Najgłupszy projekt konstytucji w dziejach świata
GIERTYCH: MEIN KAMPF INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 26 (278) 7 LIPCA 2005 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 3
Ü Str. 16
ikt na świecie, żadna klinika, nie robi aborcji w siódmym miesiącu ciąży! Polscy katolicy robią... na dwumetrowych plakatach w Łodzi. Porównują też zabójstwa zwierząt do zabójstw dzieci. Tyle że te ostatnie to tak naprawdę zapłodnione komórki jajowe – maksimum półtoracentymetrowe. Tymczasem zdjęcia na wystawie „Wybierz życie” pokazują poćwiartowane dzieci. To się nazywa obrzydliwa manipulacja! Ü Str. 9
N
2
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y ŚWIAT Hitem tygodnia jest opublikowanie sondażu w sprawie
Pierwszy, ale który?
poziomu samozadowolenia społeczeństw. Najbardziej na świecie niezadowoleni z funkcjonowania swojego państwa są Polacy – 82 proc.! – co chyba nie dziwi nikogo, bo wiadomo jak z naszym państwem jest źle... Zaskoczeniem natomiast jest fakt, że najbardziej zadowoleni ze swojego kraju nie są zawsze uśmiechnięci Amerykanie, lecz – uwaga – Chińczycy! Właśnie owi biedni, przepracowani i zniewoleni komunizmem Chińczycy. Na wszelki wypadek sondażu nie przeprowadzano na Białorusi. POLSKA Nowa matura miała być prostsza i łatwiejsza od sta-
rej, a tymczasem oblała ją rekordowa liczba uczniów. Najwięcej oblanych egzaminów było na terenach najbiedniejszych – w woj. zachodniopomorskim i warmińsko-mazurskim. W tym ostatnim jest nawet szkoła, w której nikt nie zdał matury. Może takie było założenie europejskiej matury w Polsce, skoro Unia potrzebuje naszych hydraulików...
Włodzimierz Cimoszewicz umiejętnie potrzymał gawiedź w napięciu, wszedł na czołówki sondaży i ogłosił, że brzydzi się polityką, ale będzie startował. Spryciarz szefową swojego sztabu wyborczego uczynił Jolantę Kwaśniewską. W najnowszym sondażu prezydenckim Cimoszewicz (27 proc.) prowadzi przed Religą i Kaczyńskim. My też brzydzimy się Kaczyńskim, ale stawiamy na Szyszkowską.
Jolanta Kwaśniewska w dobrym stylu utarła nosa komisji śledczej ds. Orlenu. Była dobrze przygotowana, nie straciła głowy, a jej antagoniści wyszli na chamów i ćwierćinteligentów. Czyli pokazali prawdziwe oblicze. Wnikliwi obserwatorzy zauważyli na rączce pierwszej damy zegarek za 60 tysięcy złotych... Och, Jolka, Jolka – żebyś ty jeszcze prawdziwą lwicą lewicy była, a nie farbowaną katoliczką i neoarystokratką.
Katolickie media w Polsce rozpaczliwie poszukują pieniędzy, bo dochody z reklam są mizerne wobec braku zainteresowania wiernych kościelnymi audycjami. Franciszkanie sprzedali kolejne akcje Telewizji Puls Zygmuntowi Solorzowi-Żakowi, właścicielowi Polsatu. Episkopat szuka też nabywcy dla Radia Plus. Doszło do konfliktu ze spółką CR Media, która od pełnomocnika Episkopatu, księdza Sowy, kupiła więcej niż chcieli biskupi (logo!). Sowa postanowił zarobić na sprzedaży i założył własną spółkę medialną. Prędzej czy później Kościół kat. zamieni się w masę upadłościową. POLSKA/UKRAINA Otwarto odnowiony Cmentarz Orląt Lwowskich, czyli młodych żołnierzy, którzy walczyli w 1918 r. o Lwów przeciwko armii ukraińskiej. Biskup polowy Tadeusz Połoski uznał, że ma to być sanktuarium pojednania pomiędzy narodami i zaoferował Ukraińcom (w imieniu Kościoła?) jednostronne przebaczenie, a także skierował do nich prośbę o rozgrzeszenie. Co my, jełopy jedne, byśmy bez „naszego” Kościoła zrobili?! Po prostu jak dzieci we mgle. WATYKAN Na rozpoczętym właśnie procesie beatyfikacyjnym
iemy już, którego kandydata na prezydenta RP popierają poszczególne partie polityczne. Możemy się domyślać, kogo na tym stanowisku chcieliby widzieć biskupi i księża, a także lekarze, biznesmeni – zwłaszcza handlarze dżinsami. No i oczywiście mniejszość chińska, której marzy się skośnooka pierwsza dama. Ale kogo tak naprawdę na swojego reprezentanta chce polski naród w swej masie? Aby wsłuchać się w głos ludu, zwołałem wszystkich pracowników firmy Błaja News – reprezentantów mnóstwa zawodów i społecznego tudzież geograficznego pochodzenia. Usiedliśmy przy kaweczce, a ja rzekłem: – Moi drodzy, jakim człowiekiem powinien być przyszły „pierwszy pomiędzy równymi”? Rad bym poznać wasze opinie. I niech każdy mówi za siebie. Najpierw w sali konferencyjnej zapadła cisza śmiertelna, jednak już po chwili – zrazu nieśmiało, a później coraz żwawiej – zaczęli jeden przez drugiego roztaczać wizje polskiego, modelowego ideału. – Prezydent powinien być ładny jak Oleksy – pisnęła jedna z pań korektorek. – Pełen tolerancji i gołębiego serca jak Roman Giertych albo Lech Kaczyński – dodała druga. – Najważniejsze, aby był szczupły i błyskotliwy, jak poseł Witaszek – zaoponowała moja asystentka. – Co tam błyskotliwy, ważne, aby był godzien zaufania jak Lepper – rzucił ktoś z tyłu. – I seksowny jak Renia Beger – wtrącił obleśnie redakcyjny kierowca.
W
Jana Pawła II padł pomysł, aby uznać go za męczennika. Wnioskodawcy, stowarzyszenie „Tiberis Custos”, uważają, że tytuł należy się papieżowi, bo był ciężko ranny w zamachu w 1981 r. Słusznie, przecież to nie jego wina, że przeżył.
Benedykt XVI przypomniał, że „kapłaństwa nie można nigdy równać z jakimkolwiek tytułem świeckim czy funkcją społeczno-polityczną”. Ależ wiemy! Stąd zapędy kleru do polityki i kierowania państwami.
Papież, z którym nic i nikt na świecie nie może się równać, przyjął nowego ambasadora Szwajcarii i opieprzył go za to, że jego rodacy głosowali w ostatnich latach za aborcją, eksperymentami genetycznymi i związkami osób tej samej płci. To niewiarygodne. Ci Szwajcarzy myślą, że jak już mają swoich żołnierzy w Watykanie, to im wszystko wolno! IZRAEL Patriarcha Ireneusz, do niedawna przywódca prawosławnych w Jerozolimie, nie myśli rezygnować z dobrze płatnej roboty. Gwiżdże na własnych biskupów i hierarchów z Synodu Wszechprawosławnego w Konstantynopolu, którzy wyrzucili go z urzędu za odsprzedanie i wynajęcie części dóbr kościelnych Żydom. To już nie jest kupiec w świątyni, to jest po prostu kupiec świątyni!
Sąd Najwyższy uznał racje izraelskich mniejszości seksualnych i wydał zgodę na organizację parady gejów i lesbijek w Jerozolimie. Sędziowie wskazali, że orientacja seksualna obywateli nie może być podstawą ograniczania ich praw. Przeciwny manifestacji był ortodoksyjny mer Jerozolimy Uri Lupoliansky oraz rada miasta wspierana przez większość duchownych żydowskich, chrześcijańskich i muzułmańskich. Klęska konserwatystów jest tym bardziej hańbiąca, że mer będzie musiał zapłacić 7 tys. dolarów kary na jerozolimski ośrodek mniejszości seksualnych, a rada miejska tę samą kwotę do kasy parady. Kaczora trzeba skazać na miesiąc prac społecznych w barze dla homoseksualistów. USA Komitet ONZ przeciwko torturom domaga się od Amery-
kanów wyjaśnień w sprawie doniesień o statkach zamienionych na więzienia i pływających po Oceanie Indyjskim. Armia USA przetrzymuje na nich osoby podejrzane o terroryzm, wywiezione z Iraku i Afganistanu. Organizowanie więzień na wodach międzynarodowych jest próbą uniknięcia przestrzegania konwencji dotyczących więźniów i jeńców. Amerykanie nie zgadzają się na inspekcję ONZ na statkach oraz w obozie Guantanamo. Nawet Hitler wpuszczał delegacje Czerwonego Krzyża do obozów.
– Prezydent nie musi być seksowny. Najważniejsze, aby miał solidne wykształcenie jak Danuta Hojarska i potrafił pięknie się wysławiać jak Michnik – oponował redaktor od reportaży. – W dzisiejszych czasach, w dobie powszechnej korupcji, liczy się tylko uczciwość – tu wzorem powinien być Andrzej Pęczak – nie zgodziła się z poprzednikami redaktorka Ania. – W naszym katolickim kraju ponad to wszystko przedkłada się pobożność i umiłowanie Wartości. Nie widzę tu lepszego wzorca niż Jerzy Urban – odciął się od reszty redaktor graficzny. – Jeśli już mówimy o Wartościach, to powiedzmy też o rodzinie. To osobiście dla mnie, matki Polki, bardzo ważne. Z całą pewnością przyszły prezydent musi być wierny w małżeństwie jak Waldemar Pawlak oraz stronić od alkoholu jak biskup Głódź – dorzuciła fotoreporterka. – W świecie przeżartym przez kłamstwo chciałbym, żeby prezydent stanowił wzór prawdomówności – coś jak Rywin albo Jakubowska – nieśmiało wtrącił portier. – I jeszcze... i jeszcze był skromny jak Wałęsa i miał końskie zdrowie jak Gruszka, a do tego prowadził stałe ćwiczenie tężyzny fizycznej, czego wzorem jest Mazowiecki – rozmarzyła się sekretarka. Dobrze też by było, aby nie miał nic wspólnego ze wstydliwymi chorobami jak poseł Wassermann – dodała, czerwieniąc się. – Uczciwość i zdrowie to jedno, jednak prezydent powinien nade wszystko dzielić los biednego narodu, dokładnie tak, jak to robi Jan Kulczyk – zawyrokowała księgowa. – Nieźle by było mieć prezydenta miłego niczym Wrzodak i subtelnego jak Niesiołowski. Przy tym prawego jak
Wieczerzak i Jamroży razem wzięci – przekonywał zastępca naczelnego. Drugi zastępca z przekory mruknął: – Co z tego, że będzie prawy i wykształcony, ale przy tym śmierdzący nygus? Moim zdaniem, powinien być kompetentny i pracowity, a tu wszyscy możemy brać przykład z posła Florka. – Wiecie, że jestem praktykującym katolikiem – bąknął nieśmiało jeden z redaktorów. – Dla mnie wiecznie żywy pozostanie Jan Paweł II. Takiego właśnie prezydenta bym sobie życzył: walczącego z obłudą we władzach państwowych i potępiającego politykę pełną hipokryzji. „Pierwszy” musi zerwać ze złą tradycją. Chciałbym, żeby taki ktoś zmienił nasze prawo i konstytucję, wyrzucił z niej przepisy, których i tak nikt nie przestrzega i nie egzekwuje. Poza tym polskiej gospodarce potrzebny jest cud i to nie jeden... Na te słowa wszyscy milcząco przytaknęliśmy głowami. ¤¤¤ Niestety – tak to mniej więcej może wyglądać w październiku, bo przecież na inteligencję, seksapil czy prezencję kandydata każdy z nas patrzy w sposób subiektywny. Nie mówiąc już o tak dyskusyjnych cechach jak uczciwość czy prawdomówność albo tak trudnych do zweryfikowania jak wierność i umiłowanie gorzałki. Aby więc uniknąć fatalnej pomyłki, która poskutkuje ogólnonarodowym pluciem w polskie brody przez następne pięć lat – można już teraz wypracować dwa warianty przyszłej prezydentury. Wariant 1. Prezydenturę będą sprawować kolegialnie wszyscy kandydaci, a koszty ich przyszłego utrzymania pokryje się z oszczędności na kilkunastu kampaniach wyborczych, które się nie odbędą. Wielkim udogodnieniem będą zwłaszcza gospodarskie wyjazdy prezydentów poza pałac, który też można sprawiedliwie podzielić. Powiększona musi być tylko kaplica. Prezydentura zbiorowa da „pierwszym” większą sprawność w sprawowaniu władzy oraz umożliwi podział cech i kompetencji – według potrzeb. I tak przystojny Oleksy i śliczna Beger mogą być gośćmi wyborów Miss i Mister Polonia. Wieczerzak i Jamroży będą negocjować umowy międzynarodowe, a Lepper może je podpisywać. Witaszek i Mazowiecki zasiądą na skoczni podczas skoków Małysza, polecą też na mistrzostwa świata i olimpiadę. Kaczyńscy z Giertychem zajmą się modyfikacją prawa o zgromadzeniach publicznych, ich podziałem na słuszne i niesłuszne. Danuta Hojarska będzie wizytowała wyższe uczelnie, Pęczak testował nowe modele samochodów, Michnik wygłaszał przemówienia, a Urban załatwi reprezentację władzy na religijnych spędach w Licheniu i Częstochowie. Do Davos i Krynicy pojedzie Kulczyk, Niesiołowski będzie od plag insektów i debat telewizyjnych z antyklerykałami. Prezydent Florek może robić za każdego. Przysięgę na wierność konstytucji złożą za wszystkich Rywin z Jakubowską. I tak dalej – wedle preferencji, upodobań i prezydenckich narad, koniecznie przy okrągłym stole. Wariant 2. Damy szansę Stanowi Tymińskiemu. Teraz już wiecie, dlaczego nie startuję. Po prostu nie lubię dzielić się władzą i nie lubię kompromisów. Z dwojga złego wolałbym już grać główną rolę w reklamie pigułek przeciw wzdęciom. JONASZ
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r. Bez zgody Watykanu Polska nie ma prawa wypowiedzieć konkordatu – czytamy w projekcie konstytucji Ligi Polskich Rodzin. To tylko jedna z bezczelności tej ustawy. Tydzień temu zrecenzowaliśmy projekt konstytucji, który chce wprowadzić w życie PiS, gdy ewentualnie zdobędzie władzę. Zanim po zażyciu stosownych medykamentów przestało nam być niedobrze, już pojawił się alternatywny (?) projekt ustawy zasadniczej, wymyślony przez dewotów z Ligi Polskich Rodzin.
(ale nie do końca), bowiem całe kawałki ich pracy zostały zapożyczone z twórczości Tomasza Jeffersona i innych „ojców” Ameryki. Na przykład taki o prezydencie i – UWAGA! – wiceprezydencie, którzy pospołu tworzą jakiś zdumiewający superrząd. Co więcej, opierając się na tradycjach USA, „my naród”, czyli LPR, doszedł do wniosku, że należy wzorem waszyngtońskim rozłączyć kadencyjność Sejmu i Senatu. Sejm – cztery lata, Senat – sześć lat (coś jak Izba Reprezentantów i Senat Stanów). Po co? Nikt nie wie, ale reforma jest. Niestety, w żaden sposób nie daje się określić, jaki będziemy mieli ustrój państwowy pod rządami Giertychów. Ich konstytucja nie określa
GORĄCY TEMAT Innymi słowy – zabroniona jest działalność wszelkich Kościołów innych niż jedynie słuszne. A kto jest kim, zdecydują już ojciec i syn Giertychowie. A tak na marginesie, to chyba wszystkie wyznania posługują się manipulacją. A co, może dają jakieś empiryczne dowody? Dalej jest ciekawiej. W tym samym artykule 25 odnajdujemy zapis, że: „Stosunki pomiędzy Rzeczypospolitą Polską a Kościołem Katolickim określa Konkordat zawarty ze Stolicą Apostolską i ustawy. Konkordat obowiązujący w dniu przyjęcia niniejszej Konstytucji nie może być zmieniony bez zgody Stolicy Apostolskiej”. Rewelacja! Konkordat jest w myśl prawa międzynarodowego zwykłą umową pomiędzy państwami. Prawo
3
Wszystko jasne? Jeśli nie, to spieszymy donieść, że jest to pierwszy w nowoczesnej Europie zapis konstytucyjny zabraniający aborcji – nawet wówczas, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub płód jest trwale uszkodzony, a życie matki zagrożone. Wróćmy jeszcze na chwilę do ustroju państwa. Otóż senatorów, według LPR, powinni wybierać obywatele – ale tylko połowę Izby Wyższej.
„najważniejszość” może być niebezpieczna, więc w projekcie konstytucji czytamy, że wyroki Trybunału podlegają kontroli Senatu. I jeśli taki na ten przykład TK uzna konkordat za niezgodny z ustawą zasadniczą, to owo orzeczenie będą rozpatrywać panowie senatorowie na wniosek prezydenta. Innymi słowy – władza wykonawcza pospołu z ustawodawczą zadecydują, czy złamano konstytu-
Pozostałych 50 wybierają osoby mieszkające za granicą (niekoniecznie obywatele RP; wystarczy, że wykażą polskie pochodzenie – 22 senatorów), natomiast 16 mają wyłonić sejmiki samorządowe i wybrane uczelnie wyższe, np. KUL i Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Co więcej, marszałkiem Senatu ma być z urzędu wiceprezydent. Wszyscy senatorowie i posłowie obowiązani są składać przyrzeczenie „wobec Boga Wszechmogącego w Trójcy jedynego i wszystkich świętych”. O, wszyscy święci! – i to jest ta równość wszystkich religii w wydaniu Ligi! Weźmy się teraz za Trybunał Konstytucyjny – najważniejszy autorytet w państwie. Według LPR taka
cję, czy nie złamano. Tego nie ma nigdzie na świecie! Ale było. A jakże! W PRL. To są – jak widać – najlepsze wzorce dla Giertycha. Ale na wszelki wypadek Giertych w swojej konstytucji zapisał, że gdy dojdzie do władzy, to rozpędzi na cztery wiatry były Trybunał Konstytucyjny i powoła swój – słuszny. Wcale się nie dziwimy, jest facet konsekwentny! Według doktora Tomasza Słomki z Uniwersytetu Warszawskiego, cytowany przez nas projekt konstytucji jest „wyjątkowym wkładem” w nieposzanowanie demokracji i... ewenementem w skali globalnej. Brawo! JOANNA GAWŁOWSKA ANNA KARWOWSKA
Zacznijmy od preambuły. Brzmi ona tak: „My, Naród Polski, dziękując Bogu Wszechmogącemu za odzyskanie możliwości (...) stanowienia o losie Ojczyzny (...) w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem i przed własnym sumieniem ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej”. Przytaczamy tu jedynie fragmenty początku konstytucji, bo reszta to nic innego jak zwykła nachalna publicystyka i bełkot. Ot, np. taki: „Świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej (...) oraz smutnych doświadczeń z okresu załamania struktur państwa wynikających z korupcji, braku poszanowania sprawiedliwości oraz monopolizowania środków masowego przekazu...” i tak dalej jeszcze jakieś sto słów. Na razie mamy najdłuższą preambułę na świecie. A co dalej? Dalej możemy z pewnym zdumieniem stwierdzić, że autorzy projektu z LPR chyba nawet znają nieco język angielski
bowiem, kto jest ważniejszy: parlament, rząd czy w końcu prezydent. Coś takiego łatwo możemy odnaleźć w republikach bananowychnu. Przejdźmy do omówienia poszczególnych punktów konstytucji. Na przykład w artykule 25 czytamy, że „Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione”. Jak pięknie – chciałoby się powiedzieć. Do czasu jednak, bo już czytamy następny zapis: „Prawo w Rzeczypospolitej Polskiej musi być zgodne z etyką opartą o Prawo Naturalne, którego zasady i wartości stały się podstawą funkcjonowania Rzeczypospolitej przez wieki jej historii”. No i tu mamy zakamuflowaną pułapkę legislacyjną. Otóż „owo Prawo Naturalne” (co to jest?) oraz passus o wartościach na przestrzeni wieków jasno wskazują, o którą religię chodzi. Gdyby jeszcze ktoś miał wątpliwości, to kawałek dalej czytamy, że „zakazane jest działanie sekt, które stosują metody manipulacji ludźmi”.
do jej wypowiedzenia powinna mieć każda ze stron! Ale nie w Polsce. LPR czyni Polskę lenną wobec Watykanu, stwierdzając w ustawie zasadniczej, że ponad polskim jest prawo tzw. Stolicy Piotrowej. Jako żywo przypomina nam to słynny konstytucyjny zapis z roku 1976 o wieczystej, nierozwiązywalnej przyjaźni Polski i ZSRR. Czy coś się zmieniło? Jasne: „przyjaciel” (a dokładnie zaborca) nam się zmienił. Nic więcej. Teraz weźmy na tapetę art. 30. Widzimy w nim zapis: „Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka, który zaczyna się (sic!) od momentu poczęcia, stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna”. Na razie może się nam włos zjeżyć na głowie z powodu polszczyzny LPR, ale szybko zaczynamy pojmować, o co chodzi. I słusznie, bowiem w art. 38 czytamy: „Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia od momentu poczęcia”.
GŁASKANIE JEŻA
Skazany Lech K. Zapowiedź tego, co Prawo i Sprawiedliwość – gdy dojdzie do władzy – zrobi z prawem i sprawiedliwością, mieliśmy w piątek 24 czerwca. W samo południe warszawski Sąd Rejonowy orzekł (w procesie karnym), że Lech K. jest winny zniesławienia Mieczysława Wachowskiego. K. został skazany na symboliczne kary pieniężne za nazwanie żelaznego Miecia „wielokrotnym przestępcą”. Najważniejsze jest jednak to, że oto K. – prezydent Warszawy i być może przyszły prezydent Polski – został uznany za winnego. Akurat nie jestem specjalnym fanem Wachowskiego, ale nie o to tu chodzi. Oto Lech K. jeszcze przed ogłoszeniem sądowego
orzeczenia powiedział dziennikarzom, że wyrok niekorzystny dla niego jest z góry przesądzony i oświadczył: „Nie sądzę, aby Sąd Okręgowy mógł się tak skompromitować”. Skazanemu K. chodziło o to, że będzie się odwoływał i zapewne wygra. Tak przynajmniej twierdzi. Jednak proszę uprzejmie zwrócić uwagę na słowo „skompromitować”, które – rzecz jasna – odnosi się do trybunału pierwszej instancji. Mało kto zauważył, że skazany K. popełnił w tym momencie kolejne przestępstwo, obrażając odważną Panią Sędzię (i jej urząd), która wypowiedziała formułkę „uznaję za winnego”. W „Kodeksie karnym” czytamy bowiem artykuł 226, a w nim paragraf 3: „Kto publicznie znieważa lub
Fot. WHO BEE
My, narodek (2)
poniża konstytucyjne organa Rzeczypospolitej Polskiej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2”. Tuż po ogłoszeniu wyroku skazany K. zwołał konferencję prasową, podczas której – wraz z wtórującym mu posłem Ziobrą – nie zostawił na sądzie suchej nitki, zaś werdykt nazwał skandalicznym, tendencyjnym i politycznym. W USA lub w Niemczech Lech K. poszedłby do aresztu, ale my – m.in. dzięki braciom K. – jesteśmy krajem daleko bardziej „cywilizowanym i prawym”. Co to oznacza? A to, że ludzie dzielą się na równych i równiejszych. Oto dowód: w 2004 r. Józef Oleksy niemal w tak samo ostrych słowach skrytykował decyzję sądu, który uznał go za kłamcę lustracyjnego. Co wtedy zrobiło Prawo i Sprawiedliwość? Oczywiście natychmiast powiadomiło prokuraturę o popełnieniu przez Oleksego przestępstwa ze znanego nam już art. 226 kk. Lecz to jeszcze nie koniec. Oto skazany Lech K., nazywając Wachowskiego przestępcą, jakoś tak zapomniał, że przez rok był
ministrem sprawiedliwości i wówczas nie zrobił nic, aby Miecia postawić przed sądem. Ciekawe, prawda? Tym bardziej interesujące, iż w „Kodeksie karnym” czytamy: „Kto mając wiarygodną wiadomość o (...) dokonaniu czynu zabronionego (...), nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3” – art. 249, par. 1 kk). Teraz sąd kolejnej instancji będzie rozpatrywał rewizję skazanego Lecha K. Na pewno nie uczyni tego przed wyborami, bo sędziowie nie są samobójcami. A nuż K. zostanie prezydentem... Kariera każdego sędziego, który utrzyma zaskarżony wyrok w mocy, jest wówczas przesądzona. Ktoś się z tym nie zgadza? I jeszcze jedna ciekawostka prawna: skazany Lech K. (jeśli wyrok zostanie utrzymany w mocy) nie będzie mógł pełnić funkcji prezydenta Warszawy, za to bez najmniejszego kłopotu może być prezydentem III (albo IV) RP. Oto jest właśnie prawo i sprawiedliwość! MAREK SZENBORN
4
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Seks z pacjentką Rozpoczął się proces znanego psychologa Andrzeja S., oskarżonego o pedofilię. A co z innymi „psychoterapeutami”? Psychologowi grozi do 10 lat więzienia. Andrzej S. został oskarżony o „doprowadzenie nieletnich poniżej lat 15 do poddania się innym czynnościom seksualnym” oraz udostępnianie im „treści pornograficznych”. Odpowie także za utrwalanie pornografii dziecięcej na różnych nośnikach i rozpowszechnianie jej m.in. w Internecie. Doktor Marek Czernikiewicz, znany polski seksuolog, mówi: „To może zszokować, bo w świadomości społecznej wciąż pokutuje przekonanie, że pedofil to jakiś straszny człowiek z marginesu społecznego, najpewniej mieszkaniec śmietnika. Tymczasem w każdej grupie społecznej, czy to wyodrębnionej ze względu na pochodzenie społeczne, wykształcenie czy zawód, procent osób o pedofilskich skłonnościach jest podobny”. Prof. Zbigniew Starowicz mówi na ten temat: „No, w końcu taki ktoś nie zostaje mechanikiem samochodowym, tylko wybiera sobie zawód pozwalajacy mu być bliżej dzieci – harcerstwo, szkołę, często zakłada jakąś fundację, niby dla dobra najmłodszych”.
