Wiemy, gdzie w Polsce
TORTUROWAŁO WIĘŹNNIÓW! ! Str. 3, 6 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 38 (550) 23 WRZEŚNIA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Nie ma problemu – przeciwnie niż ta z Częstochowy – którą z dziewięciu kapiących złotem i brylantami sukien na siebie założyć. Odurzającą woń kadzideł zastępuje jej smród stęchlizny; adorację – bezduszność urzędników. Mieszka w wilgotnej norze na podmiejskiej działce. Bez wody, ciepła i nadziei. Za to z wnukiem, który jest dla niej całym światem. Obok wielkie miasto z pałacami i świątyniami, gdzie nikt się nie zastanawia, skąd polska Madonna weźmie jutro na chleb.
! Str. 7
! Str. 16
! Str. 8-9
ISSN 1509-460X
! Str. 23
2
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „Nasz Dziennik” bije na alarm, że podczas wizyty w Indiach bezbożnik Tusk nie ujął się za tubylczymi, prześladowanymi chrześcijanami. A mógł. Mógł np. wypowiedzieć Hindusom wojnę. I wysłać do Zatoki Bengalskiej Wielką Polską Armadę okrętów podwodnych. Że Polska takich nie ma? Zanim wojenne statki opuściłyby Bałtyk, wszystkie byłyby p o d w o d n e. Ze źródeł zbliżonych do PiS-u słychać, że prezes w trybie pilnym wezwał swojego bulteriera z Brukseli. Ma stać się twarzą (chyba pyskiem?) partii na trudne czasy. I kąsać przeciwników. To rozumiemy. A nie jakieś tam zmiany wizerunku. Beata Kempa oświadczyła w telewizorze, że prezydent Komorowski powinien podać się do dymisji... moralnej. Czy do takiej, do jakiej podała się już dawno cała jej formacja? Podczas festynu słuchaczy Radia Maryja w Toruniu ojciec Rydzyk zaniepokoił się do mikrofonu nagłym zniknięciem inkarnacji Audrey Hepburn, czyli poseł Anny Sobeckiej: – Nie widzę jej – oznajmił. – Poszła na loda! – uspokoił go ojciec Król, co wywołało spazmatyczny śmiech widowni. Czyżby Rodzina RM pomyślała... No, no – nie chce nam się wierzyć. Po pikniku ojciec dyrektor wziął i zdenerwował się na przeciwników krzyża na Krakowskim Przedmieściu: „To oni wszyscy powinni przepraszać! Za to, co zrobili. Ale odwracają. To tak się mówi: kota na łeb”. Jak nic Rydzyk na własne oczy widział, co Jarek wyprawia z Alikiem. Katon moralności ksiądz Zięba najpierw spieprzył koncert na 30-lecie „Solidarności”, który przygotowywał od dwóch lat, a potem przyznał się do alkoholizmu. Jeszcze później podał się do dymisji z funkcji szefa Europejskiego Centrum Solidarności. Wszystko może byłoby pięknie, gdyby zmienił kolejność. XIV Ogólnopolska Pielgrzymka Służb Celnych, Finansowych i Skarbowych RP przydreptała na Jasną Górę. Po jasną cholerę? By zapewnić Panienkę, że przestępcy powinni się bać, a niewinni nie. Tego epokowego odkrycia celnicy i rewidenci skarbowi dokonali za nasze pieniądze. Dziennik „Polska – The Times” rozszyfrował powód sukcesu Jarosława Kaczyńskiego u... kobiet. Tak! Otóż Jaro jest rycerzem, jakich dzisiaj nie ma – szarmancki, dobrze wychowany, wrażliwy. Naszym zdaniem, więcej wrażliwości ma koparka. I mniej kłapie jadaczką. Na Allegro jest do kupienia domena jaroslawkaczynski.pl. Łakomym kąskiem mało kto się interesuje. Właściciel liczył, że dostanie 100 tysięcy złotych, a nikt nie chce dać nawet ułamka tej sumy. I to jest prawdziwy koniec prezesa PiS. Na YouTube coraz większą popularnością cieszą się filmiki, na których jacyś debile bezczeszczą hostię, plując na nią, depcząc i znieważając na inne jeszcze sposoby. Podobne kretyństwa (podobnie jak kupa pod krzyżem „pałacowym”) są bardziej szkodliwe dla racjonalizmu i antyklerykalizmu niż ekskomuniki wszystkich biskupów razem wzięte. Pierwszy legalny ślub lesbijek w Polsce! – doniosły zachłystujące się wolnością media. Prawie się zgadza. Bo ślub rzeczywiście odbył się zgodnie z prawem, panie Greta i Ania nawet się pocałowały, tradycyjnie pieczętując związek, tylko że... Tylko że jedna z pań formalnie w papierach USC stoi jako mężczyzna (transseksualista). Słowo „stoi” zdaje się tu kluczowe. 2,5 miliona euro kosztować będzie dwugodzinna wizyta Benedykta XVI w stolicy mafii – Palermo. To jest skandal! – wściekają się Sycylijczycy, wskazując na biedę swojej wyspy. Jeszcze bardziej wścieka się arcybiskup Palermo Paolo Romeo: „Skandal! A ile sędziowie wydają na swoją ochronę?!” – krzyczy. Ciekawe, czy przemawia przez niego Baranek Boży, czy koza... nostra. Papieża, który odwiedza Wyspy Brytyjskie, spotkało „ciepłe” przyjęcie. Tamtejsze media nie owijają w bawełnę, tylko przedstawiają Benedykta XVI jako szefa mafii pedofilów. „To oburzające” – oświadcza brytyjski Kościół. Faktycznie, to oburzające – w samej Anglii i Irlandii ponad 10 tysięcy dzieci było molestowanych przez księży. Tylko 14 proc. Brytyjczyków jest przychylnych wizycie papieża. Lady Gaga nie przestaje wkurzać Kościoła. Oświadczyła oto, że właśnie kończy specjalny kurs dla pastorów i już niedługo będzie podczas swoich koncertów udzielać zbiorowych ślubów parom homoseksualnym. Co tak wkurza religijnych fanatyków? Otóż kurs Lady Gagi jest autentyczny i legalny, więc takie też będą i śluby.
Lepszy model użo mówi się o fali antyklerykalizmu, która rzekomo obecnie zalewa Polskę. Faktycznie, byliśmy świadkami kilku ciekawych wystąpień posła Palikota czy kręcenia nosem przez rzecznika rządu; także niektóre media obudziły się i nieco sobie pofolgowały, tusząc, że coś na tym ugrają. Te ostatnie przypominają mi trochę graczy giełdowych, którzy idąc za trendem, kupują akcje, kiedy te idą w górę. Tymczasem dla wytrawnych spekulantów jest to sygnał, że trzeba przygotować się na ich sprzedaż. Podobnie może być i teraz, bo ludzi Kościoła mało co tak rajcuje jak myśl, że Kościół może być prześladowany. Nie bez powodu. Każde prześladowanie wychodzi klerowi na dobre, gdyż wpisuje się w prześladowania chrześcijan w pierwszych wiekach i potwierdza cierpiętniczy charakter domniemanego założyciela Krk. Męczeństwo zręcznie wykorzystane stanowi cenny kapitał menedżerski. I faktycznie – już słychać zza barykady po watykańskiej stronie, że antyklerykalizm podnosi łeb, że to ataki na Boga i ojczyznę, że takie ciężkie czasy przyszły na wyznawców Jezusa. Dlatego my, antyklerykałowie, nie powinniśmy mówić, tylko robić. Biskupi i ich żołdacy z pewnością przyczają się teraz po przegranych wyborach prezydenckich i serii wpadek ze smoleńskim krzyżem. Pokazali już dobitnie swoją słabość, i to w oddziaływaniu na własnych wiernych. Z pewnością nie zaangażują się w najbliższe wybory samorządowe, a odpuszczą pewnie i te do parlamentu. Będą za to pod publiczkę wstawiać się za biednymi Polakami, „z troską pochylać” nad ofiarami podwyżek żywności i nad bezdomnymi zimową porą. Zrobią wiele, żeby odzyskać twarz. Oczywiście nie do tego stopnia, żeby wysupłać grosik z własnej kiesy albo marznących żebraków przyjmować pod swój pałacowy dach. Cokolwiek by powiedzieć, klerykałowie są obecnie w defensywie, a zatem – powstrzymując hurraoptymizm i zakusy wyrżnięcia watah – należy rozważnie przygotować się do zepchnięcia ich na margines, a może nawet już skutecznie za kościelne parkany. To nieuchronnie nastąpi za kilka lat, a początkiem końca państwa wyznaniowego powinny być przyszłoroczne wybory do Sejmu i Senatu. Konserwatyści, którzy stanowią większość w PO, będą nadal stali na straży nienaruszalności interesów Watykanu w Polsce. Partia ta nie porwie się na żadne większe reformy, a już z pewnością nie na światopoglądowe. Dlatego Platformę należy na scenie politycznej zastąpić jej pozornie przekalkowanym bliźniakiem – podmienić na lepszy model. Sukces pomysłu Tuska jest niewątpliwy, ale jest to bardziej sukces formy niż treści. Wygrała koncepcja szerokiego obywatelskiego frontu, w którym jest miejsce dla Gowina i Palikota. Taki twór przy władzy daje Polakom poczucie stabilizacji i gwarancję spokoju w kraju i za granicą – co w zestawieniu z szaleńcami z PiS ma duże znaczenie. Tenże szeroki front obywatelski należy sklonować, ale wypełnić go treściami liberalnymi, bardziej proeuropejskimi i (na początek) delikatnie antyklerykalnymi. A także lewicowymi i... propaństwowymi, aby przejąć część elektoratu PiS. Tak, tak – nowa Platforma na wzór starej ma być za, a nawet przeciw. Powinna być jednak nade wszystko partią postępu i ludzi myślących racjonalnie, powinna mieć dobry i odważny program w sferze
D
gospodarczej, promować uczciwych i pracowitych, piętnować cwaniaków, ułatwiać ludziom życie, wyśmiewać spolegliwość PO Tuska wobec Kościoła, mówić otwarcie o wymiernych szkodach, jakie przynosi Polakom klerykalizm oraz sojusz tronu i ołtarza. Taka Platforma mogłaby powstać na bazie niemal wszystkich partii lewicowych – od SdPl i SLD, poprzez Zielonych, Partię Kobiet, Pracowniczą Demokrację, UL, aż po PPS, Polską Partię Pracy i RACJĘ PL. Jeśli Janusz Palikot faktycznie, jak solennie zapowiada, założyłby własną partię – byłaby ona naturalnym sojusznikiem lub wręcz filarem nowej PO… a może PP (Platforma Polska) lub lepiej PdP (Platforma dla Polski lub Platforma dla Postępu). Do wyborów 2011 konserwatywna PO Tuska z pewnością jeszcze nie raz się skompromituje, a zadufana w sobie – gotowa też pójść w afery lub niepopularne społecznie decyzje, typu dalsze podwyżki podatków, wzrost cen gazu, energii itp. To wszystko Platforma liberalno-lewicowa powinna wykorzystać w długiej kampanii wyborczej i na tym (obok dobrego programu) zbić kapitał polityczny. Pod takimi warunkami – tj. powszechnego zjednoczenia na lewicy i sojuszu na przykład z partią Palikota – nasza PdP miałaby duże szanse wygrać z PO i rządzić samodzielnie. Ale jest jeszcze jeden warunek: czynnik ludzki, a więc przywódcy. I tu – poza naturalną polską kłótliwością – widzę największy problem, bo ani Napieralski, ani Palikot Napoleonami nie są. Może zatem z konieczności skopiować PO do bólu i też zacząć od „trzech tenorów”, a za trzeciego wziąć na przykład mądrego Dariusza Szweda, jednego z dwojga przewodniczących partii Zieloni 2004? Gdyby Grzegorz Napieralski nie był koniunkturalnym karierowiczem i rzeczywiście chciał wcielić w życie antyklerykalne postulaty, które obecnie (to ważne słowo) głosi, to od najbliższego poniedziałku zacząłby tworzenie takiej właśnie szerokiej koalicji na lewicy. Tylko taka koalicja ma bowiem szansę sięgnąć po władzę i zmienić oblicze tej ziemi. W tej chwili niedoszły Zapatero strzela z procy zza węgła do leniwego lwa z głową Tuska i cieszy się, że nie musi z lwem stawać w szranki. Większe nadzieje wiążę już raczej z pociesznym, ale odważnym Palikotem. Wyobraźmy sobie choć przez chwilę sejmową większość socjaldemokratów, liberałów i antyklerykałów, którzy przegłosowują powrót katechezy do parafialnych salek, odbierają Kościołowi monopol na cmentarze, debatują nad wypowiedzeniem konkordatu i rozliczeniem prac Komisji Majątkowej, powołują sejmową komisję ds. działalności na szkodę państwa polskiego kolejnych rządów po 1989 roku, które rozdawały majątek państwa watykańskim agendom... JONASZ
RELAX
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r. laczego akurat tam? Ano dlatego, że jest to jedyny obiekt służb specjalnych (nawiasem mówiąc – powszechnie znany) położony w pobliżu lotniska, na którym w latach 2002–2003 lądowały potajemnie samoloty wynajmowane przez CIA. Prawda jest bardziej złożona, ale zanim spróbujemy się do niej przybliżyć, zestawmy najpierw niepodważalne fakty: ! W okresie od grudnia 2002 do września 2003 wynajmowane przez CIA maszyny (Gulfstream i Boeing 737), które wcześniej wykorzystywano do transportu osób podejrzewanych o terroryzm, co najmniej siedmiokrotnie korzystały z lotniska w Szymanach koło Szczytna, gdzie odprawiane były według nadzwyczajnych procedur, bez wymaganej przepisami kontroli celnej;
D
! Śledztwo dotyczące operacji CIA, prowadzone od dwóch lat przez warszawską Prokuraturę Apelacyjną (sygn. Ap V Ds. 37/09), stoi w miejscu, bo wszystko jest tajne, zaś Amerykanie odmawiają jakiejkolwiek współpracy. Takie są fakty, do których wypada jeszcze dodać raport Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, prezentujący m.in. relację Khalida Shaikh Mohammeda (mózg zamachu na World Trade Center z 11 września 2001 r.), którego schwytano 1 marca 2003 r. w Pakistanie. Twierdził on, że po wylądowaniu udało mu się dostrzec śnieg, zaś w miejscu, gdzie przez mniej więcej miesiąc więziono go i torturowano, zauważył butelkę wody mineralnej z niestarannie odklejoną etykietą, dzięki czemu odczytał fragment adresu strony internetowej producenta (kończący się
GORĄCY TEMAT podała (powołując się na wewnętrzny raport CIA oraz anonimowe źródła w wywiadzie), że na przełomie 2002 i 2003 roku „kilka dni po uruchomieniu tajnego więzienia CIA” Amerykanie więzili w Polsce oraz torturowali innego terrorystę (Abda Al-Rahima Al-Nasziriego, uczestnika ataku na okręt USS „Cole” w Jemenie). Reszta to zwykła sieczka informacyjna i medialne spekulacje, wybuchające co i rusz po sensacyjnych „przeciekach” uzyskiwanych przez żurnalistów od „osób dobrze poinformowanych”. Przejdźmy teraz do sedna... ! ! ! Żeby dotrzeć samochodem z lotniska Szymany do OSAW w Kiejkutach Starych (ponad 20 km odległości), trzeba poruszać się ruchliwymi drogami krajowymi, w okolicy
w Polsce istniała i zorganizowała ją najprawdopodobniej grupka ludzi wywodzących się ze specsłużb, ale będących już poza „firmą”. W pewnym sensie wynajętych przez CIA przy cichej i nieformalnej aprobacie polskich szefów ze szczebla operacyjnego. Kiejkuty z założenia odpadały, bo wówczas rzecz stawała się zbyt oficjalna. Jedynym dobrym miejscem w pobliżu Szyman był pobliski nieczynny poligon, na którym istniała infrastruktura gwarantująca bezpieczeństwo przedsięwzięcia. Powiem więcej: prowadziły tam wszystkie tropy, ale zabrakło klimatu, żeby nimi pójść. Dzisiaj, gdy znamy już dodatkowe okoliczności, jestem pewien, że więzienie CIA w Polsce istniało – twierdzi były oficer Wojskowych Służb Informacyjnych. Poligon Muszaki (nazwa wzięła się od siedziby niegdysiejszej
Dali CIA-łła Wieża kontrolna
W kwestii tajnego więzienia założonego w Polsce przez amerykańską Centralną Agencję Wywiadowczą (CIA) utrwaliła się wyssana z domysłów wersja, że owo więzienie urządzono w Kiejkutach Starych koło Szczytna, gdzie znajduje się Ośrodek Szkolenia Agencji Wywiadu. ! O pasażerach samolotów nic nie wiadomo, poza ich orientacyjną liczbą oraz tym, że niektórzy zatrzymali się w naszym kraju na dłużej (np. podczas pierwszego lądowania 5 grudnia 2002 r. rozpłynęło się we mgle ośmiu pasażerów, a 22 września 2003 r. do załogi dołączyło pięciu „biznesmenów”, którzy via Cypr udali się do słynnego więzienia Guantanamo na Kubie); ! W Kiejkutach Starych (ponad 20 km od lotniska w Szymanach) znajduje się wspomniany ośrodek szkolenia wywiadu cywilnego; ! 6 września 2006 r. ówczesny prezydent USA George W. Bush potwierdził, że CIA realizuje program w zakresie tajnych więzień poza terytorium Stanów Zjednoczonych; ! Przedstawiciele naszych kolejnych władz (wszystkich opcji, jedynie Roman Giertych bąknął niegdyś, że coś jest na rzeczy) twierdzą, że nic im nie wiadomo o istnieniu więzienia CIA w Polsce, bądź stanowczo takim sugestiom zaprzeczają; ! Specjalnej komisji europarlamentu nie udało się zweryfikować tezy o więzieniach z powodu „rażącego braku współpracy ze strony rządu polskiego” oraz w związku z „odmową spotkania z komisją wszystkich zaproszonych przedstawicieli polskiego rządu i parlamentu”. Tak napisano w „Rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie zbadania sprawy rzekomego wykorzystania krajów europejskich przez CIA do transportu i nielegalnego przetrzymywania więźniów”;
domeną „pl”). Wzmianki o tym raporcie pojawiły się w polskich mediach, ale... my dowiedzieliśmy się, że Mohammed zapamiętał wiele innych ważnych szczegółów. Przykładowo: " W nieznane wywieziono go po kilkudniowym przystanku w Afganistanie (odnotujmy w tym miejscu, że Gulfstream wynajęty przez CIA pojawił się w Szymanach 7 marca); " Po wylądowaniu został zabrany z samolotu przez całkowicie zamaskowanych ludzi w czarnych uniformach i wojskowych butach, a do więzienia jechali samochodem prawie godzinę; " W miejscu kojarzącym mu się z Polską przebywał miesiąc (najczęściej w pozycji stojącej z kajdankami zamocowanymi do haka przy suficie); " Betonowe pomieszczenie pełniące rolę celi znajdowało się pod ziemią, nie miało okien ani żadnych urządzeń sanitarnych, zaś na przesłuchania i bicie prowadzono go w inne miejsce (też bez okien, o ścianach surowych i nieotynkowanych); " Jedna z sesji tortur została przerwana po interwencji lekarza; " W pobliżu celi nie było żadnych sanitariatów, a WC stanowiła komórka wyposażona zaledwie w wiadro. Nieopodal znajdował się hydrant, z którego korzystano do polewania go silnym strumieniem zimnej wody. Ponadto wiadomo, że poważna i odpowiedzialna za słowo agencja Associated Press 8 września 2010 r.
Od strony lasu czekał jeszcze jeden samochód...
zabudowanej i usianej przeszkodami (m.in. trzy przejazdy kolejowe oraz całe Szczytno i kilka skrzyżowań ze światłami), a sam ośrodek trudno nazwać tajnym, skoro o jego istnieniu wiadomo od dawien dawna, więc „oczy” szpiegowskich satelitów niechybnie prześwietlają okolicę. Czy Amerykanie są idiotami, żeby w taki sposób przeprowadzać wyjątkowo wrażliwą operację, której ewentualne niepowodzenie (ot, choćby w przypadku kolizji drogowej samochodu wiozącego więźnia lub nazbyt spostrzegawczego i gadatliwego kursanta) groziło niewyobrażalnym międzynarodowym skandalem? Czy Polacy są idiotami, żeby dopuścić do podobnego zagrożenia? – W bardzo wąskim gronie przyglądaliśmy się sprawie, gdy w listopadzie 2005 r. wybuchła afera z więzieniami (po publikacji w „Washington Post” oraz informacjach organizacji Human Right Watch i telewizji ABC – dop. red.). Wszystko wskazywało wówczas na to, że przechowalnia dla więźniów faktycznie
komendantury obszaru o powierzchni ok. 12 tys. hektarów) powstał w 1953 roku po przymusowym wysiedleniu mieszkańców ośmiu wsi, a zaniechano jego wykorzystywania z początkiem lat 90., aczkolwiek jeszcze do niedawna ćwiczyły na nim jednostki sił specjalnych. Według innego naszego informatora, w czasach zimnej wojny wybudowano tam kompletnie wyposażone i doskonale zamaskowane stanowiska dowodzenia (bunkry, schrony, podziemne korytarze, ujęcia wodne), które istnieją do dzisiaj i idealnie nadają się do czasowego przechowania nawet kilkudziesięciu osób: – Dziennikarze i różne międzynarodowe komisje gapią się na podane im wręcz na tacy „supertajne” Kiejkuty, tymczasem nikogo nie zainteresował poligon, gdzie można przedostać się z lotniska absolutnie niepostrzeżenie, a znając rozmieszczenie instalacji, ukryć się na długie tygodnie. A przecież ten Mohammed wyraźnie mówił, że siedział pod ziemią! W Kiejkutach nie ma
3
żadnego schronu całkowicie odizolowanego od odgłosów z zewnątrz. Tajemnic poligonu nie zdołaliśmy rozszyfrować, natrafiliśmy jednak na niesłychanie ciekawe ślady w Szymanach, które w inkryminowanym okresie (od grudnia 2002 r. do września 2003 r.) należały do Agencji Mienia Wojskowego – stanowiły lotnisko zapasowe dla Mińska Mazowieckiego, ale zarządzała nim cywilna ekipa (spółka Porty Lotnicze „Mazury-Szczytno”), na czele której stał od 1996 r. dyrektor Jarosław Jurczenko, absolwent studiów podyplomowych Akademii Obrony Narodowej w dziedzinie zarządzania organizacjami lotniczymi. I oto w lutym 2003 r. (pierwsza faza wizyt samolotów CIA) wokół lotniska nastąpiły błyskawiczne zmiany, a jego dzierżawę objęła spółka Port Lotniczy „Mazury”. Udziałowcami zostały: Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze (podmiot dominujący), Energopol-Trade S.A., Skarb Państwa i miasto Szczytno, a prezesem zarządu (w praktyce był dyrektorem lotniska trzymającym w ręku wszystkie sznurki) mianowano niejakiego Jerzego Kosa, człowieka znikąd, który z pewnością nie znał się na lotnictwie, a jego jedynym dotychczas doświadczeniem było zasiadanie w radzie nadzorczej pozostającej w stanie likwidacji spółki paliwowej „BP Gas Poland” z siedzibą w Swarzędzu. Ów Kos zniknął nagle z Szyman wiosną 2004 r. Wkrótce okazało się, że pojechał do... Iraku, gdzie z ramienia firmy budowlanej Wrocławska Jedynka (wciąż będąc formalnie szefem lotniska w Szymanach) negocjował wielomilionowy kontrakt na finansowaną przez Amerykanów budowę osiedli mieszkaniowych. Dlaczego akurat on? – Nie miałem bladego pojęcia, że był dyrektorem lotniska. Oficjalnie mówiło się, że inżynier Kos ma bogate doświadczenia z Iraku, bo pracował tu przy budowie dróg jeszcze za komuny. Od ludzi z naszego wywiadu słyszałem, że miał doskonałe układy z jankesami i jakieś długi wdzięczności. Podejrzewam, że za tę słynną operację „Samum” (ewakuacja sześciu agentów CIA przez polskie specsłużby – dop. red.), po której wycofano go do kraju – mówi jeden z dowódców II zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku. Kos miał pecha, bowiem 1 czerwca 2004 r. został porwany przez nieznanych sprawców, którzy z sobie tylko znanych powodów nie chcieli za niego nawet złamanego centa okupu, ale Amerykanie stanęli na głowie i już po tygodniu intensywnych poszukiwań zdołali naszego rodaka odbić. – Pamiętam, że byli nadzwyczajnie zaangażowani. O własnego żołnierza chyba by tak nie zadbali, jak o niego – ocenia nasz rozmówca z PKW. Ciąg dalszy na stronie 6
4
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Kumpel z wkładką Dobry przyjaciel zaspokoi wszystkie nasze potrzeby, nie tylko te z gatunku emocjonalnych... Jednym z zachodnich zboczeń, które przywędrowało do polskich sypialni, jest tzw. relacja FWB, czyli z angielska friend with benefit – przyjaciel z bonusami. Z jednym bonusem właściwie. Seksualnym. Nowy termin w słowniku nowoczesnych kobiet oznacza kogoś, kogo dobrze znamy, kto zapewnia regularne łóżkowe przyjemności. Pogotowie seksualne – bez związku, bez uczuć, bez zobowiązań. To stosunkowo – nomen omen – nowe zjawisko, nawet w krajach bezbożnych. Związane z faktem, że coraz więcej osób decyduje się na życie w pojedynkę. Na relację fucking friend (kto zna angielski, rozumie...) najczęściej decydują się osoby przed 30., wykształcone, posiadające niezły status materialny, mieszkające w dużych miastach, towarzyskie, lecz niechętne do nawiązywania głębszych relacji. Spotykają się głównie w weekendy, miło spędzają czas, odrywają na kilka godzin od szarej rzeczywistości, po czym odchodzą do swoich zajęć. Jak rozwijają się i jak kończą podobne układy? Za wielką wodą przeprowadzono stosowne badania i okazuje się, że nie jesteśmy tak nieuczuciowi, jak mogło by się wydawać. Regularne i udane współżycie – czy
chcemy, czy nie chcemy – sprzyja nawiązaniu głębszej relacji. Mniej więcej 1/4 spośród ankietowanych friends zakochuje się, chce „czegoś więcej” i ma problem. W jednym na dziesięć przypadków niezobowiązujący seks doprowadził do tzw. normalnego związku. Według innego scenariusza, pojawia się ktoś trzeci, po czym tracimy i przyjaciela, i bonus, który nam oferował. Kolejną zachodnią nowością, adoptowaną już na rodzimym gruncie, są tzw. speed dating, czyli szybkie randki. Chodzi o poznanie jak największej liczby przedstawicieli płci przeciwnej, i to w jak najkrótszym czasie. W specjalnie przysposobionej kawiarence co kilka minut mężczyźni i kobiety wymieniają się między sobą, żeby poznać wzajemnie na krótkich „randkach”. Po tym czasie
organizator sygnalizuje, że pora na kolejne minispotkanie. Na koniec uczestnicy oddają listę osób, które chcieliby poznać. Pomysł narodził się w 1998 roku w Stanach Zjednoczonych, jako sposób na poznanie ze sobą żydowskiej młodzieży. Projekt wypalił – szybkie randki organizowane są na całym świecie. U nas po raz pierwszy jakieś 2 lata temu. Pojawiły się już speed dating dla puszystych, seniorów, homoseksualistów, VIP-ów... Podobno kobiecie wystarczy kilkadziesiąt sekund, aby zorientować się, czy facet nadaje się na potencjalnego partnera. Łóżkowego przynajmniej. JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki W samym centrum Wrocławia na placu budowy pracował 40-metrowy dźwig. Sterował nim 46-latek. Dziwne ruchy dźwigu zaniepokoiły jego kolegów. I słusznie, bo dźwigowy miał we krwi ponad 3 promile alkoholu.
DŹWIGNIĘTY
...chciał odsiedzieć Bartosz Ż. Stawił się nawet do aresztu, ale – niestety – nie został przyjęty. Bartosz ma jednak szansę za kraty trafić, bo jego heroizm zainteresował prokuraturę. Za utrudnianie postępowania grozi mu co najmniej rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata.
DWA LATA ZA BRATA...
Policjanci z Kamienia Pomorskiego zatrzymali do kontroli samochód, którym kierowała 12-latka. Obok siedział jej tato. Funkcjonariuszom wytłumaczył, że uczy latorośl prowadzić, bo nie ma zaufania do szkół nauki jazdy. Do ponad 1,5 promila alkoholu w organizmie dobrowolnie się nie przyznał.
AUTOSZKOŁA
Okazuje się, że pomnik Jana Pawła II ustawiony w Rzeszowie to samowola budowlana. Sprawa się rypła tuż po tym, jak radni na upiększenie monumentu kulą ziemską przyklepali kolejne 14 tysięcy zł z miejskiej kasy. Wtedy to okazało się, że w miejskich dokumentach o rzeszowskim Janie Pawle II nie ma ani słowa.
PAPIEŻ NA DZIKO
14-letni uczeń gimnazjum w Białej Podlaskiej najpierw rzucał w nauczycielkę papierowymi kulkami, a w końcu – w przypływie inwencji – nasikał do doniczki. Trafi pod sąd rodzinny. Opracowała WZ
OLEJE SĄD?
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Na uroczystości wawelskie większość rodzin ofiar zaproszenie dostała. Jeśli miałbym być wnikliwy i złośliwy, powiedziałbym, że ja nie dostałem dlatego, że moja żona przed Trybunałem Konstytucyjnym występowała o usunięcie krzyży ze szkół i jest to rodzaj zemsty ze strony kurii krakowskiej. (Paweł Deresz, mąż tragicznie zmarłej posłanki SLD Jolanty Szymanek-Deresz)
!!! W końcu trzeba zadać to pytanie: czemu prezes Kaczyński decyduje się na porażkę? (Bronisław Wildstein, dziennikarz i zwolennik PiS)
iejąca grozą dziura budżetowa sprawia, że rządzącym koalicjantom kołaczą się po głowach zdumiewające pomysły. Na przykład wskrzeszenie dawnego „podatku bykowego”. Od czasu do czasu wraca pomysł wskrzeszenia do życia podatku obowiązującego w czasach pierwszego sekretarza PZPR – Gomułki. Wówczas kawalerowie powyżej 30 roku życia musieli uiszczać specjalną opłatę za pozostawanie w stanie wolnym. Za tym przejawem gomułkowszczyzny tęsknią od czasu do czasu przedstawiciele skrajnej prawicy. Pomysł karania podatkiem bezdzietnych wskrzeszali a to Anna Sobecka, a to Marian Piłka. W ostatnich dniach pochodnię rozpłodowego fiskalizmu uchwycili parlamentarzyści PO i PSL. Mieczysław Kasprzak z PSL powiedział, że „podatek miałyby płacić zarówno osoby samotne, jak i bezdzietne małżeństwa. Bo to dzieci innych będą im zapewniały emerytury. Nie może być tak, że ludzie wychowujący dzieci dla społeczeństwa ponoszą tego wielkie koszta”. Nie wiem jak Wy, drodzy Czytelnicy, ale ja w moim nie takim znów krótkim życiu nie spotkałem nikogo, kto „wychowywałby dzieci dla społeczeństwa”. Możliwe, że obracam się w kręgach potwornie aspołecznych, ale miałem dotąd do czynienia wyłącznie z ludźmi, którzy mają dzieci z powodów osobistych, a nigdy patriotycznych. Ludzie mają dzieci dlatego, że z różnych powodów chcą je mieć. Czasem także myślą, że muszą je mieć – decyduje o tym tzw. wpadka, presja lub spryt żony/męża, nacisk otoczenia. Istnieją też powody religijne – wielu katolików, mormonów i muzułmanów uważa, że płodzenie to ich obowiązek wobec Boga.
Z
Życie już mnie nauczyło, że w Polsce najgłupsza rzecz wypowiedziana dziś przez polityka jutro może stać się prawem obowiązującym w tym kraju. Warto zatem przypomnieć co następuje: emerytury mamy dlatego, że sami na nie zapracowaliśmy – niezależnie od tego, czy mamy dzieci, czy też nie. Płacimy nasze składki, które lądują później w emerytalnym wspólnym kotle. Z tego kotła wypłaca się także świadczenia ZUS związane z urodzeniem dziecka. Płacą na to także bezdzietni. Bezdzietni, choć, jak sama nazwa wskazuje, własnych dzieci nie mają, płacą podatki, z których opłaca się m.in. ubezpieczenie zdrowotne dzieci, młodzieży i studentów, a także becikowe i rozmaite zasiłki. Dzięki także ich podatkom utrzymuje się m.in. przedszkola i żłobki oraz sprawia, że możliwe jest odliczanie ulgi podatkowej na dzieci, z której przecież nie korzystają. Osoby samotne nie korzystają też z przywileju wspólnego opodatkowania, które innym pozwala zaoszczędzić na świadczeniach wobec państwa. Opowieści Kasprzaka o tym, że jedni usilnie pracują, płodząc i wychowując, a inni bynajmniej się do tego nie dokładają, to czysta demagogia, obliczona zapewne na skłócenie społeczeństwa. Dodajmy wobec tego jeszcze jedno – rolnicy (a poseł jest ze związanego z wsią PSL) w ogóle nie płacą składki zdrowotnej, zatem ich dzieci w 100 procentach korzystają ze składek opłaconych przez resztę ubezpieczonych, a nie przez własnych rodziców. Nie twierdzę, że tak nie może być i że to absolutny skandal, ale warto o tym przypomnieć także panu Kasprzakowi. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Dzieci fiskalne
!!! Jarosław Kaczyński jest w stanie wymagającym pomocy psychologa. (profesor Ireneusz Krzemiński, socjolog)
!!! Kościół uważa, że ma monopol na prawdę, i że jest ona znana tylko jemu. Nic dziwnego, że francuski filozof André Comte-Sponville nazwał encyklikę „Veritatis splendor” określeniem „Veritatis terror”. (profesor Magdalena Środa, etyk)
!!! W Polsce mamy chyba największą organizację gejowską, jaką kryje zinstytucjonalizowany kler. Hipokryzja to największa z polskich wad. (jw.)
