KOŚCIÓŁ PRZEGRAŁ WYBORY ! Str. 25
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 28 (540) 15 LIPCA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
(...) Wiele myśli przemyślałem w ciszy, Wiele pieśni o sobie złożyłem. Na tej ziemi, co jęk zewsząd słyszy, Jam szczęśliwy po prostu, że żyłem. Że kobiece całowałem piersi, Gniotłem kwiaty i trawy w parowie, I że zwierząt, braci naszych mniejszych, Nigdy pałką nie biłem po głowie (...) Ktoś, kto może to powtórzyć za Sergiuszem Jesieninem, może też powiedzieć o sobie, że jest przyzwoitym człowiekiem. Niestety, nie wszystkich to dotyczy... ! Str. 8
5
! Str. 14-1
! Str. 6 ISSN 1509-460X
! Str. 22
2
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Dokładnie 600 lat temu Królestwo Polskie i Wielkie Księstwo Litewskie pokonały zbrojne ramię Kościoła rzymskokatolickiego pod Grunwaldem. 4 lipca 2010 to może jest jakiś znak... Ale my czekamy, żeby historia naprawdę się powtórzyła!!! Napieralski w liście do Komorowskiego: „Z optymizmem myślę o naszej współpracy (...). Prezentował Pan stanowisko zbieżne z postulatami, które głosi SLD”. Osoby zbliżone do kręgów PO i SLD twierdzą, że może to być zapowiedź koalicji po wyautowaniu wydmuszkowego PSL-u. Biorąc pod uwagę obecne poparcie dla obu ww. partii, byłaby to całkowita katastrofa PiS-u. Co jakoś nas nie martwi. „Zwycięstwo PO to sytuacja bez precedensu od roku 1989. Mamy po raz pierwszy w historii monopol jednej partii, a to jest groźne” – stwierdził dla ultrakatolickiej „Frondy” znany publicysta Michał Karnowski. Monopol jednej rodziny w latach 2005–2007 Karnowskiemu nie przeszkadzał ani trochę. „To koniec sagi Kaczyńskich” – napisała po ogłoszeniu wyborów włoska „La Stampa”. – „Już nigdy ich partia nie otrząśnie się z porażki”. O zamachu na Tu-154 i męczeńskiej śmierci prezydenta z PiS-u – ani słowa! Jan Pospieszalski – współautor skandalicznej agitki pt. „Solidarni 2010” – zapowiedział, że napisze książkę. O tym, jak jest w Polsce prześladowany za swoje poglądy. Ale czy ktoś go prześladuje? My tylko zachęcamy, żeby się leczył. Jadwiga „Wampir” Staniszkis oświadczyła, że moralnym zwycięzcą wyborów prezydenckich jest Jarosław Kaczyński. Co na to Państwowa Komisja Wyborcza? Czy zwycięstwo moralne nie jest aby wielokroć ważniejsze niż rzeczywiste? Coś niedobrego dzieje się w Rzeszowie. Niedobrego dla Kościoła katolickiego. Oto bastion polskiej zaściankowej religijności głosami radnych odmówił pozwolenia na postawienie kolejnej świątyni, bo – jak to uzasadnili rajcy – w mieście i tak jest już za dużo kościołów. Podobny afront nie spotkał rzeszowskich biskupów od czasów Gomułki. Co robić, aby w Warszawie 17 lipca nie odbyła się gejowska Europride? Gotową receptę ma na to Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi. Otóż trzeba odmawiać różaniec. Codziennie. Wówczas podobno albo homosiów szlag trafi, albo Waltz cofnie zgodę na manifestację. Tak można streścić ulotkę kolportowaną przez SKCh. Organista z Rabki usiłował podpalić kościół, bo ksiądz nie pozwolił mu grać na organach. Gość był kompletnie pijany. Zaznaczmy... organy nie były płciowe. Gdyby były, księżulo zapewne nie miałby nic przeciwko. W Płouszowicach rolnik przyjął Jarosława Kaczyńskiego. Obiad mu postawił, co pół Polski widziało w telewizorach. Ot, taki standardowy numer wyborczy. Nie do końca jednak, bo jak Kaczor zeżarł rosół, jak poklepał gospodarza, to temu ostatniemu raz dwa wyschły wiśnie w sadzie. Teraz niewdzięcznik nie chce o PiS-ie nawet słyszeć. No, chyba że dostanie odszkodowanie, o czym z kolei nie chce słyszeć PiS. Wieś Grabowno Wielkie i pobliska Bukowinka na Dolnym Śląsku nie cierpią księdza Sylwestra K., bo tenże nie dość, że sfałszował dokumenty dotyczące wycinki drzew, to jeszcze podczas kazania powiedział tambylcom, że pobliski szpital w Trzebnicy (słynny w Europie z przeszczepiania organów) może ich dzieciakom przyszyć nowe łby, bo te dotychczasowe są głupie. Zaraz musiał uciekać precz, bo ludzi diabli wzięli i zażądali jego głowy. Może do przeszczepu? Co polskie media katolickie („Nasz Dziennik”, „Niedziela” itp.) obchodzi Szwajcaria, dokładnie nie wiadomo, ale szlag je trafił na wieść, że w Genewie, Bernie i Zurychu można zamówić prezerwatywy na telefon. Się dzwoni, się czeka i się ma. „To cywilizacja śmierci” – napisała „Fronda”. Naszym zdaniem, to cywilizacja (po)życia. W chwili, gdy oddajemy ten numer „FiM” do druku, prymas Belgii jest przesłuchiwany przez policję. Nie wiadomo, czy nie zostanie aresztowany. Belgijskie organa ścigania są bowiem w posiadaniu ponad pięćdziesięciu dokumentów z podpisem Godfrieda Danneelsa, w których poleca on swoim podwładnym ukrywanie księży pedofilów. „Hosanna!” – zakrzyknęły katolickie media na wieść, że prezydentem Niemiec został Christian Wulff – bardzo katolicki polityk. Ale miny twardogłowym zrzedły już nazajutrz po elekcji, gdy głowa państwa oświadczyła, że celibat jest anachronizmem i jeśli Kościół z niego nie zrezygnuje, to popadnie w niebyt. Klerykałów całkiem dobił dzień kolejny, kiedy to media wyszperały, że Wulff jest rozwodnikiem żyjącym w konkubinacie. Unia Europejska odmówiła współpracy z jedną z najbardziej znanych organizacji chrześcijańskich w Rumunii, twierdząc, że Sojusz Rodzin Rumuńskich jest organizacją quasi-faszystowską i wstydem dla nowoczesnego państwa. To dyskryminacja – twierdzi SRR, który na co dzień zajmuje się dyskryminacją Cyganów i ateistów.
Świecki wybór tym, że wygrał Komorowski, już pewnie wiecie. Ale kto się spodziewał, że tak z kretesem przegra Kościół? A przegrał, bo zaangażował się w tę kampanię po stronie Kaczyńskiego jak nigdy – przynajmniej w ciągu ostatnich 15 lat. W 1995 roku, kiedy byłem jeszcze księdzem, z podobną mocą i skutecznością wielu moich kolegów (głównie proboszczowie) zaangażowało się po stronie Wałęsy przeciwko ateiście Kwaśniewskiemu. Oficjalnych listów Episkopatu, a nawet pokątnych instrukcji na piśmie oczywiście wówczas nie było. Były za to spotkania biskupów diecezjalnych z dziekanami, podczas których terenowi namiestnicy otrzymali od władz centralnych wyraźne instrukcje: kogo i w jaki sposób mają popierać. Potem wystarczyło przekazać wszystko podczas spotkań dekanalnych z proboszczami i... I Kościół po wyborach znów mógł ogłosić, że nie angażuje się w politykę. W bieżącym numerze, w tekście Ariela Kowalczyka, podajemy zaledwie kilka spośród kilkudziesięciu przykładów przedwyborczej agitacji na nabożeństwach, o jakich dowiedziała się nasza redakcja. W całej Polsce były ich z pewnością tysiące. Tegoroczne wybory prezydenckie zadały kłam kilku mitom wmawianym Polakom przez katoekspertów. Takim na przykład, że nikt tak jak kler nie potrafi wychować ludzi na dobrych obywateli, że dzięki duchownym ludzie interesują się życiem społecznym i politycznym, że parafia jest miejscem uspołeczniającym. Zaangażowani w prace parafii chętniej też jakoby zajmują się pracą na rzecz swoich małych ojczyzn. Media opanowane przez ludzi Kościoła od lat przeciwstawiają rzekomo aspołecznym racjonalistom prawdziwych patriotów (czyt. biskupich sługusów), a przecież jest dokładnie odwrotnie. O ile zaraz po zwycięstwie „Solidarności” i Okrągłym Stole kler kojarzono jeszcze z pionierami i poplecznikami demokratycznych przemian, o tyle dziś większość Polaków wie, że tacy księża jak Popiełuszko, Isakowicz-Zaleski czy Zych byli wielkimi wyjątkami, w dodatku tępionymi przez własnych zwierzchników. Hierarchia, owszem, kiedy było już pewne, że PRL upadnie, parła do demokracji, ale od początku uzależniała poparcie dla niej od restytucji własnych majątków i gwarancji sklerykalizowania przyszłego „wolnego” państwa. Ale pieniądze to nie wszystko. Władza czarnych sukien nad umysłami Polaków zaczęła słabnąć wraz z rozwojem prywatnych, niezależnych mediów („NIE” i „FiM”), internetu, z sukcesem WOŚP Owsiaka czy wyjazdami do pracy za granicę. To na zachodzie Europy młodzi Polacy zobaczyli, że można żyć bez spowiedzi, komunii, tacy, niedzielnej mszy... I być szczęśliwym. Że różnorodność społeczna to podstawa wolności i dobro, które należy pielęgnować. Że trzeba głosować, bo politycy wydają nasze pieniądze, a nie jakąś mityczną kasę. Zrozumieli, że od ich głosu zależy, czy dzieci będą miały bezpieczną szkołę, czy załamana kobieta będzie mogła wybrać aborcję, a bezdzietne małżeństwo – metodę in vitro. Ludzie dojrzewają do samodzielnego myślenia. Polecenia księdza proboszcza, na kogo należy głosować, częściej wywołują zgorszenie i skutek odwrotny niż posłuch. Największą klęskę poniósł Kościół (obciążony skandalami pedofilskimi) w swoich relacjach z młodym pokoleniem, i to w majestacie krzyża w publicznej szkole. Jego nauczanie dotyczące seksu, rodziny i miejsca kobiet w życiu społecznym jest odrzucane przez większość katolików. Prawda jest dla watykańczyków bezlitosna: Polska katolicka to Polska B. Gminy, powiaty i województwa z dużym odsetkiem
O
głęboko wierzących katolików zawsze rozwijały się gorzej, wykorzystywały mniej środków unijnych (przejmuje je Kościół). Ludzie zaczynają to kojarzyć. Strach przed postawieniem się proboszczowi słabnie. Kościół odpowiedział na tę własną degrengoladę wielką akcją propagandową. W ostatnich latach na rozkaz Episkopatu powstały setki katolickich pisemek i rozgłośni radiowych, tysiące stron internetowych, a nawet kilka teatrów. Wszystko na próżno. Kościoły pustoszeją, procesje i pielgrzymki się kurczą, kleryków ubywa, podobnie jak pieniędzy na tacy. Gdyby nie środki unijne oraz skandaliczne i obrzydliwe (w obliczu 3 milionów niedożywionych dzieci, biedy, niedoinwestowania i zadłużenia) wsparcie ze strony państwa i samorządów, kler nie mógłby już dzisiaj utrzymać swoich olbrzymich latyfundiów. Biskupi zaczęli tracić kluczowy argument nacisku: za nami stoi większość Polek i Polaków! Po kolejnych wyborach przegranych przez sztandarowych klerykałów nastąpiła delegitymizacja biskupich żądań. No bo jakie efekty przynosi organizowana przez nich kampania? Odwrotne! W 2007 r. cieszący się poparciem biskupów lider PiS Jarosław Kaczyński przegrywa wybory parlamentarne, rok później ponosi klęskę w trakcie wyborów do Parlamentu Europejskiego. Klęsce PiS towarzyszy porażka wielu klerykałów kandydujących z list PO. No i teraz kolejny wybór kandydata na prezydenta zwalczanego przez większą część hierarchii. Co znamienne – tam, gdzie Kościół ma bardzo silne wpływy, frekwencja była umiarkowana, za to masowo głosy oddały okręgi, w których frekwencja na niedzielnych mszach jest słaba lub bardzo słaba. Tak wygląda to nauczanie demokracji po katolicku. Dzisiaj biskupi stracili legitymację do mówienia w imieniu większości społeczeństwa. To sprawiedliwa kara (boska?) za wprowadzanie przez watykańczyków podziałów w polskim społeczeństwie. Ani prezydent elekt, ani premier nie mają żadnych długów wdzięczności wobec biskupów. Na początek proponujemy politykom powrót do propozycji, jaką przed 16 laty złożyli posłowie ówczesnej Unii Demokratycznej (dzisiaj w większości w PO), aby do ordynacji wprowadzić zakaz agitacji wyborczej w kościołach. W końcu albo jest cisza wyborcza, albo jej nie ma. Na dziś duchowni pod pozorem „kazań” i „ogłoszeń parafialnych” prowadzą bezkarną reklamę swoich kandydatów. Narusza to przepisy ordynacji wyborczej, ale ukarać księdza za coś takiego nie można. Znaleźliśmy się w miejscu, w którym powinniśmy na spokojnie rozpocząć debatę o deklerykalizacji państwa. Taki pozbawiony legitymacji Kościół nie powinien już występować w roli petenta przez władzami państwa. Powinniśmy... Nie powinien... A jak będzie? Na razie będzie jak zawsze, ale i to niedługo się skończy. JONASZ
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r. edług oficjalnych danych przedstawionych 2 lipca w Senacie RP przez ministra spraw wewnętrznych i administracji Jerzego Millera, w działaniach ratowniczych podczas powodzi uczestniczyło w sumie ok. 20 tys. strażaków Państwowej Straży Pożarnej i prawie 60 tys. ratowników ochotniczych straży pożarnych. Cichych bohaterów, którzy dostaną za swój trud – jak nam skądinąd wiadomo – po tysiąc złotych premii na głowę. Awanse, grube koperty i medale nie ominą też ich najwyższych rangą dowódców. Czy zasłużenie? Popatrzmy... Pierwszą oznaką chaosu organizacyjnego i drastycznym – zdaniem naszych informatorów – naruszeniem prawa była Decyzja nr 20/2010 Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej nadbrygadiera (odpowiednik generała brygady w wojsku) Wiesława Leśniakiewicza (na zdjęciu) z 17 maja 2010 r. o powołaniu sztabu w KG PSP mającego koordynować działania całej formacji. W czym tkwi problem? Otóż według wszelkich znaków na niebie i ziemi decyzja ta została antydatowana, bowiem Leśniakiewicz faktycznie podpisał ów dokument dopiero 20 maja wieczorem. Wcześniej podróżował: w poniedziałek 17 maja wspólnie z ministrem Millerem oraz st. bryg. Dariuszem Marczyńskim (dyrektor Krajowego Centrum Koordynacji Ratownictwa i Ochrony Ludności w KG PSP) wizytowali powiat bielski w woj. śląskim; 18 maja widzieliśmy go u boku premiera Donalda Tuska i min. Millera w powiecie myślenickim, skąd 19 maja przemieścił się do Sandomierza. Podróżował, choć Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej już od piątku (14 maja) zapowiadał ulewy i gwarantował powódź w województwach małopolskim i śląskim, co na szczeblu centralnym powinno uruchomić specjalne procedury kryzysowe. – Działaliśmy na wariackich papierach, bo żaden z pozostawionych w Warszawie zastępców (nadbryg. Marek Kowalski, nadbryg. Janusz Skulich i st. bryg. Piotr Kwiatkowski – dop. red.) nie miał odwagi, żeby pod nieobecność szefa podpisać decyzję o powołaniu sztabu. Leśniakiewicz wojażował po kraju towarzysząc politykom oraz pozbawiając formację dowodzenia, podczas gdy jego obowiązkiem zapisanym w rozporządzeniu o zasadach organizacji krajowego systemu ratowniczo-gaśniczym było osobiste objęcie tzw. kierowania strategicznego. Gdyby okolicznościami podpisania tej decyzji zainteresował się prokurator, mielibyśmy duże kłopoty – twierdzi oficer z Komendy Głównej PSP. 19 maja nadbryg. Skulich rozesłał po Polsce na niezarejestrowanym druku firmowym z nagłówkiem „Komendant Główny” dyspozycję o wprowadzeniu w całej straży dwuzmianowego systemu służby 24 na 24 godziny (doba ciągłej pracy i tyle samo
W
odpoczynku), podczas gdy normalnie obowiązuje system 24 na 48 godzin. – W terenie zgłupieliśmy, bo w piśmie nie było żadnej wzmianki, czyje to jest faktycznie polecenie. Co gorsza, nie określono w nim podstawy prawnej, więc mogliśmy się jedynie domyślać, że autorowi być może chodzi o „podwyższenie gotowości operacyjnej”, bowiem według ustawy o PSP tylko w takim przypadku („w sytuacji zwiększonego prawdopodobieństwa katastrofy naturalnej lub awarii technicznej, których skutki mogą zagrozić życiu lub zdrowiu dużej liczby osób, mieniu w wielkich rozmiarach albo środowisku na znacznych obszarach” – dop.
GORĄCY TEMAT – Dysponowano tym odwodem i przydzielano zadania bez żadnego rozumnego planu, zaś niektórym urządzono po prostu bezsensowne wycieczki, wysyłając ich w teren bez pozostawionego w macierzystych jednostkach sprzętu przeciwpowodziowego. Strażaków z zagrożonych województw lubuskiego, wielkopolskiego i mazowieckiego przerzucono do innych regionów. Gdy Prosna zalewała Kalisz, ekipa z tego miasta była na południu kraju. Odwód ze Szczecina opalał się w Warszawie, a część podlaskiego „monitorowała” (jak to ładnie określano w komunikatach) całkiem bezpieczną Bydgoszcz, choć w innych regionach
aprowizacja, środki finansowe), żeby wchodziły do akcji z marszu i bez zaprowiantowania działały o własnych siłach przez 36 godz. Tam, gdzie skieruje je komendant główny. Kto później przejmuje odpowiedzialność za ich utrzymanie? – Gospodarze, czyli samorządy. Ale było różnie i jedni jedli ambrozję, a inni spali w samochodach i głodowali, bo komenda główna nagle zmieniła zasady, podnosząc limit zaprowiantowania pododdziałów do 72 godzin – dodaje Gotowicz. – Podjęto w ten sposób absolutnie bezprawną decyzję noszącą nawet znamiona przestępstwa
Olać powódź Gdy fala powodziowa spłynęła, wyszły na jaw brudy... red.) wolno wydłużyć strażakowi czas pracy ponad czterdziestogodzinną tygodniowo normę. No i wreszcie pytanie: komu wydłużyć?! Wszystkim jak leci, czyli również pracującym dotychczas w tzw. systemie codziennym po osiem godzin, czy tylko biorącym udział w akcji powodziowej? Pytanie o tyle istotne, że w przypadku zgrupowania strażaków przez okres co najmniej sześciu godzin w czasie podwyższonej gotowości operacyjnej trzeba im zapewnić bezpłatne wyżywienie lub ekwiwalent pieniężny, a środków na to oczywiście nie przewidziano. Co więcej, nie później niż w ciągu pół roku należy nadgodziny oddać, podczas gdy w skali kraju łączna liczba tych jeszcze nierozliczonych zbliżyła się już do dziesięciu milionów, bo obowiązujące w PSP przepisy nie pozwalają zapłacić. Gdyby strażacy ze służby liniowej chcieli je odebrać, trzeba byłoby zamknąć wszystkie jednostki w Polsce na prawie cztery miesiące – wylicza komendant powiatowy PSP. ! ! ! Rutynowym w sytuacji powodziowej posunięciem było uruchomienie przez komendanta głównego Centralnego Odwodu Operacyjnego, składającego się z jednostek pożarniczych wydzielonych w poszczególnych województwach oraz szkołach (53 kompanie i 46 grup specjalistycznych), przeznaczonych do prowadzenia działań na obszarze całego kraju, gdy skala zdarzenia przekroczy możliwości lokalnych sił ratowniczych.
ludzie pracowali na granicy wytrzymałości – mówi oficer z KG PSP. – Centralny odwód przemieszczano bardzo chaotycznie. Gdy chłopaków z Podlasia rzucono na Sandomierz, zostali tam pozostawieni sami sobie, bez żadnego wsparcia centrali i zainteresowania lokalnych władz. Kierowano w zagrożone rejony siły i środki nieadekwatne do faktycznych potrzeb, gdy na przykład superusprzętowiona ekipa pojechała sypać worki z piaskiem i patrolować wały, co równie dobrze mogliby robić miejscowi ochotnicy. To było tak, jak gdyby wysłać samolot gaśniczy do pożaru w piwnicy. Mnóstwo pieniędzy wyrzucono w błoto – ocenia mł. kpt. Sławomir Gotowicz, wiceprzewodniczący Krajowej Sekcji Pożarnictwa NSZZ „Solidarność” i dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Komendy Powiatowej PSP w Aleksandrowie Kujawskim. Wedle przepisów (par. 37 ust. 2 przywołanego wyżej rozporządzenia MSWiA o organizacji krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego), bataliony działające w ramach COO są tak zorganizowane i wyposażone (paliwo,
przekroczenia uprawnień. Równie bezsensowne było wysyłanie z innych jednostek samochodów i strażaków niewchodzących w skład centralnego odwodu. Przyjeżdżali bez żadnego wyposażenia osobistego, wyżywienia, środków finansowych... Choć z pewnością chcieli dobrze, częstokroć tylko potęgowali chaos – twierdzi oficer z Krakowa. Jego kolega z centrali ironizuje: – Ciekawe, że u nas w komendzie głównej nie było problemów z zapewnieniem urzędnikom bezpłatnego wyżywienia, choć nie zadbano nawet o podkładkę w postaci imiennego wyznaczenia ich do zadań służbowych. ! ! ! Z zebranych przez nas danych i rozmów ze strażakami wynika, że bzdur w dowodzeniu popełniono znacznie więcej. Oto kilka przykładowych: ! 21 maja w Komendzie Głównej Policji powołano Centrum Koordynacji Lotów (organ zawiadujący 45 śmigłowcami przydzielonymi do akcji powodziowej), a już nazajutrz odwołano stamtąd najbardziej chyba doświadczonego w PSP
3
oficera wyspecjalizowanego w ratownictwie wysokościowym, by zastąpić go nieopierzonym ubiegłorocznym absolwentem Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, bez żadnej w tej dziedzinie praktyki; ! Prognozy przemieszczania się fali powodziowej i stref zalania Warszawy rozpoczęto przygotowywać 23 maja, gdy fala kulminacyjna była już niemal na przedmieściach stolicy. W przeddzień wezwano do KG PSP trzech profesorów ze Szkoły Głównej Służby Pożarniczej – Sławcza Denczewa, Wojciecha Felucha i Jerzego Wolanina – ale nigdzie dotychczas nie opublikowano efektów pracy tego zespołu mędrców; ! Choć przepisy jasno określają, że to komendanci wojewódzcy PSP kierują działaniami oddelegowanych na ich teren COO, w czasie akcji odnotowano wiele przypadków bezprawnego odbierania im tych uprawnień przez centralę; ! Wytyczne dotyczące warunków sanitarnych, których powinni przestrzegać ratownicy pracujący na terenach powodziowych, główny inspektor sanitarny dostarczył sztabowcom z KG PSP dopiero 8 czerwca, nazajutrz po ciężkim zbiorowym zatruciu pokarmowym (zatajonym przed mediami!) studentów z kompanii szkolnej SGSP, do którego doszło na Lubelszczyźnie. – To wcale nie jedyny przypadek ukrywania przed opinią publiczną pewnych faktów, wprowadzania jej w błąd lub wręcz okłamywania. Słyszałem na przykład w telewizji bajki, że każdy strażak był podmieniany po 72 godzinach pracy, podczas gdy setki ludzi przebywały poza macierzystą jednostką, często bezproduktywnie, po kilka dni. Również minister opowiadał senatorom głupstwa o 20 tysiącach zawodowych strażaków biorących udział w akcji ratowniczej, bo faktycznie zaangażowanych było nie więcej niż 10 tysięcy, czyli około jednej trzeciej całej formacji – zapewnia oficer z KG PSP. ! ! ! Na powodzi można też zarobić. Oto wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski ujawnił, że już jesienią rozpoczną się prace nad cyfrową mapą Polski obrazującą stan wałów, terenów zalewowych, symulacje zagrożeń i koniecznych zabezpieczeń. Cena? Drobne... kilkaset milionów złotych! A tymczasem... – Takie mapy i prognozy już od dawna istnieją, choć fachowcy od zarządzania kryzysowego nie mają o nich bladego pojęcia. Są w posiadaniu Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, dyrekcji Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej, wojska, samorządów... Identyczny projekt (za 70 mln zł) realizuje od kilku lat nasza komenda główna. Obawiam się więc, że chodzi po prostu o kasę, którą wyrwą jacyś spryciarze, korzystając z szoku popowodziowego – zauważa wykładowca oficerskiej szkoły pożarniczej. ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Amatorki kwaśnych jabłek Zygmunt Freud był przekonany, że pożycie starego mężczyzny i młodej kobiety owocuje genialnymi dzieciątkami. Jako przykład podał... samego siebie. Jego matka była młodsza od męża o 20 lat. Kiedy zdążyły się nam znudzić Isabele Marcinkiewiczowe i Kamile Łapickie, z Wielkiej Brytanii dotarł kolejny interesujący przykład wiekowego mezaliansu. Chodzi o niejakiego Leo Abse’a – pisarza, lewicowego polityka, milionera, któremu zmarło się w wieku 91 lat. Pozostawił testament, według którego cały majątek – 1,2 mln funtów i dom w Londynie wartości ok. 2 mln funtów – dostała jego druga żona, nasza rodaczka Anna Czepułkowska. Młodsza od nieboszczyka o pół wieku. Według tego samego testamentu, syn pana Abse’a otrzymał... zegarek i książki. Dlaczego właśnie tak? No cóż... W swojej książce „Fellatio, masochizm, polityka i miłość” Leo Abse twierdzi, że dobry seks oralny to najkrótsza i najlepsza droga do serca mężczyzny. Wnioski wyciągnijmy same. Podsumowując współczesne naukowe i pseudonaukowe refleksje na temat związków z dużą różnicą wieku, odnotowano, że... prawdopodobnie już kobiety jaskiniowe
wolały partnerów starszych od siebie. Starszy, czyli bardziej doświadczony i zaradny męski towarzysz gwarantował żarcie i dach nad głową. Ta mądrość natury przetrwała w kobiecych mózgach do dziś. Wybierając starszego mężczyznę na męża, kobiety realizują tzw. długoterminową strategię doboru. Partner dojrzały, na dodatek z pełnym portfelem i wysoką pozycją społeczną, zapewnia dobry start potomstwu. Na luksus posiadania dużo młodszej partnerki najczęściej pozwala sobie ktoś dobrze sytuowany. Wynika to z faktu, że dzierlatce trzeba zapewnić wikt, opierunek i rozrywkę (wszystko najlepszego gatunku),
akończone właśnie wybory mają jednego bezdyskusyjnego zwycięzcę – telewizję. Powyższa uwaga dotyczy zarówno stacji prywatnych, jak i TVP. Siła tej drugiej jest jednak podwójna ze względu na totalny zasięg oraz nawyki widzów, szczególnie tych starszych. A to oni są najbardziej zdyscyplinowanymi wyborcami. W minionej kampanii telewizja dokonała dwóch szczególnych cudów. Przekonała znaczną liczbę odbiorców, że Kaczyński się zmienił i jest człowiekiem godnym zaufania. Ten cud przekonania dokonał się, mimo że owe dwa twierdzenia o Kaczyńskim są ze sobą sprzeczne. Bo skoro się tak bardzo zmienił, to zaprzeczył wszystkiemu, co robił i mówił do tej pory. A skoro tak łatwo i nagle odrzucił to, co dla niego było najważniejsze, to znaczy, że nie jest politykiem wiarygodnym. Albo mylił się kiedyś, albo myli się teraz. Możliwe, że myli się cały czas. Drugim telewizyjnym cudem był sukces Napieralskiego. Bo dla niego prawie 14 procent poparcia to na pewno jest sukces. U jego źródeł leży właściwie wyłącznie umowa pomiędzy PiS-em i SLD, dotycząca podziału wpływów w telewizji publicznej. TVP Info, a zwłaszcza TVP2 pokazywały Napieralskiego często, długo i prawie zawsze pozytywnie. Dzięki zdradzieckiej dla lewicowych wartości umowie z Kaczyńskim SLD miał dobrze wypromowanego kandydata, a PiS całą resztę. To znaczy nie tylko reklamę Kaczyńskiego i własnej partii, ale przede wszystkim rząd dusz – nieustanną promocję nacjonalistycznej, klerykalnej ideologii za publiczne pieniądze. Co mają z tego ludzie o postępowych, świeckich i modernizacyjnych poglądach? Sami widzicie na własnych ekranach...
Z
bo ryzyko, że skoczy w bok, jest niemałe. U samców lęk przed zdradą partnerki, a co za tym idzie – niepewnością co do swojego ojcostwa, tkwi w najgłębszych pokładach mózgu. Statystycznie ze związku podstarzałego pana i młodej pani – nie wiedzieć czemu – częściej rodzą się chłopcy, co ma niemałe znaczenie dla podtatusiałych facetów, którzy jeszcze nie przekazali genów i nazwiska. Poza tym młodociana partnerka świadczy o „jakości” starszego partnera. Inne kobiety myślą wtedy – musi być interesujący, skoro poleciała na niego kilkadziesiąt lat młodsza. Związek z kobietą młodszą o 7–9 lat zmniejsza ponoć u panów ryzyko przedwczesnej śmierci o 11 procent w porównaniu z małżeństwem z rówieśnicą. Jeśli partnerka jest jeszcze młodsza, ryzyko przedwczesnego zgonu maleje o 1/5. Co ciekawe, u pań te proporcje układają się dokładnie na odwrót: mąż młodszy o 7–9 lat zwiększa ryzyko przedwczesnego zejścia o jakieś 20 proc., przy większej różnicy wieku – o 30 procent. Uważa się, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest społeczna nieakceptacja takich związków, a co za tym idzie – bardzo stresujące życie. JUSTYNA CIEŚLAK
Wybory oglądane od strony telewizyjnej dowiodły jeszcze jednego – tego mianowicie, że spór polityczny już właściwie nie istnieje. Że już nie chodzi o żadne programy, wartości ani o żadne pomysły na przyszłość. Chodzi tylko o uwiedzenie widza wyborcy, o oczarowanie go. Najlepszym tego przykładem były klipy reklamowe Komorowskiego. Dominowała tam przeszłość, przodkowie i rodzina. Tak jakby jakiekolwiek znaczenie miało to, skąd kandydat pochodzi, z kim mieszka i gdzie ma domek letniskowy. To jest kompletny odwrót od kwestii merytorycznych w kierunku zwykłego medialnego uwodzicielstwa. Równie dobrze takie klipy można by pokazywać na wyborach Miss czy Mister World. A propos – może Komorowski i Kaczyński powinni się zaprezentować w strojach kąpielowych, a publiczność oceniłaby wówczas, jak na nich leżą kolorowe, skąpe majteczki? Przesadzam? Może trochę, ale tylko po to, aby pokazać, do jakiego poziomu zeszła debata polityczna w Polsce. Faktem jest, że argumenty, na które walczą obecnie politycy, nie mają większego znaczenia od koloru i kroju zakładanych przez nich kąpielówek. Od lat jestem człowiekiem bardzo sceptycznym wobec rzekomych dobrodziejstw, jakie niesie ze sobą wszechwładne panowanie telewizji. Jej wielogodzinne (a prawie zawsze jest ono wielogodzinne) oglądanie pożera czas miliardom ludzi, niszczy demokrację i zwyczajnie ogłupia. Pewien ratunek przed władzą TV widzę w internecie. Obok licznych wad ma on swoje zalety – przełamuje kulturę obrazkową lansowaną przez telewizję i uczy z powrotem czytania tekstów i pisania. Samo to jest bezcenne w czasach wtórnego analfabetyzmu. Ponadto informuje szerzej i lepiej niż gadające głowy z ekranów. No i mniej wkurza, co też jest nie bez znaczenia. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Telewizja górą
Prowincjałki Sylwia i Arkadiusz z Duninówki (woj. pomorskie) chcieli ochrzcić swojego półrocznego syna, ale na przeszkodzie stanął miejscowy proboszcz, który kategorycznie odmawia, ponieważ jego rodzice nie zawarli związku małżeńskiego. Pani Sylwia usłyszała od proboszcza, że dziecko zostało poczęte w wyniku gwałtu, bo za taki należy uznać akt seksualny bez pokropku. Zgodnie z polskim prawem, mogła więc płód usunąć...
OFIARA GWAŁTU
Na plecy policjantów udzielających pierwszej pomocy pobitemu poleciały butelki po piwie. Celowali w funkcjonariuszy trzej młodzi, zdrowo podchmieleni gryfinianie. Na piersi każdego z nich dumnie lśnił medal za zwycięstwo w zawodach w przeciąganiu liny – jednej z imprez towarzyszących... XVI Maratonowi Trzeźwości w Żabnicy.
FLASZKI TRZEŹWOŚCI
Nieco humoru w pożycie małżeńskie chciał wprowadzić 55-latek z gminy Tuchola. Wezwał pogotowie do umierającej żony. Ta – cała i zdrowa – otworzyła drzwi lekarzom. Dowcipny mąż odpoczywa od swojej połowicy w areszcie.
POCZUCIE HUMORU
21-letni Łukasz B. oraz 15-letnia Dominika A., obydwoje z Elbląga, trenowali celność rzutów. Celem okazał się kościelny witraż. Kiedy go w końcu stłukli, zabrali się za otoczenie kościoła – wyrwali niewielkie dęby, połamali drzewa, oderwali rynny, a na koniec opluli kościelne drzwi.
PROFANACJA
W biały dzień wandale usiłowali wybić kamieniem szybę wystawową sklepu zoologicznego w Świnoujściu. Mowa o dwóch ośmiolatkach, którzy – jak wyjaśnili – pragnęli wziąć sobie ze środka chomika.
