Wykup mieszkanie za złotówkę i... płać za nie 3 tys. zł podatku rocznie
PiS SZYKUJE PODATEK KATASTRALNY! INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 34 (390) 30 SIERPNIA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str. 3
Przygodny seks z partnerem tej samej płci, trwałe związki uczuciowe, „małżeństwa” aż po grób, a nawet homoseksualne adopcje. Wszystkie te rzeczy – wyklinane przez kler wszelkiej maści jako „sprzeczne z naturą”, gdy zdarzają się między ludźmi – można spotkać w... naturze! Wśród zwierząt w różnych zakątkach ziemi. Tej ziemi. Str. 12, 13
Str. 17
Str. 9
ISSN 1509-460X
Str. 21
2
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „Były szef MSWiA Janusz Kaczmarek reprezentował potężny układ polityczny i biznesowy” – oświadczył Jarosław K. Na poparcie swoich słów podał przykłady wspierania Kaczmarka przez rozmaite ogólnopolskie (też umoczone w „układ”) media. I tak oto z dnia na dzień „FiM” stały się „prokaczyńskim, antyukładowym” tygodnikiem – jasna cholera! My bowiem źle o Kaczmarku pisaliśmy od pierwszych chwil jego politycznej kariery. Wszystkie ważne partie (z wyjątkiem PiS) chcą powołania speckomisji ds. prowokacji CBA w Ministerstwie Rolnictwa oraz w sprawie śmierci Blidy. Głosowanie w tej sprawie miało odbyć się w sejmie w środę. Niet! – obszernie i rzeczowo ustosunkował się do tego pomysłu marszałek Dorn. Jarosław Kaczyński powiedział tygodnikowi „Wprost”, iż jego bliźniak zawarł z szefem PO „dżentelmeńską umowę” à propos wcześniejszych wyborów i komisji śledczych. „Premier nie po raz pierwszy kłamie!” – wściekł się Tusk. No i co się piekli? Dżentelmeńską umowę zawierają dżentelmeni, więc innych Kaczorów i Donaldów ona i tak nie obowiązuje. „Nie będę drugą Barbarą Blidą” – powiedział dziennikarzom były minister Kaczmarek podczas konferencji prasowej, na której nic więcej nie powiedział. Ale z tą tezą akurat się zgadzamy. Nie można być drugą Blidą, skoro się nie było pierwszą. Ani stylem, ani formatem, ani społeczną sympatią. Stanisław Łyżwiński niedługo może się przekonać, co to znaczy gwałt, w dodatku w wieloosobowej celi. Dostał właśnie 7 zarzutów. Wielka szkoda – w rządzie Leppera (lub jego syna) mógłby zostać ministrem ds. równego statusu kobiet i mężczyzn. Toruńska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie taśm Rydzyka, bo śledczy nie dopatrzyli się przestępstwa w jego wyzwiskach i zarzutach pod adresem głowy państwa. Znakomita to informacja dla dziennikarzy „Faktów i Mitów”. Od dziś będziemy całkiem bezkarnie nazywać prezydenta RP oszustem, a jego żonę – czarownicą. Wy też sobie nie żałujcie! 60 procent Polaków jest zdecydowanie przeciwnych wliczaniu stopni z religii do średniej ocen na świadectwach szkolnych – wynika z sondażu GFK Polonia. Polacy zatem kłamią ankieterom, a ankieterzy społeczeństwu, bo przecież w żadnym razie kłamać nie mogą biskupi (np. Głódź), oznajmiając, że „naród” gremialnie życzy sobie religii na szkolnym dyplomie i w średniej. Polscy żołnierze są zmuszani do udziału w misjach w Iraku i Afganistanie. Jeśli odmawiają dowódcy jednostki, słyszą, że w takim razie o awansach mogą zapomnieć na długie lata. Tak było np. w przypadku tragicznie zmarłego oficera walczącego w afgańskiej wojnie. Szkoda, że na kartach powołania nie widnieje (a powinno – tak jak na paczkach papierosów) ostrzeżenie: „Afganistan albo życie. Wybór należy do ciebie!”. Danuta Hojarska (Samoobrona) rozpowiada (np. dziennikarzom „Wprost”), że Tusk, jeszcze studentem będąc, w akademiku ostro pijał, a później bijał swoją małżonkę. W co jak w co, ale akurat w to nie uwierzymy. Akademik wyższej uczelni jest bowiem ostatnim miejscem na świecie, gdzie Hojarska mogłaby (nawet przez pomyłkę) przebywać i inwigilować szefa PO. Kaczor stojący na tle morza, zapatrzony w dal. I jeszcze napis: „Premier Kaczyński: zasady zobowiązują”. Taki oto plakat wyborczy PiS ośmiesza od minionej środy polskie ulice. Czerń i biel na plakacie mają niby symbolizować, że PiS nie idzie na żadne kompromisy. I jeszcze to, że nikt Kaczyńskim nie wytłumaczy, iż czarne jest czarne, a białe jest białe! Postrach gangsterów, zmora przestępców, zły sen oszustów i złodziei, polski sędzia Falcone, czyli Zbigniew Ziobro, miał zostać zlikwidowany przez „cyngla” rosyjskiej mafii, złoczyńcę Riccarda Fanchiniego – donosi „Nasz Dziennik”. Zleceniodawcą były dawne specsłużby PRL... Oczywiście! A Osama bin Laden to niby kogo chce załatwić, jeśli nie Jarka i Leszka K., którzy podprowadzili mu półksiężyc? Od początku bieżącego roku rośnie lawinowo liczba zabójstw, gwałtów, rozbojów, zuchwałych kradzieży. Aż 53 proc. Polaków czuje się mniej bezpiecznie niż przed rokiem. „Zaostrzenie kar, ich szybkość i nieuchronność (sądy 24-godzinne) – to wszystko już wkrótce zaowocuje widocznym spadkiem przestępczości”, mówił w styczniu Ziobro, który teraz sam „o mało nie zginął”. Sensacja historyczno-literacko-genetyczna na skalę światową. Oto Andrzej Kmicic – fikcyjna postać z sienkiewiczowskiego „Potopu” – okazał się antenatem Przemysława Edgara Gosiewskiego. Puszący się jak paw wicepremier potwierdził przed kamerami te bajki. Teraz, kultywując tradycje rodzinne, ów urodziwy i postawny mężczyzna powinien powtórzyć za nieistniejącym przodkiem: „Kończ waść, wstydu oszczędź”. Oby go naród posłuchał! Zżerany przez zazdrość poseł Suski pobiegł do telewizji i natychmiast ogłosił, że jego protoplasta był zastępcą Pułaskiego. Na generale ciąży wyrok śmierci za próbę zabicia króla Stanisława Augusta, a i hrabia Suski maczał w spisku ręce. Lech Kaczyński powinien się mieć na baczności! Polska policja do spółki z Interpolem przeprowadziła szeroko zakrojoną akcję wymierzoną w dilerów dziecięcej pornografii i w ich klientów. Wśród 48 zatrzymanych osób są nauczyciele, biznesmeni, księża katoliccy... Księża katoliccy? Hola, hola... nie nazywajmy perfumerii szambem!
Biskupek roztropek N
asz piękny kraj słynie z zachowań i wypowiedzi politycznie nieroztropnych, a momentami nawet skandalicznych. Mieliśmy już zatem prezydenta, który zamiast ręki podawał nogę, marszałka sejmu, który rzucał k...mi z mównicy, posła Janowskiego, który wierzgał, będąc pod wpływem, posła Kwaśniewskiego, który wychodził z sejmu przez okno po drabinie, prezydenta Kwaśniewskiego chorego na goleń w Charkowie, biskupa Pieronka, który wyzwał posłankę Jarugę-Nowacką od „betonu”, czy wreszcie księdza Rydzyka, który chciał golić na łyso parlamentarzystki głosujące za aborcją, a obecną prezydentową zidentyfikował jako czarownicę. Wszystkie te chwilowe zawirowania umysłów rozwiały wiatry historii. Właściwie do dziś wspomina się tylko czasem (do niedawna także w sądzie) sławetne ucałowanie ziemi kaliskiej przez ministra Siwca jako największy skandal III RP. Ale w IV RP wcale nie było lepiej! Jeszcze zanim nastała na dobre, jeden z jej dwóch protoplastów – Lech Kaczyński – zdradził program budowy nowej solidarnej ojczyzny, a streścił go w haśle: „Spieprzaj, dziadu!”. Nieco wcześniej namiestnikowi Watykanu w Polsce, Józefowi Glempowi, też wyrwała się spod serca opinia, jaką cieszy się wśród biskupów ta część narodu, która nie chodzi całe życie w żałobie („szczekające kundelki”). Nie gorszy był też ostatni tydzień. Dokładnie przed tygodniem, w ubiegły piątek, szefowa polskiej dyplomacji (dlaczego to w ogóle do niej nie pasuje?!), czyli Fotyga – w ramach naprawy naszych strategicznych stosunków z Niemcami – nazwała ich „historycznym wrogiem Polski” i oskarżyła o nieustanne kolaborowanie z Rosją przeciwko braciom Kaczyńskim. To nie żart, lecz konkluzja Fotygowego wywodu: spodziewając się wzrostu potęgi państwa polskiego za panowania wielkich bliźniaków, już Ribbentrop i Mołotow próbowali temu przeciwdziałać. Teraz, na bieżąco, kłody pod nogi rzucają nam dwie niemieckie SS-manki: Erika Steinbach i Angela Merkel. Tej pierwszej pocztówkę z okazji zlotu niemieckich ziomkostw wysłało Powiernictwo Polskie. Jest na niej Steinbach w towarzystwie oficera SS; z pewnością tego samego, który strzelał do starego Kaczyńskiego w powstaniu warszawskim. Starzy ziomkowie spod Szczecina i Wrocławia (a głównie już ich dzieci) zjeżdżają się co roku, aby powspominać stare czasy, a może i nawet pomarzyć, jak by to fajnie było, gdyby ich dawne heimaty wróciły do macierzy. No i co z tego? Dokładnie to samo, rok w rok, robią polscy Kresowiacy. Ale na nich nie rzuca się oskarżeń o wrogie nastawienie i rewizjonizm, bo rewizji się nie dopominają. Tyle że niemieckie pozwy o zwrot mienia pozostawionego w Polsce to margines, co nie znaczy, że nie trzeba mu ostro przeciwdziałać. Jednak trudno się też dziwić prostym Niemcom, którzy chcą odzyskać dorobek swój lub rodziców i korzystają przy tym z bałaganu w polskich księgach wieczystych. Postawmy się dalej na miejscu przeciętnego Helmuta, ale także na miejscu rządu Niemiec czy samej kanclerz Merkel. Ile można wysłuchiwać oskarżeń o rozpętanie wojny, mordowanie cywilów, holokaust i podobne niewątpliwe zbrodnie? Jak długo można obcierać plwociny i kajać się w obliczu oskarżeń, które nie dotyczą tych, do których są na okrągło kierowane?! Żołnierzy niemieckich walczących podczas II wojny żyje kilkanaście tysięcy, w tym faktycznych zbrodniarzy, którzy strzelali do cywilów – może kilkadziesiąt osób niegdyś zatrutych faszyzmem. Czy stosować więc wobec Niemców odpowiedzialność zbiorową? To tylko bracia Kaczyńscy mogli wymyślić. Jak i to, żeby 20 milionów Polaków zlustrować i pognębić za kilkuset oprawców z UB i SB. Odpowiedzialność
zbiorowa implikuje dyktaturę taką jak właśnie hitleryzm, maoizm, stalinizm czy kaczym, który na szczęście nie wypalił. Jednak Kaczy rząd do końca próbuje jeszcze działać na szkodę polskiego państwa, obrażając zachodnich sąsiadów, którzy byli naszymi rzecznikami przy wstąpieniu do Unii, kupują najwięcej polskich towarów i właśnie zapowiedzieli otwarcie dla nas swojego rynku pracy od 2009 roku. Gdyby ciągle jeszcze rządzący Polską – a uważający się za wierzących chrześcijan – znali Biblię, wiedzieliby, że wszystkich należy mierzyć jedną miarą. Ciekawe, jak zareagowaliby Kaczyńscy i inne Szczygły, gdyby najpierw dali się namówić Niemcom na udział w dwóch wojnach na Bliskim Wschodzie, a potem wredne, niewdzięczne Szwaby „w podziękowaniu za braterstwo krwi” zamknęliby dla Polaków granicę, odrzucali co trzecie podanie o wizę wjazdową, wcisnęli najdroższe i wybrakowane samoloty, oszukali na offsecie, wykopali naszych przedsiębiorców z rynków podbitych krajów, a ostatnio postanowili ustawić sobie w Polsce tarczę, narażając nas na zamachy terrorystyczne... Czy nazwaliby Niemców „największymi i niezawodnymi przyjaciółmi Polski”? Ale tzw. poważne media nie ośmielą się krytykować Kaczej nieroztropności. Zauważmy, że w polskim Katolandzie zmieszać z błotem można tylko tego, kto nie podoba się katoprawicowej władzy. Krótko mówiąc, mylić się mogą tylko niedowiarki ewentualnie inne postkomuchy. I tak całowanie ziemi przez Siwca czy „golenie” Kwaśniewskiego zawsze będą czymś obrzydliwym, ale już golenie głów posłankom przez tatę dyrektora uważa się za obronę wartości. Na tej samej zasadzie słowa Eriki Steinbach, że to nie Hitler jest odpowiedzialny za wypędzenie Niemców, lecz poszczególne kraje, które tego dokonały – są niepoprawne (i słusznie!). Ale już błogosławieństwo papieża Benedykta udzielone Erice i jej zjazdowi ziomków niepoprawne nie jest. Być po prostu nie może! Co najwyżej można je przemilczeć, ale już – broń Boże – skrytykować. Tak było ze „szczekającymi kundelkami”, „betonem” wylanym na głowę poseł Jarugi i tak jest zawsze, gdy głupi i bezczelny okazuje się „uznany autorytet” stojący z jednej czy drugiej strony ołtarza. Podobnie rzecz się miała w minioną sobotę. Nowy minister MEN Legutko wypowiedział się przeciwko wliczaniu oceny z religii do średniej na świadectwie, na co natychmiast ofuknął go biskup Głódź i nazwał wypowiedź Legutki „politycznie nieroztropną”, czyli głupią. Starzy politycy, którzy od lat kolaborują z Watykańczykami, wiedzą dobrze, że takie sprawy załatwia się w zaciszu gabinetu. W zamian za przywileje i publiczne pieniądze dla kleru negocjowane jest poparcie w wyborach i rządach. Ale Legutko jest w rządzie nowy i mógł tego nie wiedzieć. Jaki z tego wszystkiego morał? Ano taki, że dopóki i kiedykolwiek będzie u nas rządziła katoprawica, Polska pozostanie krajem dzikich praw i obyczajów rodem ze średniowiecza, gdzie równość wobec prawa będzie fikcją, a sutanna przepustką do nadużyć i okazją do bezczelnego obrażania światłych ludzi. A wniosek z morału jaki wypływa? Do wyborów, Drodzy Państwo, wszyscy do wyborów! JONASZ
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r. anim prezydent Lech Kaczyński złożył podpis pod ustawą, wiele kontrowersji wzbudził fakt łamania konstytucyjnej gwarancji równości obywateli wobec prawa. Buntowali się ci, którzy jeszcze niedawno na wykupienie zajmowanego lokalu wydali kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych (różnica pomiędzy rynkową wartością zajmowanego mieszkania a zwaloryzowaną wartością wniesionego wkładu). Żeby nieco ugłaskać ponad 2,5 miliona rodzin, Senat dopuścił możliwość zaliczenia wydanych pieniędzy na poczet funduszu remontowego (dotyczy to wyłącznie tych, którzy przekształcenia dokonali
Z
w czasach niezwykle szalejącej inflacji i wysoko oprocentowanych kredytów, których państwo nie umorzy (umorzyło wyłącznie kredyty zaciągane przed 1990 rokiem). Całkowitą ignorancją wykazał się też ustawodawca, wyznaczając trzy miesiące na realizację składanych w spółdzielniach wniosków. Według prezesów, jest to termin niemożliwy do zrealizowania przy obowiązującej procedurze (należy m.in. zwrócić się do starosty po zaświadczenie o tzw. samodzielności mieszkania). Tego samego zdania są notariusze. Dziennie każdy z nich jest w stanie zrealizować 4–5 wniosków, podczas gdy w spółdzielniach są ich tysiące.
GORĄCY TEMAT wydaje się, że już nikt mu nie zaszkodzi. No, chyba że ktoś posłucha głosu rozsądku należącego do Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP, który doszukał się w ustawie między innymi takich kwiatków jak: ¤ nakazanie spółdzielni wystąpienia z wnioskiem do gminy lub Skarbu Państwa o przekształcenie użytkowania wieczystego w prawo własności gruntu na żądanie choćby jednej osoby, która w danej nieruchomości wyodrębniła własność lokalu. Oznacza to obciążenie wszystkich lokatorów kosztem wykupu gruntu, przy czym żaden z nich nie ma wpływu na podjęcie decyzji,
3
¤ obowiązek udostępniania na stronach internetowych pełnej treści statutu, regulaminów, uchwał i protokołów obrad, a także protokołów lustracji i rocznych sprawozdań finansowych. Oprócz dodatkowych kosztów, jakie będą musiały ponieść szczególnie małe spółdzielnie w związku z utworzeniem, utrzymaniem oraz aktualizacją strony internetowej, dyskusyjny jest także fakt udostępniania powyższych informacji osobom w żaden sposób niezwiązanym ze spółdzielczością, przy jednoczesnym łamaniu m.in. ustawy o ochronie danych osobowych. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że Naczelny Sąd Administracyjny uchwałą
Jarosław Kaczyński i Przemysław Gosiewski zgodnym chórem zapewniają, że nie ma na razie mowy o podatku katastralnym. Z kolei według specjalistów – ustawa uwłaszczeniowa to pierwszy krok do jego wprowadzenia, a co za tym idzie – znacznego podreperowania budżetu państwa. W tym kontekście nie dziwi swoisty wyścig z czasem, jaki doradza się członkom spółdzielni, zamierzającym przekształcić swoje lokatorskie mieszkania w odrębną własność, która jest tutaj pojęciem kluczowym. Dlaczego? Po pierwsze, ustawa eliminuje możliwość przekształcania lokali spółdzielczych na spółdzielcze własnościowe,
z 11 kwietnia 2005 roku uznał, iż przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej nie mają zastosowania do spółdzielni mieszkaniowych! ¤¤¤ A teraz UWAGA, UWAGA!!! Dowiedzieliśmy się, że w głębokim zanadrzu rząd trzyma specjalną niespodziankę dla nowych właścicieli mieszkań. Podatek katastralny, który obowiązuje już w niemal wszystkich krajach Unii Europejskiej, gdzie właściciele nieruchomości oddają rocznie skarbówce od 0,5 do 1,8 proc. ich wartości. Z jednej strony podatek ma uporządkować polski rynek nieruchomości i sprawić, że posiadacz ekskluzywnej willi w stolicy będzie płacił państwu więcej niż emeryt z podlaskiej wsi (teraz uiszczają podatek niemal tej samej wysokości). Strona druga – konsekwentnie przez polityków pomijana – to fakt, że owym podatkiem zostaną objęci wszyscy ci, którzy dziś w długich kolejkach wystają swoje prawo do wykupienia mieszkania! I chociaż nie ma póki co formalnego wymogu ze strony Unii, aby państwa członkowskie wprowadzały „kataster”, wydaje się to tylko kwestią czasu (co najmniej 3 lata będzie trwało przygotowanie, tj. przede wszystkim wycena nieruchomości), szczególnie że Polska regularnie korzysta z unijnych środków na przygotowanie państwowych rejestrów cen i wartości nieruchomości.
pozostawiając lokatorom możliwość mało dotąd popularnego przekształcania mieszkań właśnie w odrębną własność, co daje właścicielowi także prawo do części gruntu, na którym stoi blok. Po drugie, tylko taka forma własności podlega podatkowi katastralnemu! Dla świeżo upieczonych posiadaczy będzie to oznaczało wydatek od kilku do kilkunastu tysięcy złotych rocznie – w zależności od rynkowej wartości mieszkania. – Za kilka lat, bo tyle pewnie poczekamy na kataster, okaże się, że biedni ludzie, których nie było stać na samodzielne wykupienie mieszkania, i sądzili, że dostali od państwa pierwszy w życiu prawdziwy prezent, zostaną obłożeni podatkiem, który w wielu wypadkach może przekraczać ich możliwości finansowe – mówi prezes jednej z dolnośląskich spółdzielni. – Mieszkanie o wartości rynkowej np. 250 tys. zł, za które dziś płacimy 125 zł w skali roku tytułem podatku od nieruchomości (0,05 proc.), po wprowadzeniu podatku katastralnego będzie nas kosztowało od 1250 do 3750 zł – dodaje. Oczywiście, im większa wartość nieruchomości, tym większy podatek. Może się więc okazać, że przyjmowane dziś z radością akty notarialne kiedyś staną się powodem do rozpaczy, zaś gminy – egzekwując należny im podatek – przy pomocy komorników będą wywłaszczały ludzi z ich mienia. WIKTORIA ZIMIŃSKA
Uwłaszczeni Gdy na dobre okazało się, że 3 miliony mieszkań obiecane przez PiS to jedynie kiełbasa wyborcza, pojawił się substytut. Ustawa uwłaszczeniowa. W wyniku jej „dobrodziejstwa” tysiące ludzi stoi w kolejkach po wykup spółdzielczego M za grosze. Nie wiedzą, że są jak karpie proszące o przyspieszenie wigilii... po 23 kwietnia 2001 r.). Nie jest to jednak zapis obligatoryjny, bowiem ostatnie słowo należy do walnego zgromadzenia spółdzielni, które może się na takie rozwiązanie zwyczajnie nie zgodzić. Szczególnie że zgoda oznaczałaby brak znacznych środków na prace remontowe nawet przez kilka czy kilkanaście lat. W cieniu dyskusji o dyskryminacji i niesprawiedliwości społecznej pozostają natomiast inne kwestie, których nie przeoczyli ludzie od lat związani ze spółdzielczością, a także członkowie Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP. Ustawa – jak większość pomysłów rządzącej ciągle partii – jest bowiem mocno niedopracowana, a przez pracowników spółdzielni mieszkaniowych nazywana wredną. Z kolei przez prawie milion tych, którzy dotąd nie mieli pieniędzy na przekształcenie we własność swoich czterech kątów – traktowana niczym manna z nieba. Trudno się temu dziwić, skoro nagle pojawiła się szansa wykupienia lokalu nawet za kilka złotych, co stanowi nominalną kwotę kredytu umorzonego przez państwo. Ale rzeczywistość rozmija się nieco z kreślonymi przez rząd wizjami. O tym, że symboliczna złotówka, która nie schodziła z ust polityków, to wyłącznie mit, jako pierwsi przekonali się mieszkańcy budynków wysokoodsetkowych (przydział na lokal dostali po 1990 r.), kiedy z odpowiednim formularzem w dłoni powędrowali do spółdzielni. Przecierali oczy ze zdumienia, gdy okazało się, że za swoje M muszą zapłacić nie kilka złotych, ale nawet kilkanaście tysięcy, gdyż ich mieszkania były budowane
Ponieważ za niedotrzymanie przewidzianego w ustawie terminu szefom spółdzielni grozi kara grzywny, a nawet ograniczenia wolności, wstawił się za nimi rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski. „Ustawodawca nie może nakładać na adresatów prawa obowiązków niemożliwych do wykonania” – napisał przytomnie w liście do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Ten – jak na razie – milczy; ma ważniejsze sprawy... – W jakim celu wyznaczono tak gardłowy termin? – pyta retorycznie pracownik łódzkiej spółdzielni. – Zapewne w obawie przed decyzją Trybunału Konstytucyjnego, który już raz – w 2001 roku – zakwestionował podobną nowelę. Obecna ustawa z pewnością podzieliłaby losy poprzedniczki, gdyby tylko przed oblicze Trybunału trafiła – dodaje. Jednak dziś są na to małe szanse, biorąc pod uwagę sytuację na scenie politycznej. Wszak każda tego typu inicjatywa przed nieuniknionymi jesiennymi wyborami parlamentarnymi byłaby równoznaczna z politycznym samobójstwem. Przedstawiciele narodu konsekwentnie więc milczą, a legislacyjny bubel ma się nie najgorzej, bo
mimo że wiąże się ona z koniecznością wniesienia uzupełniających wpłat na wkłady mieszkaniowe lub budowlane w wysokości pokrywającej ponoszone przez spółdzielnię koszty zmiany tytułu prawnego do gruntu, m.in. opłaty notarialne i sądowe; ¤ likwidacja zebrań przedstawicieli członków spółdzielni i nakazanie w ich miejsce organizowania walnych zgromadzeń bez względu na wielkość spółdzielni. W praktyce oznacza to, że decyzje będzie podejmowało od kilku do kilkunastu tysięcy osób, co nieuchronnie doprowadzi do anarchizacji, wyeliminuje konstruktywne obrady oraz podejmowanie uchwał, a co za tym idzie – uniemożliwi prawidłowe funkcjonowanie spółdzielni. Absurdalne jest również sugerowanie dużym spółdzielniom organizowania walnych zgromadzeń w... częściach i na raty, gdyż większość z nich musiałaby zwoływać nawet kilkanaście zebrań w jednej sprawie!;
Należy zatem wybudować w ciągu najbliższych 8 lat od 3 do 4 milionów mieszkań. PiS nie obiecuje gruszek na wierzbie. Tych mieszkań państwo nie będzie rozdawało. Skoncentruje się natomiast na tworzeniu warunków sprzyjających rozwojowi budownictwa mieszkaniowego. Będzie też wspomagać ten rozwój, bo społecznego problemu niedoboru mieszkań sam mechanizm rynkowy nie rozwiąże. Rozmiary wspomagania finansowego ze strony państwa będą oczywiście zależały od sytuacji materialnej konkretnej rodziny. (fragm. programu wyborczego PiS – „Rodzina na swoim”)
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Wojna i pokój Ojczyzna w niebezpieczeństwie! Panie pułkowniku Wołodyjowski! Larum grają! Jakiś niedorozwój umysłowy mnie opanował. Z jednej strony jest fajnie, bo na przełomie października i listopada Polsat zaprezentuje nowy serial „Wojna i pokój”, kolejną ekranizację mojej ulubionej powieści Lwa Tołstoja. Jest to międzynarodowa superprodukcja siedmiu krajów europejskich, w tym Polski (już odbyła się premiera w Rzymie). W roli księcia Bołkońskiego wystąpił Malcolm McDowell. Ten wybitny aktor grał dotąd m.in. w takich filmach jak „Mechaniczna pomarańcza”, „Kaligula”, „Król Artur”, „Błękitny grom”, „Opowieści z krypty”, „Pierwsze dziewięć i pół tygodnia”, „Halloween”. Aktor wielki, ale może mieć w RP 3/4 mocno przechlapane. Dlaczego? Otóż Malcolm McDowell jest, niestety, trzykrotnym rozwodnikiem, a to się może nie spodobać Ojcom Narodu Polskiego, czyli tatce Tadkowi Rydzykowi (ksywka: Maybach) i Jarusiowi Kaczyńskiemu (ksywka: Brudny Harry). Polskę w tym filmowym gigancie reprezentuje trzech aktorów: Paweł Burczyk, Wenanty Nosul i Lech Dyblik. Muzykę do serialu skomponował Jan A.P. Kaczmarek (chłopak z Konina, od 18 lat w Hollywood, w 2005 r. zdobywca Oscara za muzykę do filmu „Marzyciel”). A teraz mam spięcie w oczach i jestem niezwykle spińczały. Grozi nam wojna wewnętrzna i zewnętrzna! Zbyszko Ziobro (ksywka: Szał
T
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
Bambino) twierdzi, że chciano go wyeliminować. Zabić chcieli takiego pięknego chłoptysia?! Ludzie, za co?! Chyba jest to zemsta gejów albo komuchów. Mały Ziobro przyszedł na świat w domu towarzysza PZPR – dyrektora największego sanatorium w Krynicy, który potem awansował do Krakowa. Zbyszko skończył studia, komuna padła, a on nie miał już komu, to zaprzedał się Kaczorom. I teraz ktoś ma go skasować... Zbychu, nie peniaj, babcia kupi ci kałacha! Jest jeszcze gorzej. „Ty kłamliwy, zgniły, bezduszny, jedzący ścierwo, pewny siebie, arogancki, wysysający krew, całujący koty, bezmózgi, beznadziejny, glizdogłowy worku małpiego gówna!”. Czyżby to jakiś oszołom tak mówił o Ziobrze, ekipie rządzącej i Jego Moherencji? Ale skąd! Tak mówi Chevy Chase w filmie dla dzieci „Witaj, Święty Mikołaju!”. Przez chwilę odetchnąłem z ulgą, ale oto znów zbierają się czarne chmury nad katolicką (do bólu) Polską.
ak się jakoś dziwnie składa, że kiedy biskupi zabierają głos, aby mówić o sprawach kraju, to rozchodzi się wokół nich przykry zapach. Ekscelencjom odbija się średniowieczem. Zapach, który wyczuwam, to swąd spalenizny, smród niedogaszonych stosów. Wydawało się, że kardynała Glempa mamy już z głowy, że przeszedł na emeryturę i nie usłyszymy więcej jego obskuranckich poglądów, wygłaszanych kiepską polszczyzną. Ale Glemp powrócił 15 sierpnia i nie zawiódł. Oceńcie zresztą sami: „Godność ludzka uprawnia, a nawet zobowiązuje do takiego kształtowania życia społecznego, aby jego formy polityczne, gospodarcze i kulturalne sprzyjały takiemu urządzaniu bytowania wspólnot ludzkich, iżby one sprzyjały drodze wierzących do osiągnięcia drugiego świata – osiągnięcia nieba”. Mówiąc normalnie: według Glempa, polityka jest po to, aby na ziemi zbudować rodzaj państwa bożego, podporządkowanego oczekiwaniom Kościoła i jego religijnym celom. Państwo i jego instytucje są po to, aby prowadzić ludzi do nieba. To niby nic nowego, bo Kościół uzurpuje sobie prawo do podporządkowania społeczeństwa swoim celom od Augustyna co najmniej, czyli jakieś 1600 lat. Tylko że Polacy umówili się w 1989 roku, że będą budować nie państwo boże, lecz demokratyczne – czyli takie, które ma wszystkim zapewnić wpływ na władzę,
Cały świat zawiązał spisek przeciw PiS! Grozi nam nawalanka ze szwabami i ruskimi. Anka Fotyga (ksywka: Lolita), ministerka spraw zagranicznych przez pomyłkę w papierach, udowodniła światu, że Polska nie hoduje, ale jaja eksportuje! Seksbomba dała głos i rzekła: „Niemcy chcą nas upokorzyć i spiskują z Rosją”. Nazwała też Berlin i Moskwę „historycznym wrogiem”. O kurka wodna, a Turcja to nie historyczny wróg? Nie pustoszyła naszych granic. A Szwedzi? Toć to wróg jak jasna cholera! Czy ty, Fotygo, nie pamiętasz najazdu szwedzkiego i tej rozpierduchy pod Jasną Górą, gdzie Kmicic (prapradziadek Gosiewskiego) kolubrynę wysadzał?! Doszły mnie słuchy, że przed najbliższym szczytem UE premier Turcji przypomni, że gdyby nie Jan III Sobieski, to pozycja negocjacyjna Turcji wobec Europy byłaby mocniejsza. Jestem pewny, że kiedy Fotyga odejdzie z rządu, otworzy Agencję Strachów na Wróble. Ale póki co: wojna czy pokój? Dla Boga, panie Wołodyjowski! Wojna! A ty się nie zrywasz! Szabli nie chwytasz? Zaliś swej dawnej przepomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?! Na koń i... Kaczorów goń! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Najpierw we własnym pokoju skonstruował bombę, później postanowił wypróbować przed blokiem jej działanie. 15-letni mieszkaniec Ostrowa Wielkopolskiego szczerze oświadczył przybyłym na miejsce wybuchu policjantom, że chciał sprawdzić skuteczność zmajstrowanego własnoręcznie ładunku wybuchowego. Zarówno przepis, jak i potrzebne składniki znalazł w internecie. WZ
POMYSŁOWY DOBROMIR
W łódzkim areszcie na proces czeka 57-letnia Halina Z. Zabiła męża, ponieważ nie chciał iść po obiad do pobliskiego Caritasu. Jedyną okolicznością łagodzącą może się okazać stwierdzony przez lekarzy zespół otępienia, spowodowany długotrwałym uzależnieniem od alkoholu. WZ
BO ZUPY NIE BYŁO?
