Zatrzymał powódź, a biskup usunął go z parafii
KSIĄDZ SUPERMAN! Â Str. 9
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 42 (554) 21 PAŹDZIERNIKA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
 Str. 6
ISSN 1509-460X
Co mają ze sobą wspólnego, a co różni Watykan i Disneyland? I tu, i tam można spotkać krasnala w czerwonej czapeczce i czerwonych botkach; i jedno, i drugie miejsce jest gigantyczną maszynką do robienia pieniędzy. Z tym że w Disneylandzie nikt nikogo nie oszukuje, nie straszy, nie grozi potępieniem ani wiecznymi piekielnymi mękami.
 Str. 2-3, 14-15
Kolaż: T.K.
 Str. 7
 Str. 8
2
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Już się martwiono w Caritasie, już spoglądano w niebo z niepokojem... aż tu taki fart! Czyli nowiutka makabryczna katastrofa na drodze, więc okazja do kolejnej zbiórki pieniędzy. Ogłosił ją raz-dwa radomski Caritas, podał konto i już liczy wpływy. I czeka na kolejny akt bożego miłosierdzia, przejaw opatrzności...
Chłód Watykanu
„Chcemy, by ten kraj był nasz!” – krzyczał Kaczyński 10 października pod Pałacem Prezydenckim. Nasz – to znaczy czyj? Jarosława, bratanicy Marty, mamusi Jadwigi i kota Alika? Kancelaria Prezydenta RP ma w swojej „stajni” 80 luksusowych limuzyn. Ich utrzymanie kosztuje podatnika 280 tysięcy złotych. Miesięcznie! Połowa z tych aut nie jest w ogóle wykorzystywana lub jest wykorzystywana tylko sporadycznie. Oto scheda po byłym prezydencie, który wyśmiewał ideę taniego państwa, a dziadom kazał spieprzać. Absolutna sensacja wynikła z ustaleń zespołu Macierewicza do spraw katastrofy smoleńskiej. Otóż zespół ogłosił, że w chwili wylotu Tu-154 z Okęcia pod jego kadłubem zauważono wielki wyciek jakiejś bliżej nieznanej substancji. Znanej, znanej – odparła służba lotniska. – To... kałuża wody po gruntownym myciu kadłuba. Vivat Macierewicz, Hektor Smoleński! „Rząd PiS upadł wskutek działania obcych wywiadów. I dlatego też spadł prezydencki samolot. Wszystko dlatego, że obecny rząd ulega tym wpływom” – oświadczyła Anna Fotyga. Nie dodała tylko, jakie dopalacze bierze. Palikot zeznawał w prokuraturze, bo poseł PiS Mularczyk oskarżył go o to, że... „obraził Ducha Świętego”. A jak? A tak, że napisał na swoim blogu, iż „Duch Święty przemówi do Jarosława Kaczyńskiego i że go może w końcu otrzeźwi w sprawach dotyczących katastrofy smoleńskiej”. Wydaje się, że prokuratorzy nie będą w stanie ocenić skali przestępstwa bez skonfrontowania Palikota z Duchem Świętym. „To jest nie do wytrzymania, czujemy się, jakbyśmy żyli na cmentarzu” – mówią mieszkańcy sopockiej kamienicy, w której miał swoje mieszkanie Lech Kaczyński. Gromadzą się pod nią sympatycy byłego prezydenta, zawodzą religijne pieśni, palą znicze, przynoszą krzyże. Ostatnio widywany jest wśród nich Jacek Kurski. „Jak tu przyjdzie jeszcze raz, dostanie po mordzie” – obiecują byli sąsiedzi byłego Kaczyńskiego. „Kościół nigdy niczego nie ukradł, to komunistyczne państwo ukradło Kościołowi majątek” – oznajmił Tomasz Terlikowski z „Frondy”. Wygląda więc na to, że w 20-leciu międzywojennym Polska była komunistyczna jak najbardziej, bo stan posiadania Krk był wtedy o ponad 25 procent mniejszy niż obecnie. Po krakowskim Marszu Ateistów i Agnostyków zawyła ultrakatolicka „Fronda” komentarzem pod adresem organizatorów manifestacji: „Stowarzyszenie Młodych Wolnomyślicieli – ta nazwa zawiera wiele prawdy, jeżeli chodzi o tępo myślenia owych młodych ludzi, zresztą słowo tępo także do nich pasuje”. Wyrażenie „tępo myślenia” Prawdziwi Polacy katolicy – ta intelektualna awangarda narodu – napisali przez „ę”. „Beatyfikacja Jana Pawła II weszła w kluczową fazę. Zakończyliśmy już pierwszy etap, który dotyczył rozpoznania heroizmu jego cnót. Teraz trzeba rozpocząć proces uznania cudu” – oświadczył dla hiszpańskiego dziennika „La Rezon” postulator procesu beatyfikacyjnego. Jeśli dobrze policzyliśmy, to już dziewiąta z kolei „kluczowa faza”. A co do cudu, to w cudowny sposób wziął się i ulotnił. Bo cudów nie ma. Radio Maryja bezprawnie emituje reklamy „Naszego Dziennika”, Telewizji Trwam, Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu oraz odbiorników satelitarnych sprzedawanych przez Lux Veritatis Tadeusza Rydzyka. Jako nadawcy społecznemu czynić mu tego nie wolno – uznała Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji i... zapewne lekko pogrozi Tadziowi paluszkiem. Każdemu innemu nadawcy natychmiast odebrano by koncesję. Do dymisji podał się dyrektor Muzeum Narodowego Piotr Piotrowski. Powód nieoficjalny: liczne kłopoty z powodu zorganizowania w MN słynnej wystawy „Ars Homo Erotica” Komisja Europejska uznała, że ulgi podatkowe przyznawane Kościołowi katolickiemu to niedozwolona pomoc udzielana przez państwo i wszczęła postępowanie w tej sprawie („FiM” trzy lata temu składały w tej sprawie protest do KE). Jeśli wnioski KE okażą się słuszne, to biskupi będą zwracać miliardy euro. Na razie we Włoszech, bo pilotażowe postępowanie tego akurat kraju dotyczy. Na razie... „Ubicumque et semper” (wszędzie i zawsze) – tymi słowy Benedykt XVI wyznaczył nowe zadania Papieskiej Radzie ds. Krzewienia Nowej Ewangelizacji. „Zobojętnienie religijne jest gorsze niż jawny ateizm” – dodał Papa i nakazał ewangelizowanie kogo się tylko da. Nawet na siłę? To już kiedyś przerabialiśmy. To znaczy Indianie przerabiali, i Murzyni, i Aborygeni. Prasłowianie również. Z tym że „niosącym Chrystusa” ewangelizacja często myliła się z eksterminacją. Jeśli Kościół nadal będzie atakował lewicę, to rząd poważnie zastanowi się nad wypowiedzeniem konkordatu i dofinansowywaniem katolickich szkół. To oświadczenie prezydenta... Niestety, tylko Brazylii.
W
Watykanie byłem po raz drugi. Z tym że za pierwszym razem, 12 lat temu, „obleciałem” w półtorej godziny jedynie Bazylikę i plac św. Piotra. Teraz w ciągu jednego dnia zwiedziłem przede wszystkim muzea watykańskie (jest ich kilka, podzielonych pod kątem charakteru eksponatów i kraju pochodzenia), a właściwie przeszedłem po dziesiątkach wielkich sal wypełnionych tysiącami eksponatów. Policzono, że gdyby poświęcić kilkusekundową uwagę każdemu z nich – obejrzenie całej kolekcji zajęłoby ponad 8 lat. Aby wyeliminować takich napaleńców i nie tamować ruchu w muzeach, wprowadzono ostatnio zakaz zatrzymywania się, choćby na chwilę, zorganizowanych grup, które idąc, mogą tylko „omiatać” wzrokiem gabloty, ściany i sufity. Wraz z Markiem Szenbornem i jego żoną zajrzeliśmy w każdy kąt posiadłości papieża, o ile tylko nie stanęły nam na drodze zamknięte drzwi lub ubrany jak błazen halabardzista. Zwiedziliśmy kilkusetletnie krużganki i kaplice, tajemne przejścia, dawne komnaty reprezentacyjne i mieszkalne. Przeszliśmy ostatnią drogę, którą na plac św. Piotra wynoszono otwartą trumnę z ciałem Wojtyły, byliśmy w JEGO ogrodach i wreszcie w podziemnych kryptach, w których spoczywa ON. Jakie wrażenia? No, proszę Państwa, czapki z głów. Pytanie tylko – przed czym? Otóż wyłącznie przed MATERIALNĄ oraz POLITYCZNĄ potęgą instytucji i co najwyżej ZIEMSKIM majestatem jej szefa. Nigdy, chyba nawet jako kleryk i ksiądz, nie uważałem, że papież jest prawdziwym i nieomylnym następcą Chrystusa, a Watykan prawdziwą i świętą Stolicą Apostolską. Aż tak wielkie cuda – od stajenki do panowania nad światem (w średniowieczu) – na tym świecie się nie dzieją. Chodzi raczej o wykorzystanie mitu stajenki do zbudowania fortuny największej w historii ludzkości. Ale to już nie cud. To INTERES. Mam ponoć dar wtapiania się w nowe środowisko i wyczuwania jego energii. W Watykanie, pomimo niemal 30-stopniowego upału, który panował także w nagrzanych od słońca pomieszczeniach, odczułem wyłącznie CHŁÓD. W tych poświęcanych i okadzanych po milionkroć murach nie wyczuwa się żadnego pierwiastka duchowego. I nie chodzi wcale o to, że pierwiastek ten przyćmiła megalomania papieży, którzy – dysponując górami złota zwożonego przez wieki z całej Europy – kazali w swojej siedzibie przebić znane do tej pory wysokości, szerokości, objętości i przekroczyć wszelkie ludzkie możliwości. Żeby do końca świata nikt nie postawił nic równie wielkiego i wspaniałego. Do dziś jest w Krk oficjalny zakaz budowania kościołów większych od Bazyliki św. Piotra. Następnego dnia stawiliśmy się rano na placu przed Bazyliką na środowej audiencji papieża z wiernymi. Tyle że wiernych, w tym duchownych, była tam może 1/10, a reszta to gapie – jak my. Podniecenie przed i w momencie pojawienia się papamobile z B16 na pokładzie było porównywalne do wyjścia na scenę średniej klasy zespołu rockowego. Trochę pisków, parę okrzyków, najwięcej fleszów. Po zrobieniu rundy wokół sektorów samochód odstawił „białego misia” (nie mogę oprzeć się temu porównaniu) w czerwonych butach i kapeluszu na piedestał, gdzie jeszcze przez chwilę machał on swoją łapką do tłumu. Kiedy jednak miś zaczął przemawiać, tysiące ludzi, czyli ok. 9/10 gapiów, w jednej chwili odwróciło się na pięcie i wróciło na ulice Rzymu. A papież mówił ponoć tego dnia doniosłe rzeczy o jakiejś nowej świętej... I znów powróciło do mnie przeświadczenie z dnia poprzedniego: to miejsce ani ten człowiek nie mają nic wspólnego z Biblią, na którą się ciągle powołują. Abstrahując zupełnie od tego, czy ktoś w opisy biblijne wierzy, czy też nie – każdy choć trochę zorientowany w temacie musi przyznać, że historia i teraźniejszość papiestwa zaprzeczają lub wręcz urągają duchowi biblijnego chrześcijaństwa. Papież Ratzinger, ten miły, starszy pan – moim zdaniem
Fot. Autor
zdecydowanie bardziej sympatyczny i naturalny od cwanego aktora Wojtyły – jest li tylko parodystą rzymskich cesarzy, kustoszem pamiątek po nich (tych nielicznych ocalałych z rąk średniowiecznych barbarzyńców w piuskach i habitach) oraz kontynuatorem tradycji stawiania człowieka w miejsce Boga. Siedziba papieży to niesamowite, jedyne w swoim rodzaju miejsce, w którym pasterze na przemian modlili się za miliony i na miliony wydawali wyroki śmierci oraz wiecznego potępienia. JONASZ
Odstępstwo A Duch wyraźnie mówi, że w późniejszych czasach odstąpią niektórzy od wiary i przystaną do duchów zwodniczych i będą słuchać nauk szatańskich, uwiedzeni obłudą kłamców (...), którzy zabraniają zawierania związków małżeńskich... (1 Tm 4. 1–3). Zapowiedź ta dotyczyła najpierw „niektórych” duchowych przywódców, o czym mówił apostoł Paweł: „Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą” (Dz 20. 29–30). Ale później odstępstwo to miało stać się powszechne (2 Tes 2. 3). Czytamy bowiem: „Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, i odwrócą się od prawdy, a zwrócą się ku baśniom” (2 Tm 4. 3–4). Według Biblii, jedyną miarą tego bluźnierczego odstępstwa jest „wiara, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3). Chcąc więc porównać wierzenia i praktyki współczesnych Kościołów, a w szczególności Kościoła rzymskokatolickiego z pierwotnym chrystianizmem, należy przede wszystkim „zbadać Pisma” (Dz 17. 11). Tylko w taki sposób można się przekonać, czy te wierzenia i praktyki są zgodne z tym, co głoszono „od początku” (1 J 2. 24). O pewnych przejawach odstępstwa czytamy już w wielu miejscach Starego Testamentu. Ale dopiero Księga Daniela zapowiada powszechne odstępstwo. Według niej miał je zapoczątkować „wyrosły” z imperialnego Rzymu „mały róg”, czyli system religijno-polityczny, państwo w państwie, a wreszcie w pełni suwerenne Państwo Kościelne. Siódmy rozdział tej księgi – podobnie jak rozdział drugi – symbolicznie opisuje kolejne potęgi wrogie ludowi Bożemu. Cztery następujące po sobie mocarstwa to Babilon (2. 38; 7. 4), Medo-Persja (2. 39; 5. 26–30; 7. 5; 8. 20), Grecja (2. 39; 7. 6; 8. 21) i Rzym (2. 40; 7. 7). Warto zauważyć, że w rozdziale 7 nacisk położony jest nie tylko na czwarte królestwo, ale również na wspomniany symboliczny „mały róg”. Oto jego cechy:
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
Kościół papieski jako „wielka nierządnica”
– – – – – – – – – –
wyłania się z imperialnego Rzymu (w. 7–8); powstaje między 10 rogami (w. 8); jest „inny” niż pozostałe (w. 24); obala trzech królów (w. 24); wygląda na większy niż inne królestwa (w. 20); wypowiada zuchwałe słowa przeciwko Najwyższemu (w. 25); męczy świętych Najwyższego (w. 25); zmienia święta i Prawo Boże (w. 25); panuje do zamierzonego czasu (w. 25); zostanie osądzony, pozbawiony władzy i ostatecznie zniszczony (w. 26). Wszystkie te cechy wypełnia wyłącznie i dokładnie Kościół rzymskokatolicki. A oto co o potędze papiestwa pisze historyk Myers: „Na długo przed upadkiem Rzymu poczęło wyrastać wewnątrz Imperium Rzymskiego państwo kościelne, które kształtowało się na wzór imperialistyczny. To imperium duchowe posiadało na wzór hierarchii świeckiej urzędników, z których najważniejszymi byli diakoni, księża, biskupi (...). W rezultacie upadku zachodniego Rzymu rozwijała się władza papieska. Papież po upadku cesarza szybko zdobył wpływy i moc potrzebną do zbudowania potęgi duchowej, która pod wieloma względami zastąpiła stare imperium” (,,General History of Colleges”, s. 348). Z kolei ks. dr Sz. Włodarski podaje, że od czasu powstania Państwa Kościelnego „biskup rzymski, metropolita Italii i patriarcha Kościoła łacińskiego stał się udzielnym księciem nad obszarem, który z czasem osiągnie powierzchnię 40 tysięcy kilometrów kwadratowych (...). Nad państwem kościelnym papież był władcą bezpośrednim, a nad prowincjami Zachodu suwerenem, czyli że królowie Anglii, Francji, Polski, Węgier czy Niemiec będą przezeń uważani za wasali, zarządzających lennem św. Piotra” („Zarys dziejów papiestwa”, Warszawa 1961, s. 33). O tym, że papiestwo rzeczywiście było większe od innych, pisze również ks. dr Antoni Naumczyk: „Świat starożytny, średniowiecze i czasy najnowsze znały potęgi obejmujące rozległe kraje, władające kilkoma lub kilkunastoma narodami – nie znały jednak potęgi światowej o takim zakresie władzy, tak zaborczej, tak bezwzględnej i tak trwałej równocześnie jak papiestwo. Papiestwo jest w całym tego słowa znaczenia potęgą, i to potęgą światową. Obejmuje dziś wszystkie kontynenty i wszystkie rasy, w jednych krajach jest u szczytu swej władzy, w innych o nią walczy. Papiestwo jako zorganizowany system trwa już ponad 1500 lat” („Biblijne podstawy rzymskiego papiestwa”, 1961, s. 5). Jezus powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo moje Królestwo nie jest stąd” (J 18. 36). Kogo jednak symbolizuje „mały róg” z ósmego rozdziału Księgi Daniela? Również on symbolizował wroga ludu Bożego. Chodzi tu co prawda o Antiocha IV Epifanesa (175–164), który postawił sobie za cel zniszczenie religii żydowskiej, ale to również obraz potęgi jeszcze straszniejszej, która „prawdę
powali na ziemię” (w. 12). Charakteryzuje ją m.in. pycha, arogancja i duch panowania: „Działając podstępnie dzięki mądrości, będzie miał powodzenie; będzie pyszny w sercu i wielu zniszczy niespodziewanie” (w. 25, por. 1 Mch 1.). Znamienne jest, że tak jak Antioch Epifanes zbezcześcił świątynię i cały kult z nią związany, tak papiestwo wypaczyło i zafałszowało naukę o duchowej świątyni i kapłańskim pośrednictwie Jezusa Chrystusa. Rzym papieski wprowadził fałszywe świątynie (Dz 7. 48–49), fałszywe ofiary mszy św. (por. Hbr 10. 12–18), fałszywych pośredników (por. 1 Tm 2. 5), fałszywe kapłaństwo – alter Christus (por. Mt 24. 4–5, 11, 23–24; 1 P 2. 9), fałszywych zastępców Chrystusa – papieży (Vicarius Filii Dei) i fałszywą drogę zbawienia (sakramenty, opłaty, pielgrzymki, pokuty itp., por. Ef 2. 8–10). Innymi słowy, Kościół rzymski to właśnie papieże, nazywani wbrew słowom Ewangelii „ojcami świętymi” (Mt 23. 9; Ap 15. 4), kapłani żyjący w celibacie, kardynałowie, mnisi, mniszki, katedry, bazyliki, pałace, klasztory, szaty, tiary, mitry, splendor, klątwy, kult świętych, relikwii i obrazów, czyściec i modlitwy za zmarłych, różańce, litanie, chrzest niemowląt, woda święcona itp. – a więc Kościół pełen kąkolu, który zasiał nieprzyjaciel (Mt 13. 25). Ten kąkol to mnóstwo elementów zupełnie nieznanych Jezusowi i pierwszym chrześcijanom. To system odstępczy (antychrystusowy), o którym czytamy w 2 Tes 2. 3–10. Reprezentuje go zaś „człowiek niegodziwości, syn zatracenia, przeciwnik, który wynosi się ponad wszystko, co zwie się Bogiem lub jest przedmiotem boskiej czci (...), podając się za Boga” (w. 3–4, por. z tytułami papieskimi, m.in. „Bóg Wszechmogący”, z potrójną koroną panowania nad wszechświatem, „Dictatus Papae”, roszczeniami do prymatu i nieomylności oraz z prawem do zmiany przykazań Dekalogu). Papieże zdominowali więc „świątynię Bożą” (ogół wiernych), duchowo ją niszczą i poprzez ukryte kłamstwa prowadzą na zatracenie (w. 4; por. 1 Kor 3. 17). Czyż wszyscy hierarchowie rzymscy nie są „fałszywymi apostołami, pracownikami zdradliwymi, którzy tylko przybierają postać apostołów Chrystusowych” (2 Kor 11. 13)? To przecież „fałszywi nauczyciele, którzy wprowadzili zgubne nauki i zapierają się Pana, który ich odkupił” (2 P 2. 1 oraz wersety 2, 3, 14, 15, 17, 18, 19). Papiestwo (w politycznym wymiarze) jest również apokaliptyczną „bestią”, a właściwie jedną z głów owej bestii (Ap 13. wg Biblii Tysiąclecia), czyli systemem religijno-politycznym przekształconym na wzór imperialnego Rzymu, na czele którego stoi samozwańczy Vicarius Filii Dei. Posiada identyczne cechy, co „mały róg” (Dn 7 rozdz.). Oto one: – cała ziemia idzie w podziwie za bestią (w. 3); – któż jest podobny do niej (jest to inna potęga niż wszystkie państwa) i kto może z nią walczyć (w. 4); – mówi rzeczy wyniosłe i bluźniercze (w. 6); – bluźni przeciwko Bogu, przeciw Jego imieniu i przybytkowi Jego (w. 6); – wszczyna walkę ze świętymi i zwycięża ich (w. 7);
3
– dano mu władzę (otrzymał ją od smoka – w. 2) nad wszystkimi plemionami i ludami, i narodami (w. 7); – oddadzą mu pokłon wszyscy mieszkańcy ziemi (w. 8); – nie pokłonią mu się jedynie ci, których imiona są zapisane w niebie (w. 8); – jego liczba wynosi 666 (w. 18). W swoim religijnym wymiarze Kościół rzymski został też przedstawiony jako „wielka nierządnica” (Apokalipsa 17.). 1. Kościół ten dopuścił się duchowego nierządu (układy, sojusze) z królami ziemi (w. 2). 2. „Siedzi na bestii” (w. 3), co oznacza, że powstał w samym centrum Imperium Rzymskiego i jemu zawdzięcza swoją pozycję i wszystkie przywileje. 3. „Siedzi nad wielu wodami” (w. 1, 15), tj. posiada wpływy na całym świecie. 4. Jest „przyodziany w purpurę i w szkarłat, i przyozdobiony złotem, drogimi kamieniami i perłami” (w. 4), czyli otacza się przepychem – w przeciwieństwie do prostoty Chrystusa. To bogactwo Watykanu. 5. Dzierży „w ręce swej złoty kielich pełen obrzydliwości i nieczystości jej nierządu” (w. 4). To m.in. fałszywe donacje (z Donacją Konstantyna na czele), prawa i zarządzenia oraz doktryny o rodowodzie pogańskim, przez które zwodzi świat. 6. Jej imię: „Wielki Babilon, matka wszetecznic i obrzydliwości ziemi” (w. 5). Odziedziczyła i pielęgnuje ducha starożytnego, pogańskiego (bez Boga) Babilonu. 7. Obciąża go krew pomordowanych (w. 6). 8. Siedzibą, stolicą jego jest miasto zbudowane na siedmiu pagórkach (w. 9). To miasto, które panowało nad królami (w. 18), to oczywiście Rzym – „miasto siedmiu wzgórz”. Siedziba, a także nazwa Kościoła, prawodawstwo, struktury, język i cały szereg innych elementów – wszystko to wiąże się z Rzymem. 9. Upadł Babilon (14. 8). To zapowiedź duchowego i moralnego upadku – odstępstwa od biblijnych zasad, czyli od „wiary, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3). Kościół papieski jest siedliskiem demonów i duchów nieczystych (18. 2), nauk i praktyk okultystycznych (nauka o czyśćcu, kult „świętych”, modlitwy za zmarłych, objawienia maryjne itp.). 10. Wino Babilonu (14. 8) to symbol fałszywych doktryn. Wezwanie: „Wyjdźcie z niego” (18. 4), czyli „odłączcie się” i odrzućcie wszelkie nauki i praktyki Rzymu! (por. 2 Kor 6. 14–18). BOLESŁAW PARMA
Wizja papiestwa wg Lutra
4
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
Ponton ratunkowy Grupa edukatorów seksualnych „Ponton” udostępniła właśnie raport z wakacyjnego telefonu zaufania. Wolontariusze działający przy Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny zorganizowali telefoniczną poradnię dla nastolatków. Kształconych – przypomnijmy – w szkołach, gdzie edukacja seksualna przegrywa z lekcjami religii. Problemy, z jakimi przyszło się im zmierzyć, ilustrują faktyczny stan wiedzy polskiego narybku. Najwięcej pytań dotyczy antykoncepcji, o której polska młodzież wciąż ma nikłe pojęcie. Od lat pokutuje przekonanie, że defloracja nie może skończyć się ciążą, a za najbardziej pewną i powszechną metodę antykoncepcyjną uznawany jest stosunek przerywany. Brak seksualnej wiedzy prowadzi również do tzw. paranoi ciążowej. Stanu błogosławionego obawiają się niektóre dziewice, upatrujące możliwości zapłodnienia nawet przy korzystaniu z publicznej toalety. Podczas wakacyjnego dyżuru wolontariusze odebrali 17 zgłoszeń o nieplanowanej ciąży. Najmłodsza brzemienna miała 14 lat – współżycie z nią, w świetle polskiego prawa, było więc przestępstwem. Zaobserwowano również wzrost liczby zgłoszeń
związanych z przemocą (dwa razy więcej niż w roku ubiegłym), w tym kilka powiadomień o gwałtach. Ofiary nie zawiadomiły policji. Nową formą przemocy i szantażu staje się internet – to często groźby umieszczenia jakichś informacji lub kompromitujących zdjęć na ogólnie dostępnych stronach www. Z roku na rok coraz wyraźniej widać, że wiedzy o seksie dostarczają strony porno. Niestety, im młodszy widz, tym większy problem z odróżnieniem rzeczywistości od filmowej fikcji. Ponieważ aktorzy porno dobierani są pod kątem odpowiednich walorów i umiejętności, młoda widownia bezlitośnie porównuje się do oglądanych „artystów”. Coraz młodsze osoby uprawiają seks. Tym razem rekordzistką była 13-latka, współżyjąca regularnie od roku. Szereg zgłoszeń dotyczy
też nastolatek sypiających z dużo starszymi mężczyznami. Seksualna presja środowiska sprawia, że dziewczyny starają się udowodnić sobie i światu, że są gotowe na wszystko i robią rzeczy, na które nie mają ochoty. Co ciekawe, na seksualną presję coraz częściej skarżą się chłopcy, co kłóci się z uświęconym od lat przekonaniem, że młody facet zawsze chce i zawsze może. Polskim nastolatkom brakuje podstawowej wiedzy na temat zdrowia i dojrzewania. O ile niekiedy zdają sobie sprawę, że seks może zakończyć się ciążą, zagrożenia paskudnymi choróbskami nikt już sobie nie uświadamia. Takich fundamentalnych kwestii powinni uczyć się w domu i szkole. Wnioski z telefonicznego douczania wciąż te same – brakuje rzetelnej edukacji seksualnej. Koniecznie neutralnej światopoglądowo. JUSTYNA CIEŚLAK
W środowisku PiS narastają potężne wyrzuty sumienia w związku z katastrofą smoleńską. Wrzask, bo inaczej tego nie nazwę, i próba kształtowania atmosfery podejrzliwości i najcięższych zarzutów, mają przykryć wyrzuty sumienia w tym środowisku, które powinno czuć się odpowiedzialne za to, co się stało. (Donald Tusk)
Zostanie wysłany list adwokacki z żądaniem przeprosin, tak za tę wypowiedź (patrz wyżej – przyp. red.). Jest tu ktoś, kto się potwornie boi. Tym człowiekiem jest właśnie Donald Tusk. (Jarosław Kaczyński)
Podnoszenie sprawy tej komisji (majątkowej – przyp. red.) to jest element kampanii antykościelnej, którą rozpoczął prezydent Komorowski, stawiając sprawę krzyża. Warto jego zapytać, jakie miał w tym cele, a przede wszystkim, dlaczego nie mówił tego w trakcie kampanii wyborczej, nie mówił, że jest zdecydowanym wrogiem Kościoła. (jw.)
Nie może tak być, że ktoś jest tak dalece przekonany o tym, iż tylko on mógł być prezydentem, że nie może się z tym pogodzić. No, ale na to są piguły, na to są lekarze, na to są sposoby. Niech się leczy! (Andrzej Wajda o Jarosławie Kaczyńskim)
Jarosław Kaczyński jest moralnie odpowiedzialny za śmierć brata. Uczynił go prezydentem, więc ponosi odpowiedzialność. (Stefan Niesiołowski)
Żeby atakować Kościół, trzeba być głupim albo podłym. Pieniądze zainwestowane w Kościół to jedne z najlepiej zainwestowanych pieniędzy w przyszłość, dlatego że moralności chrześcijańskiej nic nie zastąpi. (jw.)
