PRAŁAT JANKOWSKI AGENTEM SB INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 34 (233) 26 SIERPNIA 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
K
siądz Joachim Kroll lubi dzieci płci obojga. Tak bardzo, że nie może się pohamować przed wymuszaniem na dziewczętach pocałunków „z języczkiem” i przed własnoręczną kontrolą wzrostu ich piersi. Jeśli zaś chodzi o chłopców, to on wprost przepada za ich pupciami usadowionymi na kolanach. Ale pedofilem ks. Kroll nie jest, bo prokuratura nie ma na to dowodów! Ü Str. 11
Łupanie krzyżem
Fragment kościelnego kompleksu (sanatorium) w Kamieniu Śląskim
Kuria biskupia w Opolu dała pomysł i pół miliona. Władze samorządowe miały pustkę w głowie i ćwierć miliona. To prawdziwy cud, że wszystko w złotówkach. W efekcie powstało sanatorium dla bogaczy. Wielebni zainkasują sto procent dochodu, wspólnicy (czyli my wszyscy) – zero.
Ü Str. 10
Ü Str. 3, 6
2
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Glemp uczy miłości
ŚWIAT Lud wcina chleb ze smalcem i raduje się igrzyskami. A my z imprezy rozpoczęcia najlepiej zapamiętaliśmy jedno zdanie polskiego komentatora: „Grecy wzywali pogańskich bogów nadaremno”. Jakie to piękne i jakie polskie! POLSKA Według najnowszego sondażu CBOS, gdyby teraz odbyły się wybory, to do Sejmu weszłyby: PO (25 proc.), PiS (16 proc.), a także LPR i Samoobrona – odpowiednio 12 proc. i 10 proc. Załapałyby się także SLD i SdPl (po 7 proc.) oraz PSL – 5 proc. W rankingu prezydenckim prowadzi Marek Borowski (16 proc. poparcia) przed Rokitą (12), Kaczyńskim i Lepperem (po 10 proc.). Przyszły prawicowy rząd wraz z PSL miałby tylko 46 proc. poparcia. Boże, chroń nas przed LPR-em! Zmarł Czesław Miłosz. Mimo że związany był z emigracją i środowiskami solidarnościowymi, nie obawiał się powiedzieć publicznie, że papież nie jest wybitnym twórcą literatury i domagał się poszanowania praw człowieka w Katolandzie. Paulini czynią problemy z pochówkiem poety w Krypcie Zasłużonych na Skałce, bo „z Panem Bogiem miał niewiele wspólnego”. Pogrzeb będzie jeszcze w miarę huczny, potem trochę przycichnie, a za dwa lata z Miłosza zrobią wieszcza przedmurza katolicyzmu. Tak jak przewidywaliśmy, episkopat wściekle zaatakował lewicowych senatorów za próbę zmuszenia duchownych do płacenia za swoje ubezpieczenie zdrowotne. Abp Życiński nazwał głosujących za zniesieniem przywilejów klerofobami, a Sekretariat Episkopatu wyraził zdziwienie inicjatywą senatorów oraz stwierdził, że są oni niekompetentni, by zajmować się tą sprawą (sic!). Właściwą instancją miałaby być Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu. Stwierdzono także, że kasa na ubezpieczenia kleru należy mu się za utracone w czasach stalinowskich kościelne majątki. A to się wydało! Już dawno przekonywaliśmy, że kościelne majątki wcale nie należą do wspólnoty wierzących – tylko do kleru. Poseł Ludwik Dorn, jedna z gwiazd PiS-u, wybrał się do Chorwacji służbowym samochodem, który wypożyczył z Kancelarii Sejmu. Dorn należy do tych posłów, którzy najgłośniej potępiali SLD za wypożyczenie służbowego helikoptera kilka miesięcy temu. Potępienia są dla innych, a prawo i sprawiedliwość dla PiS-u. Trwa prawicowa inwazja na TVP. Podobno szefem Wiadomości ma zostać naczelny „Newsweeka”, Tomasz Wróblewski. Na szefa działu ściągania abonamentu proponujemy Rydzyka. IPN orzekł, że działające w czasie II wojny światowej komunistyczne organizacje wojskowe – Gwardia Ludowa i Armia Ludowa – nie należały do Polskich Sił Zbrojnych, ponieważ nie uznawały rządu londyńskiego. Prawicowe związki kombatantów natychmiast zaczęły domagać się usunięcia pomników i tablic lewicowych kombatantów. „FiM” ostrzegały: na IPN, który poluje na „czarownice” i skłóca naród, wyrzucamy w błoto 90 milionów złotych rocznie! WARSZAWA Sąd Rejonowy dla Śródmieścia podjął decyzję o zwolnieniu z aresztu za kaucją w wysokości miliona złotych Władysława Jamrożego, byłego prezesa PZU SA. Jamroży, który w areszcie przesiedział 2 lata, jest oskarżony o działanie na szkodę spółki, którą kierował, i narażenie jej na straty w wysokości 10 mln zł. I znowu rok czy dwa na koszt państwa, zaliczenie aresztu w poczet kary, a potem już... wieczne wakacje z kolegą Wieczerzakiem! Blisko 4 mln zł straciło Stołeczne Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego na interesach z firmą powiązaną z Wiesławem Huszczą, byłym skarbnikiem SdRP (SLD). Pieniądze na warszawską inwestycję, która nigdy nie powstała, zostały przetransferowane na Cypr. Mamy piękną (choć spóźnioną) intencję na pielgrzymkę do Częstochowy: żeby nasz kraj stracił tylko 4 miliony na rządach SLD! PŁOCK Po przejęciu władzy w radzie nadzorczej ORLENU przez reprezentantów Skarbu Państwa odwołano Jacka Walczykowskiego związanego z Janem Kulczykiem. Taki bogaty Kulczyk, a żałuje takim biednym Kwaśniewskim... WATYKAN Kościół po raz kolejny potępił klonowanie embrionów ludzkich. Anatema ma związek z ich wykorzystaniem przez Brytyjczyków w celach terapeutycznych. Przedstawiciel Papieskiej Akademii Życia, ksiądz Carrasco de Paula, nazwał brytyjskie badania „zabójstwem” i poświęcaniem bezbronnych istot ludzkich. A dokładnie: zapłodnione, mikroskopijne jajeczka poświęca się dla ratowania dorosłych ludzi. Kardynał Joseph Ratzinger stwierdził, że przyjęcie Turcji do Unii Europejskiej „zubożyłoby kulturowo Europę”. Szef Kongregacji Doktryny Wiary poradził Turkom, aby zbudowali sobie wspólnotę z sąsiednimi, islamskimi państwami arabskimi. Integrację z islamskimi mudżahedinami polecamy Watykanowi – bliskość mentalna wyraźniejsza niż w przypadku laickiej Turcji. FRANCJA Kolejna podróż papieża obnażyła jego katastrofalny stan zdrowia. Jak sam stwierdził: „Moja pielgrzymka dobiegła już mety”, co uznano za pożegnanie... nie tylko z Francją. Po wycieczce papieża diecezji tradycyjnie pozostały długi – 1,3 mln euro. Czyżby groził nam już nowy kult kolejnego patrona Polski? AUSTRIA Piotr Z., polski student słynnego seksseminarium w Sankt Poelten („FiM” 29, 30/2004), został skazany na 6 miesięcy więzienia za posiadanie materiałów pedofilskich. Wizytator apostolski, Klaus Kueng, zamknął seminarium. Zgodnie z naszymi przewidywaniami, ordynariuszowi diecezji Kurtowi Krennowi włos z głowy nie spadł. Najgorsza kara, jaka go może spotkać, to przeniesienie do najbliższych przyjaciół – do Watykanu. IRAK Rząd i prezydent podjęli nareszcie decyzję o konieczności „znacznego zmniejszenia liczebnego” polskiego kontyngentu w Iraku. Na razie nie ma jednak mowy ani o liczbach, ani o rychłym wycofaniu się znad Tygrysu i Eufratu. W mediację pomiędzy władzami Iraku a drugim powstaniem sadrystów zaangażował się Watykan. I chwała mu za to. To najlepszy sposób na wykorzystanie resztek autorytetu Kościoła.
K
ardynał Glemp w ostatnią niedzielę na Jasnej Górze pobił swój wielokrotnie poprawiany rekord bezczelności. W normalnym kraju rządzonym przez normalną władzę Glemp byłby naznaczony ostracyzmem wśród politycznych elit i myślących wiernych. W Polsce umocnił tylko swoją pozycję, przynajmniej w oczach tak zwanej lewicy, która zapewne teraz podwinie ze strachu ogon. Przypomnę, że nadzorca Watykanu określił senatorów Rzeczypospolitej, wybranych w demokratycznych wyborach, mianem „dorobkiewiczów, którzy pouczają ponadtysiącletnią instytucję”. „Pokornie przyjmiemy pouczenia nawet kilkuletniej partii politycznej – szydził Glemp – pod warunkiem że służy to całemu społeczeństwu i jest racjonalne”. Oczywiście potępił „odmowę ubezpieczenia zdrowotnego dla kleryków i misjonarzy”. Nazwał to niesprawiedliwością, ponieważ Kościół od tysiąca lat jest z narodem i „uczy miłości do ojczyzny”. Skrytykował refundowanie środków antykoncepcyjnych, z których – jego zdaniem – korzystają ludzie bogaci, mający „najbardziej rozbudzone życie erotyczne”. Na szczęście poza strachliwą władzą są jeszcze w naszym kraju myślący ludzie, którzy odróżniają pouczenia zatroskanego o „całe społeczeństwo” ojca Kościoła od wykwitu buty i chamstwa. Można by w tym momencie dopisać wielki księgozbiór na temat „W jaki sposób Kościół rzymski był z narodem polskim i kto na tym skorzystał”. Ograniczmy się jednak tylko do znanej formy skróconej: „Kościół z narodem, naród z torbami”. Już z lekcji przyrody wiadomo, że bycie z kimś może również oznaczać (jak w tym przypadku) związek pasożyta ze swoim żywicielem. Innym przykładem może być zjadanie samca modliszki przez kopulującą z nim samicę, która w ten swoisty sposób „uczy miłości” swą ofiarę. Szkoda że prymas wzorem swych historycznych poprzedników nie zasiada w Sejmie RP, bo Prawo i Sprawiedliwość mogłoby go po takim kazaniu skierować na badania psychiatryczne. W zastępstwie można to zrobić z całym klubem LPR, który głośno wykrzykiwał o niesprawiedliwym zabraniu przywilejów dla kleru... Nie mam pojęcia, skąd Glemp wie o nadzwyczajnej aktywności erotycznej ludzi bogatych, może spowiada członków zrzeszeń polskiego biznesu... Jeśli jednak wierzyć znawcy tematu, profesorowi Starowiczowi, pewne jest, że brak aktywności seksualnej często wywołuje u chłopów poważne zaburzenia emocjonalne... Opłacanie z naszych kieszeni składki zdrowotnej seminarzystom, zakonnikom i misjonarzom katolickim jest złodziejstwem, i to bezkarnym, na które stać tylko kler rzymski. „FiM” od lat wołają o pomstę do nieba za ten rozbój w biały dzień. Niestety, senatorzy swą poprawką do ustawy o świadczeniach zdrowotnych nie likwidują Funduszu Kościelnego, czyli faktycznego podatku państwa na rzecz Kościoła (sic!). Chcą jedynie przynajmniej usunąć przepisy, które naruszają konstytucyjną równość obywateli wobec prawa. Bo niby dlaczego studenci seminariów mają być uprzywilejowani wobec studentów medycyny czy pedagogiki? Czy chodzi o to, że ci drudzy będą przydatni społeczeństwu, a ci pierwsi wręcz przeciwnie? Podobnie rzecz się ma z kandydatami na zakonników. Idąc torem Glempowego myślenia, wszyscy pracodawcy powinni domagać się od państwa odprowadzenia składki zdrowotnej za młodych pracowników. Mogę jeszcze od biedy zrozumieć finansowanie misjonarzy. Chętnie dopłaciłbym ze swojej kieszeni, żeby chociaż ci menedżerowie watykańskiej firmy trzymali się z dala od polskiej ziemi.
Kościoły jako jedyne podmioty otrzymały rekompensatę za mienie znacjonalizowane po 1944 roku, i to niezależnie, czy zabierano je zgodnie z prawem, czy też nie. Inni posiadacze – bez wielkiej nadziei na końcowy sukces – muszą latami udowadniać przed sądem, że państwo, zabierając kamienicę, dworek czy fabrykę, naruszyło prawo. W wyzbywaniu się swego przoduje Warszawa, gdzie osoby fizyczne, jeśli nawet odzyskają swe rodzinne dobra, mogą liczyć zaledwie na ich dzierżawę wieczystą, natomiast Kościół od razu otrzymuje pełne prawo własności. Tylko Kościół watykański otrzymał zwrot mienia przejętego przez państwo w zamian za niezapłacone podatki. Jeszcze za PRL-u (wczesny Gierek) właśnie Krk, jako jedynemu podmiotowi, umorzono wszystkie zaległości podatkowe. Obecnie instytucje kościelne posiadają więcej ziemi niż w 1939 roku. Poza tym, co odzyskały, od 1991 roku Skarb Państwa przekazał parafiom za darmo grunty 65 000 hektarów na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Nie ma chyba w Polsce spółki Skarbu Państwa, która nie dotowałaby jakiejś świątyni, kurii czy Caritasu. Kościół ssie pieniądze przeznaczone z budżetu na pomoc społeczną, środki z Funduszu Ochrony Środowiska i te na walkę z alkoholizmem; bezczelnie wyciąga rękę po dotacje ze skromnych budżetów samorządowych. I to w czasach, kiedy nie ma pieniędzy na stworzenie nowych miejsc pracy, połowa emerytów nie wykupuje recept w aptekach, a prawie milion polskich dzieci jest notorycznie niedożywionych. I po raz kolejny potwierdza się stara jak świat prawidłowość: daj komuś palec... Podczas prac Komisji Majątkowej instytucje kościelne wielokrotnie zgłaszały (i ciągle zgłaszają) roszczenia dotyczące nieruchomości skonfiskowanych... Co gorsza, przeważnie z pozytywnym skutkiem (vide Ciechanów, Ostrołęka i in.). To prawie tak, jakby teraz Niemcy domagały się od Polski zwrotu Malborka i ziem nadanych Krzyżakom przez księcia Konrada Mazowieckiego. Nie bez powodu kościelne majątki nazwano dobrami martwej ręki, były one bowiem niemal w stu procentach wyłudzone od polskiej głupiej szlachty, która za życia przepiła Polskę i oddała ją w łapy zaborców, a na łożu śmierci nawet swoje własne dobra zapisywała plebanowi „za spokój duszy”. Tu trzeba się zgodzić z prymasem Polski, który zapewnia, że „Kościół zawsze był z narodem”, dodajmy – zwłaszcza wtedy, gdy było coś do zagarnięcia! W tym względzie rzeczywiście kler pozostał niezmienny od wieków. Jawną niesprawiedliwość zawsze obłudnie tłumaczył należnymi sobie rzekomo przywilejami, służbą narodowi czy czcią należną Bogu. Rzymski namiestnik Glemp jest gotów wysłuchać pouczeń „nawet kilkuletniej partii”, pod warunkiem że ON uzna je za racjonalne. Otóż jestem członkiem Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, która istnieje od kilka lat, i właśnie sformułowałem swoje pouczenia m.in. pod jego adresem. Czy fakty, na których się oparłem, mają jakikolwiek wpływ na racjonalne myślenie Glempa? Pytam też, co lepiej „służy całemu społeczeństwu”: bezczelne okradanie go i obłuda czy RACJOnalizm? JONASZ
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r. ardzo wielu ludzi w Polsce rozpaczliwie broni się przed myślą, że ksiądz Henryk Jankowski jest człowiekiem o wielu obliczach. Jeszcze trudniej im uwierzyć, że prałat deprawował i molestował seksualnie nieletnich. Przyczynę takiej postawy niezwykle trafnie oddają słowa Bogdana Lisa, jednego z legendarnych przywódców „Solidarności”:
B
Istnieje wszakże w Polsce grono osób (świadków i zakulisowych uczestników wydarzeń m.in. Sierpnia ’80), którym wspomnienia Jankowskiego wyciskają z oczu nie jedną łzę, lecz całe strumienie. Ze śmiechu! Mówi nam jeden z generałów PRL-owskich służb specjalnych: – Strajkujący zwrócili się do biskupa Lecha Kaczmarka (ówczesny ordynariusz diecezji gdań-
GORĄCE TEMATY i naturalnym rozwiązaniem będzie wysłanie do stoczni proboszcza od św. Brygidy. No i udało się. „Libellę” prowadził oficer, o którym gdańscy księża mówili ciepło: „nasz major”. To on był łącznikiem między agentem a kryzysowym sztabem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdzie przygotowywano treść wystąpienia inaugurującego polityczną karierę ks. Jankowskiego.
pracy, major wręczył „Libelli” tuż przed jego wyjazdem do stoczni. „Przeczytaj ją, Heniu, dokładnie, żebyś szefa nie przeskoczył” – oznajmił. Chodziło o to, że kilka dni wcześniej prymas Wyszyński wygłosił bardzo stonowane przemówienie nawiązujące do strajków na Wybrzeżu i nie chcieliśmy, żeby „Libella”, który w tym momencie stawał się niezwykle cennym agentem wpły-
3
to, by zakamuflować źródło, jednak ktoś, kto zechciałby sobie zadać trud przeanalizowania całości meldunków, z łatwością domyśliłby się, od kogo pochodzą. Agent otrzymał więc nowy pseudonim: Delegat, a jego kolejnym zadaniem była salka BHP, czyli pertraktacje przywódców strajku z delegacją rządową. Przekazywał bardzo cenne informacje o przebiegu rozmów i taktyce negocja-
Agent „Libella” Służba Bezpieczeństwa przyznaje, że wypromowała księdza Jankowskiego na kapelana „Solidarności”. Jego kariera osiągnęła apogeum, gdy komuna postanowiła ukarać niesfornego agenta. – Czuję dyskomfort, bo tyle ważnych rzeczy z naszej przeszłości związanych jest z parafią Świętej Brygidy. Już samo podejrzenie (o pedofilię – dop. A.T.) jest uderzeniem obuchem w przeszłość. Uderzenie boli, gdyż Jankowski – dzięki naiwnym przykościółkowym hagiografom i własnym uzdolnieniom do robienia ludziom wody z mózgu – też uchodzi za postać legendarną. Niekwestionowany jest jego wkład w pokojowe zakończenie strajku gdańskich stoczniowców w sierpniu 1980 roku i późniejsze powstanie „Solidarności”. Ba, największemu twardzielowi łza się w oku kręci, gdy prałat wspomina, jak tuż przed pierwszym pójściem do stoczni pisał testament w przekonaniu, że żywy stamtąd (za sprawą bezpieki) nie wyjdzie, a jedynie opiece sił niebieskich zawdzięcza, że wielokrotnie ponawiane skrytobójcze knowania spaliły na panewce.
skiej – dop. A.T.), żeby w stoczni odprawić mszę polową. Wielką na to ochotę mieli dominikanie oraz jezuici, ale Kaczmarek zakonników nie znosił i bardzo się obawiał, że podgrzeją emocje. Oni już wówczas strasznie w stoczni mieszali. W pierwszym odruchu biskup kazał odpowiedzieć robotnikom mniej więcej tak: „Jeśli chcecie mszy, to przyjdźcie do kościoła”. Ale wiadomo było przecież, że nie wyjdą. Chcieliśmy więc, żeby tę mszę jednak odprawić i uspokoić nastroje. Gdańska „czwórka” (Wydział IV Służby Bezpieczeństwa zajmujący się problematyką wyznaniową – dop. A.T.) miała dobrego agenta o pseudonimie Libella, którego parafia obejmowała terytorialnie stocznię. Fiszbach (Tadeusz, ówczesny I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR – dop. A.T.) przekonał biskupa, że najlepszym
Gdyby treść transparentu była nieczytelna, śpieszymy ze ściągą: „Ks. Jankowski symbolem najlepszych tradycji Narodu Polskiego”...
– Gorączka była taka, że major P. prawie zderzał się w drzwiach plebanii z wysłannikami ordynariusza, a raz to o kilka sekund minął się z samym biskupem Kaczmarkiem, który specjalnie przyjechał, żeby raz jeszcze przypomnieć proboszczowi o potrzebie uspokojenia stoczniowców – twierdzi jedna z osób, która latem 1980 roku była zatrudniona w parafii św. Brygidy. – Ostateczną, zaaprobowaną przez generała Kowalczyka (ministra spraw wewnętrznych – dop. A.T.) wersję homilii z wyeksponowanym wątkiem o potrzebie
GŁASKANIE JEŻA
Piękny umysł Po raz piąty rozpoczynam felieton od konstatacji, że 2004 rok jest najbardziej podłym rokiem, jaki pamiętam. Ile jeszcze razy podobnie rozpocznę? Ilu jeszcze najlepszych z najlepszych powoła do siebie Kolekcjoner Dusz? Odszedł Miłosz i tej pustki w polskiej literaturze nie da się niczym wypełnić. Był nie tylko kamieniem milowym poezji, ale też drogowskazem moralnym. A moralistów mało kto lubi, dlatego też Miłosz przez większą część swojego życia był sekowany, opluwany, obsobaczany. Ba... była nawet swoista moda na mówienie i pisanie o nim źle. Gdy w latach pięćdziesiątych zdecydował się pozostać na emigracji, w kraju rozpętało się prawdziwe anty-Miłoszowe szaleństwo – podsycane zresztą przez władzę. Dla wielu młodych twórców plucie na poetę mogło stanowić przepustkę do literackich salonów i wydawnictw. Niestety, w ten jakże polski chór
nienawiści włączył się także Antoni Słonimski. Cóż, pecunia non olet – nie wystarczy być wybitnym poetą (myślę o Słonimskim), trzeba mieć jeszcze co włożyć do garnka. Gdy kartofle wygrywają z wierszami, to się nazywa... proza życia. Na przykładzie Miłosza najlepiej widać, jaką siłę potrafi mieć słowo i jak przeraźliwie boi się go wszelka władza dążąca do absolutyzmu. Przez całe lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte wiersze poety były nieosiągalne w oficjalnym obiegu. Kursowały tomiki odbijane na powielaczach, a te były konfiskowane z furią podczas przeszukań w domach dysydentów. Mam nadzieję, że to już ostatni okres w historii Polski, kiedy za słowo pisane można było trafić do więzienia (choć jak LPR dojdzie do władzy, to funta kłaków nie dałbym za przyszłość „FiM”, a za Jonasza to już na pewno). A jednak wolnej myśli nie da się na szczęście zabić, więc Miłoszowa poezja – krążąca w tysiącach odpisów – stanowiła swoisty kod
wu, wyskoczył przed szereg – tłumaczy generał. „Kazanie, które wtedy (17 sierpnia 1980 r. – dop. A.T.) wygłosiłem, uspokoiło władzę. Było stanowcze i wyważone. Pilnowałem ustawicznie bramy, żeby nikt nie wyszedł na ulicę” – wspomina ks. Jankowski. – Nerwowość towarzysząca tej akcji w stoczni spowodowała niestety, że popełniono sporo uchybień w sztuce operacyjnej, co narażało układ z „Libellą” na dekonspirację. Wprawdzie jego informacje trafiały tylko na najwyższe piętra władzy i były zniekształcane po
inteligencji. Wtrącenie tu czy ówdzie cytatu z poety było znakiem, że oto mamy do czynienia z przyzwoitym człowiekiem. Później był Nobel i chwilowe dni chwały poety. Chwilowe, bo zaraz okazać się miało, że Miłoszowi jakoś nie bardzo po drodze z czarną katoprawicą. Na przykład podczas spotkania z papieżem ośmielił się nie paść na kolana i nie cmoknąć Jana Pawła II w rękę, tylko... poklepał Ojca Narodów po ramieniu! Wiele lat wcześniej optował za zakazem wydawania Biblii w Polsce, twierdząc, że jest to książka okrutna i przygnębiająca. No więc w myśl staropolskiej zasady: kto nie z nami, ten przeciw nam, znów rozpoczęła się nagonka na Miłosza – tym razem już wolna i demokratyczna. Oliwy do ognia dolała pogarda, z jaką wielki poeta wypowiedział się o prałacie Jankowskim i jemu podobnych. Radio Maryja zawyło, i tak wyło anty-Miłoszowo co jakiś czas. Szczególnie głośno i zjadliwie, gdy wieszcz opowiedział się za prawem kobiet do aborcji. Jeszcze niedługo przed śmiercią wznowiono histeryczną nagonkę na Miłosza, zapowiadając bojkot jego wierszy, ponieważ poeta poparł krakowską Paradę Równości. Żył długo i pięknie. Za pięćdziesiąt lat nawet historycy nie będą pamiętać, kto to był
torów Lecha Wałęsy – kontynuuje dygnitarz bezpieki. Owocną współpracę agenta z SB zakłócił stan wojenny i roszady na ministerialnych stołkach w MSW. Choć „Delegat” miewał przebłyski lojalności (o „dwuznacznej roli” księdza mówili biskupowi Kaczmarkowi niektórzy działacze „Solidarności” po zwolnieniu z internowania), to coraz częściej odreagowywał ostrymi kazaniami. Nic tak nie boli jak zdrada, więc Warszawa przysłała ultimatum: ks. Jankowski zaprzestanie drażniących władzę wystąpień publicznych albo wytoczą mu proces karny. Ü Dokończenie na str. 6
Jankowski, Wrzodak czy Macierewicz, a Miłosza przyszłe pokolenia znajdą w każdym podręczniku szkolnym, w każdej encyklopedii – zaraz za Mickiewiczem, choć ja bym wolał przed. MAREK SZENBORN PS Ten wiersz Miłosza – wydrukowany wielkimi jak wół literami – powinien wisieć w pokoju każdego urzędnika: od młodszego referenta w gminie, po ministra i premiera. Zamiast krzyża! Który skrzywdziłeś człowieka prostego Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając, Gromadę błaznów koło siebie mając Na pomieszanie dobrego i złego, Choćby przed tobą wszyscy się skłonili Cnotę i mądrość tobie przypisując, Złote medale na twoją cześć kując, Radzi, że jeszcze jeden dzień przeżyli, Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta Możesz go zabić – narodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy. Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.