PO CHOMIKA
W drzwiach mieszkania młodego małżeństwa z Zakrzewa (woj. kujawsko-pomorskie) stanęli stróże prawa. Powód wizyty – nakaz doprowadzenia pana domu do aresztu śledczego – mocno nie spodobał się kobiecie. Połowica oblała radiowóz farbą i groziła policjantom siekierą. Udało się ją obezwładnić i wraz z mężem przewieźć na komisariat. Za dowód miłości grozi jej do 10 lat więzienia. Opracowali: ASz, WZ
ŻONA LOJALNA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Tym, co głosowali na Bronisława Komorowskiego, należałoby ręce poobcinać! (Janusz Korwin-Mikke)
!!! W wielu miejscach w Polsce Bronisław Komorowski został brutalnie zaatakowany przez istotną część kleru. W licznych kazaniach w sobotę i w niedzielę straszono wiernych tym, że głosowanie na Bronisława Komorowskiego to albo grzech śmiertelny, albo inny rodzaj zachowania, które na przykład uniemożliwia wzięcie komunii. Niech osoby, które były świadkami takich zachowań, skontaktują się ze mną. Myślę o ludziach, którzy mają odwagę wystąpić w tej sprawie w sądzie czy przed Państwową Komisją Wyborczą. Ja się nimi zaopiekuję i podejmę odpowiednie działania, i będę dążył do tego, by przypadki łamania ciszy wyborczej były ukarane. (Janusz Palikot, poseł PO)
!!! Nie zrzucajcie wszystkiego na Palikota, tylko też się trochę zajmijcie klerem. Bo to jest i w waszym interesie, i w interesie każdego z nas, reprezentującego społeczeństwo obywatelskie, żeby kler nie zajmował się polityką. A za złamanie ciszy powinna być grzywna. (jw.)
!!! Lech Kaczyński ma na rękach krew tych, którzy zginęli. Bezmyślność i pycha byłego prezydenta doprowadziły do śmierci wielu ludzi. Tymczasem robi się z niego bohatera. Rodzina powinna za to przeprosić. (jw.)
!!! Kościół popełnił duży błąd, przekraczając granice zaangażowania politycznego. Żałuję, że niektórym księżom ambona pomyliła się z trybuną polityczną. (Sławomir Nowak, poseł PO)
!!! Grozi nam nie tylko monopol jednej partii, ale także monopol pewnej wyniosłości, pogardy. Każdy monopol generuje dewiacje, bufonadę, pogardę. (abp Leszek Sławoj Głódź o wynikach wyborów prezydenckich) Wybrali: MarS, AC, RK
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
SMOLEŃSK POMŚCIMY Ruch 10 Kwietnia „powstał w kręgu organizacji społecznych, które pragną uczcić pamięć ofiar tragedii smoleńskiej i wyrażają zaniepokojenie biernością polskich władz w wyjaśnianiu okoliczności katastrofy”. Współinicjator ruchu Przemysław Wipler – cieszy się, że skończyły się wybory, bo wreszcie będzie można mówić otwarcie o katastrofie. „Kampania wyborcza to był taki knebel, który nam nie pozwalał się dopominać (...). Ta sprawa jest polityczna tak, jak polityczne było zabójstwo Kennedy’ego, jak polityczne są zawsze wypadki osób na takich stanowiskach. Stało się coś bez precedensu” – twierdzi Wipler. Ruch 10 Kwietnia wysłał list do premiera, pod którym podpisało się (pod kościołami) ponad 50 tysięcy osób. Żądają przekazania śledztwa w ręce niezależnej międzynarodowej komisji. Ponieważ kancelaria Tuska wyjaśniła, że taka decyzja utrudniłaby śledztwo, ruch planuje wysłać takie samo pismo do Bronisława Komorowskiego. ASz
CHWAŁA KRZYŻAKOM Po Warmii podróżuje delegacja zakonu krzyżackiego, który w krajach niemieckojęzycznych funkcjonuje do dziś. Uczestniczyła właśnie w postawieniu głazu upamiętniającego pierwszego biskupa Warmii Anzelma, członka zakonu. Delegaci nie będą uczestniczyć w modłach z okazji bitwy grunwaldzkiej, ponieważ uważają, że w Polsce pokutują krzywdzące ich, antykrzyżackie stereotypy. W poprawę wizerunku zakonu w Polsce zaangażował się Szymon Drej, dyrektor... Muzeum Bitwy Grunwaldzkiej. Uważa, że nie docenia się talentów organizacyjnych zakonników. Ależ my doceniamy! Strategią zakonników było m.in. dążenie do celu po trupach, za pomocą oszustw, mordów i przekupstw na międzynarodową skalę. To tak wiele talentów! MaK
AUTOCENZURA Katolicka Agencja Informacyjna zaprzestała wysyłania codziennego internetowego przeglądu prasy do swoich abonentów. Są nimi głównie księża. Decyzja agencji jest formą protestu przeciwko naciskom wielu biskupów, którzy domagali się zaprzestania wysyłania tekstów krytycznych wobec Kościoła. Hierarchowie argumentowali, że czytanie głosów krytyki... sprawia przykrość duchownym. MaK
NIE LĘKAJCIE SIĘ!
Już od dziesięcioleci miasta, w których odbywają się parady gejów i lesbijek, wspierają je finansowo, a burmistrzowie bądź otwierają marsze, bądź idą na ich czele. Ma to wymiar symboliczny – poparcie dla idei równości i praw człowieka – oraz komercyjny, bo na paradę przyjeżdżają tysiące turystów, więc to zysk dla miasta i władze partycypują w kosztach organizacyjnych. Tak jest na Zachodzie. Tegoroczny marsz w Warszawie też ma wymiar ogólnoeuropejski, bo choć zabraknie władz polskiej stolicy, to przyjadą władze wielu innych miast. To ewenement. Hanna Gronkiewicz-Waltz nie tylko nie dała ani grosza na imprezę, na której zarobią spore pieniądze warszawscy hotelarze, handlowcy i restauratorzy, lecz sama salwuje się ucieczką na urlop. Być może ta panika pani prezydent natchnęła organizatorów myślą, aby głównym hasłem paradowych plakatów był apel: „Nie lękajcie się!”. MaK
CIĘŻKI GRZECH WAKACYJNY W związku z wakacyjnymi wyjazdami dzieci i młodzieży proboszcz parafii pw. Świętej Trójcy w Terespolu instruuje: „Prosimy rodziców, aby upomnieli się u organizatorów o poszanowanie prawa dzieci i młodzieży do kontaktu z Bogiem w czasie niedzielnej Mszy św. oraz poprzez codzienną modlitwę”. I jednocześnie ostrzega: „Zaniedbanie tego rodzicielskiego obowiązku jest grzechem ciężkim”. AK
RODZINNE TRACENIE WIARY Co robić, kiedy dziecko wychowane w rodzinie katolickiej oświadcza, że już nie wierzy w Boga? „Nie należy wpadać w panikę” – radzi na stronie parafii pw. Ducha Świętego w Żabnie ks. Adam Skreczko. „Pierwszym obowiązkiem wierzących rodziców, niepokojących się odchodzeniem dziecka od wiary, jest tym mocniejsze osobiste przylgnięcie
5
NA KLĘCZKACH
do Pana Jezusa”. Rodzice powinni w takiej sytuacji zacząć się żarliwie modlić o dar wiary dla swoich pociech, znaleźć zarówno dla nich, jak i siebie środowiska ludzi „naprawdę wierzących” oraz poszukiwać „pozytywnych propozycji” typu msza młodzieżowa czy wspólny wyjazd do sanktuarium. „Niestety, dziś nagminnie się zdarza, że zamiast tym serdeczniej samemu trzymać się Pana Jezusa, rodzice zaczynają naśladować swoje dzieci w odchodzeniu od Niego” – z rozgoryczeniem stwierdza ks. Skreczko. Jak widać, w Polsce przykład idzie „z dołu”... AK
ATEIZM WYBORCZY Nowa premier Australii, pani Julia Gillard, otwarcie głosi swoje ateistyczne poglądy, które nie przeszkodziły jej, a wręcz pomogły wygrać wybory. Mimo że została wychowana w tradycji Kościoła baptystów, czuje się mało uduchowiona, co otwarcie deklaruje: „Ogromnie szanuję wierzenia religijne, ale nie są one moimi wierzeniami. Nie mam zamiaru udawać wiary, której nie czuję. Nigdy nie myślałam o tym, aby przechodzić przez religijne rytuały po to, aby pokazać się ludziom”. Premier Gillard jest pierwszą kobietą i ateistką na czele rządu Australii. Od innych kandydatów odróżniał ją także fakt, że jest osobą niezamężną. PPr
IRLANDIA WOLNA Mimo wściekłego sprzeciwu Kościoła katolickiego parlament Republiki Irlandii uchwalił ustawę o jednopłciowych związkach partnerskich. Nowe prawo ma poparcie 83 procent mieszkańców kraju, w którym jeszcze w 1993 roku za seks z osobą tej samej płci można było trafić do więzienia. Obrazuje to tempo odwracania się społeczeństwa od norm narzucanych przez papieski kler. MaK
GDZIE JEST EMANUELA? Porwanie Emanueli Orlandi w 1983 roku to jedna z najbardziej tajemniczych kryminalnych zagadek dla włoskiej policji. Zaginięcie dziewczynki łączono nawet z zamachem na Jana Pawła II. Jednak teraz najbardziej prawdopodobną hipotezą jest porwanie Orlandi (na zlecenie watykańskich hierarchów pedofilów) przez zamieszanego w handel bronią i narkotykami bossa rzymskiej mafii Enrica De Pedisa – zamordowanego w 1990 roku. Kryminalista został pochowany w krypcie bazyliki św. Apolinarego
– w miejscu, gdzie pochówek przysługuje jedynie papieżowi, kardynałom i biskupom. O taki „zaszczyt” zadbał rektor bazyliki – Pier Vergari, który podczas pogrzebu udzielił mafiosowi ostatniego błogosławieństwa i pochował go jako „dobrodzieja Kościoła”. Ponoć mafia zapłaciła za miejsce w bazylice 250 tys. euro. Włoska prokuratura przeprowadzi inspekcję grobu De Pedisa, gdyż istnieją realne przypuszczenia, że dzieli on go z porwaną przed niespełna 20 laty Emanuelą Orlandi. ASz
ŚWIECKOŚĆ TO ŚMIERĆ Grozą powiało w Hiszpanii. Projekt ustawy premiera Zapatery, który przewiduje m.in. usunięcie krzyży z budynków publicznych, hierarchowie katoliccy nazwali „kulturowym samobójstwem”. Nie wiadomo, czy to stwierdzenie traktować jako zwykłą opinię, czy jako groźbę. Kiedy w latach 30. XX wieku siły demokratyczne próbowały przeprowadzić legalnie reformy, to skończyło się katolicką rewoltą i masakrą kilkuset tysięcy osób. Dokonano jej z błogosławieństwem Watykanu i hiszpańskiego episkopatu. MaK
BOGACI BANKRUCI Wpływowe i bogate amerykańskie diecezje składają do sądów kolejne wnioski o bankructwo. Diecezjom wygodniej jest zbankrutować i zgodnie z prawem nie wypłacać rekompensat za wyrządzone krzywdy. Kilka dni przed rozpoczęciem procesów o molestowanie seksualne przez księży diecezja San Diego wystosowała wniosek o upadłość. Jakież było zdziwienie sędziego, gdy po otwarciu ksiąg okazało się, że oszuści mają kilkaset milionów dolarów ulokowanych w nieruchomościach i gruntach. To tylko jeden z przykładów obłudy amerykańskiego Krk. Po ostatniej deklaracji Sądu Najwyższego USA Watykan może się bać, bo od tej pory sędziowie sami będą podejmowali decyzje, czy najwyżsi urzędnicy tzw. Stolicy Apostolskiej mogą zostać wezwani na przesłuchanie w sprawie
przestępstw seksualnych, których dopuścili się duchowni katoliccy z całego świata. ASz
20 LAT DLA KSIĘDZA W Australii skazano katolickiego księdza. 67-letni ksiądz John Sidney Denham przyznał się do wielu przypadków przestępczego wykorzystywania seksualnego kilkudziesięciu uczniów ze szkół w Nowej Południowej Walii w latach 1968–1986. Jego ofiary miały od 5 do 16 lat. Sędzia Helen Syme podczas odczytywania wyroku podkreśliła, że Denham działał z premedytacją, bo był sadystycznym kryminalistą, i skazała go na karę 19 lat i 10 miesięcy więzienia. Duchowny będzie mógł się starać o przedterminowe zwolnienie dopiero po 14 latach. ASz
HOMOLEK Doktor Maria New z Międzynarodowego Uniwersytetu na Florydzie wstrzykuje kobietom w ciąży deksametazon – steryd, który według niej ma zminimalizować zagrożenie… homoseksualizmem i biseksualizmem wśród dzieci. Ten zabieg miał zapobiec wrodzonemu przerostowi nadnerczy, ale – jak widać – nawiedzona pani doktor widzi w nim inne, zupełnie idiotyczne zastosowanie. ASz
RÓŻANIEC DLA MACHO Coś nie za dobrze z katolickim patriarchatem, skoro powstał właśnie portal skierowany do „prawdziwych mężczyzn”, których ma zachęcić do odmawiania różańca. „Odmawianie różańca nadaje się dla starszych pań albo na pogrzeby. A mimo to jestem mężczyzną. Mężczyzną chrześcijaninem” – pisze na swojej stronie internetowej David N. Calvillo, który głosi hasło: „Prawdziwi mężczyźni odmawiają różaniec”. Co go tak olśniło? „W modlitwie różańcowej znaleźć można podporę, wzmocnienie i drogę doskonalenia duchowego” – przekonuje Calvillo. Na stronie internetowej członkowie ruchu „prawdziwych mężczyzn” przekonują, że różaniec nie jest mechanicznym odklepywaniem formułek. Doprawdy? PPr
6
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Męczennicy Prezes Kaczyński dźwiga krzyż porażki, publiczna telewizja cierpi z powodu dziury w budżecie, a rzeszowski proboszcz rozpacza, bo nie chcą mu dać ziemi. Ale cierpienie podobno uszlachetnia. „Chciałbym w tym momencie wspomnieć także tego i tych, dzięki którym tu jesteśmy – mojego brata, innych poległych w katastrofie smoleńskiej. To wielkie zadanie, które jest przed nami, wielkie pytanie, na które musimy odpowiedzieć. Zawiesiliśmy tę sprawę w trakcie kampanii. Musimy uzyskać właściwą odpowiedź. Pamiętajmy o nich, bo z ich tragicznej męczeńskiej śmierci wyrósł ten ruch, który doprowadził do dzisiejszego wyniku” – oświadczył Jarosław Kaczyński tuż po tym, jak zakończyła się cisza wyborcza. Niedoszły prezydent RP rozpoczął tym samym kampanię PiS do wyborów samorządowych i parlamentarnych. Już widać, że lekko nie będzie: ! Bratem to się można zasłaniać na przerwie w gimnazjum. Z tym, że brat musi być większy („Artyszak”); ! Męczeńską śmiercią umierają ci, którzy nie mogą otrzymać na czas miejsca w zakładach opieki zdrowotnej, a Pański brat zginął w katastrofie! („baba-jaga”);
! Wrócił! Prawdziwy Jaruś! („Krzysiek”); ! A ja jestem ciekawy treści rozmowy pomiędzy bliźniakami na kilkanaście minut przed katastrofą („strzelec”); ! No to koniec męki Jarusia. Będzie znowu mógł otwarcie jątrzyć, kłamać, wyzywać, siać nienawiść. Będzie znowu sobą („mandzi”); ! Jeszcze urny nie ostygły, a ten już nadaje („jaki sens”); ! No i mamy zmianę Kaczora. Zaraz po 20. do starej formy powrócił („antonio94”). Niewesołe nastroje także w TVP. Według Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, wpływy z abonamentu spadną w tym roku do 300–400 mln zł (w ub.r. było ponad 630 mln zł). Z tego tytułu państwowa telewizja i radio niebezpiecznie chwieją się na krawędzi wydolności. Do odbiorców wysłano więc ponad 1,5 mln wezwań do zapłaty. Sądząc po reakcji internautów – łatwo z tą windykacją nie będzie:
irmy robiące interesy z o. Tadeuszem Rydzykiem wykupiły sobie chyba polisy ubezpieczeniowe w naszej drukarni, bo wygląda na to, że przechwytują jeszcze ciepłe egzemplarze „FiM”, zanim nakład trafi w piątek do kiosków. Popatrzmy, co wydarzyło się w środę 30 czerwca: ! Około południa z maszyn drukarskich schodzą pierwsze egzemplarze numeru 27/2010, bijącego w oczy o. Rydzykiem na stronie tytułowej. W środku artykuł „Ojciec chrzestny”. Ostrzegamy w nim, że „na interesach z dyrektorem Radia Maryja można stracić nie tylko pieniądze, ale także czystą kartę w rejestrze skazanych”, a dalej demaskujemy manewr ze spółką Bonum („matka” Geotermii, rozłożona na łopatki mrzonkami o. Tadeusza o gorącej wodzie w jego toruńskiej posiadłości), sprywatyzowaną potajemnie przez o. Jana Króla – głównego księgowego radiomaryjnego imperium. W tekście pokazujemy, że chodzi o tę samą Bonum, którą ojciec dyrektor (występujący pod szyldem Fundacji Lux Veritatis) wyswatał spółce CenterNet (należącej do grupy kapitałowej multimilionera Romana Karkosika) jako partnerkę w biznesie swojego życia, czyli szeroko reklamowanej telefonii komórkowej wRodzinie, mającej wzbogacić jej ojca chrzestnego o circa 150 mln zł w latach 2009–2013 (por. „Córki ojca Rydzyka” – „FiM” 32/2009); ! W godzinach popołudniowych CenterNet w trybie natychmiastowym wypowiada Lux Veritatis i związanym z fundacją dwóm podmiotom (Bonum oraz agencja marketingowa
F
! Będę płacić, jak znikną programy religijne („allejaja”); ! Za klęczenie przed tv płacić nie zamierzam („tvx”); ! Zakodować sygnał i niech płaci ten, kto chce oglądać PiS-owskiego gniota („Rymek”); ! Dziwny kraj i dziwne obyczaje – za respektowanie wezwań premiera obywatele są ścigani („papa smerf”); ! Za klechowskie juwenalia? Wieczne msze i pielgrzymki? Klechowskie pierdoły? A gdzie Teatr TV? Gdzie koncerty i cała reszta kultury? Zróbcie telewizję czarno-białą... Klechom to wszystko jedno! („cyjo”); ! Za seanse nienawiści ani za PiS-Wiadomości, ani za „Warto rozmawiać” z tym psychopatą Pospieszalskim płacić nie będę. Przecież to jest TV jak za PRL-u! Cenzura i propaganda. Mogę nawet iść siedzieć do więzienia, ale płacić nie będę („dada”); ! Moja babcia chce Koziołka Matołka, a nie kleru, reklam, wazeliny. I nie będzie płacić („wnuczek”); ! TVP sprzedać, politycznych naciągaczy rozgonić, a za kasę ze sprzedaży wybudować 100 km autostrady („wujek dobra rada”); ! Mam płacić za ogłupianie moich dzieci w niedzielny poranek?
Multichannel Marketing Group) umowy o współpracy. I co myśleć o takim zbiegu okoliczności? ! ! ! „Wtyczki” w drukarni są oczywiście żartem, za który z góry przepraszamy CenterNet, bo sprawa nie jest dla tej spółki śmieszna. Oto z przysłanego nam oświadczenia podpisanego przez Grzegorza Tomczyka – wiceprezesa jej zarządu – dowiadujemy się, że wedle umów dotyczących telefonii wRodzinie...
Mam bulić za „przemówienia” Benka z Dyktą? Ktoś na głowę upadł! („zniesmak”); ! W telewizji jest za mało mszy i audycji o religii, z tego powodu nie wypełnia ona dobrze misji ewangelizacyjnej i nie płacę abonamentu („zorro”). Misję ma za to Instytut Pamięci Narodowej. Zafundował otóż wakacyjną gratkę najmłodszym. Nazywa się ona Przystanek Historia, a chodzi o gry uliczne, warsztaty teatralne i zajęcia edukacyjne. I tak stołeczne dzieci będą się uczyć m.in. historii Powstania Warszawskiego i jego bohaterów, szyfrowania wiadomości, piosenek powstańczych i budowy barykady. Dowiedzą się też, jak wyglądało życie ich rówieśników w PRL-u. A oto jak pomysł spodobał się rodzicom: ! Wyślijmy IPN na wieczne wakacje, a historię zostawmy prawdziwym historykom („historyk”); ! A po północy, przy ognisku pan Antoni Macierewicz odczyta dzieciom fragmenty z teczki agenta „Bolka” i rozda dyplomy im. Pawki Morozowa („ajwaj”); ! Będą fikać koziołki i grzebać w teczkach pieniądze, których brakuje na wały przeciwpowodziowe („a kysz”); ! To jakiś koszmarny dowcip? Co ma wspólnego IPN z historią? To powinno być zakazane, zrobią dzieciakom sieczkę z mózgów! Zasieją ziarno nienawiści w głowach kolejnych pokoleń! („krzysiekfish”); ! A moje dziecko będzie oglądało „Czterech pancernych” („Wiesio”).
! „duże wątpliwości budzą też sposoby rozliczania funkcjonowania systemu, którego działanie w obecnej formie jest nieopłacalne oraz nierynkowe i, naszym zdaniem, niezgodne z zawartą umową. W obliczu tych faktów zdecydowaliśmy o wypowiedzeniu umów z Fundacją Lux Veritatis, Bonum i MCMG z dniem 30 czerwca”. Okazuje się, że CenterNet wielokrotnie ostrzegał mnichów, żeby poszli po rozum do głowy i nie próbowali traktować partnerów biznesowych niczym słuchaczy Radia Maryja.
Rozwód w Rodzinie ! „Lux Veritatis odpowiedzialny był za marketing, Bonum za budowę sieci dystrybucji, MCMG za budowę i utrzymanie call center. CenterNet był odpowiedzialny za finansowanie ww. obszarów działań na podstawie ściśle określonych zasad, przyjętych w umowach”; ! obie firmy „wykazywały się wyjątkowo ograniczoną aktywnością, nie wywiązując się z licznych postanowień naszych umów. W przypadku spółki Bonum z pierwotnie zakładanych 2000 punktów sprzedaży powstało niecałe 100 (po przeszło roku obowiązywania Umowy Spółka Bonum zorganizowała – według posiadanej przez nas wiedzy – zaledwie 96 Punktów Sprzedaży; dla porównania: w tym samym czasie staraniem CenterNet, nie odpowiedzialnego według umowy za taką działalność, doszło do utworzenia 6150 Punktów Sprzedaży, zlokalizowanych w sieci placówek pocztowych i organizacji handlowej »Żabka«)”;
„Zapraszaliśmy do rozmów, w trosce o interes wszystkich użytkowników sieci wRodzinie i powodzenie wspólnego przedsięwzięcia. Nasze apele pozostawały bez odpowiedzi” – podkreśla Tomczyk. Imperator i jego kasjer zawyli z bólu. – Pragnę stanowczo powiedzieć, że wszystkie informacje, jakoby Fundacja Lux Veritatis czy inne podmioty współpracujące z fundacją nie wywiązywały się z umowy, jest kłamstwem – tłumaczył słuchaczom Radia Maryja o. Król, przysięgając, że to Lux Veritatis rzutem na taśmę zdążyła pierwsza wyjść z interesu, bo wRodzinie „nie wywiązywano się z zobowiązań finansowych” na rzecz o. Tadeusza i „przeciwko firmie CenterNet skierowano pozwy do sądu z tytułem nakazu zapłaty”. ! ! !
Lekcji historii współczesnej udziela młodzieży rzeszowska parafia katedralna. Po raz kolejny robi podchody, aby uszczknąć (tym razem za darmo) kawałek szkolnego boiska. Proboszcz chce na nim postawić kaplicę dla tych, którzy nie są w stanie dojść o własnych siłach do katedry. Radni odmówili kościelnej władzy już cztery razy. Czy i teraz wsłuchają się w głos mieszkańców? ! Dla zgody narodowej i pojednania można osiągnąć konsensus, bez obrażania wzajemnego, zmieniając charakter budowli na kaplicoorlik („Arkadia”); ! Pomysł ze wszech miar słuszny! Małolatów skoszarować w jakichś oazach, a ewentualny pozostały czas wolny parafiadami wypełnić („mjot1”); ! Krew człowieka zalewa, jak się widzi taką zachłanność kleru. Z czerwonego deszczu pod czarną rynnę („rocky”); ! Budować, budować! Jak najwięcej kaplic i kościołów. Przyjdzie licytacja, to pozamienia się je na puby, kręgielnie, night-bary („zyzol”); ! Oj, głupi narodzie, pytanie nie powinno brzmieć, czy budować kaplicę, czy boisko. Pytanie powinno brzmieć, dlaczego tylko kaplicę, a nie pełnowymiarowy kościół! Jeśli nie ma miejsca, to zburzyć szkołę, dzieciaki nie muszą się uczyć („belo”); ! Mieszkam w Rzeszowie i w promieniu 2 kilometrów od domu mam 12 kościołów. Kto ma więcej? („gość”). JULIA STACHURSKA
Gdy podczas ubiegłorocznego zlotu Rodziny Radia Maryja w Częstochowie Rydzyk et consortes jawnie profanowali jasnogórskie sanktuarium, zamieniając je w jarmark i wciskając pielgrzymom usługi telefonii wRodzinie, prezes Jarosław Kaczyński wcielił się wówczas w rolę komiwojażera. – Zwycięstwa będą tym łatwiejsze, czym bardziej będziemy zjednoczeni wokół tego nowego, naprawdę wielkiego, powiem – genialnego pomysłu, jakim jest telefonia komórkowa. Ja chcę dzisiaj powiedzieć tutaj, z tego miejsca, że jeśli tylko to ruszy, to sam natychmiast taki telefon nabędę i mam nadzieję, że będzie nas bardzo wiele, bo to naprawdę jest świetna rzecz. Powtarzam, to jest genialny pomysł – wołał z trybuny niedoszły prezydent. O. Król serdecznie zaleca mu dzisiaj z anteny: – Prosimy nie dokonywać już nowych wpłat na doładowania i nie doładowywać konta przez zakup tzw. zdrapek. Skąd ta troska? Pamiętajmy, że mnisi zdążyli już „wydrapać” od Narodowego Funduszu Inwestycyjnego Midas (właściciel CenterNetu) weksle in blanco na łączną kwotę 5 mln zł, jako „zabezpieczenie ewentualnych roszczeń” Bonum, wynikających z „niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązań” przez jej partnera biznesowego. Mało tego: „Zarząd Spółki (CenterNet – dop. red.) przewiduje możliwość powstania roszczenia z tytułu zawartych w Umowie postanowień określających kary umowne, których maksymalna wartość wynosi 25 milionów złotych” – przyznaje NFI Midas w raporcie bieżącym 27/2010. ANNA TARCZYŃSKA
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r. o głównych zadań stagen. dyw. Anatol Czaban), okazali cjonującego na warsię słabi duchem lub po prostu lekszawskim Okęciu 36. komyślni – już po kilku dniach zaczęSpecjalnego Pułku Lotli wycofywać się ze swoich decyzji nictwa Transportowego należy i na dzisiaj stan rzeczy jest taki, że przede wszystkim zapewnienie transwszyscy postanowili pracować dalej. portu powietrznego przedstawiciePopatrzmy, dlaczego w tej elilom naczelnych władz państwowych, tarnej, jak się dotychczas wydawaale formacja ta załatwia również poło, jednostce atmosfera wyraźnie trzeby Ministerstwa Obrony Narozgęstniała... dowej i działa w ramach rozmaitych ! ! ! akcji pomocy humanitarnej organiWokół specpułku zaczęło brzydzowanych przez rząd i organizacje ko pachnieć na początku 2008 r., kiespołeczne oraz zajmuje się, w razie dy to jego dowódca, 42-letni wówczas nagłej potrzeby, ewakuacją obywateli Rzeczypospolitej z terytorium innych państw. Obecnie jednostka dysponuje 20 statkami powietrznymi, w tym: ! ośmioma samolotami (jeden Tupolew, cztery Jaki-40, trzy M-28 Bryza); ! dwunastoma śmigłowcami (sześć wycofywanych z eksploatacji Mi-8, pięć W-3 Sokół i jeden Bell-412 hp). Ich średnia sprawność wynosi od 50 do 60 proc., co oznacza, że połowa jest na okrągło remontowana. Politycy dołożyli Pułk ma 466 etatów (365 dla żołwszelkich starań, nierzy zawodowych), z czego 64 zażeby elitarny rezerwowane są dla personelu latającego (po 32 na samoloty i śmido niedawna pułk głowce), przy czym w służbie pozolotniczy stał się staje obecnie 58 pilotów (brakuje mniej elitarny... sześciu na śmigłowce). Do przewożenia najważniejszych osób w państwie uprawnionych jest 43 płk Tomasz Pietrzak, którego napilotów, przy czym zaledwie 17 lot za sterami samolotów Tu-154M z nich może zasiąść za sterami oraz Jak-40 wynosił 5,2 tys. godzin, samolotu (trzech w Tu-154 i czteroznajmił przełożonym, że ma już donastu w Jak-40). Dla porównania: syć niekończącego się serialu pt. „Przeuprawnienia do pilotowania jedynetarg na samolot dla VIP-ów” i nie go śmigłowca Bell ma aż pięciu dozamierza narażać życia, latając złowódców specjalnie w tym celu wymem. Złożył rezygnację, a po pół roszkolonych załóg. ku (27 sierpnia) przekazał obowiązki Skąd biorą się te dysproporcje? – Aby rozpocząć szkolenie, na przykład na drugiego pilota samolotu Tu-154, trzeba wylatać 1500 godzin na samolocie M-28. Do szkolenia na samolocie Jak-40 pilot musi mieć 1000 godzin nalotu na samolocie M-28. Ale najpierw musi być wyszkolony jako nawigator samolotu Tu-154. Na tym typie samolotu dopiero po uzyskaniu 300 godzin nalotu następuje określenie predyspozycji do dalszego szkolenia do poziomu dowódcy załogi. Okres szkolenia jest bardzo długi i osiągnięcie uprawnień do wożenia głowy państwa trwa od 10 do 15 lat – tłumaczy nowy dowódca Sił Powietrznych gen. broni Lech Majewski. płk Tomasz Pietrzak W końcu maja jedenastu pilotów specpułku podziękowało (fot. górna) swojemu dotychczasoweza pracę w wojsku i złożyło rapormu zastępcy, o dwa lata starszemu ty o przejście do rezerwy. Jakkolppłk. Ryszardowi Raczyńskiemu wiek by ich decyzję usprawiedliwiać (1800 godzin nalotu, bez uprawnień („To przez nagonkę medialną po kado latania tupolewami, dzisiaj już tastrofie w Smoleńsku” – przekonupułkownik), pilotowi śmigłowców i saje szef szkolenia Sił Powietrznych molotów Jak-40.