To jest dla wszystkich oczywiste, ale jakoś nikt nie martwi się, że najbardziej sprzyja pedofilii tzw. powołanie kapłańskie... A skoro się nie martwi, to i bagatelizuje coraz liczniejsze przypadki księżowskich zboczeń. Trzeba powiedzieć, że na przykład w Wielkiej Brytanii prawo przewiduje dla pedofila nawet dożywocie, a już za samo umieszczenie pedofilskiego zdjęcia w Internecie dostaje się 10 lat. U nas: 2 lata, często w zawieszeniu. Ilu może być pedofilów w Polsce? Na internetowej stronie założonej na serwerze amerykańskim (umieszczono tam tysiące nagich dzieci z różnych stron świata) polscy zwyrodnialcy piszą tak: „Jest nas 400 tysięcy!”. W wydawnictwie Santorskiego ukazała się książka, że dziecko, również w sferze seksu, powinno być... równym partnerem dorosłego człowieka. Książka ta była zupełnie serio omawiana na wykładach i seminariach uniwersyteckich wydziałów pedagogiki. Profesor filozofii Bogusław
Europie mówi się coraz więcej o tzw. aferze kolońskiej, czyli o tym, jak z naszych europejskich podatków wspieramy katolickie ewangelizowanie młodzieży. Wyjazd do Berlina to zawsze duża przyjemność. Z Polski to mniej niż 100 km, czyli taka większa wycieczka za miasto. A wrażenie ogromne – trochę tak, jakby się wylądowało na innej planecie. Stolica Niemiec to liberalne obyczajowo, wielokulturowe miasto, z ledwie kilkuprocentową mniejszością katolicką. To także potężny ośrodek myśli i praktyki laickiej. Dość powiedzieć, że tamtejsza organizacja wolnomyślicielska zatrudnia około 400 pełnoetatowych pracowników, podczas gdy w całej Polsce nie ma, o ile wiem, nawet jednego takiego etatowego działacza. Zapewne dlatego zdecydowano, aby doroczna konferencja Europejskiej Federacji Humanistycznej odbyła się właśnie w tej mekce wolnej myśli. Tam właśnie jako polski delegat reprezentujący „FiM” dowiedziałem się o aferze kolońskiej, czyli o tym, jak organizatorzy Światowych Dni Młodzieży w Kolonii łyknęli 1,5 mln euro od Unii Europejskiej. Owszem, Unia wspiera imprezy młodzieżowe, jeśli służą one dialogowi i tworzeniu pluralistycznego, tolerancyjnego społeczeństwa, ale przecież impreza z udziałem Benedykta XVI nie ma z tym nic wspólnego! UE nie dotuje ani katolickiej, ani ateistycznej pracy misyjnej. Sprawa jest zresztą śmierdząca – prośbę o dotację najpierw w grudniu odrzucono, jednak w lutym kościelny projekt dostał w końcu pieniądze. Jest wiele pytań. Na przykład niektórzy głosujący nad budżetem twierdzą, że zostali oszukani przez wnioskodawcę, gdyż nie wiedzieli, że sponsorują papieski spęd i wycieczkę. Skargi składają organizacje młodzieżowe z Europy, bo kasę
W
Wolniewicz nazywa te książkę łajdacką bzdurą. Podobnego zdania są inni myślący ludzie. Wojciecha Eichelbergera oskarżono o romans ze swoją pacjentką (oczekiwała od niego pomocy psychoterapeutycznej, a w zamian otrzymała seks), po czym Polskie Towarzystwo Psychologiczne skreśliło go (tylko na rok!) z listy licencjonowanych psychoterapeutów. Psychologowi wcale to nie przeszkadzało, gdyż w tym czasie szkolił pracowników Telewizji Polskiej i prowadził u kumpli zajęcia terapeutyczne z indywidualnymi pacjentami. Sam Eichelberger ocenia romans z pacjentką jako... głupstwo, podkreśla jednak, że żałuje i przeprasza. Dr Ewa Woydyłło widzi tę sprawę inaczej: „Gdyby Eichelberger pracował w Stanach Zjednoczonych, seks z pacjentką oznaczałby śmierć towarzyską i wykluczenie z życia zawodowego”. „FiM” od dawna piętnują i wołają: Koniec milczenia o pedofilii! Ale skandaliczna pobłażliwość parlamentu, sądów i mediów powoduje, że pedofilia pożera wciąż nowe ofiary. ANDRZEJ RODAN
dla Watykanu wyłożono ze skromnego funduszu młodzieżowego, więc dla innych zostanie mniej. Irytację budzi także kwota – pozostali wnioskodawcy dostają na projekty najczęściej po kilkadziesiąt tysięcy. Humaniści europejscy wspierają również walkę słowackiej lewicy i liberałów przeciwko ratyfikacji aneksu do konkordatu, który umożliwi np. katolickim sędziom nieorzekanie rozwodów dzięki powołaniu się na klauzulę sumienia. Ten dziwoląg prawny wywołał osłupienie w Unii, która zamierza przebadać europejskie konkordaty pod kątem ich zgodności z prawem unijnym. Berlin, obok spotkania humanistów, fetował doroczną paradę gejowską – Christopher Street Day (CSD), która jest m.in. wielką publiczną zabawą, festynem z muzyką i straganami, na który przychodzą całe rodziny berlińczyków. Podczas CSD burmistrz miasta potępił działania prezydenta Kaczyńskiego wobec warszawskiej Parady Równości. Poczynania PiS stały się zresztą bardzo znane w Niemczech. Członkowie niemieckiego rządu komentowali niemal nieznaną w Polsce wypowiedź wiceprezydenta Warszawy, który oskarżył homoseksualistów o „zachwaszczanie polskiej przestrzeni publicznej”. Niemcy przypomnieli, że ta nienawistna retoryka ma hitlerowskie pochodzenie i już pół wieku temu doprowadziła do palenia „społecznych chwastów” w krematoriach. Liberalny Berlin z troską i niedowierzaniem patrzy na fanatyczną Warszawę. Pewnie dlatego delegacja polskich gejów i lesbijek na berlińskiej paradzie była niemal noszona na rękach – szła blisko honorowego czoła pochodu, wśród wiwatów i oklasków tysięcy mieszkańców miasta. Taki bliski Polsce jest ten Berlin, a taki daleki... ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Watykan ssie Unię
Prowincjałki Telekomunikacja Polska SA przesłała swoim klientom informację o zmianach w regulaminie świadczenia usługi Neostrada TP, czyli dostawy sygnału sieci internetowej. Pod listem do abonentów podpisał się niejaki Leszek Paczyński. Jego stanowisko to – jak widnieje w podpisie – „Dyrektor Dywizji Usługi dla Domu”. KC
TP NA WOJENNEJ ŚCIEŻCE
Trzech dwudziestolatków ze Świnoujścia postanowiło zarobić na naiwności turystów z Niemiec. Sprzedawali im bilety na bezpłatną przeprawę promową, wręczając niezorientowanym przybyszom... nieważne bilety do cyrku i inkasując za to nawet po 50 euro! Obrotni handlowcy nie zostaną ukarani, bowiem niemieccy turyści opuścili już nasz gościnny kraj. OH
CYRKOWCY
Łukasz Ciecierski, student położnictwa wrocławskiej Akademii Medycznej, chce odejść z uczelni, gdyż, jak twierdzi, specjalnie oblano go na egzaminie. Biedakowi nie udawało się zaliczyć planowania rodziny i seksuologii. „Uważam, że umiałem dobrze. Pomyliłem się w obliczaniu cykli miesiączkowych” – mówi. No, panie Łukaszu, przez takie pomyłki jesteśmy zmuszeni oglądać tendencyjne wystawy antyaborcyjne. Pan jest studentem położnictwa, a jak mają sobie wyliczyć cykle nieuczone Polki katoliczki? AH
SEKS „NA OKO”
Łódzka Straż Miejska chciała ukarać mandatem mieszkańca wsi Baby, który zaparkował w okolicach szpitala CZMP. „Zajął pan pas zieleni, za niszczenie trawnika grozi mandat” – wyjaśnili funkcjonariusze. „To jest trawa?! Moja Mućka do pyska by tego nie wzięła, a ona się zna i byle czego nie żre” – wyjaśnił mężczyzna. Strażnicy dali się przekonać i mandatu nie wlepili. Oficer dyżurny zaniemówił, gdy usłyszał w krótkofalówce: „Interwencja zrealizowana i zakończona ugodowo. Krowa uniewinniła kierowcę”. AH
KROWI EKSPERT
Do sklepu spożywczego w Rostkach włamali się złodzieje. Straty niewielkie, bo ok. 150 zł. O wiele większe przyniosły sklepikarzowi kontakty z sądem, który za nieusprawiedliwioną nieobecność na rozprawie wymierzył mu grzywnę w wysokości... 2 tys. zł! AH
ZŁODZIEJE I ZBRODNIARZ
Pielęgniarka przyszła na nocny dyżur do jednego z łódzkich szpitali. Miała 3,5 promila alkoholu we krwi. Choć według podręczników jest to dawka śmiertelna, siostrzyczka miała się dobrze i trzymała prawie prosto. Sprawa rypła się, kiedy siostra usiłowała zmusić pacjentkę do zrobienia siusiu w... męską „kaczkę”. AH
SIKAJ, MÓWIĘ!
Trzech pijanych młodzieńców usiłowało zniszczyć kamerę policyjną. Rzucali w nią kamieniami, śmiali się i rozbierali od pasa w dół. Urządzenie zarejestrowało jednak ten pokaz, a policja odszukała sprawców. AH
GOŁO I NIEWESOŁO
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nie ma klimatu na moje kandydowanie na prezydenta. Na dzisiaj jestem za, a nawet przeciw. (Lech Wałęsa)
¶¶¶
Nie wiem, czy z przykrością, czy nie, ale muszę stwierdzić, że prezydent Kwaśniewski nie pił wódki. (Lech Wałęsa)
¶¶¶
Mąż dba o formę. Codziennie robi pompki, od 50, jeśli się nie wyśpi, do 70. (Halina Borowska o kondycji Marka Borowskiego)
¶¶¶
Katolik to ktoś, kto wierzy w to, czego nie może zrozumieć. Oczywiście, nie jest to powód do wstydu, bo takich ludzi jest bardzo wielu. Ale z drugiej strony nie ma z czego być dumnym, gdyż nie brakuje i takich, którzy kiedy nie mogą czegoś zrozumieć, to zaczynają po prostu myśleć. (Włodzimierz Galant, „Boskie akwarium”)
¶¶¶
Bez świętych Polska sobie nie poradzi. Bez świętych grozi nam ciemnota władz i wybierających je ludzi, grozi nam ciemnota stanowionych praw i promowania ideologii cywilizacji śmierci. Polska potrzebuje świętych. (abp Józef Michalik)
¶¶¶
Ujawniony fragment scenariusza materiału, którego produkcję planował TVN, ma takie same cechy jak scenariusze materiałów propagandowych III Rzeszy czy „agitek” stalinowskich. („Nasz Dziennik” 148/2005) Wybrała OH
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
NA KLĘCZKACH
POD LATARNIĄ... Liczba postępowań dyscyplinarnych wobec adwokatów niepokojąco wzrasta. Jak poinformowała Naczelna Rada Adwokacka, tylko w ubiegłym roku wszczęto w Polsce 180 postępowań dyscyplinarnych (większość skarg rady odrzucają...), z czego 71 trafiło do Wyższego Sądu Dyscyplinarnego. W 6 przypadkach podjęto decyzję o wydaleniu z palestry, 10 adwokatów zawieszono w czynnościach zawodowych, a w 19 przypadkach zakazano czasowo wykonywania praktyki. Adwokaci łamią też etykę zawodową, nie płacą składek, naruszają wolność słowa i... nadużywają alkoholu. „W tym roku może być jeszcze gorzej” – prognozuje samorząd adwokacki. AH
PAPIEŻ DO PORTFELA Narodowy Bank Polski wprowadza do obrotu cztery monety z wizerunkiem nieodżałowanego JPII. Złoty Papa na rewersie będzie wart 100 zł, srebrny platerowany złotem lub czysty srebrny – 10 zł, a ze stopu Nordic Gold – tylko 2 zł. Noszenie Wojtyły w portfelu ma ponoć zapewniać dostatek. Na wszystkich monetach znajduje się napis: „Jan Paweł II 1920–2005”. Do tej pory NBP wprowadził 36 monet przedstawiających „wielkiego”. Wszystkie zostały wyprodukowane w Mennicy Polskiej w Warszawie. RB
KURIA APOLITYCZNA Lubelska kuria arcybiskupia burzy się przeciw zbieraniu pod kościołami podpisów poparcia przez działaczy LPR. „Kuria nie zamierza pozwolić, by na terenie kościołów na Lubelszczyźnie miała miejsce agitacja na rzecz jakiejkolwiek partii” – powiedział ksiądz Mieczysław Puzewicz, rzecznik abp. Życińskiego. „Nawet gdyby LPR zapytała nas o pozwolenie, jedyną odpowiedzią byłaby odmowa” – dodał. LPR-owcy jednak nadal agitują, mimo że czasem ostentacyjnie zostają z terenu świątyni wyproszeni. Szef miejscowej Ligi, poseł Andrzej Mańka, mówi wprost: „Trudno, żebyśmy poparcia szukali w lesie”. Czyżby ligusy wierzyły, że kościoły i place przed nimi są własnością parafii? KC
SPOWIEDŹ KONTROLOWANA Kto chciałby na własne uszy przekonać się, jak funkcjonował dawny podsłuch kościelny, koniecznie powinien zwiedzić archikatedrę w Lublinie. Wprawdzie słynie ona głównie z cudownego obrazu Matki Boskiej Płaczącej, ale jej największą atrakcją jest pochodząca z XVIII w. zakrystia akustyczna – słowa wypowiadane szeptem w jednym z narożników doskonale słychać w przeciwległym kącie. Warto też przypomnieć,
że dawniej wiernych spowiadano w zakrystii. AK
NOWY PAN NA PLATFORMIE
znamionujących w myśl nauczania Ojca Świętego Jana Pawła II – cywilizację śmierci”. Mimo apelu i telefonicznych pogróżek koncertu 27 czerwca nie odwołano, jednak z obawy przed skandalem wycofano ze sprzedaży część biletów, ponieważ „obrońcy moralności” zapowiedzieli, że wykupią je i dopiero wtedy zrobią zadymę. Na razie jedynemu występowi bostońskich artystów w Polsce towarzyszyła pikieta kilku NOP-owców i wszechpolaków. MW
BOND(A)
Fot. BAR
Tak jak przepowiadaliśmy w „FiM” (25/2005), biznesmen Janusz Palikot (na zdjęciu) oficjalnie wstąpił w szeregi Platformy Obywatelskiej. Teraz – choć mówi, że „ewentualnie” – będzie kandydować z jej listy do Sejmu z pierwszego miejsca w okręgu lubelskim, co daje mu niemal 100-procentową gwarancję zostania posłem. Dziwnym zbiegiem okoliczności jedna z firm Palikota wydała w ostatnich dniach książkę szefa PO, Donalda Tuska, pt. „Solidarność i duma”... Palikot cieszy się wsparciem prominentnego działacza partyjnego Mirosława Ziomka – dyrektora naczelnego Filharmonii Lubelskiej, absolwenta KUL (muzykologia kościelna) oraz długoletniego dyrygenta chóru archikatedralnego. Zresztą Palikot także studiował w latach 80. na KUL. To właśnie w kole kierowanym przez Ziomka formalnie przyjęto Palikota do partii. Jak wieść gminna niesie, dyrygent Ziomek ma zostać po wyborach nowym wojewodą lubelskim, co z pewnością w żaden sposób nie jest związane z ostatnimi wydarzeniami... KC
CIENKO ŚPIEWAJĄ Działacze wrocławskiej LPR – wicemarszałek województwa dolnośląskiego Artur Paprota oraz Rafał Borutko – w liście protestacyjnym do dyrekcji tamtejszej filharmonii ostro sprzeciwili się występowi chóru Boston Gay Men’s Chorus pod dyrekcją Rubena Reynolodsa. Powód? Liczący 110 artystów zespół to gejowski chór z USA, ceniony na całym świecie. Wykonuje utwory klasyczne, standardy z musicali i kompozycje Gershwina. Zdaniem Paproty i Borutki to niedopuszczalne, aby „występ grupy o takiej proweniencji został zaaranżowany w placówce kulturalnej. Dyrekcja Filharmonii przyzwala na organizowanie imprezy, która w oczywisty sposób jest manifestacją wynaturzeń i amoralności,
Poseł Ryszard Bonda – oskarżony o przywłaszczenie 27 tys. ton zboża wartości ponad 11 mln zł – gra sobie w kulki z sądem i ani myśli chylić głowę przed Temidą czy układać się z wierzycielami. Natomiast w Sejmie na lewo i prawo rozpowiada o tym, że wspólnie z Markiem Słomskim (dawny działacz AWS, twórca jednej z kanapowych partyjek i właściciel dwóch gazetek) zakłada nowy zachodniopomorski tytuł prasowy. Właśnie w tym celu przymierza się do kupna maszyn złodziejskiego archidiecezjalnego wydawnictwa gdańskiego „Stella Maris”. Według Słomskiego, Bonda „ma talent do kupowania”. I oszustw – dodajmy. RP
PAN, WÓJT I PLEBAN Nadzwyczajną zgodność poglądów prezentują w Ełku wszyscy ci, którzy powinni stać na straży zabytków, a godzą się na dobudowanie do kościoła przy ul. Armii Krajowej prawie 120-metrowej zakrystii. Adam Żywiczyński, kierownik ełckiej delegatury Urzędu Ochrony Zabytków, twierdzi, że dobudówka nie będzie miała negatywnego wpływu na zabytkowy charakter obiektu. Podobnie mówi ks. Piotr Walczak. Potwierdza to naczelnik Wydziału Budownictwa Starostwa Powiatowego Wacław Gasperowicz. Mało tego, Urząd Miasta z własnej nieprzymuszonej woli proponuje odsprzedaż działki, na której ma stanąć zakrystia, za – tradycyjnie dla Kościoła – 1 procent jej wartości. Przyklepanie przez radnych tak „korzystnej” dla miasta transakcji to formalność. W Ełku pan, wójt i pleban w jedną trąbkę dmuchają. PS
KONTROLA W sierpniu łódzki Uniwersytet Medyczny działający we współpracy z Uniwersytetem Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie rozpocznie nabór kandydatów na dwa nowatorskie kierunki – bioetykę medyczną i etykę. Trzyletnie dzienne studia licencjackie w Międzywydziałowej Katedrze Nauk Humanistycznych
przysporzą ojczyźnie speców od kontrolowania lekarzy. Drżyjcie, ginekolodzy przepisujący środki antykoncepcyjne i przeprowadzający aborcje! Drżyjcie, wstrętni aptekarze sprzedający nastolatkom pigułki! Za trzy lata nowa generacja „obrońców życia” wkroczy do akcji. W każdej aptece krucyfiks, w każdym gabinecie Maryja z Dzieciątkiem, w każdej kroplówce woda święcona! A chorych uzdrowi wiara w cud. RB
DOBRE RADY Synod Archidiecezji Katowickiej zaleca rodzicom wysyłającym dzieci na kolonie i obozy letnie, by zgłaszali „do kierownictwa sformułowane na piśmie żądanie, aby ich dzieciom umożliwiono spełnianie praktyk religijnych, a szczególnie udział w niedzielnej mszy świętej”. Ogłoszenie tej treści pojawiło się w śląskich parafiach. My z kolei spieszymy z sugestią, aby niewierzący rodzice kierowali do organizatorów letniego wypoczynku prośbę o zwolnienie ich pociech ze stadnego uczestnictwa we wspomnianych praktykach. MW
5
wesprzeć proces beatyfikacyjny JPII, znajdują się na stronie www.vicariatusurbis.org. Zapraszamy... PSz
BENEDYKT STRONG 7,5 proc. alkoholu zawiera piwo o nazwie „Benedikt XVI” – produkt jednego z bawarskich browarów. Papieskiego trunku można skosztować na razie tylko w jednym pubie na Zatybrzu, rzymskiej dzielnicy restauracji i barów. Podobno piwo wyprodukowane na cześć papieża z Bawarii cieszy się coraz większą popularnością. Klienci zwykle proszą o kufel „benedykta”. Etykieta na butelce przedstawia Bazylikę św. Piotra. Sam Benedykt XVI jest miłośnikiem piwa. Jeszcze jako kardynał na spotkaniu z przedstawicielami browaru ze Stuttgartu dał się sfotografować ze zgrzewką ich wyrobu. Po wyborze na papieża zdjęcie to przyczyniło się do podratowania tracącej kondycję firmy. Szefowie browaru z wdzięczności wysłali papieżowi do Watykanu 185 galonów piwa. Wkrótce może się okazać, że Papa Ratzi pod sukienką nosi bawarskie spodenki ze skóry, a podczas śpiewania chorałów potajemnie jodłuje... RB
PAPA NIE TEN? ŚWIĘTY KOSZTUJE Do Rzymu napływają setki listów oraz e-maili ze świadectwami świętości papieża Jana Pawła II. Wiele z nich zawiera doniesienia o cudownych uzdrowieniach dokonujących się za jego wstawiennictwem. O dziwo, za życia Wojtyła uzdrowił podobno tylko starego kardynała. Sławomir Oder, ksiądz z wikariatu rzymskiego, powiedział, że jest tego prawdziwa „powódź”. Jednak nie o taką powódź chodzi Oderowi. Wikariat ogłosił, że liczy przede wszystkim na konkretną (a jakże!) pomoc finansową. Informacje o tym, w jaki sposób można kasiorą
Tylko 17 tys. Polaków wybiera się na Światowy Dzień Młodzieży do Kolonii. Organizatorzy spodziewali się, że będzie ich trzy razy tyle, bowiem młodzież polska była dotąd jedną z najliczniejszych grup narodowych – w 2000 r. do Rzymu pojechało 50 tys. osób. Tegoroczna marna frekwencja zasmuciła ks. Grzegorza Suchodolskiego, dyrektora Krajowego Biura Światowego Dnia Młodzieży. Trudno się dziwić. Wycieczka do Kolonii kosztuje około 1000 zł. Jeśli pojedzie na nią 17 tys. osób, to do kasy wpłynie „zaledwie” 17 mln zł i kościelni słudzy będą zmuszeni zacisnąć pasa. AH
6
Papieża nie będzie o śmierci papieża Polska oszalała na punkcie nazywania wszystkiego jego imieniem: ulic, pomników, szlaków turystycznych, noworodków...
P
Wystarczyło tylko rzucić hasło JPII, a już miejscy pracownicy zamieniali tabliczki z nazwami ulic, a na gminnych skwerach wyrastały pomniki. Tak miało być i w Łaziskach Górnych, gdzie już jest szkoła im. Jana Pawła II. 19 kwietnia br. podczas sesji Rady Miasta radna Teresa Pacha zgłosiła pod obrady wniosek o przemianowanie ulicy gen. Świerczewskiego (jak on się uchował!) na Jana Pawła II. Wniosek oczywisty i politycznie superpoprawny. Postanowiono jednak nie podejmować decyzji od razu, a do kolejnej sesji rozeznać, jak na taki pomysł zapatrują się mieszkańcy owej ulicy, i co o świętej inicjatywie sądzi miejscowy kler. Jak się okazało, ks. dziekan Janusz Lasok miał podobny pomysł, więc
i całe tamtejsze duchowieństwo dało swoje błogosławieństwo propozycji. Nikt jednak nie pomyślał o kosztach i utrudnieniach dla mieszkańców i przedsiębiorców funkcjonujących przy tej ulicy. Wkrótce władze miasta wysłały do wszystkich dorosłych mieszkańców ulicy Świerczewskiego (a jest ich dokładnie 357) ankietę z pytaniem, czy są za zmianą nazwy. W odpowiedzi do urzędu napłynęły, jak nam powiedziała sekretarz miasta Elżbieta Piecha, 222 ankiety. 127 mieszkańców było przeciwnych zmianie nazwy. W ten sposób w Łaziskach Górnych nie przekroczono wymaganej bariery, czyli zgody przynajmniej połowy mieszkańców. Tym sposobem zwyciężył... rozsądek ludzi. JAROSŁAW RUDZKI
Katechizm zamiast kodeksu westii obrazy uczuć religijnych nie da się już rozstrzygnąć prawnie. Choć paragraf na ten temat bykiem stoi w kodeksie karnym, to krakowski prokurator większym zaufaniem obdarzył... biegłego teologa.
K
Podczas ubiegłorocznego koncertu blackmetalowego zespołu Gorgoroth w studiu Telewizji Kraków na scenie wisiały nagie osoby na krzyżach, a w scenografii wykorzystano symbole szatana, szczątki zwierząt i sztuczną krew. Krakowska prokuratura ponownie podjęła śledztwo zawieszone kilka miesięcy temu, ponieważ czekano na zagraniczną pomoc prawną przy przesłuchaniu norweskich muzyków. „Dowodowo zamknęliśmy sprawę. Teraz pozostaje ocena prawnokarna tego widowiska. Musimy mieć całkowitą pewność, że doszło do obrazy uczuć religijnych, dlatego powołamy biegłego teologa” – podsumował prokurator
rejonowy z Podgórza Krzysztof Urbaniak. Zagranicznych muzyków – jak twierdzi – nie zamierza ścigać. „Są poza naszą jurysdykcją” – uważa prokurator. – „Norwescy muzycy nie wiedzieli, że ich działania mogą naruszyć nasze prawo”. Dziwne to twierdzenie w ustach prokuratora – nieznajomość prawa chroni? W każdym razie powoływanie teologa świadczy o poważnej aberracji w polskim systemie prawnym. Pokazy szokujące wyznawców jednej religii są sądzone, a łódzka antyaborcyjna wystawa „Wybierz życie”, choć szokuje każdego normalnego człowieka bez względu na wyznanie, ma się w najlepsze i biegłych nie potrzebuje... PSz
Piekło na ziemi D
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
POLSKA PARAFIALNA
o polskich Piekieł trudno wstąpić. Zdecydowanie nie są po drodze. Nawet z dokładną mapą niełatwo tam zbłądzić.
Trzy z nich znajdują się w woj. pomorskim: wieś Piekło w okolicach rozlewiska Wisły i Nogatu, ok. 12 km od Sztumu, oraz połączone w jedno sołectwo wsie Piekło Górne i Piekło Dolne (uff...) zamieszkiwane łącznie przez 195 mieszkańców. Kolejne Piekło to wieś w woj. świętokrzyskim, położona ok. 10 km od Końskich. Ta
licząca obecnie zaledwie kilku stałych mieszkańców osada jest niemal całkowicie odcięta od świata. Publiczna droga kończy się bowiem 4 km przed Piekłem w miejscowości... Niebo. Znacznie prościej trafić za to do Raju – zarówno do tego w woj. łódzkim (ok. 14 km od Kutna), jak i Raju koło Solca nad Wisłą w woj. mazowieckim. AK
zeszowski kontroler biletów może stracić pracę po tym, jak ubrał się do pracy w firmową koszulkę i czapkę „Faktów i Mitów” – doniosła „Gazeta Wyborcza”. „FiM” stanęły na rzęsach i nasz przyjaciel pracuje nadal. Wcześniej uczestniczyliśmy w cyrku godnym Monthy Pythona. A wszystko przez fotoreportera „Gazety Wyborczej” – Waldemara Sosnowskiego – który na szukanie estetycznych wrażeń wybrał sobie Rzeszów, a konkretnie autobus, którym właśnie jechał. Traf chciał, że wsiadł do niego kontroler biletów i przystąpił do pracy. „Kiedy sprawdzałem bilety, jakiś człowiek zrobił mi zdjęcie i stwierdził, że obraziłem jego uczucia religijne. Dodał też, że po jego interwencji zostanę zwolniony ” – opowiada pan Piotr. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Następnego dnia kontroler został wyrzucony z pracy za „nieodpowiedni strój”. Godzinę później zatelefonował do nas. W redakcji co tchu rzuciliśmy się do lektury tekstu w rzeszowskim dodatku „GW”. „Zakonnik pokazuje gest powszechnie uważany za obelżywy, a poniżej widnieje przekleństwo w języku angielskim – taki obrazek miał na koszulce kontroler w miejskim autobusie. Uczucia religijne fotoreportera zostały obrażone” – grzmiała „Gazeta”. Kolegom po fachu śpieszymy wyjaśnić, że obraza uczuć religijnych może nastąpić tylko przez publiczne znieważenie przedmiotu kultu religijnego lub miejsca kultu. Tak stanowi art. 196 kodeksu karnego. Zakonnik zaś lub osoba za niego przebrana nie jest przedmiotem kultu, a autobus to nie (przynajmniej na razie) kaplica. Dowiedzieliśmy się również, że kontrolerzy zatrudniani bezpośrednio przez MPK mają wprawdzie służbowe mundury, ale pozostali też muszą nosić w pracy „czysty, schludny
R
Medaliki do kontroli
Fot. WHO BEE
i nienaruszający dobrych obyczajów strój”. Po wnikliwej analizie zdjęcia pana Piotra zgodnie stwierdziliśmy, że bardziej schludnego i czystego człowieka ze świecą by szukać. Obyczajny był też od stóp do głów. Inne zdanie miało kierownictwo firmy kontrolerskiej CSG, która świadczy usługi dla MPK: „W pracy należy wyglądać porządnie. Absolutnie nie możemy sobie pozwolić na niestosowny strój naszych pracowników”. Zachodziliśmy w głowę, o co tak naprawdę chodzi, a w międzyczasie zadzwoniliśmy do prezydenta Rzeszowa, któremu uczucia religijne zdrowego rozsądku nie przesłoniły. Obiecał pomóc. I słowa dotrzymał. Tego samego dnia szefostwo firmy
CSG zweryfikowało swoje stanowisko i poprosiło pana Piotra o napisanie podania z prośbą o przywrócenie do pracy. Sprawa „niestosownego ubioru” dalej jednak nie dawała nam spokoju. I tak pewnie byłoby do dziś, gdybyśmy nie natrafili na komentarz Jacka Grabowskiego, kierownika Centrum Informacji i Planowania Kariery Zawodowej w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Rzeszowie, który po gromach ciskanych na strój naszego kontrolera ze szczerością niegodną swego stanowiska przyznał: „Nie znam się na angielskojęzycznych napisach”... Na korzystaniu ze słownika chyba też nie... AGNIESZKA HAMANKIEWICZ
Związek Harcerzy Religijnych Jako były członek komuszego ZHP, postanowiłem zajrzeć na stronę ZHR-u. Już na samym początku potknąłem się o „Akt zawierzenia ZHR Najświętszej Maryi Pannie”. Następnie rzuciłem się z pazurami, aby zdobywać czterostopniową sprawność „Wicek” (błogosławiony ks. phm. Stefan Wincenty Frelichowski, patron ZHR). Po odśpiewaniu kilku kolęd, rozpoczynamy „gry” papieskie. Na sprawność „Biała służba” już nikt się nie załapie, ponieważ była ona przeznaczona dla tych wszystkich harcerek, które wezmą udział w uroczystościach żałobnych i pogrzebowych Ojca Świętego Jana Pawła II w Polsce lub w Rzymie. Z tegoż powodu naczelniczka harcerek hm. Magdalena Masiak HR ogłasza: „Tkanie gobelinu naszych serc jako świadectwo, dar i podziękowanie Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II. Gobelin stworzymy z supełków wiązanych na kolorowych sznureczkach, włóczkach. Z każdej indywidualnej służby, modlitwy czy uczestnictwa w tych dniach oraz wszystkich dobrych uczynków i świadectwa, jakie będziemy dawać żyjąc w myśl słów i pragnień Naszego Ojca Świętego przez następne miesiące...”. Po utkaniu gobelinu czas zdobyć „Sprawność Papieską”, gdyż „harcerz musi posiąść pewną wiedzę o Ojcu Świętym i jego nauczaniu, a następnie wcielać ją we własne życie”.