Zarodek dekomunizacyjnej paranoi bez przeszkód rozwija się w narodzie... „Tydzień Węgorzewski” poinformował, że już nie tylko ulice i place źle się ludziom kojarzą. Do reliktów przeszłości zaczęto zaliczać... budki telefoniczne wybudowane za złej komuny. My postulujemy rozebranie Szpitala Pomnika Matki Polki, postawionego przez zbrodniarza Jaruzelskiego. I tak już tam nikogo nie leczą, a cegła przyda się na jeszcze jeden kościół. WZ
ROZEBRAĆ W CHOLERĘ!
Dwaj mężczyźni poszli na grzyby do lasów w okolicach Janowa Lubelskiego. Zamiast borowików, podgrzybków czy kurek i maślaków – znaleźli pocisk z okresu II wojny światowej. Grzybiarze włożyli go beztrosko do reklamówki i odnieśli na policję. Przerażeni tym faktem funkcjonariusze wezwali saperów. KC
BOMBOBRANIE
Ponad 100 punktów karnych „zarobił” 42-letni motocyklista, którego zatrzymali lubelscy policjanci. Jak wykazał fotoradar, mężczyzna podczas szaleńczej jazdy po ulicach miasta przekraczał prędkość nawet o... 199 km/godz. Z kolei w Łukowie trzech motocyklistów w wieku 24–26 lat pędziło lewym pasem i środkiem jezdni z prędkością 200 km/godz. Sprawy zakończą się w sądzie grodzkim. KC
REKORDZIŚCI...
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE W naszej partii sprawa jest prosta; klamka jest tylko z jednej strony. (Andrzej Lepper)
¶¶¶
To dzięki Andrzejowi Lepperowi mamy świetny program, a ja jestem w Samoobronie. To dla mnie zaszczyt, że mam takiego szefa. Nie pozwolę, aby moim szefem tak poniewierać, jak robi to PiS. (Sandra Lewandowska) podstawowe wolności i możliwości rozwoju. I tylko tyle, i nic więcej. Żadnego nieba. Od prowadzenia do nieba są ptaki, samoloty i kościoły. Glemp tego do wiadomości nie przyjął i nie ma zamiaru przyjąć. Jemu i jego kolegom w purpurze śni się, niczym w średniowieczu lub w Sudanie, podporządkowanie wszystkiego wymogom religii. Tej religii. Jeśli ktoś nadal pyta, czy da się katolicyzm pogodzić z demokracją, to ma już odpowiedź. Polscy ajatollahowie chcą rękami polityków wszystkich prowadzić do nieba. Do katolickiego nieba rzecz jasna, gdzie trafić można tylko solidnie odchudzonym z gotówki pozostawionej na tacy. Glemp jeszcze dobrze nie skończył kazania, a jego koledzy zdążyli już skomentować opinię ministra edukacji Legutki, że nie podoba mu się pomysł wliczania oceny z religii do średniej z ocen. Dziwisz powiedział, że to „powrót do czasów walki z religią w szkole”, Głódź nazwał to „arogancją” i postraszył „konfliktem społecznym”. Rząd natychmiast przyjął do wiadomości decyzję episkopatu i ocena z religii będzie wliczana. To zupełnie tak jak w Iranie – parlament może sobie uchwalić, co tylko zechce, rząd ogłosić to, co lubi, ale Rada Strażników Konstytucji kierowana przez ajatollaha Ahmada Dżannatiego ma ostanie słowo. Samego Legutki, głównego ideologa PiS-u i zapiekłego wroga tolerancji, wcale mi nie żal. Ma to, o czym tak bardzo marzył – katolicki konserwatyzm w praktyce. ADAM CIOCH
¶¶¶
PiS-owski elektorat się nie kurczy. To jest elektorat wychowany w duchu Gomułki, wrażliwy na te same wartości, chociaż dzisiaj może inaczej nazywane – bez partii, ale z Kościołem. (Leszek Miller)
¶¶¶
RZECZY POSPOLITE
Jeśli Tusk zgodzi się na wybory przy rządzie PiS, będzie absolutnym frajerem. To będzie kampania z hakami, przeciekami i służbami specjalnymi w tle. Najpierw trzeba odsunąć PiS od władzy. (Roman Giertych)
Polska ajatollahów
W polskiej polityce zagranicznej jest teraz tylko koń, szabelka i krzyk – a skutków żadnych. W ciągu dwóch ostatnich lat nie dostrzegam niczego, co by Polska uzyskała. (Bronisław Geremek)
¶¶¶
¶¶¶
Łyżwiński nigdy nie pytał, czy mam ochotę na seks z nim. On po prostu podchodził, kazał podciągać spódnicę albo zdjąć spodnie. (Aneta Krawczyk)
¶¶¶
Lech Wałęsa sugerował kilka lat temu, że Kaczyński jest gejem. Są plotki, że również Ziobro jest gejem. Gdyby to była prawda, to może istnieć między nimi taki mechanizm wspierania się. (Robert Biedroń)
¶¶¶
Kościół dobrze wie, że Rydzyk jest w stanie dostarczyć więcej wiernych centrali niż biskup Życiński. Nie sądzę więc, by cokolwiek zagrażało ojcu Rydzykowi, nawet gdyby codziennie przeklinał samego premiera, a nie tylko jego szwagierkę. Nie sądzę też, żeby coś zagroziło prałatowi Jankowskiemu, nawet gdyby założył agencję towarzyską lub całą ich sieć. Kościół wspiera miernoty. Jego siła polega na absolutnej tolerancji wobec księży, którzy pozyskują wiernych bez względu na swoje dziwactwa. Nawet gdyby wbrew celibatowi płodzili dzieci, molestowali chłopców lub zakładali perfumerie. (Magdalena Środa) Wybrali: OH i AC
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
NA KLĘCZKACH
KTO TAK PIĘKNIE ŁŻE... Żeby skutecznie kłamać, trzeba nie tylko ładnie kłamać, ale też pamiętać, o czym się kłamało wcześniej... Odpowiadając na zarzuty byłego ministra Janusza Kaczmarka o ręcznym sterowaniu prokuraturą i manipulowanie śledztwami, szef resortu sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oznajmił publicznie 20 sierpnia 2007 r., że on absolutnie nie ingeruje w działania podległych mu, niezależnych prokuratorów. Ba, on bladego pojęcia nie miał, co oni mieli na Barbarę Blidę, zanim jeszcze agenci ABW pozwolili się jej zastrzelić. Nie miał, bo – jak twierdzi – nie widział powodu, żeby się sprawą tzw. mafii węglowej interesować na tyle głęboko, aby poświęcać swój cenny czas na zapoznanie się z jej meritum. Tymczasem rok wcześniej, w autoryzowanym wywiadzie dla katolickiego tygodnika „Gość Niedzielny” (38/2006), na pytanie: „Pan musi sam nadzorować śledztwa?”, Ziobro odpowiedział: „Ważne śledztwa tak. To jest kwestia stylu pełnienia funkcji ministra. Z punktu widzenia poświęcanego czasu chyba w większym stopniu jestem prokuratorem generalnym niż ministrem sprawiedliwości”. A fe! AT
które on im zleci (zapewne na plebanii...). Kara ta została na nich nałożona w skróconym, „ziobrowskim” postępowaniu karnym. Ukaranie obu młodych kielczan nie budzi żadnych wątpliwości. Bezczeszczenie miejsc kultu powinno być przez prawo ścigane. Zastanawiające jest jedynie, dlaczego prawo działa w tym wypadku tak wybiórczo. Przecież młodzi kielczanie nie zrobili niczego bardziej zdrożnego niż wielu duchownych odprawiających ranne msze „na cyku” czy molestujących ministrantów w zakrystii. A
w stan euforii (panienka ta uzdrowiła rzekomo jedną z elżbietanek chorującą na gruźlicę). Z okazji beatyfikacji do miasta mają zjechać tłumy turystów, także z Niemiec. – Przyjadą i wyjadą, blichtr i farba z kamienic opadną, a syf jak był, tak i będzie – usłyszeliśmy od jednego z anonimowych urzędników magistratu. BS
1819 KG WIARY Przykruchtowa TVP realizuje prawie godzinny film dokumentalny o... krzyżu na Giewoncie. Dzieło będzie
Za rządów PiS kraj kwitnie, wszystkim nam żyje się coraz lepiej i mamy dużo więcej pieniędzy, niż mieliśmy (dowód – szczęśliwa rodzina w spotach wyborczych), choć zarabiamy... mniej. Sprawa się rypła, gdy ZUS o 130 złotych obniżył zasiłek pogrzebowy, który jest dwukrotnością średniego wynagrodzenia, a to – wbrew rządowym propagandzistom... spadło o 65 złotych! Jad
KNAJPA CZY KOŚCIÓŁ? Po 500 zł grzywny zapłacą dwaj młodzi mieszkańcy Kielc, którym kościół pomylił się z knajpą. A rzecz cała wydarzyła się w kieleckiej katedrze, do której podczas mszy weszli dwaj mężczyźni i na oczach zdumionych wiernych przemierzyli trasę od głównych drzwi do ołtarza. Po drodze wymachiwali flaszką po wódce, pokrzykując i śmiejąc się w najlepsze. Czynność tę powtórzyli trzykrotnie. Oburzone ich zachowaniem osoby – jak relacjonuje komisarz Krzysztof Skorek z zespołu prasowego świętokrzyskiej policji – dodatkowo... opluwali. Młodych ludzi powstrzymała dopiero wezwana przez służbę kościelną policja. Obaj mieli we krwi po dwa promile alkoholu. „Zbezczeszczenie świątyni” kosztować ich będzie – oprócz wspomnianej grzywny – przeproszenie proboszcza oraz roboty publiczne,
bo szybko poszli do nieba. Nie życzymy nikomu takich łask, nawet ks. biskupowi, który powinien się zdecydować, czy nadal modlić się w kościele o „wybawienie od nagłej i niespodziewanej śmierci”, czy może... rzucić z mostu. RK
nadal uświęcony standard. W czasie mszy kobiety pokornie zajmują miejsce po lewej, a mężczyźni po prawej stronie, oddzielnie też idą w procesjach, a jeśli ktoś się pomyli, natychmiast zostanie przywołany do porządku. AK
KOTY TO DRANIE
ALLAHU, COŚ POLSKĘ...
Palenie czarownic Europa szczęśliwie ma już za sobą. Istnieją jednak ciągle inne ofiary zabobonów, i to jak najbardziej śmiertelne. Prasa włoska donosi, że w kraju tym, słynącym z wiary w cuda i gusła, corocznie ginie 60 tysięcy czarnych kotów tylko dlatego, że przynoszą ponoć nieszczęście. Innym powodem ich zabijania, nie tylko zresztą we Włoszech, jest używanie kotów do obrzędów ezoterycznych, a także satanistycznych. AC
DŁUGIE RĘCE Specjalny program komputerowy wykrył, że w popularnej i bezpłatnej internetowej encyklopedii – Wikipedii – dokonywano zmian wpisów. Moderowania haseł encyklopedycznych dokonywały potężne instytucje w trosce o swój dobry wizerunek – m.in. Watykan, CIA i brytyjska Partia Pracy. Instytucje te, za pośrednictwem swoich programistów, usuwały z haseł niekorzystne dla siebie informacje. AC
WIĘCEJ, ALE MNIEJ...
CZESI BEZ PRUDERII
Sutannowi znaleźli nowy sposób na pozyskiwanie kasy! W diecezji bielsko-żywieckiej dwa kościoły (w Radziechowych koło Żywca i w Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim) otrzymały od ekologów rekomendację do włączenia ich do programu Natura 2000. Zasługa w tym nietoperzy zamieszkujących kościelne strychy i piwnice. Ochrona tych ssaków może ułatwić pozyskiwanie pieniędzy unijnych przeznaczonych na remonty świątyń. Wszystkich świątyń... BS
nosić tytuł „1819 kilogramów wiary”, nawiązując do ciężaru ponadstuletniego krzyża. Autorzy filmu liczą na to, że ich obraz wyemitowany zostanie 2 kwietnia przyszłego roku – z okazji trzeciej rocznicy śmierci JPII. Z pewnością „1819 kilogramów wagi” nie powiększy liczby „półkowników”. Twórcom dzieła podpowiadamy kilka równie trafionych tematów: „Majątek prałata Jankowskiego”, „Ile może wypić bp Głódź”, „Świątynia w Łagiewnikach”, „Sanktuarium w Licheniu”. W tych dwóch ostatnich przypadkach wiarę będzie można podać w milionach ton. PS
U naszych południowych sąsiadów pojawią się wkrótce plakaty, ulotki i billboardy zachęcające klientów domów publicznych do walki z handlem kobietami. Klienci będą przekonywani do informowania służb państwowych (z zachowaniem pełnej anonimowości) o domach publicznych, co do których zachodzi podejrzenie, że przetrzymują kobiety wbrew ich woli i zmuszają do nierządu. Kampania wymierzona przeciwko przymusowej prostytucji będzie także informować klientów, jak rozpoznać, że kobieta jest zmuszana do uprawiania najstarszego zawodu świata. Cóż, Czesi potrafią rozpoznać i rozwiązywać realne problemy, u nas udaje się, że ich nie ma, albo na polecenie biskupów wysyła się policjantów przeciwko... przydrożnym prostytutkom. MaK
KU CZCI...
ŁASKA NIEBIESKA
PANIE NA LEWO...
Świąteczne sprzątanie w 50-tysięcznej Nysie – na gwałt porządkowane są ulice i skwery, picuje się stare kamieniczki, tylko patrzeć, jak zacznie się trawę malować na zielono. A wszystko to za sprawą Marii Merkert – pochodzącej z tego miasta XIX-wiecznej zakonnicy, która 30 września br. będzie beatyfikowana. Papież B16 klepnął cud przypisany Merket – co przykruchtowe władze i wielu mieszkańców wprawiło
Kolejny dowód braku opatrzności ze strony watykańskiego Boga – w katolickim Peru podczas trzęsienia ziemi zginęło przeszło 500 osób. W tym ponad 300 wiernych modlących się w kościele w miejscowości Isa. Tymczasem w Świnoujściu, na pogrzebie pielgrzymów ofiar katastrofy autokarowej we Francji, biskup powiedział, że ich nagła śmierć była tak naprawdę... łaską,
W meczetach i ortodoksyjnych synagogach kobietom wolno przebywać jedynie w ściśle wyznaczonych sektorach – po to, żeby nie rozpraszały modlących się mężczyzn. Ale nie tylko tam. Tradycyjny podział na część żeńską i męską do dziś jeszcze kultywowany jest w niejednym polskim kościele katolickim. Kościelna segregacja płciowa, dotycząca zarówno małżeństw, jak i starszych dzieci, to w małych miejscowościach
BATMAN FOREVER
5
Niewiele jest sentymentów między chrześcijanami a muzułmanami, zwłaszcza gdy fundamentaliści islamscy wzywają do rzezania giaurów i hasło to coraz częściej realizują w praktyce. Aby ten stan zmienić, z intrygującą inicjatywą wystąpił holenderski biskup katolicki – Tiny Muskens. „Allah to piękne określenie Boga – rzecze hierarcha. – Powinniśmy wszyscy nazywać Boga Allahem”. Jego zdaniem, Bogu wszystko jedno. Muskens wskazuje, że w Indonezji, największym na świecie kraju muzułmańskim, wielu katolickich księży używa określenia Allah podczas mszy. Przemianowując Boga na Allaha, chrześcijanie daliby dowód tolerancji – przekonuje biskup. Muzułmanie odnieśli się entuzjastycznie do inicjatywy Muskensa. Rzecznik Rady Stosunków Amerykańsko-Islamskich Ibrahim Hooper stwierdza, że unaoczniłoby to fakt, iż wszyscy ludzie modlą się do tego samego Boga. W praktyce pojawiłyby się jednak pewne problemy. No bo „Wierzę w Allaha jedynego, stworzyciela nieba i ziemi” mogłoby być, ale co z „syna jego jedynego, Jezusa Chrystusa”? Tu jest problem: Chrystus w islamie jest trzeciorzędnym prorokiem. A chrześcijaństwo bez Chrystusa by się zawaliło... Sam Muskens jest realistą, nie sądzi, że zmianę da się wprowadzić ad hoc. Może to zająć i 100 lat – konstatuje. Ale Allah, jego zdaniem, zwycięży. Liczby są po jego stronie: przyrost populacji islamistów jest w Europie 3 razy szybszy niż ludności niemuzułmańskiej, a w USA poparcie dla dżihadu rośnie w postępie logarytmicznym. ZW
GAZETY SĄ DO D... Cerkiew rosyjska wystosowała apel o bojkot towarów wykorzystujących symbole prawosławne. W Irkucku pojawiła się nawet sugestia, by wycofano z obiegu wszystkie banknoty i monety z wizerunkami świątyń i świętych, a także towary spożywcze, bo umieszczone na nich symbole religijne są „bluźnierstwem przeciwko Bogu”. Ale za zupełne kuriozum trzeba uznać pomysł likwidacji prasy drukującej wizerunki świętych oraz fragmenty Pisma Świętego, bo... „gazety są wykorzystywane przez wiernych do załatwiania potrzeb fizjologicznych”. Faktycznie, bo i my mamy „Nasz Dziennik”! RP
6
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
P
olicja złapała pedofila. W jego mieszkaniu znaleziono dziesiątki filmów i zdjęć pornograficznych z udziałem dzieci. Prokuratura puściła drania wolno. Czy dlatego, że ów świątobliwy mąż jest „obywatelem” Watykanu...? Księdzu magistrowi Eligiuszowi D. (na zdjęciu), 30-letniemu wikariuszowi parafii pod wezwaniem Świętego Mikołaja Biskupa w Ł. (diecezja sandomierska, woj. świętokrzyskie),
Znaleźliśmy jeszcze kilkadziesiąt płyt ze zdjęciami i filmami pornograficznymi, w których „aktorami” były dzieci oraz... sam ksiądz Eligiusz – ujawnił nam tarnobrzeski policjant. Wielebny przyznał się do postawionego mu zarzutu „posiadania treści pornograficznych z udziałem małoletniego poniżej lat 15” (art. 202 par. 4a. kodeksu karnego – przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5). Zapewnił, że jest to „choroba”, z któ-
proboszcza) katechetą w klasach gimnazjalnych Publicznego Zespołu Szkół w samym Ł. Ks. Eligiusz budował sobie dobrą opinię u ordynariusza biskupa Andrzeja Dzięgi, angażując się w organizowanie pielgrzymek diecezjalnych. Był w elitarnym gronie trzech tzw. przewodników XX Jubileuszowej Pieszej Pielgrzymki Ziemi Sandomierskiej (2003 r.) i w tej samej roli prowadził diecezjalną ekskursję na Jasną Górę rok później.
w Ł. nie było, ale jeśli nawet, to on nie ma bladego pojęcia, dokąd biskup zabrał ks. Eligiusza D. I w ogóle nie ma nic do powiedzenia, bo „ksiądz proboszcz wyjechał na urlop, ja go tutaj tylko zastępuję” – zapewnił nas przez telefon kanonik, gdy dowiedział się, że o rozmowę z ks. Eligiuszem prosi dziennikarz. Natomiast dzień wcześniej... – Proboszcz podczas mszy tłumaczył, że jest w szoku i nic nie wiedział, że jego wikary cierpi na jakąś przy-
rozejrzeć się za ewentualnie skrzywdzonymi przez księdza D. dziećmi. Wygląda na to, że prowadzący śledztwo chcą pójść na skróty i jak najszybciej, oraz najmniej boleśnie dla pedofila w sutannie, zatuszować skandal – ocenia policjant z Sandomierza. „Biskup Andrzej Dzięga, zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Kielcach insp. Roman Doroszkiewicz, prokurator rejonowy Elżbieta Jabłońska-Rak, starosta sandomierski Stanisław Masternak, burmistrz
krą chorobę. Zaraz potem „mohery” zaczęły rozpuszczać obowiązującą wersję, że filmy podłożył księdzu Eligiuszowi „wrogi Kościołowi prowokator” – sprawozdaje nauczycielka. Mówi Elżbieta Jabłońska-Rak, szefowa Prokuratury Rejonowej w Sandomierzu: – Postępowanie jest w toku, a dalsze decyzje procesowe dotyczące ewentualnego, zagrożonego surowszą karą, rozpowszechniania pornografii podejmiemy po ekspertyzie biegłego informatyka. Na dzień dzisiejszy mamy wszakże przekonanie – oparte o zeznania świadków – że ksiądz Eligiusz nie dopuszczał się „czynnych” aktów seksualnych wobec dzieci. Od jednego z prokuratorów dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że owymi świadkami są ksiądz proboszcz i dyrektor jednej ze szkół, w której podejrzany nauczał religii... – Nie mamy żadnych poleceń, żeby szukać, czy choćby dyskretnie
Sandomierza Jerzy Borowski, policyjni kapelani oraz kierownictwo i policjanci KPP w Sandomierzu (...)” – to lista obecności na ubiegłorocznym spotkaniu opłatkowym organów ścigania. Pozostaje nam mieć nadzieję, że obecności ściśle kurtuazyjnych... Kuria biskupia w Sandomierzu odmawia komentarza w sprawie pedofila oraz odpowiedzi na pytanie, czy w seminarium prowadzone są przed wyświęceniem jakiekolwiek badania preferencji seksualnych przyszłych duszpasterzy. Na stronie internetowej gimnazjum w Ł. znajduje się wykaz „kadry nauczycielskiej”. Został niedawno zaktualizowany: obok nazwiska ks. Eligiusza D. administrator strony dopisał „pedofil”... Wkrótce biskup Dzięga skieruje do gminnych szkół w Ł. i Ś. innego katechetę. Uczniowie marzą, żeby był po prostu dziwkarzem... ANNA TARCZYŃSKA
Ostatni seans szwankował odtwarzacz DVD. Sprzęt niesłychanie na wsi potrzebny, bowiem ks. Eligiusz jest człowiekiem nad wyraz kulturalnym (jak każdy zresztą duchowny katolicki...), a w liczącym sobie ok. 800 mieszkańców Ł. jest raptem jedna knajpa, Gminny Ośrodek Kultury kierowany przez byłego katechetę i ani kina, ani teatru. Wikary zawiózł odtwarzacz do serwisu w Tarnobrzegu. Zamówił ekspresową naprawę, technik rozebrał urządzenie i znalazł w środku płytę, którą klient prawdopodobnie zapomniał wyjąć po ostatnim seansie. Po zreperowaniu odtwarzacza, fachowiec sprawdził sprzęt, puszczając sobie ów film. Nie uwierzył w to, co zobaczył, więc poprosił o konsultację szefa. Gdy już obaj nie mieli wątpliwości, że oglądają ostrego pornosa z udziałem dzieci, właściciel warsztatu zawiadomił policję. – Natychmiast podjęliśmy czynności operacyjne i ustaliliśmy, że właścicielem owego odtwarzacza jest ksiądz, wikariusz z Ł. Za pośrednictwem tamtejszego proboszcza 10 sierpnia wezwaliśmy go telefonicznie do stawiennictwa na komendzie. Przyjechał dobrowolnie, a po przesłuchaniu ekipa dochodzeniowa pojechała z nim na przeszukanie mieszkania.
rą bezskutecznie zmaga się od jakiegoś czasu, żadnego dziecka nigdy seksualnie nie wykorzystał i z nikim się swoją „filmoteką” nie dzielił. Prokuratura Rejonowa w Sandomierzu... uwierzyła mu, pomimo „naocznych” dowodów i okazała wyrozumiałość: wobec księdza pedofila zastosowano dozór policyjny, kaucję w kwocie 3 tys. zł oraz zakaz opuszczania kraju, po czym został puszczony wolno.
– „Pingwin”, bo tak go nazywano, miał znakomite notowania u naszych miejscowych „moherów” z organizacji Rodzin Katolickich, a zwłaszcza ich przewodniczącej Zofii Ż. Jeśli chodzi o uczniów, to niektórzy zauważali, że ksiądz Eligiusz jest jakiś „dziwny”. Podobno nauczał na katechezie, że nawet ćwiczenia jogi są ciężkim grzechem, tymczasem ja widziałam na własne oczy jeden przypadek, który początkowo traktowa-
¤¤¤ Parafia w Ł. to niewielka, zaledwie dwuosobowa placówka, gdzie proboszczem jest ksiądz kanonik Andrzej B. Była pierwszą w karierze ks. Eligiusza po ukończeniu Wyższego Seminarium Duchownego w Sandomierzu i wyświęceniu w czerwcu 2003 r. Młody wikary zajął się nauczaniem religii w publicznej szkole podstawowej w Ś. i był drugim (obok
łam jako niezbyt fortunny gest przyjaźni, a dzisiaj wydaje mi się, że był po prostu obmacywaniem dziewczynki przygotowywanej przez niego do Pierwszej Komunii Świętej – mówi nauczycielka z Ł. ¤¤¤ Podejrzewany o pedofilię duchowny zniknął z Ł. Ksiądz kanonik B. twierdzi, że jego wikarego przeniesiono, a właściwie to... nigdy go
W intencji mamony W polskim Watykanie, za jaki może uchodzić Przemyśl, na 24 bm. zaplanowano niecodzienną mszę, poprzedzającą odsłonięcie... dwuzłotowej monety z wizerunkiem tamtejszej bazyliki archikatedralnej. Gospodarzem show pod tytułem „odsłonięcie monety” będzie przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Józef Michalik, udzielny władca grodu nad Sanem. Poza miejscową „zwykłą hołotą” (używając języka
premiera) i notorycznymi klęczonami z samorządu pojawią się goście z wielkiego świata, w tym prezes NBP Sławomir Skrzypek. Po egzekwiach towarzystwo przejdzie na Zamek Kazimierzowski, gdzie odbędzie się promocja bilonu oraz prezentacja rozwoju miasta. Oczywiście, będzie to okazja dla rządzącego Przemyślem PiS do rozpoczęcia kampanii wyborczej, choć akurat „w temacie rozwój” chwalić się nie ma czym. Jad
Sosik... ...lubi się przypalać. Ta prawda jak ulał pasuje do tego, co zdarzyło się z przyjaźnią parafianina z proboszczem w Pleckiej Dąbrowie koło Kutna. Gdy trzy lata temu ks. Jacek M. (lat 44) pojawił się w Pleckiej Dąbrowie, Henryk Skierski, rolnik z jednej z okolicznych wsi, pisał na jego cześć wiersze, swoimi kwiecistymi przemowami ubarwiał też parafialne uroczystości. Wielebny niejednokrotnie wyrażał wdzięczność wiernemu parafianinowi, ale nagle... nastąpił kres przyjaźni obu panów. – Ktoś naopowiadał proboszczowi bzdur, że rozpijam wieś – mówi zbulwersowany Skierski. – Ksiądz, zamiast wysłuchać moich argumentów, naubliżał mi publicznie w kościele. Poczułem się obrażony i pojechałem na skargę do kurii, ale nic z tego nie wynikło. Dlaczego? Natychmiast o mojej wizycie w Łowiczu
dowiedział się proboszcz i z jeszcze większą determinacją przystąpił do ataku. Z ambony padły wówczas obraźliwe słowa. Nazwany zostałem „meliniarzem, mendą i kanalią plączącą się po ziemi bez sensu”, człowiekiem psychicznie chorym. Obrażony rolnik oddał sprawę do sądu. Wielebny niczemu nie zaprzeczał, co więcej – potwierdzał jeszcze, że działał w interesie społecznym, bo w ten sposób występował przeciwko rozpijaniu ludzi. Kutnowska Temida ze zrozumieniem podeszła do tej linii obrony proboszcza, ale jednocześnie stwierdziła stanowczo, że ksiądz powinien okazywać szacunek każdemu człowiekowi i nie ubliżać swojemu parafianinowi. Dlatego wielebny musi teraz zapłacić Skierskiemu 100 zł nawiązki, do tego przekazać dowolnej placówce kulturalnej 500 zł oraz pokryć koszty procesu. Rolnika ten wyrok w pełni usatysfakcjonował. A księdza? Zapowiedział apelację i zagroził, że gdy Skierski umrze, nie pochowa go. BARBARA SAWA
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
Karuzela... ...kadrowa w PiS-owskiej republice kolesiów nie zwalnia tempa obrotów. Ba, w obliczu wyborów kręci się coraz szybciej, żeby jak najwięcej swojaków mogło przytulić sute odprawy. Miało być „tanie państwo”, a czego się Prawo i Sprawiedliwość nie dotknie, to jest drożej. Także w sprawach kadrowych, bo dziesiątki partyjnych aparatczyków oraz rozmaitych nieudaczników, którzy w efekcie koalicyjnej karuzeli lub „pomyłek” pana premiera Jarosława Kaczyńskiego odchodzą, częstokroć wracają i znowu odchodzą ze stanowisk rządowych, kosztują nas gigantyczne pieniądze. Oto ustawa „o wynagrodzeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe” przewiduje m.in., że spadający z ekstraklasy polityk (ewent. członek jego rodziny lub kolega) „zachowuje prawo do dotychczasowego wynagrodzenia przez okres: jednego miesiąca – jeżeli funkcję tę pełnił przez okres nie dłuższy niż 3 miesiące; dwóch miesięcy – jeżeli funkcję tę pełnił przez okres dłuższy niż 3 miesiące i nie dłuższy niż 12 miesięcy; trzech miesięcy – jeżeli funkcję tę pełnił przez okres dłuższy niż 12 miesięcy”. O jakich kwotach mowa? Nie są one symboliczne, bo np. taka Anna Fotyga (minister spraw zagranicznych) ma na „pasku” (nie wiedzieć za co...) 14,5 tys. zł. ¤¤¤ Tylko w minionym kwartale odeszło ze stanowisk rządowych dwudziestu pięciu ministrów i sekretarzy oraz podsekretarzy stanu (lub im równorzędnych). Przypomnijmy, że w ostatnich 3 miesiącach pożegnali się ze stołkami: ¤ ludzie z reprezentacji wystawionej przez Samoobronę: Andrzej Lepper (wicepremier i minister rolnictwa), Anna Kalata (minister pracy), Andrzej Aumiller (minister budownictwa) i Krzysztof Filipek (sekretarz stanu w Kancelarii Premiera). Z mniej zaś znanych postaci: Marek Zagórski (sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa), Romuald Poliński oraz Bogdan Socha (podsekretarze stanu w ministerstwie pracy); ¤ doborowa drużyna Ligi Polskich Rodzin: Roman Giertych (wicepremier i minister edukacji), Rafał Wiechecki (minister gospodarki morskiej) oraz sekretarze stanu: Radosław Parda (Ministerstwo Sportu i Turystyki), Mirosław Orzechowski (ministerstwo edukacji) i Piotr
Ślusarczyk (skarbnik Ligi urzędujący w Kancelarii Premiera). A ponadto Elżbieta Wilczyńska (wiceminister gospodarki) oraz całkiem epizodyczni: Arnold Masin (sekretarz stanu w Ministerstwie Sportu) i podsekretarze stanu Daniel Pawłowiec (Urząd Komitetu Integracji Europejskiej), Wojciech Bosak (Ministerstwo Budownictwa), Rafał Borutko i Zbigniew Graczyk (obaj z Ministerstwa Gospodarki Morskiej); ¤ niepotrzebni z ekipy PiS-u oraz niby-bezpartyjnych fa-
chowców wypromowanych przez liderów tej partii: Tomasz Lipiec (minister sportu), Janusz Kaczmarek (szef MSWiA), Marek Surmacz i Zbigniew Rau (odpowiednio sekretarz i podsekretarz stanu w resorcie spraw wewnętrznych), Ireneusz Dąbrowski (podsekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu), Marta Gajęcka (podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów), Marek Pasionek (podsekretarz stanu u boku koordynatora służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna). I choć zdecydowana większość tych ludzi warta była – naszym zdaniem – każdych pieniędzy, żeby wreszcie oderwać ich od bezpośredniego wpływu na sprawy państwa, odnotujmy, że otrzymali na otarcie łez od 38 tys. zł (Giertych) do 9,7 tys. zł (jednomiesięczna odprawa nieszczęśnika Raua, który honorowo zrezygnował z posady po wyrzuceniu z rządu min. Kaczmarka), nie licząc pieniężnych ekwiwalentów za niewykorzystane urlopy. W sumie, my, podatnicy, zapłaciliśmy im na odchodne grubo ponad osiemset tysięcy złotych!