D
A TO POLSKA WŁAŚNIE Efekt był taki, że wożeniem prezydenta i premiera zajęli się ludzie, którzy u płk. Pietrzaka musieliby jeszcze na ten przywilej poczekać. – Dowódca wyznawał twardą zasadę, że z najważniejszymi osobami w państwie nie może latać jako „pierwszy” trzydziestokilkuletni pilot, choćby miał na to papiery i wystarczający nalot. Jeśli tylko nie był na urlopie, zawsze sam latał z prezydentem, a do premiera wyznaczał co najmniej dowódcę eskadry, czyli pułkowników M. lub S. To był facet,
był i jest nadal znakomitym fachowcem latającym obecnie w liniach cywilnych – mówi generał lotnictwa. – Próbowała go również udupić Platforma Obywatelska, a do rozniecenia podejrzeń o te niby-nadużycia przyczynił się minister obrony Bogdan Klich. Poszło o to, że w lipcu 2007 roku na rozkaz ówczesnego PiS-owskiego ministra Aleksandra Szczygły pułkownik Pietrzak udostępnił dwa wojskowe śmigłowce do przewozu funkcjonariuszy
Dmuchawce, latawce... który osobiście analizował warunki pogodowe i nie pozwolił pilotowi polecieć (chodziło o to, żeby w powietrzu nie naciskali na niego dygnitarze), jeśli istniało jakiekolwiek zagrożenie. Nawet gdyby gdzieś tam czekał sam papież! – podkreśla oficer ze specpułku. – Pietrzak być może przedłużył życie Lechowi Kaczyńskiemu, bo to właśnie on stanowczo odmówił prezydentowi, gdy ten podczas słynnego już lotu do Gruzji w sierpniu 2008 roku osobiście telefonował z pokładu samolotu do dowódcy pułku, żądając wydania rozkazu pilotującemu maszynę kapitanowi Grzegorzowi Pietruczukowi, żeby lądował w Tbilisi, i groził „rozpierduchą na skalę międzynarodową”, jeśli Pietrzak tego polecenia nie wykona. Mścili się później na nim zarówno ci z PiS-u, jak i ludzie prezydenta w Sztabie Generalnym, rozpuszczając do mediów pogłoski o nadużyppłk ciach finansowych w 36. pułku, a niektórzy szmaciarze jeszcze dzisiaj oblewają go pomyjami, sugerując brak profesjonalizmu wynikający ze zdania przed iluś tam laty egzaminu na dowódcę samolotu Jak-40 dopiero w trzecim podejściu, podczas gdy
Centralnego Biura Antykorupcyjnego, którzy – jak się później okazało – mieli zatrzymać w Gdańsku Ryszarda Krauzego w związku z aferą gruntową. Po objęciu władzy przez Platformę ktoś zakapował, że załatwiano tę sprawę na słowo i w papierach nie ma po niej śladu, więc szef zadzwonił
Ryszard Raczyński
do MON-u, prosząc o podkładkę. Gdy ją dostał i sprawa wyszła na jaw, zrobiło się wielkie „halo”, a Klich, dla którego rezygnacja dowódcy była dotkliwym policzkiem, nie omieszkał zawiadomić organów ścigania, żądając śledztwa przeciwko
7
Pietrzakowi – dodaje sztabowiec z 36. splt. Popatrzmy na metodę. „28 marca 2008 r. z sekretariatu MON wysłano niezarejestrowane pismo do dowódcy 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, dotyczące »zamówienia samolotu« na dzień 13 lipca 2007 r. Pismo to podpisał pracownik sekretariatu MON ppłk Wojciech Pachuta. Fakt ten, jak i powyższe ustalenia, skłoniły mnie do wydania w dniu 10 czerwca 2008 r. polecenia komendantowi Żandarmerii Wojskowej przeprowadzenia stosownego postępowania sprawdzającego i złożenia pilnego meldunku. Ponadto zobowiązałem dowódcę Sił Powietrznych oraz dyrektora sekretariatu MON do wyciągnięcia konsekwencji służbowych wobec wszystkich winnych naruszenia przepisów” – potwierdza min. Klich. Czy zrobi to samo z ludźmi, którzy niespełna trzy tygodnie po katastrofie w Smoleńsku pozwolili pilotom rządowego samolotu Jak-40 lądować rankiem 26 kwietnia na nieczynnym jeszcze lotnisku w Bydgoszczy, by zabrać stamtąd do Luksemburga ministra Radosława Sikorskiego? Okazuje się, że nie ma sprawy... – Problem nie polegał na tym, że lotnisko było nieprzygotowane. Problem dotyczył tylko jednej sprawy. Z tego lotniska wojsko już praktycznie wyszło. Kontrolerzy pracujący na tym lotnisku mieli zapisane w planie swojej pracy, że mają być od godziny 10. Nie wiadomo dlaczego, ale tak się zdarzyło, że do kontrolerów nie dotarła informacja, że powinni być w pracy wcześniej. Nie było tu natomiast żadnego błędu ze strony dowództwa Sił Powietrznych ani pułku – kpił ze zdrowego rozsądku posłów gen. Czaban podczas czerwcowego posiedzenia Sejmowej Komisji Obrony Narodowej. ! ! ! Ministerstwo Obrony Narodowej wyczarterowało dla VIP-ów dwa samoloty pasażerskie Embraer 175 (mieści 82 pasażerów, zasięg do 3500 km), które będą pilotowane oraz obsługiwane wyłącznie przez pilotów i personel pokładowy LOT-u. Czy piloci 36. pułku zostaną całkowicie odsunięci od latania z prezydentem i premierem za granicę? – Teraz to już będą po prostu cyrki! Gdy głowa państwa zechce polecieć w jakiś choćby lekko zapalny region, Embraer podwiezie ich w bezpieczne miejsce, a stamtąd nasi ludzie – i wyłącznie transportem wojskowym – będą musieli dostarczyć człowieka do celu. Krótko mówiąc: na jedną wyprawę będziemy latać co najmniej dwoma samolotami! – wyjaśnia nasz rozmówca ze specpułku. ANNA TARCZYŃSKA
8
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
Na psa wyrok Pies jest jedyną istotą na świecie, która bardziej kocha ciebie niż siebie samego – powiedział australijski lekarz John Billings... Obowiązująca ustawa o ochronie zwierząt: Art. 1. Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę. Art. 5. Każde zwierzę wymaga humanitarnego traktowania. Art. 6. Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności: utrzymywanie zwierząt w niewłaściwych warunkach bytowania, w tym utrzymywanie ich w stanie rażącego niechlujstwa oraz w pomieszczeniach albo klatkach uniemożliwiających im zachowanie naturalnej pozycji. Art. 9. Kto utrzymuje zwierzę domowe, ma obowiązek zapewnić mu pomieszczenie chroniące je przed zimnem, upałami i opadami atmosferycznymi, z dostępem do światła dziennego, odpowiednią karmę i stały dostęp do wody. Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy prokuratora generalnego, twierdzi, że w oparciu o istniejące prawo prokuratorzy od lat podchodzą do ochrony zwierząt z należytą powagą. Popatrzmy: ! W roku 2004 do prokuratury wpłynęło zawiadomienie o tym, że ze schroniska w Krzyczkach koło Nasielska (woj. mazowieckie) zniknęło 125 psów. Postępowanie zostało umorzone, gdyż prokuratura nie zdołała ustalić, kto odpowiada za nieznany los zwierząt; ! W latach 2003–2004 w łódzkim schronisku przebywało dwa razy więcej psów, niż dopuszczały normy. Śledztwo wykazało, że zagryzanie się psów jest zjawiskiem nagminnym, ale postępowanie zostało umorzone; ! W 2009 r. do prokuratury w Grójcu wpłynęło zawiadomienie o nieznanym losie ok. 3 tys. psów wyłapanych w mazowieckich gminach. Część z nich (żywe i martwe) odnaleziono w stodole w okolicznej wsi. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa; ! Nowa Ligota koło Oleśnicy – tutaj (do Pogotowia dla Małych Zwierząt) w latach 2005–2007 zwożono bezdomne psy z 40 gmin
z województwa dolnośląskiego i lubuskiego. Konały z niedożywienia i chorób. Właścicielkę tej umieralni, Marzenę S., sąd skazał zaledwie na 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Wyrok jest prawomocny. Spośród 4 tysięcy przypadków znęcania się nad zwierzętami (tylko w 2009 roku), widniejących w kartotekach zarządu głównego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, prokuratura zainteresowała się zaledwie dwustoma. Resztę umorzyła z uwagi na małą szkodliwość społeczną czynu. Jak to wygląda na co dzień? Podczas kontroli firmy Pajma, specjalizującej się m.in. w naprawie i konserwacji maszyn, specjalistycznym sprzątaniu budynków oraz zbieraniu odpadów, a od 2007 r. wyłapującej bezdomne psy na terenie kilku podgorzowskich gmin, okazało się, że zwierzęta były trzymane w klatkach, nie miały bud (chociaż zimą temperatura spadała do minus 20 stopni), opieki weterynaryjnej ani szczepień. – Zastałam tam przerażający obraz. Zwierzęta chore, poranione i głodne – dogorywały – mówi Anna Dryglas, wiceprezes gorzowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Wyłapywanie bezdomnych psów to niezwykle intratny biznes. Gminy płacą od 100 do 200 zł „za sztukę”. Jednocześnie nie ewidencjonują „swoich” bezdomnych zwierząt i zazwyczaj – wbrew obowiązującej ustawie – nie interesują się ich losem. Prawo lokalne
ogranicza się do ustalenia wysokości jednorazowej opłaty dla hycla oraz stwierdzenia, że od momentu złapania zwierzęcia to on staje się jego właścicielem. W ten sposób
jawnie sprzeczne z ustawą o ochronie zwierząt i odmawiają pociągania do odpowiedzialności urzędników gmin, którzy pozbyli się zwierząt, traktując zawierane przez nich umowy jako przekazanie ustawowych zadań gmin na podmioty kooraz zdjęcia psów wygłodzonych, wymercyjne. W tzw. schroniskach giurzędnicy umywają ręce przed odmagających natychmiastowej pomonie corocznie kilkadziesiąt tysięcy powiedzialnością za warunki, w jacy weterynaryjnej; rejestr wyłapapsów i kotów. kich od tej pory będą żyły czwonych zwierząt prowadzony był ronogi. A nawet jeśli oprawcy przed sąod grudnia 2009 r., zaś pierwszy wpis dem stają, to karę dostają symboFragment notatki służbowej inw księdze opieki weterynaryjnej policzną: grzywna za zastrzelenie psa, spektora TOZ wizytującego gochodzi z czerwca 2009 r., chociaż pół roku w zawieszeniu za duszenie rzowską firmę Pajma: „Psy bez firma działa od 2007 r.; pracownik i kopanie zwierzęcia, prace społeczwody, bardzo głodne, wychudzone, ne za pozostawienie rannego czworonoga na pewną śmierć. ! ! ! Obrońcy zwierząt chcą obowiązujące prawo zaostrzyć. Do Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt wpłynął projekt nowelizacji ustawy. Co się zmieni, kiedy wejdzie w życie? W miejsce „znęcania się nad zwierzętami” (w takim przypadku prokuratura musi dziś udowodnić chęć i planowanie działania) pojawi się określenie „niehumanitarne traktowanie” (umyślne bądź nie), a więc na przykład głodzenie, bicie czy zostawienie zwierzęcia w zamkniętym samochodzie. Za taki czyn grozić będzie kara więzienia (od roku „Z głębi serca zajmuję się tymi psami” – deklaruje właściciel firmy Pajma do dwóch lat). Poza tym myfirmy, nie wiedząc, że rozmawia z inśliwi stracą przywilej strzelania zaniedbane. We wszystkich boksach spektorem TOZ-u, zgodził się za oddo zwierząt domowych biegających błoto, odchody. Dwa psy mają popowiednią opłatę w ciągu tygodnia po lesie. Istotny jest też zapis dotyranione pyski”. zrobić z łagodnego psa agresywną czący schronisk, które – w myśl zaZ obdukcji lekarskiej psa zabrabestię. pisów nowelizacji – nie będą jak donego stamtąd w wyniku interwen„Warunki, w jakich utrzymywatąd prowadzone dla zysku. To oznacji: „Suka, mieszaniec, w stanie wyne są psy w zakładzie Pajma, nie są cza, że to zadanie przejmą od prychudzenia, wycieńczenia, na skórze wzorcowe, jednak nie można twierwatnych przedsiębiorców gminy lub duża ilość pcheł, z dróg rodnych wydzić, że są one utrzymywane w rażąorganizacje pożytku publicznego. dobywał się brunatno-krwisty płyn. cym zaniedbaniu” – uznał proszony – Jeśli sądy wykorzystają nowe Pies bez pomocy weterynaryjnej nie o pomoc lubuski wojewódzki lekarz możliwości i będą surowo karać odzyskałby dobrej formy”. weterynarii. oprawców, szybko poprawi się sy– Rodzi się pytanie, tuacja zwierząt. W przeciwnym ragdzie przebiega granica, zie zmiany przepisów na niewiele po przekroczeniu której prosię przydadzą – złudzeń nie ma kuratura postanowi zareagoPiotr Jaworski, inspektor krajować. Co się musi wydarzyć, wy Towarzystwa Opieki nad Zwieaby w myśl obowiązującerzętami. go prawa organy odpowieCzytelny sygnał, że jednak modzialne za wymiar sprawieże być lepiej, pod koniec czerwca dliwości zareagowały? To br. dał toruński sąd, przed którym jest jakaś paranoja. Jest łazapadł wyrok bezprecedensowy. mana ustawa o ochronie Osiem miesięcy bezwzględnego więzwierząt. Ci ludzie muszą zienia – na tyle sędzia Rafał Sawiedzieć, że nie są bezkardowski skazał 42-letniego Wiesłani – irytuje się Dryglas. wa B., który dwa lata temu najpierw W tym przypadku ciągle wyrzucił swojego psa z okna na drujest na to szansa. Krajowy gim piętrze, a tydzień później koinspektor TOZ odwołał się pał go i uderzał nim o ścianę. Zwieod postanowienia o umorzerzę nie przeżyło. W uzasadnieniu niu postępowania do Sądu orzeczenia czytamy, że okrucieńRejonowego w Gorzowie. stwo wobec zwierząt nie może być traktowane jako czyn o niewiel! ! ! kim znaczeniu. Według ustaleń KoaliI bardzo dobrze, bo ludzie nacji dla Zwierząt, wobec brader często zapominają o tym, że Potrzeba było wiele siły i enerku ewidencji i dokumentacji lekarza stworzenia, które oswoili, odpogii oddanych społeczników, aby skiej nie sposób udowodnić nieuzawiedzialni są przez całe życie. w końcu sprawa trafiła do prokusadnione uśmiercanie oraz uśmierWIKTORIA ZIMIŃSKA ratury. Ta postępowanie... umorzyła. canie dla zysku. Zdarza się, że
[email protected] Mimo że: TOZ przedstawił obdukcje ratura i sądy zajmują stanowisko
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r. eby to sprawdzić, udaliśmy się do kilku pielgrzymkowo-turystycznych biur podróży i oświadczyliśmy, że marzy się nam podróż życia. Oto co nam zaproponowano... ! Biuro turystyczne „Pielgrzym” Pielgrzymka do Fatimy, Lourdes, La Salette – 12 dni Największe atrakcje: Codzienne msze święte, zwiedzanie gotyckiej katedry Santa Maria del Mar, Sagrada Familia, modlitwa w sanktuarium Matki Bożej (Czarnulki), zwiedzanie miejsc związanych ze św. Antonim, uczestnictwo w nabożeństwie różańcowym i procesji maryjnej z lampionami. Zwiedzanie miejsc związanych z objawieniem, Loca Do Anjo (miejsce, gdzie dzieciom objawił się Anioł), domów rodzinnych pastuszków; kolejna atrakcja to droga krzyżowa i kalwaria, sanktuarium, gdzie są pochowane dzieci, modlitwa w grocie, gdzie Bernardecie (Lourdes) ukazała się Matka Boża, nawiedzenie domu św. Bernadety. Koszt pielgrzymki wynosi 980 zł plus 320 euro, czyli prawie 2300 zł! Organizatorzy podkreślają, aby koniecznie zabrać ze sobą kilkadziesiąt dodatkowych euro na bilety. (Za identyczną wycieczkę, tylko że świecką, ale za to z noclegami w czterogwiazdkowym hotelu zapłacimy 1450 zł.) ! Duszpasterstwo Pielgrzymkowe Księży Pallotynów – Rzym i San Giovanni Rotundo Śladami św. Ojca Pio – 8 dni Atrakcje: Muzea watykańskie z Kaplicą Sykstyńską, plac i Bazylika św. Piotra na Watykanie (zwiedzanie); modlitwa przy grobie Jana Pawła II; audiencja generalna u Ojca Świętego; obiekty – Bazylika Matki Bożej Większej, Bazylika św. Jana na Lateranie (katedra Rzymu), święte schody, sanktuarium i grób św. Ojca Pio, Monte Sant’Angelo, sanktuarium św. Michała Archanioła. Zwiedzanie miejsc związanych z dzieciństwem św. Ojca Pio, i Bazyliki św. Pawła za Murami. To wszystko za marne... 5549 złotych! Grosze, jeśli weźmie się pod uwagę, że biuro zapewnia duchową opiekę prawdziwego księdza i uczestnictwo we mszach świętych. Za porównywalne pieniądze można wybrać się w trzytygodniową podróż dookoła świata. Ale co tam świat... On jest mały, a ojciec Pio wielki. ! Franciszkańskie biuro turystyczno-pielgrzymkowe „Patron Travel” Cypr – Śladami wczesnego chrześcijaństwa – 8 dni Atrakcje: Zwiedzanie klasztoru św. Krzyża, klasztoru św. Barbary, katedry św. Jana, bizantyjskich kościołów w górach Troodos (Stavros tou Ayiasmati, Panayia tou Araka, Asinou), ruin wczesnochrześcijańskiej bazyliki, wizyta w klasztorze św. Neofity. Odwiedzenie miejsca, gdzie św. Paweł
Ż
i św. Barnaba ochrzcili św. Heraklidosa, pierwszego biskupa Tamasos. Zwiedzanie Klasztoru w KYKKO, gdzie znajduje się ikona Najświętszej Marii Panny pędzla (rzekomo) św. Łukasza. Wszystko za 3450 zł. Dlaczego tak tanio? Bo to oferta last minute – inaczej podróż kosztowałaby grubo ponad 4 tysiące złotych. Tutaj również dostajemy całodobową opiekę księdza. Chętni, niestety, muszą parę groszy do ceny
POLSKA PARAFIALNA Całość: 2490 zł, ale do ceny trzeba doliczyć 65 euro (266 zł) na bilety, a jakby ktoś chciał modlić się w samotności, musi dopłacić 590 zł do pokoju jednoosobowego. Pogańskie, czyli świeckie biura podróży, podobne rewelacje proponują już za 1600 zł. I to z pełnym wyżywieniem. ! Diecezjalne Duszpasterstwo Pielgrzymkowe – Diecezja Tarnów Podróż do Ziemi Świętej – 6 dni
św. Pawła, narodowej świątyni, czyli sanktuarium Matki Bożej Ta’Pinu, Mosta Dome, tj. kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP. Zwiedzanie Rabatu – kościoła parafialnego, katedry św. Piotra, kościoła św. Dominika z wizerunkiem Płaczącej Madonny, katedry św. Piotra i Pawła w Mdinie, wizyta w muzeum katedralnym. Największą atrakcją pielgrzymki jest możliwość codziennego uczestniczenia we mszy świętej, o czym organizatorzy
Wakacje z duchami W czasach, kiedy biura podróży prześcigają się w promocjach, gdy na Teneryfę możemy pojechać za niecałe 2000 złotych, a na Kretę za 1000 zł – pojawia się coraz więcej ofert z katolickich biur podróży. Czy warto z nich skorzystać? dopłacić, bo na dole oferty czytamy: cena nie zawiera: biletów wstępu (50 euro, czyli 205 zł), napojów do obiadokolacji i dopłaty do pokoju jednoosobowego. Termin wycieczki to 10–17.11.2010 roku, czyli grubo po sezonie, ale cena i promocja last minute sugerują, że to gorący towar. Gdybyśmy chcieli jednak w sezonie, z tym, że cywilnie, to za całość podobnej ekskursji zapłacimy 2 200 zł. No ale bez księdza! ! Biuro pielgrzymkowo-turystyczne „Arcus” Maryjna Francja – 10 dni Atrakcje: Zwiedzanie Banneux, gdzie w 1933 r. miało miejsce 8 objawień Matki Bożej 12-letniej Marietcie Beco, msza święta w kaplicy Cudownego Medalika, msza święta w hotelu. Całodzienny pobyt w Lourdes: droga krzyżowa, msza święta, czas wolny, kąpiel w wannach z cudowną wodą (sic!), udział w uroczystościach religijnych oraz w nabożeństwie maryjnym z lampionami. Nawiedzenie sanktuarium Matki Bożej Płaczącej w La Salette i bazyliki św. Jana Marii Vianneya – znamienitego duszpasterza, patrona proboszczów. Nawiedzenie sanktuarium Najświętszego Serca Pana Jezusa, nawiedzenie sanktuarium Matki Bożej Trzykroć Przedziwnej w Szensztat koło Koblencji. Na koniec msza św. w sanktuarium św. Urszuli Ledóchowskiej w Pniewach.
Atrakcje: Wyjazd na pole pasterzy, zwiedzanie Betlejem, bazyliki Bożego Narodzenia, Groty Mlecznej z mszą świętą i czasem na własną refleksję i modlitwę, nawiedzenie Jerycha, Góry Oliwnej, sanktuarium Wniebowstąpienia, klasztoru Pater Noster, bazyliki Konania i Grobu Pańskiego. Uczestnictwo w drodze krzyżowej w starym mieście. Zwiedzanie bazyliki Zaśnięcia NMP, Grobu Dawida. Po powrocie do Polski msza święta dla wszystkich plus poświęcenie zakupionych pamiątek. Do rarytasów należy przewodnik, który jest „znakomitym biblistą”. Całość kosztuje tylko 2771 złotych. W świeckim biurze 2100 zł. ! Duszpasterstwo Pielgrzymkowe Archidiecezji Katowickiej Malta – 8 dni Atrakcje: Wizyta w Muzeum św. Józefa i kościele św. Wawrzyńca, wizyta w Ogrodach Botanicznych św. Antoniego w Attard, nawiedzenie katedry Jana Chrzciclea, kościoła
informują wielkim literami. Koszt 4460 zł. Jeżeli nigdy nie korzystałeś z oferty tego biura, należy pokazać zaświadczenie z parafii, że jest się takowej członkiem i do tego pilnym katolikiem. Ale jeśli takiego zaświadczenia przypadkowo nie masz, to nie 8 ale 14 dni na Malcie – i to w luksusie – spędzisz za 1950 zł. ! Duszpasterstwo Pielgrzymkowe „La Salette” Szlakiem Ojca Świętego w państwach nadbałtyckich i najpiękniejszych ikon świata – 11 dni Atrakcje: Do zwiedzania: katedra św. Piotra i Pawła, kościół św. Piotra, kościół św. Jakuba, katedra Toomkirk, plac św. Izaaka, cerkiew Zmartwychwstania, ławra św. Aleksandra Newskiego, cmentarz na Rossie, Ostra Brama, kościół św. Teresy, św. Kazimierza, św. Anny. Koszt: 3935 zł plus bilety wstępu 100 euro (410 zł). Do tego wiza rosyjska – 180 zł. Razem 4525 złotych! Identyczna wycieczka, z tym
9
że nie święta, kosztuje „aż” 1000 złotych! ! Duszpasterstwo Pielgrzymkowe księży Pallotynów Apostolos Grecja – 8 dni Atrakcje: Wizyta w klasztorze błogosławionego Łukasza ze Stiri, zwiedzanie ruin rzymskiego miasta, skąd św. Paweł rozpoczął swą działalność misyjną w Europie. Msza św. w symbolicznym miejscu chrztu pierwszego Europejczyka – kobiety o imieniu Lidia, zwiedzanie kompleksu bizantyjskich klasztorów, ruin miasta Mykeny oraz sanktuarium Asklepiosa w Epidauros. Koszt: 4428 plus 65 euro (266,5 zł) na bilety, czyli razem 4694,5 złotych. Taniocha, zważywszy, że pogański Orbis za identyczny szlak żąda całe 1200 złotych! ! Caritas Diecezji Włocławskiej Jedyny taki program w kraju: Ziemia Święta, Syria, Jordania, Liban, Płw. Synaj – 15 dni Atrakcje: Zwiedzanie kaplicy św. Pawła, kościoła św. Ananiasza, meczetu Omajadów z grobem Jana Chrzciciela, mozaiki w kościele św. Jerzego, domu św. Piotra, synagogi, kościoła Prymatu św. Piotra, kościoła Rozmnożenia Chleba i Ryb, Groty Zwiastowania, Bazyliki św. Józefa i źródła Maryi. W programie także Kana Galilejska, kościół Stella Maris z grotą Eliasza, kościoły Nawiedzenia i św. Jana Chrzciciela, kościół i grób Łazarza, Góra Oliwna – sanktuarium Wniebowstąpienia, kościół św. Anny z sadzawką Betezda, bazylika Zaśnięcia Maryi Panny, Wieczernik i Grób Dawida, bazylika Grobu Bożego, bazylika Wszystkich Narodów, Getsemani i Grób Maryi Panny. Do atrakcji należą również: uczestnictwo w drodze krzyżowej oraz przejazd na górę Nebo, z której Mojżesz patrzył na Ziemię Obiecaną, wejście na szczyt góry Mojżesza – podziwianie pięknego wschodu słońca z miejsca, gdzie Mojżesz otrzymał od Boga tablice z przykazaniami. Koszt: 6147 zł, ale biuro zaznacza, że do ceny nie są wliczone bilety wstępu (ok. 686 zł), a jeśli chcemy odpocząć w hotelowej jedynce, musimy dopłacić 1344 zł, nie mówiąc już o opłacie „Q surcharge” (wprowadzona z uwagi na wzrost cen paliwa) – ta ostatnio wynosiła 590 zł. Ale do Ziemi Świętej zapraszają też i obrzydliwie laickie biura podróży. Nie warto zwracać jednak na nie uwagi, bo za to samo, ale bez opieki duszpasterskiej, żądają psich pieniędzy: 2900 złotych. ARIEL KOWALCZYK
10
ędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu nie ukrywają irytacji z powodu rosnącej od 16 lat liczby skarg i wniosków z Polski, głównie dotyczących naruszeń praw obywatelskich, jakich dopuszczają się nasze urzędy i sądy. Jest to między innymi łamanie obowiązujących procedur administracyjnych, cywilnych i karnych, przerzucanie kosztów polityki państwa na społeczeństwo i szykanowanie obywateli ze względu na płeć lub wyznanie szokuje również długotrwałość postępowań sądowych. Rząd Leszka Millera, aby zdyscyplinować urzędników i sędziów, w 2004 roku przepchnął przez parlament ustawę „o skardze na przewlekłość postępowania”. Niestety, jego następcy z PiS woleli się zająć walką z układem. Zdaniem ekspertów, pogoń za sędziowskim awansem prowadzi do coraz częstszych pomyłek w orzeczeniach. Warto przy tym zwrócić uwagę, że władze RP wręcz zachęcają sędziów do startowania w tym wyścigu. A wszystko przez ograniczenie wysokości podstawowych uposażeń i wprowadzenie kilkudziesięciu dodatków związanych z objęciem przez sędziego różnych dziwnych stanowisk. Doszło do tego, że w niektórych mniejszych sądach 90 procent sędziów pełni funkcje prezesa i wiceprezesów, przewodniczących wydziałów i ich zastępców. Objęcie funkcji wiąże się jednak nie tylko z wyższymi poborami, lecz także z koniecznością wypełniania szeregu nikomu niepotrzebnych sprawozdań. Pozostali sędziowie niepełniący funkcji muszą się zająć sprawami, na które nie mają czasu ich koledzy. W efekcie rosną opóźnienia i zwiększa się ryzyko pomyłki. Za nią kryją się krzywdy i straty obywateli. O wielu z nich piszą Państwo w dziesiątkach listów, które codziennie otrzymuje nasza redakcja. Od dwóch lat problem zaczyna dostrzegać także minister Krzysztof Kwiatkowski z Platformy Obywatelskiej. Z analiz, jakie przedstawił, wynika, że pomiędzy rokiem 1999 a 2008 liczba skutecznie wniesionych spraw o odszkodowanie za błędy wymiaru sprawiedliwości wzrosła z 39 do 275, a kwota wypłaconych odszkodowań skoczyła z 223 tysięcy do ponad 8 milionów (nie licząc pozwów przedsiębiorców związanych z przewlekłością i błędami w orzeczeniach sądów gospodarczych). Warto na przykład przypomnieć, że od 7 lat toczy się sądowy bój o to, kto jest właścicielem ERY GSM, a po 11 latach zakończyła się ostatecznie awantura o stanowiska w radzie nadzorczej i zarządzie jednej ze spółek giełdowych. Cóż... minister Kwiatkowski powinien udać się na korepetycje do byłego wiceministra finansów Wiesława Ciesielskiego z SLD. To on wdrożył skuteczny program naprawczy w urzędach skarbowych, dzięki któremu spadła liczba przypadków
S
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
POD PARAGRAFEM
Ślepa Temida Błędy policji, tajnych służb, prokuratury oraz sądów kosztują budżet państwa miliony złotych rocznie. A wszystko przez niechlujstwo funkcjonariuszy państwa. złego naliczenia i pobrania podatków. Od tamtego czasu wiele się jednak zmieniło. Na gorsze. Szefa resortu sprawiedliwości do ciężkiej pracy nad ograniczeniem liczby przypadków wlokących się postępowań oraz omyłek sądowych nawołuje m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Prowadzi ona od 10 lat program Kliniki Prawa Niewinność. To tam eksperci badają akta spraw, w których rozstrzygnięcia sądów budzą poważne wątpliwości. Weźmy tak zwaną sprawę giżycką. W październiku 1998 roku zniknęli nagle dwaj mieszkający w Giżycku młodzi ludzie – bracia Adam i Szymon Nefelowie. Ich zmasakrowane zwłoki znaleziono pod koniec listopada. Policjanci, jak czytamy w analizie przygotowanej przez Helsińską Fundację, dopiero po 2 miesiącach wytypowali krąg potencjalnych sprawców tego okrutnego morderstwa. Na podstawie pomówień trójki zatrzymanych uznali, że organizatorem mordu miał być młody inwalida I grupy Krzysztof K., a jego pomagierem Marcin Ch. Żaden nie przyznał się do winy i obaj – zdaniem ekspertów analizujących akta postępowania – przedstawili dość spójne alibi. Innego zdania byli policjanci, prokuratura i sędziowie. Ostatecznie obaj dostali dożywocie, a pomawiający ich współoskarżeni od 7 do 8 lat więzienia. W 2003 roku Sąd Najwyższy odrzucił wniosek o kasację tego wyroku. Stało się tak pomimo ujawnienia licznych pomyłek Sądu Okręgowego w Suwałkach i Apelacyjnego w Białymstoku. Eksperci Helsińskiej Fundacji zwrócili uwagę na pominięcie przez sądy licznych dowodów, w tym zeznań świadków, wskazujących na brak motywu po stronie dwóch oskarżonych, a istnienie takowego (zatarg osobisty) po stronie trójki potraktowanej dość łagodnie. Całe oskarżenie oparło się na niespójnych i zmienianych w trakcie postępowania wyjaśnieniach. Jeden ze świadków – w zamian za obietnicę złagodzenia kary – zgodził się być świadkiem incognito. Problem w tym, że, jak czytamy w notce Helsińskiej Fundacji, „miał on w ten sposób dużą możliwość
Fot. MaHus
umniejszania swojej roli (...) kosztem obciążania odpowiedzialnością Marcina Ch. i Krzysztofa K.”. Ich rozpoznanie przez pozostałych oskarżonych nastąpiło po tym, jak policjanci „opowiedzieli, jak wyglądają, jakie mają charakterystyczne cechy i jakie pseudonimy noszą”. Według opracowań niemieckich specjalistów od kryminalistyki, takie zachowanie funkcjonariuszy dyskwalifikuje w całości dowód z okazania. Po podpowiedzi świadkowi (współoskarżonemu), na co ma zwrócić uwagę, rozpoznanie staje się niewiarygodne. Nie wiemy bowiem, czy świadek poznał kogoś, bo zapamiętał daną osobę, czy też jest to następstwo sugestii. I bez nich dowód z okazania jest jednym z najsłabszych. W Europie na 100 rozpoznań 40 okazuje się następstwem pomyłki. A nie był to koniec błędów policji, prokuratury i sądów. Funkcjonariuszy państwowych nie zdumiał fakt, że współoskarżeni nagle stracili ochotę na składanie wyjaśnień i „czegoś wyraźnie się bali” (notatka Kliniki Prawa). Co ciekawe, badania DNA nie pozwoliły powiązać ze sprawą któregokolwiek z oskarżonych. Nie udało się także ustalić, kiedy tak naprawdę doszło do zabójstwa. Biegły wskazał ponad miesięczne widełki daty przypuszczalnej śmierci obydwu braci. Sądu nie zainteresowały zeznania świadków, którzy ich widzieli po dniu... kiedy już mieli nie żyć. Dziwnych wyroków w tej sprawie nie udało się
niestety zmienić, a Marcin i Krzysztof nadal siedzą w więzieniu. Dla skazanych na dożywocie jedyna nadzieja w tym, że kiedyś być może prawdziwi sprawcy okrutnego mordu wpadną i zostaną osądzeni. Pozwoli to na wznowienie ich sprawy, ale 11 lat spędzonych w więzieniu nikt im nie zwróci. Typowe błędy policji i prokuratury ukazuje – niezależnie od wagi problemu – tzw. sprawa warszawska. Chodzi o rozbój na trójce nastolatków, który miał miejsce jesienią 2000 roku w stolicy. W biały dzień małolatom zrabowano 25 złotych, dwa bilety miesięczne, kartę rowerową, kartę do bankomatu oraz telefon komórkowy. Dzień później policjanci mogli zameldować przełożonym: „Mamy sprawców”. Wytypowano ich, stosując metodę na tak zwaną notatkę służbową. W owej notatce policjant zawarł informację, że rozboju mogli dokonać trzej mężczyźni znani już wcześniej organom ścigania. Problem w tym, że wygląd dwóch z nich był znacząco odmienny od opisu napastników podanego przez pokrzywdzonych. Nie przeszkadzało to policjantom w zatrzymaniu całej trójki. Zdaniem sędziów, z którymi rozmawialiśmy, produkcja dowodów na tzw. notatkę służbową jest nagminna. W bardzo wielu przypadkach pod jej kątem dobierane są inne dowody w sprawie. Mimo innych fryzur niż opisane przez świadków oraz zupełnie innego wyglądu, wytypowani przez policjantów młodzi ludzie trafili na pół roku do aresztu.