Następny w kolejności jest „Rajd z papieżem”. „Gra ma na celu zapoznanie harcerek i harcerzy z życiem Karola Wojtyły. Do odbycia rajdu niezbędna jest „mapa i tabela krzyżówkowa z pytaniami o życiu Papieża”. Po rajdzie pora na „Pomysły na zbiórki instruktorskie/wędrownicze Dnia Papieskiego”. Podstawą do zbiórki jest obejrzenie filmu – „Z dalekiego kraju” lub „Przyjaciel Boga”, „by potem móc porozmawiać o Papieżu i Jego misji”. Po zakończeniu „Wędrówek szlakami Ojca Świętego” czas sięgnąć po „Odznakę krajoznawczą im. Jana Pawła II”. Do zadań koniecznych do zdobycia odznaki należą m.in.: odwiedziny miejsc związanych z życiem JPII, pielgrzymki do sanktuariów, odprawianie dróżek, odwiedziny kościołów itp. Trud rekompensuje nadzwyczaj szeroki wybór odznak: dziecięcych, brązowych, srebrnych, złotych, „z koroną”, „z diamentami”. Co istotne – liczba „diamentów” jest nieograniczona! Po lekturze stron internetowych ZHR-u, można powiedzieć jedno – jego nazwę należy natychmiast zmienić na: Zakon Harcerstwa Rzeczypospolitej. Ja pozostanę przy upodobaniach „komuszych”. Zdecydowanie wolę harcerstwo z normalnym biwakiem, podchodami, nocnymi alarmami i biegiem na azymut oraz kopanie latryny dla całego obozu. Takie tam podłe, przyziemne upodobania... PSz
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r. laczego proboszcz z Władysławowa opuszcza nagle swoje owieczki? Oficjalnie taka jest jego wola, my zaś wiemy ze swoich źródeł, że musi odejść z powodu bab i mamony. – Trzy Maryje i Judasz wbiły mu nóż w serce. To zdrajczynie zabiły naszego proboszcza! – krzyczy tłum pod kościołem we Władysławowie. Tylko pan Roman stoi z boku i z przerażeniem patrzy na te gorszące sceny. Jako jeden z nielicznych zna prawdę o ks. Stanisławie Gładyszu... Tymczasem tłum jest bezkrytyczny. Młodzi entuzjastycznie podrzucają księdza na rękach i dziękują mu za oddanie na rzecz parafii. – Jako matka twojego rówieśnika proszę twoją matkę o wybaczenie, że takie zło wyrządzono u nas jej synowi – mówi przed ołtarzem parafianka Renata Kortals. – To złoto, a nie człowiek – krzyczy przez łzy inna kobieta. – Za wszystko dziękuję, przebaczam i proszę o modlitwę – mówi na koniec ks. Gładysz. Znakomicie gra swoją rolę. Do końca nie mówi, dlaczego odchodzi, choć tego wyjaśnienia oczekuje 10 tysięcy parafian. Za kilka dni nie będzie go już we Władysławowie. Ksiądz Stanisław z zakonu chrystusowców przybył do Władysławowa trzy lata temu ze Szczecina. Już wtedy szeptano po kątach, że ciągnie się za nim jakiś smród. Mówiono o babach, podwójnym życiu i ekstrawagancji. Wszystkie te ploty ucichły, gdy proboszcz zabrał się do roboty.
D
– Uporządkował cmentarz, założył przedszkole, rozbudował plebanię, zorganizował festiwal pieśni religijnej, dzięki niemu powstała nawet orkiestra dęta, kilka kół zainteresowań dla dzieci – mówi jedna z parafianek. – Okazał się ponadto
za robotę, wykiwał też starego grabarza, któremu nie zwrócił pieniędzy za budowę wiaty na cmentarzu. Zresztą to normalka u proboszcza – zwyczajowo nie podpisuje żadnych umów i załatwia wszystko na gębę, dzięki czemu może łatwo oszukiwać.
Dopiero daleko od kościoła także inni mieszkańcy Władysławowa stają się rozmowniejsi. Ktoś przypomina sobie o czterech komputerach, które – zamiast trafić do pracowni informatycznej – w dziwny sposób wyparowały; ktoś inny opowiada o dwóch
Dwie twarze proboszcza
Proboszcz o dwóch twarzach – trzeci z lewej
przyzwoitym człowiekiem, który nie wstydził się wsiąść na rower podczas festynu i bawić się z nami. Jak żyję, o takim księdzu nie słyszałam! – To wszystko prawda, ale jest i druga, ciemniejsza strona medalu – dodaje pan Roman. – Oszukał wielu ludzi, którzy pracowali dla parafii. Jednej z firm instalującej ogrzewanie w kościele nie zapłacił
uż pół roku temu miał być podpisany akt oskarżenia przeciwko Witoldowi Hatce, posłowi LPR. Niezrozumiała decyzja Prokuratury Krajowej spowodowała, że śledztwo toczy się dalej, a jego końca nie widać. Pod koniec lat 90. w Kaliszu działał Wielkopolski Bank Rolniczy. Jego władze zmieniały się, ale do najważniejszych person należał Witold Hatka – dzisiejszy poseł LPR, a swego czasu przewodniczący rady nadzorczej WBR. To za jego kadencji doszło do nadużyć, którymi w 2001 roku zajęła się Prokuratura Okręgowa w Kaliszu. Chodziło o działanie na szkodę banku i wyprowadzenie kilku milionów złotych do krakowskiej spółki Hatrol, w której władzach zasiadał... Hatka oczywiście. Członkami rady nadzorczej WBR byli także Roman Giertych i Marek Kotlinowski, ale ich działalność nie interesowała prokuratury. Zarzuty postawiono Hatce, który po wielomiesięcznych proceduralnych przepychankach stracił immunitet. Śledztwo trwało cztery lata. Tyle wiadomo oficjalnie. Teraz czas na sprawy, które wydarzyły się w ostatnich miesiącach, a są jakoś wstydliwie przemilczane. Na początku tego roku kaliscy prokuratorzy byli gotowi podpisać akt oskarżenia dotyczący działalności Hatki i innych w Wielkopolskim Banku Rolniczym, ale nie udało się, bo wyprzedziła ich niezrozumiała decyzja Prokuratury Krajowej. Po czterech latach drobiazgowego śledztwa urzędnicy z Warszawy doszli do wniosku, że kaliskie śledztwo należy połączyć z krakowskim postępowaniem w sprawie rozwikłania działalności wspomnianej już spółki Hatrol. Zdziwienie
J
POLSKA PARAFIALNA
– Pazerność proboszcza nie zna granic – opowiada inny parafianin, pan Władysław. – Gdy na rozbudowę plebanii sprowadził kilka ciężarówek materiałów zakupionych po promocyjnej cenie, część sprzedał, zarabiając na tym krocie. Bez skrupułów zarabiał nawet na obiadach dla biedoty, zdobywając fikcyjne rachunki dla durnej opieki społecznej.
prokuratorów z Wielkopolski przerodziło się we wściekłość, gdy poznali wyniki dotychczasowej pracy kolegów po fachu z Krakowa. Były one praktycznie zerowe – ograniczyły się do kilku przesłuchań i niepełnej opinii biegłego, a zarzutów nie postawiono nikomu. Przypominamy, że ich śledztwo także toczyło się prawie cztery lata. Po co obie sprawy zostały połączone – nie wiadomo do dziś. Tym bardziej że jedna już się zakończyła, a druga nie zdążyła na dobre zacząć. „Postaramy się szybko przeprowadzić niezbędne czynności i sprawę zakończyć w ciągu kilku miesięcy. Być może jeszcze w czasie wakacji” – zapewniał w kwietniu Janusz Walczak z Prokuratury Okręgowej w Kaliszu. Dowiedzieliśmy się, że nie ma najmniejszych szans, aby akt oskarżenia został podpisany w tym roku. Głównie z powodu konieczności zdobycia opinii nowych biegłych, co jest niezbędne do wyjaśnienia krakowskiego wątku, lecz trwa miesiącami. Tymczasem we wrześniu – wybory. Jeśli Hatka ponownie zdobędzie mandat poselski – a wiele na to wskazuje – znowu będzie go chronił immunitet. Nie tylko w zakresie działalności w Hatrolu, ale i w Wielkopolskim Banku Rolniczym. „Nowa kadencja, nowy mandat posła i nowy immunitet” – usłyszeliśmy w biurze informacyjnym Kancelarii Sejmu. Wszystko więc zacznie się od początku. Najbardziej interesuje nas, czy Giertych i spółka także w tej sprawie będą walczyć o przedłużenie okresu przedawnienia. RAFAŁ URBAŃCZYK
Śledztwo „w lesie”
domach należących do ks. Gładysza (jeden w Międzyzdrojach, drugi w atrakcyjnej górskiej miejscowości). Zresztą proboszcz z Władysławowa nie ukrywa swojego nabożeństwa do mamony. Już kilka razy latał samolotem do Ameryki, jeździ też luksusową grafitową bryką. – A najgorsze jest to, że pogardza wieloma parafianami, nazywając ich głupkami i debilami – mówi jedna z kobiet. – Uwielbia za to zakrapiane koniakiem balangi z ludźmi pokroju przykościółkowego burmistrza Adama Drzeżdżona czy szefa rady parafialnej – Zygmunta Orła – który niegdyś rządził Władysławowem. – Zgubiły go dupy! – mówi dosadnie pan Antoni. – Kocha je na równi z pieniążkami. Sam widziałem go kiedyś z babą na jednej z plaż, innym razem zobaczyłem go wieczorem z dziewczyną, i to w sytuacji nie pozostawiającej wątpliwości co do rodzaju znajomości. Na plebanii również działy się cyrki, choć księżulo starannie ukrywał swoje słabostki.
7
– Czy z powodu nagłośnienia sprawy z kochankami ks. Stanisław musi odejść z parafii? – zapytaliśmy w gdańskiej kurii. Oficjalnie nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi, nieoficjalnie zaś od jednego z zaprzyjaźnionych księży dowiedzieliśmy się, że rzeczywiście takie były zarzuty w stosunku do proboszcza i, co najważniejsze, przyznał się on do wszystkiego. Są też długi proboszcza do spłacenia. Sam arcybiskup Gocłowski rzekomo rozkazał mu się wynosić z diecezji. O miłosnych podbojach casanowy w sutannie wiedzą także doskonale jego zakonni przełożeni z Poznania, m.in. wikariusz generalny Towarzystwa Chrystusowego Zbigniew Rakiej. Jednak kryją wszystkie grzeszki Gładysza i oficjalnie apelują do maluczkich, by uszanowali kapłaństwo i wolę władysławowskiego proboszcza, który przeprowadza się do swoich braci w Częstochowie. We Władysławowie trudno porozmawiać z kochankami proboszcza, choć jest ich kilkanaście. Nie chcą mówić o swoich związkach z kapłanem. Jednak cieszą się, że ktoś powstrzymał ten proceder i prawdopodobnie nie znajdą się już naiwne gęsi, które dadzą się nabrać na pobożność i uczciwość księdza Stanisława. Kochanki proboszcza odmówiły rozmowy z dziennikarzem naszej gazety. Dlaczego? Wystarczyły plotki i domysły o przygodach z księdzem Gładyszem, by narobiło się... PIOTR SAWICKI
Magister „w świetle cmentarza” śród bronionych co roku na wydziałach teologicznych setek prac magisterskich coraz liczniej pojawiają się „ambitniejsze” tytuły.
W
W roku akademickim 2003/2004 na Wydziale Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego obroniono m.in. prace magisterskie pt.: „Jezus Chrystus jedyne źródło wody żywej. Krytyka New Age”, „Granice tolerancji wobec zachowań homoseksualnych”, „Wybrane zagadnienia religijno-moralne w życiu Indian północnoamerykańskich w okresie przedrezerwatowym”, „Wpływ reklamy w środkach komunikacji społecznej na rozwój religijny dzieci i młodzieży”, „Wpływ pieszej pielgrzymki na pogłębienie życia religijnego na podstawie Pieszej Pielgrzymki Łomżyńskiej na Jasną Górę”, „Współczesne zagrożenia świętowania niedzieli i ich konsekwencje dla rodziny chrześcijańskiej”. W latach 2000–2004 na Wydziale Teologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie zdołano obronić m.in. następujące prace magisterskie: „Problem masturbacji w świetle posoborowego nauczania Kościoła”, „Budowa kościoła
parafialnego jako element zmian postaw religijnych na przykładzie Mikołajek”, „Wpływ alkoholizmu ojca na relację do Boga młodzieży klas maturalnych – studium teologiczno-pastoralne na przykładzie badań własnych”, „Mieszkańcy Kętrzyna w świetle swoich cmentarzy”, „Świadomość istnienia i działalności aniołów wśród mieszkańców Olsztyna”, „Postawy religijne nauczycieli miasta Białystok na podstawie Szkoły Podstawowej nr 45 im. Jana Pawła II w Białymstoku”, „Wkład polskich werbistów w ewangelizację Małych Wysp Sundajskich w świetle listów przedstawionych w Verbinum i Misjonarzu w latach 1965–2000”, „Duchowo-moralny charakter terapii osób homoseksualnych na podstawie wybranej literatury przedmiotu”, „Zjawisko subkultur młodzieżowych i ich negatywne oddziaływanie na życie chrześcijańskie”, „Syndrom poaborcyjny matki w posoborowej literaturze teologiczno-moralnej”. Bez komentarza. AK
8
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
POD PARAGRAFEM
yrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Opolu zatrudniła anestezjologa z wyrokiem sądowym. No i co z tego? Był rok 2001. W nocy pan Ludwik Bieruta bardzo źle się poczuł. Syn przywiózł go do pogotowia w Niemodlinie. – Lekarka, Anna Sempruch, powiedziała, że żadnych badań nie będzie wykonywać, i że jak chcę, to mam zawieźć tatę do Opola – wspomina Robert. Po kilkuminutowych pertraktacjach syn zadecydował o powrocie do domu. – Mieliśmy tylko wziąć książeczkę zdrowia i jechać do szpitala – wyjaśnia. W tym czasie pan Ludwik zasłabł. Na erkę czekali prawie godzinę, a wtedy na ratu-
D
Primum się nie przejmować nek było już za późno. Bieruta odszedł w wieku 49 lat. Sekcja zwłok wykazała, że zgon nastąpił na skutek zawału serca. Pan Robert powiadomił prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez dyżurującą w Niemodlinie lekarkę. 20 października 2003 roku Sąd Rejonowy w Opolu skazał dr Annę Sempruch (anestezjolog) jako winną niewykonania podstawowych badań lekarskich i narażenia Ludwika Bieruty na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Wyrok – kara pozbawienia wolności warunkowo zawieszona na okres próby trzech lat. Od wyroku odwołał się mecenas oskarżonej. Pięć miesięcy później Sąd Okręgowy skazał lekarkę na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, zakaz wykonywania zawodu przez 12 miesięcy, a także grzywnę w wysokości tysiąca złotych. Jakież było zdziwienie pana Roberta, kiedy miesiąc później zobaczył skazaną lekarkę spokojnie siedzącą obok kierowcy karetki! Okazało się, że została zatrudniona w Wojewódzkim Pogotowiu Ratunkowym. Początkowo udzielała pomocy doraźnej, potem decydowała o tym, do kogo i kiedy zostanie wysłana karetka. Decyzją zarządu województwa Anna Sempruch została odsunięta od pacjentów. O tym, czy nadal będzie pracować w pogotowiu, zadecydują jej przełożeni. ŁUK
Prawicowa Rada Miasta Raciborza żąda rozwiązania umowy z opolskim Caritasem na prowadzenie ośrodka dla niepełnosprawnych. Na otarcie łez kościelna instytucja może łyknąć gminny budynek, w którym działa placówka. Dziesięć lat temu gmina dała Caritasowi Diecezji Opolskiej budynek i pieniądze na funkcjonowanie Centrum Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (CRON). Już wówczas wywoływało to opór i tarcia wśród radnych. Wątpliwości budził zwłaszcza fakt, że miasto nie miało żadnych możliwości skontrolowania kościelnej instytucji, np. tego, w jaki sposób wydatkowane są przez nią publiczne pieniądze. Przez 10 lat Centrum funkcjonowało dzięki środkom z budżetu miasta (rocznie ok. 600 tys. zł), dotacjom z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i kontraktom z Narodowym Funduszem Zdrowia. Chodziły co prawda słuchy, że księża „srają kasą”, to znaczy nie wiedzą, co z nią robić, ale nikt nie śmiał ich o to zapytać. Mózgiem i dyrektorem CRON-u była Maria Wiecha – wiceprzewodnicząca w większości prawicowej Rady Miasta – zaś dyrektorem diecezjalnym Caritasu – ks. Arnold Dreschler, któremu w ciągu ostatniej dziesięciolatki zdarzyło się nawet kilkakrotnie gościć w swoim miejscu pracy.
Afera finansowa W ubiegłym roku wyszło na jaw, że ośrodek Caritasu zawyżył o 312 tysięcy złotych koszty remontu, co
Caritas won!
potwierdziła w końcu kontrola PFRON-u. Przedsięwzięcie miało kosztować 644 tys. zł, w tym państwowy fundusz miał dofinansować roboty kwotą 536 tys. zł. Niezbędny był jednak wkład własny Caritasu w wysokości 108 tys. zł. Gdyby Centrum ujawniło, że koszty zmalały o ponad 300 tys. zł, kasa musiałaby wrócić do PFRON-u, więc obrotni księża zawyżyli rachunki. Prokuratura, najwidoczniej zażenowana przesłuchiwaniem świętych osób, umorzyła jednak śledztwo, a PFRON... wycofał się z żądań zwrotu pieniędzy. Ks. Dreschler przez kilka miesięcy myślał, na kogo zwalić cały smród, aż w końcu wymyślił – zwolnił szefową ośrodka – radną Wiechę. W marcu dał jej wypowiedzenie, po miesiącu cofnął pełnomocnictwa i zablokował konta ośrodka, na których była kasa z miasta
i PFRON-u. Tymczasem – według ustaleń między gminą a Caritasem – to właśnie dyrektorka mogła gospodarować miejską dotacją i władze miasta powinny być poinformowane o zmianach. „Poza tym była radną i to Rada Miasta powinna zgodzić się na rozwiązanie z nią umowy” – twierdzą miejscy rajcy.
Oko za oko O posunięciach „władcy w sutannie” Maria Wiecha powiadomiła przewodniczącego rady, Tadeusza Wojnara. Oboje nakłonili prezydenta do wypowiedzenia umowy Caritasowi oraz wstrzymania dotowania placówki. Rozeźlony klecha w odwecie zwolnił Wiechę dyscyplinarnie za działanie na szkodę firmy. W obronie radnej, a zarazem pracownicy Centrum, napisali list do arcybiskupa Alfonsa Nossola.
Porady prawne Uczelnia mojej córki zażądała w tym roku opłaty wakacyjnej, chociaż w umowie nic na ten temat nie ma, a w zeszłym roku córka nie uiszczała takich opłat. Czy to jest zgodne z prawem, a jeśli nie, to do kogo mógłbym złożyć ewentualne zażalenie? (Janusz W., e-mail) W tej sytuacji należałoby przede wszystkim jeszcze raz bardzo dokładnie przeczytać umowę. Problem z umowami podpisywanymi z uczelniami wyższymi polega bowiem na tym, że bardzo często szkoły zastrzegają sobie prawo do wprowadzania zmian w umowach, a co więcej – chodzi tu o zmiany jednostronne, czyli dające uczelni możliwość zmian tak w zakresie pobierania opłat za naukę, jak i toku nauczania. Umowy nie zawierają też konkretnej informacji na temat podwyżek czesnego. Wyjściem w tej sytuacji jest dokładne przejrzenie umowy pod kątem znajdujących się
§
w niej klauzul. Jeśli natomiast rzeczywiście nie ma w umowie podpisanej przez Pana córkę żadnej klauzuli, która umożliwiałaby zaistnienie opisanej przez Pana zmiany, należy wpłacić żądane przez uczelnię pieniądze, a następnie pozwać szkołę do sądu cywilnego za pobranie nienależnego świadczenia. ¤¤¤ Czy każdy wypadek, jaki miał miejsce w pracy, można zaliczyć do wypadków przy pracy? (Tadeusz H., Koluszki) O tym, czy dane zdarzenie było wypadkiem przy pracy decyduje to, czy wystąpiła przyczyna zewnętrzna. Według artykułu 3 ustawy o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych, wypadkiem przy pracy jest nagłe zdarzenie wywołane przyczyną zewnętrzną powodujące uraz bądź śmierć, które nastąpiło w związku z pracą: podczas lub w związku z wykonywaniem przez pracownika zwykłych czynności lub poleceń przełożonych;
Natomiast radni Raciborza 25 maja podjęli uchwałę o wypowiedzeniu Caritasowi umowy na współfinansowanie ośrodka dla niepełnosprawnych. Wezwali też prezydenta, żeby zabezpieczył nieruchomość do czasu przejęcia przez gminę oraz zapewnił funkcjonowanie Polskiemu Komitetowi Zwalczania Raka i raciborskiemu Funduszowi Lokalnemu, które mają tam siedzibę. Radni nie zgodzili się też na zwolnienie Marii Wiechy. – Aktualnie, na prośbę miasta, Caritas dokonuje inwentaryzacji swojego wkładu materialnego w ośrodek. Odzyskanie budynku przy złej woli Kościoła może okazać się jednak bardzo trudne, bo dwustronna umowa została sporządzona skandalicznie i Caritas mógłby gmach przejąć. Prowadzimy jednak rozmowy z ks. Dreschlerem i mam nadzieję, że dojdziemy do jakiegoś konsensusu – powiedział nam odpowiedzialny za sprawę wiceprezydent Mirosław Szypowski.
Rozwiązanie Miasto nie chce likwidacji Centrum, które ma pod opieką ponad 100 osób niepełnosprawnych. Do października musi jednak rozwiązać konflikt z Caritasem. Zdaniem Szypowskiego, wyjścia z sytuacji są dwa. Albo Centrum zostanie całkowicie zamienione w jednostkę budżetową miasta i gmina przejmie cały ośrodek, przy czym Caritasowi będzie zlecać niektóre zadania, albo trzeba będzie renegocjować umowę z opolskim Caritasem – z zastrzeżeniem, że dyrektor placówki będzie wybierany za obopólną zgodą. Naszym zdaniem, jest jeszcze trzecie wyjście: gmina dostaje cały ośrodek, a Caritas – zakaz zbliżania się do niego. I ani grosza więcej! JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
podczas lub w związku z wykonywaniem przez pracownika czynności na rzecz pracodawcy, nawet bez polecenia; w czasie pozostawania pracownika w dyspozycji pracodawcy w drodze między siedzibą pracodawcy a miejscem wykonywania obowiązku wynikającego ze stosunku pracy. Jednak każdy przypadek, który chcemy określić wypadkiem przy pracy, musi zostać osobno zbadany i poparty dowodami. ¤¤¤ Zajmuję lokal mieszkalny należący do Wojskowej Agencji Mieszkaniowej. Przysłano mi powiadomienie o przeznaczeniu mojego mieszkania do sprzedaży. Mam prawo wykupienia lokalu, ale nie stać mnie na to. (Jan Ż, Stargard Szczeciński) Niestety, WAM ma prawo do sprzedaży swojego mienia, w związku z czym w opisanej przez Pana sytuacji pozostaje tylko wykupienie mieszkania. Proszę się również zorientować, czy do sprzedaży przeznaczone jest tylko pańskie mieszkanie, czy też cały budynek, gdyż w wypadku, gdyby dotyczyło to całego budynku, może się skończyć tylko na zmianie właściciela, zaś Pan będzie nadal zajmował swoje mieszkanie. Opracował MECENAS
§
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
NAWRACANIE KŁAMSTWEM
9
Manipulacja Dzieci zabite podczas wojen i aborcja po gwałcie. Ludobójstwo w byłej Jugosławii i płody usunięte w klinice. Oto wielka i podła manipulacja oficjalnie nazwana wystawą antyaborcyjną „Wybierz życie”. Ekspozycję tworzy 14 olbrzymich plansz z obrazami śmierci dzieci i dorosłych z wojny w Jugosławii oraz zdjęciami usuniętych płodów. Przy fotografiach podpisy, np.: „Różne metody. Różne motywy. Rezultat ten sam”. Właścicielem zdjęć jest Łukasz Wróbel. To, co zaprezentował, skłania do przypuszczeń, że mamy do czynienia z człowiekiem o dużej pomysłowości, małej wiedzy i wrażliwości hipopotama. Te cechy w zupełności wystarczą, aby piastować funkcję wiceprzewodniczącego koła regionu Mazowsze Młodych Konserwatystów. Są jednak za słabe, aby – bez narażania na śmieszność – zmierzyć się z problemem aborcji. Oglądam: gwałciciel w kajdankach i płód po zabiegu. Dwa zdjęcia, dwa podpisy: „kara więzienia” i „kara śmierci”. Zgoda, to ten pierwszy zasługuje na najwyższą karę, ale nie można skazać na śmierć płodu, który nie jest jeszcze człowiekiem. Dalej – młodociane ofiary klęsk żywiołowych i pedofilii. Wszystkie zdjęcia w olbrzymim powiększeniu. W efekcie oglądamy ośmiotygodniowy płód wielkości ok. 2 metrów. W rzeczywistości ma nie więcej niż 15 milimetrów. Nie szkodzi. Granice absurdu nie znają granic. Tak jak kłamliwe podpisy: „Aborcja w 24 i 26 tygodniu”. Nikt i nigdzie na świecie nie wykonuje skrobanek
w 6 czy 7 miesiącu ciąży! Zazwyczaj, tak jak obecnie w Polsce, jest to nieprzekraczalny termin 3 miesięcy. Nagle, podczas naszej wizji lokalnej, prosto w wystawę dmuchnęło aż miło. Czyżby pomoc z wysoka? Palec boży musiał tym kierować. Fotografie porozrzucane gdzie popadnie: przy ogródku piwnym walał się płód, pod riksze wpadły ofiary z Jugosławii. Straż miejska pilnowała tego bałaganu. Jak spod ziemi wyrośli działacze LPR, za nimi
„Ta wystawa jest bardzo potrzebna, ponieważ stara się bez słów uzmysłowić ważny problem, jakim jest aborcja” – twierdzi tenże wi-
Młodzież Wszechpolska, na końcu Orzechowski (na zdjęciu rozmawia przez telefon komórkowy) – ratowali co się dało. Nic dziwnego. W końcu tak charakterystyczny symbol hipokryzji prawicowo-katolickiej nie trafia się często. Na szczęście.
ceprezydent Łodzi, Mirosław Orzechowski z LPR. Innego zdania są łodzianie, których zagadywaliśmy. Fotografie ich bulwersują, a tematyczne połączenie uważają za manipulację. Spacerujące matki pośpiesznie odwracają uwagę swych
kilkuletnich pociech. „Nie sądzę, by wystawa była szkodliwa dla dzieci, ponieważ one właśnie z mediów dowiadują się, że aborcja jest prywatnym wyborem kobiety” – ripostuje Orzechowski. Prywatnym wyborem powinna też być chęć oglądania tego typu zdjęć – odpowiadamy. Posłanka SLD Izabella Sierakowska, która jest zwolenniczką wszelkich form wypowiedzi, również wydaje się być zniesmaczona. „Nie jestem zwolenniczką terapii szokowej. Kiedy idę do kina na film od lat 18, wiem, czego się mogę spodziewać; idąc na spacer, nie jestem przygotowana na szok. Nie wszyscy chcą uczestniczyć w takiej formie wypowiedzi”. „Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy” – upierają się władze kościelne. Święte słowa, proszę księdza, choć ich sens
zmienia się w zależności od czasu, miejsca, władz... Religia ma różne oblicza, podobnie jak zasady chrześcijaństwa. Dzielą je stulecia i punkt widzenia. AGNIESZKA HAMANKIEWICZ
Fot. WHO BEE
10
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
POLSKA PARAFIALNA
Papież w promocji Koszulka, kubek lub długopis z Janem Pawłem II, breloczek do kluczyków samochodowych z papieską buzią, puzzle, przeboje mówione i śpiewane, malowanki, miniołtarze – kto żyw, zarabia na „Ojcu Świętym”. W Katowicach odbył się I Kiermasz Wydawców Katolickich. Patronował mu abp Damian Zimoń i oczywiście prezydent Katowic Piotr Uszok. Miasto objęło honorowy patronat nad imprezą. W potężnym, nowym gmaszysku Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego zebrało się 40 wydawnictw katolickich. Przede wszystkim zakonne folwarki palotynów, salezjanów, jezuitów, misjonarzy, sercanów, loretanek czy benedyktynów lub kurialne biznesy diecezji z Pelplina, Lublina, Sandomierza czy Katowic. Zaprezentowano tysiące książek, albumów, modlitewników, kaset wideo, płyt CD, pocztówek, obrazków, plakatów. Wśród hitów aż roiło się od Jana Pawła II odmienianego przez wszystkie przypadki: „Jan Paweł II i cierpienie”, „Mówię do Was Szczęść Boże – Jan Paweł II”, „Anioł Pański
z Janem Pawłem II” czy „Pontifex Maximus – Jan Paweł II” w promocji jedynie za 79 zł. Nie brakło religijnych gadżetów w postaci kubków z buźką polskiego papieża oraz naklejek, breloczków, puzzli czy innych cudeniek. Promocja goniła promocję – jak w hipermarkecie. W trakcie kiermaszu można było posłuchać piosenek (nomen omen) Magdy Anioł, spotkać się z benedyktynem o. Leonem Knabitem i wschodzącą gwiazdą Opus Dei – ks. Franciszkiem Longchampsem de Berier – duszpasterzem akademickim z Warszawy (na zdjęciu). My wybraliśmy się na spotkanie z tym ostatnim. I bingo! Facet okazał się hobbystą naklejek antyklerykalnych. Aż dwukrotnie pokazywał słuchaczom naklejkę: „Bóg – tak. Kościół – nie!”. Ale w końcu i tak nie wytłumaczył, jakie ma zdanie na ten temat.