4
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Do diabła! Ostatnio w Polsce niesłychanie rozzuchwalił się szatan! Ostrzegają nas przed nim księża – jedyni czyści i bezgrzeszni ludzie, których diabeł się boi. Dziewczęta i chłopcy, możecie być zaatakowani przez szatana, a nawet o tym nie wiecie! To właśnie z myślą o was powstał internetowy Chrześcijański Serwis Młodzieżowy, który produkuje instrukcje, jak poznać opętanego przez demona i jak zwalczyć tę siłę nieczystą. Księża wojujący z szatanem przedstawiają w artykułach tyle porażającej prawdy, że dziwię się młodym ludziom, którzy do „Księgi gości” wpisują głupkowate komentarze i robią sobie jaja z naszych przewodników duchowych. Podam tylko jeden z wielu przykładów: „Ten celibat to chyba wam padł na łeb. Mój proboszcz jest stałym bywalcem agencji towarzyskiej. Pije wódę, rżnie w pokera, kradnie tacę. Weźcie się za niego, bo jest opętany przez szatana. Mamy 2004 rok, a wy piszecie takie pierdoły jak za króla Popiela. Jakie piekło? Jakie diabły? Pier... lę was i biorę się za gierkę pt. Diablo”... O nie, tak nie można! Jeśli jest piekło, to musi być diabeł. Przecież sam Jan Maria Rokita powiedział niedawno: „Rozsądny człowiek wierzy w piekło. Jasne, że piekło istnieje”. Kto jak kto, ale Rokita się na tym zna, choćby z racji swego diabelskiego nazwiska. „FiM” traktują misję walki z szatanem poważnie i dlatego podajemy katolicką instrukcję, jak poznać domniemanego opętanego, jakie są przyczyny oddziaływania szatana na człowieka oraz, co najważniejsze,
jak wypędzić diabła... Na przykład z teściowej. Księża opisują to zwięźle i urokliwie; mniej więcej tak: Jeśli masz niewyjaśnione zakłócenia zdrowia (bóle fizyczne, głównie głowy i żołądka), zaniedbujesz się w nauce lub w pracy, mówisz nieznanymi ci językami (?), dziwnie zachowujesz się w czasie jedzenia pobłogosławionych posiłków (np. z wodą święconą?) lub masz niechęć do noszenia poświęconej odzieży albo do odmawiania modlitwy, to uważaj, koleś, jesteś opanowany przez szatana!!! A najgorsze jest uzależnienie od siły nieczystej, przed którym przestrzegają sutannowi egzorcyści. Na czym więc polega problem? Chodzi otóż o „podporządkowanie się szatanowi poprzez podpisanie z nim paktu lub oddanie się diabłu”. O żeż ty! I tu dopiero się przeraziłem. Przecież znany jest przypadek, kiedy to dr Faust podpisał cyrograf Mefistofelesowi. Wprawdzie to tylko literatura, ale coś w tym musi być. Równie poważnym ostrzeżeniem, że znajdujesz się w szponach diabła, jest informacja: „(...) niekiedy w poduszkach, materacach osób opętanych odnajduje się dziwne przedmioty, np. laleczki, figurki zwierząt lub ludzi, bryłki zakrzepniętej krwi, kosmyki włosów, odłamki metalu lub drewna”. Przed snem sprawdź więc swoje łóżko! Znajdziesz kosmyk włosów – leć po księdza egzorcystę! Jakie znamy przyczyny oddziaływania szatana na człowieka? Jest ich kilka, np. kiedy człowiek
P
niego, by wywiązał się ze swoich obietnic przedwyborczych. Ich realizacja jest jedynym powodem, dla którego polityk pobiera swoje uposażenie. Instytucja posła istnieje tylko dlatego, że w państwie nie może każdy w każdym czasie rządzić, czyli egzekwować swojej woli, gdyż powstałby chaos. Jeżeli poseł czy senator zmienia poglądy albo zwyczaj-
rzed dekadą w wielu krajach katolickich powstał ruch „My jesteśmy Kościołem”, który chce przypomnieć, że to nie hierarchowie, ale przede wszystkim wierni tworzą Kościół. W Polsce przydałby się podobny ruch, który przypomniałby rządzącym, że prawdziwa władza to społeczeństwo.
RZECZY POSPOLITE
My jesteśmy władzą Kto jest ważniejszy: posłaniec czy ten, kto go wysyła? Kto ma większe znaczenie: pracownik, czy też pracodawca, który wynajmuje go do pracy i płaci mu pensję? Odpowiedź wydaje się oczywista. Z jakiegoś trudnego do pojęcia powodu te zależności nie chcą się przekładać w analogiczny sposób na życie polityczne. Skoro mamy ustrój demokratyczny, w którym władza pochodzi od obywateli (dosłownie – „ludu”) i z ich nadania jest sprawowana, to stosunek parlamentarzystów do społeczeństwa, które je wybrało, powinien być stosunkiem zależności: społeczeństwo wybiera swojego posła, płaci mu pensję (niemałą!) i wymaga od
nie nie ma zamiaru robić tego, co obiecał, to powinien podać się do dymisji, bo zanikł powód, dla którego społeczeństwo wynajęło go za ciężkie pieniądze do wykonania określonej pracy. Co prawda istnieje możliwość odwołania posła w trakcie trwania jego kadencji, ale jest to zadanie tak trudne i skomplikowane, że właściwie niewykonalne dla oszukanych wyborców. Samo rozliczenie raz na cztery lata to stanowczo za mało. Żeby sobie wyobrazić, jak bardzo obecna sytuacja demoralizuje, wystarczy przypomnieć trzy lata rządów Millera i jego bezczelne wypowiedzi o świadomym odejściu od programowych założeń.
„stanie się ofiarą zaczarowania – poprzez gusła, przekleństwo, rzucenie uroku, popełnienie grzechu ciężkiego i trwanie w nim, uczestnictwo w sektach, inicjacja w praktyki jogistyczne, perwersja seksualna każdego rodzaju”. Nie znam się specjalnie na perwersjach, ale ks. prałat Henryk Jankowski z całą pewnością jest już od lat wielu w szponach szatana. Wielu innych księży również, bowiem przyczyną ingerencji demonicznych są prawie zawsze grzechy ludzkie, a więc takie jak podają sutannowi: pedofilia, homoseksualizm, picie wódy. No i teraz najważniejsze! Jeśli w twoim otoczeniu mają miejsce zdarzenia podobne do tych, jakie opisane zostały powyżej powinnaś/powinieneś „niezwłocznie zwrócić się do egzorcysty w celu dokładniejszego rozeznania. Gdzie go szukać? Udaj się albo do swojego spowiednika lub księdza proboszcza, albo do kurii biskupiej, gdzie podane Ci zostaną adresy lokalnych egzorcystów. Poświęć mieszkanie, pokój, przedmioty; stale miej przy sobie wodę święconą (dostaniesz ją w zakrystii kościoła). Używaj święconej wody bez wahania, żegnaj się nią, poświęć łóżko przed snem. Odmawiaj różaniec z Radiem Maryja (o godz. 12.30 i 20.20)”. No i do tej pory zgadzałem się z sutannowymi egzorcystami, wyganiaczami diabła. Ale nie zdzierżyłem tego różańca z Radiem Maryja! Ludzie, k..., gdzie my żyjemy? W XXI wieku? Tak, ale jak się okazuje, księża tkwią jeszcze w czasach, kiedy inkwizycja ganiała po wsiach czarownice spółkujące z szatanem, aby diabelskie nasienie spalić na stosie. Powiem krótko: księża, idźcie do diabła! ANDRZEJ RODAN
Politycy i partie muszą czuć na plecach oddech obywateli, którzy ich „posłali” na swój koszt. Inaczej system ulegnie wynaturzeniu, a ci żałośni ludzie uwierzą, że to oni są prawdziwą władzą i że mają coś do powiedzenia. Dużo do powiedzenia, czy raczej obiecania, mają przed wyborami, natomiast po nich powinni dobrze pracować, a mało mówić. Podobnie jest z rządem i prezydentem – na razie pełnienie tych urzędów nie jest przymusowe i jeżeli ktoś wynajmuje swoją osobę do określonych zadań, musi mieć świadomość, że jest rozliczany, że nie pracuje na własny rachunek i nie za swoje pieniądze. W Polsce jest tak, że obywatele od lat nie chcą dzikiego kapitalizmu, nie chcą prywatyzacji, ale chcą na przykład legalnej aborcji. To potwierdza każdy sondaż. A jak jest, widać po każdych wyborach. Politycy u nas wiedzą lepiej niż sponsorujące ich społeczeństwo. Problem w tym, że oni nie są od bycia mądrzejszymi, ale od realizowania woli obywateli. Prawdę powiedział kiedyś Andrzej Olechowski (choć zapewne nie to, o czym piszemy, miał na myśli), nazywając siebie człowiekiem do wynajęcia. Bo taka – mało wzniosła – jest rola każdego polityka. Szkoda, że niewielu z nich i z nas o tym pamięta. ADAM CIOCH
Prowincjałki Pracownica referatu finansowego widzewskiej delegatury Urzędu Miasta Łodzi przez osiem lat odkładała dokumenty dotyczące spraw, których nie chciało się jej załatwić. Kiedy kobitka poszła na zwolnienie lekarskie, zajrzano do jej szafy i tam znaleziono około 300 różnych papierów, które zdążyła pokryć patyna kurzu. Przedawnienie podatku, zalecenia pokontrolne, odwołania od decyzji – to tylko niektóre dokumenty, jakie lądowały w szafie niechlujnej urzędniczki. I nikt z przełożonych przez osiem lat nie zauważył, jak rośnie „archiwum” spraw niezałatwionych! AR
PRACA CZYNI POWOLNYM
Puszcza Knyszyńska to ostoja polskiego bimbrownictwa! Mieszkańcy tamtejszych wiosek pędzą bimber hurtowo, nie bawiąc się w detal. Najwięcej „gorzelni” znajduje się w głębi puszczy, gdzie trudno policji trafić. Ale policjanci z komisariatu w Zabłudowie (woj. podlaskie) i tak odkryli w pobliżu Królowego Stojła, w leśnych chaszczach, wytwórnię samogonu. Linia produkcyjna, 3 tysiące litrów zacieru i 145 litrów bimbru – to dzieło Andrzeja Ł. (49 l.) i jego syna Mariusza Ł. (26 l.). Bimbrownictwo na Podlasiu ma wiekową tradycję, a dla Polaków tradycja to rzecz święta. Już w XIX wieku w puszczy pędzono „księżycówkę”. W XXII wieku też będą pędzić. AR
TRADYCJA KSIĘŻYCÓWKI
Około stu rodzin ze wsi Modlica (woj. łódzkie) dostało gigantyczne rachunki telefoniczne. Abonenci natychmiast złożyli reklamacje, twierdząc z oburzeniem, że według billingu mieli dzwonić w czasie, kiedy linia telefoniczna była... nieczynna. Telekomunikacja wycięła modliczanom numer i... skargę oddaliła. AR
WYCIĘTE NUMERY
W Bondarzynie w woj. lubelskim dwóch młodych ludzi napadło w mieszkaniu na 79-latkę. Ponieważ babina nie odebrała jeszcze renty, 19- i 16-latek zabrali jej obrazek z wizerunkiem Chrystusowej matki. Potem udali się do pobliskiego Guciowa, gdzie dokonali kolejnego włamania. Wkrótce jednak wpadli w ręce policji, co dobitnie świadczy o interwencji sił nadprzyrodzonych. „Pojawiają się nowe fakty, sprawa ma charakter rozwojowy” – informuje Komenda Wojewódzka Policji w Lublinie. Czyżby spodziewano się objawienia? KC
ŁUP – PANIENKA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE (...) nie dajcie sobą manipulować, nie wierzcie w wymyślone i bzdurne historie! Nie dajcie się zwariować, a prawda zwycięży, jak zwyciężała zawsze przez 69 lat mego życia i 40 lat kapłaństwa! Oświadczam, że nie poddam się nagonce, jaka ma w tej chwili miejsce, i nie będę się zniżał do poziomu dziennikarskiego plugastwa zaprezentowanego w zeszłotygodniowej prasie i innych mediach! Nie będę komentował, nie będę się tłumaczył i udowadniał, że nie jestem wielbłądem! Nie będę przed kamerami, mikrofonami, czy też dla kilku złotych wierszówki dziennikarskiego pióra rozdmuchiwał ohydnych, wstrętnych kłamstw i babrał się w pomyjach wylewanych na moją głowę! To poniżej mojej kapłańskiej i osobistej godności! To nie ja muszę udowadniać, że jestem niewinny! (fragm. homilii ks. prałata H. Jankowskiego) ¶¶¶ Mamy trudne doświadczenia minionego czasu, dlatego poradzę sobie z opluwaniami, które przechodzą przez media. To nie są polskie gazety, te wszystkie gazety są w obcych rękach. (...) „Rzeczpospolita” również mnie opluwała poprzez pana Huellego, który jest Żydem. Media są nieczyste, media są nie nasze, niepolskie (...). Przy tej okazji tylko mogę prosić: nie kupujcie żadnych gazet antypolskich, antykościelnych. (ks. prałat H. Jankowski, fragm. audycji „Rozmowy niedokończone” w RM) ¶¶¶ To nie Kościół ma się usprawiedliwiać przed światem z tego, że głosi Ewangelię. To zsekularyzowany świat powinien się usprawiedliwiać przed Kościołem za to, że przez swoje bezbożne prawa niszczy Boży porządek stworzenia. (fragm. kazania bp. S. Wielgusa) ¶¶¶ Wszyscy, którzy tak tęsknie wołają „komuno, wróć”, powinni być dziś ze słów i czynów Senatu zadowoleni. Przecież ta poprawka (odebranie duchownym przywileju niepłacenia składek ZUS – dop. OH) to majstersztyk lewicowej przewrotności – zabrać przywileje w leczeniu tym, którzy najbardziej na nie zasługują, bo leczą nasze poranione dusze. („Nasz Dziennik” 192/2004) Wybrała OH
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
NA KLĘCZKACH
PONIEŚLI I WILKA Kilka miesięcy temu stanęliśmy murem za 87-letnim księdzem Mieczysławem Ośką, byłym proboszczem parafii pw. Krzyża Świętego w Borkowicach koło Radomia, którego dwóch opryszków w sutannach (kolegów po fachu) eksmitowało z plebanii i zmusiło do zamieszkania w domu starców („Paszoł won, dziadu!” – „FiM” 13 i 15/2004). Jak informują nas dzisiaj wdzięczni mieszkańcy Borkowic, dzięki publikacjom „FiM” ksiądz Marek Lużyński, jeden ze sprawców nagonki na staruszka, został zmuszony do odejścia z parafii. Parafianie żegnali go wiązankami (bynajmniej nie kwiatów), a młodzież z miejscowej Zasadniczej Szkoły Rolniczej – gwizdami. Wykopano również parafialnego organistę Stanisława Znyka, jednego z „bandy trojga” (tak mówią o nich ludzie). Ten trzeci, czyli ks. Marek Polewczyk, aktualny (jeszcze) proboszcz, siedzi na walizkach. Borkowiczanie bojkotują wszelkie jego zbiórki, choć klecha grozi, że opornych wykreśli z kościelnej kartoteki (sic!). Po naszych artykułach wielebnego odnaleźli też parafianie z jego poprzedniej placówki w Skarżysku-Kamiennej i stanowczo domagają się rozliczeń finansowych z budowanego tam kiedyś przez Polewczyka kościoła. Radomska kuria biskupia już szuka dla niego nowego „schowka”. AT
NIECNOTY Cokolwiek by o metropolicie poznańskim abpie Stanisławie Gądeckim powiedzieć, to z pewnością nie można mu zarzucić braku cierpliwości. Po naszej publikacji („Powtórka z Paetza” – „FiM” 25/2003) odczekał cały rok, by wywalić z posady ks. Andrzeja Magdziarza – prefekta Arcybiskupiego Seminarium Duchownego – oskarżanego przez jednego z kleryków o wymuszanie homoseksualnych stosunków płciowych. Ilu z nich doznało w tym czasie podobnych przygód jak Marek P., który opowiedział nam o swoich udrękach, tylko Szef Gądeckiego raczy wiedzieć. – Pasterz udawał, że nic się nie stało, ale smród ciągnął się za Andrzejem taki, że nie dało się już dłużej tego stanu rzeczy utrzymywać – powiedział nam jeden z poznańskich księży. Nie wiemy jeszcze, jakie odpowiedzialne stanowisko powierzy zwolnionemu prefektowi arcybiskup, ale wiele wskazuje na to, że Magdziarz wróci do pracy w kurii jako... referent duszpasterstwa ministrantów (sic!). W nowym roku akademickim zwolnione miejsce
we władzach seminarium zajmie ks. Krzysztof Różański. – Zamienił stryjek siekierkę na kijek – komentują księża wtajemniczeni w obyczajowe „układy”. Klerykom ASD podpowiadamy: gdyby ten też, to do nas jak w dym. Po roku będzie bezpieczniej. AT
CZAPAJEW
Fot. Alex Wolf
Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki (na zdjęciu) najwyraźniej nie ma co robić. Ostatnio – już po wystawie własnych fotografii z Ziemi Świętej – wpadł na pomysł wystrojenia siebie i swoich podwładnych: wraz z zastępcami będzie nosił specjalne szarfy, a kilkadziesiąt osób z magistratu otrzymało fikuśne czapki (podobne do bolszewickich) z herbem i barwami miasta. Mają je nosić podczas uroczystości miejskich, państwowych i religijnych. Kolorowe szmatki, pomniki, fontanny i dotacje dla Kościoła – oto recepta katoprawicy na palące potrzeby miasta powszechnej biedy i bezrobocia. AC
PSY OGRODNIKA Mariuszowi Deckertowi, szefowi kancelarii pobożnego prezydenta Lublina, Andrzeja Pruszkowskiego (obaj z PiS), postawiono zarzut popełnienia przestępstwa. Zdaniem Prokuratury Okręgowej prowadzącej śledztwo, Deckert oferował 100 tys. złotych dofinansowania dla prokościelnej fundacji Servire Veritate w zamian za przychylność radnych Ligi Polskich Rodzin (do niedawna w ratuszowej koalicji z PiS-em w klubie Prawo i Rodzina) w sprawie zmiany planu zagospodarowania przestrzennego dzielnicy Górki Czechowskie. Pośrednikiem miał być aktywista katonarodowców, niejaki Arkadiusz Robaczewski. Adresatem zaś – szef
klubu LPR Mieczysław Ryba. O sprawie ktoś powiadomił prokuraturę, która po kilku tygodniach śledztwa zdecydowała się postawić Deckertowi zarzut bezprawnego usiłowania wpłynięcia na Rybę, który w zamian za kasę dla fundacji miał na sesji milczeć albo wcale nie brać w niej udziału. Zmiany w planie zagospodarowania miały polegać na pozwoleniu na wzniesienie kolejnego w „kozim grodzie” hipermarketu („FiM” 29/2004). Obecnie teren o powierzchni 113 ha oznaczony jest jako rekreacyjny, dzięki czemu kilka lat temu w miarę tanio nabyła go notowana na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych spółka Echo-Investment. Podejrzany nie przyznaje się do stawianego zarzutu, twierdząc, że afera jest wynikiem politycznej rozgrywki między PiS-em i LPR-em, które walczą o władzę w magistracie. Wobec Deckerta zastosowano poręcznie majątkowe w wys. 15 tys. zł oraz dozór policji, przed której obliczem musi się stawiać raz w tygodniu. Śledczy przesłuchali też Pruszkowskiego (w charakterze świadka). Przy okazji pragniemy nadmienić, iż oskarżony szef jego kancelarii ma do pełnienia swej funkcji niesłychane predyspozycje: jest magistrem teologii KUL. KC
ZŁOMOWANIE PAPY W Słupsku nieznani sprawcy zerwali 10-kilogramową tablicę z brązu upamiętniającą spływ Karola Wojtyły rzeką Słupią przed czterdziestu laty. Świętokradztwa dokonano zaledwie dwa tygodnie po instalacji tablicy. Z nieznanych powodów złodzieje porzucili jednak zdobycz w pobliskich krzakach – być może uschły im ręce... Tablica wróciła już na swoje miejsce z dodatkowymi zabezpieczeniami. AC
Zebrało się nawet grono kibiców. Gdy było już PO, młodzi jak gdyby nigdy nic dokończyli zakupy, zostawiając w sklepie trochę grosza. Jeśli w marketach mają być kąciki modlitewne, to dlaczego nie może być kącików miłosnych? PP
sobie z tych pogróżek nie robi i odważnie dowodzi, że doktryna Kościoła łamie podstawowe prawa człowieka. AC
LEKARZU, ULECZ...
Na uniwersytecie w australijskim Newcastle organizacje rasistowskie o swojsko brzmiących nazwach: Liga Narodowa i Liga Młodych Patriotów rozwieszają ulotki wzywające białe kobiety do niesypiania z Murzynami i Aborygenami. Zdaniem rasistów, seks czarno-biały szkodzi zdrowiu rasy wyższej, ponieważ tzw. kolorowi częściej chorują na AIDS. Ligowcy domagają się także usunięcia obcokrajowców z uczelni, ponieważ zajmują oni miejsca swojakom. Innymi słowy: Polska dla Polaków, ziemia dla ziemniaków, Australia dla kangurów. AC
Stanami Zjednoczonymi wstrząsnął skandal, którego bohaterem jest gubernator New Jersey, James McGreevey. Jako urzędnik zwalczał gorliwie w ostatnich miesiącach małżeństwa homoseksualne, dopóki nie wyszło na jaw, że sam jest aktywnym gejem. Na dodatek pozostaje jednocześnie w związku małżeńskim z kobietą. Po wybuchu skandalu gubernator zrezygnował ze swojej funkcji, przyznał się do dwulicowego zachowania i stwierdził, że od lat męczył się z zaakceptowaniem samego siebie. Wewnętrzne rozdarcie przypisał gorliwemu katolickiemu wychowaniu. AC
CZARNA MAGIA Barna Group (jedna z największych firm badania opinii publicznej) przepytała obywateli USA, czy chadzają do kościoła, ile razy w tygodniu się modlą i czy czytują Biblię. Wyniki zaszokowały badaczy. Okazało się bowiem, że uważana za ostoję Kościoła populacja latynoska coraz wyraźniej odrzuca wiarę. Latynosi nie uczestniczą w nabożeństwach (aż 62 proc.) i nie znają Biblii (61 proc.). Za to Murzyni okazali się najwierniejszymi dziećmi Krk. Prawie 100 procent przebadanych modli się codziennie, większość czyta Biblię, a połowa odwiedza świątynie. Na pytanie, czy Biblia jest nieomylna i bezbłędna, także tylko Murzyni w większości odpowiedzieli: tak (57 proc. wskazań). Dramatycznie spada liczba powołań wśród latynosów i białych. Seminaria są za to pełne kleryków o czarnej karnacji. No cóż... Kościół to magia. MP
HIPERMIŁOŚĆ Dwoje młodych ludzi we wrocławskiej Castoramie straciło nagle serce do zakupów, a zyskało do czego innego. Para nie zauważyła, że znajduje się pod obserwacją nie tylko innych kupujących, ale także sklepowych kamer. Na stoisku z meblami kuchennymi pan zajął miejsce – jak na mężczyznę przystało – za stołem. Pani zaś w tym czasie klęczała pod meblem i z zaangażowaniem uprawiała seks oralny. Klienci zaglądający do działu meblowego traktowali chyba zdarzenie jako nową, atrakcyjną formę promocji.