Nie mam problemu z Bogiem, mam problem z Kościołem. (Karolina Korwin-Piotrowska, dziennikarka)
Zwracam się do wszystkich księży egzorcystów, żeby wypędzili z księży szatana, który popycha ich do grzechu pychy i chciwości. (Jerzy Wenderlich, SLD)
Nie ma w polityce większego biedaka niż poseł krajowy. Publicznie się tego nie powie, ale to jest upokarzający status. To jest upokarzające, żeby poseł zarabiał jedną dziesiątą tego, co prezes banku. (europoseł PiS Jacek Kurski)
R
ząd wydał wojnę dopalaczom. Można by powiedzieć „nareszcie!” i na tym poprzestać. Ale to nie takie proste... Powoli rozkręca się kampania wyborcza i sądzę, że nagłą wojnę z dopalaczami należy rozpatrywać (niestety) w jej kontekście. Bo jak inaczej wyjaśnić zauważalny w mediach brukowych niezwykły wzrost liczby doniesień o szkodliwości środków, które od dwóch lat sprzedawano spokojnie jako „artykuły kolekcjonerskie” w setkach zupełnie legalnych sklepów? To one dotąd nie szkodziły? Naprawdę? Po efektownej kampanii prasowej do działania przeszedł rząd na nocnym posiedzeniu i nakazał najazd policyjno-sanepidowski na sklepy, a premier niczym szeryf na Dzikim Zachodzie zapowiedział „brutalną rozprawę” z trucicielami młodzieży. Już po dwóch dniach ten sam premier wyznał, że do walki z dopalaczami „brakuje skutecznych narzędzi prawnych”. A więc na wojnę z narkotykami wyruszono bez amunicji. W blasku fleszy zatrzymano aroganckiego młodziana zwanego królem dopalaczy, po czym go... wypuszczono, bo nie ma na razie powodów do aresztowania. Wielu prawników zwraca uwagę na to, że cała ta wojna może się skończyć porażką, a właścicielom sklepów trzeba będzie zapłacić odszkodowania, oczywiście z budżetu publicznego. I tak może się okazać, że za efektowną, westernową kampanię wyborczą PO zapłacą podatnicy. Czy to znaczy, że dopalacze nie są realnym problemem? Oczywiście, że są. Z powodu braku działań rządu straciliśmy już dwa lata. Teraz działania niby są, ale zdaje się, że chodzi w nich o działanie właśnie (przed kamerami), a nie o rozwiązanie problemu. Dla mnie najgorszym skandalem jest to, że legalnie sprzedawano
substancje, o których wiedziano, że służą do konsumpcji, a których żaden państwowy urząd zajmujący się sprawami zdrowia i higieny nie dopuścił do obrotu. W ten sposób narażono na szwank życie i zdrowie tysięcy ludzi. Wiadomo, że to jest trudny problem prawny, ale po co rząd zatrudnia tysiące prawników? Czy nie po to, aby rozwiązywać trudne problemy? Nie mniej groźna od zaniechań jest też wszechobecna, jak to w katolickim kraju, hipokryzja. Z jakiegoś niepojętego dla mnie powodu mentalnym kordonem sanitarnym oddziela się w Polsce „dobry” alkohol od „złych” narkotyków, tak jakby alkohol nie był narkotykiem w płynie. Młodzieży, której 80 procent używa tych ciekłych środków odurzających, nikt jakoś gorliwie nie ostrzega przed skutkami (chodzi zapewne o ogromne wpływy do budżetu). A szkoda, bo panie i panowie z klubów Anonimowych Alkoholików powinni być stałymi gośćmi w szkołach. Jak wielka jest skala hipokryzji, niech świadczy fakt, że w tym czasie, kiedy rząd walczy z dopalaczami, jedna z komisji sejmowych pracuje nad legalizacją... bimbrownictwa na domowe potrzeby. Może zamiast brnąć dalej w ten cyrk, trzeba bez hipokryzji przemyśleć całą politykę państwa wobec narkotyków wódczanych i innych. Być może trzeba zalegalizować lub utrzymać legalność tego, co mniej szkodliwe (jak w Holandii), ale utrudnić dostęp przez ograniczenie punktów sprzedaży na przykład mocnych alkoholi (jak w Skandynawii). I zamiast chować głowę w piasek, opracować naprawdę mądre sposoby pracy z młodymi ludźmi. Nie ma gotowych recept, a wszystkie możliwe rozwiązania (w tym te istniejące) są i będą kontrowersyjne. Chodzi o to, aby bez obłudy wybrać te bardziej racjonalne. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Dopalanie wódą
Ewangelia nie pozwala, by oceniać wiarę swojego brata. Kościół takich klasyfikacji nie prowadzi, bo pozorni wrogowie okazywali się apostołami, a nieraz największą szkodę wyrządzili ci, którzy podawali się za obrońców. Kościół nie potrzebuje takich obrońców (mowa o Jarosławie Kaczyńskim – dop. red.). (abp Józef Życiński)
Ćwiczono na mnie metody, które wykorzystano do „dywanowego nalotu” na prezydenta. (Anna Fotyga)
A pan jest taki specjalista od zażywania amfy? (Donald Tusk podczas debaty w Sejmie do Bolesława Piechy z PiS)
Kiedy ostatnio zapytałem jednego lokalnego działacza ze swojej okolicy, co się zmieniło od czasu początków jego aktywności, odparł: Teraz jak chcę coś załatwić, to muszę brać księdza. (prof. Paweł Śpiewak, socjolog)
Kaczyński, mówiąc o ładnych twarzach, mówi o wizerunku. On nie miał nic złego na myśli. To był skrót myślowy. Jakubiak z Kowalem dali Kaczyńskiemu jeszcze więcej, bo ożywili go. Kaczyński nie chciał urazić Jakubiak, Kluzik-Rostkowskiej czy Poncyljusza, on po prostu nie zna się na kobietach... Tak... Nie zna się na kobietach i nie zna się na mężczyznach. On nie potrafi prawić komplementów. (prof. Jadwiga Staniszkis)
Nasi biskupi mają taki tryb życia i taką pracę, że przeważnie siedzą, są zapracowani. Wytykać im brzuszki to bardzo nieładnie. Majątek i rekompensaty o wartości ponad 24 miliardów złotych, które dano Kościołowi, to mała część w porównaniu do tego, co w PRL-u zabrano. A grabienie III RP przez Kościół – jak sądzą politycy SLD – to bajka. (Andrzej Czuma, PO, były minister sprawiedliwości)
Jak nie krzyżem, to mieczem Kościół zdobywał ziemie, które dziś dzierży w katalogu swoich własności. (Zbigniew Hołdys, muzyk)
Lubię... na marmurowym blacie w kuchni. (posłanka PO Renata Zaremba) Wybrali: DS, JC, AC, OH, KK, ASz, PPr
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
NA KLĘCZKACH
CHRONICZNY ZESPÓŁ MACIEREWICZA Według Antoniego Macierewicza, „rząd Donalda Tuska ma dowody podważające wersję katastrofy z 10 kwietnia podawaną do wiadomości publicznej. Dowody te są ukrywane”. Należy do nich m.in. informacja, że „9 kwietnia Dyżurna Służba Operacji Sił Zbrojnych RP przekazała do Centrum Operacji Powietrznych w Warszawie informacje o zagrożeniu atakiem terrorystycznym jednego z samolotów Unii Europejskiej, załoga samolotu Tu-154 z 10 kwietnia dysponowała danymi dotyczącymi podejścia do lądowania z 2009 r., podczas gdy członek załogi przygotowujący się do lotu z premierem Donaldem Tuskiem z 7 kwietnia otrzymał także dane najnowsze w istotny sposób różne i dużo bardziej precyzyjne”. To tylko niektóre z kilkunastu wyliczonych przez Macierewicza „nieścisłości”. Rydzykowy poseł domaga się też udostępnienia dokumentów posiadanych przez rządową komisję Jerzego Millera. Poza tym wszyscy zdrowi. ASz
PATRON Lech Kaczyński patronuje już rondom w Łodzi i Zgierzu, a także m.in. Turniejowi Chórów „Legnica Cantat”, Sali Koncertowej w Toruniu oraz innym miejscom, gdzie nie brak radnych PiS. Pomiędzy Januszem Korczakiem, Tadeuszem Kościuszką a Lechem Kaczyńskim wybierali nauczyciele, rodzice i uczniowie podstawówki Zespołu Szkół Samorządowych w Chełchach (woj. warmińsko-mazurskie), głosując na patrona placówki. Wygrał Kaczyński jako ten, który „swoim życiem i działalnością potwierdził, że może być wzorem godnym naśladowania”. Bo w końcu czymże są dokonania i męczeństwo Korczaka wobec męczeństwa Lecha Kaczyńskiego. WZ
NIEETYCZNY TARNÓW W 100-tysięcznym czarnym Tarnowie w żadnej szkole nie ma zajęć z etyki. Czyżby nie było chętnych? A może brak realnej alternatywy dla jedynie słusznej religii? Jakub Kwaśny, radny lewicy, który ubiega się o fotel prezydenta Tarnowa, mówi: „Jest popyt na tego typu zajęcia, jednak jest on ukryty. Wiele osób, gdy jeszcze chodziłem do liceum, mówiło wprost o potrzebie nauczania etyki. Jest grono osób młodych, które tak naprawdę wstydzi się poprosić o takie lekcje”. Kandydat zapowiada, że po jego zwycięstwie miasto zorganizuje akcję popularyzacji lekcji etyki wśród młodzieży. PPr
PRZEPROSINY
NAJPILNIEJSZE
rozdawali numery kont, na które można wpłacać pieniądze, aby wspomóc budowę świebodzińskiego pomnika Chrystusa. Zwolennicy intronizacji Jezusa domagają się także – poza oczywistą koronacją – stosowania w kraju „prawa Bożego” i umieszczenia krzyża w godle Polski. Duchowni przeciwnicy tego pomysłu tłumaczą, że skoro Jezus jest już królem wszechświata, to degradacja nie ma sensu... ASz
KLĘSKA NIE VICTORIA
W tegorocznym budżecie zabrakło 4,6 mln złotych na dopłaty do emerytur duchownych z Funduszu Kościelnego. Dlatego rząd przeznaczył na nie dopłatę z rezerwy budżetowej w dziale „najpilniejsze potrzeby”. W przyszłym roku tenże fundusz pochłonie o 3 mln więcej niż obecnie (90 mln zł), mimo że zapowiedziano cięcia w bardzo wielu wydatkach z powodu złego stanu finansów państwa. SLD, zapewne w ramach konkurencji z Palikotem, domaga się ograniczenia, a następnie likwidacji Funduszu Kościelnego. MaK
ALKOHOLIK Z PIS Mamy sezon na ujawnianie się, czasem przymusowe, pobożnych alkoholików. Po wymuszonych wyznaniach ojca Zięby przyszedł czas na Bolesława Piecha z PiS, który przyznał, że ma problem od 25 lat: – Leczę się, żeby nie doszło do tragedii. Czasem po prostu muszę sięgnąć po pomoc lekarską. Wcześniej potwierdził, że jako lekarz dokonywał aborcji, a teraz niestrudzenie z nią walczy. Wypijmy za błędy! PPr
MARSZ „RYCERSKI” Zwolennicy intronizacji Chrystusa na króla Polski przeszli ulicami Lublina. Skandowali hasła typu: „Liberalny katolik gorszy od komunisty”, a na transparentach, które nieśli, widniały napisy: „Jezus Królem Polski” albo „Jezus królem nam i naszym annaaszo judaszo kajfaszystom” (pisownia oryg.). – „Jezus objawił się Rozalii Celakównej i powiedział, że chce być Królem Polski. Tak jak Maryja jest królową” – powiedział mediom jeden z członków Stowarzyszenia Rycerzy Chrystusa Króla. Każdy z manifestantów dzierżył w dłoni śpiewnik z hitami takimi jak „Modlitwa obozowa AK”, a organizatorzy
W katolickim Radiu Victoria w Łowiczu – afera. Siedzibę rozgłośni przeszukała policja. Okazuje się, że główna księgowa podrobiła ponad 100 dokumentów i oszukała Ministerstwo Rozwoju Regionalnego i fundusz ochrony środowiska na kwotę ponad 260 tys. złotych, które trafiły do radia i jego agencji reklamowej. Ksiądz Piotr S., dyrektor rozgłośni, twierdzi, że o niczym nie wiedział, a księgowa całą winę za nieprawidłowości wzięła na siebie, choć jedna z pracownic radia przyznaje, że duchowny kazał jej dwukrotnie podpisać odbiór cennej nagrody, której nigdy nie otrzymała. MaK
HORROR W KOŚCIELE Ksiądz Stanisław S., proboszcz z Pogwizdowa w Małopolsce, popełnił samobójstwo. Nie byłoby w tym nic szczególnie zaskakującego, bo takie rzeczy zdarzają się wśród duchownych, gdyby nie fakt, że samobójstwo popełnił w kościele, wieszając się pod chórem na stule – atrybucie władzy kapłańskiej. Śmierć wygląda więc na formę protestu przeciw Kościołowi lub Bogu albo na uczynienie makabrycznej ofiary z samego siebie. MaK
SZKOŁA HOMOFOBII Na konferencji naukowej zorganizowanej w radomskiej Wyższej Szkole Handlowej tematem przewodnim są „współczesne oblicza patologii społecznych”. Pomiędzy prostytucją, pedofilią i gwałtem wymieniono tam... homoseksualizm. Po interwencji organizacji społecznych dziekan wydziału humanistycznego dr Sylwester Bębas obiecał usunąć homoseksualizm z programu, ale nadmienił elegancko, że uważa współżycie osób tej samej płci za „zachowanie przeciw obyczajowości”. Pewne światło na poglądy Bębasa rzuca zapewne fakt, że jego obroniona w zeszłym roku praca doktorska traktowała o odbiorze nauczania Jana Pawła II przez polskich więźniów. MaK
Generał Zbigniew Ścibor-Rylski, szef Związku Powstańców Warszawy, przeprosił mieszkańców miasta za „straszne upokorzenia i straszne straty”, jakie ponieśli w wyniku wybuchu powstania. Wiadomo, że mieszkańcy stolicy wprawdzie nie cierpieli z rąk powstańców, ale na skutek kompletnie wariackiej, chybionej decyzji o rozpoczęciu walk. Przeprosiny są nieco spóźnione (66 lat), ale to zawsze piękny gest. MaK
ZAMIAST KWIATKA Z hukiem i pompą otwarto nowoczesny kompleks na wydziale biologiczno-rolniczym Uniwersytetu Rzeszowskiego – centra przetwarzania produktów spożywczych i biomasy oraz budynek z laboratoriami, salami wykładowymi, aulą i czytelnią. Wstęgę przecinał sam biskup rzeszowski Kazimierz Górny. W prezencie dla rektora przyniósł kosz... krzyży, które wkrótce przyozdobią świeżo malowane ściany. WZ
RADIEM STEROWANI „Przeżyj niezapomniane chwile ze swoim współmałżonkiem. Kino, a potem tylko samochód, wy dwoje... i fale radiowe. Spróbuj i wypłyń na głębię miłości małżeńskiej” – tak na samochodową randkę małżeńską 17 października zaprasza Domowy Kościół diecezji warszawsko-praskiej. „Nasza randka to nowoczesna propozycja spędzenia miłego wieczoru we dwoje” – zapewniają organizatorzy. Ta „pierwsza w Polsce,
5
a może i na świecie” kościelna randka małżeńska w samochodzie skierowana jest zarówno do „tradycyjnych małżeństw”, jak i osób „pozostających w związkach mniej formalnych”, które być może w ten sposób odkryją „moc sakramentalnego TAK”. Wystarczą jedynie dobre chęci, wolny wieczór i samochód z radiem lub dwie komórki z radioodbiornikiem. Na początek kościelnej randki o godz. 17 „dobre kino”, a po filmie – „zamiast wrócić do domu, nastaw radio w swoim samochodzie i daj się ponieść falom radiowym na głębię relacji małżeńskich. Interaktywna audycja radiowa będzie inspirować dalszy przebieg waszej randki”. Mowa oczywiście o radiu katolickim. AK
KOBIETY PRZEGRAŁY W STRASBURGU Na posiedzeniu Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy rozpatrywano wniosek szwedzkiej deputowanej, która domagała się, aby szpitale odmawiające aborcji z powoływaniem się na sumienie były zobligowane do wskazania miejsca, w którym kobiety mogą spokojnie dokonać legalnej aborcji. Niestety, na skutek manipulacji deputowanych prawicowych ostateczna forma dokumentu wzmocniła rolę sprzeciwu sumienia kosztem kobiet. W 12-osobowej polskiej grupie niemal wszyscy głosowali za niekorzystnymi dla kobiet zmianami, a wyjątkiem był poseł Marek Wikiński z SLD, który przyznał, że tym razem „kobiety przegrały z koalicją starszych panów”. MaK
6
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Powtórka z rozrywki Odgrzewane kotlety mogą przyprawić o mdłości. Odgrzewane problemy – też. Nobel w dziedzinie medycyny i fizjologii dla Roberta G. Edwardsa, twórcy metody in vitro, stał się pretekstem do podjęcia przygasłej nieco dyskusji. W Polsce z oburzenia otrząsnąć się nie może nie tylko Polska Federacja Ruchów Obrony Życia. „Procedura in vitro depcze godność osoby ludzkiej, traktując embrion jako towar podlegający ocenie jakościowej i mający zaspokoić pragnienia i potrzeby innych” – uważają jej członkowie. Swoją „laurkę” wysmarował Edwardsowi także Watykan, a dokładnie przewodniczący Papieskiej Akademii Życia arcybiskup Ignacio Carrasco de Paula: „Bez Edwardsa nie byłoby na całym świecie wielkiej liczby zamrażarek pełnych embrionów, które w najlepszym razie oczekują na przeniesienie do macic, ale co bardziej prawdopodobne – zostaną porzucone, by umrzeć, i to jest problem, za który odpowiedzialny jest nowy laureat Nobla (...). Nie pozostali głusi także internauci: ~ Gdyby ludzkość słuchała Watykanu, to do dzisiaj Ziemia byłaby
centrum Wszechświata, a o transfuzji krwi nikt by nie słyszał („Rita”); ~ A jakiego życia bronił Kościół podczas wypraw krzyżowych, inkwizycji, wojen z odłamami chrześcijaństwa, konkwisty, a ostatnio uprawiania pedofilii? („Cooperatores Veritati”); ~ Watykan to sobie może – niech się zajmie swoimi pedofilami i handlarzami czołgów w Afryce, zakłamane buce z nadwagą („imo”); ~ Czegoś tu nie rozumiem. Przecież kościół lansuje niepokalane poczęcie. A in vitro to klasyczny przykład poczęcia bez seksu. Więc dlaczego sprzeciw? Powinni się cieszyć! („marek18”); ~ Jak zabezpieczy się Kościół, aby chłopcy urodzeni in vitro, czyli „dzieci szatana”, nie trafili w sukienkach przed ołtarze, sprawując msze? („Jan”); ~ Tylko naprotechnologia. Czyli termometr w krocze i gorące modlitwy do Pana Jezusa i Najświętszej Panienki Maryi Panny Królowej Polski. Modlitwy o poczęcie szczęśliwe. A jak ktoś nie może zajść w ciążę, to znaczy, że tak zadecydowała Trójca Święta („zahami”).
Zastępca dowódcy Sił Powietrznych rozkazuje ukręcić łeb aferze, za którą sam ponosi odpowiedzialność... Po tragedii smoleńskiej wyszły na jaw koszmarne nieprawidłowości i zaniedbania w Siłach Powietrznych RP. Gdy na stanowisko nowego ich dowódcy (w miejsce tragicznie zmarłego gen. Andrzeja Błasika) powołano fachowca o niekwestionowanym autorytecie w osobie gen. Lecha Majewskiego, zdawać by się mogło, że lotnictwo zacznie wreszcie odbudowywać swój prestiż. Niestety... Wpadło nam w ręce pismo z 18 sierpnia 2010 r. wystosowane przez szefa Sztabu – zastępcę dowódcy Sił Powietrznych gen. bryg. pil. Sławomira Kałuzińskiego do płk. Macieja Trelki, dowódcy 33. Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu (znana wtajemniczonym jako Jednostka Wojskowa 4210), w którym generał rozkazuje: ~ „niezwłocznie i ostatecznie”, oraz – co istotne – nie wychodząc poza szczebel dowództwa JW 4210, zakończyć postępowanie w sprawie niedoborów i szkód finansowych wykrytych 23 maja 2006 r. i oznaczonych numerem 57/2006, a dotyczących „bezpodstawnego aneksowania umów na dostawy żywności”; ~ szkody „rozliczyć w oparciu o obowiązujące przepisy” i załatwić całą sprawę w nieprzekraczalnym terminie do dnia 15 września. Okazuje się, że za owymi enigmatycznymi określeniami i dyspozycjami kryją się normalne przekręty, którym należy po prostu dyskretnie ukręcić łeb, a stratami obarczyć podatników.
Reaktywowała się z politycznego niebytu była minister spraw zagranicznych Anna Fotyga. „Opis potwornej gry, którą od sierpnia 2009 roku prowadzili Władimir Władimirowicz Putin i Donald Tusk, powoli dociera do świadomości społecznej. Ta gra była wymierzona w polskiego prezydenta. Jej celem – wyeliminowanie go z polityki. Nie chodziło o polityczne zwycięstwo. Celem było ostateczne usunięcie ze sceny politycznej” – tak zrecenzowała rządy Tuska, który – jej zdaniem – ma „moralnie krew na rękach”. Według Anny Fotygi, demokracja w Polsce jest poważnie zagrożona. A według internautów? ~ I ona była ministrem? Spraw zagranicznych? Kraju należącego do UE? W Europie XXI wieku? To musiał być jakiś antypolski spisek ufoludków i Ruskich! („popisu arka”); ~ Strach człowieka oblatuje, jak sobie uświadamia, jakie schizofreniczne „ciemne siły” są na szczycie polskiej polityki („Fast_janek”); ~ Ja nie wiem, kto ma krew na rekach, ale wydaje mi się, że wiem, kto ma wylew do mózgu („wels5”); ~ Każdy naród ma taką Steinbach, na jaką zasłużył („ubi”).
Skoro mowa o tym, na co kto zasłużył... „Dlaczego pojawia się wrogość wobec Kościoła? Dlaczego chce się go pozbawić głosu? Dlaczego chce się mu odmówić prawa do obecności w życiu narodu? Przeżyliśmy już tego rodzaju próby w okresie panowania systemu, który niechlubnie odszedł do przeszłości. Kościół w Polsce nie chce czuć się obco, bo na to nie zasłużył. Kościół w Polsce nie chce przywilejów, ale chce służyć człowiekowi i narodowi”– głosił kardynał Stanisław Dziwisz podczas mszy w Dniu Papieskim. Tą wypowiedzią sprowokował internautów do mocnych słów: ~ Kościół zasłużył sobie na piekło („cybermama”); ~ Oczywiście, że nie zasłużył! Kościół zapracował! Setki lat ciemiężenia narodów, wysysania pieniędzy, prania mózgów, wykorzystywania... Zapracowaliście z nawiązką. Zwijajcie torby i do Watykanu! Nikt z normalnych ludzi nie potrzebuje was ani waszego zmyślonego bożka („galanonim2”); ~ Co siejecie, to i zbierać zaczynacie („la_linea”); ~ Chcecie służyć narodowi, rozkradając jego majątek? Sami sobie zgotowaliście ten los („roman_polska”);
~ Kościół nie zasłużył na: władzę, szmal, pozycję w Polsce. To zwykli agenci Watykanu („Anna”); ~ Za sprawą kleru stan budżetu kraju jest równy zeru („katolik”); ~ Macie paść owieczki, o dojeniu nie było mowy! („piele1”); ~ Lech Kaczyński na Wawel tym bardziej... a jednak tam leży („badid1”). Lech Kaczyński leży na Wawelu, ale ciąg dalszy szopki odgrywają na Krakowskim Przedmieściu zwolennicy jego brata, tzw. obrońcy krzyża. „Różaniec w dłoń, bolszewika goń, goń, goń”, „Oddajcie internowany krzyż” – nawoływali przechodniów do walki. Wszystko po tym, jak prezes Kaczyński – jak to zwykle 10 dnia każdego miesiąca – demonstrował w miejscu „skradzionego krzyża”. ~ To są ludzie opętani przez szatana. Wysłać tam kilku egzorcystów z Watykanu („Niemiec”); ~ Większe tłumy zbierają się na rzecz legalizacji marychy („patthecat”); ~ Szlauchy z wodą w dłoń, w dłoń, w dłoń. PiS-ią sektę goń, goń, goń! („ear5”); ~ Nie mówi się krzyż, tylko skarb narodowy („przypominasz”); ~ No i mamy w Warszawie talibów („walter”); ~ Krzyżaki znowu atakują, ratuj się kto może („wielebna matka”); ~ Otworzyć sklepy z dopalaczami. Widzicie, co dzieje się z Jarkiem, jak nie ma gdzie kupić? („mx”). JULIA STACHURSKA
Niskie loty Gen. Kałuziński był w okresie od grudnia 2001 do lutego 2004 r. dowódcą bazy w Powidzu (jeszcze w stopniu pułkownika). Wyjechał później na studia do Anglii, a po ich ukończeniu został szefem jednego z zarządów SP. W lutym 2007 r. wrócił na pół roku do Powidza, żeby objąć tam dowodzenie nowo utworzoną 3. Brygadą Lotnictwa Transportowego i uzyskać przynależne temu stanowisku szlify generalskie. Później pełnił jeszcze służbę w dowództwie NATO w Ramstein (Niemcy), po powrocie trafił do Centrum Operacji Powietrznych, a 9 czerwca 2010 r. został wyznaczony przez ministra obrony narodowej Bogdana Klicha na stanowisko szefa Sztabu i jednocześnie zastępcy dowódcy SP. Płk Trelka sprawuje swoje obowiązki w 33. BLT dopiero od czerwca 2010 r. i poza podległością służbową oraz ryzykiem załamania dalszej kariery nie ma absolutnie żadnej motywacji, żeby cokolwiek tuszować. A co konkretnie? – Chodzi o szkody materialne oszacowane na ponad 200 tys. zł oraz ustawianie przetargów w okresie, gdy Kałuziński dowodził tą jednostką. Problem generała polega na tym, że podmieniono dokumentację przetargową, ale w jednym przypadku (dotyczacym zamówienia na chleb) zachowały się obie jej wersje i na każdej stronie tych papierów
widnieją jego podpisy. Sprawę zamieciono pod dywan, choć Departament Prawny Dowództwa Sił Powietrznych sugerował wszczęcie postępowania karnego, ale nikt dotychczas nie ośmielił się wyczyścić jej do końca i szkody wciąż wiszą w księgowości jako nierozliczone. Wykrytych nieprawidłowości było zresztą znacznie więcej, bo ujawniono również niewłaściwe wykorzystywanie samochodu służbowego, remont prywatnych pojazdów w warsztatach jednostki, zlecanie niektórych robót znajomym królika czy wreszcie nadużycia w ośrodku wypoczynkowym w Przybrodzinie koło Powidza – wylicza oficer z Żandarmerii Wojskowej. – Dwukrotnie już zwracaliśmy się do ministra Klicha, żeby tę aferę jednoznacznie wyjaśniono, a winni ponieśli odpowiedzialność i nie plamili munduru. Dokładnie wskazywaliśmy nawet miejsce, gdzie są kwity ilustrujące
przekręty. Finał jest taki, że generał nakazuje zamknąć postępowanie we własnej sprawie, co wydaje się ewidentnym nadużyciem stosunku służbowego. Okazuje się, że im piloci wyżej siedzą, tym niżej latają... – zauważa sztabowiec z Powidza. Do sprawy wrócimy. ANNA TARCZYŃSKA PS Do chwili zamknięcia bieżącego wydania „FiM” nie otrzymaliśmy od gen. Kałuzińskiego odpowiedzi na pytania przesłane mu za pośrednictwem rzecznika SP.
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
T
a zadyma oraz skierowanie uwagi na paranarkotyki – wbrew pozorom – bardzo sprzyja interesom. Po zamknięciu sklepów z dopalaczami obserwuję już pewien wzrost zapotrzebowania na normalny „towar”. Ceny wkrótce ostro podskoczą, bo podaż pozostanie na tym samym poziomie. Ludzie sterujący hurtem zaopatrują obecnie przede wszystkim Europę Zachodnią. Mimo drobnych wpadek biznes rozkwita, więc nie zamierzają zmieniać reguł gry ani kierunków eksportu i pchać się na własne życzenie w łapy polskiej policji, która ma całkiem niezłe rozeznanie wielu osób, ale nie ma bladego pojęcia o interesach za granicą – twierdzi nasz informator, zajmujący wpływową pozycję w hierarchii półświatka pewnego regionu, którego nazwy, za cenę szczerości, zobowiązaliśmy się nie ujawniać. Zanim wyjaśnimy, na czym polegają te zagraniczne interesy, przyjrzyjmy się dwóm „drobnym wpadkom”... ~ ~ ~ Leszek B. (28 l.) mieszkał do niedawna wraz ze swoją partnerką Małgorzatą oraz ich pięcioletnim dzieckiem na Pomorzu; był zawodowym kierowcą i jedynym żywicielem rodziny. Kilka najbliższych lat spędzi w angielskim więzieniu, gdzie będzie tylko numerem A3904AT. Jak do tego doszło? Po długiej przerwie (leczenie urazów powypadkowych) w końcu kwietnia 2010 r. zatrudnił się u Andrzeja Cz., właściciela maleńkiej firmy transportowej, który pracował wówczas dla potentata spedycyjnego z Trójmiasta. – W pierwszą trasę pojechaliśmy 28 kwietnia. W trójkę, razem z dzieckiem. Chciałam, żeby Leszkowi było raźniej. Zawieźliśmy opony z Niemiec do Anglii, wróciliśmy 6 maja – wspomina Małgorzata. Formalną umowę z Andrzejem Cz. podpisał dopiero 17 maja. Okazało się wówczas, że szef zmienił nagle partnera na spółkę Andreas Andresen (duński gigant transportowo-spedycyjny) i Leszek B. będzie teraz jeździł w tzw. przerzutach unijnych. Rzecz polega na tym, że przewoźnik oddaje samochód i człowieka za kółkiem spedytorowi, który dzięki sieci oddziałów bądź kontaktów w krajach Unii Europejskiej organizuje kierowcy zajęcie (z reguły trzy tygodnie bez zjeżdżania do kraju i tydzień wypoczynku). Zgodnie z warunkami umowy miał za tę pracę otrzymywać od Andrzeja Cz. 5 tys. zł (netto) miesięcznie: po 1500 zł za każdy tydzień spędzony w podróży i 500 zł w okresie wypoczynku. Wyruszył z Polski 21 maja. Pojechał samym „koniem” (ciągnik bez naczepy), żeby pobrać w Danii chłodnię, z którą miał odbyć swoją pierwszą rundę po Europie. Woził artykuły spożywcze. Dyspozytor (Polak o znanych „FiM” personaliach) przysyłał mu SMS-ami informacje, dokąd ma pojechać, co zabrać i gdzie
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Monstrualnie rozdęta afera z tzw. dopalaczami oraz reklamowanie w mediach gówniarzerii uważającej się za królów tej branży jest miodem na serca bossów prawdziwej mafii narkotykowej.
Za kulisami narkobiznesów dostarczyć, a po wykonaniu zadania zlecał następne. Tym oto sposobem w środę 9 czerwca Leszek B. trafił do Mediolanu, skąd miał odebrać świeży makaron i zawieźć przesyłkę do Anglii. Po załadunku (kierowcę wygoniono z rampy, żeby nie przeszkadzał!) przedstawiciel włoskiego eksportera opieczętował chłodnię plombami firmy. Obaj panowie udali się następnie do biura, gdzie Leszkowi B. wręczono pakiet dokumentów przewozowych i o godz. 12.40 wyruszył w dalszą trasę. Nazajutrz dotarł do portu Ostenda (Belgia), noc spędził na portowym parkingu, a w piątek pierwszym porannym promem wypłynął do Ramsgate (Anglia). Na miejscu wszystkie procedury odbywały się standardowo, aż do chwili, gdy celnicy nakazali mu wyjechać z kolejki opuszczających prom ciężarówek (fot. górna) na stanowisko do szczegółowej kontroli (wyposażone nawet w monitory wykrywające dwutlenek węgla i bicie serca, gdyby komuś przyszło do głowy przewieźć nielegalnie człowieka w naczepie TIR-a). Tam wyszło na jaw, że oprócz makaronu w samochodzie znajduje się prawie pół tony narkotyków o wartości czarnorynkowej sięgającej 1,3 mln funtów (215 kg haszyszu oraz 228 kg marihuany oszacowanych odpowiednio na 619 i 656 tys. funtów). Mówi Małgorzata: – Leszek opowiadał mi później o przebiegu tej kontroli. Gdy rentgen nic nie wykazał, puścili psa. Ten również nic nie wywąchał, ale celnicy najwyraźniej mieli pewność, że w chłodni coś ukryto, bo postanowili zerwać plomby i sprawdzić ładunek osobiście, co prawie nigdy się nie zdarza, gdy prześwietlenie i pies nie dają podstaw do zadawania sobie dodatkowego trudu. – Dopiero po czasie dowiedziałem się w Andreas Andresen, że ta włoska firma jest dobrze znana z przemytu i prawdopodobnie dlatego
Anglicy wzięli Leszka pod lupę – tłumaczy nam Andrzej Cz. Czemu zatem pracujący dla Duńczyków dyspozytor, wysyłając kierowcę do Mediolanu, nie ostrzegł go, żeby nie dał się wygonić z hali, gdzie dokonywano załadunku, i patrzył ludziom na ręce? Na to pytanie nie uzyskaliśmy dotychczas odpowiedzi... Leszka B. oczywiście zatrzymano. Po przewiezieniu do urzędu celnego w Dover był kilkakrotnie przesłuchiwany przez funkcjonariuszy brytyjskiej służby ochrony granic (UKBA). Wypytywali go o najdrobniejsze szczegóły podróży po Europie, nie wyłączając lokalizacji parkingów i przydrożnych barów, w których zatrzymywał się na posiłek. Sprawdzali billingi telefonu, weryfikowali zapis tachometru, badali laboratoryjnie plomby, porównywali odciski palców i profil DNA ze śladami zabezpieczonymi na opakowaniach narkotyków. Nie znaleźli żadnego dowodu czy choćby poszlaki wskazującej na świadomy udział Leszka B. w przestępstwie, a mimo to 30 września przed sądem koronnym w Canterbury zapadł wyrok: 5 lat i 10 miesięcy więzienia. – Oskarżony w śledztwie odpierał zarzuty, ale przed sądem przyznał się do winy – twierdzi Malcolm Bragg z UKBA. Brytyjski urzędnik mija się z prawdą. – Leszkowi przydzielili z urzędu adwokatkę Aschley Mayes. Namawiała go, żeby się przyznał, to najpóźniej w grudniu będzie na wolności. Potwierdził więc w sądzie bezsporny fakt przewozu narkotyków, ale stanowczo zaprzeczał, że wiedział, co mu zapakowano do chłodni oprócz makaronu. Prokurator potwierdził na rozprawie, że nie dysponuje żadnymi bezpośrednimi dowodami, ale skoro jest samochód z narkotykami i kierowca, który nie chce zdradzić, od kogo je dostał, to musi też być dla niego więzienie.