I od roku próbują dojść sprawiedliwości. Na razie bezskutecznie. Sąd Rejonowy dla Miasta Stołecznego Warszawy właśnie po raz trzeci rozpatruje ich sprawę. W kronikach Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka znajdziemy kolejną przyczynę pomyłek sądowych. Powoduje je traktowanie jak wyroczni zeznań tak zwanych „świadków koronnych”. Zawodowi kryminaliści w zamian za złożenie zeznań dotyczących funkcjonowania grupy przestępczej, której byli członkami, otrzymują gwarancję bezpieczeństwa oraz to, że za zbrodnie, których się dopuścili, nie będą karani. Problem w tym, że jest to decyzja ostateczna i niepodlegająca zmianie. Dzięki temu świadek koronny może bezkarnie zataić ważne informacje. Co gorsza, może także kłamać, a możliwości weryfikacji jego zeznań są poważnie ograniczone. Instytucja, która miała pomóc w rozbiciu solidarności pomiędzy przestępcami, tak naprawdę stała się narzędziem politycznych rozgrywek i przyczyną dramatów wielu ludzi. I tak od kilku lat na podstawie fragmentów zeznań świadków koronnych byłych członków gangu pruszkowskiego co chwila pojawiają się bezpodstawne sugestie, że Paweł Piskorski, polityk SD, a wcześniej PO, robił interesy z mafią. Na podstawie zeznań innego rzekomo skruszonego gangstera bezpodstawnie oskarżono sędzię sądu okręgowego w Suwałkach Grażynę Zielińską. Została uniewinniona. Za prawie roczny pobyt w areszcie dostanie 300 tysięcy zadośćuczynienia. Na Śląsku zarzuty udziału w oszustwie usłyszało 113 osób. A wszystko po zeznaniach świadka koronnego, który w tzw. międzyczasie próbował przehandlować zmianę swoich zeznań. Statusu świadka koronnego jednak nie stracił. Policjanci pomawiani przez przestępców od razu wylatują ze służby. Po uniewinnieniu nie mają jednak szans na powrót do pracy. Jak temu zaradzić? Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, zwracają uwagę, że wielu pochopnych decyzji prokuratury oraz błędów sądów można uniknąć, dając czas prokuratorom i sędziom na pracę merytoryczną, zamiast kazać im wypełniać sprawozdania. Kontrola postępowań ze strony prokuratury i sądu jest fikcją. Prokuratorzy przyklepują błędy policji, a sędziowie przyjmują na wokandę akty oskarżenia pełne luk i nieścisłości. Okazuje się także, że młodzi adepci prawa (sędziowie oraz prokuratorzy) nie potrafią pisać uzasadnień, nie znają wykładni prawa, nie znają praw człowieka i obywatela, nie potrafią uzasadniać samodzielnie swoich decyzji, nie potrafią krytycznie oceniać dowodów z opinii biegłych. Brak jest im umiejętności syntezy i boją się wytyków w razie gdyby coś zrobili inaczej, niż życzą sobie tego przełożeni. MiC
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
11
Progi i bariery Kilkunastocentymetrowe krawężniki, schody bez podjazdów, lokale wyborcze i urzędy, do których nie ma jak podjechać na wózku. Lista stacji niekończącej się drogi krzyżowej osób niepełnosprawnych w zasadzie nie ma końca.
ytasz, gdzie są niepełnosprawni, rozejrzyj się dookoła siebie, to nas zobaczysz. Niepełnosprawni to nie tylko ci na wózkach. Ja chodzę o kuli (...). Wejście po schodach czy do tramwaju to dla mnie ogromny problem i ból (...). Ja też chcę iść do kina, do teatru, do sklepu czy po prostu do lekarza, a bardzo często bariery architektoniczne mi na to nie pozwalają” – czytamy na jednym z internetowych forów, gdzie toczy się dyskusja na temat komfortu życia osób niepełnosprawnych. A raczej braku komfortu. Nikt nie jest w stanie zrozumieć, co czujemy – mówi Aleksandra z Łodzi. Ma 35 lat, na wózku spędziła połowę życia. Sama nie wychodzi, bo nie jest w stanie pokonać kolejnych przeszkód, które wyrastają przed nią w nieograniczonej ilości. I wyjaśnia dlaczego: – Wyobraźmy sobie, że chcę pojechać na zakupy. Banalna codzienna czynność, większości ludzi absolutnie niekomplikująca życia. Ja najpierw muszę stoczyć walkę z drzwiami windy, pokonać kilka schodów, bo winda w moim bloku zatrzymuje się na półpiętrze, dalej drzwi od klatki, no i schodek, z którego muszę zjechać. To pierwszy etap. Drugi – nierówne chodniki i wysokie krawężniki przy przejściach dla pieszych. Trzeci – autobus; zawsze czekam tak długo, aż przyjedzie niskopodłogowy, choć i do tego często trudno wsiąść. Czwarty etap – sklep. I to nie każdy, bo są takie, do których wózkiem nie wjadę. Za ciasno albo za wysoko. Wśród wielu dokumentów Unii Europejskiej regulujących kwestie
P
równouprawnienia niepełnosprawnych w społeczeństwie znajduje się „Deklaracja barcelońska”, która powstała w 1995 r., a zobowiązuje między innymi do likwidacji wszystkich istniejących barier architektonicznych, przystosowania do potrzeb niepełnosprawnych środków komunikacji miejskiej, umożliwienia im uczestnictwa w widowiskach kulturalnych, sportowych, imprezach rekreacyjnych, a także do pomocy w dostępie do usług opieki zdrowotnej, w znalezieniu pracy czy mieszkania. Dotąd deklarację przyjęło bardzo wiele europejskich miast. Do kwietnia br. nie było wśród nich ani jednego polskiego. Z wyjątkiem Gdyni. „Mam nadzieję, że za naszym przykładem pójdą także inne miasta i gminy w Polsce” – mówi Beata Wachowiak-Zwara, pełnomocnik prezydenta Gdyni ds. osób niepełnosprawnych. Przyznać trzeba, że powinny... ! Gdańsk. Z okazji Europejskiego Dnia Walki z Dyskryminacją Osób Niepełnosprawnych wiceprezydenci Maciej Lisicki i Wiesław Bielawski postanowili sprawdzić, jak to jest być inwalidą w mieście. Wnioski? „Niepełnosprawni mają do pokonania w Gdańsku nieprzewidywalny tor przeszkód. Jako miasto zorganizujemy w tej sprawie spotkanie i zwrócimy się do zarządców budynków, by wprowadzali ułatwienia dla niepełnosprawnych. Sami też wyeliminujemy przeszkody tam, gdzie możemy” – zapowiedział Bielawski. ! Białystok. Tutaj barier architektonicznych w bród. Nawet w niedawno odnawianym i remontowanym centrum. Urzędnicy starają się zmienić obowiązującą w mieście uchwałę
tak, aby umożliwić najemcom gminnych lokali obniżkę czynszu bądź zaliczenie na jego poczet nakładów poczynionych na przystosowanie lokalu lub nieruchomości do potrzeb osób niepełnosprawnych. Bo pieniędzy miastu brakuje na wszystko, oczywiście oprócz danin na Kościół papieski, w których Białystok (nazywany Czarnymstokiem) przoduje. ! Katowice. W ramach udogadniania życia niepełnosprawnym powstała specjalna strona (www.katowice.bezbarier.info). Śledząc zamieszczoną tu listę obiektów użyteczności publicznej sprawdzonych pod względem przystosowania do potrzeb osób z niepełnosprawnością, zainteresowani dowiedzą się wszystkiego, co i tak już wiedzą – że właściwie nie mają po co z domu wychodzić (no, chyba że chcą jechać do supermarketu bądź galerii handlowej). Żeby nie być gołosłownym, spośród opisanych urzędów, kin, teatrów, restauracji, obiektów handlowych i sportowych wybieramy losowo dwa: " Miejski Dom Kultury Południe, filia nr 3: brak parkingu, po drugiej stronie ulicy dwa miejsca do zaparkowania; dla osób niepełnosprawnych ruchowo niedostępne pierwsze piętro budynku (schody), brak udogodnień dla osób głuchoniemych i niewidzących. Wejście – furtka, płaski chodnik. Wejście główne do budynku – pięć schodów. Wejście z tyłu budynku – niski próg, dojście równym, szerokim chodnikiem dookoła budynku. " Urząd Miasta – Wydział Spraw Obywatelskich, referat ewidencji, Szopienice: parking nieutwardzony (brak miejsc oznakowanych),
schody na drugie piętro (pracownicy po umówieniu się telefonicznym chodzą do domu), brak udogodnień dla osób głuchoniemych i niewidzących. Wejście po dwóch schodach. Ciężka brama z wąskimi drzwiami (dwuskrzydłowe). ! Zamość. Przy renowacji obiektów w centrum miasta założono toalety przystosowane m.in. dla osób z niepełnosprawnością, w tym poruszających się na wózkach. Tyle że ci ostatni nie mogą się do nich dostać. Przeszkadza im krawężnik. ! Kielce. Tutejsze władze zamknęły dla niepełnosprawnych wjazd do ścisłego centrum miasta. – Sprawa idiotyzmu administracyjnego jest oczywista, ale skutek jest jeden: wycięcie w pień z życia społecznego ludzi z najsłabszej grupy – ciężko doświadczonych przez los nie z własnej winy. Szokujące dla mnie jest też to, że żadna organizacja społeczna niepełnosprawnych nie była zdolna podjąć decyzji, która
mogłaby tych ludzi chronić przed głupotą urzędniczą – załamuje ręce Grzegorz Grudziński ze stowarzyszenia Samorząd 2010. ! Warszawa. – Za każdym razem, idąc głosować, przyjeżdżam do szkoły, w której jest lokal wyborczy. Informuję komisję poprzez osobę towarzyszącą albo przechodzącą obok, że przyjechał człowiek na wózku. Do dzisiaj ktoś wychodził do mnie, podpisywałem listę, głosowałem, a mój głos był wrzucany do urny. Dzisiaj (20 czerwca br. – dop. red.) usłyszałem, że nie mogę głosować, bo nie można do mnie wyjść. Poczułem się dzisiaj człowiekiem naprawdę niepełnosprawnym, a nie człowiekiem z niepełnosprawnością. Poczułem się obywatelem gorszej kategorii. I jak się ma to do równego traktowania? – zastanawia się Marek Sołtys z Towarzystwa Przyjaciół Szalonego Wózkowicza. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. MaHus
! Według wyników Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL), prowadzonego przez GUS, liczba Polaków prawnie niepełnosprawnych w wieku od 15 lat wzwyż w 2009 roku wynosiła około 3,5 mln osób, co stanowi 11,1 proc. ludności. ! Osoby niepełnosprawne są niestety wciąż znacznie gorzej wykształcone niż osoby sprawne. Należy jednak zauważyć, że w ciągu ostatnich lat następował stopniowy wzrost udziału osób niepełnosprawnych w wieku 15 lat i więcej z co najmniej średnim poziomem wykształcenia (grupa ta nie obejmuje osób z wykształceniem zasadniczym zawodowym) – do 32,1 proc. w 2009 roku. Udział osób niepełnosprawnych posiadających wyższe wykształcenie w 2009 roku wynosił jedynie 5,9 proc. ! W III kwartale 2009 roku w Polsce pracowało 479 tys. osób niepełnosprawnych (w tym 339 tys. jako pracownicy najemni), co stanowiło 22,9 proc. ogółu niepełnosprawnych w wieku produkcyjnym. Źródło: Biuro Pełnomocnika Rządu do spraw Osób Niepełnosprawnych
12
O
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
islamie rozmawiamy z dr. Ignacym Nasalskim* z Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Muzułmanki to kobiety szczęśliwe? – Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Rolą społeczną muzułmanki jest przede wszystkim bycie matką. Większość kobiet czerpie z tego wystarczającą satysfakcję życiową. Ich los przypomina nieco życie kanarka w klatce, który nie jest w stanie wyobrazić sobie życia poza nią. Znikoma część, zazwyczaj tych lepiej wykształconych, przejawia większe ambicje i ich marzenia o innym życiu mogą się stać powodem cierpienia. Ale i tak kontrola społeczna nad kobietami jest na tyle silna, że z tego jedynego dostępnego im świata nie da się uciec, więc starają się czerpać zadowolenie z takiego życia, jakie wiodą. Istnieją oczywiście także kobiety dobrze wykształcone, o silnych osobowościach, często pochodzące z bogatych rodzin, które miały to szczęście, że ich otoczenie pozwoliło im na uzyskanie niezależności zawodowej czy osobistej, ale i one powszechnie podkreślają przywiązanie do rodziny, religii i tradycji. – Rzeczywiste czy udawane? – W islamie nie ma miejsca na udawanie. Niech ilustracją będzie przykład z Maroka, gdzie w 2000 roku kilka tysięcy kobiet wyszło na ulice Casablanki, żeby zaprotestować przeciw projektowi liberalizacji prawa rodzinnego, co mogłoby ułatwić im rozwód i utrudnić powszechną poligamię. Prawo ostatecznie zostało uchwalone kilka lat później, ale dla wielu kobiet oznaczało ono zburzenie świętego porządku społecznego i podważenie ich roli społecznej. – Muzułmanki to współczesne niewolnice? – Nie, tak radykalnie nie da się sprawy postawić. Co nie zmienia faktu, że patriarchalizm i podporządkowanie kobiet są silnymi wyznacznikami społeczeństw muzułmańskich. Młoda dziewczyna musi być bezwzględnie posłuszna ojcu, kobieta zamężna – mężowi. Wynika to z tradycji kulturowej, ale ma też sankcję religijną. Koran mówi, że mężczyźni są zwierzchnikami kobiet, mogą więc je dyscyplinować, a jeśli są nieposłuszne – nawet bić. Ale przede wszystkim kobieta musi się cały czas pilnować, żeby swoim zachowaniem nie sprowadzić hańby na rodzinę. – Na przykład dbać o to, żeby dotrzymać czystości przedmałżeńskiej? – Przede wszystkim. Honor rodziny zależy bowiem od prowadzenia się kobiet. Dlatego w wielu krajach wciąż zdarza się, że rodzice tuż przed ślubem zabierają swoje córki do lekarza, żeby ten potwierdził ich cnotliwość. Zwyczaj, że po nocy poślubnej należy pokazać zakrwawione prześcieradło, także nie należy do historii. Brak dziewictwa
Sama religia narzuca pewną wizję i podporządkowanie się. Poza tym mamy tu do czynienia ze sztywnością myślenia i brakiem tolerancji dla odmienności...
Element mozaiki oznacza dla kobiety śmierć. W najlepszym razie społeczną, w najgorszym – rzeczywistą. Stąd biorą się zbrodnie honorowe. Rodzina musi ukarać taką kobietę, gdyż w przeciwnym razie jej hańba staje się hańbą rodziny. – W XXI wieku? – Takich zbrodni nie ma wiele, bo też przypadki jaskrawego naruszenia honoru rodziny należą do rzadkości. Kobiety same dbają o to, żeby nie dawać powodów do podejrzeń. A powody mogą być czasami bardzo banalne. Niedawno sąd w Malezji postanowił wychłostać tamtejszą znaną modelkę za to, że piła publicznie piwo. Podobną decyzję podjął sąd w Sudanie wobec pewnej dziennikarki – tyko za to, że nosiła spodnie. Najwyraźniej nie ma przy tym znaczenia ani wiek, ani religia, skoro niedawno w Arabii Saudyjskiej 70-letnią kobietę skazano na 40 batów za to, że przyjęła w domu dwóch młodych mężczyzn, a w Chartumie wychłostano nastoletnią chrześcijankę, bo ubrała się w „nieprzyzwoitą” sukienkę. – Gdyby dziewczyny nie łamały nałożonych na nie zakazów, mielibyśmy do czynienia z utopią! A to niemożliwe. – Zakazy łamią tak naprawdę tylko kobiety albo bardzo lekkomyślne, albo silne i bogate. W najgorszym razie, to znaczy w przypadku utraty dziewictwa, dla części tych kobiet ratunkiem są wyjazdy do europejskich klinik. To lokalna tajemnica poliszynela, że kobiety z Libii podróżują w tym celu na Sycylię, z Libanu – na Cypr. Tam poddają się chirurgicznej rekonstrukcji błony dziewiczej. Płacą duże pieniądze po to, aby w noc poślubną był efekt jej rozerwania.
– Zakazy dotyczą wyłącznie kobiet? Co z czystością przedmałżeńską mężczyzn? – Skoro nie ma kobiet, które mogą się wyłamać, mężczyźni siłą rzeczy znajdują się w podobnej sytuacji. Tyle że ich zachowanie nie jest wynikiem jakichś zakazów, lecz raczej braku okazji. Dlatego też wielu mężczyzn przeżywa doświadczenia homoseksualne. Nieliczni, którzy mają pieniądze, płacą za seks w domach publicznych. – I nie narażają się tym samym na ostracyzm społeczny? – Nikt nie robi tego ostentacyjnie, a poza tym mężczyznom wolno w tym zakresie o wiele więcej. A jeśli mężczyznę stać na to, aby płacić za seks, to znaczy, że jest bogaty. A skoro jest bogaty, jest zarazem atrakcyjny dla rodziny panny młodej. Nikt nie będzie robił mu wyrzutów, nawet jeśli jego zachowanie spotka się z negatywnym odbiorem. – Wracając do homoseksualizmu... Islam zabrania podobnych związków? – Homoseksualizm – czysto teoretycznie – bywa akceptowany u kobiet, a więc istot słabych. Te jednak nie miewają ku temu zbyt wielu okazji. Męski jest natomiast surowo potępiany. Mężczyzna wyrzeka się w ten sposób swojej męskości, burzy porządek świata. Homoseksualizm może istnieć – i istnieje – tylko w ukryciu. – Sporo w tym wszystkim hipokryzji... – Islam reguluje niemal wszystkie życiowe poczynania muzułmanina. Ale wizja religijna to pewien model idealny. Ludzie są tylko ludźmi i jakoś muszą sobie w tym sztywnym świecie nakazów i zakazów radzić. – Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Koran?
– Koran jest tak skonstruowany, że właściwie na każdą tezę znajdzie się w nim poparcie. To jest książka pełna sprzeczności. Zbieranina różnego typu opowieści, wywodów, napomnień, które nie tworzą logicznej i spójnej całości. Ale pewne zakazy zostały jasno sformułowane i są też przestrzegane – na przykład zakaz jedzenia wieprzowiny czy picia alkoholu. O ile pierwszy jest raczej irracjonalny, drugi ma całkiem racjonalne uzasadnienie. Alkohol zmienia bowiem stan świadomości. Powoduje, że wierny nie jest w stanie wykonywać czynności religijnych. Jeśli więc jakiś muzułmanin pije alkohol, to tylko w takich ilościach, żeby się nie upić. – Jest miejsce na indywidualizm w islamie? – Islam jest religią absolutystyczną i wszechogarniającą. Wymusza całkowite podporządkowanie. Dąży nie tylko do objęcia swoim prawodawstwem całego świata, ale także niezwykle szczegółowo reguluje każdą sytuację życiową. Wyklucza myślenie w kategoriach innych niż ogólnie przyjęte. Jako religia rozpowszechnił się – co znamienne – głównie na tych obszarach, na których od zawsze występowała kultura typu tradycjonalistyczno-kolektywistycznego. Tam idea, że jednostka może stanowić niepowtarzalne indywiduum, nigdy się nie rozwinęła. Muzułmanie pozostają tylko częścią – rodziny, klanu czy plemienia. Są elementem pewnej mozaiki. A to wyklucza nawet myślenie o tym, że można by inaczej ułożyć sobie życie. W świecie bliskowschodnim jednostka nie istnieje. Rozpływa się w kolektywie, który jest nadrzędny wobec życia społecznego.
– Kto więc wyznacza tę właściwą drogę? – Rodzina, najbliższe otoczenie, środowiska opiniotwórcze, przywódcy społeczni. A przede wszystkim – religijne autorytety. Autorytety islamu przestrzegają przed zagrożeniem ze strony Zachodu, który chce rzekomo kraje arabskie ponownie skolonizować. Wzywają do walki o prawdziwą tożsamość muzułmańską, do powrotu do korzeni. Odmienne zachowanie czy myślenie uznają za kolaborację. Najbardziej przygnębiające jest to, że fundamentalistycznie ukierunkowany radykalizm wciąż się pogłębia, także w wydaniu terrorystycznym. – Zatem zamachowcy zabijający z Bogiem na ustach są bohaterami narodowymi? – Islam to religia silnie kolektywistyczna o wojskowym rygorze – ścisły modlitewny regulamin, wspólne modły przypominające musztrę, skrupulatne przestrzeganie rytuałów, świat mężczyzn, z którego wykluczono kobiety. W takim świecie nie ma miejsca na refleksję, na samodzielność myślenia. Ludzie myślą to, co akurat usłyszą w meczecie. Wystarczy, że jeden z autorytetów wezwie do świętej wojny, a już znajdą się masy chętnych, żeby zabijać wrogów islamu. Muzułmanie to ludzie łatwo sterowalni. Na dodatek bardzo emocjonalnie reagujący na wszystko, co wiąże się z ich religią. – Zabijają, żeby się dowartościować? – Świat muzułmański cechuje rozbudowany narcyzm grupowy, a więc głębokie przekonanie o własnej wyjątkowości. Tyle że od kilkuset lat ich wpływ na losy świata jest znikomy. Poza nielicznymi wyjątkami nie było tam żadnych wybitnych
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r. myślicieli, naukowców, filozofów. Niemal wszystko zostało zapożyczone z Zachodu. Muzułmanie doświadczają więc pewnego dysonansu poznawczego – z jednej strony żyją mitem, że są najlepszą wspólnotą na świecie, z drugiej strony rzeczywistość boleśnie ich z tych złudzeń odziera. Zamachy to reakcja ludzi sfrustrowanych faktem, że tak niewiele znaczą. Starają się to znaczenie i poważanie uzyskać siłą. Robią wszystko, żeby przypadkiem nie dopuścić do sytuacji, kiedy ktoś powie „sprawdzam”. Część prowadzi politykę zastraszania wobec ludzi Zachodu, gdzie coraz bardziej zwraca się uwagę na to, żeby przypadkiem muzułmanów nie urazić. – Tak się rodzi na Zachodzie autocenzura prewencyjna... – Której przykładów życie przynosi nam coraz więcej. Parę lat temu kierownictwo opery w Berlinie odwołało premierę Mozarta „Idomeneo, król Krety” z obawy, że może ona obrażać uczucia muzułmanów, bowiem w końcowej scenie tytułowy król Krety ma nieść worek z obciętymi głowami Posejdona, Jezusa, Buddy i Mahometa. A niedawno koncern medialny Viacom nakazał wycięcie z serialu South Park fragmentów, które miały prezentować dowcipy o Mahomecie. Wystarczyły groźby śmierci wysłane przez organizację „Revolution Muslim”, która – co ciekawe – działa głównie na Zachodzie. – A jeśli muzułmanin zechce zostać apostatą? – Apostazja w islamie w zasadzie nie istnieje. Jeśli spotykamy dzisiaj muzułmańskich apostatów, to tylko w świecie zachodnim. W krajach muzułmańskich natomiast apostata jest nadal traktowany jak przed wiekami – niczym martwa kończyna, która rozpoczyna proces degeneracji całego organizmu. Trzeba ją amputować, aby dokonać oczyszczenia. Dlatego, zgodnie z prawodawstwem islamu, akt apostazji wymaga kary śmierci. Przypadki jej wykonywania aż po czasy nam współczesne skutecznie odstraszają potencjalnych chętnych. – Kara śmierci jest bezapelacyjna? – Czysto teoretycznie można uznać apostatę za człowieka, który postradał rozum, za szaleńca, który utracił kontakt z rzeczywistością. Wówczas jest szansa na odstąpienie od wykonania kary. Z drugiej jednak strony – za apostatę uznaje się kogoś tylko dlatego, że jest zbyt krytyczny wobec islamu. A wówczas każdy prawowierny muzułmanin sam może wymierzyć takiej osobie karę. I nie będzie to czyn godny potępienia, lecz chwalebny. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Fot. Autor * dr Ignacy Nasalski – arabista i politolog, doktoryzował się na Uniwersytecie w Kolonii, obecnie adiunkt na Uniwersytecie Jagiellońskim.
PATRZYMY IM NA RĘCE
13
Skazane na miłosierdzie – epilog Ad. 2. W tym punkcie sprostowania czytamy, że „nauczyciele, wychowawcy świeccy oraz siostry pracujące jako wychowawczynie ukończyły studia lub studiują”, a nawet „ciągle dokształcają się na specjalistycznych kursach i seminariach”. Raduje nas
nie zawiera wbrew jej twierdzeniom żadnych informacji na temat pracy sióstr w Ośrodku”. Pomijając fakt, że s. Siepak nadużyła wyobraźni, bowiem autorka w żadnym momencie nie powołała się na oficjalną stronę internetową zakonu, proponujemy sprawdzić na www.faustyna.opoka.org.pl/smlodziezowy-i.htm, czy wiernie cytowaliśmy zamieszczone tam informacje. Łatwo będzie można się przekonać, kto mija się z prawdą. Ad. 4. i 8. Znaną już metodą s. Siepak najpierw usiłuje wcisnąć nam dziecko w brzuch, przekonując, że podopieczne mniszek „nie uczestniczą w porannej Mszy świętej w Sanktuarium, więc przekazanie w tym czasie kartki przez wychowankę z wezwaniem o pomoc jest czystą
to niesłychanie, ale protestujemy, gdy s. Siepak zarzuca nam sformułowanie twierdzenia, jakoby jedyną kwalifikacją mniszek był fakt, że „niemal od zawsze prowadziły domy dla dziewcząt potrzebujących głębokiej odnowy moralnej”, bo takiej tezy w „Skazanych na miłosierdzie” po prostu nie ma. Ad. 3. Tu znowu dowiadujemy się, że napisaliśmy nieprawdę, bo „oficjalna strona Zgromadzenia, na którą powołuje się Autorka artykułu,
fikcją”, by w punkcie 8 przyznać między wierszami, że dziewczęta chodzą na zbiorowe modły, ale mają mnóstwo swobody, więc „nie ma potrzeby pisania kartek i wręczania ich konspiracyjnie przygodnym ludziom w kaplicy”. No cóż, najwyraźniej jedna z nich miała taką potrzebę... Ad. 5. Choć osoby, z którymi rozmawialiśmy, zbierając materiały, twierdziły, że wychowanki MOW muszą ciężko pracować i wysługiwać się zakonnicom, to mając słowo przeciwko
W ubiegłym tygodniu opublikowaliśmy sprostowanie, w którego preambule Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia (piórem s. Elżbiety Siepak) twierdzi, że w artykule „Skazane na miłosierdzie” („FiM” 25/2010) dotyczącym Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego prowadzonego przez zakon w Krakowie-Łagiewnikach zamieściliśmy „nieprawdziwe wiadomości”. Oto nasza odpowiedź (z zachowaniem kolejności punktów w sprostowaniu): Ad. 1. Pozostawiamy bez komentarza obszerny wywód, czym teoretycznie jest MOW i jakie instytucje powinny sprawować nad nim nadzór, bo co do tego nie ma między nami sporu. Kwestią wymagającą komentarza jest natomiast solenne zapewnienie siostry Siepak (na zdjęciu druga z lewej), że „okresowo przeprowadzane są w Ośrodku wizytacje z Kuratorium Oświaty”, podczas gdy rzeczone Kuratorium nie mniej solennie i oficjalnie zapewniło (mamy to na piśmie!), że takowych wizytacji w przyklasztornym ośrodku nie przeprowadzało. Kto zatem kłamie? S. Siepak tłumaczy dalej, że jej zgromadzenie odmówiło udzielenia jakichkolwiek informacji dotyczących MOW w trosce o „dobro dziewcząt i prawidłowy proces wychowania, niezakłócony sensacyjnymi doniesieniami”. Kategorycznie odrzucamy to wyjaśnienie, bowiem zarówno szefowa klasztoru w Łagiewnikach, jak i jej koleżanka kierująca ośrodkiem odmówiły rozmowy z naszym dziennikarzem, zanim zdążył wyłuszczyć przyczynę zainteresowania i reprezentowany tytuł prasowy, więc obie panie nie miały cienia podstaw do snucia domysłów, że chodzi o jakieś sensacje.