5
TRZYMAJ SIĘ, ANKA! Jak podaje portal feministyczny „Walczymy nadal”, siostra Anna Wasike, profesor teologii na Uniwersytecie w Addis Abebie (Etiopia), oświadczyła publicznie, że każda kobieta ma prawo do urodzenia dziecka lub poddania się aborcji. Zakonnica natychmiast została potępiona przez swoją przełożoną, a arcybiskup Nairobi a’Nzeki zagroził jej odebraniem misji kanonicznej, twierdząc, że heretyczka głosi nauczanie sprzeczne z kościelnym poglądem na ten temat. Siostra nic
AUSTRALIJSKIE GIERTYCHY
ARCYBISKUPI SHOW Abp Emmanuel Milingo, o którego ślubie z niejaką Marią Sung pisaliśmy ponad 3 lata temu, całkiem nieźle się ustawił – znów dostaje watykańską emeryturę i zarabia kasiorę, uzdrawiając chorych. Faktem jest jednak, że w odpowiedzi na ultimatum prefekta Kongregacji Nauki Wiary Josepha Ratzingera i w obawie przed ekskomuniką arcybiskup musiał wyrzec się żony. Ale jak wytłumaczyć okoliczność, że ukochana arcybiskupa zamieszkała u jego siostry w Zambii?... No cóż, Krk dopuszcza przecież separację. OH
SŁONECZKO, PLAŻA... Jeśli marzy się wam spokojny wakacyjny odpoczynek, unikajcie włoskich plaż w okolicach Rimini. I to wcale nie ze względu na zjeżdżające tam corocznie rzesze turystów... W tym roku na sielsko wypoczywających turystów ruszyła 200osobowa horda młodych włoskich ewangelizatorów, którzy postanowili nawracać ludzi na ulicach, plażach, w dyskotekach i pubach. Dla zainteresowanych – polskie wybrzeże nie jest jeszcze skażone... OH
KOŚCIÓŁ POD PSEM W USA kościoły robią wszystko, aby powstrzymać masową już ucieczkę wiernych. W Stamford tamtejsza parafia Kościoła episkopalnego wprowadziła rodzaj komunii dla zwierząt. Podczas specjalnego nabożeństwa pieski i kotki dostają chleb i wino. MP
6
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
POLSKA PARAFIALNA Ü Dokończenie ze str. 3
– Tylko idiota mógł oczekiwać, że „Delegat” pójdzie pod prąd. Co, miał mówić, że komuna jest piękna?! W Gdańsku byłoby to równoznaczne z samobójstwem politycznym. No i straciliśmy go bezpowrotnie, gdy we wrześniu 1983 roku z polecenia ministra Kiszczaka wszczęto przeciwko
Jest wysoce prawdopodobne, że o współpracy księdza Henryka Jankowskiego – „Libelli”, a później „Delegata” – ze służbami specjalnymi dowiedział się po latach Lech Wałęsa: – Gdańską delegaturą Urzędu Ochrony Państwa kierował wówczas zaprzyjaźniony z Wałęsą podpułkownik Henryk Żabicki, pozytywnie zweryfikowany pracownik Wydziału „B” (jednostka zajmująca się
Agent „Libella” Jankowskiemu śledztwo o „nadużywanie wolności sumienia i wyznania”. Te przesłuchania to był prawdziwy cyrk: szpaler służby całował go w ręce na pożegnanie, on podjeżdżał pod komendę mercedesem, ubrany w jakieś peleryny i obwieszony złotymi łańcuchami, a tam znowu... setka stoczniowców, dywan z kwiatów, śpiewy... Sami wypromowaliśmy Henia na bohatera narodowego – ironizuje były oficer SB w Gdańsku, do którego dotarliśmy dzięki wstawiennictwu generała.
w SB tajną obserwacją – dop. A.T.). Lechu wściekł się kiedyś na Jankowskiego i w obecności kilku osób palnął: „Ja mam na księdza cztery tomy akt z bezpieki”. Prałat aż usiadł z wrażenia. Nachodził później Żabickiego i próbował sondować, czy w archiwum nie zostało aby coś kompromitującego – mówi oficer. – A zostało? – zapytaliśmy. – No, chyba że w 1989 roku w trakcie niszczenia dokumentacji coś przeoczono... Ale istnieje jeszcze pamięć świadków tamtych dni – odparł. ANNA TARCZYŃSKA
Fot. Piotr Żelazny
10 sierpnia – Ksiądz Jankowski nieoczekiwanie pojawił się w siedzibie Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Zażądał zwrotu notatek zabezpieczonych podczas przeszukania na plebanii. Bezskutecznie usiłował porozmawiać z prowadzącą śledztwo prok. Beatą Nowakowską; 11 sierpnia – „Ja nie odpowiadam za wszystkich tych, którzy mi podlegają, za ich, na przykład, głupotę” – powiedział metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski, komentując wypowiedź ks. Jankowskiego, że jest ofiarą „spisku judeokomuny wymierzonego w Kościół”; 12 sierpnia – Gdańscy prokuratorzy przesłuchali trzech mężczyzn w wieku od 19 do 22 lat, byłych ministrantów prałata. Ci potwierdzili, że byli przez prałata całowani w usta. Zaprzeczyli, by wykorzystywał ich seksualnie; 15 sierpnia – „Będę bronić tego, co dla nas święte: naszej wiary i naszej ojczyzny przed atakami diabelskich geszefciarzy... To szkodliwe działania światowej finansjery” – oznajmił prałat podczas niedzielnego kazania. „Księże prałacie, w swoim imieniu, Andrzeja Leppera i całej Samoobrony byliśmy zawsze, jesteśmy i będziemy z tobą. Potrafiliśmy zablokować ulice, potrafiliśmy zablokować mównicę sejmową, potrafimy zamknąć usta dziennikarzom, którzy ciebie opluwają” – zadeklarowała posłanka Danuta Hojarska (znana też jako oszustka skazana przez Sąd Rejonowy w Elblągu na półtora roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat za przywłaszczenie maszyn rolniczych). Po mszy tłum poturbował kamerzystę Polsatu. 17 sierpnia – abp Gocłowski zapowiedział, że „poważnie myśli o zdymisjonowaniu ks. Jankowskiego” i przeniesieniu go do Centrum Ekumenicznego Brygidek (które sam wybudował), gdzie byłby kapelanem sióstr zakonnych.
Kościoły i złodzieje Złodzieje okradają kościoły, policyjne statystyki puchną, ubezpieczyciele wypłacają odszkodowania, a proboszczowie żałują kasy na profesjonalne zabezpieczenia świątyń. W „FiM” 8/2004 ujawniliśmy nową strategię ubezpieczeniową Krk. Najkrócej mówiąc, zasada jest prosta: jedna polisa dla jednej diecezji. Poznański arcybiskup Stanisław Gądecki, wiceszef episkopatu, dogadał się z PZU, uzyskując podobno bardzo dobre warunki. Jednak przy inwentaryzacji majątku i jego wycenie okazało się, że wiele cennych sakralnych dzieł sztuki po prostu znikło, i to często bez pomocy złodziei, przynajmniej nie tych z zewnątrz. Coraz częściej plebani sami upłynniają na lewo narodowe i kościelne dziedzictwo. Zastępują oryginały kopiami albo wprost pozorują włamania. Część dzieł sztuki sakralnej trafia do domów aukcyjnych w Europie Zachodniej poprzez znających się na rzeczy pośredników. Nikt nie jest w stanie ustalić, ile zabytków zginęło w archidiecezji poznańskiej w ciągu ostatnich kilku lat, nie mówiąc już o skali kraju. Zaginął m.in. XVI-wieczny kielich mszalny z drewnianego kościółka w Szczurzynie. Inspektorzy PZU wyznali nam, że większość kościołów i kaplic w ogóle nie powinna być ubezpieczana, bowiem obiekty te nie
Macharski, bój się... prokuratora Pani prokurator z Kielc może już niedługo zrobić spore kuku kardynałowi Macharskiemu. Czy wystarczy jej odwagi? Prokuratora Okręgowa w Kielcach po naszej publikacji wszczęła śledztwo w sprawie handlu amerykańskimi wizami. Przypomnijmy pokrótce, o co chodzi. W „FiM” 12/2004 z 25 marca, w artykule pt. „Macharski di tutti capi”, opisaliśmy proceder uprawiany przez metropolitę krakowskiego. Dżentelmen ten za kilka tysięcy dolarów (zazwyczaj za 9) gotów jest załatwić każdemu wizę do USA. Kardynał ma bowiem więcej niż świetne układy z konsulem amerykańskim, z którym być może nawet dzieli się kasą. Nasz bulwersujący tekst oparliśmy na mocnych podstawach, m.in. na poufnym piśmie (PF-126) wysokiego rangą funkcjonariusza Straży Granicznej. Major Ch. pisze do swoich zwierzchników: „Informuję (...) że uzyskaliśmy wiarygodne, potwierdzone dane wskazujące na to, iż ks. kard.
Franciszek Macharski – metropolita kurii krakowskiej – pośredniczy w uzyskiwaniu przez obywateli RP wiz na wyjazd do USA”. Po naszym artykule rozpętała się w szefostwie Straży Granicznej niesłychana awantura, ale nie w sprawie natychmiastowego ukrócenia procederu, lecz oczywiście w celu znalezienia źródła przecieku operacyjnej informacji do „FiM”.
Już, już myśleliśmy, że sprawie jak zwykle łeb zostanie ukręcony, a tu stał się cud... Kielecka prokuratora wszczęła śledztwo w sprawie handlu wizami (sygn. akt V Ds, 12/04/Sw) i zaprosiła na przesłuchanie dziennikarza „FiM” – współautora opisywanej publikacji. Jak ktoś mnie zaprasza, to jadę. Pani prokurator Orłowska wydaje się osobą konkretną i mało strachliwą. Wypiliśmy sobie kawkę i pogwarzyliśmy o szczegółach, nawet takich, których nie było w artykule, a mogą być kapitalne dla śledztwa. Oczywiście jedna jaskółka nie czyni wiosny, a jedna prokurator Orłowska nie umacnia naszej wiary w sprawiedliwość w tym kraju, jeśli chodzi o kler. Ale wreszcie coś drgnęło! Teraz już tylko trzymajmy kciuki za Panią Prokurator, bo Macharski ma baaaaardzo długie łapska. Szkoda by było kariery odważnej prawniczki. MAREK SZENBORN Fot. Jarosław Rudzki
posiadają odpowiednich zabezpieczeń, nie spełniają także podstawowych wymogów przeciwpożarowych. Najgorzej jest na prowincji, gdzie w drzwiach kościołów i plebanii spotyka się zamki starego typu, które nawet pijany włamywacz otworzy za pomocą biurowego spinacza. W Komendzie Głównej Policji twierdzą, że blisko 80 proc. kradzieży w kościołach dokonywanych jest na zamówienie, a kradzione są wyłącznie najbardziej wartościowe obrazy i rzeźby. – Księża najczęściej pozorują swoje działania na rzecz bezpieczeństwa, a kiedy dojdzie do kradzieży, rozkładają bezradnie ręce, bynajmniej nie nad ukradzionymi
zabytkami, ale nad gotówką, która znikła z plebanii – powiedział nam anonimowo jeden z oficerów. Kradzieże zdarzają się nie tylko na wsiach i w małych miejscowościach. Do dziś policja wspomina włamanie do kościoła NMP na Piasku we Wrocławiu. Ukradziono wówczas pięć bardzo cennych, późnogotyckich rzeźb, których miał pilnować... bezdomny stróż, śpiący za zgodą proboszcza w jednej z kościelnych wieżyczek. Włamywacze najpierw go upili, a kiedy usnął, spuścili się na linie z kościelnego chóru, skąd bez trudu dotarli do wspomnianych figur, które – jak się okazało – nie były własnością parafii, tylko depozytem Muzeum Archidiecezjalnego. Z kościoła św. Józefa w Krzeszowie, chronionego do niedawna za pomocą niewielkiej kłódki, skradziono cztery obrazy wybitnego barokowego malarza Michaela Willmanna. W Państwowej Służbie Ochrony Zabytków
niechętnie mówi się o zaniedbaniach Kościoła w zakresie ochrony zabytków. Podobnie ma się sprawa w prokuraturze. W przypadku niedostatecznie chronionych przed złodziejami obiektów świeckich natychmiast po włamaniach wszczyna się śledztwa w związku z zaniedbaniami gospodarzy. Ani razu nie wysunięto oskarżenia w stosunku do księży. Rzecznik Episkopatu Polski, ks. dr Józef Kloch, najchętniej rozwiązałby problem kradzieży dzięki pomocy... państwa. Pieniądze z budżetu miałyby zostać wykorzystane na zakup systemów alarmowych i innych zabezpieczeń. Wcale nas to jakoś nie dziwi, bo kolejne rządy prawicy i lewicy przyzwyczaiły Krk do sytuacji, w której chcieć znaczy mieć. JAN KALINOWSKI
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r. Wśród osób o poglądach konserwatywnych często można zaobserwować brak zgody na świat współczesny, zagubienie, strach, lęk przed przyszłością. To najczęściej efekt kościelnego wychowu mózgów. Informowaliśmy już na łamach „FiM” (36/2002), że niektóre środowiska ultrakatolickie są zafascynowane światem ortodoksyjnego islamu, który przeciwstawia się „zachodniemu zepsuciu”. Nie ukrywaliśmy, że ta moda dotyczy raczej środowisk marginalnych (portal Wandea), choć nieraz powiązanych ze środowiskiem ojca Rydzyka. Jakież było nasze zdumienie, kiedy hymn ku czci najbardziej wstecznych środowisk islamskich przeczytaliśmy w „Nowym Państwie”, czasopiśmie tzw. inteligentnej i umiarkowanej prawicy. A więc prawica nam się radykalizuje... I to jak! O wielkich zasługach fundamentalistów islamskich, którzy stoją ponoć „na straży kobiecości” pisze tam,
POLSKA PARAFIALNA
Ach, być zniewoloną! co znamienne, kobieta – Katarzyna Morga. Pani Morga zaczyna od biadań nad niesprawiedliwym osądem islamu, który niesłusznie uważany jest za promotora zniewolenia kobiet. To bzdura, twierdzi Morga: dla kobiet niebezpieczny jest feminizm i głupie przekonanie, że „kobieta może dorównać mężczyźnie w każdej dziedzinie”. Zachodnie wyzwolenie kobiet „pozbawia kobietę czerpania z naturalnych predyspozycji”, czyli przede wszystkim macierzyństwa. Morga chwali islam za determinację w „podtrzymywaniu naturalnych ról odgrywanych przez mężczyzn i kobiety”. Katolicka publicystka nie precyzuje, na czym owe role miałyby polegać. Wspaniały islam „nie wymaga od mężatki, by łożyła w najmniejszym nawet stopniu na utrzymanie swoje, dzieci i domu”, a „wymaga od mężczyzny, aby kobiety żywił, ubierał i dawał schronienie”. Zatem ideałem żony dla Morgi jest po prostu bycie utrzymanką. Według niej, islam jest tak liberalny, że pozwala kobietom nawet na udział w rządzie (?), łaskawie pozwala
Biuro katedralne
im wyrażać swoje zdanie, a nawet mogą się one rozwieść, choć tylko pod warunkiem, że są bite do nieprzytomności. Mąż najlepszy to taki, „który nie używa wobec kobiety siły” (ten, który używa, jest pewnie tylko „dobry”, a nie „najlepszy”). A co do ubioru zakutanych po czubek głowy muzułmanek, to nie ma w nim nic złego, gdyż „skromny ubiór wyzwala kobietę” i „chroni społeczeństwo przed cudzołóstwem”. Dzięki takiemu strojowi „kobieta zachowuje swoją godność”, bo daje znak otoczeniu: „(...) jestem kobietą godną szacunku, nie jestem do oglądania i dotykania dla każdego”. Kobieta jest w pełnej dyspozycji tylko dla swojego pana, pardon, męża. Jemu należy się „posłuszeństwo i szacunek”. Kobiety winne są to posłuszeństwo „ojcom, mężom i braciom, jeśli oni zapewniają im poczucie bezpieczeństwa i spokoju”. Czyli posłuszeństwo za pieniądze, a w przypadku męża także seks „za bezpieczeństwo”. Zatem ideał rodzinnego stadła to rodzaj permanentnej prostytucji – dajesz kasę i bierzesz, co do ciebie należy. O miłości, szczęściu i samorealizacji czy innych
takich pierdołach Mordze się nawet nie śniło. Żenujące wywody Morgi nie są bynajmniej jedynie oddaniem czci odległemu ideałowi, który przynosi tyle szczęścia m.in. kobietom w krajach arabskich. Jej zdaniem, „warto czerpać z tego, co wartościowe; przyjmować wzorce godne przyjęcia”. A zatem, Polki, do dzieła! Bo „jedynie pokora i uznanie ponadczasowych praw natury, naturalnego, właściwego porządku rzeczy może nas ocalić”. Tekst Morgi zbiegł się w czasie z publikacją watykańskiego dokumentu („FiM” 33/2004) o „naturalnych
7
rolach mężczyzny i kobiety”, choć ci z Watykanu, pisząc o naturze, nie posuwają się aż tak daleko jak Morga. Szkoda, że kościelni „naturyści”, którzy usta mają pełne „życia zgodnego z naturą”, nie starają się dowieść prawdy swoich urojeń. Bo co to jest ta „natura”? Na czym się mamy wzorować? Na czasach minionych? Ale których?! Tych, kiedy wszyscy chodzili nago? Nie istnieje żaden „naturalny wzorzec” – to jest fikcja, wymysł konserwatystów, służący niszczeniu każdej nowej myśli w imię wierności jakiejś tradycji, i to zawsze wybiórczej! A może wzorem „naturalnej rodziny” ma być świat zwierząt? Tylko których? Modliszek, kukułek, kangurów czy psów? W taki sam sposób fundamentaliści atakują na przykład homoseksualizm jako przeciwny naturze. Tyle że na pewno nie ludzkiej ani nie zwierzęcej, bo tam jest odwieczny i nierzadko spotykany. No to może przeciwny naturze roślinnej?! Śmieszy dowodzenie, że kobieta ma siedzieć w domu i nie pracować, bo jest matką i żoną; tak jakby ktoś jej tego zabraniał. To i mężczyzna nie powinien wychodzić za płot, bo jest mężem i ojcem. Powinien także chodzić cały zakryty, aby nie wystawiać się „na pożądliwe” spojrzenia kobiet i mężczyzn. Jakiż bogobojny byłby wtedy świat i iluż grzechów można by uniknąć, prawda? ADAM CIOCH
Promocja – do Włoch za darmo!
Z
amojska katedra pw. Zmartwychwstania Pańskiego i Tomasza Apostoła to jedna z najokazalszych budowli sakralnych w Polsce i zarazem unikatowe dzieło architektury o znaczeniu europejskim. Zbudowana w latach 1587–1598 świątynia należy do czołowych prac Bernarda Moranda i nosi cechy północnowłoskiego renesansu. Na szczególną uwagę zasługuje zachowany pierwotny wystrój wnętrza. Tak jednak było do czasu, gdy przed Wielkanocą w katedrze w miejsce starych, drogocennych, drewnianych wiatrołapów pojawiły się nowe, plastikowo-aluminiowe przeszklone drzwi, dokładnie takie, jakie na co dzień widuje się w biurowcach, supermarketach czy na dworcach. Plastikowe wiatrołapy, które szpecą zabytkowe wnętrze, zamontowano
na zlecenie parafii za zgodą Grażyny Żurawickiej, dyrektor zamojskiego oddziału Urzędu Ochrony Zabytków. Sprawa stała się głośna dzięki protestom zamojskich przewodników i miłośników zabytków, którzy zgodnie twierdzą, że brak środków finansowych nie usprawiedliwia instalacji tego rodzaju obrzydlistwa. Postępowaniem zamojskich służb konserwatorskich oburzony jest również generalny konserwator zabytków, wiceminister kultury Ryszard Mikliński, który wszczął postępowanie kontrolne. Najprawdopodobniej jednak nic ono nie przyniesie, bowiem decyzja należy wyłącznie do prałata zamojskiej katedry, księdza Czesława Grzyba. Ten zaś kategorycznie oświadcza, iż drzwi nie wymieni, „choćby nawet i pięciu ministrów przyjechało”. A.K. Fot. Autor
Wprawdzie to już staje się nudne, ale odnotujmy: JPII jest kolejnym honorowym obywatelem. I znowu kilku dygnitarzy z rodzinami zafundowało sobie wycieczkę do Rzymu na koszt podatników. Bełchatów słynął dotychczas z wielkiej dziury w ziemi, skąd wydobywa się brunatny węgiel dla równie wielkiej elektrowni. Są to wszakże symbole wrednej komuny, co rządzącą miastem od 2001 r. katoprawicę
pobudzało do nieustannego kombinowania, co by tu po sobie zostawić. Wybór padł na Karola Wojtyłę: Papa został właśnie honorowym obywatelem kolejnego polskiego miasta. Którego już? Tego nawet w Stolicy Apostolskiej nie wiedzą. W magistracie zawieszono elegancką tablicę z wizerunkiem JPII, a delegacja urzędników pod wodzą księdza dziekana Janusza Krakowiaka oraz prezydenta Bełchatowa
Marka Chrzanowskiego pojechała na wycieczkę do Watykanu. Oficjalnie było ich pięciu, ale wpadło nam w ręce zdjęcie z tej eskapady, na którym dostrzegamy również rodziny notabli oraz ich przyjaciół biznesmenów. Nieoficjalnie wiadomo, że cała ekipa pojechała na koszt podatników. Nieoficjalnie, bo prezydent nie chce odpowiedzieć na pytanie, kto i ile za tę wakacyjną imprezkę zapłacił... DOMINIKA NAGEL
„Pięcioosobowa” delegacja władz Bełchatowa u JPII. Dwa „klęczony” na pierwszym planie to ksiądz Krakowiak i prezydent Chrzanowski
8
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
POD PARAGRAFEM
Strażnica obroniona! Niewiele brakowało, aby gnieźnieński Caritas wzbogacił się niepostrzeżenie o ponad 1,5 mln zł. Na szczęście zapobiegł temu pewien trzeźwo myślący radny z Kruszwicy. A było tak. Wiosną niezależny kruszwicki (woj. kujawsko-pomorskie) radny Piotr Kochański wpadł na pomysł, jak wypromować nieco swoją osobę. A ponieważ jest właścicielem niewielkiego blaszaka z dewocjonaliami, więc jego uwaga skupiła się na Caritasie. Kochański zaproponował, żeby w grodzie Piasta i Popiela otworzyć świetlicę socjoterapeutyczną dla trudnej młodzieży z gimnazjów i szkół średnich. Uznał, że najlepszym do tego miejscem będzie strażnica przy ul. Zamkowej (na zdjęciu), którą niedawno opuścili miejscy strażacy. Budynek jest położony w pięknym miejscu – do jeziora Gopło i słynnej, masowo przez turystów odwiedzanej Mysiej Wieży jest bowiem kilkaset metrów.
w strażnicy miała stać się udziałem kruszwickiej młodzieży. Zadeklarował, że kościelna organizacja za własne pieniądze wyremontuje budynek i na dodatek zatrudni ze dwóch albo trzech mieszkańców na etat. Złośliwcy twierdzą, że zatrudniono by znajomków. Miasto w każdym ra-
bez zgody Rady Miejskiej. Tym bardziej że chodziło o bezpłatne użyczenie budynku na 20 lat. Powiedział tylko, że w mieście jest kilka pomieszczeń, w których świetlica mogłaby ewentualnie działać. Jednak księdzu Dzielowi aż oczy lśniły na widok strażnicy. Niby budynek niezbyt imponujący, ale ma prawie 300 mkw. powierzchni, dużą salę, dwa inne pokoje i na dodatek własne, obszerne garaże. Czy trudnej młodzieży garaże byłyby aż tak bardzo potrzebne do szyb-
Kąsek do łyknięcia Radny szybciutko nawiązał kontakt z ks. Jackiem Dzielem, dyrektorem gnieźnieńskiego Caritasu, i poinformował, że jest niezły kąsek do łyknięcia. Dziel od razu ruszył do dzieła, bo przecież biedna młodzież czekała na wsparcie, czyli umoralniające bzdety. Przyjechał do Kruszwicy i spotkał się z burmistrzem Tadeuszem Gawrysiakiem. Ten należy do tego samego klubu niezależnych co Kochański i wspólnie trzyma władzę z klubem radnych Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Należy jednak do rzadkiej „frakcji rozsądnych”. Caritas w osobie dyrektora Dziela roztoczył świetlaną wizję przyszłości, jaka po utworzeniu świetlicy
P
zie miało pomóc jedynie w bieżącym utrzymywaniu placówki. Chodziło o kwotę głupich 20–30 tysięcy złotych rocznie.
Garaże dla młodzieży Burmistrz Gawrysiak zdawał sobie sprawę, że nie może złożyć Caritasowi żadnych wiążących obietnic
olscy piłkarze mogliby się wziąć solidnie do kopania piłki. Tylko po co, jeśli bardziej opłaca się sprzedanie meczu? Rok temu słynna afera barażowa z udziałem zawodników Szczakowianki Jaworzno przez wiele tygodni nie schodziła z czołówek mediów. Listkiewicz (na zdjęciu), prezes PZPN, zapowiadał, że każdy, nawet najmniejszy sygnał o jakimś szwindlu będzie wnikliwie badany, a wszystko po to, żeby z polskich boisk zniknęli zawodnicy handlujący meczami. Dla przestrogi zawieszono kilku kopaczy z Jaworzna, a klub spuszczono do drugiej ligi, i to z ujemnym bilansem punktowym już na starcie kolejki. Jaworzno to małe miasteczko, a sponsor tego klubu nie ma zbyt mocnych przełożeń na polską politykę – dlatego już na starcie skazany jest na klęskę. Zupełnie inaczej mają się sprawy, jeśli w aferę zaangażowani są zawodnicy klubu nie tylko – jak na polskie warunki – bogatego, ale jeszcze należącego do strategicznej spółki Skarbu Państwa. Tak dzieje się w należącym do KGHM Polska Miedź SA Zagłębiu Lubin, które po rocznej przerwie wróciło do polskiej ekstraklasy. Sposób, w jaki wróciło, bada właśnie wrocławska prokuratura. Zdaniem stróżów prawa, ten bogaty klub kupił sobie kilka meczów, a co za tym idzie – kilka ligowych punktów, bez których
kiej resocjalizacji, Dziel już władzom miasta nie wyjaśnił. Wyglądało na to, że Caritas zrobi wszystko, żeby dostać za friko ten duży i piękny budynek. – Sprawa zaczęła mi się wydawać podejrzana – mówi jeden z kruszwickich radnych. – Nie mam nic przeciwko charytatywnej działalności Caritasu, ale dobrze wiadomo,
że organizacja ta jest również świetnie prosperującą firmą z licznymi hurtowniami, sklepami itp., itd. Dlaczego my, biedna gmina z mnóstwem bezrobotnych, mieliśmy dać jej budynek wart blisko 700 tys. zł? Tym bardziej że ksiądz Dziel w rozmowie z władzami prastarego grodu sam oświadczył, że do prowadzenia świetlicy potrzebne mu pomieszczenie mające około 70 mkw. Po co starał się więc o budynek o powierzchni prawie 300 metrów?
Czyje to ogródki? Podczas wizji lokalnej przedstawiciel Caritasu od razu bardzo zainteresował się ogródkami działkowymi: leżą one tuż za strażnicą i dochodzą aż nad samo Gopło i do pobliskiego kościoła pw. św. Teresy. To dwa hektary ziemi w centrum miasta, które wraz ze strażnicą warte są około 1,8 mln zł. – Dlaczego ksiądz Dziel w naszym Urzędzie Miasta tak szybko sprawdził, do kogo należy grunt, na którym są ogródki? – zastanawia się kruszwicki radny. – A że są one własnością miasta, więc – jak znam życie – wkrótce do ratusza wpłynąłby pewnie wniosek z Caritasu o bezpłatne użyczenie tej ziemi. Na drodze Caritasu po nieruchomości i grunty warte prawie dwie bańki stanął między innymi trzeźwo myślący kruszwicki radny Piotr Kędziora. Jest z zawodu budowlańcem, więc zaintrygowało go, że charytatywna organizacja chce bezpłatnego użyczenia strażnicy aż na 20 lat. Po takim okresie, zgodnie z polskimi przepisami, nikt już nie mógłby Caritasu wyprowadzić z budynku. Zadziałałoby bowiem prawo zasiedzenia. Nawet gdyby Caritas
Wykopana kasa chłopcy z Lubina nadal szwendaliby się po drugoligowych boiskach. Argumenty prokuratury są mocne, co przełożyło się na postawienie kilku zawodnikom zarzutów o łapówkarstwo i wystawienie wniosków o tymczasowe aresztowanie. Tyle że piłkarze – zamiast siedzieć w areszcie – dalej kopią piłkę. Po pierwsze dlatego, że jako ludzie stosunkowo zamożni od ręki wpłacili kaucje, a po drugie, że ich branżowa władza, czyli klub i PZPN, nie za bardzo w tym wypadku rwie się do korzystania z przysługujących jej instrumentów. A należy do nich kara zawieszenia zawodnika na czas postępowania karnego prowadzonego przez prokuratora. Dlaczego władze piłkarskie nie korzystają ze swoich uprawnień? – To proste. Od zawsze Zagłębie Lubin miało mocne przełożenia na władze Polskiego Związku Piłki Nożnej. Mechanizm jest prosty. Jeśli za klubem stoi duża kasa i wpływowy sponsor, to Związek traktuje go na specjalnych zasadach. Do tego dochodzą liczne powiązania personalne – mówi nasz informator.