A niby kogo on miał wskazać?! Efekt jest taki, że niewinny człowiek trafił na wiele lat za kratki, a organizatorzy przemytu zapewne już kombinują, jak odbić sobie stratę – zauważa Małgorzata. Wiemy, że kilkanaście dni przed wyrokiem Leszka B. odwiedziła (na jego prośbę) Monika Panasiuk z działu Opieki Konsularnej ambasady RP w Londynie. Czy miała też okazję uczestniczyć w rozprawie i zapoznać się z dowodami winy? – Pan B. nie nalegał na naszą obecność i w ogóle mogę w tej sprawie powiedzieć tylko tyle, że jest znana konsulatowi – dyplomatycznie ucina rozmowę.
~ ~ ~ Historia Leszka B. wydaje się niemalże kopią wpadki 32-letniego Gracjana Z., mieszkańca Piły zatrzymanego przez UKBA w porcie Dover z oplombowanym transportem włoskich ekspresów do kawy. Były zapakowane w firmowe pudełka, ale okazało się, że kilkadziesiąt z nich zawiera narkotyki: 44,2 kg sztandarowego polskiego produktu w postaci amfetaminy o najwyższej klasie czystości i 119 kg marihuany, których czarnorynkową wartość prokuratura oszacowała na 4,2 mln funtów. Gracjan Z. nie przyznał się do winy, choć za współpracę obiecywano mu nadzwyczajne złagodzenie kary. W maju 2009 r.
7
sąd koronny w Canterbury skazał go na 8 lat więzienia. Przed dwoma miesiącami ten sam sąd rozpatrywał sprawę Krzysztofa G. (38 l.) z Oldham, wytypowanego przez UKBA jako organizatora owego przemytu. Oskarżony zaprzeczał, więc dostał 9 lat odsiadki, choć jedynym dowodem współudziału w przestępstwie były billingi kilku jego rozmów telefonicznych z Gracjanem Z. Jak rozumieć podobieństwo tych dwóch przypadków? Nasz informator z półświatka tłumaczy: – Ludzie z... (tu nazwa miasta – dop. red.) faktycznie zastosowali tę samą, obecnie najbardziej efektywną metodę przerzutu prochów z wykorzystaniem naiwnych kierowców. Jeśli zaś chodzi o Krzysztofa G. (na zdjęciu), to wpadł przez własną głupotę. Jest drobnym i szpanującym złotymi świecidełkami alfonsem ściągającym do Anglii dziewczyny z Polski. Wrzuć do wyszukiwarki internetowej jego e-maila
[email protected] i sama zobaczysz, co to za pacjent. Był jedynie wynajęty jako łącznik do pilotowania transportu ekspresów, ale zbytnio podniecił się rolą. Zamówienie złożył kto inny, a całą logistykę opracowaliśmy w Polsce – tłumaczy nasz informator. – Na czym polega owa logistyka? – Najtrudniejsze jest znalezienie kierowców żółtodziobów. Za ich wytypowanie oraz skierowanie na właściwą trasę, gdzie po drodze zapakują im „towar”, płacimy ludziom w firmach transportowych i spedycyjnych naprawdę ciężkie pieniądze. – Czy Leszek P. faktycznie mógł nie wiedzieć, co wiezie? A może był wystawiony na odstrzał? – Z pewnością nie powinien wiedzieć. Czy go wystawili? Aż tak dokładnie nie jestem zorientowany. Wiem natomiast, że mniej więcej w tym samym czasie poszedł do Anglii duży i od dawna przygotowywany transport amfetaminy wart kilkanaście razy więcej niż ten marny milion funtów z ogonkiem. To byłoby nawet logiczne, żeby wysłać jednym promem pewniaka do kontroli, a za nim właściwą przesyłkę. – Policja bardzo wam przeszkadza? – Mamy niepisany układ: my nie wp... my się z hurtowymi ilościami w rynek krajowy, a oni w nasze interesy. Czy to możliwe, żeby polska policja nie rozpracowywała krajowych powiązań kierowców schwytanych w Anglii na przemycie, i to najcięższego kalibru? – Mimo upływu czterech miesięcy od wydarzenia żaden organ ścigania nie zwrócił się do mnie o jakiekolwiek wyjaśnienia – twierdzi Andrzej Cz. – Oprócz was, nikt mnie dotychczas nie pytał o tę sprawę – zapewnia Małgorzata. Zadajemy więc publicznie pytanie: dlaczego i co – a może raczej ILE – się za tą beztroską kryje? ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
W różnego rodzaju placówkach opiekuńczo-wychowawczych przebywa ponad 80 tysięcy dzieci. Według kościelnych oratorów, jedynym ratunkiem jest poruszenie sumienia rodzin katolickich, aby poczuły się odpowiedzialne za to zjawisko. A co, jeśli poczują się odpowiedzialne?
Katoadopcja Rola ośrodków adopcyjnych jest w tej sytuacji nie do przecenienia: oferują pomoc w powzięciu dojrzałej decyzji oraz załatwieniu formalności, wsparcie w przygotowaniu się do roli rodziców zastępczych, a także w późniejszej pracy wychowawczej. Tak przynajmniej być powinno. „Proponujemy adopcję zamiast okaleczającej fizycznie, psychicznie i duchowo aborcji, poczęcie naturalne zamiast uwłaczającego godności człowieka in vitro, rodzinę zamiast placówki” – pięknie deklarują te katolickie ośrodki. – Ludzie, którzy nie mogą mieć potomstwa, są gotowi na wszystko, żeby mieć dziecko. Zniosą wiele. Także upokorzeń. Wiem, że w katolickich ośrodkach adopcyjnych rodziny często biorą wskazane dzieci, bo boją się, że nie dostaną kolejnej szansy – mówi jedna z dyrektorek. ~ ~ ~ Katolicki Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy Stowarzyszenia Rodzin Katolickich przy parafii Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa w Częstochowie dotowany jest m.in. przez urząd miasta oraz Samorząd Województwa Śląskiego. Ośrodek oficjalnie zajmuje się pozyskiwaniem, wszechstronnym przygotowaniem oraz kwalifikacją kandydatów na rodziców adopcyjnych i zastępczych. W 2008 roku – jak wynika ze sprawozdania z działalności placówki – do ośrodka zgłosiło się 37 małżeństw – kandydatów na rodziców adopcyjnych. W 2009 roku – już 95. Każde przechodzi 50-godzinny cykl przygotowawczy (diagnoza pedagogiczna, psychologiczna oraz zajęcia grupowe). Jak to wygląda w praktyce? Małgorzata i Tomasz K. do ośrodka trafili 4 lata temu. Ujęci życzliwą atmosferą, postanowili zostać. Pierwszym warunkiem, jaki musieli spełnić, żeby w ogóle roz-
począć staranie się o dziecko, było udokumentowanie ślubu kościelnego. Kolejny – to opinia od proboszcza świadcząca o tym, że są gorliwymi katolikami. „Pragnę wyrazić moją radość, że kolejne dziecko będzie mogło mieć swój dom i rodzinę i cieszę się, że to są moi parafianie” – napisał ich ksiądz proboszcz. Oprócz tego – zaświadczenie o stanie zdrowia, nienadużywaniu alkoholu i niekaralności. Po okazaniu i weryfikacji dokumentów musieli jeszcze tylko wpłacić 1500 zł (bez pokwitowania, na zasadzie co łaska) i droga do rozpoczęcia nauk adopcyjnych stanęła przed nimi otworem. Owe nauki trwały około pół roku. Kilkugodzinne spotkania z kierownikiem ośrodka i psychologiem odbywały się raz bądź dwa razy w miesiącu. Po wykładach – konwersacje na temat tego, co się dla nich najbardziej liczy w życiu, jakich oczekują dzieci. Oprócz tego testy – kilkaset pytań, które miały pokazać, jakimi będą rodzicami. Przykładowe pytania: czy wierzą w Boga? Jak chcieliby wychowywać dziecko? Jaki jest ich stosunek do aborcji, in vitro czy eutanazji? Kurs kwalifikacyjny zakończyli pomyślnie, a co za tym idzie – dostali zaświadczenie, że mogą być rodzicami adopcyjnymi. Na dziecko czekali bardzo krótko, bo niecały rok. – Z dokumentacji medycznej wynikało, że dziewczynka jest zdrowa, ma tylko problemy z migdałkami i wymową – opowiada Małgorzata. Na pierwsze spotkanie z przyszłą córką jechali sami. Nikt z ośrodka nie miał czasu, żeby im towarzyszyć. Byli przerażeni, ale i podekscytowani. Widzenie trwało kwadrans. Wystarczyło, żeby na małą popatrzeć i chwilę się z nią pobawić.
Takich spotkań, tyle że godzinnych, było jeszcze kilka. Ekspresowo, po miesiącu, 4-letnia Monika dom dziecka zamieniła na dom państwa K. Była bardzo zaniedbana, miała przerzedzone włosy i żółtą cerę. W jej książeczce zdrowia nie było żadnych wpisów – ani szczepień, ani lekarskich konsultacji. Ale – jak się wkrótce okazało – nie to miało stanowić największy kłopot adopcyjnych rodziców. Stworzyli jej dom najlepiej jak umieli. Przygotowali pokój do nauki, zabawy i wypoczynku, kupowali wszystko, co najlepsze. Monika nie potrafiła tego docenić. Zresztą na niczym nie umiała skupić uwagi. Była nieprzewidywalna. Wszystko niszczyła. „Udusiła króliczka, którego dostała w prezencie, w pierwszych momentach kontaktu z nim (sytuacja nie wzbudziła w małoletniej smutku, lecz radość), ujawniała okrucieństwo także wobec innych zwierząt – złapała kota za ogon i tłukła nim o beton, uderzała ptakiem o podłogę” – ustali później sąd rozwiązujący przysposobienie. – Nie mogliśmy sobie poradzić. Jeździliśmy z nią do specjalistów – psychiatrów, psychologów. Wszyscy rozkładali ręce – mówi Tomasz. Karta zdrowia Moniki zapełniała się od wpisów kolejnych lekarzy, a dziewczynka nadal w przedszkolu biła wychowawców i dzieci, pluła na nie, niszczyła ich rzeczy. Była nie do okiełznania. Kiedy dziecko trafi do rodziny adopcyjnej, ośrodek nadal pełni nadzór. Należy przeprowadzić choćby
wywiad z przebiegu pieczy, nie można zostawić rodziny bez pomocy i fachowej opieki – takie są zasady postępowania. Do państwa K. nikt z katolickiego ośrodka adopcyjnego ani razu nie przyjechał. Nawet nie zadzwonił, żeby zapytać, jak sobie radzą. W końcu to K. zadzwonili. Błagali o pomoc. Bezskutecznie. Długo czekali na pojawienie się dziecka, pokochali je całym sercem, przyjęli ciepło. Decyzję o rozstaniu z Moniką podejmowali więc z ogromnym bólem. Ale nie widzieli innego wyjścia. Po ponad roku bezustannej walki, zarówno z własnej bezsilności i dla bezpieczeństwa
córki – postanowili rozwiązać adopcję. „Wobec drastycznej skali problemów, odczuwanej bezsilności, bezradności, strachu o zdrowie i życie dziecka, pogarszającego się funkcjonowania dziecka wystąpili w końcu o rozwiązanie przysposobienia. Ich decyzja nie była łatwa” – ocenili biegli psycholodzy.
Małgorzata następnego dnia po tym, jak odwiozła Monikę do domu dziecka, dostała paraliżu twarzy. Przez ponad miesiąc nie mogła dojść do siebie. – W tym czasie zadzwoniła kierowniczka ośrodka w Częstochowie. Z wyrzutami, że potraktowaliśmy dziecko jak zabawkę, jak przedmiot. Nie zapytała nawet, co my czujemy – mówią rozżaleni. ~ ~ ~ Sąd rozwiązujący adopcję słusznie uznał, że państwo K. „mogą być wystarczająco dobrymi opiekunami dla przeciętnie rozwijającego się dziecka, ale nie są dostatecznie skutecznymi dla dziecka o tak silnie zaburzonym funkcjonowaniu”. A że w zaistniałej sytuacji nie dopatrzył się ich winy, mogą się starać o inne dziecko. Kiedy więc zdołali nieco otrząsnąć się z przeżytego dramatu, ponownie odwiedzili częstochowski ośrodek. – Przyjęto nas z łaski i potraktowano jak szmaty. Usłyszeliśmy, że jak nie chcemy Moniki, to nie będziemy mieli żadnego innego dziecka, bo nie chcą mieć z nami do czynienia. No i że musimy mieć świadomość, że teraz to już żaden sędzia nie przyzna nam dziecka. Boli, że tak nas potraktował właśnie katolicki ośrodek adopcyjny, przy kościele, przy samej Jasnej Górze. My nie jesteśmy przecież niczemu winni, zostawiono nas samym sobie – mówi Małgorzata. ~ ~ ~ „Program kompleksowej ochrony życia powinien stać się programem aktywnej działalności wszystkich Ruchów Katolickich, wszystkich parafii i wszystkich diecezji w Polsce, a za ich pośrednictwem powinien objąć całe katolickie społeczeństwo. Rodziny katolickie, które mogą poświęcić uwagę i pomoc tym najmniejszym naszym braciom, powinny zgłosić się do najbliższego Katolickiego Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego i zaoferować swoją pomoc materialną na rzecz osieroconych dzieci albo zgłosić chęć adoptowania czy wzięcia do rodziny zastępczej potrzebującego dziecka” – czytamy na stronie katolickiego ośrodka adopcyjno-opiekuńczego archidiecezji warszawskiej. „Rodziny chrześcijańskie winna ożywiać większa gotowość do adopcji i przysposobienia dzieci pozbawionych rodziców czy też opuszczonych... Natomiast Państwo i Kościół mają obowiązek służenia rodzinom wszelkimi możliwymi formami pomocy, aby rodziny mogły prawidłowo wypełnić swe zadania wychowawcze” – pouczał z kolei Jan Paweł II w adhortacji „Familiaris consortio”... WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
swoje zasady i ich się trzymał. Nie dał zrobić z siebie chłopca na posyłki. Chciał służyć ludziom, nie proboszczowi. Kiedy Czernik stał się lokalnym bohaterem – stary po ludzku go znienawidził i permanentnie „umilał” mu życie. Kontrolował każdy jego krok, a ilekroć wikary po wieczornej mszy szedł do parafian i nie wrócił przed godziną 22 na plebanię, musiał nocować w samochodzie, bo drzwi zastawał zaryglowane. Niecały miesiąc po spektakularnej akcji ochrzczonej przez lokalne media cudem nad Kłodnicą ks. Bartek dostał od biskupa decyzję o zmianie parafii. Swoistego wyroku nie przyjął. Ze wsi jednak zniknął. Parafianie z goryczą mówią, że odszedł po cichu niczym wielka woda. Bez mszy pożegnalnej i słowa wyjaśnienia. Wstawiali się do biskupa za swoim duszpasterzem, wysyłali pisma z załączoną długą na kilkaset pozycji listą poparcia, ale wszystkie pozostały bez odpowiedzi. Wyjaśnić sytuację postanowił za to proboszcz Wyciślik. On najwyraźniej wyjątkowo źle czuł się ze świadomością, że ludzie darzą wikarego ogromnym szacunkiem. Podczas jednej z niedzielnych mszy pod koniec sierpnia zaczął z ambony wykrzykiwać o rzekomych wadach wikarego – jego nieuczciwości i podwójnym życiu. Nie skończył, bo w kościele pojawił się Bartłomiej Czernik. Już bez sutanny. Też krzyczał – co myśli o proboszczu, jego kłamstwach, chciwości i braku szacunku do ludzi. Od tego czasu do Przyszowic nie wrócił. – To był swój chłop. Na kolędzie to i do baru poświęcić przyszedł. Chciał być dla wszystkich. On powinien być proboszczem. Szkoda, że biskup nie potrafi zrobić porządku – mówi jeden z mieszkańców. Dlaczego wikarego się prześladuje, kontroluje i krytykuje, a proboszcz jest nietykalny – tego tu ludzie nie rozumieją. Jak i rozłamu w Kościele, który wydarzył się na ich oczach. Na lokalnym forum Zygfryd napisał: „Powiem szczerze, że dziwia sie Wikaremu, że jeszcze to wszystko strzymuje, bo jo bych tym wszystkim pierdo...”. Wszystko wskazuje na to, że ks. Bartek „nie strzymał”. Przyszowice z powodzi ocalały. Powołanie wikarego – nie. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Ksiądz bohater Lepiej zmienić dziesięciu wikarych niż jednego proboszcza – oto polityka personalna Kościoła. Doświadczyli jej wierni z podgliwickich Przyszowic. ~ „Ks. Bartek miał wspaniały pomysł, bo niejeden z nas siedziałby przed telewizorem, a on nas wszystkich ruszył, chociaż mógł machnąć ręką i powiedzieć: co mi do tego” – pisze Iwona na lokalnym forum. Dalej wśród dziesiątków podobnych wpisów o księdzu czytamy m.in.: ~ Wielkie podziękowania należą się naszemu wikaremu! Bóg zapłać za wszystko, co ksiądz robi dla naszej miejscowości („gosc”); ~ Jestem pełna szacunku dla księdza za to, co robił dla nas podczas trudnych chwil („zrozpaczona”); ~ Powinniśmy być dumni, że mamy takiego wikarego („przyszowianka”). O co chodzi? Podczas majowej powodzi podgliwickie Przyszowice, wieś licząca niewiele ponad 3200 mieszkańców, wygrały z lokalną rzeką. Nastąpił cud nad Kłodnicą. I wszyscy tu są zgodni co do tego, że wielka w tym zasługa księdza wikarego. Ksiądz wikary to 30-letni Bartłomiej Czernik, który do parafii św. Jana Nepomucena przyszedł w 2008 r. Młody, energiczny, otwarty, przebojowy człowiek o wolnym umyśle od razu przypadł ludziom do gustu. Kazania głosił krótkie i celne – ewangeliczne, na jubileuszach dźwięcznie śpiewał uroczysty hymn „Te Deum”, chrzcił dzieci z nieformalnych związków, bo – jak mówił – XVI wiek, kiedy straszono i kupczono sakramentami, dawno już minął. Nie było dla niego sytuacji nie do załatwienia. Wolny czas spędzał między ludźmi, bo taką miał wizję prawdziwego duszpasterza. Duszpasterza, który nie opuszcza wiernych. Nawet w najtrudniejszych chwilach. A chwile prawdziwej grozy spadły na Przyszowice wraz z majową wielką wodą... Proboszcz Antoni Wyciślik wraz z ok. 20-osobową grupą parafian wyjechał na pielgrzymkę szlakiem rumuńskich i węgierskich sanktuariów. Dzień później z samego rana wikary odebrał telefon. Dzwonił ktoś ze sztabu kryzysowego. Zalecił, aby wszystko, co cenne, z kościoła wywieźć, bo jak pękną wały na lokalnej rzece Kłodnicy, woda we wsi będzie sięgać po dach kościoła. Wikary – kiedy już „Pana Jezusa” do sąsiedniej parafii wywiózł – zaczął przez megafon z wieży kościelnej nadawać komunikat: „Uwaga,
uwaga, mieszkańcy Przyszowic, wielkie zagrożenie powodziowe, wzywa się wszystkich na wały” – wydzierał się, ile sił w płucach. To był zimny, mglisty i deszczowy dzień. Ludzi ciężko było z domów wyciągnąć, no i nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia. Toteż ks. Bartek wsiadł do samochodu i przez tubę alarmo-
wał, żeby mieszkańcy szli czym prędzej umacniać i podwyższać wały na rzece. To był strzał w dziesiątkę, bo na wałach ledwo wytrzymujących napór wody zebrało się w końcu niemal 600 osób. Na nawoływaniu pomoc wikarego się nie skończyła. Umacnianie wałów trwało kilka długich dni i nocy. Zanim na teren mógł wjechać jakikolwiek sprzęt, gęsiego, niczym mrówki, nosili mieszkańcy worki z piaskiem, a organizacją jedzenia i napojów dla nich zajął się ks. Czernik. Stworzył swoisty „sztab kryzysowego zarządzania jedzeniem” – jak to ludzie określili. O tyle ważne to było posunięcie, że władze gminy dość późno pospieszyły z podobną pomocą. – Któregoś z pierwszych dni przyjechał gminny delegat. Miał ze sobą dwie paczki kawy, dwie paczki herbaty i dwie cytryny. Dał nam to i powiedział, żeby coś z tego zrobić – mówi jedna z pracownic szkoły, która pomagała w sztabie ks. Bartka. Pomagała też dyrekcja szkoły, nauczyciele swoimi samochodami dowozili jedzenie, piekarze dawali chleb, każdy znosił, co mógł. Szkolna kuchnia przez kilka dni wydawała posiłki dla wszystkich, którzy pracowali przy umocnieniach. Jak mówi dziś sołtys Przyszowic Zygmunt Szołtysek, wyłącznie solidarność mieszkańców uratowała
z Przyszowic zakończyłaby się pewnie happy endem, ale z wycieczki po Europie wrócił proboszcz... I choć wielka woda ze wsi odeszła, odkryła coś, czego oczy maluczkich nigdy widzieć nie powinny. – Proboszcz do wikarego nigdy nie pałał sympatią, ale po powodzi wpadł w totalny szał. Nie dość, że nie odzywał się do niego ani słowem i traktował go jak powietrze, natychmiast odsunął go od wszelkich spraw związanych z usuwaniem skutków powodzi. Zakazał kontaktowania się z Caritasem i pracy w gminnej komisji przydzielającej poszkodowanym pieniądze. W końcu pojechał do biskupa prosić, a właściwie żądać, aby ks. Czernika z parafii usunął – dowiadujemy się we wsi.
wieś. Gdyby nie ludzka determinacja – pod wodą znalazłoby się 80 proc. terenów. Kiedy sytuacja została opanowana, a fala kulminacyjna przeszła, z wizytacją przyjechał sam biskup katowicki Damian Zimoń (fot. powyżej). W sutannie, mokasynach, spodniach w kancik. – Przyjechał chyba tylko po to, żeby nacieszyć oczy widokiem tragedii ludzkiej – mówi jeden z rozgoryczonych mieszkańców. Rzeczywiście, kościelny dostojnik i multimilioner w eleganckim stroju przechadzał się po wsi i patrzył, jak ludzie wypompowują wodę ze swoich domów i wyrzucają zalane sprzęty. Czasami komuś podał rękę i powiedział dobre słowo. I wyjechał. Zapewne w poczuciu godnie spełnionego obowiązku. Takie poczucie, ale przynajmniej nie fałszy- proboszcz Antoni Wyciślik we, miał też ksiądz BarMiędzy młodym wikarym a protek. Na niedzielnym kazaniu podzięboszczem oraz jego gospodynią od sakował wszystkim, którzy tak ofiarmego początku się nie układało. nie pracowali. Ludzie jego postawę Głównie dlatego, że – jak dziś wsponagrodzili brawami. I w tym miejminają mieszkańcy – ks. Bartek miał scu historia młodego wikarego
9
10
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
POD PARAGRAFEM
Posłowie śledczy Drogie i nieefektywne – tak można podsumować 11 lat działania sejmowych komisji śledczych. Zamieniły się one w telewizyjny show. Niczego nie wyjaśniły, służyły tylko do promocji polityków. Na koszt podatnika. Najbardziej na nieudolności komisji skorzystali politycy PiS. Po tym, co wyczyniali w latach 2005–2007, w normalnych państwach czekałby ich Trybunał Stanu albo przynajmniej porządna... komisja śledcza. Ale taka nigdy nie powstała. Okazało się mianowicie, że ministrowie rządu Kazimierza Marcinkiewicza (Zbigniew Ziobro, Ludwik Dorn i Michał Seweryński) mogli protokołem Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu wiosną 2006 r. unieważnić przejęcie przez państwo polskie (w 1945 roku) mienia niemieckiego Kościoła katolickiego na Ziemiach Zachodnich i Północnych. W efekcie państwo polskie publicznie zanegowało legalność nacjonalizacji całej niemieckiej własności! No bo skoro przejęcie mienia niemieckiego Kościoła katolickiego przez państwo polskie było nielegalne, to dlaczego mogła być legalna konfiskata domów i gospodarstw należących do innych Kościołów, osób fizycznych czy instytucji? Ministrowie PiS nie trafili przed Trybunał Stanu. Obok lenistwa posłów przyczyniło się do tego zaniechanie przez premiera Donalda Tuska opracowania pełnego bilansu otwarcia rządów w 2007 roku. Sporządzili go tylko ministrowie skarbu państwa Aleksander Grad i sprawiedliwości prof. Zbigniew Ćwiąkalski. W swoich raportach ujawnili szereg nieprawidłowości w pracy polityków PiS. Inni woleli nie wystawiać cenzurek poprzednikom. Z szefów resortów przykład wzięli posłowie. Jak zauważył profesor Stanisław Gebethner, jeden z najwybitniejszych znawców prawa parlamentarnego, sejmowe komisje branżowe zajmują się od lat wszystkim, tylko nie nadzorowaniem pracy ministrów. Dowodzi tego bezwład prac Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Od lat nie zajmuje się ona niczym. ~ ~ ~ Część znużonych posłów postanowiła poszukać sobie narzędzia do autopromocji. Już w 1999 roku na wniosek AWS parlament przyjął
Sejmowa Komisja Śledcza ds. afery hazardowej
ustawę o sejmowej komisji śledczej. Współpracownicy Mariana Krzaklewskiego nie ukrywali, że miała ona służyć zohydzeniu SLD w oczach opinii publicznej. Zamierzali ponownie zająć się tak zwaną sprawą agenta rosyjskich służb o pseudonimie Olin (przypuszczano, że był nim Józef Oleksy). Śledztwo prokuratury wojskowej nie potwierdziło rewelacji części oficerów dawnego UOP. Politycy AWS chcieli do tematu wrócić, nie spotkali się jednak ze zrozumieniem przedstawicieli pozostałych klubów, w tym koalicyjnej Unii Wolności. Odmówili oni wejścia w skład komisji śledczej. Przez 3 lata przepisy o komisjach były martwe. Aż pod koniec 2002 roku politycy PO i PiS uznali, że medialne doniesienia o tzw. aferze Rywina powinna zbadać komisja śledcza. Miała ona wyjaśnić, jak powstawał rządowy projekt zmian w ustawie o radiofonii i telewizji. Zamiast tego stała się miejscem autopromocji dwóch posłów: Ziobry i Rokity. Wcześniej, jesienią 2002 roku, przegrali oni w upokarzający sposób wybory samorządowe z szerzej wówczas nieznanym bezpartyjnym krakowskim profesorem Jackiem Majchrowskim. Ziobro i Rokita odpadli z rywalizacji o stanowisko prezydenta Krakowa już w I turze. Komisja ds. afery Rywina pozwoliła im wrócić do gry. Poza autopromocją dwóch parlamentarzystów efekty jej pracy były marne. Nie sporządziła porządnego raportu, lecz dokument zawierający liczne insynuacje pod adresem polityków SLD. Zabrakło w nim analizy procesu legislacyjnego i propozycji jego naprawy. A właśnie to
stanowi zadanie komisji śledczych w państwach demokratycznych. U nas musiało być jak zwykle inaczej i komisje służyły do linczowania konkurentów politycznych. Komisja do sprawy Orlenu posłużyła politykom PO oraz Antoniemu Macierewiczowi do walki z Włodzimierzem Cimoszewiczem. Insynuacje, plotki, pomówienia doprowadziły do wycofania się tego popularnego polityka lewicy z wyborów prezydenckich. A wszystko przed kamerami TV. Pogłębiło to kryzys komisji śledczych. Ich członkowie zajmują się bardziej pilnowaniem swojego wizerunku niż rzeczywistą pracą. Nie czytają zgromadzonych akt, a pytania, które przygotowują im asystenci, nie układają się w żaden logiczny ciąg. Protokoły z przesłuchań świadków stały się wobec tego nieczytelne i niezrozumiałe. Jak wspominał profesor Andrzej Rzepliński, posłowie z komisji śledczych rywalizują o to, który złoży więcej wniosków dowodowych. W efekcie sekretariaty komisji gromadzą tysiące nikomu niepotrzebnych papierów, a znaczna ich część powiela wcześniej zgromadzone informacje. Parlamentarzyści nie liczą się przy tym z kosztami. Na życzenie posłów zajmujących się śledztwami w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku kserowała akta kilkakrotnie. Liczne kopie i sama procedura kosztowały 60 tysięcy złotych. ~ ~ ~ Poza hurtowym zbieraniem kwitów posłowie rywalizują o ekspertów. Każdy chce mieć własnego doradcę. Posłowie nie chcą przy tym
medialnego nacisku na prokuratorów i sędziów. Może to pozbawić osoby podejrzane prawa do rzetelnego, niezależnego osądzenia ich sprawy. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że takie ryzyko jest poważne i przyjął skargę Lwa Rywina. Jego pełnomocnik mecenas Piotr Rychłowski dowodził w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, że transmitowane przez TV posiedzenia komisji, w trakcie których padały kategoryczne sądy o winie Rywina, mogły wpłynąć na decyzje prokuratury i sądu. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, prawdopodobieństwo uznania przez strasburski Trybunał, że równoległe prace prokuratury, sądu oraz sejmowych komisji śledczych naruszają prawa człowieka, jest bardzo wysokie. Może to zablokować prace parlamentarnych komisji śledczych, a nawet unieważnić Fot. MaHus ich orzeczenia. Na początek można by rozważyć, wzorem Kongresu USA, brytyjskiej Izby Gmin czy słuchać rad doświadczonych parlaparlamentu RFN, wprowadzenie zamentarnych prawników, tylko szusady, że obrady komisji śledczych kają porad zewnętrznych. Prowadzi odbywają się bez udziału kamer teto do sytuacji, w której wykładnią lewizyjnych. Jeżeli zaś posłowie kosejmowego regulaminu zajmuje się niecznie muszą oglądać siebie w TV, – zamiast doświadczonego pracowto niech obrady komisji relacjonunika Kancelarii – aplikant adwokacje jedna telewizja parlamentarna. ki. Ten jest znajomym posła, więc Jej sygnał byłby udostępniany wszystjest dla niego bardziej wiarygodny. kim mediom oraz zainteresowanym Jest też możliwe, że chodzi o doosobom za pośrednictwem platfordatkowe zlecenia dla przyjaciół parmy internetowej. Polityczne awanlamentarzystów. Bijatyka o ekspertury może ukrócić wprowadzenie zatów i o kwity powoduje, że praca sady losowania posłów, którzy wejmerytoryczna komisji śledczych stadą w skład komisji. Owa nieprzeła się nieistotna. Ich członkowie są widywalność, kto zajmie się daną wręcz celebrytami. Nie interesują sprawą, może zniechęcić do nagminich prawne zawiłości, lecz to, jak nego powoływania speckomisji nawypadną przed kamerami TV. wet w błahej sprawie. Zdaniem prof. Twórcy ustawy o sejmowych koRzepińskiego, warto wyznaczyć im misjach śledczych zapomnieli takkrótki, na przykład 3-miesięczny czas że o takim drobiazgu jak ochrona na zbadanie sprawy. Zmusi to popraw osób wzywanych na świadka. słów do efektywnej pracy. Pojawiły Posłowie mają za nic ich godność się także propozycje, aby na czele i dobre imię. Często wygląda to tak, takiej komisji stał prokurator, a pojakby część parlamentarzystów posłowie pełnili rolę ławy przysięgłych. stanowiła przenieść się w czasy święInnym dość ciekawym rozwiązaniem tej inkwizycji. jest powierzanie wyjaśnienia spraDodatkowo, na co zwracają wy dwóm parlamentarzystom – jeuwagę eksperci (między innymi den reprezentowałby opozycję, druprof. Stanisław Waltoś – specjagi partię rządzącą. lista od prawa karnego), część dziaNaszym zdaniem, ekspertów nikt łań komisji śledczych może w istotnie wysłucha. Powodem jest to, że ny sposób wpływać na działania probezwład komisji śledczych jest na rękuratury. Jeżeli komisja i śledczy kę liderom partii politycznych. pracują równolegle, to nie ma moDo prac śledczych dopuszczają powy o tajemnicy prokuratorskiego słusznych posłów, którzy dobrze wypostępowania. Świadkowie i popadają przed kamerą. Ci – wdzięczdejrzani dzięki transmisjom teni za umożliwienie brylowania lewizyjnym wiedzą, jakimi dowoprzed widzami – wykonają każdy dami dysponuje prokuratura, rozkaz szefa. MiC mogą także swobodnie ustalać W tekście wykorzystałem wypotreść zeznań i wyjaśnień. Dowiedzi uczestników seminarium Indatkowo, jeżeli proces karny w tej stytutu Spraw Publicznych. Nie były samej sprawie toczy się równoleone autoryzowane. gle do prac komisji, istnieje ryzyko
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
O
d kilkunastu dni Czytelnicy ciągle dzwonią do naszej redakcji z pytaniem: „Co sądzicie o Palikocie? Ten cały jego ruch to ściema, błazenada, czy prawdziwa antyklerykalna rewolucja?”. Niektórzy chcą na fali entuzjazmu zapisywać się do stowarzyszenia Palikota, inni przeciwnie – zwalczają nowy ruch na internetowych forach. Wietrzą w nim podstęp, sprytną strategię marketingową Platformy, która wymyśliła sobie wyprodukowanie własnej podróbki lewicy, aby zupełnie zniszczyć tę starą i przejąć jej elektorat. Kto ma rację? A może rację mają po części i jedni, i drudzy?