!!! Nic tak nie zubaża katolicyzmu, tak do niego nie zniechęca jak armia katechetów. Katolicyzm przetrwał zabory, przetrwał komunizm, a teraz polegnie pewnie na katechezie. Tylko co wtedy poczniemy z tą ogromną ilością kościołów? Orliki? (jw.)
!!! Lekarstwem na obecne braki katechezy jest nie tyle mniej, ile więcej religii w wychowaniu, także szkolnym. Problem polega na tym, że brakuje nam polityków i duchownych, którzy mieliby odwagę to powiedzieć i zrobić. (Tomasz Terlikowski, dziennikarz katolicki)
!!! To jest jeden z mitów, z herezji, którą dziedziczymy po komunistach, po okresie komunizmu, że Kościół nie ma prawa mieszać się do polityki. (abp Józef Michalik)
!!! Nasz lud nie może być manipulowany przez sutanny, drogą Chrystusa jest sprawiedliwość. (Hugo Chaves, prezydent Wenezueli)
!!! Mamo, co się stało? Pan Jarek już cię lubi? Dlaczego cię nie lubi? (córka Elżbiety Jakubiak, Zuzia, pyta mamę o jej stosunki z prezesem PiS) Wybrali: AC, PPr, ASz
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
NA KLĘCZKACH
KRZYŻ UMODLONY
PÓŁŻYWA DUSZA
Niektórzy z bliskich ofiar katastrofy pod Smoleńskiem zaproponowali przeniesienie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego w miejsce wypadku rządowego samolotu. Na ich drodze stanęli obrońcy krzyża, których nie obchodzą propozycje złożone przez rodziny zmarłych. Uważają, że krzyż musi zostać na Krakowskim Przedmieściu, aby w najbliższym czasie został wkomponowany w upragniony przez nich pomnik. „Absolutnie się z tym nie zgadzam. Uważam, że tego nie wymyśliły rodziny, że zostały pokierowane i jakoś sprowokowane przez rząd do tego. To jest kolejny wybieg rządzących, żeby nam ten krzyż stąd zabrać (...). Miejsce tego krzyża jest tutaj, ponieważ powstał głównie jako upamiętnienie tego w czasie żałoby narodowej (...). Tutaj został postawiony i tutaj został umodlony (...). Trwając tutaj przed nim codziennie, godzinami, na modlitwie, jestem głęboko przeświadczona o tym, że miejsce tego krzyża jest tutaj na zawsze. Dlatego optujemy w tej chwili za pomnikiem, w który będzie wpisany konkretnie ten krzyż. Żaden inny!” – powiedziała jedna z członkiń ruchu „Solidarni 2010”. ASz
Sprzedaż usług religijnych jest tak opłacalnym źródłem dochodu katolickiego kleru, że wierność doktrynie schodzi przy tym na drugi plan. Na przykład w diecezji siedleckiej podczas mszy żałobnej (wcześniej sowicie opłaconej) księża oczywiście zbierają na tacę. Za pieniądze uzyskane w ten sposób odprawiają za zmarłego mszę „w trzydziestym dniu po śmierci”. Dlaczego akurat miesiąc po śmierci? Nikt nie potrafi tego wyjaśnić, bo przecież katodogmat powiada, że od razu po zgonie człowiek jest zbawiony albo potępiony. Milczenie kleru otwiera zatem pole do fantazjowania bigotom i dewotkom. Przeważa pogląd, że dusza ludzka czeka w „uśpieniu” na mszę z tacy pogrzebowej. o.P.
LEWICA DO PARAFII
NA STOS!
Wojciech Filemonowicz, szef SdPl, postanowił śladem Platformy Obywatelskiej wysłać list do parafii katolickich. W piśmie nie chce się jednak chwalić zasługami lewicy dla Kościoła – chce zacytować słowa Jana Pawła II: „Kościół nie identyfikuje się z żadną partią polityczną”. Choć gdyby JPII znał zasługi Kaczyńskich i PiS-u dla Kościoła, zapewne ugryzłby się w język... MaK
Prokuratura umorzyła sprawę skandalu w podstawówce w Śledzianowie, gdzie nauczycielka dyscyplinowała uczniów, każąc im klęczeć pod ścienną gazetką o tematyce religijnej. Z rękami uniesionymi do góry. „To dopuszczalna kara” – uznali prokuratorzy. Nauczycielka, która o znęcaniu się nad dziećmi powiadomiła kuratorium, została zwolniona z pracy. A powinna zostać spalona na stosie. To też kiedyś była „dopuszczalna kara”. MarS
PI(E)S NA BISKUPA KOSZTOWNA INWESTYCJA
OCHRONIARZE KRZYŻA Na przemyskim Wzgórzu Trzech Krzyży po ostatnich atakach nieznanych sprawców został tylko jeden z trzech krucyfiksów („FiM” 37/2010). Niektórzy katolicy przemyscy poszukują wolontariuszy do pilnowania ostatniego krzyża. „Ruch Obrony Trzeciego Krzyża” ma nadzieję znaleźć ludzi odpowiednich do tego zadania. „Chcemy namówić szczególnie osoby młode, które nie lubią spać w nocy, aby, zamiast pić piwo pod mostem, przyszły, ale już bez piwa, na Wzgórze, i tam spędziły czas. Szacujemy, że zbierze się kilkanaście osób” – powiedział Andrzej Orzechowski, jeden z twórców inicjatywy. ASz
GOWINOWO Pomysły SLD, aby lekcje religii przenieść do sal katechetycznych i podliczyć wydatki państwa na rzecz Kościoła, nie spodobały się katolickiemu posłowi PO Jarosławowi Gowinowi. Poseł, który sam szczyci się wchodzeniem duchownym w 4 litery, uważa, że „w sytuacji, w której trzeba się zastanawiać nad tym, jak zapobiegać skutkom światowego kryzysu gospodarczego, jak unikać lawinowego wzrostu długu publicznego, oni zamiast przedstawić jakieś spójne i zgodne z lewicowym światopoglądem propozycje w tej materii, chcą zaoferować Polakom igrzyska. Ich plany spalą na panewce”. Uderz w interesy Kościoła, a Gowin się odezwie... ASz
Stanisław Pięta, poseł PiS, zaatakował nieprzychylnego swojej partii arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Parlamentarzystę rozsierdziła dobra opinia arcybiskupa o Lechu Wałęsie, więc wypomniał duchownemu aferę Stella Maris. Innymi słowy – jak duchowni nie będą popierać PiS-u, to partia znajdzie na nich jakiś paragraf. Czekamy niecierpliwie na te wypominki. MaK
MARYJNA KŁÓTNIA Zbulwersowana słuchaczka Radia Maryja, która ośmieliła się publicznie krytykować polityków PiS, rozwścieczyła podczas jednej z audycji prof. Nowaka. „Myślę, że PiS też nie leży Panu Bogu, bo bardzo się zbiesił, negując piąte przykazanie, no a i szóste ulubieniec pana Roberta Nowaka miał za nic, oczywiście za przyzwoleniem większości społeczeństwa (...). Pan Ziobro mieszkał z kobietą bez ślubu, jakby to krótko ująć i delikatnie” – powiedziała podczas jednej z audycji pani Marta. Prof. Nowak odpowiedział tak: „Ja się dziwię po prostu tego typu metodom ataków personalnych, zresztą skrajnych”. Wtórował mu ojciec Dariusz Drążek, który z kolei żalił się, że „bardzo łatwo też nawrzucać na kogoś na antenie i się rozłączyć”. Jak widać, katolickie normy uchodzą za „skrajne”, kiedy dotyczą ulubieńców Kościoła. ASz
Ojcowie redemptoryści z Sanktuarium MB w Tuchowie postawili na dalszy rozwój tego największego centrum pielgrzymkowego w diecezji tarnowskiej. I już lada moment tuchowskie sanktuarium, wskutek wszczętych w ubiegłym roku prawno-urzędowych starań o nadanie przez papieża rangi bazyliki mniejszej, zyska status równy Fatimie, Lourdes czy Jasnej Górze. Oczywiście nie ma nic za darmo – watykański przywilej, który w przyszłości ma procentować brzęczącą (a najlepiej „cichą”) monetą, niestety kosztuje. Stąd ojciec proboszcz tuchowskiego sanktuarium wystosował list do każdej rodziny w parafii: „Kochani! Jak wiecie, 2 października obecnego roku nasz kościół zostanie podniesiony do tytułu Bazyliki Mniejszej. Aby mogła odbyć się ta piękna uroczystość na chwałę Boga i Maryi, trzeba było wypełnić wiele kosztownych procedur związanych z załatwieniem formalności. Nadal z tego tytułu ponoszone są koszty, aby z godnością i w zgodzie z wymogami liturgicznymi doprowadzić do tego, by nasz kościół mógł uzyskać tytuł Bazyliki Mniejszej”. W zamian tuchowscy ojcowie będą już wkrótce mogli nawiedzającym sanktuarium oferować kilka razy w roku uzyskanie odpustu zupełnego pod zwykłymi warunkami. AK
ŚWIĘTY ŁAZIENKOWY Ksiądz Sławomir Oder, postulator procesu beatyfikacyjnego Jana Pawła II, coraz bardziej nerwowo poszukuje dowodów jego świętości. Wszak czas płynie, a krytyka papieża Wojtyły narasta. Oder wydał na biegu książkę, w której dowodzi m.in., że zmarły papież był mistykiem. Wskazuje na to fakt, że pewnego razu... długo przebywał w łazience i klęczał obok umywalki. Życie zna takie przypadki łazienkowych klęczeń, ale zwykle są one kojarzone z pociągiem do Rygi, a nie na ołtarze... MaK
DZIĘKCZYNIENIE NA BASENIE Msza święta na basenie? A niby cóż w tym zdrożnego, jeśli na specjalne zamówienie... władz miejsko-wiejskiej gminy Jasień? Na potwierdzenie mamy ogłoszenie księdza proboszcza ze strony parafii pw. MB Różańcowej w Jasieniu: „W sobotę 11.09.2010 o godzinie 14.00 będzie na basenie odprawiona msza święta dożynkowa. Intencja jest pani Burmistrz i Zarządu. Zapraszamy wszystkich na nasze dziękczynienie Panu Bogu za chleb powszedni i eucharystyczny”. AK
KLASÓWKA Z MSZY Co tam praca domowa z polskiego czy matematyki. W Mechnicy ksiądz proboszcz zadaje do odrobienia zadania domowe z mszy. Uczniom zerówki – z „mszy świętych szkolnych”, a od pierwszej klasy podstawówki – także z mszy pierwszopiątkowych. Uczniowie uczęszczający na religię w szkole obligatoryjnie muszą uczestniczyć
5
we mszach szkolnych, niedzielnych i świątecznych, od pierwszej klasy również pierwszopiątkowych, a od drugiej – także w nabożeństwach. Natomiast od klasy IV szkoły podstawowej do klasy III gimnazjum każdy uczeń oprócz odrabiania zadań domowych z mszy ma obowiązek „zdawania punktów”, które pobiera w zakrystii. „Do zdawania punktów należy się dobrze przygotować. Kto nie zda punktów, nie może mieć oceny wyższej niż dopuszczający” – lojalnie uprzedza proboszcz parafii w Mechnicy. Uczniowie podstawówki „zdają punkty” w szkole podczas pierwszych ośmiu lekcji religii, a gimnazjaliści mają na to czas do końca listopada. Kartki z „punktami” należy koniecznie wkleić do zeszytu z religii przed zadaniami ze mszy świętej. AK
BISKUP Z LENINA Rada Miejska Użgorodu w zachodniej Ukrainie postanowiła twórczo wykorzystać zbędny już pomnik Lenina. Zostanie on przerobiony na pomnik katolickiego biskupa, który w mieście założył seminarium duchowne. Ta metamorfoza pomnika jest dosyć symboliczna – w niektórych krajach postkomunistycznych Kościół przejął rolę nieboszczki partii. MaK
EXODUS „WYBRAŃCÓW” Według badań statystycznych, aż 67 proc. Żydów izraelskich nie ma większych związków z judaizmem. Prawie połowa Izraelczyków twierdzi, że jest zupełnie niereligijna. 21 procent uważa się natomiast za tradycjonalistów bądź skrajnych ortodoksów. Mimo takich – zdecydowanie laickich – proporcji Izrael pozostaje państwem wyznaniowym, któremu ortodoksyjny rabinat narzuca swoje wierzenia i obyczaje. MaK
6
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Dryfowanie Niewielu stara się o jakość życia publicznego. Ważne jest tylko, żeby całkiem nie pójść na dno. Poziom obchodów 30 rocznicy „Solidarności” był żenująco – jak na tego typu okazję – niski. Za zachowanie nikt jednak zebranym nagan nie wystawiał. Za organizację imprezy, która kosztowała 9 mln zł – owszem. Głową zapłacił szef Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku o. Maciej Zięba. Na fali krytyki zrezygnował z pełnionej funkcji. Inne powody to m.in. nieracjonalne wydatkowanie publicznych dotacji oraz autorytarny styl zarządzania instytucją. „Polska to partyjniacki kraj. Żeby funkcjonować w przestrzeni publicznej, nie możesz być pomiędzy, bo plemię, które akurat rządzi, zawsze może zdjąć z ciebie skalp” – tak skomentował Zięba swoją decyzję na łamach „Gazety Wyborczej”.
Komentowali też internauci: ! A po co istnieje to Centrum Solidarności? Potrzebny był stołek dyrektorski? („pssz”); ! Dyrektorem powinien być biznesmen taki jak Rydzyk („Ada”): ! I dzięki Ci, Panie, za Twe hojne dary – dość ojca Zięby w państwowej instytucji i dość TEJ instytucji, która nie ma racji bytu, ponieważ nie istnieje solidarność, tylko coś, co jest jej pokurczem („domecek”); ! Okręt tonie, kasa się kończy, to i czarna owieczka ucieka („tera”); ! Ten dobrze odżywiony koleś w białym kaftanie najwyraźniej zapomniał, że ślubował ewangelizować w duchu pokory, posłuszeństwa i ubóstwa, a nie pysznić się na dyrektorskich stołkach („alfadixi”); ! Wszystko, co łączy się z solidarnością i Kościołem, kończy się klapą („xyz”); ! Czy Zięba stoi teraz tam, gdzie stało ZOMO? („genetyczny_patriota”). 65-letni Jerzy Kropiwnicki, odwołany przez mieszkańców nieudolny
Dali CIA-ła Ciąg dalszy ze strony 3 „Mówili tylko, że jestem agent CIA. Ja tłumaczyłem, że byłem wcześniej w Iraku, ale jako inżynier. Że Polacy i Irakijczycy byli kiedyś w świetnej komitywie. A oni, że tak było kiedyś, a teraz Polacy są okupantami” – żalił się Kos na terrorystów po powrocie do ojczyzny. – Jego kariera jest typowa dla ludzi wywiadu pracujących „pod przykryciem”. Idę o zakład, że towarzysze amerykańscy dostali sraczki, że jak Kosa w tej niewoli przycisną, to dla ratowania życia mógłby opowiedzieć mudżahedinom straszne rzeczy o tym, co widział w Szymanach – twierdzi oficer z WSI. A co widział? Gdy już doszedł do siebie po Iraku, twierdził, że prawie nic, a już z pewnością nic dziwnego. „Straż graniczna informowała nas, że lot ma charakter wojskowy, więc stosowaliśmy standardową uproszczoną procedurę bez odprawy celnej. Nigdy nie odniosłem wrażenia, że owe loty są ściśle tajne” – przekonywał w grudniu 2006 r. posłów ze specjalnej komisji śledczej Parlamentu Europejskiego. A co mógł zobaczyć, gdyby zechciał? Mamy przed sobą protokół zeznania Marioli Przewłockiej, która w latach 2001–2005 pracowała na lotnisku w Szymanach (do stycznia 2003 r. kierowała sekcją techniczną zajmującą się m.in. utrzymaniem infrastruktury obiektu w należytej gotowości, później była pełnomocnikiem zarządu ds. portu lotniczego, a od 3 marca 2004 r., kiedy to Kos wybierał się już do Iraku – prokurentem). Oto co ona zaobserwowała:
prezydent Łodzi, dostanie w nagrodę stołek doradcy prezesa Narodowego Banku Polskiego Marka Belki. ! To chyba nieporozumienie zatrudniać nieudacznika („anina”); ! Hańba! Pan Kropa został odwołany, bo nie umiał gospodarować publicznymi finansami, a ma być doradcą szefa NBP?! To w czym ma mu doradzać? („Anna z Łodzi”); ! To są jawne kpiny z obywateli, którzy w referendum odwołali nieudacznika („babcia Tekla”); ! A młodzi zdolni ludzie po studiach emigrują w poszukiwaniu pracy („erka”); ! Teraz na banknotach będą drukować trzech króli („Zenon”); ! Kropiwnicki będzie się modlił, żeby nie było kryzysu w Polsce („ateista”); ! No to dotację na świątynię Opatrzności Bożej ma Kościół załatwioną („vbv”); ! Mam nadzieję, że to kaczka dziennikarska („ryś”). Trzeba tę sprawę przeciąć i jakąś decyzję podjąć – tak o krzyżu sprzed Pałacu Prezydenckiego
„O tych lądowaniach – my uważaliśmy, że była to wymiana służb wywiadowczych – zarządzający lotniskiem informowany był bezpośrednio przez Komendę Główną Straży Granicznej i równolegle powiadamiane było wojsko. W tym czasie dyżurnymi portu w Szymanach byli dwaj pracownicy jednostki wojskowej w Lipowcu (8. Szczycieński Batalion Radiotechniczny, kluczowa jednostka w NATO-wskim systemie wczesnego ostrzegania – dop. red.), którzy jednocześnie pracowali na pół etatu na lotnisku i byli zatrudnieni w Lipowcu. I odbywało się to tak, że dostawałam telefon z komendy głównej o planowanym lądowaniu i informację o takiej samej treści otrzymywałam również od jednego z dyżurnych portu. Zwykle w czasie lądowania statków cywilnych było tak, że o lądowaniu powiadamiana była zarówno straż graniczna, jak i służba celna. W przypadku tych samolotów służby celne nie były powiadamiane, ponieważ straż graniczna o to prosiła, mówiąc, że sama zajmie się aranżacją. Przed lądowaniem zawsze pojawiali się dwaj wyżsi rangą oficerowie straży granicznej, to znaczy od kapitana w górę. Po wylądowaniu samolot ustawiał się najczęściej na końcu drogi startowej, tak że pracownicy portu praktycznie nie mogli zobaczyć, co tam się dzieje. Zawsze podjeżdżała do niego straż graniczna i po kilku minutach wracała; wówczas do samolotu podjeżdżały samochody z przyciemnionymi szybami i rejestracją wojskową. Mieli literkę „H” na początku. Samoloty te bardzo krótko pozostawały na płycie lotniska. Lądowały, podjeżdżała do nich straż graniczna, straż odjeżdżała, podjeżdżały vany lub minivany z przyciemnionymi szybami, odjeżdżały i samolot startował. Nie było wiadomo, czy ktoś wysiada z samolotów i do nich
wyraził się rzecznik rządu Paweł Graś. Zwerbalizował w ten sposób myśli milionów Polaków: ! Oszołomów rozpędzić, a dwie drewniane belki spalić („Bolek”); ! Piłą go i po sprawie („drwal”); ! Niech strażnicy znikną, a warszawiacy sami zrobią porządek („warszawianka”);
! Stoją babcie na Krakowskim, ręce kładą w geście boskim, bronią krzyża tak zażarcie, że PiS traci wciąż poparcie. Prezes PiS-u człowiek mały, robi z brata człeka chwały („Zocha”);
wsiada, ponieważ nie było to widoczne z biura portu, które znajduje się mniej więcej w połowie długości drogi startowej. Samolot zawsze ustawiano tak, że wejście było skierowane w stronę lasu, więc nawet z wysokości wieży kontroli zbliżania nie można było zobaczyć, co tam się działo. Gdy podjeżdżały vany, nie było tam już ani jednego Polaka, który mógłby zobaczyć, co się działo, czy ktoś wsiadał lub wysiadał. Raz przy takim lądowaniu była obecna również karetka pogotowia, po czym udała się za samochodami z przyciemnionymi szybami. Jeżeli chodzi o dyżurnych portu, to oni byli jednocześnie pracownikami wojska i lotniska. Dlatego ich obecność w związku z lądowaniem była konieczna, podobnie jak obecność kontroli zbliżania i ograniczona obecność pracowników, o co byliśmy za każdym razem proszeni”. Po kogo przyjechała karetka pogotowia? „Była obecna tylko przy jednym takim lądowaniu i na pewno nie przy boeingu 737. Na pewno nie była to karetka służby zdrowia, tylko karetka wojskowa z jednostki z Lipowca lub z Wyższej Szkoły Policji ze Szczytna. Nie wiedzieliśmy, czy ktoś był wieziony tą karetką, nie można było tego stwierdzić. Ja akurat po skończonej pracy jechałam za tymi samochodami z przyciemnionymi szybami i karetka nie skręciła w stronę szpitala. Wydawało mi się, że pojechała w stronę szkoły”. Kto płacił za tankowania samolotów? „Zawsze po takim lądowaniu następnego dnia przyjeżdżał do nas jakiś człowiek; był to Polak albo ktoś bardzo dobrze mówiący po polsku, z pieniędzmi, z gotówką. Podawał nazwę firmy, na którą miała być wystawiona faktura, i zawsze faktura taka była opłacana gotówką, niezależnie od kwoty na niej widniejącej. To były różne firmy,
Prezes Jarosław Kaczyński nie ustaje. Pięć miesięcy po katastrofie smoleńskiej przyjechał złożyć wieniec. Nie na Wawel, do grobu swojego brata – prezydenta – ale na Krakowskie Przedmieście, gdzie poły prezesowskiego płaszcza targał podniecony obecnością guru tłum. ! Widok Kaczyńskiego z całym małpim cyrkiem klęczących przed pałacem Komorowskiego – bezcenne („alien”); ! Gdyby Jezus powrócił, musiałby się poddać terapii („apostoł”); ! Nowy kościół Jarosławny będzie. Mają już miejsce kultu („mihell”); ! To był wieniec żałobny po swojej niedoszłej prezydenturze; gdyby chodziło o brata, to złożyłby wieniec na Wawelu („pl”); ! Jarek, jak ty byś miał żonę, dzieci, dom i normalną robotę, to byłbyś normalnym człowiekiem. A tak, sam widzisz („mogotka”); ! Żałosna manifestacja powolnego odchodzenia w niebyt („skorpion”). JULIA STACHURSKA
na pewno nie polskie. Wydaje mi się, że jakieś przedsiębiorstwa ze Stanów Zjednoczonych. O tym, że następnego dnia pojawi się osoba mająca uregulować należność, dowiadywaliśmy się od naszych dyżurnych portu, którzy byli pracownikami wojska. Mówili, że jutro ktoś przyjedzie zapłacić i nigdy nie zdarzyło się, aby ta osoba nie pojawiła się i nie uregulowała płatności za fakturę”. ! ! ! Zeznania Przewłockiej prowokują do wielu pytań. Jedno z nich zadaliśmy oficerowi WSI: – Dlaczego samolot ustawiał się tak, żeby wyjście było skierowane w stronę lasu, choć i tak był niewidoczny z wieży kontrolnej? – Bo od strony tegoż lasu czekał najprawdopodobniej jeszcze jeden samochód, do którego zapakowywano więźnia i leśnymi duktami przewożono do prowizorycznego poligonowego więzienia – odparł. Na inne pytania odpowiemy wkrótce, a na zakończenie mamy rodzynek: Spółka Port Lotniczy „Mazury” pozostaje obecnie (od grudnia 2008 r.) we władaniu firmy European Business Partners będącej własnością obywatela izraelskiego Aleksandra Rechtera (urodzony w Polsce). Członkiem jej zarządu jest były szef wywiadu cywilnego Henryk Jasik, a dyrektorem lotniska – Bolesław Piechucki, były oficer wywiadu, który w oficjalnym CV prezentuje się jako „pracownik administracji państwowej z ponad 20-letnim stażem, zarówno w kraju, jak i za granicą”. W innej ze swoich firm (Biopower S.A. należąca do grupy EBP) pan Rechter zatrudnił na posadzie prezesa zarządu Pawła Pruszyńskiego, który na przełomie lipca i sierpnia 2002 r. został nagle mianowany wiceszefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a obecnie zażywa uroków emerytury... AT, DN, TS
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
LOS CZŁOWIEKA
7
Polska Madonna Czym moje dziecko różni się od dzieci polityków, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej? – zastanawia się Wacława Jakubowska. Odpowiedź jest tak samo przygnębiająca jak sytuacja 60-letniej rencistki z Poznania: tym, że jest biedne... Przez ponad 30 lat – najpierw z chorą, niepracującą córką, a później także z wnukiem – mieszkała w komunalnej kamienicy. W lokalu z tak zwanego przydziału. Do czasu, aż trzy lata temu odnalazł się prywatny właściciel i zamienił ich życie w piekło. W końcu czynsz urósł do takiej kwoty, że nie była w stanie go płacić. Dostała nakaz eksmisji. Sprawa trafiła do sądu, gdzie pani Wacława – przygnębiona postępującą chorobą córki – podpisała z właścicielką ugodę. W zamian za 10 tys. zł zrzekła się roszczeń do lokalu zastępczego. Wówczas ważne było tu i teraz. Nie zastanawiała się, co będzie później. Za te pieniądze kupiła rozpadającą się lepiankę na terenie ogródków działkowych. Bez prądu, okien i wody. Udało się ją nieco wyremontować, podłączyć prąd; uciułała nawet pieniądze na studnię, ale okazało się, że jest zbyt płytka, więc nie ma w niej wody. Wozi ją całymi dniami w butelkach i baniakach. Do wczesnej jesieni – z hydrantu na działkach. Później – z przycmentarnego źródełka oddalonego o dwa kilometry. Rok temu córka pani Wacławy zginęła tragicznie pod kołami pociągu. Od tej pory kobieta sama wychowuje 16-letniego dziś wnuka. To dla niego każdego dnia wyszarpuje życiu kolejne chwile. Jest schorowana, przygnębiona i bezsilna. Swojej historii nie potrafi opowiadać spokojnie. Gorzkie słowa ciągle łamie płacz. Słaby uśmiech pojawia się dopiero wówczas, gdy opowiada o wnuku. Chłopiec nie tylko dobrze się uczy, ale też odnosi sukcesy w sporcie – jeździ na zawody, zdobywa medale i puchary. Jest z niego dumna. Pani Wacława jest całą jego rodziną. Dlatego za wszelką cenę stara się, aby zapewnić mu jak najlepsze warunki. – To jest mój skarb od zawsze. Miał 9 dni, kiedy zaczęłam go wychowywać i tak jest do dziś. On nie ma nikogo, tylko mnie. Już dość cierpienia w życiu przeszedł. Teraz chcę mu zapewnić w miarę spokojne życie. Boję się tylko, że nie podołam – płacze...
Przywiązani są do siebie bardzo. Chłopak pomaga babci jak tylko potrafi, mimo że niemal całe dnie spędza w szkole, na treningach, a w domu – na nauce. Z bólem patrzy na to, jak pani Wacława każdego wieczora schodzi do prowizorycznego pokoju urządzonego w piwnicy. Tutaj śpi, suszy pranie, przechowuje węgiel na zimę. Kiedy na zewnątrz pada, woda zbiera się na cementowej podłodze. Wtedy kobieta wykłada podłogę kartonowymi pudłami, dzięki czemu przynajmniej może jakoś dojść do łóżka. A łóżko dostała niedawno. Wcześniej spała na odwróconych do góry dnem plastikowych skrzynkach. Obok, w składziku, układa napełnione wodą butelki. Przed zimą, na czarną godzinę. W razie choroby albo jakby zabrakło sił, żeby przynieść. Noce są już zimne. Cienkie ściany prowizorycznego domku nie dają odpowiedniej ochrony. Jesienią i zimą na drzwiach wejściowych wiesza starą kołdrę. Wtedy jest chociaż trochę cieplej. Na razie w małym piecyku pali starymi butami. Na węgiel nie ma pieniędzy, chociaż – jak mówi – już dawno powinna go kupić. Ale to wcale nie
jedyny jej problem. Nie ma też pieniędzy, żeby zbudować komin. Prowizoryczne rury, których używa do odprowadzania spalin, wytrzymują zaledwie dwa miesiące. Później przepalają się i kruszą. Jak akurat ma pieniądze na kupno następnych – kupuje. Jeśli nie – nie pali w piecu w ogóle. Pani Wacława, choć wychowana w tradycyjnej katolickiej rodzinie, gdzie księdza w rękę się całowało, mówi, że ani w Boga, ani w świętych już nie wierzy. Irytuje ją przepych w kościołach i to, że na księży zawsze znajdują się pieniądze. Tak, poszła do kościoła po dary. Sąsiadka ją namówiła. Dostała kilogram mąki, dwa kartony mleka, kilka serków. Na cukier już się nie załapała. Próbowała też u sióstr zakonnych. One dały chleb i słoik smalcu. – Może na tamtym świecie będę miała dobrze. Teraz muszę siebie i wnuka wyżywić chyba samym słowem bożym – mówi pani Wacława. Mówi też, że do kościoła po pomoc już nie pójdzie. Zbyt wiele upokorzenia. Pomoc i życzliwość spotkała ją natomiast ze strony posłanki SLD Krystyny Łybackiej. O tym, że na terenie Poznania mieszka kobieta, która wszystkimi siłami walczy
o przetrwanie, posłanka dowiedziała się przypadkiem. I zareagowała. – Wtedy zaczęło się lepiej dziać. Pracownicy biura pani poseł przywieźli mi środki czystości, ubrania, wsparli też finansowo – mówi pani Wacława. – Staramy się pomóc, na ile możemy. Postanowiliśmy działać kilkutorowo, mając na uwadze mieszkanie oraz sytuację materialną jej i wnuka – deklaruje Ryszard Zaczyński, dyrektor biura poselskiego posłanki Łybackiej. Chłopiec, chociaż osiąga wyjątkowe wyniki w nauce, rozwija się też edukacyjnie i sportowo, wcześniej nie korzystał z żadnej pomocy. Pracownicy wydziału kultury fizycznej oraz oświaty na dramatyczną sytuację tej kobiety, która wzorowo wychowuje młodego mieszkańca miasta, zareagowali natychmiast. – Udało się – przy dużej życzliwości pracowników wydziału edukacji urzędu miasta – w naprawdę szybkim tempie załatwić dla niego stypendium oraz dofinansowanie na obóz sportowy – wylicza Zaczyński. Najpilniejsze potrzeby oprócz kurtki na zimę dla niej i wciąż wyrastającego z ubrań wnuka? – To, co udało się zrobić do tej pory, to jest łatanie. Wciąż szukamy rozwiązania
kompleksowego. Trzy podstawowe i pilne sprawy to dziś: ocieplenie piwnicy, w której pani Wacława mieszka, izolacja podłogi i powiększenie okna; postawienie komina, a wreszcie – wykopanie studni głębinowej. Gdyby znalazł się ktoś, kto mógłby takie przedsięwzięcia wykonać bądź sfinansować, dałoby się w tym domku mieszkać – mówi dyrektor biura posłanki Łybackiej. Przyznaje, że jest dobrej myśli. Jak zawsze, kiedy w grę wchodzi dobro dziecka. Pani Wacława ponad pół roku temu złożyła wniosek do wydziału gospodarki komunalnej o najem mieszkania. Wie, że takich jak ona jest wielu, dlatego chciałaby, żeby ją wciągnięto przynajmniej na listę oczekujących. Ale tu droga jest trudna. Urzędnicy piętrzą problemy, przedłużają formalności. Przedłużają, bo miasto lokali socjalnych ani komunalnych nie posiada i niewiele robi, aby je pozyskać. Setki oczekujących na nie rodzin z pewnością nie polepszają sprawy. Zima nadejdzie szybko. Czy i w tym roku pani Wacława będzie przymarzać do oszronionych ścian swojej piwnicy? OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Fot. Autor
8
d pewnego czasu obserwujemy dziwne zjawisko: nawet parafie w zapyziałych wsiach pakują setki tysięcy złotych w najróżniejsze inwestycje sakralne. Skąd ta niebywała rozrzutność? Okazuje się, że nasze państwo wywierciło wielebnym nowe źródło finansowania w postaci wieloletniego (2007–2013) Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW), który teoretycznie ma wspomagać wsie w budowie lub remontach obiektów pełniących funkcje publiczne, społeczno-kulturalne, sportowe oraz służących promocji i rozwojowi turystyki itp. Na ten chwalebny cel przeznaczono w sumie prawie 2,5 mld zł. Mamy dzisiaj półmetek programu, ale już wiadomo, że rozwoju najbardziej potrzebują instytucje kościelne, które inkasują średnio 20–25 proc. z każdego wydanego miliona, co oznacza, że jeśli ów trend się utrzyma, Kościół katolicki weźmie z tej puli dla siebie co najmniej 500 mln zł! Lwia część rozdysponowanych dotychczas środków z PROW (ok. 150 mln zł) poszła na konserwację obiektów sakralnych, co da się jeszcze zrozumieć, bowiem mają one na ogół status zabytków, a tylko dureń mógłby oczekiwać, że katoliccy duchowni zrezygnują z doczesnych uciech, inwestując w swój warsztat pracy. Co się dzieje z resztą pieniędzy? Rozporządzenie ministra rolnictwa (właściwego w sprawie rzeczonego programu) tak jakoś dziwnie skonstruowano, żeby parafie mogły realizować najróżniejsze operacje „zagospodarowywania” lub „kształtowania” centrum wsi, gdzie – jak wiadomo – zawsze stoi kościół, oraz dbać o samopoczucie tubylców. Praktyczne zastosowanie tego udogodnienia powala na kolana... ! ! ! Przeanalizowaliśmy ponad 1000 pozytywnie rozpatrzonych wniosków o udzielenie wsparcia z puli PROW tylko w okresie od stycznia 2009 r. do sierpnia 2010 r., pomijając już setki dotacji dotyczących zabytków pod sztandarem „promocji i rozwoju turystyki”. Zaobserwowaliśmy, jak pięknie w tym czasie demonstrowali na kolanach samorządowcy z Baranowa (woj. mazowieckie), którzy na inwestycje okołokościelne pod pretekstem „kształtowania centrum wsi” wydali 761 797,98 zł, ale najbardziej wymowną ilustrację polityki rozdawnictwa publicznych pieniędzy stanowiła wypłata na „podniesienie jakości życia mieszkańców wsi poprzez remont ogrodzenia i dzwonnicy”. Inwestycja kosztowała 166 tys. zł, a jej beneficjentem był szef parafii pod wezwaniem św. Andrzeja Apostoła w Lipsku (woj. podkarpackie), który załapał się jeszcze na „modernizację kotłowni oraz instalację solarną” za 190 262,87 zł. Inne parafie zaprezentowały takie oto „pomysły rozwojowe”: ! św. Jana Chrzciciela w Kroczewie (woj. mazowieckie) – realizuje u siebie inwestycję pt. „Przebudowa
O
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
Klęska urodzaju W dobie kryzysu rzeka pieniędzy spłynęła na polskie wsie. Uratowały je przed zatopieniem kościelne zbiorniki retencyjne… parkingu przykościelnego wraz z budową dwóch zjazdów z drogi powiatowej”. Ta przyjemność kosztuje nas 460 tys. zł; ! św. Antoniego Padewskiego w Łysakowie (woj. mazowieckie) – „Poprawa wizerunku otoczenia wokół kościoła poprzez budowę chodnika i parkingu”. Cena wyniosła 135 920 zł; ! św. Jana w Janowie (woj. pomorskie) – „Przebudowa i remont nawierzchni chodnika na terenie cmentarza parafialnego” (47 875,39 zł); ! Przemienienia Pańskiego w Międzyborowie (woj. mazowieckie) – „Ukształtowanie centrum wsi poprzez modernizację placu wokół kościoła”, co ma polegać m.in. na wykonaniu ogrodzenia posiadłości miejscowego proboszcza kosztem 501 050,01 zł; ! św. Antoniego Dzieci mają Padewskiego w Nagoszynie (woj. podkarpackie) – „Wykonanie chodników i placów utwardzonych wokół kościoła parafialnego i w jego otoczeniu” (200 038,48 zł); ! św. Antoniego Opata w Męcinie (małopolskie) – „Zagospodarowanie centrum wsi poprzez utwardzenie placu przed kościołem i remont chodnika”, co polegało de facto na wykonaniu nowej nawierzchni z płyt granitowych. Przy tej okazji pleban wcisnął do kosztorysu „rozbiórkę i wywóz gruzu” po zbędnym budynku parafialnym, a koszt całej operacji wyniósł 673 957,87 zł; ! Wszystkich Świętych w Zakliczynie (woj. małopolskie) – „Budowa parkingu przy kościele” (241 881,04 zł); ! Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Krzyżownikach (woj. wielkopolskie) – „Odnowa otoczenia kościoła parafialnego”. Pod tym enigmatycznym określeniem kryją się roboty rozbiórkowe przy zawadzających proboszczowi obiektach, wykonanie nowego ogrodzenia i kanalizacji oraz położenie nawierzchni z kostki granitowej – okrągłe 160 tys. zł; ! św. Małgorzaty w Olchowcu (woj. lubelskie) – „Zagospodarowanie terenu przy kościele”, co oznacza w istocie budowę parkingu, chodnika, 12 ławek na dziedzińcu
świątyni i konstrukcję parafialnej tablicy ogłoszeniowej – wszystko kosztem 304 607,20 zł; ! Matki Bożej Pocieszenia w Chodorówce Nowej (woj. podlaskie) – „Utwardzenie placu i dróg dojazdowych przy parafii” (316 306,92 zł);
komitet...
! Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Jabłonnie Lackiej (woj. mazowieckie) – „Zagospodarowanie terenu przy kościele”, czyli chodniki, nowe nawierzchnie itp. za 465 186,56 zł; ! Urszuli Dziewicy i Męczennicy w Soborzycach (woj. śląskie) – „Remont i zagospodarowanie placu w centrum wsi wraz z przyległym terenem kościelnym”. Brzmi niewinnie, ale inwestycja (chodniki, parkingi, nasadzenia zielenią) zaspokaja niemal wyłącznie potrzeby parafii, zaś o wyjątkowej zuchwałości proboszcza świadczy fakt, że podczepił do wniosku o dotację remont dzwonnicy, co podniosło łączny koszt do 416 616,17 zł; ! św. Szczepana w Brynicy (woj. opolskie) – „Remont ogrodzenia cmentarza parafialnego” (199 140,61 zł); ! św. Apostołów Piotra i Pawła w Śledzianowie (woj. podlaskie) – „Remont placu przykościelnego jako kształtowanie przestrzeni publicznej o szczególnym znaczeniu dla mieszkańców miejscowości”. Okazuje się, że w żywotnym interesie tubylców leży ogrodzenie „z kamienia polnego łupanego” wokół parafialnej działki, „wykonanie trawnika dywanowego” oraz budowa „dróg wewnętrznych i parkingu” dla wielebnych. Cena – 149 930,99 zł;
! Miłosierdzia Bożego w Liniewie (woj. pomorskie) – „Zagospodarowanie przestrzeni o szczególnym znaczeniu dla społeczności lokalnej”, czyli po prostu rozebranie starego chodnika z płyt betonowych i budowa nowego z kostki (53 489,23 zł); ! N.M.P Królowej Polski w Niecieczy (woj. małopolskie) – „Przebudowa dojścia i budowa placów parkingowych obok cmentarza”. Pewną ciekawostką jest fakt, że ta infrastruktura już istnieje, ale
! św. Mikołaja w Biskupcu (woj. warmińsko-mazurskie) – „Kształtowanie obszaru przestrzeni publicznej w miejscowości Szwarcenowo poprzez zagospodarowanie terenu wokół kościoła” (293 842,25 zł); ! Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Świdwinie (woj. zachodniopomorskie) – „Przebudowa chodnika i ogrodzenia kościoła oraz budowa parkingu” (77 459,02 zł); ! św. Marii Magdaleny w Samoklęskach (woj. podkarpackie) – „Budowa parkingu na 35 miejsc postojowych z dojazdem oraz chodnikiem wokół kościoła” (215 299,50 zł); ! św. Jana Chrzciciela w Łubnie (woj. podkarpackie) – „Odnowa otoczenia kościoła”, czyli po prostu wiodącego doń chodnika (52 855 zł); ! św. Andrzeja Apostoła w Kędzierzynie (woj. wielkopolskie) – „Przebudowa ścieżek wokół kościoła i cmentarza parafialnego” na okazję procesji (90 659,48 zł); ! Wniebowzięcia NMP i św. Stanisława Biskupa w Narwi (woj. podlaskie) – „Utwardzenie istniejącego placu postojowego przy kościele parafialnym” (90 173,60 zł); ! św. Józefa w Chodkowie Nowym (woj. świętokrzyskie) CHORZÓW – „Kształtowanie centrum wsi poprzez zagospodarowanie terenu skoro dają kasę na nową, to czemu wokół kościoła” (93 966,43 zł); nie brać (169 013,60 zł); ! Świętej Trójcy w Juchnowcu Kościelnym (woj. podlaskie) – „Re! św. Bartłomieja Apostoła mont otoczenia kościoła” polegaw Łapanowie (woj. małopolskie) jący na wykonaniu drogi procesyj– „Zagospodarowanie przestrzeni nej z kostki granitowej wokół świąwokół kościoła” polegające na butyni i odwadniającej ścieżkę kanadowie dojścia do świątyni i „drogi lizacji deszczowej (395 751,35 zł); procesyjnej” (208 532,57 zł); ! Najświętszego Serca Pana ! św. Józefa w Tarnawcu (woj. Jezusa w Radomnie (woj. warmińpodkarpackie) – „Remont chodnisko-mazurskie) – „Zagospodaroka i ogrodzenia oraz zagospodarowanie terenu wokół kościoła” wanie terenu przy kościele”, (128 644 zł); a w gruncie rzeczy wykonanie drogi procesyjnej, ułożenie nawierzch! św. Ap. Piotra i Pawła w Koni na placu frontowym i montaż łaniuszy (woj. małopolskie) – „Buwek użytkowanych w czasie nabodowa parkingu z kostki brukowej żeństw w okresie wiosenno-letnim przy kościele” (84 189,52 zł); (222 537,85 zł); ! św. Leonarda w Troszynie Polskim (woj. mazowieckie) – „Od! św. Jana Chrzciciela w Odnowa placu celebry i parkingu rzechowej (woj. podkarpackie) przy kościele” (60 024 zł); – „Wykonanie ścieżki procesyjnej wokół kościoła” (134 885,84 zł); ! Świętej Trójcy w Janowie Podlaskim (woj. lubelskie) – „Utwar! św. Józefa Robotnika w Glidzenie terenu wokół kościoła oraz niku Polskim (woj. podkarpackie) obłożenie schodów zewnętrznych – „Remont placu postojowego przy kokościoła płytami kamiennymi” ściele parafialnym” (73 123 zł); (232 465,89 zł); ! św. Mikołaja w Truskolasach (woj. śląskie) – „Zagospoda! Serca Pana Jezusa w Walarowanie przestrzeni publicznej wowie (woj. podkarpackie) – „Wykokół kościoła”, co w rozumieniu tamnanie ogrodzenia cmentarza paratejszego plebana oznacza m.in. „refialnego i dróżek między nagrobmont schodów prowadzących do plekami” (59 272 zł); banii”. Koszt całości to 217 614,99 zł; ! Sanktuarium Pana Jezusa Ukrzyżowanego w Kobylance (woj. ! Matki Boskiej Częstochowmałopolskie) – „Budowa zespołu skiej w Krzesku-Majątku (woj. maparkingów” (265 133,64 zł); zowieckie) – „Zagospodarowanie
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
placu i otoczenia kościoła”, które polegać będzie prawdopodobnie na montażu złotych klamek na plebanii, bowiem inwestycja pochłonie 581 370,42 zł; ! św. Apostołów Piotra i Pawła w Trzciannem (woj. podlaskie) – „Zagospodarowanie działki w otoczeniu kościoła”, czyli m.in. remont schodów zewnętrznych i ogrodzenie obiektu (427 871,29 zł); ! Wniebowzięcia NMP w Proszowicach (woj. małopolskie) – „Wykonanie rewitalizacji, remontu i zagospodarowania otoczenia budynku kościoła”, w instalacji monitoringu (491 370,65 zł); ! św. Marcina w Krasiczynie (woj. podkarpackie) – „Wykonanie zagospodarowania terenu wokół kościoła parafialnego” (107 481,54 zł); ! Matki Bożej Pocieszenia w Biechowie (woj. wielkopolskie) – „Utwardzenie placu przed sanktuarium” (274 549,43 zł); ! Podwyższenia Krzyża Świętego w Pruszczu Gdańskim (woj. pomorskie) – „Wykonanie traktów pieszo-jezdnych na terenie przykościelnym” (343 627,37 zł); ! Wniebowstąpienia Pańskiego w Lipie (woj. podkarpackie) – „Remont placu przykościelnego i ciągu pieszego oraz budynku kaplicy cmentarnej” (271 384,77 zł);
...a Kościół liche stajenki
! św. Małgorzaty w gminie Ulan-Majorat (woj. lubelskie) – „Kształtowanie przestrzeni publicznej przy kościele poprzez budowę parkingu, oświetlenia, utworzenie pasów zieleni” (382 108,80 zł); ! św. Stanisława Kostki w Birczy (woj. podkarpackie) – „Remont chodników i placu przykościelnego oraz wymiana ślusarki okiennej i wstawienie szyb osłonowych w budynku kościoła” (237 714,54 zł); ! Matki Boskiej Częstochowskiej w Latowicach (woj. wielkopolskie) – „Rozbudowa infrastruktury i zagospodarowanie terenu wokół kościoła”, czyli parkan za 71 423,88 zł, chodniki – 27 688,13 zł, trawniki – 64 780,34 zł i oświetlenie – 78 182,68 zł. Razem – ponad 242 tys. zł; ! św. Stanisława Kostki w Wólce Dobryńskiej (woj. lubelskie) – „Budowa placu parkingowego wraz z przebudową chodnika na terenie przykościelnym” (394 702,52 zł); ! Nawiedzenia NMP w Regnowie (woj. łódzkie) – „Remont parkanu cmentarza przykościelnego” (164 379,05 zł); ! Narodzenia NMP W Borzęcinie (woj. małopolskie) – „Remont ogrodzenia kościoła parafialnego” (209 018,50 zł);
POLSKA PARAFIALNA ! św. Jakuba Apostoła w Siniarzewie (woj. kujawsko-pomorskie) – „Przebudowa ogrodzenia i otoczenia świątyni” (125 346,84 zł); ! Wszystkich Świętych w Sieradzu (woj. łódzkie) – „Rewitalizacja placu przy kościele”, w tym „wykonanie nowych schodów zewnętrznych” (385 191,14 zł); ! W Zielonej Górze wielebni solidarnie zastosowali patent pt. „Budowa ciągów pieszo-jezdnych i parkingów”. Parafia Miłosierdzia Bożego zawinszowała sobie na to 98 110,57 zł, parafia Matki Bożej Nieustającej Pomocy – 248 071,35 zł, a św. Alberta Chmielowskiego ma do wydania 369 293,18 zł; ! „Odnowienie i przebudowa ciągów pieszo-jezdnych przy klasztorze oo. Dominikanów” w Borku Starym (woj. podkarpackie) będzie nas kosztować o wiele mniej, bo tylko 103 tys. zł; ! św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Grzywnie (woj. kujawsko-pomorskie) – „Budowa chodników, remont parkingu i chodnika oraz remont dachu kościoła” (289 091,71 zł); ! św. Wawrzyńca w Warzycach (woj. podkarpackie) – „Przebudowa ogrodzenia, schodów wejściowych i alejki procesyjnej na placu kościelnym”. Materiały z najwyższej półki, cena: 194 943,80 zł; ! Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej w Loretto koło Kamieńczyka (woj. mazowieckie) – „Zagospodarowanie obszaru przestrzeni publicznej polegające na przebudowie nawierzchni dróg i ciągów pieszo-jezdnych oraz nawierzchni chodników i placów postojowych”, w tym obiektów przeznaczonych wyłącznie dla „społeczności zakonnej” (145 697,94 zł); ! Imienia Najświętszej Maryi Panny w Kościerzycach (woj. opolskie) – „Kształtowanie centrum wsi poprzez budowę parkingu i chodnika jako dojście do cmentarza parafialnego”, co w istocie oznacza także ułożenie nowej nawierzchni wokół zabudowań kościelnych oraz remont schodów wiodących do świątyni (352 781,48 zł); ! Matki Bożej Częstochowskiej w Lublicy (woj.
podkarpackie) – „Remont placu parkingowego, utwardzenie powierzchni gruntu na działce oraz odwodnienie skarpy przy kościele” (168 876,68 zł). ! ! ! Niektórzy beneficjenci Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich są tak głęboko zakonspirowani, że dopiero wnikliwa analiza dokumentów pozwala wychwycić, o kogo naprawdę chodzi. Przykładowo: ! dotacja w kwocie 169 100 zł na enigmatyczny „Remont parkingu w miejscowości Trąbki” (woj. mazowieckie) trafiła faktycznie do proboszcza miejscowej parafii św. Józefa; ! „Zagospodarowanie przestrzeni publicznej ze szczególnym uwzględnieniem funkcji społeczno-kulturowych” w Turzy (woj. małopolskie) powierzono tamtejszej parafii św. Katarzyny Panny Męczennicy (164 172,68 zł); ! „Budowa parkingu i chodnika w miejscowości Zdrojki” (woj. mazowieckie) okazała się interesem proboszcza parafii św. Józefa w tychże Zdrojkach (452 370,73 zł; ! Zagospodarowaniem „Wyszkowskiego Centrum Odnowy Spiritualno-Terralnej” za 346 255,21 zł żywotnie zainteresowana jest parafia św. Andrzeja Apostoła w Wyszkach (woj. podlaskie),
9
bowiem to ona stanowi ową terra incognita; ! „Kształtowanie obszarów przestrzeni publicznej w miejscowości Gęś poprzez budowę miejsc parkingowych oraz chodnika” za 217 810,48 zł dotyczy faktycznie zabudowań parafii św. Jozafata (woj. lubelskie); ! „Zagospodarowanie centrum wsi – budowa parkingu i ciągów komunikacyjnych dla zaspokojenia potrzeb mieszkańców” (188 341 zł) to biznes plebana od Niepokalanego Poczęcia NMP w Żurawicy (woj. podkarpackie); ! „Utwardzenie placu w centrum miejscowości” kosztem 176 921 zł robi dobrze wielebnemu z Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Mazurach (woj. podkarpackie); ! „Budowa nawierzchni chodników i parkingu w centrum wsi wraz z zagospodarowaniem terenu” za 278 227,55 zł obejmuje latyfundia parafii św. Piotra i Pawła w Pniewie (woj. mazowieckie); ! „Przebudowa istniejącej nawierzchni i utwardzenie terenu na działkach przy obiekcie zabytkowym w miejscowości Skórzec” (mazowieckie) za 439 667,98 zł dotyczy posiadłości Zgromadzenia Księży Marianów, co jawi nam się próbą wyjątkowo obrzydliwego wyłudzenie w sytuacji, gdy mnisi z tego samego zakonu obsługujący sanktuarium w Licheniu już nie wiedzą co robić z nadmiarem pieniędzy (por. „Pustelnia 4 zakonnic” – „FiM” 37/2010). ! ! ! A to wszystko zaledwie w półtora roku... I jakim mianem można określić państwo, w którym nie ma pieniędzy na oświatę, służbę zdrowia, opiekę społeczną, porządne, bezpieczne drogi i tym podobne „bzdety”, ale zawsze znajdą się środki na zaspokojenie potrzeb dominującego związku wyznaniowego? ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
KRYNICA MĄDROŚCI
Europa dla lewicy Czas konserwatystów i neoliberałów minął, a świat potrzebuje nowoczesnej lewicy – tak można podsumować XX Forum Ekonomiczne w Krynicy. Były to także dni międzynarodowej autokompromitacji prawicy. Organizowane przez jej działaczy panele stanowiły najbardziej rozrywkową część programu Forum. Jak co roku od 20 lat górska Krynica-Zdrój na cztery dni stała się polityczną i biznesową stolicą Europy. Na obrady Forum Ekonomicznego zjechało 2300 gości (ministrowie, parlamentarzyści, szefowie firm, przedsiębiorcy i eksperci) z 60 państw świata – od USA po Australię i RPA. Za nimi przybyło 500 dziennikarzy reprezentujących najważniejsze światowe media (między innymi CNN). W pierwszym Forum w 1990 r. wzięło udział zaledwie 100 osób z Polski, ówczesnej Czechosłowacji i Węgier. W tym roku część gości brała udział w dodatkowych specjalistycznych debatach zorganizowanych przed i po krynickim spotkaniu w Tarnowie (Forum Inwestycyjne), Rzeszowie (Forum Innowacji) oraz Nowym Sączu (Forum Młodych Liderów oraz Forum Seniorów). Swoje miejsce w Krynicy znaleźli także działacze organizacji pozarządowych (Forum NGO) oraz sportowcy (Forum Sport-Zdrowie-Biznes). Swoje święto mieli także amatorzy biegania. Na Festiwal Biegowy zjechało ponad 1700 uczestników z Polski i zagranicy. Dyskusje (było ich 131) zdominowała sprawa przyszłości Unii Europejskiej. Zdaniem profesora Mario Montiego, Polska ma szansę stać się liderem wspólnoty. Tego byłego unijnego komisarza ds. konkurencji nienawidzą zachodni energetycy, właściciele firm telekomunikacyjnych i wodociągowych. Przez 5 lat swojego urzędowania (1999–2004) pozbawił ich licznych przywilejów i uprawnień. Klienci zaczęli być chronieni przed samowolą monopolistów, a ceny prądu czy wody zaczęły spadać. Monti przedstawił wizję nowej sprawniejszej wspólnoty europejskiej. Takiej, która byłaby w stanie konkurować z USA. Mamy przecież potencjał – to w Europie, m.in. w Polsce, kształcą się wysokiej klasy informatycy; to europejska, a konkretnie polska firma zmonopolizowała światowy rynek sprzętu do odbioru telewizji cyfrowej; to polscy przedsiębiorcy są trzecimi na świecie producentami gier komputerowych. Nie potrafimy tego jako wspólnota wykorzystać.
Jednym z powodów jest brak woli niektórych rządów do wyrażenia zgody na dalszą, ściślejszą integrację. A bez niej nie będziemy w stanie podjąć skutecznej światowej rywalizacji w handlu, od ziemniaków poczynając, na biznesowym wykorzystaniu przestrzeni kosmicznej kończąc. Egoizm niektórych państw może spowodować, że bardzo dobry unijny system nawigacji satelitarnej (projekt Galileo) pozostanie naukowym eksperymentem. Według profesora Montiego, obszar zamieszkany przez pół miliarda ludzi może stać się – dzięki pogłębieniu współpracy i likwidacji barier w wymianie gospodarczej – światowym centrum biznesowym numer 2. Nowa Unia, zdaniem Montiego, musi połączyć idee państwa socjalnego, unijnej polityki spójności i wyrównywania szans z zasadami wolnego rynku. Niezbędna stanie się także koordynacja narodowych polityk podatkowych. Dzisiaj mamy ich ponad 27. To osłabia zarówno całą wspólnotę, jak i wspólną walutę – euro. Wbrew twierdzeniom konserwatywnej prawicy staje się ona coraz bardziej popularnym środkiem rozliczeń międzynarodowych. Rosja już od ponad roku nalicza cenę ropy i gazu w euro. Jest to, zdaniem ekspertów,
w ramach UE. To ostatnie rozwiązanie pozwoli na podniesienie standardów socjalnych w Europie. Pogłębienie wspólnoty i pełne wdrożenie traktatu z Lizbony pozwoli Unii zaistnieć także na międzynarodowych rynkach finansowych. Rządy państw członkowskich skutecznie jak dotąd blokowały (pod hasłem braku odpowiednich procedur) emisję przez Komisję Europejską unijnych obligacji. Traktat z Lizbony, który nadał Unii osobowość prawną, pozbawił argumentów przeciwników takiej operacji. Polacy mogą stać się głównymi beneficjentami nowej UE. Z badań pani profesor Barbary DespineyŻochowskiej z prestiżowego francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych wynika, że polscy przedsiębiorcy, którzy w latach 90.
z którymi rozmawialiśmy, sposób na uniezależnienie się od Chin, które mają olbrzymi wpływ na notowania dolara amerykańskiego. Na początek Monti zaproponował ujednolicenie zasad obliczania podatków (w tym, co jest i co nie jest uznawane za koszty) oraz ochronę pracowników delegowanych do pracy
działali w rejonie granicy z Niemcami, dzięki poluzowaniu przez Unię reguł wymiany gospodarczej przez 5 lat zarobili ponad 16 miliardów złotych. O projekcie profesora Montiego ciepło wyrażali się socjaldemokraci. Zdaniem ekspertów, tylko nowoczesna lewica jest w stanie odpowiedzieć
na wyzwania, jakie przed Europą i światem postawił kryzys gospodarczy wywołany przez amerykańskich fundamentalistów rynkowych. Warto przy tym zwrócić uwagę, że wbrew pozorom kryzys nie ma charakteru światowego. Dotknął on bowiem wyłącznie te obszary globu, które przyjęły zasady neoliberalizmu. Zdaniem ekspertów, jest on już całkowicie skompromitowany, a świat potrzebuje nowego pomysłu na porządek gospodarczy. Politycy nie mogą zapomnieć przy tym o dwóch kluczowych sprawach: ochronie środowiska i kwestii biedy. Eksploatacja przyrody bez umiaru nie jest możliwa. Przekonali się o tym także organizatorzy i goście Forum. Wywołane zmianami klimatycznymi tegoroczne wiosenne intensywne opady deszczu i wywołane przez nie powodzie zniszczyły linię kolejową Nowy Sącz–Krynica. Na debaty można się było dostać wyłącznie samochodem albo śmigłowcem. Goście, którzy jeszcze rok temu mogli skorzystać z wygodnego połączenia kolejowego, stali w tym roku w kilometrowych korkach na drogach dojazdowych do Krynicy. Nie da się także myśleć o przyszłości świata, silnej Unii Europejskiej
oraz Polsce bez rozwiązania problemu ubóstwa i wiążącego się z tym wykluczenia finansowego i technologicznego. Jak zauważyła profesor Maria Halamska z Uniwersytetu Warszawskiego, jednym ze wzorów skutecznego połączenia polityki gospodarczej i społecznej jest unijna Wspólna Polityka Rolna. U jej podstaw legło zapewnienie Europie stabilnych dostaw żywności oraz włączenie mieszkańców wsi w procesy gospodarcze. Mając gwarancje stałych dochodów (dopłaty bezpośrednie, ceny minimalne), rolnicy byliby mniej podatni na propagandę populistów i nacjonalistów. W Polsce także widać pozytywne aspekty wdrażania owej polityki. Na wsi wzrosło zainteresowanie komputerami i posiadaniem stałego łącza internetowego. Powód? Rządowa agencja szybciej rozpatruje wnioski o dopłaty bezpośrednie składane w wersji elektronicznej. Unia musi walczyć nie tylko z ubóstwem własnych obywateli, ale także ograniczać rozmiary biedy na świecie. Zdaniem ekspertów, tylko harmonijny rozwój globu może pozbawić terrorystów zaplecza ideologicznego. Pozwoli to także na uspokojenie procesów migracyjnych. Spadną więc m.in. koszty ochrony unijnych granic. Co ciekawe, po raz pierwszy od 20 lat bankowcy uznali istnienie biedy za ważny problem. Zorganizowali specjalną dyskusję na temat walki z wiążącym się z nią wykluczeniem finansowym i technologicznym. Reprezentanci
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r. propisowskich SKOK-ów wykorzystali to skwapliwie do krytyki prezydenta Komorowskiego. Dowodzili, że zmiana zasad, na jakich działają, wpędzi w biedę ponad 4 miliony członków Spółdzielczych Kas. Rozwiązania problemu ubóstwa w Europie szukali także specjaliści od energetyki. Były to jedne z najciekawszych debat podczas krynickiego forum. Okazało się, że za niewielkie pieniądze mamy szansę na zbudowanie jednolitego rynku taniej energii elektrycznej na obszarze od Maroka po Finlandię. Może on także objąć dostawców gazu i ropy naftowej. Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, jednoznacznie wskazywali, że poważną rolę w jego budowie może odegrać Polska. Ostatnie inwestycje spółek skarbu państwa w rozbudowę europejskich sieci energetycznych i gazowych wskazują, że jest to pierwsza od 20 lat ekipa, która myśli serio o energetyce i paliwach. Kończą się prace przy połączeniu sieci energetycznych Polski i Litwy, które w razie awarii zapewnią dostawy prądu mieszkańcom województw warmińsko-mazurskiego oraz podlaskiego. Na finiszu jest także budowa planowanego jeszcze w latach 90. XX wieku węzła łączącego nasze gazociągi z systemem czeskim, a za jego pośrednictwem – z gazociągiem obsługującym niemal całą południową Europę. Tani prąd, walka z biedą, powszechny dostęp do edukacji i internetu nie wystarczą jednak, aby zapewnić Europie spokój społeczny. A ten jest konieczny dla rozwoju gospodarczego. Politycy Unii muszą przy tym osobiście zaangażować się w zwalczanie nacjonalizmów i ksenofobii. Mówił o tym profesor Klaus Bachmann ze Szkoły Wyższej Polityki Społecznej w Warszawie i Wrocławiu (politolog, były korespondent prasy niemieckiej w Polsce i przy Komisji Europejskiej), a także ceniony publicysta Andrzej Jonas. Jedna nieprzemyślana wypowiedź może bowiem uruchomić procesy społeczne, nad którymi trudno będzie zapanować. Ot, na przykład ostatni pomysł prezydenta Francji Sarkozy’ego na rozwiązanie kwestii Romów przebywających we Francji bez żadnych dokumentów. Prezydent przygotował mianowicie projekt ich deportacji. Tego samego dnia odezwali się węgierscy nacjonaliści (odpowiednik naszych LPR i PiS) i przebili pomysł Sarkozy’ego – zaproponowali przesiedlenie swoich Romów do specjalnych obozów.
Obok rozwagi w mowie politycy winni zacząć prowadzić rzeczywisty dialog z obywatelami. Polski rząd przedstawił tutaj niezwykle ciekawy pomysł. Pod hasłem „Otwarty rząd – nowe formy dialogu publicznego
i współpracy obywatelskiej” kryje się pomysł przeprowadzania za pomocą internetowych serwisów społecznościowych regularnych otwartych konsultacji społecznych. I nie jest to koniec. Bowiem za pomocą owej platformy doradcy Donalda Tuska (czyżby czytali niedawny felieton Jonasza?) chcą wciągnąć obywateli w cały proces decyzyjny – od analizy problemu po ocenę wypełnienia przez administrację jej obowiązków. Jednym ze sposobów na zwiększenie zainteresowania obywateli życiem gospodarczym i politycznym jest wdrażany z powodzeniem przez ministra Aleksandra Grada projekt
akcjonariatu obywatelskiego. To on – obok projektu e-sądu ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego – budził zazdrość naszych partnerów z Czech i Węgier. W czasie krynickiego Forum rozmawiano także o systemach ochrony zdrowia. Eksperci ze Wschodu i Zachodu nie mogli zrozumieć, jak publicznymi szpitalami w Warszawie może zarządzać siedem różnych państwowych i samorządowych agend. Projekt reform przedstawiony w Krynicy przez minister Ewę Kopacz pozwoli wreszcie zlikwidować tę patologię. Przyniesie też spore oszczędności. Koszty administracji (obsługa bankowa, ubezpieczenia), remontów, zakupu leków i nowego sprzętu mogą spaść
POD PARAGRAFEM nawet o 1/5. W województwie zachodniopomorskim – w przypadku sieci siedmiu szpitali należących do tamtejszego sejmiku samorządowego – pozwoli to wydać na leczenie dodatkowe 100 milionów złotych. Działacze konserwatywnej prawicy, zarówno europejskiej, jak i polskiej, dostarczyli uczestnikom Forum Ekonomicznego rozrywki. Były premier Czech Miron Topolanek (uczestnik orgii seksualnych u premiera Berlusconiego) dowodził, że bez wartości rodzinnych i poszanowania życia Unia Europejska nie ma szans na rozwój. Jego brytyjski kolega John O’Sullivan rozśmieszył salę twierdzeniem, że to UE wywołała kryzys, gdyż promowała polityczną ingerencję w wolny rynek, a jednocześnie niszczyła podwaliny życia społecznego. To ostatnie miało polegać na rozbudowie programów socjalnych. Stany Zjednoczone, nie chcąc być gorszymi od Europy, kopiowały część jej regulacji. Reprezentanci PiS z kolei ogłosili, że przez UE w Polsce może zabraknąć ropy naftowej, gazu i energii elektrycznej. Obwieścili także rezultaty swoich badań nad euro, z których wynika, że w ciągu najbliższych lat strefa ta rozpadnie się, bowiem jest to sztuczny układ polityczny, a nie gospodarczy. Eurodeputowani PiS – profesor Ryszard Legutko oraz Marek Gróbarczyk – żalili się, że rzekomo Komisja Europejska nie chce finansować budowy linii kolejowych i dróg łączących Skandynawię z wybrzeżem Adriatyku. Elementem projektu ma być także udrożnienie kanału Odry. Obaj zapomnieli, że ów pomysł to na razie luźna idea polityczna. Nie ma żadnych analiz ekonomicznych, technicznych i środowiskowych dotyczących przebiegu połączenia. Po raz pierwszy od 1990 roku zabrakło w Krynicy dużej liczby duchownych. W ramach rekompensaty goście mogli – dzięki samorządowi Małopolski – zapoznać się z ofertą wycieczki szlakiem regionalnych sanktuariów maryjnych... MiC Tekst powstał podczas XX Forum Ekonomicznego w Krynicy Zdjęcia: Ministerstwo Gospodarki, Fundacja Instytut Studiów Wschodnich
11
Porady prawne Prawo spadkowe Czy bezdzietni małżonkowie mogą być pewni, że ich wola zostanie spełniona, jeśli spisali wzajemny testament, w którym wyrazili swoją wolę, że w przypadku gdy jedno umrze, to małżonek pozostający przy życiu odziedziczy cały majątek? Czy rodzeństwo ma prawo o cokolwiek się upomnieć? Testament jest instytucją prawa cywilnego, która zezwala osobom fizycznym na dysponowanie ich majątkiem przez czynności prawne na wypadek śmierci. Jedną z przesłanek ważności i skuteczności testamentu jest jego sporządzenie wyłącznie przez spadkodawcę. Testament wspólny sporządzony przez małżonków jest testamentem nieważnym i nie wywołuje skutków prawnych. Wskazane przez czytelników rozrządzenie jest jak najbardziej możliwe, pod warunkiem że będzie dokonane przez poszczególnych spadkodawców w ich osobistych testamentach. W testamencie spadkodawca może powołać do całości spadku dowolną osobę wedle swojego wyboru, w tym także swojego współmałżonka. Skutecznie sporządzony testament powoduje, że rozrządzenia w nim zawarte zostaną spełnione po śmierci spadkodawcy. W stanie faktycznym przedstawionym przez Czytelników, zakładając, że sporządzą oni odrębne testamenty, w których powołają siebie nawzajem do całości spadku, wyłączona zostanie możliwość powołania ich rodzeństwa do spadku po nich pozostałego. Na marginesie należy dodać, że testament sporządzany w formie pisemnej przez spadkodawcę powinien być w całości spisany ręcznie, opatrzony datą oraz podpisem spadkodawcy. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 roku – Kodeks Cywilny
Wydziedziczenie Czy testament sporządzony u notariusza i równocześnie wydziedziczający dzieci i wnuki jest prawomocny? Czy należy im się jakikolwiek zachowek? Testament sporządzony przed notariuszem jest jedną z form sporządzania testamentu, dopuszczoną przez polskiego ustawodawcę. Wydziedziczenie jest instytucją prawa cywilnego, która ma na celu pozbawienie określonych spadkobierców prawa do zachowku. Spadkodawca może w testamencie wydziedziczyć poszczególnych spadkobierców pod warunkiem, że zaistnieją przesłanki określone w art. 1008 k.c. Spadkodawca może w testamencie pozbawić zstępnych, małżonka
i rodziców zachowku, jeżeli uprawniony do zachowku: – wbrew woli spadkodawcy postępuje uporczywie w sposób sprzeczny z zasadami współżycia społecznego; – dopuścił się względem spadkodawcy albo jednej z najbliższej mu osób umyślnego przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności albo rażącej obrazy czci; – uporczywie nie dopełnia względem spadkodawcy obowiązków rodzinnych. Przyczyna wydziedziczenia uprawnionego do zachowku powinna wynikać z treści testamentu (art. 1009 k.c). W razie dokonania wydziedziczenia w sposób powyższy, tj. w ważnym testamencie, oraz na podstawie przyczyn wymienionych przez ustawodawcę, wydziedziczonym spadkobiercom nie przysługuje roszczenie z tytułu zachowku.