Dość wspomnieć, że były prezes Sportowej Spółki Akcyjnej Andrzej Krug jest bliskim znajomym prezesa Listkiewicza, który
w ciągu tych lat zajął się inną działalnością i już nikomu charytatywnie nie pomagał. Kędziora zauważył też, że strażnicą w centrum miasta interesują się lokalni kupcy i hurtownicy. Gdyby to im władze wynajęły pomieszczenia przy Zamkowej, byłby z tego stały dochód i można by na przykład zatrudnić więcej osób przy robotach publicznych.
Stanęli okoniem Kędziora i kilku innych radnych stanęli okoniem i dwukrotnie wykreślili z porządku obrad Rady Miejskiej punkt o przekazaniu strażnicy Critasowi. Poparł ich również burmistrz Gawrysiak, który wie, że ludzie w Kruszwicy byliby wściekli, gdyby miasto – zamiast zarobić na strażnicy – oddało ją za friko. Ostatecznie powołano specjalną podkomisję, w której skład weszli między innymi: radny Kochański, radny Kędziora, burmistrz i jeden z miejscowych proboszczów. Ów proboszcz, porządny zresztą człek – jak twierdzą miejscowi – z radością zaoferował Caritasowi dużą, niewykorzystywaną od czasu, gdy religia weszła do szkół, salę katechetyczną. Ma ona akurat 70 mkw., piękne łazienki, a nawet hol, gdzie trudna młodzież może pograć na przykład w ping-ponga. Żyć nie umierać. Na dodatek miasto dokładałoby proboszczowi na ogrzewanie. Wszyscy byli więc zadowoleni oprócz radnego Kochańskiego. Tym sposobem, przynajmniej na razie, w przepięknej Kruszwicy Caritas nie będzie miał za darmo dużego budynku z garażami i dwóch hektarów gruntów nad Gopłem. A było już tak blisko... Stawiamy wielką szóstkę kruszwickim radnym. Tym bardziej że w naszym kraju zanika trzeźwość umysłu władz. ROMAN KRAWIECKI Fot. Autor
niepodzielnie rządzi polską piłką. Krug natomiast – obecnie wiceprezes Polskiej Miedzi SA – rządzi Zagłębiem Lubin. Jest też przewodniczącym rady nadzorczej Zagłębia Lubin. Zbigniew M., piłkarz Zagłębia Lubin, przeciwko któremu toczy się śledztwo, nadal „ku chwale swoich prezesów” biega po ligowych boiskach. W tym sezonie strzelił nawet pierwszego gola dla Zagłębia. Jak większość zawodników zaangażowanych w aferę korupcyjną – odmawia komentarzy. Nie bardzo też chcą na ten temat rozmawiać działacze centrali Polskiego Związku Piłki Nożnej. – Jest w tej sprawie prowadzone postępowanie wyjaśniające. Zawodnicy będą zaproszeni na posiedzenie wydziału dyscyplinarnego – poinformował nas rzecznik prasowy Związku. Którzy zawodnicy zostaną zaproszeni, czy zostaną im postawione konkretne zarzuty i jakie kary im grożą – tego pan rzecznik nie chciał zdradzić, bo – jak stwierdził – jest to tajemnica wydziału dyscypliny PZPN. Jak widać, ubiegłoroczne deklaracje panów Listkiewicza i Kolatora dotyczące wprowadzenia zasady jawności przy wyjaśnianiu wszelkich kontrowersyjnych spraw w polskiej piłce można między bajki włożyć. DARIUSZ KRASOWSKI
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r. zaciszu gabinetów Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Belki rodzi się sojusz państwowców z SLD i Unii Wolności. Partia Geremka i Frasyniuka otrzymała propozycję: wspólne listy wyborcze, na nich 25 prestiżowych pierwszych miejsc. W zamian za to poproszono liderów UW o pomoc w wynegocjowaniu rozejmu z Platformą Obywatelską. A jednak osobiste kontakty działaczy UW z PO na niewiele się zdały. Nie zraziło to wcale zapału premiera w budowie nowej szerokiej koalicji. Do stołu negocjacyjnego zaproszono liderów Socjaldemokracji, ale ci uznali warunki wstępne za mało atrakcyjne. Po prostu Borowskiemu nie podobał się podział przyszłych łupów i preferencje dla UW. – Jak nie, to nie – powiedział Marek Belka. Jednak w porę się zreflektował i bardzo szybko przygotował coś, co jednak zachęci socjaldemokratów do rozmów. Czy wiesz, Szanowny Studencie, co to takiego? Nie wiesz? Nie martw się. Na razie plan zna tylko kilka osób i... „FiM”. Jest to propozycja obsadzenia 31 stanowisk prezesów państwowych urzędów, funduszy i agencji. Nowi prezesi zostaną powołani na pięcioletnie kadencje. Ma to zabezpieczyć interesy nowej lewicy po najbliższych wyborach parlamentarnych. Brawo, Studencie! Słusznie się domyślasz, że jest oczywiście pewien warunek, bo na tym świecie – a w Polsce to już na pewno – nie ma nic za darmo. Tym warunkiem postawionym SdPl (jeśli chce dostać stołki) jest grzeczne głosowanie za rządem Belki jesienią tego roku. Marek Belka dwoi się i troi, żeby przyhamować inicjatywy polityczne Unii Pracy. Tymczasem nowa szefowa partii, wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka robi wszystko, żeby to UP stała się drugim liczącym się ośrodkiem na lewicy. Potrafi też publicznie przyznać się do błędów, a to jest rzadkość na polskiej scenie politycznej. Trzecią partią coraz bardziej liczącą się na lewicy staje się APP RACJA. Boją się jej zarówno liderzy umierającego SLD, jak i środowisko Marka Belki. Teraz, Szanowny Studencie,
W
POLITOLOGIA STOSOWANA
WYKŁAD PIERWSZY, CZYLI
Co oni knują? Inaugurujemy cykl artykułów – wykładów dla studentów politologii. W formie żartobliwej, ale poruszać w nich będziemy śmiertelnie poważne tematy. Skąd czerpiemy do owych – odsłaniających najtajniejsze kulisy polskiej polityki – wykładów wiedzę, powiedzieć nie możemy. Możemy natomiast zapewnić, że co miesiąc będziemy obnażać tajne knowania tych, których wspólnie wybraliśmy. Niech czują na plecach nasz oddech... To wcale nie jest żart. Otóż obaj panowie przyjęli propozycję Donalda Tuska, by pogawędzić na temat reformy finansów publicznych. Ta gadka o programie Hausnera i niezbędnych oszczędnościach w budżecie była tylko pretekstem do szeptanych targów. Tusk: – My, to jest Platforma, udzielimy wam, to jest rządowi Belki,
finansów. Ów Gronicki to nie kto inny, tylko zaufany doradca ekonomiczny Platformy. Ale jak już Platforma dostała palec, to złapała za całą rękę, czyli wytargowała jeszcze etacik wiceministra finansów i wstawiła tam swojego zaufanego Andrzeja Jacaszka. Podlegają mu departamenty zajmujące się analizami i zbie-
Jerzy Drygalski (tak, tak, Szanowny Studencie, to ten umoczony w słynne przekręty w Fastach i Unionteksie – patrz „FiM” 12,13/2004), a PKN Orlen (producenta paliw) nadzorować będzie Krzysztof Lis (prawa ręka byłego ministra prywatyzacji Janusza Lewandowskiego). Prezesem płockiej rafinerii ma być związany z PO szef Rafinerii Gdańskiej Paweł Olechnowicz. Wpływy w spółkach Skarbu Państwa nie zaspokoiły apetytów Platformy. Na liście żądań pojawiła się następna pozycja – telewizja publiczna. Domagał się tego Rokita. Nie był to wcale jego własny pomysł, lecz
funkcjonariuszy Opus Dei. Według tego, co doniosły nasze krasnoludki, Rokita otrzymał następującą ofertę: – My, to jest ludzie Opus Dei, poprzemy cię na posadzie premiera i zapewnimy stabilną koalicję z PiS-em, a ty w zamian załatwisz naszym ludziom posady w telewizji na Woronicza. I tak się stało. Przy akceptacji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Dzieło Boże opanowało TVP. Firmą dowodzi wielka trójka: Jan Dworak, Grupa trzymająca władzę
popatrzmy na prawo. Kryzys lewicy wcale nie spowodował konsolidacji prawicy, choć takie próby wciąż trwają. Wciąż jest jednak tak samo wewnętrznie skłócona i podzielona, jak była od zawsze. Na przykład liderzy Platformy Obywatelskiej zabrali się za porządki w warszawskim i mazowieckim oddziale swojej partii i wywalili na zbity pysk trzech aferzystów. Zapału im jednak na długo nie wystarczyło, więc i aferzystów zostało dziesięć razy tyle. Lekarstwem na coraz gorsze wyniki PO w Warszawie stali się premier Belka i prezydent Aleksander Kwaśniewski.
poparcia przy oszczędnościach budżetowych (na emerytach, rencistach, nauczycielach...), ale w zamian dopuścicie naszych ludzi do wszelkich, nawet poufnych informacji o stanie gospodarki. A po co im te informacje? Po to, Szanowny Studencie, że bez nich nie będą w stanie przejąć i utrzymać władzy. Tusk nie chce być na przykład zaskoczony tak ogromnym deficytem budżetowym, jaki zaskoczył lewicę u schyłku panowania Buzka. Do transakcji doszło. Jej wynikiem jest powołanie Mirosława Gronickiego na stanowisko ministra
raniem danych o stanie budżetu państwa, samorządów i prywatnego biznesu. Tak oto strategiczna część Ministerstwa Finansów wpadła w łapy Tuska, ale jego apetyt rósł w miarę jedzenia. Za kolejne głosowania po myśli premiera zażądał wpływów w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Obiecał za to wspaniałomyślnie, że po wyborach nie wypchnie z foteli belkowców. Premier – pełen wiary w Tuskowe słowo honoru – umieścił szybko ludzi PO w najważniejszych państwowych biznesach. I tak wiceszefem rady nadzorczej PKP został
Piotr Gaweł i Maciej Grzywaczewski. Pod nóż idą wszystkie mało katolickie programy. Telewizja ma być jeszcze bardziej kościelna, a zatrudnienie znajdują tam ponownie ludzie Wiesława Walendziaka. To oni mają nadzorować Wiadomości i Panoramę. Ich cel: poprawić wizerunek i notowania Prawa i Sprawiedliwości. Formacja ta składa się dzisiaj z dwóch niezależnych frakcji: kolegów braci Kaczyńskich oraz funkcjonariuszy Opus Dei skupionych wokół Kazimierza Michała Ujazdowskiego oraz Marka Jurka. Wspierają ich wybrani do Parlamentu Europejskiego: Adam
9
Bielan, Michał Kamiński, Marcin Libicki, Wojciech Roszkowski i Konrad Szymański (pięć na siedem mandatów, jakie zdobył PiS). Obie frakcje wzajemnie się nienawidzą i mają sprzeczne interesy – Kaczyńscy myślą o wyborach prezydenckich, a opusdeiści marzą o realnej władzy: o ministrach, ich zastępcach i wpływach w administracji. Pierwszy krok już uczynili – zawłaszczyli telewizję. Podejmowane przez Kaczorów próby zmuszenia do posłuszeństwa ludzi Dzieła kończą się niepowodzeniem. Wiesław Walendziak grozi bowiem w odwecie sabotażem kampanii prezydenckiej Lecha Kaczyńskiego. Taki szantaż jest niezwykle skuteczny. Po obu stronach barykady trwają przygotowania do wojny. Ale jest jeszcze w Polsce, Drogi Studencie, tzw.
radykalna prawica i tam też się dzieje wiele ciekawych rzeczy. Wódz LPR Roman Giertych wpadł na pomysł, jak zaspokoić apetyty ligusów bez konieczności firmowania rządów. Propozycja przedstawiona liderom PO brzmi tak: – Wy od nas dostaniecie poparcie, a w zamian za to naszych ludzi powołacie na stanowisko prezesa Najwyższej Izby Kontroli, szefa Instytutu Pamięci Narodowej, Rzecznika Praw Dziecka. Rokita i Tusk uznali, że ta oferta jest dość atrakcyjna i wyrazili wstępne zainteresowanie, ale ojciec Tadeusz Rydzyk nie jest zadowolony z samodzielności swojego ucznia. Doradcy szefa Radia Maryja wpadli na pomysł przerzucenia poparcia z LPR na blok Antoniego Macierewicza i Jana Olszewskiego. Trik Radia Maryja może nie wypalić, bowiem do ofensywy ruszyli przyboczni Giertycha. Jego wysłannicy odwiedzili wodzów Polskiego Stronnictwa Ludowego i złożyli następującą ofertę: – W wyborach parlamentarnych razem możemy zebrać więcej głosów, a jak więcej głosów, to i więcej mandatów. Mając więcej posłów, możemy razem szantażować koalicję PO-PiS i wymusić więcej stołków. Prezes ludowców Janusz Wojciechowski obejrzał projekt umowy koalicyjnej i wyrzucił go do kosza. Po prostu LPR zaoferowała za mało stołków. Doradcy byłego szefa NIK zwrócili także uwagę na antysemityzm LPR-u. Giertych osobiście przyniósł więc liderom PSL-u poprawioną wersję politycznej umowy. Zakładała ona równość partnerów i dużą samodzielność koalicjantów. Jak się dowiedzieliśmy, ten wariant jest już dla działaczy PSL do przyjęcia. Stanowcze NIE powtarza tylko Jarosław Kalinowski. Ten były prezes ludowców grozi rozłamem. Wyjściem z sytuacji ma być znalezienie dla niego posady w strukturach UE. I właśnie tym zajmuje się w Brukseli Janusz Wojciechowski. Czy grozi nam czarny potop? To zależy od wyborców. ANNA KARWOWSKA JOANNA GAWŁOWSKA
10
OBLICZA KATOLANDU
Łupanie krzyżem Władze Opolszczyzny pokryły kat. Kościołowi 1/3 kosztów budowy sanatorium. Ale 100 proc. zysków wpłynie do przepastnej kieszeni sutanny. W artykule „Ambona i mamona” („FiM” 33/2004) zacytowaliśmy taką oto opinię prof. Michała Pietrzaka, wybitnego znawcy problematyki wyznaniowej: „Finanse Kościoła to setki strumieni pieniężnych, które w jednych miejscach się łączą, a w innych rozgałęziają, tworząc skomplikowaną sieć transferów”. Dzisiaj będzie o tylko jednym z dopływów. Takim maleńkim strumyczku, jednak istotnym o tyle, że jest ilustracją sposobu na łupienie państwa przez kat. Kościół. Otóż władze województwa opolskiego lekką ręką sprezentowały niedawno tamtejszej kurii biskupiej 250 tys. zł. Jaki był powód? Banalny: sutannowi budują przy pałacu w Kamieniu Śląskim komercyjny zakład wodolecznictwa i zabrakło im kasy, a wniosek o finansowe wsparcie „był sensowny i wręcz wzorcowy”! – tłumaczy Ryszard Galla, wicemarszałek sejmiku wojewódzkiego. A tymczasem 15 placówek leczniczych Opolszczyzny, które podlegają samorządowi województwa, potrzebuje „na już” około 20 mln zł (z czego 55–60 proc. stanowią niewypłacone podwyżki dla pracowników), żeby choć na chwilę odetchnąć od nalegań wierzycieli i nie zakończyć działalności. Rzeczony pałac w Kamieniu Śląskim kuria kupiła w 1990 r. za śmieszne 240 mln zł (równowartość dzisiejszych 24 tys. zł).
1
Kurialne włości, a w tle sanatorium
zabiegał o kontrakt z Funduszem. Nastawiamy się na klientów komercyjnych, głównie z Niemiec. Liczba kuracjuszy przekroczy dwa tysiące osób rocznie – dowiedzieliśmy się w opolskiej kurii. Innymi słowy: za nasze pieniądze leczyć się będą w Kamieniu Śląskim bogaci pacjenci, a cash popłynie do kasy Krk. – I właśnie o to chodzi! – zdawał się mówić 15 sierpnia na Jasnej Górze kard. Józef Glemp, oburzony, że Senat ośmielił się wprowadzić do tzw. ustawy zdrowotnej poprawkę, nakazującą księżom płacić swoje składki ubezpieczeniowe. DOMINIKA NAGEL Już wkrótce goście zamoczą się w „pieszczocie pian” Fot. Autor
Ale dobrze, bo dzięki wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej obiekt pięknie odrestaurowano i obecnie mieści się w nim Centrum Kultury i Nauki Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego. Goście mają gdzie spacerować, bo do wielebnych należy również 125 hektarów przyległych do pałacu (byłe lotnisko wojskowe!). A że po spacerze przydałby się hydromasaż lub szkockie bicze, kurialni właściciele postanowili wybudować sobie sanatorium wodolecznictwa (na 4,4 tys. mkw. powierzchni). Wydali 545 tys. zł na część hotelową, jadalnie i kuchnie oraz sale zabiegowe i baseny. I też dobrze, bo do tej pory nie były to nasze, publiczne pieniądze. Ale zabrakło im niestety na kilka wanien oraz na urządzenia wentylacyjne i ciepłownicze. No to pieniądze dołożyły władze województwa. I tu już dobrze nie jest, bo tej forsy dygnitarze nie wyjęli ze swoich, tylko z naszych kieszeni! A może tłumaczy ich fakt, że w owych basenach i wannach moczyć będą swe członki strudzeni obywatele, którym Narodowy Fundusz Zdrowia wykupi świadczenia? A guzik! Nawet opolscy samorządowcy nie skorzystają, żeby bezpłatnie wymasować sobie mózgi: – Zakład wodoleczDyskretna pijalka w sanktuarium św. Jacka nictwa w Kamieniu nie będzie
Gusełka sercu bliskie Pod Wrocławiem, u podnóża prastarej Ślęży, leży miasteczko Sobótka. W tutejszym Muzeum Ślężańskim można się dowiedzieć, jak wyglądało oblicze Słowiańszczyzny, zanim nie zostało skażone chrześcijaństwem. Wizyta taka, poza tym że ma charakter dydaktyczny, świadczy również o zastosowaniu się do nakazu Jana Pawła II, który już kilkakrotnie wzywał Polaków: „Strzeżcie wiary ojców waszych!”. A wiara to była prawdziwie szczera i budująca. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Słowianie nie prowadzili ze sobą religijnych wojen, nie dzielili ludzi na lepszych i gorszych, a kapłanów wybierali spośród ludzi zacnych i cieszących się niekwestionowanym autorytetem. Pełnili oni rolę służebną – nie byli próżniakami i nie pasożytowali na społeczności.
Dziesiąty wiek przerwał rozwój naszej – jakże bogatej – kultury. Sobótczański Światowid (fot. 1) należy do nielicznych zachowanych w Polsce. Nie tylko spogląda na cztery strony świata, ale są na nim płaskorzeźby przedstawiające życie codzienne. W wyobrażeniach tych człowiek jest częścią kosmosu, ważnym elementem otaczającej go przyrody. Wizerunek ten kontrastuje z rolą człowieka w wizji chrześcijańskiej i świadczy, że przedchrześcijański system wartości był uniwersalny, przyjazny i humanistyczny. Oprócz wielu ciekawostek w Sobótce znajdziemy także rekonstrukcje prasłowiańskich grobów. Szczątki zmarłych (fot. 2) grzebano w grobach ziemnych lub po uprzedniej kremacji umieszczano w urnach (fot. 3). Umiejętności ówczesnych rzemieślników były wysokie, nawet jak na dzisiejsze standardy. Co ciekawe, wczesnośredniowieczne wyobrażenie o śmierci było raczej optymistyczne. Wierzono, że duch osoby zmarłej wędruje do szczęśliwszej krainy, a na ziemi wędrówce
tej powinna towarzyszyć radość bliskich. Sobótka i Ślęża to (obok Biskupina) kolebka naszej słowiańskiej tożsamości. Warto tam zajrzeć, przebywając w okolicy Wrocławia. P. POLAŃSKI 2
3
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r. isaliśmy niedawno („FiM” 27/04) o księdzu Zbigniewie Paszkowskim, proboszczu parafii w Jarnołtówku, którego prokuratura oskarżyła o to, że trzech nieletnich chłopców (wychowanków Domu Dziecka w Chmielowcach) rozbierał do naga, sadzał na kolanach, całował w usta i obmacywał po narządach płciowych. Kolega zboczeńca, proboszcz parafii w Lubrzy ksiądz Joachim Kroll (fot. 1), ma (na razie!) więcej szczęścia, bowiem prokuratura w Prudniku
P
– Miałam wtedy niewiele ponad 14 lat. Powiedział, żebym poszła z nim na plebanię (fot. 2) po książkę. Usiadł na kanapie i znowu wziął mnie na kolana. Po chwili położył się, a mnie ułożył na sobie. Gdy poczułam jego rękę pod bluzką, zerwałam się i uciekłam. Do księdza często przyjeżdżała 16-letnia dziś Marta, jego bratanica. – Prosiła mnie zawsze, żebym nocowała z nią na plebanii. Powiedziała, że boi się, żeby wujek znowu nie sprawdzał, jak duże piersi już jej urosły – dodaje Justyna.
którą przesłał do nas. Na tej podstawie wszczęliśmy śledztwo i wystąpiliśmy do sądu o przesłuchanie Justyny, Patryka oraz innych dzieci, o których mówili policji – wyjaśnia prokurator Aniszewski. Do końca czerwca ks. Kroll nie miał zielonego pojęcia, że siedzi na bombie obyczajowego skandalu. Śledczy nie zarządzili przeszukania plebanii, nie podjęli żadnych kroków mających na celu zapobieżenie matactwu bądź zebraniu dodatkowych dowodów.
Milczenie owiec W diecezji opolskiej sypnęło pedofilami. Jeden wpadł po same uszy, ale drugi – dzięki „milczeniu owiec” – ma szansę uniknąć odpowiedzialności.
Fot. Autor
właśnie umorzyła wobec niego śledztwo w sprawie molestowania seksualnego dzieci płci obojga. Dlaczego? – Zabrakło dowodów. Artykuł 185a kodeksu postępowania karnego stanowi, że w sprawach o przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności pokrzywdzony, który w chwili popełnienia czynu nie ukończył 15 lat, może być przesłuchany wyłącznie przez sąd, w obecności biegłego psychologa, i to tylko raz! Dziewczynka, która zgłosiła się na policję, w sądzie odmówiła składania wyjaśnień. Ponieważ jej rodzice nie złożyli zawiadomienia o przestępstwie, a inne z przesłuchanych dzieci nie wniosły do sprawy istotnych informacji obciążających księdza, nie mieliśmy innego wyjścia, jak tylko umorzyć postępowanie – wytłumaczył nam Janusz Aniszewski (fot. 3), szef Prokuratury Rejonowej w Prudniku. Innymi słowy: ponieważ śledczy nie mają „formalnej” wiedzy o przestępstwie, ksiądz pedofil cieszy się bezkarnością i zapewne dalej poluje na małe dziewczynki. Oto jak doszło do tej skandalicznej sytuacji. Justyna ma dopiero 16 lat, ale już widać, że będzie kiedyś piękną kobietą. Na jej oryginalną urodę ks. Kroll zwrócił uwagę trzy lata temu. Dziewczynka była jego ulubioną ministrantką, a sympatię do niej wyrażał gorącymi pocałunkami. Rzecz w tym, że towarzyszyły im uporczywe próby wpychania księżego jęzora do ust dziecka. – Często przychodził do nas do domu, brał mnie na kolana i gdy tylko była okazja, próbował w ten sposób całować. Kiedyś zaproponował, że mnie wykąpie – opowiada Justyna. Dzieci w Lubrzy od dawna zwracały uwagę na „dziwne” zachowania proboszcza, sprawującego też funkcję nauczyciela religii w miejscowej szkole podstawowej. – Nim zaczął robić „to” mnie, słyszałam od kilku koleżanek, że ksiądz pchał ręce tam, gdzie nie powinien. Z biegiem czasu pleban stawał się wobec Justyny coraz bardziej natarczywy:
Nie tylko dziewczęta były molestowane przez ks. Krolla. – Pan S., jeden z mieszkańców Lubrzy, ma dwóch synów. Marek miał wtedy 9 lat, a Krzysiek jest od niego o rok starszy. Kuzynka tego S. zainteresowała się, dlaczego chłopcy panicznie boją się kontaktu z księdzem. Gdy zapytała, czy może coś im zrobił, rozpłakali się i powiedzieli, że tak, zrobił im coś bardzo złego, o czym wstydzą się mówić. W końcu zwierzyli się jej, ale była tak wstrząśnięta, że o szczegółach nie chciała już ze mną rozmawiać – ujawnił nam 15-letni Patryk, były ministrant. Z kolei Jacek 2 twierdzi, że dzieci wielokrotnie nocowały na plebanii: – Chodzili tam i zostawali do rana, bo proboszcz miał komputer, różne gry oraz smakołyki. Jeden z chłopców opowiadał mi, że jak siedział na kolanach księdza, to ten strasznie się wiercił, przytulał i sapał. Pod koniec roku szkolnego Justyna zwierzyła się Marcinowi, starszemu o kilka lat koledze mieszkającemu w Prudniku. Odnaleźliśmy go. – Początkowo nie mogłem uwierzyć! Opowiadała mi, że namawiał ją do kąpieli, a pewnego razu prawie się oświadczył: „Gdybym nie był księdzem, tobym z tobą został na zawsze” – stwierdził. Jednak ze słów Justyny wynikało, że bardziej interesują go chłopcy. Nawet ministrantów z innych parafii sprowadzał na noc na plebanię. Powtórzyłem jej relację znajomemu prawnikowi. Ocenił, że są to ewidentne objawy molestowania seksualnego. Przekonałem Justynę, że powinna zgłosić się na policję – mówi chłopak. Poszła na komendę wspólnie z Patrykiem. Opowiedziała o wszystkim, czego doznała sama, oraz o tym, co słyszała od innych dzieci. – W myśl prawa policjant nie mógł jej wówczas przesłuchać do protokołu. Sporządził więc notatkę służbową,
1
11
pozwalały zamknąć śledztwa na tym etapie. „Pracowano” więc nad dziećmi inaczej... Justyna ma łzy w oczach, gdy opowiada, jak przekonywano ją do odwołania „pomówień”: – Jedna z pań z rady parafialnej powiedziała mi, że powinnam się powiesić ze wstydu. Na każdym kroku spotykały mnie docinki i wyzwiska, zostałam wykluczona z grona ministrantów. Rodzicom też nie było łatwo. Do sądu pojechała eskortowana przez ojca. Nie namawiał do kłamstwa, prosił jedynie, by milczała. Oświadczyła więc, że podtrzymuje wcześniejsze zeznania złożone na policji, ale już nic więcej w tej sprawie nie powie. Przypomnijmy, że tych zeznań formalnie nie ma! – Po cóż zatem rozpętałaś wrzawę? – zapytała sędzia. – Nie powiem – odparła delikwentka, dodając jedynie, że zgłosiła się na policję z myślą o innych dzieciach, które mogłyby przeżyć to, co ona. Obecny na posiedzeniu sądu biegły psycholog ocenił, że dziewczyna jest prawdomówna, lecz „wyraźnie się zablokowała”. – Zdaniem psychologa, również inne dzieci mówiły prawdę o tym, co autentycznie przeżyły. Jednak to, co powiedziały przed sądem, w naszej ocenie nie wystarczy do postawienia księdzu zarzutów o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich. Kluczem do dalszego ciągu sprawy były zeznania Justyny – informuje Roman Wawrzynek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu. Ten ciąg dalszy już znamy... 3
– Dlaczego? Przecież w tej chwili to jest standard. Jaką mieliście pewność, że na plebanii nie ma na przykład filmów z pornografią dziecięcą? – zapytaliśmy jednego z oficerów policji w Prudniku. – Sam chciałbym wiedzieć, dlaczego. Dziewczyna była absolutnie wiarygodna, ale nie miał kto podjąć decyzji o kipiszu. Ksiądz Kroll miał dużo czasu na zatarcie śladów – usłyszeliśmy w odpowiedzi. O zagrożeniu pierwszy poinformował proboszcza wspomniany S., który w otrzymanym z sądu wezwaniu wyczytał, że jego synowie zostaną – wraz z Justyną – przesłuchani jako pokrzywdzeni. W parafii wybuchła panika. Podczas każdej mszy z ambony padały gromy na „siewców kłamstwa”. Proboszcz kilkakrotnie rozmawiał z rodzicami dziewczyny. Wspólnymi siłami nakłonili ją do wycofania oskarżeń. Kroll osobiście zawiózł Justynę do prokuratury w Prudniku. Niestety, reguły postępowania karnego nie
Tymczasem ksiądz Kroll zniknął z Lubrzy. Na razie. – Wystąpiliśmy do kurii z petycją o pozostawienie proboszcza. Biskup obiecał, że po urlopie ksiądz wróci – twierdzi jedna z aktywistek parafialnych, która przedstawiła się nam jako „liderka koła ministrantów”. A wyszydzana przez oczadziałe dewotki Justyna? Mówi tak: – Jakoś się z tym uporam. Całe szczęście, że mam kochających rodziców. Rozumiem ich sytuację i nie mam żalu. Ale my zapytamy ministra sprawiedliwości: Czy to oznacza, że jeszcze jednemu draniowi w sutannie się upiecze? ANNA TARCZYŃSKA PS Imiona dzieci, dla ich dobra, zmieniliśmy.