Teoria spiskowa Kiedy przed kilkoma dniami zobaczyłem w jednym z tygodników rysunek satyryczny, na którym Janusz Palikot za kulisami swojego kongresu dzwoni do Tuska, aby donieść, że „zadanie wykonane”, pomyślałem, że doskonale oddaje on oceny znacznej części Czytelników, także naszych. Krytycy poczynań Palikota zwracają uwagę na fakt, że on sam ogłosił, iż jednym z głównych celów jego ruchu jest „zniszczenie SLD”. Skoro tak, dowodzą, to oczywiste jest, że jego antyklerykalna inicjatywa jest ukartowana przez kierownictwo Platformy, tak jak jego wcześniejsze skandalizujące wystąpienia przeciwko Kaczyńskim. Zwracają uwagę na fakt, że PO bardzo się zaniepokoiła wynikiem pierwszej tury wyborów prezydenckich, wyjątkowo dobrym dla Napieralskiego. Okazało się przy tym, że głosowało na niego bardzo dużo ludzi młodych, a lewica wciąż zyskuje w sondażach. Platforma odkryła, że powoli traci powab, jaki dostrzegało w niej młode pokolenie. SLD oczywiście nie przeszkodzi Platformie w zwycięstwie wyborczym w tym lub przyszłym roku, ale te kilka, a może nawet 10 procent głosów więcej niż dotąd oddanych na partię Napieralskiego może odebrać Tuskowi szansę na samodzielne rządy w kolejnej kadencji Sejmu. Na bazie tych analiz, jak twierdzą zwolennicy teorii spiskowej, miał powstać w łonie PO makiaweliczny plan samodzielnego zagospodarowania lewej strony sceny politycznej. Oczywiście nie mogło wchodzić dalej w grę robienie jeszcze szerszego rozkroku przez partię, która i tak omal nie pękła – rozpostarta pomiędzy Gowinem i Palikotem. Ugrupowanie, które było jednocześnie konserwatywne i liberalne, klerykalne i prolaickie, trzeszczało w szwach. Nie dało się już nic więcej ugrać tą wewnętrzną dziwaczną różnorodnością.
Sztuczna przynęta? Dlatego – twierdzą ludzie podejrzliwie patrzący na Palikota – kierownictwo partii powierzyło mu misję stworzenia własnej lewicy, czy
raczej jej namiastki, aby przejąć wyzwoloną światopoglądowo część młodzieży, starszych antyklerykałów i ludzi o liberalnych poglądach społeczno-ekonomicznych. Palikot miałby ich odwieść od PO i SLD, przekonać także ludzi niezainteresowanych dotąd polityką, choć nieprzychylnych Kościołowi, a po wyborach w 2011 roku utworzyć... koalicję z Platformą, która tym sposobem będzie dalej spokojnie rządzić krajem. Przy okazji zrealizowano by jeszcze jedno marzenie środowisk prawicowych – ostatecznie
PATRZYMY IM NA RĘCE poglądów. Sprawa jest poważniejsza – zachodzi obawa, że nowy lider nie ma żadnych poglądów. Palikot przyznał publicznie, że antyklerykałem został po 10 kwietnia 2010 r., że to wówczas zgorszyło go zawłaszczanie przestrzeni publicznej przez kler. Rzeczywiście, wcześniejsze tyrady Palikota, które tak wielu z nas ceniło, wymierzone były raczej przeciwko Kaczyńskim, niewiele w nich było jakiegokolwiek zaangażowania światopoglądowego. Jednak wyznanie szefa nowego ruchu antyklerykalnego, że do 10 kwietnia
na oczy. Jego zdaniem więc nie ma niczego zdrożnego w zarabianiu pieniędzy na klerykalizmie, o ile robi się to w celach biznesowych, a nie ideowych. To bardzo ciekawe (o ile szczere) wyznanie, które wiele mówi o jego autorze. Nie mniej zdumiewa fakt, że Palikot zaprosił do współpracy Ryszarda Kalisza, osobę bodaj najmniej antyklerykalną i najbardziej bezideową w całym kierownictwie SLD. Jeśli Kalisz ma w czymkolwiek uwiarygodniać Palikota, to nowy ruch budzi jeszcze więcej wątpliwości.
11
jest klasycznym zagraniem obliczonym na przypodobanie się prawicowemu elektoratowi, który uwielbia brutalne zmagania z czarnymi charakterami, oraz pozowanie polityków na mężów opatrznościowych. Stanowczy „Donek” wypada w TV nawet lepiej niż Ziobro ze swoją klerycką buzią, ogłaszający kiedyś, że „ten pan nikogo już nie zamorduje”. Tusk ma szansę na wyrwanie części zwolenników PiS-owi, ale zapewne nie będą to masy. Bo dla większości miłośników Kaczyńskiego Tusk pozostanie na zawsze
Łoskot Palikota Czy po efektownym kongresie swoich zwolenników Janusz Palikot zadzwonił do swego przyjaciela Donalda Tuska i powiedział: „Panie premierze, zadanie wykonane”? Wiele osób zadaje sobie to pytanie... i nieodwołalnie zmarginalizowano by SLD oraz wszelką, nawet deklaratywną, lewicę. Wszak ruch Palikota jest wprawdzie antyklerykalny, ale niemal zupełnie wyprany z wszelkich postulatów lewicy socjalnej i w niczym nie zagraża gospodarczym interesom establishmentu, któremu przecież służy PO. Polska po sukcesie Palikota i zdziesiątkowaniu SLD byłaby zatem jednym z pierwszych krajów świata zupełnie pozbawionych lewicy społecznej.
nie raził go polski klerykalizm, jest dla mnie szokujące. Jak to możliwe?! Jak można było nie dostrzec tej klerykalnej mazi, w której wszyscy od lat toniemy?! Nie dostrzec
A może naturalna? Na obecnym etapie nie da się oczywiście przesądzić, na ile wyżej przedstawiona teoria jest zgodna ze stanem faktycznym. Równie dobrze można uznać nowy ruch za autonomiczne działanie zamożnego i ambitnego polityka, który znudził się rolą błazna w swojej dawnej partii i postanowił zagospodarować narastającą falę nastrojów antyklerykalnych oraz wykorzystać mizerną wśród ideowców wiarygodność Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który od dekady mówi o antyklerykalizmie i nic nie zrobił, aby zrealizować program świeckiej Polski. Jednak wiarygodność nowego samozwańczego mesjasza liberalnej i antyklerykalnej Polski budzi pewne wątpliwości. Odkładam przy tym na bok teorię spiskową, a także kwestię finansowania przez Palikota ledwie kilka lat temu skrajnie prawicowo-katolickiego „Ozonu”. Ostatecznie każdy ma prawo do zmiany
jej, mieszkając w do bólu sklerykalizowanym Lublinie! Przecież po 10 kwietnia nie stało się nic jakościowo nowego. Przecież żałoba po Janie Pawle II w 2005 r. była jeszcze bardziej przesycona obecnością „brzuchatych biskupów”, a media dostały wówczas totalnej kościelnej głupawki. Osobną kwestią pozostaje wyjaśnienie, jakiego udzielił ostatnio Palikot wobec zarzutu wspierania klerykalizmu w „Ozonie”. Otóż stwierdził on, że „Ozon” był „przedsięwzięciem biznesowym”. Wolałbym, aby odpowiedział, że sam był wówczas klerykałem, ale przejrzał
Zwrot Tuska Niezależnie od tego, czy nowy ruch jest przedsięwzięciem „ideowym”, czy „biznesowym”, oraz od tego, czy Palikot i premier działają w zmowie, widać już wyraźny zwrot PO w prawo. Jest oczywiste, że Tusk wykorzystuje pojawienie się ruchu Palikota do tego, aby zewrzeć szeregi i po staremu podbierać jak najwięcej wyborców PiS-owi, pozostawiając nowemu podmiotowi politycznemu buszowanie na lewej stronie sceny politycznej. PO przedstawia się odtąd jako umiarkowaną, ale zdecydowanie konserwatywną partię, której celem jest utrzymanie w kraju dotychczasowego kursu. Wszak za parę tygodni mamy wybory! Zwrot Platformy na prawo zaczął się wraz z uroczystym potępieniem przez Tuska antyklerykalizmu i oświadczeniem, że „Platforma nie jest partią antyklerykalną”. W tym samym przemówieniu znalazło się zapewnienie, że premier chce chronić kraj przed zgubną „rewolucją”, czyli SLD i... Palikotem. Jakkolwiek komicznie brzmi przypisywanie parlamentarnej lewicy i Palikotowi tendencji rewolucyjnych, to deklaracja premiera jest wyraźnym ukłonem w stronę środowisk katolicko-konserwatywnych, głosujących często na PiS lub pomniejsze prawicowe partyjki. Zaraz później nastąpiło publiczne wyznanie Jacka Rostowskiego, osoby w rządzie ważnej, że jest przeciwnikiem zapłodnienia in vitro. Po kilku kolejnych dniach premier rozpoczął wojnę z dopalaczami (patrz str. 4) w stylu i retoryce, która bardziej pasowałaby do Ziobry i Kaczyńskiego niż do człowieka, który sam przyznawał kiedyś, że za młodu sięgał po rozmaite „dopalacze”. Forma walki z dopalaczami
„smoleńskim mordercą”, wnukiem „dziadka z Wehrmachtu” i zarządcą „rosyjsko-niemieckiego kondominium” – nawet wówczas, gdyby wszystkich złodziei w Polsce osobiście prowadzał przed kamerami w kajdankach i własnoręcznie kastrował setki pedofilów.
Gdzie dwóch się bije... Uważam jednak, że niezależnie od tego, jakie są intencje Palikota, z powstania nowego ruchu można się cieszyć. Po pierwsze dlatego, że społeczeństwo usłyszy postulaty antyklerykalne ze zdwojoną siłą. Postulat świeckiego i nowoczesnego państwa przestanie być jedynie domeną jednej, niewielkiej i niepewnej partii – SLD. Po drugie – powstanie antyklerykalnej alternatywy wpłynie ożywczo na SLD. Pamiętam, jak jeden ze znanych działaczy tej partii powiedział mi kiedyś: „Możecie pisać o nas, co chcecie, ale i tak nie macie innego wyjścia, jak zagłosować na nas. Bo niby na kogo innego?”. Otóż mili, zarozumiali Państwo z SLD – nigdy nie musieliśmy na Was głosować, a tym bardziej nie musimy tego robić teraz. Jeżeli chcecie naszych głosów, to przekonajcie nas do siebie, udowodnijcie teraz, że jesteście lepsi od Palikota! Uważam także, że SLD – postawione pod ścianą przez środowisko Palikota – będzie musiało zająć się wreszcie kwestiami socjalnymi, których starannie unikało, koncentrując się ostatnio na antyklerykalizmie. Wyjdzie to na zdrowie lewicy, gdyż będzie się ona musiała odróżnić od liberałów. Odróżnić po to, aby przetrwać. Wpłynie to korzystnie na poziom debaty politycznej w naszym kraju i pozwoli wyrwać się ze ślepego zaułka, w który wtłoczył nas rozpanoszony fundamentalizm rynkowy. Zatem nieważne, czy Palikot jest „biznesowy” czy „ideowy”, szczery czy przewrotny – ważne, że może okazać się pożyteczny. Nawet być może wbrew własnym zamierzeniom. ADAM CIOCH Fot. D.P.
12
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Jedyne latające ssaki namiętnie uprawiają seks oralny, i to w pozycji 69. Za takie wiekopomne odkrycie chińsko-brytyjski zespół badaczy otrzymał Anty-Nobla. Anty-Noble to nagrody (jak się łatwo domyślić, przeciwne do Nobli) przyznawane za osiągnięcia w nauce, które nie przynoszą nikomu żadnego pożytku. Oczywiście – poza kasą na badania dla naukowców oraz śmiechem, który podobno
Nietoperze to świnie jest jednym z czynników sprawczych długowieczności. W tym roku Ig-Noble (gra słów, która w tłumaczeniu znaczy „haniebne”) przyznano po raz 21. Czy rzeczywiście za zupełnie bezsensowne, „haniebne” odkrycia? Osądźcie sami... Ig-Noble Anno 2010 wręczono na Uniwersytecie Harvarda w Massachusetts. Nagrodzeni uczeni oprócz dozgonnej sławy mogą cieszyć się
też nagrodą finansową w postaci 10 bilionów dolarów!!! Z tym że dolarów Zimbabwe. „Jeśli nie zdobyliście, kochani naukowcy, Anty-Nobla teraz, życzę wam więcej szczęścia w przyszłym roku” – podsumował ceremonię Marc Abrahams, prowadzący imprezę redaktor magazynu „Journal of Improbable Research”. MAREK SZENBORN
INŻYNIERIA Ta nagroda należała się jak psu micha. Oto Karina Acevedo-Whitehouse, Agnes Rocha-Gosselin (Zoological Society of London) oraz Diane Gendron (Instituto Politecnico Nacional, Baja California Sur, Meksyk) opracowały (i opatentowały!) metodę zbierania wydzielin waleni (chodzi o smarki) za pomocą zdalnie sterowanego śmigłowca.
BIOLOGIA Libiao Zhang, Min Tan, Guangjian Zhu, Jianping Ye, Tiyu Hong, Shanyi Zhou, Shuyi Zhang (Chiny) i Gareth Jones (Uniwersytet Bristol, Wielka Brytania) w sposób naukowy udokumentowali (po ponad 10 latach badań!), że nietoperze owocowe nader chętnie uprawiają seks oralny. W tym celu jeden osobnik zwisa głową w dół, natomiast drugi wczepia się w jego futerko w pozycji odwrotnej i... I tak dalej.
FIZYKA
NAGRODA POKOJOWA Richard Stephens, John Atkins i Andrew Kingston (Uniwersytet Keele, Wielka Brytania) odkryli coś, o czym wszyscy wiedzą od zarania ludzkości. Przeklinanie łagodzi ból – ogłosili naukowcy po wieloletnich badaniach i dodali, że im bardziej siarczyste przekleństwa, tym efekt lepszy, czyli ból mniejszy. Ciekawe, czy rodzime „ k...a mać” stanie się wkrótce naszym hitem eksportowym.
MEDYCYNA Simon Rietveld (Uniwersytet Amsterdamski) i Ilja van Beest (Uniwersytet w Tylburgu) zgarnęli 10 bilionów dolarów za to, że odkryli, iż symptomy astmy łagodnieją, gdy chory jeździ na roller-coasterze. Anty-Noble z tych dziedzin nauki podobały nam się najbardziej. Choć „nagród przyznano w tym roku znacznie więcej. Co ciekawe, Ig-Noble traktowane są w świecie nauki coraz poważniej, a w tym roku podczas ceremonii wręczania „haniebnych nagród” obecni byli autentyczni nobliści. Jednak żadna z nagród nie przebiła – naszym zdaniem – hitów roku ubiegłego, kiedy to Anty-Noblami wyróżniono m.in. medyczny wynalazek (biustonosz-maska gazowa) oraz przyznano grad prix z literatury dla irlandzkiej policji za wystawienie setek mandatów dla polskich piratów drogowych. A właściwie dla jednego. Nazywał się „Prawo Jazdy”.
EKONOMIA Tę nagrodę zgodnie przyjęły zarządy banków i instytucji finansowych: Goldman Sachs, AIG, Lehman Brothers, Bear Stearns, Merrill Lynch i Magnetar – za stworzenie i upowszechnienie nowych metod inwestowania przy maksymalizacji zysków za wszelką cenę, bez oglądania się na światową ekonomię i zdrowy rozsądek.
Tym razem nie panowie, ale uczone panie mogą cieszyć się z tego trofeum. Lianne Parkin, Sheila Williams i Patricia Priest (Uniwersytet Otago, Nowa Zelandia) udowodniły światu po 3 latach dociekań, że w zimie ludzie znacznie rzadziej przewracają się na śliskiej nawierzchni, gdy ich skarpety są założone nie na stopy, lecz na... buty.
CHEMIA Ig-Nobel z chemii szczególnie przypadł nam do gustu. Dostali go pospołu Eric Adams (MIT), Scott Socolofsky (Texas A&M University), Stephen Masutani (Uniwersytet Hawajski) oraz koncern British Petroleum za obalenie raz na zawsze starego poglądu, że woda i ropa nie mieszają się ze sobą.
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
BEZ DOGMATÓW
13
O
koło 500 sympatycznych i uśmiechniętych osób przemaszerowało ulicami Krakowa, pokazując, że żaden Bóg im do życia nie jest potrzebny. „Celem marszu jest przypomnienie, że w Polsce nie wszyscy są katolikami i wierzącymi. Uważamy, że jednym z powodów dyskryminacji osób niewyznających tej wiary w naszym kraju jest domniemanie, że każdy Polak to katolik” – mówił Mateusz Burzawa, jeden z animatorów pochodu, członek Stowarzyszenia Młodych Wolnomyślicieli. Uczestnicy manifestacji żądali jasnego rozdziału państwa od Kościoła i utrzymania neutralności światopoglądowej Polski. Skandowano hasło „Wolna szkoła, religia do kościoła”, eksponowano transparenty z napisami: „Nie módl się za mnie”, „Każdy myślący człowiek jest ateistą”, „Czuję, kocham, myślę – jestem ateistką” i „No God, no problem”. Ateiści i agnostycy stanowczo sprzeciwiają się dyskryminacji osób niewierzących. – Dlaczego nam nie wolno nie wierzyć? Przecież w tym kraju nie można być niekatolikiem. Często nasz światopogląd jest piętnowany i wyśmiewany. Dzisiaj to my śmiejemy się z ludzkiej bezsilności wobec ich własnego Boga – mówił „FiM” jeden z uczestników pochodu. ~ ~ ~ Część przechodniów chętnie przyłączała się do marszu i razem z nami pokazała Polsce, że ateiści to nie mordercy, komuniści czy masoni. Uśmiechnięci, często bardzo młodzi i przyjaźnie nastawieni ludzie byli szokiem dla skostniałego, klerykalnego Krakowa, który niestety już się chyba przyzwyczaił do głośnych i obrzydliwych manifestacji Młodzieży Wszechpolskiej albo Narodowego Odrodzenia Polski. Zresztą w zeszłym roku mieliśmy próbkę możliwości narodowców, którzy zorganizowali kontrmanifestację i razem z sedewakantystą ks. Trytkiem, który – jak sam mówi – „gejów paliłby na stosach”, odmawiali różaniec za niepokorne dusze wolnomyślicieli. W tym roku obyło się bez wystąpień „prawdziwych Polaków”, którzy najwyraźniej dali sobie spokój z rosnącą liczbą niewierzących w kraju. Udział w pochodzie wzięli też przedstawiciele humanistycznych frakcji z Francji, Szwecji i Wielkiej Brytanii. Byli członkowie RACJI, Polskiej Partii Pracy, SLD, był szef biura wielkiej nieobecnej, europosłanki prof. Joanny Senyszyn, która przez zbieżność dat marszu z konwencją SLD nie mogła przyjechać, ale przeczytano list jej autorstwa, skierowany do uczestników marszu (patrz: „FiM”, str. 26). Najważniejsze, że udział w drugim Marszu Ateistów i Agnostyków wzięli zwykli ludzie, którym nie podoba się postępująca klerykalizacja kraju. ARIEL KOWALCZYK Fot. Autor
Hulaj rozum, Boga nie ma W minioną sobotę w Krakowie odbył się drugi ogólnopolski Marsz Ateistów i Agnostyków. Dawna stolica Polski stała się na chwilę stolicą wolnomyślicieli.
Świecą w ateistów Po Marszu Ateistów i Agnostyków w krakowskim klubie Re odbyło się spotkanie uczestników manifestacji (w tym zagranicznych gości) poświęcone świeckości państwa. Podczas dyskusji do lokalu wtargnęło pięciu dziarskich, ogolonych na łyso młodzieńców, którzy wrzucili na salę pojemnik z gryzącym gazem. Uczestnicy musieli opuścić salę, a na miejsce przyjechała straż pożarna i policja, która prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Na szczęście nikomu nic się nie stało. PP
14
MITY KOŚCIOŁA
„Nigdy nie mogę wyjść ze zdumienia, gdy myślę, ile dla nas, dla Kościoła, zarobiła głupiutka bajeczka o Jezusie” – słowa wypowiedziane przez papieża Leona X po kilkuset latach nie straciły na aktualności.
Kościół we Włoszech to jeden wielki sakrobiznes przynoszący gigantyczne pieniądze. A Watykan to już po prostu kura znosząca złote jaja. Z częstotliwością... wagonu tych jajek na sekundę. Pojechaliśmy do Włoch, żeby na własne oczy to zobaczyć. By obejrzeć Watykan – biblijną „wielką nierządnicę” budzącą gniew i pogardę, ale przecież i podziw. Pierwsze nie lada zaskoczenie to stosunek samych Włochów do religii i instytucji, która ją reprezentuje. Otóż mieszkańcy kraju, który Krk obrał sobie za stolicę i bazę
Żebraczka przebrana za zakonnic ę
wypadową (fałszując bezczelnie edykt Konstantyna Wielkiego), mają w „dużym poważaniu” swoje wielkie, oszałamiające katedry i czarnych urzędników. Po prostu prawie nikt do nich nie chodzi, a przeciętny Włoch na dźwięk słów: Kościół, księża, papież – macha ręką i puszcza klasyczną włoską wiązankę przekleństw. W wioskach i małych miasteczkach kościołów nie ma lub stoją opustoszałe i nikomu do głowy nie przychodzi budowanie nowych. W metropoliach jest za to dostatek bazylik i katedr, ale pustych – jeśli nie liczyć przelewających się przez nawy korowodów turystów, którzy pomimo zakazów pstrykną po zdjęciu i biegną dalej ponaglani przez przewodników.
Weźmy florencką katedrę Santa Maria del Fiore. Przytłacza ogromem, budzi podziw słynną kopułą i zdumiewa religijną pustką. Jej imponująca nawa (153 na 40 metrów) setki lat temu mieściła codziennie (!) tysiące wiernych. Dziś na niedzielną mszę przychodzi tu CZTERDZIEŚCI OSÓB! Dla takiej garstki nabożeństwo odprawiane jest w najmniejszej bocznej nawie, by nie zakłócać turystycznego strumienia pieniędzy. Nie inaczej jest w innych bazylikach – nawet w najsłynniejszej katedrze św. Piotra w Watykanie. Stoi na miejscu swojej poprzedniczki z czasów Konstantyna, ale tamta dla tłumów wiernych w średniowieczu okazała się za mała. A walono tu drzwiami i oknami, bo wierzono w bajeczkę, że w tym właśnie miejscu ukrzyżowano
Bezdomny pod garażem biskupa
i pochowano św. Piotra, czyli skałę, na której Chrystus kazał zbudośw. Franciszek A.D. 2010 wać swój Kościół. Oczywiście rzecz cała ma się nijak nie W nawie głównej nieprzebrany tylko do historii (nie ma żadnych tłum. Głównie truchtających Japończydowodów, że Piotr kiedykolwiek ków i coraz częstszych tu Chińczyw ogóle był w Rzymie) ale nawet ków. Są oczywiście i Polacy. Ten pstrykdo Biblii, bo o Kościele jako instytunie zdjęcie, tamten zatopi się w opacji w dzisiejszym znaczeniu tego słosłym przewodniku, jeszcze inny żre kawa Jezus nic nie mówił i raczej ponapkę, siedząc w konfesjonale (audobny pomysł byłby mu obrzydliwy. tentyczne), ale żaden się nie modli. Kościół św. Piotra w Watykanie Nagle orientujemy się, że właśnie jest największy na świecie i taki ma trwa msza. Mniejsza niż w Pcimiu pozostać (długość 211 metrów, szeDolnym. Pod gigantycznym ołtarzem rokość 137,5 metra, ciężar kopuły cicho zawodzi mniej więcej setka osób. 14 tysięcy ton). Nasz rodzimy kicz Błyskają na nich flesze tysięcy Japońw Licheniu miał być większy, ale paczyków, Angoli, Francuzów, Niempa Polak storpedował ten obrazoców, błyszczą mszalne kielichy, ksiądz burczy pomysł. mówi „pater noster”.
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r. – Cholera, akurat teraz ta msza... Obiecałam mojej wycieczce, że zobaczą kopułę Michała Anioła od dołu, a tu podejść nie można – burzy się do komórki polska przewodniczka rosyjskiej wycieczki. Ale Rosjanie nie są specjalnie zawiedzeni. Fotografują bijącą się w piersi garstkę wiernych tak samo jak wczoraj pstrykali fontannę di Trewi, a przedwczoraj małpy w zoo. Jeszcze większy biznes nosi nazwę Muzea Watykańskie. Zgromadzono w nich (pokradziono i pozwożono z całego świata) niewyobrażalną wprost liczbę dzieł sztuki. Gdyby Watykan zdecydował się sprzedać tylko 10 procent swoich zbiorów, a pieniądze przekazać biednym – głód na świecie przestałby istnieć. Ale przecież się nie zdecyduje, bo mityczne kopalnie króla Salomona to przy tym deficytowy biznesik. Muzea odwiedza 30 milionów turystów... rocznie. Bilet kosztuje 15 (w sezonie 18) euro. Kto chce, niech sobie przemnoży. Do tego dochodzą jeszcze bajeczne zyski z praw do fotografowania poszczególnych eksponatów, z przewodników i podręczników historii sztuki i z filmów kręconych na przykład przez Discovery. Słysząc, jak o tym opowiada przewodniczka, pewien uczestnik wycieczki z Polski – nieco „zmęczony” uczestnik – otworzył ze zdumienia oczy i zagadał do kolegi: – Stary, otwórzmy sobie taki Watykan. Pomysł dobry, ale – niestety – ktoś wpadł nań wcześniej i ma już opatentowaną wyłączność. Wyłączność zarabiania na wszystkim i każdym, a od paru lat także na wykorzystaniu wizerunku samego papieża. Ale nie na nas – pomyśleliśmy i pobiegliśmy z dziennikarskimi legitymacjami do kas biletowych. Tradycyjnie we wszystkich muzeach świata dziennikarze mają specjalne darmowe karty wstępu. W ramach promocji i reklamy. Ale nie tu. I w ten oto sposób wzbogaciliśmy konto Benedykta XVI o 30 euro. I będziemy musieli z tym brzemieniem jakoś żyć. Spacerujemy po krużgankach muzeów i oglądamy posągi dłuta najwybitniejszych rzeźbiarzy. Wszystkie mają poutrącane genitalia. To własnoręczne dzieło papieża Piusa IX, który w roku 1857 uznał, że sterczące fallusy to obraza Boga, wziął młotek i... I pracował nim całe trzy dni. ~ ~ ~ Paradoksalnie, w tym religijnym Disneylandzie jedno jest pocieszające: tu, w centrali, Watykańczycy przestali już nawet udawać, że chodzi o cokolwiek innego niż tylko o kasę. Siusiu – 1 euro, gipsowa Pieta Michała Anioła w skali 1:10 – 150 euro. Jan Paweł II na obrazku – 10 euro. Brać, nie grymasić, bo to kupione u źródła. Papa z Polski właśnie został przeceniony. Ale Benedykt trzyma cenę
– ceni się dwukrotnie wyżej niż poprzednik. Jak ktoś ma cienki portfel, zadowoli się długopisem z następcą Piotra za marne 3 euro lub zapalniczką za 3,5 euro. Jest tu nawet sklep dla księży. Jeśli któryś z nich chce mieć modny, szałowy ornat rodem z Watykanu (made in China), to za 1500 euro taki szyk może stać się jego udziałem.
A świętość? Żadnej tu nie ma. Obok pięknych, złoconych wydań Biblii znajdziecie w kościelnych sklepikach erotyczne obrazy nagich dziewczyn, a nawet genitalia Dawida. Po co trudzić się odlewaniem replik słynnej rzeźby Michelangela, skoro można odlać z gipsu samego jego wacka z przyległościami, dodać napis DAVID, a durny ludek i tak to kupi. I rzeczywiście kupuje. W Watykanie i pobliżu sklepów z pamiątkami są tysiące. Część z nich nie należy do Watykańczyków, więc za prawo do handlowania trzeba płacić haracz. I nikt tu nie krzyczy o mafii. Każdy płaci bez szemrania, bo na jedno miejsce handlowe czeka w kolejce stu chętnych. Nieprzebrana ludzka ciżba zwabia też biznes innego rodzaju.