słowu, przyjmujemy za dobrą monetę zapewnienie s. Siepak, że ów zarzut jest krzywdzący dla sióstr. A przecież wystarczyło nam pokazać stan faktyczny, gdy grzecznie prosiliśmy, i nie byłoby sprawy. Ad. 6. Nie czujemy się na siłach oceniać wywody teologiczne, więc wierzymy bez zastrzeżeń, że dziewczęta z MOW „są dla sióstr dziećmi Ojca niebieskiego”. Ad. 7. Okazuje się, że napisaliśmy nieprawdę o stosowanych przez mniszki niektórych karach, bo statut ośrodka ich nie przewiduje. Trzymając się tej logiki, jest absolutnie niemożliwe, żeby na przykład ksiądz miał kochankę, bo przecież mu nie wolno... Ad. 8. Dowiadujemy się tu m.in., że siostry zdjęły z okien ośrodka kraty „założone w czasach komunistycznych przez ówczesną dyrekcję”, żeby „dom, w którym przebywają dziewczęta, nie sprawiał wrażenia więzienia”. Sugerujemy wszystkim zainteresowanym obejrzenie zdjęć z drugiej części „Skazanych na miłosierdzie” („FiM” 26/2010) i będzie jasne, kto kłamie. Podobnie jak z kwestią „swobodnego wychodzenia do ogrodu”, udokumentowaną przez nas na kilkudziesięciu zdjęciach, których tylko z braku miejsca nie mogliśmy pokazać. ! ! ! Konkludując: choć w wielu kwestiach diametralnie różnimy się w ocenach, cieszy nas, że siostry zaczęły wreszcie mówić o sprawach, które nie są przecież wewnętrznym interesem zakonu. Dziękujemy za polemikę i bezpośrednie (niestety, post factum) rozmowy telefoniczne, bo pozwalają mieć nadzieję, że już nigdy żadna dziewczyna z ośrodka w Krakowie-Łagiewnikach nie będzie musiała komunikować się ze światem za pośrednictwem grypsów... ANNA TARCZYŃSKA
14
PRZEMILCZANA HISTORIA
ie od zawsze uważali Polacy zakon krzyżacki za swojego śmiertelnego wroga. Od momentu przybycia pierwszych Krzyżaków na ziemie polskie w roku 1226 (byli to dwaj bracia zakonni, Konrad von Landsberg i Krzyżak nieznany z imienia, razem z grupą giermków i pachołków) stosunki między zakonem a władcami polskimi układały się dobrze. Krzyżacy robili to, do czego zostali zobowiązani w zamian za nadaną im ziemię: chronili Piastów przed najazdami pogańskich Prusów. Powstawały nawet koalicje polsko-krzyżackie, które w efekcie przyspieszyły wytępienie Prusów i Jaćwingów. Zaufanie, jakim cieszyli się w Polsce Krzyżacy, było powodem wezwania ich przez załogę Gdańska, kiedy na Pomorze Gdańskie wtargnęli Brandenburczycy. Krzyżacy istotnie wyparli Brandenburczyków, lecz opanowali podstępem Gdańsk w 1308 r., wymordowali znajdujące się w mieście polskie rycerstwo, po czym zagarnęli całe Pomorze Gdańskie. Izolacja Polski od Bałtyku stała się faktem, zaś starania Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego o odzyskanie Pomorza Gdańskiego nie przyniosły rezultatu. Mimo to aż do końca panowania Kazimierza Wielkiego, a także w czasach Ludwika Andegaweńskiego stosunki polsko-krzyżackie były poprawne. Wielu Polaków oceniało zakon krzyżacki przychylnie, doceniając jego rolę szerzenia chrześcijaństwa na Wschodzie. Doceniało ją zwłaszcza polskie duchowieństwo. W latach 70. XIV w. Polacy uczestniczyli w rejzach, tj. wyprawach zbrojnych na pogańskich Litwinów. Dla chwały Boga i by okryć się sławą krzyżowca, u boku Krzyżaków walczyli rycerze z Mazowsza, Wielkopolski, a nawet Małopolski. W 1392 r. pojawiły się pierwsze oznaki odnowienia konfliktu z zakonem. Poszło o ziemię dobrzyńską, którą potrzebujący pieniędzy książę śląski Władysław Opolczyk zastawił u Krzyżaków. Udało się również Krzyżakom zawładnąć dalszymi obszarami
N
polskimi, głównie dzięki zasobom pieniężnym. Kiedy w 1402 r. Ścibor ze Ściborzyc, magnat polski na służbie nieprzyjaciela Polski Zygmunta Luksemburskiego, zdradą umożliwił zakonowi uzyskanie Nowej Marchii leżącej na pograniczu wielkopolsko-pomorskim, pojawiła się obawa, że zakon chce Polskę okrążyć. Szlachta polska jako pierwsza głosiła hasło rewindykacji Pomorza i innych ziem zagarniętych przez zakon. Nienawiść do zakonu podsycała walka toczona z prokrzyżackim klerem o dziesięciny i sądownictwo. W walce tej szlachta przestała się nawet obawiać sankcji kościelnych, jakie kler zazwyczaj stosował wobec opornych. Odmienną postawę zajmowali książęta dzielnicowi oraz niektórzy możnowładcy świeccy i duchowni, którzy chętnie korzystali z pożyczek krzyżackich, a nieraz ze stałego wynagrodzenia, służąc w zamian ofiarodawcom swym poparciem. Takim poplecznikiem Krzyżaków był biskup kujawski Jan Kropidło. Inni głosili, że „lepiej jest znieść zniewagę, niż porwać przeciw zakonowi za broń”, jak to się zdarzyło po zajęciu przez Krzyżaków zboża wysłanego z Polski do głodującej Litwy. Krzyżacy, świetni politycy, otoczeni byli szczególną opieką Rzymu i papieskich legatów. Papieże nakazywali duchowieństwu polskiemu ścisłe współdziałanie z polityką Krzyżaków. Przewodzili w tym biskupi, którzy dążyli do zdominowania państwa polskiego przez Kościół. Wiele ziem Polska straciła przez dominikańsko-krzyżacką intrygę, ale zdarzało się na szczęście i tak, że niektóre knowania udaremniała bardziej patriotyczna część polskiego duchowieństwa. Tak było, kiedy Krzyżacy postarali się, żeby ich agent w habicie dominikańskim uzyskał nominację papieską na biskupstwo płockie, a następnie przekształciwszy się w Krzyżaka, poddał diecezję wielkiemu mistrzowi. Duchowieństwo płockie, które udaremniło tę akcję, za swój patriotyzm zostało przez biskupa obłożone klątwą. Najważniejszym ogniskiem zatargów była sprawa Żmudzi. Formalnie, na mocy traktatów zawieranych przez
600 rocznica bitwy pod Grunwaldem jest okazją do przypomnienia jednego z najważniejszych wydarzeń w dziejach Polski. Zwycięstwo pod Grunwaldem złamało potęgę polityczną i militarną zakonu krzyżackiego oraz zapoczątkowało okres świetności państwa polskiego. zakon z księciem Witoldem, księciem Świdrygiełłą, a także królem polskim, Żmudź – ważny strategicznie obszar, oddzielający ziemie Krzyżaków w Prusach od posiadłości zakonu inflanckiego – była własnością zakonu, jednak Żmudzini nie poddawali się jarzmu krzyżackiemu. Występowali zbrojnie przeciwko zakonowi, który ogniem i mieczem „nawracał” ich na chrześcijaństwo. Pogańska Litwa właściwa (Auksztota) była celem ataków krzyżackich już od końca XIII w. Od połowy XIV w., tj. od chwili ustania konfliktów zbrojnych z Polską, po pokoju kaliskim (1343 r.), Krzyżacy nasilili swe najazdy na Litwę i pustoszyli ją regularnie. Mieli na to zgodę papiestwa, które przypisywało sobie najwyższe zwierzchnie prawa (ponad królami) nad światem pogańskim. Ta groźna dla Litwy sytuacja skłoniła wielkiego księcia litewskiego Jogaiłę Olgierdowicza do nawiązania rokowań z Polską; w sierpniu 1385 r. uwieńczyła je pierwsza unia polsko-litewska – w Krewie. W zamian za rękę Jadwigi i godność króla polskiego Jagiełło zobowiązał się: 1) przyjąć wraz ze swymi poddanymi katolicyzm 2) przyłączyć Wielkie Księstwo Litewskie do Królestwa Polskiego 3) odzyskać ziemie utracone przez Litwę i Polskę. Kolejne porozumienia umożliwiły wspólną walkę Polski i Litwy
Grunwa
z Krzyżakami. Zakon postanowił zniszczyć obydwu przeciwników i doprowadzić do rozbioru Polski. Bezpośrednią przyczyną wojny stała się sprawa Żmudzi. W 1409 r. wybuchło na Żmudzi wielkie powstanie, które poparł Witold. Gdy strona polska ustami arcybiskupa gnieźnieńskiego Mikołaja Kurowskiego jasno oświadczyła, że Litwy nie opuści, wielki mistrz 6 sierpnia 1409 r. wysłał królowi Jagielle pisemne wypowiedzenie wojny. Dziesięć dni potem, 16 sierpnia, wojska krzyżackie przekroczyły granicę i najechały ziemię dobrzyńską. Tak rozpoczęła się wielka wojna z Krzyżakami 1409–1411 r. W wielkiej akcji propagandowej na zachodzie Europy, a zwłaszcza w Rzymie, obie strony starały się wykazać, że prowadzą wojnę sprawiedliwą i to ich sprawa jest słuszna. Krzyżacka propaganda przedstawiała Polaków i Jagiełłę jako fałszywych chrześcijan, którzy pomagają pogańskim Litwinom, łączą się ze schizmatycką Rusią, przez co zagrażają nie tylko zakonowi, ale i całemu chrześcijaństwu. Jagiełło umiejętnie neutralizował te poczynania, przedstawiając siebie jako gorliwego katolika. Starał się też wykorzystywać swą dawną znajomość z nowo obranym papieżem Aleksandrem V. Papież ten jeszcze w latach młodości Jagiełły przebywał
jako franciszkanin na ziemiach litewsko-ruskich i dobrze orientował się w tamtejszych stosunkach. Niemniej zakon korzystał w wojnie z poparcia papieża. Wojna należała do najlepiej przygotowanych, jakie kiedykolwiek prowadziła Rzeczpospolita. Król Jagiełło doskonale wiedział, jak potężnym wrogiem jest zakon krzyżacki. Było to jedyne w Europie państwo zorganizowane na wzór wojskowo-zakonny. Rządzone przez kastę zawodowych wojowników, opierało swą siłę na karności i sprawności administracyjnej. Nadto zakon krzyżacki miał wielu przyjaciół na Zachodzie, gdzie uważano go za zbrojne ramię chrześcijaństwa, walczące z poganami na Litwie i Żmudzi, i cieszył się opieką Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Jagiełło wykorzystał jednak czas, kiedy w Niemczech wybuchły walki o tron cesarski. W chaosie wojny domowej Rzesza utraciła zdolność ingerowania w sprawy polskie, a wtedy król poprowadził swoje wojska przeciwko zakonowi. Założenie Jagiełły było proste – przejąć inicjatywę i zepchnąć zakon do obrony. Siły polsko-litewskie miały zaatakować pierwsze i uderzyć na Malbork – centralny punkt zakonu. Jego zdobycie gwarantowało, że państwo krzyżackie rozpadnie się. Jagiełło zwracał uwagę, aby jego strategia nie doszła do uszu jakiegokolwiek klechy, bo na dworze wielu było krzyżackich agentów. Wielki mistrz zakonu Ulryk von Jungingen nie wiedział, skąd nadejdą wojska polsko-litewskie, a poza tym były one
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
ald 1410
Wojciech Kossak – Bitwa pod Grunwaldem liczniejsze od jego chorągwi. W największej tajemnicy wielotysięczna armia polska w ciągu 2 dni przeprawiła się po moście pontonowym przez Wisłę pod Czerwińskiem, gdzie połączyła się z armią litewsko-ruską. Powstała wielka armia polsko-litewska. Połączone wojska wkroczyły 9 lipca do Prus. Krzyżacy byli zaskoczeni szybkością i kierunkiem manewru. Wielki mistrz zorientował się, że celem wyprawy nie jest Pomorze Gdańskie, a chcąc uniknąć oblężenia Malborka, musiał wydać bitwę. Drogi wojsk przecięły się na polach pomiędzy wsiami Grunwald, Stębark i Łodwigowo 15 lipca 1410 r. Władysław Jagiełło prowadził do boju 51 chorągwi, wielki książę Witold – 40 chorągwi. W wojsku litewskim byli wojownicy litewscy, ruscy, żmudzcy i tatarscy. W sumie siły sprzymierzone liczyły 91 chorągwi. Było to ok. 35 tysięcy walczących. Krzyżacy wystawili do walki 51 chorągwi. Liczyły łącznie ponad 20 tys. walczących. Na wojska zakonne składały się różne narodowości. Byli także Słowianie: wojownicy ze Śląska, Pomorza, poddani pruscy polskiego pochodzenia. Wśród najemnych – Czesi i Morawianie. Trzy chorągwie krzyżackie można by określić jako polskie. Czwarta chorągiew należała do Piasta, 14-letniego Konrada VII Białego, księcia oleśnickiego. Piąta chorągiew – ze znakiem gryfa w polu białym – należała do Kazimierza V, szczecińskiego Piasta, który zdaniem Jana Długosza, „opanowany przeklętą żądzą złota, wypalił na sobie, rodzie swym i potomstwie
wieczne piętno hańby”. Dwunastą chorągwią, chełmińską, dowodzili polscy rycerze – Janusz Orzechowski i Konrad z Replowa, a chorągiew niósł chorąży Mikołaj Niksz. Prócz nich wiele chorągwi zakonnych związanych było z miastami i ziemiami, które Krzyżacy zajęli niedawno i nie zdołali ich jeszcze zniemczyć – zapewne część polskich wojów zaciągnęli siłą. Na tej podstawie przypuszcza się, że co najmniej jedna trzecia wojska zakonnego znała lub posługiwała się językiem polskim. Na lewym skrzydle stanęły chorągwie polskie, na prawym – litewskie wspomagane przez ustawione między nimi pułki smoleńskie. Witold dowodził bezpośrednio wśród wojska, zaś Jagiełło, jako wódz naczelny, zajął miejsce na wzgórzu. Główny trzon armii Jagiełły stanowiła ciężka jazda polska, licząca 15–18 tys. ludzi. Za wysuniętą artylerią (po raz pierwszy użytą w otwartej bitwie) i piechotą krzyżacką stanęły dwie linie ciężkiej jazdy dowodzone przez Ulryka von Jungingena. Długosz, który pozostawił po sobie najdokładniejszy opis bitwy grunwaldzkiej, napisał, że Jagiełło nie spieszył się z rozkazem do ataku, więc poirytowany wielki mistrz posłał doń dwu heroldów. Pokłoniwszy się królowi,
wręczyli mu prowokacyjny podarunek – dwa obnażone miecze (dla niego i Witolda), a jeden z heroldów powiedział tak: „Najjaśniejszy królu! Wielki mistrz pruski Ulryk śle tobie i twojemu bratu przez nas, swoich heroldów, te dwa miecze w pomoc do zbliżającej się walki, abyś przy tej pomocy i orężu twego ludu nie tak gnuśnie i z większą, niż okazujesz, odwagą wystąpił do bitwy; a iżbyś się nie chował w tych gajach i zaroślach, ale na otwartym polu wyszedł walczyć. Jeżeli zaś mniemasz, że do rozwinięcia twoich hufców za szczupłe masz miejsce, ustąpi ci mistrz pruski Ulryk tego pola, które wojskiem swoim zajął, i ile go chcesz, by cię mógł wyciągnąć do walki; albo wreszcie obierz sobie miejsce sam, na którym chcesz walczyć, abyś tylko nie odwlekał bitwy”. Gdy heroldowie spełnili poselstwo, armia krzyżacka istotnie cofnęła się ku zachodowi. Około południa Jagiełło rozkazał odtrąbić hasło do ataku. Wojsko polskie odśpiewało Bogurodzicę. Bitwa się rozpoczęła. Pierwsze uderzyły chorągwie litewskie. Wtedy uderzyły chorągwie jazdy zakonnej, atakując prawe i lewe skrzydło armii polsko-litewskiej. Po godzinnej walce słabiej uzbrojeni Litwini, zaczęli się cofać, a potem rzucili się do panicznej ucieczki (historiografia litewska uważa tę ucieczkę za pozorowaną). Z przekazów źródłowych wiadomo, że uciekający Litwini pociągnęli za sobą kilka oddziałów koronnych i nie usłuchali dramatycznych apeli Witolda o pozostanie na polu bitwy. Część uciekających miała jakoby dotrzeć na Litwę, głosząc wieść o klęsce pod Grunwaldem. Ciężar bitwy spoczął na lewym, polskim, skrzydle. Tutaj między rycerstwem polskim
śpiewać pieśń triumfu – Christ ist entstandin („Chrystus zmartwychwstał”). Po sześciu godzinach walki siły sprzymierzonych zaczęły górować, spychając Krzyżaków w stronę obozu. I wtedy Ulryk von Jungingen ruszył z odwodami – było to 16 wyborowych chorągwi zakonnych – zatoczył szeroki łuk, aby uderzyć w bok polskiego skrzydła. Był to manewr zaskakujący, przeprowadzony dużymi siłami, stanowiącymi prawie jedną trzecią armii zakonnej. Jagiełło nie dał się jednak zaskoczyć. Chorągwie krzyżackie zostały w rejonie Stębarka powstrzymane, okrążone i pobite przez rezerwy polskie i powracających Liwinów. „I chociaż Krzyżacy przez jakiś czas wytrzymywali natarcie, w końcu jednak, poważną liczbą wojsk królewskich zewsząd otoczeni, pobici zostali na głowę. Prawie wszystkie rycerstwo walczące pod owymi szesnastoma znakami legło na placu boju lub dostało się w niewolę”. Klęskę zakonu przypieczętowało zdobycie umocnionego obozu krzyżackiego. W tej bitwie zginął wielki mistrz, zginęli komturzy i marszałek, a z nimi po stronie krzyżackiej około 8 tys. walczących. Około 14 tys. walczących wzięto do niewoli. Jagiełło zsiadł z konia i podziękował za zwycięstwo Bogu. Zachrypnięty od wydawania rozkazów, jeszcze w zbroi, położył się w cieniu głogu. Była siódma wieczorem. Zwycięstwo pod Grunwaldem było faktem historycznym o ogromnym znaczeniu. Zahamowało ono na kilka wieków ekspansję niemieckich feudałów na ziemie Polski, Litwy i Rusi, obaliwszy mit o niezwyciężoności Krzyżaków. Klęska grunwaldzka była jednocześnie największą, jaką ponieśli
a krzyżackim walka toczyła się z ogromną zaciętością. Krzyżacy trzykrotnie próbowali złamać szyki najsilniejszej chorągwi polskiej – rycerstwa ziemi krakowskiej. Krytyczny w bitwie był moment, kiedy chorągiew z Orłem Białym upadła na ziemię. Na ten widok Krzyżacy, pewni zwycięstwa, zaczęli
Krzyżacy w walce ze Słowianami. Rozmiarami przewyższyło ją dopiero rozgromienie Niemiec hitlerowskich w 1945 r. Zwycięstwo to wzmogło na Słowiańszczyźnie uczucia patriotyczne, wiarę we własne siły i poczucie solidarności ludów zagrożonych agresją niemiecką. Szerokim echem
15
odbiło się też w całym ówczesnym świecie. Nastąpił ogromny wzrost rangi państwa Jagiellonów na arenie międzynarodowej – przekształcone w Rzeczpospolitą Obojga Narodów, osiągnęło szczyt gospodarczej pomyślności i politycznej potęgi. Królowi Jagielle poddały się niemal wszystkie miasta i zamki krzyżackie. Władzę jego uznali niemal wszyscy biskupi zakonni, bo oprócz warmińskiego, także sambijski, pomezański i chełmiński. Piąty biskup, niegdysiejszy krzyżacki poplecznik Kropidło, witał Jagiełłę „jako jeźdźca Apokalipsy, jadącego na białym koniu i mającego tarczę z krzyżem złotym”. Wielkie zwycięstwo nie zostało jednak w pełni wykorzystane. 10 dni po bitwie grunwaldzkiej wojska Jagiełły stanęły pod Malborkiem. Oblężenie stolicy krzyżackiej trwało od 25 lipca do 19 września, ale przy ówczesnym stanie techniki oblężniczej zdobycie twierdzy tak potężnej jak Malbork i tak dobrze przygotowanej do obrony okazało się niemożliwe. Wojska Jagiełły nie dysponowały odpowiednim sprzętem, a nie mniej ważne były problemy aprowizacyjne. Problemem było też nieumiejętne prowadzenie blokady Malborka. Stale docierali doń posłańcy, głównie duchowni, którzy donosili oblężonym, co się wokół dzieje – przynosili im listy z Zachodu i wychodzili, by spełnić polecenie. Na przykład opuścił Malbork rzekomo chory i stary proboszcz gdański, Krzyżak, wynosząc ze sobą 30 tys. dukatów węgierskich, przeznaczonych do podziału pomiędzy dowódców stale jeszcze broniących się zamków w Gdańsku, Świeciu i Człuchowie oraz na zaciąg nowych oddziałów. Ponadto część dostojników Jagiełły – związana z Zygmuntem Luksemburskim i pozostająca pod wpływem kurii rzymskiej – domagała się jak najszybszego zawarcia pokoju. W sprawy polskie poważnie ingerowały wówczas dwie potęgi – papiestwo i cesarstwo. Sytuacja Polski pogorszyła się, gdy po śmierci Aleksandra V tron papieski objął Jan XXII, wrażliwy jedynie na głos złota. Nie był on przyjaźnie usposobiony do Polski. W konsekwencji „wieczysty” pokój zawarty w roku 1411 w Toruniu nie odpowiadał wielkości odniesionego zwycięstwa, bo chociaż zakon zwrócił Litwie Żmudź, a Polsce – ziemię dobrzyńską, to zagarnięte podstępem Pomorze pozostało pod panowaniem krzyżackim. Część szlachty na wieść o tym układzie, który w niczym nie zmienił granicy polsko-krzyżackiej, zarzuciła zdradę niektórym członkom rady królewskiej. Polska odzyskała Pomorze Gdańskie dopiero na mocy drugiego pokoju w Toruniu w roku 1466. ARTUR CECUŁA
16
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
ZE ŚWIATA
APAGE! Ojciec Gabriele Amorth, najsłynniejszy egzorcysta watykański, który ponad 70 tys. razy przepędził diabła, zaapelował o upowszechnienie tych praktyk.
zakaz prowadzenia aut przez 3 lata. Parafianie będą teraz musieli swego pasterza nie tylko poić, ale i wozić. Z ojcowską wyrozumiałością potraktowali wypadek 39-letniego duchownego jego przełożeni. Biskup diecezji, Clifton, oświadczył, że nie zamierza wyciągać żadnych konsekwencji, bo „ojciec Rowe został już dostatecznie ukarany. Jego czyny i przeprosiny mówią same za siebie”. Nie jest też zagrożona jego pozycja w szkole katolickiej: dyrektorka oświadczyła, że nie widzi przyczyn, by odwoływać go ze stanowiska. Nie jest jasne, jak Rowe będzie wypełniał swe posługi duszpasterskie, bo jego parafia obejmuje 10 wsi stosunkowo od siebie odległych. CS
PŁÓD BEZ CZUCIA „To nie byłby zły pomysł. Oznaki moralnego rozkładu we Włoszech są ewidentne – stwierdził duchowny. – Wiecie co bym zrobił, gdybym przez moment był papieżem? Dałbym egzorcystom wolną rękę, tak jak mają w Kościele ortodoksyjnym. Pozwolenie biskupa na przeprowadzenie egzorcyzmów nie byłoby potrzebne”. Swe doświadczenia z przepędzaniem szatana ksiądz opisał w licznych książkach, przetłumaczonych na 28 języków. Przypomina w nich, że osoby opętane mówią niezrozumiałym językiem, mogą też posługiwać się łaciną, greką i językiem aramejskim. Może w ramach egzorcyzmów kazać im tłumaczyć książki diabłologa? PZ
DIABEŁ OD DIABŁA W Jemenie egzorcysta zabił „leczoną” przez siebie nastolatkę. Kiedy rodzice 18-letniej dziewczyny spostrzegli, że córka „dziwnie” się zachowuje, wezwali na pomoc najlepszego szamana w okolicy, a ten szybko postawił diagnozę: opętana przez demony! Specjalista od wypędzania diabła wziął się do pracy. Niestety, zbyt gorliwie. Tak mocno zacisnął ręce na szyi dziewczyny, że ta zmarła. Egzorcystę aresztowano. JC
KREW BOŻA WE KRWI Ksiądz Bede Rowe osiągnął wynik, jakim mało kto może się poszczycić. Miał w krwiobiegu trzy razy więcej spirytualiów, niż dopuszczają przepisy. Nad ranem usiłował dostać się samochodem na plebanię, kiedy na drodze stanęła mu metalowa poręcz. Duchowny nie poddał się jednak, staranował ją i wytrwale kontynuował podróż do domu, co wreszcie mu się udało, i to bez strat w ludziach i bez szkód materialnych. Niestety, kapłana namierzyła kamera monitorująca... W sądzie ks. Rowe tłumaczył, że wracał od parafianina, u którego spożył dwie flaszki… krwi Chrystusa. Ujęty tym pobożnym aktem sąd potraktował sługę bożego łagodnie:
Do argumentów koalicji antyaborcyjnej, które robią największe wrażenie – zwłaszcza na kobietach – należy twierdzenie, że płód cierpi podczas usuwania z macicy. Argument ten przestał istnieć 25 czerwca, gdy brytyjski Royal College of Obstetricians and Gynaecologists na podstawie rezultatów zawartych w dwu raportach orzekł, iż co najmniej przez pierwsze 24 tygodnie ciąży płód nie czuje żadnego bólu, bo jego mózg nie jest dostatecznie rozwinięty. Nawet późne zabiegi przerywania ciąży – gdy wykryje się poważne deformacje lub gdy kontynuacja ciąży zagraża zdrowiu lub życiu matki – „nie wywołują bólu w żadnym sensie”. Poza niedorozwojem mózgu „chemiczne środowisko macicy sprawia, że płód znajduje się w stanie ciągłego uśpienia, nie jest przytomny” – stwierdzają naukowcy. „Brak też danych uzasadniających tezę, że płód powyżej 24 tygodnia ma doświadczenia bólowe, bo powstają one dopiero po urodzeniu, wraz z rozwojem pamięci oraz innych zachowań”. Wcześniej przeciwnicy aborcji w W. Brytanii usiłowali przeforsować ustawę zakazującą zabiegów przerywania ciąży po 20 tygodniu ze względu na cierpienia płodu. Kampania w Izbie Gmin została jednak wyhamowana. PZ
KOBIECY MÓŻDŻEK Mózg kobiety rośnie, kiedy jest ona najbardziej płodna – orzekli austriaccy naukowcy.
Wyniki badań opublikowane w piśmie „Brain Research” stwierdzają jednoznacznie: tuż przed owulacją niektóre obszary kobiecego mózgu zwiększają się o ok. 2 procent. Dotyczy to rejonów mózgu odpowiedzialnych m.in. za umiejętność rozpoznawania twarzy i orientację przestrzenną. Zdaniem naukowców, płodna kobieta ma dzięki temu większe szanse zlokalizować mężczyznę nadającego się do rozrodu. Ta naturalna zdolność nie dotyczy pań, które zażywają pigułki antykoncepcyjne. JC
handlowej, umieścił też zdjęcie: telefon, a na nim pojemnik z marychą. W roli kontrahenta wystąpiła policja. JF
KOSMICZNY SEKS W Tokio odbyła się konferencja z udziałem załogi promu kosmicznego Discovery. Alan Poindexter, dowódca promu, zapewnił: żadnego seksu w kosmosie nie będzie!
WALORY GŁUPOTY Jedyną pozytywną cechą głupoty jest to, że miewa walory rozrywkowe… 24-letni mieszkaniec stanu Ohio, podpuszczany przez kolegów, wskoczył dla wygłupu na tył tira, który zatrzymał się na światłach. Wyskoczę na następnych czerwonych – myślał. Niestety, kierowca miał zieloną falę i oddalał się od miejsca skoku z prędkością 55 mil na godz. Wówczas pasażer wykręcił numer alarmowy policji i oznajmił, że sam się porwał, bo ździebko się napił. Policja zatrzymała ciężarówkę i porwała faceta do aresztu. W jego przypadku skończy się na grzywnie, ale taki Allen Dawes wykazał o wiele poważniejsze niedociągnięcia w myśleniu. Włamał się do kościoła w York w Pensylwanii i przywłaszczył sobie kasetkę z datkami na biednych. Policja nie miała żadnych problemów z lokalizacją 28-letniego rabusia, bo na miejscu pozostawił... metrykę urodzenia. Po co brać metrykę na włam? – oto jest pytanie, a gliniarze do dziś zachodzą w głowę nad odpowiedzią. Dawes świetnie by się czuł w celi z Michaelem Noyerem z Manchester w New Hampshire. Dżentelmen ów włamał się do cudzego domu, a spłoszony zwiał przez okno, zapominając o pozostawionej aktówce. Policja znalazła w środku jego ostatni czek zasiłku dla bezrobotnych, do tego z adresem. Aktówka nosiła dumny napis: „Razem dokonamy wielkich rzeczy”. Faktycznie… Charles Bentley, złodziej 55letni, więc wydawałoby się z doświadczeniem, także specjalizował się w kościołach. W środku włamania zapomniał jednak, że podstawą sukcesu jest błyskawiczne ulotnienie się z miejsca przestępstwa. Po spakowaniu plazmowego telewizora, zawartości spiżarki oraz innych drobiazgów rozgościł się w piwnicy i jął oglądać pornokasety. Rano zbierał się właśnie do wyjścia, gdy zjawiła się obsługa plebanii. 20-letniego Jacoba Walkera z Gilbert w Arizonie zgubiła – oprócz głupoty – szczerość. W internetowej Craigslist umieścił anons: „Za nowy model ipoda 32G dam starą wersję plus pół uncji marihuany”. Żeby nie było wątpliwości co do uczciwości jego propozycji
System więzień francuskich (to w Rouen wybudowano w 1864 roku) jest ostro krytykowany; zajął się nim nawet Trybunał w Strasburgu. Panuje tam ogromny tłok, cele pozbawione są wentylacji i urządzeń sanitarnych, a współczynnik samobójstw należy do najwyższych w Europie. Kanibal miał koszmarne dzieciństwo: został porzucony przez matkę, i zgwałcony, gdy miał 13 lat. W więzieniu odsiadywał wyrok za gwałty, a pretekstem do zamordowania Baudry’ego była kłótnia o zatkany klozet. CS
HAU, HAU I MILIONY
„Traktujemy się z szacunkiem i mamy świetne relacje w pracy. Prywatne relacje to nie problem, ale nie seksualne. Nie mamy ich i nie będziemy mieć” – powiedział Poindexter. Tyle że... nikt w to nie uwierzył. Amerykanie doskonale pamiętają głośną historię pewnego kosmicznego romansu. Trzy lata temu Lisa Maria, kosmonautka NASA, przejechała całe Stany Zjednoczone, żeby znokautować inną kosmonautkę za to, że odbiła jej ukochanego. Również kosmonautę. Cała trójka poznała się podczas kosmicznych lotów. Dodajmy, że coraz więcej kobiet decyduje się na podbój kosmosu. Podczas ostatniej, kwietniowej, misji Discovery na pokładzie po raz pierwszy w historii astronautyki przebywały aż cztery panie. JC
Pies został milionerem. Tak zadecydowała jego pani, zanim wybrała się w zaświaty. Chihuahua – małe toto, psi pigmej, ale konto ogromne: odziedziczył 3 mln dolarów... Jeszcze za życia Gail Posner kupowała mu diamentowe obroże. Służbie prowadzącej jej posiadłość w Miami zostawiła 27 mln, by nie musiała martwić się o koszty i rachunki i mogła skupić w pełni na opiece nad mikroskopijnym czworonogiem. Nieporównanie gorzej obłowił się Bret Carr – syn Posner – bo dostał zaledwie milion dolarów. Dlatego zakłada sprawę w sądzie. Matka była manipulowana, pozostawała pod presją – przekonuje zawiedziony spadkobierca. TN
CHCĘ BYĆ PIĘKNA Kobieta dla poprawy urody zrobi naprawdę wiele, ale żeby aż tak...
WIĘZIEŃ LUDOŻERCA Nicolas Cocaign nie był szaleńczo głodny. On chciał tylko zaprotestować. W tym celu znokautował, zadźgał nożyczkami, a dla pewności udusił plastikowym workiem na śmieci Thierry’ego Baudry’ego. Ale na tym nie koniec protestu: żyletką rozciął mu jeszcze klatkę piersiową, wyrwał żebro i wyciągnął płuco, które omyłkowo wziął za serce. Część organu spożył na surowo, resztę udusił z cebulką na zaimprowizowanej maszynce i spałaszował. Wszystko to wydarzyło się… w celi aresztu w Rouen we Francji. Podczas rozpoczętego właśnie procesu kanibal wyjaśniał, że wielokrotnie prosił władze więzienne o terapię psychologiczną, ale był ignorowany. „Nikt mnie nie słuchał. W kilku apelach o pomoc ostrzegałem, że jestem zdolny do złych rzeczy. Dopiero teraz zaczęto mnie traktować serio”. „Wszystko, co Cocaign mówi, zostało potwierdzone” – wyznały władze.
W Londynie otwarto właśnie nowy salon urody – fish pedicure. Klientki zanurzają stopy w akwariach, w których pływa kilkaset rybek gatunku Garra rufa, specjalizujących się w obskubywaniu stóp z martwego naskórka. Później pokąsanymi odnóżami zajmują się wyspecjalizowane masażystki i… pedicure gotowy. Również w Londynie, w innym salonie upiększającym, możemy zafundować sobie maseczkę nawilżającą z odchodów słowika (cudowne właściwości słowiczego łajna znano już wieki temu w Japonii) oraz odżywkę do włosów wyprodukowaną z… byczej spermy. I nie są to przypadkowe byki, ale specjalnie hodowane na organicznej farmie. Ich sperma zawiera ponoć mnóstwo czystego białka, które odżywia zniszczone włosy. JC
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r. roku 1997 seksualne deprawacje Marciala Maciela Degollady, jednego z najbardziej wpływowych zakonników w Kościele, wydobyła na światło dzienne gazeta „Hartford Courant”. Minęło 13 lat i nazwisko Maciela nie przestaje pojawiać się w newsach światowych mediów. Zawsze towarzyszy mu inne nazwisko: Jan Paweł II. Najpierw opinia publiczna dowiedziała się, że od kilkudziesięciu lat Maciel molestował seksualnie młodych chłopców, potem – że postępowanie przeciw niemu (w trybie kanonicznym) zostało umorzone, a następnie – gdy tylko zamknęła się
W
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
perwersyjnego zakonnika, poświęcił mu niezliczone artykuły oraz film „Ślubowanie milczenia”. Raul tak rzadko widywał ojca i odbywało się to w tak enigmatycznej aurze, że sądził, iż jest on agentem CIA lub biznesmenem koncernu naftowego, co zresztą tatuś sugerował. W roku 1997, czytając artykuł o molestowaniu nieletnich, spojrzał na fotografię w gazecie i… rozpoznał ojca. „Moja matka spytała: – Czy to ty? – Nie, nie ja, to Maciel – odpowiedziałem. – Ależ tak, to ty...”. Spłodził Raula w wieku 60 lat z 20-letnią Meksykanką Blancą Gutierrez Lara. Za pieniądze darczyńców katolików żyli jak książęta w Cuernaveca. W Hiszpanii
jako pornografia”. Molestowanie trwało 10 lat. Raul w pewnym momencie podczas wywiadu rozpłakał się – wyznał, że nigdy nie miał odwagi sprzeciwić się ojcu. Po każdym seansie przemocy seksualnej Maciel upominał syna: „Idź na mszę, nie pal, nie pij”. „Zawsze mówił nam jak całować i musieliśmy go całować, bo to miał być sposób nauczenia się całowania dziewcząt, gdy podrośniemy”. Kiedy jego zdrowie zaczęło szwankować, mówił Raulowi o koncie w Szwajcarii, które zapewni mu utrzymanie po jego śmierci. Ale nigdy nie podawał żadnych szczegółów. To samo mówił rodzinie w Meksyku. Konto okazało się puste.
Maciel wciąż żywy trumna Karola Wojtyły, protektora Maciela – że papież Benedykt zesłał dostojnika na życie „w pokucie i modlitwie”,. Potem nadeszła wieść, że zakonnik malwersował zbierane dla Kościoła pieniądze, a w końcu – że miał kilka kochanek i zrobił im co najmniej trójkę dzieci – które też seksualnie molestował. Najnowsza odsłona epopei (od 2 lat pośmiertnej) założyciela zakonu Legion Chrystusa jest taka: jego syn, 30-letni dziś Raul Gonzales, 21 czerwca wytoczył Watykanowi i zakonowi taty proces w stanie Connecticut (zasadność jego oskarżeń bada meksykańska prokuratura). Udzielił też obszernego wywiadu programowi publicystycznemu TV ABC „Nightline”. Wywiad prowadził dziennikarz Jason Berry, który od lat tropił uczynki
żyje też inna kochanka Maciela wraz z jego córką, natomiast trzecia mieszka w Szwajcarii. Akt oskarżenia konstatuje, że Watykan od lat 50. Wiedział, że Maciel jest przestępcą seksualnym, ale ignorował to. „Papież Benedykt wysłał mego tatusia, Maciela, na odpoczynek. Czemu go nie kazał aresztować?” – pyta dziś syn zakonnika. „Ojciec zaczął molestować mnie podczas podróży do Kolumbii, gdy miałem 9 lat – mówi w wywiadzie Raul. – Kazał się masturbować. Potem było to samo, gdy zabrał mnie i mego przyrodniego brata Omara do Madrytu. Robił to też nam i kazał robić zdjęcia polaroidem. Myślę, że były one przekazywane innym ludziom
Marcial Maciel Degollado
ajwyżsi urzędnicy Stolicy apostolskiej nie mogą zasłaniać się międzynarodowym immunitetem w sprawach oskarżeń o molestowania seksualne. Amerykański sąd najwyższy pozwolił, aby Watykan był stroną w głośnym procesie anonimowej ofiary księdza pedofila. Kiedy w Irlandii wyszły na jaw przestępstwa seksualne księdza Andrew Ronana, został on natychmiast przeniesiony do Chicago, skąd później z tego samego powodu musiał uciekać do diecezji w Portland w stanie Oregon. Wielokrotnie molestowany przez księdza Ronana mężczyzna oskarżył Watykan o przyzwolenie na gwałty i celowe ukrywanie pedofila w Stanach Zjednoczonych.
N
W akcie oskarżenia i w wywiadzie dla „Nightline” roi się od imienia Jana Pawła II. Kiedy Raul miał 9 lat, ojciec zabrał go do Rzymu na prywatną mszę papieską: „Całowałem jego pierścień”. W wywiadzie Raul twierdzi, że ojciec miał ochronę w Kościele, zwłaszcza protekcję JPII, bo bardzo wydajnie zbierał pieniądze i obsypywał papieża i purpuratów prezentami. „Mój tata mówił mamie, że kiedy Jan Paweł II umrze, on znajdzie się w kłopotach”. Ani Watykan ani Legion nie skomentowali wypowiedzi Raula, który domaga się odszkodowania w wysokości 26 mln dolarów. „On jest jednym z wielu, bardzo wielu dzieci oraz innych osób molestowanych i oszukiwanych przez Maciela” – konstatuje Jeffrey Anderson, adwokat Raula. Sądzi, że sprawa stanowi otwarcie nowego rozdziału w historii deprawacji kościelnych „Od lat 50. Watykan i papieże angażowali się w konspirację mającą na celu ukrycie informacji o tym, że Maciel był seryjnym przestępcą seksualnym, który molestował dzieci” – czytamy w akcie oskarżenia. Na konferencji prasowej Anderson pytał: „Jak to możliwe, że oficjele watykańscy pozwalali tak niebezpiecznemu drapieżnikowi grasować po świecie pod osłoną maski twórcy zakonu?”. CS
Adwokaci ofiary zboczeńca starali się bez skutku przesłuchać watykańskich hierarchów, którzy powoływali się na amerykańską ustawę z 1976 roku, zabraniającą pozywania przez sądy niepodległych państw. Watykańscy prawnicy wystąpili z pismem do Sądu Najwyższego USA, twierdząc, że Watykan jako państwo nie podlega amerykańskiej jurysdykcji. Sąd nie podzielił tej opinii i uznał, że zmarły w 1992 roku ksiądz Andrew Ronan w rozumieniu prawa oregońskiego był pracownikiem Stolicy Apostolskiej, co ma olbrzymie znaczenie dla ofiary ks. Ronana i wielu innych na całym świecie. Najwyżsi hierarchowie Kościoła od tej pory mogą być stroną – i miejmy nadzieję, że będą – w wytaczanych im procesach sądowych. ASz
Watykan pod sąd!
17
Cuda pod lupą czerwcu na ekskluzywnej wyspie Hilton Head Island w Karolinie Południowej królowały cuda. Odbywał się Vatican International Exhibition of the Euchristic Miracles of the World. Festiwal cudów światowych zlokalizowany był w kościele św. Rodziny.
W
Zaprezentowano liczne wystawy fotografii i opisów dotyczących 126 cudów przyklepanych przez Apostolską Stolicę. Jest na przykład ekspozycja cudu z Morne-Rouge. Karaibska wyspa Martynika była w przededniu spodziewanego katastrofalnego wybuchu wulkanu (tak zapowiadano). Kiedy wierni parafii Morne-Rouge zgromadzili się w kościele na modlitwach błagalnych, objawił im się Jezus. Ich wioska ocalała, choć z miasta Saint-Pierre de la Martinique nie został kamień na kamieniu... Mieszkańcy pobliskiej wyspy Gwadelupy przegapili swą okazję, bo gdy ichni wulkan szykował się do unicestwienia wyspy, zamiast zgromadzić się w kościele na modłach – prozaicznie ewakuowali się. Opowiada o tym stary film Wernera Herzoga, który z ekipą chadzał po opustoszałych ulicach. I co? I nic. Taki wspaniały materiał na cud zaprzepaszczony! Wulkan nie wybuchł, chociaż nikt się nie modlił! W trakcie imprezy na Hilton Head mówiono także o symboliczno-cudownej roli krzyża. Kościół rzadko wspomina, że krzyż był tradycyjnym narzędziem tortur. Narzędzie tortur – symbolem wiary, hmm... Jeden z komików amerykańskich zauważył, że gdyby Jezusa zabito 20–30 lat temu, to wierni nosiliby pewnie na szyjach małe krzesełka elektryczne.
Nauka bezceremonialnie tropi i dyskwalifikuje domniemane cuda. Jednym z bardziej rozpowszechnionych jest wiara, że o świętości denata świadczy fakt, iż jego ciało mimo upływu czasu nie uległo kompletnemu rozkładowi albo któryś z narządów zachował się w stanie znacznie lepszym niż reszta. Po zadaniu logicznych, choć tylko retorycznych pytań, na przykład jaki byłby sens, by Bóg posługiwał się takimi tanimi trickami, i czy nie mógłby zasygnalizować religijnej świętości denata w sposób bardziej wyrafinowany i przekonujący, badacze rozważają konkretnie, czy odporność na rozkład jest możliwa, a jeśli tak, to dlaczego… Cudów w tym nie ma – twierdzą. Czasem ciała są balsamowane. Jest też naturalne, że niektóre ciała opierają się rozkładowi. By zaobserwować to zjawisko, nie trzeba szukać katolickich świętych. Tempo rozkładu zależy od warunków. W klimacie suchym może dojść do takiego wysuszenia zwłok, że przypominają zabalsamowane. Czasami tłuszcz przeobraża się w substancję stałą, przypominającą konsystencją mydło – zwłoki wyglądają wtedy jak w muzeum figur woskowych. Takie anormalności zdarzają się częściej, niż ludzie myślą, ale nikt o tym nie wie, bo ciał się z reguły nie ekshumuje. Ograniczony rozkład zwłok jest częstym zjawiskiem, zupełnie niezwiązanym z religią. CS
Jak Kuba Bogu... uba staje się celem wizyt hierarchów katolickich. Dopiero co zakończył pięciodniową wizytę w Hawanie abp Dominique Mamberti, watykański minister spraw zagranicznych, który spotkał się z Raulem Castro.
K
Zaraz po nim na wyspę wyruszył przewodniczący konferencji biskupów USA, chicagowski kardynał Francis George. Odprawił mszę w katedrze w Santiago – mieście drugim co do wielkości – i konsultował się z kierownictwem kubańskiego kleru a` propos obchodów Virgen de la Caridad – święta patrona wyspy. W przyszłym roku
mija 400 lat od czasu, gdy trzech rybaków znalazło na morzu drewnianą statuę z napisem „Jestem dziewicą dobroczynności”. Kubański episkopat ma nadzieję, że na obchody przyjedzie Benedykt XVI. Od kilku lat Kościół jest ważnym głosem politycznym na Kubie, co stało się możliwe po ustępstwach ze strony władz. CS
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
NIECH NAS ZOBACZĄ!