Chcesz być inny, niepowtarzalny, odmienny, marzysz o tym, aby ludzie dowiedzieli się o twojej inności? Załóż koszulkę! Mamy w Warszawie oryginalną, a przede wszystkim niezwykle potrzebną akcję Tiszert dla Wolności. 3 czerwca w jednym z bardziej znanych stołecznych klubów – Le Madame – odbyła się impreza wieńcząca drugą edycję akcji. Jej organizatorem jest Fundacja dla Wolności, a w szczególności socjolog Antek Adamowicz. Tiszert dla Wolności traktuje człowieka jako ruchomy billboard, na którym można
De Berier prezentował swoją książkę pt. „Czy poza Kościołem nie ma zbawienia?”. Truł przez pół godziny, chwaląc się, że jego korzenie sięgają hugenotów, aż w końcu ludzie się wkurzyli i zaczęli zadawać pytania: Jak to jest z tym zbawieniem przez Kościół, skoro Bóg zbawia także innowierców czy niewierzących? Dlaczego Kościół
katolicki jest niereformowalny? Dlaczego zarzucono ekumenizm? Po kolejnym półgodzinnym wywodzie de Berier wreszcie wyznał, że poza Kościołem nie ma zbawienia, ale wszyscy zbawieni, nawet ci, którzy nie należą do żadnych religii, też są w Chrystusowym Kościele. I bądź tu mądry! JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Wolność na plecach manifestować swoją odmienność. Miało to zmusić ludzi do rozmowy na tematy tabu. Koszulka jest symbolem buntu. Akcji dopomogły różne sławne nazwiska, m.in. Kazimiera Szczuka, Muniek Staszczyk, Agnieszka Holland czy Piotr Najsztub. Każdy może wybrać coś dla siebie spośród całkiem sporej liczby koszulkowych haseł-deklaracji, np. „Jestem gejem” (lesbijką); „Nie chodzę do kościoła”; „Nie słucham papieża”; „Masturbuję się”; „Usunęłam ciążę”; „Mam spiralę”; „Mam okres”; „Jestem bezrobotny”.
Kampania Tiszert dla Wolności została nagrodzona „Okularami Równości” przyznawanymi przez komitet przy Pełnomocniku Rządu do spraw Równouprawnienia Kobiet i Mężczyzn (znów ta niepokorna Magda Środa). Na razie nie widać jednak na ulicach Warszawy tabunów ludzi paradujących w takich koszulkach – deklarowanie na plecach niepopularnych postaw czy poglądów w naszym nietolerancyjnym społeczeństwie wymaga bowiem niemałej odwagi. Niemniej impreza w warszawskim klubie Le Madame przyciągnęła wielu (przeważnie
młodych) ludzi. Wydrukowane na koszulkach hasła budziły żywe zainteresowanie publiczności. Zapytaliśmy Marka, uczestnika imprezy, co sądzi o akcji Tiszert dla Wolności: – Gdyby wielu ludzi zaczęło chodzić na co dzień w koszulkach z hasłami „Nie słucham papieża”, „Usunęłam ciążę” czy „Nie chcę mieć dzieci”, powoli mogłoby to wpływać na zbiorową świadomość Polaków – odpowiedział. Niewątpliwie ma gość rację! Fundacja dla Wolności planuje inne formy promowania akcji, m.in. wystawę fotografii realizowaną w różnych częściach Polski oraz publikację albumu z portretami znanych osób, które wspierają kampanię hasłami ją promującymi, oraz zbiorem tekstów komentarzy do Tiszertu dla Wolności. NATALIA GROCHAL
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r. Sąd skazał urzędnika za korupcję, a dokładnie – za walkę z nią. Jan Filipczak jest wójtem położonej pod Kraśnikiem na Lubelszczyźnie gminy Gościeradów. Swój urząd pełni od 2002 roku, kiedy to w pierwszej turze wygrał z trójką pozostałych kontrkandydatów. Wśród nich był Henryk Śledzik z pobożnego PSL, który nawójtował się dwie kadencje od roku 1994. Teraz, za sprawą zemsty Śledzika, Filipczak utraci zdobyte w demokratycznych wyborach stanowisko. Filipczak startował jako kandydat niezależny z lokalnego Komitetu Wyborczego Wyborców „Praworządna Gmina”. W swojej ulotce pytał mieszkańców o to, czy godzą się na „gminę przeżartą korupcją, gminę zastoju gospodarczego, głębokiego pesymizmu społecznego i straconych szans” oraz czy dają przyzwolenie na „upartyjnienie władzy samorządowej i upadek jej autorytetu”. Wzbudziło to sprzeciw Śledzika, który poczuł, że mowa o jego ośmioletnim dorobku. 22 października 2002 r. złożył więc w trybie wyborczym wniosek do Sądu Okręgowego w Lublinie, w którym zażądał zakazu rozpowszechniania materiału wyborczego, nakazu publikacji – w specjalnym wydaniu gminnego biuletynu „Jupiter” – odpowiedzi na stwierdzenia naruszające dobra osobiste pracowników Urzędu Gminy oraz jego jako wójta, a także ogłoszenia przeprosin w Telewizji Polskiej SA i regionalnym „Dzienniku Wschodnim”. Całość roszczeń wieńczyło żądanie
Ucho od Śledzia wpłaty przez Filipczaka kwoty 10 tys. zł na rzecz Domu Pomocy Społecznej. Po posiedzeniu niejawnym sąd postanowił jedynie nakazać Filipczakowi zamieszczenie w „Dzienniku Wschodnim” przeprosin (wyłącznie Śledzika) za zamieszczone w ulotce stwierdzenia, jakoby gmina była przeżarta korupcją, a w pozostałej części wniosek oddalając. Sąd nie orzekł o przepadku materiału wyborczego, a więc tym samym dał zgodę na jego dalsze rozpowszechnianie. To się właśnie nazywa być częściowo w ciąży: z jednej strony sąd uznał, że gmina korupcją nie jest przeżarta (czym przyznał rację Śledzikowi), a z drugiej pozwolił na kolportaż ulotki, w której sugerowano, że gmina jednak jest przeżarta korupcją, więc przyznał rację Filipczakowi. Nie mogąc się pogodzić z przegraną, Śledzik w marcu 2003 r. złożył w Sądzie Rejonowym w Kraśniku prywatny akt oskarżenia przeciw swojemu następcy; oczywiście, w związku z zapisami w wyborczej ulotce. „Postawiony Gminie, a tym samym Henrykowi Śledzikowi zarzut korupcji stanowi niewątpliwe pomówienie uczynione publicznie” – wywodził oskarżyciel prywatny Śledzik. 16 lutego 2005 roku Sąd Rejonowy w Kraśniku w osobie asesor Katarzyny Pszczoły oraz ławników Juliana Bugajskiego i Anny Bednarz wydał wyrok (sprawa II K 1226/04). Filipczaka uznano za
tym, że Polska jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów Europy, wszyscy wiemy. Najgłośniej płaczą nad tym i krzyczą: „Łapać złodzieja!” politycy, czyli główni winowajcy. Tymczasem od ponad roku istnieje gotowy projekt ustawy, która bardzo pomogłaby w walce z korupcją. Nikogo to jednak nie obchodzi... Celem projektu, o którym mowa, jest powołanie do istnienia kodeksu honorowego osób pełniących funkcje publiczne oraz trybunału, który strzegłby jego przestrzegania. Autorem projektu jest profesor Maria Szyszkowska, filozof i polityk. Ktoś powie, że honor to rzecz niemodna, a kosztownych trybunałów mamy już i tak wystarczająco dużo. Otóż ten nowy trybunał właściwie nic by nie kosztował podatnika, bo jego członkowie pracowaliby, a jakże, honorowo, bez wynagrodzenia. A o tym, że pojęcie honoru nie jest przebrzmiałe, niech świadczy fakt, że od dziesięciu lat istnieje „Kodeks honorowy Wojska Polskiego”. Pojęcie honoru i gry fair istnieje np. w sporcie i ma się zupełnie dobrze. Podobne znaczenie ma także przysięga Hipokratesa składana przez lekarzy. Służba publiczna (służba!) nie jest pracą jak każda inna i powinna być związana z poczuciem honoru. Urzędnik, radny, parlamentarzysta dysponuje publicznymi pieniędzmi
O
A TO POLSKA WŁAŚNIE
winnego stawianych mu zarzutów poniżenia Śledzika w opinii publicznej i narażenia go na utratę zaufania, czym dopuścił się popełnienia świadomego przestępstwa. Kara, na jaką Filipczaka skazano, to tysiąc złotych grzywny, tyleż samo nawiązki dla Śledzika i jakieś tam pomniejsze koszty. Wyrok jest prawomocny, bo właśnie
podtrzymał go w całości sąd II instancji. Dla Filipczaka oznacza to wygaśnięcie mandatu wójta. – Wyrok jest prawomocny, ale nie sposób się z nim zgodzić – mówi Paweł Kamiński z obserwującej rozprawę organizacji antykorupcyjnej Transparency International Polska. – Będziemy wnioskować do prokuratora generalnego-
Wójt Jan Filipczak i jego adwokat na chwilę przed ogłoszeniem wyroku przez sąd II instancji
i pracuje na zlecenie i dla korzyści współobywateli, a to powinno zobowiązywać. Warto podkreślić, że podobne rozwiązania istnieją w wielu krajach Europy Zachodniej, w Kanadzie i Skandynawii. Do czego kodeks miałby zobowiązywać? Jego zadaniem byłoby stanie na straży takich podstawowych zasad jak nienaruszalność własności publicznej, jawność podejmo-
w parlamencie. Zmusiłby on wreszcie wszystkich pracowników sfery publicznej i tzw. reprezentantów narodu do przestrzegania konstytucji. Zgroza! Realizacji postanowień kodeksu strzegłby trybunał honorowy, który z urzędu albo na wniosek obywateli ścigałby też wykroczenia przeciwko kodeksowi. Gdyby w trakcie procesu ujawniono jakieś przestępstwo, sprawę kie-
Honorem w korupcję wanych decyzji (np. przetargów), bezstronność urzędników, nieprzekupność. Osoby pełniące funkcje publiczne miałyby ponadto akceptować i szerzyć pluralizm światopoglądowy, okazywać życzliwość petentom, nie mogłyby natomiast upubliczniać kłamstw i używać obraźliwego języka. Widać wyraźnie, że celem kodeksu jest walka z korupcją i nadużyciem władzy, a także troska o państwo neutralne światopoglądowo (pluralizm!). Zatem urzędnik, poseł czy radny nie miałby prawa promować jednego wyznania kosztem innych wyznań i światopoglądów... Być może dlatego projekt nie wzbudził entuzjazmu kolegów profesor Szyszkowskiej
rowano by do właściwej prokuratury. Gdyby zaś chodziło o naruszenie honoru, trybunał wydawałby jedynie wyrok potwierdzający lub zaprzeczający zarzutom. Nie miałby prawa nakładać kar. To po co komu taki trybunał?! – ciśnie się na usta pytanie. Sprawa nie jest prosta – nie można nakładać kar w przypadku, gdy nie doszło do popełnienia przestępstwa albo sąd uznał, że przewinienie jest błahe, i umorzył sprawę. Jednak w tej drugiej sytuacji, a zdarza się ona nagminnie, wyrok może być wydany przez trybunał honorowy. I to jest właściwa kara, bo uznano by publicznie, że ktoś zachował się niehonorowo (wyroki byłyby publikowane), a ponadto
11
-ministra sprawiedliwości o kasację wyroku. Konflikt między samorządowcami sięga roku 1996, kiedy Filipczak został dyrektorem Szkoły Podstawowej w Gościeradowie. Wówczas zaczął dopatrywać się rozmaitych nieprawidłowości. Począwszy od takich pierdół jak drobne i niedrobne nieścisłości w finansach gminnej oświaty, poprzez przewałki przy gospodarowaniu publicznym majątkiem, a skończywszy na wyzbywaniu się przez władze atrakcyjnych nieruchomości na dość dziwnych zasadach. Pisał do sądów, prokuratur, organów kontroli, telewizji, niemal wszystkich świętych. Pierwsze instytucje sprawy konsekwentnie umarzały, drugie kiwały głowami ze zrozumieniem, trzecie – wyrażały zaniepokojenie wieloma zjawiskami. O desperacji Filipczaka niech świadczy fakt, że nie przymknął oczu na niektóre sprawy, mimo iż w tym czasie jego rodzony brat był zastępcą wójta. Do dzisiaj zresztą Filipczakowie nie składają sobie nawet świątecznych życzeń. Co się dziwić, skoro w 2000 r. Jan Filipczak zainicjował referendum w sprawie odwołania Rady Gminy, co się prawie udało. W odwecie Śledzik posunął go ze stanowiska dyrektora szkoły, uzasadniając, że stracił do niego zaufanie. Filipczak pochodzi z Gościeradowa. Tu się urodził. Wszystkich zna, i wszyscy znają jego. Zapowiada, że się nie podda. – Wystartuję w wyborach na wójta po raz kolejny – deklaruje. – Jestem pewien, że zostanę ponownie wybrany na to stanowisko, bo zwyczajów poprzedniej ekipy ludzie mieli serdecznie dość. KAZIMIERZ CIUCIURKA Fot. BAR
gdyby osoba pełniąca funkcje publiczne ubiegała się o jakiś urząd, za każdym razem musiałaby ujawnić, że została skazana i za co. Dzięki temu wyborcy wiedzieliby, na kogo głosują. Oto przykład. Powiedzmy, że jakiś przykościelny urzędnik gminny źle kogoś potraktował (obraził lub odmówił załatwienia problemu) tylko dlatego, że ten ktoś jest adwentystą lub świadkiem Jehowy. Sprawa nie bardzo kwalifikuje się do sądu, ale do trybunału honorowego – jak najbardziej. Zapada wyrok skazujący i wtedy można pytać przełożonego skazanego urzędnika, dlaczego nadal zatrudnia osobę winną braku bezstronności w sprawach światopoglądowych. A skoro wyrok jest podawany do publicznej wiadomości, urzędnik ma gwarantowany wstyd na całą Polskę. Można przypuszczać, że wielu „wybrańców narodu” i urzędników bardziej uważałoby na to, co mówią i robią, gdyby wisiała nad nimi groźba takiej kompromitacji. Kończy się powoli kadencja tego parlamentu, chyba najgorszego w dotychczasowej historii III RP. Miejmy nadzieję, że parlamentarzyści, zwłaszcza lewicowi, dołożą starań na rzecz uchwalenia ustawy, która może pozytywnie wpłynąć na atmosferę w kraju i ocenę, jaką swoim przedstawicielom wystawiają obywatele. Chyba że w Polsce nikomu już na niczym nie zależy. MAREK KRAK
12
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
POD PARAGRAFEM
Nie tylko państwo polskie traci na złodziejskiej prywatyzacji. Jak Zabłocki na mydle wychodzą na niej także banki. Przekręciarze różnej maści robią kogo się da w konia, a ostateczny rachunek płacą prości ludzie. Klasycznym przykładem tego typu kantów jest dębicki Igloopol, o którym pisaliśmy kilka miesięcy temu („FiM” 6/2005) z okazji wielotygodniowego strajku okupacyjnego. Przypomnijmy: kilkusetosoobowa załoga kolosa chłodniczego, zaliczanego niegdyś do największych w Europie, miała już dosyć oszustw właściciela firmy, niejakiego Sławomira Kocańdy, który nie dość że kupił firmę za śmieszne pieniądze (4,5 mln zł!), to jeszcze nie spłacił długów należnych państwu, bankom i prywat-
Także banki, które wstydliwie wolą milczeć o stratach i kontaktach z przekręciarzem, z pewnością nie odzyskają wszystkiego. Byliśmy w styczniu wśród pracowników Igloopolu i po kilku miesiącach ponownie postanowiliśmy upomnieć się o skrzywdzoną załogę. – Przede wszystkim dziękujemy „Faktom i Mitom” za opisanie skandalu, do jakiego doszło w naszej firmie – mówi Marek Górzan, przewodniczący zakładowej „Solidarności ’80”. – Inni woleli milczeć. Na po-
Niech odmarznie słoneczko nym plantatorom. Zalegał także miesiącami z wypłatą wynagrodzeń. Miarka się jednak przebrała: po wielu latach bojów z nieuczciwym właścicielem Igloopolu sąd na wniosek syndyka powołał wreszcie radę wierzycieli i wspólnie szukają sposobu spłaty potężnych długów Kocańdy. Zapoczątkowany w styczniu tego roku strajk okupacyjny przekształcił się w pogotowie strajkowe, które trwa do dziś, bo choć sprawy idą w dobrym kierunku, daleko jeszcze do rozwiązania problemów wszystkich nabitych w butelkę. Plantatorzy, którzy z powodu Kocańdy zbankrutowali, nie widzą raczej szans na zaległe pieniądze.
czątku naszego protestu pomoc deklarowało wielu, łącznie z księżmi i prezydentem miasta, a teraz jesteśmy sami, więc zainteresowanie waszej redakcji jest nam bardzo potrzebne. Sytuacja firmy nadal jest bowiem bardzo trudna, nie ma jeszcze nowego właściciela i większość załogi pozostaje bez pracy. Z czego zatem żyją „wyślizgani” przez Kocańdę pracownicy dębickiego Igloopolu? Z pomocy rodziny i znajomych, bo ani miasto, ani Starostwo nie zajmują się już tym drażliwym problemem. Jak się okazało, z końcem marca br., ludzi wywalono na bruk bez jakichkolwiek odpraw czy zasiłków, do tego skrócono im
9 milionów za wynalazek wziął wraz z kolesiami Witold Błądek, do niedawna prezes KGHM. Sprawę bada prokurator. – 10 kwietnia br. Prokuratura Okręgowa w Legnicy wszczęła śledztwo o działanie na szkodę spółki – powiedziała jej rzeczniczka prasowa Lilianna Łukasiewicz. Ów wynalazek miał wielce skomplikowaną nazwę: „Sposób wybierania grubych złóż miedzi, zwłaszcza zbudowanych ze skał silnie skłonnych do tąpań naprężeniowych”. Podpisali się pod nim Witold Błądek, wtedy dyrektor techniczny kopalni Rudna, jej dyrektor Jerzy Jarmużek oraz Stanisław Siewierski, Witold Bugajski i Stanisław Krajewski („FiM” 31/2004). W 1988 roku wynalazek trafił do ówczesnego szefa KGHM Mirosława Pawlaka, ale ten go uwalił, uznając, że „wynika to w sposób oczywisty z istniejącego stanu techniki” i „polega na zastosowaniu zespołu znanych środków już istniejących w kopalniach KGHM”. Dodał też, że
okres wypowiedzenia do miesiąca, nie wypłacając należnego odszkodowania za dwa miesiące. Pracownicy, którzy w niejednym przypadku całe swoje życie związali z firmą, pozostali na lodzie. Zwolnieni nie mogli przez dwa miesiące ani zarejestrować się w urzędzie pracy, ani ubiegać o jakikolwiek zasiłek. Co to znaczy dla ludzi nie mających grosza na opłacenie czynszu czy zakup chleba dla dzieci – nie trzeba tłumaczyć. Na szczęście w tej dramatycznej sytuacji pojawiło się światełko w tunelu – chłodnie w Dębicy nie stoją opustoszałe, bo wydzierżawiono je czasowo spółce plantatorów, którym Kocańda winien jest olbrzymi szmal.
ze względu na zajmowane stanowiska (chodziło o dyrektorów kopalni – panów Jarmużka i Błądka) autorom nie przysługuje wynagrodzenie „ustalone w zależności od efektów uzyskanych przez wynalazek”. Autorzy postanowili olać komisyjnie sprzeciw szefa KGHM i zgłosili „wynalazek” do Urzędu Patentowego. W 1992 roku takowy
W ten sposób przynajmniej 50 osób ma na razie pracę. Co dalej z zakładem i ludźmi bez pracy? – Rada wierzycieli postanowiła wydzierżawić zakład w Dębicy, a nawet go sprzedać, by pokryć 160-milionowe długi i rozwiązać radykalnie problem Igloopolu – wyjaśnia Górzan. – Potencjalnych nabywców nie brakuje, choć sprawa sprzedaży zakładu nie będzie prosta z tego powodu, że tak naprawdę do dziś nie wiadomo, co można zbyć, a co nadal jest własnością różnorodnych spółek i spółeczek potworzonych sprytnie przez Kocańdę.
było wcześniej zgłoszone ani stosowane w KGHM. A zatem ówczesny prezes Mirosław Pawlak pomylił się, i to strasznie! W 1995 roku „cud techniki” został więc wdrożony w Rudnej. Zatwierdził go m.in. Stanisław Wisłowski, nadinspektor z Okręgowego Urzędu Górniczego we Wrocławiu, a zarazem... współtwórca owego kontrower-
Patent na kupę szmalu patent uzyskali i zdążył on nawet wygasnąć w roku 1994. Czy to koniec sprawy? Nie całkiem. Oto zdarzył się cud – owi wynalazcy awansowali – Siewierski na prezesa KGHM, a Stanisław Krajewski na jego zastępcę. Parę tygodni po tym jak Witold Bugajski został dyrektorem kopalni w Rudnej, dziwnym trafem została powołana komisja do oceny „wynalazku Błądka i spółki”. Komisja bardzo wysoko oceniła „wynalazek” i stwierdziła, że zaproponowane przez wynalazców rozwiązanie nie
syjnego „wynalazku”. W 1998 r. pełnomocnik wynalazców, Witold Bugajski, zwrócił się do dyrektora kopalni Rudna o wynagrodzenie. Przez pięć lat wypłacono łącznie: 9 mln 103 tys. 360 zł i 14 groszy. Dodajmy, że z naszych kieszeni, bo KGHM jest w znacznej części własnością państwa. Być może sprawa zostałaby wmieciona pod dywan, gdyby nie dociekliwość Walentego Kosmatki, szefa kontroli gospodarczej w Rudnej. W 2001 roku, zbadawszy kulisy „wynalazku”, Kosmatka zgłosił
Były właściciel Igloopolu, który przez kilka lat kręcił niezłe lody, nie rezygnuje łatwo z potężnej kasy, jaką niewątpliwie inkasował w Dębicy. Preparuje skargi na syndyka, śle pisma do sądu, licząc na odzyskanie kontroli nad majątkiem. Wygląda na to, że jego starania spełzną na niczym. – Chcemy dogadać się z radą wierzycieli i znaleźć inwestora, który uratuje Igloopol – dodaje Górzan. – Sezon owoców miękkich jest już stracony, ale na warzywach można jeszcze zarobić sporo grosza. Jestem optymistą i wierzę, że i dla nas wreszcie zaświeci słoneczko... RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
wątpliwości do dyrektora kopalni. Z powodu braku reakcji ze strony dyrekcji ruszył do innych instytucji. Poznańska ABW zapewniła go, że w celu zbadania sprawa trafi do delegatury we Wrocławiu. Kilka tygodni później dyrektor Błądek spytał Kosmatkę wprost: „Coś ty tam, kurwa, nagadał?”. „Odkryłem kolejne nieprawidłowości” – odpowiedział Walenty Kosmatka. Sprawa została tak skręcona, że zarządzona nowa kontrola nie potwierdziła ustaleń szefa kontroli gospodarczej. Zaczęto Kosmatkę gnębić, zaproponowano mu inne stanowisko, a gdy go nie przyjął, dwa lata temu wyrzucono go z pracy. Jednak uparty inspektor w kwietniu złożył doniesienie do Prokuratury Krajowej. Bez efektu. I nagle zdarzył się cud – Prokuratura Okręgowa w Legnicy wszczęła śledztwo. Przedmiotem dogłębnej analizy stał się pokontrolny raport NIK z 1998–1999 roku w sprawie wynalazku. – Nikt nie złożył wówczas doniesienia do prokuratury – zaznacza rzeczniczka Łukasiewicz. PIOTR TWARDYSKO
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r. o musiało się stać! Uwolnienie czynszów wywołało lawinę podwyżek. Niektórzy kamienicznicy opłatę za mieszkanie podnieśli nawet o 300 procent. Dla emerytów, rencistów i bezrobotnych zamieszkujących czynszówki oznacza to katastrofę. Centrum Łodzi składa się w lwiej części ze starych, walących się kamienic. Część z nich należy do miasta, inne do dziś nie mają uregulowanych spraw własnościowych. I choć zarządza nimi administracja miejska, od zawsze traktowane są jak piąte koło u wozu. A to oznacza, że od kilkudziesięciu lat nikt nie remontuje tych budynków. Kilka dni temu zdesperowani lokatorzy czynszówek zarządzanych przez Administrację Nieruchomościami „Konstantynowska” przeszli ulicami miasta w „czarnym marszu”, by zaprotestować przeciwko decyzji o podwyżkach czynszów (nawet o 100–120 procent). – Nie będziemy płacić tak wysokiego czynszu, bo od lat nie możemy się doprosić żadnego remontu – mówi Włodzimierz Gałka, jeden z lokatorów obskurnej kamienicy przy ulicy Legionów 47. – W naszym domu mieszka wielu ludzi starszych i bezrobotnych, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. – Gdyby jeszcze coś remontowano za te pieniądze, to może i zgodzilibyśmy się na jakąś rozsądną podwyżkę – dodaje Danuta Matuszewska, mieszkanka tego samego domu – Najstarsi ludzie nie pamiętają tu choćby odmalowania klatek schodowych. Remontu mojego mieszkania domagam się bezskutecznie od wielu lat. Niewiele brakowało, by 22 lata temu doszło do wybuchu gazu i tragedii. Wtedy to właśnie przez uszkodzony strop do piwnicy wpadł piec węglowy, uszkadzając instalację gazową. Lokatorzy zarówno wspomnianej kamienicy, jak i wielu innych administrowanych przez „Konstantynowską”, przyszli pod siedzibę administracji z taczką, na której chcieli wywieźć dyrektora – Pawła Łuszcza. Gdzieś mieli jego tłumaczenia, że podwyżki wynikają z kalkulacji finansowych, bo kamienice są stare i wymagają kosztownych remontów. Obecnie „Konstantynowska” administruje 220 posesjami, spośród których większość potrzebuje natychmiast solidnej kuracji i olbrzymich nakładów finansowych. – Jak mogę się zgodzić na taką drastyczną podwyżkę, jeśli mam 600
T
A TO POLSKA WŁAŚNIE
13
Wilczęta z czarnych podwórzy
zł emerytury, a za samo mieszkanie będę musiała zapłacić prawie 400, choć płaciłam dotąd niecałe 200. Za co będę żyła cały miesiąc – pyta dyrektora zrozpaczona uczestniczka „czarnego marszu” i dodaje: – Czy ma pan serce? – Mam, ale do administrowania potrzebne są też pieniądze – odpowiada Łuszcz. Jeden z lokatorów posesji przy ul. Legionów 47 opowiada o dramatycznej sytuacji mieszkańców. – Tu praktycznie nikt nie zajmuje się kamienicą – jest brudno, bezustannie mamy awarie, nikt za nic nie odpowiada. Administracja? Dla niej
jesteśmy intruzami. Mamy już dość lekceważenia. – Nie chcemy też słuchać obietnic bez pokrycia – dodaje jedna z kobiet. Podobne głosy padają ze wszystkich stron. Lokatorka domu nr 31 przy ul. 1 Maja domaga się wyjaśnienia, do kogo właściwie należy ta zrujnowana posesja. Pytają o to również inni mieszkańcy domów ze śródmieścia Łodzi.