PATRZYMY IM NA RĘCE Fachowcom, których jedyną często legitymacją do rządzenia była legitymacja partyjna... Jeśli zaś dodać odprawy dla rozmaitego planktonu, którym otaczali się odwołani, tych wszystkich dyrektorów gabinetów politycznych, osobistych rzeczników prasowych, doradców od spraw wszelakich oraz asystentów, to okazuje się, że tylko w okresie maj–sierpień koalicyjne umizgi i swary Jarosława Kaczyńskiego kosztowały nas około 2,5 mln zł. Gdyby zaś rozważać prawie dwuletni już okres rządów PiS-u, lista zmian (wynikających m.in. z roszady Marcinkiewicz-Kaczyński) porównywalna byłaby objętością z książką telefoniczną kilkutysięcznego miasteczka, a ich koszt (tylko odprawy dla zwalnianych) sięga – według naszych szacunków – kwoty 20 mln zł! A przecież tym ludziom trzeba znaleźć jakąś mniej eksponowaną robotę, czyli kogoś od niej odsunąć. I nie są to byle jakie posady, bo np. 30-letni politolog Konrad Ciesiołkiewicz (były rzecznik byłego premiera Kazimierza
ważnej instytucji państwowej, w której wymieniono też 262 spośród 314 szefów biur powiatowych, a tuż po objęciu rządów w agencji Droździel odwołał trzech dyrektorów Oddziałów Regionalnych, obsadzając te stanowiska swoimi ludźmi; ¤ „Ryszard Wijas, dotychczasowy Dyrektor Generalny Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, został powołany 26 kwietnia 2007 r. przez Prezesa Rady Ministrów Pana Jarosława Kaczyńskiego na stanowisko Prezesa Zarządu Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych” – czytamy w innym komunikacie personalnym. A już w sierpniu br.: „Prezes Rady Ministrów odwołał pana Ryszarda Wijasa ze stanowiska...”, co oczywiście pociągnęło lawinę zmian kadrowych w samym PFRON-ie (jako pierwszego odstrzelono dyrektora generalnego Marcina Domagałę); ¤ Po kilku miesiącach od powołania zwolniono w sierpniu (drugiego już w tym roku) komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego, a za nim kolejnego szefa Centralnego Biura Śledczego – mł. insp. Jarosława Marca. Na przymusową emeryturę PiS odesłał ok. 20 komendantów wojewódzkich i powiatowych. Minister Ziobro dołożył swoją „cegiełkę”, uwalniając dla swojaków stołki 8 prokuratorów apelacyjnych i okręgowych.
Marcinkiewicza) po kilkumiesięcznym wypoczynku przyjął w maju 2007 roku funkcję zastępcy dyrektora departamentu w firmie Polkomtel, gdzie – bez żadnego praktycznie w tej materii doświadczenia – zajmuje się „niestandardowymi formami komunikacji”. ¤¤¤ ¤ „Centrum Informacyjne Rządu zawiadamia, że prezes Rady Ministrów powołał pana Pawła Janusza Osucha (bezpartyjny – dop. red.) na stanowisko prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa” – przeczytaliśmy w komunikacie z 14 maja 2007 roku, a już 26 lipca 2007 r. pogniewany na Leppera „prezes Rady Ministrów odwołał pana Pawła Janusza Osucha ze stanowiska (...)”, powołując „pana Leszka Droździela” – piątego na przestrzeni roku prezesa tej niezwykle
¤¤¤ Podane przykłady są, oczywiście, pierwszymi z brzegu, bo we wszelakich agendach i urzędach państwowych (a zwłaszcza spółkach skarbu państwa) karuzela kadrowa kręci się jeszcze szybciej niż w ekskluzywnym lunaparku rządowym. „Spośród 50 największych spółek skarbu państwa, tylko w kilku PiS nie wymienił prezesa” – informuje specjalistyczny serwis giełdowy „Parkiet”. Dowiadujemy się dalej, że obecna ekipa coraz częściej wymienia ludzi, których sama wypromowała. Przykładowo: ¤ Pawła Skowrońskiego odwołano ze stanowiska prezesa BOT Górnictwo i Energetyka po dziesięciu miesiącach kierowania firmą; ¤ Bronisława Wildsteina z TVP – po dziewięciu miesiącach;
7
¤ Włodzimierza Hereźniaka z Jastrzębskiej Spółki Węglowej – po pół roku; ¤ Jerzy Milewski był prezesem Polskiego Holdingu Farmaceutycznego cztery miesiące; ¤ Jan Michalin został odwołany z funkcji prezesa Polskiego Koksu zaledwie po dwóch miesiącach urzędowania; ¤ Jerzy Kochański stracił fotel prezesa PZU Życie po ośmiu miesiącach od wyboru na nową kadencję. Odprawy? W samym tylko Orlenie wyniosły ponad 2 mln zł, a – według bardzo ostrożnych szacunków – cena, jaką zapłaciliśmy za uwalnianie miejsc w spółkach skarbu państwa dla PiS-owskich swojaków, oscyluje wokół 25 mln zł. Dodajmy, że dla niektórych takie zmiany (czytaj: odprawy) są wymarzonym po prostu biznesem. Oto zaledwie po 3 miesiącach urzędowania na stanowisku przewodniczącego Rady Nadzorczej KGHM „Polska Miedź” SA, Adam Glapiński – jeden z najserdeczniejszych przyjaciół braci Kaczyńskich – złożył rezygnację. Odszedł na stanowisko prezesa znakomicie prosperującej (1,12 mld zł zysku netto w 2006 r.) firmy Polkomtel. Ile kosztowało nas jego pożegnanie oraz osiemnastu innych osób, które przewinęły się przez Radę Nadzorczą KGHM w ciągu roku? Ile nas będzie kosztował Krzysztof Skóra, nowy prezes zarządu miedziowego holdingu, który bezpośrednio przed objęciem posady był skarbnikiem gminy Ruja, ale za to ma w swoim życiorysie członkostwo Zarządu Głównego Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Diecezji Legnickiej... ¤¤¤ ¤ Ministerstwo Obrony Narodowej pozbyło się za półtorarocznych rządów Radka Sikorskiego ponad 60 generałów. Aktualnie w „rezerwie kadrowej” lub tzw. dyspozycji pozostaje ich jeszcze 23. Zdrowych na ciele i umyśle, a jednak bezrobotnych, pobierających 100 proc. uposażenia. Czekają na zwolnienie ze służby. Każdy weźmie ok. 170 tys. zł (półroczna odprawa i roczna pensja). W podobnej sytuacji jest kilkudziesięciu wysokich rangą oficerów Policji. ¤ W spółce Operator Logistyczny Paliw Płynnych (OLPP) członkiem rady nadzorczej został historyk Sławomir Cenckiewicz, współpracownik Antoniego Macierewicza przy likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Prezesem zarządu jest tam Arkadiusz Siwko – dyrektor gabinetu Macierewicza z czasów gdy pan Antoni był szefem MSW, a przewodniczącym rady OLPP – Adam Taracha, będący w tamtym okresie zastępcą szefa Urzędu Ochrony Państwa. „Na całym świecie partie płacą swoim działaczom synekurami, bo mają za mało pieniędzy” – tłumaczy przedstawione wyżej zjawiska senator PiS Zbigniew Romaszewski. DOMINIKA NAGEL
8
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
Człowiek jak złom J Księdzu, który samochodem przejechał chłopaka i nie udzielił mu pomocy, włos z głowy nie spadł. Co więcej, prokuratura uznała go za niewinnego, bo „mógł pomylić ofiarę z kupą złomu”. Do wypadku doszło nocą z 12 na 13 czerwca 2005 r. w pobliżu popegeerowskiej wsi Korolówka, niedaleko Włodawy. Z festynu z miejscowości odległej o 9 kilometrów wracali dwaj chłopcy: Remek i Jonatan. Prowadzili swoje rowery poboczem, a w oddali widać już było światła ich domostw. Nagle zadzwonił telefon Jonatana, więc chłopak zatrzymał się. W tym czasie Remek (lat 21) szedł dalej. Dziś pamięta tylko światła osady, a wszystko inne, co wydarzyło się w następnych sekundach i godzinach, pozostaje „białą plamą”. Za to Jonatan przypomina sobie, że w pewnej chwili oślepił go jadący z dużą szybkością samochód osobowy. Usłyszał łomot i zobaczył Remka leżącego na drodze – zmasakrowanego, niedającego żadnych oznak życia. Nie było też sprawcy wypadku. Uciekł! Ofiara przewieziona do szpitala dopiero po kilku dniach odzyskała przytomność. Policja rozpoczęła dochodzenie, ale jakoś długo nie było widać żadnych rezultatów. W końcu funkcjonariusze (nie bez pomocy rodziny, prowadzącej śledztwo na własną rękę) ustalili, że właścicielem pojazdu był ksiądz Józef K. (lat 44). Ten jednak zaprzeczał, by miał cokolwiek wspólnego z wypadkiem. Dopiero gdy jeden z mechaników potwierdził, że naprawiał rozbity samochód wielebnego, ów w końcu pękł i stwierdził: „(...) w pewnej chwili wjechałem na jakąś kupę złomu, żadnego człowieka nie widziałem”.
U
Dlaczego się nie zatrzymał? Bał się, bo gdy pracował na Ukrainie, wielu bandziorów rzucało na drogę żelastwo, by zatrzymać samochód. – Zarówno policja, jak i prokuratura bezkrytycznie uwierzyły w te bzdury i zwolniły księdza z jakiejkolwiek odpowiedzialności – mówi zirytowany ojciec Remka, Piotr Janiak. – Samochód przejechał po moim synu, o czym świadczyły fragmenty jego ubrania odkryte potem na podwoziu. Syn był bardzo poturbowany. Połamane ręce, pogruchotane nogi, złamana żuchwa, obrzęk mózgu... Niemal cudem go odratowali, a ksiądz nie zatrzymał się i nie udzielił pomocy rannemu. I co na to organa ścigania? Nic! Czy ksiądz odezwał się chociaż raz, czy zaoferował ofierze pomoc? Choćby modlitwę? Nic podobnego. Nadal nie przyznaje się do przejechania chłopaka, więc nie ma mowy o jakimkolwiek wsparciu. Niedawno prokuratura we Włodawie umorzyła śledztwo w tej sprawie. Najpierw nie dopuszczała myśli, że to wielebny najechał na Remka, gdy wreszcie nie mogła już dyskutować z oczywistymi dowodami, uznała, że ksiądz jest niewinny... „z tego powodu, że nie wiedział, iż przejechał poszkodowanego. – To niewyobrażalny skandal – mówi ojciec Remka. – Nie zamierzam pozostawić tej sprawy i będę domagać się wznowienia śledztwa. Nie chodzi mi o karę czy odszkodowanie. Chciałbym tylko, by ksiądz w końcu przyznał się do winy. Tymczasem Remka czekają kolejne operacje, cierpi z bólu, nocami krzyczy i budzi się zlany potem. O ukochanych zapasach, w których odnosił sukcesy, czy o wymarzonej piłce nożnej nie ma już mowy. PIOTR SAWICKI
biegłoroczne wybory samorządowe skłoniły łomżyńskich decydentów do pospiesznych prac przy naprawie miejskich ulic. Oczywiście, nie obeszło się przy okazji bez umizgów do biskupa i jego urzędników. Licząc na poparcie kleru w zbliżających się wyborach, wybrukowano granitową kostką skwer przylegający do Wyższego Seminarium Duchownego, a noszący szumną nazwę placu im. JPII. Wybrukowano również teren seminarium przylegający do skweru. Jak wiadomo, granitowa kostka jest najdroższym materiałem. Mimo to radni dumni są ze swojej hojnej daniny dla watykańczyków; wmurowano nawet w chodnik płytę z napisem, że plac wybrukowało miasto z własnych funduszy. Zapewne ucieszyli się z tego łomżanie otrzymujący z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej skromne zasiłki socjalne i bony żywnościowe wartości 25 zł, bo przecież miasta na większą pomoc „nie stać”. Ucieszyli się również mieszkańcy leżącej kilkadziesiąt metrów dalej ulicy Krótkiej. Tu straszą połamane
uż kilka miesięcy temu przewidzieliśmy upadek prokuratora Janusza Kaczmarka. W jego zaskakującej nominacji na szefa MSWiA upatrywaliśmy bardziej początek przyspieszonego upadku niż kolejny szczebel błyskotliwej kariery. Kariera Kaczmarka rozpoczęła się nietypowo, bo od wizyty jego matki u sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Rodzicielka przyszła prosić o pracę dla uzdolnionego syna. I tak synek został aplikantem w Elblągu, gdzie pracował do 1988 roku. Potem jeszcze raz do akcji wkroczyła rodzinka. Tym razem
konkretnego, dystansującego się od polityki i chociaż nie odwiedza jak inni o. Rydzyka, to jest dyspozycyjny i lojalny. Deklaruje otwartość dla mediów. Prawdopodobnie Kaczmarek nie chciał zostać szefem MSWiA. Niektórzy twierdzą, że na ministerialne stanowisko został wepchnięty przez Z. Ziobrę, z którym przez lata tworzył zgrany tandem. Nie brak jednak opinii, że minister sprawiedliwości pozbył się coraz silniejszego prokuratora krajowego, wodując go
Fot. DP
Na kłopoty Kaczmarek dzięki koneksjom ojca Kaczmarkowi udało się przenieść do Gdańska. Tu przyszła gwiazda prawicy natychmiast wyczuwa wiatr historii i zakłada branżowe związki zawodowe. Jednak szybko zbliża się do ludzi panny „S”. W 1991 r. zostaje prokuratorem rejonowym, a rok później – okręgowym. Ten awans niektórzy wiążą z bezgranicznym oddaniem Kaczmarka szefowi Leszkowi Lackorzyńskiemu, dla którego zbiera podpisy, gdy ten próbuje dostać się do Sejmu. Sam Kaczmarek też usiłuje zdobyć (bezskutecznie) mandat z listy Wałęsowego Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform. Gdy Lech Kaczyński zostaje ministrem sprawiedliwości, ówczesna prezydent Gdyni Franciszka Cegielska poleca mu Kaczmarka. Za czasów premiera Millera jest on prokuratorem apelacyjnym w Gdańsku. Gdy zmieniają się rządy, zostaje zastępcą prokuratora krajowego Zbigniewa Wassermanna. Jesienią 2005 roku – wraz z powstaniem rządu PiS – otrzymuje fotel prokuratora krajowego. Sprawia wrażenie człowieka
na minę. MSWiA to moloch, z którym prokurator bez wiedzy i doświadczenia nie da sobie rady – przewidywaliśmy. Wbrew pozorom – Kaczmarek nie jest człowiekiem, którego można jednoznacznie zaszufladkować. Na Wybrzeżu ma opinie lawiranta i lizusa. Afera „Stella Maris” dziwnym sposobem ukierunkowana została w taki sposób, by dotknąć najmocniej lewicę, choć zamieszani w nią byli głównie ludzie Kościoła. Nic więc dziwnego, że sam abp Tadeusz Gocłowski stwierdził, że nie czuje żalu do Kaczmarka. Opinię o karierowiczostwie byłego szefa MSWiA potwierdza wielu obserwatorów, którzy jego awans odbierali jednoznacznie jako wyraz politycznej dyspozycyjności. Jak to się zatem stało, że z dnia na dzień rzekomo apolityczny prokurator stał się nagle politycznym ministrem? Kaczmarek milczał na ten temat jak zaklęty przez wiele miesięcy i dopiero teraz, po usunięciu z rządu, leje krokodyle łzy i opowiada farmazony o swoim krytycznym stosunku do metod Ziobry.
Czarne priorytety
Fot. Autor
płyty i pokruszone krawężniki, a tam błyszczy się granitowa kostka. Taka była logika ratuszowych klęczonów. Tę decyzję przyklepali także obecni w poprzedniej radzie radni lewicowi. Na co liczyli? Nie wiadomo. Zgodnie z przewidywaniami, wybory w Łomży lewica przerżnęła
z kretesem, a na dodatek protestujących lekarzy i nauczycieli pan biskup raczył publicznie nazwać terrorystami, wyraźnie wskazując na postkomuszą, polityczną prowokację. Obecni, prawomyślni już radni poszli jeszcze dalej. Przeszło 20 lat temu PKP, planując
W najlepszych czasach pracy dla PiS nadzorował najważniejsze dla tej partii śledztwa, dotyczące m.in. billboardów Donalda Tuska, domniemanego szantażu lustracyjnego wicepremier Zyty Gilowskiej czy fałszerstw teczki Jarosława Kaczyńskiego; w jego gestii było również śledztwo dotyczące interesów syna Leszka Millera czy szefa PZU Jaromira Netzela. Jeśli na nowym stanowisku „pójdzie na całość” – przewidywaliśmy, gdy został szefem MSWiA – będzie to świadczyło o jego krótkowzroczności, jeśli natomiast zachowa dystans – potwierdzi tym samym swój krytyczny stosunek do tego, co dzieje się dziś na szczytach władzy. Kaczmarek ma przed sobą jeszcze sporo lat pracy do emerytury, więc prawdopodobnie będzie już myślał o innej konfiguracji politycznej w Polsce, co potwierdzają ostatnie wydarzenia związane z jego osobą. Dotąd piął się w górę w zawrotnym tempie. Ostatni awans, jak się okazało, stał się preludium do katastrofy. BARBARA SAWA
rozwój kolei w Łomży, wywłaszczyły duży teren na te potrzeby. Rozciąga się on między ulicami Sikorskiego, Wojska Polskiego i dalej do ulicy Nowogrodzkiej. Dziś z łomżyńskiej kolei pozostała tylko rzadko używana bocznica towarowa, a niewykorzystany teren przejęło miasto jako tzw. rezerwę kolejową. Radni już przeznaczyli ten teren pod budowę kolejnego kościoła, nie oglądając się na poprzednich właścicieli, a przecież w tym przypadku niewykorzystane na potrzeby kolei działki dawno powinny im zostać zwrócone. Tak postąpiono po I wojnie. Pod koniec wojny zajmujący Podlasie Niemcy, planując rozbudowę kolei, wywłaszczyli ziemię pod przyszłe linie kolejowe. Gdy po wojnie zniszczona Łomża nie była w stanie ponieść kosztów rozbudowy połączeń kolejowych, wywłaszczone tereny zwrócono dawnym właścicielom. Ale wtedy Polska była państwem prawa, a teraz jest to państwo i prawa, i sprawiedliwości, a na dodatek jest jeszcze solidarne. Z Watykanem. JERZY RZEP
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
U
ległość wobec biskupów jest w Polsce podstawowym warunkiem uprawiania polityki. Lewica czyniła to pokątnie, zachowując pozory niezależności. Prawica nie ma wstydu... Niezmiernie i szczerze wdzięczni jesteśmy Jego Ekscelencji ordynariuszowi diecezji warszawsko-praskiej – abp. Sławojowi Leszkowi Głódziowi – za ostrzeżenie „aroganckiego” ministra edukacji profesora Ryszarda Legutki, żeby nie fikał w kwestii wliczania religii do średniej ocen na świadectwie szkolnym, „rozpoczynając swoje urzędowanie od konfliktu z Kościołem”. Kłaniamy się Ekscelencji nisko także za rzucenie pana premiera – uchodzącego za niesłychanego twardziela – na kolana, poprzez jego pośpieszne zapewnienie, że „zgodnie z postanowieniami Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu ocena z religii będzie wliczana do średniej ocen na świadectwie”. Jesteśmy wdzięczni jak nie wiem co, bo ludzie zobaczyli, że jakiś arcybiskup zwany „Flaszką” potrafi uzmysłowić Jarosławowi Kaczyńskiemu, że „Teraz, Ku...a, My” to on może sobie opowiadać u cioci na imieninach, ponieważ w Polsce – niezależnie od aktualnego numeru Rzeczypospolitej – granice swobody rządzenia państwem wyznacza kat. Kościół. ¤¤¤ Oto kilka zjawisk z najnowszej historii naszego (?) kraju: ¤ Pierwsze po upadku Peerelu i częściowo demokratyczne wybory parlamentarne z 1989 r. wyraźnie pokazały, że biskupi mają wilczy apetyt na władzę. Za aprobatą hierarchii w niemal wszystkich parafiach powstały sztaby wyborcze „Solidarności”, a z ambon zamiast kazań nadawano audycje pt. „Na kogo głosować”. Prymas Polski kard. Józef Glemp stał się akuszerem rządu Tadeusza Mazowieckiego, wskazując go jako kandydata Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego na premiera. W rewanżu prymas dostał wprowadzenie religii do szkół, a biskupom diecezjalnym nie wskazywano miejsca w szyku, gdy ingerowali w nominacje wojewodów; ¤ Chociaż przed wyborami prezydenckimi 1990 r. Episkopat oficjalnie zachowywał wstrzemięźliwość, ograniczając się do apelu o „aktywność wiernych i szacunek dla wszystkich kandydatów”, to proboszczowie skrupulatnie wypełniali w II turze tajne kurialne zalecenia, żeby obrzydzać rywalizującego z Lechem Wałęsą Stanisława Tymińskiego; ¤ Niby-neutralność skończyła się wraz z powołaniem przed wyborami parlamentarnymi 1991 r. Wyborczej Akcji Katolickiej – komitetu opartego na Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym. Mimo że w pierwszym oficjalnym wystąpieniu biskupi napisali: „Nie opowiadamy się po żadnej konkretnej stronie i nie wskazujemy żadnych przedwyborczych list” oraz: „Duszpasterzy zobowiązujemy, by w kościołach i kaplicach nie prowadzili ani nie pozwalali prowadzić agitacji na
rzecz kogokolwiek”, to już w kolejnym stwierdzili, że „tylko ugrupowania polityczne, które opowiadają się jasno za obroną życia ludzkiego od momentu jego poczęcia, które respektują prawa rodziny, ukazują w działaniu troskę o Polskę i szacunek dla jej tradycji wyrastających z chrześcijańskich korzeni, powinni otrzymać od ludzi mandat do stanowienia praw i zabiegania o wspólne dobro Rzeczypospolitej”. Wkrótce uznali, że być może wierni są zbyt ciemni, żeby zrozumieć tę zawoalowaną instrukcję, więc już całkiem otwartym tekstem zażądali od owieczek „skupienia się wokół tych kilku komitetów wyborczych, które stoją na gruncie wartości zgodnych z etyką chrześcijańską i katolicką nauką społeczną”, zaś do parafii w najgłębszym nawet zadupiu trafiła „ściągawka” ze wskazówkami, na kogo głosować. Ówczesny biskup gorzowski Józef Michalik nawoływał publicznie: „Katolik ma obowiązek głosować na katolika, chrześcijanin na chrześcijanina, muzułmanin na muzułmanina, żyd na żyda, mason na masona, komunista na komunistę”. I choć niewielu było wówczas w Polsce proboszczów, którzy nie na-
POLSKA PARAFIALNA publicznych, promocji oficerskich, rozmaitych inauguracji itp., w szkołach na dobre zadomowili się katecheci, a w instytucjach zmilitaryzowanych – kapelani; ¤ Po sromotnej porażce prawicy w wyborach 1993 r. relacje państwo-Kościół nieco się ochłodziły. W obliczu przejęcia pełni władzy przez „bezbożnych komunistów” kard. Glemp osobiście zaangażował się w 1995 r. w wyłonienie przez prawicę wspólnego kandydata (spośród Hanny Gronkiewicz-Waltz, Jana Olszewskiego i Mariana Krzaklewskiego), „gotowego integrować chrześcijańsko-patriotyczną część sceny politycznej” w walce o prezydenturę z Aleksandrem Kwaśniewskim. Prace tzw. Konwentu św. Katarzyny spełzły na niczym, więc prymas jeszcze w dniu wyborów kibicował Lechowi Wałęsie, przestrzegając, że „Polacy będą wybierać nie między osobami, ale między przeciwstawnymi systemami wartości: chrześcijańskim i neopogańskim”, reprezentowanym przez ówczesnego lidera lewicy. Gdy ten ubiegał się w 2000 r. o II kadencję, abp
„Feministyczny beton, który nie zmieni się nawet pod wpływem kwasu solnego” – tak wyraził się o Izabeli Jarudze-Nowackiej (pełnomocniku rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn) biskup Tadeusz Pieronek, idąc śladem przetartym przez o. Tadeusza Rydzyka, który w 1997 r. na antenie Radia Maryja bezkarnie proponował, żeby „posłom, którzy głosowali za liberalizacją ustawy antyaborcyjnej, golić głowy jak prostytutkom zadającym się w czasie wojny z hitlerowcami”; ¤ Zwycięska lewica nie zdołała (nie
9
Maryja nie ma żadnych sprzeczności” – zapewniał Lech Kaczyński. Nie musiał, bo media o. Rydzyka – przy dyskretnym milczeniu biskupów – od początku kampanii wylewały kubły pomyj na Donalda Tuska, a hasła typu „Kto na Tuska zagłosuje, ten Chrystusa ubiczuje” należały do bardziej pieszczotliwych; ¤ Mimo zabiegów abp. Tadeusza Gocłowskiego,
Grupa trzymająca władzę kłaniali wiernych (nawet w niedzielę wyborczą) do wspierania przy urnach WAK-u, ugrupowanie to zdobyło raptem 8,7 proc. głosów, co ostudziło apetyty biskupów na tyle, że Episkopat nigdy już tak mocno nie zaangażował się w agitację polityczną; ¤ W debacie konstytucyjnej hierarchia kościelna nie kryła, że Polska marzy się jej państwem wyznaniowym. „Projekt konstytucji jest nihilistyczny, ma w sobie zakodowaną walkę z tym wszystkim, co jest moralne” – twierdził abp Michalik w czerwcu 1995 r.; „Wypowiadamy się stanowczo przeciwko zasadzie rozdziału Kościoła od państwa. Dlaczego? Po prostu obawiamy się, by nie wróciły te tendencje i siły polityczne, które zasadę rozdziału będą interpretować w ten sposób, że wchodzić będą butami w struktury Kościoła, rezerwując sobie wpływ na ich tworzenie i obsadę. Że działalność Kościoła zostanie całkowicie wyparta z płaszczyzny życia publicznego” – oświadczył bp Alojzy Orszulik, były agent SB. Podkreślono to również w komunikacie z 275 Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski: „Rozdział Kościoła od państwa kojarzy się na podstawie powojennego doświadczenia z praktyką faworyzowania niewierzących i rugowania wymiaru religijnego ze wszystkich dziedzin życia publicznego”. Tymczasem ów „wymiar religijny” – swoisty ceremoniał katolicko-państwowy – stał się już wówczas nieodłącznym składnikiem uroczystości
Józef Życiński nawoływał publicznie, żeby „katolicy nie głosowali na prezydenta – ateistę i szydercę”, a abp Michalik – „o wybór na prezydenta człowieka naszego sumienia”; ¤ Na użytek gawiedzi lewica – z formalnie bezpartyjnym już wówczas panem prezydentem Kwaśniewskim na czele – prężyła w odwecie muskuły, ale w zaciszu gabinetów znakomicie dogadywała się z biskupami. „W preambule unijnej konstytucji powinno znaleźć się odwołanie do Boga i chrześcijaństwa” – stwierdził Kwaśniewski we wrześniu 2003 r..., „Jego prezydentura była okresem stosunkowo dobrym dla rozwoju Kościoła, bo chociaż nie jest chrześcijaninem, to jednak czuje on chrześcijaństwo bardzo dobrze, lepiej niż niejeden ochrzczony człowiek. W stosunku do Kościoła, papieża czy ludzi Kościoła zachowywał się bardzo przychylnie” – podsumował kard. Glemp dziesięcioletnie rządy Kwaśniewskiego; ¤ Świadczone uprzejmości i „przychylność” miały zdecydowanie jednostronny charakter, bo przed wyborami parlamentarnymi 2001 r. obawiający się zwycięstwa SLD biskupi bez owijania w bawełnę ostrzegali wiernych przed „partią nawiązującą do ciągłości ideowej z partią komunistyczną”. Gdy przestrogi na nic się zdały, wielebni pozwalali sobie na najbardziej niewybredne epitety pod adresem czołowych polityków lewicy.