Dziedziczenie długów Pan Jan z Białegostoku jest najemcą mieszkania spółdzielczego lokatorskiego. W związku z niespłaconym kredytem w banku komornik zajmuje mu część pensji. Pan Jan chciałby do spółdzielczego lokatorskiego mieszkania sprowadzić i zameldować córkę wraz z jej dzieckiem. Pan Jan pyta, czy w razie śmierci jego długi przejdą na córkę. Prawa i obowiązki majątkowe osoby zmarłej przechodzą z momentem śmierci na osoby, które są uprawnione do dziedziczenia. Należy wskazać, że zobowiązania wynikające z umowy kredytu bankowego wchodzą do praw i obowiązków związanych ze spadkiem. W tym przypadku mamy do czynienia z roszczeniem i obowiązkiem wydania korzyści, który to obowiązek może spoczywać na spadkobiercach. Zgodnie z art. 922 par. 3 wskazanej ustawy, do długów spadkowych należą: „koszty pogrzebu spadkodawcy, koszty postępowania spadkowego, obowiązek zaspokojenia roszczeń o zachowek oraz obowiązek wykonania zapisów i poleceń”. Konieczne jest wskazanie (art. 1030 wspomnianej ustawy), że do chwili, w której spadkobierca przyjął spadek, ponosi odpowiedzialność za długi spadkowe tylko i jedynie ze spadku, natomiast od momentu przyjęcia spadku spadkobierca ponosi odpowiedzialność za wspomniane długi z całego swego majątku. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 roku – Kodeks cywilny (DzU nr 16, poz. 93) Opracował MECENAS Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”.
12
Plagiat jest zjawiskiem powszechnym, bo przed kradzieżą intelektualną niewielu ma zahamowania – mówi Marek Wroński*, jedyny na polskim gruncie tropiciel i ujawniacz nierzetelności naukowych.
Fot.: Cezary Aszkiełowicz/Agencja Gazeta
– Najsłynniejsza ostatnio plagiatorka – prof. Aldona Kamela-Sowińska – dopuściła się nierzetelności w tekście dotyczącym... etyki biznesu i zawodowej uczciwości. To ironia czy brak wszelkich zahamowań? – Po stylu, w jakim rektor Kamela-Sowińska odniosła się do tej własnej „wpadki”, mam wrażenie, że to jest zarówno brak zahamowań, jak i świadomość bezkarności w razie odkrycia popełnienia plagiatu. Przecież rektor uczelni, który organizuje sympozjum naukowe i pisze z tej okazji trzystronicowy tekst wstępu, nie może pół strony przepisać z Wikipedii, a reszty ze Ściągi.pl. lub innych stron internetowych. To jest zachowanie skandaliczne, kompromitujące każdego naukowca! Jaki to jest nauczyciel akademicki, który ma wyrok sądowy za plagiat naukowy? Po wymuszonej rezygnacji z rektorstwa w Wyższej Szkole Handlu i Rachunkowości pani profesor nadal pracuje na Wydziale Zarządzania poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego – w katedrze rachunkowości prof. Wiktora Gabrusewicza; jest członkiem różnych szacownych gremiów, w tym Zarządu Głównego Stowarzyszenia Księgowych w Polsce. Prof. Sowińska jest zresztą autorką także dwóch innych plagiatów, które wskazali mi jej uważni studenci. – Jak został Pan „tropicielem” plagiatów? – Zaczęło się w połowie lat 90. Pracowałem wówczas w Stanach Zjednoczonych. W amerykańskich
REKLAMA
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
POD PARAGRAFEM
Filozofia kantu pismach naukowych wciąż natrafiałem na artykuły o plagiatach, oszustwach naukowych, fabrykacjach danych. Z kolei w Polsce był to temat tabu. Ja sam w owym czasie nie słyszałem o żadnym rodzimym naukowym kancie. Postanowiłem napisać artykuł, żeby przybliżyć polskim lekarzom kwestię nierzetelności naukowej. Zacząłem gromadzić literaturę i wtedy – w bazie artykułów medycznych Pub Med – natknąłem się na krótką notkę na temat oszustwa czterech polskich naukowców – pracowników Śląskiej Akademii Medycznej. – Wykorzystał Pan tę wiedzę? – Skontaktowałem się z ówczesnym kierownikiem katedry biochemii oraz z prorektorem ds. nauki, ale... żaden z nich nie chciał ze mną rozmawiać. Zacząłem więc sprawdzać prace głównego plagiatora – dr. hab. Andrzeja Jendryczki – ówczesnego profesora biochemii. Okazało się, że jest on autorem nie jednego, ale co najmniej 50 plagiatów prac amerykańskich i brytyjskich pochodzących z najlepszych czasopism naukowych na świecie. Sprytny naukowiec tłumaczył te publikacje na polski, zapraszał „do współpracy” nic niepodejrzewających innych badaczy z różnych klinik i razem publikowali te zapożyczone prace jako swój „oryginalny” dorobek. – Upowszechnienie tej sprawy miało wpływ na karierę profesora? – Uczelnia, której rektorem był wówczas prof. Zbigniew Religa, początkowo zamiotła sprawę pod rektorski dywan. Na moje listy zareagowały natomiast polskie redakcje, które te artykuły opublikowały. Ich redaktorzy „naciskali” na rektora, aby coś z tym zrobił.
Gdy w styczniu 1998 r. dowiedziała się o aferze „Rzeczpospolita”, wybuchł wielki skandal. Uczelnia wszczęła w końcu postępowanie dyscyplinarne, które przeciągnęło się na wiele lat. W końcu przed paroma laty kolejne władze uczelni ukarały profesora Jendryczkę naganą z zakazem pełnienia funkcji kierowniczych. – Dlaczego plagiatujemy? – Większość ludzi plagiatuje nie dlatego, że są z natury złodziejami, tylko dlatego, że nagle nie mają czasu na napisanie wymaganego od nich tekstu. Plagiatujemy zarówno z lenistwa, jak i z braku zdolności, aby napisać coś oryginalnego. W ubiegłym roku szef indyjskiego urzędu zajmującego się ochroną intelektualną splagiatował swój program naprawczy. To się może zdarzyć prawie każdemu, bo zależy wyłącznie od tego, ile mamy w sobie rzetelności i jak bardzo jesteśmy pracowici. – A jak tłumaczą się plagiatorzy? – Rzadko się zdarza, że przyznają się do plagiatów. „Zapomniałam dać odnośnika” – mówi na przykład pani profesor Grażyna Bartkowiak z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, która przepisała kilkadziesiąt stron pracy swojej magistrantki. Sławomir Owczarski, były rektor Wyższej Szkoły Kupieckiej w Łodzi, przez pięć lat starał się udowodnić przed sądem, że nie jest plagiatorem. Bezskutecznie. Musiał zrezygnować z funkcji rektora, więc mianował się prezydentem i nadal zarządza uczelnią. Doktorat prawnie odebrano mu dopiero po oddaleniu jego kasacji w Naczelnym Sądzie Administracyjnym.
– Łatwo jest wykryć plagiat? – Część sygnałów – zazwyczaj od anonimowych studentów czy asystentów – dociera do mnie pocztą elektroniczną. Źródłem informacji są też sami okradzeni autorzy. Jeśli chodzi o nauki biomedyczne – są specjalne bazy danych, w których znajdują się streszczenia wszystkich opublikowanych na świecie artykułów. Wtedy nietrudno wykryć kant naukowy, ponieważ każda praca ma streszczenie w języku angielskim. A kiedy streszczenie dwóch prac jest identyczne, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nowsza jest plagiatem. Porównuję też streszczenia oraz bibliografie. Kiedy okazuje się, że są podobne lub identyczne – wówczas przeglądam całe prace. W ten sposób wykryłem m.in. pracę pani adiunkt matematyki z uniwersytetu egipskiego, która splagiatowała 11 swoich prac w ten sposób, że brała artykuł sprzed kilkunastu lat na przykład z czasopisma rumuńskiego i wysyłała go – już jako swój – do czasopisma indyjskiego. Czasopism matematycznych jest ok. 10 tysięcy, stąd proceder długo był niewykryty... – A na polskim gruncie? – Robert Makarowicz, prezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego z Zielonej Góry, i jego kolega – Andrzej Skibiński – prezes tamtejszej Regionalnej Izby Obrachunkowej. Obydwaj popełnili plagiat u promotora, notabene sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego, który nie zauważył, że doktoranci przepisali fragmenty pracy, jaką recenzował trzy lata wcześniej. Wydział Prawa Uniwersytetu Łódzkiego pozwolił, żeby wycofali doktoraty „bez plamy na honorze”.
Wprawdzie prokuratura skierowała obie sprawy do sądu, ale jedną sąd umorzył, a druga – przeciwko prezesowi Skibińskiemu – nadal się nie zakończyła. Obaj panowie – prawnicy z zawodu – pracują jako wysocy urzędnicy samorządowi, jak gdyby nigdy nic się nie stało... Takich spraw jest wiele, bo plagiaty są wszędzie – w polityce, w prawie, w dziennikarstwie, a nawet w biznesie. Nie ma dziedziny, w której plagiatów by nie było. – To znaczy, że plagiatują również duchowni? – Stopień patologii w nauce polskiej jest olbrzymi. Plagiatorzy są wszędzie. Wśród księży też. Ksiądz dr hab. Andrzej Małachowski, były prorektor Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, został za plagiat odwołany ze stanowiska. Przewód habilitacyjny został wznowiony, ale jego losów na razie nie znam. Ksiądz dr hab. Aleksander Sobczak, obecny wiceoficjał Trybunału Gnieźnieńskiego, obronił w 1993 roku na katolickim uniwersytecie w Pampelunie pracę doktorską, która przez jego duchowego mentora, dra Józefa Bakałarza, sędziwego już dzisiaj księdza emeryta, została napisana i obroniona na KUL-u 25 lat wcześniej. Dr Sobczak splagiatował też wykład habilitacyjny, który później opublikował w roku 2006 w czasopiśmie naukowym. Odbierają mu za to już od 2 lat habilitację na Wydziale Teologii UAM w Poznaniu. Plagiat jest przestępstwem, ale tamtejsza Prokuratura Rejonowa Poznań-Stare Miasto zawiesiła śledztwo. Po 5 latach przestępstwo się przedawnia i lada miesiąc nie będzie problemu... Pracę doktorską z historii splagiatował też ksiądz
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r. dr hab. Robert Kaczorowski, były prodziekan Akademii Muzycznej w Gdańsku, dziś ksiądz rezydent bazyliki Mariackiej w Gdańsku. Uczelnia zawiesiła postępowanie dyscyplinarne, a ks. Kaczorowski (na marginesie – świetny baryton i aktywny animator kościelnych śpiewów chóralnych) prowadzi wykłady z etyki w innych uczelniach. To są bardzo trudne sprawy. Nikt nie chce się w nie zagłębiać, szczególnie jeśli chodzi o księży czy też pracowników urzędów samorządowych lub ministerstw. – Dlaczego osoby informujące o plagiatach piszą anonimy? – Ludzie, w tym profesorowie zwyczajni, nie chcą się ujawniać w obawie przed reakcją środowiska. To jest olbrzymi nacisk, który miażdży tych, którzy ośmielają się reagować na powszechną nierzetelność w swoim lokalnym środowisku. Kłopoty ma zwykle ten, który rzecz ujawnił, a nie ten, który popełnił plagiat. – Pan ma kłopoty? – Naturalnie. Różnego rodzaju naciski, niechęć, pogróżki, anonimy. Na szczęście ja nie jestem tak bardzo od nikogo zależny. Skala problemu jest olbrzymia. Plagiatów jest mnóstwo, tylko że one są nieznane opinii publicznej. Kiedy na uczelni popełnia plagiat profesor, to jeśli ta informacja nie dostanie się do gazet, wie o tym zaledwie kilka osób, które milczą. Ja o tym piszę, ja to upubliczniam. Zmuszam uczelnie do zajęcia stanowiska. – Z powodzeniem? – Próbuję zapoczątkować różnego rodzaju działania. Zgodnie z obowiązującym prawem, rektor powinien wszcząć postępowanie dyscyplinarne wobec pracownika, który dopuścił się plagiatu. Chociaż uczelnie robią to bardzo niechętnie, komisja dyscyplinarna ma cały zasób kar. Może plagiatorowi zakazać pracy – nawet dożywotnio – albo dać upomnienie. Poza tym plagiat jest przestępstwem ściganym z oskarżenia publicznego. W tym przypadku przedawnienie zachodzi po pięciu latach. Można też autorowi plagiatu, popełnionego na przykład w doktoracie czy habilitacji, odebrać stopień naukowy. Jest to tzw. procedura wznowieniowa, co oznacza, że wznawia się przewody doktorskie czy habilitacyjne. Zdarza się, że tytuły, nawet profesorskie, są w ich wyniku odbierane przez Centralną Komisję ds. Stopni i Tytułów. W ostatnich kilku latach ten centralny urząd państwowy miał kilkanaście takich spraw. – Jak na przykład habilitacja prof. Mirosława Krajewskiego, byłego posła Samoobrony... – Tak, a to była habilitacja obroniona 14 lat wcześniej! Pan profesor powoływał się w niej m.in. na archiwa, które spaliły się w czasie wojny. On twierdził, że studiował je na początku lat 90. W tekście monografii habilitacyjnej było też mnóstwo zapożyczeń z publikacji
innych autorów. Cofnięto mu nadany w 1995 r. stopień doktora habilitowanego. Ostatnio WSA w Warszawie oddalił jego skargę na decyzję Centralnej Komisji. – Są tacy, którzy pozostają bezkarni? – Mnóstwo osób nie poniosło żadnych konsekwencji. To jest ściana obojętności. Dlatego potrzebny jest huk. Trzeba o tym mówić i pisać. To, że wykrywam plagiaty, jest mało ważne. To margines mojej działalności. Ważne jest, że o tym od 9 lat piszę na łamach miesięcznika „Forum Akademickie” i że przynajmniej część tych spraw dochodzi do wiadomości społeczności akademickiej. – Z czego wynika ta powszechna zmowa milczenia? – Poziom rzetelności społecznej w Polsce jest bardzo niski. Środowisko się wzajemnie chroni. W maju 2009 r. urzędującemu rektorowi wrocławskiej Akademii Medycznej, prof. Ryszardowi Andrzejakowi, Centralna Komisja z powodu zarzutu plagiatu i fałszerstwa danych wznowiła przewód habilitacyjny sprzed kilkunastu lat. Wszędzie na świecie rektor wyższej uczelni z takim zarzutem zawiesza pełnienie urzędu do chwili pełnego wyjaśnienia sprawy. Tutaj od ponad roku rada wydziału nie uruchamia postępowania, senat uczelni na taką sytuację nie reaguje, a rektor kieruje uczelnią jak gdyby nigdy nic. – Na świecie obowiązują inne standardy? – Pięciu rektorów w Ameryce musiało zrezygnować z pełnionych funkcji po tym, jak im zarzucono, że dopuścili się plagiatu. Niekiedy dotyczyło to prac sprzed kilkunastu lat. Z kolei światowe czasopisma naukowe publikują noty redakcyjne z tak zwaną retrakcją (czyli wycofaniem pracy), w których informują o wykrytych i udowodnionych plagiatach czy też innych nierzetelnościach naukowych. Retraktowana praca od tej chwili przestaje istnieć. Nie można jej cytować – po prostu przechodzi w niebyt. Jeśli ktoś na nią się powołuje, to najczęściej są to badacze patologii nauki. – Dla zwolenników rzetelności nadchodzą lepsze czasy? – W erze komputeryzacji, kiedy coraz więcej prac naukowych jest skanowanych i przechowywanych cyfrowo, za kilkanaście lat każde napisane zdanie będzie można odnaleźć. Stąd już dziś ostrzegam: nie plagiatujcie, bo was na pewno kiedyś złapią! Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] * dr Marek Wroński – dziennikarz publicysta; na łamach miesięcznika „Forum Akademickie” od 9 lat prowadzi „Archiwum Nieuczciwości Naukowej”, regularnie publikując informacje na temat plagiatów i nierzetelności akademickiej na rodzimym gruncie.
PATRZYMY IM NA RĘCE
13
Pobożna bieda ane statystyczne i sondaże są nieubłagane – związek biedy i braku wykształcenia z silną religijnością jest bezdyskusyjny. Słynny badający opinię publiczną Instytut Gallupa zbadał poziom religijności, zadając w 114 krajach świata pytanie: „Czy religia jest ważną częścią twojego życia codziennego?”. W każdym z krajów zapytano o to osobiście lub telefonicznie po 1000 osób. Trzeba przyznać, że dyskusyjna jest adekwatność tego pytania w badaniu ludzkiej religijności, ale każde inne pytanie też zapewne okazałoby się dyskusyjne. Bo o co właściwie pyta Gallup, dociekając znaczenia religii w życiu rozmówców? Nie pyta o ich osobiste przekonania ani nawet o to, czy wierzą w Boga lub bogów. Interesuje go obecność religii w życiu codziennym, niezależnie od tego czym ta religia jest dla rozmówców. Zatem twierdząco na pytanie Gallupa mogą odpowiedzieć osoby w zasadzie niereligijne z polskiego punktu widzenia. Na przykład wyznawca unitarianizmu powie, że jest człowiekiem religijnym (uczestniczy w obrzędach, należy do religijnej wspólnoty), choć może być... świeckim humanistą. Podobnie ma się na świecie sprawa z setkami milionów buddystów. Większość z nich uważa się za ludzi religijnych, choć wielu nie wierzy w bogów w takim znaczeniu, w jakim zwykle myślą o Bogu (bogach) chrześcijańscy Europejczycy. Istnieje jeszcze jedna kategoria ludzi, którzy na pytanie Gallupa odpowiedzą twierdząco – duchowni różnych wyznań, którzy de facto często są ateistami, albo ludzie praktykujący pod przymusem (na świecie są takich miliony). Religia ma ogromny wpływ na ich życie, ale jest to wpływ zupełnie zewnętrzny. Ponadto w wielu krajach, na przykład islamskich, zapewne nie opłaca się zaprzeczać związkom z religią. Taka szczerość mogłaby zbyt drogo kosztować... Z kolei za człowieka niereligijnego może uważać się ktoś, kto wierzy w Boga, ale kto nie zajmuje się religią. Na przykład deista. Albo miliony tych wszystkich Europejczyków, Kanadyjczyków i Amerykanów, którzy wierzą w „siłę sprawczą wszechświata”, ale nie mają nic wspólnego z jakimkolwiek życiem religijnym – nigdzie nie należą, nigdy się nie modlą. Poczyniwszy te wszystkie zastrzeżenia, które pozwolą nam lepiej zrozumieć poniższe dane i nabrać do nich dystansu, przystąpmy do analizy sondażu. Otóż okazuje się, że na świecie aż 84 proc. ludzi uważa, iż wpływ religii na ich życie jest znaczny. W poszczególnych krajach świata istnieją jednak ogromne różnice, jeśli chodzi o odsetek osób, które odpowiedziały
D
twierdząco. W Bangladeszu, najbardziej religijnym kraju świata, ponad 99 proc. ludności (sic!) deklaruje wielki wpływ religii na swoje życie, a w najmniej pobożnej Estonii – zaledwie 16 proc. Warto dodać w tym miejscu, że badanie nie objęło m.in. zlaicyzowanych Czech oraz niezbyt pobożnych Chin. Brak Chin jest dużą wadą badania, gdyż sytuacja w tym kraju – ze względu na jego rozmiary – ma ogromne znaczenie dla oceny stanu religijności na świecie. Aż dziesięć krajów z sondażu ma ogromny odsetek ludzi przywiązanych do religii – 98 proc. i więcej. Obok Bangladeszu są to: Niger, Jemen, Indonezja, Malawi, Sri Lanka, Somalia, Dżibuti, Mauretania i Burundi. Wszystkie wymienione kraje znajdują się w Afryce lub Azji i wszystkie mają dochód na mieszkańca poniżej 5 tys. dolarów rocznie, czyli są bardzo biedne. Wśród nich Bangladesz, Niger, Malawi, Somalia i Jemen uchodzą za najuboższe i najbardziej zacofane na swoich kontynentach pod każdym względem. W siedmiu z tych najreligijniejszych krajów dominuje islam, w jednym buddyzm (Sri Lanka) i w dwu – chrześcijaństwo (Burundi i Malawi). Wśród krajów najmniej religijnych obok Estonii znajdujemy: Szwecję, Danię, Japonię, Hongkong, Wielką Brytanię, Wietnam, Francję, Rosję, Białoruś. Obok wpływu dobrobytu i dobrego wykształcenia na kiepską sytuację religii w części tych krajów – widać też w pozostałych wpływ komunizmu, który administracyjnie przeciął wymuszony przez tradycję system przekazywania wiary z pokolenia na pokolenie. Tam, gdzie tę kontynuację przerwano, kolejne pokolenia nie widzą potrzeby oddawania się praktykom religijnym. Podważa to lansowaną przez środowiska religijne tezę, że potrzeba wiary jest naturalną i konieczną cechą rodzaju ludzkiego. Polska znajduje się poniżej średniej światowej ze swoimi 75 proc. respondentów deklarujących codzienny wpływ religii na życie. 19 proc. było przeciwnego zdania, co potwierdza znany już fakt, że co piąty Polak jeśli nawet nie jest ateistą lub agnostykiem, to niewiele ma wspólnego z religią. Polska w rankingu znalazła się obok takich potęg cywilizacyjnych jak Armenia, Kirgistan, Mołdawia, Meksyk i Gruzja. A swoją drogą – wpływ religii, w dużej mierze przymusowy, na życie Polaków jest obecnie tak wielki (np. poprzez sklerykalizowane media), że sam zastanawiam się, czy nie zakreśliłbym kratki „tak”, potwierdzając jej znaczenie w moim życiu codziennym. Choć jest to znaczenie absolutnie przeciwne mojej woli i intencjom! MAREK KRAK
14
NIGDY WIĘCEJ!
o jeden z tysięcy podobnych wpisów na gigantycznym serwisie internetowym YouTube, gdzie dosłownie każdy może zamieszczać materiały filmowe i dźwiękowe o dowolnej tematyce. Niestety z potężnych możliwości, jakie daje serwis, korzystają m.in. faszyści, naziści, nacjonaliści, rasiści, członkowie Narodowego Odrodzenia Polski i Obozu Narodowo-Radykalnego, którzy przez propagandę ksenofobicznych treści docierają do coraz większej liczby osób, w tym głównie dzieci, i często skuteczniej niż nam się to wydaje zmieniają ich światopogląd. Na portalu mamy możliwość opisania własnej osoby, poglądów i zachowań, z czego – niestety – większość narodowców skrupulatnie korzysta. W związku z tym bez problemu znajdujemy takie oto autoprezentacje: „Jeśli rasistą jest ten, kto mówi, że Murzyni są średnio głupsi od białych, to ja jestem dumnym rasistą. Dumnym nie z powodu tego, że akurat jestem biały, ale dlatego, że nie dałem sobie wmówić lewicowych bzdur o równości”; „Pie...ę Żydów, Ruskich, nazistów i wszystkich sk...nów, którzy są przeciwko Polskiemu narodowi”; „Jestem stuprocentowym Polakiem, Słowianinem, Katolikiem, patriotą, nacjonalistą, antykomunistą, antysemitą, homofobem, islamofobem, rusofobem”; „Nigdy postawą, zachowaniem nie oddam czci szmacie niebieskiej z gwiazdami. Nigdy nie zaśpiewam pogańskiej »Ody do radości«. Nigdy nie ulegnę poprawności politycznej. Nigdy nie sprzeniewierzę się kulturze, na której wyrosła Polska. Zło zawsze nazwę złem, zboczenie zboczeniem. Jedynymi moimi wartościami wyższymi pozostaną Bóg, Honor, Ojczyzna, Rodzina. W mojej obecności nikt nie ściągnie Orła ani Krzyża”; „Jeśli miłość do swojego kraju to faszyzm – jestem faszystą. Jeśli twierdzenie, że każdy naród ma swoje miejsce na świecie, a między Odrą a Bugiem jest miejsce dla Polaków, to
T
n@cjonaliści.pl Armand. Jestem Polakiem. Mam na imię sy. Tak jak każdy Mam niebieskie oczy i jasne wło ym być małpą Polak jestem nacjonalistą. Mógłb albo Murzynem. Tylko po co? szowinizm – jestem szowinistą. Jeśli konserwatyzm to zacofanie – jestem zacofany. Jeśli wiara jest oznaką głupoty – jestem głupcem. Jeśli uważanie, że homoseksualizm nie jest normalny to nietolerancja – jestem nietolerancyjny”.
To tylko niektóre z treści, jakie prezentują użytkownicy YouTube. Filmy i muzyka przez nich udostępniane są dużo bardziej obrazoburcze i niebezpieczne. Trafiamy na piosenkę rapera Jero „Jestem Polakiem”, w której wokalista śpiewa: „Człowieku, mam coś, z czego mogę być dumny. Jestem Polakiem, na kolana czarnuchy. Krótkie włosy, biała skóra, taki normalny ziom. Podejdź bliżej, czarna kur...o, a zalejesz się krwią”.
Wyjątek? Nic podobnego. Takich zespołów muzycznych są setki, a prym w ich propagowaniu wiodą członkowie i sympatycy Narodowego Odrodzenia Polski i Obozu Narodowo-Radykalnego. Obydwa ugrupowania o stricte nacjonalistycznych poglądach nawołują do walki ze wszystkimi myślącymi inaczej niż oni. „Jeżeli jesteś zdecydowany walczyć w sposób radykalny z wrogami naszego Narodu – wstąp w szeregi Obozu Narodowo-Radykalnego” – czytamy na stronie ONR. Co jeszcze groźniejsze – od lat tego typu ruchy próbują przebić się i zaistnieć w polityce. Spot wyborczy NOP z 2005 roku, emitowany głównie w internecie, przyprawia o gęsią skórkę. Z uwagi na szacunek dla Czytelników „FiM”, zacytujemy tylko kilka łagodniejszych obietnic wyborczych tej skrajnie prawicowej organizacji: „Polska ma być krajem, w którym bandyci dyndają na sznurze, a nie rządzą państwem (...); Każda polska rodzina musi mieć zagwarantowany swobodny dostęp do broni palnej. Po to, by każdemu, kto nastaje na życie i mienie – nasze i naszych najbliższych, wybić to z głowy ostatecznie i raz na zawsze”. Z obrazów prezentowanych w spocie dowiadujemy się też, że stryczek czeka również na homoseksualistów. Co jest bardziej przerażające, to to, że ten pełen fanatycznej nienawiści tekst czyta jeden z najsłynniejszych polskich lektorów filmowych – Tomasz Knapik. ! ! ! Wracamy do YouTube... Propaganda nacjonalistów nie kończy się
tylko na piosenkach. Narodowcy prezentują również obrazki z przeprowadzonych przez nich manifestacji i różnych akcji promujących narodowy radykalizm: demoniczne karykatury Żydów i obecnego rządu, „śmieszne” filmiki pokazujące autentyczne bicie „Innych”, czyli nie-Polaków lub niebiałych. Z zachwytem umieszczają też na swoich stronach wypowiedzi uznanych przez siebie autorytetów: Jarosława Kaczyńskiego (np. jego orędzia), prof. Jerzego Roberta Nowaka (popularny komentator Radia Maryja), Antoniego Macierewicza, Janusza Korwin-Mikkego, Ludwika Wasiaka (prezes Stronnictwa Demokratycznego) i Zofii Kossak-Szczuckiej (bratanica Wojciecha Kossaka), autorki „Dekalogu Polaka”:
„Jam jest Polską, Ojczyzną twoją, ziemią Ojców, z której wzrosłeś. Wszystko, czymś jest, po Bogu mnie zawdzięczasz. 1. Nie będziesz miał ukochania ziemskiego nade mnie. 2. Nie będziesz wzywał imienia Polski dla własnej chwały, kariery albo nagrody. 3. Pamiętaj, abyś Polsce oddał bez wahania majątek, szczęście osobiste i życie. 4. Czcij Polskę, Ojczyznę twoją, jak matkę rodzoną. 5. Z wrogami Polski walcz wytrwale do ostatniego tchu, do ostatniej kropli krwi w żyłach twoich. 6. Walcz z własnym wygodnictwem i tchórzostwem. Pamiętaj, że tchórz nie może być Polakiem.
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r. 7. Bądź bez litości dla zdrajców imienia polskiego. 8. Zawsze i wszędzie śmiało stwierdzaj, że jesteś Polakiem. 9. Nie dopuść, by wątpiono w Polskę. 10. Nie pozwól, by ubliżano Polsce, poniżając Jej wielkość i Jej zasługi, Jej dorobek i Majestat”. ! ! ! Ostatnio najmodniejszym tematem wśród „prawdziwych Polaków patriotów” jest oczywiście katastrofa pod Smoleńskiem. Według nich, wszystkiemu winien jest rząd, Ruscy i Szwaby. „Dzieli nas 19 lat od upadku ZSRR, w którego czasach potajemnie mordowano z zimną krwią wrogów politycznych. Czy w tak krótkim czasie mogłaby się zmienić psychika ludzi zarządzających Rosją?” – pisze jeden z użytkowników portalu. Inny z miejsca wskazuje winowajców: „Zabili prezydenta i wszystkich innych. Każdy świadek czy człowiek, który by mógł coś powiedzieć, zostanie też zabity. To jest ruska polityka”. Znalazł się też znawca firm remontujących tupolewy. „Prezesem firmy remontowej jest zięć Putina. No i wszystko jasne. Teraz tylko „POlszewki” wygrają w wyborach tych najbliższych (a na to się zanosi) i mamy na długie lata „neoPRL”. Właściciele nacjonalistycznych kont opatrzonych wirtualnymi pseudonimami takimi jak UpioryPrzeszlosci, WielkaZmoraPolski, ANTYgERMANY, PolskiPatriota996, FalangaPolska, KatolikPL itp., zachęcają również do odwiedzania stron internetowych o podobnej tematyce. Znakomitą większość tych „Prawdziwych Polaków katolików” łączy zamiłowanie do antysemity i skrajnego narodowca Romana Dmowskiego (patron wielu placów i ulic III RP). Człowieka, który uważał, że „gdyby Polska nie miała tylu Żydów, nigdy by nie było rozbiorów”. Jego prawą ręką był dziadek Romana Giertycha – Jędrzej Giertych,
15
jeden z przywódców Stronnictwa Demokratycznego. Mało kto z prominentnych polskich nacjonalistów wie, że Dmowski był antyklerykałem i nawet nie założył rodziny – tak ważnej dla tej ideologii. ! ! ! Skrajnie prawicowe poglądy znajdujemy w sieci na każdym kroku. Strony internetowe, filmy, muzyka, opowiadania, zdjęcia może obejrzeć każdy, bez najmniejszego problemu. Co możemy zrobić? W artykule 256 Kodeksu karnego czytamy: „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści
na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”, a w art. 13 Konstytucji RP: „Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa”. Każdy duży serwis internetowy daje możliwość zgłaszania administratorom treści obraźliwych, nawołujących do nienawiści, przestępstwa, niecenzuralnych czy niezgodnych z prawem. Po naszej interwencji z kilkuset znalezionych przez nas kont zawierających
wyżej wymienione treści zablokowano blisko sto. Każdy z Was może w tej sprawie zrobić coś podobnego, do czego oczywiście bardzo zachęcamy. Istnieje jednak w internecie strona najbardziej przerażająca. Umieszczona na amerykańskim serwerze wprost namawia do fizycznego likwidowania wszystkich nie-Polaków i gejów. To „Redwatch”. Pierwszy z wielu tekstów zamieszczonych na tym portalu brzmi tak: „Inicjatywa Redwatch jest w prostej linii kontynuacją udanych akcji tego typu, jakie mają miejsce w Wielkiej Brytanii i Niemczech. Redwatch Polska jest informacją, że środowiska patriotyczne istnieją i mają się dobrze. To także odpowiedź na inicjatywy spod szyldu »Nigdy Więcej«, ich przyjaciół w mediach i wszelkich ugrupowań mieniących się jako Antifa oraz kłamstwa wypisywane na nasz temat.