Jerzy Kropiwnicki, prezydent „wszystkich łodzian”, takimi sprawami się nie zajmuje, choć na każdym kroku deklaruje troskę o miasto i jego mieszkańców. Efekty tej troski? Walące się i rozbierane liczne kamienice, np. przy Kilińskiego. Od 1 sierpnia czynsz za 1 mkw. w domach administrowanych przez „Konstantynowską” ma wynosić aż 5,95 zł (dotąd w granicach 3 zł). Mniej płacą dziś, o dziwo, lokatorzy mieszkań w nowo oddawanych blokach. Dlatego uczestnicy „czarnego marszu” nie godzą się na nowe stawki. Ale administracja też jest uparta i nie widzi możliwości wycofania się z podwyżek. Dyrekcja przystała jedynie na rozmowy w sprawie niezbędnych remontów. Problem z czynszami dotyczy całego kraju. Napływają do nas sygnały nawet o 300-procentowych
podwyżkach. Właściciele domów twierdzą, że tylko w ten sposób mogą uzyskać pieniądze na niezbędne remonty. – Dlaczego ma się to odbywać moim kosztem, skoro od lat żyję w ruinie bez jakichkolwiek wygód? – pyta jedna z łodzianek, mieszkająca w kamienicy przy ul. Legionów. Właściciele wielu kamienic podnoszą czynsze jeszcze z jednego powodu: chcą szybko pozbyć się starych lokatorów. Jeśli w ciągu trzech miesięcy lokator nie uiści nowego czynszu, właściciel będzie mógł się go pozbyć, kierując np. sprawę do sądu. Uwolnienie czynszu pozwoli kamienicznikowi ustalić nową stawkę. Niestety, niespójne nowe przepisy nie dają zbyt wielu szans lokatorom czynszówek. Łodzianie zapowiadają dalsze protesty. PIOTR SAWICKI Fot. WHO BEE
14
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Fot. WHO BEE
„Newsweeka” dziennikarstwo śledcze Wiesław Ciesielski: – No i co mi się pan tak bacznie przygląda? Marek Szenborn: – Bo to ciekawe doświadczenie – siedzieć naprzeciwko jednego z największych przekręciarzy III RP, aferzysty, a pewnie jeszcze i łapówkarza. – A zasadził ktoś kiedyś panu kopa? – że posłużę się frazeologią Ferdka Kiepskiego. – Panie pośle, co najmniej od czterdziestu lat umiem czytać, poza tym „Newsweek” to nie jakiś tam szmatławiec, tylko poważna gazeta. Jakże podawać w wątpliwość to, co piszą, a piszą o Ciesielskim straszne rzeczy. Na przykład takie: „Działacze, których majątki budzą podejrzenia, znajdują się we wszystkich ugrupowaniach, a dobra materialne niektórych polityków aż kłują w oczy, tak jak swego czasu luksusowy mercedes posła Andrzeja Pęczaka. I nie trzeba kontroli skarbowej, by stwierdzić, że w przypadku Ciesielskiego też coś nie gra. (…) Biegły budowlany z Rzeszowa (…) ocenił, że willa wraz z otoczeniem (…) warta jest co najmniej półtora miliona złotych, więc trzykrotnie więcej niż zadeklarował. (…) Jak więc udało mu się zgromadzić taką fortunę (według „Newsweeka”, majątek posła to 2,8 mln złotych – przyp. red.), skoro przez ostatnie 15 lat pracował na państwowej posadzie i zajmował się działalnością polityczną, a żona ma pensję pielęgniarki?”. No i co? Nie przeszły Pana dreszcze po czymś takim? – Przeszły. O artykule dowiedziałem się 13 czerwca z radia i rzeczywiście miło nie było, tym bardziej że to wszystko stek bzdur i pomówień. – Każdy zaatakowany tak twierdzi, ale człowiek zaatakowany
bezpodstawnie niezwłocznie prostuje kłamstwa. – Zaraz to uczynię. Na razie jednak chciałbym poinformować i pana, i Czytelników „FiM”, że natychmiast po publikacji w „Newsweeku” zwróciłem się oficjalnym pismem do Generalnego Inspektora Kontroli Skarbowej Stanisława Steca. Napisałem tak: „Uprzejmie proszę o zlecenie kontroli skarbowej legalności
– I tu dochodzimy do sedna, czyli potoku kłamstw, półprawd i pomówień, jakimi zostałem brutalnie zaatakowany. Pan Jachowicz pisze na przykład, że mój podrzeszowski dom wart jest półtora miliona, a ja mam wszystkie faktury z jego budowy – nawet takie na gwoździe do krokwi – i jasno z nich wynika, że cały ten mój „pałac” kosztował dokładnie 350 tysięcy złotych. Oczywiście – teraz wart jest
Rozmowa z Wiesławem Ciesielskim, posłem, byłym wiceministrem finansów, ostatnio obiektem bezpardonowych ataków ze strony mediów i polityków. źródeł pochodzenia mojego majątku (…)”. Mam nadzieję, że wkrótce otrzymam wyniki owej kontroli. – Nim to nastąpi, pozwoli Pan, że sami dokonamy lustracji wstępnej. Proszę o wyliczenie, skąd u skromnego posła taka kasa? – 12 lat jestem parlamentarzystą i w tym czasie z tytułu uposażenia poselskiego otrzymałem 679 tysięcy złotych. Do tego trzeba jeszcze dodać 250 tysięcy złotych z diet... – Podliczam i wychodzi mi, że to nieco ponad 920 tysięcy. Mało. – Mało? No to dodajmy jeszcze 520 tysięcy trzyletniej pensji wiceministra finansów, pieniądze z prywatnego mieszkania, które sprzedałem – 130 tysięcy... – No, to już rzeczywiście daje ładną sumkę ponad półtora miliona złotych. Ciągle to jednak zaledwie część kasy, jaką według redaktora Jachowicza z „Newsweeka” władował Pan w swoje nieruchomości. Gdzie reszta?
więcej, ale... Ale rzeczoznawcy niemieckiej firmy ubezpieczeniowej Signal Duna wycenili go ostatnio na 500 tysięcy złotych. Trzystuprocentowa pomyłka w wycenie to dla „Newsweeka” pryszcz. Tylko że to nie była pomyłka, ale celowa chęć skompromitowania mnie. Wycelowana dokładnie w moment, gdy na Podkarpaciu tworzone były listy wyborcze. Chęć zablokowania za wszelką cenę, nawet kłamstwami, mojego kandydowania w wyborach jest aż nazbyt widoczna. – I udało się? Przerażeni publikacją koledzy wycięli Pana? – Nic podobnego! Znalazłem się na pierwszym miejscu listy wyborczej głosami Rady Wojewódzkiej SLD. Głosowanie tajne, notabene, wygrałem stosunkiem 37 do 12. – Jeśli ten artykuł był na zamówienie, jeżeli ktoś Pana naprawdę tak bardzo nie lubi, to kto i dlaczego? Tu i ówdzie pojawiają się głosy, że pański potężny wróg siedzi od niedawna w centrali partii przy ul. Rozbrat.
– Proszę o następne pytanie... – Kilka miesięcy temu napisałem o tajnym planie prawicy, polegającym na kompromitowaniu po kolei znanych polityków lewicy z pierwszych miejsc list wyborczych. Żeby w konsekwencji zdezorientowany elektorat lewicy nie miał na kogo głosować, bo drugie garnitury są publice nieznane. – Miał Pan rację i to jest właśnie część tego planu. – Z pomocą młodych wilków z Rozbratu? Nie chce mi się wierzyć... – Proszę o kolejne pytanie. – Wróćmy do kasy. Redaktor Jachowicz pisze w „Newsweeku”, że blisko 100 hektarów ziemi, które Pan posiada, warte jest grubo ponad milion złotych, bowiem w tej okolicy jeden hektar kosztuje nawet do 15 tysięcy. – I tu czarno na białym pokażę, do jakiego stopnia może posunąć się kłamstwo, jeśli tylko ma osiągnąć zamierzony cel. Oto Agencja Nieruchomości Rolnych podała 16 czerwca br., że średnia cena jednego hektara ziemi – ustalona na podstawie wszystkich tegorocznych transakcji – dokładnie tam, gdzie swoje gospodarstwo kupiłem, oscyluje w granicach 4 tysięcy złotych. Drobna pomyłka pana Jachowicza o 400 procent! Drobiazg, prawda? Takich „drobiazgów” w tym materiale jest więcej. Na przykład dziennikarzowi nie chciało się nawet sprawdzić, ile mam lat, więc podaje nieprawdziwą liczbę. Dopisuje mi też jakieś 17 hektarów ziemi pod Rzeszowem, wartej podobno 250 tysięcy. Na oczy podobnego gruntu nie widziałem. Nie studiowałem też ekonomii cybernetycznej (co to za dziwoląg?), tylko
cybernetykę ekonomiczną, i tak dalej, i tak dalej. Śmiać mi się chce, gdy pomyślę, że to „Fakty i Mity” niektórzy nazywają brukowcem. – Właśnie... À propos naszej gazety. Redaktor Jachowicz odkrywa Amerykę, pisząc: „Jesienią 2002 roku, a więc w czasie gdy Ciesielski był już wiceministrem finansów, prasa ujawniła, że jest on stałym felietonistą antyklerykalnego pisma „Fakty i Mity”. (...) Ale to nie wszystkie zastrzeżenia, jakie można mieć do Wiesława Ciesielskiego”... Czy aby Pana przygoda z „FiM” nie odbija się Panu czkawką do dziś? Takiej „zbrodni” skrajna prawica, ale przecież i przykościółkowa lewica, nie mogą darować. Nieprawdaż? – Prawdaż. Nie mam wątpliwości, że przez przygodę z „FiM” zostałem wytypowany jako obrzydły, antyklerykalny komuch – z przeznaczeniem do odstrzału. Proszę natomiast zwrócić uwagę na tę frazeologię: „prasa ujawniła”. Tak jakbym w waszym tygodniku nie podpisywał się własnym nazwiskiem. Tak jakby „Fakty i Mity” nie były prasą. Okazuje się też, że legalne pismo może mieć „zastrzeżenia” co do pisania do innego legalnego pisma. Cóż za dziennikarstwo śledcze! – Co Pan zamierza zrobić z tym pasztetem? – Na razie wysłałem sprostowanie do „Newsweeka” i czekam na jego publikację. Jednak coś mi się wydaje, że prędzej doczekam się końca świata. Jeśli tygodnik pana Jachowicza nie zamieści mojej odpowiedzi, to spotkam się z autorami artykułu w sądzie. Rozmawiał MAREK SZENBORN Współpraca: ANNA KARWOWSKA
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r. merykański Senat przeprosił za stosowanie przez 105 lat okrutnego „prawa” linczu. Lepiej późno niż wcale. Począwszy od roku 1882 w Stanach Zjednoczonych zlinczowano 4743 osoby, a większość (3446) stanowili Murzyni, którym towarzystwa na szubienicy dotrzymywali imigranci – przedstawiciele innych mniejszości etnicznych, nie zachowujący się zgodnie z wytycznymi białych ubermenschów. Ostatni lincz miał miejsce w roku 1968. Tylko w czterech
A
ZE ŚWIATA
któremu po znojnej pracy dostarczały takiej rozrywki, jaką dzisiejsze pokolenia znajdują tylko w telewizji. Zwłaszcza na Południu lincze miały charakter karnawału: gazety ogłaszały, gdzie mają się odbyć najbliższe samosądy, organizowano specjalne kursy pociągów do tych miejsc, zamykano szkoły i zakłady pracy, by wszyscy, mężczyźni, kobiety, dzieci – z przedstawicielami władz na czele – mogli skorzystać z walorów widowiska. Sprzedawano jadło i napoje, a uszy, oczy czy palce ofiar były
Głos niebios północnych stanach nie kultywowano tej tradycji: w Massachusetts, Rhode Island, New Hampshire i Vermont. Najwięcej linczów (581) odbyło się w Missisipi. Nigdy nie było w USA federalnego prawa zakazującego samosądów i większość stanów odmawiała karania białych za zabójstwo Murzynów. Trzykrotnie w Izbie Reprezentantów próbowano takie prawo przeforsować, jednak za każdym razem stanowczy i skuteczny opór stawiali kongresmani z Południa. Większości zlinczowanych wcale nie zamordowano z powodu popełnionych ciężkich przestępstw. Typowe przewinienia to... harde odpowiadanie białym panom lub oglądanie się za ich białoskórymi kobietami. Procedura nie ograniczała się do powieszenia czy zastrzelenia, lecz obejmowała cały smakowity rytuał wstępny. Ofiarom wyłupywano oczy, wyrywano zęby szczypcami, palono je na stosie, obcinano członki, kastrowano, no i oczywiście bito. Nie bez powodu używamy słowa „smakowity” – lincze były igrzyskami dla ludu,
traktowane jako atrakcyjne pamiątki. Trupy zlinczowanych eksponowano w miejscach publicznych przez długi czas, ku przestrodze. Ktoś niezbyt rozgarnięty mógłby się zdziwić, jak to wszystko konweniowało z chrześcijańską mentalnością głęboko religijnych Amerykanów, ale przecież w działaniach inkwizycji też nie dopatrywano się sprzeczności z naukami Chrystusowymi. I oto 13 czerwca Senat USA zebrał się w sobie, sprężył i wykrztusił przeprosiny, że przydarzyło mu się
USA odbyła się debata, co zrobić z obozem koncentracyjnym w Guantanamo, który zyskał znaczny rozgłos, gdy raport Amnesty International określił go gułagiem naszych czasów. Były prezydent Carter zaapelował o zamknięcie go, wskazując, że kompromituje Amerykę. W Kongresie USA senator Dick Durbin swe odczucia ujął następująco: „Gdybym wam przeczytał, co agent FBI pisze o tym, jak Amerykanie traktują przetrzymywanych jeńców i nie powiedział, czego to dotyczy, to bylibyście przekonani, że robili to naziści, sowieci w gułagach czy przedstawiciele jakiegoś innego szalonego reżimu, np. Pol Pota”. Refleksja ta doprowadziła do furii republikanów. Nawet Bush się nieco strapił i zaczął napomykać o możliwości zamknięcia obozu. Szybko jednak przywołali go do porządku Rumsfeld i Cheney, oświadczając, że więzienie w Guantanamo jest niezbędne i w ogóle nie psuje reputacji USA. Zwłaszcza wiceprezydent Cheney był zbulwersowany, że można rozważać likwidację tak pożytecznego obiektu. Mowy nie ma! Jego była firma (Halliburton), o którą troszczy się z ojcowską uwagą, dostała właśnie kontrakt rządowy na rozbudowę obozu. Za wybudowanie dwupiętrowego budynku dla 220 osób, którym
W
przykre opóźnienie z uchwaleniem delegalizacji linczu i karania za bestialskie samosądy. Stało się tak w efekcie żmudnej pracy organizacji Committee for Formal Apology (Komitet Oficjalnych Przeprosin). W przeszłości Senat USA przepraszał już oficjalnie Indian, Amerykanów japońskiego pochodzenia oraz inne grupy (Departament Stanu w XX wieku wypłacił pół miliona odszkodowania Chinom, Meksykowi i Włochom za linczowanie imigrantów z tych krajów, przybyłych do „ziemii obiecanej”). Do przeproszenia Murzynów kongresmani nie mogli się przełamać, więc jakoś tak nie wiadomo kiedy przeleciało 105 lat. W ceremonii przepraszania uczestniczył 91-letni James Cameron, któremu w tych nielekkich czasach udało się ujść z życiem. Jako jedyna żywa ofiara linczu, oświadczył á propos rezolucji: „To był głos niebios. To był cud. Bóg ocalił mnie, bym uczestniczył w tym, co ma dziś miejsce”. Jak stwierdziliśmy na wstępie, tradycja ma niezwykle mocne korzenie: nawet teraz dziesiątka senatorów nie znalazła w sobie siły, by w głosowaniu podnieść rękę w geście przeprosin. W ich stanach nie byłoby to dobrze widziane, a wybory uzupełniające za rok... JOHN FREEMAN
15
Papież oskarżony aniel Shea, teksański adwokat irlandzkiego pochodzenia, który jako pełnomocnik trojga ofiar księżowskiej pedofilii wystąpił z oskarżeniem pod adresem papieża, wezwał teraz irlandzkie ofiary przestępstw kleru, żeby również obejmowały zarzutami zwierzchnika katolicyzmu.
D
Shea powołuje się na list z roku 2001 skierowany przez kard. Ratzingera do wszystkich biskupów. Ówczesny prefekt Kongregacji Doktryny Wiary zobowiązywał ich do zachowania tajemnicy w sprawie przestępstw seksualnych księży. Pod groźbą ekskomuniki nakazywał milczenie przez 10 lat od chwili ukończenia przez ofiarę 18 roku życia. Efekt? Duchowni przestępcy seksualni mieli zagwarantowaną bezkarność, bo w USA przedawnienie następuje znacznie wcześniej. Shea argumentuje, że instruktaż Ratzingera celowo utrudniał wymierzenie sprawiedliwości i dlatego obecny papież musi być pociągnięty do odpowiedzialności.
„Myślę, że każdy Irlandczyk, który za doznane krzywdy zamierza pociągnąć do odpowiedzialności Kościół, powinien uwzględnić na liście oskarżonych Ratzingera. Sposób, w jaki Kościół traktował sprawy przestępstw seksualnych swych członków, to nic innego jak międzynarodowa konspiracja, która powinna zostać potraktowana międzynarodowo” – twierdzi adwokat. Watykan zwrócił się do Departamentu Stanu z wnioskiem o objęcie papieża – jako głowy państwa – immunitetem. Decyzja oczekiwana jest w najbliższym czasie. Zapewne będzie pozytywna i dlatego Shea agituje Irlandczyków. Jednocześnie zapowiada, że złoży odwołanie „na gruncie konstytucyjnym”. TW
Atak skruchy waga, papieżu Benedykcie! Podwładny waszej ekscelencji dostał bardzo niebezpiecznego ataku skruchy, co może zaszkodzić interesom i reputacji pańskiej firmy.
U
Amerykanie nie są w stanie udowodnić żadnej winy, ale zamierzają ich więzić bezterminowo, podatnicy zapłacą Halliburtonowi 30 mln dolarów. Dobra passa kontraktów tej firmy trwa nieprzerwanie. O zarzutach i śledztwach w kwestii zawyżania przez Halliburton rachunków już w ogóle się nie mówi. Mało tego: beniaminek Cheneya dostał właśnie kolejny lukratywny kontrakt rządowy o wartości miliarda dolarów na zaopatrywanie i obsługę wojsk USA na Bałkanach. Z tej okazji przedstawiciel firmy z dumą oświadczył: „Decyzja jest wyrazem uznania dla najwyższej jakości usług, jakie świadczymy wojsku USA na całym świecie”. To właśnie owych „najwyższej jakości usług” dotyczyły liczne śledztwa prowadzone przez Pentagon, kongresmanów i rewidentów rządowych w związku z notorycznym zawyżaniem cen. Co do Bałkanów: księgowość rządowa (General Accounting Office) w roku 1997 stwierdziła, że Halliburton wystawiał grubo zawyżone rachunki, np. za deski kosztujące 14,6 dolara liczył sobie 85,98 dolara. Ponowna kontrola finansowa w roku 2000 znów wykazała ordynarne kanty Halliburtona; wystawiał np. rachunki za sprzątanie biur, z których wynikało, że są one pucowane... cztery razy dziennie. Ale nikomu włos z głowy nie spadł, bo były prezes czuwa jak anioł stróż. TN
Wojna jako eldorado
Biskup William Franklin z diecezji Davenport w stanie Iowa sprawiał wrażenie normalnego, lojalnego hierarchy, a tu nagle – masz babo placek: cichaczem postawił i publicznie odsłonił pomnik dedykowany... setkom ofiar przestępstw seksualnych kleru we wschodniej części stanu Iowa. Podczas uroczystości, na którą przybyło 50 molestowanych w dzieciństwie wiernych, biskup oświadczył, że „Kościołowi bardzo przykro z powodu pedofilii”, i zaoferował ofiarom specjalne błogosławieństwo. W październiku ub. roku diecezja zawarła pozasądową
ugodę z 37 pokrzywdzonymi przez kapłanów; w ramach rekompensaty wypłacono 9 mln dolarów. Pomysł z pomnikiem to niebezpieczny precedens, bo taki postument może postać setki lat, przypominając o spuściźnie Kościoła. Molestowania seksualne odbywały się w niemal wszystkich diecezjach katolickich w USA. Benedykt XVI – autor instrukcji sprzed kilku lat, zobowiązującej biskupów do trzymania pedofilii księży w tajemnicy („sekret pontyfikalny”) – na pewno nie będzie zachwycony wizją następnych pomników. PZ
Święty Jacko? P
o cudownych tostach z wizerunkiem Maryi przyszedł czas na grzanki z Michaelem Jacksonem.
Kiedy ława przysięgłych sądu w Santa Monica w Kalifornii uwolniła piosenkarza od stawianych mu zarzutów seksualnego napastowania 13-latka, pojenia go alkoholem
i więzienia w posiadłości Neverland, część Amerykanów uwierzyła, że oto narodził się nowy święty. I zaraz zaczęły dziać się cuda. Na razie kulinarne. Jak zapewniają internetowi sprzedawcy niezwykłych wypieków, wizerunek niegdysiejszego króla muzyki pop pojawił się nagle na tostach dokładnie w chwili ogłaszania uniewinniającego wyroku, a na niektórych kromkach widać nawet napis innocent (ang. niewinny). Cudeńka można wylicytować na aukcji eBay, a ceny wywoławcze wynoszą od 1 do 300 dolarów. MW
16
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
MITY KOŚCIOŁA
„KOD LEONARDA...” NIE KŁAMIE!
Wielka Bogini i Kościół Męskie religie wyparły pradawny kult Wielkiej Bogini, zwanej też Wielką Macierzą oraz Praboginią. Wspomnieniem po owej bogini jest w chrześcijaństwie – zwłaszcza w katolicyzmie – cześć oddawana matce Jezusa, Maryi. pośladkami, czyli częściami ciała, któGłównie dzięki nowym odkryre służą do prokreacji i karmienia ciom archeologicznym i coraz barpotomstwa; twarzy, rękom i nogom dziej wyrafinowanym metodom dapoświęcono zdecydowanie mniej towania naukowcy zidentyfikowali uwagi. Najsłynniejszą spośród zachoepokę przed pojawieniem się wowanych statuetek Prabogini jest „Wejowniczych, zhierarchizowanych, nus” odkryta w grocie Laussel w Wilzdominowanych przez mężczyzn lendorfie w Austrii. Niektórzy uczespołeczności, które aż do dziś kształni sugerowali, że figurki te są dawtują oblicze świata. Była to era kulnymi odpowiednikami dzisiejszego tu Prabogini, którą nasi odlegli „Playboya” i stanowią jedynie owoc przodkowie czcili jako najwyższe bówybujałej męskiej wyobraźni bez żadstwo – stwórczynię, Panią wszelkienych religijnych konotacji. Interprego życia. R. Eisler, autorka tacja „Wener” jako zwyczajnych koksiążki „Powrót do dziedzictwa biet, a nie żeńskiej sakralności, jest Prabogini: Kobiecy pierwiastek na jednak mało przekonująca. przestrzeni wieków”, stwierdziła: Nie wiadomo, jakie imiona nada„W większości »religii tradycyjnych« wały Prabogini najstarsze wspólnonajwyższe lub jedyne bóstwo jest roty z epoki prehistorycznej, gdyż nie dzaju męskiego. Dowiadujemy się pozostawiły po sobie żadnych świajednak obecnie, że w najbardziej ardectw pisanych. Znane są za to jej chaicznych kulturach kobiety i mężliczne „wcielenia”, ponieważ łączoczyźni czcili wspólnie Wielką Macierz, no ją z Naturą lub Matką Ziemią. Wielką Boginię, która rodziła boskich Przybierała więc postać zwierząt, na synów i boskie córki”. Był to „złoty przykład ptaków – żurawia, kaczki, wiek” sprzed najazdu Aryjczyków gęsi, gołębicy i sowy – a także pszczo(Ariów), czas pokojowych rząły, motyla, łani, niedźwiedzicy dów Prabogini, epoka etc. Łączono ją z roślinnością, uważana niegdyś za wodą i ciałami niebieskimi, mit naukowy, a tem.in. z Wenus – najjaśniejraz wyłaniająca się szą z planet, a także z gwiazcoraz wyraźniej jadą Syriuszem. Bladą smugę ko wspomnienie gwiazd na firmamencie epoki historycz(Droga Mleczna) utożnej, w której kosamiano z błyszcząbiety były nie cymi kroplami mletylko kapłankaka, które wypływami i wyroczniają z piersi Prabogimi Prabogini, ni Matki. Zgodnie lecz również z pierwotnymi wyprekursorkaobrażeniami, Ziemię, mi prac rolninazywaną przez staroczych; to one żytnych Gają, postrzeodkryły sztukę gano jako organiczną garncarską, przęcałość posiadającą dzalnictwo, tkactwo świadomość i rodzącą i farbiarstwo, one naddrogą partenogenezy zorowały wznoszenie (dzieworództwo). Najdawpierwszych świątyń, a być niejsza twórczość religijna może nawet stworzyły zabyła inspirowana przez lążki pisma. Pierwsze wyobraże- Wenus z Willendorf tajemnicę narodzin, śmierci i odrodzenia, nia Prabogini datowaktórą zaobserwowano w rytmie przyne są przez archeologów na począrody – sakralności żeńskiej. W opitek górnego paleolitu, tj. ok. 30 tys. nii nie tylko feministek, ale i wielu lat p.n.e. Z tego okresu pochodzą uczonych, a ostatnio również D. figurki paleolitycznej „Wenus”, o wyBrowna („Kod Leonarda da Vinsokości od 5 do 25 cm, rzeźbione ci”), to właśnie koncepcja kobiety z kości słoniowej i mamuta, rogu jako dawczyni życia legła u podi kamienia. Znajduje się je na obstaw starożytnych religii. szarze rozciągającym się od PireneIstotne znaczenie dla umocniejów po Bajkał na Syberii, od północnia się religii matriarchalnej miało nych Włoch aż po Ren. Statuetki te wynalezienie rolnictwa pomiędzy X mają charakterystyczną sylwetkę ze a VI tysiącleciem p.n.e. To najprawznacznie wyolbrzymionymi narządadopodobniej kobiety, które stały nad mi rodnymi, piersiami, biodrami,
paleniskiem, podczas gdy mężczyźni polowali, odkryły i rozpowszechniły uprawę ziemi. Gdy rolnictwo rozwinęło się i zastąpiło odwieczne łowiectwo, władza kobiet wzrosła. Role obu płci zrównane były bardziej niż kiedykolwiek później. Wtedy też rozwinęła się sztuka i na pewno w dużym stopniu tworzyły ją kobiety. Stało się to głównie podczas długiego, spokojnego ocieplenia, które nadeszło po ostatnim zlodowaceniu. Równowaga płci załamała się wraz z kolejnym przełomem 6–8 tys. lat temu, tuż przed pojawieniem się świadectw pisanych. Łupieżcze grupy mężczyzn na koniach, zwane Indoeuropejczykami, Aryjczykami lub Kurganami, które grasowały po Europie i Azji, naruszyły spokój kultur neolitycznych opartych na kulcie Prabogini. Zainicjowali oni proces wykorzenienia symboli Matki Natury, dając początek erze przemocy i dominacji, a niewolnictwo, wojny i rabunki przyczyniły się do tego, że kobiety sprowadzone zostały do roli „nadzorowanych przez mężczyzn narzędzi produkcji i reprodukcji”. Wśród tych najeźdźców wykształciła się męska hierarchia kapłanów-wojowników oparta na zwierzchnictwie – w przeciwieństwie do wcześniejszego „modelu partnerskiego”. W nowym świecie Praboginię coraz częściej zaczęto sprowadzać do roli małżonki męskiego bóstwa, które odtąd zajmuje najwyższą pozycję w panteonie bogów, dzierżąc pioruny lub inne narzędzia władzy i zniszczenia. Na tle wojen i rozlewu krwi zrodziły się pojęcia typowe dla męskich teologii, na przykład grzech, wina, kara oraz wieczne potępienie. Napaść Izraelitów na „bałwochwalczych” Kananejczyków, polegająca na masowym wymordowywaniu, miała ten sam podtekst, co wcześniejsze najazdy hord dzikusów. W kulturze nomadów, a więc i semickiego plemienia Habiru (Hebrajczycy), dominująca była postać silnego ojca, głowy klanu, co znalazło swoje odbicie w potężnej i często złowrogiej postaci wojowniczego Boga Ojca Semitów. Jednym z celów izraelskiej napaści było odwrócenie (z rozmaitym zresztą skutkiem) ludu od Prabogini, którą czczono w wielu wcieleniach kananejskich bogiń (zwłaszcza jako Asztarte lub Aszerę), a co się z tym wiąże – pomniejszenie znaczenia kobiet. Według D. Browna, „to właśnie hebrajska Księga Rodzaju zapoczątkowała kres Wielkiej Bogini. Mówi ona, że
Ewę stworzono z żebra Adama. Dzięki temu kobieta stała się odpryskiem mężczyzny. A zarazem czymś grzesznym”. W okresie biblijnym bóg Jahwe (YHWH) stopniowo zatriumfował nad starożytnymi boginkami i ich erotycznymi kulturami. Jednak pierwiastek żeński, chociaż w znacznej mierze stłumiony, przetrwał jednak w wierzeniach żydowskich w formie szechiny i chochmy – żeńskich aspektów Boga Jahwe. Szechina (od hebr. szachan – rozbić namiot) uważana była za przejaw boskiej
Izyda mleczna
obecności na ziemi i zamieszkiwała w „świętym świętych” w świątyni jerozolimskiej, by po jej zniszczeniu udać się wraz z Żydami na wygnanie. W średniowiecznej mistyce żydowskiej „wygnanie szechiny”, przywodzące na myśl starożytne mity o bogini, która wywędrowała daleko od boskiego świata, stało się jednym z najpopularniejszych elementów kabały. Żydzi wierzą, że sami mogą zakończyć wygnanie szechiny. Przestrzegając micwot (przykazań) zjednoczą swego Boga na nowo. Faktem jest, iż żeńska szechina wprowadziła pewną równowagę seksualną do pojęcia Jahwe, które nazbyt silnie ciążyło ku męskości. Z kolei chochma, czyli mądrość (tak jak grecka sofia, też rodzaju żeńskiego), to wyobrażenie pierwiastka kobiecego, który istniał jeszcze przed stworzeniem świata – równie samowystarczalnego i odwiecznego jak Prabogini. Mylne jest stereotypowe przeświadczenie, że świątynia Salomona służyła wyłącznie kultowi Jahwe. Pomimo wyraźnego zakazu w Prawie Mojżeszowym (Pwt 16. 21) drewniany posąg bogini Aszery stał w świątyni tuż obok ołtarza Jahwe. Wyliczono, że znajdował się tam – usuwany, a potem na nowo sprowadzany – przez 236 lat (!), a więc dwie trzecie okresu istnienia tzw. pierwszej świątyni (W.J. Langbein, „Leksykon biblijnych pomyłek”). W przeciwieństwie do Baala, którego darzono
nienawiścią, Aszerę tolerowano jako małżonkę Jahwe. Było to nawiązanie do starej tradycji, gdyż semickiego boga El uważano za ukochanego Aszery. Ona była niebiańską krową, on – bykiem. Imię El jest w ST jednym z przydomków Jahwe. Gdy powstawało chrześcijaństwo, religia Śródziemnomorza wciąż była w większości matriarchalna. Katolickie chrześcijaństwo zdemonizowało wiele symboli związanych z Wielką Boginią, zdemonizowało samą kobietę i seksualność. Ma rację Dan Brown, że pentagram (pentaculum) był pradawnym symbolem kobiecości, piękna cielesnego i łączono go z kultem przyrody. Dopiero katolicyzm tak zatruł jego pozytywny sens, że stał się w potocznym rozumieniu symbolem zła. Częściowo dla przeciwstawienia się szczątkowemu kultowi Prabogini Kościół katolicki zaczął od IV w. eksponować oddawanie czci Maryi, wokół której zbudowano całą mitologię. Według A. Barings i J. Cashford, autorek „Mitu Prabogini”, „Maryja jest nierozpoznaną Boginią-Macierzą chrześcijańskiej tradycji”. W ciągu stuleci Maryja przejęła wiele imion i funkcji Prabogini. Mitolog J. Campbell potwierdził, że Izyda (jedno z wcieleń Prabogini) i cudownie poczęty przez nią Horus stali się pierwowzorem niezliczonych chrześcijańskich wizerunków Madonny z Dzieciątkiem, podobnie jak to, że Maryja przyjęła tytulaturę odnoszącą się do Izydy, np. Regina Coeli (Królowa Niebios) czy Stella Maris (Gwiazda Morza). Największy ośrodek kultu Maryjnego w Polsce – częstochowska Jasna Góra – założony został na miejscu, gdzie niegdyś żywo kwitła neolityczna kultura Wielkiej Bogini. ARTUR CECUŁA
Madonna z Jeziernika
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r. udrun Himmler (na zdjęciu) urodziła się w 1930 roku. Ostatni raz widziała swego ojca w listopadzie 1944 r. Całe życie próbowała go zrehabilitować. Nigdy nie uwierzyła w jego samobójstwo. Mówi: „Połknięcie kapsułki z trucizną nie było w jego stylu. Zresztą, matka i ja nigdy nie dostałyśmy oficjalnego zawiadomienia o jego śmierci”. Może i ma rację, bowiem dopiero w 1947 r. w Sądzie Okręgowym w Lüneburgu odnotowano w aktach fakt zgonu Heinricha Himmlera. Ciało Himmlera zostało spalone na Lüne-
G
został zatrzymany przez brytyjski posterunek kontrolny. ¤¤¤ Margi, żona Himmlera, razem z piętnastoletnią Gudrun została aresztowana w willi w Bolzano. Przewieziono je do Werony, następnie do obozu przejściowego we Florencji, a potem do Rzymu. Tam właśnie dowiedziały się, że ich ojciec i mąż nie żyje. Otruł się. Gudrun po tej wiadomości ciężko się rozchorowała. Matka i córka dostały dokumenty na nazwisko Schmidt i przez Paryż zostały odtransportowane do więzienia w Norymberdze, gdzie zaczynał
PRZEMILCZANA HISTORIA Martina i jego wszechmocnych wpływów, chociaż nigdy nie nosił innych tytułów niż „kierownik kancelarii partyjnej” czy „sekretarz Führera”. ¤¤¤ Ale wróćmy do jego syna. W połowie kwietnia 1945 r. piętnastoletni Martin junior opuścił narodowosocjalistyczny zakład wychowawczy w Matrei w Tyrolu. W mundurze Hitlerjugend pojechał do Monachium. Jego ojciec był w Berlinie otoczonym przez Armię Czerwoną. Martin Adolf w cywilnym ubraniu i z fałszywymi dokumentami dołączył do oddziału esesmanów, a po zakończeniu wojny
(2)
Martin Adolf Bormann został księdzem. Należał do Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego. Był także misjonarzem w Afryce. W 1970 r. opuścił zgromadzenie, ożenił się i pracował w szkole jako katecheta. Kim był jego ojciec? Joachim C. Fest określa go jako milczącą, groźną brunatną eminencję. Stojąc za kulisami, trzymał w swych dłoniach wszystkie nici, ale też i pioruny, które w niepohamowanych wybuchach Hitlera ostatniego okresu umiał zręcznie kierować przeciwko swym domniemanym rywalom: „Pod koniec Trzeciej Rzeszy był w pewnym sensie potężniejszy od samego Hitlera. Stanowił jedyne tak doskonałe wcielenie owego typu dyktatora przedpokoju”. Hans Frank nazwał go kiedyś arcyłajdakiem, uważając, że słowo
ukrywał się w wiosce Querleitnerhof, a później na plebanii w Kirchtal. Po kilku tygodniach amerykański wywiad wykrył jego kryjówkę. Został aresztowany i zawieziony do więzienia w Zell am See. Alianci poszukiwali jego ojca, nie wierząc zapewnieniom Kempki (szofer Hitlera) oraz Axmanna (przywódca Hitlerjugend), że byli naocznymi świadkami śmierci Martina Bormanna. Rozwieszono 200 tysięcy plakatów z jego zdjęciem. Nie odnaleziono go ani żywego, ani martwego. ¤¤¤ Żona Bormanna, Gerda (córka Waltera Bucha, przewodniczącego sądu partyjnego NSDAP), została uwięziona znacznie wcześniej niż jej najstarszy syn. Rozpaczliwie usiłowała dowiedzieć się, co się stało z dziećmi. A w chwili aresztowania zostawiła ich dziewięcioro: Joseph Volker miał dopiero rok, Eicke – trzynaście lat, potem Irma, Heinrich, Gerhard, Eva Maria, Gerda, Friedrich Harmut. Najstarszy Martin był w szkole w Tyrolu. Jesienią 1945 roku przeniesiono Gerdę Bormann do więziennego szpitala. W kwietniu 1946 r. zmarła tam na raka narządów rodnych.