chciała?) doprowadzić do wyjaśnienia skandalu z okresu rządów Jerzego Buzka (1997–2001), kiedy to np. poprzez Telewizję Familijną – wspólny projekt Episkopatu i kilku związanych z Kościołem prawicowych polityków – utopiono nie wiadomo gdzie prawie 200 mln zł pozyskanych ze spółek skarbu państwa. „Czerwoni” nie dobrali się też do tyłka sekretarzowi generalnemu Episkopatu, bp. Piotrowi Liberze, pojawiającemu się w aferze prywatyzacyjnej PZU. Dostojnikowi, o którym zeznający przed Międzynarodowym Trybunałem Arbitrażowym w Londynie b. szef Eureko Joao Talone opowiadał, że pertraktowali, ile i na jakie pomysły Kościoła trzeba będzie wyłożyć pieniądze, aby Eureko mogło liczyć na przychylne traktowanie w czasie przetargu. ¤¤¤ ¤ Przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi 2005 r. Prawo i Sprawiedliwość imało się wszelkich możliwych chwytów. „Dla zdecydowanej większości z nas, polityków i członków Prawa i Sprawiedliwości, wiara katolicka jest po prostu Prawdą, która nadaje kierunek naszemu życiu i działalności. Wartością, którą trzeba szanować i bronić” – napisał kandydat na prezydenta Lech Kaczyński w liście rozesłanym do proboszczów, deklarując się „czynnym obrońcą wiary i moralności katolickiej”. „W kwestiach podstawowych wartości pomiędzy mną a Radiem
usiłującego sklecić koalicję PO-PiS, wygrał ojciec dyrektor, pod którego nadzorem – i patronatem abpa Głódzia – partia braci Kaczyńskich zawarła sojusz z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną. Marszałkiem Sejmu został Marek Jurek, premierem – Kazimierz Marcinkiewicz. Obaj politycy wywodzą się z ZChN-u. Partii, o której Jarosław Kaczyński powiadał wcześniej: „Najkrótsza droga do dechrystianizacji Polski wiedzie przez ZChN”. ¤ W krótkim czasie o. Rydzyk urósł przy braciach Kaczyńskich do roli „pozakonstytucyjnej instancji kontroli działalności ministrów, skoro część z nich, na czele z Prezesem Rady Ministrów, czuła się zobowiązana do składania na falach rozgłośni relacji ze swych zamierzeń i działalności” – zauważa dr Paweł Borecki z Uniwersytetu Warszawskiego. ¤¤¤ Ładnie żarło, ale po raz któryś tam z kolei zdechło i przed nami kolejny plebiscyt. „W rozgrywce o przedterminowe wybory parlamentarne (...) jest jeszcze jeden rozprowadzający – Kościół katolicki” – konstatuje „Trybuna”. Ba, ale kogo teraz popierać, skoro „partia, która obecnie rządzi w Polsce, i partia, która jest w opozycji, nie zdały egzaminu moralnego” (abp Michalik), a „Kościół w Polsce nie doczekał się symbolicznej choćby wdzięczności za przeprowadzenie narodu przez morze czerwone” (abp Głódź)? ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
Z PRAWA... I Z LEWA
M
am 84 lata, jestem schorowany i samotny. Moje dzieci w żaden sposób nie interesują się moją sytuacją. Proszę o poinformowanie mnie, w jaki sposób mogę na drodze prawnej wystąpić o zainteresowanie i pomoc ze strony swoich dzieci. Czym różni się obowiązek pła-
unieważnieniu małżeństwa. Obowiązek alimentacyjny wobec dzieci, które nie są w stanie utrzymać się samodzielnie, różni się natomiast tym od pozostałych rodzajów obowiązków, iż osoba uprawniona, czyli dziecko, nie musi znajdować się w niedostatku. W Pana przypadku, jako że ma Pan zamiar wystąpić z roszczeniem przeciwko swoim
Kolejną różnicą pomiędzy obowiązkiem alimentacyjnym względem dziecka, które nie jest jeszcze w stanie utrzymać się samodzielnie, a obowiązkiem względem rodzica jest fakt, iż wykonanie obowiązku alimentacyjnego względem dziecka może polegać także, w całości lub w części, na osobistych staraniach o jego utrzymanie lub wychowanie.
Porady prawne cenia alimentów wobec dzieci od obowiązku wobec rodziców? Czy polskie prawo przewiduje jeszcze jakieś inne roszczenie w tym zakresie poza roszczeniem alimentacyjnym, np. zobowiązanie moich dzieci do udzielania mi pomocy fizycznej? Pytam o to, ponieważ nie chciałbym ich obciążać finansowo, chcę tylko, żeby pomagały mi w codziennych czynnościach i odwiedzały mnie co jakiś czas. (J.D.) Jak Pan zauważył, zgodnie z kodeksem rodzinnym i opiekuńczym, przysługuje Panu prawo do wystąpienia w stosunku do swych dzieci z roszczeniem alimentacyjnym. Obowiązek dostarczania środków utrzymania dotyczy bowiem nie tylko rodziców wobec dzieci, ale wszystkich krewnych w linii prostej wobec siebie nawzajem, rodzeństwa oraz małżonków po rozwiązaniu lub
F
dzieciom, musi Pan udowodnić, że stan niedostatku występuje. Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego, „niedostatek występuje nie tylko wtedy, gdy uprawniony do alimentacji nie posiada żadnych środków utrzymania, lecz określa także i taką sytuację materialną osoby uprawnionej, gdy nie może ona w pełni zaspokoić swoich usprawiedliwionych potrzeb” (wyrok SN z dnia 20.01.2000 I CKN 1187/99). Zakres świadczeń alimentacyjnych zależy od usprawiedliwionych potrzeb uprawnionego, czyli Pana, oraz od zarobkowych i majątkowych możliwości zobowiązanego, czyli Pana dzieci. Obowiązek alimentacyjny w pierwszym rzędzie obciąża zstępnych. Jeżeli będzie Pan występował z roszczeniem, to jako że dzieci są Pana krewnymi w tym samym stopniu, obowiązek alimentacyjny obciąża ich w częściach odpowiadających ich możliwościom zarobkowym i majątkowym.
ilozofia, medycyna i farmacja wiążą się ze sobą. Profesor Julian Aleksandrowicz podkreślał, że wiedza filozoficzna pomaga w skutecznym leczeniu i stawianiu diagnozy. Trzeba pamiętać, że pierwsi filozofowie byli często lekarzami i zarazem – używając dzisiejszej nazwy – farmaceutami. W treści przyrzeczenia składanego przez przyszłego magistra farmacji zawarty jest program doskonalenia się w naukach farmaceutycznych oraz zobowiązanie, że będzie się kierować uczciwością i sumiennością. Komercyjny stosunek do pacjentów stanowi zaprzeczenie posłannictwa lekarzy i aptekarzy. Przemysł farmaceutyczny opłaca reklamy lekarstw, które przynoszą mu dochody, ale pacjentom – niepokojące skutki. Mamy już liczną grupę lekomanów. Wobec natarczywości reklam milknie rozum, a wszak jest oczywiste, że lekarstwa mają uboczne skutki i nie należałoby zachęcać do ich brania. Nieznana jest też – poza gronem specjalistów – interakcja zażywanych lekarstw. Zadaniem aptekarzy powinna być przyjacielska obrona bezradnych pacjentów wobec nacisku reklam. Oczekiwanie zysku powinno schodzić na drugi plan. Lekarstwa nie powinny być traktowane jak inne towary. Przypuszczam, że w niejednej aptece wiesza się plakaty, nie wnikając w ich treść. Interesujące, że aptekarze polscy już na początku XX wieku krytycznie oceniali reklamy
W odniesieniu do ostatniego pytania, polskie prawo nie przewiduje innych roszczeń związanych z udzielaniem pomocy przez dzieci wobec swoich rodziców. Wiąże się to przede wszystkim z faktem braku możliwości ich ewentualnego wyegzekwowania. Należy również zauważyć, iż Pana uprawnienie do wystąpienia z ewentualnym roszczeniem alimentacyjnym nie stoi na przeszkodzie do ubiegania się przez Pana o pomoc w odpowiedniej jednostce Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej (podstawa prawna: ustawa z dnia 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy DzU 64.9.59; wyrok SN z dnia 20.01.2000 I CKN 1187/99). ¤¤¤ Od 2001 r. płacimy alimenty na naszą wnuczkę w kwocie 200 zł miesięcznie. Nasz syn ze względu na małe zarobki również płaci 200 zł miesięcznie. W marcu 2007 roku wnuczka ukończyła 18
lekarstw. Zdawali sobie sprawę z tego, że odpowiedzialność związana z wykonywaniem tego zawodu wymaga szerzenia profilaktyki. Niepokojąca jest, nieznana wcześniej, siła oddziaływania reklam rozmaitych lekarstw. Szczególnie silnie oddziałują na nas – poten-
lat. Ponieważ nie dostarczyła do sądu zaświadczenia o kontynuowaniu nauki, złożyliśmy wniosek o uchylenie obowiązku alimentacyjnego (rozprawa odbędzie się we wrześniu 2007 r.). Czy możemy domagać się zwrotu zapłaconych alimentów od kwietnia do września 2007 r., tj. za okres po ukończeniu przez córkę syna 18 lat, skoro nie dostarczyła do sądu żadnego zaświadczenia, że dalej się uczy? Mogą się Państwo domagać zapłaconych alimentów od kwietnia do września 2007 roku, to jest za okres, kiedy wnuczka ukończyła 18 lat i nie dostarczyła zaświadczenia o kontynuowaniu nauki. Przesądza o tym cecha roszczenia podstawowego (wniosek o uchylenie alimentów). Poza tym o podstawie prawnej roszczenia ostatecznie rozstrzyga sąd, który nie jest związany wnioskami stron, szczególnie w sprawach alimentacyjnych (podstawa prawna: Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z dnia 5 marca 1964 r., nr 9, poz. 59; Kodeks postępowania cywilnego, DzU 64.43.296). ¤¤¤ Jestem po rozwodzie z winy męża. Obecnie zmuszona jestem przeprowadzić podział majątku. Jest to dom jednorodzinny – na parterze mieszkam z byłym mężem, na piętrze mieszka moja córka z mężem i dziećmi. Piętro wyposażyła moja córka. Mój były mąż nie chce uznać jej nakładów poniesionych na remont pierwszego piętra, twierdząc, że to ja i on dokonaliśmy remontu. Nadmieniam, że córka ma faktury
swoich celów ludzką głupotę. W audycji tej brał udział m.in. dr teologii, a także profesor medycyny. Dążenie do zysku bywa na tyle silne, że niejedna apteka odmawia przyjmowania recept do wykonania, ponieważ bardziej docho-
FILOZOFIA CODZIENNOŚCI
Aptekarze i pacjenci cjalnych pacjentów – reklamy telewizyjne. Firmy farmaceutyczne, niestety, przestają produkować proste, tanie lekarstwa. Na przykład nie ma już kropli do oczu ze świetlika. Preparaty tworzone na bazie ziół są zastępowane przez droższe, a niekoniecznie skuteczniejsze. Manipuluje się świadomością nabywców lekarstw w imię zysku. U nas stan zagubienia pacjentów jest spotęgowany krytyką alternatywnej medycyny, by podać jako przykład homeopatię, bioenergoterapię czy ziołolecznictwo. Wiele osób z korzyścią dla siebie stosuje więc metody inne niż te, które są nauczane w systemie akademickim. Słyszałam w audycji telewizyjnej bredzenia rzekomych specjalistów o diabelskiej mocy, która wiąże się z lekarstwami homeopatycznymi. Firmy farmaceutyczne wykorzystują dla
dowa bywa sprzedaż gotowych specyfików. Zdarza się też, że pojawiają się informacje w mediach o zagrożeniach ze strony określonej choroby. Można w ten sposób spotęgować popyt na określone lekarstwa. Dążenie do sukcesu materialnego przez firmy farmaceutyczne jest silniejsze niż szacunek do człowieka. W tej walce konkurencyjnej nawet nazwa lekarstwa ma znaczenie; jeśli jest łatwa do zapamiętania, może to wpłynąć na większą sprzedaż. Aptekarze – nie tylko pacjenci – są w trudnej sytuacji. Otóż nie można udowodnić, że określona metoda lecznicza jest najlepsza. Co zalecić pacjentowi, gdy ten zwraca się z pytaniem do aptekarza? Co pacjent ma wybrać? Trzeba pamiętać, że zdarzają się osoby, które chcą współdecydować o sposobie leczenia.
na remont oraz umowę użyczenia piętra. Czy w pozwie o podział majątku mogę pomniejszyć wartość nieruchomości o nakłady poniesione przez córkę, podając kosztorys wykonanych prac i ich wartość, czy to córka ma wystąpić z pozwem? (Maria J., Babice) Na podstawie obowiązującego prawa oraz oceniając przedstawiony przez Panią stan faktyczny, pozwalam sobie przypomnieć, że podstawą rozliczenia małżonków jest zwrot nakładów z majątku wspólnego na majątek odrębny jednego z małżonków oraz z majątku odrębnego na majątek wspólny, oczywiście z wyłączeniem nakładów poniesionych w tym przypadku przez pani córkę. Zatem córka nie musi występować z pozwem o zwrot poniesionych nakładów, sprawa powinna być realizowana jedynie w postępowaniu o podział majątku wspólnego małżonków (podstawa prawna: Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z dnia 5 marca 1964 r., nr 9, poz. 59). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Aptekarze cieszyli się u nas dużym zaufaniem. Niejednokrotnie sami przygotowywali chorym lekarstwa bez konsultacji z lekarzem. Współcześnie niechętnie udzielają porad, sprzedając gotowe lekarstwa. Narasta bezradność pacjentów lękających się, że być może zalecenia lekarza wynikają z jego powiązań z określoną firmą farmaceutyczną. Rodzi się czasem niepokój, bo może porada aptekarza też ma źródło w chęci sprzedaży droższego leku, by powiększyć własne zarobki... Podstawowa zasada medyczna brzmi: „Przede wszystkim nie szkodzić”. By czynić jej zadość, niezbędna jest nie tylko wiedza, ale mądrość oraz silny charakter. Aptekarz nie powinien poddawać się modzie w dziedzinie swojej specjalności. Pacjenci oczekują, ażeby bezinteresownie doradzał lekarstwa, biorąc również pod uwagę te, które są odległe od dominującego sposobu myślenia w danym czasie. Filozofia medycyny jest już faktem od lat. Niezbędne jest powstanie nowego kierunku naukowego, mianowicie – filozofii farmacji. Zaszczepiałaby ona między innymi właściwy stosunek do człowieka, odległy od sposobu traktowania go przez obecny marketing farmaceutyczny. Nawiązywałaby także do szczytnych tradycji polskiego aptekarstwa. Sto lat temu przedstawiciele tego zawodu odznaczali się znacznym zasobem zalet obywatelskich. MARIA SZYSZKOWSKA Fot. Jan Stępień
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
Przypomnijmy, że Polskę „opiece” NMP powierzył król Jan Kazimierz Waza w czasie tzw. ślubów lwowskich, które złożył 1 kwietnia 1656 r., na prima aprilis, według tradycji – w dniu urodzin Judasza. Były wicepremier i minister oświaty słusznie zauważył, że należy pilnie poprawić edukację historyczną Polaków. Spełniamy swój patriotyczny obowiązek i spieszymy na pomoc Panu Premierowi w tym zbożnym dziele edukacji. Przy okazji pozdrawiamy – pięć piw! Przypomnijmy przeto po raz kolejny, jakimże to „deszczem łask” od czasu primaaprilisowych ślubów pobłogosławiła Polskę „Królowa i Opiekunka”. Oto one: ¤ niszczycielski potop szwedzki, który trwał aż do 1660 r.; ¤ równoległa wojna z Moskwą, zakończona dopiero w 1667 r. utratą Zadnieprza i Kijowa. Aż sześć lat, do 1661 r., trwała wyniszczająca okupacja Litwy; ¤ krwawy najazd Rakoczego w 1657 r.; ¤ utrata Prus w 1657 r. na rzecz Niemców, luterańskich Hohenzollernów, milowy krok do rozbiorów katolickiej Polski; ¤ ciąg krwawych, wyniszczających Polskę powstań kozackich, począwszy od tego w latach 1664–1665; ¤ liczne wojny domowe od rokoszu Lubomirskiego (1665–1666) począwszy i późniejsze konfederacje; ¤ wojna z Tatarami i Kozakami w latach 1666–1671; ¤ najazd turecki w roku 1672 i utrata Podola w haniebnym traktacie w Buczaczu, które wciągnęły Polskę w 27-letnią wyniszczającą wojnę z Turcją i Tatarami; ¤ wielkie zarazy: 1677–1681, 1707–1712 (ta zabiła 1/3 ludności Polski), 1783–1784; ¤ katastrofalne powodzie w latach 1671, 1683, 1687, 1774, 1813, 1819, 1997; ¤ wojny: północna, sukcesyjna, siedmioletnia, bunty chłopskie w 1755 r., konfederacja barska z powstaniem kozackim („koliszczyzna”), wojna z Rosją w 1792 r. i okupacja kraju; ¤ grabież kraju, kontrybucje i pobór rekruta przez stale stacjonujące i maszerujące obce wojska. Polska „karczmą przydrożną Europy”; ¤ targowica, rozbiory i 123 lata niewoli; ¤ wojny napoleońskie, których także Polska była teatrem, a przez
nasz kraj przetoczyły się olbrzymie walczące armie; ¤ trzy przegrane powstania narodowe okupione żniwem śmierci i wywózkami na Sybir; ¤ germanizacja i rusyfikacja; ¤ dwie wojny światowe i bolszewicka; ¤ okupacja hitlerowska i najkrwawsze z powstań – warszawskie; ¤ 50 lat komunizmu; ¤ w finale utrata 3/4 terytorium Polski (do obszaru z końca XVI w.); ¤ olbrzymie zadłużenie państwa;
planował... rozbiór Polski! Nie udało mu się, ale zamiar ten ziścił się nieco ponad wiek po powierzeniu Polski „opiece Królowej”. Co ciekawe, i jedni i drudzy „podopieczni” NMP – zakon krzyżacki i Polska – stracili swoje państwa. Krzyżacy są dzisiaj niewielką dobroczynną kongregacją zakonną, a Polska karłem dawnej potęgi. Wychodzi na to, że coś nie tak jest z tą „opieką”. „Książę założyciel” miał pewne wspólne cechy z mnichami: trzepał kasę nie gorzej niż oni i służył nie Polsce i swemu królowi Kazimierzowi Wielkiemu, ale węgierskim Andegawenom. Mnichów i wszelkich duchow-
i przejściem z pieśni religijnej na modlitwę i odwrotnie. Wyjaśnienie daje nam sam Kościół katolicki w swoim Katechizmie: „Religijność ludowa – 1674 – (...) Są to: cześć oddawana relikwiom, nawiedzanie sanktuariów, pielgrzymki, procesje, droga krzyżowa, tańce religijne, różaniec, medaliki itp.”. A skoro ludowa, to musimy ustalić, kto zacz ten lud. Nie należy ludu utożsamiać wprost z narodem. Lud jest jedną z warstw narodu, a nawet mieszkańców państwa, niekoniecznie mówiących jednym językiem. Naród amerykański na przykład to wieloetniczna mieszanka
Idą pielgrzymki
Fot. WHO BE
Przez całą Polskę, jak ojczyzna nasza długa i szeroka, idą pielgrzymki do Częstochowy, do „Królowej i Opiekunki”.
POLSKA PARAFIALNA
¤ po raz drugi za czasu „opieki” Polska jest pośmiewiskiem Europy i wciąż w USA („Polish jokes”); ¤ haniebne rządy nieudacznych klerykałów, psychopatów, przestępców i kryptofaszystów; ¤ grabież kraju przez czarnego okupanta. „Deszcz łask” po ślubach był tak wielki, że ślubownik Jan Kazimierz 11 lat po tym wiekopomnym akcie... abdykował. Widocznie nawet dla tego fanatycznego katolika, byłego jezuity i kardynała, to gradobicie było przesadne. Dla w pełni rzetelnego przedstawienia sprawy należy przypomnieć jeszcze „świetlaną” postać założyciela klasztoru jasnogórskiego. Był nim jeden z największych zdrajców w historii Polski, książę Władysław Opolczyk. Łotr, wspólnik pupilków papieża – Krzyżaków (ich patronką była też Najświętsza Maria Panna!), który wraz z nimi po raz pierwszy
nych obowiązuje zaś bezwzględne posłuszeństwo, ale nie krajowi, w którym przebywają, lecz Watykanowi, który jest obcym państwem. Przedstawiliśmy tu same nagie, brutalne fakty. Nikt im nie zaprzeczy. Polaka patrzącego na tę listę „łask” musi ogarnąć przerażenie, bo coś... końca nie widać. Mamy prawo zapytać, jak to się ma do wmawianej Polakom „opieki Królowej”? Czy przypadkiem ktoś nie zbija kasy na piramidalnym oszustwie, ogłupianiu ludzi? Jaką jeszcze „łaskę” ci ludzie ściągną na Polskę, czego jeszcze nasza udręczona ojczyzna nie doświadczyła? Skoro takie są efekty „opieki”, kim są ludzie idący stadem, bez zastanowienia, po kolejne „łaski” na Jasną Górę? Po jasną cholerę oni tam łażą?! Mamy okazję ich obserwować, wlokąc się godzinami po drogach zablokowanych trzodą prowadzoną przez pasterzy. Monotonny, wielodniowy marsz zawodzących ludzi, urozmaicany zmianami pogody
spajana poczuciem dumy z potęgi kraju. W Chinach jest kilkadziesiąt języków, w Indiach – ponad 1600. Zagadnieniem warstw społecznych zajmuje się nauka – politologia. Lud – według politologii – to pracujący, czyli robotnicy i chłopi. Wydana w latach 1929–1939 Encyklopedia Gutenberga definiuje: „Lud, oznacza: (...) 2. w właściwym słowa znaczeniu warstwy pracujące narodu, przedewszystkiem warstwę włościańską” (pisownia oryginału). Socjalistyczna Encyklopedia PWN (1974): „(...) 3) ogół ludności pracującej, przeciwstawiającej się warstwom uprzywilejowanym, 4) dawniej często spotykane określenie ludności wiejskiej”. Kościół – definiując w swym dokumencie pielgrzymki, procesje, relikwie, medaliki jako religijność ludową – obraził miliony Polaków! Tych wszystkich racjonalnie myślących, którzy należą do polskiego ludu, lecz na pielgrzymki nie chodzą, a nawet pukają się na ich widok w czoło.
11
Ale zajmijmy się tradycjami i zwyczajami pielgrzymkowymi Polaków. W Polsce jest ponad 500 sanktuariów na 379 powiatów (grodzkich i ziemskich), czyli ok. 1,4 sanktuarium na powiat. To stąd, że każdy ksiądz, każdy biskup pragnie mieć taką żyłę złota. Główny cel pielgrzymek to, oczywiście, Częstochowa, którą odwiedza rocznie 4 miliony pielgrzymów, z czego ok. 200 tys. pieszo. Znacznie mniejszą kasę trzepią Łagiewniki, Kalwaria Zebrzydowska i Licheń. Pielgrzymuje w sumie ok. 7 mln Polaków, głównie latem, w sierpniu. Czynią to chętnie, bo to najtańsza turystyka. Jest jeszcze jeden aspekt sprawy, naszym zdaniem – po ludzku – niezwykle ważny. Otóż badania marketingowe Unimilu, największego polskiego producenta prezerwatyw, wykazały, że najwięcej kondomów sprzedaje się w Szczecinie, Gdańsku, Warszawie, Poznaniu, Krakowie i w... Częstochowie. Biorąc pod uwagę, że święta Częstochowa jest najmniejsza, wynik ma imponujący. Ofiarnie budują go pielgrzymi, bo któż? Gratulujemy ze świadomością, że robimy pielgrzymkom wspaniałą reklamę. To zresztą wcale nie jest nowa religijna (?) tradycja. To tradycja odwieczna: już Maciej Miechowita w Kronikach Polskich napisał, że kiłę do Polski przywlokła z pielgrzymki do Rzymu pobożna żona krakowskiego szewca w 1496 r. Przy okazji uczniom i studentom pielgrzymującym w intencji zdania egzaminów pozwalamy sobie przypomnieć, że jest na to znacznie skuteczniejszy sposób: uczyć się. Jak widać, jeszcze nie wszyscy na to wpadli. Niestety, pielgrzymki stwarzają poważny problem. Ten rodzaj turystyki jest mało dochodowy, bo większość pielgrzymów groszem nie śmierdzi, a kasę i tak zgarniają czarni i Unimil. Inni mają z tego więcej kłopotów niż pożytku. Szczególnie kierowcy tracący czas w niebywałych korkach. A czas to pieniądz. Na przykład pielgrzymka warszawska blokuje połowę stolicy Polski do późnego popołudnia. Straty z tego powodu są olbrzymie, lecz nikt nie ma odwagi nawet o nich wspomnieć. Zupełnie jak za okupacji. Nie ma mowy, żeby te straty pokrył Kościół, ich sprawca. Ale dla umundurowanych funkcjonariuszy obcego państwa – Watykanu (bo sutanna to przecież mundur) – najważniejsze jest pokazanie wszystkim dookoła, kto tu rządzi. Nie ma mowy, by pielgrzymi przeszli przez Warszawę chodnikami ani żeby „msze startowe” odbywały się poza centrum stolicy. Liczy się blichtr i splendor. A wracając do wyliczonego „deszczu łask”, wypada odnieść wrażenie, że opatrzność przesłała kilka co najmniej ostrzeżeń, choćby w postaci katastrof autobusów z pielgrzymami, zakończonych prawdziwymi rzeziami nieszczęśników. Rzezie te ocalałym niewiele dają do myślenia. Nas napawają obawą: wszak jesteśmy w Iraku i Afganistanie... LUX VERITATIS
12
MITY KOŚCIOŁA
Natura przeciwna naturze „Pocieranko” dwumetrowych penisów waleni
Przez dziesięć miesięcy prasa na całym świecie donosiła o niezwykłej wystawie, jaka miała miejsce od października 2006 do sierpnia 2007 w Muzeum Zoologicznym w Oslo. Co takiego niezwykłego pokazali Norwegowie w kilku skromnych salach, że muzeum nie mogło opędzić się od tłumów turystów? Zoologisk Museum przy uniwersytecie w Oslo to niepozorny budynek położony w pięknym parku na jednym ze wzgórz stolicy Norwegii. Jedna z najsłynniejszych wystaw mijającego roku sprawiała raczej siermiężne wrażenie – kilka niewielkich pomieszczeń, a w nich wypchane zwierzęta, trochę plansz ze zdjęciami i tekstem, rysunki, jakieś makiety zwierząt. Żadnych efektów elektronicznych, symulacji komputerowych, wideoprezentacji. A jednak... jakże wielkie zainteresowanie! Wszystko za sprawą tematu wystawy – homoseksualizm wśród zwierząt. To prawdopodobnie pierwsza taka ekspozycja w historii świata. Unikalne przedsięwzięcie naukowo-muzealne zatytułowano „Przeciwko naturze?”. Ten tytuł z pytajnikiem nadano nie przez przypadek – wszakże rzekoma sprzeczność z naturą jednopłciowych relacji jest jednym z głównych zarzutów podnoszonych przez wieki przeciwko ludziom homoseksualnym. Owa domniemana „zbrodnia przeciwko naturze” (synod w Nablusie w 1120 roku po raz pierwszy tak nazwał homoseksualizm) była i jest nadal w wielu krajach karana śmiercią lub więzieniem, a współżycie jednopłciowe pod względem kalibru grzechu porównywane było przez wielu religijnych moralistów do... zabójstwa. Uważano, że jest to poważny moralny defekt (wszak tylko ludzie mają moralność), który święty Paweł uważał za karę boską zesłaną na
pogan za bałwochwalstwo (List do Rzymian, rozdział 1). Tymczasem ludzki homoseksualizm nie jest niczym oryginalnym w świecie przyrody. Współżycie jednopłciowe zaobserwowano jak dotąd u ponad 1500 gatunków zwierząt, dokładnie opisano u 500, a niemal każdy miesiąc przynosi nowe odkrycia. Homoseksualność odnaleziono wśród większości grup kręgowców, w tym ssaków (wszystkich naczelnych) i wielu ptaków. Na tym jednak nie koniec – jednopłciową seksualność zaobserwowano także wśród niektórych owadów, pająków, głowonogów, a nawet skorupiaków. Nie wiadomo jednak, za jakie grzechy stwórca miałby „pedalstwem” i „lesbijstwem” pokarać zwierzaki, które stworzył. Nie odkryto też wśród nich żadnych form religijności, która mogłaby skutkować gejonośnym bałwochwalstwem... Homoseksualność wśród zwierząt jest niezwykle różnorodna. Od homoseksualizmu zastępczego, spotykanego wśród ludzi (np. w więzieniach i na okrętach), kiedy nie ma dostępu do płci przeciwnej, poprzez biseksualizm (niektóre gatunki zwierząt w 100 procentach są biseksualne!) aż po homoseksualizm zdecydowany, kiedy zwierzęta wybierają partnera własnej płci, mimo że mogłyby współżyć z osobnikiem płci przeciwnej. Kontakty jednopłciowe mogą mieć charakter przelotny, ale bywa, i to często, że zwierzęta tworzą trwałe związki, także takie
na całe życie jak w przypadku łabędzi. Kiedy jeden z ptaków umiera jako pierwszy, jego partner (lub partnerka) pozostaje we wdowieństwie do końca swoich dni. Wśród zwierząt (np. łabędzi lub flamingów) istnieje też zjawisko wychowywania potomstwa przez pary jednopłciowe. Dwie samice razem wysiadują potomstwo spłodzone dzięki jakiemuś przygodnemu kontaktowi z samcem, z kolei dwa samce wysiadują jaja porzucone przez współplemieńców lub ofiarowane przez samicę zapłodnioną w tym celu przez jednego z nich. U flamingów „gejowskie” dzieci mają szczególnie dobre warunki rozwoju, ponieważ dwa wspólnie działające samce są w stanie opanować i utrzymać większe żerowisko niż przeciętna para „hetero”. Homoseksualność występuje także wśród ssaków wodnych: delfinów,
„Są rzeczy znacznie bardziej sprzeczne z naturą niż homoseksualizm, rzeczy typowo ludzkie, jak wyznawanie religii lub spanie w pidżamie”. Magnus Enquist, profesor etologii na Uniwersytecie w Sztokholmie
orek, manatów. Jak na ssaki pozbawione łap, nasi wodni kuzyni wykazują się zdumiewającą erotyczną pomysłowością. Np. delfiny samice drażnią wzajemnie swoje genitalia płetwami lub pyskami, wydobywając z siebie przy tym silnie wibrujące dźwięki. Zaobserwowano, że samce jednych gatunków czasem współżyją z samcami innych delfinich odmian. Przy takich spotkaniach międzygatunkowych delfiny butlonose w jednym wypadku na trzy wolą uprawiać seks, niż walczyć. I tu dochodzimy do teorii, które próbują wyjaśnić istnienie homoseksualizmu wśród zwierząt, w tym ludzi. Żadna z nich nie jest do końca przekonująca. Jedna z poważniejszych koncepcji głosi, że homoseksualizm wzbogaca życie społeczne i pomaga rozładowywać napięcia pomiędzy przedstawicielami danej płci. Być może dlatego powszechnie biseksualne szympansy bonobo (karłowate) o niezwykle rozbudowanym życiu seksualnym (homo i hetero) są znacznie mniej agresywne niż ich pobratymcy – szympansy zwyczajne, które są bardziej heteroseksualne. Odkrycie życia seksualnego bonobo wywołało zresztą sensację
w świecie nauki. Okazało się, że te małe szympansy są, jakby to powiedział ktoś z LPR-u, niezwykle rozpustne, a seks we wszelkich odmianach (w tym grupowy, oralny, analny, wzajemna masturbacja) jest ich ulubionym zajęciem. Sprawa badania homoseksualizmu wśród zwierząt jest też znamienna. Właściwie do przełomu lat 60. i 70. XX wieku mówiono i pisano o tych kwestiach niechętnie, mimo że pierwsze opisy homoseksualnych zachowań hieny liczą już 2300 lat. Naukowcy bali się badać homoseksualność zwierząt, by... samemu nie zostać posądzonym o homoseksualizm. Obserwowane zachowania homoseksualne przemilczano
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
Coraz więcej rodaków – zamiast zgnić po śmierci – woli poddać się kremacji i zamieszkać w urnie.