Celem Redwatch Polska jest zbieranie wszelkich możliwych informacji (zdjęcia, adresy, numery telefonów i tablic rejestracyjnych samochodów etc.) na temat osób trudniących się działalnością antyfaszystowską, antyrasistowską, kolorowych imigrantów, działaczy lewackich stowarzyszeń i wszelkiego rodzaju sympatyków i aktywistów szeroko rozumianego lobby homoseksualnego oraz pedofili. Poprzez Redwatch chcemy uświadomić środowiskom, które są nam przeciwne, że to, co wiedzą na nasz temat, jest niczym w stosunku do wiedzy, jaką posiadamy o nich. Są tylko dwie strony – nasza i ta druga. Jeżeli rozpoznasz którąś osobę na zdjęciu (Katalog zdjęć jest ciągle
aktualizowany), a znasz jej adres, telefon lub tablice rejestracyjne samochodu, daj znać na maila. PAMIĘTAJ MIEJSCA, TWARZE ZDRAJCÓW RASY ONI WSZYSCY ZAPŁACĄ ZA SWOJE ZBRODNIE LEPIEJ BYĆ FASZYSTĄ NIŻ PEDAŁEM”. ! ! ! Pomimo ponawianych monitów Komendy Głównej Policji, polskiego MSZ, a nawet Interpolu, Amerykanie konsekwentnie odmawiają likwidacji serwera „Redwatch”, zasłaniając się wolnością. Pięknie to pojmowana wolność. Wolność, która innym odmawia prawa do wolności i życia. ARIEL KOWALCZYK
16
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Nauka z bożej łaski Wyższe uczelnie Lublina organizują studentom i mieszkańcom imprezę, której nie powstydziłoby się słynące z mroków średniowiecze. ocząwszy od 18 września 2010 roku lublinianie będą mogli wziąć udział w następujących wykładach: „Współczesne zagrożenia duchowe. Spotkanie z egzorcystą”, „Podróż po Wielkiej Brytanii śladami Jana Pawła II”, „Czy – i jak – da się zmierzyć świętość Jana Pawła II?”, „Czy nauka była przygodą życia Jana Pawła II?”, „Święci, anioły i kwiatki. Skąd wzięły się i co przedstawiają obrazki święte?”, „Pasja Mela Gibsona – teologiczne pułapki”. Czyżby to był program seminarium teologicznego? A może jakiś festiwal kościelny? Nic z tych rzeczy. To tematy VII Lubelskiego Festiwalu Nauki. Wszystkie powyższe tematy przygotowano na KUL-u, który jest jednym ze współorganizatorów lubelskiego naukowego festiwalu. Jak można oczekiwać, że młodzież poważnie będzie traktować naukę, jeśli w ramach jej popularyzacji sprzedaje się jej takie banialuki? Dodajmy, że to jedynie niektóre święte tematy, jakie oferuje festiwal, za przeproszeniem, naukowy. Wykład „Rzut oka na symbole religijne” dr Tatali, która swoje szlify naukowe musiała zdobyć na rozprawie o konsystencji piekła, reklamowany jest następująco: „Symbol religijny wywołuje w odbiorcach poczucie tego, że mamy do czynienia z czymś niezwykle ważnym. Ważność ta wyraża się w tym, iż odnosi się on do osobowej i pozytywnej relacji człowieka do Boga. Relacja ta jest religijnością, którą tworzą następujące dziedziny: świadomość, uczucia, decyzje, więź ze wspólnotą osób wierzących, praktyki, odniesienie do dobra i zła moralnego, doświadczenie i świadectwo życia wraz z poczuciem tajemnicy. Stąd też w pracy dydaktyczno-wychowawczej warto zwrócić uwagę na to, iż symbol przyczynia się do poszerzenia świadomości religijnej, wzbogacania sfery emocjonalnej i decyzyjnej, dzięki czemu wpływa na porządkowanie wielu wymiarów ludzkiego życia”.
P
Fot. Ritamo
Co ma wspólnego „poszerzanie świadomości religijnej” z działalnością naukową i akademicką, to wie chyba tylko sam abp Życiński. W wykładzie „Darwin versus 7 dni stworzenia. Jakie ewolucje akceptuje Kościół?” jakiś młody ksiądz i jego pilny student wyjaśnią, co z teorii ewolucji można zaakceptować, a co należy odrzucić. Organizator naukowy tak reklamuje wykład: „Tezy stawiane przez przyrodników są nierzadko metodologicznie nieuprawnione. Referat będzie miał na celu naświetlenie problematyki ewolucji w kluczu teologicznym i filozoficznym. Będzie to próba namysłu nad tym, które z paradygmatów przyrodników są do przyjęcia, a które stoją w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem i nauką o stworzeniu świata ex nihil”. Nie rozumiem, dlaczego przy takim uświęconym opisie organizator nie podaje przy stopniu naukowym prelegenta jego szarży kapłańskiej. W wykładzie „Czy nauka była przygodą życia Jana Pawła II?” Jan Paweł II prezentowany jest jako model naukowca. Uczestnicy będą się również mogli dowiedzieć, jakie kryteria musi spełniać nauka, aby była ubogacająca i nie siała sceptycyzmu religijnego. Kolejny wykład – „Święci, anioły i kwiatki. Skąd wzięły się i co przedstawiają obrazki święte?” – rozbraja swym infantylizmem. Oto zapowiedź: „W większości naszych domów możemy znaleźć małe obrazki święte, powkładane pomiędzy karty Biblii, książeczek do nabożeństwa czy śpiewników, pochowane w szufladach, czasem używane jako zakładki w czytanych książkach, nosimy je w torebkach, portwelach, często towarzyszą nam w podróży. Ale co najważniejsze, są pamiątkami po ważnych wydarzeniach z życia wspólnoty Kościoła. Celem projektu jest przedstawienie, w jaki sposób powstawały „obrazki święte”, co przedstawiają i jaką rolę spełniały w społeczeństwie”. Błąd ortograficzny w tej zapowiedzi harmonijnie współgra z poziomem
umysłowym sprawców i „targetu”. A musi ich być sporo, bo miejsc brak. Kolejny eksponat z galerii osobliwości nauki polskiej: „Czy – i jak – da się zmierzyć świętość Jana Pawła II?”. Słynny problem średniowiecznych teologów „Ile diabłów zmieści się na główce od szpilki” – jako żywo przeniesiony w wiek XXI. Aż cztery razy będą ten wykład na festiwalu powtarzać i wiadomo już, że na trzech wykładach sale wypełnione będą po brzegi. W wykładzie „Pasja Mela Gibsona – teologiczne pułapki” ksiądz Ryszard Podpora będzie wyjaśniał „ukryte przesłanie” hollywoodzkiej produkcji i jej powiązanie z Pismem Świętym, aby pozwolić uczestnikom na „bardziej efektywną recepcję orędzia filmu”. Tak doposażony intelektualnie słuchacz będzie sprawniej odczytywał orędzia przyrody i kosmosu sławiące chwałę Bożą. W „Podróży po Wielkiej Brytanii śladami Jana Pawła II” Kościół nauczy naszych rodaków, dla których coraz częściej Wielka Brytania staje się drugą ojczyzną, gdzie szukać miejsc świętych i śladów stóp Wielkiego Polaka, aby na tej bezbożnej i pełnej herezji wyspie zachować rodzimy zapał religijny. Największym hitem kitem tego festiwalu pseudonauki katolickiej jest niewątpliwie spotkanie z egzorcystą. Oto zapowiedź: „Współcześnie narasta problem zainteresowania okultyzmem, wróżbiarstwem, magią i satanizmem. Stąd uzasadnione jest, by mówić o złu, jakie niesie ze sobą podejmowanie tego rodzaju praktyk. Zagrożenie w nich tkwiące sprowadzić należy do nieodpowiedzialnego wystawiania się przez człowieka na działanie szatana. Poza tym uwidacznia się coraz wyraźniej kryzys moralno-duchowy zarówno w wymiarze indywidualnym, jak i społecznym. Zanika poczucie grzechu, co należy łączyć ze stylem życia, w którym często nie ma już miejsca dla Boga. Przynosi to jednak nieuchronnie duchową pustkę w ludzkiej egzystencji, a to również sprzyja
większej podatności na oddziaływanie złego ducha. Głównym przedmiotem spotkania z księdzem egzorcystą w ramach niniejszego projektu będzie ukazanie prawdy o obecności grzechu i szatana w naszych czasach. Zostaną omówione rodzaje oddziaływania szatana, tj. kuszenie, dręczenie i opętanie. Zaproszony ksiądz dokona także biblijno-teologicznej interpretacji działania złego ducha, ukazując przy tym Jezusa Chrystusa jako Zwycięzcę śmierci, piekła i szatana, a chrześcijanina jako człowieka wyzwolonego od panowania złego ducha. Gość projektu wskaże ponadto sposoby, jakie każdy chrześcijanin ma do dyspozycji, by bronić się przed oddziaływaniem szatana. Omówi więc znaczenie sakramentów, modlitwy i uczynków pokutnych. Szerzej przedstawi modlitwę o uwolnienie i problematykę egzorcyzmów”. Ktoś, kto widzi diabła czy anioła, powinien iść do psychiatry. Niejeden halucynogen elegancko indukuje w mózgu tego rodzaju objawienia. W filmie „Altered States” (Odmienne stany świadomości) pokazano religijne działanie muchomora czerwonego oraz dimetylotryptaminy. Pacjentka wkrótce po podaniu jej tego ostatniego relacjonuje przejęta: „Czuję jakby moje serce zostało dotknięte przez Chrystusa”. Oczywiście nie zawsze dla tego rodzaju wizji potrzebny jest chemiczny dopalacz. Pewien procent tych zjazdów kończy się bad tripem i wtedy nawet święty widzi diabła. W reakcji na religijne bad tripy pojawili się egzorcyści. Należy jednak skończyć z uprzywilejowanym traktowaniem halucynacji religijnych. Jeśli trudno jest nam zaakceptować egzorcystów w przestrzeni publicznej, to jak może czuć się naukowiec czy racjonalista, jeśli dowiaduje się, że grupa szarlatanów, która dorwała się do urzędów naukowych w Polsce, oszukuje młodych ludzi, oferując im w ramach festiwalu NAUKI wykłady z egzorcyzmowania?
W świetle takich symptomów, bo tych wykładów inaczej jak symptomami nazwać nie sposób, należy czytać ponownie „Antychrysta” Nietzschego, który do Kościoła podchodził jako lekarz i psycholog: „Wiara obdarza niekiedy błogością, błogość nie czyni jeszcze żadnej idée fixe prawdziwą ideą, wiara nie przenosi gór, z pewnością natomiast wznosi góry tam, gdzie ich nie było: krótka przechadzka po domu wariatów pozwala zdobyć dostateczną co do tego jasność. Lecz nie kapłanowi: instynktownie przeczy on bowiem, że choroba jest chorobą, że dom wariatów jest domem wariatów. Chrześcijaństwo potrzebuje choroby, mniej więcej tak, jak Grecy potrzebowali nadmiaru zdrowia – wywoływanie choroby jest ukrytym zamiarem całego systemu procedur leczniczych Kościoła. A sam Kościół – czy nie jest katolickim domem wariatów jako ostatecznym ideałem? Cała ziemia jako dom wariatów? – Człowiek religijny, taki, jakim chce go mieć Kościół, jest typowym dekadentem; moment, w którym kryzys religijny opanowuje lud, charakteryzują zawsze epidemie nerwowe; »świat wewnętrzny« człowieka religijnego do złudzenia przypomina »świat wewnętrzny« ludzi rozdrażnionych i wyczerpanych; »najwyższe« stany, które chrześcijaństwo ukazuje ludzkości jako wartość nad wartościami, są formami epileptoidalnymi – Kościół ogłaszał świętymi in maiorem dei honorem tylko obłąkanych bądź wielkich oszustów...”. Choć na niejednej imprezie pod nazwą festiwal nauki przemycano niemało pseudonauki i ludzie Kościoła są na nich zawsze reprezentowani, to takiego nagromadzenia – pod szyldem nauki – zabobonów, idiotyzmów i infantylizmu, jak na VII Lubelskim Festiwalu Nauki nie spotkałem jeszcze nigdzie. Nie wiem, czy organizatorzy festiwali naukowych w Polsce pozostają ze sobą w jakimś kontakcie i współpracy, ale uważam, że powinni zareagować na to, co pod szyldem festiwalu nauki dzieje się na naszej „ścianie wschodniej”. Inaczej będzie to oznaczało kompromitację idei festiwalu naukowego w Polsce. KUL zdominował lubelski festiwal, ale nie jest jedynym jego organizatorem. Poza nim są jednostki naukowe o lepszej renomie, jak UMCS, Uniwersytet Medyczny, Politechnika Lubelska, Państwowy Instytut Badawczy w Puławach, Instytut Medycyny Wsi, Instytut Europy Środkowo-Wschodniej czy Instytut Agrofizyki PAN. Czy współorganizatorzy zgadzają się na firmowanie mierzenia świętości, wypędzania diabła oraz poszerzania świadomości religijnej w ramach popularyzowania nauki w społeczeństwie polskim? W razie niewycofania tych głupot z programu proponuję bojkot lubelskiego festiwalu naukowego. Albo religia, albo nauka! MARIUSZ AGNOSIEWICZ
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Kajdanki dla Papy Plany ugrupowania, na czele którego stoją prof. Richard Dawkins (na zdjęciu), krytyk religii i ateista, oraz aktywista obrony praw obywatelskich Peter Tatchell, zapowiadające aresztowanie Benedykta podczas jego wizyty w Szkocji i Anglii, uważane były za akcję propagandową. Teraz okazuje się, że papież może autentycznie poczuć kajdanki na nadgarstkach. Podczas festiwalu Spirituality and Peace, który odbył się pod koniec sierpnia w Edynburgu, wypowiadał się czołowy ekspert w dziedzinie prawa międzynarodowego Philippe Sands. Odpowiadając na pytanie w trakcie publicznej debaty, oświadczył, że aresztowanie Benedykta byłoby legalne i jak najbardziej możliwe. Jeśli istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa
i przestępstwo to jest ścigane na mocy kodeksów prawnych wszystkich krajów świata, wówczas spełnione są kryteria, jakich prokuratura potrzebuje do wystawienia nakazu aresztowania – wyjaśnił prof. Sands. „Kiedy ktoś wjeżdża do danego kraju, na przykład Szkocji lub Anglii, lokalne prawo bierze górę nad prawem międzynarodowym. Wówczas każdy może przedstawić organom ścigania dowody popełnienia przestępstwa i jeśli zostaną one uznane za wiarygodne, wstępny nakaz aresztowania może zostać wydany bez przeszkód. Prywatni obywatele bez żadnych wątpliwości mają prawo to uczynić podczas pobytu papieża na ziemi angielskiej. Sam jestem wielkim zwolennikiem tego modelu”. Dokładnie w ten sam sposób, stosując to samo prawo, aresztowano
Śmiercionośna wiara owiat Clacamas w stanie Oregon jest obszarem, gdzie dzieci, które z powodzeniem mogłyby żyć – umierają. I dzieje się tak od lat dlatego, że mieści się tam Kościół Followers of Christ – Naśladowców Chrystusa.
P
w roku 1998 chilijskiego dyktatora Augusto Pinocheta. Wiedząc o istnieniu i potencjalnej skuteczności tego prawa – dodał Sands – także były brytyjski premier Tony Blair musi się dobrze zastanowić, zanim przyjmie zaproszenie na podpisywanie swych książek gdzieś za granicą, bo może znaleźć się w areszcie pod zarzutem współudziału w zbrodniach wojennych w Iraku. Tę interpretację zaaprobował inny wybitny prawnik szkocki, Aamer Anwar, specjalizujący się w prawach człowieka. Przedstawił się jako zwolennik „dania większej władzy ludziom przy egzekwowaniu reguł prawa i praw ludzkich w sytuacjach, w których nie budzi to zastrzeżeń moralnych”. JF
Nikt się nie odważy Głównym powodem rozplenienia się przestępstw seksualnych kleru po całym świecie jest to, że proboszczowie, biskupi, arcybiskupi, kardynałowie i papieże czynili wszystko co w ich mocy, aby skandal pedofilii nie wydostał się poza mury kościelne. Żeby winnych rozliczać wedle reguły: skrucha, pokuta, wybaczenie. Różne kraje, różne stanowiska w hierarchii, ludzie o różnych osobowościach, zarówno konserwatyści, jak i liberałowie (vide: ostatnio kardynał Danneels) i tak zdumiewająca konsekwencja postępowania. Prawie nikt nigdy nie odważył się złamać zmowy milczenia, nawet w obliczu bezprzykładnej czasem deprawacji sprawców, którzy powodowali nieobliczalne, wieloletnie cierpienia dzieci i ich rodzin, zupełnie bezkarnie niszcząc ich życie... Dlaczego nikt nie zawiadomił policji ani nie dał znać prokuraturze? Czemu nie przeciął jątrzącego się ropnia, skoro było to przecież – gdy spojrzymy perspektywicznie – w interesie reputacji Kościoła? Skąd ta solidarność w zaprzaństwie? Odpowiedzi najlepiej, jak zawsze, szukać pod latarnią, gdzie jest najciemniej. Oto ona: „Czy odważy się ktoś z was, gdy zdarzy się nieporozumienie z drugim, szukać sprawiedliwości u niesprawiedliwych? Czy nie wiecie, że święci będą sędziami tego świata?
Filipiny są nieomal azjatycką kalką Polski. 80 proc. mieszkańców to katolicy. Kościół miesza się do wszystkiego, dyktuje warunki, poucza i karci władze. To się długo udawało, ale era dominacji kruchty ma się chyba ku końcowi. Jeszcze w lutym, przed majowymi wyborami, Kościół wywarł na rząd i parlament wystarczający nacisk, by upadł ważny projekt ustawy o zdrowiu reprodukcyjnym. Uwalona ustawa zobowiązywałaby rząd do zapewnienia Filipińczykom
A jeśli świat będzie przez was sądzony, to czyż nie jesteście godni wyrokować w tak błahych sprawach? Czyż nie wiecie, że będziemy sądzili także aniołów? O ileż przeto sprawy doczesne! Wy zaś, gdy macie sprawy doczesne do rozstrzygnięcia, sędziami waszymi czynicie ludzi za nic uważanych w Kościele! Mówię to, aby was zawstydzić. Bo czyż nie znajdzie się wśród was ktoś na tyle mądry, by mógł rozstrzygnąć spory między swymi braćmi? A tymczasem brat oskarża brata, i to przed niewierzącymi. Już samo to jest godne potępienia, że w ogóle zdarzają się wśród was sądowe sprawy. Czemuż nie znosicie raczej niesprawiedliwości? Czemuż nie ponosicie raczej szkody? Tymczasem wy dopuszczacie się niesprawiedliwości i szkody wyrządzacie, i to własnym braciom? Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego?”. Któż jest autorem tej instrukcji postępowania – pod groźbą piekła? To święty Paweł w pierwszym liście do Koryntian! Dokument jest słabo nagłośniony, ale dyktat twórcy Kościoła jest wiążący... I te wytyczne św. Pawła przekonują, że absolutnie nie można liczyć na to, aby Kościół i jego pracownicy kiedykolwiek uczciwie i obiektywnie do tego skandalu podeszli – musieliby przecież sprzeniewierzyć się Pismu Świętemu. TW
Odwilż na Filipinach kompleksowego planowania rodziny, włączając w to dystrybucję środków antykoncepcyjnych. Być może utrącenie ustawy było jednym z ostatnich triumfów Kościoła. Badania sondażowe wykazały, że 70 proc. z 92 mln filipińskich katolików nie zgadza się z hierarchią i opowiada się za prezydentem, który popiera prawo kontroli
17
urodzin wszystkimi dostępnymi środkami. Filipiny mają jeden z najwyższych wskaźników urodzin w południowej Azji – 2 proc. rocznie. Komisja populacyjna ostrzega, że przy takim tempie urodzin populacja tego niewielkiego kraju wzrośnie w 2040 roku do... 184 mln ludzi, co wywoła ogromne problemy społeczne. PZ
19 listopada rozpoczyna się proces przeciwko Dale’owi i Shannon Hickmanom, młodemu małżeństwu oskarżonemu o pozbawienie życia własnego syna. Syn urodził się rok temu i jako wcześniak wymagał intensywnej opieki lekarskiej. Nie było to możliwe z powodu stanowczego sprzeciwu rodziców, którzy byli członkami Followers of Christ, a tam wpojono im, że opieka medyczna jest niedopuszczalna, że wyleczenie gwarantują wyłącznie modlitwy i nacieranie świętymi olejkami. Dziecko zmarło z powodu zapalenia niedorozwiniętych płuc, choć po zastosowaniu odpowiedniej terapii mogłoby żyć. Podczas pierwszej wstępnej rozprawy w sądzie Hickmanom towarzyszyło kilkudziesięciu członków Kościoła. Małżeństwo oświadczyło, że nie poczuwa się do winy i zostało zwolnione po opłaceniu kaucji w wysokości ćwierć miliona dolarów. W sumie... jak wierzący człowiek może czuć się winnym, skoro zdał się na wolę bożą? W ciągu minionych dwu lat w powiecie Clacamas z religijnych powodów umarło także dwoje innych dzieci, których rodzice należeli do tego
samego Kościoła. W marcu 2008 roku 15-miesięczna Ava Worthington zmarła z powodu zapalenia płuc i zakażenia krwi, które to choroby zdaniem lekarzy z powodzeniem można było wyleczyć. Sąd uwolnił rodziców od zarzutu spowodowania śmierci i skazał za „kryminalne zaniedbanie”. Odsiedzieli 2 miesiące. W lipcu 2008 r. z powodu komplikacji urologicznych zmarł leczony modlitwami i olejkami 16-letni Neil Beagley. Można go było uratować, gdyby rozpoczęto terapię nawet jeszcze w dniu, w którym nastąpił zgon. Rodzice dostali 16-miesięczny wyrok. W ciągu minionych 30 lat zmarło z powodu nieleczenia ponad 20 dzieci członków Kościoła „naśladowców”. W roku 1999 stanowa legislatura zdelegalizowała możliwość obrony z powołaniem się na wiarę w leczenie modlitwą; dopiero od tego czasu prokuratorzy zyskali możliwość interwencji. Oczywiście pojedyncze procesy i łagodne wyroki niczego nie zmienią, dopóki nie pociągnie się do odpowiedzialności duchownych i nie zdelegalizuje śmiercionośnej wiary. CS
Niepokalane do lizania to coraz częstszy sposób na skuteczną reklamę. Ekologiczne lody brytyjskiej firmy Antonio Federici Gelato Italiano będą sprzedawać się znakomicie, bo zapewnił im to Kościół i wierni.
O
W kilku pismach angielskich pojawiły się ostatnio dwie reklamy lodów, na które nie sposób nie zwrócić uwagi. Pierwsza ukazuje śliczną zakonnicę z sugerującym ciążę, dużym brzuszkiem pod habitem i opakowaniem lodów na dłoni. Towarzyszy temu informacja dotycząca produktu: „Niepokalanie poczęte”. Druga reklama przedstawia dwu przystojnych panów księży zapatrzonych w siebie, z ustami w odległości 10 cm. Jeden z duchownych trzyma pudełko lodów, a napis głosi: „Wierzymy w ślinienie się”. Chodzi o grę słów salvation–salivation, z których pierwsze znaczy zbawienie, a drugie – ślinienie. Zaraz po inicjacji kampanii reklamowej pobożni ludzie pospieszyli z akcją, która jest kolejnym dowodem skuteczności reklamy: Złożyli skargę do urzędu, cenzurującego reklamy pod kątem obyczajowo-moralnym. Doszło do obrazy uczuć wierzących – oskarżają. Ich atak wspomaga Kościół: biskup John Jukus twierdzi, że reklama jest „poniżeniem religii” i „stanowi niebezpieczeństwo dla dobra kultury”.
Autorzy reklamy kontrują, że odwołuje się do „zakazanej pokusy Włochów”, jaką jest pałaszowanie lodów. Kierownictwo Antonio Federici Gelato argumentuje, że firma straci znaczne sumy, jeśli wycofa reklamy na początku kampanii. Trudno pojąć, że pobożność musi nieodzownie łączyć się z brakiem poczucia humoru. Bądź co bądź, reklamiarze nie ciskają kalumnii przeciw Wszechmogącemu – robią sobie tylko niewinne żarciki, których obiektem są Jego sługi. Zdolne, jak wiadomo, do wielu znacznie bardziej grzesznych poczynań niż pokazane w reklamach. TW
18
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Oto pomysł roku! ...który zrujnuje firmy ochroniarskie. Jak zapewnić sobie 24-godzinną ochronę domu za darmo? Chciałbyś, aby twojego domu przez 24 godziny na dobę pilnowało kilka osób, i to całkowicie za darmo? Podaję przepis, jak to osiągnąć bez większego wysiłku. Zwykle jest tak, że chcąc zapewnić sobie ochronę naszej posesji, musimy liczyć się ze sporym wydatkiem. W najprostszej wersji będziemy mieć po prostu alarm, którego sygnał wezwie patrol agencji ochrony. Oczywiście, o wiele lepiej byłoby mieć na miejscu jakichś strażników przez 24 godziny, ale to już kosztuje majątek. Można to jednak załatwić, i to niemal całkowicie za darmo. Oto instrukcja krok po kroku: 1. Ustaw w widocznym miejscu przed swoim domem, najlepiej tuż przy płocie, gigantyczny, przynajmniej czterometrowy krzyż. 2. Pod krzyżem umieść zdjęcie Lecha i Marii Kaczyńskich, kilka zniczy i wiązanek kwiatów. 3. Wszystkim, którzy będą cię pytać, o co chodzi, mów, że 30
lat temu ten dom odwiedziła prezydencka para. Plotka w miarę szybko powinna się roznieść po mieście. 4. Gdy zauważysz, że pod krzyżem zaczynają się kręcić przypadkowe osoby, które również składają kwiaty, zacznij im dyskretnie wspominać, że otrzymujesz już różne telefony od policji i władz miasta, abyś usunął krzyż, ale zapewniaj, że się nie poddasz. 5. Zacznij organizować spotkania różańcowe pod krzyżem, aby możliwie dużo ludzi zaczęło się tam pojawiać. 6. Podczas jednego z takich spotkań powiedz zgromadzonym, że policja zapowiada usunięcie krzyża i spytaj, czy ktoś mógłby go pilnować, kiedy ciebie nie ma w domu. 7. Dalej pójdzie już z górki: możesz być pewien, że społeczność sama zadba o rozpiskę dyżurów pod twoim domem; ochronę będziesz miał zapewnioną. Żaden złodziej nie odważy się zbliżyć do twojej posesji. Z wyrazami szacunku Piotr Hawrył
Pani pozna Pana 60-letnia panna, 160 cm wzrostu, niezależna finansowo, z własnym mieszkaniem – pozna pana stanu wolnego w wieku do 65 lat. Północna Wielkopolska (1/a/38) Samotna, z nadwagą, 170 cm wzrostu, 64 lata, realistka dostrzegająca fałsz religii – pozna Pana z inteligencją i doświadczeniem życiowym, o zdrowym ego, zdolnego do szczerej przyjaźni, o świeckiej orientacji i intuicji. Uciążliwe nałogi wykluczone. Chrzanów (2/a/38) 72-letnia samotna wdowa, ateistka, bez zobowiązań, niezależna finansowo, uczciwa – pozna Pana w zbliżonym wieku, najchętniej z Olsztyna lub Wybrzeża, aby resztę życia przeżyć w zgodzie, szacunku, przyjaźni i być dla siebie wsparciem. Olsztyn (3/a/38) Emerytka, 63/160/60, o poglądach lewicowych i ateistycznych, pozna Pana do lat 70, z wykształceniem średnim lub wyższym. Bydgoszcz (4/a/38)
Konkurs foto „Koń, jaki jest, każdy widzi” – napisał ks. Benedykt Chmielowski. Niby tak, ale taki koń jak Favonius zdarza się nieczęsto. Po prostu sKOŃczony z niego KOŃceptualista. KOŃskie zdrowie musi mieć nasza Czytelniczka Magdalena do tak przeintelektualizowanego zwierzaka. Gratulujemy pomysłu. Czekamy na Wasze kolejne zdjęcia.
hciałbym się jeszcze odnieść do sytuacji dzisiejszej lewicy. Gdyby Miller nie popełnił (nomen omen) kardynalnych błędów, lewica nie zdołowałaby z 40 proc. do 5 proc., ale było, minęło... Zastanawia mnie fenomen PO. Po trzech latach rządów ma poparcie sięgające 50 proc. Moim zdaniem, jednym z powodów jest to, że Platforma to partia bezideowa – typowa partia władzy. Objęła swoim zasięgiem przestrzeń publiczną od lewa do prawa, każdy w jakiejś części może się z nią identyfikować, od klerykała po umiarkowanego lewicowca, do tego jeszcze charyzmatyczny w PR Tusk, i mamy wytłumaczenie
C
Pan pozna Panią Mirosław, rencista socjalny, wykształcenie zawodowe, transwestyta – pozna tolerancyjną, uczciwą i szczerą, do wspólnego zamieszkania nad morzem. Woj. zachodniopomorskie (1/b/38) Lesław, 62 lata, wzrost 170 cm – pozna zgrabną Panią. Wiek nie gra roli. Woj. śląskie (2/b/38) Wdowiec, emeryt, 73/175/90, wykształcenie średnie, niezależny, z małym M i samochodem, bez rodziny, zaradny – pozna Panią z własnym mieszkaniem lub domkiem. Katowice (3/b/38) Wolny wdowiec, 72 lata, 162 cm wzrostu, wykształcenie średnie, wszechstronne zainteresowania, bez nałogów i zobowiązań, tolerancyjny, uprzejmy, koleżeński, z własnym mieszkaniem – pozna miłą i szczupłą Panią, trochę młodszą, zdecydowaną na dalsze życie we dwoje. Katowice (4/b/38) Sympatyczny 26-latek pozna równie sympatyczną Panią w wieku 26–36 lat. Łódź (5/b/38) Ustatkowany 28-latek, wesołek, pozna Panią w wieku 26–46, chętną do życia we dwoje. Sztum (6/b/38) Miły 24-latek pozna Panią w wieku 25–35 lat w celu nawiązania przyjaźni. Razem możemy więcej niż każde z nas osobno. Łódź (7/b/38)
Platforma na lewicy tego fenomenu. PiS się w dużym stopniu radykalizuje, więc lewica powinna to wykorzystać i utworzyć coś na kształt Platformy, tylko po lewej stronie. SdPl wyszedł z propozycją utworzenia jednej listy na lewicy w nadchodzących wyborach. Czas skończyć z waśniami i przyjąć ich propozycję. Jak pisałem kiedyś, najlepszym wariantem byłaby koalicja od socjalliberalnej SdPl, poprzez umiarkowane SLD-UP, aż po antyklerykalną RACJĘ PL oraz pozostałe pomniejsze ugrupowania,
Darek, 40 lat, 177 cm wzrostu, zodiakalny Rak, dobrze zbudowany szatyn, zainteresowany sportem i wędkarstwem, ceniący szczerość i uczciwość, pozna swoją drugą połowę – Panią do 35 lat, w celu matrymonialnym. Świdnica (8/b/38) Ryszard, 37 lat, wysoki i ponoć przystojny, zodiakalny Baran, uczciwy, szczery, z pozytywnym nastawieniem do życia – pozna samotną Panią w wieku 30–40 lat. Może być z dzieckiem. Mile widziane zdjęcie i numer telefonu. Sztum (9/b/38) Kawaler z wyboru pozna uczciwą, niekoniecznie pannę, do lat 36, z całej Polski. Łódź (10/b/38) Wysoki 52-latek, niezakompleksiony, z poczuciem humoru, lubiący towarzystwo, muzykę i podróże – pozna Panią z województwa łódzkiego. Łódź (11/b/38) 30-letni kawaler, spokojnego usposobienia, o wszechstronnych zainteresowaniach – pozna Panią w celu zawarcia niezobowiązującej przyjaźni. Wrocław (12/b/38) Tolerancyjny optymista, wolny od fobii i fanatyzmu religijnego pozna samotną i kulturalną Panią do lat 60, o podobnych poglądach, w celu niezobowiązujących spotkań towarzyskich i wycieczek plenerowych, aby twórczo i ciekawie spędzać razem wolny czas. Niemcy (13/b/38)
które byłyby chętne przystąpić do tej koalicji. To dopiero dałoby względną przeciwwagę dla PO. Zagospodarowaliby przestrzeń na lewo od Platformy, zarazem marginalizując PiS, który pozostałby typową klerykalną konserwą o małym znaczeniu, na granicy dzisiejszego SLD. Osobno żadna partia lewicowa nie będzie znaczącą siłą, a zamierzenia takich partii pozostaną tylko hasłami – bez możliwości ich realizacji. Józef Frąszczak, Głogów
Inne: Jeśli czytasz Biblię (nie mylić z przekładami Biblii), napisz w celu wymiany doświadczeń do znawcy języków: hebrajskiego, aramejskiego, helleńskiego. Szczecin (1/c/38) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
LISTY Ujarzmić terror Pod Pałacem Prezydenckim grupa żałosnych dewiantów, m.in. w sytuacji braku czytelnej reakcji Kościoła, wypacza religię i profanuje krzyż. Natomiast każdego 10 dnia miesiąca, z inspiracji politycznych szaleńców oraz w okolicznościach wzmożonego, chociaż nieuzasadnionego zainteresowania mediów, eskalują emocje i reakcje, które upodabniają rodzimych dewiantów do islamskich fundamentalistów i terrorystów. Zachowania bezprawne, o charakterze anarchistycznym i terrorystycznym, w państwach demokratycznych są ujarzmiane zdecydowanie i radykalnie, a naruszających prawo i podżegaczy czeka odpowiedzialność karna. No tak, ale to w państwach demokratycznych, gdzie m.in. funkcjonują nieprzypadkowe elity polityczne, a władzę sprawują wykształcone organy państwowe. Tam „głupie społeczeństwo” już byle czego nie kupi. A. Miller, Warszawa
Godny, bo świecki Witam. Piszę do Państwa, żeby podzielić się przeżyciami z pogrzebu świeckiego, jaki zorganizowałam według woli mojego zmarłego taty 13 września 2010 roku. Tata był Waszym stałym czytelnikiem, ja również. Zażyczył sobie jeszcze za życia, że mam go skremować i absolutnie żadnych guseł kościelnych – takie było jego życzenie. Tata zmarł 9.09.2010 r. Kiedy zmarł, pomyślałam: dopiero się zacznie kłopot, przecież mało kto zrozumie tatę i to, że chcę spełnić jego wolę. W zakładzie pogrzebowym wszystko poszło sprawnie, rzetelnie, bo pracownicy zakładu spełnili wszystkie moje życzenia. Byłam zdumiona, jak sprawnie i bez problemu mogłam pochować tatę wedle jego życzenia. Nikt się nie dziwił, nie czepiał. Znajomi dzwonili i pytali: „To nie będzie mszy w kościele?!”. Ale i na to znalazłam sposób – powiedziałam: skoro był wam bliski, to uszanujcie jego wolę. Kiedy pod cmentarzem pojawił się mistrz ceremonii, moje zdumienie było u szczytu – żaden ksiądz nigdy tak godnie nie potraktował bliskich zmarłego, z pełnym szacunkiem. Doszedł, przywitał wszystkich zgromadzonych, ustawił cały kondukt, zapytał, czy coś dodać lub zmienić w tym, co wcześniej ustaliliśmy. Kiedy rozpoczął całe pożegnanie, robił to z takim szacunkiem dla zmarłego i zgromadzonych, że aż ludzie byli zdumieni. Przytaczał mądre słowa znanych pisarzy, mówił o zmarłym, a nie o aniołkach, piekle itp. Po wszystkim kulturalnie powiedział, że oczywiście, kto ma życzenie pomodlić się za zmarłego, to bardzo proszę, bo każdy ma swój sposób
na pożegnanie się z bliskimi. Pożegnał się z rodziną i najbliższymi. Byłam pierwszy raz na świeckim pogrzebie i wiecie co – mój tata miał rację! Tak powinien wyglądać pochówek, a właściwie złożenie prochów zmarłego. Kiedy wracałam z cmentarza, słyszałam słowa zachwytu nad całością ceremonii. Ludzie byli zdziwieni, że tak pięknie można bez księdza. Bez wyszarpywania kasy, bez śpiewów żałobnych i bez ględzenia o polityce i kościelnych pierdołach. Godnie, skromnie, ale z szacunkiem należnym zmarłemu.