„nienawiść” jest w stosunku do Bormanna o wiele za słabe. Nawet jego sekretarki i bezpośredni współpracownicy mówili w Norymberdze o nim tylko z odrazą. Adolf Hitler powiedział kiedyś: „Wiem, że Bormann jest brutalny, ale wszystko, do czego się zabiera, ma ręce i nogi. Mogę bezwarunkowo powiedzieć i absolutnie polegać na tym, że moje rozkazy będą przez Bormanna wykonane natychmiast, wbrew wszelkim przeszkodom. Kiedy mówię Bormannowi: przypomnij mi pan o tym czy o tamtym za pół roku, mogę być pewny, że tak się stanie”. I stąd, z zezwolenia Führera, brała się prawie nieograniczona władza Reichsleitera. J. Fest za J. Wulfem przypomina arcykomiczną przygodę erotyczną: bormannowski romans z aktorką filmową Gerdą M. Kiedy Bormann w styczniu 1944 r. powiadamia swoją żonę, że właśnie udało mu się uwieść aktorkę, ta natychmiast listownie zapewniła go, że nie jest zła ani zazdrosna, lecz przeciwnie – gotowa jest przyjąć Gerdę M. do ich wspólnego domu, a wobec tego, że „wskutek wojny produkcja dzieci zastraszająco spadła, możemy wypracować wspólnie z nią system macierzyństwa
Dzieci Hitlera Ojcem chrzestnym Gudrun i Martina był Adolf Hitler. Ich biologiczni ojcowie – Heinrich Himmler i Martin Bormann – to najwięksi zbrodniarze XX wieku. burger Heide, a popioły rozsypano. Alianci słusznie nie chcieli tworzyć „męczenników”, do których grobów mogliby w przyszłości pielgrzymować neonaziści. Gudrun twierdzi, że nikt nigdy nie dotarł do angielskich żołnierzy, którzy ponoć byli świadkami samobójstwa jej ojca. Ostatni raz widziano go w obozie dla SS-manów w Colkhagen. Jednakże nie ulega wątpliwości, że gdyby jej ojciec żył, z pewnością dostałby w Norymberdze karę śmierci. Czekała go szubienica. Kim był Heinrich Himmler, wszechwładny Reichsführer SS? Według Joachima C. Festa, autora wielu książek o historii III Rzeszy, powszechnie jest on identyfikowany z SS, państwem w państwie, i z fabrykami śmierci – systemem obozów koncentracyjnych. Ten człowiek jawi się jako przeniesiona do współczesności inkarnacja mitycznych potworów. W Trzeciej Rzeszy budził grozę i stwarzał atmosferę wszechobecnego strachu. Postrach siało samo nazwisko Himmlera, cała jego osoba, której bezbarwność raczej potęgowała niesamowitość. W warunkach hitlerowskiego totalitarnego systemu zdobył on niezwykłą władzę, a wraz z nią możliwość krwawej realizacji swych wariackich pomysłów. Albert Speer powiedział o nim: „Na wpół belfer, na wpół dziwaczny błazen”. Walter Dornberger, który kierował bazą rakietową w Peenemünde, określił Himmlera tak: „Zrobił na mnie wrażenie nauczyciela szkoły powszechnej”. Być może tak wyglądał, ale miał duszę i charakter sadysty, zdeklarowanego antysemity i mordercy milionów. Kiedy skończyło się imperium Hitlera, Himmler 21 maja 1945 roku zgolił sobie wąsiki, nałożył czarną opaskę na lewe oko i pod nazwiskiem Heinrich Hitzinger jak szczur opuścił Flensburg. Był tak głupi, że nałożył na siebie mundur feldfebla tajnej policji polowej agendy gestapo poszukiwanej przez aliantów za zbrodnie wojenne. Tego samego dnia
się proces przeciwko 21 głównym zbrodniarzom wojennym. W listopadzie 1946 roku zostały zwolnione. Wyjechały do Bethel, miejscowości położonej koło Bielefeld. W nowym państwie niemieckim nie było odpowiedzialności rodzinnej i córka Reichsführera została przyjęta do szkoły rzemiosł artystycznych w Bielefeld, której zresztą nie ukończyła. W 1951 r. otrzymała świadectwo denazyfikacyjne, które stwierdzało: „Nie może pani pokutować za zbrodnie ojca...”. Gudrun wyszła za mąż. Nazywa się Burwitz, z domu Himmler. Wraz z rodziną zamieszkała w Monachium w szeregowym domku. Lebertowie (ojciec i syn, niemieccy dziennikarze) piszą o niej: „Jest zgorzkniała, złośliwa, władcza, niesympatyczna. Ma dzieci, z zawodu jest gospodynią domową. Dodać należy: ma szczególne hobby, które można nazwać polityką. Nie tylko dlatego, że poważa dawnych współtowarzyszy tatusia. Jak donoszą sprawozdania, lubi także występować na różnych neonazistowskich imprezach. Dzieci słynnych nazistowskich przestępców często spotykały się przez te wszystkie lata. Wolf-Rüdiger Hess, Martin Bormann, Klaus von Schirach, Edda Göring. Na pogrzebach albo żeby wypić wspólnie lampkę wina”. Gudrun nie jest przez nich lubiana. Mąż córki Gudrun nawet nie wie, jakie panieńskie nazwisko nosi jego teściowa. Ukryto to przed nim. Dlaczego? Może by się z nią nie ożenił, gdyby wiedział, że jego przyszłą żoną jest wnuczka potwora. Mordercy zza biurka. Martin Adolf Bormann junior jest najstarszym synem osławionego Martina Bormanna, brunatnej eminencji Trzeciej Rzeszy. W swoim ostatnim dokumencie Hitler nazwał starego Bormanna swoim najwierniejszym towarzyszem partyjnym i wykonawcą swego testamentu. Było to ukoronowanie kariery
17
na zmianę, abyś zawsze miał kobietę zdatną do użytku”. Niewiarygodne, ale prawdziwe! Jak syn ocenia ojca? Bormann junior – jak wynika z rozmowy z Lebertem – „nie podejmuje żadnych prób pomniejszenia winy ojca. Nie ma zamiaru się łudzić. Jego ojciec został w Norymberdze zaocznie skazany na śmierć. Czy według niego istniała szansa, że gdyby ojciec bronił się jak Rudolf Hess czy Albert Speer, otrzymałby długoletnią karę więzienia? Nie – odpowiada syn. – Jego podpis za często widniał pod ważnymi dokumentami i rozkazami. Na dzisiaj można stwierdzić na pewno: mój ojciec wiedział o wszystkim!”. Wzruszający w tej rozmowie był moment, kiedy Bormann junior (wówczas siwy, siedemdziesięcioletni mężczyzna) wyciągnął z kieszeni portfel i wyjął z niego starą, pożółkłą kartkę pocztową, z którą się nigdy nie rozstawał. Była to ostatnia wiadomość, z 1943 roku, kiedy to ojciec napisał do niego: „Moje najmilsze słoneczko. Mam nadzieję, że będę Cię mógł wkrótce zobaczyć. Twój tata”. Martin, podając kartkę, miał łzy w oczach i powiedział: „To jest jego obraz, który mam przed oczami jako jego dziecko i nie dam sobie tego odebrać! Wie pan, nie można uciec przed rodzicami, kimkolwiek by byli”. ¤¤¤ Izraelski psycholog Dan-Bar-On przeprowadził z kilkorgiem potomków zbrodniarzy długie wywiady. Między innymi postawił Bormannowi pytanie, czy któryś z jego znajomych wyspowiadał się kiedyś z nieludzkich czynów popełnionych podczas procesu eksterminacji. Ten odpowiedział, że ongiś, kiedy jeszcze był księdzem, przyszedł do niego staruszek i opowiedział mu taką historię: „Jako żołnierz był w Warszawie podczas powstania w getcie. Mieli opróżnić bunkry i pewnego ranka wybiegła z takiego bunkra mała dziewczynka, otwierając na jego widok ramiona. Pamiętał jeszcze jej spojrzenie, równocześnie przestraszone i ufne. Jego przełożony kazał mu przebić ją bagnetem, co też uczynił. Zamordował ją. Jej spojrzenie prześladowało go potem przez całe życie”. Heinrich Himmler był wegetarianinem, lubił zwierzęta, ogródki z ziołami, nienawidził polowań, był dobrym, kochającym ojcem i mężem. Martin Bormann bardzo kochał swoje dzieci, a wręcz uwielbiał najstarszego syna. Simon Wiesenthal powiedział kiedyś: „Popełniamy dramatyczny błąd, zakładając, że tylko źli ludzie są zdolni do złych uczynków. Wielu największych prominentów narodowego socjalizmu było niezwykle czarującymi ludźmi. Ci sami ludzie, wychodząc rano z domu, czule całowali swoje dzieci, a kilka godzin później mogli posłać do gazu lub zatłuc na śmierć kilku Żydów”. Cdn. ZOSIA WITKOWSKA
18
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
szystko ma swój początek i koniec. Zdarza się, że jedne dzieła ludzkie trwają przez stulecia w formie niemal niezmiennej, inne zaś szybko ulegają destrukcji. Z Unią Europejską też może być różnie. Dotyczy to zarówno budowli, firm, partii politycznych, jak i całych państw czy nawet narodów. Nad przyczynami tych zjawisk zastanawiali się już nawet starożytni, łamiąc
W
z francuskimi antyglobalistami lub choćby tylko eurosceptykami. Ludzi demonstrujących na ulicach swój sprzeciw wobec polityki rządów i wielkich korporacji określa się mianem chuliganów, wandali czy przestępców. Nie mają więc oni możliwości oficjalnego ukazania światu swoich poglądów. Co więcej, media zazwyczaj bagatelizują rozmiary i społeczny wymiar tych demonstracji, koncentrując się na
Co dalej, Unio? sobie głowy nad powodami upadku mocarstw czy władców. Od niedawna sympatycy Unii Europejskiej mają twardy orzech do zgryzienia. Jak to się stało? Dlaczego kraje tworzące podwaliny wspólnoty zdecydowały się po raz pierwszy wypowiedzieć jej posłuszeństwo? Czy mamy do czynienia z małym i nic nieznaczącym kryzysem, czy z początkiem końca z takim trudem budowanego naszego małego europejskiego domu? Odpowiedź na to pytanie dla nikogo nie jest łatwa, a dla wielu może się okazać bardzo nieprzyjemna. Z tego właśnie powodu wypowiedzi polityków na temat referendów we Francji i Holandii są raczej powściągliwe i wymijające. Jak to, my – Polacy – weszliśmy z taką dumą do Unii, a ta właśnie się sypie? To niemożliwe. Jak to tak, bez naszej zgody? Przecież w świetle oficjalnej propagandy Unia Europejska jawiła się jako kraina mlekiem i miodem płynąca, a jej mieszkańcy z uśmiechem na ustach witali przybywających ze Wschodu współbraci. Okazało się jednak, że poziom zadowolenia z bycia Europejczykiem jest, delikatnie mówiąc, dużo mniejszy od zakładanego. Mimo wzmożonego wysiłku propagandowego, debat telewizyjnych i innych happeningów społeczeństwa Francji i Holandii powiedziały konstytucji „nie”. Co gorsza, w Polsce tak naprawdę prawie żaden przeciętny Kowalski nie wie, dlaczego. I trudno mu się dziwić. Nie przypominam sobie jakoś, aby jakikolwiek kanał polskiej telewizji transmitował wywiad
pokazywaniu wybitych witryn sklepowych i przewróconych samochodów. Ma to oczywiście na celu wzbudzenie niechęci do protestujących, bez jakiejkolwiek próby zrozumienia przyczyn i celu ich działania. Przyczyny te nie są jednak błahe. Jest ich wiele. Chciałbym zapytać Czytelników naszego pisma – zwłaszcza tych nieco starszych – czy już kiedyś nie oglądali czegoś podobnego w telewizji? Czy nie przypomina to trochę rzeczywistości uwiecznionej na kadrach filmu „Człowiek z żelaza”? Rzecz jasna, film był wówczas trochę mniej kolorowy, ale za to oficjalny komentarz do tych wydarzeń – bardzo podobny. Mogliśmy dowiedzieć się z niego, że zamieszki zostały wywołane przez nielicznych pijanych reprezentantów zdegenerowanej młodzieży, którzy wolność rozumieją jako anarchię. Pokazywano nam też zdewastowane sklepy, spalone radiowozy, ludzi rzucających kamieniami. Komentator przebąkiwał wprawdzie między wierszami o jakichś błędach i niedociągnięciach, które spowodowały protest, ale przeciętny widz miał i tak odnieść wrażenie, że to zwykłe chuligańskie wybryki. Nie ma przecież innej drogi. Są pewne obsunięcia, ale przecież władza ciągle myśli, jak ten świat ulepszyć. Koniec tej historii zapewne Państwo już znają. Społeczeństwo z wolna zaczynało się samoorganizować, aż wreszcie okazało się, że jedynie słuszna droga nie musi być wcale jedyną, jaką mamy do wyboru. Chodzi o początki Solidarności, która w pierwszej fazie zjednoczyła ludzi
o różnych poglądach w sprzeciwie wobec władzy. Nie inaczej jest i tym razem. Antyglobaliści, jak się ich potocznie określa, nie są jakąś jednorodną wspólnotą lub partią polityczną. Łączy ich jednak brak zgody na dyktat władzy faworyzującej wielkie kartele kosztem zwykłego człowieka. To właśnie oni starają się przekazać ogółowi społeczeństwa wiadomość o innej wizji rozwoju świata. Sprzeciwiają się też genetycznym manipulacjom stosowanym dla powiększenia zbiorów, doświadczeniom na zwierzętach, wycinaniu lasów oraz – ogólnie rzecz ujmując – przekształcaniu naszej pięknej planety w zaawansowany technologicznie śmietnik. Nie jest im też obojętny los wycinanych razem z drzewami Indian znad Amazonki ani pracujących za miskę ryżu dziennie dzieci szyjących markowe T-shirty dla firm zarabiających miliardy. Są to więc ludzie wyczuleni na wszelką krzywdę i niesprawiedliwość. Dlatego apeluję do Was, szanowni Panowie politycy, którzy powołujecie się na swój etos walki w podziemiu. Wiem, że urosły wam już brzuszki i boczki, a wasze fotele są bardzo wygodne, ale nie mówcie, że to pijana i zdegenerowana młodzież się wam sprzeciwia. Właśnie oni są przyszłością ludzkości. Mówię tak z pełną świadomością, bo jeśli ich protesty odniosą skutek i karp przestanie być modyfikowany człowiekiem lub na odwrót, to właśnie dzięki nim nasze wnuczęta nie będą miały rybich ogonów. Myślę, że jest to ważniejsze niż liczba kwintali z hektara. Wielu jednak myśli inaczej. Kto zwycięży – zobaczymy. Przy okazji zwracam się też do naszych Czytelników, aby zmienili swe nastawienie do antyglobalistów, anarchistów, ekologów i innych ledwie tolerowanych przez państwo ruchów. Zamiast krytykować i wytykać wandalizm, spróbujmy ich choć trochę zrozumieć. Może to oni mają rację – no, choćby częściowo. Myślę tu np. o wzajemnych relacjach człowieka i karpia. A jeśli chodzi o Unię, to pożyjemy, zobaczymy, a co ma wisieć, nie utonie. Tak często mówiła polska szlachta na krótko przed rozbiorami, no i tego się w tym wypadku trzymajmy. Agent Z
Wmawiają nam minimalizm Od kilkunastu lat jesteśmy wychowywani w ten sposób, że praca jest dla nas darem, za który powinniśmy być wdzięczni i posłuszni, a pensja, która przekracza 1200 zł za harówę od rana do wieczora, to tak zwany dar z niebios. Nie pozwólmy, żeby nasze życie opierało się na idei: przeżyć do następnego miesiąca, jak się uda, zobaczymy, co dalej. Ja, młody człowiek, student, wcale nie zamierzam cieszyć się pracą, która nie zapewni mi godziwego życia. Nie zamierzam liczyć każdego grosza, czy mojej rodzinie wystarczy na chleb. Ludzie mają zainteresowania, chcą jeździć na wycieczki, kupić sobie książkę, zabrać dziecko do lunaparku. I właśnie rząd wmawia im, że to są
rarytasy, a planowanie życia z miesiąca na miesiąc to coś normalnego. To nieprawda. Rząd ma obowiązek, żebyśmy nie przymierali głodem, a my mamy prawo rozszerzać nasze zainteresowania, rozwijać się i planować przyszłość naszych dzieci. Mimo ciężkich czasów nie pozwólmy o tym zapomnieć, bo jeśli zapomnimy, będziemy się cieszyć z takich rzeczy, że dziecko dzisiaj zjadło ciepły posiłek. Nie bójmy się walczyć o nasze prawa i podejmować wyzwań. Każdy szary człowiek ma prawo do tego, żeby się rozwijać i dążyć do tego, czego pragnie. W Polsce jest to niemożliwe, lecz nie zapominajmy, że nam się od życia należy więcej, dużo więcej, więc kiedyś upomnimy się o swoje. Marcin Wiśniewski
iszę, bo szlag mnie trafia. Właśnie dowiedziałem się, że moja mama, emerytowana nauczycielka (27 lat pracy w szkole) została powiadomiona, że zostanie pozbawiona leku, który jako jedyny może ją utrzymać przy życiu.
P
ZOL-u na lek nie stać, bo budżet na 30 pacjentów wynosi 1800 zł. Nowy dyrektor szpitala stwierdził więc, że pacjentkę należy wyrzucić (taka, wiecie, szpitalna eksmisja). Na szczęście mamy znajomy napisał artykuł do „NTO”, który spotkał się z wiel-
Oszukana przez III RP Lidia Tichanów jest chora na rzadką chorobę SLA (stwardnienie boczne zanikowe) od trzech lat. Choroba ta powoduje zanik nerwów, a więc i mięśni, co z kolei powoduje niezdolność do chodzenia, ruszania rękami. Przeszła również zabieg tracheotomii, czyli umieszczenia w tchawicy rurki zapewniającej oddychanie, jak nasz śp. Papa. Po tym zabiegu nigdy już nie będzie mówić. Przebywała przez 7 miesięcy na oddziale opieki paliatywnej w szpitalu w Głubczycach, po czym jakiś urzędas w NFZ (narodowy fundusz zabójstw) stwierdził, że powinna przenieść się do ZOL-u. „Wyczerpał się limit pobytu!” – tak mi powiedziano. W ZOL-u z kolei poinformowano mnie, że nie stać ich na lek, który utrzyma mamę przy życiu, gdyż kosztuje 1100 zł, a na paliatywnym kosztował 30 proc. z tej sumy, bo resztę dopłacał NFZ. W ZOL-u o dopłacie z NFZ nie ma mowy.
kim odzewem w szpitalu i „funduszu”. Na razie zdecydowano, iż pacjentka wróci na oddział paliatywny, gdzie są „podobno” pieniądze. Ciekawe, na jak długo?! PS ZOL (zakład opiekuńczo-leczniczy) jest płatny ok. 350 zł. Przy emeryturze nauczycielskiej 1027 zł plus 1100 za lekarstwo oczywiście. PS 2 Naprawdę chciałem skończyć moje studia, ale mam przykład mamy, która będąc chorą, jest „sponsorowana” przez koleżanki. Chociaż skończyła studia i liczne kursy, brała udział w konferencjach, podnosiła kwalifikacje, pracowała ciężko przez 27 lat, została zostawiona przez państwo (?) na łasce losu. Mam silne ręce, więc zostanę grabarzem – przynajmniej sam sobie grób wykopię i dostanę zniżkę na trumnę. Rafał Tichanów syn oszukanej przez III RP
Biedny mój kraj Polska to kraj dobrych ludzi, przez czarną mafię facetów w sukienkach wybrany do szerzenia katolickiego zabobonu. Kraj ludzi ongiś światłych, dziś ściemnionych i zahukanych, posłusznych sile przewodniej narodu, wiodącej nas na krańce cywilizacji, w kruchty ciemnoty i zniewolenia. Biedny mój kraj, gdzie z krwiobiegu gospodarczego wypompowuje się ogromne środki finansowe do obcych organizmów, rodakom oświadczając, że na nic nie ma pieniędzy, a wszystkiemu winien jest Gierek i Jaruzelski. Biedny mój kraj, gdzie mimo katastrofalnego braku pieniędzy zafundowano nam, nie pytając o zdanie, konkordat, wiernopoddańczą umowę z Watykanem, wysysającą z nędznego budżetu szmal na rzecz obcych interesów i obcego państwa, utrzymywanie jego funkcjonariuszy, szkolnictwa szerzącego zabobon i ciemnotę, hamującego rozwój nauki. Gdzie kwestionuje się i bezpardonowo atakuje każdy przejaw postępu, myśli światłej, przyszłościowej, serwując nam niekończące się igrzyska
rozliczania z przeszłości. Gdzie IPN reprezentuje interesy watykańczyków, szkaluje Polaków, fałszuje historię, plując na bohaterstwo, ogromne inwestycje oraz osiągnięcia społeczne PRL-u. Biedny ten kraj, gdzie wyszukuje się teczkę Największego ze współczesnych Polaków, gen. Wojciecha Jaruzelskiego, wielokrotnie potwierdzającego swą wielkość zarówno w boju, jak i odważnymi decyzjami politycznymi, a skrzętnie chowa się teczki sutannowych zdrajców narodu. Biedny kraj, bez szans na przyszłość, kształcący setki tysięcy inteligentnych, młodych ludzi, by swoją fachowością świadczyli najniżej płatne usługi w krajach rozwiniętych, mądrze rządzonych. Czy kiedyś mój biedny, skundlony kraj się podźwignie? Sadnik NOWOŚĆ! Wielki List Gabrieli – 4 Słowo Boże, prawo miłości i jedności, a los wyjętych spod prawa na tej ziemi „Rzekome »tajemnice Boga«, katastrofalne następstwa niewiedzy” Broszura bezpłatna (192 strony) Zamówienia wraz ze znaczkiem pocztowym o nominale 1,70 zł przyjmuje: Życie Uniwersalne skr. poczt. 550 58-506 Jelenia Góra 8 Internet: www.życie-uniwersalne.pl
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
LISTY Półmózgi Na przykładzie Młodzieży Wszechpolskiej coraz wyraźniej widać, że potwierdzają się badania naukowców na temat, ile rozumu jest w mózgu. Ja bym jednak naniósł poprawkę, gdyż z moich obserwacji wynika, że nie 10, lecz 5 proc. czynnego mózgu jest u ludzi religijnych. Hitler, Mussolini, Pinochet wielokrotnie podkreślali swą przynależność do Kościoła, a nie docierały do nich słowa Chrystusa o miłości bliźniego. Ateiści natomiast bez pouczeń ewangelicznych wiedzą, że nie należy czynić tego, co nam samym jest niemiłe. WP
z inteligentnymi ludźmi, którym nie jest wszystko jedno. Zadajmy sobie pytanie o nasze prawa, szacunek do nich na poziomie chociażby prawnym. Jeżeli sytuacja polityczna w kraju się nie zmieni, to we wrześniu obudzimy się jako obywatele drugiej kategorii (patrz artykuł Dariusza Jana Mikusa „FiM” 23/2005). Ateiści całej Polski, łączcie się! Zastanówcie się nad moją propozycją. Ja mam ochotę uczestniczyć w czymś wielkim. Na mnie możecie
LISTY OD CZYTELNIKÓW to oglądać, i to dość często, dobrze odpasionego biskupa, który mówi z wielkim przejęciem i miłością o konieczności niesienia pomocy ludziom biednym, ale nie zobaczy się człowieka głodnego, który szuka resztek pożywienia w śmietniku. Prawie każdy dziennik rozpoczyna się od najważniejszych w Polsce spraw kościelnych, na przykład powitanie powracającego z Rzymu abpa Dziwisza zajęło telewizji aż połowę czasu przeznaczonego na wiadomości. 9 stycznia br.