e
lub reinterpretowano, dowodząc, że są tylko zabawami. Podobnie zresztą ignorowano ludzki homoseksualizm. Posuwano się nawet do fałszowania tłumaczeń literatury starożytnej, która aż ocieka opisami homoseksualnej miłości, byle tylko nie „zgorszyć” chrześcijańskiego czytelnika. Wystawa w Oslo została już zamknięta, ale na polskiego tłumacza i wydawcę czeka książka „Biological exuberance. Animal homosexuality and natural diversity” Bruce’a Bagemhila, uznana w 1999 roku za jedną z najlepszych książek w USA. Ta świetnie udokumentowana pozycja jest prawdziwą bombą podłożoną pod popularne i naiwne wyobrażenia na temat zwierzęcej i ludzkiej seksualności i mitów z tym związanych. Kto ją przetłumaczy i wyda w Polsce, nie tylko sporo zarobi, ale zrobi „kuku” Kościołowi i rozmaitym politycznym dewotom zainteresowanym utrzymaniem niewiedzy na temat tego, co jest rzeczywiście zgodne z naturą. Przyszłym wydawcom z serca błogosławimy. MAREK KRAK
Już nasi prapraprzodkowie grzebali ludzkie szczątki w glinianych popielnicach. Ale współczesne polskie kremacje zaczęły się w Poznaniu w 1993 roku. Olbrzymie zasługi na polu popularyzacji tej formy pochówku miał zmarły niedawno pionier kremacji, długoletni szef firmy Uniwersum – inż. Eugeniusz Szlingiert. Za nim poszli inni. Obecnie w Polsce funkcjonuje 9 krematoriów, łącznie z uruchomionym w końcu czerwca br. zakładem należącym do największej firmy pogrzebowej w Łodzi. W tym mieście za kilka miesięcy ruszy kolejny tego typu zakład. To nie przypadek, że Łódź jako jedyne miasto w kraju będzie miało dwie spopielarnie. Kremacje nieboszczyków robią w Polsce zawrotną karierę, choć jeszcze niedawno kojarzyły nam się tylko z hitlerowskimi obozami zagłady. Z pewnością decyduje o tym otwarcie rodaków na świat, ale i niższe koszty w porównaniu z tradycyjnym pogrzebem. Nie bez znaczenia są również kłopoty z miejscem pod tradycyjne groby, bo w górę poszły nie tylko ceny działek budowlanych. Polacy naśladują więc te narody, które wybierają spopielenie zamiast gnicia półtora metra pod powierzchnią ziemi. W urnie pogrzebano ostatnio m.in. Czesława Niemena i Ryszarda Kuklińskiego. Jeszcze w 2002 roku kremacji poddano niecałe 9 tys. nieboszczyków, w ubiegłym roku liczba ta podwoiła się, a w tym roku będzie to ok. 30 tys. Zbliżamy się więc do spopielania 10 procent zmarłych. Jak twierdzi Tomasz Salski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Funeralnego i jednocześnie szef łódzkiej „Klepsydry”, która już niedługo wzbogaci się o własne krematorium, za kilka lat będziemy kremować 30 procent nieboszczyków. W sąsiednich Czechach ta forma pochówku obejmuje aż 70 procent zmarłych, a najwięcej spopieleń jest w Japonii, USA, Francji i Estonii. Na ostatnich targach Necroexpo w Kielcach widzieliśmy tysiące urn z ceramiki, marmuru, granitu, mosiądzu i drewna. Wiele z nich to swoiste dzieła sztuki, często zdobione artystycznymi malunkami czy złotem (fot. obok). Polskie prawo nie zezwala jeszcze na zabieranie urn z prochami do domu, jak to jest w niektórych
13
Urną do nieba
krajach, ale pomysłowi fachowcy z branży pogrzebowej znaleźli i na to sposób. Część prochów bliskiej osoby możemy przetworzyć w... diament lub zamknąć w niewielkiej kapsule, np. w wisiorku czy pierścieniu. Większe spośród tych swoistych relikwiarzy zdobione bywają nawet zdjęciem zmarłego. Piece krematoryjne wzbudzają chyba największy strach, choć bardziej przypominają wielki komputer. Gdy przed laty w jednym ze śląskich krematoriów zainstalowano kanadyjski piec z demobilu, spalał on nieboszczyka przez trzy godziny, co złośliwcy nazwali – brr! – smażeniem umarlaka. Współczesne, nowoczesne piece rodem z USA czy Szwecji (światowi potentaci w tej branży) spopielają ludzkie ciało na proszek w ciągu 45 minut. Właśnie takie dwa superkombajny już niedługo trafią do łódzkiej „Klepsydry”. Przebieg kremacji odbywa się w atmosferze towarzyszącej zwykle pogrzebom. Nieboszczyka kładzie się do specjalnej drewnianej lub tekturowej trumny (nie tylko ze względu na koszty, ale i po to, by podczas spalania nie powstawały szkodliwe gazy z lakieru), która wędruje do pieca. Tu w temperaturze 1200 st. C ciało zamienia się w wodę i proch. Ten ostatni po ewentualnym zmieleniu (jeśli
pozostaną jeszcze fragmenty kości) wsypywany jest do urny dostarczonej przez krewnych zmarłego. Trwa to trochę za długo. W warszawskim krematorium nierzadko kilka rodzin na raz w sąsiednim pomieszczeniu oczekuje na prochy. Ale nie brak też przypadków, że urnę rodzina odbiera po kilku miesiącach. Cały proces spalania sterowany jest komputerowo, a paliwem jest gaz. Jest on doprowadzany do piecowej niszy wyłożonej specjalną cegłą szamotową i spala się w wielu palnikach. Rodzina zmarłego może nie tylko obserwować ostatnie chwile nieboszczyka przed jego wjazdem do pieca, ale podczas jego spalania
obejrzeć np. film z udziałem żegnanej osoby. W Rudzie Śląskiej pracownicy firmy pogrzebowej mogą spełnić właściwie każde życzenie rodziny – na ekranie można zobaczyć nieboszczyka jak żywego i posłuchać słów płynących z głośników. Tylko patrzeć, jak wśród żałobników pojawi się trójwymiarowa postać zmarłego... Zarówno trumnę, jak i urnę można dostarczyć na cmentarz pięknym samochodem karawanem, których całą gamę oferują największe firmy motoryzacyjne świata. W użyciu jest też poczciwy karawan-retro rodem z Mielca, wykonany na bazie słynnego meleksa. No a potem trzeba jeszcze pomyśleć o jakimś nagrobku, pamiątkowej płycie. Granit jest w cenie, ale grób urnowy jest zwykle kilka razy mniejszy, więc i płyta bywa mała. Urnę można umieścić w tradycyjnym grobie, nie czekając 20 lat od ostatniego w nim pochówku, albo pogrzebać na polu urnowym, jak to jest np. na cmentarzu przy ul. Zakładowej w Łodzi (fot. powyżej). Przybywa też kolumbariów, czyli specjalnych ścian z niszami na urny, gdzie można umieścić tabliczkę z wykutym nazwiskiem zmarłego. Być może w przyszłości – z braku miejsc na cmentarzach – powstaną u nas mauzolea urnowe, takie choćby jak na jednym z cmentarzy w Paryżu. Branża pogrzebowa to dziś gałąź przemysłu i olbrzymie pieniądze. Nie jest więc przypadkiem, że otwarte właśnie łódzkie krematorium należy faktycznie do... Kościoła, choć formalnie firmuje je znany w tym mieście przedsiębiorca pogrzebowy. RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
14
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
ZE ŚWIATA
BYE, BYE, LIDERZE Stany Zjednoczone straciły tytuł światowego lidera postępu technologicznego. W tegorocznym rankingu organizowanym przez World Economic Forum spadły aż na siódme miejsce. Przed USA uplasowały się: Dania, Szwecja, Singapur, Finlandia, Szwajcaria i Holandia. Obniżenie pozycji Stanów wynika z podejmowanych przez rząd Busha decyzji politycznych i regulacji prawnych. PZ
TYRANI AWANSUJĄ Czy szefowie terroryzujący i tyranizujący podwładnych ponoszą jakieś konsekwencje takiego postępowania? Owszem, awansują! Oto opinia 2/3 uczestników sondażu, którego rezultaty zaprezentowano podczas sympozjum Akademii Zarządzania, które odbyło się w Filadelfii. Wyżywający się na pracownikach menedżerowie psychopaci prawie nigdy nie ponoszą odpowiedzialności za swe zachowanie. To samo studium dowiodło, że skutki ich wpływu na personel są poważne: depresje, bezsenność, koszmary nocne, wyczerpanie. Autorzy wzywają dyrektorów do stanowczej interwencji. „To jest tak jak z rakiem – przekonują. – Szybkie wykrycie umożliwia wyleczenie”. TN
KANDYDOWAĆ KAŻDY MOŻE Publika amerykańska ma duże problemy z zapamiętaniem i rozpoznawaniem poważnych pretendentów do prezydentury w roku 2008. Ale już całkiem niewielu wie, że co cztery lata o najwyższy urząd ubiega się regularnie 200–300 osób. Całkiem zabawna gromadka.
Na uwagę zasługuje dyżurny kandydat Partii Wampirów, Czarownic i Pogan – Jonathan Sharkey. „Piję krew od 5 roku życia – przedstawia się kandydat. „Startuję, żeby wygrać” – powtarza za Hillary Clinton, którą zresztą gotów jest przyjąć łaskawie na wiceprezydenta. „Jestem antychrześcijaninem” – deklaruje. Kaznodzieja Gene Amondson kandydował już w roku 2004, dostał kilka tysięcy głosów. Jego Partia Prohibicji (150 członków) wystawia kandydata nieprzerwanie od 135 lat. Program mają w nazwie. Upór budzi szacunek. Żaden z powyższych nigdy nie przebił się ponad granicę 1 procenta głosów. „Niektórzy mają jakieś autentyczne przesłanie i wzbogacają dyskusję – mówi przedstawiciel komisji wyborczej. – Inni to klowni i polityczni ekshibicjoniści, niemogący żyć bez zwracania na siebie uwagi. Jeszcze inni kandydują, bo mamusie powiedziały im kiedyś, że są wybitni i do dziś w to wierzą”. PZ
Wcześniej właściciele sklepów, którym wysiadująca przed wejściami żulia odstrasza klientów, zastosowali inny fortel: głośniki emitują drażniące dźwięki wysokiej częstotliwości, które słyszą tylko posiadacze dobrych, młodych uszów, wapniacy zaś nie. Efekty odnotowano. ST
ABSTYNENCJA UMYSŁOWA ŻYDOWSKIE PASJE HITLERA Żadne nazwisko nie kojarzy się tak jednoznacznie z nienawiścią do Żydów jak Hitler. I co się okazuje? Ten sprawca Holokaustu wielbił kompozytorów żydowskich. Oczywiście, w głębokiej tajemnicy.
STRUCI KOMANDOSI Przez 30 lat rodziny komandosów piechoty morskiej (marines), zamieszkujące wielkie koszary Camp Lejeune w północnej Karolinie, truły się, pijąc wodę zawierającą 40 razy więcej substancji toksycznych, niż zezwala norma. Na zatrucie narażonych było ok. miliona ludzi. W Camp Lejeune znacznie częstsze były przypadki ciężkich chorób, a dzieci zapadały na białaczkę oraz inne schorzenia nowotworowe. Wielu ludzi zmarło. Woda, którą pili, była systematycznie zanieczyszczana ściekami z trzech okolicznych pralni chemicznych. Dowództwo bazy dowiedziało się o tym już kilka lat temu, ale mieszkańcy nie zostali zaalarmowani. Teraz trwa śledztwo kongresowe, a urzędnicy Pentagonu twierdzą, że robili, co mogli. Ale o zagrożeniu nie wiedział nawet personel medyczny. Podczas składania wyjaśnień lekarz marynarki wojennej mieszkający 3 lata w bazie stwierdził: „Byłem kompletnie nieświadom tego, że systematycznie, nieetycznie i bezdusznie mnie truto”. Koszty leczenia złośliwej limfomy, której się nabawił, wyniosły 4,5 mln dolarów. JF
INSPEKTOR BACH Władze miasta Tacoma miały powyżej uszu obecności gangów w miejscach publicznych. Wezwały więc na pomoc Bacha z Beethovenem. Przy przystanku autobusów jeżdżących wokół centrum handlowego, gdzie młodzi kryminaliści sprzedają narkotyki i zaczepiają ludzi, zainstalowano głośniki, z których płyną klasyczne symfonie. To sztuczka psychologów utrzymujących, że bandziorki nie będą mogli takich dźwięków znieść i wyniosą się. Jeśli okaże się, że mają rację, głośniki zainstaluje się i w innych niebezpiecznych miejscach.
ulicy tej działa kilka klubów gejowskich. Inicjatywa przemianowania ulicy poparta została przez kilku członków rządu Romano Prodiego. W przeciwieństwie do innych miast zachodnioeuropejskich Rzym nie ma dzielnicy gejów. ST
Ujawniono właśnie płytotekę Führera: setki winylowych dysków do odtwarzania z prędkością 78 obrotów na minutę. Licznie reprezentowane są w niej kompozycje Żydów, np. Mendelssohna i Offenbacha, a także Rachmaninowa i Czajkowskiego. Jego upodobania pokazują rysy na płytach, dowodzące częstego ich odtwarzania. Zaplombowane skrzynki z płytami znalazł w berlińskim bunkrze oddział kapitana Armii Czerwonej, Lwa Besymieńskiego. Miał on sporządzić inwentaryzację przedmiotów znalezionych w schronie, ale wpadł na inny pomysł: wysłał płyty pociągiem do Moskwy, na swój domowy adres. Ponieważ za coś takiego dostałby pewnie kulę w łeb albo długie wczasy na Syberii, Besymieński nie chwalił się swymi wojennymi trofeami. Po raz pierwszy pokazał je rodzinie na daczy w roku 1991. Słuchał w wąskim i zaufanym gronie. W ubiegłym miesiącu bohaterowi szabrownikowi się zmarło i córka Aleksandra ujawniła kolekcję. Ojciec wstydził się, że ją podgrandził ojczyźnie – wyznała. Prócz kompozytorów pejsatych i czerwonych były w niej także płyty Niemców, zwłaszcza Beethovena i Wagnera. JF
ULICA GEJÓW W kolejnej rundzie walki włoskich gejów z konserwatystami wspieranymi przez Watykan inicjatywę wykazali zwolennicy praw homoseksualistów. Kilkaset osób zgromadziło się na uroczystości przemianowania jednej z rzymskich ulic, Via San Giovani in Laterano, biegnącej ku Koloseum, na „ulicę Gejów”. Od kilku lat na
Po raz kolejny okazuje się, że promowane w niektórych konserwatywnych krajach wychowanie seksualne ograniczające się tylko do nakazywania abstynencji seksualnej jest kompletnie nieskuteczne. Periodyk „British Medical Journal” publikuje wyniki badań dr Kristen Underhill z Uniwersytetu w Oksfordzie. Autorka przeanalizowała dane z 30 studiów badających efektywność takiej strategii. Pohukiwanie o zgubnych niebezpieczeństwach pożycia przedślubnego i zakazywanie go w żadnym przypadku nie wpłynęło na zmniejszenie liczby przypadków HIV. Nie prowadzi też do redukcji seksu bez zabezpieczenia, nie zmniejsza liczby partnerów ani nie opóźnia wieku inicjacji seksualnej. Czasem nawet propagowanie abstynencji owocuje zwiększeniem liczby ciąż oraz chorób przenoszonych drogą płciową. Natomiast programy promujące korzystanie z kondomów wykazują ewidentne, pozytywne wyniki. CS
PLEMNIKI NA WYMARCIU Naukowcy z różnych ośrodków sygnalizują, że w ciągu ostatnich 50 lat u mężczyzn stwierdza się spadek liczby plemników.
Studia badawcze wskazują na kilka czynników ponoszących winę. „Coraz więcej jest dowodów na to, że chemikalia w środowisku człowieka powodują zmniejszanie liczby plemników” – twierdzi dyrektor centrum reprodukcji na Uniwersytecie Rochester, Shanna Swan. Chodzi zwłaszcza o pestycydy i plastiki. Mężczyźni pracujący na roli mogą mieć o połowę mniej plemników, bo są wyeksponowani na środki ochrony roślin. Czynniki środowiskowe wpływają nawet na przyszłą liczbę plemników w spermie płodów męskich, jeśli matki w ciąży jedzą za dużo wołowiny. Hormony, którymi jest szpikowana, przenikają do macic i wyrządzają szkody organizmom ich rezydentów – często nieodwracalne. Konsumpcja wołowiny przez ciężarną może zaowocować o 25 proc.
mniejszą liczbą plemników jej syna. Oczywiście, alkohol i papierosy także są plemnikobójcami. Sperma zawiera (to norma) 70 mln plemników ma milimetr sześcienny. Spadek poniżej 40 mln powoduje, że szanse zapłodnienia są utrudnione, bo plemniki w drodze do jaja muszą pokonać ekstremalny tor przeszkód. CS
ALE JAJA... Polaków w Anglii przestrzegamy przed lokalnymi samicami. Potrafią być dziko zazdrosne, a przy tym nieziemsko brutalne. 24-letnia Amanda Monti pod koniec prywatki w Liverpoolu wpadła w szał, kiedy były kochanek, 37letni Geoffrey Jones, odtrącił jej zaloty. Ucapiła go za genitalia i szarpnęła tak mocno, że jedno z jąder ofiary zostało jej w ręku. Nie poprzestała na tym: wpakowała sobie narząd do ust i usiłowała go połknąć. Zakrztusiła się jednak i wypluła jądro na rękę, skąd porwał je kolega Jonesa i zwrócił właścicielowi ze słowami: „To twoje”. Próby przyszycia wytwórni plemników nie powiodły się. Monty skazana została na 2,5 roku więzienia. W sądzie wyraziła skruchę i zapewniła: „W żadnym razie nie jestem osobą gwałtowną”. ST
TRUPY NA SPRZEDAŻ W Mozambiku kwitnie biznes handlu trupami i częściami ciała osób mordowanych właśnie w tym celu. Sprzedawne są do Malawi, Zimbabwe i RPA, gdzie nabywcami są szarlatani, którzy używają ich do rytuałów czarnoksięskich. Zatrzymano właśnie trójkę młodych mężczyzn, posiadających wielką liczbę ludzkich kości przeznaczonych na eksport do Malawi. Morderstwa i ekshumacje zmarłych to praktyka powszechna w Mozambiku. Szczególnym wzięciem cieszą się wycięte narządy płciowe nieboszczyków. W ubiegłym roku aresztowano dwoje ludzi oskarżonych o zamordowanie dziewięciu osób. Gdy jednego z oskarżonych, z niewyjaśnionych powodów, policja zwolniła, tłum złapał go i uśmiercił. Czy powyższa informacja zabrzmiała dla Państwa dziwnie? Taaak? A tak zwane katolickie relikwie? One też służą szarlatanom. ST
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
Ż
ycie pozagrobowe ma stanowić nagrodę za cnotliwy żywot ziemski, zgodny z wytycznymi wiary. Gdyby nie wiara w tę nagrodę (i obawa przed karą w piekle) wielu osobom puściłyby hamulce powstrzymujące przed złymi uczynkami. Takie jest stanowisko religii...
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
ciekawą teorię. Rozum funkcjonuje dzięki fizycznemu organowi, jakim jest mózg. Nie znaczy to jednak, że wszystko, co wiąże się z życiem umysłowym, powstaje w mózgu, być może jest on tylko odbiornikiem i przekaźnikiem treści generowanych poza nim i pozwala nam żeglować w „morzu świadomości”.
śmierci”. Potem jednak Ayer swe spostrzeżenia odwołał, uznawszy, że były to halucynacje wywołane niedotlenieniem mózgu. Nad zagadką życia pośmiertnego pochylają się uczeni z referencjami. W książce z roku 1994 „Fizyka nieśmiertelności” Frank Tipler, specjalista od teorii względności
Życie po życiu? W ostatnich latach wielkim wzięciem cieszą się książki konkludujące, że nieśmiertelność to mit, z którego się wyrasta. Ich autorami są zwykle naukowcy lub ludzie charakteryzujący się naukowym, racjonalistycznym światopoglądem. Masowe zainteresowanie tymi książkami nie oznacza jednak, że czytelnicy przestają wierzyć w rajskie życie wieczne. Tym bardziej że pojawiają się i tacy naukowcy, którym nie sposób zarzucić szarlatańskich skłonności, a którzy twierdzą, że z pożegnaniem tego mitu nie warto się tak spieszyć. Pisze o nich „The New York Times Magazine”. Koncept nieśmiertelności nie jest wynalazkiem religii: w swych źródłach bardziej wiąże się z pogaństwem. Już Platon pisał o nieśmiertelnej duszy, która w przeciwieństwie do ciała jest niezniszczalna. Nie miała ona jednak związku z istnieniem Boga. W Starym Testamencie bardzo niewiele mówi się o życiu pośmiertnym; ideę zmartwychwstania przeniósł na grunt chrześcijaństwa św. Paweł. Koncepcja duszy i nieśmiertelności w religii judeochrześcijańskiej wymaga roli Boga. We współczesności do analizowania pojęcia duszy coraz śmielej zabiera się nauka. Przymioty składające się na indywidualną tożsamość (świadomość, pamięć, charakter itp.) w świetle odkryć neurologii okazują się rezultatem elektrochemicznych procesów zachodzących w mózgu. Jego choroba lub degeneracja powoduje zaburzenia, czego przykładem jest choroba Alzheimera. Prekursorem niereligijnego podejścia do życia po życiu jest amerykański filozof William James, który ponad 100 lat temu przedstawił
Teorię Jamesa najlepiej ilustruje przykład radia: usterki tego urządzenia powodują zakłócenia, a zniszczenie go uniemożliwia odbiór programu, choć... fale radiowe wciąż się rozchodzą. Ta koncepcja pozwala na wyjaśnienie takich fenomenów jak duchy, kontakty ze zmarłymi w trakcie seansów spirytystycznych czy reinkarnacja. Jednak współczesna nauka odnosi się do tych zjawisk z głębokim sceptycyzmem. W latach 70. pojawiła się nowa nadzieja na dowód pośmiertnej egzystencji. Doktor i parapsycholog Raymond Moody opublikował książkę „Życie po życiu”, w której przedstawił doznania psychiczne pacjentów w stanie śmierci klinicznej: tunel, światło, spotkanie ze zmarłymi bliskimi itd. W roku 1988 filozof ateista A.J. Ayer zakrztusił się łososiem i przez kilka minut jego serce nie biło. Widział czerwone światło zalewające wszechświat, a potem stwierdził: „Trochę to osłabiło moje przekonanie o ostateczności
z Tulane University, pokazuje na przykładzie komputerowej symulacji, jak przyszli mieszkańcy ziemi mogą powodować „zmartwychwstawanie” przedstawicieli minionych pokoleń, tak jak my jesteśmy o krok od odtworzenia dinozaura na podstawie zachowanego materiału genetycznego. Z kolei John Leslie, kanadyjski filozof i kosmolog, w swej książce „Obrona nieśmiertelności” powołuje się na fizykę kwantową i twierdzi, że każdy z nas jest nieśmiertelny, bo jego droga życiowa jest częścią „egzystencjalnie zunifikowanego kosmosu”, który trwa niezależnie od naszej śmierci. W pewien sposób obaj naukowcy odwołują się do poglądów Williama Jamesa, że rozum (lub dusza) składa się z informacji, nie materii, zaś jedno z kardynalnych praw fizyki kwantowej głosi, że informacja nie ginie. Swą wizję dorzuca filozof z Harvardu – Robert Nozick. Jako jedną z możliwych opcji rozważa sytuację, w której zorganizowana energia umierającego człowieka jest „bańką” tworzącą nowy wszechświat na podobieństwo tej osoby. Wątpliwe, by te dość zawiłe koncepcje mogły wyprzeć religijną wiarę w „życie z Chrystusem”, w anioły i nieskończoną szczęśliwość w raju. Ale badacze próbujący rozgryźć zagadkę życia pośmiertnego powołują się na dewizę Władimira Nabokowa: „Życie jest wielką niespodzianką. Nie rozumiem, dlaczego śmierć nie może być jeszcze większą”. opr. CS
Watykan miał rację Nie jest już żadną tajemnicą, że Irakijczycy z rosnącym sentymentem wspominają czasy Saddama Husajna. Oczywiście, działania opozycji mogły się wówczas skończyć tragicznie, było też biednie (sankcje), ale nie ma żadnego porównania z piekłem, jakim jest Irak obecnie. Ze zrozumiałych względów w USA takich opinii nie wygłasza się, podobnie jak w krajach „koalicji chętnych”. W tej sprawie wypowiedział się właśnie Watykan, a właściwie kardynał Jean-Louis Tauran, do roku
2003 minister spraw zagranicznych Stolicy Apostolskiej, od września obejmujący stanowisko sekretarza Pontyfikalnej Rady Dialogu Międzywyznaniowego. Amerykańska polityka – stwierdził Tauran w wywiadzie dla magazynu „30 Giorni” – spowodowała w Iraku taki chaos, że chrześcijanie są w większym niebezpieczeństwie niż za czasów Husajna. Rezultatem konfliktu jest wojna domowa i załamanie się porządku publicznego. Kardynał stwierdził, że miał rację, wypowiadając się przeciwko amerykańskim planom ataku w roku 2003. „Dziś fakty mówią same za siebie” – podsumował. ST
15
Samobójcy w sutannach K
siądz, faworyt wiernych, rzucił się z mostu. Najwyższego, jaki w diecezji Altoona-Johnston udało mu się znaleźć.
Rzucił się skutecznie, a wszystko przez list, jaki jego biskup Joseph Adamiec opublikował w diecezyjnej gazecie „Catholic Register” i kazał księżom wszystkich parafii odczytać na mszach. W liście owym ujawnił, że ks. William Rosensteel (w chwili skoku – lat 64) kiedyś wielokrotnie gwałcił ministranta. Wierni, choć zaszokowani, list biskupa przyjęli źle, a podlegli mu księża byli wściekli, że podwładnego zadenuncjował. Na pogrzebie ks. Rosensteela jego biskup się nie pojawił, bo rodzina denata nie życzyła sobie tego. Od dawna Adamiec nie był lubiany w diecezji. Jakiś czas temu
pismo katolickie „The Wanderer” opublikowało serię oskarżycielskich artykułów, zarzucając mu „rządy terroru”, prześladowanie księży, złośliwy stosunek wobec wiernych, a także kult jednostki, wystawny tryb życia i tolerowanie liturgicznych nadużyć. Biskup i jego koledzy odpowiedzieli represjami przeciw pismu. W ślady ks. Rosenteela pragnął pójść ks. Barry Ryan. 59-letni duchowny przyznał się, że w roku 2003 na Long Island molestował 6-letniego chłopca (zmusił go do seksu oralnego). Na dzień przed pójściem do więzienia duchowny poderżnął sobie gardło. TN
Okres Maryi K
atolicki Kościół nowozelandzki jest „zdumiony, zaszokowany i rozczarowany”. Powodem jest telewizja oraz najwyższy sąd.