Mam nadzieję, że znajdzie się więcej ludzi takich jak ja i mój tata, i że w ludziach będzie coraz więcej odwagi, żeby przeciwstawić się Kościołowi. Ktoś ze znajomych taty powiedział do mnie po pogrzebie, że wykazałam się odwagą, a ja uważam, że wykazałam się rozumem. Barbara
Lekcja religii Kraków przeszło pół wieku temu. Byłem na pierwszym roku studiów. Po południu miałem zwyczaj wychodzić na spacer aleją 3 Maja w stronę kopca Kościuszki. Kiedy dochodziłem do końca Błoni, przystanąłem i chciałem zawrócić, żeby nie dostać po mordzie. Na Błoniach jakaś rozkrzyczana zgraja łobuzów uganiała się za piłką. Wołali na siebie po imieniu, a każde zaczynało się na ch. – Ty ch...! – krzyczeli, a za ch... mi leciały słowa na k... i p... Najwidoczniej sprawiało im to przyjemność. Kiedy wracałem, przestali już grać w piłkę i – ku mojemu zdumieniu – zaczęli się ubierać w sutanny. Zwolniłem kroku i poszedłem za nimi. Im bliżej seminarium, tym bardziej byli uduchowieni i grali dobrze wyuczoną rolę pokornych owieczek bożych. Szybko uczą się hipokryzji. I tacy mają – pomyślałem sobie – uczyć mnie wiary w Boga i moralności? I będą do tego mieli prawo, ponieważ sutanna, a nie ich natura i powołanie, robi z nich kapłanów?! To już nie będą nawet księża, tylko kapłani, ponieważ w ogłupiałym społeczeństwie słowa robią swoje i stanowią swojego rodzaju immunitet nietykalności. Jeżeli słowo „kapłan” jest nietykalne, to jak może nie być nietykalny hipokryta, którego lud boży nazywa
SZKIEŁKO I OKO kapłanem? Była to dla mnie prawdziwa lekcja. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że Bóg to lipa, a to, co się liczy, to zapewnienie sobie pasożytniczego trybu życia dzięki zezwoleniu państwa ateistycznego (było to za komuny) na ogłupianie ludzi za pomocą wystroju, ceremonii, ceregieli, mówienia od rzeczy, praktyk kościelnych i drylu modlitewnego w celu wyrobienia w nich odruchów warunkowych w sferze myślenia, mówienia i zachowania. Zastanawiam się, czy czasem wśród grających ch... ów nie było
na krakowskich Błoniach jakiegoś dzisiejszego biskupa walczącego po upadku komuny o wyzwolenie Polski... spod komuny. T.U.
Pani prof. Senyszyn Przepraszam, ale w ferworze naprawy państwa chyba się Pani nieco rozpędziła! Chodzi mi o punkt: „wprowadzenie podatku kościelnego”. Może najpierw dobrze by było, aby Państwo wprowadziło prawo do odmowy płacenia tego podatku, nie zostawiając tej decyzji Kościołowi. Jak znam załatwianie takich spraw po polsku, to zostanie nam narzucony jakiś wielki procent tego
podatku, a kto nie będzie chciał go płacić, będzie musiał płacić na coś zamiennie, a przy tym błagać w swojej parafii o wypisanie z Kościoła, na co ksiądz zgodzi się lub nie. I tak – czy zechcemy, czy nie – wszyscy będziemy płacić dziesięcinę (może dosłownie 10 proc.). A politycy będą się tłumaczyć, że chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle. Barbara Czaplińska
„Świeży news” Jako stała czytelniczka „FiM” cenię sobie rzetelność opracowań i artykułów. Zgodnie z zasadami etyki dziennikarskiej, artykuły te poparte są często „śledztwami dziennikarskimi”. Szkoda, że inne media nie kierują się takimi zasadami. Przed chwilą (8.09.2010, godz. 22.00) na głównej stronie Onetu przeczytałam artykuł pt. „To się nadaje do Jaworowicz”. Na początku myślałam: no, nareszcie tekst z „FiM!”. Ale – niestety – chodzi o tekst z „Newsweeka”... Ręce mi opadły, bo w całym tekście nie ma ani słowa o wcześniejszej publikacji, a jest on w zasadzie bliźniaczy. Teraz tamta gazeta ma news tygodnia (na okładce!), tylko – niestety – niewielu wie, że ten news świeży był jakiś czas temu, i to na całkiem innych łamach. Bardzo mi przykro, że dzięki takim działaniom nieuczciwi dziennikarze zdobywają sławę, a ci prawdziwi i rzetelni pozostają w cieniu. Pozdrawiam serdecznie cały zespół i życzę wytrwałości mimo wszystko. Stała Czytelniczka
Jestem już stary (rocznik 1921) i bardzo odczuwam samotność. Moi rówieśnicy, których znałem, już wszyscy poumierali – z niektórymi byłem bardzo zżyty. Toteż każdy odruch ludzkiej życzliwości budzi we mnie duże nadzieje. Czytając Wasze pismo, uczę się życia na nowo. Jest w nim dużo mądrości. Odnajduję w nim to, czego szukam w życiu codziennym. Bardzo wysoko cenię te artykuły, które dotyczą religii. Jestem niewierzący, ale tak trochę na pół jawnie. Otoczony jestem rodziną taką trochę wierzącą, dlatego, żeby dali mi spokój, muszę siedzieć cicho. Za stary jestem, żeby walczyć. Poza tym jestem gejem, co też nie ułatwia mi życia. Jestem żonaty, bo inaczej nie potrafiłem urządzić sobie życia. Kiedy byłem młody, nawet myśleć o partnerze tej samej płci było niebezpiecznie. Życie wbrew naturze jest okropne. I tak bym mógł długo jeszcze opowiadać, ale to nie ma sensu. Tak jak wspomniałem wyżej, czytając Waszą gazetę, uspokajam się. Piszecie czasami o gejach – dzięki Wam za to! Chciałbym, żeby było tego więcej. Niektóre Wasze co ciekawsze artykuły wycinam i przechowuję, żeby je czytać jeszcze wiele razy. Zawsze czekam piątku, żeby biec po nowy numer „FiM”. Kończąc, życzę wszystkim redaktorom pisma, a szczególnie Panu Romanowi Kotlińskiemu, dużo zdrowia i dużo siły do walki o lepszą przyszłość. Tak trzymać i nie popuszczać! Stały czytelnik, Władysław
Świeccy mistrzowie ceremonii pogrzebowych:
200 lat, Władku! Szanowna Redakcjo! Piszę do Was, bo Was kocham. Wasze pismo jest dla mnie świętością. Jest dla mnie odtrutką na wszelkie zło.
„BYŁEM
Mirosław Nadratowski tel. 721 269 207 Państwo Borowikowie tel. 601 299 227
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
I
II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce
III Owce ofiarami pasterzy
Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Relax, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, e-mail:
[email protected], lub telefonicznie (0-42) 630-70-66
19
Owoce zła Przy zakupie sagi – opłata 30 złotych plus koszt przesyłki
Prezent – czwarta książka niespodzianka – gratis!!!
20
KORZENIE POLSKI (75)
Śląski Olimp Śląsk został włączony do Polski pod koniec X wieku. W jego obrębie znajdował się słynny ośrodek kultowy – Ślęża. Od IV w. p.n.e. Dolny Śląsk, na południe od Wrocławia, a także Górny Śląsk, na Wyżynie Głubczyckiej, zamieszkiwała ludność celtycka. Później Śląsk znajdował się w obrębie ekspansji wschodniogermańskich plemion identyfikowanych z kulturą przeworską. Wśród nich byli także Slingowie. Pod koniec IV w. na Śląsku zjawili się Hunowie, którzy w V w. utworzyli w Europie Wschodniej krótkotrwałe imperium i przyczynili się do upadku Rzymu. Od VI w. teren Śląska był już we władaniu Słowian. Śląsk wczesnośredniowieczny zamieszkiwały następujące plemiona prapolskie: Opolanie (Górny Śląsk), Golęszycy (pogranicze czeskie), Trzebowianie (okolice Legnicy), Bobrzanie (okolice Bolesławca), Dziadoszanie (wokół Głogowa) i Ślężanie (nad rzeką Ślężą), którzy nadali swą nazwę całej ziemi położonej w górnym dorzeczu Odry. Nazwa Śląsk występuje od początku XI w., a pochodzi najprawdopodobniej od góry Ślęży, miejsca zamieszkania bogów słowiańskich. W IX w. Śląsk znalazł się prawdopodobnie w granicach państwa
P
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
wielkomorawskiego. A zatem wcześniej, zanim państwo polskie nabrało dostatecznej mocy, Słowianie śląscy zostali podbici i włączeni do państwa wielkomorawskich Mojmirowców. Po rozpadzie Wielkich Moraw w 905 r. teren ten dostał się – być może około 943 r. – pod panowanie czeskich Przemysłowiców. Śląsk udało się przyłączyć do Polski dopiero w wyniku zwycięskiej wojny Mieszka I z Czechami. Nastąpiło to na krótko przed 990 r. W wojnie tej z Czechami sprzymierzyli się pogańscy Wieleci, natomiast Sasi wspomagali księcia Polan. Głównym teatrem wojny był Śląsk, lecz terytorium sporne stanowiła cała Polska południowa, tj. Śląsk, a także ziemie Wiślan i Lędzian. Ten ważny w dziejach Polski epizod opisał kronikarz Thietmar: „W tym czasie Mieszko i Bolesław [władca Czech] popadli w spór i wielce się nawzajem nastawiali. Bolesław przywołał Luciców, którzy zawsze byli wierni zarówno jemu, jak i przodkom. Mieszko zaś zwrócił się o pomoc do rzeczonej cesarzowej [Teofano]. Cesarzowa wysłała tam [na Śląsk] arcybiskupa Gizylera
olska młodzież nie potrzebuje wykładania etyki w paru szko łach więcej niż obecnie. Pilne j e s t u c z e n i e ś w i e c k i e j e t y k i i empatii wszystkich uczniów na wszelkich pozio mach nauczania – bez względu na świa topogląd dzieci. Wbrew temu, co sądzą niektórzy, świecka etyka czy też etyka humanistyczna nie jest w zasadzie konkurencją dla etyki i moralności religijnej. W tym sensie, że etyka wypływająca ze źródeł niereligijnych może być uznana za uniwersalny kodeks postępowania. Etyka religijna natomiast, jeśli chce, może uzupełniać świeckie zasady o religijny punkt widzenia. Przecież zasada nieszkodzenia innym ludziom – podawana nie z uzasadnieniem religijnym, ale rozumowym i humanitarnym – nie stoi w sprzeczności z zasadą nieszkodzenia bliźnim, uzasadnioną tym, że „Bóg tak chce”. Dzieciom religijnym poznanie argumentacji świeckiej w niczym nie zaszkodzi; przeciwnie – umocni w nich to, czego dowiedzą się o potrzebie nieszkodzenia ze źródeł religijnych. Będą miały po prostu dodatkowy argument, by coś robić albo od czegoś się powstrzymywać. Ale... Etyka religijna ma jednak powody, aby bać się zestawienia w dziecięcych głowach ze świeckim punktem widzenia. Etyka świecka jest jasna, klarowna i racjonalna. Tymczasem niektóre zasady religijne zaskakują swoją arbitralnością, nieracjonalnością, a czasem szkodliwością. Pewnie
i następujących grafów: Ekkeharda, Ezykona, Binizona, mojego ojca i jego imiennika Zygfryda, Brunona, Udona oraz wielu innych. Ci, wyruszywszy w sile zaledwie czterech oddziałów [400 ludzi], przybyli do kraju Słupian [kraj sąsiadujący od północy z Łużyczanami] i tam rozbili obóz nad jeziorem, przez które przerzucony był długi most”. Fakt, że wojna zakończyła się sukcesem Mieszka I, wynika m.in. z zapisu w jednym z roczników czeskich pod rokiem 990: „Niemcza została utracona”. Wtedy Czesi faktycznie utracili Śląsk, który stał się integralną częścią państwa piastowskiego. We wczesnym średniowieczu południowa część Śląska była otoczona od zachodu potrójnym wałem ziemnym ze stojącymi na nim palisadami. To umocnienie, którego ślady przetrwały na przestrzeni przeszło stu kilometrów na obszarze Dolnego Śląska, pochodzi z okresu plemiennego. Słowianie śląscy jako typowa ludność rolnicza zajmowali stałe siedziby i żyli z uprawy roli i hodowli bydła. Natomiast łowiectwo, rybołówstwo i bartnictwo odgrywały tylko dodatkową rolę, o czym świadczy niewielki procent kości dzikich zwierząt i szczątków ryb znajdowanych w osadach otwartych i grodziskach śląskich. Najgęściej zaludnione były urodzajne ziemie między Wrocławiem i Ślężą. W sercu Śląska, gdzie Odra rozlewa swe wody w liczne odnogi, tworząc piaszczyste wyspy, powstał gród wrocławski. Zza wałów grodu Bolesław Chrobry
dlatego Kościoły kraju związkowego Berlina i Brandenburgii tak wściekle i solidarnie protestowały niedawno przeciwko wprowadzeniu przez tamtejszy lewicowy rząd etyki świeckiej dla wszystkich dzieci bez względu na światopogląd. I zapewne z tego samego powodu Kościół katolicki tak bardzo nie znosi wprowadzonego w Hiszpanii (także przez lewicę)
mógł w roku 1017 śledzić przemarsz wojsk niemieckich. A zatem musiała to być twierdza silna, skoro książę obrał ją sobie za punkt centralny operacji wojennych. Przeciętny woj śląski uzbrojony był w łuk i strzały zakończone żelaznymi grotami, włócznię, topór żelazny oraz czekan. Tylko wybitniejsi wojowie posiadali miecze – na ogół wyrabiane poza Polską. Miecze tkwiły w pochwach z deszczułek drewnianych obitych skórą. Poza tym wojowie śląscy używali w walce tarczy drewnianych obitych skórą. Śląsk już w początkach XI w. był całkowicie zespolony z resztą Polski, o czym świadczy udział jego ludności w walkach z najazdami niemieckimi. Z dawnych wierzeń na Śląsku zachowało się niewiele. Kult pogański długo utrzymywał
niczego, w tym zasad etycznych, nie bierze poważnie. To w Polsce biskupi jawnie ukrywający przestępców lub maczający palce w przekrętach widzą belkę w zapłodnieniu in vitro, a księża trzymający na plebaniach kochanki gromią z ambon seks pozamałżeński. Sygnał, jaki otrzymuje społeczeństwo, jest jasny – moralność to ściema, nie ma zasad.
ŻYCIE PO RELIGII
Etyka albo śmierć świeckiego wychowania obywatelskiego połączonego z zasadami etyki świeckiej. Kościoły boją się zestawienia świeckiej zasady „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe” na przykład z dyskryminacją kobiet i homoseksualistów przez różne ugrupowania religijne. Bo dlaczego niby robić kobietom to, co im niemiłe, i to, czego mężczyźni nie chcieliby, aby im czyniono? Dlaczego Bóg miałby oczekiwać takich rzeczy? I dlaczego miałby zabraniać na przykład antykoncepcji, która przecież nikomu nie szkodzi? Przecież tu nie ma tej logiki i prostoty, która urzeka wprost w świeckim podejściu do zagadnienia niedyskryminacji i etyki seksualnej. Ostatnio dociera do mnie coraz jaśniej świadomość, jaką przerażającą pustynią etyczną jest nasz kraj. Z jednej strony mamy totalnie zakłamany katolicyzm, w którym nikt
Kto się ich trzyma, ten frajer. Katolicka amoralność połączyła się nieszczęśliwie z dwudziestoma latami propagowania wyścigu szczurów, bo tym jest de facto dominujący w mediach głównego rynku fundamentalizm rynkowy: wzrost gospodarczy ponad wszystko, bogacenie się najwyższą wartością. Kto nie daje rady – ten do piachu. Przekręciarze (np. beneficjenci złodziejskiej prywatyzacji) stali się ludźmi godnymi najwyższego szacunku i podziwu, choć niczego wartościowego i nowatorskiego nie wnieśli do społeczeństwa – ani lepszej pracy, ani żadnego wynalazku, za który mityczny „rynek” mógłby nagrodzić ich bogactwem. Sam spryt nie wydaje mi się wartością szczególnie godną nagradzania. W Polsce nie ma i nigdy nie było dominacji protestantyzmu, który wpoiłby masom
się na górze Ślęży, gdzie jeszcze w 1017 roku odbywały się obrzędy, a w okolicy Żagania nawet w 1124 roku istnieli jeszcze poganie. Kronikarz Thietmar o górze Ślęży pisał tak: „Leży Ślęża w ziemi śląskiej, nazwanej tak niegdyś od pewnej góry bardzo wysokiej i rozległej! A ta dla swoich przymiotów i wielkości otaczana była przez mieszkańców wielką czcią, gdyż tam przeklęte pogaństwo odbywało nabożeństwa”. Był to więc ośrodek nie byle jaki, skoro odgrywał tak ważną rolę na terenie całego Śląska. Według jednych badaczy, czczono tam bóstwo solarne, zdaniem drugich – odprawiano kult płodności; jeszcze inni sądzą, że Ślęża była królestwem Świętowita (Światowida). Kiedy Mieszko I przyłączył Śląsk do państwa Polan, Ślężą postanowił zawładnąć kler katolicki. Rozprawiono się z umieszczonymi na górze podobiznami „fałszywych bożków”, a następnie osadzono tam klasztor augustianów, by w ten sposób utwierdzić panowanie chrześcijaństwa nad pogaństwem. Ślęża nie okazała się jednak przyjazna dla nowej wiary. Najpierw klasztor spalił piorun, kiedy zaś augustianie go odbudowali, u zakonników wystąpiły rozmaite dolegliwości. W rezultacie przeniesiono siedzibę klasztoru do Wrocławia. „Śląski Olimp” nigdy nie stał się chrześcijański. ARTUR CECUŁA
kult uczciwości, solidności oraz współpracy w ramach demokratycznych struktur kościelnych. Jesteśmy z tego powodu nieufni, podejrzliwi, zazdrośni, zawistni, aspołeczni. Nie było u nas także socjalizmu w sensie zachodnim, który do cnót protestanckich dodał (patrz: Skandynawia) kult społecznej solidarności i sprawiedliwości. Zachodnie koncerny cenią pracowitość i ambicję polskich pracowników, ale zdumiewają się nad nieumiejętnością skutecznej pracy Polaków w zespołach. Przecież nawet w rodzinach dzieci uczy się tutaj, aby nie ufały obcym i koncentrowały się na wąskim kręgu najbliższych. Tą drogą nie zbuduje się normalnie funkcjonującego społeczeństwa i zdrowych firm, ale raczej masę jednostek i rodzin wzajemnie się zwalczających i konkurujących ze sobą aż do obłędu. Takie są skutki niewpojenia racjonalnych zasad etycznych i braku ćwiczenia w pracy zespołowej. W ciągu ostatniego roku miałem okazję poznać kilka młodych jeszcze osób deklarujących wprawdzie ateizm bądź agnostycyzm, ale pozbawionych w dużej mierze humanistycznego nastawienia do bliźnich, które cechuje ruch laicki na Zachodzie. Sama niewiara w bóstwa nie tylko nie daje etycznej przewagi – ona nawet nie uwalnia od innych, nieteistycznych zabobonów. Może się wiązać także z kompletnym, jawnym już moralnym cynizmem. Dlatego konieczne wydaje mi się położenie nacisku na powszechne wychowanie etyczne w szkołach. MAREK KRAK
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r. humanistycznym świecie postać Janusza Korczaka staje w szeregu największych autorytetów moralnych ludzkości, takich jak z minionych epok grecki filozof i wychowawca Sokrates czy szwajcarski pedagog Jan Henryk Pestalozzi, a z czasów współczesnych – przywódca indyjski Mahatma Gandhi czy teolog i lekarz Albert Schweitzer. Jak wiecznie żywą legendą i wiecznie żywym wzorem postawy nauczyciela wychowawcy jest Sokrates, który oddał swe życie, by świadczyć o prawdzie głoszonych przez siebie idei, tak do rangi największego symbolu człowieczeństwa urosła postać doktora Korczaka. W istocie – jego śmierć w komorze gazowej hitlerowskiego obozu zagłady w Treblince w sierpniowym dniu 1942 roku, śmierć wraz z 200 wychowankami i całym personelem sierocińca, stała się symbolem największego oddania i poświęcenia się przez wychowawcę sprawom dziecka. Lecz zjawisko, któremu na imię Janusz Korczak, to nie tylko symbolika związana z jego śmiercią – to przede wszystkim jego dorobek twórczy: pisarski i pedagogiczny. To wszakże ponad 40 lat działalności jako lekarza z wykształcenia i zawodu, poety i pisarza z zamiłowania oraz wychowawcy i pedagoga z powołania i wyboru. Dzieło życia Korczaka wpisuje się w wielki „przewrót kopernikański” w nowoczesnym wychowaniu, który dziecko i jego dobro postawił w centrum zainteresowań całego procesu wychowawczego i myśli pedagogicznej. Nade wszystko oddał się Korczak dzieciom proletariatu i dzieciom opuszczonym. Właściwe nazwisko Korczaka brzmi Henryk Goldszmit. Urodził się w Warszawie 22 lipca 1878 r. w zasymilowanej inteligenckiej rodzinie żydowskiej, silnie związanej z polskością i kulturą polską. Miał szczęśliwe dzieciństwo, lecz choroba psychiczna i śmierć ojca zburzyły jego beztroski świat. Jednocześnie od 15 roku życia przechodził „furię czytania” i samouctwa. „Świat mi znikł sprzed oczu, tylko książka istniała” – zanotował w pamiętniku. Próbował swoich sił literackich i stał się poczytnym literatem i felietonistą. Współpracował z tygodnikiem satyrycznym „Kolce” oraz tygodnikiem społeczno-demokratycznym „Głos” (później z jego kontynuacją – „Przeglądem Społecznym”, a po jego zawieszeniu – ze „Społeczeństwem”). „Głos” był tygodnikiem radykalnym, reprezentującym szeroko pojęty obóz postępowej, radykalno-demokratycznej inteligencji, w którym dominowały tendencje socjalistyczne. Współpracownikami pisma byli niemal wszyscy znani ówcześni postępowi pisarze, publicyści i badacze. Była to dla Korczaka szkoła myślenia społecznego. Sam pod koniec życia powiedział: „Wychowawcy moi w pracy społecznej: Nałkowski, Straszewicz, Dawid, Dygasiński, Prus, Asnyk, Konopnicka”.
W
Zło społeczne poznawał z autopsji – wtedy też kształtowała się jego wrażliwość społeczna utożsamiająca się z zasadą Stefana Żeromskiego, że „człowiek to rzecz święta, której krzywdzić nikomu nie wolno”. Zaczął odczuwać współodpowiedzialność za wszechobecne zło, ujmując najważniejsze problemy społeczne z punktu widzenia socjalisty. Tym, co wyróżniło Korczaka spośród innych twórców, było przekroczenie granic protestu literackiego i wstąpienie na drogę konkretnego czynu. Deklaracją, że „niewypowiedzianie obchodzą go sprawy wychowawcze”, wskazał, iż głównie interesuje się tym wszystkim, co związane jest z dzieckiem. Postanowił nie zakładać własnej rodziny. „Za syna – napisał – wybrałem ideę służenia dziecku i jego sprawie”.
PRZEMILCZANA HISTORIA Należy podkreślić silne powiązania Korczaka z polskim ruchem wolnomyślicielskim. Ruch, który skupiał ludzi o postępowym obliczu i różnych poglądach politycznych, wysunął na I Zjeździe Wolnomyślicieli (odbył się on w Warszawie w 1907 roku), żądania dotyczące laicyzacji życia publicznego – m.in. przez wprowadzenie świeckich metryk, ślubów i rozwodów, świeckiej szkoły itp. Korczak wstąpił także do wolnomularstwa – w 1925 r. był członkiem loży Gwiazda Morza, stanowiącej część federacji masońskiej rytu Droit Humain, która w swej konstytucji wysuwała „zgrupowanie pod swym sztandarem wszystkich ras, religii i narodowości, aby ustawicznie i wspólnie szukać środków zapewnienia każdemu możliwie największego dobrobytu materialnego i szczęścia osobistego
Korczak był pionierem obrony praw dziecka, a także twórcą antyautorytarnego systemu wychowania. Za zło dręczące świat dziecięcy i sferę wychowania obwiniał kapitalizm i klerykalizm. Był nade wszystko wychowawcą – nowatorem. Zwłaszcza wychowania zbiorowego, zakładowego, przytułkowego; jest prekursorem pedagogiki opiekuńczej. Jego system wychowawczy był reakcją na formalizm i rygoryzm wychowania i szkoły tradycyjnej, które zabijały osobowość dziecka i nie zapewniały pełnej realizacji jego praw. Korczak był także wrogiem ówczesnych ochronek, prowadzonych – najczęściej na zasadach filantropii – przez zakony i gminy wyznaniowe, a zapewniających dzieciom w najlepszym wypadku minimum egzystencji. Utworzył i prowadził dwa domy
Humanistyczny święty Janusz Korczak był wcieleniem najczystszego humanizmu. Jego wielkości jako pedagoga dopełniła heroiczna śmierć razem z dziećmi – wychowankami – i personelem sierocińca. W „Pamiętniku” (1942 r.) napisał: „Mam umysł badawczy, nie wynalazczy. – Badać, by wiedzieć? – Nie. Badać, by znaleźć, dotrzeć do dna? – I to nie. Chyba badać, by zadawać coraz dalsze pytania”. Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego ukończył w roku 1905. Pracował w szpitalu dziecięcym im. Bersonów i Baumanów, a swoje wykształcenie pediatryczne pogłębiał m.in. za granicą u boku znakomitych pediatrów niemieckich i francuskich. W pracy pediatrycznej Korczaka należy wyróżnić dwa okresy. Pierwszy – od 1903 do 1911 r. – to kontakty z chorym dzieckiem na sali chorych, w przychodni i w domu chorego. Drugi okres rozpoczyna się od 1912 r., kiedy opuścił szpital i – uzbrojony w głęboką wiedzę dotyczącą patologii i fizjologii dziecka – objął kierownictwo Domu Sierot przy ul. Krochmalnej 92 jako wychowawca. Placówki tej i kolejnych roczników jej wychowanków nie opuścił aż do śmierci (z przerwą w czasie I wojny światowej).
i aby pogodzić wszystkich ludzi, których dzielą bariery religii”. Działalnością wychowawczą Korczak pragnął włączyć się w wielką reformę społeczną. Uważał, że „zreformować świat to znaczy zreformować wychowanie”. Był owładnięty wiarą w naprawę i odrodzenie świata i ludzkości przez dziecko. „Dziecko spełni główną rolę w duchowym odrodzeniu człowieka. Jestem tego pewien” – napisał w jednym z listów. Dziecko traktował jako pełnego, pełnowartościowego człowieka: „Nie ma dzieci – są ludzie; ale o innej skali pojęć, innym zasobie doświadczenia, innych poglądach, innej grze uczuć”; „To jeden z najzłośliwszych błędów sądzić, że pedagogika jest nauką o dziecku, a nie o człowieku”. Dziecko to nie jest „zadatek” na człowieka, „człowieczek”, ale człowiek – już dziś, teraz. To „nie światek, a świat, nie drobnych, a doniosłych, nie niewinnych, a ludzkich – wartości, zalet, przywar, dążeń, pragnień”. „Dziecko kojarzy i rozumuje jak osoba dorosła – nie ma tylko jej bagażu doświadczeń”.
dziecka (domy radości życia), w których program wychowawczy realizowany był przede wszystkim przez samorząd dziecięcy. Główny akcent w swoim systemie położył na samowychowanie dziecka – był to „system zorganizowanej społeczności dziecięcej” – dzieci same poprzez swój samorząd poznawały zawiłe zagadnienia życia w zbiorowości, a także odkrywały potrzebę piękna, altruizmu i innych wartości. Jądrem Korczakowskiego samorządu dziecięcego był sąd koleżeński i jego kodeks. Do tego sądu dzieci mogły podawać nie tylko siebie wzajemnie, ale i dorosłych, personel wychowawczy (Korczak także „stawał przed sądem”). „Sąd – pisał – może się stać zawiązkiem równouprawnienia dziecka, prowadzi do konstytucji, zmusza do ogłoszenia deklaracji praw dziecka. Dziecko ma prawo do poważnego traktowania jego spraw, do sprawiedliwego ich rozważania. Do tej pory wszystko zależne było od dobrej woli i dobrego czy złego humoru
21
wychowawcy. Dziecko nie miało prawa do protestu. Despotyzmowi trzeba położyć kres”. Kodeks sądu opierał się na głęboko humanistycznych podstawach, a jego zasadniczą ideą była idea zrozumienia i przebaczenia. Innym ważnym elementem korczakowskiego systemu wychowawczego były wspólne z dziećmi „posiedzenia”. Od wychowawcy, opiekuna żądał właściwego stosunku do siebie i dzieci: „Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać”. Przede wszystkim żądał szacunku i miłości, szacunku wobec tajemnic dziecka, atmosfery szerokiej tolerancji, optymizmu i człowieczeństwa. Był przekonany, że jeżeli będziemy działać wśród dzieci i razem z dziećmi, to zbędne będzie moralizowanie, karanie i tyranizowanie. Dzieci same przez swój samorząd poznają zagadnienia współżycia społecznego. Szczególnie boleśnie przeżywał Korczak ostatnie lata przedwojenne, kiedy narastała w Polsce nietolerancja i autorytaryzm. Napisał, że to „podłe, haniebne lata – rozkładowe, nikczemne. Kłamliwe, zakłamane. Przeklęte. Nie chciało się żyć. Błoto. Cuchnące błoto”. Z niepokojem obserwował wszystkie przejawy wzrastającego antysemityzmu. Hitlerowcy przenieśli dom sierot do getta – na Chłodną 33, a stamtąd, w związku z kolejną zmianą granic getta – na Śliską 9. Korczak odrzucił szansę osobistego ocalenia. Przyjaciele chcieli mu zorganizować ucieczkę do jednego z państw neutralnych, gdzie jako osoba o europejskiej sławie mógł liczyć na pomoc i schronienie przed Holocaustem. Nie chciał jednak zostawić swoich dzieci. 5 lub 6 sierpnia 1942 r. wyprowadzono na tzw. Umschlagplatz dom sierot Korczaka i inne internaty. Dzieci ustawiono w czwórki. Na czele szedł Korczak, z podniesioną głową, bez kapelusza, trzymając dwoje dzieci za ręce – prowadził swych 200 wychowanków. Miał im tłumaczyć, że idą „na wycieczkę”. Dzieci niosły zieloną flagę króla Maciusia I – głównego bohatera jednej z powieści Korczaka. Z chwilą, gdy Korczaka, jego współpracowników i dzieci załadowano do wagonów, urywają się o nich relacje. Wiadomo, że wszyscy zostali wywiezieni do obozu zagłady w Treblince i tam, po wyjściu z transportu – jak w setkach innych przypadków – pod pozorem kąpieli kazano im się rozebrać do naga. Mężczyzn ustawiono w szeregu i oddzielono od kobiet i dzieci. Następnie zagazowano wszystkich w hermetycznych komorach. Korczak jest autorem licznych prac pedagogicznych i książek dla dzieci. Powieść „Król Maciuś Pierwszy” można nazwać zbeletryzowaną kartą praw dziecka, zaś książkę „Prawo dziecka do szacunku” – najdonioślejszym manifestem pedagogicznym Korczaka. ARTUR CECUŁA
22
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (41)
O Kościele Według konstytucji dogmatycznej Soboru Watykańskiego II „O Kościele” (Lumen gentium), Chrystus ustanowił swój Kościół, który trwa w Kościele rzymskokatolickim. Czy takie twierdzenie jest uzasadnione? W Lumen gentium czytamy: „To jest ten jedyny Kościół Chrystusowy, który wyznajemy w Symbolu wiary jako jeden, święty, katolicki i apostolski, który Zbawiciel nasz po zmartwychwstaniu swoim powierzył do pasienia Piotrowi (...). Kościół ten, ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako społeczność, trwa w Kościele katolickim, rządzonym przez następcę Piotra oraz biskupów... (I, 8)”. Tyle konstytucja. A czego uczy Pismo Święte? Rozpocznijmy od tego, że jakkolwiek na Soborze Watykańskim II Kościół poczynił pewne starania w celu uwspółcześnienia swojej skostniałej instytucji, nie zrezygnował jednak ze swoich roszczeń jako organizacja hierarchiczna i klerykalna. Rzym nadal bowiem twierdzi, że Chrystus ustanowił taki właśnie Kościół – rzymskokatolicki, z Piotrem i jego następcami na czele. Czym wobec tego – w świetle Pisma Świętego – jest Kościół, a właściwie ekklesia? Kościół i ekklesia to dwa różne pojęcia. Pierwszy termin wywodzi się bowiem od łacińskiego słowa castellum (w języku czeskim – kostel) i oznacza „gród”, „warownię”. Drugi natomiast, czyli ekklesia, to greckie słowo, które oznacza „wezwani”, „powołani”. Krótko mówiąc, ekklesia – podobnie jak hebrajskie kahal – stosowane jest na określenie zgromadzenia, wspólnoty. Takie też stanowisko zajmuje David H. Stern, które pisze: „W odróżnieniu od słowa »kościół« greckie słowo ekklesia nigdy nie odnosi się do organizacji albo do budynku”, ponieważ oznacza ono „duchową społeczność ludzi opartą na ufności wobec Boga i Jego Syna Mesjasza Jezusa. Określenia te mogą dotyczyć ogółu wszystkich ludzi w całej historii (...), bądź też konkretnej grupy ludzi, żyjących w konkretnym czasie i miejscu, np. wspólnota mesjaniczna w Koryncie albo w Jerozolimie” („Komentarz żydowski do Nowego Testamentu”, s. 80). Innymi słowy, nowotestamentowe słowo ekklesia z jednej strony jest używane dla opisania wszystkich odkupionych należących do jednego „ciała Chrystusa” (1 Kor 12. 12–13, 27), bez względu na rasowe, narodowościowe, czy też wyznaniowe różnice (Dz 10. 34–35); z drugiej zaś strony używane jest w odniesieniu do każdego lokalnego zgromadzenia, nawet jeśli zbiera się ono w prywatnym domu (por. Rz 16. 50; 1 Kor 16. 19).