ZE ŚWIATA
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
Chińskie porno
Z dekalogiem po kraju
12
W
Szanghaju wydarzeniem stały się targi zabawek seksualnych. Dla Europejczyków to normalka, ale w komunistycznych Chinach to sensacja. Na licznych stoiskach i straganach prezentowano sztuczne członki, lalki seksualne, wibratory, kondomy w pełnej gamie rozmiarów i kolorów, o szerokim wachlarzu specjalistycznych kremów i pastylek nie wspominając. Szanghaj znany był przez lata jako „dziwka Orientu”, ale było to bardzo dawno – w latach 20. i 30. minionego wieku. Potem, gdy w roku 1949 władzę objęli maoiści, zapanował purytanizm: burdele i sprośne kabarety zamknięto. Chiny zaczęły ponownie uchylać drzwi dla seksu pod koniec lat 70. Dziś w Szanghaju na każdym
rogu można kupić kasetę (piracką) hard porno czy periodyk z kociakami gardzącymi konfekcją. Chiński przemysł pornograficzny jest niesłychanie prężny, a głównymi odbiorcami jego towarów są Amerykanie, Japończycy oraz Europejczycy. Mimo to przedsiębiorcy widzą świetlaną przyszłość także w zakresie rodzimego popytu: przecież Chiny mają 1,3 mld mieszkańców, którzy już wkrótce osiągną odpowiedni pułap seksualnego wyrafinowania. Będzie to zresztą tylko powrót do tradycji, bo przecież zabawki seksualne znano w Chinach już przed tysiącami lat. TN
Maria Magdalena w ciąży W
łoska aktorka Monica Bellucci srodze rozczarowała Watykan. A już zanosiło się na piękne nawrócenie gwiazdy światowego kina!
Wszystkie punkty zebrane od sutannowych za występ w filmie „Pasja” (grała tam Marię Magdalenę) straciła natychmiast, pozując do zdjęcia w magazynie „Vanity Fair”. Nago! W ciąży! Czyn Bellucci nie był dowodem wyuzdania ani demoralizacji, lecz wyrazem protestu przeciw nowym włoskim przepisom ustanowionym pod watykańską presją, że jedynie małżeństwa mają prawo do sztucznego zapłodnienia, a użycie spermy dawcy jest nielegalne. „Jeśli nie masz stempla małżeńskiego, nie pozwolą ci korzystać ze
zdobyczy nauki, aby mieć dziecko. Religijne i etyczne dogmaty wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem” – oświadczyła Bellucci. „Dziecko, które przyjdzie na świat (ze sfotografowanego brzucha matki – przyp. aut.) nie będzie już istotą ludzką chronioną w macicy, ale stanie się nieświadomą ofiarą smutnej gry” – warknął w odpowiedzi „L’Osservatore Romano”, dając przy okazji do zrozumienia, że o tym, czy noworodek jest człowiekiem, czy nie – decyduje Kościół. TN
Można lizać O
d trzech lat społeczeństwo Amsterdamu i Rotterdamu terroryzował nieuchwytny „przestępca” seksualny. W końcu udało się go ująć. 35-letni zboczeniec czaił się w parkach miejskich. Gdy kobiety rozkładały się do opalania, wyskakiwał znienacka i oblizywał im... duży palec od nogi. Holenderska Partia Pracy wystąpiła na forum parlamentu z żądaniem, by lizanie palca u nogi uznać za przestępstwo. Rzecznik organów ścigania wyraził inny pogląd na sprawę: – Policja puściła go wolno. Oblizywanie
palca nieznajomej jest dość niecodzienne, lecz naprawdę nie ma w tym nic kryminalnego. Deputowany Partii Pracy wystąpił z interpelacją do ministra sprawiedliwości, członka chrześcijańskiej demokracji, podchwytliwie pytając, dlaczego śmiecenie w parkach jest ścigane, a ssanie cudzych, damskich palców nie. W tej Holandii to dopiero mają problemy... TSz
Adonis bez penisa O
krucieństwo samic bywa doprawdy bezgraniczne. Żona marokańskiego dżentelmena od dawna i z premedytacją odmawiała spełniania swej małżeńskiej powinności.
Na nic zdały się prośby, błagania, groźby. Wreszcie zdesperowany mąż zdecydował się na drastyczną formę protestu. Ciach! Nie ma seksu – nie potrzeba penisa... – Nie przywiózł
swego członka – wyjaśnia lekarz ze szpitala w Ibn Toufail. – Wypisany został ze szpitala w stanie dobrym, ale bez penisa. Samookaleczony protestujący ma 70 lat. TW
Kilka miesięcy temu pisaliśmy o boju religijnie porąbanego szefa Sądu Najwyższego Alabamy, Roya Moore’a, który pod osłoną nocy wtaszczył do gmachu sądowego pomnik z 10 przykazaniami i ustawił w charakterze kultowej ozdoby, gwałcąc jasne przepisy o rozdziale religii i państwa („FiM” 35/2003). Był to Moore’a bój ostatni. Na mocy wyroku sądu federalnego przykazania wywleczono i zamknięto w pakamerze, a świątobliwego obersędziego wylano na zbity pysk. Towarzyszyły temu wrzaskliwe protesty jego duchowych sojuszników, tygodniami koczujących przed budynkiem sądowym. Ale epopeja dekalogowa ma ciąg dalszy. Teraz z kolei przykazania wyciągnęli ze schowka Teksańczycy, członkowie tamtejszej organizacji American Veterans Standing for God and Country (Amerykańscy Weterani za Bogiem i Ojczyzną). Mieli na to
licencję od Moore’a. Plan jest taki: dekalog na platformie ciężarówki odbędzie tournée po całych Stanach. Początek: sąd w Dayton (Tennessee), gdzie w rezultacie federalnego procesu zlikwidowano lekcje z Biblii w szkołach. Proces miał miejsce w roku 2002. Kulminacja pielgrzymki z przykazaniami nastąpi 22 października w Waszyngtonie, podczas wiecu
K
ońca walki o równouprawnienie Murzynów w USA wciąż nie widać. Właśnie udostępniono w USA dane, które dobitnie o tym świadczą. W bogatym, rozwiniętym technicznie i cywilizacyjnie państwie zakażenie wirusem HIV nie jest już równoznaczne z wyrokiem rychłej śmierci. To prawda, ale odnosząca się tylko do białych mieszkańców. Na AIDS umiera w USA dwukrotnie więcej czarnych niż białych, a rozziew ten pogłębił się w ciągu ostatnich 5 lat. W grupie wiekowej od 25 do 44 lat umieralność na AIDS wśród Murzynów jest sześciokrotnie większa. Jeśli wziąć pod uwagę tylko kobiety, to okazuje się, że ta choroba kończy życie 13 razy większej liczby czarnych niż białych. Murzyni znacznie rzadziej niż biali dostają leki wydatnie przedłużające życie. Często nie mają ubezpieczenia
„Ameryka za Jezusem”. Weterani za Bogiem i Ojczyzną liczą, że wydębią zgodę Kongresu na stałą ekspozycję Moore’owych przykazań w gmachu parlamentu USA. Do celów, jakie stawia sobie organizacja pobożnych weteranów, należy „zwalczanie krajowych wrogów, takich jak ateiści, aktywiści niereligijni, żydowscy adwokaci bezbożni, urząd skarbowy IRS”. Ugrupowanie stawia sobie też za cel obronę Moore’a. Szkoda, że nie katolik, bo można by go pchnąć na świętego. JOHN FREEMAN
i nie są w stanie pokryć kosztów kuracji, która kosztuje co najmniej 12 tys. dol. rocznie. Nawet w przypadkach, gdy czarni zarabiają tyle co biali i mają podobne ubezpieczenie, ich opieka medyczna jest gorszej jakości: najnowsze środki powstrzymujące ekspansję wirusa HIV częściej są podawane białym. Średnia długość życia czarnych obywateli supermocarstwa jest krótsza; częściej zapadają na choroby serca, wylewy, nowotwory, astmę, nadciśnienie i choroby weneryczne. – Moja przychodnia mieści się na terenie przypominającym przedmieście w Trzecim Świecie – mówi dr Joseph Gathe z Houston, specjalizujący się w HIV/AIDS. – To hańba: nikogo nie obchodzi, że problemy gett w Houston, Chicago czy Nowym Jorku są podobne do afrykańskich. PZ
Afryka w USA
U
lubioną kobietą roku Francuzów została... Tak, wiemy, co myślicie – jakaś aktorka lub seksbomba. Wcale nie, bo... zakonnica. Siostra, nosząca kojarzące się zmysłowo imię Emmanuelle, liczy sobie 95 wiosen, jest zgarbiona i obficie pomarszczona. Laureatka jest znana z tego, że ongiś przejęła się losem i warunkami życia śmieciarzy egipskich i przez lata żyła wśród nich w slamsach Kairu. Potem przeniosła się na paryskie salony, by kwestować na rzecz
P
Emmanuelle na topie pokrzywdzonych przez los dzieci na całym świecie. Siostra Emmanuelle nie jest tradycyjną myszą klasztorną, pokorną i posłuszną dyrektywom i doktrynom męskich liderów Kościoła. Popiera antykoncepcję oraz prawo księży do zawierania małżeństw. Nie interesuje jej zakładanie własnego zakonu. Bardzo dba, żeby jej praca charytatywna była całkowicie
onad 80 procent Niemek deklaruje, że nie potrzebuje samców – są szczęśliwe same ze sobą. W życiu solo cenią przede wszystkim wolność – to wyniki sondażu tygodnika „Stern”. 36 proc. respondentek oświadczyło, że czuje się bosko bez chłopów, a tylko 2 proc. nie miało ochoty na samotne życie. Dlaczego? Skąd ta odraza do płci przeciwnej? Przyczyny są bardziej trywialne, niż można by mniemać. Prawie połowa z ponad tysiąca indagowanych Niemek stwierdza, że bez męża czy stałego konkubina
niezależna od Kościoła. Może więc być spokojna, że papież nie będzie jej lansował jako kandydatki na świętą, na czym wcale jej nie zależy; wszystkie porównania do Matki Teresy uważa za śmieszne. Jej odpowiednikiem, czyli najpopularniejszym mężczyzną roku we Francji, został Zinedine Zidane – kapitan drużyny piłkarskiej. PZ
łatwiej jest utrzymać w domu porządek; 36 proc. wyjawia, że bez samca w pobliżu nie będą zmuszane do oglądania programów sportowych w telewizji. Wygląda więc, że IV Rzesza już światu nigdy nie zagrozi, bo brakuje rzesz Niemek chętnych do rodzenia dzieci. Bez żołnierzy nie będzie komu walczyć o Lebensraum. W Niemczech mieszka mnóstwo imigrantów, którzy mnożą się znaczniej aktywniej niż Niemcy, ale wątpliwe, by chcieli iść na jakąś wojnę. TSz
Samozaspokajalne
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
G
eorge Bush Junior naiwnie spodziewał się, że iraccy szyici, którzy stanowią 60 proc. ludności państwa, poprą go zdecydowanie. Stało się jednak inaczej. Podczas Operacji „Pustynna Burza”, gdy wojska amerykańskie w lutym 1991 roku stanęły u granic Iraku, szyici wzniecili powstanie przeciw reżimowi Saddama Husajna. Zostało krwawo stłumione, bo Amerykanie nie wsparli powstańców. Ówczesny lokator Białego Domu, George Bush senior, nie chciał pozbawiać władzy irackiego dyktatora, gdyż obawiał się rozpadu Iraku, wzrostu znaczenia Iranu i ogólnej destabilizacji na Bliskim Wschodzie. Drugi Bush, obalając Saddama drogą zbrojnej interwencji, liczył na wsparcie ze strony szyitów, a potem już tylko na ich neutralność. Gdy środkowa część Iraku, zamieszkana głównie przez nich, znalazła się w tak zwanej polskiej strefie, nasze media powtarzały za amerykańskimi, że to teren najspokojniejszy, bo przecież zamieszkany przez ludzi nam przychylnych. Jednak przeczą temu fakty. To szyiccy fanatycy religijni wywołali pierwszą współczesną rewolucję islamską w 1979 roku i stworzyli w Iranie reżim Chomeiniego, wspierający światowy terroryzm. To właśnie szyici wynaleźli i po raz pierwszy zastosowali (w Libanie) podstawową broń terrorystów – samochód pułapkę. Hesbollah – „Partia Boga” – to szyicka organizacja terrorystyczna, jedna z najgroźniejszych na Bliskim Wschodzie. Kim zatem są szyici? Stanowią odłam islamu. Większość wyznawców tej religii to sunnici, zwolennicy sunny, czyli pradawnego zespołu islamskich tradycji opartych na naukach Mahometa. Tylko co dziesiąty wyznawca islamu jest szyitą, choć w niektórych krajach stanowią oni większość populacji muzułmańskiej (Iran, Irak, Bahrajn, Pakistan, Indie, Liban). Rozłam w świecie islamu nastąpił głównie dlatego, że Prorok, umierając, nie wyznaczył swego następcy i wykluczył możliwość pojawienia się dalszych objawień. Stwierdził tylko,
że pozostawia potomności dwa drogocenne skarby – Koran i swoją rodzinę. Większość uczniów Proroka (sunnici) uznała, że społeczność muzułmańska powinna sama wybierać swych kalifów, czyli przywódców religijno-państwowych. Część wiernych zaprotestowała (szyici) i nie uznała trzech pierwszych kalifów, uważając, że następcą Proroka powinien zostać jego zięć Ali, mąż córki Proro-
ZE ŚWIATA To al-Mahdi, zdaniem religijnych fanatyków, kieruje dziś armią szyickiego radykała Muktady al-Sadra, twórcy Armii Mahdiego w dzisiejszym Iraku. Bowiem dwunasty imam, zgodnie z szyickimi wierzeniami, choć pozostaje w ukryciu, nadal ma moc kierowania wiernymi. Sunnici szanują wprawdzie Mahdiego, nie wierzą jednak, iż od dwunastu wieków przebywa on w ukryciu. Uważają, że w historii było już wielu Mahdich, którzy przewodzili muzułmanom w czasie wielkich konfliktów. Jednym z nich był znany z powieści Sienkiewicza „W pustyni i w puszczy” Muhammad Ahmad ibn abd Allach al-Mahdi, pogromca Anglików w Sudanie. Szyici i sunnici, mimo odwiecznych sporów, potrafią jednoczyć się w obliczu wspólnego wroga. „Jeśli dwie partie spośród wiernych zwalczają się, to ustanówcie między nimi pokój. A jeśli jedna z nich będzie nadal występować przeciw drugiej, to zwalczajcie tę, która się buntuje, aż zwróci się ku rozkazowi Boga” – głosi Koran (sura 49). Jeśli święta księga islamu, zarówno w interpretacji sunnickiej, jak szyickiej, wzywa do wojny przeciw niewiernym, to tylko w obronie przed tymi, którzy zbrojnie wystąpili przeciw muzułmanom. Brytyjski historyk i publicysta Michael Jordan – autor dzieła „Islam, historia religii i kultury” – dowiódł, że pojęcie „święta wojna” nie zostało ukute przez muzułmanów, lecz przez chrześcijan w okresie krucjat. Dla muzułmanina dżihad to dążenie, dokładanie starań, działanie... Bardzo często oznacza to walkę, jaką wyznawca islamu prowadzi z sobą samym. Agresja, nietolerancja – to cechy fanatyków religijnych, ludzi gotowych ponieść śmierć w samobójczych zamachach bombowych. Liczba członków Armii Mahdiego będzie rosła, jeśli Amerykanie w Iraku działać będą tak jak w Nadżafie i Karbali, czyli walczyć na terenie meczetów leżących w sercu miast uważanych przez szyitów za święte. W ten sposób nie tylko nie zwalczy się terroryzmu, ale się go umocni, a świat – u progu XXI wieku – stanie w obliczu nowych wojen religijnych. J. CHRZANOWSKI
Armia Mahdiego ka – Fatimy. Uznali bowiem, że Prorok wskazał Alego jako przywódcę społeczności, czyli imama, którym powinien być zawsze jeden z potomków Mahometa. Największą czcią otaczają szyici trzeciego imama – Al-Husajna, który żył w VII wieku, gdy światem muzułmańskim rządzili damasceńscy kalifowie z dynastii Omajjadów. W 680 roku poplecznicy kalifa pokonali szyitów w bitwie pod Karbalą, po czym dokonali rzezi, mordując Al-Husajna i jego zwolenników. Od tamtego czasu szyici uważają się za ofiary prześladowań ze strony sunnitów. Współczesność ma zawsze źródła w przeszłości. Karbala, święte miasto szyitów, jest dziś bronione ze szczególnym uporem, a amerykańskie ataki, dokonywane również na terenie meczetu imama Al-Husajna, wywołują jedynie jeszcze większą determinację ze strony szyitów. Utwierdzają ich w przekonaniu, że armia USA to wojsko „wielkiego szatana”. Tak samo traktowani są ci, którzy pomagają szatanowi (m.in. Polska), a to może nasz kraj na dziesięciolecia pozbawić rynków zbytu na Wschodzie, o zagrożeniu terroryzmem nie wspominając. A skąd się wzięła Armia Mahdiego? Otóż w VIII wieku następna dynastia kalifów sunnickich, Abbasydzi, także prześladowali szyitów. W roku 750 szyicki dwunasty imam, Muhammad al-Mahdi, zniknął w tajemniczych okolicznościach. Wielu dzisiejszych szyitów wierzy, że Mahdi nadal żyje i pojawi się w stosownym czasie, aby zaprowadzić na świecie ład, porządek i sprawiedliwość.