Do podanych cen należy doliczyć koszty wysyłki według cennika Poczty Polskiej w zależności od sumarycznej wagi zamówienia. 1. Ceny listów i paczek przy przedpłacie (płatność przed wysyłką):
40 cm
18
ICZNA EKOLOG ORBA T PY NA ZAKUKO TYL
za sztukę
Przesyłka listowa polecona ekonomiczna (wysyłka mniejszych zamówień: do 4 koszulek, czapeczki): - ponad 0,1 kg do 0,35 kg = 4,10 zł, - ponad 0,35 kg do 0,50 kg = 4,90 zł, - ponad 0,50 kg do 1,00 kg = 7,00 zł. Paczki pocztowe ekonomiczne (wysyłka cięższych zamówień od 5 koszulek): - do 1 kg = 9,50 zł, - ponad 1 kg do 2 kg = 11 zł. 2. Ceny paczek pobraniowych ekonomicznych (płatność przy odbiorze wysyłki): - do 0,5 kg = 10,50 zł, - ponad 0,5 kg do 1 kg = 12,50 zł, - ponad 1 kg do 2 kg = 14 zł.
35 cm
A NALEPK W Ó IK CZYTELN ITÓW” AKTÓW i M ”F GRATIS GO DO KAŻDE IA N ZAMÓWIE
9 cm
Przykładowe wagi gadżetów: - koszulki M około 0,14 kg, - koszulki L około 0,15 kg, - koszulki XL około 0,16 kg, - koszulki XXL około 0,17 kg, - kubek 1 sztuka około 0,336 kg, - czapka około 0,076 kg, - pudełko paczki około 0,071 kg.
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
LISTY Katotragedia Czarna mafia bije głową w mur z powodu tragedii wyborczej. Nie pomogły kościelne agitacje, choć niewiele brakowało, by Kaczor zatriumfował. Mimo wszystko przeraża mnie świadomość, z jaką łatwością można sterować ludzkimi umysłami. Nie mogę tego zrozumieć. Kler katolicki, pisuary i sam Jaro Szef co rusz przypominali o „męczeńskiej” śmierci Lecha, biorąc ciemnotę na współczucie. Pociesza mnie tylko fakt, że do elektoratu Kaczora zalicza się w znacznej mierze zaścianek naszego kraju (wschodnia i południowo-wschodnia część Polski, wsie, ludzie starsi i niewykształceni). A wszystko to doskonale pasuje do teorii Kościoła, który kocha ciemnotę, ponieważ łatwiej jest nią manipulować. Chociaż moje serce bije zdecydowanie z lewej strony, to swój głos oddałem w drugiej turze na Bronka, bo przecież nie mogłem pozwolić na powtórkę z płaczu wartej rozrywki, jaką zgotował nam poprzedni zacofany umysłowo „męczennik”. Możemy się tylko domyślać, z jaką zaciekłością PiS będzie teraz piętnować wszelkie poczynania obecnego rządu, by w ten sposób budować sobie zaplecze pod zbliżające się wybory parlamentarne i samorządowe. Jest to również doskonały moment dla antyklerykałów. Czytając nasz zacny tygodnik, Drogie Czytelniczki i Czytelnicy, pośrednio utożsamiacie się z RACJĄ Polskiej Lewicy, której jestem członkiem. Gorąco wszystkich Państwa zachęcam do wstępowania w nasze szeregi, ponieważ głęboko wierzę, że całe rzesze wielbicieli naszych poglądów czekają w ukryciu na sygnał. Na sygnał od Was, ludzi o trzeźwych umysłach, pragnących, by Wasze dzieci mogły żyć i pracować w nowoczesnej i wolnej od czarnych pasożytów ojczyźnie. Jesteście nam potrzebni. Jesteście potrzebni naszej ojczyźnie. Włodzimierz Młodzik
sygnałem, że Polacy nie życzą sobie dyktatu zaściankowości i patriotyzmu à la PiS. Granie na hasłach o Bogu, honorze i ojczyźnie już się im przejadło. Polacy nie boją się dwuwładzy, co pokazali przy urnie, oddając władzę w ręce PO. Widzieliście twarze naszych niezależnych dziennikarzy z publicznej TVP? Nie potrafili ukryć swego rozczarowania po ogłoszeniu wyniku wyborów. A miało być tak pięknie.
Do dziś nie mogę domyć uwalanej ręki z powodu tego smrodu przeżywam dziś męki którego nam narobił Kwas bez żadnych zasad mistrz mimikry, obłudy, budowania fasad! Wszyscy puszczają do nas oko spod sutanny Wszyscy też kurcgalopkiem do Maryi Panny
Żwirowisko II Krzyż, który po katastrofie smoleńskiej bezprawnie postawiono przed Pałacem Prezydenckim, szybko powinien zostać przeniesiony na cmentarz wojskowy lub do pobliskiego kościoła. Tam jego miejsce. Mam niestety wrażenie, że będziemy świadkami żenującego spektaklu pt. „Żwirowisko II”. Urząd prezydencki, władze Warszawy i czynniki konserwatorskie powinny być w tej sprawie nieugięte i przestrzegać prawa. Andrzej
Szpital ukrzyżowany
Z politowaniem odnoszę się do propagandzisty Rydzyka. Ileż to wiarygodnych i prawdziwych sondaży ujawniał on w swoich toruńskich mediach?! Wedle nich, to Kaczyński w cuglach wygrać miał wybory. Stało się inaczej – czy ktoś z wyborców PiS pofatyguje się do zakonnika z reklamacją? Przecież się modlili... Biadoli Kościół ustami ks. Sowy: po raz pierwszy od wybrania na prezydenta Polski Lecha Wałęsy zwycięzca nie zabiegał o poparcie naszej instytucji. Oznacza to ni mniej ni więcej, że żadnych zobowiązań wobec Kościoła Komorowski nie ma. Ba, po tym, jak krytykowano go za otwarte poparcie dla in vitro, usiłowano wmówić mu, że nie ma prawa nazywać się katolikiem. Kościół poparł Jarosława Kaczyńskiego i przegrał. A ks. Sowa przebąkuje już o tym, że krzyż stojący na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim nie jest dobrym rozwiązaniem. Paweł Krysiński
Kościół przegrał Wyborcze zwycięstwo wroga PiS przedstawić jako porażkę – to udałoby się, chociaż z wielkim trudem, szefowi propagandy człowieczka z wąsikiem, który marzył niegdyś o podboju świata. Kaczyński tuż po ogłoszeniu powyborczych sondaży oznajmił, że on i PiS nie mają się czego wstydzić, że wyszedł mocniejszy z tych wyborów. Teraz będziemy patrzeć na ręce PO, Tuskowi i Komorowskiemu – groził wręcz. Podparł się też prezydenturą swego zmarłego brata, która to była powrotem do patriotyzmu. Czyli poprzedni prezydenci patriotami nie byli. Dla mnie wybór Komorowskiego jest
SZKIEŁKO I OKO
Wiersz wyborczy Dlaczego, nie będąc chory, nie poszedłem na wybory Z jakiej byś opcji wybrał w Polsce „męża stanu” – nazajutrz „po” ta szuja... mknie do Watykanu! Głosowałem na Lwa Lewicy – Agnostyka ...do dziś nie mogę wyjąć ręki z katnocnika jaki mi – na mych oczach! – nasrał oraz nalał kiedy się z czarnym zbratał, i na twarz uwalał!
pielgrzymują w pokornej za wybór podzięce by utknąć sinym nosem w jej srebrnej sukience! Złym wiedzion doświadczeniem z głosu oddawaniem tym razem sobie mocno dałem na wstrzymanie! Nie chcę przed swym odbiciem w szybie ciągle rzygać na drugą stronę ulic z zawstydzeniem śmigać! Chcę się golić z oczami oścież otwartymi niż z oczu zamkniętymi, z uszu uciętymi paradować, i w szramach na obłudnej mordzie – – ofiara zawierzenia zakłamanej hordzie! Nie dostaną już mego głosu – nie bez racji! cwaniacy wciąż srający w sedno demokracji! Koniec z sakrokurewstwem, z państwowymi mszami biskup łaje rządzących, ci – na piersiach z łbami spiekli raka i stoją, odezwać się boją i na Watykan drogę wskazać czarnym gnojom! Nie mam dzisiaj wyboru, na kogo głosować nie mam też wuwuzeli, by pohałasować ni porządnej bazooki, nie mam długiej rury by pogonić znad Wisły watykańskie szczury! Dlatego nie dostaną mej legitymacji dla stawiania kolejnych fortów klerokracji! Leon Bod Bielski
19
zasadę ochrony prawa do ekspresji własnych przekonań religijnych. Jedną z jej form będzie umieszczenie krzyża w pracy lub w miejscu czasowego pobytu – na przykład w urzędzie, szkole czy szpitalu. W Pani sytuacji personel – naszym zdaniem – powinien uwzględnić żądanie zdjęcia krzyża. Nie oznacza to jednak, że miał on obowiązek usunąć krzyż z sali. Redakcja
Najwyższa pora „Fakty i Mity”, numer 27 z dnia 8 lipca 2010 roku, strona numer 2 – „Fakty” – teksty z komentarzem Redakcji. Jeden z nich: słynny autor „Boga urojonego” Richard Dawkins chce założyć w Anglii Wyższą Szkołę Ateistyczną... I zdanie końcowe tego anonsu w komentarzu: „Panie profesorze kochany, a może by tak jedną filię nad Wisłą?”. To nas nie stać, żeby założyć w Polsce Wyższą Szkołę Racjonalizmu? Pod taką choćby nazwą, żeby określenie ateizm nie „kłuło” w oczy. Przecież Polak potrafi! A Wyższa Szkoła Kreacjonizmu o. Tadeusza to co? Brakuje u nas stowarzyszeń i organizacji świeckich? Empirycznych i racjonalistycznych humanistów? Brakuje światłych, mądrze myślących rodaków z inwencją? Właśnie teraz jest po temu odpowiedni czas w kraju. Inspiratorem tej koncepcji i inicjatorem medialnym (i nie tylko) powinny być „FiM”. Na czele takiej uczelni mogłaby stanąć pani prof. Magdalena Środa. Ikona polskiego feminizmu, etyk i filozof. Kobieta postępowej myśli lewicowej. Czy przyjmą akces ci, którym na sercu leży mądre i racjonalnie myślące społeczeństwo? Jestem święcie przekonany, że tak. Co należy uczynić? Po prostu działać. Za powodzenie ręczę! Bogusław Tuźnik TKŚ Puławy
Swego czasu, będąc na oddziale dziecięcym (18 lat będę miała dopiero za 3 tygodnie), już pierwszego dnia widziałam, jak po oddziale chodził kapelan. Nie wiem dokładnie, czego chciał. Potem spytałam pielęgniarkę, czy zechciałaby zdjąć krzyż ze ściany, bo jestem ateistką. Powiedziała, że musi spytać oddziałową, a kiedy po jakimś czasie powtórzyłam pytanie, usłyszałam, że nie zrobi tego, bo gdyby kogoś położono w moim pokoju, to rodzice mogliby być niezadowoleni z faktu, że nie ma krzyża. I że jakieś dziecko może być wierzące, a brak krzyża obrażałby jego uczucia religijne. Przez kolejne dwa dni nadal byłam sama w pokoju. Nie chciałam robić wówczas awantury ani jakiegoś zamętu, ponieważ trafiłam tam w nie najlepszym stanie. Moje pytanie jest takie: czy personel szpitala powinien był zdjąć krzyż na moją prośbę, czy nie? Zaznaczę tylko, że mój ateizm nie jest powodowany ani skandalami w Kościele (to jestem w stanie jakoś przeżyć), ani opinią na temat Kościoła w Polsce – choć też ona zbyt dobra nie jest – lecz powątpiewaniem w podstawowe założenia religii. I nie wierzę w cudownego stworzyciela. Dodam, że do tej pory osobiście nie spotkałam się z negatywną postawą księży i całe to zło panujące w polskim Krk znam tylko i wyłącznie z mediów. M.
9 lat bez „FiM”
Dziękujemy za list. Odpowiedź na Twoje pytanie wcale nie jest jednoznaczna. Z jednej strony musimy brać pod uwagę charakter szpitala – czy jest on publiczny, czy nie. W przypadku placówek należących do państwa lub samorządów obecność symboli religijnych w pomieszczeniach dla personelu oraz pacjentów budzi wątpliwości. Może to bowiem naruszać konstytucyjną zasadę wzajemnej niezależności państwa i Kościołów oraz prawnomiędzynarodowy i konstytucyjny zakaz zmuszania kogokolwiek do praktyk religijnych. W szpitalu prywatnym o obecności krzyża decyduje właściciel placówki. Z drugiej strony koniecznie trzeba uwzględnić
Jestem szczęśliwym czytelnikiem tygodnika od roku i żałuję tych dziewięciu straconych lat, bo muszę przyznać, że dopiero lektura „Faktów i Mitów” otworzyła mi oczy na całą prawdę (i tylko prawdę) dotyczącą Krk i jego czarnej armii. Historia mojego życia nikogo nie zainteresuje, więc nie będę jej opowiadał. Mogę tylko powiedzieć, że silnie złączona była z Kościołem, ale na szczęście to już przeszłość. Otworzyłem oczy, uszy i umysł, a widząc coraz więcej nieprawidłowości, słysząc o przekrętach i molestowaniach... WRESZCIE ZACZĄŁEM MYŚLEĆ!!! Jeszcze raz DZIĘKI ZA POMOC! P.R.L.
20
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
KORZENIE POLSKI (65)
Światowid ze Zbrucza W 1848 r. sensacją było wydobycie z rzeki Zbrucz kamiennego posągu słowiańskiego bóstwa. Znalezisko okrzyknięto Światowidem ze Zbrucza. Odkrycie posągu było czymś niezwykłym. Rzecz miała miejsce w pobliżu wsi Liczkowce koło Husiatynia na Podolu. Było kilka wersji, jak doszło do zdarzenia. Pewna staruszka opowiadała, że odkrycia dokonało dwóch pastuchów, którzy kąpiąc się w Zbruczu, znaleźli kamiennego bożka blisko brzegu. Według innej wersji, opowiedzianej przez konserwatora ze Lwowa, ukośnie wystającą z wody rzeźbę dostrzegł jego znajomy, jadący konno brzegiem Zbrucza; posąg wyciągnięto z pomocą kilku par wołów i złożono na dziedzińcu dworu w Liczkowcach, gdzie przeleżał kilka lat. Najbardziej prawdopodobny jest następujący scenariusz odkrycia: latem 1848 r., kiedy Zbrucz, dopływ Dniestru, miał rekordowo niski poziom wody, chłopcy pasący zwierzęta zauważyli wystający z wody fragment figury, której głowa „podskakiwała” na fali niczym głowa topielca. Na miejsce przyjechali pogranicznicy, leśnicy i mandatariusz. Na wystającą z wody głowę zarzucono sznur i wołami wyciągnięto ważący około pół tony słup na brzeg. Posąg znalazł się pod opieką hrabiego Mieczysława Potockiego, uchodzącego za miłośnika starożytności.
N
To on po raz pierwszy użył określenia Światowid, które przylgnęło do posągu. Przewiózł go zimą saniami, z zamiarem ustawienia w sąsiedztwie. Jednak miejscowi chłopi, podburzeni przez proboszcza, sprzeciwili się temu, mówiąc: „Jeśli pan postawi jakiegoś Turka, to my go w kawałki rozbijemy”. Chodziło oczywiście o pogański charakter znaleziska. Potocki przekazał więc figurę Krakowskiemu Towarzystwu Naukowemu. Transport na wozach konnych trwał prawie 5 tygodni, a przybycie figury Światowida 12 maja 1851 r. do Krakowa było znaczącym wydarzeniem. Znalezienie posągu słowiańskiego bóstwa nagłośniła prasa, widząc w Światowidzie symbol dawnej wolnej Słowiańszczyzny. Krakowianie gromadnie wyszli na ulice, by zobaczyć wjazd posągu, który jechał traktem królewskim od Wieliczki obok kopca Krakusa, przez Kazimierz, a następnie wzdłuż Wawelu oraz ulicą Grodzką, by po objechaniu Rynku Głównego znaleźć się pod gmachem biblioteki UJ. Tam ustawiono go w jednej z sal na drewnianym podeście i udostępniono zwiedzającym. Przypadkowe znalezisko w Zbruczu
ic tak skutecznie jak religie nie pomieszało ludziom języków. Stopień wzajemnego niezrozumie nia bywa tak wielki, że ludzie religijni zaczynają w końcu przemawiać językiem karabinów i bomb. W tym roku dopisało mi szczęście i podczas wakacyjnych wędrówek znalazłem się w Bośni. Krainie w sumie niedalekiej, bo odległej od południowej Polski zaledwie o jeden dzień jazdy samochodem. Z Zakopanego jest tam niewiele dalej niż do Świnoujścia. Jest owa kraina bliska także w tym sensie, że dobrze nawodnione, łagodne góry środkowej Bośni do złudzenia przypominają beskidzkie pejzaże. Spore wioski, niczym na naszej Żywiecczyźnie, zabudowano dużymi piętrowymi domami o spadzistych dachach. Domy, tak jak i u nas, są na ogół zadbane i schludne. Jest tylko jedna różnica: zamiast wież kościelnych nad wioskami dominują białe, strzeliste minarety i piętrowe meczety... Wstrząs wywołany tym tak swojskim i obcym jednocześnie pejzażem pobudza do myślenia. Intensywniejszej pracy mózgu i szybszemu biciu serca sprzyja także widok mijanych co kilka kilometrów opuszczonych domów z wypalonymi oknami, zarastających krzakami ruin oraz budynków wprawdzie zamieszkanych, ale z tynkami uszkodzonymi
nabrało rozgłosu w społeczeństwie we wszystkich trzech zaborach, wzbudzając uczucia patriotyczne. Wielu wyciągnęło wniosek, że już wkrótce powstanie wolna Polska. Badacz posągu, Tadeusz Reyman, napisał: „Odkrycie Światowida przypada w okresie największej germanizacji Słowiańszczyzny, szczególnie na ziemiach polskich (...). Odrodzone bóstwo wyłania się z fal kresowej rzeki (...), dąży do starego królewskiego grodu, by znaleźć opiekę w świątyni polskiej nauki i przypomnieć wielkość i sławę Słowian północnego zachodu, jakby na znak, że wybrał ten lud, który jest spadkobiercą szczepów, na których ostatecznie przed tysiącem lat załamała się fala wojującego germanizmu. Symbol ten (...) napawa otuchą na przyszłość”. Światowid ze Zbrucza jest jednym z nielicznych wyobrażeń bóstw słowiańskich, które zachowały się w tak znakomitym stanie. Badacze sądzą, że pochodzi on z IX lub X w. i prawdopodobnie po wprowadzeniu chrześcijaństwa na tamtych terenach celowo ukryto go w ziemi. Posąg – wysoki na 2,57 m graniastosłup – wykonano z kamienia wapiennego i z każdej strony pokryto symbolicznymi płaskorzeźbami ułożonymi w trzy poziome pasy. Część górną zajmują cztery postacie ludzkie o dużych głowach, nakrytych czapką ozdobioną obramowaniem futrzanym. Dwie z czterech postaci
przez kule karabinowe. Kraj jest podzielony na strefę katolicko-muzułmańską (chorwacko-bośniacką) i prawosławną (serbską). Granica pomiędzy strefami jest niezwykle zawiła i tak skomplikowana jak doktryny nienawidzących się wyznań, a droga prowadzi
wyobrażają kobiety, które można rozpoznać po wypukłych półkulach piersi. Jedna z tych postaci, utożsamiana z Mokosz, trzyma w ręku róg do picia, symbol obfitości i płodności, druga zaś – prawdopodobnie Łada – to postać z pierścieniem. Trzecia postać przedstawiona jest bez nóg, ale za to z atrybutami wojownika – szablą w pochwie uwieszonej na rzemieniu i z koniem. To zapewne sam Perun. Natomiast czwarta postać pozbawiona jest wszelkich atrybutów. Możliwe, że jest to Dadźbóg, bóstwo ognia ofiarnego. Środkowa sfera posągu to ziemski świat człowieka. Poziom ten zajmują postacie dwóch kobiet i dwóch mężczyzn. Mają ręce rozchylone na boki, jakby tworzyły korowód taneczny.
mieszkańców dzieli TYLKO religia i historia. A historia dzieli wyłącznie z powodu religii. Zwykle jest tak, że na świecie podziały narodowościowe nakładają się na podziały religijne. Ale nie w Bośni! Tam religia właściwie stworzyła nienawidzące się narody i społeczności.
ŻYCIE PO RELIGII
Pobożna wieża Babel na przemian przez tereny kontrolowane raz przez jednych, raz przez drugich. Zmiany strefy w czasie podróży domyślić się można po pojawiających się od czasu do czasu serbskich flagach i przewadze napisów już to w alfabecie łacińskim, już to w cyrylicy. Dlaczego o tym piszę w „Życiu po religii”? Bo cały czas w drodze przez Bośnię miałem w głowie słynny przebój Beatlesów „Imagine”, w którym jest mowa m.in. o szczęśliwym świecie bez religii. A właśnie Bośnia bez religii byłaby szczęśliwsza, bo nie straciłaby 100 tys. zabitych i 2 milionów wygnanych. I to tylko w czasie ostatniej wojny, tej z lat 1992–1995. Bośniacki konflikt jest istotny także z innego powodu. Otóż tamtejszych
Tak się bowiem składa, że wszyscy mieszkańcy Bośni i Hercegowiny mówią, a właściwie mówili jednym językiem; nie ma też między nimi różnic etnicznych. Wszyscy są Słowianami mówiącymi językiem, który do niedawna nazywał się serbochorwackim. Nazywał się, bo już się właściwie tak nie nazywa. Podziały religijne spowodowały podziały polityczne, a te z kolei spowodowały... rozmnożenie się języków. Tak więc mamy obecnie nie dwie wersje języka serbochorwackiego, ale dwa osobne języki – serbski i chorwacki. Ale to nie koniec. W Bośni wpadli na pomysł, że mówią językiem bośniackim, choć na zdrowy rozum jest to tylko regionalna wersja serbochorwackiego.
Obok głowy jednej z kobiet znajduje się mała figurka. Jest to najprawdopodobniej wyobrażenie dziecka, nawiązujące do symboliki płodności i odradzania się. Najniższy poziom posągu zajmują trzy wąsate postacie męskie, klęczące z rękami wyciągniętymi ku górze. Dwie z nich mają tylko tułów i po jednej nodze w pozycji klęczącej. Sferę tę wiąże się ze światem infernalnym. Wydaje się, że są to trzy oblicza boga podziemi – Welesa. W tej części znajduje się też rysunek małego koła ze szprychami. Jest to zapewne symbol solarny. W trakcie badań odkryto, że posąg pokryty był barwną polichromią z przewagą barwy czerwonej. Światowid ze Zbrucza odwzorowuje ideę troistości świata. Interpretowany jest jako bóstwo i jednocześnie przedstawienie trójdzielnego Kosmosu. To niemal traktat filozoficzny w kamieniu – wykonany przez dawnych Słowian. Cztery twarze bóstwa są znakiem panowania nad całym światem. Według innej interpretacji, Światowid ze Zbrucza przedstawia ustrój feudalny. Próbowano podważyć pochodzenie i starożytny wiek posągu. W zwalczaniu jego słowiańskości celowała zwłaszcza nauka niemiecka. Jego autentyczność potwierdziła ekspertyza fizykochemiczna. Wśród niektórych uczonych sporna jest etniczna atrybucja posągu. Przypisywanie Światowida ze Zbrucza ludom celtyckim czy irańskim, a nie Słowianom, nie znajduje jednak potwierdzenia. Posąg Światowida przechowuje Muzeum Archeologiczne w Krakowie. ARTUR CECUŁA
Ale i to jeszcze nie wszystko. Odkąd pod wpływem Zachodu Czarnogóra odłączyła się od Serbii, tamtejsi politycy odkryli, że nie mówią już po serbsku, lecz po... czarnogórsku. Zatem religia w krajach dawnej Jugosławii przyczyniła się do powtórki historii z wieżą Babel w przenośnym i dosłownym znaczeniu. W przenośnym, bo skłóciła ludzi od dwóch pokoleń spokojnie obok siebie żyjących, a dosłownie, bo – tworząc podziały– doprowadziła do powstania nowych „języków”. Są to oczywiście stare języki, a właściwie stary język, ale teraz na złość sąsiadom wprowadza się regionalne różnice do wersji oficjalnej, aby się jakoś dodatkowo odróżnić. Ale na koniec coś optymistycznego – w Sarajewie, mimo że miasto jest zamieszkane w większości przez ludzi uważających się za muzułmanów, bardzo niewiele kobiet nosi nakrycia głowy i religijne stroje; niewielu jest też pobożnych brodaczy z bractw religijnych. I to wszystko mimo ogromnej presji islamskiej propagandy oraz oczekiwań zagranicznych darczyńców, którzy traktują Bośnię jak muzułmański przyczółek wbity w serce Europy. Zmęczeni wojną i kryzysem gospodarczym Bośniacy najwyraźniej nie chcą sprzedać swych dusz, chociaż są kuszeni petrodolarami pobożnych sponsorów. MAREK KRAK
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
21
Żydożerca w sutannie Usunięcie Żydów z życia społecznego, pozbawienie ich praw publicznych, zakaz polsko-żydowskich małżeństw mieszanych i wykonywania określonych zawodów... Czy to propozycje opętanego nienawiścią rasową faszysty? Nie, to autentyczne postulaty głoszone przez katolickiego księdza, doktora teologii – Stanisława Trzeciaka. Polskiej opinii publicznej jego postać nie jest bliżej znana. Nic dziwnego, bo Kościół katolicki rzadko przyznaje się do księży, którzy nie zapisali się w chwalebny sposób na kartach historii. A takim „wybitnym” kapłanem był niewątpliwie ks. S. Trzeciak, radykalizacją poglądów bijący na głowę współczesnych mu polskich nacjonalistów.
Spod Rzeszowa do stolicy Stanisław Trzeciak wywodził się z rodziny chłopskiej. Urodzony 25 października 1873 r. w Rudzie Wielkiej niedaleko Rzeszowa, ukończył tam gimnazjum. W 1894 r. rozpoczął studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, aby niedługo zmienić kierunek na teologiczny w murach tej samej uczelni. Święcenia kapłańskie przyjął w 1898 roku w Krakowie. Po nich kontynuował edukację, której zwieńczeniem był stopień doktora teologii, uzyskany w 1900 r. Jako młody ksiądz S. Trzeciak był niezwykle ruchliwy. W latach 1901–1902 zwiedził Europę Zachodnią, udając się w celach naukowych m.in. do Włoch i Szwajcarii, natomiast w latach 1903–1905 przemierzył Egipt, Arabię i Palestynę. Interesował się archeologią i medycyną. W listopadzie 1907 r. objął Katedrę Pisma Świętego Nowego Testamentu Akademii Duchownej w Petersburgu, gdzie wykładał do 1918 r. Podczas I wojny światowej zaangażował się w pomoc dla seminarium duchownego we Lwowie oraz oo. bazylianów uwięzionych przez Rosjan w Tomsku – załatwił ich przeniesienie do Saratowa, gdzie zorganizował im zastępcze seminarium. Podczas obrony Lwowa w latach 1918–1919 organizował żywność dla instytucji dobroczynnych. Po wojnie, w 1923 r., poświęcił się wykładom na Katedrze
Pisma Świętego Nowego Testamentu w Instytucie Teologicznym w Przemyślu, a od 1928 do 1938 roku pełnił prestiżową funkcję rektora kościoła św. Jacka w Warszawie. Uchodził więc za autorytet, naukowca, aktywistę o rozlicznych zainteresowaniach. Niestety, duchowny, który powinien kierować się w życiu i pracy duszpasterskiej miłością bliźniego, stał się fanatycznym antysemitą, który za cel aktywności na polu społecznym stawiał sobie zdemaskowanie rzekomego „międzynarodowego spisku żydowskiego”.
Moc falsyfikatu Podstawowym źródłem, na którym ks. Trzeciak opierał swoje teorie, były „Protokoły Mędrców Syjonu” – swoista biblia międzynarodowego antysemityzmu. „Protokoły…” powstałe w 1903 r. z inspiracji carskiej tajnej policji (Ochrana), a napisane przez jej agenta Mathieu Gołowina, roztaczały wizję światowego spisku żydowskiego, którego członkowie mieli dążyć do zagłady cywilizacji chrześcijańskiej, ze szczególnym uwzględnieniem Kościoła katolickiego, a następnie do objęcia władzy nad ludzkością. Swój plan mieli realizować poprzez opanowanie głównych gałęzi gospodarki i handlu, a także polityki, kultury i mediów. Warto wspomnieć, że wybitny historyk prof. Janusz Tazbir uznał ponad wszelką wątpliwość, że ta odrażająca w wymowie praca jest falsyfikatem. Jednak na początku XX wieku zawarta w „Protokołach…” wizja stała się natchnieniem dla wszelkiej maści antysemitów, nacjonalistów, faszystów oraz znacznej części kleru katolickiego. W II Rzeczypospolitej jej tezy trafiły na wybitnie podatny grunt, więc „Protokoły…” doczekały się 9 wydań, co może nam dać pewne wyobrażenie o skali rodzimego antysemityzmu.
ks. Stanisław Trzeciak
Nienawiść ks. Stanisława Trzeciaka do narodowości żydowskiej przybrała rozmiary obsesji. Założeniami „tajnego planu żydowskiego” duchowny tłumaczył m.in. prawne usankcjonowanie ślubów cywilnych i rozwodów oraz szerzenie pornografii (odkryte ramiona, nogi, dekolty). Z zapałem godnym lepszej sprawy tropił żydowskie spiski w każdej dziedzinie życia społecznego. Jego koronnym dziełem biorącym w obronę autentyczność „Protokołów…” okazała się publikacja z 1936 roku, pt. „Program światowej polityki żydowskiej (konspiracje i dekonspiracje)”. Autor wszystkie ważniejsze zdarzenia z dziejów najnowszych tłumaczył rzekomą żydowską inspiracją. To Żydzi jakoby maczali palce nawet w hiszpańskiej wojnie domowej (1936 r.). Kapłan antysemita oskarżał starozakonnych o propagowanie kolektywizacji, wspieranie świadków Jehowy, rozpijanie społeczeństwa oraz wszelkie niecne uczynki. Stał na stanowisku, że wyłącznie Żydzi odpowiadali za szerzenie ideologii komunistycznej. Pisał o tym tak: „Żydzi są głównymi krzewicielami komunizmu, a komunizm to nie choroba dusz, ale światowe oszustwo żydowskie, obmyślone w ten sposób, aby w duchu »Protokołów Mędrców Żydowskich« ułatwić Żydom panowanie nad światem” (S. Trzeciak, „Program światowej polityki żydowskiej (konspiracje i dekonspiracje)”, Warszawa 1936, s. 42). Aby przeciwdziałać tym urojonym planom, duchowny nawoływał do usunięcia Żydów ze środków masowego przekazu, odebrania im praw politycznych i wywłaszczenia ich z majątków. Potępiał natomiast przemoc fizyczną. Kwestii przemocy w walce politycznej poświęcił artykuł opublikowany w 1937 r. pt. „Potęga Polski bez Żydów. Nie gwałtem, lecz odseparowaniem się wywalczy sobie Polak niezależny byt”
(Tomasz Szarota, „U progu zagłady. Zajścia antyżydowskie i pogromy w okupowanej Europie. Warszawa, Paryż, Amsterdam, Antwerpia, Kowno”, Warszawa 2001, s. 48–49). Trzeciak uważał, że nie hitleryzm, lecz mniejszość żydowska stanowiła największe zagrożenie dla suwerenności Polski oraz przeszkodę w rozwoju społeczeństwa, a konieczność zwalczania starozakonnych argumentował tak: „Kto nie chce być niewolnikiem żydowskim w sowiecko-polskiej republice, kto nie chce, by przyszłe pokolenia polskie służyły żydom na ziemi polskiej, zlanej krwią pradziadów, kto nie chce w tułactwie marnieć na obczyźnie, ten bez względu na jakiem jest stanowisku, niech pracuje nad odżydzeniem Polski” (S. Trzeciak, op.cit.).
Tournée nienawiści Ksiądz ochoczo prezentował swoje poglądy, biorąc w 1937 r. udział w cyklu prelekcji. Zdaniem historyka Juliusza Rokickiego, wykłady te cieszyły się znacznym zainteresowaniem, – na przykład w niewielkiej Rawie Mazowieckiej prelekcja na temat „Kwestii żydowskiej w świetle etyki chrześcijańskiej” zgromadziła prawie 800 osób. Nieodpowiedzialne formułowanie skrajnych poglądów inspirowało słuchaczy do drastycznych czynów. Szymon Rudnicki w pracy poświęconej dziejom nacjonalistycznego Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR) odnotował, że zaraz po wykładzie ks. Trzeciaka w Łodzi w lutym 1937 r. jeden z członków miejscowego oddziału Stronnictwa Narodowego (SN) – rozemocjonowany treścią odczytu – zamordował na ulicy przechodnia pochodzenia żydowskiego, zadając mu 5 ciosów nożem. Warto przytoczyć reakcję na to zajście nacjonalistycznych członków łódzkiej Rady Miejskiej. Pismo „Epoka” relacjonowało 20 lutego 1937 roku,
że adwokat Kowalski, klaszcząc w dłonie, zawołał rozradowany: „Zabito Żyda, to brawo!”, na co radny Czernik, wtórując mu, powiedział: „Zabito jednego Żyda, to mało”. Prokuratura pociągnęła obydwu radnych do odpowiedzialności karnej.