że Kościół ten jako organizacja jurysdykcyjna, hierarchiczna i klerykalna powstał dopiero w IV wieku, i to wyłącznie dzięki sprzyjającej polityce cesarza Konstantyna, który w znacznym stopniu przyczynił się do przekształcenia chrześcijaństwa w instytucję kościelną – z ustawami, statutem i organizacją wzorowaną na strukturach Imperium. Cesarz Konstantyn zapoczątkował też specyficzny układ wzajemnych stosunków między państwem a Kościołem i przyczynił się do upolitycznienia struktur nowo powstałej instytucji kościelnej oraz umocnienia rangi biskupów rzymskich. Politykę sprzyjającą Kościołowi prowadzili również jego następcy. Na przykład cesarz Konstancjusz wydał dekret wymierzony w inne religie, a edykt cesarza Teodozjusza I „nakazywał wszystkim ludom wyznawać tylko tę religię, której przestrzegają biskup Rzymu Damazy i biskup Aleksandrii Piotr; jej wyznawcy mają z rozkazu cesarza nosić nazwę chrześcijan katolików. Wszyscy inni to szaleńcy i obłąkani, heretycy, a miejsca ich
Jak widać, oba pojęcia: ekklesia i „kościół” – nie są synonimami. Nie można też mówić, że „Chrystus ustanowił swój Kościół”, który „trwa w Kościele katolickim, rządzonym przez następcę Piotra oraz biskupów”. Nowy Testament bowiem ani jednym słowem nie wspomina o zwierzchnictwie Piotra nad całą społecznością chrześcijańską (por. Ga 2. 9). Nie uczy też ani o centralnym zarządzaniu lokalnymi wspólnotami, ani też o tym, aby jedno zgromadzenie miało sprawować władzę nad drugim. Przeciwnie – zbory (gminy) chrześcijańskie były autonomiczne i zarządzane kolegialnie przez starszych, których powołano z lokalnej wspólnoty (Dz 14. 23; 20. 17, 28). O najważniejszych zaś sprawach decydowali wszyscy członkowie danej społeczności (Mt 18. 15–18). Nowy Testament nie mówi zatem o organizacji hierarchiczno-autokratycznej, która – jak to czyni Kościół papieski – narzuca swoją wolę innym, lecz o społeczności wiernych, która duchowo złączona jest z Chrystusem jako Głową i Jemu jest poddana. Prawdziwi chrześcijanie po prostu „trzymają się głowy, Uczestnicy Soboru Watykańskiego II z której całe ciało, odżywione i spojone (...) rośnie wzrostem Bozebrań nie mogą być nazwane kościożym” (Kol 2. 19). Trzymając się zaś łami. Było to prawne usankcjonowaChrystusa, wierni nikogo więcej nie nie katolicyzmu (...). Katolicyzm stał muszą się już trzymać, ponieważ tylsię religią” (Aleksander Krawczuk, ko Chrystus jest Głową owej ekkle„Kronika Rzymu i Cesarstwa Rzymsii – „ciała, którego jest Zbawicielem” skiego”, 1997, s. 276–277). (Ef 5. 23). Takie oto są fakty dotyczące ustanowienia i zorganizowania KoInnymi słowy, biblijna metafościoła rzymskokatolickiego. Kościół ra głowy i ciała oznacza co prawda, papieski nie zawdzięcza więc swoże jest „jedno ciało”, które obejmujej pozycji, struktur, uprawnień i wielje wszystkie zbory Chrystusowe, kości Chrystusowi, a tym bardziej a dokładniej – wszystkich duchowo Piotrowi czy biskupom, lecz cesaodrodzonych chrześcijan (Ef 4. 4), rzom rzymskim, dla których nadjednak „ciało” to nie jest tożsame rzędnym celem była jedność poliz Kościołem rzymskokatolickim. Ten tyczna, religijna i terytorialna cesarobejmuje bowiem tylko tych, którzy stwa. Chrześcijaństwo – coraz baruznają autorytet i władzę papieża. dziej dominujące pod względem liNowy Testament natomiast ani jedczebności wyznawców – miało być nym słowem nie uczy, aby wspólnopo prostu spoiwem Imperium. A że ta macierzysta powstała w Jerozorzymska ortodoksja katolicka przylimie, miała władzę nad innymi zbostała na warunki i całkowity sojusz rami, jak to ma miejsce w przypadreligii z państwem, mogła liczyć ku papieskiego Rzymu, któremu na poparcie cesarzy, przywileje i konpodporządkowany jest cały Kościół. centrację władzy, a w końcu również Chcąc jednak w wystarczającym na uprzywilejowaną pozycję. O orstopniu wykazać, jak bezpodstawne są todoksji tej w najlepszym razie możwszelkie roszczenia Kościoła papiena więc powiedzieć jedynie to, co skiego, należy również przypomnieć,
powiedział św. Jan o fałszywych nauczycielach: „Wyszli spośród nas, lecz nie byli z nas” (1 J 2. 19, por. Dz 20. 29–30). Krytycznie należy się odnieść również do świętości Kościoła. Już bowiem sam jego sojusz z Cesarstwem musi budzić wątpliwości. Tym bardziej że Księga Apokalipsy potępia takie układy, nazywając je duchowym nierządem (17. 2). Ponadto Jezus powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydanym Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd” (J 18. 36). Wbrew powyższym słowom oraz wielu innym mówiącym, że „oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny” (2 Kor 10. 4, por. Ef 6. 13–17), Kościół rzymskokatolicki nie tylko wikłał się w różne korzystne dla siebie układy, ale również czynnie uczestniczył w wojnach bądź je popierał. Prześladował też i zabijał na wielką skalę Żydów, chrześcijan lub niewierzących, i to tylko dlatego, że nie chcieli się poddać jego panowaniu.
Winny jest więc największych zbrodni, i to popełnionych w imieniu Jezusa, choć wbrew przykazaniu „Nie zabijaj” (Wj 28. 13). Bez przesady można zatem powiedzieć, że Kościół rzymskokatolicki sprzeniewierzył się wszystkim przykazaniom Dekalogu. „Ktokolwiek bowiem zachowa całe prawo, a uchybi w jednym, stanie się winnym wszystkiego” (Jk 2. 10). Niestety, w jego przypadku nie idzie o jakieś pojedyncze uchybienia. Wiadomo bowiem, że na przestrzeni wieków Kościół papieski dopuszczał się zarówno grabieży, mordów, oszustw, fałszerstw, jak i wszelkich innych grzechów głównych. Znamienne jest również to, że podczas gdy Bóg domaga się nawrócenia, czyli odwrócenia się od grzechu, szczególnie bałwochwalstwa (Wj 20. 3–6), Kościół oddaje cześć tzw. świętym, ich podobiznom i relikwiom. Mimo że Biblia wyraźnie mówi: „Panu Bogu swemu pokłon oddawać i tylko jemu służyć będziesz” (Mt 4. 10), Kościół nakłania rzesze wiernych właśnie do grzechu bałwochwalstwa.
W tym też celu usunął z katechizmowej wersji Dekalogu drugie przykazanie, a z dziesiątego zrobił dwa. Kościół nie jest więc święty, ponieważ – według Biblii – świętość polega na całkowitym oddzieleniu od grzechu i poświęceniu się Bogu, zgodnie z jego wolą objawioną na kartach Pisma Świętego. Natomiast Kościół rzymski z chwilą swego ukonstytuowania odszedł od prostych nauk proroków biblijnych i wprowadził nieznane Pismu dogmaty, sakramenty i cały szereg niezgodnych z Biblią zwyczajów i praktyk. Wbrew ostrzeżeniu Chrystusa (Mt 23. 9), ustanowił również nad sobą ludzkiego „ojca świętego”, „który wynosi się ponad wszystko, co się zwie Bogiem” (2 Tes 2. 4), przypisując sobie nieomylność – cechę wszechmogącego Boga. Niestety, w konstytucji Lumen gentium brakuje wszystkich tych wymiarów grzechu występujących w historii Kościoła. Zamiast tego przedstawia ona eklezjologię chwały. Kościół wydaje bowiem świadectwo sam o sobie, przedstawiając się jako święty i bezgrzeszny. Dziwić musi taka postawa, ponieważ Jezus powiedział: „Jeżelibym Ja wydawał o sobie świadectwo, świadectwo moje nie byłoby wiarygodne” (J 5. 31). Nic dodać, nic ująć. Kościół bowiem już dawno temu utracił swą wiarygodność. Bo czyż można wierzyć instytucji, która z jednej strony jest zaprzeczeniem prachrześcijaństwa, z drugiej zaś przesiąkła kultami i naleciałościami pogańskimi? Szkoda tylko, że tak wielu gorliwych i uczciwych ludzi zostało „zwiedzionych obłudą kłamców (...), którzy zabraniają zawierania związków małżeńskich” (1 Tm 4. 2–3), podczas, gdy ap. Paweł pisał, że „biskup ma być nienaganny, mąż jednej żony (...), który by własnym domem dobrze zarządzał, dzieci trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości” (1 Tm 3. 2, 4). Cokolwiek by zatem powiedzieć o deklaracji dogmatycznej „O Kościele”, jedno jest pewne: eklezjologia katolicka zawiera wiele elementów antybiblijnych, świadczących o zapowiedzianym przez Pismo odstępstwie (Dz 20. 29–30; 2 Tes 2. 3; 1 Tm 4. 1). Prezentuje zatem odmienny charakter ekklesii od tej, którą przedstawia Nowy Testament, a w szczególności Księga Apokalipsy, bo ta symbolicznie ukazuje ją jako „wielką wszetecznicę” (17. 1–18). Potwierdza to zaś nie tylko Biblia, ale również historia Kościoła rzymskokatolickiego, w której znajdujemy wystarczająco dużo znaków odstępstwa, aby mieć co do tego jakiekolwiek wątpliwości. BOLESŁAW PARMA
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r. Papież Damazy I, syn księdza, dostał się na tron biskupa Rzymu po krwawej walce z konkurencyjnym diakonem Ursynem, zwanym następnie antypapieżem. Był to już drugi „pontyfikat” zdobyty mieczem, po walkach znacznie krwawszych aniżeli za Liberiusza („FiM” 37/2010).
arian i wygnaniu przez ariańskiego cesarza Konstancjusza II zwolenników partii przeciwnej, wraz z Liberiuszem znalazł się na wygnaniu. Jak pamiętamy, Liberiusz w końcu złamał się i wyparł swoich poglądów, aby zostać przywróconym do władzy. Diakon Damazy uczynił to samo, jednak znacznie szybciej, i wkrótce po wygnaniu wrócił do Wiecznego Miasta, by służyć „cesarskiemu papieżowi” Feliksowi II. Kiedy ten upadł, Damazy znów zadeklarował swą miłość do zwycięskiego Liberiusza. Po odejściu papieża na łono Abrahama i przejęciu tronu przez Ursyna, Damazy znów zadeklarował się felicjaninem i pałkami felicjan zamierzał odbić
OKIEM SCEPTYKA który odniósł sukces” (Dzieje rzymskie, XXVII, 3, za: E. Gibbon, „Upadek Cesarstwa...”). Wydaje się zatem, że wydarzenia miały następujący przebieg: podburzona i wynajęta przez Damazego horda rzuciła się z pałkami na zebranych w kościele zwolenników Ursyna. Po raz kolejny w dziejach bazyliki katolicy toczyli o nią – pomiędzy sobą – krwawe boje. Po trzech dniach szturmów w końcu bazylika została zdobyta, a zebrani wyrżnięci. Zwróćmy uwagę na to, że papież nie polegał jedynie na sile bojowej swoich owieczek, ale i opłacał gladiatorów osiłków, aby pogruchotali kości wiernym konkurencyjnego papieża. Morderca profesjonalny.
„uczty miłości”, bynajmniej nie duchowej... Zalecał Eustachii „unikanie społeczności matron i niewchodzenie do domostw wysoko urodzonych kobiet [, bo] zachowują się one jak skromne mniszki, lecz po wieczerzy pokładają się z apostołami”. Pisze Hieronim, że niektórzy księża „zadawali się” z niewolnicami, całe życie spędzając w otoczeniu kobiet. Inną świątobliwą młódkę ostrzegał przed spotkaniami sam na sam z księżmi rzymskimi. Gdyby mimo to doszło do takiej sytuacji, powinna ona niezwłocznie znaleźć „wymówkę: musi natychmiast ulżyć jelitom lub pęcherzowi”. Pod rządami Damazego mężczyźni szli w kapłaństwo, aby „do woli nawiedzać
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (5)
Kanonizowany morderca „Krwawe konklawe” wynikało z dwóch okoliczności: z jednej strony urząd biskupa Rzymu stawał się coraz bardziej łakomym kąskiem, bo dawał coraz większą realną władzę i pieniądze, z drugiej jednak strony nie były jeszcze ukształtowane sprawne procedury wyboru biskupa. W dawnych bowiem czasach biskupa Rzymu obierali wierni i kler w obecności innych biskupów prowincji, którzy następnie konsekrowali wybór ludu. Metoda ta działała w małej wspólnocie, scalonej prześladowaniami lub niechęcią świata zewnętrznego. W IV w. relacje z władzą uległy trwałej przemianie, a wzrost liczebny gminy powodował podziały: jedna część gminy obierała innego biskupa niż druga część gminy. Podziały zaznaczały się zwłaszcza pomiędzy patrycjuszami i plebejuszami. Jak rozstrzygnąć taki spór? Dlaczego większość miałaby mieć rację? A może skorzystać z pomocy władzy świeckiej? Najprościej oczywiście chwycić za kije i krucyfiksy... Tak właśnie odbyło się to po śmierci Liberiusza, który sam przez długi czas zmagał się z konkurentem Feliksem. Liberiusz, choć miał na rękach krew felicjan, był jednak na tyle nieudolny, że nie wybił do końca zwolenników „antypapieża”. Po jego śmierci jedna frakcja, kierowana przez siedmiu księży i trzech diakonów, 24 września 366 r. wybrała na papieża diakona Ursyna, którego konsekrował biskup Paweł z Tivoli. W reakcji na to druga frakcja uczyniła papieżem diakona Damazego, którego konsekrował biskup Ostii. Damazy (305–384) był Hiszpanem z pochodzenia, synem Laurencji oraz Antoniusza – prezbitera przy późniejszym kościele San Lorenzo. Kilkakrotnie zmieniał partie religijne. Diakonem został w okresie panowania Liberiusza. Po przejęciu władzy w Rzymie przez
klucze św. Piotra. W ten sposób nasz święty papież (a jakże!) wywołał wojnę domową w Rzymie. Oddajmy głos Ammianusowi Marcellinusowi, pogańskiemu historykowi, raczej pozytywnie nastawionemu do chrześcijan (jego uczniem i przyjacielem był św. Jan Chryzostom): „Prefektura Juventiusa zaczęła się pokojem i bogactwem, wkrótce jednak spokój jego rządów został zaburzony krwawymi zamieszkami oszalałych ludzi. Zapalczywość Damazego i Ursyna, mająca na celu przejęcie urzędu biskupiego, przekroczyła zwyczajną miarę ludzkich ambicji. Utrzymywali się na wściekłości swoich partii; ich spór przyniósł rannych i zabitych zwolenników obu stron. Prefekt, nie mogąc się temu przeciwstawić ani uspokoić zamieszek, zmuszony był ugiąć się pod przemocą i wycofać na przedmieścia. Damazy triumfował: wątpliwe zwycięstwo było po stronie jego frakcji; w Bazylice Sicininus (Sancta Maria Maggiore), gdzie odbywały się religijne zgromadzenia chrześcijan, znaleziono 137 ciał; było to na długo przed tym, kiedy rozwścieczonym umysłom ludzkim przywrócono ich zwyczajowy spokój. (Ocalali dwaj prezbiterzy z przeciwnego stronnictwa wyznali, że drzwi bazyliki zostały spalone, a dach zerwany; Damazy maszerował na czele swojego duchowieństwa, grabarzy, rydwaniarzy i wynajętych gladiatorów; nikt z jego stronnictwa nie został zamordowany). Nie dziwnym jest, że o klejnot tak wspaniały, jak diecezja rzymska, mężczyźni walczą gorliwie i bezlitośnie. Wzbogacany hojnymi datkami wysoko urodzonych kobiet (wrogowie Damazego tytułowali go Auriscalpius Matronarum – ‘łechczący uszy matron’), w kosztownym odzieniu jadący złotem kapiącą karocą, zasiadający przy obficie zastawionym, pełniejszym niż cesarski stole – tak żyje ten,
Damazy I
Większość chrześcijan zebranych w kościele poległa od dachówek, którymi w nich ciskano. Po masakrze zmarła także część rannych, stąd przyjmuje się, że w walce o stołek biskupi zginęło wówczas ok. 200 osób. Po masakrze ursynianom (tak zwano zwolenników papieża Ursyna) zostało już tylko odmawianie litanii za zmarłych. Wznoszono wówczas okrzyki: „Już po raz piąty wszczyna Damazy wojnę; morderców trzymać z dala od tronu Piotrowego!”. Dopiero interwencja prefekta Pretekstusa, w wyniku której zwolennicy Ursyna zostali wygnani z miasta, zakończyła walki. Kiedy po roku ursynianom pozwolono powrócić, znów wybuchły zamieszki, wobec czego niezwłocznie wygnano ich na stałe. Otoczenie papieskie charakteryzują listy św. Hieronima, sekretarza papieskiego, do młodziutkiej Eustachii, którą sposobił do świętości. Zalecał jej odcięcie się od tego środowiska, gdyż chrześcijańskie dziewice „co dzień upadają”, wdowy uzależnione są od alkoholu, zaś w święte dni w kościołach odbywają się
kobiety”. Klerycy trefili sobie włosy, palce zdobili pierścieniami, a szaty skrapiali perfumami. Podbijanie serc niewieścich nie musiało zresztą zawsze łączyć się z wykorzystywaniem seksualnym; mogło sprowadzać się do wykorzystania majątkowego. Należy zwrócić uwagę, jak wiele zawdzięczali zarówno papież Liberiusz, jak i jego następca Damazy – wpływom matron rzymskich, bogatych arystokratek, uwodzonych przez papieży czułymi słówkami. Ich śladem szli inni księża, którzy wiedzieli, że we wdowach i matronach siła. W reakcji na to cesarz Walentynian wydał edykt adresowany do papieża Damazego, który miał zostać publicznie odczytany w rzymskich kościołach. Cesarz upominał w nim księży i zakonników, aby nie chadzali do domów wdów i dziewic; wskazał też na konieczność podporządkowywania się świeckiemu sądownictwu, gdyż w tym zakresie zaczęły się już tworzyć tendencje na rzecz wyłączenia kleru spod świeckiego orzecznictwa. Duchowni stracili możliwość wydobywania darowizn i pieniędzy od naiwnych lecz
23
zamożnych kobiet. Kler wówczas coraz częściej wcielał się w role duchowych doradców takich pań, które następnie były całkowicie przeflancowywane na kościelną modłę i na przykład roztrwaniały majątki rodzinne na projekty kościelne. To właśnie w związku z tego rodzaju działalnością ze swego stanowiska kościelnego wyleciał św. Hieronim, choć sam zarzucał klerowi otaczającemu Damazego, że wykorzystuje seksualnie kobiety. Księża ci zemścili się na nim i w świetle edyktu cesarskiego oskarżyli go o to, że wyzyskuje kobiety w inny sposób. Zarzucono mu w szczególności „niestosowne relacje z wdową Paulą” i jej córką Eustachią. Dla spokoju sumienia obie panie późniejszy Kościół kanonizował – rehabilitując niejako Hieronima. W piątym roku swego panowania papież znów był w opresji. Proces świecki wytoczył mu Izaak, żyd nawrócony na chrześcijaństwo, który zarzucił biskupowi cudzołóstwo, morderstwo i szereg innych przestępstw. Damazy uznał, że to kolejne knowania partii Ursyna. Cesarz Walentynian – mimo swego poparcia dla Damazego – nakazał prefektowi Maksyminowi wszcząć śledztwo w sprawie. Proces odbywał się przed obliczem cesarza. Nie został jednak doprowadzony do końca – widać cesarz nie życzył sobie kompromitacji biskupa rzymskiego. Opinia cudzołożnika i mordercy musiała jednak ciążyć Damazemu w kolejnych latach, gdyż jeszcze siedem lat po feralnym oskarżeniu na synodzie rzymskim podjął wniosek oczyszczenia się z żydowskich zarzutów uchwałą biskupów. Znów interwencja cesarska, tym razem młodziutkiego Gracjana, uratowała honor Damazego, który w obliczu złych doświadczeń z sądami świeckimi przeforsował projekt wyłączenia biskupa rzymskiego spod jurysdykcji świeckiej, wprowadzenia zwierzchnictwa jurysdykcyjnego biskupa Rzymu nad innymi metropolitami oraz przydania sądownictwu kościelnemu ramienia świeckiego. Posłuszny klerowi Gracjan zatwierdził owe uchwały. Przy pomocy tego uległego cesarza biskup Rzymu jednoznacznie wywindował się na papieża – przywódcę kleru katolickiego. Cesarz zrezygnował wówczas na rzecz biskupów rzymskich z przysługującego mu z urzędu tytułu Pontifexa Maximusa – najwyższego kapłana Rzymu. Dekretem z 378 r. powiększył obszar jurysdykcji biskupa rzymskiego na całe swoje dominum zachodnie. Damazy jest pierwszym biskupem Rzymu posługującym się pojęciem „tron apostolski”. Późniejsi papieże wybaczyli mu oczywiście, że wdrapał się na Sedes Apostolica po trupach owieczek swojego poprzednika i dzięki partii antypapieża Feliksa – wprawdzie świętego, ale jednak antypapieża. Zatem chociaż wszyscy papieże są nieomylni, to niektórzy jakby bardziej. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
udzie od zawsze poszukiwali cudownej receptury na środek napędzający krew do lędźwi i pobudzający umysł do miłosnego szału, mieląc, rozcierając i wygotowując dosłownie wszystko, co wpadło im w ręce – rogi nosorożca, szafran, perły rozpuszczone w occie, sproszkowane biedronki, smażone prącie samca foki, czułki motyla, jad ropuchy lub inne „wynalazki”. Niewątpliwie ogromnym skokiem cywilizacyjnym było odkrycie sposobu wytwarzania alkoholu. Bez wątpienia jest to najpopularniejszy i zapewne najskuteczniejszy interkulturowy afrodyzjak świata. O ile oczywiście potrafimy się opanować i nie spożyć go w nadmiernej ilości, bo inaczej będzie jak w słynnym zdaniu z Makbeta: „Pobudza żądzę, a wstrzymuje wykonanie”. Ale nie skupiajmy się tutaj na oczywistej oczywistości i zajmijmy środkami bardziej oryginalnymi niż przysłowiowa „seta”. W miłości jak w wędkarstwie – często wystarczy zmienić przynętę, aby ryby brały jak szalone. Warto więc może zaskoczyć panie czymś niecodziennym, czymś, co spowoduje, że ich niechęć do obcowania płciowego stopnieje jak lody bambino w rękach dziecka. W zamierzchłej historii, a nawet i obecnie u ludów pierwotnych pokutuje przekonanie, że moce witalne danego organu tkwią w nim samym. Poprzez zjedzenie odpowiedniego organu zwierzęcia miało dojść do całkowitego przejęcia jego siły, dlatego też mężczyznom borykającym się z impotencją serwowano na przykład penisy jeleni lub jądra byków. Popularnym środkiem na tego typu problemy były również wszelkiej maści korzenie i bulwy wyglądem przypominające członek. Wraz z rozwojem ludzkości i wysublimowaniem gustów produkcją afrodyzjaków zajęły się czarownice, zielarki itp. specjaliści. Preparaty były już bardziej złożone – składały się z kilku składników takich jak m.in. krew nietoperza, włosy łonowe borsuka, nasienie węgorza czy inne „niezawodne” substancje. Wraz z rozwojem nauki wytwarzaniem środków na potencję zajęli się poważni farmaceuci, odkrywając co rusz nowe cudowne preparaty. Tak więc na przestrzeni wieków stosowano takie specyfiki jak: ambra, czyli woskowata substancja zawarta we wnętrznościach wieloryba, hippomanes – czarny śluz podnieconej klaczy (!), zupy gotowane z gniazd jaskółczych czy świeżo utoczona krew z jąder byka (pita przez matadorów przed randką). We Francji zajadano się grzebieniami kogutów oraz ich jądrami, zaś w starożytnym Rzymie oprócz ślimaków, jaj na miękko, trufli i grzybów stosowano też liquamen, czyli specyfik ze zgniłych rybich wnętrzności. Słowianie nie pozostawali w tyle i oprócz naparów z lubczyku opracowali także przepis na miłosny chlebek, który notabene w XVII w uznany został za potrawę niedozwoloną
L
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Afrodyzjaki Środki stare jak najstarszy zawód świata. Z pewnością jedne z pierwszych praleków wykorzystywanych przez ludzkość. W końcu czymże było dla ludów pierwotnych banalne zapalenie otrzewnej czy inne przyziemne schorzenie wobec niemocy zapłodnienia wszystkich samic w okolicy... ze względu na magiczne podteksty. Receptura jego była prosta i podobno skuteczna: najpierw kobieta smarowała skórę miodem i posypywała ją pszenicą, a następnie zeskrobywała ziarna i mieliła je w młynku, przy czym najważniejszą rzeczą było, aby obracać rączkę urządzenia w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara – obracanie jej w drugą stronę wywoływało impotencję. Z tak uzyskanej mąki piekła chleb i podawała go do zjedzenia wybrankowi. Istotny był także sposób wyrabiania ciasta. Należało to robić między udami, a im wyżej, tym efekty były lepsze. Innymi sposobami było częstowanie wybranego mężczyzny kołaczem, jabłkiem noszonym pod pachą lub wodą, w której przedtem dziewczyna się umyła. Być może były to pierwsze siermiężne próby intuicyjnego wykorzystania feromonów w celu zwabienia kochanka. Jednym z bardziej drastycznych sposobów było przyrządzanie dla oblubieńca ryby, którą należało żywą włożyć do pochwy, poczekać, aż zdechnie, a następnie wyjąć i ugotować. Najstarszy przepis na afrodyzjak, spisany hieroglifami na zwoju 1700 lat p.n.e., mówi o napoju miłosnym z akacji i miodu, utwardzającym zazwyczaj miękką część ciała mężczyzny. Także seler jako afrodyzjak opiewany był już w starożytnych pieśniach. Uważano, że ta bulwa przynosi szczęście i wieszano ją nad wejściem do domu, a także w miejscach spotkań ludności. Dla nas seler to przede wszystkim cenne źródło składników mineralnych (zawiera m.in. potas, cynk, wapń, żelazo, fosfor, magnez) i witamin (C, z grupy B, PP, E i prowitaminy A). Seler faktycznie wzmacnia układ nerwowy, działa moczopędnie, dobroczynnie oddziałując na nerki, moczowody i pęcherz, pobudza apetyt, ułatwia trawienie. Służy też do wybielania piegów i leczenia odmrożeń. Surówki i soki z selera oczyszczają organizm z toksyn, co sprzyja zachowaniu dobrego samopoczucia, a także łagodzą stany przemęczenia. W tej całej gamie dobroczynnych właściwości wyróżnia się jego zastosowanie w leczeniu oziębłości płciowej u kobiet i impotencji u mężczyzn. Szczególne działanie wykazują podobno surówki z selera:
Obecnie wykazano, że to cynk znajdujący się w dużych ilościach w ulubionym produkcie Casanovy wpływa pozytywnie na wydolność seksualną głównie płci męskiej. Odpowiednia podaż składników mineralnych spełnia kluczową rolę w regulacji czynności układu płciowego. Stwierdzono też, że palacze są znacznie bardziej narażeni na zaburzenia funkcji seksualnych, bo kadm zawarty w dymie papierosowym blokuje wchłanianie cynku. Jednak najsilniejsze działanie wśród naturalnych substancji uznawanych za afrodyzjaki przypisywane jest korze pewnego afrykańskiego drzewa o nazwie johimba lekarska. Któż z nasz nie słyszał o cudownym działaniu kilku kropli johimbiny
wzmacniają odpowiednie organy i zwiększają ich siłę oraz witalność. W średniowiecznej Anglii dużym powodzeniem cieszyły się szparagi. Parzone w czerwonym winie uznawane były za bardzo skuteczny środek pobudzający żądze. Dziś wiemy, że szparagi zawdzięczają to nie tylko fallicznemu kształtowi, ale też bogactwu witamin i minerałów w nich zawartych. Egzotycznym afrodyzjakiem, który zrobił dużą karierę, jest cynamon – doskonała przyprawa zarówno do deserów czy kawy, jak i do zaostrzenia apetytu na miłosne igraszki. Już przed 4700 laty starożytni Chińczycy używali cynamonu nie tylko w kuchni. Aby osłodzić grę miłosną, wcierali cynamon w swoje genitalia. Europejska szlachta mogła doświadczyć tej kosztownej przyjemności dopiero w XVI w., kiedy to Portugalczycy podbili królestwo Cejlonu, zdobywając jednocześnie monopol na do- Już sam widok ostrygi może spowodować starczanie cynamonu przyspieszone bicie serca na stoły i części intymne możnych naszego kontynentu. dodanej w sekrecie do drinka koleżanki z pracy czy szkoły. Niestety, jest Także imbir, opisany jako roślito raczej afrodyzjak dla mężczyzn, na lecznicza w jednej z najstarszych gdyż zawiera substancje chemiczne chińskich ksiąg medycznych (okoprzyspieszające wzwód i wytrysk nało 2700 r. p.n.e.), uważany był sienia. Wpływa także na część móza świetny afrodyzjak. W islamie zgu odpowiadającą za odczuwanie uważany jest nawet za roślinę świędoznań seksualnych. Afrodyzjak ten tą. Można go używać w formie świejest skuteczny, gdy bierze się go reżej, suszonej lub kandyzowanej. Imgularnie, ale nie dłużej niż przez bir doskonale wpływa na żołądek. 2, 3 tygodnie. Zaczyna działać mniej Znany jest również jako środek wzmacniający odporność. Działa stywięcej pół godziny po zażyciu. mulująco, daje uczucie świeżości W większych dawkach wywołuje hai – co najważniejsze – rozpala welucynacje, co może być przydatne, kiewnętrzny ogień. Może być dodawady partnerka nie jest olśniewającej ny właściwie do wszystkiego, poczyurody. Co ciekawe, przydaje się równając od mięs, a kończąc na naponież w leczeniu depresji i... cellulitu. jach i ciastach. A co z popularną „hiszpańską XVIII-wieczny superkochanek muchą”? Oryginalna uzyskiwana jest Giacomo Casanova za najskuteczze zmiażdżonych chrząszczy Canthaniejsze afrodyzjaki uważał owoce ris vesicatoria, a swoją sławę eliksimorza: małże, ostrygi, krewetki i horu miłości zawdzięcza powodowamary, ponieważ pochodzą z wody nym przez nią podrażnieniom orgai są symbolem źródła życia. Sam nów wewnętrznych – przede wszystzajadał się ostrygami. Ponoć na śniakim pęcherza moczowego i genitadanie potrafił ich zjeść aż 50 sztuk. liów. Uczucie swędzenia jednak nie
ustaje po zbliżeniu, lecz dalej nęka przekrwione narządy, zmuszając niejako użytkownika do dalszej kopulacji. Hiszpańska mucha była niezwykle popularna w XVIII-wiecznej Francji. Madame de Pompadour podawała ją Ludwikowi XV, zaś markiza de Sade osadzono w więzieniu za podanie muchy hiszpańskiej kilku niczego niepodejrzewającym prostytutkom, co skończyło się ich zgonem. Powszechny był też zwyczaj zjadania słodyczy zawierających hiszpańską muchę. Na ulicy St. Denis w Paryżu, gdzie sklepy sprzedające wszelkie wspomagacze płciowe rywalizują z paniami lekkich obyczajów, by przyciągnąć uwagę klientów i turystów, dostępne są jedynie dwa afrodyzjaki – jeden z nich to właśnie owa mucha. W dzisiejszych czasach jest to preparat oparty na zasadzie leku homeopatycznego, niepowodujący już tak poważnych skutków ubocznych jak chociażby wspomniane wcześniej zapalenie dróg moczowych. Czy jest skuteczna? Opinie użytkowników są skrajnie różne. Na pewno nie ma co oczekiwać, że piękna nieznajoma po sekretnym zaaplikowaniu jej kilku kropel wywaru z muchy rzuci się nam na szyję, ale przy regularnym stosowaniu efekty ponoć są obiecujące. Obecnie zawrotną karierę robią substancje zwane feromonami. Są to naturalne, lotne substancje chemiczne wydzielane przez organizmy żywe. Występują podobno również w pocie, ślinie i innych ludzkich wydzielinach. Ich wysoki poziom u danego człowieka przyczynia się do podświadomego pozytywnego odbierania go przez tych, którzy z nim się zetkną. Feromony powodują, że wydzielająca je osoba wydaje nam się godna zaufania, niezwykle atrakcyjna i wręcz lgniemy do niej. Ponoć działają one na każdą napotkaną osobę, uatrakcyjniając nas w jej oczach. Ich stosowanie może się zatem złożyć nie tylko na sukces w sypialni, ale i w każdej innej sferze życia. Krążą nawet tak zwane miejskie legendy o tym, że w hipermarketach słabo sprzedające się towary spryskuje się feromonami w celu podniesienia ich atrakcyjności. Naukowcy są podzieleni co do oceny ludzkich feromonów. Ich występowanie u ludzi nie zostało w pełni potwierdzone. Kilku badaczy twierdzi, że udało im się dowieść ich obecności, aczkolwiek nie została ustalona struktura chemiczna feromonów. Faktem jest, że zwierzęce feromony zostały zaprzężone do walki z owadzimi szkodnikami sadów i upraw rolnych już prawie 100 lat temu. Pierwszą pułapkę feromonową zastosowano w USA już w 1913 roku, walcząc z brudnicą nieparką. Dziś to powszechny sposób na walkę z wieloma gatunkami szkodników. Jest więc szansa, że i na zastawione przez nas pułapki feromonowe złapie się jakaś nieostrożna, acz seksowna ćma... ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r. Co ma wspólnego indywiduum, które wkłada rękę do kieszeni pasażera zatłoczonego tramwaju albo wyrywa torebkę staruszce, z redaktorem drukującym tekst innego dziennikarza jako swój? Obaj są złodziejami. Jednak moim zdaniem moralna ocena obu łobuzów jest odmienna. Ten pierwszy przynajmniej nie udaje, że jest Katonem, wzorem moralności i że ma prawo pouczać innych, co to jest etyka i przyzwoitość. Ten drugi uczynił z tego zawód. Ze złodziejstwa i... moralizowania „maluczkich”. Jedno i drugie łatwiutko mu przychodzi. ! ! ! Nie ma tygodnia, abyśmy w redakcyjnej poczcie nie odnajdywali listów od Czytelników zdenerwowanych faktem bezczelnego zrzynania artykułów z „Faktów i Mitów”: „Przecież to jest skandal! Nie możecie czegoś z tym zrobić?” – biją na alarm i wskazują nam kolejne przykłady plagiatu. Często – przyznajemy – takie, o których nie mamy pojęcia, bo pojawiły się w jakiejś lokalnej prasie. Pół biedy, gdyby tylko w lokalnej, choć przecież złodziejstwo pozostaje zawsze złodziejstwem – bez względu na skalę zjawiska. Kradną nam jednak teksty i pomysły największe w Polsce media i nawet powieka ich naczelnym redaktorom nie drgnie, gdy podpisują do druku kradzione fanty. Swoją drogą zastanawia mnie, czy z równą łatwością podpisują dziennikarzom złodziejom honoraria autorskie. Obawiam się, że wątpię. Najsłynniejszym bodaj przykładem ordynarnego złodziejstwa naszego długiego i żmudnego redakcyjnego śledztwa jest afera Paetza. Artykuł o seksualnych skandalach z udziałem arcybiskupa, o molestowaniu kleryków, o próbach tuszowania sprawy ukazuje się w „FiM” w roku 2000. I... nic. Cisza. Czarna dziura. Pies z kulawą nogą, pies z dyktafonem czy notatnikiem nie pokusił się, by sprawdzić nasze informacje czy choćby zacytować podane przez „FiM” rewelacje. Ale przecież na rynku prasowym jest organ – przepraszam za użycie tego brzydkiego słowa – o nazwie „Rzeczpospolita”. No i ten za przeproszeniem „organ” odczekał sobie cichutko okrągły rok i... walnął na pierwszej stronie „bombę”, że Paetz seksualnie molestuje swoich uczniów w seminarium. W całym tekście „Rzepy” nie ma żadnych nowych (ponad nasze) ustaleń. Ale teraz wybucha ogólnopolski, ba... światowy wręcz skandal, który dociera do Watykanu; wypowiada się sam Papa,
TRZECIA STRONA MEDALU
dostojnicy ubolewają, media grzmią, cytując „Rzeczpospolitą” i jej wspaniałych, odważnych dziennikarzy, którzy bezkompromisowo ujawnili (CZYLI UKRADLI NAM!) prawdę. I wiecie co? I tylko jeden jedyny poczciwy „Tygodnik Powszechny” zaprotestował wówczas, podając na swoich łamach, kto rzeczywiście odkrył tajemnicę poznańskiego arcybiskupa. Jeśli to było złodziejstwo bezczelne, to następne należy do gatunku „kuriozalnych”. Kilka miesięcy tropię gwałcącego małych chłopców zboczeńca w sutannie. Efektem dziennikarskiego śledztwa jest obszerny artykuł, który ma się ukazać w piątek. I ukazuje się, ale w ten sam piątek przecieramy oczy ze zdumienia. Na pierwszej stronie łódzkiego
– Tu redakcja TVN. Bardzo zainteresował nas wasz artykuł o KGHM. Gratulacje. Chcemy pociągnąć ten temat. Czy moglibyście udzielić nam informacji w sprawach... – to autentyczny – bynajmniej nie jeden – telefon ze stacji Waltera. No i naiwnie udzielamy informacji... No i wieczorem słyszymy w „Faktach”: – Jak udało się ustalić naszym reporterom... – mówi prezenter i nawet oko mu nie drgnie, że owo „udało się” to kilka tygodni pracy Wiki Zimińskiej albo Ani Tarczyńskiej czy innych śledczych dziennikarzy „FiM”. A oto zaledwie garść przykładów „złodziejstwa tylko troszeczkę” z ostatnich miesięcy: ! 22 stycznia Ania Tarczyńska po trwającym kilka tygodni śledztwie dziennikarskim opisuje księdza
! 24 kwietnia nasza Wika pisze o pośle PO, który opóźnia lot rejsowego samolotu, żeby na pokład zdążyły jego znajome. 2 maja „Gazeta Wyborcza” kopiuje temat z „FiM” i ani myśli powołać się na źródło. ! 27 kwietnia – Dominika Nagel w tekście w „FiM” pt. „Diecezjalna lista przebojów” odkrywa, że prokuratura „zadomowiła się” w katolickim Radiu Victoria i nie chce stamtąd wyjść, choć coraz brzydszy z radia wydobywa się smrodek przekrętów. Jakiś czas później „Polityka” donosi: „Cuda w katolickim radiu Victoria. Księgowe przekręty”. O „FiM” ani dudu... ! 7 maja. „Ry(d)zyk-fizyk” – taki tytuł nosi nasz tekst, a podtytuł brzmi tak: „Ojciec Rydzyk dotkliwie oparzył się ciepłą wodą.