Drodzy przyjaciele!
Nasza parada Z wielką satysfakcją oglądałam relacje z Parady Równości, która odbyła się w Warszawie 11.06.2005 r. Z trwogą czekałam na efekt końcowy. Całym sercem byłam z nimi. Gdy dowiedziałam się, że jednak przemaszerowali, że byli z nimi politycy z Polski i Niemiec, że wielu warszawiaków przyłączyło się do Parady, aby wyrazić swój sprzeciw wobec polityki Kaczyńskiego, płakałam ze szczęścia. Poczułam ulgę, że jeszcze nie wszystko stracone. Był to piękny hołd dla wolności i demokracji! Moja refleksja jest taka, czy na jednej paradzie ma się skończyć? Czy tylko prawa homoseksualistów są łamane? Czy osoby niewierzące (a jest ich sporo) nie powinny również pokazać, że istnieją? Bo to, że ich prawa są łamane, jest dla mnie jasne. Pierwszy przykład: moja córka, osoba nieochrzczona, doskonały bezwyznaniowiec, uczy się w szkole publicznej (państwowej!), gdzie w każdej klasie wisi krzyż. Czy taką sytuację można nazwać wolnością i demokracją? Bo neutralnością światopoglądową na pewno nie! Niejednokrotnie na łamach „Faktów i Mitów” czytam artykuły ludzi, którzy nie godzą się z obecną sytuacją polityczną kraju, z państwem wyznaniowym. Pokażmy, że istniejemy, że stać nas na konstruktywne czyny, że jesteśmy ludźmi mądrymi i odważnymi, że potrafimy wyrażać swoje zdanie i postawy. Ludzie niewierzący spychani są, a raczej sami dają się spychać, na obrzeża życia społecznego i politycznego. Często tłumaczą się, że nie wierzą, bo nie umieją (J. Kuroń), z podziwem patrzą na ludzi wierzących (M. Środa). Wstydzą się tego, z zażenowaniem próbują na różne sposoby tłumaczyć ten fakt. Oczywiście niesłusznie! Ja jestem osobą niewierzącą nie dlatego, że czegoś mi brakuje, ale dlatego, że mam czegoś wystarczająco, a może za dużo. To coś to wiedza, np. na temat historii Kościoła, oczytanie (U. Ranke-Heinemann, K. Deschner, M. Szyszkowska i wielu innych), mnóstwo własnych refleksji i rozmów
gdyby nie fakt, że tarcze strzelnicze były wtopione w sylwetkę JPII. Ja mam inną ciekawostkę. Zdarzyło się, że będąc na wsi, musiałem skorzystać z przypadkowej sławojki. Sięgając po kartkę papieru gazetowego nadzianego na gwóźdź, zauważyłem mimo woli na jednej z nich postać naszego ukochanego Ojca Świętego. Pomyślałem – a, co się będę obcyndalał – i... chlast! Radzę jednak uważać wszystkim tym, którzy posiadają na swych włościach podobne przybytki, by przyglądali się sąsiadom. A nuż przyjdzie któremu do głowy, żeby podłożyć świnię, i zrobi serię zdjęć jako dowód rzeczowy... Cz.
Zygmunt i Marzena Kiełkowscy w Los Angeles
liczyć. Nie mam doświadczenia w organizowaniu tego typu imprez. Liczę na odzew. Monika z Wrocławia Prosimy o inne poglądy w sprawie zorganizowania parady przeciw państwu wyznaniowemu. Redakcja
Panie Dworak, zrób Pan coś! Pan jest przecież prezesem telewizji publicznej nowoczesnego, demokratycznego państwa. Kupiłem za 130 euro dekoder i płacę 6 euro miesięcznie za program TV Polonia, żeby być bliżej Polski, a jestem bliżej Watykanu. Prezentowany program TV Polonia pokazuje nam, że sprawy mające istotne znaczenie dla rozwoju kraju i polepszenia życia jego mieszkańców, czyli gospodarcze oraz dotyczące oświaty, kultury, opieki zdrowotnej i społecznej, bezpieczeństwa wewnętrznego i praworządności są dla telewizji polskiej zupełnie obce. Dla telewizji polskiej ważniejsze są uroczystości i obchody różnych klęsk, bohaterskich czynów, budowy i otwierania cmentarzy, teczki, lustracja i dekomunizacja. Głównym jednak tematem w polskiej telewizji publicznej, działającej – jak sama nazwa wskazuje – za pieniądze publiczne, są sprawy Kościoła i życie wieczne. Przeszło połowa programów związana jest tematycznie z religią i życiem Krk. Pokazuje się np. dobrze odkarmione dzieciaki z przedszkola, którym opowiada się bajki o tym, jaki to grzeczny był i jak się grzecznie modlił mały przyszły Jan Paweł II. Nie pokazuje się natomiast dzieciaka przychodzącego do szkoły bez śniadania i słaniającego się na nogach. Można za
w audycji „Między ziemią a niebem” podano bardzo ważną informację – że na Akademii Papieskiej w Rzymie będą prowadzone kursy egzorcystów. Ludzie! W jakim świecie wy żyjecie? Jest wiek XXI, era techniki cyfrowej, Internetu i podróży kosmicznych, a wy podajecie – jako ważną – wiadomość o szkoleniu egzorcystów?! Zieliński, Unia Europejska
Kolejny zamach Gdzieś w Polsce (chyba w Rawiczu) urządzono sobie strzelanie do celu. Wszystko byłoby zgodne z prawem,
Przez przypadek wszedłem na waszą stronkę internetową, więc korzystam z okazji, aby was powiadomić, że kandyduję na urząd prezydenta RP. Jesteście pierwszym medium, któremu przekazuję tę wiadomość. Na razie powiem o sobie tylko tyle, że nazywam się Roman Włos, mieszkam w Katowicach, mam 49 lat, wykonuję jeden z najbardziej prestiżowych zawodów świata – jestem kramarzem. Handluję zabawkami na odpustach i festynach. Mam w sobie cechy kilku byłych prezydentów USA. Podobnie jak prezydent Abraham Lincoln jestem wszechstronnie wykształcony, podobnie jak dwudziesty prezydent USA jestem samoukiem, podobnie jak prezydent Ronald Reagan nie lubię komunizmu i podobnie jak prezydent William Clinton lubię fajne laski (jestem kawalerem). Moje hasło wyborcze brzmi: „Zarabiaj pieniądze w domu – szybko, pewnie, bez ryzyka, bez inwestycji”. Chcę po prostu dać ludziom zarobić – podkreślam – nie dać pracę, lecz dać zarobić. Ponadto chcę zająć się zalesianiem miast i osiedli – las to
„BYŁEM
zdrowie i zarobek przy zalesianiu, a potem przy wycince. Człowiek śpi, a las mu rośnie. Ponadto mam program – tanie latanie dla każdego – lotniczy środek transportu w każdej rodzinie – farmerzy niech przerabiają swoje pola na lotniska lub lądowiska. To tylko niektóre punkty mojego programu, którego tak naprawdę nie ma. To tylko wytyczne – program musi ustalić naród. I to jest mój najlepszy pomysł, dzięki któremu wygram te wybory. Mam już utworzony komitet wyborczy – niebawem go zarejestruję w Państwowej Komisji Wyborczej. To tyle na dziś. Ciąg dalszy niebawem. Przesyłam pozdrowienia! Roman Włos, Katowice
Kraków dementi Ponieważ wielokrotnie na łamach tygodnika w dziale „Listy czytelników” miałem okazję przeczytać negatywne opinie na temat mojego miasta – Krakowa – piszę swoiste dementi. Ktoś stwierdził, że Kraków jest papieskim, konserwatywnym, „zgniłym” i prowincjonalnym (mentalnie) miastem. Pragnę jednak zauważyć, że to właśnie prezydent Krakowa zgodził się na Paradę Równości w zeszłym roku i nie robił w zasadzie żadnych problemów w tej kwestii. Jak wiemy, nie można tego powiedzieć o prezydencie „postępowej” i nowoczesnej Warszawy. Ponadto na łamach tygodnika „FiM” Kraków przedstawiany jest jako miasto, w którym życie kręci się wokół „papieskiego okna” i „stu kościołów”. Przede wszystkim moje miasto nie jest martwe gospodarczo – proszę spojrzeć na stronę www.krakowskieinwestycje.boo.pl. Tutaj naprawdę mieszkają normalni ludzie, tutaj naprawdę coś się dzieje. Bartosz Kołodziej
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
I
II Prawdziwe oblicze Owce ofiarami Kościoła katolickiego pasterzy w Polsce Każdy egzemplarz z podpisem autora.
19
III Owoce zła
Cena jednego egzemplarza wraz z kosztami przesyłki – 20 zł Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Wydawnictwo „NINIWA”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, e-mail:
[email protected], lub telefonicznie (0-42) 630-70-66
Przy zakupie 3 książek – jedną otrzymujecie Państwo
G R AT I S ! ! !
20
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
CZUCIE I WIARA
BIADA ZŁYM PASTERZOM (9)
Plemię żmijowe! ,,Węże! Plemię żmijowe! Jakże będziecie mogli ujść przed sądem ognia piekielnego” (Mt 23. 33). Już Jan Chrzciciel nazwał faryzeuszy plemieniem żmijowym (Mt 3. 7). Później uczynił to Jezus (Mt 12. 34; 23. 33). Kogo symbolizował wąż i co Jezus chciał przekazać przywódcom religijnym? Pierwszą wzmiankę o wężu znajdujemy w opisie kuszenia i upadku pierwszych ludzi (Rdz 3. 1–15). Czytamy tam, że wąż był przebiegły, miał zdolność mówienia i był istotą niezwykle rozumną. Kogo przedstawiał? Choć sam opis z Księgi Rodzaju nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, to jednak zawiera istotne wskazówki. Przedstawia mianowicie węża jako kusiciela, przeciwnika Boga, człowieka i uosobienie zła. W apokryficznej Księdze Mądrości czytamy: ,,A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła” (2. 24). Żydzi wierzyli więc, że sprawcą zwiedzenia był zły anioł Szatan (Przeciwnik), przywódca wszystkich upadłych aniołów. Pisma hebrajskie wspominają o nim bezpośrednio w trzech miejscach (Hi 1–2; Za 3. 1–2; 1 Krn 21. 1). Więcej czytamy o nim w Nowym Testamencie, który przedstawia go jako kusiciela (Mt 4. 3; 1 Tes 3. 5), zwodziciela (2 Kor 11. 3; por. 1 Tm 2. 14; Ap 12. 9; Rz 16. 20), kłamcę i mordercę (J 8. 44), władcę świata i złych duchów (J 12. 31; 14. 30; 16. 11; Łk 11. 15; 2 Kor 4. 4; Ef 6. 12), największego przeciwnika i oskarżyciela
ludzi – ,,węża starodawnego, zwanego diabłem i szatanem, który zwodzi cały świat” (Ap 12. 9–10; por. 1 P 5. 8; Łk 10. 19). Według Biblii, węże, szczególnie te jadowite, symbolizowały szatana, istoty demoniczne i ludzi podstępnych (por. Łk 10. 17–19). W jednym z psalmów czytamy: ,,Czy wy, możnowładcy, naprawdę wydajecie wyroki sprawiedliwe i czy słusznie sądzicie synów ludzkich? Raczej knujecie w sercu, w kraju zaś ręce wasze popełniają gwałty. Bezbożni są odstępcami już od łona matki, kłamcy błądzą już od samego urodzenia. Mają jad podobny do jadu węża, do jadu głuchej żmii, co zatyka ucho swoje” (Ps 58. 2–5). Powyższe słowa trafnie charakteryzują m.in. przywódców religijnych, których Jezus nazwał plemieniem żmijowym. Ich hipokryzja, pycha, wyniosłość, chciwość, pogarda dla ludu (Mt 9. 11; J 7. 49) i nienawiść wobec Jezusa i Jego uczniów – przy jednoczesnym wmawianiu sobie, że są potomstwem Abrahama – spowodowały, że w końcu musieli usłyszeć, iż tak naprawdę ich ojcem jest diabeł (J 8. 44; por. Mt 3. 9). Czy podobnych słów Jezus nie musiałby skierować i dziś do większości duchownych? Biorąc pod uwagę, że i teraz ludzie powołują się na Abrahama, na chrześcijańskie korzenie, na
„Nie od obfitości dóbr zależy czyjeś życie” (Łk 12. 15). „W 1923 roku grupa najwybitniejszych światowych finansistów spotkała się w Edgewater Beach Hotel w Chicago. Na spotkanie przybyli: prezes największego niezależnego koncernu stalowego, prezes największego koncernu utylizacji odpadów, największy potentat w handlu pszenicą, prezes New York Stock Exchange, jeden z członków gabinetu prezydenta Stanów Zjednoczonych, najbogatszy uczestnik giełdy na Wall Street, prezes Bank of International Settlements oraz dyrektor największej na świecie loterii. Ludzie ci zarządzali wspólnie majątkiem większym niż suma zgromadzona w amerykańskim Banku Rezerw Federalnych, a gazety i czasopisma od lat opisywały ich sukcesy, zachęcając młodzież do pójścia w ich ślady. Przyjrzyjmy się, co stało się z tymi ludźmi po 25 latach. Prezes koncernu stalowego 5 lat żył za pożyczone pieniądze i zmarł jako bankrut. Największy handlarz pszenicą zmarł za granicą, całkowicie niewypłacalny. Prezes New York Stock
przynależność do Kościoła, na ,,ojca świętego”, Marię i tzw. świętych, odpowiedź może być tylko jedna: ,,Jeżeli jesteście dziećmi Abrahama, spełniajcie uczynki Abrahama” (J 8. 39). Powoływanie się więc na jakiekolwiek ,,świętości” bez uświęconego życia nie ma najmniejszego znaczenia (Hbr 12. 14; Mt 5. 8). Pismo mówi: ,,(...) niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą. Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą” (1 Kor 6. 9–10). ,,Na zewnątrz są psy i czarownicy, i wszetecznicy, i zabójcy, i bałwochwalcy, i wszyscy, którzy miłują kłamstwo i czynią je” (Ap 22. 15; por. Ga 5. 19–21; 2 Tm 3. 2–5). Kto więc według Biblii wejdzie do Królestwa Bożego? ,,Ten, kto żyje nienagannie i pełni to, co prawe, i mówi prawdę w sercu swoim. Nie obmawia językiem swoim, nie czyni zła bliźniemu swemu ani nie znieważa sąsiada swego. Sam czuje się wzgardzony i niegodny, a czci tych, co boją się Pana. Choćby złożył przysięgę na własną szkodę, nie zmieni jej. Pieniędzy swych nie pożycza na lichwę i nie daje się przekupić przeciw niewinnemu” (Ps 15. 2–5). Jezus powiedział: ,,Nie każdy, kto do mnie mówi: »Panie, Panie«, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni
wolę Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 7. 21). W Królestwie Bożym nie będzie też miejsca dla tych, którzy przez całe wieki prześladowali tzw. innowierców. Przypomnijmy, że jeszcze papież Pius XII pochwalał działalność zbrodniczej inkwizycji. W przemówieniu wygłoszonym w 1946 r. do członków Kongregacji Doktryny Wiary – spadkobierczyni inkwizycji – powiedział, że ,,surowość procedury Najwyższej Świętej Kongregacji Świętego Oficjum jest chciana przez świętość dóbr, które ma obowiązek bronić oraz przez wagę przestępstw, które ma sądzić”, a ,,Pan Bóg patrzy na Święte Oficjum z upodobaniem” (Atti e discorsi di Pio XII, t. 8, s. 370–371). Czy wypowiedź ta jest zgodna z nakazem i Duchem Chrystusa, aby miłować nawet nieprzyjaciół (Mt 5. 44)? Przeciwnie! Po długich kompromitujących dziejach inkwizycji słowa te są największym bluźnierstwem i potwierdzeniem przelania ,,krwi męczenników Jezusowych” (Ap 17. 6) oraz wypełnieniem zapowiedzi Chrystusa: ,,Wyłączać was będą z synagog, więcej, nadchodzi godzina, gdy każdy, kto was zabije, będzie mniemał, że spełnia służbę Bogu” (J 16. 2). Wskazują na głównego inspiratora zbrodni, ,,węża starodawnego, zwanego diabłem i szatanem, który zwodzi cały świat” (Ap 12. 9; por. J 8. 44). Stąd pytanie Jezusa: ,,Węże! Plemię żmijowe! Jakże będziecie mogli ujść przed sądem ognia piekielnego?” (Mt 23. 33). Bóg jest nierychliwy, ale sprawiedliwy. Nie można Go oszukać, przekupić ani zadowolić
Mądrość życia Exchange został zwolniony warunkowo z więzienia Sing-Sing. Członek gabinetu prezydenckiego został w drodze wyjątku zwolniony z więzienia, by mógł umrzeć we własnym domu. Największy bogacz z Wall Street popełnił samobójstwo. Dyrektor największej loterii na świecie także odebrał sobie życie. Wszyscy ci ludzie nauczyli się, jak zarobić dużo pieniędzy, ale żaden nie nauczył się, jak żyć” – napisał amerykański dziennikarz. Każde pokolenie musi uczyć się tego od nowa. Młodzi ludzie często mierzą sukces w kategoriach materializmu i podporządkowują swoje życie dążeniu do bogactwa. I równie często, gdy jest już za późno, by zmienić kierunek życia, odkrywają, że wcale nie nauczyli się żyć. Jezus dał znakomitą radę, jak żyć, kiedy mówił o gromadzeniu bogactw w niebie, bogactw niezniszczalnych w przeciwieństwie do ulotnego majątku doczesnego. „Gdzie jest skarb twój – tam będzie i serce twoje” – nauczał
prostej psychologicznej prawdy. Przypominał, że tu „podkopują i kradną”, że wszystko ulega zniszczeniu. Konta w banku, wille, samochody, biżuteria, udane inwestycje, transakcje – cenne w tym wymiarze, a jednak tak łatwo można je stracić. Śmierć, choroba, załamanie gospodarcze, krach na giełdzie, dewaluacja, katastrofy naturalne – to owi złodzieje z przypowieści, którzy „podkopują i kradną”. Jezus nauczał, że człowiekowi trudno jest pogodzić sferę materialną i duchową. Powodzenie w jednej sferze będzie powodowało jej dominację nad drugą. Ba, nie da się pogodzić uwielbienia bogactwa z uwielbieniem Boga, „gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi”. Kiedy do głosu dochodzi chciwość, giną wyższe cele. Dlaczego? Bo niewolnik pieniędzy jest egoistą. Każdą decyzję w życiu podejmuje w sposób egocentryczny.
pustą religijnością. Mówi: ,,Nienawidzę waszych świąt, gardzę nimi, i nie podobają mi się wasze uroczystości świąteczne” (Am 5. 21). Czego więc oczekuje od nas? Przede wszystkim Bóg oczekuje nawrócenia. ,,Odwróćcie się od swych grzechów do Boga” (Mt 3. 2; 4. 17; przekład NT według Davida H. Sterna). Tak brzmiało wezwanie Jana Chrzciciela, Jezusa, apostołów, a wcześniej proroków (Iz 1. 18–19; 55. 6–7). Porzucenie grzechów to podstawowy warunek społeczności z Bogiem (1 J 1. 7– 9; Iz 59. 2; Prz 28. 13). Bez pierwszego kroku nie można pójść dalej. Po drugie, nie wystarczy tylko zerwać z grzechem, z tradycją i sprzecznymi z Biblią dogmatami, ale należy również zerwać z każdym kościołem lub wyznaniem, które głosi odstępstwo od Biblii, szczególnie od przykazań Dekalogu lub uznaje dodatkowe źródło wiary poza Biblią. W tym względzie należy naśladować tylko Jezusa, który powiedział: ,,Zostawcie ich! Ślepi są przewodnikami ślepych, a jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną” (Mt 15. 14 por. Ap 18. 4). I wreszcie, zawsze należy pamiętać o potencjalnym zagrożeniu płynącym ze strony błędnych interpretacji i fałszywych doktryn. Jezus powiedział: ,,Miejcie się na baczności i strzeżcie się kwasu faryzeuszów i saduceuszów” (Mt 16. 6), czyli ich pokrętnej nauki (w. 12). W dobie ekumenizmu ostrzeżenie to na nowo przybiera na znaczeniu. Dlatego warto samemu badać Pisma, aby wiedzieć, gdzie leży prawda (Dz 17. 11). To również najlepszy sposób rozwiania wszelkich wątpliwości, pod warunkiem że chcemy pełnić wolę Boga (J 7. 17). Do nas należy wybór, czy będziemy słuchać i naśladować żądnych chwały, przywilejów i zaszczytów współczesnych faryzeuszy, czy Tego, który powiedział: ,,Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (J 14. 6). Wybierzmy dobrze! BOLESŁAW PARMA
Pewien człowiek z problemem odwiedził kiedyś słynnego angielskiego kaznodzieję. Pastor wiedział, że tym, co wierny cenił najwyżej, były pieniądze. Wiedział, że od nich zaczynają się wszystkie problemy tego mężczyzny. Otworzył więc Biblię i wskazał słowo „Bóg”. „Czy widzisz to słowo?” – zapytał. Następnie wyjął monetę z kieszeni i zakrył nią słowo. „Czy widzisz je teraz?”. Niewolnicy pieniędzy nie mogą dostrzec Boga. Doszedł do tego pewien umierający bogacz. Kazał się pochować w trumnie z wyciętymi po bokach otworami, przez które polecił wyjąć swoje dłonie. Długo zastanawiano się nad jego kaprysem, ale nikt nie ośmielił się o nic pytać. Starzec więc sam wyjaśnił, widząc konsternację najbliższych: „Chcę, by wszyscy widzieli, że bogactwo nic mi nie dało, że mam puste ręce, że nic nie mogę stąd zabrać, że nie warto było za tym gonić i marnować życie”. Bóg nie chce uczynić cię ubogim. Ale chce cię uratować – na zawsze. Czy jesteś pewien, że bogactwo lub samo dążenie do niego za wszelką cenę nie zasłoni ci Boga? PaS
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r. (2 Krl 19. 35). Innym razem, gdy Jahwe rozeźlił się z powodu grzechu Dawida, zesłał na lud Izraela zarazę, która uśmierciła 70 tys. mężów (2 Sam 24. 15). To tylko niektóre z wielu podobnych „przedsięwzięć” wojowniczego boga semickiego plemienia Habiru. Czy można się dziwić, że mając takiego prawodawcę, Biblia domaga się kary śmierci dla wielu rzeczywistych i urojonych przestępstw? We-
NIEŚWIĘTE PISMO
Nie zabijaj? wierzchni ziemi, począwszy od człowieka aż do bydła, aż do płazów i ptactwa niebios (…) Pozostał tylko Noe i to, co z nim było w arce” (Rodz 7. 23). Niektórzy liczbę zabitych szacują w setkach tysięcy, inni w milionach. Jakiś czas później Jahwe spuścił deszcz siarki i ognia na Sodomę i Gomorę, zabijając nieokreśloną liczbę ludzi, a przy okazji żonę Lota, która „stała się słupem soli” (Rodz 19. 24–26). Na uwagę zasługują również inne Boże masakry, np. śmierć pierworodnych w Egipcie „od pierworodnego syna faraona (…) aż po wszelkie pierworodne bydła”, utopienie armii faraona, wytracenie ponad 600 tys. uwolnionych najpierw z niewoli egipskiej Izraelitów, „których ciała legły na pustyni”, bo taka była wola Pana: „Żaden z tych mężów, którzy (…) widzieli moje znaki, jakich dokonałem w Egipcie (…) nie zobaczy ziemi, którą przysiągłem ich ojcom” – Lb 14. 22 nn.; Hbr 3. 17), czy pozbawienie życia – w ciągu jednej nocy – 185 tys. wojowników asyryjskich oblegających Jerozolimę
I
dług A. Untermana, wykładowcy w Akademii Studiów Żydowskich w Jerozolimie i kierownika synagogi Jeszurun w Gatley (autor „Encyklopedii tradycji i legend żydowskich”), „w Biblii wymienia się cztery sposoby wykonywania kary śmierci: kamienowanie (zepchnięcie ze skały), spalenie (wlewanie roztopionego ołowiu do gardła), ścinanie głowy (mieczem) oraz uduszenie (za pomocą szarfy zaciśniętej na szyi)”. Do grzechów pociągających za sobą te formy pozbawienia życia należały: zabójstwo (swojego, tj. Żyda, nie goja!), bluźnierstwo, bałwochwalstwo, cudzołóstwo, kazirodztwo, bestialstwo, uprawianie czarów,
m pewniej Benedykt XVI rozsiada się na tronie, tym wyraźniej widać, że spod ludzkich gestów i dobrotli wych min papieża wyłazi stary inkwizytor Ratzinger. Niewiele w kraju analizowano przypadek poznańskiego szpitala, któremu Watykan odmówił zgody na przyjęcie imienia Jana Pawła II. Oczywiście pomysł ubiegania się o takie „wyróżnienie” publicznej placówki służby zdrowia jest nie tylko sprzeczny z zasadami konstytucyjnego rozdziału Kościoła od państwa, ale przede wszystkim – żałosny. Wiadomo powszechnie, że zmarły papież przysłużył się zakazem używania prezerwatyw do rozwoju epidemii HIV/AIDS, więc kreowanie go na patrona chorych jest niesmaczne, jeśli nie bezczelne. Ale nie o tym chcę pisać. Arcybiskup Kowalczyk, uzasadniając odmowę, napisał: „Nawet jeżeli szpital w chwili obecnej zasługuje na to, aby spełnić prośbę, to nikt nie jest w stanie zagwarantować, że w przyszłości nie będzie podejmował działań kontrowersyjnych z punktu widzenia etyki katolickiej”. To doprawdy niesamowita logika! A któż Kowalczykowi zagwarantuje, że przy jednej z tysiąca ulic Jana Pawła II w Polsce nie uprawia się pozamałżeńskiego seksu, na dodatek w prezerwatywie, albo że w jednej z trzech setek szkół naznaczonych tymi świętymi imionami nieletni nie onanizują się i nie palą w toaletach papierosów. I co? Jeśli udowodni to odpowiednia komisja kontrolna Kościoła, zaszczytne imię zmarłego dyktatora Watykanu zostanie usunięte?! Z zasygnalizowanej w wypowiedzi Kowalczyka procedury wynika, że państwowy
złamanie szabatu, uderzenie własnych rodziców lub choćby buntowanie się przeciwko nim. Prawo nakazywało także słuchać i z respektem traktować kapłanów, bo w przeciwnym razie człowiekowi groziła kara śmierci (Pwt 17. 12). Biblijnych jurystów szczególnie interesowała – w obrębie klanu czy plemienia, które reprezentowali – problematyka seksualna. W drobiazgowy sposób ustalono, komu i z kim wolno (lub nie wolno) utrzymywać stosunki seksualne. Naruszenie tego zakazu karano śmiercią; bez wyjątku – tu nie było litości (Kpł 20.11 – 14). Mało tego – w wielu wypadkach żądano kary śmierci nie tylko dla przestępcy, ale również dla ofiary. Gdy mężczyzna napadł w mieście i zmusił do seksu zamężną kobietę, a ona nie krzyczała zbyt głośno i – zdaniem obserwatorów – nie broniła się zbyt przekonująco, to oboje byli natychmiast kamienowani (Pwt 22. 23 nn.). Wbrew temu, co niektórzy sądzą, izraelickie przykazanie: „Nie będziesz zabijał” pierwotnie w ogóle ludzkiego życia nie chroniło. Żydzi ustanowili je i odnosili wyłącznie do własnej społeczności, z myślą o ochronie przed anarchią i rozpadem własnego plemienia. Dopiero z czasem przykazanie to odniesiono do wszystkich ludów i narodów. ARTUR CECUŁA
szpital, który chce nosić papieskie imiona, winien kierować się etyką katolicką, co znaczy, że w takiej placówce obowiązują nie tylko polskie prawa, ale również prawo kanoniczne. Naturalnie to ostatnie jest ważniejsze i takie szpitale im. Jana Pawła II w Wadowicach czy Nowym Sączu już zdeklarowały, że u nich nie będzie przerwana żadna ciąża, nawet ta z brutalnego gwałtu. I nie przerywają, choć prawo polskie im to nakazuje! Watykan najwyraźniej zaostrza kurs, zamyka się jeszcze bardziej w jaskini ortodoksji. Bo skoro do niedawna papież w swojej skromności pozwalał szpitalom na noszenie jego imienia, to obecnie obłęd poszedł znacznie dalej. Kościół zaczyna traktować służbę zdrowia jako dziedzinę z natury rzeczy podejrzaną, groźną i niebezpieczną „dla etyki”. Na podobnej zasadzie wtrąca się do sądownictwa, nakazując sędziom nieorzekanie rozwodów. Wszystkie odbicia kleru są mniej lub bardziej powiązane ze związkiem mężczyzny i kobiety oraz z samym seksem (antykoncepcja, zapłodnienie in vitro), który dla smutnych panów w koloratkach jest gorszy od pola minowego, na którym czyha śmierć, a co najmniej kalectwo. Jakie będą kolejne sfery podejrzane dla Kościoła? Sztuka? Nauka? Wszystko jest możliwe. Z punktu widzenia laicyzacji ten strach Kościoła przed współczesnością jest bardzo wskazany, bo izoluje go od świata i przyśpiesza osłabienie, a w końcu zgon instytucji coraz bardziej dziwacznej i sklerotycznej. I szkodliwej! MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Zaostrzanie kursu
21
Rozmowa z profesor Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Na lewej stronie sceny politycznej powstał dosyć zaskakujący sojusz Socjaldemokracji Marka Borowskiego, Unii Pracy i Partii Zielonych 2004. Ten związek zaskakuje z powodu obecności w nim Zielonych, którzy zawsze dąsali się na tak zwanych postkomunistów i okazywali im moralną wyższość. – Dotyka Pan wyjątkowo nieprzyjemnych dla mnie spraw. Jakiś czas temu któryś z przedstawicieli Zielonych zaatakował mnie za przynależność do SLD. Przypominam, że wystąpiłam w grudniu 2004 r. Zresztą rozmawialiśmy o tym, dlaczego podjęłam tę decyzję. Kiedy chciano mnie gdzieś zaprosić, lecz jakiś wpływowy członek tej partii protestował. Nie mogę wyjść ze zdumienia, że to środowisko, które demonstrowało tak
Fot. Krzysztof Krakowiak
S
zóste przykazanie biblijnego Dekalogu brzmi jasno i wy raźnie: „Nie będziesz zabijał”. Paradoksalnie, ten sam prawodaw ca – ponoć był nim Jahwe – doma gał się na kartach ST egzekwowa nia kary śmierci i sam ją stosował. Czytając ST, trudno jest oszacować, ilu ludzi zginęło z ręki biblijnego Boga. Długą listę otwierają ofiary potopu, podczas którego „zgładził Bóg wszystkie istoty, które były na po-
SZKIEŁKO I OKO
wielkiej powodzi. Na dodatek jako minister spraw zagranicznych odpowiada za pogorszenie naszych stosunków ze wschodnimi i zachodnimi sąsiadami. Do tego wszystkiego jest zwolennikiem liberalizmu ekonomicznego, a jako marszałek Sejmu zatrzymuje ustawy o charakterze lewicowym. I wreszcie – ku osłupieniu całej Unii – zażarcie bronił chrześcijańskich wartości w konstytucji europejskiej. Jeżeli on jest wymarzonym przedstawicielem lewicy w wyborach, to znaczy, że sytuacja jest zatrważająca. – Ciekawe, że wielu prawicowych polityków bardzo cierpi z powodu dąsów Cimoszewicza.