W Watykanie jest największa na metr kwadratowy liczba złodziei. Większa niż gdziekolwiek indziej na świecie. Portfel lub zegarek stracić tu łatwiej niż cnotę, a i z tym trudności nie ma. Prostytutki (niektóre bardzo ładne) pełnią dziejowe posłannictwo Marii Magdaleny – o ironio, najwięcej tychże pod Pałacem Anioła. Jest też pod dostatkiem ich odpowiedników płci odmiennej. No i żebracy. Nigdzie, jak świat długi i szeroki, nie spotkacie tylu żebraków, najczęściej kalekich, co tu. Leżą w brudnych barłogach tuż pod okiem Benedykta; eksponując swoje kalectwo, czekają na litość. Watykańscy namiestnicy Chrystusa przymykają oko na ten żebraczy przemysł, dopóki jakiś namolny kaleka nie zacznie nagabywać czyściutkiego i pachnącego księdza lub dostojnej, wykrochmalonej zakonnicy. Karabinierzy są w takich przypadkach na wyciągnięcie... telefonu. ~ ~ ~ Jeszcze inne centrum sakrobiznesu to Asyż. Głoszący ubóstwo i ascezę święty Franciszek kosztuje tu 80 euro i ma może z 20 centymetrów. Za sikanie zapłacicie 2 euro, a za najlichszą pizzę – 10. Na ulice wypuścili tam nawet replikę autentycznego „biedaczyny” – kolejna płatna atrakcja – 10 euro od zdjęcia. Całe to przepiękne średniowieczne miasteczko żyje z tego świętego, a okoliczne – jeszcze urokliwsze i nawet starsze grody – zazdroszczą i złorzeczą, że Franciszek urodził się w Asyżu, a nie gdzie indziej. W Watykanie, we Florencji, w Asyżu najlepszym interesem jest bycie przewodnikiem (nie wystarczy potwornie drogi kurs – w kolejce po stosowne uprawnienia czeka się latami). Najbardziej obrotni i dwujęzyczni zarabiają tu po 1000 euro dziennie.
~ ~ ~ Według różnych wyliczeń, włoski sakrobiznes przynosi Półwyspowi Apenińskiemu od 100 nawet do 180 miliardów euro rocznie. A jednak Włosi nie kochają papieża. Nie ma ich też prawie w ogóle na audiencjach. Są za to Polacy. Najliczniejsi z turystów. To oni krzyczą „niech żyje papież”, co stanowi dodatkową atrakcję turystyczną. Adresat tego uwielbienia odwdzięcza się naszym rodakom słowami: „Postrafiam wstskkyh Polakuuff”. MAREK SZENBORN ROMAN KOTLIŃSKI Fot. MarS
15
16
ZE ŚWIATA
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
Biblijny lunapark W Orlando na Florydzie (USA) powstał nowy, jedyny w swoim rodzaju park rozrywki. Pod nazwą The Holy Land Experience (Doświadczenie Ziemi Świętej) kryje się świat odtworzony ze Starego i Nowego Testamentu. Na ponad sześciu hektarach założyciel i pomysłodawca parku – protestancki duchowny Marvin Rosenthal – stworzył krainę odtwarzającą Jerozolimę z czasów Chrystusa. Do największych atrakcji należą m.in.: ~ Qumran nad Morzem Martwym, gdzie odtworzono pustynne jaskinie, w których odwiedzający mogą razem z Chrystusem i jego uczniami wziąć udział w ostatniej wieczerzy i przyjąć komunię. ~ Ogrody Kalwarii z grobem Jezusa, gdzie pochowano jego ciało, zanim zmartwychwstał. Park rozrywki proponuje w tym miejscu poświęcić kilka chwil na modlitwę i obejrzeć specjalnie przygotowane spektakle biblijne takie jak: Chrystus krwawiący na krzyżu, przekazanie 10 przykazań, marsz rzymskich żołnierzy itp. – oczywiście na żywo. Na głównej scenie, tzw. Teatrze Życia, odgrywane jest ukrzyżowanie Chrystusa. Ulica handlowa i stare sklepy pokazują codzienne życie i pracę mieszkańców Jerozolimy. Jest i coś dla dzieci. Miejsce, gdzie poza interaktywnymi zabawami mogą pooglądać Jonasza w brzuchu wieloryba. Oczywiście w tym całym kiczu nie brakuje restauracji, pubów, stoisk z pamiątkami, książkami, kawą, czy fast-foodami. The Holy Land Experience ma sporo przeciwników. Założyciel parku Marvin Rosenthal jest przechrztą, któremu katoliccy duchowni zarzucają zacieranie widocznych granic
między chrześcijaństwem a judaizmem. Te protesty nie robią jednak wrażenia na tysiącach turystów, którzy codziennie przemierzają „amerykańską Jerozolimę”, a bilet najtańszy nie jest – 31 dolarów czyli ponad 88 złotych! Podobno zarobić można na wszystkim, ale nic nie sprzedaje się tak dobrze jak religia. Od zawsze! ARIEL KOWALCZYK
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
P
o raz kolejny rozpada się perspektywa pomyślnego sfinalizowania negocjacji pokojowych między Izraelem a Palestyńczykami, choć ich rezultatem mógłby być dla Żydów koniec zamachów bombowych, a dla arabskich tułaczy – własne państwo.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
premiera Netanjahu odmówiła przedłużenia karencji. Na Zachodnim Brzegu żyje obecnie 300 tys. Żydów, którzy nie chcą słyszeć o powrocie do Izraela – mimo ciągłego zagrożenia atakami zdesperowanych Palestyńczyków. Poprzedni rząd próbował siłą usunąć znacznie mniejszą liczbę żydowskich osiedleńców
Sytuację komplikuje to, że w USA, jedynym kraju zdolnym wywrzeć presję na Izrael, konserwatywni fundamentaliści, którzy stanowią trzon klienteli wyborczej Partii Republikańskiej, są przekonani, iż powrót Żydów na ziemie zajmowane przez nich w starożytności jest nieodzownym warunkiem spełnienia
Religia uniemożliwia pokój Dobiegł końca okres, na który Izraelczycy zobowiązali się wstrzymać dalszą rozbudowę osad żydowskich na okupowanych terenach Zachodniego Brzegu. W świetle rezolucji ONZ i opinii światowej budowa tych osad jest nielegalna, a na tym terenie miało powstać państwo palestyńskie. Palestyńczycy zapowiedzieli zerwanie rozmów, gdy eskalacja budownictwa znów nastąpi, zaś prawicowa koalicja tworząca rząd
D
w Gazie, a i to wymagało szeroko zakrojonej operacji wojskowej. Sytuacja wygląda więc beznadziejnie dla 2,5 mln Palestyńczyków żyjących na Zachodnim Brzegu. Dzieje się tak z powodu Biblii. Ortodoksyjni Żydzi utrzymują, że wedle Starego Testamentu ziemie te są kolebką „narodu wybranego” i nie wolno ich opuścić nawet za cenę wojny. Biblia jest naszą konstytucją – twierdzą aktywiści żydowscy.
uchowni amerykańscy są wyjątkowo złotouści i przepełnieni bożą wiarą, ale nawet im zdarzają się potknięcia. Wielebny Eddie Long zaszedł naprawdę daleko. Misyjną działalność rozpoczął w roku 1987 z 300 wyznawcami. Dziś na peryferiach Atlanty ma potężny kombinat religijny New Birth Missionary Baptist Church, „przerabiający” 25 tys. wiernych i ich grzechy. To drugi, a może trzeci co do wielkości Kościół w USA, do tego bardzo wystawny, skupiający czarnoskórych należących do klasy średniej. Long specjalizuje się w tzw. ewangelii prosperity – naucza, że dostatek i pieniądze Bóg zsyła jako nagrodę za wzorowe życie, modlitwy i świadczenie na kościół. Dzięki temu biskup nie przemieszcza się w przestrzeni środkami poniżej bentleya lub prywatnych odrzutowców, a przy tym konwojowany jest przez komando goryli. Kumpluje ze znanymi politykami, celebrytami, bogaczami. Ten piewca Słowa Bożego, nieustraszony wróg homoseksualistów i małżeństw jednopłciowych, został
przepowiedni biblijnej. Według ich interpretacji Pisma, tylko wtedy do nieba trafią wszyscy bezgrzeszni fundamentaliści chrześcijańscy, a potem nastąpi drugie zstąpienie Chrystusa i jego wojna z Szatanem. Fundamentaliści nie nagłaśniają tego fragmentu biblijnej przepowiedni, w którym mówi się, że z apokalipsy będą mogli ocaleć tylko ci Żydzi, którzy przejdą na chrześcijaństwo. CS
właśnie trafiony. Czy zatopiony? To się okaże. Czterech nastolatków oskarżyło 57-letniego bpa Longa, że zabierał ich (niezależne relacje brzmią bliźniaczo podobnie) w podróże do Afryki, obsypywał biżuterią i prezentami, a po wstępnym przygotowaniu chędożył. Jednemu nawet wyprawił coś w rodzaju ślubu – ze sobą. Dla rozwiania wątpliwości cytował fragmenty z Biblii. 28 września w swoim kościele skarżył się żałośnie (w towarzystwie żony, z którą spłodził czwórkę synów), że padł ofiarą ataku i został niesłusznie oskarżony, a tysiącom wiernych szkliły się oczy. „Nigdy nie mówiłem, że jestem doskonały, ale nie jestem tym, co ze mnie zrobiły media! Będę walczył!”. Uduchowieni wierni, z oczami świecącymi fanatyzmem, wrzeszczeli w aplauzie, choć biskup ani słowem nie zaprzeczył prawdziwości oskarżeń. Wredne media zauważyły, że potępiał je, owszem, ale... nie zaprzeczył. Long zapowiedział, że nie odejdzie z Kościoła. Ba, kto rozstawałby się z tak bajkowo dojną krową? Powinno się udać – miliony dolarów od wiernych kupią najlepszych adwokatów. CS
Pastor trafiony
A
merykanie są najbardziej religijnym narodem świata. Co się kryje za tym dumnym szyldem? Instytucja Pew Research wpadła na pomysł: przeprowadziła sondaż na temat religijnej wiedzy mieszkańców USA. Kilku tysiącom ankietowanych reprezentujących różne religie zadano 32 pytania dotyczące wiedzy o Biblii, światowych religiach i o tym, co mówi konstytucja na temat obecności religii w życiu publicznym. Wynik: klęska bogobojnych. Ostatni będą pierwszymi – zapewnia Pismo Święte i sprawdza się to także w drugą stronę: pierwsi (w pobożności) są ostatnimi (w wiedzy). Wiedza południowych fundamentalistów religijnych z tzw. pasa biblijnego jest odwrotnie proporcjonalna do ich ostentacyjnej pobożności. Przeciętny Amerykanin był w stanie odpowiedzieć na połowę z 32 pytań o takim oto stopniu trudności: Jak się nazywa pierwsza księga Starego Testamentu? Gdzie narodził się Jezus? Jakiego wyznania jest Dalajlama?
17
Boski wiatr J
ednym z bardziej spektakularnych cudów opisywanych w biblijnej Księdze Wyjścia jest rozstąpienie się morza przed Mojżeszem wyprowadzającym Żydów z egipskiej niewoli. Przed nimi była woda, za nimi – wojska faraona. Mojżesz rozłożył ręce i Pan go wysłuchał. Żydzi przeszli suchą nogą, a egipskie wojska utopiły się. Może tak było, ale bez udziału Boga – stwierdzili Carl Drews i Weiging Han, oceanografowie amerykańscy z National Center for Atmospheric Research. Podparli się nauką. Już przed nimi formułowano teorie podgryzające cudowne biblijne rozstąpienie się wód. W roku 1879 teolog Samuel Bartlett wskazał przylądek nieopodal Suezu, wykorzystywany przez Arabów do przekraczania Morza Czerwonego podczas odpływu. Ostatnio badacze rosyjscy, Naum Voltzinger i Aleksiej Androsow, doszli do wniosku, że wiatr o prędkości ponad 100 km/godz. mógł sprawić, iż odsłoniły się rafy w okolicy dzisiejszego Kanału Sueskiego. Wedle Hana i Drewsa, rafy pozostałyby jednak zalane, natomiast przejście przez morze możliwe było 120 km dalej, w miejscu zwanym przełęczą Kedua – obecnie jest ona sucha, ale w starożytności była zalana wodami Nilu, które tworzyły tam lagunę. Po dokonaniu pomiarów satelitarnych i badaniach archeologicznych naukowcy
sporządzili model hydrograficzny regionu i zaprojektowali komputerową symulację. Okazało się, że gdy wiatr wiał z prędkością ok. 100 km/godz. przez 12 godzin, odsłaniał się na 4 godziny błotnisty przesmyk o długości 3 km i szerokości 5, umożliwiający wyjście z Egiptu. Kiedy wiatr ustał, woda wróciła i ścigające Żydów rydwany i oddziały faraona znalazły się w opałach. Jeśli tak się istotnie stało (podobne zjawisko hydrologiczne stwierdzono współcześnie na jeziorze Erie), na północ od przełęczy powinno być możliwe odkrycie militarnych szczątków archeologicznych – twierdzą badacze. Ale na razie egiptolodzy nie dysponują żadnymi zabytkami ani innymi wskazówkami, że do zdarzeń opisanych w Biblii rzeczywiście doszło. Rezultat badań Hana i Drewsa przyjęto ze złością w środowiskach pobożnych chrześcijan, zwłaszcza wśród fundamentalistów utrzymujących, że każde słowo Biblii to literalna prawda. Pytają rozgoryczeni, dlaczego tzw. „wykształceni ludzie” czują potrzebę anulowania cudów Bożych. Sprytniejsi spieszą z innym wyjaśnieniem: silny wiatr zesłał sam Stwórca. JF
Droga fotka z Papą T
rwa remanent po wizycie Benedykta XVI w Wielkiej Brytanii. Publiczność przeciera oczy ze zdumienia, bo okazało się, że Kościół katolicki wystawił swoją głowę na... sprzedaż.
Klęska bogobojnych 45 proc. katolików nie wie, że według ich religii, opłatek i wino to ciało i krew Chrystusa. 53 proc. protestantów nie ma pojęcia, że ich wyznanie zapoczątkował Marcin Luter. Na pierwszym miejscu w tym sondażu uplasowali się – cóż za przykra niespodzianka – ateiści i agnostycy (21 trafnych odpowiedzi na 32), a za nimi żydzi i mormoni. Jak to możliwe? Otóż mało kto wychował się w rodzinie niewierzących. Niewiara w Boga jest ostro piętnowana w USA – wyklucza na przykład start do prezydentury, a szanse do parlamentu są także prawie żadne. Ateiści uchodzą za pozbawionych moralności. Dlatego ludzie, którzy zdecydowali się do nich dołączyć, musieli zadać sobie trud poznania faktów i przemyślenia ich. Inni zadowolili się wiarą. To o wiele łatwiejsze
i przyjemniejsze – bez znoju i wątpliwości. Potwierdza to życiowa prawidłowość: im wyższy poziom wykształcenia, tym lepsza znajomość religii, religioznawstwa i wiedzy o państwie. Ludzie, którzy wypadli w tych kategoriach kiepsko, także w innych dziedzinach nie grzeszyli wiedzą i kompetencjami. Wystarcza im oręż wiary. David Silverman, prezes zrzeszenia ateistów American Atheists, stwierdził, że wyniki wcale go nie dziwią: „Słyszałem wielokrotnie, że ateiści wiedzą więcej o religii niż ludzie religijni. Ateizm to rezultat tej wiedzy, a nie braku wiedzy. Dałem mojej córce Biblię. Tak się wychowuje ateistów”. Oczywiście nie trzeba zbyt dużo myśleć, by dojść do wniosku, że amerykańskie wyniki z pewnością odnoszą się także do innych religijnych krajów. TN
Kościół dał plamę – miał pokryć znaczną część kosztów imprezy (w sumie 10 mln funtów), ale wierni w parafiach zebrali tylko milion i został dług... 3,5 mln funtów. A gdzie 5,5 mln funtów różnicy między wydatkami a zebranymi środkami i długiem? Ktoś się wygadał, że dług nie jest większy tylko dlatego, że... sprostytuowano dostojnego gościa! Nie, nie seksualnie, Boże broń! Po prostu audiencje indywidualne oferowano w stosownie wysokiej cenie.
Dzięki temu pomysłowi papieża obejrzał z bliska multimilioner Anthony Bamford z branży budowlanej, a także inni: właściciel firmy produkującej sprzęt budowlany, były szef BP, prezesi banków Royal i Barclay, biznesmen ze Szwajcarii i biznesmen z USA. Płacili podobno po ćwierć miliona funtów za tête-à-tête z Benedyktem. Tina Beattie, teolog katolicki, jedna z głównych komentatorek wizyty, wyraża „rozczarowanie”, że ujawniono handel Papą. PZ
18
W
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
państwie o ustroju monopartyjnym zazwyczaj wszelkie przetasowania na szczytach władzy odbywały się poprzez prowokowanie kryzysu politycznego, co w konsekwencji wymuszało zmiany kadr przywódczych. Tak było i w Polsce Ludowej, gdzie ekipy rządzące ustępowały zwykle w wyniku zamieszek społecznych. Właśnie w drugiej połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku ekipą szykującą się do objęcia władzy w Polsce była frakcja „partyzantów” skupiona wokół szefa MSW – Mieczysława Moczara. Nawiązaliśmy już przed tygodniem do lokalnej wojny izraelsko-arabskiej, która pośrednio była porażką państw Układu Warszawskiego. Gen. Wojciech Jaruzelski kometował tę klęskę tak: „Arabowie byli nasi, a Izrael ich (USA – przyp. P.P.). Arabowie tę wojnę sześciodniową przegrali z kretesem, a uzbrojeni byli w taką samą broń co my, radziecką. Izrael zbombardował i zniszczył egipskie samoloty na lotniskach, zanim wzniosły się one w powietrze. Zawiódł radziecki system ostrzegawczy”. Reakcją państw UW na to wydarzenie było zerwanie stosunków dyplomatycznych z państwem żydowskim (z tego kręgu wyłamała się jedynie Rumunia). 19 czerwca 1967 roku sekretarz generalny KC PZPR Władysław Gomułka na kongresie związków zawodowych wygłosił bardzo emocjonalne przemówienie, w którym zaatakował Polaków żydowskiego pochodzenia, porównując ich do tzw. „piątej kolumny”, a także czyniąc rozmaite sugestie dotyczące opuszczenia przez nich Polski i wyjazdu do Izraela. Takie radykalne stanowisko „Wiesława”, który nigdy nie uchodził za antysemitę, zwłaszcza że jego żona była pochodzenia żydowskiego, z pewnością było sporym zaskoczeniem. Duży wpływ mogła mieć gra polityczna, jaką polski przywódca prowadził ze swym radzieckim odpowiednikiem – Leonidem Breżniewem – który próbował ułożyć się z Niemcami ponad Polską. Można więc założyć, że polscy Żydzi zostali złożeni na ołtarzu bezpieczeństwa polskich Ziem Zachodnich. Zaraz po wystąpieniu Gomułki uaktywniła się grupa Moczara, dla której antysemityzm, lub – jak wtedy mówiono – „walka z syjonizmem”, stanowił hasło przewodnie (syjonizm był ruchem Żydów zapoczątkowanym pod koniec XIX wieku i zmierzającym do ponownego zasiedlenia przez nich Palestyny oraz utworzenia państwa Izrael – przyp. P.P.). Frakcja Moczara, kreując się na oddanych patriotów i „prawdziwych Polaków” oraz odkurzając przedwojenne hasło „Polska dla Polaków”, skutecznie wzniecała w społeczeństwie antysemickie nastroje. Celem było wywołanie politycznej lawiny, która w konsekwencji wyniosłaby ją na szczyty władzy. W zakładach
HISTORIA PRL (30)
Ucieczka mózgów Rok 1968 oceniany jest głównie przez pryzmat strajków studenckich wywołanych zdjęciem ze sceny Teatru Narodowego spektaklu „Dziady”. Niemniej w ich tle rozgrywał się inny dramat, który doprowadził do wyrzucenia z Polski prawie trzynastu tysięcy jej obywateli. pracy organizowano „antysyjonistyczne” wiece. Osobom o korzeniach żydowskich (często tylko domniemanych) lub nawet filosemitom stawiano zarzuty „rewizjonizmu i kosmopolityzmu” oraz ukrytej niechęci do Polski. Za hasłami antysyjonizmu kryła się czystka w szeregach PZPR oraz w urzędach i instytucjach państwowych, do czego Moczar jako szef MSW był doskonale przygotowany. Do większości instytucji i urzędów trafiały gotowe spisy pracowników żydowskiego pochodzenia, które były tak wnikliwe, że niektóre osoby dopiero z nich dowiadywały się, iż mają niesłuszne pochodzenie. W prasie zaroiło się od publikacji, które w sposób haniebny w ramach tak zwanej kampanii antysyjonistycznej atakowały wymienianych z nazwiska tzw. wrogów Polski Ludowej. Jednym z demaskatorskich chwytów było wymienianie poprzednich nazwisk – na przykład o pisarzu Pawle Jasienicy pisano: Paweł Beynar. W tej kampanii prym wiodła PAX-owska prasa Bolesława Piaseckiego, która, odkurzając stare, przedwojenne hasła, nabrała wiatru w żagle. Janusza Szpotańskiego – autora poematu „Cisi gęgacze”, w którym w żartobliwy sposób opisał sytuację w Polsce, porównując m.in. Gomułkę do Gnoma – nazwano człowiekiem „o moralności alfonsa”, z Jasienicy zrobiono bandytę i zdrajcę, nie oszczędzono również Kazimierza Dejmka, Stefana Kisielewskiego ani Antoniego Słonimskiego. Kiedy udało się wywołać w Polsce niepokoje społeczne, z których z tego okresu najbardziej znane są strajki studenckie (będzie o nich mowa za tydzień), by osłabić pozycję Moczara kreującego się na strażnika „prawdziwej polskości”, do gry
włączył się ponownie Gomułka, który 19 marca 1968 roku w Sali Kongresowej Pałacu Kultury wygłosił chyba najbardziej haniebne przemówienie w swoim życiu: „Nie ulega wątpliwości – mówił – że i obecnie znajduje się w naszym kraju określona liczba ludzi, obywateli naszego państwa, którzy nie czują się ani Polakami, ani Żydami. Nie można mieć do nich o to pretensji. Nikt nikomu nie jest w stanie narzucić poczucia narodowości, jeśli go nie posiada. Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni unikać dziedzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną”. Zaczęło się typowe polowanie na czarownice; ówczesne czystki objęły wszystkie grupy społeczne. Wprowadzono cenzurę na wypowiedzi wielu naukowców i twórców żydowskiego pochodzenia, zastosowano embargo na wszelką pomoc ze strony zagranicznych organizacji dla społeczności żydowskiej w Polsce, co przyczyniło się do upadku wielu żydowskich instytucji, takich jak szkoły, domy kultury czy spółdzielnie pracy. Taka postawa władzy wyzwoliła wśród części społeczeństwa antysemickie nastroje wyrażane w codziennym życiu. Marek Edelman, który przez wiele lat pracował jako lekarz kardiolog, wspominał na przykład, że gdy przyszedł do pracy w łódzkiej klinice, to usłyszał od portiera: „Od dzisiaj parchy już tu nie pracują”. „Poczuliśmy się jak obcy wśród obcych (...), nie bito nas, nie lżono, ale czuliśmy się jak trędowaci wśród zdrowych, jak garbaci wśród prostych” – tak opisywała ten nastrój paryska „Kultura”. Wiele osób żydowskiego pochodzenia nie wytrzymywało tej presji i postanowiło opuścić Polskę; zdarzały się również przypadki samobójstw. W wojsku powstała specjalna komisja na czele z generałami Jaruzelskim i Urbanowiczem w celu
weryfikacji oficerów pochodzenia żydowskiego. Komisja usunęła siedmiu generałów – m.in. za pozytywną ocenę izraelskiego systemu obrony powietrznej; wśród nich dowódcę Wojsk Obrony Powietrznej Kraju Czesława Mankiewicza i jego zastępcę Tadeusza Dąbkowskiego. W sumie komisja usunęła z LWP ponad stu oficerów niesłusznego pochodzenia. Po latach gen. Jaruzelski, przepraszając za te zdarzenia, stwierdził, że w wielu przypadkach wydalenie z armii zbiegło się z osiągnięciem przez wydalanych wieku emerytalnego. 8 kwietnia 1968 r. Biuro Polityczne opracowało instrukcję w sprawie wyjazdu z Polski obywateli pochodzenia żydowskiego. Emigranci tracili obywatelstwo polskie i opuszczali kraj nie z paszportem, lecz z tzw. dokumentem podróży, który upoważniał do wyjazdu z Polski bez możliwości powrotu. Formalności załatwiano w ambasadzie holenderskiej, która po zerwaniu przez Polskę stosunków dyplomatycznych z Izraelem reprezentowała ten kraj. Tam otrzymywano promesę wizy izraelskiej. Należało również zrzec się mieszkania (przekazywano je zasłużonym moczarowcom) i w niektórych przypadkach zwrócić koszty studiów. Krążył wtedy dowcip: „Jak społeczność żydowska uczci zbliżający się V Zjazd Partii? Oddając dziesięć tysięcy mieszkań”. Przygoda tych ludzi z Polską kończyła się na warszawskim Dworcu Gdańskim, skąd mieli specjalne pociągi do Wiednia. Dalej miał być już Izrael, lecz trafiło tam raptem ok. trzech tysięcy emigrantów. Wielu z nich praktycznie nic nie łączyło z państwem żydowskim – nie znali miejscowego języka ani kultury. Większość udała się głównie do Szwecji, USA lub innych krajów.
Emigracja pomarcowa odbywała się w latach 1968–1971. W tym okresie opuściło Polskę ok. 13 tys. niechcianych obywateli (w tym dzieci). Było wśród nich: 944 studentów, 371 lekarzy, blisko 500 naukowców, 200 dziennikarzy (w tym 15 redaktorów naczelnych lub ich zastępców), ponad 60 pracowników radia i telewizji, blisko 100 muzyków, aktorów i plastyków – w tym 23 aktorów i reżyserów Teatru Żydowskiego z dyrektorką Idą Kamińską – oraz 26 filmowców. W sumie wśród tych osób przeszło dwa tysiące posiadało wyższe wykształcenie, co w tym okresie stanowiło ośmiokrotnie wyższy odsetek niż wśród ogółu mieszkańców Polski. Wśród emigrantów byli: naukowcy – Leszek Kołakowski i Krzysztof Pomian (filozofia), Włodzimierz Brus (ekonomia), Bronisław Baczko (historia), Zygmunt Bauman i Maria Hirszowicz (socjologia), Bronisław Buras (fizyka), Mieczysław Maneli (historia doktryn), Jerzy Toeplitz (rektor łódzkiej filmówki), reżyserzy: Ida Kamińska i Aleksander Ford oraz pisarze i poeci: Jan Kott, Arnold Słucki, Witold Wirpsza, Henryk Grynberg, Natan Tenenbaum, Stanisław Wygodzki oraz Jan Gross. Trudno jest jednoznacznie ocenić, jakie straty Polska poniosła wskutek tak znacznego odpływu kapitału ludzkiego. Emigrację tę, zważywszy na jej intelektualny potencjał, określono jako „ucieczkę mózgów”. Reakcja światowej opinii publicznej na to wydarzenie była zdecydowanie negatywna, umacniając tezę o nieuleczalnym antysemityzmie Polaków. Dziś w III RP następują mozolne próby zadośćuczynienia tamtym krzywdom i przywrócenia emigrantom obywatelstwa polskiego. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
LISTY Budowa cepa Na pasku TVN24 przeczytałem informację, że premier poruszy sprawę dopalaczy na forum Unii Europejskiej. Niech się może nasz premier nie ośmiesza. Dania nigdy nie poruszała sprawy dopalaczy na forum UE, a mimo to na Wyspach Duńskich problem ten nie istnieje. Duńczycy umieli to załatwić sami – nikogo nie musieli pytać ani się radzić. Sprowadzanie towaru z zagranicy? Zamówienia dopalaczy przez internet? Na lotnisku kopenhaskim istnieje posterunek policji, a tam kilku funkcjonariuszy jest specjalistami od kontrolowania przesyłek z zagranicy. Niezależnie od stopnia zakamuflowania nadawcy umieją oni wyłowić z tysięcy przychodzących każdego dnia paczek i pakietów te, które zawierają środki/preparaty niedopuszczone do sprzedaży w Danii. W razie wątpliwości „prują” każdą podejrzaną przesyłkę. Za sprowadzenie środków zabronionych prawem na duński obszar celny delikwent musi zapłacić określoną karę (w przeliczeniu minimum 500 zł). Zakwestionowane środki są konfiskowane i nie ma od tego odwołania. Tłumaczenie „nie wiedziałem” niczego nie zmienia i nie pomaga. Proste jak budowa cepa. Oczywiście, gdyby ktoś spróbował za pomocą ulotek lub internetu reklamować dopalacze, to pierwszymi klientami byliby policjanci. Duńczycy wiedzą, jak to się robi, panie premierze. W. Galant, Kopenhaga
Jaka prezydentura, taka śmierć Im dalej od katastrofy Tu-154 pod Smoleńskiem, tym więcej pytań i oszczerstw rzucanych przez J. Kaczyńskiego pod adresem Rosjan, premiera i prezydenta RP. Dziś podnosi zarzuty, że prezydent Kaczyński był przez rządzących ośmieszany, że gdyby nie podzielono wizyty na dwie – premiera i prezydenta – to nie doszłoby do katastrofy. Przypominam, że pierwszym, który ośmieszył parę prezydencką, był redemptorysta z Torunia, który nazwał prezydenta Kaczyńskiego „oszustem”, a prezydentową – „czarownicą, która winna spłonąć na stosie”. Według braci Kaczyńskich i podległej im wówczas prokuratury, nie było to dla pary prezydenckiej obraźliwe. A przykład idzie z góry. To samo było z dzieleniem wizyty. To Andrzej Przewoźnik – człowiek braci K. przedstawił Rosjanom dwie wersje wizyty. Rosjanie byli za rozdzieleniem, a prezydent to zaakceptował. W moim odczuciu, to Jarosław K. był inicjatorem dwu odrębnych wizyt. Bracia K. zaczynali już kampanię prezydencką. Gdyby
była jedna wspólna wizyta, to prezydent Kaczyński byłby jednym z trójki ważnych, ale nie najważniejszym. Miało być jednak inaczej i pięknie, czyli na tle grobów katyńskich, z Lechem w roli najważniejszego celebryty. A dlaczego Prezydent spóźnił się na samolot o 40 minut? Podobno 40 minut wcześniej
SZKIEŁKO I OKO zł, ale nigdy wiarygodnie nie rozliczył się z tych ogromnych pieniędzy – ani przed darczyńcami, ani przed ofiarami tej katastrofy budowlanej. Dziwię się, że firmy telefonii komórkowej, na przykład Era, Plus, Orange, a także inne instytucje od lat uczestniczą w tym haniebnym i niemoralnym procederze.