GŁASKANIE JEŻA
Złodzieje tylko troszeczkę dziennika czytamy o księdzu Pawłowiczu – zboczeńcu z Witonii. Całe nasze śledztwo w pigułce. Ukradzione i wydrukowane. Na dodatek jest... wzmianka o śledztwie dziennikarza „FiM”! A może łódzcy dziennikarze prowadzili swoje własne śledztwo? Jeśli jednak dodam, że oba wydawnictwa drukowane są w tej samej drukarni, wszystko chyba staje się jasne. Jasne, ale nie dla dyrektora wydawnictwa owej łódzkiej gazety, od którego zażądaliśmy z Jonaszem natychmiastowych wyjaśnień. „No tak... Nie da się ukryć, że nasi dziennikarze podkradli wam temat. Ale tylko troszeczkę” – powiedziała pani dyrektor i ani się obejrzała, jak stworzyła nową jakość moralną, logiczną i prawną: oto można być złodziejem „tylko troszeczkę”. Ot, tak tyciu-tyciu. Śmieszne? Może i tak, ale nam do śmiechu jest coraz mniej, bo większych czy mniejszych kradzieży pracy naszych dziennikarzy naliczyliśmy ponad trzysta. TRZYSTA! A mowa tylko o takich zapożyczeniach, o których wiemy. Często przecież bladego pojęcia nie mamy, jaką „troszeczkę” podpieprzył nam złodziejaszek z redakcji w Pcimiu czy innym Wąchocku. Niestety, jest coraz gorzej. Ostatnie miesiące to już nie incydentalne przypadki złodziejstwa naszych tematów. To prawdziwa plaga i – można powiedzieć – zjawisko na skalę przemysłową.
z Kołobrzegu – zboczeńca pedofila. Prokuratura wszczyna śledztwo; o sprawie staje się głośno. Piszą o niej „Super Express, „GW”, Wirtualna Polska i inne portale. Żadne medium nie powołuje się na naszą dziennikarkę, która pierwsza łajdaka odnalazła i opisała. ! 25 lutego. Okładka naszego tygodnika krzyczy wielkim tytułem: „Koniec cudów Wojtyły. Zniknęła podstawa beatyfikacji JPII”. Autentycznie sensacyjny i ekskluzywny tekst (jego źródłem jest nasz wysoko postawiony informator w Watykanie) traktuje o tym, że zakonnica cudownie uzdrowiona przez papieża cierpi na ostry nawrót choroby Parkinsona. 3 marca „Rzeczpospolita” drukuje „hit” numeru pt. „JPII – kłopoty z cudem”. O tym samym. O „FiM” jako pierwszym medium na świecie, które podało tego newsa, ani słowa.
Lekarstwem na jego cierpienia są okłady z pieniędzy SKOK-ów”. Piszemy o tym pierwsi w Polsce. Kilka dni później „Polityka” donosi: „SKOK w gorącą wodę. Ojciec Rydzyk znalazł partnera biznesowego – Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe. Z tekstu wynika, że to odkrycie „politycznych” dziennikarzy. ! 21 maja dziennikarka „FiM” w tekście „Grabież” wstrząsa opinią publiczną, podając po raz pierwszy pełne dane na temat, ile Kościół katolicki „odzyskał” (czyli de facto zagrabił) ziemi w ramach tak zwanych odszkodowań za jakoby zabrane przez „komuchów” posiadłości. ! 8 czerwca „Gazeta Wyborcza” epatuje czytelników sensacyjnymi doniesieniami („Kościół na ziemi”), w których cytuje „Fakty i Mity”, nie cytując „Faktów i Mitów”. Mistrzostwo świata, nieprawdaż?
25
! ! ! To tylko niektóre, nawet nie wiem, czy najważniejsze przykłady ordynarnej kradzieży naszych tematów albo całych tekstów. Ostatnio klasą dla siebie okazał się „Newsweek”. 12 września na okładce polskiej edycji amerykańskiej ikony dziennikarskiej rzetelności widzimy zdjęcie redaktor Elżbiety Jaworowicz – autorki „Sprawy dla reportera”. Wewnątrz bardzo krytyczny tekst o programie, o jego prowadzącej i wypowiedzi ludzi, których Jaworowicz skrzywdziła, choć miała pomóc. Wstrząsający, porażający materiał. Wstrząsająca, porażająca i bezwstydna kalka wielu tygodni pracy naszej reporterki i jej testu „Sprawa dna reportera”, który ukazał się tydzień wcześniej. Tylko że nagle wszystkie media, wszystkie portale internetowe rzucają się na temat. Rozdrapują go i nicują na wszelkie sposoby. Wszystkie garściami cytują „Newsweeka”. Żadne – nas! (z wyjątkiem tygodnika „Angora”). ! ! ! I co powiecie? Co zrobić ze złodziejami „tylko troszeczkę”? Ludźmi, którym nie brudzi sumień ordynarna kradzież, ale honor splamiłoby zacytowanie w katolickim kraju antyklerykalnego tygodnika. Lecz co tu przywoływać zastrachanych ideologicznie dziennikarzy „niezależnych” mediów, skoro Jerzy Urban – TEN SAM JERZY URBAN! – w najnowszym wywiadzie dla „Wprost”, zapytany o narastające w Polsce nastroje antyklerykalne, mówi tak: „Z jednej strony raduję się, bo doczekałem tego, że nie jestem osamotniony w próbie sprowadzenia kleru w miejsce duchowe, jednak z drugiej strony martwię się, że tracę chleb, że konkurencja przejmuje OSTATNI TEMAT, KTÓRYM TYGODNIK »NIE« SIĘ WYRÓŻNIAŁ”. Cóż... oszczędne, wręcz ascetyczne gospodarowanie prawdą, uczciwością czy choćby elementarną przyzwoitością to była cecha, która od zawsze charakteryzowała tego utalentowanego niegdyś publicystę. A potem członka rządu, który chwali się w ostatnim numerze „Wprost”: „Sam, tą ręką podpisywałem projekt ustawy o stosunkach państwo-Kościół, która powoływała Komisję Majątkową, tę maszynkę do robienia dobrze Kościołowi”. Tak oto ten największy cynik w kraju „sprowadzał kler w miejsce duchowe”. ! ! ! Wracając jednak do rzeczy... Co robić ze złodziejami?! Pierwszy krok zrobiliśmy w miniony poniedziałek, gdy podczas narady kierownictwa redakcji powiedzieliśmy chórem „Dość!”. Dość bezczelnego okradania naszej gazety, dużo, średnio czy choćby „tylko troszeczkę”. Obiecujemy! Od dziś każde zapożyczenie, każdy plagiat, każde mniej lub bardziej ordynarne złodziejstwo będzie ścigane przez naszych prawników. Tak nam dopomóż prokurator. MAREK SZENBORN
26
mierć Edwarda Stachury zaprzecza przesłaniu poniższego utworu. Co przecież nie znaczy, że nie jest to tekst optymistyczny. W sam raz na początek jesiennych smutków. Świetnego songu z poniższymi słowami możecie posłuchać pod tym adresem: http://www.youtube.com/watch?v=sN99pEg2M6A
Ś
Okienko z wierszem Wędrówką jedną życie jest człowieka; Idzie wciąż, Dalej wciąż, Dokąd? Skąd? Dokąd? Skąd? Jak zjawa senna życie jest człowieka; Zjawia się, Dotknąć chcesz, Lecz ucieka? Lecz ucieka! To nic! To nic! To nic! Dopóki sił, Jednak iść! Przecież iść! Będę iść! To nic! To nic! To nic! Dopóki sił, Będę szedł! Będę biegł! Nie dam się! Wędrówką jedną życie jest człowieka; Idzie tam, Idzie tu, Brak mu tchu? Brak mu tchu! Jak chmura zwiewna życie jest człowieka! Płynie wzwyż, Płynie w niż! Śmierć go czeka? Śmierć go czeka! To nic! To nic! To nic! Dopóki sił, Jednak iść! Przecież iść! Będę iść! To nic! To nic! To nic! Dopóki sił, Będę szedł! Będę biegł! Nie dam się!
ładze miasta prowadzą działalność religijną na koszt podatników i za nic mają obowiązujące w Polsce prawo. Miejskie Koło RACJI Polskiej Lewicy w Wałbrzychu protestuje przeciw bezprawnemu wstrzymywaniu przez Prezydenta Miasta Wałbrzycha Piotra Kruczkowskiego i Przewodniczącą Rady Miejskiej Agnieszkę Kołacz-Leszczyńską rozpatrzenia naszego wniosku z 23.03.2010 r. (sygnowany przez sześciu członków RACJI PL) o uchylenie Uchwały nr XXXVI/334/09 Rady Miejskiej Wałbrzycha z dnia 27 marca 2009r. w sprawie ustanowienia Matki Bożej Bolesnej Patronką Miasta Wałbrzycha, którą to uchwałę oceniamy jako niekonstytucyjną, przekraczającą statutowe kompetencje Rady Miejskiej i godzącą w interes prawny mieszkańców Wałbrzycha niebędących wyznawcami religii katolickiej. Wyjaśnić tu należy, że nie mamy nic przeciwko temu, by Kościół ustanawiał świętych
W
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Niewygodni Są wszędzie. W domu, w pracy, w organizacjach aż się roi od niewygodnych. Rzeczy i ludzi. Z pierwszymi łatwiej sobie poradzić. Można po cichu wyrzucić i nikt nie zapłacze. Raczej odetchnie z ulgą, że zrobiło się miejsce na nowe, wygodniejsze buty, ubrania, meble. Z ludźmi gorzej. W odróżnieniu od nieożywionej materii, zazwyczaj protestują przeciwko eliminacji. Własnej lub bliskich. Nie dają się bez szemrania wywalić, usunąć, zdymisjonować. Sami głośno protestują lub ktoś występuje w ich obronie. W dodatku zazwyczaj nikt nie jest niewygodny dla wszystkich równocześnie. Macocha i ojczym, zwłaszcza hołubieni przez nowych małżonków, przeszkadzają pasierbom. Przynajmniej emocjonalnie. Kochanek mamy jest niewygodny dla dzieci, jeszcze bardziej dla męża, ale przecież nie dla bohaterki romansu. Przynajmniej do czasu. Nowy, zdolny, rzutki pracownik stanowi zagrożenie dla biurowych wyjadaczy, którzy osiągnęli swój szczebel niekompetencji i chcą spokojnie dotrwać na nim do emerytury. Równocześnie jest niezwykle pożądany przez petentów, którzy wreszcie mają szansę cokolwiek załatwić. Z szefami bywa już różnie. Tylko hołdujący zasadzie, że uczeń powinien przerosnąć mistrza, cieszą się z perspektywy wychowania godnego następcy. Większość nie lubi takich, którzy mogliby ich w przyszłości wysadzić ze stołka.
Stąd w opinii bardzo wielu Polaków wciąż najbezpieczniejsze jest BMW. Bierni, mierni, wierni. To także ulubiona marka szefów partii. Zwłaszcza autorytarnych. W polityce najbardziej niewygodni są ideowcy. Zarówno prawdziwi, jak i fałszywi. Podczas gdy partie chcą władzy i dobrze płatnych stanowisk dla swoich, oni chcą jeszcze dodatkowo zmieniać świat. Wedle swoich wizji i koncepcji, czyli niekoniecznie na lepsze. Często mają żar w oczach i absolutną nieprzemakalność na rzeczowe argumenty. Sami racjonalnych racji nie mają i nie potrzebują. Wystarcza im święta lub udawana wiara. W tej grupie najliczniej są reprezentowani ortodoksyjni katolicy, narodowcy, antykomuniści. Giertych, Gowin, Jurek, Macierewicz, Marcinkiewicz, Piłka, Sobecka. Nie licząc pomniejszych, typu Górski czy Zawisza. Trudno odróżnić prawdziwie nawiedzonych od udawaczy. Z zasady fałszywcy mają więcej szans na przetrwanie. Chyba że całkiem stracą głowę, a wraz z nią i twarz. Jak były premier Kazio „Yes, yes, yes”. W swoich marzeniach mąż stanu, w rzeczywistości – Isabel. Część wciąż trzyma się mocno. Nie tyle z pomocą Bożą, co z Rydzykową, Tuskową albo Kaczyńską. Pozbawieni takiego wsparcia z polityki wylecieli, jak Olechowski, Piskorski i Rokita, albo wylecą po przyszłorocznych wyborach
parlamentarnych. Którzy konkretnie, nie da się wyrokować, bo łaska pańska na pstrym kocie jeździ. Na dzień dzisiejszy lista osób do wyautowania jest dłuższa niż aktualnych gwiazd. Najnowsi niewygodni, o których mówi cała Polska, to Migalski i Jakubiak. Pierwszy z powodu listu otwartego, w którym ośmielił się skrytykować prezesa Kaczyńskiego. Ta zniewaga krwi wymaga – ryknęli PiS-owcy i wyrzucili swojego nieczłonka z klubu europarlamentarnego. Casus posłanki Jakubiak jest dużo poważniejszy. Oddana, lojalna, bardzo ceniona przez nieżyjącego prezydenta Kaczyńskiego. W dodatku jedna z twarzy kampanii, która wyniosła PiS na szczyty notowań. Dla kogo i dlaczego posłanka Jakubiak stała się niewygodna, jest najpilniej strzeżoną tajemnicą partii. Paradoksalnie wygląda na to, że w PiS przeszkadzają ludzie, którzy przysparzają mu głosów. Bez względu na to, czy powodem jest smoleńska trauma prezesa, czy zakulisowe rozgrywki Ziobry – jest to korzystne dla Polski i Polaków. Ostateczne odkłamanie zafałszowanego na potrzeby prezydenckich wyborów wizerunku prezesa dobrze rokuje na przyszłość. Jeśli notowania PiS trwale spadną do poziomu dwudziestu kilku procent, lewicowi wyborcy nawrócą się z PO na SLD. A wtedy scena polityczna znormalnieje. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Lubelska RACJA Polskiej Lewicy serdecznie zaprasza członków i sympatyków organizacji na comiesięczne spotkania, które odbywają się w każdą ostatnią sobotę miesiąca. Najbliższe odbędzie się 25.09.2010 r., tradycyjnie w siedzibie SLD przy ul. Beliniaków 7 w Lublinie. Więcej informacji pod nr. tel.: 504 715 111 – Tomasz Zielonka
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Królowa Wałbrzycha patronów dla swoich wiernych, sprzeciwiamy się natomiast przejmowaniu tych prerogatyw przez samorządy, narzucaniu przez nie patronatu świętych Kościoła rzymskokatolickiego całym społecznościom lokalnym, złożonym z ludzi różnych wyznań i bezwyznaniowców, oraz udziałowi władz w uroczystościach kościelnych i partycypowaniu w kosztach tych uroczystości. Mimo wielokrotnych monitów z naszej strony dotąd nie nadano biegu sprawie, a nasze pismo nadal leży w szufladzie Przewodniczącej Rady (na początku informowano nas, że pismo zaginęło!). Nie pomógł nawet wydany przez wojewodę nakaz bezzwłocznego rozpatrzenia wniosku RACJI PL. Od daty upomnienia przez
Wojewodę Dolnośląskiego odbyły się już trzy kolejne sesje Rady Miejskiej i na żadnej nie zastosowano się do jego polecenia. Domyślamy się, że dla Prezydenta i Przewodniczącej Rady Miejskiej Wałbrzycha nasz wniosek był bardzo niewygodny, zwłaszcza w czasie, gdy trwały już przygotowania do uroczystości ogłoszenia Matki Bożej Bolesnej Patronką Wałbrzycha (3 maja 2010 r.) i jest niewygodny teraz, w przeddzień Dnia Patronki Wałbrzycha (15 września). Ale nie przestaniemy domagać się respektowania przez Ratusz obowiązującego prawa, które nakazuje samorządom rozpatrywanie wniosków bez zbędnej zwłoki. Wnioski niewymagające wielu ekspertyz powinny być ujęte w porządku obrad Rady na pierwszej
kalendarzowo sesji, a wnioskodawca powinien otrzymać odpowiedź w ciągu 30 dni. W tym przypadku na odpowiedź czekamy już ponad 5 miesięcy. Zwracamy się z apelem do członków Rady ze wszystkich opcji, także do tych radnych, którzy głosowali za ustanowieniem MBB Patronką Wałbrzycha, by – jeśli jeszcze prawo jest dla nich ważniejsze od widzimisię Prezydenta, Przewodniczącej i życzeń biskupa Ignacego Deca – złożyli interpelacje w ww. sprawie na najbliższej sesji Rady Miejskiej Wałbrzycha. A tych spośród radnych, którzy w ww. uchwale tak jak my dostrzegają kolejny przejaw postępującej klerykalizacji państwa, prosimy o poparcie naszego wniosku Jerzy Krzysztofek przewodniczący Miejskiego Koła RACJI PL w Wałbrzychu Kontakt: tel.: 698 813 335 e-mail:
[email protected]
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
– Byłam dziewicą aż do dnia, w którym poślubiłam twojego ojca – mówi matka do córki. – Mam nadzieję, że ty będziesz mogła powiedzieć to samo swojej córce. – Oczywiście, mamo, nie wiem tylko, czy tak jak tobie uda mi się zachować kamienną twarz. ! ! ! Żona zrobiła sobie maseczkę błotną i przez dwa dni wyglądała świetnie. Potem błoto odpadło... ! ! ! Kiedy gdzieś idziemy, zawsze trzymamy się za ręce. Jak tylko puszczę, to zaraz nakupi różnych dupereli i ciuchów. ! ! ! Żona wróciła od fryzjera, ubrała się w najlepszą sukienkę i tak pokazała się mężowi: – I co o mnie sądzisz? – Szczerze? – Szczerze. – Jesteś plotkara i źle gotujesz. ! ! ! – Ależ pani ma ząbki! Jak klawisze fortepianu... – Takie białe i błyszczące? – ...co drugi czarny i się ruszają... ! ! ! Rząd cały czas marudzi, że z powodu globalnego ocieplenia powinniśmy oszczędzać energię i palić mniej światła. No i wczoraj wyłączyłem światła na godzinę. Potrąciłem trzech rowerzystów. ! ! ! Jeżeli już trzeci dzień nie chce ci się pracować, to znaczy, że to już środa. ! ! ! Idzie Czerwony Kapturek przez las. Nagle z krzaków wyskakuje wilk, stary zboczeniec, i wrzeszczy: – Ha, ha, Kapturku! Nareszcie pocałuję cię tam, gdzie jeszcze nikt cię nie całował! Kapturek patrzy na niego zdziwiony i mówi: – Chyba, k***a, w koszyk...
43 6
1
2 16
Znalezione na: Fajne-zdjecia.pl
KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) co dasz w zamian za pożyczkę?, 2) w osadzie, 3) gryzie w czosnku, 4) kilka ras ma naraz, 5) przesyłka z liści, 6) locha go kocha, 7) jest wolny, lecz nie w nagrodę, a za karę, 8) mieszka w Bursie, 9) wychodzi z pieca, 10) kuzyn brzytwy i żyletki, 11) udaje człowieka z krwi i kości, 12) kamień w szpagacie, 13) jaka tkanina równik przypomina?, 14) goniec w kurii, 15) co chciałbyś wziąć po porażce?, 16) szata właściciela żup, 17) nie idzie w las, 18) bardzo, bardzo dawno temu, 19) blondyn z Rudego, 20) mgła doprawiona spalinami, 21) waży tyle, co pół gramofonu, 22) kto mówi w koło to samo?, 23) walka z udem, 24) trwa jakiś czas, 25) drogocenny cel poszukiwacza, 26) z gazem na biwaku, 27) ma cztery koła i wciąż „Pić!” woła, 28) dom, podwórze i stodoła – tak jak droga dookoła, 29) w niej można (się) wykazać, 30) ma odwrotne znaczenie np. niż przebaczenie, 31) wychodzi z młyna i puder przypomina, 32) jest na dworze z dinozaura, 33) zmieszana Tania, 34) król stajenny, 35) spór z targiem w tle, 36) małpa na posterunku, 37) z dyskiem pod pachą, 38) nietrafione opakowanie, 39) kusi wiernych palmami, 40) za trawką nie przepada, 41) tam członek jest u siebie, 42) piękna ulica, a na niej gwar, 43) trzymany przez zgranych, 44) uczy się do klasówki z wiatrówki, 45) wciera się, 46) siała baba, 47) bal bez wodzireja, 48) swój być może, 49) kawałek ziemi.
32
44
37
10
9 8
10 28
39
46
36
17
27 5
40
14
34
29
30
22
26
19
15
24 25
23 35
23 13
16 14
15
26
11
13
20
21 1
12
17 22
9
31 6
3
41
48
4
33
2 27
18
20
12
42 11
45
4
3
7
8
49
19
5
38
28
7
21
24 25
47 18
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
1
2
3
4
5
6
16
17
18
19
20
21
7
22
23
8
9
10
24
25
26
11
12
27
28
13
14
15
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 36/2010: „Stary jesteś dopiero wtedy, gdy kwiatki przyprawiają cię o niepokój”. Nagrody otrzymują: Jerzy Jarzębski z Mińska Mazowieckiego, Elżbieta Małyszka z Gniezna, Halina Wilk z Tarnowa. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52,80 zł na czwarty kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 52,80 zł na czwarty kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Droga krzyżowa
Fot. Czytelnik
Humor Były dwie wyspy: Na wyspie numer 1 było 100 mężczyzn i jedna kobieta, na wyspie numer 2 – 100 kobiet i jeden mężczyzna. Pozostawiono ich na jeden rok. Po tym okresie ekspedycja naukowa płynie na wyspę numer 1, gdzie było 100 mężczyzn i jedna kobieta. Okazuje się, że panuje tam ład i porządek.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 38 (550) 17–23 IX 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
Wybudowano nawet miasto i kręgielnię. Naukowcy pytają mężczyzn, jak sobie radzą z „tymi sprawami”. Jest OK. Obleci. Płyną na drugą wyspę, gdzie było 100 kobiet i jeden mężczyzna. Tam spustoszenie. Na środku wyspy tylko jedna palma, a na jej czubku kurczowo trzyma się wystraszony facet. Pod palmą kobiety skandują: – Jak już nie możesz, to chociaż pokaż!
czasach, kiedy wszystko jest na sprzedaż, przehandlowano nawet Świętą Rodzinę... ! W amerykańskim „pasie biblijnym” – stanach środkowego zachodu, znanych z religijności – supermarkety Wal-Mart oferują tzw. zabawki religijne. W ofercie mamy plastikowego Jezusa, Maryję oraz Piotra i Pawła, którzy po wciśnięciu guziczka recytują fragmenty Biblii. Religijna konkurencja dla Barbie służyć ma atrakcyjnej i nowoczesnej promocji Kościoła. ! Firma Divine Interventios, która zajmuje się sprzedażą seks zabawek dla wybrednych dewiantów, poszła o dwa kroki dalej, produkując... wibratory w kształcie Jezusa i Maryi. ! Na singapurski rynek trafiła seria kosmetyków „Bądź piękna dla Jezusa”, między innymi: figurki Zbawiciela z wmontowanym lusterkiem, balsamy do ust „Cnotliwa wanilia”, krem do rąk „Jak najbliżej Chrystusa”, szminka „Najlepsza na niedzielę”. Produkty wycofano z powodu licznych skarg. ! Na Zachodzie modne jest tzw. odchudzanie z Jezusem. Według poradnika „Co mógłby jeść Jezus Chrystus”, autorstwa
W
CUDA-WIANKI
Patent na Jezusa Dona Colberta, powinniśmy niedojadać, dużo chodzić, ograniczyć ilość tłuszczu i mięsa, które w czasach biblijnych było rarytasem, oraz spożywać posiłki w towarzystwie. ! W Anglii wyprodukowano piwo „Jesus Beer”. W reklamie trunku Chrystus częstuje piwem swoich współtowarzyszy, wypowiadając sakramentalne: „To jest ciało moje, to jest moja krew, to jest moje piwo”. Jeden z poczęstowanych odpowiada: „Jezu, jakie to dobre!”.
! Właściciel warszawskiego klubu „Zwiąż mnie” zareklamował jedną z imprez takim oto plakatem: Jezus w przeciwsłonecznych okularach, z papierosem, kielichem wina i w koszulce Supermana. Mimo wielu gróźb, prokuratura nie zainteresowała się kontrowersyjnym afiszem. ! Włoscy obrońcy praw zwierząt poprawili nieco „Ostatnią wieczerzę” Leonarda da Vinci, w miejsce głowy Jezusa wstawiając głowę... psa husky. Zdradzony Jezus-husky miał wzruszyć rodaków, którzy masowo zdradzają swoje zwierzaki, wyrzucając je z domów. W reklamie trutki na szczury wyprodukowanej przez agencję Euro RSCG wszystkim uczestnikom wieczerzy dorobiono głowy gryzoni. ! Szwajcar Tim Steiner wytatuował sobie na plecach ogromnych rozmiarów Matkę Boską, po czym... sprzedał tę część swojego ciała jednej z galerii sztuki w Zurychu. Plecy Steinera można oglądać w galerii trzy razy w roku, zaś po jego śmierci wytatuowana skóra stanie się własnością publiczną. JC