchody, zorganizowali składkę, a zebrawszy całkiem przyzwoitą kwotę 85 zł reńskich, zanieśli ją miejscowemu proboszczowi z prośbą o odprawienie uroczystej mszy w intencji „pomyślności
ruchowi robotniczemu, postanowił dać w 1891 roku papież Leon XIII, wydając swoją słynną encyklikę „Rerum novarum”. Tyle że ta kościelna „wielka karta obrony klasy robotniczej” definiowała pracę jako karę za grzechy, nierówność społeczną uważając za rzecz całkowicie zgodną z prawem boskim i naturalnym, a strajki za „zamach na porządek natury”. Robotnikom nakazywała „w cierpliwości znosić swój los i dolę ludzką” i „nie krzywdzić” pracodawcy, pracodawcom zaś radziła wykazanie większej troski o „religijne i duchowe potrzeby pracowników”. Innymi słowy, jedyne, co papież miał do zaproponowania robotnikom
wskutek wspólnej pracy mężczyzn i kobiet przy jednym warsztacie pracy (...). Stąd uczeni i działacze katoliccy słusznie uważają, że chcąc polepszyć dolę warstw pracujących, nie można dążyć wyłącznie do polepszenia ich bytu materialnego przez podniesienie zarobków i skrócenia dnia pracy, lecz należy przede wszystkiem uwzględniać potrzeby ich duszy, rozumu, woli i serca. Pogląd ten znalazł aprobatę Stolicy Apostolskiej w encyklice »Rerum Novarum« Ojca św. Leona XIII” – przekonywały w 1922 roku „Wiadomości dla Duchowieństwa”. Równie dzielnie w tym samym roku wtórował im „Robotnik” wydawany przez Katolickie Towarzystwo Robotników
25
Ma to być coś prostego i „oczywiście oczywistego”. Nawet wiadomo w zarysach, co to takiego, ale trzeba to ubrać w ładne słowa. Słowo główne już jest. To „kontynuacja”. Lud musi pojąć i zaakceptować, że Jarosław jest w linii prostej dynastycznym kontynuatorem wizji swojego brata – wizji wielkiej Polski solidarnej, a nie komucho-liberalnej. O IV RP na razie nie będzie się wspominać, bo to się Polakom ciut źle kojarzy... Za to przez wszystkie przypadki ma być odmieniany rzeczownik „patriotyzm”, ale w taki sposób, żeby każdy zrozumiał, że patriotą jest tylko ten, kto tęskni za niedokończonym dziełem Lecha – budową wielkiej Polski. A kto patriotą nie jest? To oczywiste – wszyscy inni. Ponieważ Jarosław ma wciąż wielki elektorat negatywny, będzie się też na siłę ocieplać jego wizerunek, zapewniać o dobrym serduszku, poczuciu humoru itp. W liście Kaczyńskiego do narodu widzimy, że ma dokładnie taki pomysł na elekcję. Pisze bowiem: „Wszystkich, którzy chcą kontynuować dzieło ofiar smoleńskiej tragedii, którzy chcą, by prawa polska i prawi Polacy na zawsze podnieśli głowy, wzywam do współpracy. Bądźmy razem. Dla Polski. Polska jest najważniejsza”. Jazgot wszystkich kanałów telewizji publicznej ma zwykłego Kowalskiego w takim postrzeganiu świata utwierdzać. A tłumy wiwatujące na ekranach – pokazać mu, jak potężną siłą, jaką większością, są Prawdziwi Polacy. A lepiej być z większością, ze zwycięzcami, nieprawdaż? Czy Polacy nabiorą się na to po raz kolejny? Mam nadzieję, że nie, ale ziarno niepewności już kiełkuję i oby wyrosła z niego rachityczna trawka, a nie baobab. MAREK SZENBORN
Polskich, upierając się, że: „niedolę robotnika sprowadziło zachwianie powagą Kościoła, zlekceważenie jego przepisów i nakazów, osłabienie jego wpływów (...). Póki Kościół cieszył się posłuchem zupełnym u narodów świata, póty było robotnikowi dobrze”. Podobnie w 1924 roku argumentował „Gość Niedzielny”: „Dnia pierwszego maja zbałamucone masy napełniają ulice, aby głosić religię nienawiści i walkę przeciwko temu, co jest nadprzyrodzonem, niebieskiem, duchowem, czystem”. Na koniec warto przypomnieć, że dekret o ośmiu godzinach pracy przez pięć dni w tygodniu oraz sześciu w soboty, wydany tuż po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, Episkopat polski w wystosowanym 10 grudnia 1918 roku orędziu do wiernych nazwał „propagandą wywrotową”. Powszechnie też przeciwko skróceniu pracy robotnika do ośmiu godzin dziennie opowiadały się kościelne autorytety. „Żądanie powszechnego 8-godzinnego dnia pracy jest nieusprawiedliwione i musi być odrzucone” – twierdził ks. J. Biederlock w „Kwestii społecznej”, a ks. E. Jaroszyński w „Katolicyzmie społecznym” upierał się, że „dla tkacza 11-godzinna praca nie jest zanadto uciążliwa”. AK
26
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
RACJONALIŚCI
az na kwartał drukujemy naszą ulubioną Wisławę Szymborską. Nie dlatego, że dostała Nobla. Dostała, bo ją drukujemy. Bo cały świat ją drukuje. Bo Woody Allen powiedział ostatnio: „Jestem dumny z tego, że Pani Wisława w ogóle słyszała o mnie, że ogląda moje filmy”. Dziś „Obmyślam świat” – jeden z jej najlepszych wierszy.