Tournée wyzwolenia Bush i jego ludzie najwyraźniej mają pecha do Iraku. I vice versa. Siedmiu lokalnych irackich przywódców i działaczy społecznych zostało zaproszonych przez Departament Stanu do USA na trzytygodniowe zwiedzanie. Przyjedźcie do naszego raju wolności i demokracji, popatrzcie, jak wspaniale żyjemy i sobie radzimy, uczcie się od nas praw obywatelskich! – taka była intencja. W praktyce – nie do końca ziszczona. Pierwszym punktem amerykańskiego tournée irakijskich liderów była wizyta u przewodniczącego rady
miejskiej w Memphis (stan Tennessee). Zamiast powitać gości i pokazać im, jak perfekcyjnie odbywa się w USA zarządzanie miastem, jego gospodarz – Joe Brown – zabarykadował się w swej siedzibie i oznajmił, że żadnych Irakijczyków nie wpuści. W życiu! Pewnie zaraz podłożą bombę! Na nic się zdały wyjaśnienia i perswazje. – Muszę pilnować bezpieczeństwa pracowników i budynku – oświadczył Brown i dodał, że gdyby wpuścił delegację do środka, musiałby ewakuować obiekt i wezwać ekipę rozminowującą... Delegacja zrobiła dobrą minę i udała, że nic się
nie stało, zwłaszcza że członkini rady miejskiej Caroll Chumney – nie bacząc na ryzyko wysadzenia w powietrze – spotkała się z działaczami z Iraku poza ratuszem. Niestety, tego samego dnia wieczorem w centrum miasta w członków zaproszonej przez Departament Stanu delegacji wycelowano rewolwer i poproszono o opróżnienie kieszeni z pieniędzy. Nie będzie pamiątkowych zdjęć z USA, bo... aparaty też zmieniły właścicieli. Po powrocie do hotelu delegaci z Iraku znaleźli kartkę od Joe Browna z przeprosinami za poranny zgrzyt i życzeniami: „Wszystkiego najlepszego w imieniu miasta, gdzie chce się mieszkać”. I tak irakijscy działacze zdobywali gruntowną, praktyczną wiedzę o kraju, który ich wyzwolił. TN
13
Benzyna i wiara P
ółnocnoirlandzcy katolicy, biorąc za wzór swego lidera w Watykanie, ekumenicznie wyciągnęli rękę do wyznawców bratniej, chrześcijańskiej wiary – protestantów. W ręce mieli... butelkę z benzyną. 14 takich „znaków pokoju” katolicy z Londonderry posłali w kierunku policjantów starających się bronić protestantów. Irytacja rzymskokatolicka spowodowana była przygotowaniami konkurencyjnej wiary do tradycyjnej parady, która zawsze kończy się ostrą zadymą dwu odłamów owieczek bożych. Protestanci przemaszerowali 14 sierpnia wokół murów Londonderry, by upamiętnić przetrwanie protestanckiego garnizonu
obleganego w roku 1689 przez katolików. Może święty ojciec uznałby za stosowne oderwać się na chwilę od gromienia związków homoseksualnych, nakazywania Europie pamięci o korzeniach, okładania klątwą kobiet dokonujących aborcji i przekazał jakąś cenną naukę wyznawcom katolicyzmu z Londonderry? Na przykład: silna wiara i benzyna nie mieszają się! PZ
American Islam Airlines O
scar Arela wracał z narzeczoną z wakacji w Kostaryce i czuł się wyśmienicie. Do czasu, gdy przesiadł się do samolotu American Airlines na lotnisku w Miami... Tam stewardesa rzuciła się nań jak tygrysica, krzycząc: „Musisz zdjąć tę koszulkę, ale już!”. Arela miał na sobie podkoszulkę ze zdjęciem pary: kobieta była bez biustonosza. To właśnie sprowokowało szarżę „świętej” obsługi. Arela postawił się, odmówił i w rezultacie wraz z oblubienicą został wyrzucony z arcymoralnego samolotu. Teraz oskarża American Airlines o pogwałcenie jego
prawa do swobodnej ekspresji, czyli o naruszenie pierwszej poprawki do konstytucji. Rzecznik linii lotniczej broni strażniczki moralności, twierdząc, że pasażer w ubraniu obrażającym uczucia innych podróżnych może zostać usunięty z samolotu. Jednak poza stewardesą nikt nie meldował zgorszenia. No proszę, wcale nie tak daleko z Ameryki do Arabii Saudyjskiej... TSz
Rabusie przedwyborczy W
Davenport, w stanie Iowa, doszło do niespodziewanego zderzenia kampanii wyborczych Busha i Kerry’ego. Obaj, ku swemu zdumieniu, zjawili się ze swymi orszakami tego samego dnia i w tym samym miejscu, by agitować za swymi kandydaturami. Niektórzy mieszkańcy Davenport wolą Kerry’ego, a są zapewne i tacy, którzy nie boją się następnych czterech lat Dablju. Jednak zaledwie kilka osób uwielbia obu kandydatów równie gorąco, bo pokaźnie się na nich obłowiło. Gdy 157-osobowy departament policji dwoił się i troił, usiłując zapewnić
bezpieczeństwo pretendentom do prezydentury na następną kadencję i rozładować niespodziewany tłok w mieście, obrabowane zostały trzy banki. Wcześniej sierżant policji w rozmowie z reporterem zażartował sobie: „Dobry dzień, by obrobić bank”. Nie tylko on wpadł na ten pomysł. PZ
14
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Kobieta małpa
a zadąsaną przeprasza wspaniałym darem, słoniem złotym obsypanym brylantami”. Wielki wpływ na swoich „politycznych” małżonków miały również: wojewodzina sandomierska Czartoryska, wojewodzina lubelska Rejowa, wojewodzina krakowska Lubomirska, podkomoKitowicz pisze o tajemnych znakach Kobieta jest podczłowiekiem, suką, klaczą, świnią, rzyna koronna Denhoffowa, stolprzekazywanych posłom: „(...) kobiea nawet małpą. Zawsze samica jest gorsza od samca. ty po całych sesjach przesiadują na nikowa Wielopolska. Nawet Jan Tak uważano w Polsce jeszcze w XVII wieku. Sobieski podczas sejmu w 1666 ganku w izbie sejmowej, dają znaki roku prosi o rady siostrę swoją, posłom i senatorom przymileniem ust i obyczajach zachować, ale się nakłalub marszczeniem czoła, co im się poW ciągu XIV i XV stulecia syRadziwiłłową, która – podobnie niają abo na tę abo na owę stronę”. doba, a co nie podoba”. tuacja prawna kobiet zaczęła ulegać jak hetmanowa wielka koronna Jeszcze dalej posuwa się pastor pogorszeniu. Zbigniew Kuchowicz Sieniawska (córka marszałka Biskup Załuski pisze o łęczycGdacjusz, który jeszcze w 1682 row „Obyczajach staropolskich” podkiej kasztelanowej Towiańskiej, że Lubomirskiego) – była „wielkiego ku, w postponowaniu kobiet idzie dakreśla ówczesną silną władzę męża równie chytrej i sprytnej kobiety niegeniuszu i rozumu”. I tak znalazło lej, przy okazji powołując się na aunad żoną, ograniczenie praw dziepodobna znaleźć „ani między żywyswoje praktyczne zastosowanie słyntorytet św. Augustyna: „Augustyn świędzicznych kobiet, a nawet ich dyskrymi, ani między umarłymi”, bo ta kone powiedzenie: My rządzimy światy nie chciał z siostrą swominację w zakresie... nazewnictwa, tem, a nami kobiety. ją w jednym domu mieszbowiem określenie „kobieta” uwaW końcu XVIII wiekać, a gdy go o przyczynę żane było za... obelżywe: „Powszechku wiele kobiet dochodzi pytano, odpowiedział: »Zła nie znajdowały się w użyciu słowa: niedo głosu i wymyka się bowiem rzecz patrzeć na wiasta, białogłowa, pani, a w środospod kurateli męskiej, co niewiastę, gorsza do niej wiskach dworskich, i nawet mieszczańzauważył nawet Fryderyk mówić, najgorsza dotykać skich, dama. Kobiety niezamężne, II w 1752 r., mówiąc, że się jej«”. a nawet czasem i mężatki, nazywano w Polsce „rozum popadł Nawet w miarę toledzieweczkami, dziewczynami, pannaw zależność od niewiast, rancyjny Andrzej Frycz mi. Również w obiegu znajdowało się one intrygują i rozstrzygaModrzewski ubolewa nad słowo dziewka (dziś z kolei uważane ją o wszystkim, podczas zuchwalstwem kobiet, któza obelżywe – przyp. A.R.), co oznagdy ich mężowie się upire odważają się sprzeciwiać czało córkę, dziewczynę”. Określenie jają”. Niestety, te słowa mężom swoim. Przecież to „kobieta”, w takim znaczeniu jakie są gorzką prawdą, boniegodziwość i wbrew doznamy dzisiaj, przyjęło się dopiero wiem wiele wybitnych kobrym obyczajom! w końcu XVIII wieku. biet tej doby miało ograJednak Władysław Przejdźmy zatem do stosunku niczonych umysłowo męŁoziński w „Życiu polmężczyzn do kobiet – a był on peżów, za których właśnie skim z dawnych wieków” łen sprzeczności. W dominującej tenone prowadziły działal(1907 r.) podaje nazwiska dencji krytycznej głównymi zarzutaność polityczną. Zauwadam, które miały wpływ mi stawianymi kobietom były: wroża to również Schultz nawet na obrady Sejmu dzona niższość umysłowa, lekkomyślw „Podróżach InflantczyCzteroletniego. Są nimi: ność, brak zdolności do podejmoka z Rygi do Warszawy księżna Lubomirska, gewania ważnych i szybkich decyzji, i po Polsce w latach nerałowa Czartoryska, 1791–1793”: „Wszystko to zbyt emocjonalny stosunek do spraw hetmanowa Ogińska, razem wziąwszy łatwo zrożyciowych, nieznajomość zasad poksiężna Sapieżyna, kasz- Portret Izabelli Lubomirskiej pędzla Marcello Bacciarellego zumieć, dlaczego w Pollityki. Głośny moralista – ksiądz telanowa Kossakowska. sce tak zwycięski wpływ Szymon Starowolski – w jednym ze Tę ostatnią wielce chwali Wodzicki na wszelkie sprawy mają kobiety. bieta trzęsie wszechwładnym kardyswoich kazań, które miało być wzorWdzięk powierzchowny i wypływająnałem prymasem Radziejowskim, cem dla innych plebanów, wręcz pow swych „Pamiętnikach”: „(...) naca zeń siła przekonania, sztuka zręczjest jego demonem, a jako mistrzywiada: „Natura sama tak to sprawibrała takiej znajomości interesów nego pochlebiania, obudzania pewni intrygi ma również wpływ na ła, że i między wszystkimi dzikiemi polskich, znała tak wszystkie koneknych nadziei, zmiękczania łzami, Augusta II, króla Polski. August zwierzęty zawsze samica jest gorsza niż sje familijne, wszystkie intrygi dworwzruszania miłą niecierpliwością, II musi drogo okupywać jej przysamiec. Tak też i między ludźmi zaskie, że by jej nie sprostał żaden mipięknym gniewem przerażania; pojaźń i poparcie: „Targuje się z krówsze gorsza jest białogłowa, gdy wstyd nister stanu”. wolność i grzeczność, które natura im lem jak z Żydem; kiedy August nie swój traci i na wszystko się złe puści Z kolei Jan Ursyn Niemcewicz dała jako oręż przeciw mężczyźnie, może jej wypłacić przyrzeczonej suniźli mężczyzna (...) pospolicie biagorszy się, że jak „kwoki” obsiadły umieją użyć bardzo trafnie”. my, dać jej musi w zastaw klejnoty, łogłowy nie umieją miary w życiu króla i doradzają mu, a Jędrzej
C
hrześcijaństwo wiele jest winne ko bietom. A przynajmniej przeprosiny. Ludzie wypaczyli biblijny obraz rów ności dwóch ludzkich istot, czyniąc z ko biety narzędzie szatana, nieudany Boży twór czy sprowadzając ją do roli maszyny prokre acyjnej i milczącej pomocy domowej. Kościół, szczególnie ten średniowieczny, przekłamał religijną rzeczywistość, powołując się na Li sty apostoła Pawła – niezrozumiałe bez kontekstu historycznego i kulturowego. Ten grzech powtarzają i dziś niektóre denomi nacje, dzieląc ludzi na lepszych, czyli męż czyzn, i gorszych – kobiety. Czy tak rzeczy wiście mówi Biblia? Sytuacja społeczna kobiety w czasach starożytnych – a więc w czasach powstania Nowego Testamentu – była zupełnie inna niż dzisiaj. Sprowadzono kobietę do roli domowego zwierzęcia, które powinno milczeć, pracować, czekać na przypływ chuci mężczyzn i rodzić dzieci. Nie wolno jej było jadać z mężczyznami, a tym bardziej odzywać się czy pytać o cokolwiek w ich obecności. Grecki pisarz i filozof Plutarch pisał: „Nie
tylko ręka, lecz nawet słowo niewiasty przyzwoitej nie powinno zostać odsłonięte. Powinna ona wzbraniać się wobec ludzi ją otaczających przed wydaniem głosu, jak przed ob-
go zabiła” (Sdz 9. 54). Dla Izraelitów młoda kobieta stanowiła zaledwie połowę wartości pieniężnej młodego mężczyzny. W wieku od 5 do 20 lat była warta 20 szekli (1 szekel to
Gorsza połowa? nażaniem”. Ateński wódz Perykles mówił, że „życie kobiety powinno być tak ukryte, jak jej imię, którego się nie wspomina ani dobrze, ani źle”. Nawet pobożny Żyd w modlitwie dziękował Bogu za trzy rzeczy: że nie urodził się poganinem, psem albo kobietą... Nie lepiej było wcześniej. Starotestamentowa Księga Sędziów sprawozdaje o pewnym wojowniku, który podczas bitwy został zraniony przez kobietę. Gdy kamień zrzucony przez nią z warownej baszty trafił Abimelecha w głowę, ten natychmiast poprosił swojego giermka: „Dobądź swojego miecza i dobij mnie, aby nie mówiono o mnie: Kobieta
11,5 g srebra). W ówczesnej kulturze – również semickiej – wszystko, co było związane z kobietą, ceniono niżej. I właśnie tu można się dopatrywać powodów pominięcia kobiet (z nielicznymi wyjątkami) we wszystkich genealogiach występujących w Biblii. Postępowanie Jezusa wobec kobiet oraz Jego nauczanie dało początek zmianom obyczajowym w tym zakresie. Łamał On wiele z ustalonych zwyczajów, a to, co mówił, burzyło utrwalony przez wieki porządek. W miejscu publicznym rozmawiał z kobietą. Obronił prostytutkę przed ukamienowaniem. Lubił przebywać w domu Łazarza i rozmawiać
W większości jednak przypadków kobietę uważano za podczłowieka, co ilustruje siedemnastowieczny podział na cztery typy: kobietę klacz, kobietę sukę, kobietę świnię, kobietę pszczołę. Jedynie ten ostatni typ miał znaczenie pozytywne. Jan Andrzej Morsztyn w satyrze „Małpa-człowiek” jednoznacznie określa kobietę, o czym świadczy już sam tytuł, w którym kobieta porównywana jest do małpy. Opinię tę potwierdza Francuz Vautrin, pisząc w latach 80. XVIII wieku („Obserwator w Polsce”): „U narodów cywilizowanych kobiety są głównym obiektem zainteresowania w towarzystwie. W Polsce nie liczą się w ogóle”. Dużo do powiedzenia w sprawie kobiet mieli księża (jak zawsze „najlepsi” znawcy płci odmiennej), którzy głosili teorie o trzymaniu kobiet „na munsztuku” i proponowali kij jako receptę na te „wężowe natury”: „Orzech, osieł, niewiasta jednym trybem żyją. Nic dobrego nie czynią, kiedy ich nie biją”. Jednakże z drugiej strony, co słusznie stwierdza Zbigniew Kuchowicz, żony i matki były przez kler wręcz idealizowane. W dużej mierze przyczynił się do tego kult Matki Boskiej, tak popularny w Polsce od XVII wieku. Do stopniowej zmiany poglądów przyczynił się także kult świętych i świątobliwych niewiast. W owym czasie sława świętości otaczała wiele kobiet, m.in. Aloizę Ostrogską, Elżbietę Gostomską, Annę Kossakowską. Wpływ kobiet na życie społeczno-polityczne miał miejsce wyłącznie w sferach arystokratycznych, gdyż wielkie arystokratki były oczywiście lepiej wykształcone niż szlachcianki czy mieszczanki. O stanie chłopskim nawet nie wspominam, bowiem istniała tam olbrzymia przepaść między dominującym mężczyzną a całkowicie podporządkowaną mu kobietą. W następnych wiekach status kobiet zmienił się na lepsze, ale nie na tyle, żeby kobieta małpa zmieniła się w człowieka, czyli w mężczyznę. Przesadziłem trochę? Tak, ale tylko trochę... ANDRZEJ RODAN
z jego dwiema siostrami, Marią i Martą. Na oczach tłumu uzdrowił kobietę, wyróżniając publicznie jej głęboką wiarę. Wbrew stanowisku apostołów, pozwalał kobietom z dziećmi przychodzić do siebie, by je nauczać. To, co czynił, przeciwstawiało się wszelkim poglądom na rolę kobiety w ówczesnym świecie. Wraz z powstaniem Kościoła chrześcijańskiego zaczął się kształtować nowy status społeczny kobiety. Jest to szczególnie widoczne w listach apostolskich mówiących o spotkaniach modlitewnych. Kobiety zaczęły w nich czynnie uczestniczyć razem z mężczyznami. Wspólnie z nimi śpiewały, modliły się i dyskutowały o nadziei i wierze. To było zbyt rewolucyjne jak na owe czasy. Kobieta dyskutująca z mężczyznami na tematy teologiczne?! Przez wieki był to przywilej wyłącznie brzydkiej płci! Ponadto kobiety zaczęły zdejmować nakrycia twarzy i głowy, co powodowało, że tradycjonaliści posądzali je o kokieterię i lekkie obyczaje. Łamanie dotychczasowej obyczajowości oburzało ich. Dlatego można zrozumieć postawę apostołów, którzy – nie chcąc gorszyć
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r. ortury w sądownictwie kościelnym usankcjonowane zostały w 1252 r. bullą Ad exstirpanda papieża Innocentego IV. Przeprowadzano je z reguły w tzw. izbie tortur, usytuowanej zazwyczaj pod miejskim ratuszem. Od kiedy narzędzia tortur uzyskały kościelną aprobatę, zaczęto je polewać święconą wodą, zaś nad stelażem (ławą tortur) zawisnął krzyż. Oto lista i zastosowanie najpopularniejszych narzędzi tortur wykorzystywanych podczas – jak to eufemistycznie określił św. Augustyn – „kościelnej kuracji” (emendatio). Bocian – rodzaj kajdan, które uniemożliwiały jakikolwiek ruch zakutemu w nie nieszczęśnikowi. Obejmowały szyję, biegły wzdłuż ciała do podgiętych kolan i krępowały żelaznymi obręczami nogi w kostkach. Tak unieruchomione ciało narażone było na szybkie odrętwienie i bolesne skurcze. Drabina – z ustawionej pod kątem drabiny zwieszano osobę na skrępowanych i wygiętych do tyłu rękach. Do nóg doczepiano linę, która nawinięta była na walec połączony z kołem do obracania.
T
Narzędzie to służyło do rozciągania i łamania kości. Dyby – rodzaj pręgierza. Pomiędzy dwie drewniane kłody z wycięciami wkładano nogi lub ręce (czasami również głowę). Garota – rodzaj żelaznego kołnierza przymocowanego do pala i zaciskanego śrubą na wysokości szyi. W „udoskonalonej” wersji zakładano na szyję dwa pier-
Z DZIEJÓW KOŚCIELNEGO MIŁOSIERDZIA z dwóch żelaznych płyt, które na wewnętrznych ściankach zaopatrzone były w kolce. Zakładano je na goleń i łydkę, po czym dokręcano śrubami. Dla zwiększenia efektu uderzano młotem po żelaznych płytach. Koń hiszpański – drewniany kloc z występującą krawędzią, na którą sadzano rozebrane ofiary. Żeby wzmocnić cierpienie, zwisające nogi obciążano kamieniami.
Szczypce – obcęgi, które po rozgrzaniu nad ogniem służyły do szarpania części ciała, np. nosa, palców, piersi itd. Wahadło Judasza – słup, na który oskarżonego podwieszano na skrępowanych rękach, po czym sadzano na stożku, który rozrywał narządy wewnętrzne. Widełki heretyków – zakładana na szyję żelazna obręcz z krót-
15
Tortury te nazywano eufemistycznie „pocałunkiem dziewicy”. Jak wiadomo, Kościół zawsze był pazerny na pieniądze. Myliłby się więc ten, kto by sądził, że to Kościół łożył na całą tę „służbę zdrowia” z własnej kasy. Przykład: abp Kolonii ustalił specjalną taryfę (cennik) tortur. Dla 49 rodzajów kar przewidział zróżnicowane opłaty, które miała uiścić na rzecz kleru
Z DZIEJÓW CHRZEŚCIJAŃSKIEGO MIŁOSIERDZIA
Kościół KAT-olicki Kościół KAT-olicki zawsze dbał o swoje owieczki. Bardziej opornym fundował wyrywanie penisa, rozpruwanie szczypcami piersi, wkładanie żywcem do trumny nabitej gwoździami i inne wymyślne tortury. ścienie. Śmierć następowała w wyniku uduszenia lub przerwania rdzenia kręgowego. Flet hańby – przypominające flet żelazne narzędzie zakończone obręczą, w której więziono szyję. Ręce wkładano w specjalne uchwyty, a całość upodobniała nieszczęśnika do grającego flecisty. Często karano w ten sposób osoby zachowujące się niestosownie podczas kościelnych uroczystości. Gruszka – metalowy przyrząd o kształcie gruszki, zakończony kolcem. Specjalna śruba umożliwiała powiększanie jego rozmiarów. Stosowany doustnie, doodbytniczo i dopochwowo. Hiszpańskie trzewiki – narzędzie składające się
i zniechęcać do Kościoła ówczesnego niechrześcijańskiego otoczenia oraz neofitów – musieli – dla dobra tego Kościoła – nieco powstrzymywać zachodzące w nim zmiany obyczajowe. Przecież zarówno greckie, jak i żydowskie zwyczaje nakazywały trzymać kobiety z dala od spraw publicznych. Naruszanie tego obyczaju mogło zostać poczytane jako zachowanie haniebne i stać się źródłem zarzutów stawianych Kościołowi. Stąd stanowcze wypowiedzi apostoła Pawła: „I każda kobieta, która się modli albo prorokuje z nie nakrytą głową, hańbi głowę swoją” (1 Kor 11. 5); „Kobiety niech w czasie zgromadzeń milczą. Nie pozwala się bowiem im mówić (...). A jeśli chcą się czegoś nauczyć, niech w domu pytają swoich mężów. Nie wypada przecież kobiecie przemawiać na zgromadzeniu” (1 Kor 14. 34–35 – Biblia ekumeniczna). Nie wydaje się jednak właściwe automatyczne odnoszenie tych słów do obecnej rzeczywistości i współczesnych kobiet. Wielu przypuszcza, że słowa te wyrażały ówczesne zrozumienie tego zagadnienia,
Krokodyl – obcęgi (o kształcie rury), które służyły do wypalania lub wyrywania penisa albo kastracji. Maska hańby – wykonana z blachy maska o różnych kształtach (np. świńskiego ryja). Często z podwieszonymi dzwoneczkami, które hałasowały przy najmniejszym ruchu. Rozpruwacz piersi – rodzaj szczypiec, którymi po rozgrzaniu w ogniu obejmowano kobiece piersi i „modelowano” je. Stelaż (ława tortur) – drewniana ława, do której przywiązywano za przeguby rąk i kostki nóg. Następnie specjalnymi walcami rozciągano ciało w przeciwne strony, aż do zerwania ścięgien i popękania kości (ciało można było rozciągnąć w ten sposób nawet o 30 cm). W celu wzmocnienia doznań pod plecy kładziono nabite gwoździami wałki („naszpikowane zajączki”). Strappado – narzędzie, które powodowało wyrywanie kończyn ze stawów. Torturowanego wieszano za przeguby rąk, a następnie podwieszano u kostek nóg ciężary.
stosowne do lokalnej tradycji i czasów. Pewną wskazówką może tu być dość liberalne stanowisko samego Jezusa wobec tradycji, które obowiązywały w Jego czasach i środowisku. Można też przypuszczać, że Paweł miał na myśli konkretny przypadek, kiedy to niektóre chrześcijanki w Koryncie uznały, że nie muszą się już stosować do zwyczajów uznawanych od dawna, a co było postrzegane co najmniej jako przejaw braku skromności. Zresztą pierwszy z cytowanych tekstów wskazuje, że kobiety mogły na zgromadzeniach modlić się i prorokować, pod warunkiem że miały nakrytą – według ówczesnych zwyczajów – głowę. Nakaz milczenia wcale nie był absolutny. Ponadto sam Paweł, obok już cytowanych, wyraził inne myśli – najlepiej oddające chrześcijańskie spojrzenie na wzajemne relacje między mężczyznami i kobietami: „Nie ma już Żyda ani Greka, nie ma niewolnika ani wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety. Wszyscy bowiem stanowicie jedność w Chrystusie Jezusie”; „Albowiem w Panu ani kobieta nie istnieje bez
kim prętem zakończonym z obu stron widełkami. Obracanie nimi powodowało wbijanie się pręta w gardło i mostek. Zgniatacz czaszki (zwany w Polsce pomorską czapką) – przyrząd ten składał się z misy w kształcie czapki i śruby. Misę zakładano na głowę, a podbródek umieszczano na metalowym pręcie. Kręcenie śrubą powodowało ucisk głowy i powolne jej miażdżenie, pręt zaś wbijał się w kość podbródkową. Żelazna dziewica z Norymbergi – drewniana trumna z rozkładanymi drzwiami. Po ich wewnętrznej stronie znajdowały się szpikulce. Zamknięty w trumnie człowiek raniony był nimi po całym ciele, włącznie z wykłuciem oczu.
mężczyzny, ani mężczyzna bez kobiety. Jak bowiem kobieta jest z mężczyzny, tak mężczyzna przez kobietę, a wszystko jest z Boga” (Ga 3. 28; 1 Kor 11. 11–12 – Biblia ekumeniczna). Nie bez znaczenia jest również fakt, że w całej biblijnej historii narodu żydowskiego natykamy się na wybitne postacie kobiet, które miały wpływ na losy tego narodu, a później również na Kościół chrześcijański. Były to m.in.: prorokini Miriam – siostra Mojżesza, prorokini Debora – będąca jednocześnie sędzią, a więc osobą
Kościoły, w których kobieta może być ordynowana na stanowisko starszego zboru lub pastora, księdza*: Kościół Ewangelicko-Reformowany, Kościół Ewangelicko-Augsburski, Kościół Ewangelicko-Metodystyczny, Kościół Adwentystów Dnia Siódmego, Kościół Katolicki Mariawitów, Kościół anglikański. *Dotyczy kościołów w Polsce
i katów... rodzina katowanego. Obcięcie języka czy wlanie płynnego żelaza do ust kosztowało znacznie więcej aniżeli dydaktyczne biczowanie. W przypadku egzekucji rodzina ofiary musiała ponadto wydać... ucztę dla katów w podziękowaniu za „dobrze wykonaną robotę”. Mogłoby się wydawać, że Kościół hierarchiczny raz na zawsze zaprzestał swoich nikczemnych praktyk. Obecnie z placu św. Piotra w Rzymie dobiegają wszak wyłącznie apele o potrzebie tolerancji i poszanowania ludzkiej godności. Wtajemniczeni twierdzą, że nie jest to świadectwo definitywnego odżegnania się kleru od stosowanych niegdyś metod, ale raczej oznaka jego przejściowej słabości. ARTUR CECUŁA
o najwyższym autorytecie, Rut, królowa Estera, córki Filipa – prorokinie, Dorka. Paweł wspomina o Ewodii, Syntysze i Pryscylii, które razem z nim głosiły ewangelię. Te kobiety mówiły, a mężczyźni ich słuchali! Współczesne chrześcijaństwo powinno zająć w tej kwestii zrównoważone stanowisko, uwzględniające szeroki kontekst biblijny oraz historyczno-kulturowy. Dla Boga bowiem „nie ma mężczyzny ani kobiety”, lecz „jedność w Chrystusie Jezusie”. JAN GAJCZYK
Kościoły, w których kobieta nie może być ordynowanym duchownym*: Kościół rzymskokatolicki, Kościół prawosławny, Starokatolicki Kościół Mariawitów, Kościół Polskokatolicki, Kościół Chrześcijan Baptystów, Kościół Zielonoświątkowy w RP.