Antysemita ekspertem Z biegiem czasu antysemicka postawa ks. Stanisława Trzeciaka zradykalizowała się. Publikował coraz więcej artykułów prasowych, często tak skrajnych w treści, że redaktorzy pism odmawiali ich publikacji. Ekstremalne teksty antysemickie odrzucał nawet „Mały Dziennik” o. Maksymiliana Kolbego, znanego z niechęci do Żydów. Trzeciak zasłynął przed wojną jako autor prac dotyczących Talmudu oraz kultury żydowskiej. Od 1935 r. był oficjalnym rzeczoznawcą Sejmu RP do spraw judaizmu. Kancelaria Sejmu zatrudniła antysemitę w roli eksperta od problematyki żydowskiej! Echa twórczości Trzeciaka docierały także poza granice naszego kraju. On sam w drugiej połowie lat 30. wyjeżdżał do niemieckiego Erfurtu, gdzie brał udział w pracach Weltdienstu – organizacji działającej w ramach hitlerowskiej instytucji paranaukowej o nazwie Das Instytut zur Erforschung der Judenfrage, skupiającej wszelkiej maści antysemitów parających się dziennikarstwem, publicystyką i polityką. Ci „specjaliści” bardzo wysoko oceniali „wiedzę” polskiego duchownego w dziedzinie Talmudu i tzw. spraw ogólnożydowskich. Ksiądz S. Trzeciak bardzo dobrze czuł się w tym środowisku, zwłaszcza, że do postaci Hitlera odnosił się z wielkim szacunkiem. Głosił, że wódz III Rzeszy realizuje „opatrznościowe posłannictwo” ocalenia Niemiec przed komunizmem popieranym przez Żydów. T. ROM. Ciąg dalszy za tydzień
22
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (31)
Zawsze Dziewica Stopniowe odchodzenie Kościoła rzymskiego od nauk Chrystusa oraz „chrystianizacja” pogańskich wierzeń i wysunięcie na czoło tradycji doprowadziły nie tylko do podważenia szacunku wobec Biblii, ale również do otwarcia drzwi wszelkim błędnym kultom i zwodniczym dogmatom. Jednym z takich dominujących kultów, których broniły kolejne sobory, a również sobór trydencki, jest kult świętych, a w szczególności Najświętszej Marii Panny. Początki tego kultu sięgają nawet III wieku. Jednak jego rozwój nastąpił dopiero wraz z ogłoszeniem pierwszego dogmatu maryjnego, kiedy to w Efezie, ośrodku kultu Artemidy, podczas soboru (431 r.) Marię nazwano „Matką Boga” (Theotokos). Od momentu ustanowienia tego dogmatu Kościół nadał też Marii prawie wszystkie tytuły wcześniej przysługujące pogańskim boginiom, m.in. „Królowa Nieba”, „Moja Pani” i „Zawsze Dziewica”. Już od V wieku Marię nazywano zatem nie tylko Matką Bożą, ale również świętą Dziewicą. Według nauki Kościoła Maria, była więc dziewicą zarówno w trakcie poczęcia i porodzenia Chrystusa, jak i po Jego narodzeniu. Najczęściej zaś zwolennicy (było bowiem i wielu przeciwników) wiecznego dziewictwa Marii powoływali się na słowa proroka Izajasza (7. 14) oraz ewangelistów (Mt 1. 23; Łk 1. 34; J 19. 26). Jej wieczne dziewictwo jako dogmat wiary ogłoszone zostało jednak dopiero w roku 649 przez papieża Marcina I (649–655 r.) podczas synodu laterańskiego, który orzekł: „Kto nie wyznaje razem ze świętymi ojcami, że święta, zawsze dziewica i niepokalana Maria jest we właściwym i prawdziwym tego słowa znaczeniu Bożą Rodzicielką (...), przy czym jej dziewictwo nie zostało naruszone również po urodzeniu, niech będzie odrzucony”. Wieczne dziewictwo Marii było też przedmiotem obrad późniejszych soborów i zajmuje wyjątkowe miejsce w liturgii Kościoła katolickiego. Oto co na ten temat czytamy w „Małej dogmatyce dla świeckich”: „Że przed poczęciem i narodzeniem Boskiego Syna była dziewicą i miała postanowienie pozostać nią na zawsze, wynika ponad wszelką wątpliwość z jej słów (...). Jakoż się to stanie, gdyż męża nie znam? Że zaś i później dziewictwo jej nie doznało najmniejszego uszczerbku, wynika również z tego jej postanowienia (...). Okazuje się to również z faktu, że umierający na krzyżu Zbawiciel oddaje Jej św. Jana za syna i jego opiece Ją poleca: Niewiasto, oto syn twój
– oto Matka twoja” (o. Leon Rudloff, „Mała dogmatyka dla świeckich”, s. 63–64). Dodajmy, że w teologii katolickiej dogmat ten stał się fundamentem kolejnych dogmatów maryjnych, takich jak niepokalane poczęcie czy wniebowzięcie Marii, co w konsekwencji doprowadziło do akcepcji koncepcji zupełnie sprzecznych z Biblią. Przykładem tego jest właśnie kult Bogurodzicy i doktryna o wiecznym dziewictwie Marii, dla której daremnie szukać uzasadnienia w Biblii. Jak wobec tego rozumieć teksty, na które powołuje się Kościół rzymskokatolicki, a które rzekomo mają potwierdzać drugi dogmat maryjny? Rozpocznijmy od tekstu z Księgi Izajasza: „Oto panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Immanuel” (7. 14). Czy tekst ten rzeczywiście jest zapowiedzią dziewiczego i wiecznego macierzyństwa Marii? Przede wszystkim należy stwierdzić, co również można przeczytać w przypisie do tego wersetu w Biblii Tysiąclecia, że tekst ten w szerszym kontekście mówi o Ezechiaszu (hebr. „Bóg umacnia”), czyli Hiskiaszu, który miał być znakiem trwałości dynastii Dawidowej (por. 2 Sm 7. 1–16). Nie może więc mówić o dziewiczym poczęciu Marii, a tym bardziej o jej wiecznym dziewictwie. Poza tym nawet jeśli w proroczej zapowiedzi uwzględnimy interpretację mesjańską tego tekstu, hebrajskie słowo almah bynajmniej nie oznacza wiecznego dziewictwa, a jedynie młodą pannę lub młodą kobietę zamężną. Pamiętać też należy, że dla Żydów dziewictwo nie było żadnym powodem do chluby, a brak potomstwa był raczej przyczyną hańby. Również drugi tekst, z Ewangelii św. Łukasza (1. 34), na podstawie którego Kościół rzymskokatolicki zakłada, że Maria „postanowiła na zawsze pozostać dziewicą”, nie daje ku temu żadnych podstaw. Poza tym należałoby też zapytać, skąd teologowie katoliccy o tym wiedzą, że Maria podjęła takie „postanowienie”. Przecież słowa: „Jak to się stanie, skoro nie znam męża” (1. 34), nie zawierają żadnego postanowienia ani ślubowania, a jedynie wyrażają zaskoczenie i troskę Marii o to, „jak to się stanie”. Postawiona teza o wiecznym dziewictwie Marii, na podstawie jej słów „nie znam
męża” jest zatem nie tylko chybiona, ale również z gruntu fałszywa. Co ciekawe, stanowisko to potwierdza również katolicki biblista ks. Czesław Jakubiec, który pisze: „Słowa te są dość zagadkowe i dlatego stały się podstawą przypuszczenia (pogrubienia moje), że Maryja (i Józef) zawierając związek małżeński złożyła (złożyli?) ślub czystości (…). Jest jednak rzeczą mało prawdopodobną, by istotnie Maryja, jak również Józef, złożyli ślub czystości. Przede wszystkim bowiem z treści przytoczonego wyżej pytania wcale to nie wynika w sposób decydujący. Nawet przeciwnie, ślub czystości byłby w owych czasach, rzec by można, anachronizmem, gdyż
– jak wiadomo – w pojęciu Żydów potomstwo zrodzone w związku małżeńskim było wyrazem błogosławieństwa ze strony Boga. Po wtóre, gdyby Maryja złożyła ślub czystości przed swymi zaślubinami z Józefem, dlaczego zgodziłaby się wejść w związek małżeński? Tłumaczenie, że uczyniła to dlatego, aby nie stać się przedmiotem oburzenia rodziny i otoczenia, o tyle jest nieuzasadnione, że nie mamy dowodów na to, iż Maryja, zawierając związek małżeński, wiedziała z góry o swym niezwykłym, dziewiczym macierzyństwie. Przeciwnie, z tego, co mówi Łukasz, a nawet także Mateusz, wynika, że zwiastowanie zaskoczyło Maryję, już zaślubioną Józefowi (...), niektórzy egzegeci twierdzą, że Maryja złożyła ślub czystości dopiero w chwili zwiastowania, a więc już po zaślubinach z Józefem; jednakże i to twierdzenie nie ma mocnych podstaw, a w każdym razie nie może opierać się na przytoczonym wyżej pytaniu Maryi” („Stare i Nowe Przymierze”, s. 219–220). Zgodnie z powyższym wyjaśnieniem, dogmatyczne stanowisko Kościoła, jakoby akt małżeński miał
przynieść Marii jakiś „uszczerbek”, jest absolutnie nie do przyjęcia. Tym bardziej że Biblia mówi bardzo wyraźnie o świętości pożycia małżeńskiego (Hbr 13. 4), a więc o czymś zupełnie naturalnym i zgodnym z wolą Boga (Rdz 1. 28), co dla Kościoła katolickiego – uznającego sakrament małżeństwa – nie powinno być czymś niestosownym. Ponadto, co szczególnie warto podkreślić, ewangelista Mateusz, przedstawiając związek Józefa z Marią, podaje, że Józef „nie obcował z nią, dopóki nie powiła syna” (1. 25). Tekst ten nie pozostawia więc miejsca na jakiekolwiek
spekulacje. Wynika bowiem z niego, że Józef nie współżył z Marią jedynie do czasu, dopóki nie urodziła syna. Potwierdzeniem zaś tego, że małżeństwo Józefa z Marią nie było fikcją, jest wielokrotna wzmianka o rodzeństwie Jezusa. W Ewangelii św. Marka czytamy: „Czy to nie jest ów cieśla, syn Marii, a brat Jakuba, Józefa, Judy, i Szymona? A jego siostry, czyż nie ma ich tutaj u nas?” (Mk 6. 3, por. Mt 12. 46–50; 13. 55; Łk 8. 19–21). Kościół katolicki arbitralnie twierdzi, że wszystkie teksty, które mówią o braciach Jezusa, mówią o kuzynach, a nie o rodzeństwie, ale gdyby tak było, czy nie należałoby oczekiwać, że któryś z ewangelistów przynajmniej raz wspomni rodziców wymienionych „kuzynów”? Czy samo zestawienie imienia Marii z imionami braci Jezusa nie świadczy raczej o tym, że rzeczywiście mamy do czynienia z Jego braćmi?
O tym, że Jezus nie był jedynym synem Marii, świadczy również inny tekst. Mówi on tym, że Maria „porodziła syna swego pierworodnego” (Łk 2. 7). Zgodnie z tym stwierdzeniem Maria musiała więc posiadać liczniejsze potomstwo. Nikt bowiem nie nazywa jedynaka synem pierworodnym. I nie czynił tego również Łukasz, który nie używał przecież takich określeń przypadkowo. O tym, jak bardzo był dokładny w doborze słów, świadczy chociażby inny opisany przez niego epizod: „A gdy się przybliżyli do bramy miasta, oto wynoszono zmarłego, jedynego syna matki, która była wdową” (7. 12). Krótko mówiąc, gdyby Łukasz chciał podkreślić, że Maria porodziła jedynaka, nie pisałby, że porodziła pierworodnego. Różnica pomiędzy jedynakiem a pierworodnym jest więc aż nadto oczywista, aby mieć jakies wątpliwości, o czym pisał Łukasz. Co więcej, o rodzeństwie Jezusa mówi również Ewangelia Jana, w której czytamy, że „nawet bracia jego nie wierzyli w niego” (J 7. 5). To więc kolejny tekst zaprzeczający doktrynie katolickiej. Wiecznego dziewictwa Marii – wbrew nauce Kościoła – nie zakładają również słowa: „Niewiasto, oto syn twój! (...). Oto matka twoja” (J 19. 26–27). Nie mówią one bowiem w ogóle o dziewictwie, a jedynie o powierzeniu Marii – być może tylko na jakiś czas – opiece Jana, co można uznać za zrozumiałe i uzasadnione, zważywszy na nieobecność braci Jezusa i ich niewiarę – przynajmniej aż do zmartwychwstania Chrystusa. Warto też zauważyć, że o zdarzeniu tym wspomina wyłącznie czwarta Ewangelia. Jedno jest pewne: gdyby wieczne dziewictwo Marii było faktem i miało tak istotne znaczenie dla wiary pierwszych chrześcijan, jak to ma miejsce w katolicyzmie, należałoby oczekiwać, że Nowy Testament powie o tym jasno i wyraźnie, i to niejednokrotnie. Pisma te jednak niewiele mają do powiedzenia na temat Marii. Skąd zatem wywodzi się koncepcja wiecznej dziewicy? Odpowiedź może być tylko jedna: głównie z mitologii starożytnego Egiptu (Izyda i Horus) i Babilonu (Semiramida i Tammuz – Ez 8. 14). Stamtąd bowiem pochodzą wszystkie najważniejsze tytuły i sam kult Matki Boskiej, Wiecznej Dziewicy i Królowej Niebios (Jr 7. 18; 44. 17, 19, 25). Przypomnijmy, że jej odpowiednikiem była azjatycka Kybele oraz Artemida z Efezu, zwana przez Rzymian Dianą, którą biblijny Demetriusz określił jako tę, „którą czci cała Azja i świat cały” (Dz 19. 27). Prawda o wiecznym dziewictwie Maryi jest więc taka, że odwołuje się ona głównie do tradycji Kościoła, na którą duży wpływ wywarły wierzenia pogańskie oraz ewangelie apokryficzne, z Protoewangelią Jakuba (II wiek) na czele. BOLESŁAW PARMA
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r. ajciekawszym aspektem związanym z teologią śmierci Boga jest okoliczność jej powstania, czyli przekonanie o całkowitej kompromitacji kościelno-religijnych form chrześcijaństwa w obliczu totalitaryzmu faszystowskiego oraz zagłady Żydów. Dietrich Bonhoeffer (1906–1945), którego uznaje się za twórcę całego nurtu, uznał, że wartości Ewangelii w obliczu nazizmu funkcjonowały poza Kościołem, i często znacznie lepiej ucieleśniały się w postawach ludzi bezwyznaniowych aniżeli wśród członków Kościołów chrześcijańskich.
N
Z tej traumy kompromitacji chrześcijaństwa wzięła się idea teologii śmierci Boga, głoszącej, że orędzie ewangelijne należy rozpowszechniać bez odwoływania się do słowa „Bóg”, które jest obecnie puste. Idea „bezreligijnego chrześcijaństwa”, głosi, że religia – po kompromitacji Kościołów – jest już nieadekwatną formą dla chrześcijańskiej treści. Według Bonhoeffera, chrześcijaństwo nigdy dotąd nie stanęło wobec takiego wyzwania jak nazizm, który zanegował niemieckie chrześcijaństwo. I to nie przez podważenie jego doktryny, ale przez ukazanie zupełnej bezwartościowości
OKIEM SCEPTYKA się we wszystkich ważnych sprawach dawać sobie radę sam, bez odwoływania się do »hipotezy roboczej: Bóg«. W zagadnieniach naukowych, artystycznych, a także etycznych stało się to oczywistością, której nikt prawie nie śmie już podważać; od mniej więcej stu lat jednak dotyczyć to zaczyna, we wzrastającej mierze, również zagadnień religijnych; okazuje się, że wszystko funkcjonuje także bez »Boga«, i to równie dobrze, jak przedtem”. Oryginalność Bonhoeffera polega na tym, że nie postrzega tego jako odwrót od chrześcijaństwa i Chrystusa, ale jako konieczność jego zaktualizowania i przeformułowania.
która przerażała ludzi, lecz przecie podbijała ich też swoją mocą. Będzie to język nowej sprawiedliwości i prawdy, język głoszący pokój Boga z ludźmi i bliskość Bożego królestwa”. Bonhoeffer nie proponuje jakiejś reformy Kościołów, lecz zmianę optyki postrzegania chrześcijaństwa, którym miał być jedynie ewangelijny czyn – ewangelia żywa. Na pewno nie chodzi więc o to, aby przyciągnąć bezreligijnych do Kościołów chrześcijańskich. Ewangelia żywa nie jest podszyta misją pozyskiwania wiernych dla Kościołów. Nie chodzi o to, aby na przykład rozwijać działalność charytatywną – jak Caritas
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (61)
Gdy Boga nie ma Pośród herezji chrześcijańskich znajdujemy wszelkie możliwe modyfikacje religii głównego nurtu. Bodaj najbardziej oryginalna jest herezja polegająca na odrzuceniu (idei) Boga – Absolutu. Jest to tzw. teologia śmierci Boga, która powstała w obliczu Shoah, a największą popularność zdobyła w latach 60. i 70. XX w. – głównie w kręgach ewangelickich oraz anglikańskich. Teologia śmierci Boga funkcjonuje również w środowiskach żydowskich. Jako jeden z niewielu duchownych czynnie zaangażował się w walkę z hitleryzmem – został za to stracony niecały miesiąc przed końcem wojny. Fenomen Bonhoeffera jest zdumiewający. Mimo że swoimi poglądami wywrócił do góry nogami całą teologię chrześcijańską – fascynuje dziś chrześcijan wszelkich wyznań. Katolik Turnau w „Wyborczej” pisze o nim jako o „świętym” chrześcijańskim, a liczni księża analizują jego myśli. Duchowny zielonoświątkowy zatapia się w teologicznych niuansach jego ateizmu. Nie da się tego wyjaśnić ani ekumenizmem w podejściu Bonhoeffera, ani tym, że głosząc wyraziste moralnie przesłanie Ewangelii, był gotów za to umrzeć – wszak tak postąpiło wielu wybitnych chrześcijan, którzy nadal są świętymi jedynie dla „swoich”. Oczywiście żaden Kościół nie ogłosi świętym tego, który tak wyraźnie mówił o kresie kościelnoreligijnego chrześcijaństwa na rzecz chrześcijaństwa czynu i wartości. Fenomen Bonhoeffera może być wyjaśniony jedynie tym, że był najgłośniejszym działaczem chrześcijańskim zaangażowanym w opór przeciwko reżimowi Hitlera i zapłacił za to życiem. Antychrześcijański wymiar reżimów faszystowskich polegał nie na ich rzekomych prześladowaniach chrześcijaństwa jako religii, lecz na tym, że skompromitowały moralnie całe chrześcijaństwo. Dziś Bonhoeffer jest dramatycznym ratunkiem sumienia chrześcijańskiego.
praktycznego przesłania etycznego doktryny chrześcijańskiej. Skoro więc „środowiska kościelne poprzez swoją postawę zapierały się Chrystusa, podczas gdy ateistyczni przeciwnicy Hitlera, upominający się o prawdę i sprawiedliwość, byli w istocie wykonawcami woli Chrystusa”, to w jakiej formie powinno funkcjonować chrześcijaństwo przyszłości? Przez współpracę z reżimem radykalnie antyludzkim Kościoły trwale pozbawiły się wymiaru mistycznego: „Kościół walczący tylko o własne przetrwanie sam siebie pozbawił misji przebaczania i zbawiania ludzkości (...), milczał wtedy, kiedy powinien był krzyczeć, gdyż krew niewinnych wołała do nieba”. W „Listach i notatkach z więzienia” Bonhoeffer pisał, że po tym wszystkim Kościołowi już niewiele zostało praw: „Nasz Kościół, który przez te lata walczył tylko o własne cele samozachowawcze, tak jakby było to celem samo w sobie, jest niezdolny do tego, by być nosicielem odkupiającego i jednającego Słowa dla ludzi i świata. Dlatego dawne słowa muszą utracić moc i zamilknąć, i chrześcijaństwo nasze będzie teraz polegać na dwu rzeczach tylko: na modlitwie i na czynieniu sprawiedliwości wśród ludzi”. Religia bez Boga opiera się jednak nie tylko na bankructwie moralnym chrześcijaństwa religijnego, ale i na jego nieadekwatności do współczesnego świata. W liście z 1944 r. Bonhoeffer pisze: „Człowiek nauczył
Dietrich Bonhoeffer
Upadek mitów chrześcijańskich to nie upadek chrześcijaństwa. W swoich listach więziennych stawia dwa zasadnicze pytania. Po pierwsze: „Czym właściwie jest dzisiaj dla nas chrześcijaństwo, kim jest Chrystus?”. I po drugie: „Jak świat, który stał się dorosły, może być światem Chrystusa?”; „W jaki sposób Chrystus może być Panem także bezreligijnych? Jeśli religia jest tylko szatą chrześcijaństwa (...), to czy jest bezreligijne chrześcijaństwo?”. Nowa, bezreligijna, dojrzała wersja chrześcijaństwa dla dojrzałego świata jest jak najbardziej możliwa: „Nie jest naszą rzeczą przepowiadać, kiedy przyjdzie dzień – lecz ten dzień przyjdzie, w którym znów ludzie zostaną powołani do wymawiania Słowa Boga, do wymawiania Go tak, że świat będzie się od tego zmieniał i odnawiał. Będzie to język nowy, może całkiem niereligijny, lecz wyzwalający i odkupiający, tak jak mowa Jezusa,
czy Matka Teresa – i nie po to, aby przyciągać ludzi do sakramentów i Kościoła, lecz o to, aby rozumieć działalność na rzecz drugiego człowieka jako pełną realizację chrześcijaństwa. Na tym polega powołanie chrześcijanina. Czy, aby zachować chrześcijaństwo w dotychczasowej formie, „powinniśmy dopadać jakichś paru nieszczęśliwych w godzinach ich słabości, by ich religijnie, że tak powiem, zgwałcić?” – pyta Bonhoeffer. Po jego egzekucji chrześcijaństwo ateistyczne rozwijało się bujnie od lat 60., występując pod nazwami: chrześcijaństwo bez Boga; chrześcijański ateizm, teologia laicyzacji lub sekularyzacji; kryzys języka wiary itp. Główni późniejsi przedstawiciele tego nurtu to: ! Gabriel Vahanian (ur. 1927) wywodzi się z francuskich hugenotów, w 1961 r. napisał „Śmierć Boga; kultura naszej pochrześcijańskiej epoki”);
23
! John Arthur Thomas Robinson (1919–1983), były biskup anglikański, napisał m.in. „Honest to God” (1963), „The New Reformation” (1965), „But That I Can’t Believe!” (1967), „In the End... God: A Study of Last Things” (1968), „The Difference in Being a Christian Today” (1971), „The Human Face of God”); ! Harvey Cox (ur. 1929), wyświęcony u baptystów, główne jego dzieło – sprzedane w milionach egzemplarzy – to „The Secular City” z 1965 r.; ! Paul van Buren (1924–1998), był kaznodzieją episkopalnym oraz doktorem teologii. Napisał „The Secular Meaning of the Gospel”; ! William Hamilton – autor „New Essence of Christianity, Radical Theology and the Death of God” (1966) oraz „On Taking God Out of the Dictionary” (1974); ! Thomas J. J. Altizer (ur. 1927), autor „The Gospel of Christian Atheism”, (1966), red. „Toward a New Christianity: Readings in the Death of God” (1967), „Radical Theology and the Death of God” (1968), „Genesis of God” (1993), „New Gospel of Christian Atheism” (2002), „Living the Death of God” (2006). Według tych teologów, język religijny jako nieweryfikowalny empirycznie stał się językiem pustym, bezsensownym; treści religijne mogą być wyrażone tylko w postawie chrześcijan. Altizer interpretował śmierć na krzyżu jako akt autonegacji i samounicestwienia się Boga („The Gospel of Christian Atheism”, 1966 r.). Jego teologia, bez odniesień do Boga, jest w istocie etyką z centralną rolą Chrystusa jako człowieka poświęcającego się dla innych. Don Cupitt, anglikański pastor, profesor uniwersytetu oksfordzkiego, pisał: „Hume i Kant zburzyli dawną metafizykę Boga i nic już jej nie przywróci. Dla wielu ludzi wiara w Boga jest wprawdzie równoznaczna z twierdzeniem, że istnieje wielki, przyjazny i niewidzialny Superktoś, ale takiego rozumienia Boga jako ogromnego, niewidzialnego człowieka nie da się ani jasno przedstawić, ani racjonalnie obronić. Wiarę w Boga można jednak ocalić, jeśli zinterpretuje się ją jako pewien rodzaj świadomości i ćwiczenie tożsamości. Zatem wierzyć w Boga to żyć jak gdyby pod okiem Boga, to oceniać siebie i swój świat w perspektywie wieczności” („Po Bogu. Od tradycyjnej wiary po nową wizję religii”). Mimo że jego wyznania są podobne do wyznań wielu zwykłych ateistów, chce on jednak budować religię „po Bogu”: „Dlaczego nie miałaby istnieć religia wolna od złudzeń, nieprawdy i kultu władzy?”. Trudno jest mi rozstrzygnąć, czy chrześcijański ateizm polega na wniesieniu ateizmu do chrześcijaństwa, czy przeciwnie – chrześcijaństwa do ateizmu. Jestem przekonany, że jest to jak dotąd najlepsza platforma dialogu chrześcijan i ateistów nad tym, co nas może połączyć. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Kamica pęcherzyka żółciowego Problemy z pęcherzykiem żółciowym są dolegliwością coraz bardziej powszechną u osób w średnim i starszym wieku. Lekarze twierdzą nawet, że połowa populacji ma problemy z nadciśnieniem, a druga połowa – z kamicą pęcherzyka żółciowego. Opiszę dziś dolegliwość, na którą do niedawna sam cierpiałem. Póki mam w pamięci wszystko, co mnie spotkało, postaram się też obalić mity związane z tym schorzeniem. Zacznijmy od tego, że nie ma jednej wspólnej przyczyny powstawania kamieni żółciowych. Za najczęstszą uważa się błędy żywieniowe: nadmierne spożywanie tłuszczów zwierzęcych i potraw bogatych w cholesterol. Inne powody to stany zapalne pęcherzyka żółciowego, kiedy to jego łuszczący się nabłonek atakowany przez leukocyty – powoduje tworzenie się złogów, oraz zaburzenia hormonalne, które także przyczyniają się do powstania tych złogów. Ostatnimi czasy niektórzy lekarze skłaniają się do tezy, że do powstawania złogów może się też przyczynić radykalne ograniczenie spożywania tłuszczów. Gromadząca się wówczas w pęcherzyku żółć nie jest wysyłana do dwunastnicy w celu trawienia. Zalega w nim, gęstniejąc i krystalizując się. Taki proces trwa latami i skutecznie może doprowadzić do powstania kamieni. Przez długi czas schorzenie może rozwijać się niepostrzeżenie. Tak było i w moim przypadku. Pierwszymi objawami, które u siebie zaobserwowałem (ale dopiero dużo później dowiedziałem się, że są to objawy kamicy żółciowej), były pobolewania wątroby, kłucia w prawym boku, wzdęcia, zaparcia i tym podobne symptomy problemów trawiennych. Przełomowym momentem jest atak kolki żółciowej. Najczęściej napad bólu jest spowodowany spożyciem pokarmów, które powodują odruchowy skurcz ścian pęcherzyka żółciowego i wzmożony wypływ żółci; kamienie, blokując drogi żółciowe, powodują stan zapalny i w konsekwencji ból. Do pokarmów tych należą: czekolada, żółtka jaj, śmietana, tłuste mięsa, a także wszelkie potrawy smażone i pieczone na tłuszczu. Bardzo często atak kolki żółciowej występuje kilka godzin po spożyciu obfitego posiłku zakrapianego alkoholem. Dolegliwości występują najczęściej dopiero w nocy, w kilka godzin po spożyciu niedozwolonych pokarmów. Dodam, że atak kamicy może być także spowodowany silnym stresem. Ból, który mu towarzyszy, jest tak intensywny, że należy przyjąć silne leki przeciwbólowe i rozkurczowe. W moim przypadku podczas dwóch pierwszych ataków
ulgę przyniósł tylko ketonal forte i no-spa forte. Ataki kolki żółciowej trwają od kilku do kilkunastu godzin i odchodzą tak nagle, jak przyszły. I wtedy mamy już wyraźny sygnał, że coś jest nie tak. Nie sugerujmy się faktem, że ból nie był umiejscowiony dokładnie w prawym nadżebrzu. Bóle mogą obejmować cały korpus – okolice serca, plecy i cały brzuch. Ból jest tak nieokreślony, że w moim przypadku chirurg dyżurujący na izbie przyjęć szpitala, do którego pojechałem, po badaniu brzucha (bez zrobienia USG jamy brzusznej) stwierdził... zapalenie żołądka i podawszy dożylnie leki przeciwbólowe, odesłał mnie do domu. Ucieszony faktem zdiagnozowania niegroźnej dolegliwości zadbałem o lekkostrawną dietę i zapomniałem o sprawie. Do czasu. Dokładnie miesiąc później nastąpił kolejny atak, który przeleżałem w domu, lecząc się na własną rękę. Ból po kilkunastu godzinach ustąpił, ale ja ze zdziwieniem zauważyłem w lustrze, że jestem... żółty jak Chińczyk. Jeżeli pęcherzyk żółciowy wypełniają liczne, drobne kamienie żółciowe, to zdarza się niekiedy, że jeden z nich przesunie się do przewodu żółciowego wspólnego. Blokuje wtedy wypływ żółci, co prowadzi do zażółcenia spojówek i powłok ciała. Stan taki nazywa się żółtaczką mechaniczną, zaporową. Ponadto może wystąpić świąd skóry, odbarwienie stolca i ściemnienie moczu. Ja w swojej niefrasobliwości uznałem ten stan za spowodowany nadmiernym przyjęciem leków przeciwbólowych, podrażniających wątrobę. Nie myślcie Państwo, że nie podejrzewałem u siebie kamicy żółciowej. Ba, nawet dowiedziałem się, jak wyglądają jej objawy. Ale nie stwierdziłem ich u siebie! Piszę o tym ku przestrodze. Objawy kamicy mogą być bardzo różne i nie należy się sugerować faktem, że „sąsiadkę pęcherzyk bolał w innym miejscu”. W napadzie kolki żółciowej konieczne jest wstrzymanie się przez 1 do 2 dni od pokarmów stałych oraz ograniczenie się do pokarmów płynnych, takich jak soki owocowe, napary z ziół, lekko słodzona herbata itp. Stopniowo, w miarę poprawy, zaleca się kleiki, kasze, gotowane warzywa, niewielkie ilości masła itp. Po tym zalecana jest dieta tzw. wątrobowa, podobna jak w przypadku osób z przewlekle chorą wątrobą, tj.
bez potraw tłustych i smażonych, bez przypraw drażniących przewód pokarmowy, alkoholu itp. Najczęstszą metodą stosowaną w celu zdiagnozowania kamicy żółciowej jest USG jamy brzusznej. Potwierdzić ją można także prześwietleniem rentgenowskim, a ostatnio coraz częściej rezonansem magnetycznym. Po jej zdiagnozowaniu bardzo istotne jest podjęcie właściwego leczenia. Lekarz prowadzący powinien określić, czy rodzaj złogów kwalifikuje nas już tylko do zabiegu chirurgicznego polegającego na wycięciu pęcherzyka, czy możemy też spróbować rozpuścić kamienie farmakologicznie. Trzeba bardzo rozważnie podejść do leczenia farmakologicznego, gdyż dłuższe zatkanie
na domowe pozbycie się złogów z pęcherzyka żółciowego. Jednak taka terapia może mieć opłakane następstwa. Przede wszystkim należy wykonać komplet badań i zasięgnąć opinii lekarskiej, czy w naszym przypadku taka kuracja nie będzie ryzykowna. Taką terapię można podjąć, kiedy ataki kolki żółciowej są rzadkie, słabe lub nie występują wcale. Czasami też złogi nie są sformowane w twarde struktury, lecz są plastyczną masą niepowodującą całkowitej niedrożności dróg żółciowych. Możemy wówczas spróbować uniknąć zabiegu chirurgicznego, stosując kurację znanego autorytetu polskiego ziołolecznictwa – doc. dr. hab. farm. Aleksandra Ożarowskiego:
Takie „skarby” możemy znaleźć w naszym pęcherzyku
przez kamienie przewodu pęcherzykowego może przejść w zakażenie bakteryjne i powikłania, na przykład pod postacią ropniaka pęcherzyka lub zgorzeli ścian woreczka. Mój kolejny, trzeci atak rozpoczął się ostrym bólem całej jamy brzusznej, do którego po dwóch dniach doszło zażółcenie powłok skórnych. Ból był nie do zniesienia i w rezultacie zadzwoniłem na pogotowie, które zabrało mnie do najbliższego szpitala. Tam po wykonaniu kompletu badań (morfologia krwi wraz z zawartością w niej bilirubiny i trzustkowych enzymów trawiennych, USG jamy brzusznej) okazało się, że oprócz kamicy żółciowej nabawiłem się także ostrego zapalenia trzustki (podrażnionej zastojem żółci), w wyniku czego byłem intensywnie hospitalizowany przez 10 dni i schudłem w krótkim czasie 17 kg. Ostre zapalenie trzustki jest bardzo zdradliwe i nieprzewidywalne. W około 5 proc. przypadków, a w ciężkich postaciach nawet 40 proc., mimo prawidłowego leczenia nie udaje się opanować choroby i kończy się ona śmiercią. ! ! ! To wszystko był rezultat lekkomyślności, przed którą pragnę Państwa ostrzec. Spotkałem się z forum internetowym, na którym ludzie cierpiący na kamicę żółciową wymieniają się doświadczeniami i sposobami
1. Codziennie przez pięć dni pijemy ok. 1 litr soku jabłkowego (najlepiej wyciśniętego w domu w sokowirówce). 2. Szóstego dnia, po lekkiej kolacji – wieczorem (np. ok. godz. 18) przyjmujemy 1 łyżkę stołową soli gorzkiej rozpuszczonej w szklance ciepłej wody. O godz. 21 tego samego dnia przyjmujemy taką samą porcję soli gorzkiej. Bezpośrednio po tym, ok. godz. 22 przyjmujemy mieszaninę 120 g oliwy z oliwek i świeżo wyciśniętego soku z cytryny. Mieszaninę należy dobrze wymieszać i natychmiast wypić. 3. Następnego dnia rano podczas wypróżnienia się kamienie żółciowe wielkości ziaren piasku, a nawet niewielkiej „fasoli” zaczynają odchodzić. Zwykle nie ma przy tym bólu ani nieprzyjemnego odczucia. 4. Po zabiegu należy wykonać badanie USG, aby ustalić, czy wszystkie kamienie zostały z pęcherzyka usunięte. Jeśli okaże się, że część pozostała, można zabieg powtórzyć i zastosować zamiast soli gorzkiej inne sole nieorganiczne (np. sól karlsbadzką sztuczną), z podobnym skutkiem. Jeśli jednak dokuczają nam częste bolesne ataki kolki, a na dodatek dochodzą ww. przeze mnie powikłania, należy poddać się jak najszybciej zabiegowi usunięcia pęcherzyka żółciowego.