nieletniej do eksperymentu niepokalanego poczęcia nie jest wynikiem pedofilskich skłonności Boga? Jeśli tak, to rozumiem, dlaczego przez lata pedofilskie wyczyny duszpasterzy nie były niczym nagannym. Wszak przykład idzie z góry. Leciwy
Stop intronizacji! Nie wolno intronizować Jezusa na króla Polski z dwóch powodów. Po pierwsze, według Watykanu Jezus jest już królem świata i to by go niesmacznie degradowało (dla młodzieży – sprowadzało do niższej pozycji w tejże światowej hierarchii). Po drugie (i najważniejsze), w polskim prawie skazany prawomocnym wyrokiem nie może pełnić takich społecznych funkcji. Czytelnik
nad smoleńskim lotniskiem była widoczność umożliwiająca bezpieczne lądowanie (inny nasz samolot wylądował). Dlaczego organizatorzy wizyty nie przewidzieli zapasu czasowego na nieprzewidziane przeszkody? Edward z Gniezna
Nowa stara afera Przecież wiadomo, do czego zostało stworzone przez Kaczyńskiego biuro antykorupcyjne, którym dowodził Kamiński. Oprócz aktów normatywnych powołujących to biuro działała zasada: daj człowieka, a paragraf już mu znajdę. Kaczor dawał człowieka, a Kamiński szukał paragrafu przy pomocy agenta Tomka. Tak zwalczali przeciwników politycznych, a najskuteczniejszym działaniem była akcja wymierzona przeciwko Lepperowi. Po tej akcji Lepper (i jego partia) już się nie podniósł – wyleciał z Sejmu i z życia politycznego. Ciekawe, jak potoczyłaby się dalej praca tego biura, gdyby nadal rządził nim Kamiński. Może należałoby powołać znowu jakąś komisję ds. przekraczania uprawnień przez Kamińskiego i Kaczora? Myślę, że nadszedł czas, by do tego doszło, gdyż według mnie Kaczyński zachowuje się jak psychopata – wykazuje wyraźne objawy choroby psychicznej. Im prędzej odsunie się go od życia społeczno-politycznego, tym bezpieczniejsza będzie Polska. RZ
Tajemnice wiary? Caritas i inne organizacje kościelne nie rozliczają się uczciwie z przeprowadzanych pieniężnych zbiórek. Przykładem jest chociażby zbiórka pieniędzy dla ofiar zawalonej hali na Śląsku, w której odbywała się wystawa gołębi. Jak podawały media, Caritas zebrał wtedy na tzw. biegu (a ile potem?), i to głównie dzięki wysyłanym SMS-om, ponad 10 mln
Jako klienci tych firm powinniśmy domagać się, aby przestały uczestniczyć w tych nieuczciwych akcjach. Andrzej
Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek Szanowny Panie Prezydencie, w ostatnim „Ratuszu” nr 972 z 8–14.10.2010 r., na pierwszym miejscu znajduje się komunikat o treści: „Metropolita Gdański Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek zapraszają na Gdyńskie Dni Papieskie 2010 Jan Paweł II – Odwaga Świętości”. Jako obywatel Polski i Gdyni czuję się GŁĘBOKO UPOKORZONY I OBURZONY treścią tego komunikatu. Pan jako Prezydent Miasta Gdyni jest urzędnikiem państwowym i reprezentuje wszystkich obywateli – nie tylko katolików, ale i innych wyznań, a także niewierzących – i jako taki we wszystkich uroczystościach i imprezach organizowanych na terenie Gdyni powinien być wyszczególniany na pierwszym miejscu (o ile w ogóle powinien Pan uczestniczyć w religijnych imprezach). Wymienianie na pierwszym miejscu Sławoja Leszka Głódzia reprezentującego wyłącznie katolików oraz interesy państwa watykańskiego w sposób dobitny wskazuje na to, że i Pan bardziej czuje się reprezentantem państwa watykańskiego niż polskiego. Wyrażam stanowczy sprzeciw wobec tak upokarzającego traktowania przez Pana swojego państwowego – polskiego urzędu. Kazimierz Krzyżak
O mój Boże... Dziś przed 5 rano słuchałem myśli na dobry dzień. Jakiś ksiądz poinformował słuchaczy, że Maryja powiła Jezusa w wieku 14 lat, a więc jako dziecko. Czy zatem wybranie
Moje Dzieci Dramatyczny list kobiety i mądry komentarz Naczelnego, do którego nic dodać, nic ująć. Chciałabym jednak wtrącić swoje trzy grosze. Niestety, niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, jak trudnym wyzwaniem jest wychowanie młodego człowieka. Stwarzając żywą istotę, zachowujemy gatunek, do którego sami należymy, i dlatego niezbędne jest, aby rodzice zrozumieli, że od momentu narodzenia dziecko jest przede wszystkim indywidualnością. Należy dziecko nauczyć żyć całą pełnią, ale z dystansem do tego, co społeczeństwo i szkoła chcą wbić mu do głowy. Należy pozwolić kontynuować wybrany kierunek, ale nie zmuszać do uczenia rzeczy nieprzydatnych. Przyzwyczaić dziecko do coraz większej wolności, traktując je zawsze i przede wszystkim jako indywidualność. Należy szanować jego tendencje i gusty tak jak sami chcielibyśmy, żeby nasze tendencje i gusty były szanowane. Nasze dziecko jest tym, czym jest, i nie zrobimy
19
z niego tego, czym my chcielibyśmy, żeby było; podobnie jak dziecko nie zrobi z nas tego, czym z kolei ono by chciało, żebyśmy byli. Miejmy respekt dla naszych dzieci, aby one nas respektowały, szanujmy gusty dziecka, aby ono szanowało nasze. Nie należy narzucać dziecku żadnej religii, lecz zapoznać z różnymi wiarami istniejącymi na świecie, bez faworyzowania którejkolwiek. Jeżeli w którymś momencie życia zostanie przez którąś przyciągnięte, należy mu na to pozwolić. A to, co w moim odczuciu jest najważniejsze i uniwersalne, to wytłumaczyć dziecku, że zło wyrządzone innym nie może być naprawione przez żadną spowiedź ani rozgrzeszenie, że droga do mądrości jest długa i potrzeba wielu lat życia, by ją przejść. Należy wszelkimi sposobami dążyć do tego, żeby nauczyć dziecko kochać świat, w którym żyje, a kochać to znaczy dawać, nie oczekując niczego w zamian. Jolanta M.
Mam odpowiedź! Szanowny Panie Redaktorze Marku Agnosiewicz. Z wielkim zainteresowaniem czytam wszystkie Pańskie artykuły. Wprawdzie trudno mi zapamiętać ogrom prezentowanej wiedzy, ale bywają informacje, które rozświetlają mi różne mroki historii. Od dawna zastanawiałem się, jak się to stało, że chrześcijanie, którzy na najwyższym piedestale stawiali, a raczej tylko mówili o miłości bliźniego, równości, braterstwie, np.: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze”(!), doprowadzili do przeszło tysiącletniego panowania feudalizmu, który pod różnymi względami był gorszy od niewolnictwa starożytnej Grecji i Rzymu. Już nie piszę o inkwizycji, wojnach, mordowaniu narodów. Pan mi dał odpowiedź: 10 X 443 r. – papież Leon Wielki, a kilka lat później cesarz Walentynian III. Dziękuję! Jan Puczek
Konkurs foto Pan Waldemar z Gdańska nie wstydzi się tego, że jest hedonistą. Czy może być coś przyjemniejszego niż świadomość udanego grzybobrania połączona z pożyteczną i pasjonującą lekturą ulubionej gazety? I jeszcze ta radość oczekiwania na listonosza z honorarium autorskim za zdjęcie.
20
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (2)
Chrobry w Pradze W 1003 r. Bolesław Chrobry zajął zbrojnie Czechy. Czesi na ogół niechętnie znosili polskie panowanie. W świadomości historycznej Polaków Bolesław Chrobry zajmuje miejsce wybitne. Mówi się, że zapewnił Polsce poczesne miejsce w średniowiecznej Europie. Z księstwa zależnego od niemieckiego sąsiada uczynił państwo polskie potężnym, suwerennym królestwem, które urosło do głównej siły polityczno-militarnej środkowej Europy i wywierało niejednokrotnie decydujący wpływ na politykę państw ościennych. Jest jednak i druga strona jego panowania. Ze swoim imperializmem czy ekspansjonizmem polityczno-militarnym Chrobry przysporzył Polsce więcej wrogów niż przyjaciół. Granice Polski za Bolesława Chrobrego najdalej opierały się na wschodzie o Bug i Dniestr, na południu o Dunaj, a na zachodzie o Salę i Łabę, co oznacza, że rozległe państwo pozostawione przez Mieszka I pomnożył Chrobry podczas swojego panowania w dwójnasób. Zdobycze terytorialne księcia polskiego były w dużej mierze przejściowe i stanowiły wynik najazdów oraz sztuki dyplomatycznej – odbywało się to głównie kosztem Czech. Polskie najazdy na przygranicznych sąsiadów powodowały jednak akcje
T
odwetowe, a więc ogromne straty w skarbie państwa, zmniejszenie liczby wojsk i ludności oraz wyniszczenie wielu ziem. Zapewne już w ostatnich latach panowania Mieszka I nastąpiła polityczna ekspansja Piastów na południe od Karpat. W nieznanych bliżej okolicznościach do mniej więcej 1000 r. Polska zajęła teren po Dunaj i Cisę, a więc całe Morawy i Słowacczyznę, stykając się tu z granicami Węgier. Na tych terenach Czesi występowali niejako w charakterze następców Wielkich Moraw – była to zatem ich strefa wpływów. Morawy opanował Chrobry na dłużej, a przejściowo, krótko po roku 1000, opanował także Czechy. Mimo okresowych zbliżeń (na przykład sojuszu i małżeństwa Mieszka I z córką Bolesława I Srogiego, Dobrawą) stosunki polsko-czeskie nie układały się dobrze. Zwłaszcza od chwili śmierci Dobrawy w 977 r. systematycznie się pogarszały, co jest zrozumiałe choćby ze względu na sprzeczności interesów terytorialnych obydwu krajów. Czechy i Polska stanowiły bowiem dwie siły konkurujące o rolę hegemona zachodniej Słowiańszczyzny.
o nieprawda, że tylko wierzący doznają pokus, aby porzucić swoją religię. Także ateiści bywają przypierani do muru przez okoliczności życia, własne uczucia, otoczenie i inne czynniki. Pojawia się łatwa pokusa wiary... Ludziom wierzącym w chwili życiowej próby pozwala wytrwać tzw. bohaterstwo wiary, a owa próba to może być atak religijnych wątpliwości lub sytuacja życiowa kwestionująca jakiś boski atrybut – na przykład wszechmoc lub miłosierdzie. Ludzi, którzy starają się kierować przekonaniami racjonalistycznymi, także determinuje pewien rodzaj bohaterstwa związany ze światopoglądem. Czasem chodzi po prostu o pokusę konformizmu – przecież większość ludzi na świecie wyznaje jakąś religię albo przynajmniej wierzy w rozmaite zabobony, więc porzucenie racjonalistycznego humanizmu wydaje się czasem prostym sposobem osiągnięcia „świętego spokoju”. W rodzinie, pracy czy społeczności sąsiedzkiej. Zdarzają się jednak sytuacje życiowe, które w inny jeszcze sposób poddają próbie naszą niewiarę. W ich świetle możemy zobaczyć, jaki naprawdę jest nasz światopogląd, czy jest zbudowany na solidnym gruncie. Kiedy przychodzi ciężka choroba, umiera ktoś bliski, zdarza się jakiś niezwykły zbieg okoliczności, wówczas bywamy kuszeni, aby uwierzyć
Najpierw Mieszko I odebrał Czechom Śląsk, a po jego śmierci w roku 999 jego następca przyłączył do Polski Małopolskę z Krakowem. Zanim Chrobry powziął plan opanowania tronu czeskiego, postanowił wykorzystać konflikty wewnętrzne w Niemczech, by zająć nowe tereny na zachodzie. W 1002 r. zorganizował wyprawę zbrojną na ziemie łużyckie, w wyniku której wojsko polskie zajęło ziemie po Łabę. Łużyce zajęli Polacy bez większych trudności. W Miśni, stolicy Marchii Miśnieńskiej, Chrobry wykorzystał fakt, że na podgrodziu mieszkali Słowianie (ludność serbo-łużycka). Gdy pewnego dnia znaczna część niemieckiej załogi opuściła gród, słowiańscy mieszkańcy podgrodzia, pod wodzą szwagra Chrobrego, Guncelina, wdarli się do środka. Gród został opanowany, Niemcy zaś pod presją opuścili Miśnię. Niebawem przez posłów wezwano polskiego księcia, przed którym otworzono bramy, by zaprowadził ład i porządek. Tak oto Chrobry – jak zanotował kronikarz Thietmar – „uniesiony tym powodzeniem, zajął i obsadził swoimi załogami cały ów kraj aż po Elsterę”. Choć Miśni nie zdołał Chrobry długo utrzymać, uzyskał w lenno Milsko i Łużyce.
w jakiś szczególny, boski plan dotyczący naszego życia. Rzucenie się do studni wiary może przynieść gwałtowną ulgę po stracie kochanej osoby, a strach przed śmiercią można oszukać nadzieją na nieśmiertelność. Religia dostarcza także łatwych wyjaśnień dla dramatycznych lub niecodziennych zdarzeń.
W 1003 r. Chrobry zajął Czechy. Najpierw zwabił swojego czeskiego imiennika i brata ciotecznego Bolesława Rudego do Krakowa, gdzie oślepił go i skazał na wygnanie, by nie mógł panować w Czechach. Mając poparcie znacznej grupy możnowładztwa czeskiego i morawskiego i wykorzystując skomplikowaną sytuację polityczną w Czechach, już następnego dnia Chrobry pospieszył do Pragi, gdzie „jej mieszkańcy, radując się zawsze z nowego panowania, wprowadzili go tutaj i obwołali jednomyślnie swoim władcą”. Chrobry nie był w Czechach kimś obcym – był przecież po kądzieli wnukiem księcia Bolesława Srogiego. Elekcja z formalną intronizacją odbyła się według starego ceremoniału Przemyślidów. Obleczony w wieśniacze szaty Przemysła
Ta pogodna niegdyś dziewczyna nagle stała się nieobliczalna i groźna dla własnego dziecka. Najbliżsi musieli ją ciągle pilnować, a ona, uświadomiwszy sobie w końcu swój stan, wpadła w przerażenie. I wtedy przyszła pokusa. Objawiła się w postaci zaprzyjaźnionej chrześcijańskiej rodziny, która przypuściła na
ŻYCIE PO RELIGII
Wodzeni na pokuszenie Nie musimy się wówczas zbyt wiele zastanawiać nad tym, co się wydarzyło, ani tym bardziej szukać wyjaśnień, które leżą po stronie naszych błędów. Sprzyja to naturalnemu lenistwu, pozwala nam zachować twarz i dobre mniemanie o sobie. Przytoczę w tym kontekście historię mojej znajomej. Basia to dziewczyna dobrze wykształcona, przebojowa i pochodząca z tzw. dobrego domu, na dodatek niereligijnego. W jej życiu zdarzyła się jednak historia, która zupełnie odmieniła losy dawnej duszy towarzystwa, beztroskiej imprezowiczki i wolnomyślicielki. Ciąża zakończyła się dla niej wprawdzie szczęśliwym rozwiązaniem, ale okupionym potężną depresją poporodową, która na długi czas zmieniła jej osobowość.
dziewczynę prawdziwy szturm. Zaatakowali ją Biblią, zaimponowali dobrze wypracowaną „miłością”, przemówili do serca. Obiecali, że Bóg wszystko zmieni. Dużo się przy niej modlili. I Bóg zmienił. Prawdę mówiąc, nie miał innego wyjścia, bo depresja poporodowa, nawet ciężka, zwykle prędzej czy później się kończy. Basia żyła już jednak w przekonaniu, że swoje uzdrowienie zawdzięcza boskiej interwencji oraz „braciom”. Przecież nikt nigdy nie dał jej tyle ciepła i nie poświęcił tyle uwagi! Uwierzyła, ochrzcili ją. Teraz jest rygorystyczną, mocno zarozumiałą fundamentalistyczną dewotką, pewną swego i z silnym poczuciem misji. Można pewnie uznać, że Basia była nieostrożna intelektualnie, i że jej racjonalizm
zasiadł Chrobry na podwyższeniu i przyjął hołd. Tak oto opanował tron czeski w oparciu o sprzyjających mu panów czeskich oraz rozlokowane po kraju załogi polskie. Był to punkt szczytowy w karierze politycznej Chrobrego. Za to, że Chrobry odmówił królowi niemieckiemu Henrykowi II hołdu z Czech, literatura sławi go niejednokrotnie, głosząc że dążył do pełnej suwerenności zarówno Czech, jak i Polski, transponując tym samym na wiek XI dziewiętnastowieczne idee walki o niepodległość. Inaczej sytuację tę ocenił Thietmar, który stwierdził, że umysł Chrobrego urósł w pychę wobec takiego przybytku potęgi. Imperium słowiańskie Chrobrego rozpadło się już w następnym roku. W 1004 r. Henryk II wkroczył do Czech, prowadząc ze sobą prawego dziedzica do tronu, Jaromira, brata uwięzionego Bolesława Rudego. Został przyjęty jak wyzwoliciel, gdyż rządy polskie w Czechach nie budziły sympatii; były traktowane przez większość ludności czeskiej jako obca okupacja, a wkroczenie króla niemieckiego stało się sygnałem do powstania. W Żatcu Czesi rzucili się na załogę polską i wymordowali ją bez litości. Rozeszła się pogłoska, jakoby Chrobry został w tym właśnie czasie zamordowany. Także w Wyszehradzie, odległym zaledwie kilka kilometrów od Pragi, na dźwięk dzwonów jego mieszkańcy uderzyli na polską załogę. Chrobry ledwie uszedł z życiem – zmuszony był opuścić Pragę, i to w nocy. ARTUR CECUŁA
był powierzchowny, ale nie chciałbym jej oceniać, bo zagubiła się pod potworną, w dużej mierze biologiczną presją, której nie wytrzymałaby być może większość z nas. Ciągłe ocenianie, bulwersowanie się cudzymi słabościami, doszukiwanie się u innych zła i potępianie to cechy religijnych dewotów. Nie uważam za rozsądne podążania tą drogą przez świeckich humanistów. Humanizm powinien lepiej rozumieć przyczyny, a mniej się gorszyć, bo „nic, co ludzkie, nie jest nam obce”. Oskarżać warto struktury zła społecznego, ucisku i dominacji, a ludzi chyba lepiej widzieć jako małe tryby w tym systemie: nie do końca wolne, skrępowane przez własne namiętności, głupotę i społeczną presję. W tym kontekście chciałbym podać pewien przykład wytrwałości w próbie, który zrobił na mnie duże wrażenie w ostatnich miesiącach. Chodzi o Adama Darskiego (Nergal), muzyka, znanego ateistę, który w obliczu poważnej choroby nie wyparł się swego światopoglądu i nie padł na kolana, mimo wielu zachęt. Filozofia Darskiego (nieco mroczna odmiana prometejskiego ateizmu) nie jest mi szczególnie bliska, ale doceniam jego odwagę w obliczu zagrożenia życia. Podobnie wytrwał w trzeźwym racjonalizmie profesor Religa – jakby wbrew swojemu, dewocyjnemu środowisku politycznemu. Uważam takie nieuleganie pokusie za godne wielkiego szacunku. MAREK KRAK
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
N
iewielu jest w historii polskiej literatury pisarzy, którzy byli równie wrażliwi na ludzką niedolę i krzywdę. Twórczość Marii Konopnickiej (1842–1910), której stulecie śmierci właśnie obchodzimy, jest kroniką spraw bolesnych, zdarzeń godzących w ludzką godność i wolność. Konopnicka – nowelistka, publicystka, krytyk literacki i autorka utworów dla dzieci, nazwana poetką polskiego ludu, – walkę z uciskiem prowadziła bronią, którą najlepiej władała: piórem. Czyniła to z głębokich pobudek humanistycznych, ale też z głębokim przekonaniem, że w narodzie tkwi siła i potęga, zdolna wyzwolić wykluczony lud z jego niedoli i zbudować nowe, lepsze życie. Równie żarliwie brała w obronę proletariat miejski, widząc głód i nędzę, które wyniszczały robotników i ich rodziny. Była przyjaciółką dzieci, zaś wychowanie młodego pokolenia stanowiło jedną z głównych trosk jej życia. Była żarliwą patriotką, ale jej patriotyzm nie miał nic wspólnego z szowinizmem. Występując przeciwko zaborczemu uciskowi Polaków, równie gorąco potępiała tę część społeczeństwa polskiego, która stosowała podobne metody wobec mniejszości narodowych zamieszkujących ziemie polskie. Jej wiersz „Rota” (tzw. hymn grunwaldzki), zaczynający się od słów: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród...”, stał się jednym z hymnów narodu polskiego. Była działaczką na rzecz praw i równouprawnienia kobiet. Walczyła o wolność myśli i sumienia. Pisała wbrew cenzurze, zaborcom, krytyce i mimo braku pieniędzy... Nie mogła się pogodzić z pojęciem Boga – dobrego stwórcy świata, opiekuna ludzi, który dopuszczał jednocześnie do nieznośnych cierpień, w niczym przez ludzi niezawinionych. O ile w sprawach wiary miała wahania, o tyle konsekwentnie przyjmowała postawę antyklerykalną, piętnując Kościół za jego zbrodnie, skrajne zmaterializowanie i przymierze z wrogami wolności narodów. Droga życiowa Konopnickiej była trudna. Urodzona w Suwałkach w domu Józefa Wasiłowskiego, prawnika z wykształcenia, i Scholastyki z Turskich, została wcześnie osierocona przez matkę. O swoim domu rodzinnym pisała: „Atmosfera naszego dziecięctwa była bardzo różna od tej, w jakiej dzieci żyją zwykle. Ojciec mój był mistyk, ogromnie religijny, samotnik oddany pracy i dzieciom. Tłumaczył listy Pascala, Psalmy Dawidowe i inne, ale prac swoich nie dawał do druku (...). Prawie mizantrop, wychowywał nas zgoła bez kobiecego wpływu, czytając nam książkę „O naśladowaniu Chrystusa”, którą tak samo jak i wiele innych ewangelii i przypowieści biblijnych umiałam w pierwszym niemal dziecięctwie na pamięć. Poetów naszych poznałam też z ust ojca i z naszych wieczornych rozmów i czytań (...). Czytając poezję, ojciec mój bywał do łez
wzruszony, a my najczęściej płakaliśmy wszyscy, widząc łzy ojca”. W takiej mrocznej nieco atmosferze, wśród napiętych do egzaltacji uczuć patriotycznych, wzrastała i kształciła się pisarka. Rok spędziła na tzw. pensji – w znanej szkole sióstr sakramentanek, gdzie poznała Elizę Pawłowską, późniejszą słynną literatkę – Orzeszkową. Obie pisarki połączyła przyjaźń do ostatnich lat życia. W 1862 r. Maria została żoną Jarosława Konopnickiego,
PRZEMILCZANA HISTORIA Jej twórczość antyklerykalna zaczęła się od wydanej w 1881 r. w Wilnie książeczki pt. „Fragmenty dramatyczne: Z przeszłości”. Poetka w trzech fragmentach dramatycznych wytknęła papieskie zbrodnie, które niszczyły ludzi najlepszych, najświatlejszych. Napisała do Orzeszkowej: „Są to trzy sceny z przeszłości, a przedmiotem ich jest nieskończenie smutna walka, jaką wolne umysły i duchy toczyły po wszystkie wieki z potęgą i powagą tradycji Kościoła!”.
swobody on bije! O ziemio! Ludu! O przyszłych dni świty! Do was wyciągam ręce, do was piję. Ostatni puchar. Cień jeszcze was kryje. Lecz stos mój płonie... O Rzymie! Czyś syty? Ja duch... Ja żyję!”. W poemacie „Imagina” wypomniała Kościołowi zbrodnię na narodzie polskim – przypieczętowanie rozbiorów Polski. Z goryczą pisała też o zakłamaniu Krk w innych dziedzinach życia. O tysięcznych sposobach wyłudzania grosza od naiwnych
Niepokorna Należała do grona najbardziej znanych, a jednocześnie znienawidzonych literatów polskich. Była jednak nie tyle pisarką i poetką, co publicystką społeczną, bojowniczką używającą rozmaitych form literackich. sporo starszego od niej ziemianina. Uderzył ją kontrast obyczajów i stylu życia pomiędzy domem rodzinnym a beztroskim życiem dworskim. To ziemiańskie bytowanie i wrażenie szczęścia zburzył wybuch powstania styczniowego. W powstaniu zginął jej jedyny i ukochany brat, a groźba aresztowania męża zmusiła Konopnickich do wyjazdu do Wiednia i Niemiec. Z emigracji powrócili w 1865 r. W następnych latach następował proces wyłamywania się Konopnickiej z jej ówczesnego otoczenia. Wzrastała w niej niechęć do stylu życia i ocen etycznych obowiązujących wśród ziemiańskiego otoczenia, co doprowadziło do przewartościowania jej zapatrywań społecznych i religijnych. Zadebiutowała w 1870 r. wierszem pt. „W zimowy poranek”; potem pojawiły się kolejne. Przychylne przyjęcie przez krytykę skłoniło ją do podjęcia radykalnych zmian w swoim życiu. Opuściła męża i wraz z dziećmi przeniosła się do Warszawy, by podjąć pracę pisarską. Pisała dużo i szybko, jakby chcąc wyładować wszystkie myśli, doświadczenia i uczucia nagromadzone przez lata milczenia. Ciężkie warunki materialne nie były jedyną jej trudnością, gdyż po krótkim okresie powszechnego uznania sytuacja nagle się zmieniła. Została zmiażdżona przez krytykę. Dlaczego? Bo ośmieliła się obrazić Kościół! Twórczość Konopnickiej była odbiciem wskazań pozytywizmu w zakresie emancypacji obyczajowej, ale też w wyzwalaniu spod wpływów feudalnych i klerykalnych.