16
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
CZUCIE I WIARA
Święty, ale który? Mamy w Polsce pierwsze tzw. ustawy niedzielne. Popierana przez Kościół prawica, powołując się na przykazania Boże, od dawna walczyła o wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę. Na razie udało się to tylko w Radomiu. Warto przy tej okazji zajrzeć do biblijnego dekalogu, by sobie uświadomić, że przykazania Boże wcale nie znaczy kościelne, ludzkie czy katechizmowe. Walka o niedzielny zakaz handlu trwa od kilku lat, ale przed paroma miesiącami przybrała na sile. Zwolennicy zakazu – Liga Polskich Rodzin i „Solidarność” – argumentują, że dzień ten powinien być wolny od pracy ze względów religijnych. Uwikłani w politykę „chrześcijanie” zapomnieli o rzeczywistej treści dekalogu (czy kiedykolwiek ją znali?). Tak naprawdę warunki dyktuje Kościół, który jest autorem współczesnego „dnia świętego”. Więcej – autorem znanej powszechnie wersji dekalogu. Na górze Synaj Mojżesz otrzymał od Boga dwie kamienne tablice z dziesięciorgiem przykazań: zasady z pierwszej tablicy dotyczyły relacji między człowiekiem a Bogiem, a ich przestrzeganie gwarantowało błogosławieństwa, natomiast prawa umieszczone na drugiej tablicy odnosiły się do związków międzyludzkich. Wyłomu dokonano w pierwszej tablicy, drugą pozostawiając w spokoju. Nie można przecież podważyć żadnej z sześciu prostych zasad: szanuj rodziców, nie kradnij, nie zdradzaj, nie zabijaj, nie kłam i nie oczerniaj, niczego nie pożądaj, co nie jest twoje. Cztery zasady miały regulować stosunek człowieka do Boga; dziś zostały tylko trzy. Zabrakło drugiego przykazania, które zakazuje tworzenia wizerunków i oddawania im czci. Sztukę figuratywną Kościół przyjął w IV wieku n.e. pod wpływem masowo nawracających się pogan. To, że w Kościele katolickim mamy dziś obrazy i figury, zawdzięczamy kulturze rzymskiej. W konsekwencji szybko
narosła liczba pośredników między człowiekiem a Bogiem, choć, jak twierdzi Biblia, „jeden jest pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Jezus Chrystus”. Kult świętych, wyraźnie zabroniony przez Boga, bliźniaczo przypomina wierzenia rzymskie. Święci zastąpili tylko pogańskie bóstwa, np. zamiast bogini łowów Diany mamy dziś św. Huberta – patrona myśliwych. Niektórzy święci spadli po wiekach z panteonu, np. św. Krzysztof, gdy po wiekach dopatrzono się u niego skazy na charakterze. Swojego patrona mają nawet złodzieje! Kościół zaczął „produkować” świętych od X wieku. Kanonizacja musi być poprzedzona wieloma warunkami, m.in. nienagannym życiem kandydata i co
najmniej dwoma cudownymi uzdrowieniami, dokonanymi za jego pośrednictwem. A przecież to nie własną postawą i siłą moralną zasługujemy na miano świętych, lecz, jak naucza Biblia, świętymi stajemy się dzięki wierze w Chrystusa, dzięki poddaniu Mu swego życia – mimo naszych niedociągnięć, od których nie
jest wolny żaden święty. Gdybyśmy mogli osiągnąć świętość na podstawie własnych zasług, to po co nam Chrystus? To apostoł Paweł nazywał w swych listach członków zborów świętymi i umiłowanymi Boga, zwracając im jednocześnie uwagę na braki w ich chrześcijańskim życiu. Święty to inaczej nawrócony, nowo narodzony, ten, który otrzymał Ducha Świętego, zapieczętowany dla Pana, Jego dziecko. Tak naucza Nowy Testament. Po usunięciu drugiego przykazania, żeby zachować ich pełną dziesiątkę, ostatnie sztucznie podzielo-
no na dwa – dlatego dziesiąte przykazanie katechizmowe jest gramatycznym dziwolągiem. Konstrukcja: „Ani żadnej rzeczy, która jego jest” (poprawiona już zresztą przez pallotynów) stanowi pod względem językowym i myślowym dalszy ciąg jednego zdania, które zaczyna się
DEKALOG BIBLIJNY I. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. II. Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny tego, co jest na niebie w górze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, które są w wodach pod ziemią. Nie będziesz się im kłaniał ani służył. Ja jestem Pan, Bóg twój, mocny, zawistny, karzący nieprawość ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą; a czyniący miłosierdzie tysiącom tych, którzy mię miłują i strzegą przykazań moich. III. Nie będziesz brał imienia Pana, Boga twego, nadaremno; bo nie będzie miał Pan za niewinnego tego, który by wziął imię Pana, Boga swego, nadaremno. IV. Pamiętaj, abyś dzień sobotni święcił. Sześć dni robić będziesz i będziesz wykonywał wszystkie roboty twoje; ale dnia siódmego sabat Pana, Boga twego, jest: nie będziesz wykonywał weń żadnej roboty, ty i syn twój, i córka twoja, sługa twój i służebnica twoja, bydlę twoje i gość, który jest między bramami twymi. Przez sześć dni bowiem czynił Pan niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest, a odpoczął dnia siódmego; i dlatego pobłogosławił Pan dniowi sobotniemu i poświęcił go. V. Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie. VI. Nie będziesz zabijał. VII. Nie będziesz cudzołożył. VIII. Nie będziesz kradzieży czynił. IX. Nie będziesz mówił fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu twemu. X. Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego, ani będziesz pragnął żony jego, ani sługi, ani służebnicy, ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która jego jest.
od słów: „Nie pożądaj żony bliźniego swego...”. W krajach protestanckich, w których powrócono do drugiego przykazania, zdziwić więc może inna numeracja przykazań – zresztą ściśle biblijna. To nie jest jedyna zmiana, jaką zawdzięczamy starożytnemu Rzymowi. Pogańskie święto, święto słońca, obchodzono zawsze w niedzielę. Żydzi, a potem i chrześcijanie, święcili – zgodnie z czwartym przykazaniem – sobotę, czyli siódmy dzień tygodnia (tzw. sabat) – pamiątkę stworzenia. Tak działo się w Kościele przez trzy pierwsze wieki, kiedy pilnowano czystości nauk apostolskich. W IV wieku n.e. rzymski cesarz Konstantyn Wielki,
po oficjalnym przyjęciu chrześcijaństwa, jako dzień wolny od pracy ustanowił niedzielę – pierwszy dzień tygodnia. Jest to jeden z nielicznych edyktów rzymskich funkcjonujących do dzisiaj. Znany historyk i badacz antyku, prof. Aleksander Krawczuk, przyznał w jednym z wywiadów, że gdyby był posłem, spytałby z sejmowej trybuny powołujących się na chrześcijańskie wartości zwolenników wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę, gdzie w Starym
czy Nowym Testamencie jest mowa o niedzieli jako dniu wolnym od pracy. Wszędzie bowiem – przyznaje Krawczuk – mówi się o sobocie jako świętym siódmym dniu tygodnia. Czasy Konstantyna to czasy schyłku biskupów cichych i pokornych, bowiem obdarowani przez cesarza zaszczytami i przywilejami zaczynają domagać się czołobitności. Nikt nie protestuje przeciw niedzielnemu edyktowi. By znaleźć teologiczne uzasadnienie dla zmiany wprowadzonej przez świecką przecież władzę, Kościół przyjął niedzielę jako pamiątkę zmartwychwstania Pańskiego (choć tak naprawdę, według słów apostoła Pawła, jest nią chrzest, a nie niedziela – zob. Kol 2. 12). A przecież sam Jezus nazwał się Panem sabatu, wzywając w Księdze Objawienia przyszłe pokolenia chrześcijan do oddawania czci Bogu jako Stwórcy, ściśle nawiązując do treści czwartego przykazania (Ap 14. 7). Długo zachowywano równolegle obydwa dni, ale Kościół, coraz bardziej antysemicki, dążąc do poniżenia soboty jako żydowskiego symbolu, wprowadził w tym dniu kolejno posty i umartwiania. W XV wieku sobór florencki całkowicie zakazał święcenia soboty. W ciągu kilkusetletniej dominacji Kościoła sobota została całkowicie wyparta ze świadomości chrześcijan. W dobie powrotu do wartości chrześcijańskich warto więc powołać się na największy autorytet, czyli Jezusa, który powiedział: „Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań choćby najmniejszych i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w Królestwie Niebieskim” (co znaczy – nawet zgodnie z katolickim komentarzem biblijnym – że nie znajdzie się tam w ogóle). Na który dekalog należy się powoływać? Co z podstawami wiary, co z duchowym bałaganem? Skoro chrześcijanie chcą się uważać za Kościół Chrystusowy, to niech wezmą sobie do serca słowa swego Mistrza, by nie nazwał ich obłudnikami, jak uczonych w Piśmie, i nie powiedział: „Daremnie mi jednak cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi”. PAULINA STAROŚCIK
DEKALOG KATECHIZMOWY I. Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną. II. Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno.
III. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. IV. Czcij ojca swego i matkę swoją.
V. Nie zabijaj. VI. Nie cudzołóż. VII. Nie kradnij. VIII. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. IX. Nie pożądaj żony bliźniego twego. X. Ani żadnej rzeczy, która jego jest.
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
Z
daniem chrześcijan, spełnie nie się proroctw Starego Te stamentu jest dowodem wia rygodności Ewangelii. Dla krytyków Biblii jasne jest natomiast, że ży ciorys Jezusa i jego proroctwa, tak jak to przedstawiają ewangeliści, ułożono na podstawie tekstów ST. Od samego początku proroctwa ST były głównym środkiem misjonarskiego oddziaływania chrześcijaństwa i dowodem słuszności
Niemiecki biblista, G. Bornkamm, stwierdził, że „po odjęciu cytatów z pism ST nie pozostaje prawie nic konkretnego z sylwetki ewangelicznej Jezusa”. Co się tyczy proroctw Jezusowych – zapowiedzi własnej śmierci oraz zburzenia świątyni i zniszczenia Jerozolimy – już filozof Celsus w II w. zauważył, że nie pochodzą one od Jezusa, lecz przypisano mu je po tych wydarzeniach.
NIEŚWIĘTE PISMO
Proroctwa biznesu wiary w Jezusa. Przykładano do nich jeszcze większą wagę niż do opowieści o cudach Jezusa, przy czym prawdziwości tych ostatnich broniono często w ten sposób, że przekonywano, iż zostały przepowiedziane. Częstokroć nie docenia się kwestii, do jakiego stopnia Ewangelie rekonstruują obraz życia i działalności Jezusa na podstawie ST. W wielu przypadkach autorzy Ewangelii cytują lub parafrazują teksty ST, zaś tam gdzie nie ma cytatów, z łatwością można ustalić starotestamentowy wzór ewangelicznego materiału. Dzięki tej metodzie ewangelistów nikt nie był w stanie podważyć faktu „spełnienia się” owych proroctw. Dotyczy to przede wszystkim opowieści o narodzinach Jezusa, a zwłaszcza jego męce, bo tylko przez wykazanie, że Jezus musiał umrzeć na krzyżu „według Pisma”, można było oprzeć się szyderstwom z wiary w ukrzyżowanego i zmartwychwstałego Mesjasza.
C
hrześcijanie raz po raz powo łują się na znane osobistości życia naukowego, aby dowieść, że twierdzenia ich religii są prawdzi we. Czy mają do tego prawo? Wielki chrześcijański myśliciel Pascal dowodził, że Bóg chrześcijański nie jest Bogiem filozofów i uczonych, ale Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba. Innymi słowy: chrześcijańskie bóstwo nie jest obiektem dywagacji naukowych, ale przedmiotem osobistego doświadczenia i przeżywania boskiej rzeczywistości, jak to było udziałem izraelskich patriarchów. Tak się złożyło, że z tym przeżywaniem musiało być krucho, bo już od II wieku chrześcijanie (Klemens, Orygenes) zaczęli przekonywać, że ich Bóg to dokładnie to samo bóstwo, w które wierzyli greccy filozofowie. Potem Bóg uczonych był coraz modniejszy, aż nastał Tomasz z Akwinu i dowiódł, że Jahwe i Absolut Arystotelesa to jedna i ta sama osoba – czy raczej osoby trzy. Teraz moda na opinie uczonych ciągle trwa, a pobożne książki pełne są cytatów z Einsteina, Newtona i kogo tam jeszcze. Niedawno ukazała się nawet książka pt. „Naukowcy o istnieniu Boga”, autorstwa
Widać to doskonale na przykładzie proroctwa dotyczącego Jerozolimy. W Ewangelii Marka, napisanej przed zburzeniem Jerozolimy, Jezus mówi niejasno jedynie o „ohydzie spustoszenia”, natomiast w Ewangelii Łukasza, którą napisano po tym fakcie, w paralelnym miejscu proroctwo konkretyzuje się: „A gdy będziecie widzieli, jak Jerozolima jest otoczona przez wojsko, to wiedzcie, że blisko jest jej zniszczenie” (Mk 13. 14; Łuk 21. 20).
prawicowego historyka Henryka Dominiczaka. W przedmowie do niej możemy przeczytać: „(...) tematem książki jest przedstawienie strony naukowej obecnego stanu wiedzy o Bogu (...) ponieważ prawdą jest, że Bóg istnieje”. No i po kłopocie, można by rzec; naukowiec powiedział i o czym tu jeszcze dyskutować?
ŻYCIE PO RELIGII
SZKIEŁKO I OKO Chociaż nie ma podstaw, by wątpić w faktyczne istnienie Jezusa i jego tragiczną śmierć, to jednak opis narodzin, cudów oraz ostatnich dni jego życia ułożono w oparciu o ST, zwłaszcza Psalmy 22., 31. i 69. oraz 53. rozdz. Księgi Izajasza – opowieść o cierpiącym słudze Jahwe. W NT jest ponad 150 odniesień do tego fragmentu. Szczególną pomysłowość w produkowaniu proroctw przejawiał Ewangelista Mateusz, u którego co rusz coś „się spełnia”. Robi przy tym Mateusz rażące błędy. Poinformowawszy nas o samobójstwie Judasza i tym, co ze zwróconymi przez niego srebrnikami uczynili kapłani, powołuje się na słowa proroka Zachariasza, które mylnie przypisuje Jeremiaszowi (Mt 27. 9n; Za 11. 12n.). Innym razem przywołuje proroctwo („Nazwany będzie Nazarejczykiem”), którego próżno szukać w ST i najprawdopodobniej myli tutaj nazarejczyka, czyli mieszkańca Nazaretu, z nazarejczykiem, czyli praktykującym nazireat (Mt 2. 23). Według R. Bultmanna, zwanego Kopernikiem biblistyki, to, co można by uznać za historyczną prawdę o Jezusie, streszcza się mniej więcej w ten sposób: Jezus z Galilei uchodził w oczach współczesnych za proroka i przez pewien czas prowadził działalność, o której jednak nic bliższego nie da się powiedzieć poza tym, że zwieńczyła ją haniebna śmierć na krzyżu. Wszystko inne, zarówno w związku z samym życiem, jak i zbawczą funkcją jego śmierci, jest tworem gminy chrześcijańskiej. Sprytnym pomysłem grupy Żydów, który wcielono w życie, który przetrwał i rozwijał się, gdyż szybko zaczął przynosić duże dochody pierwszym biskupom. ARTUR CECUŁA
chrześcijaństwo. Zatem powoływanie się na profesorskie tytuły w celu uzasadnienia istnienia Boga jest nadużyciem. Dobrze to wygląda tylko w propagandowych książeczkach, kiedy skrupulatnie wyłuskuje się przyjazne chrześcijaństwu wypowiedzi, a pomija krytyczne uwagi. Poza tym chrześcijaństwo nie akcentuje poznania rozumowego, lecz przeżywanie obcowania z bóstwem. Wiara chrześcijańska, przynajmniej w teorii, powinna być doświadczaniem Chrystusa zmartwychwstałego w jego mocy, a nie mądrości tego świata. Taki wzorzec znajdujemy przynajmniej w pismach Pawła. Ale tym nie zawracają sobie głowy nawet ci, którzy na Pawła lubią się powoływać na przykład po to, aby przyłożyć feministkom lub homoseksualistom. MAREK KRAK
Bóg uczonych? Tyle że nie istnieje żaden stan wiedzy o Bogu, bo nauka o chrześcijańskim Bogu nie ma nic do powiedzenia. Po prostu nie zajmuje się nim, a teologiczne dywagacje wykraczają poza jej kompetencje. Z naukowego punktu widzenia Trójca Przenajświętsza istnieje tak samo jak Zeus, Posejdon i Hades opisani w mitach greckich. Nie istnieje też żaden „Bóg uczonych”, bo on, gdyby istniał, byłby niczym albo czymkolwiek – naukowcy wierzą w rozmaite rzeczy: od ateizmu i agnostycyzmu (np. w USA to wierzenia najpopularniejsze wśród pracowników nauk ścisłych), aż po judaizm, hinduizm, buddyzm czy
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – W Senacie wydarzyła się rzecz zdumiewająca jak na polskie realia – część senatorów lewicy odważyła się wprowadzić do ustawy zdrowotnej poprawkę zmuszającą kler do płacenia za siebie składki na ubezpieczenia społeczne. Jak do tego doszło? – Senator Krystyna Sienkiewicz już od dawna miała zamiar doprowadzić do likwidacji Funduszu Kościelnego, a więc do zaprzestania dotowania Kościoła ze środków publicznych. Jej projekt nie miał jednak szansy złożenia do laski marszałkowskiej. Dogodna sposobność nadarzyła się podczas dyskusji o ustawie zdrowotnej. Sprawa to tym bardziej pilna, że społeczeństwo jest zmuszane do oszczędności kosztem własnego zdrowia, a niejednokrotnie życia. Często od osób bardzo ubogich wyma-
Fot. Krzysztof Krakowiak
– Cóż takiego zrobiła pani Kądziela, że jej własna partia się od niej odwraca? – Nie sposób się tego dowiedzieć – nie uzyskałam odpowiedzi na moje pytanie oficjalnie zadane w tej sprawie. Mówi się, że jej wadą jest brak magisterium, które ma zresztą uzyskać jesienią. Ale cóż to za argument?! Przecież ani obecny, ani poprzedni prezydent nie mają wyższego wykształcenia. Od kiedy to brak magisterium jest przeszkodą w sprawowaniu funkcji politycznych? – Pani Kądziela słynie ze swojego poparcia dla sprawy równouprawnienia kobiet i mniejszo-
OKIEM HUMANISTY (89)
Zachowania samobójcze ga się opłat za świadczenia medyczne, a tymczasem bogate duchowieństwo jest uprzywilejowane i dotowane z podatków tych ubogich ludzi. Dziwię się Kościołowi, że w tak trudnej sytuacji nie chce być Kościołem ludzi ubogich i że sam nie wyszedł z inicjatywą ograniczenia sum przekazywanych mu przez państwo. – Niestety, niby-lewicowy rząd nie poparł waszej inicjatywy, odciął się od tej przegłosowanej poprawki, co wyraził minister zdrowia Marek Balicki. – To dziwi tym bardziej, że senator i minister Balicki przyłączył się do nowej partii – Socjaldemokracji Polskiej, uznając, że jest ona bardziej lewicowa niż SLD i UP. Widać teraz, że rozłam na lewicy nie był spowodowany troską o wartości, ale chęcią odcięcia się od odpowiedzialności za przeszłość i znalezienia się na listach wyborczych do przyszłego parlamentu. W dodatku minister Balicki nie wyjaśnił poważnych zarzutów, jakie przedstawił wobec niego tygodnik „Nie”. – Wokół rządu dzieją się zdumiewające rzeczy – powołuje się doń prawicowców, i to skompromitowanych, a odrzuca kandydatury lewicowych fachowców... – SLD nie chciał powołać na stanowisko ministra do spraw równego statusu mężczyzn i kobiet Katarzyny Kądzieli, najbliższej współpracowniczki Izabeli Jarugi-Nowackiej, która sama wcześniej piastowała to stanowisko. Pani Kądziela jest osobą doświadczoną i najlepiej przygotowaną do tej pracy. W dodatku jest członkiem SLD, a okazuje się, że jej własna partia woli osobę bezpartyjną. Martwią mnie nieustanne rozgrywki personalne, w tym chęć forowania „swoich”.
ści seksualnych, no i nie kryje, że jest antyklerykalna. Może to kogoś uwiera? – Zamiast Katarzyny Kądzieli ministrem równego statusu została doktor Magdalena Środa, etyk, osoba o analogicznych poglądach. Problem w tym, że pani Środa nie ma doświadczenia w tego typu pracy. Jej zaletą ma być natomiast to, że jest bezpartyjna. Jednak sam premier należy do SLD. Iluzją jest więc pogląd, że rząd ma się składać z bezpartyjnych fachowców. – A może w tych wszystkich dziwnych nominacjach premiera Belki chodzi o zdobycie szerszego poparcia politycznego? – Naiwnością jest oczekiwanie, że z powodu jednej czy drugiej nominacji prawica zacznie popierać rząd. Twierdzenie, że chodzi o pozyskanie dla rządu wybitnych fachowców jest niepoważne: nominacja pani Radziwiłł, współodpowiedzialnej za nielegalne wprowadzenie do szkół religii, to budowanie w Polsce państwa wyznaniowego. Zasługi pana Ananicza polegają na eliminowaniu osób o lewicowych poglądach ze służby dyplomatycznej. Należy spodziewać się, że będzie to zapewne dalej czynił w Agencji Wywiadu. Mając dostęp do tajnych informacji, może je wykorzystywać w walce politycznej. Lewica ma ostatnio skłonności do zachowań samobójczych: np. nie podjęto próby likwidacji IPN, a teraz ta instytucja podpisała umowę z telewizją na produkcję programów edukacyjnych. Jak one będą wyglądać, łatwo przewidzieć, bo wszystko, co robi na tym polu IPN, jest manipulacją wymierzoną w lewicę. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
NIE DO WIARY
W
ielu próbowało dotrzeć do biblijnej arki Noego. Relacje tych, którym udało się wspiąć na Ararat i uj rzeć odsłonięty przez lód artefakt, traktowano jednak z przymruże niem oka, bo nie było żadnych dowodów. Pierwszym człowiekiem, który dowód dostarczył, był Fer nand Navarra. Kolejne dowody przedstawi być może międzynarodowa ekspedycja naukowców, która tego lata wyruszyła na Ararat. Badaczy zainspirowały ubiegłoroczne zdjęcia satelitarne, na których widnieje tajemniczy obiekt. Już same fotografie stanowią silną motywację do poszukiwań, a co dopiero kawał drewna, który z Araratu, z wysokości 4000 metrów, przyniósł francuski poszukiwacz Fernand Navarra.
Drewno Navarry Navarra, który służył jako żołnierz w Syrii i Libanie, poznał tam Alima – Ormianina, który pochodził z okolic Araratu. Jego przodek podobno widział arkę, a rodzina od wieków była w posiadaniu kawałka drewna z arki. Navarra postanowił ją odnaleźć. Na Ararat wybierał się trzykrotnie, ale podczas dwu pierwszych wypraw nie osiągnął celu ze względu na trudne warunki. Po raz trzeci Navarra ruszył na górę latem 1954 r. razem z 11-letnim synem Rafaelem. Gdy dotarli do strefy wiecznych lodów, w jednej z rozpadlin ujrzeli cienie pod lodem. Gdy zeszli do basenu, Navarra wyrąbał dziurę głęboką na 20 cm i trafił czekanem w coś twardego. „Skała czy drewno?” – myślał. Po dłuższej chwili miał pewność, że chodzi o belkę czarnego drewna, zanurzoną w zamarzniętej wodzie. Próbował ją wyciągnąć, ale nie miał szans. Musiała być bardzo długa albo wciąż przymocowana do reszty konstrukcji.
Poszukiwacze zaginionej arki (cz. 3) W końcu odrąbał z niej wzdłuż włókien półtorametrowy kawał. Belka była ociosana narzędziem. Jego syn ciągnął ją w górę, a Navarra zrobił kilka zdjęć. Wielu znawców tematu sądzi, że drewno Navarry pochodzi z arki, ale nie z miejsca, gdzie ona spoczywa. Navarra znalazł je bowiem na wysokości 4000 m, natomiast relacje świadków umieszczają arkę kilkaset metrów wyżej. Może to jednak potwierdzać obserwację świadków, że arka jest przełamana przynajmniej na dwie części, do czego mogło się przyczynić trzęsienie ziemi w 1840 r. Niektóre belki znalazły się niżej z powodu ruchu pokrywy lodowca, która przesuwa się 1 m rocznie, ciągnąc z sobą wszystko, co napotka po drodze. Drewno obrobione przez człowieka znalazł na tej samej wysokości także historyk James Bryce w 1876 r. oraz archeolog Hardwick Knight – w 1936 r. Kolejna wyprawa Navarry wraz z zespołem SEARCH w 1969 r. potwierdziła ten wniosek – w strumyku w pobliżu poprzedniego miejsca znaleziono kilka drewnianych kawałków (najdłuższy miał około 40 cm), które przypominają deski z poszycia. Drewno znalezione przez Navarrę było ciemne, a zarazem tak twarde, że metalowe piły potraciły na nim zęby. Czy może ono pochodzić z arki? W prestiżowych ośrodkach datowano je na około 5000 lat. Badania prowadziły m.in.: Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu, Narodowe Centrum Badań Naukowych w Paryżu, Badawczy Instytut Gospodarki Leśnej w Madrycie, Centrum Badań i Analiz Leśnictwa w Paryżu, Wydział Antropologii i Studiów Prehistorycznych na uniwersytecie w Bordeaux
NASZA RACJA
ZEBRANIA APPR Busko Zdrój – 26.08, godz. 18, Pensjonat „Willa Ewa” ul. Kusocińskiego 4a; Częstochowa – każdy pierwszy wtorek m-ca, al. NMP 2, lokal Zrzeszenia Emerytów i Rencistów; dyżury: każdy wtorek 17–19; Dąbrowa Górnicza – pierwsza środa miesiąca, godz. 17, lokal PZW, ul. W.P. 35; Gdańsk – nowa siedziba – Gdańsk Wrzeszcz, ul. Jaśkowa Dolina 78. Spotkania: soboty w godz. 11–14. Stoisko RACJI nr 73 na Jarmarku Dominikańskim przy ul. Szerokiej 77/79 w godz. 10–20; Gorzów Wlkp. – każdy czwartek, godz. 17, ul. Obotrycka 7' Gubin – pierwszy piątek miesiąca, godz. 19; Kalisz – czwartki, godz. 19, al. Wojska Polskiego 115, II piętro; Kołobrzeg – czwartki, godz. 16–18, ul. Rybacka 8; Katowice – czwartki, godz. 17, ul. Sokolska 10a/4; Kraków – każdy 3 czwartek miesiąca, ul. Podchorążych 3, Dom Biesiadny „Złoty Róg”; Mysłowice – 12. każdego miesiąca, godz. 17, lokal ALF (Brzączkowice); Poznań – 16.08, godz. 17, ul. Szelągowska 53, dyżury: wt. – pt., godz. 17–21; Poznań – Nowe Miasto, Rataje – w każdy pierwszy czwartek miesiąca w siedzibie partii, ul. Szelągowska 53; Rawicz – 2.09, godz. 19, ul. Śląska 3 – otwarte zebranie założycielskie;
Ruda Śląska – Wirek – 16. każdego miesiąca, godz. 18, ul. 1 Maja 270; Słupsk – pn. – pt., godz. 10–16, ul. Wileńska 19, Centrum Medycyny Naturalnej; Sosnowiec – każda druga środa miesiąca, godz. 17, kawiarnia „Kolorowa”; Świdnica – 27.08, godz. 17, Dom Działkowca; Stargard Szczeciński – 29.08, godz. 17, ul. Limanowskiego 24,sala PCK; Tarnowskie Góry – każdy drugi wtorek miesiąca, godz. 18; Warszawa – każdy piątek, godz. 18.30–21, bar „Waldi”, róg ul. Radiowej i ul. Kaliskiego – spotkanie informacyjne; Warszawa Żoliborz – 15.08, godz. 13, ul. Próchnika 8a, Dom Kultury (na tyłach Teatru Komedia); Warszawa – każdy czwartek, godz. 18–19 spotkanie informacyjne, ul. Puławska 143; Warszawa Targówek – w każdą środę, godz. 18, ul. Kołowa 18, Klub Piłkarski; Wieluń – 4.09, godz. 17, oś. Stare Sady, kawiarnia „Martynka”. Kontakt: Maciej Stępień 0-600 192 150; (43) 843 37 31; Wrocław – w każdy czwartek, godz. 17, Klub Kombatanta przy ul. Zelwerowicza 4; Zbąszyń – pierwsza środa miesiąca, godz. 18.30, hotel „Acapulco”; Zgorzelec – dyżury we wtorki i piątki w godz. 16–18, ul. Warszawska 1, pokój 5; Zielona Góra – każdy piątek, godz. 17, pl. Słowiański 21.
i Muzeum Kairskie w Egipcie. Próbki zbadano też metodą radiowęglową wynalezioną przez dr. Willarda Libby’ego, szacując, że mają zaledwie 862–1700 lat. Metoda Libby’ego nie jest jednak optymalna dla datowania drewna. Jej twórca przyznał to, mówiąc, że za jej pomocą nie można dokładnie określić wieku drewna Navarry, gdyż nasiąkało na dużej wysokości wodą lodowcową i było bombardowane „młodym” węglem, a zatem otrzymane wyniki mogą mijać się z prawdą. Dlatego zalecał w tym przypadku zastosowanie innej metody datowania. Dr Robert Bliss, szef wydziału naukowego w Instytucie Naukowym w San Diego, po zbadaniu drewna Navarry oświadczył: „Próbka drewna Navarry jest belką konstrukcyjną impregnowaną smołą bitumiczną. Ma gniazda czopowe i połączenia na kołki. Z całym przekonaniem twierdzę, że jest ociosana i obrobiona przez człowieka. Cechy te korespondują z relacją biblijną i wczesnymi metodami budowy statków. Wyżarta i spękana powierzchnia wskazuje na wpływ zamarzania i rozmarzania oraz na nasiąknięcie wodą”. Amerykański astronauta James Irwin poprosił o zbadanie próbki z drewna Navarrry w Centrum Badań Izotopowych przy Uniwersytecie Georgia. Dr John Noakes tak napisał o wynikach: „Próbkę drewna poddano procesowi oczyszczania, który poprzedza testy mające na celu określenie jej wieku. Okazało się wtedy, że ciemna, bitumiczna substancja pokrywa nie tylko powierzchnię, ale jest rozłożona równomiernie w całym drewnie. Jest to zaskakujące, gdyż wcześniej spotykaliśmy się z czymś takim tylko w przypadku drewna poddanego obróbce pod wysokim ciśnieniem. Kwestia powiązania bitumicznego impregnatu z próbką drewna była dla nas wielce intrygująca. Już to, w jaki sposób materiał współczesny powlekający mógłby być połączony z próbką drewna mającą co najmniej 1500 lat, jest czymś trudnym do wyjaśnienia, a jeszcze większą zagadką jest to, w jaki sposób doszło do tak głębokiej impregnacji bez użycia współczesnej technologii”.