R
Okienko z wierszem Obmyślam świat, wydanie drugie, wydanie drugie, poprawione, idiotom na śmiech, melancholikom na płacz, łysym na grzebień, psom na buty. Oto rozdział: Mowa Zwierząt i Roślin, gdzie przy każdym gatunku masz słownik odnośny. Nawet proste dzień dobry wymienione z rybą ciebie, rybę i wszystkich przy życiu umocni. Ta, dawno przeczuwana, nagle w lawie słów improwizacja lasu! Ta epika słów! Te aforyzmy jeża układane gdy jesteśmy przekonani, że nic tylko śpi! Czas (rozdział drugi) ma prawo wtrącania się we wszystko czy to złe, czy dobre. Jednakże – ten, co kruszy góry, oceany przesuwa i który obecny jest przy gwiazd krążeniu, nie będzie mieć najmniejszej władzy, bo zbyt objęci, z nastroszoną duszą jak wróblem na ramieniu Starość to tylko morał przy życiu zbrodniarza. Ach więc wszyscy młodzi! Cierpienie (rozdział trzeci) ciała nie zniewala. Śmierć, kiedy śpisz, przychodzi. A śnić będziesz, że wcale nie trzeba oddychać, że cisza bez oddechu to niezła muzyka, jesteś mały jak iskra i gaśniesz do taktu. Śmierć tylko taka. Bólu więcej miałeś trzymając róże w ręce i większe czułeś przerażenie widząc, że płatek spadł na ziemię. Świat tylko taki. Tylko tak żyć. I umierać tylko tyle. A wszystko inne – jest jak Bach chwilowo grany na pile.
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Największe odloty żałoby Taki czad był w powojennej Polsce tylko cztery razy. Przed tragedią smoleńską naród wylegał na ulice, rwał włosy i płakał rzewnymi łzami bodajże tylko trzy razy. Po śmierci Stalina, Bieruta i Jana Pawła II. W kwietniu 2010 roku, podobnie jak pięć lat wcześniej, atmosferę podkręcały media. Po prostu nie wypadało nie rozpaczać. W dobrym stylu było łkać, szlochać, chlipać, wznosić oczy do nieba i pleść, co ślina na język przyniesie. Czyny przeplatały się ze słowami. Jedni stali kilkanaście godzin w kolejce, by po raz ostatni, a dla większości i pierwszy, pokłonić się prezydenckiej parze. Inni ograniczali się do patetycznych, egzaltowanych wystąpień. Zdecydowanie mniej męczących od stania, bo wymagały jedynie pofatygowania się do radia lub telewizji. Politycy prześcigali się w peanach, bo tylko to gwarantowało emisję. Wszyscy byli przyjaciółmi wszystkich, choć oczywiście najbardziej swoich. Rzeczywiste uczucia nie miały znaczenia. Nawet przeciwnie. Krokodyle łzy zmywały niechęć żywioną do zmarłych za ich życia. Wymyślone naprędce historyjki
uprawdopodobniały nieistniejącą zażyłość. Nie było słów, których by nie użyto, byle zaistnieć. Wybór największego odlotu nie jest prosty, gdyż pretendentów jest wielu. Jeden lepszy od drugiego. W dodatku nie wiadomo, jakie kryterium zastosować. Obłudy? Głupoty? Bezmyślności? A może jednak w niektórych wypowiedziach była prawdziwa rozpacz, która – oby tylko chwilowo – pomieszała zmysły? Na podium najbardziej zasługują wypowiedzi, które odwalają kawał dobrej, partyjnej, wyborczej roboty. Zwłaszcza jeśli politycznych przeciwników promują bardziej niż własne ugrupowania. Pod tym względem powala kadzący PO wywód posła Kalisza. Treść, składnia, a raczej jej brak (podobnie jak sensu, umiaru i zdrowego rozsądku), plasuje bełkot mojego partyjnego kolegi bezapelacyjnie na pierwszym miejscu. „Na Bronisławie Komorowskim spoczywa teraz wielki, wielki, historyczny i niemający precedensu wyy... wyy... wyy... w wolnej Rzeczypospolitej. Spoczywa odpowiedzialność. Może, może taka na... na... może taka jak wtedy, kiedy został zamordowany Gabriel Narutowicz, a jeżeli mówimy już o wojnie,