Pierwszy fragment dotyczył uczonego włoskiego Galileusza, jednego z największych przyrodników i astronomów, który dowodził słuszności tezy Mikołaja Kopernika, że Ziemia obraca się wokół Słońca, a nie odwrotnie. W drugim fragmencie poetka przedstawiła losy Vesaliusa – badacza anatomii człowieka, autora wielu pionierskich prac medycznych. Za badania te Inkwizycja skazała go na śmierć. Wstawiennictwo przyjaciół wyjednało mu co prawda zamianę kary na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, ale wiozący Vesaliusa okręt rozbił się koło wyspy Zante, na której uczony umarł z głodu. Trzeci z fragmentów dotyczył Hypatii, starożytnej matematyczki, astronomki i filozofki, która swoją działalnością drażniła chrześcijan do tego stopnia, że pewnego dnia wyciągnięto ją z powozu i okrutnie zamordowano. Inny ze swoich utworów, pt. „Jan Hus”, poświęciła Konopnicka postaci czeskiego reformatora, wyklętego przez Rzym i spalonego na stosie pod zarzutem herezji. Idąc na stracenie, Hus woła: „Na stos mnie teraz wiedź, rzymski biskupie. I wy o oczach zapalonych mnichy! Pójdę – i życia zaparciem nie kupię. Patrzcie! Ptak leci ku słońcu w błękity... On wolny, w skrzydła
wiernych, które widziała w swoim otoczeniu, szczególnie na wsi. Piętnowała hipokryzję kleru, który starał się wpoić w lud przekonanie, że dwór i plebania są jego opiekunami i sojusznikami. Toteż gdy mówiła Konopnicka o źródłach wyzysku chłopa, często w swojej twórczości ukazywała plebana. Utwory te zyskały sympatię lewicy społeczno-literackiej, natomiast w prasie klerykalnej i zachowawczej – wedle słów Orzeszkowej – „zmaltretowano [„Fragmenty”], złajano i zdeptano”. „Książeczka p. Konopnickiej jest na wskroś fałszem przejęta (...). Myśl jej jest bezbożna i bluźniercza” – pisał recenzent „Przeglądu Katolickiego”. Autorce, której poezje słynęły z odwagi patriotycznej, zarzucono sprzeniewierzenie się interesom narodowym... Ks. Gnatowski uznał talent Konopnickiej „pomimo artystycznej doskonałości form, za nie pierwszorzędny; kierunek umysłu, pomimo jego szlachetnych porywów, skrzywiony, niezdrowy i w owocach swej twórczości bardzo szkodliwy”. „Świątobliwe paniusie” okrzyknęły ją nie tylko bezbożną, ale i bezwstydną, niemoralną, bo wychowywała swoje dzieci sama, była w separacji z mężem i żyła z pracy swych rąk! Starano się
21
zrobić wszystko, aby albo zamilkła albo wyrzekła się swoich „grzechów” i pojednała z Krk. Zamykano jej dostęp do pism, w których poprzednio drukowała, i grożono czymś tragicznym dla twórcy: śmiercią jej pisarstwa, śmiercią działania. Tak oto Konopnicka znalazła się w podobnej sytuacji jak Galileusz, któremu kazano zdradzić słuszną sprawę... Uległa, poszła do spowiedzi, ale jej twórczość pokazała, że nigdy nie wyrzekła się swoich poglądów. Protest przeciwko polityce kleru i Krk zabrzmiał ponownie w jej wielkim poemacie pt. „Pan Balcer w Brazylii” (1910 r.) oraz w wierszu pt. „Do ojców Zmartwychwstańców”, który jest pełną goryczy parodią ewangelicznych błogosławieństw Chrystusa. Od początku twórczości aż po ostatnie dzieło życia sprawy ucisku i krzywdy społecznej były tematem utworów Konopnickiej, a ludzie wyzyskiwani, krzywdzeni i poniżani ich bohaterami. Wszystkie postacie z ludu, które zapełniają jej utwory, to ludzie dobrzy i szlachetni, pragnący uczciwie żyć i pracować. Ich błędy i przewinienia były głównie wynikiem wieków ucisku i niewoli ludu, lekceważenia człowieka. Swój pogląd na sprawę chłopską najostrzej chyba wyraziła w wierszu pt. „Wolny najmita”. Z nie mniejszą uczuciowością odnosiła się do losów proletariatu miejskiego, rodzin robotniczych. Polska pod zaborami słynęła wówczas w Europie jako kraj najtańszej siły roboczej. W jednym z najwymowniejszych utworów pt. „Nasza szkapa” (1890 r.) ukazała życie w skrajnej nędzy, widziane oczami dziecka; koń był w utworze żywicielem 5-osobowej rodziny. Spośród wielu krzywd, jakie niósł ustrój kapitalistyczny, krzywdę wyrządzaną dzieciom uważała za najdotkliwszą, bo popełnioną na najcenniejszej sile narodu. Drugą stronę barykady tworzył w jej utworach świat wyzyskiwaczy. Ostatnie 20 lat życia upłynęło Konopnickiej pod znakiem nieustannej tułaczki po Europie. Najważniejszą osobą w jej życiu stała się młodsza o 19 lat malarka Maria Dulębianka. Jest to najbardziej przemilczana postać w biografii Konopnickiej. Razem podróżowały, pracowały, a potem zamieszkały wspólnie w dworku w Żarnowcu k. Krosna, który Konopnicka otrzymała jako dar narodu w 25-lecie pracy pisarskiej. Obydwie poświęcały się przede wszystkim działalności feministycznej, walce o prawa kobiet do głosowania i studiowania. Ich wspólne życie zrodziło pogłoski o homoseksualizmie pisarki. Dulębianka towarzyszyła pisarce do ostatnich chwil. Była też organizatorką gigantycznego pogrzebu Konopnickiej we Lwowie w 1910 r. Nie obyło się bez skandalu. Ponieważ kręgi klerykalne uważały Konopnicką za nieprawowierną, odwołano udział duchowieństwa i mowę biskupa Bandurskiego w czasie ostatniej drogi pisarki. ARTUR CECUŁA
22
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (45)
Katolicyzm a żydzi Zainicjowane przez Jana XXIII zmiany postawy w stosunku do niekatolików objęły również wyznawców religii niechrześcijańskich, szczególnie wyznania mojżeszowego. Mówi o tym deklaracja „Nostra aetate”. Czytamy w niej między innymi: „(...) Żydzi nadal ze względu na swych przodków są bardzo drodzy Bogu, który nigdy nie żałuje darów i powołania. Razem z Prorokami i z tymże Apostołem Kościół oczekuje znanego tylko Bogu dnia, w którym wszystkie ludy będą wzywały Pana jednym głosem i służyły Mu ramieniem jednym (Sf 3,9). (...) władze żydowskie wraz ze swymi zwolennikami domagały się śmierci Chrystusa, jednakże to, co popełniono podczas Jego męki, nie może być przypisane ani wszystkim bez różnicy Żydom wówczas żyjącym, ani Żydom dzisiejszym. Chociaż Kościół jest nowym Ludem Bożym, nie należy przedstawiać Żydów jako odrzuconych ani jako przeklętych przez Boga, rzekomo na podstawie Pisma Świętego. Niechże więc wszyscy dbają o to, aby w katechezie i głoszeniu Słowa Bożego nie nauczali niczego, co nie licowało z prawdą ewangeliczną i z duchem Chrystusowym. Poza tym Kościół, który potępia wszelkie prześladowania, przeciw jakimkolwiek ludziom zwrócone, pomnąc na wspólne z Żydami dziedzictwo, opłakuje (...) akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek i przez kogokolwiek kierowane były przeciw Żydom”(p. 4). Powyższy tekst dowodzi, że katolicyzm posoborowy różni się od katolicyzmu z przeszłości. Odrzuca bowiem wszelkie wcześniejsze oszczerstwa, zarzuty i orzeczenia soborów oraz „nieomylnych” papieży wymierzone przeciwko narodowi żydowskiemu. Oficjalnie nie traktuje już Żydów jako narodu odrzuconego przez Boga, chociaż takie przekonanie Kościół papieski żywił od samego początku. Aby nie być gołosłownym, warto przypomnieć tu chociażby pewne przejawy antysemityzmu, a następnie zastanowić się, czy faktycznie istnieje dziedzictwo duchowe wspólne katolikom i żydom. Otóż już cesarz Konstantyn, za panowania którego doszło do sojuszu ołtarza z tronem oraz powstania Kościoła zinstytucjonalizowanego, twierdził, że wszystko, co wcześniej należało do Żydów, należy odtąd do Kościoła, który jest nowym Izraelem. Na jego też polecenie sobór nicejski (325 r.) odrzucił „termin obchodzenia przez żydów Paschy jako ewentualny termin świąt wielkanocnych z następującym uzasadnieniem: Z tą okropną hordą
żydów nie chcemy mieć nic wspólnego” (Karlheinz Deschner, „I znowu zapiał kur” t. 2, s. 115). Podobne przekonanie wcześniej żywił Tertulian (ok. 160–ok. 220), który głosił, że Kościół faktycznie jest „wiecznym Izraelem”, a żydzi „nie mają nawet wspólnego z chrześcijanami Boga”. Później zaś Jan Chryzostom (344–407), który rozwinął teologię „zabójstwa Boga”, twierdził: „Nie ma już dla was [żydów] ani możliwości poprawy, ani przebaczenia, ani usprawiedliwienia”. O synagodze mówił: „Choćby ją nazwać domem publicznym, miejscem rozpusty, przybytkiem diabła, twierdzą szatana, zgubą duszy, otchłanią pełną wszelkiego zła albo jakkolwiek inaczej, to nie powie się jednak wszystkiego, na co synagoga zasługuje” (K. Deschner, „Opus diaboli”, s. 38). Niewiele później Augustyn z Hippony (354–430) stwierdził: „Niech [żydzi] żyją pośród nas, ale niech cierpią i będą stale poniżani”. Dlatego też papież Leon Wielki (440–461) „określał ich jako ludzi, których trzeba nienawidzić i wyklinać” (tamże, s. 124). Wroga Żydom teologia katolicka rozwijała się przez całe średniowiecze. Pogromom, czyli masakrom gmin żydowskich, jakich dokonywano prawie w całej Europie, sprzyjały wyprawy krzyżowe, powiązanie Kościoła z państwem oraz postanowienia soborów i papieży. Na przykład papież Innocenty III na Soborze Laterańskim IV (1215 r.) postanowił, że żydzi będą nosili na ubiorze specjalny znak lub spiczasty kapelusz odróżniający ich od społeczności katolickiej. Natomiast papież Paweł IV (1555–1559) ustanowił pierwsze getta dla żydów. Z kolei papież Grzegorz XIII (1572–1585) stwierdził, że „wina tej rasy, która odtrąciła i ukrzyżowała Chrystusa, zwiększa się z generacji na generację i obciąża wszystkich jej przedstawicieli wiecznym zniewoleniem”. Jeszcze papież Leon XII (1823–1829) nakazał zamykać żydów w gettach. Jan Wierusz Kowalski pisze: „Nie brakło wyroków śmierci, więzienia zapełniły się przeciwnikami przywrócenia starego ładu. Surowość papieża i jego urzędników oburzyła ludność we wszystkich miastach Państwa Kościelnego, a nawet całej Italii” („Poczet papieży”, s. 160). Co więcej, „jeszcze w XX wieku Pius X oświadczył dosłownie: Religia żydowska była podstawą naszej
religii; została jednak zastąpiona nauką Chrystusa i nie możemy uznać dalszej racji istnienia tamtej” („Opus diaboli”, s. 45). O tym, jak wrogi był stosunek duchowieństwa katolickiego do żydów i jak tę wrogość zaszczepiano swoim wiernym, czytamy też w kalendarzu księży pallotynów z 1928 r.: „Żydzi [dlatego] ukrzyżowali Jezusa Chrystusa jako fałszywego proroka, ponieważ nie dał On im tego, czego spodziewali się po Mesjaszu, tj. panowania nad światem”. A że Kościół katolicki godzi w ich światowładcze
Cały Talmud streszcza się w tych słowach: celem Żydów zapanowanie nad światem, a środkami do tego: materializm i burzenie podstaw chrześcijańskich” (tamże, s. 138) Nieco dalej czytamy: „Stanowisko Kościoła w sprawie żydów było zawsze wyraźne (...). Wszystkie synody kościelne od IV do XV wieku zakazują chrześcijanom wszelkiej łączności z żydami, nie z nienawiści do nich (...), ale z prawdziwej miłości dla wiary św., z tej miłości, która kazała Europie tyle wieków walczyć z Maurami i przedsiębrać tyle wojen krzyżowych. Niestety od rewolucji francuskiej zaczęło się równouprawnienie żydostwa, czego skutkiem jest ogarnięcie przez nich wszystkich znaczniejszych placówek ekonomicznych, społecznych, moralnych, politycznych... Wobec takiego stanu rzeczy – kończy autor artykułu – wszelka
Rzekomy żydowski mord rytualny – drzeworyt z XV wieku
plany – twierdzi autor – stąd „nienawiść żywiołowa żydów do Kościoła, pragnienie obalenia go, wykorzenienia jego wpływu na dusze ludzkie, aby w miejsce jego nauki narzucić przeświadczenie, że żydzi są po dziś dzień narodem wybranym, przeznaczonym do panowania nad światem” (Dr Mieczysław Skrudlik, „Sekty żydujące w Polsce”, s. 82). Z kolei w artykule „Nasz stosunek do żydów”, księża pallotyni – za wiedeńskim „Schönere Zukunft” – piszą: „Niektórzy sądzą, że tylko bezwyznaniowi Żydzi są niebezpieczni dla cywilizacji chrześcijańskiej, ponieważ oni to głównie kierują socjalizmem, komunizmem, nihilizmem, bolszewizmem, masonerią i wszelkimi wywrotowymi zrzeszeniami, Żydzi wierzący natomiast winni być szanowani jako przedstawiciele Starego Testamentu, będącego wstępem do chrześcijaństwa. Jest to mniemanie błędne, gdyż przedchrystusowy Stary Testament został w Talmudzie zupełnie wykręcony i skierowany całą swoją siłą przeciw ideom chrześcijaństwa.
tak zwana tolerancja względem Żydów jest niczym innym, tylko obojętnością religijną, owszem, samobójstwem cywilizacji chrześcijańskiej i oddawaniem się dobrowolnym w niewolę jej wrogów (...). Ideały żydowskie są zaprzeczeniem ideałów chrześcijańskich, więc zwycięstwo jednych stanowi poniżenie drugich” (tamże, s. 139). W takim właśnie tonie napisany został każdy artykuł dotyczący kwestii żydowskiej. A oto odpowiedź księży pallotynów na pytanie, czy kupowanie i sprzedawanie Żydom jest tylko grzechem narodowym. Czytamy: „(...) nie może być najmniejszej wątpliwości, że handel z Żydami jest grzechem przeciw narodowi i społeczeństwu, tym samym grzechem w sensie moralnym. Powód tego jest jasny: handel z Żydami jest, ogólnie rzecz biorąc, pomocą dla Żydów i wzmocnieniem ich stanowiska, z drugiej zaś strony jest faktem olśniewająco oczywistym, że żydostwo jest żywiołem dla narodu, zwłaszcza naszego, i dla całego chrześcijańskiego
społeczeństwa w najwyższym stopniu wrogim i niebezpiecznym” (tamże, s. 195). Pallotyni nie pozostawili też wątpliwości co do moralności Żydów: „Jeżeli unikamy każdego Żyda, to nie sądzimy pojedynczych indywiduów i nie przeczymy, że może znaleźć się u nich największa prawość, ale z powodu uzasadnionego zdania o niższej moralności i zgubności wpływu ogółu Żydów, mamy słuszny powód do odmawiania indywiduom wszystkiego tego, czego nie jesteśmy prawnie obowiązani im dać” (o. Marian Morawski, „Podstawy etyki i prawa” zeszyt 2, s. 214). W świetle tego krótkiego przypomnienia wielowiekowego antysemityzmu katolickiego, występującego zarówno w pismach ojców Kościoła, dekretach kościelnych, orzeczeniach papieży, jak i prasie katolickiej, nie może dziwić, że antysemityzm ten zaowocował w końcu przygotowaniem iście szatańskiego planu „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej. Antysemityzm nadal też – mimo soborowej deklaracji „Nostra aetate” – występuje w literaturze kościelnej i wypowiedziach niektórych księży. Jest tak m.in. dlatego, że Sobór Watykański II – chociaż potępił wszelkie prześladowania, akty nienawiści i przejawy antysemityzmu – uczynił to jednak w sposób dość ogólnikowy, jakby od niechcenia, nie potępiając konkretnych orzeczeń soborowych i papieży. Prawdopodobnie uczynił to tylko w obawie przed pociągnięciem do odpowiedzialności, a nie w akcie prawdziwej skruchy, która wymaga wyznania winy tak konkretnie, jak to tylko możliwe. Jest bowiem oczywiste, że historia i ideologia Kościoła rzymskokatolickiego to nie tylko historia i ideologia wielowiekowej wrogości do Żydów, która usprawiedliwiała pogromy, ale również ideologia, która zainspirowała hitlerowskie Niemcy do zbrodni ludobójstwa. Szkoda tylko, że Jan Paweł II, potępiając te zbrodnie (26 września 1990 r.), pominął milczeniem prawdę o tym, iż antysemici nazistowscy czerpali właśnie z ideologii i doświadczeń katolickich pionierów. Oto co mówił do Polaków: „Ten naród żył z nami przez pokolenia (...). Temu narodowi zadano straszliwą śmierć w milionach synów i córek. Naprzód napiętnowano ich szczególnym piętnem. Potem zepchnięto do getta w osobnych dzielnicach. Potem wywożono do komór gazowych, zadając śmierć – tylko za to, że byli dziećmi tego narodu”. Czyż słowa te nie odzwierciedlają dokładnie tego, jak wcześniej Żydów traktował Kościół papieski? Czy w świetle tych faktów oraz niezmienności celów i dogmatów papieskich można w ogóle mówić o duchowym zespoleniu Kościoła z narodem żydowskim? Cdn. BOLESŁAW PARMA
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
O
kres panowania Gelazego I przypada nie tylko na początkowy czas po upadku Cesarstwa Zachodniorzymskiego, ale i na pierwszą (trzydziestoletnią) schizmę między chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim, przypieczętowaną w roku 484 ekskomuniką rzuconą przez papieża Feliksa III na Akacjusza – patriarchę Konstantynopola (tzw. schizma akacjańska). Na arenie zachodniej natomiast panowanie Gelazego wyróżnia się ze względu na status katolicyzmu jako religii mniejszościowej, zdominowanej przez ariańskie plemiona germańskie.
Chociaż władcą Italii był Teodoryk Wielki, to formalnie nadal podlegał on imperatorowi wschodniemu – wybitnemu cesarzowi Anastazjuszowi I. Początkowo papież ignorował monofizyckiego cesarza. Odezwał się dopiero wtedy, gdy został przez niego bezpośrednio wezwany. Rzecz dotyczyła nieprzejednanej postawy papieża wobec schizmy akacjańskiej, bo dotąd Gelazy nie zamierzał podejmować jakichkolwiek rozmów, dopóki biskupi wschodni nie odżegnają się kategorycznie od Akacjusza. Oto wyniosłe słowa biskupa Rzymu skierowane do Eufemiusza, biskupa Konstantynopola:
OKIEM SCEPTYKA W liście do cesarza papież zażądał privilegium fori, czyli immunitetu sądowniczego dla duchowieństwa, bo uważał, że cesarz nie jest właściwą osobą, aby sądzić kler. „O biskupach mają orzekać biskupie synody”, także wówczas, gdy ci „ze świeckiej ułomności błądzą”– przekonywał (skąd my to znamy...). Dotąd obowiązywał edykt Walentyniana III z 15 kwietnia 452 r., który w sprawach karnych poddawał biskupów sądom świeckim, ale papież podkreślał, że w kościołach obowiązuje prawo azylu. Stanowczo też oznajmił, że cesarz nie może mu mówić, co powinien robić.
katolicy obawiać głoszenia zasady rozdziału Kościoła i państwa. Gelazy był pierwszym papieżem, który nakazał dołączyć do statutów synodalnych dekretały papieskie, zrównując tym samym akty papieskie z aktami synodów. Co więcej, twierdził, że do prerogatyw papieża należy zatwierdzanie uchwał soborów. Jako pierwszy kazał również tytułować się namiestnikiem/wikariuszem Chrystusa. Przyczynił się też do umocnienia zasady „petrynizmu” rzymskiego stołka biskupiego. Liczne późniejsze zbiory prawa kościelnego cytowały jego wypowiedź:
W dalszej części listu podtrzymał potępienie patriarchy Akacjusza i domagał się, by również cesarz uznał go za schizmatyka. Te odważne uzurpacje papieskie współczesny teolog i publicysta „Przewodnika Katolickiego” Michał Gryczyński podsumowuje następująco: „Dzięki temu wywodowi [Gelazy I] przeszedł do historii jako autor modelowej regulacji stosunków pomiędzy władzą duchowną a świecką, którą obecnie nazywamy zasadą rozdziału Kościoła od państwa. Od jego imienia jest ona nazywana równowagą gelazjańską”. Zatem teolodzy poprzez rozdział Kościoła i państwa rozumieją „rozdział gelazjański”, czyli taki, w którym władza świecka nie wtrąca się do spraw Kościoła ani go nie osądza (nawet jeśli któryś pobłądzi w sprawach świeckich, np. wobec pedofilii), ale schyla kornie kark wobec prawideł moralnych wynikających z nauk papieskich. Cesarska potestas i papieska auctoritas mają poza tym współpracować harmonijnie. Oto katolicki „rozdział”! Oto papieska wyższościowa i paternalistyczna „równowaga władz”. Mając takiego klasyka, nie muszą się
„Nie możemy przemilczeć, o czym wie cały Kościół na ziemi, że tron Piotrowy ma prawo rozwiązywać wszystko, cokolwiek decyzją jakichkolwiek biskupów zostałoby związane, i że ma prawo sądzić każdy Kościół, a nikt nie ma prawa sprawować nad nim sądu. Dekrety stanowią, że u tego tronu można składać apelację z całego świata, ale że nie jest dozwolone żadne odwołanie od niego [do jakiejś innej instancji]”. Słynne: Roma locuta, causa finita! Śmiałym ucieleśnieniem papieskich zapędów władczych była likwidacja ostatniego i oficjalnie tolerowanego święta pogańskiego – Luperkaliów. Było to święto o charakterze oczyszczającym, a miało zapobiegać kobiecej bezpłodności. Popularność Luperkaliów wzrosła w roku 494, w okresie zarazy pustoszącej Rzym. Wielu rzymian wyrażało wówczas przekonanie, że klęski, jakie spadły na miasto – zarazy, głód, rabunki barbarzyńców, upadek państwa – spowodowane są zaprzestaniem składania ofiar bogu-faunowi Luperkusowi (wilcze bóstwo italskie, z którym wiąże się legenda o braciach Romulusie i Remusie, założycielach Rzymu). Wkrótce opinia
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (9)
Namiestnik Chrystusa Gelazy I uznawany jest za czołowego papieża V w. Choć nie został wyróżniony przydomkiem „Wielki”, okres jego panowania (492–496) nazywany jest „renesansem gelazjańskim”. Nie zaskakuje fakt, że renesans papiestwa wiąże się z początkiem wieków ciemnych średniowiecza. Mimo że panował krótko, Gelazy wywarł bardzo duży wpływ na pozycję papiestwa oraz Kościoła katolickiego, a także stworzył jego podstawy ideowe. Osiągnął to, pozbywając się sentymentów lojalności wobec władzy świeckiej. Początkowo służył Odoakerowi, lecz kiedy ten znalazł się w defensywie wobec atakującego Teodoryka, papież w porę przeszedł na stronę tego, który po obaleniu Odoakera miał zbudować w Italii państwo ostrogockie. Teodoryk również był arianinem, aczkolwiek prowadził politykę tolerancji wobec katolików i w sprawy Kościoła się nie wtrącał. Lawirując umiejętnie pomiędzy cesarzem bizantyjskim, monofizytą Anastazjuszem I oraz jego sprzymierzeńcem, królem Italii Teodorykiem – udało się Gelazemu dźwignąć rangę papiestwa do pozycji, która ponownie zostanie osiągnięta dopiero po 300 latach. Głównym tytułem do sławy Gelazego jest jego koncepcja „dwóch władz”, która w średniowieczu była teoretyczną podstawą wywyższania papieży ponad królów i władzę świecką, a obecnie traktowana jest przez środowiska katolickie jako... model katolicki zasady rozdziału Kościoła i państwa. Warto znać koncepcję Gelazego, aby wiedzieć, jak środowiska katolickie skłonne są interpretować zasadę rozdziału dwóch władz.
„Sami widzicie, jak odeszliście od wspólnoty katolickiej i apostolskiej do heretyckiej i potępionej. Wiecie to i nie zaprzeczycie (...), a zapraszacie nas, byśmy z wami tam zeszli z wysokości w otchłań”. Wobec jego nieprzejednanej i butnej postawy biskupi wschodni wysunęli przed cesarzem zarzut, że biskup Rzymu stanowi zagrożenie dla jedności całego Kościoła. Wkrótce jednak papież przypuścił kontratak, formułując do cesarza swój słynny list, znany dziś jako „Duo sunt” (494 r.), w którym pisał: „Dwie są przeto władze, wspaniały cesarzu, które rządzą światem, święta władza duchowna (auctoritas sacrata pontificum) i władza królewska (regalis potestas). Z tych dwóch odpowiedzialność kapłanów więcej waży, gdyż to oni odpowiedzą przed świętym sądem za królów tego świata. Sam wiesz, litościwy synu, że choć godność twa największą jest pośród rodzaju ludzkiego, to jednak chylisz czoła przed tymi, którzy kierują sprawami Boskimi i szukasz u nich drogi do swego zbawienia; zatem świadom jesteś, że w sferze religii, w sprawach przyjmowania i udzielania sakramentów powinieneś raczej się podporządkować, niż rozporządzać (...). Wiedz o tym, że skoro stolica błogosławionego Piotra wypowiedziała się, nie wolno już nikomu osądzać jej postanowienia”.
23
ta znalazła zwolenników także wśród senatorów, w tym i chrześcijan. Przewodniczący senatu, chrześcijanin Andromachus, zapowiedział próbę przeciwdziałania zarazie za pomocą publicznych i oficjalnych Luperkaliów. Wtedy inicjatywę podjął Gelazy, który utrącił projekt popierany także przez jego własne owieczki. Papież grzmiał, że nie można jednocześnie zasiadać u stołu Pana i diabła, pić z kielicha Pana i diabła, pomstując przeciwko magii pogańskiej – zupełnie jak dzisiejsi kościelni prześladowcy Harry’ego Pottera i Pokemonów. Chrześcijańscy organizatorzy Luperkaliów odpłacili się papieżowi, oskarżając go o niedopuszczalną łagodność wobec duchownych popełniających różne występki. Warto bowiem dodać, że dla powiększenia liczebności kleru Gelazy czasowo złagodził kryteria uzyskiwania święceń. Ażeby odzwyczaić rzymian od Luperkaliów, obchodzonych w dniach 14–18 lutego, ustanowiono alternatywne święto „oczyszczające” – Matki Boskiej Gromnicznej, zwane też Oczyszczeniem Najświętszej Marii Panny (obchodzone początkowo 14 lutego). Również i ono było skierowane głównie do kobiet. Na Zachodzie przeżywano to święto jako czas wyzwolenia się kobiety z dziedzictwa grzechu Ewy. Papieską zajadłość skierowaną przeciwko heretykom ukazują wymownie jego inicjatywy i listy z okresu wojny czteroletniej pomiędzy Odoakerem a Teodorykiem, która pustoszyła Italię w latach 489–493. Gelazy wygnał wówczas manichejczyków z Rzymu, zaś ich książki rozkazał spalić przed wejściem do bazyliki Santa Maria Maggiore. W 493 r. wysłał do biskupów italskich Picenum list, w którym stwierdził, że spustoszenie kraju przez „barbarzyńców” boli go mniej niż tolerancja dla diabelskich pokus „kacerzy”. Wyklął pelagian z Dalmacji i Picenum (tam wówczas ta herezja najbujniej się rozwijała), bo dostrzegał w nich jedynie „cuchnące kałuże”. Stary biskup Seneka z Picenum, który nauczał, że nie ma czegoś takiego jak grzech pierworodny, a niechrzczone dzieci nie pójdą do piekła, został przez papieża nie tylko ekskomunikowany, ale i spotwarzony w listach jako „niegodny trup i martwa mucha”, tudzież „żaba, która pełna niewiedzy rzuciła się w gnojówkę pelagiańskiego bagna”. W przeciwieństwie do smrodu heretyków, świątobliwy Gelazy I oddał ducha Panu – in odore sanctitatis – dnia 21 listopada 496 r., po czym został kanonizowany. John Norman Davidson Kelly, wybitny badacz historii chrześcijaństwa z oksfordzkiego wydziału teologii, w podsumowaniu sylwetki tego papieża stwierdza: „Jego pisma sprawiają wrażenie wyniosłości, ciasnoty umysłowej i bezwzględności”. Były to najwidoczniej cechy przydatne dla „papieskiego renesansu”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
W
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
czasach współczesnych podziwiać możemy tzw. „morsów”, którzy zażywają zimowych kąpieli w lodowatym morzu i całkiem dobrze się mają. Czyżby prawdą było przysłowie głoszące, że zimna woda zdrowia doda? Proces hartowania ciała powinniśmy zacząć jak najwcześniej, najlepiej w wieku dziecięcym. Uświadomieni i troskliwi rodzice każdą kąpiel swojej pociechy mogą kończyć kilkusekundowym zanurzeniem w chłodniejszej wodzie lub chłodnym prysznicem. Na początku może się to spotkać z niezadowoleniem naszych pociech, jednak już po kilku zabiegach traktować to będą jako coś normalnego. My zaś odczujemy satysfakcję, jeśli maluch będzie się zdrowo rozwijał, omijając przychodnie i lekarzy zbyt często przepisujących antybiotyki. W miarę oswajania się z zimną wodą powinniśmy stopniowo wydłużać czas chłodnej kąpieli, obniżając jednocześnie jej temperaturę. Bezpośrednio po niej wycieramy energicznie ręcznikiem nasze pociechy i obowiązkowo zakładamy ciepłą bieliznę i skarpety. My sami hartowanie ciała możemy rozpocząć od chodzenia boso. Najlepiej latem, kiedy ziemia jest ciepła i regularne stosowanie tego zabiegu pozwoli osiągnąć pełnię zahartowania. Osoby chorowite powinny ograniczyć się na początku do chodzenia w skarpetach po mieszkaniu. Każdą sesję można zakończyć masażem stóp lub kąpielą w gorącej wodzie sięgającej kostek. Z czasem osiągniemy taki poziom, że śmiało będziemy mogli wyjść na zewnątrz na mokrą trawę, i to nie tylko latem. Im trawa jest bardziej mokra i im dłużej trwa chodzenie po niej, tym lepsze są rezultaty. Spacer po trawie powinien trwać od 1 do 3 kwadransów. Po ukończeniu marszu nogi należy szybko oczyścić z trawy i piasku, i nie wycierając ich do sucha, założyć natychmiast suche skarpetki oraz buty. Powinno się chodzić w butach jeszcze co najmniej przez kwadrans, aby rozgrzać stopy. Buty i skarpety muszą być bezwzględnie suche, inaczej nie tylko nie uda nam się zahartować, ale cały proceder szybko odbije się na nas niekorzystnie, zapewne w postaci kataru, zapchanych zatok i podwyższonej temperatury. Chodzenie po mokrych kamieniach ma podobne zalety jak chodzenie po mokrej trawie. W każdym domu znajdzie się także większa lub mniejsza przestrzeń wyłożona płytkami ceramicznymi, która wystarczy do spacerowania boso. Na długim, kamiennym chodniku należy biegać szybko tam i z powrotem; na przestrzeni składającej się z 4, 5 płyt drepce się tak, jakby ugniatało się kapustę. Chodzi głównie o to, aby kamienie były mokre, i aby nie stać na nich spokojnie, lecz poruszać się energicznie. Gdy kamienie wysychają za szybko, należy polewać je zimną wodą.
Hartowanie Jeszcze kilkaset lat temu, kiedy buty były dobrem wręcz nieznanym, nasi prapradziadkowie przez większość roku biegali boso i – o dziwo – rzadko się przeziębiali. Takiego środka hartującego używa się także w celach leczniczych podczas przeziębienia. Nie powinno to jednak trwać dłużej niż 5 minut. Zdrowe osoby mogą to ćwiczenie przedłużyć nawet do pół godziny i dłużej bez obawy zaszkodzenia sobie. Metoda ta zalecana jest wszystkim, którzy życzą sobie rozpocząć porządne hartowanie się. Nawet najsłabszy i najwrażliwszy „mięczak” poprawi dzięki temu swoją odporność. Kto miewa zimne nogi, choruje na gardło, często ma katar i łatwo się przeziębia – niech spróbuje hartowania na mokrych kamieniach. Kolejny stopień wtajemniczenia w praktyce hartowania to chodzenie po świeżo spadłym śniegu. Ważne, aby to był śnieg świeży, który lepi się i przylega do stóp. Nie nadaje się do tych celów śnieg zmarznięty i zbity, ponieważ ma zbyt intensywne działanie wychładzające. Spacerować nie można również wtedy, gdy wieje zimny wiatr. Najlepiej będzie to robić na wiosnę, gdy śnieg taje od słońca. Potrzeba kilku chwil silnej woli, aby nie uciec do ciepłego domu, a zniknie wszelkie uczucie przykrości i zimna. Zazwyczaj chodzi się po śniegu przez 3, 4 minuty. Pamiętajmy – nie można stać w miejscu, tylko chodzić lub wręcz biegać – jednak bardzo ostrożnie, gdyż łatwo można fiknąć kozła. Zdarza się czasem, że palce u stóp od śniegowego zimna zapadają na tzw. śniegową gorączkę – stają się suche, rozpalone, pieką boleśnie i obrzmiewają. Nie ma w tym jednak niczego niebezpiecznego – wystarczy je obmyć w chłodnej wodzie lub lekko natrzeć śniegiem. Marsz po śniegu jesienią można zastąpić chodzeniem po trawie, gdy spadnie szron. Uczucie zimna jest wówczas o wiele dotkliwsze, gdyż ciało podczas tej pory roku jeszcze nie zdążyło przyzwyczaić się do chłodniejszych dni. W zimie marsz po śniegu zastąpić może chodzenie po płytkach kamiennych, zmoczonych wodą zmieszaną ze śniegiem. Stosuje się tu te same zasady dotyczące okrycia i ruchu, co w poprzednich ćwiczeniach.
Pokutuje wiele obiegowych opinii, że takie hartowanie jest wyłącznie przyczyną kataru, reumatyzmu, dolegliwości gardłowych i wszelkich innych chorób. Proszę tylko spróbować samemu, a wkrótce przekonacie się, że zarzuty owe są bezpodstawne i bieg po śniegu zamiast szkód przyniesie nam dużo korzyści. Pamiętajmy tylko o tym, że nie można chodzić po śniegu, gdy całe nasze ciało nie jest ciepłe. Kiedy jest nam zimno, spróbujmy najpierw rozgrzać się przez ruch lub pracę. W żadnym wypadku nie polecam użycia w tym celu jakiejkolwiek nalewki alkoholowej. Jeszcze inną metodą hartowania ciała jest chodzenie w wodzie. Oprócz prewencyjnego działania na system immunologiczny działa też ponoć wzmacniająco na nerki i układ moczowy. Zabieg ten wykonuje się w wannie napełnionej zimną wodą do kostek, chodząc w niej tam i z powrotem lub w miejscu. W miarę podnoszenia odporności zwiększamy ilość wody w wannie, dochodząc do poziomu kolan. Na początek wystarczy minuta; stopniowo dochodzimy do 5, 6 minut. Im zimniejsza woda, tym lepiej. Skończywszy zabieg, trzeba koniecznie rozgrzać się poprzez ćwiczenia fizyczne. W zimie – w ciepłym pokoju, w lecie na powietrzu. Osłabieni mogą rozpocząć ciepłą wodą, z wolna przechodząc poprzez letnią i chłodną do zimnej. Kiedy już czujemy się nieco silniejsi, wszystkie poprzednie metody możemy zastąpić jedną: ciepło-zimnym prysznicem. Zaczynamy od ciepłej, lecz nie gorącej wody. Po 2, 3 minutach stopniowo ją schładzamy. Pierwsza tura zimnej kąpieli nie powinna być zimna, tylko chłodna. Minuta takiego prysznica i znów zmieniamy wodę na ciepłą i 2, 3 minuty się grzejemy. Kolejna tura chłodna powinna być już zdecydowanie zimniejsza niż poprzednia. Wytrzymujemy znów minutę i zmieniamy temperaturę wody na ciepłą. Podczas kąpieli stosujemy 3, 4 takie sekwencje zmiany temperatury wody. Kończymy zawsze ciepłym prysznicem.