W jednym z emitowanych odcinków satyrycznej kreskówki „Południowy Park” pokazano Matkę Boską spryskującą krwią menstrualną papieża i kardynała. Biskupi Kościoła wystąpili do sądu przeciw programowi z zarzutem emitowania treści „niesmacznych, brutalnych i odrażających”. Prawnicy stacji bronili się, powołując na wolność ekspresji. Sąd wydał właśnie
wyrok. Kościół przegrał – stąd rozgoryczenie. Tym większe, że nie ma już instancji odwoławczej i należy zrekompensować telewizji koszty procesu w wysokości 8 tys. dolarów. Decyzja o wyświetleniu tego odcinka wywołała burzliwe protesty. Przed siedzibą programu odbywały się demonstracje katolików i czuwania przy świecach. ST
Zabawka Jezus N
ajwiększa na świecie sieć tanich domów towarowych, amerykański Wal-Mart, wprowadza do sprzedaży zabawki religijne. Według dyrekcji, rodzice wolą, żeby ich dzieci bawiły się kukiełkami religijnymi niż Spidermanem czy transformersami. Zabawki pojawią się w jednej szóstej z 3300 domów towarowych sieci w USA: w tych, gdzie dobrze sprzedają się Biblie. Za 7 dolarów można nabyć figurkę proroka Daniela z lwem. Gadający Jezus kosztuje 15 dolców, a droższe od
niego (?) są figurki Samsona i Goliata, wycenione po 20 dolarów. Niektórzy przywódcy religijni z nieufnością odnieśli się do inicjatywy, stwierdzając, że Wal-Mart zaopatrzy się we wszystko, co w ogóle da się sprzedać. JF
16
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (51)
Postęp niepotrzebny Ideologia oświecenia zwalczała ustrój feudalny, znosiła wszechwładne panowanie kleru, torowała drogę do postępu. Była także szansą na uratowanie bytu Rzeczypospolitej. Niestety – niewykorzystaną. Miernikiem poziomu umysłowości schyłku XVII i pierwszej połowy XVIII wieku były ówczesne encyklopedie, na przykład Wojciecha Tylkowskiego „Uczone rozmowy wszystką w sobie zawierające filozofię”. Tenże Tylkowski dla uzasadnienia bezpodstawności teorii Kopernika posłużył się następującymi argumentami: „Gdyby ziemia miast słońca biegała, rzucałaby budynkami i ludźmi jako kamień młyński, gdy na nim co położą. Mielibyśmy też szum wielki wiatru, zawsze i owszem musielibyśmy się palić, gdyż rzeczy w wielkim biegu grzeją się i nawet zapalają”. Nierówny obrót planet wyjaśniał tym, że – „nie jeden anioł wszystkie nieba obraca, ale każdy inne”. Podręczniki i dzieła rzekomo naukowe tego okresu w dalszym ciągu zawierały najpotworniejsze niedorzeczności. Pierwsze przejawy postępowych przemian zaczęły pojawiać się w Polsce około 1740 r. pod wpływem zachodnioeuropejskich prądów oświeceniowych. Odrodzenie kulturalne przejawiało się we wzroście zainteresowań osiągnięciami europejskimi w dziedzinie filozofii i nauk przyrodniczych, a także osiągnięciami nauk społeczno-politycznych, zwłaszcza gdy
E
sprawa reform ustrojowych i uratowania zagrożonej niepodległości stała się paląca. Najwcześniej nowe kierunki wystąpiły w filozofii i naukach przyrodniczych, a zwłaszcza w fizyce doświadczalnej, matematyce i astronomii. Kończyło się królowanie astrologii. Nastąpiło odrodzenie polskiej astronomii (utworzono między innymi Obserwatorium Astronomiczne w Warszawie), opartej na potępionej przez Kościół teorii Kopernika. W dziedzinie fizyki, astronomii i matematyki wielkie zasługi położył Jan Śniadecki (1756–1830), który stworzył polską terminologię naukową, używaną do dziś, np. iloczyn, iloraz, wycinek, cięciwa, średnica i inne. Nauki ścisłe podważyły wiarę w czarownice, cuda, gusła i zabobony. Ich popularyzacja torowała drogę naukowemu poglądowi na świat. Tak było choćby w przypadku wynalazku, jakim był piorunochron (pierwszy zainstalowano w Warszawie w 1784 r.). Podjęto jednocześnie walkę z powszechnym przesądem, jakoby biciem w dzwony kościelne można było odpędzić burze. Słabł się rząd dusz kleru, walczącego zaciekle z naukowym poglądem na świat. Wielkim zainteresowaniem cieszyły się dzieła racjonalistów francuskich (Wolter,
poka Kaczyńskich miała się stać czasem rozkwitu polskiej trady cji. Z ust braci i ich akolitów nie schodzą słowa: „Polska”, „ojczyzna”, „tradycja”, „historia”, „duma”. Szko da, że za tym napuszonym pustosłowiem nic wartościowego się nie kryje, nie li cząc kultu klęsk narodowych i zamiło wania do pobrzękiwania szabelką. Wyrazem moralnej i umysłowej klęski ideologii PiS była wielka manifestacja wojskowa z okazji 15 sierpnia – żenująca i kosztowna parada kopcących maszyn do zabijania. Naprawdę jest z czego być dumnym! Tymczasem każdy, kto chciałby z historii Polski i naszej kultury wydobyć rzeczy naprawdę wartościowe, ma szerokie pole do popisu (nomen omen...). Zamiast jednak wybierania tego, co najbardziej racjonalne, pobudzające do myślenia i tworzenia promuje się pseudopatriotyzm, obskurantyzm, mitomaństwo i bigoterię. Chęć zastąpienia na liście lektur przez niechlubnej pamięci ministra Giertycha utworów trzeźwego i krytycznego Gombrowicza bajkami dla dorosłych autorstwa Henryka Sienkiewicza miało wymiar wręcz symboliczny. Polacy mają żyć nadal w świecie mitów i urojeń – taki niewątpliwie był cel tego zabiegu. Dlatego na łamach „FiM” przypominamy Stanisława Brzozowskiego – filozofa,
Rousseau, Monteskiusz) – jawnie antyklerykalne i głoszące idee prawdziwie rewolucyjne: filozofię wolności narodowej i osobistej, racjonalizm, powszechną oświatę w duchu postępu i sprzeciw wobec reliktów feudalizmu. Walka o reformę oświaty napotkała na zdecydowany opór kleru. Do połowy XVIII w. szkolnictwo polskie stanowiło monopol tak licznych w Polsce zakonów; było całkowicie wyjęte spod wszelkiej kontroli państwowej. Co gorsza, treść jego nauczania i wychowania była zaprzeczeniem istoty i ducha szkoły humanistycznej. Szkolnictwo zakonne wychowywało w duchu fanatyzmu, nienawiści wyznaniowej i nietolerancji, podtrzymywało przekonanie, że ustrój Rzeczypospolitej szlacheckiej – z jej liberum veto, kołtuństwem i pieniactwem na notorycznie zrywanych sejmach – jest najlepszym ustrojem politycznym. Utworzenie przez Stanisława Konarskiego Collegium Nobilium było wyłomem, ale nie przełomem w szkolnictwie. Pierwszą w Polsce szkołą państwową, całkowicie świecką, niepodporządkowaną Kościołowi, była utworzona w 1766 r. Szkoła Rycerska (Korpus Kadetów). Reforma oświaty była przedsięwzięciem trudnym, wymagała bowiem olbrzymich zasobów finansowych, których pusty skarb państwa nie
pisarza i publicystę sprzed stulecia. A postać to nietuzinkowa, kontrowersyjna i na pewno zachęcająca do myślenia. O Brzozowskim przypomniał nam nasz oddany Czytelnik – pan Józef Brueckman z Wrocławia,
mógł dostarczyć. Dopiero kasata zakonu jezuitów w 1773 r. przyspieszyła i ułatwiła reformę oświaty. Na wniosek króla Stanisława Augusta Poniatowskiego sejm powziął uchwałę przekazującą olbrzymie majątki jezuickie na cele szkolnictwa. Administracją dóbr pojezuickich miała się zająć Komisja Rozdawnicza. Dostali się do niej ludzie o nieczystych rękach i agenci obcych mocarstw, tacy jak biskup Massalski i ks. Sułkowski, którzy znaczną część tych dóbr oraz kosztowności zagrabili. Często sami eksjezuici również zagrabiali dobra i biblioteki, by sprzedać je potem za bezcen. Powołana do organizacji szkolnictwa w 1773 r. Komisja Edukacji Narodowej była przewrotem, rewolucją w wychowaniu, bo wcielała w życie idee pedagogiczne oświecenia. Wychowywała nowy typ Polaka obywatela. Konserwatywna, ciemna szlachta katolicka, podjudzana przez eksjezuitów, jeszcze w 1790 r. żądała na sejmikach zniesienia KEN, przywrócenia zakonu i oddania w jego ręce nauczania publicznego. Postępowy obóz patriotyczny domagał się uniezależnienia państwa od Kościoła, a w panujących stosunkach feudalnych, w nierówności i wyzysku widział hamulec rozwoju
opowieści o rzekomych nawróceniach (tak jak w przypadku Woltera i Sartre’a) są zupełnie zmyślone, a służą za budujące, a jednocześnie budzące grozę przykłady, mające zwieść i zastraszyć słuchaczy kazań.
ŻYCIE PO RELIGII
Rozumna tradycja architekt i propagator racjonalnego myślenia o Polsce i o życiu. Brzozowski był przede wszystkim lewicowym myślicielem społecznym, bardzo krytycznym wobec polskich elit, ich tradycji i religii. Chorował na gruźlicę i zmarł w wieku zaledwie 33 lat – ponoć pogodzony na łożu śmierci z Kościołem. W odróżnieniu od wielu ludzi wierzących nie traktuję nawróceń na łożu śmierci jako powodu do chwały dla religii. Cóż to za chluba dla kościołów i ich wyznawców, że pozyskują ludzi stojących nad grobem, często na pół świadomych, znękanych i wyczerpanych przez choroby i lęki, a nierzadko zaszczutych przez pobożne rodziny i nasłanych przez nie duchownych? To raczej powód do wstydu. Zresztą czasem
A wracając do Brzozowskiego – jakikolwiek był jego koniec, trudno nie zgodzić się z wieloma trafnymi spostrzeżeniami tego autora. W dziele „Legenda Młodej Polski”, w rozdziale o genialnym tytule „Polska zdziecinniała”, czytamy takie oto złośliwości nt. roli kleru rzymskiego w Polsce: „(...) chociażby noc ciemnoty, którą roztacza Kościół nad naszym włościaństwem (chłopi – przyp. red.), nie stanie się Kościół ten życie budzącym słońcem. Cała ta organizacja powstała w stanowczej sprzeczności z samą istotą życia”. O rodzimym obskurantyzmie i klerykalizmie: „(...) nie można zabijać, niszczyć, lekceważyć wszystko co cenne, twórcze i żywe, a natomiast na kształt relikwii pielęgnować każdy rupieć”. Okazuje się, że przez sto lat niewiele się w Polsce zmieniło – to, co cenne,
i postępu. Najwybitniejsi ideolodzy polskiego oświecenia – Hugo Kołłątaj (1750–1812) i Stanisław Staszic (1755–1826) byli z tego powodu znienawidzeni przez konserwatywny kler i katolickie stronnictwo staroszlacheckie. W dramatycznej sytuacji, kiedy państwu polskiemu groziło zniknięcie z mapy Europy, obaj reformatorzy podjęli walkę o język i kulturę narodową, o nowy ustrój gospodarczy i państwo narodowe. Z ich bogatej spuścizny literackiej bije humanizm – gorące umiłowanie człowieka, wiara w jego siły, wiara w naród obejmujący najszersze warstwy ludowe. Staszic domagał się kasaty zakonów, likwidacji dóbr kościelnych, użycia kosztowności na potrzeby państwa. Wzywał do zniesienia hierarchii kościelnej. Prócz plebana i biskupa – głosił – każdy inny duchowny jest niepotrzebny, a tym samym szkodliwy, bo tylko „z cudzej pracy je i pije...”. Głosił też inny wywrotowy postulat, silnie godzący w nauczanie kleru: „Ziemia dla wszystkich równie stworzona była. Człowiek ją na części podzielił i że tylko niektóre osoby do niej prawo wieczne mieć będą, dziko osądził”. Postępowy duch epoki znalazł swój wyraz w Konstytucji 3 maja. Jej twórcy zdawali sobie sprawę z połowiczności swego dzieła i uważali ją za zapoczątkowanie dalszych postępowych przemian. Kto wie, jak potoczyłaby się dalej historia Polski, gdyby nie zdradziecki spisek kleru i magnaterii, zawiązany w Targowicy pod patronatem Rosji. Ugodził on we wszystkie postępowe idee oświeceniowe, osłabił jeszcze bardziej Polskę i skazał ją na kolejne rozbiory. Dla kleru od losu ojczyzny ważniejsze były kościelne przywileje i dobra materialne. ARTUR CECUŁA
jest wyszydzane i odrzucane jako rzekomo „niezgodne z narodową tradycją”, a wszelkie bzdury, byle z kościelną, a najlepiej papieską pieczątką, wynoszone są bezmyślnie na ołtarze. I przestroga: „(...) naród, który upierałby się czynić tradycję swą z tego, co jest chorobą myśli i woli, który przechowywałby wszystko, co samo przez się rozpada i o zapomnienie woła, który przez pietyzm czynił z pamięci swej archiwum absurdu, sam stałby się absurdem”. Brzozowski jakby przewidział, że IV RP ze zbioru esbeckich teczek zrobi IPN, rzekomą świątynię prawdy i oczyszczenia, sanktuarium narodowej pamięci. Nic dziwnego, że dla europejskich sąsiadów staliśmy się w końcu „absurdem”... Jeszcze ironicznie o roli Kościoła – zatruwacza sumień narodu, a zwłaszcza sumień warstw uprzywilejowanych: „Katolicyzm ma nam wyjaśniać zagadnienia naszego, a przynajmniej cudzego życia. Gdy przed naszymi oczami pada z wyczerpania pomywaczka podłóg, wydaje się nam, że jej zżarte przez brud, ług, mokre ścierki życie nabiera znaczenia, zostaje usprawiedliwione, gdy jej nędzne ciało pokropi ksiądz, i o ile jest zapłacony, na cmentarz odprowadzi. To uspokaja, uspokaja wobec wszystkiego. Wieże kościelne są konduktorami (piorunochron – przyp. red.) chroniącymi nas przed burzą sumienia”. MAREK KRAK
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r. itler mylił się w wielu kwestiach, jednak jego przewidywanie dotyczące kościołów chrześcijańskich okazało się trafne. Zaślepienie duchowieństwa było tak znaczne, że można zasadnie przypuszczać, iż kościoły nie połapałyby się w rzeczywistej sytuacji wcześniej – zanim byłoby dla nich za późno: jeśli Hitler pokonałby wrogów na frontach, najpewniej zabrałby się za to, co dla chrześcijaństwa zamyślił: „wytępić z korzeniami”. 13 grudnia 1941 roku powiedział: „Pewnego dnia wojna się skończy. Zastanowię się wtedy, czy moim ostatecznym zadaniem w życiu ma być rozwiązanie problemu religii (...). Ostatnia scena musi
H
patrzy z głębokim szacunkiem... na Kościół rzymski, na jego tysiącletnią sztukę panowania, sztukę propagandy, sztukę rządzenia duszami”. Fakt – wybrał sobie dobry wzór na to, jak mamić lud i jak nad nim panować. Naziści udawali chrześcijan, oburzali się za posądzenia ich o ateizm, Himmler zapowiedział, że ateizm z szeregów SS osobiście wytępi, a nazizmowi przydano charakter wręcz religijny, przy czym było to coś, co można określić parodią chrześcijaństwa. Nie zrażało to jednak duchownych, wierzących z niebywałym zaślepieniem w to, co im Hitler podkładał i czym ich łudził. Kościoły ewangelicki i katolicki znalazły się na jego liście płac i otrzymywały pewien
PRZEMILCZANA HISTORIA w ruchu wolnomyślicielskim. Nie wolno nawet oddawać lokalów publicznych do rozporządzenia tych organizacji. W czasie Wielkiejnocy zakazano obchodów, które zastępowały dzieciom wolnomyślicieli uroczystości chrześcijańskie związane z konfirmacją i komunią. Nie było żadnego oporu przeciw tym zarządzeniom”. Postawa chrześcijańskich kościołów wobec faszyzmu była różna w zależności od państwa i momentu dziejowego, jednak powiedzieć, że chrześcijaństwo w znaczeniu instytucjonalnym przeciwstawiło faszyzmowi opór, to powiedzieć nieprawdę. Zdarzały się wprawdzie indywidualne bądź nawet grupowe protesty przeciwko polityce faszystowskiej,
upadnie!... W naszych szeregach nie ścierpimy nikogo, kto by przynosił uszczerbek myśli chrześcijańskiej, kto by się przeciwstawiał inaczej myślącemu, zwalczał go albo manifestował, że jest dziedzicznym wrogiem chrześcijaństwa. Nasz ruch jest w istocie chrześcijański. Przepełnia nas życzenie, aby katolicy i protestanci odnaleźli się w głębokiej trosce naszego narodu. Będziemy zapobiegać każdej próbie poddawania w naszym ruchu myśli religijnej pod dyskusję”. W czasie walki z gabinetem kanclerza Brüninga w roku 1930 szermował hasłami prochrześcijańskimi i prokościelnymi, czym zyskał sobie spore grono wierzących. Przedstawiał swój ruch jako wyraz „pozytywnego chrześcijaństwa”,
17
chrześcijaństwu, Hitler rzekł mu: „Myślę całkiem tak samo, jak Wasza Ekscelencja, tylko że Wasza Ekscelencja może sobie pozwolić na to, aby najpierw uprzedzać przeciwnika, że chce go zabić. Mnie zaś do tego, aby stworzyć wielki ruch polityczny, potrzebni są katolicy z Bawarii tak samo jak protestanci z Prus. Na to drugie przyjdzie czas później!”. W Weimarze przyznał: „Gdy dojdę do władzy, Kościół katolicki nie będzie w Niemczech mieć głosu; lecz by cel swój osiągnąć, nie mogę się bez niego obejść”. Wiadomo, że jednym z głównych czynników kolaboracji kościołów z reżimem hitlerowskim był jego antykomunizm. Kościoły liczyły, że skutecznie się przeciwstawi naporowi bolszewizmu
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (69)
Chrześcijaństwo a faszyzm „Czy naprawdę wierzysz, że masy kiedykolwiek znów staną się chrześcijańskie? Nonsens. Nigdy! Bajka dobiegła końca (...), ale my możemy przyspieszyć bieg wydarzeń. Pastorzy sami będą musieli wykopać sobie groby. Zdradzą Boga dla nas. Zdradzą wszystko, by uratować swoje nędzne posadki i dochody”. (Adolf Hitler, 1933) wyglądać tak: na ambonie zgrzybiały kapłan, a naprzeciw niego kilka ponurych starych kobiet, kompletnie zidiociałych ze starości i upadłych na duchu”. Można przypuszczać, że kościoły płaszczyłyby się przed Führerem tak długo, jak długo on by tego potrzebował. Zresztą niekoniecznie musiało to oznaczać eksterminację czy prześladowanie duchowieństwa. Wiedział, że kościoły prędzej czy później same się unicestwią poprzez służalczość wobec faszystowskiego państwa, że zniszczą wszystko, co chrześcijańskie, włącznie z samą jego istotą, byle tylko zachować jak najwięcej przywilejów i urzędów. Mówił więc Hitler Hermannowi Rauschnigowi, że metodą wystarczającą do ziszczenia się jego antychrześcijańskiego planu może być „pozostawienie chrześcijaństwa w spokoju, by zgniło jak zgangrenowana kończyna”. Od tego należy jednak odróżnić jego widzenie Kościoła jako instytucji, którą potrafił obserwować i podziwiać, czerpiąc natchnienie z jej systemu sprawowania władzy, oddziaływania na lud i żywotności. Na konferencji gauleiterów w Monachium w 1936 r. mówił: „W żadnym razie nie życzę sobie walki z Kościołem albo z księżmi. »Mit« [antychrześcijańskie dzieło] pana Rosenberga nie jest oficjalną publikacją Partii. Poza tym mówię panom, że Kościół katolicki ma tę siłę żywotną, która przetrwa życie nas wszystkich jak tu siedzimy”. Katolik Friedrich Heer tak charakteryzował stosunek Hitlera do Kościoła instytucjonalnego: „Adolf Hitler aż do końca życia
udział z podatku, były też stale największymi po państwie właścicielami ziemskimi w Rzeszy, a subwencje państwowe po jego dojściu do władzy stale rosły: 1933 r. – 130 mln marek; 1938 r. – 500 mln; w czasie wojny – ponad miliard marek. W czasie przemówienia w Reichstagu pod koniec 1938 r. Hitler oświadczył, że naziści przyznali Kościołom więcej pieniędzy, ulg podatkowych i swobód niż rządy poprzednie, demokratyczne. Była to prawda. Mógł gnębić niewygodnych duchownych i likwidować niepożądane organizacje religijne – wówczas protestowano tylko przeciwko naruszeniom konkordatu, ale nie potępiano doktryny nazistowskiej jako złej i niebezpiecznej. Tym bardziej że zawierała ona szereg postulatów zbieżnych z interesami Kościoła. Wszędzie gdzie faszyści zdobywali władzę, podejmowali bezpardonową walkę z partiami i organizacjami komunistycznymi i socjalistycznymi. Likwidowano też znienawidzoną masonerię (zwłaszcza w Niemczech, Włoszech i Austrii). „Wolnomyśliciel Polski” pisał wówczas: „Ewolucja hitleryzmu doprowadziła do rozbicia ruchu wolnomyślicielskiego. Wielu działaczy jest aresztowanych lub ukrywa się. W niektórych miastach zniszczono organizacjom listy członków, biblioteki i całe urządzenia biurowe. Zniszczono również lub spalono sporo prywatnych bibliotek. W niektórych biurach ruchu wolnomyślicielskiego zniszczono całkowicie meble, maszyny do pisania etc. Nie wolno urzędnikom państwowym pracować
jednakże przeważały zdecydowanie postawy przeciwne. O ile hierarchia i duchowieństwo katolickie zasadniczo wykazywały tchórzliwe kapitulanctwo lub akceptację, czasami przejawiając szczery wobec faszyzmu entuzjazm, o tyle duchowieństwo i kościoły luterańskie mają na swym koncie okres fascynacji narodowym socjalizmem i żenującą wręcz uległość. Hitler nie raczył doceniać służalczości i zaprzedania własnych ideałów przez kler, który jawił mu się jako banda łaszących się u jego stóp kundelków, którymi gardził tym bardziej, im niżej się czołgały. Führer nie był katolikiem czy chrześcijaninem, jak chcieliby tego niektórzy. Prawda, że nie wystąpił nigdy z Kościoła katolickiego, zaś jego akcenty i wypowiedzi mogły sugerować coś przeciwnego: powoływał się przecież czasami na opatrzność, a po dojściu do władzy odwiedzał kościół. Za młodu dwa lata uczęszczał do szkoły klasztornej konwiktu benedyktyńskiego w Lambach, gdzie udzielał się w chłopięcym chórze i w liturgicznej służbie ołtarza. W czasie wystąpienia w bawarskiej Pasawie, 27 października 1928 r., mówił obłudnie: „Tworzymy naród różnej wiary, ale jeden. Nie o to chodzi, która z religii zwycięży drugą, raczej o to, czy chrześcijaństwo przetrwa, czy
„walkę chrześcijaństwa czynu”, oskarżając zarazem swych politycznych przeciwników o zdradę religii na rzecz materialistycznego ateizmu. 1 lutego 1933 r. po objęciu urzędu kanclerskiego mówił, że „rząd bronić będzie podstaw chrześcijaństwa, stanowiących źródło siły narodu, on zaś osobiście opiekować się będzie chrześcijaństwem tej bazy całej naszej moralności oraz rodziną jako komórką życia ludzkiego i naszej społeczności”. 23 marca 1933 r. wydał oświadczenie rządowe, w którym mówił: „Rząd narodowy uważa obydwa wyznania chrześcijańskie za najważniejsze czynniki utrzymania istoty naszego narodu (Volkstum). Rząd będzie respektował układy zawarte między nim a krajami. Ich prawa pozostaną nietknięte”. Jednakże wystarczyło być tylko przeciętnie inteligentną jednostką, aby widzieć, że zarówno Hitler, jak i NSDAP z chrześcijaństwem niewiele mieli wspólnego. Wódz uznawał chrześcijaństwo za zgniliznę, a Stary i Nowy Testament za „żydowskie kłamstwo” (jüdische Schwindel). Po cóż więc ta cała stylizacja i udawanie? Otóż Hitler był zdecydowanie za słaby, aby sobie pozwolić na wydanie frontalnej walki Kościołowi – bez względu na to, czy jej pragnął, czy nie. W czasie jednej z rozmów z generałem, który przeciwny był
w Europie. Oczywiście, było to oczekiwanie uzasadnione, tyle że sam Hitler niewiele wyżej oceniał chrześcijaństwo, wręcz przyrównał je do bolszewizmu... duchowego: „Czyste chrześcijaństwo, chrześcijaństwo katakumb, zajmuje się przekładaniem doktryny chrześcijańskiej na rzeczywistość. Prowadzi po prostu do unicestwienia rodzaju ludzkiego. Jest ni mniej, ni więcej jak płynącym z serca bolszewizmem ukrytym pod blichtrem metafizyki”. W encyklice Quadragessimo anno z 1931 r. papież przekonywał: „Jest obowiązkiem Naszego pasterskiego urzędu ostrzec ich przed tym groźnym niebezpieczeństwem; aby wszyscy pamiętali, że ojcem etyczno-kulturowego socjalizmu był liberalizm, a spadkobiercą będzie »bolszewizm«”. Jakiż musiał to być zawód dla papiestwa i afront, kiedy w dziesięć lat później, w lipcu 1941 r., Hitler stwierdził: „Chrześcijaństwo to najcięższy cios, jaki spadł na ludzkość. Bolszewizm to jego bękart. Jedno i drugie jest ohydnym wymysłem Żydów”. Tak więc o ile papież mniemał, iż bolszewizm wynikł z socjalizmu, a ten z liberalizmu, o tyle Hitler dowodził, że bolszewizm wynikł z chrześcijaństwa. Oczywiście, kościoły długo w to nie wierzyły, bo uwierzyć nie chciały. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Szmaciaki IV RP Ostatnie lata PRL upływały pod znakiem zmasowanej nagonki ze strony ówczesnej opozycji na dogorywającą władzę. Wyrazem tego był ulubiony epitet – „towarzysz szmaciak”. Miał on obrażać i deprecjonować ludzi związanych z ówczesnym systemem społeczno-politycznym. Ale szmaciaki – ci prawdziwi – wrócili... Lubowała się w tym epitecie ówczesna opozycja, odmieniając go we wszystkich przypadkach, w każdym miejscu i przy każdej okazji. Próbowano w ten sposób nawiązać do rzeczywiście istniejącej sytuacji, kiedy tuż po wojnie znaczna część tego rodzaju ludzi pochodziła z awansu społecznego, nie miała wykształcenia i przygotowania. Z czasem jednak wymogi wzrastały, i w okresie schyłkowego PRL trudno było spotkać na państwowych stanowiskach, w gospodarce, w wojsku, milicji itp., ludzi bez wyższego wykształcenia. Wielu z nich dokształcało się wieczorowo i zaocznie. Oczywiście, były też wyjątki. Tego rodzaju propaganda była elementem walki politycznej i po zniknięciu PRL stała się praktyką powszechnie stosowaną wobec lewicy. Jakże szybko zapomniano o osiągnięciach tamtego okresu, budowanych blokach i drogach, o awansie społecznym milionów zwykłych ludzi, o pokonaniu analfabetyzmu i gruźlicy, dostępie do kultury, nauki, książek, teatru, o osiągnięciach polskiej sztuki filmowej i innych przykładach z tego okresu. Dzisiaj mamy zalew szmiry i sieczki w filmach, literaturze, telewizji, wybuchy zamiast kreacji, wysyp ogłupiających programów w rodzaju „big brotherów”, religianctwo i egzorcyzmy. A wszystko to jako metoda, bo ciemnogrodem łatwiej rządzić. Czy zatem należy się dziwić, że w XXI wieku premier posługuje się językiem średniowiecza? Ten krytykowany system szmaciaków zapewniał budowę 200 tys. mieszkań rocznie i wysyłanie 5 mln dzieci na kolonie. Dziś budownictwo
mieszkaniowe to ekskluzywne, chronione apartamentowce, nieosiągalne dla prostego człowieka, a miejscem kolonii dla milionów dzieci są betonowe podwórka blokowisk. A nawet to, co jest, to w większości na kredyt. Zadłużenie kraju jest 10-krotnie wyższe od tego z końca lat 70. Szkoda miejsca i czasu, aby wymieniać inne przykłady – większość porównań jest tragiczna w swojej wymowie. I nie zmieni tego żaden bilans mankamentów ustrojowo-politycznych i faktycznych ułomności PRL. Mimo tego nie ustają zabiegi o podważanie i obrzydzanie tamtych czasów. Szczytem chamstwa i lekceważenia ludzi był słynny wywiad premiera o „ustroju hołoty dla hołoty”. To dotyczyło nie tylko lewicy, nie tylko przeciwników politycznych, ale całego pokolenia ciężko pracujących ludzi, którzy pół wieku swego życia oddali Polsce. Znając życiorys premiera, musimy stwierdzić, że jego wypowiedź dotyczyła także jego ojca – pracownika naukowego wyjeżdżającego za granicę, co nie każdemu obywatelowi było wówczas dane. Ta i inne uwagi świadczą, że dzisiejsze elity nie uznają ani świętości, ani autorytetów, ani oczywistych faktów. Miarą poziomu dzisiejszych faktycznych szmaciaków u władzy jest ich stosunek do prostych ludzi pracy, ludzi starych, do kobiet oraz sposób pojmowania i sprawowania władzy. Przysłowiowe „Spieprzaj, dziadu!” w ustach „żoliborskiego inteligenta” pasuje raczej do menela spod budki z piwem. Podobnie brzmią
Pani pozna Pana 63-letnia, wolna i pogodna katowiczanka, ze średnim wykształceniem, średniego wzrostu, lekko puszysta – pozna kulturalnego Pana, zmotoryzowanego, który kocha muzykę, taniec i piękno gór. Warszawa (1/a/34) Wdowa, lat 68, pogodna, kontaktowa domatorka bez nałogów, szczupła, niezależna finansowo i materialnie, z własnym mieszkaniem – pozna Pana w odpowiednim wieku. Kutno (2/a/34) Bezdzietna 57-latka z Warszawy, pozostająca w separacji, pracująca – pozna interesującego Pana, wiekowo bez ograniczeń, wykształconego,
dziesiątki potknięć językowych i towarzyskich, które usłużna kamaryla stara się naśladować. Nie chodzi tylko o słownictwo. Nagonka tzw. lustracji, zaciekłość, z jaką bezdomnego Huberta ścigano po całym kraju za to, że „puścił wiąchę”, uparte i rygorystyczne stosowanie, a właściwie nadużywanie prawa w stosunku do kolejnych branż i prostych ludzi – wszystko stało się już normą. I pobłażliwość dla tych na szczycie. Jaskrawym przykładem takiego stosunku do otoczenia był sposób potraktowania pielęgniarek i całej służby zdrowia. Ten obszar jest przecież najważniejszym sprawdzianem stosunku do potrzeb ludzkich. Niechęć do jakichkolwiek zmian, do dialogu, do ustępstw to dowód realizowania zasady: „Ja tu rządzę!”. Pielęgniarki – zawód z górnej półki zaufania i szacunku społecznego, lądujący w dolnych półkach tabeli płac. Wielokrotnie lekceważone i pomijane – jak chociażby przy Uchwale 206 (gest bez pieniędzy!). Przyjechały upomnieć się o swoje. Przeżyły naciski i pogardę, na zimnie i deszczu spędziły prawie 4 tygodnie. I co? Żadnych efektów! ¤¤¤ Władza, władza, jeszcze raz władza. Władza jako sens życia, działająca jak narkotyk, afrodyzjak czy alkohol. Zastępująca żonę, rodzinę, przyjaciół. Władza dla samej władzy. Nieważne jak, nieważne z kim, byle tylko była. Czołówka dzisiejszych szmaciaków jest chora na władzę.