OKIEM HUMANISTY (134)
Znaczone karty ostrą niechęć do SLD, teraz zawiera sojusz z partią Borowskiego. – Ale partia Borowskiego też demonstruje moralną wyższość, odcina się od związków z SLD i PZPR. Może są siebie warci... – Tego właśnie nie potrafię zrozumieć. Jak to jest możliwe, że prominentni działacze SLD, którzy teraz są w SdPl, mogą udawać, że nie podejmowali pewnych decyzji, choć je podjęli, że o niczym nie wiedzieli, że nie są współwinni katastrofy lewicy! To jest podwójnie niesmaczne – po pierwsze, oni też ponoszą współodpowiedzialność za to, co się stało, a udają niewinnych. A po drugie, bo czują się lepsi niż SLD, a przecież rozbili partię, więc osłabili lewicę. To nie był spór ideowy. I z tego rodzaju partią niby radykalni i bezkompromisowi Zieloni zawarli sojusz! – Hitem ostatnich dni jest kandydatura marszałka Włodzimierza Cimoszewicza. Ciągle ktoś namawia go, błaga i prosi o kandydowanie w wyborach prezydenckich, a on się broni, twierdzi, że nie chce, ale być może będzie musiał... To wygląda, jak jakaś marna komedia. – Przypominają mi się słowa jednego z niemieckich filozofów XX w., który twierdził, że większość społeczeństwa nie myśli racjonalnie, że kieruje się mitami. Przecież Cimoszewicz był członkiem rządu Leszka Millera i jest odpowiedzialny za odejście od lewicowości. Ponadto zraził sobie społeczeństwo 8 lat temu butnymi wypowiedziami podczas
– Właśnie. Wiadomo mi, że jego niezdecydowanie szczerze martwi niejednego parlamentarzystę prawicy. I tu powstaje pytanie, na które nie znam odpowiedzi. Dlaczego zdaniem SLD jest to najlepszy kandydat? Wszak wielu dawnych działaczy tej partii, ludzi o szerokich horyzontach, nie jest zamieszanych w powiązania biznesowe i – co więcej – można by znaleźć kandydatów jednoznacznie lewicowych. – Przed wyborami wiele osób jest zagubionych, nie wie, na kogo głosować. To uczucie doskwiera zwłaszcza osobom o poglądach prospołecznych i wolnościowych, czyli lewicowych. – Zrobił się wyjątkowo duży zamęt. Rozczarowanie wiąże się z Unią Lewicy. Nie wiadomo jeszcze, jak w wyborach zachowa się PPS. Wracając do Unii Lewicy – miała to być jednoznacznie lewicowa partia. Na jej kongresie założycielskim przewodnicząca ostro gromiła SLD. Partia deklarowała, że jestem jej kandydatem na urząd prezydenta. I oto słyszę, że chcą iść do wyborów razem z SLD i popierają Cimoszewicza. Co z ideowością? Co z dotrzymaniem danego słowa? – Czy jest możliwość wspólnego startu jakichś lewicowych środowisk? – Wiele zależy od decyzji, jaką podejmie partia RACJA. Wiem, że po odejściu części osób do UL jest ona w trudnej sytuacji, ale mam nadzieję, że się odrodzi i nie zawiedzie swoich wyborców. Rozmawiał ADAM CIOCH
22
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA APP RACJA Będzin – trzeci poniedziałek każdego m-ca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; Białystok – zarząd wojewódzki, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309 (DH „Koral”), dyżury: pn.–cz. w godz. 16–18; Busko Zdrój – Kamil Oliwkiewicz, 600 121 793; Cieszyn – każda trzecia środa m-ca, godz. 16, siedziba OSP Cieszyn-Bobrek, ul. Spawowa 20; Bogdan Starski, tel. 661 210 589; Dolny Śląsk – Jerzy Dereń 506 820 268; (71) 392 02 02; mail:
[email protected]; Elbląg – kontakt: 601 391 586; Gdańsk – 9.07, godz. 10, zebranie wojewódzkie członków i sympatyków APPR, Dom Nauczyciela, ul. Uphagena 26; tel. 601 258 016 lub 602 125 180; Gdynia – 3.07, godz. 12, ul. Władysława IV, restauracja „Arkadia”; Gorzów Wlkp. – Czesława Król, 889 054 353; Gubin – Mirosław Sączawa, 600 872 683; Jelenia Góra – 9.07, ul. 1 Maja 67 (siedziba Unii Pracy); kontakt: 603 074 317;
[email protected]; Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy czwartek, godz. 16–18, ul. Rybacka 8; tel. 505 155 172; Legnica – kontakt: Krzysztof Lickiewicz, tel. 854 86 55; tel. kom. 607 375 631; Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, (68) 388 76 20; Olsztyn – 2.07, godz. 12 – zapraszamy wszystkich członków i sympatyków APP RACJA na zebranie w Osiedlowym Domu Kultury przy ul. Profesorskiej 15. Koordynatorzy na województwo opolskie: Opole – Stanisław Pokrywka, 696 667 317; Brzeg – Zenon Makuszyński, (77) 411 29 83; Kluczbork – Dariusz Sitarz, (77) 414 20 47;
Nysa – Andrzej Piela, (77) 435 79 40; Niemodlin – Bogdan Kozak, 694 512 707; Myszków – osoby chcące budować struktury proszone są o kontakt: Daniel Ptaszek, 508 369 233;
[email protected]; Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Frejlich, 506 516 850; Poręba – organizacja nowego koła, Daniel Ptaszek, 508 369 233; Rzeszów – spotkania w drugi i ostatni poniedziałek miesiąca, godz. 16–18, Klub Bonanza, ul. Słowackiego 10A, tel. 606 870 540, (17) 856 19 14; Strzelin – Roman Szwarc, tel. (71) 394 90 12; Świętokrzyskie – potrzebni są chętni koordynatorzy do zakładania struktur APPR w powiatach: Końskie, Opatów, Kazimierza Wielka, Jędrzejów. Chętnych prosimy o kontakt – nr tel. 609 483 480; Tarnowskie Góry – Bożena Wrona, 603 068 881; Bogdan Kucharski (32) 384 91 77; Wałcz – zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 14; Józef Ciach, tel. 506 413 559; Warszawa – każdy czwartek, godz. 18–19, kawiarnia Dialog Cafe przy ul. Puławskiej 143 (obok stacji metra Wilanowska) – dyżury działaczy APPR; Mirosława Zając, 502 362 404; 228 47 09; Wielkopolska – kontakt: Zbigniew Górski tel. 601 735 455; Małgorzata Baraniak-Lekki 601 738 530;
[email protected]; Zawiercie – zebrania w każdy pierwszy wtorek miesiąca; Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233; Zielona Góra – Bronisław Ochota, 602 475 228; Żary – Andrzej Sarnowski 507 150 177.
Uchwała Kongresu APPR w sprawie udziału partii w wyborach parlamentarnych Kongres Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA uważa, że partia powinna czynnie zaangażować się w wybory do Sejmu i Senatu RP planowane na 25 września bieżącego roku. W związku z tym Delegaci na Walny Kongres upoważniają Zarząd Krajowy do podjęcia wszystkich niezbędnych, organizacyjnych i prawnych działań związanych z przygotowaniem Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA do udziału w wyborach do Sejmu i Senatu RP. W ostatnim okresie, w obliczu zagrożenia dominacją sił skrajnej prawicy, prowadzone są intensywne działania integrujące lewicowe ugrupowania polityczne. Nie możemy pozostać obojętni wobec tych przedsięwzięć. Delegaci na Walny Kongres uznają za zasadne i konieczne podjęcie lub kontynuację rozmów mających na względzie zawarcie porozumienia wyborczego z innymi partiami lub lewicowymi organizacjami społecznymi, które do nawiązania takiej współpracy wyborczej z Antyklerykalną Partią Postępu RACJA są gotowe. Delegaci na Walny Kongres uważają, że zachodzące w ostatnim okresie pozytywne zmiany w Sojuszu Lewicy Demokratycznej są dobrym prognostykiem w kontekście inicjatywy nawiązania porozumienia wyborczego między partiami. Kongres mimo bardzo krytycznej oceny przeszłych dokonań SLD, szczególnie w sferze realizowanej przez tę partię polityki światopoglądowej w państwie, uznaje za zasadne podjęcie z SLD rozmów, które mogą stworzyć płaszczyznę nawiązania korzystnego dla obydwu partii porozumienia wyborczego. Delegaci na Walny Kongres podkreślają, iż kierownictwo partii, zawierając jakiekolwiek porozumienie wyborcze, ma zapewnić polityczny interes Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA i stworzyć warunki do realizacji podstawowych elementów programu partii. Delegaci
Zaproszenie Antyklerykalna Partia Postępu RACJA ma zaszczyt zaprosić na spotkanie z kandydatką do Pokojowej Nagrody Nobla oraz na Urząd Prezydenta RP, senator prof. zw. dr hab. Marią Szyszkowską (12. 07. 2005 r. w barze „Smaczek” w Siedlcach przy ul. Kazimierzowskiej 7) Przewodniczący APPR Siedlce, Marian Kozak
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
PiSk PO wyroku PiSk kaczy coraz cieńszy. Prawicowe nieszczęścia chodzą parami. Nie tylko bliźniaczymi. 24 czerwca br. Sąd Rejonowy w Warszawie w imieniu okrągłostołowego pomiotu skazał Lecha K. za zniesławienie M. Wachowskiego. Ośmielił się orzec, że Kaczyńskiemu nie wolno pomawiać ludzi. Bezczelność wymiaru wywołała u skazanego szok. Dla odreagowania przejechał się po sądzie. Wtórował mu Ziobro. Też podobno prawnik. Niedawno zarzucali Oleksemu niedopuszczalne komentowanie wyroku. Im wolno. Wszystko. Są jedną nogą w wyśnionej IV RP. Państwie demokracji totalitarnej. Oazie dla wybranych. W konstytucji zapiszą dozgonną miłość do ptactwa wodnego i całoroczny okres ochronny. Przed policją, prokuraturą i sądami. Jak obejmą nim Donalda, ikonę amerykańskiej popkultury, pogodzą się z PO. Z błogosławieństwem nowego wielkiego brata, PO-PiS stanie ponad prawem. Reszcie parlamentu odbiorą immunitety. Sami nietykalni, będą bezkarnie szkalować wszystkich. Na razie są niedotykalni. Szyki może popsuć Cimoszewicz. Pod warunkiem że objawiona chęć kandydowania nie odbierze mu 28 proc. zwolenników. Według prawicy to podwójna bezczelność. Raz, że ma aż tyle; dwa, że to podano do wiadomości. W IV RP instytucje badające opinię publiczną będą podlegały bezpośrednio państwu... Kaczyńskim. Prawdziwe wyniki badań będą ujawniane tylko poszkodowanym. Przez brak miłości respondentów. Pod tym względem zgoda z PO jest możliwa. Każdy chce być obdarzany miłością
i publicznie ogłaszać, że jest. Oczywiście tylko miłością polityczną. Z inną są kłopoty. Najboleśniej doświadczył tego Pawlak. Nie wiadomo, czy bycie polskim Clintonem przysporzy mu poparcia. Na razie przysporzyło popularności. Niestety, nie takiej, o jaką chodzi dołującemu PSL. Gdyby używał cygar, miałby za sobą choć plantatorów tytoniu. Tak czy siak w sferze ideolo prawica się dogada. Żłób kształtuje światopogląd. Paryż wart mszy, warta i Warszawa. Gorzej będzie z koalicją programową w sferze społeczno-gospodarczej. Program PiS jest do szpiku kości populistyczny. Zajmuje 216 kB. Długo i nudno. Koncepcja nowego ładu gospodarczego, likwidacji sfer zapaści cywilizacyjnej, a zwłaszcza polityki społecznej jest dla liberalnej PO niestrawna. W jej szeregach nie ma nędzarzy wymagających pomocy jak – nie przymierzając – Kaczyńscy. Jarosław, przy zarobkach przekraczających 140 tys. zł rocznie, jest bezdomny, niezmotoryzowany i bez pieniędzy. Ma 18 tys. zł oszczędności. O 10 tys. zł więcej niż w 2001 roku. Pochodzą z zaciągniętego cztery lata temu i wciąż niespłaconego kredytu. Nie lepiej gospodarzy Lech. I w Warszawie, i w domu. Nie stać biedaka na zapłacenie 10 tys. zł kary, bo to prawie wszystkie oszczędności jego i jego żony. Muszą je zostawić na czarną godzinę. Oby dla niego nadeszła! Pochówek polityczny jest nawet droższy. Słaba pociecha, że Wachowski przyniesie kwiaty. Kaczyńskich i Platformę łączy wirtualność. Bracia mają wirtualne pieniądze, a PO – program. Tak wirtualny jak świat, w którym żyją jej
liderzy. Pomimo to próżno go szukać w Internecie. Podobno był w profesorskiej głowie Gilowskiej. Nie wyskoczył z niej jak Atena, bo Zeusa Zyta przypominała tylko z rzucania gromów. Na gospodarcze koncepcje lewicy. Za politycznego życia nie dała go sobie wyjąć. Wolała salwować się ucieczką. Na Platformie zostały jakieś strzępy. Wewnętrznie sprzeczne. Ekonomiści z „Nowego Życia Gospodarczego” nazwali je prostackim brudnopisem do założeń brudnopisu. Recenzja trafna, krótka, treściwa. Przypomina inną, sprzed lat, choć akurat krzywdzącą: Putrament, szkoda atrament. Odniesień do przeszłości jest więcej. Obie partie tkwią mentalnie w PRL. Nie mogą się uwolnić od słusznie minionego okresu, choć innym go wyrzucają. Żyją w nim i dzięki niemu. Kochają przeszłość. Dalszą i bliższą. Wiosna Polaków miała być Wiosną Ludów. Nadeszło lato. Cimoszewicza. Czyja będzie jesień? Platforma ma nadzieję, że jej. Szykuje się ostro. Z powojennego referendum 3 razy tak zostawiła likwidację Senatu. Coś tam dodała i wystartowała z 4 razy tak. Ciekawe, gdzie w razie czego wybudują Nową Hutę... Liderzy PO, zauroczeni algebrą, mają jeszcze 2 razy nie i 3 razy 15. 9 milionów najbiedniejszych Polaków ma stracić sporo grosza. Żeby Polska rosła w siłę, a bogaci żyli dostatniej. Przy likwidacji kwoty wolnej i odliczeń dla zarabiającego 1500 zł 15 proc. oznacza wzrost podatku o 20 proc. Jako rekompensatę dostaną teczki. Z IPN. KULawe pomysły. Jak damy więcej na KUL, będą następne. JOANNA SENYSZYN
Kongres APP RACJA W sobotę 25 czerwca odbył się duży, dwuczęściowy Kongres Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA. W sali siedziby SLD przy ul. Rozbrat zebrało się ponad 200 osób, w tym zaproszeni goście, wśród których byli m.in.: były premier Mieczysław Rakowski, kandydatka na urząd Prezydenta RP i do Pokojowej Nagrody Nobla senator Maria Szyszkowska, wiceprzewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej Artur Hebda, redaktor naczelny tygodnika „Fakty i Mity” Roman Kotliński, prezes stowarzyszenia Neutrum Czesław Janik oraz przedstawiciele Federacji Młodych Socjaldemokratów, Nowej Lewicy i Platformy Socjalistycznej SLD. Kongres miał przede wszystkim za zadanie przyjęcie strategii wyborczej partii wobec zbliżających się wyborów parlamentarnych i prezydenckich, wybór nowego przewodniczącego oraz uzupełnienie organów statutowych. Delegaci jednomyślnie zdecydowali, że APP RACJA poprze kandydaturę prof. Marii Szyszkowskiej jako kandydatki na urząd Prezydenta RP i do Pokojowej Nagrody Nobla. W kwestii wyborów parlamentarnych delegaci przyjęli uchwałę upoważniającą władze partii do rozmów z innymi lewicowymi organizacjami, których celem miałby być wspólny start z jednej listy. W rozmowie z dziennikarką PAP wiceprzewodniczący partii Tomasz Sroka powiedział, że APP RACJA rozważa możliwość wystawienia kandydatur swoich działaczy na wspólnych listach z Sojuszem Lewicy Demokratycznej. Jednym z głównych punktów obrad były wybory nowego przewodniczącego. W minionym miesiącu funkcję tę tymczasowo pełnił Tomasz Sroka, wybrany przez Radę Krajową. Nowym liderem partii został Jan Barański, dotychczasowy sekretarz generalny. Drugim kandydatem był Jerzy Borowy, członek APP RACJA z Mazowsza. Poza kwestiami wyborczymi Kongres uzupełnił skład Rady Krajowej, Sądu Partyjnego i Komisji Rewizyjnej, rozpatrzył kwestie organizacyjne oraz przyjął stanowiska polityczne. Wśród nich: krytykujące plany wprowadzenia podatku liniowego, postulujące reorganizację systemu pomocy społecznej oraz potępiające niedawne próby rozbicia partii. Ponadto delegaci upoważnili nowe kierownictwo partii do szczegółowego rozliczenia byłych władz i ewentualne wyciągnięcie, w uzasadnionych przypadkach, konsekwencji prawnych. Daniel Ptaszek, Biuro Prasowe APP RACJA
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r. ystarczyły dwa, trzy dni upałów, a oni już wypełzli ze swoich przegrzanych mieszkań, zrzucili kufajki i onuce i dalejże epatować przedwczorajszą wonią „prawdziwego mężczyzny”. Nie dorobiłam się jeszcze własnego automobilu, wobec tego jestem skazana na komunikację miejską. Tak sobie myślę, że dawniej, kiedy jeszcze nie było klimatyzacji, konne tramwaje przynajmniej nie posiadały szyb. Ludzie co prawda z zasady myli się wówczas rzadziej i mniej dokładnie, bo rodzina odmaczała członki w jednej balii raz na tydzień, podług starszeństwa. Wody nie wymieniano, gdyż grzechem byłoby przypuścić, że jest brudna po prababci, mamie, tacie, a grzanie też kosztowało. Ale przynajmniej w tramwaju można było liczyć na jakiś przewiew. Teraz mamy nowoczesne, niskopodłogowe autobusy z zabitymi zazwyczaj na głucho okienkami.
W
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
PLOTKOWISKO
Uwaga, bioterroryści! Powrót z centrum miasta na podmiejskie peryferie zajmuje mi w godzinach szczytu pół godziny. Codziennie na tej trasie doświadczam niezapomnianych wrażeń zmysłowych. Wczoraj oszołomił mnie obłokiem feromonów przysadzisty pięćdziesięciolatek w rozciągniętej podkoszulce i z nagą niewiastą topornie wytatuowaną na włochatym ramieniu. Przylgnął do mnie brzusiem niczym neandertalczyk w tańcu godowym i najwyraźniej czekał, aż czar zadziała. I rzeczywiście zakręciło mi się w głowie, więc co prędzej przedostałam się w okolice kobitki, która dla odmiany odświeżająco ziała amolem i wodą kwiatową wyzierającą spod ostrego potu. Strach pomyśleć, że to dopiero początek sezonu...
Ze szczególnym przypadkiem bioterrorysty miałam też do czynienia w pociągu relacji Gdynia–Łódź. W Toruniu do przedziału, w którym było już pięć osób, dołączył urodziwy młodzian. Zdjął adidaski. W powietrzu zrobiło się żółto. – Panie, załóż pan te buty! Ja się tu duszę! – nie wytrzymała sąsiadka z prawej. – Czy pani zwariowała?! – obruszył się chłopczyna. – Ja tam nic nie czuję. Siebie pani powącha! Jednak wobec niespodziewanego ataku do głosu uczulonej na zjełczały ementaler pasażerki dołączyły się inne sprzeciwy. W końcu osaczony mężczyzna, wyzywając nas od kretynów, poszedł smrodzić gdzie indziej. W przedziale pojaśniało. Buenos Aires. MAŁGORZATA PIEKIELNICA
Humor
– Ech, życie... – mruczy poeta Wiesław. – Co tak wzdychasz? – pyta poeta Czesław. – Dusza chciałaby szampana z ananasem, a organizm potrzebuje wódki i ogórka. ¤¤¤ – Wiesz, koledzy w pracy podziwiali moją idealną figurę – mówi żona do męża. – Taa – mruczy mąż z nosem w gazecie. – A co mówili o kupie tłuszczu trzęsącej się na twoim tyłku? – Nic o tobie, kochanie, nie mówili! ¤¤¤ – Podczas seksu mój mąż ryczy jak lew. Głupio mi przed sąsiadami! – Prosiłaś go, żeby się powstrzymywał? Przecież to dorosły człowiek! – Tysiąc razy prosiłam! Ale on, jak tylko zastanie mnie z kimkolwiek w łóżku, nie może się opamiętać i... ryczy jak lew! ¤¤¤ Mały Jacek udał się z mamą do klasztoru kontemplacyjnego, aby odwiedzić ciotkę zakonnicę. Z lekkim strachem w oczach patrzy na ciotkę, patrzy na kraty w oknie, aż wreszcie nie wytrzymuje: – A co by się stało, mamo, gdyby ją tak wypuścić? ¤¤¤ Policjant rozwiązuje krzyżówkę. Zatrzymuje się przy haśle: „Największy ptak na trzy litery”. Chwilkę myśli, drapie się za uchem, po czym z dumą pisze: „MÓJ”. ¤¤¤ Ogłoszenie: Zaginął pitbull-terrier. Na znalazcę czeka królestwo niebieskie. ¤¤¤ Roman Giertych zdecydowanie zaprzecza, jakoby „Nasza szkapa” była jego autoryzowaną biografią. leodbiera te spaceru s era z n c e d d o a p się nie Mężczyzn ie, proszę jn zęo C k . o .. p ? S a ! Od dawn .. i. fon: – Halo le o k gdy z męroszę po o wtedy, lk wować, p ty to , ernatywraszam ozycje alt p sto? Przep A . k dta .? Tak, powego je żem, czy.. ? Nie, gru y oln a m n a ja ! Co y czy ... Nie, nie ne? Oraln ć a w yo w b ró zę dzę p – pros nak nie ra lko jedno y ry T tó ? k ć zi r, d e ora num gę pani p ga, bo ten lo o k e in g o brać się d myłka... ciła, to po rę k y w i n pa Przeprowadzono badani e opinii publicznej i tylko 15 proc. Indian uważało, że Stany Zjednoczone powinny wycofać się z Iraku. Pozostałe 85 proc. był o zdania, że powinny wycofać się z Amery ki.
Dżin z butelki?
Litery w wyróżnionych polach, czytane rzędami, utworzą rozwiązanie. POZIOMO: 1. W gazecie dzieli pionowo kolumnę; 7. Ślady zwierzyny; 8. Ludowy instrument muzyczny, tzw. mały bas; 9. Nogi zająca; 12. Rusztowanie do ścinania; 16. Poranna msza w adwencie; 17. Uroczysty pochód; 18. Z rodziny jednośladów; 19. Tajemne nauki judaizmu.
PIONOWO: 1. Święto w judaizmie; 2. Wypłata dla panienek; 3. Drzwi do krainy czarów; 4. Samochodowy, ale i grzybów; 5. Choroba Heinego-Medina; 6. Wywołują alergie; 10. Członek zakonu kontemplacyjnego pustelników; 11. Mielony; 13. Pieczenie w przełyku; 14. Grecka patera; 15. Przejazdu bądź przemarszu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 32,50 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 32,50 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2005 r. Cena 32,50 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 26 (278) 1 – 7 VII 2005 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Matka Światowida
ubiegłym tygodniu podowcipkowaliśmy ciut-ciut na temat języka czeskiego, więc teraz dla równowagi i gwoli sprawiedliwości przyjrzyjmy się rodzimej mowie. Otóż niektóre nasze słowa niekoniecznie znaczą to, co znaczą, a dokładniej – ich semantyka jest da-
W
przysiądzie się do nas znajomy, to jednym słowem możemy mu objaśnić, co mamy na talerzu, oraz określić obfite kształty naszej towarzyszki. Owo słowo to maszynka. Idźmy dalej: po co objaśniać koleżance efekty dźwiękowe oglądanego właśnie bardzo długiego horroru, skoro wystarczy, że powiemy mara-
Wtedy to jest grahamka. Koniec końców powinniśmy być jednak dobrej myśli i oczekiwać zaproszenia na seks, czyli terminu Honolulu. Ciekawy ten polski język, nieprawdaż? Gdy na przykład zobaczymy faceta o fizjonomii goryla z petem w zębach, możemy od razu powiedzieć: mapet i z czystym su-
Rozmówki polsko-ppolskie
Rys. Tomasz Kapuściński
Polaka katolika serce bolało, że na podkaliskim rozstaju dróg stoi posąg słowiańskiego Światowida. Przyozdobił więc pogaństwo Matką Boską Fot. Sebastian z Kalisza Żydowską, żeby było bardziej „po naszemu”...
leko bogatsza, niż nam się wydaje. Z drugiej strony można długie i skomplikowane pojęcia zastąpić znacznie krótszymi – znaczącymi dokładnie to samo, a nawet więcej. Oto garść przykładów: Zamiast mówić, że ktoś posiada kość, wystarczy powiedzieć magnat. W podobny sposób obuwie Haliny to nic innego jak halibuty, a niewielki Rosjanin to mikrusek. Może być też mały Niemiec, czyli mikroskop, a także połowa Niemca, czyli szkopuł. Jak już jesteśmy przy liliputach, to niewielka Turczynka jak raz nazywa się miniaturka. Co powiemy natomiast, jeśli nasz kumpel Arkadiusz ma sekretny romans ze swoją sekretarką? Powiemy, że to jest właśnie sekretarka. Gdy zaś mamy już dość chińskiego żarcia, zakrzykniemy w knajpie do kelnera: Paryż! Jeśli w tejże knajpie
ton. Ta sama koleżanka, jeśli wyczuje, iż smalimy do niej cholewki, ale nie jest pewna, czy stać nas na nią, powinna zapytać: Casanova? Powiedzmy, że naszej lubej na imię Celina i ma na nas takiego bata, że gdy brak nam aktualnie kasiory, a więc nici z seksu, to wówczas możemy zaszlochać: celibat. Cała nadzieja, że w końcu zapłacze i Celka, wówczas nasze wspólne łzy można określić mianem: parlament. Zawsze jednak możemy dojść do wniosku, że łzy naszej niedoszłej są krokodyle, zwłaszcza gdy małpa jednak połyka sliozy wraz z zażeraną właśnie bułką.
mieniem dodać show. Jeśli jest ich dwóch, to już parapet. Gdy jakiś dziadek ma kłopoty z piciem przez słomkę, to go zachęcamy: Stary Sącz. A jak się nazywa melina, w której naukowcy, np. fizycy, kupują ukradkiem alkohol? To oczywiście metafizyka. W tej samej poetyce dostawca gazu nazywa się gazda, a żebrak proszący o jałmużnę to panda. No i oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie ukąsili na koniec naszego ulubieńca Kaczora. W przyszłym Sejmie marszałek oddający głos jednemu z bliźniaków powinien powiedzieć tykwa i wszystko będzie jasne. MarS