to może wtedy, kiedy Niemcy napadli na... hitlerowskie napadli na Polskę. Również na Donaldzie Tusku i na jego partii spoczywa obowiązek historyczny za doprowadzenie yyy... no, do normalnego funkcjonowania państwa. Musimy to wszystko uszanować. To nie może być tak, że znowu będą ze sobą walczyli jacyś szczerzący zęby na siebie. Muszą je schować”. Drugie miejsce wypada przyznać prezesowi Kaczyńskiemu za uzasadnienie kandydowania na prezydenta chęcią „dokończenia misji i wypełnienia testamentu” tych, którzy zginęli oraz wezwanie do współpracy „wszystkich, którzy chcą kontynuować dzieło ofiar smoleńskiej tragedii, którzy chcą, by prawa Polska i prawi Polacy na zawsze podnieśli głowy”. Brązowy medal wywalczył abp Głódź. Za wskazanie lewicy, czego nie powinna (jątrzyć, ranić, być agresywna ideologicznie, antyreligijna i antyklerykalna) a co powinna (szanować biskupów, wszystko z nimi konsultować) oraz za jej ewangelizowanie podczas pogrzebu Jerzego Szmajdzińskiego. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Ze świeckością na sztandarach Klerykalna atmosfera ostatnich tygodni pokazała, że zmiana nastrojów i ocen społecznych jest możliwa w bardzo krótkim czasie. Nagle wszyscy uwielbili zmarłego prezydenta, oddali się modłom, a o elementarnych zasadach świeckiego państwa zapomniano. Pora z tym skończyć, bo przed nami 1 Maja. To święto nie tylko ludzi pracy. To święto całej lewicy, która przed laty przyjęła jako najważniejsze cele walkę z wykluczeniem, ubóstwem, dyskryminacją, a także nierównościami religijnymi oraz nadmiernym wpływem Kościołów i związków wyznaniowych na państwo. Dziś, ponad 120 lat po krwawych wydarzeniach w Chicago, kiedy to pracownicy otwarcie wystąpili przeciwko wyzyskowi, argumenty lewicy – zarówno te ekonomiczne, jak i światopoglądowe – wciąż są aktualne. A problemy, choć nieco inne, nadal są nierozwiązane. 1 maja, w Święto Pracy, w całej Polsce na ulice wyjdą działacze związków zawodowych i lewicowych organizacji. W wielu miastach pojawią się także członkowie RACJI Polskiej Lewicy z lewicowymi i antyklerykalnymi hasłami. Szczególnie teraz, po radykalnie prawicowym zwrocie nastrojów społecznych, nie można tego dnia pozostać w domu. Wszyscy musimy pokazać, że lewica nie zniknęła, nie schowała głowy w piasek i chce walczyć o lepszą Polskę. W Święto Pracy nie ma podziałów na tych bardziej lewicowych i tych mniej. To jedyny dzień w roku, kiedy członkowie większości lewicowych związków, partii i stowarzyszeń są razem. Bo i postulaty są dla wszystkich wspólne. Rok 2010 to Europejski Rok Walki z Ubóstwem i Wykluczeniem Społecznym. Choć ostatni kryzys szczególnie mocno Polski nie dotknął, wielu z nas odczuło skutki spowolnienia gospodarczego. Były zwolnienia, cięcia pensji, a bezrobocie sięgnęło nienotowanego od lat poziomu. Rozwarstwienie społeczne wciąż jest gigantyczne. Tak jak i wielka jest liczba – ponad 10 proc. – osób żyjących poniżej minimum egzystencji. Tradycyjnie największa pierwszomajowa manifestacja odbędzie się w Warszawie. Początek o godz. 10.30 przy ul. Kopernika 36/40. Patronować jej będzie Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Członkowie RACJI Polskiej Lewicy będą przypominać zarówno o problemach socjalnych, jak i o światopoglądowych. Mniejsze manifestacje odbędą się w większości polskich miast. Serdecznie zapraszamy do udziału! Najlepiej pod sztandarami RACJI. MW