Także podczas stosowania tej metody pod prysznic nie wchodzimy wyziębieni. Pobudzamy krążenie kilkoma minutami ćwiczeń fizycznych i tak samo kończymy sesję hartowania. Dobrze jest też nie wycierać się ręcznikiem do sucha, tylko samoistnie wyschnąć – na początku stosowania tej metody w domu, później na podwórzu czy balkonie. Jeśli podczas zabiegu doświadczamy z zimna drętwienia dłoni lub stóp, oznacza to, że zastosowaliśmy wodę zbyt zimną. Podnieśmy nieco jej temperaturę i dokończmy zabieg. Gdy będziecie stosować te kąpiele regularnie, zdziwicie się, jak szybko wyjście w samych slipkach na balkon czy do ogrodu nie będzie już dla was problemem. Regularne stosowanie przytoczonych tu metod hartujących wystarczy do uzyskania odporności godnej niedźwiedzia polarnego, i to zarówno na infekcje bakteryjne, jak i wirusowe. W zimie zabiegi trwają krócej, natomiast ruch po nim – nieco dłużej. Zaleca się rozpoczynanie
hartowania latem, a nie zimą. Szczególnie muszą na to uważać osoby anemiczne (niedokrwieni), które wiecznie skarżą się na zimno. Troszkę wytrwałości, a jestem przekonany, że wielu z Państwa, czując na własnej skórze dobroczynne działanie powyższych zabiegów, postanowi ukoronować swoją drogę ku hartowaniu i zostać morsem. Tym bardziej że może nim zostać każdy z nas. Oczywiście i w tym przypadku robimy to stopniowo, tj. wchodzimy do wody coraz zimniejszej, na przykład zaczynamy latem (w jeziorze lub rzece), a kończymy zimą. Jedynym przeciwwskazaniem są choroby serca, gdyż zanurzenie się w lodowatej wodzie skutkuje gwałtownym przyspieszeniem akcji serca, podobnym do przyspieszenia podczas intensywnego wysiłku fizycznego. Ważna jest staranna rozgrzewka. Intensywne ćwiczenia fizyczne powinny trwać co najmniej pół godziny przed kąpielą. Do wody powinniśmy wchodzić, buchając wręcz ciepłem. To, ile wytrzymamy w wodzie, zależy już od treningu oraz ilości wcześniej przeprowadzanych zabiegów hartujących. Zresztą nie to jest najważniejsze. Istotny jest fakt przełamania się i zrobienia tej z pozoru „szalonej” rzeczy. Także po wyjściu z wody musimy być aktywni fizycznie. Po paru minutach ćwiczeń poczujemy wewnętrzne gorąco, dzięki któremu będziemy mogli na przykład poleżeć beztrosko w samych kąpielówkach na śniegu. Oczywiście bez uszczerbku na zdrowiu. Zdjęcie naszego wyczynu wstawione na portalu społecznościowym z pewnością pomoże nawiązać nam nowe znajomości, zwiększając naszą atrakcyjność w oczach płci przeciwnej, a przy rosnących kosztach opału zahartowany organizm pozwoli nam też zaoszczędzić na ogrzewaniu, czego Państwu i sobie życzę. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
25
GŁASKANIE JEŻA
Miłosz ci wszystko wybaczy? Więc mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu Bo grób twój jeszcze odemkną powtórnie Inaczej będą głosić twe zasługi I łez wylanych dziś będą się wstydzić A lać ci będą łzy potęgi drugiej Ci, co człowiekiem nie mogli cię widzieć... Ten wiersz Norwida jak ulał pasuje do awantury, jaka powstała wokół pomysłu, by rok 2011 ogłosić rokiem Miłosza. I jeszcze tekst Młynarskiego, „co by tu jeszcze spieprzyć, panowie”. Bo my – Polacy – już coś takiego w sobie mamy, że sami sobie robimy kuku. Kiedy to jest tylko możliwe. Wcale nie potrzeba nam wrogów. Sami dla siebie jesteśmy najgorszymi wrogami, najniebezpieczniejszym zagrożeniem. Kiedyś, gdy tylko Szymborska dostała Nobla, zamiast dumnie chodzić z zadartymi nosami, odkrywaliśmy z jakimś niesamowitym, małpio złośliwym masochizmem, że genialna poetka miała w swojej twórczości epizody socrealizmu. Teraz historia powtarza się z Miłoszem i jak zwykle uczy, że nikogo nad Wisłą, niczego nie nauczyła. Co z tego, że tłukami są Wolacy, skoro odium spada na Polaków? Przypomnijmy fakty: w roku przyszłym mija stulecie od chwili narodzin Czesława Miłosza – kolejnego polskiego noblisty. Warto by więc ogłosić rok 2011 rokiem tego poety – wymyślili niektórzy posłowie. Tym bardziej warto, że rok miłoszowski ogłoszono w Stanach Zjednoczonych i nawet w dalekiej Japonii i Australii. Ale w polskim piekiełku są z tym oczywiście problemy, bo „Miłosz często bywał zbyt surowy w moralnych ocenach Polaków” oraz „czuł się obywatelem świata i miał ze swoją polskością pewne problemy”, jak oświadczył Robert Kołakowski z PiS. Jeszcze dalej poszła niezastąpiona „znawczyni poezji” posłanka Sobecka, twierdząc, że Miłosz z upodobaniem prezentował swoje obrzydliwie antypolskie oblicze. Na przykład w wierszu „Toast”. Ponieważ mogę się założyć, że lwia część wybrańców naszego narodu w życiu nie przeczytała żadnego wiersza Miłosza, a toasty kojarzą się im z czymś zgoła innym niż poezja, spieszę zatem zacytować fragment owego „wstrętnego, antypolskiego” tekstu: „(...) Nie znoszę ludzi, którym nazbyt słabe głowy, / Zamąca moczopędny trunek narodowy, / Ich mieszanina jęków od czasów Popiela / Jątrzy mnie i do cierpkich wyrażeń ośmiela (...)”.
Nie wiem jak Państwo, ale ja tu widzę akurat wielką troskę o naród, o jego kondycję, o Polaków wciąż posługujących się historycznymi resentymentami i biadolących nad swoją dolą. To biadolenie stało się naszym rozpoznawczym znakiem narodowym. Jeszcze dalej w krytykowaniu Miłosza poszła klubowa koleżanka Sobeckiej – Krystyna Grabicka, która z sejmowej trybuny rozpaczliwie wołała: „Czy Sejm RP nie zna pisarzy i poetów bardziej zasługujących na oddanie im hołdu niż Czesław Miłosz, który, choć noblista, nienawidził Polaków?” I na dowód słuszności swoich słów cytowała poetę: „Mowa polska jest mową upodlonych, nierozumnych i nienawidzących siebie bardziej niż innych narodów, mową konfidentów”. „Czy godzi się oddawać honory człowiekowi, który szydzi z Polaków, ich patriotyzmu i bohaterów narodowych?” – pytała retorycznie Grabicka. Przy okazji równie retorycznie kłamała, tylko że nikt spośród parlamentarzystów nie potrafił jej tego wytknąć. Ale my potrafimy... udowodnić Grabickiej, że łże jak bura suka Dorna. Cytowany przez nią (niedokładnie i wybiórczo) wiersz Czesława Miłosza nosi tytuł „Moja wierna mowo” (sic!) i brzmi tak: „Moja wierna mowo, / służyłem tobie. / Co noc stawiałem przed tobą miseczki z kolorami, / żebyś miała i brzozę i konika polnego i gila / zachowanych w mojej pamięci. Trwało to dużo lat. / Byłaś moją ojczyzną bo zabrakło innej. / Myślałem że będziesz także pośredniczką / pomiędzy mną i dobrymi ludźmi, / choćby ich było dwudziestu, dziesięciu, / albo nie urodzili się jeszcze. Teraz przyznaję się do zwątpienia. / Są chwile kiedy wydaje się, że zmarnowałem życie. / Bo ty jesteś mową upodlonych, / mową nierozumnych i nienawidzących / siebie bardziej może od innych narodów, / mową konfidentów, / mową pomieszanych, / chorych na własną niewinność. Ale bez ciebie kim jestem. / Tylko szkolarzem gdzieś w odległym kraju, / a success, bez lęku i poniżeń. / No tak, kim jestem bez ciebie. / Filozofem takim jak każdy. Rozumiem, to ma być moje wychowanie: / gloria indywidualności
odjęta, / Grzesznikowi z moralitetu / czerwony dywan podścieła Wielki Chwał, / a w tym samym czasie latarnia magiczna / rzuca na płótno obrazy ludzkiej i boskiej udręki. Moja wierna mowo, / może to jednak ja muszę ciebie ratować. / Więc będę dalej stawiać przed tobą miseczki z kolorami / jasnymi i czystymi jeżeli to możliwe, / bo w nieszczęściu potrzebny jakiś ład czy piękno. ~ ~ ~ I co powiecie? Przecież to wspaniały tekst, znów przepojony niepokojem i troską. A że gorzki? Ale za to jakże prawdziwy. Od czegoś w końcu, do cholery, mamy poetów. Po to w końcu oni są. By widzieć ostrzej niż inni, niż my i muszą mieć prawo, ba... obowiązek nam o tym mówić. Głośno! Spójrzcie na Niemców. Oni nie mają takich miłoszowskich dylematów ze swoim wielkim, ubóstwianym wieszczem Heinrichem Heinem. Ten
nurtu wydarzeń politycznych. Nobla dostał nie w porę i może – jak twierdzili niektórzy – „niepotrzebnie”. No bo jakże dobrą porą mógł być akurat rok 1980! Ledwie jego słynny wiersz umieszczono na pomniku poległych w 1970 roku stoczniowców, a już usłużni krytycy odkryli, że miał poeta Czesław romans z Polską Ludową. Oto ten wiersz: Który skrzywdziłeś człowieka prostego / Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając, / Gromadę błaznów koło siebie mając / Na pomieszanie dobrego i złego, Choćby przed tobą wszyscy się skłonili / Cnotę i mądrość tobie przypisując, / Złote medale na twoją cześć kując, / Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli, Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta / Możesz go zabić – narodzi się nowy. / Spisane będą czyny i rozmowy.
to dopiero pisał o swojej ojczyźnie straszne rzeczy. Na przykład w wierszu „Tkacze” widział ją tak: W ponurym oku nie ma łzy, / Siedzą przy krosnach i szczerzą kły: / Niemcy! My tkamy wam całun grobowy, / Trzykrotne przekleństwo wprzędliśmy w osnowy / I tkamy, i tkamy! (...) Przekleństwo! Przekleństwo ojczyźnie fałszywej, / Gdzie tylko sromota i hańba są żywe, / Gdzie każdy kwiat, wcześnie złamany, schnie marnie, / Gdzie robak zgnilizną i próchnem się karmi. / Wciąż tkamy, wciąż tkamy! ~ ~ ~ Gdyby jakikolwiek polski poeta napisał coś podobnego, płonąłby na stosie rodzimej nienawiści (na jakimś naszym „Campo di Fiori”) przeklęty i wyklęty na zawsze. Całe szczęście, że posłowie i senatorowie nie znają Norwida (choć chętnie się nań powołują), bo gdyby znali, to Cyprian Kamil raz dwa podzieliłby los autora „Zniewolonego umysłu”. Pisał przecież Norwid, że „Polacy są wspaniałym narodem i bezwartościowym społeczeństwem”. I miał rację. Z Miłoszem są kłopoty od zawsze. Jego poezja i proza nigdy nie przystawały do aktualnego i akceptowanego
Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy/ I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta. Podniosły się liczne głosy, że natychmiast należy skuć „obrzydliwy, kłamliwy wiersz” ze stoczniowego monumentu. Tuż po Noblu okazało się – w świetle badań – że tylko co piąty Polak słyszał wcześniej o Miłoszu. Ale blisko 30 procent na wyścigi darło mordy, że to komunistyczny sługus. Nie inaczej przecież było ze wspomnianą Szymborską. Odpowiedzią na jej Nobla był druk w jednej z największych polskich gazet (dzień po nagrodzie) młodzieńczego wiersza poetki „Wstępującemu do partii”. Ot, polskie piekło. Miłosz nawet umarł nie w porę. Pamiętacie tę obrzydliwą hucpę wokół jego pochówku na krakowskiej Skałce? „Nie! Przenigdy! Hańba!” – wrzeszczeli Prawdziwi Polacy i żaden z nich nie rozumiał, że grób poety w paulińskim panteonie to zaszczyt dla Skałki, a nie dla jej nowego lokatora. Jako że nie wszyscy spoczywający tu poeci pozostawili po sobie poezję najwyższej próby (Pol, Siemieński, Lenartowicz). ~ ~ ~
Ale – powiedzmy to sobie szczerze – Miłosz nie za swoje gorzkie słowa (dokładniej nie tylko za nie) jest tak nienawidzony. Główna przyczyna tych jakże „wszechpolskich” uczuć to jego wojujący antyklerykalizm. Może nawet bezbożność? O tym akurat mocodawcy „prawdziwych” Polaków w sutannach dobrze wiedzą. W jednym z wierszy Miłosz pisał: Alkoholik wstępuje w bramę niebios / Jaki będę, Ty wiedziałeś od początku. / I od początku każdego żywego stworzenia. To musi być okropne, mieć taką świadomość, / w której są równoczesne / jest, będzie i było. Żyć zaczynałem ufny i szczęśliwy, / pewny, że dla mnie co dzień wschodzi słońce, / i dla mnie otwierają się poranne kwiaty. / Od rana do wieczora biegałem w zaczarowanym ogrodzie. Nic a nic nie wiedząc, że Ty z Księgi Genów / wybierasz mnie na nowy eksperyment, / jakbyś nie dosyć miał na to dowodów, / że tak zwana wolna wola / nic nie poradzi wbrew przeznaczeniu. No... to musi zaboleć „prawdziwych” Polaków. I jeszcze to. Zwłaszcza to: Przepraszam, wielebni teologowie, za ton nie licujący / z fioletem waszej togi. Miotam się i przewracam w łożu mojego stylu, / szukając kiedy będzie mi wygodnie, ani za / świątobliwie, ani zanadto świecko. Musi być miejsce środkowe, między abstrakcją / i zdziecinnieniem, żeby można było rozmawiać / poważnie o rzeczach naprawdę poważnych. Katolickie dogmaty są jakby o parę centymetrów za / wysoko, wspinamy się na palce i wtedy przez / mgnienie wydaje się nam, że widzimy. Ale tajemnica Trójcy Świętej, tajemnica Grzechu / Pierworodnego i tajemnica Odkupienia / są opancerzone przeciw rozumowi. Który na próżno próbuje dowiedzieć się o dziejach / Boga przed stworzeniem świata, i o tym, kiedy w / Jego Królestwie dokonał się rozłam na dobro i zło. I co z tego mogą zrozumieć biało ubrane dziewczynki / przystępujące do pierwszej komunii? Choć i dla siwych teologów to trochę za dużo, / więc zamykają księgę powołując się na / niewystarczalność ludzkiego języka. / Nie jest to jednak dostateczny powód, żeby / szczebiotać o słodkim dzieciątku Jezus na sianku. Ostatecznie posłowie przegłosowali jednak, że rok 2011 będzie rokiem Czesława Miłosza. Czyli rokiem wieszania psów na poecie i wylewania nań kubłów pomyj – jak znam polską rzeczywistość. MAREK SZENBORN
26
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
RACJONALIŚCI
N
o i kicha. Miał Adam Zagajewski dostać Nobla i znów nie dostał. Czeka na tę słusznie mu się należącą nagrodę już wiele lat. Może w przyszłym roku zapatrzeni w swoją wszechmądrość szwedzcy jurorzy spojrzą na polskiego poetę łaskawszym okiem. Choćby za ten jeden wiersz.
Okienko z wierszem Naprawdę umiemy żyć dopiero w klęsce. Przyjaźnie pogłębiają się miłość czujnie podnosi głowę. Nawet rzeczy stają się czyste. Jerzyki tańczą w powietrzu zadomowione w otchłani Drżą liście topoli Tylko wiatr jest nieruchomy Ciemne sylwetki wrogów odcinają się od jasnego tła nadziei. Rośnie męstwo. Oni, mówimy o nich, my, o sobie, ty, o mnie. Gorzka herbata smakuje jak biblijne przepowiednie. Oby nie zaskoczyło nas zwycięstwo.
Na wniosek zdecydowanej większości członków lubelskiej RACJI PL następuje zmiana cyklu zebrań członków i spotkań z sympatykami. Odbywać się one będą w KAŻDY PIERWSZY PONIEDZIAŁEK miesiąca o godz. 17. Ze względu na święto (1.11.2010 r.) najbliższe zebranie/spotkanie zaplanowane jest na poniedziałek 8 listopada. Zapraszam serdecznie wszystkich, udzielę niezbędnych informacji. Tomasz Zielonka nr tel. 504 715 111
Na finansowanie udziału partii RACJA w wyborach zostało utworzone specjalne konto bankowe RACJA PL Fundusz Wyborczy nr 65 1560 0013 2027 0408 9924 0002 Serdecznie prosimy naszych sympatyków i członków o pomoc finansową w formie przelewu wyłącznie z prywatnego (nie firmowego) konta bankowego darczyńcy – osoby fizycznej. W tytule wpłaty prosimy dodać numer PESEL. Wpłaty nie mogą przekraczać kwoty 19 500 zł rocznie od jednej osoby. Przypominamy z żalem, że osoby stale mieszkające za granicą, nawet polscy obywatele i nawet nasi członkowie, nie mogą dokonywać wpłat z zagranicy przelewem na żadne konto bankowe partii. Z góry dziękujemy!
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Edward Bok Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 508 543 629 tel. 607 811 780 tel. 504 715 111 tel. 604 939 427 tel. 607 708 631 tel. 692 226 020 tel. 501 760 011 tel. 667 252 030 tel, 606 870 540 tel. 797 194 707 tel. 691 943 633 tel. 606 681 923 tel. 609 770 655 tel. 512 312 606 tel. 61 821 74 06 tel. 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Do Przyjaciół Ateistów Są nas miliony. Zazwyczaj nie chwalimy się brakiem wiary. Uważamy za naturalne, że w pewnym momencie życia dojrzewamy do ateizmu. Nikt nie rodzi się ani wierzącym, ani niewierzącym. Stosunek do religii kształtuje się w środowisku, w którym się wychowujemy. W rodzinnym domu, w przedszkolu, w szkole. Utrwala się lub zmienia pod wpływem autorytetów i rówieśników. W III RP nie jest łatwo nie wierzyć w Boga. Według Sylwii Hutnik, „ateizm jest megatrudny. To jazda dla ludzi o mocnych nerwach. Tu wszystko bierzesz na klatę”. Anja Ortodox także uważa, że w Polsce samo stwierdzenie „nie wierzę w Boga” wymaga odwagi. Nie do końca podzielam ten pogląd, choć oczywiście łatwiej jest żyć w przekonaniu, że za dobre uczynki czeka nagroda w przyszłym życiu, a ze złych można się wyspowiadać i dostać rozgrzeszenie. I bezkarnie grzeszyć dalej. Ateiści muszą żyć ze świadomością popełnionych błędów i nicości po śmierci. Pewnie dlatego żyją uczciwiej niż większość katolików. Jako nonkonformiści nie wychodzą z założenia, że bezpieczniej jest wierzyć, bo to nie zaszkodzi, jeśli Boga nie ma, a może się przydać, jeśli jest. Raczej podzielają żartobliwe powiedzenie: „Jeżeli – co daj Boże – Boga nie ma, to chwała Bogu, ale jeżeli – co nie daj Boże – Bóg jest, to niech nas ręka Boska broni”.
9 października odbył się w Krakowie drugi Marsz Ateistów i Agnostyków. W tym samym terminie była Konwencja mojej partii, SLD. Dlatego podczas Marszu odczytano mój list do braci ateistów. Kieruję go także do wszystkich Czytelników „Faktów i Mitów”.
Kraków 9.10.2010 r. Drodzy Przyjaciele! O nas mówi preambuła do Konstytucji: My, Naród Polski – obywatele Rzeczypospolitej, niepodzielający wiary, a uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, jesteśmy równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w ogólnoludzkich wartościach, spotykamy się na Krakowskim II Marszu Ateistów i Agnostyków. Tworzymy nową świecką tradycję, z roku na rok spotykając się w coraz większym gronie. Z tego miejsca przekazujemy naszym wierzącym rodakom znak pokoju. Pokazujemy, że mimo różnic można żyć w przyjaźni, w jednym domu.
Kochani! Rok temu mówiłam o łamaniu praw apostatów w Polsce, o pytaniach, które skierowałam do Komisji Europejskiej. I dopiero teraz, po roku mam potwierdzenie, że instrukcja Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych wydana wspólnie z Konferencją Episkopatu Polski jest sprzeczna z unijną dyrektywą. Wspólnie doprowadzimy do jej unieważnienia. W tej chwili Komisja Europejska biedzi się nad odpowiedzią na kolejne moje zapytania: jakie kroki podejmie w stosunku do Rzeczypospolitej, aby przymusić nasze państwo do respektowania praw apostatów. Okazuje się, że nawet Unia Europejska, otwarta i tolerancyjna, ma problem z dbaniem o prawa wszystkich swoich obywateli. Moi Drodzy! Bardzo się cieszę, że to właśnie w Krakowie, w moim ukochanym Krakowie, Młodzi Wolnomyśliciele organizują Marsz Ateistów i Apostatów. Że to właśnie spod wawelskiego wzgórza płynie prąd wolnej myśli, tolerancji i otwartości. Dziękuję za to, że jesteście. Mam nadzieję, że za rok, na następnym marszu, będę osobiście z Wami. Ściskam i pozdrawiam. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Prymitywny katolicyzm Od pewnego czasu w środkach masowego przekazu toczy się dyskusja na temat roli Kościoła w Polsce. Na słowa krytyki natychmiast odzywają się jego obrońcy. Nie wiem, czym kierują się redaktorzy, zapraszając do dyskusji niektórych polityków prawicy. Czy wybierają ich spośród najmądrzejszych, czy najgłupszych? Faktem jest, że na wszystkie tematy są w stanie zabierać głos tacy panowie jak Niesiołowski, Girzyński, Czarnecki czy Kłopotek. A w sprawach typowo kościelnych – Terlikowski i Marek Jurek. Tak jakby nie było w Polsce innych publicystów, którzy do tej dyskusji mogliby wnieść coś nowego. Jak widzę w telewizji ww. panów, z góry wiem, co każdy z nich powie na dany temat. Po prostu szkoda czasu. Po ogłoszeniu przez posła Janusza Palikota postulatów tworzącego się stowarzyszenia Nowoczesna Polska wściekłość polityków prawicy podniosła się na wyższy poziom. Już nie mogą powiedzieć, że to lewica atakuje Kościół, aby poprawić swoje notowania sondażowe. Tym razem Kościół zaatakował swój człowiek. Kolega z prawicy. Nie byłem zaskoczony reakcją tych polityków. Chórem odpowiedzieli, że jest to prymitywny antyklerykalizm. Żaden z zabierających głos nie ustosunkował się merytorycznie do przedstawionych postulatów. I w tym przypadku nie wiem, czym się kierowali, odpowiadając w taki sposób. Czy są tak głupi, że nie widzą nic sensownego w tych postulatach, czy ze strachu przed biskupami wypowiadają te bzdury? Na przykład dla Niesiołowskiego w wypowiedzi Palikota najbardziej obrzydliwe było jego stwierdzenie: „Nie chcemy oglądać na uroczystościach państwowych wypasionych biskupich brzuchów”. Bulwersuje mnie zarozumiałość katolickich polityków. Ich buta jest wprost proporcjonalna do okazywanego fundamentalizmu religijnego. To, co zrobił marszałek Niesiołowski w programie TV „Kawa na ławę” w dniu 03.10.2010 r., upoważnia mnie do wyrażenia swojej opinii o nim. Otóż w odpowiedzi na pytanie, co sądzi o osobach, które uczestniczyły w kongresie Palikota, stwierdził jednoznacznie, że prof. Magdalena Środa i Manuela Gretkowska to nieudacznice. Nie lepiej zachował się poseł Girzyński, nazywając Grzegorza Napieralskiego żelaznym plastusiem. Tak mówią ludzie, którzy bronią wartości chrześcijańskich (czy należy do nich chamstwo?). Jestem ateistą, więc nie muszę nadstawiać lewego policzka, jak mnie uderzą w prawy. Mogę zrobić unik albo profilaktycznie uderzyć pierwszy. Panowie katolicy. Nie myślcie, że możecie bezkarnie obrażać ludzi. Nie obchodzą mnie wasze uczucia religijne, za które chcecie się schować. Mam takie same prawo powiedzieć, co o was myślę, jak wy o nas, ateistach. Dzisiaj, w XXI w., prezentowanie poglądów ortodoksyjnie katolickich świadczy o lenistwie umysłowym albo o hipokryzji. Politycy prawicy bronią stanowiska Kościoła, na przykład w sprawie in vitro, mimo że twórca tej metody otrzymał Nagrodę Nobla. Wobec powyższego nasuwa się pytanie: kto tu jest prymitywny? Czy my, ateiści i szeroko rozumiana lewica, popierająca postęp naukowy, czy wy – panowie z kruchty? Tadeusz Szyk, RACJA PL
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Znalezione na www.humor4u.info
Lekarz do pacjenta, który wychodzi ze szpitala: – Ze względu na płuca proszę uprawiać mało sportu. Ze względu na wątrobę proszę nie jeść smażonych rzeczy. Ze względu na serce proszę nie uprawiać seksu. I najważniejsze: więcej radości z życia, więcej radości! ~ ~ ~ Kiedy mężczyzna mówi do kobiety świństewka, to jest to molestowanie seksualne. Kiedy kobieta mówi świństewka do mężczyzny, to kosztuje to 4,20 zł/minutę + VAT! ~ ~ ~ Jeśli kobieta myśli, że trafi do serca mężczyzny przez żołądek, to mierzy ciutkę za wysoko. ~ ~ ~ Dzwonek do drzwi. Facet otwiera, a za drzwiami maleńka śmierć. – Co, znów po kanarka? – Nie, tym razem impotencja. ~ ~ ~ Sobotni poranek. Dziewczyna budzi się u chłopaka poznanego dzień wcześniej na dyskotece. Rozgląda się po pokoju i mówi: – Ooo, mieszkanie też masz malutkie... ~ ~ ~ Szalona dziewczyna staje się szaloną żoną, później szaloną gospodynią, a na końcu starą wariatką. ~ ~ ~ Reklama: Jąkasz się? A może nie wymawiasz „r”? Pomożemy ci! Pytaj w aptekach o cyklopentanoperhydrofenaltren! ~ ~ ~ Człowiek mądrzeje z wiekiem i zwykle jest to wieko od trumny. ~ ~ ~ Budzi się we mnie zwierzę. Obawiam się jednak, że to leniwiec. ~ ~ ~ Ludzie, którzy piją, są dla mnie niczym... ...niczym bracia! ~ ~ ~ Nie pij, gdy prowadzisz – za dużo się rozlewa... ~ ~ ~ Jestem jak dżin – gdzie otworzą butelkę, tam jestem! ~ ~ ~ – Tato, ty masz taki brzuch od piwa?! – Nie, synku dla piwa. ~ ~ ~ Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – przecież to nie piwo. ~ ~ ~ Stara ludowa prawda: wyślij głupka po flaszkę, to przyniesie jedną...
KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką Poziomo: 1) czerwony dzwonek z jaja bez skorupek z zła moneta dobrze znana 2) ulubione ciasto Dąbrowskiego z książki do biblioteki z sprzedaje antyki wprost z mercedesa 3) moczy wąsy w jeziorze z żarcie z zapasu z Kultowa jednostka 4) na co wpadnie śledczy u metropolity? z śpiewa się i je na Ukrainie z jakie miasto powstało z popiołów? 5) ma o jedno żebro mniej z część siekiery, jedna z dwóch z O 6) go, go z wierny w szaliku z czeka na kawę z król bez ziemi 7) nie byle jaka część kurczaka z są nie tylko w czterech ścianach z ptaszek niewielki z furażerki 8) zmowa biznesowa z śnieg jak winogrona z znudzony czworonóg Pionowo: A) przewodnik po kochaniu w indyjskim wydaniu z bryłka malutka B) od wódki krótki z śniegi, deszcze i inne jeszcze z część eskorty w Wimbledonie C) dobry materiał na pakera z rowery na planszy z na muszce D) wino bez smaku z nieco wrzawy wokół sprawy z w nim pieniądze są na pewno E) coś, co się nadaje z spółdzielnia w Ziemi Obiecanej z powodują ruchy grdyki F) od lat wpatrzona w gnat z skacze, kłuje i szachruje z kłuje w złości G) od a do niej, czyli wszystko z jaki kumpel trzyma poziom? z do niej ładnie H) kontynencik Zdrój z superpiłkarz w pelerynie z głąb, nie chłop I) Wiśniowy na deskach z pieniądz w ajencji z dodatek z sanek
A
B
C
D 4
1
47
2
35
33
H
14
1
40
28
20
39
7
8
8
10
7 26
46
29
11
27
43
2
15
13
19
23 17
18
5
45
36
6
34
5
I
30
21
3
22
4
G
24
44
38
25
F
12
37
9
3
6
E
41
16
42 32
31
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie
1
2
3
4
5
6
7
8
9 10
11 12 13
20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30
36 37 38 39 40 41
42 43 44 45 46 47
14 15 16 17 18 19
31 32 33 34 35
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 40/2010: „Budzik”. Nagrody otrzymują: Edward Cichy z Wisły, Sławomir Werwiński ze Żnina, Emilia Latecka z Olkusza. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 46,80 zł na pierwszy kwartał 2010 r. (roczna 201,90 zł); b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 46,80 zł na pierwszy kwartał 2010 r. (roczna 201,90 zł). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Uczy i wychowuje
Lipno. Jak widać, pieniądze z reklamy alkoholu pozwalają zapomnieć o... walce ze sprzedażą alkoholu Fot. P.K.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 42 (554) 15–21 X 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
W
edług klasycznej definicji, wampir to nieboszczyk spacerujący po nocach i spragniony ludzkiej krwi. ~ Jedna z nabożnych legend głosi, że pierwszym krwiopijcą był Kain. Wierzono, że biblijny morderca został pokarany nieśmiertelnością i głodem krwi. Pomysł wziął się z faktu, że w Starym Testamencie nigdzie nie wspomina się – przeciwnie niż w przypadku innych patriarchów – kiedy Kain umarł. ~ Słowo „wampir” ma pochodzenie słowiańskie. Pierwszy raz odnotowano je na początku XI wieku w źródłach rosyjskich. ~ Wampirze groby (ze śladami praktyk, które uniemożliwiały zmarłemu opuszczenie miejsca pochówku) znaleziono w różnych rejonach świata, co oznacza, że mit wampira rozwijał się niezależnie w wielu miejscach. ~ Według słowiańskich wierzeń, wampirami stawali się nieboszczycy, którym nie urządzono pogrzebu, samobójcy, ludzie zmarli śmiercią gwałtowną, heretycy, dzieci z nieprawego łoża i inne wyrzutki społeczne. W niektórych regionach przyszłość wampira wróżono rudym i leworęcznym. ~ Wieki temu, kiedy w danej okolicy słyszano o pojawieniu się wampirów, rozpoczynano masowe ekshumacje. Najczęściej to bliscy i rodzina zmarłych sprawdzali,
CUDA-WIANKI
Wywiad z wampirem czy szacowny nieboszczyk nie zbratał się z siłami zła. Za oczywisty znak, że krewniak stał się wampirem, uznawano m.in. różowe policzki oraz wciąż rosnące włosy i paznokcie. ~ Na średniowiecznych targach sprzedawano specjalne zestawy (czosnek, lustra, osinowe kołki), które miały zabezpieczać przed krwiopijcami. Powstawały też grupy łowiące wampiry. Kościół przyzwalał na to, przypisując wampirom piekielny rodowód. ~ Do stworzenia wampirzej legendy mogły przyczynić się osoby cierpiące na porfirię – chorobę genetyczną, przypadłość dzieci zrodzonych
z częstszych niegdyś związków kazirodczych. Objawami choroby były m.in. wydłużone kły, deformacja twarzy, bezsenność, wrażliwość na światło. Zetknięcie się z chorym na porfirię mogło powodować lęk przed siłami nieczystymi. ~ Inspiracją dla postaci książkowego Drakuli był Wład III Palownik, XV-wieczny władca Wołoszczyzny, według legendy – tyran gotujący ofiary żywcem i pijący ludzką krew. Za wampirzycę uchodziła też równie okrutna Elżbieta Batory – żyjąca w XVI wieku księżna węgierska, na rozkaz której zamordowano setki młodych kobiet. Władczyni kąpała się w ich krwi, wierząc, że w ten sposób zachowa młodość. ~ Fascynacja światem wampirów trwa. Przykładem jest sukces potępionej przez Kościół powieści „Zmierzch” – bajkowa opowieść o nastolatce i zakochanym w niej wampirze, zabójczo przystojnym oczywiście. Na całym świecie powstają wampirze fankluby. Na Zachodzie modne staje się także wydłużanie kłów za pomocą specjalnych nakładek protetycznych. JC