opiekuńczego, koniecznie inteligentnego i z poczuciem humoru. (3/a/34) Pan pozna Panią Wdowiec, lat 78, bez nałogów i zobowiązań, niezależny, z domkiem na wsi i mieszkaniem w Katowicach – pozna Panią w wieku 70–75 lat, z Żywiecczyzny lub okolic, w celu spędzenia wspólnie życia. (1/b/34) Wolny, bez nałogów i zobowiązań, 56-letni, mieszkający w Warszawie – pozna niewysoką, miłą Panią, niestroniącą od seksu, z poczuciem humoru, w wieku bez znaczenia, chętnie nieklerykałkę. (2/b/34) Niepalący, wolny rencista pozna Panią do lat 68, w celu stworzenia nieformalnego związku. Mogilno (3/b/34) 65-latek na emeryturze, 172/79, z wykształceniem więcej niż średnim – pozna Panią o naukowym światopoglądzie, otwartą na dyskusje,
Tacy osobnicy powinni być eliminowani z życia publicznego, nie powinni mieć wpływu na losy innych ludzi; tacy ludzie są po prostu niebezpieczni. Bo władza to odpowiedzialność i działanie rozumne, skuteczne i pożyteczne dla ogółu. Wielu ludzi, tych normalnych, władzę traktuje inaczej. Gdy przyjdzie im sprawować ją choć w niewielkim zakresie, są nią przytłoczeni, przeżywają stres i zmartwienia. Tymczasem szmaciaki IV RP za władzę, jej utrzymanie i kontynuację poświęcą wszystko – szacunek otoczenia, życzliwość sąsiadów i przyjaciół. Zwiążą się z każdym, kto mocny i potrafi ich władzę wesprzeć i podtrzymać. Jak związek
z mocarstwem – za cenę tarczy ściągającej na Polaków gniew sąsiadów, a może i coś jeszcze... Wszystko to mimo niechęci własnego społeczeństwa, wbrew obawom o przyszłość i skutki. Coraz częściej więc pojawiają się głosy i publikacje, w których ocenia się naszych władców w kategoriach schorzeń psychicznych, jako paranoików ogarniętych obsesją nienawiści i podejrzliwości. Walka ze wszystkimi na wszystkich frontach,
w wieku 55–65 lat, o wadze 55–65 kg i wzroście 155–165 cm. Zabrze (4/b/34) Miły, sympatyczny 39-latek średniego wzrostu, wesoły romantyk o ukształtowanym światopoglądzie, traktujący życie poważnie, ceniący szczerość, otwartość i skromność – pozna Przyjaciółkę gotową na oddaną, długoletnią znajomość. Wiek bez znaczenia. Woj. małopolskie (5/b/34) Zwariowany, wesoły 21-latek, szczupły kawaler, 179 cm wzrostu, brunet, interesujący się motoryzacją, ceniący szczerość i otwartość – pozna zdecydowaną na długą znajomość, niekonfliktową, wesołą i skromną dziewczynę w wieku 19–35 lat. Odpowiedź na każdy list gwarantowana. Kraków (6/b/34) Inne Emerytowana lekarka z Warszawy nawiąże znajomość lub korespondencję z miłym Panem lub Panią, w wieku około siedemdziesiątki, koniecznie
z prawnikami, lekarzami, dziennikarzami, uczonymi, aktorami. Kto pozostał poza kręgiem podejrzanych? Władza w wykonaniu kaczystów doszła do takiego punktu, że budzi pusty śmiech i kpiny. A historia uczy, że śmiech jest groźny, bo „gdy lud się śmieje – drżą trony”. Konwulsje rządzenia, nieustanne kryzysy, podchody, podejrzenia, nieudolne prowokacje w wykonaniu organów władzy i urzędów stały się normą. Budzą pośmiewisko swoich. Niestety, są bardzo kosztowne. Tanie państwo to lawinowy wzrost liczby urzędników i oddziały ochroniarzy (8 dla premiera, podczas gdy Gierek miał jednego). To podgrzewane chodniki przed Kancelarią, to samolot lecący do Gdańska podczas każdego weekendu, to taszczenie limuzyny do Brukseli, kiedy bezcenna głowa (?) leciała samolotem, a z lotniska do ambasady jest kilkaset metrów. To peron w szczerym polu. To kosztowne wojny w Iraku i Afganistanie. To wreszcie tabuny „filipków” na najwyższych szczeblach i równie liczne „komitety polityczne” ministrów, wojewodów i pomniejszych dyrektorów. To także planowa klerykalizacja (czyt: ogłupianie) społeczeństwa. Wszędzie pełno dziewuszek od Leppera, wszechpolaków Giertycha, zadymiarzy Kamińskiego. Czy i kiedy nastąpi opamiętanie, kres głupoty, kiedy skończy się chocholi taniec absurdów i nonsensów? Kiedy przemówi rozum u znacznej części biernego społeczeństwa, odruch samozachowawczy? Sytuacja dojrzewa. Kto wie, czy nie wystarczy impuls. Wówczas historycy i myśliciele będą się zastanawiać – jak w przeszłości – dlaczego wybuchają rewolucje, dlaczego pracuje gilotyna i głowy lecą do kosza? Być może sytuacja się przeciąga, bo wielu młodych, odważnych i przedsiębiorczych wyjechało za chlebem. Ale wrócą, przynajmniej część z nich, zasobni w środki, doświadczenia i nawyki dojrzałych demokracji, i spełnią wówczas rolę bezkrwawej gilotyny. ZYGMUNT FIGARSKI
o poglądach antyklerykalnych, osobą kulturalną i oczytaną. (1/c/34) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,35 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,35 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
LISTY Puste słowa Olbrzymie trzęsienie ziemi w Peru. Jacek Pałasiński zachęca w TVN 24 do udzielania pomocy poszkodowanym, a ściśle mówiąc – do przekazywania datków pieniężnych. Lubię nawet tego skądinąd zdolnego dziennikarza, ale do momentu, gdy omija tematy związane z JPII, Krk, Caritasem itp. Gdy już bowiem złapie ten wiatr w swoje żagle, to nagle zapomina o bezinteresowności swojego posłannictwa (nie pracuje przecież w TV Trwam ani w Radiu Maryja), miękną mu kolana, a z jego ust wydobywają się pełne usłużności i oddania peany, skierowane właśnie pod adresem ww. Mówiąc o tych datkach (16.08.07., godz. 9.45), jako jedynych pośredników wskazał właśnie Krk oraz Caritas, a to mniej więcej tak, jakby ochłap mięsa rzucić wiecznie głodnemu krokodylowi i namawiać go, by oddał go drugiemu. Nie sądzę bowiem, by pan Jacek nie zdawał sobie sprawy z tych współzależności. Nie omieszkał także odwołać się do JPII i jego wielkiej miłości do wszelkich nieszczęśników. Zapomniał jednak dodać (jak zawsze zresztą), że wszystko to, czym handlował nasz papież, to były jedynie słowa i nic poza tym. Alan Struś
Kto rządzi Polską i w Polsce? Były już elpeerowski minister od edukacji (niech imię jego będzie przeklęte) rzutem na taśmę wprowadził rozporządzenie o wliczaniu do średniej na świadectwie oceny z religii. Nieważne, że jest to przedmiot nadobowiązkowy; że religii uczą funkcjonariusze kościelni, a nie odpowiednio przygotowani nauczyciele; że ocena uzależniona jest też od odbywania praktyk religijnych; że w ogóle nie powinna być na świadectwie, to jeszcze wszystko wskazuje na to, iż jest to dalekie od konstytucji. Chyba dostrzegł to nowy, teraz pisuarowy, minister. Wystarczyło tylko, że dał publicznie głos, iż nie jest zwolennikiem takiego rozwiązania, a już rozległ się inny – rzeczywistej, a nie demokratycznie wybranej, polskiej władzy. Oto abp Sławoj Leszek Głódź, przewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. Środków Społecznego Przekazu – oczywiście w imieniu tej instytucji – wypowiedź ministra ocenił jako nieroztropną i szkodliwą. Ta delikatna reprymenda wystarczyła, by aktualnie jeszcze rządzący narobili w pory. „Rząd działa zgodnie z postanowieniami Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, w związku z czym ocena z religii będzie wliczana do średniej ocen na świadectwie” – oświadczyło w te pędy Centrum Informacyjne Rządu.
No i wiadomo już wszystkim, kto tu rządzi? Ale uwaga! Szef SLD, nie bacząc, że wybory parlamentarne tuż-tuż, zapodał, iż partia złoży w najbliższych dniach wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie zgodności z Konstytucją RP rzeczonego rozporządzenia. Niezależnie
LISTY OD CZYTELNIKÓW że rządzą ci, a nie tamci. Jedyne, co mi się w ich rządach podobało, to ich chęć zaostrzenia kar dla bandytów i próba złamania monopoli korporacyjnych. Prawnikom i lekarzom należy się nauczka. Szkoda tylko, że nie chcą złamać wszechwładzy kleru, którego wręcz nienawidzę.
Kanion Kolorado, Anna i Zygmunt Jędrzejewscy i... czapeczka „FiM”
od tego, czy tak się stanie, stwierdzam, że i SLD, i jej aktualny przywódca wreszcie zdobyli się na odwagę, by przeciwstawić się czarnym. Chwała im za to i cześć. Wiem, że na wyrost. Józef Pawłowski
Nie takie Kaczki straszne Nawiązuję jeszcze raz do tej nieszczęsnej koalicji i tego, czy należy jej się bać. Szczególnie Kaczyńskich. Żyję wśród zwykłych ludzi. Owszem, psioczą na rząd i Kaczorów. Nie zauważyłem jednak, aby ci ludzie czuli się sterroryzowani. Nie zauważyłem, aby bali się, że do ich drzwi o 6 rano zapuka CBA i zabierze ich na egzekucję, na tortury albo do łagru. Nie zauważyłem też, aby się przejmowali, że telewizja i radio jest w rękach PiS. Jeżeli ludzie czegoś się boją, to tego, że stracą pracę, że im nie starczy od wypłaty do wypłaty, że zachorują i lekarze nie udzielą im pomocy. Boją się też debilowatych, niekompetentnych, aroganckich urzędników. Ja dodatkowo wyrażam obawę, że impreza o nazwie EURO 2012 skończy się blamażem. Wszystko wskazuje bowiem na to, że przy tej ekipie nieudaczników UEFA może nam odebrać prawo do organizacji EURO i stanie się to pierwszy raz w historii. Już widzę te dowcipy o głupich Polaczkach i Kaczkach, jakie będą krążyły po świecie i Europie. Zgoda. Te rządy to niewypał. Ale przecież miliony ludzi w tym kraju żyje, pracuje, wypoczywa, uczy się, wychowuje dzieci i kocha niezależnie od polityki i tego, kto rządzi. Większość ludzi politykę ma gdzieś. To tylko wy, dziennikarze i politycy, patrzycie poprzez pryzmat polityki i swoich sympatii politycznych i uważacie za koniec świata,
Tak więc skoro przeżyliśmy Hitlera i Stalina, to przeżyjemy Kaczyńskich. A ja nie demonizowałbym ich i nie przypisywał samych złych intencji. J.K.
Żydożercy W dniu 26.07.2007 roku w programie I Polskiego Radia podano informację, że IPN podejmie śledztwo mające na celu ustalenie i ukaranie – jak sądzę – inspiratorów tzw. „wypadków marcowych 1968 r.”. Działania te, według IPN, były antysemickie, a w ich wyniku skrzywdzono wielu Żydów. O ironio, czy Panowie z IPN nie są historykami i nie wiedzą, że protoplastą antysemityzmu w Polsce był i jest od zawsze kler katolicki? Niech ci uczeni Panowie sięgną chociażby do źródeł dotyczących genezy i roli, jaką odegrała konfederacja barska, w tym biskup krakowski Kajetan Sołtyk. Najlepiej jednak byłoby pochylić się – jeśli idzie o ten problem – nad wypowiedziami i kazaniami współczesnych: T. Rydzyka, H. Jankowskiego, Bubla czy Giertycha, nie wspominając działań i zachowań wszechpolaków (z ust Władysława Gomułki nigdy takich nie słyszałem). To jest kopalnia materiału empirycznego, który Panów z IPN interesuje i zapewne zadowoli. Szukanie winnych na cmentarzach jest niskie i podłe. Zapowiedziano również, że śledztwo rozpocznie się od miasta Łodzi – nie wiem, dlaczego nie od Torunia. Czytelnik z Włocławka
Bubel W państwie demokratycznym zmusza się obywateli do zmiany dokumentów. Wymiana dowodu osobistego czy prawa jazdy obciąża
znacznie kieszeń każdego z nas. Prawo jazdy jest dwukrotnie droższe od dowodu osobistego – chociaż jest z tego samego materiału i nie przekracza jego gabarytów. Wymiana dokumentów pokazała wyższość PRL-u nad demokracją. W tamtym systemie dokumenty były bardziej funkcjonalne. Teraz, gdy nastąpi zmiana miejsca zamieszkania, musimy też wymienić oba dokumenty, co znowu pociągnie za sobą odpowiednie koszty z prywatnej kieszeni. W dowodzie osobistym nie ma też wpisanej grupy krwi, co w razie wypadku ułatwiłoby służbom medycznym szybszą pomoc poszkodowanemu. Dziwi mnie natomiast decyzja nowego ministra MSWiA, aby z Ministerstwa Finansów wyciągnąć 50 mln zł na wykonanie bubli, czyli dowodów osobistych. Nie wiem, kiedy doczekamy czasów, kiedy każdy będzie indywidualnie odpowiadał za to, za co bierze wynagrodzenie. Może wtedy bardziej zastanowi się nad każdą decyzją, a my unikniemy takich knotów, za które jeszcze musimy zapłacić. Marian Kozak, Siedlce
Pomóżmy betankom Przełożona betanek kazimierskich miała (w swym przekonaniu) widzenie nadprzyrodzone, którego nie uznały nadrzędne władze kościelne. Tymczasem kilkadziesiąt zakonnic poparło swoją Matkę i nadal uważa, że dostąpiła objawienia. Te zakonnice zostały przez hierarchów wykluczone z zakonu i wezwane do opuszczenia placówki. Jak widać, zastosowano tu odpowiedzialność zbiorową. Od kilku miesięcy trwa stan oblężenia klasztoru, bowiem siostrzyczki odmówiły opuszczenia jego murów. Rozważa się nawet rozwiązanie siłowe z udziałem świeckiej agencji ochrony, co jednak odracza się, żeby przypadkiem nie doszło do rozlewu krwi. Nie jestem zaskoczony nieprzejednaną postawą Kościoła, bowiem ten z dawien dawna opiera swoją władzę na bezwzględnym posłuszeństwie swych owieczek, ale trzeba pamiętać, że te kilkadziesiąt osób stawiających opór broni się przed bezdusznym rozkazem, przekreślającym realizację wybranej niegdyś drogi życiowej. Uważam, że nasza władza państwowa powinna upomnieć się o osoby będące – według prawa – obywatelami naszego kraju, a nie państwa Watykan. Tymczasem z miejsca przyjęto do wiadomości, że buntowniczki nie są już zakonnicami, a tym samym biskup diecezjalny jest władny zrobić z nimi porządek, działając wedle prawa kościelnego. Ze swej strony betanki kazimierskie, idąc wzorem Piusa IX, powinny ogłosić się więźniarkami placówki użytkowanej przez siebie od lat i dalej prowadzić swoje dzieło, już samodzielnie, nie zważając na orzeczenia panów w czarnych sukienkach. ZG
19
Cud w Lublinie Trzeciego lipca upłynęło 58 lat od momentu, kiedy to w lubelskiej katedrze pojawiły się łzy na obrazie Matki Boskiej, wywołując lawinę pielgrzymek, erupcje hałaśliwej pobożności oraz mnóstwo rozbieżnych komentarzy. Trafnie ocenił ów incydent autor czterowiersza, który zacytuję z pamięci: O tym cudzie w Lublinie Różni różnie plotą. Mógł i obraz zapłakać... Nad polską głupotą! Florian K., Kraków
Zgłaszam akces Miałem przyjemność poznać ostatnio Wasz tygodnik („FiM” nr 32) i choć nie jestem miłośnikiem prasy, z zaciekawieniem przeczytałem prawie cały numer. Z całą pewnością macie ogromną szansę stać się głosem większości w tym kraju, a zatem zapanować nad tym żałosnym kołtuństwem, wskazać i wylansować wartości ETYKI, bez kontekstu z tzw. bogiem, bo ten ma się do etyki jak pięść do nosa. Byłem wychowywany w dość ortodoksyjnej atmosferze katolickiej i dopiero w wieku 30 lat zdołałem zgromadzić niezbędne minimum argumentów w celu zweryfikowania całej tej wpompowanej treści i uwolnienia się od indoktrynacji, która jest jedyną metodą podtrzymywania i powiększania pogłowia wyznawców czy tzw. wiernych. Czasem zastanawiam się, co powoduje człowiekiem, że trwa przy przekonaniach wpajanych w dzieciństwie. I dlaczego dzieje się tak od prawie 2000 lat? No cóż – uległość wobec tradycji, syndrom Popowa, pogłębiające się bagno behawioralne... Zgłaszam swój akces do walki o normalność. Jan Parciak, Olsztyn
Witam Kochaną Redakcję! Zastanawiam się ciężko, czego najadł się prezydent Lech K. (ciekawe, swoją drogą, kiedy będzie się tak o nim pisać: „podejrzany Lech K.”, „oskarżony Lech K.”) przed najsłynniejszą defiladą z okazji. Nie jestem specjalistą w dziedzinie narkomanii, ale jego wygląd, zachowanie i wypowiedzi świadczyły o tym, że zażył dosyć dużą dawkę środka euforycznego, np. amfetaminy. Słowa: „Wróg już nigdy nie zaatakuje naszych granic, bo Polska nigdy nie była tak silna!” rozśmieszyły mnie do łez. Może usłyszymy kiedyś komunikat frontowy: Pierwsza Jezuicka Armia Pancerna im. I. Loyoli rozgromiła... Albo: Drugi Dominikański Pułk Piechoty pokonał... No właśnie, kogo? Marek Ząbczyński
18
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Szmaciaki IV RP Ostatnie lata PRL upływały pod znakiem zmasowanej nagonki ze strony ówczesnej opozycji na dogorywającą władzę. Wyrazem tego był ulubiony epitet – „towarzysz szmaciak”. Miał on obrażać i deprecjonować ludzi związanych z ówczesnym systemem społeczno-politycznym. Ale szmaciaki – ci prawdziwi – wrócili... Lubowała się w tym epitecie ówczesna opozycja, odmieniając go we wszystkich przypadkach, w każdym miejscu i przy każdej okazji. Próbowano w ten sposób nawiązać do rzeczywiście istniejącej sytuacji, kiedy tuż po wojnie znaczna część tego rodzaju ludzi pochodziła z awansu społecznego, nie miała wykształcenia i przygotowania. Z czasem jednak wymogi wzrastały, i w okresie schyłkowego PRL trudno było spotkać na państwowych stanowiskach, w gospodarce, w wojsku, milicji itp., ludzi bez wyższego wykształcenia. Wielu z nich dokształcało się wieczorowo i zaocznie. Oczywiście, były też wyjątki. Tego rodzaju propaganda była elementem walki politycznej i po zniknięciu PRL stała się praktyką powszechnie stosowaną wobec lewicy. Jakże szybko zapomniano o osiągnięciach tamtego okresu, budowanych blokach i drogach, o awansie społecznym milionów zwykłych ludzi, o pokonaniu analfabetyzmu i gruźlicy, dostępie do kultury, nauki, książek, teatru, o osiągnięciach polskiej sztuki filmowej i innych przykładach z tego okresu. Dzisiaj mamy zalew szmiry i sieczki w filmach, literaturze, telewizji, wybuchy zamiast kreacji, wysyp ogłupiających programów w rodzaju „big brotherów”, religianctwo i egzorcyzmy. A wszystko to jako metoda, bo ciemnogrodem łatwiej rządzić. Czy zatem należy się dziwić, że w XXI wieku premier posługuje się językiem średniowiecza? Ten krytykowany system szmaciaków zapewniał budowę 200 tys. mieszkań rocznie i wysyłanie 5 mln dzieci na kolonie. Dziś budownictwo
mieszkaniowe to ekskluzywne, chronione apartamentowce, nieosiągalne dla prostego człowieka, a miejscem kolonii dla milionów dzieci są betonowe podwórka blokowisk. A nawet to, co jest, to w większości na kredyt. Zadłużenie kraju jest 10-krotnie wyższe od tego z końca lat 70. Szkoda miejsca i czasu, aby wymieniać inne przykłady – większość porównań jest tragiczna w swojej wymowie. I nie zmieni tego żaden bilans mankamentów ustrojowo-politycznych i faktycznych ułomności PRL. Mimo tego nie ustają zabiegi o podważanie i obrzydzanie tamtych czasów. Szczytem chamstwa i lekceważenia ludzi był słynny wywiad premiera o „ustroju hołoty dla hołoty”. To dotyczyło nie tylko lewicy, nie tylko przeciwników politycznych, ale całego pokolenia ciężko pracujących ludzi, którzy pół wieku swego życia oddali Polsce. Znając życiorys premiera, musimy stwierdzić, że jego wypowiedź dotyczyła także jego ojca – pracownika naukowego wyjeżdżającego za granicę, co nie każdemu obywatelowi było wówczas dane. Ta i inne uwagi świadczą, że dzisiejsze elity nie uznają ani świętości, ani autorytetów, ani oczywistych faktów. Miarą poziomu dzisiejszych faktycznych szmaciaków u władzy jest ich stosunek do prostych ludzi pracy, ludzi starych, do kobiet oraz sposób pojmowania i sprawowania władzy. Przysłowiowe „Spieprzaj, dziadu!” w ustach „żoliborskiego inteligenta” pasuje raczej do menela spod budki z piwem. Podobnie brzmią
Pani pozna Pana 63-letnia, wolna i pogodna katowiczanka, ze średnim wykształceniem, średniego wzrostu, lekko puszysta – pozna kulturalnego Pana, zmotoryzowanego, który kocha muzykę, taniec i piękno gór. Warszawa (1/a/34) Wdowa, lat 68, pogodna, kontaktowa domatorka bez nałogów, szczupła, niezależna finansowo i materialnie, z własnym mieszkaniem – pozna Pana w odpowiednim wieku. Kutno (2/a/34) Bezdzietna 57-latka z Warszawy, pozostająca w separacji, pracująca – pozna interesującego Pana, wiekowo bez ograniczeń, wykształconego,
dziesiątki potknięć językowych i towarzyskich, które usłużna kamaryla stara się naśladować. Nie chodzi tylko o słownictwo. Nagonka tzw. lustracji, zaciekłość, z jaką bezdomnego Huberta ścigano po całym kraju za to, że „puścił wiąchę”, uparte i rygorystyczne stosowanie, a właściwie nadużywanie prawa w stosunku do kolejnych branż i prostych ludzi – wszystko stało się już normą. I pobłażliwość dla tych na szczycie. Jaskrawym przykładem takiego stosunku do otoczenia był sposób potraktowania pielęgniarek i całej służby zdrowia. Ten obszar jest przecież najważniejszym sprawdzianem stosunku do potrzeb ludzkich. Niechęć do jakichkolwiek zmian, do dialogu, do ustępstw to dowód realizowania zasady: „Ja tu rządzę!”. Pielęgniarki – zawód z górnej półki zaufania i szacunku społecznego, lądujący w dolnych półkach tabeli płac. Wielokrotnie lekceważone i pomijane – jak chociażby przy Uchwale 206 (gest bez pieniędzy!). Przyjechały upomnieć się o swoje. Przeżyły naciski i pogardę, na zimnie i deszczu spędziły prawie 4 tygodnie. I co? Żadnych efektów! ¤¤¤ Władza, władza, jeszcze raz władza. Władza jako sens życia, działająca jak narkotyk, afrodyzjak czy alkohol. Zastępująca żonę, rodzinę, przyjaciół. Władza dla samej władzy. Nieważne jak, nieważne z kim, byle tylko była. Czołówka dzisiejszych szmaciaków jest chora na władzę.
opiekuńczego, koniecznie inteligentnego i z poczuciem humoru. (3/a/34) Pan pozna Panią Wdowiec, lat 78, bez nałogów i zobowiązań, niezależny, z domkiem na wsi i mieszkaniem w Katowicach – pozna Panią w wieku 70–75 lat, z Żywiecczyzny lub okolic, w celu spędzenia wspólnie życia. (1/b/34) Wolny, bez nałogów i zobowiązań, 56-letni, mieszkający w Warszawie – pozna niewysoką, miłą Panią, niestroniącą od seksu, z poczuciem humoru, w wieku bez znaczenia, chętnie nieklerykałkę. (2/b/34) Niepalący, wolny rencista pozna Panią do lat 68, w celu stworzenia nieformalnego związku. Mogilno (3/b/34) 65-latek na emeryturze, 172/79, z wykształceniem więcej niż średnim – pozna Panią o naukowym światopoglądzie, otwartą na dyskusje,
Tacy osobnicy powinni być eliminowani z życia publicznego, nie powinni mieć wpływu na losy innych ludzi; tacy ludzie są po prostu niebezpieczni. Bo władza to odpowiedzialność i działanie rozumne, skuteczne i pożyteczne dla ogółu. Wielu ludzi, tych normalnych, władzę traktuje inaczej. Gdy przyjdzie im sprawować ją choć w niewielkim zakresie, są nią przytłoczeni, przeżywają stres i zmartwienia. Tymczasem szmaciaki IV RP za władzę, jej utrzymanie i kontynuację poświęcą wszystko – szacunek otoczenia, życzliwość sąsiadów i przyjaciół. Zwiążą się z każdym, kto mocny i potrafi ich władzę wesprzeć i podtrzymać. Jak związek
z mocarstwem – za cenę tarczy ściągającej na Polaków gniew sąsiadów, a może i coś jeszcze... Wszystko to mimo niechęci własnego społeczeństwa, wbrew obawom o przyszłość i skutki. Coraz częściej więc pojawiają się głosy i publikacje, w których ocenia się naszych władców w kategoriach schorzeń psychicznych, jako paranoików ogarniętych obsesją nienawiści i podejrzliwości. Walka ze wszystkimi na wszystkich frontach,
w wieku 55–65 lat, o wadze 55–65 kg i wzroście 155–165 cm. Zabrze (4/b/34) Miły, sympatyczny 39-latek średniego wzrostu, wesoły romantyk o ukształtowanym światopoglądzie, traktujący życie poważnie, ceniący szczerość, otwartość i skromność – pozna Przyjaciółkę gotową na oddaną, długoletnią znajomość. Wiek bez znaczenia. Woj. małopolskie (5/b/34) Zwariowany, wesoły 21-latek, szczupły kawaler, 179 cm wzrostu, brunet, interesujący się motoryzacją, ceniący szczerość i otwartość – pozna zdecydowaną na długą znajomość, niekonfliktową, wesołą i skromną dziewczynę w wieku 19–35 lat. Odpowiedź na każdy list gwarantowana. Kraków (6/b/34) Inne Emerytowana lekarka z Warszawy nawiąże znajomość lub korespondencję z miłym Panem lub Panią, w wieku około siedemdziesiątki, koniecznie
z prawnikami, lekarzami, dziennikarzami, uczonymi, aktorami. Kto pozostał poza kręgiem podejrzanych? Władza w wykonaniu kaczystów doszła do takiego punktu, że budzi pusty śmiech i kpiny. A historia uczy, że śmiech jest groźny, bo „gdy lud się śmieje – drżą trony”. Konwulsje rządzenia, nieustanne kryzysy, podchody, podejrzenia, nieudolne prowokacje w wykonaniu organów władzy i urzędów stały się normą. Budzą pośmiewisko swoich. Niestety, są bardzo kosztowne. Tanie państwo to lawinowy wzrost liczby urzędników i oddziały ochroniarzy (8 dla premiera, podczas gdy Gierek miał jednego). To podgrzewane chodniki przed Kancelarią, to samolot lecący do Gdańska podczas każdego weekendu, to taszczenie limuzyny do Brukseli, kiedy bezcenna głowa (?) leciała samolotem, a z lotniska do ambasady jest kilkaset metrów. To peron w szczerym polu. To kosztowne wojny w Iraku i Afganistanie. To wreszcie tabuny „filipków” na najwyższych szczeblach i równie liczne „komitety polityczne” ministrów, wojewodów i pomniejszych dyrektorów. To także planowa klerykalizacja (czyt: ogłupianie) społeczeństwa. Wszędzie pełno dziewuszek od Leppera, wszechpolaków Giertycha, zadymiarzy Kamińskiego. Czy i kiedy nastąpi opamiętanie, kres głupoty, kiedy skończy się chocholi taniec absurdów i nonsensów? Kiedy przemówi rozum u znacznej części biernego społeczeństwa, odruch samozachowawczy? Sytuacja dojrzewa. Kto wie, czy nie wystarczy impuls. Wówczas historycy i myśliciele będą się zastanawiać – jak w przeszłości – dlaczego wybuchają rewolucje, dlaczego pracuje gilotyna i głowy lecą do kosza? Być może sytuacja się przeciąga, bo wielu młodych, odważnych i przedsiębiorczych wyjechało za chlebem. Ale wrócą, przynajmniej część z nich, zasobni w środki, doświadczenia i nawyki dojrzałych demokracji, i spełnią wówczas rolę bezkrwawej gilotyny. ZYGMUNT FIGARSKI
o poglądach antyklerykalnych, osobą kulturalną i oczytaną. (1/c/34) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,35 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,35 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
P
aństwo na pewno myślą, że poza tą nieustającą nawalanką w Polsce nic innego się nie dzieje. Na pierwszy rzut oka może i tak... Gospodarka kręci się swoim rytmem – wynikającym z rytmu światowych koniunktur. Polacy pracują w Anglii i Irlandii, więc bezrobocie u nas spada. Ale nie wszędzie jest tak sielsko. Weźmy wojsko. Na paradzie 15 sierpnia było wspaniale i patriotycznie... Jak w 1939 r., kiedy w tym
generałowie kończyli jednak świetne uczelnie radzieckie. Pod koniec PRL polskie nazwiska zaczęły się także pojawiać w najwyższym dowództwie Układu Warszawskiego, a armia polska tworzyła swój front, którym dowodził Polak. Teraz więc można byłoby się spodziewać, że będzie jeszcze lepiej. Tymczasem w miejsce generałów postradzieckich wchodzą generałowie słusznego pochodzenia, ale znacznie gorzej przygotowani. Wyrastający powoli w cieniu Kaczyńskich na pierwszego żołnierza gen. dyw. (po
MAREK & MAREK widzieli tak zaniedbanej jednostki). Po Bielsku-Białej Polko był dowódcą kompanii piechoty w Polskim Batalionie Sił Ochronnych ONZ UNPROFOR w dawnej Jugosławii, dowodził Polską Jednostką Wojskową w Siłach Międzynarodowych KFOR w Kosowie, dowodził „Gromem”, chwali się też, że wojował w Iraku, choć o tym akurat jego koledzy mówią różnie. W każdym razie jego „iracka epopeja” skończyła się słynnym zdjęciem pod amerykańskim sztandarem, co uznano za nie-
ostatnio mianowanych generałów znalazło się aż trzech jego kumpli ze wspólnej służby bądź to w „Gromie”, bądź w byłej Jugosławii. Zastępca dowódcy kompanii, zastępca dowódcy polskiego kontyngentu, zastępca szefa sztabu brygady... to jest ich doświadczenie dowódcze. Jednym z nich jest świeży szef Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, czyli logistyki, nowo mianowany gen. bryg. Tłok-Kosowski. Podobno bardzo dobry żołnierz, ale jego dotychczasowe doświadczenie ogranicza się do stano-
COŚ NA ZĄB
Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni * samym miejscu defilowały oddziały, które szły prosto na front, by krótko i sprawnie dostać w tyłek. Wtedy także, mimo oficjalnej propagandy, wojsko było wewnętrznie skłócone, a kadra dowódcza nieprzygotowana do działań w polu. Minęły lata. W obliczu kolejnych czystek, które wojsku zafundował tym razem PiS, najwyższa kadra dowódcza jest zbieraniną mogącą się pochwalić co najwyżej kursami (zwanymi szumnie „studiami”) odbytymi w krajach NATO. Nikt (!) nie ma za sobą gruntownych studiów strategicznych. Zresztą z polskimi dowódcami tak było zawsze. Nawet słynni polscy generałowie carscy, napoleońscy, amerykańscy, „andersowscy”, a także „ludowi”, byli dopuszczeni tylko do określonego szczebla dowodzenia. Podobnie jest współcześnie, co w Iraku i Afganistanie widać jak na dłoni. Mimo wszystko w czasach PRL
roku od nominacji na pierwszy stopień generalski!) Roman Polko (na zdjęciu), uchodzący za świetnie wyszkolonego i wykształconego – po studiach w USA i w polskiej Akademii Obrony Narodowej – zdaniem znających się na rzeczy, ukończył tak naprawdę szkołę rangersów dla „sierżantów”, a w Rembertowie pisał pracę o wojskach specjalnych. Pan Polko codziennie biega do pracy z plecakiem załadowanym płytą chodnikową i chętnie uczestniczy w przedsięwzięciach typu „szkoła przetrwania”, co dobrze charakteryzuje jego zainteresowania. Jego kariera to 6. Brygada Desantowo-Szturmowa (tam wszyscy – od kucharza po dowódcę – skaczą na spadochronie i poddawani są treningowi do walki na tyłach wroga) i 18. Batalion Desantowo-Szturmowy (oficerowie, którzy przejęli batalion po Polce mówili mi, że w życiu nie
obyczajne. Zatem pan Polko nie dowodził niczym więcej niż batalionem. Jeszcze gorzej przedstawia się pod tym względem dorobek szefa Sztabu Generalnego gen. Gągora, który w ogóle nie dowodził, bo uczył się angielskiego i robił karierę (dzięki temu, że nauczył się gadać po angielsku) w wojskowej dyplomacji. Ku lepszemu nie idzie, gdyż pan Polko nie zapomina o kolegach. Wśród
GŁASKANIE JEŻA
Wybacz, Winnetou! Jaś Kowalski kończy gimnazjum ze średnią 4,7, ale szóstka z religii podwyższa mu ten wskaźnik do 5,1. Jego kolega z klasy Wojtek Malinowski ukończył szkołę ze znacznie lepszą średnią: 5,0, ale na religię nie chodził. Więc to Jasio wygra konkurs świadectw i pójdzie do wymarzonego, elitarnego liceum. Tak wygląda w Polsce konstytucyjny absolutny zakaz dyskryminowania kogokolwiek za przekonania religijne, czy też za ich brak. Piany na gębach dostali biskupi polscy, gdy nowy minister od oświaty – Legutko – bąknął (tylko nieśmiało bąknął), że się zastanawia, czy wliczanie oceny z religii do średniej not jest właściwe, bo jego zdaniem chyba nie za bardzo zgodne z konstytucją.