Zaproszenie RACJA Polskiej Lewicy w Siedlcach zaprasza członków Partii, sympatyków oraz ludzi pracy na pierwsze obchody pierwszomajowe organizowane przez zjednoczoną siedlecką lewicę w dniu 1.05.2010 roku o godz. 10 pod pomnikiem Tadeusza Kościuszki (koło ratusza). W programie złożenie kwiatów, a o godz. 15 spotkanie integracyjne nad siedleckim zalewem. Chętnych na to spotkanie proszę o kontakt pod nr. tel. 606 15 36 91 Marian Kozak
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Praktykant pyta ordynatora: – Co mam wpisać w rubryce „przyczyna zgonu”? – Proszę wpisać swoje nazwisko. ! ! ! Do urzędu zgłasza się bezrobotny. – Chciałbym dostać jakąś pracę. Mam dziewięcioro dzieci... – A co jeszcze umie pan robić? ! ! ! Przychodzi bezrobotny do sekretariatu znanej firmy i pyta: – Czy znajdę tutaj pracę? – Oczywiście! Dostanie pan telefon komórkowy, 10 tysięcy złotych miesięcznie i samochód służbowy – odpowiada sekretarka. – Pani chyba żartuje! – Tak, ale to pan zaczął.
Koleżanka do koleżanki: – Muszę uważać, żeby nie zajść w ciążę. – Przecież twój stary dopiero co miał robioną wazektomię! – Właśnie dlatego muszę uważać... ! ! ! – Tato, czy to prawda, że w niektórych częściach Afryki mężczyzna nie zna swojej żony aż do ślubu? – Tak się dzieje w każdym kraju, synku...
1 2 4 15
Wyrazy uznania dla odważnej kioskarki z Olsztyna!
20
Wirowo: 1) nosimy ją po tych, co odeszli, 2) koniec agenta, 3) biegną po parku, chociaż nóg nie mają, 4) wniesiesz ją do sądu, ale nie wyniesiesz, 5) spodnie, w których zawsze jest wygodnie, 6) nie lubią krawatów, tylko muchy, 7) ma kapelusz cały w maśle, 8) „... moja żono, jednak tyś najlepszą z dam”, 9) rozpycha się przy świątecznym stole, 10) cztery kąty po wojence, 11) tajniki wróżki Weroniki, 12) osadzony w kiciu, 13) rodzaj spinki dla blondynki, 14) możesz obejrzeć razem z diamentem, 15) co malują dziewczęta?, 16) powiększa Wenus, 17) dom Puchatka, 18) wesoło śpiewa mimo żałoby, 19) w każdej gazecie ją znajdziecie, 20) to z niego pochodzi pieprz i wanilia, 21) przed wejściem do nieba, 22) łączysz dwa słowa i jest gotowa, 23) drogie jaja, 24) jaki zegarek wkłada się do ucha?, 25) brużdżenie w terenie, 26) kładzie się na podłodze, 27) but złego sędziego, 28) specjalista od zaprawy, 29) zaraz po szkole zostaną ojcami, 30) sen ponad dzień, 31) Johnnie w Szkocji pędzony, 32) mściły się na Grekach na swój boski sposób, 33) gdy moc nie jest z tobą, 34) pędzą po niej dzikie konie, 35) wolno w filharmonii, 36) z rudą ma do czynienia, 37) może ci pomóc w drodze na szczyt, 38) nie na cztery kiery, 39) strona Byrona, 40) minimum w talii, 41) kupa spraw z tłem, 42) skanalizowane dźwięki, 43) tę miotłę daje się ze strachu, 44) dziewczyna jak anioł, 45) bałagan jak Meksyk w Wietnamie, 46) mięknie przy pięknie, 47) mieszka koło Zygmunta, 48) mała czarna bez kofeiny, 49) taniec z nogami w górze, 50) pół łopaty, pół pawiana – to roślina z rzepów znana, 51) miauczy i ma setkę właścicieli, 52) specjalność niewiernych, 53) dobrej gospodyni samo w rękach rośnie, 54) zawsze jest na szympansa, 55) kurek, ale nie maślaków, 56) utrzymuje kontakt z pedałami, 57) w jakim stanie jest preria?, 58) kpina z Darwina, 59) hula jak dusza bez kontusza, 60) chłop śpi, a w polu rośnie.