Wycięcie pęcherzyka żółciowego wraz z kamieniami najczęściej dokonywane jest przy użyciu operacyjnej metody laparoskopowej. Współcześnie wykonuje się taką operację za pomocą endoskopu, co wymaga jedynie naruszenia ściany brzucha trzema małymi otworkami i jest mało inwazyjne dla organizmu. 90 proc. osób po wycięciu pęcherzyka żółciowego nie zgłasza już dolegliwości. Nie ma się czego bać. Sam zabieg trwa nieco ponad godzinę, a chory dochodzi do siebie już na drugi dzień. Praktycznie po wyjęciu drenu z rany można spokojnie wracać do domu i obejść się bez środków przeciwbólowych. Często czytałem w internecie zarzuty, że bezpośrednio po wycięciu pęcherzyka pacjenci cierpią na biegunkę, niestrawność i inne dolegliwości ze strony układu pokarmowego. Nie doświadczyłem niczego podobnego. Pamiętajmy, że w pęcherzyku zmagazynowana była żółć wstrzykiwana do dwunastnicy w celu strawienia tłustego posiłku. Po jego wycięciu musimy więc stopniowo wracać do starych nawyków żywieniowych, nie obciążając nagle układu trawiennego nadmierną ilością tłustych potraw. Z czasem rolę pęcherzyka do pewnego stopnia przejmą wątroba i drogi żółciowe, a my bez zbędnych sensacji znów będziemy mogli delektować się schabowym z kapustą. Zwolniony lub niedostateczny odpływ żółci inicjuje kamicę, sprzyja jej rozwojowi i narastaniu chorobowych zaburzeń trawiennych. Na przykład długotrwałe zatrzymanie żółci może spowodować uszkodzenie miąższu wątroby. W leczeniu zachowawczym kamicy, jak też po dokonanym zabiegu operacyjnym, można zastosować leczenie ziołowe. Ziołowe środki pobudzające, zwiększające i przyspieszające wytwarzanie i wydzielanie żółci ułatwiają jej odpływ do dwunastnicy. Ułatwiają również opróżnianie pęcherzyka żółciowego, przeciwdziałają zastojom oraz tworzeniu się złogów i kamieni. Wzmożone wydzielanie żółci oczyszcza drogi żółciowe z drobnoustrojów i usuwa mechanicznie złuszczony nabłonek. Do najcenniejszych ziół w leczeniu kamicy żółciowej należą: ostropest, karczochy, kłącza kurkumy, mniszek lekarski, owoc jałowca, ziele dziurawca, rdest ptasi. Możemy też stosować gotowe preparaty takie jak: artecholin, chelicur, cholestil, cholitol, sylicynar czy silimax. Trzymam kciuki za wszystkich, którzy zdiagnozują u siebie problemy z pęcherzykiem żółciowym i podejmą skuteczne i szybkie leczenie. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Urodzony 4 lipca Wielkim zwycięzcą kampanii prezydenckiej jest Grzegorz Napieralski – ogłosili jego coraz mniej liczni lewicowi stronnicy. Przedwcześnie i nieprawdziwie. Mógł być, ale... 14 procent! Aż tyle! Wynik Napieralskiego wzbudził entuzjazm wśród twardego elektoratu SLD. No bo taki odsetek wyborców jest znacznie lepszy niż trzyprocentowy, który przywódcy lewicy wróżono. A jednak przypomina się tu słynna anegdota o Żydzie, rabinie i kozie. Gdyby jednak przyjrzeć się dokładniej ostatniemu tygodniowi kampanii wyborczej, to należałoby stwierdzić, że Napieralski poniósł dość dotkliwą porażkę. I to nie tyle w skali kraju (tu rzeczywiście może mówić o sukcesie), co wewnątrz własnej partii. Cztery dni przed godziną ZERO przewodniczący SLD odmówił poparcia Komorowskiego, twierdząc, że żaden jego dotychczasowy kontrkandydat nie jest wart wskazania. Dla wielu ważnych postaci lewicy nie było jednak tajemnicą, że „Grzegorzowi” bliżej jest do Jarosława (wcześniej Lecha) niż do Bronka. Na dobrą sprawę nawet niespecjalnie to ukrywał, odwiedzając wiosną Pałac Prezydencki. Takich wizyt naliczono aż jedenaście!
Zupełnie innego zdania byli lewicowi antagoniści Napieralskiego, którzy – od Cimoszewicza po Kwaśniewskiego (poprzez Olejniczaka i Kalisza) – poparli Komorowskiego. Tak też zrobiło blisko 75 procent elektoratu SLD. Poniekąd wbrew przywódcy. Dla niego ważnym i groźnym sygnałem jest też wiadomość, że według badań socjologicznych, partią drugiego wyboru lewicy jest Platforma Obywatelska. A ów „drugi wybór” oznacza możliwość odpływu głosów. Tym bardziej że wśród liderów SLD Napieralski przyjaciół (może z wyjątkiem naszej Joasi) raczej nie ma. Co tam przyjaciół... Pan Grzegorz ma raczej samych wrogów, którzy już w wyborczą niedzielę wieczorem zaczęli paktować z PO à propos... na przykład in vitro. Niesamowita informacja jest taka, że propozycję ministrowania w Pałacu Prezydenckim otrzymała pewna autentycznie wybitna dama z lewicy i jeśli się zgodzi, przeciągnie na swoją stronę sporą część Rozbratu i Ordynackiej, osamotniając Napieralskiego. Wobec takiego stanu rzeczy lider Sojuszu postanowił kontestować wszelkie działania rządu i prezydenta, czyli być programowo przeciw. Ma nadzieję wygrywać nastroje społeczne tej części Polaków, którzy są (będą?) zawiedzeni lub nawet
o tam zakazy, co tam cisze wyborcze, swojego trzeba wspierać. W wyborczą niedzielę 4 lipca wielu księżom rozwiązały się języki i podczas mszy namawiali do głosowania na jedynie słusznego kandydata. „Państwowa Komisja Wyborcza przypomina, że zgodnie z art. 76b ust. 2 i art. 77 ust. 1 ustawy z dnia 27 września 1990 r. o wyborze Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej (Dz.U. z 2010 r. nr 72, poz. 467) kampanii wyborczej
C
zniesmaczeni nadchodzącymi zmianami, czyli zaciskaniem pasa. Jest to jakiś pomysł na życie, czyli na poklask, ale krótkowzroczny. Po chwilowej, czternastoprocentowej euforii głos zabrał Aleksander Kwaśniewski i w gronie kilkunastu osób rozlewających szampana w centrali SLD powiedział: „No i z czego się cieszycie (tu padło grubsze, nienadające się do zacytowania słowo)? Już zapomnieliście, że kilka lat temu mieliśmy 40 procent? Zapadła cisza, szampan stracił smak. Taka sama cisza zapadła w sztabie Kaczyńskiego, kiedy to Cymański rzucił mimochodem: „To już czwarte, kolejne, przegrane wybory Prawa i Sprawiedliwości”. I miał rację. Osamotniony bliźniak przegrał bowiem więcej, niż się na razie wydaje. Przez chwilę udawało mu się udawać, że jest Lechem, który nagle, pośmiertnie stał się ni stąd, ni zowąd politykiem wybitnym, ale ile można jechać na trumnie? Niedługo. Gdyby głosowanie odbyło się w maju, Jarosław wygrałby w cuglach, ale emocje opadają. I będą opadać. Zbigniew Ziobro już sączy jad w uszy chętnie słuchających go młodych wilczków z PiS, że czas „padre” już bezpowrotnie przeminął. Nie jest to chłopiec z mojej bajki, ale akurat ma rację. Bo cóż tak naprawdę ów „padre” zdziałał? Przeciągnął na
zaniechania. Najprościej streścić to tak: „Kto głosuje na Komorowskiego, nie jest prawdziwym Polakiem i katolikiem” – mówili księża swoim poddanym. Na przykład podczas niedzielnej mszy w kościele Świętego Ducha w Kraśniku ksiądz Jerzy Garda mówił, że tylko o. Rydzyk i jego media wiedzą, na kogo głosować. Dodał również, że koniecznie na karcie wyborczej trzeba postawić krzyżyk przy nazwisku Jarosława.
swoją stronę jakieś 25 procent elektoratu SLD i 40 procent wyborców Pawlaka (co akurat jest bez znaczenia). A poza tym kicha. Sukces, o którym trąbi w mediach PiS, to tak naprawdę o milion głosów mniej, niż dostał Lech pięć lat temu. Stronnictwo Ziobry widzi jeszcze inne zagrożenia dla przyszłości PiS. Z badań socjologicznych wynika, że modelowy wyborca Kaczyńskiego to człowiek starszej daty, bardzo źle wykształcony, dość ubogi i mieszkający na wsi. Taki elektorat (nie tylko z przyczyn biologicznych) powoli wymiera. A nowego nie widać i tego ziobryści boją się najbardziej. Jeśli dodatkowo Polacy zobaczą, że współgranie władzy w Pałacu Prezydenckim i Pałacu Premiera nie jest takie złe, że ustały awantury o samoloty i o krzesła na konferencjach, przyszłość PiS widać w czarnych barwach. W jeszcze czarniejszych jawi się przyszłość Polskiego Stronnictwa Ludowego. Lider PSL przegrał wszystko, co miał do przegrania. Nawet jego mizerny elektorat przepłynął do Komorowskiego, a nie do Kaczyńskiego, co wyraźnie nakazywał pierwszy strażak RP. Jeśli ludowcy czegoś nie zrobią ze swoim „portretem pamięciowym” nazywanym niekiedy prezesem, to podzielą los Stronnictwa Demokratycznego i innych partyjek,
Inne klechy były sprytniejsze. Nie zawsze mówiły wprost, na kogo warto oddać głos. We Wrocławiu ksiądz rozpoczął mszę od zachęcenia ludzi do udziału w wyborach i podkreślał różnice między kandydatami. Mówił, że mamy wybór między kandydatem patriotycznym i katolickim a obrzydliwie liberalnym, zachodnim i antykatolickim. Słuchacze zapewne za cholerę nie mogli się domyślić, który zdaniem księdza jest który...
Belzebub Komorowski nie można prowadzić na 24 godziny przed dniem głosowania i w dniu głosowania aż do jego zakończenia. W tym okresie zakazane jest zwoływanie zgromadzeń, organizowanie pochodów i manifestacji, wygłaszanie przemówień, rozdawanie ulotek, jak też prowadzenie w inny sposób agitacji na rzecz kandydatów”. Za czynną agitację wyborczą można zapłacić karę do 5 tys. zł, a za publikowanie sondaży nawet 1 mln. Jednak w naszym kraju istnieje pewna formacja, której zakazy i kary najwyraźniej nie dotyczą, bo jak niby karać księdza za niedzielne kazanie?! W tysiącach wsi i miasteczek w całej Polsce łamano ciszę wyborczą i namawiano do głosowania na Jarosława Kaczyńskiego – pod groźbą ciężkiego grzechu w wypadku
Na koniec, jak na „prawdziwego Polaka” przystało, porównał Bronisława Komorowskiego do samego szefa piekieł... Oburzeni postawą pisowskiego księdza wierni natychmiast powiadomili odpowiednie służby. W sprawie zabrał głos sam rzecznik abp. Życińskiego, tłumacząc, że ks. Garda był długo na misji i przez to zupełnie nie orientuje się w sytuacji politycznej w kraju. Innymi słowy głupi jest i tyle! Radio Maryja natomiast 4 lipca o godzinie 19.15 transmitowało mszę z okazji XII pielgrzymki rodziny RM, odbywającą się w Stanach Zjednoczonych, czyli około 13.15 czasu tamtejszego. Podczas nabożeństwa ksiądz opowiadał o aborcji, nowej ustawie o ochronie rodziny i namawiał wiernych do głosowania na Kaczyńskiego.
25
które odeszły w niebyt. W poniedziałkowy poranek Waldemar Pawlak otrzymał od władz swojej partii oficjalne stanowisko: USTĄP! Jeśli nie posłucha i spróbuje walczyć na gruzach PSL, to już wkrótce mało kto będzie pamiętał, co ten skrót oznacza. Kto w takim razie jest prawdziwym wygranym? 4 lipca wielkim zwycięzcą jest Tusk. Na dobrą sprawę narodził się na nowo i ma szansę zapisać się w historii jako wybitny mąż stanu. Możemy go lubić albo nienawidzić, ale trudno odmówić mu zmysłu politycznego. Zaryzykował wszystko. I wygrał wszystko. A grał ostro i na granicy opłacalności. Platforma Obywatelska dostała całość władzy. Czy to fatalnie? A może wspaniale? Zobaczymy. Ja osobiście wolę czterdziestu Tusków niż jednego Kaczyńskiego, ale to przecież subiektywna opinia. A jednak świat podziela mój optymizm. Obie Ameryki i cała Europa cieszy się z sukcesu kandydata PO i nie ukrywa, że z ewentualną elekcją Kaczyńskiego wiązała bardzo duże obawy (no, może nie cała – Litwa wyraziła rozczarowanie). – Czy jest teraz możliwa koalicja PO z częścią SLD? – zapytałem Joasię Senyszyn, a nasza felietonistka po raz pierwszy nie wykluczyła takiej opcji. Ależ by to była piękna perspektywa. Może nareszcie trochę spokoju. Z Napieralskim jako wicepremierem? I taka ewentualność brana jest na Rozbrat pod uwagę. Ale lider SLD jeszcze nie wie, jeszcze nie podjął decyzji, czy lepiej być programowo przeciw, czy też bardziej opłaca się być za. MAREK SZENBORN
W sumie pozarządowe organizacje monitorujące ciszę wyborczą naliczyły ponad 70 rażących naruszeń prawa. 59 dotyczyło kazań w kościołach. Ale to przecież tylko kropla w morzu prawdy o agitacji Krk w tych wyborach. Sprawą łamania ciszy wyborczej w kościołach zajął się też Janusz Palikot, który stwierdził: „W wielu miejscach w Polsce Bronisław Komorowski został brutalnie zaatakowany przez istotną część kleru. W licznych kazaniach w sobotę i w niedzielę straszono wiernych tym, że głosowanie na Bronisława Komorowskiego to (...) rodzaj zachowania, które na przykład. uniemożliwia wzięcie komunii (...) będę dążył do tego, by przypadki łamania ciszy wyborczej były ukarane”. Nic to... Polski Kościół katolicki poniósł w wyborach 4 lipca druzgocącą klęskę. Kolos na glinianych nogach zaczyna się chwiać. Także w Polsce. Ale jest jeszcze inny aspekt tej sprawy, na który warto zwrócić uwagę. Otóż artykuł 1. konkordatu stanowi jasno: „Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół katolicki są – każde w swej dziedzinie – niezależne i autonomiczne oraz zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i prawie”. Innymi słowy, jeśli któraś ze stron złamie to postanowienie (o wzajemnym poszanowaniu prawa), to znaczy, że nie dotrzymuje umowy. Zatem wypowiada ją. Warto się nad tym zastanowić, panowie politycy. O ile macie jaja. No właśnie, o ile macie... ASz
26
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
RACJONALIŚCI rzejrzeliśmy tomik wierszy Zenona Cydzika bez specjalnego entuzjazmu. Może byli milicjanci powinni zajmować się czymś zgoła innym niż pisanie wierszy? Chociaż... wpadł nam w oko tekścik pt. „Pobożność po polsku”.
P
Okienko z wierszem Słucham papieża i jego nauk Dobroć i prawda głośno brzmi Patrząc na lica i w oczach amok Fanatyzm zawsze wspólnikiem krwi Głośne modlitwy, na pokaz wiara Klękają wszyscy, przed Hostią strach Szacunek dla Ciebie – kolana miarą Bo trudno zbudować dobroci gmach Niech mnie widzą wszyscy w kościele Jak pięknie śpiewam, na tacę dam Wieczorem z nauk pamiętam niewiele Nazajutrz rano – brutalny cham Naród wpatrzony w swego papieża O czystość sumienia naszego dba W karę za grzechy już nikt nie wierzy Dobroć i miłość? Kto inny niech da
Radziszewska musi odejść! Kolejny wniosek na ręce premiera i po raz kolejny brak zdecydowanej reakcji. Minister Elżbieta Radziszewska wciąż pełni swój urząd. Tymczasem kontrowersji jest coraz więcej. Pani minister nie potrafi podjąć decyzji bez konsultacji z duchownymi. Nawet w tak podstawowej sprawie jak równość polskich obywateli. Wniosek do premiera Donalda Tuska podpisały organizacje feministyczne, wolnomyślicielskie i lewicowe partie polityczne. Sygnatariusze listu stwierdzają, że pani minister jest odpowiedzialna za hamowanie procesu wdrażania standardów równościowych w Polsce, a przygotowany pod jej kierownictwem projekt ustawy stanowi zaprzeczenie idei równego traktowania i może narazić Polskę na kompromitację na forum UE. Wyrażają także zaniepokojenie z powodu ingerowania polskiego Kościoła katolickiego w suwerenne decyzje rządu w kwestiach wdrażania dyrektyw unijnych dotyczących równego statusu, komentując sugestie Episkopatu Polski, by rząd zaniechał prac legislacyjnych w tej dziedzinie. Episkopat, skoro mógł, zdanie wyraził. W ogóle zakwestionował samą ideę tworzenia prawa stojącego na straży równości. Co więcej, zdaniem duchownych, wdrażanie europejskich standardów w tym zakresie „może okazać się niebezpiecznym otwarciem podporządkowania Polski bliżej nieokreślonym naciskom”. Sugerują wprost – zaniechać jakichkolwiek dalszych prac nad nowym prawem. Organizacje pozarządowe, które zwróciły się do premiera, domagają się realizacji zobowiązań wynikających z członkostwa Polski w UE i zapewnienia obywatelom polskim takich samych praw w zakresie równego traktowania, z jakich korzystają inni obywatele Unii Europejskiej. Tymczasem zanosi się na wyjątkowo okrojone rozwiązania prawne, które z poziomem europejskim nie będą miały zbyt wiele wspólnego. Najwyraźniej te argumenty nie trafiają do premiera, a tym bardziej do pani minister ds. równego traktowania. TJ, DP
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Krzysztof Stawicki Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel.
508 543 629 607 811 780 515 629 043 604 939 427 607 708 631 692 226 020 501 760 011 667 252 030 606 870 540 512 312 606 691 943 633 606 681 923 609 770 655 512 312 606 61 821 74 06 510 127 928
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Wielka determinacja Narodu Niby nic się nie zmieniło, a jednak. Bronisław Komorowski, choć jeszcze PO, przestał być p.o. prezydenta RP. Jest prezydentem elektem. Jego będący w mniejszości, zaprzysiężeni zwolennicy piją ze szczęścia, że wygrał, a zdeklarowani wrogowie – z rozpaczy. Zdecydowana większość polskiego społeczeństwa też oczywiście pije, bo każdy pretekst jest dobry, ale uczucia ma zgoła inne. Konkretnie ambiwalentne. Dominuje radość z przegranej Kaczyńskiego i żal z powodu wygranej hrabiego. Polacy mają świadomość, że znowu wybrali zło. I po raz kolejny pocieszają się, że mniejsze. Naprawdę chcieli Donalda Tuska. Dlatego, że go lubią, bo wygrał z Lechem Kaczyńskim bój o foteliki i samolociki, jest przymilny, mówi, co chcą usłyszeć i wcale nie ma wilczych oczu, a najwyżej wilcze gardło – co zobaczy, to by zżarło. Przede wszystkim zaś dlatego, że przez cztery lata przyzwyczaili się do myśli, że właśnie Tusk zasiądzie na tronie. W lutym przeżyli szok. Ich prezydent in spe poinformował, gdzie ma pałac i dywanowo-żyrandolowe wyposażenie. Początkowo nie mogli uwierzyć, że wszystko mu się tam zmieści, bo to
człowiek nie takiej znów słusznej postury. W końcu się pogodzili, że mają głosować na substytuta. Notowania Komorowskiego były wysokie, bo nie miał konkurencji. Urzędujący prezydent był skreślony za nieudaną kadencję. Jerzy Szmajdziński był swoistym klonem kandydata PO. Bezbarwny, ugodowy, chwalony przez prawicę i też marszałek, tyle że wice. Smoleńska katastrofa zmieniła wyborczą scenę i część aktorów. Z Lecha uczyniła nieomal narodowego bohatera. Niedocenianego za życia, które oddał za polską rację stanu i prawdę o Katyniu. Nie protestowali nawet ci, którzy uważali to za wierutne kłamstwo. Nie była to zmowa milczenia. Raczej zmowa wyobrażeń o politycznej poprawności. Milcząca zgoda na smoleńskie kłamstwo gloryfikacyjne wynikała z politycznej kalkulacji. Wszystkie partie liczyły na wyborcze zyski, a przynajmniej brak strat. Tylko PiS zabrał się do rzeczy z głową. Sprawę ułatwiało, że w tupolewie była też głowa państwa. Jarosław Kaczyński ogłosił się wykonawcą testamentu brata i nie tylko. Miał doskonałą, przemyślaną kampanię. Manifestacją siły było ponad 1,5 mln podpisów pod jego kandydaturą.
Jednak nic by nie pomogło, gdyby nie beznadziejność głównego kontrkandydata i działań jego sztabu. W PO zastosowano zmodyfikowaną receptę Hitchcocka. Zaczęło się od krachu z liczbą zebranych podpisów, a potem z każdym dniem było gorzej. Do solennej obietnicy rychłego wyjścia z NATO dołączyła radość ze spotkania z powodzianami. Na szczęście przyzwyczajonymi do zalewania, bo woda ma to do siebie, że się zbiera, a potem spływa do Bałtyku. Kaszaloty dostały obietnicę 35 proc. parytetu, bo hrabia nie doczytał w Wikipedii, co to takiego ten parytet i czym się go je. Za to wie, że zupę jada się tylko podawaną przez żonę, a dzieci wychowuje na dobrych katolików. Jego komitet honorowy polecał to wszystkim, jako probierz zdolności sprawowania prezydentury. Zaprawdę wielka była determinacja Narodu Polskiego, że tak licznie głosował na Bronka herbu Gafa. Jak w 2007 roku, mieliśmy znowu wybór negatywny. Dokonany ze strachu przed powrotem kaczyzmu i IV RP. Jedno jest pocieszające. Kadencja będzie lepsza od kampanii, bo gorsza już być nie może. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Zali on nasz? 4 lipca wybraliśmy prezydenta. Radości w obozie zwycięzców co niemiara. Euforia i uniesienie trwać będzie najprawdopodobniej do czasu zaprzysiężenia i obsadzenia stanowisk ministerialnych własnymi zwolennikami. Później zaczną się tłumaczenia, że wyborcze obiecanki zostały źle zrozumiane, albo będą później – jak choćby zniżki na przejazdy dla studentów. W sprawach ideologicznych zaczną się przetargi, bo należy zapytać tych, którzy w Polsce sprawują rzeczywistą władzę, a więc panów biskupów. Na ile można ustąpić społecznym oczekiwaniom, aby panowie biskupi byli również zadowoleni i ile przywilejów i dóbr materialnych należy im jeszcze dodać choćby za minimalne ustępstwo, za zgodę na rzucenie resztek z pańskiego stołu społeczeństwu... Przed nami składanie przysięgi przez Prezydenta i nowego Marszałka Sejmu RP. Wsłuchujmy się uważnie, na co ci mężowie stanu będą nam przysięgać. Pan Prezydent złoży przysięgę wobec Zgromadzenia Narodowego, zgodnie z art. 130 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, którego treść przytaczam: „Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem”. Przysięga może być złożona z dodaniem zdania „Tak mi dopomóż Bóg”, o czym na pewno nie zapomni Prezydent i Marszałek Sejmu RP. Tego jestem pewien, jak również tego, że obaj nie dochowają wierności konstytucji, bo aby jej dochować, muszą usunąć katolicki symbol religijny z sali obrad sejmowych i wszystkich urzędów państwowych i samorządowych – nasza konstytucja nie zezwala przecież na dewocję w urzędach. Również nie będzie dotrzymana przysięga dotycząca strzeżenia godności narodu, zapisana w art. 30 Konstytucji RP, bo strzeżone są u nas tylko wartości katolickie, a ich obronę zapisano w art. 196 kk, który mówi, że obraza tzw. uczuć religijnych podlega karze. Godność się nie liczy, chyba że dotyczy wysokich funkcjonariuszy państwowych będących na usługach watykańskiego kleru. Nawet w większości lokali wyborczych wisiały krzyże, i to za przyzwoleniem PKW, choć w żadnym akcie prawnym nie jest to zapisane. Zatem godność wyborców innych wyznań i niewierzących została jawnie pogwałcona i podeptana. W zakresie niepodległości również mamy problemy, bo Prezydent ma na myśli tylko niepodległość militarną, ale oddania naszego pięknego kraju pod władzę Watykanu i narzucenia mu jarzma ideologicznego nikt nie chce zauważyć. Również bezpieczeństwo ekonomiczne zagrożone nadmiernymi daninami na rzecz funkcjonariuszy Kościoła rzymskokatolickiego nikogo nie wzrusza. Daniny w wysokości około 7 miliardów złotych rocznie w różnych postaciach płaci cały naród, do tego kilka razy więcej płacą katolicy w kościołach. Dodam jeszcze, że pomyślności wąskiej grupy sutannowych nie można utożsamiać z pomyślnością obywateli wymienionych w składanej przysiędze. Obaj panowie niewątpliwie wezwą do pomocy swojego urojonego Boga, który pełni rolę przysłowiowej „przykrywki do garnka”. Proszę wszystkich Czytelników o wnikliwe analizowanie i porównywanie składanej przysięgi z Konstytucją RP i czynami. Konia z rzędem temu, kto nie zauważy, że nie będzie ona dochowana, ale w katolickiej Polsce takie postępowanie stało się niekaralną normą. STANISŁAW BŁĄKAŁA
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
Tonącą w morzu piękną blondynkę uratował przechodzący brzegiem mężczyzna. – Dziękuję, uratował mi pan życie! Z wdzięczności spełnię pana trzy życzenia. – Mam tylko jedno, ale trzy razy… ! ! ! Szef do sprzątaczki blondynki: – Pani Jadziu, proszę posprzątać windę. – Na każdym piętrze? ! ! ! Przychodzi dwóch pijaków do monopolowego: – Weź dwie... – Nie, jedna wystarczy. – No mówię ci, weź dwie! – Nie, bo się zmarnuje... – Bierz dwie! – No dobrze, ale biorę na twoją odpowiedzialność. Tu pijak zwraca się do sprzedawcy: – No to skrzynkę wódki i dwie oranżady proszę! KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) co wzmaga w dziadku chrapkę na babkę?, 2) przeprowadza się, aby mieć pewność, 3) można nim wysłać pokój, nie wojnę, 4) mówisz nim czasem?, 5) układ, 6) maluje na szkle, 7) koń zamiata ogonem, 8) przyszedł do baby na cmentarzu, tej co ma nogi w kałamarzu, 9) łykasz i znika, 10) toczy tamto i owamto, 11) o dźwięków rozdźwięku, 12) bąk z łąk, 13) przyrząd z serem, 14) ministerstwo jak bujda – na resorach, 15) rzeka w klatce, 16) słoneczny pod mostkiem, 17) słowa, słowa, słowa, 18) sanki dla narciarzy, 19) podwodny kapitan, 20) ostatek z jatek, 21) źródło podniety estety, 22) czarnoksiężnik z Poznania, 23) codzienny trud twój, 24) spiętrza wodę w pojazdach, 25) czwórka pod batem, 26) srebrny – wcale nie ze srebra, 27) gdy logika znika, 28) zrewolucjonizował żniwa, 29) list, który piszesz do góry, 30) pewne w pacierzu, 31) z Belką na samej górze, 32) podróżny w kratkę, 33) z gliny na maliny, 34) goście nie w porę walą z rumorem, 35) będzie, gdy obraz do dziada zagada, 36) Pogoń na Litwie, 37) na co się na koniu jedzie?, 38) przyspiesza deresza, 39) czysty – cieszy biznesmena, 40) bywa, że piechotą chodzi, 41) w zasadzie niebieski, 42) odlewa się na pomniki, 43) podskórny, krwisty szlak, 44) piszesz przed Piszem, 45) nosi się z zamiarem uprawiania sportu, 46) dżem zeń jem, 47) atlas pod głową, 48) styl niedzisiejszy, 49) odszedł w siną dal, 50) trzecia w tygodniu, 51) wypływa prosto z serca, 52) szał malajskich ciał.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Wpada do biura Kowalski, tak jak go Pan Bóg stworzył, ale na głowie kapelusz, w ręku teczka. Kierownik krzyczy: – Czyście, Kowalski, zwariowali? Nago do pracy! Kowalski: – Panie kierowniku, bo to było tak: byłem na balandze u mojej znajomej. W pewnym momencie gaśnie światło i pada hasło: krawaty na żyrandol! Światło się zapala, wszystkie krawaty na żyrandolu. Gaśnie światło, hasło: panie do naga! Zapala się, wszystkie panie nago. Znowu gaśnie światło, hasło: panowie do naga! Zapala się – panowie nago. Gaśnie po raz kolejny, hasło: panowie do roboty... No to złapałem teczkę i kapelusz i przybiegłem. ! ! ! Egzamin z chemii. Profesor pyta: – Jak uzyskujemy siarkę? – Bierzemy siarkowodór, podgrzewamy, wodór się ulatnia, zostaje siarka. – Wyśmienicie. Daję wam piątkę: trója się ulatnia, zostaje dwója. ! ! ! Mąż siedzi przy komputerze, za jego plecami żona. Ona mówi: – No weź, wpuść mnie na chwilę, teraz ja sobie poserfuję po internecie... A mąż na to: – No w mordę! Czy ja ci wyrywam gąbkę z ręki, jak zmywasz naczynia? ! ! ! Do biura podróży przychodzi klient i mówi: – Mam 50 euro. Chciałbym za to jakieś niedrogie wczasy, ale żeby na miejscu była biblioteka, bilard, basen, siłownia, sauna, a w pokoju – telewizor, komputer i kino domowe. – Nie ma u nas czegoś takiego. Ale może chce pan coś takiego za darmo i za granicą? – No pewnie. – To proszę się zgłosić do szwedzkiego więzienia.
47
1
40
2 48
3 6
13
10
52
41 46
33
11
24
39
30
7
9
12
8,35 9
12 45
20
38 18
51 14
15
25
10
37
14 19
32
17
4
27
15 32
16
26
22
36 22
43
27
29
31
21
20
26
17 23
3
33
5
42
44
6
7 2
13
49
5
4
11
29
19
8
28
34
23
28
18
25
24
31
30
1
16
21
50
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
1
2
3
4
5
18
19
20
21
22
23
6
7
24
25
8
9
10
26
27
28
11
12
13
29
30
31
14
32
15
16
17
33
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 26/2010: „Do odważnych tamten świat należy”. Nagrody otrzymują: Błażej Mieloch z Ostrowa Wlkp., Janina Kruk z Wrocławia, Andrzej Kupisz z Brzegu Dolnego. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52,80 zł na czwarty kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 52,80 zł na czwarty kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
Nr 28 (540) 9 – 15 VII 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE Bezstronny i apolityczny
Fot. Z.S.
Kościół im. bł. Radzyma Gaudentego w Gnieźnie, niedziela wyborcza
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
W niedzielę przy kościele spotykają się dwaj kumple. Jeden, widząc drugiego w mundurze strażackim, zapytuje: – Stary, ty jesteś strażakiem??? Nie wiedziałem... – Nie, co ty... to prezent od żony. Gdy wróciłem wczoraj z pracy, to leżał na krześle przy łóżku.
! ! ! Przychodzi baca do spowiedzi, zaczyna się spowiadać i mówi: – Proszę księdza, ukradłem łańcuch. Ksiądz pyta: – Jaki? Na to baca: – Taki zwykły, trzymetrowy. – A co było na końcu tego łańcucha? – Krowa...
by istnieć, człowiek musi się buntować. A im świat starszy, tym okazji do buntu przybywa. I są coraz oryginalniejsze. ! 2 lata temu przeciwko skąpym parafianom zaprotestował ksiądz z Deszkowic. Dobrodziej wymyślił sobie, że każda „obsługiwana” przez niego w parafii rodzina powinna co miesiąc podarować co najmniej 10 zł na Kościół. Kto tego nie zrobił, trafiał na listę dłużników. Ponieważ skąpców przybywało, ksiądz w akcie rozpaczy zaprzestał wygłaszania kazań. W czasie mszy stawał przed parafianami i wymownie milczał. Wieść o księdzu mścicielu dotarła do zagranicznych mediów. ! Piękne stewardesy z hiszpańskich linii lotniczych Air Comet niedługo po ich bankructwie, niekompletnie ubrane, zapozowały do kalendarza. Również w ramach protestu. Powód? Paniom od kilku miesięcy nie wypłacono zaległych pensji. Pozując nago do zdjęć, pokazały rodakom, że jest im i goło, i niewesoło. ! W maju w amerykańskim mieście Farmington niewiasty zaprotestowały przeciwko zakazowi chodzenia topless. I to nie tylko na plażach, ale w ogóle wszędzie. Panie – wychodząc ze słusznego założenia, że skoro mężczyznom wolno, to im też wolno – zdjęły bluzki, staniki i spacerowały w centrum miasta. Organizatorka marszu, 22-letnia
A
CUDA-WIANKI
Buntownicy z wyboru Andrea Simoneau, tak przejęła się akcją, że jeszcze kilka tygodni po proteście paradowała po ulicach z gołym biustem. ! W angielskim mieście Brighton ok. 700 rowerzystów protestowało przeciwko nadmiernej eksploatacji samochodów przez ich rodaków. W tym celu zrobili sobie rowerową przejażdżkę ulicami miasta – nie wiedzieć czemu – absolutnie nago. ! 19-letnia Jeniffer, mieszkanka Wirginii, w oryginalny sposób zaprotestowała przeciwko sekcjom zwierząt w amerykańskich szkołach. Dziewczyna zmieniła
swoje imię na Dissection.com.Cutout – adres strony internetowej poświęconej walce z wykorzystywaniem zwierząt do celów naukowych. ! Kiedy rodzice pewnego 25-letniego Egipcjanina nie zaakceptowali jego życiowej wybranki i na żonę wyznaczyli mu inną kobietę, ten w proteście... obciął sobie penisa. Organu nie udało się przyszyć. ! Dwa lata temu podczas konferencji z udziałem George’a Busha pan prezydent o mało co nie oberwał rzuconym w niego butem. Odważnego zamachu dokonał Muntadhar al-Zaidi, iracki dziennikarz. Skazany później na 3 lata więzienia, został wypuszczony po 9 miesiącach. ! Kiedy w Paryżu postanowiono, że najstarszy zawód świata będzie uprawiany wyłącznie w uprawnionych do tego domach publicznych, zaprotestowały same... uliczno-latarniane kurtyzany. Paniom nie spodobało się to, że w ramach legalizacji nierządu miałyby zostać opodatkowane. Przemaszerowały ulicami, niosąc transparent z napisem: „Jesteśmy dumne z bycia dziwką”. JC