„Chcecie konfliktu, to będziecie go mięli” – wrzasnął do kamer (pod adresem PiS) biskup dwojga imion Głódź. Co się następnie stało, wiemy wszyscy: Kaczor umarł z przerażenia, po trzech godzinach zmartwychwstał i ustami swojego rzecznika oznajmił, że będzie tak, jak sobie życzą purpuraci. A ci... nie dość, że sobie życzą, to jak zwykle jeszcze kłamią bezczelnie. Oto Pieronek oświadczył publicznie: „O co ta burza? Nauczyciele religii oceniają tylko wiedzę. Ocena z religii to nie świadectwo moralności czy pobożności. Od tego Kościół ma konfesjonał”. „Gówno prawda!” – jak to, księże biskupie, mawiał księdza kolega Józef Tischner. Oto we wskazówkach pragmatycznych i pedagogicznych dla katechety czytamy, że ocenie ucznia podlega jego stosunek do wiary oraz
wiska szefa logistyki jednostki „Grom”. Teraz odpowiada już za całą armię. „Grom” a armia to jednak pewna różnica. Choćby skali. Skok jest gigantyczny i oby nie był tragiczny. Jasne, ludzie muszą awansować, niemniej jakaś wiedza wojskowa, jakieś doświadczenie jest niezbędne. Oby nic się nie wydarzyło, zanim dojrzeją do swoich nowych stanowisk...
częstotliwość i żarliwość uczestniczenia w praktykach religijnych: modlitwach, nabożeństwach, sakramentach, świętach kościelnych itp... Ergo, choćby nasz Wojtuś znał Stary i Nowy Testament na pamięć i wyrywki (a nawet wspak), choćby zaczytywał się w Augustynie i Tomaszu, choćby statystował w filmie „Papież, który został Karolem” (czy jakoś tam), a jednak co niedzielę na msze nie biegał, rączek nie składał, zdrowasiek nie klepał, znaku krzyża nie czynił, to oceny celującej nie dostanie (może mierną najwyżej). Nie i już! Bo ocenę wystawia ksiądz, ewentualnie katechetka, a nie jakiś tam Pan Bóg. Sąd ostateczny jest bowiem w czerwcu, na zakończenie każdego szkolnego roku. Amen! Powiedzmy to więc jeszcze raz, i to bardzo głośno! Uczeń spolegliwy wobec kościelnej wszechwładzy i nauki, karnie poddający się katolickiej indoktrynacji jest w Polsce XXI wieku traktowany przez „świeckie” państwo daleko lepiej niż jego niepraktykujący czy (już nie daj Bóg) niewierzący kolega. Ten pierwszy ma fory (co przecież przełoży się w konsekwencji na poziom szkoły, czyli jakość
21
Jeden z generałów niedawno wysłanych „pod kapelusz” powiedział mi, że oglądał kiedyś z bliska korpus pancerny w białoruskim Borysowie. Obliczał, że owa dywizja w ciągu 48 godzin mogłaby dojechać do Warszawy, spalić Pragę i wrócić, zanim nasze wojsko byłoby gotowe do skutecznej kontrakcji... To dosyć przerażające, nie sądzą Państwo? Takie są efekty 18-letniego już grzebania przy armii. Co która opcja dorwie się do władzy, to wprowadza swoje porządki. W rezultacie Wojsko Polskie fantastycznie organizuje pielgrzymki, ale nie ma wizji, jaką rolę ma spełniać w całym systemie obronnym kraju. Kiedyś liczyliśmy na siły sojusznicze Układu Warszawskiego i mieliśmy dobrze opracowane plany na wypadek wypadku. Teraz – nikt nic nie wie. Nakłady na wojsko rosną, ale szkoli się tylko „misje”. Pod wspólną firmą wyjeżdżają żołnierze z różnych jednostek. Po szczęśliwym powrocie rozjeżdżają się po kraju. W rezultacie nie możemy powiedzieć, że mamy jedną choćby jednostkę, która przeszła przez Irak, zna wojenne procedury, umie współdziałać z Amerykanami i z innymi wojskami NATO. W kraju zaś nikt się nie chce wychylić. Zakupy sprzętu wojskowego na skutek obłędnej polityki nie będą w tym roku zrealizowane na mniej więcej miliard złotych. W zeszłym roku w kasie zostało 400 milionów. Wszyscy boją się oskarżeń o przekręty. Widzą zresztą, jak traktowani są oficerowie, którzy uczestniczyli w największych zakupach: „Rosomaka”, F-16, pocisków przeciwpancernych. Widzą swoich niedawnych dowódców, generałów, którzy nie wychodzą z prokuratury. Spod tej prasy, którą uruchomili Kaczyńscy, wychodzi armia, w której karierę robią głównie kolesie i oportuniści. Na szczęście w Europie mamy pokój. A jakby co, to mamy słynny punkt piąty układu NATO, który gwarantuje, że jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Jak w 1939... MAREK BARAŃSKI
jego przyszłego życia), drugi zaś jest przegrany już na starcie. No więc czego tak naprawdę każe Wojtusiowi uczyć się wyznaniowa IV RP? Oprócz religii, jeszcze (równorzędnie) konformizmu. Bo Wojtusie nie są głupie. Wojtusie w mig pojmą, że aby dostać się do wymarzonego, lepszego gimnazjum czy liceum (co w perspektywie oznacza bardziej elitarne studia), trzeba zapisać się na katechezę i dodatkowo na tych zajęciach brylować. To wcale nie jest takie trudne. Ich wujkowie, ale też i tatusiowie Jasiów byli prymusami na uniwersytetach marksizmu i leninizmu, co nie przeszkadzało im wieczorami chyłkiem biegać do kościoła. Ot, tradycje rodzinne. Polskie dwójmyślenie... Czyż to nie jest proste przełożenie „komuchowego” dowcipu, w którym uczeń zapytany przez nauczyciela, kto jest jego idolem, odpowiada, że Lenin. Po czym półgębkiem dodaje: „Wybacz, Winnetou – biznes to biznes”. Teraz Jezus zastąpił wodza Apaczów. I wszystko jak dawniej będzie pięknie! Po linii i na bazie. A pod dywanem... smród. MAREK SZENBORN
22
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
RACJONALIŚCI
A
nie... Tym razem (zupełnie wyjątkowo) nie z wierszem, tylko z Mickiewiczem i jego poetycką, metafizyczno-mesjanistyczną prozą. Poczytajcie, jak niewiele się zmieniło od czasu, gdy wieszcz pisał „Księgi narodu i pielgrzymstwa polskiego”. Oto pewna przypowieść zaczerpnięta z tych „Ksiąg”. Jakże nadal aktualna! (Za jej nadesłanie dziękujemy Panu Eugeniuszowi z Poznania)
Okienko z wierszem Leżała pewna niewiasta w letargu, i wezwał syn lekarzy. Rzekli wszyscy lekarze: wybierz jednego z nas, aby ją leczył. Rzekł jeden lekarz: ja będę ją leczył podług nauki Browna; ale drudzy odpowiedzieli: zła to jest nauka, niech lepiej w letargu leży i umrze, niż gdybyś miał ją leczyć podług Browna. Rzekł drugi: ja będę ją leczył podług nauki Hannemanna; odpowiedzieli drudzy: zła to nauka, niech lepiej umrze, niż gdybyś miał ją leczyć podług nauki Hannemanna. Tedy rzekł syn niewiasty: leczcie jakkolwiek, bylebyście ją wyleczyli... Ale lekarze nie chcieli zgodzić się, jeden żadnym sposobem nie chciał ustąpić drugiemu. Tedy syn z żalem i rozpaczą zawołał: o, matko moja! A niewiasta na ten głos syna obudziła się i wyzdrowiała. Lekarzów wypędzono. Są z was niektórzy, którzy mówią: niech lepiej Polska leży w niewoli, niż gdyby zbudzić się miała według arystokracji, a drudzy: niech lepiej leży, niż gdyby miała według demokracji; a inni: niech lepiej leży, niż gdyby miała granice takie, a inni owakie. Ci wszyscy są lekarzami, nie synami, i nie kochają matki Ojczyzny. Zaprawdę powiadam wam: nie badajcie, jaki będzie rząd w Polsce, dosyć wam wiedzieć, iż będzie lepszy, niż wszystkie, o których wiecie; ani pytajcie o jej granicach, bo większe będą, niż były kiedykolwiek. A każdy z was w duszy swej ma ziarno przyszłych praw i miarę przyszłych granic. O ile polepszycie i powiększycie duszę waszą, o tyle polepszycie prawa wasze i powiększycie granice.
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Kościół z partią, partia z Kościołem „Dziś Polska jest tutaj”. Tak 8 lipca 2007 roku publicznie ocenił premier IV RP zgromadzenie 150 tysięcy słuchaczy Radia Maryja na Jasnej Górze. W wywiadzie dla rydzyjka dodatkowo podkadził prywatnie: „Ojcze dyrektorze, nikt inny nie potrafi w Polsce stworzyć czegoś takiego, jak tu widzę”. Nie dodał, że także bezkarnie nazwać prezydentowej czarownicą, a prezydenta – oszustem. Nie chciał być widocznie posądzony o obronę rodziny innej niż Święta i Radia Maryja. Może zresztą robił to z politycznej przezorności. Lepiej nie wchodzić w drogę Kościołowi. Zwłaszcza przed wyborami... Na nic się zdało. 15 sierpnia na Jasnej Górze podczas uroczystości upamiętniających Wniębowzięcie Najświętszej Marii Panny znowu było 150 tys. pielgrzymów. Widać tylu liczy sobie Polska Kaczyńskich. Ze względu na nieobecność wielebnego Rydzyka przemawiał nie aktualny szef państwa, ale były szef Kościoła. Glemp zapewnił, że choć „obserwowany sposób uprawiania polityki budzi zakłopotanie, Kościół modli się za rządzących”. Może i za wygraną, ale oczywiście pod pewnymi warunkami. Kościół będzie z partią, jeśli partia utożsami się z Kościołem. Nie wystarczą – jak niektórzy myśleli – umizgi i pieniądze z budżetu. Trzeba oddać duszę i ciało. Na tacę. Prawa i Sprawiedliwa władza musi się wyrzec jakiegokolwiek ingerowania w sprawy czarnej władzy. Nie będzie więcej grania
teczkami hierarchów i nieliczenia się z ich materialnymi i niematerialnymi interesami. Obojętne – zgodnymi czy sprzecznymi z prawem. Każda próba zostanie bezwzględnie skarcona. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. „Żeby w przyszłości nie było takich numerów” – powiedział bez osłonek Flaszka-Głódź. Amen, dopowiedział już premier. Idąc do Canossy. Lekcja pokory została udzielona rządowi po wypowiedzi nowego ministra edukacji, że nie jest „entuzjastą pomysłu, żeby religia była liczona do średniej ocen”. Zaledwie potencjalna możliwość uchylenia rozporządzenia wydanego w tej sprawie przez Giertycha rozwścieczyła hierarchów. Uznali ją za skandal. Za wypowiedzenie religijnej wojny. Biedny Legutko prawie został kacerzem. Oprócz Głódzia, głos dali także Dziwisz, Gocłowski, Życiński. Wbrew szumnym deklaracjom, walka nie toczy się o prestiż lekcji religii. Wszyscy, nie wyłączając księży, wiedzą, że szkolna katecheza poważania nie ma i mieć nie będzie. Nie ten poziom. Chodzi raczej o trafne spostrzeżenie pana Wołodyjowskiego: „Jak się nie będą bali, to się będą śmiali”. Teraz śmiech będzie najwyżej przez łzy, a strach – nie chodzić na religię i mszę. Jednym tupnięciem Kościół zagwarantował sobie większą frekwencję i pomnożenie tacy. Wszystko pod pozorem „uniknięcia konfliktu i dysharmonii społecznej”. W rzeczywistości nastąpi raczej ich zaostrzenie. 60 proc. Polaków
Rzecznik kościelnych praw Podstawowym zadaniem strażaków jest udział w mszach świętych i innych uroczystościach religijnych – pisały „FiM” w ub. roku, analizując regulaminy Państwowej Straży Pożarnej. Co jednak z osobami niepodzielającymi panującej wiary? Rzecznik Praw Obywatelskich nie dopatrzył się w tej sytuacji niczego niestosownego. Zarządzenie nr 5 Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej ze stycznia 2006 roku w sprawie ramowego regulaminu służby w jednostkach organizacyjnych Państwowej Straży Pożarnej oraz regulaminu musztry i ceremoniału pożarniczego w sposób wręcz kliniczny pokazuje, jakie są metody i środki, za pomocą których buduje się system państwa wyznaniowego w Polsce. Zarówno inauguracja, jak i zakończenie roku akademickiego w szkołach straży pożarnej odbywają się z udziałem kapelana, który udziela błogosławieństw, składa życzenia i gratulacje. Podczas ślubowania połączonego z błogosławieństwem kapelan odczytuje tekst błogosławieństwa, a ślubujący kładą prawą
rękę na sercu i wypowiadają słowa: „Tak nam dopomóż Bóg”. Msze św. z udziałem strażaków odprawiane są z okazji świąt państwowych oraz Dni Strażaka, ślubowania, wręczenia sztandaru, obchodów jubileuszy, promocji, świąt kościelnych. Pododdziały strażaków uczestniczą podczas odsłaniania pomników i tablic pamiątkowych, połączonych z ich święceniem przez kapelana. Poświęcany jest sprzęt pożarniczy i sztandar jednostki strażackiej. Poświęca się i błogosławi także strażnicę. Podczas tej uroczystości kapelan wręcza krzyż komendantowi strażnicy, który odbiera go, klęcząc na prawym kolanie. Przy takim systemie klerykalizującym służby państwowe nie ma możliwości, żeby osoby bezwyznaniowe mogły funkcjonować, nie mówiąc już o awansie w strukturze zmilitaryzowanej Państwowej Straży Pożarnej. Oczywiście, o ile nie zaprą się swoich przekonań światopoglądowych. Zapisy wzmiankowanego zarządzenia wręcz zmuszają osoby bezwyznaniowe, które pracują lub zamierzają pracować w PSP, do uczestniczenia w obrzędach religijnych.
Dlatego też RACJA Polskiej Lewicy w piśmie z 21 marca 2007 roku do dr. Janusza Kochanowskiego, Rzecznika Praw Obywatelskich, wyraźnie i szczegółowo wskazała, jakie uregulowania zawarte we wzmiankowanym zarządzeniu dyskryminują osoby bezwyznaniowe, łamiąc art. 32 ust. 2 i art. 53 ust. 6 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, jak również art. 14 Europejskiej konwencji praw człowieka i podstawowych wolności. Poinformowano również, że konfesyjny charakter Państwowej Straży Pożarnej uniemożliwia w niej służbę i awans osobom bezwyznaniowym. Urząd Rzecznika Praw Obywatelskich nie tylko zignorował nasze uwagi, lecz podjął działania wskazujące, że sam zaangażował się w dalszą konfesjonalizację PSP. I tak Stanisław Trociuk, zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich, w piśmie do Komendanta Głównego poprosił o rozważenie ewentualnej zmiany par. 137 ust. 9 wzmiankowanego zarządzenia. Miałby się w nim znaleźć zapis, że uroczystości patriotyczno-religijne dotyczą nie tylko
sprzeciwia się bowiem wpisywaniu na świadectwo punktów za pochodzenie. Do kościoła. Oprócz wyborczej przestrogi-obietnicy, Glemp niczym Pytia objawił na Jasnej Górze, że „ludzka godność uprawnia, a nawet zobowiązuje do takiego kształtowania życia społecznego, aby jego formy polityczne, gospodarcze i kulturalne sprzyjały takiemu urządzeniu bytowania wspólnot ludzkich, iżby one sprzyjały drodze wierzących do osiągnięcia drugiego świata – osiągnięcia nieba”. Rządzącej katoprawicy nie trzeba dwa razy powtarzać. Rozumie ten bełkot dosłownie. W swej gorliwości nie tylko sprzyja, ale wręcz przyspiesza procesy warunkujące dostanie się do nieba. Większości obywateli poprzez utrzymywanie ich w permanentnej biedzie, gdyż, jak wiadomo, prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż się bogaty dostanie do raju. Dla wybranych robi jeszcze więcej. Pomaga im w szybszym zejściu. Dosłownie. Tak było z Basią Blidą, tak – za sprawą ministra Ziobry – jest z setkami umierających w wyniku ograniczenia liczby przeszczepów, po skandalicznym zatrzymaniu i pomówieniu kardiochirurga Mirosława G. Lada moment Kaczmarek przybliży kolejne, kompromitujące kaczyzm, przykłady. Nie łudźmy się, że z umiłowania praworządności. Raczej by uniknąć zostania jednym z nich. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
trzech Kościołów (rzymskokatolickiego, prawosławnego i ewangelicko-augsburskiego), lecz również innych Kościołów i związków wyznaniowych legalnie działających w Rzeczypospolitej Polskiej. W związku z tym RACJA PL zwróciła się do Rzecznika Praw Obywatelskich o objęcie osobistym nadzorem naszego pierwotnego wniosku. Niestety, dyrektor Mirosław Wróblewski – działający z upoważnienia RPO – poinformował nas, że działania podjęte przez rzecznika są wystarczające oraz odrzucił twierdzenie RACJI PL o konfesyjnym charakterze Państwowej Straży Pożarnej. Świadczy to jednoznacznie, że zarówno rzecznik, jak i jego urzędnicy, w obawie przed Kościołem katolickim i jego politycznymi akolitami, nie wywiązują się z wypełniania zadań, do których zostali powołani. RACJA Polskiej Lewicy przygotowała pismo, w którym wzywa Rzecznika Praw Obywatelskich do rezygnacji z pełnionej funkcji i odejścia ze sceny politycznej, razem z coraz bardziej degenerującym się układem politycznym, który wyniósł go na to stanowisko. Akceptując budowę w Polsce systemu państwa wyznaniowego, Rzecznik Praw Obywatelskich przestał stać na straży wolności oraz praw człowieka i obywatela. Krzysztof Mróź wiceprzewodniczący RACJI PL
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Muzyk z kontrabasem wysiada z pociągu w nieznanym sobie mieście. Dłuższą chwilę stara się zorientować, w którą ma iść stronę. W końcu zwraca się o pomoc do pijaczka podpierającego ścianę dworca kolejowego: – Panie, jak się dostać do filharmonii? – Ćwiczyć, ku...a, ćwiczyć!
¤ ¤ ¤ Leżący w szpitalu obandażowany pacjent skarży się pielęgniarce: – Ale ohydne to lekarstwo! – To nie lekarstwo, to obiad!
¤ ¤ ¤ Przychodzi lekarz do lekarza... – Słucham, co dolega? – Rano mnie mdli, kręci mi się w głowie, zbiera na wymioty... – To kac. Trzeba wziąć coś na kaca. – Poważnie? Uff, to jednak dobrze powiedziałem tej pacjentce...
¤ ¤ ¤ – – – – – –
Podobno grasz w miejscowym klubie w piłkę? No tak. Ile masz bramek na koncie? Ze dwieście... O, to z ciebie najlepszy napastnik! Nie, najchudszy bramkarz.
– – – – – – – –
Jasiu, znasz liczby? Znam. Tato mnie nauczył! To powiedz, co jest po sześciu? Siedem. Świetnie, a po siedmiu? Osiem. Brawo, nieźle cię tato nauczył! A po dziesięciu? Walet!
¤ ¤ ¤
Jaka jest ulubiona pozycja kobiet? Kobieta z przodu, pochylona nad gablotą, wybiera pierścionek od Tiffany’ego. Mężczyzna stoi z tyłu z wyciągniętym... portfelem.
¤ ¤ ¤ Małżeństwo w średnim wieku przed sądem: – Jakie są powody tego rozwodu? – Małżonka mnie zdradza. – Czy ma pan na to jakieś dowody? Facet zdejmuje czapkę i pokazuje: – O, tutaj, na głowie. Dowody są wręcz porożające...
¤ ¤ ¤ Wesele w wytwornej restauracji. Para młoda dostaje kolejne prezenty: trzypokojowe mieszkanie, ferrari, sute konto w banku, brylantową kolię... Jeden z gości mówi szeptem do drugiego: – To się panu młodemu powiodło... Jego teść jest biznesmenem. – Gdzie tam! Jego wujek jest biskupem! POZIOMO: 1) Należy do borów, 6) Hitlerowska w Polsce, 10) Całe pole w stodole, 11) Myszka na plecach, 12) Opieka, która dopieka, 14) Można go przesadzić, 15) Fidel z Kuby, 16) Kpiny mimo szczerej miny, 17) Język Rzymianina i grubianina, 20) Wstęga z Aszrafu, 23) Ich troje dmie w oboje, 25) Płytka malarza, 26) Przysłowiowa mowa, 27) Pity przez trąbkę, 30) Upalny minister, 32) Tubylec Wilków, 33) Szybka przesyłka, 34) Graba graba, 35) Stale łączy stale, 36) Za butelki niewielki. PIONOWO: 2) Basen w domu, 3) Z obuwia najbardziej lubi kapcie, 4) Gra jego do niczego, 5) Drżenie strun, 6) Gdy tyrasz nad wyraz, 7) Targowa opłata za szczękę brata, 8) Pieczka w „Weselu”, 9) Coś do przypuszczania, 13) Złączenie na politycznej scenie, 15) Iglaki, 18) Nie będzie siedział, 19) Początek starości, 21) O blasku na świętym obrazku, 22) Trzciny w Warszawie, 23) Ma w planie walcowanie, 24) Manuskrypt z Saragossy, 25) Pod wieżą, 28) Biegnie przez park, 29) Groźna mina, boga wojny przypomina, 31) Pół godzinki. Rozwiązanie krzyżówki z numeru 32/2007: „Sekret pizzy tkwi w cieście. Po wygnieceniu ciasto powinno mieć konsystencję kobiecych piersi”. Nagrody otrzymują: Bożena Kowalska z Krakowa, Jan Szrepfer z Inowrocławia, Elżbieta Sójka z Krotoszyna. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Przystanek Rozum
Nie tylko kościelny Przystanek Jezus zapuszczał swoje sieci wśród uczestników Owsiakowego Woodstoku. Nie zabrakło naszych sympatyków, którzy młodym serwowali odtrutkę na „słowo czarne”. Fot. Lucas
Czarny humor – Co było pierwsze? Kaczka czy jajo? – Pierwsza była kaczka; jaja mamy dopiero teraz... ¤¤¤ – Tylko eksplozja dobra może odmienić świat – zaapelował papież Benedykt XVI. – Eksplozja? Dobra! – odpowiedzieli islamiści. ¤¤¤
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 34 (390) 24 – 30 VIII 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
Biskup przyjechał na wizytację do pewnej parafii. Odwiedził tam też szkołę specjalną. W czasie spotkania pyta dzieci: – Kim chciałybyście zostać? Jedni mówią, że lekarzem, inni że aktorem, modelką itd. Biskup pyta Jasia: – A ty kim byś chciał zostać? – Ja? Biskupem, oczywiście! – Ale wiesz, to trzeba do takiej specjalnej szkoły chodzić! – No przecież chodzę, no nie?
K
iedy w Wersalu Molier wystawiał swojego „Świętoszka”, nie miał zapewne pojęcia, jak bardzo jego obrazoburcza komedia będzie aktualna w Polsce, i to po przeszło 340 latach. I choć bohaterem dramatu nie jest ksiądz, to podjęta tematyka już wówczas wywołała gwałtowną reakcję francuskiego kleru. Cóż tak bardzo poruszyło i obraziło uczucia „świętych” mężów, że zakazali wystawiania sztuki w miejscach publicznych i straszyli autora ogniem piekielnym? A to, że Molier ośmielił się dostrzec obłudną, fałszywą i interesowną pobożność. Że napiętnował ludzi... ...„Co pod nabożnym płaszczem kryją zwykle wady, Swą zawiść, niedowiarstwo, swoje fałsze, zdrady I gdy chcą kogoś zgubić, osłonią, gdy trzeba, Swoją własną nienawiść interesem nieba”. Personalną kwintesencją takiej postawy jest tytułowa postać komedii, Tartufe – obleśny, fałszywy świętoszek, pijak, obżartuch i leń, bezwzględny drań i oszust, który w mistrzowski sposób udając pobożność, miłość bliźniego, skromność i pokorę, wkradł się w łaski naiwnego Orgona, poróżnił go z rodziną, doprowadził do wypędzenia syna, chciał się ożenić z córką, uwodząc jednocześnie żonę swego dobroczyńcy, ba
NOWE LEKTUR ODCZYTANIE
O niebiosach i świętej naiwności – przyjął nawet nienależny majątek, a wszystko to... „dla bliźniego pożytku i dla niebios chwały”. Nie bez powodu rozsądnie myślący Kleant ze zrozumiałym wyrzutem pytał omotanego, zdewociałego szwagra: „Cóż u licha! Rozróżnić czyliż to tak trudno między świątobliwością szczerą a obłudną?”. Dzisiejszy obserwator wydarzeń polityczno-religijnych w Polsce
odpowie z miejsca, że w niektórych wypadkach zadanie powyższe może być wyjątkowo trudne – nawet w sytuacji, kiedy dysponuje się nagraniem magnetofonowym czy wideo. Przecież zawsze można powiedzieć, że to paskudna prowokacja ze strony wrogów... Tak też próbował wybrnąć z sytuacji nasz Tartufe, o którym zaślepiony Orgon mówił tak: „Kto z nim żyje, błogiego zażywa spokoju, na cały świat spogląda jak na kupkę gnoju...”. Oj, ktoś nam się tu za mocno kojarzy... Ofiary Tartufe’a nie dysponowały dyktafonem więc musiał im wystarczyć stolik, a schowany pod nim Orgon użył własnych oczu i uszu. I wtedy wreszcie skoczył po rozum do głowy. Czego życzymy wszystkim tym, co tylko patrzą i słuchają... JOLCZYK