29
6 9
10 3
13
17
21
30
22
25
37
38
25
42 8
16
34
35
43
51
49 1
55
53
26
4
50 54
12
56 58
41 45
44
48 52
24
32
6
40
21
47
20
36
39
5
22
19
28
27 31
11
33
15
23 27
26
29
14 9
18
30 7
46
10 23
2
24 13
19
12 18
16
KRZYŻÓWKA Odgadnięte wyrazy 6-lliterowe wpisujemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając od pola oznaczonego strzałką
5 8
17
Fot. A.T.
14
7
11
3
57
59 60
28
Litery z pól ponumerowanych utworzą rozwiązanie – przestrogę dla odchudzających się pań
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 16/2010: „Szanse na dozgonną miłość bardzo rosną z wiekiem”. Nagrody otrzymują: Lucyna Rutkowska ze Szczecinka, Krystyna Sienkiewicz z Kołobrzegu, Antoni Burski z Piotrkowa Trybunalskiego. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 50,70 zł za trzeci kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 50,70 zł za trzeci kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Krzyk mody
Dziewczynki zachęcają do kapłaństwa Ze strony internetowej duńskiego dziennika chrześcijańskiego „Kristelig Dagblad”
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 18 (530) 30 IV – 6 V 2010 r.
JAJA JAK BIRETY usząca pianka, cenne procenty i niepowtarzalny smak. Jednym słowem – piwko. Czego jeszcze o nim nie wiecie? ! Najstarsze ślady produkcji piwa odnaleziono w Mezopotamii – mają przeszło 4 tys. lat. ! W starożytnym Egipcie piwo stanowiło istotny składnik codziennej diety i było jednym z ważniejszych darów składanych zmarłym. ! Kodeks Hammurabiego obowiązujący w starożytnej Babilonii nakazywał: karczmarz, któremu udowodni się dolewanie wody do piwa, ma być ukarany śmiercią. Delikwentowi przywiązywano kamień młyński do szyi i wrzucano do rzeki. ! Zdaniem Jane Peyton, brytyjskiej historyczki i pisarki, jeszcze ok. 7 tysięcy lat temu w Mezopotamii i Sumerze tylko kobiety warzyły piwo. Co więcej, we wszystkich starożytnych społeczeństwach piwo uznawane było za dar boginek – egipskiej Izydy, babilońsko-asyryjskiej Isztar oraz sumeryjskiej Ninkasi. ! Polski wyraz „piwo” wywodzi się z prasłowiańskiego pivo, oznaczającego napitek, napój. ! Najmocniejsze piwo wyprodukowali Szkoci. Trunek o nazwie „Sink The Bismarck” (zatopić Bismarcka) zawiera 41 proc. alkoholu. Butelka „Sinka” kosztuje 45 euro. Piwo można kupić tylko u producenta.
K
CUDA-WIANKI
Małe ciemne, duże jasne ! Największa puszka, wyprodukowana przez zakłady O’Brien Aluminium, była wysoka na 4,27 m, miała 1,78 m średnicy, ważyła 300 kg i mogła pomieścić 2052 litry piwa. ! Największy kufel wyprodukowano w Poznaniu – wysoki na 5 metrów, o pojemności 6 tys. litrów. Wyczyn odnotowano w „Księdze rekordów Guinnessa”. ! Steven Petrosino jest rekordzistą w piciu piwa na czas. Wyżłopanie litra zajęło mu 1,3 sekundy.
! Zdaniem naukowców, umiarkowane picie piwa jest zdrowe. Lepsze niż całkowita abstynencja. Złocisty trunek zawiera m.in. witaminy z grupy B, potas, fosfor, żelazo, cynk i ma działanie odprężające, przeciwdziała zaburzeniom snu, oczyszcza nerki i pobudza apetyt. ! We wrześniu w Niemczech organizowany jest Oktoberfest, czyli festiwal piwa. Pierwsza impreza odbyła się w Bawarii w 1810 roku. Obecnie na festiwalu rokrocznie bawi się około 6 milionów ludzi. ! Polski odpowiednik Oktoberfest to tzw. „Chmielaki”, od 1971 r. organizowane w Krasnymstawie. ! Miłośnicy browarów, Czesi, opatentowali piwo dla psów. Trunek o nazwie Bar-King poza typowymi piwnymi składnikami zawiera także wywar z jagnięciny, ziół i warzyw. ! W jednej z czeskich piwiarni z myślą o wygodzie klientów spędzających tam noce i dnie zainstalowano pod kontuarem rynienkę z bieżącą wodą w roli... pisuaru. JC