Tajny pakt Intrygującymi wiadomościami podzielił się David Duckworth: „W 1968 roku pracowałem w Smithsonian Institution w Waszyngtonie w paleologicznej sekcji kręgowców. Kiedy poszedłem po aceton do oczyszczenia jakiegoś eksponatu, którym się wtedy zajmowałem, zastałem swego zwierzchnika z gościem, też naukowcem, dr. Robertem Geistem. Obaj oglądali pod powiększalnikiem jakieś fotografie. Podszedłem i spytałem, co robią. Odpowiedzieli, żebym sam zobaczył. Spojrzałem na cztery złożone razem zdjęcia, które przedstawiały podłużny obiekt, przypominający statek, na wpół przykryty lodem i śniegiem. Obiekt wydawał się złamany w środku. Dwie połówki były oddalone od siebie, a jeden koniec był
zmiażdżony. Zadałem kilka dalszych pytań i mój szef wyjaśnił, że zdjęcia zrobiono na tureckiej górze Ararat z balonu, do którego przymocowany był aparat fotograficzny. Na niektórych widać było cień balonu. Powiedział, że zdjęcie, na które patrzę, składa się z kilku fotografii wykonanych w podczerwieni (...). W pracowni zobaczyłem również kilka kawałków skamieniałego drewna. Były ciężkie, jak z kamienia, ale niewątpliwie było to drewno, w dodatku ociosane i z głębokimi otworami, które wyglądały tak, jakby wypalono je czy wywiercono w dużej temperaturze”. Wszystko było jednak pod ścisłą tajemnicą. Sprawa wyszła na jaw, gdy do księgarni w Nowym Meksyku, w której wiele lat później pracował Duckworth, zadzwoniła Violet Cummings z prośbą o promocję jej książki pt. „Noah’s Ark: Fact or Fable?” („Arka Noego: fakt czy fikcja?”). Słysząc ten tytuł, Duckworth powiedział: – Ten statek znaleziono lata temu, kiedy pracowałem w Smithsonian. Czy historia opowiedziana przez Duckwortha może być prawdziwa? Na list w tej sprawie odpisał 12 grudnia 1979 r. sekretarz Smithsonian Institution, S. Dillon Ripley, oświadczając, że Muzeum nigdy nie zajmowało się badaniem resztek arki Noego, nikt z jego personelu nie uczestniczył w ekspedycji szukającej arki, Muzeum nie brało udziału w popieraniu czy finansowaniu takiego projektu ani nikt z jego pracowników nie widział żadnych związanych z arką artefaktów. Podobne oświadczenie złożyło również National Geographic Society. Przeczą temu jednak relacje dwóch kapelanów i trzech oficerów amerykańskich. Jesienią 1964 roku grupa składająca się z członków ekspedycji National Geographic, wracając z góry Ararat, zatrzymała się na noc w amerykańskiej bazie wojskowej w Trapezuncie (Turcja). Kapelan płk Roger H. Pearson napisał w tej sprawie notatkę: „Pod koniec 1964 roku w Trapezuncie zatrzymała się grupa osób, prosząc o nocleg. Członkowie grupy podróżowali land-roverem i, jak mi się zdaje, było ich czterech. Mogę się mylić, ale chyba była z nimi kobieta, żona jednego z uczestników. Przedstawili się jako członkowie ekspedycji National Geographic na górę Ararat (...). Kiedy zapytałem jednego z nich półżartem, czy znaleźli arkę, odparł: »Kapelnie, nie uwierzyłby pan, co znaleźliśmy!« Zaczął wyjaśniać, że nie może o tym mówić, ale dał do zrozumienia, że dokonali wielkiego odkrycia. Byłem pod takim wrażeniem, że potem przez rok przeglądałem numery National Geographic, szukając w nich informacji o tej wyprawie, ale niczego nie znalazłem”. Kapelan kpt. Clair Schaffer, który pracował w Samsunie w Turcji, złożył podobne oświadczenie: „Ekspedycja z National Geographic Society zatrzymała się i spędziła noc w naszej bazie, wracając do ojczyzny po pobycie we wschodniej Turcji i na górze Ararat.
Kiedy jej członków zapytano: »Czy znaleźliście arkę?«, odrzekli: »Teraz nie możemy udzielić odpowiedzi na to pytanie, ale możemy powiedzieć, że dokonaliśmy największego odkrycia w dziejach ludzkości!«”. Z relacji kilku innych świadków wynika, że National Geographic Society zorganizowało wyprawy na Ararat w latach 1958, 1964, 1968, a Muzeum Smithsonian analizowało przywiezione stamtąd znaleziska.
CIA i arka W 1961 r. dr Lawrence Hewitt i Wilbur Bishop zrobili wiele zdjęć góry Ararat z powietrza. Studiując je, fotoanalityk Ray Anderson dokonał niezwykłego odkrycia. W pobliżu Gardzieli Ahora na wysokości 4720 m dostrzegł pod mikroskopem koniec podłużnego obiektu o prostokątnym kształcie z zarysem pokładów oraz nadbudówki. Około 300 m niżej widniał drugi, podobny obiekt. Z analizy zdjęć wynika, że arka jest przełamana na dwie części – krótsza ma około 30 m, obsunęła się w dół i zaklinowała w szczelinie na wysokości około 4420 m. Po analizie zdjęcia mikrometrem Anderson stwierdził, że wymiary arki wynoszą około 130 x 22,5 x 13 metrów. Istnieje kilka relacji żołnierzy amerykańskich, którzy oglądali zdjęcia arki wykonane przez lotników amerykańskich nad Gardzielą Ahora. Zdjęcia zostały ponoć sklasyfikowane przez amerykańskie agencje rządowe jako ściśle tajne. Czy CIA ma je w swojej pieczy? W 1974 r. CIA wezwało dr. Waltera Browna, emerytowanego pułkownika amerykańskich Sił Powietrznych, na spotkanie najwyższych rangą pracowników biura. Wypytywali go o wszystko, co wiedział o arce na górze Ararat. Co ciekawe, lotnictwo amerykańskie sfotografowało ją w tym właśnie roku. Pilot, który brał udział w tym projekcie, powiedział: „Coś stało się w 1974 r., kiedy byłem w czynnej służbie. Razem z drugim pilotem zostałem przydzielony przez wyższe szarże do ściśle tajnej misji. Mieliśmy przelecieć nad górą Ararat i sfotografować coś, co według naszego dowództwa mogło być sowiecką instalacją obronną. Brałem udział w tej akcji jako specjalista od zdjęć lotniczych. Przelecieliśmy myśliwcem F-4 w niewielkiej odległości od obiektu – mniej niż 300 m nad górą. Film przekazano Air Force i sklasyfikowano jako ściśle tajny. Nie wiem, co się z nim stało, ale mogę powiedzieć, że na własne oczy widziałem ciemny – prawie czarny – obiekt, który spoczywał na wysokości jakichś dwóch trzecich góry, w pobliżu wąwozu. Był podłużny, częściowo pogrzebany w lodzie, przewieszony nad urwiskiem. Według mnie jest zdecydowanie wykonany przez człowieka i przypomina łódź. Wyglądał tak, jakby nie należał do tej góry – zupełnie tam nie pasował”. Cdn. JD
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
LISTY Dobry klient Rzecz dotyczy pana prałata: tego, czy jest pedofilem, to nie wiem, ale mogę powiedzieć na pewno, że prałat Jankowski jest rzadkim (ale jest) klientem trójmiejskich i ogólnopolskich lokali gejowskich! Jego wizyty są w tych lokalach wydarzeniem ze względu na rachunki i napiwki, a snob z niego taki, że podczas wizyty w szczecińskim klubie Incognito (już nie istnieje) potrafił zamówić szampana, wypić pół lampki i resztę zostawiać, płacąc stówkę. Wszyscy wiedzą, że lubi młodszych chłopaków, ale w tym środowisku nie jest to aż tak źle widziane, ponieważ jesteśmy... powiedzmy – przyjaciółmi. Nieraz siedziałem prałatowi na kolanach (byłem drag queenem), a Henio lubi takie zboczenia i przegięte cioteczki. Piszę to, aby rozwiać jakiekolwiek wątpliwości co do seksualności księdza prałata. Stella Chabell (drag queen)
Ubodzy duchowo Kiedy byłem w seminarium duchownym, często słyszałem takie ciekawe stwierdzenie: „Ubóstwo – TAK, ale nie dziadostwo...”. I wiele jest w tym stwierdzeniu prawdy. Często spotykam księży bardzo ubogich duchowo albo raczej bez duchowości, ale dziadostwa to raczej nie preferują. Zresztą tak jak cały Kościół katolicki, czyli powszechny, który ubogi jest (duchowo) aż do bólu. Natomiast majestatyczne świątynie, np. bazylika w Licheniu czy Sanktuarium Miłosierdzia Bożego – a już niedługo i Świątynia Opatrzności Bożej – to jest właśnie polski Kościół katolicki. A wierni ofiary przyniosą, bo trzeba dać, aby pozyskać skarby w niebie. Oj, wiedzą księża, jak kasiorkę wyciągnąć. Ale na nic się zda wołanie o pomstę do nieba. Oni nie są z tego świata i trochę inną ewangelię przerobili. Wszystko na swoje własne potrzeby. I tyle mają wspólnego z ewangelią, co Marks i Engels z Lechem Wałęsą. Artur Frąszczak,
[email protected]
W związku z olimpiadą TVP na okrągło serwuje nam wszystko na temat antycznego, greckiego świata i jego niekwestionowanego wpływu na kształtowanie się kultury europejskiej. Słowo Chrystus pada bardzo rzadko, i to tylko w kontekście określenia czasowego – co było przed, a co miało miejsce po przyjętej przez świat chrześcijański dacie jego narodzin.
I u nas coś zaczyna się zmieniać: a to pedofil prałat Henio na warsztacie prokuratury, a to znów ustawa o „świętych watykańskich krowach”, które będą musiały teraz z własnej kieszeni płacić za swoje ubezpieczenie... H.P. Majka
Kobietolodzy Wpadł mi w ręce list biskupów Kościoła katolickiego o współdziałaniu mężczyzny i kobiety w kościele i świecie. Przeczytałem całość i wyciąłem fragment, z którego niezbicie wynika, że komuś zależy na skłóceniu płci. „Kobieta, by być sobą, czyni się nieprzyjacielem mężczyzny. Wobec nadużyć władzy odpowiada ona strategią poszukiwania władzy. Proces ten prowadzi do rywalizacji płci, w świetle której jestestwo i rola jednej z płci są podejmowane na niekorzyść drugiej, co w konsekwencji wprowadza do antropologii zgubne pomieszanie, mające bezpośredni i nieszczęsny wpływ na strukturę rodziny”. Szokiem dla mnie i innych mężczyzn była wiedza autora dokumentu. Aż prosi się, aby sparafrazować B. Lindę: „Co ty wiesz o kobietach?”. Swoją drogą – skąd ci watykańscy mężczyźni tak dużo wiedzą o kobietach?! Shrek z Dębicy
Antyki górą W dniu 13.08.2004 r. nastąpiło otwarcie w Atenach XXVIII Igrzysk Olimpijskich. W paradzie 202 państw brakowało przedstawicieli Watykanu. Czyżby oni nie mieli sportowców...? A nasze słynne parafiady, na których nie brakuje przedstawicieli w czarnych kieckach?!
Jednak nie mieszka! Czytam Waszą gazetę często, ale wierzę w Boga i chodzę w każdą niedzielę do kościoła, bo nie wyobrażam sobie, żeby taka odwieczna instytucja okłamywała ludzi. To by było największe kłamstwo na miliardach ludzi,
LISTY OD CZYTELNIKÓW i to przez tyle wieków. To niby co, wszyscy ci zmarli leżący na cmentarzach byli oszukiwani, a chowali ich kapłani fałszywej wiary? To mi się w głowie nie chce mieścić i nie pomieści. Wiele rzeczy, które opisujecie, jest dla mnie bardzo wątpliwych, bo to niemożliwe, żeby Kościół był aż tak zły i tak się mylił! Podam przykład – w komentarzu „Wstyd i głupota” dwa tygodnie temu były ksiądz
Jonasz cytuje niby z Biblii, że Bóg „nie mieszka w świątyniach ręką ludzką uczynionych”. Przecież to by zupełnie podważało nasz Kościół katolicki i jego tak liczne i piękne świątynie, które buduje na chwałę Bożą. Pytałam naszego księdza proboszcza o ten fragment i powiedział mi, że nie ma takich słów w Piśmie Świętym. Co o tym powiecie? Czy mam już Was przestać czytać? Alina z Chorzowa Bynajmniej, Szanowana Pani! Proszę otworzyć Biblię i odnaleźć Dzieje Apostolskie, rozdz. 17, werset 24... Redakcja
Wyklęty Jonaszu! Szczęść Boże. Jestem tak dogłębnie poruszona brakiem pokory z waszej strony wobec Kościoła katolickiego, Duchowieństwa i Prawdy objawionej. To, że istniejecie, to sygnał, że to już czas Ostatni, a szatan wie, że już ma mało czasu. Nawróćcie się, Kościół wam przebaczy i Ojciec Święty też tobie przebaczy, Jonaszu. Tak bardzo boli szczególnie wasz brak szacunku do Ojca Dyrektora Tadeusza Rydzyka z rozgłośni toruńskiej. Jak tak można? W kraju wielkiego Polaka z Wadowic Ojca Świętego Jana Pawła II. Modlę się za was, abyście zawrócili ze złej drogi. Ta wasza gazeta – jaki to wstyd przed naszym Papą w Rzymie, przed naszą tradycją, duchowieństwem i całym chrześcijańskim światem wraz z jego 2000-letnią historią i posługą. Kościół jest cierpliwy i wyrozumiały, a Bóg bogaty w miłosierdzie i czeka na was. Nie godzi się tak pisać o naszej
katolickiej Ojczyźnie Polsce, która już wkrótce będzie drogowskazem dla zepsutej i laickiej Europy. Nawróćcie się, póki jest jeszcze czas, a pozostało go już niewiele. Szczęść Boże, opamiętajcie się! Aldona PS Polsko, byś katolicką pozostała!
Problem z głowy W latach 60. ubiegłego wieku ks. Marian Dereźnicki, proboszcz parafii Świętego Ducha w Poznaniu, przystąpił do budowy kościoła parafialnego. Budowę rozpoczęto oczywiście od wystawienia okazałej plebanii, w której duchowny zamieszkał z dwiema paniami: Barbarą, lat 40, jako gospodynią, i Jadwigą, lat 20, jako pokojówką. Odnosiło się wrażenie, że proboszcz żyje z panią Barbarą w konkubinacie, bowiem razem chodzili na zakupy, a w soboty udawali się na partię pokera do księdza w Swarzędzu. W związku z powyższym członkowie rady parafialnej wystąpili do kurii z petycją o odwołanie ks. Dereźnickiego, motywując prośbę jego niemoralnym i gorszącym zachowaniem. Jaki był skutek? Problem rozwiązał się sam, bowiem w krótkim czasie nie pani Barbara, ale dwudziestoletnia pani Jadwiga urodziła plebanowi potomka – dziewczynkę – i ksiądz musiał w niesławie opuścić parafię. były członek rady parafialnej
Gdzie odwaga?! Oglądam programy interwencyjne: „Sprawa dla reportera”, „Zawsze po dwudziestej pierwszej”, „Uwaga!”, „Superwizjer”, „Dyżur”, a i „Telekuriera” też nie opuszczam. Są to programy mówiące o ludzkiej biedzie, krzywdzie i beznadziei w życiu ludzi pospolitych, jakich miliony; ludzi jakże często dumnych na tyle, że pomimo skrajnej nędzy nie wyciągają ręki do pomocy społecznej. Programy te apelują o pomoc finansową dla beznadziejnie chorych dzieci i dorosłych, dla których nawet w kasach zamożnych miast nie ma zwykle pieniędzy. Brakuje ich np. na zainstalowanie wind dla sparaliżowanych, na operacje czy przeszczepy – brakuje na wszystko... Na jedno tylko tych pieniędzy w biednych budżetach samorządowych i miejskich nie brakowało, nie brakuje i nigdy brakować nie może, ale jeszcze w żadnym programie – nigdy, przenigdy – nie zadano notablom jednego pytania: „A ile rada miasta i pan burmistrz (prezydent, wójt, starosta) przeznaczyli tego roku na dotacje dla
19
Kościoła?! Katolickiego, ma się rozumieć, bo przecież tylko ten jest „jedyny, poza którym nie ma już nic, nawet zbawienia”. Mimo swego obrzydliwego bogactwa i pozycji monopolisty w „szczęściu brania” bierze pełną garścią ze wszelkich dostępnych i niedostępnych budżetów! Oczywiście Kościół na pewno nie brałby aż tyle, ile swoją wielmożnością wymusza, gdyby mu w lansadach – na nogach drżących ze strachu przed anatemą – nie dawano, uprzedzając niejednokrotnie życzenia. Więc pytam: gdzie odwaga szanownych Panów i Pań reporterów i reporterek? Leon Bod-Bielski
Nieomylni Z „Kuriera Szczecińskiego” (13. 08.2004 r.) można się dowiedzieć, że Liga Polskich Rodzin wie najlepiej, co jest „polskim rodzinom” potrzebne do szczęścia: „(...) rodziny powinny w święta spędzać czas ze sobą, rozwijając się duchowo, a nie robić zakupy”. Skąd LPR to wie? O jakie opcje (jakiej religii) chodzi „świętej” Lidze oraz gdzie (może w konstytucji?) znajduje ona umocowanie dla swoich ogólnonarodowych twierdzeń? Czy korzystająca ze swobód demokratycznych LPR wie, że to, co proponuje milionom polskich rodzin, nie ma nic wspólnego z demokracją, pluralizmem, wolnym rynkiem, konkurencją, swobodą obrotu gospodarczego? Kto Lidze Polskich Rodzin dał imprimatur, aby występowała w imieniu wszystkich bez wyjątku rodzin w Polsce? Czyżby LPR nie znała i nie chciała znać procentowego wskaźnika swojego wyborczego poparcia? Chciałbym poinformować LPR i inne partie skłaniające się w kierunku wizji wspaniałego, zhomogenizowanego pod ich sztandarami świata, wizji snutych przez tę partyjkę coraz namolniej i bezczelniej, że mieliśmy w Polsce całkiem niedawno rządy partii kropka w kropkę podobnej do LPR, bo wiedziała lepiej niż wszyscy, co Polsce i Polakom jest do szczęścia potrzebne. Jedyne, co ją od LPR-u różniło, to to, że „po wskazówki” do swego zegara dziejów jej prominentni sekretarze latali do Moskwy, a do konstytucji – też wbrew polskim rodzinom – wpisała inne „wartości przewodnie”. I po co było skakać przez płot i obalać satrapkę PZPR? Czy po to, byśmy mogli poznać gorycz stryjka, który zamienił całkiem dobrą siekierkę na spróchniały kijek?! Są jeszcze trzy partie, które – podobnie jak LPR – wiedzą lepiej, co „rodziny powinny”: jedna rządzi w KRLD, druga w Chinach, trzecia na Kubie. Czytelnik
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2004 r. Cena 31,20 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 34 (233) 20 – 26 VIII 2004 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Jezus miał AquaSlipper?!
CZARNO NA BIAŁYM
Prawdziwe bajki
Na zdjęciu przedstawiamy absolutnie nowy produkt do chodzenia po wodzie – AquaSlipper. Wystarczy, że postawisz stopy na platformie, ręce położysz na kierownicy i – obniżając oraz podnosząc ciało – wprawisz urządzenie w ruch Fot. Rafał Babiński
Rys. Tomasz Kapuściński
Kumpel skarży się kumplowi: – Wiesz, nigdy nie mogę oszukać żony, kiedy późno wracam do domu. Gaszę silnik samochodu dwie ulice wcześniej, potem go pcham i wtaczam do garażu, zdejmuję buty, skradam się na piętro, przebieram się w łazience. Ale ona zawsze się budzi i krzyczy, że tak późno wracam. – Masz złą technikę, stary! Ja wjeżdżam na pełnym gazie do garażu, trzaskam drzwiami, tupię nogami, wpadam do pokoju, klepię ją w tyłek i pytam: „Co powiesz na numerek?”. A ona zawsze udaje, że śpi... ¤¤¤ Ogłoszenie w dziale towarzyskim: Młody, przystojny, dobrze ubezpieczony pan z wykształceniem
Trafiłem na książkę „na czasie”. Autor: Peter Raina, tytuł: „Ksiądz Henryk Jankowski walczy o prawdę”. W Internecie można znaleźć recenzję zachęcającą do zakupu. Przytoczymy ją niemal w całości i prosimy teraz Szanownych Czytelników o śmiertelną powagę. Żadnych podśmiechujków. Do dzieła: „Jedyna na polskim rynku pełna, bogato ilustrowana i udokumentowana biografia Prałata Henryka Jankowskiego, wielkiego kapłana i patrioty. Człowieka, który zdobył niepodważalne zasługi w walce o godność człowieka (Kajtusia, Sławka i in. – dop.
Czarny humor wyższym i dobrymi manierami. Posiadam dwa najnowsze samochody, rodzinną posiadłość i willę na Karaibach... Nie szukam niczego ani nikogo. Tak się tylko chwalę... ¤¤¤ Na murze wisi plakat wyborczy SLD z wielkim hasłem: PO PIERWSZE – GOSPODARKA! Przechodzący obok człowiek dopisał: PO SIÓDME – NIE KRADNIJ! ¤¤¤ Przychodzi facet do lekarza i mówi: – Panie doktorze, wątroba mnie boli.
– A czy pije pan wódkę? – Piję, panie doktorze, ale to nie pomaga. ¤¤¤ Sędzia na rozprawie rozwodowej: – Postanowiłem przyznać pańskiej żonie 2 tys. zł miesięcznie. – Świetnie, Wysoki Sądzie – odpowiada mąż. – Ja też od czasu do czasu dorzucę jej parę złotych od siebie. ¤¤¤ Facet wypływa łodzią w morze, żeby łowić ryby... Nagle z wody wynurza się rekin i ze złowieszczym uśmiechem pyta: – Co, na rybki? – Na grzyby! Jak Boga kocham – na grzyby!
red.) i niepodległość ojczyzny, który zawsze działał na własną kapłańską odpowiedzialność, ryzykując wiele, nawet własne życie (...). W Polsce demokratycznej stał się obiektem bezpardonowych, obelżywych paszkwilów (...). Pomimo licznych szykan i gróźb ks. Jankowski jest wytrwały w służbie prawdy. »Z tej drogi – jak uparcie mówi – zejść nie mogę«”. Tyle zachęty do zakupu pozycji o wspaniałym prałacie, a ponieważ dysponujemy jeszcze odrobiną miejsca, śpieszymy i z inną recenzją. Tytuł: „Czerwony Kapturek”. „Wstrętny bachor, zamiast siedzieć w domu i zakuwać do matury, wybrał się na balangę. Dziewczę, planując imprezę, zaopatrzyło się w gustowne malinowe prezerwatywy – kapturki (stąd ksywa). Droga wiodła przez skwerek, na którym czas spędzał znany kloszard, pan Wilk. Gdy dowiedział się, że Kapturek zmierza do burdelbabci, by sobie wcześniej trochę dorobić, powiedział, że dziewczynka zarobić może zaraz na miejscu. Co też się stało. Nienasycony jednak Wilk pobiegł do burdelbabci i... też dał jej zarobić. Wszystko skończyło się wspaniale, czyli wspólną orgietką, w którą wdał się jeszcze niejaki Gajowy”. Oto recenzje dwóch bajek, polecanych przez redakcję „FiM”. Która Wam się bardziej podoba? MarS